ZROZUMIEĆ DZIEJE Maciej Serwański HISTORIA POWSZECHNA WIEK XVI – XVIII POZNAŃ 2000 Spis treści Wstęp I. Społeczeństwo i gospodarka Europy od schyłku XV do końca XVII wieku Sytuacja demograficzna w Europie wczesnonowożytnej Przemiany struktury gospodarczej: rozwój techniki produkcji Dualizm gospodarczy w Europie Nowe formy organizacji życia gospodarczego Pojęcie akumulacji pierwotnej Rewolucja cen Formy aktywności gospodarczej szlachty europejskiej w XVI-XVII wieku II. Wokół Kolumba – odkrywanie świata. Geneza i znaczenie wielkich wypraw geograficznych Uwarunkowania wypraw odkrywczych XV-XVI wieku. Hierarchia ich znaczenia Pierwsze wielkie wyprawy geograficzne. Faza portugalsko-hiszpańska Ludy Ameryki prekolumbijskiej Wyprawa Magellana. Początek żeglugi globalnej Faza holendersko-angielsko-francuska wypraw geograficznych. Rosyjska penetracja Syberii Znaczenie wypraw geograficznych III. Nowa koncepcja człowieka: epoka odrodzenia Problem renesansu w historiografii Geneza odrodzenia Humanizm a renesans – rozróżnienie pojęć Humanizm renesansowy Cechy humanizmu renesansowego Światopogląd człowieka renesansu Przewrót w sztukach plastycznych Wielcy humaniści epoki odrodzenia IV. Oblicze wyznaniowe nowej Europy: reformacja i upadek koncepcji Reipublicae Christianae Dyskusje terminologiczne wokół reformacji w historiografii Sytuacja w Kościele katolickim u progu czasów nowożytnych Geneza reformacji na tle sytuacji w Niemczech; istota podziałów religijnych w Rzeszy Radykalny ruch reformacyjny. Nurt plebejski Kalwinizm Czy chęć rozwodu Henryka VIII była przyczyną reformacji w Anglii? Polityczny charakter reformacji we Francji Fenomen polskiej tolerancji V. Kościół wobec reformacji. Kontrreformacja czy reforma katolicka? Zakon jezuitów Sobór trydencki i jego konsekwencje VI. Barok jako zwierciadło epoki Pojęcie baroku – spory terminologiczne Problem „przejścia” od odrodzenia do baroku. Manieryzm Barok jako zwierciadło epoki Barok a kontrreformacja Barok a absolutyzm Barok mieszczańsko-protestancki Teatr i muzyka baroku VII. Pierwsze rewolucje mieszczańskie w nowożytnej Europie Sytuacja w Niderlandach. Holendrzy wobec habsburskiej polityki represji Niderlandzka rewolucja mieszczańska Rewolucja w Anglii VIII. Ogólnoeuropejskie znaczenie konfliktu habsbursko-francuskiego (koniec XV- połowa XVIII wieku) Państwa zaangażowane w konflikt Wojny włoskie (1494-1559) Okres konfliktów religijnych w drugiej połowie XVI wieku Wojna trzydziestoletnia (1618-1648) Wojny Ludwika XIV Zmiana układu sił w pierwszej połowie XVIII wieku. Ku odwróceniu przymierzy IX. Kształtowanie się absolutyzmu w Europie XVI-XVIII wieku Od monarchii stanowej do monarchii absolutnej Uwarunkowania rządów absolutnych w państwie nowożytnym Proces wzmacniania się władzy monarszej we Francji Ideologia absolutyzmu w XVI wieku. Jean Bodin Ars imperandi (sztuka rządzenia) Henryka IV Burbona Czasy Ludwika XIII. Od regencji do rządów ministerialnych Model monarchii absolutnej Ludwika XIV Odmienne podstawy ideologii absolutyzmu Rządy absolutne w innych uwarunkowaniach (Szwecja, Dania, Brandenburgia) Absolutyzm jako element „starego porządku” Antyabsolutystyczny ustrój szlacheckiej Rzeczypospolitej Polskiej Absolutyzm oświecony XVIII stulecia a absolutyzm „klasyczny” X. Rywalizacja o dominację nad Bałtykiem w XVI-XVIII wieku Sytuacja nad Bałtykiem w pierwszej połowie XVI wieku Pierwsza wojna północna. Status quo nad Bałtykiem na przełomie XVI i XVII stulecia Zabiegi Szwecji o „wewnętrzne jezioro” w XVII wieku. Okres wojny 30-letniej i „potop” szwedzki w Polsce Wielka wojna północna na początku XVIII wieku i zmiana układu sił nad Bałtykiem XI. W kręgu oddziaływania Turcji Osmańskiej Ekspansja turecka na trzy kontynenty w XVI wieku Organizacja Imperium Ottomańskiego Osłabienie znaczenia państwa osmańskiego w XVII stuleciu Turcja w stosunkach międzynarodowych w XVIII wieku XII. Kolonializm europejski i jego skutki. Powstanie Stanów Zjednoczonych Holenderska aktywność kolonialna Rywalizacja kolonialna Anglii i Francji Kolonie angielskie w Ameryce Północnej. Powstanie Stanów Zjednoczonych Ameryki Konstytucja Stanów Zjednoczonych XIII. Przeobrażenia cywilizacyjne w XVIII wieku – rewolucja przemysłowa Rewolucja czy przewrót? Powszechnodziejowe przesłanki przemian społeczno-gospodarczych Rewolucja przemysłowo-techniczna w Anglii XIV. Nowe horyzonty myślowe: wiek Oświecenia Przesłanki nowej ideologii – racjonalizm oświeceniowy Twórcy „wieku świateł” i ich dzieła; reakcja na feudalizm, absolutyzm, klerykalizm „Wiek świateł i rozumu” w swych rozmaitych przejawach Podsumowanie Wskazówki bibliograficzne Indeks nazwisk Pamięci Ojca Wstęp Nie ma, jak wiadomo, jednej historii. Dla każdego człowieka przeszłość rysuje się w innym wymiarze. Każde pokolenie ma odmienne spojrzenie na dzieje i pisze historię na nowo. Trudno tu wspominać o wszystkich uwarunkowaniach tego zjawiska. Sposób widzenia wydarzeń i procesów, które działy się „dawniej” zależy, rzecz jasna, od przyjętej perspektywy, która wynika z rozmaitego usytuowania społecznego, narodowego, kulturowego osoby patrzącej w przeszłość, jej przekonań politycznych, stanu wiedzy, potrzeb chwili (propagandowych, „ku pokrzepieniu serc”...) itd. Uwagi te dotyczą również (trzeba by czasem dodać – niestety) zawodowych dziejopisów. Dlatego właśnie mamy tyle różnych interpretacji minionych epok, również tych publikowanych w formie książek. Kiedy jednak do pisania o przeszłości zabiera się wspólnie kilku historyków, specjalistów różnych epok, ale pracujących w tym samym instytucie uniwersyteckim, i którzy chcą zaprezentować razem w miarę spójną syntezę minionych czasów, trzeba uzgodnić zasadnicze kryteria takiego przedsięwzięcia. Tak jest właśnie w przypadku serii Zrozumieć dzieje Wydawnictwa Poznańskiego, którego niniejszy tomik jest trzecią częścią. Podstawowe jej założenia przedstawiłem już, jako redaktor naukowy serii, we wstępie do książki, która ukazała się najwcześniej – Tomasza Schramma, Wiek XX. Zainteresowanego Czytelnika odsyłam do tych uwag. Wspomnę więc tylko, że w pięciu tomikach pięciu autorów przedstawia swoje własne, indywidualne spojrzenie na epokę, w której się naukowo specjalizują. Wyszliśmy jednak z założenia, że należy zadbać o uwzględnienie – chociaż w skrótowej formie – możliwie całej podstawowej problematyki danego okresu przejawiającej się na czterech zasadniczych płaszczyznach procesu historycznego: społecznej, gospodarczej, politycznej i kulturalnej. Przyjęliśmy przy tym, że chodzi nie tylko o pokazanie zjawisk, wydarzeń, faktów, ale także, a może przede wszystkim, procesów znamiennych dla mechanizmów „dziania się” w historii. Tylko w ten sposób można bowiem przeszłość z r o z u m i e ć, a nie „tylko” z n a ć. Każdy z autorów uczynił to na swój sposób, uwypuklając preferowaną przez siebie problematykę, starając się jednak nie uchybić ogólnym założeniom serii. Wstępne uzgodnienia starałem się respektować i w tym tomiku. Szczególny nacisk położyłem na uwzględnienie współzależności owych czterech stron procesu dziejowego. Niewątpliwym utrudnieniem (tak, jak i dla innych autorów) było tu przyjęte ograniczenie objętości każdego tomu, zwłaszcza przy założeniu poruszenia możliwie wszystkich najistotniejszych dla epoki zagadnień. Ten postulat wziąłem sobie do serca; przy zachowaniu własnej wizji omawianego tu okresu dziejów (uważny Czytelnik na pewno „odkryje” moje preferencje), starałem się poruszyć jak najwięcej tematów, w kilku przypadkach zbierając w jednym rozdziale przewijającą się w dziejach powszechnych historię danego problemu. Dla Czytelnika będzie to widoczne szczególnie na płaszczyźnie politycznej – zapewne najtrudniejszej w lekturze ze względu na dość obfitą faktografię. Jest to wszakże sytuacja nazywana „coś za coś”: przedstawienie jednego zagadnienia obejmującego np. 250 lat w zwartym (a nie rozrzuconym, jak często w podręcznikach) ujęciu problemowym „zagęszcza” wspominane wydarzenia, ale pozwala zaprezentować logikę rozwoju sytuacji w ramach całościowego obrazu. Bez tego trudniej zrozumieć takie problemy z przeszłości jak rywalizacja francusko-habsburska czy konflikty wokół Bałtyku. Jak zawsze w historii, staje problem przyjętej periodyzacji. W przypadku prezentowanego tu okresu mało dyskusyjna jest cezura końcowa – wybuch rewolucji francuskiej w 1789 roku, który to moment przyjmuje się najczęściej za koniec pierwszej fazy nowożytnych dziejów powszechnych (datowanych w całości do I wojny światowej). Bardziej dyskusyjna jest cezura wyjściowa, określana często przez daty: zdobycia Konstantynopola przez Turków w 1453 r., odkrycia Ameryki przez Kolumba w 1492 r. czy wystąpienia Lutra w 1517 roku. W świetle współczesnej interpretacji dziejów kryterium periodyzacji „według dat” jest nie do przyjęcia; zmiany epok nie dokonywały się z dnia na dzień. Dlatego też dla określenia „naszego” okresu początkowego musimy raz jeszcze posłużyć się poszczególnymi polami procesu dziejowego. Stwierdzimy wtedy, że chronologicznie rzecz biorąc, ogromne znaczenie „jakościowe” w przejściu od średniowiecza do nowożytności będzie miała druga połowa XV wieku. W gospodarce dały się wtedy zauważyć pierwociny stosunków kapitalistycznych. To również początek nasilenia się odkrywczych wypraw geograficznych, ekspansji europejskiej, odkrycia Nowego Świata. W kategoriach społecznych obserwujemy wstępną fazę przechodzenia od struktur stanowych do układu, w którym aktywność własna i stan posiadania jednostki – a nie urodzenie – będą określać jej pozycję społeczną. W polityce to okres kształtowania się monarchii narodowych, początek rywalizacji dwóch bloków państw europejskich. W sferze kultury to otwierająca nowe horyzonty epoka odrodzenia z humanizmem renesansowym i zbliżającym się rozłamem reformacyjnym. O wszystkich tych zagadnieniach będzie mowa dalej. Trudny do praktycznego rozwiązania jest inny problem: europocentrycznego widzenia dziejów. W prezentowanym tu ujęciu Europa będzie jeszcze głównym podmiotem narracji. Nie dlatego wszakże, że autor lekceważy „resztę świata”. Wynika to z przyjętej szerzej w naszym kręgu kulturowym pragmatycznej metody śledzenia zachodzących procesów na węższych wybranych terytoriach, wedle której wybrano Europę jako model tworzenia się historii powszechnej dla porównywania go z innymi kulturami świata. Nie jest to więc europocentryzm twierdzący, że Europa jest najlepsza, ale świadomy model dziejów powszechnych, mający również swój aspekt dydaktyczny przyjmujący, że do problematyki szerszej (światowej) wprowadza się poprzez wiedzę lepiej znaną i przyswojoną (historię Starego Kontynentu). A swoją drogą, jak to zauważył świetny reportażysta i znawca świata pozaeuropejskiego Ryszard Kapuściński (na Światowym Kongresie PEN Clubu w 1999 roku), dopiero „w wieku XX zaczęła się detronizacja Europy”. A wcześniej „przez pięćset lat Europa niepodzielnie dominowała, była niekwestionowanym centrum świata, wyznaczała naszemu globowi rytm, kierunek rozwoju, a jej instytucje i styl myślenia były wzorcem dla wszystkich ludów planety”. Również i dlatego przyglądając się bliżej różnym aspektom jej historii między drugą połową XV stulecia i końcem XVIII wieku łatwiej jest „zrozumieć dzieje”. A przez to lepiej rozumieć współczesność. Uwzględniając przyjęte założenia, trzeba też wyraźnie określić miejsce historii Polski w przedstawionym tu ujęciu. Pojawia się ona tam, gdzie jej rola ma charakter powszechnodziejowy, gdzie „wplata się” w wydarzenia mające szerszy, europejski wymiar. Nie ma to więc być historia widziana przez „polskie okulary”. A to już, nierzadko, pewne wyzwanie. Rozdział I : Społeczeństwo i gospodarka Europy od schyłku XV do końca XVII wieku Trudno jest mówić w historii o przyspieszeniu biegu dziejów i ich zwolnieniu, o rozwoju, stagnacji bądź regresie poszczególnych dziedzin życia, jeśli nie wprowadzimy punktu odniesienia. Trzeba przecież dokonać konkretnego porównania, by móc wyciągać wnioski, że "coś" odbywało się szybko lub wolno, stało wysoko lub nisko, "czegoś" było dużo (więcej) lub mało (mniej). Zatrzymany na chwilę, na nasz użytek, obraz dawnych dziejów uchwycony w pewnym momencie, tak jak "stop-klatka" na taśmie wideo pozwala przyjrzeć się sytuacji i na tej podstawie ocenić później, w stosunku do niej, zachodzące zmiany. Zastosujmy tę metodę w stosunku do Europy wczesnonowożytnej, by spytać jaka ona była u progu tej epoki, na początku XVI wieku. Interesować nas będą przede wszystkim te formy aktywności ówczesnych ludzi, które określały warunki ich życia. To będzie podstawa do omówienia najistotniejszych przeobrażeń społeczno-gospodarczych tamtych czasów i odniesienie do dalszych rozważań o dziejach Europy i świata. Sytuacja demograficzna w Europie wczesnonowożytnej. Na początku XVI wieku liczba mieszkańców Starego Kontynentu nie przekraczała stu milionów. Szacunki demograficzne dotyczące tamtej epoki są bardzo utrudnione i w różnych opracowaniach spotyka się odmienne dane. Można jednak przyjąć, że była to wielkość rzędu 80-90 milionów (dzisiaj tyle ludności liczą same Niemcy, a Europa ponad 720 milionów). Przy czym zaludnienie Europy było bardzo nierównomierne; jeśli stwierdzimy, że dawało ono przeciętną gęstość zaludnienia 8-9 osób na 1 km2, to taka liczba wprowadza w błąd. Nie można przecież bezkrytycznie przyjmować danych statystycznych (opowiada się anegdotę o pewnym statystyku, który utopił się w stawie o przeciętnej głębokości 50 centymetrów). Duża gęstość zaludnienia to na ówczesne czasy ponad 30 osób na 1 km2; taki był jej poziom w Niderlandach, północnych Włoszech, części Francji i Niemiec. Dużo słabiej zaludniona była Europa północno-wschodnia i Bałkany. Od końca XV wieku obserwuje się silny przyrost ludności, który będzie trwał do początków XVII stulecia. Wzrost demograficzny szacuje się na 8 do 10 promil w skali rocznej, co znaczącym przyrostem populacji wyróżnia ten okres w dziejach nowożytnych. Poprawiało się wyżywienie ludzi; zbierano większe plony, lepszy transport i rozwijający się handel polepszały dystrybucję żywności. Zmieniały się na korzyść warunki higieniczne bytowania ludzi, lepsze były mieszkania (wspomina się np. często - skądinąd słusznie - że pojawiły się wtedy szyby w oknach), mniej było chorób epidemicznych, lepiej się przed nimi broniono, np. izolując chorych. Ale mimo to, że przyrost ludności był (w promilach) relatywnie duży, liczbowo wyrażał się w mniejszym wymiarze; epidemie, klęski głodu, zarazy, wojny nadal czyniły spustoszenia na skalę całych regionów. Wysoka była śmiertelność niemowląt, ponad 20%, a niemal połowa dzieci umierała przed dziesiątym rokiem życia. W konsekwencji niska była (znowu statystyczna!) średnia długość życia wynosząca 20-25 lat, chociaż zwiększyła się ona w ciągu stulecia do 25-30 lat (jeśli urodziło się dwoje dzieci, jedno zmarło w połogu, a drugie dożyło, powiedzmy, 55 lat - mamy dla tych dwóch osób taką właśnie przeciętną długość życia). Co oznacza w tamtych czasach określenie "ludne państwo"? I tu szacunki są rozbieżne, przyjmijmy grosso modo te, które dla początku XVI wieku podaje się ostatnio (R. Mackenney). Najludniejsza była Francja - ok. 16 mln mieszkańców, Rzesza niemiecka liczyła jakieś 3 mln mniej, Włochy - ponad 10 mln, Rosja - 9, podobnie Hiszpania z Portugalią (przy czym samą Kastylię zamieszkiwało prawie 5 mln), Wyspy Brytyjskie - około 4,5 mln, Polska (Korona) - 3,5 mln mieszkańców. Dla większości rozwijających się krajów Europy znamienny jest w XVI wieku proces przechodzenia ludności do miast. Składa się nań wiele czynników, o których mówimy dalej. Tutaj trzeba stwierdzić, że proces urbanizacji jest jednym z najbardziej znamiennych zjawisk w Europie XVI wieku. Szacuje się, że w tym okresie ogólna liczba ludności wzrosła o 25 %, natomiast liczba ludności miejskiej o 75 %. Duże miasto w tamtych czasach liczyło się już powyżej 10 tys. mieszkańców; z dostępnych źródeł wnioskuje się (R. Mackenney), że w Europie (bez Rosji i posiadłości osmańskich) liczba takich miast w ciągu XVI stulecia zwiększyła się ze 154 do 220. Ale miast wielkich - powyżej 100 tys. mieszkańców - nie było więcej niż dziesięć. Przemiany struktury gospodarczej: rozwój techniki produkcji.Wzrost demograficzny oznaczał przyrost ludności. Z ekonomicznego punktu widzenia należy zauważyć, że w ten sposób przybywało równocześnie spożywców i wytwórców. Zwiększał się popyt na różne dobra. Musiało nastąpić ożywienie życia gospodarczego. Jedno i drugie musiało na siebie wzajemnie wpływać. Aby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu, życie narzucało konieczność wprowadzania zmian w sposobie produkcji, zwiększenie efektywności gospodarowania, wymuszało postęp techniczny. Tak się też działo. Przykłady można by mnożyć. Wskażmy na jeden z nich, często wspominany, ale przecież znamienny: koło wodne nasiębierne - prawda, że ładna nazwa? Otóż wcześniej do napędzania różnych urządzeń (przede wszystkim młynów) korzystano głównie z koła wodnego "podsiębiernego", dużej instalacji ustawionej nad płynącą wodą - rzeki, potoku, strumienia, uzależnionej od siły wody i umiejscowionej tam, gdzie płynął jej nurt. Koło wodne nasiębierne korzystało z energii spadającej na nie wody, skierowanej w odpowiednie miejsce z położonego często dalej jej nurtu. Woda była gromadzona w zbiorniku, który pozwalał regulować spadający na koło z góry strumień wody; uniezależniało to korzystającego z tej energii od kaprysów aury (susza, powódź), pozwalało regulować siłę spadającej wody zależnie od potrzeb napędzanej maszyny, dawało możliwość instalowania ich w pewnej odległości od rzeki, strumienia, potoku, tam, gdzie to odpowiadało korzystającemu z tej energii. Udoskonalone koło wodne pozwalało teraz na połączenie go z bardziej skomplikowanymi urządzeniami: miechami, piłami, windami, młynami, foluszami (zgęszczającymi, spilśniającymi tkaniny), dźwigami, pompami, młotami kuźniczymi, w górnictwie, hutnictwie, przy produkcji papieru, obróbce drewna oraz metali (np. miechy pozwalały uzyskać wysoką temperaturę wytopu rudy żelaza w dużych piecach zastępujących dawne dymarki). Rosnąca produkcja żelaza i stali pchnęła naprzód gospodarkę europejską, a samo koło nasiębierne uznaje się za "najwyższy element postępu technicznego tego okresu" (Z. Wójcik). Rozwija się produkcja tekstylna, sukiennictwo, rozpowszechnia się poziomy warsztat tkacki, pojawia się warsztat samoprząśniczy (nawijający również wytworzoną nitkę). Wspomnieć też trzeba o zmianach w technice wojennej, o rozwoju konstrukcji broni palnej i artylerii. W toku dziejów obserwujemy nieustanny wyścig między udoskonalaniem artylerii i sztuki fortyfikacji. Teraz, w naszym okresie, górę wzięła broń palna i działa - oznaczało to zmierzch starych obronnych zamków i dawnego rycerstwa. Powiedzmy też o charakterystycznej dla epoki gałęzi produkcji - szkutnictwie; zmienia się sposób budowania okrętów, stosuje się szkielet obijany deskami, więcej masztów, różne żagle, okręty są szybsze, zwrotniejsze, lepiej wyposażone, symbolem podróży odkrywczych staje się karawela (zob. rozdział o wyprawach geograficznych). Znamienna była rola wynalazku ruchomej czcionki przez Johannesa Gutenberga. W 1455 r., kiedy drukował swe wydanie Biblii, w Europie były dwie drukarnie nowego typu, niecałe pół wieku później, w 1500 roku już 200 miast posiadało drukarnie. Wynalazek ten miał swe duże znaczenie również w sferze gospodarczej, książki propagowały nowości, postęp, wynalazki, i to nie tylko za pomocą słowa drukowanego, ale także - a może głównie - drzeworytu - środka oddziaływania wizualnego, uprzystępniającego nową wiedzę, także rolną, techniczną, teraz szerzej dostępnego w zwiększającej się szybko liczbie książek i drukarń. Wzrost demograficzny wymuszał postęp w produkcji rolniczej. Jako system uprawy powszechna była trójpolówka, ale w najbardziej rozwiniętych gospodarczo Niderlandach w ciągu XVI wieku następuje przejście do płodozmianu. Udoskonalane są narzędzia rolnicze, które mają coraz więcej żelaznych części. W wielu krajach, a nie tylko jak wcześniej w Anglii i we Włoszech, pojawiła się literatura dotycząca rolnictwa. Rozszerzała się powierzchnia upraw. Istotne jest pytanie o wydajność produkcji zbożowej, o plony zbóż w tamtych czasach. Nie liczono ich, jak dzisiaj, w kwintalach z hektara, lecz stosunkiem ilości ziaren wysianych do zebranych na danym areale. I tu przytaczane dane różnią się, ale przyjmijmy (za A.Wyczańskim), że w XVI wieku dla czterech zbóż w przodujących Niderlandach było to 7,5 ziaren, w Anglii i Francji (dla tej ostatniej tylko pszenica) 5,5, w Rzeszy - 4,4, w Polsce (Korona) - 5,1, na Litwie 3 ziarna, a w Rosji 2,9. Widzimy więc, że dobre plony to 7 ziaren, średnie 4-5, a słabe - poniżej 3 ziaren. Wiek XVI to okres dobrej koniunktury dla rolnictwa, miasta konsumują coraz więcej, wzrastają ceny produktów żywnościowych. Z powyższych danych widać też, że Polska (a ściślej - Korona) "posiadała rolnictwo na dość dobrym poziomie, nie gorszym niż większość państw zachodniej Europy, z tym że mając ludność rzadziej osiadłą niż one, mogła dość łatwo eksportować spore nadwyżki produkowanego zboża" (A. Wyczański). Te możliwości nakładały się na przemiany ustroju rolnego w Europie. Dualizm gospodarczy w Europie. W zakresie stosunków produkcji w rolnictwie Europa zachodnia, już od schyłku średniowiecza, zaczyna się coraz bardziej różnić od krajów na wschód od Łaby. Na zachodzie zanika poddaństwo osobiste chłopów, upowszechnia się czynsz pieniężny z dzierżawy większych i średnich gospodarstw. W Anglii następuje proces zagarniania przez średnią szlachtę małych gospodarstw chłopskich i zamiany ich na pastwiska dla hodowli owiec, co z kolei rozwija sukiennictwo (o tych procesach będzie jeszcze mowa). Czynsz, ponieważ jest stały a ceny rosną, traci na wartości, a produkcja zboża z wykorzystaniem płatnych na dniówkę "robotników rolnych" staje się mało opłacalna. Następuje kapitalizacja stosunków gospodarczych; można mówić o kryzysie feudalizmu. Inaczej jest w Europie wschodniej, gdzie rozwija się pański folwark ziemski, zwiększa się wymiar chłopskiej pańszczyzny, zaostrza się poddaństwo osobiste chłopa - mówimy tam o wtórnym poddaństwie i procesach refeudalizacji. Gospodarstwo folwarczne stało się producentem towarów na zbyt (głównie zboża), opierając się na darmowej, pańszczyźnianej sile roboczej. Charakteryzując te procesy, w historiografii mówi się o tzw. granicy Łaby jako wyznaczniku podziału gospodarczego Europy na dwie strefy. Rozważa się też trójpodział kontynentu pod tym względem. Jest to zagadnienie ciągle dyskusyjne, obejmuje nie tylko kwestie agrarne, ale szerzej - ogólnoekonomiczne (J. Topolski, E. Kaczyńska, E. Piesowicz), niemniej wyjaśnia ono z pozoru logiczne pytanie: dlaczego przy wyższej wydajności rolnictwa na Zachodzie sprowadzano tam produkty rolne zza linii Łaby? Decydowała odmienność stosunków agrarnych wpływająca na opłacalność produkcji, struktura społeczno-gospodarcza ludności oraz różnice w formach jej aktywności zawodowej. Zanim do tego wrócimy, trzeba jeszcze dodać, że kryzys feudalizmu na Zachodzie nie oznacza kryzysu gospodarczego. Był to kryzys formacji społeczno-ekonomicznej, a nie "stanu gospodarki", która nie cechowała się ani kryzysem, ani stagnacją lecz była w rozwoju. Nowe formy organizacji życia gospodarczego. Przyrost ludności, wzrost zapotrzebowania na towary i produkty wywoływał ożywienie gospodarcze. Trzeba było nastarczyć rosnącemu popytowi, musiały się zmienić formy wytwarzania i wymiany dóbr. Mówiąc skrótowo - coraz więcej ludzi powinno się móc wyżywić i ubrać. Temu drugiemu miała sprostać produkcja rzemieślnicza, ale w istniejących strukturach cechowych nie była w stanie nadążyć za zapotrzebowaniem. Cechy miały zamkniętą strukturę, która ograniczała przyrost produkcji, hamowała możliwość "wyzwalania się" rzemieślników. W interesie członków cechu było niepełne zaspokajanie rynku, utrzymywanie, jak mówimy współcześnie, rynku producenta a niedopuszczanie do powstania rynku konsumenta. Taka sytuacja nie mogła trwać dalej. Zaczęli się pojawiać producenci wytwarzający dobra konsumpcyjne poza strukturą cechową. Mógł to być np. czeladnik nie mogący się doczekać wyzwolenia na mistrza, ponieważ liczba tych ostatnich w ramach cechu miała być ograniczona. Ta kategoria rzemieślników pracujących poza strukturą cechową nazwana została "partaczami". Uruchomiony został proces zmian form wytwarzania, który prowadził od cechu poprzez tak zwany nakład do manufaktury. Prześledźmy w skrócie tę ewolucję, zaznaczając że będzie to pewien obraz modelowy, który w rzeczywistości w tak jednoznaczny sposób nie przebiegał, że często nowe i stare formy produkcji współistniały obok siebie i na różnych terenach pojawiały się niejednocześnie. I załóżmy jeszcze, dla uproszczenia, że naszym wzorcowym rzemieślnikiem będzie szewc. Otóż najpierw ów rzemieślnik, który czeka na "wyzwolenie" na mistrza jest w cechu. Opuszczenie przez niego tej struktury jest reakcją na skostnienie tej instytucji, na ograniczanie w imię tradycji produkcji rzemiosła cechowego. Jako rzemieślnik-"partacz" miał własny surowiec i własne narzędzia, produkował dla znanego sobie kręgu odbiorców. Jako szewc wiedział ile i jakie buty ma wyprodukować. Orientował się ile konkretnych indywidualnych zamówień ma oczekiwać i na jakie nogi - dorosłe, dziecięce, męskie, damskie, szczupłe, tęgie - ponieważ znał osobiście swoich klientów. Wiedział więc ile potrzebuje materiału i ile czasu na wykonanie produktu. Pojawia się jednak u niego człowiek, który namawia go, by zrezygnował z kłopotliwego starania się o każdego klienta i jemu sprzedawał zamówiony gotowy produkt w określonym rodzaju i ilości. Tu właśnie wkraczamy w etap nowej formy produkcji - człowiekiem który się pojawił u szewca jest bowiem tzw. nakładca. Przyjmuje się istnienie trzech etapów nakładu w rozwoju historycznym. Faza pierwsza polega na tym, że rzemieślnik-chałupnik ma własny surowiec i narzędzia, natomiast dostaje pieniądze od nakładcy za gotowy produkt. Zmiana sytuacji jest wyraźna: od tego momentu utracił bezpośredni kontakt z rynkiem, ze swymi nabywcami, produkuje dla anonimowego odbiorcy, a zysk ze sprzedaży zagarnął nakładca. W drugim etapie nakładca skłania producenta do zrezygnowania z kłopotliwego i czasochonnego zabiegania o surowiec, jest nawet gotów rozliczać się z naszym szewcem dostarczając mu skórę na kolejne wyroby; przekonuje, że dzięki temu rzemieślnik zwiększy swą produkcję. Teraz narzędzia należą jeszcze nadal do chałupnika, ale surowiec jest już nakładcy. Producent dostaje zatem wynagrodzenie za pracę od sztuki wytworzonego towaru. Był to już nakład we właściwym i pełnym tego słowa rozumieniu. W trzeciej fazie chałupnik ma już tylko swe umiejętności i ręce do pracy, natomiast surowiec i narzędzia (te ostatnie utracone często za długi) są już własnością nakładcy, który kontrolował cały proces wytwarzania produktu. Można rozważać pozytywne i negatywne funkcje nakładu w ówczesnej sytucji społeczno-gospodarczej. Do pozytywów należał fakt, że nakład przełamywał on skostniałe bariery cechowe, dawał zatrudnienie liczniejszym grupom, miejskim i chłopskim, producentów. Zwiększając ilość wytwarzanych dóbr potaniał produkty, a więc zarazem uprzystępniał je szerszym rzeszom społeczeństwa. Powodował równocześnie wzmożenie nacisku na producenta, który przejawia się początkami kapitalistycznego wyzysku, ograniczał przedsiębiorczość rzemieślnika, odcinał go od kontaktu z rynkiem. Od rozwiniętego nakładu pozostawał już tylko krok do następnej formy organizacji produkcji - do manufaktury. Stadium pośrednim była tzw. manufaktura rozproszona. Różniła się ona od wytwórczości nakładczej tym, że chałupnik, czy raczej w liczbie mnogiej - chałupnicy, nie wykonywali już całego produktu u siebie, ale tylko jego część, określone pierwsze czynności. Robili to sprawniej, bo specjalizowali się w wykonywaniu jednej czynności ( np. jedni wykrawali podeszwy, inni robili cholewki). Prace końcowe odbywały się następnie we wspólnym pomieszczeniu. I ten system udoskonalono: powstała manufaktura scentralizowana. Tutaj już cały proces produkcji odbywał się pod jednym dachem. Manufaktura przyniosła kolejne korzyści. Stanowiła skuteczną konkurencję z rzemiosłem, jako że podniosła wydajność produkcji, doprowadziła do specjalizacji pracy, dzięki której można było produkować szybciej, więcej i taniej. Umożliwiła lepszą organizację pracy, skupienie wyrobników w jednym miejscu dawało oszczędność surowca, lepszą kontrolę nad pracującymi, możliwość szerszego wykorzystania siły mechanicznej w procesie produkcji (wracamy do roli koła wodnego). Równocześnie zwiększa się eksploatacja zatrudnionych, część siły roboczej pracuje pod przymusem, powstaje wolny rynek najmu wraz z kapitalizowaniem się stosunków gospodarczych. Będziemy o tym jeszcze mówić. Tu powtórzmy tylko, że nowe formy produkcji nie powstają w Europie jednocześnie; manufaktury zaczną odgrywać większą rolę w XVII wieku (i to w Europie zachodniej), by dopiero w XVIII stuleciu - i to już na szerszą skalę - przeżywać swój rozwit, stanowiąc skądinąd istotny etap przejścia od stosunków feudalnych do kapitalistycznych w światowej gospodarce. Na stulecie XVI i XVII przypada znaczący rozwój gospodarki towarowo-pieniężnej, który przeobrażał handel. Wzrastała wymiana surowców i towarów między prowincjami, regionami, krajami, poszerzają się rynki surowcowe i rynki zbytu. Pod wpływem odkryć geograficznych i ekspansji kolonialnej następują zmiany dróg handlowych (zobacz rozdział następny). Widoczna jest rola kupców, którzy gromadzą kapitały, organizują handel. Powstające od drugiej połowy XVI wieku stowarzyszenia kupców, tzw. kompanie handlowe były wyrazem monopolizacji w tej dziedzinie (zwłaszcza angielskie kompanie: Moskiewska, Wschodnia, Wschodnioindyjska, rywalizujące z kupcami francuskimi, holenderskimi, portugalskimi i hiszańskimi). Aktywizuje się gospodarczo średnia szlachta - o formach tej aktywności będzie mowa dalej. W warunkach gospodarki wczesnokapitalistycznej rozwijały się banki (powstałe jeszcze w średniowieczu w północnych Włoszech, gdzie do operacji służyła ława - banco). Nowością były giełdy, wpierw wekslowe (pieniężne), wkrótce towarowe. Pierwszą giełdę światową otwarto w Antwerpii w 1531 r., następną w Londynie (1566-1570); przedmiot transakcji nie tylko miał swą zmiennie ustalaną cenę, ale mógł wielokrotnie w drodze do ostatecznego odbiorcy zmieniać swego właściciela. Powstają wielkie domy kupiecko-bankierskie (jak słynnych Fuggerów z Augsburga), które zwłasza w pierwszej połowie XVI wieku odgrywały nie tylko znaczącą rolę gospodarczą, ale i polityczną, udzielając kredytu panującym, którzy (jak np. Habsburgowie) z tych pożyczek finansowali wojny czy kampanie elekcyjne. Ożywiona wymiana handlowa, konieczność kalkulacji, podróże, porównywanie odmiennych stosunków gospodarczych, wywoływało zainteresowanie myślą ekonomiczną. Dotyczyło to również aktywności państwa w tym zakresie. W polityce gospodarczej zaczęto odchodzić od średniowiecznego fiskalizmu, mającego za pomocą podatków "wycisnąć" z ludności jak najwięcej pieniędzy, na rzecz merkantylizmu, który wielką wagę przywiązywał do handlu zagranicznego. Początkowo, w XVI wieku, przyjmowano, że miarą bogactwa danego kraju jest ilość zgromadzonych w nim kruszców szlachetnych. Prędko okazało się, że nawet duże ich ilości, które sprowadzono z Nowego Świata na Półwysep Pirenejski nie przyniosły tam rozwoju gospodarczego, a wręcz przeciwnie - doprowadziły w XVII wieku do kryzysu w tej dziedzinie; stało się tak, bo majątek ten wydano na dobra materialne, "skonsumowano", a nie zainwestowano. Podobny skutek przyniosła łatwość uzyskania kredytu. Większą wagę, zwłaszcza w XVII stuleciu, zaczęto więc przykładać do bilansu handlu zagranicznego kraju, rozwoju i ochrony własnej produkcji. Polityka protekcjonizmu realizowana przez monarchie o silnej władzy centralnej miała ograniczyć import towarów na rzecz nieprzetworzonych surowców (głównie z kolonii zamorskich), wprowadzała cła ochronne, zakazywała eksportu kruszców, popierała odpowiednimi przywilejami i subwencjami wszechstronny rozwój gospodarki wewnętrznej, własny handel oraz produkcję przeznaczoną na eksport. Chodziło przede wszystkim o zapewnienie maksymalnych dochodów do skarbu państwa. Ta epoka to okres narodzin szerzej rozumianych koncepcji ekonomicznych. Pojęcie akumulacji pierwotnej. Najistotniejsze procesy ekonomiczne i społeczne zachodzące w Europie zachodniej w XVI i XVII wieku, które wpływały na kształtowanie się gospodarki wczesnokapitalistycznej charakteryzuje i niejako sumuje pojęcie tzw. pierwotnej akumulacji kapitału. Fakt, że analiza tego zjawiska dokonana została w marksowskim Kapitale nie powinien wywoływać uprzedzeń, gdyż w istocie znajomość tego zagadnienia pomaga zrozumieć powstawanie nowych stosunków gospodarczych w nowożytnej Europie. Samo pojęcie zresztą (previous accumulation) użyte zostało najpierw w drugiej połowie XVIII wieku przez wybitnego brytyjskiego ekonomistę i myśliciela, przedstawiciela tzw. szkockiego oświecenia, Adama Smitha (1723-1790). Trudno znaleźć jednoznaczną, zwięzłą definicję tego pojęcia. Moglibyśmy na nasz użytek sformułować je najpierw w sposób "uczony", by zaraz potem wyjaśnić jego treść. Otóż można by powiedzieć, że akumulacja pierwotna jest to proces gromadzenia kapitału w rękach niewielkiej grupy ludzi i to kapitału, który przeznaczony jest na cele inwestycyjne (a nie konsumpcyjne) oraz że proces ten pozostawał w sprzężeniu zwrotnym z procesem oddzielania bezpośredniego wytwórcy od środków wytwarzania, co w sumie prowadziło do powstania rynku pracy najemnej. Co to oznacza? Możemy tu wrócić do opisanych wyżej procesów. Pewne nieliczne warstwy społeczne (nowa szlachta, kupcy, mieszczaństwo) w nowych uwarunkowaniach gospodarczych koncentrują w swoich rękach bogactwa i dochody, ale nie zużywają ich wyłącznie na swe własne doraźne potrzeby, ale inwestują te środki w inne przedsięwzięcia gospodarcze na wsi, w mieście, w handlu, w koloniach, na giełdzie (czyli obracają je na cele pozakonsumpcyjne). Zyski te powstawały np. z wyrugowania chłopa z ziemi ("ogradzanie" w Anglii), czy z rujnowania drobnych rzemieślników (pozbawianie szewca jego własnego warsztatu). To właśnie było owo oddzielanie bezpośredniego wytwórcy od środków wytwarzania, a więc chłopa od ziemi, a szewca od warsztatu (a nie - chłopa od pługa, a szewca od kopyta czyli od środków produkcji, jak się nieraz pisze przy omawianiu akumulacji pierwotnej). Dlaczego było tu sprzężenie zwrotne? Dlatego, że kolejne zdobyte kapitały skoncentrowane w rękach jednych ludzi kosztem innych inwestowane w różnych dziedzinach życia gospodarczego przynosiły zyski, które można było obrócić na skuteczniejsze stosowanie przymusu pozaekonomicznego i przyspieszenie "procesu oddzielania". Z tego były nowe środki, które można było zainwestować...itd. A w konsekwencji tych procesów tworzyły się masy ludzi pozbawionych własności, zajęcia, kwalifikacji, wielotysięczne rzesze włóczęgów i żebraków. Pozbawieni ziemi na wsi, przenosili się do miasta, tam szukali zatrudnienia, konkurując np. ze zrujnowanymi rzemieślnikami. W sytuacji, kiedy ludzie mieli tylko swoje ręce na sprzedaż i musieli je oferować pracodawcy nawet za niską cenę by przeżyć, powstał rynek pracy najemnej, wolny rynek najmu. To w tym właśnie momencie, jako punkcie wyjścia, zaczął się kapitalistyczny system produkcji. Najpierw w Anglii i w Niderlandach, a potem z owym charakterystycznym dla historii nowożytnej asynchronizmem w biegu dziejów w kolejnych krajach Europy, by w czasach rewolucji przemysłowej zaistnieć także po drugiej stronie Atlantyku. Rewolucja cen. Jedną z charakterystycznych cech życia gospodarczego Europy w XVI wieku była tzw. rewolucja cen. W ciągu tego stulecia obserwuje się w wielu krajach po obu stronach Łaby postępujący szybko wzrost cen, głównie zbóż, a także bydła i produktów hodowlanych. Zjawisko to w mniejszym stopniu odnosiło się natomiast do cen wyrobów rzemieślniczych. Oblicza się, że w ciągu XVI wieku ceny wzrosły przeciętnie prawie czterokrotnie (we Francji dwukrotnie, w Hiszpanii trzykrotnie). Z naszej dzisiejszej, dwudziestowiecznej perspektywy, kiedy nieraz w krótkim czasie mieliśmy do czynienia z "galopującymi" cenami wywołanymi np. hiperinflacją, takie zdrożenie towarów nie wydaje się wielkie; u progu czasów nowożytnych był to prawdziwy przewrót cen. Trzeba zaznaczyć, że zjawisko gwałtownego wzrostu cen nie rozkładało się równomiernie w Europie, ani w czasie (chociaż generalnie ulega ono zahamowaniu w pierwszej połowie XVII wieku), ani terytorialnie; różnice występowały i w poszczególnych państwach, i w regionach, i między miastem a wsią. Tendencja ogólna była jednak powszechna. Przyczyny powstania tego procesu dyskutuje się do dzisiaj, ale nie ulega kwestii, że na ów przewrót cen wpływ miał napływ kruszców wywołany przez odkrycia geograficzne i podboje nowych ziem. Poza tym następowało pogarszanie się monety; wiemy, że według znanego prawa Greshama (ale również Kopernika) pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy; monetę cenniejszą (z większą zawartością kruszcu) zachowuje się - tezauryzuje, monetę mniej wartościową - wydaje się, puszcza w obieg. Pieniądzem gorszym trzeba zapłacić więcej, gdyż następuje jego deprecjacja. Inną przyczyną był wzrost ludności i jej odpływ z rolnictwa. Coraz więcej ludzi należało wyżywić, a coraz ich mniej produkty żywnościowe produkowało. Występowało względne zmniejszenie podaży żywności na rynek, a w konsekwencji jej ceny rosły. Jeśli będziemy rozpatrywać społeczne skutki rewolucji cen to zauważymy, że wpisują się one w ogólne tendencje omówionych już wyżej procesów. Przyspieszała ona kapitalizowanie się stosunków produkcji, pogłębiała rozwarstwienie ludności. Pomagała akumulacji kapitału poprzez to, że rujnowała słabych i przyczyniała się do rozwoju rynku taniej siły najemnej. Ubożeli pracownicy najemni, gdyż - jak zawsze zresztą - płaca nie nadążała za wzrostem cen. To samo dotykało chłopów nie produkujących na rynek, bo zysk zgarniał pośrednik oraz feudałów gospodarujących tradycyjnie na czynszach, jako że wysokość czynszu była stała, a ceny szły w górę. Na przewrocie cen skorzystali natomiast chłopi produkujący na rynek, szlachta nastawiona na produkcję zboża, przedsiębiorcy zaangażowani w gospodarkę pozarolniczą (żeby nie powiedzieć - przemysłowi) i bogaci rzemieślnicy. Formy aktywności gospodarczej szlachty europejskiej w XVI-XVII wieku. Wspomniane wyżej zjawiska pokazują wyraźnie, że procesy społeczno-gospodarcze w Europie u progu czasów nowożytnych cechowały się dużą dynamiką. Następują przeobrażenia, których geneza wywołuje nieustającą dyskusję historyków. Najpierw, jeszcze w XIX wieku, mówiono o tzw. kryzysie gospodarczym XIV-XV wieku, łącząc go z kryzysem feudalizmu, a ściślej klasy feudalnej - szlachty. Ubożeniu (pauperyzacji) szlachty, spadkowi jej dochodów, towarzyszyło bogacenie się mieszczaństwa i chłopstwa. Zauważano jednak równocześnie, że rozwijanie przez mieszczaństwo gospodarki towarowo-pieniężnej nie oznaczało jeszcze początków stosunków wczesnokapitalistycznych. Do tego potrzeba było istnienia akumulacji pierwotnej i jej najistotniejszego z tego punktu widzenia elementu - wolnego rynku najmu. Pozostaje jednak pytanie: jaki czynnik (gospodarczy, społeczny, inny...) odegrał zatem zasadniczą rolę w przejściu od gospodarki towarowo-pieniężnej typu feudalnego do tej nowożytnej, wczesnokapitalistycznej z akumulacją pierwotną? W dyskusji historiograficznej na ten temat ważką rolę odegrał - i liczy się bardzo w dzisiejszych poglądach - głos polskiego historyka. W swej pracy o narodzinach kapitalizmu w Europie w XIV-XVII wieku Jerzy Topolski uznał za ów czynnik różne formy aktywności gospodarczej szlachty europejskiej (a dokładniej - średniej szlachty), które były reakcją na obniżenie się dochodów tej warstwy społecznej w późnym średniowieczu. Tę aktywność przyjął jako zasadniczy czynnik, który wprowadził gospodarkę europejską na drogę do kapitalizmu. Stwierdził, że kiedy analizuje się sytuację szlachty w poszczególnych krajach europejskich, można zauważyć, że podejmuje ona w życiu gospodarczym kontrakcję dla poprawy swej stopy życiowej. Formy tej aktywności są rozmaite. Może to być akumulacja pierwotna w rolnictwie, która buduje wczesnokapitalistyczne elementy całej gospodarki, rozwijając również jej gałęzie pozarolnicze (np. działania gentry w Anglii). Szlachta portugalska i hiszpańska, a potem angielska stała się z kolei motorem ekspansji kolonialnej; w wielu krajach angażuje się w działalność handlową, wkraczając niejednokrotnie na pole działalności mieszczan. Karierę i pieniądze można było robić na służbie królewskiej. W Niemczech możni panowie szukali zysku z grabieży napadanych wozów kupieckich. W Polsce i innych krajach Europy środkowej, gdzie następowała refeudalizacja, szlachta osiągała znaczne dochody z rozwijania gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej; produkcja zboża sprzedawanego na zachód jest znamiennym przykładem tej formy aktywności ekonomicznej. Konsekwencją działalności gospodarczej szlachty, a przede wszystkim - powtórzmy - średniej szlachty, był coraz bardziej widoczny jej udział we wszystkich dziedzinach ówczesnego życia, w tym również wzrost znaczenia politycznego. Jeśli słowom pisanym na tych kartach przyświeca hasło Zrozumieć dzieje, to mówiąc o zagadnieniu aktywizacji ekonomicznej szlachty w epoce wczesnonowożytnej trzeba przytoczyć znamienną opinię Z. Wójcika: "Bez uświadomienia sobie istnienia tego czynnika i jego ogromnego znaczenia nie sposób zrozumieć nie tylko wielu wydarzeń dziejowych XVI i XVII stulecia (np. rewolucji angielskiej), lecz w ogóle całej historii tych dwóch stuleci". Rozdział II : Wokół Kolumba - odkrywanie świata. Geneza i znaczenie wielkich wypraw geograficznych Problem wypraw i odkryć geograficznych traktuje się zazwyczaj w sposób “klasyczny”, przedstawiając jego genezę, przebieg i skutki. W niniejszym syntetycznym ujęciu chciałbym zaproponować zmodyfikowane spojrzenie na to zagadnienie. Byłbym zdania, że przede wszystkim należy położyć nacisk na jego przyczyny oraz konsekwencje, wskazując tylko najważniejsze, przełomowe wydarzenia z jego przebiegu, potrzebne do wyciągnięcia wniosków. Zamiast określenia “geneza” proponuję przyjąć pojęcie “uwarunkowania”, gdyż koncentruje ono naszą uwagę wyłącznie na kwestiach, bez których do tych wydarzeń by nie doszło. Nie trzeba wtedy rysować szerokiego tła epoki, pokazywać rozległego kontekstu historycznego tylko pośrednio związanego z tematem. Należy natomiast zadbać o hierarchię ważności owych uwarunkowań, zobaczyć które strony procesu dziejowego (ponownie chcę je zaznaczyć) odgrywały w nim najważniejszą, a które drugorzędną rolę. Z pozoru można by na przykład sądzić, że przy inicjowaniu wypraw geograficznych ważną rolę odgrywały czynniki polityczne. W istocie tak nie było. Z kolei analizując skutki tego procesu trzeba porównać tę hierarchię czynników “przed” i “po” omawianym okresie, by stwierdzić co i jak zmieniło się w jego wyniku, zarówno w tamtych czasach, jak i w świecie nam współczesnym. Zadanie nie jest więc łatwe. Uwarunkowania wypraw odkrywczych XV-XVI wieku. Hierarchia ich znaczenia. Zacznijmy dość tradycyjnie, z takiego punktu widzenia, który podkreśla racje ekonomiczne podejmowania wypraw. To one powodowały m. in., że Europejczycy poszukiwali nowych dróg handlu ze Wschodem. Przypomnijmy, że już wyprawy krzyżowe przyczyniły się do rozszerzenia kontaktów handlowych Europy ze światem arabskim, a za jego pośrednictwem z krajami Azji i Afryki. Sprowadzano stamtąd artykuły zbytku: przyprawy, korzenie, kobierce, egzotyczne ozdoby, wyroby ze stali (m.in. białą broń), tkaniny, wonności. W 1453 roku Turcy opanowali Konstantynopol i z tym faktem łączy się często w dotychczasowej historiografii (i w wielu podręcznikach) twierdzenie o "zagrodzeniu przez nich drogi handlowej do Indii" i, w konsekwencji, konieczności szukania nowych szlaków z Europy na Wschód. Tymczasem rzecz się miała inaczej. Owszem, pośrednictwo turecko- arabskie było uciążliwe, ale przede wszystkim jednak kosztowne. Towar można zawsze taniej kupić "u źródła", nim przejdzie przez ręce całego łańcuszka pośredników (wiemy o tym i dzisiaj szukając go np. u producenta, w sklepach firmowych czy w wielkich półhurtowych supermarketach). Na dodatek ówczesny handel ze Wschodem powodował odpływ kruszców szlachetnych (srebra i złota) z Europy, które były praktycznie jedynym ekwiwalentem za sprowadzane stamtąd towary. Mimo intensywnych poszukiwań nowych źródeł wydobycia, na Starym Kontynencie cennego kruszcu brakowało. Jednym ze środków zaradczych, sposobem na oszczędności w wydawaniu go, była możliwość płacenia mniej za nabywane dobra. To również był motyw, który pchał Europejczyków do podjęcia ryzyka wypraw morskich, omijających w drodze na wschód, a zwłaszcza do Indii - Azję Mniejszą. Z drugiej strony zauważmy, iż hamowanie handlu przez Turków nie miałoby sensu; cóż jest bowiem bardziej zyskownego przy wymianie towarowej jak nie pośrednictwo? Nieprawdą jest więc pogląd, że handel lewantyński upadał po opanowaniu Bliskiego i Środkowego Wschodu przez Turków (Syria, Egipt, 1516-1517). Stwierdza się dzisiaj, że na tym szlaku ani ceny nie wzrosły, ani ilość towaru nie spadła. A Turcy wręcz popierali ten zyskowny dla nich handel. Z kolei odpływ kruszców szlachetnych z Europy powodował, że (oprócz dążenia do obniżenia kosztów handlu ze Wschodem i poszukiwania możliwości wydobywania ich na kontynencie) trzeba było podjąć wyprawy w celu zdobycia ich za "wielką wodą". Tak splotły się ze sobą różne uwarunkowania ekonomiczne wypraw geograficznych. Uwarunkowania społeczne wypraw odkrywczych może zasygnalizować proste stwierdzenie: musiały być grupy społeczne zainteresowane taką działalnością i posiadające odpowiednie środki materialne do ich realizacji. Przy czym nie musieli to być ludzie spełniający oba te warunki naraz. Początkowo, aż do drugiej połowy XV wieku, byli to feudałowie, tacy jak syn króla Portugalii, książę-infant Henryk Żeglarz. Wkrótce do tej działalności włączają się inne grupy społeczne, przejmując tę inicjatywę. Kwestia: kto to był? - kupcy czy szlachta, wywołała dyskusję w literaturze. Dzisiaj odpowiedź jest już raczej jednoznaczna: nie kupcy, nie kapitał handlowy, ale szlachta portugalska i hiszpańska przedsiębrała tę formę aktywności (z udziałem kapitału mieszczańskiego). Był to stan na Półwyspie Pirenejskim bardzo rozwarstwiony, również pod względem materialnym, ale w wyprawach morskich wszyscy widzieli korzyści. Szczególnie przedstawiciele drobnej szlachty hiszpańskiej, zawodowo trudniący się wojaczką, tzw. hidalgos, po zakończeniu w Kastylii rekonkwisty (wyparciu muzułmanów), cierpieli na brak zajęcia, pauperyzowali się, szukali nowego sposobu zarobkowania. Ta sytuacja powodowała pewien nacisk ludnościowy, poczucie względnego przegęszczenia demograficznego, przy którym możliwość opuszczenia kraju w celu podjęcia wypraw odkrywczych na dalekie morza i lądy mogła służyć za rodzaj wentylu bezpieczeństwa. Liczył się też "niespokojny duch" wielu jednostek, żądza przygód, sławy, wykazania się odwagą, a także zapał religijny (chęć chrystianizowania ludności tubylczej). Gdyby mówić o uwarunkowaniach politycznych, okaże się, wbrew potocznemu przekonaniu, że nie odgrywały one znaczącej roli. "Czysto" polityczny był w gruncie rzeczy tylko jeden motyw: rywalizacja między monarchiami, a więc w początkowej fazie między Hiszpanią i Portugalią ambicjonalne współzawodnictwo panujących i możnych o nowe terytoria, gdzie można było zatknąć sztandar korony, która "firmowała" daną wyprawę. To była szansa dla organizatorów ekspedycji: gdy odmawiał poparcia jeden władca, drugi właśnie dlatego mógł przyjąć propozycję patronowania wyprawie. Tak się też niejednokrotnie działo. Dla urzeczywistnienia morskiej ekspansji o wiele większe znaczenie miały natomiast środki techniczne. Można przecież chcieć coś zrobić (np. poznać kosmos, czy strukturę komórki), a nie mieć możliwości, z powodu braku odpowiednich "narzędzi", praktycznej realizacji takiego zamiaru. To uwarunkowanie dotyczy każdego przedsięwzięcia człowieka. W naszym przypadku, istotnie, technika wspierała zamiary. Wspomnijmy tylko, że w XV wieku w konstrukcji statków portugalskich, czy szerzej - śródziemnomorskich, pojawia się udoskonalony ster, pod rufą, zwany zawiasowym (stosowany już wcześniej na Północy, na Bałtyku). Zrewolucjonizował on technikę nawigacji. Statek był mniej niż poprzednio - przy sterze wiosłowym - narażony na utratę sterowności, stał się bardziej zwrotny. W powszechne użycie wchodzi busola z igłą magnetyczną, astrolabium (przyrząd pozwalający na podstawie kątowego położenia ciał niebieskich określić położenie statku), log (urządzenie do mierzenia prędkości statku względem wody, po której płynie). Zaczęto używać dokładniejszych tablic astronomicznych. Miejsce płaskodennych galer zajmują w ciągu XV wieku nowe konstrukcje, zwłaszcza portugalskie, a pośród nich coraz częściej karawela, wysoka, bezpieczniejsza, szybsza i zwrotniejsza. Stała się ona symbolem nowożytnej techniki w nawigacji. Konstrukcja kilowa, trzymasztowa, z dużą powierzchnią licznych i różnych żagli, rejowych prostokątnych i łacińskich - skośnych, pozwalała karaweli posuwać się naprzód nawet przy przeciwnym wietrze. Liczyło się i to, że ich załoga mogła być stosunkowo nieliczna, natomiast ładownie były bardzo przestronne. Uzbrojenie w rzędy armat czyniło z nich okręt towarowo-wojenny, świetnie nadający się do dalekich, śmiałych i niebezpiecznych wypraw. Równocześnie wybitnie polepszała się znajomość przestrzeni morskich wokół Europy, coraz dokładniejsze były mapy morskie. Żeglarze mogli "oderwać się" od linii brzegowej i ruszyć na dalekie wody. Ewolucję przechodzi wiedza o świecie. Wraz z rozwijającą się myślą humanistyczną, z renesansowym światopoglądem (zob. rozdział o epoce odrodzenia), uwaga ludzka kieruje się w większym stopniu ku sprawom prawdziwie ziemskim. Jeżeli uznaje się, że życie doczesne jest wartością samą w sobie, rodzi się chęć lepszego poznania świata, w którym się żyje. Odkrywało się, że jest on bardzo słabo znany. Trzeba było odejść od średniowiecznej koncepcji obraz ziemi, a wkrótce i od obowiązującego dotąd geocentryzmu. Pamiętamy być może z ilustracji, wyobrażenie ziemi jako płaskiego okrągłego placka, który - zależnie od tradycji kulturowej - mógł spoczywać na żółwiach lub słoniach, którego centrum jest Ziemia Święta z Jerozolimą, na którym jest dużo więcej lądów niż mórz; na skraju tego "świata" zakonnik rozdziera powłokę niebieską spoza której widać "wszechświat" - niebo i gwiazdy. Za pośrednictwem Arabów wracają teraz starożytne greckie koncepcje, przede wszystkim Ptolemeusza, o kulistości ziemi. Przyjęcie takiego obrazu świata musiało mieć kapitalne znaczenie dla idei wypraw geograficznych. Wynikał z niego zupełnie podstawowy wniosek: jeżeli ziemia jest kulą, jeżeli jest okrągła, to do bogactw Wschodu można dostać się drogą na zachód. Imperatyw takich podróży był tym silniejszy, że - zgodnie z wiedzą starożytną - kulę ziemską miano za mniejszą (Toscanelli), niżeli okazała się ona później w rzeczywistości. U progu wypraw odkrywczych znajomość świata przez Europejczyków była nikła i w gruncie rzeczy nie odbiegała od wiedzy starożytnej. Znany był przede wszystkim świat śródziemnomorski, włącznie z północną Afryką. I wyprawy krzyżowe i handel przyczyniły się do dobrego "rozpoznania" tej części ziemi. Wenecjanie i genueńczycy zapuszczali się na Morze Czarne. Reszta Europy, zwłaszcza północna i wschodnia, była już słabiej znana. Jeszcze mniej wiedziano o przeważających połaciach Afryki i Azji. Kupcy znali lądowy szlak azjatycki wiodący przez świat arabski do Indii. Władcy europejscy wysyłali misje polityczne (szukając wsparcia przeciw Turcji) do Mongolii. Popularny był traktat kupca weneckiego Marca Polo (Opisanie świata), który w XIII wieku wiele lat spędził w Chinach i innych krajach Wschodu. Niemniej trzeba stwierdzić, że punkt wyjścia epoki wypraw i odkryć geograficznych nie był imponujący. Ówczesny stan wiedzy o świecie ilustruje świetnie globus Martina Beheima, niemieckiego kosmografa i żeglarza, sporządzony w Norymberdze w znamiennym dla odkryć geograficznych roku 1492. Wschodnia Azja sąsiaduje na nim przez morze z Europą, a centrum ziemi stanowi świat śródziemnomorski. To spojrzenie na mapę w końcu XV wieku, a więc jakby zatrzymanie procesu historycznego, by "zrobić mu fotografię" w pewnym stanie rzeczy, jest nam potrzebne, by móc następnie ocenić, mieć prawo to zrobić, tempo poznawania świata. Mówiliśmy już o tym przy omawianiu procesów społeczno-gospodarczych, że dopiero wtedy można uznać, że "coś" przebiegało w dziejach w odniesieniu do określonego punktu wyjścia szybko lub wolno, (a może znalazło się w stagnacji lub w regresie). To jedna z zasad oceny procesów w historii. Pierwsze wielkie wyprawy geograficzne. Faza portugalsko-hiszpańska. Można by się zastanawiać wedle jakich kryteriów należy wybrać i omówić najważniejsze wyprawy odkrywcze człowieka, zwłaszcza jeśli mają nam służyć tylko do wyciągnięcia konkluzji generalizujących, dotyczących konsekwencji tej fazy odkrywania świata przez człowieka. Za szczegółowe byłoby zarówno ujęcie chronologiczne (wszystkie wyprawy?, a jakie pominąć i dlaczego?), jak i "według krajów" wysyłających żeglarzy. Podobne problemy stwarza układ "według kierunków ekspansji". A przecież trzeba dokonać selekcji. Kwestia jest ogólniejszej natury, bo sprowadza się do podobnego pytania wobec innych zagadnień w dziejach, np. jak zwięźle omówić etapy podboju kosmosu przez człowieka. Przy tak rozszerzonym pytaniu rodzi się łatwiej koncepcja odpowiedzi: należy uwzględnić wyprawy "węzłowe", przełomowe, to znaczy te, które swym osiągnięciem koronują pewien ciąg działań ludzkich dla osiągnięcia określonego celu (etapu) i tym samym otwierają kolejne perspektywy działania. Dotyczy to i dotarcia morzem do Indii i postawienia stopy ludzkiej na Księżycu. Jeśli tak spojrzymy na epokę wypraw odkrywczych, to najpierw - w ciągu XV wieku - daje się zauważyć aktywność Portugalczyków. Odznaczył się tu szczególnie, wspomniany już, syn króla Jana I, infant Henryk, zwany Żeglarzem (1394-1460), który organizował morskie wyprawy odkrywcze wzdłuż zachodnich wybrzeży Afryki; posuwały się one stopniowo na południe i dotarły do Madery, Wysp Zielonego Przylądka, ujścia Senegalu i Gambii. Statki przywoziły złoto i czarnych niewolników. W 1482 roku odkryto ujście Kongo. Nie można było jednak znaleźć miejsca, gdzie ląd afrykański na południu "się kończy". Odnalazł je sześć lat później Bartolomeu Diaz odkrywając cypel, który nazwał Przylądkiem Burz. Król Jan II zmienił tę nazwę na Przylądek Dobrej Nadziei, jako że tym samym morska droga na Wschód, do Indii, stanęła otworem. Zaostrzyła się teraz rywalizacja między Portugalią i Hiszpanią, na co niemały wpływ miała najsłynniejsza wyprawa genueńczyka Krzysztofa Kolumba. Chciał on dotrzeć do bogactw Wschodu płynąc drogą na zachód. Przy poparciu hiszpańskim (uzyskanym zresztą z trudem) ruszył w sierpniu 1492 roku na trzech karawelach z Hiszpanii przez Ocean Atlantycki i 12 października dotarł do lądu, wyspy Guanahani (dzisiaj Watling), którą nazwał San Salwador, a następnie do kolejnych wysp archipelagu Bahama. Był przekonany, że odkrył wybrzeża Indii i z taką wiadomością powrócił pół roku później do Hiszpanii. Wyprawa Kolumba wzbudziła wielki niepokój Portugalczyków o ich (zagwarantowane wcześniej przez papiestwo) wpływy w Indiach. Papież Aleksander VI w tymże 1493 roku wydał więc bullę, która dokonywała podziału świata na granicy ok. 560 km na zachód od Wysp Azorskich, dając Hiszpanom prawo ekspandowania na zachód od tej granicy, a Portugalczykom - na wschód. Układ między Hiszpanią i Portugalią zawarty w Tordesillas w roku następnym skorygował ten podział na korzyść tej ostatniej (granica mniej więcej na 48o południku na zachód od Greenwich) i pozwolił Portugalczykom na objęcie niebawem wschodniej części nie odkrytej jeszcze wtedy Ameryki Południowej (Brazylii). Dopłynął do niej Pedro Alvarez Cabral w 1500 roku. Ponieważ żeglarze portugalscy nie mogli szukać morskiej drogi do Indii na zachód, próbowali drogi wschodniej. Te wyprawy uwieńczyła sukcesem podróż Vasco da Gamy w latach 1497-1499, który opłynął Afrykę, dotarł do indyjskiego portu Kalikut i wrócił obładowany towarami Wschodu. Urzeczywistniło się kolejne dążenie człowieka. W dziejach odkryć było to jedno z najważniejszych wydarzeń. Tymczasem Kolumb odbył jeszcze trzy podróże przez ocean (1493, 1498, 1502), a wyprawy Wenecjanina w służbie angielskiej Giovanni Caboto, znanego jako John Cabot, przyniosły na północy odkrycie Nowej Fundlandii i Labradoru. Skądinąd to właśnie Cabot pierwszy, cztery lata przed Kolumbem, postawił nogę na stałym lądzie amerykańskiego kontynentu. Na południu z kolei odkryte zostały wschodnie i północne wybrzeża Ameryki Południowej i z każdym rokiem posuwała się ich eksploracja. Relacje o Nowym Świecie Amerigo Vespucciego, florenckiego kosmografa i podróżnika z pierwszych lat XVI wieku przyniosły mu rozgłos i spowodowały, że niemiecki kartograf i geograf Martin Waldseem07 roku jego imię jako nazwę nowo odkrytego lądu. Ludy Ameryki prekolumbijskiej. W czasie, gdy Europejczycy dotarli do Nowego Świata, Ameryka była zamieszkała. Żeglarze Kolumba zetknęli się z nagimi, miedzianoskórymi krajowcami, których - zważywszy ich przekonanie, że dotarli do Indii - nazwali Indianami. Istniały tam jednak niezależnie różne cywilizacje. Rozwój poszczególnych ludów był niejednakowy w rozmaitych częściach kontynentu. Większość plemion Ameryki Północnej i Ameryki Południowej zostawała na różnych szczeblach wspólnoty pierwotnej, zaś u ludów Meksyku, Ameryki Środkowej i w zachodniej części Ameryki Południowej rozwijały się stosunki o charakterze klasowym. Ludy te stworzyły wysoką cywilizację, ale i one pierwsze uległy podbojowi w XVI wieku. Co do tego, skąd Indianie znaleźli się w Ameryce pojawiły się przeróżne hipotezy: twierdzi się, że była to ludność tubylcza, że przybyli oni z Afryki lub Europy przez legendarną Atlantydę, że napłynęli morzem przez Pacyfik. Rozstrzał hipotez jest tak ogromny, że jako anegdotyczną ciekawostkę możemy wyliczyć, iż do grona twórców wielkich kultur Ameryki przedkolumbijskiej zaliczano już m.in. Sumerów, Khmerów, Basków, Hunów, Hetytów, Celtów, Normanów, Scytów, Judejczyków, Fenicjan, Kreteńczyków, Mongołów, Atlantydów... Obecnie wszyscy uczeni zgadzają się co do tego, że rasa indiańska dostała się do Ameryki z Azji, napływając długimi falami ruchów migracyjnych, które zaczęły się już ponad 20 tysięcy lat przed naszą erą, istniejącym onegdaj lądowym przesmykiem przez Cieśninę Beringa i Alaskę (E.Ch. Baity). Posuwały się one stopniowo na południe aż do Ameryki Południowej. Na przełomie XV i XVI wieku najbardziej zaawansowane cywilizacyjnie były ludy Ameryki Środkowej - Aztekowie i Majowie, i na południu Inkowie. Na północ i na południe od tej strefy zamieszkiwały prymitywniejsze ludy. Nieco upraszczając, można powiedzieć, że przed odkryciem Ameryki przez Europejczyków Aztekowie przeżywali okres rozkwitu, cywilizacja Majów weszła w fazę schyłkową, natomiast Inków rozwijała się. Wszystkie te ludy miały cechy wspólne: ustrój o charakterze klasowym, oparty na organizacji klanowo- plemiennej; podstawą ich egzystencji było rolnictwo, a najważniejszą uprawą - kukurydza. Nie znali koła, sklepienia, zwierząt pociągowych, nie hodowali zwierząt domowych (tylko Inkowie - lamy), nie znali żelaza. Charakteryzowała je wysoka kultura umysłowa. Wszystkie te ludy wyznawały politeizm astrobiologiczny (panteon bóstw natury i ludzkich działań), przy czym u wojowniczych Azteków była to religia krwawa (ofiary z ludzi). Wysoka była też kultura artystyczna tych ludów, czego świadectwem było m.in. monumentalne budownictwo. Majowie, zwani czasem Grekami Nowego Świata, wyróżniali się znajomością matematyki, stosowaniem precyzyjnego kalendarza (dokładniejszego od juliańskiego). Aztekowie, którzy przybyli z północy w XIII wieku, przejęli wysoką kulturę Tolteków; byli wojownikami, stąd ich ustrój społeczny cechowała organizacja wojskowa. I oni znali dobrze matematykę, rozwijali rzemiosło użytkowe i artystyczne, budowali duże miasta i monumentalne konstrukcje. Inkowie, którzy przybyli w XII wieku z terenów nad jeziorem Titicaca, dokonali podboju ludów pre-Inka, w XV wieku byli w fazie silnej ekspansji. Ich państwo, ciągnące się wzdłuż Andów na długości trzech tysięcy i szerokości pięciuset kilometrów, miało cechy imperium. W stolicy Cuzco rezydował Inka, władca absolutny, osoba boska, syn Słońca. Wybitnym osiągnięciem Inków była budowa znakomitych dróg, ułatwiających komunikację w ich specyficznie ukształtowanym państwie. Umieli oni przesyłać wiadomości za pomocą dymu i ognia. Podziw budziła architektura (np. świątynia Słońca w Cuzco). Kultura rolna opierała się na kukurydzy i na ziemniakach (stąd przyszły one do Europy); uprawiali też dynie i fasolę. Lamy, które hodowali służyły również jako zwierzęta juczne. Pismo wszystkich tych trzech ludów było hieroglificzne (ideogramy, z tym, że pismo Inków nie zachowało się; ostatnie napisy zniszczyli konkwistadorzy). Funkcjonowanie scentralizowanego i zbiurokratyzowanego imperium Inków bez rachunkowo-sprawozdawczego systemu zapisu nie było możliwe. Tę funkcję pełniło więc “pismo” węzełkowe quipu. Na kolorowych sznurkach węzły oznaczały liczby (w systemie dziesiętnym), kolory rzeczy. Można było na nich "zapisać" dane statystyczne dotyczące liczb, ludności, podatków, godzin pracy, danin, kalendarza, wojska itd. Nie można było natomiast za ich pomocą "spisać" historii, legendy, ale służyły one kapłanom jako swoiste "notatki" do przekazywania wiedzy o przeszłości plemiennej, tradycjach, obyczajach. Niestety Hiszpanie spalili archiwa quipu. Widzimy, jak bardzo kontrastowały ze sobą wspaniałe osiągnięcia cywilizacyjne tych ludów ze zdumiewającymi brakami w tym zakresie. Łatwiej teraz zrozumieć dlaczego musieli oni przegrać z Europejczykami. Nieznajomość żelaza, broni palnej, konia, koła - a co zatem idzie szybszych środków transportu, i wiele innych jeszcze przyczyn składało się na to, że ich podbój był łatwy, a przy tym okrutny i krwawy. W latach 1519-1521 hiszpański konkwistador Hernn Cort podbił imperium azteckie w środkowym Meksyku (a następnie terytoria przyległe). Wykorzystał on owe słabości cywilizacyjne tubylców, waśnie wewnętrzne, wierzenia religijne, aresztował ich wodza i zniszczył ich państwo. Z kolei w latach 1531-1534 inny hiszpański zdobywca, Francisco Pizarro, dokonał podboju państwa Inków. I ta cywilizacja została zniszczona. Takie były pierwsze skutki odkrycia Kolumba. Wyprawa Magellana. Początek żeglugi globalnej. Jednoznacznie pozytywne (choć okupione dramatycznymi wydarzeniami) były natomiast rezultaty wyprawy, drugiego obok Kolumba wielkiego odkrywcy, Ferdynanda Magellana (właściwie Fernao de Magalhaes, ok. 1480-1521). Był synem drobnego, prowincjonalnego szlachcica portugalskiego. W latach burzliwej młodości był w Indiach i Maroku. Pod wpływem relacji z wypraw poprzedników wpadł na pomysł dotarcia do Wysp Korzennych Azji południowo- wschodniej (na Moluki) od zachodu - przez Atlantyk i Nowy Świat. Stawała przy tym kwestia "przejścia" tego nowego lądu. Pod protektoratem króla Hiszpanii Karola I ruszył we wrześniu 1519 roku z Sanl Barrameda w Andaluzji na pięciu starych karawelach z 265 ludźmi w wielką podróż. W listopadzie dotarł do brzegów Brazylii i (tak jak jego rodacy w XV wieku wzdłuż wybrzeży zachodniej Afryki) szukał "końca" kontynentu. Przezimował (1520) u wybrzeży Patagonii (gdzie musiał tłumić bunty załogi) i posuwając się na południe dopłynął do przesmyku, który nazwał Cieśniną Wszystkich Świętych, a która dzisiaj nosi jego imię. W końcu listopada rozpoczęła się dramatyczna żegluga przez Ocean Spokojny (nazwany tak przez Magellana), trwająca trzy miesiące i dwadzieścia dni bez odnawiania zapasów wody i żywności. Wielu żeglarzy zmarło. W marcu 1521 roku wyprawa dotarła do Marianów, a następnie do Filipin, gdzie w kwietniu w potyczce z krajowcami Magellan zginął. Dowództwo przejął Juan Sebastin Elcano (del Cano) i doprowadził pozostałych żeglarzy z kupionym na Molukach towarem, wokół południowej Afryki do Sanl 1522 roku wróciła tam jedna karawela obładowana korzeniami z 18 ludźmi. Taki był bezpośredni bilans wyprawy. Jej znaczenie wykracza jednak daleko poza taki rachunek. W dziejach cywilizacji ludzkiej była to być może podróż najznaczniejsza, w swych konsekwencjach przewyższająca dokonania Kolumba. Przede wszystkim dała ostateczny, praktyczny dowód kulistości Ziemi. Udowodniła, że można ją opłynąć morzami bez przeszkód lądowych. Pokazała, że kula ziemska jest większa, niż dotąd sądzono i że wód jest na niej więcej niż lądów, co także było nową konstatacją (mniemano, iż jest odwrotnie). Wykazała, że Ameryka jest oddalona od Azji Wschodniej (nie jest jej półwyspem). Odkryto wielkość Pacyfiku. Okazało się, że podróż wokół Ziemi ze wschodu na zachód powoduje, że "traci się jeden dzień"; trzeba było ustanowić granicę zmiany daty. Wyprawa Magellana stanowiła początek żeglugi globalnej, a swym praktycznym rezultatem, faktem że przywiezione korzenie opłaciły z nadwyżką koszty całego przedsięwzięcia, dała bodziec do dalszych podróży. Owe wspomniane wyżej cztery podróże (Diaza, Kolumba, da Gamy i Magellana) były kamieniami milowymi wypraw odkrywczych. Zamyka je opłynięcie globu. Wiek XVI, okres zwany hiszpańsko-portugalską fazą wypraw geograficznych, przynosił kolejne odkrycia. Trudno je tu wyliczać. Wspomnijmy więc tylko o odkryciu przez Francuza Jacquesa Cartier Zatoki i Rzeki Św. Wawrzyńca w Kanadzie (1534-1535), o umacnianiu się Portugalczyków w Azji, o osiągnięciu przez nich Japonii (1542) oraz wyprawach żeglarskich Anglika Francisa Drake'a, który odkrył (1578) cieśninę między archipelagiem Ziemi Ognistej a Szetlandami Południowymi w Antarktyce, nazwaną jego imieniem. Odkryć i aneksji na rzecz Rosji w zachodniej Syberii dokonał w latach 1581-1584 ataman kozacki Jermak Timofejewicz. Przyjmuje się, że ta faza wypraw geograficznych kończy się u schyłku XVI wieku wraz z osłabieniem Hiszpanii. Za znamienny moment przełomowy uznaje się klęskę hiszpańskiej Wielkiej Armady (nazwanej przedwcześnie "Niezwyciężoną”), pokonanej przez Anglików w 1588 roku. W odkrywaniu i zdobywaniu nowych ziem zaczną przodować inne państwa. Faza holendersko-angielsko-francuska wypraw geograficznych. Rosyjska penetracja Syberii. Supremacja Hiszpanów i Portugalczyków na morzach była nie do przyjęcia przez inne rozwijające się państwa. Wywołać musiała dwa skutki: kolejne wyprawy odkrywcze w celu podboju nowych ziem oraz chęć przejęcia na własną rzecz zdobytych już przez innych terenów. Wyprawy geograficzne będą się w większym stopniu stawać ekspansją kolonialną. Poświęcimy jej osobny rozdział. Tu zasygnalizujmy tylko dalsze kroki odkrywców przynoszące coraz lepsze poznawanie świata. Za rosnącą od połowy XVI wieku aktywnością Holendrów stała ich największa w ówczesnej Europie flota handlowa. Szukali oni nowej, północnej drogi do Chin i Indii; lody zatrzymały ich na Morzu Karskim. W ostatnich latach tego stulecia Wilhelm Barents badał morze nazwane jego imieniem, odkrył Wyspę Niedźwiedzią i Spitsbergen. W pierwszej połowie XVII w. Holendrzy tworzą Nową Holandię na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej, wypierają Portugalczyków z południowych krańców Afryki i z Azji Południowo-Wschodniej, zdobywają posiadłości na Dalekim Wschodzie. Shouten de Horn dociera w r. 1616 do południowego krańca Ameryki - przylądek ten nazwano jego imieniem. W tym samym czasie żeglarze holenderscy odkrywają wybrzeża Australii. W latach 1642-1643 Abel Janszoon Tasman opłynął Australię, odkrył wyspy nazwane później na jego cześć Tasmanią oraz zachodnie wybrzeża Nowej Zelandii. Francja kontynuuje eksplorację Kanady. Wielką rolę odegrała tu działalność Samuela de yyty, który w latach 1608-1615 zbadał bieg Rzeki Świętego Wawrzyńca i dotarł do jezior Ontario i Huron. W ciągu XVII wieku Francuzi ekspandowali na południe w kierunku obszarów nad Missisipi, badali je (zwłaszcza RenRobert de La Salle, 1678-1682) i zaanektowali dla Francji (na cześć Ludwika XIV nazywając Luizjaną). To samo uczynili z Wyspami Antylskimi. I w Ameryce Północnej i w Indiach (gdzie też uchwycili “przyczółki kolonialne”) zetknęli się dość szybko z konkurencją angielską. Również Anglicy szukali północnej drogi morskiej do Azji. Wyprawy z XVI wieku, a następnie Henry Hudsona i Williama Baffina w początku kolejnego stulecia zakończyły się jednak niepowodzeniem, chociaż Hudson po opłynięciu Labradoru odkrył wielką zatokę zwaną jego imieniem. To właśnie tam w ciągu XVIII wieku Anglicy rozpoczną wypieranie Francuzów, by w 1763 roku opanować całą Kanadę. W aktywności morskiej Anglii w drugiej połowie XVIII stulecia osobne, znaczące miejsce należy do Jamesa Cooka, jednego z najwybitniejszych żeglarzy i odkrywców w czasach nowożytnych. W swej epoce był tym, który przemierzył największe przestrzenie Ziemi. Podczas trzech podróży dookoła świata (1768-1779) m.in. zbadał Nową Zelandię, odkrył wiele wysp, archipelagów i cieśnin w Antarktyce, na Pacyfiku, w Oceanii (m.in. wyspy nazwane później jego imieniem, Nową Kaledonię, Georgię Południową, Hawaje). Druga wyprawa (1772-1775) była pierwszym opłynięciem Ziemi z zachodu na wschód. Cook dowiódł, że Australia to samodzielny kontynent. Jego podróże i mapy przyczyniły się do nowych ustaleń co do zasięgu wód i lądów na Ziemi. Nie tylko na morzach poprawiała się znajomość świata. Przy omawianiu wypraw odkrywczych rzadziej wspomina się o postępie, jaki dokonywał się w penetracji olbrzymich połaci lądu. W XVII wieku Rosjanie kontynuowali podbój Syberii, posuwając się stopniowo coraz bardziej na wschód do Irtysza, Obu, Jenisieju. W latach 1637-1641 wyprawa Kozaka Iwana Moskwitina przeszła wschodnią Syberię i dotarła do Morza Ochockiego. W 1643 r. Kurbat Iwanow odkrył jezioro Bajkał, a rok później wyprawa Wasyla Pojarkowa dotarła do ujścia Amuru. W 1648 r. Siemion Dieżniew przepłynął cieśninę między Azją a Ameryką (która osiemdziesiąt lat później zyska nazwę Beringa od imienia jej ponownego odkrywcy). W tym samym czasie Jerofiej Chabarow penetrował obszar nadamurski. W XVIII wieku badania Syberii będą kontynuowane (np. Wielka Ekspedycja Północna, 1734-1743), ale można stwierdzić, że w gruncie rzeczy już w połowie XVII stulecia Rosja zawładnęła ogromnym terytorium od Uralu po Ocean Spokojny. Wydaje się, że owa cezura połowy XVII wieku jest znamienna dla całego okresu wypraw i odkryć geograficznych w czasach nowożytnych. Właśnie wtedy człowiek poznał w ogólnym zarysie rozkład kontynentalny świata, najważniejsze granice lądów i mórz, kształt kontynentów. Jest to stwierdzenie o tyle istotne, że uzmysławia dynamikę procesu odkryć dokonanych przez Europejczyków w tej epoce; była już mowa o tym, że od starożytności po koniec wieków średnich ich znajomość świata ograniczała się w gruncie rzeczy do tego samego europejsko-śródziemnomorskiego kręgu geograficznego. I nagle, w ciągu nieco ponad 150 lat horyzont człowieka rozszerzył się do skali globalnej. Była to istotnie epoka wielkich odkryć geograficznych. Oczywiście, na spenetrowanie interiorów odkrytych ziem, na dokładne poznanie świata i zamieszkujących go ludzi, przyjdzie jeszcze długo czekać. Aż do XX wieku. Znaczenie wypraw geograficznych. Przyjęliśmy, że w naszym ujęciu zagadnienia wielkich odkryć geograficznych w czasach nowożytnych położymy nacisk na ich uwarunkowania i konsekwencje. Widzieliśmy, że owe warunki wstępne wypraw mają swoistą hierarchię ważności. Zarysowany wyżej przebieg wypraw odkrywczych ma nas upoważnić do wyciągnięcia wniosków dotyczących ich znaczenia. Czy przyjęta kolejność uwarunkowań tego procesu będzie odpowiadać omówieniu ich skutków? Na pewno nie! Układają się one bowiem nie tylko według poszczególnych, umieszczonych w określonej kolejności, płaszczyzn procesu historycznego. Rzecz jest bardziej skomplikowana. Skutki takiego procesu są bowiem pośrednie i bezpośrednie (w czasie), odnoszą się do podmiotu, który działa (żeglarze, państwa odkrywcze, czy szerzej Europa) i do przedmiotu, który jest obiektem ekspansji (podbijane ludy, cywilizacje itd.). Powstały przy tym skutki, które należy zauważyć w świecie nam współczesnym, jako pośredni lub bezpośredni rezultat działań przebiegających trzysta, czterysta czy pięćset lat temu. Zacznijmy od spojrzenia na Europę. Niewątpliwie wyraźnie zaznaczył się tu fakt, że czynniki polityczne tego procesu są w skutkach dużo bardziej istotne niż były u jego genezy. Wyprawy i odkrycia geograficzne zaczęły kształtować podział świata, a ich rezultatem była rywalizacja o kolonie, wykraczająca następnie swą chronologią poza czasy nowożytne. W kategoriach społecznych można zauważyć, że ekspansja poza stary kontynent rozładowała w pierwszej fazie napięcia społeczne i demograficzne (nowa aktywność szlachty), ale przyczyniła się też do demoralizacji pewnych grup społecznych w koloniach (okrucieństwo, wyzysk). Wykształciła się przy tym warstwa ludzi związana swą działalnością właśnie z ekspansją kolonialną (od żeglarzy, awanturników, żołnierzy - po namiestników, stojących na czele administracji kolonialnej). Obiektywnym skutkiem wypraw odkrywczych było powstanie nowych społeczeństw, ich struktur i funkcjonowania. Polepszenie znajomości geografii świata było niewątpliwym osiągnięciem w kategoriach kultury ogólnoludzkiej, świadomości człowieka, rozszerzenia jego horyzontów poznawczych. Z jednej strony poznano odmienne ludy, cywilizacje, zwyczaje, obyczaje, z drugiej wyprawy spowodowały, by nie powiedzieć - wymusiły, zwiększone zainteresowanie fizycznym funkcjonowaniem świata doczesnego, jego rzeczywistym kształtem; wzrasta zainteresowanie naukami przyrodniczymi. Najistotniejsze (a może trzeba powiedzieć - najobfitsze) były chyba jednak skutki gospodarcze tej wielkiej ekspansji europejskiej. Nastąpił napływ nieznanych wcześniej produktów kolonialnych i - z drugiej strony - rozszerzenie rynków zbytu. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że spożywamy czy używamy dzisiaj produkty "kolonialne". Ta świadomość istniała jeszcze w pierwszej połowie XX wieku (sklepy z "towarami kolonialnymi"). Obecnie herbata, kawa, kakao, tytoń, trzcina cukrowa, kukurydza, ziemniaki, pomidory, bawełna towarzyszą nam na co dzień. A listę tę można by wydłużać. Nastąpił napływ do Europy kruszców szlachetnych, o co tak bardzo chodziło - jak pamiętamy - u progu wypraw geograficznych. Pochodził on z grabieży w Nowym Świecie, zwłaszcza w Peru, a potem z eksploatacji istniejących tam złóż. Była już o tym mowa, że poglądy wczesnego merkantylizmu zakładały, iż właśnie ilość posiadanych kruszców szlachetnych jest miarą bogactwa państwa; ale Hiszpania i Portugalia konsumowały te dobra, były gospodarczymi "dziurawymi workami" i kruszec zza Wielkiej Wody "wyciekał" na europejski rynek. W swym skutku mobilizował kapitał, wywoływał jego przyspieszoną akumulację w sferze handlowej, powodował "rewolucję cen", intensyfikował obroty (zob. rozdz. I). Mówiliśmy już, że ceny rosły, bo “psuty” pieniądz tracił na wartości, a równocześnie następował przyrost ludności, a więc rósł popyt na różne dobra. Ta sytuacja wymuszała z kolei konieczność rozwoju produkcji. Tym bardziej, że poszerzyły się możliwości zbytu towarów, otwarły się nowe rynki surowcowe. Dokonuje się społeczny podział pracy między miastem a wsią, reorganizują się struktury gospodarcze (od cechu do manufaktury), wprowadza się udoskonalenia techniczno-organizacyjne. Wyprawy geograficzne zapoczątkowują ekspansję ludnościową Europy i powodują pogłębienie się różnic w stanie posiadania poszczególnych warstw społecznych. "Nadwyżki" ludności przemieszczają się do kolonii, nie istnieje już bariera żywnościowa. Ów boom kolonialny XVI wieku bogaci posiadaczy dóbr i pośredników, natomiast ludzie żyjący z pracy rąk biednieją (ceny rosną szybciej od płac). Podkreśla się często, i słusznie, wielki wpływ okresu wielkich wypraw geograficznych na zmiany w układzie stref handlowych w Europie. Zmniejszyło się znaczenie basenu Morza Śródziemnego i jego największych portów - Wenecji, Genui, Marsylii, Barcelony. Osłabł handel bałtycki, następował stopniowy zmierzch Hanzy. Bujny rozwój przeżywała natomiast strefa atlantycka, porty mające bezpośrednie kontakty z Nowym Światem - Lizbona, Kadyks, Bordeaux, Antwerpia, Amsterdam, Londyn. Centra handlowe w głębi Europy schodziły na drugi plan. Z innej perspektywy rysują się następstwa wypraw i odkryć geograficznych, a w konsekwencji kolonializmu, dla krajów będących przedmiotem ekspansji Starego Świata. Będziemy jeszcze o tym mówić w rozdziale o kolonizacji. Inwazja Europejczyków na inne kontynenty i wyspy oznaczała ich interwencję w obce cywilizacje. W Ameryce na przykład oznaczała stopniową eksterminację tubylców - Indian. Na ten kontynent zaczęto sprowadzać czarną ludność z Afryki. Jedną z konsekwencji tego procesu był melanż grup etnicznych z całego świata (Mulaci, Metysi, czarni Kreole). W Ameryce Łacińskiej zaczął się dość szybko proces integracji tych grup. W Ameryce Północnej przysporzył on natomiast długotrwałych (aż po nasze czasy) konfliktów społecznych. Z kolei w Afryce pogoń za niewolnikami spowodowała wyludnienie wielkich obszarów (pamiętamy może amerykański serial telewizyjny "Korzenie" (Roots) ?). W Ameryce doszło do zburzenia rodzimych cywilizacji i początku infiltracji cywilizacji europejskiej (kultury, sposobu życia). Obszary kolonialne znalazły się (w różnym stopniu) w orbicie europejskich stosunków gospodarczych (inne zboża, inne zwierzęta, odmienne środki i formy produkcji), przy czym zyski zagarniane były przez kolonizatorów. Ekspansja europejska w wielu przypadkach przekształciła stosunki społeczne krajów kolonialnych według wzorów ze Starego Kontynentu. W Ameryce “cofnięto się” do stosunków niewolniczych. Niedawno obchodzono pięćsetlecie odkrycia Nowego Świata. Przy tej okazji odezwały się mocne głosy tych, którzy protestowali przeciwko jednoznacznie pozytywnej interpretacji tego faktu, ukazując "drugą stronę medalu". "Chrześcijanie europejscy dokonali inwazji na kontynent, największego ludobójstwa w historii, dziesiątkując jego ludność. Zawłaszczyli ziemie, rozbili organizację społeczną i polityczną, prześladowali indiańskie religie oraz zakłócili wewnętrzną logikę rozwoju tutejszych kultur. [...] Jak mogą czcić masakrę? 12 października nie powinno się obchodzić "Dnia Ameryki", ale "Dzień Nieszczęścia Ameryki". Nie odkrycie Ameryki powinno się świętować - jest to bowiem punkt widzenia tych, którzy byli na okrętach. Trzeba ubolewać nad inwazją - jak ci, którzy byli na brzegu, a dziś są nadal pogardzani, uzależnieni ekonomicznie i nie mają możliwości stworzenia autonomicznej alternatywy" (Leonard Boff, Con la libertad del Evangelio, Madryt 1991). Wypowiedź ta, chociaż kierowana ze skrajnych pozycji – tzw. teologii wyzwolenia, dobrze ilustruje relatywność ocen w historii. Ostatnia część przytoczonej wyżej opinii pokazuje też jak mocno bezpośrednie i pośrednie skutki odkryć geograficznych, a w ich konsekwencji wypraw kolonialnych, obecne są w świecie nam współczesnym. Wynikają z nich m.in. istniejące do dzisiaj strefy tradycji kulturowych i cywilizacyjnych. Niektóre widoczne są w samych nazwach, np. Ameryka Łacińska; mówi się też czasami o Afryce francuskiej. Strefy językowe na świecie to też konsekwencja tamtych procesów. Jeżeli cała Ameryka Południowa mówi po hiszpańsku, a w Brazylii panuje portugalski, to jest to, jak wiemy, wynik "podziału świata" w końcu XV wieku. Dwujęzyczność Kanady także wynika z rywalizacji dwóch państw ekspanujących na tym obszarze w XVI- XVIII wieku. Jeśli w Republice Południowej Afryki mówi się językiem africaans, pochodzenia germańskiego, to dlatego że już w końcu XVI stulecia skrzyżowały się tam wpływy dialektów kolonistów holenderskich z językiem angielskim, niemieckim i miejscowymi - afrykańskimi. Przykłady można by mnożyć. A w sferze obyczajów? To nie tylko wpływy cywilizacji europejskiej oddziaływały na obszarach jej ekspansji. To również wiele czynników zewnętrznych wpłynęło na różne dziedziny życia w Europie. Dlaczego najlepsze kakao produkują Holendrzy? Bo zbierali oni to ziarno na Malajach i wyspecjalizowali się w wytwarzaniu z niego proszku. Czy Brytyjczycy "od zawsze" z upodobaniem pili herbatę? Odpowiedź może wielu zdziwić: poznali ją stosunkowo niedawno, w czasach Elżbiety I, w drugiej połowie XVI wieku; żeglarze z Kompanii Wschodnioindyjskiej przywozili paczki wonnych liści dla swych krewnych. A tradycja słynnej five o'clock powstała jeszcze później; zapoczątkowała ją na przełomie XVIII i XIX stulecia żona księcia Bedfordu, Anna. Zależności między procesami sprzed kilkuset lat (i mniej odległymi w czasie) a współczesnością są frapujące. Rozdział III : Nowa koncepcja człowieka: epoka odrodzenia Jest to jeden z najbardziej dyskutowanych w historiografii okresów w dziejach naszej cywilizacji. Jeśli nawet przyjmiemy ogólne stwierdzenie, że jest to epoka, która rozciąga się w czasie od XV wieku do końca XVI stulecia, to zaraz musimy dodać, że nie ma do dzisiaj zgodności tak co do genezy odrodzenia (lub z francuska - renesansu; możemy tych określeń używać zamiennie), miejsca jego powstania, charakteru, jak i cezur chronologicznych obejmujących tę epokę. Wydaje się, że przedstawienie tych kontrowersji - zanim przejdziemy do omówienia cech charakterystycznych odrodzenia - może być pouczające jako przykład długiej i ciągle żywej dyskusji naukowej. Problem renesansu w historiografii Pojęcie renesansu pojawiło się w połowie XVI wieku, kiedy w 1550 r. florencki malarz, architekt i znakomity historyk Giorgio Vasari ogłosił Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów. Od młodości podróżował po Italii, zbierał materiały do tego dzieła, znał wielu wspaniałych artystów osobiście. Sformułował on szereg pojęć, wśród nich pierwszy raz użył określenia rinascita dellłarte (odrodzenie sztuki) w sensie odrodzenia sztuk plastycznych odtwarzających, odradzających sztukę antyku. To pojęcie przyjęło się, z włoska - rinascimento, a z francuskiego - renaissance. Nie oznacza to jednak, że współcześni mieli już poczucie odrębności tej epoki. Nie wiedzieli przecież, z ówczesnej perspektywy, że przyszło im żyć w „lepszych” od średniowiecza czasach odrodzenia. Dopiero stulecie XVIII wprowadzi zmianę optyki na wieki średnie, które traktowane będą z pogardą jako epoka „mroków średniowiecza”. Łatwiej było ją w ten sposób skontrastować z renesansem. Dla Woltera styl gotycki to była już nazwa pejoratywna, kojarzona z brakiem smaku. Przełom XVIII i XIX wieku przyniósł Europie znamienne przeobrażenia: rewolucję francuską, przewrót przemysłowy, wzrost roli mieszczaństwa, które sięga po władzę. Zaczęto inaczej patrzeć na przeszłość. Średniowiecze jawiło się jako czasy ucisku feudalnego, epoka w której ludzie żyli jako masa, grupowo. Tymczasem odrodzenie - z perspektywy poglądów romantycznych, mieszczańskich, antyfeudalnych - było chwalebnym okresem rozwoju jednostki, pochwały indywidualizmu. Pisarze i historycy z końca XVIII i pierwszej połowy XIX wieku (W. Roscoe, J.Ch. Sismondi, Stendhal, L. Ranke) z zachwytem odnosili się do tej epoki. Problem renesansu nabrał znaczenia i ostrości w połowie XIX wieku, kiedy zaczęły się pojawiać na jego temat szersze, pełniejsze koncepcje. W ramach swojej wielkiej Historii Francji Jules Michelet opublikował w 1855 r. tom siódmy, zatytułowany Renesans. W swych poglądach okazał się rewolucjonistą; w epoce odrodzenia widział odkrycie świata i człowieka, przeciwstawiał ją średniowieczu jako jego antytezę. W 1860 r. Szwajcar Jacob Burckhardt wydał pracę pt. Kultura Odrodzenia we Włoszech, w której zgadzał się z zasadniczymi stwierdzeniami Micheleta, że odrodzenie to odkrycie świata i człowieka oraz że należy je przeciwstawiać chrześcijańskiemu średniowieczu. Burckhardt podkreślał, że jest to epoka odrodzenia jednostki, wydobytej z masy, zeświecczonej umysłowo. Autor podróżował po Włoszech, zachwycił się nimi, to co widział wywołało u niego kult antyku; dlatego wiązał ściśle odrodzenie z nawrotem do starożytności. Sytuował renesans między pierwszym ćwierćwieczem XV wieku a końcem XVI stulecia jako „promienną wyspę” między mrocznym średniowieczem a zawikłanym barokiem, cesarskim najazdem na Italię i kontrreformacją. Podkreślał w swej książce znaczenie patrycjatu miejskiego dla zachodzących przemian kulturowych i zaznaczając, że odrodzenie nie podbiło całego Zachodu, wiązał ściśle jego istnienie, jako rzecz specyficzną, z włoskim duchem narodowym. Dawał obraz statyczny, uroczysty. Z innego punktu widzenia, materializmu dialektycznego, spojrzał na renesans 15 lat później Fryderyk Engels. Mimo że analizował tę epokę z perspektywy społeczno-ekonomicznej (we wstępie do Dialektyki przyrody, 1875-1876), poparł w gruncie rzeczy koncepcję Burckhardta pisząc: „Był to największy przewrót postępowy jaki ludzkość kiedykolwiek do owych czasów przeżyła, epoka, która wymagała olbrzymów i olbrzymów zrodziła - olbrzymów myśli, uczucia i charakteru, wszechstronności i wiedzy”. A mówimy tu o marksiście także dlatego, że na temat odrodzenia były i koncepcje dużo bardziej oryginalne, które przyjmowały np., że twórcą renesansu był św. Franciszek z Asyżu (H. Thode, E. Gebhart). Jeszcze w XIX wieku zaczęła się krytyka poglądów Burckhardta, rehabilitacja „mroków średniowiecza”. Podkreślano, że antyk był wtedy znany, że odrodzenie nie powoduje żadnego przewrotu, nie przynosi skoku jakościowego. W naszym stuleciu pojawia się zjawisko „likwidowania” renesansu. Niemiec Richard Hamann w swej Historii sztuki (1932) używa wyrazu „renesans”, nie uznając go jednak za określenie stylu między gotykiem a barokiem, ale jako stosunek sztuki współczesnej do dawnej. Wtedy renesansów jest wiele (np. za Karola Wielkiego w VIII-IX wieku, czy w sztuce południowej Francji w XII stuleciu). Zauważmy na marginesie, że i w naszym współczesnym rozumieniu funkcjonuje takie pojmowanie słowa renesans; mówimy o renesansie czegoś - albo jego braku - po okresie kryzysu, upadku, stagnacji w różnych dziedzinach życia. W Polsce mamy więc np. renesans budownictwa indywidualnego, ale nie możemy się doczekać renesansu siły polskiej piłki nożnej. Dodajmy jeszcze, że „nasze” odrodzenie Hamann podzielił na: naturalizm w XV wieku, przedbarok (z Rafaelem, Tycjanem i Michałem Aniołem) i neogotyk. Chronologicznie z drugiej strony - od strony schyłkowej fazy tej epoki - renesans „likwidowano” manieryzmem (uznawanym często za zdegenerowany renesans - zob. rozdział o baroku), z którego austriacki historyk sztuki czeskiego pochodzenia Max Dvoczątku naszego wieku „kosztem odrodzenia” samodzielny styl. Nie brakowało i tak skrajnych poglądów, że renesans to okres dezintegracji, rozkładu kultury. Współcześnie obserwujemy tendencje wręcz przeciwne. Czasy odrodzenia są wyróżniane. Uważa się nawet (J. Białostocki, Sztuka i myśl humanistyczna), że w nowożytnej historii sztuki po średniowieczu właściwie tylko renesans był nowym stylem (manieryzm, barok to wewnętrzne fazy renesansu). Nowe zmiany postaw artystycznych przynosi dopiero XVIII wiek - doba przełomów społecznych, intelektualnych i gospodarczych. Jest to też pogląd kontrowersyjny, daleko idący. Co ciekawe, również marksizm, operujący w periodyzacji dziejów formacjami społeczno- ekonomicznymi, a nie epokami kulturowymi (przy takiej metodzie średniowiecze jak i odrodzenie formalnie nie istnieją, bo mieszczą się w szerszym „feudalizmie”), nie odżegnywał się od odrodzenia jako antytezy średniowiecza, innej epoki, oznaczającej odrodzenie mieszczańskie, złamanie potęgi szlachty feudalnej, czasy powstawania monarchii narodowych, odkrycia starożytności, naszej ziemi - co zapoczątkowało światowy handel; obalona została duchowa dyktatura Kościoła. Nastała epoka awyznaniowa przeciwstawna średniowieczu rycerskiemu, feudalnemu, ortodoksyjnemu religijnie. Trzeba przyznać, że te argumenty mają charakter generalny i są do przyjęcia niezależnie od światopoglądu. Dyskusja wokół renesansu, jego genezy i charakteru, trwa do dzisiaj. Wszystkie te różnice poglądów i koncepcji to ogromna korzyść dla nauki. Tam gdzie kończy się dyskusja, zaczyna się stagnacja, która w nauce oznacza intelektualną śmierć. Geneza odrodzenia Również twierdzenie, że odrodzenie powstało we Włoszech nie jest tak oczywiste. Dla Micheleta, Francuza, jego genezy należało szukać we Francji XVI wieku. Były też poglądy wskazujące na Niderlandy, a ściślej na XV-wieczną Flandrię, jako na kolebkę renesansu. Zdecydowaną postawę przyjął Burckhardt: oczywiście Włochy, i to już ...w drugiej połowie XIII stulecia! Do odrodzenia dokonał wspaniałych aneksji: włączył doń i Dantego i Petrarkę... Tu Czytelnik może być zdziwiony: jakże to, to oni - nie tak, jak uczyliśmy się w szkole - nie należą do twórców renesansowych? Otóż - nie, do epoki odrodzenia nie należą, chociaż ów przymiotnik „renesansowi” można im przypisać. Wyjaśnimy to dalej. No a cóż z genezą renesansu? Wróćmy do tej kwestii, stwierdzając, że dzisiaj przyznaje się rację Burckhardtowi i jednoznacznie uznaje się Italię za kolebkę odrodzenia. Tam jego bazą było mieszczaństwo, najsilniejsze we Włoszech północnych, zwłaszcza we Florencji - dlatego tam najpierw pojawiły się znamiona odrodzenia. We Francji jest ono widoczne już przed XVI wiekiem, z Włoch trafia też wcześnie do Flandrii. Dodajmy, że dawniej pokutował pogląd, iż renesans im dalej od Włoch tym był słabszy. Dzisiaj możemy stwierdzić raczej, że renesans tam był słabszy, gdzie słabsze było mieszczaństwo. No, a w takim razie Polska z jej słabym mieszczaństwem i silnymi wpływami odrodzenia? Nie ma tu sprzeczności: u nas funkcję tego nośnika kulturowego przejęła szlachta. Spróbujmy zanalizować bliżej zagadnienie „geneza odrodzenia we Włoszech”, klasyczne pytanie egzaminacyjne z historii. Jak do niego podejść, by wykazać, że właśnie we Włoszech były warunki sprzyjające temu przewrotowi kulturowemu. By poradzić sobie z tak postawionym zagadnieniem (kiedy nie wiadomo od czego zacząć) najlepiej odwołać się do poszczególnych płaszczyzn procesu historycznego. Ta metoda posłużyć zresztą może przy odpowiedzi na każde zaskakujące nas pytanie z historii. Zacznijmy, w tym przypadku, od płaszczyzny kulturowej; tu czynnikiem decydującym było pojawienie się i rozkwit humanizmu renesansowego właśnie we Włoszech. Zostawmy na razie to zagadnienie do osobnego omówienia później. Na płaszczyźnie społecznej obserwujemy tam silniejszy niż gdzie indziej w Europie proces emancypacji miast spod władzy senioralnej. Oznaczało to w praktyce odebranie najwyższemu władcy feudalnemu monopolu na uzyskiwanie korzyści materialnych. Zaczynają bogacić się szersze warstwy mieszczaństwa dopuszczone do zysków. Wzrasta poziom życia. Działa znane w socjologii zjawisko, że po zaspokojeniu potrzeb podstawowych człowiek szuka możliwości zaspokojenia potrzeb wyższego rzędu. Mieszczanie, patrycjat, interesują się coraz bardziej sztuką, literaturą, nauką. Te potrzeby wymagają angażowania ludzi sztuki, pędzla, pióra, dłuta. O pozycji człowieka w strukturze społecznej, o jego losie w życiu, nie decyduje już tylko urodzenie, ale szeroko rozumiane „posiadanie”, a więc praca, energia, talent, również bogactwo, potwierdzające życiowy sukces. Wymownym przykładem takich, dziś powiedzielibyśmy - karier, byli kondotierzy, brawurowi dowódcy oddziałów wojsk najemnych w służbie miast lub dworów książęcych, wywodzący się niejednokrotnie z „dołów społecznych”. Kruszy się w ten sposób ustrój feudalny, łamią się więzy stanowe. I choćby to nawet miało zabrzmieć jak zapożyczenie z dzieł „klasyków”, trzeba stwierdzić, że w ówczesnych Włoszech północnych struktura społeczna przeobraża się ze stanowej (feudalnej) w klasową (wczesnokapitalistyczną). Powiedzieliśmy już, że przedstawione wyżej procesy bogacą ludzi. Trzeba do tego dodać stwierdzenie, że pieniądz aktywizuje jednostkę i już jesteśmy przy przesłankach gospodarczych odrodzenia. Rozwój produkcji, handlu daje dobry zarobek. Pieniądz nie powinien leżeć, ten kto go ma musi być przedsiębiorczy, aktywny - inaczej straci. Znamy to zjawisko, od niedawna, z naszego życia codziennego. Ów pieniądz staje się również podstawą rozwoju życia umysłowego i sztuki. Więcej nawet, powoduje emancypację myśli. Co to oznacza? Otóż to, że człowiek zamożny łatwiej uniezależnia się (czy ściślej - może się uniezależnić) od pewnych tradycyjnych norm, kanonów, przepisów, zasad. Znamy w historii elity, które żyły inaczej niż głoszone przez nich zasady ustrojowe, moralne, etyczne, polityczne. Jeszcze niedawno mieliśmy „czerwoną burżuazję” w „najbardziej sprawiedliwym” ustroju świata. Ludzie odrodzenia musieli - wobec dotychczasowych kanonów życia - wyzbyć się „wstydu” z powodu swej zamożności i przedsiębiorczości, porzucenia cnoty ubóstwa i bezustannej pamięci o życiu wiecznym. Bogactwo „usprawiedliwiały” więc liczne donacje, hojność wobec Kościoła, fundowanie świątyń. Gdyby szukać uwarunkowań politycznych włoskiego odrodzenia, należy zauważyć fakt rozdrobnienia politycznego na Półwyspie Apenińskim. Były to państwa i państewka o różnym ustroju, konkurujące ze sobą o wpływy, znaczenie, splendor. Jedną z form tej rywalizacji, oprócz wojen, było legitymizowanie swego prymatu przez zewnętrzną symbolikę. W tym celu można było, i trzeba, stawiać wystawne budowle, pałace, pomniki władców, kondotierów - większe, piękniejsze niż u sąsiada. Trzeba było publikować dzieła historyczne, literackie, podkreślające odległe tradycje państwa, dynastii, wielkich rodzin i ich chwalebną pozycję współcześnie. Równocześnie można było podważać prawo takiego czy innego władcy obcego do jego panowania. Do wszystkich tych i podobnych przedsięwzięć potrzeba było twórców: rzeźbiarzy, architektów, malarzy, pisarzy, historyków, poetów, złotników itd. Ci ludzie nie tworzyli przecież (a przynajmniej - nie wyłącznie) z przekonania, nie mogli pracować za darmo. Powstała zatem znamienna dla odrodzenia instytucja mecenatu; władca, wielmoża, patrycjusz - czyli mecenas - płacił, ale wymagał. To samo robili w sąsiednim państwie czy państewku. Taka sytuacja nakręcała konkurencję, wytworzyła grupę twórców, o których zabiegano najbardziej, którym płacono najlepiej, i która między nimi samymi wywołała rywalizację o zamówienia, o najpiękniejszy kształt i jakość ich dzieł. Czyż trzeba dla sztuki, dla rozwoju kultury lepszej pożywki? Humanizm a renesans – rozróżnienie pojęć. Jest to zagadnienie wywołujące wiele nieporozumień. Najczęściej, niestety również w podręcznikach szkolnych, nie rozróżnia się obu tych pojęć; mamy więc w książkach (czy podręcznikach) z historii lub literatury rozdziały zatytułowane np. „renesans i humanizm”, traktujące oba określenia zamiennie w odniesieniu do epoki odrodzenia. Zacznijmy od humanizmu. Już samo to pojęcie ma różne znaczenia, są bowiem różne -co najmniej dwa - rodzaje humanizmu: 1° jako kierunku zainteresowań i 2° jako szeroko rozumianej postawy ludzkiej. Ten pierwszy występuje w węższym rozumieniu: to prąd, który opiera się na antyku, to odrodzenie znajomości i studiów nad językiem i kulturą starożytną, głównie rzymską i grecką, w mniejszym stopniu hebrajską. W takim jego znaczeniu humaniści to ci, którzy studiowali kulturę antyku i przybliżali ją współczesnym. Drugie, szersze rozumienie humanizmu opiera się na postawie antropocentrycznej przyjętej przez człowieka, na kulcie jego osoby. Sprowadza się do słynnego stwierdzenia rzymskiego pisarza Terencjusza: „Jestem człowiekiem i sądzę, że nic, co ludzkie, nie jest mi obce” (Homo sum, humani nihil a me alienum esse puto). Przy takim założeniu liczy się człowiek jako jednostka, indywidualność, a z zainteresowania nim wynika przywiązywanie wagi do jego życia doczesnego. W tym znaczeniu humaniści to ci, którzy zajmują się człowiekiem z takiego punktu widzenia, iż jest on podstawowym celem, podmiotem ich zainteresowania. Humanizm jako postawa ludzka jest więc obecny w całych dziejach naszej cywilizacji. Ujawnia się po raz pierwszy gdzieś w pomroce dziejów, wtedy kiedy człowiek stwierdził, że on sam „jest najważniejszy”. Tę postawę widzimy wyraźnie w starożytności greckiej i rzymskiej, w której antropocentryzm naznaczał ludzkie działania. Była to sprzyjająca humanizmowi faza dziejów. Mniej sprzyjające było tej koncepcji średniowiecze, w którym dominował światopogląd teocentryczny, chociaż pytania o miejsce człowieka w życiu i wszechświecie nie były obce teologom. Już pod koniec średniowiecza jednak, stwierdźmy ogólnie - od XIII wieku, wraz z rosnącym zainteresowaniem antykiem, coraz szerszym kontaktem ze spuścizną starożytności, wspomianymi już przemianami w Italii, przy wystąpieniu wielu czynników, odradza się ów antropocentryczny, odmienny od średniowiecznego, sposób widzenia świata i człowieka. Następuje jak gdyby fuzja haseł humanizmu szerszego, ponadczasowego, antropocentrycznego z humanizmem wyrażającym się w określonym czasie zainteresowaniem antykiem. Kiedy ten światopogląd stanie się pośród elit powszechniejszy, kiedy zacznie wpływać na różne dziedziny aktywności ludzkiej i - z drugiej strony - z nich czerpać inspirację dla dalszego rozwijania się, stanie się prądem intelektualnym charakterystycznym dla bieżących czasów, wtedy rozpocznie się - w XV wieku - epoka odrodzenia. Stwierdźmy więc wyraźnie: humanizm to prąd umysłowy, światopogląd, ideologia, odrodzenie natomiast (czyli renesans) to epo ka historyczna w dziejach cywilizacji ludzkiej, dla której ten humanizm renesansowy był ideologią. Przy czym oba te pojęcia nie pokrywają się ze sobą w czasie. Humanizm renesansowy (owo połączenie dwóch humanizmów - szerszego i węższego) powstaje już w XIII wieku, a w XV stuleciu staje się ideologią, dominującym prądem umysłowym, narzucającym charakter kształtującej się w tym czasie epoce odrodzenia. U schyłku XVI wieku kończy się epoka renesansu, bo wraz z nią zanika jej ideologia - humanizm renesansowy. W tym przypadku cezury chronologiczne pokrywają się. Rzeczywiście - kontrreformacja (wraz z reformą katolicką) zaprzecza podstawom humanizmu renesansowego, kierując ponownie myśl człowieka przede wszystkim ku Bogu. Trudniej będzie też w tych czasach owemu ponadczasowemu humanizmowi. Ale możemy łatwo wywnioskować, że odrodzi się z wielką siłą w epoce oświecenia, razem z jego hasłami (mówi się np. o neohumaniźmie niemieckim przełomu XVIII i XIX wieku). Będzie przechodził różne koleje w XIX i XX stuleciu. Istotny będzie w każdej ideologii, bądź rzeczywiście, bądź jako frazes propagandowy. Z problemem humanizmu będą się zmagać i reżimy totalitarne i Kościół. Z jednej strony będzie to komunistyczne „człowiek to brzmi dumnie” i gułagi, „humanizm socjalistyczny” i łamanie podstawowych praw człowieka, zbrojna inwazja na kraj, który chciał „socjalizmu o ludzkiej twarzy” (Czechosłowacja 1968). Z innej - ludobójcze konsekwencje nazistowskiej koncepcji Herrenvolku (narodu panów, nadludzi). Będą to próby humanizacji kapitalizmu (np. socjalizm szwedzki). Będzie to też uwspółcześnianie Kościoła, aggiornamento papieża Jana XXIII, podjęte na Soborze Watykańskim II, ściśle związane z kwestią podmiotowości ludzkiej w dzisiejszym świecie. Zauważmy przy okazji, że założenia światopoglądowe powtarzają się, odżywają w historii, jak gdyby co drugą epokę. Można by tu widzieć związki antyku, renesansu, oświecenia i współczesności, przeplatane paralelami ideowymi średniowiecza, baroku i kontrreformacji, a potem XIX stulecia. Humanizm renesansowy. By zdefiniować to pojęcie przyjmijmy, wobec powyższych uwag, że humanizm renesansowy to prąd umysłowy opierający się na postawie antropocentrycznej człowieka i charakteryzujący się jego zainteresowaniem szeroko rozumianą epoką starożytną, który zaczął powstawać we Włoszech w końcu XIII wieku, a rozpowszechnił się w Europie w XV i XVI stuleciu, stając się podstawą światopoglądową epoki odrodzenia. Jeśli podkreśla się fakt, że humaniści odkrywali antyk, to staje kwestia znajomości tej epoki w średniowieczu. Trzeba więc stwierdzić, że dorobek starożytności był w średniowieczu znany i to, że przetrwał do czasów nowożytnych zawdzięczamy w dużej mierze właśnie ludziom wieków średnich (np. rola klasztorów benedyktyńskich). Od czasów wypraw krzyżowych rozszerza się znajomość Arystotelesa; mało znana była myśl grecka, dopiero kontakty Włoch z Bizancjum od XIV wieku, napływ stamtąd uczonych na Półwysep Apeniński, zwłaszcza po 1453 r., zmieniają sytuację. Od XV wieku zainteresowanie wzbudza platonizm, na renesans arystotelizmu przyjdzie kolej w XVI stuleciu. Antyk był znany w średniowieczu, ale szukało ono w nim czego innego: spraw moralnych, tego wszystkiego, co potwierdzało objawienie chrześcijańskie. Odrodzenie, z jego humanizmem, przynosi pełniejszą znajomość starożytności: nie szuka religijnych aspektów piękna antyku, ale penetruje go głębiej, rozszerza wobec tych czasów swój kwestionariusz, powiedzielibyśmy dziś - wszechstronnie rozwija problematykę badawczą. Cechy humanizmu renesansowego Humaniści studiując antyk, studiowali łacinę. Renesans przynosi odrodzenie klasycznej łaciny, jej kult. Różniła się ona wyraźnie od tej, którą znano ze średniowiecza. Humaniści odrodzeniowi deprecjonowali łacinę wieków średnich, lekceważyli ją, nazywali ją „kuchenną”. Równocześnie rozszerza się, upowszechnia stosowanie języków narodowych, wzrasta ich rola w życiu i w kulturze. Język Boskiej komedii Dantego, narzecze toskańskie, daje podstawy nowożytnego języka włoskiego, tłumaczenie Biblii przez Marcina Lutra wraz z językiem kancelarii saskiej tworzą literacką niemczyznę, kształtuje się francuski, a i „Polacy nie gęsi...”. Ogromny i wszechstronny wpływ na szerzenie się humanizmu i oblicze całej epoki odrodzenia miało drukarstwo. Łatwo sobie wyobrazić jego znaczącą rolę w rozpowszechnianiu dzieł humanistów, mimo że jako prąd intelektualny humanizm miał charakter elitarny i jego oddziaływanie społeczne na tak zwane szerokie masy było niewielkie. O tej elitarności kultury odrodzenia już wspominaliśmy. Niemniej na przełomie XV i XVI wieku zaczęła się ona rozszerzać w Europie, i to głównie dzięki drukarzom. Idee humanizmu promieniowały na północ od Alp. Tak też często, o czym warto pamiętać, dzieli się renesans: na włoski oraz ten, który nie jest włoski - na północ od Alp. Humanizm odrodzeniowy objął Niemcy, Francję, Niderlandy, Anglię, Półwysep Pirenejski, Węgry, Polskę, kraje skandynawskie. Trafiał na różne podłoża kulturowe, na inne warunki, dlatego też oprócz swych cech uniwersalnych nabierał tam cech specyficznych. W Niemczech współistniał z epoką reformacji i bezpośrednio wpływał na nią, oddziaływał tam na myśl pedagogiczno-dydaktyczną, odwołując się do chwalebnej przeszłości budował poczucie narodowe w rozbitej Rzeszy (zauważmy, że do tradycji rzymskich odwoływał się też później nazizm). We Francji rozwijała się myśl racjonalistyczna, oddzielająca rozumowanie od religii, tak charakterystyczna dla całych francuskich dziejów nowożytnych. Specyficzna sytuacja ekonomiczna w Anglii wpływała na kształtowanie się tam myśli społeczno-politycznej (np. Thomas More). Będzie jeszcze o tym mowa. Światopogląd człowieka renesansu. Przeciwstawiając epokę odrodzenia - średniowieczu, rozważyć trzeba także kwestię światopoglądu humanisty, człowieka renesansu. Stosunek do religii i Kościoła. Nowe poglądy, inny sposób myślenia o człowieku, musiały wpłynąć na rewizję poglądów w tej mierze. Okres odrodzenia określa się jako epokę ewangelicznego odrzucenia ideału jedności religijnej. Co to znaczy? W średniowieczu podstawą wiary było objawienie boskie. Pismo Święte wyjaśniane było przez kapłanów, reprezentantów Kościoła hierarchicznego. W odrodzeniu, razem z zainteresowaniem antykiem (również tym po Chrystusie), „odkrywa się”, że nie zawsze tak było. Następuje powrót do wczesnochrześcijańskiej wolności, swobody interpretacji Pisma Świętego. Konsekwencje są doniosłe; taka postawa oznacza odrzucenie autorytetu Kościoła hierarchicznego, zerwanie z uznawaniem „monopolu” kleru na przedstawianie Słowa Bożego. Jest równocześnie podstawą krytyki Kościoła, podłożem reformacji. Powstają nowe wyznania. Mówimy o tym w innym miejscu, ale tu należy zauważyć rzecz znamienną, że każda nowa wspólnota natychmiast dbała o to, by w jej ramach owa interpretacja była jednakowa, by nie interpretować różnie. Przy czym wszystkie odłamy chrześcijaństwa (kalwiniści, luteranie i inni) dążyli do zjednoczenia wszystkich wyznań, ale zawsze ...pod swoją egidą. Był to jeden z dramatów ludzi odrodzenia. Owo rozbicie starano się przezwyciężyć. O zjednoczenie religijne walczył np., skądinąd krytykujący Kościół instytucjonalny, Erazm z Rotterdamu. Staje tu więc kwestia religijności czy niereligijności ludzi odrodzenia. Już z powyższych uwag wypływa chyba wniosek, że trzeba wyraźnie rozróżnić stosunek humanistów odrodzeniowych do Kościoła i do religii. Dla Polaków jest to zagadnienie jeszcze nie do końca zrozumiałe. Specyficzna rola katolicyzmu polskiego w czasach nowożytnych i najnowszych spowodowała, że rozróżnienie Kościoła hierarchicznego oraz powszechnego (a więc wszystkich ludzi wierzących w Chrystusa wedle obrządku rzymskokatolickiego) nie jest u nas dostatecznie jasne. A tu mamy odwołać się do tych pojęć już w XVI wieku. Tymczasem dla Polaków Kościół to była „od zawsze” jedność hierarchii i ludu bożego. Twierdzenia „Kościół nakazuje”, „Kościół mówi, że...” odbierane były jednoznacznie jako racje wyższe, a nie jako polecenia hierarchów. Taka była polska racja stanu, w czasach, gdy - począwszy od soboru trydenckiego, a na władzy komunistycznej skończywszy - katolicyzm był podstawowym elementem tożsamości narodowej. Od niedawna dopiero owo rozróżnienie poglądów katolika, członka Kościoła powszechnego, od niektórych poglądów reprezentantów hierarchii kościelnej znajduje w Polsce zrozumienie i nie staje się automatycznie „zdradą” interesów narodowych. Procesy te dokonały się w większości krajów katolickiej Europy właśnie (trzeba by powiedzieć - już) w „naszych” trzystu latach dziejów nowożytnych. Dlatego mówimy tutaj o „spóźnionej” Polsce przy okazji zjawisk odrodzeniowych. Humaniści wprowadzali owe dwa porządki. W stosunku do Kościoła hierarchicznego zajmowali postawę krytyczną. Ta krytyka (zapoczątkowana już w średniowieczu) dotyczyła Kościoła jako instytucji, jego funkcji i hierarchii, odnosiła się do panującej w nim nietolerancji, braku krytycyzmu, zatracenia indywidualności człowieka. Natomiast w odniesieniu do religii, ludzi odrodzenia, humanistów, cechowała głęboka, świadoma wiara, chociaż pojmowana inaczej niż w średniowieczu. Religia staje się bardziej laicka. I to nie w popularnym ujęciu encyklopedycznym „laicyzacji”, jako zmniejszania się wpływów religii i Kościoła i odchodzenia od wiary, ale w sensie oddzielania spraw świeckich i duchownych w życiu człowieka, oddzielania sacrum od profanum. Laicy wierzyli w Boga wszechpotężnego, a nie wszechrozumnego. Uważali, że człowiek jest kowalem swego losu, a nie narzędziem w ręku Boga. Świat to nie tylko bezpośrednie dzieło boże, ale także odzwierciedlenie, efekt działalności, pracy ludzkiej. Taka postawa pozwalała pozbyć się średniowiecznego determinizmu, związanego z dominacją koncepcji teocentrycznej, uznającej (ujmując to w pewnym uproszczeniu) że życie doczesne nie jest dla człowieka celem samym w sobie, jest środkiem do uzyskania zbawienia po śmierci; wszyscy, niezależnie od ich statusu społecznego (przynależności do stanu), którego nie można zmienić, doczekają się tego samego w życiu wiecznym. Ludzie Odrodzenia nie negowali owego celu pozagrobowego, ale głosili afirmację życia, stwierdzali że życie doczesne jest wartością samą w sobie, może być celem aktywności ludzkiej. W takiej koncepcji już nie siły nadprzyrodzone, nie dogmaty teologiczne, ale sam człowiek - jego działalność, rozum - decyduje o sobie. Indywidualizm. Odkrycie człowieka przez odrodzenie przynosi też nowe spojrzenie na jednostkę, nową postać indywidualizmu. W średniowieczu człowiek działał zawsze w jakiejś zbiorowości, w korporacji (wyznaniowej, stanowej, zawodowej). Odrodzenie, była już o tym mowa, przynosi wyzwolenie, odkrycie człowieka. W życiu społecznym widać dążność do ujawniania odrębnych, wyróżniających jednostkę cech osobowości, zdolności, predyspozycji. Prowadzi to wręcz do kultu jednostkowej, osobistej sławy i chwały na różnych polach działania człowieka, np. w polityce, kulturze. To nowe podejście do człowieka widać wyraźnie w koncepcjach pedagogicznych epoki, które stawiają na rozwijanie osobowości ucznia w związku z jego indywidualnymi zdolnościami. I tu sięga się po wzory antyczne (np. greckich gimnazjonów). Odkrycie świata. Indywidualizmowi człowieka towarzyszyła ciekawość świata. Okazywało się, że jest on słabo znany. W którąkolwiek stronę obrócił się ówczesny człowiek, napotykał na rzeczy niewiadome, nieznane, niezbadane. Konsekwencją takiego stanu rzeczy przy humanistycznym światopoglądzie była nowa koncepcja nauki, nowatorskie spojrzenie na świat i na jego funkcjonowanie. Powstaje nowożytny materializm, znajduje swe podstawy racjonalizm. Tylko taki sposób myślenia mógł przynieść odkrycia Leonarda da Vinci, Kopernika i, nieco później, Galileusza. Wiemy z jakimi oporami były one akceptowane. Wcześniejsza teologiczna koncepcja świata nie była bodźcem do poznawania rzeczywistości. Teraz następuje odkrycie fascynujących i nieznanych aspektów kontekstu, w którym funkcjonuje człowiek. Okazywało się, że nawet fizyczny kształt ziemi jest zagadką. To była podnieta do wypraw i odkryć geograficznych. Narzucała się konieczność wszechstronnego penetrowania rzeczywistości za pomocą dostępnej, ale szybko pogłębianej wiedzy oraz twórczości. Wszechstronność ludzi renesansu. Jest to często podkreślana cecha epoki, zazwyczaj uznawana za coś niezwykłego w historii. Trzeba ten zachwyt stonować. Nie było to coś cudownego, nadprzyrodzonego. Była to erupcja energii twórczej, wszechstronnej aktywności w ogólnej atmosferze epoki, przy nowym poglądzie na świat, po okresie zahamowania zainteresowań ludzkich, ograniczonych do pewnego kręgu. Dopiero co stwierdziliśmy, że były to dopiero początki poznawania przez człowieka otaczającego go świata, czyli całościowy obraz „naukowy” tego świata był stosunkowo mało rozległy i zawiły. Łatwiej było interesować się „wszystkim”, bo było tego nieporównywalnie mniej niż dzisiaj. Dzisiejszy świat nie pozwala na odrodzeniową koncepcję wszechstronnego człowieka. Ogrom wiedzy ludzkiej zmusza do specjalizacji; to kierunek konieczny. Nie można jednak dopuścić do przesady, również w „naszej” dziedzinie, w historii, kiedy to np. historyk regionalista, wciągnięty w swe badania minigraficzne, po wielu latach zapomina już o „wielkiej historii” i zna się tylko, i to świetnie, na guzikach mundurów powstańczych na ziemi wschowskiej w pierwszej fazie powstania wielkopolskiego. Bo kolejną fazą zajmuje się już kolega. Z drugiej strony można zauważyć, że wracamy do pracy zbiorowej, na modłę średniowieczną, wtapiamy się w zespoły, tracimy indywidualność. Prawda to nienowa; już w latach 20-ych naszego wieku zauważył to filozof rosyjski, emigrant, Nikołaj Bierdiajew w pracy Nowe średniowiecze. Wystarczy stwierdzić, że - zwłaszcza w naukach ścisłych - renomowane nagrody, np. Nobla, otrzymują coraz częściej zespoły badaczy. Przewrót w sztukach plastycznych. Wiele dziedzin miało w epoce odrodzenia wspaniałe osiągnięcia. Niemniej przewrót renesansowy najwszechstronniej znalazł swe odbicie w sztukach plastycznych, od których zresztą zaczął tę epokę Vasari. Inne dziedziny, choćby nawet chronologicznie rzecz biorąc rozwijały się wcześniej, jak gdyby nie nadążały za sztuką. Np. w filozofii zainteresowania były rozbieżne, różnymi jej działami, głównie filozofią przyrody, metodologią, filozofią państwa i prawa. Ale ta dziedzina nie stworzyła generalnej syntezy poglądów epoki (powstaną takie w XVII, XVIII stuleciu). Postęp badań w naukach szczegółowych był jeszcze na tyle niedostateczny, że nie można było zbudować spójnej syntezy. To też jest zjawisko ponadczasowe. Tymczasem w sztuce dokonywał się przewrót. Polegał on przede wszystkim na uświadomieniu sobie przez twórców autonomii, własnej swoistości sztuki. W średniowieczu cel sztuki leżał poza nią samą, liczyła się jej funkcjonalność wobec zadań pozaplastycznych. Teologia (za sprawą Kościoła) czy władza feudalna nakładały na twórcę zadania sakralne, propagandowe, dydaktyczne; liczył się głównie efekt, a nie samo dzieło (podobnie np. stół, obojętnie przez jakiego stolarza wykonany, ma służyć do wygodnego jedzenia czy pracowania przy nim). W konsekwencji artyści byli rzemieślnikami, takimi jak inni, anonimowymi, wykonującymi zadania według uznanych, czy nałożonych wzorców czy kanonów. Zwróćmy uwagę, że taka koncepcja sztuki jest zgodna z koncepcją światopoglądową epoki: również życie doczesne było tylko środkiem do celu leżącego poza nim samym. Jeśli zatem światopogląd wpływa na sztukę, w odrodzeniu - z jego afirmacją życia jako wartości samej w sobie - musi dojść do przewrotu. I tak się istotnie dzieje. Sztuka staje się dziedziną samą dla siebie, autonomiczną, taką jak inne formy aktywności ludzkiej. Staje się przedmiotem naukowej analizy, by można było odkryć i ustalić rządzące nią prawa, prawidłowości. Rodzi się teoria sztuki i krytyka artystyczna. Jako dziedzina ma swoje dzieje, powstaje zatem coś, co nie istniało dotąd - historia sztuki. Prekursorskim dziełem są tu, wspomniane już, Żywoty Giorgio Vasariego. W porównaniu z poprzednią epoką, sztuka jest bardziej subiektywna, artysta chce przekazać swój indywidualny pogląd, prawdę o świecie, przeżycie. Koncepcje podbudowuje teorią. Inspiracja antykiem jest jednak przemożna, wzorce starożytne uznaje się za niedościgłe, można tylko starać się im dorównać. Ale artysta nie jest już anonimowym wyrobnikiem; liczy się jakość wykonania i maestria zawodowa wiązana z konkretną osobą. Artyści konkurują między sobą, często zaciekle, o zdobycie takiego czy innego zlecenia, wkładają w to swą ambicję osobistą i honor profesjonalisty, chwalą się swą sztuką, swoimi umiejętnościami. Trudno wyobrazić sobie ukazywanie i akceptowanie takiej postawy wcześniej, w średniowieczu. Świetnym przykładem i świadectwem odmiennego statusu artysty w nowych czasach mogą być pamiętniki złotnika i rzeźbiarza włoskiego Benvenuto Celliniego, zatytułowane Żywot własny spisany przez siebie samego (1568). Treści malarstwa renesansowego nie różniły się w rewolucyjny sposób od treści malarstwa średniowiecznego; dominowała tematyka religijna. Niemniej w coraz większym stopniu artyści zajmują się tematyką świecką - malarstwem rodzajowym, portretem, pokazują pejzaż. Przełom następuje natomiast w formie malarskiej. Artyści w średniowieczu nie musieli odzwierciedlać wiernie rzeczywistości, nie taki był cel sztuki. Liczyła się symbolika, utarte kryteria ważności postaci, choćby przeczyły one światowi realnemu. Teraz sztukę cechuje dążność do najprecyzyjniejszego, iluzjonistycznego odwzorowania natury. Również w tematyce religijnej obowiązywały treści rzeczywiste, prawdziwe. W pojęciu natury zawierał się i człowiek, jako że i on - jak stwierdzono empirycznie - podlega jej idealnym prawom. Można się tu odwołać do słynnego rysunku Leonarda da Vinci, przedstawiającego mężczyznę z rozkrzyżowanymi rękami i nogami wpisanego równocześnie w koło i kwadrat. Te prawa (np. zmieniające się od dzieciństwa do dorosłości, w dającym się zdefiniować stosunku, proporcje ciała ludzkiego), trzeba było dopiero - o czym już była mowa - odkrywać. Te założenia w sztukach plastycznych w praktyce prowadziły do tego, że w malarstwie zaczyna używać się perspektywy, wprowadza naturalistyczny rysunek i modelunek światłocieniowy. Zauważmy znowu, że te elementy, dla nas dzisiaj tak oczywiste, wcześniej nie były stosowane; nie były po prostu w średniowieczu potrzebne. Konsekwencją nowych cech sztuki renesansowej (i vice versa - zachodzących przemian społecznych wpływających na nią) był rozwój malarstwa sztalugowego (symbolem jest tu leonardowska Mona Lisa). W średniowieczu obraz był częściej przeznaczony do percepcji zbiorowej (kościół, dwór). Teraz, wraz z procesami, o których już mówiliśmy, ludzie dążą do indywidualnego, intymnego kontaktu z obrazem w domu (arystokracji świeckiej, wyższego duchowieństwa, bogatego mieszczaństwa). To były siedziby mniejsze niż rezydencje władców czy obiekty sakralne - dlatego też i obrazy musiały być mniejsze. Z tym aspektem sztuki renesansowej łączą się początki kolekcjonerstwa i mecenatu nowych, bogacących się warstw społecznych. Wielcy humaniści epoki odrodzenia. Jest ich cała plejada i trzeba tu dokonać arbitralnego wyboru kilku postaci. Proponuję przyjrzeć się sylwetkom czterech humanistów renesansowych, reprezentujących i kulturalne, i polityczne, i społeczno- ekonomiczne dziedziny aktywności ludzkiej, a przy tym (w trzech przypadkach) odmienne regiony kulturowe Europy. Leonardo da Vinci (1452-1519). Omawiając głowne nurty i przedstawicieli humanistycznej filozofii odrodzenia, nie sposób pominąć myśli tego człowieka- symbolu epoki renesansu. Znany jest przede wszystki z imponującej wszechstronności; opanował prawie całą ówczesną wiedzę, był znawcą wielu dziedzin - teoretycznych i praktycznych. Leonardo był pierwszym myślicielem włoskiego renesansu, który stał wyłącznie na stanowisku empirycznym; prawdą jest to, co się widzi. Twierdził, że doświadczenie nigdy nie zwodzi (la sperienza non falla mai) i że „mądrość jest córką doświadczenia”. Uznawał matematykę za najlepszy język nauki i dlatego twierdził, że wynik doświadczenia powinien być ujęty w pojęciach matematycznych. Przenikliwie dostrzegał pewne mechanizmy społeczne, które funkcjonują i dzisiaj. Bo czyż nie jest aktualne (w pedagogice, w polityce i gdzie indziej) jego spostrzeżenie, iż „zaiste tak się dzieje, że zawsze tam, gdzie brak uzasadnienia rozumowego, nadrabia się krzykiem...”. Leonardo pierwszy w świecie nowożytnym posiadał jasną ideę stosunku przyczyny i skutku („nie ma w przyrodzie skutku bez przyczyny”). Rozumie jedność praw rządzących przyrodą. Formułuje, zna, bądź przeczuwa szereg praw wielu dyscyplin. Cała jego metodologia podporządkowana jest dyrektywie praktycyzmu. Mało cenił działalność odtwórczą, humanistów opierających swą wiedzę na książkach: „Kto rozprawia, powołując się na autorytet nie posługuje się rozumem lecz raczej pamięcią”. Dla Leonarda sztuka to nauka o świecie, którą należy penetrować. Traktował ją jako zbiór problemów badawczych. Dlatego sam prowadził naukowy „proces badawczy” w tej dziedzinie, zajmując się np. anatomią. Kiedy problem, który sobie postawił - rozwiązał, sprawa przestawała go interesować. Stąd też wiele jego dzieł malarskich nie było wykończonych. Z tych zainteresowań zrodził się jego Traktat o malarstwie, w którym zawarł swoją myśl teoretyczną dotyczącą tej dziedziny, uzupełnioną jednak konkretnymi obserwacjami, przepisami warsztatowymi, dotyczącymi m.in. barw, świateł, cienia, anatomii. Leonardo da Vinci stworzył też oryginalną humanistyczną koncepcję człowieka, odpowiadającą jego stylowi życia i pracy. Uważał, że miarą wartości człowieka jest jego trud, wysiłek, praca twórcza. Tylko tym sposobem osiągnąć on może rzeczy wielkie: „Sprzedajesz nam Boże wszystkie dobra za cenę trudu”. Długo można by analizować głęboki sens tego lakonicznego stwierdzenia. W konsekwencji swych poglądów dzielił ludzi na dwie kategorie: prawdziwych - twórców, takich jak on sam, oraz pozornych - używających bogactw i władzy, nic nie wnoszących do życia konsumentów działalności tych pierwszych; nazywał ich „przewodami pokarmowymi”. Potęgę człowieka widział w postępie technicznym i w twórczości artystycznej, zwłaszcza malarstwie. Ale pierwszoplanową rolę przypisywał technice. W jego poglądach pobrzmiewała jednak nuta pesymizmu: obawiał się, że zdobycze nauki, techniki, bogactwa, obrócone zostaną przez człowieka przeciwko niemu samemu. Może się tak stać tym bardziej, że to ludzie pozorni decydują, rządzą losami świata i to oni doprowadzą go do upadku, do katastrofy. Możemy tylko wyrazić zdumienie jak prekursorskie, a przy tym przenikliwe były poglądy Leonarda. Rola techniki, matematyki (dziś powiedzielibyśmy - informatyki), obawy o zagładę świata (problem atomu, ochrony środowiska), to wszystko stało się udziałem współczesnego nam człowieka. Widzimy też, że ów stereotypowy obraz Leonarda - wszechstronnego wynalazcy i artysty - nie jest pełny. Trzeba go widzieć również jako reprezentanta humanistycznej myśli renesansowej. Dzieło Leonarda było prawie nieznane do XIX wieku. Pozostawało w rękopisach (tzw. Kodeks Atlantycki), które były zbiorem chaotycznych, często niedokończonych zapisków i rysunków. Już w naszych czasach odkryto przypadkowo w Bibliotece Narodowej w Madrycie dwa grube foliały z jego notatkami i dokładnymi rysunkami nowoczesnych maszyn, pojazdów, mostów. Pierwsze wydanie tych manuskryptów ukazało się w 1974 r. i stało się jedną z największych sensacji wydawniczych ostatnich dziesięcioleci. Niccolo Machiavelli (1469-1527). Na przełomie XV i XVI wieku obserwujemy w niektórych krajach Europy proces powstawania monarchii narodowych, w których władcy dążą do absolutyzmu (zob. rozdział na ten temat). Opierają się przy tym na nowych warstwach społecznych, głównie na mieszczaństwie, które chcą się bogacić, ale nie potrzebują jeszcze władzy politycznej. Równolegle z tym procesem powstawała w wielu krajach literatura polityczna opowiadająca się za lub przeciw monarchii absolutnej. Specyficzna była sytuacja Włoch. Pozostawały one rozbite (choć mniej niż Niemcy) na wiele organizmów politycznych o różnych ustrojach; nie widać było procesów jednoczeniowych. Istniało więc państwo kościelne z Rzymem - potęga z racji rezydowania w nim głowy Kościoła. Ale, jak twierdzili Włosi, było ono za słabe, aby Italię zjednoczyć, a za silne, by pozwolić to uczynić innym. Była monarchia feudalna - Królestwo Neapolu wraz z Sycylią, które od 1503 roku pozostawało w rękach Hiszpanii. Wyróżniały się trzy republiki miejskie: Wenecja, Genua, Florencja, rządzone przez oligarchię kupiecko-bankierską; posiadłości tych republik rozciągały się daleko poza samymi miastami we Włoszech. Wenecja była mocarstwem, które prowadziło interesy w całej odległej od Adriatyku sferze handlu lewantyńskiego. Były wreszcie księstwa feudalne: Sabaudia, Mediolan - ze swoim kluczowym we Włoszech położeniem geopolitycznym, Ferrara, Modena, Urbino, Piemont. Zjednoczenie nie było w ówczesnych warunkach możliwe, ale byli tacy mieszkańcy Italii, którzy tego pragnęli. Niccolo Machiavelli (z polska - Makiawel) działał we Florencji, która była znamiennym zwierciadłem przemian społeczno-politycznych epoki renesansu. Równocześnie ciągłe zmiany rządów, które w niej następowały, dawały myślicielom asumpt do rozważań - jaki ustrój jest najlepszy. Machiavelli pochodził z niezamożnej rodziny szlachty florenckiej, a ta - w trwającej już od średniowiecza rywalizacji z mieszczaństwem - przegrywała tam swe uprzywilejowane pozycje. Forma republikańskich rządów zmienia we Florencji w XV wieku swą treść; bankierscy Medyceusze zagarniają władzę (1434), ale czynią to sprytnie: jej istotę, a nie pozory. Przy okazji wyprawy króla francuskiego Karola VIII na Włochy, powstanie ludowe obaliło w 1494 roku Medyceuszy, ale i teokratyczne rządy jego przywódcy, fanatyka religijnego Girolamo Savonaroli, skończyły się po trzech latach obaleniem dyktatora (ekskomunikowany, zginął na stosie w 1498 r.). Nastąpiły rządy republikańskie patrycjatu. Machiavelli został sekretarzem Kancelarii Dziesięciu Republiki Florenckiej (zajmującej się m.in. sprawami zagranicznymi). Jako urzędnik i dyplomata, również w misjach poza krajem, nabrał obycia i doświadczenia. Ale w 1512 roku doszło do obalenia rządów republikańskich i powrotu do władzy Medyceuszy. To był krach kariery Makiawela; został usunięty z urzędu, nawet aresztowany, wycofał się na wieś. Myślał jednak ciągle o powrocie do polityki i sposobie wkupienia się w łaski Medyceuszy. Taka była właśnie geneza jego najsłynniejszego dzieła Książę. Zasłużył się nim rządzącym, otrzymał od nich stanowisko, ale ...znowu nastąpił przewrót republikański i znowu znalazł się „w odstawce”. Zmarł w 1527 r., roku klęski narodowej Włoch, barbarzyńskiego zniszczenia Rzymu przez wojska cesarskie Karola V (sacco di Roma), które zamknęło epokę odrodzenia w „wiecznym mieście”. Książę (Il principe, 1532), rozprawa o istocie władzy, o psychologicznych mechanizmach rządzących jej sprawowaniem, o ideale władcy, jest najbardziej znanym i najbardziej dyskutowanym (od momentu powstania do dzisiaj) dziełem Machiavellego. Polskie tłumaczenie tytułu traktatu, chociaż takie się przyjęło, nie jest najtrafniejsze; autorowi chodziło nie o takiego czy innego księcia (chociaż ideałem był dla niego Cesare Borgia, „lew i lis”), ale ogólniej o osobę sprawującą władzę (raczej w znaczeniu łacińskiego princeps - władca, pan, przywódca, cesarz). Dzieło swe pisał z określonym zamysłem - „pod Medyceuszy”; pochwala w nim silną władzę, wskazuje, że cel uświęca środki, rządzący może postępować podstępnie, w sposób racjonalny stosować przemoc. Podkreśla jednak, że jest to działanie, które ma służyć dobru ludu i państwa. A lud to dla Machiavellego mieszczaństwo, chociaż samo w sobie niejednorodne; rozróżniał w nim popolo grasso - patrycjat i popolo minuto - drobnomieszczaństwo, rzemiosło. Między obu warstawami zdarzały się walki. Silna władza państwowa była potrzebna tym bardziej, że Makiawel wyrażał niewiarę w społeczeństwo, uważał że ludzie są z natury źli, natura ludzka nie zmienia się bowiem i ciągle w ludziach tkwi głupota, złość itd. Zauważał brak cnót obywatelskich, które określał jako bont i virto dobroci, grzeczności, należytym postępowaniu, druga o dzielności, odwadze, męskiej energii. Potrzeba zatem autokratycznego władcy, który w razie potrzeby - w interesie państwa, a wbrew „złym” obywatelom - będzie bezwzględny, czy nawet okrutny. W ostatnim rozdziale Księcia podnosił Machiavelli kwestię zjednoczenia Włoch, a jako główne przeszkody w tej mierze widział obcych zaborców i Państwo Kościelne. Kontrowersyjne poglądy w stosunku do Księcia przedstawił w mniej znanym utworze I discorsi sopra la prima deca di Tito Livio (1531), gdzie opowiada się za republiką, gloryfikuje cnoty polityczne obywateli, a dzieło dedykuje wrogom Medyceuszy. Jakie miał zatem poglądy? Na pewno w głębi duszy był republikaninem. Wynikające z Księcia przekonania, że był monarchistą, apologetą silnej władzy - były na pokaz, służyły koniunkturalnym celom. W gruncie rzeczy Machiavelli widział - i pisał o tym - pewien cykliczny rozwój form ustrojowych ludzkości: monarchia - tyrania - arystokracja - oligarchia - demokracja. Był też autorem rozprawy o sztuce wojennej (Dialoghi sullłarte della guerra, 1521), gdzie stwierdzał m.in., że najlepszą podstawą utrzymania się każdego państwa jest armia narodowa. Machiavelli nie stworzył, i nie zamierzał stworzyć, żadnego zwartego i zamkniętego systemu społeczno- politycznego czy filozoficznego. Dał natomiast znakomity wykład socjotechniki władzy i rządzenia. Odegrał dużą rolę i wywarł ogromny wpływ na literaturę polityczną odrodzenia. Już wtedy jego koncepcje były różnie interpretowane i gorąco dyskutowane. Ów „makiawelizm” pozostaje kontrowersyjny do dziś. Nie wolno jednak zapominać o kontekście historycznym poglądów Machiavellego, nie należy ich „demonizować”, nie można zapominać, że powstały one w konkretnej rzeczywistości florenckiej XVI wieku, epoce walk i konfliktów społecznych, zmieniającej się bezustannie sytuacji politycznej, różnych form rządów. Postulat silnej władzy, dyktatorskiej, absolutnej, był wprost proporcjonalny do słabości politycznej ówczesnej Italii, miał pokazać sposoby przezwyciężenia tej słabości. Thomas More, Morus (1478-1535). Osiem lat po śmierci Makiawela, w Anglii pod toporem kata zginął inny wybitny myśliciel epoki - Thomas More, uszlachcony mieszczanin, urzędnik królewski i Lord Kanclerz Anglii, znany i szanowany pisarz. Popadł on w konflikt z królem Henrykiem VIII; niechętny jego absolutyzmowi, opierał się bowiem uznaniu go za głowę odszczepionego od Rzymu kościoła anglikańskiego. Został skazany na śmierć i ścięty. Życie Morusa, jego poglądy, twórczość, wierność papiestwu i męczeńska śmierć spowodowały, że w czterysta lat potem został uznany przez Kościół katolicki za świętego. Równocześnie dla marksistów (i nie tylko) był reprezentantem utopijnego socjalizmu, prekursorem komunizmu. Moreła zajmowała najbardziej kwestia społeczna, człowiek w życiu społecznym, sprawy własności. Uważał, że człowiek zmienia się zależnie od warunków środowiska, w którym żyje; to one kształtują dobro lub zło. Stawała zatem kwestia, jak można zmieniać te warunki. Morus był utopistą, dlatego że z opisu i krytyki rzeczywistości, której dokonał wyprowadził fantastyczne, nierealne pomysły zmian. Sposoby wyjścia z sytuacji dał w swym najbardziej znanym utworze Utopia (1516). Składał się on z dwóch części: zobrazowania i zjadliwej krytyki stosunków społeczno- gospodarczych Anglii przełomu XV i XVI wieku oraz opisu kontrastowo idealnego ustroju wyspy Utopia (z greckiego - miejsce, które nie istnieje). Sytuację w Anglii pod tym względem przedstawialiśmy już we wcześniejszym rozdziale. Tu można przypomnieć tylko hasłowo najważniejsze zjawiska. Anglia wkraczała w etap wczesnokapitalistyczny. W średniowieczu podstawą było rolnictwo, istniejąca hodowla nie rozwijała się, wełna bowiem nie była przerabiana na miejscu lecz była wysyłana do Flandrii, tam odbywała się produkcja sukna, które wracało do Anglii. Sytuacja zmienia się w drugiej połowie XV wieku; Anglicy produkują coraz więcej wełny, nowa szlachta - gentry - wkracza w życie gospodarcze. Od kiedy w 1464 r. wprowadzono zakaz importu sukna, rozwija się hodowla dająca coraz więcej wełny, która jest przerabiana na miejscu. Perspektywa coraz większych zysków popycha gentry do - znanego nam już - ogradzania. Przekształca się rolnictwo: pola zamieniają się w pastwiska, potrzeba na nie coraz więcej ziemi, a zarazem coraz mniej rąk do pracy. Następuje proces usuwania z ziemi chłopów-dzierżawców i zagradzania nowych terenów. Rosnąca produkcja wełny zwiększa jej przetwarzanie w powstających manufakturach. Potrzeba tam ludzi do pracy i część ludzi ze wsi znajduje zatrudnienie. Reszta pozostaje bezrobotna, oferuje swe ręce do pracy, tworząc wolny rynek najmu, z którego wykorzystując wolną siłę roboczą, czerpią zyski właściciele i organizatorzy produkcji - kapitaliści. Pozostają rosnące zastępy przymusowych, krzepkich żebraków, trzeba tępić szerzące się rozboje. Obserwujemy początki kapitalizmu. Tę właśnie sytuację poddał krytyce Morus. Za jej źródło - i tu mamy znamienną cechę komunistycznego sposobu myślenia - uznał stosunki własności, istnienie własności prywatnej. Ustami swego bohatera Rafała Hytlodeusza-Bajdalskiego mówi: „...gdziekolwiek jest własność prywatna, gdzie wszystko mierzy się wartością pieniędzy, tam nie można spodziewać się ani sprawiedliwości, ani społecznego dobrobytu”. Przekonany jest, że dopiero „zupełne zniesienie prawa własności jest jedynym środkiem do równego i sprawiedliwego podziału dóbr i do zapewnienia zapewnienia ludziom szczęścia”. Natomiast „Utopia” to było idealne państwo bez własności prywatnej, bez pieniądza, gdzie wszyscy pracują, można więc tam wprowadzić sześciogodzinny dzień roboczy. Podział dóbr dokonuje się na zasadzie „każdemu według jego potrzeb”. Rządy są demokratyczne - sprawowane przez pochodzących z wyboru i kontrolowanych urzędników oraz księcia. Ustrój opiera się na rodzinie - podstawowej komórce społeczeństwa (znaliśmy i my ten slogan), w której panuje patriarchat - głową jest mężczyzna - dziadek, ojciec. Panuje całkowita tolerancja religijna. Ta wizja ustroju oparta była zatem na trzech zasadach: 1° wspólnej własności, bo tylko ona daje sprawiedliwość, 2° dyscyplinie społecznej, którą cechował szczegółowy regulamin działania i zachowania się człowieka od urodzenia do starości (ubiór, mieszkanie, wyżywienie, wychowanie, opieka lekarska, małżeństwo itd. - wszelkie skojarzenia z państwem totalitarnym nie są przypadkowe), 3° szczególnej roli pracy fizycznej w wychowaniu społecznym - wszyscy wraz z władcą pracują (też, do niedawna, znane u nas zjawisko, zwane np. praktykami robotniczymi uczniów i studentów lub czynem partyjnym). Koncepcja ustrojowa Morusa przeciwstawiała się więc gospodarce kapitalistycznej i jej następstwom, hierarchicznemu zróżnicowaniu społeczeństwa - właściwemu dla średniowiecza i afirmowanemu przez Kościół, a także idei humanistów o mądrym, absolutnym monarsze, zbawiającym społeczeństwo. Osadzona jednak była mocno w antropocentrycznym światopoglądzie humanizmu odrodzeniowego. Był więc More renesansowym socjalistą utopijnym, ponieważ na tym etapie znajomości funkcjonowania mechanizmów społecznych tylko tak mógł próbować rozwiązać kwestię, którą podjął. Był jednak także prekursorem naukowego podejścia do problemu: dał jego wnikliwy opis, poddał go krytyce i wysunął program rozwiązania go. Ten ostatni punkt zepchnął go jednak na pozycję utopisty. W całej epoce nowożytnej znajdzie swoich kontynuatorów, a jeszcze u schyłku renesansu będą nimi Tomasso Campanella i, nieco później, Francis Bacon. Równocześnie był człowiekiem o wysokim morale, obrońcą uniwersalizmu katolickiego i męczennikiem, czym zasłużył sobie, przypomnijmy, na wyniesienie na ołtarze w Kościele rzymskokatolickim. Erazm z Rotterdamu (właściwie Gerhard Gerhards, ok. 1469-1565). Był jedną z najwybitniejszych postaci odrodzenia; niderlandzki humanista, reformator, literat, pedagog, filozof. Człowiek głośny, znany w Europie, utrzymujący rozliczne kontakty z humanistami w wielu krajach; prowadził ogromną korespondencję. Był Europejczykiem-kosmopolitą na miarę swoich czasów, w najlepszym rozumieniu tego określenia. Urodził się w Niderlandach jako syn księdza i córki lekarza. Wstąpił do zakonu augustianów, ale nie czuł się w nim dobrze i został zwolniony. Jako świecki uczony, nauczyciel udał się do Paryża. Stamtąd rozpoczął wędrówkę po Francji, Niderlandach, Italii, Anglii, Szwajcarii, Niemczech. Utrzymywał się z pracy pióra, z honorariów, otrzymywanych za usługi sekretarskie i korepetycje, co było rzadkością, zazwyczaj bowiem trzeba było mieć mecenasa. Był znakomitym znawcą antyku, greki i łaciny (tę ostatnią można uznać za jego język ojczysty). Cechowała go głęboka religijność. Te przymioty powodowały, że w swych dyrektywach filozoficznych pragnął połączenia elementów starożytności i chrześcijaństwa, religii i rozumu; uważał że świat można odrodzić wiedzą antyku. Przygotował krytyczne łacińskie wydanie Nowego Testamentu (1516), które jako novum wywołało ataki na niego; stwierdziwszy nieścisłości w wulgacie (obowiązującym, swobodnym przekładzie łacińskim Biblii, dokonanym w IV wieku z hebrajskiego i greckiego), tłumaczenia dokonał z greki. Opublikował też pisma ojców Kościoła i krytyczne wydania wielu klasyków starożytności. Chciał upowszechnić piękno i mądrość antyku; w 1500 r. wydał Adagia (Adagorium collectanea; adagium, po łacinie - przysłowie), zebrane 800 sentencji, maksym starożytnych, które miały właśnie taki cel dydaktyczny. Zauważmy przy okazji, że wiele przysłów znanych do dzisiaj (również polskich) ma swą antyczną proweniencję, a zachowały się poprzez średniowieczne kazania księży. Podobny charakter miał Podręcznik żołnierza Chrystusowego (1503), gdzie wskazywał, że chrześcijanin powinien prowadzić walkę ze złem wewnętrznym i zewnętrznym nie czynami zbrojnymi, ale postępowaniem chrześcijańskim, nie można bowiem być faryzeuszem. Opierając się na Biblii i pismach ojców Kościoła, Erazm przeprowadził gruntowną krytykę wielu form działalności Kościoła instytucjonalnego i nawoływał do jego naprawy, do reformy w duchu zasad humanistcznych. Uważał, że „Kościół jest dla człowieka, a nie człowiek dla Kościoła”. Był przy tym zwolennikiem oparcia wiary na ewangelii, pozbawionej naleciałości komentarzy i tradycji. Takimi poglądami wpłynął mocno na idee reformacji. Pokładano w nim nadzieję, że jako osoba i autorytet znany w całej Europie opowie się po jednej ze stron rozłamu religijnego po wystąpieniu Lutra; za reformacją bądź za Kościołem. Zadawano sobie pytanie: katolik to czy protestant? Postawa Erazma rozczarowała obie strony. Nie zadeklarował on wyraźnie swego stanowiska, obawiał się to zrobić. Jego krytycyzm wobec Kościoła nie był jednoznaczny, nie miał doprowadzić do rozłamu w chrześcijaństwie, tego Erazm nie chciał. Uważał, że wszystkie spory teologiczne, konflikty, bunty, uda się załagodzić. W rezultacie naraził się obu obozom. Wielką popularność przyniosło Erazmowi jego szczególne dzieło - Pochwała głupoty (1511). Zaprezentował w nim ironiczną, zjadliwą satyrę na ówczesne społeczeństwo. Przedstawił człowieka będącego zaprzeczeniem koncepcji Leonarda. Zauważył, że immanentną cechą istoty ludzkiej jest głupota, która daje poczucie szczęścia. Człowiek mądry myśli, łamie sobie głowę, ma kłopoty, szuka ich rozwiązania.... Człowiek głupi natomiast żyje przyjemnie, gdyż niczym się nie przejmuje, nie myśli, dzięki czemu jest szczęśliwy. Interpretowane wprost, dzieło to ukazuje bezsens istnienia człowieka, stawia świat na opak. Jest to jednak diagnoza pozorna. W gruncie rzeczy Erazm krytykował sprytnych graczy, nieuczciwych kupców, nadętych uczonych - zwłaszcza teologów, zakłamanych mnichów, którzy żyli niezgodnie z głoszonymi ideami, gorszące życie kleru. Jeżeli ktoś chełpi się swoimi czynami wojennymi, to chwali się własną głupotą; głupotą jest bowiem wojna, a tym samym udział w niej. Ale ludzie są niepoprawni. Iluż mężczyzn narzeka na swe małżeństwo, na żonę, żałuje tego, że się ożenili, uznaje to za swą głupotę. Nic to nie przeszkadza kolejnym rzeszom żonkosiów, następnym pokoleniom mężczyzn, by z własnej woli tę samą głupotę popełniać. Ironia daleko posunięta, nie do odczytywania wprost. Erazm, człowiek Europy, był chwalony i krytykowany. Pozostawił po sobie myśl, która wpływała na filozofię, na teorię państwa i prawa nie tylko w czasach mu współczesnych, ale i w następnych stuleciach. Nawet w tak syntetycznym, skrótowym ujęciu problematyki epoki odrodzenia muszą zwrócić naszą uwagę dwa zjawiska. Po pierwsze rozległość oddziaływania idei odrodzeniowych. Humanizm renesansowy wpłynął na światopogląd ówczesnego człowieka (przy utrzymaniu zastrzeżenia, że mówimy o elitach), przeobraził go w stosunku do wcześniejszych postaw ludzkich i spowodował, że wszystkie właściwie dziedziny życia - nie tylko ta, którą tradycyjnie nazywamy kulturą – oglądane były z nowej perspektywy. Druga cecha znamienna tej epoki, to ogromne przyspieszenie jakiego nowe idee nadały aktywności społecznej, procesom poznawania świata i człowieka. W stosunkowo krótkim czasie, najpierw w Italii, a potem na północ od Alp, dokonał się szybki postęp na wszystkich polach działalności ludzkiej. Dlatego odrodzenie należy do przełomowych okresów w dziejach naszej cywilizacji, nie tylko w skali czasów nowożytnych. Rozdział IV : Oblicze wyznaniowe nowej Europy: reformacja i upadek koncepcji Reipublicae Christianae Reformacja to jedno z najważniejszych wydarzeń XVI stulecia, a przy tym bardzo złożone, trudne do zwięzłego omówienia. Patrząc nawet tylko z geograficznego punktu widzenia można stwierdzić, że objęła ona rozległe obszary Starego Kontynentu: Anglię i Szkocję, kraje skandynawskie, duże części Niemiec, Francji, Węgier, Czech, Polski, Niderlandów. Nie objęła natomiast Włoch, Hiszpanii, Portugalii, ale też – w konsekwencji tego, co stwierdziliśmy wyżej – części wielu znaczących państw i innych partii Europy. Dyskusje terminologiczne wokół reformacji w historiografii. Już pojęcie „reformacja” jest terminem dyskusyjnym. Zwróćmy uwagę, że np. historiografia katolicka, choć nie tylko ona, nazywa często reformacją katolicką to, co tradycyjnie uznawano za kontrreformację (rozwiniemy to zagadnienie w następnym rozdziale). Pojawiły się koncepcje reformacji „szerszej” i „węższej”, podobne do przedstawionego już tu wcześniej dwojakiego widzenia humanizmu. Mamy wtedy „reformację większą” i „reformację mniejszą” (major reformation i minor reformation). Na to rozróżnienie dokonane przez współczesnego holenderskiego historyka Enno van Geldera zwraca uwagę Z. Wójcik w swej syntezie XVI-XVII wieku. Istnieje więc w dziejach ludzkości prąd intelektualny (z genezą datowaną przez autora koncepcji na połowę XV stulecia, ale przecież widoczny w Kościele już wcześniej), który kładzie nacisk na antropocentryczną wizję wierzeń człowieka, która jest religią humanistyczną, rozważającą z tego punktu widzenia jego relacje z Bogiem (a także z Kościołem). Ewoluuje ona aż do dzisiaj, i można by stwierdzić, że w jej nurcie mieści się np. zarówno Sobór Watykański II (aggiornamento Kościoła) jak i nauczanie społeczne Jana Pawła II. Reformacja mniejsza to w takim razie, ogólnie mówiąc, współistniejąca z tym nurtem chronologicznie, ale „tylko” w określonym węższym okresie, faza konfliktów religijnych XVI stulecia, prowadząca do powstania protestantyzmu i reformy Kościoła katolickiego. Zbieżności z koncepcją „ponadczasowego” humanizmu antropocentrycznego i humanizmu renesansowego są tu uderzające. Dyskusyjna jest zresztą nie tylko reformacja jako szersze zagadnienie w historii, ale nawet sama jej geneza. Tradycyjnie można by szukać jej przesłanek na różnych płaszczyznach: społecznej, politycznej, gospodarczej, kulturowej. Ale dopatrywano się ich także w kryteriach moralnych, psychologicznych, geograficznych itd. (E. Lnard). W tym nurcie mieści się np. oryginalna „koncepcja” klimatyczna: kraje „ciepłe” pozostały przy katolicyzmie, kraje „chłodne” przyjęły reformację. Uznając całą dyskusyjność pojęcia, musielibyśmy jednak przyjąć ogólną definicję, że reformacja to ruch religijny wyrosły na podłożu konfliktów społeczno-politycznych XV-XVI wieku, który doprowadził w XVI stuleciu do powstania niezależnych od papiestwa Kościołów protestanckich. Sytuacja w Kościele katolickim u progu czasów nowożytnych. Reformację łączy się z ruchami heretyckimi późnego średniowiecza, które były wymierzone przeciwko zinstytucjonalizowaniu, zeświecczeniu, skostnieniu Kościoła katolickiego. Wymienia się przy tym waldensów, albigensów, wspomina się arianizm, wiklefizm, husytyzm. Te ruchy schizmatyczne, poza husytyzmem, zostały przezwyciężone przez Kościół rzymski. Husytyzm występował tylko w Czechach, można więc było uznać, że nie stanowił niebezpieczeństwa „międzynarodowego”. Papiestwo uważało zresztą, że herezje – choć niebezpieczne – były czasowe, sporadyczne. Niemniej widoczne było, że Kościół katolicki wymaga gruntownej reformy; niezadowolenie z istniejącej sytuacji ujawniało się i wewnątrz jego instytucji (wśród duchowieństwa) i w aspekcie powszechnym, nazwijmy to - zewnętrznym (wśród społeczeństwa, pośród wiernych). Widać było zresztą ruch w tym kierunku; świadczyła o tym reforma zakonu augustianów (stąd, z już uzdrowionego zakonu wyszedł Luter), niektórzy benedyktyni również przeprowadzili odnowę. Reformy w Kościele katolickim dokonywały się jednak bardzo powoli. Dzieła odnowy nie podjęli papieże z końca XV i początku XVI wieku; byli słabi, pochłonięci zabiegami o własne interesy (nepotyzm). Juliusz II (1503-1513) był bardziej wojownikiem i mecenasem sztuki niżeli papieżem. Jego następca, Leon X (1513-1521) również sprawy kościelne odsuwał na dalszy plan. Sobór laterański z roku 1512 zajmował się raczej kwestiami politycznymi, a nie odnową. Te właśnie czynniki, pośród wielu innych, zaważyły mocno na powodzeniu ruchów reformatorskich. Zwięzłe scharakteryzowanie procesów reformacyjnych nastręcza wiele trudności. Najczęściej robi się to „według krajów”. Spróbujmy przyjąć na nasz użytek nieco inną konstrukcję takiego omówienia, chociaż nie „ucieka” ona od tej pierwszej koncepcji. Zauważmy, że w reformacji dają się wyróżnić trzy jej kierunki, nurty, czy - bardziej „uczenie” - modele. Pierwszy z nich to nurt odgórny, kiedy to monarcha (władca, książę) decyduje o herezji, tak jak to było na dużych obszarach Niemiec, w Skandynawii, w Anglii. Drugi nurt można by określić mianem plebejskiego, w którym to „doły społeczne” wystąpią z radykalnymi hasłami społeczno-wyznaniowymi. Ujawni się od zwłaszcza w feudalnych Niemczech Wreszcie trzeci nurt, to model kalwiński, kiedy to społeczeństwo, jego szersze warstwy – szlachta, mieszczaństwo, plebs, przyjmuje nowe, korzystne dla jej interesów, wyznanie. To przede wszystkim przypadek Francji i północnych Niderlandów. Trzeba podkreślić, że wszystkie te trzy nurty są ruchami religijnymi, ich przedstawiciele charakteryzują się najczęściej żarliwą wiarą katolicką, ale ich wystąpienie przeciwko jedności Kościoła powoduje daleko idące skutki nie tylko w kategoriach wyznaniowych, ale również społeczne, polityczne i gospodarcze. Zależnie od sytuacji wewnętrznej danego kraju, ujawniać się będą cechy specyficzne tych ruchów. Wydaje się, że w Niemczech ujawnią się mocno ich cechy społeczne, w Anglii gospodarcze, a we Francji polityczne. Ale to już zależy od interpretacji każdej z tych reformacji. W naszym opisie spróbujmy posłużyć się owym podziałem na trzy nurty. Geneza reformacji na tle sytuacji w Niemczech; istota podziałów religijnych w Rzeszy. Reformację „odgórną” zapoczątkowały wydarzenia w Rzeszy niemieckiej, dając początek całej reformacji. Cesarstwo było zacofane, rozbite gospodarczo („granica Łaby”) i politycznie. Władza centralna była słaba, silne były natomiast tendencje partykularne. Taka sytuacja rodziła liczne konflikty wewnętrzne. Wzmacniali się książęta świeccy i duchowni, którzy dążyli do niezależności w państwie. Ograniczano rolę miast i mieszczan. Podupadała szlachta – dawne rycerstwo, która zwiększonym uciskiem feudalnym chłopa usiłowała zrekompensować sobie tę pauperyzację. Skutek był nieunikniony: bunty i spiski antyfeudalne. Kościół był w Niemczech uprzywilejowany: posiadał ziemię, duże wpływy, a w księstwach- biskupstwach - władzę polityczną. Historycy niemieccy podkreślają ogrom sum, które szły z Rzeszy do Rzymu; uważają, że kraj był eksploatowany finansowo, stąd wpływało do skarbu Stolicy Piotrowej najwięcej danin – prawie pół miliona dukatów rocznie (nb. Anglicy twierdzą, że największe sumy szły z Anglii). W owym wyzysku fiskalnym upatrywano jedno z najważniejszych źródeł niezadowolenia, a nawet nienawiści do Rzymu, do Kościoła, w Niemczech. Z początkiem reformacji kojarzy się zawsze osobę Marcina Lutra (1483-1546). Był on synem zamożnego górnika pochodzącego z rodziny chłopskiej, zakonnikiem w klasztorze augustianów. W 1511 roku był w Rzymie i na własne oczy widział zeświecczenie, zbytek i zepsucie panujące w Stolicy Apostolskiej za Juliusza II. W następnym roku został przeorem zakonu w Wittenberdze, doktorem teologii i wykładowcą nauk biblijnych na tamtejszym uniwersytecie. Jego słynne wystąpienie z 31 października 1517 roku, kiedy to ogłosił swe 95 tez przeciwko handlowaniu odpustami na rzecz budowy Bazyliki św. Piotra w Rzymie, nie było niczym nowym, niespotykanym czy niezwyczajnym. Było typowym, znanym już wcześniej wystąpieniem mnicha, wzywającego do dysputy innych mnichów, tym razem na temat handlu odpustami przez niegodne i grzeszne osoby. Cóż się więc stało? Otóż to, że trafił na odpowiedni moment, swym wezwaniem trafił na to, co nazwalibyśmy dzisiaj „zapotrzebowaniem społecznym”, poruszył temat, który dokuczał wszystkim. Dał hasło do walki ze znienawidzonymi praktykami papiestwa. Czy takie momenty nie są nam znane z historii? Staje tu również stare pytanie o rolę jednostki w dziejach. (Przypomnijmy sobie choćby rolę Wałęsy i postulaty Stoczni Gdańskiej w 1980 roku). Marcin Luter porwał Niemcy, sytuacja wyniosła go na wodza reformacji – a on tę rolę podjął. Wystąpienie Lutra nie miało na celu zerwania z Kościołem, ale wywołało tak żywy oddźwięk społeczny, bo sytuacja była zapalna. Spotkało się też wkrótce z reakcją papiestwa: w czerwcu 1520 r. Leon X bullą Exsurge Domine ekskomunikował go, groził klątwą, wzywał do odwołania tez; w grudniu Luter publicznie bullę spalił. W tymże roku ogłosił trzy prace pod znamiennymi tytułami: Do chrześcijańskiej szlachty narodu niemieckiego o poprawie stanu chrześcijańskiego (po niemiecku), O niewoli babilońskiej Kościoła (po łacinie) i O wolności chrześcijanina (po niemiecku). Sformułował w nich swe poglądy, dając teoretyczny program reformacji, będący wyzwaniem przeciw Kościołowi. Uważał, że człowieka zbawić może jedynie wiara w Boga, nie uczynki, ale wiara, łaska boska i pokuta, które prowadzą do zbawienia. Odmawiał duchowieństwu statusu uprzywilejowanego, odrzucał instytucję kościelną oraz całą jego hierarchię i większość katolickich obrzędów (uznaje tylko chrzest i komunię). Za jedyne źródło wiary uznawał Pismo Święte (stąd nazwa jego wyznawców – ewangelicy). Pisma Lutra w tysiącach egzemplarzy rozchodziły się po Niemczech i poza ich granicami. Atakował on w nich papiestwo (O papiestwie w Rzymie) i wzywał szlachtę do wyzwolenia kraju spod przewagi Rzymu. Zyskał w Niemczech olbrzymi poklask i stał się bardzo popularny. W 1521 roku został wezwany na sejm do Wormacji, gdzie zażądano, by odwołał swe twierdzenia. Luter ze swej strony domagał się, by na podstawie Pisma Świętego udowodniono mu, że błądzi, że kłamie. Jednakże sejm potępił go, a cesarz Karol V, mimo silnej opozycji, uznał go wkrótce za kacerza i skazał na banicję (tzw. edykt wormacki). Już wcześniej, w tymże roku, dosięgła Lutra ekskomunika papieska. Opuścił Wormację jeszcze wolny, ale niebawem został „porwany” przez sprzyjającego mu elektora saskiego Fryderyka Mądrego (jego zwierzchnika feudalnego) i osadzony na zamku w Wartburgu. Tym sposobem edykt o banicji nie został wykonany. Luter przebywał tam niecały rok (1521-1522) i w tym czasie dokonał m.in. przekładu Biblii z łaciny na niemiecki. Tłumaczeń Nowego Testamentu dokonywano już wcześniej, ale posługiwały się one językiem trudno dostępnym dla przeciętnego odbiorcy. Luter operował językiem codziennym, dobitnym i zrozumiałym. Przyjmuje się, że jego tłumaczenie Biblii wraz z językiem kancelarii saskiej stworzyły podstawy ujednoliconego, nowożytnego języka niemieckiego. A przy tym uprzystępniony tekst Słowa Bożego uzasadniał i pobudzał antykościelne i antyfeudalne wystąpienia chłopów i plebsu. W 1522 roku Luter wrócił do Wittenbergi i zajął się tłumaczeniem Starego Testamentu. Początkowo Luter nie zajmował się specjalnie sprawami społecznymi i politycznymi. Uważał, że szlachta, panowie, powinni dać chłopom opiekę. Kiedy jednak w 1524 roku wybuchła wojna chłopska, przeraził się jej radykalizmu, zareagował ostrą krytyką i ogłosił (1525) pamflet wzywający książęta niemieckie do bestialskiego tępienia powstańców. Umocnił się sojusz reformatora z książętami: oni sprawowali opiekę nad nim i jego ruchem, sami zaś korzystali z jego haseł – zniesienia więzów organizacyjnych Kościoła i zastąpienia ich kierowaniem stosunkami społecznymi przez państwo. Nie ma więc w tej koncepcji problemu dwuwładzy świeckiej i duchownej, głosi ona natomiast społeczny nakaz podporządkowania się i przymusu wyłącznie względem władzy państwowej. Oznacza to również, i między innymi, możliwość sekularyzacji dóbr duchownych. A wszystko to prowadzi do wzrostu znaczenia i niezależności książąt. Odnosimy się tu już do organizacji kościoła luterańskiego, którego zwierzchnikiem w każdym księstwie jest jego suzeren, dysponujący majątkiem kościelnym. Podporządkowanie wszystkiego władzy świeckiej oznaczało oderwanie od papiestwa, od Kościoła rzymskiego. Taka koncepcja będzie miała wpływ na charakter i skutki reformacji w Anglii i Skandynawii. Można by założyć – teoretycznie – że sytuacja taka, taka doktryna, powinna sprzyjać każdej władzy świeckiej, a więc i cesarzowi w Niemczech. Ten jednak pozostawał ostoją katolicyzmu. Działo się tak właśnie ze względu na słabość władzy centralnej w Rzeszy, która w tej sytuacji jeszcze więcej by traciła. To raczej Kościół był dla cesarza-katolika czynnikiem wspierającym jako taką spójność państwa. Nie można też zapominać o czynniku dynastycznym (katolickość domu austriackiego). Ten tok rozumowania o ewentualnych korzyściach reformacji dla cesarza trzeba więc porzucić. Ale wynikają z niego rzeczywiste konsekwencje: książęta związani z cesarzem opowiedzą się po stronie katolicyzmu; ci, którzy mieli interesy partykularne – za reformacją. Różnice interesów podzielą całe społeczeństwo Niemiec, od góry do dołu. Nowe idee będą atrakcyjne dla tej szlachty, która się pauperyzowała, dla ograniczanego w prawach mieszczaństwa. O cesarzu i jego otoczeniu była już mowa. Spójrzmy zatem na ów dół – to będą chłopi. Zamożny, wolny chłop bawarski, żyjący dobrze ze sprzedaży rosnących w cenę produktów żywnościowych nie miał takiej podatności na hasła reformacji (np. o niesprawiedliwości) jak chłop z Turyngii czy Saksonii, pracujący niewolniczo dla swego pana feudalnego, świeckiego czy duchownego. Dla tego ostatniego każde religijne uzasadnienie radykalnej odmiany jego ciężkiego życia było pociągające. Podobnie będzie z plebsem. Mimo rosnącej popularności idei Lutra, w Niemczech nadal silny był obóz feudalno- katolicki z cesarzem, częścią książąt i patrycjatu. W 1529 roku sejm w Spirze, w większości katolicki, zanegował uchwalone trzy lata wcześniej swobody wyznaniowe, wznowił postanowienia sejmu wormackiego o zaprzestaniu kacerstwa i nakazał zwrot przejętych przez luteran dóbr. Stany ewangelickie, reprezentujące 6 księstw i 14 miast niemieckich, zgłosiły wobec tych postanowień protestację. Dlatego od tego czasu zwano ich protestantami. W roku następnym, na sejmie w Augsburgu, jeszcze liczono na porozumienie obu stron. Filip Melanchton, wybitny niemiecki humanista, współpracownik Lutra, przedstawił cesarzowi artykuły streszczające tezy Lutra, które opublikował wraz z protestacją spirską jako tzw. wyznanie wiary, nazwane potem „Wyznaniem augsburskim” (Confessio Augustana - mamy tu wyjaśnienie genezy kolejnego określenia związanego z protestantyzmem). Strona katolicka była jednak nieprzejednana, porozumienie było niemożliwe. W 1531 roku stany protestanckie zawiązały antycesarski sojusz polityczny i religijny, tzw. Związek Szmalkaldzki. Teraz już definitywnie Niemcy były podzielone nie tylko politycznie i gospodarczo, ale i pod względem wyznaniowym. Kościół nadal był znaczącą siłą, u jego boku stał cesarz, miał poparcie w Niemczech południowych, ale około 1540 roku niemal cała północna i środkowa część kraju była już protestancka. Długoletnie walki – w których szczegóły nie będziemy tu wchodzić - zakończone zostały zawarciem na sejmie w Augsburgu w 1555 roku pokoju religijnego między katolikami i luteranami (z wyłączeniem innych wyznań). Stanom Rzeszy, a więc książętom i radom miejskim, dano prawo swobodnego wyboru religii, a ludność poddana zobowiązana była przyjąć wyznanie władcy (lub emigrować) wedle zasady cuius regio eius religio (czyj kraj, tego religia). Sekularyzowane dobra katolickie pozostawały w rękach protestantów. Pogłębiło się rozbicie polityczne Rzeszy, jako że pokój augsburski był zwycięstwem książąt nad cesarzem, dawał im większą niezależność. Zażegnana została jednak wojna wewnętrzna. Pokój w Augsburgu miał być pewnym rozwiązaniem interim, chwilowym, do czasu odpowiednich decyzji soboru. Ale jak to często bywa, prowizorium okazało się trwałe; można postawić pytanie: do kiedy się zatem utrzymało? Otóż w gruncie rzeczy do 1945 roku. Dopiero konsekwencje II wojny światowej, exodus Niemców ze wschodnich terytoriów Rzeszy, pewne „przemieszanie” demograficzne wewnątrz Niemiec, zmieniły w sposób wyraźny „mapę wyznaniową” tego państwa. Mamy tu kolejny przyczynek do mechanizmów „dziania się” w historii. Radykalny ruch reformacyjny. Nurt plebejski. Podporą i uzasadnieniem koncepcji idących dalej w poglądach społecznych od Lutra były słowa Nowego Testamentu. Z niego wynikał postulat walki o nowy porządek, o sprawiedliwość. Również narodził się w Niemczech. Był to nurt łączący reformę kościelną z rewolucją społeczną. Głównym ideologiem tego kierunku był Tomasz Minzer 1525), augustianin, proboszcz, kaznodzieja, teolog, powiedzielibyśmy dzisiaj – działacz społeczno-religijny. Związany był ze środowiskiem anabaptystów (uznających konieczność powtórnego chrztu ludzi dorosłych, świadomych). Początkowo zgadzał się z poglądami Lutra, wkrótce jednak stał się bardziej radykalny i występował zdecydowanie przeciw niemu. Stwierdzał, że położenie plebsu jest tak ciężkie, iż nie ma on czasu myśleć o Bogu – jest to sytuacja, która wyrządza ludziom krzywdę. Uważał, że wyzyskiwany lud musi podjąć z panami i władcami (duchownymi i świeckimi) walkę, i to zbrojną, o nowy ustrój, o „królestwo Boże” na ziemi. Miał to być ustrój charakteryzujący się pełną, bezwzględną równością społeczną i majątkową; władza miała należeć do ludu. Bezklasowe społeczeństwo i wspólnota dóbr pobrzmiewają hasłami komunizmu, ale historycy epoki, zwłaszcza ostatnio, podkreślają iż nie należy mu go przypisywać (W.Czapliński, Dzieje Niemiec). M nazywa się raczej rewolucjonistą, a założenia doktrynalne przypisuje inspiracjom okresu wczesnochrześcijańskiego (Dictionnaire des personnages...). Jako skutek pogarszającego się położenia chłopstwa i pod wpływem reformacji w latach 1524-1525 wybuchły w Niemczech antyfeudalne powstania ludowe, znane jako wojna chłopska. Objęły niemal całe Niemcy, a najostrzej przebiegały w Szwabii („12 artykułów” żądań chłopskich), Frankonii i Saksonii. Najbardziej radykalne hasła głoszono w Turyngii, gdzie z M powstaniem kierował Mpom wystąpiły zjednoczone siły książąt, rycerstwa i miast; wystąpienia zostały zduszone, ostatni punkt oporu, Mzdobyte. Mpo torturach uśmiercony (1525). Ścięto i innych przywódców buntu, a na chłopach wzięto krwawy odwet. Mimo klęski chłopstwa i plebsu, radykalne hasła pojawiły się jeszcze po dziesięciu latach w Westfalii. Pod wpływem M w latach 1534-1535 w Monasterze (Ma komunistyczna, określana jako „święte miasto”. Jej członkowie byli za zniesieniem własności prywatnej jako źródła zła, za wspólnotą posiadania (kobiet też, ale mężczyzn już nie - poligamia), znieśli pieniądze, dzielili ziemię i żywność (każdemu według potrzeb), a przeciwników, czyli mieszczan, zwalczali terrorem. Działalność komuny monasterskiej skonsolidowała siły świeckie oraz katolickie i protestanckie; wojska biskupie i książęce obległy i zdobyły miasto, na anabaptystów spadły krwawe represje. Anabaptyzm nie wygasł jednak całkowicie (baptyści, mennonici), trwał dalej i w Europie (często w ukryciu) i (od XVII w.) w Ameryce Północnej. Był tępiony i prześladowany jako ruch anarchizujący, głoszący hasła zniesienia własności prywatnej. Kalwinizm. Mówiąc o reformacji często jednym tchem wymienia się Lutra i Kalwina. To prawda, Jan Kalwin (Jean Cauvin, zwany Calvin, 1509-1564) był twórcą drugiego obok luteranizmu wielkiego wyznania protestanckiego. Zapomina się jednak przy tym że był on o całe pokolenie młodszy od Lutra. Gdy augustianin z Wittenbergi oglądał „zgniły” Rzym, Kalwin miał roczek. Urodził się w Pikardii w mieszczańskiej rodzinie prawniczej związanej z Kościołem; odbył studia prawnicze, humanistyczne i teologiczne. Zaangażowany w dyskusje religijne, zbliżył się do obozu reformacji tak bardzo, że po tzw. aferze plakatów atakujących ostro papieża i kler rozwieszonych w miejscach publicznych Paryża (1534), w obawie przed represjami opuścił Francję i udał się do Bazylei, gdzie w 1536 r. wydał swe znane dzieło Institutio christianae religionis (Urządzenie religii chrześcijańskiej). W jego drugim wydaniu (1539) wyłożył zasady nowej wiary. Ugruntowanie się poglądów religijnych i politycznych Kalwina nastąpiło w latach jego prężnej aktywności w Genewie (1536-1538 i od 1541 do śmierci). Kalwin znalazł się w Szwajcarii już po śmierci głównego promotora reformacji w tym kraju, wybitnego teologa i humanisty, Ulricha Zwingliego (1484-1531). Jego poglądy (choć w mniejszym stopniu niż Lutra) odbijały się również w koncepcjach Kalwina. Kalwin, jak i inni protestanci, nie uznawał papiestwa i hierarchii kościelnej, kultu świętych, celibatu, większości sakramentów. Podstawą doktryny (jak u Lutra) była Biblia, z niej wynikały zasady wiary, moralność, polityka. Przy czym wiara traktowana była jako dar boży, a nie rzecz wyspekulowana przez człowieka. Konsekwencją takiego pojmowania wiary była kluczowa w jego doktrynie nauka o predestynacji, głosząca że Bóg odwiecznie (z góry) przeznaczył danego człowieka do zbawienia, a innego skazał na potępienie, niezależnie od jego postępowania w życiu doczesnym. Nie wiadomo zatem kto będzie zbawiony. W takim rozumieniu Kościół to zbiorowisko tych, których Bóg przeznaczył do zbawienia i dlatego nie pokrywa się on z Kościołem widzialnym. Stwierdzenie to nie deprymowało wiernych, nie wywoływało uczucia fatalizmu czy (jak u ludów Wschodu kismet) bezradności wobec przeznaczenia. Wręcz przeciwnie, wyznawcy kalwinizmu rozumowali pozytywnie: ja postępuję cnotliwie, bo jestem przeznaczony do zbawienia. Koncepcja predestynacji odpowiadała aktywizującemu się mieszczaństwu i nowej szlachcie, którzy uznali się za powołanych przez Boga do odegrania szczególnej roli w świecie. Przynosiła nadzieję zbawienia, a przez to dawała prężność, energię, dynamizm życiowy, mobilizowała do działania zwłaszcza te właśnie warstwy społeczne, które podejmowały nowe formy aktywności. Moralność kalwińska nakazywała surowy tryb życia, wymagała od ludzi wstrzemięźliwości, sprawiedliwości i pobożności, ale równocześnie z zapobiegliwości o dobra doczesne czyniła nakaz moralny. Katolicyzm pochwalał ubóstwo, kalwinizm – przeciwnie, uznawał że pracowitość daje zarobek, a gromadzenie bogactw jest formą chwalenia Stwórcy. Pożyczki pieniędzy na procent to nie lichwa, operacje giełdowe są zbożne, taka działalność przymnaża dóbr. Należy tylko pamiętać, że prowadzi się ją dzięki Bogu i nie oszukiwać. Takie hasła musiały odpowiadać młodemu, rodzącemu się mieszczaństwu, musiały przyciągać do kalwinizmu. Kalwin nie wprowadzał kwestii podległości władzy świeckiej – duchownej czy odwrotnie; rozgraniczał te dwa porządki, miały się one uzupełniać, ale nie dopuszczał podległości Kościoła. Organizacja Kościoła kalwińskiego jest bardziej demokratyczna od luterańskiego. Na czele gmin o dużej autonomii stoi konsystorz, a w poszczególnych gminach liczy się rola ludzi świeckich. Obok funkcji duchownej – pastora występuje urząd doktora (powiedzielibyśmy – naukowca do spraw doktryny), następnie seniorów (starsi – świeccy), sprawujących opiekę nad kościołem i wiernymi oraz diakonów, zajmujących się szpitalami, nędzarzami, kalekami. Zwraca się nieraz uwagę, że są to elementy organizacji republikańsko- demokratycznej i że wiele z nich zostało potem przejętych przez mieszczański model państwa kapitalistycznego. Kalwinizm rozprzestrzenił się z Genewy do Francji, głównie północno-wschodniej i południowo-zachodniej, zwłaszcza po 1542 roku, kiedy to ukazało się pierwsze wydanie francuskie Institutio, tłumaczone przez samego Kalwina. Prędko doktryna ta dotarła do Niderlandów, do Danii, Szkocji, do Czech, na Węgry, do Polski i na Litwę, wkrótce do Anglii i Ameryki Północnej. W XIX wieku rozwinął się pogląd, że tam gdzie w Europie panował kalwinizm, tam następował rozwój gospodarczy, tam zaś gdzie ostał się katolicyzm mieliśmy do czynienia z upadkiem ekonomicznym. Wykazaliśmy już w rozdziale o gospodarce, że jest to rozumowanie zupełnie nietrafne, że zachodzące w Europie wczesnonowożytnej procesy ekonomiczo-społeczne są pierwotne w stosunku do reformacji („granica Łaby”, odkrycia geograficzne, zmiany centrów handlowych, przemiany struktur społecznych itd.). Niemniej jest oczywiste, że również rodzące się nowe, wczesnokapitalistyczne stosunki społeczno- ekonomiczne sprzyjały powstawaniu takich doktryn jak kalwinizm, jako że odpowiadały tym warstwom społecznym, które szukały nowych form aktywności w życiu doczesnym. Czy chęć rozwodu Henryka VIII była przyczyną reformacji w Anglii? W większości opracowań kojarzy się schizmę Kościoła w Anglii z konfliktem króla Henryka VIII (1509-1547) z papieżem Klemensem VII, który nie wyrażał zgody na jego rozwód z żoną, Katarzyną Aragońską, ciotką cesarza Karola V (monarcha chciał poślubić jej damę dworu Annę Boleyn). Nawet jeżeli ta sprawa umieszczana jest w szerszym kontekście, pojawia się zawsze przy genezie reformacji angielskiej. Aż korci, by przedstawić ten problem inaczej, by spróbować ująć go tak, że ów rozwód będzie przyczyną dalszą albo tylko pretekstem zaistniałych w Anglii wypadków. Zasadniczym celem polityki Henryka VIII było wzmocnienie władzy królewskiej. Zrealizowanie takiego zamiaru jest możliwe wtedy, gdy znajdzie się warstwa społeczna gotowa poprzeć dążenia monarsze. Nie może to być, oczywiście, arystokracja, książęta krwi, którzy reprezentują postawy przeciwne wzmocnieniu władzy królewskiej, sami często zgłaszając pretensje do tronu. Anglia przeszła taki okres rywalizacji wielkich rodów o koronę (Wojna Dwóch Róż, 1455-1485), która doprowadziła do wyniszczenia rywalizujących stron i wstąpienia na tron wzmacniającej swą władzę nowej dynastii Tudorów. Równocześnie z dzierżawców ziemi, bogatego chłopstwa i mieszczaństwa powstaje tzw. „nowa szlachta” – gentry. To właśnie ona staje się podporą polityki królewskiej. Jest to jednak, jak to w polityce, poparcie w zamian za coś. Gentry będzie popierać dążenia absolutystyczne monarchy – a więc działanie w kategoriach politycznych – w zamian za cesje ekonomiczne na jej rzecz ze strony króla. Na tym etapie nie będzie się więc domagać zysków czysto politycznych. Jest to sytuacja bardzo wygodna dla władcy, ale odpowiadająca obu stronom. Najważniejszą ofertą króla, najpotrzebniejszą dla gentry była ziemia. Tej jednak w dyspozycji króla brakowało, a Anglia jako wyspa nie miała swych „dzikich pól”. Ziemia jednak była, tyle że w posiadaniu Kościoła. Gdyby sekularyzować te dobra, można by nadać je gentry i zyskać tym samym z jej strony kolejne wyrazy poparcia politycznego. Można by wzmacniać władzę, a o to przecież w istocie rzeczy królowi chodziło. Konfiskata dóbr kościelnych mogła zostać dokonana w sytuacji objęcia władzy nad Kościołem przez króla. Trzeba było zatem wyłączenia Kościoła spod władzy papiestwa, postawienia monarchy na jego czele – czyli schizmy. I tak doszliśmy do wyjaśnienia genezy reformacji angielskiej drogą, na której sprawa rozwodu Henryka VIII nie pojawiła się wcale. Ale mogła być dobrym pretekstem. Powiedzmy od razu, dla uspokojenia zwolenników tradycyjnego ujęcia, że jest to rozumowanie uproszczone i nieco przewrotne, ale nie pozbawione racji. Co przemawia za taką interpretacją? Najpierw fakt, że Henryk VIII początkowo zwalczał naukę Lutra, za co otrzymał nawet od papieża tytuł „obrońcy wiary” (defensor fidei, 1521). W kwestiach doktrynalnych stał na stanowisku zachowania jedności Kościoła, sprzeciwiał się natomiast ingerencji papieża w wewnętrzne sprawy Anglii. Sprawa rozwodu zaogniła stosunki z Rzymem. Pośród edyktów zwołanego przez króla tzw. parlamentu reformacyjnego (1529-1536), znalazł się w 1534 roku „Akt Supremacji”, który ogłaszał Henryka VIII „jedyną i najważniejszą głową kościoła angielskiego”. Doszło do sekularyzacji dóbr klasztornych, ale w kwestiach dogmatycznych rewolucji nie było. W kształtującym się Kościele anglikańskim dokonano tylko jak gdyby „zmiany szyldu”. Zachowano katolicką hierarchię, obyczajowość, tradycje, większość obrzędów (Sześć Artykułów, 1539). Dopiero po śmierci Henryka VIII, za Edwarda VI (1547-1553) w Anglii zaczną się wyraźnie zaznaczać wpływy doktryny Kalwina, dojdzie do zmian w liturgii, ale w niej zasadniczo nadal obowiązywać będą wzorce katolickie. Nie udała się próba restauracji katolicyzmu (rekatolizacji) w czasach Marii I Tudor (1553-1558). Protestantyzm nie był jeszcze ugruntowany, ale skutki odszczepienia od Rzymu oraz przemiany społeczne i gospodarcze w Anglii okazały się już nieodwracalne, mimo represji „Krwawej Marii” wobec różnowierców i opozycji. Rządy Elżbiety I (1558-1603) pokazały definitywnie, że nowe stosunki w Anglii związane z odrębnym od Rzymu Kościołem zostały (mimo pewnych wewnętrznych zaburzeń) zaakceptowane. Uformował się Kościół anglikański, z monarchą jako jego głową (drugi „Akt Supremacji”, 1559) z dogmatami kalwińskimi, hierarchią katolicką oraz luterańską zasadą podporządkowania się państwu (m.in. „39 artykułów”, 1563). Za Elżbiety I zaczął się rozwijać w Anglii radykalny, antykatolicki purytanizm. Polityczny charakter reformacji we Francji. Kiedy mowa o reformacji francuskiej, najczęściej wspomina się toczone w monarchii Walezjuszy „wojny religijne”. Czy jednak reformacja we Francji miała przede wszystkim charakter „religijny”? Można przyjąć, że – mimo wszystko – przy okazji konfliktów wyznaniowych toczyła się w tym kraju przede wszystkim walka polityczna. Spróbujmy tego dowieść. Nie da się zrozumieć specyfiki sytuacji wyznaniowej we Francji w XVI wieku bez przywołania pojęcia „gallikanizmu”. Była to koncepcja katolicyzmu francuskiego, mająca swe podstawy teologiczne (od XIII wieku) i polityczne (od niewoli awiniońskiej papieży w XIV stuleciu), zakładająca ograniczoną zależność Kościoła we Francji od papiestwa przy dominującej w nim roli króla. Już w XV wieku monarchowie francuscy uzyskali duży wpływ na kształtowanie instytucjonalne Kościoła w swym państwie, mieli w nim autorytet, przyczynili się do tego, że był on „zdrowy” i prężny. Byli w praktyce zwierzchnikiem Kościoła. Wiemy, że w tym samym czasie papiestwo ulegało procesowi odwrotnemu – osłabieniu, zeświecczeniu, utracie autorytetu; w jego rezultacie „wybuchła” reformacja. W tej sytuacji paradoksem było, że monarcha francuski, mający silną pozycję wobec Kościoła w swym państwie, i to Kościoła – w dużej mierze dzięki niemu – dobrze funkcjonującego, już zreformowanego, formalnie podlegał „słabemu” papieżowi i dotkniętej kryzysem Stolicy Apostolskiej. Władcy francuscy postulowali uznanie zwierzchnictwa soboru nad papieżem, a w swym królestwie domagali się możliwości rozporządzania beneficjami, autonomii sądowniczej i finansowej duchowieństwa. Papiestwo sprzeciwiało się zwłaszcza temu pierwszemu postulatowi. Sprzeczność interesów powodowała „sytuację przetargową”, obu stronom umożliwiała uzyskanie „czegoś za coś”. Wykorzystał ją Franciszek I, który w 1516 roku zawarł z Leonem X konkordat w Bolonii. W zamian za rezygnację z popierania koncepcji wyższości soboru nad papieżem, król Francji uzyskał możliwość rozporządzania beneficjami kościelnymi w swym państwie, a przede wszystkim decydujący wpływ na kształtowanie po swojej myśli Kościoła hierarchicznego we Francji (mógł wysuwać kandydatury na biskupstwa, które Rzym zatwierdzał). W ten sposób konkordat boloński pozwolił podporządkować (aż do końca ancien rimełu) Kościół katolicki we Francji osobie panującego i utwierdzał sytuację, w której Kościół podpierał jedność państwa i władzę monarszą. Król Francji nie potrzebował zatem – odmiennie niż w Anglii czy Skandynawii – poprzez schizmę sekularyzować i przejmować dobra duchowne, by umocnić swą pozycję w państwie; on już nimi dysponował i miał wpływ na funkcjonowanie Kościoła. Dlatego też monarchia musiała być przeciwna ruchom reformacyjnym, występującym pod hasłami religijnymi. W istniejącej sytuacji były one zagrożeniem dla interesu władcy; a jeśli były przeciwne stanowisku króla nabierały eo ipso, niezależnie od ich haseł wyznaniowych, charakteru politycznego. Łamały bowiem panującą we Francji zasadę trójjedności: „jedna wiara, jeden król, jedno prawo” (une foi, un roi, une loi), która była zwornikiem tożsamości i spoistości państwa. We Francji zaznaczył się wpływ luteranizmu, ale nie był on mocny i nie wywołał zdecydowanej reakcji ze strony monarchii. Dopiero po, wspomnianej już, aferze antykatolickich plakatów (1534) Franciszek I wystąpił ostro przeciw heretykom. Również w polityce zagranicznej sprawy wiary podporządkowane zostały interesowi państwa. Tu jednak postępował inaczej niż w kraju; W imię antyhabsburskich celów politycznych Francja popierała antycesarską opozycję książąt protestanckich w Rzeszy niemieckiej, kalwinistów w Siedmiogrodzie, czy też łączyła się sojuszniczym traktatem z głównym wrogiem chrześcijaństwa – ale i domu austriackiego – z Turcją Osmańską. Mamy tu więc do czynienia ze swoistym dualizmem politycznym związanym z kategoriami religijnymi. Oznaczał on złamanie w Europie koncepcji Rzeczypospolitej Chrześcijańskiej (Reipublicae Christianae), a we Francji charakteryzował się nietolerancją religijną wewnątrz państwa i podporządkowanym polityce, liberalnym wobec kwestii wyznaniowych kursem w stosunkach zewnętrznych. Tę politykę stosować będą monarchowie francuscy aż do XVIII wieku. Pierwsze nowinki religijne w państwie Walezjuszy zostały szybko wyparte przez kalwinizm, zwłaszcza po ukazaniu się w 1542 roku francuskojęzycznego tłumaczenia głównego dzieła Kalwina. Większość społeczeństwa była nadal katolicka, ale kalwiniści (przede wszystkim mieszczanie, niezatrudniona po wojnach włoskich zubożała szlachta, ale także możnowładztwo) stawali się coraz większą siłą we Francji. Zwani byli hugonotami (hugenotami). Nazwa ta wzięta z francuskiego określenia „protestanta” (huguenot) ma dość złożoną etymologię. Pochodzi od wywodzącego się ze szwajcarskiego języka niemieckiego słowa Eidgenossen (sprzysiężeni) oraz imienia przywódcy walczących z sabaudzkim najeźdźcą mieszkańców Genewy Huguesa Besanon. Hugonoci chcieli demokratyzacji stosunków w państwie na wzór kościoła kalwińskiego, reprezentowali więc postawę antyabsolutystyczną, a tym samym antykrólewską. Burzyli zasadę trzech jedności. Po represjach antyprotestanckich Franciszka I, jego syn Henryk II (1547-1559) podjął wobec hugonotów jeszcze bardziej radykalne kroki. Utworzona przez niego tzw. „izba gorejąca” (Chambre ardente) wysyłała heretyków na stos, a cały system denuncjacji odszczepieńców ułatwiał ich prześladowanie. Mimo to pod koniec jego panowania coraz liczniejszy obóz hugonocki zaczął przekształcać się w stronnictwo polityczne. Za jego syna, słabego i schorowanego Franciszka II (1559-1560), ukształtował się już układ francuskiej sceny politycznej. Z jednej strony stronnictwo katolickie: Gwizjusze (de Guize), książęta lotaryńscy, ortodoksyjni w swych przekonaniach, hardzi, z ambicjami sięgającymi tronu. Z drugiej strony – hugonoci, rodzina Chtillon, Burbonowie – członkowie domu panującego i dziedzice tronu po Walezjuszach; na czele tego stronnictwa wyróżniał się admirał Gaspard de Coligny. Trzecią stroną była monarchia, katolicka przecież, ale lawirująca między stronnictwami, z odgrywającą główną rolę królową-matką Katarzyną Medycejską. Za Karola IX (1560-1574) to ona sprawowała regencję. Uznawano ją za żądną władzy, przewrotną Włoszkę. W istocie zależało jej przede wszystkim na zachowaniu jak najsilniejszej pozycji króla, a temu służyć miała polityka mediacji, łagodzenia konfliktów. Katolicy byli jednak nieprzejednani. Książę Franciszek Gwizjusz dokonał w 1562 r. rzezi na protestantach w Vassy, co rozpętało wojnę wewnętrzną, ciągnącą się następne 36 lat. Przeplatały ją edykty tolerancyjne dworu (m.in. z Amboise 1563, Saint-Germain-en-Laye 1570), ale walki trwały. Po 1570 roku do ważnej pozycji politycznej u boku króla dopuszczony został admirał de Coligny, a wymownym znakiem porozumienia stronnictw miało być małżeństwo siostry królewskiej (i córki Medyceuszki) Małgorzaty (słynnej reine Margot) z jednym z czołowych przywódców hugonockich Henrykiem Nawarskim. Prowadzona przez Colignyłego polityka antyhabsburska, jego proprotestanckie plany na skalę europejską spotkały się jednak ze sprzeciwem Katarzyny Medycejskiej i katolików. Radykalnym rozwiązaniem „sprawy hugonockiej” miała być zaplanowana w otoczeniu króla rzeź hugonotów przybyłych na wesele Małgorzaty i Henryka. Doszło do słynnej masakry różnowierców, określanej w naszej literaturze jako Noc św. Bartłomieja (23/24 sierpnia 1572). W innych krajach nie nazywa się jej „nocą”, jako że w istocie zaczęła się już za dnia. Pociągnęła za sobą, w sumie, kilkadziesiąt tysięcy ofiar śmiertelnych, wielu hugonotów opuściło kraj lub schroniło się w protestanckich twierdzach (najznaczniejszą z nich była La Rochelle). Krwawa „jutrznia paryska” odbiła się wielkim echem zagranicą, zyskując uznanie Rzymu z jednej strony, a potępienie i niepokój protestantów w wielu krajach – z drugiej. We Francji przyczyniła się do dalszego upadku autorytetu króla, wzmogła wojnę wewnętrzną rujnującą kraj. Po śmierci Karola IX, przybył z Polski jego brat Henryk III (1574-1589), który (pod wodzą matki) kontynuował politykę lawirowania. Istniało już wtedy stronnictwo tzw. polityków, umiarkowanych katolików, nawołujących do porozumienia stron, do ustanowienia pokoju. Święta Liga katolicka z księciem Henrykiem de Guise na czele nie myślała jednak o porozumieniu. By móc na nią wpływać Henryk III ogłosił się jej przywódcą i porozumiewał się z Henrykiem Nawarskim. Doszło do tzw. wojny trzech Henryków: Henryka de Guise, Nawarczyka i Henryka III. Ofensywa sił katolickich (m.in. zajęcie Paryża) i ich zapalczywość w walce, skłoniły Henryka III do nakazania zamordowania Gwizjusza (1588). Nawarczyka uznał za następcę tronu. Konflikt zaognił się, a za swą „antykatolicką” postawę Henryk III zapłacił życiem, zasztyletowany przez fanatycznego mnicha (1589). Na placu boju pozostał, paradoksalnie, hugonota Henryk Nawarski, de iure następca tronu jako Henryk IV Burbon. O koronę walczył jeszcze kilka lat, dla niej przeszedł na katolicyzm („Paryż wart mszy”, 1593). Władcy Francji nosili przecież tradycyjnie tytuł „króla arcychrześcijańskiego” (le Roi Tres Chrien). Koronował się w 1594 roku. Zaprowadził pokój wewnętrzny i zewnętrzny. W kwietniu 1598 roku wydał w Nantes edykt tolerancyjny, który m.in. gwarantował hugonotom pełne prawa obywatelskie (równouprawnienie polityczne z katolikami), wolność wyznania i (z pewnymi ograniczeniami) swobodę kultu. Przyznawał im około 200 twierdz-miejsc bezpieczeństwa z własną załogą. Edykt nantejski zakończył wojny religijne we Francji, choć nie rozwiązał definitywnie kwestii wyznaniowych w monarchii Burbonów. Ale to już dalsze rozdziały jej historii. Powyższy, z konieczności przydługi nieco, przegląd wydarzeń określanych jako wojny religijne we Francji dobitnie przekonuje, że kwestie wyznaniowe były tam na dalszym planie. W królestwie nad Sekwaną i Loarą pod płaszczykiem konfliktów religijnych toczyła się w istocie rywalizacja polityczna o władzę, o tron, o przewagę w państwie. Fenomen polskiej tolerancji. Monarchia Jagiellonów przykuwała uwagę Europy swą specyficzną sytuacją religijną. W XVI-wiecznej Polsce rola Kościoła była znaczna, ale hierarchia kościelna, mocno powiązana z możnowładztwem i uzależniona od króla, nie posiadała samodzielności politycznej. Państwo zjednoczone po rozbiciu dzielnicowym poszerzało od XIV wieku swe terytorium w kierunku wschodnim, obejmując w większości prawosławną Ruś Czerwoną. Wobec wrogiego Polsce Zakonu Krzyżackiego, pozostającego w sojuszu z papiestwem i cesarstwem, sprzymierzeńcami Polaków musieli stać się pogańscy wtedy Litwini i Tatarzy. W polskiej myśli prawnej podkreślano prawa pogan do człowieczeństwa jako naszych bliźnich. Ta „polska doktryna” w stosunku do innowierców i ich państw odegrała znaczącą rolę w kształtowaniu się tolerancji religijnej w polsko-litewskiej Rzeczypospolitej. Szlachta prawosławna na Rusi Czerwonej i na Litwie miała zatem swobodę kultu, podobnie Żydzi (Polskę nazywano paradisus iudeorum), tolerowano Tatarów, swobody wyznaniowe mieli Karaimi. Władcy polscy podporządkowali politykę wyznaniową interesom państwa, ceniąc je wyżej niż zwalczanie różnic religijnych, a taki układ stosunków w kraju uznawano za naturalny, tradycyjny. Państwo wespół z Kościołem prześladowało natomiast te ruchy religijne dołów społecznych, które – jak taboryci spośród husytów – odznaczały się zbyt niebezpiecznym radykalizmem społeczno-politycznym. Od momentu pojawienia się zwolenników reformacji w Polsce, Kościół szukał w walce z nimi pomocy władzy królewskiej, ale edykty antyreformacyjne Zygmunta I Starego z pierwszej połowy XVI wieku – ukazujące co prawda całą reformację jako siłę społecznie i politycznie destrukcyjną – nie miały praktycznie mocy wykonawczej wobec ich niezgodności z wolnościami osobistymi szlachty polskiej, współrządzącej przecież państwem. Jego następca, Zygmunt II August, nie chciał się stanowczo opowiedzieć ani za, ani przeciw reformacji, ale stwierdził wyraźnie, że nie chce być sędzią sumień swych poddanych. A Polska pozostała „państwem bez stosów” (J. Tazbir). Polityka zagraniczna ostatnich dwóch Jagiellonów – odmiennie niż to widzieliśmy we Francji – była funkcją polityki wewnętrznej państwa polskiego. Jego władcy nie dali się wciągnąć do krucjaty antytureckiej. W 1533 roku Polska zawarła z Turcją dawno oczekiwany pokój. Chciała także zachować neutralność wobec wojen religijnych w Niemczech. Zygmunt I zgodził się na sekularyzację Prus Książęcych, którą Rzym potępił, i w 1525 roku przyjął hołd lenny ich władcy. Był to pierwszy w Europie układ między protestanckim księciem a katolickim monarchą. Układ uznawał milcząco luteranizm za religię panującą w nowo powstałym księstwie świeckim. Podobnie 35 lat później postąpił Zygmunt II August wobec Kurlandii w Inflantach. Do nurtu reformacyjnego (przede wszystkim kalwinistycznego) przystąpiła w Polsce nie więcej niż jedna szósta szlachty, ale były to w dużej mierze jednostki bardzo aktywne, wykształcone i reprezentujące nierzadko znakomite rody panów polskich i litewskich. Ruch reformacyjny stał się odskocznią do realizowania przez część szlachty postulatów politycznych i ekonomicznych. Słabością polskiej reformacji było jej rozbicie na kilka wyznań; w 1570 roku doszło jednak do ugody (zwanej sandomierską) luteranów, kalwinistów i braci czeskich (wykluczono radykalnych antytrynitarzy – braci polskich) dla wspólnego realizowania nie tylko swobód religijnych, ale i interesów politycznych ruchu. Po bezpotomnej śmierci ostatniego Jagiellona, Zygmunta Augusta, w lipcu 1572 roku, rozpoczęło się bezkrólewie przed pierwszą wolną elekcją. Pośród pretendentów do tronu na czoło wysuwała się osoba księcia z odległej Francji, Henryka Walezego. Na niekorzyść kandydata habsburskiego działały obawy szerokiej opinii szlacheckiej o wprowadzenie w Rzeczypospolitej przez arcykatolicki i związany z Rzymem dom austriacki ograniczeń swobód szlachty, w tym również zniesienia ustalonych wolności religijnych. Dlatego także niemała część różnowierców polskich popierała Francuza. Korzystna dla Walezjusza sytuacja zmieniła się, kiedy do Polski zaczęły napływać wiadomości o jego osobistym udziale w krwawych wypadkach nocy św. Bartłomieja w Paryżu; zrodziły się obawy, że gdyby został władcą Rzeczypospolitej złamałby zapewne zasady panującej w niej tolerancji religijnej. Szefowi francuskiej misji dyplomatycznej w Polsce udało się jednak stopniowo – wbrew przeciwnej propagandzie cesarskiej – usprawiedliwić pretendenta znad Sekwany i uspokoić wzburzone umysły, zwłaszcza różnowierców, a wśród katolickiej, drobnej szlachty zyskać jego stronników. Na początku 1573 roku, podczas sejmu konwokacyjnego, panowanie księcia francuskiego – zamieszanego jednak w masakrę hugonotów we Francji – wydawało się już niemal przesądzone. Dlatego też różnowiercy pragnęli zabezpieczenia swych praw odpowiednim aktem, uniemożliwiającym zaburzenia na tle religijnym w Polsce (których nie chcieli zresztą również i katolicy), zapewniającym wolność religii i pokój wyznaniowy w Rzeczypospolitej. W tej sytuacji 28 stycznia 1573 roku przedstawiciele szlachty i magnaterii, dysydentów i katolików, sygnowali akt tzw. Konfederacji warszawskiej, gwarantującej w Polsce pokój między rozróżnionymi w wierze, pełną swobodę w wyborze wyznania, wolność sumienia. Doraźnie akt ten dawał szansę przyciągnięcia do stronnictwa francuskiego szlachty różnowierczej i religijnie indyferentnej. W szerszej perspektywie Konfederacja warszawska, wielka karta polskiej tolerancji, słabo obecna lub niedoceniana w historiografii powszechnej, była wszakże jedynym tego typu aktem w Europie. Nie była bowiem edyktem władcy, aktem dobrej woli i łaski monarszej, lecz dziełem zbiorowym, społecznym. I to ogłoszonym nie w państwie ogarniętym wojną domową – dla spacyfikowania sytuacji, lecz dla utrzymania istniejącego pokoju wyznaniowego, w warunkach odmiennych niż w Niemczech, Anglii, we Francji czy w Italii (J. Tazbir). W jej konsekwencji, w największym wirze walk religijnych we Francji, w sierpniu 1573 roku, w katedrze Notre Dame w Paryżu, Francuz - polski electus rex musiał zaprzysiąc zachowanie pokoju religijnego w swoim nowym, dalekim królestwie. Stosunki wyznaniowe w Rzeczypospolitej zmieni dopiero na niekorzyść, postępująca na przełomie XVI i XVII wieku, kontrreformacja. Reformacja należy do tych wydarzeń z początku czasów nowożytnych, które w największym stopniu odcisnęły swe piętno na dalszym biegu dziejów. Doprowadziła ona do znaczących podziałów, nie tylko wyznaniowych, ale również politycznych, społecznych, kulturowych, a nawet gospodarczych. Pojawienie się nowych religii wywołało reakcję już w XVI wieku, a skutki tego rozłamu w chrześcijaństwie zaznaczyły się w kolejnych stuleciach. Widoczne są także w świecie nam współczesnym. Zewsząd słychać dzisiaj głosy o konieczności działań ekumenicznych, o potrzebie porozumienia się i przywrócenia jedności wyznaniowej w duchu dawnej chrześcijańskiej wspólnoty. Praktyka nie wskazuje jednak na rychłe załagodzenie i uregulowanie zakorzenionych, nabrzmiałych uprzedzeń. Widać to choćby po „burzliwym” przyjęciu, wydanej w Roku Jubileuszowym drugiego tysiąclecia Kościoła rzymskokatolickiego, deklaracji watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus, zatwierdzonej przez papieża, przypominającej że „w zasadzie” poza tym Kościołem nie ma zbawienia. Te, które są protestanckie dokument ten nazywa tylko Wspólnotami, gdyż na miano Kościołów zdaniem Rzymu nie zasługują. Wyznawcy innych religii mają oczywiście inne zdanie. Nie wdając się w ocenę tych kontrowersji stwierdźmy tylko, że trudno o bardziej wyrazisty przykład dalekosiężnych konsekwencji faktów, które dokonały się w odległych czasach. Rozdział V : Kościół wobec reformacji. Kontrreformacja czy reforma katolicka ? Szesnaste stulecie określa się czasami jako wiek reformacji. Nie kojarzy się przy tym faktu, że to samo stulecie zapoczątkowało procesy, które rozwijały się niemal równolegle do rozszerzającego się protestantyzmu, zwane tradycyjnie kontrreformacją. Określenie to w historiografii współczesnej, początkowo zwłaszcza katolickiej, a obecnie już szerzej – chociaż przede wszystkim w zachodniej - zastępowane jest coraz częściej mianem reformy katolickiej lub reformy Kościoła. Akcentuje się przy tym pogląd, że Kościół katolicki w owych czasach nie tylko reagował na przejawy odszczepieństwa od Rzymu, ale sam przechodził wewnętrzne przemiany. Nie zmienia to jednak faktu, że współistniały w jego działaniach oba zjawiska i można rozgraniczyć, a nie utożsamiać oba pojęcia. Z jednej strony bowiem reformacja niewątpliwie wywołała energiczne przeciwdziałanie Kościoła względem ruchów schizmatycznych. W takim rozumieniu była to właśnie akcja kontrreformacyjna jako zespół przedsiębranych środków i stosowanych metod, które miały przyczynić się do zahamowania reformacji, a w miarę możności do odzyskania utraconych wpływów, a zatem do rekatolizacji kacerzy (odszczepieńców). Chodziło jednak równocześnie nie tylko o bezpośrednią reakcję na odstępstwo od Rzymu. Akcja dotyczyła bowiem także krajów katolickich, w których utwierdzić ona miała panowanie religii rzymskokatolickiej, a to wyznanie miało być również propagowane na ziemiach, gdzie wyznawano inne religie. Z drugiej strony nie można jednak nie zauważyć procesu odnowy w samym Kościele. Pogląd, że dokonywał się on pod naciskiem reformacji może być uznawany za słuszny tylko jeśli chodzi o papiestwo. Poza Rzymem widać go już wcześniej; przypomnijmy gwoli przykładu, że augustianie, skąd wyszli Luter i Münzer, byli już w jego czasach zakonem odnowionym, widzieliśmy też sytuację Kościoła we Francji. Niemniej wystąpienia reformatorów stały się istotnym czynnikiem, który przyczynił się do ujawnienia konieczności naprawy Kościoła i potężnym bodźcem do jej przyspieszenia. Znaczenie i cechy obu tych pojęć – kontrreformacji i reformy katolickiej - widać dobrze na dwóch najważniejszych przykładach aktywności Kościoła w XVI wieku. Polityka kontrreformacji wyraziła się najdobitniej w działalności zakonu jezuitów. Idee reformy katolickiej ujawniły się natomiast w uchwałach soboru trydenckiego; i one jednak nie abstrahowały od środków i metod kontrreformacyjnego działania. Zakon jezuitów. Inicjatorem i pierwszym przywódcą zakonu jezuitów był Ignacy Loyola (1491-1556), szlachcic-rycerz baskijski (bo trudno jednoznacznie stwierdzić – hiszpański). Pozostawał na służbie w hiszpańskiej armii królewskiej, w czasie wojny z Francuzami został ciężko ranny w nogę i musiał długo się leczyć przymusowo unieruchomiony. Czas wykorzystywał na lekturę żywotów świętych i pod jej wpływem postanowił zmienić swe życie, poświęcić się służbie jezusowej i walce z heretykami. Majątek rozdał ubogim, oddawał się kontemplacji i ćwiczeniom ascetycznym. Odbył studia teologiczne w Salamance, które spowodowały, że zajęła się nim ...inkwizycja pod zarzutem, że głosi heretyckie poglądy. Od oskarżeń z trudem się oczyścił. Pielgrzymował do Ziemi Świętej, podróżował do Włoch, wreszcie znalazł się we Francji, gdzie odbywał studia na paryskiej Sorbonie. Z przemyśleń Loyoli powstały jego ćwiczenia duchowne, prototyp rekolekcji, opublikowane w wersji łacińskiej jako Exercitia spiritualia, które stały się podstawą zasad organizacyjno-programowych Towarzystwa Jezusowego (Societas Jesu, SJ), założonego przezeń w Paryżu w 1534 roku. Postanowił on przedłożyć papieżowi myśl przekształcenia tego stowarzyszenia w zakon. W 1540 roku Paweł III zatwierdził jezuitów jako męski zakon kleryków regularnych. Jedną ze specyficznych cech nowego zakonu było wieloetapowe, długoletnie kształcenie, a raczej kształtowanie, jego członków. Miało ono odpowiednio uformować osobowość zakonnika, poddać jego wolę określonym celom nadrzędnym, ale równocześnie rozwijać intelekt i wyobraźnię. Wpierw kandydat do zakonu przechodził okres próbny, przez kilka tygodni lub miesięcy. Potem rozpoczynał nowicjat, który trwał dwa lata (a nie rok, jak w innych zakonach). W tym czasie mody człowiek – pod bezustanną kontrolą – poddany był wielu próbom; od rana do nocy wykonywał różne zajęcia, i to nie tylko duchowe (lektura, modlitwa, nabożeństwa, ćwiczenia ascetyczne, kontemplacja itd.), ale również ciężkie prace fizyczne (np. rąbanie drzewa, noszenie wody). Charakter tych ostatnich robót doceni się dopiero wtedy, gdy zważy się iż wykonywać je musieli także kandydujący do zakonu synowie szlacheccy, dla których takie zajęcia były w życiu codziennym uchybieniem ich godności; tu musieli naginać swą dumę do poleceń przełożonych. Po nowicjacie rozpoczynały się 9-letnie studia, w ramach których mieściły się m.in. dwuletnie studia klasyczne i czteroletnie filozoficzne. Dopiero potem, a więc w sumie po co najmniej 11 latach, jezuita mógł otrzymać święcenia. Uroczyste śluby łączyły się z przyrzeczeniem bezwzględnego posłuszeństwa papieżowi (tzw. profesją) i tylko ci ojcowie, profesi, tworzyli właściwy zakon. Najzdolniejsi, po dwóch-trzech latach kierowani byli na dodatkowe studia, tak że można przyjąć, iż razem po około 17 latach formował się całkowicie zakonnik, którego można nazwać „prawdziwym jezuitą”. Nietrudno wyobrazić sobie, jak dalece cechowały go odpowiednio ukształtowany charakter, urobiona wola, ślepe posłuszeństwo wobec zwierzchników. Ustrój zakonu był dyktatorski, obowiązywała w nim surowa dyscyplina. Formalnie na jego czele stała generalna kongregacja dostojników, ale praktycznie zakonem kierował dożywotni generał (praepositus generalis, zwany niekiedy czarnym papieżem; pierwszym został w 1541 r. Loyola). Miał on u boku sześciu doradców-asystentów (którzy mogli go ewentualnie w pełnionej funkcji zawiesić), ale w istocie nie mieli znaczenia. Papiestwo otrzymało zatem od Ignacego Loyoli, byłego żołnierza, strukturę quasi-militarną, rodzaj „wojska” czy „milicji”, i to w momencie bardzo Kościołowi potrzebnym. Jego zasługi potwierdzał fakt, że w 1622 roku został kanonizowany. Cele zakonu można określić w kilku punktach. Po pierwsze, należało do nich wychowanie młodego pokolenia w duchu dogmatów Kościoła, wedle starej zasady, że przyszłość ma w ręku ten, kto ma w ręku młodzież. Temu celowi służyły licznie powstające kolegia – średnie szkoły jezuickie oraz szkoły wyższe – akademie. Jeśli nawet treści nauczania, zgodnie z przyjętymi założeniami doktrynalnymi, były „stare”, to przodowały one jeśli chodzi o nowoczesną myśl pedagogiczną, o stosowane metody nauczania. Wprowadzono wiele elementów, które w szkolnictwie humanistyczny renesans przejął ze starożytności; zerwano ze średniowiecznym pensum wiedzy, którego opanowanie obowiązywało równo wszystkich (a zdolnych od mniej zdolnych odróżniała tylko mniejsza ilość rózg aplikowanych w bolące miejsce). Nauczanie było urozmaicone, stosunkowo wszechstronne (z ćwiczeniami fizycznymi), nauczyciele dobrze przygotowani. Pośród metod pedagogicznych stosowano rywalizację między uczniami, rozwijano indywidualne talenty, wprowadzono sejmiki dyskusyjne przygotowujące do aktywności w życiu publicznym, uczono retoryki. Ważną rolę ideologiczną i pedagogiczną odgrywały rozmaite przedstawienia teatralne, z którymi wychodzono poza kolegia, do wiernych. Kolegia szybko rozpowszechniały się w Europie (również w Rzeczypospolitej, dokąd jezuici przybyli w 1564 roku, sprowadzeni przez kardynała Stanisława Hozjusza), gromadziły coraz liczniejsze grono uczniów. Na przykład w Monachium w 1567 roku było ich sześciuset. Pod koniec XVI wieku prawie trzy czwarte zakładów Towarzystwa Jezusowego stanowiły kolegia, które wymagały przynajmniej dwudziestu, a w przypadku większych zakładów – do siedemdziesięciu ojców. Istotną formą aktywności uczniów były w kolegiach kongregacje maryjne, które w tym samym okresie liczyły już 30 tysięcy członków. Szkoły jezuickie przyczyniały się mocno do rekatolizacji społecznej na terenach, które objęła reformacja. Do kolegiów, zważywszy ich wysoki poziom nauczania, posyłali swych synów także protestanci. Młodzi szlachcice opuszczali zakład już jako wychowankowie poddani całkowicie jezuitom, zobowiązani do działania na rzecz katolicyzmu w swoim różnowierczym środowisku i kontrolowani w tych poczynaniach przez stałą „opiekę duszpasterską”. Takie postępowanie było zgodne z drugim podstawowym celem zakonu. Chodziło o przenikanie do wszystkich warstw społecznych, zwłaszcza do sfer rządzących. Stąd brała się obecność jezuitów na wielu dworach, gdzie odgrywali oni istotną rolę jako spowiednicy, kapelani, kaznodzieje, byli wyrocznią moralną i ważną siłą opiniotwórczą. Swe wpływy wykorzystywali nie tylko w sferze wyznaniowej, ale i w polityce, uczestnicząc niejednokrotnie w prowadzonych intrygach, w tajnej dyplomacji. Jak wiemy, zaznaczyli swą rolę także na dworze polskim, zwłaszcza za Zygmunta III Wazy (m.in. postać księdza Piotra Skargi). Wreszcie cel trzeci polegał na realizowaniu polityki papieskiej, na umacnianiu Kościoła rzymskiego, walce z herezjami i na rozpowszechnianiu katolicyzmu poza jego dotychczasowym zasięgiem wpływów. Temu zadaniu służyła m.in. rozwijana od połowy XVI wieku działalność misyjna poza Europą – w Azji, Afryce, Ameryce. I tu przodowali jezuici (pamiętamy z telewizji Shoguna z Richardem Chamberlainem lub z kina Misję z Jeremy Ironsem i Robertem de Niro?), którzy zwłaszcza w Indiach i w Chinach stosowali swoisty mimetyzm kulturowy, starając się przystosować swoją działalność do obyczajów, tradycji, mentalności ludności danego kraju (np. „żółty Jezus”). Metoda ta, zwana akomodacją (lub inkulturacją), wywoływała w ówczesnym Kościele kontrowersje i nie była w pełni akceptowana. Wybitną i zasłużoną postacią na polu takiej właśnie działalności misyjnej w Azji był bliski współpracownik Ignacego Loyoli, Franciszek Ksawery, kanonizowany razem z nim w 1622 roku. Z kolei w Ameryce Południowej jezuici tworzyli wśród Indian społeczności, które miały żyć według zasad Ewangelii, tzw. redukcje. Zakon szerzył się szybko na czterech kontynentach. Mimo surowej selekcji, w 1556 roku Towarzystwo Jezusowe liczyło już ponad tysiąc członków (chociaż – zważywszy długie studia – tylko 42 profesorów) w 12 prowincjach od Indii, przez Japonię do Brazylii. Niecałe pół wieku później miało już 353 domy zakonne, a ich liczba na początku XVIII stulecia osiągnęła 1190. Wraz z rozwojem zakonu rosła też wrogość z jaką spotykali się jezuici, i to zarówno u protestantów, jak i u katolików. Nasiliła się ona w XVII wieku (m.in. jansenizm). Jezuici byli pomawiani o chęć zawładnięcia światem, i to cichcem i podstępem, przywrócenia dawnego porządku - „ładu bożego”, by następnie ten jednolity, chrześcijański, hierarchiczny świat podporządkować papiestwu. Krytykowano jezuicką zasadę, że „cel uświęca środki” (np. Blaise Pascal), uznając że prowadziła ona do instrumentalnego traktowania ludzi, zasad, norm moralnych i obyczajowych, a działań tych nie usprawiedliwiał „wojskowy” obowiązek ich wykonywania przez członków Towarzystwa („rozkaz to rozkaz”). Dowodzono, że dewizą zakonu Ad maiorem Dei gloriam (na większą chwałę Boga) jezuici posługiwali się jako usprawiedliwieniem, by podstępnie zdobyć bogactwo i władzę, nie cofając się w tym celu przed zabójstwem, przekupstwem, szantażem i żadnym innym grzechem. Co ciekawe, krytykę zakonu uprawiali często ex-jezuici, i to ci „prawdziwi”, którzy odbyli wcześniej owe 14-17-letnie studia. Można stwierdzić, że żaden zakon nie doczekał się tylu wrogów. Mimo ataków, w XVI-XVII wieku jezuici stali wysoko, byli silni i skuteczni; wkrótce jednak, wraz ze zmniejszeniem się roli papiestwa, osłabli. W XVIII stuleciu wielu wybitnych jezuitów polemizowało z pozycji chrześcijańskich z oświeceniową filozofią. Jednakże Oświecenie – racjonalistyczne, antyklerykalne – przyniesie kolejną falę antyjezuityzmu; zakon był już znienawidzony. Zagrożenie dla swej władzy widzieli w nim monarchowie. W 1773 roku, na wniosek Burbonów, został przez papieża Klemensa XIV rozwiązany; „uchował się” tylko w Rosji i Prusach. Kasata została zniesiona w XIX wieku, jego istnienie wznowiono (1814), ale oceniany był jako szkodliwy pod każdym względem, chroniący jedynie władzę świecką papieża. W XX stuleciu jezuici przeszli naprawę, zajmują się dzisiaj głównie działalnością misyjną, ale nadal wzbudzają kontrowersje. Nie ulega jednak kwestii, że w XVI-XVII wieku byli jedną z głównych podpór działań kontrreformacyjnych Kościoła katolickiego. Sobór trydencki i jego konsekwencje. Ideę reform wewnętrznych w Kościele mógł zrealizować, zwoływany już wielokrotnie w jego dziejach od czasów apostolskich jako najwyższa w nim władza, sobór powszechny czyli zgromadzenie biskupów obradujące pod przewodnictwem papieża (lub jego legata) nad sprawami doktryny religijnej, organizacji i dyscypliny kościelnej. Potrzebę jego zwołania widziano już od dawna, ale w gruncie rzeczy wszystkie zainteresowane sytuacją katolicyzmu strony były urzeczywistnieniu tego zamiaru przeciwne. Papiestwo obawiało się, że przynieść on może daleko idące reformy i przyjęcie zmian zgodnych z hasłami reformacji. Ponadto namiestnikowi św. Piotra groziła cały czas ewentualność uchwalenia przy tej okazji zasady wyższości soboru nad papieżem. Myśli zwołania soboru nie sprzyjali władcy, i to nie tylko ci, którzy ogłosili się głową Kościoła w swych państwach. Również „król arcychrześcijański”, Franciszek I, władca korony „najstarszej córki Kościoła” – Francji, mając silną pozycję w gallikańskim Kościele francuskim, uznawał że zwołanie soboru nie jest korzystne dla interesu jego monarchii. Reformatorzy z kolei uważali, że sobór jest omylny, a swoje hasła odnowy Kościoła chcieli realizować bez kompromisów, do których mogłyby doprowadzić dyskusje soborowe. Tymczasem ruch reformacyjny przybierał na sile, zataczał coraz szersze kręgi i Kościół rzymski nie mógł przejść nad tym do porządku dziennego. Z obaw papiestwa o rozwój sytuacji wyniknęło ustanowienie środków doraźnych, mających zabezpieczyć interesy Kościoła. Paweł III dokonał reorganizacji i centralizacji inkwizycji, instytucji powołanej jeszcze w XIII wieku do wykrywania i karania ruchów heretyckich i antykościelnych. W 1542 r. utworzył on Sacrum Officium – najwyższy trybunał inkwizycyjny, który stał się jednym z głównych narzędzi kontrreformacji. Jego zadaniem było, krótko mówiąc, stosowanie terroru przeciw herezji. Wzorców dostarczała przede wszystkim inkwizycja hiszpańska. Śledztwo, tortury, wyroki śmierci, czekały ludzi oskarżonych o szerzenie poglądów niezgodnych z nauką Kościoła. Represje dosięgały ludzi „maluczkich” i znanych. Odbywały się procesy „czarownic” i uczonych. Tak właśnie, spalony na stosie, stracił życie włoski filozof, humanista renesansowy, Giordano Bruno; trybunał inkwizycyjny zabronił jego rodakowi Galileuszowi (Galileo Galilei), znanemu fizykowi, astronomowi i filozofowi, głoszenia jego teorii, których musiał się wyrzec. Trzeba wszakże dodać, że ten jednoznacznie „czarny” obraz inkwizycji jest ostatnio rewidowany. Rozprzestrzenianiu się poglądów heretyckich zapobiegać miał też założony przez papieża Pawła IV w 1559 r. Index librorum prohibitorum – spis książek zakazanych. Trafiło nań, jak wiadomo, m.in. dzieło Mikołaja Kopernika De revolutionibus orbium coelestium (1543). W międzyczasie jednak papież Paweł III, nie bez obaw, podjął dzieło organizacji soboru. Po wielu trudnościach został on zwołany w 1545 r. do Trydentu (miasta w północno-wschodniej Italii, które było samodzielnym księstwem biskupim, leżącym w dziedzicznych posiadłościach habsburskich). Trwał w sumie, w trzech sesjach, 18 lat (1545-1563). Niełatwo zwołany, przebiegał z wieloma przeszkodami (dwukrotnie zawieszony i wznawiany), kontynuowany za pontyfikatu Juliusza III (1550-1555), zakończył się za Piusa IV (1559-1565). Nie będziemy tu relacjonowali jego toku, ważniejsze jest stwierdzenie, że miał on doniosłe znaczenie w swoich czasach i odegrał dużą rolę - widoczną aż do dzisiaj - w historii Kościoła; uznawany jest za najważniejszy sobór powszechny w jego nowożytnych dziejach. Bardzo istotne i znamienne były jego uchwały. Wspomnijmy te najważniejsze. Opracowano nową syntezę doktryny katolickiej. Bliżej sprecyzowano punkty teologiczne krytykowane przez reformatorów. Równocześnie potępiono wszystkie tezy i doktryny protestanckie, odrzucono jakąkolwiek ugodę z „heretykami”. Z polecenia soboru główne dogmaty katolickie zostały streszczone w tzw. Trydenckim wyznaniu wiary (1564) i w Katechizmie rzymskim (1566). Ukazały się nowe edycje brewiarza i mszału; gruntownie zreformowany został kalendarz liturgiczny. Wydano ponownie indeks ksiąg zakazanych (1564), który od tego czasu miał się ukazywać systematycznie. Wprowadzono surową cenzurę książek pisarzy katolickich. Poprawiono tłumaczenie łacińskie Pisma Świętego (tzw. Wulgata, 1592-1598). Wzmocniono dyscyplinę kościelną; utrzymano celibat duchownych, wprowadzono m.in. zakaz kumulowania stanowisk. Innym postanowieniem w tej mierze był tzw. obowiązek rezydencji, a więc np. biskupa w diecezji, a proboszcza w parafii. Taki nakaz może dziwić, bo obecność duchownego na wyznaczonym mu stanowisku wydaje się oczywistością. Tak jednak w praktyce nie zawsze było. Wielu księży nie przebywało tam, gdzie mieli rezydować, ale przenosiło się w miejsce „atrakcyjniejsze”, by pędzić ciekawsze i wygodniejsze życie, np. na pańskich dworach. Uchwały dotyczące zdyscyplinowania Kościoła hierarchicznego były jeszcze nadal często łamane, ale sam fakt ich ustanowienia był już rzeczą znamienną. Uznano, na razie de facto, nieomylność papieża w sprawach wiary, jego zwierzchność nad soborem, biskupami i władzą świecką. Ważnym postanowieniem było polecenie utworzenia w każdej diecezji seminarium duchownego. Przebieg i uchwały soboru trydenckiego silnie wspierali jezuici. Podjęte na nim uchwały wzmocniły Kościół od wewnątrz i zarazem podniosły jego pozycję w ówczesnym świecie. Wzmogły też przeciwdziałanie różnymi środkami szerzącemu się różnowierstwu. W tym sensie sobór trydencki przyniósł nasilenie kontrreformacji katolickiej (nie zapoczątkował jej przecież – jak się często twierdzi). Stał się też wyznacznikiem i symbolem znaczącej roli Kościoła w różnych dziedzinach życia, nie tylko w sferze religijnej, ale także społecznej, politycznej, kulturalnej. Podnosił jeszcze mocniej funkcje hierarchii katolickiej w Kościele, utrwalał centralizm papiestwa, podkreślał rolę uniwersalności rzymskiego katolicyzmu, wagę obrzędowości, pobożności, zewnętrznych przejawów wiary. Te właśnie cechy „Kościoła trydenckiego” na trwałe zakorzeniły się w katolicyzmie; dzisiaj są niejednokrotnie konfrontowane z postanowieniami współczesnego Soboru Watykańskiego II z drugiej połowy kończącego się XX wieku i zdarza się, że dzielą wyznawców Kościoła rzymsko-katolickiego na „tradycjonalistów” (takich jak lefebryści czy liczne środowisko słuchaczy jednej z katolickich rozgłośni w Polsce) i „postępowców”, akceptujących szeroko rozumiane aggiornamento (uwspółcześnienie) Kościoła. Sobór trydencki z jego apologetycznym modelem katolicyzmu jest więc pośrednio ciągle obecny w dyskusjach dotyczących postaw religijnych w naszym świecie. Uchwały podjęte w Trydencie już w swoich czasach były ważną cezurą w dziejach Kościoła; począwszy od tego momentu, przez następne dziesiątki lat kontynuowano naprawę wewnętrzną Kościoła i samego papiestwa, walkę z wszelkimi odłamami protestantyzmu na zewnątrz oraz działalność misyjną. Doniosłym wydarzeniem było w tym względzie utworzenie za Grzegorza XV w 1622 roku Kongregacji Propagandy Wiary (Congregatio de Propaganda Fide). Stanowiła ona jak gdyby kodyfikację praw, swoistą konstytucję kontrreformacji. Skierowana była w dwóch kierunkach: misyjnym – poza Europą oraz walki z reformacją i prawosławiem na Starym Kontynencie. Znamienne, wielce różnorodne były – i miały być – jej metody i środki działania, zależne od sytuacji, kraju, kultury, zwyczajów itd. Kiedy trzeba było przekonywać rozumowo – odwoływano się do perswazji, do propagandy; kiedy trzeba było działać siłą – w grę wchodziła przemoc. W jednych warunkach posługiwano się argumentacją odwołującą się do nauki, mądrości ludzkiej, w innych – wykorzystywano zabobony. Kiedy trzeba było – podkreślano uniwersalne cechy Kościoła, w innej sytuacji odwoływano się przeciwnie – do tradycji narodowych, do miejscowej kultury, zwyczajów i obyczajów. Do potęgi Kościoła można było przekonywać przepychem jego cech zewnętrznych, do jego siły moralnej – odwrotnie, podkreślając skromność, ascezę, rolę ubóstwa. Chodziło o to, by wszelkimi możliwymi drogami wpłynąć na człowieka i przyciągnąć go do Kościoła. Do stosowanych w tych działaniach środków należała i sztuka. O jej roli w aktywności kontrreformacyjnej Kościoła katolickiego mówimy w rozdziale o baroku. Procesy i zjawiska, o których mówiliśmy w tym rozdziale miały – jak wszystko w historii – swe pozytywne i ujemne strony. Korzystnym skutkiem reformy Kościoła była m.in. konsekwencja z jaką kolejni papieże (Pius V, Grzegorz XIII, Sykstus V) dbali o wprowadzanie w życie uchwał trydenckich. Również wielu biskupów zaczęło przywiązywać większą wagę do systematycznej pracy duszpasterskiej w ich diecezjach, do szczebla parafialnego włącznie. Nastąpiła odnowa wydziałów teologicznych na uniwersytetach, wspomnieliśmy już, że powstawały seminaria duchowne, reformowały się stare zakony, powstawały nowe. Działania te podnosiły poziom intelektualny duchowieństwa, lepiej przygotowywały do posługi religijnej. Gorzej było natomiast z wolnością wypowiedzi, z głoszeniem niezależnych poglądów (utrwalenie się zreformowanej inkwizycji, indeks ksiąg zakazanych). Pogłębiła się też nietolerancja wobec innych wyznań, i to zarówno po stronie katolickiej, jak i – m.in. właśnie w wyniku działań kontrreformacyjnych – u różnowierców. Rozdział VI : Barok jako zwierciadło epoki Kiedy mówi się o baroku, często kojarzy się go z architekturą kościelną lub malarstwem doby kontrreformacji. Jest to jednakże wąskie spojrzenie. Kontrreformacja (i reforma Kościoła) miała bowiem duże znaczenie w kształtowaniu myśli filozoficznej, politycznej, wpływała na literaturę, na szeroko rozumianą sztukę. To prawda, że w tej ostatniej dziedzinie łączy się ją przede wszystkim z tym, co nazywa się barokiem. Natomiast często i niesłusznie utożsamia się barok z kontrreformacją. Trzeba będzie tutaj, w naszym przedstawieniu tego zjawiska i pojęcia, rozprawić się z tym stereotypem. Stwierdźmy na razie tyle, że kontrreformacja jest tylko elementem (jakkolwiek znaczącym) baroku, jednym z jego nurtów. Można by powiedzieć w pewnym uproszczeniu, że wszystko to, co w sztuce jest kontrreformacyjne - jest barokowe, ale nie wszystko co barokowe jest kontrreformacyjne. Barok to jednak przecież nie tylko sztuka. Jak go zatem zdefiniować? Pojęcie baroku - spory terminologiczne. Przyjmijmy ogólnie, że dla nas, dzisiaj, barok to określenie kierunku i tendencji występujących w szeroko rozumianej kulturze europejskiej od schyłku XVI wieku do połowy XVIII stulecia, a obejmujących głównie wiek XVII. Barok jest więc równocześnie jedną z epok kulturowych - takich jak odrodzenie czy oświecenie. Jest zarazem stylem, kierunkiem artystycznym, i to pierwszym, który swym oddziaływaniem wyszedł poza Europę; jego wpływy odnajdziemy w Ameryce Łacińskiej. Dlaczego tak się stało należy wyjaśnić osobno. Z etymologią słowa „barok” i ze ścisłym zdefiniowaniem tego pojęcia mamy kłopot. Jak to często bywa, opinie badaczy, historyków sztuki i historyków, nie są jednoznaczne. Dla zrozumienia samego zjawiska baroku warto jednak wspomnieć o tej dyskusji. Od początku barok łączono z ozdobami, dekoracjami. W XVI wieku we Francji słowo baroque oznaczało właśnie bogactwo ozdób. Używano tego określenia w tym znaczeniu również w XVII i XVIII stuleciu. Barok oznaczał wytwory sztuki dziwne, nieregularne, niezgodne z prostymi kanonami. Nie było to określenie stylu, ale raczej odstępstwa od stylu, kiepskiego gustu, złego smaku. Geneza słowa barok pozostaje nie wyjaśniona do dzisiaj i budzi spory. Najczęściej uznaje się, że pochodzi ono od portugalskiego słowa barroco (uwaga: przez dwa „r” i jedno „c”, a nie - z włoskiego - odwrotnie!), określającego perłę o nieregularnej budowie, o nieforemnym kształcie. Inna koncepcja łączy barok z łacińską nazwą niepoprawnego sylogizmu (schematu logicznego). Jeszcze inna etymologia wiąże cechy baroku z włoską nazwą oszustwa (baro to szuler, szachraj, oszust). Wspomnijmy wreszcie, że kojarzono to słowo z nazwiskami włoskich twórców z epoki - architekta Giacomo Barozziego da Vignola lub malarza Federigo Barocciego. W połowie XIX wieku, dzięki analizie i periodyzacji historii sztuki przez historyków Jacoba Burckhardta i W. Lę nazwą dla stylu i okresu. Pojęcie „sztuka nowoczesna” łączyło w sobie renesans i barok, ale ten drugi styl oceniany był ujemnie, uznawany za okres upadku, dekadencji po epoce odrodzenia. Na przełomie XIX i XX wieku gruntownymi badaniami nad barokiem zajęli się historycy sztuki: Niemiec Cornelius Gurlitt i Szwajcar Heinrich Wh pracach dowodzili oni, że nie jest to dziwactwo, dekadencja, ale swoista formacja stylowa, która nie powinna być oceniana pejoratywnie. Można więc powiedzieć, że w istocie dopiero od stu lat mamy do czynienia z pozytywnym rozumieniem i traktowaniem baroku, choć i później jego cechy jako epoki kultury uznawano jeszcze czasem za zaprzeczenie artyzmu (np. Benedetto Croce, 1929). Nie zmienia to faktu, że od drugiej połowy XVI wieku, niezależnie od współczesnych i późniejszych ocen, owa kultura cechująca się bogactwem ozdób zaczęła szybko rozszerzać się na różne dziedziny twórczości artystycznej. Najpierw objęła architekturę - tę która różniła się od wzorców klasycznych, potem malarstwo, rzeźbę. Literaturę naznaczyła kwiecistością stylu, bogactwem epitetów, panegiryczną formą. Odcisnęła swe piętno na muzyce, „wynalazła” operę. Barok stał się w ten sposób istotnym elementem całej, szeroko rozumianej kultury XVII wieku, tak jak to sformułowaliśmy wyżej w naszej definicji. Doszło do tego, że z nazwy, imienia własnego dla kultury XVII stulecia uczyniono pojęcie szersze, ogólniejsze, ponadczasowe, a więc niezależne od epoki, określające podobne mu cechy. Mówimy przecież dzisiaj, że ktoś ma barokowy styl pisania lub mówienia, a wspominając delikatnie o figurze „puszystej” niewiasty stwierdzamy, że jest to pani o „barokowych kształtach”. Owo przenośne rozumienie tego przymiotnika rozciąga się też na rzeczy nienaturalne, przesadne, dziwaczne. Jakie zatem są cechy baroku? Najlepiej zebrał je wspomniany już H.W, że cechowała go wielkość, gigantyzm, nadludzkość, bogactwo form, ich rozrzutność, dynamizm, szukanie efektu malarskiego, operowanie kontrastami. A od odpytywanego ucznia lub studenta dziwnie często można usłyszeć chwytliwe, ale niezupełnie trafne powiedzonko, że barok to taki styl, w którym „każdy święty ma swoje wykręty”. Aby dobrze zrozumieć swoistość cech barokowych, należy je zestawić z założeniami artystycznymi poprzedniej epoki - renesansu; był on oszczędny i umiarkowany w formie, ludzki, klasyczny, statyczny, przejrzysty, spokojny, posągowy. Widzimy więc jak bardzo różniły się zasadnicze znamiona twórczości artystycznej obu okresów. Trzeba powiedzieć wyraźniej: cechy baroku są przeciwstawne cechom odrodzenia. Problem „przejścia” od odrodzenia do baroku. Manieryzm. Powstaje więc pytanie: co się stało w ciągu kilku dziesięcioleci, że ówczesny człowiek, artysta, zaczął okazywać przekonania, „wyznawać” zasady, które były odwrotnością dotychczasowych poglądów na sztukę, że nastąpiło przejście od jednej epoki kulturowej do drugiej, innej, której założenia były antytezą poprzednich koncepcji? Jest to zatem kwestia szersza, dotycząca nie tylko dwóch „naszych” epok, ale w ogóle takich sytuacji w historii. Była już o tym mowa przy charakteryzowaniu „przejścia” od średniowiecza do czasów nowożytnych. Jeśli mamy podjąć teraz to zagadnienie w odniesieniu do renesansu i baroku, to musimy poruszyć bardzo dyskutowany problem, któremu na imię: manieryzm. Pochodzi ono od włoskiego słowa maniera - sposób. Już w XVII-XVIII wieku istniało jako pojęcie, termin. Można powiedzieć, że w XX wieku przekształciło się w problem naukowy. Renesans zakładał wzorowanie się na sztuce antycznej, uznając jej dzieła za doskonałe, niedościgłe osiągnięcia. W tym sensie sztuka renesansu z założenia miała być odtwórcza, opierająca się na wzorcach, a artysta powinien dążyć do ich jak najwierniejszego naśladowania. Taki pogląd mógł oznaczać stagnację twórczą, ograniczał inwencję artysty. By odejść od tak skostniałej koncepcji sztuki należało poszukać czynnika, który pozwoliłby otworzyć nowe możliwości twórcze. Za ten czynnik uznano wyobraźnię. Każdy człowiek widzi inaczej, kiedy uruchamia swą imaginację; dla każdego inne jest „jego” wyobrażenie piękna, czy „jego” ideału. Dajmy prosty przykład, dotyczący postrzegania człowieka; dla każdego z czytających te słowa przestojny mężczyzna czy piękna kobieta oznaczać będzie (co najmniej w szczegółach) coś innego. Każdy ma swój „sposób” (a więc „manierę”) widzenia świata. Manieryzm był zatem stylem odchodzącym od harmonii renesansu, zalecającym natomiast tworzenie bez wzoru naturalnego, na podstawie wyobraźni. Uruchamiał więc subiektywną wizję artysty, która coraz częściej - po „spokojnym” renesansie - wyrażała dramatyczną ekspresję, wyrafinowanie. Stosowano deformację form, pojawiła się dekoracyjność, wirtuozeria. Za prekursora manieryzmu uchodzi Michał Anioł Buonarotti (1475- 1564), włoski rzeźbiarz, malarz, architekt i poeta. Przykładem owej ewolucji w sztuce od renesansu do baroku może być rzeźbiarskie przedstawienie postaci Dawida przez twórców każdej z tych epok (renesansowy - piękny, „gładki”, ale statyczny, manierystyczny - „poruszony”, barokowy - w pełnym, dynamicznym ruchu). Dodajmy jeszce, że wokół manieryzmu ukształtowało się wiele teorii, które zakładały, że był to: 1) schyłkowy renesans, 2) wczesny barok, 3) okres przejściowy między renesansem a barokiem, 4) samodzielna epoka w historii kultury, albo że 5) manieryzmu w ogóle nie było, ani jako epoki, ani jako kierunku w ramach renesansu lub baroku. Widać wyraźnie, iż więcej koncepcji już stworzyć się nie da - wyczerpane zostały wszystkie ewentualności. A dyskusja trwa. Trzeba powiedzieć, że najbardziej przekonywająca jest dzisiaj koncepcja trzecia: manieryzm był okresem przejściowym między odrodzeniem a barokiem, i to z chronologicznego punktu widzenia niezbyt rozległym. Poświęciliśmy mu jednak tyle miejsca, bo lepiej pozwala zrozumieć fenomen przekształcania się jednej epoki kulturowej w drugą. Barok jako zwierciadło epoki Dla historyka bardzo istotne jest stwierdzenie, że szeroko rozumiana kultura odbija problematykę epoki, jest świadectwem czasu. Dobra znajomość kultury pozwala lepiej poznać historię; można to sformułować wyraźniej: pokaż mi, przedstaw mi kulturę danej epoki, a powiem ci dużo o różnych aspektach jej historii. Nie inaczej jest z barokiem. Jako epoka kulturowa ujawnia on związki między sztuką, literaturą, myślą społeczną i filozoficzną w różnych państwach i społeczeństwach. Pokazuje zatem nie tylko swój ogólny, uniwersalny charakter, ale też swe cechy specyficzne w różnych kulturach narodowych. A były to czasy burzliwe. Wspomnijmy tylko niektóre fakty, wydarzenia i procesy. Rozbicie jedności ideowej Europy przez reformację spowodowało kształtowanie się nowej myśli filozoficznej, a w niej ujawnienie się skrajnych poglądów kontrastujących epokę. Z jednej strony mamy libertynizm, prąd umysłowy przeciwny Kościołowi, scholastyce, kontrreformacji. Prąd, który podkreśla wolność człowieka, jest nie tylko laicki, ale wolnomyślicielski, który - w pewnym sensie - można z dzisiejszej perspektywy nazwać łącznikiem między renesansem a oświeceniem. Z drugiej strony mamy kontrreformację i reformę Kościoła, tendencje wręcz przeciwne - skierowanie myśli człowieka ku Bogu, ku refleksji nad przemijaniem, marnością życia doczesnego i jego służebną rolą wobec wieczności. W tym przypadku byłby to łącznik ze średniowieczem. Jeśli były takie kontrasty światopoglądowe, tak skrajne różnice postaw, epoka musiała rodzić kwestię szeroko rozumianej tolerancji, czy też w praktyce często - nietolerancji. Z jednej strony ukazywał się Kościół związany z kontrreformacją, z drugiej - państwo związane z absolutyzmem. W różnych przejawach kultury epoki musiały zatem znaleźć swe odbicie problemy władzy, relacji między nią a jednostką, dzisiaj powiedzielibyśmy: między państwem a społeczeństwem. Dlatego również sztuka baroku jest wyrazem autorytetu władzy, i to zarówno świeckiej, jak i duchownej. Równocześnie jednak wielcy władcy, wybitne możne jednostki, tracili monopol na mecenat kulturalny: w niektórych państwach Europy coraz większą rolę - również i w tej dziedzinie - zaczyna odgrywać mieszczaństwo. Nie można też pominąć aktywności szlachty (m.in. w Polsce) w tej mierze. Mamy więc w związku z barokiem cały konglomerat problemów, rozdźwięków, różnych postaw i tendencji. Ich odbiciem jest zaproponowany przez Arnolda Hausera podział baroku na dwa nurty: dworsko-katolicki (monumentalno-dekoracyjny) i mieszczańsko-protestancki. Jest to punkt widzenia historyka sztuki. Sądzę, że historyk, widząc w epoce kulturowej odzwierciedlenie problematyki epoki, mógłby widzieć trzy płaszczyzny, które można potraktować jako zagadnienia: 1) barok a kontrreformacja 2) barok a absolutyzm 3) barok mieszczańsko-protestancki. Spróbujmy na nasz użytek zastosować ten trójpodział. Barok a kontrreformacja. Przypomnijmy, jakie były cechy i cele sztuki renesansowej. Była antropocentryczna, miała służyć człowiekowi, była celem samym w sobie. Podejmowana problematyka była często religijna, ale dominował w niej człowiek, jego piękno. Ta koncepcja nie była zgodna z założeniem religijnych celów sztuki. Uchwały soboru trydenckiego, które miały przynieść kontrofensywę Kościoła, znalazły swe odbicie również w stosunku do sztuki. Miała ona zostać wykorzystana dla propagandy katolickiej. W takim rozumieniu jej cel (odmiennie niż w renesansie, a podobnie jak w średniowieczu) leżał poza nią samą. Miała ona głosić wspaniałość, potęgę religii i Kościoła, podkreślać jego autorytet, podnosić uczucia religijne. Należało zastosować praktyczną zasadę jezuicką: „do dusz wiernych najlepiej trafia się przez ich oczy”. Z niej wynikała szczegolna rola sztuk „wizualnych”: architektury, rzeźby, malarstwa. Ponadto sztuka miała oddziaływać na ludzi prostych, dlatego musiał ją cechować realizm, naturalizm, odwoływanie się do codziennej rzeczywistości. Tymi środkami miała wstrząsnąć widzem, porazić go, trafić do niego. Z tego punktu widzenia renesans był odmienny, był subtelny, górnolotny, nierzeczywisty, to co przedstawiał jako święte było piękne, ale odległe. Barok miał tak przybliżyć sacrum do rzeczywistości, by człowiek prosty mógł utożsamiać się z tym, co on wyraża. W tym sensie na obrazie barokowym św. Józef był nie tylko świętym, ale także - a może przede wszystkim - cieślą. Kościół, wielki mecenas sztuki, zamawiał, płacił, ale wymagał odpowiedniej formy i treści wytworów artystycznych. Wbrew pozorom nie pojawiała się tu kwestia cenzury. Dbano tylko, by (wobec doświadczeń z reformacją) wyrażane treści były zgodne z literalną interpretacją pisma świętego i z dogmatami Kościoła. Natomiast w przypadku wątpliwości artysta miał obowiązek konsultowania się z teologami, by uzyskać ich radę i aprobatę. Zgodnie z założeniami koncepcji sztuki katolickiej, architekturę cechowały monumentalizm, dynamika, malowniczość, bogactwo dekoracji i form ornamentacyjnych. Dzięki wyginaniu elewacji, przerywaniu gzymsów itp., stosowano efekty światłocieniowe. Wnętrza zdobione były sztukateriami, kręconymi kolumnami, wielkimi obrazami i malowidłami, często iluzjonistycznymi, a więc takimi, które miały robić wrażenie przedłużonej perspektywy, drugiej kopuły, podwyższonego plafonu. Barok, tak jak renesans, wywodził się z Włoch. Stamtąd też pochodził prototyp kościoła barokowego. Jego konstrukcja polegała na połączeniu formy podłużnej z centralną, zwieńczonych kopułą, z jedną nawą główną i bocznymi kaplicami. Wzorcem był jezuicki kościół Il Gesu w Rzymie, powstały w latach 1568-1584, dzięki zakonowi Ignacego Loyoli rozpowszechniony wkrótce w różnych wariantach po całej Europie. Również w dawnej Rzeczypospolitej, aż po jej kresy wschodnie, powstawały wedle tego wzorca aż po połowę XVIII wieku bogate kościoły barokowe, zaznaczając granicę orientalną wpływów kontrreformacji. W tej części Europy zaznaczył się też oryginalny barok sakralny czeski i węgierski. W swej specyficznej formie, łączącej w sobie elementy architektury hiszpańskiej (z naleciałościami arabskimi) i tubylczej sztuki indiańskiej, rozpowszechnił się on również w Ameryce Łacińskiej (tzw. churrigueryzm). To właśnie było owo prekursorskie „wyjście” - dzięki silnemu oddziaływaniu Kościoła hiszpańskiego w Nowym Świecie - kultury europejskiej poza Stary Kontynent. Nie miejsce tu na wyliczanie wielkich twórców baroku. Wspomnijmy tylko, gwoli znamiennego przykładu, Lorenzo Berniniego, twórcę tak często oglądanego dziś (choćby w telewizji) owalnego placu z kolumnadą przed bazyliką św. Piotra w Rzymie i pełnego dynamizmu rzeźbiarza (Dawid, Ekstaza św.Teresy - interpretowana często zupełnie nie religijnie, z podkreśleniem wirtuozerii w ukazywaniu stanu głębokiego przeżycia). Jednym z głównych narzędzi propagandy kościelnej było malarstwo. Co ciekawe, ta jego funkcja nie odnosiła się przede wszystkim do krajów „dotkniętych” reformacją. Rozwijało się ono najbardziej w krajach katolickich. W malarstwie konrreformacyjnym dominowała tematyka mistyczno-symboliczna i martyrologiczna. Była już o tym mowa: sztuka miała robić wrażenie. Ówczesny człowiek był uwrażliwiony na symbole. „Atakowane” były niemal wszystkie jego zmysły. Wrażenie robił na nim ogrom i przepych kościoła, działająca na wzrok liturgia, organy, śpiew - działające na słuch, kadzidło - na węch. Do tego poruszające malowidła i słowo pasterskie - dobitne, obrazowe, podkreślające np. martyrologię Chrystusa i świętych, czy konieczność odkupienia win przez grzeszników - to wszystko robiło wrażenie. Ludzie prości, żyjąc na codzień w ubogich, wielopokoleniowych rodzinach, w sposób naturalny stykali się bezpośrednio ze scenami agonii i śmierci, porodu i połogu, doświadczali skutków chorób we wszystkich jej okropnych i odrażających przejawach (wrzody, krew, ropa, pęcherze, rany, odleżyny), z kalectwem i jego skutkami, z różnymi upośledzeniami człowieka itd. Byli do tego przyzwyczajeni, to była rzeczywistość powszedniego dnia. Reagowali natomiast mocno na symbolikę słowa i obrazu (sceny męczeństwa świętych, np. broczący krwią, pokłuty strzałami św. Sebastian). To ich poruszało i wzruszało, oddziaływało na wyobraźnię; retoryczne cele sztuki były przez to wypełniane. Zauważmy przy tej okazji jak odmienna jest wrażliwość człowieka współczesnego, czułego na widok krwi, otwartej rany, drastycznych skutków wypadku na ulicy, ludzkiego upośledzenia fizycznego lub umysłowego - czyli na rzeczywistość, a relaksującego się z lubością w kinie czy przed telewizorem oglądaniem filmu, który w sferze fikcji pokazuje masakry, morderstwa, gwałt, krew płynącą litrami i rozrywające się ciała. Wirtualne zabijanie na ekranie komputera też jest codziennością. Przy pobieraniu krwi z palca do badań można jednak zemdleć. Jak diametralnie zmieniła się wrażliwość człowieka na symbolikę i rzeczywistość. Wróćmy do baroku. By uwypuklić jego cechy w sztuce, trzeba wspomnieć malarstwo Michelangela Merisi da Caravaggio, Włocha o bujnym życiorysie, który wprowadził do swych obrazów ludzi prostych, biednych, aby właśnie tym skuteczniej doprowadzić do utożsamiania się widza z przedstawianą tematyką religijną. Ta z kolei też była specyficzna, mająca robić wrażenie, martyrologiczna (wymowne tytuły: Złożenie do grobu, Śmierć Matki Boskiej). Warto zapamiętać, że te dwa elementy: przedstawianie ludzi prostych i martyrologiczna tematyka religijna stały się podstawą całego „nurtu caravaggiowskiego” w malarstwie europejskim epoki baroku. Barok katolicki był przenoszony do wszystkich krajów związanych z Rzymem. Ale szczególnie dużą rolę w sztuce kontrreformacji odgrywała Hiszpania. Wiek XVII to już w monarchii Filipów okres problemów gospodarczych i schyłek potęgi politycznej. Jest to równocześnie „złoty wiek” kultury. Wspaniałe malarstwo reprezentuje plejada wielkich twórców. Wspomnijmy tylko trzech. Bardzo swoiste malarstwo mistyczne, religijne, pełne ekstazy, o niespotykanej kolorystyce uprawiał manierysta, pochodzący z Krety, Dominikos Theotokopulos, zwany El Greco. Znany nam już nurt caravaggiowski, pełen realizmu religijnego, scen męczeństwa, świętych kobiet, reprezentował Jusepe Ribera. Wzorzec wizerunku madonny, propagowany przez Kościół i popularny do dzisiaj, stworzył BartolomEstan Murillo. Specyficzna była sytuacja Niderlandów. Wiemy, że ich część północna to od końca XVI wieku mieszczańska i protestancka Rzeczpospolita Zjednoczonych Prowincji. Natomiast część południowa to habsburska, katolicka Flandria, której twórczość artystyczna zwana jest sztuką flamandzką; tu powstawały również liczne dzieła religijne. Najwybitniejszy przedstawiciel malarstwa flamandzkiego, Paul Rubens, wymyka się wszakże jednoznacznej klasyfikacji jako twórca przede wszystkim katolicki. Niemniej zajmował się także tematyką religijną, malował postacie świętych i sceny z Nowego Testamentu. (Mieliśmy też w Polsce do początku lat 70., w ołtarzu kościoła św. Mikołaja w Kaliszu, typowe dla jego szkoły Zdjęcie z krzyża, ale w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach „przepadło” ono w dziwnym pożarze świątyni). Kontrreformacja wpłynęła również na literaturę, w której dominował pierwiastek religijny. Miała to być reakcja na kult poganizmu i klasyczności w czasach renesansu. Powstawała poezja religijno-metafizyczna, w dramacie rozwijał się mistycyzm hiszpański (m.in. dewocyjny, arystokratyczny Pedro Calderon de la Barca). W krajach katolickiej Europy wystawiano sztuki dramatyczne o charakterze religijnym - misteria, rozwijał się dramat pastoralny. Istotną rolę odgrywały sceny jezuickie, istniejące przy kolegiach tego zakonu, propagujące przed szeroką publicznością, często na ulicy, tematykę religijną. Barok a absolutyzm. Barok związany z władzą świecką kojarzy się przede wszystkim z siedzibą królewską, z dworem. Jego przejawy miały jednak daleko szerszy zasięg. Cele baroku dworskiego były podobne do katolickiego: w sztuce leżały poza nią; dzieła artystów miały głosić chwałę władcy, podnosić splendor monarszy, apoteozować absolutyzm królewski. Barok dworski, tak jak katolicki, wywodził się z Włoch, ale najpełniej rozwinął się we Francji w drugiej połowie XVII wieku. Dwór króla-Słońce Ludwika XIV stanowił dla baroku absolutystycznego to samo, co Rzym dla katolickiego: centrum życia kulturalnego, ośrodek zainteresowania poddanych, miejsce, z którego promieniowały wzorce do naśladowania. Najpierw był to jeszcze pałac królewski w Paryżu - Luwr, od ostatniej ćwierci XVII stulecia (formalnie od 1682 r.) - nowa siedziba monarsza Wersal, symbol absolutyzmu i związanej z nim sztuki, prawdziwa stolica monarchii Burbonów. Trzeba zaznaczyć, że we Francji Ludwika XIV barok, zwłaszcza w literaturze, współistniał z klasycyzmem. W sztuce mówi się o nurcie klasycyzującym. Jesteśmy jednak ciągle w czasach baroku, a sam słynny zespół pałacowo-ogrodowy Wersalu uznany jest za najwspanialsze dzieło francuskiego klasycyzmu barokowego. Z klasycyzmem łączy się nazwiska wielkich twórców dramatu - Jean Racineła i Pierre Corneilleła, których dzieła, choć w różny sposób, nawiązywały do problematyki epoki; przedstawiali oni dylematy jednostki wobec kwestii polityki, władzy, honoru, rolę miłości, namiętności i przeznaczenia w życiu człowieka. Słynne aluzyjne bajki pisał Jean de La Fontaine. Apologetyzowaniu władzy absolutnej w dziedzinie kultury służył mecenat króla. Była już mowa o cechach mecenatu. Mecenas płaci, ale wymaga - ma więc wpływ na swobodę artystyczną twórcy. W tej mierze absolutyzm, jak wszystkie autorytarne systemy polityczne, był nietolerancyjny. Król domagał się hołdów i poparcia, tępił głosy krytyczne. Twórca nie schlebiający władcy popadał w niełaskę i kłopoty; przekonał się o tym wielki człowiek teatru - Jean Baptiste Poquelin, słynny Molier (Moliere). Mecenat monarszy został zinstytucjonalizowany, bo tak skuteczniej było „kierować” władcy życiem kulturalnym. Powstały trzy Akademie Królewskie, które miały subwencjonować artystów propagujących absolutyzm: Architektury, Malarstwa i Rzeźby oraz Akademia Francuska w Rzymie. Ta ostatnia miała pomagać przenosić poprzez system stypendiów dla ludzi sztuki i nauki wysyłanych do Italii wzorce włoskiego baroku na grunt francuski. Generalizując, można stwierdzić, że wpływ monarchii na życie kulturalne królestwa był dominujący. Barok dworski rozwijał się również poza Francją - m.in. w Hiszpanii, w Anglii, w Polsce. Nad Wisłą nie miał on oczywiście związku z absolutyzmem. Jego przejawy są wyraźnie widoczne już za ostatnich Wazów, Władysława IV i Jana Kazimierza, ale swój największy rozkwit przeżywa w czasach Jana III Sobieskiego. Z jednej strony jego symbolicznym wyrazem jest Wilanów, z drugiej - przybiera on specyficzną dla Polski formę – tzw. sarmatyzmu, który był zjawiskiem oryginalnym na skalę europejską. Znamienne, że przejawy baroku dworskiego, tego absolutystycznego, można w wielu krajach kojarzyć z aktywnością nadwornych malarzy. A więc we Flandrii, na dworze arcyksięcia Alberta i infantki Izabeli, będzie to Paul Rubens, pojawiający się nam znowu w odmiennej dziedzinie malarstwa, tym razem jako autor portretów i scen z życia monarchów (np. cykl dotyczący Marii Medycejskiej, portrety Zygmunta III Wazy i jego syna królewicza Władysława). W Anglii będzie to jego rodak Anton van Dyck, w mistrzowski sposób przedstawiający rządzących tam Stuartów. W Hiszpanii pracował Diego Velasquez, twórca galerii portretów Habsburgów hiszpańskich, dzieł odznaczających się nie tylko wspaniałym realizmem, ale również psychologizmem, oddającym charakter przedstawianych postaci. Przy wizerunkach członków domu austriackiego oznaczało to m.in., że charakterystyczne (bynajmniej nie urodziwe) cechy Habsburgów (np. wysunięta dolna warga) oddane zostały wiernie. Barok mieszczańsko-protestancki. Centrum tego nurtu baroku stanowiły północne Niderlandy - Rzeczpospolita Zjednoczonych Prowincji. Jego nośnikiem była najważniejsza warstwa społeczna Holandii - protestanckie mieszczaństwo, kupcy, bankierzy. Nie było tam dużego, silnego dworu, a Kościół protestancki doktrynalnie nie kładł nacisku na bogaty wystrój wewnętrzny świątyń. Były tam natomiast liczne i bogate domy prywatne. Nie równały się one jednak z pałacami, dlatego też - jeśli chodzi o sztukę - wymagały innych jej wytworów, nie dzieł monumentalnych, dużych, przeznaczonych do percepcji zbiorowej, lecz sztuki kameralnej, przeznaczonej do mniejszych wnętrz mieszczańskiego domu. Stąd brał się szczególny popyt na wytwory sztuki zdobniczej i na malarstwo sztalugowe: rodzajowe (pejzaże, martwe natury, wnętrza, sceny z życia codziennego) i portretowe. Dlatego też w północnych Niderlandach pojawiła się plejada świetnych malarzy. Mecenasem była tu rada miejska, gildia, cech, bogaty mieszczanin, bankier. Nie sposób dokonać w tym miejscu choćby pobieżnego przeglądu wielkich nazwisk tego malarstwa. Wspomnijmy tego najsłynniejszego, który wzniósł się na wyżyny europejskie: Rembrandta van Rijn, grafika, rysownika i malarza, twórcy niezależnego, nie związanego z mecenatem (choć otrzymującego prestiżowe zlecenia), autora świetnych portretów, scen zbiorowych i rodzajowych. Znakomicie operował światłem i kolorem, nie upiększał, oddawał przeżycia duchowe. W jego twórczości odbijały się meandry jego życia: radości, uciechy lat młodości, powodzenia, szczęścia ze swą towarzyszką Saskią, i - po jej śmierci i ich syna - poczucia osamotnienia, przemijania sukcesu, psychologicznej reflekcji. Cechy malarstwa Rembrandta, ewolucję jego spojrzenia na świat, na człowieka, znakomicie widać w słynnej serii autoportretów, które wykonywał od lat młodzieńczych do starości. Teatr i muzyka baroku. Czasy baroku przynoszą istotne zmiany w dziedzinie teatru. Po okresie tzw. sceny symultanicznej, opierającej się w projekcie dekoracji na jedności miejsca akcji, dochodzi do utrwalenia się sceny sukcesywnej, tzn. do ulokowania na scenie tylu „miejsc” ilu wymagała akcja dramatu. Powstały publiczne teatry stałe - stałe sceny tzw. pudełkowe, w zamkniętym pomieszczeniu przeznaczonym specjalnie dla teatru i opery. Zgodnie z ogólnymi tendencjami baroku, kładziono nacisk na efekty widowiskowe przedstawień, które pozwalała uzyskać coraz lepsza, często skomplikowana, maszyneria teatralna. Stosowano scenografię iluzjonistyczną (złudzenie perspektywy, efekty wizualne). Rozpowszechnia się z Włoch po Europie oryginalna ludowa forma teatru - commedia dellłarte, prezentowana przez wędrowne trupy aktorskie; polegała ona na improwizowanym (wedle ramowego scenariusza) słowem, gestem i mimiką operowaniu typowymi postaciami i konwencjonalnymi sytuacjami. Z tradycji teatru ludowego wyrastał też teatr angielski tej epoki (scena elżbietańska). To wtedy ujawnił się wszechstronny talent Williama Szekspira (Shakespeare), który wytyczył kierunki rozwoju dramatu nowożytnego. Podobnie było z teatrem w Hiszpanii, gdzie dramat przeżywał swój złoty wiek (Lope de Vega, Tirso de Molina, Calderón de la Barca). W kulturze hiszpańskiej bryluje jej najświetniejszy pisarz Miguel Cervantes de Saavedra, autor nieśmiertelnego Don Kichota. W muzyce barok to wiek XVII i pierwsza połowa XVIII stulecia. To tak charakterystyczne formy muzyczne jak oratorium, kantata, pasja. Dwa wielkie nazwiska kompozytorów niemieckich niech nam posłużą za przykład twórców w tej dziedzinie: Johannesa Sebastiana Bacha i Georga Friedricha Haendla. Pojawiają się nowe formy muzyki: koncert (wybitna twórczość Antonio Vivaldiego), symfonia, często na instrumenty klawiszowe, zwłasza organy, na których gra się też fugi, toccaty, preludia. Często nie pamięta się o tym, że barok przyniósł - na przełomie XVI i XVII wieku - początki opery, związane przede wszystkim z włoskim twórcą Claudio Monteverdim. Po nim wyróżniał się Alessandro Scarlatti. Muzyka barokowa to jedno z najwspanialszych osiągnięć w dziejach kultury ludzkiej, mimo że jako swoiste pojęcie uznana została dopiero w naszym stuleciu. Sam Bach traktowany był w swoich czasach jako znakomity organista, kantor lipski. Jego twórczość kompozytorską doceniono dopiero po stu latach. Barok jako epoka w historii kultury ma dzisiaj wielu zwolenników. Zachwyca rozmachem w sztuce, w architekturze, maestrią warsztatu jego twórców, umiejętnością naturalistycznego ukazania świata. Jest wyrazem dynamiki ówczesnego życia we wszystkich jego dziedzinach, zadziwia wirtuozerią formy i bogactwem treści. Kolekcje malarstwa barokowego należą dziś do najcenniejszych działów muzeów, przyciąga zwiedzających architektura tej epoki, w salach koncertowych i kościołach rozbrzmiewa muzyka baroku. A przecież tak niedawno jego wytwory odsądzano „od czci i wiary” jako przejawy „bezguścia”. Dobrze jest więc przypomnieć starą zasadę, wedle której de gustibus et coloribus non est disputandum. Od pierwszej połowy XVIII wieku późny barok w sztukach plastycznych, w literaturze, w muzyce przechodzi w rokoko, styl zmysłowy, wdzięczny, w sztuce jeszcze bardziej niż barok dekoracyjny, pełen fantazji, galanteryjny, mający służyć rozrywce i zabawie dworskiemu towarzystwu. Rozdział VII : Pierwsze rewolucje mieszczańskie w nowożytnej Europie Z rewolucjami zawsze był w historii kłopot. Nie tylko dlatego, że gwałtownością swojego przebiegu zaburzały one dotychczasowy bieg rzeczy i wprowadzały w różnych dziedzinach życia radykalne zmiany. Również dlatego, że wywoływały, i wywołują nadal, ożywioną dyskusję historyków na temat samego ich pojęcia, podobieństw i różnic ich charakteru, mechanizmów przebiegu, „głębokości”. Definicje są wąskie (czysto polityczne) i szersze – wprowadzające do pojęcia rewolucji i inne płaszczyzny procesu dziejowego. Wrócimy do tego zagadnienia w rozdziale o „rewolucji przemysłowej”. Kryterium zaliczania danego konfliktu politycznego do kategorii rewolucji jest często jego podobieństwo do rewolucji francuskiej z końca XVIII wieku czy w Rosji lat 1917-1921. Dla „naszych” stuleci są to jednak wydarzenia późniejsze. Trzeba zatem przyjąć pojęcie szersze i być może niezupełnie zgodzić się z badaczem tej problematyki Charlesem Tilly, że „rewolucja to zmiana u steru rządów w państwie, dokonana z użyciem siły, kiedy to przynajmniej dwa ugrupowania wysuwają przeciwstawne roszczenia do władzy, a każde z nich ma za sobą znaczącą liczbę obywateli gotowych poprzeć ich żądania. [...] W warunkach rewolucji aparat państwowy przestaje normalnie funkcjonować; zaciera się podział na rządzących, rządzonych i pretendentów, a następnie zmieniają się kryteria przynależności do którejś z tych grup”. Jest to definicja bardzo „współczesna” (występują w niej obywatele), a uwypukla ona kryteria polityczne i społeczne. Zgoda, odgrywały one istotnie znaczącą rolę w dwóch rewolucjach wczesnonowożytnej Europy: niderlandzkiej i angielskiej, które określa się (co również jest przedmiotem dyskusji) jako mieszczańskie (burżuazyjne). Rozpatrując je należy jednak wziąć pod uwagę również inne czynniki – choćby wyznaniowe i ekonomiczne. Oraz fakt, że obie te rewolucje mają swoją specyfikę. Sytuacja w Niderlandach. Holendrzy wobec habsburskiej polityki represji. Siedemnaście prowincji niderlandzkich zajmowało w Europie XVI wieku szczególne miejsce. Położone nad dolnym brzegiem Renu i na wybrzeżach Morza Północnego, były miejscem krzyżowania się szlaków handlowych, odmiennych kultur i wpływów politycznych. Już od średniowiecza należały do najbardziej rozwiniętych gospodarczo terenów Europy. U progu czasów nowożytnych w Niderlandach kwitł handel. Na Północy związany był on z morzem, z rybołówstwem, budową okrętów, z importem zboża.; wielkim portem i ośrodkiem wymiany towarowej stała się Antwerpia. Południe – Flandrię – cechował rozwój wytwórczości rzemieślniczej, szczególnie sukiennictwa. Wysoko stało wydajne rolnictwo. Znamienna była struktura społeczna Niderlandów, z zacierającymi się czy płynnymi granicami stanowymi (co nie oznaczało braku kontrastów i konfliktów w tej mierze). Rządy sprawowała szlachta (i arystokracja), jako że silne i bogacące się mieszczaństwo nie bardzo włączało się do życia politycznego. Szlachta, wzorem burżuazji, coraz częściej zajmowała się inwestowaniem w gospodarkę rolną (osuszanie ziemi, budowa tam, hodowla), korzystając z „wolnego rynku najmu”, ponieważ zależność poddańcza chłopów zanikała. Ziemie niderlandzkie zostały zjednoczone w XV wieku przez książąt Burgundii; w wyniku koligacji dynastycznych w końcu tego stulecia były już w rękach domu austriackiego, a na początku XVI wieku stały się częścią hiszpańskiego władztwa Habsburgów (zob. rozdz. VIII). Od 1463 roku zbierały się tam Stany Generalne, a prowincje zachowywały pewną autonomię polityczną, społeczną (przywileje stanowe), gospodarczą i sądowniczą. Reprezentantem władzy hiszpańskiej był generalny namiestnik Niderlandów. Sytuacja zaczęła się zmieniać podczas rządów Karola V (1516-1556), któremu zależało co prawda na gospodarczym rozwoju tych ziem, ale który starał się ograniczyć ich samorządność. Rozwój wypadków zaogniło szerzenie się w Niderlandach reformacji. Nowa wiara znalazła zwolenników szczególnie na Północy, w myśl równania: silne miasta + słaba szlachta = reformacja, które sprawdza się w geografii protestantyzmu w Niderlandach (Ch.Tilly). Katolicki Habsburg z pozycji monarchy polecił zdecydowanie występować przeciw reformacji. W połowie XVI wieku biskupi niderlandzcy mieli praktycznie władzę inkwizycyjną, a dekrety cesarza nakazywały eksterminować heretyków i ich popleczników. Syn Karola, Filip II, który przejął Niderlandy w 1556 roku wraz z posiadłościami hiszpańskimi, zaostrzył jeszcze politykę wobec tych ziem. Uczynił z nich garnizon licznej armii hiszpańskiej, eksploatował kraj gospodarczo, wzmógł prześladowania religijne. Skutek był oczywisty: rosnące w latach 60-tych niezadowolenie Stanów Generalnych, opozycji arystokratycznej (m.in. Wilhelm Orański, hrabia Egmont, admirał hrabia Hoorn), szlachty i mieszczaństwa z hiszpańskiego panowania, z absolutystycznych form sprawowania władzy. Wybuchły gwałtowne rozruchy ludowe (1566), skierowane głównie przeciw Kościołowi katolickiemu. Rozpoczął się otwarty konflikt zwany przez współczesnych historyków rewolucją w Niderlandach. Niderlandzka rewolucja mieszczańska. Filip II zdecydował spacyfikować buntujący się kraj siłą. Wprowadzona do Niderlandów armia hiszpańska pod wodzą nowego ich namiestnika księcia Alby zaprowadziła rządy krwawego terroru i represji (1567-1573). Jedni zostali straceni (Egmont, Hoorn), inni uszli z kraju (Wilhelm Orański), ale Niderlandy zamiast siłą zostać poddane Hiszpanii zerwały się w 1572 r. do powstania zbrojnego przeciw Filipowi II. By zrozumieć jego istotę trzeba zauważyć, że Holendrów połączyły teraz w oporze trzy czynniki: polityczny – walki z hiszpańskim najeźdzcą, wyznaniowy (szczególnie w prowincjach północnych) - kalwinizm stał się elementem konsolidacji tożsamości Holendrów ponad podziałami społecznymi oraz narodowy – kształtującego się poczucia wspólnoty interesów w obliczu tego samego wroga. Ci, których wcześniej Hiszpanie nazwali pogardliwie „żebrakami” – „gezami”, toczyli teraz walkę z Hiszpanią na morzu (gezowie morscy), wspomagając również powstańców na lądzie; w prowincjach północnych działania partyzanckie prowadzili z sukcesem tzw. gezowie leśni. Stany wyzwolonych tam ziem ogłosiły Wilhelma Orańskiego namiestnikiem Niderlandów (1572). Ten przedstawiciel niderlandzko-niemieckiego arystokratycznego rodu, wychowany na dworze w Brukseli w katolicyzmie, wrócił z Niemiec do kraju i przyjął kalwinizm. Tymczasem silny opór Holendrów i niepowodzenia armii hiszpańskiej spowodowały, że Filip II odwołał księcia Albę (1573); w Niderlandach złagodzono represje, ale powstanie na północy trwało. Jak w każdej rewolucji, uwidoczniły się różnice interesów poszczególnych grup ludności. Warstwy zamożniejsze, szlachty i mieszczaństwa, zaczęły obawiać się zbyt radykalnych społecznie haseł rewolucji, jej „pogłębienia”. Prowincje południowe, zasadniczo katolickie, niechętne rozszerzającemu się nieprzejednanemu kalwinizmowi, mimo prób współpracy z północą, wolały porozumienie z Hiszpanią (1577). Nie utrzymała się o rok wcześniejsza tzw. pacyfikacja gandawska, która pod hasłami wspólnej walki z Hiszpanami połączyła katolików i protestantów z obu części Niderlandów. Prowincje z południa za cenę utrzymania przywilejów i pewnej autonomii pozostały pod panowaniem Filipa II (pokój w Arras, 1579), mimo że i tam opór przeciw Hiszpanii będzie trwał i dopiero w połowie lat 80. utwierdzi ona swe władztwo w tej części Niderlandów. Reakcją siedmiu prowincji północnych (i kilku miast południa) była unia w Utrechcie (1579), które mianowały stadhouderem (namiestnikiem) Wilhelma Orańskiego. Dokonał się w ten sposób brzemienny w historyczne konsekwencje podział kraju na dwie części (późniejszą Belgię i Holandię). Uznaje się, że ten moment zamyka fazę rewolucji w Niderlandach i otwiera tam nowy okres - regularnej wojny wyzwoleńczej, walki o niepodległość. W 1581 roku Stany Generalne północy zdetronizowały Filipa II i ogłosiły niepodległość. Insurgentom na północy nieobce były tęsknoty monarchiczne, ale nie znaleziono odpowiedniego kandydata na koronowanego władcę kraju – nie był nim też stadhouder (zamordowany zresztą z poduszczenia Hiszpanii trzy lata później). Niderlandy północne przybrały postać swoistej federacji autonomicznych prowincji i miast-państw, z władzą wykonawczą koordynującą i reprezentacyjną, a nie rządzącą. Był to więc w gruncie rzeczy typ republiki. Długo jeszcze musiała ona walczyć z Hiszpanią o utrzymanie niepodległości. Dużą rolę odegrała tu klęska Wielkiej Armady hiszpańskiej (1588) zadana jej przez Anglię i równoczesna wojna monarchii Filipa II z Francją. Dopiero w 1609 roku rozejm między walczącymi stronami przyniósł faktyczne uznanie przez Hiszpanię niepodległości Niderlandów. I to wtedy dopiero – na początku XVII wieku – rozpowszechni się w Europie nazwa kraju: Zjednoczone Prowincje. Zauważa się (m.in. A. Wyczański), że swą niepodległość, a wcześniej możliwość kontynuowania wojny wyzwoleńczej, Holendrzy zawdzięczali również swej nieustającej, wszechstronnej aktywności gospodarczej - na morzu i na lądzie, prowadzonemu intensywnie handlowi, efektywnemu rolnictwu, produkcji sukna i ceramiki, rozwijającej się hodowli. Zjednoczone Prowincje stanowiły nową, wyjątkową jakość na mapie kontynentu. Po zwycięskiej rewolucji powstało pierwsze niefeudalne państwo, które obaliło silną władzę monarszą i w którym rządy sprawowała wczesnokapitalistyczna elita społeczna, składająca się ze zróżnicowanych warstw ludności: mieszczan, szlachty i arystokracji, kupców, bankierów, przedsiębiorców, bogatych chłopów. To właśnie w Niderlandach powstał model europejskiej rewolucji burżuazyjnej. W poszczególnych prowincjach ukształtowały się specyficzne formy władzy (na ich skomplikowaną naturę zwraca uwagę L. Bazylow), ale w większości z nich najznaczniejszą rolę odgrywało zamożne mieszczaństwo. W Stanach Generalnych dominującą pozycję zapewniła sobie najbogatsza Holandia, niemniej w wielu prowincjach silna była rola polityczna książąt z domu Orańskiego, popieranych przez szlachtę (oranżystów). A wyrugowana z Niderlandów Hiszpania dopiero po wojnie 30-letniej, w 1648 roku, uznała formalnie niepodległość Zjednoczonych Prowincji. Rewolucja w Anglii. Rewolucja angielska zajmuje szczególne miejsce w dziejach powszechnych, uznawana jest za jeden z przełomowych momentów w historii. Jej przebieg, a także formy były odzwierciedleniem procesów przejścia od stosunków feudalnych do kapitalistycznych, tym różniących się od rewolucji mieszczańskiej w Niderlandach, że prowadziły od silnej władzy monarszej do ustroju monarchii konstytucyjnej. Jako zjawisko bardzo złożone należy przy tym do zagadnień wzbudzających od dawna żywe zainteresowanie badaczy, których analizy ciągle odkrywają jego nowe aspekty i wywołują polemiki. Zależnie od punktu widzenia uwypukla się szczególnie czynniki gospodarcze, społeczne, polityczne, wyznaniowe itd. Wystarczy przypomnieć na przykład, że w marksistowskiej koncepcji periodyzacji dziejów wedle formacji społeczno- ustrojowych, rewolucja angielska oznaczała punkt wyjścia dla nowej epoki - czasów nowożytnych. Sytuacja przedrewolucyjna. Zacznijmy od uwagi generalnej. Przemiany społeczne i gospodarcze w Anglii początku XVI wieku były bardziej zaawansowane niż w Niderlandach. Ale Królestwo Jakuba I, łączące Anglię, Szkocję i Irlandię, nie było pod tym względem rozwinięte jednakowo. Części południowe i wschodnie kraju, gęściej zaludnione, bardziej zurbanizowane, rozwijały w rolnictwie i gospodarce pozarolniczej wczesnokapitalistyczne formy produkcji. Na północy i zachodzie utrzymywały się jeszcze stosunki feudalne. Te kontrasty odegrają istotną rolę w procesie rewolucji. Siłą napędową przemian w Anglii była aktywność dobrze prosperującego, bogacącego się średniego ziemiaństwa, wspomnianej już na tych kartach nowej szlachty – gentry i zamożnych chłopów yeomenów. Prężnie rozwijały się różne formy gospodarki związane z ziemią, górnictwem, metalurgią, tkactwem, sukiennictwem, z morzem, handlem, operacjami bankowymi itd. Społeczeństwo różnicowało się majątkowo, ale przez to cechowało się dużą mobilnością - o usytuowaniu człowieka w strukturze społecznej decydowało powodzenie materialne a nie pochodzenie; bariera stanowa między mieszczaństwem a właścicielami ziemskimi praktycznie zanikła. Polityka monarchii dążącej do wzmocnienia włady, do absolutyzmu, za Tudorów nie wzbudzała większej opozycji. Sytuacja zmieniła się w pierwszej połowie XVII wieku za panowania Stuartów, którzy uznając się za władców z Bożej łaski, nie chcieli odwoływać się do parlamentu, nakładali podatki bez jego zgody, a przy tym marnotrawili finanse Korony. Oparli się oni na starej, feudalnej, związanej z dworem szlachcie i arystokracji oraz na uzależnionym od króla, popierającym go Kościele anglikańskim. Podkreśla się często znaczenie właśnie tego ostatniego czynnika, gdyż prokrólewska aktywność anglikańskich hierarchów budziła opór kalwińskich purytanów, tym bardziej, że monarchia okazywała równocześnie przychylność „papistom”. Sytuacja zaostrzyła się za panowania Karola I (1625-1648), który w 1629 roku po raz trzeci rozwiązał parlament wzbraniający się przed uchwaleniem podatków i krytykujący politykę dworu; nie zwoływał go odtąd przez 11 lat, rządząc samowładnie z gronem zauszników. Izba Gmin, gdzie mieszczaństwo i gentry mieli większość, nie chciała pogodzić się z postawą Stuarta. Król sam nakładał podatki, a opornych spotykały represje; wzmógł też antypurytańską politykę nietolerancji w kwestiach wyznaniowych. Wśród purytanów ukształtowały się (jeszcze w XVI wieku) dwa skrzydła. Pierwsze, umiarkowane – prezbiterianów, głównie burżuazji handlowej, chciało przekształcić Kościół anglikański, całkowicie zależny od króla, w Kościół kalwiński, w którego strukturze dominuje mieszczaństwo. Przedstawiciele drugiego, bardziej radykalnego – independenci, przede wszystkim burżuazja zwana potocznie przemysłową oraz gentry, byli generalnie przeciwko Kościołowi państwowemu, jednemu czy drugiemu, przeciwko absolutyzmowi i przeżytkom ustroju feudalnego. Pierwsza faza rewolucji. Właśnie polityka wyznaniowa Karola I pośrednio przyspieszyła wybuch rewolucji. Przeciw próbom narzucenia anglikanizmu w kalwinistycznej (prezbiteriańskiej) Szkocji wybuchło powstanie; do jego stłumienia przez armię królewską władca potrzebował nowych podatków. Zwołany dla ich uchwalenia po 11 latach, wiosną 1640 roku, parlament odmówił jednak poparcia – dlatego właśnie zapisał się w historii jako Krótki, rozwiązany po kilku tygodniach. Ale i kolejny parlament zwołany pół roku później, z purytańską większością, opowiedział się przeciw polityce króla. To już był początek rewolucji - Długi Parlament z lat 1640- 1642 (obradował faktycznie do 1653 r., a rozwiązał się formalnie dopiero w 1660 r.) otwierał jej tak zwaną konstytucyjną fazę. Antyabsolutystyczny program opozycji był bardzo konkretny, jej siła polityczna rosła, wysuwano ostre zarzuty przeciw postępowaniu monarchy wobec poprzednich parlamentów. W tej sytuacji Długi Parlament doprowadził do odsunięcia doradców króla, ukrócił absolutyzm monarszy (m.in. zniósł sądy królewskie, podatki bez zgody parlamentu uznał za nielegalne, rozpuścił armię królewską), a przede wszystkim uzyskał u władcy akt stwierdzający, że parlament może być odroczony lub rozwiązany tylko mocą własnej uchwały. Wśród purytańskiej opozycji radykalną, antykrólewską postawą odznaczał się pochodzący ze średniej szlachty Oliver Cromwell. To z jego udziałem ułożono tzw. Wielkie Napomnienie (Wielka Remonstracja), uchwalone w 1641 roku przez Izbę Gmin (ale niewielką przewagą głosów). Dokument ten nie tylko wyliczał nadużycia władzy popełnione za rządów Karola I, lecz zawierał też dalsze żądania opozycji parlamentarnej, domagał się ścisłej kontroli nad finansami, zniesienia sądów specjalnych, ograniczenia uprawnień biskupów, powoływania na doradców królewskich jedynie osób cieszących się zaufaniem parlamentu. Jak zwykle podczas rewolucji (mówiliśmy już o tym) dla części sił zachowawczych osiągnięto już wystarczająco dużo i nie należało radykalizować sytuacji. Teraz król poczuł się mocniejszy i postanowił złamać opozycję. Jego kontrakcja wywołała jednak wojnę domową (1642) i podzieliła społeczeństwo angielskie (wedle nie do końca ostrych kryteriów) na dwa obozy: prokrólewski, zachowawczy, tzw. kawalerów, składający się głównie z arystokracji, starej feudalnej szlachty, duchowieństwa anglikańskiego, wyzyskiwanych w nowych stosunkach dołów społecznych, antypurytańskich wolnych zawodów oraz – po przeciwnej stronie - zwolenników parlamentu, tzw. okrągłogłowych, rzeczników zachodzących przemian gospodarczych, gentry, yeomenów, mieszczaństwa, plebsu. Co znamienne, odpowiadały one owemu podziałowi kraju na dwa obszary „starych” i „nowych” stosunków społeczno- ekonomicznych. W wojnie domowej z lat 1642-1646, uznawanej za drugi okres rewolucji, świetnie zorganizowane przez Cromwella wojsko (Armia Nowego Wzoru), zwerbowane przez parlament (jego rolę wypełniała sama Izba Gmin), zadało klęskę oddziałom królewskim. W 1648 roku król został uwięziony, osądzony i na początku następnego roku stracony. Rewolucja osiągnęła swą szczytową fazę. Charakterystyka całej rewolucji wykracza poza możliwości krótkiego tekstu. Dla dziejów powszechnych, nie tylko dla historii Anglii, najważniejsze były jej aspekty dotyczące wprowadzonych w jej skutku przemian ustrojowych na Wyspach Brytyjskich. Można by się zatem odwołać w naszych uwagach na ten temat do punktu widzenia historyków państwa i prawa. Jeśli tak spojrzymy na ten okres dziejów Anglii, to wyróżnić można (za M. Sczanieckim) cztery okresy jej dziejów ustrojowych w XVII i XVIII wieku: 1) okres schyłkowy monarchii absolutnej pod rządami Stuartów 1603-1648; 2) okres Republiki i dyktatury Olivera Cromwella 1648-1660; 3) okres Restauracji Stuartów 1660-1688; 4) okres kształtowania się monarchii parlamentarnej, rozpoczynający się w 1688 r., a kończący się pierwszą reformą wyborczą o cechach demokratycznych w 1832 roku. Faza Republiki i dyktatury Cromwella. Okres pierwszy już omówiliśmy; kończy się on ścięciem króla Karola I Stuarta i otwiera jedyny w dziejach Anglii okres Republiki. Ta druga faza przynosi dominację w państwie bogatemu mieszczaństwu i gentry, przyczynia się do szybkiego kapitalizowania się stosunków gospodarczych w kraju. Anglia proklamowana została republiką (1649). Radykalne postulaty społeczne tzw. lewellerów (zwolenników władzy ludu) spotykały się jednak z oporem parlamentu i zostały unicestwione przez jego wojsko. Faktyczne rządy sprawował od początku Cromwell jako dowódca armii i najważniejsza osoba w powołanej przez parlament Radzie Stanu (zniesiono Izbę Lordów). Wobec narastającej opozycji i radykalnych dążeń lewellerów Cromwell dokonał w 1653 roku zbrojnego zamachu stanu, początkując okres swych dyktatorskich rządów jako lord-protektor. Wkrótce jego independencka armia straciła jednak swój waleczny zapał, otrzymawszy ziemię i przywileje; podobnie burżuazja zrealizowała już w gruncie rzeczy swe rewolucyjne cele (znacząca rola aktów nawigacyjnych, 1650, 1651). Natomiast dyktator Cromwell, przed śmiercią w 1658 roku, swą godność lorda-protektora wprowadził do konstytucyjnego aktu zwanego Instrumentem rządzenia jako dziedziczną. Zapis ten oznaczał praktycznie wprowadzenie ustroju monarchicznego bez królewskiej tytulatury. Po ustąpieniu jego nieudolnego syna, w 1660 roku górę wzięli zwolennicy monarchii i nowo obrany parlament uchwalił restaurację monarchii z synem ściętego króla Karolem II, który objął tron. Był to w istocie wynik kompromisu między bogatym mieszczaństwem i gentry a wierną Stuartom arystokracją, oparty na założeniu, że monarchia zrezygnuje z polityki absolutyzmu. Rządy Karola II (1660-1685) i Jakuba II (1685-1688) stanowiły jednak zaprzeczenie owego kompromisu. Nie respektowali oni praw parlamentu, uznawali swą nad nim wyższość i chcąc przywrócić stary porządek wywołali opór mieszczaństwa, dążącego do zwiększenia uprawnień Izby Gmin kosztem władzy królewskiej. Sukcesem parlamentu było zmuszenie króla do uznania Habeas Corpus Act (1679), chroniącego nietykalność jednostki przed nadużyciem władzy. Różnice poglądów na kształt rządów w Anglii spowodowały jednak, że ukształtowały się dwa stronnictwa polityczne: torysów – zwolenników przewagi monarchy oraz wigów – rzeczników zwiększonej roli parlamentu, które będą odgrywały coraz większą rolę w państwie. Ci pierwsi działać będą w obronie wielkiej własności ziemskiej, ci drudzy na rzecz rozwoju handlu i przemysłu. Z czasem ich skład społeczny nie będzie już tak jednoznacznie „dwubiegunowy”, ale to z tych stronnictw powstaną w XIX wieku dwie partie polityczne: z torysów - konserwatyści, z wigów – liberałowie. Wiemy, że ten dwupartyjny system (liberałów zastąpiła w XX wieku Partia Pracy) utrzymuje się w Wielkiej Brytanii do dzisiaj. Rządy jeszcze bardziej nieprzejednanego Jakuba II wywołały wzrost napięcia między królem a parlamentem. Prokatolickie sympatie władcy pozbawiły go nawet poparcia części torysów. W tych warunkach w 1688 roku doszło do przewrotu, słynnej bezkrwawej „chwalebnej rewolucji” (glorious Revolution), drugiej rewolucji angielskiej w XVII wieku. Jakub II został zmuszony do opuszczenia kraju, a na tron Anglicy powołali jego zięcia, Wilhelma III Orańskiego, namiestnika Zjednoczonych Prowincji (Holandii) oraz jego małżonkę Marię. Od Restauracji do monarchii parlamentarnej. Rozpoczął się nowy okres dziejów nowożytnej Anglii, okres kształtowania się mieszczańskiej monarchii parlamentarnej. Wydany w 1689 roku tzw. „Bill o prawach” miał zasadnicze znaczenie dla ustalenia nowych zasad prawnych w państwie; wprowadził istotne ograniczenie władzy królewskiej a rozszerzył uprawnienia parlamentu. Monarcha nie mógł już np. decydować o losie ustaw czy bez zgody parlamentu nakładać podatków, natomiast regularnie zwoływany parlament znacznie rozszerzył swe uprawnienia (m.in. w kwestiach wojskowych) i uzyskał gwarancje swobody obrad. Ustawa o tolerancji religijnej pozbawiała w praktyce katolików możliwości piastowania urzędów państwowych i praw wyborczych. Ustawa sukcesyjna z 1701 roku uzupełniła kształt ustrojowy monarchii, podkreślając m.in., że władca związany jest prawem a gwarantem niezawisłości sędziów jest parlament. Historyk ustroju będzie podkreślał, że formalnie rzecz biorąc monarcha dalej pozostawał w Anglii źródłem władzy, że był częścią parlamentu, że dysponował wobec niego sankcjami i mógł rozwiązywać Izbę Gmin. Daleko więc było do sytuacji, którą określa się czasem, przywołując ustrój angielski, że w takim systemie „król panuje, ale nie rządzi”. Nie zmienia to faktu, że mimo utrzymywania się jeszcze elementów starego ustroju feudalnego, angielska rewolucja dała władzę nowym warstwom społecznym, szybko pchającym kraj ku rozwojowi nowych stosunków społeczno-gospodarczych w duchu kapitalistycznym, że ustaliła zasadę, iż król podlega prawu, a niższa izba parlamentu jest reprezentacją całego narodu (a nie reprezentacją stanową czy okręgu wyborczego). To były te czynniki, które jako zdobycze burżuazyjnej rewolucji angielskiej będą zauważane w innych państwach. Rewolucja mieszczańska dokonała się co prawda wcześniej w Niderlandach, ale jej wpływ, znaczenie zaszłych tam przeobrażeń było bardziej ograniczone. Nie umniejsza to historycznej roli tego wydarzenia. Rewolucja w Anglii, w jej wyniku po 1689 roku, ukształtowała natomiast wzorzec monarchii parlamentarnej i wpłynęła na formę prawa konstytucyjnego również poza jej granicami. Rozdział VIII : Ogólnoeuropejskie znaczenie konfliktu habsbursko-francuskiego (koniec XV-połowa XVIII wieku) Można zaryzykować twierdzenie, że dobra znajomość tego problemu ułatwia w znaczący sposób niezłą orientację w podstawowych kwestiach stosunków międzynarodowych w czasach nowożytnych w Europie. Można też powiedzieć inaczej: konflikt o dominację na „starym kontynencie”, który przez ponad dwieście pięćdziesiąt lat był „kręgosłupem” polityki europejskiej (angażując tak liczne państwa), jest dla amatorów solidnej wiedzy o przeszłości Europy wczesnonowożytnej sprawdzianem znajomości historii politycznej tamtych czasów, a orientacja w jego przebiegu powinna być dużym ułatwieniem dla osób, które – przy różnych okazjach egzaminacyjnych - mają „dowieść” swej kompetencji w historii powszechnej XVI-XVIII wieku. W historiografii, a tym bardziej w podręcznikach historii, nie jest on, niestety, traktowany jako całość i poszczególne jego etapy są „rozbite” na cząstkowe, kolejne konflikty międzynarodowe. Spróbujmy zatem przyjrzeć się temu zagadnieniu, jednemu z najznaczniejszych problemów dziejów Europy nowożytnej, w chronologicznej całości (nie pomijając jego poszczególnych faz). Lektura tego rozdziału nie jest łatwa, ale też trzeba podkreślić, że przedstawianie płaszczyzny politycznej w wykładzie historycznym, mechanizmów „dziania się” na tym polu, to ciągły dylemat ujęcia powierzchownego, które jest daleko idącą syntezą i ujęcia porządkującego logiczny ciąg wydarzeń. Wydaje się, że wobec przesłania serii Zrozumieć dzieje trzeba tu wystawić Czytelnika na tę trudniejszą próbę. Państwa zaangażowane w konflikt. Rywalizacja o przewagę w Europie dotyczyła zasadniczo dwóch stron: Francji i Habsburgów, ale zaangażowała właściwie, a co najmniej przyciągała uwagę, państw całego kontynentu, różnych stolic - od Lizbony i Madrytu po Moskwę i od Sztokholmu po Konstantynopol. Bezpośrednio brały w niej udział: Francja, Hiszpania, Rzesza niemiecka, państwa włoskie. Pośrednio zaangażowane były: Skandynawia, Czechy, Węgry, Polska (chciałbym podkreślić jej rolę), Szwajcaria, Anglia, Niderlandy, Turcja (dyskusyjny jest udział Rosji). Od schyłku XV wieku dwa główne państwa kandydują do hegemonii w Europie – Francja i Hiszpania. Oba centralizują się. Francja po wojnie stuletniej wzmacnia swą tożsamość narodową, jednoczy się terytorialnie (Burgundia, Pikardia, Prowansja, Bretania), ale prowincje Artois i Franche-Comt do których rościli pretensje Walezjusze, znalazły się w rękach Habsburgów. Będzie to jeden z punktów zapalnych we wzajemnych stosunkach. We Francji obserwujemy wzrost władzy królewskiej. Następuje reorganizacja armii, w której liczy się zwłaszcza lekka jazda, zaciężna piechota, artyleria. Słabszą stroną Francuzów była flota. Monarchia Walezjuszy była zainteresowana Włochami jako terenem ekspansji. Plany opanowania Półwyspu Apenińskiego odpowiadały wszystkim: królowi, arystokracji, szlachcie i mieszczaństwu. Były tego powody zarówno w sferze politycznej, jak gospodarczej. Kupcy, bankierzy, związani byli interesami z miastami Włoch. Głównym rywalem Francji na tym terenie była wkraczająca w nową erę Hiszpania. I tu, po małżeństwie Izabeli Kastylijskiej z Ferdynandem Aragońskim (1469) i połączeniu tych państw unią personalną, obserwujemy wzrost władzy centralnej. Monarchia ma dobrą, narodową piechotę, rozwiniętą flotę. Patronuje wyprawom dalekomorskim (przypomnijmy Kolumba). Aragonia tradycyjnie rozwija swą aktywność morską w basenie Morza Śródziemnego, podczas kiedy Kastylia orientuje się ku Atlantykowi, ku Nowemu Światu. Była jednak trzecia siła, która miała liczyć się w europejskiej rywalizacji – ekspansywna dynastia Habsburgów. W swym władaniu mieli oni u schyłku XV wieku kraje dziedziczne lub odziedziczone: Austrię (stąd też inna ich nazwa – dom austriacki), Styrię, Karyntię, Tyrol, Krainę, Triest oraz perłę swych posiadłości – księstwo Burgundii, na które składały się Niderlandy, Alzacja, Lotaryngia i owo sporne z Francuzami Franche-Comt Oprócz tego Habsburgowie panowali w Rzeszy niemieckiej, gdzie byli tradycyjnie obierani na cesarzy. Władza centralna była w Niemczech słaba, ale za Maksymiliana I (1486-1519) rosła. Habsburgowie mieli słabszą armię, słabą jazdę, lepszą artylerię. Ale dysponowali bronią bardzo skuteczną: była nią wypróbowana polityka mariaży dynastycznych. Wydawane zręcznie za mąż Habsburżanki (wcale nie urodziwe!) pozwalały domowi austriackiemu poprzez odpowiednie koligacje opanowywać kolejne trony lub, co najmniej, zyskiwać w wielu krajach wpływy polityczne. Tak będzie niebawem w Hiszpanii. Natomiast fakt, że posiadłości Habsburgów na południu sięgały aż po Triest już teraz kierowały ich zainteresowanie również ku Italii. Wojny włoskie (1494-1559). Celem i miejscem pierwszego etapu rywalizacji europejskiej stały się Włochy, stąd fazę tę nazywa się okresem wojen włoskich. Jego przedstawienie jest podstawą dla zrozumienia całości podjętego w tym rozdziale zagadnienia. W końcu XV wieku Półwysep Apeniński zajmował kluczowe miejsce w Europie, był ważny ze względów politycznych i ideologicznych (papiestwo), stanowił pomost na Bliski Wschód. Włochy były rozwinięte gospodarczo, bogate, atrakcyjne kulturalnie (epoka odrodzenia), a przy tym rozbite politycznie (zob. rozdz. III). Cóż może być bardziej pociągającego dla opanowania takiego terytorium, potencjalnie łatwego łupu? Tym bardziej, że w samych Włoszech oczekiwano, iż zatargi wewnętrzne (m.in. konflikty papieża z Neapolem, z opozycją w Rzymie, spory rodu Sforzów o władzę w Mediolanie) rozwiąże interwencja z zewnątrz, zza Alp. Geneza wojen nie jest interpretowana jednoznacznie. Dawniej podkreślano przede wszystkim czynniki personalne, osobiste ambicje króla francuskiego Karola VIII (1483-1498), który chciał przez nie dodać swej władzy splendoru (guerres de magnificence). Zwracano uwagę na kontynuowanie przez niego rycerskich ideałów średniowiecza, na prawa Andegawenów do Królestwa Neapolu, odzyskanie którego miało być wstępem do zdobycia Cypru, Jerozolimy i zorganizowania krucjaty antytureckiej. Dzisiaj dodaje się czynniki polityczne związane z rywalizacją w Europie, a zwłaszcza fakt wyjątkowej zgodności interesów społecznych i gospodarczych wszystkich warstw we Francji. Karol VIII uregulował wpierw (z ustępstwami) stosunki z sąsiadami, Anglią i Aragonią, by w 1494 roku przekroczyć Alpy i odbyć wspaniałą „promenadę” zdobywczą od Mediolanu przez Florencję, Rzym do Neapolu, gdzie w następnym roku koronował się na króla. Skutek mógł być tylko jeden: utworzenie antyfrancuskiej koalicji książąt włoskich, do której dołączył cesarz oraz Ferdynand i Izabela hiszpańscy. Powstała w ten sposób antyfrancuska Liga wenecka; Francuzi musieli się wycofać z Włoch. Hiszpanie zajęli Neapol. Wojny włoskie wznowił następca Karola VIII, Ludwik XII. Jak gdyby wyciągając wnioski z niepowodzenia swego poprzednika, postawił sobie cel realniejszy i ostrożniejszy: opierając się na prawach dziedzicznych – zdobycie Mediolanu. Pozyskał sojuszników włoskich, papieża, Wenecję, Florencję i w 1499 roku zrealizował swe plany. By utrzymać to czego pragnął, czyli Mediolan, musiał jednak chcieć więcej – Królestwa Neapolu. Porozumiał się więc z Hiszpanią w sprawie jego podziału (1500). Szybko doszło wszakże do animozji między obu koronami i do wojny, która przyniosła zwycięskiej Hiszpanii władztwo nad tym mającym dla niej pierwszorzędne znaczenie państwem (obejmującym też Sycylię i Sardynię). Wkrótce Francja straciła również Mediolan, angażując się za namową papieża Juliusza II w wojnę z Wenecją (w ramach Ligi w Cambrai, 1508). W tej fazie konfliktu szczególnie znamienne są ciągłe przewroty przymierzy. Kiedy zwycięstwa zaczęli odnosić Francuzi, zawiązała się przeciwko nim Liga Święta (1511) papieża, Wenecji, Hiszpanii i Anglii. W efekcie francuskie plany panowania we Włoszech upadły. Już w następnym roku wojska Ludwika XII musiały wycofać się do Francji. Trzy lata później kolejny król Francji Franciszek I stanął więc u progu swego panowania przed takim samym zadaniem w polityce włoskiej jak jego poprzednicy. Przedsięwziął wyprawę za Alpy i po krwawej bitwie pod Marignano (1515) odzyskał Mediolan. Świetne zwycięstwo nad walczącymi w tym starciu Szwajcarami doprowadziło do podpisania w następnym roku we Fryburgu wieczystego pokoju francusko-szwajcarskiego, respektowanego później konsekwentnie (i nie naruszonego do dzisiaj). Francja znowu dominowała w północnych Włoszech, czego wyrazem był korzystny dla Franciszka I konkordat w Bolonii zawarty w 1516 roku z papieżem Leonem X (zob. rozdział IV). Traktat z następnego roku sankcjonował sojusz francusko-habsburski. Nastąpiło kilka lat spokoju. Równocześnie jednak wzrastała w tym czasie potęga domu austriackiego. W 1506 roku Karol I Habsburg, wnuk cesarza Maksymiliana, a syn księcia Burgundii Filipa Pięknego i Joanny Obłąkanej, córki Ferdynanda Aragońskiego i Izabelli Kastylijskiej, stał się, po śmierci ojca, dziedzicem Niderlandów i Franche-Comt W 1515 roku objął tam samodzielne rządy po okresie regencji swego dziadka. W następnym roku, po śmierci teścia Ferdynanda V Katolickiego, został władcą Hiszpanii wraz z Królestwem Neapolu, zdobyczami w północnej Afryce i Ameryce Środkowej. Równocześnie doszło, w 1515 roku w Wiedniu, do zawarcia sojuszniczego układu między Jagiellonami i Habsburgami. Wystarczy rzut oka na mapę, by stwierdzić, że Francja znalazła się w kleszczach ekspansywnego domu austriackiego. Sama nie była państwem słabym, ale groziło jej pogorszenie sytuacji, okrążenie przez posiadłości habsburskie. Po śmierci Maksymiliana I w 1519 roku Karol I przejął bowiem austriackie dobra dziedziczne Habsburgów, a w Rzeszy niemieckiej przygotowywano się do elekcji nowego cesarza: pretendentem do tego tronu był tradycyjnie Habsburg – Karol I. Franciszek I, król Francji, musiał zareagować, przedsięwziąć kontrakcję dyplomatyczną, stawiając swą własną kandydaturę do korony w Rzeszy. Wspomnijmy tu, że w zabiegach o poparcie swej osoby nie mógł pominąć Polski. Zygmunt I Stary był bowiem opiekunem małoletniego Ludwika Jagiellończyka, władcy Czech. Z tego tytułu dysponował jednym z siedmiu głosów elekcyjnych książąt Rzeszy – głosem czeskim. Sprzymierzony z Habsburgami król Zygmunt nie mógł udzielić Walezjuszowi poparcia. W dyplomacji należało się jednak wystrzegać odmowy. Odpowiedź polskiego Jagiellona na poselstwo francuskie o poparcie była więc zręczna: jeżeli większość elektorów głosować będzie na króla Francji, również reprezentant Zygmunta I odda głos na niego. Wiadomo było wszakże, że realia są inne. Mimo podziału głosów Habsburgowie przygotowali dobrze elekcję od strony dyplomatycznej i wzmocnili swego kandydata odpowiednio rozdysponowanymi pieniędzmi. W połowie 1519 roku Karol I został obrany królem rzymskim w Rzeszy niemieckiej jako cesarz Karol V. W ciągu czterech lat Habsburgowie powiększyli zatem znacząco swe posiadłości. Oprócz ziem dziedzicznych, które na południu sięgały Morza Śródziemnego, władali Hiszpanią z Królestwem Neapolu (i Sycylią), księstwem Burgundii (z Niderlandami), panowali w Rzeszy. Francja została okrążona przez włości domu austriackiego. Przypomnijmy dla jasności na schemacie jak do tego doszło: Maksymilian I Izabella Kastylijska = Ferdynand Aragoński ! ! ! ! ! ! Filip Piękny, ks. Burgundii = Joanna Szalona ! ! ! Karol I : od 1515 władca księstwa Burgundii; od 1516 król Hiszpanii (z Królestwem Neapolu); od 1519 cesarz Rzeszy jako Karol V. Francja nie mogła się pogodzić z istniejącym układem sił. Monarcha francuski dążył do jakiegoś rozstrzygnięcia, do którego trzeba było szukać sprzymierzeńców. Głównego sojusznika upatrywano w Anglii, ale Henryk VIII opowiedział się za cesarzem, podobnie jak papież. Francja została sama. W 1521 roku wznowiona została wojna we Włoszech; już w następnym roku Franciszek I stracił Mediolan, wojska Hiszpanii i Anglii wkroczyły do Francji. W antykrólewski spisek z Karolem V i Henrykiem VIII wdał się wódz armii francuskiej konetabl Karol de Bourbon. Kiedy zdrada wydała się, uciekł do cesarza. Nastąpił kontratak Francji. W 1524 roku Franciszek I ruszył do Włoch, odzyskał Mediolan. Równocześnie szukał sojuszników na wschodzie Europy. W orbicie działań dyplomatycznych Paryża była również Polska. W tym samym roku doszło do zawarcia polsko-francuskiego przymierza, zwanego traktatem Łaskiego (negocjatorem był Hieronim Łaski, wojewoda sieradzki), który pieczętować miały wzajemne małżeństwa dynastyczne. Francja otrząsała się już z przewagi habsburskiej, gdy 24 lutego 1525 roku pod Pawią (na południe od Mediolanu) wojska Karola V rozgromiły armię francuską. Ta bitwa, jedna z najznaczniejszych w XVI stuleciu, miała ogromne skutki polityczne. Francja została pokonana, Franciszek I dostał się do niewoli cesarskiej. Karol V nie mógł jednak (z powodu braku pieniędzy oraz rysującego się niebezpieczeństwa tureckiego) wyzyskać w pełni tego zwycięstwa. Niemniej równowaga europejska została zachwiana. Wymownym tego świadectwem był fakt, że już niecałe pół roku po Pawii, doszło w Moor do zawarcia przymierza między tak wrogimi sobie dotąd koronami: Anglią i Francją. Możemy się tu dopatrywać początków zastosowania przez Anglików ich doktryny balance of power (dbania o równowagę sił na kontynencie) w polityce zagranicznej. Traktat pokojowy w Madrycie między Karolem V i Franciszkiem I, zawarty na początku 1526 roku, zmuszał króla Francji do zrzeczenia się Burgundii i posiadłości włoskich, Karol de Bourbon miał być zrehabilitowany, a synowie Walezjusza mieli go zastąpić w niewoli jako zakładnicy. Uwolniony Franciszek I nie miał zamiaru dotrzymywać warunków pokoju, we Francji nie godzono się na utratę Burgundii, a francuski opór umacniało niezadowolenie (a nawet przerażenie) wielu państw, zwłaszcza włoskich, faktem tak gwałtownego wzrostu potęgi Habsburgów. Już po kilku miesiącach doszło do zmontowania „świętej” ligi z Cognac, złożonej z Francji, Anglii, Wenecji, Florencji, Mediolanu i Genui. Wojna została wznowiona. Po bitwie pod Pawią można zaobserwować jednakże nowe, znamienne cechy w polityce francuskiej. Liga z Cognac była ich wyraźnym przejawem. Wojna jako środek działania nie była już pierwszorzędnym narzędziem działania. W większym stopniu zaczęły się liczyć środki dyplomatyczne, koalicje antyhabsburskie, popieranie (polityczne, finansowe) wrogów cesarstwa, dopiero potem, ostatecznie, Francja angażowała się militarnie. Monarchia Walezjuszy zaczęła finansować węgierskiego króla narodowego Jana Zpolyę, walczącego z bratem cesarskim Ferdynandem. Po bitwie pod Mohaczem w 1526 roku został on królem Czech i Węgier, które – podzielone - miały dwóch władców (zob. rozdz. XI). Paryż zabiegał o poparcie Polski dla Zpolyi, ożenionego z córką Zygmunta Starego, Izabelą. Dyplomacja francuska intrygowała też na terenie Rzeszy niemieckiej, wykorzystując antycesarską opozycję części książąt protestanckich. Podtrzymywała stosunki z sułtanem, prowadziła z nim układy; sułtan ze swej strony oferował Franciszkowi I pomoc turecką. Wznowienie wojny spowodowało w maju 1527 roku najazd wojsk cesarskich na Rzym i złupienie „świętego miasta” (sacco di Roma). Niepowodzenie odsieczy wojsk francuskich zmusiło Franciszka I do zawarcia dwa lata później niekorzystnego pokoju w Cambrai, na mocy którego stracił on m.in. wszystkie włoskie posiadłości, a Włochy przeszły pod niepodzielne władztwo Habsburgów. Rywalizacja trwała jednak nadal. Wykorzystując antycesarską opozycję w Niemczech, zorganizowaną w Związek Szmalkaldzki (1531), Franciszek I ogłosił się jego protektorem. W 1535 roku zawarł sojusz z Turcją (de facto wojskowy). Jeszcze dwukrotnie próbował wojny. W drugiej z nich Francja z Danią i Turcją wystąpiła przeciw cesarzowi i Anglii. Brak rozstrzygających bitew doprowadził jednak do pokoju w Cry (1544). Francja oddała cesarstwu Sabaudię, projekty mariaży wzajemnych ponownie wskazywały na ocieplenie stosunków, ale była to sytuacja chwilowa. Wkrótce rywale znikają z areny politycznej: w styczniu 1547 roku umiera Henryk VIII, w marcu Franciszek I, a Karol V miał do przezwyciężenia trudności wewnętrzne w Niemczech, związane z aktywnością Związku Szmalkaldzkiego. Następca Franciszka I, jego syn Henryk II, kontynuował politykę antyhabsburskiej dywersji. Na tę jego postawę i głęboką niechęć do Karola V wpływały niewątpliwie lata, które spędził w hiszpańskiej niewoli jako zakładnik za ojca. Na początku jego panowania dyplomacja francuska ponownie skierowała się ku dalekiej Polsce. Plany wzajemnych związków politycznych i matrymonialnych pokrzyżował jednak m.in. potajemny mariaż Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną. Henryk II, tak jak ojciec, popierał książąt protestanckich w Rzeszy; w 1552 roku zawarł układ ze Związkiem Książąt i zajął trzy ważne biskupstwa: Metz, Toul i Verdun. Pojawią się one później jeszcze nieraz na kartach historii. Zmianę układu sił w sytuacji europejskiej spowodowała abdykacja Karola V w 1556 roku. Jego syn Filip II otrzymał Hiszpanię z koloniami, Niderlandy i posiadłości włoskie, natomiast jego brat Ferdynand I ziemie dziedziczne z Austrią, Czechy, część Węgier oraz koronę cesarską w Rzeszy. Dom habsburski podzielił się zatem na dwie linie: hiszpańską i niemiecką (austriacką). Teraz papież Paweł IV, wróg Hiszpanii, popychał Henryka II do wojny z Filipem II, ale Francja doznawała klęsk i we Włoszech i na pograniczu francusko-flandryjskim. Obie strony były wyczerpane militarnie i finansowo, u obu wojujących stron narastały trudności wewnętrzne. Doszło do negocjacji pokojowych. W 1559 roku w Cateau-Cambris podpisano traktaty pokojowe między Francją, Hiszpanią i Anglią. Z rąk angielskich Francja otrzymała na osiem lat (a praktycznie już na stałe) port Calais, wyrzekła się roszczeń do Neapolu i Mediolanu, Piemont i Sabaudia zostały zwrócone Habsburgom, ale zatrzymywała (bez tytułu prawnego) Metz, Toul i Verdun. Zaplanowano francusko-hiszpańskie mariaże dynastyczne. Litera tego pokoju wymaga komentarza. Dawniej uznawano, że był to sukces Hiszpanii, że zaczynał on okres przewagi hiszpańskiej w Europie (fazę tzw. prondance espagnole). Dzisiejsze opinie historyków (na co zwraca uwagę Z. Wójcik), podważają to jednoznaczne mniemanie. Wskazuje się, że były w tym czasie trzy potęgi polityczne: Hiszpania, Francja i Turcja. Podkreśla, że monarchia Walezjuszy została co prawda wypchnięta z Włoch, ale uzyskała Calais i Trzy Biskupstwa. Zauważa, iż stanowił on dla Francji koniec angielskiego zagrożenia, a projektowane małżeństwa francusko-hiszpańskie rozbijały związki hiszpańsko- angielskie. Ta faza rywalizacji Walezjuszy z Habsburgami przyniosła sekularyzację polityki francuskiej, stała się ona nowoczesna, oderwana od wyznaniowych tradycji. Zaznaczył się dualizm interesów politycznych we Francji; monarchia katolicka w imię interesów państwa wchodziła w sojusze z książętami protestanckimi, z muzułmańską Portą. Również na polu polityki międzynarodowej załamała się idea Reipublicae Christianae, co oznaczało upadek koncepcji habsburskiej, odwołującej się do właśnie do idei zbudowania uniwersalnej chrześcijańskiej monarchii europejskiej. Pokój w Cateau-Cambris zamykał okres wojen włoskich w rywalizacji między Francją a Habsburgami. Poświęciliśmy im więcej miejsca, jako że są one charakterystycznym przejawem stosunków politycznych w Europie wczesnonowożytnej, pokazują dobrze cechy i metody ówczesnych działań w stosunkach międzynarodowych. Po elekcji cesarskiej w Rzeszy, po okrążeniu monarchii Walezjuszy przez posiadłości domu austriackiego, po bitwie pod Pawią, rywalizacja Walezjuszy z domem austriackim nabrała charakteru ogólnoeuropejskiej batalii o hegemonię w Europie. Ale rok 1559 nie oznaczał jej końca. Okres konfliktów religijnych w drugiej połowie XVI wieku. W drugiej połowie XVI stulecia zarówno Habsburgowie, jak i władcy francuscy zaabsorbowani byli przede wszystkim walkami religijnymi wewnątrz swych krajów. We Francji, za Franciszka II (1559-1560) kształtują się już wyraźnie opozycyjne stronnictwa katolików i kalwinistów, zwanych hugonotami (zob. rozdz. IV). Wybuchają, ciągnące się niemal 30 lat wojny religijne, które pozwalają na interwencje z zewnątrz w sprawy monarchii Walezjuszy. W tym okresie, za panowania Karola IX i Henryka III, wielką rolę polityczną odgrywała królowa-matka Katarzyna Medycejska. W jej koncepcji sprawowania władzy, chociaż nie realizowanej konsekwentnie, monarchia miała stać ponad podziałami wyznaniowymi i politycznymi, powinna reprezentować ideę kompromisu. Natomiast obie walczące ze sobą partie od początku szukały pomocy obcych; katolicy Hiszpanów, hugonoci Anglików. Katoliccy Gwizjusze otrzymywali posiłki szwajcarskie, kalwiniści niemieckie; „Francja stawała się obiektem gry w rywalizacji Anglii i Hiszpanii ze szkodą dla swych interesów narodowych” (J. Baszkiewicz). Lawirując politycznie, po pojednawczym pokoju w 1570 roku, Katarzyna Medycejska dopuściła do zbliżenia stronnictwa protestanckiego z dworem. Jednakże na rosnące wpływy przywódcy hugonockiego admirała Gasparda de Coligny na króla Karola IX i leżące w interesie protestantów antyhabsburskie plany wojny przeciw Hiszpanii w Niderlandach nie mogła się zgodzić. Doszło do słynnej rozprawy z kalwinistami w noc św. Bartłomieja (1572). Francuzi interweniowali jednak w ogarniętych rewoltą, rządzonych przez Hiszpanów Niderlandach. Zwycięska bitwa floty hiszpańsko-włoskiej nad Turkami pod Lepanto (1571) wywołała we Francji niepokój o wzrost potęgi Filipa II. Trzeba było teraz wspomagać jego nieprzyjaciół. Brat królewski Franciszek dłAlenon, książę dłAnjou, jako obrońca wolności niderlandzkich, ruszył tam przeciw Hiszpanom w 1578 roku. Dwa lata później zdobył Cambrai i został nawet obwołany księciem Niderlandów. Wkrótce jednak autokratyczna władza francuska spotkała się z rewoltą mieszczańską, a przeciwko brutalności interweniującego wojska we Flandrii wybuchały bunty. Zniechęcony książę dłAnjou w 1583 roku zdecydował opuścić Antwerpię i powrócił do kraju. Z kolei Henryk III, wobec problemów wewnętrznych we Francji i wzmacniającej się pozycji Hiszpanów w Niderlandach, nie przyjął ofiarowanej mu tam dwa lata później władzy. Tymczasem katolicy francuscy, z Gwizjuszami na czele, zjednoczyli się w Unię Świętą, zwaną też Ligą Katolicką. Porozumiewają się oni z Hiszpanią; Filip II rozpoczął interwencję we Francji w formie dosyłania posiłków (oddziałów wojska i pieniędzy) i doprowadził do podpisania formalnego traktatu z wodzami Ligi (1585), wymierzonego przeciwko Henrykowi Burbonowi, przywódcy hugonotów, następcy tronu. Od 1592 roku wojska hiszpańskie biorą bezpośredni udział w wojnie między francuskimi katolikami a protestantami. Henryk III zdawał sobie sprawę, że taka sytuacja doprowadzi do podporządkowania sobie Francji przez Hiszpanię. Nakazał zatem zgładzić przywódców Ligi, porozumiał się z Henrykiem de Bourbon, co przypłacił życiem, zasztyletowany w 1589 roku. Henryk IV Burbon, by zostać Królem Arcychrześcijańskim musiał przejść na katolicyzm, koronę uzyskał de facto w 1594 roku. Z rąk przywódców katolickich i Hiszpanów musiał odebrać opanowane przez nich prowincje (Burgundię, Pikardię, Bretanię). Wodzowie Ligi złożyli broń. Edykt tolerancyjny wydany przez króla w kwietniu 1598 roku w Nantes zakończył wojny religijne. Traktat pokojowy w Vervins, w maju tegoż roku, z korzyściami dla Francji położył kres wojnie z Hiszpanią i zaznaczył przewagę Francji nad domem habsburskim; odzyskała ona zagarnięte w toku wojen przez przeciwnika obszary, a Filip II definitywnie zrzekł się roszczeń do Burgundii. Niemniej pamięć o hiszpańskiej interwencji we Francji utrzymuje wrogość Francuzów wobec sąsiada zza Pirenejów. Henryk IV przywraca autorytet władzy monarszej, wzmacnia ją (zob. rozdz. IX) i odbudowuje kraj po zniszczeniach wojennych. Wkrótce wznawia dawne, sięgające czasów Franciszka I antyhabsburskie plany monarchii francuskiej. Myślał o szerszej koalicji europejskiej, na jego dworze planowano wielki związek Francji i krajów protestanckich. Szukał sojuszu z Anglią, Danią, protestanckimi książętami Niemiec, rodzącą się republiką niderlandzką, z Siedmiogrodem i Brandenburgią. Henryk IV wznowił też układ z Turcją. W pierwszych latach XVII wieku starał się mediować między Szwecją a Polską, by doprowadzić między nimi do pokoju, uwolnić Szwedów od wojny nad Bałtykiem i móc uczynić z nich swego sojusznika w rozgrywce militarnej z cesarzem w Rzeszy. Zresztą Rzeczpospolita polsko-litewska też liczyła się w tych planach jako potencjalny sprzymierzeniec Francji. Henryk IV rozpoczął przygotowania do walnej rozprawy z Habsburgami, która miała przynieść złamanie ich siły w Europie. Możliwa była i interwencja w Rzeszy i wojna z Hiszpanią. W trakcie tych przygotowań, i z ich powodu, zginął w 1610 roku z ręki fanatycznego katolickiego zabójcy. Sytuacja w krajach dziedzicznych Habsburgów i w Rzeszy nie pozwalała w tym okresie na skuteczną interwencję z tej strony w sprawy francuskie. Za panowania następców Karola V: Ferdynanda I (1556-1564) i Maksymiliana II (1564-1576) i w Austrii i w Niemczech rozszerzają się wpływy protestantyzmu, który wywołuje reakcję katolicką. Dom austriacki, a także książęta bawarscy stają się ostoją kontrreformacji. Za panowania Rudolfa II (1576-1612) reakcja katolicka nasila się, wsparta w dużej mierze aktywnością jezuitów. Narasta, m.in. w Czechach, antagonizm między protestantami i katolikami. W 1608 r. powstaje obronna Unia ewangelicka książąt protestanckich, na co odpowiedzią było zawiązanie w następnym roku przez książęta katolickie w porozumieniu z cesarzem, hiszpańskimi Habsburgami i papieżem, Ligi katolickiej jako przymierza obronnego drugiej strony. To mogło być właśnie zarzewie wojny, na którą liczył Henryk IV. Jego śmierć tylko na pewien czas odsunęła jej groźbę. Wojna trzydziestoletnia (1618-1648). W Rzeszy i w monarchii habsburskiej narastały konflikty religijne, które uwidoczniły się szczególnie w Czechach za panowania cesarza Macieja (1612-1619). Ucisk polityczny i religijny stosowany przez katolickich Habsburgów, ograniczanie praw Czechów i naruszanie przyjętych przez cesarza zobowiązań spowodowało w 1618 r. wybuch powstania w Pradze. Czesi wybierają swego króla, Fryderyka, elektora Palatynatu, przywódcę Unii protestanckiej. Powstanie czeskie nie wywołało większych reakcji w Niemczech, ale cesarz Ferdynand II (1619-1637) chciał je wykorzystać do złamania przewagi książąt i zaprowadzenia „katolickiego porządku” w Rzeszy. Czechów popierała Holandia i Siedmiogród, cesarza papiestwo i Hiszpania. Dowód polityki procesarskiej dał Zygmunt III, wysyłając na odsiecz Ferdynandowi II oddziały tzw. lisowczyków, które spowodowały swą dywersją na Węgrzech odstąpienie przez księcia siedmiogrodzkiego Gabriela Bethlena od oblężenia Wiednia (1619). Wojska cesarskie i sprzymierzone z nimi oddziały hiszpańskie, bawarskie i saskie wkroczyły do Czech. Pod Białą Górą w 1620 roku wojska czeskie zostały doszczętnie rozbite. W konsekwencji Czechy znalazły się pod bezwzględnym panowaniem domu austriackiego, szlachtę czeską dotknęła konfiskata dóbr, a kraj został poddany germanizacji. Tak zakończyła się pierwsza faza konfliktu, który miał nabrać wymiaru europejskiego. Wojna czeska z lat 1618-1620 zwana jest pierwszym okresem wojny trzydziestoletniej. Geneza i charakter całej wojny są ciągle przedmiotem dyskusji w historiografii (G. Livet, B. Porszniew, G. Parker, L. Bazylow, Z. Wójcik, A. Wyczański). Podkreśla się, zwłaszcza w ujęciach lewicowych, jej społeczno-gospodarczy charakter; widzi się w niej konflikt dwóch formacji społeczno- ekonomicznych – „starego” feudalizmu i „nowego”, kształtującego się kapitalizmu. Podkreśla się rolę kryzysu gospodarczego początków XVII wieku, dodaje znaczenie ekonomiczne Europy Środkowej w podzielonej gospodarczo Europie, uwypukla rolę Bałtyku w ówczesnym handlu. Klasyczne jest uproszczone spojrzenie wyznaniowe: twierdzi się, że była to wojna katolicyzmu z protestantyzmem. Nie ma w tych ujęciach konsekwencji, jako że Rosjanie w swej historiografii stawiają państwo carów (oczywiście) po stronie postępu, w obozie protestancko-kapitalistycznym. Bo i w ten sposób dzielono oba obozy (drugi był feudalno-katolicki), nie zważając na fakt, że główną rolę w koalicji protestanckiej odgrywała katolicka Francja. W naszym ujęciu przyjmujemy, arbitralnie, wojnę trzydziestoletnią jako etap rywalizacji francusko-habsburskiej o przewagę polityczną w Europie. Po śmierci Henryka IV monarchia Burbonów przeżywała kryzys okresu regencji Marii Medycejskiej. Rozpanoszyli się katolicy (parti dot), doszło nawet do zbliżenia z Habsburgami i mariażu młodego Ludwika XIII z Anną Austriaczką. Do dawnej polityki antyhabsburskiej wrócił dopiero kardynał Armand de Richelieu, kiedy w 1624 roku został pierwszym ministrem. Wznowił on plany Henryka IV, których celem było ograniczenie hegemonii domu austriackiego w Europie. Uważnie obserwował on wydarzenia wojny środkowoeuropejskiej, od początku szukał porozumienia z siłami protestanckimi, ale chciał odwlec jak najdłużej moment bezpośredniej interwencji Francji w ten konflikt. Przyświecały mu trzy zasadnicze cele, które Francja powinna osiągnąć w związku z wojną: 1) rozsadzić otaczającą monarchię Burbonów obręcz habsburską, 2) rozerwać połączenia między posiadłościami domu austriackiego (m.in. od Włoch po Niderlandy), 3) uzyskać możliwość interweniowania w sprawy niemieckie. Po zwycięstwie cesarskim w Czechach, konflikt przeniósł się na teren Rzeszy, a wojna straciła charakter kwestii wewnętrznej w ramach władztwa Habsburgów. Palatyn Fryderyk, król czeski, został pokonany przez wojska katolickie (i skazany na banicję), oddziały Unii protestanckiej pobite, ale zaangażowane tu już były – po obu stronach - siły obce. Przewaga Habsburgów spowodowała utworzenie przeciw nim w 1625 roku koalicji Danii, Anglii i Holandii. Do wojny w Rzeszy włączył się król duński Chrystian IV. Rozpoczął się tzw. duński okres wojny trzydziestoletniej. Jednakże już w następnych latach wojska Chrystiana i armia Unii protestanckiej zaczęły ponosić klęski z rąk dowódców cesarskich Jeana de Tilly i Albrechta von Wallensteina. Dużą aktywność wykazywała w Niemczech Hiszpania Filipa IV (1621-1665), którego energiczny pierwszy minister hrabia Gaspar Olivares zamierzał przywrócić swej monarchii pierwszoplanową rolę w Europie. W 1629 roku pokonany król Danii wycofał się z interwencji w Rzeszy. Skończyła się „wojna duńska”. Teraz dyplomacja francuska, angielska i holenderska zaczęły zabiegać o wciągnięcie Szwecji do wojny w Niemczech. Szwedzi prowadzili jednak wojnę z Polską. Trzeba było doprowadzić do pokoju na tym froncie. Taka była geneza mediacji tych państw, ze szczególną rolą dyplomacji francuskiej, która doprowadziła w 1629 roku w Starym Targu (Altmarku) do podpisania (niekorzystnego dla Polski) rozejmu polsko-szwedzkiego. Uwolniona od wojny z Rzecząpospolitą armia szwedzka mogła ruszyć do Rzeszy. Rozpoczął się szwedzki okres wojny trzydziestoletniej. W 1630 roku król szwedzki Gustaw II Adolf wylądował na Pomorzu Zachodnim i po opanowaniu go ruszył w głąb Niemiec. Zawarty rok potem alians francusko-szwedzki zapewniał Szwedom subwencjonowanie ich działań przez Paryż, który finansowo i militarnie popierał też niemieckich książąt protestanckich. Wspomagany przez nich Gustaw Adolf stoczył szereg zwycięskich bitew z wojskami cesarskimi, stał się hegemonem w Niemczech, ale w 1632 roku poległ w bitwie pod Lle została jego armia, którą Francja starała się zatrzymać w Rzeszy. Jednakże dwa lata później armia cesarska zadaje Szwedom klęskę pod Nsza ich do opuszczenia południowych Niemiec. Francja musiała się zdecydować na bezpośrednie zaangażowanie w wojnę, ale przeciw cesarzowi i Hiszpanii potrzebowała nadal poparcia sojuszników holenderskich i szwedzkich. Tym drugim groziło wznowienie wojny z Polską i konieczność obrócenia uwagi ku Bałtykowi, jako że wygasał rozejm z Polską. Ponownie dyplomacja francuska musiała mediować w tym konflikcie, by uzyskać w 1635 roku w Sztumskiej Wsi (Stuhmsdorf) kolejny, długi tym razem, rozejm polsko-szwedzki. Wypowiedzeniem wojny Hiszpanii przez króla Francji w 1635 roku rozpoczął się francuski, ostatni okres wojny trzydziestoletniej. Jest to jednak nie tylko wojna szwedzko-francusko- niemiecka, i nie toczy się ona tylko w Niemczech. Działania militarne prowadzone są także w Hiszpanii, południowych Niderlandach, we Włoszech, we Francji, po obu stronach Renu, w Czechach. Francja sprzymierzona jest nie tylko ze Szwecją, ale także z Holandią, Sabaudią, Wenecją, Siedmiogrodem. Dopiero na początku lat 40. szala zwycięstwa przechyla się na stronę koalicji francuskiej. Punktem zwrotnym była w 1643 r. bitwa pod Rocroi, gdzie przeważające siłą oddziały hiszpańskiej piechoty zostały zmiażdżone przez wojsko francuskie. Pojawiły się szanse negocjacji. Sam Richelieu nie doczekał końcowej fazy wojny (zmarł w tymże 1643 r.), jego politykę kontynuował kardynał Jules Mazarini. Od 1644 r. toczyły się rokowania pokojowe w Westfalii, które zakończyły się w 1648 r. traktatami cesarza z protestantami ze Szwecja na czele w Osnabrją w Monasterze (Me zaprzestała wojny – ten konflikt militarny będzie trwał dalej. Traktaty westfalskie były korzystne dla Francji; otrzymała ona prawie całą Alzację (bez Strasburga), potwierdzenie swych praw do wspomnianych już Trzech Biskupstw, pewne nabytki na prawym brzegu Renu. Szwecja zyskała tzw. Pomorze Przednie (ze Szczecinem) i ziemie u ujścia wielkich rzek: Odry, Łaby i Wezery. Wzmocnienie jej pozycji nad Bałtykiem nie pozostanie bez wpływu na dalszą sytuację w tym rejonie Europy (zob. rozdz. X). To jednak co liczyło się przede wszystkim, to fakt osłabienia Niemiec, utrwalenia, a nawet pogłębienia ich rozbicia politycznego. Można powiedzieć, że Rzesza z państwa związkowego stała się związkiem państw. Gwarantem „wolności germańskich”, suwerenności poszczególnych książąt Rzeszy, stała się Francja; monarcha francuski był arbitrem równym cesarzowi. Dawało to Paryżowi możliwość interwencji w wewnętrzne sprawy niemieckie. Habsburgowie austriaccy zostali upokorzeni. Sojusznicy Francji – Holandia i Związek Szwajcarski, zostały uznane de iure za niepodległe republiki. Zakończenie wojny trzydziestoletniej jest istotną cezurą w historii Niemiec. Zniszczenie kraju, upadek gospodarczy i polityczny, wzmocnienie protestantyzmu, olbrzymie straty demograficzne itd. odcisnęły się głębokim piętnem na losach Rzeszy. Jest to też ważna cezura dla Europy Środkowej, Czech, Węgier (Siedmiogrodu), Rzeczypospolitej (chociaż tu nakładały się i inne wydarzenia roku 1648 – śmierć króla, powstanie na Ukrainie), dla sytuacji nad Bałtykiem. Natomiast trudno przyjąć za uzasadnione podkreślanie znaczenia traktatów westfalskich jako przełomowego wydarzenia dla Europy Zachodniej. Wojna Habsburgów hiszpańskich z Burbonami francuskimi trwała przecież nadal. Niemniej okres wojny trzydziestoletniej był istotną fazą w rywalizacji tych dynastii. Szala zwycięstwa przechylała się na stronę francuską. Francja zrealizowała wszystkie trzy cele stawiane jej u progu wojny przez kardynała de Richelieu. Wojny Ludwika XIV. Kardynał Mazarini, mimo trudności wewnętrznych (Fronda) w sposób zręczny i energiczny kontynuował wojnę z Hiszpanią. Dzięki antyhiszpańskiemu sojuszowi z Anglią (1657), uzyskał jej pomoc, co pozwoliło sprzymierzonym odnieść świetne zwycięstwo nad Hiszpanami pod Dunkierką w 1658 r. W tym samym czasie w Niemczech pod protektoratem Francji powstał tzw. Związek Reński książąt Rzeszy, doraźnie szachujący cesarza, w istocie wymierzony przeciwko hegemonii domu austriackiego w Europie. W tych warunkach doszło do negocjacji pokojowych zakończonych traktatem pirenejskim w 1659 r. Francja otrzymała Roussillon i Artois oraz część Flandrii. Postanowiono, że Ludwik XIV poślubi córkę króla hiszpańskiego Filipa IV infantkę Marię Teresę, co stwarzało Burbonom szanse na sukcesję tronu w Madrycie w przypadku wygaśnięcia tej gałęzi Habsburgów. Pokój pirenejski był wyrazem upadku Hiszpanii, a jednocześnie triumfem Francji, oznaczającym także okres jej przewagi w Europie. Na razie tron hiszpański, mimo perspektyw na przyszłość, był dla Ludwika XIV nieosiągalny. Zdecydował więc sięgnąć po inną część władztwa habsburskiego - po hiszpańskie Niderlandy, pod pretekstem flamandzkiego zwyczajowego prawa dewolucyjnego, które dawało tam pierwszeństwo dziedziczenia jego hiszpańskiej małżonce przed jej młodszym przyrodnim bratem Karolem II (1665-1700). Wkroczenie wojsk francuskich w 1667 roku do południowych Niderlandów i do Franche-Comtoznaczało rozpoczęcie tzw. wojny dewolucyjnej. Sukcesy okazały się chwilowe. Ludwik XIV stanął wobec koalicji państw protestanckich: Holandii, Anglii i Szwecji, sytuacją niebywałą od czasów Franciszka I. Już po roku Król-Słońce przystał na kompromisowy pokój w Akwizgranie, zwrócił Hiszpanii Franche-Comt zachował jedynie Lille oraz kilka miast flandryjskich. Zręczne posunięcia dyplomatyczne Paryża rozbiły protestancką koalicję i doprowadziły do antyholenderskiego sojuszu Francji ze Szwecją i Anglią Karola II Stuarta. W 1672 roku wojska francuskie najechały Zjednoczone Prowincje. Holendrzy bronili się zrywając tamy i zalewając kraj. Francuzi musieli się wycofać, stając ponadto wobec wspólnej antyfrancuskiej reakcji Madrytu, Wiednia, Berlina, a wkrótce także Kopenhagi i Londynu. Wojna z Holandią przeniosła się do Niderlandów, Franche-Comt Alzacji i przekształciła się w zaciętą wojnę Francji (i sprzymierzonej z nią Szwecji) z pierwszą koalicją europejską (1673-1678). Pokój w Nimwegen w 1678 roku utrwalił francuski stan posiadania w Alzacji i Lotaryngii, do Francji powróciło na stałe Franche- Comt Holandia wyszła z wojny obronną ręką. Rok później w układzie z cesarzem Leopoldem I uznano właściwie status quo. W obliczu tej pomyślnej sytuacji Francja nie zadbała w Europie wschodniej o utrwalenie sojuszu z 1675 roku z Janem III Sobieskim, natomiast tradycyjnie utrzymywała antyhabsburskie przymierze z Turcją. Uderzenie tureckie na Austrię w 1683 roku było po myśli polityki francuskiej, odsiecz wiedeńska Sobieskiego – interesom monarchii Ludwika XIV przeciwna. Mamy tu więc do czynienia z odmiennym punktem widzenia na wydarzenie tak jednoznacznie chwalebnie oceniane przez Polaków. Panowanie Ludwika XIV cechowały nie tylko wojny zaborcze, ale i podboje „pokojowe”. Polegały one na prowadzonej od 1679 roku polityce tzw. reunionów – wymuszonych pretensjami prawnymi Francji aneksji poszczególnych ziem na wschód od jej granic, m.in. części Luksemburga, Lotaryngii i Alzacji (ze Strasburgiem w 1681 r.). Francusko-habsburski traktat rozejmowy w Ratyzbonie (1684) sankcjonował reuniony. Zdobycze monarchii Ludwika XIV osiągają swe apogeum. Ekspansywność monarchii burbońskiej musiała ponownie wywołać reakcję innych państw. W 1686 roku zawiązała się potężna koalicja antyfrancuska Hiszpanii, monarchii austriackiej, Holandii, Szwecji, książąt Rzeszy i wkrótce Anglii, tzw. liga augsburska, z głównym wrogiem Króla-Słońce, Wilhelmem III Orańskim, namiestnikiem (stathouderem) Zjednoczonych Prowincji, a od 1689 roku królem Anglii. Wojny z ligą w latach 1688-1697, po początkowych sukcesach marszałków Ludwika XIV, dały przewagę przeciwnikom (również na morzu), wyczerpały Francję finansowo i zmusiły ją w 1697 roku do zawarcia kompromisowego pokoju w Ryswick. Prestiżową porażką była konieczność opuszczenia przez nią zajętych w czasie wojny ziem (m.in. w Niderlandach hiszpańskich i Holandii), rezygnacja z większości reunionów (zatrzymywała Strasburg), wycofanie się z Lotaryngii. Ludwik XIV przyrzekł uznać Wilhelma Orańskiego za prawowitego władcę Anglii i nie popierać jego wrogów. Francja nadal pozostawała potęgą w Europie, ale jej hegemonia została złamana, ekspansywność zahamowana. Nawet w dalekiej Polsce, w tym samym 1697 roku, polityka francuska poniosła porażkę. Pretendent Paryża do polskiej korony, książę Conti, bratanek Wielkiego Kondeusza, nie objął tam tronu. Królem został, popierany w Wiedniu, August II Sas. Habsburgowie austriaccy odzyskiwali siły. Trzy lata później, po śmierci Karola II, ostatniego Habsburga na tronie hiszpańskim, stanęła kwestia sukcesji tej korony. Postanowienia traktatu pirenejskiego miały swe konsekwencje. Karol naznaczył swym następcą wnuka Ludwika XIV, Filipa dłAnjou, ale z zachowaniem separacji koron Hiszpanii i Francji. Ludwik XIV zdecydował wysłać wnuka do Madrytu – gdzie objął on rządy jako Filip V – ale separacji uznać nie chciał. Taki wzrost potęgi Francji i Burbonów nie mógł nie wywołać reakcji wielu państw w Europie. W 1701 roku zaczęła się wojna sukcesyjna hiszpańska. Przeciw Francji powstała koalicja cesarza, Anglii, Holandii, Prus, poszerzona wkrótce o Portugalię i Sabaudię. Królem Hiszpanii ogłoszono arcyksięcia Karola Habsburga (w 1711 r. zostanie cesarzem). Działania toczyły się na kilku frontach: w Niemczech, w Niderlandach hiszpańskich, w Hiszpanii i we Włoszech. Francja doznała szeregu klęsk, a koalicjantów zaczęło niepokoić powodzenie strony habsburskiej. Doszło do podpisania przez Francję z Hiszpanią i koalicją (m.in. Anglią, Holandią, Prusami) pokoju w Utrechcie w 1713 roku oraz z cesarzem w Rastatt w roku następnym. Nastąpił podział monarchii hiszpańskiej między oba rywalizujące domy: Burbonowie otrzymali Hiszpanię, Habsburgowie natomiast Niderlandy hiszpańskie i Włochy (Mediolan, Toskanię, Neapol). Terytorium francuskie pozostało nienaruszone, Filip V Burbon zachował tron w Madrycie, ale z zastrzeżeniem, że ani on, ani jego następcy nie będą nigdy pretendować do korony Francji. Wojna o sukcesję hiszpańską potwierdziła załamanie się hegemonii Francji w Europie, przyniosła jej dalsze osłabienie. W stosunkach międzynarodowych wzmocniła się natomiast pozycja Habsburgów austriackich oraz Anglii. Można powiedzieć, że powróciła „równowaga europejska”. Zmiana układu sił w pierwszej połowie XVIII wieku. Ku odwróceniu przymierzy. Wiek XVIII przyniósł istotne zmiany w układzie sił w Europie. Dla naszych rozważań istotne jest to, że osłabienie pozycji politycznych dotknęło te państwa, które miały być dla Francji podstawą antyhabsburskiego systemu aliansów na Wschodzie. Dotyczyło to i Szwecji (po wielkiej wojnie północnej, zob. rozdz. X), i Turcji (po pokoju w Karłowicach, zob. rozdz. XI) i Rzeczypospolitej. Mimo prób (sojusz francusko-polski 1714), Francji nie udało się utrzymać koncepcji „bariery wschodniej” (J.A. Gierowski, J. Staszewski). Dyplomacja francuska w tej części Europy stała się mniej wyraźnie zorientowana i niezdecydowana. Przedłużeniem niejako wojny sukcesyjnej hiszpańskiej była wojna sukcesyjna polska, toczona w latach 1733-1735 w konsekwencji podwójnej elekcji w Polsce (E. Rostworowski, E. Cieślak). Stanisław Leszczyński, teść króla Francji Ludwika XV, obrany został znaczną większością głosów, ale przy poparciu Rosji i Austrii królem ogłoszono też Augusta III. Nastąpiła interwencja rosyjska w Rzeczypospolitej, Leszczyński musiał się salwować ucieczką z Polski (1734). Ponownie zaostrzyło się na arenie europejskiej współzawodnictwo Francji z domem austriackim. Paryż skłonił Burbonów hiszpańskich do wojny z Habsburgami, sama Francja zaatakowała ich posiadłości we Włoszech. Działania toczyły się też na terenie Niemiec. Ostatecznie, w 1735 roku między cesarzem i Francją doszło do uzgodnień pokojowych w Wiedniu, na mocy których Leszczyński miał abdykować (uczynił to rok później), uznana została elekcja Augusta III, cesarz zrzekł się Sycylii i Neapolu na rzecz Burbonów hiszpańskich, a Stanisław Leszczyński otrzymał w dożywocie księstwa Lotaryngii i Baru, które po jego śmierci miały być włączone do Francji. Mówiliśmy już, że na początku XVIII wieku monarchia habsburska odzyskiwała pozycję jednej z czołowych potęg Europy. Jednakże w 1740 roku doszło w niej do kryzysu dynastycznego: cesarz Karol VI nie miał męskiego potomka, ale już wcześnie zapewnił tzw. sankcją pragmatyczną niepodzielność monarchii oraz jej sukcesję w linii żeńskiej swej córce Marii Teresie. Większość państw europejskich formalnie uznała sankcję pragmatyczną. Kiedy zmarł (1740) przeciwko Marii Teresie i Habsburgom austriackim wystąpiły jednak Prusy, Francja, Hiszpania, Bawaria, Saksonia. Cesarzowa została zmuszona do obrony swych posiadłości – przede wszystkim przeciw rosnącym w siłę Prusom Fryderyka II Wielkiego w toku wojen śląskich (1740-1742, 1744-1745) oraz w wojnie sukcesyjnej austriackiej (1741-1748). Po jej stronie stanęły Anglia i Holandia. Walki toczyły się też na odległych morzach. Pokój w Akwizgranie (1748) sankcjonował zagarnięcie Śląska przez Prusy, które stają się potęgą europejską, dysponującą wielką i silną armią. Zaostrzył się konflikt Austrii i Prus. Głównym celem polityki Wiednia staje się odzyskanie Śląska. Z kolei rywalizacja kolonialna Francji i Anglii w coraz większym stopniu wpływała też na stosunki europejskie. Na początku 1756 roku Prusy związały się z Anglią (konwencja westminsterska), co spowodowało francuskie dążenie do odwrócenia przymierzy i zawarcie przez Paryż kilka miesięcy później przymierza obronnego z Austrią (traktat wersalski). Wkrótce Holandia zawarła z Francją konwencję o neutralności, a do koalicji antypruskiej weszła i Rosja i Saksonia i Szwecja. W tym samym 1756 roku wystąpił przeciwko niej Fryderyk II pruski – rozpoczęła się wojna siedmioletnia. W Europie zarysował się nowy układ sił. W przededniu nowej wojny doszło do odwrócenia przymierzy. Francja zerwała z polityką antyhabsburską. Wzmacnianie się Prus, ich sojusz z Anglią wobec narastającej rywalizacji francusko-angielskiej w koloniach, było sprzeczne z interesami Wersalu. W wojnie siedmioletniej Austria, Rosja i Francja nie zdołały pokonać Prus (tzw. „cud domu brandenburskiego”, E. Rostworowski, S. Salmonowicz). Traktaty pokojowe w 1763 roku (w Hubertsburgu Austrii z Prusami, w Wersalu Francji z Anglią) przywracały na kontynencie status quo. Śląsk pozostał definitywnie przy Prusach, które zyskują mocarstwową pozycję w Europie. Układ sojuszy jest już jednak od siedmiu lat inny. Francja związała się ze zwalczanym od ponad 250 lat „tradycyjnym” wrogiem. Odwrócenie przymierzy zamykało rywalizację Francji Walezjuszy i Burbonów z domem habsburskim w Europie. Kończył się największy i najdłuższy konflikt polityczny wczesnonowożytnej Europy. Rozdział IX : Kształtowanie się absolutyzmu w Europie XVI- XVIII wieku Od monarchii stanowej do monarchii absolutnej. Od drugiej połowy XV wieku feudalna monarchia stanowa zaczęła się przekształcać w niektórych krajach Europy w monarchię o coraz znaczniejszej roli króla, ewoluującej ku systemowi władzy absolutnej. Warunkiem tego procesu było powstawanie monarchii narodowych (Francja, Anglia, Hiszpania). Zamiast rozdrobnionych feudalnie organizmów politycznych powstają państwa narodowe. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że w średniowieczu państwo to był zespół ugrupowań mobilizujących siły, łączących się w sytuacjach koniecznych, np. dla obrony przeciw obcej agresji. Konsolidowało się więc, jednoczyło, dla realizacji konkretnych celów. Po ich osiągnięciu owa łączność słabła. U progu czasów nowożytnych państwo funkcjonuje już bez przerwy, podlega pewnym określonym procesom, pojawiają się w nim nowe elementy, nieznane w poprzednich okresach. Pod wpływem antyku, prawa rzymskiego, następuje rozwój myśli prawno-ustrojowej. Zmieniają się zasady własności; w średniowieczu feudał administrował ziemią - nadziałem królewskim, teraz ma własność używania jej i nadużywania (według prawa rzymskiego), co powoduje swobodę rozporządzania nią. Na zachodzie Europy - była już o tym mowa - prowadzi to do rugowania chłopów z ziemi, i jeśli jest on wolny powoduje kapitalizację stosunków własności, na wschodzie zaś, gdzie chłop jest pańszczyźniany - rozwija się, refeudalizujący gospodarkę (a co za tym idzie i relacje polityczne), folwark szlachecki. W wielu monarchiach Zachodu coraz silniejsza staje się władza głowy państwa. Proces ten - o którym zaraz powiemy szerzej - wynikał z wielu powodów. Na płaszczyźnie społecznej i gospodarczej musiał być wynikiem wspólnoty interesów władcy i określonej warstwy społeczeństwa. Na płaszczyźnie politycznej prowadził do przełamywania wielu dawnych cech państwa feudalnego. Wszystko to powoduje, że okres monarchii absolutnej (w niektórych krajach ewoluującej do absolutyzmu oświeconego) jest znamiennym okresem, epoką przejściową, od państwa feudalnego do nowożytnego państwa mieszczańskiego, którego kształtowanie się zapowiadały ideały rewolucji francuskiej. Uwarunkowania rządów absolutnych w państwie nowożytnym Jeśli chcemy mówić o kształtowaniu się absolutyzmu w Europie w czasach nowożytnych, trzeba wpierw zadać sobie pytanie o uwarunkowania możliwości wprowadzania silnej władzy monarszej - w danym państwie, w danym okresie. Należy więc określić warunki sine qua non, bez spełnienia których ten proces nie byłby możliwy. Są to warunki odnoszące się do konkretnej epoki - początku czasów nowożytnych, ale - jak zobaczymy - wiele z nich ma charakter ponadczasowy: pokazują one przy spełnieniu jakich założeń władza może być silna, a także a rebours - w jakich okolicznościach musi być słaba. 1. Państwo. Pierwszy warunek wydaje się banalny: do sprawowania władzy potrzebne jest państwo; chcąc wzmacniać swą władzę, monarcha musi mieć gdzie to robić. Pozostaje tylko pytanie, jakie ono powinno być. U progu czasów nowożytnych państwo to jeszcze nie monolit. Muszą więc w nim być widoczne dwa istotne zjawiska. Po pierwsze powinien następować proces unifikacji terytorialnej kraju. Zatem istnienie ukształtowanego już, określonego trwałymi granicami państwa nie jest tu zasadniczym, wstępnym warunkiem. Ważny jest ów proces unifikacji. Drugie ważne zjawisko to istnienie w państwie, u jego mieszkańców, poczucia narodowego. Nie mówimy tutaj, należy zwrócić uwagę, o nadużywanym pojęciu „świadomości narodowej”. Mówimy o wstępnym, podstawowym stopniu identyfikacji z państwem, dalekim od świadomości. Odwołajmy się tu do tradycji francuskiej, w której mamy stopniujące się określenia, takie jak sens national, potem esprit national, wreszcie identit nationale i conscience nationale; wpierw jest poczucie, „duch”, następnie tożsamość i dużo później świadomość. Owo poczucie oparte jest na wspólnocie interesów, terytorium, tradycji historycznej i kulturowej, a co najmniej podobnych doświadczeń w przeszłości, w dużo mniejszym stopniu zaś - wspólnocie języka. Ten fenomen jest nam przecież znany do dzisiaj - wspólny język nie musi być podstawą tożsamości narodowej (Szwajcaria, Belgia, Kanada). Tym bardziej możemy odnieść to zjawisko do przełomu XV-XVI wieku. Owo poczucie narodowe, duch i tożsamość wzmacniały się zawsze, również w tamtych czasach, w obliczu zagrożenia zewnętrznego. Czynnikiem rozwijającym poczucie narodowe były więc wojny. Zauważmy, że w drugiej połowie XV wieku korony, w których wzmacniała się władza monarsza (Hiszpania, Anglia, Francja) prowadziły wojny. 2. Rola władcy. Dla siły sprawowanych rządów istotny jest wizerunek władcy, jego rola w państwie. Pierwszym warunkiem możliwości wzmocnienia rządów suwerena jest, z tego punktu widzenia, posiadanie przezeń odpowiedniego autorytetu. Powinien on wynikać nie tylko - jak to często było w średniowieczu - już z racji królewskiego urodzenia władcy. Teraz musiał on być postrzegany również jako przywódca kształtującego się, nowożytnego narodu, zwornik jego dążeń i ambicji, najlepiej również jako zwycięski wódz w prowadzonych wojnach. Jego osoba powinna być ośrodkiem konsolidacji i jednoczenia narodu. Tak rozumianą rolę władcy, który dąży do wzmocnienia swej pozycji w państwie, pokazuje funkcjonująca we Francji zasada trójjedności: „jeden król, jedno prawo, jedna wiara”. 3. Sposób sprawowania władzy. Istotny był też sposób sprawowania władzy. Wchodziło tu w grę kilka czynników. Pierwszy, to kształtowanie korzystnej dla monarchy struktury społecznej w kraju. W swym dążeniu do silnej władzy głowa państwa musi mieć oparcie, musi mieć warstwę społeczną, która jego aspiracje będzie popierać. Służyła tu stara zasada wygrywania antagonizmów stanowych. Z jednej strony należało ograniczać rolę wielkiej arystokracji, książąt krwi, konkurencyjnych wobec władzy królewskiej, niechętnych jej wzmocnieniu. Z drugiej strony - znaleźć warstwę społeczną, która za zyski ekonomiczne otrzymane dzięki władcy, poprze go politycznie, sama jeszcze politycznych aspiracji nie zgłaszając. Tę rolę mogła pełnić szlachta średnia i drobna (ta zubożała) oraz mieszczaństwo (zob. rozdz. o gospodarce Europy). Król uzyskiwał poparcie za ekwiwalent ekonomiczny, np. za mianowanie na urzędy. Urzędnicy kancelarii, świeccy, byli uzależnieni od władcy. Za dobre sprawowanie funkcji, za wierność, mieszczanie i plebejusze mogli być uszlachcani. Częste były przypadki szybkiego awansu społecznego: np. dziadek był rzemieślnikiem, ojciec urzędnikiem kancelarii, syn - kardynałem. Ten proces trwał trzy pokolenia (a więc ok. 75 lat), ale wobec obowiązujących wcześniej barier stanowych był to awans, który można określić jako błyskawiczny (pamiętamy, że proces ten zapoczątkowało włoskie odrodzenie). Powtórzmy, interes był tu obopólny: monarcha zyskiwał poparcie polityczne za ekwiwalent ekonomiczny, co było tym istotniejsze, że mieszczaństwo (czy też „nowa szlachta”) nie potrzebowało jeszcze wtedy władzy politycznej (będzie o nią walczyć z monarchią w następnych wiekach), a i król ograniczony był wciąż prawem zwyczajowym, przywilejami możnych, zgodą stanów np. przy uchwalaniu podatków. Drugi czynnik to proces centralizacji państwa, równoznaczny z walką z tendencjami partykularnymi wielkich feudałów, z ograniczaniem roli i siły władzy lokalnej. Służyła temu rozbudowa administracji, która staje się coraz bardziej centralna, a więc w całej hierarchii urzędniczej podległa królowi. Centralizacja administracji miała też sprzyjać efektywniejszemu ściąganiu potrzebnych władcy podatków. Czynnik trzeci wpływał istotnie na efektywność sprawowania silnej władzy centralnej. Chodziło o umniejszenie roli politycznej reprezentacji stanowej społeczeństwa, a więc - różnie nazywanego w poszczególnych państwach - parlamentu. W walce o władzę był on niemal zawsze czynnikiem hamującym dążenia absolutystyczne. Należało zatem ograniczyć jego rolę i znaczenie, podporządkować go sobie, bądź ...zawiesić jego funkcjonowanie i nie odwoływać się do opinii stanów. „Zapasy” rządzących z parlamentem obserwujemy w wielu krajach (hiszpańskie kortezy, sejm Rzeszy, Anglia, sejm Rzeczypospolitej). We Francji władcom udało się ograniczyć zwoływanie Stanów Generalnych, a wprowadzić ich namiastkę złożoną z osób nominowanych przez króla (Zgromadzenie Notablów). Zauważmy znowu, że relacje dążącej do wzmocnienia władzy (spersonifikowanej lub nie) z reprezentacją narodu - mają charakter ponadczasowy: reżim totalitarny (dyktator) chce mieć uległy parlament i z nim walczy lub mając tę władzę tworzy uległy parlament, by legitymizować swe rządy. Przykłady w historii można by mnożyć. 4. Stosunki państwo-Kościół. Na początku czasów nowożytnych, z różnych powodów (reformacja, gallikanizm), w stosunku do średniowiecza zmienia się w państwie rola Kościoła. I to tak instytucjonalnie, jak i pod względem moralnym - jako autorytetu. Niemniej władcy stawali przed kwestią ułożenia sobie stosunków z Kościołem tak, by nie był on czynnikiem hamującym ich dążenia polityczne. Mamy wtedy do czynienia z trzema zasadniczymi sytuacjami. W państwach protestanckich dylemat wyższości władzy świeckiej czy duchownej zasadniczo nie istnieje. Założenia ideologiczne Kościoła protestanckiego przyznawały, niejako automatycznie, wyższość władzy świeckiej, podporządkowywały Kościół monarsze. Bardziej skomplikowana była sytuacja w państwach katolickich i wielowyznaniowych. Tam, gdzie rola Kościoła była tradycyjnie mocna, władca musiał dążyć do ustalenia modus vivendi. W kwestiach dla państwa najważniejszych król (władza świecka) musiał w imię „racji stanu” porozumiewać się z Kościołem. Czyż nie jest to znowu zjawisko ponadczasowe? (Nasuwa się paralela - odległa i ryzykowna zarazem: czy nie było tak w Polsce w czasach PRL-u?). Pozostaje trzeci model państwa: z Cerkwią prawosławną. Tutaj sytuacja była podobna przez wieki. Cerkiew była niejako „wmontowana” w państwo, była elementem systemu władzy, współdziałała z nią, legitymizowała ją, wspierała jej dążenia. Prawosławie było religią państwową, a patriarchat podlegał władzy carów, którzy byli najwyższymi zwierzchnikami Cerkwi. Tak jest też u progu czasów nowożytnych i wtedy, gdy carowie dążą do samodzierżawia. Może to kogoś zdziwi lub zgorszy, ale twierdzenia te dotyczą również okresu najnowszego - czasów komunistycznych. Ograniczono wtedy, co było rzeczą oczywistą w systemie ateistycznym, oddziaływanie społeczno-polityczne Cerkwii, ale jej postawa (mowa o hierarchii) nie zmieniała się, o czym świadczą ujawniane dziś materiały na temat lojalności i kolaboracji kleru prawosławnego z władzą radziecką. 5. Gospodarka, finanse, handel. Warunkiem powodzenia dążeń i ambicji królewskich była pomyślna sytuacja ekonomiczna państwa. Pogarszała się ona nieraz już w trakcie sprawowania przez władcę silnych rządów, ale u ich progu królestwo musiało przeżywać okres ożywienia gospodarczego, nie mogło być w stanie kryzysu lub stagnacji. Centralizacja państwa sprzyjała efektywności systemu podatkowego, jednoczenie kraju ułatwiało handel, likwidowało granice wewnętrzne, a z nimi dodatkowe cła, bariery, opłaty, poprawiało bezpieczeństwo kupców wiozących towar. Monarcha zaczął w większym stopniu wpływać na tę dziedzinę życia poprzez wprowadzanie protekcjonizmu państwowego faworyzującego lub ograniczającego daną wymianę handlową w interesie gospodarki kraju. Podatki i zyski z handlu wpływały na stan skarbu królewskiego. Monarcha bezustannie potrzebował pieniędzy i stale mu ich brakowało. Na prowadzenie wojen, na różne przedsięwzięcia polityczne (np. finansowanie elekcji) musiał mieć źródło pożyczek: u bankierów, u miast. 6. Armia. Z problemem pieniędzy wiązała się, jak widać, sytuacja militarna królestwa. Warunkiem siły władcy była odpowiednia armia, a król powinien być jej zwycięskim wodzem. Na wojsko zaciężne potrzeba było funduszy i to był problem, o którym była mowa wyżej. Powstaje też w tym czasie armia narodowa, w której - oprócz chęci zysku z wojny - zaczyna odgrywać rolę poczucie narodowe. Najczęściej wspomina się w tym kontekście hiszpańską piechotę. Uchwalanie, bądź nie uchwalanie przez stany podatków na wojsko było istotnym warunkiem wzmacniania władzy królewskiej. 7. Ideologia absolutyzmu. Silne rządy wymagały ideologicznego uzasadnienia. Władzy potrzebna jest legitymizacja wywodząca racje, dla których ona sama i sprawowana przez nią forma rządów jest najlepsza. Tej podstawy musiały dostarczyć panującym dzieła odwołujące się do historii, polityki, filozofii, teologii. I takie dzieła istotnie powstawały, choć wywodziły potrzebę silnej władzy z różnych przesłanek - od naturalnych, z racji „królewskiego urodzenia”, aż do uzasadnienia jego boskości jako „pomazańca bożego”. O konkretnych przykładach tych traktatów już wspominaliśmy (N. Machiavelli) i będzie o nich jeszcze mowa (J. Bodin, T. Hobbes, J. Bossuet). 8. Polityka zagraniczna. Jest to czynnik, który należy wyliczyć na końcu, chociaż należy on do ważnych uwarunkowań powodzenia silnych rządów. W dużej mierze wynika on ze wszystkich poprzednich punktów. Liczy się bardziej właśnie w fazie wstępnej wzmacniania rządów, później jest często czynnikiem przyczyniającym się do kryzysu ich siły. Aktywność zewnętrzną państwa, władcy, wymieniamy na końcu, dlatego że polityka zagraniczna jest funkcją sytuacji wewnętrznej kraju. Tylko państwo silne wewnętrznie, dobrze rządzone, może prowadzić silną, prężną politykę zewnętrzną. Tylko władca takiego państwa może - dając dowód swej pozycji - ingerować w sprawy innych krajów, prowadzić dalekosiężną, mocarstwową politykę. Ta z kolei, podobnie jak ideologia, staje się jednym z czynników legitymizujących silną władzę, autokratyczne rządy panującego. Mamy tu ponownie do czynienia z „prawdami” uniwersalnymi. Wyliczone wyżej warunki, które muszą być spełnione, by mogło dojść do wzmacniania władzy monarszej można by zweryfikować, stawiając je wobec sytuacji odwrotnej: ich brak musi być oznaką kryzysu, słabości państwa, nie istnienia silnej władzy panującego czy wprost - absolutyzmu. A te znamiona słabości to okres regencji (brak bezpośrednich rządów króla), podnoszenie głowy przez opozycję wewnętrzną (bunty feudałów, arystokracji), obca interwencja zbrojna, lawirowanie władcy między stronnictwami, zwoływanie reprezentacji stanów, wzrost partykularyzmów (rozpad centralizacji), słabe finanse, kryzys gospodarczy, itd. Widzimy więc, że po wyliczonych symptomach zachodzących procesów możemy określić charakter władzy w danym państwie, stwierdzając m.in., że bez spełnienia pewnych warunków nie da się sprawować silnej władzy. Część z nich ma charakter ponadczasowy, uniwersalny. W naszym przypadku mówimy jednak o uwarunkowaniach kształtowania się absolutyzmu w niektórych państwach Europy na początku czasów nowożytnych, chociaż coraz częściej używanie określenia „absolutyzm” w odniesieniu do tych monarchii, zwłaszcza francuskiej, jest w historiografii zachodniej poddawane w wątpliwość (Y.-M. Berc J. Benger). Podkreśla się, by pozostać przy Francji, że trudno mówić o absolutyzmie w sytuacji, gdy występują konflikty wewnątrz rodziny królewskiej, widać antymonarszą, anarchistyczną, posuwającą się aż do spisków przeciw władcy opozycję arystokratyczną, ujawniają się problemy gospodarcze, samowola administracji, niewydolność systemu podatkowego, dochodzi do buntów chłopskich i plebejskich, zaogniają się podziały i konflikty religijne (hugenoci, partia dewotów, jansenizm), itd. Również na naszym gruncie przyjmuje się – przynajmniej dla czasów Ludwika XIII - ten sceptyczny punkt widzenia (J. Baszkiewicz). Proces wzmacniania się władzy monarszej we Francji. Proces kształtowania się państwa zmierzającego do ustanowienia władzy absolutnej, w sposób bardzo charakterystyczny rysuje się na przykładzie Francji. Po wojnie stuletniej (po 1453 r.) Francja przeobraża się w jednoczące się państwo narodowe, w silną monarchię, gdzie już od końca XV wieku, od panowania Ludwika XI (1461-1483) obserwujemy tendencje absolutystyczne kolejnych Walezjuszy. Proces ten będzie trwał w XVI stuleciu aż po rządy Henryka II (1547-1559). Utwierdzili oni silną władzę wewnątrz królestwa (m.in. w latach 1484-1560 nie zwoływali Stanów Generalnych), a także - z różnymi kolejami wydarzeń - zapewnili Francji silną pozycję międzynarodową w Europie. W drugiej połowie XVI wieku, wraz z reformacją i rozprzestrzenieniem się kalwinizmu, monarchia przeżywa kryzys; dochodzi do rozbicia spójności narodu i zasady „trójjedności”: wiary, króla i prawa. Lawirowanie monarchii między stronnictwami dla zachowania władzy powoduje upadek autorytetu króla. Wyrazem tego stanu rzeczy jest fakt, że w latach 1560-1593 pięć razy zwołane zostały Stany Generalne. Chaos wewnętrzny powodował, że możnowładztwo, które w obu obozach (protestanckim i katolickim) doszło do głosu - dążyło do obalenia władzy absolutnej monarchy i przejęcia jej we własne ręce. Kiedy w 1589 roku na czele państwa stanął Henryk IV Burbon - kalwinista - musiał najpierw zrealizować dwa zadania: przywrócić autorytet koronie i zakończyć wojnę zewnętrzną. Wykonanie pierwszego zadania umożliwiło mu przejście na katolicyzm (zob. rozdział IV), dzięki czemu otrzymał koronę (1594). Uspokojenie wewnętrzne przyniósł wydany przez niego w 1598 roku edykt nantejski, wprowadzający tolerancję religijną. Z punktu widzenia władzy królewskiej, poprzez zapewnienie hugenotom miejsc bezpieczeństwa, edykt ten stwarzał potencjalne ośrodki opozycji, państwo w państwie; rozwiązanie takie było jednak w tym momencie potrzebne monarchii i świadczyło o roztropności politycznej Burbona. Jeszcze kilka lat Henryk IV musiał natomiast zwalczać feudalne, antykrólewskie spiski książąt. Drugie zadanie, uzyskanie pokoju zewnętrznego, zostało zrealizowane dzięki traktatowi z Hiszpanią w Vervins, zawartym w tymże samym 1598 roku. Potwierdzał on integralność terytorialną Francji. Na takich podstawach Henryk IV mógł wzmacniać swą władzę. Ideologia absolutyzmu w XVI wieku. Jean Bodin. Istniała już wtedy ideologiczna podstawa monarchii absolutnej, do której można się było odwołać. Stanowił ją traktat Jeana Bodin (Bodinusa) Six libres de la Rublique (Sześć ksiąg o Rzeczypospolitej, 1576). Jego autor był francuskim prawnikiem i teoretykiem ustroju, członkiem stronnictwa „polityków” (dążących do ugody - zob. rozdz. IV) w okresie wojen religijnych i, co znamienne, przedstawicielem stanu trzeciego - mieszczaninem. Bodin uważał, że istotę państwa stanowi suwerenna władza, która jest niepodzielna. Sprawować ją może monarcha, grupa obywateli (arystokracja), albo ogół obywateli (demokracja). Ale najlepszą formą ustroju, która realizuje ideę suwerenności państwa jest monarchia absolutna. Władzę monarchy cechuje: ciągłość (le roi est mort, vive le roi! – „król umarł, niech żyje król!”), niepozbywalność, nieograniczoność, bezwarunkowość i niezależność. Monarcha stoi ponad prawem, nie jest nim związany - ale sam stanowi prawa. Ograniczony jest tylko prawem boskim. Monarcha nie może być jednak tyranem wobec swoich poddanych - musi szanować ich wolność i prawo własności. Teoria Bodina dawała głębokie, szeroko uzasadnione poparcie monarchii absolutnej; wpłynęła na dalszy rozwój nowożytnej myśli politycznej, a jednocześnie mogła znaleźć praktyczne odzwierciedlenie za Henryka IV. Ars imperandi (sztuka rządzenia) Henryka IV Burbona. W celu wzmocnienia władzy Henryk IV przedsięwziął kilka zasadniczych działań. Oparł się na mieszczaństwie. Podjął dzieło likwidowania niezależności władzy lokalnej (zawsze partykularnej, silnej w feudalizmie). Wzmacniał natomiast władzę centralną, urzędy centralne (powstały Rady królewskie); urzędnicy byli angażowani wedle kwalifikacji, a nie urodzenia. Do kontroli prowincji powołani zostali intendenci, referendarze dworu, komisarze. Nastąpiło zupełne ograniczenie roli Stanów Generalnych, przedstawicielstwa stanowego, podobnie jak mniej „groźnego” dla monarchy Zgromadzenia Notablów, do którego reperezentantów trzech stanów wybierał sam król. Rozpoczęto natomiast sprzedaż urzędów (tzw. system paulette), co przynosiło pieniądze i pomagało pozyskiwać mieszczan; tworzyła się nowa warstwa społeczna związana z królem - gens de robe (ludzie togi), którzy przekształcą się w szlachtę urzędniczą (noblesse de robe). Trzeba zauważyć, że tu korzyści monarchy były doraźne, bo z każdym sprzedanym urzędem ubywała mu równocześnie kontrola nad cząstką władzy, ale taka była potrzeba chwili. W wyniszczonej wojnami Francji doradca króla książę Sully wprowadzał w gospodarce zasady fizjokratyzmu; podstawą odbudowy państwa miała być ziemia, rolnictwo. Henryk IV chciał zadbać, by „każdy rolnik królestwa miał na niedzielę kurę w garnku”. Z kolei działalność merkantylistyczna, rozwój gospodarki pozarolniczej, zwłaszcza artykułów zbytku na eksport, miał przynosić dochody wedle zasady korzyści z dodatniego bilansu handlowego. To były podstawy do przełomu w polityce zagranicznej. Henryk IV chciał wznowić rywalizację Francji z domem austriackim w Europie, sięgał do tradycji politycznych Franciszka I i Henryka II, czynił przygotowania do wojny z Habsburgami (zob. rozdz. VIII). Popierał w tym celu protestantów niemieckich. Dlatego właśnie stracił życie w wyniku zamachu fanatycznego katolika w 1610 roku. Dla naszych rozważań istotny jest wniosek wypływający z przedstawionych działań Henryka IV. Z tych przedsięwzięć króla i stanu rzeczy we Francji na początku XVII wieku widać o ile wcześniej przed Ludwikiem XIV sformowane zostały zasady systemu, który tradycyjnie nazywa się absolutyzmem w monarchii Burbonów. I jak wiele uczynił dla Francji w tej mierze Henryk IV Wielki. Czasy Ludwika XIII. Od regencji do rządów ministerialnych. Z powodu małoletniości Ludwika XIII regencję sprawowała jego matka Maria Medycejska, a faktyczne rządy - faworyci królowej, młodego króla i partia katolicka; nastąpił okres kryzysu władzy monarszej. Potwierdzał to fakt, że w latach 1614-1615 obradowały (notabene ostatni raz przed rewolucją 1789 r.) Stany Generalne. Dzieło Henryka IV kontynuował dopiero Armand du Plessis, kardynał de Richelieu, kiedy w 1624 roku został pierwszym ministrem Ludwika XIII, de facto kierownikiem spraw państwowych. Chciał uczynić Francję silną nowożytną potęgą, o absolutnej władzy króla. Jeśli Bodin był teoretykiem absolutyzmu, Richelieu był jego praktykiem, mężem stanu, najwybitniejszym chyba w XVII stuleciu. Nadrzędnym celem jego rządów było zaprowadzenie silnego ładu państwowego. I nawet jeśli w swych działaniach nie był nowatorem, a tylko „inteligentnym konserwatystą”, odwołującym się do dobrych zasad absolutyzmu z pierwszej połowy XVI stulecia, to oznaczało to, że miał świadomość, iż „konserwacja wymaga nieustannego tworzenia” (J. Baszkiewicz za św. Tomaszem z Akwinu). Kardynał zlikwidował opozycję arystokratyczną, wyrosłą po okresie rozprzężenia władzy. Rozwiązał sprawę hugenocką, wydając hugenotom wojnę; w 1628 r. padła ostatnia ich twierdza La Rochelle. Przestało istnieć „państwo w państwie” oparte na twierdzach- miejscach bezpieczeństwa, wspomaganych często przez obcą, głównie angielską, ingerencję. Ale po rozwiązaniu tego problemu politycznego nie doszło do prześladowań religijnych. Hugenoci otrzymali rok później „edykt łaski”, świetne pociągnięcie taktyczne kardynała. Richelieu wprowadził do praktyki politycznej określenie raison dłEtat (racji stanu), jako instrument zwalczania opozycji; to on decydował co się jej sprzeciwia, a konsekwencją takiej oceny były represje, z egzekucjami winnych „zdrady stanu” włącznie. Ustanowiona została najwyższa w strukturze administracji (chociaż „lotna”, wędrowna) władza na prowincji - intendenci, którzy nie rezydowali w terenie, ale przybywali tam przede wszystkim po to, by ściągać podatki. Monarchii potrzebne były pieniądze (m.in. na cele militarne - toczyła się wojna trzydziestoletnia). Z efektywnością ściągania podatków nie było najlepiej, co ilustruje następująca anegdota. Podczas wspaniałej uczty na dworze, nawykły do luksusów Ludwik XIII nagabuje swego pierwszego ministra: „Eminencjo, mam nadzieję, że w skarbie mamy sporo pieniędzy!”. „Niezupełnie, Wasza Królewska Mość„ - odpowiada kardynał. „Jakże to, przecież zbieramy podatki!” - zdziwił się król. „To prawda, ale...” - i tu Richelieu wydobył ze stojącej na stole wazy bryłę lodu, która chłodziła leżące w niej owoce i polecił przez ręce biesiadników podać ją królowi. Kiedy lód dotarł do monarchy był już tylko ...małym sopelkiem. „Tak się u nas zbiera podatki Wasza Królewska Mość!” - tłumaczył. Podatki z prowincji przechodziły daleką drogą przez całą drabinę feudalną i każdy po drodze usiłował coś „skubnąć” dla siebie. Właśnie dlatego za Ludwika XIII powołani zostali, wspomniani już, płatni, nominowani intendenci, którzy ze stolicy udawali się bezpośrednio na prowincję, byli tam najwyższą władzą i przede wszystkim odpowiadali za odprowadzanie podatków do centralnego skarbu. Był to równocześnie kolejny krok powodujący umniejszenie wpływów arystokracji i odsunięcie jej od władzy na prowincji. Dodajmy do tego rozwój handlu, gospodarki pozarolniczej (żeby nie powiedzieć anachronicznie - przemysłu), rozbudowę floty, aktywność francuską w kolonizowaniu Nowego Świata, reformę wojskową - w dużej mierze na wzór szwedzki, a otrzymamy imponujący obraz dokonań monarchii w sprawach wewnętrznych. Musiała z nich wynikać prężna polityka zagraniczna. Czasy Ludwika XIII to okres antyhabsburskich aliansów Francji, aktywnej, szeroko zakrojonej i skutecznej działalności służby dyplomatycznej Paryża w Europie. To również bezpośrednie zaangażowanie monarchii burbońskiej w wojnę trzydziestoletnią (zob. raz jeszcze rozdz. VIII). Nie wszystkie zamierzenia Richelieu zdołał zrealizować do końca, bądź ujrzeć rezultaty swych posunięć, zwłaszcza w polityce zagranicznej, ale gdy zmarł (w końcu 1642 r.) jego następca, kardynał Jules Mazarin (Mazarini), mąż stanu włoskiego pochodzenia, kontynuował jego dzieło. Model monarchii absolutnej Ludwika XIV. Po śmierci Ludwika XIII w 1643 roku monarchia absolutna znowu znalazła się w kryzysie. Jego syn Ludwik XIV był małoletni, rządy regencyjne objęła królowa-wdowa Anna Austriaczka. To ona powołała na pierwszego ministra Julesa Mazarin. Ten zraził sobie szybko wszystkich Francuzów swym zbyt intensywnym działaniem na rzecz podniesienia potęgi monarchii. Instrumentem były podatki, zwłaszcza, że należało zwycięsko zakończyć wojnę trzydziestoletnią, a już wtedy wiadomo było (choć głośno powiedział to 150 lat później Napoleon), że do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: po pierwsze - pieniądze, po drugie - pieniądze i po trzecie - pieniądze. Minister przebrał miarę i w latach 1648-1653 doszło do buntu panów feudalnych i mieszczaństwa skierowanego przeciw polityce Mazariniego i absolutyzmowi króla - tzw. Frondy (fronde, po franc. - proca). Mimo początkowych sukcesów, wskutek braku jedności wśród powstańców - bunt zakończył się klęską. Przywrócenie silnej władzy królewskiej przyjęło przychylnie zarówno mieszczaństwo jak i szlachta, której większość uważała, zwłaszcza po wystąpieniach mas ludowych podczas Frondy, że absolutyzm stanowi najlepszą ochronę ich interesów. Paradoksalnie więc, antykrólewska Fronda w swym ostatecznym wyniku przyniosła definitywne złamanie opozycji feudalnej arystokracji i przyczyniła się do wzrostu siły monarchii. Na arenie międzynarodowej traktaty westfalskie kończące w 1648 roku wojnę trzydziestoletnią przyniosły Francji nowe nabytki terytorialne kosztem Rzeszy, możliwość ingerowania w jej sprawy wewnętrzne i dały monarchii Ludwika XIV dominującą pozycję w Europie. Utwierdził ją jeszcze korzystny traktat pirenejski, kończący wojnę z Hiszpanią (1659). Po zgonie kardynała Mazarin w 1661 roku, osobiste rządy przejął 22-letni Ludwik XIV - w państwie silnym wewnętrznie i przygotowanym do rządów absolutnych. Do tego stanu rzeczy dochodził też sprzyjający monarsze moment psychologiczny; po pięćdziesięciu latach regencji i rządów ministrów Francuzi oczekiwali już osobistych rządów króla. Trudno ogarnąć całokształt spraw związanych z Francją Ludwika XIV. Można tylko ogólnie scharakteryzować cechy tego państwa - modelu monarchii absolutnej. Jest to model centralizmu absolutystycznego. Polega on na osobistych rządach króla. Władza monarchy jest nieograniczona. Miała ona charakter wszechstronny, ogarniający wszystkie dziedziny życia społecznego, politycznego, ekonomicznego, kulturalnego; owa cecha wszechstronności władzy uzasadniała nadzór o charakterze policyjnym nad funkcjonowaniem królestwa. Inna sprawa, że w praktyce taka totalna kontrola była niemożliwa. Zarządzanie państwem opierało się na centralizmie i biurokratyzmie. Oznaczało to, że szeroko rozbudowany aparat państwowy podporządkowany był centralnej władzy króla. Że to król podejmował decyzje, a państwowe organy centralne miały tylko głos doradczy. Centralizm prowadził do wytworzenia szablonowego systemu hierarchii biurokratycznej. Urzędy (i urzędnicy) były podporządkowane jeden drugiemu aż do urzędów centralnych. Były one dziedziczne lub kupne. Ta ostatnia forma miała tę niedogodność, że monarchia mogła mieć mniejszy wpływ na wykupiony urząd; równolegle więc coraz szerzej wprowadza się urzędy komisaryczne, które są swobodnie obsadzane przez króla, a władza takich funkcjonariuszy (m.in. sekretarze stanu, generalny kontroler finansów, stali intendenci) jest ograniczona. Rozbudowany aparat urzędniczy powoduje, że w stosunku do tego typu państwa używa się też w nauce określenia: monarchia biurokratyczna lub monarchia administracyjna. Podstawową metodą budowania absolutyzmu francuskiego na płaszczyźnie społecznej była odpowiednia polityka monarchy, którą można sprowadzić do pojęcia „łaski królewskiej”. Polegała ona na fakcie zależności wszystkich od woli króla. W stosunku do rodowej szlachty, arystokracji, książąt - a więc warstwy, jak widzieliśmy, często pretendującej w monarchii do władzy, król mógł stosować metodę niełaski królewskiej, odsuwać od funkcji i gratyfikacji. Wielmoże i szlachta „wisieli u klamki pańskiej”. Dwór królewski, wpierw Luwr, a zwłaszcza -później -Wersal, był kipiącym kotłem walki o łaskę królewską, dostęp do monarchy, funkcje, zaszczyty i pensje, które pomagały sprostać kosztom i wymogom życia dworskiego. Niełaska oznaczała odsunięcie, degradację, brak dochodów i zmuszała do wycofania się do rodowej siedziby. Rozbudowane do karykaturalnych struktur funkcje dworskie łączyły się z pensją i awansem; król mógł forować swoich zwolenników; podobne awantaże dawały urzędy: mianowanie na nie mieszczan i drobnej szlachty tworzyło „nową szlachtę” urzędniczą, oddaną władcy. To jest ten czynnik władzy, o którym już była mowa: łaska królewska kształtowała strukturę społeczną kraju. Ludwik XIV skupiał całą władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą w swoich rękach. Grono jego najbliższych doradców było szczupłe. Tworzyli oni Radę Najwyższą czy Radę Państwa, która zbierała się cztery razy w tygodniu, zawsze z udziałem króla. Monarcha przewodniczył też posiedzeniom innych centralnych instytucji, takich jak Rada Depesz (która zajmowała się m.in. sprawami administracji terenowej, wojska, obronności, stosunkami z Kościołem) czy Rada Finansów (budżet, skarbowość). Poszczególnymi resortami kierowali mianowani przez króla ministrowie-sekretarze stanu. Wyróżniał się wśród nich Jean Baptiste Colbert, minister finansów, zwolennik merkantylizmu, odmiennego jednak od XVI-wiecznego pierwowzoru (była już o nim mowa), udoskonalonego, wzbogaconego w stosunku do tego z czasów Henryka IV. I on opierał się na zasadzie dodatniego bilansu handlowego, ale pomyślność kraju i dochody skarbu wiązał przede wszystkim z zamożnością jego mieszkańców i ich możliwościami płatniczymi. Zakładał, że produkcja pozarolnicza (to co później nazwiemy przemysłem) rozwijać się może tylko w oparciu o masowego konsumenta, a podstawą dobrobytu jest praca ludzka, inwencja, pomnażanie dóbr. Merkantylizm Colberta rezerwował ważną rolę dla sektora państwowego w życiu ekonomicznym; dlatego też uwzględniał interwencjonizm państwowy w tej dziedzinie. Państwo zakładało manufaktury, wpływało na produkcję dóbr, na handel, ustanawiało cła ochronne, popierało produkcję na eksport, promując użycie w niej jak największej ilości własnych surowców. Taka polityka gospodarcza miała zapewnić i doraźne korzyści i przynieść równowagę budżetową w państwie. Tę politykę ekonomiczną Francji Ludwika XIV nazwano, od imienia prowadzącego ją ministra, kolbertyzmem. Inny sekretarz stanu, minister wojny Franois Louvois, zorganizował świetną armię, liczącą w czasie wojny 250 tysięcy żołnierza. Równocześnie jednak przypomnieć trzeba, że monarchia absolutna to brak swobód dla poddanych, to państwo nietolerancji. Nauka, literatura, sztuka, życie religijne - wszystko musiało być podporządkowane interesowi monarchii, gloryfikowaniu jej i popieraniu absolutyzmu. Odmienne poglądy były zakazane i tępione; dla opornych zawsze można było znaleźć miejsce w ponurej Bastylii. Nietolerancja na płaszczyźnie religijnej przejawiła się przede wszystkim w odwołaniu przez Ludwika XIV w 1685 roku edyktu tolerancyjnego z Nantes (z 1598 r.). Prześladowania hugenotów (mordy, deportacje do kolonii) zmusiły ich do masowej ucieczki z Francji, przede wszystkim do krajów protestanckich Europy oraz do kolonii angielskich w Ameryce Północnej. Około 200 tys. hugenotów, a pośród nich duża liczba czołowych przedstawicieli życia gospodarczego (m.in. wysoko kwalifikowani rzemieślnicy i kupcy) oraz wolnych zawodów (lekarze, prawnicy itd.), udała się na emigrację do innych krajów. Zauważmy, że do dzisiaj np. w Niemczech ludzie o francuskich nazwiskach (Lafontaine, de Meziere) odgrywają istotną rolę w życiu publicznym. To właśnie potomkowie wygnanych hugenotów. Dla Francji ówczesnej była to olbrzymia strata; doszło do odpływu ludzi prężnych, zdolnych, oddanych krajowi. Ten akt wywołał wzburzenie społeczne i przyczynił się walnie do wzrostu niezadowolenia z rządów Ludwika XIV. Nie tylko jednak nietolerancja powodowała narastającą opozycję przeciw monarchii. Wywoływały ją też zaborcze wojny Francji, których koszty pociągały za sobą trudności wewnętrzne, ruinę gospodarczą królestwa i perspektywę finansowego bankructwa kraju. Równocześnie następował rozkład systemu administracyjnego monarchii ponieważ król w coraz większym stopniu sam zagarniał całą władzę. Od schyłku XVII wieku ten doskonały model monarchii absolutnej rozpada się. To tak jak w technice: w motorze, choćby świetnym, ale o określonej sile, nie da się bez końca i bezkarnie „podnosić obrotów”; w pewnym momencie zbyt „podrasowany” silnik rozleci się. Państwo Ludwika XIV nie mogło wytrzymać narzuconych mu obciążeń. Wiek XVIII - epoka racjonalizmu, oświecenia, rosnącego w siłę mieszczaństwa - przyniesie ostateczny upadek tego modelu rządzenia. Odmienne podstawy ideologii absolutyzmu. Tendencje absolutystyczne obserwować można i w innych krajach siedemnastowiecznej Europy. W rzeczywistości angielskiej połowy XVII stulecia osadzona była teoria państwa i prawa Thomasa Hobbesa, filozofa i pisarza politycznego. Był on zwolennikiem i wybitnym teoretykiem państwa absolutystycznego, ale opartego nie na prawie boskim władcy lecz na racjonalistycznej podstawie wynikającej z potrzeb ludzkich. Teoria Hobbesa, chociaż tworzona w interesie Stuartów, odpowiadała również - z oczywistych względów - lordowi-protektorowi Cromwellowi. Swą koncepcję przedstawił Hobbes w dziele Leviatan (1651). Twierdził w nim, że przed zorganizowaniem społeczeństwa ludzkiego jedynym prawem była siła, gwałt, rabunek. Człowiek był człowiekowi wilkiem (homo homini lupus est), a stosunki międzyludzkie cechowała wojna wszystkich przeciw wszystkim (bellum omnium contra omnes). Ten stan rzeczy wywołał chęć zorganizowania państwa przez samych ludzi dla uzyskania bezpieczeństwa. Państwo powstało zatem ze zrzeczenia się wielu praw osobistych jednostki (jednostek), ale właśnie dla ochrony własności tej jednostki. Powstało więc z woli ludzkiej (a nie boskiej). Wynikał z tego wniosek, że dla bezpieczeństwa wszystkich trzeba dać władzę jednostce, aby była ona silna. Od tej konstatacji był już tylko krok do uznania, że najdoskonalszą formą rządów jest w takim razie monarchia absolutna. Teoretycy absolutyzmu nie porzucili jednak tezy o boskim pochodzeniu władzy monarszej. Trzeba znowu wrócić na grunt francuski, do ostatniego okresu panowania Ludwika XIV. Wtedy to do XVI-wiecznej teorii Jeana Bodin uzasadniającej władzę absolutną, doszedł nowy element podniesiony przez biskupa Metzu, pisarza, teologa, historyka i sławnego kaznodzieję Jacquesa Bigne Bossueta, wyłożony w jego traktacie La politique tir des propres paroles de lłEcriture Sainte (Polityka wywiedziona ze słów Pisma Świętego, wydany pośmiertnie, 1709); dowodził on w nim boskiego pochodzenia władzy królewskiej - osoba monarchy jest święta, król jest pomazańcem bożym. Praktyka uznawania nadprzyrodzonych właściwości monarchy już we Francji istniała. Każdorazowo po koronacji w Reims, król francuski wychodził do swoich zgromadzonych przed katedrą poddanych i uzdrawiał chorych. Szególnie cierpiący na skrofuły (gruźlica węzłów chłonnych szyi, objawiająca się karykaturalnym jej obrzmieniem) liczyli na „boskie” dotknięcie przez władcę. Monarcha kładł ręce na głowie chorego i wypowiadał formułę: „ja cię dotykam, Bóg cię uzdrawia”. Teraz doszło do tego teologiczne uzasadnienie tej tradycji. Rządy absolutne w innych uwarunkowaniach (Szwecja, Dania, Brandenburgia). W Szwecji na rok 1660 (po pokoju w Oliwie) przypadał szczyt szwedzkiego dominium maris Baltici, władztwa nad Bałtykiem. Państwo było silne. Ale w tymże roku umiera Karol X Gustaw i rozpoczyna się 12 lat regencji. Wiemy już co to zwykle oznacza dla władzy; i w tym przypadku następuje znaczne wzmocnienie pozycji magnaterii. Szwecja, poprzez profrancuską politykę, uwikłana była w wojnę (1675- 1679), która przysparzała kłopotów wewnętrznych i wywołała opozycję przeciwko rządzącej grupie; tworzyła ją drobna szlachta, duchowieństwo i mieszczaństwo reprezentowane w riksdagu (szwedzkim parlamencie). W 1675 roku Karol XI objął samodzielne rządy, ale dopiero po wojnie, dzięki antymagnackiemu poparciu drobnej szlachty, duchowieństwa i mieszczaństwa stopniowo uzyskał władzę absolutną. Można by postawić pytanie: jak to się dzieje, że duchowieństwo w Szwecji zajmuje stanowisko antymagnackie, jest prokrólewskie i popiera jego silną władzę? Trzeba przypomnieć, że jest to kler protestancki, a więc podporządkowujący się władzy świeckiej. Za poparcie król płacił drobnej szlachcie polityką tzw. redukcji dóbr, czyli konfiskatą na jej rzecz ziemi, która niegdyś była w posiadaniu monarchy, a teraz pozostawała w ręku magnatów (podobnie jak królewszczyzny w Polsce). Stany w riksdagu zrewanżowały się uchwaleniem rozszerzenia władzy króla, proklamując w 1680 roku jej suwerenność i niezależność od zdominowanej przez arystokrację Rady Państwa, potwierdzając tym samym jego absolutyzm. Karol XI przeprowadził reformę armii, czyniąc ją samowystarczalną poprzez nadziały ziemi dla żołnierzy i dowódców. Okres ostatnich dwudziestu lat XVII wieku był pomyślny dla gospodarki szwedzkiej dzięki polityce merkantylnej, cłom ochronnym; następuje rozwój górnictwa, wzrost miast. Mimo śmierci króla w 1697 roku i tak ryzykownej dla silnej władzy małoletniości jego syna, dzięki talentom młodego Karola XII - w XVIII stulecie Szwecja weszła z utrwalonym absolutyzmem. Na podobnej bazie społecznej doszło do wzmocnienia władzy królewskiej w Danii, gdzie wzrastające w siłę mieszczaństwo zabiegało o równouprawnienie ze szlachtą. Tutaj mieszczanie i duchowieństwo pod groźbą użycia broni wymusiły na magnaterii i szlachcie w 1660 r. uznanie króla Fryderyka III (1648-1670) jako monarchy dziedzicznego. Władza króla stała się na podstawie prawa absolutna. Do tego momentu tron był w Danii elekcyjny, a więc słaby (czyż nie nasuwają się tu skojarzenia z Polską?). Jego dziedziczność dawała teraz monarsze silną pozycję wobec magnaterii, stwarzała możliwość przebudowy, reformy ustroju. Następuje centralizacja władzy. Mieszczanie popierani przez władcę obejmują liczne urzędy, ale te są podległe bezpośrednio królowi (jak we Francji Ludwika XIV). Ograniczono rolę samorządu lokalnego. Zniesione zostały najważniejsze przywileje szlachty, a jej majątki ziemskie opodatkowano. W ostatnim trzydziestoleciu XVII wieku, za panowania Chrystiana V, dzięki reformom wybitnego kanclerza Schumachera, Dania przekształciła się w szlachecko-mieszczańskie państwo absolutne, chociaż magnateria - mimo wszystkich zmian - jeszcze w XVIII wieku odgrywała w niej istotną rolę. Natomiast w Brandenburgii podstawą wzmocnienia władzy elektora (Hohenzollerna) była armia. W okresie wojny północnej lat 1655-1660 Fryderyk Wilhelm (1640-1688) zwany „Wielkim Elektorem”, dysponując pieniędzmi na wojsko czerpanymi bez konieczności aprobaty szlachty - uniezależnił się od stanów. Wykorzystując sprzeczności między miastami a szlachtą dążył do rządów absolutnych. W drugiej połowie XVII wieku dokonał się proces jednoczenia posiadłości elektorskich i wzmocnienia władzy centralnej poprzez utworzenie niezależnego od stanów systemu administracyjnego. Instytucją centralną - kierującą życiem gospodarczym, politycznym i społecznym, wewnątrz i na zewnątrz państwa - był Komisariat Wojny. Panowanie syna „Wielkiego Elektora” - Fryderyka III (1688-1713) zaznaczyło się faktem jego koronacji na „króla w Prusiech” w 1701 roku w Królewcu jako Fryderyka I. Jednak dopiero rządy jego syna i następcy Fryderyka Wilhelma I (1713- 1740) dają początek wielkości Prus. Władca ten tworzy centralistyczno-biurokratyczny system administracji oraz reformuje i powiększa przeszło dwukrotnie armię (na 2,5 miliona ludności liczyła ona 90 tys. żołnierza). W tym przypadku można powiedzieć, że to armia była podstawą władzy absolutnej. Absolutyzm jako element „starego porządku”. Absolutyzm jako forma władzy był zatem fazą w ramach systemu feudalnego. Monarcha wykorzystywał wiele czynników by wzmocnić swą władzę. Pośród nich liczyła się bardzo gra sił społecznych. Rozwijające się mieszczaństwo było jeszcze za słabe dla dokonania przewrotu ustrojowego i nie miało jeszcze takiego celu. Popierało więc absolutyzm, gdyż likwidował on znak równości między władzą polityczną a własnością ziemską. Kierował się natomiast między wielkim feudałom, arystokracji, magnatom. Pod egidą monarchy rozwijał biurokrację, dając warstwom średnim, zwłaszcza mieszczanom, pole do działania. Ochraniał wytwórczość pozarolniczą, handel. Percepcja wzorca francuskiego zależna była od swoistych warunków społeczno-ekonomicznych danego państwa. W Rosji można wyróżnić trzy etapy okresu monarchii absolutnej (M.Sczaniecki): fazę jej kształtowania się w drugiej połowie XVII wieku, etap jej umacniania się w pierwszej połowie XVIII wieku za Piotra I oraz okres dalszego jej rozwoju pod wpływem reform Katarzyny II w drugiej połowie tego stulecia. Szczególnie istotny jest tu okres panowania Piotra I, który chciał przekształcić Rosję w nowoczesną monarchię absolutną wzorowaną na krajach zachodnioeuropejskich. Miała temu służyć dokonana przezeń przebudowa ustroju gospodarczego i społecznego, reforma aparatu państwowego opartego na centralizmie i biurokracji, na urzędnikach pochodzenia mieszczańskiego (dworianie) i szlacheckiego oraz na armii opierającej swe kadry na szlachcie. Dlatego historycy państwa i prawa nazywają rosyjską monarchię absolutną XVIII wieku monarchią urzędniczo-szlachecką. Natomiast przywileje Katarzyny II dla szlachty ograniczyły prawa mieszczan, wywołały wrzenie na wsi i uwsteczniły charakter rosyjskiej monarchii absolutnej. Uznaje się, że mimo likwidacji feudalizmu w Rosji w drugiej połowie XIX wieku, przetrwała ona formalnie aż do obalenia caratu w naszym stuleciu. W Anglii monarchia absolutna utrzymała się przez niewiele ponad 150 lat: od objęcia rządów przez Tudorów po wojnie Dwóch Róż (1485) do rewolucji burżuazyjnej w połowie XVII wieku. Ten typ rządów utrwalił Henryk VIII w pierwszej połowie XVI stulecia, panujący nad parlamentem, Kościołem (anglikańskim), popierany przez gentry i mieszczaństwo przeciw arystokracji feudalnej. Również jego córka, Elżbieta I rządziła absolutnie. Dopiero czasy katolickich Stuartów w pierwszej połowie XVII stulecia doprowadziły do napięć między chcącą utrzymać swą pozycję polityczną monarchią a parlamentem, reprezentującym w dużej części nowe siły społeczne, zainteresowane ograniczeniem i kontrolowaniem władzy królewskiej, udziałem w rządach w imię wolności politycznych i gospodarczych. O tej fazie absolutyzmu angielskiego mówiliśmy już w rozdziale o pierwszych rewolucjach mieszczańskich w Europie. Jeśli się weźmie pod uwagę wszystkie przytoczone na ostatnich stronach przykłady można stwierdzić, że podstawą, oparciem społecznym dla „klasycznego” absolutyzmu mogło być zatem mieszczaństwo, drobna szlachta, duchowieństwo (protestanckie), biurokracja, armia. Absolutyzm przyniósł osłabienie tradycyjnego feudalizmu, rozwój ekonomiczny i emancypację nowej warstwy społecznej - mieszczaństwa (które w pewnych warunkach zastępuje „nowa szlachta”). Antyabsolutystyczny ustrój szlacheckiej Rzeczypospolitej Polskiej. Duże zainteresowanie współczesnych, w całym okresie między XVI a XVIII wiekiem, wywoływało państwo, którego system polityczny był – i miał być – zaprzeczeniem absolutyzmu monarszego. Wydaje się, że w tym rozdziale powinno się również znaleźć miejsce dla jego omówienia, choć jest to przykład dla tematu przewrotny, a rebours, i dotyczy kraju, którego w założeniu nie mieliśmy eksponować w naszym krótkim ujęciu dziejów powszechnych. Polska, bo o niej oczywiście mowa, od końca XV wieku kształtowała swój ustrój demokracji szlacheckiej oparty na sejmowładztwie, zwiększających się prerogatywach szlachty, wolnej elekcji króla. Jej władca był tylko primus inter pares – pierwszym pośród równych, którymi byli wszyscy jego dobrze urodzeni poddani. Już sam fakt elekcyjności tronu polskiego przyciągał uwagę obcych. Od pierwszej de facto wolnej elekcji, po wygaśnięciu dynastii Jagiellonów, dawał bowiem atrakcyjną możliwość starania się przez kandydatów innych państw o polską koronę. A była to w drugiej połowie XVI wieku silna, rozległa, licząca się w polityce europejskiej monarchia. Wielonarodowościowa i wielowyznaniowa polsko- litewska Rzeczpospolita Obojga Narodów w założeniach jej systemu politycznego nie dopuszczała jednak możliwości ustanowienia w niej silnej władzy monarszej. Szlachta dbała o swoje przywileje, do których należało m.in. prawo osobistego udziału w elekcji suwerena (zasada viritim). Z kolei warunki elekcyjne (artykuły henrykowskie), których przestrzeganie musiał zaprzysięgać każdy nowoobrany król, ograniczały jego władzę. Każda próba zmiany istniejącego stanu rzeczy przez monarchę kończyła się opozycją szlachty, która w skrajnych wypadkach przekształcała się w zbrojne wystąpienie przeciw królowi („wojna kokosza” w XVI wieku, rokosze Zebrzydowskiego i Lubomirskiego w XVII stuleciu). Król panował pod groźbą wypowiedzenia mu posłuszeństwa i detronizacji jeśliby wykroczył poza ustanowione na kolejnych sejmach oraz w artykułach elekcyjnych prawa i szlacheckie przywileje (wspomnijmy tylko konstytucję nihil novi oraz articulus de non praestanda oboedientia). Tak rozumiana demokracja szlachecka prowadziła w ciągu XVII wieku do anarchizacji życia politycznego (przykład liberum veto), osłabienia państwa wewnątrz oraz jego uprzedmiotowienia i marginalizacji w stosunkach międzynarodowych. Tym bardziej, że osłabieniu władzy królewskiej sprzyjało przekształcanie się Rzeczypospolitej we własność oligarchii magnackiej. Wielcy panowie tworzyli olbrzymie domeny – państwa w państwie, mieli swoją klientelę spośród rozwarstwionej szlachty, prowadzili na własną rękę stosunki zagraniczne. Reformy ustroju państwa proponowane przez dwór, zwłaszcza wzmocnienia pozycji króla (np. projekty elekcji vivente rege) traktowane były jako próby wprowadzenia w Polsce absolutum dominium na wzór monarchii Zachodu (zwłaszcza Francji) i zdecydowanie odrzucane. Sprzyjała temu, szeroko rozumiana, ideologia sarmatyzmu przyjęta przez szlachtę. Przeciwstawiano się interesom dynastycznym poszczególnych królów polskich, odbierano im kolejne prerogatywy. Nawet propozycje zwiększenia liczby wojska w obliczu wojen traktowane były jako posunięcia mogące przynieść wzmocnienie władzy monarszej. Od początku XVIII wieku sytuację pogarszało polityczne wzrastanie w siłę sąsiadów Polski – Rosji i Prus, korzystających z procesu samoosłabiania się państwa panów polskich i ingerujące coraz silniej w jej wewnętrzne sprawy. Przedstawiciele europejskiego oświecenia krytycznie opisywali anarchiczny ustrój Rzeczypospolitej (m.in. Wolter). Ale wzbudzał on również życzliwe zainteresowanie tych ludzi Wieku Świateł, którzy występowali przeciw absolutyzmowi królewskiemu (G.B. Mably, J.J. Rousseau). Ze swej perspektywy zarówno w systemie rządów w szlacheckiej Rzeczypospolitej, jak i w postawie zachowawczych polskich „republikanów”, przeciwników reform, obrońców „złotej wolności”, widzieli cechy pozytywne. Ci, którzy swymi konserwatywnymi przekonaniami przyczyniali się do upadku Polski znajdowali – paradoksalnie – uznanie w przedrewolucyjnej Francji. Reformy Sejmu Wielkiego z Konstytucją 3 Maja na czele w gruncie rzeczy nic w tej sytuacji nie mogły zmienić. Podkreśla się często u nas, że Konstytucja majowa była pierwszym nowoczesnym aktem tego typu w Europie, a drugim po amerykańskiej na świecie. Że zgodnie z jej literą Rzeczpospolita stawała się monarchią konstytucyjną, w której władza królewska miała być wzmocniona, m.in. przez to, że zniesiono wolną elekcję a wprowadzono dziedziczność tronu. Zlikwidowano też liberum veto. Król wraz z rządem (Strażą Praw) i jego komisjami (ministerstwami) miał sprawować władzę wykonawczą. Tak wyglądała teoria. W praktyce Konstytucja 3 Maja była zamachem stanu postępowej mniejszości, zwolenników reform, przeprowadzonym wbrew przekonaniom zachowawczej większości szlachecko-magnackiej. Za unicestwieniem jej postanowień, a w konsekwencji niepodległości Rzeczypospolitej, stała także Rosja. I taka też okazała się rzeczywistość historyczna. Absolutyzm oświecony XVIII stulecia a absolutyzm „klasyczny”. Pod wpływem idei oświecenia absolutyzm przekształcił się w absolutyzm oświecony, różniący się wyraźnie od swej pierwszej fazy, będący jego ustrojową modyfikacją. Występował on w niektórych państwach Europy w XVIII wieku, zwłaszcza w jego drugiej połowie, głównie w państwach niemieckich (Fryderyk II pruski, Józef II austriacki), skandynawskich (Gustaw III szwedzki), włoskich, w Hiszpanii, Portugalii, tylko częściowo (a i to jest dyskusyjne) w Rosji (Katarzyna II). Wspomnijmy więc, że Fryderyk II zmniejszył ucisk poddanych na wsi, ograniczył monopol cechów, a tym samym zliberalizował rynek, dopuścił w monarchii kult katolicki, rozszerzył wpływ państwa na oświatę i kulturę, unowocześnił prawo karne. Józef II z kolei mocno ingerował w sferę wyznaniową (podporządkowanie i kontrolowanie Kościoła przez państwo – „józefinizm”), chcąc wzmocnić spójność swego władztwa germanizował wielojęzyczną monarchię habsburską, ograniczał wszechwładzę feudalnej szlachty, opierał administrację na mieszczaństwie, wprowadził samorząd miejski, kodyfikował prawo karne. Katarzyna II natomiast szybko porzuciła projekty reformy wewnętrznej, raczej doskonaliła istniejący system rządów absolutnych, opierając się na szlachcie. W oczach obcych chciała natomiast uchodzić za rzeczniczkę idei oświecenia, mecenasa kultury i sztuki (doczekała się miana „Semiramidy Północy”), władczynię liberalną. Takim monarchą był natomiast rzeczywiście Gustaw III, panujący w Szwecji w latach 1771-1792, zwolennik absolutyzmu oświeconego, w gospodarce rzecznik wolnego rynku, zniesienia przywilejów i monopoli, reformator prawa cywilnego i wymiaru sprawiedliwości, protektor rozwoju kultury i nauki, obrońca wolności religii. Absolutyzm oświecony polegał zatem na odgórnych reformach przeprowadzanych przez władców, przede wszystkim w sferze społeczno-gospodarczej. Wiek oświecenia głoszący przewagę rozumu wpłynął na zaostrzenie doktryny uzasadniającej absolutyzm; przesłanki teologiczne nie wchodziły już w grę. Monarcha nie był pomazańcem bożym, ale pierwszym sługą państwa, a jego zadaniem stało się służenie dobru ogółu. Niemniej o tym co jest dobre dla ogółu decyduje on sam, jako że tylko on ma pełną wiedzę o stanie państwa i o tym co jest dobre dla poddanych. Kieruje się bowiem „racją stanu”. Była to więc wszechwładza monarchii absolutnej „dla dobra poddanych” (a nie z racji boskiego prawa). Monarchowie w imię racji stanu, jedności i siły państwa wzmacniali centralizm w zarządzaniu, ograniczali swobody panów feudalnych. Dbali o rozwój gospodarczy (zwłaszcza produkcji pozarolniczej i handlu), sprawowali mecenat nad myślą techniczną. W imię idei nadrzędności państwa ograniczali uprawnienia Kościoła; te działania powodowały laicyzację w stosunkach wewnętrznych, czyli oddzielanie w życiu publicznym spraw świeckich od duchownych. Przy jednoczesnym ogólnym wzroście świadomości ludzi pozwalało to upowszechniać idee tolerancji religijnej. Władcy „oświeceni” reformowali oświatę, wprowadzali zmiany w szkolnictwie; większe znaczenie przywiązywano do obecności języków narodowych w nauczaniu, w programie w szerszym zakresie uwzględniano przedmioty ścisłe, zgodnie z duchem epoki propagowano światopogląd racjonalistyczny. Rządy oświecone wprowadzały też pewne reformy chłopskie, które miały ograniczyć ucisk feudalny, ale tzw. kwestia chłopska w ramach tego systemu nie mogła zostać rozwiązana. Niemniej miały one służyć łagodzeniu dysproporcji stanowych, przy czym głównym instrumentem tych działań było dążenie do bardziej równomiernego rozłożenia obciążeń podatkowych. A była to właśnie epoka narastających napięć stanowych, wzrostu siły mieszczaństwa (przy jego upośledzeniu formalno-prawnym). Następował on m.in. właśnie dlatego, że absolutyzm oświecony przyczyniał się w życiu gospodarczym do wzmacniania elementów kapitalistycznych. Te nierozwiązane antagonizmy społeczne staną się wkrótce powodem upadku „starego porządku”. Rozdział X : Rywalizacja o dominację nad Bałtykiem w XVI-XVIII wieku Między XVI a XVIII stuleciem dokonały się znaczące zmiany w międzynarodowym układzie sił w Europie północnej – w basenie Morza Bałtyckiego. Trwała tam rywalizacja kilku państw o uzyskanie przewagi politycznej i supremacji w aktywności gospodarczej. Nazywamy ją w historii walką o dominium maris Baltici. Można zauważyć jej kulminacyjne momenty w kolejnych wiekach w związku z trzema wojnami, które przyjęło się określać (chociaż w różnych krajach niejednoznacznie, inaczej je „numerując”) wojnami północnymi. Pierwsza z nich trwała w drugiej połowie XVI wieku, druga rozgrywała się niecałe sto lat później w XVII wieku, trzecia – najdłuższa, rozgorzała na początku XVIII stulecia. Mamy tu więc ponownie do czynienia z tzw. zagadnieniem przekrojowym w historii (w ujęciach podręcznikowych często ”rozrzuconym”), w tym przypadku obejmującym ponad dwieście lat. Sytuacja nad Bałtykiem w pierwszej połowie XVI wieku. Wyprawy i odkrycia geograficzne zmieniły – o czym już była mowa – znaczenie dróg handlowych w Europie. Zmniejszyła się rola Morza Śródziemnego, przygasała potęga Wenecji, rozwijały się natomiast te nadmorskie części kontynentu, te porty, które handlowały z Nowym Światem. Również Bałtyk traci na znaczeniu, słabnie na nim dominująca pozycja handlowa związku miast zwanego Hanzą, chociaż nie można mówić o jej upadku (a tak się do niedawna często twierdziło). Współcześnie zwraca się zwłaszcza uwagę na fakt zastępowania słabnących formalnych więzi organizacyjnych Hanzy przez ciągle aktywne i sprawne powiązania rodzinne „klanów” zajmujących się obrotem towarami w różnych portach nad Bałtykiem (M.-L. Pelus- Kaplan). Niemniej w pośrednictwie handlowym między Wschodem a Zachodem w coraz większym stopniu kupców hanzeatyckich zastępowali na Bałtyku Holendrzy. Także inne państwa Zachodu z uwagą obserwowały sytuację w tym rejonie, zważając na swe interesy handlowe i polityczne. Te pierwsze związane były z cennymi dla gospodarki europejskiej towarami, które sprowadzano z tego rejonu. Należało do nich zboże, skóry, futra, ruda żelaza, miedzi, dziegieć, smoła, len, konopie, drewno i wytwory z niego. Handlowano też solą. Z Zachodu przywożono m.in. sukno, wino, materiały wojenne, towary kolonialne. W interesie państw angażujących się gospodarczo w tym rejonie było utrzymanie tam pokoju. Każdy konflikt groził przerodzeniem się w wojnę, a każda wojna zakłócała żeglugę, wymianę towarową, umniejszała zyski z handlu. Te ostatnie zależały też od obecności statków danego państwa – większej lub słabszej - na Bałtyku. A to już był element związany z rywalizacją polityczną na Północy. Tymczasem z tego punktu widzenia pierwsza połowa XVI wieku przyniosła istotne zmiany w sytuacji nad Bałtykiem. Dominującą rolę odgrywała tu dotąd Dania, władająca cieśninami sundzkimi i panująca zdecydowanie nad pozostałymi członkami istniejącej od końca XIV wieku unii kalmarskiej, łączącej Danię, Szwecję (z Finlandią) i Norwegię. Antyszwedzka, połączona z terrorem, polityka Chrystiana II duńskiego pogłębiała istniejące animozje szwedzko-duńskie. Powstanie narodowe w Szwecji pod wodzą szlachcica Gustawa Eriksona Wazy doprowadziło do ogłoszenia niepodlegości Szwecji i obrania przez jej sejm (riksdag) Gustawa Wazy królem (1523). Unia kalmarska rozpadła się. By móc wzmocnić państwo, król szwedzki przyjął korzystny dla Danii traktat z Chrystianem III (1541). Finlandia wróciła pod panowanie Szwecji, ale Duńczycy władali południową częścią tej ostatniej – Skanią i dalej kontrolowali Sund. Napięcie w stosunkach szwedzko-duńskich pozostało. Sytuacją nad Bałtykiem zainteresowana była również Polska Jagiellonów, chociaż absorbowały ją i inne problemy. Rywalizowała z Habsburgami o wpływy na terenie Czech i Węgier; poprzez związki z Litwą zaangażowana była (pośrednio) w wojny z Moskwą. W związku z ziemiami nadbałtyckimi pozostawała w konflikcie z Zakonem Krzyżackim, posiadającym swe państwo w Prusach. I wielcy mistrzowie zakonu i cesarz starali się wykorzystać sytuację międzynarodową przeciw Polsce. Wygrana cesarska pod Pawią (1525) w konflikcie z Francją dawała przewagę domowi austriackiemu. W takim stanie rzeczy sekularyzacja krzyżackiego państwa zakonnego, które jako państwo świeckie (z dziedzicznością władzy) pozostawało w zależności lennej od Polski, uzyskana mocą traktatu w Krakowie w 1525 roku („hołd pruski”), była sukcesem Zygmunta I Jagiellona. W Inflantach pozostało teraz jeszcze jedno państwo zakonne – dawnych Kawalerów Mieczowych. Wewnętrzne konflikty zakonu i miast inflanckich z arcybiskupem Rygi spowodowały polską interwencję zbrojną w obronie tego hierarchy (1557). W jej konsekwencji zakon w sojuszu z Polską miał się obrócić przeciw Moskwie (układ w Pozwolu). Uprzedzając rozwój sytuacji, władca moskiewski Iwan IV ruszył w 1558 roku na Inflanty i zdobył ważny port Narwę. W ten sposób dokonał się fakt znaczący: Rosja uzyskała bezpośredni dostęp do Bałtyku. Sytuacja zmieniła się „jakościowo”: na Bałtyku pojawił się nowy, bardzo ważny partner w wymianie towarowej. Fakt ten musiał zainteresować i państwa Zachodu i wszystkich sąsiadów Rosji znad Morza Bałtyckiego. Tyle, że ich interesy były rozbieżne. Iwan IV, zwany Groźnym, przeniósł siły rosyjskie na nowy teren potencjalnej politycznej i gospodarczej ekspansji. Rosja jego czasów przeobraża się w państwo o silnych, scentralizowanych rządach. Już wcześniej, na początku XVI wieku, zakończył się proces zbierania ziem wielkoruskich w jedno państwo. Ograniczona została władza bojarów, a w 1547 roku Iwan koronował się przyjmując tytuł cara. Swe podboje zaczął na południu, zdobywając na Tatarach chanat kazański oraz Astrachań i rozszerzając panowanie rosyjskie na brzegi całej Wołgi. Teraz przyszła kolej na włączenie się do walki o Inflanty, by wybić tam Rosji „okno na świat”, które dawało kontakt bez pośredników z Zachodem Europy. Sytuacja zaogniła się. W 1560 roku do Inflant wkroczyła Dania i zajęła ziemie biskupa Ozylii; w następnym roku Szwecja opanowała Estonię z Rewlem (Tallinem). Mistrz Zakonu Kawalerów Mieczowych zdecydował podporządkować się Polsce i Litwie; w tymże 1561 roku doszło do sekularyzacji tego zakonu i wcielenia części Inflant do Rzeczypospolitej. Król Zygmunt II August miał odzyskać ich resztę. Musiało dojść do wojny. Pierwsza wojna północna. Status quo nad Bałtykiem na przełomie XVI i XVII stulecia. W 1563 roku rozpoczął się konflikt zbrojny zwany często „pierwszą wojną północną” lub rzadziej „wojną siedmioletnią” (w historiografii zachodniej ta wojna nie jest „numerowana”), Polski i Litwy z Rosją, który zaangażował także Szwecję i Danię do walki o dominium maris Baltici. Już wcześniej król Polski posługiwał się tzw. flotą kaperską, statkami opłacanymi przezeń żeglarzy-korsarzy, która miała paraliżować handel morski kierujący się z Zachodu do moskiewskiej Narwy (tzw. „żeglugę narewską”), co spotykało się z protestami Gdańska i i nnych państw chcących rozwijać swoje interesy na Bałtyku. Wojska rosyjskie w 1563 roku wkroczyły na Litwę i zdobyły Połock, rozpoczęła się także wojna duńsko-szwedzka. Równocześnie Polska zawarła sojusz z Danią wymierzony przeciw Szwecji, która z kolei związała się antyduńskim aliansem z Rosją. Działania wojenne toczyły się zarówno na całym Morzu Bałtyckim, jak i w Inflantach oraz na terenie walczących stron. Nie przynosiły rozstrzygnięcia, powodowały natomiast zniszczenia i straty, nie tylko dla państw wojujących, ale także w handlu międzynarodowym na Bałtyku. W 1568 roku nastąpiło odwrócenia przymierzy. Na tron szwedzki wstąpił Jan III Waza, ożeniony z siostrą króla Polski, Katarzyną Jagiellonką. Doszło do sojuszu polsko-szwedzkiego, a Dania, mająca pretensje do Zygmunta Augusta za hamowanie żeglugi narewskiej, sprzymierzyła się z Iwanem IV. Polski Jagiellon liczył, że będzie można wycofać armię szwedzką z wojny z Danią i obrócić ją przeciw carowi Rosji. Równocześnie interweniowali w konflikcie Francuzi, chcąc doprowadzić do pokoju nad Bałtykiem. Kierowali się zarówno interesem gospodarczym, jak i politycznym. Mediacja mogła przyspieszyć zakończenie wojny, pozwalając wznowić bezpieczny handel. Jej sukces wzmacniałby polityczną obecność Paryża jako arbitra w konfliktach w tej ważnej w rywalizacji ogólnoeuropejskiej części kontynentu. Z tych powodów politykę mediacji w konfliktach nad Bałtykiem będzie Francja kontynuować konsekwentnie przez następne sto pięćdziesiąt lat. Żadna z wojujących stron nie uzyskiwała przewagi. W 1570 roku zawarty został rozejm polsko-rosyjski. W tymże roku na kongresie w Szczecinie, przy pośrednictwie francuskim, cesarskim, polskim, saskim i pomorskim, ustanowiono pokój szwedzko-duński, podpisano traktat pacyfikacyjny między Szwecją i Lubeką oraz szwedzko-cesarski. Część Inflant (bez terenów zajętych przez Moskwę) stała się lennem cesarskim. Historycy przyjmują najczęściej, że na tym pokoju najwięcej skorzystała Dania. Nie można jednak pominąć faktu, że oznaczał on też kres jej nadziei na utrzymanie podległości Szwecji, takiej jaka istniała w ramach unii kalmarskiej. Doszło do równowagi politycznej między tymi koronami. Szwecja już w czasach Gustawa Wazy przeszła okres wewnętrznych reform, wzmocniła się gospodarczo i stawała się coraz silniejszym, nieopodległym państwem. Dotkliwej porażki doznała natomiast w Szczecinie dyplomacja polska, tak w kwestii Inflant, do których Rzeczpospolita zaznaczała swe pretensje, jak i w sprawie żeglugi narewskiej, która wbrew intencjom króla polskiego, nie została zamknięta. Zakończyła się pierwsza wojna północna, ale nie zamknęła ona konfliktów nad Bałtykiem. Już wkrótce na polskie Inflanty wkroczył bowiem Iwan IV. Jednakże wojna rosyjska króla Stefana Batorego (1579-1582) przyniosła zwycięstwo Rzeczypospolitej, a traktat rozejmowy przyznawał jej prawie całe Inflanty (prócz Estonii). Z kolei elekcja syna Jana III i Katarzyny Jagiellonki, Zygmunta III, na króla Polski w 1587 roku skomplikowała stosunki polsko-szwedzkie. Pięć lat później wstąpił on – żarliwy katolik – również na tron Szwecji, ale znienawidzony w swej protestanckiej ojczyźnie, został zdetronizowany (1599). Jego decyzja jako króla szwedzkiego, by włączyć północną Estonię do Rzeczypospolitej, dała w 1600 roku początek długiemu okresowi konfliktów i wojen polsko-szwedzkich, związanych z walką (oprócz pretensji dynastycznych polskich Wazów) o stan posiadania obu państw nad Bałtykiem. Nie będziemy, oczywiście, wchodzić w szczegóły tych zmagań; wystarczy wspomnieć, że początkowe trzy fazy tych wojen rozgrywały się w pierwszych trzydziestu latach XVII wieku. Nie wygasła też rywalizacja między Danią i Szwecją. Tzw. wojna kalmarska między nimi w latach 1611-1613 przyniosła Szwedom (w zamian za okup) wolność od ceł dla ich żeglugi w Sundzie. Zabiegi Szwecji o „wewnętrzne jezioro” w XVII wieku. Okres wojny 30-letniej i „potop” szwedzki w Polsce. Za panowania króla Gustawa II Adolfa (1611-1632) Szwecja staje się główną siłą nad Bałtykiem, dążąc do utworzenia z tego morza swego „wewnętrznego jeziora”. Rozwija się jej gospodarka oparta na wydobyciu rud żelaza, miedzi, srebra, cyny, wytwórczości z drewna, budowie statków, produkcji broni i przedmiotów z żelaza. Monarchia Wazy jest znaczącym eksporterem surowców i gotowych wyrobów. Intensywny jest szwedzki handel z zachodnią Europą, na samym Bałtyku, a także z krajami zaoceanicznymi (Kompania Południowa, 1627). Szwedzkie porty i miasta nabierają znaczenia jako ośrodki handlowe. Pomyślny rozwój kraju przyczynia się do nasilenia ekspansji zewnętrznej zwłaszcza, że umożliwiała ją też reorganizacja armii (jej główną siłę stanowiła piechota). Na osłabionej Rosji Szwecja zdobywa w 1617 roku Ingrię nad Zatoką Fińską i wschodnią Karelię. Państwo moskiewskie traci dostęp do Bałtyku i możliwość bezpośredniego handlu z zagranicą w tym rejonie. Od początku XVII wieku wzrastająca w siłę Szwecja stała się pierwszorzędnym sojusznikiem Francji na Północy. W okresie wojny trzydziestoletniej (1618-1648) monarchia Burbonów będzie się starała spacyfikować działania wojenne nad Bałtykiem, przede wszystkim prowadzone przez Szwecję, by wykorzystać jej wojska do walki z siłami cesarskimi w Rzeszy. Rezultatem tej polityki będą (wspomniane już w rozdz. VIII) rozejmy polsko-szwedzkie. W Altmarku (Starym Targu, 1629) Szwedzi poszerzą swe posiadłości w Inflantach, zyskają Kurlandię i porty pruskie (prócz Gdańska, Pucka i Królewca). Te ostatnie zwrócą Rzeczypospolitej sześć lat później, mocą długiego 26-letniego rozejmu w Sztumdorfie (Sztumskiej Wsi), który umożliwił kontynuowanie przez Szwedów działań wojennych w Rzeszy. Wojna z Danią (1643-1645) przyniesie Szwecji m.in. kolejne nabytki terytorialne nad Bałtykiem (Ozylię, Gotlandię) i potwierdzenie wolności od ceł sundzkich. Zwycięska dla bloku profrancuskiego wojna 30-letnia zakończyła się przyznaniem Szwecji w traktatach westfalskich części Pomorza ze Szczecinem, Rugią, Wismarem i ziem sięgających Morza Północnego. Idea uczynienia z Bałtyku „wewnętrznego jeziora” Szwecji stawała się realna i miała swoje konsekwencje. Gdyby bowiem rozejm między Polską a Szwecją zawarty w Sztumskiej Wsi był przestrzegany do końca, do wojny między tymi państwami nie powinno dojść do 1661 roku. Tymczasem wtedy było już po kolejnym szwedzko-polskim konflikcie zbrojnym z lat 1655-1660, który nazywamy „potopem” lub drugą wojną północną (tylko czasem przypomina się – jak to czyni angielski historyk Robert Frost – że „potop” oznaczał wpierw „tylko” najazd z roku 1655, a sama nazwa wojny jako „drugiej północnej” dopiero od niedawna przyjmuje się w historiografii zachodniej). Po wojnie 30-letniej do pełnego dominium maris Baltici Szwecji brakowało Prus Książęcych i Królewskich. Te pierwsze, pod władztwem Hohenzollernów, były lennem Polski, te drugie – należały do niej. Rzeczypospolita była osłabiona powstaniem kozackim na Ukrainie i narastającą anarchią wewnętrzną. Od 1654 roku trwała wojna rosyjsko-polska, która wywołała poruszenie wszystkich sił w rejonie Bałtyku. Nowy król szwedzki Karol X Gustaw zdecydował zaatakować Polskę, a wojna ta w intencjach Szwedów miała zagrodzić Rosji drogę na Zachód, ku Inflantom i Bałtykowi. Okres „potopu” jest mocno obecny w polskiej świadomości historycznej; niemała w tym zasługa literatury i filmu. Zaakcentujmy tu więc raczej, słabiej podkreślane, jego aspekty międzynarodowe. Działania Szwedów w Rzeczypospolitej wywołały reakcję sił przeciwnych wzmocnieniu ich potęgi. Jeszcze w końcu 1656 roku groził Polsce rozbiór jej ziem przez państwa sprzymierzone z Karolem X Gustawem; odparcie najazdu siedmiogrodzkiego w pierwszej połowie następnego roku stało się przełomem. W tym czasie ukształtowała się dla pomocy Rzeczypospolitej i z jej udziałem antyszwedzka koalicja cesarstwa, Danii, Brandenburgii (sojusz okupiony zniesieniem zależności lennej Prus Książęcych od Polski) i Rosji. Wojna duńsko- szwedzka (1657-1658) zakończyła się jednak klęską Danii i utratą na rzecz Szwecji jej posiadłości w południowej Skandynawii. Dania straciła swą dotychczasową pozycję, a monarchia Karola X Gustawa, stojąca u szczytu swej potęgi, jeszcze w 1658 roku wznowiła z nią wojnę. Duńczyków wspomagały wojska cesarskie, brandenburskie, polskie (wyprawa Stefana Czarnieckiego) i flota holenderska. Mediacja państw trzecich, z Francją na czele, zainteresowanych ustanowieniem pokoju na Bałtyku doprowadziła jednak do zakończenia wojny polsko-szwedzkiej pokojem w Oliwie w 1660 roku. Zobowiązywał on Szwecję do wycofania się z Rzeczypospolitej, sankcjonował posiadłości Szwedów w niemal całych Inflantach, a Prusy Królewskie pozostawiał w polskich rękach. Z kolei wojna z Danią, wobec udzielonej Duńczykom obcej pomocy, nie przyniosła Szwedom sukcesów, ale ostatecznie na mocy pokoju z tegoż 1660 roku, uzyskali oni praktyczne potwierdzenie (i niewielkie rozszerzenie) swych posiadłości sprzed dwóch lat oraz współudział w zyskach z ceł w Sundzie. Szwecja pozostała dominującą siłą nad Bałtykiem, ale ustanowiony pokój w tym rejonie Europy przyniósł na kilkadziesiąt lat ustalenie pewnej równowagi politycznej. Wielka wojna północna na początku XVIII wieku i zmiana układu sił nad Bałtykiem. W końcu XVII wieku w istniejący na Północy stan rzeczy zaczął ingerować nowy, prężny car Rosji – Piotr I, który chciał zrealizować plan przywrócenia swemu państwu dostępu do Bałtyku. Dominacja Szwecji konsolidowała wspólnymi interesami jej wrogów. Zachód zajęty był kwestią sukcesji tronu hiszpańskiego, Turcja podpisała pokój karłowicki, w Inflantach podnosiła głowę opozycja – w takiej sytuacji plany Piotra I utworzenia koalicji rysowały się realnie. Istotnie, w 1699 roku doszło do przymierzy łączących w sojusz Polskę Augusta II (równocześnie elektora saskiego), Rosję, Brandenburgię i Danię. W następnym roku August wkroczył do Inflant – rozpoczęła się kolejna, trzecia wojna północna, zwana również „wielką”. Spojrzenie, choćby pobieżne, na jej przebieg, pozwala zrozumieć logikę wywołanych przez nią tak znacznych przeobrażeń nad Bałtykiem. Początek działań nie przyniósł sukcesów sprzymierzonym. Król Szwecji Karol XII pokonał Danię (zawarto pokój) oraz Rosję (bitwa pod Narwą), w 1701 roku pobił wojska Augusta II i wkroczył do Rzeczypospolitej, co z kolei pozwoliło Rosjanom w ciągu dwóch następnych lat na skuteczną reorganizację armii i kontrofensywę na swoich ziemiach. Już po pierwszych niepowodzeniach Rosjanie, z polecenia cara, zaczęli powiększać liczbę wojska i dyscyplinować je oraz budować system obrony kraju. Z braku surowca przetapiano na działa dzwony cerkiewne; w ciągu roku podwojono w ten sposób siłę artylerii. To w tym okresie, na zdobytej na Szwedach Wyspie Zajęczej u ujścia głównego nurtu Newy, zaczęła powstawać twierdza-miasto portowe Petersburg. Kiedy Piotr I zdobył przewagę na Północy (1704), skierował swe wojska na pomoc zagrożonym sojusznikom. W Rzeczypospolitej jednak skłócona szlachta i magnateria zdetronizowała Augusta II i pod szwedzkim wpływem ogłosiła królem Stanisława Leszczyńskiego. W 1706 roku Szwedzi z sukcesem przenieśli walki do Saksonii, August II musiał porzucić sojusz z Rosją i podporządkować się politycznie Karolowi XII. Tymczasem sukcesy rosyjskie nad Bałtykiem i obawa przed ingerencją Piotra I w sprawy Rzeczypospolitej, skłoniły Karola XII do wyprawy przeciw Rosji. Decydująca okazała się zbyt surowa dla wojsk szwedzkich ukraińska zima 1708/1709 roku i w jej konsekwencji klęska armii Karola XII pod Połtawą, która latem 1709 roku poddała się Rosjanom. Król Szwecji schronił się w Turcji, a jego klęska zmieniła radykalnie sytuację. August II wrócił na tron Polski, odnowiwszy wcześniej przymierze z Rosją i Danią; ta ostatnia zaangażowała Szwedów w kolejną wojnę. Turcja w obawie o podobną jak nad Bałtykiem ekspansję Piotra I w kierunku Morza Czarnego, wypowiedziała Rosji wojnę (1710), która skutecznie zahamowała dążenia rosyjskie w tym kierunku. Rozszerzał się natomiast – z wielkim udziałem Rosji – teatr wojny nad Bałtykiem, walki toczyły się w Estonii, Finlandii i na Pomorzu. Od 1713 roku Rosja powiększała swój stan posiadania, Szwedzi go tracili, wzmacniała się antyszwedzka koalicja. Rosjanie mieli wsparcie Anglii i Danii na morzu, kontynuowali ekspansję na kolejne ziemie nad Bałtykiem. Widzieliśmy wielokrotnie w historii, że zbyt duże sukcesy jednego państwa, wspieranego przez sprzymierzeńców, nie mogą być od pewnego momentu przyjmowane przez tych ostatnich bez pewnej rezerwy. Tak było i tym razem. Zwycięstwa Rosji i jej rosnące wpływy nad Morzem Bałtyckim, w Rzeszy i w Rzeczypospolitej zaczęły niepokoić sojuszników. W 1718 roku zginął w wojnie z Norwegią Karol XII. Zarysowały się możliwości zaprowadzenia pokoju na Północy. Formowała się koalicja państw, które w latach 1719-1720 zaczęły szukać porozumienia ze Szwecją lub wręcz zawierały z nią układy pacyfikacyjne (cesarstwo, Anglia, Polska, Hanower, Dania, Prusy). Aktywną rolę odgrywała tu dyplomacja angielska, dając kolejny raz dowód swego starania o „równowagę sił” (balance of power) na kontynencie. Kurczyły się posiadłości szwedzkie na południowych wybrzeżach Bałtyku. Dania otrzymała zwierzchnictwo nad Holsztynem i prawo pobierania ceł od szwedzkich okrętów handlowych w Sundzie. Prusy zyskały Pomorze Zachodnie ze Szczecinem. Rosja jeszcze prowadziła działania na Bałtyku przeciw Szwecji, ale za pośrednictwem Francji – drugiej siły zainteresowanej, jak pamiętamy, już od stu pięćdziesięciu lat pokojem na Północy - rozpoczęto negocjacje pokojowe. Zakończyły się one w 1721 roku podpisaniem w fińskim mieście portowym Nystad pokoju między Rosją i Szwecją. Rosja otrzymała Inflanty, Estonię, Ingrię, część Karelii z wybrzeżem morskim od Rygi po Wyborg i przyległymi wyspami. Szwecja uzyskała zwrot Finlandii oraz odszkodowanie. Pokój w Nystad ujawnił wyraźną zmianę układu sił nie tylko nad Bałtykiem, ale i w europejskich stosunkach międzynarodowych. Należy przy tym oceniać całe poprzednie dwieście lat dziejów tej części Europy. Oznaczał koniec mocarstwowej pozycji Szwecji. Do grona potęg na kontynencie zaczęła zaliczać się Rosja, która na Morzu Bałtyckim zdobyła pozycję dominującą, wybiła tam sobie „okno na świat”, o co Rosjanie zabiegali od czasów Iwana IV. Przy czym zwycięski Piotr I zyskał w Inflantach i w Estonii nowych poddanych – niemieckie mieszczaństwo i szlachtę. Bałtyccy baronowie znajdą w XVIII wieku ważne miejsce w administracji i armii rosyjskiej (zwraca na to uwagę E. Rostworowski). Natomiast August II, inicjator antyszwedzkiej ligi, nic nie zyskał; Rzeczpospolita straciła definitywnie – na rzecz Rosji - Inflanty i zwierzchność nad Kurlandią. Zniszczony wojną kraj, rozbity politycznie, zaczął tracić suwerenność (sejm „niemy”, 1717 r.). W dobie wielkiej wojny północnej wzrosła natomiast rola Prus. To one zagarną podczas rozbiorów polskie Pomorze. Konsekwencje rywalizacji o dominację nad Bałtykiem okażą się dalekosiężne. Rozdział XI : W kręgu oddziaływania Turcji Osmańskiej Zdobycie przez Turków w 1453 roku Konstantynopola, ostatniego bastionu bizantyjskiego, długo uznawane było przez historyków jako data określająca koniec wieków średnich i początek czasów nowożytnych. Wiemy już, że dzisiaj ta cezura nie jest traktowana tak jednoznacznie, ale pozostała znaczącym momentem w dziejach powszechnych. Konstantynopol stał się stolicą imperium tureckiego, a jego zdobycie odskocznią do dalszego rozszerzania jego granic. Ekspansja Turków osmańskich rozwijała się w trzech kierunkach: europejskim, azjatyckim i afrykańskim. Ekspansja turecka na trzy kontynenty w XVI wieku. Już w drugiej połowie XV stulecia zdobycze tureckie objęły całą Anatolię w Azji Mniejszej, kolejne obszary Bałkanów, Peloponez, wybrzeża Morza Czarnego z Mołdawią i Wołoszczyzną (jako ziemiami lennymi). Turcy podporządkowali też sobie (zależnością wasalną) chanat krymski. Ich granice sąsiadowały z posiadłościami monarchii Jagiellonów. Na początku XVI wieku politykę trójkierunkowej ekspansji Porty Ottomańskiej wznowił Selim I (1512-1520), który wpierw skierował się przeciw Persom, pobił ich w Kurdystanie i rozszerzył znacznie na wschód granice Turcji. Persja nie została jednak pokonana, a wrogość persko-turecka stanie się w XVI i XVII wieku czynnikiem, który państwa europejskie (również Polska) będą starały się wygrywać w stosunkach międzynarodowych, utrzymując Portę w poczuciu zagrożenia ze strony wschodniego sąsiada. Niemniej teraz Turcy mogli ruszyć do północnej Afryki przeciw państwu Mameluków i wkrótce opanowali Syrię, Palestynę i Egipt (1516-1517). Sułtan turecki stał się de facto zwierzchnikiem świata islamu. Sulejman II zwany w Europie Wspaniałym, a przez Turków Kanuni - Prawodawcą (1520-1566), jeden z najznaczniejszych władców w dziejach imperium osmańskiego, rozszerzył podboje na Bałkanach zdobywając w 1521 roku Belgrad. Umocnił panowanie Turcji we wschodniej części Morza Śródziemnego, zajmując rok później wyspę Rodos. Atak na Węgry w 1526 roku doprowadził do brzemiennej w skutki bitwy pod Mohaczem. Wojska węgierskie poniosły klęskę, zginął młody władca Ludwik II Jagiellończyk, a tron Węgier wraz z północno-zachodnią częścią królestwa, zgodnie z wcześniejszymi układami małżeńskimi (Wiedeń, 1515), dostał się w ręce domu austriackiego – Habsburgów. Panujący w pozostałej części Węgier król narodowy Jan Zpolya musiał uznać się lennikiem sułtana. Zarysował się nowy układ sił politycznych w Europie środkowo-wschodniej. Oddzielone dotąd posiadłościami jagiellońskimi monarchia habsburska i imperium osmańskie – sąsiadowały teraz ze sobą bezpośrednio. Odtąd Habsburgowie staną się pierwszym wrogiem Porty. Francja, pozostająca w konflikcie z domem austriackim, sprzyjała jego wrogom – Turcji i Zpolyi (zob. rozdział VIII). Te antyhabsburskie zasady współpracy sojuszniczej Francji z Turcją, a także z walczącymi z domem austriackim narodowymi władcami Węgier, aktualne będą w polityce europejskiej przez następne dwa i pół stulecia. Wyprawy tureckie przeciw Habsburgom w latach 1529 (bezskutecznie oblegali Wiedeń) i 1532 zakończyły się rozejmem z cesarzem, ustaleniem równorzędnych sfer wpływów na Węgrzech i chwilowym zahamowaniem wypraw tureckich w tej części Europy. Pokojowe stosunki z Imperium Ottomańskim potwierdzone traktatami chciały utrzymywać i inne państwa zagrożone przez Turcję: Wenecja, starająca się zachować neutralność Polska (1533), sprzymierzona Francja (1536). Ta ostatnia już rok wcześniej utrzymywała w Konstantynopolu swego stałego przedstawiciela, uzyskała prawa prowadzenia w posiadłościach tureckich wolnej wymiany towarów (tzw. kapitulacje), co wzmacniało jej pozycję w całym handlu lewantyńskim; z kolei Turcy swą flotą wspierali antyhabsburskie działania na Morzu Śródziemnym i mogli korzystać z bazy sojuszników w porcie w Tulonie. Francja złamała więc, w imię własnych interesów, ideę jedności chrześcijańskiej Europy, w której pobrzmiewały, lansowane przez papiestwo od początku XVI stulecia hasła zdobycia Konstantynopola, a nawet wyzwolenia grobu Chrystusowego - czyli krucjaty antytureckiej. Głównym sprzymierzeńcem tego przedsięwzięcia była (a raczej – miała być) Wenecja, ale Ligi zbudować się nie udawało. Zauważmy, że również Polska przez niemal cały wiek XVI (nie licząc chwilowych i dyskusyjnych planów Stefana Batorego) nie dała się wciągnąć do realizacji tych zamiarów. Na Zachodzie państwo panów polskich było wręcz uważane za sprzymierzeńca Porty. Nawet jeśli były to opinie przesadzone, pozostaje faktem, że po upadku Konstantynopola i w miarę posuwania się ekspansji tureckiej na Bałkanach, stosunki Polski z imperium osmańskim nabrały nowego znaczenia. Do utrzymania pokoju z Turkiem skłaniały Polaków i intensywne wzajemne kontakty handlowe, i świadomość realnej siły militarnej Porty, i poczucie, że w przypadku konfrontacji zbrojnej nie będzie można liczyć na deklarowaną pomoc innych państw chrześcijańskiej Europy. Teraz polscy Jagiellonowie z uwagą śledzili rozwój sytuacji na Węgrzech, tym bardziej, że od 1539 roku Jan Zpolya ożeniony był z córką Zygmunta I Starego, Izabelą. Kiedy rok później owdowiała, Węgry stały się obiektem habsburskiej interwencji, gdyż doprowadziła ona do wyboru swego nowonarodzonego syna na króla, a w myśl wcześniejszego układu Zpolyi z Habsburgami po jego śmierci to dom austriacki miał odziedziczyć koronę węgierską. Zareagował też szybko Sulejman II; jego wyprawa przeciw cesarzowi w 1541 roku przyniosła mu zwycięstwo i przesądziła o trójpodziale Węgier: niewielką część północno-zachodnią zatrzymał Ferdynand Habsburg, największa, centralna połać kraju z Budą włączona została do imperium tureckiego, Siedmiogród zaś, pod władztwem Izabeli i jej młodziutkiego syna Jana Zygmunta Zpolyi, stanowił królestwo lenne zależne od Turcji. Sulejman II do końca swego panowania, uznawanego za okres największego rozkwitu państwa osmańskiego, wyprawiał się na Węgry przeciw Habsburgom, ale utrzymywało się tam – skądinąd korzystne dla Porty – status quo. Turcy mocno usadowili się w tym kraju. Dodajmy tu, że 20 lat później tenże Jan Zygmunt Zpolya, siostrzeniec Zygmunta II Augusta, króla Polski, wobec spodziewanej bezpotomnej śmierci swego wuja i elekcyjności tronu w Rzeczypospolitej, stanie się poważnym kandydatem do korony polskiej. Planom tym stanie na przeszkodzie jego wczesny zgon (1571). Za Sulejmana II Turcja kontynuowała również azjatycki kierunek ekspansji. Wojny z Persją w latach 30-ych XVI wieku przyniosły jej opanowanie całego Azerbejdżanu, zajęcie Bagdadu, Jemenu i dotarcie do Zatoki Perskiej. Usadowili się też na Kaukazie. Sukcesem zakończyły się także starania Porty o rozszerzenie jej władztwa na południowych wybrzeżach Morza Śródziemnego. Flota turecka, wspomagana przez pozostających w jej służbie korsarzy, nie tylko wyprawiała się na wybrzeża hiszpańskie i włoskie i łupiła statki, ale po walkach z flotą hiszpańskich Habsburgów w ciągu trzeciego ćwierćwiecza XVI stulecia opanowała całą północną Afrykę. Imperium osmańskie łączyło zatem teraz w swych granicach ziemie na trzech kontynentach, dawne posiadłości Cesarstwa Bizantyjskiego i Kalifatu Bagdadzkiego, sięgało Morza Śródziemnego, Morza Czerwonego i Zatoki Perskiej. Turcy ekspandowali w kierunku Europy Wschodniej i Azji Centralnej (projektowali budowę kanału Wołga-Don). Swymi wpływami sięgali jeszcze dalej, w rejon Oceanu Indyjskiego - Turcja wspomagała radżów indyjskich w ich oporze przeciw portugalskim kolonizatorom (z którymi sama walczyła w Abisynii), Turcy obecni byli na Oceanie Spokojnym – mieli kolonie w Indonezji (Sumatra). Sukcesów Porty Ottomańskiej w basenie Morza Śródziemnego nie umniejszyła i nie przerwała nawet ich wielka klęska militarna. W 1570 roku zdobyli oni na Wenecjanach Cypr. Dla Wenecji i papieża Piusa V stanowiło to dodatkowy bodziec do zorganizowania antytureckiej Ligi Świętej. Udało się połączyć siły Wenecji, Hiszpanii, papiestwa, kilku księstw włoskich i Malty, które z subwencji stolicy apostolskiej wystawiły potężną flotę pod dowództwem brata króla hiszpańskiego Filipa II, księcia Juana dłAustria. W 1571 roku w cieśninie korynckiej pod Lepanto w wielkiej bitwie morskiej rozbiła ona flotę muzułmanów, którzy stracili 200 okrętów. Podnosi się często w różnych opracowaniach historycznych ogromną rolę tego „zwycięstwa chrześcijan” w dziejach powszechnych. To prawda, że wieść o jej wyniku zrobiła wówczas wielkie wrażenie i w Turcji i w Europie, ale w istocie – poza militarnym osłabieniem Osmanów na morzu - rezultaty polityczne tej bitwy były nikłe. Lidze nie udało się zająć żadnej z okupowanych przez Turków wysp. Wenecja zawarła z Portą korzystny dla niej pokój (1573), Cypr pozostał w rękach Osmanów, podobnie stało się ze zdobytym chwilowo przez Hiszpanów Tunisem, a Filip II wkrótce zawarł z Turcją rozejm (1579). Liga Święta, w wyniku braku porozumienia między jej członkami, przestała faktycznie istnieć. Organizacja Imperium Ottomańskiego. Państwo tureckie miało charakter feudalnej (ze specyfiką muzułmańską), scentralizowanej monarchii absolutnej z sułtanem na czele, posiadającym nieograniczoną władzę, bezapelacyjnie decydującym w kwestiach prawodawstwa, sądownictwa, najwyższym zwierzchnikiem religijnym. Ciałem doradczym, ale wyłącznie doradczym, była rada sułtańska – dywan. Pomocnicze funkcje administracyjne sprawowała tzw. Wysoka Porta, rodzaj rządu, składająca się z mianowanych i odwoływanych przez sułtana ministrów pod zwierzchnością bardzo wpływowego wielkiego wezyra, kierującego polityką zagraniczną państwa, a w czasie wojny dowodzącego armią. Stolicą rozległego (w drugiej połowie XVI wieku – 8 mln km2) imperium osmańskiego był Konstantynopol (Stambuł), siedziba dworu sułtańskiego. Państwo było wielonarodowościowe, składało się z ludności różnych ras i religii. Wśród ludów podbitych dużą grupę stanowili chrześcijanie: Grecy, Serbowie, Bułgarzy, Wołosi. Politykę turecką cechowała relatywna tolerancja religijna, co nie znaczy, że nie stosowali presji wyznaniowej - proces islamizacji postępował stopniowo; najwcześniej, obok ludów Bośni, uległy mu plemiona albańskie. W XVII wieku Albańczycy zaczęli osiedlać się w Kosowie. Imperium Ottomańskie podzielone było na prowincje czyli ejalety. Liczba ich ulegała wahaniom; w połowie XVI wieku wynosiła około 30. Różniły się one wielkością i ranga ich nie była identyczna. Najwyżej w hierarchii stały trzy prowincje, ukształtowane jeszcze w XIV wieku: Rumelia (na Półwyspie Bałkańskim), Anatolia oraz Rum (obie w Azji Mniejszej, ta druga w jej wschodniej części). Prowincje (ejalety) zarządzane były przez namiestników – bejlerbejów. Kolejną jednostką były okręgi administracyjno-wojskowe, stanowiące część ejaletu, zwane sandżakami (chorągwiami). Niektóre prowincje w północnej Afryce (również Egipt), na Bliskim Wschodzie, a także odrębne państwa wasalne - chanat krymski, Mołdawia, Wołoszczyzna, Siedmiogród, miały osobny status, pewne przywileje lub autonomię. Ustrój państwa tureckiego podporządkowany był polityce ekspansji, było ono oparte na sile wojskowej. Zasadniczą część armii stanowiły znakomicie wyćwiczone, dobrze uzbrojone, karne, oddziały piechoty, tzw. janczarów; składały się one z poturczeńców, dzieci chrześcijańskich rodziców (brańców lub poddanych sułtana pochodzenia nietureckiego), wychowywanych w ślepym posłuszeństwie i fanatycznym oddaniu nakazom islamu. Tworzyli oni osobny, cechujący się surową dyscypliną (obowiązywał celibat), elitarny korpus w armii. Pobierali stały, wysoki żołd i korzystali z szeregu przywilejów. W XVII wieku składały się nań również oddziały muzułmanów. Już wcześniej dochodziło do mieszania się janczarów do polityki wewnętrznej państwa, organizowania buntów, spisków i wpływania przez nich na usuwanie i obieranie sułtanów. Podstawą jazdy były – tracące na znaczeniu - oddziały spahisów. Turcy posiadali (dzięki Włochom) świetną artylerię, osobne korpusy saperskie, dywersyjne, ochotników, a przy tym możliwość szybkiego powiększenia armii w czasie wojny oddziałami dostarczanymi przez wasali oraz ludnością poszczególnych ziem rekrutowaną jako pospolite ruszenie. Rozbudowywali też flotę, chociaż posługiwali się także często okrętami korsarskimi. Zgodnie z zasadami religii muzułmańskiej ziemia należała do Allaha, czyli w praktyce do państwa. Feudalna gospodarka opierała się przede wszystkim na świadczeniach poddanych chłopów pracujących w dobrach lennych i beneficjach dygnitarzy; oprócz tego istniała też własność chłopska (plonów, ale nie ziemi). Korzystano również z siły roboczej niewolników (pochodzących z wojen, z branek, z handlu); „zdobyte” lub kupione białogłowy wędrowały do haremów. Władcy lenni przysyłali haracz w pieniądzu i w produktach. Zachowawczy, feudalny system gospodarki przyczynił się do kryzysu imperium tureckiego w XVII i XVIII wieku. Osłabienie znaczenia państwa osmańskiego w XVII stuleciu. Od końca XVI stulecia potęga turecka zaczęła słabnąć. Mnożyły się bunty wewnątrz imperium, spiski i przewroty z udziałem janczarów osłabiały pozycję sułtanów, coraz mniej było sukcesów w polityce zewnętrznej. Co prawda na początku XVII wieku Turcy odnosili jeszcze zwycięstwa w walkach z Persją, dbali o swe wpływy w księstwach naddunajskich, rywalizowali z Habsburgami na Węgrzech, gdzie popierali przeciwko nim swego sojusznika, księcia siedmiogrodzkiego Gabriela (Gbora) Bethlena. Kiedy król polski Zygmunt III Waza udzielił wsparcia cesarzowi oblężonemu przez jego wojska w Wiedniu (dywersja „lisowczyków” na Węgrzech, 1619), a Polska wkroczyła w sferę tureckich interesów w Mołdawii, doszło do zerwania pokojowych dotąd stosunków z Rzecząpospolitą. Turcy rozpoczęli wojnę; wojsko polskie doznało klęski pod Cecorą (1620). Dopiero opór Polaków pod Chocimiem w następnym roku, umożliwił zawarcie pokoju polsko-tureckiego (ustalono granicę na Dniestrze, a Polska zrezygnowała z praw do Mołdawii). Wobec postępującego rozkładu wewnętrznego państwa, do którego przyczyniał się i zastój gospodarczy i konflikty wewnętrzne, w tym rywalizacja o władzę, coraz trudniej było o powodzenie działań na frontach zewnętrznych. Mimo że odebrano Persom (1638) utracony wcześniej Bagdad, nie udało się zdobyć Turkom bronionej wytrwale przez Wenecjan (1645-1649) Krety. Degradacja państwa tureckiego została zahamowana na krótko podczas rządów wielkich wezyrów z rodu Mehmeda i Ahmeda (1656-1678). Dokonała się wtedy reforma skorumpowanej administracji, finansów, poskromiono bunty wewnętrzne. Turcy interweniowali ponownie na Węgrzech (1661-1664), zdobyli zamek-twierdzę jvar, w 1669 roku opanowali wreszcie Kandię na Krecie i zawładnęli tą wyspą, na Polakach zdobyli należącą do nich Ukrainę z Podolem i twierdzą kamieniecką (1672). Ukraina stała się lennem Turcji, a północne rubieże Porty sięgnęły najdalej w jej dziejach. Mimo zwycięstwa polskiego pod Chocimiem w kolejnym roku, granice te utrzymały się. Kolejny wielki wezyr z rodu Kstafa Pasza, wpierw wyprawił się (z połowicznym sukcesem) na Ukrainę przeciw Rosji (1677-1678). Następnie, wspierając antyhabsburskie powstanie na Węgrzech, dowodzone przez władającego tam sprzymierzeńca (i wasala) Porty Emeryka (Imre) Thył w 1683 roku ku położonym w Europie Środkowej posiadłościom domu austriackiego i „zapędził się” aż pod Wiedeń. Wiemy dobrze, że armia turecka obległa stolicę Habsburgów, ale wraz z nadejściem odsieczy wezwanego na pomoc króla polskiego Jana III Sobieskiego doznała pod Kahlenbergiem sromotnej klęski. Turcy znaleźli się w odwrocie, ekspansja Osmanów została zahamowana, posiadłości tureckie zaczęły się kurczyć. Sam Kara Mustafa jako winowajca klęski został na rozkaz sułtana uduszony w Belgradzie. Przy okazji „wiktorii wiedeńskiej” podkreśla się często „chwałę oręża polskiego”. Trzeba by tu zauważyć, że jest to bardzo polska perspektywa spojrzenia na tę bitwę. W historiografii zachodniej (by przywołać np. „wielkiego” Ludwika Pastora) rola Sobieskiego, znaczna przecież, nie jest tak eksponowana jak w naszej tradycji. Podkreśla się jego współudział w walce razem z armią cesarską, podnosi znaczenie i innych postaci. A tak w ogóle – czy był to polityczny sukces Rzeczypospolitej? Czy leżało w polskim interesie ratowanie cesarza? Jeśli założymy, że kolejnym obiektem ataku Kara Mustafy (niesubordynowanego skądinąd wobec sułtana) miałby być Kraków – to zgoda. Ale jeśli Sobieski poszedł na tę wyprawę, bo subsydia papieża Innocentego XI nakazywały tę chrześcijańską pomoc, to uratowanie cesarza – nieprzychylnie przyjęte przez obóz antyhabsburski z Francją na czele – unicestwiało możliwość zorientowania politycznego Rzeczypospolitej na sojusz z monarchią Burbonów i „skazywało” ją na alians z Wiedniem i w gruncie rzeczy podporządkowanie interesom domu austriackiego. Król Polski odczuje to w następnych latach. A uratowana w 1683 roku Austria „zrewanżuje się” Polsce za niecałe 90 lat udziałem w rozbiorze jej ziem. Czy nie jest to temat do refleksji? Po zwycięstwie wiedeńskim stanęła przed państwami chrześcijańskimi kwestia zespolenia sił dla odzyskania ziem okupowanych przez Turcję. Temu celowi służyć miała zawiązana w 1684 roku przez cesarza, Polskę, Wenecję i papiestwo tzw. Święta Liga. Dwa lata później dołączyła do niej Rosja. Działania członków Ligi były jednak niespójne. Polska w Mołdawii, a Rosja na Krymie nie odnosiły sukcesów. Działania Jana III miały służyć w istocie interesowi cesarza, jego polityka znalazła się – jak to określono w historiografii – „w jarzmie Ligi Świętej”. Zresztą z aktywności całej Ligi najwięcej korzyści czerpał cesarz Leopold I. W rok po zdobyciu na Turkach Budy (1686), na Węgrzech utrwaliło się dziedziczne władztwo Habsburgów. Wkrótce Rosja, rządzona przez nowego, prężnego cara Piotra I, zdobyła twierdzę turecką Azow u ujścia Donu (1696); w następnym roku na Węgrzech (pod Zentą) pobił „niewiernych” znakomity wódz wojsk cesarskich książę Eugeniusz Sabaudzki. Wenecjanie atakowali na Peloponezie. W tej sytuacji Turcy zdecydowali się na negocjacje pokojowe z państwami Ligi w Karłowicach. Zawarty tam w 1699 roku pokój oddawał Habsburgom Węgry z Siedmiogrodem, Polsce Podole i część Ukrainy (przywrócenie stanu z 1672 r.), Wenecji dawał zdobycze na Peloponezie, Rosji – Azow. Pokój karłowicki, ważna cezura w historii powszechnej, oznaczał złamanie po niemal trzech stuleciach ekspansywności imperium osmańskiego w Europie. Turcja stawała się od tego momentu z podmiotu – przedmiotem gry w stosunkach międzynarodowych. Nie przestała jednak istnieć; powstała w ten sposób – aktualna aż do XX wieku – tzw. kwestia wschodnia: problem podziału spadku po upadającym Imperium Ottomańskim. Turcja w stosunkach międzynarodowych w XVIII wieku. Głównym wrogiem Porty w XVIII wieku stała się rosnąca w siłę Rosja. Mimo niepokojów wewnętrznych, przewrotów pałacowych i – przede wszystkim – buntów ludów podbitych, w pierwszej połowie tego stulecia udawało się jeszcze Turkom utrzymać zajmowane pozycje (wojna z Rosją 1710-1711, dwie wojny z Austrią 1715-1718, 1736-1739). Ale kolejne starcia zbrojne przynoszą im porażki. W stosunkach turecko-rosyjskich kluczem stały się teraz sprawy polskie; Porta energicznie protestowała przeciwko interwencji rosyjskiej w Rzeczypospolitej po śmierci króla Augusta III, wzięła w obronę konfederatów barskich, wreszcie wypowiedziała Rosji wojnę, która w historiografii tureckiej nazwana została „wojną polską” (1768-1774). Zakończyła się ona klęską Turków na lądzie i na morzu i przyniosła jej dotkliwe straty terytorialne (m.in. między Dnieprem a Donem, Krym stał się niepodległy). Rosja uzyskała swobodę żeglugi przez Bosfor i Dardanele oraz na Morzu Czarnym, a także – co miało istotne znaczenie - prawo interweniowania w obronie prawosławia na Bałkanach. Korzystając z sytuacji Austria zagarnęła część Mołdawii zwaną Bukowiną. Kiedy porażką Turcji zakończyła się także jej wojna z Rosją i Austrią w latach 1787-1792, zarysowało się widmo upadku i rozbioru tego państwa. Przeciwdziałały temu jednak Anglia i Austria, które obawiały się wzrostu potęgi Rosji. Separatystyczny i kompromisowy pokój austriacko-turecki (w Jassach, 1792) utrzymał istnienie Turcji. Jej granice z Rosją ustaliły się na Dniestrze. Niemniej „kwestia wschodnia” pozostała otwarta. Trudno pominąć milczeniem i nie skomentować znamiennych przeobrażeń w stosunkach polsko-tureckich w XVIII wieku. Dwa walczące wcześniej ze sobą państwa o odmiennych ustrojach, wierze, historii, obyczajach, w krótkim historycznie czasie stają się sobie przyjazne. Podstawą tego zbliżenia jest opór wobec tego samego wroga – Rosji; „w tradycji tureckiej i polskiej obraz Turcji przygarniającej rozbitków barskich przesłonił poprzednie obrazy krwawych walk i zmagań, Chocimia i Wiednia” (J. Reychman). Ta zadziwiająca metamorfoza znalazła u Polaków swój wyraz w późniejszej legendzie o Turcji, która nigdy nie uznała rozbiorów Polski (bo istotnie nie wydała ona takiego aktu). Opowiadano o głośnym wywoływaniu na dworze sułtańskim przy okazji przyjmowania korpusu dyplomatycznego „posła z Lechistanu”, z wymazanej z mapy Europy Rzeczypospolitej, który – jak odpowiadał magister ceremoniarum – „z powodu ważnych przeszkód nie zdążył jeszcze przybyć”. Wspominano o kluczach od budynku polskiej ambasady w Stambule, które po trzecim rozbiorze miał zabrać wielki wezyr, by oddać je reprezentantowi Rzeczypospolitej, gdy ta odzyska niepodległość. Takich charakterystycznych legend, które w świadomości społecznej przeobrażają się w „fakty” mamy w odniesieniu do przeszłości wiele. Tu daliśmy przykład należący do „poloników” (których w całym prezentowanym tu ujęciu dziejów staramy się nie nadużywać), gdyż dobrze ilustruje on jeden z mechanizmów „dziania się” w historii - powstawania przekonań, opinii, ocen, często stereotypów, dotyczących „innych” nacji w naszych oczach. Rozdział XII : Kolonializm europejski i jego skutki. Powstanie Stanów Zjednoczonych Już w pierwszej połowie XVI wieku król francuski Franciszek I wyrażał wobec papieża swą niezgodę na usankcjonowanie podziału świata na definitywne strefy wpływów między Hiszpanię i Portugalię. Argumentował dobitnie: „Pokażcie mi testament Adama, abym mógł się przekonać jak on podzielił świat...”. Nie miało się liczyć samo odkrycie nowych ziem, ale opanowanie ich, zasiedlenie, utrzymywanie w zależności politycznej i gospodarczej, przy czym dotyczyło to krajów najczęściej słabo rozwiniętych, podatnych z różnych względów na popadnięcie w zależność od obcych. Takie właśnie uzasadnienie ekspansji dokładnie pokrywa się z pojęciem i istotą kolonializmu we współczesnym nam rozumieniu i sformułowaniu. Obiekcje władcy Francji nie zmieniły stanu rzeczy; jeszcze do końca XVI stulecia dominacja portugalska i hiszpańska w opanowywaniu pozaeuropejskiego świata była faktem. Obie te korony utrzymywały swe kolonie w Ameryce, Afryce i w Azji. Klęska hiszpańskiej „Niezwyciężonej Armady” zadana jej przez Anglików (przypomnijmy rozdział II) była początkiem zmiany sytuacji. Jednak to nie Anglicy stali się w tym czasie najaktywniejszymi żeglarzami. Nową epokę zaczęli Holendrzy, którzy właśnie od Anglii uzyskali pomoc w walce z Hiszpanią o niepodległość. Holenderska aktywność kolonialna. Na początku XVII wieku przodujące miejsce Hiszpanii i Portugalii w światowym handlu morskim przejęła Holandia, dysponująca największą w Europie flotą. Już w końcu poprzedniego stulecia kupcy holenderscy docierali do Azji (Indie, Jawa), w ciągu XVII wieku ekspansję w tym kierunku bardzo wzmocnili, rozszerzyli swe posiadłości, wypierając stamtąd stopniowo Portugalczyków. Opanowali „korzenne” Moluki oraz Cejlon. Nie bez znaczenia była tu aktywność, powstałej na początku tego stulecia, holenderskiej Zjednoczonej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która w ciągu kilku dziesięcioleci stała się najznaczniejszą europejską potęgą morską w całej Azji. Holendrzy uzyskali od Japonii (jako jedyni oprócz Chińczyków) prawo handlu w porcie Nagasaki. W połowie stulecia Portugalczycy stracili też na ich rzecz południowy przylądek Afryki, gdzie Holendrzy założyli swą kolonię z ważną przystanią handlową (Kapsztad). W tym samym czasie byli już także obecni na Zachodzie, za „wielką wodą”, gdzie usadowili się na kilku wyspach Karaibów, a dalej na południe – w Gujanie. Przypomnijmy, że już wcześniej na wschodnich wybrzeżach Ameryki Północnej założyli Nową Holandię z miastem Nowy Amsterdam (1626, późniejszy Nowy Jork). Ekspansja handlowa i kolonialna Holendrów najbardziej uderzała w interesy angielskie i doprowadziła w drugiej połowie XVII wieku do trzech kolejnych wojen między tymi państwami. Pierwszą z nich (1652-1654) wywołało wprowadzenie przez Cromwella w 1651 roku Aktu Nawigacyjnego, który zakazywał przywozu do Anglii towarów na obcych statkach, a więc wyłączał holenderskie pośrednictwo w handlu morskim i dawał w nim przewagę Anglii. W jej ostatecznym skutku Holandia musiała uznać postanowienia Aktu. Druga wojna (1664/65-1667) doprowadziła do wycofania się Holendrów z Ameryki Północnej, ale statki holenderskie zyskały prawo przewożenia towarów południowoniderlandzkich i niemieckich do Anglii. Trzecia, w której Anglia stała po stronie Francji (1672-1674), zmusiła w konsekwencji Republikę do oddania koronie Burbonów Senegalu i Gujany (1678). Natomiast w końcu stulecia niewątpliwa była preponderancja Holendrów na Malajach - powstały Indie Holenderskie. Okres największej ekspansji holenderskiej dobiegał jednak końca. Równocześnie od schyłku XVII stulecia zaczął gwałtownie narastać konflikt francusko-angielski na kontynencie europejskim, który łączył się ściśle z rywalizacją obu tych państw o kolonie. Rywalizacja kolonialna Anglii i Francji. Interesy angielskie i francuskie związane z ekspansją kolonialną krzyżowały się na trzech kontynentach: w Azji, w Afryce i w Ameryce Północnej. Należy zauważyć, że antagonizm między tymi państwami był jednym z nielicznych stałych czynników w bardzo niestabilnej polityce europejskiej w XVIII wieku. W ciągu tego stulecia zaznaczy się rosnąca przewaga Anglii. Już z wojny sukcesyjnej hiszpańskiej wynosi ona duże korzyści ponieważ nie tylko doprowadza do zachowania równowagi państw na kontynencie, ale zajmując Gibraltar i Minorkę wzmacnia także swą pozycję morską w zachodniej części Morza Śródziemnego, a poza tym uzyskuje część kolonii francuskich. Głównym terenem rywalizacji obu koron w Azji były Indie, które na początku XVIII wieku stały się obiektem stosunkowo łatwej penetracji z zewnątrz. Anglicy i Francuzi wykorzystali tam upadek państwa Wielkiego Mogoła, które jeszcze sto lat wcześniej było silnym organizmem gospodarczym i politycznym. Była to feudalna monarchia despotyczna, rządzona przez Wielkiego Mogoła, opierającego się na pochodzącej z mongolskich najeźdźców arystokracji. Do jej kryzysu przyczyniły się w dużej mierze konflikty między dążącymi do zrzucenia obcego władztwa podbitymi ludami wyznającymi hinduizm a muzułmańską arystokracją, która chciała wzmocnić swą rolę gospodarczą i polityczną. Państwo rozpadło się na wiele, często drobnych, organizmów politycznych. Korzystając z tej sytuacji, w myśl zasady divide et impera, Europejczycy – przede wszystkim Anglicy i Francuzi – rozpoczęli penetrację Półwyspu Indyjskiego. Dla utrzymania i rozwoju handlu powstawały umocnione faktorie: Anglików na obu wybrzeżach – wschodnim (Kalkuta, Madras) i zachodnim (Bombaj), Francuzów na wschodzie Indii (Pondichéry). Na początku drugiej połowy XVIII wieku angielskie sukcesy militarne spowodowały jednak wyparcie Francuzów z tych terenów i ich wyeliminowanie z handlu wschodniego. Podstawowym instrumentem angielskich wpływów w Indiach była aktywność Kompanii Wschodnioindyjskiej. Za kluczowy moment zwiększenia się jej wpływów i posiadłości, oznaczający zarazem powstanie imperium brytyjskiego w Indiach, uważa się opanowanie przez Anglików Bengalu po zwycięskiej bitwie pod Plassey w 1757 roku (z wojskiem nawaba tej prowincji); data ta uznawana jest za jedną z najważniejszych w dziejach kolonializmu (E. Rostworowski). Indie przekształcały się w subkontynent zależny od brytyjskiej korony. Nie rozwinęły się natomiast kontakty handlowe między Europejczykami a Chinami i Japonią. Oba państwa broniły dostępu do siebie, a panująca w połowie XVIII wieku w Chinach dynastia mandżurska praktycznie izolowała ten olbrzymi kraj od kontaktów ze światem zewnętrznym. Mimo stagnacji w państwie, Chińczycy uznawali swą kulturę i cywilizację za niedościgły wzorzec, nieosiągalny dla Europejczyków, którzy nie są w stanie go przejąć, sami natomiast nie mieli zamiaru niczego przejmować od obcych, uważając Państwo Środka za centrum świata. Mamy tu do czynienia ze znamiennym zjawiskiem relatywności oceny innych z własnej perspektywy, która jest przyczynkiem do dyskusji o europocentryźmie. Dodajmy, że również Japonia od XVII wieku pozostawała w izolacji, chociaż jej kontakty z Europą (via Filipiny i Tajwan) nie zanikły. W Afryce rywalizacja angielsko-francuska toczyła się głównie na zachodnim wybrzeżu i przejawiała się długotrwałymi nieraz konfliktami zbrojnymi (np. o Gambię). Dopiero w drugiej połowie XVIII stulecia sytuacja ustabilizowała się. Anglicy zyskali m.in. Złote Wybrzeże (obecna Ghana) i Gambię, Francuzi – Senegal. Ci pierwsi ciągnęli wielkie zyski z handlu czarnymi niewolnikami, wysyłanymi z Afryki, głównie z terenów nad Zatoką Gwinejską, do pracy w koloniach w obu Amerykach. Biali kupowali ich od miejscowych władców, przede wszystkim za rum, ale też za tytoń, perkal i różne małowartościowe przedmioty. O skali tego procederu, nie tylko z demograficznego punktu widzenia, świadczą szacunkowe obliczenia podające, że między XVI a XVIII wiekiem wywieziono z Afryki około 8-10 milionów Murzynów (E. Kaczyńska, K. Piesowicz). W końcu XVIII wieku terenem angielskiego osadnictwa stała się Australia, gdzie początkowo zsyłani byli przestępcy kryminalni i polityczni. Tubylcy (Aborygeni) wypierani byli z żyznych ziem do środkowej, pustynnej części kontynentu. Była już mowa o eksploracji Ameryki Północnej. Jej konsekwencją były podboje kolonialne Anglii i Francji, które – tak jak i na innych terenach – prowadziły do wojen o wzajemne zdobycze toczonych na lądzie i na morzu, w Europie i w koloniach. Nie możemy tu wchodzić w ich szczegóły. Trzeba tylko stwierdzić, że próby kompromisowych porozumień (pokój akwizgrański, 1748) nie rozwiązywały nabrzmiałych konfliktów. W Ameryce Północnej właściwie cały czas trwała wojna kolonistów angielskich i francuskich oraz prowadzona różnymi środkami walka między kompaniami handlowymi. I tu ludność tubylcza – plemiona indiańskie - była wypierana i eksterminowana, ale też włączana do tych starć. Walka w koloniach toczyła się równolegle z rywalizacją obu koron w Europie. Anglia, wedle stałej zasady balance of power, chciała utrzymania równowagi sił na kontynencie, która zapewniłaby jej w istocie polityczną i gospodarczą przewagę. Tzw. wojna siedmioletnia (1756- 1763) o odzyskanie przez Austrię Śląska, zagarniętego przez króla pruskiego Fryderyka II, była równocześnie wyrazem rywalizacji francusko-angielskiej o kolonie. Z jednej strony stanęły w niej Prusy i Anglia, z drugiej m.in. Austria, Rosja i Francja. Ta ostatnia walczyła głównie na lądzie w Europie, Anglia – na morzach i w koloniach. W jej ostatecznym wyniku i Austriacy na Śląsku i Francuzi w Rzeszy doznali porażki. Anglicy triumfowali w koloniach, opanowali Kanadę, Luizjanę, wyparli Francuzów z Antyli, prawie zupełnie z Indii, na Hiszpanach zdobyli Florydę. Pokój w Paryżu w 1763 roku sankcjonował angielskie sukcesy, oznaczał rozpad pierwszego francuskiego imperium kolonialnego i rozpoczynał epokę, w której Anglia była pierwszą potęgą morską i kolonialną. Kolonie angielskie w Ameryce Północnej. Powstanie Stanów Zjednoczonych Ameryki. Kolonie osadników europejskich położone wzdłuż wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej szybko się rozwijały. Ich cechą wspólną była – paradoksalnie – rozmaitość: narodowościowa (z przewagą Anglosasów), religijna (katolicy, protestanci różnych wyznań), gospodarcza (na północy farmy, na południu plantacje), społeczna (biedota, emigranci polityczni i religijni, nierzadko awanturnicy), polityczno-ustrojowa (kolonie rządzone przez gubernatorów reprezentujących koronę brytyjską, ale także prywatne, wielkich rodów angielskich, z nadań królewskich). W połowie XVIII wieku istniało 13 kolonii, które liczyły około 1,7 miliona mieszkańców. Podstawą szybkiego wzrostu gospodarczego kolonii było rolnictwo. Eksportowały one tytoń, ryż, bawełnę, indygo (barwnik roślinny), mięso. Latyfundia na południu zatrudniały niewolników murzyńskich, co dawało tanią siłę roboczą. Rozwijało się także przetwórstwo drewna, szkutnictwo, produkcja papieru, garbarstwo. Anglicy hamowali jednak rozwój gospodarczy kolonii amerykańskich, traktując je przede wszystkim jako źródło surowców i rynek zbytu. Anglia miała być wyłącznym partnerem wymiany towarowej z koloniami i nie dopuszczała do powstawania tam wytwórczości przemysłowej. W Londynie dyktowano np. ceny na produkty kolonialne, tam też decydowano (bezskutecznie zresztą) o zakazie osadnictwa na „ziemiach koronnych” na zachód od Appalachów (1763). Po pokoju paryskim kończącym wojnę siedmioletnią, więzy polityczne kolonii z koroną rozluźniły się, osłabła militarna kuratela Anglii nad nimi, instytucje przedstawicielskie kolonii miały więcej władzy politycznej niż urzędy królewskie. Kolonie obciążono jednak dodatkowymi podatkami, które miały posłużyć spłacie ogromnych długów wojennych Anglii (opłaty stemplowe, cło na cukier i herbatę, 1765-1773). Polityka angielska wywoływała oczywiście protesty i opór kolonistów, którzy chcieli mieć prawo swobodnego gospodarowania, nie zamierzali natomiast uznawać bez własnej zgody decyzji władz metropolii czy parlamentu angielskiego, w którym nie mieli zresztą swoich przedstawicieli. Korona odrzucała te obiekcje. Odpowiedzią Amerykanów był bojkot towarów angielskich. Jego najbardziej spektakularnym przejawem było zatopienie w porcie w Bostonie w 1773 roku przez przebranych za Indian kolonistów ładunku herbaty, które przeszło do historii jako „bostońskie picie herbaty”. Represje Brytyjczyków zaogniły sytuację. Jeszcze nie zerwano z metropolią, ale Kongres Kontynentalny przedstawicieli kolonii uchwalił w Filadelfii tzw. Deklarację praw narodu amerykańskiego (1774), która wzywała Anglię do rewizji stosunków z koloniami. One same miały podjąć wspólne działania przeciw koronie. U kolonistów, mimo wspólnoty języka z poddanymi króla Anglii w Europie, ugruntowało się poczucie odrębności narodowej i odmienności ich interesu państwowego w Nowym Świecie. Wkrótce doszło do starć zbrojnych kolonistów z wojskami angielskimi i wybuchła wojna o niepodległość kolonii angielskich w Ameryce (1775-1783). Następny, II Kongres Kontynentalny w Filadelfii (1775) uznał się najwyższą władzą „Zjednoczonych Kolonii Ameryki”, przekształcił oddziały stanowe w jednolitą armię, na której czele stanął zamożny plantator z Wirginii, wcześniej pułkownik wojsk angielskich, George Washington. Rozpoczęły się debaty nad ustrojem nowego organizmu politycznego, bardzo trudne, zważywszy różnice poglądów między raczej zachowawczymi reprezentantami plantatorskich stanów południa i demokratycznie nastawionymi przedstawicielami stanów północnych. Dyskusje doprowadziły jednak do uchwalenia przez Kongres 4 lipca 1776 roku Deklaracji Niepodległości, który to dzień – jak wiemy – jest do dziś obchodzony jako święto narodowe w Stanach Zjednoczonych. Podstawą tego aktu był tekst opracowany przez Thomasa Jeffersona, a jego litera w sposób nowatorski odnosiła się do respektowania praw człowieka, do wolności, niepodległości, równości, sprawiedliwości, szczęścia jako podstawy państwowego ustroju społeczno-politycznego. Nazwa nowego państwa, o czym się rzadko wspomina, uzgodniona została pięć lat później. W 1781 roku Kongres Konfederacji i Wieczystej Unii 13 Stanów przyjął jego nazwę jako Stanów Zjednoczonych Ameryki (bez określenia „Północnej”, często niesłusznie dodawanego – nie ma go bowiem w oficjalnej nazwie państwa!). Trwająca wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych zaangażowała przeciw Anglii, po stronie amerykańskiej, Francję, Hiszpanię i Holandię. Mieliśmy w niej i my naszych bohaterów, o czym pamięta się do dzisiaj. Pokój w Paryżu (zwany pokojem wersalskim) z 1783 roku przyniósł traktatowe uznanie nowego, niepodległego w stosunkach międzynarodowych państwa po drugiej stronie Atlantyku. Konstytucja Stanów Zjednoczonych. W nowym państwie rozgorzała dyskusja co do jego formy ustrojowej. Ścierały się dwie opcje – antyfederalistów, którzy opowiadali się za niezależnością polityczną i administracyjną każdego stanu oraz federalistów, popierających koncepcję silnej władzy centralnej. Ostatecznie Konwent powołany przez Kongres Kontynentalny w Filadelfii uchwalił w 1787 roku tekst Konstytucji Stanów Zjednoczonych, która była w dużej mierze wynikiem kompromisu między rysującymi się rozbieżnymi poglądami kolonistów. Nadała ona nowemu państwu charakter republiki związkowej, wprowadziła ustrój federacyjny, z dużą niezależnością poszczególnych stanów, ich własną konstytucją, ustawodawstwem, gubernatorem. Niemniej były one członkami „narodu amerykańskiego”, żyjącego w ramach jednolitego państwa, z prezydentem (wybieranym w wyborach pośrednich) jako jego głową i szefem rządu, posiadającym silną władzę wykonawczą. Sprawowanie władzy ustawodawczej powierzono dwuizbowemu Kongresowi (składającemu się z Senatu i Izby Reprezentantów). Należy zauważyć, że prawo wyborcze ograniczał szereg cenzusów (m.in. majątkowy i wykształcenia), że Konstytucja nie rozwiązywała - mimo demokratycznych haseł wolności i równości - problemów społecznych (niewolnictwo Murzynów), ale i tak była to pierwsza burżuazyjno-demokratyczna republikańska ustawa zasadnicza na świecie. Zabiegi o ratyfikację konstytucji, wywołane różnicą poglądów antyfederalistów i federalistów, trwały jeszcze wiele miesięcy. Formalnie weszła ona w życie w 1789 roku. Pierwszym prezydentem, głosami federalistów w nowym Kongresie, został George Washington. Dwa lata później uzupełniono ją jeszcze 10 poprawkami, znanymi jako amerykańska Karta Praw (tzw. Bill of Rights), zapewniającymi wolności obywatelskie (sumienia, słowa, prasy, zgromadzeń) i ochronę własności prywatnej. Natomiast dysputy dwóch stronnictw z okresu ratyfikacji konstytucji legły u podstaw wykształcenia się w Stanach Zjednoczonych w XIX stuleciu systemu dwupartyjnego Demokratów i Republikanów, aktualnego do naszych czasów. A i Konstytucja, w swym zasadniczym kształcie, obowiązuje w USA do dziś. Historyk państwa i prawa dodałby jeszcze, że konstytucja amerykańska była w istocie pierwszą w dziejach świata państwową konstytucją pisaną (nie była nią angielska), a powstały na jej podstawie ustrój określa się nie jako republikę parlamentarną, a jako republikę prezydencką (lub prezydencjalną). Nie przejęto tego modelu w Europie, stał się on natomiast wzorem dla większości powstających w XIX wieku republik Ameryki Łacińskiej. Rozdział XIII : Przeobrażenia cywilizacyjne w XVIII wieku – rewolucja przemysłowa W XVIII wieku Europa i pozostający z nią w różnych relacjach świat przechodzą dwa procesy, które nazywa się przewrotami: umysłowy, związany z ideami oświecenia oraz przemysłowy, który był rezultatem przemian społeczno-ekonomicznych. Ów drugi przewrót, cywilizacyjny, nazywany jest też często „rewolucją przemysłową”, tak dalece przeobraził on w wielu krajach (a na początku w Anglii) gospodarkę, społeczeństwo, wpływał na politykę, a także odcisnął swe piętno na kulturze, sam pozostając w związku z ideologią epoki. Rewolucja czy przewrót? Jeżeli w odniesieniu do XVIII wieku użyjemy engelsowskiego określenia „rewolucja przemysłowa” (wprowadzonego do nauki w jego Położeniu klasy robotniczej w Anglii, 1845), to przy tej okazji nasuwa się szersze pytanie: w jakim rozumieniu możemy w historii mówić o rewolucji? Czy jest to gwałtowna przemiana istniejącego stanu rzeczy, niszcząca dotychczasowe struktury i budująca nową sytuację przeciwstawną dotychczasowej (np. „dół” społeczny staje się „górą”)? Tak przecież wyglądały skutki wielu znanych nam rewolucji (francuskiej, bolszewickiej...). Ale przecież równie często mówimy o rewolucyjnych zmianach oznaczających „tylko” gwałtowne przyspieszenie i pogłębienie zachodzących już procesów. Znajdujemy na to przeciwstawne do rewolucji określenia – ewolucja, reforma. Tak przecież przechodzimy od jednej do drugiej z umownych w naszej cywilizacji epok historycznych. Nie jest to rewolucja, a jednak ideologia jednej epoki może być antytezą drugiej (średniowiecze-renesans, renesans-barok, barok- oświecenie). Może więc mówiąc o widocznych zmianach należy zauważyć proces przechodzenia od zmian ilościowych w jakościowe? Liczba elementów „nowych” tak się zwiększa, że w pewnym momencie powodują one powstanie „nowej jakości”, różniącej się wyraźnie od sytuacji wcześniejszej. „Nowe” może też powstawać poprzez ubywanie elementów „starego”. Dajmy przykład anegdotyczny – głowy łysej i owłosionej: przy ilu set tysiącach włosów, liczonych dokładnie, co do sztuki, mężczyzna jest jeszcze „owłosiony”, a od której liczby włosów już łysy? Wiemy przecież, że ogólnie – „na ogląd” - potrafimy to stwierdzić, ale określonej granicy, momentu przełomu, wskazać nie umiemy. Ów problem, wcale nie żartobliwie traktowany, pokazuje Johann Huizinga w swej Jesieni średniowiecza, wskazując jak dalece na przełomie epok przenika się chronologicznie „nowe” ze „starym”. W dyskutowanym w historiografii przypadku „rewolucji przemysłowej”, gdy szukać się będzie jej wyznaczników, uzna się za nie np. rosnącą gwałtownie w porównaniu z okresem wcześniejszym liczbę wynalazków wprowadzanych do praktyki gospodarczej. Dla naszych rozważań musimy przyjąć inne rozwiązanie – wyróżnić dwa znaczenia rewolucji. Pierwsze, szersze, metaforyczne, uznaje że jest to wszelka szybka i głęboka zmiana w różnych dziedzinach życia (naukowa, techniczna, przemysłowa, obyczajowa itd.). Drugie – węższe, odnosi się ściśle do sfery polityczno-społecznej i wskazuje na fakt gwałtownej zmiany ustroju politycznego i organizacji społecznych, odbywającą się przy znacznym udziale społeczeństwa posługującego się środkami pozaprawnymi (J. Szacki, J. Baszkiewicz). Z tych sformułowań wyraźnie wynika co mamy począć z „naszym” terminem „rewolucji przemysłowej”. Trzeba przyjąć owo szersze rozumienie tego pojęcia, bardziej przenośne, akcentując fakt przyspieszenia i pogłębienia procesów powodujących radykalne zmiany, przede wszystkim gospodarcze, ale związane z przemianami w funkcjonowaniu życia społecznego. W tym sensie mówimy też, w „złagodzonej” formie o „przewrocie przemysłowym” w XVIII wieku. Wśród historyków nie ma zgodności co do ścisłej chronologii przewrotu przemysłowo- technicznego, a zwłaszcza jego początków. Mówi się często ogólnie o drugiej połowie XVIII stulecia, ale też wskazuje, że obejmuje on również początek wieku XIX, a dla wielu krajów jest procesem aktualnym. Dla Anglii szerokie ramy czasowe owego przełomu to lata 1760-1830. Przyjmuje się jednak, że dla XVIII wieku najbardziej dynamiczne zmiany społeczno-gospodarcze, zwane właśnie rewolucją przemysłową, dokonały się w latach 1770-1800. Powszechnodziejowe przesłanki przemian społeczno-gospodarczych. Mimo że przyspieszenie procesów gospodarczych i społecznych najbardziej było widać w Anglii, przesłanki owego przewrotu, w różnych krajach przesunięte w czasie, mają charakter powszechny. Wynikał on ze znacznie intensywniejszego niż wcześniej rozwoju gospodarki towarowo-pieniężnej, który powodował kapitalizowanie się stosunków produkcji. Mówiliśmy już o tym procesie w odniesieniu do XVI wieku. W XVIII stuleciu już nie tylko w Anglii, ale i w innych krajach (Francji, Niderlandach, Szwecji) struktury społeczne szybko przeobrażały się, ewoluując od systemu feudalnego (stanowego) do systemu kapitalistycznego (klasowego). Ewolucja ta oznaczała, że dotychczasowe spetryfikowane struktury stawały się krępującym gorsetem dla nowych, prężnych warstw społecznych (mieszczaństwa, średniej szlachty, organizatorów produkcji, kupców), nie mających współmiernych do ich uczestnictwa i aktywności w szeroko rozumianym życiu publicznym - praw politycznych. Niemałą rolę odgrywała tu ideologia oświecenia, poddająca krytyce istniejące stosunki polityczne i społeczne, propagująca prawa natury, wolność człowieka, nowe racjonalne i wyzbyte uprzedzeń spojrzenie na świat, w tym także nową myśl ekonomiczną (zob. rozdz. następny). Od połowy XVIII wieku obserwuje się, po okresie względnej stagnacji, wyraźny przyrost demograficzny w najznaczniejszych krajach Europy, ale tendencja wzrostowa ma charakter ogólnoświatowy (0,6 % przyrostu ludności rocznie, populacja na świecie zbliżała się do miliarda ludzi). Następuje sprzężenie zwrotne: polepszenie warunków życia, wyżywienia, stanu zdrowotnego, zmniejszenie się liczby epidemii, śmiertelności niemowląt, powoduje znaczący przyrost ludności. Ten z kolei (co pokazuje przykład Anglii) był równocześnie skutkiem przewrotu przemysłowego. Rewolucja przemysłowo-techniczna oznaczała proces zastępowania ręcznej pracy ludzkiej, wykonywanej prostymi narzędziami, przez coraz bardziej skomplikowane urządzenia mechaniczne - maszyny, ale także wykorzystywanie nowych surowców i technologii – owoców przyspieszonej ludzkiej wynalazczości. Umożliwiało to masową produkcję różnych wyrobów, ale wymagało nowych form organizacji pracy i produkcji. Powodowało upadek dawnego rzemiosła i tradycyjnego chłopskiego rolnictwa, a powstawanie innych rzesz pracowników – robotników najemnych. Rolnictwo i w stosunkach własności i w ulepszanych sposobach produkcji przeobrażało się w dziedzinę gospodarki produkującą na zysk, dla pieniądza (a nie dla własnych potrzeb). Wolna siła robocza stanie się podstawą do powstawania nowych przedsiębiorstw, nabierających charakteru przemysłowych fabryk. Ludność przenosiła się ze wsi do miast – uległ zintensyfikowaniu proces urbanizacji. Przyspieszenie gospodarcze, osiągnięte w dużej mierze dzięki postępowi technicznemu, pozostawało w ścisłym związku ze stosunkami międzynarodowymi, z rywalizacją o kolonie, z walką o podział świata, o surowce i rynki zbytu. Kształtował się rynek ogólneuropejski, a wraz z poszerzającymi się kontaktami Starego Kontynentu (a właściwie jego ekspansją) z innymi częściami globu – powstawał rynek ogólnoświatowy. Procesy gospodarcze przebiegające w najbardziej rozwiniętych krajach miały dalekosiężne skutki nie tylko dla całej Europy, ale także dla daleko od niej leżących stref geograficznych. Rewolucja przemysłowo-techniczna w Anglii. Wszystkie te zjawiska i procesy najwcześniej i najsilniej wystąpiły w Anglii. Tam proces rozwoju kapitalizmu był najbardziej zaawansowany. Przekształcił on wpierw stosunki na wsi, jako że przemiany w rolnictwie warunkowały rewolucję przemysłowo-techniczną. Owa rewolucja agrarna – bo tak nazywają ją historycy – polegała zarówno na zmianach form własności, jak i na postępie w technice produkcji, a prowadziła do zmiany roli tej dziedziny gospodarki w życiu kraju. Z drobnych gospodarstw chłopskich, które nie mogły wytrzymać kapitalistycznej konkurencji, z ziem gromadzkich i nieużytków powstawały wielkie i średnie gospodarstwa rolne. Nową politykę „grodzeń” (nie na pastwiska, jak w XVI wieku, ale na produkcję rolną) popierało państwo. Wielcy i średni właściciele ziemscy, landlordowie i yeomani (ci drudzy, jako farmerzy również dzierżawili ziemię), korzystając z rosnących cen na żywność, produkowali ją z wielkim zyskiem na rynek i na eksport. Wolny rynek najmu, cechujący się dużą podażą siły roboczej powodował, że praca robotników rolnych była tania. Rolnictwo angielskie już od pierwszej połowy XVIII wieku szybko się unowocześniało. Wprowadzono płodozmian, rozszerzano produkcję zbożową (uprawiano coraz więcej pszenicy), a jej wydajność wzrosła kilkakrotnie. Dużą rolę w polepszeniu wyżywienia odgrywała rozwijająca się hodowla; udoskonalano stale odmiany zwierząt. Pasze zielone i rośliny okopowe (buraki, ziemniaki) pozwalały gromadzić karmę dla bydła na zimę (i dzięki temu nie wybijać zwierząt przed jej nadejściem) i zapewnić w ten sposób konsumentom świeże (a nie solone) mięso również o tej porze roku. W produkcji pozarolniczej zasadnicze znaczenie miały wynalazki i usprawnienia wprowadzone w trzech ważnych dziedzinach: w hutnictwie, włókiennictwie i energetyce. W hutnictwie do wyrobu żelaza zamiast drewna (coraz mniej było lasów) zaczęto wykorzystywać węgiel kamienny, który po procesie odgazowania stawał się koksem stosowanym w dużych piecach do wytopu surówki żelaza, uzyskiwanej szybciej, z większą wydajnością i dającej lepiej kowalne żelazo (piece pudligowe). W miejsce pracochłonnego kucia żelaza młotami wprowadzono walcowanie go. Nowe technologie obróbki metali (świdry, wiertarki, obrabiarki) pozwalały wykonywać z żelaza coraz bardziej skomplikowane, a przy tym trwałe elementy, od rur i belek do maszyn, mostów i kadłubów statków. Zwiększające się zastosowanie węgla (pięciokrotny wzrost w XVIII wieku) powodowało, że wokół kopalń skupiały się teraz zakłady produkcji hutniczej i żelaznej, a wkrótce wszystkich gałęzi przemysłu. Ośrodki gospodarcze i skupiska ludności przeniosły się z południa i wschodu kraju ku centrum i północy. W przemyśle włókienniczym rewolucja polegała przede wszystkim na mechanizacji pracy. Mimo że w Anglii aż do końca XVIII wieku podstawowe znaczenie w gospodarce pozarolniczej miało sukiennictwo, największe i najszybsze zmiany dokonywały się w przemyśle bawełnianym. Znamienną cechą postępu w tej dziedzinie był swoisty wyścig o wydajność między przędzalnictwem (wytwarzaniem nici ze skręconych włókien służących do wyrobu tkanin) a tkactwem (a więc wyrobem tkanin z przędzy). Wynalazek „latającego czółenka” w warsztacie tkackim (1733), rozpowszechniony w latach 60. spowodował, że zaczęło brakować przędzy, a jej cena rosła. Mechaniczna przędzarka wózkowa (jenny), która wyparła tradycyjny kołowrotek, przywróciła w latach 80. równowagę w produkcji włókienniczej, a do jej napędzania zaczęło służyć koło wodne. Kiedy jednak wkrótce weszła w użycie nowa maszyna przędzalnicza, powstała z kombinacji poprzednich (i dlatego zwana „mułem” – mule), z kolei tkactwo nie nadążało za przędzalnictwem, w którym nowe wynalazki dwustukrotnie zwiększyły wydajność. Ten specyficzny wyścig będzie trwał w XIX wieku. Mechanizacja przyniosła załamanie się opłacalności produkcji drobnej, chałupniczej. Zastosowanie napędu wodnego spowodowało, że w pobliżu rzek zaczęły powstawać wielkie zakłady przędzalnicze (a także tkackie), przetwarzające nie tylko bawełnę, ale zajmujące się także tradycyjnym w Anglii sukiennictwem. Właśnie koło poruszane wodą było do końca XVIII wieku podstawowym źródłem energii w produkcji przemysłowej. Z rewolucją techniczną tego okresu łączymy często maszynę parową, nad którą (początkowo jako pompą) pracowano już od końca XVII stulecia. Opatentowany wynalazek Jamesa Watta z 1769 roku wywołał przewrót w całej gospodarce, pozwalał lokalizować zakłady produkcyjne w najdogodniejszym miejscu, niezależnie od warunków naturalnych będących źródłem energii. Należy jednak zauważyć, że praktycznie rola maszyny parowej zaznaczy się w pełni dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku. Jednak już w „naszym” okresie, w latach 1769- 1787 zastosowano ją w kopalniach do wind i pomp odwadniających, do napędzania miechów, młotów i walców hutniczych, do pompowania wody do wodociągów miejskich, do poruszania młynów parowych i maszyn przędzalniczych (E. Kaczyńska, K. Piesowicz). Wraz ze zmianami centrów produkcyjnych, z ożywieniem gospodarczym i ze wzrostem zamożności wielu ludzi, rozwijał się w Anglii chłonny i ruchliwy rynek wewnętrzny towarów rodzimych i importowanych. Panowała zasada wolnego handlu i swobodnej, kapitalistycznej konkurencji. Sprzyjała mu poprawiająca się sieć komunikacyjna, zarówno dróg kołowych, jak i kanałów służących żegludze śródlądowej. Zwiększała się rola handlu zamorskiego Anglii w porównaniu z wymianą towarową z Europą. Ustawy państwowe dawały przywileje producentom brytyjskim kosztem kolonii. Równocześnie importowano surowce (drewno, rudę, bawełnę, towary kolonialne). Rozwinęły się angielskie porty oceaniczne (Liverpool, Plymouth, Bristol) oraz flota handlowa. Anglia prowadziła interesy z „całym światem”, dysponowała mobilnym kapitałem, a symbole tej aktywności stanowiły londyńska City i Bank Anglii. Była już mowa o związku rewolucji przemysłowej z przemianami społecznymi. Jej konsekwencje to ruina małych gospodarstw chłopskich, pauperyzacja drobnych wytwórców, kupców-nakładców, upadek rękodzielniczych warsztatów chałupniczych w mieście i na wsi (pracujących w nich zwano w Anglii „manufakturzystami”). Wywoływało to bezsilne bunty rzemieślników (niszczenie maszyn i zakładów produkcyjnych), powiększało rzesze ludzi oferujących swe ręce do pracy, a wkrótce, w XIX wieku, będzie główną przyczyną powstania fabrycznego proletariatu (ze znaczącym udziałem kobiet i dzieci). Z drugiej strony kształtowała się warstwa przedsiębiorców przemysłowych (kupców, mieszczan, ludzi różnej proweniencji, przedsiębiorczych, ale nierzadko nie do końca uczciwych), dysponujących kapitałem zarabianym i lokowanym w różnych gałęziach gospodarki. Rewolucja przemysłowo-techniczna zmieniała oblicze Anglii, koncentrując w nowych centrach gospodarczych rozproszoną dotąd wytwórczość, tworząc wokół nich nowe skupiska ludności. Oświeceniowa Europa z zainteresowaniem obserwowała zachodzące w Anglii procesy. W dobrym tonie było odbyć podróż na Wyspy Brytyjskie. Ale na podobnie zaawansowane przemiany na kontynencie było jeszcze za wcześnie. Natomiast boom angielski, ze względu na ciągle istotne więzy ekonomiczne Nowego Świata z dawną Koroną, wpłynął na gospodarkę Stanów Zjednoczonych. Mówiliśmy o tym w poprzednim rozdziale. Sama rewolucja przemysłowa natomiast, która w różnym stopniu i w różnym czasie ogarnie kolejne połacie globu przynosząc postęp cywilizacyjny, uznawana jest za jeden z najważniejszych przełomów w dziejach nowożytnych, chociaż do dzisiaj nie objęła ona jeszcze całego świata. I dlatego wiele jej znamiennych przejawów wspomnianych wyżej, w różnych krajach, możemy obserwować współcześnie. Rozdział XIV : Nowe horyzonty myślowe: wiek Oświecenia W XVIII wieku Europa przeszła rewolucję umysłową zwaną Oświeceniem. Ferment intelektualny brał swój początek w Anglii, w Niemczech i we Francji w końcu XVII wieku. Nazwę swą zawdzięcza niemieckiemu określeniu Aufklrung, które upowszechniło się w wielu krajach, ale we Francji nazwano ten okres „wiekiem świateł” (le siecle des lumieres). I to właśnie Francja stała się w XVIII stuleciu głównym ośrodkiem myśli, ideologii oświeceniowej – stąd promieniowała ona na całą Europę. Przesłanek tego ruchu umysłowego i kulturalnego można upatrywać już w XVII-wiecznych ideach racjonalizmu, empiryzmu, myśli społeczno-ustrojowej, wiązać go z rozwojem nauk ścisłych. Nie można jednak zapomnieć o roli głównego „nośnika” tych idei – o mieszczaństwie; realny wzrost jego pozycji w strukturze społecznej był nieadekwatny do formalnych, feudalnych stosunków społeczno-politycznych, krępujących aktywność tej dynamicznej warstwy ludzi. Nowe spojrzenie na świat, postulaty reorganizacji istniejących stosunków, będą wynikiem dążenia do zmian właśnie przede wszystkim ze strony mieszczaństwa. Przesłanki nowej ideologii – racjonalizm oświeceniowy. O oświeceniu mówi się jako o epoce racjonalizmu, kultu rozumu. Nie sposób nie wspomnieć zatem filozofa, który był prekursorem myśli racjonalistycznej – RenDescartesa czyli Kartezjusza. Trzeba wyraźnie podkreślić, że jest to postać nie związana bezpośrednio, chronologicznie z dobą oświecenia, że ów francuski myśliciel, człowiek nauki, matematyk, żył w pierwszej połowie XVII wieku (1596-1650), wyprzedzał więc swymi koncepcjami epokę, której stał się symbolem. Niejednokrotnie o tym się zapomina. Kartezjusz jest autorem dzieła Rozprawa o metodzie (1637), które miało ogromny wpływ na ukształtowanie się nowożytnej myśli ludzkiej. Kartezjusz wychodził z zasady de omnibus dubitandum, wątpienia we wszystko, a więc również zwątpienia w możliwość poznania zmysłowego. Prawda jest osiągalna dopiero za pomocą rozumu i myślenia. Trzeba odwoływać się do sił swego umysłu, by na drodze logicznego rozumowania, stopniowo – krok po kroku dochodzić do poznania złożonych spraw. Uznawał, że myślenie jest najważniejsze – określa istnienie. Stąd wywodzi się tak często cytowane jego stwierdzenie: cogito ergo sum (myślę więc jestem). Nie dodaje się zazwyczaj poprzedzających to powiedzenie słów, które dopiero razem oddają pełniej sposób rozumowania Kartezjusza: dubito ergo cogito, cogito ergo sum. Ciąg logiczny jest więc następujący: „wątpię więc myślę, myślę więc jestem”. Kartezjusz był dualistą; człowiek składa się z dwóch „substancji” – pierwiastka cielesnego i duszy z atrybutem myślenia. Był deistą, a więc – przypomnijmy w skrócie – uważał, że Bóg stworzył świat, ale nie ingeruje potem w jego losy, którymi rządzi przyroda. Dał przy tym rozumowy, psychologiczny dowód na istnienie Boga, który, w największym uproszczeniu mówiąc, opierał się na założeniu, że człowiek sam nie mógł, bo nie jest w stanie, „wymyśleć” sobie idei Boga, musiał być zatem właśnie przez niego do tego natchniony. Idea Boga jako bytu nieskończenie doskonałego wskazuje na samego Boga. Współcześnie Kartezjuszowi rozwijał się przeciwstawny racjonalizmowi – empiryzm, który zakładał, że tylko zmysły, doświadczenie prowadzą do poznania istoty rzeczy. Przypomnijmy tu koncepcję ludzkiego rozumu jako nie zapisanej tablicy (tabula rasa), która zapisywana jest, nabiera treści poznawczych, dopiero przez doświadczenie. W swej wersji skrajnej przerodził się w sensualizm (istnieje tylko to co potwierdzają zmysły). Rozwijał się głównie w Anglii w XVII- XVIII wieku (J. Locke, G. Berkeley, D. Hume). Te koncepcje pozostawały w związku z faktem, że XVIII wiek przyniósł ogromny postęp w nauce, zwłaszcza w naukach ścisłych i przyrodniczych. Wynikała z niego chęć ujmowania świata i ludzi w kategoriach naukowych. W XVIII wieku dokonała się częściowa fuzja obu tych przeciwstawnych sobie teorii poznania. Powstał znamienny dla nowej epoki racjonalizm oświeceniowy. Nie przeciwstawiał się on jednoznacznie empiryzmowi, tylko przyjął, że źródłem wiedzy jest doświadczenie weryfikowane przez rozum. Rozum jest najwyższym weryfikatorem prawdy, to co jest niezgodne z rozumem jest nieprawdziwe. W procesie poznania w oświeceniu odrzucono aprioryzm, a bardzo istotnym jego elementem stał się krytycyzm. Konsekwencje takiego sposobu rozumowania były daleko idące; oznaczało ono odrzucenie mistyki religijnej, dogmatów, oznaczało laicyzację myśli czyli oddzielenie porządku rozumowego od wiary. Wywoływało więc przemiany światopoglądowe, które powodowały odchodzenie od wiary religijnej (i od Kościoła) ku postawom agnostycyzmu, indyferentyzmu wyznaniowego lub ateizmu. Bóg nie był już potrzebny. Więcej nawet – ludzie oświecenia przyjęli sobie za cel zwalczanie irracjonalnych wierzeń, ciemnoty, zacofania, zabobonu. W takich właśnie postawach i działaniach miała się przejawiać jedna z podstawowych cech założeń ideologicznych „wieku świateł”- utylitaryzm społeczny, oddziaływanie nowych idei na jak najszersze kręgi społeczne, „oświecanie” ludzi. Zauważmy, że renesans był elitarny, że barok miał w swych różnych formach znaleźć szerszego odbiorcę, oświecenie natomiast już z samego założenia miało oddziaływać na szerokie rzesze ludzi. Aby można było realizować te cele, a więc upowszechniać wiedzę, kulturę, nową myśl trzeba było zwrócić uwagę na sposób docierania do odbiorcy, najczęściej niewykształconego. Nie był to tylko problem rozwoju oświaty, ale również znalezienia odpowiednich przystępnych form, za pomocą których twórcy oświeceniowi mogliby przekazywać pożądane treści. Sposoby się znalazły, nawet tak trudna dziedzina jak filozofia znalazła swą przystępną formę – powiastkę filozoficzną. W koncepcjach światopoglądowych ostatnich kilkuset lat elity, które nadawały charakter ideologiczny poszczególnym epokom doszły do kolejnego etapu stosunku człowieka do wiary; po średniowiecznym i kontrreformacyjnym teiźmie (wszechobecność boska) poprzez deizm, który zaznaczył się już w renesansie i który z większym nasileniem ukazał się w oświeceniu, do ateizmu jako postawy znamiennej dla „wieku rozumu”. Oświecenie było zatem reakcją na kontrreformację, na jezuityzm, na barok. Ludziom oświecenia nie chodziło jednak tylko o kategorie wyznaniowe. „Wiek świateł” był też reakcją na dotychczasowy układ stosunków społecznych, na niesprawiedliwą, przestarzałą i skostniałą strukturę stanową, na sposób sprawowania władzy, zwłaszcza na absolutyzm. Racjonalne myślenie podważało teorie Bodina, Hobbesa, Bossueta (zob. rozdział IX) legitymizujące silną władzę monarszą. Zwłaszcza we Francji narastała opozycja wobec władzy absolutnej oraz feudalnej strukturze społecznej, która tak dawała się we znaki stanowi trzeciemu, a w nim prężnemu, ale wyzbytemu praw mieszczaństwu. Twórcy „wieku świateł” i ich dzieła; reakcja na feudalizm, absolutyzm, klerykalizm. Jednym z czołowych przedstawicieli wczesnego oświecenia we Francji był Charles Louis de Secondat baron de Montesquieu, Monteskiusz (1689-1755), prawnik, pisarz polityczny, myśliciel, teoretyk państwa i prawa. Pochodził ze starej rodziny szlacheckiej. Odbył studia prawnicze i dzięki swym uzdolnieniom i inteligencji szybko zaczął robić karierę; został adwokatem, ale wkrótce doszedł do stanowiska radcy w parlamencie (sądzie) w Bordeaux, a w wieku 27 lat był już jego prezesem. Praktyka prawnicza nie pociągała go jednak i po 9 latach odsprzedał swój urząd, zaczął podróżować po Europie i poświęcił się pisarstwu. Wybił się już swym pierwszym dziełem, ogłoszonymi w 1721 r. Listami perskimi (Lettres persanes), wyimaginowaną korespondencją dwóch Persów (161 listów), przebywających nad Sekwaną i Loarą pod koniec panowania Ludwika XIV. Były one bezlitosnym szyderstwem z politycznej i społecznej rzeczywistości francuskiej, z przestarzałych instytucji królestwa, władzy, Kościoła, ludzi i poglądów podtrzymujących znienawidzony ustrój francuskiej monarchii absolutnej. Listy znalazły szeroki oddźwięk, zyskały poklask opinii społecznej i przyczyniły się do pogłębienia antymonarchistycznego fermentu. Najważniejszym, fundamentalnym tekstem politycznym Monteskiusza jest dzieło O duchu praw (1748), synteza jego poglądów na państwo, prawo, wolność jednostki. Swą dokktrynę sformułował po długich studiach, przede wszystkim historycznych, po podróżach po Europie, a zwłaszcza po pobycie w Anglii, której ustrój – monarchia konstytucyjna – napawał go zachwytem. Monteskiusz porównywał i analizował modele ustrojowe od starożytności i doszedł do wniosku, że monarchia despotyczna wypaczyła, zniszczyła pierwotne cele państwa, którego istota zasadzała się na dobrowolnej umowie społecznej zawartej przez ludzi dla ochrony ich interesów, bezpieczeństwa, wolności, tak jednostki, jak i zbiorowości. Stwierdzał, że w prawodawstwie należy uwzględniać wszelkie odrębności geograficzne, klimatyczne, demograficzne, ekonomiczne, obyczajowe, kulturowe poszczególnych społeczeństw, gdyż tworzą one owego tytułowego „ducha praw” (można by tu zauważyć, że Monteskiusz był prekursorem socjologii!). Ale równocześnie był zdania, że prawo powinno być pozbawione zbytniego formalizmu, winno cechować się „duchem umiarkowania”. Postulując wolność jednostki (myśli, sumienia, słowa, druku), ale w ramach praworządności, sformułował swą znaną tezę trójpodziału władzy państwowej. Władza ustawodawcza stanowi prawa i kontroluje ich wykonanie, ale nie zarządza bezpośrednio i nie sądzi. Władza wykonawcza, która powinna być silna, samodzielna – rządzi, ale ograniczona ustawami, prawem, którego sama stanowić nie może. Władzę sądowniczą stanowią niezawisłe sądy, które stosują ustawy, przepisy, prawa, ale nie interpretują ich. Władze te są więc od siebie oddzielone i powinny się wzajemnie równoważyć. Był to model antyabsolutystyczny, antyfeudalny, odpowiadający interesom mieszczaństwa. Prezentował poglądy rewolucyjne, które wpłynęły na dalszy rozwój myśli prawno-ustrojowej. Zasada trójpodziału władz stała się jedną z klasycznych zasad nowożytnej myśli politycznej i formuł ideologii mieszczańskiej. Pod jej wpływem kształtowała się konstytucja Stanów Zjednoczonych i republikańskiej Francji, legła ona u podstaw ustrojów wielu państw w XIX i XX wieku opartych na prawie konstytucyjnym. Jej aktualność widzimy również w świecie nam współczesnym. Drugim wybitnym przedstawicielem oświecenia, który wprowadzał atmosferę fermentu w ówczesne stosunki społeczno-polityczne był inny Francuz - Franois Marie Arouet (1694-1778), znany jako Voltaire, w wersji spolszczonej – Wolter. Syn notariusza, wychowanek renomowanych szkół jezuickich, wcześnie pozostawał pod wpływem filozofii libertyńskiej; był pisarzem, filozofem, historykiem. Bujne życie, szerokie zainteresowania intelektualne, błyskotliwość, zjadliwa publicystyka, skupiały na jego osobie uwagę współczesnych; był niezwykle popularny, choć również znienawidzony przez krytykowanych. Przyjaźnił się z wieloma osobistościami swej epoki, m.in. w latach 1750-1753 przebywał na dworze Fryderyka II Hohenzollerna w Poczdamie (Sanssouci). Wszystko to powodowało, że wpływał skutecznie na rozszerzanie idei oświecenia. Stał się wzorem racjonalisty oświeceniowego, wolnomyśliciela, filozofa-sceptyka, pisarza, zaangażowanego w walkę o sprawiedliwość społeczną, o tolerancję, występującego przeciw fanatyzmowi („wolterianizm”). Krytykował ciemnotę, zabobon, przesądy, wyśmiewał przywileje szlacheckie, atakował kler i religię, która jego zdaniem hamowała postęp, ale jednocześnie mogła być przydatna jako czynnik ułatwiający podporządkowanie mas względem władzy. Był zwolennikiem sekularyzacji życia społecznego. Sam był deistą. Jako dziejopis (m.in. Wiek Ludwika XIV, 1751) stworzył własną racjonalistyczną koncepcję rozwoju historycznego pozbawionego czynników transcendentnych, opartego na dziejach cywilizacji. Wolter występował przeciw absolutnej władzy królów francuskich, chociaż nie chciał zniesienia monarchii tylko przekształcenia jej w monarchię oświeconą (despotisme lair z „dobrym królem”. Mogłaby ona stworzyć społeczeństwo oparte na mieszczańskich ideałach własności i wolności. Swe poglądy i program przebudowy społeczeństwa propagował we wszechstronnej twórczości pisarskiej (m.in. poematy, dramaty, powiastki filozoficzne, eseje historyczne) w lekkiej, ironicznej formie. Był zafascynowany ideałami oświecenia, pozostawał pod wpływem pism Monteskiusza, ale głosił hasła dalej idącego liberalizmu. W krytyce ówczesnej rzeczywistości, a zwłaszcza w krytyce monarchii absolutnej, dalej od obu poprzedników poszedł Jean Jacques Rousseau (1712-1778). Urodził się w Genewie; nic więc dziwnego, że był synem zegarmistrza. Wcześnie został sierotą, jako młodzieniec przeszedł na katolicyzm i opuścił rodzinne miasto. Bardzo zdolny, wybitny umysł, szybko wybił się we Francji. Mając 37 lat otrzymał nagrodę konkursową Akademii w Dijon za pracę odpowiadającą na pytanie „Czy postęp wiedzy i sztuk przyczynił się do naprawy czy też do zepsucia obyczajów?”. W swej rozprawie twierdził, że człowiek ze swej natury jest dobry, ale cywilizacja spowodowała jego zepsucie, zdemoralizowała jego duszę, zdeprawowała charakter. Głosił hasło nawrotu do natury, co mogło by uzdrowić człowieka. Swymi poglądami, krytykującymi kulturę europejską XVIII wieku bulwersował ludzi epoki, przeświadczonych o jej wysokich walorach. Swe minorowe w ocenie ówczesnego społeczeństwa racje eksponował w kolejnych dziełach, m. in. w Rozprawie o pochodzeniu nierówności między ludźmi (1755) czy w traktacie pedagogicznym Emil, czyli o wychowaniu (1762). Rousseau uważał, że człowiek rodzi się jak biała karta i to otaczające go środowisko wpływa dodatnio lub ujemnie na jego cechy. A ponieważ, twierdził, wypacza ono charakter człowieka, był zwolennikiem powrotu do stanu natury, cechującego się pokojem i harmonią, w którym istota ludzka była szczęśliwa. Takie hasła stawiały go automatycznie na pozycjach antyabsolutystycznych. W Umowie społecznej (1762) dowodził, że każdy ustrój społeczny jest wynikiem swobodnej umowy między ludźmi. Źródłem władzy jest cały lud, który ma suwerenność. Na początku nie było jednej władzy, potem ludzie oddali cząstki swej władzy jednostce, aby ona lepiej ich broniła, ale nie wyrzekli się wolności. Władza absolutna jest wynaturzeniem – trzeba jej wypowiedzieć posłuszeństwo, obalić ją, bo złamana została owa umowa społeczna. Dzieło Rousseau znalazło żywy oddźwięk u współczesnych, było czytane i komentowane. Jego poglądy – podobnie jak Woltera - miały silne i wielostronne oddziaływanie społeczne i tak jak wiele innych, jeszcze bardziej radykalnych (G. B. de Mably, Morelly, J. Meslier), kształtowały nastroje opozycyjne w opinii publicznej, przygotowując rewolucję francuską. „Wiek świateł i rozumu” w swych rozmaitych przejawach. Filozofia oświeceniowa oddziaływała na różne dziedziny życia. Przejawiała się też w myśli ekonomicznej. W jej duchu sformułowano pierwszą w czasach nowożytnych spójną i konsekwentną doktrynę dotyczącą życia gospodarczego – fizjokratyzm. Jej twórcą i głównym ideologiem był Franois Quesney, ale fizjokraci tworzyli we Francji drugiej połowy XVIII wieku szerszą, zwartą grupę ekonomistów (tak zresztą sami siebie nazywali). Tak jak znani nam już filozofowie, byli oni rzecznikami porządku naturalnego, opartego na prawach natury, a w wolności osobistej i nienaruszalnym prawie własności widzieli podstawowe motywy efektywej aktywności gospodarczej jednostki. Państwo (za najlepszą formę rządów uważali monarchię dziedziczną) powinno ograniczać się do ochrony tych wartości. Zasadnicze znaczenie dla rozwoju gospodarczego kraju przywiązywali do rolnictwa, a w nim do wielkiej, stosującej kapitał własności ziemskiej, tylko w niej upatrując źródła nadwyżek produkcyjnych, a co za tym idzie dochodów państwa. Rzemiosło, wytwórczość manufakturalną, handel, uznawali za dziedziny pożyteczne, ale jedynie pomocnicze dla rolnictwa, nie produkujące bezpośrednio. Antyfeudalne idee fizjokratyzmu niełatwo mogły być urzeczywistniane w ówczesnych stosunkach, ale wywarły one duży wpływ na na dalszy rozwój ekonomii, zwanej klasyczną ekonomią polityczną. Jej głównym przedstawicielem był wspomniany już na tych kartach Szkot, Adam Smith, który analizował życie gospodarcze w warunkach rozwijającego się kapitalizmu, opierając się przede wszystkim na realiach angielskich. Był on rzecznikiem nieingerencji państwa w życie gospodarcze, które powinno być funkcją wolnej gry sił ekonomicznych. Zwracał uwagę na rolę akumulacji kapitału (zob. rozdz. II). Zweryfikował negatywnie twierdzenia merkantylistów wskazując, że o zamożności kraju nie decyduje ani ilość zgromadzonych kruszców, ani nadwyżka eksportowa, ale masa towarowa wytworzona przez rolnictwo i gospodarkę pozarolniczą (przemysł), a o wartości towarów – praca włożona w ich wykonanie (tzw. prawo wartości Smitha). Od drugiej połowy XVII wieku trwał rozwój nauk ścisłych i przyrodniczych. Oświecenie przyspieszyło osiągnięcia w tym zakresie, a jego przedstawiciele, zgodnie z założeniami „wieku świateł”, starali się je jak najszerzej popularyzować. Trzeba zwrócić uwagę, że założenia filozofii racjonalistycznej wywoływały postulaty badania świata materialnego metodami eksperymentalnymi, a z kolei wyniki tych badań wspierały formułowanie syntetyzujących koncepcji filozoficznych, które dyskredytowały utrwalone przesądy, metafizykę, postawy irracjonalne. Niejednokrotnie ludzie oświecenia łączyli swe zainteresowanie naukami ścisłymi z filozofią. Postęp w badaniach szczegółowych przyspieszał też rozwój teoretycznych aspektów wielu dziedzin wiedzy. Wielkie zasługi oddał w tej mierze fizyce uczony angielski Isaac Newton, odkrywca zasady dynamiki oraz prawa grawitacji, badacz światła, w matematyce współtwórca rachunku różniczkowego i całkowego. Jako dyscyplina naukowa przeciwstawna alchemii wyodrębniała się chemia. Badano procesy spalania, zachowanie masy w reakcjach chemicznych, narzędziem badawczym stał się prąd elektryczny (m.in. M. Łomonosow, A. L. Lavoisier). Racjonalizacji uległa biologia, w dużej mierze dzięki dokonanej przez szwedzkiego przyrodnika Karola Linneusza (Carl von Linn systematyce roślin, zwierząt i minerałów, prowadzącej do przekonania o ewolucyjnym, a nie kreacyjnym (a tak uważał jeszcze sam Linneusz) powstaniu świata. Nowe idee niełatwo torowały sobie drogę do szerszych warstw społecznych. Kluczowe znaczenie miał tu system oświaty, który z oporami przyjmował „nowe”. Dlatego też ludzie oświecenia przywiązywali wielką wagę do reform sposobu nauczania i jego treści. Koncepcja wychowania i edukacji polegała na przygotowaniu młodego człowieka do właściwego znalezienia się w nowoczesnym świecie, do wykonywania konkretnego zawodu, umiejętności służenia państwu, do udziału w życiu obywatelskim. Miała ukształtować człowieka krytycznego wobec skostniałych autorytetów, otwartego na racjonalne poglądy. Kładła nacisk na znajomość języków nowożytnych, geografii, nauk ścisłych wyzbytych metafizyki, historii w jej szerokim kontekście społecznym. Właśnie spojrzenie na przeszłość, na historię, odgrywało – jak zawsze w dziejach – dużą rolę w kształtowaniu nowej świadomości społecznej. Każde pokolenie szuka w historii czegoś innego. Nie inaczej było w XVIII wieku. Z jednej strony miała ona legitymizować, popierać faktami z przeszłości, ówczesne koncepcje społeczne i polityczne. Z drugiej strony wywoływała powszechniejsze zainteresowanie jako potencjalne źródło wiedzy o procesach, które już kiedyś miały miejsce. Nie miał to więc być opis żywotów wybitnych mężów z dawnych czy mniej odległych czasów, ale oparta na krytycznym podejściu do materiału źródłowego historia funkcjonowania społeczeństwa ludzkiego we wszystkich przejawach jego aktywności. Znamienne jest, że większość wybitnych historyków oświeceniowych zajmowała się nie tylko dziejopisarstwem, ale byli to ludzie aktywni w życiu społecznym, politycznym, działacze i myśliciele. Wolter pełnił oficjalną funkcję historiografa królewskiego. nne Bonnot de Condillac, wybitny filozof francuski, wydał nie tylko ogromną Historię Powszechną, ale także na zamówienie polskiej Komisji Edukacji Narodowej (nazywanej często pierwszym w Europie ministerstwem oświaty) napisał podręcznik logiki dla szkół w Polsce. Filozof i matematyk Jean Antoine de Condorcet epoki w dziejach ludzkości wyznaczał postępem osiągnięć człowieka, jego myśli i rozumu. W tym duchu tworzył też niemiecki historyk, filozof i pedagog Johann Herder, który pierwszy podjął próbę całościowego ujęcia powszechnej historii kultury. Wszechstronność spojrzenia na przeszłość, uwzględnianie różnych płaszczyzn procesu dziejowego zaprezentował Anglik Edward Gibbon w ogromnym dziele o upadku Cesarstwa Rzymskiego. Kultura to również dziedziny, które oddziaływują „na oko i na ucho”. W sztukach plastycznych, w architekturze, nie powstał w oświeceniu nowy styl. Późny barok zamienia się w rokoko, rozwija się klasycyzm (neoklasycyzm). Podobną ewolucję, od późnego baroku do klasycyzmu, przechodzi muzyka; podstawy „nowego” klasycyzmu, wiązanego z Wiedniem, dał Joseph Haydn, a najwybitniejszym kompozytorem był tu Wolfgang Amadeusz Mozart. Rozwijała się opera. Do dziedzin, które miały propagować idee oświeceniowe zaliczono teatr, który w większym stopniu musiał być realistyczny jeśli miał spełniać funkcje edukacyjne, trafiać do ludzi niewykształconych; powstawały teatry narodowe (Węgry, Czechy, Polska). Jednakże największą rolę w dobie oświecenia odgrywać miało słowo pisane. Była już o tym mowa, że chodziło o to, by w przystępnej, pociągającej formie trafiać do szerszych rzesz czytelników. Stąd brała się rozmaitość stosowanych wtedy form pisarskich w poezji (poemat heroikomiczny, bajka, oda, epigramat, satyra, pamflet...) i literaturze (powieść, dramat, powiastka filozoficzna, felieton, esej...). W Anglii symbolem epoki będą Jonathan Swift z jego Podróżami Guliwera i Daniel Defoe z Przypadkami Robinsona Cruzoe. O Francuzach już mówiliśmy. Należy może tylko jeszcze zaznaczyć rolę Denisa Diderot, filozofa i wszechstronnego pisarza, popularnego autora powiastek filozoficznych (m.in. Kubuś Fatalista i jego pan) oraz krytycznego wobec francuskiej rzeczywistości komediopisarza Pierreła Augustina de Beaumarchais z jego Cyrulikiem sewilskim i Weselem Figara. W Niemczech czołowe miejsce pośród twórców oświecenia zajmuje Gotthold Ephraim Lessing, wszechstronny w swej pisarskiej działalności, ale w drugiej połowie XVIII stulecia prekursorskie tendencje literackie (preromantyczne), wynoszące Niemcy na czoło osiągnięć europejskich w tej dziedzinie, prezentować będą Johann Wolfgang Goethe i Friedrich Schiller w ramach okresu zwanego czasem „burzy i naporu” (Sturm und Drang Periode). Idee literatury oświeceniowej mocno zaznaczyły się w Polsce (przypomnijmy S. Leszczyńskiego, S. Konarskiego, I. Krasickiego, A. Naruszewicza, J. U. Niemcewicza), ale pozostały w gruncie rzeczy zjawiskiem rodzimym (mocno związanym z sytuacją upadającej Rzeczypospolitej), podobnie jak w innych krajach Europy środkowowschodniej. Trafiły też do Rosji, gdzie rangę wykraczającą poza jej ramy zyskał zwłaszcza Aleksandr Radiszczew, ze swą krytyką stosunków społecznych, gospodarczych i politycznych panujących w państwie carów (sentymentalna Podróż z Petersburga do Moskwy). W wieku oświecenia dokonała się swoista rewolucja informacyjna. Wywołał ją gwałtowny rozwój prasy. Wraz ze wzrostem oświaty i liczby czytających, gazety – a także czasopisma naukowe i literackie – stały się podstawowym nośnikiem nie tylko informacji, ale przede wszystkim nowych prądów, forum ścierających się racji i różnych punktów widzenia, lansowania idei i haseł „wieku rozumu”. Prym wiodła tu Anglia z pierwszym pismem „The Spectator” (ukazującym się od 1711 r.), ale Francja i Niemcy nie pozostawały w tyle. W ciągu XVIII wieku prasa rozpowszechniła się w całej Europie, służąc bardzo skutecznie idei „oświecenia” szerokich rzesz społecznych. Na koniec, ale to wcale nie znaczy, że jako mniej istotną – wręcz przeciwnie, wspomnieć trzeba tę konkretną formę słowa drukowanego „wieku świateł”, która stała się jego symbolem: Encyklopedię czyli Słownik rozumowany nauk, sztuk i rzemiosł, zwany u nas Wielką Encyklopedią Francuską. Wydawnictwo to, publikowane we Francji w latach 1751-1776 skupiło pod kierownictwem Denisa Diderota i (początkowo) Jeana le Rond dłAlemberta grono ponad pięćdziesięciu tzw. encyklopedystów, wybitnych ówczesnych myślicieli, uczonych, pisarzy i publicystów. Dawało ono w 35 tomach sumę dorobku ówczesnej wiedzy ludzkiej we wszystkich dziedzinach, starając się w duchu filozofii oświecenia w racjonalny i materialistyczny sposób wyjaśnić wszechświat, odrzucając mitologię, przesądy, autorytety, działanie sił nadprzyrodzonych, a opowiadając się za szeroko rozumianą prawdą i tolerancją. W intencji autorów encyklopedia, wymowa jej haseł, służyć miała edukacji społecznej - i tak w istocie było, gdyż wywarła ona niezatarty wpływ na przekonania ludzi epoki, nie tylko we Francji, ale także w wielu krajach Europy i w Ameryce. Nic dziwnego, że budziła zastrzeżenia kleru i warstw panujących. Propagowała przecież antyfeudalną i antyabsolutystyczną ideologię mieszczaństwa francuskiego. Takie jej hasła jak „państwo”, „społeczeństwo”, „wolność”, „równość”, przemycały treści rewolucyjne. Wkrótce przestały one być tylko wyrazem oświeceniowego „przewrotu umysłowego”, ale stały się istotą przewrotu politycznego i społecznego we Francji, zwanego wielką rewolucją francuską. Oświecenie, jak każda epoka w historii, zamykało pewien okres i stanowiło punkt wyjścia do dalszych przemian. Podobnie jak renesans i barok propagowało światopogląd będący antytezą poglądów poprzednich czasów. Opierając się na racjonalizmie i materializmie, poprzez podkreślanie możliwości rozumu wynikających z naturalnego porządku panującego w przyrodzie, w społeczeństwie, w biegu dziejów, negowało idealistyczną (również klerykalną) i absolutystyczną, feudalną wizję świata. Instrumentem działania, służącym przekonaniu ludzi do nowych idei, miała być przede wszystkim powszechna, rozwijająca się edukacja. Poza ogólnymi hasłami, ludzie oświecenia – niektórych z nich wspomnieliśmy wyżej – nie reprezentowali jednak identycznych postaw i ich koncepcje nie były intelektualnie spójne, chociażby w poglądach społecznych i politycznych. Podobnie było w kulturze, która w ostatnich dziesięcioleciach XVIII wieku stawała się coraz bardziej „polifoniczna”, z przygłuszoną nieco „dominującą uprzednio melodią francuską” (E. Rostworowski). Królował nadal Paryż i język francuski, liczyły się Włochy, ale obok Francji główną potęgą kulturalną stała się Wielka Brytania; znamiennym zjawiskiem był dokonujący się względny awans w tej mierze krajów germańskich w stosunku do krajów romańskich, a także przyspieszenie kulturalne w zapóźnionych dotąd na tym polu krajach Europy środkowej i wschodniej. Wkrótce romantyzm jeszcze mocniej zaznaczy te tendencje. Idee oświecenia trafiały też, o czym już była mowa, za Ocean Atlantycki, przede wszystkim do kolonii angielskich w Ameryce Północnej, gdzie ujmowane w programach i obecne w koncepcjach politycznych, odegrały znaczącą rolę w procesie zdobywania przez nie niepodległości. Oświecenie jako okres w dziejach kultury, przede wszystkim europejskiej, datuje się do początków XIX stulecia. Ale tam, gdzie przyniosło ono najsilniejszy ruch w kwestiach politycznych i społecznych, gdzie stworzyło nowe prądy, które miały umożliwiać poznanie i ustalenie „porządku natury” – a więc we Francji, jego idee burząc system feudalny zniosły jeszcze w końcu XVIII wieku cały tak zwany „stary porządek” – ancien rime - i ustanowiły tym samym istotną cezurę w dziejach powszechnych. Podsumowanie W pierwszych trzech stuleciach czasów nowożytnych dokonały się istotne przemiany na wszystkich polach procesu dziejowego: w życiu społecznym i gospodarczym, w polityce i szeroko rozumianej kulturze. Zmieniły się warunki życia człowieka. Potrzeby ludzkie były coraz lepiej zaspokajane (chociaż w skali globalnej - oczywiście - jeszcze niedostatecznie). Wynikało to z przeobrażających się form organizacji gospodarowania. Obserwujemy w tym czasie proces przechodzenia od średniowiecznej ekonomiki feudalnej poprzez rozwijającą się gospodarkę towarowo-pieniężną do wczesnokapitalistycznych stosunków w organizacji życia gospodarczego. W końcu tego okresu rozpoczyna się gwałtowne przyspieszenie na tym polu, postęp jest tak znaczny, że nazwie się go "rewolucją przemysłową". Przekroczy ona swym zasięgiem Stary Świat i przyniesie szybki rozwój północnej Ameryce. W "naszym" okresie ledwie się zacznie - będzie znamiennym czynnikiem rozwoju wielu krajów w XIX wieku. Zauważmy, że owo przesuwanie się procesów gospodarczych w czasie i przestrzeni jest jednym z charakterystycznych zjawisk w historii. Nazywa się je asynchronizmem w rozwoju dziejowym. Przeobrażenia istniejących struktur, dokonujący się w różnych dziedzinach życia postęp, rozchodzą się jak fale, z chronologicznym "przesunięciem" od najbardziej zaawansowanych centrów (w omawianym tu okresie - z Anglii, Niderlandów) na kolejne obszary Europy i świata. Znamienny jest tu "pochód" stosunków kapitalistycznych, zapoczątkowany w Europie zachodniej w XVI wieku, a docierający do Rosji, w gruncie rzeczy, dopiero w naszym stuleciu (problem ustroju gospodarczego, który zapowiadał stan powszechnej szczęśliwości społecznej pozostawmy już na boku). Poszukiwanie przez człowieka jak najlepszego pomysłu na dobre gospodarowanie, na dobrobyt, zarówno w wymiarze państwowym jak i społecznym, to również widoczna w dobie nowożytnej ewolucja myśli ekonomicznej od typowego dla wieków średnich fiskalizmu, poprzez merkantylizm (z jego przekształceniami), fizjokratyzm, po pierwszą analizę zjawiska akumulacji pierwotnej. W kategoriach społecznych czasy nowożytne przyniosły na Starym Kontynencie głębokie przeobrażenia istniejących struktur. Obserwujemy proces (znowu asynchroniczny) przejścia od społeczeństwa feudalnego, w którym jako czynnik decydujący liczył się fakt urodzenia człowieka w danej warstwie (stanie), do społeczeństwa, w którym o miejscu i znaczeniu człowieka w ramach państwa decyduje jego faktyczna rola, stan posiadania, aktywność, udział w życiu publicznym. Właśnie te procesy przyniosły awans mieszczaństwu wobec pauperyzacji stanu szlacheckiego. Z drugiej strony - przeciwdziałanie przez szlachtę jej degradacji materialnej było siłą napędową nowych procesów społeczno-gospodarczych w Europie. Łączymy je i z różnymi przejawami aktywności gospodarczej szlachty (od wypraw geograficznych poprzez "ogradzanie" po folwark) i z nowymi formami ustrojowymi powstającymi na kontynencie, w których tworzeniu miało udział mieszczaństwo i owa "nowa szlachta". W wielu krajach szlachta długo jeszcze odgrywać będzie główną rolę w państwie (Hiszpania, Rzeczpospolita Polska, Francja ancien régime'u), ale to aktywność mieszczan doprowadzi do gwałtownej zmiany stosunków w jednej z najznaczniejszych koron w Europie - francuskiej monarchii Burbonów. Wspomnieliśmy wyżej o kwestiach ustrojowych - wkroczyliśmy już zatem w sferę polityki. I w tej dziedzinie pierwszy okres nowożytności to czas ważnych zmian. U progu tej epoki najsilniejsze monarchie średniowieczne nabierają charakteru narodowego, następuje w nich proces scalania ziem, centralizacji władzy; monarchowie dążyć będą do sprawowania rządów absolutnych. W ramach "unowocześniania" monarchii feudalnej przekształcać się one będą następnie w wielu krajach w absolutyzm oświecony. Równocześnie - o czym mówiliśmy przed chwilą - tzw. nowa szlachta i mieszczaństwo zabiegali o uzyskanie odpowiedniej do ich roli ekonomicznej - pozycji politycznej w państwie, co wyrażało się opozycją wobec autokratyzmu władzy monarszej. W Niderlandach powstała pierwsza republika mieszczańska, w Anglii pierwsza monarchia konstytucyjna, a w Nowym Świecie jej republikańska, prezydencka odmiana. Polityka to także stosunki międzynarodowe, które realizowały się najczęściej w ramach rywalizacji europejskich obozów politycznych, zmieniających się koalicji różnych państw. Istotna rola przypada tu konfliktowi francusko-habsburskiemu, który zaangażował praktycznie całą Europę, a w swej końcowej fazie wiązał się również z walką o zamorskie kolonie. Trzeba podkreślić znamienny fakt, że w XVIII wieku ukształtował się w stosunkach międzynarodowych inny układ sił niżeli na początku czasów nowożytnych. Na miejsce takich potęg jak Hiszpania, Turcja, Rzeczpospolita oraz (nieco później) Szwecja, wchodzą nowe, znaczące w polityce międzynarodowej państwa: Prusy i Rosja. Dawny świat śródziemnomorski przekształcił się przy tym w dużej mierze w świat atlantycki, a można by nawet już mówić (w związku z odkryciami geograficznymi i kolonializmem) o początkach epoki globalnej. Tak naprawdę przyniesie ją dopiero wiek XX. Płaszczyzna kulturowa czasów wczesnonowożytnych to trzy wielkie epoki, znaczące w dziejach cywilizacji ludzkiej: renesans, barok i oświecenie. Okres renesansu w konsekwencji innego, humanistycznego spojrzenia na świat i człowieka przyniósł brzemienny w skutkach proces reformacji. Reakcja na nią będzie jedną z cech baroku, on zaś sam fascynuje do dzisiaj swymi wytworami sztuki. Z kolei bez przemian oświeceniowych, bez tego wieku filozofów, rozumu i świateł, nie byłoby współczesnego nam oblicza świata. Procesy zachodzące na przestrzeni całych opisywanych tu trzech stuleci były związane z olbrzymim postępem w poznaniu oraz postrzeganiu świata i człowieka w geograficznym, fizycznym, biologicznym czy szeroko rozumianym filozoficznym wymiarze. Zmieniło się spojrzenie na otoczenie, w którym człowiek żyje, ewolucję przeszedł jego sposób myślenia. Widać to również - między teocentryzmem wieków średnich, humanizmem renesansowym i oświeceniowym racjonalizmem - w stosunku ludzi tamtych czasów (a przynajmniej elit społecznych) do spraw transcendentnych. Trudno jest zdawkowo podsumować przedstawioną na tych kartach epokę. Z całym przekonaniem można jednak powtórzyć, że jak najlepsza znajomość tego bogatego w przemiany, obfitego w wydarzenia, pełnego ważnych procesów okresu trzystu lat dziejów powszechnych, to niezbędny warunek zrozumienia wielu problemów naszych czasów. Jakże wiele zjawisk w historii ma bowiem charakter ponadczasowy, a swe źródła w tym, co już się kiedyś działo. Wskazówki bibliograficzne Na brak literatury w języku polskim dotyczącej pierwszych trzech stuleci dziejów nowożytnych nie można narzekać. Oczywiście, poszczególne prace nie ukazują w równym stopniu wszystkich zagadnień, ale znajdziemy dla tego okresu zarówno liczne syntezy, jak i monografie, opracowania biograficzne i zbiory artykułów. Na tym miejscu wskazać mogę tylko najważniejsze (i to arbitralnie dobrane) pozycje. Wspomnieć trzeba przede wszystkim dwie podręcznikowe syntezy wydane przez PWN, od lat z wielkim powodzeniem służące w nauczaniu akademickim i wielokrotnie wznawiane: Zbigniewa Wójcika, Historia powszechna XVI-XVII wieku oraz Emanuela Rostworowskiego, Historia powszechna. Wiek XVIII. Walorem obu tych ujęć (drugie onieśmiela znaczną objętością) – oprócz kompleksowości potraktowania epoki – jest położenie nacisku na elementy dyskusyjne w historiografii, na stan badań i współczesny punkt widzenia badaczy na dane zagadnienie. Obszerną, autorską syntezę tego okresu w dwóch tomach: Historia powszechna 1492-1648 oraz Historia powszechna 1648-1789 (Książka i Wiedza, Warszawa 1991, 1995) zawdzięczamy też Ludwikowi Bazylowowi. Od wielu lat funkcjonują na rynku polskim, wznawiane przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, przygotowane przede wszystkim z myślą o nauczycielach historii, trzy opracowania omawiające historię powszechną stulecia XVI, XVII i wieku Oświecenia autorstwa – kolejno – Andrzeja Wyczańskiego, Adama Kerstena i Jaremy Maciszewskiego. Czytelnik bardziej zaawansowany w poznawaniu historii powszechnej XVI-XVII wieku, interesujący się aktualnie rozwijaną problematyką badawczą w tej dziedzinie, znajdzie wiele interesujących artykułów w pracy zbiorowej historyków polskich i zagranicznych pod redakcją Antoniego Mączaka, Europa i świat w początkach epoki nowożytnej (część 1: Społeczeństwo, kultura, ekspansja, część 2: Ideologie, kryzysy, konflikty, Wiedza Powszechna, „Konfrontacje Historyczne”, Warszawa 1991-1992). Z angielskiej serii Dzieje Europy, PIW uprzystępnił polskiemu czytelnikowi urozmaicone, panoramicznie ujęte portrety omawianych tu trzech stuleci, których autorami są: Richard Mackenney, Europa XVI wieku (Warszawa 1997), Thomas Munck, Europa XVII wieku 1598-1700 (Warszawa 1998) i Jeremy Black, Europa XVIII wieku 1700-1789 (Warszawa 1997). Odnotujmy też w międzynarodowej serii wydawniczej „Tworzenie Europy” książkę Ulricha Im Hof, Europa Oświecenia (Wydawnictwo Krąg, Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1995). Pierwszy okres czasów nowożytnych zajmuje istotne miejsce w syntezach obejmujących szerszy zakres chronologiczny, takich jak Historia świata – ostatnie 500 lat (Agencja Informacyjna, Warszawa 1992), Mocarstwa świata. Narodziny-rozkwit-upadek. Przemiany gospodarcze i konflikty zbrojne w latach 1500-2000 autorstwa Paula Kennedy’ego (Książka i Wiedza, Warszawa 1994), Historia Europy, pod redakcją Jeana Carpentiera i François Lebruna (Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1995) czy wydana przez Ossolineum Historia Europy pod redakcją Antoniego Mączaka (Wrocław 1998). Wdzięcznych czytelników znajduje też bestseller ostatnich lat pióra Normana Daviesa, obszerna, oryginalna synteza, pełna smakowitych „kapsułek” zawierających ciekawostki z przeszłości naszego kontynentu: Europa. Rozprawa historyka z historią (Wydawnictwo Znak, Kraków 1998). Warto też zwrócić uwagę na niewielką, acz inspirującą pracę Krzysztofa Pomiana, Europa i jej narody (PIW, Warszawa 1992). Wymieniając publikacje nowsze, nie sposób pominąć kilka lektur klasycznych dla epoki nowożytnej. Należą do nich Jakuba Burckhardta, Kultura Odrodzenia we Włoszech (PAX, Warszawa 1991), Leopolda Rankego, Dzieje papiestwa w XVI-XIX wieku (PIW, Warszawa 1974), Fernanda Braudela, Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II (t.I-II, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1976-1977), Jeana Delumeau, Cywilizacja Odrodzenia (PIW, Warszawa 1987), Pierre’a Chaunu, Czas reform (PAX, Warszawa 1989, część II poświęcona protestanckiej reformie Kościoła) czy tegoż Cywilizacja Oświecenia (PIW, Warszawa 1993). W ostatnich latach powiększyła się znacznie liczba opracowań biograficznych, zawsze chętnie czytanych. Nie ma tu niestety miejsca, by wyliczać konkretne pozycje dotyczące postaci z XVI-XVIII wieku. Czytelnika można odesłać do dziesiątków tytułów proponowanych w znanych seriach biograficznych Państwowego Instytutu Wydawniczego („Biografie Sławnych Ludzi”) oraz Ossolineum. Jeśli mówimy o wybitnych osobistościach tej epoki, to wspomnijmy również serię „Poznańskie Słowniki Biograficzne” Wydawnictwa Poznańskiego, w której ukazały się m.in. Słownik władców Europy nowożytnej i najnowszej (pod redakcją Józefa Dobosza i piszącego te słowa, Poznań 1998) oraz Słownik dynastii Europy (pod tą samą redakcją, Poznań 1999). Wielkie domy panujące omawia także obszerna praca zbiorowa pod redakcją Antoniego Mączaka, Dynastie Europy (Ossolineum, Wrocław 1997). Osobno wskazać należy Encyklopedię papieży autorstwa Johna Normana Davidsona Kelly’ego (PIW, Warszawa 1997). O problemach sprawowania władzy, jej relacji ze społeczeństwem w Europie wczesnonowożytnej, traktuje interesująco Antoni Mączak w pracach Rządzący i rządzeni (PIW, Warszawa 1986) oraz Klientela. Nieformalne systemy władzy w Polsce i Europie XVI- XVIII wieku (Semper, Warszawa 2000). Analizie zaostrzania się tych stosunków w fazie otwartego konfliktu poświęcona jest praca Charlesa Tilly, Rewolucje europejskie 1492-1992 (Wydawnictwo Krąg, Oficyna Wydawnicza Volumen, ze wspomnianej już serii „Tworzenie Europy”, Warszawa 1997), gdzie wiele miejsca poświęcił autor czasom do końca XVIII wieku. Ciekawe może być dla Czytelnika porównanie tego opracowania z ujęciem Jana Baszkiewicza, Wolność. Równość. Własność. Rewolucje burżuazyjne (Czytelnik, Warszawa 1981). Dla dziejów gospodarczych przedstawionego tu okresu przydatne będą odpowiednie partie Wykładów z powszechnej historii gospodarczej Elżbiety Kaczyńskiej i Kazimierza Piechowicza (PWN, Warszawa 1977), zwłaszcza że każdy rozdział autorzy poprzedzają informacją bibliograficzną. Należy też wskazać pracę Jerzego Ciepielewskiego, Ireny Kostrowickiej, Zbigniewa Landaua, Jerzego Tomaszewskiego, Dzieje gospodarcze świata do roku 1980 (Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1985). Z opracowań, które stały się w tej dziedzinie klasyczne, wspomnieć należy Jerzego Topolskiego, Narodziny kapitalizmu w Europie XIV-XVII wieku (PWN, Warszawa 1987). Wiadomości na temat dziejów poszczególnych krajów w czasach nowożytnych można pogłębić dzięki znanemu cyklowi historii powszechnych wydanych przez Ossolineum. Warto zwrócić uwagę na coraz liczniejsze tytuły dotyczące krajów pozaeuropejskich, w tym bardzo oddalonych i egzotycznych (m.in. Etiopii, Chin, Mali, Indii, Mongolii, Maroka, Japonii, Azerbejdżanu, Wietnamu, Australii). Z kolei w PIW-owskiej serii „Życie codzienne w ...” znajdziemy interesujące pozycje ukazujące „nasze” czasy w kontekście odmiennych tradycji kulturowych różnych krajów. Na lepsze zrozumienie przeszłości, dawnych dziejów, pozwalają wszakże nie tylko prace z zakresu tzw. czystej historii. Nie wymieniając już ich tytułów, a jedynie sygnalizując nazwiska wybranych dla przykładu autorów, przypomnijmy że bardzo przydatne mogą tu być np. syntezy powszechnej historii państwa i prawa (m.in. Michała Sczanieckiego), doktryn politycznych i prawnych (np. Henryka Olszewskiego), myśli politycznej (Grzegorz Leopold Seidler, Marcin Król), ustroju (Jan Baszkiewicz, Stanisław Grodziski). Nie można zapomnieć o „matce nauk” – filozofii (Bogdan Suchodolski), kulturze (Norbert Elias), sztuce (Jan Białostocki, Alfred Ligocki, Karol Estreicher, Ksawery Piwocki), estetyce (Władysław Tatarkiewicz). W stosunkach między państwami liczyła się i sztuka wojenna (Michael Howard, Janusz Sikorski) i dyplomacja (Stanisław Edward Nahlik). Listę wskazówek bibliograficznych da się wydłużać bez końca. Należy więc przypomnieć, że niemal każda lektura może być dla Czytelnika punktem wyjścia do dalszych samodzielnych poszukiwań materiałowych. Trzeba tylko zaglądać do spisu wykorzystanej przez autora literatury, być uwrażliwionym na sygnalizowane przez niego odnośniki do innych pozycji i czynione komentarze. Umiejętność poszerzania, penetrowania danego tematu to nie tylko element warsztatu zawodowego historyka, ale to też potencjalna przygoda intelektualna czekająca na każdego miłośnika dawnych dziejów. 1 3