Agnieszka Leźnicka-Łoś NAUCZYĆ SIĘ KOCHAĆ Terapia psychanalityczna w teorii i praktyce Spis treści Podziękowania .............................................9 Wstęp ...................................................11 Część pierwsza Teoria psychoanalizy i nasze codzienne funkcjonowanie ...............13 I Definicja i podstawowe pojęcia ...............................15 Psychoanaliza jako metoda badania psychiki ....................16 Na czym polega terapeutyczna wartość tej metody? ...............16 II Modele funkcjonowania psychiki .............................19 Model topograficzny .....................................19 Popęd libidinalny ........................................20 Popęd agresywny.........................................20 Model strukturalny .......................................21 Konflikt i jego znaczenie ...................................22 III Początki rozwoju poznawczo-emocjonalnego ....................25 Pierwszy rok życia ........................................25 Strefa oralna ............................................26 Rozwój relacji matka - dziecko ..............................27 Lęk ..................................................28 Hierarchia sytuacji zagrożenia ...............................29 IV Fazy rozwoju psychoseksualnego .............................33 Faza oralna .............................................34 Faza analna .............................................36 Faza falliczna............................................39 Konflikt edypalny u chłopców ...............................41 Konflikt edypalny u dziewczynek.............................42 Porównanie fazy preedypalnej i rozwoju edypalnego ...............45 Faza latencji/utajenia ......................................47 Rozwój superego .........................................48 Faza dojrzewania i poszukiwanie tożsamości .....................50 Okres dojrzewania u chłopców ..............................52 Okres dojrzewania u dziewczynek ............................52 Faza genitalna ...........................................53 V Ego i jego funkcje ........................................55 VI Charakter .............................................59 8 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Część druga Proces terapeutyczny........................................61 VII Konsultacja i reguły terapii psychoanalitycznej ..................63 VIII Sojusz terapeutyczny i jego znaczenie ........................73 IX Przeniesienie ...........................................77 Definicja przeniesienia ....................................77 Ogólna charakterystyka przeniesienia ..........................78 Przeniesienie a funkcjonowanie ego ...........................82 Przeniesienie a przymus powtarzania ..........................83 Przeniesienie pozytywne ...................................87 Przeniesienie negatywne ...................................90 Przeniesienie z punktu widzenia modelu strukturalnego ............92 X Opór ..................................................97 Definicja i formy oporu ....................................97 Opór charakterologiczny ..................................106 Techniki i reguły analizowania oporu .........................107 Sekret ...............................................110 XI Analiza i reguły pracy nad przeniesieniem .....................113 XII Przeciwprzeniesienie ....................................121 Definicje i ewolucja koncepcji ..............................121 Rodzaje przeciwprzeniesienia ..............................123 Reakcje przeciwprzeniesienia ...............................127 Przeciwprzeniesieniowe podporządkowanie się .................128 XIII Marzenia senne .......................................135 Rys historyczny .........................................135 Proces powstawania i elementy marzenia sennego................136 Symbolika marzeń sennych ................................140 Marzenie senne jako próba rozwiązania konfliktu ................141 Praca nad snem na sesji terapeutycznej .......................143 Pierwszy sen analityczny i jego znaczenie ......................144 Zakończenie Jedna psychoanaliza czy wiele? ................................149 Bibliografia ..............................................155 Podziękowania Książka ta powstała dzięki zainteresowaniu, z jakim spotkałam się, prowadząc seminaria z psychoterapii analitycznej dla Laboratorium Psychoedukacji w War- szawie w latach 1996-1999. Serdecznie dziękuję Zofii Milskiej-Wrzosińskiej za namówienie mnie do napisania tej książki. Dzięki Elżbiecie Bohomolec, Katarzynie Miller i Małgorzacie Wiśniewskiej za ich cenne uwagi i poświęcenie czasu na czytanie rękopisu. Dziękuję mojemu mężowi Markowi za poprawki, które, mam nadzieję, pozwoliły mi uniknąć żargonu psychoanalitycznego, gdy przypominał mi: „Nie pisz: pierwszy obiekt miłosny, pisz: matka". Mojemu synkowi Marcelkowi, który spokojnie siedział pod biurkiem, gdy robiłam kolejne poprawki. I tym, którym nie mogę podziękować inaczej, choć przyczynili się do ostatecznego kształtu tej książki Wstęp Minęło 100 lat od narodzin psychoanalizy, która dała początek systematycznym studiom nad ludzką psychiką, w tym również nad motywami i konsekwencjami ludzkich zachowań. Przez te 100 lat wiedza psychoanalityczna zainspirowała kil- ka pokoleń psychoanalityków, którzy przyczynili się do dalszego jej rozwoju, przeniknęła również do życia codziennego i do kultury masowej, między innymi do literatury, teatru i filmu. Psychoanaliza w nierozerwalny sposób łączy się z XX wiekiem. Przedstawiam tylko niewielki fragment tej rozległej wiedzy. Pierwsza część książki jest poświęcona definicji psychoanalizy i podstawowym terminom teoretycznym - wyjaśnia sposób funkcjonowania psychiki i opisuje emocjonalno-poznawczy rozwój człowieka od momentu narodzin do osiągnięcia dojrzałości. Wszystko to jest ilustrowane przykładami z życia codziennego. Dru- ga część to opis procesu terapeutycznego, począwszy od pierwszego spotkania i stopniowego rozwoju sojuszu terapeutycznego, poprzez opis oporu, który to- warzyszy każdej sesji terapeutycznej, opis przeniesienia, przeciwprzeniesienia oraz rolę marzeń sennych. Cały materiał jest bogato zilustrowany przykładami sesji terapeutycznych. Ostatni rozdział poświęciłam omówieniu współczesnych teorii psychoanalitycznych. Książka jest efektem moich nowojorskich doświadczeń: treningu psychoana- litycznego, superwizji, wieloletniej pracy z pacjentami i seminariów z psychote- rapii psychoanalitycznej, które prowadziłam dla Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Za podstawę przedstawionej koncepcji posłużyło mi klasyczne podejście psychoanalityczne, uzupełnione o psychologię ego i elementy teorii re- lacji z obiektem. Opisane przypadki kliniczne są efektem moich doświadczeń. Utrzymując anonimowość moich pacjentów, zachowałam ich amerykańskość lub polskość, co odzwierciedlają ich imiona. Książka jest poświęcona terapii psychoanalitycznej, więc wyjaśnijmy najpierw różnicę między terapią psychoanalityczną a psychoa- nalizą. Teoria i założenia pracy są te same. Podstawowa różnica polega na liczbie spotkań terapeutycznych: psychoanaliza to 4 do 5 spotkań w tygodniu, podczas których pacjent leży na kozetce, terapia psychoanalityczna zaś to l do 3 spotkań w tygodniu, w czasie których terapeuta i pacjent siedzą naprzeciw siebie. Oczy- wiście, ta różnica w liczbie spotkań, a tym samym w ilości materiału, który się 12 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ pojawia, ukazuje w konsekwencji dalsze różnice pomiędzy psychoterapią psy- choanalityczną a psychoanalizą. Różnice te koncentrują się wokół dostępności do wczesnodziecięcego materiału prezentowanego przez pacjenta, intensywności przeniesienia i możliwości użycia wolnych skojarzeń1. Pozycja leżąca, gdy postać analityka jest niewidoczna i ilość bodźców zewnętrznych zredukowana do mini- mum, umożliwia wolne skojarzenia. W dzisiejszych czasach komputerów, e-maili i codziennego pośpiechu jedno do dwóch spotkań terapeutycznych w tygodniu to granica, jaką często wyznacza nam nasza świadomość. A nasza nieświadomość? Co może być bardziej pociąga- jącego, a jednocześnie wywoływać więcej lęku niż bliski kontakt z drugą osobą? Psychoterapia psychoanalityczna i psychoanaliza oferują tę możliwość kontktu - jak w szkle powiększającym możemy zobaczyć źródło naszych cierpień, popra- cować nad nimi i sprawić, by nasze życie stało się bardziej satysfakcjonujące. Każdy z nas, żyjąc, rozwija własny styl kochania, bycia kochanym i domaga- nia się miłości. Każdy chce być kochany w określony sposób i przez określoną osobę. Jakże często nasze zabiegi kończą się frustracją i niespełnieniem, a my nie wiemy dlaczego. Kluczem może być zrozumienie naszej nieświadomości. 1 P. Kutter (1998) .Współczesna psychoanaliza: psychologia procesów nieświadomych", Gdań- skie Wydawnictwo Psychologiczne, s. 185-186; B. E. Moore, B. D. Fine (1995) „Słownik psychoanalizy...” Część pierwsza Teoria psychoanalizy i nasze codzienne funkcjonowanie I Definicja i podstawowe pojęcia Psychoanaliza jest dziedziną wiedzy poświęconą badaniu psychiki ludzkiej, stwo- rzył ją Zygmunt Freud, a rozwinęli jego następcy Psychoanaliza to 1 usystematyzowana wiedza o ludzkiej naturze i zachowaniu, 2 metoda badania psychiki, 3 psychoterapeutyczna metoda, której celem jest zmniejszenie lub zlikwidowa- nie cierpienia emocjonalnego i zrozumienie siebie Zajmijmy się wszystkimi elementami tej definicji Psychoanaliza jako usystematyzowana wiedza o ludzkiej naturze i zachowaniu Wiedza psychoanalityczna dotyczy zarówno normalnych zjawisk psychicznych i rozwoju człowieka, jak i wszelkiego rodzaju zaburzeń Jest to system hipotez, odnoszący się do prawidłowego psychicznego rozwoju i do psychopatologii Pod- kreślenie prawidłowego rozwoju jest tutaj bardzo istotne, ponieważ teoria psy- choanalityczna ułatwia nam zrozumienie naszego dziecięcego i dorosłego funk- cjonowania w całej jego złożoności Teoria psychoanalityczna opiera się na dwóch podstawowych hipotezach de- terminizmu psychicznego i istnienia nieświadomości Determinizm zakłada, ze wszystko ma swoją przyczynę Jeżeli to założenie odniesiemy do funkcjonowania psychiki, oznaczać ono będzie, ze w naszym umyśle nic nie zdarza się przypadkowo Każda myśl, fantazja, każde nasze dzia- łanie jest ogniwem w łańcuchu przyczynowo-skutkowym Na przykład sen, który po przebudzeniu wydaje się w żaden sposób niezwiązany z naszymi myśla- mi i uczuciami, po bliższym zbadaniu okazuje się zakorzeniony w naszych głębo- ko skrywanych pragnieniach i wydarzeniach dnia poprzedniego Uczucie lęku, które towarzyszy nam od rana, pozornie bez powodu, ma także swoją przyczy- nę Pytanie tylko, jak ją odnaleźć I w ten sposób docieramy do zjawiska, jakim jest nieświadomość Jest to ukryta sfera życia psychicznego, która uwidacznia się w naszym codziennym funkcjonowaniu, na przykład w naszych pomyłkach, ma- rzeniach sennych, „oderwanych myślach" i skojarzeniach, w sposobie naszego 16 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ wchodzenia w relacje; nieświadomość sprawia, że dokonujemy czasem wybo- rów, których sami nie umiemy uzasadnić. Możemy przyjąć, że każde nasze dzia- łanie, uczucie czy myśl ma swoje korzenie w nieświadomości. Nieświadomość1 nie zna negacji, wątpliwości, nie ma poczucia czasu. Reprezentowane są w niej, przede wszystkim, dziecięce pragnienia, które dążą do zaspokojenia, czasem na- wet wbrew rzeczywistości i logicznemu myśleniu. Procesy świadome i nieświa- dome łączą się ze sobą, a granica między nimi jest płynna - jedne wpływają na drugie, otwierając przed nami to, co było dla nas wcześniej niedostępne. Posługując się metodą psychoanalityczną, możemy to, co nieświadome, uczy- nić świadomym. Pytanie tylko: czy warto i czemu to służy? Otóż służy temu, by ulżyć sobie w cierpieniu i pomóc w lepszym zrozumieniu siebie. Na przykład dlaczego dokonujemy wyborów, które wydają się sprzeczne z tym, czego na- prawdę chcemy? Dlaczego dalej tkwimy w związkach, w których - patrząc z punktu widzenia zdrowego rozsądku - już dawno nie powinniśmy być? Dlacze- go ktoś upija się samotnie w każdy sobotni wieczór, a ktoś inny swoim sposobem postępowania odpycha od siebie najbliższych, chociaż desperacko ich potrzebu- je? Dlaczego ty - psychoterapeuta - wybrałeś (as) zawód, który polega na pod- glądaniu życia innych ludzi i uczestniczeniu w ich wewnętrznych dramatach? Psychoanaliza jako metoda badania psychiki Psychoanaliza wyjaśnia, w jaki sposób próbujemy zrozumieć to, co się dzieje z nami i z naszymi pacjentami. Jakich narzędzi do tego używamy? Analizujemy zachowania, uczucia, fantazje, pragnienia i sny. Posługujemy się metodą wol- nych/swobodnych skojarzeń: „powiedz wszystko, co ci przychodzi na myśl". W pracy tej podstawowe znaczenie ma nasza wiedza, inteligencja, zdolność do empatii, doświadczenie i stopień rozumienia siebie, w tym również dostęp do naszej własnej nieświadomości. Na czym polega terapeutyczna wartość tej metody? Jest to terapia werbalna, czyli głównym sposobem komunikowania się są słowa. Prosimy naszych pacjentów, by swoje doświadczenie, cierpienie, myśli, fantazje, ukryte pragnienia i impulsy wyrazili słowami. I w tej przestrzeni słowno-uczu- ciowej poruszamy się razem z nimi i próbujemy ją zrozumieć. Przestrzeń ta jest poddana ścisłym regułom. Pacjent przychodzi w określonym dniu i godzinie. Sesja terapeutyczna jest czasowo ściśle określona. Nam, jako terapeutom, zale- cana jest postawa neutralności, wstrzemięźliwości i anonimowości. Co to ozna- cza? Neutralność polega na tym, by nie narzucać pacjentowi naszego systemu wartości. Jest to postawa, w której nie opowiadamy się po żadnej stronie kon- fliktu pacjenta. Nasze zadanie - to pomóc mu zrozumieć. Jest to postawa życz- liwego obserwatora. Takie podejście łączy się z zasadą wstrzemięźliwości. Zasa- da ta oznacza, że terapeuta powstrzymuje się od zaspokajania swoich własnych świadomych i nieświadomych potrzeb w czasie sesji z pacjentem. Na przykład 1 B. E. Moore, B. D. Fine (1995) op. cit., s. 178. DEFINICJA I PODSTAWOWE POJĘCIA 17 zapewnianie pacjenta, że dobrze rozumiemy jego sytuację, może bardziej wiązać się z naszym lękiem, że tak naprawdę - nie wiemy, o co mu chodzi, niż z aktu- alną potrzebą pacjenta, byśmy go zapewniali o naszym zrozumieniu. Przedłuża- nie sesji może być również przykładem naszej własnej trudności z utrzymaniem granic i tolerowaniem ograniczeń związanych z kontaktem terapeutycznym. Im mniej pacjent wie na temat naszego prywatnego życia, przekonań i prag- nień, tym bardziej jego fantazje na nasz temat mogą być przydatne jako przedmiot analizy jego pragnień i konfliktów, a także mogą dostarczyć ważnych informacji o jego świecie wewnętrznym. Jeżeli na pytanie: „Czy pani ma dzie- ci?", nie odpowiemy, lecz spróbujemy zrozumieć, dlaczego pacjent o to pyta, możemy dzięki temu poznać nieświadome potrzeby pacjenta, które kryły się za tym pytaniem. Bo przecież nie każdy pacjent pyta. A to pytanie zostało zadane w określonym momencie kontaktu terapeutycznego i nie jest przypadkowe. Na- sza anonimowość ma tutaj pełnić funkcję terapeutyczną i służyć pacjentowi. II Modele funkcjonowania psychiki Model topograficzny Studia nad marzeniami sennymi umożliwiły Freudowi stworzenie teorii topogra- ficznej1. Freud wyodrębnił trzy obszary psychiki: pierwszym z nich jest świado- mość, a kolejne, ukryte coraz głębiej, to: przedświadomość i nieświadomość. Nie mają one usytuowania anatomicznego ani przestrzennego, są opisem funkcjono- wania umysłu. Wspomnienia, spostrzeżenia, pragnienia, fantazje i uczucia, do których mamy bezpośredni dostęp, na których właśnie w danej chwili jest sku- piona nasza uwaga - to właśnie świadomość. Myśl, od której odwrócimy naszą uwagę, przesuwa się do systemu przedświadomości, ale w każdej chwili możemy ją przywołać. To tak, jakby leżała tuż pod powierzchnią. Proces przypominania so- bie czegoś, myślenia, zwykła rozmowa, prowadzenie samochodu, czy czynności życia codziennego, opierają się na ciągłej oscylacji między tymi dwoma systema- mi, a granica między nimi jest płynna. System nieświadomości to ten, do którego nie mamy bezpośredniego dostę- pu; należą do niego głęboko ukryte pragnienia, fantazje i impulsy. System ten kieruje się swoimi prawami. Przyjrzyjmy się im. Nieświadomość funkcjonuje zgodnie z zasadami pierwotnego procesu. Proces ten charakteryzuje się brakiem logiki, racjonalności, dążeniem do natychmiastowej gratyfikacji i rozładowania napięcia. To proces prewerbalny. W formie bezpośredniej jest on widoczny u małych dzieci. Bez względu na to, czy jest to możliwe czy nie, dzieci chcą być nakarmione i przytulone natychmiast. Na frustrację reagują krzykiem i płaczem. System nieświadomości bardzo wyraźnie przejawia się w snach: jesteśmy jed- nocześnie w paru miejscach, osoba, która z wyglądu przypomina naszego dziadka, jest jednocześnie kolegą z podstawówki, a wszystko dzieje się w domu, który nig- dy naprawdę nie istniał. Latamy, skaczemy w przepaść, przeżywamy silne lęki, ekscytacje i fantazje, do których w naszym codziennym życiu nie mamy dostępu. Nie mamy dostępu, ponieważ nasza świadomość opiera się na wtórnym procesie myślenia, opartym z kolei na logice, języku i racjonalnym myśleniu, uwzględnia- 1 Z. Freud (1900) „The Interpretation of Dreams", SE, t. 5, s. 508-621; (1915a) „The Uncoun- scious", SE, t. 14, s. 166-215. 20 jącym rzeczywistość. Świadomość rozwija się razem z naszymi możliwościami po- znawczymi. A oto przykład: jesteśmy głodni, ale możemy poczekać, racjonalnie planujemy przyjemności, uwzględniając zarówno naszych najbliższych, jak i nasze własne ograniczenia. Jeżeli ktoś nas rozzłościł - próbujemy to zrozumieć i wyja- śnić, nie podążamy zaś za impulsem wyrażonym w powiedzeniu: „najchętniej bym cię udusił (a)". Chodzimy do szkoły, do pracy, nawiązujemy przyjaźnie, prze- żywamy miłości, uczestniczymy w życiu społecznym czy politycznym. I tu pojawia się pytanie: skąd czerpiemy na to wszysko energię? Co sprawia, że zakładamy rodzinę, podejmujemy pracę, zawieramy przyjaźnie, zdobywamy coraz lepszą pozycję zawodową czy zarabiamy coraz więcej pieniędzy. Odpo- wiedź kryje się w naszej nieświadomości. Freud opisuje dwa podstawowe popę- dy, które leżą u podłoża naszych działań. Jest to popęd libidinalny i agresywny2. Zajmijmy się ich omówieniem. Popęd libidinalny Dokonując pewnego uproszczenia, możemy stwierdzić, że libido to popęd, dążą- cy do zachowania gatunku i życia; nazywamy go również popędem seksualnym. Na poziomie psychicznym uwidacznia się on w dążeniu do bliskości. Przejawa- mi tego popędu są: czułość, miłość, pożądanie, adoracja, sympatia, szacunek, troska. Jest to psychiczny ekwiwalent tworzenia i ochraniania. Uzewnętrznia się w naszej zdolności do wchodzenia w związki emocjonalne, podtrzymywania przyjaźni, w naszej zdolności do kochania, wybaczania, w trosce o siebie i innych. Libido jest związane z uczuciem spełnienia, przyjemności i satysfakcji. Towarzy- szy nam od narodzin aż do śmierci. Popęd agresywny W świetle dzisiejszej interpretacji popędu agresywnego jego psychicznym od- powiednikiem jest dążenie do zdobycia, panowania, zyskiwania przewagi nad innymi, ale także dążenie do separacji, dezintegracji i destrukcji oraz działań intencji wrogich i niszczycielskich. Poza tym psychicznym odpowiednikiem popędu agresywnego jest również szeroka gama zachowań asertywnych, nasta- wionych na samostanowienie, obronę siebie i innych, zdrową rywalizację, inicjatywę i zaspokojenie ambicji, czyli działań, które mają na celu odniesienie sukcesu. Jak widzimy, agresja jest składnikiem tego popędu, ale nie jest jego synonimem. Popęd libidinalny i agresywny to dwa rodzaje psychicznej energii, która ma swoje podłoże biologiczne i swoje reprezentacje/odzwierciedlenie (zwane też de- rywatywami lub pochodnymi) w naszych zachowaniach, myślach, uczuciach i fantazjach. Rzadko popędy te występują w czystej formie. Nasze myśli, uczucia i zachowanie są kombinacją obu tych popędów. Przyjrzyjmy się teraz poniższemu przykładowi: zarabianie pieniędzy ma w sobie elementy Jibidinalne i agresywne. Libido jest obecne wtedy, gdy troszczymy się o siebie i naszych najbliższych, gdy 2 Z. Freud (1915b) „Instinct and Their Yicissitudes", SE, t. 14, s. 11-140. dbamy o to, byśmy byli ubrani, najedzeni, byśmy pojechali na urlop czy zapłacili za szkołę. Popęd agresywny to wywalczenie sobie pozycji zawodowej lub zdoby- cie tego, co nam się należy. Gotowanie i jedzenie jest przejawem zarówno libidinalnych, jak i agresyw- nych tendencji: dbamy o siebie i naszych najbliższych, zaspokajamy swój i ich głód, ale jednocześnie niszczymy warzywa, kroimy mięso, a potem je zjadamy, i to z kolei ma w sobie aspekt niszczenia. Freud pisał3, że popęd ma swoje źródło w naszym ciele, np. w ustach, skórze czy genitaliach. Popęd ma swój cel - jest nim rozładowanie napięcia i zaspokoje- nie potrzeby, popęd ma również swój obiekt, który dostarcza gratyfikacji. I w tym miejscu dochodzimy do ważnego pojęcia, jakim jest kateksja. Kateksja oznacza emocjonalne „obsadzenie" obiektu, czyli zainteresowanie, uwagę, zaan- gażowanie emocjonalne w stosunku do osoby, rzeczy lub zjawiska4. Dany obiekt może być „obsadzony" agresywnie, libidinalnie lub zawierać oba te elementy równocześnie. Pierwszym obiektem kateksji (obsadzenia) dla małego dziecka jest jego własne ciało, a potem osoba matki. Czynności związane z jedzeniem, wypróżnianiem się i aktywnością seksualną mogą być „obsadzone" libidinalnie lub agresywnie, a najczęściej zawierają oba te elementy. Przeważnie w ogóle nie zdajemy sobie z tego sprawy! Gdy czujemy się samotni i opuszczeni, często się- gamy po jedzenie, by złagodzić nasz emocjonalny głód i dostarczyć sobie trochę przyjemności. Przeciwieństwem tej libidinalnej kateksji jest anoreksja, czyli ja- dłowstręt. Już sama ta nazwa zawiera pochodną popędu agresywnego. Czynność jedzenia przyjmuje formę autodestrukcji: zjem, by natychmiast to z siebie wy- rzucić. W ten sposób rozładowujemy agresję. Jeżeli w naszej nieświadomości penetracja seksualna kojarzy się głównie z ak- tem agresji lub poniżenia, to na skutek tego nasze kontakty seksualne będą nazna- czone silnym poczuciem winy, lęku i będą im towarzyszyły nieświadome fantazje o charakterze sadystycznym lub masochistycznym. Im więcej konfliktów i frustracji przeżywamy przy zaspokajaniu naszych po- trzeb, tym bardziej cierpimy. By ulżyć cierpieniu, musimy zrozumieć, skąd się ono bierze. Zajmijmy się dalej modelem psychiki. By lepiej zrozumieć funkcjo- nowanie naszego umysłu, Freud zaproponował w 1923 roku nową teorię, jako uzupełnienie teorii topograficznej. Był to bardzo ważny moment w rozwoju my- śli psychoanalitycznej. Teoria ta, zwana strukturalną, stanowi podstawę dzisiej- szego myślenia psychoanalitycznego5. Model strukturalny Model strukturalny oparty jest na usystematyzowaniu psychicznych treści i pro- cesów pod względem funkcji, jakie pełnią. Do tych treści i procesów możemy zaliczyć nasze zachowania, myśli, uczucia i fantazje. Freud wyróżnił w tym mo- delu trzy struktury: id, ego i superego. Omówmy teraz te trzy struktury pokrót- 3 Z. Freud (1915b)op. cit. 4 B. E. Moore, B. D. Fine (1995) op. cit, s. 121. 5 Z. Freud (1923) „The Ego and the Id", SE, t. 19, s. 3-66. 22 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ by w dalszych rozdziałach szczegółowo je opisać i zrozumieć ich kliniczną fdatność. Pamiętajmy, że id, ego i superego to pojęcia teoretyczne, ID - to nasze życie popędowe i jego psychiczne przejawy, zarówno libidalne, jak agresywne. Id dąży do natychmiastowej gratyfikacji, czyli funkcjonuje w opar- ciu o nasz proces pierwotny. EGO - to zbiór funkcji psychicznych, odpowiedzialnych za nasze funkcjonowanie poznawcze i relacje ze środowiskiem. Ego pomaga nam w osiągnięciu zaspokoje- nia popędów (czyli naszego id) i spełnieniu pragnień, uwzględniając jednocześnie rzeczywistość. Ego szuka akceptowanych przez nas sposobów zaspokojenia po- trzeb poprzez swoje funkcje postrzegania, analizy, syntezy czy zdolności do ab- strakcyjnego myślenia. Ego rozwija się wraz z procesem naszego dojrzewania. SUPEREGO - to system uwewnętrznionych zakazów, nakazów, naszych ideałów i wartości, który także podlega procesowi rozwoju i dojrzewania, Nasze zachowanie, myśli, fantazje czy fragmenty snów zawierają elementy każdej z tych struktur. Przyjrzyjmy się czynności, jaką jest czytanie książki. Za- wiera ona element id, czyli użycie energii libido lub agresji w służbie ego, jaką stanowi nabyta umiejętność czytania, i element superego, na przykład wartość, jaką jest zdobywanie wiedzy. Nasze pragnienie posiadania letniego domku w górach, zawiera również ele- meenty tych trzech struktur. Id - czyli w tym przypadku nasze libidinalne pra- gnienie komfortu i wygody, chęć przebywania w ciepłym, przytulnym miejscu, gdzie ogień pali się w kominku, zyskuje swoją częściową gratyfikację dzięki ego. Ego stworzyło tę barwną fantazję dzięki wykorzystaniu procesu myślenia i umie- jętności dokonywania syntezy. Z kolei superego - to, na przykład, nasza aspiracja do osiągnięcia pewnego sta- tusu społecznego, który w tym wypadku wiąże się z posiadaniem domu lub z chęcią zapewnienia dzieciom wakacji na świeżym powietrzu. Niezwykle istotnym elementem teorii strukturalnej i psychoanalizy jest pojęcie konfliktu. Jest to sytuacja, w której ścierają się ze sobą dwie przeciwstawne siły, na przykład dwa sprzeczne ze sobą pragnienia, dwie pozornie nie do pogodzenia myśli czy fantazje. Możemy spojrzeć na nasze funkcjonowanie jako na kompromis nie kończącej się liczby konfliktów. Gdy poddamy procesowi analizy nasze codzienne funkcjonowanie, otrzymamy wówczas - między innymi - obraz naszego umysłu, znajdującego się w stanie konfliktu, i pomoc w jego zrozumieniu. Konflikt i jego znaczenie Pierwszy rodzaj konfliktu to ten, którego doświadcza dziecko, gdy jego pragnienie nie jest natychmiast zaspokojone. Jest to konflikt między wymaganiami środowiska a dążeniem popędu do natychmiastowej gratyfikacji. „Jestem głodny — chcę jeść natychmiast!". W czasie rozwoju dziecka, podczas nieustannej interakcji z matką, ojcem czy innymi ważnymi osobami, konflikty te podlegają uwewnętrz- nieniu. Siłv środowiskowe, które pierwotnie przeciwstawiały się seksualnym i agresywnym popędom dziecka, zostakją włączone teraz do jego psychiki, dzięki rozwojowi ego. Konflikt przybiera formę id versus ego. Wyobraź sobie małe MODELE FUNKCJONOWANIA PSYCHIKI 23 dziecko, które w przedszkolu otarło sobie kolano. Płacze wniebogłosy: „Chcę do mamy1.". Mamy tu do czynienia z konfliktem, który rozgrywa się między pragnie- niem dziecka, by być przytulonym przez mamę, a postrzeganiem rzeczywistości taką, jaka w danej chwili jest: mamy nie ma, ale jest pani wychowawczyni, która może dziecko przytulić. To, jak dziecko rozwiąże ten konflikt, zależy od wielu czynników. Dziecko może dać się przytulić, może też stłumić łzy i wycofać się do kąta. Struktura, jaką jest superego, komplikuje obraz. Superego jest w dużej czę- ści odpowiedzialne za to, które pragnienia mogą zostać spełnione, a które nie, a to dzięki uwzględnieniu naszych uwewnętrznionych wymagań. Pragnienie dziecka, by wypróżnić się natychmiast, spotyka się z uwewnętrznionym zakazem robienia w majtki i z posiadaną już wiedzą, że w tym celu trzeba iść do ubikacji. W takiej sytuacji konflikt przybiera formę: id versus ego + superego. W szczególnych wypadkach, gdy superego przybiera formę niezwykle karzą- cych i destrukcyjnych zakazów, mamy do czynienia z wariantem: ego versus id + superego. Dzieje się tak, gdy popęd agresywny jest wykorzystywany przez su- perego. Przykładem na to mogą być myśli samobójcze: „Jestem nikim, nic w ży- ciu mi się nie udaje, zabiję się!". Fakt istnienia takich myśli, ale bez prób targnię- cia się na własne życie, świadczy o tym, że ego wraz ze swoją logiką, racjonalnym rozumowaniem i mechanizmami obronnymi walczy z tym agresywnym, niszczą- cym pragnieniem. Konflikty, jakich doświadczamy, są tą częścią naszej natury, której nie uda się nam uniknąć. Zaczynają się one we wczesnym dzieciństwie, a ich zwiastunem są pierwsze niezaspokojone potrzeby. W czasie procesu rozwoju i dojrzewania kon- flikty podlegają uwewnętrznieniu. Część z nich zostaje rozwiązana, a pozostałe, w takiej czy innej formie, towarzyszą nam przez całe życie. Codziennie towarzy- szy nam również konflikt pomiędzy aktywnością a biernością. Doświadczamy też w różnych formach odwiecznego dylematu pomiędzy naszą męskością a ko- biecością. Wobec ukochanej osoby odczuwamy często sprzeczne pragnienia i im- pulsy: chcemy być blisko, a jednocześnie utrzymać dystans. Często kochamy i nienawidzimy jednocześnie. W dużej mierze nasze konflikty są nieświadome, a przynajmniej jedna strona konfliktu nie dociera do naszej świadomości. By zro- zumieć naszą psychikę w konflikcie oraz jej adaptacyjne i patologiczne sposoby radzenia sobie z nim, prześledźmy nasz emocjonalny i poznawczy rozwój. III Początki rozwoju poznawczo-emocjonalnego 26 Pierwszy rok życia Renę Spitz1 w swojej książce „Pierwszy rok życia" opisał bardzo szczegółowo po- czątki rozwoju emocjonalnego i poznawczego. W momencie urodzenia niemowlę nie ma jeszcze wykształconych uczuć, je- go ego również nie istnieje. Stan komfortu czy jego brak odczuwany jest tylko fizycznie. Na tej fizyczno-fizjologicznej bazie stopniowo rozwija się psychika. Rozwój ten odbywa się dzięki dwóm procesom: procesowi dojrzewania wrodzo- nych funkcji i organów oraz procesowi rozwoju, czyli pojawieniu się zachowań i wykształceniu funkcji będących rezultatem wymiany ze światem zewnętrz- nym. Zewnętrzny świat jest przekazywany niemowlęciu przez matkę lub osobę ją zastępującą. Ona też, zaspokajając potrzeby dziecka, zapewnia mu przeżycie i umożliwia jego rozwój. Jak wygląda świat niemowlęcia przed procesem zróżni- cowania? Pierwszych parę miesięcy życia to tak zwana faza pierwotnego narcyzmu2 lub faza preobiektualna (Spitz, 1965). W fazie tej percepcja i aktywność dziecka nie są jeszcze ukształtowane. Dominuje proces metabolizmu i oddychania. Nie- mowlę nie odróżnia tego, co na zewnątrz od własnego ciała. Mimo wrodzonej zdolności postrzegania wzrokowego, świat obrazów jeszcze nie istnieje. Dźwię- ki, które słyszy, nie mają jeszcze znaczenia. Emocje niemowlęcia są chaotyczne. Matka czy opiekunka umożliwia zorganizowanie (usystematyzowanie) doświad- czeń dziecka poprzez nadanie znaczenia jego komunikatom. Gdy dziecko zaczy- na płakać - zostaje przewinięte lub nakarmione. Takie funkcje poznawcze, jak koordynacja, synteza czy integracja rozwijają się w wyniku doświadczeń i wy- miany między dzieckiem a matką. W oparciu o tę wymianę różnicują się rów- nież emocje. Matka to jakby pierwsze zewnętrzne ego dziecka - pośredniczy ona między dzieckiem a światem zewnętrznym. Ta pierwsza relacja z obiektem sta- 1 R. Spitz (1965) „The First Year of Life", New York: International University Press. 2 Z. Freud (1914b) „On Narcisism", SE, t. 14, s. 69-102; H. Hartman (1950) „Comments on the Psychoanalytic Theory of the Ego", Psychoanalytic Study of the Child., vol. 5, s. 74-96. 26 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ nowi podstawę do ustrukturowania psychiki. Różnicowanie i rozwój popędów aż kształtowanie się ego postępują równolegle. Strefa oralna Pierwszą sferą doświadczenia niemowlęcia jest strefa oralna. Język, policzki i wnętrze buzi niemowlęcia to pierwsze narzędzia, dzięki którym niemowlę ba- da i poznaje otaczającą je rzeczywistość. Towarzyszą temu pierwsze doświadcze- nia emocjonalne, jak przyjemność (uczucie przyjemnego pobudzenia związane z karmieniem i uczucie sytości) lub brak przyjemności (odbierany jako stan na- pięcia związanego z uczuciem głodu i zimna). Dlatego pierwszy obiekt - to ten badany i rozpoznawalny za pomocą dotyku. Obiektem tym może być pierś lub jej substytut. Podążając za Spitzem (1965), możemy powiedzieć, że strefa oral- na jest kolebką percepcji. Pomiędzy rozpoznaną przez niemowlę potrzebą a jej zaspokojeniem zawsze upływa trochę czasu: jestem głodny i wcześniej lub później dostaję pierś lub butelkę. Ten proces odroczenia zaspokojenia odgrywa bardzo ważną rolę w adaptacyjnym rozwoju małego dziecka. Pierwszym obiektem, który niemowlę postrzega już od drugiego miesiąca ży- cia jest twarz. Niemowlę zaczyna reagować na twarz uśmiechem. Ten uśmiech - to pierwszy sygnał przechodzenia od pasywności poznawczej do aktywności. Pro- ces rozwoju postępuje z każdym miesiącem. Po upływie szóstego miesiąca życia, dziecko reaguje uśmiechem tylko na twarz matki. Oznacza to, że dziecko jest w stanie rozpoznać tę jedną jedyną twarz spośród wielu. To bardzo ważny mo- ment - wskazuje na formowanie się wewnętrznego procesu relacji z matką. W ję- zyku psychoanalizy - to początek relacji z obiektem. Z chaosu obiektów, które nie mają dla dziecka żadnego znaczenia, zaczyna wyłaniać się pierwszy miłosny/libi- dinalny obiekt - matka. Dzieje się tak dzięki zdolności selekcji dziecka, jego pa- mięci, koordynacji wzrokowo-ruchowej i zdolności kojarzenia. W czasie kolejnych miesięcy życia dziecko uczy się mówić. Mowa jest milo- wym krokiem na drodze poznawczej aktywności. Umiejętność mówienia polega na uwalnianiu energii i napięcia. A jednocześnie czynność ta przynosi satysfak- cję. Wymawianie swoich własnych dźwięków daje dziecku poczucie omnipoten- cji. W parę miesięcy później dziecko słucha, naśladuje i powtarza dźwięki mat- ki. Jest to okres przejściowy z poziomu narcystycznego, gdy dziecko samo dla siebie jest obiektem gratyfikacji, do właściwej relacji z matką. Te pierwsze do- świadczenia są niesłychanie ważne i wiążą się nierozerwalnie z emocjonalną po- stawą matki. Emocjonalna postawa matki jest drogowskazem dla różnicujących się w tym czasie emocji dziecka. Od pojawienia się pierwszego uśmiechu w odpowiedzi na twarz niemowlę co- raz bardziej podąża w kierunku świadomego działania. Następuje to dzięki ciąg- łemu kontaktowi między dzieckiem a matką. Każde nowe doświadczenie jest przyswajane przez dziecko w inny sposób, w zależności od fazy jego rozwoju. Stąd tak istotne są informacje o wydarzeniach z dzieciństwa. Każda faza rozwo- ju ma swój specyficzny zespół problemów, charakterystyczny dla danego wieku. Operacja w pierwszym roku życia może być traumatyczna dla rozwoju emocjo- nalnego dziecka z powodu rozłąki z matką i fizycznego bólu, który dziecko od- POCZĄTKI ROZWOJU POZNAWCZO-EMOCJONALNEGO 27 czuwa, a którego nie jest w stanie zrozumieć. Trauma to taka sytuacja zagroże- nia, w czasie której ego dziecka nie może sobie poradzić z poziomem stymulacji napływającej z zewnątrz lub z własymi impulsami3. To samo doświadczenie będzie silnym przeżyciem dla siedmioletniego dziecka, ale teraz dziecko poradzi już sobie z nim lepiej. Gdy dziecko rośnie, rozwija się też jego ego i w miarę rozwoju próbuje sobie radzić z emocjami i panować nad otaczającą je rzeczywi- stością. Rozwój relacji matka - dziecko Wraz z okresem rozwoju i dojrzewania, kontrolę i opiekę sprawowaną dotych- czas przez matkę przejmuje z czasem samo dziecko. Dziecko samo już umie po- wiedzieć, kiedy jest głodne, że chce iść do ubikacji, samo sięga po sweter, kiedy jest mu zimno. Na pozór wydaje się to oczywiste, ale z punktu widzenia rozwo- ju jest to niezwykle istotny moment w procesie kształtowania się aparatu po- znawczego, jakim jest ego, i rozwoju emocjonalnego, jakim jest identyfikacja z li- bidinalnym obiektem. Rozwojowi dziecka powinno towarzyszyć zarówno doświadczanie przyjemno- ści, jak i frustracji. Frustracja prowadzi do aktywnego poszukiwania, a tym samym - do rozwoju percepcji. Pewien poziom frustracji jest niezbędny dla ustanowienia zasady rzeczywistości. Freud4 opisał dwie zasady, które regulują funkcjonowanie psychiczne i mają podstawowe znaczenie dla jego rozwoju. Są to: zasada pizyjem- ności, która występuje na wcześniejszym etapie rozwoju, i zasada rzeczywistości, którą nabywamy w miarę rozwoju i dojrzewania. Zasada przyjemności opiera się na dążeniu dziecka do natychmiastowego zaspokojenia potrzeb w celu uniknięcia stanu nieprzyjemnego napięcia. W miarę upływu czasu dziecko uczy się, że nie wszystko można osiągnąć od razu, że na przeszkodzie staje rzeczywistość, na przy- kład w postaci zakazów ustanawianych przez rodziców czy wymagań stawianych w przedszkolu. I to jest właśnie zasada rzeczywistości. Z czasem proces wtórny zaczyna zajmować miejsce procesu pierwotnego, rozwija się zdolność do odracza- nia gratyfikacji, tolerowanie opóźnień, porzucenie dążenia do natychmiastowej przyjemności. To są właśnie funkcje rozwojowe ego. Działanie na podstawie zasa- dy rzeczywistości to decydujący krok w naszym rozwoju. Rozwój ego i przywiąza- nie do matki, jako do libidinalnego obiektu, odbywa się równolegle. Wraz z rozwojem funkcji poznawczych następuje różnicowanie emocji. Z fi- zjologicznego odczuwania przyjemności lub jej braku rozwija się złość, wście- kłość, zazdrość, smutek, miłość, przywiązanie i radość. Powoli następuje proces uwewnętrznienia obiektu, jakim jest matka. Wszystko to dzieje się zarówno dzięki funkcjom ego dziecka, czyli - w tym wypadku - zdolności zapamiętywa- nia i dokonywania syntezy, zdolności do kojarzenia, naśladowania i myślenia za pomocą symboli, jak również dzięki postawie matki i emocjonalnemu klimato- wi, jaki towarzyszy jej relacji z dzieckiem. Dlatego to, co podlega uwewnętrznie- 3 Z. Freud (1926) „Inhibitions, Symptoms and Arodety", SE, t. 20, s. 75-174. AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ niu, to aspekty relacji matki i dziecka, w tym również przeżywane w danej chwi- li emocje dziecka. Często słyszymy takie zdanie: „Jak byłem mały, to moja mat- ka na nic mi nie pozwalała, była stale zajętą sobą egoistką". Mogło tak być, ale niekoniecznie. To wspomnienie, które dziecko zapamiętało w taki właśnie spo- sób, zawiera również uczucia dziecka z tamtej chwili, na przykład złość i rozcza- rowanie, które mają wpływ na to, jak matka jest postrzegana i oceniana. Nabyta zdolność do naśladowania jest ważnym elementem procesu uwewnętrzniania. Dziecko samo zaczyna zdobywać to, czego dotąd dostarczała mu matka. Matka jest początkowo zewnętrznym ego dziecka. Jej aktywność wobec dziecka spra- wia, że dziecko i jego potrzeby są ważne. W procesie terapii pomagamy również naszym pacjentom nazwać, uporządkować i zrozumieć to, co się z nimi dzieje. Jesteśmy ich zewnętrznym ego i mamy nadzieję, że pewnego dnia zrobią to sa- mi bez naszej pomocy. Matka mówi: „nie", dziecko powarza: „nie, nie, nie". Ta z pozoru niewinna za- bawa to jednocześnie milowy krok w rozwoju dziecka. Jest to pierwsze abstrak- cyjne pojęcie (Spitz, 1965), które dziecko przyjmuje do wiadomości, a które jednocześnie blokuje zaspokajanie popędu. Pojawia się frustracja, a z nią złość. Dziecko doświadcza konfliktu. Miłość do matki i chęć, by ją naśladować, zderza się z dziecięcą agresją, wywołaną przez frustrację. Dziecko zaczyna szukać kom- promisu i to jest właśnie początek funkcjonowania ego. Zasada przyjemności po raz kolejny ustępuje zasadzie rzeczywistości. A teraz wróćmy na chwilę do na- szej nieświadomości, by lepiej zrozumieć, co oznacza stwierdzenie, że nieświa- domość nie zna słowa „nie". Nie zna go, ponieważ jest to pojecie abstrakcyjne, które stoi w sprzeczności z zasadą przyjemności, którą - z kolei - kieruje się nie- świadomość. Gdy omawiamy różnicowanie emocji i rozwój ego, musimy pamiętać o leku, na nim bowiem koncentrują się nasze mechanizmy obronne, nasz sposób po- strzegania świata i to, jak na ten świat reagujemy. To, jak sobie radzimy z prze- żywanym lękiem, decyduje o naszym zachowaniu w relacjach z innymi ludźmi, 0 jakości nawiązywanych kontaktów, o naszym funkcjonowaniu społecznym i za- wodowym. Psychoanaliza poświęca dużo miejsca lękowi. Analizujemy myśli 1 fantazje, które kryją się za uczuciem lęku i dochodzimy aż do wczesnodziecię- cych konfliktów. Lęk Biologiczna bezradność niemowlęcia sprawia, że popada ono w stan bolesnego na- pięcia. Z tego pierwotnego, bolesnego napięcia z upływem czasu wyodrębniają się emocje - w tym również lęk. Uczucie pierwotnego lęku to zespół fizjologicznych doznań i odczuwane napięcia. Uczucie pierwotnego lęku powstaje dlatego, że dziecko nie ma możliwości, by zapanować nad zewnętrznymi i wewnętrznymi bodźcami. W 1926 roku Freud opisał mechanizm powstawania lęku, i jego zna- czenie5. Teoria ta jest do dzisiaj podstawą myślenia psychoanalitycznego. Freud uważał, że lęk ma swoją biologicznie wrodzoną bazę. Jest nią opisany wyżej stan 5 Z Freud (1926) op cit, SE, t. 20, s. 77-175 POCZĄTKI ROZWOJU POZNAWCZO-EMOCJONALNEGO 29 bolesnego pobudzenia, którego niemowlę nie może opanować. Freud sugerował, że narodziny można zaliczyć do pierwszego doświadczenia, w którym pojawia się syndrom pierwotnego lęku. Następnie wyróżnił dwa rodzaje sytuacji, które wy- wołują lęk: sytuacje traumatyczne i sytuacje zagrożenia. Pierwszy rodzaj sytuacji odnosi się do traumy, czyli do takich warunków, w których organizm i psychika nie jest w stanie zapanować nad zalewającymi je z zewnątrz bodźcami czy wewnę- trznym napięciem. W tej sytuacji lęk powstaje automatycznie, jako reakcja orga- nizmu. Ten rodzaj lęku jest charakterystyczny dla pierwszych miesięcy życia, po- nieważ ego, które kieruje doświadczeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi, jest dopiero w początkowym stadium rozwoju. Freud (1926) opisał to na przykładzie zależności niemowlęcia od matki. Od matki zależy, jak bardzo dba o swoje dziec- ko, jak je karmi czy przytula. Niemowlę nie ma też na tyle rozwiniętego aparatu poznawczego (ego), by móc cierpliwie czekać, aż matka zajmie się nim i - tym sa- mym - zlikwiduje jego dyskomfort. Niezaspokojone potrzeby dziecka wywołują stan fizycznego napięcia, który jest trudny do opanowania. Pojawia się wówczas zespół reakcji, które nazywamy lękiem pierwotnym lub automatycznym. W późniejszym wieku ten rodzaj lęku występuje wtedy, gdy nasze ego nie jest w stanie zapanować nad tym, czego doświadczamy. Uczucie paniki, jakie czasami nas ogarnia, jest dynamicznym odpowiednikiem automatycznego/pierwotnego lę- ku. Przejdźmy teraz do omówienia drugiego rodzaju sytuacji lękotwórczych. W miarę dojrzewania i rozwoju dziecka, uczy się ono przewidywać potencjalnie traumatyczne sytuacje, a dzieje się tak dzięki własnemu doświadczeniu dziecka, dzięki rozwijającemu się ego i interakcjom dziecka z otaczającym je światem. Po- jawia się „idea" niebezpieczeństwa. Nasze ego stwierdza, że sytuacja jest groźna i może przerodzić się w traumatyczną. Pojawia się lęk z powodu przewidywane- go zagrożenia. Jest to lęk uruchamiany przez ego, a nazywany go sygnałowym. Lęk ten jest na tyle intensywny, na ile ego uzna sytuację za niebezpieczną. Spróbujmy to sobie wyjaśnić, rozwijając dalej przykład Freuda. Trochę większe już dziecko, zostawione na jakiś czas przez matkę, jest w stanie skojarzyć nie- obecność matki z nieprzyjemnym pobudzeniem. Mama jest niezbędna, by czuć się dobrze. Ego dziecka już wie, że jeśli mama będzie obecna, to lęk się nie po- jawi. Stąd nawet jej chwilowa nieobecność jest postrzegana jako potencjalne za- grożenie, które może przerodzić się w sytuację traumatyczną. Pojawia się lęk sy- gnałowy: uwaga, niebezpieczeństwo! Co dziecko robi w takiej sytuacji? Na tyle, na ile potrafi, próbuje mamę zatrzymać. Na tym przykładzie możemy zobaczyć, jak ważną funkcję pełni lęk sygnałowy - lęk ten chroni nas przed potencjalną ka- tastrofą, zasygnalizowaną przez ego. Oczywiście, w zależności od etapu rozwoju i wieku dziecka mamy do czynienia z hierarchią sytuacji zagrożenia. Hierarchia sytuacji zagrożenia Omówmy teraz po kolei sytuacje zagrożenia, które pojawiają się w miarę rozwo- ju dziecka6. Są to: 30 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ 1. Utrata obiektu. 2. Utrata miłości obiektu. 3. Sytuacja zagrożenia związana z lękiem przed kastracją u chłopca i genitalnym zranieniem u dziewczynki (to już koncepcja postfreudowska). 4. Sytuacja zagrożenia, wynikająca z poczucia winy, wywołanego przez własne superego. Pierwsza sytuacja zagrożenia, jaką stanowi utrata obiektu, jest charaktery- styczna dla kilkunastu pierwszych miesięcy życia i początku rozwoju ego. Dziec- ko jest wtedy całkowicie zależne od matki. Jej nieobecność jest równoznaczna ze śmiercią. W wieku około ośmiu miesięcy dziecko reaguje płaczem i lękiem na obcą twarz i jest to normalne zachowanie na tym etapie rozwoju. Oznacza to, że rozwijające się ego, dzięki pamięci i umiejętności dokonywania syntezy, rozpo- znaje matkę jako obiekt niezbędny do jego przetrwania. Sytuacja zagrożenia, jaką stanowi utrata miłości obiektu, jest charakterystycz- na dla okresu rozwoju pomiędzy pierwszym a trzecim rokiem życia. Dziecko po- znaje znaczenie słowa „nie", a werbalne nakazy i zakazy zaczynają odgrywać waż- ną rolę w jego życiu. Dziecko aktywnie porusza się w świecie przedmiotów, które może niszczyć lub zatrzymać. Trening czystości jest polem bitwy o nieza- leżność - niepodporządkowanie się poleceniom matki wzbudza obawę przed utratą matczynej miłości. Gdy dziecko wkracza w tak zwany okres edypalny, w wieku około trzech lat, na plan pierwszy wysuwa się miłość do rodzica płci przeciwnej i wszystkie zwią- zane z nią obawy. Zarówno chłopiec, jak i dziewczynka nieświadomie obawiają się kary za to kazirodcze, dziecięce pożądanie - karą tą może być kastracja, zranienie lub utrata matczynej miłości. Zamknięciem tej fazy jest wyłonienie się superego. Te uwewnętrznione zakazy i nakazy, jasno określony podział na to, co dobre, a co złe, co właściwe, a co niewłaściwe, kończy zabawy i deklaracje o poślubieniu ma- my albo taty. W dalszym rozwoju dziecko zaczyna kierować się swoimi uwewnę- trznionymi standardami, pojawia się też lek, że może im nie sprostać. Każdy z wyżej opisanych lęków ma swoje miejsce w naszym emocjonalnym, dorosłym życiu. Często wyżej opisane sytuacje są dostępne tylko naszej nie- świadomości. W naszym codziennym życiu sytuacje te występują w postaci obaw, niepokoju i irracjonalnych myśli. Przyjrzyjmy się poniższym przykładom. Siedmioletnie dziecko, które zostaje samo z babcią, reaguje na wieczorne wyj- ście rodziców lękiem i fantazjami, że rodzice je zostawią. Nie może zasnąć, do- póki rodzice nie wrócą do domu. Sytuacja ta powtarza się zawsze, gdy rodzice wychodzą. Tymczasem na tym etapie rozwoju dziecko nie powinno mieć pro- blemów z pozostaniem w domu z kimś trzecim. Dziewczyna reaguje lękiem, gdy jej chłopak nie zadzwoni do niej co najmniej dwa razy dziennie; obawom tym towarzyszy przeświadczenie, że ją na pewno zostawił. Matka - za każdym razem, gdy jej nastoletnie dziecko spóźni się do domu kil- kanaście minut - przeżywa niepokój, że już więcej go nie zobaczy, bo z pewnością uległo wypadkowi. Małżeństwo, będące ze sobą 20 lat, nigdy nie rozstaje się na dłużej niż jeden dzień, a oddzielne wyjazdy na weekendy są dla nich czymś nie do pomyślenia. POCZĄTKI ROZWOJU POZNAWCZO-EMOCJONALNEGO 31 Dwie przyjaciółki nie powiedzą sobie o wzajemnym żalu, który czują do sie- bie, z obawy, że to oznaczałoby kłótnię i zerwanie przyjaźni. Dorosły mężczyzna boi się poprosić swojego szefa o podwyżkę z obawy, że szef przestanie go lubić i w rezultacie - zwolni go z pracy. Ktoś nie pojedzie na wakacje na dłużej niż na tydzień z obawy przed poczuciem winy i silnie zakorze- nionym przekonaniem, że życie jest po to, by pracować, a nie po to, by się ba- wić. Czasami pozornie mało istotna sytuacja może wywołać lęk, z którym nie je- steśmy w stanie sobie poradzić. Ten lęk ma na pewno swoje korzenie w jednej z sytuacji zagrożenia, opisanych przez Freuda, a to, w której, zależy od ilości traumatycznych sytuacji, które przydarzyły się nam na poszczególnych etapach rozwoju. Im wcześniej w naszym życiu pojawiły się traumatyczne wydarzenia, tym jest nam trudniej radzić sobie z wymogami następnych etapów. W dalszych rozdziałach zobaczymy, jak te trudności przejawiają się w dorosłym życiu. IV Fazy rozwoju psychoseksualnego Zygmunt Freud1 odkrył, że wczesne fazy rozwoju dziecięcego - w tym rozwój li- bido i agresji - koncentrują się wokół erogennych stref cielesnych, stref, które do- minują na poszczególnych etapach rozwoju dziecka. W każdym stadium rozwoju czynnikiem decydującym są te narządy i części ciała, które w danym momencie rozwoju dostarczają nam najwięcej przyjemności. Freud opisał po raz pierwszy pregenitalne fazy rozwoju libidinalnego. Z kolei Karl Abraham^ rozwinął szcze- gółowo to odkrycie Freuda, opisując również rozwój popędu agresywnego. Do końca pierwszego roku życia dziecka strefa oralna stanowi dla niego główne źródło przyjemności. Usta, buzia, a co za tym idzie - ssanie, branie wszystkiego do ust i gryzienie ma ogromne znaczenie libidinalne i agresywne. Agresja i libido wyrażają się poprzez strefę oralną. Wraz z rozwojem dziecka i procesem jego doj- rzewania, między pierwszym a drugim rokiem życia, równie ważna staje się oko- lica odbytu, strefa analna. Dziecko zaczyna kontrolować zwieracze, jednocześnie rodzice zaczynają przywiązywać wagę do treningu czystości dziecka. I popęd, za- równo libidinalny, jak i agresywny znajduje swój wyraz w czynnościach związa- nych z wydalaniem. Następna faza psychoseksualnego rozwoju to faza falliczna - aktywność i doznania cielesne dziecka skupiają się w tej fazie wokół narządów genitalnych. Dochodzi do dziecięcej masturbacji i zabaw we wzajemne pokazy- wanie sobie narządów płciowych. Anatomiczne różnice płci przykuwają uwagę dziecka, a konflikty i fantazje dotyczą rodzica płci przeciwnej. Dzieje się tak W okresie, gdy dziecko ma 2,5-5 lat. Fazę tę nazywamy falliczna lub falliczno- edypalną. Mamy więc trzy podstawowe fazy rozwoju psychoseksualnego, związa- ne z dziecięcą aktywnością popędową. Po fazie fallicznej, około szóstego roku ży- cia, dziecko wchodzi w fazę względnego utajenia popędu seksualnego. Jest to tak zwany okres utajenia/latencji. Po nim następuje burzliwy okres dojrzewania, w którym wszystkie konflikty, charakterystyczne dla wcześniejszych faz rozwoju psychoseksualnego, odzywają się ze zdwojoną siłą. Ostatnią fazę, w której można mówić o dojrzałości libido, nazywamy fazą genitalną. 1 Z. Freud (1905) „Three Essays on the Theory of Sexuahty", SE, t. l, s. 130-243. 2 K. Abraham (1924) „A Short Study of the Development of the Libido, viewed in the Light of Mental Disorder", rozdział 26 w: Selected Papers of Karl Abraham, s. 418-501. 34 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Anna Freud w swoim artykule „The Concept of Developmental Linę"3 opisa- ła dojrzewanie dziecka z punktu widzenia faz rozwoju psychoseksualnego, roz- woju ego i umiejętności nawiązywania relacji. Niemowlę rozpoczyna swój rozwój od kompletnej emocjonalnej i fizycznej zależności od matki. Stadium docelowym jest dorosła niezależność, wewnątrz- sterowność i dojrzałość w relacjach. Między tymi dwoma biegunami zawarty jest nasz rozwój fizyczny, emocjonalny i poznawczy. Posługując się językiem psycho- analitycznym, określamy to jako rozwój psychoseksualny, dojrzewanie struktury, jaką jest ego, wykształcenie superego i etapy rozwoju relacji z obiektem. Jest to koncepcja postępującego rozwoju: od ssania do racjonalnego i samodzielnego po- żywienia się; od moczenia się i wydalania bez możliwości kontroli do pełnego pa- nowania nad wydalaniem; od pierwotnego narcyzmu, gdzie tylko własne ciało jest obiektem zainteresowania, do zdolności nawiązywania przyjaźni i miłości; od zabawy do pracy. W kolejnych rozdziałach omówimy szczegółowo rozwój psychoseksualny, roz- wój ego, superego i rozwój relacji z obiektem. Mam nadzieję, że dzięki temu zo- baczymy, jak złożone są procesy rozwojowe, ich wzajemna zależność i obecność w dorosłym życiu. Faza oralna Faza ta, jak już wspomniałam, trwa od urodzenia do około końca pierwszego ro- ku życia dziecka. Aktywność libidinalna wiąże się wówczas z faktem, że dziecko jest karmione i że pokarm dostarcza mu matka. Obiekt libidinalnej/seksualnej gratyfikacji to obiekt, który karmi. Matka jest utożsamiana z jedzeniem. Na tym etapie rozwoju pragnieniem dziecka jest bycie najedzonym i osiągnięcie stanu błogiego relaksu, którym jest również sen. Fazę tę można podzielić na: - fazę ssania, zwaną też oralno-inkorporacyjną, w czasie której dominuje chęć wchłonięcia obiektu; - fazę gryzienia i wypluwania, zwaną też oralno-sadystyczną, podczas której przyjemność sprawia dziecku gryzienie i plucie. Używając obrazowego określe- nia, pragnienie tej fazy stanowi pożarcie obiektu. Abraham4, opisując fazę oralną, nazwał ją fazą kanibalizmu. W naszym co- dziennym języku ta kanibalistyczna przyjemność wchłaniania i pożerania obiek- tu, będąca odpowiednikiem miłości, jest obecna w takich wyrażeniach jak: „taki jesteś słodki, że bym cię zjadła" lub „tak cię kocham, że bym cię zjadł". W ro- mansach bohater „pożera oczami" swoją ukochaną, a ona jest „głodna" jego mi- łości. Powiedzenie: „przez żołądek do serca" ma również konotacje oralne. W bajce o Czerwonym Kapturku, w której dziewczynka niesie chorej babci je- dzenie w dowód miłości i troski, a wilk pożera babcię, przeplatają się elementy oralnej miłości z oralną agresją. W naszym dorosłym życiu ta dziecięca oralność jest zawsze obecna. U jednych mniej, u innych więcej, w zależności od tego, ile zaznaliśmy frustracji, satysfakcji, zaspokojonych czy niezaspokojonych pragnień, 3 A. Freud (1963) „The Concept of Developmentai Lines", Psychoanalytic Study of the Child, vol. 18, s. 245-265. 4 K. Abraham fl 9241 op. cit. FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 35 lęków i doświadczeń traumatycznych. O znajomych czasami mówimy, że są nie- nasyceni lub że chcą przyssać się do kogoś jak pijawka. Oralność kojarzona jest z takimi cechami charakteru jak zachłanność, ciągłe wysuwanie nowych żądań, brak cierpliwości, niepokój ruchowy, ale również z optymizmem, z poczuciem humoru czy sarkazmem. Nie na darmo mówi się o kimś, że ma cięty język czy zjadliwe poczucie humoru. Czasami mamy wrażenie, że ktoś traktuje nas instru- mentalnie, jakby chciał tylko coś od nas dostać, nie dając nic w zamian. Wychodzisz z sesji z pacjentem i natychmiast sięgasz po picie lub jedzenie, chociaż (obiektywnie) nie odczuwasz głodu. Masz poczucie, że pacjent „wyssał z ciebie soki". I wtedy uświadamiasz sobie, że właśnie na tej sesji doszły do gło- su niezaspokojone, nieświadome pragnienia oralne pacjenta. Ssanie kciuka zwią- zane jest z oralno-libidinalną potrzebą komfortu. Obserwujemy to u dzieci, gdy nie ma w pobliżu matki lub gdy czują się zaniepokojone. Z czasem przekształca się to w trudny do usunięcia nawyk, u podłoża którego leżą niezaspokojone po- trzeby oralne i przekonanie dziecka, że ssanie (nawet własnego kciuka) przynosi zmniejszenie napięcia. Można to zaobserwować u starszych dzieci, gdy nagle ja- kaś trudna sytuacja, na przykład pójście do przedszkola, powoduje powrót do te- go nawyku, tak jakby kciuk stawał się znowu smoczkiem lub sutkiem matki i przynosił ukojenie. Obgryzanie paznokci to przejaw agresji oralnej, oczywiście skierowanej przeciwko sobie. I w tym punkcie dochodzimy do bardzo ważnego zjawiska, jakim jest regresja i fiksacja/utrwalenie5. Zjawisko regresji następuje wtedy, gdy w wyniku trudne- go doświadczenia, wywołującego lęk, cofamy się do poprzedniego etapu rozwoju. Może to być tylko chwilowe. Takim właśnie przykładem regresji jest ssanie kciu- ka, gdy dziecko już jest w wieku przedszkolnym; do czynności tego typu zalicza- my też obgryzanie paznokci lub nadmierne objadanie się wtedy, gdy dokucza nam samotność. Często zaburzenia typu depresyjnego zawierają w sobie mechanizm regresji oralnej. Ta regresja do fazy oralnej przejawia się na przykład wtedy, gdy śpimy całymi dniami, przestajemy jeść lub przeciwnie, jemy za dużo. Leżymy go- dzinami z zamkniętymi oczami i nie reagujemy na to, co się dzieje wokół nas, wszystko to do złudzenia przypomina stan błogiego relaksu niemowlęcia. Z tą jed- nak różnicą, że to, co w pierwszym roku życia jest oznaką prawidłowego rozwo- ju, w życiu dorosłym jest alarmującym sygnałem, świadczącym o przeżywanych trudnościach emocjonalnych. Gdy używamy terminu fiksacja/utrwalenie, mamy na myśli zjawisko o cha- rakterze permanentnym, coś, co jest utrwalone i pozostało z wcześniejszych eta- pów rozwoju. Cechy oralne dominujące w czyimś charakterze mogą świadczyć o fiksacji w fazie oralnej. Na przykład gdy dorosły człowiek - mimo obiektyw- nych możliwości uniezależnienia się - ciągle mieszka z rodzicami, zawsze wraca do domu na obiad ugotowany przez matkę, nie ma grona przyjaciół i cały wolny czas spędza przed telewizorem, a wobec nowo poznanych partnerów ma takie oczekiwania, jak wobec rodziców, to z dużym prawdopodobieństwem możemy mówić w jego przypadku o fiksacji oralnej. A jak do tego doszło, dowiemy się szczegółowo, analizując życie danej osoby. Jeżeli to jest nasz pacjent, odpowie- 5 B. E. Moore, B. D. Fine, op. cit., s. 83-84, 268-270. 36 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ dzi będziemy szukać w historii jego życia, zaczynając od wczesnego dzieciństwa. Musimy też poznać jego pragnienia i nieświadome fantazje, sposoby wchodzenia w relacje oraz konflikty, które przeżywa, i metody, jakimi próbuje je rozwiązać. Oczywiście, zjawiska regresji i fiksacji są ze sobą silnie związane. Czterdziestoletnia matka i żona, dotychczas dobrze radząca sobie w życiu, uwa- żana przez przyjaciół za osobę pogodną i serdeczną, po śmierci swojej matki za- czyna być w stosunku do nich niezwykle wymagająca, a gdy nie spełniają jej ocze- kiwań, reaguje agresywnymi uwagami i nieprzyjemnymi komentarzami typu: „Twoja przyjaźń nic nie jest warta, nic już dla mnie nie znaczysz, są inni, lepsi". Osoby z nią zaprzyjaźnione czują się porzucone, jak zepsute zabawki, z których nie ma już żadnego pożytku. Ten przykład pokazuje nam, jak sytuacja traumatycz- na może spowodować regresję do analnego sposobu rozładowywania agresji. Lęki fazy oralnej, obecne w dorosłym życiu w postaci nieświadomych fanta- zji, związane są z uczuciem, że jest się pochłanianym/pożeranym, że samemu się pochłaniania i pożera, że czujemy się opuszczeni, co na etapie rozwoju oralnego jest równoznaczne ze śmiercią. Pochodne tych lęków można obserwować w re- akcji na przerwy wakacyjne, wyjazdy i sposoby radzenia sobie z nimi. Nierzadko słyszymy następujące zdanie: „Gdy ktoś z mojego biura wyjeżdża na wakacje, to nagle odczuwam pustkę i czuję się opuszczony, chociaż wiem, że to nielogiczne i tak naprawdę nikt mnie nie zostawia". Zaburzenia związane z jedzeniem, występujące w wieku dojrzewania, mają swoje korzenie w nierozwiązanych konfliktach fazy oralnej. Wymioty nastolatki jako reakcja na etap dojrzewania i zmiany zachodzące w jej własnym ciele to ma- giczny sposób odrzucenia kobiecości, a tym samym wynik nieświadomej agresji wobec matki. Jest to próba odrzucenia identyfikacji z matką poprzez zwracanie jedzenia. Jak pamiętamy, matka i jedzenie w fazie oralnej to jedno. Oczywiście, jest to uproszczenie, ponieważ wymioty o podłożu emocjonalnym powoduje wiele różnych czynników. Ten wyżej opisany może być jednym z nich. Faza analna Dziecko między pierwszym a drugim rokiem życia osiąga zdolność kontrolowania zwieraczy. Uwaga dziecka zaczyna skupiać się wokół tej strefy. Jednocześnie to- warzyszy temu zmiana w postawie rodziców, którzy stawiają dziecku pierwsze wymagania, pojawia się również nocnik i namawianie dziecka do korzystania z niego. Czynności związane z wydalaniem, a jednocześnie z możliwością po- wstrzymywania się od tego, zaczynają być dla dziecka ekscytujące. Uczy się ono kontroli, nabiera poczucia własnej mocy. Popęd libidinalny i agresywny, a przede wszystkim sposób rozładowywania ich znajduje swoje ujście w analnych czynno- ściach i fantazjach. Fazę tę Karl Abraham6 nazwał analno-sadystyczną; czynność wydalania, pozbywania się związana jest z destrukcją. Odchody - w umyśle dziec- ka — to część własnego ciała, które zmienia się w zewnętrzny obiekt. Jest to coś własnego, co może zostać stracone bezpowrotnie. Jednocześnie jest to pierwszy produkt dziecka, jego własny twór. Czynność ta pierwotnie wiąże się z dużą przy- 6 K. Abraham (1924) op. cit. FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 37 jemnością i poczuciem mocy (omnipotencji). Fantazja dziecka utrzymuje je w przekonaniu, że ma ono coś własnego, coś, co może wydalić lub zatrzymać. Czasami w fazie tej występuje potrzeba dziecka, żeby dotknąć, polizać albo zjeść swój produkt. Jest to próba odnowienia narcystycznej równowagi, by to, co wy- dalone, stało się z powrotem własne. Często dziecko przygląda się temu swojemu produktowi z zachwytem i zdziwieniem. W nieświadomości dziecka na początku fazy analnej jego własne odchody i ono śfcmo - to jedno. Dlatego tak wielkie zna- czenie ma klimat emocjonalny wokół treningu czystości. Jeżeli rodzice reagują ze wstrętem i obrzydzeniem na dziecięce odchody lub złoszczą się, że kupka jest w majtkach, a nie - w nocniku, wtedy dziecko, które w tym czasie nie jest w sta- nie odróżnić siebie od swojego produktu czy swojego działania, przyjmuje, że ten wstręt i obrzydzenie jest skierowane przeciw niemu samemu. Jeżeli sytuacja ta- ka powtarza się regularnie, to w umyśle dziecka ono samo i jego produkty noszą znamię wstrętu i obrzydzenia. Często już w dorosłym życiu, w sposobie podejścia do siebie czy w używanych słowach, możemy doszukać się nieświadomych po- chodnych tego okresu. Takie epitety, jak: „śmierdzący gówniarz, zakała rodziny, nie ruszaj g... bo śmierdzi", mają swoje korzenienie w fazie analnej. Jeżeli nasz pacjent mówi o sobie samym: „jestem obrzydliwy, nic niewart, nic ze mnie nie będzie", to możemy się domyślać, że najprawdopodobniej ten etap rozwoju na- szego pacjenta związany był z wrogością, porażką i niepowodzeniem. Pierwsze doświadczenia dziecka związane z treningiem czystości to najczęś- ciej porażka - niszczą one poczucie mocy i kontroli dziecka. Oczywiście, wyrów- nują to sukcesy, które przychodzą wraz z rozwojem treningu czystości. Jednocze- śnie stosunek rodziców do odchodów dziecka i sposobu, w jaki sobie z nimi radzi, mogą być dodatkowym źródłem libidinalnej gratyfikacji lub frustracji i agresji. W tym okresie zarówno złość, jak i przyjemność dziecka wyrażają się w procesie defekacji lub powstrzymywania się od niej. Pojawiają się zarówno pierwsze znaki oporu przeciw dyscyplinie rodziców, jak i posłuszeństwa w oba- wie przed niezadowoleniem rodziców. Fantazje dziecka mogą koncentrować się wokół lęków, że „być brudnym" oznacza „być niekochanym". Gdy dziecko nie zdąży do ubikacji i zabrudzi się, co w tym wieku może się często zdarzyć, będzie się bało, że utraci z tego powodu miłość rodziców, będzie się również bało po- czucia wstydu i porażki. Stąd w wieku dorosłym potrzeba silnej kontroli nad so- bą i swoimi impulsami. Lęki związane z utratą kontroli mogą mieć swoje analne podłoże. Narcyzm dziecka w fazie analnej związany z poczuciem mocy, kontroli i kreowania jest niezwykłe podatny na zranienia. Trudności wieku dojrzewania czy późniejsze w wieku dorosłym, związane z tworzeniem i dostarczaniem pro- duktów własnej pracy na czas, mają swoje korzenie w nieświadomych fantazjach okresu analnego. Karl Abraham7 napisał, że erotyzm analny zawiera w sobie dwie przeciwstawne tendencje łibidinałne i również dwa przeciwstawne impul- sy agresywne. Te dwie łibidinałne tendencje - to przyjemność związana z wyda- laniem i nieco późniejsza rozwojowo - przyjemność związana z powstrzymywa- niem się od wydalania. W fazie tej obiekt pragnień jest postrzegany jako coś własnego. Obiekt miłosny należy do dziecka i tylko ono może się go pozbyć al- 7 K. Abraham (1924) op. cit. 38 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ bo z miłością zatrzymać. Poczucie posiadania i pozbywania się odgrywa istotną rolę na tym etapie rozwoju. Dwie tendencje agresywne znajdują swoje ujście w niszczeniu, czyli defekacji, i, na nieco późniejszym etapie rozwoju, w kontro- li, czyli powstrzymywaniu się. I tak trening czystości jest polem, na którym te libidinalno-agresywne tendencje znajdują swoje ujście. „Załatwię się teraz, kie- dy mama i tata chcą, bo ich kocham" lub: „Zrobię to właśnie teraz, wbrew nim, jako wyraz mojej złości i chęci niszczenia". „Powstrzymam się, bo ich kocham" lub: „Powstrzymam się ze złości, wbrew temu, czego oni chcą". Okres analny jest związany z silnym odczuciem ambiwalencji. Obiekt, w tym wypadku własne odchody, jest traktowany na dwa sprzeczne sposoby: wydalam je z siebie albo je zatrzymuję. Te sprzeczne tendencje są związane z silnymi libidinalnie, jak i agre- sywnymi uczuciami. To, który popęd czy też jakie uczucia dominują, zależy od ilości pozytywnych i negatywnych doświadczeń tego okresu. Do tych doświad- czeń między innymi należy to, czy dziecko miało trudności z wypróżnianiem się, intensywność uczuć dziecka, nacisk rodziców kładziony na utrzymanie czystości i stosunek rodziców do ich własnej analności. Lęki i fantazje dziecka z tego okresu dotyczą fizycznego zranienia pupy. Jeże- li dziecko często cierpi na zatwardzenia, a wydalanie związane jest z bólem, to fantazje dziecka mogą dotyczyć tego, że pozbywanie się czegoś, co należy do nie- go, wiąże się z bólem i cierpieniem i że kawałek jego samego jest wydzierany z je- go wnętrza. W okresie tym lewatywa może dostarczać dziecku przyjemności, ponieważ dotykanie jest stymulujące, ale jednocześnie może być odbierana jako okrutna inwazja i próba wydarcia dziecku tego, co jest jego nieodłączną częścią. Fantazja dziecka na temat tego, jak inne dzieci przychodzą na świat, ma w tym okresie rozwoju swój analny odpowiednik: dzieci rodzą się przez pupę. W okre- sie tym sposób pozbycia się kogoś, na kogo jest się złym, jest symbolicznym od- powiednikiem defekacji. Oddanie czegoś, dzielenie się swoimi zabawkami może sprawiać dziecku ogromną trudność, często słyszy się, jak dzieci mówią: „to mo- je, nie dam". Naszą dziecięcą analność odnajdujemy potem w wieku dorosłym w przywiąza- niu do tego, co posiadamy, w naszym stosunku do pieniędzy i prezentów, które dajemy innym. Przecież pierwszy prezent w naszym życiu ofiarowany innym to właśnie produkt w nocniku. To, w jaki sposób był on przyjęty wiele lat temu i ja- kie były nasze dziecięce fantazje w tamtym czasie, zabarwia nieświadomie nasz dzisiejszy stosunek do tego, co dajemy, i nasze uczucia, które temu towarzyszą. Analna agresja w dorosłym życiu przyjmuje postać dewaluowania innych, np. coś lub ktoś jest g... wart. Zalewanie naszych rozmówców potokiem słów również może mieć silne zabarwienie analne, podobnie jak i uparte powstrzymywanie się od mówienia. Agresja może mieć charakter zarówno pasywny, jak i aktywny. Nadmierne zwracanie uwagi na czystość i porządek w domu czy nieskazitelne ubranie może ukrywać głęboko skrywane nieświadome pragnienia brudzenia się i defekacji. Im silniejsze pragnienia analne i konflikty im towarzyszące, tym sil- niejsza może być przeciwstawna reakcja na nie. Przecież dziecko, które najpierw reaguje na swoje odchody zachwytem i zaciekawieniem, uczy się powoli, że to nieprzyjemnie pachnie i szybko trzeba się tego pozbyć, woła matkę i mówi „fe". Jest to przykład na funkcjonowanie ego, które włącza mechanizm obronny, zwą- FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 39 ny reakcją upozorowaną. Nasz stosunek do czasu ma korzenie analne - ktoś nie spóźnia się, bo wywołuje to w nim uczucie silnego lęku, wychodzi więc wcześniej z domu w obawie, że nie zdąży na czas; ktoś inny spóźnia się ciągle, tak jakby po dziecięcemu chciał udowodnić, że wszystko będzie tak, jak on chce, i wtedy, kie- dy chce, a nie na czyjś rozkaz. Twórczość artystyczna, jaką jest malowanie czy rzeźbienie, zawiera również elementy analnej przyjemności związanej z mazaniem, ugniataniem i smarowa- niem. Nasza zdolność do odraczania przyjemności, do narzucenia sobie dyscy- pliny czy wypełniania zobowiązań ma swoje początki w analnej fazie rozwoju psychoseksualnego. Zygmunt Freud8 przedstawił związek pomiędzy tak pozornie odległymi rzecza- mi, jak pieniądze i defekacja. W archaicznym sposobie myślenia, w starożytnych kulturach i baśniach, pieniądz pozostawał w najściślejszym związku z nieczysto- ściami. Według wschodniego mitu, który później przeniknął do bajek i przypowie- ści ludowych, złoto jest łajnem piekła. Silna potrzeba gromadzenia pieniędzy i towarzysząca jej trudność w ich wydawaniu jest również związana z naszą anal- nością. Bardzo agresywno-dewaluujące powiedzenie, gdy ktoś nam coś daje: JWsadź to sobie w d..." budzi skojarzenia z odchodami. Inne powiedzenie: „Trak- tuje mnie jak g..." odnosi się wprost do dziecięcego, archaicznego sposobu myśle- nia, że człowiek i odchody to jedno; powiedzenie to jest bardzo popularne w kul- turze amerykańskiej. Jeżeli ktoś ma duże trudności z wydawaniem pieniędzy, to jest bardzo prawdopodobne, że będzie mu równie trudno dawać innym upomin- ki, dzielić się z nimi swoimi uczuciami czy poświęcać im swój czas. W czasie sesji z pacjentami zdarzają się takie momenty, że czujesz się nagle traktowany instru- mentalnie, niepotrzebny, nic niewart. Z całą pewnością możesz wtedy stwierdzić, że masz do czynienia z agresją charakterystyczną dla fazy analnej. Obiekt fazy analnej jest traktowany z dużą ambiwalencją, odrzucany i zatrzy- mywany, nienawidzony i kochany jako coś własnego. Relacje z najbliższymi dziec- ku osobami przyjmują wtedy następujące formy: kocham cię, więc cię trzymam, bo jesteś częścią mnie lub nienawidzę cię, więc cię wydalam i wyrzucam. Wy- próżnianie może być związane z lękiem, że pozbywam się części siebie. Ma to swoje podłoże w dziecięcym sposobie myślenia, że ja i moje odchody to jedno. Okres ten jest również niezwykle bogaty pod względem poznawczym - dziecko nabiera umiejętności chodzenia, może biegać, szukać czegoś, znajdować różne rzeczy. Uczy się kontroli nad przedmiotami, niszcząc je, rzucając, a trochę później próbując je naprawić. Ucieka od rodziców, żeby zaraz do nich wrócić, sprawdza, czy nie odeszli zbyt daleko. Zaczyna również przywiązywać się do innych osób ze swego otoczenia i podejmuje pierwsze próby zabaw z rówieśnikami. Faza falliczna Około trzeciego roku życia dziecko wchodzi w okres rozwoju psychoseksualnego, zwany fallicznym. Oznacza to, że libidinalne i agresywne pragnienia dziecka, jego fantazje, konflikty i impulsy skoncentrowane są wokół narządów genitalnych. 8 Z. Freud (1908) „Character and Anal Erotism", S.E. t. 9, s. 169-175. 40 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Wymagania środowiska zewnętrznego, w tym głównie rodziców, pełna kontro- dziecka nad zwieraczami oraz rozwijające się ego dziecka zatrzymuje dalszy roz- rój erotyzmu analnego. Analne i oralne pragnienia i sposoby rozładowania libido agresji są nadal obecne w zachowaniu dziecka, ale na plan pierwszy wysuwa się linteresowanie narządami genitalnymi i dziecięce fantazje z nimi związane. )czywiście, do tego dochodzi biologiczny rozwój dziecka, a tym samym - dalsza transformacja instynktu. Dotykanie własnych genitaliów i bawienie się nimi iostarczają dziecku uczucia ekscytacji i przyjemności. Dziecięca masturbacja za- ma odgrywać ważną rolę w rozwoju dziecka. Jest to jednocześnie forma kon- trolowania własnego, dziecięcego pobudzenia seksualnego. Różnice anatomiczne dędzy chłopcem a dziewczynką zajmują centralne miejsce w dziecięcych my- ślach. Faza ta różni się od poprzednich zarówno z punktu widzenia ego, jak i rela- :ji z obiektem. Ego trzy- czy czteroletniego dziecka jest dużo bardziej rozwinięte li zintegrowane niż np. dziecka dwuletniego. U trzylatka zaczyna też dominować słowny sposób komunikowania się. Dzięki rozwijającemu się ego, dziecko zbiera doświadczenia (jest to analizująco-syntetyzująca funkcja ego) i stopniowo różni- cuje swoje uczucia. W fazie oralnej i analnej matka była dobra lub zła, w zależno- ści od tego, czy spełniała potrzeby dziecka. W fazie fallicznej osoba matki zaczy- na przybierać postać jednego stałego obiektu, który czasami zaspokaja dziecko, a czasami je frustruje. Tym samym relacja z obiektem zaczyna nabierać pewnej ciągłości i stałości. Dziecko zaczyna tolerować czasową nieobecność matki. Dzię- ki rozwojowi pamięci i zdolności kojarzenia oraz silnemu przywiązaniu do matki dziecko jest w stanie zapamiętać jej pozytywny obraz nawet wtedy, gdy matki w danym momencie nie ma lub gdy targają nim sprzeczne uczucia wobec niej. To osiągnięcie, niezwykle istotne z punktu widzenia rozwijającej się niezależności dziecka i budowania jego relacji ze światem Hartmann9 nazwał stałością obiektu. Stałość obiektu umożliwia dziecku budowanie zaufania do innych na podstawie uwewnętrznionego pozytywnego obrazu pierwotnego obiektu - matki/opiekunki. Dzięki temu dziecko nie wpada w panikę, gdy matka spóźni się do przedszkola 15 minut, ponieważ wie, że mama i tak przyjdzie i je odbierze. Dziecko pozwala sobie na wyrażanie złości, ponieważ jest przekonane, że jego matka przeżyje jakoś ten atak i nic złego obojgu się nie stanie. Zaczyna także tolerować ambiwalencję, co wymaga już pewnej neutralizacji i agresji. W tym okresie dziecko odróżnia również całkiem dobrze siebie od innych. Postrzeganie różnic przez dziecko wy- bija się na pierwszy plan, a jego emocje podlegają coraz większemu zróżnicowa- niu. Ciekawość i zainteresowanie światem zewnętrznym, a w szczególności - in- nymi osobami nabiera coraz większego znaczenia. Co wynika z tej ciekawości? Dziecko zauważa, że podstawowa różnica między dziewczynką a chłopcem pole- ga na posiadaniu, versus, nieposiadaniu penisa. Dziecko w tym wieku stara się na swój dziecięcy sposób zrozumieć tę zadziwiającą różnicę anatomiczną. Jedyne rozsądne wytłumaczenie to takie, że dziewczynki tę „inność" w jakiś tajemniczy sposób straciły. Wróćmy teraz na chwilę do fantazji fazy analnej. W sposobie my- ślenia dziecka jego własne odchody, które kształtem do złudzenia przypominają 9 H. Hartman (1952) „The Mutual Influences in the Development of Ego and Id” w: Essey on Ego psychology, s. 155-182. FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 41 penisa, najpierw należały do niego, ale potem zniknęły w czeluściach ubikacji. Utrata kału to w dziecięcym myśleniu utrata części własnego ciała. Przecież to sa- mo może przydarzyć się z penisem, co więcej - dziewczynkom właśnie to się przydarzyło. Pojawia się tylko pytanie - dlaczego? Takie wczesnodziecięce fanta- zje, że dziewczynki to wykastrowani chłopcy, są czymś całkiem normalnym na tym etapie rozwoju dziecka, są efektem prymitywnej dziecięcej logiki i doświad- czeń, wynikających z fazy analnej. W okresie fallicznym dominuje ciekawość i chęć pokazywania się. Wystarczy przyjrzeć się czteroletniemu dziecku - lubi biegać nago i rozbierać się przy wszystkich. To właśnie wtedy dominują zabawy „w lekarza", wzajemne dotykanie się, pokazywanie sobie swoich narządów. Chło- piec jest dumny z siusiania na stojąco, a dziewczynka próbuje go naśladować. Fazę tę charakteryzuje bardzo duże zainteresowanie swoim ciałem, a w szczególności - genitaliami. Ma to swoje korzenie biologiczne i fizjologiczne, tak jak poprzednie fazy rozwoju psychoseksualnego. Dziecko w tym okresie nie wstydzi się swojej nagości i seksualności, tak jak wcześniej nie wstydziło się swoich potrzeb oralnych czy analnych. Istota relacji z obiektem z tego okresu przyjmuje postać szeroko opisywanego w literaturze konfliktu edypalnego. Zanim przejdziemy do omówienia tego konfliktu, spróbujmy podsumować poprzednie fazy rozwoju psychoseksualnego pod kątem relacji z obiektem. Zarówno w fazie oralnej, jak i analnej matka jest pierwotnym obiektem miło- ści. Ojciec jest rywalem zarówno dla chłopca, jak i dla dziewczynki10. Wszystkie osoby w otoczeniu dziecka to w tym okresie „zastępcy" matki, a jednocześnie - potencjalni rywale dziecka. Ta pierwsza miłość charakteryzuje się niezwykłą in- tensywnością i zaborczością. W tym okresie dominuje lęk o utratę obiektu, który zaspokaja potrzeby. Płeć rodzica nie jest tak ważna, jak funkcje, które spełnia. Ten stan rzeczy ulega zmianie w trakcie fallicznego rozwoju psychoseksualnego. Rozwój dziecka w sferze poznawczo-ruchowej jest coraz bardziej zaawansowany. Coraz częściej dziecko porusza się samo, świat dookoła niego wydaje mu się co- raz bardziej ekscytujący. Proces separacyjny, który rozpoczął się wraz z odstawie- niem od piersi matki, postępuje coraz intensywniej. Dziecko przypisuje coraz większe znaczenie osobom innym niż matka. Poznawanie otaczającej rzeczywi- stości pozwala dziecku dostrzec nowy fakt: mama, która do tej pory zdawała się istnieć wyłącznie dla niego, zajmuje się także innymi. Jest ojciec i rodzeństwo, dalsza rodzina i przyjaciele domu. Zamiast dotychczasowej wyłącznej relacji dziecka z matką pojawia się trójkąt. Przyjrzyjmy się temu okresowi rozwoju z punktu widzenia chłopca i dziewczynki. Konflikt edypalny u chłopców Chłopiec zaczyna doświadczać obecność ojca jako rywala, zagrażającego jego wy- łącznej relacji z matką11. Pojawia się dziecięca złość i zazdrość. Uczucia te przy- bierają postać fantazji i pragnień, by usunąć ojca z życia matki. Ojciec - zgodnie 10 R. Brunswick (1940) „The Pre-Oedipal Phase of the Libido Development", The Psychoana- lytic Quartely, vol. 9, s. 231-253. 11 Z. Freud (1900) op.cit. 42 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ dziecięcymi marzeniami - ma zniknąć z powierzchni ziemi, mogą temu towa- rszyć oralne lub analne, agresywne fantazje. Przeczytane bajki i obejrzane fil- dostarczają tym fantazjom pożywki. A oto kilka przykładów: przyjdzie po- twór i pożre ojca, ojciec wpadnie do brudnej kałuży i utopi się. Ze względu na dużą intensywność tych pragnień, a jednocześnie nie do końca wykształcone ego, (granice pomiędzy własnym ja a obiektem są jeszcze nie do końca jasno określo- ne), chłopiec jest przekonany, że ojciec wie o jego destrukcyjno-morderczych pragnieniach. Jednocześnie rodzic w oczach dziecka jest wszechmocny (omnipo- tentny), wie wszystko i wszystko widzi. Lęk przed karą i zemstą ojca przybiera postać lęku o penisa, który może zostać chłopcu odebrany. Pamiętajmy, że jest to szczyt fazy fallicznej, w której penis jest obiektem centralnym, zarówno z punktu widzenia emocjonalnego, jak i poznawczego. Im silniejsze są chłopięce pragnienia, żeby zastąpić ojca przy matce, tym większy jest lęk chłopca przed ze- mstą ojca. Chłopiec usiłuje sobie poradzić jednocześnie z dwoma problemami: z obawą przed utratą matki, która jak się okazuje, należy bardziej do ojca niż do niego i jednocześnie z obawą przed kastracją z rąk ojca. Chłopiec próbuje zmniejszyć swoje intensywne pragnienie posiadania matki, pomniejszając jej wartość w swoich oczach. I tutaj fakt posiadania penisa odgrywa istotną rolę. Pełne libidinalne zainteresowanie matką polegało na tym, że była ona dla syna uosobieniem wszystkiego, co dobre i wartościowe, a tymczasem teraz okazuje się, że matka nie ma penisa. To pomaga chłopcu zredukować intensywność jego pragnień, a dzięki temu, że jego pragnienia nie są już tak silne, zemsta ojca wy- daje się również mniej groźna. Następnym krokiem w tym procesie jest identy- fikacja z ojcem. Identyfikacja ta ma być sposobem na uniknięcie zemsty ojca i kastracji z jego rąk. A jednocześnie przynosi chłopcu ulgę kolejna fantazja: „Jak będę taki duży jak ojciec, to będę miał mamę tylko dla siebie". W ten sposób konflikt edypalny zostaje na jakiś czas rozwiązany, chłopiec porzuca pragnienie zastąpienia ojca przy matce dzięki procesowi identyfikacji z ojcem i z powodu lęku kastracyjnego. Głównym zadaniem dla chłopca w tym okresie jest częściowe porzucenie identyfikacji z matką i silna pozytywna identyfikacja z ojcem. To, w jaki sposób dorosły mężczyzna ułoży sobie swoje relacje z kobietami, ma swoje korzenie zaIrówno w fazie preedypalnej, jak i w sposobie rozwiązania konfliktu edypalnego. Zdarzają się takie sytuacje, gdy w wyniku specyficznej dynamiki rodzinnej chło- piec umacnia w tym okresie swoją identyfikację z matką i ojciec staje się dla niego erotycznym, miłosnym obiektem. Zjawisku temu towarzyszą fantazje o cha- rakterze pasywnym, w fantazjach tych chłopiec jest penetrowany przez ojca. Jest to tak zwany negatywny (odwrócony) kompleks Edypa. Fantazje te mają charakter nieświadomy, a w późniejszym wieku wpływają na wybór życiowych partnerów i sposób wchodzenia w relacje z innymi ludźmi. Konflikt edypalny u dziewczynek Zanim przejdziemy do omówienia fazy falliczno-edypalnej u dziewczynek, wróć- |my na chwilę do wcześniejszych etapów rozwoju dziecka. Każdemu etapowi roz- woju dziewczynki towarzyszy kobiecość, dzięki jej kontakowi z matką i poprzez FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 43 fakt, że matka i córka są tej samej płci. Ma to swoje dalsze konsekwencje. Freud12 podkreślał wagę preedypalnego przywiązania córki do matki. Mahler13 pisała o trudności rozwojowej dziewczynek, która polega na konieczności iden- tyfikowania się z matką, a następnie - na konieczności częściowego porzucenia tej identyfikacji, w celu zbudowania własnej tożsamości. Fakt, że matka identy- fikuje się z córką, odgrywa również ważną rolę w jej rozwoju. Ten proces sepa- racji, jest odróżnieniem siebie od drugiej osoby, budowaniem określonego dy- stansu, formowaniem swoich własnych granic, a w konsekwencji - stworzeniem wewnątrzpsychicznej autonomii14. Proces separacji może być odczuwany zarów- no przez matkę, jak i córkę jako poczucie pozbawienia wzajemnej bliskości. Cór- ka spełnia jednocześnie dwa pragnienia matki: żeby mieć dziecko i żeby być dzieckiem. W nieświadomości fakt, że ma się dziewczynkę/córkę, wynagradza w pewien sposób stratę oddzielenia się od własnej matki i jej utratę na skutek procesu separacji. Pozwolenie córce na pierwsze dziecięce próby niezależności nieświadomie przywołuje uczucie utraty bliskości i intymności z własną matką. Więź emocjonalna matki i córki jest często wzmocniona poprzez fakt, że są tej samej płci15. W przypadku chłopca różnica płci pozwala na szybsze oddzielenie się syna od matki. Chłopiec zwraca się ku ojcu, który jest przecież taki jak on, tylko więk- szy, więc zaczyna go naśladować i identyfikować się z nim. Wróćmy teraz na chwilę do drugiego roku życia dziecka - odkrywa ono wte- dy świat wokół siebie, ucieka od matki, by po paru minutach wrócić do niej, sprawdza, co można, a czego mu nie wolno, trening czystości jest zaś polem bi- twy o dziecięcą niezależność. Uczucia dziecka zmieniają się bardzo często: od miłości i chęci bycia blisko matki do ataków złości i odpychania jej. Ta sytuacja może być szczególnie trudna dla matki, która ma małą córkę. Silna ambiwalen- cja okresu analnego może w matce wywołać uczucia zranienia, złości i rozcza- rowania, widzi ona przecież, jak jej własny, pomniejszony obraz stanowczo się jej sprzeciwia. Na skutek tego może się nasilić lęk córki przed porzuceniem jej przez matkę lub przed utratą matczynej miłości, może się także nasilić poczu- cie winy dziewczynki i żal, związany z faktem uniezależnienia się. Gdy tych am- biwalentnych uczuć doświadcza chłopiec, matce może być łatwiej to zaakcep- tować, ponieważ jej syn był od początku inny niż ona. Z takim bagażem doświadczeń dziewczynka wkracza w okres falliczny swojego psychoseksualne- go rozwoju i doświadczenia te wpłyną niewątpliwie na sposób, w jaki rozwiąże swój konflikt edypalny. Pierwsze wyzwanie, jakie stoi przed trzyletnią dziewczynką, to zmiana obiektu libidinalnego. Jest to o tyle trudne, że, jak wspomniałam wcześniej, dziewczynka już w fazie preedypalnej bardzo silnie identyfikuje się z matką. Matczyna bliskość jest ciągle niezwykle kusząca i gwarantuje jej bezpieczeń- stwo. To porzucenie pierwszego libidinalnego obiektu jest tylko częściowe. Pa- 12 Z. Freud (1931) „Female Sexuahty", SE, t. 12, s. 99-108. 13 M. Mahler (1975) „Psychological Birth of the Human Infant", New York: Basic Books. V Clover (1991) „The Acquisition of Maturę Femmity" w: Women andMen, New Perspecti- ve on Gender Differences. 15 Tamże. 44 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ miętajmy, że chłopiec, przechodząc z fazy preedypalnej do edypalnej, zachowu- je ten sam libidinalny obiekt, jakim jest matka. Przyjrzyjmy się, jak następuje zmiana obiektu u dziewczynek. Gdy dziewczynka zaczyna rozpoznawać rodzinny trójkąt i jego implikacje, przeżywa takie samo narcystyczne zranienie jak chłopiec. Na to nakłada się je- szcze jedno zranienie, jakim jest fakt, że nie ma penisa. Wiemy, że w tym okre- sie rozwoju ma to dla dziecka ogromne znaczenie i wiele fantazji dziecięcych po- wstaje wokół posiadania lub nieposiadania penisa. Jedna z możliwych fantazji to ta, że dziewczynka jest wykastrowanym chłopcem i jest przez to gorsza od chłopca. Gdy pewnego dnia odkrywa, że jej mama również nie ma penisa, po- zwala jej to spojrzeć na matkę jako na osobę trochę mniej atrakcyjną, a przynaj- mniej nie posiadającą wszystkich libidinalnych gratyfikacji. Stąd zazdrość o pe- nisa jest elementem, który powoduje rozwój, pozwala na zbudowanie dystansu do matki. Dystans ten jest zbudowany na rozczarowaniu i dewaluacji własnej matki i ułatwia niezbędny proces separacji córki od matki. Zwrócenie libidinal- nego zainteresowania dziewczynki ku ojcu służy kilku celom, m.in. dzięki temu zyskuje ona inny obiekt miłości, co z kolei umożliwia jej zmodyfikowanie wcze- snodziecięcej i wyłącznej relacji z matką. Dziewczynka chce dostać od ojca to, co on posiada, a ona nie. Pytanie tylko, jak to zdobyć. W tym okresie wyobraże- nia dziecka o stosunku seksualnym rodziców przybierają postać oralnych fanta- zji i przypominają proces karmienia i kontaktu między niemowlęciem a matką. Jednocześnie towarzyszy temu fantazja, że penis można jakoś dzielić z ojcem, może poprzez połknięcie, wchłonięcie w siebie i zatrzymanie go w swoim wnę- trzu tak, jak to można robić z kałem. To wyobrażenie wzbudza zazdrość i uczu- cie rywalizacji z matką, która wszystko to może dostać od ojca. Rywalizacja z matką o ojca jest mniejsza z powodu libidinalnego przywiązania i identyfikacji z matką. Pragnienie, by zastąpić matkę przy ojcu, jest groźne w skutkach - ozna- cza ono utratę miłości matki i odrzucenie córki przez matkę. Z drugiej strony, posiadanie ojca tylko dla siebie jest również niebezpieczne. Ojciec jest duży, a córka mała, stąd dzielenie się z nim penisem może oznaczać genitalne zranie- nie (lęk przed penetracją). I w ten sposób konflikt edypalny zostaje częściowo rozwiązany; częściowo, ponieważ włącza się tu również mechanizm obronny, zwany wyparciem - fantazje i uczucia z nim związane z biegiem czasu nikną w nieświadomości. Częściowa identyfikacja z ojcem jest rezultatem wychodze- nia z konfliktu edypalnego. Echa tych dziecięcych dylematów będą obecne w ca- łym życiu kobiety, w jej sposobie wchodzenia w relacje, przeżywania triumfów i porażek, zawierania związków, budowania własnej rodziny i stosunku do wła- snych dzieci. Tak jak w przypadku chłopców, u dziewczynek możemy mieć również do czy- nienia z tak zwanym negatywnym (odwróconym) kompleksem Edypa. Dziew- czynka w swoich fantazjach i uczuciach wybiera dalej matkę jako wyłączny obiekt swojej iibidinalnej miłości i erotycznych dziecięcych fantazji. W takiej sy- córka identyfikuje się z ojcem, który jednocześnie jest rywalem o względy matki. Chcę podkreślić, że zarówno w przypadku chłopca, jak i dziewczynki identyfikacja z matką jest niezbędna do dalszego rozwoju i zdobywania większej FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 45 niezależności, stąd tylko częściowe porzucenie tej identyfikacji w rezultacie wy- chodzenia z fazy fallicznej. Porównanie fazy preedypalnej i rozwoju edypalnego Podsumowując okres preedypalny i edypalny, którego efektem jest wyłonienie się superego i częściowe rozwiązanie konfliktu edypalnego, dochodzimy do na- stępujących wniosków: W okresie preedypalnym wyłącznym obiektem miłości jest matka, a wszyst- kie inne osoby to potencjalni rywale16. W fazie tej zarówno u dziewczynki, jak i u chłopca może pojawić się pragnienie, by dostać dziecko od matki. Pragnienie to wynika z dziecięcej fantazji tego okresu, zgodnie z którą ciało matki zawiera wszystko, co dobre i ekscytujące. Dziecko chce więc mieć wszystko to, co ona posiada. Preedypalny związek syna z matką jest krótszy niż związek córki z mat- ką i szybko łączy się z edypalnymi pragnieniami i z lękiem kastracyjnym. W przy- padku dziewczynek matka, która jest początkowo pierwszym i wyłącznym obiektem libidinalnym, staje się rywalką w walce o względy ojca. Ojciec, który był rywalem w fazie preedypalnej, zmienia się w obiekt miłości i pożądania. Ta zmiana obiektu wywołuje sprzeczne uczucia w stosunku do matki: rywalizacji i fantazjom, by zastąpić matkę przy boku ojca, towarzyszą silne preedypalne pra- gnienia bliskości z matką. Identyfikacja z preedypalną matką jest niezbędna zarówno dla rozwoju chłopca, jak i dziewczynki. Na bazie tej identyfikacji dziecko uczy się samo- dzielności i zaczyna dbać o swoje potrzeby, tak jak robiła to wcześniej matka. W tej fazie istotną rolę odgrywa aktywność matki, a nie jej płeć. Poświęćmy w tym miejscu parę zdań zjawisku dziecięcej masturbacji. Matka w trakcie zaj- mowania się dzieckiem dotyka jego genitaliów. Jest to dla dziecka niezwykle przyjemne, pasywne doświadczenie. Z czasem dziecko powtarza to, dotyka siebie tak, jak dotykała je matka. Samo przejmuje jej aktywną rolę z przeszło- ści. A gdy wchodzi w okres falliczny, gdy zainteresowanie genitaliami jest bar- dzo silne, tym bardziej chce być tam dotykane lub dotykać się samemu. Stąd też dziecięce seksualne prowokacje są normalnym etapem rozwoju dziecka, l tutaj raz jeszcze pojawia się pytanie, jak dziecko jest w stanie zrozumieć sek- sualną relację ojca i matki. Dziecięce seksualne fantazje podlegają zmianom, a wraz z nimi dziecko przechodzi z jednej fazy psychoseksualnego rozwoju do następnej, a te z kolei wiążą się z dziecięcymi przyjemnościami. Przyjemności związane z fazą oralną to ssanie, wchłanianie i gryzienie i taki jest też obraz dziecka o tym, co rodzice robią ze sobą. Na to nakładają się seksualne fantazje analne dotykania odbytu, stymulacji tej części ciała i trzymania w sobie czegoś, co potem się odrywa. Pragnienia fazy fallicznej to dotykanie, oglądanie i poka- zywanie swoich genitaliów. Dziecko wchodzi więc w okres edypalny z szeroką gamą fantazji, a wszystkie one pochodzą z jego własnych dziecięcych doświad- czeń. 16 R. Brunswick (1940) op.cit. 46 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Jak napisałam wcześniej, w fazie falliczno-edypalnej, zarówno dla chłopca, jak i dla dziewczynki, niezbędny jest proces częściowego porzucenia identyfikacji z matką, ułatwiają to zranienia i rozczarowania dziecięce. Takim pierwszym nar- cystycznym zranieniem i rozczarowaniem jest odstawienie dziecka od piersi. Na- stępne zranienie to przyjście na świat rodzeństwa i zauważenie w otoczeniu mat- ki innych osób, które zajmują jej uwagę i uczucia. Wyłonienie się relacji ojca z matką i fantazje dziecięce na ten temat to dla dziecka kolejne potwierdzenie faktu, że nie jest ono dla matki całym światem - następuje również zachwianie poczucia wszechmocy dziecka, bo tak naprawdę jest ono przecież za małe, by sprostać wymaganiom matki czy ojca. Jest to odebrane przez dziecko - i to zarówno przez chłopca, jak i przez dziewczynkę -jako pierwsze seksualne odrzu- cenie. Odkrycie, że matka nie ma penisa, stanowi przykry dodatek do wcześniej- szych rozczarowań. Konkluzja falliczno-edypalnej fazy to bolesna świadomość, że edypalne pra- gnienia nie mają szansy na realizację. Przyjrzyjmy się przez chwilę wyżej opisanym rozczarowaniom. Po pierwsze, wymagają one pewnej integracji ego. Oznacza to, że dziecko już na tym etapie myśli samodzielnie i realistycznie, obserwuje, analizuje i wyciąga wnioski. To re- alistyczne myślenie, świadczące o rozwijającym się ego, pomaga w rozwiązaniu konfliktu edypalnego i przejściu do następnego etapu: rówieśników, szkoły, no- wych zajęć i zainteresowań. Dzieje się to dzięki procesowi identyfikacji z rodzi- cem tej samej płci i stopniowemu przyjęciu systemu wartości obojga rodziców. Przyjrzyjmy się zabawom dziecka w tym okresie pod kątem procesu identyfika- cji. Dziewczynka bawi się w dom. Najczęściej jest mamą z lalkami - dziećmi, które karmi, przewija, myje i uczy porządku. Idzie po zakupy, gotuje obiad, że- by jej dzieci nie były głodne, sprawdza, czy są odpowiednio ubrane. Czasami krzyczy na swoje dzieci, grozi im palcem, wymierza im jakąś karę albo mówi: „Jak tata przyjdzie, to mu powiem, jakie jesteście niegrzeczne". Ubiera się przed lustrem, nakłada buty lub kapelusz matki. A chłopiec? Bawi się samochodami. Prowadzi wojny pomiędzy Indianami a kowbojami, gdzie największą karą jest oskalpowanie (symboliczny odpowied- nik kastracji). Strzela i ściga się z rówieśnikami. Oczywiście, zabawy te zmienia- ją się czasami i to dziewczynki chodzą po drzewach, a chłopcy bawią się w dom. Dominuje jednak tendencja, że dziewczynka identyfikuje się z mamą, a chłopiec z ojcem. Małe dziecko zaczyna kierować swoją agresywną i libidinalną energię na no- we zainteresowania, osiągnięcia w przedszkolu i szkole, poznawanie i uczenie się nowych rzeczy, na współzawodnictwo, gry i zabawy. Nabycie zdolności rysowa- nia, pisania i czytania oparte jest na funkcjach ego (koordynacji, naśladowania in- nych, analizie i syntezie oraz umiejętności koncentracji). Podsumowując: libido i agresja były najpierw - przede wszystkim zaangażowane w wyłączny związek z matką i zaspokojenie wczesnodziecięcych potrzeb, potem w bolesno-ekscytu- jący trójkąt: matka, ojciec i dziecko, aż wreszcie zostały skierowane na inne for- my działania. Bardzo istotnym osiągnięciem, dotyczącym okresu wychodzenia z fazy falliczno-edypalnej jest nabycie umiejętności tolerowania sprzecznych uczuć (ambiwalencji). Tę świeżo nabytą funkcję ego, której początki sięgają fazy FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 47 analnej, będziemy doskonalić przez całe nasze życie. Drugim wielkim osiągnie ciem tego okresu jest pojawienie się superego - roli superego w naszym życiu ni< da się przecenić. Między szóstym a siódmym rokiem życia dziecko wchodzi w fazę, w które popęd seksualny nie odgrywa tak widocznej roli ani w rozwoju fizycznym, an w emocjonalnym. Ten okres utajenia (latencji) trwa około sześciu lat i przecho dzi stopniowo w okres dojrzewania. Faza latencji/utajenia Cechą charakterystyczną tego okresu jest wyparcie wczesnodziecięcych pragnień seksualnych. Sublimacja popędu libidinalnego i agresywnego zaczyna odgrywać znaczącą rolę, co jest widoczne w dziecięcych zabawach, aktywności dziecka i no- wych jego zainteresowaniach. Rysowanie, opowiadanie wymyślonych historii, za- bawy plasteliną, czytanie książek, aktywność fizyczna, zabawy z rówieśnikami zaj- mują coraz więcej miejsca w życiu dziecka. Coraz bardziej uświadamia ono sobie, co można, a czego mu nie wolno. Pojawiają się pytania: „Czy ten człowiek jest do- bry, czy zły?". Wcześniejsze zabawy w lekarza, wzajemne oglądanie genitaliów, za- interesowanie własnymi odchodami i dziecięca masturbacja są traktowane ze wstydem lub poczuciem winy. Dziecko w tym okresie obserwuje krytycznie swo- je młodsze rodzeństwo, które biega nago po pokoju. Na matkę, karmiącą piersią młodszą siostrę czy brata, reaguje ciekawością pomieszaną ze wstrętem. A prze- cież jeszcze parę lat temu ta bliskość była dla niego najważniejsza na świecie. I nadal te wszystkie pragnienia istnieją, ale dzięki mechanizmom obronnym, ta- kim jak: zaprzeczenie, wyparcie, reakcja upozorowana, pragnienia te przeszły do nieświadomości. Dziecko podkreśla, że jest duże i samodzielne. Zakazy, nowo po- znane wartości, jasne rozróżnienie, co wolno, a czego nie wolno, co jest dobre, a co złe - to właśnie przejawy rozwijającego się dziecięcego superego. Najważniej- sze osiągnięcia tego etapu rozwoju to rosnąca kontrola ego i superego nad popę- dem libidinalnym i agresywnym. Wzrastają również te umiejętności dziecka, dzięki którym identyfikuje się już nie tylko z rodzicami, ale również z innymi oso- bami ze swego otoczenia. Poczucie własnej wartości nie zależy już wyłącznie od akceptacji rodziców, ale od samodzielnej oceny własnych osiągnięć i płynącego stąd zadowolenia. W tym samym czasie funkcje ego, między innymi pamięć, zdolność uczenia się i celowego działania, koncentracja i wyciąganie wniosków z własnych zachowań, zaczynają odgrywać coraz większe znaczenie w codziennym funkcjonowaniu dziecka. Zabawy dziecięce stają się polem do trenowania nowo nabytych umiejętności i wykorzystywania własnej wyobraźni. Zabawy te są źródłem przyjemności i spo- sobem na radzenie sobie z wewnętrznymi konfliktami, sposobem na wyrażenie emocji i zdobycie kontroli nad często przeżywaną dziecięcą bezradnością. Przyj- rzyjmy się następującej sytuacji: ośmioletnia Marysia zaczęła bawić się w więzie- nie. Zamykała swoje lalki w pudełku, mówiąc do nich: „Jesteście niegrzeczne, idziecie do więzienia, a jak zmienicie swoje zachowanie, to was wypuszczę". Ro- dzice Marysi byli rozwiedzeni. Zgodnie z decyzją sądu, dziecko spędzało z ojcem dwie soboty i niedziele w miesiącu. Dziewczynka dużym lękiem i płaczem rea- 48 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ gowała na rozstanie z matką. Matka, której również było trudno poradzić sobie z tą sytuacją, przed jednym z takich rozstań powiedziała: „Jak nie pojedziesz do ojca, to ja pójdę do więzienia". Dla Marysi zabawa w więzienie stała się próbą za- panowania nad swoim lękiem i poczuciem własnej dziecięcej bezradności, jak i formą rozładowania złości. Teraz ona wymierzała karę. Nie tylko zabawy, ale i praca zaczyna odgrywać ważną rolę w rozwoju dziec- ka. Pierwszym światem pracy i obowiązków jest szkoła. Dziecko uczy się zdoby- wać akceptację przez wykonywanie zadań, identyfikuje się ze światem szkolnych obowiązków, uczy się współdziałania w grupie. To wszystko odbywa się dzięki rozwijającemu się ego, w tym procesowi coraz lepszego tolerowania czasowej nieobecności rodziców. Ogólny kierunek zmian tego okresu to procesy interna- lizacji i identyfikacji, a co za tym idzie, coraz większy rozwój i integracja funkcji ego oraz superego. Nasuwa się teraz pytanie, jak powstało superego i jakie są je- go funkcje. Rozwój superego Na formację, jaką jest superego, składa się cały dotychczasowy rozwój dziecka: poszczególne fazy psychoseksualnego rozwoju, dojrzewanie i rozwój ego, jakość relacji z matką i ojcem oraz konflikt edypalny. W klasycznym myśleniu psychoa- nalitycznym superego powstaje jako rezultat rozwiązania konfliktu edypalnego. Na kazirodcze pragnienia dziecięce nakłada się lęk chłopców przed kastracją, a u dziewczynek lęk przed utratą miłości matki i zranieniem. W dziecięcym umy- śle pojawia się pojęcie, że coś jest zakazane i że przekroczenie tego grozi karą nie- odwracalną w skutkach. Oczywiście w procesie rozwoju, który do tej pory śledzi- liśmy, wiele było sytuacji, w których dziecko uczyło się, co mu wolno, a czego nie wolno, uczyło się również rozlicznych zasad, co dobre, a co złe. Dziecko, dzięki własnej inteligencji, rozwojowi mowy, zdolności obserwacji, umiejętności przy- swajania tego, co usłyszało od rodziców, i zastosowania tego w działaniu, a więc dzięki rozwijającym się funkcjom ego, przyswaja sobie standardy i system warto- ści przekazywane przez rodziców, nauczycieli czy dziadków. Z tego wynika, że su- perego dziecka jest zbudowane na bazie identyfikacji z moralnymi postawami ro- dziców i ich systemem wartości, ich aspiracjami i ich generalną postawą wobec dziecka. Na tę postawę rodziców wobec dziecka składa się m.in. system kar, na- gród, pochwał czy krytyki i emocjonalny klimat wokół potrzeb dziecka, jego pra- gnień i aspiracji. Dziecko pragnie robić wszystko to, co robią rodzice, czyli iden- tyfikuje się z aktywnością i działaniami rodziców. Standardy i aspiracje rodziców są ważną częścią ich osobowości. Pragnienie, by postępować tak jak rodzice, i po- czucie satysfakcji, jakie dzięki temu dziecko zyskuje, przyspiesza zaakceptowanie rodzicielskich norm postępowania. Wraz z ukształtowaniem się struktury superego zmianie ulegają również prze- żywane dotąd emocje. Poczucie winy zaczyna zastępować dominujące dotych- czas poczucie lęku i wstydu. Zewnętrzne niebezpieczeństwa, których dziecko dotąd się bało, takie jak utrata ukochanej osoby, utrata jej miłości czy obawa przed kastracją, zostają zastąpione nieprzyjemnym, bolesnym uczuciem pocho- dzącym z wewnątrz. Tym uczuciem jest utrata akceptacji własnego superego, FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 49 a co za tym idzie, obniżenie poczucia własnej wartości i poczucie winy, że nie sprostało się swoim własnym wymaganiom. Superego decyduje, które pragnienia zostaną zrealizowane, ale to, w jaki sposób będą zrealizowane, zależy od ego. Ego ma teraz nowe zadanie do speł- nienia - nie tylko respektuje rzeczywistość, czyli bierze pod uwagę zewnętrz- ny świat, ale również zaczyna się liczyć z wewnętrzną rzeczywistością, która nie zawsze jest logiczna czy racjonalna. Wewnętrzna rzeczywistość to wymaga- nia, zakazy i ewentualne kary, jakie narzuca superego. Bycie w zgodzie ze swo- im superego staje się z czasem równie ważne, jak wcześniej ważna była (i jest) miłość i akceptacja rodziców. Ta zamiana rodziców na superego jest wyrazem rosnącej niezależności. Poczuciem własnej wartości zaczyna regulować wewnę- trzne przekonanie, że zrobiło się coś dobrze lub źle, a nie, jak wcześniej, oba- wa przed karą. Dostosowanie się do wymogów superego przynosi ulgę i poczu- cie bezpieczeństwa. Odrzucenie współdziałania z superego wywołuje poczucie winy, które przypominać może w swojej intensywności uczucie bycia nieko- chanym lub lęk przed nim. Na siłę superego i jego jakość ma bardzo duży wpływ intensywność dziecięcych pragnień. Im silniejsze są pragnienia, wywo- łujące lęk lub poczucie winy, tym większej trzeba użyć siły, aby je stłumić. A co za tym idzie, tym bardziej karzące musi być superego. Superego to wy- padkowa identyfikacji z rodzicami, wzorów kulturowych oraz siły pragnień i popędów dziecięcych. Im większe jest zagrożenie, że niechciany impuls libi- dinalny lub agresywny dojdzie do świadomości lub znajdzie swoje rozładowa- nie w działaniu, tym bardziej nieustępliwe musi być superego, by temu zagro- żeniu zapobiec. Agresja w fazie utajenia, w wieku dojrzewania i później, w całym naszym dorosłym życiu może znaleźć swoje ujście w zakazach, karach i krytyce, jaką prezentuje superego. Okrutne i krytyczne superego świadczy o dużej agresji skierowanej przeciwko sobie. W tym momencie możemy postawić dwa nastę- pujące pytania. Pierwsze: skąd się wzięły tak silne agresywne impulsy? Drugie: dlaczego rozładowanie agresji następuje poprzez skierowanie jej przeciwko so- bie? Odpowiedzi na te pytania będziemy szukać w historii życia danej osoby, w jakości jej wczesnodziecięcych relacji, sile pragnień i w funkcjonowaniu ego. Skrajnym przypadkiem sadystycznego superego są myśli i akty samobójcze: „Jestem nic niewart, chcę się zabić". Nastrój depresyjny wraz z samooskarżeniami, bardzo często nieadekwatny- mi do sytuacji, to również forma rozładowania agresji poprzez superego. Wielu analityków posługuje się pojęciem archaicznego, preedypalnego superego17. Składają się na nie uwewnętrznione oczekiwania rodziców, pochodzące przede wszystkim z analnej fazy psychoseksualnego rozwoju, oraz agresja dziecka. Czę- sto to archaiczne superego ma charakter sadystyczny. Pochodne tego sadystycz- nego superego ujawniają się w negatywnym stosunku do własnego ciała, do funkcji fizjologicznych, traktowania innych tak, jakby nie byli nic warci. Wpro- wadzimy teraz jeszcze jedno pojęcie, zwane defektem superego. Termin ten 17 E. Jacobson (1964) „The Self and the Object World", New York: International Universities Press. 50 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ oznacza brak kontroli nad własnymi impulsami, a jego przejawami są m.in.: kra- dzieże, oszustwa i agresja fizyczna. Superego jest strukturą niezbędną w procesie rozwoju człowieka. Chcieliby- śmy, by pomagało nam ono rozwijać się, osiągać satysfakcję z naszego życia, by nadawało mu pożądany cel i kierunek, a wreszcie, by było oparte na wewnętrz- nym spójnym systemie wartości. Poczucie odpowiedzialności, wypełnianie obo- wiązków, dążenie do osiągnięcia zamierzonych celów, nawet wczesne wstawanie z łóżka, gdy za oknem ciemno i pada deszcz, a tymczasem trzeba iść do szkoły lub do pracy czy zrobić dzieciom śniadanie - wszystkie te przykłady ukazują na- sze dostosowanie do wymagań superego. Dążymy do osiągnięcia równowagi między trzema strukturami: id, ego i su- perego. Proces ten jest długi, pełen pułapek i, praktycznie, trwa przez całe ży- cie. W okresie dojrzewania ta równowaga jest szczególnie zachwiana. Świat na- stolatków ulega przewartościowaniu, pragnienia o dużej intensywności dochodzą do głosu, wahania nastrojów przybierają monstrualne rozmiary, a pytanie: „Kim jestem?" wysuwa się na plan piewszy. Faza dojrzewania i poszukiwanie tożsamości Ten etap rozwoju dorastającego dziecka charakteryzują gwałtowne zmiany fizjo- logiczne i jego dojrzewanie seksualne. Zmiany te w dramatyczny sposób wyciska- ją swoje piętno na rozwoju poznawczo-emocjonalnym dziecka. Rozwijające się ego musi sobie poradzić z wieloma silnymi uczuciami i pragnieniami, często sprzecznymi ze sobą, oraz ze zmianami, zachodzącymi we własnym ciele. Drugi istotny element tego etapu rozwoju to ponowne pojawienie się, a zarazem powtórna możliwość przepracowania konfliktów i fiksacj i/utrwaleń z etapów wcześniejszych. Nabyta w okresie utajenia zdolność do sublimacji popędów po- przez zabawę i pracę zostaje w tym okresie osłabiona. Występujące u nastolatków poczucie zagubienia i braku satysfakcji objawia się niecierpliwością, przerzuca- niem się z jednego działania w drugie, kłopotami z koncentracją, trudnościami w nauce, częstą zmianą przyjaciół, konfliktami z otoczeniem, niekontrolowanymi wybuchami złości lub smutku. Przyjrzyjmy się tym zmianom z punktu widzenia możliwości ego. Ten gwałtowny wzrost impulsów popędowych powoduje wyżej opisaną regresję funkcji ego. Regresja ta reaktywuje podstawowe, nie rozwiązane konflikty z wcześniejszych faz rozwojowych. W związku z tym nastolatek ma po- wtórną okazję przepracowania raz jeszcze wczesnodziecięcych dylematów. Wszystkie konflikty wieku dojrzewania mają swoje korzenie we wczesnodzie- cięcych fiksacjach. Jeść czy nie jeść; wykonać czyjeś polecenie czy zbuntować się, ubierać się tak, by jak najbardziej wyeksponować siebie, czy wręcz przeciw- nie, próbować ukryć swoje rozwijające się ciało, próbować uwieść sympatię swo- jej koleżanki czy wybrać lojalność. Te wyżej opisane konflikty mają swoje źródło w fazie oralnej, analnej czy falliczno-edypalnej. Nastolatek, będący w okresie dojrzewania ma większe możliwości poradzenia sobie z tymi konfliktami, niż małe dziecko, ze względu na bardziej rozwinięte ego i dysponuje z jednej strony dużymi możliwościami rozwoju, ale z drugiej czyha na niego wiele pułapek. Przy niesprzyjających warunkach środowiskowych – zamiast przepracowanych kon- FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 51 fliktów, silnego ego i superego - możemy mieć do czynienia z patologicznymi ob- jawami i zaburzeniami charakteru. Pozytywne doświadczenia, nabyte w okresie dojrzewania, ułatwiają rozwiązanie konfliktów. Etap dojrzewania - to poszukiwanie własnej tożsamości. Na początku tego eta- pu obraz siebie jest często ubogi, fragmentaryczny i pełen sprzeczności. Próby samookreślenia przybierają formę oporu i rebelii wobec uznanych autorytetów. Proces separacji od tego, co dotąd było znane i akceptowane, niesie w sobie duże ryzyko - jest nim poczucie osamotnienia i izolacji. Na tym etapie rozwo- ju nastolatek żegna się zarówno z dziecięcymi marzeniami i fantazjami, jak i z dziecięcymi sposobami wchodzenia w relacje. Jednym z istotnych zadań te- go okresu jest nabycie trwałej zdolności do wchodzenia w związki na dojrzałym poziomie. Nastolatek musi wyrzec się ostatecznie rodziców jako jedynych i wy- łącznych obiektów miłości. Ten proces rezygnacji z rodziców jako obiektu gra- tyfikacji libidinalnej powoduje stan pustki i głodu relacji. Zastanówmy się przez chwilę, jak przebiega ten proces. Libido zostaje wycofane z relacji zarówno z prawdziwym rodzicem, jak i z rodzicem uwewnętrznionym. Pamiętajmy, że superego pochodzi z identyfikacji z rodzicami i oznacza to automatycznie osła- bienie jego funkcji. To, co widzimy w zachowaniu nastolatka, to bunt, elemen- ty aspołecznych zachowań, robienie tego, co było dotąd przez rodziców zakaza- ne, na przykład palenie papierosów, picie alkoholu czy wracanie późno do domu. Nastolatek zaczyna dużo uwagi poświęcać sobie - temu, co przeżywa, jak wygląda, co się z nim dzieje. Z drugiej strony, dużo uwagi poświęca przyja- źniom, które w tym czasie często się zmieniają, próbuje naśladować różne oso- by ze swojego otoczenia w poszukiwaniu własnej tożsamości. To, w jaki sposób nastolatek rozwiąże kryzys tożsamości, zależy w bardzo dużym stopniu od potencjału, jakim dysponował, wchodząc w ten okres życia. Proces „uwalniania się" od rodziców, odnajdowania samego siebie i radzenia sobie w otaczającym świecie jest możliwy do przeprowadzenia wtedy, gdy poprzednie fazy rozwoju przebiegały w sposób prawidłowy. Identyfikacja z rodzicem tej samej płci jest ważnym elementem budowania własnej tożsamości. Oczywiście, jeżeli rodzice nie są w stanie dostarczyć dziec- ku powszechnie akceptowanego modelu męskości czy kobiecości - to proces ten jest utrudniony. W okresie tym zachowanie nastolatka charakteryzują sprzeczno- ści i ekstrema, np.: egoizm i altruizm, szczodrość i skąpstwo, życie towarzyskie i izolowanie się, radość i smutek, intensywne zauroczenia i gwałtowne porzuce- nia, podporządkowanie się i bunt, materializm i idealizm. Te sprzeczności mają swoje korzenie we wczesnodziecięcych konfliktach. W okresie wczesnodziecię- cej seksualności, a w szczególności przy konflikcie edypalnym, dziecko uczy się, że seksualne impulsy są niebezpieczne. W wieku dojrzewania sprzeczność po- między popędem seksualnym a wymaganiami superego przybiera formę świado- mego konfliktu, dotyczącego masturbacji. Lęk i poczucie winy skupiają się teraz wokół fantazji na temat masturbacji, tak jak kiedyś koncentrowały się wokół fan- tazji edypalnych. Na tym etapie dziewczynki często przebywają we własnym gronie, a chłopcy równie niechętnie dopuszczają je do swoich grup. Preferowanie towarzystwa tej samej płci może wynikać z lęku przed ekscytującą obecnością płci przeciwnej, 52 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ przy jednoczesnej niechęci do samotności. Jest to również sposób na uniknięcie obaw związanych z własną rozwijającą się seksualnością. Okres dojrzewania u chłopców Dojrzewający chłopiec nie jest w stanie kontrolować ani siły swojego pobudze- nia seksualnego, ani potrzeb i pragnień z nim związanych. W tej fazie rozwoju chłopcy mogą uprawiać wzajemną masturbację lub ma- sturbację w obecności innych, seks oralny czy analny z partnerem. Zwrócenie się w kierunku swoich kolegów jako źródła przyjemności, zabaw i pracy ma charak- ter regresyjny. Jest to zarazem najbezpieczniejsze zachowanie do czasu, aż dora- stający chłopak będzie w stanie w sposób konstruktywny ukierunkować swoją seksualność na kobiety/dziewczyny. Te akty okresu dojrzewania w trochę później- szym wieku przy ugruntowanej orientacji seksualnej mogą wywoływać ataki pa- niki i obawy przed własną homoseksualnością. Wspomnienia młodzieńczych ho- moseksualnych doświadczeń stanowią skrywany dowód, wywołujący niepokój o swoją tożsamość płciową. Okres ten można nazwać pseudohomoseksualnym, tak jak następny - pseudoheteroseksualnym; pseudoheteroseksualny - ponieważ u jego podłoża tkwi manewr obronny przeciwko swojej homoseksualności18. Chłopiec w tym wieku ciągle nie jest w stanie w pełni oddzielić obrazu swo- jej matki od obrazu kobiety jako takiej. Dlatego w tym okresie swojego życia skieruje mnóstwo wysiłku na oddzielenie uczuć seksualnych od miłości, czułości 1 wrażliwości. Ten sztuczny podział pozwala mu na ekspresję uczuć seksualnych bez lęku i poczucia winy. Często towarzyszy temu celowe obniżanie wartości dziewczyny, która jest obiektem ekspresji seksualnej, przy jednoczesnej idealiza- cji innych dziewcząt, które nie ulegają „brudnym" popędom i nie „oddają się tak łatwo" (to znowu daje o sobie znać konflikt edypalny). Z czasem dojrzewający chłopak czuje się bardziej komfortowo w roli heteroseksualnej. Ta zmiana zacho- wania jest możliwa dzięki zdobytemu doświadczeniu, kontaktom z koleżankami, rozwijającemu się ego i wzrastającej zdolności do tolerowania własnej ambiwa- lencji. Stąd tylko krok do dorosłości. Okres dojrzewania u dziewczynek Rozwijające się ego musi sobie poradzić z fizjologią, w tym z pierwszą menstru- acją, zmianami we własnym ciele i burzą hormonów. Romantyczne fantazje o swoich rówieśnikach lub starszych kolegach są formą panowania nad budzą- cymi się pragnieniami seksualnymi. Te pierwsze zainteresowania to manewr obronny wobec seksualnych/nieświadomych pragnień w stosunku do swojego ojca. Jest to też faza pseudoheteroseksualności, forma ucieczki od silnych uczuć wobec ojca, a nie dojrzałe zainteresowanie płcią przeciwną. Jest to walka, by porzucić obiekt kazirodczo-edypalny i odseparować się od matki poprzez silne emocjonalne zaangażowanie się w relacje z rówieśniczkami. Stąd idealizowane 18 R. Lasky (1993) „Dynamics of Developmervt and the Therapeutic Process", s. 105-109, Nor- thvale, N. J: Jason Aronson. FAZY ROZWOJU PSYCHOSEKSUALNEGO 53 dziewczęce przyjaźnie na śmierć i życie czy też przyjaźnie ze starszymi kobieta- mi (substytutami matki). Następny etap to stopniowe zmniejszanie intensyw- ności tych przyjaźni i znalezienie sobie partnera19. Nastoletni chłopiec musi porzucić swoje homoseksualne pragnienia i preedy- palne potrzeby, by móc przyjąć na siebie społecznie akceptowaną rolę męską. Nastoletnia dziewczynka musi porzucić swoje fantazje o byciu chłopcem/męż- czyzną i powodujące te fantazje uczucie zazdrości o penisa, by móc w przyszło- ści spełnić się jako kobieta. Musi się również wyrzec swoich homoseksualnych pragnień w stosunku do matki i uniezależnić się od niej, a jednocześnie zidenty- fikować się ze swoją matką jako kobietą i z rolą, jaką matka pełni. Doświadcze- nia homoseksualne pomiędzy nastolatkami nie świadczą o homoseksualnej orientacji płciowej. Osiągnięcie libidinalnej pozycji wieku dojrzewania polega na rozwiązaniu ho- moseksualnych tendencji, umiejętności nawiązywania związków emocjonalnych, stopniowego uniezależniania się od rodziców i osiągnięciu tożsamości. Poczucie tożsamości jest możliwe dzięki syntezie, do jakiej zdolne jest ego. Oznacza to zdolność utrzymania wewnętrznej spójności zarówno wtedy, gdy się jest samemu, jak i wtedy, gdy się przebywa w obecności innych20. Dzieje się to również dzięki stopniowej integracji wszystkich dotychczasowych identyfikacji (pierwszymi osobami, z którymi dziecko się identyfikuje, są rodzice). To wycho- dzenie z wieku dojrzewania to również nabycie umiejętności rozpoznawania, to- lerowania i panowania nad bolesnymi emocjami, takimi jak lęk, smutek czy złość, tolerowanie sprzecznych uczuć, wewnętrznych konfliktów i zaakceptowa- nie własnej seksualności. Peter Blos, autor monografii o okresie dojrzewania21, wymienia między inny- mi następujące osiągnięcia tego okresu: 1. Ugruntowanie się sfery ego wolnej od konfliktu. 2. Osiągnięcie spójnej identyfikacji seksualnej (heteroseksualnej, genitalnej po- zycji). 3. Zdolność do wchodzenia w trwałe związki. 4. Stabilizacja aparatu poznawczo-emocjonalnego (ukształtowane superego, sil- ne ego, akceptacja faktu, że przeżywanie wewnętrznych konfliktów jest częścią życia). Ukształtowanie się charakteru jest uwieńczeniem fazy dojrzewania, podobnie jak wyłonienie się superego jest rezultatem wyjścia z fazy falliczno-edypalnej. Faza genitaka Faza genitalna jest ostatnią fazą popędowego rozwoju libidinalnego. Jest to etap osiągnięcia dojrzałości psychoseksualnej. Polega on na umiejętności nawiązywa- nia długotrwaych, stabilnych relacji, umiejętności wyrażenia czułości, miłości i uwagi poprzez seks, na znalezieniu przyjemności w intymności, na umiejętno- 19 R. Lasky (1993) op. cit., s. 109-111. 20 B. E. Moore, B. D. Fine (1995) op. cit, s. 362-363. 21 R Blos (1962) „On Adoiescence", s. 128-129, New York: Free Press. 54 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ ści odnalezienia swojego miejsca w rodzime, w pracy i wśród przyjaciół, na po- siadaniu własnych zainteresowań. Umiemy docenić, że nasz partner/partnerka jest niezależną osobą i zaakceptować na poziomie nieświadomym fakt, że part- ner nasz jest odmiennej płci. Z punktu widzenia funkcjonowania ego i superego etap ten oznacza integra- cję wewnętrznych konfliktów i podstawowych sprzeczności, które towarzyszą nam przez całe nasze życie, a którymi są m.in.: kobiecość i męskość, aktywność i pasywność, autonomia i zależność. Funkcje ego i superego służą adaptacji do rzeczywistości, w której żyjemy, i dalszemu emocjonalnemu rozwojowi. Proces dojrzałości nie kończy się na tym etapie, ale służy ukształtowaniu się charakteru w jego mniej lub bardziej ostatecznej formie. Dojrzałość to również umiejętność rozpoznawania, tolerowania i panowania nad lękami, depresją, pragnieniami se- ksualnymi i agresją, czyli emocjami towarzyszącymi nam przez całe życie. Oczywiście, w każdej kryzysowej sytuacji najprawdopodobniej odezwą się na- sze wczesnodziecięce konflikty i potrzeby, ale teraz będziemy na nie bardziej od- porni dzięki naszemu dojrzałemu już ego i superego oraz oparciu, jakie mamy w otoczeniu. Posługując się klasycznym językiem psychoanalizy i słowami Freu- da, to, do czego dążymy w naszej dojrzałości można, podsumować cytatem: „Gdzie było id - powinno być ego"22. W ten sposób w skrócie prześledziliśmy nasz rozwój psychoseksualny. Zrozu- mienie naszego dorosłego funkcjonowania - zarówno z punktu widzenia normy, jak i patologii - oparte jest w psychoanalizie na zrozumieniu procesów emocjo- nalnego i poznawczego dojrzewania od momentu urodzenia i pierwszego kontak- tu ze środowiskiem. To, co mam nadzieję, udało mi się pokazać, to ciągłość pro- cesów i ich wzajemne uwarunkowania. O dojrzałych relacjach i umiejętności ich utrzymania możemy mówić tylko wtedy, gdy ego i superego są dojrzałą, wy- kształconą strukturą, a co za tym idzie, proces wtórny dominuje nad pierwot- nym, a popęd libidinalny i agresywny jest podporządkowany zarówno wymaga- niom rzeczywistości, jak i własnym wewnętrznym standardom. Dojrzałość ego i superego jest możliwa dzięki pozytywnemu rozwiązywaniu konfliktów i trud- ności, jakie towarzyszą każdej z opisanych faz rozwoju libido i agresji. Zanim przejdę do omówienia procesu terapeutycznego, chciałabym zebrać i podsumować pojęcia, które towarzyszyły nam dotąd i również będą niezbędne w następnych rozdziałach. Zacznijmy od ego. 22 Z. Freud (1933) „New Introductory Lectures in Psychoanalysis", SE, t. 22, s. 80. V Ego i jego funkcje Ego jest to pojęcie teoretyczne, opisujące zbiór funkcji psychicznych. Funkcje 1 regulują zarówno doświadczenia, przychodzące z zewnętrznego środowiska, jz i z naszego wnętrza, czyli - nasze życie popędowo-emocjonalne1. Hartma którego nazywa się ojcem psychologii ego, podkreślał zdrowe, adaptacyjne dzi łanie ego. Funkcje ego możemy podzielić na grupy w zależności od zadań, jak spełniają. Podział ten jest umowny i ma na celu uporządkowanie tego, co zost ło dotąd omówione. Pierwsza grupa to funkcje wrodzone ego. Obejmuje ona te funkcje, które i względnie niezależne od konfliktów, jakich doświadczamy, niezależne od trai matycznych przeżyć czy naszego życia popędowego. Do funkcji tych zaliczam percepcję, pamięć, koordynację wzrokowo-ruchową, umiejętność mówieni zdolność do myślenia^. Druga grupa funkcji ego to ta, która rozwija się wraz z rozwojem relac z obiektem i na podstawie wyżej wymienionych zdolności. Są to tak zwane syi tetyczne funkqe i procesy myślowe i zaliczamy do nich: zdolność do koncentr cji i wglądu, zdolność do analizy, syntezy i abstrakcyjnego myślenia. Zaburzeń tych funkcji przejawiają się w trudnościach tolerowania zmian, w trudnościac ukierunkowania popędów na celowe i konstruktywne działania, w występów niu myślenia magicznego i myślenia zorganizowanego wokół popędów, na prz kład natłok agresywnych lub seksualnych myśli, których nie można od siebie o< dalić. Trzecia grupa funkcji ego to tak zwane mechanizmy obronne. Zostają or uruchomione przez ego w chwili, gdy ego nie radzi sobie z informacjami i d< świadczeniem płynącym z zewnątrz lub z siłą własnych popędów. Przypomnijrr w tym miejscu podstawowe sytuacje lękowe, które związane są zarówno z faz mi psychoseksualnymi, jak i z rozwojem relacji z obiektem. Są to: lęk przed utr tą obiektu, lęk przed utratą miłości obiektu, lęk przed kastracją/zranieniem, 1^ przed brakiem akceptacji własnego superego. Ego włącza mechanizmy obronn gdy pojawia się któryś z tych lęków. Mechanizmy obronne mają charakter pat< logiczny, gdy występują zbyt silnie, ale jednocześnie (jak sama nazwa wskazuje 1 H. Hartman (1958) „Ego Psychology and the Problem of Adaptation", New York: Internati nal Umversities Press. 2 Tamże. AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ 56 pełnią funkcję obronną przed zalewającym nas lękiem, poczuciem winy, wstydu, uczuciami depresyjnymi i agresją, czy też w swojej skrajnej postaci, przed pro- cesem psychotycznym, gdy słabe ego nie jest w stanie ogarnąć otaczającej je rze- czywistości. Mechanizmy obronne mają charakter hierarchiczny, zaczynając od najbardziej prymitywnych po najbardziej rozwinięte. To, jakimi mechanizmami posługuje się ego, zależy od stopnia jego dojrzałości. Do podstawowych mecha- nizmów obronnych, zaczynając od najbardziej prymitywnych, czyli związanych ze słabszym ego, zaliczamy: zaprzeczenie, rozszczepienie, projekcję. Wyparcie (represja), sublimacja, reakcja upozorowana, racjonalizacja - te mechanizmy wy- magają już bardziej dojrzałego ego. Zachowania, uczucia, myśli i fantazje również mogą spełniać funkcję obronną. Zaburzenia mechanizmów obronnych mogą do- prowadzić do nagłego pojawienia się procesu pierwotnego lub trudności w kon- trolowaniu uczuć. Czwarta grupa funkcji ego odnosi się do relacji z rzeczywistością i bezpośre- dnio do zdolności adaptacyjnych do danej sytuacji. Do tych funkcji zaliczamy: spontaniczność, kreatywność, regresję w służbie ego. Regresja w służbie ego to zdolność zmniejszenia kontroli w określonych sytuacjach, na przykład w seksie, w działaniach twórczych, w zabawach z dziećmi. Zdolność do współodczuwa- nia jest również częściowo oparta na funkcji, jaką jest regresja w służbie ego. Zaburzenia tych funkcji - to brak umiejętności elastycznego reagowania, trud- ność tolerowania zmian, nieumiejętność funkcjonowania w społecznych sytua- cjach, nadmierna skłonność do obsesji i reakcji lękowych. Do tej grupy zalicza- my również tak ważną funkcję, jaką jest zdolność rozróżnienia pomiędzy wewnętrznym bodźcem a zewnętrznym doświadczeniem (reality testing). Zdolność rozróżnienia pomiędzy wewnętrznym bodźcem a zewnętrznym do- świadczeniem oznacza adekwatność percepcji, orientację w czasie i przestrzeni, ale również adekwatność własnych sądów na temat innych ludzi i wydarzeń. Skrajnym zaburzeniem w tym przypadku jest psychoza, gdzie kontakt z rzeczy- wistością jest minimalny i mamy do czynienia z osobą, która żyje we własnym świecie iluzji i przeżyć, projektuje je na zewnątrz i traktuje jako rzeczywistość. Myślenie paranoidalne zaliczamy również do tych zaburzeń. Do powyższej gru- py zaburzeń funkcji ego zaliczamy również następujące mechanizmy obronne: projekcję, zaprzeczenie, rozszczepienie na osoby dobre i złe, bez możliwości to- lerowania półcieni w relacjach, a co za tym idzie, również bez możliwości tole- rowania własnej ambiwalencji. Piąta grupa funkcji ego to regulacja i kontrola popędów. Zaliczamy do niej umiejętność zachowania się w różnych sytuacjach, umiejętność tolerowania fru- stracji, lęku i ambiwalentnych uczuć. Do grupy tej zaliczamy również zdolność do sublimacji i integracji libido i agresji, dzięki czemu jesteśmy w stanie nawią- zywać dojrzałe relacje, a nie tylko takie, które są oparte na seksie, przemocy czy zaspokajaniu swoich potrzeb. Zaburzenia kontroli i regulacji popędów - to wszelkie zaburzenia zachowania, począwszy od nadmiernej impulsywności i skłonności do nałogów (alkohol, narkotyki, kompulsywne objadanie się, nie- kontrolowane życie seksualne), aż po kradzieże czy zachowania psychopatyczne. Do tej sfery zaburzeń zaliczamy również stany silnego napięcia, somatyzację, sta- ny katatoniczne i maniakalne. EGO I JEGO FUNKCJE 57 Szósta grupa funkcji ego dotyczy kształtowania relacji z obiektem. Do tych funkcji zaliczamy: osiągnięcie stałości obiektu. Osiągniecie tak zwanej stałości obiektu jest niezwykle ważne z punktu widzenia rozwoju człowieka. Polega ono na osiągnięciu pozytywnej reprezentacji obiektu (najczęściej tym obiektem jest matka w pierwszym okresie kształtowania się tej umiejętności) niezależnie od tego, jakie emocje i frustracje przeżywamy. Ta pozytywna reprezentacja obiektu istnieje nawet wtedy, gdy obiekt jest fizycznie nieobecny3. Osiągnęcie stałości obiektu jest kluczem do tolerowania frustracji, samotności, do wchodzenia w dojrzałe relacje, oparte na respektowaniu potrzeb drugiej osoby. Ta rozwojo- wa umiejętność kształtuje się i doskonali przez całe nasze życie. Zaburzenia w relacjach z obiektem to zachowania o charakterze autystycz- nym (pojawiają się u małych dzieci), psychotycznym, nadmierne zachowania o charakterze narcystycznym, wchodzenie w relacje o charakterze sadomasochi- stycznym lub symbiotycznym oraz zbyt silny lęk przed separacją. Jeżeli wróci- my do faz rozwoju psychoseksualnego, to zauważymy, że trudności relacyjne w dorosłym życiu odzwierciedlane są również przez silne fiksacj e/utrwalenia oralne, analne czy falliczno-edypalne. Przykładem tego może być nadmierna za- leżność od innych, ciągła potrzeba kontroli lub dominacji, nadmierna koncentra- cja na samym sobie, brak przywiązania do ludzi, trudności w zakochiwaniu się lub nadmierne fascynacje nowymi partnerami i ciągłe zmiany partnerów. W ramach struktury ego możemy wyodrębnić tak zwane ego idealne - są to nasze dążenia i aspiracje do tego, kim chcielibyśmy być i co chcielibyśmy sobą reprezentować. Superego powstaje i rozwija się w procesie różnicowania i rozwoju ego. Ego 1 superego są ściśle od siebie zależne. Analizując funkcje superego, możemy po- stawić następujące pytania: 1. Czy funkcjonowanie danej osoby opiera się na zewnętrznych czy wewnętrz- nych normach i wartościach? Czy danym zachowaniem kieruje poczucie winy czy lęk przed karą z zewnątrz? Czy dominuje lęk separacyjny czy kastracyjny? 2. Do jakiego stopnia superego zakazuje ekspresji popędu libidinalnego i agre- sywnego, a w jakim stopniu pozwala na ich wyrażenie? 3. Czy superego spełnia funkcję tylko krytyczną, czy też pomaga nadać kierunek działania, wyznacza jego cel i dostarcza satysfakcji? Te pytania dotyczą również współpracy pomiędzy id, ego i superego i ich wza- jemnej integracji, jak również pomagają w określeniu stabilności i siły superego. Zanim przystąpimy do definicji charakteru, przypomnijmy sobie podstawowe obszary, na podstawie których śledziliśmy nasz rozwój i proces dojrzewania. Za- liczamy do nich: 1. Etapy rozwoju libido i agresji. 2. Rozwój i różnicowanie ego i superego w powiązaniu z przechodzeniem z jed- nej fazy rozwoju psychoseksualnego do następnej. 3. Rozwój relacji z obiektem i etapy tego rozwoju w powiązaniu z podstawowy- mi sytuacjami zagrożenia i w zależności od fazy rozwoju psychoseksualnego i kształtującego się ego. H. Hartman (1952) op. cit. VI Charakter Różnimy się nawzajem od siebie, każdy z nas ma inne podejście do otaczającej nas rzeczywistości, do ludzi, z którymi się spotykamy, do życiowych smutków i radości. Lubimy różne rzeczy, różne pory roku, każdy z nas woli inny wystrój mieszkania i inne książki. Czasami lubimy się nawzajem. Nierzadko określamy kogoś jako egoistę, skąpca, mówimy, że jest zawzięty lub uparty. Nasze opinie o innych pochodzą z naszych obserwacji. A więc dokonujemy pewnej analizy i syntezy, wyszczególniamy powtarzające się wzorce zachowań. Z tych powtarza- jących się obserwacji o nawykowych zachowaniach formułujemy cechę charak- teru. Właśnie to, że ktoś jest skąpy lub rozrzutny, że zawsze jest punktualny lub wręcz przeciwnie, nigdy nie przychodzi na umówione spotkanie o czasie, gdy jest wściekły, to zamyka się w sobie i nie odzywa przez trzy dni. Ktoś inny, stwier- dzamy, lubi rywalizować i zawsze musi być pierwszy. Następne zadanie to połączenie tych cech w spójną całość. I w tym miejscu dochodzimy do definicji charakteru. Charakter to pewien nawykowy, zgodny z ego zespół reakcji w stosunku do bodźców zewnętrznych i wewnętrznych, których używa dana osoba, by poradzić sobie z gratyfikacją impulsów i adaptacją do zewnętrznego świata1. Pamiętajmy, że „charakter" to pojęcie teoretyczne. Dwa kluczowe pojęcia tej definicji to: nawyk, czyli coś, co się powtarza regularnie, oraz zachowanie zgodne z ego. Zachowanie zgodne z ego oznacza akceptację danego sposobu zachowania się i może wyrażać się w słowach: „Taki już jestem". Przeciwieństwem tego są ob- jawy. Do objawów odnosimy się jak do czegoś, co jest nie nasze i nie wiadomo, dlaczego istnieje. Objawy powodują lęk i zdziwienie, a w skrajnych przypadkach stan alarmu. Posłużmy się przykładem mycia rąk. Ktoś może powiedzieć: „Myję ręce co najmniej 10 razy dziennie, bo w dzisiejszych czasach wszystko jest brud- ne i skażone. A jak podaję komuś rękę, to tylko w rękawiczce. I tak wszyscy powinni robić". W takim wypadku możemy zaryzykować stwierdzenie, że tak czę- ste mycie rąk jest nawykiem, akceptowanym przez daną osobę, czyli jest to zacho- wanie zgodne z ego. Może się to wydawać dziwaczne osobie z zewnątrz, ale jest normalne dla kogoś, kto w ten sposób funkcjonuje. Ten sam przykład może być 1 S. Mykel (1985) „Clmical Manifestation of Character", Issues in Ego Psychology, t. 8: 1-2, s. 53. 60 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ objawem, wywołującym niepokój u kogoś innego: „Nie wiem, co mi jest, ciągle myję ręce i na dodatek boję się podać komuś rękę bez rękawiczki". Osoba taka uważa swoje zachowanie za dziwne, zachowanie to nie leży w jej charakterze. Ten przykład pokazuje różnicę pomiędzy neurotycznym objawem a cechą charakteru, nawet jeżeli ma ona charakter patologiczny. Wprowadzimy teraz pojęcie zaburzeń charakteru. Zaburzenia charakteru to nawykowe, sztywne, nieadaptacyjne sposo- by reagowania (wzorce postępowania), które są przez daną osobę doświadczane jako zgodne z jej postrzeganiem siebie i rzeczywistości, czyli zgodne z ego2. We współczesnym myśleniu psychoanalitycznym patologię definiujemy w ra- mach struktury charakteru. Objawy analizujemy w ramach charakterologicznej całości, a nie traktujemy ich jak oderwane zachowania, którymi jedynie trzeba się zająć, by zlikwidować problem. Charakter ujawnia się w każdym aspekcie naszego funkcjonowania, stąd moż- liwości obserwowania go są ogromne, na przykład sposób funkcjonowania mię- dzy ludźmi, zawieranie przyjaźni, stosunek do własnej pracy, do czasu, do pie- niędzy, sposób reagowania na zmiany, podejście do kwestii jedzenia, sposobu dostarczania sobie przyjemności, preferencja pewnych zachowań seksualnych, radzenia sobie z agresją. Gdy próbujemy określić czyjś charakter, to nie szukamy tylko zachowań pato- logicznych, ale przede wszystkim usiłujemy spojrzeć na czyjeś zachowanie jako całość. Na charakter można spojrzeć jako na syntezę następujących elementów^: 1. Dominujący poziom libidinalnego funkcjonowania, np.: oralnego, analnego, lub fallicznego. 2. Jakość i poziom wchodzenia w relacje, np.: potrzeba zaspokojenia jedynie własnych potrzeb, postrzeganie innych jako przedłużenie siebie czy też akcepto- wanie innych w całej ich odrębności. 3. Sposoby zdobywania i regulowania swojego poczucia własnej wartości, np.: dzięki własnym osiągnięciom, dzięki dzieciom lub partnerowi czy dzięki posia- danym dobrom materialnym. 4. Jakość pierwszych identyfikacji. 5. Prezentowany system wartości i dojrzałość superego. 6. Stopień dojrzałości ego, z uwzględnieniem mechanizmów obronnych, które powtarzają się najczęściej. W różnych momentach naszego dorosłego życia zadajemy sobie pytania: cze- go pragniemy, z czym mamy trudności, z jakimi sytuacjami sobie nie radzimy. Je- śli pracujemy jako psychoterapeuci psychoanalityczni, musimy dobrze znać sie- bie samych, musimy posiadać również odpowiedni zasób wiedzy teoretycznej, popartej doświadczeniem, która pozwoli nam zrozumieć skomplikowane zacho- wania i dynamikę problemów kogoś, komu próbujemy pomóc. Druga część ni- niejszej książki poświęcona jest procesowi terapeutycznemu w oparciu o zasady teorii psychoanalitycznej. 2 S Mykel (1985) op cit., s. 55. 3 Tamże. CZĘŚĆ DRUGA Proces terapeutyczny VII Konsultacja i reguły terapii psychoanalitycznej Gdy ktoś zgłasza się do nas po pomoc, zostaje nawiązany pierwszy kontakt (prze- ważnie telefoniczny) między terapeutą a pacjentem. W nas, terapeutach, istnieje już gotowość do pracy, wyznaczamy więc dzień i godzinę spotkania. Istotną rolę od- grywa atmosfera, jaką stworzymy już od pierwszych chwil rozmowy z pacjentem. Od samego początku oferujemy mu nasze zrozumienie i zainteresowanie. To, czy zaproponujemy psychoterapię, będzie zależało od naszej oceny sytuacji po jednej lub paru konsultacjach. Osoba, która zgłasza się do nas po pomoc, nie jest jeszcze naszym pacjentem. Z dużym prawdopodobieństwem możemy przyjąć, że nie wie nawet, co to znaczy być pacjentem w terapii. A my, by podjąć decyzję o ewentual- nej dalszej pomocy, musimy posiadać wystarczającą ilość niezbędnych informacji. Jedno z pierwszych pytań, jakie zadamy naszemu rozmówcy, jest następujące: Co panią (pana) do mnie sprowadza? Innymi słowy, chcemy wiedzieć, z jakimi pro- blemami przychodzi do nas dana osoba i kiedy te problemy się zaczęły. Chcemy też uzyskać podstawowe informacje na temat życia i ogólnego funkcjonowania nasze- go potencjalnego pacjenta. Po paru spotkaniach chcemy dysponować taką ilością danych, by móc wysunąć pierwsze hipotezy o naturze przedstawionych problemów i zdecydować, czy podejmujemy się terapii. Czego zatem chcemy się dowiedzieć o człowieku, z którym rozmawiamy? Na pewno - czegoś o jego życiu, o domu, w jakim się wychowywał, kim byli czy są jego rodzice, jakie relacje istniały między nimi? Jaka atmosfera panowała w rodzi- nie? Czy ktoś miał problemy emocjonalne, a jeżeli tak, to jakie? Czy ma rodzeństwo, a jeżeli tak, to w jakim wieku? Jak przebiegały pierwsze lata jego życia? Pytamy rów- nież o ważne osoby z okresu dzieciństwa. Jak wyglądało pójście do przedszkola i do szkoły? Czy we wczesnym dzieciństwie chorował na coś, czy był może operowany, czy leżał w szpitalu, a jeśli tak, to co wie o towarzyszącym temu rozstaniu z rodzica- mi? Czy rodzice chorowali, wyjeżdżali gdzieś, na ile byli obecni w życiu dziecka? Py- tamy również o wiek dojrzewania, o przyjaźnie szkolne, naukę, o przeżywane poraż- ki i sukcesy. Pytamy o historię obecnej pracy, o relacje z rodziną, historię małżeństwa lub o inne ważne związki. Pytamy też o sposób spędzania wolnego czasu. Interesuje nas również medyczna strona życia naszego rozmówcy, jakie zażywa lekarstwa, jakie nią problemy ze zdrowiem i w jaki sposób radzi sobie z nimi. Pytamy też o alkohol i inne używki i ewentualne problemy rodzinne związane z ich nadużywaniem. 64 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Wszystko w tej historii ma znaczenie. Sposób opowiadania o sobie i o swoich bliskich, świadomość prezentowanych trudności, sposób radzenia sobie w domu i w pracy - wszystko to daje nam wskazówki o funkcjonowaniu ego, o poziomie przeżywanego lęku i agresji. Informacje te to również wskazówki, w jaki sposób dana osoba osiąga satysfakcję i dostarcza sobie przyjemności. Co jest ich źródłem: dom, praca, własne sukcesy, przyjaźnie czy intymne związki? To, jaki ktoś ma sto- sunek do swoich reakcji emocjonalnych, przeżywanych niepowodzeń czy trudno- ści, dostarcza nam trochę danych o funkcjonowaniu superego. Co sprawia, że dana osoba czuje się bezpiecznie i dobrze, a jakie sytuacje po- wodują u niej wzrost lęku lub zachowania depresyjne? Odpowiedź na to pozwoli nam wywnioskować wstępnie, jaki poziom relacji z obiektem dominuje i które z opisanych w pierwszej części książki podstawowych sytuacji zagrożenia są dla danej osoby szczególnie trudne. Czy jest to obawa o utratę obiektu, czy o utratę miłości obiektu? Czy osoby z otoczenia naszego rozmówcy służą mu jedynie do zaspokajania jego potrzeb, czy też są postrzegane przez niego jako całkowicie odrębne, a przy tym złożone indywidualności. Interesuje nas również, na ile tym kontaktom towarzyszą konflikty i ambiwalentne uczucia. Te pierwsze informacje to szkic, który z czasem będzie przybierał coraz bardziej konkretne kształty, na- bierał kolorów i bogactwa. Możemy to porównać do skomplikowanej układanki - najpierw, na podstawie paru elementów, próbujemy wyobrazić sobie całość, a jed- nocześnie w czasie wspólnej pracy przybywa coraz więcej brakujących kawałków. Spotkanie pierwsze Pani Małgorzata zadzwoniła do mnie, pytając, czy terapia może jej pomóc, bo od paru miesięcy przeżywa silny kryzys, nie może spać i nie wie, co się z nią dzieje. Zaproponowałam, żeby przyszła do mnie na konsultację. Gdy się zjawiła, ujrza- łam atrakcyjną, wysoką, młodą kobietę, ubraną w dżinsy i podkoszulek. Powie- działa, że ma 30 lat, jest samotna, niezależna, nigdy nie była w długim związku. Jest w USA od sześciu miesięcy. Problemy, które skłoniły ją do szukania pomocy, zaczęły się pięć tygodni temu. Pierwsze pytanie, jakie nasunęło mi się w czasie na- szej rozmowy, było następujące: dlaczego 30-letnia, atrakcyjna kobieta jest sama i nie ma za sobą żadnego długotrwałego związku? Na to pytanie postaramy się znaleźć odpowiedź w trakcie konsultacji. Natomiast wiemy już na pewno, że po- zostawanie w intymnym związku może być dla tej pacjentki trudne. Sześć tygo- dni wcześniej pani Małgorzata dała ogłoszenie do biura matrymonialnego. Na jej ogłoszenie odpowiedział mężczyzna parę lat od niej starszy. „Byłam nim zafascynowana, bardzo mi się spodobał, ale kiedy wspomniał o obrącz- kach, zaczęłam się wycofywać. Nie rozumiem dlaczego. Powiedział, że mnie kocha, a ja się przestraszyłam, że nie sprostam temu uczuciu. A przecież mamy wspólne zainteresowania, podoba mi się fizycznie, nawet okazało się, że jesteśmy z tego sa- mego miasta. Nie wiem, co się ze mną dzieje, nie mogę spać po nocach. Nawet już nie wiem, czy chcę go widywać, a przecież z drugiej strony wydaje mi się, że on spełnia moje oczekiwania - jest inteligentny, błyskotliwy, no, po prostu - idealny". Jesteśmy zatem świadkami silnie przeżywanego konfliktu. Na poziomie świado- mym istnieje potrzeba bycia w związku: „Przecież ja chcę być w związku - dałam KONSULTACJA I REGUŁY TERAPII PSYCHOANALITYCZNEJ 65 ogłoszenie, nie chcę być sama". Druga strona konfliktu jest nieświadoma, wiemy tylko, że pani Małgorzata - w miarę rozwoju relacji - zaczęła przeżywać silny lęk, któremu towarzyszyła natychmiastowa potrzeba wycofania się. Pamiętajmy, że w tym momencie nie mamy jeszcze żadnych innych informacji. Formułujemy je- dynie jak najwięcej pytań dla własnych potrzeb. „Na studiach, gdy miałam 18 lat, przeżyłam pierwszą miłość. On był trzy lata starszy. Po pół roku wyjechał za gra- nicę, a gdy wrócił po paru miesiącach, to już nie chciał naszej znajomości kontynu- ować. Nie rozpaczałam, ale czułam się opuszczona i oszukana. Próbowałam to so- bie jakoś wytłumaczyć. W następnym związku byłam, gdy miałam 25 lat. Związek ten trwał półtora roku. Tomek był inżynierem, był bardzo związany ze swoją mat- ką. Nigdzie ze mną nie chciał jeździć, nawet na ślub mojej koleżanki. No i jakoś ten związek się rozpadł. Bardzo to przeżyłam, nie chciałam widzieć ludzi, czułam się zupełnie zdruzgotana. Siedziałam całymi dniami w fotelu, zwinięta w kłębek, pod kocem. Trwało to chyba ze trzy miesiące. To była moja kolejna strata". Na sytuację odrzucenia pacjentka zareagowała silnymi objawami depresyjnymi. Ale nadal nie wiemy, czym dla pani Małgorzaty było to odrzucenie. Czy ta porażka na poziomie nieświadomym była utratą obiektu, czy miłości? Po tym wydarzeniu pani Małgorzata zdecydowała się wyjechać, by zmienić otoczenie. Dwa lata przeby- wała za granicą. W międzyczasie jej ojciec wyjechał do USA, postanowiła więc do niego pojechać. „Po paru miesiącach poczułam się tutaj samotna. Nic w moim ży- ciu się nie dzieje, nie mam zbyt dużo możliwości, by tutaj kogoś spotkać, dałam więc ogłoszenie". Dlaczego właśnie teraz? O to chcielibyśmy zapytać panią Małgo- rzatę, ale odpowiedzi będziemy szukać w czasie dalszej rozmowy. „Zaczęłam sobie wyrzucać, że to ja nie umiem kochać, że to wszystko moja wina". W tym miejscu warto zastanowić się, na ile to stwierdzenie wskazuje na krytyczne, obwiniające su- perego, a na ile jest to reakcja obronna. „Łatwo wpadam w panikę, najczęściej w sy- tuacjach uczuciowych męsko-damskich". Jak wiemy z części teoretycznej, stan pa- niki pojawia się wtedy, gdy mechanizmy obronne ego zawodzą. Pytanie, które teraz powinniśmy sobie postawić, jest następujące: Dlaczego u pani Małgorzaty sytuacja intymna wywołuje panikę? „A jednocześnie tak się boję, że nie ułożę sobie życia, że utracę Bartka. Kiedy zaczęłam dopuszczać do siebie wątpliwości, to one przyjęły ta- kie okropne rozmiary, że w ogóle sobie z nimi nie radzę". Pani Małgorzata ma wyraźne trudności z tolerowaniem własnej ambiwalencji. Na zakończenie pierwszego spotkania dopytywała się jeszcze, czy na pewno będę w stanie jej pomóc i czy na pewno szybko. Pacjentka przeżywała swój lęk tak sil- nie, że usiłowała wywierać na mnie presję, bym zaraz zrobiła coś, co jej ulży. Po pierwszej konsultacji - na podstawie informacji, którymi dysponujemy - możemy wysunąć następujące hipotezy: bliskość i intymność wywołują u pani Małgorzaty silny lęk. Trudno jej tolerować ambiwalentne uczucia. Dominujący lęk dotyczy utraty ważnej osoby. Spotkanie drugie Pani Małgorzata podsumowała swoje wspomnienia ze szkoły i z dzieciństwa stwierdzeniem, że zawsze miała trudności w nawiązywaniu kontaktów, była nie- śmiała i bała się bawić z innymi dziećmi. Zapytana o małżeństwo rodziców, 66 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ stwierdziła, że nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ojciec jest o pięć lat starszy od matki, jest towarzyski, lubi podróże, jest wyrozumiały i tolerancyjny. „Ojciec za- wsze stara się mnie wysłuchać, zrozumieć, daje dobre rady". Matka w opisie pa- cjentki to osoba apodyktyczna, krytyczna, chłodna, wybuchowa, zamknięta, oso- ba, która uważa, że tylko jej zdanie się liczy. „Nie przypominam sobie, żebyśmy tak razem siedziały i żebym się jej kiedykolwiek zwierzała". Małgorzata do szóste- go roku życia była wychowywana przez babcię, która z nimi mieszkała, kontakty z nią wspomina jako bardzo dobre. W wieku pięciu lat poszła do przedszkola i pa- mięta je jako przykre doświadczenie, źle się tam czuła, dużo chorowała. Gdy miała sześć lat, rodzice przeprowadzili się od babci do swojego obecne- go mieszkania. Małgorzata ma młodszą o dziewięć lat siostrę, z którą - jak stwierdziła - ma dobre układy. Problemów zdrowotnych nie ma żadnych i nigdy nie miała. W rodzinie nie było również większych kłopotów ze zdrowiem. Mał- gorzata dostała pierwszą miesiączkę, gdy miała 15 lat. Papierosów nie pali, alko- holu nie nadużywa. „Po poprzednim spotkaniu zaczęłam zastanawiać się nad mo- ją rodziną. Taka sobie przeciętna, poprawna rodzina żadnych awantur - żadnych rękoczynów. Ojciec dużo pracował, mało przebywał w domu. Na wakacje za- wsze wyjeżdżaliśmy całą rodziną. Z ojcem i z siostrą spędzałam długie godziny przy ognisku, mama zawsze szła spać. Ja się tak boję, bo co będzie, jak się już nigdy nie zakocham; to taki strach przed odpowiedzialnością. A druga strona mi mówi: zostań sama, po co ci to, tak do końca życia z jedną i tą samą osobą. Ale wtedy myślę, że przecież ludzie są stworzeni do tego, żeby być razem. To jest tak, że z jednej strony miałaby być ta niewyżyta młodość, a z drugiej - solidna rodzina, gdzie nie ma już miejsca na koleżanki i kolegów. Ja nawet nie bardzo mogę sobie wyobrazić, jak miałabym urodzić dziecko". A więc mamy tutaj do czynienia z konfliktem, dotyczącym małżeństwa, po- siadania dzieci, innymi słowy, z byciem dorosłą. Co powstrzymuje tę pacjentkę przed wejściem w rolę dojrzałej kobiety? Odpowiedź na to pytanie pojawi się w trakcie pracy terapeutycznej. Podczas drugiego spotkania pacjentka powie- działa, że jej ojciec, z którym tutaj mieszka od sześciu miesięcy, wraca za parę tygodni do Polski. Można hipotetycznie przyjąć, że ogłoszenie do biura matry- monialnego i wyjazd ojca do Polski mają ze sobą związek. Świadczyłoby to o nie- świadomym lęku przed utratą obiektu. Załóżmy, że z tych fragmentów, które znamy, chcemy ułożyć cały obraz, a tym samym jesteśmy gotowi podjąć pracę terapeutyczną. W jaki sposób zapro- ponujemy to naszej rozmówczyni? Pytanie, które może nam pomóc, dotyczy po- przednich doświadczeń terapeutycznych pani Małgorzaty. Jeżeli były, to jakie, jak przebiegała terapia i dlaczego się zakończyła. Odpowiedzi na te pytania będą stanowiły wskazówkę, czego możemy się spodziewać w nowej relacji terapeu- tycznej: czy nagłego zniknięcia, czy zerwania relacji, w jakim stopniu dana osoba jest w stanie tolerować frustrację, wynikającą z kontaktu terapeutycznego? Jeże- li jest to pierwszy kontakt terapeutyczny naszego pacjenta, możemy zapytać, ja- kie są jego wyobrażenia i oczekiwania związane z terapią. Chcemy również znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego właśnie teraz ta osoba zgłosiła się na terapię. Odpowiedź na to znaidziemy w historii wchodzenia w związki, radzenia sobie z lękiem czy depresją. W przypadku pani Małgo- KONSULTACJA I REGUŁY TERAPII PSYCHOANALITYCZNEJ 67 rzaty prawdopodobnie nieświadomy lęk przed utratą obiektu był powodem gwałtownego szukania partnera. Jak w szkle powiększającym ukazało to konflikt pacjentki, dotyczący bycia w dojrzałym związku. Bezpośredni powód zgłoszenia się do terapii związany był z pojawieniem się objawów takich, jak trudności ze spaniem w nocy i przeżywanie stanów paniki. Ten wysoki poziom lęku pojawił się w czasie związanym z przewidywanym wyjazdem ojca i ewentualnym wej- ściem w dojrzały związek, a więc rozpoczęciem dorosłego życia. Na poziomie świadomym oczekiwania pani Małgorzaty, związane z terapią, sprowadzały się do tego, by mogła podjąć decyzję, co robić dalej, i aby mogła zmienić swoją dotych- czasową bolesną emocjonalnie sytuację. Na poziomie świadomym i racjonalnym pacjent wie, że terapeuta oferuje mu realną nadzieję na zmniejszenie lub zlikwi- dowanie cierpienia. Jednocześnie jego bezradność w stosunku do tego, czego do- świadcza, mobilizuje wczesnodziecięce tęsknoty i pragnienia za idealnym rodzi- cem, w obecności którego cierpienie zniknie lub przynajmniej zmniejszy się. I w tej sytuacji pani Małgorzata oczekiwała ode mnie gotowej recepty i wyba- wienia z kłopotów: „Jak pani myśli, jak długo ta moja terapia będzie trwała? Czy jest to głębsza sprawa, czy tylko chodzi o ten jeden związek?". Próbując zrozu- mieć dynamikę tej sytuacji, widzimy, że im więcej lęku przeżywała pani Małgo- rzata i im bardziej czuła się bezradna, tym bardziej te uczucia przerzucała na mnie. Zanim jeszcze zaczęła psychoterapię, już się niepokoiła o to, jak długo te- rapia będzie trwała. Można to rozumieć zarówno jako poszukiwanie magicznego rozwiązania, jak i wyraz lęku przed byciem w bliskim związku (w tym również w związku terapeutycznym). Można jednocześnie przewidzieć, że trudności by- cia w związku i towarzyszący temu natłok sprzecznych uczuć, które doprowa- dzają panią Małgorzatę do chęci ucieczki, pojawią się również w relacji terapeu- tycznej. Gdy pani Małgorzata zacznie doświadczać ambiwalentnych uczuć wobec terapeuty, prawdopodobnie będzie dążyła do zerwania kontaktu terapeu- tycznego. Po pierwszych dwóch spotkaniach możemy wstępnie powiedzieć, że pojawił się materiał zarówno edypalny, jak i preedypalny. Na lęk preedypalny przed utra- tą obiektu nakłada się element edypalny, jakim jest zostawienie ojca i wejście w dorosłe życie z nowym partnerem. Jeżeli chodzi o funkcjonowanie ego, to na pewno widoczne są tu trudności z tolerowaniem ambiwalencji, jak i z tolerowa- niem lęku. To z kolei wskazywałoby na dominację mechanizmów preedypalnych. len pierwszy kontakt z terapeutą, zaprezentowanie siebie i mówienie o sobie prowokuje całą gamę uczuć, których pacjent nie jest świadomy. Niektórym oso- bom kojarzy się to z krępującą sytuacją rozbierania się u lekarza, gdzie wstydli- wie odkrywa się źródło swojej choroby, oraz z lękami przed bolesnym zranie- niem. Jeszcze inni pacjenci kojarzą tę sytuację z magicznym oddaniem się pod opiekę idealnego rodzica. Te dwa poziomy, świadomy i racjonalny oraz ten ukry- ty - nieświadomy i zakorzeniony we wczesnodziecięcych fantazjach - przeplata- ją się ze sobą w psychice pacjenta od pierwszego spotkania z terapeutą, a nawet wcześniej, od momentu sięgnięcia po słuchawkę telefoniczną i umówienia się na konsultację. I ten świadomy, racjonalny materiał próbujemy przełożyć na jego nieświadome pochodne. W tym celu jest nam potrzebna wiedza o nieświadomości, fazach rozwojowych, fazach rozwoju relacji z obiektem, wiedza o kształto- 68 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ wania się ego, o sposobach radzenia sobie z lękiem i agresją, czyli potrzebne jest nam to wszystko, co zostało omówione w pierwszej części książki. Ann, urodzona i wychowana w Montrealu, zgłosiła się na terapię, mówiąc, że przeżywa „kryzys tożsamości", że chce wiedzieć, co ma dalej robić ze swoim ży- ciem. Ann jest mężatką z dwójką dzieci. Określiła swoje małżeństwo jako udane. Swoje oczekiwania wobec terapeuty sprecyzowała następująco: chce pracować z kobietą, która będzie wrażliwa na jej potrzeby, okaże jej zrozumienie i ciepło. Co te oczekiwania znaczą na poziomie nieświadomości? Z całą pewnością pa- cjentka ujawnia niezaspokojone, oralne potrzeby bycia z matką. Można również przewidzieć trudności z utrzymaniem kontaktu terapeutycznego, gdy potrzeby pacjentki nie zostaną zaspokojone. Pacjentka była poprzednio cztery lata w tera- pii, którą przerwała po urodzeniu drugiego dziecka. Ann opisała relację ze swo- ją poprzednią terapeutką jako niezwykle satysfakcjonującą. Dlaczego więc nie wróciła do przerwanej terapii? Jakakolwiek byłaby odpowiedź, zawsze szukajmy korzeni w sferze nieświadomości. Musimy być świadomi tego, że pacjent zawsze będzie nas porównywał z poprzednim terapeutą. Mechanizm obronny, jakim jest idealizacja i dewaluacja, może tutaj odgrywać istotną rolę. W przypadku Ann przejawiło się to w sposób następujący: PACJENT: Nie miałam tyle pieniędzy, by wrócić do mojej poprzedniej terapeutki, ale chodzi nie tylko o to - gdy skończyłam z nią terapię, to miałam poczucie ab- solutnego spełnienia. Ona była dla mnie kimś wspaniałym, jedynym, była jak idealna matka. TERAPEUTA: W jakim sensie? PACJENT: Dawała mi dużo wskazówek, sugestii, na przykład, gdzie mogłabym po- jechać z Biłem albo co zrobić, gdy mnie bolała głowa. Ona sprawiała, że czułam się dobrze, była ciepła i czułam, że naprawdę zaangażowała się w relację ze mną. A tutaj tego nie czuję. TERAPEUTA: Skąd takie przekonanie, że ja nie angażuję się w relację z panią? PACJENT: W pani nie ma ciepła, nie dostaję żadnych wskazówek od pani. Ja nig- dy nie czułam się sfrustrowana z moją poprzednią terapeutką. Jest to klarowny przykład mechanizmu obronnego, zwanego rozszczepieniem. Fakt, że mechanizm ten pojawia się na samym początku terapii, może utrudnić utrzymanie kontaktu terapeutycznego. W ten sposób pacjentka radzi sobie z agresją i brakiem tolerancji wobec przeżywanej ambiwalencji. Możemy przyjąć, że im większa jest idealizacja, tym więcej jest nieświadomej agresji. Jeden obiekt jest dobry, a drugi zły. Jeżeli nie zostanie to zinterpretowa- ne odpowiednio wcześnie, to doprowadzi do zerwania kontaktu terapeutyczne- go. Trzeba pomóc pacjentce zrozumieć, jaką funkcję spełnia rozszczepienie i to nie tylko w sytuacji terapeutycznej, ale również w relacjach z innymi. Ann zgłosiła się do mnie parę miesięcy po odstawieniu od piersi swojego dru- giego dziecka. Doświadczenie bycia w ciąży i karmienia opisała następująco: „By- liśmy jednością, to tak, jakby być w kokonie, byliśmy absolutnie szczęśliwi". W momencie zgłoszenia się do terapii Ann skarżyła się na pustkę w swoim ży- ciu, powiedziała, że pragnie znaleźć coś takiego, co ją pochłonie bez reszty. Z tych pierwszych, wyrywkowych informacji można wnioskować o niezwykle silnych, niezaspokojonych potrzebach oralnych pacjentki. W przypadku Ann se- KONSULTACJA I REGUŁY TERAPII PSYCHOANALITYCZNEJ 69 paracja wywołuje lęk, depresję i silną agresję. Po trzech miesiącach terapii Ann postanowiła zostać terapeutą. Na poziomie nieświadomości było to podyktowa- ne potrzebą jedności, bycia kimś takim, jak ja. A jednocześnie był to sposób na poradzenie sobie z nieświadomą agresją i zawiścią: Jeżeli jestem taka jak ta dru- ga osoba, to nie przeżywam tyle frustracji i zawiści. Mechanizm naśladowania pełni w tym momencie funkcję obronną przed lękiem separacyjnym i własną agresją. TERAPEUTA: Zastanawiam się, na ile pani pragnienie, by być terapeutą, związane jest z moją osobą i z naszą relacją? PACJENT: Pani uważa, że chciałam pożyczyć sobie pani tożsamość, tak? Ten komentarz jest komentarzem Ann, ale pacjentka przypisuje go mnie. Jest to projekcja jej pragnienia, by być taką jak ja, a to z kolei spełnia ważną funk- cję obronną. Skupienie się nad „pożyczeniem tożsamości" (nawet termin, bar- dzo intelektualny, wskazuje na próbę zdystansowania się do własnego nieświa- domego pragnienia, by być identyczną z drugą osobą) otworzyło zupełnie nowy materiał i pokazało pacjentce jej sposób funkcjonowania w relacjach. Ann opi- sała swoją przyjaźń z Susan, datującą się z okresu studiów: „Byłyśmy zupełnie jak bliźniaczki, miałyśmy takie same ubrania, fryzury, a nawet podobne głosy. Pamiętam, gdy ktoś z naszych znajomych powiedział: wasze głosy są identycz- ne. Czułam się z tym wspaniale. Właśnie to jest prawdziwa przyjaźń". W tym miejscu pojawia się następujące pytanie: Co taka wypowiedź oznacza z punktu widzenia nieświadomości? Jaki poziom relacji z obiektem dominuje? Na pozio- mie nieświadomości zgłoszenie się do terapii było podyktowane pragnieniem bycia jednym z drugą osobą, a sytuacja terapeutyczna w wyobrażeniach pacjent- ki oznaczała właśnie jedność z terapeutką. Spełnienie tej wczesnodziecięcej oralnej potrzeby zostało w jakimś stopniu zrealizowane, gdy Ann była w ciąży. Jej historia wchodzenia w związki była ciągłym poszukiwaniem, by to pragnie- nie zostało spełnione. Najpierw naśladowała we wszystkim swoją o cztery lata starszą siostrę. Ten sam wzorzec pojawił się w jej przyjaźni z Susan, a następnie wyszła za mąż za mężczyznę, o którym powiedziała, że jest identyczny jak ona. Pragnienie to ma swoje wczesnodziecięce korzenie w relacji z matką i ukazało się z całą wyrazistością w relacji ze mną, czyli w przeniesieniu; wrócę do tego na następnych stronach. Bycie pacjentem wymaga zaakceptowania pewnych reguł. Dotyczą one liczby spotkań terapeutycznych, określonego czasu ich trwania i opłat. Dotyczą rów- nież zgody na to, że jest to terapia werbalna, w związku z tym uczucia, fantazje, myśli i pragnienia wyrażane są słowami. Pacjent, z jednej strony, musi być w sta- nie zaakceptować realia terapeutycznej sytuacji, na przykład to, że sesja trwa 45 czy 50 minut, a jednocześnie musi być w stanie zaryzykować regresję w swój świat fantazji i uczuć. Oscylacja pomiędzy tymi dwiema przeciwstawnymi pozy- cjami jest podstawą pracy psychoanalitycznej. Pan Zbyszek był w terapii już około trzech lat, w tym czasie przestał pić, wyna- jął sobie mieszkanie, zaczął regularnie uczestniczyć w spotkaniach Anonimowych Alkoholików. Część objawów depresyjnych, z którymi zgłosił się na terapię, znik- ła. Dalej pozostał jednak nie rozwiązany problem pracy, pan Zbyszek był na za- siłku dla bezrobotnych, za sesje terapeutyczne płaciło ubezpieczenie. Wiele razy 70 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ powtarzał że chciałby przychodzić częściej niż raz w tygodniu. W tym samym okresie dużo czasu na sesjach poświęcaliśmy jego potrzebom zależności i pragnie- niom, by znaleźć kobietę, która zajęłaby się nim i w pełni zaopiekowała. W jego fantazjach chodziłam z nim do kościoła, trzymając go za rękę. Innym razem byłam opiekującą się nim Madonną. Tuż przed końcem jednej z sesji, gdy kolejny raz wy- raził chęć przychodzenia częściej, wspomniałam o tym, że gdyby znalazł pracę i płacił za swoje sesje, to mógłby przychodzić częściej; ubezpieczenie płaciło tylko za jedną sesję w tygodniu. Nic na to nie odpowiedział. Kolejną sesję rozpoczął w następujący sposób: „Gdybym mógł, tobym panią zabił. Gdybym miał broń, tobym to zrobił. Myślałem, że to małżeństwo, a to tylko prostytucja". Ten komen- tarz pacjenta odnoszący się do mojej wypowiedzi jest oczywiście wielopoziomowy. Zajmijmy się jednym z jego aspektów, a mianowicie - omawianą tutaj konieczno- ścią zaakceptowania reguł psychoterapii i jej realiów. Dla pacjenta fakt, że nie pła- cił za sesje, miał bardzo ważne nieświadome znaczenie - dostawał coś specjalnego, co podtrzymywało jego fantazje o karmiącej idealnej matce/żonie. Różnica między rzeczywistością relacji terapeutycznej a jego fantazjami była zatarta. Pacjent ten nie był w stanie zaakceptować faktu, że mógłby sam płacić za sesje. Tym samym negował on realia sytuacji terapeutycznej. Zaczęliśmy rozmawiać zarówno o jego myślach na mój temat: postrzegał mnie jako idealną matkę, opiekującą się nim za darmo, jak i nad jego oporem przed zaakceptowaniem reguł psychoterapeutycz- nych. Fakt niepłacenia za terapię w jego konkretnym wypadku podtrzymywał opór przed zaakceptowaniem roli dojrzałego mężczyzny, który na siebie zarabia. Jego nieświadoma fantazja dotyczyła tego, że jemu się to należy - akt reparacji za wcze- snodziecięce krzywdy, jakich w jego pojęciu doznał od rodziców. To okazało się pracą na następnych parę lat. Z punktu widzenia pacjenta, procedura terapeutyczna i proces terapii jest do pewnego stopnia irracjonalny i sztuczny, szczególnie gdy pacjent przeżywa inten- sywne uczucia lub nie do końca jest przekonany, jak działa terapia: „I co ja tak bę- dę mówił i mówił, i niby co ma z tego wyniknąć?". Między terapeutą a pacjentem nie ma relacji równości. Pacjent przychodzi w stanie cierpienia i bezradności. Przy- chodzi do eksperta. Swoją postawą terapeuta daje pacjentowi do zrozumienia, że wie, jak trudna jest jego sytuacja. Zapoznanie pacjenta z regułami terapii jest pierwszym krokiem do nawiązania współpracy. Wyjaśniasz pacjentowi, dlaczego chcesz, żeby mówił wszystko, co mu przychodzi na myśl. Wyjaśniasz, że czasami będziesz zadawał (a) pytania, czasami tylko słuchał (a), a jeśli będziesz miał (a) coś do powiedzenia - to podzielisz się tym z pacjentem. Wyjaśniasz też, że za sesję, na którą nie przyjdzie, też musi zapłacić, bo to jest czas zarezerwowany dla niego, a ty nie pracujesz wtedy z nikim innym. Częstotliwość i regularność spotkań, relatywnie długi okres trwania terapii, sta- łość miejsca, ten sam dzień tygodnia i ta sama godzina dają pacjentowi poczucie bezpieczeństwa i zachęcają do badania jego wewnętrznego świata. Ta stabilność i przewidywalność na poziomie nieświadomości kojarzy się ze stałością obiektu. Swoją postawą i gotowością słuchania terapeuta daje dowód tego, że chce zrozu- mieć, co dzieje się z pacjentem, a to z kolei podsyca w pacjencie chęć zrozumie- nia samego siebie. Prośba, by pacjent mówił wszystko, co mu przychodzi na myśl, otwiera możliwość powiedzenia wszystkiego i stanowi do tego wyraźną zachętę. KONSULTACJA I REGUŁY TERAPII PSYCHOANALITYCZNEJ 71 Trudność pacjenta z utrzymaniem tej samej godziny spotkania będzie miała charakter diagnostyczny. Jeżeli pacjent w ciągu miesiąca parę razy próbował zmieniać termin spotkania, dzwonił i przekładał sesje, to na pewno należy to zbadać i zrozumieć, co to znaczy na poziomie nieświadomości. Czy pacjent trak- tuje terapeutę jak przedłużenie samego siebie, czy jest to próba kontrolowania terapeuty, czy też wyraz lęku, związanego z byciem w związku i nieświadomymi fantazjami, jakie to uruchamia. Z dużym prawdopodobieństwem można przypu- szczać, że będzie w ten sposób traktował wszystkie osoby wokół siebie. Można również przewidzieć, że jego chaotyczne podejście do życia utrudnia mu kontak- ty społeczne, zawodowe i intymne. Ale ten problem pacjenta ujawni się dopie- ro wtedy, gdy w jego życiu pojawią się jakieś stałe elementy, takie jak miejsce i czas spotkań terapeutycznych. Być może jest to również nieświadome powta- rzanie zachowań, które miały miejsce w jego domu rodzinnym. Są też pacjenci, którzy na każdą zmianę w terapii, np. na przesunięcie godziny czy dnia spotkań, reagują lękiem. Jest to niewątpliwie wskazówka na temat funk- cjonowania ego. Na pewno należy się zająć tą lękową reakcją - będzie ona kluczem do zrozumienia zapomnianego, wczesnodziecięcego fragmentu życia, drogą do zro- zumienia nieświadomych fantazji, które kryją się za tym lękiem. Pani Katarzyna za- reagowała milczeniem, a następnie łzami na informację, że muszę przesunąć godzi- nę spotkania. Zapytana, co ta zmiana godziny spotkania dla niej oznacza, nie była w stanie odpowiedzieć. Na kolejnych sesjach zajęłyśmy się intensywnością jej re- akcji. Pojawił się materiał związany z poczuciem odrzucenia: ktoś inny, ważniejszy zajął jej miejsce. Te myśli i uczucia doprowadziły do pojawienia się wspomnień z dzieciństwa, gdy jej młodsza siostra przyszła na świat, a ona poczuła się zupełnie opuszczona. To również uświadomiło jej, że reaguje silnym lękiem na wszystkie zmiany terminów spotkań i niespodziewane ich odwoływania - dla niej jest to oznaka, że jest niechciana. Dalsza praca nad tym problemem ujawniła, jak bardzo to nieświadome przekonanie utrudnia jej kontakty z ludźmi - pani Katarzyna czu- je się zraniona, obraża się i wycofuje z relacji. Tak samo istotne znaczenie będzie miało analizowanie spóźnień pacjenta lub jego reakcji na spóźnienia terapeuty. Właśnie te reakcje jako odpowiedź na nieuświadomione uczucia i fantazje pa- cjenta, po przeanalizowaniu, pomogą zrozumieć, jak nasz pacjent funkcjonuje. Pacjentka Jane przez pierwszych parę tygodni terapii zawsze spóźniała się około dziesięciu minut. Wpadała na sesję, mówiąc, że nie mogła złapać taksówki i ja- kie to w mieście są okropne korki. Rozmowa o tych spóźnieniach uświadomiła Jane leżącą u ich podstaw obawę, że to terapeuta może się spóźnić albo wcale nie przyjdzie, a ona wpadnie wtedy w panikę. Spóźnienia pełniły funkcję obron- ną przed lękiem. Lęk ten, co ujawniły następne sesje, był lękiem przed opuszcze- niem. Matka pacjentki zmarła, gdy Jane miała 12 lat. Jane pamiętała, że matka poszła do szpitala, ale obiecała wrócić następnego dnia do domu, tymczasem ni- gdy już nie wróciła. Matka Jane była z wykształcenia pielęgniarką, umarła na no- wotwór mózgu. Do końca swoich dni próbowała funkcjonować normalnie, ale często musiała zostawać w szpitalu. Na podstawie tego materiału można z góry przewidzieć, że Jane zareaguje lękiem na jakiekolwiek przerwy w terapii. Dla Sally regularne spóźnienia na sesje były formą kontrolowania sytuacji, dawaqły jej poczucie przewagi nade mną i broniły przed bezradnością. 72 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Wszystkie wyżej opisane fragmenty zachowań podczas sesji pokazują, jak w szkle powiększającym, funkcjonowanie pacjentów w codziennych życiowych sytuacjach. Bliższe przyjrzenie się tym zachowaniom umożliwia znalezienie odpo- wiedzi na pytanie, czemu te zachowania służą, na ile pomagają pacjentom funk- cjonowć, a na ile to funkcjonowanie utrudniają. Przyjrzyjmy się przez chwilę temu, co terapeuta psychoanalityczny wnosi do sytuacji terapeutycznej. Wnosi atmosferę zrozumienia, niezmienny sposób za- chowania, przejawiający się w rutynie i regularności spotkań, gotowość do pracy z pacjentem przez lata nad jego problemami, punktualność na sesjach, niepod- noszenie telefonu w czasie rozmowy z pacjentem, utrzymywanie stałego termi- nu spotkań. To ważne elementy wkładu terapeuty do sytuacji terapeutycznej. Zajmijmy się teraz przez chwilę zasadami słuchania, zgodnie z którymi tera- peuta analityczny słucha swojego pacjenta. Słuchasz wszystkiego z jednakowym zainteresowaniem, nie robisz specjalnego wysiłku, żeby wszystko pamiętać. To tak, jakbyś poddawał (a) się wolnym skojarzeniom pacjenta. Terapeuta analitycz- ny słucha pacjenta, uwzględniając trzy następujące cele1: - przetłumaczenie tego, co mówi pacjent, na język nieświadomości. Myśli, za- chowania, fantazje i uczucia mają swoje korzenie w nieświadomości. Stąd tak ważne jest zrozumienie nieświadomych powodów, dla których pacjent szuka po- mocy terapeutycznej. Kim ja - terapeuta - zaczynam być w nieświadomości pa- cjenta? Jaką rolę przypisuje mi pacjent? - nieświadome elementy muszą być poddane syntezie, żeby mogły doprowadzić do wglądu. Fragmenty przeszłości, teraźniejszości, to co świadome i nieświado- me musi zostać połączone, by dać poczucie ciągłości i spójności. Zachowanie z pozoru zupełnie nieracjonalne przestanie nas dziwić, jeżeli zrozumiemy tkwią- cy w nieświadomości motyw. Reakcja lękowa na spóźnienia terapeuty ma swoje korzenie w nieświadomości. Gdy terapeuta wraca z wakacji, pacjent pojawia się na sesji i mówi, jak bardzo brakowało mu tych spotkań i jaką pustkę odczuwał z tego powodu, potem zaś nie zjawia się przez kolejne dwa tygodnie, co jest je- go reakcją na wyjazd terapeuty. Może to być również próba okazania swojej zło- ści za to, że został porzucony, obrona przed własną bezradnością i dochodzącymi do świadomości potrzebami zależności poprzez próbę zaprzeczenia im. - wgląd musi być komunikowany. To wszystko, co zostało opisane wyżej, musi być omówione na sesji, bo tylko wtedy istnieje szansa, żeby nad tym popraco- wać. Inaczej niż w życiu. Pomagamy pacjentowi zrozumieć jego zachowanie, my- śli i uczucia, używając naszej wiedzy i doświadczenia. W tym miejscu dochodzimy do niezwykle ważnego aspektu relacji terapeutycz- nej. Aspekt relacji między pacjentem a terapeutą, który jest oparty na wspólnej pracy, na zgodzie pacjenta, by on i terapeuta zajęli się jego cierpieniem i konflik- tami, nazywamy sojuszem terapeutycznym. 1 R. Greenson (1967) „The Techniąue and Practłce of Psychoanalysis", s. 365-374, New York: International Univesities Press. VIII Sojusz terapeutyczny i jego znaczenie Termin ten wprowadziła Elizabeth Zetzel w 1956 roku1. Definicję tego zjawi- ska można ująć następująco: jest to racjonalny aspekt relacji między terapeutą a pacjentem, skoncentrowany na zdolnościach i chęci pacjenta do pracy w sy- tuacji terapeutycznej. U podłoża tego sojuszu leży motywacja pacjenta, by przezwyciężyć cierpienie, pokonanać poczucie bezradności, oraz jego świadoma i racjonalna wola do współpracy, jak również zdolność do podążania za sugestia- mi terapeuty i regułami terapii2. Sojusz terapeutyczny jest relatywnie wolny od uczuć agresywnych i seksual- nych. Jest to zdolność do ustanowienia takiej relacji, która opiera się na braku natychmiastowej gratyfikacji. Sojusz terapeutyczny jest potrzebny przez cały czas trwania terapii. Część pracy terapeuty polega również na tym, by ten sojusz wzmacniać. Gdy w trakcie przebiegu terapii pojawiają się bardzo silne uczucia, na przykład smutek czy złość - to właśnie gotowość dalszej wspólnej pracy i chęć zrozumienia tego, co się dzieje, pomaga ten trudny okres przeżyć i dalej konty- nuować terapię, a nie - wycofywać się z niej z komentarzem: „Więcej nie przyj- dę, czuję się gorzej, nie chcę mówić o sobie, bo to i tak nie pomaga". Nancy zgłosiła się do terapii ze względu na wymóg programu rehabilitacyjne- go, w którym uczestniczyła. Przede mną usiadła 42-letnia Irlandka, która przez ostatnich 15 lat używała heroiny. W ciągu tych lat parę razy podejmowała próby zerwania z uzależnieniem, ale bezskutecznie. Gdy zaszła w ciążę, podjęła kolej- ną próbę leczenia. Obecnie od półtora roku nie używa narkotyków, uczestniczy w specjalnym programie dla matek z dziećmi i regularnie chodzi na spotkania, które są odpowiednikiem spotkań Anonimowych Alkoholików. Przez pierw- szych parę miesięcy naszych spotkań terapeutycznych Nancy wyrażała częste wątpliwości, że nie wie, czemu to służy, ale chce przychodzić na terapię. W pew- nym momencie zdała sobie sprawę z tego, że może mówić rzeczywiście o wszystkim, o czym chce, łącznie z tym, jak bardzo pragnie wrócić do brania, by móc odzyskać to wypełniające ją uczucie zaspokojenia, które daje jej heroina. 1 E. Zetzel (1956) „Current Concepts on Transference", International Journal of Psycho-Analy- is, vol. 37, s. 369-373. 2 R. Greenson (1967) op. cit., s. 192-216. 74 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Nasz kontrakt był bardzo jasno określony, mogła mówić o wszystkim, pod wa- runkiem że poprzestanie na słowach i nie wprowadzi ich w czyn. Jednocześnie program, w którym brała udział, wypełniał jej dzień od rana do wieczora, a spo- tkania grupowe pomagały w utrzymaniu abstynencji. Nancy zaczęła się również zastanawiać, co tak destrukcyjnego jest w niej, że używa narkotyków i niszczy siebie. I wtedy pojawił się następny ważny aspekt jej funkcjonowania - wcho- dzenie w relacje z mężczyznami, którzy znęcali się nad nią fizycznie. Po jednym z opisów, jak jej kolejny mąż kopał ją w brzuch, zapytałam, czy kiedykolwiek przyszło jej na myśl, że mógł ją zabić. Nancy popatrzyła na mnie niedowierzają- co, ale zaczęła się wreszcie zastanawiać, co powoduje jej fascynację przemocą i trwanie w takich związkach. Rok wspólnej pracy terapeutycznej i kontynuacja programu rehabilitacyjnego zaowocowały abstynencją narkotykową. Obecnie Nancy wynajmuje mieszkanie, opiekuje się swoim czteroletnim już synem i cho- dzi do szkoły, otrzymuje pomoc rządową, ale za terapię płaci sama. Ostatnio dwa razy nie zjawiła się na sesji. Nastąpiło to po tygodniach pracy nad jej poczuciem osamotnienia i niechęci do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Kolejna sesja przy- niosła refleksję, że terapia, chociaż bardzo potrzebna, pokazuje jej również, że życie to nie tylko zaspokajanie impulsów i dążenie do przyjemności: „Ja już nie chcę tu przychodzić, bo kiedy tak mówię, to widzę bezsens mojego niszczenia siebie, a jednocześnie nie chcę się z tym rozstać". To właśnie dzięki sojuszowi te- rapeutycznemu ten trudny aspekt pracy mógł zostać omówiony. Często pacjent, szczególnie na początku terapii, nie rozumie, dlaczego terapeuta psychoanali- tyczny nie odpowiada na wszystkie jego pytania, szczególnie na te, które doty- czą życia osobistego. Czuje się tym faktem osobiście urażony, a często upokorzo- ny. Pomagasz mu tę sytuację zrozumieć, tłumacząc, że ważne są jego myśli i uczucia, jakie kryją się za jego pytaniami. Te myśli, fantazje i uczucia są klu- czem, by zrozumiał siebie, a nie fakt, czy masz żonę, męża, czy żyjesz samotnie. Jest to właśnie budowanie sojuszu terapeutycznego. Innymi słowy, jest to zaak- ceptowanie frustracji, jaką niesie ze sobą natychmiastowy brak gratyfikacji w imię nadziei, że zrozumienie siebie pomoże lepiej radzić sobie w życiu. Jedna z moich pacjentek tak zaczęła pierwszą sesję po wakacjach: PACJENT: Nie wiedziałam, gdzie pani była. Nie wiedziałam, czy pani została w domu, czy gdzieś wyjechała. Pani nigdy mi nie mówi, gdzie pani jedzie. To tak, jakby pani była, a potem nagle zniknęła. Nie mogłam pani nigdzie umiej- scowić. Cały miesiąc to długi okres. Dlaczego pani bierze takie długie urlopy? TERAPEUTA: Musiała pani przeżyć dużo lęku, jeżeli moje wakacje odebrała pani ja- ko moje zniknięcie. PACJENT: Myślę, że tak było, ale nie byłam tego świadoma. Kiedy moi rodzice się rozwiedli (pacjentka miała wtedy 5 lat), nie wiedziałam, gdzie przeprowadził się mój ojciec, chociaż wiedziałam, że był w tym samym mieście. Ja wiem, że to dla mojego dobra, iż nie wiem, gdzie pani wyjechała, bo możemy mówić o moich myślach i fantazjach, ale myślę, że bałabym się mniej, gdybym wiedziała; przy- najmniej mogłabym panią gdzieś umiejscowić. TERAPEUTA: Mogę powiedzieć, gdzie byłam, ale fakt, że pani tego nie wiedziała, przyniósł te wszystkie zapomniane myśli i uczucia z przeszłości, którymi możemy się teraz zająć. Po raz pierwszy miałam możliwość, by zrozumieć, jak okropnie SOJUSZ TERAPEUTYCZNY I JEGO ZNACZENIE 75 musiała pani być przestraszona, gdy myślała pani, że ojciec zniknął. I jak bardzo ten lęk jest obecny również w relacji ze mną i z innymi bliskimi pani osobami. Zanim taka wymiana zdań mogła nastąpić, minęło parę lat, podczas których pacjentka reagowała na moje wyjazdy i związane z nimi separacje kompletnym zaprzeczeniem ważności naszej relacji. Po moim powrocie nie przychodziła na umówione spotkania, a na moje próby zinterpretowania jej zachowania odpowia- dała, że ja mogę sobie mówić, co chcę, ale ona i tak niczego nie przeżywa w związku z naszymi rozstaniami. Powiedzenie pacjentce, gdzie wyjeżdżam - gdy o to pytała - byłoby dla niej na pewno mniej lękotwórcze, ale wtedy nie uj- rzelibyśmy tego, co kryło się za jej lękiem, a miało swoje źródło w nieświadomo- ści. Analiza lęku umożliwiła dostęp do tego, co zapomniane. Jak już napisałam wcześniej, z punktu widzenia pacjenta, sytuacja terapeu- tyczna jest sytuacją sztuczną. Uczucia mogą być wyrażane tylko słowami, a po 45-50 minutach sesja się kończy, nawet gdyby chciało się zostać dłużej. Tylko jedna osoba mówi o sobie, druga zaś - słucha i na dodatek jeszcze przedstawia dziwne sugestie: powiedz wszystko, co ci przychodzi do głowy. Tak jakby myśl - która przed chwilą się pojawiła, że terapeuta ma wygodne życie, bo nic nie robi, tylko słucha - miała coś wspólnego z następną myślą pacjenta, że wszyscy mają lepiej niż on i on zawsze musi się do kogoś dostosować. Na poziomie nieświadomości te dwie pozornie niezależne od siebie myśli, mają swoje wspólne źródło. Może nim być, na przykład, nieświadome poczucie frustracji i związanej z nim złości z powodu własnych niezaspokojonych potrzeb: by być ważnym, docenianym. Może nim również być zazdrość o to, że ktoś in- ny ma to wszystko, co nasz pacjent chciałby mieć. Te pozornie irracjonalne i nie- ważne myśli o sobie, o otaczającym pacjenta świecie i o terapeucie są ważnymi elementami pracy terapeutycznej. Sugestia terapeuty: „Proszę powiedzeć mi wszystko, co panu/pani przychodzi na myśl", jest zaproszeniem, skierowanym do pacjenta, by poznał świat swoich wewnętrznych przeżyć i uczuć, z których nie zdaje sobie sprawy, i fantazji, które przejawiają się w przeżywanych lękach, i prezentowanych zachowaniach. Wkład pacjenta do sojuszu terapeutycznego jest uzależniony od dwóch przeciwstawnych rozwojowo osiągnięć: zdolności utrzymania kontaktu z rzeczywistością i regresji w świat uczuć, myśli i fantazji3. I w tym miejscu dochodzimy do bardzo ważnego zjawiska, jakim jest przeniesie- nie. Poświęćmy mu teraz naszą uwagę. * R. Greenson (1967) op. cit., s. 208. IX Przeniesienie Definicja przeniesienia Przeniesienie jest kluczowym pojęciem w psychoanalizie, a zarazem podstawo- wym narzędziem pracy terapeutycznej. Rozwój myśli psychoanalitycznej w du- żej mierze opiera się na ewolucji, dotyczącej naszej wiedzy o przeniesieniu. Większa część pracy analitycznej to analiza reakcji przeniesieniowych. Freud już w 1905 roku, a więc na początku swojej pionierskiej pracy psychoanalitycznej, podkreślał jego rolę i znaczenie: przeniesienie jest repetycją przeszłości, nową edycją starej relacji z obiektem1. Zjawisko przeniesienia nazwał instrumentem wielkiej wagi, którego znaczenia nie da się przecenić. W 1912 roku napisał, że analiza przeniesienia umożliwia badanie przeszłości, która jest obecna w przenie- sieniu, a w inny sposób jest nieosiągalna2. Analiza przeniesienia daje nam dostęp do nieświadomości. Czym więc jest przeniesienie? Przeniesienie to specjalny rodzaj relacji z wybraną osobą. Główną cechą tej relacji jest przeżywanie uczuć i myśli, których doświadczaliśmy w przeszłości w stosunku do innych osób. Reakcja ta polega na tym, że uczucia, pragnienia, fantazje i zachowania pochodzące z ważnej relacji z przeszłości zostały przenie- sione na jakąś istniejącą obecnie relację3. Odnosząc to do sytuacji terapeutycz- nej, możemy zauważyć, że zostały one przeniesione na relację z terapeutą. W dużej mierze jest to zjawisko nieświadome. Osoba, która reaguje uczuciami przeniesieniowymi, jest nieświadoma powstałych zniekształceń. Przeniesienie może być doświadczane jako myśl, uczucie, impuls, pragnienie, fantazja czy ogólna reakcja w stosunku do danej osoby lub jako obrona przeciwko takiej re- akcji. Źródłem reakcji przeniesieniowych są ważne osoby z okresu wczesnego dzieciństwa4. Reakcje przeniesieniowe występują zarówno w sytuacji analitycz- nej, jak i w codziennym życiu. Wszystkie relacje, jakie są naszym udziałem, za- wierają w sobie elementy zarówno realistyczne, jak i przeniesieniowe5. 1 Z. Freud (1905b) „Psychical Treatment", SE, t. 7, s. 283-302. 2 Z. Freud (1912a) „The Dynamics of Transference", SE, t. 12, s. 97-108. 3 R. Greenson (1967) op. cit., s. 152. 4 Z. Freud (1912a) op. cit. 5 Z. Freud (1905b), (1912a) op. cit 78 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ W sytuacji terapeutycznej pacjent reaguje na terapeutę zgodnie z zasadami re- akcji przeniesieniewej. Postawa terapeuty psychoanalitycznego, charakteryzują- ca się neutralnością i anonimowością, sprzyja rozwojowi takich reakcji. Ważny i zasługujący na podkreślenie jest fakt, że sytuacja psychoanalityczna nie kreuje przeniesienia, przeniesienie istnieje niezależnie od niej. Pan Andrzej drugi rok swojej terapii rozpoczął objawami depresyjnymi, bra- kiem zainteresowania czymkolwiek i brakiem motywacji do życia. Jednocześnie podczas każdej sesji pacjent wspominał, jak bardzo jego matka była skupiona tyl- ko na sobie. Zaczął przy tym wyrażać swoją niechęć do mnie. W jego pojęciu, nie interesowałam się nim i zachowywalam się w stosunku do niego egoistycznie. Te dwa wątki połączyłam w jeden, uświadamiając pacjentowi na jednej z sesji, że po- strzega mnie i traktuje tak, jak postrzegał swoją matkę - egoistyczną, skupioną na sobie kobietę i zupełnie nie interesującą się nim. Ta interpretacja przeniesienia pomogła ukazać uczucia pacjenta, związane z jego ambiwalencją i złością w sto- sunku do kobiet. Pacjent zaczął mówić otwarcie o tym, że gdy poznaje jakąś ko- bietę, to natychmiast odczuwa w stosunku do niej złość, a nawet obrzydzenie. Jest przy tym przekonany, że ta kobieta, jak wszystkie inne, będzie skupiona wy- łącznie na sobie. Na tym przykładzie możemy również prześledzić zmianę w re- akcji pacjenta, jaka nastąpiła od chwili, gdy narzekał on na brak zainteresowania swoją osobą, do momentu, gdy pojawiły się w nim nowe uczucia: złość, dewalu- acja i obrzydzenie w stosunku do kobiet. Ten aspekt zachowania pacjenta stał się przedmiotem dalszej pracy terapeutycznej. Analityczny sposób pracy i analityczne reguły terapii wydobywają przeniesie- nie na światło dzienne i umożliwiają jego zrozumienie6. Pojawia się następujące pytanie: jak odróżnić reakcje przeniesieniowe od innych reakcji? Ogólna charakterystyka przeniesienia Reakcje przeniesieniowe charakteryzują się pewną nieadekwatnością w stosunku do teraźniejszej sytuacji. Przyjrzyjmy się poniższemu przykładowi: Pacjentka cze- ka na sesję. Terapeuta jest pięć minut spóźniony. Pacjentka wchodzi do pokoju ze łzami w oczach, odczuwa silny lęk i złość. Z racjonalnego punktu widzenia nie ma powodu, by spóźnienie terapeuty tak mocno przeżywać, lecz jeżeli potraktujemy tę reakcję jako przeniesienie, uzyskamy wtedy dostęp do zapomnianej przeszło- ści pacjentki, a szczególnie do takiego jej fragmentu, który został w nieświadomo- ści skojarzony z oczekiwaniem na terapeutę. Analiza tej reakcji w czasie sesji po- zwoliła skojarzyć sytuację, która właśnie się wydarzyła, z lękiem, jaki pacjentka zawsze odczuwa, czekając na kogoś ważnego, i z jej obawami, że osoba, na którą czeka, nie przyjdzie. To z kolei przywołało wspomnienia, gdy czekała na rodziców, by ją odebrali z przedszkola, i towarzyszący temu lęk, że nikt po nią nie przyjdzie. Okazało się też, jak bardzo ten lęk towarzyszy pacjentce w jej dorosłym życiu i determinuje jej życiowe wybory. W przeniesieniu nieświadome fantazje z dzie- ciństwa są doświadczane i przeżywane tak, jakby rzeczywiście miały miejsce7. Re- 6 Z. Freud (1905b), (1912a) op. cit. 7 Z. Freud (1914a) „Remembering, Repeating and Working - Through", SE, t. 12, s. 145-156. PRZENIESIENIE 79 akcje przeniesienie we mogą być również odczuwane w stosunku do zwierząt, rze- czy czy instytucji. Każdy element relacji może być zawarty w reakcji przeniesie- niowej. Trudność w przeżywaniu złości czy problem z tym, by powiedzieć o niej partnerowi, mogą mieć swoje korzenie w dziecięcych lękach, że złość spowoduje odejście i porzucenie przez ukochaną osobę. Może się to wydarzyć również na se- sji, gdy terapeuta odwołuje spotkanie, a pacjent próbuje zachować się tak, jakby nic się nie stało. Gdy jednocześnie tak się zdarzy, że w ciągu ostatniego tygodnia, gdy nie ma sesji terapeutycznej, musi podjąć ważne decyzje, nie wie, co robić, od- czuwa silny lęk i niepewność. Tematem sesji po tej nieoczekiwanej przerwie jest poczucie osamotnienia pacjenta i jego przekonanie, że nigdy nie może na nikogo liczyć. Z całą pewnością można przyjąć, że uczucie złości i rozczarowania odnosi się również do terapeuty. Jeżeli przyjrzymy się terapii, to zauważymy, że jest bo- lesnym procesem. Terapeuta wyjeżdża w najmniej odpowiednim dla pacjenta mo- mencie, ma własne życie, praktycznie jest osiągalny tylko na sesjach, zachowuje się w sposób neutralny, a za spotkania z nim trzeba płacić. Samo w sobie wywo- łuje to sporo złości, która jest jak najbardziej naturalna. Ważne jest, by pomóc pa- cjentowi, żeby uświadomił sobie ten fakt. Będzie to wstęp do dalszej pracy o oba- wach, związanych z własną złością czy złością partnera. Pani Ula po dwutygodniowej przerwie rozpoczęła sesję komentarzem, że mu- si uważać, by w kontakcie ze swoją współlokatorką nie okazać jej, jak bardzo się na nią złości. Złość wszystko by zepsuła, więc ona bardzo się stara, by swoją współlokatorkę zrozumieć i wspierać. Terapeutka zwróciła uwagę na to, jak bar- dzo pacjentka stara się również ochronić ich wzajemną relację przed swoją zło- ścią. I jak trudno jest jej się z tą sytuacją uporać. To z kolei pozwoliło pacjentce zobaczyć, ile złości i lęku przeżywała w związku z wakacyjną przerwą w terapii. Czasami zdarza się, że pacjent próbuje zachowywać się tak jak terapeuta: naśla- dować jego sposób ubierania się czy mówienia. Przeanalizowanie tej reakcji jest również ważnym elementem pracy terapeutycznej. Może to sposób, w jaki pacjent radzi sobie z lękiem przed opuszczeniem: „Jeżeli nie mogę mieć tej osoby dla sie- bie, to będę taki jak on(a)". Jest to również forma reakcji przeniesieniowej, która ma swoje korzenie w dziecięcych reakcjach naśladowania. Naśladowanie czynno- ści i sposobu ubierania się matki czy ojca to ważny krok na drodze do uzyskania dziecięcej niezależności, a jednocześnie obrona przed dziecięcym osamotnieniem, wtedy gdy rodzic jest fizycznie nieobecny. Myśl: „Będę taka jak mama" przynosi ulgę. Ann (patrz str. 69) na jednej z sesji oznajmiła, że zostanie psychoterapeutą. Mniej więcej w tym samym czasie na sesjach terapeutycznych Ann odczuwała sil- ny lęk związany z myślami, że ona - tak naprawdę - nie wie, kim jest i czego w ży- ciu pragnie. Dalsza praca pozwoliła na powiązanie tego lęku z okresem, gdy Ann dorastała i zupełnie nie wiedziała, kim jest i co lubi. Jedno, co pamięta z tego okre- su, to silny lęk, wręcz panika. Sposobem na poradzenie sobie z tym lękiem było naśladowanie we wszystkim szkolnej przyjaciółki: „To było wspaniałe, byłyśmy jak bliźniaczki, nie byłam już sama". Ta sama reakcja na dojmujący lęk związany z sa- motnością wystąpiła w stosunku do terapeuty i do sześcioletniej córki pacjentki: PACJENT: Często myślę, że Gracy jest zupełnie taka jak ja. Zupełnie taka sama, identyczna, jak ja byłam, gdy byłam małą dziewczynką. W moich fantazjach ona jest mną. To daje mi poczucie, że jestem razem z nią, że nie jestem osamotnio- 80 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ na, że idealnie ją rozumiem. Ale może tak nie jest, może jej uczucia są inne niż moje, a ja wcale jej nie rozumiem. TERAPEUTA: Porozmawiajmy o tym - odczuwa pani potrzebę, by Gracy była do- kładnie taka jak pani, i wtedy ma pani poczucie więzi z nią i uczucie, że nie jest pani sama. Jakby fakt, że Gracy jest inna, wyzwalał w pani poczucie osamotnie- nia i lęku, którego pani nie jest w stanie tolerować. PACJENT: Och, to mi coś przypomina. W niedzielę poszliśmy do mojego brata na obiad. Ubrałam Gracy w czarne spodenki i podkoszulek, nie pomyślałam o tym wcześniej, ale ubrałam ją dokładnie tak, jak siebie. Dlaczego ja tego tak bardzo potrzebuję? Pacjentka powoli nabiera przekonania, że warto przyjrzeć się temu, co dotąd było dla niej oczywiste. Skierowanie uwagi na ten aspekt jej funkcjonowania umożliwiło nam zajęcie się jej lękami i fantazjami, związanymi z poczuciem odrębności. W nieświadomości pacjentki oznaczało to poczucie całkowitego opuszczenia. Ego zalane paniką szukało obronnych zachowań, by sobie z tymi uczuciami poradzić. I znalazło je w reakcji obronnej, jaką jest naśladowanie. Pan Piotr przychodził do poradni, a za jego sesje płaciło ubezpieczenie. Mniej więcej po dwóch latach terapii zaczął wyrażać zdziwienie i wyśmiewać się z „fra- jerów", którzy chodzą do terapeutów prywatnie i sami muszą za to płacić: „Ja bym nigdy nie płacił z własnych pieniędzy". Ta wypowiedź pacjenta stała się kluczem do zrozumienia jego generalnej postawy wobec bliskich mu osób, zgodnie z którą wszystko mu się należy, a innych może traktować jak przedmioty, dzięki którym zaspokaja własne potrzeby. Dzięki tej wypowiedzi ujawniła się również złość, którą- pacjent odczuwał w stosunku do terapeuty, i fakt, że osoba terapeuty uległa dewa- luacji w oczach pacjenta. A więc udało się odkryć negatywne przeniesienie. Dalsza praca nad tym problemem ujawniła, jak bardzo ta dewaluacja jest potrzebna panu Piotrowi jako obrona przed jego poczuciem braku własnej wartości i poniżenia, które towarzyszyły mu od dzieciństwa, a których sobie w ogóle nie uświadamiał. Pan Piotr stwierdził w końcu: „Zawsze czułem, że nie jestem nic wart". Zajmijmy się teraz ogólną charakterystyką przeniesienia. Jak już wspomnia- łam wcześniej, przeniesienie charakteryzuje się nieadekwatnym stosunkiem do teraźniejszości oraz dużą ambiwalencją. Pacjent przeżywa w stosunku do tera- peuty silne przeciwstawne uczucia, począwszy od zachwytu, a kończąc na złości czy strachu8. Zarówno silne reakcje emocjonalne, które z racjonalnego punktu widzenia nie powinny mieć miejsca, jak i kompletny brak reakcji na osobę terapeuty wskazu- ją, że mamy do czynienia z reakcję przeniesieniową. Zupełny brak reakcji emo- cjonalnej na osobę terapeuty można z dużym prawdopodobieństwem potrakto- wać jako obronę przed uczuciami przeniesienie wy mi. Trudno sobie wyobrazić, żeby pacjent nie odczuwał niczego w stosunku do terapeuty, skoro pracuje z nim od dłuższego czasu, zwierza mu się ze swoich lęków i przeżywanych trudności, odsłania przed nim swoje bolesne miejsca i mówi mu o swoich porażkach i pra- gnieniach. Uczucie zachwytu osobą terapeuty ma także charakter przeniesienio- wy, może wiązać się z dziecięcym pragnieniem posiadania omnipotentnego ro- 8 R. Greenson (1967) op. cit., s. 159. PRZENIESIENIE 81 dzica, który zaspokoi wszystkie potrzeby. Taka reakcja, gdy jest bardzo silna, mo- że być obroną przed dewaluacją i uczuciem złości, które wzbudzają zbyt dużo lęku w pacjencie, by mogły dotrzeć do jego świadomości. Taka sytuacja ma miej- sce, gdy osoba terapeuty i relacja z nim są idealizowane przez pacjenta, a otacza- jący go świat i inne relacje są postrzegane jako nic niewarte i często pełne niena- wiści. Z dużym prawdopodobieństwem możemy przypuszczać, że - prędzej czy później - pacjent będzie czuł do terapeuty nienawiść i rozczarowanie. To bardzo ważny moment w terapii - terapeuta może wtedy pomóc pacjentowi zrozumieć i zobaczyć, w jaki sposób jego rozczarowanie relacją terapeutyczną powoduje jej absolutne zanegowanie, i jak bolesne musi to być w życiowych sytuacjach, za- równo dla samego pacjenta, jak i dla osób, które są przedmiotem jego ataków, podczas gdy wcześniej były przez niego adorowane i idealizowane. Pan Paweł był w terapii od półtora roku. Z zachwytem opowiadał, jak terapia mu służy, pomaga w życiu i jaką ja jestem wyjątkową osobą, skoro wysłuchuję wszystkich jego problemów. Z czasem klimat sesji zaczął ulegać zmianie. Pacjent zaczął mi się przyglądać krytycznie, złośliwie komentować moje interwencje. Aż pewnego razu oznajmił, że już więcej przychodzić nie będzie. Zaprzeczał jakim- kolwiek uczuciom złości wobec mnie, podkreślał tylko, że terapia już mu nie po- maga. Poprosiłam pacjenta, żebyśmy spróbowali zrozumieć to, co się dzieje, za- nim zdecyduje się przerwać terapię. Przypomniałam mu jednocześnie, że w przeszłości uważał, że terapia pomaga mu. Pacjent z czasem zaczął sobie uświadamiać, że najmniejsze rozczarowania tak bardzo go ranią, że jedyny spo- sób obrony przed nimi to zupełne wycofanie się z relacji. A to z kolei można zro- bić tylko wtedy, gdy określi się tę relację jako nic niewartą. Pan Paweł zdecydował się na kontynuowanie terapii, a nasza praca była skon- centrowana na mechanizmach obronnych pacjenta. Dotyczyło to głównie tych mechanizmów, których pan Paweł używał najczęściej w kontaktach z innymi, czyli idealizacji i dewaluacji, a więc tych samych, które widoczne były również w pracy z terapeutą. Praca ta zaowocowała poprawą relacji zawodowych pana Pawła i nawiązaniem trwałej relacji z partnerką. Proces był długi i żmudny, a pan Paweł bardzo silnie przeżywał stany uczuciowe, które temu procesowi towarzy- szyły. Pacjent ten jeszcze wiele razy przerywał terapię, ale z czasem nauczył się obserwować swoje reakcje i mówić o swoich zranieniach, złości i rozczarowa- niach bez konieczności zrywania związków. I tutaj jeszcze raz odwołajmy się do definicji przeniesienia: pochodzi ono z zapomnianej i odrzuconej przez świado- mość przeszłości, a przeszłość zawsze zawiera dużo nieświadomej agresji i libidi- nalnych pragnień, które szukają spełnienia. Podsumowując to, co dotychczas napisałam o przeniesieniu, pamiętajmy o je- go następujących elementach9: l- Przeniesienie reprezentuje różnorodne aspekty relacji z ważnymi osobami z dzieciństwa czy z przeszłości. 2. Zawsze towarzyszy mu mechanizm przemieszczenia, co oznacza, że zawsze ja- kiś fragment przeszłości i towarzyszące mu myśli i uczucia zostają przeniesione do teraźniejszości. 9 R. Greenson (1967) op. ot., s. 171. 82 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ 3. Zjawisko przeniesienia ma charakter regresywny. Oznacza to, że siła uczuć i potrzeb, które domagają się zaspokojenia, jest silniejsza w danej chwili niż ego, które traci obiektywną ocenę sytuacji. Bardzo istotnym elementem przeniesienia jest jego „tymczasowość". Pacjent może reagować na osobę terapeuty, tak jak na swoją matkę czy ojca, ale jedno- cześnie wie, że osoba, która z nim pracuje nad jego problemami, to terapeuta. I to odróżnia przeniesienie od reakcji psychotycznej. W reakcji psychotycznej nie ma rozróżnienia między „ja" a światem zewnę- trznym, wszystko ulega zmieszaniu. Wewnętrzny świat przeżyć jest wyprojekto- wany na zewnątrz i traktowany jak rzeczywistość. Przykładem tego jest siła pa- ranoicznych reakcji. Zjawisko przeniesienia jest oparte na dwóch rozwojowych osiągnięciach. Są to: 1. Zdolność odróżnienia siebie od obiektu z zewnętrznego świata. Oznacza to, że w umyśle pacjenta istnieje zarówno reprezentacja „ja", jak i reprezentacja obiektu. 2. Zdolność do przeniesienia reakcji emocjonalnej, dotyczącej relacji z przeszło- ści do teraźniejszości10. Przyjrzyjmy się szczegółowo przeniesieniu w kontekście funkcjonowania ego. Przeniesienie a funkcjonowanie ego Zdolność do przeżywania uczuć przeniesieniowych, jak już wspomniałam wcześ- niej, wymaga istnienia w miarę stałej reprezentacji siebie i reprezentacji obiektów. Zjawisko regresji, jakie występuje w przeniesieniu, dotyczy tylko niektórych aspektów relacji z analitykiem. Pacjent, mimo silnych emocji, które odczuwa wobec terapeuty, nadal przychodzi na sesje, mówi o swoich uczuciach i próbuje je lepiej zrozumieć. Jednocześnie pozwala sobie na wejście w świat uczuć i fantazji. Zachodzi tutaj zjawisko częściowej i chwilowej regresji. Pacjentka, po wielu żmud- nych sesjach, w których na każdym kroku starała się zanegować swoje potrzeby za<- leżności od terapeutki, uważając je za zbyt duże zagrożenie, z płaczem wyznała w końcu, że bardzo chciałaby, żeby terapeutka była jej matką, na której ona zawsze mogłaby polegać. To pragnienie, wyrażone przez pacjentkę, umożliwiło rozpoczę- cie pracy nad jej niezaspokojonymi, wczesnodziecięcymi potrzebami bliskości i za- leżności. Działał tu również mechanizm tymczasowej regresji - pacjentka bowiem poddała się swoim uczuciom i pragnieniom, a jednocześnie wyraziła je słowami, umiała się im przyjrzeć, a po sesji funkcjonowała jak dorosła kobieta. Regresywne funkcje przeniesienia mogą również dotyczyć funkcjonowania superego. Na przy- kład - terapeuta staje się w odczuciach pacjenta krytyczny, sadystyczny i pełen agresji. A to dlatego, że krytyczne funkcje superego i nieuświadomiona agresja pa- cjenta, skierowana przeciwko sobie, zostały przeniesione na terapeutę. Michael, 50-letni czarny Amerykanin, przychodził zawsze na sesje w ciemnych okularach. Czułam się przez niego kontrolowana i lustrowana. Gdy próbowałam spojrzeć mu w oczy, zawsze widziałam w jego okularach swoje lustrzane odbicie. Było to dosyć 10 R. Greenson [1967) op. cit., s. 173; H. Hartman (1950), op. cit.; E. Jacobson (1964) „The Self and the Object World", New York: International Universities Press. PRZENIESIENIE 83 deprymujące i chwilami trudne do zniesienia, czułam, że pacjent ciągle mnie ob- serwuje. Próby poruszenia tego tematu zawsze kończyły się następującym stwier- dzeniem pacjenta: „Nie chcę, żeby pani widziała, jak płaczę". Pacjent ten zgłosił się na terapię z silnymi objawami depresji i myślami samobójczymi. Często na sesjach płakał, mówiąc, że się tego bardzo wstydzi, bo płacz jest niemęski. Na którejś z ko- lejnych sesji powiedział, że gdybym zobaczyła jego zapłakane oczy, to już nigdy nie miałabym do niego szacunku, uznałabym, że zasługuje na pogardę i na pewno bym go wyśmiała. Tym samym pacjent wyprojektował swoje krytyczne i agresywne su- perego na mnie, a ponieważ nie zdawał sobie sprawy z tego, że powodem tego sta- nu rzeczy jest jego własna ambiwalencja dotycząca płaczu, zachowywał się tak, jakbym to ja oceniała go negatywnie i wrogo. Jednocześnie w tych ciemnych oku- larach, które nosił, był zawarty jeszcze jeden istotny aspekt funkcjonowania Michaela. Kluczem do jego zrozumienia stały się uczucia, których doznawałam, gdy Michael siadał naprzeciwko mnie, zawsze w ciemnych okularach, czułam się wtedy lustrowana, bezbronna i „odkryta". Jak się okazało w dalszej pracy, nosze- nie ciemnych okularów to był sposób pacjenta na radzenie sobie z upokorzeniem, jakiego doświadczał jako dziecko - ojciec kazał mu się wtedy rozbierać i przyglą- dając mu się, wyśmiewał jego dziecięce ciało. Ujawnienie tej sytuacji stworzyło możliwość przepracowania wstydu, upokorzenia i agresji, jaką od dzieciństwa od- czuwał pacjent, co jednocześnie utrudniało mu nawiązanie bliskich kontaktów z in- nymi. Okulary w dorosłym życiu Michaela spełniały funkcję dystansowania się od innych, lustrowania ich, bez pokazywania się samemu, były zatem próbą zapano- wania nad uczuciami związanymi z jego dziecięcą traumą. W tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę na istotną różnicę między mecha- nizmem obronnym, jakim jest przemieszczenie, a projekcją. Przemieszczenie jest to przesunięcie uczuć i fantazji z obiektu z przeszłości na obiekt w teraźniejszo- ści, i wymaga stosunkowo rozwiniętego ego. Projekcja zaś jest mechanizmem obronnym bardziej prymitywnym, a polega na tym, że ktoś pozbywa się swoich nieakceptowanych impulsów i myśli, przypisując je światu zewnętrznemu11. Tak stało się właśnie w wyżej opisanym przypadku - Michael przypisał mi swoją agresję wobec własnej słabości. Oczywiście, jest to proces nieświadomy. Często tak dzieje się z uczuciami, których nie dopuszczamy do swojej świadomości, a jednocześnie przypisujemy je innym. Ann (pacjentka, o której pisałam już wcześniej) po dwóch latach terapii za- częła mnie oskarżać, że nią manipuluję, że każę jej przychodzić na sesje, wyko- rzystuję ją i nie daję jej tego, czego ona potrzebuje najbardziej: uwagi i zrozumie- nia. Po bliższym przyjrzeniu się jej zachowaniu na sesjach stało się jasne, że to ona postępuje w ten sposób wobec mnie: to ona odwołuje spotkania, umawia się na telefon i nie dzwoni, lekceważy to, co do niej mówię. Przeniesienie a przymus powtarzania W przeniesieniu impuls agresywny lub libidinalny szuka uwolnienia. Zarówno frustracja, jak i poszukiwanie gratyfikacji to główne powody do powstania zjawi- 11 B. E. Moore, B. D. Fine (1995) op. cit., s. 221. 84 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ ska, jakim jest przeniesienie. Inaczej mówiąc, nieświadome, niespełnione uczu- cie miłości jest podstawą przeniesienia. Pacjent zgłasza się do terapii, ponieważ to, w jaki sposób żyje, nie daje mu satysfakcji. Innymi słowy, jego libidinalne po- trzeby nie są zaspokojone. Wróćmy do pierwszych rozdziałów poświęconych funkcjonowaniu nieświadomości. Na poziomie nieświadomości dążymy do gra- tyfikacji naszych impulsów. Chcemy więc, by nasza potrzeba miłości została za- spokojona. Każdy z nas w trakcie swojego życia rozwija swój własny styl bycia kochanym i domagania się miłości. Każdy chce być kochany w określony sposób i przez określoną osobę. To, co ulega przeniesieniu, to właśnie ten indywidual- ny, inny dla każdego sposób domagania się miłości i reakcje na frustracje zwią- zane z niespełnieniem. W przeniesieniu cała zawiłość relacji zostaje przemie- szczona; dotyczy to zarówno wyobrażenia dziecka na temat tego, jak chciałoby być kochane, jak i sposobu, w jaki kochał je rodzic. Ten sam mechanizm dotyczy uczuć agresywnych (złości i nienawiści). W terapii, w procesie przeniesienia, widać, w jaki sposób ktoś kocha, lubi czy nienawidzi. Jest to mechanizm nieświa- domy, występuje zamiast pamięci. Stąd w terapii psychoanalitycznej ten złożo- ny proces jest analizowany i przekładany na słowa. Terapeuta pokazuje pacjento- wi całą złożoność jego reakcji i zachowań, ponieważ są one obecne zarówno w relacji z terapeutą, jak i w samym życiu. Pan Zbyszek był na zasiłku dla bezrobotnych, za jego terapię płaciło ubezpie- czenie. Depresja i wynikające z niej trudności ze znalezieniem pracy mogły być etapem pracy terapeutycznej. Okazało się to jednak dużo bardziej złożone, niż się początkowo wydawało. Jego stosunek do pracy i do mnie charakteryzował się tym samym. Pan Zbyszek oczekiwał, że ja się nim zajmę, był również przekona- ny, że zasiłek mu się należał. W Ameryce nigdy nie pracował, zaraz po przyjeź- dzie zaczął otrzymywać zasiłek, z którego nie zrezygnował mimo upływających lat. Okazywał wiele złości, gdy pokazywałam mu ten aspekt jego relacji, to nie kończące się przekonanie, że ma być przez kogoś „karmiony", nie dając ze swej strony niczego. Jednocześnie był przekonany, że w każdej pracy chcą go wyko- rzystać. W rzeczywistości to on wykorzystywał innych i manipulował nimi. Pacjent przychodzi na terapię, bo chce być kochany. Analityczną formą miło- ści jest zrozumienie. Im większa frustracja nieświadomych pragnień i uczuć, tym większa gotowość przeniesienia tych pragnień i reakcji, jakie im towarzyszą, na osoby w teraźniejszym życiu pacjenta, a w tym - na osobę terapeuty. Im mniej te- rapeuta mówi o swoich uczuciach w stosunku do pacjenta i o swoich osobistych sprawach, tym większe frustracje odczuwa pacjent, ale dzięki temu frustracje pa- cjenta uwidaczniają się w czasie sesji i można nad nimi pracować. Za niewypowie- dzianym pytaniem: „Czy mnie lubisz?", kryją się pragnienia bycia kochanym, docenionym oraz lęk i obawy, że tak nie jest. A to jakby klucz do przeszłości pa- cjenta: „Nie lubisz mnie, bo... Nie jestem ważny i nigdy nie byłem..." W ten spo- sób w przeniesieniu pojawia się przymus powtarzania. Jest to nieświadoma próba zapanowania nad sytuacjami z przeszłości, z dzieciństwa, na które nie miało się wpływu. Przykładem tego jest wchodzenie w destrukcyjne związki. Nieświado- me szukanie partnera, który nie może spełnić pragnień i potrzeb. Jest to nieświa- dome powtarzanie sytuacji z frustrującym rodzicem z przeszłości, ale z nadzieją, że tym razem będzie inaczej. Dotyczy to np. bycia w związku z alkoholikiem, gdy PRZENIESIENIE 85 wcześniej jedno z rodziców było uzależnione od alkoholu. Nieświadome fascyna- cje przemocą i agresją przy jednoczesnym przerażeniu, jakie związki te wywołu- ją, mogą mieć swoje korzenie w przeszłości i w przemocy obecnej w rodzinie. Na poziomie nieświadomości każdy z nas poszukuje tej jedynej relacji, jaką zna z przeszłości, nawet jeżeli była pełna ambiwalencji, a czasami - nienawiści. Ele- menty tej relacji są obecne w przeniesieniu - w zachowaniach/reakcjach, fanta- zjach, marzeniach sennych, w pragnieniach lub w reakcjach obronnych wobec nich. Dzięki regułom i sposobowi pracy analitycznej, które powodują, że nieświa- dome staje się świadomym, pacjent w przeniesieniu ma możliwość doświadczyć jeszcze raz całej gamy uczuć i reakcji, towarzyszących mu od wczesnego dzieciń- stwa. Z tym że teraz istnieje możliwość, by je zweryfikować i odrzucić to, co przynosi cierpienie, nie służy rozwojowi i relacjom z najbliższymi. Przeniesienie może pochodzić z każdego okresu życia pacjenta, a tym samym może zawierać w sobie silne potrzeby oralne, analne czy falliczno-edypalne. Przyjrzyjmy się po- niższym przykładom: „Chcę, żeby mi pani mówiła, co mam robić, bo chcę poczuć, że dostaję tutaj coś, a nie że chodzę ciągle głodna i dopraszam się pani uwagi. Ja chcę, żeby wreszcie ktoś się mną zajął. Mój mąż w ogóle się mną nie opiekuje, a jak brałam z nim ślub, to myślałam, że już wreszcie ktoś się o mnie zatroszczy i nigdy już nie bę- dę sama". W tej wypowiedzi dochodzą do głosu silne potrzeby oralne. „Jestem do niczego, siedzę jak ta d... i za nic nie mogę się zabrać, wszystko mnie paraliżuje. Nie mam kontroli nad niczym, co się dzieje w moim życiu, i już chy- ba tego nie wytrzymam. G... mi wychodzi, pieniędzy też zarabiać nie umiem, a wszyscy dookoła mają mnie za nic. Pani tutaj też ciągle patrzy na mnie krytycz- nie i woli innych pacjentów ode mnie. Na pewno nikt tak dużo i nudnie nie opo- wiada jak ja". Przytoczony fragment sesji dotyczy agresji o charakterze analnym. A oto wy- powiedź Sally na jednej z sesji: „I boję się, że nigdy nie odniosę sukcesu. Ale też boję się, że odniosę sukces. I już wtedy nie będę miała po co tutaj przychodzić, jak odniosę sukces. Byłam dziec- kiem odnoszącym sukcesy. Byłam najlepszą uczennicą w klasie, grałam na piani- nie, tańczyłam w balecie. Byłam śmiała. Ale to trwało tylko do czasu, jak zaczę- łam być nastolatką. Moje ciało zaczęło się zmieniać i ja też. Wtedy też urodziły się moje siostry. Wszyscy zaczęli zwracać na nie uwagę. W szkole dalej odnosi- łam sukcesy i byłam najlepsza, ale to nie miało już znaczenia. Moja młodsza siostra ciągle miała kłopoty i mama tylko na nią zwracała uwagę". W fantazjach pacjentki ceną za sukces była utrata miłości matki. To przeko- nanie towarzyszyło jej przez całe życie. Przez wiele lat pacjentka pracowała do- rywczo, mimo ukończonych dobrych studiów. Fakt, że rodzice pomagali jej fi- nansowo, był potwierdzeniem ich miłości. Można się w tym dopatrzyć silnych lęków separacyjnych. W nieświadomości pacjentki sukces oznaczał edypalne zwycięstwo. Lęk przed nim uruchamiał zachowania regresywne i destrukcyjne pacjentki. Z opisanych w pierwszej części książki podstawowych sytuacji zagrożenia wiemy, że w przeniesieniu może dominować lęk o utratę obiektu, miłości obiek- tu czy lęk przed własnym superego. Która z tych sytuacji dominuje, poznamy 86 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ dzięki komunikowanym przez pacjenta lękom, pragnieniom i jego zachowaniu. Pani Zofia jest 25-letnią, atrakcyjną dziewczyną, mieszka ze swoim ojcem. Jest w terapii od dwóch lat. Zgłosiła się z bardzo silnymi objawami lęku, trudnością w koncentracji, problemami ze spaniem i myślami samobójczymi. Musiała prze- rwać studia. Po dwóch latach terapii jest obecnie najlepszą studentką na roku i chociaż zdarzają się jej silne nastroje lękowo-depresyjne, to funkcjonuje bez le- ków. Na jedną z sesji przyszła, mówiąc znów o silnych lękach i trudnościach ze spaniem. Nie umiała wyjaśnić, co się wydarzyło, stwierdziła jedynie, że nie mo- że dać sobie rady ze szkołą. W trakcie sesji mimochodem wspomniała, że ojciec prawdopodobnie wyjedzie na trzy tygodnie. Poprosiłam ją, żeby opowiedziała mi 0 tym więcej. I wtedy zaczęła mówić, że boi się, że ojciec nigdy nie wróci i że ją po prostu zostawi. Powiedziała to z dużym zażenowaniem, zastrzegając się, że ona wie, jakie to nierozsądne. Niepokój o to, że ojciec może nie wrócić, przywo- łał wspomnienia z dzieciństwa, w którym pełno było wyjazdów i lęków z tymi wyjazdami związanych. Pacjentka do drugiego roku życia była wychowywana tylko przez matkę. W tym czasie ojciec wrócił z zagranicy. Pacjentka wspomina to jako szczęśliwy okres jej życia. Ojciec poświęcał jej dużo czasu, pamięta wspólne wyprawy na sanki i do lasu. Gdy miała cztery lata, ojciec znowu wyje- chał za granicę, tym razem na rok. Dla dziecka rok to jak dla dorosłego człowie- ka całe życie. Dla Zofii ojciec po prostu zniknął. W tym okresie rozwoju u dziec- ka dominują obawy o utratę ukochanej osoby. Teraz planowany wyjazd ojca nieświadomie wzbudził lęki z okresu dzieciństwa, kiedy to wyjazd kojarzył się ze zniknięciem na zawsze. W relacji ze mną Zofia pilnowała dystansu, swoim za- chowaniem i komentarzami dawała do zrozumienia, że na mnie polegać nie mo- że. Jednocześnie przed wszystkimi wakacyjnymi i świątecznymi przerwami w terapii komunikowała wzrost lęku, trudności z koncentracją, ze spaniem i my- śli samobójcze. Praca nad lękiem związanym z przerwami w terapii uświadomi- ła pacjentce, że każdej jej relacji towarzyszy lęk, że ktoś ją zostawi, i broni się przed tym, unikając bliskich związków. Pani Klara przez długi czas nie chciała dopuścić do siebie myśli, że odczuwa wobec mnie złość. Musiałam przesunąć termin naszych spotkań. Nowy termin wymagał od Klary zmian w jej tygodniowym grafiku. Nie mówiąc słowa na te- mat swojego niezadowolenia, okazywała je poprzez ciągłe spóźnianie się na sesje. Oczywiście, zawsze był racjonalny powód tych spóźnień. W trakcie pracy oka- zało się, że pacjentka jest przekonana, że przestanę ją lubić, jeżeli pozwoli sobie na wyrażenie nawet najmniejszego niezadowolenia w stosunku do mnie. Jedno- cześnie agresywny impuls domagał się rozładowania i nieświadomie służyły te- mu spóźnienia. Jeżeli przyjrzeć się tej sytuacji z punktu widzenia rozwoju dziec- ka, dominuje w niej lęk o utratę miłości. Ten lęk był obecny w sposobie, w jaki Klara wchodziła w relacje. W codziennym życiu starała się być bardzo życzliwa 1 pomocna w stosunku do innych, często mając poczucie bycia wykorzystywaną. To był jedyny sposób, jaki znała, na otrzymanie miłości od bliskich jej osób. Lęk przed własnym superego może przyjąć formę niepokojów, obaw i poczu- cia winy, że nie sprostało się swoim standardom. Superego może być wyprojek- towane na zewnątrz w formie obaw przed odrzuceniem, utratą szacunku bliskich osób lub w pracy. W terapii przejawem tego mogą być fantazje pacjenta, że wy- PRZENIESIENIE 87 cofana po stawa terapeuty to kara za niesprostanie stawianym wymaganiom. Za- poznajmy się teraz bliżej z różnymi odmianami przeniesienia. Przeniesienie pozytywne Przeniesienie pozytywne to różne formy miłości. Należy do nich przeżywanie sympatii, fascynacji, tęsknoty, szacunek czy admiracja. Zaufanie i szacunek oka- zywany terapeucie ułatwia utrzymanie sojuszu terapeutycznego. Przeniesienie pozytywne może być doświadczane z każdego poziomu libidi- nalnego rozwoju. Jeżeli w przeniesieniu dominuje poziom oralny, to w nieświa- domych fantazjach pacjenta terapeuta jest jak matka karmiąca dobrym mlekiem: wrażliwa na potrzeby i omnipotentna. Przy tym przeniesieniu interwencje tera- peutyczne na poziomie nieświadomości odbierane są jak proces bycia karmio- nym. Pacjent może stać się bardziej pasywny i przejawiać więcej tendencji zależ- nościowych. Mogą wystąpić również intensywne reakcje lękowe, związane z przerwami w terapii12. Wizyty raz na tydzień wydają się zbyt odległe od siebie i frustrujące. Często widać z zachowania pacjenta, że broni się przed zależnością od terapeuty. Mówi, na przykład: „Już nie potrzebuję przychodzić. Sama sobie dam radę. Wcale się nie boję. Zresztą mam przyjaciółkę, jak trzeba, to zawsze mogę na nią liczyć. A tutaj to przychodzę raz na tydzień i tylko mówię. I co mi z tego, pani zresztą ma tutaj tylu innych pacjentów, ja tutaj i tak na nic dobrego nie mogę liczyć". To, co jest istotne w wypowiedzi pacjentki, to frustracja, wy- nikająca z niezaspokojonej potrzeby, by ktoś (w tym również terapeuta) zaopie- kował się nią. Frustracja ta ma swoje korzenie we wczesnodziecięcych relacjach Pan Zbyszek w następujący sposób rozpoczął jedną z sesji: PACJENT: Beznadziejnie się jakoś dzisiaj czuję. Pracowałem przez ostatnich parę; dni, ale teraz już nie pracuję. Niech mi ta agencja znajdzie pracę, oni są od tego Jak człowiek przyjeżdża do Ameryki, to mu się należy godziwa praca i jakieś za- robki. TERAPEUTA: Zastanówmy się, skąd w panu przekonanie, że to się panu należy. PACJENT: Wie pani, mnie się tak często teraz przypomina matka, jak wtedy, gd) byłem dzieckiem. Tak bym chciał do Polski pojechać. Może to jest obronne, że by od tutejszej rzeczywistości uciec. A żeby móc tak do kogoś przylgnąć, jak dc matki. Tak, ale dlaczego ja teraz za nią tęsknię? Pamiętam, jak byłem do nie wrogo nastawiony. Jak tutaj przyjechałem, to myślałem, że już jej w ogóle nie potrzebuję. W trakcie terapii stało się oczywiste, że jedna z nieświadomych fantazji zwią zanych z emigracją do Ameryki dotyczyła potrzeby, by ktoś zaopiekował się pa nem Zbyszkiem. Ameryka miała być idealną matką. W jego nieświadomej fan tazji kraj ten reprezentował pierś, którą bez końca można ssać, dlatego pacjen pobierał zasiłek przez lata i nie szukał pracy. Jednocześnie był coraz bardziej sfru strowany, bo nie dostawał tyle, ile chciał. PACJENT: Ale ja już nie chcę rozmawiać o tej mojej pracy. Ja tutaj do pani nie przyszedłem, żeby szukać pracy, ale żeby rozwiązać mój problem z kobietami. Ja 12 R. Greenson (1967) op. cit., s. 224-244 88 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ bym chciał być z kobietą, tylko ciągle mnie coś od nich odpycha. Jak kobieta jest taka pełna i wyrozumiała, to mnie do niej ciągnie. TERAPEUTA: Te dwie rzeczy się łączą. Pan chce być doceniony i rozumiany, a dla pana oznacza to jedno: dostawać. Pan żyje w przekonaniu, że panu należy się: praca, zarobki, czyjaś opieka. Jeśli pan tego nie dostaje, to się pan czuje odrzu- cony i w złości sam pan odrzuca wszystko i wszystkich. Przy dominującym w przeniesieniu poziomie analnym materiał, jaki pacjent przynosi na sesje - jego wypowiedzi - to prezent: Patrz, tworzę dla ciebie, i to wtedy, kiedy mnie o to prosisz, i o tej, co trzeba, godzinie. Na tym etapie prze- niesienia dominują fantazje i myśli, dotyczące kontroli i tego, kto ma nad kim przewagę. Jedna z pacjentek po wielu tygodniach ciągłego spóźniania się o parę minut i moich nieustających próbach, żebyśmy się tym zajęły, powiedziała: „Nie mogę przychodzić punktualnie, bo to jest takie upokarzające. A jeszcze miała- bym tutaj czekać! To pani tę sytuację kontroluje, wszystko jest na pani warun- kach, nic na moich". Dzięki pracy nad tą wypowiedzią pacjentka zauważyła, że postrzega ona wszystkie swoje relacje tylko w jeden sposób: zawsze ktoś domi- nuje, a ktoś inny jest mu podporządkowany. W przeniesieniu z poziomu edypalnego terapeuta jest edypalnym rodzicem, kochanym zazdrośnie i kazirodczo. Tej zakazanej miłości towarzyszy lęk i poczu- cie winy. Pojawiają się również fantazje o charakterze kastracyjnym, pragnienia posiadania dziecka i zazdrość o penisa. Na jednej z sesji pacjent, będący już czte- ry lata w terapii, opowiedział mi sen: „To było w jakimś domu i pani stała daleko. A ja nagle zobaczyłem pani męża. We śnie wiedziałem, że to pani mąż, bo w rze- czywistości nie wiem, jak on wygląda. No i tak mu się przyglądałem i jeszcze ja- kieś dzieci były wokół. I taka mnie ulga ogarnęła, bo on był taki nieatrakcyjny i tak beznadziejnie ubrany. Obudziłem się z poczuciem, że gdybym ja panią poznał pierwszy, toby pani wybrała mnie, nie jego". Skojarzenia pacjenta związane z tym snem przypomniały mu dzieciństwo, gdy bardzo zazdrościł ojcu, że jest taki duży i silny. W dorosłym życiu pacjent z reguły bardzo złośliwie i krytycznie wyrażał się o mężach czy partnerach swoich koleżanek z pracy. Sen ten umożiwił pracę nad problemem rywalizacji i sposobem radzenia sobie z własnym poczuciem nie- adekwatności i braku atrakcyjności poprzez dewaluowanie innych. W zależności od kolei losu pacjenta i jego linii rozwoju różne aspekty pozytyw- nego przeniesienia mogą być blokowane i postrzegane jako zagrożenie. U męż- czyzn homoseksualne impulsy obecne w przeniesieniu są zwykle postrzegane ja- ko źródło zagrożenia.13 Zajmijmy się przez chwilę odczuciami seksualnymi, jakie pacjent przejawia wobec terapeuty, i problemem zakochania się pacjenta w tera- peucie. Ten stan zakochania przypomina nomalne zakochanie i uruchamia jedno- cześnie silny opór w pacjencie, co oznacza, że pacjent nie chce pracować nad swo- imi problemami, lecz chce, by terapeuta odwzajemniał jego erotyczne uczucia. Miłość erotyczna w przeniesieniu, tak jak w życiu, dąży do natychmiastowego spełnienia. Gdy terapeuta próbuje to omówić, pacjent często reaguje uczuciem zranienia, odrzucenia, a czasem - zerwaniem kontaktu terapeutycznego. To ero- tyczne przeniesienie do złudzenia przypomina prawdziwe zakochanie, ale zawsze 13 Z. Freud (1937) „Analysis Terminable and Interminable", SE, t. 23. PRZENIESIENIE 89 należy je rozpatrywać w kontekście przeniesienia. Nie ma też miejsca na jego gra- tyfikację, bo jest to relacja terapeutyczna14. Potrzeba pacjenta, by być kochanym i kochać, przybrała właśnie taką formę. Jest to trudna sytuacja, uruchamiająca w terapeucie mnóstwo konfliktów i często jego własnych niespełnionych pra- gnień. Ale dzięki temu, że erotyczna miłość pacjenta do terapeuty nigdy nie zo- stanie spełniona, istnieje możliwość, by zająć się towarzyszącym temu stanowi uczuciom i fantazjom. Przejawy tego erotycznego przeniesienia mogą być bardzo subtelne. Może to być prośba pacjentki, by terapeuta mówił jej po imieniu lub żeby po zakończeniu sesji pacjent całował terapeutkę w rękę, co z jednej strony, jest niezwykle silnie zakorzenione w tradycji polskiej, ale z drugiej strony, nie jest to przyjęte w sytu- acjach o charakterze profesjonalnym. W terapii analitycznej nie ma miejsca na kontakt fizyczny, nawet gdy takie pragnienie istnieje w terapeucie. I nawet wte- dy, gdy wydaje się, że można je uzasadnić (na przykład uściskiem chcemy poka- zać pacjentowi, że go wspieramy). W terapii analitycznej jest miejsce na wyraże- nie wszystkich myśli, pragnień i impulsów za pomocą słów - pacjent może, po prostu, wszystko opowiedzieć. Ale w terapii nie ma miejsca na działanie, które wiąże się z tymi pragnieniami. Jeżeli terapeuta wyrazi zgodę na jakikolwiek kon- takt fizyczny z pacjentem, poza okazjonalnym podaniem ręki na przywitanie czy po zakończeniu sesji, to tak naprawdę uniemożliwia tym samym dalszą pracę te- rapeutyczną. Oczywiście, zdarzają się takie sytuacje, że pacjent czy pacjentka nie- spodziewanie pocałuje nas w policzek. Zdarza się to zawsze w jakiejś określonej sytuacji i wymaga delikatnego zajęcia się tym w czasie kolejnych sesji. W ten spo- sób pomagamy pacjentowi wyrażać jego libidinalne czy agresywne impulsy za po- mocą słów i uczymy go, jak ma je kontrolować. Zawsze jest miejsce na to, żeby powiedzieć, jak trudna i wymagająca jest ta sytuacja dla obu stron. Jest jeszcze jeden aspekt przeniesienia pozytywnego, który chciałabym poru- szyć - to idealizacja. Kliniczne doświadczenie pokazuje, że idealizacja osoby te- rapeuty występuje często u pacjentów, którzy utracili rodzica w wyniku rozwo- du lub śmierci. Idealizacja jest często próbą ochrony terapeuty przed destrukcyj- nymi, nieświadomymi impulsami pacjenta15. Jeden z moich pacjentów przez długi okres postrzegał mnie jako idealną, rozumiejącą go doskonale terapeutkę. Po paru latach pracy to deklarowane uwielbienie zmieniło się w niechęć i niena- wiść. Towarzyszyła temu fantazja, że jestem jak kamień, który pacjent chciałby roztrzaskać. Taką zmianę uczuć należy traktować jako postęp w przebiegu tera- pii, pacjent bowiem zaczyna uświadamiać sobie swoje agresywne impulsy. To stwarza możliwość dalszej pracy. Do kogo, tak naprawdę, jest skierowana niena- wiść pacjenta i czego dotyczy? Jakie niezaspokojone wczesnodziecięce potrzeby pacjenta wywołały takie uczucie frustracji, że mordercze instynkty dochodzą dc głosu? Praca nad tym ma ogromne znaczenie, ponieważ ta głęboko skrywana i nieuświadomiona agresja wyznacza, w jaki sposób dana osoba wchodzi w rela- 14 Z. Freud (1915a) „The Uncounscious", SE, t. 14, s. 163-171. 15 R. Greenson (1967) op. cit., s. 229; P. Greenacre (1966) „Problem of Overidealization of the Analyst and of Analysis: Their Manifestations in the Transference and Countertransference Relation ship", Psychoanalytic Study of the Child, t. 21, s. 193-212. 90 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ cje i jakich mechanizmów obronnych używa. I takim właśnie mechanizmem obronnym jest idealizacja. Idealizacji często towarzyszy mechanizm, zwany rozszczepieniem. Przy po- zytywnym przeniesieniu tak zwane „tylko dobre uczucia" są przypisane tera- peucie, a „te złe" - innym osobom z otoczenia pacjenta. Jeżeli przyjrzymy się temu mechanizmowi z punktu widzenia rozwoju, to możemy śmiało powie- dzieć, że mamy do czynienia z fazą oralną lub analną, gdy stałość obiektu nie została jeszcze osiągnięta i ambiwalencja nie jest tolerowana. Jest to prymityw- ny, pochodzący z wczesnych faz rozwoju sposób na radzenie sobie z agresją i fantazjami o własnych destrukcyjnych impulsach, które zniszczą dobry obiekt. Pan Zbyszek w trakcie jednej z sesji zaczął mówić, jak trudno jest mu znieść ta- ką sytuację, gdy jednocześnie kogoś lubi i nie lubi. Opisał przy tym, jak dużo zamieszania i lęku w związku z tym przeżywa i jak trudno mu pogodzić te prze- ciwstawne impulsy: „Jak jestem na panią zły, tobym panią rozszarpał i myślę, że już tutaj nigdy nie przyjdę, ale potem przypominają mi się takie dobre rzeczy, o których pani czasami mówiła i co mi się przydało później, i wtedy tylko się boję, żeby nie zniszczyć tej naszej relacji". Jak widać, jest to zdecydowany postęp w jakości relacji, pacjent zaczyna tolerować przeciwstawne uczucia w stosunku do jednej i tej samej osoby. To tolerowanie ambiwalencji i komuni- kowanie jej za pomocą słów jest dużym krokiem naprzód w rozwoju pacjenta. Każdej naszej relacji towarzyszy pewna doza ambiwalencji, my zaś uczymy się ją rozpoznawać i tolerować. Przeniesienie negatywne Przeniesienie negatywne obejmuje wszystkie reakcje przeniesieniowe, dotyczące agresywnych uczuć. Te reakcje mogą być wyrażone w postaci nienawiści, złości, wrogości, braku zaufania, niechęci, zawiści, pogardy i lekceważenia. Możemy uznać za pewnik, że każdej relacji terapeutycznej towarzyszy częściowo negatyw- ne przeniesienie, podobnie jak wszystkim relacjom, które przydarzają się nam w życiu. Jednocześnie frustracja, towarzysząca sytuacji terapeutycznej, i neutral- j ność terapeuty sprzyja pojawieniu się tych uczuć. Czasami trudno jest te nega- tywne uczucia dojrzeć. Zarówno pacjent, jak i terapeuta mogą nieświadomie bro- nić się przed nimi. Warto, by terapeuta zadał sobie pytanie: Jak bronię się przed złością pacjenta? Ta obrona może przyjąć formę przedłużania sesji o parę minut, ^ możemy nie przypominać pacjentowi, że nie zapłacił za kilka sesji, możemy nie poruszać z nim problemu złości, chociaż jest on „podskórnie obecny". Pacjent przychodzi na sesję i zaczyna od stwierdzenia, jak bardzo jest dzisiaj zły na wszy- stkich, i wymienia powody złości, coraz bardziej irytując się przy tym. A terapeu- ta pomija fakt, że ta złość jest również kierowana na niego. Jeżeli na sesji pijemy herbatę i pacjentowi też ją proponujemy, to może warto sprawdzić, czy nie jest to z naszej strony forma obrony przed złością pacjenta, wywołana tym, że nie jest przez nas wystarczająco „karmiony". Nieprzepracowane negatywne przeniesienie to częsty powód przedwczesne-1 go zakończenia terapii i porażek terapeutycznych. Gdy negatywne przeniesie- nie pojawia się na początku terapii, terapeuta powinien pokazać je pacjentowi PRZENIESIENIE 91 i dokładnie je z nim omówić. Przeszkadza ono bowiem w budowaniu sojuszu te- rapeutycznego i na na samym początku utrudnia lub wręcz uniemożliwia pracę. W toku terapii, gdy zbudowaliśmy już silny sojusz terapeutyczny, pojawienie się negatywnego przeniesienia jest oznaką rozwoju. Komunikowanie i przeżywanie złości, niechęci czy nienawiści do osób z wczesnego dzieciństwa poprzez prze- niesienie jest ważną fazą pracy terapeutycznej. Brak negatywnego przeniesienia lub jego pojawienie się tylko w sporadycznej formie przez cały okres trwania te- rapii świadczy o tym, że jakiś niezwykle ważny aspekt relacji został pominięty. W celu osiągnięcia terapeutycznego rezultatu konieczna jest analiza negatywne- go przeniesienia16. Przyjrzyjmy się przebiegowi sesji z pacjentką Ann: PACJENT: Już nie będę przychodzić dwa razy w tygodniu. Już nie chcę tej inten- sywności przychodzenia dwa razy w tygodniu. Chcę się skupić na tym, co w ży- ciu mam, a nie na tym, czego nie mam. Nie chcę już tych trudnych spraw i roz- mów. Nie chcę już tego przywiązania. TERAPEUTA: Dlaczego pani nie chce już tego przywiązania do mnie? PACJENT: Nie sądzę, żeby to miało coś wspólnego z panią. TERAPEUTA: Myślę, że to ma wiele wspólnego ze mną. Jest pani zła na mnie i roz- czarowana, a w efekcie tego chce się pani wycofać z naszej relacji. PACJENT: Nie jestem zła na panią, tylko nie chcę przychodzić dwa razy w tygo- dniu. TERAPEUTA: Zanim pani zdecyduje ostatecznie, zajmijmy się tym. PACJENT: Przychodzenie dwa razy w tygodniu kojarzę z moją depresją - listopad grudzień, styczeń, a potem pani wyjechała (przerwa - trzy tygodnie). Ja już nit chcę więcej tego przeżywać. Stałam się taka zależna od pani. Płakałam, kiedy pa ni wyjeżdżała. Pacjentka w swojej reakcji przeniesieniowej przeżywała mój wyjazd jako po rzucenie. Jednocześnie jej wczesnodziecięce potrzeby zależności, które urucho mił mój wyjazd, wywołały w niej lęk. Frustracja tych potrzeb uruchomiła złość a konsekwencją tego była chęć wycofania się z relacji. Długo pracowałyśmy na< jej lękami, związanymi zarówno z zależnością, jak i wrogością, jaką odczuwał w stosunku do mnie, gdy nie spełniałam jej oczekiwań. PACJENT: Pani mi nie mówi nic, żebym poczuła się lepiej. Pani mi w ogóle nie da je oparcia. Pani mi nie mówi, że wszystko będzie w porządku i że ja już nigdy ni będę w takiej depresji. Pani tylko siedzi i słucha, nic więcej. Ja nie potrzebuję te go, ja potrzebuję oparcia. O Boże, mam nadzieję, że moja córka jest OK. Wyo brażam ją sobie w terapii za jakieś 20 lat, narzekającą na mnie. Ja nie pozwalar jej być sobą. Czuję się winna z tego powodu. TERAPEUTA: Zmieniła pani temat: z narzekania na mnie i mówienia o frustracji, ja ką pani przeżywa w związku ze mną, zaczęła się pani obwiniać, że jest pani zł matką. PACJENT: Nawet tego nie zauważyłam. TERAPEUTA: Myślę, że pani jest bardzo zła na mnie, ale boi się pani o tym mówi< PACJENT: Nie chcę być zła na panią. Ja za bardzo pani potrzebuję, żeby pani był na mnie zła. 16 Z. Freud (1937) op. cit., SE, t. 23, s. 241-247; R. Greenson (1967) op. cit., s. 233-238. 92 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Pacjentka nieświadomie przejęzyczyła się. W nieświadomości Ann jej agresja w stosunku do mnie oznaczała również moją agresję w stosunku do niej, postrze- gała moją ewentualną złość w odpowiedzi na jej agresję, jako zagrożenie. Zasta- nówmy się, dlaczego przeżycie i przepracowanie negatywnego przeniesienia jest takie istotne. Nasza wiedza na temat rozwoju dziecięcego wskazuje na to, że przez cały okres rozwoju mamy do czynienia z uczuciami agresji, które stanowią odpo- wiedź na sfrustrowane potrzeby libidinalne. Każdej wczesnodziecięcej interakcji towarzyszy poczucie zaspokojenia lub jego brak, a co za tym idzie, frustracja, lęk, smutek, zniechęcenie i agresja. Na każdym etapie rozwoju popęd agresywny wy- rażą się w inny sposób. I tak z poziomu oralnego terapeuta może być postrzegany jako odrzucająca matka, karmiąca zatrutym mlekiem, a cisza ze strony terapeuty | może być odczuwana jako porzucenie. Wszystkie kwestie, które w relacji terapeu- tycznej rozgrywają się wokół autonomii, kontroli, poczucia wstydu, upokorzenia, skąpstwa czy rozrzutności mają swoje korzenie w fazie analnej. W negatywnym przeniesieniu z fazy falliczno-edypalnej mogą pojawić się następujące uczucia: oba- | wa o własną atrakcyjność, skłonność do rywalizacji, czy zazdrość. Analiza nienawłfi ści ujawniona w przeniesieniu jest tak samo ważna, jak analiza przeniesieniowej mi- łości. W każdym z nas jest dużo zarówno destrukcji, niechęci, zawiści, zazdrości, jak i obaw, związanych z tymi uczuciami. Gdy te emocje ujrzą światło dzienne w sytuacji terapeutycznej, gdy będzie można je wyrazić i zrozumieć ich pochodzę-? nie, istnieje szansa, że nie będą już ranić pacjentów ani ich najbliższych. Warto zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt negatywnego przeniesienia. Wro- gie uczucia mogą służyć jako obrona przed uczuciami miłości, potrzebą bliskości i zależności. Przeżywana w przeniesieniu niechęć i irytacja może wydawać się bar- dziej bezpieczna niż lęk przed odrzuceniem. W idealnej sytuacji pacjent powinien mieć możliwość doświadczenia negatywnych uczuć w różnych formach i odcie-1 niach, w zależności od faz psychoseksualnego rozwoju i etapu rozwoju relacji z obiektem. Terapeuta analityczny dekoduje równocześnie dwa poziomy: ten obe- cny, a w nim echo wczesnodziecięcych nie spełnionych potrzeb, lęków i frustracji Sally na jednej z sesji wyraziła następujące obawy. „Pani teraz jest, ale równik dobrze za pół roku pani może tutaj nie być, zmieni pani pracę albo wyjedzie. Prze- cież tak zawsze było w moim życiu". Pytanie, które się teraz nasuwa, jest nastę- pujące: z kim i w jakim okresie swojego życia pacjentka przeżywała podobne oba- wy? Którego z rodziców uosabiam w przeniesieniu? W tej konkretnej sytuacj! moje ewentualne zniknięcie pacjentka skojarzyła z rozwodem rodziców - miała1 wtedy pięć lat. Czyli to, co słyszymy, to poziom obecny, logiczny, racjonalny," J a pod nim znajduje się niezwykle intensywny poziom obaw wczesnodziecięcych. Przeniesienie z punktu widzenia modelu strukturalnego17 Terapeuta jako uosobienie id pacjenta Jak pamiętamy z pierwszej części książki, id to symboliczna reprezentacja nasze- go życia popędowego, a więc nasze libidinalne i agresywne impulsy. Gdy pacjent 17 R. Greenson (1967) op. cit., s. 241. PRZENIESIENIE 93 przypisuje terapeucie seksualne lub agresywne myśli czy pragnienia, jest to pro- jekcja jego własnych impulsów. Pacjent przychodzi na sesję i od progu mówi: Dzisiaj pani wygląda, tak, jakby była pani na coś zlał". W trakcie sesji pojawia się materiał dotyczący złości i niechęci pacjenta, przeżywanej w ciągu tygodnia, a związanej ze zmianą godziny sesji. Ważne jest, by uświadomić pacjentowi, że to była jego złość, a przypisał ją terapeucie. Inna pacjentka wyraziła swoje oba- wy, mówiąc, że kiedy idzie na sesję, myśli cały czas o tym, jak jest ubrana, czy jej sukienki nie są zbyt krótkie, bo wtedy terapeuta mógłby sobie jeszcze coś po- myśleć. Po dalszym przyjrzeniu się temu, co mógłby sobie pomyśleć terapeuta, stało się jasne, że chodziło tu o obawy pacjentki przed jej uczuciami erotyczny- mi, które przypisała terapeucie. Terapeuta jako uosobienie ego pacjenta Jest to ważny element relacji, który pomaga w pracy i służy rozwojowi sojuszu terapeutycznego. Pomaga on szczególnie w sytuacjach kryzysowych i wywołują- cych silny lęk. Pacjent opowiada o sytuacji, w której nie umiał się zachować; jed- nocześnie zaczyna się zastanawiać, co powiedziałby na to jego terapeuta i jak by na to zareagował. To, że pacjent przypomniał sobie terapeutę, pozwoliło mu spo- kojnie przyjrzeć się sytuacji i podjąć właściwą decyzję. Jeżeli rozpatrzymy ten proces z punktu widzenia rozwojowego, to stwierdzimy, że mamy tu do czynie- nia z powstającym mechanizmem identyfikacji, który jest niezwykle ważny w budowaniu ego. Identyfikacja pełni bardzo ważną rolę w formowaniu repre- zentacji zarówno obiektu, jak i siebie. Zdolność obserwowania swojego zachowa- nia na sesji i analizowanie go - to właśnie identyfikacja z analizującą funkcją te- rapeuty. Pacjentka, zamiast wdać się w kolejną awanturę ze swoim narzeczonym, przypomniała sobie, jak często na sesjach rozmawiała ze swoją terapeutką o tym, że potrafi być bardzo prowokująca. Był to sposób na wypróbowanie, czy dana osoba nie odejdzie od niej, taki rodzaj testu. Przypomnienie tych rozmów po- wstrzymało ją od rozpoczęcia kolejnej awantury. Następnie opowiedziała o ca- łym wydarzeniu na sesji, głośno się zastanawiając, do czego służy jej to testowa- nie innych, w tym także terapeutki. To, co wcześniej było dla pacjentki oczywi- ste: „Złoszczę się, bo to jego wina", teraz zaczęło ją zastanawiać. Terapeuta jako uosobienie superego pacjenta Jeżeli terapeuta jest postrzegany głównie jako ktoś wrogi i krytyczny w stosunku do pacjenta, i to przejawia się w obawach pacjenta przed mówieniem o sobie i ukrywaniem ważnych informacji, to możemy przyjąć, że pacjent projektuje na terapeutę swoje krytyczne superego. To superego ma w sobie, z całą pewnością, dużo agresji i wrogości. Wróćmy na chwilę do faz rozwoju i powstawania supere- go. Superego wyprojektowane na terapeutę to zarówno uwewnętrznione obiekty z życia pacjenta, jak i jego własne fantazje na temat siebie i ważnych dla niego °sób. Jak pamiętamy, uwewnętrznieniu ulegają nie tylko nakazy i zakazy rodzi- ców, ale również klimat emocjonalny, który im towarzyszył, a tym samym uczu- cia, jakie pacjent wtedy przeżywał. Jeżeli pacjent nie jest świadomy, że to, co 94 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ przypisuje analitykowi, to jego własne myśli i uczucia, to oczywiście przestanie przychodzić na terapię. Kto chce udawać się po pomoc do kogoś, kto jest postrze- gany jako osoba krytyczna i negatywna? Jedyną rozsądną rzeczą jest przestać przy- chodzić. Szczególnie na początku terapii powyższa dynamika musi zostać pokaza- na pacjentowi, by zapobiec zerwaniu kontaktu terapeutycznego. Po pierwszych kilku sesjach pacjent przyszedł i oznajmił, że to jest jego ostatnie spotkanie ze mną. Zapytany dlaczego, odpowiedział, że wolałby o tym nie rozmawiać, ale zde- cydował się szukać pomocy u kogo innego. Poproszony, by jednak wyjaśnił, dla-, czego chce szukać pomocy gdzie indziej, odpowiedział: „Bo jak mówiłem takie trudne rzeczy tydzień temu, to pani tak na mnie krytycznie patrzyła i jestem pe- wien, że pani nie pochwala moich decyzji co do rozwodu. Pani nie rozumie, jak ja jestem uwikłany i jaka to jest trudna sytuacja. Ja patrzę na panią i wiem, że pa- ni byłaby po stronie mojej żony". Zasugerowałam pacjentowi, że jego decyzja o rozwodzie nie jest chyba tak jednoznaczna, jak on by tego chciał, że przeżywa konflikt, który warto by zrozumieć. Jak widać, pacjent był świadomy tylko jed- nej strony konfliktu, a drugą wyprojektował na mnie. Gdyby ten wątek rodzące- go się negatywnego przeniesienia nie został omówiony, to pacjent prawdopodob- nie przestałby przychodzić na terapię. Tymczasem dzięki dalszej pracy pacjent zorientował się, że jego decyzja o rozwodzie uruchamia w nim bardzo silne po- czucie winy, zrozumiał również, że jego uczuciom do żony towarzyszy silna ambi- walencja i że uczucia te nie są wcale jednoznacznie negatywne. Istnieje również cała grupa reakcji, którą można nazwać obronnymi reakcjami przeniesieniewymi. Zaliczamy do nich, na przykład, uporczywe racjonalne zacho- wanie wobec terapeuty: „Nie czuję do pani niczego, nie mam również żadnych oczekiwań wobec pani - my przecież tutaj tylko pracujemy, a pani jest tutaj ze mną tylko ze względów profesjonalnych". Akceptowanie każdej wypowiedzi te- rapeuty i zgoda na każdą interpretację może służyć jako obrona przeciwko bunto- wi, który wyzwalałby zbyt silny lęk, gdyby doszedł do głosu. Silne seksualne prze- niesienie może ukrywać wrogość i agresję. Wrogość i agresja, jak napisałam już wcześniej, może służyć jako obrona przed silnymi potrzebami libidinalnymi i lę- kiem, jakie one wywołują. Jest też cała grupa zachowań przeniesieniowych o charakterze „acting out*, Pacjent nalega na to, by działać, podczas gdy powinien zawrzeć w słowach swo- je pragnienia, potrzeby i tęsknoty18. „Acting out" jest formą niewerbalnej komu- nikacji, której znaczenie należy zrozumieć. Do tych zachowań można zaliczyć przynoszenie prezentów terapeucie, przynoszenie jedzenia i picia na sesje, odwo- ływanie spotkań, częste spóźnienia, jak również pojawiające się w trakcie terapii destrukcyjne zachowania, na przykład podejmowanie prób samobójczych po uruchomieniu trudnego, depresyjnego materiału. Każdą zamianę impulsów 1 myśli na działanie, zamiast mówienia o nich, możemy uznać za zachowanie ty- pu „acting out". „Acting out" zawiera w sobie element id, superego i ego. Jest to nieświadoma próba odtworzenia przeszłego doświadczenia w teraźniejszości. 18 Z. Freud (1914a) „Remembering, Repeating and Working-Through", SE, t. 12; R. Greenson (1967) op. cit.; M. Aronson and M. Sharfman (1992) „Psychotherapy: the Analytic Approach". New Jersey, London: J. Aronson Inc.; D. Boesky (1982) „Acting-out: a Reconsideration of the Concept” vol 63 s. 39-55. PRZENIESIENIE 95 Musimy pomóc pacjentowi zrozumieć, co próbuje nam przekazać swoim zachc waniem. Często zachowania typu „acting out" mają charakter prowokacyjn można do nich zaliczyć wszystkie zachowania, które wydają się nieadekwatne d sytuacji terapeutycznej. Terapeucie jest trudno sobie z tym poradzić. Na prz\ kład przynoszenie prezentów jest wieloznaczne. Może ono być rezultatem skn wanej wrogości i agresji, obaw przed nią, a więc prezent ma znaczenie „odcz> niania". Na pewno jest związane z tym, co wydarzyło się na poprzedniej sesj chociaż związek ten może być nieświadomy. Może to być również wynik odczi wanej wdzięczności czy też lęku separacyjnego: zostawię tutaj coś po sobie, t znaczy, że tak zupełnie nie zniknę. Może to być też nieświadoma próba wymi szenia na terapeucie poczucia wdzięczności lub chęć pokazania się i bycia doc( nionym, w szczególności gdy prezent jest wykonany przez pacjenta. Na pewn wymaga to przeanalizowania całej sytuacji w sposób delikatny, tak jak w pra padkach innych zachowań, wykraczających poza typowy kontrakt terapeutyc: ny. Zawsze jest miejsce na to, by zapytać pacjenta o jego myśli i fantazje, zwi; zane z przyniesionym prezentem. Możemy również zadać sobie pytanie, c takiego wydarzyło się na poprzednim spotkaniu, co sprowokowało pacjenta d przyniesienia prezentu? Pacjentka przed przerwą świąteczną przyniosła kwiatek w doniczce. ZapytJ na o to, co sprawiło, że przyniosła prezent, najpierw odpowiedziała, że nic takie go, to przecież naturalne przed świętami, a ona każdemu robi małe prezenty. N moje kolejne pytanie, że może jednak pomyślała o czymś, kupując ten kwiate) powiedziała: „To głupio, ale tak sobie pomyślałam, że chciałabym, żeby pani chc ciąż troszeczkę pomyślała o mnie, to wtedy nie będę czuła się taka samotna Dalsza praca na sesji dotyczyła pustki i osamotnienia, jakie zawsze towarzys2 pacjentce w związku ze zbliżającymi się świętami. To przywołało jej wspomni< nią, gdy spędzała Wigilie tylko z matką, tęskniąc za ojcem, który był ze swo drugą rodziną. Prezent dla mnie był również próbą pacjentki, by poradzić sob ze złością na mnie, spowodowaną tym, że ja na pewno mam z kim spędzać świ< ta, a jej samotność nic mnie nie obchodzi. Inna pacjentka od drugiej sesji zaczęła przynosić ze sobą kanapki i kłaść je r stoliku. Zapytana o to, zdziwiła się, że w ogóle pytam. Oznajmiła, że po prost jest głodna, a gdy spieszy się na spotkanie ze mną, to nie ma czasu zjeść. Pacjen ka przełożyła swoje obawy o „bycie nienakarmioną" na bardzo konkretne zach< wanie. Inna pacjentka, przynosząc sobie kawę, zawsze przynosiła jeden kube dla mnie. Moje próby zajmowania się tym nie przynosiły rezultatu. Na kolejn sesji pacjentka zorientowała się, że ja wcale tej kawy nie piję. Najpierw obrazi się na mnie. Dopiero po pewnym czasie była w stanie powiedzieć, że myślą o mnie i o sobie jako o dwóch jednakowych połówkach. Adrienne, 30-letnia samotna Amerykanka, regularnie podczas przerwy wak cyjnej wchodziła w związki z żonatymi mężczyznami, które po wakacjach koi czyły się dramatycznym rozstaniem. Na wszystkie moje pytania o jej zachow anie i próby powiązania tego z moim wyjazdem wzruszała ramionami. Tak by przez kolejne trzy lata. W czwartym roku terapii pacjentka ze względów zaw< dowych nie wyjechała na wakacje. Nie widziałyśmy się przez miesiąc. Po moii powrocie pacjentka przez pierwszych parę sesji podawała w wątpliwość naszą re- 96 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ lację i wybuchała agresją na każdą moją interwencję. Następnie powiedziała mi, jak dużo niepokoju odczuwała w czasie tej przerwy, bojąc się, że już nie wrócę, i jak bardzo trudno było jej być samej. Mogłyśmy wreszcie zająć się jej lękiem przed samotnością i sposobem radzenia sobie z nim poprzez angażowanie się w relacje bez przyszłości. A jednocześnie była w jej zachowaniu zarówno agre- sywna próba odebrania męża innej kobiecie, jak i próba zniszczenia naszej wspól- nej pracy. To wszystko miało swoje korzenie w jej nieświadomej dziecięcej rywa- lizacji z matką. X Opór Definicja i formy oporu Zanim zajmiemy się technikami analizowania przeniesienia, skoncentrujmy naszą uwagę na zjawisku, jakim jest opór. To, co wyróżnia terapię psychoanalityczną, to zarówno analiza przeniesienia, jak i sposób podejścia do zjawiska oporu. Opór to sprzeciw lub opozycja w stosunku do czegoś. Jeżeli przeniesiemy tę definicję na sytuację terapeutyczną, to opór oznacza przeciwstawianie się procesowi terapii. Jest to mobilizacja takich sił pacjenta, które blokują wolne skojarzenia, zakłócają pamięć i proces asymilowania wglądu, siły, które oporują przeciwko obserwujące- mu ego pacjenta i jego dążeniu do zmiany1. Opór, jako siła przeciwstawiająca się zmianie, może być świadomy lub nieświadomy. Opór wyraża się w uczuciach, za- chowaniu, impulsach, myślach i fantazjach. Freud docenił rolę oporu na począt- ku swojej drogi psychoanalitycznej: „Opór towarzyszy procesowi terapii krok po kroku. Każde skojarzenie, każdy akt w procesie terapii spotyka się z oporem i tym samym uosabia kompromis pomiędzy siłami, które dążą do zmiany, i tymi, które są przeciwko niej"2. Opór spełnia funkcję obronną; oznacza to, że ochrania status quo pacjenta. Każdy aspekt naszego życia psychicznego może pełnić funkcję obronną, tym samym wszystko może być elementem oporu. Przyjrzyjmy się naj- bardziej typowym formom oporu3. Pacjent przychodzi na sesję, ale nic nie mówi Spróbujmy zrozumieć, co to oznacza. Proces terapii opiera się na werbalnej ko- munikacji, cisza więc świadczy o tym, że pacjent świadomie lub nieświadomie nie chce komunikować swoich uczuć i myśli. Jednocześnie pacjent może być świado- my tylko tego, że nie ma nic do powiedzenia. Naszym zadaniem jest zrozumieć 1 przeanalizować to milczenie. Jedno z pytań, które możemy teraz zadać, jest na- stępujące: Co się takiego dzieje, że pan (i) nic nie mówi? Próbujemy dowiedzieć się, jaki jest powód manifestowanego tak oporu. Pacjent odpowiada: „Nie mam 1 Greenson (1967) op. cit., s. 59. 98 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ nic do powiedzenia". Zastanawiamy się, jak to jest możliwe. Upłynęło parę dni od ostatniej sesji, wydarzały się różne rzeczy, co chwilę przeżywamy coś nowego. Jak to jest możliwe, że pacjent nie ma nic do powiedzenia. Jakie myśli i uczucia kryją się za tą niechęcią do mówienia? Cisza może również oznaczać, że pacjent nieświadomie powtarza jakiś frag- ment z przeszłości, ponownie go doświadcza i przeżywa w danej chwili. Istotny jest również moment, kiedy pacjent zamilkł, czy przyszedł na sesję i nic nie mówił przez dziesięć minut, czy przestał mówić w trakcie sesji po swojej wypo- wiedzi, czy też po naszej interwencji. Co takiego się przed chwilą wydarzyło, że przestał pan (i) mówić? Zofia zwykła ciszą manifestować niechęć do przychodzenia na spotkania ze mną. Przez pierwsze pół roku zaczynała sesję 15-minutowym milczeniem, uni- kając mojego wzroku. Moje pytania, o czym myśli, nad czym się zastanawia, po- zostawały bez odpowiedzi. Wreszcie zaczęłam interpretować jej zachowanie ja- ko wyraz złości do mnie i niechęci do przychodzenia na spotkania. Jednocześnie podkreślałam, że takie wycofywanie się z kontaktu musi jej utrudniać życie, po- nieważ na pewno nie dotyczy tylko relacji ze mną, ale również wszystkich ui- nych. Ta interwencja zapoczątkowała rozwój sojuszu terapeutycznego i przeła- mała opór pacjentki do mówienia. Do innych sytuacji świadczących o oporze należy, na przykład, pozorny brak uczuć przy opowiadaniu o sytuacjach pełnych emocji. Po dwóch latach terapii pa- cjentka, opowiadając coś ze swojej przeszłości, nagle powiedziała, że usunęła cią- żę/ gdy miała 18 lat. Zwróciłam uwagę, że mówi to tak, jakby to jej nie dotyczy- ło. Zareagowała złością, odpowiadając, że wmawiam jej, że powinna mieć uczucia. Dopiero po wielu tygodniach pracy pacjentka ta była w stanie wrócić do tego te- matu i opowiedzieć o swoim poczuciu winy, które wiązało się z tym wydarzeniem. Podkreśliła, że to ja wywołałam w niej poczucie winy. Moja interwencja dotyczy* ła faktu, że poczucie winy, którego doświadcza, jest tak bolesne, że za wszelką ce- nę chce się go pozbyć, przypisując je mnie. Dla tej pacjentki ten szczególny rodzaj eksternalizacji konfliktów był typowym sposobem funkcjonowania. Sposób, w jaki pacjent siedzi i mówi, też może wskazywać na opór: zakrywa- nie twarzy rękami, niepatrzenie na terapeutę, obgryzanie paznokci na sesji. Ge- neralnie język ciała jest diagnostyczny. Jeżeli pacjent mówi tylko o przeszłości, a jego obecne życie i relacje z ludźmi są pomijane, fakt ten świadczy o oporze. Może też zdarzyć się sytuacja odwrot- na, pacjent koncentruje się tylko na teraźniejszości. Warto zadać sobie wtedy py- tanie, co takiego jest w mówieniu o przeszłości, że pacjent jej unika. Jeżeli więk- szość sesji upływa na opowiadaniu o sytuacji zewnętrznej i innych ludziach, i gdy nie prowadzi to do mówienia o sobie, mamy również do czynienia z oporem. Pa- ni Barbara na sesjach mówiła tylko i wyłącznie o swoich niepokojach związanych ze szkołą, tak jakby świat innych relacji nie istniał. Od pewnego czasu odprowa- dzał ją na sesje przystojny młody mężczyzna. Czasami widziałam ich razem w ko* rytarzu, gdy czekała na spotkanie ze mną. Barbara na swoich sesjach ani razu o nim nie wspomniała, chociaż siedział na korytarzu i czekał na nią. Po paru tygo- dniach zapytałam o niego. Potraktowałam tę sytuację jako manifestację oporu przed informowaniem mnie o tym, co się dzieje w jej życiu. Praca nad tym uru- OPÓR 99 chomiła wspomnienia z dzieciństwa i lęki pacjentki przed mówieniem czegokol- wiek swojej matce w obawie przed jej krytyką. Pacjentka odczuwała również sa- tysfakcję, gdy ukrywała różne informacje na swój temat. Unikanie niektórych tematów Ten rodzaj oporu jest najczęściej manifestowany przy tematach, związanych z seksem, agresją i uczuciami w stosunku do terapeuty. Przy tych tematach szcze- gólny opór może wzbudzać mówienie o konkretnych aspektach seksualności, po- życia intymnego czy pobudzenia seksualnego. To samo dotyczy agresji. Zamiast powiedzieć: jestem wściekły, pacjent powie: jestem trochę zirytowany. Gdy po- prosimy, by dokładniej tę irytację wyjaśnił, okaże się, że dla pacjenta oznacza ona silną złość i agresywne fantazje. Z reguły bardzo trudno jest pacjentowi wyrazić myśli i fantazje o charakterze agresywnym czy seksualnym, dotyczące terapeuty. Stąd też milczenie na sesji mo- że dotyczyć tych uczuć. Można przyjąć hipotezę, że przy przedłużającej się ciszy pacjent ma myśli i uczucia, związane z terapeutą, o których trudno jest mu mówić. Pan Zbyszek, będący już cztery lata w terapii, po długiej chwili milczenia po- wiedział: „Śniło mi się, że uprawialiśmy seks oralny". Sposób, w jaki to wyraził, naukowo-bezosobowy, był formą oporu przed uczuciami, jakie wywołał sen u pa- cjenta. Poprosiłam, by opowiedział mi ten sen. Skojarzenia pacjenta dotyczyły potrzeby bycia pasywnym i chęci posiadania aktywnej kobiety, która by się nim zajęła. Sen ten symbolicznie pokazywał funkcjonowanie pacjenta zarówno na se- sjach ze mną, jak i w zewnętrznym świecie: był to pasywno-żądaniowy stosunek do mnie i do innych, który już wcześniej był przedmiotem naszej pracy. Jak wi- dać, sen, który wzbudził lęk pacjenta, ponieważ wydawał się mieć zdecydowa- nie seksualny charakter, w rzeczywistości miał wiele znaczeń i ukazywał ważny element funkcjonowania pacjenta w rzeczywistości. Nawyki Jeżeli pacjent zaczyna sesję zawsze w ten sam sposób, na przykład od narzekania, jak trudno dojechać na spotkanie, to mamy do czynienia z oporem. Przygotowy- wanie tematu sesji przez pacjenta jest również tego dowodem. Można przyjąć, że jest to przygotowanie się na wypadek niespodziewanego milczenia w trakcie se- sji, które wzbudza lęk lub nieświadomą obawę, że powie coś, czego chciałby unik- nąć. Innymi słowy, jest to opór wobec wolnych skojarzeń i instrukcji: powiedz wszystko, co ci przychodzi na myśl. To tak, jakby mówienie tego, co obecne w myślach, uczuciach i fantazjach, stanowiło zagrożenie. Zarówno ciągłe przychodzenie na sesję parę minut przed czasem, jak również notoryczne spóźnienia są przejawami oporu. Przychodzenie wcześniej może być obroną przed lękiem, związanym ze spóźnieniem. A wtedy pytanie, jakie może- my sobie zadać, brzmi: Dlaczego ewentualne spóźnienie budzi lęk pacjenta? I odwrotnie: Dlaczego przyjście na czas lub czekanie na terapeutę wywołuje lęk? Nieprzychodzenie na spotkania zawsze wskazuje na opór. Taka sytuacja wy- maga zrozumienia nieuświadomionych motywów, leżących u podstaw absencji. 100 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Nie można prowadzić terapii z kimś, kogo nie ma na sesji. O oporze mówimy wtedy, gdy pacjent zapomina płacić za sesje. Zachowanie to jest wieloznaczne i wymaga zrozumienia w odniesieniu do indywidualnego pacjenta. „Zapomina- nie" może być manifestacją niechęci do pozbywania się pieniędzy, co ma swoje korzenie w fantazjach fazy analnej. Może być również nieświadomym zaprzecze- niem tego, że relacja z terapeutą ma charakter profesjonalny. Jednej z pacjentek zawsze musiałam przypominać o płaceniu za sesje. Z reguły zawsze płaciła do- piero po mojej interwencji, mniej więcej z trzytygodniowym opóźnieniem. Ana- liza tego zachowania pozwoliła nam obu zrozumieć, że dla pacjentki była to próba uczynienia naszej relacji „prawdziwą". Było w tym również dużo agresji i potrzeba kontroli nade mną. Ostatecznie to ja musiałam ją prosić o pieniądze. Pacjent jest znudzony Czy to możliwe, żeby pacjent, przychodząc na sesje, odczuwał nudę? Nasze zdzi- wienie w tej sytuacji jest absolutnie uzasadnione - nie ma przecież żadnego po- wodu do nudy. Jest to reakcja obronna przeciwko myślom, uczuciom i fanta- zjom. Jest to zarazem forma dewaluacji relacji terapeutycznej. Nuda to również forma wycofania się z relacji. Życie wewnętrzne każdego z nas jest zbyt bogate, by było w nim miejsce na nudę. Pacjent przychodzi i mówi: „Tutaj się nic nie dzieje". Prosimy więc wtedy, by coś więcej o tym powiedział. Możemy też zapytać: co by tu miało się wydarzyć? Zapraszamy w ten sposób pacjenta, by opowiedział o swoich oczekiwaniach. Jest to również zaproszenie do badania jego nieświadomości. Stwierdzenie: „tutaj się nic nie dzieje" to jedynie wierzchołek góry lodowej, to końcowy produkt nieświa- domych fantazji i uczuć. Jedna z pacjentek mniej więcej w połowie sesji zaczyna- ła, ziewać. Ja zaczynałam się czuć dosyć nieswojo, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje, bo jednocześnie pacjentka mówiła o ważnych sprawach. Często ziewała, twierdząc, że jest zmęczona. Po wielu moich uwagach na ten temat pacjentka zro- zumiała w końcu, że w ten sposób dystansuje się od tego, o czym mówi. Nieobecność snów Praca nad snem to istotny element terapii analitycznej. Zapominanie snów jest rezultatem oporu przed tym, co nieświadome i wzbudzające lęk. Pacjent może pamiętać swoje sny, ale nie opowiada ich na sesjach, to również jest forma opo- ru. Może się za tym kryć lęk, by terapeuta nie poznał ukrytych pragnień pacjenr ta, i wstyd, związany z treścią snu. Na pewno chcemy zrozumieć powód takiego zachowania, a dzięki temu pacjent lepiej zrozumie swoje własne obawy. Często w czasie sesji pacjent nagle przypomina sobie sen lub jego fragment i zaczyna o nim mówić. Oznacza to, że w danym momencie pacjent podąża za swoimi wolnymi skojarzeniami. Odwrotną stroną tej sytuacji jest bardzo częste opowiadanie snów i niechęć do zajmowania się innymi sprawami. Wtedy może- my mówić o obronnym używaniu snów. Zachowania typu „acting out", omówione wcześniej, są również formą oporu. Sally zawsze rozpoczynała sesje „kryzysem", były to spóźnienia, odwoływanie spotkań lub jej okropne samopoczucie. Tak było przez pierwsze trzy lata. W pew- nym momencie nastąpiła zmiana - pacjentka zaczęła przychodzić na spotkania punktualnie i nie odwoływała ich. Systematyczna praca nad oporem pacjentki, manifestowanym w zachowaniach typu „acting out", zaowocowała zmianą jej za- chowania. Pacjentka zaczęła mówić o swoich obawach: PACJENT: Dzień dobry (chwila ciszy). Wszystko jest jakoś w porządku (znowu ci- sza). Nie wiem, o czym dzisiaj mówić (cisza). Miałam spokojny tydzień, nic się nie wydarzyło... (cisza). Nie mam nic do powiedzenia. TERAPEUTA: Przyjrzyjmy się temu, bo wydaje mi się, że jeśli nie dzieje się nic, co wywołałoby natychmiastowy kryzys, pani nie ma o czym mówić. PACJENT: To prawda, ta cisza sprawia, że czuję się okropnie zdenerwowana. Tak bardzo niewygodnie mi z tym. Nie wiem, co mam robić. TERAPEUTA: Teraz mamy okazję, żeby zrozumieć pani zdenerwowanie. Zawsze za- czynała pani spotkanie od jakiegoś kryzysu, który wymagał mojej interwencji: spóźnienia, odwoływanie spotkań. Teraz nie ma już tego pomiędzy nami, jest tyl- ko pani i ja. PACJENT: To prawda, teraz czuję się tak okropnie zaniepokojona. Kiedy jestem w kryzysie, to zawsze ktoś się mną zajmuje. A teraz zobaczy pani, jaka ja napraw- dę jestem. Ja wiem, tyle było we mnie złości przez taki długi czas. Ale przez to poświęcano mi więcej uwagi... Pani zawsze zwracała uwagę na moje zachowanie. Ja się ukrywałam za tą złością i tym nieprzychodzeniem. Chciałam, żeby pani i inni też zrozumieli, że to nie o złość chodzi, że wiele innych rzeczy jest pod tym. To jak bycie dzieckiem, które tupie, krzyczy i jest złe, ale tak naprawdę, nie chodzi o złość. Wiem, byłam bardzo negatywnie nastawiona wobec pani, sama pani wie, w stosunku do innych też. Inni też strasznie dużo złości i odrzucenia doznali ode mnie. Teraz boję się, że pani już nie będzie chciała mnie widzieć. TERAPEUTA: Teraz możemy zrozumieć, dlaczego odrzuca pani innych. Natomiast wtedy, gdy pani tego nie robi, natychmiast pojawia się obawa, że to pani zosta- nie odrzucona przez innych. To tak, jakby to był jedyny dostępny dla pani spo- sób funkcjonowania - odrzucać lub być odrzuconą. Bardzo często pogodny, dobry humor na sesjach, który pacjent manifestuje przez dłuższy czas, świadczy o oporze przed zajmowaniem się trudnymi czy bo- lesnymi sprawami. Terapia jest trudna i niekoniecznie przyjemna, a pacjent nie przychodzi po to, by mówić, jak dobrze mu się układa w życiu. Opór jest częścią procesu terapeutycznego, jego nieodłącznym elementem. Jest to źródło informacji, w jaki sposób pacjent kontaktuje się ze światem zewnętrznym, wchodzi w relacje, przyswaja nowe informacje. Jest ważnym źródłem informacji o funkcjonowaniu ego1. To, co pomaga w analizowaniu oporu, to twoje terapeutycz- ne zainteresowanie i gotowość, by zająć się nim. Analiza oporu jest niezwykle istot nym fragmentem pracy terapeutycznej. Przymus powtarzania jest również form; oporu. Jest to tendencja do uporczywego powtarzania doświadczeń z przeszłości za miast pamiętania o nich2. W tym zjawisku ujawnia się siła naszej nieświadomości 1 A. Freud (1936) „The Ego and the Mechamsms of Defence", New York: Internation: Unwersities Press, 1946. 2 Z Freud (1914a) op. cit, SE, t. 12, s. 145-156. 102 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Przykładem tego będą osoby, które ciągle wchodzą w destrukcyjne związki. Jest to próba zapanowania nad traumatyczną/frustrującą sytuacją z przeszłości. Ten nie- świadomy przymus powtarzania uosabia nadzieję na szczęśliwe zakończenie dawnej frustracji: „Tym razem musi być inaczej, tym razem się uda". Jeżeli zajmiemy się przez chwilę mechanizmami obronnymi, to każdy z nich, obecny w materiale prezentowanym przez pacjenta, jest formą oporu, a zarazem ważnym źródłem informacji o funkcjach ego. Co to oznacza? Często występująca projekcja, zaprzeczanie czy rozszczepienie niewątpliwie świadczy o słabości ego. Mechanizm racjonalizacji i wyparcia świadczy o wyższej organizacji ego. Zawsze można sobie zadać pytanie: Co się takiego wydarzyło, że właśnie teraz ego urucho- miło mechanizm obronny? Generalnie bezpośrednią przyczyną pojawienia się czy wzmocnienia oporu jest unikanie bolesnych uczuć, na przykład: lęku, winy, wsty- du, złości, nadmiernej ekscytacji. A co za tym idzie, unikanie również myśli, które te uczucia wywołują: „... wtedy pomyślałam, że zrobiłam jej przykrość (pacjentka mówiła o swojej przyjaciółce). Muszę ponieść konsekwencje tego, ona się do mnie nie odzywa. Czuję się bardzo winna z tego powodu. Ale zauważyłam, że w prze- szłości, kiedy czułam się winna, to zawsze obwiniałam tę drugą osobę, i byłam zła, Tym razem nie zrobiłam tak. Zdałam sobie sprawę, że to mój sposób na radzenie sobie z lękiem, dotyczącym tego, co zrobiłam nie tak, jak trzeba". Pamiętajmy, że głównym motywem uruchomienia zachowań obronnych jest unikanie bólu. I w tym momencie nasuwa się pytanie: bólu? W odpowiedzi na co? Przypomnijmy sobie definicję sytuacji traumatycznej, opisanej w pierwszej części niniejszej książki. Jest to taka sytuacja, w której ego nie ma kontroli nad przezy- wanymi przez nas uczuciami ani nad tym, co się dzieje na zewnątrz. Ta sytuacja bezradności wywołuje lęk, nad którym ego nie panuje. Jakie sytuacje wywołują takie poczucie zagrożenia? Z procesu rozwoju małego dziecka wiemy, że jest to lęk przed unicestwieniem, lęk przed porzuceniem, lęk przed utratą miłości, lęk kastracyjny i obawa przed własnym superego. Pytanie, które możemy sobie za- dać, gdy jesteśmy na sesji z pacjentem, jest następujące: który z tych lęków do* minuje? Który z tych lęków został w danym momencie uruchomiony? Proces te- rapeutyczny wynosi na powierzchnię zapomniane sytuacje zagrożenia i uczucia z nimi związane, a co za tym idzie, uruchamia opór przed ich przeżywaniem. Zajmijmy się teraz regresją. Mechanizm regresji towarzyszy każdemu z nas w dorosłym życiu. Wieczorne pójście do łóżka i towarzyszące temu pragnienie^ by spać i otulić się kołdrą, jest mechanizmem regresji. Wyłączamy nasze dorosłe myślenie, sądy i kalkulacje, zamykamy oczy i udajemy się do krainy marzeń. Sen też jest często ucieczką przed przykrymi czy trudnymi przeżyciami, które mie- liśmy lub które na nas czekają. Stan przeziębienia czy poważniejszej choroby uruchamia w nas tęsknotę, by ktoś się nami zaopiekował. Oczywiście, możemy bronić się przed tymi pragnieniami. A im większe są potrzeby i obawy przed ich niespełnieniem, tym silniejszy jest opór przed tymi pragnieniami. Regresją jest to powrót do wcześniejszych, bardziej prymitywnych/pierwot- nych sposobów psychicznego funkcjonowania6. Generalnie mechanizm regresji uruchamiany jest, gdy danej sytuacji towarzyszy zbyt duża frustracja, a jednocześ- OPÓR 103 nie nie wiemy, jak sobie z nią poradzić. Jeżeli to zjawisko odniesiemy do sytuacji terapeutycznej, to wtedy - gdy pojawia się sytuacja postrzegana przez pacjenta ja- ko zagrożenie - zostaje uruchomiony mechanizm regresji. Jest to powrót do takie- go zachowania, które jest postrzegane jako mniej lękotwórcze. Przerwy związane z wyjazdami terapeuty mogą wywołać zachowania typu regresyjnego, na przykład komunikowane złe samopoczucie i wzrost uczuć lub zachowań depresyjnych. Przez pierwszy rok Ann przychodziła na terapię raz, a potem dwa razy w ty- godniu. Gdy zaczęła przychodzić dwa razy w tygodniu, bardzo zwiększyła się intensywność jej uczuć przeniesieniowych. Na trzy tygodnie przed urlopem po- informowałam ją, że planuję dwutygodniowy wyjazd. Reakcja pacjentki była następująca: „Jestem kompletnie wykończona, jestem przemęczona. Nigdy nie byłam w takiej depresji jak teraz. Moje życie nie ma żadnej przyszłości. Prze- stałam jeść. Czy pani myśli, że moje osłabienie fizyczne ma związek z terapią?". Jeżeli wrócimy na chwilę do faz rozwojowych, to zniknięcie „dobrego obiek- tu", jakim była kiedyś matka, a teraz jest terapeuta, może uruchomić, głęboko ukrywane oralne potrzeby i silną agresję związaną z niespełnieniem tych potrzeb. W ciągu następnych dwóch tygodni pacjentka komunikowała o wielu somatycz- nych doznaniach o charakterze lękowym. Jest to przykład regresji w ramach kontaktu terapeutycznego. Po moim powrocie pacjentka dalej skarżyła się na de- presję i lęk. Jednocześnie odrzucała moje interpretacje, że jej depresyjne myśli i lęk związane były z faktem, że nie byłam dla niej osiągalna. To odrzucanie przez Ann moich interpretacji było oporem przed zaakceptowaniem jej własnych uczuć przeniesieniowych. Pragnienia edypalne mogą również być źródłem lęku, uruchamiającym regre- sję prowadzącą do zachowań o charakterze oralnym lub analnym. Zawsze trzeba zadać sobie pytanie, czy dane zachowanie ma charakter regresyjny, czy też jest to fiksacja (utrwalenie). Fiksacja i regresja są mechanizmami uzupełniającymi się i zależnymi od siebie7. Regresja następuje do punktów fiksacji. Fiksacja to zatrzymanie się na pewnym etapie rozwoju8. Fiksacja jest katego- rią rozwojową, a regresja jest procesem obronnym9. Fiksacja jest spowodowana głównie nadmierną - w stosunku do poprzednich etapów - gratyfikacją na da- nym etapie rozwoju, podczas gdy regresja pojawia się przy nadmiernej frustracji. Zjawisko fiksacji może również występować w sytuacjach, które charakteryzo- wały się gwałtownymi zmianami: nadmierną gratyfikacją i zaraz po niej następu- jącą silną frustracją10. Regresja manifestowana w procesie terapeutycznym może dotyczyć zarówno relacji z obiektem, jak i faz rozwoju psychoseksualnego. Na przykład w relacji te- rapeutycznej pojawiają się pragnienia, by terapeuta był jak dobra, karmiąca mat- ka, rozumiejąca potrzeby i tęsknoty. Często sesja terapeutyczna staje się polem bitwy o własną niezależność, a terapeuta jest postrzegany jako zły i kontrolujący 7 O. Femchel (1955) „Psychoanalytic Theory of Neurosis", London: Hogart; A. Freud (1965) „Normahty and Pathology in Childhood: Assesments of Development", New York: International Universities Press. 8 B. E. Moore, B. D. Fine (1995) op. cit., s. 83. 9 R. Greenson (1967) op. cit., s. 83. 10. O. Fenichel (1955) op.cit. 104 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ pacjenta rodzic. Pacjent stwierdza, że nic nigdy nie może być tak, jak on chce, a ponieważ jest przekonany, że terapeuta go kontroluje, próbuje sam przejąć kontrolę, na przykład - spóźnia się na sesje lub pomniejsza znaczenie terapii. Ma- my wtedy do czynienia z pojawiającym się w nieświadomości materiałem o cha- rakterze analnym. W większości wypadków pacjent jest nieświadomy swoich dewaluujących, agresywnych zachowań i zadanie terapeuty sprowadza się wtedy do tego, by pokazać mu te zachowania i zająć się nimi. Obowiązuje zasada, że to, co jest obecne w relacji terapeutycznej, jest również obecne w innych relacjach. PACJENT: ...„Powiedziałam mojej przyjaciółce, że przestaję chodzić na terapię w gru- dniu". Ona odpowiedziała: „I bardzo dobrze, bo terapeuta za ciebie znajduje od- powiedzi, a to ty sama powinnaś; ona ci je podaje na tacy". A ja na to: „O nie, nie moja terapeutka. Ona nie udziela mi żadnych rad". Pani nie daje mi oparcia. Pani nie daje mi odpowiedzi na moje pytania. Ja tego nienawidzę. Pani mi nie mówi, co mam robić. Ja czuję, że tak dużo potrzebuję, a pani nic mi nie daje. Ja tego niena- widzę, a muszę zaakceptować fakt, że nigdy od pani nie dostanę tego, co chcę. Czasami myślę, że pani to robi specjalnie, że pani chce, żebym odczuwała złość. TERAPEUTA: Dlaczego miałabym panią manipulować? PACJENT: Nie wiem, ale czuję, jakby pani to robiła. TERAPEUTA: Chciałabym pani zwrócić na coś uwagę. Pani przychodzi tutaj, mówi, w jaki sposób powinnam z panią rozmawiać, stawia pani warunki, mówiąc, jak długo będziemy razem pracować. To pani kontroluje naszą relację, a jednocze- śnie przypisuje pani tę kontrolę mnie. PACJENT: (cisza...) Nie wiedziałam, że tak robię. Mam nadzieję, że nie zraniłam pani uczuć. To prawda, ja czasami okropnie przesadzam z kontrolą. To samo ro- bię z córką i mężem. Jak pani myśli, dlaczego tak robię? TERAPEUTA: Przyjrzyjmy się temu. PACJENT: Ogarnia mnie biała gorączka, jak pani mówi „przyjrzyjmy się temu". Ja chcę odpowiedzi. Pani po prostu nie chce mi powiedzieć. TERAPEUTA: Pani chce, żebym postępowała dokładnie tak, jak pani sobie życzy, a jeśli ja tego nie robię, to panią ogarnia wściekłość i straszy mnie pani, że prze- stanie przychodzić. PACJENT: Ja mam taką potrzebę, żeby panią obwiniać, powiedzieć, że to wszyst- ko pani wina. TERAPEUTA: Zachowuje się pani w sposób kontrolujący, by nie dopuścić do siebie myśli, że czuje się pani bardzo bezradna i zależna. Mechanizm regresji spełnia ważną rolę w terapii analitycznej, pozwala bowiem na pojawienie się emocjonalnego materiału, pochodzącego z wczesnego dzieciń- stwa. Jednocześnie powinno się pracować nad tym materiałem. Gdy te dwa warunki są spełnione, to mówimy o zjawisku, które nazywa się „regresja pod kon- trolą ego"11. Mechanizm przeniesienia jest regresyjny w swoim charakterze. Gdy pacjent jest w stanie mówić o swoich pragnieniach i fantazjach wobec terapeuty, jak również rozumieć i przyjmować interpretacje dotyczące tego, że te uczucia i myśli są zakorzenione w jego wczesnodziecięcych pragnieniach, to wtedy mówi- 11 E. Km (1950) „On Preconscious Mental Processes" w: Psychoanalytic Exploration in Art,s. 312. OPÓR 10 my o regresji w służbie ego. Gdy pacjent jest w stanie emocjonalnie mówić o bc leśnym i trudnym materiale, a jednocześnie potem wyjść z sesji i funkcjonowa w codziennym życiu, aż do następnego spotkania, to również mówimy tutaj o re gresji w służbie ego. W pracy z pacjentami impulsywnymi, którzy mają tendencje do autodestruk cyjnych zachowań, przede wszystkim wzmacniamy ego. Nie zachęcamy do bada nią materiału, który mógłby uruchomić regresję. Pierwsze dwa lata pracy z pani Zofią upłynęły mi na pokazywaniu jej „actingout owych zachowań" i na analizie je reakcji lękowych. Chciałam, by ona sama zaczęła sobie wreszcie zadawać pytanie jak to się dzieje, że jest w niej tyle lęku i jak ten lęk wpływa na jej zachowani i odbiór rzeczywistości. Gdy impulsywne zachowania takie jak: niezaliczanie ko lejnych przedmiotów na studiach, nieprzychodzenie na spotkania skończyły się gdy już w słowach bardziej niż w zachowaniach obecny był lęk i agresja, to zaję łyśmy się myślami, które powodowały powyższe uczucia. Pacjentka zaczęła ujaw niać swoje autodestrukcyjne myśli, że gdy coś się jej nie udaje, to wpada w de sperację i myśli o tym, by pociąć się żyletką. Taka analiza byłaby niemożliwa n; początku terapii, zbyt duża była siła impulsu, a zbyt słabe ego. Teraz pacjentki mówi o tym, a gdy wychodzi z sesji, jest w stanie zastanowić się między sesjam nad siłą własnej agresji. Posługując się pewnym uproszczeniem, możemy powiedzieć, że opór bron znanych, a nieadaptacyjnych patologicznych zachowań. Pełnią one ważną funkcję chronią przed emocjonalnym bólem i niebezpieczeństwem, jakim jest łęk, uczu- cie wstydu, poczucie winy, złość, upokorzenie, smutek i rozpacz1^. W sytuacj analitycznej mechanizmy obronne, które włącza ego, manifestują się właśnie w oporze. Dlaczego analiza oporu zaczyna się od ego? Każdy mechanizm obronny jest relatywny, zawsze dostarcza trochę rozładowania pragnień i impulsów, przed którymi dana osoba się broni. Jak już wiemy z pierwszej części tej książki, na na- sze zachowanie składa się impuls, czyli pragnienie, które poszukuje spełnienia, oraz aspekt obronny. Pacjent, który ma bardzo okrutne superego, a podczas sesji występuje to w formie samokrytyki i samooskarżeń, ma również bardzo dużo wy- partych sadystycznych impulsów. Te agresywne impulsy znajdują swoje ujście wła- śnie w takiej formie, a powody tego tkwią w indywidualnej historii pacjenta. Pra- ca, która zaczyna się od ego, polega na analizie i próbie zrozumienia wszystkich agresywnych treści skierowanych przeciwko sobie. A dopiero później powinniśmy się zająć sadystycznymi elementami ukrytymi w tej samokrytyce. To jest praca na wiele miesięcy, a nawet na wiele lat. Gdybyśmy od razu zajęli się nieświadomymi sadystycznymi impulsami, to z dużym prawdopodobieństwem można przypuścić, że wywołany tym lęk wzmocniłby tylko mnóstwo istniejących już samooskarżeń. Ta dynamika jest charakterystyczna dla pacjentów z silnymi objawami depresji i tendencjami samobójczymi. Jeżeli tendencje i myśli samobójcze uznamy za agre- sję skierowaną przeciwko sobie, to w miarę pogłębiania się pracy terapeutycznej powinny się stopniowo pojawiać treści agresywne zarówno w prezentowanym ma- teriale, jak i w zachowaniach pacjenta. Uczucie złości będzie również obecne w przeniesieniu. Pacjent, pan Zbyszek, o którym pisałam wcześniej, jest tego do- 12 A. Freud (1936) op. cit.; O. Fenichel (1955) op. cit.; R. Greenson (1967) op. cit. AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ brym przykładem. Trwająca latami depresja przykrywała silne impulsy sadystycz- ne. W pierwszych swoich fantazjach pacjent przybijał się do krzyża i wbijał sobie gwoździe w ręce. Parę lat później jego fantazje dotyczyły mojej osoby: gdyby mógł, toby mnie zabił lub zamknął w obozie koncentracyjnym, on byłby katem, a ja ofia- rą. Oczywiście, parę lat pracowaliśmy nad jego wypartymi impulsami agresywny- mi, lękiem, jaki one wywołują, i oporem przed zajęciem się nimi. Praca nad uświa- domieniem pacjentowi jego sadystycznych impulsów była ważnym krokiem do zrozumienia jego trudności w nawiązywaniu intymnych kontaktów. Opór charakterologiczny Jak już pisałam wcześniej, charakter to pewien stały, nawykowy sposób koń- taktowania się ze światem zewnętrznym i ze sobą. Jest to charakterystyczny dla danej osoby sposób gratyfikowania pragnień i powstrzymywania się od tych gratyfikacji. Opór charakterologiczny to pewien stały, nieadaptacyjny sposól? funkcjonowania, typowy dla danej osoby, taki, który przejawia się w podobny sposób w różnych sferach życia, na przykład: stały sposób obrony przed blisko- ścią, intymnością, wyrażaniem złości czy przeżywaniem lęku. Analiza relacji terapeutycznej w dłuższym okresie umożliwia zobaczenie tego oporu charak^ terologicznego i zajęcie się nim. Generalnie przy silnych zaburzeniach charakteru, czyli przy patologii preedypak nej, opór manifestuje się w zachowaniach typu „acting out". Dominują wtedy pry- mitywne mechanizmy obronne, takie jak projekcja, zaprzeczenie czy rozszczepie- nie. Uzależnienia i zachowania impulsywne będą również odgrywały istotną rolę, Gdy ego jest stosunkowo silne, a stałość obiektu jest utrzymana, dominujące me- chanizmy obronne to wyparcie, reakcja upozorowana, izolacja i intelektualizacja. Uporządkujmy to, co dotąd napisałam o oporze. Opór jest funkcją ego. Jest to odpowiedź ego na zbliżające się niebezpieczeństwo, którego pierwszym sy«- gnałem jest pojawienie się lęku. Ego może użyć id do swoich obronnych funk- cji, przykładem tego jest użycie libido jako obrony przed impulsami agresywny- mi. Superego również może być wykorzystane jako obrona, na przykład w stwierdzeniu: tego mi nie wolno, tak nie powinienem myśleć. Oporowi mor żerny się również przyglądać ze względu na punkty fiksacji. Innymi słowy, czy to, co słyszymy na sesji lub widzimy w zachowaniu pacjenta, ma konotacje orał- ne, analne czy falliczno-edypalne. Pasywne czekanie na to, co powie terapeuta, może być oralną obroną przeciwko własnej analnej aktywności. Sprzeciw o cha- rakterze analnym może być oporem przeciwko pojawiającym się edypalno-ka- zirodczym fantazjom. Oporowi możemy się również przyglądać ze względu na rodzaj zastosowanych mechanizmów obronnych, czy dominuje projekcja wła- snych impulsów na osobę terapeuty, czy rozszczepienie, wyparcie, izolacja czy przemieszczenie. Do zilustrowania tej kwestii możemy się posłużyć następują- cym przykładem: pacjent wychodzi uśmiechnięty z sesji, dziękując terapeuci że poświęca mu tak dużo uwagi, a dwie godziny później robi awanturę żonie, że w ocóle go nie słucha i że się dla niej nie liczy. Można tę sytuację potraktować jako nieświadome przemieszczanie uczuć, które były skierowane do terapeuty, ale wyrażanie ich w sesji stanowiło zbyt duże zagrożenie dla pacjenta. Za- OPÓR 107 daniem terapeuty jest analiza tych wszystkich form oporu i to w taki sposób, by pacjent również mógł to zacząć postrzegać jak coś, co przeszkadza mu lepiej funkcjonować Chodzi o to, by przekonanie: „Przecież to jest normalne, jak ni- by inaczej mógłbym postępować", zamieniło się w przekonanie: ,Wiem, że coś jest nie tak, ale nie wiem, jak to zmienić". Oznacza to, że pacjent zaczyna być świadomy swojego oporu i mechanizmów, jakich używa, broniąc się przed czymś, co w jego pojęciu stwarza zagrożenie. I to byłby pierwszy, a zarazem bar- dzo ważny krok na drodze do analizowania oporu. Zanim opiszę - krok po kroku - w jaki sposób można analizować opór, wróć- my jeszcze na chwilę do założeń terapii psychoanalitycznej. Musimy analizować opór, a nie - unikać go. Opór jest źródłem wiedzy o funkcjonowaniu pacjenta. Analiza oporu pozwala uzyskać informacje o sposobach wchodzenia w relacje, funkcjonowaniu ego, potencjalnych punktach fiksacji, dominującej sytuacji za- grożenia. Czy to wystarczy, by zainteresować się oporem, zamiast go unikać? Techniki i reguły analizowania oporu Greenson13 opisał cztery podstawowe procedury analizowania oporu. Oczywi- ście, zanim przystąpimy do ich omówienia, należałoby zadać sobie pytanie: czy umiem rozpoznać opór? Przede wszystkim słuchasz tego, co mówi pacjent, w ja- ki sposób mówi i jak się przy tym zachowuje. Czy coś szczególnie przykuwa two- ją uwagę? Możesz zadać sobie pomocnicze pytanie: czy pacjent zmierza w kie- runku czegoś znaczącego, czy wręcz przeciwnie? Czy materiał pojawiający się na sesjach jest coraz bardziej osobisty? Jeżeli jesteś już świadomy(a) oporu pacjen- ta (a jest to proces, który może zająć od kilku do kilkunastu sesji), przechodzisz wtedy do omawiania tej kwestii z pacjentem. Pierwszym krokiem w tym proce- sie jest prezentacja, innymi słowy to, co sam(a) widzisz i postrzegasz jako opór, pokazujesz pacjentowi. Następne etapy to: - klaryfikacja, - interpretacja, - przepracowanie. Zajmijmy się po kolei ich omówieniem. Prezentacja powinna pokazanć pacjentowi, że to, co się dzieje w danej chwili na sesji lub też w ogóle w terapii, utrudnia możliwość pracy. Może to dotyczyć, na przykład, spóźniania się: Jak to jest, że od pewnego czasu zawsze się pan spóźnia? Pacjent musi sobie zdać sprawę z tego, że jego zachowanie wskazuje na istnienie oporu. Celem interwencji terapeuty jest to, by obserwujące ego pacjenta mogło zobaczyć, jak on sam utrudnia dalszą pracę terapeutyczną. Pacjent przychodzi na sesję, spuszcza głowę i przez pięć minut nie odzywa się. Można mu zadać pyta- nie: Co się takiego dzieje, że pan nic nie mówi? Pacjent przeskakuje z tematu na temat i nie jest w stanie skupić się na czymś dłużej. Możemy zapytać pacjenta: Co się takiego dzieje, że co chwilę zmienia pan(i) temat rozmowy? Pacjent za- czyna mówić o czymś niezwykle istotnym na pięć minut przed końcem spotka- nia, a następne jest dopiero za tydzień. Wiadomo, że nie ma czasu, by zająć się 13 R Oreenson (1967) op. cit., s. 96-149. 108 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ teraz tą sprawą, ale przez chwilę możemy się zastanowić, dlaczego pacjent do końca sesji czekał z opowiedzeniem o tej ważnej dla niego sprawie. Przez kilka kolejnych sesji pacjent mówi o innych ludziach, o układach w pracy, o tym, co wydarzyło się w ciągu tygodnia, nie wspominając wcale o swoich własnych my- ślach, uczuciach i fantazjach. Na to również warto mu zwrócić uwagę. Zdolność pacjenta do rozpoznania jego obronnego sposobu funkcjonowania na sesji zależy od siły sojuszu terapeutycznego i obserwującego ego pacjenta, jak również od te- go, na ile opór pacjenta jest widoczny a więc na ile możemy mu pomóc, by sam dostrzegł swoje zachowanie. Klaryfikacja polega na tym, że terapeuta wspólnie z pacjentem zastanawiają się nad tym, do czego służy pacjentowi jego obronne zachowanie, na przykład spóźnianie się na sesje. Innymi słowy, jakiego bolesnego uczucia pacjent unika? Jaka treść (często nieświadoma) powoduje, że w ogóle pojawia się to bolesne uczucie? Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że nasz pacjent w podobny sposób kontaktuje się również z innymi ludźmi. Staramy się więc po- wiązać to, co się dzieje na sesji terapeutycznej, z życiem pacjenta i z jego relacja- mi. Przyjrzyjmy się poniższemu przykładowi. Sally nie pojawiła się na poprze- dniej sesji. Na obecne spotkanie przyszła 15 minut spóźniona. PACJENT: Dzień dobry. TERAPEUTA: Dzień dobry. (Po chwili ciszy zapytałam o poprzedni tydzień). PACJENT: Dzwoniłam, ale pani nie oddzwoniła. Czy pani dostała moją wiadomość? TERAPEUTA: Dostałam i zrozumiałam, że pani będzie dzwonić jeszcze raz. PACJENT: Nie, zostawiłam wiadomość, żeby pani do mnie zadzwoniła. Byłam bar- dzo zajęta w ostatnim tygodniu, miałam bardzo dużo pracy, byłam w międzycza- sie w podróży. TERAPEUTA: Jeżeli nie zadzwoniłam w ciągu 24 godzin, dlaczego pani nie zadzwo- niła do mnie jeszcze raz? PACJENT: Ja nigdy nie wiem, czy mogę do pani dzwonić, to jest pani prywatny numer telefonu. Nie chciałam dzwonić za późno w nocy. TERAPEUTA: Przecież pani wie, że to jest mój numer telefonu również w gabinecie i jeżeli ja nie odbiorę, to włączy się automatyczna sekretarka. PACJENT: (Po chwili milczenia). Ja wiem, unikałam dzwonienia. Myślałam, że pa- ni jest na mnie zła. Niech mi pani powie, czy była pani zła na mnie? Pani była zła na mnie i dlatego pani nie zadzwoniła, tak? TERAPEUTA: Zatrzymajmy się na chwilę. Mam wrażenie, że to, o czym mówimy, wywołuje w pani sporo lęku i że próbuje pani radzić sobie z tym lękiem, zamie- niając nasze role, zajmując się moimi uczuciami. PACJENT: Bardzo się niepokoję i czuję się winna (płacze), czuję się tak, jakbym ciągle ponosiła porażki. Byłam wściekła, ale to pani powinna do mnie zadzwonić. TERAPEUTA: Jak to jest, że pani nie chce wziąć odpowiedzialności za fakt, że to jest pani psychoterapia. PACJENT: Ja nie chcę czuć się winna. Wszędzie tak się zachowuję i teraz dopiero zaczynam to widzieć. Wszystko psuję w swoim życiu. TERAPEUTA: Pani czuje się bardzo źle, ponieważ traktuje mnie pani we wrogi i agresywny sposób, a przy tym stwarza pani taką sytuację, w której można uznać, że to ia iestem wszystkiemu winna. Fakt. że nani mnie nHwinia i unika, OPÓR 109 niczego w tej sytuacji nie zmieni. Jeżeli pani chce, to możemy spróbować zrozu- mieć, skąd w pani jest tyle złości w stosunku do mnie. Interpretacja oporu, generalnie oznacza, że to, co nieświadome, czyni się świa- domym. Poprzez interpretację uświadamiamy pacjentowi, między innymi, zna- czenie danego psychicznego zdarzenia lub zachowania. Wymaga to wielu sesji. Terapeuta analityczny używa swojej wiedzy teoretycznej, tego, co już wie o pa- cjencie, swojej intuicji, wrażliwości i intelektu przy formułowaniu interpretacji. Jedną ze wskazówek, czy interpretacja była słuszna, jest to, czy po tej interpre- tacji pojawia się więcej materiału, na przykład z przeszłości pacjenta. Interpre- tacje dotyczące oporu koncentrują się na podaniu bezpośredniej przyczyny i jednocześnie na szukaniu źródeł danego zachowania. Ten proces pomiędzy pre- zentacją a interpretacją może trwać parę miesięcy. Przepracowanie odnosi się do całego procesu, zaczynając od wglądu w dane zjawi- sko „tak, rzeczywiście coś takiego robię", do trwałej zmiany w zachowaniu pacjenta. Proces terapii opiera się na ciągłym posługiwaniu się tymi czterema procedura- mi. Zajmuje to dużo czasu, ponieważ każda nowa informacja czy bolesne uczucie jest obwarowane chęcią zrobienia uniku. Przyjrzyjmy się przez chwilę, co przeciw- stawia się procesowi terapeutycznemu. Na pewno będą to nieświadome mechani- zmy obronne ego, które chronią przed dopuszczeniem lęku, który pojawia się wraz z trudnym i bolesnym materiałem. Ważną rolę będzie tutaj odgrywał lęk przed ja- kąkolwiek zmianą. Ego w poszukiwaniu bezpieczeństwa będzie trwać przy starych sposobach reagowania. Potężną siłą, która może spowodować przerwanie terapii, jest negatywne przeniesienie, o ile nie zostanie dostatecznie wcześnie zauważone i zinterpretowane. Przeniesienie erotyczne będzie również przeszkodą w procesie terapeutycznym, jeżeli nie zostanie wyjaśnione i właściwie zinterpretowane. Ostre krytyczne superego może być siłą oporującą, cierpienie jest sposobem na zmniej- szenie poczucia winy na poziomie nieświadomości. Dlatego poprawa samopoczu- cia może stanowić zagrożenie, bo związana jest z atakiem ze strony superego. Duża impulsywność pacjenta i związane z nią zachowania typu acting out, będą prze- szkadzały wszelkim zmianom ze względu na potrzebę natychmiastowego rozłado- wania uczuć lub ich natychmiastowego zaspokojenia. Zajmijmy się teraz regułami analizowania oporu.] 4 Analiza oporu przed treścią Co oznacza to hasło? Jeżeli mamy do wyboru zajęcie się oporem, który w danym momencie jest ważnym, ale nie nazwanym elementem relacji, lub treścią, którą pacjent wnosi na sesję, to najpierw zajmiemy się oporem. Stoi za tym przeświad- czenie, że opór kryje ważny i emocjonalny materiał, wywołujący silny lęk. Jeże- li pacjent przychodzi spóźniony na sesję i zaczyna o czymś mówić, to próbujemy zrozumieć, czy ma to coś wspólnego ze spóźnieniem się. Przyjmujemy założenie, że to spóźnienie jest znaczące. Pacjent próbuje nam coś zakomunikować w spo- sób pozawerbalny. I prawdopodobnie sam jest tego nieświadomy. My zaś zwra- camy mu na to uwagę i tym samym zajmujemy się ważnym elementem jego 14 R. Greenson (1967] op. cit., s. 137. 110 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ funkcjonowania. Pacjent od miesiąca nie zapłacił za sesje, a jednocześnie mówi o swoich kosztownych planach wakacyjnych. Jest to dobry moment, żeby zapy- tać, kiedy nam zapłaci, i połączyć to z jego planami dotyczącymi kosztownych wakacji, a także sprawdzić, jakie to ma znaczenie, że pacjent mówi o wydawaniu pieniędzy, podczas gdy jest nam winny pieniądze. Ego przed id Co oznacza to hasło? Najpierw zajmujemy się analizą mechanizmów obronnych zachowań, które są funkcją ego, a dopiero potem analizujemy ukryte pod obro- nami impulsy i nieświadome pragnienia. W ten sposób wzmacniamy też ego. Jeżeli wzmocnimy ego, to zmniejszymy tym samym lęk, który uruchamia patolo- giczne obrony. Pamiętamy o tym, że opór to produkt funkcjonowania ego i speł- nia ważną rolę adaptacyjną. Jeżeli pacjent na pierwszej sesji zaczyna mówić w sposób bardzo otwarty o swoim życiu seksualnym i trudnościach z nim związa- nych, przechodząc szybko do szczegółów, dla nas jest to sygnał, że zdolność oce- ny rzeczywistości przez tego pacjenta jest ograniczona. Funkcjonowanie mechani- zmów obronnych jest zbyt słabe, ponieważ w tej sytuacji opór przed ujawnianiem intymnych treści przy pierwszym spotkaniu byłby naturalny. To by nas raczej skła^ niało do przypuszczeń, że mamy do czynienia z pierwotnym procesem myślenia^ Praca koncentrowałaby się wokół patologicznego funkcjonowania pacjenta, a nie wokół jego trudności seksualnych. Trzecia zasada odnosi się do analizowania ma- teriału, jaki pacjent przynosi na sesję. Pacjent wybiera, to, o czym mówi na sesji. To, w jaki sposób pacjent zaczyna sesję, jest ważne. Często pierwszych parę zdań nadaje znaczenie całej sesji. Pacjent wybiera to, co mówi, a terapeuta słucha, próbując jednocześnie zrozumieć, co pacjent stara się mu zakomunikować* Pacjentka przychodzi na pierwszą sesję po miesięcznej wakacyjnej przerwie: PACJENT: Dzień dobry, co słychać, jak minęły pani wakacje? Długo się nie widzia- łyśmy. TERAPEUTA : Bardzo długo. PACJENT: To była taka długa przerwa, że nie wiem zupełnie, od czego teraz zacząć. Nie wiem, co pani powiedzieć. TERAPEUTA: (Po chwili ciszy). Pani właśnie zaczęła mówić, jak bardzo długa była ta przerwa. Niech pani coś więcej o tym powie. Pozostając przy założeniu, że to pacjent decyduje o tym, o czym chce mówić, zajmijmy się teraz taką sytuacją, w której pacjent ma swój sekret. Sekret15 Sekret oznacza, że pacjent świadomie czegoś nie mówi. Jest to istotny element re- lacji między terapeutą a pacjentem. A więc sekret traktujesz tak, jak każdą inną for- mę oporu. Nie nakłaniasz pacjenta, by go ujawnił, ale razem z nim zastanawiasz się i próbujesz zrozumieć, co go powstrzymuje od mówienia. Nieświadome czynniki muszą zostać zanalizowane, by pacjent mógł wyznać swoją tajemnicę. A więc nie zajmujesz się treścią, ale motywem ukrywania przed tobą owej tajemnicy. Możesz zaproponować pacjentowi, żebyście razem porozmawiali o tym, dlaczego nie może OPÓR 111 wyjawić ci swojej tajemnicy. Pomocnicze pytania mogą być następujące: Jakie uczu- cie przeżywałby pan (i) gdyby mi to pan (i) powiedział? Jak, pana (i) zdaniem, zare- agowałabym, gdybym usłyszała ten sekret? Treść sekretu to tylko jeden z wielu po- ziomów. Inny, bardzo istotny element to skojarzenia pacjenta z tym sekretem i z faktem nieujawniania go. Te skojarzenia prowadzą do nieświadomości. Jest to jednocześnie praca nad mechanizmami obronnymi i lękiem, dotyczącym sekretu, jak również nad przeniesieniem. Z całą pewnością można uznać, że myśli i uczucia pacjenta na temat terapeuty przyczyniają się do utrzymania sekretu w tajemnicy. Pacjent świadomie oszukuje terapeutę Jest to również forma sekretu, tylko sposób pracy nad nim jest inny. Do instytutu terapeutycznego, gdzie pracuję, zgłosiła się pacjentka, przysłana z programu reha- bilitacyjnego. Miała za sobą wiele lat uzależnienia od narkotyków; okazjonalne kra- dzieże i uprawianie prostytucji. Zgłosiła się do terapii, by, jak twierdziła, zmienić coś w swoim życiu. Pierwszych pięć sesji upłynęło na omawianiu jej historii, zwią- zanej z używaniem narkotyków. W czasie jednej z sesji wyszłam na chwilę z poko- ju, by wypełnić dla niej dokument potwierdzający że przychodzi na psychotera- pię. Zostawiłam jaw pokoju samą. Po kilkuminutowej przerwie sesja trwała dalej. Pod koniec dnia zajrzałam do torebki i okazało się, że w portmonetce nie ma pie- niędzy. Pamiętałam, że wychodząc z domu wkładałam je do portmonetki. Po chwi- li uświadomiłam sobie, że jedyną osobą, którą zostawiłam samą w pokoju, była właśnie ta pacjentka. Ale jednocześnie miałam mnóstwo wątpliwości, może zgubi- łam pieniądze po drodze, może jednak nie wzięłam ich z domu. Byłam świadoma tego, ze przez wszystkie lata pracy nie przydarzyła mi się podobna sytuacja. Posta- nowiłam poczekać do następnego tygodnia. Pacjentka przyszła na wyznaczoną go- dzinę. Zaczęła mówić o swoim dzieciństwie. Miałam nadzieję, że usłyszę coś takie- go, co pozwoli mi wrócić do sytuacji z poprzedniego tygodnia. Nic podobnego nie nastąpiło, a ja siedziałam pełna wątpliwości, co robić dalej. Upłynęło parę kolej- nych sesji. Pacjentka mówiła o różnych rzeczach, a ja miałam coraz mniejszą ocho- tę słuchać jej i w ogóle z nią pracować. Byłam coraz bardziej przekonana, że wzię- ła te pieniądze. Uświadomiłam sobie, że moja dalsza praca z nią jest niemożliwa. Kłamstwa16 uniemożliwiają zawiązanie sojuszu terapeutycznego. Nastąpiła prze- rwa wakacyjna. Miałam nadzieję, że pacjentka nie wróci do terapii. Po wakacjach zjawiła się na umówioną sesję. Na wstępie powiedziała, że zrobiono jej ostatnio test, który wykazał, że brała narkotyki, ale jest to pomyłka laboratorium. Mówiła o tym z takim przekonaniem, że pomyślałam sobie, że może rzeczywiście tak by- ło. Sesja dobiegła końca. Myślałam o tej sesji przez tydzień i zdałam sobie sprawę, że sytuacja z pomyłką laboratorium jest mało prawdopodobna. Na kolejnej sesji, gdy pacjentka znowu mówiła o pomyłce laboratorium, powiedziałam jej, że to nie- możliwe i że przypuszczam, że jednak wzięła te narkotyki. Pacjentka oburzyła się, Ze jej nie ufam. Spokojnie powiedziałam, że je wzięła. Po paru minutach ciszy pa- cjentka powiedziała, że wzięła, opisując, jak to się stało. Postanowiłam iść na ca- łość: 112 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ TERAPEUTA: - Czy pamięta pani sytuację sprzed paru miesięcy, gdy zostawiłam pa- nią w pokoju i wyszłam na parę minut. W tym czasie wzięła pani moje pieniądze i jeżeli nadal mamy pracować razem, to musimy tę sytuacje wyjaśnić. W prze- ciwnym razie nasza dalsza praca jest niemożliwa. PACJENT: - Jak pani śmie mnie oskarżać, nie wzięłam żadnych pieniędzy! TERAPEUTA: - Jestem przekonana, że je pani wzięła. PACJENT: - Nie wzięłam i czuję się bardzo zraniona, że moja terapeutka mnie oskarża. Jeszcze nigdy w życiu nic takiego mnie nie spotkało. TERAPEUTA: - Takie rzeczy się zdarzają, zostawiłam panią w pokoju. Pod wpływem impulsu i nadarzającej się okazji wzięła pani moje pieniądze. Pacjentka wyszła, trzasnąwszy drzwiami. A ja zostałam z wątpliwościami i po- czuciem winy. Przez cały dzień nie mogłam myśleć o niczym innym, wyrzucałam sobie, że być może, oskarżyłam ją bezpodstawnie, że nie miałam prawa tak postą- pić, że nawet nie wiem, ile pieniędzy miałam wtedy w torebce. Po tygodniu pa- cjentka przyszła na sesję. Siadła, popatrzyła na mnie i po chwili milczenia powie- działa zaczepnie: PACJENT: No i co? Nie wiem, o czym mam dzisiaj mówić. TERAPEUTA: Jak to „no i co"? Tydzień temu tyle rzeczy zostało powiedzianych, a pani nie wie, o czym dzisiaj mówić. Musi mieć pani mnóstwo uczuć i myśli, związanych z naszym poprzednim spotkaniem. PACJENT: Jestem zraniona pani podejrzeniami. Jeżeli wzięłam pieniądze, to cze- mu jeszcze pani chce ze mną pracować? TERAPEUTA: To bardzo dobre pytanie, jak pani myśli, dlaczego ja chcę jeszcze z pa- nią pracować? PACJENT: No, nie wiem. To ile - pani zdaniem - wzięłam tych pieniędzy? TERAPEUTA: To pani mi powie ile. PACJENT: No dobra, wzięłam. Głupio powiedzieć, ale wzięłam. To było 30 dolarów. TERAPEUTA: Na co je pani wydała? PACJENT: Nie pamiętam. TERAPEUTA: Oczywiście, że pani pamięta, na co je pani wydała. PACJENT: Za 10 dolarów kupiłam jedzenie w knajpie, a za 20 narkotyki. TERAPEUTA: Więc porozmawiajmy o tym. Pacjentka zobowiązała się oddać mi pieniądze w ratach na kolejnych spotka- niach. Sesja dobiegła końca. Dalsza możliwość pracy okazała się realna. Zdaję sobie sprawę z tego, że był to ryzykowny krok z mojej strony. Ale jedyny do zaakcepto-? wania. Nie można razem pracować, gdy dwie osoby mają sekret dotyczący tej mej sprawy. Z mojej strony efekt tego był coraz bardziej widoczny, nie byłam w sta**;| nie pracować z tą pacjentką ani poświęcić jej swojej uwagi. Oczywiście, nasuwa tu pytanie, dlaczego zostawiłam ją samą w pokoju z pieniędzmi? Znałam jej rię. Jaka była moja nieświadoma motywacja: by złapać ją na gorącym uczyn Wystawić na próbę? Czy może nieświadomie obawiając się jej antyspołecznych ii pulsów, zanegowałam swoim zachowaniem tę obawę: mogę jej zaufać, zostawię samą w pokoju. Sytuacja ta wymagała ode mnie pracy z moimi przeciwprzeni* niowymi uczuciami i oporem, a potem konfrontacji i pracy z oporem pacjentki. XI Analiza i reguły pracy nad przeniesieniem W jaki sposób dbamy o rozwój przeniesienia? Kiedy jest odpowiedni moment na interwencję? Jaki rodzaj interwencji wybrać? W jaki sposób rozwinąć sojusz te- rapeutyczny, bez którego analiza przeniesienia jest niemożliwa?1 Zajmijmy się pierwszym pytaniem: W jaki sposób dbamy o rozwój przeniesienia? Wróćmy do pierwszej części niniejszej książki, w której została omówiona reguła neutralno- ści i abstynencji. Terapeuta stara się nie prezentować swoich osobistych prefe- rencji i wartości wobec pacjentów. Im mniej pacjent wie na temat terapeuty, tym łatwiej mu będzie wypełnić te luki swoimi fantazjami i wyobrażeniami, po- chodzącymi z nieświadomości. Będą one ważnym elementem pracy i kluczem do rozumienia relacji pacjenta z innymi ludźmi. Często jednak zdarza się tak, że pacjent wie dużo o życiu terapeuty; wtedy można zająć się uczuciami i myślami pacjenta, związanymi z informacjami, które posiada. Neutralność nie jest rów- noznaczna z postawą wycofania się i pasywności. Freud pisał o postawie życzli- wego rozumienia2. Pacjent zgłasza się na terapię, poszukując pomocy. Na poziomie nieświado- mym poszukuje miłości. Zablokowane i nieświadome impulsy dążą do gratyfika- cji. W naszym dorosłym życiu obecne są pragnienia i fantazje, związane ze wszyst- kimi fazami psychoseksualnego rozwoju. Na przykład gdy pacjent pyta nas: „Czy pan (i) mnie lubi?", to w pytaniu tym jest zarówno niepokój, jak i wyobrażenie, że może tak, może go lubimy, albo że może ktoś jest ważniejszy i bardziej przez nas lubiany. Na poziomie nieświadomości może to wyrażać lęk przed utratą obiektu, miłości obiektu czy fantazje edypalne. Nie poznamy odpowiedzi, dopóki nie za- pytamy pacjenta o jego myśli i uczucia, związane z tym pytaniem. Nasz brak od- powiedzi uruchomi najprawdopodobniej frustrację i agresję pacjenta, skierowaną do nas. Pacjenci, którzy pracują z terapeutą, informującym ich o swoim życiu i swoich uczuciach, będą mieli trudność z wyrażeniem negatywnych uczuć prze- niesieniowych. A uczucia te i tak istnieją, ponieważ towarzyszą one każdej rela- cji. Neutralna postawa terapeuty umożliwia pacjentowi wyrażenie agresji, a to Jest klucz do zrozumienia przeszłości i sfrustrowanych, nieświadomych pragnień. 114 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Trzeba jednak pamiętać, że dla każdego pacjenta poziom tolerowania frustracji jest inny. Relacja terapeutyczna i jej reguły są sztuczne. Jest ona w sprzeczności z tym, jak ludzie na co dzień odnoszą się do siebie i do czego dążą we wzajem- nych kontaktach. W tej relacji nie ma równości: pacjent mówi, terapeuta słucha. Pragnienia, fantazje, niespełnione uczucia są wyrażone słowami i poddawane ana- lizie bez możliwości ich spełnienia w relacji z terapeutą. Z punktu widzenia pa- cjenta, terapia jest często bolesnym, wymagającym i jednostronnym doświadcze- niem. Gdy wyjaśnimy nasze zachowanie i jego cel, pogłębimy tym samym sojusz terapeutyczny. Oto przykład: milczenie terapeuty wywołuje u pacjenta uczucie upokorzenia. W odwecie pacjent wycofuje się z relacji i również milczy. Ponieważ nie rozumie on milczenia terapeuty, tłumaczy je sobie na swój sposób, zakorze- niony w jego wcześniejszych doświadczeniach. To wymaga dodatkowych pytań. Być może, łatwiej będzie pacjentowi na nie odpowiedzieć, gdy stwierdzimy, że je- go milczenie związane jest zapewne z różnymi myślami i uczuciami na nasz temat i prawdopodobnie trudno mu o tym mówić. Te myśli i fantazje będą kluczem do zrozumienia jego wewnętrznego świata i sposobu, w jaki doświadcza relacji: „Za- wsze, gdy czuję się gorzej, pani nic nie mówi. Panią w ogóle nie obchodzi to, co się ze mną dzieje. Mógłbym tutaj sobie żyły wypruć, wykrwawić się na śmierć, a pani by palcem nie kiwnęła". Jest to przykład wyrażenia przeniesienia negatyw- nego, a zarazem pierwszy krok do pracy nad agresją pacjenta zarówno w stosun- ku do trapeuty, jak i do siebie. W tym stwierdzeniu ukryte jest przekonanie, że w trudnych chwilach pacjent czuł się osamotniony i pozostawiony samemu sobie. A to ma swoje korzenie w przeszłości, którą próbujemy zrozumieć. Terapeuta analityczny ciągle oscyluje pomiędzy dwoma postawami: postawą tymczasowej, częściowej identyfikacji z pacjentem, która jest pełna empatii, a postawą dystansu i obserwacji. Twoja empatia w stosunku do pacjenta poma- ga zrozumieć to, co on przeżywa. To zrozumienie, okazywane pacjentowi, to ton głosu, w którym nie ma agresji, zainteresowanie jego osobą i tym, co mówi, go- towość do pracy przez długi czas, stałość czasu i miejsca spotkań. W jakich okolicznościach analizujemy przeniesienie? Przeniesienie analizujemy wtedy, gdy wzmacnia ono opór i tym samym utrudnia pracę terapeutyczną. Przedłużające się milczenie pacjenta może być przykładem oporu, wynikającego z przeniesienia. Nasza interwencja może wyglądać następu- jąco: Mam wrażenie, że myśli pan (i) o mnie, ale trudno panu (i) o tym mówić. Porozmawiajmy o tym. Czasami trzeba poczekać, może nawet parę tygodni, by opór wynikający z przeniesienia wzrósł na tyle, by łatwo to było pokazać. Inten- sywne, emocjonalne reakcje przeniesienia mogą również przyczyniać się do wzmocnienia oporu. Gdy emocje opadną, pacjent będzie miał okazję, by omówić i zrozumieć swoją reakcję. Analizujemy przeniesienie w momencie, gdy jego optymalny poziom zosta! osiągnięty. Co to oznacza? Chcemy, by przeniesienie było emocjonalnie znaczą- ce. Jeżeli nie ma optymalnej intensywności i interweniujemy za wcześnie i zbyt często, możemy tym samym doprowadzić do reakcji zaprzeczenia i nadmiernej intelektualizacji ze strony pacjenta. Jedna z pacjentek, po moim komentarzu, że ANALIZA I REGUłY PRACY NAD PRZENIESIENIEM l ] 5 relacja ze mną jest dla niej ważna, a ona próbuje to zbagatelizować, odwołując sesje i spóźniając się na nie, powiedziała: „Pani to zawsze wszystko sprowadza do naszej relacji. Niech pani się nie łudzi, to wcale nie jest dla mnie ważne. Widzę panią raz w tygodniu, wiem, że pani jest terapeutą, i wiem, że teraz siedzi pani ze mną, bo to pani zawód. Mnie to po prostu śmieszy, kiedy pani tak ciągle mówi o tej naszej relacji. Po upływie mniej więcej roku, gdy regularnie pokazywałam pacjentce, w jaki sposób unika bliskości ze mną, skomentowała swoje zachowa- nie w następujący sposób: Zawsze tak robię, jak mi na kimś zależy. Udaję, że tak nie jest i na dodatek jestem o tym przekonana. Ja się boję, że pani tak samo mnie zostawi jak wszyscy inni, bo czemu miałoby być inaczej". Negatywne przeniesienie powinno być analizowane od razu na początku tera- pii. Pamiętajmy, że wtedy nie ma jeszcze silnego sojuszu terapeutycznego. Pacjentka została skierowana do mnie, gdy jej poprzednia terapeutka, z którą pracowała przez trzy lata, odeszła z kliniki. Pierwszy miesiąc spotkań upłynął na porównaniach mnie z poprzedniczką. Według pacjentki wszystko robiłam źle 1 niczego nie rozumiałam. Zachęcałam pacjentkę do wyrażania negatywnych uczuć na mój temat, wyjaśniając jednocześnie, jak trudna jest jej sytuacja w związku z tym, że jej poprzednia terapeutka odeszła, i jaka musi być zła i roz- czarowana, że zamiast z nią spotyka się ze mną. Mniej więcej po trzech miesią- cach, podczas których pacjentka opuściła wiele sesji i często spóźniała się, nastą- piła zmiana. Pacjentka zaczęła opowiadać o swoich uczuciach złości i odrzucenia, jakie wywołało w niej odejście jej poprzedniej terapeutki. Można sobie z łatwo- ścią wyobrazić, że gdybyśmy nie pracowały nad agresją pacjentki w stosunku do mnie, jako do „obiektu zastępczego", to przerwałaby ona terapię, mówiąc, że ja po prostu jej nie odpowiadam. Szczególną uwagę zwracamy na przerwy, związane z wakacjami, świętami czy jakimikolwiek wyjazdami. Przerwy w terapii zawsze uruchamiają nieświadomy materiał, związany z rozstaniem. Gdy sesje terapeutyczne odbywają się raz w ty- godniu, trudno jest o taką intensywność uczuć przeniesieniowych, jak w klasycz- nej analizie z czterema czy pięcioma sesjami tygodniowo. Pacjent będzie miał tendencję, żeby unikać mówienia o swoich uczuciach i myślach związanych z przerwami w terapii, ponieważ zajmowanie się tym jest trudne. Interweniujemy zarówno wtedy, gdy reakcje przeniesienia charakteryzują się silnymi emocjami, jak i wtedy, gdy pozornie nie ma uczuć, na przykład obserwujemy pozorny brak reakcji na nasze spóźnienie lub odwołanie sesji. In- terweniujemy również, gdy pacjent opowiada po raz kolejny tę samą sytuację i swoje związane z nią uczucia, pomijając osobę terapeuty: „Nikt nie chciał się ze mną zobaczyć w sobotę i w niedzielę, czułem się strasznie samotny. Wszyscy ostatnio są zainteresowani robieniem pieniędzy, na nikogo nie można liczyć. I tu- taj można powiedzieć: Wygląda na to, że te myśli również dotyczą naszej relacji, porozmawiajmy o tym". Pacjent mówi, że jest wściekły na swojego przyjaciela, który się do niego nie odzywa. To też można potraktować jak przeniesienie, szczególnie gdy wiemy, że pacjent próbował się z nami skontaktować między sesjami, ale nie udało mu się to. Terapeuta jest ważny dla pacjenta, a więc pojawia się w jego myślach, fantazjach i wyobrażeniach. Tej relacji, tak jak każdej innej, towarzyszą pragnienia li- 116 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ bidinalne, złość, wynikająca z frustracji tych pragnień, lęk przed bliskością i odrzuceniem. Jak analizujemy przeniesienie? Posłużmy się tym samym modelem Greensona3, którego używaliśmy już przy analizowaniu oporu: prezentacja/konfrontacja, klaryfikacja i eksploracja, inter- pretacja i przepracowanie. Omówmy po kolei każdy z tych etapów. Prezentacja Zwracamy uwagę pacjenta na to, że jego zachowanie ma związek z tym, co prze- żywa w stosunku do nas. Mówimy na przykład: „wydaje mi się, że jest pan(i) zi- rytowany(a) na mnie" lub: „mam wrażenie, że przeżywa pan(i) jakieś uczucia w stosunku do mnie, o których pan(i) nie mówi". Jeżeli pacjent zaprzecza, to mo- żesz posłużyć się przykładami jego zachowania, które mogłyby potwierdzić two- je słowa, na przykład: wchodzi pan(i) na sesję, nie patrzy pan(i) na mnie, ukrywa pan (i) twarz w dłoniach i nie odzywa się. Po naszym komentarzu pacjent musi mieć czas na odpowiedź. Klaryfikacja Chcemy wiedzieć o pacjencie jak najwięcej. Pytania o szczegóły często otwiera- ją świat fantazji, uczuć i wypartych impulsów. PACJENT: Chciałbym, żeby mnie pani lubiła. TERAPEUTA: Niech mi pan powie o tym coś więcej. Chcemy poznać detale. Gdy je poznamy, to na pewno pojawią się wyraźniej- sze uczucia, a tym samym silniejszy lęk przed ich ujawnieniem. Wykazujemy za- interesowanie i chęć zajęcia się szczegółami. Celem wypytywania o szczegóły jest dotarcie do nieświadomości, do źródła danej fantazji, uczucia lub pragnienia, które ma swoje korzenie w przeszłości pacjenta. Pacjent wchodzi na sesję, siada i po dwóch minutach milczenia mówi: „A pani wygląda tak, jakby pani była zła". Możesz potraktować siebie jako obiekt dalszych badań: „Co takiego we mnie pa- ni zauważyła, co wskazywałoby na to, że jestem dzisiaj zła?". Inny przykład: PACJENT: Chciałem dzisiaj nie przyjść. TERAPEUTA: Dlaczego? Pacjentka w następujący sposób rozpoczęła sesję: PACJENT: Cały tydzień byłam chora. Ale już nie zarażam, zapewniam panią, już nie zarażam. TERAPEUTA: Brzmi to tak, jakby się pani martwiła, że jest w pani coś zaraźliwego. PACJENT: Pani tak na mnie patrzy, jak ja bym jednak zarażała. Nie przyszłabym, gdybym naprawdę była chora. Czułabym się potwornie, gdyby pani miała prze- ze mnie zachorować. Moją koleżankę zaraziłam... 3 R. Greenson (1967) op. cit., s. 295-325. ANALIZA I REGUłY PRACY NAD PRZENIESIENIEM 117 Dalsza część sesji upłynęła na mówieniu o tym, jak pacjentka próbuje na co dzień radzić sobie z tym, by nie poddać się smutkom i lękowi: PACJENT: Zaczęłam pisać, codziennie rano zaraz po obudzeniu się piszę. Potem czuję się lepiej, nie czuję tyle lęku. Zaczęłam pisać po tym, jak Dave ze mną ze- rwał. Teraz piszę o wszystkim, na przykład o tym, co chciałabym osiągnąć. To sprawia, że przeżywam mniej lęku. TERAPEUTA: Pani mi mówi, że rano odczuwa pani silny lęk. Czego dotyczy ten lęk? PACJENT: Codzienne rano boję się, że zostanę sama, że już nie znajdę nikogo, kto by chciał ze mną być. TERAPEUTA: Pani obawia się, że jest coś takiego w pani, co sprawia, że nikt z pa- nią nie chce być, że jest w pani coś zatrutego i zaraźliwego i to wzbudza w pani lęk. Od tego zaczęła pani dzisiejszą sesję. Porozmawiajmy więc o tym. Interpretacja przeniesienia Jak już napisałam wcześniej, zinterpretować to znaczy nieświadome uczynić świadomym. Interpretujemy przeniesienie przez odkrycie nieświadomej historii, korzeni i celu danej reakcji. Następnie łączymy tę przeszłość z obecną reakcją. Interpretacja to rodzaj hipotezy, która wymaga dalszej weryfikacji. Słuchamy uważnie odpowiedzi pacjenta na naszą interpretację. Materiał, który się potem pojawi, jest weryfikacją naszej interpretacji. Przyjrzyjmy się poniższemu przykła- dowi: PACJENT: Przepraszam, że musiałam przełożyć ostatnią sesję. Musiałam wyjechać z miasta w sprawie pracy. Bardzo nie lubię zmieniać terminu. TERAPEUTA: Jak na osobę, która tego nie lubi, przekłada pani sesje bardzo często (pacjentka ta wiele razy w przeszłości odwoływała i przekładała termin spotkań). PACJENT: Ja wiem, ale ja tak nie chcę robić. Chcę, by dobrze się między nami układało. Wcześniej cały czas byłam na panią wściekła, tak jakby pani ciągle cze- goś ode mnie chciała. Tego lata w porównaniu z poprzednimi jest inaczej, próbu- ję zrozumieć, co pani do mnie mówi. Teraz to martwię się o naszą relację, nie je- stem już tak wściekła, jak kiedyś. TERAPEUTA: To prawda, nastąpiła duża zmiana. Pani bała się być blisko ze mną. W obawie, że ja panią odrzucę, cały czas odrzucała pani mnie. PACJENT: Mam takie poczucie, że straciłam dużo czasu na te złości w stosunku do pani. Teraz łatwiej mi pokazać siebie niż kiedyś. I pani to jakoś wytrzymała. Mo- ja matka ciągle mnie odrzuca, tak to odbieram, zawsze istniała rywalizacja mię- dzy mną a siostrami. Sposobem na odkrycie źródła reakcji przeniesieniewej mogą być pytania o uczu- cia pacjenta wobec nas. Innym sposobem może być szukanie poprzednich obiek- tów tej reakcji przeniesieniowej. I tutaj może nam pomóc następujące pytanie: Do kogo w przeszłości żywił (a) pan (i) podobne uczucia? Przepracowanie Żadna pojedyncza interpretacja nie jest skuteczna, jeżeli nie jest wiele razy po- wtórzona. Proces przepracowania odnosi się do powtarzania i rozbudowywania 118 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ wglądów, uzyskanych dzięki interpretacji. Powtórzenia są szczególnie ważne, gdy analizujemy opór, wynikający z przeniesienia. Każdy z nas ma trudności z porzu- ceniem starych mechanizmów obronnych i próbowaniem czegoś nowego. Zasy- milowanie nowego doświadczenia wymaga dużo czasu. Trzeba pamiętać, że re- akcja przeniesieniowa jest reakcją wielopoziomową i spełnia różne funkcje. Na przykład, jedna reakcja przeniesieniowa może służyć jako obrona przed inną. Jest to zawsze dynamiczny obraz (np.: oralno-pasywne zachowanie jako obrona przed analną destrukcją). To, co z pozoru wygląda na oralną pasywność, wycofanie i na- stawienie na branie, może wynikać z potrzeby kontrolowania i radzenia sobie z agresją: „Tak długo, jak moje potrzeby są zaspokajane, to nasza relacja jest bez- pieczna". Wróćmy na chwilę do definicji przeniesienia - jest to powtarzanie starych, nieświadomych sposobów zachowań. Dzięki reakcji przeniesieniowej możemy dokonać rekonstrukcji, ponieważ pacjent w relacji z terapeutą powtarza to, cze- go nie pamięta. Na przykład, gwałtowna emocjonalna reakcja na zmiany lub przerwy w terapii jest niewątpliwie związana z wczesnodziecięcymi reakcjami na separacje z rodzicami. Jeżeli rekonstrukcja i interpretacja, jaka jej towarzyszy, jest prawidłowa, to prowadzi ona do nowych wspomnień, nowych wglądów i w efekcie do zmiany zachowania. Gdy nieświadome uczynimy świadomym, to łatwiej nam będzie zrozumieć złożoność zachowań naszego pacjenta. Relacji terapeutycznej zawsze towarzyszy przeniesienie. Jest to nieocenione źródło wiedzy o potrzebach i pragnieniach pacjenta, jego sposobie wchodzenia w relacje i radzenia sobie z frustracjami. Jest to ważne narzędzie pracy. Cierpie- nie wynika z braku satysfakcjonującej relacji z innymi. Symptomy, komunikowa- ne przez pacjenta, takie jak depresja, trudności w pracy, poczucie braku sensu życia, mają swoje źródło w braku satysfakcjonujących, bliskich kontaktów. W związku z tym na sesji, gdy pacjent opowiada o relacjach i uczuciach z inny- mi ludźmi, możemy sobie zadać następujące pytanie: Jak to się ma do relacji ze mną? Gdy pacjent dużo miejsca poświęca relacji z terapeutą, warto wiedzieć, o kim jeszcze ze swojej przeszłości mówi. Kim jesteśmy dla niego w przeniesieniu? Je- żeli pacjent przez dłuższy czas mówi tylko i wyłącznie o swoich relacjach z prze- szłości, to na pewno warto zająć się przeniesieniem. Może to być opór przed ba- daniem i doświadczaniem uczuć w stosunku do nas. Jeżeli pacjent zajmuje się tylko relacją z nami, możemy to potraktować jako opór przed mówieniem o je- go bolesnej przeszłości. Jane pochodziła z południa Stanów, do Nowego Yorku przyjechała, by zostać aktorką. Straciła matkę, gdy miała lat 12, matka umarła na raka mózgu. Do 18 roku życia Jane była wychowywana przez ojca, starszego brata i ciotki. Przez pierwsze dwa lata terapii reagowała silnymi objawami depre- sji na każdy mój wyjazd czy zmianę terminu sesji. Po moim powrocie okazywa- ła pretensję i złość. Wszystko w moim gabinecie było nie tak, jak trzeba, ja by- łam fatalnie ubrana, moje interwencje były do niczego, każdy mój komentarz spotykał się z sarkazmem i złośliwością z jej strony, szczególnie gdy jej depresyj- ne reakcje interpretowałam jako przeniesienie, odwołując się do śmierci jej mat- ki: „Doprawdy, mogłaby pani coś inteligentniejszego wymyślić" lub: „No i co, znów bawimy się w psychoanalityka, gratuluję”. ANALIZA I REGUłY PRACY NAD PRZENIESIENIEM 119 Cierpienie związane ze śmiercią matki było tak ogromne, że wywoływało w Jane lęk, że ona sama tego nie przeżyje. Przez lata broniła się przed lękiem i rozpaczą, wyśmiewając innych, dystansując się od innych i atakując ich. Upły- nęły kolejne dwa lata, zanim pacjentka mogła zacząć mówić o swojej rozpaczy, złości i poczuciu winy, związanymi ze śmiercią matki. Problemy wymagające specjalnej uwagi przy analizowaniu reakcji przeniesienia Jeżeli pacjent przeżywa bardzo silne emocje, a sesja dobiega końca, to warto po- pracować chwilę nad sojuszem terapeutycznym. Gdy pacjent chce wyjść, odczu- wając silną złość, warto mu zaproponować, by został chwilę i żebyście razem przyjrzeli się temu wzburzeniu. Zwróć szczególną uwagę na reakcje pacjenta związane z przerwami w terapii. Czy reaguje lękiem, depresją, złością czy smutkiem? Czy wykazuje brak reakcji? Odwołując się do faz rozwoju i relacji z obiektem, pamiętaj, że przerwa w tera- pii może oznaczać dla pacjenta utratę ukochanego obiektu, utratę miłości lub edypalną porażkę. Spotkanie po dłuższej przerwie to nieświadoma konfrontacja z kimś, kto go porzucił, lub też odzyskanie kogoś, kto był utracony. W terapii analitycznej obowiązuje zasada, by informować pacjenta o planowa- nych wyjazdach i przerwach w terapii z wyprzedzeniem co najmniej dwutygo- dniowym. Staraj się nie zaskakiwać pacjenta zmianą planów z tygodnia na ty- dzień. Ta separacja i związane z nią uczucia i myśli to bardzo ważny materiał do przepracowania. Nie umniejszaj wagi przerw. Dłuższe przerwy zawsze osłabiają sojusz terapeutyczny. Zastanów się, ilu twoich pacjentów nie wróciło już do te- rapii po przerwie wakacyjnej? Ile razy przed wakacjami pacjent sugerował chęć zakończenia terapii, a tobie nie przyszło na myśl, że jest to nieświadoma reakcja na zbliżającą się przerwę wakacyjną? Ilu pacjentów nie pojawiło się na pierw- szym umówionym spotkaniu po wakacjach, tłumacząc się, że zapomnieli? Uwagi podsumowujące Przeniesienie dzielimy na edypalne i preedypalne. Zastanówmy się przez chwi- lę, co to oznacza i jaką rolę odgrywa w terapii. Jak pamiętamy z pierwszej części tej książki, w fazie preedypalnej matka jest osobą najważniejszą. Wszystkie inne osoby, w tym również ojciec, to potencjal- ne zagrożenie. Jeżeli przypomnimy sobie podstawowe sytuacje zagrożenia, to przeniesienie preedypalne dotyczy lęków przed unicestwieniem i lęków przed utratą obiektu, który zaspokaja potrzeby. Przeniesienie edypalne dotyczy lęków przed utratą miłości obiektu, lęków ka- stracyjnych i lęków przed własnym superego. Odwołując się do faz rozwoju psy- choseksualnego, przeniesienie preedypalne dotyczy regresji i fiksacji oralnych i analnych. Obiekt w przeniesieniu preedypalnym nie jest do końca wyodrębnio- ny. Ważna jest funkcja, jaką spełnia. Często w przeniesieniu preedypalnym pacjent traktuje terapeutę jako przedłużenie siebie. Na rodzaje przeniesienia mo- żemy patrzeć jak na pewien proces rozwojowy. Zaczyna się on od pacjentów psy- chotycznych, kiedy obiekt przeniesienia praktycznie nie istnieje i zmierza w kie- 120 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ runku mniejszej patologii, kiedy terapeuta jest doświadczany jako obiekt, który ma zaspokajać potrzeby pacjenta. Na poziomie edypalnym terapeuta jest postrze- gany jako oddzielna i różniąca się od pacjenta osoba. Pojawienie się preedypalne- go przeniesienia w procesie terapeutycznym z pacjentami, którzy dobrze funkcjo- nują, jest ważnym sygnałem pojawiającej się regresji. Z kolei gdy pracujemy z pacjentami o dużym stopniu zaburzeń, to w trakcie pracy dążymy do tego, by przeniesienie było bardziej dojrzałe. Przy preedypalnym przeniesieniu mamy do czynienia ze słabszą kontrolą impulsów, większym nastawieniem na natychmia- stowe zaspokojenie potrzeb, brakiem integracji pomiędzy libidinalnymi i agre- sywnymi tendencjami. Generalnie w przeniesieniu preedypalnym występuje patologiczna przewaga agresywnych reprezentacji siebie i obiektów oraz brak sil- nego ego. Jeżeli pacjent mówi do terapeuty: „Przypominasz mi moją matkę", to w tym miejscu praca się zaczyna, a nie kończy. Pytania, jakie się wówczas nasuwają, są następujące: Co to oznacza na poziomie nieświadomości, jakie konflikty to wy- wołuje, jakie myśli, uczucia i mechanizmy obronne zostają uruchomione4. 4 D. Winnicot (1960) „Countertransference", British Journal of Medical Psychology, vol. 33, s. 17-21. XII Przeciwprzeniesienie Definicje i ewolucja koncepcji Dotąd zajmowaliśmy się uczuciami pacjenta w stosunku do terapeuty i ich rolą w zrozumieniu nieświadomości. Terapia to relacja, w którą zaangażowane są dwie osoby. Jedną z nich jest terapeuta, który słucha, na którego projektowane są różne uczucia i myśli, który jest zarówno obiektem przeniesienia, jak i realną osobą i również doświadcza wielu uczuć. Nikt z nas nie jest wolny od pragnień, fantazji i myśli. Czy mogą one być narzędziem pracy? Prześledzenie teorii prze- ciwprzeniesienia na przestrzeni lat pozwala poznać historię i zmiany, jakie nastą- piły w myśleniu psychoanalitycznym. Freud traktował przeciwprzeniesienie jako opór analityka i przeszkodę w pra- cy z pacjentem1. W rozumieniu Freuda przeciwprzeniesienie to nierozwiązane, nieświadome konflikty terapeuty, które zakłócają przebieg terapii: „Musimy wziąć pod uwagę przeciwprzeniesienie, które pojawia się w analityku jako rezul- tat wpływu pacjenta na jego (analityka) nieświadome uczucia. Wymaga to od analityka rozpoznania i przekroczenia tego przeciwprzeniesienia"2. Z tej defini- cji wynika, że są to uczucia, które zaburzają proces wolnych skojarzeń analityka w odpowiedzi na wolne skojarzenia pacjenta. Materiał pacjenta powinien być ab- sorbowany przez nieświadomość analityka bez cenzury i eliminacji3. Ze względu na to, że narzędziem pracy analityka jest nie tylko jego wiedza, ale również jego nieświadomość, Freud uważał, że analityk powinien poddać się tre- ningowej analizie, by lepiej rozumieć swoją nieświadomość i pokonać swój własny opór4. Za czasów Freuda proces analityczny był stosunkowo krótki, trwał nie dłu- żej niż rok. W 1937 roku Freud5, stwierdził, że jednym z podstawowych zadań analityka jest ciągła własna analiza. Psychoanalityk powinien być przygotowany na powtórzenie własnej treningowej analizy, jeżeli sytuacja tego wymaga. Temat związany z przeciwprzeniesieniem rozwinęli następcy Freuda w 40 lat później. 1 Z. Freud (1910) „The Future Prospects of Psychoanalytic Therapy", SE, t. 11, s. 139-151. 2 Tamże, s. 141-142. 3 Z. Freud (1912) „Recomendations to Physicians Practicing Psychoanalysis", SE, t. 12, s. 111-112. 4 Tamże. 5 Z. Freud (1937) op. cit., SE, t. 23, s. 209-253. 122 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Anna Reich6 poszła śladami Freuda. Jej definicja uznawana jest za klasyczne rozu- mienie przeciwprzeniesienia. Przeciwprzeniesienie jest rezultatem nieuświado- mionych konfliktów i potrzeb analityka, które zaburzają proces rozumienia pa- cjenta. W takiej sytuaqi paqent staje się obiektem, na który analityk przenosi swoje nieuświadomione uczucia i pragnienia, pochodzące z jego przeszłości. Prze- ciwprzeniesienie zawiera agresywne i libidinalne pragnienia, obronę przeciwko nim, w tym określone identyfikacje i zachowania, które wynikają z przeżywanego konfliktu. Jest to proces głównie odnoszący się do sfery nieświadomości. Świadome reakcje możemy uznać za przeciwprzeniesienie wtedy, gdy osiągają dużą intensywność i wiążą się z silnymi seksualnymi czy agresywnymi impulsami i fantazjami, nieadekwatnymi do sytuacji terapeutycznej. W tym klasycznym ro- zumieniu przeciwprzeniesienie to odwrócone przeniesienie. Obiektem fantazji, pragnień i impulsów terapeuty jest pacjent. Zaburza to proces rozumienia. Tak jak przy przeniesieniu, jest to przede wszystkim reakcja nieświadoma. Anna Reich podkreślała, że należy rozróżnić nieświadome potrzeby i dążenia od realnych i świadomych obserwacji i zachowań. Libidinalne zainteresowanie pacjentem to jeszcze nie jest przeniesienie, to jest wstęp do empatii7. Jakie sygnały świadczą o istnieniu reakcji przeciwprzeniesienia? Te, które za- kłócają: - proces rozumienia, zainteresowania i chęć pomocy, - proces bycia obiektem przeniesienia, czyli kimś, na kogo pacjent może reago- wać dziecięcymi uczuciami, impulsami i mechanizmami obronnymi, - proces neutralności, czyli tolerowanie miłości i agresji ze strony pacjenta, wy- rażany w jego pragnieniach i fantazjach bez krytycyzmu, lęku czy potrzeby gra- tyfikacji. Jak możemy się zorientować, że jesteśmy w procesie przeciwprzeniesienia? Im więcej mamy doświadczenia z własnej terapii, przepracowanych nieświado- mych konfliktów i trudności, tym łatwiej nam będzie zrozumieć to, co się dzie- je z pacjentem. Z tego wynika wniosek następujący: prowadzenie terapii psycho- analitycznej jest niemożliwe bez własnego doświadczenia w tym zakresie. Jednym z wielu warunków otrzymania licencji terapeuty psychoanalitycznego lub psychoanalityka jest przejście własnej psychoanalizy. Jest to szczególnie trudna sytuacja na gruncie polskim, gdzie dostęp do szkolenia psychoanalitycz- nego jest ograniczony. Ale nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Zasady i reguły te- rapii psychoanalitycznej może stosować każdy terapeuta, któremu ten sposób myślenia wydaje się słuszny i przydatny w pracy klinicznej. Psychoanalityczne podejście do procesu terapeutycznego z uwzględnieniem teorii rozwoju, wiedzy o oporze i przeniesieniu, może być narzędziem do rozumienia pacjenta i relacji terapeutycznej. Może służyć jako przewodnik do rozumienia skomplikowanej psychiki ludzkiej. 6 A. Reich (1951) „On counter transference" w: International Journal of Psycho-Analysis, vol. 32, s. 25-31. 7 A. Reich (1960) „Further Remarks on counter transference" w: International Journal of Psycho- Analysis, vol. 41, s. 389-395. PRZECIWPRZENIESIENIE 123 Rodzaje przeciwprzeniesienia Jakie uczucia, które przeżywa terapeuta, zaburzają rozumienie pacjenta? Każdy z nas przeżywa złość w różnych jej odcieniach. Tylko czasami jesteśmy tego świa- domi. Nieuświadomiona agresja zaburza proces rozumienia. Twoje spóźnianie się na sesje, w odpowiedzi na spóźnienia pacjenta, może być tego przejawem. Przyj- rzyj się, jak reagujesz na dewaluacje ze strony pacjenta. Czy przeżywasz złość lub rozczarowanie? W jaki sposób przejawia się to na sesjach? Nieświadome poczucie winy, jakiego doświadczasz, może znaleźć ujście w nadmiernym gratyfikowaniu pacjenta, nadmiernym mówieniu i pewnej nadgorliwości. Twoje obawy przed własną emocjonalnością, przeżywaniem inten- sywnej agresji, podniecenia czy rozpaczy mogą wyrażać się w nieświadomej ten- dencji blokowania intensywnych uczuć u pacjenta. Na przykład ignorujesz inten- sywność tego, co przeżywa pacjent, unikasz „trudnych tematów", nie pytasz o szczegóły z nieuświadomionej obawy, by nie dotykać tego, co bolesne i dla cie- bie samego trudne. Dla każdego z nas będzie to co innego, w zależności od naszej historii życia i osobistych doświadczeń. Może to być materiał związany z uczucia- mi seksualnymi, z porzuceniem, ze śmiercią, z żałobą, z chorobą i lękami, które ona wywołuje. Jeżeli twoim doświadczeniem jest częste przeżywanie lęku, to nie- świadomie możesz ochraniać pacjenta przed tego typu uczuciami, zamiast wydo- być je na powierzchnię i pracować nad nimi. Warto sobie zadać pytanie, w jaki sposób bronisz się przed lękiem? Jakich zachowań i obrony używasz, by go do sie- bie nie dopuścić? Jakie sytuacje wywołują twój lęk i na ile jest on obecny, gdy pra- cujesz z pacjentem? Warto zwrócić uwagę na poziom gratyfikacji, jaki jest ci potrzebny, gdy pra- cujesz z pacjentem. Na ile masz potrzebę pokazania pacjentowi i udowodnienia sobie, że jesteś kompetentny (a)? Może to uruchomić wrogość w stosunku do pa- cjenta, który, mimo twojego wysiłku, nie funkcjonuje lepiej. Możesz też mieć tendencję, by „nadrabiać" traumy, których doświadczył pacjent w dzieciństwie, nieświadomie starając się pokazać, że teraz ty będziesz tym idealnym rodzicem, którego pacjent pragnął. Pomyśl sobie o konsekwencjach takiego funkcjonowa- nia. Jedna z nich to zablokowanie złości pacjenta, która powinna być obecna w przeniesieniu. Inna to przeżywanie przez ciebie złości i frustracji, gdy pacjent nie docenia, jaki jesteś dla niego „dobry". Wraz z rozwojem myśli psychoanalitycznej rozwijało się myślenie o przeciw- przeniesieniu. Paula Heinman8 była jednym z pierwszych psychoanalityków, którzy zaczęli przypisywać przeciwprzeniesieniu rolę diagnostyczną. Na podstawie swojej pracy klinicznej doszła do wniosku, że przeciwprzeniesienie jest narzędziem do zrozumienia pacjenta. „Nieświadomość terapeuty rozumie nieświadomość pacjenta"9. To był niezwykle istotny krok naprzód w psychoana- litycznym myśleniu, gdy przeciwprzeniesienie zostało potraktowane jako zjawi- sko pomagające analitykowi zrozumieć ukryte znaczenie materiału, prezentowa- 8 P. Heinman (1950) „On counter transference" w: International Journal of Psycho-Analysis, vol 31, s 81-84. 9 Tamże. 124 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ nego przez pacjenta. Heinman podkreślała, że terapeuta musi być w stanie wy- trwać w uczuciach, które w nim wzbudza pacjent, nie rozładowywać ich, lecz użyć do analizy. Jeżeli dobrze zastanowić się nad tym zdaniem, to jest ono brze- mienne w skutki. Oznacza, że nasze nieświadome uczucia, pragnienia, fantazje i ich przejawy mogą nam pomóc w zrozumieniu pacjenta. Nasze przeciwprzenie- sieniowe uczucia to wypadkowa naszych nierozwiązanych konfliktów i tego, co się dzieje z pacjentem. Gdy dwie osoby siedzą w pokoju, to wywierają na siebie wzajemny wpływ, zarówno w tym, co zostało powiedziane, jak i w tym, co jest przemilczane, ale istnieje w nieświadomości. W rozwoju tego nurtu bardzo waż- ną rolę odegrały artykuły Heinricha Rackera i jego książka o przeniesieniu i prze- ciwprzeniesieniu10. Racker odniósł się tu do freudowskiej definicji przeniesienia, którego analiza pozwala uczynić świadomym to co nieświadome. Racker stwier- dził, że na tej samej zasadzie możemy mówić o przeciwprzeniesieniu, może ono służyć jako istotne narzędzie do zrozumienia pacjenta. Racker podkreślił, że reakcje przeciwprzeniesienia, nawet o dużej intensywności, powinny być użyte jako narzędzie do rozumienia pacjenta. Przeciwprzeniesienie jest wyrazem iden* tyfikacji terapeuty z wewnętrznymi obiektami pacjenta oraz z jego id, ego i su- perego. By lepiej móc zrozumieć tę koncepcję przeciwprzeniesienia, zacznijmy od następującego pytania: Co dzieje się w analityku podczas jego sesji z pacjen- tem?11 Odpowiedź jest następująca: może się zdarzyć wszystko to, co się wyda- rza między dwojgiem ludzi, którzy się ze sobą spotykają. Tutaj jednak dochodzi bardzo ważny czynnik: wszystko to ma miejsce w ramach sytuacji terapeutycz- nej. A więc funkcją terapeuty jest zrozumienie tego, co się dzieje z pacjentem. I przy takim nastawieniu jest miejsce na wszystkie uczucia, jakie jedna osoba przeżywa w stosunku do drugiej. Intencja, by zrozumieć pacjenta, odgrywa istot- ną rolę w procesie terapeutycznym, daje możliwość identyfikacji z pacjentem i z tym, co on przeżywa. Gdy jesteśmy w bliskim kontakcie z drugą osobą, to często jest w nas skłonność do przeżywania wspólnie tych samych rzeczy, czyli skłonność do pewnych identyfikacji. W sytuacji terapeutycznej tę predyspozycję do identyfikacji chcemy wykorzy- stać do zrozumienia pacjenta. Ale by móc z tego korzystać, musimy być tego świadomi. Możemy mówić o dwóch podstawowych rodzajach identyfikacji. Jed- na, która jest oparta na rozpoznaniu, że to, co należy do kogoś, jest również mo- je: „ta część ciebie przypomina mi siebie". I drugi rodzaj identyfikacji, tak zwane identyfikacje dopełniające się. Przyjrzyjmy się tym zjawiskom. W życiu często to- warzyszy nam przeświadczenie, że ktoś w danej sytuacji czuje zupełnie to samo, co my. Przenieśmy to na relację terapeutyczną. Pacjent ze łzami w oczach opo- wiada o chorobie bliskiej mu osoby i o lęku, że ten ktoś umrze. My, słuchając te- go, również zaczynamy przeżywać smutek i ból, związany z możliwością utraty kogoś bliskiego. Zaczynamy być świadomi naszego pragnienia, żeby tę sytuację odwrócić, zrobić coś, żeby nie było tak beznadziejnie i smutno. Staramy się wy- myślić coś takiego, by obronić się przed poczuciem kompletnej bezradności. Pa- cjent o swojej bezradności nie mówi, ale opowiada, jakich rozwiązań szuka. Mo- 10 H. Racker (1968) „Transference and Counter transference", New York: International Universithes Press. PRZECIWPRZENIESIENIE 125 że właśnie to jest jego obrona przed tym beznadziejnym poczuciem bezradności, które towarzyszy powolnej utracie kogoś bliskiego. Więc zamiast dalej razem wymyślać, co jeszcze można zrobić, warto zatrzymać się na chwilę nad własnym poczuciem bezradności i użyć go do zrozumienia tego, co przeżywa pacjent. Komentarz może dotyczyć bezradności, jakiej doświadcza pacjent w tej sytuacji. Taka interwencja przyniesie ulgę, poczucie bycia zrozumianym i otworzy drogę do pracy nad bezradnością i sposobami radzenia sobie z nią. Taka praca jest możliwa tylko wtedy, gdy jesteśmy świadomi tego, co się z nami dzieje. Predyspozycja do empatii związana jest właśnie z powyżej opisanym rodzajem identyfikacji. Gdy mówimy o identyfikacjach dopełniających się, to mamy do czynienia ze zjawiskiem podobnym do zależności między superego a id. Na przykład pacjent opowiada o swoich przygodach seksualnych i związkach pozamałżeńskich. Ty - terapeuta - przeżywasz złość, że przecież on takim postępowaniem rani swoich najbliższych. Towarzyszy temu myśl, że ty też masz w tym swój udział, bo być może powinieneś powiedzieć pacjentowi, żeby przestał się tak zachowywać. Warto zastanowić się, dlaczego przeżywasz właśnie takie uczucia. To tak, jakbyś na działanie pacjenta z pozycji id reagował swoim krytycznym superego. A mo- że właśnie to krytyczne superego jest tym, przed czym pacjent się broni? Jest to jego wewnętrzny konflikt, którego doświadczacie razem, tyle tylko, że z dwóch różnych pozycji. Często zdarza się tak, że im bardziej terapeuta odrzuca identy- fikowanie się z impulsami i pragnieniami pacjenta na poziomie nieświadomości, tym silniej wystąpi dopełniająca identyfikacja, najczęściej z pozycji karzącego su- perego. Racker uważa, że definicja przeciwprzeniesienia powinna zawierać wszystko to, co przeżywa analityk w relacji z pacjentem. Racker porównuje dynamikę przeciwprzeniesienia do przeniesienia i stwierdza, że zawiera ono takie same trzy czynniki. Te czynniki to: impuls do powtarzania doświadczenia z przeszłości, li- bidinalna potrzeba i opór. Ten impuls do powtarzania doświadczeń z przeszłości to właśnie opisany przez Freuda przymus powtarzania, który towarzyszy wszyst- kim naszym relacjom, a pochodzi z zapomnianej i wypartej przeszłości. Libidi- nalna potrzeba to nic innego jak potrzeba każdego z nas, by ktoś zaopiekował się nami, kochał, docenił i podziwiał. Opór towarzyszy każdemu krokowi w terapii. A my, jako terapeuci, też musimy się z nim zmagać. Może to być nasz opór przed rozmową na temat seksu lub agresji czy zajmowaniem się szczegółami życia in- tymnego, nasz opór wobec roszczeń pacjenta i żądań wobec nas, opór przed zwróceniem uwagi pacjentowi na jego niewłaściwe zachowanie w obawie, że go utracimy. Według Rackera, każda reakcja przeniesienia prowokuje przeciwprze- niesienie. Tak jak w życiu, na przejawy uczuć wobec nas reagujemy myślami, fan- tazjami, pragnieniami i konkretnymi zachowaniami. W relacji terapeutycznej te emocjonalne reakcje mogą zostać zablokowane, ale nie da się ich uniknąć. Reak- cje te powinny być przeanalizowane, by mogły służyć zrozumieniu pacjenta. Te reakcje przeciwprzeniesienia rządzą się prawami nieświadomości. Każda pozy- tywna reakcja przeniesienia ma swój odpowiednik w pozytywnym przeciwprze- niesieniu. Każda negatywna reakcja przeniesienia spotyka się z negatywnym przeciwprzeniesieniem. Jakąś częścią siebie zawsze reagujemy negatywnie na wyrażaną w stosunku do nas złość, rozczarowanie, frustrację czy odrzucenie. 126 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Uświadomienie sobie naszych reakcji jest niezwykle ważne w pracy, którą wyko- nujemy. Na przykład terapeuta słucha pacjenta i nagle spostrzega, że jego uwaga jest gdzie indziej, że myśli nagle o swoich wakacjach czy o tym, kiedy wreszcie skończy pracę i pójdzie do domu. Jest to sygnał, że wycofał się z relacji. Skąd to nagłe wycofanie, wyjście z roli aktywnego słuchacza? Może powodem jest trud- ny temat, którego obie strony chcą nieświadomie uniknąć? Może jest to reakcja na wycofanie się pacjenta z relacji i oznaka jego oporu, który polega na mówie- niu o czymś nieistotnym. Terapeuta powinien wypracować w sobie ciągłą goto- wość do analizowania swoich własnych reakcji. Zawsze warto zadać sobie pyta- nie: Dlaczego mówię to, co mówię? Skąd taka moja reakcja? Jaka jest relacja między moją reakcją a tym, co mówi pacjent? Kogo w danej chwili reprezentu- ję w przeniesieniu? Jak moja reakcja, której jestem świadoma(y) jest uwikłana w reakcję przeniesienia pacjenta? Warto pamiętać, że prawdopodobnie przeży- wasz w stosunku do pacjenta to, co przeżywają inni ludzie, gdy są z nim blisko. Twoje uczucia są narzędziem do zrozumienia tego, jak pacjent buduje swoje re- lacje. Przeciwprzeniesienie możemy podzielić na dwa rodzaje zjawisk: myśli/fanta- zje i pozyje12. Myśli i fantazje przeciwprzeniesieniowe dotyczą wolnych skojarzeń terapeu- ty. Pomagają zrozumieć relacje terapeuty z pacjentem. Na przykład, zostawiasz pacjenta na chwilę w pokoju i jednocześnie przychodzi ci na myśl, że po twoim wyjściu pacjent zacznie przeglądać twoją torbę i jej zawartość. Ta fantazja może być ważna w związku z analizą preedypalnego przeniesienia pacjenta. Symbolicz- nie torba reprezentuje ciebie, fantazja ta dotyczy więc wdarcia się do środka, do twojego wnętrza. Spontaniczne myśli i fantazje terapeuty są ważnym sygnałem tego, co - być może - dzieje się z pacjentem. Można to czasami sprawdzić, py- tając o to pacjenta. Zawsze uważnie obserwuj, jakich myśli unikasz w swoim przeciwprzeniesieniu. To jest sygnał twojego oporu, ale być może również opo- ru pacjenta. Pozycje przeciwprzeniesieniowe występują wtedy, gdy terapeuta całym sobą jest zaangażowany w to, co się dzieje z pacjentem, innymi słowy przeżywa silne uczucia. Takie zaangażowanie może wynikać z tego, co w danej chwili dzieje się z pacjentem, na przykład gdy nie przekłada on swoich uczuć i myśli na słowa, a jest zaangażowany w proces „acting out". Te dwa zjawiska przeciwprzeniesie- nia różnią się od siebie ze względu na ich intensywność. Myśli i fantazje, którym nie towarzyszą silne uczucia, mogą łatwo umknąć naszej uwagi. Z drugiej strony, bardzo silne uczucia, które przeżywamy w danym momencie, uniemożliwiają nam zrozumienie tego, co się dzieje. Jest jeszcze jedna grupa zjawisk: wypiera- nie uczuć przeciwprzeniesieniowych. Taka sytuacja najczęściej ma miejsce, gdy doświadczanie uczuć wzbudza lęk lub poczucie winy. Niebezpieczeństwo wypar- cia reakcji przeciwprzeniesieniowej wzrasta wtedy, gdy dana reakcja jest nieak- ceptowana przez nasze superego. Może to dotyczyć naszych fantazji seksualnych związanych z pacjentem, przeżywanej złości czy podniecenia seksualnego wobec poruszanego przez pacjenta materiału. PRZECIWPRZENIESIENIE 127 Zawsze warto zadać sobie pytanie: Co przeżywam w danej chwili i dlaczego? Na przykład pacjent całą sesję mówi o pracy, nie wspominając ani słowem o swo- ich uczuciach. Terapeuta reaguje na to komentarzem: „Pan nic o sobie nie mówi". Pacjent odbiera to jako krytykę. Terapeuta analizuje swoją interwencję i dochodzi do wniosku, że był zirytowany na pacjenta, ale to uczucie wyparł. Wyparł ze świadomości, ale zareagował na jego podstawie. Gdyby w danej chwi- li był świadomy swojej irytacji, mógłby się zastanowić, dlaczego pacjent nie mówi o sobie. Czego dotyczy jego opór? Ważne jest, by zrozumieć całą złożoność reakcji pacjenta. Reakcja pacjenta jest wynikiem jego nieświadomych fantazji, uczuć i doświadczeń z przeszłości. Na przykład agresja, którą prezentuje pacjent, może wynikać z przeżywanego lęku. Wtedy warto przyjrzeć się temu lękowi. Zajmijmy się teraz reakcjami przeciwprzeniesienia, które w znacznym stopniu zakłócają proces terapeutyczny13. Reakcje przeciwprzeniesienia Lęk przeciwprzeniesieniowy. Ten rodzaj lęku może być szczególnie silny, gdy pa- cjent ma tendencje samobójcze, gdy jest w regresji lub przeżywa silną depresję. Te lęki mogą wzmacniać nasze pragnienie, by uratować pacjenta, ale lękom tym może też towarzyszyć nasze silne poczucie winy. Agresja przeciwprzeniesieniowa może mieć różne odcienie, począwszy od przeży- wanej irytacji i zniecierpliwienia, poprzez pragnienie odrzucenia, chęć zemsty i nienawiść. Nasze przeciwprzeniesieniowe reakcje mogą służyć nam jako wska- zówka do zrozumienia reakcji przeniesienia pacjenta. Agresywne uczucia przeciw- przeniesienia zwykle powstają przy frustracji, wynikającej z naszych niezaspoko- jonych potrzeb. Reakcja ta może wystąpić wtedy, gdy czujemy się lekceważeni, krytykowani, gdy pacjent nie przychodzi na sesje lub ciągle się spóźnia. W sytua- cji tej możemy również postawić sobie następujące pytanie: co takiego dzieje się w relacji terapeutycznej i w nieświadomości pacjenta, co prowokuje go do fru- strowania nas, wyśmiewania czy atakowania? Pacjent często wycofuje się z rela- cji, gdy obawia się takiej samej reakcji z naszej strony. Poczucie winy przeżywane w przeciwprzeniesieniu. Poczucie winy może pojawiać się wtedy, gdy terapeuta przeżywa negatywne uczucia w stosunku do pacjenta i mają one wpływ na zachowanie terapeuty. Często poczucie winy pochodzi z sa- dystycznych tendencji w reakcji przeciwprzeniesienia, które z kolei są wynikiem sadomasochistycznego uwikłania pacjenta i terapeuty. Pacjentka, będąca dwa lata w terapii, zaczęła właśnie przychodzić dwa razy w tygodniu z powodu wzmożo- nych objawów depresyjnych i trudności z tolerowaniem tygodniowej przerwy między sesjami: „Jestem wykończona, nigdy jeszcze tak źle się nie czułam. Prze- stałam jeść. Myśli pani, że to ma coś wspólnego z terapią?". Sesje były wypełnio- ne płaczem i narzekaniem na to, że nic nie zmienia się w jej życiu i że potwornie się czuje, od kiedy przychodzi dwa razy w tygodniu. W moich przeciwprzeniesie- niowych fantazjach widziałam ją jako bezradne, pełne złości dziecko, które nie jest w stanie niczego zrobić z faktem, że po 45 minutach nasze spotkanie kończy 128 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ się: „Panią to nic nie obchodzi, a ja zostaję sama z tym okropnym, nie rozwiąza- nym uczuciem pustki". Pacjentka wychodziła, a ja zostawałam pełna poczucia wi- ny. Ona była bezradnym, zależnym ode mnie dzieckiem, a ja sadystycznym, omnipotentnym rodzicem, który zjawiał się i znikał wtedy, kiedy chciał (koniec sesji po 45 minutach, wyjazdy). W tym czasie z trudem tolerowałam również jej żądania, bym dawała jej rady i odpowiadała na wszystkie jej pytania. Czasami by- łam zła i zniecierpliwiona. Druga strona medalu pojawiła się rok później, nagle ja zostałam postawiona w roli osoby bezsilnej. Pacjentka przejęła rolę omnipotent- nego, kontrolującego rodzica, podczas gdy ja stałam się bezradnym dzieckiem. Przez dłuższy czas nie byłam świadoma tej dynamiki, pacjentka pokrywała uśmie- chem swoje wrogie, sadystyczne zachowanie i udawała, że ze mną współpracuje. Pacjentka oznajmiła również, że zostanie w terapii tylko do końca roku, a sesje skróciła do jednej tygodniowo, a więc odegrała swój wewnętrzny konflikt. Kiedy przejmowała rolę omnipotentnego, kontrolującego rodzica, to nie miała styczno- ści ze swoją dziecięcą zależnością, poczuciem braku wpływu na istniejący stan rzeczy i wynikającą z tego agresją. Stało się to oczywiste w przeciwprzeniesieniu, gdy raz byłam obsadzona w roli kontrolującego, sadystycznego a zarazem omni- potentnego rodzica, a potem w roli zależnego, pasywnego dziecka, które nie ma nic do powiedzienia. Jej decyzja skrócenia sesji bez przedyskutowania tego ze mną była znakiem, że przechodzi z pozycji zranionego, bezradnego dziecka, ska- zanego na moje wyjazdy do pozycji omnipotentnego, kontrolującego rodzica. Sta- ło to się jeszcze bardziej oczywiste, gdy pewnego dnia przyszła i oznajmiła mi, że przestaje przychodzić do mnie na terapię. Ten sam wewnętrzny scenariusz był obecny w jej relacji z matką, siostrami i przyjaciółką. Intensywność sfrustrowa- nych, dziecięcych pragnień, bezradności i wściekłości, jakie one uruchamiały, przy jednoczesnej trudności z tolerowaniem frustracji i bolesnych emocji, były dla niej nie do zniesienia. I natychmiast uruchamiały powyżej opisaną dynamikę. Oprócz silnych reakcji emocjonalnych, takich jak lęk, nienawiść czy poczucie winy, terapeuta może również przeżywać nudę14. Co to znaczy, gdy nudzimy się na sesji z pacjentem? Uczucie nudy może pojawić się wtedy, gdy pacjent wycofał się emocjonalnie z relacji, ale fizycznie jest na sesji obecny. Takie uczucie wystę- puje przy silnej intelektualizacji ze strony pacjenta, gdy opowiada różne zdarzę^ nią z detalami, ale bez zaangażowania emocjonalnego lub gdy jest tylko i wyłącz- nie skupiony na sobie, bez angażowania się w relację. Przeciwprzeniesieniowe podporządkowanie się Pacjent po raz piąty przesuwa spotkanie z nami, a my cierpliwie oferujemy mu kolejny termin sesji, nie zajmując się wcale tym, jak on się zachowuje i czemu to zachowanie ma służyć. Ta potrzeba pacjenta, by kontrolować sytuację, może wy- nikać z jego lęków przed kontrolowaniem go przez terapeutę. Może to być rów- nież jego dominujący sposób wchodzenia w relację: albo ja kontroluję, albo będę kontrolowany. Często jest tak, że im większa agresja ze strony pacjenta, wyraża- na nie wprost, tym większa tendencja terapeuty do unikania konfrontacji. Gdy 14 H. Racker (1968) op. cit., s. 127-173. PRZECIWPRZENIESIENIE 129 pacjent straszy nas, że przestanie chodzić na terapię, wtedy często, zamiast ak- tywnie zająć się tym, co się dzieje pomiędzy terapeutą a pacjentem, idziemy na ustępstwa tylko z powodu lęku, by nie stracić pacjenta. Analiza tej sytuacji może nam posłużyć do rozumienia wewnętrznej dynamiki pacjenta. Po powyższym omówieniu naszych uczuć przeciwprzeniesieniowych warto zadać sobie następujące pytania15: 1. Na ile możemy polegać na własnych reakcjach przeciwprzeniesienia i trakto- wać je jako wskazówki do zrozumienia pacjenta? 2. Na ile terapeutycznie uzasadnione jest komunikowanie pacjentowi swoich uczuć przeciwprzeniesieniowych? My również zniekształcamy rzeczywistość. Wykonując ten zawód, zajmując się uczuciami i konfliktami innych, mamy nadzieję, że w wyniku naszej własnej terapii i zawodowego treningu jesteśmy świadomi tego, co się z nami dzieje. Przede wszystkim reakcje emocjonalne, które przeżywa terapeuta i które zaczy- nają zakłócać proces terapeutyczny, powinny być przeanalizowane z punktu wi- dzenia nierozwiązanych czy często nieuświadomionych konfliktów terapeuty. Konflikty te najprawdopodobniej zostały wzmocnione przez konkretne zacho- wanie pacjenta. Możemy przyjąć, że to, co przeżywamy na sesji, ma związek z pacjentem i może się przyczynić do zrozumienia go, ale pod warunkiem, że zrozumiemy również swoje nieuświadomione reakcje, które zostały jednocześnie uruchomione. Czy komunikować pacjentowi swoje uczucia zarówno pozytywne, jak i negatywne? I tutaj nasuwa się następujące pytanie: Czemu to miałoby służyć? Co sprawia, że chcemy to zrobić? Jak to wpłynie na pracę z przeniesieniem? Jak to wpłynie na dalszy przebieg pracy terapeutycznej? Na ile ta chęć komunikowania naszych uczuć jest wynikiem naszych „actingoutowych" zachowań, a na ile jest to podyk- towane dobrem pacjenta i naszym rozumieniem dynamiki i relacji? Carmen została moją pacjentką, gdy jej poprzednia terapeutka odeszła na urlop macierzyński (rok psychoterapii, spotkania dwa razy w tygodniu). Pacjent- ka zgłosiła się do terapii z objawami depresji, parę lat po operacji usunięcia jed- nej piersi w wyniku nowotworu. Carmen to atrakcyjna, 53-letnia kobieta, inteli- gentna, ze złośliwym poczuciem humoru, wyglądająca młodziej, niż wskazywałby na to jej wiek. Była wychowywana przez matkę i ojczyma wraz z dwójką młod- szego rodzeństwa: „Mój ojczym zawsze obrzucał mnie wyzwiskami, matka właści- wie też. Zupełnie jej nie obchodziło, co się ze mną dzieje. Ojczym chciał jak naj- szybciej pozbyć się mnie z domu". Jej obecna relacja z matką jest pełna złości i zazdrości o brata i siostrę, którzy według pacjentki są przez matkę faworyzowa- ni. Carmen nigdy nie wyszła za mąż, nie ma też przyjaciółek. Jedyna bliska rela- cja to jej wieloletni przyjaciel, z którym kikanaście lat wcześniej była w intymnym związku. Obecnie łączy ich platoniczna relacja, którą pacjentka skomentowała na- stępująco: „On nie chce seksu ze mną. A poza tym, kto teraz chciałby uprawiać ze mną seks? Kto chciałby kobietę bez piersi?". Carmen spotkała Petera, gdy mia- 15 H. Racker (1968) op. cit., s. 127-173. 130 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ ła lat 20, byli parą przez 10 lat. Po zerwaniu pacjentka wyjechała do innego mia- sta. Miała parę przelotnych związków, ale z nikim nie związała się na stałe. W wie- ku lat 40 znowu zaczęła spotykać się z Peterem. Obecnie mieszkają oddzielnie, ale razem spędzają wakacje i on pomaga jej finansowo. Pacjentka rozpoczęła psy- choterapię dwiema sesjami w tygodniu. Mniej więcej po roku zdecydowała się przychodzić tylko raz na tydzień. Stwierdziła, że nie jestem tak pomocna, jak by ona sobie tego życzyła: „Będę przychodzić raz w tygodniu, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty . Na pierwsze nasze spotkania pacjentka przynosiła jedzenie. Podczas sesji zja- dała kanapkę lub wafelek, a potem czesała swoje długie blond włosy. Zwykle sta- wiała kawę na moim biurku. Gdy pytałam, dlaczego przynosi jedzenie, obrażała się. To trwało tygodniami, moja bezradność rosła. Za wszelką cenę chciałam odzy- skać poczucie wpływu na to, co się dzieje na sesji. W pewnym momencie zakwe- stionowałam jej zachowanie. Na kolejnej sesji pacjentka oznajmiła mi, że już nie będzie pracowała ze mną i że jej poprzednia terapeutka była bardziej wyrozumia- ła. Wtedy dowiedziałam się, że na sesje z poprzednią terapeutka pacjentka rów- nież przynosiła jedzenie. Moje interwencje koncentrowały się na badaniu uczuć pacjentki, związanych z odejściem jej poprzedniej terapeutki: na zranieniach, roz- czarowaniu i złości. „Absolutnie nie", powiedziała pacjentka. .JAT ogóle nie jestem zła i nigdy nie byłam. Moja poprzednia terapeutka była bardzo miła i delikatna. I to jest absolutnie zrozumiałe, że odeszła, bo przecież chciała mieć dziecko". Spytałam pacjentkę, czy ona też chciała mieć dzieci. „Nie, zawsze miałam za du- żo problemów ze sobą, żeby się jeszcze kimś zajmować. A gdy zaczęłam o tym myśleć, to już było za późno. A poza tym, nie było wtedy w moim życiu nikogo, z kim mogłabym to dziecko mieć". To wszystko powiedziała bardzo rzeczowo, bez emocji. Od pierwszej sesji starałam się skupić i analizować negatywne przeniesienie pa- cjentki w stosunku do mnie. Carmen od początku traktowała mnie z lekceważe- niem. Z jej punktu widzenia, byłam za młoda i życiowo niedoświadczona. Wszyst- kie moje interpretacje czy komentarze spotykały się z jej odrzuceniem. Według niej byłam okropną terapeutka, która chciała analizować wszystko i wszystkiemu nadać znaczenie. Gdy tylko słuchałam, mówiła, że nic się nie wydarza w terapii. Gdy koncentrowałam się na naszej relacji, pokazując jej, jak mnie traktuje, komen- towała to w ten sposób, że ja nie jestem odpowiednią terapeutka dla niej, że je- stem zbyt młoda, nie wiem, co to znaczy mieć raka, starzeć się, przeżywać meno- pauzę i być pozbawioną jednej piersi. Carmen narzekała na uderzenia gorąca. Na sesje przynosiła mały wachlarz. Wachlując się, mówiła: „Pani będzie przez to samo g... przechodzić, gdy zacznie pani przekwitać". Słuchałam tych komentarzy i próbowałam użyć ich do zajęcia się jej uczuciami, związanymi z tym, o czym mówi. Nic z tego nie wynikało. Jej oskarżenia, że jej nie pomagam, zdawały się nie mieć końca. Jednocześnie pacjentka każdą sesję zaczynała uśmiechem. Na ze- wnątrz prezentowała się jak ktoś, kto zaakceptował rozczarowania, jakie niesie ze sobą życie. Moje uczucia przeciwprzeniesieniowe stawały się coraz intensywniej* sze. Byłam przerażona, moja przyszłość rysowała się beznadziejnie. W wyobraźni byłam stara, chora i samotna. Moje życie przestało mieć jakikolwiek sens. Jedno- iei życia. Obawiałam się, że mnie spotka to samo, co ją. Pa- PRZECIWPRZENIESIENIE 131 cjentka wychodziła z sesji, a ja byłam przekonana, że mam raka. W moim przeciw- przeniesieniu Carmen uosabiała to wszystko, czego się bałam. Jej samotne życie przerażało mnie. Sesje z pacjentką stawały się dla mnie torturą. Nigdy nie wiedzia- łam, czy pacjentka będzie miła i przyjacielska, czy też wręcz przeciwnie, będzie znęcać się nade mną, moim wiekiem i brakiem doświadczenia, narzekać, jak bez- owocne jest przebywanie ze mną. Sesje jednak kontynuowała. Dużo później zrozumiałam, jak bardzo ona sama była przerażona starzeniem się i chorobą. Nienawidziła swojego życia jeszcze bardziej, niż ja nienawidziłam jej życia. Niestety, nigdy nie byłam w stanie użyć moich myśli i uczuć przeciw- przeniesieniowych, by pokazać jej, jak bardzo boi się i nienawidzi tego, co się z nią dzieje. Z tą pacjentką nigdy nie pozwoliłam sobie na komentarze czy inter- pretacje, w których za punkt odniesienia użyłabym swoich niezwykle intensyw- nych uczuć przeciwprzeniesieniowych. Jedyne, co byłam w stanie jej pokazać, to wrogość, jaką odczuwała w stosunku do mnie. Późniejsza analiza mojej pracy z tą pacjentką uświadomiła mi, jak dużą rolę w tym wypadku odegrał mój wiek - by- łam od Carmen 20 lat młodsza. Mój wiek był katalizatorem, który wyniósł na powierzchnię uczucia pacjentki, dotyczące utraty zdrowia, młodości i kobieco- ści. Towarzyszyła temu jej ogromna złość i zawiść. Ten nieuświadomiony mate- riał nigdy nie został przepracowany. Z perspektywy czasu zrozumiałam, jak bar- dzo uciekałam od problemów tej pacjentki i związanych z nimi intensywnych uczuć. W tym czasie było to dla mnie zbyt przerażające, by móc efektywnie użyć uczuć i myśli, które zostały wzbudzone we mnie. Obawiałam się, że nie będę w stanie udźwignąć siły tych uczuć. W nieświadomości Carmen reprezentowałam jej utraconą młodość. I dlatego ten aspekt musiał zostać odrzucony i zdewaluowany. I ja sama dokładnie tak się czułam: zignorowana, odrzucona i bezużyteczna. Przed jedną z ostatnich naszych sesji Carmen zadzwoniła do mnie i wykrzyczała przez telefon: „Muszę to pani powiedzieć, ale nie mam siły zrobić tego osobiście: odchodzę od pani. Nie przyj- dę, żeby to powiedzieć, bo wiem, że panią tym zranię!". Zdarzenie to miało miejsce tydzień po tym, gdy pacjentka dowiedziała się, że odkryto komórki ra- kowe w jej pęcherzu moczowym. Pacjentka, zgodnie ze swoim życzeniem, za- częła uczęszczać na sesje do terapeutki mniej więcej dziesięć lat starszej od niej. Przyjrzyjmy się opisanej sytuacji z punktu widzenia teoretycznego. Opisana dynamika oparta była na rozszczepieniu. W nieświadomości pacjentki byłam jej niedostępnym, młodym, zdrowym aspektem, który bardzo pragnęła odzyskać, podczas gdy ona została z chorobą i lękiem przed śmiercią. Specyficzna kombina- cja wieku i płci była nośnikiem, który wyniósł na powierzchnię wyparty i odszcze- piony aspekt pacjentki, dotyczący jej utraconej młodości, kobiecości i zdrowia. Ten materiał był dostępny tylko w formie „acting out" i przybrał formę wrogości, dewaluacji i odrzucenia mojej osoby. Z drugiej strony, specyficzna sytuacja tej pa- cjentki, łącznie z jej wiekiem i chorobą, związaną z aspektem kobiecości, zainicjo- wała bardzo silną, a jednocześnie budzącą lęk identyfikację we mnie. Posługując się koncepcją Rackera16, te silne reakcje terapeuty mogły - w sprzyjających oko- licznościach - być użyte w terapii do zrozumienia wewnętrznej dynamiki pacjent- 16 H. Racker (1968) op. cit. 132 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ ki i roli, w jakiej pacjentka nieświadomie obsadziła terapeutkę. Heinman17 pod- kreślała, że zrozumienie własnego przeciwprzeniesienia pomaga w zrozumieniu pacjenta. Podsumowanie przeciwprzeniesienia Zjawisko przeciwprzeniesienia wyjaśniają - generalnie - dwie teorie. Pierwsza z nich - to teoria klasyczna, której przedstawicielami są: Zygmunt Freud, Anna Reich, Edward Glover, Ella Sharpe i współcześnie - Charles Brenner. W ra- mach tej koncepcji uczucia przeciwprzeniesienia to te, które wynikają z nie- rozwiązanych konfliktów analityka. Umysł analityka jest instrumentem, które- go efektywne funkcjonowanie jest zaburzone przez uczucia przeciwprzeniesie- nia. Termin ten rezerwujemy tylko dla takich reakcji emocjonalnych, które za- kłócają rozumienie pacjenta i sprawowanie funkcji terapeuty. Funkcja terapeu- ty to: empatyczne słuchanie, interpretacje, zachowanie optymalnego dystansu, który nie doprowadzi do nadmiernej identyfikacji z pacjentem, powstrzymy- wanie się od pragnienia, by zmienić czy wyleczyć pacjenta wtedy, gdy go słu- chamy i w czasie procesu terapii^. Drugie podejście, które reprezentuje - między innymi - Paula Heinman, Heinrich Racker, Hyman Spotnitz, Otto Kernberg i Joseph Sandler, traktuje przeciwprzeniesienie jako całościową reakcję terapeuty na pacjenta, a przede wszystkim jako diagnostyczne narzędzie i wskazówkę do pracy. To podejście roz- winęło się w trakcie pracy analitycznej z pacjentami o preedypalnej patologii, w tym również z pacjentami psychotycznymi. W pracy z tymi pacjentami domi- nuje komunikacja pozawerbalna, a uczucia są intensywne i często niezrozumiałe. Donald Winnicott próbował połączyć te dwa podejścia. Generalnie opowiadał się za klasyczną definicją przeciwprzeniesienia, zwracając jednak uwagę, że przeciw- przeniesienie może być narzędziem pracy z pacjentami o dużej preedypalnej pa- tologii19. Joseph Sandler20 opisał złożoność reakcji przeciwprzeniesienia. Rola, w jakiej pacjent występuje w danym momencie procesu analitycznego, składa się nie tylko z roli, w jaką wchodzi on sam, ale również z komplementarnej roli, w ja- kiej obsadza analityka. Stąd reakcja przeniesieniowa pacjenta reprezentuje inter- akcję między pacjentem a psychoanalitykiem. Nieuświadomione pragnienia pa- cjenta są wyrażone w formie jego nieświadomych fantazji, w których zarówno pa- cjent, jak i analityk są obsadzeni w określonych rolach. Pacjent w przeniesieniu próbuje nieświadomie odtworzyć te wewnątrzpsychiczne interakcje. To, co wi- dzimy, to często reakcja obronna, stworzona przez pacjenta przeciwko nieświado- mej wczesnodziecięcej relacji, która szuka spełnienia. Stąd reakcja emocjonalna 17 P. Heinman (1950) op. cit. 18 E. Scharpe (1950) Collected Papers, s. 109 -125, London: Hogarth Press. 19 D. Winnicot (1949) „Hate m the conuter transference" w: International Journal of Psycho - Analysis, vol. 30, s. 69-74. (1960) „Conuter transference" w: British Journal ofMedical Psyhology, vol. 33, s. 17-21. 20 J. Sandler (1976) „Counter transference and Role Responsiveness" w: International Review of Psycho-Analysis, vol. 3, s. 43-47. PRZECIWPRZENIESIENIE 133 terapeuty może być odpowiedzią właśnie na tę ukrytą, nieświadomą treść. Sand- ler21 wprowadził termin swobodnych emocjonalnych reakcji analityka jako ter- min dodatkowy w stosunku do wolnych myślowych skojarzeń. Reakcja analityka wobec pacjenta nie tylko wyraża się w jego myślach i uczuciach, ale również w podejściu i zachowaniu. Nasze zachowanie wobec pacjenta jest kompromisem między naszymi własnymi tendencjami a rolą, w jakiej obsadza nas pacjent. Sand- ler podkreślił, że wyżej opisane procesy dotyczą wszystkich relacji, w tym rów- nież relacji terapeutycznej. Ważne jest to, by móc uzasadnić każdą interwencję, niezależnie od tego, czy jest to cisza, pytanie, konfrontacja czy interpretacja. Warto zadać sobie pytanie: Jakiemu celowi służy moja interwencja? Ktoś kiedyś zapytał Edwarda Glovera, brytyjskiego psychoanalityka, co robić z pacjentem, który nas bez przerwy kry- tykuje? Glover odpowiedział, że może w tej krytyce pacjenta jest coś, czemu warto się przyjrzeć, jakiś element naszego zachowania, którego jesteśmy nie- świadomi22. Ważne jest również, by zdać sobie sprawę z tego, że nasza własna oscylacja pomiędzy frustracją a satysfakcją odgrywa istotną rolę w pracy tera- peutycznej. Nasza satysfakcja z wykonywanej pracy umożliwia nam tolerowa- nie frustracji. Winnicot23 napisał, że pacjent powinien się spotkać z profesjonal- nym podejściem terapeuty, a nie z brakiem odpowiedzialności, jaka zdarza się nam, jako prywatnym osobom: „Pomiędzy pacjentem a analitykiem jest profe- sjonalne podejście analityka, jego technika, praca, jaką wykonuje, posługując się swoim umysłem". 22 E. Glover (1955) „The Technics of Psychoanalysis", s. 88-106, New York: International Universities Press. 23 D. Winnicot (l960) op. cit. XIII Marzenia senne Rys historyczny „Interpretacja marzeń sennych" wprowadziła psychoanalizę w świat. „Interpre- tacja snów jest królewską drogą do wiedzy o nieświadomości..."1 brzmi słynne zdanie Freuda. Sen po raz pierwszy został opracowany naukowo. Freud uważał sen za zjawisko regresyjne, które przywraca nas do stanu niemowlęctwa, redu- kując kontakt ze światem zewnętrznym. Marzenie senne stoi na straży naszego snu. Nasza psychiczna aktywność znajduje rozładowanie w marzeniu sennym. We śnie kontrola impulsów jest częściowo zredukowana, a to z kolei stwarza wa- runki do śnienia. Marzenie senne wyraża stłumione pragnienia. „Sen jest spełnieniem pragnie- nia"2 jest to podstawowa teza Freuda, dzięki której analiza i interpretacja snu stały się możliwe. We wstępie do „Interpretacji marzeń sennych" Freud napisał: „na kolejnych stronach tej książki dowiodę, że istnieje psychologiczna technika, która pozwala na interpretację snów. Gdy używamy tej procedury, każde marze- nie senne jest pełną znaczenia, psychiczną strukturą..."3. Marzenie senne to dopiero początek pracy. Jest to baza do wolnych skojarzeń i interpretacji. To z kolei prowadzi do nieświadomych myśli, uczuć, fantazji i konfliktów. A tym samym rozumienie marzeń sennych poszerza naszą wiedzę o nieświadomości4. Źródło marzenia sennego Każde marzenie senne zawiera elementy przeszłości i teraźniejszości. Z przeszło- ści pochodzi dziecięce pragnienie, które domaga się spełnienia, impuls, który dą- ży do gratyfikacji. Z teraźniejszości pochodzą świadome i nieświadomione uczu- 1 Z. Freud (1900) op. cit., SE, t. 5, s. 608. 2 Tamże, SE, t. 4, s. 122. 3 Tamże, SE, t. 4, 1/1. 4 L. Altman (1969) „The Dream in Psychoanalysis", s. 8, New York: International Universities Press. 136 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ cia, fantazje i konflikty. Aktualne wydarzenie jest tłem, na którym rozgrywają się dziecięce, nieświadome pragnienia. Dlatego też przy analizie snu tak ważne jest, by zapytać pacjenta o wydarzenia dnia poprzedniego - często stanowią one kan- wę snu. Teraźniejszość nie wystarcza, by marzenie senne mogło zaistnieć. Marze- nie senne powstaje na bazie aktualnego wydarzenia i ukrytego dziecięcego pra- gnienia (impulsu pochodzącego z przeszłości)5. Wydarzenia dnia poprzedniego, pozornie nieistotne fragmenty dnia poprze- dniego lub sprzed kilku dni, często umykają naszej uwagi, a zatem mogą być nośnikiem materiału emocjonalnego. Uczucia zapamiętane ze snu to według Freuda wskazówka do zrozumienia nieuświadomionego pragnienia6. Uczucia często nie podlegają aż takiej uwadze, jak reszta prezentowanego materiału. Stąd afekt we śnie jest często bliższy nie- uświadomionemu pragnieniu śniącego niż jawnej treści7. Freud napisał, że śnie- nie jest formą pamiętania. Sny nigdy nie są dokładną reprodukcją doświadczeń, ale czasami zawierają fragmenty z przeszłości8. Proces powstawania i elementy marzenia sennego Na sen, który śnimy, składają się trzy podstawowe komponenty: 1. Jawna treść snu. 2. Utajona (ukryta) treść. 3. Proces tworzenia marzenia sennego. Przyjrzyjmy się poniższemu przykładowi. Pacjentka przyszła na sesję spóźnio- na 15 minut. Zaczęła płakać: PACJENT: Przepraszam za spóźnienie, właściwie to ja już wyszłam z domu za późno. A potem wzięłam taksówkę, ale był straszny korek. A poza tym miałam okropną noc. Zupełnie nie wiem, jak przeżyję ten dzień. W ogolę nie chcę iść do pracy. Tak naprawdę to nic się nie stało. Nie mogłam spać. Nie mogę patrzeć na siebie dzisiaj, czuję się tak okropnie brzydka. I teraz czuję się absolutnie okropnie. TERAPEUTA: Wygląda na to, że pani okropne samopoczucie ma wiele wspólnego z dzisiejszym spóźnieniem. PACJENT: Ja wiem, wyszłam za późno z domu. Dzisiaj jest wieczór rozdania Osca- rów, dwa lata temu byłam w tym dniu w samolocie razem z Andrew. Lecieliśmy do Paryża. Ja ciągle za nim tęsknię. TERAPEUTA: Ma pani tyle rzeczy do powiedzenia, tyle uczuć pani przeżywa, ale spóźnia się pani na sesję i tak mało czasu zostaje, by o tym porozmawiać. Jak pani to rozumie? PACJENT: Nie wiem. Śniło mi się coś dzisiejszego ranka, na chwilę przed tym, jak zadzwonił budzik. Ten sen był właśnie o przyjściu tutaj: stałam w swoim poko- ju. Nie mogłam znaleźć żadnych czystych rzeczy do ubrania. Wszystko wydawa- ło mi się brzydkie, nieodpowiednie i stare. 5 L. Altman (1969) op. cit., s. 9. 6 H. Nagera (1969) „Basic Psychoanalytic Concepts on the Theory of Dreams", London: Hempstead Chmic, s. 23-69. 7 Z. Freud (1900) op. cit, SE, t. 5, s. 463. 8 Z. Freud (1990) op.cit., SE, t. 5, s. 463 MARZENIA SENNE 137 Nie wiedziałam, co na siebie włożyć. Obok mnie stała moja przyjaciółka Sylvia i mówiła: „Przestań wreszcie nosić te młodzieżowo studenckie rzeczy, zacznij ubierać się jak człowiek". TERAPEUTA: Co pani przychodzi na myśl w związku z tym snem? PACJENT: To wszystko prawda, nie mam żadnych porządnych ciuchów. Nie chcia- łam się ubrać w to, w co się dzisiaj ubrałam. Nie miałam żadnych czystych ciu- chów dzisiaj rano. TERAPEUTA: Jakie było pani uczucie we śnie? PACJENT: Byłam wściekła na Sylvię, że mi o tym mówi. W tym śnie cały czas by- łam wściekła. TERAPEUTA: Co pani przychodzi na myśl o tym, że we śnie nie ma pani czystych rzeczy, które mogłaby pani założyć, żeby tutaj przyjść, tylko brzydkie i takie, które tu nie pasują? PACJENT: Ja chcę wyglądać tutaj w porządku, a nie wyglądam. Czasami nienawi- dzę tutaj przychodzić, bo ciągle trzeba wyciągać te brudy. A jak tutaj przycho- dzę, to tak, jakbym pokazywała tylko te brudne rzeczy, które są we mnie. To tak, jakby pokazywać swoją brudną bieliznę. A jednocześnie jest taki niepokój we mnie, że nic dobrego nie mam do pokazania... TERAPEUTA: Jakie ma pani skojarzenia z Sylvią? PACJENT: No, że ona to wszystko widzi, tak jak pani tutaj, i że ja muszę coś ze so- bą zrobić, dorosnąć. Ale ja nie chcę. To tak, jakby mnie ktoś atakował. Ale ja wiem, że to ja sama. Brudy kojarzą mi się ze złością, którą ciągle przeżywam. W tym śnie, w serii skojarzeń, pacjentka zaczęła konfrontować swoją wewnę- trzną rzeczywistość. Ten sen ma wiele znaczeń, do których nie udało się na tej sesji dotrzeć. Istotne jest to, że ten sen przypomniał się pacjentce po mojej uwa- dze, dotyczącej jej spóźniania się. Była to jej nieświadoma odpowiedź na to, dla- czego tak trudno jej było przyjść na spotkanie, i na odczuwany przez nią konflikt, dotyczący pracy terapeutycznej, i na potrzebę ukrycia siebie i „swoich brudów , a jednocześnie pokazania ich (otwieram szafę). Inna pacjentka po dwutygodniowej wakacyjnej przerwie opowiedziała mi nastę- pujący sen: „To było gdzieś na wsi, na polanie. Dom stał po środku, jakby na pa- lach. Był ładny, drewniany i bardzo mi się podobał, tylko że gdy podeszłam bli- żej, to nie mogłam się do niego dostać. Nie było schodów, stał jakby po środku mokradeł". Wydarzenia z dnia poprzedniego: pacjentka wróciła z wakacji, które spędzała w wynajętym domu na wsi. Skojarzenia pacjentki: „Kiedy się obudziłam, to nie bardzo wiedziałam, o co chodzi. Bo wizualnie to był taki ładny sen i kolory były takie pogodne, i pastelo- we, dużo zieleni - no, taka sielanka. Ale jak się obudziłam, to uczucie było takie nieprzyjemne, taka złość i niepokój. I tak cały dzień to za mną chodzi". Na prośbę terapeutki, pacjentka opowiedziała o swoich skojarzeniach, doty- czących uczucia złości i niepokoju, które były we śnie. Skojarzenia pacjentki: „To był pani dom, bo ktoś powiedział, że pani ma dom na wsi. I tak się ucieszyłam, że wiem, jak on wygląda. Ale dlaczego to nie było przyjemne uczucie? Wiem... ja nie mogłam się dostać do tego domu, tam nie by- ło schodów. Z daleka wyglądał tak, jakby zapraszał do środka, ale taki nie był. Stał 138 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ na palach i na mokradłach, nie mogłam do środka wejść. Pacjentka zaczęła płakać: to tak, jak tutaj. Z daleka to wygląda dobrze, ale ja nie mam dostępu do pani, nie mogę być zaproszona do pani domu. Na tych wakacjach uświadomiłam to sobie". Praca podczas dalszych sesji przyniosła materiał, pochodzący z dzieciństwa. Pacjentka miała dwa lata, gdy urodziła się jej siostra, pamięta jeszcze swój lęk, że ktoś odebrał jej dostęp do matki: to tak, jak te zamknięte okna i drzwi, niby są, ale nie można ich otworzyć. Po czym powiedziała, że często, gdy spędza święta u swojej matki i przyjeżdża dalsza rodzina, to odczuwa wtedy mnóstwo złości, że oni wszyscy tylko przeszkadzają. W tym śnie jest ukryte dziecięce pragnienie powrotu do łona matki. W fan- tazjach pacjentki przyjście na świat jej siostry zniweczyło tę możliwość. Pragnie- nie to pojawiło się w przeniesieniu. Terapeutka - tak jak matka z dzieciństwa pacjentki - jest niedostępna. Sen ten udostępnił materiał związany z agresją pa- cjentki, dotyczącą braku dostępu do terapeutki/matki i nieświadome pragnienie pacjentki, by wedrzeć się do wnętrza terapeutki/matki. Dom jest dobrze chro- niony przed destrukcją pacjentki: stoi na palach i na mokradłach. Ten sen poka- zuje, jak bardzo pacjentka boi się swoich agresywnych impulsów. W fantazji pacjentki matka musiała zabarykadować się przed jej agresją i destrukcją. Przyjrzyjmy się kolejnemu marzeniu sennemu: „Szłam do instytutu na spotkanie z panią. I kiedy weszłam do środka, zobaczy- łam piękną, młodą kobietę. Ona panią zobaczyła i zaraz sobie poszła. Pani była zła na mnie i powiedziała: jesteś spóźniona, będziesz musiała za to spóźnienie za- płacić. W drugiej części pokoju siedzieli jacyś ludzie. Wyszłam z pokoju, robiąc awanturę. Chodziłam po korytarzu, ale nie wyszłam z budynku. Ja chciałam być z tą piękną, młodą kobietą, a nie z panią. Byłam wściekła i chciałam już wyjść z tego budynku, ale ktoś do mnie podszedł i powiedział, że ta piękna kobieta ja- ko terapeuta jest do niczego". Skojarzenia pacjentki: „Ta piękna kobieta jest jak moja matka piękna, ale pu- sta w środku. Pragnę jej uwagi i jestem wściekła, kiedy tego nie dostaję. Pani w tym śnie jest takim jej zastępstwem. Pani chce, żebym ja tutaj pracowała, ale ja nie chcę. Ja chcę miłości i uwagi. Tak naprawdę to chciałam być z tą drugą ko- bietą, ona była atrakcyjna, pani nie. To, że tutaj przychodzę, to oznacza, że coś jest ze mną nie tak. Jakby wszystko było w porządku, to nie musiałabym przy- chodzić". We śnie pacjentka przemieściła rozczarowanie i złość, pierwotnie skierowane do matki - na terapeutkę. Sen ten posłużył do pracy nad negatywnym przenie- sieniem, złością i dewaluacją oraz nad konfliktem pacjentki, dotyczącym pozo- stania w terapii. Biorąc pod uwagę, że pacjent przychodzi na sesje tylko raz lub dwa razy w tygodniu, będziemy w stanie zająć się tylko fragmentem jego snu. Należy również pamiętać, że każdemu krokowi przy analizie snu towarzyszy opór. Ale nawet drobny przepracowany fragment snu pozwala lepiej zrozumieć nieświadomość pacjenta. Poza tym chcemy, by pacjent sam próbował analizować swoje sny lub ich fragmenty, pozwalając sobie na wolne skojarzenia. Jawna treść marzenia sennego może posłużyć do omówienia funkcjonowania pacjenta, przyjrzyjmy się zatem poniższemu przykładowi: Pacjentce śniło się, że i«j Cnotka nnnrosiła ia o zrobienie zakupów w sklepie i dała jej swoją portmonet- MARZENIA SENNE 139 kę, prosząc, by resztę pieniędzy przyniosła z powrotem do domu. We śnie pa- cjentka zrobiła zakupy, następnie poszła do innego sklepu i wydała resztę pie- niędzy, kupując sobie kosmetyki. Płacąc za nie, powiedziała do sprzedawczyni: one są naprawdę tanie, a przecież ja już nie mam żadnych kosmetyków. Po opo- wiedzeniu tego snu pacjentka ze złością dodała, że to jest typowe dla jej matki, ciągle czegoś od niej chce i ją wykorzystuje, a potem ma jeszcze do niej preten- sje, że wydała pieniądze. Terapeuta zwrócił uwagę pacjentki na to, że we śnie jest dokładnie odwrotnie, to ona wydała wszystkie pieniądze swojej matki, bio- rąc jej portmonetkę. Przez skupienie się na jawnej treści snu terapeuta pokazał pacjentce jej obronne funkcjonowanie, które również było obecne w jej rela- cjach z innymi ludźmi. Pokazał ją jako agresora, który spostrzega siebie jako ofiarę. W pracy z tą pacjentką ważniejsze było zajęcie się bezpośrednią treścią snu, a nie skojarzeniami pacjentki, głównie ze względu na jej komentarz, bardzo charakterystyczny dla sposobu, w jaki postrzega sama siebie w relacjach z inny- mi. Pytanie pacjentki o wolne skojarzenia odwróciłoby jej uwagę od sposobu jej funkcjonowania. Sen ten był dobrą ilustracją jej patologii. Pacjentka użyła ra- cjonalizacji: nie mam już kosmetyków, więc muszę je kupić; użyła też projekcji: przypisała swój agresywny impuls matce i zaprzeczyła własnej agresji. Konfron- tacja ta okazała się bolesna, ale jednocześnie umożliwiła pracę nad tym aspek- tem patologii, który był dla pacjentki dotychczas niedostępny. Na uwagę zasłu- guje również brak poczucia winy i przekonanie: „To mi się należy". Sen, który pacjent nam opowiada - to, co pamięta po przebudzeniu - to właśnie jawna treść. I właśnie ona wymaga rozszyfrowania. Pod jawną treścią ukrywają się nieświadome myśli, uczucia, pragnienia i fantazje. Część z nich należy do teraźniejszości, część do przeszłości. Te nieświadome myśli, uczucia i fantazje to właśnie utajona treść. Proces, dzięki któremu utajona treść zostaje przekształcona na obrazy i na prezentowane jawne marzenie senne, nazywamy procesem tworzenia marzenia sennego9. We śnie często uderza brak zdrowego rozsądku, logiki czy spójności. Płeć we śnie nie zawsze jest oczywista, przemoc fizyczna miesza się z erotyczną pasją, przyjemność i ból bywają nie do odróżnienia. Atrakcyjność i odraza, horror i fa- scynacja przeplatają się wzajemnie. ,^Vchodzę do pokoju i widzę mojego męża (to znaczy myślę, że to mój mąż), który uprawia seks z kobietą, której wcześniej nie widziałam. Ale on wygląda dziwacznie - ma cztery łapy i tułów, pół człowiek, a pół zwierzę. Wygięty jest tak, jakby żaden normalny człowiek nigdy nie mógł się wygiąć. Ta kobieta widzi mnie i kiwa do mnie ręką. Ja zatrzaskuję drzwi i wy- biegam z domu. Mam poczucie kompletnego obrzydzenia". We śnie następuje zjawisko regresji do prymitywnej, archaicznej psychicznej aktywności. Jest to regresja do pierwotnego procesu10. Pierwotny proces charak- teryzuje się niekontrolowanym uwolnieniem napięcia. Stąd ta pozornie szalona pozbawiona logiki treść i bardzo szybko zmieniające się obrazy. Na przykładzie marzeń sennych można raz jeszcze zobaczyć bezpośrednią obecność procesu pier- wotnego, któremu towarzyszy mechanizm kondensacji i przemieszczenia. Te dwa 9 H. Nagera (1969) op. cit., s. 62. 10 L. Altman (1969) op. cit., s. 10. 140 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ mechanizmy są niezbędne do powstania marzenia sennego. Wróćmy na chwilę do znaczenia słowa kondensacja. Jest to zwięzłość, skupienie, zwartość. Oznacza to, że we śnie jeden obraz lub wypowiedziane słowo może mieć wiele znaczeń. Doty- czy to zarówno osób, jak miejsc i wydarzeń. Dzięki zjawisku kondensacji nastę- puje bardzo duża oszczędność czasu i energii. Śnimy szybko i krótko. Zrozumie- nie snu, zaczynając od opowiedzenia jego treści, zajmuje dużo więcej czasu. Mechanizm przemieszczenia odgrywa również bardzo ważną rolę w powstawaniu marzenia sennego. Jest to swoisty kamuflaż, polegający na przeniesieniu uczuć i impulsów z jednego obiektu na inny, zwrócenie uwagi na coś innego niż to, co było pierwotnie w nieświadomości. We śnie trzaśniecie drzwiami może być przemieszczeniem agresywnego impul- su w stosunku do osoby, która również gdzieś w tym śnie była. Czyjaś sukienka rzucona na krzesło i uczucia, jakie ten obraz we śnie wzbudzał, są przemieszcze- niem w stosunku do uczuć, jakie wzbudza osoba, do której to ubranie należy. Me- chanizm kondensacji i przemieszczenia jest uzupełniony przez symbolizm. Symbolika marzeń sennych Zajmijmy się przez chwilę uproszczoną definicją symbolizmu11. Symbolizm jest uniwersalnym, pierwotnym językiem, który wyraża skojarzenia między ideami, mającymi ze sobą coś wspólnego. Ta relacja podobieństwa nie zawsze jest łatwa do uchwycenia. Skojarzenia, współtworzące symbole, nie są wykreowane przez racjonalny umysł dorosłego, lecz przez nieświadomość i jej dziecięcą prymityw- ność. Symbol reprezentuje dziecięcy sposób myślenia i łączenia zjawisk. Regre- sja, która następuje we śnie wraz z częściowym porzuceniem kontroli, zanurza nas w świat symboli i obrazów. Symbole związane są z podstawowymi i uniwer- salnymi zjawiskami, które obejmuje nasza nieświadomość. Symbole dotyczą na- rodzin, śmierci, ciała i jego funkcji, w tym aktywności seksualnej różnych ludzi, a w szczególności członków rodziny12. Jednym słowem, symbole dotyczą tego, co blisko nas i co nas bezpośrednio dotyczy. Takie również są sny, chociaż czasa- mi ich treść jest niezwykle zagmatwana. Dotyczą one najprostszych uczuć, pra- gnień i odzwierciedlają nasze podstawowe konflikty. Freud przypisywał symbolom tylko marginalną rolę13. Był przeciwny mecha- nicznemu sposobowi używania symboli do interpretacji snu. W 1909 roku pisał: „Szczególnie przestrzegam przed podkreślaniem wagi symboli i ich znaczenia przy interpretowaniu snów i ograniczaniu pracy nad marzeniem sennym tylko do tłumaczenia znaczenia symboli, a nie brania pod uwagę, przede wszystkim, sko- jarzeń śniącego"14. Jak na ironię to, co Freud uważał jedynie za pomocnicze w rozumieniu znaczenia marzenia sennego - a mianowicie symbolika w snach z upływem czasu w powszechnej świadomości na zawsze zostało skojarzone z psychoanalizą. Wróćmy więc do znaczenia symboli, pamiętając ciągle o ich „symbolicznym znaczeniu". W psychoanalizie rola symboli jest pomocnicza, 11 L. Altman (1969) op. cit., s. 17. 12 Tamże. P. gay (1988) Freud. A Life for Our Time", s. 114, New York, London: W. W. Norton. MARZENIA SENNE 141 a nie pierwszorzędna w rozumieniu znaczenia marzenia sennego. Należy pod- kreślić fakt, że symbol, oprócz swojego ogólnego znaczenia, ma, przede wszyst- kim, specyficzne znaczenie dla śniącego15. Woda oznacza ciążę i narodziny, ma również konotacje oralne. Sen, cisza, znikanie we mgle to symboliczne warianty śmierci. Budynki z oknami i drzwiami, jak również krajobraz, las, góra czy ogród, oznaczają ludzkie ciało, a dziury są symboliczną reprezentacją otworów w ludz- kim ciele. Owoce symbolizują piersi, a przedmioty, które otwierają się, kobiece genitalia. Piekarniki, szafy, skrzyneczki, szuflady symbolizują macicę. Bielizna może symbolizować zarówno genitalia, jak i osobę, do której bielizna należy. Schody, korytarze i tunele to kobiece narządy płciowe. Wszelkie aluzje do kolo- ru czerwonego mogą symbolizować menstruację. Kwiaty i oczy również mogą symbolizować genitalia. Penis jest reprezentowany przez wszystkie elementy, które go przypominają w formie i w funkcji, na przykład wszelkie penetrujące obiekty, takie jak broń, nóż, aparat fotograficzny, jak również winda, samolot, kolumny czy wydłużone części ciała. Jednym słowem, wszystko, czego możemy dotykać, czym możemy manipulować, co rusza się w górę i w dół. Zwierzęta również mogą być symbolem fallicznym: słoń, lew, szczur, wąż itd. Słońce i pło- mienie od wieków były uznawane za symbol falliczny. Gryzienie zębami ma oral- no-seksualne konotacje. A utrata zębów, o której śnimy, a potem budzimy się zlani potem, może oznaczać lęk kastracyjny. Wszelka rytmiczna aktywność we śnie, taka jak taniec czy sport, może być wyobrażeniem aktu seksualnego. Sym- bolika ta stanie się bardziej oczywista, gdy przypomnimy sobie o mechanizmie przemieszczenia. Dom lub pokój może uosabiać kobietę. Matka w śnie może być reprezentowana przez królową, czarownicę czy pająka lub przedmioty, których używa na co dzień, takie jak: fartuch, ręcznik, młynek do kawy czy kubek. My- szy, mrówki, robaki i insekty mogą oznaczać rodzeństwo. W posługiwaniu się symbolami i w ich rozumieniu ukryta jest pewna prze- wrotność. Są one uniwersalne i w związku z tym wydawałoby się, że jasne i czy- telne dla każdego. Jednak tak nie jest. Interpretacja symboli bez uwzględnienia osoby śniącej, jej teraźniejszej sytuacji, a przede wszystkim jej skojarzeń jest ciekawym intelektualnie doświadczeniem, ale nie odgrywa żadnej roli w zrozu- mieniu śniącego i jego nieświadomości. Najważniejszy w pracy nad snem jest łańcuch skojarzeń śniącego, dotyczący każdego elementu snu. To, co otwiera nam dostęp do nieświadomości, to właśnie skojarzenia i ich interpretacje. Uczucie, jakie towarzyszy śniącemu, bardzo pomaga zrozumieć znaczenie snu. Emocje we śnie pochodzą z ukrytej, czyli tej nieświadomej treści i często są tyl- ko luźno powiązane z treścią jawną16. Marzenie senne jako próba rozwiązania konfliktu We śnie mamy do czynienia ze zjawiskiem powtórnego opracowania. Oznacza to użycie przez śniącego wtórnego procesu myślenia. Zjawisko to opiera się na funk- 15 L. Altman (1969) op. cit., s. 19; A. Grinstein (1983) „Freud's Rules of Dream Interpretation", s. 73-143, New York: International Universities Press. 16 H. Nagera (1969) op. cit., s. 43. 17 L. Altman (1969) op. cit., s. 27. 142 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ cjonowaniu ego i dostarcza ono marzeniu sennemu spójności i racjonalności17. Wróćmy na chwilę do strukturalnej teorii, omawianej w pierwszej części niniej- szej książki. Każde marzenie senne zawiera w sobie element id, ego i superego. Id - czyli nasze seksualne i agresywne impulsy, są wyrażone w pragnieniach i fanta- zjach, obecnych we śnie. Ego pracuje tak, by we śnie utrzymać logikę i spójność, między innymi dzięki zdolności do integracji, przemieszczania i formowania sym- boli. Ego śniącego pomaga w gratyfikacji pragnień i impulsów poprzez znajdowa- nie dla nich obrazowej/wizualnej reprezentacji18. Superego pojawia się we śnie w postaci poczucia winy, lęku przed karą, i w postaci wszelakich zakazów. Mówio- ne słowa są odpowiednikiem superego19. Z powyższego stwierdzenia wynika, że na marzenie senne można spojrzeć ja- ko na kompromis między konfliktowymi pragnieniami lub między pragnieniem a jego zakazem. Jest to również kompromis między aktywnością i pasywnością, kobiecością i męskością, rozmową i sekretem, pomiędzy teraźniejszością i prze- szłością20. Praca nad snem - to oscylacja między pierwotnym a wtórnym pro- cesem myślenia. We śnie istotną rolę odgrywa cenzura. Kontroluje ona ekspre- sję nieświadomych pragnień, które chcą przedostać się do świadomości i obudzić śpiącego. Cenzura snu prowadzi do tego, że to, co jest nam bezpośre- dnio dostępne, to tylko jawna treść. A jednocześnie stan snu umożliwia nie- znaczne zmniejszenie cenzury, ponieważ nie ma obawy, że nieświadome pra- gnienie znajdzie ekspresję w działaniu. Pragnienie znajdzie częściowe spełnienie w marzeniu sennym. Myśli i uczucia we śnie są zamienione na obrazy. Marze- nie senne to: „halucynacyjne spełnienie pragnienia"21. Cenzura jest również obecna, gdy po obudzeniu się nie pamiętamy snu, a pamiętamy tylko niektóre jego fragmenty. Gdy powtórne opracowanie jest nieobecne we śnie, to jawnej treści marzenia sennego będzie brakowało spójności i logiki. Można na to spoj- rzeć diagnostycznie jako na słabość funkcjonowania ego. Marzenie senne jest strażnikiem snu poprzez częściową gratyfikację nieświado- mych pragnień22. Nieświadome pragnienie, które zawiera w sobie impuls libidi- nalny i agresywny, jest częściowo spełnione poprzez fantazję zawartą w śnie. Trudność w rozumieniu i interpretacji snu wynika z faktu, jak bardzo ukryta treść, zawierająca nieświadome pragnienia, jest zniekształcona w jawnej treści poprzez mechanizm kondensacji, przemieszczenia, symbole, potrzeby i pragnienia, pozo- stające w konflikcie ze sobą, i również poprzez fakt, że ego wprowadza do snu ra- cjonalność i logikę. Zniekształcenie jest niezbędne, chroni przed przeżywaniem lęku lub innych nieprzyjemnych uczuć. Sny o charakterze lękowym świadczą o tym, że cenzura nie pracuje dobrze i ego nie jest w stanie ochronić śpiącego. Nośnikiem marzenia sennego jest nieświadome pragnienie. To nieświadome pragnienie zawarte w ukrytej treści snu ma dziecięcą naturę, dlatego też u dzie- ci, które nie mają jeszcze ukształtowanej cenzury, pragnienie ze snu jest często życzeniem z dnia poprzedniego. 18 L. Altman (1969) op. cit, s. 29. 19 Tamże. 20 Tamże, s. 31. 21 Z. Freud (1990) op.cit, t.4, s. 229 22. L. Altman (1969) op. Cit., s.31 MARZENIA SENNE 143 Praca nad snem na sesji terapeutycznej Ukryta treść snu, która pozostaje nie przeanalizowana, dalej tkwi w nieświado- mości, a zatem pojawi się w następnych snach23. Nie należy spieszyć się z inter- pretacją snu. Gdy pacjent opowiada sen, jest to dobry moment, by pokazać mu, jak należy pracować nad snem. Jest to ważne dla wzmocnienia i budowania ego. Jeżeli pacjent nie bardzo chce pracować nad swoim snem, który właśnie opowie- dział - należy to potraktować jako opór i próbować zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. W takiej sytuacji nie zajmujemy się bezpośrednio treścią snu, lecz fak- tem, że pacjent nie chce zajmować się swoim snem. Czy pacjent chce, żebyś ty to za niego zrobił (a)? Czy w treści snu było coś takiego, co zwiększyło opór pa- cjenta? Jaka jest relacja między opowiedzianym snem a przeniesieniem? Nie można zrozumieć znaczenia snu bez skojarzeń pacjenta i jego pracy nad nim. Generalnie nie wymagaj, by pacjent opowiadał swoje sny. Najlepiej, gdy pa- cjent nawiązuje do marzenia sennego spontanicznie, gdy wyłania się ono jako efekt wolnych skojarzeń. Na początku terapii, gdy mówisz, na czym polega praca terapeutyczna, wy- mieniasz rozmowę o snach jako jedną z wielu sfer, o których pacjent będzie mówił, obok myśli, uczuć, wspomnień, wydarzeń dnia codziennego i fantazji. Gdy pacjent nie opowiada snów, zawsze można o to zapytać: Zastanawiam się jak to się dzieje, że pracujemy już tak długo razem, a pan(i) nigdy nie wspo- mniał (a) o swoich snach? Należy dać pacjentowi czas na zastanowienie i na od- powiedź. Może się tak zdarzyć, że pacjent powie: „Nigdy mi pan(i) nie mó- wił (a), żebym opowiadał (a) swoje sny". Może być i tak, że nigdy dotąd nie zachęcałeś (as) pacjentów do mówienia o swoich snach. Ale część pacjentów i tak spontanicznie opowiada swoje sny. Nasuwa się więc pytanie: Dlaczego nie opowiada ich właśnie ten pacjent? Można też zadać kolejne pytanie: Poza tym że nigdy wcześniej nie pytałem(am) o sny, co jeszcze mogło pani/panu prze- szkodzić w opowiedzeniu mi o nich? Na to pacjent może odpowiedzieć: „Nic mi się nie śni". Wtedy my pytamy dalej: To ciekawe, jak pan to rozumie? W myśl zasady, że każdemu zawsze się coś śni, ale nie każdy to pamięta. Zapo- minanie snów jest mechanizmem obronnym ego. Zatem przed czym broni się ego, jakich uczuć i treści unika? Pacjent może być zakłopotany swoimi snami, na przykład faktem, że w snach pojawia się osoba terapeuty lub seksualne czy agresywne pragnienia. Brak snów traktujesz jako opór i pracujesz z nim jak z oporem. Gdy pacjent opowiada sen na każdym spotkaniu, należy to potrak- tować jako opór przed zajmowaniem się czym innym. Jeżeli pacjent jest w sta- nie pracować metodą wolnych skojarzeń nad snem, wykazuje zainteresowanie, by swój sen zrozumieć, a potem na następnych sesjach wraca do skojarzeń z nim związanych, to mamy do czynienia z dobrze funkcjonującym ego i soju- szem terapeutycznym. Zarówno treść snu, jak i sposób, w jaki pacjent go opowiada, są elementami diagnostycznymi. Gdy mamy do czynienia z silnie rozwiniętą patologią, słabą 23 G. Blanek, R. Blanek (1974) „Ego Psychology", s. 235-256, New York: Columbia University Press. 144 kontrolą impulsów, czyli ze słabym ego, to sny są bardzo fragmentaryczne i du- żo w nich procesu pierwotnego. Przyjrzyjmy się teraz poniższym przykładom. Jeżeli sen jest luźny, fragmentaryczny, pomieszane są w nim treści i występu- je silny lęk, to przede wszystkim pomagasz pacjentowi odróżnić sen od rzeczy- wistości. Stawiasz jasno granicę: To się panu/pani śniło, ale rzeczywistość jest in- na. W ten sposób redukujesz nieco lęk pacjenta, gdy jego mechanizmy obronne nie działają wystarczająco sprawnie24. Pacjentka, 44-letnia kobieta z diagnozą schizofrenii, na początku sesji zażąda- ła zwiększenia dawki leków. Powodem tego był sen, który wzbudził jej ogromny niepokój. W tym śnie biegała z nożem w ręce za swoją matką. Praca nad tym snem dotyczyła różnicy między snem a rzeczywistością oraz faktu, jak bardzo jej agresja wzbudza w niej samej lęk i oznacza dla niej chorobę. Na kolejnej sesji pa- cjentka była w stanie powiedzieć, co ją irytuje w jej matce i nie mówiła już o ko- nieczności zwiększenia dawki leków. Zaczęła też po raz pierwszy narzekać, jak źle jest traktowana przez matkę. Pracując w ten sposób, pomagasz pacjentowi zrozumieć różnicę między myśleniem a działaniem. Dotyczy to szczególnie pa- cjentów z silnie rozwiniętą patologią i bardzo silnym lękiem przed swoimi im- pulsami. Gdy ego słabo funkcjonuje, to pragnienie i działanie w nieświadomości oznacza to samo, stąd wszelkie myśli agresywne budzą bardzo duży niepokój. Każda interpretacja snu wymaga wiedzy o stopniu zaburzeń pacjenta. Trzeba być świadomym tego, jaki stopień frustracji i lęku jest w stanie tolerować pacjent. Gdy pacjent opowiada sen, w którym uprawiał seks z własnym rodzicem, i to wzbudza w nim bardzo silny niepokój, możesz to zinterpretować jako potrzebę bliskości. To również dotyczy homoseksualnych snów, w których obecny jest te- rapeuta. Jeżeli budzą one bardzo silny lęk, to i tak praca nad nimi będzie w tym momencie niemożliwa. Gdy pacjent opowiada o wielu snach, w których wystę- puje lęk, i budzi się z uczuciem paniki, świadczy to o słabości ego pacjenta. Pra- ca musi być wtedy ukierunkowana na wzmocnienie ego. Gdy pacjent śni, że umiera i nie może się obudzić, a potem przeżywa panikę, to można odwołać się do rzeczywistości, mówiąc: Dobrze, że się pan (i) obudziła25. Taka interwencja służy wzmocnieniu ego. Jednocześnie nasuwa się pytanie: Dlaczego mechanizmy obronne nie funkcjonują? Nie zachęcasz pacjentów do spisywania snów, a jeżeli mają taką potrzebę, to pytasz - dlaczego. Opowiedzenie snu przez pacjenta mo- że również oznaczać, że pacjent próbuje nam coś zakomunikować, ale z jakiegoś powodu nie jest w stanie powiedzieć o tym wprost. Pierwszy sen analityczny i jego znaczenie Zajmijmy się pierwszym snem, który pacjent opowiada terapeucie. W literatu- rze psychoanalitycznej temu pierwszemu snowi, który pacjent opowiada w sto- sunkowo krótkim czasie po rozpoczęciu terapii, przypisuje się szczególne znacze- nie. Uważa się, że jest w nim zarówno odbicie podstawowych konfliktów 24 G. Blanek, R. Blanek (1974) op. cit., s. 235-256. 25 Tamże. 26 S. Beratis (1984) „The First Analytic Dream" w: International Journal ofPsycho-Analysis, vol. 65, s. 461-469. pacjenta, jak i przyszłego procesu analitycznego26. Pojawienie się osoby anality- ka jako osoby realnej może świadczyć o obronie przeciwko rozwojowi przenie- sieniowych fantazji poprzez skoncentrowanie się na terapeucie jako na realnym obiekcie. Zjawisko to często występuje u pacjentów, którzy przeżyli utratę ro- dzica w dzieciństwie, co powoduje występowanie bardzo silnego pragnienia, by terapeuta był osobą realną, a nie obiektem przeniesieniowych fantazji. Jeśli w pierwszym opowiedzianym śnie ma miejsce morderstwo lub akt seksualny po- między członkami rodziny, to27 jest to sygnał o dużej słabości ego przy bardzo dużej sile impulsów. Jawna treść pierwszego analitycznego snu może zawierać, w mniej lub bardziej zniekształconej formie, centralne konflikty pacjenta. Ten sen może być również wskazówką, jak pacjent postrzega/doświadcza rozpoczęcie psychottera- pii - czy jako „powrót" do piersi matki, czy jako analną walkę o swoje terto- rium, czy jako lęk przed edypalnymi pragnieniami28. Można też zastanowić się nad tym, jaka faza rozwoju psychoseksualnego dominuje. Zalecane jest29, by terapeuta próbował wydobyć nić przewodnią z tego pierw- szego snu i poprosił pacjenta o skojarzenia, dotyczące tego snu jako całości, a nie - jak w zaawansowanej pracy - skojarzenia z poszczególnymi elementami snu Nieświadomość pacjenta, który rozpoczyna psychoterapię, jest nastawiona na ko- munikowanie dziecięcych pragnień i konfliktów. We śnie te pragnienia i towarzy- szące im konflikty przyjmują postać obrazów. Przyjrzyjmy się poniższemu przy- kładowi. Pacjentka Cecile to 25-letnia atrakcyjna młoda kobieta, która po raz pierwszy zgłosiła się do terapii. Studiowała pedagogikę. Podczas pierwszej konsultacji po- wiedziała, że nic specjalnie nie sprawia jej kłopotu, chciała zająć się rodzinnmi problemami i trudnościami w relacjach. Uważa, że była faworyzowana przez ro- dziców i zawsze chciała zrozumieć, jaki to miało na nią wpływ. Gdy zapytała o to, co takiego ostatnio wydarzyło się w jej życiu, że szuka pomocy właśni raz, powiedziała z pewnym ociąganiem, że właśnie parę tygodni temu odkryła, że jej starszy brat, z którym zawsze była blisko, powiedział całej rodzinie, że jest ho- moseksualistą. Również parę miesięcy wcześniej pacjentka zerwała dwuletnią re- lację ze swoim chłopakiem. Pacjentka wychowała się w stanie Massachuset, oboje jej rodzice są Anglikami. Cecile jest jedyną córką, ma trzech starszych bra- ci. Pacjentka opisała swoją matkę jako osobę wyjątkowo krytyczną, która zawsze wie, co dla pacjentki jest najlepsze: „Ona nie chce zrozumieć, że ja już nie jestem dzieckiem". Podkreśliła również, że matka daje jej oparcie i jest bardzo troskliwa. Cecile opisała ojca jako mężczyznę, który nie bardzo angażował się w sprawy dzieci, a przede wszystkim - nie okazywał swoich uczuć. Pacjentka, mając 5 lat, zaczęła chodzić na balet i kontynuowała to przez całą szkołę średnią. Na stu- diach wybrała naukę tańca nowoczesnego i balet. W czasie studiów trochę podróżowała, zanim przeniosła się do Nowego Jorku. O swoim byłym chłopaku powiedziała, że nigdy go nie kochała, ale czuła się z nim dobrze. Narzekała, że ca- ły czas chciał z nią być i ona czuła się tym przytłoczona. 27 Tamże. 28 Tamże. 29 Tamże. 146 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Na piątym spotkaniu, w trakcie opowiadania o swoich planach na przyszłość, dotyczących jej kariery jako zawodowej tancerki, powiedziała: „O, poprzedniej nocy miałam sen". Następnie spontanicznie opowiedziała ten sen: „Byłam w do- mu, ale to nie był dom moich rodziców. To był okres Gwiazdki. Byłam w poko- ju gościnnym, w którym była też choinka. Nie wiem, dlaczego spałam w tym du- żym gościnnym pokoju. Moja mama wyszła, ale przyszedł kot. Przyszedł kot i chciał mnie dosięgnąć i podrapać. Próbowałam go powstrzymać, ale nie mo- głam. Ten kot nie zranił mnie fizycznie. Nagle uniosłam się w górę. Zaczęłam le- witować, tak troszeczkę, by uciec przed kotem, by się przed nim schować. Kot próbował dobrać się do moich stóp. Byłam w koszuli nocnej. Wreszcie kot wy- szedł z pokoju. Ja próbowałam uciec, ale nie mogłam. Chciałam uciec do drugie- go pokoju, by się przed nim ukryć i zatrzasnąć drzwi. Powiedziałam do kota: uciekaj do kuchni, uciekaj do drugiego pokoju. Widziałam go cztery razy biega- jącego tam i z powrotem. No i obudziłam się. Po obudzeniu czułam się rozdraż- niona, no, może trochę przestraszona, ale głównie zirytowana". Na prośbę terapeutki pacjentka powiedziała, co jej przychodzi na myśl w związku ze snem. Skojarzenia pacjentki: „Ten kot to może być moja matka. Ona jest taka anali- tyczna i jednocześnie ocenia wszystko. Kot próbował dobrać się do moich stóp, właściwie tylko do stóp. Miałam gołe stopy. Dlaczego właśnie do stóp? Moje sto- py są bardzo podatne na zranienia, muszę na nie bardzo uważać. Przecież one są podstawą mojego tańca. Ach, ta koszula nocna, nienawidzę jej. Dostałam ją od mamy jako prezent. To nie jest taka miękka i ciepła koszula, w którą można się otulić. To jest cienka, welurowa koszula na zamek błyskawiczny. Dostałam ją, bo była tania. Ciekawe, dlaczego kwitowałam? Lewitowałam tylko troszkę, żeby kot mnie nie dosięgną!". Wydarzenia dnia poprzedniego: Pacjentka śniła ten sen w noc przed sesją. By- ło to parę dni po świętach Bożego Narodzenia, które pacjentka spędziła z rodzi- cami. Cecile nie tylko opowiedziała swój sen, ale również sama pracowała nad nim, opowiedziała o swoich skojarzeniach. Świadczy to o używaniu obserwującego ego, o gotowości do pracy terapeutycznej i aktywności w relacji. Cecile ujawni- ła gotowość do „odkrycia się" mimo lęku i ambiwalencji. Skojarzenia pacjentki: Cecile skojarzyła kota ze swoją krytyczną i analityczną matką. We śnie pacjentka broni się przed nią poprzez lewitowanie i ucieczkę. Można to zinterpretować jako potrzebę odseparowania się od matki i ucieczkę od niej. Pacjentka obawia się natarczywości matki, krytyki z jej strony i ciągłego oceniania (kot, który próbuje ją dosięgnąć). Lewitowanie jest procesem magicz- nym. Cecile pytana o lewitowanie powiedziała, że jako dziecko często uciekała w świat fantazji, a gdy bała się, to wyobrażała sobie, że wydarzy się coś magicz- nego i ją uratuje. Kot próbuje dosięgnąć stóp pacjentki. Ze skojarzeń pacjentki wiemy, że stopy to bardzo podatna na zranienia część jej ciała, o którą musi się szczególnie troszczyć. Idąc dalej za tymi skojarzeniami, możemy przypuszczać, że pacjentka boi się zranienia przez swoją matkę, która wie, jak „dobrać się" do iei czułych punktów. Matka chce, by pacjentka została baletnicą. Pacjentka chce studiować nowoczesny taniec. Zatem ten sen może również pokazywać lęk pa- MARZENIA SENNE 147 cjentki przed karą, jaka ją może spotkać za nieposłuszeństwo. We śnie kot chce zranić stopy pacjentki. Stanie na własnych nogach czy stopach symbolizuje niezależność. Ten frag- ment snu może wyrażać wewnętrzny konflikt, dotyczący niezależności versus za- leżności od matki i lęk przed konsekwencjami. Skojarzenia związane z koszulą nocną ujawniają ambiwalentne uczucia pacjentki: z jednej strony - jej agresję do matki, która ujawnia się w opisie koszuli nocnej: tania, niedająca ciepła i cienka, z drugiej strony - pacjentka ma ją na sobie. Skojarzenia prowadzą do tego, by być otuloną, chronioną i by odczuwać ciepło. Stąd dziecięce pragnienie zawarte we śnie, by być z matką, która utuli i ochrom. Jest to pragnienie natury oralnej, wystąpiło ono również na samym początku snu: „mama wyszła, kot przyszedł". Pacjentka czuła, że jest wystawiona na niebezpieczeństwo i podatna na zranienia podczas nieobecności matki. Wróćmy teraz do reprezentacji terapeuty we śnie. W kontekście tego snu, kot również symbolizuje terapeutkę: „zobaczyłam go przebiegającego cztery razy z pokoju do pokoju..." Cecile spotkała się z terapeutką cztery razy, zanim przy- śnił jej się ten sen. Jeżeli podążymy dalej za tą interpretacją, to odnajdziemy we śnie lęk pacjentki przed bliskością z terapeutką. Lęk przed zranieniem i krytyką. Skojarzenia pacjent- ki związane z kotem doprowadziły do słów: analityczna matka - czyli terapeutką i lęk, że terapeutką „wczepi się" w pacjentkę, jak ten kot, przed którym musi się bronić, lewitując. A jednocześnie we śnie ukryte jest pragnienie bliskości. Zajmijmy się teraz tymi fragmentami snu, co do których pacjentka nie miała spontanicznych skojarzeń, i potraktujmy to jako ćwiczenie, dotyczące pracy nad snem. Choinka w pokoju gościnnym. Pacjentka użyła słowa „living room", co w bezpośrednim tłumaczeniu pochodzi od słowa live, czyli żyć. Może to symbo- lizować powrót do łona, pragnienie powrotu do matki. Pacjentka była w pokoju gościnnym, który nie był jej pokojem. Sesje terapeutyczne również odbywają się w pokoju „gościnnym", inne osoby też tam przychodzą. Na symbolicznym po- ziomie rozpoczęcie terapii nieświadomie kojarzy się pacjentce z powrotem do łona. Uruchamia to całą gamę ambiwalentnych uczuć - pragnienie bliskości i chęć ucieczki. Można oczekiwać, że pojawi się wkrótce negatywne przeniesie- nie - terapeutką jako krytyczna, oceniająca matka, nie dająca wystarczającej opieki i ciepła. Ważnym elementem snu jest równeż choinka, drzewko bożona- rodzeniowe, które w ogólnej symbolice, opisanej wcześniej, może przedstawiać penisa i pragnienie związane z penetracją: choinka w pokoju gościnnym oraz nie- świadome fantazje pacjentki, w których proces terapeutyczny jest procesem penetracji. Ale są to tylko spekulacje, bo nie mamy skojarzeń pacjentki potwier- dzających, że jest to symboliczna reprezentacja nieświadomych edypalnych pra- gnień. Posługując się koncepcją kondensacji i przemieszczenia, kot może również symbolizować agresywne i libidinalne impulsy. Pacjentka broni się przed nimi ucieczką, lewitowaniem i zatrzaśnięciem drzwi. Zgodnie z hipotezą, że pierwszy analityczny sen wyraża podstawowe konflikty pacjenta, możemy przypuszczać, że u Cecile wystąpią one wokół następujących treści: l. Oralnych pragnień powrotu do łona, pragnień, by matka ją chroniła i opieko- wała się nią, kontra pragnienia separacyjne. 148 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ 2. Ambiwalencji, dotyczącej jej seksualnych i agresywnych pragnień. 3. Edypalnych pragnień, obecnych w lęku przed penetracją. Na podstawie skojarzeń pacjentki, skojarzeń terapeuty, hipotez i interpretacji sen ten może służyć jako symboliczny przewodnik dla terapeuty, wskazujący, w jaką stronę będzie ewoaluował proces terapeutyczny. W przypadku Cecile praca nad snami może być owocnym sposobem komunikacji, biorąc pod uwagę łatwość pacjentki do spontanicznych skojarzeń i bogactwo materiału, zawartego w jej pierwszym śnie. Skojarzenia pacjentki dotyczyły materiału preedypalnego i ambiwalentnych pragnień oralnych. Edypalny materiał to skojarzenia terapeut- ki. Logika we śnie i uporządkowanie jawnej treści wskazuje na stosunkowo do- brze funkcjonujące ego i dobre funkcjonowanie mechanizmów obronnych. We śnie Cecile obecne są dwa nieświadome pragnienia: preedypalne - powrotu do łona i pragnienie edypalne - seksualnej penetracji. Sen ma wiele znaczeń i może być analizowany na wielu poziomach. Marzenie senne jest jak zagadka, którą chcesz rozwiązać razem z pacjentem - we śnie, który opowiada pacjent, zawsze szukaj siebie. Czasami sen, który został omówio- ny na początku terapii, powraca po kilku latach w formie nowych skojarzeń. Freud, w pewnym sensie, porównał marzenie senne do rebusu, który zrozumie- my i odczytamy wtedy, gdy przestaniemy się dziwić, że jest tak absurdalny30. 30 P. Gay(1988)op. cit., s. 113. Zakończenie Jedna psychoanaliza czy wiele? Tym pytaniem Robert Wallerstein otworzył 35. Kongres Międzynarodowego To- warzystwa Psychoanalitycznego w Montrealu w lipcu 1987 r. Niech pytanie to będzie myślą przewodnią niniejszego rozdziału, w którym szczególną uwagę zwrócę na zmiany, jakie zaszły w psychoanalizie amerykańskiej. Współczesną psychoanalizę charakteryzuje wielość kierunków. By zoriento- wać się, co odróżnia jedną szkolę od drugiej i kto reprezentuje każdą z nich, trze- ba zacząć od początków psychoanalizy. Gdyby nie geniusz Zygmunta Freuda, nie byłoby dzisiaj psychoanalizy, a co za tym idzie - cała psychologia i psychiatria nie byłyby tym, czym są obecnie. Czytając prace Freuda, warto zwrócić uwagę na to, jak rozwijał on i zmieniał swoje teorie i jak bardzo był otwarty na nowe prze- myślenia w czasie swojej długiej kariery. Freud rozwinął kierunek psychoanalizy zwany dzisiaj popędowo-konflikto- wym. Dzięki jego teoriom mogły powstać i rozwinąć się: psychologia ego, teorie relacji z obiektem, psychologia self oraz analiza jungowska i - praktycznie - wszystkie koncepcje psychoanalityczne. Współczesną psychoanalizę można podzielić z grubsza na cztery kierunki1. Te podstawowe nurty to: psychologia popędów, psychologia ego, teorie relacji z obiektem i psychologia self. Poniżej przedstawiam każdy z tych czterech kie- runków, wymieniając podstawowe założenia teorii, interwencje terapeuty pod- czas sesji i głównych przedstawicieli danej szkoły. Psychologia popędów funkcjonuje w literaturze również pod nazwą psychoana- lizy klasycznej lub popędowo-konfliktowej. W ramach tego nurtu można mówić o pragnieniach, mających swoje źródło w funkcjonowaniu cielesnym (patrz: fazy rozwoju psychoseksualnego), następnie w doświadczeniach rodzinnych. Pragnienia te przybierają postać świadomych i nieświadomych fantazji. Wiele z tych pragnień może być doświadczanych jako nieakceptowane i niebezpieczne, a wtedy życie psychiczne zorganizowane jest wokół konfliktów i prób ich rozwiązania, jak rów- F. Pme (1990) „Drive, Ego, Object and Self", s. 22-42, New York: Basic Books. 150 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ nież wokół obron przeciwko tym nieakceptowanym pragnieniom. Nieakceptowa- ne pragnienia i wynikające z nich konflikty prowadzą do lęków, poczucia winy, wstydu, zaburzeń zdrowia i patologicznych cech charakteru. Podstawą tej teorii jest strukturalny model naszej psychiki (patrz: ego, id, superego). Na poziomie klinicznym analityk stawia sobie następujące pytania: Jakie pra- gnienie wyraża pacjent w danym momencie? Na ile jest ono świadome, a na ile - nieświadome? Jaka nieświadoma fantazja kryje się pod tym pragnieniem? Jaki konflikt to wywołuje i jakie mechanizmy obronne są uruchamiane, by sobie z tym konfliktem poradzić? Co jest wynikiem kompromisu między pragnieniem, obroną a wymogami świata zewnętrznego? Jaka jest relacja między ego, id i su- perego? Przez ostatnie 40 lat amerykańscy teoretycy kierunku popędowo-konflikto- wego to, między innymi: Jacob Arlow, Charles Brenner, Ralph Greenson i Leo Rangell. Większość z nich to również przedstawiciele psychologii ego. W psychologii ego szczególną uwagę zwraca się na zdolności adaptacyjne, na zdolność odróżniania myśli i uczuć od rzeczywistości zewnętrznej i na mechani- zmy obronne. Koncepcja ta opisuje stopniowy rozwój funkcji ego, rolę ego w organizowaniu naszych doświadczeń i ewentualne defekty ego. Sesja terapeu- tyczna z pacjentem stawia przed terapeutą następujące pytania: Jakimi mecha- nizmami obronnymi posługuje się pacjent w danej chwili? Jakie mechanizmy obronne uruchamia pacjent najczęściej, by obronić się przed uczuciami? Czy sta- łość obiektu jest utrzymana? Czy zdolność opóźniania gratyfikacji została osią- gnięta? Prekursorem tego kierunku jest Anna Freud, najmłodsza córka Zygmun- ta, jedyne z jego dzieci, które poświęciło się psychoanalizie, i Heinz Hartmann. Ich następcy to Ernst Kris i Rudolph Lowenstein, a w końcu lat pięćdziesiątych - David Rapaport. W latach siedemdziesiątych małżeństwo Gertruda i Rubin Blanek, wychodząc poza krąg psychoanalizy, przyczyniło się do rozpowszechnie- nia tego kierunku w psychoterapii. Kierunek popędowo-konfliktowy i orientacja ego są, praktycznie, nierozdzielne. Podstawą obu tych nurtów jest teoria struk- turalna. Sposób pracy na sesji jest również podobny, na przykład: dużą wagę przykłada się do momentu interpretacji. Jak wiemy, interpretacja jest niezbędna do osiągnięcia wglądu, a następnie do zmiany zachowania. Ego musi być gotowe na przyjęcie i zintegrowanie interpretacji, dlatego akcent w psychologii ego jest położony na zrozumienie roli mechanizmów obronnych. Główny nurt myślenia psychoanalitycznego w nierozerwalny sposób łączy się z myśleniem w katego- riach relacji. Rozwój poznawczo-emocjonalny jest możliwy dzięki kontaktowi z drugą osobą, wystarczy przyjrzeć się podstawowym sytuacjom zagrożenia, wy- mienionym przez Zygmunta Freuda (rozdział 3., 4. niniejszej książki). Koncep- cja przeniesienia, przeciwprzeniesienia, przymus powtarzania, procesy introjek- cji i internalizacji to elementy teorii relacyjnych. Granica między teoriami w ramach psychoanalizy jest często płynna. W teoriach relacji z obiektem przedmiotem analizy są procesy, jakie zachodzą między dwojgiem ludzi, ze szczególnym uwzględnieniem wczesnodziecięcych relacji i ich reperkusji we wszystkich późniejszych związkach. Psychika zawiera elementy przyjęte z zewnątrz, w tym aspekty funkcjonowania pierwszych osób, które znajdują się w otoczeniu dziecka i które nini się zajmują. Ziawisko to wy- ZAKOŃCZENIE 15 stępuje dzięki procesowi uwewnętrzniania2. Mówimy tu o wzorcach relacji, eta rakterystycznych dla danej osoby. Te reprezentacje pierwszych, ważnych dl dziecka osób kształtują jego późniejsze relacje. W ramach sesji z pacjentem ten peuta zadaje sobie następujące pytania: jakie „dawne" relacje pacjent powtarz; W jakiej roli pacjent obsadza siebie, a w jakiej terapeutę lub inne ważne dla si< bie osoby? Na ile wczesnodziecięce doświadczenia pacjenta wynikały z relac z „dobrym obiektem", a na ile ze „złym i niszczącym"? W jakim stopniu ta d namika jest obecna w przeniesieniu? Jest wiele teorii relacji z obiektem, zaczr więc od wyjaśnienia terminu „obiekt". Termin „obiekt" ma długą i skomplikow na historię. Pierwszy raz został użyty przez Zygmunta Freuda w 1905 roi w stosunku do rodzica, zajmującego się dzieckiem, a później wobec partnera s ksualnego3. Obiekt był nierozłącznym elementem popędu, obok jego źródła i c lu. Wkładem Freuda w teorie relacji z obiektem jest jego praca o narcyzmie Między innymi w tej pracy Freud opisał konsekwencje wycofania libido z rela z obiektem, przypominając, że pierwszym obiektem libidinalnym jest matka h osoba ją zastępująca, czyli ta, która karmi, opiekuje się i ochrania dzieci W 1915 roku pisał o związku pomiędzy żałobą, melancholią a utratą obiekti W 1923 roku wspomniał, że pierwszym obiektem jest matczyna pierś6. Berliński psychoanalityk Karl Abraham przyczynił się w sposób niepodważ ny do rozwoju teorii relacji z obiektem w swojej pracy nad rozwojem libi (patrz: faza oralna i analna w niniejszej książce). Pierwszą osobą, która zapocz kowala kierunek, nazwany później „relacją z obiektem", była Melania Klein.' oria Melanii Klein opiera się w bardzo dużym stopniu na pracach Karla Abral ma. Karl Abraham był jej psychoanalitykiem. Bardziej niż jakikolwiek inny a lityk Klein zwróciła uwagę na dominującą rolę agresji w rozwoju i funkcjono\ niu człowieka. Biorąc za punkt wyjścia teorię podwójnego instynktu Frei (1920), Klein stworzyła koncepcję wczesnodziecięcych, nieświadomych, ag sywnych fantazji i ich wpływu na późniejsze kształtowanie się relacji. Rodzi się z dwoma prymitywnymi, silnymi instynktami: instynktem kochania i stynktem destrukcji. Zdolność kochania umożliwia nawiązanie dobrej, satysi cjonującej relacji. Nienawiść stwarza agresywne, pełne nienawiści i zawiści n ej e z innymi, które przez nas samych doświadczane są jako złe i niebezpiecs Każdy z nas walczy przez całe życie, żeby zintegrować te dwa podstawowe świadczenia lub by ochronić to, co dobre i kochające, przed tym, co pełne nienawiści i destrukcji. Gdy mowa o prymitywnych wczesnodziecięcych fai zjach, to należy pamiętać, że nie mają one charakteru wizualnych czy wer nych symboli, lecz są to niewerbalne, sensoryczne doświadczenia. A to, co ] choanalityk jest w stanie zaobserwować na sesji, to tylko pochodne (deryw wy) tych wczesnodziecięcych, prymitywnych fantazji7. We współczesnych 2 B E Moore, B D Fme (1995) op cit, s 348. 3 J Grotstem (1996) „Object Relations Theory" w. Textbook of Psychoanalysis, New York R, Nersessian E (red ) New York Hospital-Cornell Medical Center, s. 89-118. 4 Z Freud (1914b), op. cit, SE, t 14, s 67-102 5 Z Freud (1917), [1915] „Mourmng and Melancholia", SE, t 14, s 237-260 6 Z Freud (1923) op. cit, SE, t 19, s 3-66 7 T. Ogden (1990) „The Matnx of the Mmd. Object Relations and thePsychoanalytic I gue"Northvale, N J - London: J. Aronson Inc. 152 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ sach nie można wyobrazić sobie psychoanalizy bez teorii Melanii Klein i jej wkła- du do rozumienia preedypalnej patologii, w tym - patologii borderline czy sta- nów psychotycznych. Teoria Klein to również bardzo specyficzny system pojęć, który staje się zrozumiały dopiero po bliższym zapoznaniu się z jej pracami. Brytyjska szkoła teorii relacji z obiektem to - obok Melanii Klein - tak zwana „Grupa Niezależnych". Do niej zaliczany jest między innymi: Donald Winnicott, Ronald Fairbairn, Harry Guntrip, Margaret Little, Christopher Bollas, Michael Balint. Każdy z tych analityków rozwinął swoją wersję teorii relacji z obiektem, przy czym teoria Donalda Winnicota - „good enough mothering" (wystarczająco dobra opieka macierzyńska) i „transitional object" (przejściowy obiekt) - na sta- łe weszła do języka psychoanalizy i do teorii rozwoju dziecięcego. W Stanach Zjednoczonych od lat sześćdziesiątych rosło zainteresowanie brytyjskimi teoriami relacji z obiektem. W swoich pracach Elizabeth Zetzel8 włą- czyła elementy brytyjskich szkół relacji z obiektem do psychologii ego. Margarett Mahler (1968) rozwinęła swoją teorię separacji - indiwiduacji. Prace Edith Jacob- son (1964), Otto Kernberga (1975, 1976, 1980) i Alfreda Modella (1968, 1984) są przykładem amerykańskiej szkoły relacji z obiektem (każdy z tych autorów rozwinął własne podejście). Teoria Kernberga tkwi bardzo głęboko w psychologii ego, a Jacobson w bardzo dużym stopniu opiera się na pracach Karla Abrahama. Szkoła Melanii Klein miała duży wpływ na rozwój południowo-amerykańskiej psychoanalizy. Często cytowany przeze mnie Heinz Racker (patrz: rozdział o przeciwprzeniesieniu) wywodzi się z argentyńskiej szkoły kleinowskiej. Otto Kernberg kształcił się również w kleinowskiej szkole w Argentynie. I tak Kern- berg w swojej teorii integruje elementy teorii Klein, Jacobson, Mahler i Hartman- na - ojca psychologii ego. I właśnie ta unikalna mieszanka, zaproponowana przez Kernberga, zaowocowała lepszym rozumieniem i efektywniejszym leczeniem pa- tologii typu borderline i narcyzmu. Współcześni przedstawiciele szkoły Melanii Klein w Wielkiej Brytanii to Hanna Segal i Betty Joseph, jak również Wilfred Bion ze swoją modyfikacją teorii Klein. Nie sposób pominąć Sheldona Bacha, Thoma- sa Ogdena, Roya Schafera i Jeffreya Seinfelda - współczesnych amerykańskich psychoanalityków, którzy łączą klasyczną psychoanalizę z teoriami relacji z obiek- tem, uwzględniając w tym wkład Melanii Klein. Do tej grupy zaliczyłabym rów- nież Brytyjczyka Josepha Sandlera i Francuzkę Joyce Mc Dougall. Generalnie w psychoanalizie amerykańskiej dominuje klasyczne podejście w połączeniu z psychologią ego i większość uznanych amerykańskich analityków była w ten sposób kształcona, w ten sposób jest również ułożony program więk- szości instytutów treningowych. Prawdziwym przełomem w dominacji psycho- logii ego, w tym teorii strukturalnej, były prace Heinza Kohuta (1971, 1977, 1984) - powstanie psychologii self. Oznaczało to zmianę sposobu myślenia - te- oria oparta na wewnętrznym konflikcie i na modelu id, ego, superego została za- stąpiona teorią opartą na wczesnodziecięcej deprywacji i deficycie. Z punktu wi- dzenia psychologii self przedmiotem analizy jest poczucie granic danej osoby 1 poczucie własnej wartości. Odróżnienie siebie od innych zajmuje centralne 8 E. Zetzel (1955) (1956) „Current Concepts of Transference", (1970) „Capacity for Emotio- nal Growth", New York: International Umversities Press. ZAKOŃCZENIE 153 miejsce w tej teorii. Kierunek ten podkreśla subiektywne doświadczenie klęsk i urazów, na jakie jesteśmy narażeni, zwłaszcza w okresie dzieciństwa. Zdaniem Heinza Kohuta, kluczową rolę w rozwoju odgrywają urazy narcystyczne; urazy te powstają, gdy dziecko nie doświadczało empatii. Podstawową cechą psychicz- nego funkcjonowania każdego człowieka jest potrzeba, by zorganizować psychi- kę w spójną konfigurację, czyli self. Towarzyszy temu zmodyfikowany sposób pracy analitycznej. W ramach sesji z pacjentem terapeuta stawia sobie następu- jące pytania: Na ile stabilne jest „poczucie siebie" pacjenta? Na ile w nieświado- mości pacjenta obecne są fantazje, dotyczące stapiania się z drugą osobą i bycia jednym? Jak często lęk pojawia się w wyniku poczucia utraty własnych granic? W jakim stopniu jest rozwinięte „poczucie własnej wartości" pacjenta? Obecnie w ramach psychologii self można wyodrębnić trzy nurty. Pierwszy z nich to bez- pośredni kontynuatorzy Kohuta. Do nich, między innymi, zaliczany jest: Ernest Wolf, Howard Bacal, Marion Tolpin, Anna i Paul Ornstein. Przedstawiciele dru- giego nurtu, którzy wprowadzili szereg modyfikacji, to między innymi: Robert Storolow, Brand Shaff i James Attwood. I wreszcie przedstawiciele trzeciego nurtu - to, między innymi: James Fosfhage i Matthias F. Lichtenberg. Omawiając nurty myślenia psychoanalitycznego, nie sposób pominąć psy- chologii analitycznej Carla G. Junga. Współpraca Freuda i Junga przypada na la- ta 1903 - 1912. Około 1912 roku nastąpiło ostateczne rozejście, po którym Jung założył swoją własną szkołę. Jego teoria zrodziła się z idei wzajemnego od- działywania systemów energii, obecnych od urodzenia i nie zróżnicowanych po- tencjalnie możliwości9. Jung przykładał dużą wagę do koncepcji nieświadomo- ści zbiorowej, która charakteryzuje cały rodzaj ludzki. Do opisania różnych rodzajów osobowości Jung stworzył model teoretyczny, na który składają się dwie zasadnicze postawy: introwertywna i ekstrawertywna oraz cztery funkcje psychologiczne: myślenie, uczucia, wrażenia zmysłowe i intuicja. Szkoła jun- gowska wypracowała swój własny system pojęć i pracy terapeutycznej, odmien- ny od opisanych przeze mnie kierunków psychoanalizy. W Stanach Zjednoczo- nych ma ona swoich kontynuatorów i swoje instytuty. W latach trzydziestych i czterdziestych swoje własne koncepcje teoretyczne przedstawili: Karen Hor- ney, Erich Fromm, Harry Sullivan i Idą Fromm-Reichmann; część z nich do dziś ma w Stanach swoich kontynuatorów i swoje szkoły. Chciałabym jeszcze zaznaczyć obecność Jacques'a Lacana, francuskiego psy- choanalityka - myśliciela, którego teoria wzbudza olbrzymie kontrowersje w świecie psychoanalizy. Jest ona trudna do przetłumaczenia ze względu na to, że jest bardzo silnie zakorzenieniona w języku francuskim, jego symbolice i metaforze. Teoria Lacana jest bardziej związana z francuskim życiem intelek- tualnym - poezją, filozofią i malarstwem surrealistycznym, a mniej z kliniczną dyscyplinią i ruchem psychoanalitycznym. Według Lacana najważniejszym wy- miarem ludzkiego doświadczenia nie jest self, ego czy relacje z innymi, ale ję- zyk. Przede wszystkim język określa doświadczenia jednostki. Według Lacana nieświadomość ma naturę lingwistyczną1. 9 B. E. Moore, B. D. Fine (1995) op. cit., s. 235. 10 S. Mitchell, M. Black (1995) „Freud and Beyond", New York: Basic Books. 154 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Nasuwa się pytanie, na ile te różnorodne kierunki w psychoanalizie uzupeł- niają się nawzajem, a na ile się zwalczają? Praktyka ostatnich 10 lat pokazuje, że podejmowano próbę integracji kierunków psychoanalitycznych. Chociaż w żaden sposób nie da się ich ująć w jedną spójną teorię, a nawet można by kwestionować samą celowość podejmowania takich prób, to jednak rośnie wza- jemna tolerancja wobec różnorodnych sposobów myślenia i chęć dzielenia się wzajemnym dorobkiem, co było nie do pomyślenia lat temu trzydzieści i wię- cej. Najlepszym przykładem tej zmiany jest wspólne organizowanie konferencji międzynarodowych czy krajowych, gdzie prezentowane są odmienne podejścia psychoanalityczne, przedstawia się przypadki kliniczne i omawia się je z różnych perspektyw, a następnie dyskutuje się o różnicach i podobieństwach między nimi. Przykładem tego typu spotkania może być konferencja zorganizo- wana przez Amerykańskie Towarzystwo Psychoanalityczne pod tytułem „Klein - Freud, kontrowersje" w kwietniu 2000 r. w Nowym Jorku. Na rynku wydawniczym coraz częściej pojawiają się książki, które poświęco- ne są wybranemu szerszemu tematowi, a nie jednej tylko teorii, na przykład: „Masochism current psychoanalytic perspectives" (1988), „Essential Papers on Object Relations" (1990), „Essential Papers on Transference" (1990), czy też za- gadnieniu dotyczącemu na przykład relacji matki z córką, ujętemu z różnych psychoanalitycznych perspektyw: „Mother - Daughter Relationship Echo thro- ugh Time" (1998). W maju 2000 roku w Nowym Jorku odbyła się konferencja na temat homoseksualizmu i psychoanalizy. Obecny rozwój psychoanalizy jest spowodowany postępem w dziedzinie me- diów i komunikacji, ogólnym dostępem do informacji i powszechną obecnością Internetu, który zaprasza rzesze swych użytkowników do dialogu. Pod tym względem psychoanaliza nie różni się od innych nauk. W otwartości na zmiany psychoanaliza odzwierciedla obraz współczesnego świata. Z psychoanalizą moż- na polemizować w ramach wielu kierunków, istniejących w psychologii. W ra- mach samej psychoanalizy można polemizować z opisaną przeze mnie koncep- cją i sposobem pracy, jaki ona narzuca. Pojęcia teoretyczne, sposób wyjaśniania rzeczywistości, sposób pracy terapeutycznej są jasno określone. Narzuca to dys- cyplinę myślenia i dyscyplinę pracy. Wprowadza porządek. Jeżeli Czytelnik nie zgodzi się z założeniami czy sposobem pracy psychoanalitycznej, to mam nadzieję, że po przeczytaniu tej książki będzie wiedział, z czym się nie zgadza. A jednocześnie wymagać to będzie od niego, by sam sprecyzował koncepcję, zgodnie z którą myśli i pracuje. W ten sposób rozwijają się teorie psychologicz- ne, przybywa nam wiedzy. Wiedzy, której używamy w naszej codziennej pracy. Uprawianie zawodu terapeuty psychoanalitycznego wymaga ciągłej pracy nad sobą, zarówno nad własną nieświadomością, jak i nad swoim warsztatem pracy. Wymaga ciągłego konfrontowania tego, co już wiemy, z niewiadomą, jaką przy- nosi sesja terapeutyczna i własna nieświadomość. Mam nadzieję, że zebrany i opracowany przeze mnie materiał pomoże terapeutom w tym codziennym zmaganiu się, gdy godzina po godzinie próbujemy nadać sens temu, co słyszy- my, obserwujemy i przeżywamy. Bibliografia Abraham K. (1924) „A Short Study of the Development of the Libido, viewed in the Light of Mental Disorder". Selected Papers of Karl Abraham, rozdział: 26, s. 418-501. - (1916) The First Pregenital Stage of the Libido. Selected Papers on Psychoanalysis. London: Hogarth Press, 1965. Altman L. (1969) „The Dream in Psychoanalysis". New York: International Universities Press. Arlow J. Brenner C. (1964) „Psychoanalytic Concepts nad Structural Theory". New York: International Universities Press. Aronson M. and Scharfman M. (ed.) (1992) „Psychotherapy: the Analytic Approach". New Jersey, London: J. Aronson Inc. Blanek G. and Blanek R. (1974) „Ego Psychology". New York: Columbia University Press. Beratis S. (1984) „The First Analytic Dream: Mirror of the Patient's Neurotic Conflicts and Subseąuent Analytic Process". International Journal of Psycho-Analysis, vol. 65: 461-469. Bernstein D. (1993) „Female Identity Conflict in Clinical Practice". Nortvale, New Jersey: J. Aronson. Blos P. (1962) „On Adolescence". New York: Free Press. Boesky D. (1982) „Acting out: a Reconsideration of the Concept". International Journal of Psycho-Analysis, vol. 63: 39-55. Bornstein B. (1951) „On latency". Psychoanalytic Study of the Child, vol. 6: 279-285. Brenner C. (1957) „Ań Elementary Textbook of Psychoanalysis". New York: Anchor Books. - (1982) „The Mind in Conflict". New York: International Universities Press. - (1994) „Evolution of Psychoanalytic Models. Psychoanalysis at 100". Fenchel G (ed.) Lanham, N. York, London: University Press of America. Brunswick R. (1940) „The Pre-Oedipal Phase of the Libido Development". The Psychoa- nalytic Quartely, vol. 9: 231-253. Buckley P. (red.) (1990) „Essential Papers on Object Relations". New York: University Press. Clover V (1991) „The Acąuisition of Maturę Feminity". W omen and Men, New Perspective on GenderDifferences. Blum J. (red.) Washington DC - London: American Psychiatrie Press. Deutsch H. (1944) „The Psychology of Women", vol. 1. London - New York - Toronto: Bantam, 1973. 156 AGNIESZKA LEŹNICKA-ŁOŚ Esman H. (red.) (1990) „Essential Papers on Transference". New York: University Press. Fenchel G. (1981) „The Psychoanalysis of the Money Complex". Issues in Ego Psychology, vol. 4: 2. - (1982) „Countertransference: Its Pitfalls and Utilization". Issues in Ego Psychology, vol. 5: 4-9. Fenichel O. (1955) „Psychoanalytic Theory of Neurosis". London: Hogarth. Fme R. (1990) „The History of Psychoanalysis". Northvale, New Jersey, London: Jason Aronson Inc. Freud A. (1936) „The Ego and the Mechanisms of Defense". New York: International Universities Press, 1946. - (1963) „The Concept of Developmental Lines". Psychoanalytic Study of the Child, vol. 18: 245-265. - (1958) „Adolescence". Psychoanalytic Study of the Child, vol. 13: 255-278. - (1965) „Normality and Pathology in Childhood: Assesments of Development". New York: International Universities Press. Freud A., Nagera H., Freud E. (1965) „Metapsychological Assesment of the Adult Per- sonality". Psychoanalytic Studies of the Child, vol. 20: 9-41. Freud Z. (1900) „The Interpretation of Dreams", SE* t. 4-5. „Objaśnianie marzeń sennych", Dzieła t. I, Wydawnictwo KR,Warszawa 1996. - (1905a) „Three Essays on the Theory of Sexuality", SE t. 7. „Trzy rozprawy z teorii seksualnej", w: „Życie seksualne", Dzieła t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, oraz (ten sam tytuł), Międzynarodowe Wydawnictwo Psychoanalityczne, Lipsk, Wiedeń, Zurych 1924. - (1905b) „Psychical Treatment", SE t. 7. - (1908) „Character and Anal Erotism", SE t. 9. „Charakter a erotyka analna", w: „Cha- rakter a eroryka", Dzieła t. II, Wydawnictwo KR, Warszawa 1996, oraz „Charakter a ero- tyzm analny", w: Manfred F. R. Kets de Vries, Sidney Perzów (red.) „Podręcznik psycho- analitycznych studiów charakterologicznych", Wydawnictwo J. Santorski & Co, Warszawa 1995, oraz „Charakter a erotyzm analny", w: K. Pospiszyl (red.), „Zygmunt Freud: Człowiek i dzieło", Ossolineum, Wrocaw 1991. - (1910) „The Future Prospects of Psychoanalytic Therapy", SE t. 11. - (1911) „Formulations of the Two Principals of the Mental Functioning", SE t. 12. - (1912a) „The Dynamics of Transference", SE t. 12. - (1912b) „Recomendations to Physicians Practicing Psychoanalysis", SE t. 12. - (1913) „On Begining the Treatment", SE t. 12. - (1914a) „Remembering, Repeating and Working - Through", SE t. 12. „Przypominanie, powtarzanie i przepracowywanie", w: K. Pospiszyl (red.) „Zygmunt Freud. Człowiek i dzieło", Ossolineum, Wrocław 1991. - (1914b) „On Narcisism", SE t. 14. ^prowadzenie do narcyzmu", w: K. Pospiszyl (red.), „Zygmunt Freud. Człowiek i dzieło", Ossolineum, Wrocław 1991. - (1915a) „The Uncounscious", SE t. 14. „Nieświadomość", w: Z. Rosińska (red.), „Freud", Wiedza Powszechna, Warszawa 1993. - (1915b) „Instinct and their Yicissitudes", SE t. 14. „Popędy i ich losy", w: Z. Rosińska (red.) „Freud", Wiedza Powszechna, Warszawa 1993 - (1917 [1915]) „Mourning and Melancholia", SE t. 14. „Żałoba i melancholia", w: K. Pospiszyl (red.) „Zygmunt Freud: Człowiek i dzieło", Ossolineum, Wrocław 1991. - (1916-1917) „Introductory Lectures on Psychoanalysis", SE t. 15-16. JWstęp do psychoanalizy", PWN, Warszawa 1995. - (1923) „The Ego and the Id", SE t. 19. „Ego i id", w: „Poza zasadą przyjemności", PWN, Warszawa 1975. - (1926) „Inhibitions, Symptoms and Anxiety", SE t. 20. - (1931) „Female Sexuality", SE t. 12. „O seksualności kobiecej", w: „Życie seksualne", Dzieła t. V, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999. - (1933) „New Introductory Lectures in Psychoanalysis", SE t. 22. ,^Vykłady ze wstępu do psychoanalizy. Nowy cykl", Wydawnictwo KR, Warszawa 1995. - (1937) „Analysis Terminable and Interminable", SE t. 23. „Analiza skończona i nie- skończona", w: „Poza zasadą przyjemności", PWN, Warszawa 1975. Gay P. (1988) „Freud, A Life for Our Time". New York, London: W W. Norton. Gili M. (1979) „The analysis of the transference". Journal of American Psychoanalytic Association, vol. 27 (Suppl): 263-288. Glover E. (1955) „The Technics of Psychoanalysis". New York: International Universities Press. Greenacre P. (1954) „The Role of Transference". Journal of American Psychoa-Analytic Association, vol. 2: 671-684. - (1966) „Problem of Overidealization of the Analyst and of Analysis: Their Manifesta- tions in the Transference and Countertransference Relationship". Psychoanalytic Study of theChild,vo\.2l: 193-212. Greenson R. (1967) „The Techniąue and Practice of Psychoanalysis". New York: Inter- national Universities Press. Grinstein A. (1983) „Freud's Rules of Dream Interpretation". New York: International Universities Press. Grossman W and Stewart W (1976) „Penis Envy: From Childhood Wish to Developmen- tal Metaphor". Journal of the American Psychoanalytic Association, vol. 24: 5: 193-212. Grotstein J. (1996) „Object Relations Theory. Textbook of Psychoanalysis". Kopff R., Nersessian E. (red.) New York Hospital - Cornell Medical Center: New York. Hartman H. (1950) „Comments on the Psychoanalytic Theory of the Ego". Psychoana- lytic Study ofthe Child, vol. 5: 74-96. - (l 952) „The Mutual Influences in the Development of Ego and Id". Essays on Ego Psy- chology. New York: International University Press. - (1958) „Ego psychology and the Problem of Adaptation". New York: International Uni- versities Press. - (1964) „Essays in Ego Psychology". New York: International Universities Press. Heinman P. (1950) „On counter-transference". International Journal oj Psycho-Analysis, vol. 31:81-84. Holzman P, Menninger K. (red.) (1973) „Theory of Psychoanalytic Techniąue". New York: Basic Books. Jacobson E. (1964) „The Self and the Object World". New York: International Universi- ties Press. Katz R. (1993) „Commentary: Psychotherapy and Pleasure". Issues in Psychoanalytic Psychology, vol. 15: 2. Kernberg O. (1975) „Borderline Conditions and Pathological Narcissism". N. Jersey, London, Northvale: Jason Aronson Inc. - (1976) „Object Relational Theory and Clinical Psychoanalysis". New York: Jason Aronson. Kets de Wieś M.; Perzów S. (1991) „Podręcznik Psychoanalitycznych Studiów Charak- terologicznych". Warszawa: 1995, J. Santorski & Co. Kris E. (1950) „On Preconscious Mental Processes". Psychoanalytic Exploration inArt. New York: International Universities Press. Kutter P. (1998) ^Współczesna psychoanaliza: psychologia procesów nieświadomych", Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Lasky R. (1993) „Dynamics of Development and the Therapeutic Process". Nortłwa- le, N. J: Jason Aronson. Leznicka - Los A. (1998) JWill you be able to hear me?". „Aspects of the Transference and Countertransference within the Dyad of a Young Female Therapist and the Older Female Patient". „The Mother Daughter Relationship - Echoes Through Time". G. Fenchel (red.) New Jersey - London: J. Aronson Inc. - (1997) „Perspective on Inner and Outer Reality in the Light of Transference of a Polish Emigrant". Issues in Psychoanalytic Psychology, vol. 19: 1: 47-60. Mahler M., F., Pine, Berhman A. (1975) „Psychological Birth of the Human Infant". New York: Basic Books. Mitchell S., Black M. (1995) „Freud and Beyond. A History of Modern Psychoanalytic Thought". Basic Books. Moore B.; Fine B. (red.) (1990) „Psychoanalytic Terms and Concepts". New Haven, Lon- don: The American Psychoanalytic Association & Yale Universities Press. - „Słownik psychoanalizy". Warszawa: 1995, J. Santorski & Co. Mykel S. (1985) „Clinical Manifestations of Character". Issues in Ego Psychology, vol. 8: 1-2: 52-57. Nagera H. (1969) „Basic Psychoanalytic Concepts on the Theory of Dreams". London: Hempstead Clinic. - (1963) „The Developmental Profile". Psychoanalytic Studies ofthe Child, vol. 18: 501-541. Ogden T. (1990) „The Matrix of the Mind. Object Relations and the Psychoanalytic Dialogue". Nortłwale, NJ - London: J. Aronson Inc. Pine F. (1990) „Drive, Ego, Object and Self". New York: Basic Books. Racker H. (1968) „Transference and Counter transference". New York: International Uniuersities Press. Reich A. (1951) „On counter transference". International Journal of Psycho-Analysis, vol. 32: 25-31. - (1960) „Further Remarks on Counter transference". International Journal of Psycho- Analysis, VQ\. 41:389-395. Ruitenbeek H. (1973) „The Analytic Situation". Aldine Publishing Company. Sandler J. (1976) „Counter transference and the Role-Responsiveness". International Review of Psycho-Analysis, vol. 3: 43-47. Scharpe E. (1950) „Collected Papers". London: Hogarth Press. - (1961) „Dream Analysis". London: Hogarth Press. Slakter E. (ed.) (1987) „Counter transference: A Comprehensive Review of Those Reac- tions of the Therapist to the patient that may Help or Hinder the Treatment". Northvale, N. J.: Jason Aronson. Sloane P. (1990). „Psychoanalytic Understanding ofthe Dream". Nortłwale NJ, London: Jason Aronson. 159 Spitz R. (1965) „The First Year of Life". New York: International Universities Press. Winnicot D. (1949) „Hate in the Counter transference". International Journal of Psy- cho-Analysis, vol. 30: 69-74. Winnicott D. (1960) „Counter transference". British Journal of Medical Psychology, vol. 33: 17-21. Zetzel E. (1956) „Current Concepts of Transference". International Journal of Psycho- Analysis, vol. 37: 369-373. Zetzel E. (1970) „Capacity for Emotional Growth". New York: International Universi- ties Press. - (1973) „Basic Concepts of Psychoanalytic Psychiatry": Basic Books Inc. S. Freud S E*- Standard Edition - uporządkowany zbiór wszystkich prac Zygmunta Freuda w tłumaczeniu na język angielski - J. Strachey, 1957: London, Hogarth Press. OKŁADKA _ TYŁ Od dawna oczekiwana książka, która w obrazowy sposób wyjaśnia czym jest psychoanaliza i pokazuje pracę terapeuty psychoanalitycznego w trakcie sesji. Polecam ją wszystkim, których interesuje własna nieświadomość i jej przejawy w codziennym życiu. Niezbędna pozycja w bibliotece każdego terapeuty Olga Pilnow zalożycielka Studium Psychoterapii Psychoanalitycznej przy Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie Nauczyć się kochać i być kochanym to najważniejsze zadanie w życiu. O tym właśnie mówi niniejsza książka, łącząca ten temat z praktyką i teorią psychoanalityczną. Z dużą przyjemnością polecam polskiemu czytelnikowi tę żywo, przystępnie napisaną i popartą rzetelną wiedzą psychoanalityczną lekturę. Książkę tę będzie czytał z pożytkiem zarówno profesjonalista, jak i każdy kto próbuje zrozumieć podstawy swojego charakteru i konfliktów pojawiających się w codziennym życiu. DrZnLothane profesor psychiatrii Mount Sinai New York School ofMedicine, członek Amerykańskiego i Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego, autor książki „ In Defense ofSchreber Souł Murder and Psychiatry" (...) Każdy z nas, żyjąc, rozwija własny styl kochania, bycia kochanym i domagania się miłości. Każdy chce być kochany w określony sposób i przez określoną osobę. Jakże często nasze zabiegi kończą się frustracją i niespełnieniem, a my nie wiemy dlaczego. Kluczem może być zrozumienie naszej nieświadomości. (...) Agnieszka Leźnicka - Łoś psycholog, ukończyła studia podyplomowe w zakresie psychoterapii psychoanalitycznej w Nowym Jorku, gdzie pracuje jako psychoterapeuta. Jej pacjenci reprezentują przekrój społeczny i wielonarodowościowy Nowego Jorku i różnorodne zaburzenia: psychozy, zaburzenia osobowości, uzależnienia i nerwice. Agnieszka Leźnicka - Łoś prowadzi semina- ria, wykłady i szkolenia, opublikowała w USA szereg artykułów z zakresu psychoanalizy. Mieszka z mężem grafikiem i synem Marcelem pod Nowym Jorkiem. www.jsantorski.pl