Jacek Bełdowski Stanowisko dwa be Autor pisze o sobie: Jacek Bełdowski, ur. 1968. Żonaty, bezpartyjny. Polak, katolik, Łodzianin. Entuzjasta: Tatr, Pall Mall'i i piwa Faxe. Z wykształcenia: technik elektronik; z zawodu: logistyk. Pisze mało i rzadko, choć jest to jedna z nielicznych rzeczy, które robić lubi. Zapis magnetofonowy odnaleziony we wsi Kurowzdęk, miejscu zniknięcia reporterów Pierwszego Programu Polskiego Radia, Ryszarda C. i Kazimierza B. Ze względu na niecenzuralną formę niektórych słów, fragmenty zawierające szczególnie ostre zwroty zostały poddane cenzurze. - Stanowisko dwa be, wieś Kurowzdęk. Plan pracy, ustalenie przebiegu wydarzeń z dwudziestego ósmego lipca bieżącego roku, dotarcie do naocznych świadków zdarzenia numer sygnatury dwieście siedemdziesiąt pięć łamane przez rzymskie trzy, przez es przez ka zet o en o, Kurowzdęk. Świadek numer jeden Popiel Stanisław, rolnik - Proszę opowiedzieć dokładnie co pan widział dwudziestego ósmego lipca bieżącego roku. - Dwudziestego ósmego, znaczy się we środę? - Tak, to była środa. - Ano, wyszłem sobie po picie, bo gorąc straszny był wtedy. Ale od samego rana mam opowiadać, czy jak to spadło? - W sumie, może o samym zajściu. - Że co? - No, o tym jak już spadło. - Aa. No to jak wracałem z budki i sobie szłem do domu, to sobie pomyślałem, żeby zajrzeć do szwagra, czy już zrobił silnik, bo on silnik se naprawiał. Kupił Opla, pięcioletniego, blacha panie w bardzo dobrym stanie, zawieszenie też w porządku, ale silnik coś miał, ale szwagier mechanik, to się nie bał... - Ale może bardziej o tym wydarzeniu. - Aha. No ale właśnie do tego zmierzam, bo jakbym do szwagra nie szedł, to bym poszedł prosto do domu, a tak skręciłem na krzyżówce na las. No. I, jak szłem koło grobli to wtedy właśnie spadło to gówno z nieba. Prosto w kartofle Szymczaka. - A, co temu upadkowi towarzyszyło? Gdyby mógł pan opisać. - No, panie najpierw to się zlękłem. To było jak wybuch, albo grom. Można było pomyśleć że piorun, dawno deszczu nie było, ale żadnej chmurki, ani nic. - Czy towarzyszyło wybuchowi jakieś inne zjawisko, na przykład błysk albo coś innego? - No, czy ja wiem? Widno przecież było, bardzo, słonecznie, samo południe, to ja wiem czy błysło, czy nie? Może i błysło, ja tam nie wiem. Ale pierdykło zdrowo. - No i co dalej? - No i nic, a co? - Co pan zrobił po upadku? - Noooooo, poleciałem zobaczyć co się stało. Wszyscy polecieli, nawet szwagier. - A, co było na miejscu, jak już pan dobiegł? - No, dziura galanta panie, lej jak po bombie i to gówno we środku. - To znaczy co, dokładnie? - No, takie małe okrągłe, musowo metalowe i śmierdzące jakoś tak dziwnie, jak nie stąd. - To znaczy miało jakiś specyficzny zapach? - Że co? - No, że pachniało dziwnie? - No przecie mówie że dziwnie, głupkowaty jakiś pan czy co? - Dobrze wróćmy do obiektu. Co pan zobaczył? Proszę dokładnie opisać. - No, mówię że okrągłe, metalowe i śmierdzące, trzeci raz już się nie będę powtarzał. - Nie no, w tych warunkach się nie da pracować, mam już dosyć. Zwijamy się Kaziu. - Rysiu nie denerwuj się, spokojnie. - Co spokojnie, on mnie obraża, do cholery z taką robotą. Idziemy. - Dobrze Rysiu, już się nie denerwuj. - Świadek numer dwa Fajfura Zenon, były pracownik pegieer, obecnie bezrobotny. - Dzień dobry panu, czy mogę zadać panu kilka pytań dotyczących zdarzenia, jakie miało tu miejsce we środę, ee to znaczy w środę dwudziestego ósmego lipca, chodzi mi kontakt z obcą cywilizacją. Czy był pan świadkiem tego zdarzenia? - Znaczy się te ufoludki co spadły? - Tak, właśnie o tym chciałbym z panem porozmawiać. - A, wy skąd jesteśta, milicja czy telewizja? - Jestem reporterem Polskiego Radia, Ryszard Czerwiński, a to jest mój współpracownik pan Kazimierz Bubczyk. - Zenek. - Bardzo nam miło. Proszę powiedzieć, panie Zenku, czy był pan naocznym świadkiem lądowania obcych? - Co miałem nie być? Wszyscy byli. No to było tak, jak jebło, to panie od razu się ockłem i patrze i widze a tam wszystkie ludzie lecą na kartoflisko Szymczaka, no to ja też. A tam dziura wielka i takie małe gówno tam leży, znaczy się na dnie dziury i (piiiiiii) z niego okrutnie, ale jakiś miastowy smród, bo u nas inaczej śmierdzi. I z razu nic się nie dzieje, dopiero tak, no mineło trochę jak się odemkło i cś się rusza we środku, to my do tyłu ale ono też się nie ruszy, to my z powrotem, a ono się tylko gapi, to my też. I nic. Ale Szymczak wściekły, że mu w szkodę wlazło, pierdut kamieniem. A niech ma zaraza (piiii). Potem drugim. - A panowie też rzucali? - A bo co? - Nie nic, tylko pytam. - Ja tam nic nie wiem. - Dobrze, a co było potem? - A co miało być? Jak my zaczęli, znaczy się jak Szymczak zaczął, a na prawie był bo po (piiii) mu się w kartofle (piiiii) to gówno, to się zamkło, znaczy się wieko się zamkło. No. No i nic. - A kto zawiadomił strażaków i posterunek policji? - A (piiiii) ich tam wie. Ja tam nic nie wiem. Same przyjechały. Pewno słyszały jak jebło, a jebło panie tak, że ho ho. Gówno jedno, (piiiiii). - No i co było dalej? - No nic? A co miało być? My z Józkiem, kolegom moim jest, stali tak i pilnowali. - Czego panowie pilnowaliście? - No żeby nie zwiało, szkoda jest, no nie? - A jak chcieliście to zatrzymać, gdyby chciało uciekać? - Normalnie. - To znaczy jak? - Eeee ta, czego się czepia, w ryj chce? - Nie!, nie, nie... Przepraszam pytałem tylko, bo to bardzo ciekawe, niech się pan nie denerwuje. - No! - To, hmm jak policja przyjechała, to co było dalej? - A nic. Wyjęły komórkę zaczęły dzwonić. - A, gdzie dzwonili? - A, (piiiii) ich tam wie? Chyba po strażaków dzwoniły. Ale ja tam nic nie wiem. - I co było dalej? - Józek! Józek poczekaj na mnie zara lece tylko z tymi panami pogadam, zajmnij kolejkę! Józeeek! Zara ide. Na wymianę masz? Trzy?! Kurna mało... Wieta co, idźta do Szymczaka on wam resztę opowie, no nie? No to cześć! - Rysiu? - Co? - Patrz policjant, może by tak z nim, pewnie był na miejscu zdarzenia, ciekawe, co oficjalnie wolno im mówić? - Masz rację, można się zapytać. - Dzień dobry panu. - Dobry, dobry. - Jesteśmy z Polskiego Radia i robimy reportaż o zdarzeniach z dwudziestego ósmego lipca, czy mógłby pan powiedzieć nam kilka słów w tej sprawie? - Niby czemu nie. - Proszę się przedstawić. - Posterunkowy Świszcz Zygmunt. - Świadek trzeci Zygmunt Świszcz posterunkowy. Proszę mówić. - W czasie prowadzenia czynności stwierdziliśmy, że telefon dzwoni to go odebraliśmy i dowiedzieliśmy się że w polu, znaczy się na polu Szymczaka cóś jest. - A, kto powiadomił policję, bo nie możemy tego ustalić? - To był anonimowy rozmówca. - Kusmity same do niego dzwuniły! Hehehehe. - Cicho, stul pysk zasrańcu. - Kto to taki? - Miejscowy głupek. Nie warto się nim przejmować. - Rozumiem. Co było dalej? - Dalej w toku prowadzenia czynności, stwierdziliśmy, że udamy się na pole wskazanego radiowozem i wsiedliśmy i pojechaliśmy, ale część drogi trzeba było przebyć pieszo przez wspomniany zagon kartofli, no i w czasie iśćcia przez zagon zaobserwowaliśmy niespotykane dotąd zniknięcie wszystkich stonek z kartofli. A to się nie zdarza, i odnotowałem to w raporcie. - Niebożątka łod smrodu łuciekły bo glinom zaleciało, hehehehehe. - Stul pysk gnido bo jak...! Poszedł stąd! Już cię tu niema. - Tak, tak, nie zwracajmy na niego uwagi to się może odczepi, proszę dalej. - Poszedł stąd!.... . No, to w czasie dokonywanej obserwacji, stwierdziliśmy nieduży obiekt, metalowy z poruszającą się we środku istotą małych rozmiarów. W celu zabezpieczenia obiekta... obiektu, nakazałem zebranym odstąpić od powziętego zamiaru tego, no... no i wydałem rozkaz utworzenia kordonu bezpieczeństwa, wyznaczając granicę kordonu wzdłuż granicy zagonu. Następnie w toku prac przygotowawczych wezwałem posiłki z powiatu oraz jednostkę specjalistyczną straży pożarnej na wypadek nieoczekiwanych okoliczności związanych z ustalaniem tożsamości obiektu. - Boś się zestrachał, hehehehe. - Poszedł, mówię, pókim dobry. - Gówno mi zrobisz hehehehe. - O jakim zamiarze zebranych pan mówi? - Dla dobra śledztwa nie mogę ujawnić szczegółów. - Rozumiem. Proszę kontynuować. - Tak więc, po utworzeniu kordonu bezpieczeństwa i po przyjechaniu posiłków oraz jednostki straży przystąpiliśmy do ustalania tożsamości obiektu, okazało się..... - Ze to jego brat, hhhehehehe, bo tak samo śmierdzioł, hehehehhehe. - Najlepiej nie zwracać uwagi, niech pan kontynuuje... Niech pan nie rzuca kamieniem!!! Jeszcze go pan trafi... O Boże! Dostał... - Ło Jezuuuu ....... - Ale oberwał! - Po to rzucam żeby oberwał, na chwile będzie spokój, śmierdzący gnój, będzie mnie denerwował.... - Tak, żenujące, ale trudno. Wróćmy do tematu, co było potem. - W trakcie czynności przygotowawczych ustaliliśmy, że obiekt nie jest miejscowy, tylko obcego pochodzenia, ma konstrukcję opływową i najprawdopodobniej jest latający. Po głębokości leja... leju.. eeee... znaczy się dziury, znaczy się leja, no. Musiał spadnąć.... eee... no, zlecieć z dużej wysokości i wbił się w ziemię... - Ty (piiiii), spale ci kłomisariat zobacys. Ty (piiiiiii)! - Zabije (piiiiiiii)! - Panie posterunkowy niech pan nie biegnie za nim!. Niech pan nie strzela! Trach! Trach! - Rany boskie co tu się wyprawia, Kaziu ..... O rany! Upadł! Dostał? - Nie wiem... Wstaje... Chyba dostał. - Dawaj Kaziu, muszę mieć ten materiał. Trach! Trach! - Jak w Bośni! Kaziu nie mam sygnału! Kabel!!! Za wolno biegniesz! Dawaj! Dawaj! - Cholera, ja mam pięćdziesiąt dwa lata, czego ty ode mnie chcesz! - Muszę mieć to na taśmie! Materiał życia... Wspaniały jest ten głupek. Zobacz jak biegnie. - Rysiu, już nie mogę. Nie pędź tak szybko. Trach! Trach! - ... zabije cię (piiiii).... - Pomocy!!!! Ludzie! Ratunku!!!! Trach! Trach! Trach! - Rysiu! Ze stodoły walą! - Do kogo?! - Nie wiem. Cholera do nas, kryj się! - Kabel, (piiiiii) mać! Kabellll! Urwał się kabel? - Nie, nie urwał! Gdzie ty jesteś? - Za studnią! Za studnią Rysiu, tu jestem. Trach! Trach! Trach! Trach! - Kaziu cała wieś strzela! - Jezu! Wojna. Rysiu nie wychylaj się, bo cię trafią. - Co nie wychylaj?! Muszę zobaczyć. Trach! Trach! Buum! - W mordę! Granatami już rzucają. Działa? Nie mam sygnału... o już jest, nagrywaj... Coś niesamowitego! Jesteśmy w centrum strzelaniny! Kule świszczą w uszach! Wybuchy granatów! Naprawdę dramatyczna sytuacja. Trudno się zorientować, skąd nadleci śmiertelny pocisk. Próbuję coś wypatrzyć z naszej kryjówki, ale wybuch granatu wzbił straszne tumany kurzu. Widzę..... Buum! Trach! Trach! - .... widzę biegnącego posterunkowego. Ma chłop kondycję, nie ma co! Kilkadziesiąt metrów przed nim umyka sprawca zamieszania. Nie widzę dokładnie, czy jest ranny, ale biegnie co tchu w stronę lasu! Pomimo znacznego oddalenia od zabudowań ściganego i pościgu wrzawa we wsi nie ustaje.... Trach! Trach! - ....strzały na około..... Buum! - ...... ciśnie się pytanie kto z kim walczy i do kogo strzela, i skąd tyle broni w każdej chałupie?! Widzę strzelców na dachach i w oknach....... Trach! Trach! - ...... tylko z tego białego domu nikt nie strzela.... - Może jeszcze nie wrócili do domu? Jak myślisz Rysiu? - ...dźwiękowiec podpowiada mi, że najwidoczniej nikogo nie ma w domu... Ale do kogo strzelają? ... Trach! - Rysiu, ja myślę że oni strzelają w naszą studnię? - Eee tam niemożliwe! Trach! Brzdęk! - O! Jezu! Rysiu spadajmy! Proszę cię. - Faktycznie kule trafiają blisko nas. Proszę państwa! To jest relacja na żywo! - Rysiu! Jakie na żywo? Co ty gadasz przecież my to nagrywamy na taśmę. - Nieważne! Ale pięknie śmierdzi prochem. Trach! - Wycofujemy się, Kaziu! Ale nie rozłączamy... Do chlewika! Chodu! (piiiiiiiiii)! Co za (piiiiiii) zamknął na kłódkę?! - Za stodołę! Trach! Brzdęk! - Padnij! .... czołgamy się Kaziu... czołgaj się, co jest Kaziu nie giń mi tutaj... o mamo..... - Żyję, ale jestem ranny, Rysiu wezwij pomoc.... proszę cię Rysiek nie daj mi tu zdechnąć..... - Trzymaj się, Kaziu. Już dzwonię! Klik,klik,klik,klik..... - Pogotowie? Mam rannego... jak to z czego dzwonię, z telefonu..... Co?! Mój numer? Mój numer 0501 587 870 .... tak komórkowy... że co? Ranny, tak .. w co, nie słyszę. w biodro... co?... postrzelony ..eee ...co? Jak to kto? Nie wiem, jest strzelanina ..... krwawi .... gdzie? .... wieś Kurowzdęk, obok jakiejś stodoły .... A skąd ja mam wiedzieć czyja to stodoła! ....Jakie brednie?.... Buum! - .....durna pało tu strzelają a mój kolega się zaraz wykrwawi na śmierć i TY SUKO BĘDZIESZ ZA TO ODPOWIEDZIALNA,... co spier....? Klik.... - Rozłączyła się suka. Zaraz, Kaziu trzymaj się, zaraz ściągnę pomoc... - Trzymam się Rysiu, trzymam. Dowal im ode mnie.... - Co!? Tak, Kaziu. Na pewno! Trzymaj się, nie mdlej... a może i dobrze.. już dzwonię .... Klik,klik.klik,klik.... - ...jest .... Jolka, słuchaj! Straszna awantura! Przyślij mi pomoc. Kaziu jest ranny... co? Tak, poważnie .... aha jesteśmy w Kurowzdęku, strzelanina na całego ..... aha przyślij wszystkich, kogokolwiek.... wojsko, policję, pogotowie ... co? tak dzwoniłem, nie uwierzyli. Ratuj nas, Jolka, bo zaraz zginiemy.... no czekam ....co? koło stodoły, no ja wiem? biała, duża, na dachu gonty ... ja wiem, że wszystkie takie same ....co? Tak czekamy. Klik. - Kaziu! Kazik! Ocknij się. Już jadą po nas, trzymaj się chłopie. Ta rana nie wygląda tak strasznie. Zawsze na początku mocno krwawi. - Tak? - Jasne, nic się nie bój. Zaraz będzie pomoc. Cholera! Ale ci zazdroszczę. - Czego, Rysiu? Cholernie boli. - Kaziu, będziesz sławny. Ranny w czasie wypełniania obowiązków reporterskich. Piękna sprawa. - Ja tam sobie nie zazdroszczę. Trach! Trach! Brzdęk! - Już chyba z tonę amunicji wystrzelali, skąd oni tyle tego mają?. Fur, fur, fur....... - Kaziu jest helikopter. Ewakuujemy się. Ale jatka. - Umarłem? - Nie, to nasi. Odsiecz przyjechała. Przyleciała chciałem powiedzieć. (piiiiiiii)! Co to jest? To nie jest helikop... ... ... ... ... .... .. .. .. .... .... .... . .... .... .... . ................................................................................ ................................................. . Koniec zapisu. Ryszarda C. i Kazimierza B. nigdy nie odnaleziono.