MARIANNA BOCIAN BLISKIE i KONIECZNE Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 4 Tom ten mógł się ukazać dzięki pomocy wypróbowanych i niezmiennie mi życzliwych Przyjaciół, którym w tym miejscu pragnę wyrazić swą wdzięczność. O przyjęcie najserdeczniejszych podziękowań proszę zwłaszcza: Danutę i Stefana Bednarków, Bożenę Budzińską, ks. Wacława Buryłę, Ewę i Janusza Deglerów, ks. bpa Adama Dyczkowskiego, Stanisława Dróżdża, Blankę, Andrzeja i Michała Farników, Marka Garbalę, Lucynę i Wacława Grabkowskich, Lothara Herbsta, Jerzego Jastrzębskiego, Barbarę i Jana Leończuków, Annę i Bogusława Michników, Stefana Placka, Redakcję „Nowatora” (Irenę Rajską, Jadwigę Srokę, Wiesława Tomaszewskiego, Zbigniewa Tomczyka, Eugeniusza K. Wawrzyniaka, Jerzego Wilkowskiego), Krzysztofa Rudzińskiego, Henryka Skolimowskiego. Lesława Tatarowskiego, Tadeusza Tellera, Marię Wojtczak, Wandę Ziembicką. 5 BLISKA I KONIECZNA Zbiorem Bliskie i konieczne Marianna Bocian zamyka trzydziestolecie swej pracy twórczej. Trzy dziesięciolecia, w których działo się tak wiele i tak wiele się zmieniło, przyzwyczaiły nas do tego, że Marianna pozostaje ta sama i taka sama. Każdy jej kolejny tom, zaskakujący nieraz odmianą formy i świeżością metaforycznego obrazu, po głębszym wczytaniu się weń pozwala rozpoznać trwały fundament tej poezji i konsekwentnie głoszone jej przesłanie. Co prawda czas nieubłaganie rzeźbi nam twarze, skraca oddech i każe pamiętać o nieuchronnym przemijaniu, dobrze jest jednak mieć świadomość, że na czyjąś stałość możemy liczyć w tym świecie sezonowych mód, przelotnych fascynacji i jednodniowych wielkości. Dobrze jest wiedzieć, że w tym ponowoczesnym rozgardiaszu, w którym nic nie jest pewne, a wszystko dozwolone, wszystko możliwe, a nic ostateczne; że w tej kakofonii języków bez gramatyki gier bez reguł jest ktoś, kto wierzy w wartości trwałe, uniwersalne i ostateczne i kto w ich poszukiwaniu jest stały, za nic mając wszelkie relatywizmy, dekonstrukcje oraz nawoływania do rezygnacji z drogi kroczenia ku Prawdzie. Od Poszukiwania przyczyny do W kręgu stanów ludzkich poetka wytrwale pielgrzymuje po tej drodze, odkrywając, ale i jednocześnie ustawiając znaki, które – właściwie odczytane – uchronić mogą od zbłądzenia i przepadnięcia w Ciemności. Niewielu było wędrowców, którzy tak pojmowali sens swej pielgrzymki. Należał do nich Jan Drzeżdżon, który wstęp do przedostatniego tomu Marianny zakończył refleksją: „Ciężar życia powoduje, że niektóre serca szlachetnieją, inne przepadają w Ciemności. Ale są takie, które zostawiają ślad na Ziemi. Nieliczni dostępują przeistoczenia i zależy to pewnie od wyroków boskich, jak mówi Marianna Bocian”. Trzydzieści lat zapisywania przemyśleń i doświadczeń daje okazję do próby odczytania śladu na Ziemi odciskanego przez książki Marianny. Chciałoby się dziś jakoś podsumować te dwadzieścia tomów, głównie wierszy, choć w dorobku poetki znalazła się też proza, monodram, esej i rozproszona w czasopismach twórczość krytyczna, niezasłużenie pomijana w omówieniach. Same tylko recenzje pisane dla „Nowatora”, gdyby je zebrać i podumać nad nimi, złożyłyby się na swoistą kronikę współczesnych niepokojów i nadziei świata. Ale podsumowanie takie nie jest proste, a ponadto skazuje na zamknięcie tej twórczości w zubożające i spłaszczające wszelką myśl formułki-wytrychy. Zdarzyło się to chyba Piotrowi Kuncewiczowi, który zaliczył Bocianównę do „parafii lingwistów” oraz uznał jej poezję za „trudną w lekturze, powikłaną, silnie zmetaforyzowaną” i w gęstwienie znaczeń aż niedostępną. Z drugiej zaś strony Jan Tomkowski pisał w przedmowie do Gnomy: „Poezja Marianny Bocian, choć dotyka kwestii niewątpliwie fundamentalnych, nie jest mimo wszystko poezją trudną, nawet dla tych, którzy współczesnych wierszy na codzień nie czytają. Stanowi ona natomiast zaproszenie do głębszej medytacji, przypomina, że naszym obowiązkiem jest myślenie, czuwanie, niezgoda na zło”. Jedni chcą widzieć w tej poezji wielką moralistykę, inni – jak Bożena Budzińska — znajdują w niej przede wszystkim gnosis, 6 dociekanie prawdy, która ma dać mądrość, zaś Zbigniew A. Baran interpretuje zbiorek poezji dla dzieci Narodziny słowa jako wprowadzenie w archetypiczne źródła europejskiej kultury. Żadnej z tych diagnoz nie można odmówić słuszności, ale też na żadnej z osobna nie można poprzestać. Może zresztą zamiast klasyfikować i ubierać tę twórczość w uczone formułki, wystarczy się jej poddać, pozwolić Autorce prowadzić się przez nad nami wiecznością otwarte przestrzenie i wraz z nią doświadczyć jedności z Kosmosem. Pamiętać przy tym, że tej jedności doświadczać można wszędzie. Można na przykład zajrzeć do Bełcząca, albowiem w świecie bogatym w kłopoty i tragedie spotykasz ludzi w zmęczeniu zadowolonych, że oto dziś – dzięki Bogu – sprzątnęli siano! W Bełczącu można też spotkać dziadka Michała Borżuła, który nie musiał kończyć uniwersytetów, by wiedzieć, że „ Ludzie znieprowionego umysłu i nierzetelnej mowy tworzą podstawy każdego piekła na ziemi” Trzeba też umieć powiedzieć każdą, gorzką i niepopularną prawdę. Trzeba umieć wsłuchać się w rytm życia, odczuć i zjednoczyć się z każdym jego impulsem, trzeba także umieć spojrzeć w oczy Chorym na raka: Święć się życie twoje bolesne w ciszy poranka, nie zakłóconej czczymi słowami pocieszenia. I wraz z Marianną Bocian uwierzyć, że przecież coś ocalało z wiecznego dobra skoro istnieje przed nami droga człowieka do człowieka i świata. Nie szukajmy tedy innych kluczy do odczytania tej poezji. Zagłębmy się w nią, by przekonać się, że jest ona bliska. I że jest konieczna. Stefan Bednarek 7 Spostrzeżenie nasz wiek dla nikogo nie jest tu szczęśliwy i bezpieczny nasz świat nie jest fałszywy lecz pełen niewypowiedzianej grozy wyzbywającej pewności że jutro ujrzymy świt nad polami w naszym wieku patrzyliśmy na rzeź powszechną narodów nasze źrenice widziały piramidy czaszek i piszczeli ludzi wymordowanych w imię obłędu zdobycia władzy nad całym światem nasze słowa o szczęściu były bolesną tymczasowością która ginęła w jednym dniu aresztowania ciągle „za kilka myśli, co nie były nowe” wracając do czterech ścian sublokatorki czy mogliśmy zadomowić się w spokojnej pracy pragnąc pozostawić owocem swego życia – arcydzieło patrząc na nieszczęścia zbiedzonych pracą ludzi których nie potrafiliśmy pocieszyć ani natchnąć – zachowując przyzwoitość umysłu i mowy! – wiarę w bezpieczne odzyskanie wolności niektórzy znali tu tylko nieludzki trud uprawy pól i ugorów myślenia który został zaprzepaszczony przez stary i nowy motłoch władzy a jednak w poezji została ocalona przyzwoitość spostrzegania zagrożeń – podstawy dla wzbudzania dobrych sił! przecież coś ocalało z wiecznego dobra skoro istnieje przed nami droga człowieka do człowieka i świata 8 * * * zwyrodniały człowiek nawet swój uśmiech wykorzystuje do poniżania innych * * * dziecko na powitalny uśmiech i pocałunek odpowiedziało jeszcze wdzięczniejszym śmiechem radości bezwiednie potwierdzając że życzliwość to drugie słońce życia bez którego to na niebie nie porusza pustki umysłu * * * dziś o wschodzie słońca nic się nie zaczęło dziś o zachodzie słońca nic się nie skończy trwa całokształtu wieczysta przemiana poza którą nic jeszcze nie wykroczyło i nie mogło zaistnieć poza tym co JEST ani ulec unicestwieniu * * * Nieznane ciągle kusi obietnicą raju i jednako poraża grozą! * * * „Podnieście głowy, ludzie wolni!” – Powiedział udręczony Epiktet. Dobre myśli należy ożywiać. Ocalony szczegół dla władzy ciągle dopiekliwy jest myślący lud dla ludu dopiekliwa jest tępa masa rządzących 9 – o tym dobrze wiedziała odległa starożytność ale teraz 27 marca 1982 roku o godzinie 15.39 w drodze takiej samej jak Lao Tse z milczącej Doliny Sokolca do Jugowa nic we mnie nie było dopiekliwszego niż ból odcisków i otartych do krwi stóp w zaciasnych butach pomyślałam że każda pora może być porą mędrca pragnę w wielkim amfiteatrze poznania i widzenia w którym czci się zazwyczaj wielki dogmat aksjomat lub idee ocalić widzenie i znaczenie małego w rzeczywistości szczegółu wiedząc że on nie raz przesądzał o losie człowieka ten mały szczegół teraz ma większą władzę nad moim doznaniem i myśleniem niż wszelka hołota rządząca duszami może to sobie wyobrazić ten pozornie nieistotny przez niezauważenie szczegół zmienił punkty widzenia w wielkim amfiteatrze poznania człowieka i historii * * * Myśl ludzka jest przekraczalnym kresem tylko w ludzkiej rzeczywistości, za którą kipi, dudni, pulsuje życiem bezkresny wszechświat. Tu i teraz, gdzie jesteś, ulepszaj bezustannie siebie, albowiem natura nie zna śmierci w przeformowywaniu. Z tego, kim tu i teraz jesteś, wyrasta przyszłość pokoleń, i ty sam będziesz z tego zmartwychwstawał. Do... za oknem szaleje burza, ostro zacina deszcz z gradem ale ty idź i nie bój się własnego w tym dniu życia choćbyś nie miał domu do którego mógłbyś przed nocą powrócić by zasnąć w pogodzie ducha bądź płakać samotnie – ziemia jest drzwiami do domów i ty jesteś nie wygnańcom choćby cię ktoś tu odtrącał lecz gospodarzem ty idź i nie bój się tego dnia nie jesteś przed światem ani świat za tobą w dniu dla jednych nastąpił czas upragnionego przyjścia inni doszli w nim przeznaczonego kresu 10 za oknem zdążył nadciągnąć wyż i świeci słońce – to miasto jest chore nienawiścią i nieprzyjazne to busz pełen grasujących lisów i ludzkich zbestwień niszczących piękno oczyszczające umysły od zwyrodnień ale ty idź i nie bój się wiecznego dnia w tobie choćbyś w pierwszym uczynionym kroku w mrok nie wiedział jeszcze dokąd kieruje cię oddech wiedz że nic tu jeszcze nie zostało przesądzone a wyroki dziejów historii do dziś wszystkie są fałszywe unosząc wzrok i stopę odczuj że w tobie jest pierworodna droga że ty jesteś tym światłem jego historią i twórcą nie lękaj się wyzwalać w sobie wśród burzy spotwarzeń źródlanej siły boskiego człowieka rozświetlającej drogę do powinności odradzania oblicza Ziemi Przypuszczenie być może niewiele jeszcze rozumiemy wiedząc że wiedza to cień rzucany przez życie być może Życie nie ulega unicestwieniu choć obumierają przybrane kształty ciał po spełnieniu być może nigdy nie rodziliśmy się od nowa istniejąc tak w samym niedocieczonym początku że przechodząc ze stanu nieprzejawionego do stanu upostaciowienia od nowa rozwijamy umysł i sferę duchową nie w każdym rozrósł się wpajany nawyk panicznego lęku na samą myśl o śmierci być może zaledwie odczuwamy niepojęty przepływ Życia, którego nie sposób uzewnętrznić bez myśli wyrażających tylko cząstkowość istnienia niektórzy szukając bliżej nieokreślonej Pełni widzą w tym tragizm ludzkiego poznania niewykluczone że to dzięki cząstkowości poznania zachowana jest ciągłość bezpiecznego przeformowania jeśli nieskończoność życia to i jednako poznania być może tragedią naszego wieku jest cyniczny nihilizm wykluczający przemianę dopełniającą i dopełnioną 11 Wzywająca bezwzględność Nie płacz! Trzeba podnieść się z klęczek u trumny. Należy pójść do obór – nakarmić konie, wydoić krowy. – Świat się nie rozsypał. Słońce się nie zatrzymało. Zostałaś zbyt wcześnie wdową. Musisz teraz mieć siłę, by być dzieciom : matką, ojcem i gospodarzem. W domu umarłego nie ma pocieszenia. Jest bezwzględność wezwania, wypowiadanego z twardością skały. Jest spełniane za każdym razem zaistniałego wdowieństwa, nawet bezsilnością, gdy ze strony żywych pomoc nie nadciąga. Dziecko musiało wyjść z koniem i pługiem, by zaorać ziemię. Zaorało! Z tamtych bezsilnych łez za pługiem do dziś złoci się urodzajnie pszenica, żyto, owies. A może umarli, poza czasem bytowania nie przestają istnieć w życiu? Patrzę jak ręce mojej matki opadają w bezsilności z fortepianu Ziemi, na którym wygrała idealnie podwojone powinności. W kościele NMP we Wrocławiu na Piasku Ubywamy w tym, co tworzymy w miłości pełnią istnienia. Wszyscy, co wznosili te mury, umarli w arcydzieło. – Teraz wsparta nie o chłodne martwe mury gotyku, lecz przemienionego w strzeliste łuki zbiorowego człowieka, jakbym słyszała rozkaz ich bijących tu serc : konaj w serdeczną frazę wiersza – i przechodź! – w trudniejsze dokonania. Skończoność bytowania przekroczyli w trudzie pracy, przemieniając życie w wyniosłe arcydzieło nie porażające wielkością ni rozpaczą – wyzwalające zadumę uskrzydlającą w porze zmęczenia. Ucałowałam źrenicami nie łuki kamienne, lecz ludzkie, ku niebu splecione ramiona, ociekające krwią triumfującą w formie materii, jakbym uczestniczyła w ich pieśni tworzenia, 12 które bezustannie trwa nie tylko w tych murach, w harmonii kształtów, lecz zamyślonych tu ludziach. Patrzę w niemym zachwycie, słysząc ich kroki, oddechy, pot ściekający na układane cegły, uderzenie kielni, młotków – wiecznotrwanie tych ludzi trawa tu w ucieleśnionym gotyku. Słyszę z dalekiej dali odwieczne przesłanie – konaj pełnią siły w arcydzieło i bez skargi – przechodź w trudniejsze dokonania, które upotencjalniają czas przyszły człowieka. Odchodzę milczącą przestrzenią nie dlatego że nikt już nie czeka z uśmiechem powitalnym. Nie smuci, że nasza tu ongiś wspólnota podobna do stada szpaków rozsypała się we wszystkie strony świata. Odchodzę, by odwiedzić samotnego człowieka, który nie ma już siły być wśród ludzi. To ta sama pora tworzenia, inaczej tylko spełniana. * * * Pomaganie ludziom chorym męczy moją biologię. Ich wzrok szczepi we mnie przyjazną ufność. Uskrzydla wolę życia! W śnie biologia odzyskuje przynależną jej siłę. * * * Upośledzonego człowieka tylko śmierć objęła jako najwyższy dar wszechświata i Boga! Siostra miłosierdzia żegnała go światłem gromnicznym. Nie czuła jak różaniec wypadł z jej ręki na podłogę. Przez parę minut była nieobecna w czasie ziemskim. Ziemia podeszła mi do gardła. Nie mogłam krzyczeć. * * * „Nie odczuwać nieszczęścia jest największym Nieszczęściem” Grzegorz z Nyssy (331-394) to co największe kurczy się do zarodzi co najmniejsze potrafi stać się ogromniejącym 13 na wszelkich wysokościach grożą przepaście na głębiach życia grożą nam potrzaski otchłań powierzchnia to zdradziecki rozsądek dopiero oczywista rzeczywistość może przywrócić harmonię w czasie i przestrzeni Nie odczuwać nieszczęścia mogą tylko ci którzy jeszcze się nie narodzili na ziemi. * * * doznając trzeba zrozumieć istniejące zwycięstwo codzienności by ujrzeć w praniu bielizny czas ocalający przyszłość Święty dar jeszcze jedna nieprzenikniona noc z księgi Życia i Śmierci jeszcze ziemski sen przywracający łaskę oddechu przed wędrówką w niewyobrażalne: Nieskończone! święty dar życia jak tylko może podtrzymuje czas ciała i myślenia W domu umarłej Niby nic tu nie zaszło. Szafa stoi, gdzie stała, kilka książek rozłożonych na dwu stolikach, jakby czekały na rękę, która je zamknie z czułością. Zdjęcia rozsypane – lata życia niczyje, postacie nieczytelne w innych oczach. Ty roześmiana w ulewie, trzymająca buty w ręce, uniesione ku niebu, obok uciekająca dziewczynka. Niby nic w tej ciasnej kuchni się nie zmieniło – parę garnków, kilka łyżek, szklanki, dwa noże, talerz gliniany z wyschniętymi jabłkami, których już nie zjadłaś, wianek czosnku podarowany przez sąsiadkę, resztka miodu w słoiku, serki zapomniane w lodówce, wyschnięte na kamień! W łazience kosz z bielizną odłożoną do prania... i cisza, cisza, która nie przeraża lecz zawstydza, 14 że patrzę na obnażone czyjeś tu bytowanie, które każdy dyskretnie przysłania. Tyle tu jeszcze Twej obecności, która teraz zasmuca i boli. Niby nic już między nami stać się nie może. Podlałam wycieńczone suszą kwiaty, o które tak dbałaś, wplątana w Twoją bezpowrotność. Nasze pogodne w tym domu rozmowy i dni razem przecierpiane, w Tobie już są wiekuiste – we mnie jest jakieś spustoszenie – będą raz dalsze, raz bliższe. Niby nic w tym pokoju nie stało się i nie zmieniło. Dywan leży na podłodze. Na stoliku stoi telefon, obok nie zapłacony rachunek za gaz i światło i rozsypane spinacze, z którymi nie wiem co zrobić... ... Jakbym tu chciała przeprosić wciąż oczekujące rzeczy, przedmioty, i żywe, tak bardzo żywe, osierocone kwiaty, że już do nich nie wrócisz. Z czasu rozrastającego się analfabetyzmu Słowo zaistniało w bezforemnej potencji Światłości. Żadne noce piekielne unicestwić tego już nie mogą. * TO od zawdy bywało burzą płodnego słońca i pustym obłokiem jak oddech oddechem, rok rokiem, a człek człowiekiem. Zawdy ktoś oczekiwał innych przejawień, niedocieczonych w jawy porządek. Zawdy coś gubiło z tego, co już przejrzało bezocznym widzeniem samego objawienia Tego Samego pod innym wyobrażeniem i słowem. Od zawdy bolało trwożąc utracone ciepło łączące w miejscu utraty przychodziło złowieszczo obce. Jak teraz mamy wrócić do świętych gniazdowisk, do których wędrowcy światłości zawdy powracali, by ujrzeniem samego widzenia rozumnie odczytać, że gdy słowo stało się ciałem rzeczywistości, dzień był dniem, noc nocą, krok krokiem, jawa jawą a myśl świetlistym obrokiem. 15 Od zawdy TO samo w ludziach stawało się jakości takością które od embrionu inaczej się gnieździ, wygnieżdża, wyjęzycznia, wyrasta, a nie wyradza z Istnienia, w jakowąś bajeczność niebiańską, rozkoszną lekkość bytu majaczącą – od zawdy to śmiercionośnym się okazywało. Od kiedy spustynniały w zwyrodnieniu umysły, błyskawicznie spustynniono światy i kraje, skarłowaciał wizerunek człowieka i jego boga a słowa, obrazy, dźwięki, myśli, rzeźby zaczęto używać do posiewu odrazy do samego życia. Poza tym wszystkim wzrastający las od zawdy jest wzrastającym Pismem całego wszechświata. W czasie rozrastającego się analfabetyzmu duchowego nikt nie czyta otwartej Księgi Życia. Od kiedy zagubiono alfabet samego życia, rozkład wszelkiej składności był grą, igrającą samozagładą. W obrazach i myślach spotwarzających życie ujawnia się zwłowieszczo jak dziecko przestaje być w dzieciństwie dzieckiem, kobieta przestaje być matką, mężczyzna przestaje być ojcem. Nasza współczesność potwierdza to, że niszczycielskie przekraczanie natury od zawdy prowadzi do zbiorowych zbestwień, zaś sianie wzgardy do życia, zohydzanie obrazu człowieka było nieomylną za każdym razem zapowiedzią rzezi ludzkości wyzbytej już jakichkolwiek hamulców. * * * W naszej teraźniejszości rodzą się czasy potworów, które zaskoczą ludzi w niedalekiej przyszłości! manicheizm psychiczne upojenie okrucieństwem walki dobra ze złem wyzwalanie nieludzkich namiętności walki ze złem projektowanie zła pod pretekstem walki ze złem 16 miraż jogina trzyma trzynaście atutowych kart w ręce gra z Buddą o względność tego co Jest to jego czysta utrata woli przeżywania wpisywana w wygraną nirwanę pustkę umysłu a Budda płoszy rykiem lwa łagodną ciszę wzrastających bambusów z bezwzględną pewnością życia i przeznaczenia syty lew przez tydzień trawi miraż jogina Budda nie gra W męce zagubienia milczące jak wieczność skały bezbłędnie ukazały zbłąkanemu człowiekowi niezłomną trwałością kierunek powrotu Sprostowanie Nigdyś ty ciało grzechem tu nie było, ani przeszkodą na ścieżce świętego, skoro Wieczne upostaciawia się tobą bezustanności w każdym teraz i przeistacza czas oddechu duchowy w bezkresach kosmosu. Kto ciebie plugawił wpisując w przyrodniczy złom, by duszę wyzwalać krzyżując na szubienicach?! Kto tak duszę naprawiał paląc cię na stosach?! Coś ty było warte przy byle myślątku, które wysłowiałeś orkiestrując mowę! Czymżeś było przy martwej bryłce złota?! Ciało – pierwotna bazylika Oddechu i Słowa. Co w nim nadało myślom zbrodniczy kierunek? Nigdyś ty ciało grzechem tu nie było, ani pomyłką stworzenia ani klęską Stwórcy. Nie powstałoś z prochu, w proch się nie obracasz. Dźwigasz w przemianie niepojęte życie do końca, w nierodzielności z tym, co ongiś określano duchem, 17 tak spotwarzone w kodeksach rządzących i tak splugawione, poniżone w jakich to świętościach?! Tak katowane przez umysły zbestwionych, i tak niepojęte w znoszeniu cierpienia. * Człowiek opisuje kosmos z myślą o podbojach. Spisuje wszelkie objawienia Boga. I w tej uzyskanej wiedzy odczuwa grozę, że sam znalazł się poza zakresem poznania samego siebie. Człowiek dobrze wie, że mord to nie to samo, co śmierć. Wie, że winien cofnąć w myślach cios przed zadaniem ciosu, bo nie idea kona, wyobrażenia narzucane przemocą, lecz katowany człowiek, który nie może żyć złudzeniami, bo w nim została napisana cała historia kosmosu. Homo demens roznieca ciągle zew zbrodni w obrębie Rodzaju. Spotwarza naturę ciała, zwyradnia zmysły, bo duchowej natury sięgnąć wszak nie może, usiłując fałszować wzór najwyższej Doskonałości. Nie pytaj, kto tak bezustanku pomnaża zohydzanie ciała w mowie zbestwionej, zwyrodniałym obrazie, plugawej muzyce Pytaj – po co? by móc odstąpić od unicestwiania życia, w którym nie ma żadnych podstaw zbrodni * * * muszę stać się bezwzględnym jedynowładcą tylko własnego życia, cierpienia i umysłu! * * * przemieniały się dni męki, sieroctwa, czas rozpaczy, przemijały bezwzględne wojny i względne pokoje, przemijały upadki i wielkie zbestwienia, przeminął wiek złoty, żelazny i kamienia łupanego, pozostała Ziemia i Życie, pozostała droga ku Doskonałości, na której rzeczywista wiara, za każdym razem przywracała ludziom zdrowie duchowe * * * krzew jaśminu rozkwita pieśnią ziemi i nieba, którą i w nas wygrywa światło życia 18 * * * w świecie bogatym w kłopoty i tragedie spotykasz ludzi w zmęczeniu zadowolonych, że oto dziś – dzięki Bogu – sprzątnęli siano! * * * Gdy Stanisław Vincenz sumieniem sprawiedliwego ujrzał, że „Europa uciekła od własnej wspólnoty duchowej” ja widziałam całe rzesze uciekinierów od codziennych powinności życia! * * * z własnej winy nierozwinięci duchowo, nie uznający żadnej świętości, cynicznie wynaturzeni, zbestwieni, mogą zostać już bez oporu zniewoleni, mogą łatwo się sprzedać i zdradziecko okupować własny naród, wszędzie, bez wyjątku, niszcząc bestialsko ludzi i ziemie Sarna w bezkresnym polu umysłu w nieskończonym dźwięku wszelkiej mowy życia zamknięta wiecznością w pędzie śmierci sarna czy nie zmienia obrazu biegnącej sarny skrajem pola dojrzewającego owsa przez którą teraz sarnę wieczna sarna czyni siebie objawieniem zamkniętym w zdaniu bezkresnej przestrzeni kto komu teraz istotę życia odsłania która sarna przekracza granicę prawdy rzeczywistego świata znaczeń po złamanej symetrii a która w olśniewającym skoku zanurza się ponownie ustrzelana tworząc dowód – z żadnego mordu nie wzrosło ocalenie przez którą teraz sarnę jaka sarna przebiega ścieżką twego serca którą sarnę łowczy bezustannie tropi i siebie w drugim człowieku ustrzela poza zakresami skurczonych wyobraźni obie wyłoniło wieczne źródło światła 19 w biegnącej sarnie skrajem dojrzewającego owsa odnowi się Księga czas Stworzenia utracona w nas unia życia zaniechajcie już zamykania sarny w zdaniu martwej pamięci będącej ciągle nieuchwytnym istnieniem bezcielesności dającej ludziom możliwość patrzenia źrenicami anioła jest ciałem które zrodził wszechświat w niedocieczonym początku Słowa które ją bezustannie sprowadza w czas błogosławieństwem na ziemię choć zabita zwieńcza poza nami ziemię w bezkres czasu bo NIC w sarnie prochem marnym nie było i nie jest ustrzelona sarna przychodzi w śnie i strugą milczącej krwi pyta – dlaczego? dlaczego? dlaczego? w zabitym człowieku nie ustrzelono sarny w zabitej sarnie rozstrzelano oczywiste Prawo odjęto pokoleniom na tej ziemi rzeczywistą unię pokoju ze światem w umysłach rozstrzelano prawdę że śmierć a mord to nie TO samo w ustrzelonej sarnie odnowiło się objawienie że mord to coś więcej niż wszelki inny grzech sarna biegnie skrajem pola dojrzewającego owsa unosi w sobie przyszłość i przeznaczenie wieczność zamkniętą w skończonym bycie przebiegła ścieżką wiersza nie ustrzelona bezsensem pozostawiła w umyśle znaczenie – Jestem które nie jest pustym hieroglifem Podobieństwo Podobnie zostaliśmy poczęci i urodzeni, ale nie tak samo. Podobnie patrzymy, stąpamy, oddychamy, ani razu tak samo. Podobnie myślimy w najskrytszych marzeniach i ani razu myśl nie jest tym samym w słowach. 20 Dobrze, że człowiek bywa niepodobny do niczego, poza sobą we wszelkich odsłonach. Zróżnicowanie nie dzieli, lecz upotencjalnia. W czasie ziemskim Jedno i to Samo się wiecznie dzieje, zawsze odmiennie przeżyte i przemyślane. Doznawany w oczywistości krok i oddech przemienia nas w Niedocieczone. W jedni nieogarnionych zróżnicowań i podobieństw duch wzrasta uzewnętrzniając coś ludzkiego w ludziach, co będzie nieskończenie zachwycać i porażać grozą. Podobnie będzie jawić się znane i nieznane. Czy inaczej człowiek będzie przeżywał swój ból!? Czy kiedykolwiek zmieni swoje przeznaczenie?! Podobnie będzie upadał i w trudzie odradzał się, ale nie tak samo jak za naszych dni. Pięknym dobrocią – Państwu Jolancie i Sławomirowi Ząbkom Empedokles Grecy ufali zasadzie, że tylko szlachetnie rozwinięci mogą w otaczającej rzeczywistości tworzyć boskie formy, inne uważali za śmiercionośne. Empedokles czujący wieczyste ciągi wcieleń: „Byłem już niegdyś chłopcem, dziewczyną, drzewem, ptakiem, milczącą rybą w morzu” – na ile był wygnańcem niebios, włóczęgą wszechświata, świetlistym wędrowcem życia przez wiele upostaciowień, a na ile nie umiał już inaczej pojąć życia i światła?! Jego żarliwe nieustraszone pragnienie zgłębienia Etny pozostaje niepojętym dowodem męstwa i niezachwianej wiary w powtórne wcielenie duszy dopełnionej wiedzą; wszedł do wrzącej Etny, która, jak głosi legenda, oddała światu jedynie jego sandał. Nie pojawił się umysł mężnego w odwadze Empodoklesa, który może znów stał się drzewem oliwkowym, obłokiem, milczeniem pustyni... i samą lawą Etny. Kto wie, kto może w końcu wiedzieć prawdę o „wiecznej Przemianie”? 21 Może znów zawędruje w czasoprzestrzeń ciałem człowieczym, by wypowiedzieć cząstkę tego, co ciągle jest przysłonięte. Empedokles odczuwał siebie wiecznym wędrowcem światła zmieniającym zużyte, spełnione przyodzienia form. Dziś zawędrował przez pamięć drugiego istnienia w ten oto pejzaż polskich słów. * * * Wspaniałym w tworzeniu dobra i piękna — Państwu Alinie i Michałowi Sachanbińskim kamienie nie będą krzyczeć nawet kamieniowane ich wytworne ciała wyrażają czasy niemizerne w oddechach ludzkich kamienie rozkwitają w cieniu księżyca w pogodne noce bywają zroszone potem miłosnym Ziemi wdzięcznie ożywiając potencję jej życia żaden kamień nie znieważył dobroci we współżyciu ze stworzeniami stał na straży życia układany w ściany domów nie był głuchy jak nasze o nim wyobrażenia jest żywym ciałem posiadającym świadomość Kosmosu kamienie wiodą osobliwe życie są nie mniej piękne w rozkwitaniu tajemnicą od róż w ogrodach – potrafią wyrazić Ciszę Ziemi i Potencję okrąg i symetrię – kamienie są bardziej filozoficzne od skurczonej wyobraźni samych filozofów, będąc szyfrowymi zgłoskami wszechświata – są też niezłomnymi wędrowcami po dnie oceanów i rzek – są tablicami i zegarami ciągle nie odczytanych czasów er nie tylko Planety Ziemi kamienie nie będą krzyczeć nawet kamienowane nie miały w tym swego udziału gdy podawano je zamiast chleba znają pierwotne światło z pierwszego krzyku rodzącego się Wszechświata – kamienie wiodą osobliwe życie upostaciawiając nieznaną jeszcze nam energię – jakby ciągle w swej ruchomej stałości na coś oczekiwały – na dopełnienie życia, czy wypełnienie samych siebie Światłością? kamienie szybciej od światła przekazują informację z Wiedności będąc jednym z przejawów ucieleśnień – znosiły milionami lat stopy jakiekolwiek po nich stąpały kamienie potrafią uczyć subtelności tych którzy tego pragną 22 ich mądrość błyskawicznie sprawdzalna jest surowa i w tym sprawiedliwa gdy zostaje poczynione najmniejsze wykroczenie sypią się lawiną zgodnie z prawem grawitacji kamienie szybkokrążliwa woda gładzi pieszczotliwie i rozmywa w płodne ziarenka ziemi wszystkie kamienie są szlachetne życiem i myślące jak całe ciało Matki Ziemi kamienie śpiewają melodię miliardów lat kamienie są naszymi zapomnianymi współbraćmi zrodzonymi równolegle w Protokosmosie przytulone do czoła lub policzka w finezyjnej dyskrecji odejmują nam ból niewykluczone że więcej o nas wiedzą niż my o nich w jakiej to nauce? w nich jednako jak i w nas Bóg zapisał dzieje Wszechświata kamienie sponiewierane jednako jak życie człowiecze są kresem nikczemności i ani razu nie odpłaciły się złem z własnej woli wszystkie kamienie są szlachetne w świetle duchowej Natury i oczekują na szlachetność naszych umysłów nadużyliśmy ich bez ich udziału w dziejach zbrodni bezwstydnie obwiniając Kamieniu, bracie z Wieczności, utraciliśmy język Życia i nie wiemy dlaczego prócz czucia go w nas nie może przemówić w nas łączące znów słowo * * * herosi antycznej Grecji obdarzeni pięknem wyrzeźbieni z przynależnym szacunkiem dziś z odłupanymi dłońmi nie budzą – jak mniemano – drwiącego śmiechu – czujemy utraconą dorodność człowieka choćby wyśnili ją tylko poeci z Homerem na czele któż teraz sprzedając wdzięk młodych ciał zrówna się z pięknem Afrodyty zaopatrzonej w bezoczności w nieskończoność 23 człowiek-robak Franza Kafki cofa się w przerażeniu przed samym sobą chcąc ukryć stan poniżenia z którego nie wyprowadziła go do teraz pieśń w światło słoneczne kto teraz rozumnie podniesie go do przynależnej mu natury widząc w nim udręczoną grudkę światła Stara ballada w lesie zapomnianych lecz nie martwych marzeń złoty kolczyk królewny znalazł piękny chłopiec w której wiecznie kocha się i beznadziejnie jak w każdej balladzie jak w każdej legendzie pasąc piękne marzenia na srebrnych łąkach na których się było i było na pierwszych schadzkach na których się cieniste napoje piło z winorośli życia szepcząc magiczne zaklęcia do nagiej nagości bez snu szczęśliwie gubiąc złoty kolczyk w krwi piękny chłopiec słyszał krzyk miłosny ukochanej wśród wysokich szuwarów na zielonej łące pachnącej czerwcami a teraz ciała znów okrywa milczenie wiecznie radosne i tak beznadziejne jak w każdej balladzie jak w każdej legendzie jak w każdym jabłuszku przekrojonym na krzyż gdy nikt na nikogo krzywo już nie patrzył jutro znów ktoś będzie nucił starą pieśń natury złoty kolczyk królewny znalazł piękny chłopiec w której kocha się wiecznie i beznadziejnie jak w każdej balladzie i każdej legendzie o śnie w świetlistych nagich snach szepcąc wzywające zaklęcia do nagiej nagości wyzbytej śmiertelnego snu szczęśliwie gubiąc złoty kolczyk w wiecznym lesie utajonych marzeń o boskim narodzeniu człowieka 24 * * * ja śmiertelnie szczęśliwa i śmiertelnie udręczona ty obok tę obopólną osobność w końcu zburzyliśmy dostrzegając że jest nierzeczywistą sprzecznością z trudem usiłujemy odbudować w nas zagubioną harmonię w myślach jesteśmy mniejsi niż wszelki punkt znak wiecznego Jest nic nas nie może zranić czy uśmiercić jesteśmy poza i ponad bezkresem życia które oddycha otwiera oczy ziewa po przebudzeniu omywa twarz i modlitewnie drepcze do kuchni by sporządzić śniadanie znając swą odrębność lecz nie osobniactwo co ja co ty co wszyscy inni rozdarci wy-osobnieniem z tkwiącego w każdym Jest co mnie co tobie co wszystkim innym tkwiącym w potrzasku samego przeznaczenia? ja nie udzielałam korepetycji Bogu jak miał stworzyć wszechświat kod genetyczny i człowieka jestem istnością której nie sposób rozświetlić w żadnych granicach poznania tobie i mnie dana jest jeszcze pora śniadania spożywanie chleba który jest jednią ziemi i nieba Natura (z czasu późnej jesieni) jakże ty byłaś szczęśliwa biegnąc przez zielone pola otoczone ciepłotą tężejącego czerwcem słońca z dalekiej dali wyciąga ktoś ku tobie rękę mówiąc: chodź mój skarbie! to była ręka ojca śmiertelnie chorego jedna jedyna cicha błękitem nieba i bezpieczna która w serce dziecka zapadła na zawsze i jest wiekuista 25 nikt już takim słonecznym głosem nie zawołał bo nie mógł stać się miłującym ojcem (jakże ty byłaś piękna w tamten dzień, Ziemio w seledynie, w różach, fioletach, złocistości łanów, purpurach, zapachach łąk, w świergocie ptactwa, dźwiękach, szmerach strumieni, biegnących sarnach, skokach wiewiórek, majestatyczna ciszą rozkwitającą wschodzącym porankiem Oczekiwania) . . . zostało zgaszone śmiercią umiłowanego z pierwszych Dni w tym osobliwym fatum wszelka czerń żałobna ginęła następowały cienie po cieniach nie było nawet ciszy śmiertelnej ni milczenia jakby wszystko przemieniało się w krzemień który bity, tłuczony odpowiada tylko głosem światła . . . jaka ty jesteś ciągle piękna w innych piersiach, oczach wieczystych szeptach, pragnieniach i odsłonach obok owocująca wiśnia zachwyca tajemniczością w jej żywym ciele Ziemia staje się brzemienną świetlistym owocem powoli zaczynasz się jawić niezielonolistną lecz szaropiaszczystą we mnie jesteś teraz już tylko Nieprzenikniona wszak groby niczego nie wyjaśniają ż życia ani w pełni, ani do końca Dedykacja Tym, którzy zostali poczęci w światłach wiecznej Nocy i odczuwają już uroczystą ciszę ziemi oczekującej; tym, którzy urodzili się w Dzień odejmowany od życia, dla których noc jest kołyską jeszcze słonecznego snu * lubię ciemność nocy, jej harmonię przedustawnej ciszy, w której dźwięk życia przygotowuje się do zaistnienia, ciemność, w której zawiera się powaga i pełnia światła, przypomina owoc z jądrem boskiej Potencji lubię czas północy, gdy doba życia przełamuje się na idealne dwie połowy jak serce ludzkie i półkule mózgu, które w ciszy wsłuchują się w rytmy oddechu człowieka zbudzonego na drugiej półkuli Planety milczenie nocy jest odsłoną trwającego objawienia wyzbywającego się brzmienia słów 26 by trwało to jedyne w każdym JEST w swej tajemniczej wiecznej Pełni * tym, którym dziś wieczorem nikt nie powiedział: dobranoc, mówię porą północy: niech dzień będzie wam łaskawy! tym, którym w nadciągającym świcie nikt nie powie: dzień dobry! powiem, gdy się przebudzę : niech noc będzie dla was dobrą i bezpieczną! słyszę w ciemności Nocy, jak człowiek w Embrionie otrzymuje pierwszy pocałunek życia i świata i w tej samej sekundzie drugi człowiek ostatni od tego samego życia na jedynej ziemi od tego samego dla każdego – wiecznego Światła! nie ma obcego człowieka – jest Nieznajomy. Tworzenie artyście życia — Tomaszowi Gluzińskiemu co z tych wierszy pozostało w roku 1939 gdy życie pokoleń przemienione w miasta bomby strącały w gruz i pył popiołów? co zostało z natchnionych symfonii ukazujących powroty do wiecznej harmonii gdy wirtuozów wieziono na zesłania bądź surowiec na nawóz ziemi do pieców? co zostało z dzieł rzeźbiarzy i malarzy ufających wiecznym barwom i światłu Boga-Kreatora rzucanych w ogień? może ktoś powie „nic?” patrząc na stający się świat w którym ciągle dzieje się to samo niszczenie nad którym władzę zdobywa elegancki homo demens który mocą zbrodni wyklucza prawo natury – prawo do naturalnej śmierci – przeistaczającej a może ktoś odczyta i zrozumie w tym koszmarze bezustannie stający się sens zwycięstwa życia bo 27 arcytworzenia choć zbrodniarz zabijał artystę w popiół klęski życia jeszcze nie zamieniał więzieni, skazywani na głód i tułaczkę przedłużyli czystość tworzenia w Planecie Stworzenia i to jest najwyższy tego świata czyn na rzecz życia dla tych którzy już wiedzą z własnego trudu że życie i świat to darowane raz jeden człowiekowi Arcydzieło do przeżycia i uszlachetnienia W czasie kiedy istniały jeszcze Miasta, małe i duże ojczyzny w których pielęgnowano twierdze ducha i rodzime spichlerze człowiek mógł stać się świętym wędrowcem gdy narody zaczęły wyradzać się w potężne hordy plądrujące Miasta, małe i duże ojczyzny na globie pojawił się ciemny włóczęga-rabuś handlarz masek i cudzych skorup wyzbytych myśli sam wyzbyty w sercu i umyśle rodziny i wszelkiej ojczyzny a święty wędrowiec stał się rozpaczliwym tułaczem społeczeństwa zaczęły żyć w cudzych skorupach wyobrażeń włóczęga-rabuś przepoczwarzył się w potężną hordę hordy od tysiącleci prowadząc walkę o żerowiska przepoczwarzyły się w potężne armie walczące bezustannie o zdobywanie cudzych ziem bogatych żerowisk których coraz mniej na Planecie bardzo dobrze że współczesna horda wyrzuca poza siebie poetę nagradzając najmitę i handlarza masek czas najwyższy tworzyć ojczyznę duchową Człowieka odzyskując uprawę ziemskiej ojcowizny nie zakładać na przyszłej hordy Miasta zachować uprawę ogrodu Życia i rozwijać siebie wzorem Drzewa Owocującego to tylko ocalić w czasie końca plądrujących hord zwycięstwo Sztuki odsłania się wśród grozy śmiertelnych zagrożeń ocalając całego Człowieka 28 Można, można można zdobyć w swym życiu wiedzę władzę majątek można wejść na najwyższe szczyty gór można prawidłowo odczytać wszelkie znaki czasu można realnie dać świadectwo prawdzie można opisywać wszelkie tajemnice można siać złudzenia o pełni objawień tylko nie sposób zmienić tym przeznaczenia można można kreować myśli o zagładzie świata można można myślą kroczyć drogą wieczności od samej Alfy do Omegi – można zapytać się : czy śmierć jest klęską Wiecznego Kreatora? można można głosić i uzasadniać że życie jest światłem nie można tylko podważyć i zanegować lub zmienić przeznaczenia * * * Jedni maleli w skarleniu w nic wyzbyte, nawet tego Nic w śmierci! Drudzy potężnieli w wysiłku we wszystko, dopełniając Wszystko w śmierci! Ty tego nie odsłaniaj! Pulsowało serce, aż bić przestanę! Ty tego nie rozważaj na wadze poznania! Rozkazał rozum, którego źrenicami są intuicja i wyobraźnia. Za tymi przez tysiąclecia narzuconymi pętlami poglądów, rzekomo skutecznie doprowadzających żywioł natury do ładu i porządku kultury, jakaś ciemna postać, a zarazem i nie postać, kastrowała Jednię człowieka, skażała psychozą strachu umysły, zohydzała całego człowieka. Tylko spotwarzone ciało usiłowało w męce utrzymać życie jak najdłużej w materii duchowej. Nie widzę potrzeby ani podstaw, by ciągle drwić, że to... nadaremne, bo i tak umrzemy. 29 Współcześni bogowie „...rozwój ekonomiczny jednych regionów może wpływać w sposób niszczący na gospodarkę i warunki życia w regionach odległych o tysiące kolometrów” A. Richling, J. Solon „Ekologia krajobrazu” naszą pogańską miłość do świętej ziemi, puszcz, jezior zamordowano przed stuleciami, by czcić malowidło, przedmioty i żerowisko pierzcha noc – ziemia wyobracała świtanie zaczyna się parodia przeżywania życia obcy tu bogowie myją spróchniałe zęby mają nabrzmiałe twarze od wyuzdanych uciech nocnych wyjadają śniadania śmiertelnikom wyruszają do pracy rządzenia tubylcami naród i ojczyznę wpisali w przeżyty archaizm budują potężne i szklane ogrody zoologiczne z solidnymi kratami praw ekonomicznych będąc absolutnymi władcami społeczeństw są sympatyczni i eleganccy w telewizji nie trzymają w rękach środków zagłady ani bata głodu nie odsłaniają w pełni planów nowego niewolnictwa – pewien stan sytości a nawet pewnego dobrobytu utrudnia widzenie skazywania na wypędzenie w bezrobocie stare twierdze więzienne zaborców przerobiono na muzea dziś wystarczy alkohol, narkotyk i podniety do zbestwień dziś wystarczy zdradzieckie mamienie zostania obywatelem globu gdy narody przemieni się w zorganizowane hordy wczoraj jeden bóg postępu zjadł drugiego boga nadział go na rożno podpiekając napalmem zajmując obszar kurczących się żerowisk na globie moc świętego Dolara wyraźnie wzrosła we wszystkich odległych regionach Przebiegłość „Nie poznajemy niczego prócz naszego życia, a życie nie może być poznane. Nie może być poznane, to znaczy cały ten system, zbiorowość wytwarzanych przez nas wartości, treści jest tylko środkiem do czegoś. Byśmy żyli”. S. Brzozowski. Idee. Wstęp do filozofii dojrzałości dziejowej. Lwów 1910, s. 214. przebiegły człowiek z fałszywym namaszczeniem mędrca dobierał się do wiedzy tajemnej w czarnej magii 30 mając nadzieję na zdobycie najwyższej mocy by zdobyć władzę nad umysłami dobierał się do samej tajemnicy życia i siły Ducha zaglądał szpiclując przez lewe lub prawe ramię plemiennego maga myśląc że jest Bogiem Kreatorem zamierzał jeszcze raz stworzyć człowieka wdzierał się w labiryntowe ścieżki organizmu chcąc wydrzeć wiedzę o samym źródle energii duchowej z zamysłem czerpania jej z drugiego człowieka cichcem jak złodziej łomem żądzy wyważył drzwi do boskiego ciała w sobie ujrzał w pchli własną próżnię umysłu wyzbytego rozumu wpadając w przerażeniu w obłęd to co czynił nie było koniecznością życia lecz zgubną żądzą przebiegłego człowieka któremu obca stała się praca nad własnym rozwojem by móc wyłaniać ze źródeł moc tworzenia godziwego dobra na rzecz własną i jednako świata przebiegły człowiek wyzwala w sobie stan obłędu głosząc że jest bogiem uprawiając nędzną magię złudzeń usiłuje wprzęgnąć wielu w stan swego obłędu z którego najczęściej nie ma już powrotów bez śmiertelnych okaleczeń zadanych hipnozą przecież jest wiadome że życie pochodzi ze Światłości która się staje bez zawłaszczeń Artysta pieśnią rozjarzał rozgwieżdżoną noc w świt narodzin bo dzieła człowieka i Boga są jeszcze nie ukończone tylko arcydzieło umysłu i rąk jest skończone w czasie by stać się wstępem do szlachetniejszej doskonałości staremu garncarzowi glina zżarła gładzące ją ręce ale on ją pieści żarem źrenic wedle nienazwanej chwały drżącymi palcami lepi garnek na wzór własnej twarzy zachowując pobrużdżenia i krzywizny zmarszczek rzeźbi modlitewnie pragnąc ujrzeć świt nad sadem 31 pieśnią rozjarzał bezgwiezdną noc w brzask świtu by garncarza modlitwę tworzenia garnka na wzór i podobieństwo stwarzania życia dopełniło światło a mężne ręce przejęła wiekuistość stary garncarz słysząc Słowo będące dałem otaczającego świata uśmiecha się zapatrzony w dal za doczesną dalą mówiąc : eh! zleciało życie w obrotnej robocie nie wiadomo kiedy potoczyło w garnkach, donicach i wypaliło w piecach a jeszcze pragnę je lepić choćby z cienia nocy wyłaniać kształty palcami całować świat choć to zaczyna już tylko boleć i krwawić pragnął własną śmierć uczynić błogosławieństwem Ziemi Miłość rozpaczającej matki gdyś się urodził nie byłam już twoim ciałem nie jestem twoim bólem ani oddechem nie jestem twoją śmiercią a przecież całą się oddałam dlaczego pozostałam a ty... dlaczego umarłeś w początku kwitnienia dlaczego pozostawiłeś we mnie czas miłości którego nikt nie wybiera ze siebie lecz otrzymuje z przeznaczenia byłam dla ciebie jak ziemia dla życia nic jesteś dany w oczekiwaniu nie jestem... już w twym początku ani odejściu dlaczego nie mogłam umrzeć za ciebie dlaczego synu umarłeś... nie popełniając wykroczenia... jak mam cię odnaleźć bo tkwiące w każdym Jest przecież nie umiera... Z czasu jesieni Za oknem pozorna szarość – ziemia rozebrana do snu. Patrzysz na jabłonie wyzbyte listowia. Nie dostrzegasz w nagich konarach śmierci Gałęzie skrywają brzemienne w kwiaty pąki. 32 Teraz dostrzegasz, a nie porą wiosny, całą królewskość złożoności życia, uroczyste oczekiwanie na ciepłe słońce, które pełnią rozbudzi potencjał Ziemi, a jabłonie przemówią światłem, rozwitającego w nich nieba. Ziemia w złączeniu ze światłami nieba przemienią się w soczyste owoce. Zaczyna siać deszczem. Spływa z chmur woda połogowa pierworodnego Stworzenia. Powaga milczenia – którą rozkrzyczą przebudzone liście i kwiaty w nieznanym źródle-korzeniu. Czy rozwijam w sobie wzór Drzewa Rodzącego? Różnice w każdej chwili możesz obdarzyć uśmiechem świat w każdej chwili możesz śmiertelnie zasłabnąć w każdej chwili możesz być okaleczony i skonać nie w porę czy w każdej chwili mogłeś się począć czy w każdej chwili mogłeś pełnią kochać drugiego czy w każdej chwili mogłeś kłamać że nic nie można zmienić na lepsze w niektórych chwilach chwile rozstrzelane w niektórych chwilach chwilowe zbratanie ale w każdej chwili staje się wieczności droga w każdej chwili skrywa się pocałunek śmierci i wieczny odpoczynek za którym nie tęsknią ludzie pracujący bez wytchnienia ani Syzyf którego męka nie jest wyzbyta znaczenia Homer sam siebie popędzał do większego trudu i wysiłku w arcytworzeniu, za co został wypędzony za bramy Miasta i coś z tego w każdym wieku się powtarza znów powrócił odstrzał Arcydzieła cicho i bez śladu czyni to nihilizm czy nie dlatego że to zobowiązujący wzór doskonalenia kto jeszcze pełnią swego życia jest przekonany że w każdej chwili może w człowieku 33 rozkwitnąć świetliste słowo Żyda bez wydruku umożliwiając przejść życiem śmiertelną przepaść w czasie oddechu Syzyf bezwzględnością toczy kamień przemieniając zbocze stromej góry i w tym zachowuje życie Tworzenie obrazu jest uroczyste milczenie będące mową oznaczającą tworzenie na rzecz zachowania barw samego życia człowiek wciąż przedziera się przez cienistą Dolinę doznając że jest snem nieprzebudzonej jeszcze Światłości! niektórzy w cienistej Dolinie nie wyzbytej świateł osobliwego nieba potrafili w wysiłku rozkwitnąć życiem jak kwiat lotosu zakorzeniony w bagiennym mule a, Ty, potrafiłaś nawet z cierpienia wywołanego cieniami śmierci ukazywać rozkwitanie barwami kwiatów z ogrodu Ciała natury niepojętego ciągle w nas Życia Pani Krystynie Nikan za trud tworzenia Piękna, które uszlachetnia człowieka * * * dziecko to oczywiste już „my” silniejsze od „ja” i „ty” ono również odkryje odosobnione „ja” poszukując miłosnego pomnożenia w radosne „my” tak było i będzie bo zostało przesądzone w Wiecznym niech temu „my” które odkryje w sobie „ja” nic się już w umyśle nie popłacze niech bezpieczniej dla świata i piękniej w rodzinie ludzkiej mu się żyje niech złote obrączki nie będą tylko chwilową ozdobą lecz łączą w zróżnicowaniu aż miłością pozagrobną 34 to „ja” klęcząc nad grobem, zamodlone, zapłakane to ciągle niepokonane, nierozdzielne „my” * * * Przyjaźń ze światem zwierząt, roślin, drzew, ptaków nie przychodzi z samego faktu zaistnienia ani z nieba. Trzeba ją nawiązywać od urodzenia, od pierwszego kroku zdobywać współtworzeniem, choćby najmniejszego dobra, odczuwać, czym jest głód wody w czasie suszy. * * * rada mądrości przez tysiąclecia ta sama Nade wszystko troszcz się w spokoju duszy o to, abyś zawsze rozumnie żył w stanie miłości! * * * Na pytanie Stanisława Vincenza – „Któż w takim razie czyni świat jeszcze gorszym niż jest?” Żaden zwyrodniały pismak, udający twórcę, nie odpowiedział, zajęty uprawą śmierci poezji. – Trupie teksty sprzedawał jako poeta. Jako?! Pogorszył, znędznił mit szatana, który obiecał już w Raju, ludziom że będą żyć JAKO bogowie. * * * co skrywa się za smakiem wiecznie rzeźwiącej wody w kręgu najdoskonalszej ciszy nasienia co spożywa życie w owocach wiśni a co sławi świergot ptactwa co wyraża w nich niewyrażalne co ciągle sprawia że cokolwiek istniejące choć w Przysłonie albo wyczuwalnym choć bezforemnym utajeniu wyraźnie przyciąga umysł czy w zupełności sam tylko człowiek stwarza wszelkie widzenia o czym powiadamia nas sam język życia w nauce nazywany informacją genetyczną 35 dlaczego tak ciągle wnikamy w Wieczne w smaku wody w najdoskonalszą ciszę nasienia – bezwiednie w tym szukając drogi do Jedni wszechświata jak usta niemowlęcia szukają piersi matki ta bezwiedność zadziwiająco zaradna choć w czymś nieskuteczna jakby odsłaniała TO jedynie bezimienne w światłości JEST na którym wspiera się najniższa i wyższa natura ale jak niższa, jak i czy wyższa czy może to ta sama Jednia stająca się różnorodnością w świergocie ptactwa, smaku wody, dotyku dłoni śmiertelnym krzyku zabijanego zwierzęcia jest coś z każdego człowieka i dlatego tak porusza dogłębnie to tkwiące w nas Jest Chorym na raka Święć się życie twoje bolesne w ciszy poranka, nie zakłóconej czczymi słowami pocieszenia. Święć się pragnienie twoje powrotu do zdrowia w porze południa, gdy jeszcze z trudem sprzątasz dom, oczekując na powrót najbliższych z pracy. Święć się życie twoje w narastającej fali bólu w przejrzystym powietrzu pełnym słońca coraz pełniejszego wiekuistego czasu. Pomyśl – nie zabierze nas w pełni życia Ziemia, nie przywróci w cielesności również Niebo. ... święć się życie do ostatniego oddechu bo taka była wola Stwórcy Życia i Wszechświata, i twoja, i moja, i najbliższych... Bliskie i konieczne „Myśl prosta i czysta w swej najwyższej esencji stanowi substancję wszechświata” Paul Brunton jak daleko odrzuciliśmy od siebie oczywiste prawdy do których biegły z szybkością myśli źrenice przez tysiące lat powracają do żywego ciała 36 – i – nikt nie wie do dziś dlaczego myśl jest energią w kosmosie ongiś nazwaną energią duchową dlaczego myśl jest szybszą od światła – i – nikt znów nie wie jak daleko może sięgać biologia którą tak zwyrodniały umysł upadlał nikt nie odczytuje że biologia jest „ziemią świetlistą” z której powędrujemy daleko za horyzont zdarzeń bez odmiany Istności samego życia nad nami wiecznością otwarte przestrzenie – dotykając okiem Mlecznej Drogi nie wyobrażamy sobie że błyskiem przejdziemy wpław wszelką materię – tajemną mocą szybkości myśli wyznaczamy przyszłe lądy i drogi w teraz w części światłością przerastającą wszelkie znane energie które nosi każdy w skafandrze ciała STAMTĄD otrzymując w porze poczęcia – będziemy kierowani przez bazę przedustawnego Stwórcy bez imienia by powrócić po spełnieniu dzieła na Ziemi ... jak znów daleko nam w tym myśleniu do samych siebie i zimno pośród czasu ostatecznych prawd ciągle słychać echo szeptu : „jak będę umierać trzymaj moją rękę... przysięgnij że będziesz... do końca” bliskie i konieczne oczywistością człowiecze * * * dość na tej ziemi jest męki i zgryzoty i dość owoców i chleba powszedniego dość spokojnego snu po znojnej pracy i dość radosnego światła o poranku dość uciech rozpustnych zabaw i rykowiska i dość nieszczęść chorób z nich wynikłych i przedwczesnych grobów dość na tej ziemi darów i talentów słów dziękczynnych i pokłonów dość powagi słów łączących ludzi i dość nadmiernej drwiny ze wszystkiego 37 dość jest na tej ziemi nędzy i głupoty i jednako dość prawd mądrości i pośród tego człowiek bezustannie odczuwa brak samego siebie brak Wiecznej pełni – wie bezbłędnie że w nim jest coś nie z tego świata którym nie pogardza * * * trzeba być duchowo godnym by uprawiać Ziemię-Poezję trzeba trudu by wiarą się odradzać w powszedniości trzeba umrzeć dla Dziecka przekazując mu wieczność by trwać w tworzeniu dokąd jest to pisane nie naszą ręką i nie musi być to wszystko aktem tragedii co w nas tak kocha dwie bose stopy niosące nas że wcale nie obawiając się żadnej śmieszności mówimy że naszymi piętami Bóg całuje się z Ziemią od chwili gdy wzrok człowieka ucałował Niebo1 1Godne myślenie, uszlachetniające rozwój człowieka, nie jest ideałem humanistów, lecz bezwzględnym wymogiem samego żyda. Urzędnik postąpił zgodnie z literą prawa poplątanego z bezprawiem acz podle dla człowieka skrzywdzonego przez los * * * Każda zdobyta władza to już początek jej końca. Wiedza nie przezwycięża zła tyrani wiedzą jak bezwzględnie tyranizować upadlani wiedzą jak upadlać gdy zdobędą władzę okradani jak okradać biedniejszych od nich zbrodniarze wiedzą jak zatajać zbiorowe mogiły 38 po co złoczyńcom potrzebna jest najwyższa wiedza? – po to, by sprawniej wyniszczać życie całych narodów w zdobywaniu nowych żerowisk i władzy nad światem! * * * Choćby zostało jedno żywe drzewo na Ziemi będzie Słowem milczącej nocy odradzającym ciało bo jest światłością życia, która nie ulega zagładzie Zawołanie gdzie się w ludziach zagubił czas dobrego gospodarza słoneczny szlak sprawiedliwości mój serdeczny współpielgrzymie pracy koniu ciągnący wóz naładowany zbożem! nie ocali cię już boży tu ongiś gospodarz którego zamordowano cyniczną drwiną wyrzucono z mowy codziennej i państwowego słownika oddaję ci całą w oczywistości sprawiedliwość : to ty rzetelnie nauczyłeś mnie ciągnąc pług powagi stąpania po ziemi, cierpliwego tworzenia, dobrej uprawy, alfabetu życia we wspólnocie byłeś i pozostaniesz współtwórcą w znoju i pokoju. Księgi Dziejów nie tylko ziemi ojczystej lecz planety Ziemi i Rodzaju Ludzkiego * * * ty – człowiek nie jesteś przypadkiem biernie przemijającą falą na powierzchni oceanu wydarzeń choć przemieniasz się każdą sekundą tak błyskawicznie że aż niepostrzeżenie nie jesteś ani za blisko ani za daleko rzeczywistości jesteś od zarania jej częścią i zarazem jedną jedyną w swym rodzaju osobą która potrafi przesunąć ziarenko piasku na pustyni zasiać zboże, zbudować dom, myśleć, zasadzić drzewo i przez to samo zmienić świat 39 przypisano ci zbyt wiele urojonej nędzy, poniżeń, zabobonów, pozornych celów życia, oświeceń, wielkości aż po bycie bogiem choć to ty rankiem sam rozwiązujesz swój czas idąc do obory z brzemieniem siana głodny koń przywołuje ciebie rżeniem odwiecznym prawem współżycia jeszcze nie oślepłeś wśród burzy gradobicia bezsensem, głupotą odczuwasz sobą oczywiste rzeczy, własne przeżycia i cele dnia to JAK teraz wykonujesz, to co czynisz odsłaniasz to: kim jesteś dla świata, jak czynisz, żyjesz, tak samo i myślisz człowieku! nie jesteś tu metaforą wszechświata, tematem, lecz sercem tego oto wiersza które może ożyć w innym * * * Nie tworzę galerii rozczarowań i pretensji do świata – odsłaniam zwycięski uśmiech życia w kręgu fatum! Prośba altruisty Dajcie mi w końcu trochę świętego spokoju, abym mógł wyplątać się z własnego nieszczęścia! * * * Żaden z mędrkujących o niepokoju moralnym nie dotknął takiej prawdy jak dziadek Michał Borżuł z Bełcząca w tym oto zdaniu, które powiedział w 1957 roku: „Ludzie znieprawionego umysłu i nierzetelnej mowy tworzą podstawy każdego piekła na ziemi”. * * * od zawsze każda wojna była dla kogoś wygrana a pokój na Ziemi zaprzepaszczony aż do teraz * * * gdy Doczesne rozwinie w sobie Wieczne możliwym stanie się odrodzenie Ziemi tworzenie ogrodu życia! 40 * * * ciągle jedynym i niepojętym Arcydziełem jest życie w amfiteatrze Kosmosu! Macierzyństwo stanęła na wysokości świetlistego rozumu stanęła na wysokości której nie znają wszelkie określone wysokości podając Dziecku Pierś nabrzmiałą mlekiem bez czego żaden bóg nie byłby Bogiem przeszłość teraźniejszością i przyszłością a poeta poetą Gloria tworzenia nawet pustynie wydają w swym wnętrzu żywe piękno tworząc własną różę – różę pustyni