HENRYK SAMSONOWICZ ^DZIEDZICTWO ŚREDNIOWIECZA MITY I RZECZYWISTOŚĆ WROCŁAW WARSZAWA KRAKÓW ZAKŁAD NARODOWY IM. OSSOLIŃSKICH WYDAWNICTWO 1991 Na okładce: fragment iluminowanej karty mszału z 1436 r. Redaktor STEFANIA SŁOWIKOWA Opracowanie typograficzne i projekt okładki BOŻENA SOBOTA ©Copyright by Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wydawnictwo Wrocław 1991 Printed in Poland I SEN 83-04-03760-2 Zakład Narodowy im. Ossolińskich ~ Wydawnictwo- Wrocław 1991. Objętość: ark. wyd. 14,10; ark. druk. 13,0. Wrocławska Drukarnia Naukowa. Żarn. 441/90. -* I ^ SPORY O ŚREDNIOWIECZE WIELKIE EPOKI DZIEJÓW CZŁOWIEKA OCENIANE SĄ RÓŻNIE Prahistoria ukazuje - nieco zdeterminowana stanem źródeł - początki cywilizacji, rozwój osiągnięć tech nicznych i optymistycznie pozwala uznawać tezę o po stępie w dziejach. Antyk mimo różnych głosów kryty cznych fascynował i fascynuje nadal swymi osiągnięciami: pod stawy etyki, prawa, kanony piękna, fundamenty nauki - są dziś jeszcze, po dwóch tysiącleciach w znacznym stopniu aktualne. Cza sy nowe - bezlitośnie krytykowane, trapiące nas różnymi doleg liwościami na co dzień - jednak są wizytówką naszej cywilizacj: Poznawanie świata, fantastyczny rozwój techniki, pamięć o najnow szych dokonaniach różnych państw, narodów czy ugrupowań mim wszystkich zagrożeń i lęków każą przyjmować je jako okres szybkie: zmian świata ludzkiego. W najgorszej sytuacji jest średniowiecz< epoka mało znana, traktowana zgodnie z wiekową tradycją jak okres zamknięty, dostarczający co najwyżej przykładów ilustrują cych niekiedy dobre i znacznie częściej złe strony życia człowieka Kłopoty ze średniowieczem mają zresztą jego historycy. Wśród archetypów myślenia ludzkiego znajduje się zapewne i ten, który porządkując czas miniony każe dzielić go na trzy części. Periodyzo wano dzieje już w czasach antyku - by przypomnieć tylko wiek złoty, wiek srebrny, wiek żelaza (lub brązu). Periodyzację prze prowadzał święty Augustyn1 w swym dziele O Państwie Boży n wyróżniając sześć okresów dziejów ludzkości. Tak jak w życiu jednostki wyróżniał dzieciństwo (infantia, od Adama do Potopu^ młodość (pueritia od Potopu do Abrahama), dojrzałość (adolescen tia, od Abrahama do Dawida), młodość (iuventas, od Dawida do niewoli babilońskiej), wiek stateczny (gravitas, od niewoli babilori skiej do przyjścia Chrystusa) i starość (senectus, od czasów Chrys tusa do Sądu Ostatecznego). Takich wizji przeszłości ujmujących czas w kategoriach porządkujących według przyjętej idei było wiele także w wiekach średnich: siedem epok historii Kościoła (m.in epoka Apostołów, Męczenników i od Ojców Kościoła do sporó^ o inwestyturę) Ruperta von Deutz, osiem epok Anzelma z Havel- bergu czy Historii świata Hugona od św. Wiktora2. Coraz częściej też, wraz z rosnącą potrzebą znalezienia dla siebie właściwego miejsca w czasie, określano przeszłość według różnych, niejedno- litych, ale znaczących słupów granicznych. Czcigodny Beda od- mienność teraźniejszości wyrażał określeniem "czas nowy" (VIII w.!) lub "nowoczesny" (novus, modernus), co wyróżniało go od starego, antycznego, określanego przezeń jako starochrześcijań- ski. Znakomity historyk XII w., Otto z Freising, podzielił dzieje świata na osiem epok, stosując kryteria wielkich wydarzeń dziejo- wych (od Adama do upadku Asyrii, od powstania państwa Medów do Juliusza Cezara, od Augusta do Konstantyna, od Konstantyna do upadku Rzymu Zachodniego, od Teodoryka do Karola Wiel- kiego, od Karola Wielkiego do papieża Grzegorza VII, od sporu o inwestyturę do końca dziejów, od przyjścia Antychrysta do Sądu Ostatecznego). Mnogość innych różnych podziałów (na cztery mo- narchie światowe; na sześć okresów biblijnych; Joachima z Fiore trzy epoki Ojca, Syna i Ducha Św. - ta ostatnia miała zaczynać się w 1260 r.) były też związane i z oceną teraźniejszości, i przewidywa- niem przyszłości3. Badając przeszłość dokonywano jednocześnie prognozy (dziś robi się podobnie, a mimo znacznie precyzyjniejszych metod efekty są zbliżone) przyszłości. Mikołaj z Kuzy fXV w.) przewidywał, że koniec świata nastąpi na początku XVIII w. Teolog francuski, jeden z głównych działaczy soborowych na początku XV w., Pierre d'Ailly, obliczał dokładniej: wypadło mu, że koniec świata przyjdzie w 1789 r. (nie spodziewał się zapewne, że jakiś drobny błąd w obliczeniach spowoduje, iż przewidział jedynie koniec świata ancien regime'u). Bardziej optymistyczny (nie dla naszej epoki) był XV-wieczny humanista włoski Pico delia Miran- dola, który sądził, że trąby anielskie zabrzmią w 1994 r.; przyjaciel Melanchtona Stellwag von Carion kończył świat na roku 2000. Termin "wieki średnie" przyjął się w dobie późnego Odrodze- nia4. Co prawda już w XIII w. Rolandin z Padwy, Ricobald z Fer- rary, nieco później Benvenuto Campari z Vicenzy pisali o "od- rodzeniu" - częściowo, jak i Dante, z nadzieją na przychodzące czasy. Tym samym wprowadzali potrójny podział dziejów, szcze- gólnie w zakresie historii kultury: na wielką epokę starożytną, póź- niejszą dekadencję i odrodzenie. Wielki XV-wieczny włoski huma- nista Lorenzo Valla wydzielał okres między śmiercią Boetiusa z po- czątku VI w. a epoką 900-1200, nie nazywając go jeszcze średnio- wieczem. Giorgio Vassari w XVI w. w swym żywocie Cimabuego dzielił dzieje sztuki na trzy okresy: "maniera antiqua" (do czasów Konstantyna), "maniera vecchia" (do Cimabuego właśnie) i "ma- 6 niera moderna". Nader pogardliwy stosunek do środkowej, "sta rej" sztuki wiązał z wpływami Niemców, Gotów, Greków i - ogól nie rzecz biorąc - barbarzyńców. Podobnie język uniwersalny - średniowieczna łacina - wedłu wielu humanistów miał być przykładem daleko posuniętego upadku znakomitej formy starożytnej. Ta "średnia" łacina (media latinitas dała początek określeniom, które zawierały także informację ocenia jącą - mierność (interior aetas)5, ale jednocześnie stanowiły pod stawę wygodnego podziału w skali czasu na trzy epoki. Spopulary zował go Krzysztof Keller (Cellarius), profesor uniwersytetu w Halle, który w 1688 r. wydał podręcznik Historia unwersah breviter ac perspicue exposita in antiquam et medii aevi ac novar, divisa. Część środkowa tej powszechnodziejowej syntezy obejmo wała okres od roku 306 (wstąpienie na tron Konstantyna Wielkiego do roku 1453 (zdobycie Konstantynopola przez Turków). Prac Christiana Junckersa z przełomu XVII i XVIII w., J. F. Bertram z początku XVIII w., mimo stosowania różnych kryteriów periody zacyjnych, upowszechniły ten termin i wprowadziły do historio grafii powszechnej. Okazał się on nawet użyteczny w dziejach cywi lizacji rozwijających się całkowicie niezależnie od strefy śródziem nomorskiej, tj. Chin, Japonii, Indii, acz - rzecz prosta - ma tan zupełnie odmienne kryteria periodyzacyjne. Mimo późnię j szyć] innych propozycji podziałów historii powszechnej Europy ten, sto sowany od XVII w., okazuje się najwygodniejszy. Nawet periody zacja marksistowska dzieląca historię na formacje społeczno-gos podarcze (wspólnota pierwotna, niewolnictwo, feudalizm, kapita lizm, socjalizm) nie wyparła całkowicie roboczego określenia "wieki średnie". Niezależnie od podstaw teoretycznych specyfika źródeł problemów, wspólne uniwersalne rysy tych czasów, ułatwiają sto sowanie określenia, wokół którego jednak nagromadziły się dziesią tki nieporozumień. Z periodyzacją dziejów zawsze bowiem było wiele kłopotów Czy ważne są daty roczne (niekiedy dzienne, jak np l IX 1939), cz: dłuższe okresy graniczne? Czy historia ludzkości jest wynikien działania nienaruszonych praw - boskich, naturalnych - czy też stanowi efekt przypadkowych, nieprzewidywalnych, nie zdetermi nowanych wydarzeń? W zależności od poglądu na temat prav historycznego rozwoju, w zależności od przyjęcia takiego czy in nego założenia dotyczącego czynników sprawczych wydarzeń dzie jowych - kryteria periodyzacyjne, a więc i granice epok czy okre sów są różne. Doświadczyło tego na sobie średniowiecze, epoka, która bardzo rozmaicie jest określana w czasie. Oto - w dodatku nie wszystkie - propozycje dotyczące lat rozpoczynających średniowiecze6: 293 - reformy Dioklecjana, 313 - edykt mediolański dający równou- prawnienia chrześcijanom; 324 - ostateczny triumf Konstantyna; około 370 - pojawienie się Hunów w Europie i początek wędrówki ludów; 378 - druzgocąca klęska Rzymu w bitwie z Wizygotami i początek "supremacji germańskiej". Niektórzy badacze propono- wali rok 382 i przymierze Teodozjusza z Gotami lub 395 - rok śmierci tego cesarza i ostatecznego podziału Rzymu na Wschodni i Zachodni. Rok 476 to data najczęściej wymieniana, acz obalenie małoletniego cesarza Romulusa Augustulusa w Rzymie przez Odo- akra i odesłanie jego insygniów do Konstantynopola bardziej chyba liczyć się może w historii działań symbolicznych niż realnych. Francuzi widzą jako graniczny rok 481 - objęcie władzy przez Klodwiga (lub jego zwycięstwo nad Syagriuszem w 486 r.). Datą graniczną może też być rok objęcia władzy przez Justyniana Wiel- kiego 527, lub jego śmierci - 565. Są zwolennicy daty 568 - wkro- czenia Longobardów do Italii; 590 - początku pontyfikatu Grze- gorza Wielkiego; 622 - ucieczki Mahometa do Jatrebu; 687 - zwycięstwa Pepina z Heristalu i połączenia w jednym ręku władzy nad Austrazją i Neustrią; 732 - powstrzymania przez Karola Młota ekspansji arabskiej pod Poitiers; 751 - objęcia tronu przez Pepina Małego, lub 768, początku rządów Karola Wielkiego. Koronacja cesarska władcy - rok 800 - też jest niekiedy ukazywa- na jako data graniczna. Można by zresztą jeszcze wymieniać inne propozycje periodyzacyjne. Były one zgłaszane w zależności od tego, kto je zgłaszał i uzasadnieniu jakiej tezy miały służyć. Od- powiadały na pytania: Czy średniowiecze było epoką chrześcijańst- wa w Europie? Czy - w przeciwieństwie do czasów antyku - okre- sem, w którym wiodącą rolę odgrywały ludy germańskie? Czy była to epoka konfrontacji ze światem arabskim, upadku uniwersalizmu rzymskiego i podziału Europy na wschodnią i zachodnią, idei od- nowionego cesarstwa, ze wszystkimi atrybutami epoki rycerskiej? Czy stanowiło ono epokę, w której cywilizacja europejska odchodzi- ła od niewolnictwa? Pytań jest więcej, np. czy jest sens rozciągania tego określenia na cywilizacje pozaeuropejskie? Wszystko zależy od przedmiotu badań, od przyjętego założenia. Historyk filozofii Z. Kuksewicz7 rozpoczyna swój wykład nie od czasów Odoakra, lecz od przełomu VI i VII w. Uważa bowiem, że filozofia czy cała kultura średniowieczna posiada specyficzne cechy, o których można mówić dopiero od czasów Grzegorza Wielkiego. Dalej, by przenieść się na nasz grunt - czy nieuzasadnione byłoby wprowadzenie pojęcia polskiego (może słowiańskiego) średniowie- cza, które rozpoczynałoby się w wieku VIII lub IX, może misją 8 Cyryla i Metodego, może przybyciem Ruryka do naszych wschod- nich pobratymców, a może - chrztem Mieszka I, Włodzimierza Wielkiego lub Bułgarów? Nie bez przyczyny to, co działo się wcześ- niej w naszej części Europy, nosi niekiedy w programach nauczania nazwę historii starożytnej ziem polskich (słowiańskich). W 1158 r. Anzelm biskup Havelbergu, późniejszy arcybiskup Rawenny, stwierdził, że czas winien być mierzony wydarzeniami zachodzącymi w sferze ducha, życiem religijnym8. Dzieje są dzieja- mi świętymi. Stąd też jego periodyzacja oparta była na słupach granicznych związanych i z wielkimi postaciami w życiu Kościoła; i z formami życia zakonnego: czas mnichów od św. Augustyna (IV/V w.) do św. Norberta (I pół. XII w.) i czas rycerzy zakonnych. Od czasów Bedy szukano okresów, które by odpowiadały cyto- wanym "sześciu wiekom świata" (sex aetates mundi), albo też - praktycznie - wyróżniano czasy "nowe" i czasy "stare", roz- maicie stawiając między nimi granice9. Koniec średniowiecza też widziany jest rozmaicie. Dla Wło- chów już w XV w. postrzegany był około 1200 r. Lorenzo Valla cały XIII w. - stulecie Cimabuego, Giotta, Dantego - zaliczał dc czasów odrodzenia kultury 10. Podstawą tych poglądów były zmia- ny zachodzące w ludzkim myśleniu, widzeniu świata, w sztuce. Współczesna nauka widzi tu też różne zjawiska kończące epokę11; ostatnią krucjatę na Wschód w roku 1270 i śmierć Ludwika IX - a więc okres zamykający epokę etosu rycerskiego; upadek jarmar- ków szampańskich w XIII w. (przełom III i IV ćwierćwiecza); a więc wydarzenia leżące w sferze gospodarki. Wtedy to wielcy kupcy Europy przestali jeździć z towarami i zasiedli w kantorach organizując - pisemnie! - wymianę. W historii Kościoła wysuwa- no datę 1305 lub 1309 - wybór na stolicę Piętrową Klemensa V: uległego wobec króla Francji, i przeniesienia siedziby papieża dc Awinionu. Wydarzenia te kończyły epokę uniwersalizmu papies- kiego. Dla innych badaczy, przykładających znaczenie do wydarzer społecznych, gospodarczych, demograficznych, końcem epoki był rok 1348 i wybuch epidemii dżumy ("czarnej śmierci"), które zmniejszyła o jedną trzecią liczbę mieszkańców Europy. Jeśli Za charakterystyczne uznać dla średniowiecza stosunki lenne, to ich kryzys miał miejsce także od schyłku XIII w., ze szczególnym natężeniem w stuleciu następnym. A może racjonalne jest widzenie początków epoki nowożytnej wraz z podjęciem wypraw zamorskich przez Portugalczyków (około 1430 r.), co w przyszłości miało doprowadzić do integracji całego globu ziemskiego? Rewolucją w zakresie rozwoju środków przeka- zu, informacji, kultury był wynalazek druku (około 1450 r.). Dla innych badaczy ważna jest data 1453 r. i upadku cesarstwa wschod- niego, w rzeczywistości już ledwo wegetującego państewka. Był to jednak koniec idei drugiego Rzymu. Tradycyjnie - i zasadnie dla wielu kontynentów - przyjmuje się rok 1492 za otwierający nową epokę. Wówczas Krzysztof Kolumb dopłynął do ziem Nowego Świata. Dla Ameryki, Hiszpanii, Anglii, Holandii jest to ważna data. Ale historycy francuscy wolą rok 1494 - początek wypraw włoskich Karola VIII, narodziny Francji renesansowej. Niemcy - i nie tylko - podkreślają znaczenie roku 1517 i wystąpienia Marcina Lutra jako początku nowego układu sił, nowego sposobu myślenia, reformy (lub reform) Kościoła. Dla zwolenników widze- nia średniowiecza jako epoki w życiu religijnym ta data lub lata soboru trydenckiego (1545 - 1563) stanowią na pewno cezurę istot- ną. Przeciwnicy widzenia dziejów powszechnych przez pryzmat wydarzeń w Europie proponują rok 1526 i powstanie państwa Wielkiego Mogoła w Indiach. Dla nas, Polaków, ani upadek Konstantynopola - acz na Dłu- goszu wywarł wstrząsające wrażenie - ani odkrycie Ameryki nie stanowiły przełomu. Rok 1492 jest jednak dla polskich historyków wygodny. Zmarł wówczas po 45-letnim panowaniu, Kazimierz Jagiellończyk, a wraz z nim odeszły w przeszłość autokratyczne formy rządów, skończył się okres władzy pokolenia wychowanego w tradycjach wojny 13-letniej. Dla Polski zatem data 1492 r. nie jest przełomowa, ale wygodna, a przypadkowo łączy się z powszechnie przyjmowaną datą. Oczywiście - w stosunkowo niewielkim prze- dziale czasu można znaleźć wygodniejszą. Pierwszy polski sejm dwuizbowy (1494), objęcie tronu przez Aleksandra (1501), defini- tywnie kończące czasy odrębnych władców Polski i Litwy, kon- stytucja Nihii novi (1505), hołd pruski (1525), data ważna także w historii Niemiec, Kościoła i Europy; inkorporacja Mazowsza (1526), a jednocześnie koniec władztwa jagiellońskiego na Węg- rzech i w Czechach po bitwie pod Mohaczem. Jak zatem widać, sama koncepcja środkowego odcinka historii powszechnej, przynajmniej w strefie kultury europejskiej, jest ró- żnorodna i w zależności od przyjętych kryteriów czasy przed-nowo- żytne wydłużają się lub kurczą12. Jeśli J. Michelet, wybitny francu- ski historyk z XIX w., przyjmował, że wieki średnie mieszczą się w przedziale lat 1000-1300, to zajmował się okresem trzystu lat. Okres między inwazją Hunów (i św. Augustynem) a wystąpieniem Lutra czy soborem trydenckim jest dokładnie czterokrotnie dłuż- szy. Nie jest to tylko problem czasu trwania epoki, ale także jej oceny. Z pojęciem wieków średnich wiążą się bowiem bardzo róż- norodne stereotypy myślowe, które jednocześnie wartościują epo- 10 kę. Nie były one jednolite. Jak słusznie stwierdzał wybitny metodo- log humanistyki Wilhelm Diithey, "co pod mianem historii jest rozumiane, nie jest niczym innym, jak całością przeszłości, teraź- niej szości i przyszłości"ł 3. Inaczej mówiąc: wiz j a czasu dokonanego składa się z elementów wiedzy lub wyobrażeń o nim, a także stosun- ków obecnych i pragnień czy przewidywań dotyczących dalszego przebiegu dziejów. Im mniejsza wiedza historyczna, tym większy udział w tworzeniu obrazu przeszłości czasu teraźniejszego: jego pragnień, niepokojów, trudności. Niejednokrotnie - nie tylko w li- teraturze pięknej, lecz także naukowe j - przebrani w stroje wieków przeszłych występują bohaterowie współcześni dyskutując swoje trudne problemy, o których nawet się nie śniło ich przodkom. Nie jest to wynalazek czasów nowożytnych. Jeśli oprawcy Chrystusa na ołtarzu Stoszowskim mają fizjonomie miejskich pachołków, a apos- tołowie strojem i uczesaniem przypominają rajców Krakowa - to w nieco prostszej formie mamy do czynienia z podobnym zjawis- kiem. Wczesne początki odrodzenia szukały swych korzeni jeszcze niekiedy w średniowieczu. Eneasz Sylwiusz Piccolomini, później- szy Pius II, XV-wieczni niemieccy humaniści: Konrad Peutinger, Hermann Schedel, Thomas Ebendorfer, powoływali się na dzieła nie tylko antyku14. Oni zapoczątkowali "odkrycie" Ottona z Frei- sing, XII-wiecznego historiozofa, oni upowszechniali dzieła kroni- karzy Hohenstaufów i osiągnięcia niektórych średniowiecznych kosmografów. Ale jednocześnie zaczął narastać krytycyzm wobec dotychczasowych stosunków, niedawnej przeszłości, która w oczach ludzi XV w. stawała się niegodnym wspomnieniem czasu, w którym nie powstawał dorobek równie wybitny jak współcześnie. Na oczach ówczesnych ludzi zmieniało się wszystko, zwłaszcza horyzont geograficzny i stosunki polityczne; doszło do niebywałego rozkwitu kultury, techniki, nauki; można było fascynować się per- spektywami, które otwierało nowe widzenie świata. J. v. Wesel, jeden z prekursorów reformacji (+1481), pisał o nadziei światła w otaczającej go ciemności15. Konrad Celtis, działający też w na- szym Krakowie, pisał na początku XVI w., iż "redeunt aurea secula". Miał on świadomość wkraczania w czasy światła po okresie mroków. Największy autorytet intelektualny pierwszej połowy XVI w. - Erazm z Rotterdamu - pisał o barbarzyństwie panują- cym w poprzednich stuleciach, a działacze niemieckiej reformacji, z Lutrem i Melanchtonem, rzecz prosta głosili światło prawdy po okresie mroków średniowiecza. W XVI-XVII w. krytyka prze- szłości rozwijała się coraz bardziej16. Mimo wojen religijnych, rewolucji, epidemii ludzie zafascynowani byli rosnącym tempem 11 poznawania świata. Czyż można się temu dziwić? W ciągu dwóch - trzech pokoleń horyzont geograficzny poszerzył się siedmiokrot- nie po tysiącu lat względnej stabilizacji. Między opłynięciem przy- lądka Bojador i pierwszą podróżą dookołaziemską minęły niespełna trzy pokolenia, które widziały to zawrotne poszerzanie się znanego świata . Co prawda już XIII w. przyniósł odkrycie Chin dla Europy i szlaków azjatyckich, ale można sądzić, że katastrofy XIV w. - wielki kryzys związany ze spadkiem dochodów rycerstwa, czarną śmiercią, buntami ludowymi, wojnami - przesłoniły nieco pamięć o wcześniejszych dokonaniach. Ci, którzy odważyli się ruszyć na nowe szlaki, nie tylko podróżnicze, ale także szlaki myśli ludzkiej, stawali się równi bohaterom antyku. Nowe sposoby myślenia wiązały się z dwoma zjawiskami: odejś- ciem od ślepej wiary w dotychczasowe autorytety i z rozwojem samodzielnego myślenia. Stąd brał się krytycyzm wobec przeszło- ści, krytycyzm wobec "niewoli intelektualnej" przodków, który ujawnił się w całej niemal Europie. Poczucie wyższości wobec przeszłości mieli i Mikołaj z Cuzy, i wielcy twórcy angielscy, i włos- cy humaniści17, a także mieszkańcy dalekich peryferii. Nie tylko wielcy reformatorzy komentowali Biblię - czynili to także drobni mieszczkowie z Łomży, którzy zarzucali swoim plebanom nieuct- wo18. Nic dziwnego, że od XVI w. czasy przeszłe zaczęły być traktowane jako okres "barbarzyństwa, niewiedzy, ciemnoty"19. Oczywiście nie wszędzie. U nas średniowiecze, ale bajeczne z praoj- cem Lechem, Krakiem i Piastem, stało się epoką rozpoczynającą rodowód Polaków, tak jak w Anglii czasy króla Artura Brytyj- czyków. W Szwajcarii w tymże czasie ustalona została data dzienna strzału Wilhelma Tella do jabłka położonego na głowie jego syna20 (uczynić to miał Tell według Aegidiusa Tschudi dnia 19X111307 r.). Ci, co badali poezję własnego kraju, jego język, też w XVI w. pisali pozytywnie o przeszłości postantycznej (jak C. Fauchet)21. Ale gene- ralnie rzecz biorąc tak liczne cechy negatywne przypisywano tej epoce, że stała się ona synonimem ciemności. Nie mogło być zresztą inaczej w czasach reformacji opiewanej nie tylko przez jej teologów, ale i przez poezję Hansa Sachsa widzącego w Marcinie Lutrze "wi- temberskiego słowika", śpiewającego na cześć rodzącego się dnia po ciemnej nocy22. Katolicy też nie mieli powodu, by odwoływać się do czasów sprzed soboru trydenckiego. Zb** świeżo w pamięci współ- czesnych miał miejsce kryzys Kościoła w dobie schizmy zachodniej, upadek znaczenia kleru. Stąd, nie rezygnując z popularyzacji takich postaci, jak św. Franciszek, różni święci narodowi, w opiniach o śred- niowieczu nie podkreślano wzorcowego charakteru tej epoki, a jezuici wręcz mówili o "ciemnościach gotyckich"23. 12 Krytykowana była ostro nauka organizowana i reprezentowana przez szkolnictwo kościelne. Guillaume Budę, Jerome Alexander, Ludwik Vives głosili, że średniowiecze było okresem upadku litera- tury, filozofii, sztuki, "temperę obscurata omnia", a szczególnie uniwersytetu paryskiego. Teraz, po czasach ciemności, miało zapa- lać się światło24. Mistrz Francois Rabelais też pisał o słońcu, które zaświeciło po mrokach. Ten pogląd stał się chyba powszechny i obowiązujący. Szczególnie w krajach przyjmujących reformację uważano - jak głosił napis w 1536 r. na ratuszu w Gandawie - że "post tenebras lux". W wielu krajach żądano wręcz "likwidacji przeszłości", jak postulował Franciszek Bacon. Tomasz Hobbes swoją czwartą część Lewiatana (1677 r.), średniowiecze, nazwał Królestwem ciemności (Kingdom ofDarkness). W XVII w., wieku wojen religijnych, była to przerażająca wizja panowania złego pa- pieża i sprzedajnych mnichów. Gdy John Locke walczył o toleran- cję, średniowiecze służyło mu za ilustrację zła i fatalnych skutków braku racjonalnej wyrozumiałości. W naszej części Europy podob- ne stanowisko zajmował Jan Amos Komensky. Co zdumiewa dzisiejszego czytelnika tych rozważań, to potępie- nie wszelkich przejawów sztuki. Włoch Filippo Baldinucci (+ 1696) pisał z pogardą o "miserabile naufragio", czyli o nędznym jej upadku w średniowieczu. Podobnie było w innych krajach, przy czym "rato- wano" niektórych artystów zaliczając ich do czasów nowych, świat- łych: np. we Włoszech Giotta, w Niemczech (jak chciał w 1675 r. Joachim v. Sandrat) Jana van Eycka. Wielki Molier pisał o "fał- szywym guście zdobnictwa gockiego" ("gothique" - tak chyba należałoby w tym przypadku tłumaczyć), o tych "obrzydliwych zjawiskach nieuczonych wieków" ("siecles ignorants"). Du Cange (w 1678 r. autor niezastąpionego słownika łaciny średniowiecznej) pisał o "zepsutej łacinie". Mężowie stanu, jak William Tempie, też czynili uwagi o ciemnych wiekach, nie znających prawdziwej dyp- lomacji. Samuel Pufendorfw 1667 r. nazywał Cesarstwo Rzymskie (średniowieczne, ale najpewniej chodziło mu i o współczesne, wal- czące z królem Szwecji) "monstrum nie mieszczącym się w katego- riach sformułowanych przez Arystotelesa". David Hume w swej Historii Anglii wyzyskał wieki średnie jako okres dostarczający przy- kładów negatywnych. Kolejne stulecia odpowiednio też charaktery- zował: VIII wiek "this ignorant and barbarous agę"; IX - "those days of ignorance"; X - "extreme ignorance of mat agę"; XI - "blind and superstitious agę" lub "cas of violence and outrage"; XII - "thespiritofsupersitition was prevalent"; XIII - "darkage"; XIV - "ignorant agę"; XV - "ignorant barbarous agę". Koniec tego stulecia przyniósł dopiero "eniightenrol times"25. Dla oświecenia średniowiecze też bowiem było symbolem epoki sumującej wszystkie cechy negatywne, z którymi należało walczyć: podziały stanowe, przywileje dla pasożytniczej elity władzy, ulega- nie autorytetom, "mauvaises coutumes" ("złe zwyczaje"), stale wojny między książętami, niszczące wsie i miasta, skrępowanie nauki. Stąd J. A. Condorcert pisał o średniowieczu jako o "epoque desastreuse", zarzucając mu, że w tamtym czasie upadła myśl ludz- ka, panoszyły się "korupcja i perfidia", "ciemnota" - i że wieki średnie były "głęboką nocą" dla ludzkości. Fr. Voltaire, dla którego średniowiecze było epoką symbolizującą wszystkie możliwe przy- wary ustrojowe, pisał: "Feudalizm - to potwór (monstre) złożony z członków bez głowy", cała zaś średniowieczna jego historia pole- gała na tym, że "jacyś barbarzyńscy wodzowie (capitaines barbares) dyskutowali z biskupami sposoby wykorzystywania głupich niewol- ników". "Smutne to czasy - dodawał gdzie indziej - warto je poznać jedynie po to, by je odrzucić"26. Generalnie rzecz biorąc w średniowieczu upatrywano źródło wszystkich zwalczanych cech współczesnego ustroju: stagnacji, upośledzenia rozumu ludzkiego, zabobonu. Inaczej patrzono na średniowiecze w Polsce27. Przede wszyst- kim nie określano dokładnej granicy epoki, a włączono w nią całą mitologię dotyczącą Piasta, Lecha i Wandy. Co prawda już Jan Kochanowski "ganił" postać praojca Lechitów (praca wyszła w 1589 r.), ale czasy baroku i nieszczęść związanych z klęskami XVII w. nie sprzyjały odejściu od mitów. Dzieje Polski jako dzieje narodu wybranego (szlacheckiego) ukazywały kształtowanie się ustroju idealnego - złotej wolności. Średniowiecze, tak zresztą raczej nie nazywane, było epoką, z której wywodziły się początki tego systemu: wówczas prarodzic szlachty Lech przybył na obszary dane mu i jego potomkom przez Boga. Wówczas działali wielcy władcy: Wanda, co nie chciała Niemca, Piast, Mieczysław I, który ochrzcił kraj, Bolesław Chrobry, który go rozszerzył po Salę, a obe- cny był w Kijowie. W mitologii sarmackiej istotne miejsce zajmował Kazimierz Wielki jako ten, od którego zaczynano przy każdej nie- mal konstytucji opis przywilejów szlacheckich; Ludwik, z którego panowaniem wiązano nie tylko Koszyce, ale także pierwszy do- mniemany rokosz z 1381 r. jako przykład wypowiadania posłuszeń- stwa niedobrym władcom. Wreszcie panowanie Władysława Jagieł- ły dawało początek najwspanialszej epoce, której, ukoronowanie szlachta widziała w czasach Zygmuntowskich. W przeszłości szuka- no akceptacji dla czasu teraźniejszego. Historia niedawna w XVII i XVIII w. nie niosła zbyt wielu optymistycznych przykładów. A zatem czasy odleglejsze, nieznane, bajeczne miały dostarczać 14 argumentów na rzecz wyjątkowości Polaków, czyli szlachty, ich cnót i przewagi. Czasem, dla pokrzepienia serc, można było sięgnąć i po przykłady bajeczne. Gdy Szymon Starowolski oprowadzał po Wawelu zwycięskiego Karola Gustawa, miał podobno miejsce na- stępujący dialog przy trumnie Władysława Łokietka: historyk z in- tencją przejrzystą dla współczesnych poinformował króla, że jest to sarkofag władcy "trzy razy wypędzanego, który trzy razy na tron powrócił", na co doczekał się repliki: "Jan Kazimierz raz tylko został wypędzony, więcej już nie wróci". Z kolei kronikarz miał odpowiedzieć: "Któż wie? Fortuna zmienna, a Pan Bóg cuda czy- ni"28. W tym epizodzie z 1655 r. - nawet jeśli jest tylko przechwał- ką Starowolskiego - widać, jak dalece i w Polsce wyzyskiwano sztafaż historyczny do ukazania problemów współczesnych. Kiedy około połowy XVIII w. zaczęto poszukiwać chwalebnych przewag polskiego oręża, w kolegiacie Św. Marcina w Opatowie wymalowa- ne zostały trzy obrazy historyczne: bitwa na Psim Polu, pod Grun- waldem i pod Wiedniem. Nie miało znaczenia, że i Turcy Kara Mustafy, i Krzyżacy Uiricha von Jungingena przypominali nieco Saracenów, a Polacy - rzymskich legionistów. Chodziło o chwale- bną przeszłość umieszczaną, jak widać, także w zamierzchłych cza- sach średniowiecza. Oświecenie przyniosło tu wyraźny przewrót. Partia królewska, z Jerzym Wandalianem Mniszchem, biskupem Ignacym Krasic- kim, Adamem Naruszewiczem, podjęła wielką rewizję dziejów oj- czystych. Podważono wiarygodność mitów i zgodnie z celami poli- tyki dworskiej zmieniona została hierarchia wartości i ocen. Przyto- czmy dwa charakterystyczne przykłady, książę biskup Ignacy Kra- sicki pisał: "Wanda nie wzgardziła Rytygierem, bo go na świecie nie było, nie skoczyła z mostu w Wisłę, bo pod Krakowem na łodziach się przewożono... A choćby i prawda była, że skoczyła dobrowolnie w Wisłę, akcja takowa bardziej politowania godna niż adoracji"29. Tenże autor w swych Rozmowach zmarłych (III) umieścił dialog między Bolesławem Chrobrym i Kazimierzem Wielkim. Pierwszy władca chwalił się, że wbił słupy w dno Sali, miecz wyszczerbił o bramy Kijowa. Drugi stwierdzał w odpowiedzi, że szczerbienie oręża nie jest w ogóle celowe, a słupy w rzece tylko przeszkadzają w dochodowym spławie. Dalej więc pozostawały przykłady zaczerp- nięte z historii, tyle tylko, że przesunięto punkt ciężkości na inne postacie, eksponowano inne wartości. Czy rzeczywiście wywodzące się ze średniowiecza? Stanisław August poszukując wzorca dla siebie uznał, że Kazimierz Wielki będzie tu postacią znakomicie odpowia- dającą jego intencjom: król pokojowy, reformator i prawodawca, początkujący okres największej świetności Polski, budowniczy, gos- 15 podarny, ojciec dla poddanych (w tym głównie mieszczan, ale także chłopów) - czyż trzeba było szukać gdzie indziej?30 Nie należy przypuszczać, że nie były znane mniej chwalebne cechy Kazimie- rza: gwałtowność, utrata dwóch prowincji Królestwa, niezbyt uda- ne wojny, wątpliwe pod względem prawnym konfiskaty dóbr szla- checkich, testament, który początkować mógł kolejne rozbicie dziel- nicowe. Wszystkie przecież te wiadomości zostały, jak i poprzednie, skreślone piórem Jana Długosza, podającego więcej informacji niż panegiryk Janka z Czarnkowa. I w Polsce zatem podkreślano w gru- ncie rzeczy tylko to, co miało znaczenie dla teraźniejszości31. Śred- niowiecze zresztą nie było wyraźnie w Polsce wyróżniane i oceniane jako całość. Czasy jego stanowiły natomiast ważny etap dziejów narodowych, początek epoki pomyślności kraju. W Europie zachodniej pojęcie wieków średnich pod koniec XVIII w. wraz z rozwojem stosunków społecznych zaczynało zmie- niać swoje konotacje. Młody Johann Wolfgang Goethe - podobnie jakJohannGotfriedHerder - protestował przeciwko dotychczaso- wej ocenie tej epoki. Formułował poglądy mówiące o geniuszu niemieckim, o wspaniałości gotyckich katedr. Wtórowali mu ci, którzy zaczęli reprezentować idee narodu niemieckiego: młody Frie- drich Schiller, Friedrich Klopstock, Friedrich Holderlin, Wilhelm Schlegel32. Idealnym pisarzem, do którego świadomie nawiązywała patriotyczna liryka początku XIX w., był Walter von der Vogel- wcide (w pocz. XIII w.), sławiący Niemcy "od Trawy aż do Padu". Do niego nawiązywał Hoffmann von Fallersieben w swym pło- miennym wierszu napisanym w 1841 r., który stał się hymnem narodowym, a który łączy Niemców "od Mozy do Kłajpedy, od Adygi aż po Bełt". Z nieco innych powodów także we Francji - może w wyniku reakcji na burzenie posągów królewskich, wy- dziedziczenie z dóbr oraz związany z tym ruch obrony narodowego dziedzictwa - rodziły się pierwsze oznaki zainteresowania średnio- wieczem, znacznie bardziej widoczne były one w Anglii33. Szukając swego rodowodu narody europejskie bez średniowie- cza nie mogły się obyć34. Szło między innymi o włączenie do więzi narodowej mas ludności chłopskiej: słusznie lub mniej słusznie sięgano więc do plemiennych początków, kiedy to ogół wolnych tworzył prawa i stanowił podmiot historii. Chyba też naturalną koleją rzeczy pojawiła się reakcja na nacjonalizm, a zwłaszcza na wulgarny materializm prymitywnie tłumaczący zjawiska z zakresu psychiki ludzkiej. Wszystkie te, a zapewne i inne przyczyny powo- dowały zupełną zmianę poglądów. Geneza różnych ludów - Fran- ków, Bawarów, Brytów - niemal tak jak Lechitów - poszukiwana była w tej odległej epoce. Niekiedy miało to znaczenie praktyczne. 16 Podczas uderzenia Napoleona na Bawarię głośno mówiono, że jej mieszkańcy pochodzą od celtyckiego plemienia; w 1806 r. przypo- minano, że już za Agilulfingów była ona królestwem, do czego zatem i teraz ma prawo35. Nie jest rzeczą przypadku, że genezy własnej tradycji kulturalnej doszukiwano się w średniowieczu nie- mal w całej Europie, próbując znaleźć (czy raczej przedstawić) dowody dużego znaczenia swego ludu w tamtej epoce. Szkockie pieśni Osjana (pióra Macphersona), czeskie rękopisy królodworski i zielonogórski (pióra Vaclava Hanki), rosyjskie Słowo o wyprawie Igora, fińska Kalewala swój kształt obecny zawdzięczają schyłkowi XVIII i początkom XX w. Niekiedy, jak w przypadku twórczości Vaclava Hanki piszącego epos dziejów bajecznych Czech, były to falsyfikaty czystej wody. Niekiedy - jak się wydaje - ulepszone i zlepione fragmenty poezji pochodzące z różnych epok i od różnych twórców36. "Czucie i wiara", które silniej miały w dobie romantyz- mu przemawiać niż "mędrca szkiełko i oko", łatwiej wyobrażały sobie wyimaginowany świat średniowieczny: odległy, więc mało znany, a zgodnie z coraz powszechniejszym przekonaniem rządzo- ny przez gorliwą wiarę, słowo rycerskie, wartości duchowe. Modny stał się romantyczny park angielski, w którym znaj- dować się musiały obowiązkowo średniowieczne tajemnicze ruiny zamku. Horacy Walpole zbudował swój dwór Strawberry Hil! w styhi gotyckim, w Niemczech neogotyk zdobił już w 1788 r. park Wórlitz, podobnie jak dworski pawilon parkowy Fryderyka Wilhel- ma II37. Bracia Grimm jako studenci podziwiali w Marburgu zbudowaną przez landgrafa Wilhelma IX "gotycką ruinę" nazwane Lówenburgiem38. My też znaleźliśmy się w tym nurcie i w Puła- wach w końcu lat dziewięćdziesiątych księżna Izabela Czartoryska zbudowała "domek gotycki". W następnym stuleciu historyzm w architekturze stał się niemal obowiązkowy. Wielkie katedry w Kolonii, Spirze i Mediolanie, zamek krzyżacki w Malborku stały się obiektami ilustrującymi "narodowy charakter historii", "złoty wiek", to co było "na początku"39, do czego powszechnie nawiązy- wano. Nie ulega wątpliwości, że historyzm uzasadniający takie czy inne bieżące racje stał się w XIX w. inny niż był poprzednio Opierał się teraz nie na dość swobodnej koncepcji mecenasa czy autora dzieła sztuki, lecz odpowiadać miał ściśle wyobrażenion o epoce. Negowana była prawda, że każdy czas pozostawia po sobiie jakieś ślady i suma ich świadczyć może o żywotności i wiarygodno- ści zabytku. Stąd powstawały aż do II wojny światowej "czyste' idee (chciałoby się rzec: platońskie) stylów średniowiecza, tak jął słynny zamek Pierrefond, odrestaurowany (zbudowany?) dla cesa rzowej Eugenii przez jednego z najwybitniejszych "historyzują- cych" architektów - Viollet-le-Duca. Nie były to jednak wyłącznie sprawy mody. Do przykładów ze średniowiecza zwrócili się także politycy. Dla dynastii Hohenzol- lernów, władającej na peryferiach dawnego królestwa niemieckiego, na krańcach niemczyzny, szukanie tradycji historycznych było mo- żliwe jedynie w średniowieczu. Ale do dziejów Rzeszy Niemieckiej, tej znanej z XIV i XV w., zwracali się także wszyscy, którym na początku XIX stulecia marzyło się zjednoczenie Niemiec. Nie bez przyczyny na tych samych obrazach pokazywano obok siebie ochot- nika "wojny wyzwoleńczej" (1813 r.) i rycerza krzyżackiego. Obaj mieli symbolizować trwałość wartości wiążących się z "duchem Niemiec", eksponowanym przez romantyków, z chwalebną prze- szłością, z walką narodu o swą słuszną sprawę40. Wtedy właśnie Max von Schenkendorfw 1813 r. wołał w imieniu Niemców o dob- rego, wspólnego im cesarza. Oczywiście - w nawiązaniu do śred- niowiecza - domagał się nowego Rudolfa czy nowego Karola41. Rzecz ciekawa: całe średniowiecze żyło wspomnieniem o an- tycznym cesarstwie rzymskim. Wydawać się może, że i wiek XIX pozostawał pod wpływem idei średniowiecznego rzymskiego cesar- stwa. Trzeba stwierdzić, że wizja polityczna ukształtowana w XIX w. miała niewielki związek z rzeczywistością wieku X czy XII. Jeszcze mnici pasowała do wiedzy historycznej o średniowieczu realizowa- na wizja gospodarki i społeczeństwa. W tym miejscu nie warto jej podważać. Można jedynie stwierdzić, że opinia o wiekach średnich stanowiła program podporządkowany życzeniom, formułowała idee, które przyświecały różnorakim celom. Mieściły się w nich bowiem i te, które wyrastały z niepokojów burzliwie rozwijającego się kapitalizmu, i z tęsknoty za "złotym wiekiem". Powstawały też w poszukiwaniu własnej tożsamości historycznej. W dobie "krąże- nia po Europie widma komunizmu", rosnących napięć w fabry- kach, początków obaw przez przerostem demograficznym, wyob- rażenia o stałej, niewzruszonej hierarchii społecznej gwarantującej ład i porządek, o synowskim przywiązaniu uczniów rzemieślni- czych do mistrza, o wierności lennej, były krzepiące i ukazujące postulowany stan rzeczy. Jerzy Jedlicki42 zwraca uwagę, że "żadna z ubiegłowiecznych romantycznych przestróg przed zimnym mate- rialnym postępem nie straciła mocy". Niezależnie od obaw dotyczą- cych przeludnienia i skażenia środowiska, lęków przed anarchią związaną z żywiołowym wzrostem gospodarczym, samozagładą po- przez wojnę, działały też potrzeby znalezienia wartości wyższych. Czy nie w tym leżała poczytność rycerskich romansów Waltera 18 Scotta, Ludwika Uhlanda, E.T.A. Hoffmanna43, nieco później powieści Viktora Hugo? Wiek XIX trwożył, ale i fascynował ludzi. Możliwości techniczne otwierały przed nimi nie znane dotychczas perspektywy i naturalna - szczęśliwie! - potrzeba przeciwstawie- nia się fetyszowi postępu wyłącznie technicznego prowadziła do szukania wartości w sferze ducha czy uczuć. Jak zawsze nieoceniona okazała się w tych poszukiwaniach his- toria. Z jej odległych, nieco zapomnianych kart, pogardzanych przez racjonalistów, a rewaloryzowanych przez romantyków, moż- na było czerpać przykłady czasu, w którym panowały rycerskie obyczaje w scenerii nieskażonej przyrody. Średniowiecze stało się modne nie tylko wśród poetów, pisarzy, malarzy, ale też w dostoj- nym gronie panujących. Poszukiwał owego średniowiecza i król Ludwik II bawarski tworząc gród Lohengrina, i książę Henryk pruski budując imponujący zamek w Kamieńcu Ząbkowickim, któ- ry dziś jeszcze budzi podziw wielkością i założeniem. Średniowiecze stało się potrzebne i dla części tych, którzy stali na przeciwległym biegunie. Ludowi bohaterowie - Wilhelm Tell, Robin Hood, Jan Hus i jego wyznawcy - rzeczywiści lub urojeni stawali się pa- tronami postaw i poczynań ludzkich, szczególnie w czasach roz- wijających się więzi narodowych, które bez średniowiecznych od- wołań w ogóle nie miały racji bytu44. Czy to Ukraińcy czy Litwini, Serbowie czy Słowacy, Irland- czycy, Czesi czy Finowie - wszyscy poszukiwali swej genezy w "naturalnych'' warunkach życia przed wiekami. Oczywiście do tego dochodziła moda. Nawiązywało do niej malarstwo romantycz- ne - Runge,Wachenroder,Tieck45, z czasem grupa prerafaelitów, którzy stworzyli kanon powrotu do czasów przedrenesansowych, architektura parkowa eksponująca uroki dzikiej (acz bardzo zadba- nej) natury, a także budownictwo kościelne. To ostatnie w XIX w. przeżywało w całej niemal Europie modę na formy średniowieczne. We Włoszech, w Niemczech, Francji, w Polsce - królował neogo- tyk46. Może był to styl najbardziej zakorzeniony w wyobrażeniach mas chłopskich o architekturze sakralnej? Przecież chrześcijaństwo wieś przyjęła za swoje dopiero w XII -XIV wieku, w czasach, gdy gotyckie formy kształtowały jej wyobrażenia i zwyczaje. Ale do średniowiecza nawiązywały i kościółki romanizujące, i w równie wyraźnym stopniu cerkwie prawosławne w Bułgarii, Serbii, Rosji. Nie sposób tu też pominąć muzyki, a w szczególności twórczości Ryszarda Wagnera47. Od 1845 r. pojawiły się jego dzieła - Tan- nhauser, Lohengrin, Tristan, cztery części Pierścienia Nibelungów, Parsifal, Śpiewacy norymberscy-, Cola di Rienzi - razem tworzące fascynującą wizję, tyle tylko, że (jak chce R. Wapnowski) nie ma- jące bliższej relacji z opisywaną epoką; są to raczej problemy XIX w. - rewolucjonizm Proudhona i Bakunina, pomysły Feuer- bacha, idee Schopenhauera przybrane w średniowieczny kostium i wyrażone wspaniałą muzyką. Chodziło, być może, o zburzenie starych, martwiejących form dla "Nowego". Średniowiecze miało mieć - jeśli wierzyć krytykom artysty - charakter ponadczasowy, było wygodnym odniesieniem do przedstawienia problemów ogól- noludzkich. W Polsce moda na średniowiecze też się rozwijała. Specyfika rodzima polegała, jak się wydaje, na tym, że do tej epoki, jako do całości, nigdy nie było negatywnego stosunku. W okresie oświece- nia, a i w XIX w., czasami zła były lata królów saskich. Oczywiście w legendach, opowiadaniach, popularnych zarysach historii musia- ły znaleźć miejsce i antecedensy. Byli więc w różnych Wieczorach pod lipą i Obrazkach z histori Polski i Piast, i Mieszko, dużą estymą cieszył się Krzywousty, rozwijał się na przemian kult Łokietka i jego syna Kazimierza Wielkiego48. Ale jednak dominowały w opisach i malarstwie historycznym czasy późniejsze. Szczególnego znacze- nia nabrały jedynie dzieje zmagań z Krzyżakami. Pierwotnie, jak w przypadku Mickiewiczowskiej Grażyny czy Konrada Walen- roda, stanowiły pretekst do ukazania tradycji walki z najeźdźcą w ogóle. Słowacki dla odmiany w swym Zawiszy Czarnym stworzył wizję walki Dobra ze Złem, Boga z Szatanem. Pierwszy działał przez Polaków, drugi przez "czarne szwadrony Krzyżaków". Ale szczególnego znaczenia sprawy krzyżackie nabrały w świadomości narodowej w drugiej połowie XIX i na początku XX w. Zaczęło się to chyba wraz z wydarzeniami z drugiej połowy XIX w. Odsłonięcie grobu Kazimierza Wielkiego w 1864 r. nie tylko wywołało falę zainteresowania wzmaganą licznymi dziełami historycznymi, ale także wzmocniło elementy ogólnonarodowej, ponadzaborowej świadomości narodowej. Było to w czasach, gdy pojawiła się groźba wynarodowienia, rozpoczęła "najdłuższa wojna w Europie" o przetrwanie polskości pod zaborem pruskim, która dała okazję do wykorzystania "czarnej legendy" Krzyżaków. Grun- wald Jana Matejki, prace historyczne Karola Szajnochy, Stanisława Tarnowskiego, powieści historyczne J. I. Kraszewskiego krzepiły serca rodaków "bezprzykładnym triumfem, jakim ponoć żadnemu ze zwycięzców i wojowników nie dane było nasycić wzroku i dumy" (Szajnocha w książce wydanej w 1855 r. Jadwiga i Jagiełło). Ale rychło obok "krzepienia serc" sprawa krzyżacka zaczęła grać rolę znakomitego przykładu dla ukazania sytuacji współczesnej. Hasła "Drang nach Osten" i "Kulturkampf, sprawy "wozu Drzymały" i "dzieci z Wrześni" zmobilizowały wszystkie siły polskie do walki 20 o przetrwanie. Nawiązywały do tego Rota M. Konopnickiej i F. No- wowiejskiego, Krzyżacy Sienkiewicza, pomnik Grunwaldzki, któ- ry zawdzięczał powstanie m.in. I. Paderewskiemu i A. Wiwuls- kiemu. Pod terminem "Krzyżacy" kryli się Prusacy czy Niemcy w ogóle, niekiedy generalnie zaborcy. Pogarda wobec Jagiełły i Sło- wian okazywana przez Krzyżaków była odczytywana jako przykład niemieckiej propagandy wobec współczesnej kultury polskiej. Uka- rana pycha krzyżacka była niejako proroctwem, dawała nadzieję, że historia się powtórzy. Kiedy Krajowy Komitet dla Obchodu Grun- waldzkiego w 1910 r. wydał odezwę, wyraził w niej też ideę powią- zania sprawy walki z Niemcami ze sprawą unii polsko-litewskiej "wielka myśl polityczna, której Polską potęgę swoją i kulturę za- wdzięczała - zjednoczenie jej z Litwą - w zwycięskich zapasach na polach Grunwaldu i Tannenbergu okazała swoją celowość i si- łę... Po zwycięstwie grunwaldzkim - unia w Horodle! To dwa silnym splotem związane wypadki torujące historyczną drogę dla potęgi polsko-litewskiego mocarstwa". Wydarzenia z epoki śred- niowiecznej dały tu podstawę sformułowania historiozofii, poglą- dów związanych z aktualnymi, najbardziej żywotnymi sprawami narodu49. Nie po raz ostatni. Nie miejsce tu na dokładniejsze śledzenie meandrów ocen oma- wianej epoki. Na pewno pogłębianie badań historycznych i rozwój rzetelnego warsztatu źródłowego ułatwiły sformułowanie znacznie bardziej zróżnicowanych i lepiej wyważonych opinii. Historiografia francuska, niemiecka, angielska, włoska, rosyjska przybliżały na podstawie subtelnej analizy źródeł czasy narodzin obecnej Europy. Nie ustępowały im badania polskie, a nazwiska Tadeusza Woj- ciechowskiego, Stanisława Smolki, Karola Potkańskiego, Francisz- ka Bujaka, Romana Grodeckiego, Kazimierza Tymienieckiego, Henryka Łowmiańskiego - by wspomnieć tylko paru badaczy - stanowią liczące się pozycje w bilansie dorobku europejskiego. Raz też jeszcze okazało się, że uważać zjawiska za proste oznacza jedynie upraszczać sprawy. Były bowiem i w ostatnich stu latach opinie formułowane niemal jak w "wieku rozumu". O czasach merowińs- kich pisano, że była to "epoka terroru hamowanego jedynie stra- chem". Nasz Benedykt Zientara widział w niej natomiast świt narodów europejskich, co prawda rodzący się w krwi i bezprawiu. Jakub Burckhardt widział dzieje ludzkości przez pryzmat kultury włoskiej XIV-XV w. Johann Huizinga opisywał jesień średnio- wiecza jako czas dekadencji kultury rycerskiej, czas, w którym formy życia nie odpowiadały już jego treści. Max Weber widział natomiast w średniowieczu czasy modelowania zjawisk społecznych - miasta, społeczeństwa, O. Brunner zwracał uwagę na średnio- wieczną genezę kapitalizmu30. Złowrogo odwoływała się do śred- niowiecza propaganda w hitlerowskich Niemczech. Idea Rzeszy całkowicie niezgodna z rzeczywistością, rasizm oparty na fantazjach zamierzchłych czasów plemiennych, pretensje terytorialne, szcze- gólna forma fetyszyzacji "ludu" (lub narodu - Volk51) mogły obrzydzić historykom i miłośnikom historii całą epokę. Inna spra- wa, że do niej odwoływali się i przeciwnicy III Rzeszy: Aleksander Newski - pogromca rycerzy teutońskich w XIII w., Joanna d'Arc - symbol walczącego patriotyzmu we Francji, okazywali się przy- datni w propagandzie prowadzonej podczas II wojny światowej. Aktualizacja historii miała miejsce i u nas. Przed wojną "wy- chowanie państwowe" wiązało się z programową aktualizacją52. Postawione były przed nią dwa zadania: "ożywienie wykładu i wprowadzenie umysłów w krąg zagadnień życia współczesnego... aktualizacja pokazuje... co to znaczy, że historia jest magistra vitae". Średniowiecze w tym względzie nie było tak potrzebne jak czasy nowożytne, ale i ono było eksplorowane. "Mieczyki Chrob- rego" i wspomniana wyżej idea "Polski Piastowskiej", wybór boha- terów przydatnych do ilustrowania współczesności stanowią tu dobre przykłady. Po zamachu majowym w programach nauczania przed Kazimierza Wielkiego, sztandarowej postaci pracy organicz- nej, wyszedł Władysław Łokietek, symbol walki zbrojnej o od- rodzenie państwa. Zresztą krytyka "państwowego" kierunku też stała na stanowisku, że "celem nauczania historii jest przedstawie- nie w rozwoju dziejowym najważniejszych zagadnień aktualnych z życia współczesnego...", dlatego - jak pisała Natalia Gąsiorows- ka - "wybór materiału pozostaje w zależności do zainteresowań współczesnych i lokalnych"53. Takie postawienie problemu nie budzi wątpliwości. Niemniej tezy te są słuszne tylko w przypadku, gdy nie traktują materii historycznej jako wygodnego narzędzia do różnorakich manipula- cji. Innymi słowy - gdy ukazuje się zmiany zachodzące w procesie dziejowym, gdy operuje się danymi uzyskanymi w wyniku rzetelnej działalności naukowej. Negatywnym przykładem może m być ksią- żka (wznawiana i po II wojnie światowej) Józefa Putka Mroki średniowiecza. Cel autora był zbożny: walka z zabobonem i ciemno- tą, z wyzyskiem wsi, z klerykalizmem. Zmierzał do niego jednak nadużywając zaufania czytelnika do podawanych informacji. Więk- szość przykładów dotyczących działań ludzkich, instytucji, opinii, przytaczanych jako "średniowieczne przesądy", nie dotyczy tej właśnie epoki. Palenie czarownic ("Młot na czarownice" ukazał się na samym końcu XV w.), największe wojny religijne, działalność inkwizycji - to przede wszystkim zjawiska, które - gdyby nie 22 z góry przyjęte założenie - można by umieścić w "mrokach od- rodzenia". Schematyczne traktowanie epok jako "złych" lub "dob- rych", miało miejsce często i później. Szczególną formą aktualizacji występującą i wcześniej, ale w XX w. przybierającą niekiedy kształty groteskowe, była moder- nizacja. Postacie z czytanek szkolnych lub z podręczników dla mniej zaawansowanych przemawiały jak współczesne, i to z wykształ- ceniem uniwersyteckim. Wieki X czy XVII kreowały bohaterów mających świadomość ludzi XX w. Powstało zjawisko wyjaśniania teraźniejszości poprzez przeszłość, na pewno generalnie uzasad- nione (tak jak i spotykane wyjaśniania przeszłości przez teraźniej- szość, przez analizę postaw ludzkich, mechanizmów rynkowych), ale przeprowadzone bez żadnego bliższego uzasadnienia. Mieszko I przemawiał jak zatroskany kaznodzieja. Chrobry snuł plany nie- mal szersze niż ideolodzy XX-wiecznego panslawizmu. Łokietek odwoływał się do patriotyzmu chłopów, jak gdyby organizował partyzantkę w czasie II wojny światowej, a nie przeciwko Czechom w XIV w. W okresie międzywojennym średniowiecze - w Europie, a tak- że u nas - traktowane było jako okres głębokiego religijnego zaan- gażowania ludzi. Już Francois-Rene de Chateaubriand pisząc Genie du Christianisme w tej epoce upatrywał istnienie właściwych wzo- rów. Dla XIX w. zrozumiałym symbolem tamtejszych czasów obok trubadura, mistrza cechowego, rycerza, był mnich. Jako wyznacz- niki średniowiecza traktowano wydarzenia dziejów Kościoła54, roz- wój idei chrześcijaństwa. Ale w XX w. starano się uczynić z tego poglądu odniesienie do działalności politycznej. "Duch" średnio- wiecza G. Falco przeniesiony do drugiej połowy naszego stulecia określał stosunek chrześcijańskiej demokracji do całej epoki zmody- fikowany postępującymi badaniami naukowymi55. Polska też była terenem, na którym Feliks Koneczny i Kazimierz Chłędowski po- szukiwali dla rodaków wzorców sprzed reformacji. Stąd nieufne traktowanie całej epoki przez lewicę polityczną. Zresztą chyba bardziej od dzieł naukowych kształtowała wyob- rażenia o epoce literatura piękna. Epopeja Zofii Kossak-Szczuckiej: Krzyżowcy, Bez oręża. Król Trędowaty, ukazała obraz epoki znacz- nie bardziej przekonująco niż niejedna monografia naukowa. Była to zresztą prawidłowość występująca w wielu krajach. Średniowie- cze dostarczało literatom postaci, których dzieje stanowiły znako- mity pretekst do pokazania spraw uniwersalnych: piękna, dobra, prawdy, bohaterstwa, patriotyzmu, wierności i miłości, zdrady i podłości. Kilku wersji scenicznych, już po Schillerze, doczekała się postać Joanny d'Arc, przedstawiona przez Shawa, Anouilha, Bres- sona i in.56 Modny stał się Villon, Abelard, wróciło zainteresowanie Tristanem i Izoldą, Rolandem, królem Arturem57. Oczywiście było to podkładanie pod własne sprawy człowieka XX w. postaci z wie- ków dawnych. J. P. Sartre w recenzji rozprawy D. de Rougemonta o miłości dworskiej, rozprawy opartej na dziele Gotfryda ze Stras- burga, napisał: "Podziwiam genialność, lecz nic nie wierzę"58. Wyraził przypuszczalnie pogląd wielu czytelników traktujących bohaterów średniowiecza jak postaci z bajki. Rzecz jednak nie wydaje się tak prosta. Nikt nie twierdzi, że między Tristanem i Izoldą gdzieś w V-VI w. tak właśnie kształ- towały się więzi miłości, ale dlaczegożby nie, wierzyć, że w XII - XIII stuleciu znana była dobrze niszcząca lub budująca siła namiętności ludzkiej? Żarliwość religijna - może tylko postulowa- na - Parcifala? Pisma Abelarda, tak filozoficzne (Tak i Nie), jak i bardziej osobiste, poezja Villona, proza Boccaccia wskazują na podobieństwa, może nie identyczność, uznawanych wartości i prze- żyć intelektualnych między nami i odległymi naszymi przodkami. Odwołania do wieków średnich okazywały się przydatne do tworzenia nowego porządku politycznego w Europie po 1945 r. Rola argumentów "historycznych" zawsze była duża w praktyce politycznej59. Już w czasach walki o inwestyturę papieże powoły- wali się na darowiznę Konstantyna. Racje historyczne występowały i w XIV-wiecznych argumentach strony polskiej procesującej się z Krzyżakami o Pomorze, i w XV-wiecznym dowodzie, że Mazow- sze winno był włączone do Korony. W czasach nowożytnych "ar- gumenty historyczne" były już stałą regułą. J. Milton, przeciwnik średniowiecza, stwierdzał, że początków parlamentaryzmu, ustroju właściwego, można już szukać u "starych Sasów". W. Penn kon- statował, że "wolność angielska była już u leśnych Germanów". Zabór Lwowa przez Austriaków był nawiązaniem do XIII-wiecz- nych węgierskich pretensji do posiadania Halicza i Włodzimierza (Galizien und Lodomerien). Szczególną rolę grały argumenty historyczne w Polsce powojen- nej, wracającej do swych starych granic. Już wcześniej idee, zwane piastowską i jagiellońską, stanowiły koncepcje polityczne wyzys- kujące w swej propagandzie różne dane historyczne. I w tym wypad- ku idee te jakoby nie brały pod uwagę faktów, iż pierwsi Piastowie też prowadzili ekspansję na Czechy i na Ruś, że Polska Piastowska utraciła Śląsk i Pomorze, a ta ostatnia ziemia odzyskana została właśnie przez Polskę Jagiellońską. Niezależnie od tych idei teorety- czne uzasadnienie przesunięć granicznych spoczywało głównie na historykach, którzy mieli na podstawie wydarzeń z X i XII w. uzasadnić nasze prawa do obecnych granic państwowych. Były 24 z tym, co oczywiste, kłopoty. Do dziś trudno uzasadnić jakkąlwiek przynależność do Polski Wolina w X w. i - dla odmiany - wyjaś- nić zrezygnowanie z naszych praw do Uznamia czy nawet Rugii. Jest rzeczą nie budzącą wątpliwości, że granice Śląska stanowią nie wynik tradycji średniowiecza, lecz efekt różnych, niekiedy przypad- kowych wydarzeń znacznie późniejszych (tak jak np. brak w Polsce całego księstwa cieszyńskiego, natomiast posiadanie przez nas Kot- liny Kłodzkiej). Nastroje powojenne wyjaśniają też oficjalne stanowisko w spra- wie sąsiadów ilustrowane tytułami książek: Polska - Niemcy, dzie- sięć wieków zmagań i Polska - Czechy, dziesięć wieków sąsiedztwa. Ani jeden, ani drugi tytuł nie odpowiada rzeczywistości i niezależ- nie przecież od naszych obecnych sympatii i sojuszy cięższe i groź- niejsze dla nas były wojny z Czechami niż z Niemcami, przynaj- mniej w średniowieczu. Nie ulega kwestii, że odwoływanie się do tradycji średniowiecza powodowało też inne kłopoty. Co robić z Chrobrym i jego wyprawą kijowską? Co z Kazimierzem Wielkim? Był on co prawda idealnym władcą na potrzeby tradycji historycz- nej tworzonej przez Polskę Ludową, ale tylko jako gospodarny opiekun rolnictwa i handlu. Jego polityka zagraniczna, zawłasz- czenie Rusi, wojny z Czechami (nawet nie tyle zniemczonymi, ile sfrancuziałymi, jakimi byli podwówczas Luksemburgowie), rezyg- nacja ze Śląska i Pomorza, doprowadziła nawet do czasowej de- gradacji króla: został aż do 1956 r. tylko Kazimierzem III, odzys- kując dopiero po Październiku swój poprzedni przydomek "Wie- lki". Natomiast - też rodem ze średniowiecza - niezastąpione oka- zało się inne pojęcie, stanowiące dziś ważny fragment zbiorowego życiorysu Polaków, mianowicie: Grunwald. Do treści, w które obrósł jeszcze w XIX w., walki z naporem niemieckim, doszły nowe aktualne dla czasów II wojny światowej: Polacy, Rosjanie, Litwini, Czesi wspólnie, ramię w ramię zadają klęskę najeźdźcy niemie- ckiemu - tak jak za Władysława Jagiełły. Czy trzeba szukać lep- szego odwołania do historii na potrzeby związane ze zmaganiami z hitleryzmem, dla uzasadnień dotyczących tworzenia nowego sys- temu w Europie Wschodniej? Jeśli poszukuje się wspólnych trady- cji dla sojuszu Polski z narodami Związku Radzieckiego, Grunwald jest pojęciem niezastąpionym. Nie ulega też wątpliwości, że nazwa ta stała się symbolem ogólnonarodowym, niekiedy nawet naduży- wanym i dlatego deprecjonowanym, pod którym mieszczą się treści zrozumiałe dla każdego Polaka: walka o słuszną sprawę, walka bohaterska, walka zwycięska, przysparzająca chwały naszemu naro- dowi. W tym też zawarte są elementy edukacji narodowej, integ- 25 rującej różne pokolenia i różne środowiska. Nie rezygnując z warto- ści, jakie przynosi ten symbol - z wartości patriotyzmu, dumy narodowej, współdziałania dla słusznej sprawy, oceny naszych mo- żliwości musimy też odtwarzać przeszłość tak, by i ten fragment zbiorowego życiorysu Polaków nie był zafałszowany. Cała epoka jednak - średniowiecze - traktowana była w Polsce w pierwszych latach po wojnie nieufnie i niechętnie. "Osobliwoś- cią ... filozofii średniowiecznej jest jej charakter teologiczny i reli- gijny ... to zwierzchnictwo teologii nad każdą dziedziną działalno- ści umysłowej wynikało ze stanowiska kościoła będącego najwyż- szym uogólnieniem i sankcją istnienia ustroju feudalnego"60 Poza może jednym wyjątkiem: budową państwa pierwszych Piastów, całe średniowiecze było epoką "wsteczną", w której "śruba ucisku feu- dalnego" miała dokręcać się coraz mocniej, a istotą jej dziejów były chłopskie powstania przeciwko wyzyskiwaczom. Wszystko niemal, co średniowiecze pozostawiło po sobie cennego, było albo efektem protorenesansu (odrodzenie było epoką postępową), albo w przypa- dku wielkich dzieł sztuki wytworem mas ludowych. Trzeba przyznać, że ta nieufność nie rzutowała nadmiernie na tok prowadzonych badań. Wielkie osiągnięcia polskiej mediewis- tyki, jej wyjście na arenę międzynarodową wiążą się na pewno z badaniami podjętymi po wojnie. Początki państwa polskiego (sta- nowiące także wynik przesunięć granic politycznych), geneza po- działu Europy na dwie strefy wzajem się uzupełniające, dzieje Kościoła, historia ustroju, wojskowości - stanowią wielkie tematy wzbogacające rzetelną wiedzę o przeszłości nie tylko narodowej, ale i powszechnej. Problemy tzw. kultury materialnej zostały później podjęte przez badaczy w innych krajach, może dlatego, że stanowią one dobry punkt wyjścia badań porównawczych, ilościowych, nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Na pewno już nawet w najgor- szym okresie dogmatyzmu stalinowskiego podejmowane badania pozostawiły trwałe efekty, stanowiące przynajmniej dobry punkt wyjścia w rozważaniach o dziele zjednoczenia Polski w XIV w., o polskim rzemiośle, o odzyskaniu Pomorza Gdańskiego i pro- blemie krzyżackim. Rozwój badań nad średniowieczem, w Polsce i za granicą, w nie- których dziedzinach imponujący, nie jest przedmiotem tych roz- ważań, acz w dalszych szkicach przynajmniej ułamkowo będzie wykorzystany. Nowe kierunki badań nad życiem umysłowym A. Gurewicza, u nas A. Gieysztora, B. Geremka, nad dziejami miast, uniwersytetów, narodów, gospodarki pogłębiły znajomość epoki. Oczywiście i teraz patrzy się na nią przez pryzmat współczes- ności, nawet korzystając z dzisiejszych doświadczeń. W znakomi- 26 tych swych książkach K. Modzelewski stworzył wzorcowy model funkcjonowania gospodarki polskiej w okresie tzw. prawa książęce- go (X-XIII w.)61. Bez znajomości mechanizmów współistnienia pieniądza metalowego i płacideł, bez uwzględnienia korzyści eko- nomicznych uzyskiwanych przez władzę państwową, nie mógłby zapewne, wobec braku źródeł, skonstruować tak przekonującej wi- zji. W dalszym ciągu działa zatem zamówienie współczesne. Czy J. Le Goff stworzyłby swoją wspaniałą syntezę dziejów cywilizacji Europy Zachodniej bez bodźców płynących z dzisiejszego stanu świata?62 Czy bez odradzającego się znaczenia Kościoła miałyby taki odzew prace porównawcze obejmujące także średniowiecze?63 Bez współczesnych kłopotów gospodarczych zapewne I. Waller- stein nie skonstruowałby swego "modelu gospodarki świata" (Worid Economy)64, a badania nad środowiskiem naturalnym, roz- wojem miast i (co nie jest tematem najmniej ważnym) nad wielkim kryzysem świata zachodniego w XIV w.65 są odpowiedzią na niepo- koje teraźniejsze. Na pewno w wyniku tych badań następuje kolejna, tym razem oparta na fundamencie wiedzy, rewaloryzacja średniowiecza66 jako epoki początków, epoki przemian, ruchu, epoki znającej już lwią część naszych dzisiejszych zmartwień. Nie ma potrzeby tego prze- wartościowania dokonywać ze szkodą dla innych epok. Opinię H. Matisse'a: "Renaissance c'est la decadence" (odrodzenie to upadek) należy traktować jedynie jako indywidualne wyznanie wia- ry dotyczące gustów artystycznych. Odpowiedniejszym mottem dla tych rozważań byłby podtytuł rozprawy F. G. Gentry o recepcji średniowiecza w Stanach Zjednoczonych: "Przeszłość ma jednak przyszłość!" (Die Vergangenheit hat doch Zukunft!)67. <> II <> POZNAWANIE ŚREDNIOWIECZA PrAGNĘ ZADEKLAROWAĆ SIĘ JAKO PRZEDSTAWICIEL POGLĄDU o możliwości zbliżania się do obiektywnej prawdy his- torycznej. Nie jest to jednak proces łatwy, a dla średnio- wiecza szczególnie utrudniony, i to z kilku przyczyn. Epoka ta nie tylko słabo oświetlona jest stosun- kowo nielicznymi źródłami, ale kryje swoje tajemnice za szyfrem niekiedy mylącym historyków. O niektórych sprawach związanych ze stosowaniem klucza do tej pokrętnej mowy źródeł warto poczynić parę uwag. Czy można mówić o średniowieczu jako jednolitej epo- ce? Z całą pewnością nie, a poszczególne jej okresy pozostawiały świadectwa mówiące tak samo o zjawiskach różnych. Czasy upadku świata starożytnego nie były podobne do czasów wielkich wypraw odkrywczych. W VI-VII w. nastąpił prawdziwy koniec świata, przynajmniej świata leżącego wokół Morza Śródziemnego. Nie ma co opisywać tej katastrofy - gospodarczej i demograficznej, kul- turalnej i politycznej. Może tylko warto przypomnieć dwa przy- kłady: rzymskie Arelatum, miasto liczące kilkadziesiąt tysięcy mie- szkańców, przestało w swym dotychczasowym kształcie istnieć. Ci ludzie, którzy zostali na miejscu, schronili się na terenie jednego z amfiteatrów miejskich, którego mury stały się granicą osady wcze- snośredniowiecznej Aries. Jakie musiałyby nadejść czasy (niestety wyobrażalne), by ludność Warszawy schroniła się na Stadionie Dziesięciolecia? Drugi przykład jest nie mniej wymowny: antyczna Saiona została opuszczona, a ci, którzy zostali, schronili się w jed- nym z "cudów świata" starożytnego - w pałacu Dioklecjana. Jesz- cze 30 lat temu Split dalmatyński niemal w całości mieścił się na tym obszarze. Zniszczenia, spowodowane przez barbarzyńców, świata o bardzo wysokiej kulturze intelektualnej i materialnej dotyczyły nie tylko miast, które na 400 lat niemal zniknęły z mapy Europy. Objęły prawie całą dziedzinę kultury, z wyjątkiem Rzymu wschodniego - Bi- zancjum, które w jakiejś mierze przechowywało i rozwijało dorobek intelektualny antyku. Ponoć Apeniny znowu zostały opanowane przez dzikie zwierzęta. Powtarzający się wątek, który miał wyraziście przeka- 31 zać obraz spustoszeń, mówił o powijaniu przez wilczycę swych małych na Kapitelu (po kryzysie I połowy XI w. w Polsce - w kate- drze gnieźnieńskiej). Zapewne coś w tym było z prawdy, jeśli jeszcze w XII w. św. Franciszek miał rozmawiać z wilkiem w Umbrii. Ten pierwszy okres średniowiecza - przemijania postaci świata (jak w tytule pięknej książki H. Malewskiej) - charakteryzował się paroma zjawiskami: Europa dzieliła się wówczas na dwie części: tę barbarzyńską i tę, która leżała w obszarze dawnej cywilizacji, a teraz zalewana była przez różne ludy germańskie i słowiańskie. Trudno tu dociec, czy większe spustoszenia uczynili Wandalowie i Lon- gobardowie w Italii, czy Słowianie na Bałkanach. Do tych ludów dołączały inne: Hunowie, Irańczycy, Awarowie, później Bułgarzy. Ale zmiany polegały nie tylko na spustoszeniach. Na przykład wpływ Arabów na kształtowanie się średniowiecznej Europy trafnie ujął H. Pirenne w lapidarnym zdaniu: "Gdyby nie było Mahometa, nie do pomyślenia byłby Karol Wielki'". Nie chodziło tu, rzecz jasna, jedynie o konieczność zjednoczenia wysiłków Europy w wal- ce z ekspansją arabską. Powstanie imperium kalifów stworzyło po parusetletniej przerwie wielki rynek na surowce europejskie i może przede wszystkim na niewolników. Bilans wymiany z bogatym Wschodem zaczął być korzystny dla Zachodu, pojawiły się środki na inwestycje - tak kosztowne, jak budowa państw; wykształciły się klasy czy warstwy nowej elity władzy. Dwupodzial - na Im- perium Romanum i barbaricum - przestał obowiązywać; pojawiła się wielość struktur. Istniało cesarstwo wschodnie, od 800 r. cesars- two zachodnie, pozostawały obszary peryferyjne Słowian, Bałtów, Ugrofinów; na południu leżały kraje arabskie o rozwiniętej cywili- zacji, łączącej dorobek i śródziemnomorski, i dalszy, azjatycki, wywodzący się z Persji i Indii. Pojawiały się też peryferyjne obrzeża strefy kultury zachodniej; Irlandia ze swą wspaniałą kulturą "iroszkocką", królestwa anglo- saskie, pierwsze słowiańskie formacje państwowe, a wreszcie stano- wiący śmiertelne zagrożenie cesarstwa karolińskiego Normanowie. Miejsce jedności zajęła różnorodność obyczaju, języka, gospodarki. Pojawiły się problemy dotyczące współistnienia Rzymian i Ger- manów, Celtów i Anglów, Normanów i Franków, Słowian i Gre- ków. Pojawiła się różnorodność rytów religijnych, nawet form pis- ma. Nie można zapominać, że w tej mozaice znajdowały się również elementy kultury żydowskiej, ormiańskiej, przybyłych Awarów, Węgrów i innych "ludów stepowych", też niekiedy wewnętrznie zróżnicowanych. Benedykt Zientara2 widział w tym czasie istnienie już narodów 32 w swej początkowej fazie. Na pewno zaś ukształtowany został na Zachodzie - model systemu lennego, powstały grosso modo z dwóch składników: nadania ziemi z tytułu prekarii, lub później beneficjum i wasalstwa, osobistej zależności wasala od seniora. Do tego też dołączał się system uzależnienia ludności wiejskiej, domi- nującej demograficznie, uzależnienia bardzo różnorodnego, wedle lokalnych warunków, potrzeb, możliwości. Sądzić można, że w tych czasach zaczął się wytwarzać europejski fenomen, polegający na zdolności adoptowania się do różnych, nie znanych przedtem wa- runków, do uznawania w praktyce koegzystencji opartej na współ- życiu różnych kultur, nie hermetycznie zamkniętych, lecz nawza- jem się przenikających. Nowy porządek - powstały z chaosu i składający się z wielu nie przystających do siebie części składowych - podporządkowany był w teorii Kościołowi. Oznacza to, że świat miał być wyrażany języ- kiem Biblii, że ideologia, jedynie uznawana i jedyna na poziomie filozoficznej abstrakcji, wyrastała z chrześcijańskich zasad religii. Ale warstwy dominujące walczyły o własną podmiotowość. Ideo- logia chrześcijańska dopuszczała powstanie etosu rycerskiego, uprawniającego posiadaczy ziemskich do tego, by zajmowali miej- sce szczególne w hierarchii prestiżu. Z tej różnorodności obyczajów i postaw współcześni zdawali sobie dobrze sprawę. W pochwale języka potocznego (De yulgari eloąuentzd) sam wielki Dante pisał: "homo sit instabilissimum atque variabilissimum animal ... nęć durabilis nęć continuus esse potest" (w wolnym tłumaczeniu: "człowiek jest najbardziej niestały i zmienny spośród zwierząt ... nie może być konsekwentny i stały")3. Ten stan rzeczy prowadził do zjawisk dobrze znanych i z innych okresów dziejowych. Zatracały się stopniowo dawne, plemienne; grupowe więzi międzyludzkie, kształtowały się nowe. Jak je nazy- wano? To zależało od miejsca, czasu, okoliczności, wykształcenia pisarza. Państwo, stan, naród, plemię, gmina, ziemia, lud, miastc - wszystkie te pojęcia też jeszcze nie odzwierciedlały skompliko- wanej rzeczywistości społecznej. Wolni i niewolni, mieszczanie i mieszkańcy miasta, chrześcijanie i poganie - przy wielu innych grupach nieformalnych opartych na systemie klientarnym czy soli- darności zawodowej - tworzyli nowe formy bardzo skomplikowa- nej struktury społecznej. Ten kolejny etap średniowiecza wiązał się z rozwojem technit produkcyjnych, z odbudową i rozbudową miast, ze wzrostem zna czenia władzy państwowej, z podnoszeniem poziomu oświaty i roz- wojem szkolnictwa. Ten świat, który jednak znamy głównie z wizji literackich i postulatów gospodarczych czy ideologicznych, zaczął rozsypywać się poczynając od końca XIII w. Kryzys dochodów rycerstwa, który bezskutecznie próbowano przezwyciężyć trady- cyjnymi metodami: podnoszeniem świadczeń ludności, wojnami, grabieżami, pogłębiał się coraz bardziej, a naruszenie równowagi ekologicznej (wycinanie lasów, rozwój wielkich aglomeracji miejs- kich) prowadziło do klęsk elementarnych. Susze i nieurodzaje z drugiego dziesiątka XIV w., pandemia (dżumy) z lat 1348 - 1350, która zmniejszyła ludność Europy o 1/3 i zapoczątkowała następne fale śmiertelności, być może i zmiany klimatyczne, doprowadziły do bardzo głębokich przeobrażeń w stosunkach własnościowych, nor- mach prawnych, obyczajach, a nawet w gustach estetycznych. Przy trwaniu form życia wykształconych poprzednio, a w dobie "jesieni średniowiecza" oddających już tylko zewnętrzny blichtr przemija- jącej epoki4, rozwijały się próby znalezienia innych metod zaradze- nia trudnościom: wyprawy zamorskie Portugalczyków, pierwsze ogrodzenia w Anglii, nakład w Niderlandach, banki we Włoszech; te nowe formy działań prowadziły do bardzo istotnych konsekwen- cji. Do XIII w. średniowiecze z całym swym dorobkiem i wszyst- kimi trudnościami było ograniczonym zjawiskiem europejskim. Włączanie Chin, Ameryki prekolumbijskiej czy czarnej Afryki do tej epoki, niezależnie od różnych kontaktów (np. najazdów Mon- gołów) jest bezpodstawne. Historia świata była sumą niezależnych od siebie ciągów wydarzeń. Natomiast od XIV czy XV w. stop- niowo, ale coraz szybciej świat zaczynał mieć historię wspólną, i to historię z biegiem dziesięcioleci coraz bardziej uwarunkowaną wy- darzeniami europejskimi. Istotną cechą było też rozszerzanie się naszego kontynentu. Nie jest rzeczą przypadku, że część syntez francuskich, angielskich czy niemieckich dzieje Europy średniowiecznej traktuje jako dzieje obszarów w granicach cesarstwa karolińskiego (i to niekiedy przed podbojem Saksonii). Są prace, które rozszerzają Europę - a więc wspólnotę chrześcijańskiej kultury w średniowieczu - do limesu ottońskiego. Aż do XIII w. to, co było na wschód od Odry (i dodajmy: na zachód i północ od strefy wpływów Bizancjum), było peryferią, dzikimi polami, "Dzikim Zachodem" Europy. Od schyłku tego stulecia sytuacja uległa zmianie. Awans Polski, Czech, Węgier, Prus krzyżackich, ponowny rozkwit Danii, powsta- nie wielkiej Litwy, krótkotrwały rozwój Serbii, i pojawienie się księstw rumuńskich stworzyło nową jakość nie tylko polityczną, ale także gospodarczą. Stworzyło też nową mapę kultury europejskiej. Wiek XV stan ten utrwalił i rozwinął. Czy można go porównywać ze stuleciami sprzed pół tysiąca lat? Narodowe historiografie różnie też określają poszczególne fazy 34 średniowiecza. Najbardziej - pozornie - precyzyjni są Niemcy: określenia Fruh-, Hoch- i Spatmittelalter dotyczą trzech różnych epok dzielonych granicami IX lub X, XIII i XV w. Anglicy ze swym wczesnym i późnym (earły i łatę) pozornie są bliscy Włochom i Francuzom (alto, haut, basso, bas moyen agę). W rzeczywistości jest to jedynie dość przypadkowa zbieżność nazw. Dla Włochów "późne" średniowiecze kończy -się gdzieś w XIII w. Francuzi wiedzą, że dwa ostatnie stulecia to też wieki średnie, ale traktują je raczej jako zamkniętą epokę, a nie jej odrębną część. Podziały te nie są użyteczne dla Rosji, a w Polsce określenie "wczesne średnio- wiecze" (do połowy XIII w.) w zasadzie dotyczy okresu, który u sąsiadów określany jest jako "pełne" (Hoch) średniowiecze. Te kłopoty historiografii współczesnej nie są jednak najistot- niejsze. Czy można porównywać i w jakim stopniu społeczeństwa germańskie ze słowiańskimi? Czy instytucje społeczne, formy życia, normy prawne są do tego stopnia analogiczne, by można je było badać wspólnie? Czy uprawnione jest tworzenie modeli ustroju, kultury, gospodarki ważnych dla całej Europy, nie mówiąc już o innych kontynentach? Mediewista ma tu chyba większe kłopoty niż nowożytnik, a jeśli się nie mylę, to także większe niż badacz starożytności. Ten pierwszy bowiem siłą rzeczy dysponuje nierów- nie większym i bogatszym zasobem źródeł, na ogól w języku naj- właściwszym precyzyjnie oddających sedno rzeczy. Ten drugi - też jak historyk średniowiecza z ułamków wiedzy budujący całość - nie ma tak silnych nawarstwień stosowanych wzorów. Można mieć wątpliwości, czy pisarze rzymscy precyzyjnie oddali rzeczywistość plemienną barbarzyńców, ale na pewno swoje państ- wo opisali właściwie. Średniowiecze jest w gorszej sytuacji. W tej bowiem epoce stosowany język nie zawsze wyobrażał rzeczywistość. Tu przewagę miał Wschód bizantyjski, który dopuszczał języki narodowe. Fan- tastyczny rozkwit piśmiennictwa staroruskiego na korze brzozowej, stosowanie alfabetów oddających wierniej zgłoski rodzime - na pewno jako bardziej wiarygodne pozwala traktować relacje pisane z Nowogrodu Wielkiego czy Ławry Pieczerskiej w Kijowie. Na Zachodzie rzecz wyglądała inaczej. Karą Bożą za ludzką pychę było pomieszanie języków przy budowie wieży Babel5. Tru- dności w porozumiewaniu się starano się ominąć używając łaciny, języka uczonego i uniwersalnego zachodniego świata. Póki łacina stanowiła język żywy, poty w krajach jej używających odbijała w miarę wiernie istniejące stosunki. Ale traciła swój charakter uniwersalny i granicą jej była granica między "lingua romana" i "lingua tedesca" - bardzo wyraźna już w VIII w. Reforma karolińska zmieniła ten stan rzeczy. Łacina powróciła do niektórych reguł antyku i stała się zrozumiała wszędzie tam, gdzie panowała "wiara rzymska". Ale ostatnio zwraca się uwagę, że odrodzenie łaciny w VIII w. i ponowne w XV w. stworzyły wersje sztuczne, oderwały ją od żywego języka, doprowadziły do jej skostnienia w ramach szkoły, do ograniczenia w zakresie jednego stanu6. Jeśli jeszcze dla cesarstwa karolińskiego była ona wystarczająca, to dla nowo włączonych do Europy ziem na wschód od Łaby stała się kalką, do której do- stosowywano pojęcia bardzo różne. Pierwszy przykład z brzegu: "civitas" w antycznym świecie rzymskim oznaczało samorządową wspólnotę miejską, jasno usytuowaną w hierarchii instytucji państ- wowych. Wraz z zanikiem miast przepadły i samorządy, ale termin został. Przeniesiony tylko na zupełnie inną jednostkę terytorialną, posiadającą zarząd niezależny od państwa - na diecezję. Pod koniec pierwszego tysiąclecia "civitates" oznaczały bądź okręgi diecezjal- ne, bądź siedziby biskupów7. Ale zostały też przeniesione na jedno- stki, które nie wiadomo było, jak nazwać. Civitas Gnezdun, Civitas Schinesghe (zapewne chodziło o to samo) najprawdopodobniej było " tłumaczeniem polańskiej "ziemi". Czy dlatego, że miała ona swego ; biskupa? Może, ale dla Słowian kojarzyła się chyba z dobrze im' znaną jednostką organizacji plemiennej (czy później państwowej). ; W XII w., zapewne pod wpływem uczonej łaciny, powraca termin "civitas" do miast. Tyle tylko, że dotyczy nie jednostki terytorial- - nej, lecz zbioru ludzi. "Cives" to są ci, którzy posiadają prawo do działki dziedzicznej, do samorządu, korzystają z immunitetu sądo- wego. W tym przypadku wiemy, lub sądzimy, że wiemy, co ozna- czają terminy używane przez średniowiecznych pisarzy. Niekiedy domyślamy się, jako że "iudex" oznaczał i zarządcę (jak w słynnych Capitulare de villis), i sędziego, i przedstawiciela władzy, czasem w mieście, czasem w państwie. Nie tylko współcześni historycy mogą tu być wprowadzani w błąd. Późniejsza glosa do najstarszego dokumentu polskiego - tzw. Dagome iudex - a dotyczącego niewątpliwie Mieszkowej Polski, głosi8: "nie wiem, z jakiego narodu są ci ludzie [cuius gentes], ale sądzę, że byli to Sardyńczycy, którymi rządzą czterej iudices«". Bezradność pisarzy średniowiecznych dawała o sobie znać często. Saski kronikarz nazywa Mieszka królem - nie "sę- dzią" - gdzieś około roku 963/4, kancelista papieski (?) Ruś - miejscem (locus), podobnie jak miejscami nasz Gali Anonim określa bez wątpienia różne wczesnomiejskie ośrodki. Jaki tytuł nosił, też Gallowy, komes? Na pewno nie pokarolińskiego hrabiego, urzędnika zarządzającego okręgiem, hrabstwem, państwem. (Na 36 pewno też nie grododzierżcy - tytułu wymyślonego zgrabnie, ale w naszych czasach). Czy był panem - jak aż po kres dawnej Polski "pan krakowski"? Czy był po prostu kimś w kręgu ludzi władzy nosząc tytuł Wojskiego, komornika, pana bobrowego, konarskiego czy wojewody? Wojewoda to "comes palatinus" (pan pałacowy, dworski). Z czasem drugi człon terminu comes palatinus stał się łacińskim określeniem samodzielnym. Nie wszystkie tytuły i okreś- lenia dla wcześniejszego okresu są przetłumaczalne. Szukano od- powiedników łacińskich, znajdując m.in. dla Wojskiego termin tri- bunus, dla starosty - capitaneus. Ale i w tych przypadkach trzeba mieć na uwadze, że były to nie tyle dosłowne tłumaczenia, ile terminy zastępcze, które nie wyjaśniają, kim naprawdę był starosta. Tytułem przykładu: już w XIV w. zmiany na stanowisku staro- sty, bardzo wysokim, odpowiadającym funkcji namiestnika królew- skiego, tłumaczy się niełaską dworu, przejściem do opozycji, choro- bą, awansem. A cóż my wiemy o prerogatywach takiego urzędnika? Czy przypadkiem nie bywał on też kierowany "do szczególnych poruczeń", do określonych zadań, by po ich wykonaniu utracić swój tytuł? Cóż dopiero mówić o funkcjach urzędników książęcych wcześniej! Jeśli nawet wiemy coś niecoś o ich działalności, to ich łacińskie określenia mogą, ale nie muszą odpowiadać treściom wy- stępującym na Zachodzie9. Nowe warunki życia powodowały nowe kłopoty terminologiczne: jak po polsku nazywano ludzi, "którzy cieszyć się mieli tymi samymi prawami co rycerze", ale którzy rycerzami nie byli? ("eo iure fruantur quo milites")10. Część bada- czy sądzi, że w tłumaczeniu niemieckim, dotyczącym także prawa polskiego, określano ich mianem "rittermessig" - podobny do rycerza (by nie rzec: rycerzowaty). Najwyraźniej chodziło o "gości" (hospites), którzy w nowych miastach mieli cieszyć się specjalnymi przywilejami11. Ale sformułowano pogląd, że "rittermessig mań" oznacza giermka, zgodnie z zapożyczoną z Zachodu terminolo- 12 gią. Nie wchodząc w meritum sporu dylemat jest następujący: czy chodzi o mieszczanina (na prawie polskim? Nie rozwinęłoby się ono później ustępując miejsca prawu niemieckiemu), czy o giermka? Innymi słowy, czy chodzi o recepcję - zmodyfikowaną - stosun- ków miejskich w Polsce, czy obyczaju rycerskiego. Różnica, jak widać, dość istotna. W grę wchodziły tu i różnice tradycji. Inaczej pojęcie drogi publicznej, a więc i utrzymania samego szlaku, jego bezpieczeństwa, prerogatyw księcia, obowiązków celnych pojmo- wać musieli ci, którzy widzieli drogi rzymskie, jeździli po nich, korzystali z przewodników opisujących etapy, odcinki dróg, niebez- pieczeństwa, a niekiedy i atrakcje turystyczne - inaczej zaś ci, którzy w krainie wielkich dolin wykorzystywali wszelkie istniejące ścieżki i poruszając się po wszystkich możliwych przeprawach czy przewłokach nie rozumieli pojęcia "przymusu drogowego". Istniały i odrębności krajowe i lokalne, a także takie, które dotyczyły większych jednostek terytorialnych: Polski i Czech, Eu- ropy skandynawskiej czy północnej, Niemiec i krajów sąsiednich13. Przestrzeń nie była widziana jednolicie - ani przez historyków, ani przez współczesnych. Hugo od św. Wiktora lapidarnie stwierdził: są "loca in quibus res gęste sunt"14 (są miejsca, w których toczą się dzieje). Inne były marginesowe i na ich obszarach tak samo nazywa- ne istytucje prawa czy grupy społeczne nie były takie same jak w głównych ośrodkach kultury i polityki. Kłopoty z językiem średniowiecza nie dotyczą tylko narzucania siatki łacińskiej na nie zawsze doń przystającą pojęciowo rzeczywis- tość. My sami też staramy się zrozumieć epokę tłumacząc ją współ- czesnymi pojęciami. Prowadzić to może do wielu nieporozumień. Czy państwo jest dziś tym samym, czym było w X w.? Nie chodzi wszak tylko o mniej lub bardziej rozbudowaną administrację, o róż- ne sfery działania aparatu gospodarczego czy militarnego, o od- mienny skład elity władzy15. Precyzyjni Niemcy wprowadzili dwa pojęcia: "Personalverband" i "Teritorialherschaft" na określenie więzi społecznej, która istniała w ciągu rozwojowym wspólnot śred- niowiecznych. Pierwsze dotyczyło relacji osobistych z władcą. Lu- dzie składający przysięgę władcy decydowali o istnieniu wspólnoty państwowej. Drugie - więzi opartych na własności ziemi. Państwo stało się w większym stopniu pojęciem terytorialnym. Ale to poję- cie, tak jak i użyteczny termin "Grundherschaft"( władztwo lenne, feudalne), nie było używane przez średniowiecznych pisarzy. Sto- sowano inne pojęcia: regnum, które już w XI w. dotyczyło i kraju, i ludzi, i wybranego króla, i corona regni w ustach legistów okreś- lająca też zespół praw, tradycje historyczne, pojęcie suwerenno- ści16. Suwerenność istniała w skali miasta lub nowego stanu17. Równolegle istniejącą, ale bardziej rozwiniętą jej formą było po- czucie suwerenności państwa wyrażone w słynnym zdaniu Spytka z Melsztyna, polemizującego z kanclerzem Karola IV: "Czymże jest wasz cesarz? Od papieża zależny, a naszemu królowi równy". "Non habemus cesarem nisi regem" - nie mamy władcy poza naszym królem (każdy król jest cesarzem, a więc pełnym suwere- nem, w swoim królestwie) - to była podstawa doktryny państ- wowej przynajmniej od XIII w.18 Suwerenność władcy wsparta była autorytetem papieża. Wal- czący z cesarzem Innocenty III stwierdził, że "król Francji nie ma świeckiego zwierzchnika". Po stu latach powoływali się na te słowa 38 legiści Filipa IV, walczącego z Bonifacym VIII i uniwersalizmem papieskim19. Te poglądy są bliskie ludziom dzisiejszym. Ale co miały znaczyć "starodawne wolności" opiewane przez Galia, in- wokacje tego kronikarza do "wolności Polaków" wkładane w usta Bolesława Krzywoustego?20 Czym była wolność średniowieczna? Jeśli przyjmiemy pogląd, że w średniowieczu była zwolnieniem od określonych zależności21, to Krzywousty walczyłby o uwolnienie się od obowiązków związanych ze zwierzchnictwem cesarza. Wol- ności (wole, Igoty) nadawane polskim wsiom byłyby uwolnieniem od obowiązków i jurysdykcji urzędników książęcych22. Jak wiado- mo, zależność od księcia pozostawała w mocy. Czy zatem nadawanie prawa niemieckiego mamy traktować jako przykłady walki o częś- ciową suwerenność? Co oznacza powiedzenie, że "powietrze miejs- kie czyni wolnym"? Zapewne należy "powietrze" rozumieć w sen- sie "przestrzeń", obszar jurysdykcji sądów miejskich, na pewno nie bardziej pobłażliwych w świetle prawa wobec przestępców, ale zwalniających przybysza od odpowiedzialności wobec urzędników ziemskich23. Terminy prawne brzmią dla historyków zrozumiale, ale stano- wią często pułapkę: kryją się pod nimi najczęściej nie realne stosun- ki, lecz nadzieje i programy polityczne schowane w szacie tekstów prawa rzymskiego lub kanonicznego. Jeśli bada się dzieje pacyfiz- mu, to łatwo przeoczyć różnicę między przesłaniami św. Franciszka z Asyżu, humilatów i Wycliffa, a św. Bernard z Clairvaux, autor słów o "miłości wojennej potrzeby", jawi się jako jastrząb przypo- minający dzisiejszych "podżegaczy wojennych"24. W rzeczywisto- ści wzywanie do pokoju, prawa, porządku nie było tym samym, czym dzisiejszy ruch dążący do rozbrojenia, lecz programem in- dywidualnych stosunków międzyludzkich. Dzieło zaś Bernarda, De nova militia, miało na celu wielką ideę: ujarzmienie ludzi żyjących z walki i rozboju. Polemika dotycząca doktryny politycznej ukazuje dwie strony medalu. Z jednej cesarz bizantyjski był panem świata25, ma "regere totum mundum, post Deum". Jako namiestnik Boga na Wschodzie przybierał nawet tytulaturę pogańskich władców. Był święty, boski. równy apostołom (hagios, theiotatos, isapostolos). Jego tron prze- znaczony był dla dwóch osób: po prawicy cesarskiej zasiadać miai Chrystus. Kto był przeciw cesarzowi - był wrogiem Boga, herety- kiem. Cesarz był imperatorem, którego władztwo rozciągało się m wszystkie kraje. W rzeczywistości na 88 cesarzy bizantyjskich tylkc 37, tj. 42%, zmarło naturalną śmiercią w czasie panowania. Ni zachodzie zwierzchność cesarza też nie była dogmatem. Nie mówiąc już o Anglii czy Francji nie uznających władzy cesarza zachodniego ileż to razy przeciwko niemu występowali Sasi, Bawarowie! Niemal od zarania "renovatio Imperii" nie uznawali w praktyce władzy cesarskiej Włosi, szczególnie potężne komuny północnej Italii. Czy Chrobry w czasie zjazdu gnieźnieńskiego ukoronowany przez Ottona III był w pełni suwerennym władcą? Czy namiestnik Boga Henryk IV, stojąc boso we włosienicy u bram Canossy, był zwierzchnikiem świata? Nie sposób brać dosłownie tekstów nor- matywnych. Powstaje zatem pytanie, czy w dobie rozwoju królestw narodowych zasada, że "Rex imago Dei" (król obrazem Boga), którą przyjął francuski Karol V, też nie jest tylko formą propagandy dworskiej, przez współczesnych nie traktowanej zbyt dosłownie26? Do tego dochodzi sprawa stosowania różnych wzorców języka i róż- nych form myślenia. Nie sposób zrozumieć frazeologii pisarzy bez znajomości Pisma świętego. Chrześcijaństwo, a ściślej filozofia chrześcijańska, było w średniowieczu jedyną (w Europie) sumą J wiedzy wyjaśniającej mechanizm wszechświata27. Język Biblii był i| językiem, który siłą rzeczy musiał służyć wyjaśnianiu wszelkich 1' zjawisk, także politycznych i społecznych. Oczywiście interpretacje ł mogły być i były różne, ale piśmiennictwo, do XII w. wykonywane i przez duchownych, widziało świat poprzez Biblię, doszukując się ! różnych, nie zawsze dla nas jasnych znaczeń symb licznych28. Sto- ; sowanie terminów: pax, libertas, iustitia, tirannus, civitas, ordo, f virtus, a także: rex, res publica, patria, i wprowadzanie periodyzacji ] z rzutowaniem w przeszłość może być dostępne tylko w świetle t rozumienia świata z nieustanną obecnością i interwencją Boga29. Czy hierarchię czystych duchów opisywaną przez Grzegorza Wielkiego, Hildegardę z Bingen30 składającą się z dziewięciu chó- rów anielskich (i umieszczenie przy nich dziesiątego kręgu - ludzi) ma jakieś odniesienie do rzeczywistości, jak chce Honorius Augus- todunensis, odtwarzając dziewięć porządków prawnych? Otto z Freising używał terminu prawnego status (stan), ale w zastosowa- niu do podziału życia, świata doczesnego i wiecznego. "Civitas . temporalis" - państwo doczesne - dzielić się miało na status primus - miser, secundus - miserior, tertius - miserrimus (nę- dzny, nędzniej szy, najnędzniejszy) i w tym miało się różnić od państwa wieczności. "Civitas aeterna" dzieliła się zaś na status primus - abiectus, secundus - prosper, tertius - beatus (wyróż- niający, pomyślny, błogosławiony). "Stan" dotyczył jednak też określonych praw grupowych. Terminy: oboedientia i iustitia (uży- te ponad 200 razy w pismach przez Grzegorza VII31), miały bardzo konkretny wymiar polityczny, podobnie jak terminy o "Sacrum Imperium" używane przez Fryderyków I i II czy wypowiedzi Jana z Salisbury o tyranii i prawie do zabójstwa tyrana, które były 40 wyzyskiwane przez pisarzy następnego stulecia. Ale od XII w. jesteś- my jednocześnie świadkami sekularyzacji coraz bardziej samodziel- nego społeczeństwa. Stąd szczególnie w środowiskach mieszczańs- kich w coraz większym stopniu podporządkowywano terminy biblij- ne realiom politycznym. Prześledzenie terminu "pax" prowadzi do wniosku32, że w coraz większym stopniu stanowił on odbicie pojęcia obrony (lub agresji) gmin miejskich wobec roszczeń książąt teryto- rialnych. Tu zresztą też były różnice. We Włoszech idea pokoju bardziej wiązała się z dominacją wspólnoty miejskiej, w Niemczech zaś miała bardziej obronny charakter wobec zakusów książąt. Stosowany język biblijny różnie był interpretowany już przez ludzi średniowiecza w zależności od ich poziomu intelektualnego i wykształcenia. Jeśli chłop Gottschalk miał wizję podróży "Tam", do Nieba33, to przypominała ona nieco znaną średniowieczną mi- niaturę ukazującą pielgrzyma, który dotarł do krańców świata. Zachwycony, nieco przerażony, wygląda poza krawędź ziemi obser- wując krążące sfery niebieskie, a za jego plecami rozpościera się sielski krajobraz z orzącym chłopem, wiatrakiem, wieżami miasta. Trudno sądzić, by wyobrażenia te były zbieżne z poglądami wiel- kich myślicieli tego czasu z wizją zaświatów Dantego. Dodatkową trudność wprowadza - na co zwrócili uwagę S. Piekarczyk, A. Gurević i J. Le Goff34 - synkretyzm chrześcijański. Dawniejszy obyczaj był przyjmowany w obowiązującej szacie nowej wiary. Jej dogmaty, atrybuty, obrzędy nakładały się na stare formy działania tak przy ceremoniach świeckich (wybór władzy), jak i obchodach świątecznych. Kalendarz wprowadzony przez Kościół był do przy- jęcia, gdyż uwzględniał stare zwyczaje świętowania ważnych dni w roku. Wiadomości o tańcach podczas procesji, o przyśpiewkach ludowych niezrozumiałych już dla kaznodziejów, a także o wizji kary i koncepcji czyśćca wnoszą nieco materiału do wyobrażeń na niższym piętrze wiary. Czy istniała jednak jednolita kultura ludowa - i wiara - jako przeciwstawienie kulturze uczonej? Czy istniała świadomość zbiorowa będąca czymś więcej niż arytmetyczną sumą świadomości jednostkowych? Sądzić można, że każde krańcowe ujęcie będzie tu błędne, a wielość poszczególnych przypadków bardzo duża35. Tym bardziej, że jak chcą historycy religii, o zbioro- wych formach popularnej wiary chrześcijańskiej może być mowa bardzo późno. We Francji nie przed XII w., w Niemczech stulecie później, a w Polsce dopiero w XIV-XV w. Trudno te spost- rzeżenia zresztą zbytnio uogólniać. Miejscowe nazwy pochodzące od stałych tygodniowych targów (Piątek, Sobota, Środa) były już w użyciu na pewno w XII w., a może i wcześniej. Czy nie jest to koronnym dowodem, iż kalendarz chrześcijański, liczący dni tygod- nią według kolejnych dni stworzenia, stał się powszechną własnoś- cią bardzo wcześnie? Najliczniejsze grupy społeczne były w stanie porozumiewać się między sobą na podstawie znajomości i nazw, i umiejętności właściwego wyliczania dnia. Nie da się też w sposób jednoznaczny zdefiniować poziomu wiedzy religijnej. Czy rozwój handlu relikwiami z weneckiego Murano świadczy o głębszej wie- rze?36 Sprytni kupcy włoscy - jak zdarzyło się to w czasie wyprawy rajców lubeckich po relikwie - potrafili namówić swych klientów do kupna swego towaru, który nabierał wówczas szczególnej ceny. Idące w setki zbiory relikwi i nieco wcześniej, w tuluzańskiej kated- rze Saint-Sermin, i nieco później na zamku Karola IV, pokazują, że ten typ pobożności był uprawiany przez różne warstwy społeczne, podobnie jak pielgrzymki wędrujące w różnych zespołach ludzkich po całym świecie chrześcijańskim (lub muzułmańskim), o czym jeszcze będzie bliżej mowa. Tu tylko trzeba stwierdzić, w ramach rozważań o trudnościach zrozumienia średniowiecza, że i opisy! cudów i formy kultu świętych przechodziły różne etapy. Jeśli święci S XI w. wskrzeszali zmarłych, przepowiadali przyszłość, ingerowali | w działanie sił natury, to od XIV w. poczynając wiara stała się jak | gdyby bardziej zracjonalizowana i bardziej demokratyczna37. Świę- j ci późnego średniowiecza leczyli choroby, ratowali skuteczną ucie- -i czka z rąk bandytów, pozwalali wyjść cało z morskiej burzy. Ponad-,, to zaczęli służyć bardziej zróżnicowanym grupom społecznym bio- rącym sobie za patronów osoby bliskie zawodem lub pochodzę-. niem. Powodowało to zmiany: w miejsce uniwersalnych postaci coraz więcej pojawiło się różnorodnych, znanych w zasięgu państ- wa, ziemi, korporacji. Św. Gertruda patronowała kupcom Hanzy od Amsterdamu do Rewia, św. Eligiusz był wenerowany przez złot- ników bodaj wszystkich krajów, a św. Ludwik stał się jednym ze wzorów dla suwerenów Europy rycerskiej. A zatem kształtowały się inne wzory chrześcijaństwa, inne wyobrażenia, odmienne formy przekazywania różnych treści. Mowa była o synkretyzmie chrześcijańskim. Wpływał on z kolei na żywą tradycję lokalną, na kształt zachowań, obrzędy, Staroger- mańskie pozostałości widoczne w stosunkach między królem a moż- nymi, w sakralizacji władzy nie budzą wątpliwości. "Christus Rex" - król pomazaniec - był też zapewne spadkiem po tradycji ple- miennej, podobnie jak instytucje regulujące życie społeczne Rzeszy do początku czasów nowożytnych: Rache, Fehde, Friede (zemsta rodowa, waśń, pokój)38. W słowiańskiej tradycji też przetrwało wiele elementów, wśród których można wymienić wspomnienie chłopskiej kondycji panującej dynastii. Polska ze swym rata- 42 jem-Piastem, Czechy z oraczem-Przemysłem, Karantania z obrzę- dowym strojem chłopskim przy intronizacji księcia - ukazują wspólne elementy tradycji dotyczącej początków władzy państwo- wej u Słowian zachodnich39. Ukazują też - co wbrew kronikom potwierdza praktyka polityczna - mniejszą rolę niż u Germanów czynnika nadnaturalnego przy obejmowaniu i sprawowaniu władzy przez książąt. Mimo zaś wolnej elekcji u obu grup etnicznych i odpowiedzialności władców (nawet za dobre urodzaje, nie mówiąc już o sukcesach wojennych) ponoszonej przed poddanymi, istniały u jednych i drugich bardzo różne obyczaje polityczne, bardzo róż- norodne stosunki społeczne. Czy można zatem, jak chciało wielu historyków, stworzyć zwar- ty, jednolity obraz struktury społeczeństwa średniowiecznego? Dzięki pracom Le Goffa40 upowszechnił się model Adalberona, biskupa z Laon, dzielącego "Dom Boży na trzy części ... jedni się modlą, drudzy walczą, trzeci pracują". Ten schemat nie był pierw- szym pomysłem. Hierarchie tworzył i Hincmar (w IX w.), i Hono- rius Augustodunensis. Ten ostatni - zgodnie z analogią do dzie- więciu chórów anielskich - przeprowadził następujące podziały41: dziewięć stanów (ordines) prawnych, dziewięć stanowisk (officia) w kościele i dziewięć grup kościelnych. W świecie laickim wymie- niał ludzkie kondycje od cesarza zaczynając. W Kościele widział patriarchów, profetów, apostołów, męczenników, wyznawców, mnichów, dziewice, wdowy, małżonków; w kościelnej hierarchii: biskupów, przeorów, diakonów, subdiakonów, akolitów, egzorcys- tów, lektorów, oddźwiernych i laików. Rzecz prosta te ostatnie podziały były jedynie próbą uporządkowania świata według wska- zań uznawanego autorytetu. Ta tendencja dominowała przez na- stępne tysiąc lat wyrażając się w próbach znalezienia uniwersalnego klucza ułatwiającego zrozumienie skomplikowanej rzeczywistości. Z pomocą przyszły tu idee starożytnych widzących w społeczeńst- wie obraz nawy żeglującej po oceanie dziejów, organizmu stworzo- nego na obraz i podobieństwo ciała człowieka lub budowli zbudo- wanej przez boskiego architekta. Przy takim założeniu, zakładają- cym istnienie logicznego i poznawalnego planu Bożego, należało tylko dopasować obserwowane części składowe społeczeństwa do części statku, członków ciała ludzkiego czy fragmentów domu42. Tak budował swe konstrukcje Albert Wielki, widzący w gru- pach społecznych odpowiedniki organów cielesnych, tak jak Jan z Salisbury w swoim dziele Policraticus*3. Cała społeczność - res publica (państwo) - składać się miała zgodnie z porządkiem Bożym z głowy i serca - a więc z króla i senatorów, nóg i rąk - urzęd- ników, sędziów, żołnierzy i chłopów. Elementem łączącym te różne 43 części był kler. O potrzebie logicznej organizacji państwa jako niezbędnej formy więzi międzyludzkich pisał i św. Tomasz (De regno ad regnum Cypri), i Marsy liusz z Padwy (Defensor pacis). Nie wdając się w dokładniejsze opisy dotyczące'konstrukcji społecz- nych, odpowiadających budowie statków (król - ster, duchowieńs- two - żagle, rycerze - kasztel, chłopi - stępka), warto podkreślić, że dla ludzi średniowiecza problem podziałów na grupy działające w ówczesnym świecie był ważny i istotny. Wbrew też życzeniom filozofów społeczny porządek nie dawał się precyzyjnie określić. Uczone konstrukcje nie przystawały do rzeczywistości, a w dodatku ta ostatnia zmieniała się, tworząc nowe jakości. Szczególnie było to widoczne w ostatnim okresie epoki. Prze- mieszczanie mas ludności, nowe warunki życia w miastach lub kolonizowanych krajach prowadziły do niszczenia dotychczaso- wych więzi sąsiedzkich, rodzinnych, instytucjonalnych. Św. To- masz stwierdzał dobrze widoczną i w XIII w. potrzebę budowy więzi międzyludzkich. Jakie miały one być? Niekiedy - jeszcze w czasach karolińskich - stosowano dwa ogólne określenia: genera-H litas (lub universalitas) i przeciwstawiana jej singularitas44. Po- l| wszechność - dostępna wąskim kręgom elity - była opozycyjna-j wobec mnogości różnych zwyczajów plemiennych czy regional- nych. Póki - do końca VIII w.45 - po upadku cesarstwa więzi** ogólnoeuropejskie były słabe (acz przesadzać nie należałoby: są dane świadczące o powiązaniach biegnących w poprzek całego kon- tynentu), poty brak porozumienia nie był szczególnie dotkliwy. Od. IX w. Europa chrześcijańska - już szersza terytorialnie - zaczęła wyrażać swoje myśli w różnych językach, co prowadziło do poważ- nych komplikacji. Wieża Babel stała się popularna w sztuce. Samo imperium karolińskie było podzielone językowo, przy czym to nie był podział jedynie na łacinę i języki germańskie. Papież Grze- gorz V w X w. wyróżniał się jako poliglota znający trzy języki: "usus francisca, vulgari et voce latina instituit populos eloquio triplici" (objaśniał lud po francusku językiem pospolitym - tj. włoskim - i łaciną)46. Uniwersalizm doznawał zagrożenia, tym bardziej że "mieszanie języków" następowało przez całe średniowiecze. Aż do Lutra po- głębiały się różnice w łonie "lingua tedesca" (języka niemieckiego), głównie na górno- i dolnoniemiecki. Jeszcze w czasach św. św. Cyryla i Metodego można było przetłumaczyć Pismo święte na słowiański (czy może wschodniosłowiański). W ciągu następnych wieków różnicowały się coraz wyraźniej te, które były - jak polski i czeski - jeśli nie prawie tożsame, to na pewno bardzo zbliżone. Od XII w. kształtowały się języki iberyjskie47. Cydbyl napisany w języ- 44 ku kastylijskim, a w kilkadziesiąt lat później na drugim końcu półwyspu "cantiguas" były śpiewane po portugalsku. Od XII w. zaczęto też pisać, nie tylko na Wschodzie (tam literatura narodowa rozwijała się od X w.), ale i na Zachodzie. Włosi pisywali w swoim języku już w końcu I tysiąclecia. A w 1174 r. poeta piszący po francusku, Guernez de Pont-Sainte-Maxence, pisał: ,Mój język jest dobry, bo urodziłem się we Francji". "Langue d'oil" stał się europejskim językiem rycerstwa, tak jak prowansalski językiem liryki truwerów. W XIII w. zaczęli pisywać - na razie między sobą - po niemiecku kupcy niemieccy, a jeszcze wcześniej, w XII i XIII w., rozwijała się poezja czeska. Słusznie czyni się nam zarzut, że przez długi okres język polski nie przekształcił się w język literacki, ale już w XIV w. nie można było zapisywać spraw sądowych bez umiejętności stosowania języka ojczystego przy zeznaniach i przysięgach świadków48. Nie tylko u nas. Doszło do tego, że w 1307 r. biskup z Francji nie był w stanie dogadać się z królem Niemiec Albrechtem I49. Obaj zapewne znali (Albrecht przypuszczalnie gorzej) łacinę, ale nawet ona nie mogła ułatwić wzajemnego zrozumienia: obaj rozmówcy najpewniej ina- czej wymawiali słowa. U schyłku X w. powstały zaczątki pisanego języka włoskiego, ukształtowane ostatecznie na przełomie XIII i XIV w. W nim Dante pisał swoją La Comoedia. A zatem w całej niemal Europie pojawił się jeden z głównych fundamentów świadomości narodo- wej: własny język pisany. Czy był on przetłumaczalny na inne języki? W jakimś stopniu tak, ale z precyzją tłumaczenia bywało różnie. Posłużmy się pierwszym z brzegu przykładem dotyczącym pokrewieństwa. Aż do początków XVI w. w Polsce funkcjonowały bardzo dokładne określenia członków rodziny: swak, jątrew, teza, świekra, zełwa, dziewierz - blisko 40 określeń krewnych i powino- watych widzianych w skali przynajmniej sześciu pokoleń (od pra- dziadka do prawnuka)50. Uczona łacina zawierała odpowiedniki tych wszystkich terminów, których używanie jest świadectwem znaczenia rodu jako podstawowej formy więzi społecznej. Ale przybysze z Niemiec przynosili od XIII w. nowy system prawa i gospodarki. Nie był on, także językowo, zainteresowany mnogością oznaczeń. Brat żony, mąż siostry żony, brat męża - wszystkie te powinowactwa zostały skomasowane w jednym niemieckim terminie "szwagier" (schwager), podobnie jak we fran- cuskim "cousin" (kuzyn). Tłumaczenie było w tym przypadku bardzo nieprecyzyjne51. Podobną sytuację obserwujemy w zakresie terminów związa- nych z ziemią. Do dziś nie jesteśmy pewni, czym były tzw. "distri- 45 cti" na terenie XIV-wiecznego Mazowsza i mamy kłopoty z prze- tłumaczeniem tego terminu na język polski (ściślej - ponownym przetłumaczeniem52). Tu przy okazji mała dygresja. Powrotne tłu- maczenia, które bawiły w swoim czasie J. Tuwima, dają niekiedy zabawne wyniki: Góry Kacze (jak Kaczawa) na Śląsku nie zmieniły swej nazwy wraz z przyjściem kolonistów niemieckich, którzy wy- mawiali ją jak "Katze-Gebirge". Termin ten, który funkcjonował przez wieki, zaczął być rozumiany jako "Katzen-Gebirge", Góry Kocie, i w tej wersji figurują dziś w Polsce. Trudności z tłumaczeniem stanowiły wyznacznik przynależno- ści do grona mającego ten sam język, czyli - jak mówiono już we wczesnym średniowieczu - tę samą mowę53. Ludzie jednej mowy tworzyli szerszą więź. Kiedy Rościsław zwracał się do cesarza Bizan-| cjum: "my sloveni" - pisał o grupie, którą cechowała świadomość!} wspólnego języka, grająca wielką rolę w kształtowaniu więzi społe-g cznych. Obok rodowej, terytorialnej, ona też stwarzała podstawy,i| na których budowano społeczeństwa średniowieczne. Wspólnota języka rodziła refleksję historyczną. Słowianie doszukiwali się' wspólnego przodka tworząc swoją historię. Ale znowu te sprawy przy bliższym zbadaniu bardzo się kom- plikują. Narody są w Europie i na starym kontynencie grają pod- stawową rolę w kształtowaniu hierarchii więzi społecznych. Ale co" to jest naród? Dyskusja na ten temat trwa przynajmniej od czasów E. Renana54 i mimo wielu zgodnych konstatacji daleka jest jeszcze od wyczerpania. Problem jest tym trudniejszy, że przynależności do. narodu nie sposób wymierzyć tak, jak przynależność do rasy białej czy żółtej, do typu antropologicznego czy określonej grupy języko- wej. O przynależności do narodu decyduje własne, subiektywne poczucie - rzecz jasna oparte na kilku istotnych, obiektywnie działających podstawach. Wobec ograniczoności źródeł średniowiecznych trudno jest od- powiedzieć na pytanie, kiedy wytworzyła się świadomość wspólno- ty, pojawiło się "Wir-Formulierungen"55 (określenie przez "my"), które może być zakwalifikowane jako świadomość narodowa. Dru- gie pytanie - jakie miejsce zajmowała ona w hierarchii więzi społe- cznych - też pozostaje jeszcze bez definitywnej odpowiedzi. Od- powiedź na pierwsze pytanie wiąże się z kłopotami związanymi ze źródłami, które raczej ukazują narody "od zewnątrz", od strony grup, obserwatorów, w których odczuciu można tak określać różne wspólnoty. W grę bowiem wchodziła nie świadomość (w każdym razie niezmiernie rzadko), ale "gens, mores, lingua, leges"56 (ród, terytorialnie często określany, obyczaje, język i prawa). Stąd poja- wiały się grupy bardzo różnorodne. 46 W Siedmiogrodzie były trzy narody: nobiles, Saxones, Siculi (szlachta, Sasi i Szeklerzy). Czy to znaczy, że ludność romańska nie bvia zauważana, że nie miała odrębnych praw, czy że nie miała świadomości iż jest odrębną zbiorowością? Nobiles - to szlachta węgierska. Czy chłop węgierski, bodaj na służbie u swego pana, nie należał do żadnego narodu? Czy też "natio" w tym wypadku okreś- lało więzi, których my nie nazwalibyśmy narodowymi? Wśród "na- rodów chrześcijańskiego Wschodu"57 wymieniane są m.in. grupy Greków i Melkitów, Czerkiesów i Alanów, Bułgarów i Sklavonen, Włochów i Jakobitów. Jako kraje zamieszkane przez naród już w X w. wymienia się Francję, a obok Turyngię, Bawarię, Alema- nię58- Obok zjawiała się niekiedy Germania i Saksonia. Saxones i Frisones to były narody (naciones) już w VIII w., ale Notker dawał wyraz "wewnętrznej" świadomości ogólnoniemieckiej (narodo- wej): "apud nos autem qui Theutonia sive Teutisca lingua loqui- mur" (u nas, którzy mówimy językiem niemieckim)59. Świadomość narodowa inna była na pograniczu, inna w cent- rum. Niemcy byli przeciwstawiani Włochom, Słowianie Niemcom, Niemcy Francuzom60. Wszędzie tam gdzie spory prowadzone były w różnych językach o ojczysty właśnie język głównie chodziło. Dość prawdopodobna, choć późna wersja stłumienia przez Łokietka bun- tu wójta Alberta mówi, że zemsta polskich rycerzy dotyczyła tych mieszczan krakowskich, którzy nie potrafili poprawnie powiedzieć "soczewica, koło, miele, młyn"61. (Krążyły po II wojnie pogłoski, że wysiedlanie ludności ze Śląska odbywało się na zasadzie znajo- mości odmówienia po polsku "Ojcze nasz"). Ale bywały i inne przypadki. Wiele miejsca poświęcili historycy poczuciu narodowemu Walijczyków w XIII w.62 I tam okazało się, że naród odróżniał się pochodzeniem (często fikcyjnym), językiem, prawem, obyczajami. Ale wyrażane to było po łacinie, a eksponowa- ne głównie przez prawo "quod unaquaeque provincia sub imperio domini regis constituta habet leges suas" (każda prowincja we władzy króla na swoje prawa). No i zawsze opatrzone to było uzasadnieniem historycznym. Król w Irlandii pisał do papieża Jana XXII w 1317 r.63 w ramach skargi na Anglików powołując się na swoje prawa wywodzące się sprzed 3500 lat, kiedy to przyjechali na 30 statkach koloniści z Hiszpanii z trzema synami Maceliusa. Ich potomkowie mieli panować w Irlandii aż do czasów św. Patryka. Było to 136 królów - "sine admixtione sanguinis alieni" (bez domieszki obcej krwi). Przeciwnik króla Irlandii, Edward I, działał podobnie. Zbierał materiały historyczne także do uzasadnienia swej władzy nad Szko- tami. Ci zaś odpowiadali, że u nich "ex antiquorum gęsta nullo 47 alienigena interviente" (od najdawniejszych czasów nie panował! żaden obcy), ani też nad innymi Celtami. Edward powoływał się! przy tym w liście do Bonifacego VIII z 1301 r. na swoje prawal datujące się od króla Artura i streszczał przy okazji historie Okrąg-( łego Stołu, skomponowane przez Geoffreya Monmoutha. t W tym samym czasie dane z rzeczywistej lub urojonej historiii rodzimej służyły do walki z Niemcami w Czechach, w Polsce zaś na; fali silnej reakcji przeciwko skutkom rozbicia dzielnicowego i wobeci rosnącego znaczenia imigrantów rozwinęła się niechęć do obcych? i poczucie przynależności do własnej wspólnoty64. Nie mamy tylel uczonych traktatów co Francuzi, Niemcy czy Włosi, ale posiadamy źródła, które przypominać mogą dzisiejsze ankiety przeprowadzane przez socjologów: zeznania świadków w trzech wielkich procesach politycznych65. Pierwszy był wytoczony przez arcybiskupa Jakuba Świnkę proczeskiemu biskupowi krakowskiemu Janowi Muskacie, drugi przez Władysława Łokietka Krzyżakom w 1320 r., a trzeci przez Kazimierza Wielkiego także zakonowi w 1339 r. Oczywiście dobór świadków nie jest przypadkowy, zeznania niepokojąco podobne do siebie, ale nawet jeśli były one preparowa- ne, to w duchu idei istnienia więzi narodowej, narodu polskiego, zagrożonego w możliwościach swego odrębnego bytu. W procesach występowali mieszkańcy różnych ziem Królestwa Polski: Pomorza Gdańskiego, Kujaw, Łęczyckiego, Sandomierskiego, Krakowskie- go, Mazowsza. Występowali też przedstawiciele różnych grup spo- łecznych. Byli wśród nich członkowie dynastii panującej, rycerze, duchowni, a także plebani wywodzący się ze wsi lub miasteczek, mieszczanie z kręgu elity władzy swego ośrodka. Jeśli w sensie używanym przez Reja wójt miałby być przedstawicielem wsi, to reprezentacja społeczna byłaby dość pełna. I wszyscy świadkowie wiedzieli, że mają zeznawać jako przedstawiciele interesów narodu (natio, gens) polskiego, polskiego państwa symbolizowanego przez dynastię "panów przyrodzonych". Wspólny interes (utiiitas publica), przeciwstawiano prywatne- mu, (utihtas privata), w którym podmiotem działania były górne warstwy społeczne. Występował on już znacznie dawniej, ale chyba od schyłku XII w. zaczęto go nazywać mianem "polskim", mianem narodowym. Im przeszłość zbiorowości była dawniejsza, tym bar- dziej była godna szacunku, tym bardziej świadczyła o ich wysokiej wartości. Wiadomo, że Włosi pochodzili od Rzymian, którzy byli potomkami Trojańczyków. Od tych ostatnich wywodzili swój ród i Francuzi (od Antenora) i Brytowie-Anglicy (od Brutusa). Do równie antycznej przeszłości sięgali Bawarowie, a i Polacy nie byli gorsi. Na karty historii powszechnej wprowadzał mistrz Wincenty 48 swych rodaków każąc im walczyć z Aleksandrem Wielkim, Juliu- szem Cezarem, antykizując przy tym odpowiednio imiona (Krak - Gracchus, Popiel - Pompilius) i nazwy ludów (Yandales)66. Jeśli jednak dziś, mimo rozlicznych podobieństw, więź narodo- wa nie jest identyczna w różnych krajach, to w średniowieczu odmienność ta była znacznie większa. We Francji (według opinii B. Guenee67) państwo poprzedzało naród, w Niemczech i we Wło- szech naród poprzedzał państwo. We Francji świadomość narodo- wa opierała się na stosunkach politycznych, religijnych, historycz- nych, w Niemczech na wspólnocie językowej, we Włoszech częś- ciowo na stosunkach historycznych, częściowo językowych. Były narody, które charakteryzował sposób gospodarowania, np. górals- cy chłopi w Szwajcarii. We Francji głównym składnikiem narodu byli urzędnicy państwa, we Włoszech kupcy, bankierzy, w Polsce rycerstwo. Z biegiem czasu, wchodząc już do bliskiej nam epoki, można dostrzec też narodotwórczą rolę chłopów (Łotwa, Słowacja, Breta- nia). Naród zmieniał swój kształt, liczebność wraz ze zmieniającą się sytuacją. B. Zientara spostrzegał początki narodów w zaraniu śred- niowiecznej Europy68. Jeśli miał rację, to w przytłaczającej liczbie znanych przypadków więź narodowa nie grała istotnej roli w świa- domości społeczeństwa: ród, kraj, państwo, władza, religia - to były chyba czynniki ważniejsze. Naród jako ważne poczucie więzi pojawił się raczej - w naszym rozumieniu - znacznie później: wraz z rozpadem iluzji uniwersalistycznych, rozwojem własnej lite- ratury, zagrożeniami ze strony obcych. Był to XIII - XIV w., przy czym ostatnie stulecie średniowiecza przyniosło już i na zachodzie, i na wschodzie Europy przykłady zbliżone do tych, które znamy z czasów nowożytnych. Ale czy poczucie narodowe objęło wszystkich? Można w to wątpić. Jak zatem określali się ci, którzy tego rodzaju więzi nie odczuwali i jak określali ich inni? Wydaje się, że w grę wchodziło przede wszyst- kim, oprócz rodu (ojca), miejsce pochodzenia, ale generalnie rzecz biorąc trudno dopatrzyć się wspólnej zasady regulującej funk- cjonowanie więzi międzyludzkiej. Próby podporządkowania intui- cyjnych określeń jednej uniwersalnej regule prowadzą do stworze- nia fałszywego obrazu rzeczywistości. Takie terminy jak natio, gens nie określały ani jednakowej wspólnoty ludzkiej, ani nie były uży- wane zawsze w jednakowym kontekście. Natio miała w zasadzie obejmować zakres szerszy, ale w praktyce oba pojęcia używane były wymiennie: gens Sclavorum, natio Sclavorum, czasami z przymiot- nikiem: "subditis nobis Sclavorum nationibus", "gens perfida Sclavi", "rustica gens nominum Sclavorum". 49 Biskup krakowski Mateusz pisząc do św. Bernarda z Clairvaux do Słowian zaliczał tylko ich grupy zachodnie: "Nęć modo in Ruthenia quae est alter orbis, verum etiam in Polonia et Bohemia vel communi appellatione Sclavonia, quae plures provincias con- tinet"69. (A więc w przeciwieństwie do Rusi Słowianami, którzy zamieszkują liczne prowincje, są nazywani Polacy i Czesi). "Polo- nus" - to, jak w Żywocie św. Stanisława, określenie nacji, ale w tymże XIII w. dotyczy ono również tych, którzy byli poddanymi na prawie polskim. Natio niemiecka występowała na soborach na zasadzie języka; nacje uniwersyteckie, w których organizowali się scholarzy, dotyczyły pochodzenia, czasem języka, a czasem kierun- ku geograficznego, skąd przybyli studenci. Do tych terminów nie można przywiązywać zbyt dużej wagi, jak i dla rzeczownika ojczyz- na - patria. Jest on niekiedy używany w sensie ojcowizna (jeszcze w XVII w. pisano: "Ojczyzna zniszczona, ale stryjowizna ocalała"), która zresztą w Polsce zastąpiła funkcjonujący w średniowieczu spadek po dziadzie - dziedzictwo. Aby zrozumieć sens tych określeń, należałoby poznać zespół pojęć, wiedzę, inteligencję ludzi średniowiecza, czy - jak chcą nie- którzy - "mentalność zbiorową". (Przed tym użytecznym okreś- leniem powstrzymuje fragment powieści Marcela Prousta: - "Nie wie pan, książę, że jest nowe słowo do oznaczenia rodzaju umysłu (esprit)... Mówi się - mentalite. To oznacza dokładnie to samo, ale nikt nie wie, co się chce powiedzieć. To jest ostatni krzyk mody"""). Jest to zabieg celowy, niekiedy niezbędny, ale bardzo trudny. Możliwy na pewno przy analizie postaw piszących, niekiedy postaw grup społecznych: krzyżowców, kupców, pielgrzymów, schola- rów71. Istniały też znaczne różnice terytorialne, ale poglądy i cele działania były najpewniej podobne. Generalnie - jak stwierdził F. Graus72 - trzeba badać całe życie ludzkie, uwzględniając wszys- tkie jego aspekty. Nie ma bowiem ani uniwersalnej historii umys- łowości ludzkiej, ani odrębnej dziedziny tej wiedzy abstrahującej od warunków życia i jednostek, i zbiorowości. Należy też pamiętać, że najbardziej w oczy rzucają się ci, którzy swymi postawami wyłamują się z przeważających form obyczajowych. Czy fanatycy apokalipsy, "rewolucjoniści i mistyczni anarchi- ści" u progu drugiego tysiąclecia byli liczni?73 Raczej było ich bardzo niewielu. Czy w umysłach ludzi w czasach gotyku rzeczywi- ście świat nadnaturalny był tak wszechobecny jak w sztuce owego czasu?74 Maszkary z Notre Damę, wizje Hieronima Boscha, bes- tiariusze ilustrujące węże i smoki, drzewa rodzące ptaki, głowy ludzkie na piersiach i głowy na nogach, ludzie bez głów, hybrydy zwierzęco-ludzkie, smoki, demony ... Czy w to wszystko wierzyli 50 zwykli zjadacze chleba, czy było artystyczną wizją strachów i nie- wiedzy nękających ludzi średniowiecza, czy tylko indywidualną koncepcją artysty, który wyrażał swoje niepokoje? Oczywiście, człowiek także w średniowieczu wyrażał swoje my- śli nie tylko pismem, ale i sztuką. Budowa katedry w Reims w X w. miała być generalną wizją świata, ściślej - społeczności chrześ- cijańskiej75, zbudowanej z ociosanych kamieni na planie krzyża. To, co później ujął w regułę sztuki św. Tomasz: jasność, prostota, harmonia, strzelistość - w sensie wznoszenia się do Boga, stanowi- ło już wczesnej regułę przy wielkich budowlach. Niektóre z nich mierzyły siły na zamiary. Katedra w Beauvais zaplanowana była na jedną z największych budowli w Europie, dającą świadectwo moż- liwościom i pragnieniom miejscowych ludzi. Sił i środków starczyło na prezbiterium i transept. Katedry w Mediolanie i Kolonii budo- wane były po paręset lat, inne przebudowywane. Warto dostrzec i programy ideologiczne, i różne możliwości techniczne. Architektura jest odbiciem struktury społecznej, ale też odbiciem mody, ideałów, umiejętności. Jej interpretacja jako struk- tury symbolicznej musi brać pod uwagę wiele innych czynników76. Także różnice w percepcji. Czy witraże w Troyes, Chartres, w Sain- te Chapelle, czy w naszym kościele Mariackim są dla wszystkich jednakowo zrozumiałe? Dla znacznej większości ludzi - tak ów- czesnych, jak i dzisiejszych - podziw budzi gra barw, różnorod- ność mieniących się w słońcu kolorów. Dla lepiej przygotowanych - historie świętych Pańskich, sceny ewangeliczne stanowią ilustra- cję być może służącą w percepcji kazań tak, jak dzisiejsze przeź- rocza. Wreszcie dla najwyższej elity intelektualnej dostępna była szersza symbolika: kolorów, postaci. Czerwień oznaczała miłość, zieleń - nadzieję, kolor niebieski - wiarę, trzy córy Mądrości Bożej. Czerń oznaczała żal, kolor żółty - bogactwa, a kombinacje tych wszystkich można było kontemplować jak traktat filozoficzny. Do dziś nie jest też jasne, jaki był udział mecenasa, fundatora w dziele sztuki, a jaki wykonawcy. Zapewne bywało różnie. Nie bardzo wiadomo, dlaczego w długim pasie Polski północnej do początków XVII w. budowano kościoły nawiązujące do sztuki goty- ckiej. Zacofanie kulturalne? Trudne do przyjęcia w dobie złotego wieku Zygmuntów i działalności takich mecenasów (i fundatorów tych świątyń), jak Andrzej Krzycki czy Stanisław Karnkowski. Tradycje budownictwa kościelnego i konserwatyzm obyczajowy? Potrzeba historyzmu odwołującego się do chwalebnej przeszłości? Nie wiemy, co nam tymi budowlami chciano powiedzieć. Sztuka była jednak bardziej zrozumiałym językiem niż literatura - może na zasadzie popularności komiksów w społeczeństwach dzisiej- 51 szych. Niektóre jej przekazy są dobrze zrozumiałe i dla nas. At- rybuty świętych pozwalają nie tylko na ich rozpoznanie, ale stano- wią element języka wspólnej kultury77. Między Wołgą i Gwadaikwawirem postać trzymająca krzyż w kształcie litery X wyobraża św. Andrzeja. Każdy wie i zapewne każdy wiedział, że klucze dzierży św. Piotr, a miecz św. Paweł. Św. Barbara jest przedstawiona z wieżą, św. Mikołaj w infule i z trzema złotymi kulami (które potajemnie podrzucał na posag dla ubogich dziewic). W Polsce z powstającą z grobu postacią - oczywiście Piotrowinem - prezentowany jest św. Stanisław, z wiosłem - symbolem żeglugi do Prusów - św. Wojciech. Niekiedy były to postacie inne w różnych kręgach lokalnych. Wiosło służyło bowiem i biskupowi Apolinarisowi z I w. i Arkadiuszowi z IV w., a takżel szwedzkiemu Meinardowi. Wąż był atrybutem św. HonoratusaS z Aries, Paternusa i patrona Irlandii Patryka. Nie zawsze wiadomo^ dziś, dlaczego ten czy ów był właśnie tak przedstawiany, ale zapew- ne ustna prezentacja postaci wyjaśniała sprawę i dobrze wdrażała? w pamięć. - Jeśli w środku wizerunku świata ukazane było miasto - rzecz; jasna, że była to Jerozolima, zgodnie ze św. Hieronimem "quae medio terrae est". Grający na trąbie anioł to albo (wcześniej) od- wołanie do wizji Sądu Ostatecznego w Apokalipsie św. Jana, albo' (później) symbol muzyki anielskiej, tak jak bordiury zdobne w wi- norośle były przypomnieniem "ogrodu rajskiego". W sztuce niekiedy odwoływano się do treści bieżących. Oznaki pielgrzymów - muszla, kostur - lepiej niż tekst pisany wyjaśniały, o kogo chodzi78. Znaki rzemiosł: nożyce postrzygacza, młot kowal- ski, szydło szewca, stanowiły też zespół informacji zrozumiałych i użytkowych. Z czasem do języka sztuki zaczęła wkraczać polityka. Prześledzenie wyglądu antychrysta79 ukazuje jego podobieństwo bądź do wyklętego cesarza (np. Fryderyka II), bądź do niegodziwe- go papieża (jak robili to spirytuałowie), bądź do heretyków: Wy- clifa, Husa, w końcu Lutra. Tu symbole służyły dydaktyce i propa- gandzie. Propaganda wyzyskiwała sztukę do różnych celów. Fundator klasztoru czy kościoła przedstawiany był jako ofiarodawca i umieszczany w pobliżu głównego bohatera rzeźby czy obrazu. Niekiedy łączyło się to zapewne z planami politycznymi. Leszek Czarny na swej pieczęci klęczy przed św. Stanisławom80. Jest to prawdopodobnie symbolika nawiązująca postacią patrona Królest- wa Polskiego do idei zjednoczenia kraju. Takie przedstawienia polityczne (hołd czterch prowincji składany Ottonowi III, władca z koroną - z czasem zamkniętą - z jabłkiem i krzyżem, świadec- 52 twami suwerenności, z własnym popiersiem na monetach) stawały się coraz częstsze, aż do schyłku epoki, kiedy to przedstawiano chwałę różnych rodzin panujących: Habsburgów, Walezjuszy czy - jak w Polsce Zygmuntowskiej - Jagiellonów. Specjalny rytuał przyświecał propagandzie korony w Kastylii XV81 w. Wokół życia dworskiego, czy to domu panującego, czy możnowładczego, symboliczne ceremonie stanowiły instrument polityki rodu zmierzającej do stworzenia formy niezbędnej do utrzymania się na odpowiednio wysokim poziomie prestiżu, do zapewnienia posłuchu i autorytetu82. Tak było przy rytualnym pasowaniu na rycerza, podczas uroczystości dworskich zaślubin, chrztów czy pogrzebów, a także obrzędów kościelnych i na tur- niejach, podczas wielkiego spektaklu polowań, a w skali szerszej - podczas wypraw rycerskich np. do Prus czy wyjazdów na mani- festacyjne pielgrzymki. Z czasem, w późnym średniowieczu, a więc od XIII w. na Zachodzie do początku XVI w. na Północy, pojawiły się symbole rodowe, herby, nie wszystkim dostępne, a obudowane całą mitologią mającą na celu uświetnienie nosicieli. Jak w każdej epoce, tak i w średniowieczu powtarzano proste stereotypy, które stanowiły łatwy sposób przekazywania podstawo- wej wiedzy. Niektóre żyją do dziś, i np. zdanie, że "król Władysław Łokietek był mały ciałem, ale wielki duchem", jest teraz jeszcze sumą wiedzy o tym władcy wśród wielu ludzi. Już w stosunkowo wczesnym okresie funkcjonowały skrócone opinie w formie uprosz- czonych i najczęściej pogardliwych charakterystyk dotyczących po- szczególnych zawodów. Wiersz z Amalfi w formie żartobliwego dialogu matki z córką przedstawia kursujące w XI-XIII w. po południowych Włoszech sylwetki kandydatów na męża: prezbitra (!), mnicha (!), chłopa, rycerza, notariusza. Córka wybiera tego ostat- niego, wychwalając jego dobre ułożenie i wiedzę83. Oczywiste jest, że wysoka ocena notariusza dotyczyć mogła tylko kraju najbardziej zaawansowanego w rozwoju. W Polsce podobne opinie nie mogły się zdarzyć. Nikt nie mógł w hierarchii prestiżu przewyższyć ryce- rzy. Niekiedy te stereotypy przybierały postać satyry stanowiącej formę sprzeciwu wobec istniejącego porządku. Mnisi "z grubą szyją" żarłoczni, chciwi plebani, występni rycerze, nieuczciwi kup- cy stanowią postacie znane z różnych malarskich i literackich moty- wów "tańca Śmierci", z lubością malowanych wizji piekła w czasie Sądu Ostatecznego. Była to także forma protestu społecznego, a je- dnocześnie czasem prymitywne, czasem bardziej wyrafinowane wyrażanie swej świadomości stanowej, grupowej, nierzadko naro- dowościowej84. Nawet w środowisku paryskich scholarów, jak opisuje to Jakub z Vitry, funkcjonowały stereotypy, które odnaleźć można w wielu tekstach z całej Europy. Studenci nawzajem szermowali epitetami: "Anglików nazywali pijakami i twierdzili, że mają ogony, o Fran- cuzach mówiono, że są pyszni, rozwiąźli i zniewieściali. O Nie-| mcach mówili, że są wściekli i że w czasie uczt opowiadają sprośne^ ści, Normanów nazywają próżnymi i pyszałkami, Piktów zdrajcami i zmiennymi jak fortuna. Burgundczyków uważali za dzikusów? i głupców, Bretończyków za lekkomyślnych i włóczęgów ... Lom- bardowie to chciwcy, złośliwcy, tchórze. Rzymianie buntownicy, gwałtowni i kąsają ręce. Sycylijczycy tyrani i okrutnicy. Brabant- czyków nazywali krwiożerczymi, podpalaczami i gwałtownikami, Flamandów - że są powierzchowni, rozrzutni, że lubią uczty i mają miękkość masła"8'. Były w tych opiniach elementy ksenofobii, niechęci do obcych, połączone z poczuciem własnej wartości; były też fragmenty zasłyszanych wydarzeń, ogólnej wiedzy o dziejach Europy; można znaleźć też opinie związane z bieżącą polityką, wojnami i konfliktami międzypaństwowymi. Tak jak w całym nur- cie satyry można znaleźć też krytykę istniejących stosunków, acz ta ostatnia była wyrażana głębiej. Na kanwie opowiadań o zwierzętach, w formie pobożnej lub rubasznej baśni ludowej ukazywano świat odrębny od oficjalnego, od wizj_i narzucanej przez władzę duchowną i świecką. Dotyczyło to także satyrycznych wizji pobytu w raju, gdzie - już w pierwszej połowie X w.! - św. Jan Chrzciciel występował jako podczaszy, a św. Piotr jako kucharz. Dotyczyło to najbardziej eksponowanych stanowisk ziemskich. Wiele jest znanych utworów wymierzonych przeciw kurii rzym- skiej przedstawianej jako owczarnia, ale głównie strzygąca swoje owieczki ("Curia Romana non petit ovem sine lana")86. Wiele satyr kierowano przeciwko mnichom, ich opilstwu, obyczajom ("mona- chus diaboli"), przeciw papieżowi (np. Marcinowi IV w XIII w., który jakoby był nie tyle pasterzem, co wilkiem w owczarni), prze- ciwko urzędnikom cesarskim i cesarzowi, przeciwko wszelkiej wła- dzy. Poprzez krzywe zwierciadło protestu przeciwko istniejącemu światu można by dojść do wniosku, że jest on (już wówczas) jedną wielką karczmą. Carmina Burana przedstawiają go "In taberna quando sumus ... bibit miles ... clerus ... ille, illa, servus, albus et niger... pauper... exul... ignotus ... puer... decanus ... soror... frater ... mater ... bibunt centum, bibunt mille" (Pije rycerz, duchowny, on i ona, sługa, biały i czarny, biedny, wygnaniec, nieznany, chłopiec, dziecko ... piją setki, piją tysiące)87. W tym duchu utrzymywane były i pieśni goliardów: "głowę daj papieżowi, 54 i m i złoto kardynałom, głos kantorom, kał roztrząsaczom gnoju, kości rewizorom.., cóż tobie zostaje?" Świat widziany był przez pryzmat niechęci do innych - nie tylko do nacji. Na pewno źle patrzono na przywileje duchownych. Stałym wątkiem literackim był "głupi i grubiański chłop"88, prze- ciwstawiany pięknu i finezji dworu. Na ogół znać możemy te opinie poprzez literaturę klas posiadających. Ale wierszyki, które krążyły po Europie, świadczą, że i "wielki niemowa" - stan chłopski - miał swoje poglądy. "Als Adam grub und Eva spann, wo war denn da der Edelmann?" (Gdy Adam orał i Ewa przędła, gdzie wówczas był szlachcic?). Te dane, jak i liczne satyry zwierzęce, w których lis, lew, osioł, byk, zając, pies symbolizują cechy przypi- sywane stanom, warstwom, narodom, stanowią kolejne informacje o przeszłości średniowiecznej, także ukazującej rzeczywistość nie wprost i ułatwiającej tworzenie mitów zgodnych z potrzebami epo- ki, w której powstawały. Nie sądzę, by i dziś można było oderwać się od błędnych analiz. Spróbujmy jednak zbadać różne zagadnienia w miarę możliwości nie sugerując się pozorami. <> III ^ MITY ŚREDNIOWIECZA IERZADKD TERMIN "ŚREDNIOWIECZE" KOJARZY SIĘ PRZEDE wszystkim z wizją wytworzoną przez literaturę piękną. Niekiedy - jak w legendach o Dzikim Zachodzie - ukazywani są przez Waltera Scotta, Wiktora Hugo, Fryderyka Schillera czy naszego Henryka Sienkiewi- cza pozytywni bohaterowie bez skazy i zmazy. Niekiedy pojawiają; się czarne charaktery lub - zgodnie z programem zwalczania "epo-1 ki ciemności" - postacie ośmieszane. Przecież obłęd Don Kichota to wynik nadmiernego pochłaniania romansów rycerskich, które Rycerz Smętnego Oblicza brał sobie zbytnio do serca. Historio- grafia (a także literatura piękna) też wielokrotnie krytykowała pozo- ^ ry, które jakoby dominowały w życiu średniowiecza. Znany his- toryk średniowiecza Johann Huizinga ukazał w swej słynnej wizji "jesieni średniowieza" wielki kryzys kultury Zachodniej Europy i dekadencję kultury rycerskiej, stanowiącej fikcję nie związaną z rzeczywistością społeczną i obyczajową, a przynoszącą jedynie absurdalne kłopoty wbrew "wszelkim regułom rozsądku"1. Ta opinia nie bierze pod uwagę paru czynników. Dlaczego społeczeńst- wo było tak nierozsądne by ulegać owej fikcji? Czy była ona kiedy- kolwiek realizowana (sugeruje to twierdzenie o jej upadku)? Wresz- cie co w rzeczywistości kryło się pod hasłami i normami głoszonymi przez literaturę piękną średniowiecza? Najłatwiej jest odpowiedzieć na drugie pytanie. To, co wiemy o przebiegu wypraw krzyżowych, łącznie z czwartą, skierowaną nie na Ziemię Świętą, lecz na bogaty Konstantynopol, lub z "krucjatą słowiańską", starającą się zdobyć i złupić chrześcijański Szczecin, ukazuje, że o "dekadencji" kultury rycerskiej można mówić od samego początku jej powstania w XI w. Już wówczas oceny patarii mediolańskiej, a potem krytyki "heretyków" z Joachimem z Fiore, Wycliffem i Husem ostro potępiały sposób życia rycerzy i niezgod- ność tego życia z głoszonymi normami. W pierwszej połowie XII w. )eden z największych autorytetów moralnych epoki. Bernard z Clairvaux, stal się twórcą chrześcijań- 60 skiego kodeksu postępowania rycerzy, żyjących przeważnie z prze- lewu krwi i zdobywania łupów. Jego traktat De laude nova militia miai przekazać społeczeństwu idealny wzór bojownika o wiarę i stworzenie takiej instytucji, która by pozwoliła tę wojowniczą grupę zorganizować zgodnie z postulatami Kościoła2. Nie należy sądzić, by kiedykolwiek ten zamiar udał się w pełni, z czego dobrze sobie zdawano sprawę. W wiekach XIV i XV, kiedy zaczyna dawać świadectwo swej obecności dotychczasowy "wielki niemowa" - chłop, pojawia się ostra krytyka oderwanej od haseł rzeczywisto- ści świata rycerskiego. "Trud moich rąk - narzeka chłop w dziele Alaina Chartiera Le Quadrilogue invectifs z XV w. - żywi rozwiąz- łych i próżniaczych, a oni prześladują mnie głodem i mieczem"3. Trudniejsza jest odpowiedź na pytanie o przyczyny ulegania fikcji życia rycerskiego w różnych wypadkach szczególnych. Czy jednak dotyczą one tylko schyłku średniowiecza? Niezależnie od zmian zachodzących w pojęciu honoru czy innych cechach rycerza4 ideały sformułowane w owej epoce grają wielką rolę w kulturze europejskiej aż do czasów nam współczesnych. Jednym z fundamen- tów kodeksu etycznego przyjmowanego w skali całego globu są i obecnie normy przypisywane etyce rycerskiej ("na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy", "ująć się honorem" itp.). Zwracają na to uwagę socjolog Maria Ossowska i pisarz Bertrand Russel. Ten ostatni pisze: "Gdy zwolni się koncepcję honoru od artystycznej buty i od skłonności do gwałtu, zostanie w niej coś, co pomaga człowiekowi zachować osobistą prawość i szerzyć wzajemne zaufa- nie w stosunkach społecznych. Nie chciałbym, aby ten legat wieku rycerstwa został dla świata całkowicie zaprzepaszczony"5. Zdanie to nie sugeruje, że legat ów jest realizowany. Stanowi postulat, który nie świadczy o dekadencji kultury. Nie nawołuje też do doprowa- dzenia norm średniowiecza do granic absurdu, jak czynił to wydany w 1919 r. polski kodeks honorowy Władysława Boziewicza, słusznie ośmieszany w wieku postulowanej równości prawnej ludzi. Najważniejsze jest trzecie pytanie dotyczące treści kryjących się w przekazach literackich średniowiecza. Noszą one wszelkie zna- miona mitów. Czym jest mit? Nie sposób tu przedstawić wszystkich jego definicji6. Dla historyka ważna jest nie tylko struktura mitu, ale także, może nawet przede wszystkim, jego funkcje społeczne. Mity tkwiące w świadomości zbiorowej stanowią ważny materał źród- łowy, na którego podstawie możemy lepiej poznać potrzeby ludz- kich zbiorowości. Potrzeby te dotyczą różnych dziedzin życia. Ich wyrażanie określa pragnienia, tęsknoty, programy działania. Na ogół funkcjonowanie mitu wiąże się z brakami, niedostatkami, psy- chicznymi kompleksami grup społecznych. Stąd płynie istotny 61 wniosek, potwierdzany przez badania historii różnych mitów7. Nie są one wieczne. M. Eliade sądzi, że "mit to prawdziwa historia, która zdarzyła się na początku i która służy potrzebom ludzkości"8. Nie zawsze można się zgadzać z wybitnym antropologiem kul- tury. Można wątpić, czy istnieją mity ponadczasowe, nie związane z określoną epoką i z historyczną grupą społeczną, oparte na stałych archetypach myślenia. Ich funkcjonowanie zgodnie z zasadą, że stanowią odbicie potrzeb współczesnych, jest ograniczone history- cznie. Są żywym znakiem dla paru, kilku, może kilkunastu pokoleń. Ale na pewno stanowią łącznik między generacjami, ułatwiający identyfikację grupy społecznej, plemiennej, etnicznej. Z tego też płynie oczywista, kolejna konstatacja - mity są przyjmowane względnie powszechnie. Oparte na tradycji, stają się wiedzą potocz- ną, przekraczającą kręgi uczonych badaczy, wiedzą należącą do powszechnego wykształcenia członków grupy. Ta wiedza nie po- dlega weryfikacji i - tu wchodzi bardzo istotna cecha mitu - opar- ta jest na wierze9. Nie znaczy to, by dogmaty tej wiary nie były podważane przez sceptyków, tych nigdy nie brak. Na ogół jednaka! negowanie mitu nie ma szans powodzenia. Nie chodzi bowiem li o szczegóły dotyczące przeszłości, lecz o odniesienie do idei wiążą-l cej ludzi. Podważanie mitu nie dotyczy zatem w rzeczywistości*! rewizjonizmu historycznego, lepszych, zgodniejszych z wymogami badań ocen, pełniejszego opisu przeszłości, lecz negowania aktuał-" nego stanu rzeczy, przede wszystkim w sferze psychicznych stanów zbiorowości. Mity pełnią jeszcze inną istotną funkcję. Wyzyskują one stałe wątki, stereotypy, które powtarzane niekiedy przez pokolenia, wy- twarzają u czytelników lub słuchaczy przekonanie, że są ważne i pra- wdziwe. Kształtują obraz świata czy też jego fragmentu, program jego poznawania i program życia w nim. Przepojone różnorodnymi emocjami nabierają ładunku uznawanych wartości10. Stanowią za- tem teorię, która i opisuje świat, i tworzy narzędzia działania. Jak dalece użytkowane później - to inna sprawa, ale "podobnie jak inne teorie naukowe starają się wskazać na przebieg jakichś zdarzeń, ewentualnie także na ich przyczyny, zawierają również jakąś wiedzę o świecie, często bardziej ogólną niż relacja faktograficzna"11. Te uogólniające teorie przyjmowane na wiarę, których treści towarzyszyły licznym generacjom, zawsze były podatne na mito- logizację. Jerzy Topolski stwierdza nawet, że "ostrej granicy mię- dzy mitem a teorią z punktu widzenia struktury wiedzy przep- rowadzić nie można. Cała wiedza ludzka zawiera się w przedziale między idealnym mitem a idealną teorią"12. Czy można uzyskać nieco tej wiedzy analizując mity funkcjonujące w średniowieczu? 62 Można się tu zastanowić, jakie treści kształtowały wizje świata różnych grup społecznych: mnichów i zakonników, żebrzących, uczonych, kupców - wreszcie rycerzy13. Ta ostatnia zbiorowość stanowi chyba najwdzięczniejsze pole badań. Powstała późno, można mówić o niej dopiero w XI w. Opierając się na własności ziemskiej i posiadanych przywilejach rycerze zaczęli tworzyć nową uprzywile- jowaną zbiorowość. Te przywileje związane były z obowiązkiem walki zbrojnej. Pozwalały one na zajęcie wysokiego miejsca w hierar- chii społecznej. Struktura społeczna Europy wytworzyła zapotrzebo- wanie na rozwój ideologii, która by dawała teoretyczne podstawy uzasadniające "lepszość" rycerzy. Dołączyła się do tego tendencja Kościoła, by to rycerstwo ująć w ramy ideologii chrześcijańskiej14. Etos rycerski powstał także na skutek dążeń do uzyskania odręb- nej, własnej karty tożsamości przez rycerzy Europy Zachodniej. Rycerzy bardzo niejednolitych społecznie, wśród których byli ksią- żęta, więksi i mniejsi właściciele ziemscy, drobni wolni posiadacze, a także ubodzy włodycy w służbie większych seniorów. Współcze- śni widzieli wśród nich przynajmniej trzy grupy, jak ujmuje to podręcznik savoir vivre'u z XII w.15: wyższa szlachta, średnia i zwykła. Inaczej przy zalotach miłosnych miał brzmieć dialog między mężczyzną a kobietą w zależności od pozycji społecznej. Nierówność była niewątpliwie cechą średniowiecza (i nie tylko). Przypomnijmy, że statuty Kazimierza Wielkiego, rzekomo koń- czące proces zamykania się stanów, dla samego tylko rycerstwa przewidywały różne grupy prawne: rycerzy, włodyków, sołtysów16. Obowiązujący model życia został stworzony przez grupę najwyższą, która uformowała wyróżniający ją wzorzec. Etos rycerski charakteryzuje górną warstwę społeczeństwa, mniejszość, która bądź stara się zapobiec nadmiernemu przenikaniu osób (grup) nieposiadających majątku poprzez stawianie wygórowa- nych wymagań, trudnych do spełnienia, bądź usprawiedliwia nimi posiadane przywileje wobec wrogości klas niższych17. Mówiąc o ry- cerstwie trzeba też uwzględnić kolejne czynniki, jak tworzenie na własny użytek ideologii wyjaśniającej zajmowane miejsce w świecie i obronnej postawy wobec duchowieństwa. Rozważania dotyczące chrześcijańskiego charakteru przepisów kodeksu rycerskiego i norm nie mieszczących się w tej etyce pozwalają na wysunięcie tezy, iż model życia "walczących" odbiegał od modelu "modlących się"18. Wrażliwość na obelgi, przestrzeganie swego wysokiego miejsca w hierarchii prestiżu, niewiązanie się z osobami niższej kondycji i w ogóle dbałość o utrzymanie granic przywilejów, dopuszczanie samobójstwa, nie mówiąc już o życiu erotycznym - i te, i wiele innych cech nie miało związku z ideałem rycerza chrześcijańskiego. 63 Podobnie tworzywo budowy mitu rycerskiego było nieco inne, | korzystało bowiem z własnych symboli i legendy. Była już mowa | o koronie zamkniętej, o mieczu; dodajmy jeszcze uzbrojenie, służbę, | czynności niedostępne zwykłym zjadaczom chleba. Legendy, opo- | wieści wymyślone, stanowiły tworzywo rycerskiego mitu19. His- toria Lecha, praojca Polaków, najstarszego (wbrew zastrzeżeniom i sąsiadów) z braci Prasłowian, stanowi mit narodowy, który niezale- i żnie od znikomej wartości historycznej przynosi istotne informacje | o poczuciu wspólnoty, godności, dawności narodu polskiego. Popu-1 larne, powszechnie znane legendy, wszystkim dostępne, stały się s głównym źródłem wiedzy historycznej. Są w niej - jak chce J. | Tazbir - i dawki informacji o przeszłości, i wiedza pochodząca! z różnych wierzeń20. Autor ten widzi niejako trzy rzeczywistości l przekazywane przez legendy: tę prawdziwą, tę, która wynika z le-1 gend, i tę, w którą wierzą masy. Nas interesować tu będą nieś wszystkie masy, lecz grupa wyższego rycerstwa, i to w skali nie-j regionalnej (tu mitów byłoby wiele), lecz tylko zachodu Europy, a Jednym z najbardziej poczytnych (słuchanych) seriali z cyklu '' romansów rycerskich średniowiecza, niejako zbiorem podstawo- t wych motywów ideologicznych i literackich, była historia o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu21. Około 1135 r. arcydiakon} w Liandaff, Geoffrey z Monmouth, z pochodzenia Walijczyk, w swej Historia Regnum Britaniae przedstawił legendarne początki Anglii. Szukać ich należy jeszcze pod Troją, z której - jak wiadomo - wyszedł Eneasz. Jego syn Askaniusz, który panował nad I talami, miał wnuka Brutusa. Ten po wielu wędrówkach dotarł do wielkiej wyspy, wybił zamieszkujących ją olbrzymów i założył ród Brytów. Jego potomkowie długo władali Brytanią. Wśród nich występowali Bladad, nie tylko król, ale i mag, Sabrina (znana z utworów Mil- tona), król Lear (spopularyzowany przez Szekspira), bracia Ferrex i Porrex, Belinus, Brennues, który podbił Rzym, i inni. Za Riwal- lona przez trzy dni padał krwawy deszcz, za Morwida potwór morski pożarł tysiące ludzi i na końcu samego króla. Następnie Brytanię najechał Cezar, później Klaudiusz - i tu historia Brytów włączyła się do dziejów Rzymu aż po Maximinianusa. Dynastia Brutusa istniała jednak nadal, książęta z tego rodu po wyjściu legionów dalej panowali, a nawet jeden z nich, Conan Meriadoc, podbił Armorykę. Na Brytanię najechali jednak Sasi Hengisty. W tym czasie przy- szedł na świat, dzięki pomocy wielkiego czarownika Merlina (Myrddin, Ambrosius), Artur. Mając 15 lat i korzystając z pomocy sił nadprzyrodzonych Artur zdobył tron, walczył z Sasami, odniósł siedem zwycięstw, ostatnie na pagus Baldonis, a następnie podbił 64 Irlandię, Islandię, Gotlandię i Orkady. Podporządkował sobie Nor- wegię i Danię (Dację), zajął na jakiś czas Galię, najechał Rzym (legiony rzymskie pobił pod Paryżem) i w trakcie tej wyprawy dowiedział się, że Modred, jego siostrzeniec i syn króla Szkocji, uwiódł Ginewrę (Ganhumarę), małżonkę Artura, i opanował tron. Król Brytów wrócił więc do domu i walczył z Modredem stojącym na czele armii Sasów i Szkotów, Piktów i Irlandczyków. W krwawej bitwie Modred został pokonany i w trakcie ucieczki zabity, a ranny Artur cudownym sposobem został przeniesiony na wyspę Avallon i tam czekał na sposobną chwilę powrotu - jak Barbarossa czy polscy rycerze giewontowi. Potomkowie Artura podbijali nadal Europę i najechali Gornemunda, władcę Afryki. W czasie panowa- nia Artur na swoim dworze przyjmował władców całego świata; podczas Zielonych Świąt zwoływał na naradę wasali, których przy- najmniej w części poznać możemy z imion i cech charakteru. Trzeba przyznać, że mało który motyw literacki zrobił tak wiel- ką karierę. Wątki Geoffreya podjęli Chretien de Troyes, Marie de France rozbudowując swoje romanse wokół postaci Lancelota, Par- civala, lweina; Wolfram von Eschenbach pisał o Parcivalu, Hart- mann von Aue o lweine i Erecu, Geoffrey Gaimar Wace o Brutusie, Draco Normanicus, Layamon o Lancelocie, Peari Poeta o Gavainie, Gotfryd ze Strasburga stworzył luźniej związany z cyklem arturiań- skich tekst o Tristanie i Izoldzie. Już w XIII w. istniał cały świat króla Artura. W jego stołecznym zamku Camelot zbierali się wokół Okrągłego Stołu (symbol równości uczestników) rycerze w liczbie dwunastu. Wśród nich Lancelot, jego syn Gałahad, Gawain - wzór dworskich manier (syn Uriena jako Eventus), Parcival, lwein, Erec (Geraint), Beduir i Kai - dwóch olbrzymów, Mabon Świetlisty, Lohengrin, Cador i Hiderus, syn Nu. Jeśli chodzi o ścisłość, to w każdej relacji i imiona, i funkcje rycerzy były nieco różne, a nawet płeć, bo postać Vivian była niekiedy rusałką, a czasem bożkiem. Kai, Lohengrin i Beduir mieli cechy mało ludzkie. Lancelot urodzony był w jeziorze i wychowany przez Vivien; Parcival opętany został ideą wędrówki, tajemniczy Lohengrin, syn Parcivala, podróżował na łabędziu. Tego rycerza nie wolno było pytać, kim jest: zapytany o to przez małżonkę, uleciał na łabędziu na górę Montsalvat. Wielu z rycerzy poświęciło swe życie na szukaniu św. Graala, czary, do której spłynęła krew Chrystusa na Golgocie. Na zamku Camelot znajdowali się też: żona Artura, piękna i niewierna Ginew- ra, a także oddany sługa Bediviere; pies Cabal, demoniczny kot Paluc. Odwiedzał zamek czarodziej Merlin, a wśród niezbędnych atrybutów tej historii był też miecz Artura - Excalibur. Różne 65 przeżywali przygody uczestnicy biesiad na zamku Camelot. Byli to ludzie silni - Kai i Beduir wyrywali drzewa. Oddani byli posłan- nictwu walki prowadzonej w słusznej sprawie i aby znaleźć do niej okazję, opuszczali nawet świeżo poślubione żony, jak uczynił to lwein, "rycerz lwi". Inna sprawa, że żonę zdobył po zabiciu w poje- dynku poprzedniego męża, który okazał się w walce słabszy. Dama zamieniła więc gorsze na lepsze i ku ogólnemu zadowoleniu zapasy jadła zgromadzone na stypę przydały się na uczcie weselnej. A może zresztą pierwszy małżonek nie był dobry? lwein bowiem specjalizo- wał się w obronie uciśnionych dziewic, uwalniając w trakcie swoich przygód aż 300 panien, zmuszanych do ciężkiej pracy przy tkaniu złotogłowia przez okrutnego tyrana. Rycerze przestrzegali zasady, by przeciwnik miał równorzędne z nimi szansę. Lancelot nie zabijał rycerza, który spadł z konia, nie wyzyskiwał też okazji, gdy przeciwnik był bez broni, nie podnosił ręki na starców. Rycerze kochali damy swego serca niezależnie od ich sytuacji rodzinnej. Ściślej mówiąc - nawet częściej mężatki niż panny. Ginewra był kochanką Lancelota, później Medreda. Dla zdobycia kobiety Lancelot zdecydował się nawet narazić swą dobrą sławę. Ale rzecz były akceptowana przez środowisko. Oskarżona o romans Ginewra przysięga, że nikt z rycerzy śpiących w sąsied- nich komnatach nie wszedł do jej łoża; Lancelot w tym momencie nie znajdował się obok. Happy end romansu jest niekiedy zaskakujący. Rycerz odwiedza ukochaną w postaci sokoła. Ta, mimo że była (a może właśnie dlatego) żoną starego męża, zgadza się na cudzołóstwo pod warun- kiem, że amant-sokół przez przyjęcie komunii św. udowodni, iż jest dobrym chrześcijaninem. Szczęśliwym trafem kapelan zamkowy mógł udzielić zalotnikowi sakramentu i romans został spełniony. Najsłynniejsza kochanka średniowiecza - Izolda - poddała się zwycięsko próbie sądu Bożego, przysięgając, że nikt nie trzymał jej w ramionach poza królem-mężem i żebrakiem, który przeniósł ją przez bagno. Tym żebrakiem był przebrany Tristan. Nieprawy syn, dowiadując się - w innym przypadku - kto jest jego ojcem rzeczy- wistym, obiecuje mu zgładzenie małżonka matki i szczęśliwe połą- czenie kochanków. Rycerze byli ludźmi niezależnymi. Bać się musieli jedynie gnie- wu Bożego; śmiało wypowiadali własne zdanie, czasem nawet kry- tykując samego władcę. Siedzieli wraz z nim przecież przy Okrąg- łym Stole - symbolu równości. Byli ludźmi dotrzymującymi słowa zawsze, niezależnie od okoliczności i warunków. Gotowi do udzie- lania rady i pomocy (consilium et auxilium), występowali otwarcie, ponosząc za swe czyny pełną odpowiedzialność. Rycerz musiał wy- 66 sławiąc się pięknie, wykonywać szereg gestów, które miały świad- czyć o jego dworskim wychowaniu. Musiał na przykład pięknie śpiewać. W jednej z pieśni powstałej w Nadrenii, a przeniesionej i na grunt polski, rycerz Walter zdobywa księżniczkę Helgundę (która go nie widziała na oczy), śpiewając nocą pieśni pod oknami jej zamku. Ta konwencja rycerska częściowo daje się wyjaśnić w sposób prosty: grupa "walczących" w czasach więzi kształtowanych na linii senior-wasal, w dobie "zwyczajów feudalnych" do kodeksu po- stępowania włączyła wszystkie postulowane cechy lennika. Musiał wspaniale walczyć, być wiernym swemu seniorowi, ale też chronić w ramach samoobrony przedstawicieli swego stanu. Stąd postulat niedobrania powalonych, za których okup stanowił przynajmniej część korzyści z wyprawy zbrojnej. Sława rycerska była reklamą zawodu. Służba damie serca wiązała się - być może - z ochroną stanu społecznego, ale równocześnie była zapewne literackim wyra- zem uczuć dostępnych wojownikowi. Ich romanse, niezwykłe przy- gody, obrona słabych, umiłowanie muzyki, wyprawy po św. Graala - wszystko to wywodziło się z różnych potrzeb, nie tylko związa- nych z kondycją społeczną. Wydaje się, że obok inwencji twórczej pisarzy treści dzieła Geoffreya i w mniejszym stopniu jego kontynuatorów wywodziły się z bardzo różnych źródeł. Obszerna literatura przedmiotu do- szukuje się, zapewne nie bez racji, jądra historycznego. W pierwszej połowie VI w. trwały długie, zacięte walki między germańskimi plemionami Sasów, Anglów i Jutów a mieszkańcami Brytanii, zro- manizowanymi w części Celtami. Z kronik - głównie współczes- nego opisywanym wypadkom Gildasa i późniejszego Nenniusa (rę- kopis z roku około 796), z luźnych wzmianek Bedy z VIII w. i monumentalnej Anglo-Saxon Chronicie - wyłaniają się bardzo zamglone kontury wydarzeń. Walki z Sasami były toczone ze zmiennym szczęściem, Germanów pobito pod Mount Badon (Gil- das); w 200 lat później wiąże się to zwycięstwo Brytów z Arturem (Nennius), którego zresztą nie nazywa się królem, lecz tytułem »dux bellorum". Czcigodny Będą pisze o kimś "dux belli" - może to ta sama osoba. Nennius też przekazuje wiele imion, m.in. his- torycznie potwierdzonych: Octha, a także syna Artura, Anira. W kronice anglo-saskie j występuje Medraud (siostrzeniec Artura?). Gildas prawi morały niejakiemu Niedźwiedziowi (Ursus, celtycka nazwa artos). Istnieją próby wyjaśnienia imienia Artura poprzez niezrozumienie łacińskiego określenia "ciężkozbrojny": cataphrac- tarius - arctarius - artorius - Artus22. Nie wiemy, czy Nennius w VIII w. miał jakieś dodatkowe wiadomości, nie wiemy, skąd 67 wzięły się informacje w Annales Cambriae (XI w.) o bitwie pod Badon, w której zwyciężył Artur, i o bratobójczej bitwie pod Cam- lan, w której zginęli i on, i Modred. Były to zapewne dość dowolne konstrukcje kronikarzy, które z biegiem wieków pozwalały na ukształtowanie takiej postaci Ar- tura, jaką znamy z XII stulecia. Wsparte były dość bałamutnymi informacjami o wydarzeniach zachodzących w burzliwym okresie inwazji Germanów. Jest też spora grupa uczonych, którzy sądzą, że przynajmniej część imion bohaterów, atrybutów i cech postaci występujących w coraz bardziej rozbudowywanych opowieściach pochodzi z panteonu celtyckiego. Czy dwunastu rycerzy Okrągłego Stołu nie jest personifikacją kalendarza Brytów, opartego na 12-miesięcznym cyklu słonecz- nym? A może są to imiona lub postacie nawiązujące do starych} bogów, na pewno z okresu przedchrześcijańskiego? Artur - celty-( cki Jowisz - przyszedł na świat w sposób nadprzyrodzony, z pomo-H ca czarownika Merlina (Merddina). To też jest postać godna uwagi.;! Mieszkał jakoby w puszczy (środowisku nieznanym, tajemniczymi groźnym), gdzie ukształtował swoje obyczaje poprzez stały kontakt| z demonami. Będąc dzieckiem pokonał (może jak Herakles) złego$ króla Wartigerna, który chciał go pojmać i wykorzystać jego wiedzę^ tajemną. Uwiodła go piękna Vivien, ale Merlin, poznawszy mar-? ność życia dworskiego, wolał powrócić do lasu i żył jak pustelnik-, (może jak św. Nil czy św. Romuald?;. Umiał jak nikt posługiwać się siłami przyrody: leczył, chronił od śmierci. Posiadał dar przewidy-1 wania przyszłości i umiejętność cudownego przenoszenia się z miej- sca na miejsce. Jeśli był to pierwotnie gigant celtycki, bóstwo lasu, to z czasem nabrał cech chrześcijańskich i poznajemy go już przy- najmniej w podwójnej roli. Rusałka Vivian związana była też - ale tym razem bardziej macierzyńsko - z Lancelotem, którego uratowała wydobywając jako dziecko z w^dy. Czy był to celtycki Wodnik, odpowiednik Posejdona i izraelskiego Mojżesza? Czy Parcival był Hermesem na tym Olimpie, bożkiem podróżny, tajemnic, wiedzy, poszukiwa- czem prawdy? Beduir i Kai mogliby być bogami gór, może grzmotu- i piorunu, wichrów. Pamięć o możliwościach tych postaci, legendy z nimi związane nałożyły się na bohaterów już chrześcijańskich. Nie ulega bowiem wątpliwości, że legendy o królu Arturze stanowiły też efekt wpływów Kościoła, że część swej fabuły brały ze znajomości (w Brytanii od IX w.) Wulgaty. Celem działania wielu rycerzy Arturowych było zdobycie św. Graala. Wartość, dla której można było poświęcić całe życie, stano- wiąca pretekst do ukazania przygód, podróży, bohaterstwa, wier- 68 ności rycerskiej, miłości, wzięta jest z chrześcijaństwa. Czara, do której spływała krew Chrystusa, miał być tą samą, której używał Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy. Nie był to pomysł dawny i dopiero w XII w. Robert de Baron spopularyzował tę wizję. Chrześcijaństwo dostarczyło tu symbolu wartości cenionych przede wszystkim. Zapewne umożliwiło też wzbogacenie sylwetki Mer- lina, ułatwiło akceptację cech ważnych przy pozytywnej oce- nie rycerza: obrony słabych i uciśnionych. Na pewno nie z chrześ- cijańskiej inspiracji jednak pochodzą postacie rycerzy i kot-de- mon. Może rzeczywiście były to pozostałości miejscowego folkloru, ludowej tradycji sięgającej starych celtyckich obyczajów i obrzę- dów. Wyraźnie występuje w tych legendach wkład antyku, który bądź utrzymywał się w zromanizowanym społczeństwie Brytanii, bądź przedostawał się wraz z wiedzą uczoną przynajmniej od VIII w. Były to głównie informacje mające na celu wprowadzenie Brytyj- czyków do uznawanego ciągu dziejów powszechnych (pochodzenie od Trojańczyków, w ostateczności od Rzymian). Ale może jest ich więcej. Czy Mabon Świetlisty to nie Apollo Mapanos? Czy krwawy deszcz padający przez trzy dni nie jest jakimś odległym wspomnie- niem katastrofy Pompei, a potwór morski pożerający ludzi nie pochodzi z Odysei? Mamy zatem jak gdyby trzy źródła mitu arturiańskiego: inspira- cję celtycką, inspirację romańską antyczną i chrześcijańską, wresz- cie wydarzenia historyczne. Wydaje się jednak, że w grę wchodziła przede wszystkim czwarta inspiracja: czynniki sprawcze związane ze współczesnością tworzenia przekazu. W czasach Nenniusa i Bedy toczyły się wyniszczające walki wszystkich przeciwko wszystkim. Państewka germańskie walczyły o hegemonię na wyspie. Nortumb- ria, sięgająca od Edynburga po rzekę Humber, w tym właśnie czasie rozgramiana była przez Mercję, która uzyskała supremację aż do pierwszej polowy IX w. i klęski pod Ellaunde, poniesionej w walce z Wessexem. Dopiero w drugiej połowie VII w. król Wulfher przyjął chrześcijaństwo, ale był to model przyniesiony z Rzymu i przyjmowany niechętnie przez Kościół iro-szkocki. Zagrożenie polityczne i zagrożenie kulturalne (przy czym wszystkie plemiona germańskie były raczej wrogo nastawione do obyczaju celtyckiego) doprowadziły do reakcji obronnej związanej z poszukiwaniem ma- teriału historycznego "dla pokrzepienia serc". Szczególnie było to potrzebne tym grupom, które uległy wyparciu z Anglii środkowej. Niektóre z nich przeszły do Bretanii, inne skolonizowały Irlandię, pozostałe bądź skupiły się wokół władców panujących nad obszara- mi nie podbitymi (Walia, Kornwalia, Strathciyde), bądź poszuki- 69 wały ideologicznej podbudowy umożliwiającej kompensację psy- { chologiczną. t Tu należy szukać, wraz z kształtowaniem świadomości etnicz- nej, kulturowej (narodowej?) genezy tworzenia mitów historycz- ; nych czy też może wyzyskiwania historii do uzasadniania własnej | wartości, znaczenia i dorobku przodków, prawa do zajmowanej ziemi. Namaszczony na króla Offa II (757-796), twórca najwięk- szej potęgi Mercji, zbudował wielki wał na granicy Walii. Była to i linia dzieląca odmienne języki, sprzeczne tradycje, różne ludy i - mimo wszystko - granica między słabszym a starszym part- nerem celtyckim i młodszym, lecz bardziej ekspansywnym - ger- ; mańskim. ; To tłumaczyć może powołanie do życia postaci bohatera celtyc- i kiego Artura. W XII w. nabrał on jednak innych cech. Nadal był herosem miejscowych potomków Brytów - wyszedł spod pióra Walijczyka - ale bardziej utożsamiany był z całą Anglią. Anglia po bitwie pod Hastings stała się nową jakością: oparta o oba brzegi Kanału La Manche, francuska z języka, z normańską elitą rządzącą, anglosaską z pochodzenia większością mieszkańców. I tradycje kul- tury monastycznej na Wyspie, i aspiracje przedstawicieli społecz- nych grup wyższych powodowały, że w czasach szybkiego rozwoju demograficznego i gospodarczego potrzebne były teorie uzasadniają- ce znaczenie monarchii. Część jej posiadłości była lennem Kapetyn- gów. W 1135 r. zmarł Henryk I - najmłodszy syn Wilhelma Zdoby- wcy - i w Anglii rozpoczęły się walki wewnętrzne, rozkwitała anarchia i wzrastała samowola baronów. Jednocześnie w sąsiedniej Francji Ludwik VI konsolidował domenę królewską, wzmacniał au- ; torytet korony w sojuszu z Kościołem, zwalczał z powodzeniem feudalną anarchię. W 1154 r. syn Gotfryda Plantageneta i wnuk Henryka I, Henryk II, opanował tron Anglii, a jego wcześniejsze małżeństwo z Eleonorą Akwitańską (rozwiedzioną z Ludwikiem VII francuskim) stworzyło władztwo sięgające od Pirenejów po Szkocję i od Normandii i Owemii po Gaskonię i Bretanię. Znaczna część tych terytoriów była - formalnie rzecz biorąc ; - lennem króla Francji. Ten stan rzeczy wymagał interwencji historii i dzieje króla Artura wraz z rycerzami Okrągłego Stołu stanowią w znacznym stopniu legitymację dworu Plantagenetów. Podboje czynione w Norwegii, Islandii, Irlandii, zwycięskie najaz- dy na Galię (Francję), nawet założenie Paryża, pretensje do cesarst- wa rzymskiego stanowiły jeśli nie program polityczny, to odbicie nastrojów rycerstwa angielskiego (dalej mówiącego po francusku) powstałych w wyniku realnej sytuacji. Aktualne potrzeby politycz- ne, tworzenie ideologii wyjaśniającej rolę Anglii, jej króla i jej rycer- 70 stwa, stanowiły pilną potrzebę polowy XII w. Zresztą później także. Henrykowi II było bardzo na rękę odwoływanie się do tradycji Artura w działalności zmierzającej do konsolidacji królestwa. Dla jego następców (Ryszard Lwie Serce) przygody Lancelota czy Par- civala stanowiły wzór do naśladowania. Jeszcze w 1272 r. Edward I po podboju Walii zażądał dla siebie korony Artura, występując jako spadkobierca tradycji króla, i urządził ucztę wokół okrągłego stołu. I tu chyba dojść można do kolejnej - może i najbardziej istotnej - inspiracji mitu: były to potrzeby stanu rycerskiego. Potrzeby określenia idealnych wzorów działania, stworzenia bohaterów po- zytywnych społeczności rycerskiej, określenia hierarchii stosowa- nych wartości. Te kreacje musiały być przekonujące, dlatego uży- wano właściwych rekwizytów. Artur mieszkał w Camelot: nie mias- to było jego rezydencją, lecz zamek, który stanowił środowisko naturalne dla rycerza. Jego cudowną bronią był miecz, miecz z imie- niem własnym - Excalibur - podstawowy atrybut szlachetnych panów, symbolizujący sprawiedliwość, władzę i rycerskie rzemios- ło. Łuk, kusza, topór - to broń plebsu. Król miał wiernego, zaufanego sługę - Bedivere - i bez takiego towarzysza trudno się było rycerzowi obejść. Pies - Cabal - też się dobrze mieścił w strefie symbolu: rycerz miał swego rumaka i swego psa - stwo- rzenia symbolizujące wierność i zajęcia właściwe ludziom "lep- szym". Rycerz winien był walczyć czy też zaczynać walkę konno, a wśród jego rozrywek specjalne miejsce zajmowało polowanie. Do polowania zaś pies był niezbędny. Bohaterowie Okrągłego Stołu mogli śpiewać jak Bertran de Bom (o pokolenie młodszy od Geoffreya): "Lubię wasalów tłum, gdy ruszy/siekać i rąbać, kłuć i gromić/ ... /Powiadam wam, że te rozkosze / nad jadło, wino, sen przenoszę23. Ich umiejętności - rą- banie i kłucie - musiały być w miarę możliwości doskonałe. Nie- zbędne więc były cechy fizyczne i psychiczne: siła, zręczność, umie- jętność szermierki czy w ogóle umiejętność walki. Poczynając od Rolanda poprzez wszystkich sławnych rycerzy aż po postacie stwo- rzone już w XV w. - byli niepokonani bojownicy. Dlatego mogli potykać się z siłami niezwyczajnymi: ile potworów padło z ręki rycerzy, ilu olbrzymów zostało przez nich wygubionych! Potrafili walczyć ze złymi mocami, byli bowiem jako rycerze chrześcijańscy pod szczególną opieką Niebos. Rzecz jasna - czasem padali jak Roland w Ronsewalu lub jak ów rycerez, który wniósł ukochaną na szczyt góry, czy nasz Zawisza Czarny w wersji Długoszowej. Ale była to zawsze piękna śmierć, poniesiona w dobrej sprawie: walki z niewiernymi, dotrzymanie danego słowa, zdobycie wybranki ser- ca. Konwencja literacka kazała zresztą dorabiać coś w rodzaju hap- 71 py endu. Król Karol wrócił na pole bitwy, by pomścić Rołanda, i odprawił sąd nad zdrajcą. Artur pokonał Medreda ponosząc śmierć, w wersji polskiej nikczemny Wisław z wiarołomną Helgun- dą giną z rąk mściciela swych krzywd - Waltera. Nie ma tu znaczenia (i jest bardzo dalekie od idei chrześcijańskiej), że sam Walter wcześniej uwiódł kobietę przyrzeczoną komu innemu i że wyrwał się na wolność obiecując - chyba bez zamiaru dotrzymania zobowiązania - małżeństwo ułomniej siostrze Wisława24. Jest w tym zapewne sporo wiedzy o życiu codziennym. Uczucie platoniczne stanowiło na ogół wymysł romantyków XIX wiecz- nych. W czasach Europy rycerskiej miłość była jak najbardziej realna, konsumowana, cielesna. Małżeństwo zaś stanowiło kontrakt oparty w założeniu na materialnych korzyściach obu stron. Na jego podstawie zakładano rodzinę, budowano pozycję majątkową, pro- wadzono politykę międzynarodową. Wynalazkiem tej doby czy też ponownym odkryciem na skalę nie znaną od mitu o Orfeuszu i Eurydyce był opis miłości jako wielkiej siły zarówno twórczej, jak, destrukcyjnej. W okowach tego uczucia rycerze, ci z ballad i pieśni, na ogół byli wierni i dzielnie opierali się miłosnym naleganiom; innych dam. Konwencja literacka ukazywała uczucia miotające człowiekiem (i to tak mężczyzną, jak kobietą), uczucia związane ze., stanem jego psychiki, z miłością, namiętnością, pragnieniem. Było w tych utworach miejsce na ukazanie miłości idealnej - aż po grób - na przedstawienie namiętności ślepej i burzącej wszystkie reguły, skądinąd głoszone przez prawo rycerskie. Dobrym tego przykładem są pieśni, które w drugiej połowie XII w. zaczęły krążyć po Anglii (pióra Beroula, nieco później Thomasa), a które wyzyskał Gotfryd ze Strasburga, tworząc dzieło o szaleństwie Tristana. Dzieje najbardziej popularnej w literaturze średniowiecznej pary kochanków - Tristana i Izoldy - nie stano- wią jednolitej, zwartej opowieści. Mają kilka wątków treściowych, niekiedy wzajem się wykluczających. Szkielet opowieści pozostaje podobny: sierota Tristan (imię jest tu ważne: smutny, refleksyjny, uczuciowy) jako dziecko porwany został przez piratów (znowu motyw niejasnego pochodzenia bohatera, tajemnicy okrywającej jego urodzenie). Jako młodzieniec znaleziony na brzegu morza dostaje się na służbę do króla Kornwalii - Marka-(znowu wątki celtyckie). Jako jego wierny wasal, zaufany sługa (Arturowy Bedi- vere staje się tu postacią pierwszoplanową) wyrusza de Irlandii, by przywieźć królowi wybraną na żonę Izoldę Białowłosą. Niektóre wersje poematu informują, że Tristan w drodze po- wrotnej wypił czarodziejski napój miłosny, inne pomijają ten szcze- gół, dość, że traci on i głowę, i zmysły wobec swej królowej. Walczy 72 z namiętnością - między siebie i Izoldę kładzie w łoże nagi miecz, ale szalona namiętność zwycięża i rozsądek, i wierność wobec pana - rym łatwiej, że uczucie Tristana podziela także Białowłosa. Cały ciąg dalszy to historia miłości wiecznej (a przynajmniej dożywot- niej) i nieodpartej. Kochankowie oszukują króla Marka. Jedna wersja powiada, że wobec niemożności połączenia się z ukochaną Tristan wyjeżdża do Bretanii, tam poślubia Izoldę o Białych Dło- niach. Śmiertelnie ranny w jakiejś potyczce posyła swego sługę Kaherdina do swej prawdziwej ukochanej. Zazdrosna żona unicest- wia ów zamiar, Tristan umiera z ran, Izolda z żalu, łączą się więc w chwili śmierci. Niekiedy śpiewano, iż Tristan zmarł na progu domu Izoldy, do ostatniego tchu walcząc o możliwość zobaczenia jej raz jeszcze. Druga wersja jest okrutniejsza. Król Marek dowiaduje się o wiaro- łomstwie żony i poddaje ją próbie sądu Bożego. Tu znowu wersje się rozchodzą. Jedna mówi o zwycięskim epilogu próby, albowiem Izolda przysięgła, że w ramionach trzymał ją tylko mąż i żebrak, który ją przeniósł przez bagno, a żebrakiem tym był oczywiście Tristan w przebraniu. Inna wersja mówi, że w próbie wyszła na jaw zdrada Izoldy, a okrutny małżonek rzucił ją do obozowiska trędo- watych na łup ich straszliwej żądzy i oczywiście potworną śmierć. Potęga miłości złamała dwa istnienia ludzkie - i ten motyw, popu- larny w literaturze różnej jakości do dziś, stanowił najbardziej znaną wersję romansu w XIII w. Trudno byłoby tu mówić o upadku w XIII stuleciu idei kształ- tujących te wątki25. Zmiany są niewielkie. Cytowany jako przykład Romans o róży w swej pierwszej części powstał pod koniec pierwszej połowy XIII w. I Wilhelm de Loris, i Jan de Meung (autor drugiej części, późniejszej o pokolenie) nisko cenią kobietę, która w ich mniemaniu nie posiada zdolności rozeznania między dobrem a złem. W poemacie jest także motyw uzależnienia szlachectwa od posiadanych cnót: "Nikt nie jest szlachcicem, kto cnót nie prak- tykuje ... cnoty nie są dziedziczne", mówi jedna z postaci przed- stawiająca Naturę26. Ani ten motyw większego niż poprzednio mizoginizmu, ani protesty przeciwko przywilejom rodowym nie zapowiadają zmiany stosunku do kobiety czy też początku równości wobec prawa. Pozostała - opisana w Tristanie i Izoldzie - kon- wencja wielkiego uczucia, które może doprowadzić do katastrofy. Czy nieszczęśliwe małżeństwo Eleonory Akwitańskiej z Lud- wikiem VII (podobno zakochanym w innej kobiecie) nie doprowa- dziło do klęsk politycznych nękających Francję aż po XV w.? Nie przeceniając tych wydarzeń, skutków amorów Izabeli angielskiej z Mortimerem, naszej legendy o rozbijaniu siekierą drzwi przez 73 Jadwigę pragnącą spotkać się z Wilhelmem austriackim, trzeba stwierdzić, że uczucia ludzkie dochodziły do głosu i w życiu pub- licznym, i prywatnym. Trudno zresztą stwierdzić, w jakim stopniu ukształtowała je konwencja literacka. Przykładem może być stosu- nek do słowa rycerskiego. Król Jan II, którego panowanie zapisało się w historii Francji bodaj największymi nieszczęściami (klęski wojny 100-letniej, powstanie chłopskie "żakerii", bunty mieszczan, epidemia czarnej śmierci, rujnujące państwo fałszerstwa monety przez skarb królewski), przeszedł do historii z przydomkiem Dob- ry. Był "dobrym rycerzem" pilnującym godności swego stanu, dotrzymującym słowa także nieprzyjacielowi. Oddał się w niewolę angielską, gdy okazało się, że syn jego z niej uciekł, a skarb państwa nie był w stanie spłacić wysokiej kontrybucji wojennej. Nasz Henryk Probus (Prawy) otrzymał ten przydomek dzięki dobrej znajomości kodeksu rycerskiego. Czy jego działalność za- wsze była zgodna z tym kodeksem (o czym każe wątpić m.in. walka z biskupem Tomaszem), można by wiele o tym mówić. Wspomina- liśmy już o zbieraniu przez drobnych rycerzy pieniędzy dla rabusiów na opłacenie ich wolności; wypuszczani byli na słowo honoru. Liczba zaś umów zawieranych na "słowo" była w polityce europejskiej XIII-XIV w. tak duża, że trudno ją uznać za marginalny efekt upadającego etosu rycerskiego. Wręcz przeciwnie - idea człowieka honorowego zostaje przejęta w XV w. przez inne stany. Huizinga opisał groteskowy pojedynek mieszczan27. Ważniejszym świadect- wem recepcji było pojawienie się obok "verbum nobile" kupiec- kiego odpowiednika "verbum mercantiie" - słowa dającego rękoj- mię wywiązania się z zobowiązań finansowych28. Średniowiecze tworzyło i przekazywało dalej mity powstałe w interesie różnych grup społecznych, nie tylko rycerstwa. Do nich zaliczyć by można odbudowany przez wersję kościelną mit o sprze- daniu muzułmanom przez złych kupców weneckich dzieci udają- cych się w 1212 r. do grobu Chrystusa. Ta wersja zrodziła się z paru motywów: postaci złego, wyzyskującego kupca, niewinnych dzieci, ginących za wielką (świętą) sprawę. Być może dałyby się tu wykryć analogiczne pierwiastki do tych, które znajdują się w bajce o Jasiu i Małgosi porwanych przez czarownicę. W grę wchodziła też zapew- ne niechęć do możnych tego świata zaniedbujących swe podstawo- we obowiązki - walkę o wyzwolenie Grobu Świętego. Wreszcie podstaw do powstania legendy dostarczyły fakty, tyle że nieco inne niż te, które później rozpowszechniono. Jak dowodzi P. Ruedts29, na galery muzułmańskie zostali sprzedani przedstawiciele margine- su społecznego, biedni, którzy ściągali do portów włoskich nierzad- ko w mniej szczytnych celach niż udział w krucjacie. Legenda Robi- 74 na Hooda zrodziła się dopiero w drugiej połowie XIV w., też jako efekt oczekiwań dotyczących losu tych, których rujnowała wojna 100-letnia. Rosnący bandytyzm, wyzysk urzędników królewskich, oczekiwania społeczne drobnych posiadaczy czy wieśniaków nało- żyły się chyba na archetyp "dobrego władcy", który przyjdzie zrobić porządek w kraju i - pod piórem erudytów - powiązane zostały z niepokojami społecznymi sprzed 200 lat, z czasów Jana bez Ziemi i Ryszarda Lwie Serce30. Czy równie stary był bohater walczący o sprawiedliwość, a poja- wiający się wszędzie tam - w Europie - gdzie nowe stosunki społeczne prowadziły do zbiorowej kontestacji? Naszym Robinem był Janosik31, tyle że późniejszym i działającym w górach, a nie w puszczy. Takich przykładów było wiele. Wydaje się jednak, że ważniejsze są te, które przekazywały treści polityczne, tworzące mity funkcjonujące do dziś. Szczególnie istotne wiążą się z kształ- towaniem świadomości zbiorowej grup poszukujących swego rodo- wodu, w personifikacji bohatera utożsamiającego wszystkie idee, o które trzeba walczyć32. Charakterystycznym przykładem jest mit Wilhelma Tella. Po- czątki związku szwajcarskiego sięgają końca XIII w. (najstarszy dokument związkowy - Bundesbrief - z 1291 r.). W 1315 r. wolni chłopi szwajcarscy w bitwie pod Morgarten pokonali wojsko Habs- burgów (związany z tym został inny późniejszy mit: bohatera, który poświęca życie dla zwycięstwa słusznej sprawy - Winkeirida33). W atmosferze niestannego zagrożenia i stałej walki z przeciwnikiem około roku 1370 Hans Schriber uwiecznił wydarzenie, które stało się początkiem walki Szwajcarów o wolność: konflikt między ksią- żęcym urzędnikiem a dzielnym góralem gdzieś w początkach stule- cia. Opis tego wydarzenia jest typowy dla folkloru: Austriak ma wszystkie cechy czarnego charakteru, Tell jest postacią świetlaną. Reprezentuje poglądy właściwe dla okresu późniejszego o 70 lat: niechęć wobec obcych, wobec książęcej jurysdykcji, wobec świad- czeń na rzecz dworu. Z biegiem czasu i kształtowaniem odrębności Szwajcarów legenda Wilhelma Tella wzbogacała się nowymi szcze- gółami. W XVI w. Idzi Tschudi ustalił nawet datę dzienną tego zdarzenia, gdy ojciec zestrzelił jabłko z głowy syna. Miało to się odbyć 19 XII 1307 r. Kiedy w wieku Oświecenia wydano broszurę, w której poddano krytycznej ocenie bohaterstwo Tella została de- monstracyjnie spalona. Przecież wszyscy Szwajcarzy wiedzieli, jak było naprawdę. "Ut fama publica dicit" (jak głosi opinia publiczna) było stwierdzeniem stanowiącym dowód nawet w procesie sądo- wym34. Świadomość zbiorowa dotycząca własnej przeszłości była trudna do podważenia. Jeszcze w XIX w. Wilhelm Tell był sym- 75 bólem powszechnej walki o wolność (jak u Schillera), a jednocześnie bohaterem narodowym. Kształtowanie się narodów - szczególnie poczynając od XIV w. - przyniosło rozwój idei uzasadniających szczególną, wy- jątkową przeszłość tych wspólnot. Sądzić można, że zbiorowości etniczne, do których świadomie przyznawały się różne grupy: ksią- żęta, rycerze, mieszczanie, kler, nawet chłopi, wymagały mitu pod- kreślającego i starożytne pochodzenie, i czyny, które dawały pre- tekst do wysokiej oceny zbiorowego życiorysu. Frankowie (niekiedy wywodzący się od eponima Francusa) pochodzili od Trojan. At- rybutem ich zawsze była wolność (freie - Franken), jak pisał już Fredegar w VII w., co znalazło bardziej uczoną kontynuację w X w., a stało się hasłem jednoczącym Francuzów w dobie sporu Filipa IV z papieżem Bonifacym VIII i jeszcze później w dobie wojny 100-le- tniej. Podobnie posłużyło do powstawania świadomości zbiorowej Katalończyków3 5. Jednym z mitycznych bohaterów średniowiecza był Karol Wiel- ki. On stworzył Europę łacińską, czyli jedność (raczej postulowaną niż realną) cywilizacji zachodniej. W IX-X w. był symbolem cesarza - władcy uświęconego przez pomazanie papieskie. Jego imię stało się rzeczownikiem pospolitym wśród Słowian - król, kral, korol - oznaczającym godność monarszą. W XI w. stał się symbolem seniora, i to seniora chrześcijańskiego rycerza36. Jemu był wierny Roland, jemu sprzeniewierzył się Genelon. Od XII w. Karol wraz z królem Arturem jest głównym bohaterem epoki rycer- skiej. Karol ma zresztą zdecydowaną wyższość nad Arturem - sta- nowi typ bohatera politycznego, jest przedstawicielem ideologii państwowej. Ponadto jego tytuł cesarski stawia go najwyżej w hiera- rchii feudalnej, a jednocześnie daje mu atrybuty świętości. Od XII w. rozprzestrzenia się kult Karola, i to na obszarach pogranicz- nych Saksonii, którą nielitościwie złupił! W XIV w. zdobywa popu- larność jego najsłynniejszy rycerz - Roland, który wkracza do miast jako symbol sprawiedliwości mieszczańskiej. Trzeba przypo- mnieć, że i król Artur był patronem eksluzywnych związków pat- rycjuszy miejskich. Sam Karol pojawia się na pieczęciach władców, na obrazach. Okazuje się, że założył siedem miat, z jego panowaniem wiążą swe początki przedstawiciele wielkich rodów (m.in. Habsburgowie zna- leźli swego antenata w VIII w.). Do relikwii Karola zaczynają przybywać pielgrzymki, rozpoczynają się starania o ich zdobycie. Jest to zapewne zapotrzebowanie na władcę idealnego, symbolizu- jącego realizację marzeń średniowiecza: Imperium Romanum jako państwo pokoju, sprawiedliwości, porządku. 76 Karol był przedstawicielem epoki złotego wieku, symbolem czasu szczęśliwego, a jednocześnie dla ideologów cesarstwa był przedstawicielem programu politycznego. Był też symbolem "Sac- rum Romanum Imperium", pojęcia używanego od schyłku XIII w., właśnie wówczas, gdy idea uniwersalizmu cesarskiego traciła zwią- zek z rzeczywistością. Gwiazda Karola nieco zbladła wraz z roz- wojem państw narodowych, upadkiem idei cesarstwa uniwersalis- tycznego, z kryzysem ideologii i polityki w XV w. Ale zawsze pozostawał w panteonie Europy. W XVI w. zaczął się rysować spór na tle dodatku mówiącego o "narodzie niemieckim" przy określaniu cesarstwa. Spór ten istniał jeszcze w XX w.: czy Karol był proto- plastą królów Francji, czy też - jak głosiła ideologia niemiecka z XIX w. - rozpoczynał linię władców Rzeszy (Kari der Grosse czy Charlemagne?). W ten sposób mit średniowieczny znalazł się w cen- trum uwagi polityki europejskiej w przeddzień I wojny światowej. Mit Rzeszy co prawda jakby się oddzielił od mitu Karola, ale to już wiązało się z potrzebami polityki Hohenzollernów po kolejnym odnowieniu cesarstwa w 1871 r. Zapewne rację mają ci badacze, którzy odtwarzając mity krążące w średniowieczu, stwierdzają, że są z czasów znacznie niekiedy dawniejszych. Mity braci bliźniaków, porządku wszechświata, wą- tek zmyślnego rzemieślnika (w Polsce podanie o Lestku złotniku) krążyły w średniowieczu i są znane także dzisiaj37. Wszyscy w Eu- lupie, piśmienni i niepiśmienni, wiedzieli, że Herod jest symbolem zła, Hektor symbolem męstwa, Aleksander Macedoński - wielko- ści władcy. Można też obserwować wątki wędrujące w poprzek całej Europy, ich wzajemne kontakty i oddziaływania, jak np. o Wandzie, która nie chciała Niemca38. Ale innego charakteru nabrała ta legen- da wówczas, gdy stała się ilustracją walki z niemczyzną, niebez- pieczeństwem z zewnątrz, patriotycznego poświęcenia, odwołania do wartości rodzimych. Mity pochodzą z różnych epok. Aby je poznać dogłębnie, trzeba się oprzeć na tych najdawniejszych, które się z czasem ukształ- towały. Między historykami trwa spór o to, czy pamięć ludowa, ewentualnie społeczna w ogóle, przekazuje informacje, które na- stępnie przybierają formy rozważań historyczno-filozoficznych, czy też (jak sugeruje F. Graus39) "historyczna tradycja jest nielegal- nym dzieckiem kronikarsko-uczonych badań". Zapewne było róż- nie. Iliada stała się inspiracją do rozważań teo- i kosmogonicznych na długo przedtem, nim została spisana. Może dla wczesnego śred- niowiecza, niepiśmiennego, powszechnie znane relacje ustne stały się podstawą rozwiniętych następnie misternych konstrukcji his- torycznych. Ale np. w Polsce mogło być inaczej. Rozpowszech- 77 nienie wiadomości zapisanej stanowiło punkt wyjścia narodzin le- gendy, otoczonej dodatkowymi wyjaśnieniami, opartymi na cało- kształcie współczesnej wiedzy. Pamięć ludzka w społeczeństwach niepiśmiennych trwa długo. W Afryce iskrioci, opowiadacze dziejów, mają jakoby recytować wydarzenia, które zaszły w XII czy XII w. Nie jest to pewne i nie zawsze te recytacje są identyczne40. W piśmiennej Europie rzadko kiedy świadomość przeszłości sięgała poza trzy, cztery pokolenia41. Jak świadczą zeznania świadków na procesach polsko-krzyżackich, ci, którzy pamiętali lepiej, widzieli dokumenty pisane. Byli to też przedstawiciele elity społecznej - książęta, duchowni - mający szczególne racje, by przechowywać tradycje o przodkach, dokona- niach i uprawnieniach. Pouczająca jest opowieść Z. Rajewskiego o legendzie, która po odkryciu Biskupina fascynowała archeologów, a krążyła z ust do ust wokół Żnina. Głosiła ona, że z grodu biskupińskiego prowadziło tajne przejście do zamku zwanego Wenecja. I rzeczywiście znalezio- no przejście, lecz nie do Wenecji, tylko do brzegu jeziora nie opodal grodu; nie podziemne, lecz po dnie jeziora wymoszczonym balami. Sensacja wisiała w powietrzu. Okazało się jednak, że krążące po- wszechnie wieści były efektem informacji drukowanych przed 100 laty w lokalnym wydawnictwie żnińskim, którego wydawca zbierał miejscowe legendy. Wśród nich zaś znalazła się i ta, prawdopodob- nie rodem z XIX w., która opowiadała o tajemniczych lochach w romantycznych ruinach zamku weneckiego. Ludność miejscowa połączyła ją z odkryciami archeologicznymi. Odnosi się wrażenie, że takie informacje "z odbicia" stanowią często główną podstawę wiedzy społecznej. Opowieści mistrza Win- centego z początku XIII w. przeszły do kompendiów Jana Dąbrów- ki z Uniwersytetu Krakowskiego w początkach XV w., potem przez różne podręczniki historii Polski (mimo protestów działaczy oś- wiecenia) znalazły się w dydaktycznych Wieczorach pod lipą. Do kolejnej popularyzacji przyczynili się pisarze historyczni XIX w. Nabyte w ten sposób poglądy na własną przeszłość zakorzeniły się głęboko. Każdy rewizjonizm napotyka opory, co niekiedy prowadzi do nieoczekiwanych sytuacji: "stary" podręcznik jest "prawdziwy". Ponieważ "starość" jest względna i dotyczy na ogół czasów własnej młodości, można spotkać osoby wiedzące na pewno, jak było, bo wyczytały to w starym podręczniku - z roku 1953. Ta wiedza nie należy jeszcze do tradycji, która zdaniem Grausa42 musi spełniać cztery warunki by stać się mitem: wizja przeszłości musi odpowia- dać współczesnym potrzebom, detale, charakterystyczne dla daw- 78 nie j szych epok są tylko dowodem wiarygodności, musi być umiesz- czona dokładnie w czasie i przestrzeni, tym też różni się od ludowej wiedzy; musi być przekazywana z pokolenia na pokolenie; wreszcie jej wpływ na życie społeczne musi przekraczać gabinety uczonych. Takie tradycje tworzą mity, które kształtują szerokie poglądy społe- czne i dają broń do ręki politykom. Posłużmy się tu przykładem Polski. Badany jest mit "Polski - przedmurza chrześcijaństwa"43. Ta koncepcja, która tyle miejs- ca zajęła w ideologii Polski nowożytnej, pojawić się miała w XIV w. Zdaniem P. W. Knolla44 genezy jej należy szukać w chrzcie Litwy i zaprzestania w XV w. na jakiś czas najazdów tatarskich. Sprawa jednak nie była tak prosta. Terminy "przedmurze", "zapora", "tarcza" (scutum, murus, antemurale, cłypeus) w propagandzie Królestwa Węgier używane były od XIII w. W stosunku do ziem polskich stosowano określenie "granice chrześcijaństwa". "Fines christianitatis" (w tym ujęciu mieściło się np. Pomorze Gdańskie45) były bliskie określeniu "propugnaculum fidei christianae". Świa- domość położenia na granicy cywilizacji rodziła poczucie wyjąt- kowości i pogląd o prawie do szczególnych przywilejów. Już Leszek Biały między innymi argumentami prosił papieża o zwolnienie z krucjaty do Ziemi Świętej46 dlatego, że miał pod bokiem swoich pogan - Prusów. Najazdy Mongołów podkreślały jeszcze ważność roli granicy, co głównie wykorzystywali Węgrzy. Petycja zjazdu sulejowskiego w 1318 r. do papieża, postulująca przywrócenie królestwa i koronację Łokietka, argumentowała, że słaba Polska jest zagrożeniem wiary chrześcijańskiej. Ze słabości tej bowiem korzystają schizmatycy i poganie47. Wbrew politycznej rzeczywistości (Łokietek nie walczył wówczas ani z Rusią, ani z Litwinami - można było powoływać się tylko na najazdy) silna Polska miała być już wówczas szansą dla papiestwa. Zresztą i wcześ- niej, gdy chodziło o doraźne korzyści polityczne (uzyskanie zgody na potraktowanie bitew z Prusami jako na formę krucjaty, zgody na koronację księcia), dyplomacja polska korzystała z argumentu, któ- ry stanowił treść późniejszej idei przedmurza48. Zresztą ta idea "tarczy chrześcijaństwa" wiązała się z rolą Rusi Halickiej jako zapory przeciw najazdom tatarskim, co sformułował król Włady- sław w 1323 r. Następnie, po 1325 r., gdy Łokietek zawarł przy- mierze z Litwinami w celu skuteczniejszej walki z Zakonem Krzy- żackim, rzecz prosta idea przedmurza upadła, a argument granicz- nego położenia kraju poszedł do lamusa. Później był wyzyskiwany w propagandzie węgierskiej w konflikcie z Polską o Ruś Halicką przeciwko Litwinom. Unia zawarta w Krewię między Litwinami i Polakami w ogóle na jakiś czas przekreśliła możliwość stosowania 79 argumentu przedmurza. Wręcz przeciwnie - to Krzyżacy stali się tarczą chrześcijaństwa przeciwko pogańskiej Litwie i kryptopogań- skim katolickim Polakom. Określenie przedmurza zostało jednak zarezerwowane dla "państw frontowych" walczących z najwięk- szym niebezpieczeństwem dla Europy - inwazją turecką. Należały do nich obok Bizancjum: Rodos (później Malta), We- necja i Węgry stanowiące najmocniejszą zaporę militarną. Bitwa pod Warną (1444) stała się sławna w Europie, a Polacy skorzystali na tym, jako że poległ w niej (zaginął? co sprzyjało rozwojowi legendy), król Węgier i Polski, Władysław. Poprzednie sukcesy Władysława kreowały go na bohatera Europy. Francesco Filelfo, jeden z najwybitniejszych włoskich humanistów, nazwał go "gwiaz- dą królów ... przedmurzem całej rzeczypospolitej chrześcijań- skiej". Jak pisał J. Tazbir, Warna stała się dobrą okazją do propa- gandowego wyzyskania przez stronę polską49. Na pewno w grę wchodziła kontrpropaganda wobec Krzyżaków głoszących sprzeniewierzenie się Polaków prawdziwemu chrześ- cijaństwu i dążenie (zrealizowane) do uzyskania i teoretycznego uzasadnienia wielkiego znaczenia dworu jagiellońskiego w Europie. Kiedy w latach pięćdziesiątych Tomasz Strzempiński czy Jan Lu- tek z Brzezia przedstawiali w Rzymie Kazimierza Jagiellończyka jako władcę, który "ustanowił mur obronny przeciwko niewier- nym", to wytwarzali atmosferę, która dodawała prestiżu królowi Polski w czasach wojny z Krzyżakami o Pomorze. Rzecz w tym, że akurat wówczas konfliktów z muzułmanami nie było. Sam Kazi- mierz zresztą nie tylko przedstawiał się jako obrońca chrześcijańst- wa, ale formułując stanowisko, że jest "królem całego Wschodu"50, ukazywał siebie jako władcę, zabezpieczającego od tej strony świat chrześcijański. Papiestwo godziło się chętnie na nazywanie Polski tarczą, mu- rem, przedmurzem chrześcijaństwa (jak uczynił to w 1462 r. w Kra- kowie arcybiskup Hieronim Lando), aby nakłonić Jagiellończyka do podjęcia wojny z Turkami. Czy było to określenie stosowane także w polityce wewnętrznej? Jan Ostroróg konstatował, że władcę jego (a zatem i kraj) "zewsząd otaczają nieprzyjaciele". Wydaje się, że słynny Memoriał o urządzeniu Rzeczypospolitej jest apokryfem z czasów Zygmunta Starego, ale wymieniając nieprzyjaciół Polski pisze o Turkach, Tatarach, Moskwie, Wołochach. Dla XV w., przynajmniej do końca trzeciej ćwierci stulecia, ten wykaz wydaje się zbyt obszerny. Turcy byli straszakiem dla Europy, podobnie jak Tatarzy (którzy dopiero od lat osiemdziesiątych XV w. zaczęli zagrażać Ukrainie). Ale Moskwa dla Europy była tylko ewentual- nym sprzymierzeńcem przeciw Turkom (lub Polsce), a dla Jagiel- 80 lonów stała się groźna od zdobycia Nowogrodu Wielkiego w 1478 r. Kłopoty z Mołdawią też raczej dotyczyły samego schyłku XV w. Wtedy Polska z Litwą stały się największą siłą polityczną w tej części Europy, mogącą powstrzymać nawałę islamu. To między innymi prowadziło do paradoksu widocznego u Decjusza w jego Księdze o czasach króla Zygmunta (1521 r.): "kto pomaga Zakonowi chrześcijańskiemu - Krzyżakom - ten działa na szkodę królestwa sarmackiego, przedmurza chrześcijaństwa, jego zapory i obrony przed wrogami"51. Mit przedmurza wówczas się jednak nie wytworzył. "Kamie- niem węgielnym narodowej polityki polskiej w XVI w. i przez większą część XVII w. było utrzymywanie pokojowych stosunków z Turcją", pisze W. Czapliński52. Powstała natomiast frazeologia. To ona właśnie w czasach rosnących trudności i zbliżającej się katastrofy zaczęła służyć ideologii. Szlachta zagrożona w swych przywilejach, w swym państwie, otoczona rzeczywiście siłami ob- cymi religijnie, państwowo, narodowo i ustrojowo, widziała jedyny ratunek w ścisłym przymierzu z Kurią Rzymską. Termin przed- murze używany przez Kościół stał się hasłem współbrzmiącym m.in. z potrzebą zachowania odrębności państwowej. W tym zatem przypadku wersja o przedmurzu powstała w średniowieczu. Mitem - stała się w czasach nowożytnych. Nie jedyny to przypadek tego rodzaju. Genezy polskiej toleran- cji szukać by należało w średniowieczu. Zawsze kraj peryferyjny, leżący na styku co najmniej dwóch stref kultury, korzystał ze swego położenia w handlu i polityce. Warunkiem znaczenia Polski Kazi- mierza Wielkiego był tolerancyjny stosunek do zwyczajów - praw- nych, religijnych, językowych - panujących na Rusi. Na pewno monarchia wielonarodowościowa, z udziałem poza Polakami Rusi- nów, Niemców, Żydów, Ormian, Włochów, Wołochów, rozwijała się w XV stuleciu. Teoria tolerancji powstała w dobie nowożytnej, stanowiąc oparty na rzeczywistości historycznej mit nieprawdziwy w warunkach XVII czy XVIII w. Średniowiecze było nieprzebraną kopalnią przykładów, które stanowiły kamienie węgielne także innych mitów narodowych: o wojnach zawsze sprawiedliwych, o zamiłowaniu do rokoszy i sa- mowoli magnatem i innych53. Potrzeby polityczne, ambicje znale- zienia właściwego miejsca w związku dynastycznym z Polską stwo- rzyły przesłanki litewskiej legendy etnogenetycznej54. "Polacy pro- ści [grubyje] ludzie, a my stara rzymska szlachta", mówiono wierząc coraz mocniej w wyprawę nad Bałtyk ongiś rzymskiego wodza Palemona. Ten mit współistniał z tworzącym się w XV w. mitem sarmackim, wywodzącym Polaków nie od wielkich narodów an- 81 tyku, lecz widzącym ich starożytne początki w ludzie posiadającym własne cechy kultury i ustroju. Oba mity wyrastały z potrzeb związanych z awansem politycznym Rzeczypospolitej w XV w. Oba rozwijały się do czasów Oświecenia, acz śladów ich można by - szczególnie o tym sarmackim pochodzeniu - dopatrzyć się jeszcze i w naszych czasach. Nie wszystkie pomysły uczonych kronikarzy miały szansę stać się mitem. Smok wawelski zawsze był tylko legendą, choć i tu dopatrywano się także i różnych realiów. Benedyktowi Zientarze55 zawdzięczamy wiedzę o dziejach jeszcze innej legendy: opowieść zawartą w Kronice polskiej (koniec XIII w.) o księciu Konradzie, synu Henryka Brodatego, który chciał usunąć ze Śląska imigrantów niemieckich i został przez nich pokonany. Stała się ta opowieść punktem wyjścia rozważań i o tryumfie niemczyzny, i o świadomej obronie polskości na Śląsku. W rzeczywistości cała wzmianka po- chodziła ze wspomnienia o wybuchu niezadowolenia górników zło- ta, Niemców, którzy na tle ucisku feudalnego rozbili zapewne wy- słany oddział rycerzy. Było to około roku 1220, w 21 lat później ich następcy położyli głowy pod Legnicą wraz z księciem Henrykiem w walce z Tatarami. Ten epizod został rozwinięty w końcu XIII w., kiedy wzrosły konflikty między polskim duchowieństwem i rycerst- wem a przybyszami z Niemiec. Ci ostatni poszukując potrzebnych wspomnień historycznych połączyli epizod z 1220 r. ze swą obecną sytuacją, postawili na czele swych wojsk Henryka Pobożnego (do- wodzącego pod Legnicą) i stworzyli historyczną tradycję swej walki o zdobycie należnego im miejsca w życiu kraju. I Polacy, i Niemcy korzystali z tego fragmentu Kroniki aż po nasze dni, tworząc mity dotyczące "odwiecznych" zmagań polsko-niemieckich. Im bardziej stosunki międzynarodowe były napięte, tym większą w dziejopisar- stwie, w powieściach, w publicystyce ten przykład odgrywał rolę. Symbolem bojownika o polskość był książę Konrad (Henryk broniony był tylko swą świątobliwością, jak w powieści Zofii Kos- sak Legnickie Pole). Mit ten służył w XIII i XX w. planom politycz- nym, bieżącym konfliktom. Nie jest to zjawisko w Polsce odosob- nione. Już w XIV w. powoływano się na tradycję rokoszów, sięgają- cą jakoby czasów Ludwika Węgierskiego. Każda działalność ludzka poszukuje podbudowy historycznej w celach związanych z chwilą bieżącą. -^ iv -^ SPOŁECZEŃSTWO: STRUKTURY STAŁE CZY ZMIENNE AK DALECE WIZJA ŚREDNIOWIECZA UKAZYWANA W PODRĘ-; cznikach, syntezach, pokutująca w potocznych wyob- ? rażeniach różni się od tej, którą reprezentują współ-1 czesne badania, można zademonstrować na wielu przy-: kładach. Nie mnożąc ich nadmiernie ograniczmy się; do trzech, które wyraźnie dowodzą niesłuszności stosowanych po-i wszechnic ocen: problemu mobilności społecznej, znaczenia życia5 intelektualnego, ruchliwości w przestrzeni. Była już mowa o próbach zmierzających dc ukazania w średnio- wieczu społecznego porządku świata1. Była też mowa o tym, że" w przeważającej mierze stanowiły one raczej program społeczny niż odbicie autentycznego stanu rzeczy. Ale nie można tego zjawiska upraszczać. Po pierwsze - niekiedy postulaty mogły być w części; realizowane. Król, cesarz, traktujący siebie jako "pomazańca Boże- go" (christus Domini)2, piastujący władzę z "Bożej łaski" (jak od czasów Pepina tytułowali się królowie Franków)3 - potrafili nie- rzadko narzucić ten sposób widzenia władzy swym poddanym. Potężniejący Kościół stwarzał inną grupę uprzywilejowanych, która szczególnie od czasów wypraw krzyżowych zdobywała wyjąt- kowe prerogatywy w życiu społecznym Europy. Ale - po drugie - próby określenia i zdefiniowania porządku świata wypływały z potrzeb wewnętrznych grup i jednostek żyjących w nie ustabilizo- wanym, stale zmieniającym się świecie. Większość dotychczaso- wych norm, dyktujących sposoby postępowania, zwyczaje prawne, ulegała rozkładowi. Zwietrzeniu podlegały stare, plemienne normy działania, zmieniały się grupy uprzywilejowane, pojawiały się no- we. Nie jest bowiem prawdą, że w ciągu 1000 lat tylko posiadacze ziemscy dominowali w życiu społecznym. Byli przed nimi wodzo- 86 wie plemienni, starsi rodowi, właściciele niewolników; potem do- minowali urzędnicy i funkcjonariusze państwowi, którym dopiero w 888 r. kapitularz cesarza Karola Grubego dozwolił dziedziczyć urzędy i tym samym związane ze stanowiskiem beneficja. Potem rzeczywiście przyszła era właścicieli ziemskich, ale nie była to grupa stała: elity władzy wymieniały się wraz ze zmianami politycznymi4. System społeczny postulowany i w miarę możliwo- ści wdrażany siłą i prawem miał dawać poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Na pewno jeden z przełomowych okresów stanowiły stulecia XII i XIII. Postawiły one pod znakiem zapytania przyszłość wielu drob- nych wasali, ministeriałów, panoszy. Wtedy też wykształciły się grupy społeczne, które można określić mianem stanów5. Jak wynika z dotychczasowych badań6, miały to być grupy społeczne wyróż- niające się wspólnym prawem, na ogół wypływającym z gospodarczej pozycji jej uczestników. Przynależność do nich była w zasadzie dzie- dziczna, ich granice ostro zarysowano i przeważnie zamknięto. Dalsze człony przyjmowanej definicji wiążą się ze zdolnością tych grup do sprawowania władzy publicznej poprzez zgromadze- nia stanowe. Wreszcie - dla krajów Europy - stany są określeniem historycznym, dotyczącym okresu między XIII a XVI w. W kra- jach rozwiniętych okres ten, między monarchią feudalną a monar- chią absolutną, charakteryzował się dualizmem władzy realizowanej przez monarchię i przedstawicielstwo stanowe. Sprawa jednak nie jest prosta. Nie ulega wątpliwości, że obok "oficjalnych", przewi- dzianych prawem kościelnym lub państwowym grup społecznych - duchowieństwa, urzędników korony, książąt Rzeszy, rozmaitych grup służebnych - istniały mniej formalne więzi nie mieszczące się w prawnej hierarchii. Niekiedy działały one na zasadzie więzi poko- leniowych, niekiedy - zbliżonych interesów gospodarczych. Czy można (jak postuluje C. Levi Strauss7) badając ówczesne stosunki odtworzyć panujący system, jego hierarchię, jego porzą- dek? Wydaje się, że krzyżowały się tu najrozmaitsze formy działa- nia, kompetencje, cechy wyróżniające. Podobnie jak i w naszej epoce majątek nie zawsze szedł w parze z prestiżem społecznym, prestiż - z posiadaną władzą, a ta ostatnia nie zawsze wypływała z panującej czy obowiązującej doktryny społecznej. Od XII w. kształowały się zgromadzenia, które próbowały, czasem z powodze- niem stać się formalnym przedstawicielstwem różnych grup społe- cznych. Nie były to jeszcze uznane stany. Jan Dhont nazywa je "solidari- tes"8, "puissances"; S. Russocki "formami podstawowymi"9, mo- żna też określić je jako grupy interesu czy grupy nacisku. Powstawa- 87 ły oddolnie - wszak każdy człowiek (z panującym włącznie) musiał mieć swój status, który wiązał go z innymi osobnikami, i odgórnie - przez instytucje państwowe, rozwój form prawnych regulują- cych życie zbiorowe. U podłoża tego zjawiska leżała zasada, o której często zapomina się, badając średniowiecze: "quod omnes tangit ab omnibus aprobari debet" (to, co dotyczy wszystkich, musi być przez wszystkich aprobowane). Oczywiście problem podstawowy dotyczył tu definicji słowa "omnes" - wszyscy. Wszyscy - to znaczy kto? Wszyscy członkowie wspólnoty, ale czy rzeczywiście każda zbiorowość miała prawo głosu? Nie wydaje się, mimo że już średniowiecze określało człowieka - każdego! - jako "dignissima omnium creatura"10. Może i "najgodniejsze stworzenie", ale roz- darte między wolnością działania a podporządkowaniem określo- nym regułom zbiorowym. W dodatku odmiennie to wyglądało w praktyce różnych krajów, inaczej funkcjonowało w XIII, inaczej w XV stuleciu. Nie wchodząc w dyskusje dotyczące różnic w systemach działa- nia monarchii stanowych zwróćmy uwagę, jak w tym czasie kształ- towały się stosunki ustrojowe w Polsce. Punktem wyjścia będzie konstatacja, że stosunki społeczne nad Wisłą były zapóźnione wo- bec panujących na Zachodzie. Ponadto prawo miejscowe różniło się ; znacznie od przepisów regulujących stosunki społeczne w krajach rozwiniętych. Nie zmienia to faktu, że istniały liczne odrębne grupy prawne w ramach polskiej monarchii i że przynajmniej od XII w. warstwy możnowładców w sposób istotny ograniczały władzę księ- cia, zyskując wpływ i na wybór panującego. Rzecz prosta ten dua- lizm nie był dwuwładzą księcia i stanów. O istnieniu tych ostatnich można mówić dopiero poczynając od XIII w., a w dodatku proces ich kształtowania nie przebiegał analogicznie do tego, który miał miejsce na Zachodzie. Poprzednio wspominaliśmy już o recepcji ustroju i (co nie jest tym samym) recepcji języka urzędowego11. Nie wiem, jak brzmiał w języku polskim termin "baron", ale na pewno nie miał związku z terminem używanym na zachodzie Europy. Jakim terminem tłu- maczono łacińskie militia, a jakim nobilitas. Oba te terminy wy- stępują obok siebie. Do zapożyczeń przyczyniali się na pewno pisarze kancelarii książęcych i biskupich, wykształceni na uniwer- sytetach i tam poznający teorie dotyczące budowy społeczeństwa. Nie ulega wątpliwości, że model ustrojowy i model prawny poznawany na Zachodzie był atrakcyjny dla elity władzy Królestwa Polskiego, chociażby z racji zaspokajania ich aspiracji kulturalnych. Stąd też stosowanie terminów określających stosunki społeczne słabo przylegających do ówczesnej rzeczywistości. Oczywiście ist- 88 niały określenia wskazujące na przynależność do jakiegoś stanu. Milites, nobiles, proceres, laboriosi, cives coraz częściej występują w źródłach w XIV i XV w.12. Wiadomo jednakże, że do końca wieków średnich istniała fluk- tuacja między grupami społecznymi, bliskie powiązania rodzinne przedstawicieli różnych warstw, brak konsekwencji i precyzji w określaniu przynależności stanowej13. I tak na przykład znaczną większość osób stających przed sądem określano do połowy XV w. miejscem pochodzenia. Zjawisko to, oczywiście, występowało od- miennie w różnych środowiskach geograficznych, ale na Mazowszu blisko 70% osób tak określano, w Łęczyckiem 60%, w Małopolsce 50%. Tę samą zasadę obserwujemy w Akademii Krakowskiej, w której 80%studentów było określonych wyłącznie miejscem po- chodzenia14. Występują też w sądach ludzie określani przez wykonywany zawód, rzadziej - wyznawaną religią, niekiedy przynależnością rodową. Ponieważ te same osoby bywają różnie określane, niekiedy kolejno odmiennymi terminami prawnymi (nobilis - providus; miles - nobilis - famatus), zachodzi pytanie, co decydowało o hierarchii społecznej, jakie rodzaje więzi dominowały w Polsce w XIV - XV w.? By znaleźć na to pytanie odpowiedź, należy krótko prześledzić proces kształtowania się prawnych grup późnego śred- niowiecza15. Najwcześniej - już w końcu XI I w. - wyodrębniły się te grupy społeczne, które napłynęły do nas z Zachodu. Duchowieństwo zaczęło uzyskiwać prawne podstawy swej odrębności prawdopodo- bnie już w XII w. (ius spolii 1180 r.), a na pewno w wyniku uzyskiwania przywilejów w 1210 i 1215 r., zapewniających auto- nomię sądowniczą, z czasem immunitet gospodarczy, mianowanie proboszczów przez biskupów i wybór tych ostatnich przez kapituły. Wraz z rozwojem życia kościelnego w XIV w. zarysował się podział na zamożnych posiadaczy kanonii i prebend (excellentiae perso- nae)16 i ubogi kler (Wrocław 1402 r.). Do tej drugiej warstwy mieli dostęp przedstawiciele niższych warstw społeczeństwa. Oficjalne rozdzielenie praw niższego i wyższego kleru jednak nie nastąpiło, mimo że w 1430 i 1433 r. kolejne przywileje zapewniały godności kanonickie i biskupie tylko dla "terrigenae", co interpretowano z czasem jako zastrzeżenie tych stanowisk dla szlachty. Drugą grupą prawną byli przybysze, przeważnie z krajów nie- mieckich, którzy wraz z formami ułatwiającymi działalność w ra- mach gospodarki towarowo-pieniężnej przynosili własne prawa lub uzyskiwali szczególne formy immunitetu gospodarczego i sądowe- go17. Prawa dla "gości" (Wrocław zapewne przed 1214 r., Kraków 89 przed 1228, Płock przed 1237), a później lokacje na prawie niemiec- | kim (Wrocław 1242 r., Kraków 1257, Poznań 1253, Gniezno przed i 1239 r. i wiele innych) dawały obok dziedzicznej działki (Erbe) | członkom gmin miejskich odrębne prawa umożliwiające działalność l gospodarczą i samorządową, g Podobnie od początku XIII w. rozwijała się kolonizacja wiejska, i stwarzająca wśród innych chłopskich nową grupę prawną. Trzeba l tu jednak podkreślić co najmniej trzy aspekty tego zjawiska. Po | pierwsze - te grupy nie obejmowały wszystkich mieszkańców wsi i miast. Mieszczanie posiadający prawo niemieckie byli grupą uprzywilejowaną, ale jedną z kilku innych zamieszkujących większe ośrodki. Obok wsi na prawie niemieckim istniały liczne osady na prawie polskim, a czasem na wołoskim czy ruskim. Po drugie - mi- mo prób Kazimierza Wielkiego, a przedtem jeszcze drobniejszych książąt dzielnicowych nie powstawały jednolite przepisy prawne ani dla wsi, ani dla miast. Każde większe miasto trzymało się swoich tradycji, mniejsze ośrodki natomiast znajdowały się w innej sytuacji, ponieważ były zależne od swych panów gruntowych. Wielość form lokalnych nie pozwala mówić o jednolitych grupach prawnych mie- szczan i chłopów. Miało do tego dojść dopiero w następnych latach. Po trzecie wreszcie - ten stan rzeczy uniemożliwiał powstanie zgro- madzeń stanowych, jako że lokalne samorządy do tego miana nie mogły pretendować. Inna sprawa, że większe miasta - których dla początku XV w. można by wymienić około 30 - w wieku XIV i w pierwszej połowie XV próbowały niekiedy tworzyć szersze formy współpracy regionalnej czy nawet ogólnokrajowej. O działalności tych konfederacji wiemy jednak bardzo niewiele, a praktycznie prze- stały one występować w drugiej połowie XV w. Znacznie bardziej skomplikowane były losy kształtowania się18 stanu, który miał odegrać rolę najważniejszą - szlachty. Genezę jego można widzieć w przemianach charakteryzujących Polskę XIII w. Autarkiczny system monarchii patrymonialnej zaczął stop- niowo ulegać rozkładowi. Wzrost znaczenia możnowładztwa szedł w parze z coraz większą rolą gospodarki pieniężnej, eliminującej potrzebę korzystania ze służebności różnych grup ludności. Jedno- cześnie ziemie polskie, znajdujące się na odległych peryferiach kultury łacińskiej, zaczęły w coraz większym stopniu ulegać wpły- wom ustrojowym z Zachodu. Przywilej 1228 r. gwarantował prawa "słuszne i godne" "secundum consilium episcopi et baronum"19. Ten drugi człon korzystających z przywileju dotyczył możnych, którzy już od ponad wieku stanowili grupę aktywnie uczestniczącą w szerszej polityce, utożsamiającą swe interesy z interesami państ- wa. Rody możnowladne, decydujące niekiedy o osobie władcy, 90 cieszące się immunitetami, nie stanowiły grupy prawnie i faktycznie zamkniętej. Obok nich istniała liczna warstwa wolnych dziedziców ziemskich, wśród których szczególne znaczenie zaczęła zdobywać służebna ludność rycerska, siłą rzeczy posiadająca większe moż- liwości gopodarcze i polityczne niż pozostali wolni mieszkańcy kraju. Ponadto w ciągu XIII w. pojawili się ludzie nie mieszczący się w dotychczasowych strukturach - głównie sołtysi, zasadźcy osad na prawie niemieckim - uposażeni w ziemię na prawie lennym. Już w połowie omawianego stulecia, w 1252 r.20, stan ten był utrwalony zwyczajowo wysokością płaconych kar za zabójstwo lub zranienie i przetrwał do połowy XIV w., kiedy to w statutach Kazimierza Wielkiego zastrzeżono inne opłaty dla rycerzy, inne dla drobnych rycerzy (scartabellus, niekiedy zwany miles mediocris, militellus), jeszcze inne dla uszlachconych kmieci (kmetho) lub sołtysa21. Przy układaniu czy wydawaniu tych przepisów, w starszej literaturze uznawanych za dowód uformowania się sądów, brali udział jedynie wyżsi duchowni i możni ("convocatis totius regni sui prelatis ac nobilibus baronibus"22). Udział w rządach rady królewskiej był oczywisty, ale proces kształtowania się reprezentacji stanu szlacheckiego dopiero się za- czął. Zapewne miało w tym udział kształtowanie się rodów heral- dycznych, które w zmieniających się warunkach gospodarczych nabierały znaczenia podstawowych więzi kształtujących stosunki społeczne23. Przynależność do rodu, uwidoczniona herbem i zawo- łaniem, wiązała się z przejmowaniem tych atrybutów także przez klientelę możnowladcy. Ułatwiało to włączanie się do wyższej gru- py społecznej, a patron rodu mógł liczyć na większą liczbę zaufa- nych i oddanych sobie ludzi. Coraz większa rola polityczna górnych warstw mieszkańców Królestwa ("narodu politycznego") po wygaśnięciu dynastii "pa- nów przyrodzonych" powodowała rosnącą potrzebę ograniczania czy ustalania kręgu ludzi uprzywilejowanych. Stąd od końca XIV w. mnożą się przewody sądowe o tzw. naganę szlachectwa, tj. mające na celu potwierdzenie (lub zaprzeczenie) pochodzenia z ro- du szlacheckiego (od trzech pokoleń). W rzeczywistości wywód pochodzenia stał się furtką ułatwiającą przenikanie ludzi różnej kondycji społecznej do grupy uprzywilejowanej, dając równocześ- nie możliwość korzystania z uprawnień przysługujących rodom24. Nagana była częstym zjawiskiem aż po XVI stulecie. Jednakże nie rody rycerskie stały się główną formą organizacji społecznej, lecz więzi terytorialne, ziemskie, które przez cały wiek XV ulegały stałemu wzmacnianiu25. Obejmowały one (z pewnymi różnicami 91 w różnych dzielnicach kraju) możnych, wszystkie kategorie ryce- rzy, a także ludzi zamożnych, których status społeczny nie był jasny w świetle zwyczajów adoptowanych z Zachodu. Należeli do nich bogatsi mieszczanie, rycerze "in civitatis sedentes", sołtysi, człon- kowie władz samorządowych w miastach, między którymi istniały bliskie i częste powiązania rodzinne. Dopiero w 1423 r. zabroniono kmieciom występować z naganą szlachectwa, widocznie przedtem było to możliwe26. Więzi terytorialne, sięgające zresztą znacznie dawniejszych cza- sów, dawały najdogodniejsze możliwości organizacji społecznej. Już pierwsze przywileje, uchodzące za stanowe, z 1374 r. (a obieca- ne w 1355 r.), obok przywilejów podatkowych i obietnicy wykupu rycerzy z niewoli zawierały zastrzeżenia dotyczące piastowania urzędów ziemskich przez szlachtę danej ziemi i wyłączenie obcych z prawa do piastowania urzędu starosty27. Zmiany dynastii stwa- rzały coraz więcej możliwości ograniczania roli króla na rzecz społe- czeństwa. Przywieleje Władysława Jagiełły z lat 1386 i 1388 po- twierdzały i poszerzały dotychczasowe uprawnienia, a nowe przy- niosła seria przywilejów z lat aktywizacji społeczeństwa w dobie rewolucji husyckiej i starań władcy o zapewnienie sukcesji dla dynastii. Przywileje z lat 1422, 1423, 1425,1430 i 1433 zapewniły habeas corpus, nienaruszalność dóbr bez wyroku sądowego, wpływ na wysokość cen, na wychodźstwo chłopów. Szczególnie ograniczenia prawne innych grup społecznych zawarte w tych przywilejach: kmieci, sołtysów, mieszczan, prowadziły do ściślejszego określenia pełnoprawnych obywateli państwa. Był to jednak proces długo- trwały. Dopiero w 1454 r., na początku wojny z Zakonem Krzyżackim, wydane zostały przywileje uzależniające prawodawcze decyzje kró- la od sejmików ziemskich28. Ale nie w całym państwie istniała jednolita praktyka funkcjonowania tych zgromadzeń. W Wielko- polsce uczestniczyli w nich zapewne wszyscy zaliczani do rycer- stwa, wśród których byli także i mieszkańcy miast. Na Mazowszu do "terrigenae" zaliczali się przedstawiciele niższych grup społecz- nych, niekiedy nie różniący się majątkiem od licznych zamożniej- szych chłopów (nawet nie zawsze posiadający prawa rycerskie)29. W Małopolsce decyzje ustawodawcze starano się ograniczyć tylko do grona możnych - senatorów i dostojników ziemskich. Na Rusi, szczególnie po 1456 r., tylko dygnitarze ziemscy uzurpowali sobie decyzje ustawodawcze. W tymże czasie rozpoczęła się akcja zmierzająca do ograniczenia rzeczywistych i potencjalnych kandydatów do sprawowania wła- 92 dzy. Od 1456 r. szlachta przywłaszczyła sobie prawo nakładania podatków na miasta, w 1462 r. pozwała przed sąd szlachecki władze Krakowa. Niemal jednocześnie (1458, 1472) starano się obciążyć podatkami szlachtę ubogą, nie posiadającą kmieci30. Tu jednak sytuacja była znacznie bardziej skomplikowana. Średnie warstwy szlacheckie potrzebowały wsparcia w walce z magnaterią, ta zaś dążyła do uzyskania klienteli politycznej. Jednocześnie stopniowa inkorporacja zapóźnionych w rozwoju ziem Mazowsza (1462-1526) włączała do Królestwa masę ludzi, którzy uznani zostali za przynależnych do stanu szlacheckiego31. W wyniku tych wszystkich czynników sprawczych drobna, liczna szlachta została ostatecznie włączona do stanu panującego. Ale nastąpiło to dopiero w czasach nowożytnych. Średniowiecze było w Polsce okresem - tak jak i w innych krajach europejskich - w którym panowała jeszcze pełna mobilność społeczna32. Ponadto, co też jest charakterystyczne dla społeczeństwa w trak- cie przemian, społeczeństwa w ruchu, uderza (pozorny?) brak kon- sekwencji w stosowaniu określeń człowieka. Występują oczywiście te, które przywykliśmy uważać za stanowe: szlacheckie (magnificus, nobilis, generosus, strenuus), mieszczańskie (providus, honestus - najczęściej w rodzaju żeńskim - discretus, famosus), chłopskie (labriosus, kmetho), liczne określenia stanu duchownego (religio- sus, honorabilis, venerabilis). Żydów (perfidus). Ale równolegle występują określenia rodzaju zawodowego, czasem współistniejące ze stanowymi, a czasem nie. Wskazują one na rozliczne zajęcia rzemieślnicze, kupca, karczmarza, a także pisarza, medyka, bakała- rza. Określają także funkcje i urzędy wykonywane w życiu publicz- nym: wojewody, kasztelana, plebana, wikarego, sędziego, rajcy, ławnika, burmistrza, sołtysa, wójta. Terminy te często wskazują na przynależność stanową, ale nie zawsze, bo rzemieślnicy niekiedy pochodzili ze wsi, a wójt bywał często szlachcicem. Są też okreś- lenia, które wbrew pozorom niewiele mówią: dominus, haeres - nie zawsze dotyczyły szlachty. I wreszcie licznie stosowane są przydomki środowiskowe: incola, oppiddanus, suburbinus, a naj- częściej używane są określenia związane z miejscowością, z której dana osoba wymieniona z imienia pochodziła. Widać tu pewną prawidłowość. W XIV i w pierwszej połowie XV w. takich określeń jest znacznie więcej, niekiedy dominują one zdecydowanie, natomiast w końcu stulecia ich liczba stopniowo maleje. To określenie geograficzne jest całkowicie niespójne ze stanowym, jako że ze wsi mógł pochodzić i pan, i chłop, a z miasta mieszczanin, chłop i szlachcic33. W skali materiału ogólnopolskiego nie widać wyraźnej przewagi 93 któregokolwiek systemu określania sytuacji społecznej. Różnice występują raczej w układzie pionowym. W małych miastach więcej było stosowanych oznaczników terytorialnych. Podobnie rzecz się miała w miastach największych - Gdańsku, Toruniu, Krakowie. W miastach średnich - Kaliszu, Sieradzu, Przemyślu - częściej spotykało się określenia stanowe. Ale były to różnice niewielkie. W miasteczku Kowal np. do połowy XV w. w ogóle występowały jedynie oznaczenia terytorialne, a w tym samym czasie w niedale- l kim Radziejowie stosowano często także i stanowe, może że względu , na większe znaczenie tego miasta w systemie administracji szlachec- ; kiej. Ludzie stający przed sądem miejskim byli bardziej zróżnico- wani pod względem prawnym. W Kowalu pierwsze określenie stanu - "providus" - pojawiło się dopiero w 1440 r., ale dopiero w XVI w. ten rodzaj określeń począł ilościowo przeważać34. Dalsza obserwacja dotyczy wymienności stosowanych termi- nów. O chłopie mówiło się "pracowity" bądź "pochodzący z kon- kretnej wsi". Zdarzały się też te określenia w połączeniu z dodat- kiem "kmetho". Ważniejsza jednakże wydaje się konstatacja doty- cząca wymienności stosowanych terminów w zakresie przynależno- ści stanowej. Występujący w źródłach "nobilis" to niekiedy "gene- rosus", niekiedy "haeres", czasem urzędnik ziemski - kasztelan, wojewoda, wojski, pisarz, sędzia. Ale czasem "providus" i "civis". W tym jednak przypadku i zmienny szyk określeń, i analiza działal- ności danej osoby czy pochodzenia świadczą stanowczo przeciwko tezie, że chodziło tu o pochodzenie społeczne. Z zasady "szlachet- nym" bywał burmistrz, wójt, podwójci. Burmistrz rzeczywiście bywał niekiedy pochodzenia szlacheckiego, ale w zasadzie niemal każdy wójt, sołtys czy urzędnik miejski zasługiwał na takie okreś- lenie35. W dodatku spotyka się wymienność terminów "honestus", "providus", "nobilis" i niekonsekwentne stosowanie ich do tych samych osób, także pochodzenia szlacheckiego. Chaos w tym za- kresie tłumaczy się tym, że określenie "szlachetny" należało w pier- wszej połowie XV w. do obiegowych, nie mających jeszcze precy- zyjnego znaczenia prawnego. Podobne zjawisko występuje w księgach ziemskich. W Leczyc- kiem około 60% określeń osób stających przed sądem dotyczy miejscowości, z których one pochodziły, a w znacznej większości przypadków chodziło o przedstawicieli szlachty, co wynika z właś- ciwości sądów. Jednakże nie są to rzeczy pewne, albowiem prawo ziemskie nie było zbiorem norm przeznaczonych wyłącznie dla szlachty, podobnie jak prawo miejskie - ius civile - nie dotyczyło jedynie mieszczan. Ziemski sąd radziejowski rozpatrywał nie tylko sprawy między przedstawicielami szlachty, chłopami i mieszczana- 94 rni, ale także - acz rzadko - między mieszkańcami miast. Współ- istnienie prawa ziemskiego i prawa miejskiego jest w księgach sądo- wych czytelne36. Nie zawsze rysuje się ostra granica między po- stępowaniem według jednego czy drugiego obyczaju. Ławnicze sądy miejskie zaprzysięgane były przez urzędników państwowych, którzy też w częstych przypadkach brali udział w posiedzeniach lawy. Rzecz interesująca, że niekiedy bywali to starostowie, a nie- kiedy powołani przez nich urzędnicy ziemscy: sędzia, podczaszy, miecznik. Przypadki takie zdarzały się prawdopodobnie wówczas, gdy strony pochodziły z różnych stanów, ale także gdy sprawa toczyła się między dwoma chłopami, a wtedy była ona rozpatrywana przez ławę miejską z udziałem przedstawiciela starosty. Rozróżnienie między "iudicia magna" a "iudicia parva" wiązało się prawdopodobnie z udziałem przedstawicieli sądów ziemskich w sądach miejskich. Termin "Magnum ludicium Bannitum" był niekiedy używany w miastach wymiennie z "colloquium generale", ale wówczas w grę musiał wchodzić udział przedstawicieli sądów grodzkich czy ziemskich. Natomiast przy rozpatrywaniu spraw karnych i cywilnych w posiedzeniach sądów ławniczych brali udział arbitrzy powołani przez strony, np. wojski i mieszczanin. Łączone sądy dotyczyły nie tylko odmiennych spraw. Starosta i podkomorzy wspólnie rozsądzali spory między mieszczaninem a młynarzem, a ława miejska (jest to zjawisko powszechnie znane) współzasiadała z radą. Jak wiadomo, statuty Kazimierza Wielkiego zakazywały alternatywnego stosowania prawa niemieckiego i pol- skiego w zależności od tego, które było korzy śmiej sze dla zaintereso- wanych. Wydaje się jednak, że w praktyce sądowej do ostatniej ćwierci XV w. spory o tryb postępowania wskazują na niekonsek- wentne stosowanie statutów, a na Mazowszu stan taki trwał jeszcze do czasu inkorporacji księstwa do Korony. Wniosek ten może być potwierdzony przez spostrzeżenia dotyczące Małopolski. W połowie XV w. na kilka tysięcy spraw rozpatrywanych przez sądy ziemskie zaledwie parę razy powołano się na statuty Kazimierza Wielkiego, zakładające m.in. odmienności wynikające z różnic stanowych37. Spostrzeżenia dotyczące chaosu (może pozornego?) w zakresie właściwości sądowej osobowej i terytorialnej można rozszerzyć i na inne dzielnice kraju. Łączone sądy w mieście i przemieszanie akt miejskich i ziemskich, przykłady szlachty regulującej swoje sprawy przed sądem miejskim, mieszczan przed sądem grodzkim, przeno- szenie spraw z sądu prawa polskiego do sądu prawa niemieckiego i niejasności kompetencyjne - były zjawiskami częstymi38. Ten stan rzeczy wiązać by zapewne należało z silnymi powiązaniami rodzinnymi przedstawicieli różnych grup społecznych i różnych 95 stanów. Zagadnienie to można rozpatrywać pod dwojakim aspek- tem: po pierwsze - powiązań genealogicznych, po drugie - dzie- dziczenia jednego majątku przez przedstawicieli różnych stanów. Na powiązania rodzinne można spojrzeć znowu przez pryzmat stosunków panujących w małych miastach. Różne badania ukazały napływ do miast ludzi pochodzących ze wsi i w ogóle ruchliwość ludności polskiej w XV w.39. W drugiej połowie tego stulecia wielu synów chłopskich z bliższych i dalszych okolic przenosiło się do miast, gdzie nabywało prawa miejskie. W Sieradzu np. 6% osób przyjętych do gminy określano mianem chłopów, natomiast aż 25% przybyszów do miasta, nie określonych tym mianem, można z pew- nością uznać za pochodzących ze wsi. Nie wszyscy uzyskiwali "ius civile". Znamy rodziny chłopskie posiadające dobra miejskie, do- my, ruchomości w mieście, znamy także dzieci chłopskie, które przenosząc się do miasta musiały wystarać się o poręczycieli wobec swych byłych panów. Odnosi się wrażenie, że w małych i średnich miastach między- grupowe powiązania rodzinne były bardzo bliskie. Z trzech braci - pasierbów młynarza - jeden wybrał karierę duchowną, drugi pozostał chłopem i dziedzicem młyna, trzeci był mieszczaninem; awans synów chłopskich, którzy po studiach zostawali w miastach, nie był czymś wyjątkowym. Do nich należy zaliczyć duchownych, zwłaszcza niższych święceń. Sądzić można, że mieszane małżeństwa mieszczańsko-chłopskie były częstym zjawiskiem, ze wsi pochodzili zarówno mężowie w nowych stadłach, jak i żony. Przeważnie jednak chłopi brali za żony córki mieszczańskie. W XV w. kierunek mig- racji nie był jednolity. Zdarzają się w źródłach wzmianki o chłopach pochodzących z rodzin mieszczańskich, o dzieciach mieszczan przenoszących się na rolę. Przyczyny tego stanu rzeczy były różne, najczęściej jednak związane z dziedziczeniem posiadłości ziem- skich. Mieszczanie koligacili się także ze szlachtą. Zapiski dotyczące przyjęcia prawa miejskiego w Sieradzu wskazują na interesujący fakt przechodzenia do miast także przedstawicieli szlachty, którzy przyjmowali prawa miejskie. Czasami były to kobiety - może powracające do dawnego środowiska. Zdarzało się, że syn szlache- cki zostawał mieszczaninem, jak np. Jan z Sieradza, syn właściciela Biemacic. Często w tych związkach określani mianem "nobiles" (zgodnie z poprzednimi ustaleniami) byli co możniejsi mieszczanie, piastujący różne funkcje we władzach miejskich. Czasami posiadali klejnot szlachecki, tak jak wójt sieradzki Michał, który pojął za żonę córkę mieszczanina z Kalisza, czy Jan Czarnooki, rajca radziejow- ski, którego pasierbem był zwykły mieszczanin. Zdarzały się mał- 96 żeństwa ze szlachciankami, dochodziło też do związków małżeńskich między szlachcicami a córkami mieszczańskimi. W przypadkach drobnej szlachty wiązało się to zapewne z awansem majątkowym, jak na to wskazują źródła gdańskie czy krakowskie. Ale powiązania te były bardziej zróżnicowane. Dobka, wdowa po wojewodzie sieradz- kim Jarandzie, miała siostrzeńca Marka, który - sądząc z brzmienia wpisu - był mieszczaninem z Koła. Takie powiązania nie dziwiły oczywiście wśród wielkich finansistów. W drugiej połowie stulecia spotykamy się z nobilitacją bogatych Niederhofów z Gdańska czy Bonerów z Krakowa. Ale nie były to przypadki typowe. Grupą łączącą przedstawicieli wszystkich stanów było bez wąt- pienia niższe duchowieństwo. Synowie mieszczańscy po włożeniu sutanny obejmowali wiejskie parafie, utrzymując nadal bliskie sto- sunki z rodziną, pełnili różne funkcje w mieście, przechodząc nie- kiedy z jednego ośrodka do drugiego. Pragnący awansu synowie chłopscy mogli także przechodzić do stanu duchownego, gdy rów- nocześnie ich bracia zostawali na wsi lub uzyskiwali prawa miejskie. Bliskie stosunki rodzinne opierały się na prawie do dziedzictwa. Przedstawiciele wszystkich grup społecznych dysponowali swoją własnością w sposób nie skrępowany. Być może, że źródła nie dają rzeczywistego obrazu w tej kwestii, mogły bowiem eliminować część ludności. Księgi miejskie zawierają wiele przykładów swobodnego dysponowania odziedziczonymi ruchomościami i nieruchomościami - domami, jatkami, polami, ogrodami, a także pieniędzmi, towara- mi, bydłem i końmi. Majątek, którym dysponowano, określany był jako "haereditas", "allodium", "patrimonium" i "matrimonium", "bonis hereditariis patemalis et matemalis" czy też z polska "dziado- wizną". Podlegał on zapisom testamentowym, wymianie, sprzedaży, niezależnie od tego, czy należał do szlachty, mieszczan, chłopów lub przedstawicieli duchowieństwa (których własność także była okreś- lana jako "allodium"). Niekiedy do różnych nieruchomości wcho- dzących w zakres "dziedzictwa" przywiązane były świadczenia wy- kraczające poza zakres wymiernych wartości. Stanisław i Wawrzy- niec, bracia ze Staszówki, zapewne chłopi (?), sprzedali swoje dobra na raty, zachowując jednak prawo do orania, zasiewu i zbioru plonów tak długo, póki nie zostanie spłacona cała należność. Tytuł własności pola przeszedł już na niejakiego Mikołaja z Ciężkowic - może mieszczanina. Cesja dziedzictwa dotyczyła niekiedy części majątku dla dzieci. Pół domu z ogrodem i jedną jatką przekazał synowi bogaty mieszczanin sieradzki Andrzej Mazur; posag córki mieszczanina z Kalisza wyglądał podobnie. W wielu przypadkach na akt sprzedaży musiała być uzyskana zgoda współwłaściciela czy też naturalnych spadkobierców - żony, 7 97 dzieci, siostrzeńców lub nawet rodziców. "Divisio" dóbr rodzin- ! nych - szlacheckich - często spotykane jest w księgach ziemskich. ! Spotyka się je też w aktach miejskich; bywa, że dotyczy chłopów. Badając stosunki rodzinne nie sposób nie zauważyć, że w wielu przypadkach liczebność dzieci czy - ogólniej - współdziedziców dóbr musiała wpływać na zmianę zawodu, a tym samym, na zmianę środowiska. W drugim pokoleniu z kolei ożywiała rozwój kontak- tów międzystanowych. Znane jest np. takie zjawisko w przypadku wielkich rodzin patrycjatu gdańskiego. W drugiej połowie XV w. Otto Angemunde z Gdańska miał sześcioro dzieci, a Philip Bischop siedmioro, w tym czterech synów; Eberhard Ferber miał dziesięcio- ro. Oczywiście taka liczebność potomków nie była regułą, bo np. Suchtenowie, Niederhofowie czy Feldstedowie mieli jedno lub troje dzieci40. Wielodzietne rodziny bywały i w mniejszych mias- tach, ale spotykało się sześcioro-dziesięcioro dzieci i w rodzinach chłopskich. Wśród drobnej szlachty mazowieckiej czy sieradzkiej rodziny liczyły pięciu, sześciu, czy nawet dziesięciu braci. W wypadkach mniejszej zamożności łatwo było o deklasację lub zmianę środowiska społecznego. Potwierdzają to dane dotyczące ruchliwości ludności w Polsce. Literatura przedmiotu zwracała uwagę na grupową i jednostkową mobilność społeczną w końcu średniowiecza i w początkach czasów nowożytnych41. Opracowania dotyczące Krakowa, Gdańska, Warszawy, Lwowa, Biecza, Malbor- ka ukazały gospodarcze znaczenie migracji szlachty i chłopów do miast42. Na tej podstawie można sądzie, że do 20% ludności naby- wającej prawo miejskie było pochodzenia chłopskiego, około 3% szlachty, która przynajmniej w XV w. i początkach XVI w. nie traciła swej przynależności stanowej. Dane - i z dużych, i z małych miast - wskazują na różnice w rozwoju tych aglomeracji. I tak np. w Krakowie i w Malborku napływ ludności w XV w. spadał, we Lwowie utrzymywał się aż do schyłku stulecia na zbliżonym poziomie, a spadał gwałtownie wów- czas, gdy właśnie tamte dwa miasta ustabilizowały dopływ nowych obywateli. Druga połowa XV stulecia była korzystna w tym wzglę- dzie dla Warszawy i dla Gdańska, podobnie jak początek XVI w., który przyniósł też duży rozwój Biecza. Analiza różnic przyniosłaby zapewne ciekawe wyjaśnienia przyczyn mobilności społecznej. Na podstawie tych danych i bogatych materiałów dotyczących "accep- tatio iuris civilis" w Sieradzu można dojść do wniosku, a zdają się to potwierdzać badania dotyczące Wielkopolski43, że ruch ludności wcale nie był jednokierunkowy. W Sieradzu na 136 przyjęć w latach 1473-1510 89 (tj. 66%) dotyczyło niewątpliwie mieszczan, a po- chodzenie ich było różne. Byli wśród nich "providi" z Widawy, 98 Warty, Soboty, Turka, Uniejowa, Skrzyńska - a więc ośrodków o wiele mniejszych od Sieradza. Byli przybysze z Łęczycy, Szadka, Błonia - nieco tylko ustępujących wielkością, byli z Sandomierza, Opawy i Krakowa, miast zdecydowanie większych. Szlachty (tak właśnie nazwanej) było niewiele: 2 osoby (powyżej l %), chłopów 12 (9%), 32 osoby pochodzące ze wsi nie są bliżej sprecyzowane. Sieradz był głównie zasilany przez przybyszów z obszaru wojewó- dztwa, następnie z Łęczyckiego i Kaliskiego; przenosili się doń jednak i mieszkańcy dalszych okolic - z Krakowskiego, Sando- mierskiego, z Mazowsza, a nawet z Moraw i Prus (Opawa, Gniew). Migracje były wielokierunkowe, Sieradz opuszczali mieszkańcy przenosząc się do Krakowa, Jarocina, a także na wieś. Można mniemać, że miejscem konfrontacji społecznych stało się i małe miasto, i może - przede wszystkim - jego przedmieście, zjawisko topograficzne występujące na wszystkich ziemiach polskich i sąsie- dnich, niezależnie niemal od ośrodka macierzystego44. Przedmieś- cia takie spotykamy w Sieradzu, Przemyślu i Radziejowie, w mias- tach dużych jak Kraków i Warszawa, Lublin czy Poznań. Na za- chodzie Europy - we Francji, Anglii, we Włoszech - "suburbia" i "nowe miasta" pełniły podobne funkcje. Tam właśnie kupowali działki i domy bardziej przedsiębiorczy mieszczanie, a także szlach- ta, duchowni, w dużej liczbie bogaci chłopi. Z przedmieścia łatwiej było dostać się do centrum, na rynek czy nieodległe odeń tereny, co dawało możliwość awansu stanowego, nabycia prawa miejskiego lub nawet wejścia do władz miejskich. Przedmieście było znacznie bardziej otwarte od miasta, i to nie tylko dlatego, że najczęściej brak tam było fortyfikacji. Stanowiło ono teren stałych konfrontacji grup społecznych, które łatwiej mog- ły się tam osiedlać niż wewnątrz murów. Spotykali się więc tu przedstawiciele różnych środowisk - chłopskich i szlacheckich, rolnicy, mieszczanie, wyrobnicy, a takie ludzie wywodzący się z grup nie mieszczących się w obowiązującym modelu społecznym miasta. Znajdowało to wyraz w socjotopografii przedmieść: szlach- cic posiadał nieruchomość obok rzemieślnika, chłopa, kupca czy duchownego, a na wielu tych działkach własnościowych znajdowała mieszkanie bezrolna, najuboższa ludność. W grę wchodziła tu i inna sprawa, bardziej widoczna.w "nowych miastach". Stwarzały one szansę dla jednostek przedsiębiorczych, przed którymi w starych gminach zamknięte były stanowiska bur- mistrzów, starszych cechowych czy rajców. Na nowym obszarze mogli robić karierę nowi ludzie. Ilustrują to obroty ziemią. W Europie środkowej nieruchomości stanowiły zarówno formę lokaty kapitału, jak i symbol znaczenia w społeczeństwie, niezależ- 99 nie od przynależności do grupy prawnej. Mimo ograniczeń pra- wnych najzamożniejsi chłopi i mieszczanie posiadali w rzeczywisto- ści i grunty rolne, i domy. W Polsce pierwszej połowy XV w. była to reguła. Posłużmy się przynajmniej jednym przykładem: w Sieradzu na ul. Mnisiej (Platea Monachorum) mieszczanin Wrzeciono sprze- dał dom Janowi, mieszkańcowi "de villa Sadzy cze (chłopu?), miesz- czanin zaś Jess Mikołajowi, dziedzicowi z Glinie, który w następ- nym roku odprzedał ten dom Mikołajowi z Kobierzysk (chłop?). Obok inny dom, własność "providi Stanislai Molostki", został nabyty przez mieszczanina Falka, a następnie tego roku (1450) sprzedany o 2 grzywny drożej "provido" i "laborioso" Janowi Konczyal. Inny "laboriosus" ze wsi Orzyno - niejaki Koczka - sąsiadował z Janem kapelanem z grodu, z Andrzejem młyna- rzem, a obok nich mieszkali: kuśnierz (który na odmianę sprzedał swą posiadłość mieszkańcowi wsi Brzechowa), szewc, krawiec. Bo- gatsi mieszkali prawdopodobnie przy ul. Sukienniczej (Platea Tex- torum), ponieważ niektóre domy tutaj należały właśnie do sukien- ników. Jeden z nich sprzedał swą nieruchomość w 1449 r. duchow- nemu (presbiter Bartholomeus), który w dwa lata później odprzedał go chłopu (laborioso) Maciejowi. Natomiast inny chłop, Jan z Wie- chmuczyna, sprzedał na tejże ulicy dom mieszkańcowi wsi Lelowi- cze. Były tam również posiadłości szlachty i niewątpliwie bogatych złotników. Przy ul. Błotnej mieszkali ludzie, których pochodzenie społeczne trudniej określić. Ale niejaki Kocionek sprzedał dom leżący obok posiadłości piekarza i podwójciego (viceadvocatus) Świętosła- wa kupcowi Mironowi, który z kolei po roku sprzedał go szlachcicowi Rogaczewskiemu. A po roku dom znowu zmienił właściciela, którym w 1451 r. został kuśnierz Adam do spółki z kupcem Mironem. Transakcjami kupna-sprzedaży zajmowali się zatem wszyscy: chłopi (nawet ubożsi), mieszczanie, wśród nich rzemieślnicy i kup- cy, szlachta reprezentowana i przez senatorów (wojewoda, biskup krakowski), i przez warstwę urzędników ziemskich (podkomorzy, sędzia, wojski), i licznych szeregowych nobilibus. Wzajemne relacje nie dotyczyły jednostronnej zależności finansowej i nie widać zde- cydowanej przewagi gospodarczej jednej grupy. Kontakty szlachty z chłopami i mieszczanami nie opierały się wyłącznie na przymusie pozaekonomicznym. Chłopi byli wierzycielami mieszczan i szlach- ty, szlachta - mieszczan i chłopów, wszystkie trzy grupy były zadłużone u duchownych i lichwiarzy żydowskich. Transakcje kre- dytowe wiązały przedstawicieli wszystkich stanów, którzy też na zasadzie ekonomicznej równości handlowali między sobą folwar- kami na wsi i domami w mieście. Te rozważania mogą doprowadzić do ogólniejszych wniosków. pojęcie "stany" w świetle historiografii zakłada stosunki prawne i społeczne, które nie odpowiadają polskiej rzeczywistości XV w. Nie odpowiadają w pełni też tym stosunkom, które panowały w Ni- derlandach, Włoszech i wielu krajach Rzeszy45. U nas zapewne dopiero u schyłku stulecia zaczął być ściślej określany stan szlache- cki, do którego przynależność gwarantowała liczne przywileje gos- podarcze i wpływ na politykę, przede wszystkim lokalną. Poprzez wpływy z Zachodu coraz częściej pojawiać się zaczęły określenia innych stanów - mieszczańskiego i chłopskiego, ale ich granice były bardzo płynne, podobnie jak nie były jasno sprecyzo- wane właściwości praw stanowych. Nie znaczy to, by w XIV i pier- wszych trzech ćwierciach XV w. nie istniały różnorodne grupy prawne. Można jednak zaryzykować tezę, że rozkład systemu prawa książęcego (patrymonialnego) nie zlikwidował sytuacji, w której istniało wiele wspólnot działających na zasadzie obyczaju czy prawa regulującego zarówno powinności wzajemne, wewnętrzne stosunki rodzinne, majątkowe czy karne, jak i wobec państwa. Kolonizacja na prawie niemieckim, prawo ruskie, które w Koro- nie podlegało przemianom zbliżającym je do stosunków w Polsce, prawo wołoskie, ormiańskie - mnożyły wielość norm postępowa- nia w społeczeństwie. W szczególności pojęcie mieszczan i chłopów nawet po przyjęciu prawa niemieckiego nie było w praktyce konsek- wentnie stosowane. Karol Buczek46 wskazał na genezę szlachty polskiej, wywodząc ją ze służebnych rycerzy. Nie wszędzie i nie zawsze różnili się oni statusem majątkowym czy miejscem zamiesz- kania od bogatszych gości na prawie niemieckim, od sołtysów, a może i od części zamożniejszej ludności wiejskiej, wywodzącej się z innych grup służebnych. Już same określenia ludzi występujących w źródłach sądo- wych zdają się wskazywać na to, że podstawową wspólnotą w XIV-XV w. była wspólnota terytorialna ziemska, w której powiązania rodzinne, majątkowe, terytorialne przebiegały w po- przek dawnych praw grupowych. Różnice dotyczyły poziomu ma- jątkowego, który jednak, jak zawsze, był zmienny, zależnie od rozwoju transakcji handlowych, kredytu, korzystnych lub nieko- rzystnych małżeństw, uzyskiwania urzędu świeckiego czy duchow- nego. Istniało oczywiście grono należące do elity władzy, najbogatsi i najzamożniejsi, których geneza leż zapewne sięgała dawniejszej epoki. Ci "barones", "proceres" stanowili grono, z którego wywo- dzili się najstarsi urzędnicy ziemscy, oni na ogół decydowali o kierun- ku polityki lokalnej czy regionalnej. I ta grupa jednak nie była zamknięta, szczególnie na terenie małych ziem lub obszarów z bo- | gatymi miastami, i Nie inaczej było w innych krajach Europy. Różnice między i poszczególnymi rejonami, obszarami, państwami były oczywiście i znaczne. Najbardziej zurbanizowany obszar średniowiecza - pół- nocne Włochy - w gruncie rzeczy nie znał "stanu mieszczań- skiego". Jakże można określić status społeczny Medyceuszy, którzy w ciągu XIV i XV w. z drobnych ciułaczy dóbr ziemskich wyrośli na największych bankierów Europy? W XV w. te procesy objęły i inne kraje. Najbogatszy człowiek świata - Jakub Fugger, protoplasta baronów, czy może być określany mianem mieszczanina? W Rzeszy Niemieckiej, gdzie "milites" to byli także "burgenses vasalles"47, było inaczej niż w królestwie Francji48. We wschodnich księstwach Rzeszy stosunki przypominały Polskę, w Nadrenii było podobnie jak w Lotaryngii. Czy Szwajcarzy rzeczywiście byli chłopami? Czy wolni "bónde" szwedzcy to drobni rycerze, czy zamożni chłopi? Nie sposób wtłoczyć wszystkie te grupy w ciasny gorset systemu stanowego. Współcześni też ne zawsze przywiązywali do niego zasadnicze znaczenie. Dante w swej wizji świata pozaziemskiego nie dzielił ludzi według stanów49. Społeczeństwo ukazane przez pryz- mat XIII-wiecznych figur szachowych w Anglii dzieliło się raczej na zawody: król, rycerz, rolnik, rzemieślnik, notariusz, kupiec, karczmarz, prostytutka (!) - to przecież rzucające się w oczy profe- sje, które wiązano z określonymi cechami charakteru50. Tak zresztą bywało i w literaturze, szczególnie satyrycznej: mnich - opój, rusticus - quadratus (tępy chłop)51 - to bardziej określenia kul- turalne niż stanowe. "Głupi chłop" był pojęciem przeciwstawnym do subtelnego rycerza. W obrazie literackim przeciwstawienie dwo- ru i wsi było tożsame z opozycją piękna i zgrzebności52. Z kolei pisma reformatorów społecznych przedstawiały chłopa tak, jak by czynili to encyklopedyści w dobie dojrzewania rewolucji. Była to krytyka stosunków społecznych, nie obrazująca istniejącej stratyfi- kacji. Rzeczywiście zamknięte stany, broniące się przed napływem ludzi nowych, świadome swej odrębności - to grupy najwyższej arystokracji: książąt cesarskich, lordów, parów, u nas pierwszych senatorów. To im zawdzięczamy wizję niezmiennego porządku średniowiecza. Nie należy sądzić, by było to zjawisko występujące jedynie w średniowieczu. Tendencje do zamykania się grup, stanów, warstw występują do dziś i są przejawem troski o zbytnie nieroz- szerzanie kręgów społecznych korzystających z przywilejów. Tyle tylko, że uwierzono, iż wieki średnie były okresem rzeczywistego istnienia zamkniętych grup. Ta wiara przez wiele lat towarzyszyła 102 badaczom, także tym zajmującym się najbardziej mobilną grupą - mieszczaństwem. Ileż to razy powtarzane były opinie o istnieją- cym trójdzielnym układzie mieszkańców miast (patrycjat, pospól- stwo, plebs). Nawet jeśli podział ten był wygodny ze względu na uproszczone rozróżnienie ludzi cieszących się różnym wymiarem przywilejów, to przecież nie uwzględniał on ani rzeczywistości rosyjskiej, ani miast bizantyjskich, ani włoskich. Różnice między poszczególnymi krajami były bardzo duże, a podziały - we Wło- szech, w Niemczech, w Polsce, w Niderlandach - nieostre, stale zmieniające się, uzależnione od wielu czynników. Inaczej wyglądało to w czasie powstawania miast samorządowych w XI-XII w., inaczej w okresie pełnienia władzy przez ludzi obdarzonych przywi- lejami od władców, jeszcze inaczej wówczas, gdy w ośrodkach rozwijających się doszły do głosu grupy społeczne najlepiej przy- stosowane do nowych działań w gospodarce. "Patrycjat" w opiniach europejskich historiografii jest termi- nem oznaczającym grupę mieszczan pełniącą władzę w gminach miejskich53. Wielu wybitnych historyków badało genezę patrycjatu w dużych ośrodkach: Londynie, Kolonii, Wormacji, Cambrai, We- necji czy na obszarach nam bliższych - w Szczecinie. Różne problemy dotyczące patrycjatu i jego najdawniejszych dziejów zo- stały lównież przebadane na ziemiach polskich. Konstatacje na temat genezy tej warstwy rządzącej uzależnione były od specyfiki miasta. Warstwa ta rozwijała się albo na podstawie działalności handlowej, albo lichwy, czasem oparta była na wielkiej własności ziemskiej54. Dużych miast w średniowiecznej Europie nie było wiele. Skąd zatem pochodzili ci, którzy sprawowali władzę w tysią- cach małych miast, w ośrodkach takich jak Pyzdry, Bardyjów, Kalisz, Płock, Lemgo czy Orvieto?55. Skąd brała się grupa ludzi korzystająca z organizacji samorządo- wej dla uzyskania różnorakich korzyści? W wypadku dużych miast Europy środkowowschodniej odpowiedź nie budzi większych wąt- pliwości. Grono dysponentów władzy na ogół składało się z przyby- szów - "Teutonicivelallihospites"56 - szukających na obszarach Polski korzystnych warunków życia i działania zawodowego. Wia- domo też z grubsza, skąd przybyły do Florencji rodzina Strozzich czy Medicich, na czym opierały swe znaczenie władze Lubeki, Tuluzy, Kolonii, Grenoble57. Trudności zaczynają się przy bada- niu miast małych, najbardziej typowych dla krajobrazu urbanis- tycznego kontynentu. Biorąc pod uwagę skomplikowane stosunki na całym obszarze Europy można spróbować rozważyć genezę patrycjatu w Polsce i w krajach sąsiednich. Nie ulega wątpliwości, że pierwotnie osoby piastujące władzę stanowiły głównie element napływowy. Goście - hospites - już w XIII w. osadzeni na prawie grupowym w sil- niejszych ośrodkach gospodarczych na wschodzie, samą swą nazwą (oznaczającą zresztą odmienny status prawny58) wykazywali swoją obcość w środowisku miejscowym. Byli ludźmi, którzy nie należeli do znanych tradycyjnie warstw społecznych. Trudności z okreś- leniem ich nazwą własną: "Rittermessig mań", "hospites ec iure fruantur quo et milites"59 - mogą wskazywać na fakt niemiesz- czenia się ich w ówczesnej strukturze społeczeństwa polskiego. Biorąc pod uwagę (mimo zastrzeżeń niektórych autorów parających się tym przedmiotem) brak instytucji prawnych kształtujących od- rębny status miejski przed okresem kolonizacji, w niewielkich o- środkach władzę zapewne musieli sprawować głównie przybysze wdrożeni poza Polską do działalności organizacyjnej na rzecz gmi- ny. A tymi przybyszami byli najpewniej Niemcy60. Stwierdzenie to może zadowolić jedynie częściowo, ponieważ nie zawsze też wiadomo, jakie było ich pochodzenie społeczne, a ponadto trudno założyć, że wśród przybyszów nie było Polaków znających obyczaje, język i technikę zawodu mieszczańskiego zdo- bytą w okresie poprzednim. Wątpliwość ta jest tym bardziej uzasad- niona, że nie zawsze przybysze byli Niemcami, jak w przypadku Ujazdu, Krakowa, Lądku, Skaryszewa, Płocka61. Można uznać jako pewny fakt, że część rajców czy ławników należała do grupy polskojęzycznej. Wynika to wyraźnie ze stwierdzeń dotyczących "Niemców i Polaków", "Niemców i innych gości" czy "mieszkań- ców miasta". Ponadto mimo przytłaczającej przewagi imion ger- mańskich (może zresztą zgermanizowanych przez pisarzy) trafiają się imiona świadczące o rodzimym pochodzeniu członków władz miejskich. Wójtowie Pyzdr Jaśko i Bartko, poznańscy rajcy Ludwik i Thylo, synowie Przybysława, Jaśko ze Smogorzewa w Gostynie62 byli najpewniej pochodzenia polskiego. Już w pierwszej połowie XIV w. w Płocku, co prawda mieście oddalonym podówczas od głównych ośrodków gospodarczych kraju, większość elity miesz- czańskiej była polska63. Taki stan rzeczy rozszerzał się i na inne miasta, szczególnie mniejsze. W ciągu pierwszych 120 lat, tj. do 1330 r., blisko jedna trzecia znanych wójtów, burmistrzów, rajców i ławników należała do grupy polskojęzycznej. Oczywiście nie moż- na kryterium imion uważać za czynnik decydujący, niemniej wska- zują one na udział miejscowych ludzi w reformie kolonizacyjnej miast polskich. Sprawą ściśle łączącą się z omawianą kwestią jest problem miej- sca, które zajmowali zasadźcy i członkowie władz miejskich w XIII-wiecznej hierarchii społecznej. Nie ulega wątpliwości, że mie- 104 li wysokie uposażenie, na które składały się łany uprawne, prawo korzystania z lasów i łąk, rzek i jezior, do posiadania młynów i karczem czy kramów rzemieślniczych, do pobierania opłat sądo- wych przez wójtów, przywileje handlowe. Wszystkie te nadania tworzyły spory majątek, wskazywały też, że mogli być traktowani jako ludzie bogaci. Stosowane niekiedy przy ich imionach określenia, jak "strenui", "nobiles" świadczą o powiązaniu ich ze środowiskiem rycerskim. Wójt Pyzdr, wspomniany Jaśko, nazywany był "strenuus vir". W Kaliszu wójt Henryk z Bytomia - "honorabilis vir" - wy- stępował wśród świadków na dokumentach Przemyśla II. W Oświęcimiu na dokumencie wójta Henryka i Gotfryda, miesz- czanina z Poznania, świadkami byli duchowni i rycerze. Wójt Ra- dziejowa Gierko świadczył przy nadaniu starosty wielkopolskiego Przybysława obok wielmoży Jarosława z Iwna64. Powiązania ze środowiskiem rycerskim szły w parze z rodzinnymi i gospodarczymi kontaktami z niższym duchowieństwem. Pleban kościoła Mariackiego zlecił lokację Bronowic Detmarowi Ketzerowi, mieszczaninowi z Krakowa, Kurzelów był lokowany przez braci, z których jeden był klerykiem. Tę samą funkcję w Zatorze Mieszko cieszyński zlecił Rudigerowi i Piotrowi, braciom książęcego kapelana Arnolda65. Analogiczne związki zdarzały się z pewnością i później. W Bielsku Mazowieckim, w Słupcy, Mstowie, Sieradzu, Ra- dziejowie, Ostrowi Mazowieckiej wójtowie określani byli jako "szlachetni" (nobiles), podobnie jak i burmistrzowie tych miast. Miejsce liczących się mieszczan (cives), wśród nich burmistrzów (magistri civium) na listach świadków pozwala umieścić ich w gru- pie poniżej urzędników ziemskich, ale powyżej "servientes" czy kleryków. Gdybyśmy odtwarzali stratyfikację społeczną Polski, to wójtów, sołtysów, rajców, ławników w XIII w. zaliczyć by należało do wyższej połowy. Byli nazywani tak jak niżsi przedstawiciele rycerstwa i duchowieństwa, mieli z ziemią różnorakie kontakty, w tym także rodzinne. Podobne były ich przywileje. Nadanie przez Łokietka "ortum et alldium" mieszczaninowi Gniezna, Tayziczo- wi, stanowi przykład typowy dla badań na prawie ziemskim udziela- nym rycerstwu polskiemu. Ciekawe wnioski można wysnuć badając środowisko terytorial- ne, z którego rekrutowali się ludzie reprezentujący "totam comuni- tatam". Analiza imion mieszczańskich potwierdza w pełni stosowa- ne określenie "gości". Przynajmniej 30% mieszczan znanych z imienia, piastujących różne stanowiska w samorządzie lub wy- stępujących w roli świadków czynności prawnej, określano pocho- dzeniem spoza miejsca ich działalności. Na ogół do mniejszych 105 miast przenoszono się ze wsi, do większych ośrodków często prze- nosili się mieszczanie z mniejszych. Płock był zasilany przez miesz- kańców Kikoiu, Rypina, Goślic. Pyzdry przez przybyszów z Jaroci- na, Poznań z Gubina, Środy, Ścinpwy, Słupca ze Stawiszyna, Koś- cian i Przemętu. Nie zawsze jednak tak było. Miechów np. miał być lokowany przez mieszkańca z Krakowa, podobnie jak Bochnia, do Pyzdr przenoszono się z Kalisza (być może wówczas ośrodka rów- norzędnego), do Grodziska ze Zbąszynia, do Płocka z Brodnicy, do Poznania z Głogowa. Przybysze z Niemiec, którzy - jak już była o tym mowa - stanowili w XIII w. większość gości, pochodzili bądź z niewielkich miasteczek, bądź ze wsi. Rzecz interesująca, że niekiedy migracja odbywała się z ziem polskich na obszar państwa krzyżackiego, jak w przypadku sołtysa Krystiana, który ze wsi przeniósł się z synami do Torunia. Ze wsi wywodzili się liczni mieszczanie z kręgu władzy w Gostynie, Pyzdrach, Kaliszu, Płocku, a także na Śląsku w Ścinawie czy Żaganiu66. W sumie ponad połowa przybyszów, którzy doszli do znaczenia w gminach na prawie nie- mieckim, pochodziła ze wsi. Liczba ich kształtowała się rozmaicie w poszczególnych ośrodkach. W Kaliszu było ich około 75%, w Pyzdrach około 57%, w Płocku około 40%, w Poznaniu około 35%, w Grodzisku, Kościanie w ogóle trudno się ich doszukać. Na pewno w miastach dużych - Krakowie, Wrocławiu - było ich znacznie mniej, jednak i tak przybysze ze wsi już w pierwszym pokoleniu niejednokrotnie wchodzili do władz miasta. Istotną sprawą w rozważaniach struktury społecznej są stosunki zawodowe w miastach. Dla okresu do 1330 r. można na podstawie dokumentów określić podstawy utrzymania około 200 osób z kręgu władzy. Czasem dane budzą wątpliwości. Określenie "rzemieśl- nicze" może świadczyć o wykonywanym zawodzie, ale może być także przezwiskiem. Niekiedy występuje określenie sugerujące przynależność stanową. Nie wyjaśnia ono zawodu, może jedynie nasunąć przypuszczenie, że "szlachetny" był posiadaczem ziem- skim, a "uczciwy" parał się zawodami miejskimi - zapewne hand- lem. Młynarze niemal z reguły nie zajmowali się jedynie wykorzys- tywaniem sił wody lub wiatru do różnych celów, lecz byli także rzemieślnikami i posiadaczami ziemskimi. Na pewno, tak jak to obserwujemy w czasach późniejszych, najrozmaitsze zawody były łączone. Niekiedy trudno stwierdzić, czy np. "gospodarik" ozna- czał jedynie właściciela gruntu. Niemniej stosowane określenia wi- docznie dobrze charakteryzowały dane osoby. Wśród nich na pier- wszym miejscu we władzach miasta znajdowali się rzemieślnicy: piekarze, tkacze, kowale, szewcy, krawcy, rzeźnicy, złotnicy, piwo- warzy, wapiennicy, kusznicy, "magister pontium", rzemieślnicy 106 \v ogóle i inni. Z wyjątkiem złotników byli to przedstawiciele zawo- dów, które w przyszłości miały podzielić się na wiele specjalności. Pozostałe zawody członków władz miejskich można zgrupować \v trzy kategorie. Do pierwszej należałoby zaliczyć wszystkich po- siadaczy dóbr ziemskich, a więc przedstawicieli rycerstwa (nobiles), właścicieli wsi i przysiółków i tych obywateli miasta, którzy na wsi posiadali dziedziczne posiadłości. Należy pamiętać, że dobra ziems- kie posiadali także sołtysi, a niekiedy również młynarze. Można sądzić, że blisko połowa, jeśli nie więcej, elity władzy w miastach, szczególnie niewielkich, miała posiadłości ziemskie. Drugą grupę, niewątpliwie przemieszaną z pierwszą, stanowili kupcy. W skład trzeciej, najsłabszej liczebnie, wchodzili "intelektualiści", głównie pisarze miejscy, którzy w XIII w. grali chyba ważniejszą rolę w polityce rady i lawy niż w czasach późniejszych. Powyższe konstatacje oparte są na danych dotyczących miast małych. W dużym Krakowie sytuacja kształtowała się nieco ina- czej67. W ciągu pierwszego dwudziestolecia XIV w. w składzie władz miejskich było aż 53% przybyszów, przy czym większość - blisko 60% - pochodziła z miast śląskich: Brzegu, Nysy, Świd- nicy, Raciborza, Cieszyna. Wśród bogatych mieszczan byli i Pola- cy: Wojciech, Wojsław, lub ci, których określano mianem "z Pol- ski". Ale liczba ich była mniejsza niż w skali ogólnokrajowej: nie dochodziła do 10%. W Krakowie byli też wśród członków władz miejskich rzemieślnicy: kuśnierze, rzeźnicy, krawiec, szewc, kowal (stelmach), ale w mniejszej liczbie niż w małych ośrodkach. Genera- lnie rzecz biorąc podstawy finansowe krakowian bardziej wiązały się z handlem, ale dane dotyczące licznych posiadłości miasta i wspomniany uprzednio udział mieszczan w akcji lokacyjnej w Ma- łopolsce pozwalają mniemać, że i w głównym mieście Polski dobra rolne grały istotną rolę w kształtowaniu pozycji gospodarczej i spo- łecznej patrycjatu. Liczna grupa wójtów i sołtysów była na po- graniczu warstwy chłopskiej, mieszczańskiej i szlacheckiej"8, a tak- że tych, których polskiego pochodzenia możemy się tylko domyślać: haeredes, mediocri militelli, niekiedy (jak w statutach mazowiec- kich) "milites kmetones non habentes" lub "milites in civitate sedentes"69. Te uwagi dotyczą obszaru "kolonizacyjnego". Ale średniowie- cze było okresem ekspansji na bardzo różnorodne tereny. Przyby- wali nowi przybysze do Barcelony w XI w., do Londynu w XIII i XIV, do Lubeki w XIII i XIV w. Powstawały kolonie genueńskie na Krymie, hanzeatyckie w Skandynawii, saskie i bawarskie na Węgrzech i w Czechach. W XIII w. Francja kolonizowala swe kresy południowe, a generalnie wieś zasiedlała miasta70. Kiedy wielka 107 zaraza w 1348 r. wyludniła duże aglomeracje, na dłuższy okres wyludniły się wsie. Stamtąd bowiem, i z dworów, i z chłopskich chat, przenosili się ludzie szukając szczęścia w nowym środowisku. Sądzić można, że rozpad monarchii opartej na świadczeniach poddanych i początki władz terytorialnych skierowały masy minis- teriałów (u nas panoszy, wolnych dziedziców) do miast. To dopiero XVI w. przyniósł przepisy, określające, kto może zostać członkiem władz miejskich. Miasta były zapewne miejscem umożliwiającym awans społeczny i majątkowy przybyszom w znacznym stopniu rekrutującym się także z drobnego rycerstwa. W XII-XIV w. uzyskiwali oni także znaczny prestiż społeczny, potwierdzany przez obiegowo stosowaną tytulaturę. Aż do końca XV w. mieszczanie wykazywali jeszcze dużą ruchliwość przenosząc się z miejsca na miejsce i adaptując do nowych warunków. W każdym razie w okre- sie wcześniejszym "patrycjat" nie był ani jednolitą, ani zamkniętą grupą. Podobnie rzecz się miała z trzecim członem społeczeństwa w miastach - plebsem71. Składał się on z ludzi zatrudnionych w rzemiośle i z wolnonajemnych pachołków miejskich tudzież z przedstawicieli społecznego marginesu. Mieszkali ponadto w mia- stach ludzie nie należący do grona obywateli miasta, ale niejedno- krotnie dobrze sytuowani, jak Ormianie, Żydzi, szlachta rezydująca w miastach, dworzanie królewscy i magnaccy. Stanowili oni pokaź- ną grupę"2. Problem stałych struktur można rozpatrzyć na przykładzie or- ganizacji części drugiego członu mieszczaństwa, zwanego pospólst- wem. Składali się nań mieszkańcy, których zajęcia jak najściślej wiązały się z miastem. Można nawet powiedzieć więcej: istnienie miasta było uzależnione od ich aktywności zawodowej, na ogół związanej z wykonywaniem rzemiosła. Pospólstwo miało swoje formy organizacyjne. Zrywanie z dotychczasowym środowiskiem społecznym, tworzenie nowych więzi zawodowych, sąsiedzkich, rodzinnych stymulowało kształtowanie wspólnot mających realizo- wać różne, psychiczne i materialne potrzeby swych członków. W świadomości ówczesnej istniało prawo wspólnot do egzystencji, niezależności, samorządności. Miejsce jednostki w świecie wyzna- czał jej udział w uznanej wspólnocie. Stąd powstawanie gildii, bractw, cechów, których geneza do dzi^ budzi spory wśród nau- kowców. Mówiąc ogólnie, istnieje pogląd, że organizacja cecho- wa stanowiła dominującą formę pracy rzemieślniczej w średnio- wieczu. W ten sposób powstała wizja powielana w podręcznikach, która nie zawsze znajduje potwierdzenie w szczegółowych bada- niach73. 108 W rozważaniach genezy korporacji i obca, i polska literatura przedmiotu na plan pierwszy wysuwa działalność gospodarczą. W warunkach, kiedy wytwórczość domowa na własne potrzeby stanowiła zjawisko masowe, kiedy stosunkowo nieliczny odsetek ludności mógł sobie pozwolić na kupowanie - stałe! - wyrobów wyprodukowanych w miastach, rynek na wytwory rzemieślnicze był siłą rzeczy bardzo ograniczony. W walce o obronę własnych interesów zawodowych powstawały zatem organizacje, których ce- lem była reglamentacja produkcji: ograniczenie jej wielkości tak, by nie spadały ceny, zapewnienie wysokiej jakości, by różniła się od konkurencyjnych wyrobów wytwarzanych w domu lub poza ce- chem (stąd do dziś określenie takiego producenta: partacz, ma znaczenie pejoratywne). Poprzez działalność administracyjną, po- zaekonomiczną cechy miały za zadanie utrzymanie swego mono- polu: walczyły o usuwanie konkurencji poza obręb tzw. mili miejs- kiej lub zezwalały rzemieślnikom wiejskim tylko na reperację sta- rych wyrobów, zakazując produkcji nowych. Ustawy cechowe na- rzucały przymus kontroli jakości wyrobów, dopuszczały handel tylko w określone dni tygodnia. Rzecz prosta było to możliwe wówczas, gdy władze miasta, zainteresowane finansowo w zamoż- ności cechów (lub składające się ze starszych cechowych) popierały tę działalność. Na pewno też związki z władzą stanowią drugą przyczynę spra- wczą powstawania cechów. Ale nie chodziło wyłącznie o kontrolę działalności rzemieślników. Korporacje zawodowe stanowiły trans- misję życzeń i poleceń władzy, ogniwo, które umożliwiało przepływ informacji między władzą a społeczeństwem. Cechy były samorząd- ne. Miały wybierane władze, które nie tylko rozsądzały spory zawo- dowe (stanowiąc niejako formę sądów pracy), ale także wydawały przepisy regulujące działalność zawodową, obyczajowość, normy porządkowe. Statuty cechowe były czasem zatwierdzane przez radę miejską, czasem przez właściciela miasta. Starsi cechowi wnosili też petycje dotyczące życia miejskiego, postulowane przez rzemieśl- ników. Taka transmisja była dwustronna. Władze miały z kim pertraktować, pobierać należne podatki, zlecać wykonanie różnych świadczeń, a także w razie potrzeby powoływać pod broń. Cechy bowiem zobowiązane były do obrony miasta, wysyłania podwód czy wystawiania zbrojnych. Bez istnienia cechów społeczność miejska, która utraciła już stare, wiejskie więzi rodzinne czy terytorialne, nie posiadałaby możliwości sprawnego działania. Nic dziwnego, że w niektórych miastach zachodniej Europy każdy obywatel musiał być członkiem jakiejś korporacji. Przynależność grupowa dawała człowiekowi miejsce w nowej 109 społeczności. W miejskich procesjach każda korporacja miała swoje miejsce w gronie innych. Cechy stanowiły oparcie, niekiedy zabez- pieczenie na starość, dawały poczucie bezpieczeństwa zawodowego. Albowiem - i to jest trzecia istotna przyczyna powstania cechów - były to także instytucje kulturalne. Ich działalność w tym za- kresie była wielopłaszczyznowa. Cechy organizowały wspólne na- bożeństwa, procesje, fundowały kaplice i ołtarze. W cechach zbiera- no się na wspólne modły; zapewniały one godziwe zaopatrzenie wdów i sierot. Pomoc nie dotyczyła jedynie spraw doczesnych. Pogrzeby, msze na intencję członków stanowiły poważny dział czynności cechowych. W więziach kościelnych realizowano potrze- bę wspólnoty kulturalnej. Lecz nie tylko do takich więzi ograniczała się działalność cechów. Urządzały one uczty i "schadzki" cechowe, imprezy w rodzaju wyboru króla kurkowego, wesela, zapewniały inne możliwości kontaktów towarzyskich. Mimo przepisów niekiedy zakazujących prowadzenia podczas spotkań interesów, cechy były też terenem kontaktów zawodowych. Tam docierano umowy dotyczące pracy w warsztacie, ustalano ceny, określano formy i wymogi nauczania rzemiosła. A zatem trzy uzupełniające się przyczyny: gospodarcze, politycz- ne i kulturalne, leżały u genezy cechów. Tam, gdzie cechy były importowane, dochodził jeszcze czynnik czwarty - podtrzymywanie węzi ze starym krajem. Ludność ze wsi czeskich, polskich, pomor- skich, żyjąca w ramach tzw. prawa książęcego, po przeniesieniu się do miast, po uzyskaniu prawa niemieckiego też poszukiwała nowych kontaktów i nowych form organizacyjnych, bardziej odpowiadają- cych nowym potrzebom psychicznym i zawodowym. Toteż w całej środkowej Europie powstawały bractwa - fratemitates, contuber- niae, ghilden, Zlinfte, które pod formą związku religijnego realizowa- ły różne potrzeby. Niejednokrotnie też na swego patrona wybierały postać, która nawiązała do wcześniejszej tradycji- I tak Szwedzi, których los rzucił na południe od Bałtyku, tworzyli bractwa św. Eryka, Norwegowie św. Olafa, patronów tych nacji. Polscy przyby- sze w miastach o mieszanej etnicznie ludności albo podkreślali w na- zwie swą polskość (jak szewcy w Krakowie), albo oddawali się w opie- kę św. Wojciecha czy św. Stanisława. Nie zawsze jednak świadomość tradycji była silna, stąd poszukiwanie innych patronów, którzy by nobilitowali nowy związek. W grę wchodzili najwybitniejsi dla ów- czesnych czasów - a więc święci - przedstawiciele różnych zawo- dów. Tak więc patronem złotników i ich bractwa został św. Eligiusz, biskup, który ponoć parał się tym rękodziełem. Szewcy powoływali się na braci męczenników świętych Kryspina i Kryspiniana, bar- channicy na św. Sewera raweńskiego, papiernicy na św. Antoniego. 110 Na Śląsku - niekiedy patroni byli innej natury. Najdoskonal- szym tworem z gliny był, jak wiadomo, praojciec Adam i on też, czasem z małżonką Ewą, został patronem ceglarzy, zdunów, garn- carzy .Tak właśnie było w Tarnowskich Górach, w Oleśnie, w Głub- czycach, w Raciborzu, przynajmniej w dobie wczesnonowożytnej. y^iele cechów przybrało sobie patronów anielskich. Na starych pieczęciach śląskich emblematy anielskie występowały u kapelusz- ników i krawców w Głubczycach, piekarzy w Opolu, kuśnierzy w Prudniku. Niewykluczone, że miało to związek z postacią Micha- ła ważącego ludzkie uczynki na Sądzie Ostatecznym. Wezwania określały też na ogół miejsce spotkań cechowych: przy ołtarzach, obrazach w miejskich kościołach parafialnych. Tam właśnie zbiera- no się na wspólne modły i tam (sądząc z licznych legatów) odbywało się często Sacrum commercium - transakcja zawierana przez rze- mieślników z Panem Bogiem. Teoretycznie cech stanowił wspólnotę trzech kategorii pracow- ników. Jednostką produkcyjną był warsztat, własność mistrza, peł- noprawnego członka cechu, posiadającego przynajmniej w teorii najwyższe umiejętności zawodowe. On organizował zakup surow- ców, przyjmował zamówienia klientów, decydował o wielkości pro- dukcji, prowadził handel swymi wyrobami, przydzielał i nadzoro- wał pracę w warsztacie, wykonywał najbardziej precyzyjne i od- powiedzialne zadania. On wykańczał dzieło i odpowiadał za jego jakość. Czy rzeczywiście regułą było uzyskiwanie statusu mistrza w wyniku pracy podejmowanej przez ucznia, a następnie czelad- nika? Młody chłopiec - najczęściej drogą umowy rodziców z mist- rzem - zostawał przyjęty na ucznia. Otrzymywał wikt, nocleg i pobierał naukę, a zobowiązany był do różnych czynności. Zaczynał od najprostszych robót i stopniowo wciągał się w coraz bardziej skomplikowane prace. Jeśli wykazywał postępy, dotrwał do końca praktyki, stawał się wartościowym i wykwalifikowanym pracow- nikiem i mógł po paru latach wyzwolić się na czeladnika (towarzy- sza). Rozpoczynał wówczas kolejny etap kariery cechowej: zaczynał działać jako główna siła produkcyjna w warsztacie. Czeladnik już miał stały, określony zarobek. Nie licząc prac podejmowanych na boku, dostawał tygodniową wypłatę od majstra. Niektóre cechy przewidywały potrzebę wędrówki czeladników po różnych miastach, inne warowały sobie uzyskanie świadectwa od kilku członków cechu, określoną liczbę lat czeladnikowania. Teorety- cznie czeladnik mógł w przyszłości zostać mistrzem. W rzeczywisto- ści cech był korporacją mistrzów, która dbała o to, by nie nastąpił nadmierny wzrost warsztatów i produkcji, co mogłoby się ujemnie odbić na zarobkach mistrzów. Dlatego formułowano liczne warunki: 111 trzeba było uzyskać liczne zaświadczenia, złożyć sporą opłatę w ce- chu, uzyskać prawo miejskie, a więc stać się posiadaczem nierucho- mości, często odbyć trudny egzamin mistrzowski, wreszcie założyć, zbudować i wyposażyć własny warsztat. Te wszystkie ograniczenia powodowały zamykanie się cechów, ograniczanie liczby warszta- tów. Coraz częściej rzemieślnicy kończyli swą karierę na etapie czeladnika lub uciekali poza obręb miasta. Szansę na uzyskanie statusu mistrza mieli synowie właścicieli warsztatów oraz ci czelad- nicy, którzy dzięki małżeństwu z wdową lub córką mistrza wżeniali się do cechu. Władze cechu - tzw. starsi - były wybierane na ogól co roku wyłącznie spośród bogatszych, bardziej wpływowych mist- rzów. Dopiero od XIV w., i to nie we wszystkich większych mias- tach, czeladnicy zakładali swoje związki, niejako poza cechem i przez starszyznę cechową ostro zwalczane. Rzecz w tym jednak, że przy bliższym zbadaniu sprawy od- krywamy zjawiska, które nie mieszczą się w tym schemacie działal- ności cechów. Szczególnie trzy z tych zjawisk są dość wyraźne, i to w gruncie rzeczy w większości krajów Europy: stopień upowszech- nienia organizacji cechowej, skala zawodów objętych przez nią, wreszcie formy organizacyjne, które nie mają bezpośredniego zwią- zku ani z reglamentacją rynku, ani ze współżyciem opartym na specjalizacji produkcyjnej, mianowicie cechy łączone. Pierwsza sprawa dotyczy poglądu na dominację systemu cecho- wego w miastach średniowiecza. Wydaje się bowiem, że taka opinia wynikała bardziej z dużej liczby źródeł wytwarzanych przez or- ganizację cechową niż z jej rzeczywistego znaczenia do początków XIV w. Dokładniejsze wczytanie się w źródła pozwala na sfor- mułowanie tezy, że rzemiosło cechowe nie było przeważającą formą produkcji przemysłowej. W Polsce dominowało ono w Gdańsku, Toruniu, podobnie jak we Wrocławiu74. W Krakowie od połowy XIV w. też można mówić o cechach jako ważnej formie wytwórczo- ści, acz pewno nie obejmującej wszystkich dziedzin produkcji. Można sądzić, że w mieście tym na przełomie XV i XVI w. działało blisko 100 różnych zawodów rzemieślniczych75, wymienianych w źródłach i ze względu na zakres swej działalności niezbędnych dla gospodarki miasta. Wydany przez Radę w 1427 r. wilkierz wymie- nia natomiast jedynie 28 cechów, wśród których zresztą znaleźli się także prasołowie i kramarze76. W innych miastach jest podobnie. Występowanie w źródłach średniowiecznych, często aż po schyłek XV w., cieśli, tkaczy, mura- rzy, kowali, piekarzy, i wielu innych rzemieślników nie zawsze pokrywa się z istnieniem cechu. Owszem, były warsztaty, na ogól oparte na kooperacji rodzinnej; w tych warsztatach bywali nawet 112 mistrzowie i czeladnicy, ale nie byli oni zrzeszani, przynajmniej nic o tym nie wiemy, w organizacje zawodowe. Jeśli występował np. ,magister canalium alias rurmistrz" (w Krakowie), oznacza to, iż działał biegły w fachu kierownik robót wodociągowych. Nie był on związany z organizacją cechową, tak zresztą jak i inni "muratores". Już średniowiecze znało różne formy kooperacji rozszerzonej, np. w przemyśle budowlanym. Pod kierunkiem jednego przedsiębiorcy pracowali i kopacze gliny, i tragarze, ceglarze, stolarze, powroźnicy, kamieniarze itp. Podobnie wyglądała organizacja pracy przy więk- szych inwestycjach na wsi, we dworach czy w zamkach. Działali tam liczni wykwalifikowani rzemieślnicy, ich pomocnicy, a także chłopi odrabiający świadczenia feudalne. W tym stanie rzeczy ciekawy staje się problem genezy cechów badany od strony specjalności rzemieślniczych. Generalnie można stwierdzić jeszcze u schyłku XV w., że cechy obejmowały mniej- szość znanych ze źródeł specjalności rzemieślniczych. Dane z różnych miast w Polsce, w Niemczech, we Francji pozwalają dokonać bardzo ciekawych obserwacji dotyczących naj- starszych cechów rzemieślniczych. Zestawienie specjalności, które występują w najstarszych cechach trzy i więcej razy, daje następują- cy obraz: szewcy, rzeźnicy; kuśnierze, piwowarzy, sukiennicy, ko- wale, piekarze, krawcy, garbarze. Mamy więc dziewięć rzemiosł, których członkowie najczęściej organizowali się w cechy. Czy moż- na znaleźć jakieś podobieństwa między tymi zawodami? Sprawa nie jest prosta, jako że rola tych rzemiosł, ich zakres i znaczenie nie wydają się być podobne. Piwowarzy działali w społeczeństwie, w którym niemal każdy mieszkaniec kraju warzył dla siebie piwo. Podobnie trudno przypu- ścić, że rzeźnictwo czy krawiectwo uprawiane na własny użytek lub piekarnictwo nie stanowiło stałego domowego zajęcia miejskiego i wiejskiej ludności w średniowieczu. Kowalstwo, sukiennictwo (chociaż też dość powszechne), garbarstwo, kuśnierstwo - wyma- gały może bardziej wyspecjalizowanych narzędzi. Niemniej sądzić można, że pierwsze organizacje cechowe obejmowały zawody, które wykonywane były powszechnie. A jednak powstawały zrzeszenia, które rzecz prosta obejmoway tylko niektórych specjalistów. Biorąc pod uwagę statuty cechowe możemy mniemać, że byli to najlepsi fachowcy, tacy, których wyroby rzeczywiście musiały różnić się od masy podobnych produktów krążących w tym czasie w kraju. Cechy posiadały zatem odbiorców, może niezbyt licznych, ale takich, któ- rych warto było zdobyć dla swych wyrobów. Można chyba wnios- kować, że powstawanie cechów zajmujących się powszechnie wyko- nywanymi zawodami związane było z liczną grupą nabywców 113 i ludzi zamożnych, i mających większe aspiracje tudzież wymagania wobec życiowego standardu. Do grupy takiej klienteli należeli zape- wne rycerze, duchowni, bogaci mieszczanie, a może i zamożni chłopi na prawie niemieckim. Z czasem cechy już bardziej ustabili- zowane w społeczeństwie zaczęły się mnożyć i grupować różno- rakich specjalistów. Ale to, że pierwsze cechy były właśnie takie, stanowi jeszcze dowód, że społeczeństwa Europy przeżywały w XII-XIV w. i przekształcenia, i awans materialny. Wiele czynników stało na przeszkodzie temu, by całe rzemiosło średniowieczne znalazło się w ramach cechów. Przede wszystkim wiązało się to ze strukturą zawodową mieszkańców miast, szczegól- nie liczebnie przeważających - małych. Większość ich obywateli prowadziła jednocześnie handel i rzemiosło, co ważniejsze - wspar- te gospodarką rolną i hodowlaną77. Wielu z nich miało swoje role, ogrody, łąki, barcie rozrzucone tak na obszarze należącym do mias- teczka, jak i w pobliskich osadach. Do wyposażenia domów kupców i warsztatów rzemieślniczych zaliczano pługi, sierpy, motykę - na- rzędzia uprawy ziemi. Ci sami ludzie posiadali konie, krowy, owce, a ich kontakty środowiskowe, rodzinne, handlowe czyniły z nich grupę zawodową bardzo podobną do chłopskiej. W wielu małych ośrodkach istniały cechy oraczy, co oznaczało, że część mieszkań- ców tych miast za główne swoje zajęcie uważała rolnictwo78. Jest rzeczą zrozumiałą, że reglamentacja produktów rolnych w takiej sytuacji, gdy przytłaczająca większość ludności należała do grupy wytwarzającej je, nie byłaby możliwa. Często zaś rolnik-rzemieślnik zajmował się produkcją przemysłową w ogóle: stawiał drewniane domy, młyny, wyrabiał wozy, koła, pełnił funkcję kowala, a gdy zaszła potrzeba, to i rzeźnika. Występował też w różnych zawodach, niekiedy posiadając nawet warsztat, ale nie należąc do żadnego cechu. Potwierdzają ten stan rzeczy źródła, wskazując, że ostra walka rzemiosła cechowego z "partaczami" zaczęła się na dobre dopiero pod koniec średniowiecza79. Wcześniej, szczególnie w mia- stach małych i średnich, problem ten w gruncie rzeczy nie grał istotnej roli. Rzecz prosta - rozwój miasta wprowadzał nowe zjawiska w dziejach produkcji nierolniczej: nie spotykaną dotychczas spec- jalizację, rozszerzoną kooperację, wysoką jakość wyrobów rynko- wych. Do miast ściągali wszyscy wysoko wykwalifikowani rzemieśl- nicy, szukający lepszych warunków życia i pracy; pogłębiała się różnica między jakością różnych wyrobów. Ale terytorialny podział pracy nie był wcale konsekwentny. Z przedmieścia przenosiły się na odległą wieś różne zakłady przemysłowe: tartaki, rozwijające się warsztaty wymagające do produkcji wody, browary, młyny, warsz- 114 taty kamieniarskie i cegielnie. Z miast poza granice ich jurysdykcji wynosili się ludzie, którzy nie chcieli lub nie mogli sobie znaleźć tam miejsca. Na obszarze całej Europy rozwijało się rzemiosło wiejskie, nierzadko konkurujące z miejskim80, rzemiosło podmiejskie. To ostatnie było stale zasilane nowym napływem ludzi, którzy stop- niowo zmieniali zawód. Ten stan rzeczy także utrudniał konsek- wentne trzymanie się modelu cechowego. W dalszym bowiem ciągu charakterystyczną cechą wsi feudalnej była wytwórczość domowa, ograniczona do niektórych czynności, ale nadal grająca bardzo istotną rolę. Walka cechów z przemysłową produkcją wiejską była bardzo trudna, bo działały dwa ważne czynniki popierające rzemiosło nie- zrzeszone: bodziec ekonomiczny i rosnące znaczenie szlachty. Jeśli idzie o czynnik pierwszy - wyroby rzemieślników wiejskich były o wiele dostępniejsze dla chłopów: odpadały wydatki na podróż do miasta i transport wyrobów. W drugim przypadku znaczenie szla- chty polegało na tym, że na obszarach słabiej rozwiniętych gos- podarczo, gdzie duże znaczenie miały wielkie folwarki, rzemiosło dworskie było w coraz większym stopniu niezbędne dla właściciela. Nie oznacza to, że konflikty między cechami, które walczyły o reglamentację produkcji, a nie zrzeszoną konkurencją nie miały miejsca. Natomiast wniosek z powyższych rozważań brzmiałby na- stępująco: produkcja przemysłowa w XIII i XIV w. w miastach nie opierała się wyłącznie na organizacji cechowej. Działalność indywi- dualna, w tym oparta na własnym gospodarstwie rolnym, z zasady występująca wśród kolonii żydowskich, a także rozszerzona koopera- cja różnych przedsiębiorstw - tkackich, przędzalniczych, hutni- czych - grały bardzo istotną rolę w systemie produkcji. Przy omawianiu dalszych wątpliwości dotyczących pojawienia się cechów należy wziąć pod uwagę inne zjawisko, znane już w XIII w.: cechy łączone. Były to organizacje bardzo różne, najczęś- ciej łączące w jednym związku przedstawicieli różnych zawodów rzemieślniczych, ale czasami skupiające specjalistów określonego fachu z różnych miast. Było to zjawisko częste w miastach i mias- teczkach Europy81. Literatura przedmiotu podkreśla, że na ogół powstawało ono w wyniku łączenia się słabych rzemiosł, które w ten sposób - viribus unitis - łatwiej mogły realizować zamierzenia w zakresie zdobywania przywilejów gospodarczych czy prawnych. Łączone cechy wielokrotnie stwarzały jednolitą organizację wal- czącą o sprawne opanowanie targów, o wygodne rozmieszczenie kramów, o ograniczenie konkurencyjnej działalności produkcyjnej z innego miasta. Stanowiły też sprawniejszą formę działalności politycznej, skuteczniej mogły wywierać naciski na władze miejskie, 115 lepiej bronić interesów producentów. Prawdopodobnie powstawały one także w wyniku rosnących potrzeb kulturalno-społecznych, podobnie jak w czasach późniejszych. Zmieniające się formy działa- lności zawodowej, przenikanie w obręb gospodarki towarowo-pie- niężnej spowodowały konieczność powstawania związków, które zabezpieczałyby i materialnie i psychicznie potrzeby ludzi działają- cych na nowym obszarze. Zabezpieczenie starości, opieka nad kale- kami, wdowami i naturalna potrzeba tworzenia grup soli- darności społecznej, związków towarzyskich prowadziły do powsta- nia najróżniejszych form nietypowych konfraterni. Kończąc te rozważania podkreślmy zjawisko mobilności społe- cznej w średniowieczu. Szczególnie od XIII w. pojawiały się różno- rodne grupy prawne tworzone przez różne nowe wspólnoty82. Nie świadczyły one o stabilizacji społecznej, lecz o najróżniejszych czynnikach sprawczych (w tym o roli pieniądza) kształtujących bieżąco nowe struktury społeczne, nowe hierarchie prestiżu i nowe formy podmiotowości społeczeństwa83. DZIEDZICTWO ŚREDNIOWIECZA O W SKALI SZERSZEJ, EUROPEJSKIEJ CZY ŚWIATOWEJ PO- zostawiło po sobie średniowiecze, o którym pisano tak wiele dobrego i tak wiele złego? Sądzić można, że - jak o każdej epoce - pisano słusznie i w jednym, i w drugim przypadku. Niemniej przy próbie jego oceny wyjść można z konstatacji podstawowej: korzenie współczes- ności tkwią w średniowieczu. Nie chodzi nawet wyłącznie o Europę, chodzi o cały nasz glob. Nie w antyku, z którego oczywiście wiele czerpiemy, nie w dobie nowożytnej, która coraz szybciej zmieni kształt świata, ale właśnie w średniowieczu narodziły się zalążki układów politycznych, gospodarczych, kulturalnych, które towa- rzyszą nam do dziś. Antyk to wiele światów, wzajem rzadko się kontaktujących, dzielących się na dwa podstawowe człony: cywilizowany i barba- rzyński. Średniowiecze skomplikowało te podziały. Oczywiście wów- czas także istniały główne ośrodki cywilizacji i dalekie ich peryferie, ale nie budowano ani wałów Hadriana, ani muru chińskiego. Przez tysiąc lat kształtowała się jednolita kultura, niekiedy szybko roz- szerzająca się, niekiedy kurcząca, ale w gruncie rzeczy trwał nieus- tannie proces unifikacji życia społeczeństw przy zachowaniu róż- nych odrębności. Wtedy też powstała Europa1. Może to być określenie mylące, niemniej istotne i ważne dla późniejszych losów świata i jego cywilizacyjnego kształtu. Z chaosu powstałego po runięciu cesarstwa rzymskiego - ściślej zachodniej części - ukształtowała się nowa jakość polityczno-kulturalna, obej- mująca Zachód naszego kontynentu. Na pewno nie była to cała Europa zachodnia - co też jest określeniem mylącym. Chodzi bowiem bądź o obszar "między Loarą a Renem" - jak opisuje ją Ph. Wolff2, o dawne imperium karolińskie, jak chcą inni badacze, lub - co wydaje się najbardziej uzasadnione - o obszar, na którym rozwinął się kapitalizm. Między Yorkiem na północy i Neapolem na południu, sięgając po Barcelonę na zachodzie i Inflanty (a może tylko Wisłę?) na wschodzie rozciągał się pas ziem, na którym poja- 192 wiły się struktury państw i miast samorządnych, posiadających obywateli, którzy tworzyli różne korporacje w myśl zasady "quod omnes tangit ab omnibus aprobari debet". Pod wpływem starej śródziemnomorskiej cywilizacji grecko- -rzymskiej, przemieszanej z tradycją wolnych członków wspólnot plemiennych, pojawiły się, przy wszystkich ograniczeniach, pojęcia polityczne, które dotyczyły obywateli jako podmiotu działania. Przecież w tej właśnie epoce narodziły się początki parlamentaryz- mu, rozumianego jako prawo grup społecznych według zasady "nic o nas bez nas" ("co wszystkich dotyczy, ma być przez wszystkich akceptowane" lub "nic nowego bez zgody powszechnej")3. Różne były stopnie samodzielności prawnej. Niemniej nawet w sądach ławniczych wsi, gdzie sołtys, sędzia, wyrokował wspólnie "ze swy- mi ławnikami", powstały dwa ważne zjawiska: działanie kolektywne na zasadach zbiorowości mniej lub bardziej demokratycznych oraz samodzielność w podejmowaniu decyzji (choćby mało ważnych), wiążąca się z ponoszeniem odpowiedzialności za sprawy publiczne. Te właśnie zjawiska kształtowały aktywną postawę ludzi i pozwalały na szukanie coraz lepszych dróg działania. W efekcie na tych obszarach narodziły się formy społeczne - nakład, wolny najem, różnorakie usługi - które ukształtowały kapitalizm4. Tam też, szukając dróg wyjścia z kryzysu, który wstrząsnął Europą wypraw krzyżowych, pojawiły się formy nazy- wane pierwotną akumulacją kapitału: w Anglii, po klęskach czarnej śmierci, lordowie zaczęli ogradzać gminne pola, zakładać na nich hodowle owiec, a mieszkańcy wsi, chłopi oderwani od swej ziemi, przenosili się do Londynu lub na statki w portach angielskich, tworząc pierwszą kadrę najemnych robotników. W Niderlandach odrywanie się od ziemi przebiegało inaczej i rosła specjalizacja chłopskich warsztatów, uzależnianych gospodarczo od kupców - organizatorów warsztatów manufaktur. Była już mowa o tym, jak szlachta portugalska wsiadła na statki szukając szczęścia za Ocea- nem. Kapitalizm to nie tylko ustrój społeczny i gospodarczy, to także sposób myślenia. To, co zaczęło się dziać w Europie w XIV w., stało się po dalszym półtysiącu lat modelem ogólnoświatowym tak w za- kresie gospodarki, jak i kultury5. Ekonomia świata, a także kultura świata współczesnego mimo wszelkich odmienności, różnic regio- nalnych, lokalnych i kontynentalnych, zaczęły kształtować się w średniowieczu. Model wykształcony w Europie przyjął się, prak- tycznie rzecz biorąc, wszędzie, adaptując wartości powstałe gdzie indziej: w świecie arabskim, japońskim, hinduskim. Do tego modelu życia dołączyły też - jeszcze w Europie - róż- 13 193 ne ludy, które aż do końca pierwszego tysiąclecia naszej ery pozo- stawały poza sferą cywilizowaną. To już nie byli starożytni Mar- komanowie czy Teutonowie, ale Frankowie, Burgundowie, Goci, Bawarowie, Sasi, których większość po różnorakich przekszatłce- niach dotrwała do dziś. Obok nich do historii wkroczyli Skan- dynawowie, Słowianie, Bałtowie, pojawili się, tworząc samodzielne grupy kulturotwórcze, Celtowie: Irlandczycy, Szkoci. Jeśli szukać będziemy historycznych odniesień współczesnej Europy, musimy cofnąć się do średniowiecza. Wówczas bowiem formowały się osta- tecznie wspólnoty etniczne i kształtowały granice do dziś grające istotną rolę6. Nie mają średniowiecznej metryki państwowej nieliczne orga- nizmy: Belgia i Holandia, Estonia, Łotwa, Finlandia, Malta, Al- bania, ale i one zaczynają swoje dzieje przed XVI w. Oczywiście, granice, nazwy, funkcje spotykane w polityce i gospodarce ulegały zasadniczym często zmianom. Jugosławia jest tworem nowym, ale składającym się z członów ukształtowanych niekiedy przed ponad tysiącem lat. Trudno zrozumieć kształt życia w Estonii i Łotwie bez wiedzy o państwie zakonnym nad Zatokami Fińską i Ryską. I Bel- gia, i Holandia skomponowane są z prowincji średniowiecznych, Czechosłowacja nawiązuje do historycznych Czech, i do spadku po Wielkich Morawach. Longobardowie wyznaczyli granicę między południem a północą Italii, istniejącą do połowy XIX w. w polityce, a do naszych czasów w kulturze i gospodarce. Bez znajomości wieków średnich nie do zrozumienia jest mapa współczesnej Europy. Nie chodzi jednak tylko o granice polityczne. Strukturę pojęć Polaków można wywieść z czasów wielkości nasze- go państwa, a więc z okresu zapoczątkowanego związkiem z Litwą. Widoczna po dziś dzień granica na Łabie, dzieląca dwie części gospodarcze Europy, stanowi też pozostałość z późnych wieków średnich. Nie sposób oceniać szans rozwoju i uwarunkowań psychi- cznych ludzi dzisiejszej Europy bez uwzględnienia jej średniowie- cznej przeszłości. To wówczas rodziły się narody7. Raz jeszcze trzeba stwierdzić: są to wspólnoty europejskie, które mogą, ale nie muszą, stać się tak istotnymi formami więzi w Afryce, Azji czy Ameryce, jak na starym kontynencie. Być może ich struk- tura średniowieczna różniła się od tej, jaką światu przyniosła rewo- lucja francuska. Na pewno ich miejsce w hierarchii ważności związ- ków międzyludzkich było inne, niższe, mniej ważne. Ale po pierw- sze, wówczas rodziły się wspólne poczucia więzi takich zbiorowości, które moglibyśmy nazwać narodowymi, a po drugie świadomość narodowa naszych dni opiera się w znacznym stopniu na poczuciu wspólnej historii, i to sięgającej średniowiecza. 194 j? Rzecz ciekawa: historia narodów europejskich nie odwołuje się obecnie do starożytności nawet wówczas, gdy ma ku temu pod- stawy. Historie "Włochów" obejmują czas mieszczący się między upadkiem cesarstwa rzymskiego a współczesnością. Dla Greków poczucie wspólnoty obecnej kojarzy się dopiero z VI-VII wie- kiem. Nawet te narody, które swoim własnym głosem przemówiły w literaturze dopiero w XX w., odwołują się do okresu sprzed tysiąca lat. Słowacy do Świętopełka, Finowie korzystają z Kalewali, Bretończycy wyłuskują folklor celtycki z legend średniowiecza. Naród w swym kształcie współczesnym skończył się formować niedawno. Ale swą świadomość zbiorową kształtuje w nawiązaniu do rzeczywistych lub urojonych początków ze średniowiecza. W tym procesie kształtowania świadomości zbiorowej brane były pod uwagę różne czynniki - także negatywne. Współczesna ideologia też korzystała z tworzywa średniowiecz- nego. I ta, która odwoływała się do idei ludowładztwa, i ta, która - jak hitleryzm - opierała się na rasizmie. Teorie "Wielkiej Rzeszy" sięgały do czasów dynastii saskiej czy Staufów8. Zupełnie wyraźnie występuje odwoływanie się do przeszłości w wypadku młodszych grup etnicznych, tworzących narody: Polski, Rosji, Wę- gier - słowem Europy wschodniej. Jeśli zatem dziś rzeczywistość polityczna tworzy pojęcie Europy od Uralu po Atlantyk, to owa jedność - postulowana czy rzeczywista - odnosi się w swej prze- szłości do średniowiecza. W nim tkwią korzenie cywilizacji współ- czesnej, jej zagrożeń i osiągnięć. Nie ulega wątpliwości, że do filarów, na których się ona opiera, należą zdobycze epok odległych. Do nich należy etyka chrześcijań- ska, która ukształtowała się jeszcze w czasach antycznych, ale która stała się własnością mas chłopskich w późnym średniowieczu9. Nie jest ważne, jak dalece była i jest ona realizowana w praktyce. Istotny dla dzisiejszych rozważań jest fakt, że wartości wyższe, głoszone przez chrześcijaństwo, zostały upowszechnione i przyjęte za swoje przez przeważającą część społeczności europejskiej. Tak dalece nawet, że w definicji naszego kontynentu mieszczą się też określenia więzi religijnej, właśnie chrześcijańskiej. Obyczaj ten stał się wspól- nym dziedzictwem średniowiecza, we Francji od XII, w Polsce od XIV w., na Litwie od XV/XVI w. Druga cecha charakteryzująca współczesną cywilizację wiązała się z otrząsaniem się Europy z przeżywanego wielkiego kryzysu10. Naruszanie równowagi ekologicznej, wyniszczanie flory i fauny szły w parze z pandemiami na skalę niespotykaną. Nie ulega kwestii, że straty demograficzne ponoszone przez Europę przewyższały pro- porcjonalnie do wielkości zaludnienia to wszystko, co zdarzyło się 195 w innych epokach, łącznie z II wojną światową. Trudno ocenić straty w VI czy VII w. Ubytki zaludnienia w wieku XIV szacuje się na 1/3 mieszkańców kontynentu (a więc około 20 min ludzi!). Skutki czarnej śmierci Francja i zachodnie kraje Rzeszy nadrobiły dopiero w początkach XVI w., Włochy i Rosja w drugiej połowie tego stulecia, a Norwegia w wieku XVIII. W wiekach średnich pojawił się problem miast: nie tylko jako rezydencji władcy i możnych czy ośrodków rzemiosła, handlu i usług, ale także jako zbiorowości ludzkich, w których zaczęto żyć inaczej niż dotychczas. Przede wszystkim w grę wchodziły nowe, a do dziś istniejące formy życia społecznego i samorząd miejski. Ale miasta stały się również tyglami, do których spływały setki ludzi luźnych, poprzedników nowożytnego proletariatu, ludzi nie miesz- czących się w tradycyjnych normach życia, nazywanych w literatu- rze przedmiotu marginesem społecznym11. Z tego marginesu wy- wodzili się bandyci, złodzieje, żebracy, różni oszuści, z nim były związane prostytutki, ale w nim mieścili się też ludzie luźni, węd- rowcy, od czasu do czasu sprzedający swą siłę roboczą, swe umiejęt- ności, gotowi do wielu działań nie przewidzianych przez oficjalne ustawodawstwo. Inny też był rytm życia w mieście. Dzień się wydłużał w porów- naniu 7 dniem na wsi. mniej był uzależniony od pory roku, od cyklu produkcyjnego wsi. Życie w mieście tworzyło sytuacje nowe, nie powtarzające się cyklicznie; przynajmniej nie w takim stopniu jak w działaniach rolnika czy hodowcy12. Stawiało przed ludźmi coraz nowsze, inne wymagania, tworzyło potrzebę podejmowania decyzji wobec wielości możliwych działań. Ich trafność była warunkiem awansu i sukcesu ludzi. Tym samym zmienił się sposób ludzkiego myślenia. Poprzednio opierano formy życia zbiorowego na kumulacji doświadczeń przodków. Wiedza starców była niezastąpiona, oni bo- wiem znali najróżniejsze precedensy, korzystali z wielu doświadczeń. Ta praktyczna znajomość życia zawodziła wówczas, gdy warun- ki zmieniały się radykalnie. Okazało się to wielokrotnie w dziejach i na ogół prowadziło do bardzo ciężkich załamań gospodarki, polity- ki, kultury. Czasem - i to właśnie obserwujemy w XV w. - podej- mowano poszukiwanie nowych, nie znanych przedtem form działa- nia. W tym właśnie czasie do katalogu zalet ludzkich niemal na stałe został wprowadzony duch odkrywczy, umiejętność podejmowania nowych rozwiązań. Nie ten odnosił największe sukcesy, kto naj- więcej pamiętał, lecz ten, kto potrafił sprostać wymogom nowej sytuacji. W pewnym sensie wymyślono wówczas kapitalizm13 ze wszystkimi jego skutkami w gospodarce i kulturze. Stanowiło to kolejny wkład średniowiecza do nowożytnej cywilizacji. 196 Wiąże się z tym "wynalazek" kolejny. Miasta istniały w ludzkim świecie od czasów neolitu. W Europie gęstą siecią pokrywały i staro- żytną Grecję, i cesarstwo rzymskie. Ale na zachodzie kontynentu przestały istnieć w VI-VII w. Ich pojawienie się w X-XII w. przyniosło nowe, nie znane przedtem zjawisko: odrębności ustrojo- wej i stanowej samorządności, nierzadko antagonistycznej w stosu- nku do władzy terytorialnej. Pojawił się "model europejski" miasta, stanowiący niejako opozycję i do "miasta państwowego" ("azjatyc- kiego"), i do zamku możnowładcy14. Skutki tego zjawiska dla roz- padu starych struktur były bardzo znaczące, nie mówiąc już, że ten właśnie model zaczął dominować w skali światowej. Pojawił się on w średniowieczu. Spadkiem po tej epoce jest miasto dzisiejsze, oczywiście przekształcone. Od tamtych czasów istnieje kontynuacja widoczna nie tylko w działaniu instytucji, lecz także w nazwach, funkcjach gospodarczych, tradycjach kulturalnych. Stosunkowo mało (w skali całej Europy) jest miast, które swymi początkami nie sięgają średniowiecza15. Tym samym i mapa urbanistyczna, i sieć drożna jej podporządkowana stanowią efekt przemian Europy w IX-XIV w. W miastach powstawały nowe formy aktywności ludzkiej. Umożliwiały one wykorzystanie różnych cech indywidua- lnych16. Wbrew zaś różnym mniemaniom w historii techniki średnio- wiecze odgrywa istotną rolę. Formułowane są nawet poglądy'7, że to okres między rokiem 1000 a 1500 był decydujący w historii zastosowań sił przyrody na potrzeby człowieka. Rzecz ciekawa, że koń jako siła pociągowa, narzędzie walki, środek transportu, a nawet jako wyznacznik pozycji społecznej został wykorzystany dopiero w średniowieczu18. Nowożytna trakcja konna wraz z wprowadze- niem chomąta została upowszechniona w XII-XIII w. Walka z konia stanowić miała istotę przewagi panów feudalnych, acz za- częła ona grać istotną rolę od IV w. (od inwazji Gotów i ich zwycięstwa pod Adrianopolem w 378 r.), "Starożytność wymyśliła centaura, wczesne średniowiecze uczyniło go panem Europy"19. Dodajmy - nie całej i tylko do XIV w. Już piesza milicja mieszczan flandryjskich dała radę feudalnej kawalerii francuskiej pod Courtrai (1302), a zwycięstwa Anglików w wojnie 100-letniej (Grecy 1346) stanowiły tego procesu ciąg dalszy. Koń brał też udział w rewolucji rolnej wczesnego średnio- wiecza, acz ustępował tu pierwszeństwa wołom. Ta rewolucja, bez której żaden postęp nie byłby możliwy, wiązała się z wprowadze- niem trójpolówki, systemu, który działał na obszarze praktycznie całego kontynentu - od Wielkiej Brytanii po Sardynię i Finlandię. Stosowanie upraw ozimych i jarych, konsekwentne nawożenie 197 pól rozwinęło się szczególnie od XI - XIV w. w bardzo szerokiej skali przestrzennej. Średniowiecze, a nie starożytność, było okre- sem eksploracji siły mechanicznej i tworzenia pierwszych maszyn poruszanych siłą wody bądź wiatru20. Koło wodne było co prawda znane przynajmniej od II wieku p.n.e. w królestwie Pontu, ale nie upowszechniło się jednak szeroko. Triumfalny pochód rozpoczęło w VII w. w królestwie Franków, sięgając w XI w. do Niemiec, w XII/XIII w. do Polski. Nie obsługiwało ono wyłącznie młynów. Poruszało obok żaren mielących ziarno na mąkę różne folusze zbija- jące korę dębową (na garbnik), sukno (do XII w. we Flandrii ubijane nogami), miazgę papierową, wprawiało również w ruch młoty kowalskie, miechy w hutach metalu i szkła. Wielość zastosowań kół wodnych była równie imponująca, jak liczba ich różnych form. Stosowano koła nadsiębierne i podsiębier- ne, poruszane sztucznie spiętrzoną wodą, naturalnym prądem rze- ki, umieszczane "na palach", "na łodziach", "na przekopach". Pod koniec XV w. już stosowano turbinę skonstruowaną na osi piono- wej. Jeden młyn mógł mieć kilka kół, każde służące innym po- trzebom przemysłowym. Poczynając od XIII w. stanowiły one - często wraz ze sztucznymi stawami - stały składnik krajobrazu gospodarki europejskiej. W samej Małopolsce znamy w XV w. blisko 400 młynów21. Niemal jednocześnie stosowano mechaniczne mielenie przez dwa inne rodzaje młynów: kieraty poruszane siłą zwierzęcą i wiatraki. Te ostatnie, znane również w starożytności, w Europie zrobiły karierę mniej więcej w tym samym czasie co młyny wodne. Pod koniec średniowiecza znane były dwa typy: duży wiatrak, na ogół murowa- ny, z obracającą się głowicą (u nas zwany "holenderskim"), i mały, drewniany, osadzony na osi, tak aby mógł być przestawiany pod wiatr siłą ludzką (zwany u nas "koźlakiem")22. Na wielu obszarach Europy działały dziesiątki wiatraków (Flandria, Nadrenia, u nas okolice Warszawy). Młynarze, przedsiębiorcy, należeli we wszystkich kra- jach do elity ludności chłopskiej lub nawet drobnorycerskiej. Wiatr był wyzyskiwany i do innych celów, przede wszystkim do żeglugi morskiej. Starożytność pozostawiła po sobie jako typowy statek galerę poruszaną wiosłami (chociaż żagle dobrze były znane od pradawnych czasów). Średniowiecze po okresie dominacji łodzi wikińskiej zdecydowanie postawiło na żagle23. Kogi, holki, karawe- le były jednostkami poruszanymi siłą wiatru, szczególnie od czasu, gdy wprowadzono w życie "żagiel łaciński", umożliwiający manew- rowanie przy bocznym wietrze i zastosowano na szerszą skalę buso- lę. Stało się to możliwe u schyłku XIII w., gdy dzięki kontaktom z Dalekim Wschodem poznano kompas okrętowy. 198 Kontakty te przyniosły także znajomość prochu. Czy rzeczywiś- cie artylerię do Chin w 1276 r.24 wprowadził rzemieślnik niemiecki - trudno stwierdzić. Proch był znany i używany do robienia pe- tard, do puszczania zasłon dymnych na długo przed tym rokiem. Na pewno natomiast od XIV w. coraz większe znaczenie miała ar- tyleria. Armaty znalazły zastosowanie pod Crecy, w bitwach pod Aijubarottą i pod Grunwaldem. Ich znaczenie w polu polegało prawdopodobnie na sianiu strachu, natomiast większą rolę speł- niały podczas oblężenia twierdz i burzeniu - początkowo słabszych odcinków - murów25. Przełom dokonał się w połowie XV w. Turecka artyleria rozbiła mury Konstantynopola (1453 r.), roty piesze zawodowych żołnierzy coraz powszechniej uzbrajane były w broń palną. Od schyłku stulecia broń palna zaczęła decydować o sile bojowej wojska. Wynalazkiem, którego znaczenie na pewno nie było mniejsze od wynalazku broni palnej, był druk czy ściślej - ruchoma czcionka, wprowadzona około 1450 r. przez Jana Gutenberga. Umożliwiła ona, już u schyłku epoki, wielkie przyśpieszenie w rozpowszech- nianiu wiadomości, idei, myśli, bez którego zapewne i reformacja, i odrodzenie na północ od Alp nie miałyby takiego zasięgu2". Można by jeszcze wyliczać wiele technicznych wynalazków zmieniających w istotny sposób życie ludzkie w Europie. Od XIV w. np. nastąpił rozwój mierzenia czasu za pomocą mechanicznego zegara2 . Fizyk i astronom Giovanni de Dondi w 1348 r. skonstruował zegarek na rękę. Upowszechnienie tego wynalazku, wprowadzenie wielkich zegarów na wieże ratuszowe czy kościelne zmieniły sposób reago- wania na mijające chwile, m.in. wprowadzające liczenie ich wartości i pozwalając dokładnie określać godziny pracy, wypoczynku, nabo- * ' 7 R zenstw . Nie miejsce tu jednak na encyklopedię wynalazków technicz- nych średniowiecza. Ich wartość, poza ułatwianiem, przyśpiesza- niem i ulepszaniem działalności człowieka polegała na stworzeniu nowego sposobu myślenia o świecie i jego zjawiskach. Była mowa o pracy intelektualnej. Do niewątpliwych trwałych wartości odzie- dziczonych po średniowieczu należała działalność uczonych, "za- wodowych intelektualistów", szczególnie od czasu, kiedy uniwer- sytety stały się trwałym składnikiem życia umysłowego Europy. Ich wydziały - teologii i filozofii, prawa i medycyny, katedry sztuk wyzwolonych, z biegiem czasu, między XIII a XV w., stały się pracowniami naukowymi, które i uczyły, i prowadziły do osiągnięć ważnych dla działalności praktycznej29. Te ostatnie wywodziły się nie tylko z gabinetów uczonych. Średniowiecze upowszechniło w Europie cyfry arabskie, zastosowane po raz pierwszy na początku 199 XIII w. przez Leonarda Fibonacciego. Z trudem, ale skutecznie torowały sobie drogę przez całą Europę, dochodząc w XV w. także do Polski. Pozwalały one na olbrzymie przyśpieszenie obliczeń, tym bardziej że wraz z ich użyciem wprowadzono system dziesiętny. Dziś trudno nam zrozumieć, jak można było przeprowadzać w pa- mięci skomplikowane działania mnożenia i dzielenia, i to szybko, na targu czy w sklepie, za pomocą cyfr rzymskich. Pozostawały one w użyciu do czasów nowożytnych, ale rozwój rachunkowości, której podstawą były cyfry arabskie, już w XIII-XV w. ułatwiał różne międzynarodowe i lokalne operacje30. W XIII w. zmienił się zdecydowanie charakter pracy kupieckiej. "Negociatores", "mercatores" - oczywiście ci najwięksi, decydu- jący o kształcie dalekiej wymiany - przestali jeździć ze swoimi towarami. Stali się przedsiębiorcami rezydującymi w kantorach i organizującymi różnorodne transakcje31. Wiedza o ich zapisie stała się nieodzowną częścią zawodu kupieckiego. Rozwój rachun- kowości szedł w parze z wprowadzaniem i rozpowszechnianiem weksli prostych, weksli z indosem, czeków, różnych części dokume- ntacji handlowej (dziennik, "podręcznik", księga główna, przycho- dy, rozchody) i coraz bardziej skomplikowanego zapisu. W drugiej połowie XV w. B. Pegolotti w swym podręczniku {La pratica delia mercatura32') dał przykłady rachunkowości podwójnej, która miała się stać jedną z podstawowych form zapisu przynajmniej do począt- ków naszego stulecia. Schyłek wieków średnich przyniósł też uformowanie się no- wożytnych banków. Nie jest tu istotne, czy ich geneza wiązała się z potrzebami rynku pieniężnego i uzupełnianiem obiegu papierów wartościowych, czy (jak do niedawna sądzono) z rozwojem dzia- łalności kantorów wymiany. Ważniejsza jest konstatacja, że poja- wiły się instytucje, które grały istotną rolę w gospodarce czasów nowożytnych33. Już w XIII-wiecznej Pizie i w Sienie działa- ły banki, które zajmowały się przyjmowaniem pieniędzy w depozyt, finansowały inwestycje przynoszące im i ich klientom dochód (głównie pożyczki na procent) oraz zajmowały się różnymi usłu- gami finansowymi, m.in. wymianą pieniędzy - z niewielką prowi- zją. W XIV w. prym przejęła Florencja (domy bankierskie Bardich, Peruzzich, Acciaiuolich) i mimo pierwszego wielkiego krachu w 1348 r., spowodowanego niewypłacalnością koronowanych dłuż- ników, utrzymała swą pozycję w XV w., stając się - poprzez działalność firm Medici, Strozzi, Pitti - stolicą operacji banko- wych, chociaż głównym ośrodkiem przeliczeń różnorodnych monet była do połowy XV w. Wenecja. 200 Schyłek stulecia przyniósł tu istotną zmianę. Coraz większą rolę zaczęły grać przedsiębiorstwa południowoniemieckie Fuggerów, Welserów, Stromerów34. Szczególnie Fuggerowie, łączący wielkie konsorcja przemysłowe (huty, kopalnie) i bankowe, wywierali zna- czny wpływ na politykę światową. Jeśli w państwie Karola V "słoń- ce nigdy nie zachodziło", to bodaj z równą słusznością można odnieść tę konstatację do domu Fuggerów. Oni to np. sfinansowali wybór Karola V na cesarza. W dobę nowożytną Europa wkraczała z kapitałem bankowym i z wielką polityką bankierów, co cechować miało przecież czasy nowożytne. Wartość pracy podnoszona dawniej na niższych poziomach ma- jątkowych zaczęła być widoczna na wysokich szczeblach prestiżu społecznego. Cimabue i Giotto, mistrzowie Ouatrocenta i Szkoły Gandawskiej, Adam Kraft i Wit Stosz, mistrz Bertram i bracia Limbourg byli zarazem rzemieślnikami i artystami. Ich miejsce w hierarchii prestiżu społecznego było niekiedy bardzo wysokie, podobnie jak niekiedy ich dochody. Może nie urodziła się (czy odrodziła) wtedy koncepcja mecena- tu, ale przybrała kształty dobrze nam znane z czasów później- szych35. Sztuka miała służyć propagandzie dworskiej, państwowej czy kościelnej, podobnie jak w wielu przypadkach działalność bu- dowlana czy rzemieślnicza. Dobra praca przynosić miała korzyści i uznanie. Ta konstatacja jest też pomysłem wieków średnich. Tak- że v. Polsce36. Można natomiast zauważyć pogardę dla pracy w czasach nowo- żytnych. W średniowieczu "verbum mercantiie" (słowo kupieckie) było synonimem rękojmi, tak jak "verbum nobile" (słowo szlachec- kie). Ale i rękodzielnicy mogli być (teoretycznie musieli) uczciwi, sławetni, wiarygodni (honesti, probi, providi, fidedigni). General- nie rzecz biorąc poczynając od XII-wiecznej Flandrii czy jeszcze wcześniej od Włoch, pojawiła się kultura "człowieka pracy". "Ho- mo faber"37 stanowił nie nazywany tak, ale uznawany model życia. Moralność reformacji i nauki Kalwina, Lutra czy Melanchtona wyrosły z gleby doświadczeń średniowiecza. Wtedy ukształtowały się związki łączące ludzi jednakowego zawodu i powstały normy moralne, obyczajowe określające etos rzemieślnika i kupca38. Nie jest nawet ważne, jak dalece był on zgodny z rzeczywistością. Jego reguły określające stan idealny, podobnie jak formy organizacyjne (cechy rzemieślnicze, bractwa religijne, gildie kupieckie, najróż- niejszego typu spółki handlowe) przetrwały nie byle jaką próbę czasu. Dominowały do lat rewolucji przemysłowej, później ustąpiły miejsca normom kapitalizmu, ale do dziś stanowią ważny składnik form życia społecznego. 201 Nie dotyczy to zresztą tylko form organizacyjnych, początków techniki czy uznawania wartości pracy. Ogólnie można powiedzieć, że w dzisiejszej świadomości Europejczyka wiele jest składników rodem ze średniowiecza39. Należą do nich różne pojęcia z epoki rycerskiej: eksponowanie prawości, honoru, wierności. Liryka do dziś przyjmuje wzory stanowiące motywy przewodnie romansów, ukazujących potężną silę namiętności ludzkich. Nie do pomyślenia byłby kształt świadomości zbiorowej Francuzów bez wzoru Joanny d'Arc, Niemców bez Barbarossy, obu nacji bez Karola Wielkiego, Polaków bez Chrobrego czy Rosjan bez Dymitra Dońskiego. Rów- nie ważną rolę odgrywają dzieła stworzone w owej epoce, a stano- wiące dziś nasz dowód tożsamości narodowej czy państwowej. Wa- wel, katedry w Reims czy w Yorku, sobór św. Zofii w Kijowie, wielkie bazyliki Rzymu, stare miasta w Ratyzbonie, Pradze, Lube- ce, Poznaniu - przykładów podobnych można by mnożyć bez liku - stanowią dorobek cywilizacji żywy do dziś. Żywy poprzez niesioną przez nie tradycję, poprzez wzory pięk- na, poprzez różnorakie treści patriotyczne, religijne, estetyczne. Nie jest celem tych uwag rejestracja choćby tylko ważniejszych osiągnięć sztuki wieków średnich. Kościół karoliński, baptysterium z IV w., resztki kaplicy na Ostrowie Lednickim podobnie jak zasoby skarbca w Monzy, Akwizgranie czy Gnieźnie dają wrażenia es- tetyczne i przeżycia historyczne, bez których nie sposób ani po- znawać przeszłości, ani czerpać z tego satysfakcji. Obrazy van Eycka, Fra Angelica, rzeźby Stosza, Riemenschneidera czy Dona- tella stanowią dorobek ludzki, z którego stale korzystają wszyscy wrażliwi na piękno. Czy z literatury średniowiecznej korzystać może tylko facho- wiec, czy możemy osiągać estetyczną satysfakcję z lektury przecież nieco przestarzałej? Dzieła Dantego, Chaucera, Villona, podobnie jak legendy heroiczne o Karolu Wielkim, Attyli40, jak kroniki kruc- jat, wojen, dzieła znamienitych mężów do dziś są czytywane także dla przyjemności, którą daje lektura dzieł wybitnych lub przygodo- wych. Tym samym średniowiecze jest obecne w dzisiejszej kul- turze. A jakie było ono naprawdę? Uwagi niniejsze nie mają w zamie- rzeniu być panegirykiem na część dawno minionej epoki. Była to bowiem - jak i inne - epoka, w której można doszukać się głębo- kich pokładów okrucieństwa ludzkiego, nietolerancji, głupoty, zbrodni, nieszczęść, nędznej wegetacji. Ale można patrzeć na dzieje powszechne z perspektywy dzisiejszej. Wówczas średniowiecze jawić się nam musi jako epoka, w której początek wzięły problemy nadal aktualne: wspólnot narodowych 202 i ich stosunku do wartości uniwersalnych, kształtu parlamentaryz- mu, czy ogólniej - władzy, spór o idee, na których oparte być mogą zasady życia zbiorowego. Można powiedzieć nawet, że w epoce tej zrodził się problem Europy jako wspólnoty kulturalnej. Jeśli dziś marzymy o zjednoczonym kontynencie równoprawnych narodów, to odwołujemy się do wizji stworzonej po raz pierwszy w wiekach średnich. PRZYPISY rozdział 2 1. H. Pirenne, Histoire economigue de 1'Occident Medieval, Paris 1951, s. 193. 2. Zientara, Świt narodów, s. 359. 3. Por. W. Krogmann, Unwersitdt und Partikularitdt des Mittelalters im Spiegel der Sprache, w: Unwersalismus und Panikularismus im Mittelalter, wyd. P. Wilpen, Berlin 1968, s. 145. 4. Huizinga, Jesień średniowiecza, s. 402. 5. A. Borst, Der Turmbau von Babel. Geschichte der Meinungen iiber Ursprung und Yielfalt der Sprachen und Vólker, t. I-IV, Stuttgart 1957- 1963, szczeg., t. II, 2, s. 835; Wolff, Les origines, s. 20. 6. J. l}sewi]ti,MitteSa!terliche Latein und Humanistenlatein,w. Die Rezeption der Antke. Zum Problem der Kontinuitdt zwischen Mittelalter und Renaissance, wyd. A. Buch, Hamburg 1981, s. 71, 81. 7. F. Vercauteren, Die spdtantike Civitas im fruhen Mittelalter, "Blatter fur deutsche Landesgeschichte", 98, 1962. 8. Por. K. Buczek, Zagadnienie wiarygodności regestu "Dagome Iudex", "Studia Żródloznawcze", 10, 1965. 9. A. Gieysztor, Kasztelanowie flandryjscy a polscy. Zagadnienie porównawcze, w: Księga jubileuszowa ... S. Arnolda, Warszawa 1965, s. 97. 10. Zbiór ogólny przywilejów i spominków mazowieckich, wyd. J. K. Kochanowski, Warszawa 1919, nr 362. 11. K. Buczek, O tak zwanym "rittermessig mań" i o gościu" w najstarszym spisie 55 prawa polskiego, "Czasopismo Prawno-Historyczne", XII, 1960, l, s. 150; S. Russocki, Kilka uwag o tzw. "rittermessig mań" Księgi elbląskiej, "Przegląd Historyczny", 1957, z. 4, s. 769. 12. A. Bogucki, "Rittermessig mań" v) najstarszym zwodzie prawa polskiego, "Prze- gląd Historyczny", 1978, z. l, s. 121. 13. E. Perroy, Les barrieres de 1'Europe orientale au Moyen Agę, w. Etudes d'histoire mediwale, Paris 1979, s. 3; P. Moraw, Uber Entwicklungesunterschiede und Entwicklungsausgleich im deutschen und europaischen Mittelalter, w: Hochfinans, Wirtschaftsraum, Innovationen, Trier 1987, II, s. 583; K. Zernack, Der euro- pdische Norden als Stddtelandschaft der Friihzeit, w: Beitrage żur Stadt- und Regionalgeschichte Ost- und Nordeuropas, Wiesbaden 1971, s. 13; Kloczowski, Europa słowiańska, s, 8. 14. A. D. von Brincken, "... ut describetur unwersus orbis". Żur Unwersalkartog- raphie des Mittelalters, w: Methoden m Wissenschaft und Kunst des Mittelalter, wyd. A. Zimmermann, Berlin 1970, s. 255. 15. G. Wolff, Unwersales Kaisertum und nationales Konigtum im Zeitalters Pried- rich II, w: Unwersalismus, s. 243; H. Mitteis, Der Staat des hohen Mittelalters, Weimar 1948 (3 wyd.), gL s. 247; Voss, .Da.s.Mitt^afaer, s. 262; Beumann, .ZMr Nationenbildung; s.22;O.BT\innei,Adeliges Landleben und europdischer Geist, Miinchen 1949, s. 62; B. Schneidmuller, Nomen Patriae. Die Entstehung a Frankreichs in der politisch-geographischen Terminologiae (10-13 Jh.), "Natio--| nes" VII, Sigmaringen 1987, s. 53,140,209,253; Raił, Zeitgeschichtiiche Zuge, a s. 241; J. Baszkiewicz, Państwo suwerenne w feudalnej doktrynie politycznej do '' pocz. XIV w.. Warszawa 1964, s. 13, 54, 303, 356 im. 16. S ch n e i de m u 11 e r, Nomen Patriae, s. 229,253; J. Dąbrowski, Korona Króle- stwa Polskiego w XIV w., Wrocław 1956. ;- 17. Raił, Zeitgeschichtiiche Zuge, s. 241. 18. J. Wyrozumski, Kazimier?, Wielki, Wrocław 1982. s. 172. Por. T. Basz- kiewicz, Mysi polityczna wieków średnich. Warszawa 1970, s. 227. 19. Por. Wolff, Unwersales Kaisertum, s. 250. 20. Anonim tzw. Gal l, Kronika polska,pnel. R. Gródecki, opr. M. Plezia, Wrocław 1965, s. 11, 150. 21. W. Kolnie l, "Freiheit-Gleichheit-Unfreiheit" in der soziale Theorie des spaleń Mittelalters, w: Soziale Ordungen im Selbswerstdndniss des Mittelalters, wyd. A. Zimmermann, t. II, Berlin 1980, s.389. 22. R. Gródecki, Wole i Igoty. Przyczynek do dziejów osadnictwa w średniowiecznej Polsce, w: Studia z historii społecznej i gospodarczej poświęcone prof. dr. Francisz- kowi Bujakowi, Lwów 1931, s. 45. 23. H. Strahm, Stadtluft machtfrei. Das Problem der Freiheit in der deutschen und schweizerischen Geschichte, w: Vortrage und Forschungen, t. II, Sigmaringen 1970, s. 105. 24. K. }-laiaes,Attitudes and impediments to Pacifism in medieval Europę, "Joumal of Medieval History", 7, 1981, nr 4, s. 369. 25. Baszkiewicz, Mysi polityczna, s. 75; Wolff, Unwersales Kaisertum, s. 24. 26. E. J. Buschmann, Rex inquantum rex. Versuch ilber der Sinngehalt und Ge- schichtiichen Stellenwert eines Topos in "de regimene principium" des Engelbert van Admont, w: Methoden m Wissenschaft, s. 302 nn.; D. Byrne, Rex imago Dei: Charles V of France and the "Livre des proprietes des choses", "Joumal of Medieval History", 7, 1981, nr l, s. 97. 27. B. \Vidmei,Heilsordnungund Zeitgeschehen inder Mystik Hildegardyon Brin- gen, Basel 1955, s. 15; P. Th. Hofmann, Der mittelalter liche Mensch. Gesehen aus Welt und Umwelt Notkers des Deutschen, Leipzig 1937, s. 139. 56 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36 37. 38. 39. 40. 41. 42. 43. 44. 45. 46. 47. 48. 49. 50. 51. 52. 53 F. Ohiy, Vom geistigen Sinn des Wortes im Mittelalter, Darmstadt 1966, pass. W. Justus, Diefruhe Entwicklung des sdkularen Friedensbegriffs in der mittelal- terlichen Chronistik, Koln 1975, s. l, 104, 145; Haines, Attitudes, s. 375; Brunner, Abendlandische Geschichtsdenken, s. 438; E. Bernheim, Politische Begriffe des Mittelalter im Lichte der Anschaungen Augustins, w: Ideologie und Herrschaft im Mittelalter, wyd. M. Kerner, Darmstadt 1982, s. 59;M.Kerner, Einieitung zum Ideologieproblem im Mittelalter, tamże, s. l; H. K. Schulte, Medidmstik und Begriffsgeschichte, "Festschrift fur Helmut Beumann", Sig- maringen 1977, s, 388 nn. D. E. Luscombe, Conceptions of Hierarchy before the Thirteenth Century, w: Soziale Ordungen, t. I, Berlin 1979, s. l nn.; Widmer, Heilsordnung, s. 39. Bernheim, Politische Begriffe, s. 63. Justus, Diefruhe Entwicklung, s. 53, 145. W. Lammers, Żur Volksfrómmigkeit im 12. Jh. nórdlich der Elbę, "Sitzungs- bericht des Wiss. Gesch. an der Johann-Goethe Univ. Frankfurt/Main, t. XIX, nr 2, Wiesbaden 1982. 5. Piekarczyk, Barbarzyńcy i chrześcijaństwo. Warszawa 1968, s. 315 nn.; J. Le Goff, L'imaginaire medieval, Paris 1985, s. 68; A. Gurević, Kategorie kultury średniowiecznej, Warszawa 1976, s. 5 nn. Tak S. Piekarczyk, Średniowieczny model świata, "Przegląd Humanistyczny" 6. 1977, s. 143. H. K. Schulze, Heiligenverehrung und Reliquienkult in Mitteldeutschland "Festschrift fur F. v. Zahn", Koln-Graz 1968, s. 294. A. Witkowska, Kulty pąmicze piętnastowiecznego Krakowa, Lublin 1984, s. 186; H. Samso-nowicz, Późne średniowiecze miast nadbałtyckich. Warszawa 1968, s. 294. K. Bosi, Die germanische Kontinuitat im deutschen Mittelalter (Adel-KS- nig-Kirche), w: Antike und Orient im Mittelalter, wyd. P. Wilpert, Berlin 1962, s. i. H. Łowmiański, Początki Polski, t. IV, Warszawa 1970, s. 260. Le Goff, Kultura, s. 10. Luscombe, Conceptions, s. 8. Holi, Wissenschafts- und Handlungstheoretische uberlegungen żur Funktion von Familien- und Organismusmodell m der Staatsphilosophie, w: Soziale Ordungen (I), s. 122; T. Struve, Bedeutung und Funktion des Organismusvergleichs in den mittelalterlichen Theorien von Staat und Gesellschaft, tamże, s. 144. W. S t urnę r, Die Gesellschaftsstruktur und ihre Begriindung bei Johannes von Salisbury, Thomas von Aquin und Marsilius von Padua, tamże, s. 162. P. Michaud-Quantin, Unwersitas. Expressions du mouyement communotaire dans le Moyen-Age latin, Paris 1970, s. 18. Wolff, Les origines, s. 99; A. Borst, Der Turmbau, t. II, l, Stuttgart 1958, s. 522. Wolff, Les origines, s. 134. Tamże, s. 154 nn. Por. rozdział V. A. Borst, Der Turmbau, t. II, 2, Stuttgart 1959, s. 835. M. Szymczak, Nazwy stopni pokrewieństwa i powinowactwa rodzinnego w his- torii i dialektach języka polskiego. Warszawa 1966. Por. H. Samsonowicz, La Familie noble et la familie bourgeoise en Polegnę aux XIir-XV° s., w: Familie etparente dans 1'occident medieval, Rome 1977, s. 309. Historia Mazowsza, pod red. A. Gieysztora, t. I pod red. H. Samsonowicza (w druku). G r a u s, Nationale Deutungsmuster, s. 42; W. Schlesinger, Die Antstehung der 57 Nationen, w: Aspekte der Nationenbildung, "Nationen" I, s. 59; K. H. Rexroth Vo!kssprache wid werdendes Volksbewusstsein im Ostfrdnkischen Reich, tamże, s. 275. Por. Schlesiiiger,DieEntstehung,s. 11 nn., u nas - Z i en ta r a. Świt, s. 11 nn,| Por. J. S ziics, Nation und Geschichte,Budapest 1981; Gi;Si\ls,DieNationenbil-f dung, s. 11. | Graus, Die Nationenbildung, s. 211; Gieysztor, Więź narodowa, s. 20. g Schlesinger, Die Entstehung, s. 51; H. D. Katil, Einige Beobachtungen sumf Sprachgebrauch von natio im mittelalterlichen Latein mit Ausbiicken auf daSt. neuhochdeutsche Fremdwort Nation, w: Aspekte der Nationenbildung, "Natio-H nen" I, s. 63; Zientara, Świt, s. 19 nn. if| A. D. v. den Brincken, Die "Nationes Christianorum Orientalium" im Vers^i tdndnis der Lateinischen Historiographie, Koln 1973, s. 131. ?'. B. Schneidemiiller, Franzósische Sonderbewusstsein in der politisch-geogra-1 phischen Terminologie des 10. Jh., w: Beitrage żur Bildung der framosischem Nation im Friih- md Hochmittelalter, wyd. H. Beumann, Sigmaringen 1983,? s. 63. ? Rexroth, Volkssprache, s. 312. Beumann, Die Bedeutung, s. 327. Monumenta Poloniae Historica, dalej MPH, t. III, s. 133. M. Richter, Mittelalterliche Nationalismus. Wales im 13 Jh., w: Aspekte der Nationenbildung, "Nationen" I, s. 465. Graus, Natoniale Deutungsmuster, s. 39. H.Chlopocka, Procesy Polski z Zakonem Krzyżackim w X IV w., Poznań 1967,.; s. 235; J. Baszkiewicz, Polska czasów Łokietka, Warszawa 1968, s. 186. Lites ac res gestae inter Polonos ordinemque cruciferorum, Poznań 1890, s. 94 nn. Kronika polska Mistrza Wincentego^ tłum K Abgarowicz i B. Kurbis, opr. B. Kurbis, Warszawa 1974, s. 78 nn. B. Guenee, Histoire et culture historique dans 1'Occident medimal, Paris 1980, 30. Zientara, Świt, s. 341. M. Plezia, List biskupa Mateusza do sw. Bernarda, w. Prace z dziejów Polski feudalnej. Warszawa 1960, s. 127. Wg. G. Tellenbach, Mentalitdt, s. 385. Por. Mentalitat und Alltag im Spdtmittelalter, wyd. C. Meckseper, E. Schraut, Góttingen 1985, s. 5 nn.; Kerner, Einieitung, s. 15. F. Graus, Mentalitdt - Yersuch einer Begriffsbestimmg und Methoden der Untersuchung, w: Mentalitdten im Mittelalter, wyd. F. Graus, Vortrage und Forschungen XXXV, Sigmaringen 1987, s. 48. N. C o h n. La fanatiques de 1'apocalypse. Millenairistes revolutionnairs et anar- chistes mystiques au Moyen-Age, Paris 1983. J. Baltrusaitis, Le Moyen-Age fantastigue. Antiquites et exotisme dans l'an gothique, Paris 1955, s. 7, 15, 42. M. Bur, A propos de la Chronigue de Mamon. Architecture et liturgie d Reims au temps d'Adalheron (vers 976), "Cahiers de Civilisation Medievale", XXVII, nr 4, 1984, s. 302. R. A. Goldtwhite, The Building of Renaissance Florence. Ań Economic and Sozial Hisiory, Baltimore 1980; A. E s c h, Uber den, Zusammenhang von Kunst und Winschaft in der italienischen Renaissance, "Zeitschrift fur Historische Forschung",t.VIII, 1981, z. 2, s. 179. Por. M. D y go. Nowe spojrzenie na zamek w Malborku, "Komunikaty Mazursko-Warmińskie", nr 4, 1983, i rec. z S. Skibińskiego, Kaplica na Zamku Wysokim w Malborku, Seria Historii Sztuki UAM, 14, Poznań 1982. 58 77. H. Roeder, Saints and their Attributes, London 1955. 78. Brincken, Die ,^Iationes...", s. l; W. Salmen, Musizierende Engel in der westfalischen Literatur und Kunst des Mittelalters, w: Festschrift fur H. Aubin, t. II, Wiesbaden 1965, s. 674; L. Schmugge, Die Anfange des organisierten Pilgerverkehrs im Mittelalter, "Quellen und Forschungen aus italienischen Archiven und Bibliotheken", t. LXIV, 1984, s. 62. 79. H. Preus s, Die Vorstellungen vom Antichrist im spateren Mittelalter, bei Luther und in der konfesionellen Polemik, Leipzig 1906, s. 44. 80. Z. P i ech, Pieczęć Leszka Czarnego z przedstawieniem śiv. Stanisława, "Analecta Cracoviensia", XV, 1983. 81. A. Mac K a y, Ritual and Propaganda in XV11' cent. Castiiie, Past and Present" 107, 185, s. 53. 82. P. Dobrowolski, Dwór Lancasterów (w druku). 83. M. del Treppo, A. Leone, Amalfi medievale, Napoli 1977, s. 309. 84. P. Lehmann, Die Parodie im Mittelalter, Stuttgart 1963, s. 19 nn. 85. Za J. Baszkiewicz, Młodość uniwersytetu. Warszawa 1968, s. 220. 86. Lehmann, Die Parodie, s. 32. 87. Tamże, s. 130. 88. H. 'Wundet,Der dumne und der schlane Bauer, w: Mentalitdt und Alltag, s. 34. PRZYPISY rozdział 3 1. Huizinga, Jesień średniowiecza, s. 89. Por. uwagi: M. Ossowskiej, Ethos rycerski i jego odmiany. Warszawa 1973, s. 97. 2. J.Fleckenstein, Die Rechtfertigung der geistlichen Ritterorden nach der Schrift "De Lawie novae militiae" Bernhards von Clairvaux, w: Die geistliche Ritterorden Ewopas, Yortrage und Forschungen XXVI, Sigmaringen 1980, s. 9. 3. Wg. Ossowskiej, Ethos, s. 112. 4. S.Piekarczyk, Ethos rycerski - samookreślenie i wyróżnienie, "Kwartalnik Historyczny" 82, 1975, s, 135. 5. Ossowska, Ethos, s. 114, 191. 6. Obszerne rozważania na ten temat przynoszą m.in. Allegory, Myth and Symbol, wyd. M. W. Bloomfieid, Cambridge Mass. 1981; A. Gary Wright, J. D. Dirks, Myth as erwironmental message, "Ethnos", vol. 48, III-IV, 1983, s. 160;R.Borthes,Af»t!znafe,Warszawal970,s.25;J.L.Henderson,^ltri^e acros time. The role of myths in history, London 1975, G. Dumeził, Mythe et epopee, Paris 1977. Por. też K. Pomian, Przeszłość jako przedmiot wiary, Warszawa 1968, s. 61. 7. F. Graus, Nationale Deutungsmuster der Yergangenheit in Spatmittelalterlichen Chroniker, w: Nationalismus in Vorindnstriellen Zeit, wyd. O. Dann, Munchen 1986; J. Tazbir, Dzieje polskiej tolerancji. Warszawa 1973; tenże. Polskie przedmurze chrześcijańskiej Europy. Mity a rzeczywistość historyczna, Warszawa 1987; Malicki, Mity. 8. M. E 11 a d e, Mythes, reves et mysteres, Paris 1957, s. 22. Por. te g o ż, Le Sacre et le Profane, Paris 1965, s. 60. 9. Eliade, Le Sacre, s. 61. Inaczej Borthes, Mit, s. 26. 10. Na ten temat J. Topolski,0 pojęciu teorii w badaniu historycznym. Teoria a mit, w: Pamiętnik XIII Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, t. I, Wrocław 1986, s. 210. Por. W. Czapliński, Mity i prawda, "Sprawozdania Wrocław- skiego Towarzystwa Naukowego, 1964, t. 17A, s. 138. 11. Topolski, O pojęciu, s. 219. 12. Tamże, s. 228. 13. Por. artykuły z Beitrdge sum Berufsbewusstsein des mittelalterlichen Menschen, wyd. P. Willpert, Berlin 1964: P. Willpert, Einieitung, s. VII; P. Mi- chaud-Quantin, La conscience d'etre membre d'une unwersitas, s. l; J. Le G o f f, Quelle conscience l'universite medievale a-t-elle eu d'elle meme?, s. 17; tenże, Metier etprofession d'apres les manuels de confesseurs au Moyen Agę, s. 56; S. Ciassen, Die Armut als Beruf: Franziskus von Assisi, s. 73; E. Maschke, Berufsbewusstsein des mittelalterlichen Kauffmanns, s. 307; Pomian, Przeszłość, s. 139. A także rozprawy w zbiorze Mentalitdten, F. Grausa, O. G. Oexle, J. Miethke, R. SprandeFa, s. 9, 65, 157, 207. 14. S. Piekarczyk, W średniowiecznej rzeczywistości. Warszawa 1987; tenże, Funkcje społeczne religii a moralność bogów skandynawskich, "Euhemer" 1963, l, s. 10; Mentalitdt, s. 48. 15. Wg Ossowskiej, Ethos, s. 99. 16. Statuty, w: Starodawne prawa polskiego pomniki. I, par. 31, 97. 17. Ossowska, Ethos, s. 120. 18. Tamże, s. 186. 19. Dobrowolski, Dwór Lancastrów. 20. J. Tazbir, Od Antemurale do przedmurza: dzieje terminu, "Odrodzenie i Refor- 83 macja w Polsce", 39,1984, s. 167. Por. tegoż. Polskie przedmurze chrześcijańs- kiej Europy. Mity a rzeczywistość historyczna, Warszawa 1987. 21. Tu i dalej zostały wykorzystane prace: R. H, Fletcher, The Arturian Material in the Chronicles, przedr. Boston 1906; M.R.Blakeslee, Mithic structures m the old Prench verse versions of the Tristan Legend, Ann Arbor M. 1979; E. S. Whittiesey, Symbols and Legends in Western Art, New York 1972; J. Mar- kale, Le roi Arthw et la societe celtique, Paris 1983. Teksty literackie: por. Konig Artus und seine Tafeirunde, "Europaische Dichtung des Mittelalters", wyd. K. Langosch, W. D. Lange, Stuttgart 1980; L. Alandis (Hibbard) Loomis, Adventures in the middle ages: a memorial collection of essays and studies, New York 1962; R. S. Loomis, The grailfrom celtic myth to Christian symbol, New York 1963; Tamże, The Development ofArthurian romance, London 1969; E. Koehier, Ideal und Wirklichkeit m den hofischen Epik, Tubingen 1956; E. 'FsiTSi\,Recherchessw lessources litteraires des romans courtais, Paris, 1,1913; III, 1929; J. M ar x. La legendę arthurienne et ?e Graa?, Paris 1952;M.Pastoureau, Życie codzienne we Francji i Anglii w czasach rycerzy Okrągłego Stołu (XII-XIII ni.). Warszawa 1983; J. Banaszkiewicz, Włócznia i chorągiew, "Kwartalnik Historyczny" 94,1988, nr 4, s. 18. Także O ssowska, Ethos, s. 95, 111. 22. J. Z. Kędzierski, Historia Anglii, t. I, do r. 1485, Londyn 1965, s. 35. 23. Ossowska, Ethos, s. 104. 24. Kronika Wielkopolska, opr. B. Kurbis, Warszawa 1965, s. 125. 25. Jak chce Huizinga, Jesień średniowiecza, s. 146 nn. 26. E. Langlois, Le Roman de la Rosę, t. I, Paris 1914. 27. Huizinga, Jesień średniowiecza, s. 128. 28. Bogucka, Samsonowicz, Dzieje miast, s. 253. 29. P. Raedts, The Chiidren': Crusade nf 1212, "Journal of Medieval History", 3, 1977, s. 279. 30. P. R. Co ss, Aspects ofcultural diffusion m medieval England: The early romances, local society and Robin Hood, "Past and Present", 108,1985, s. 35;. D. Crook, Some further emdence conceming the dating of the origins of the legend of Robin Hood, "The English Historical Review", 99,1984, nr 392, s. 530; H. Z a r e m s - k a. Legenda Robin Hooda (w druku). 31. C. Bobińska, Wieś niespokojna. Warszawa 1979, s. 186. 32. Zestawia niektóre - o szlachetnym zbójcy, o bezdomnym bohaterze (królu), o ojcu poświęcającym dla dobra sprawy swe dzieci, Graus, Lebendige Vergan- genheit, s. 44, 47, 61 nn. 33. Tamże, s. 61; Beck, Legendę, s. 21. 34. Akta procesu biskupa krakowskiego Jana Muskaty w Monumenta Poloniae Vaticana, III, nr 121. 35. Graus, Lebendige Vergangenheit, s. 81; Schneidemuller, Nomen patriae, s. 140,167,253; P. Freedmeen, Heroism and the Legendary Origins ofCatalonia, "Past and Present" 121, 1988, s. 3. 36. Graus, Lebendige Vergangenheit, s. 35, 182, 204; D. Hagermann, Kari der Grosse oder Charlemagne, Acht Antworten deutscher Geschichtsforscher, Koln 1935; M.W. Serejski,.Mea jedności fearohnsfcig. Warszawa 1937;A. Gieysz- tor, Władza Karola Wielkiego w opinii współczesnej. Warszawa 1938. 37. J. Banaszkiewicz, Podanie o Lestku I złotniku, "Studia źródłoznawcze", XXX, 1987, s. 39; tenże, "Gerwazy groźny ręką, jeżykiem Protazy". Wzorzec bohaterów - dioskurów w "Panu Tadeuszu" Adama Mickiewicza i we wcześniej- szej tradycji, "Przegląd Humanistyczny", 4, 1987, s. 51. 38. Tenże, Rzidiger von Bechelaren, którego nie chciała Wanda. Przyczynek do 84 kontaktu niemieckiej Heldenepik z polskimi dziejami bajecznymi, "Przegląd Historyczny", 75, 1984, z. 2, s. 239. 39. Graus, Lebendige Vergangenheit, s. 12. 40. Dzieje Afryki, M. Tymowski, red. (w druku). 41. A. Gieysztor, Uwagi o czasie i świadomości dziejów w Polsce średniowiecznej, "Miscellanea Historico-Archmstica", t. I, 1985, s. 143. 42. Graus, Lebendige Vergangenheit, s. 6. 43. Tazbir, Od Antemurale, s. 167. 44. P. W. Knoll, Poland as antemwale christianitatis in the late middle ages, "The Catholic Historical Review", 60, 1974, nr 3, s. 385 nn. 45. Pommereltisches Urkundenbuch, wyd. M. Peribach, Danzig 1881,1, nr 33, z po- czątku lat dwudziestych XIII w. 46. Por. H. Samsonowicz, Leszek Biały, w. Poczet królów, s. 114. 47. J. Baszkiewicz, Polska czasów Łokietka, Warszawa 1968, s. 123. 48. Tu J. Tazbir inaczej (Od Antemurale, s. 168). 49. Tamże, s. 169. 50. M. Biskup, K. Górski, Położenie i sytuacja międzynarodowa Polski w 11 połowie XV w; w: Kazimierz Jagiellończyk, Warszawa 1987, s. 138. 51. Za Tazbir, Antemurale, s, 170. 52. Czapliński, Mity, s. 140. 53. Tamże, s. 139. 54. J. Bardach, O dawnej i niedawnej Litwie, Poznań 1988; J. Suchocki, Geneza litewskiej legendy etnogenetycznej. Aspekty polityczne i narodowe, "Zapiski His- toryczne" 52, 1987, z. l, s. 27. 55. B. Zientara, Konrad Kędzierzawy i bitwa pod Studnicą, "Przegląd Historycz- ny" 70, 1979, z. l, s. 27. PRZYPISY rozdział 4 1. Por. rozdz. II, Luscombe, Conceptions in Hierarchy, s. l. 2. E. F. Otto, Otto von Freising und Friedrich Barbarossa, w: Geschichtsdenken, s. 270. 3. K. Bosi, Die germanische Kontinuitat, w: Antike und Orient, s. 3. 4. K. Bosi, Die horizontale Mobilitat der europaischen Gesellschaft im Mittelalter undihre K.ommunikationsmittel, w: Zwischen Donau undAlpen, Festschrift fur N. Lieb, "Zeitschrift rur bayerische Landesgeschichte" 35/1, 1972, s. 40; H. Fichtenau, Soziale Mobilitat in Quellen des 10. undfruhen 11 Jht., w: Wirts- chafts und Sozialhistorische Beitrdge, Festschrift fur A. Hoffmann, wyd. H. Knittier, Munchen 1979, s. 11. 5. Bosi, Die germanische Kontinuitat, s. 17; J. Fleckenstein, Ministerialitat und Stadtherrschaft, Festschrift fur F. H. Beumann, Sigmaringen 1977, s. 349. 6. H. K. S ch u Iz e, Medimistik und Begriffsgeschichte, w: Festschrift H. Beumann, s. 395; H. Samsonowicz, Die Stande im Polen (w druku); S. Russocki, Narodziny zgromadzeń stanowych, "Przegląd Historyczny" 59,1968, z. 2, s. 214; tenże, Die mittelalterliche Stande als Kategorie der Gesellschaftschichtung, w: ActaPo!oniaeHistorica4S, 1983, s. 5; tenże, Stany i ich zgromadzenia w krajach niemieckich XIII-XVI w., w. Niemcy - Polska w średniowieczu, Poznań 1986, s. 91; J. 'Bardach, Historia państwa i prawa Polski do połowy X V w.. Warszawa 1957, s. 189; por. Stddte und Standestaat, wyd. B. Tópfer, Berlin 1980, s. 13, 113,195; R. M.o\isnieT,LesHierarchies Socialesde 1450dnosjours,Paris 1969, s. 19; J. Fleckenstein, Die Entstehung des niederen Adels und das Rittenum, w: Herrschaft und Stand, wyd. J. Fleckenstein, Góttingen 1977, s. 21; 116 W. Rósener, Ministerialitat und Yasalitat niederadelige Ritterschaft im Her- rschaftsbereich der Markgrafes von Baden vom 11. bis zum 14. Jh., tamże, s. 40; G. Duby, Les trois Ordres ou 1'imaginaire du feudalisme, Paris 1978; tenże, Des societes medievales, Paris 1977, s. 9, 30; B. Tópfer, Stande und staatliche Zentralisation in Frankreich und im Reich in der zweiten Halfe des 15. Jh., "Jahrbuch fur Geschichte des Feudalismus", l, 1977, s. 258; L. Kofler, Żur Geschichte der Burgerlichen Gesellschaft, Berlin 1966, s. 498; F. Lousse, La formation des ordres dans la societe mediwale, •w: L'organisation Corporatwe, II, Louvain 1937, s. 69; D. Romagnoli, A. Tremo, M. Mazzo, Una discussione sui trę ordini delta societd feudale, "Studi storici", 4, 1980, s. 761; U. Arnold, Standeherrschaft und Stdndekonflikte im Herzogtum Preussen, w: Standetum und Staatsbildung m Brandenburg Preussen, wyd. P. Baumgart, Berlin 1983, s. 84; K. Górski, Pierwsze czterdziestolecie Prus Królewskich. Geneza i tlo bezpośrednie konfederacji stanów pruskich, Toruń 1952; t e n ż e: Początki reprezentacji rycerst- wa w stanach państwa krzyżackiego w Prusach w XV w., "Zapiski Historyczne" 33, 1968, z. 2, s. 131; A. Mączak, Rządzący i rządzeni. Warszawa 1986, s. 20; W. P. Blockmans, A typology of represantatwe institutions m late medieval history, "Joumal of Medieval History", 4, 1978, s. 189; J. Bardach, Un caso di tardiva formazione delio stato modernę: La Polonia dal XV al XVIII secolo, "Ouademi storici delie Marche", Settembre 1967, s. 416; K. Orzechowski, O typologii zgromadzeń stanowych, "Historyka" 8, 1978, s. 81; F. Hartung, Herrschaftsvertrage und standischer Dualismus m deutschen Territorien, w: Die Geschichtiichen Grundlagen der modernen Volksvertretung, wyd. H. Rausch, Darmstadt 1974, s. 28. 7. C. Levi-Strauss, Smutek tropików. Warszawa 1960, s. 189. 8. J. Dhont, Les "solidarites" medievales, "Annales FSC" 1957, s. 537; tenże, "Ordres" ou "puissances?" Exemple des etats de Flandre, "Annales Economics, Societes, Civilisations" 1950, s. 289. 9. S. Russocki, Typologie des assemblees pre-representatwes en Europę, w: XIII'' Congres Intemationale des Sciences Historiques, (Moscou 1970). Etudes presentees a la Comm. pour 1'hist. assemblees d'etats, Varsovie 1975, s. 32. 10. Kółmer, Freiheit, s. 407. 11. Por. J. Bardach, Recepcja w historii państwa i prawa, "Czasopismo Praw- no-Historyczne", 39, 1977, z. l; T. Levy-Bruhl, Sociologie du droit, Paris 1961, s. 118. 12. Na podstawie ksiąg sądowych ziemskich i miejskich z XV w. w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie. 13. M. Mitterauer, Probleme der Stratification m mittelalterlichen Gesellschafts- system, w: Theorien in der Praxis des Historikers, wyd. J. Kocka, Góttingen 1977, s. 18; H. Samsonowicz, Stande und zwischenstdndische Beziehungen m Polen im 15 Jh., "Jahrbuch fur Geschichte", t. 23, 1981. Podobnie K. Kriiger, Die stdndischen Yerfassungen in Skandinavien. Modelle einer europaischer Typologie?, "Zeitschrift fur Historische Forschung", 10, 1983, s. 129. 14. Album Studiosorum Unwersitatis Cracoviensis, wyd. A. Chmiel, t. I, Kraków 1887. 15. Bardach, Historia, s. 188, 366; I. Ihnatowicz, A. Mączak, B. Zientara, Społeczeństwo polskie od X do XX iv.. Warszawa 1979, s. 109 nn. Por. G. Schramm, Polen- Bohmen-Ungarn: Ubernationale Gemeinsamkeiten in der politischen Kultur des spaten Mittelalters und der friihen Neuzeit, "Przegląd Historyczny" 76, 1985, s. 417. 16. Concilia Poloniae, wyd. J. Sawicki, t. X, Wrocław 1963, 1402. 17. B. Zientara, Działalność lokacyjna jako droga awansu społecznego w Europie środkowej XII-XIV, "Sobótka", 1981, l; D. Główka, Hospites w polskich 117 źródłach pisanych XII-XV w., "Kwartalnik Historii Kultury Materialnej" dalej KHKM, 32, 1984, s. 371. K. Buczek, Prawo rycerskie i powstanie stanu szlacheckiego w Polsce, "Przegląd Historyczny", t. 69, 1978, s. l. Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski (dalej KdW), t. I, Poznań 1877, nr 122. Preussisches Urkundenbuch, wyd. Philippi, C. B. Woelky, I, l, Konigsberg 1882, nr 260. [ Starodawne Prawa Polskiego Pomniki, t. II, wyd. A. Z. Helcel, Warszawa 1856, | s. 4, 97. | MPH, t. II (Cronica Joanni de Czarnków), s. 624. |: J. Bieniak, Knight Cians m medieval Polana, w: Polish Medieval Nobility, red. | A. Gąsiorowski, Wrocław 1984, s. 123. | J. Matuszewski, Nagana szlachectwa w Polsce w XV i XVI w., "Zeszyty!; Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", S. J, 1971, z. 77; W. S e mko wic z, Naga-1 na i oczyszczenie szlachectwa w Polsce w XIV i XV ni., Lwów 1899. ;' A. Gąsiorowski,Pozoi'atn) Wielkopolsce w XIV-XV I wieku, Poznań 1965;H. Samsonowicz,J. Wiesiołowski, Społeczeństwo polskie u progu czasów no-j wożytnych, w: Pamiętnik XIII Zjazdu Historyków Polskich, Wrocław 1986, s. 118. Yolumina Legum, (1732), s. 32. Tamże, s. 25. lus Polonicum, wyd. J. W. Bandtkie, Warszawa 1831, s. 287. lura Masoyiae Terrestria, wyd. J. Sawicki, Warszawa 1972, nr 25,38,39,65,66, 73,114,127. Por. dla stosunków niemieckich Th. Z o t z, Bischófliche Herrschaft, Adel, Ministerialitdt und Bilrgertum m Stadt und Bistums Worms, w: Herrschaft^ md Stand, s. 114. . Ihnatowicz i inni. Społeczeństwo, s. 167. , lura Masoviae, II, nr 153, 164, 168, 178; III, nr 112. , Bardach, Historia, s. 450; G. Dupeux, L'etude de la mobilite sociale. Quelques problemes de methode, w: Conjoncture economique, structures sociales, Hommage a E. Labrousse, Paris 1974, s. 79. , Wszystkie dane na podstawie ksiąg miejskich Archiwum Głównego Akt Daw- nych. . Archiwum Państwowe w Gdańsku 300, 59, 6, 7, 8, 300.42.2.21', 4, 41'. Podobnie jak w Toruniu, Warszawie czy Krakowie wymienione są już nazwiska i w przy- padku obcości miejsce pochodzenia. Dla operacji kredytowych mieszczanina gdańskiego status prawny jego kontrahenta miał mniejsze znaczenie. . K. Tymieniecki interpretował w ten sposób, że byli to mieszczanie pochodzenia szlacheckiego: Szlachta-mieszczanie is Wielkopolsce 1400-1475, "Miesięcznik Heraldyczny", XV-XVI, 1936-1937, s. 168, 182, 184. . Teki Pawińskiego: Księgi sądowe brzesko-kujawskie, łęczyckie. Warszawa 1899-1903, I, III, IV, V oraz AGAD. . L. Ł y siak. Statuty Kazimierza Wielkiego w małopolskiej praktyce sądowej XV w. "Małopolskie Studia Historyczne", XIX, l, 1976, s. 25 nn. . AGAD; Tymieniecki, Procesy twórcze, s. 43, 118. W Płocku prośba rady do Torunia o pouczenie (148) ile wynosi główszczyzna za mieszczanina: Zbiór dokumentów i listów miasta Płocka, wyd. S. M. Szacherska, 1.1, Warszawa 1975, nr 109. . Tymieniecki, Szlachta-mieszczanie, s. 162; tenże, Procesy twórcze, s. 76 i inne jego prace; A. Gąsiorowski, Ludność napływowa w strukturze społecznej późnośredniowiecznego Poznania, "Studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski i Pomorza", 22, 1975, s. 12. 118 40. H. Samsonowicz, Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska w II poi. XV w.. Warszawa 1960, s. 105 nn. 41. Zestawia je i omawia S. Gierszewski, Obywatele miast Polski przedrozbioro- wej, Warszawa 1973, s. 5 nn. 42. K. Kaczmarczyk, Księgi przyjęć do prawa miejskiego w Krakowie 1392-1506, Kraków 1910; E. Keyser, Die Beyolkerung Danzigs und ihre Herkunft im 13. und 14 Jh., Danzig 1928; E. Koczorowska-Pielińska, Rzemiosło średnio- wiecznej Warszawy do 1525 r. (w druku); A. Gilewicz, Przyjęcia do prawa miejskiego we Lwowie w latach 1405-1604, w: Studia z historii społecznej i gos- podarczej poświęcone prof. dr. Franciszkowi Bujakowi; T. Ślawski, Studia nad ludnością Biecza w wiekach XIV-XVII, "Małopolskie Studia Historyczne" l, 1958, z. 3-4; M. Toeppen, Burgerrechtsbuch der Stadt Marienburg, "Alt- preussische Monatsschrift", t. XXXVIII, 1901. 43. Gąsiorowski, Ludność napływowa, s. 12 nn. 44. H. Samsonoviicz,"Suburbium" in the late middle ages, "Review", New York, V, l, 1981, s. 311. Tamże literatura. 45. Por. materiały sesji w Monachium z 1986 r. Die Stdnde im Mitteleuropa im Mittelter, wyd. H. Boockmann (w druku). 46. K. Buczek, Prawo rycerskie i powstanie stanu szlacheckiego, "Przegląd His- toryczny" 69,1978,z. l, 23 nn. 47. Fleckenstein, Mnisterialitat, s. 361. 48. Raił, Zeitgeschichtiiche Zuge, s. 241; Duby, Les trois ordres, s. 10; J. Batany, Les "Trois Fonctions" aux "Trois Etats"^, "Annales ESC" 1963, s. 933; A. Jouanna,OrdreSociafc,Paris 1977, s. 108; por. P. Lew i s. La France a lafindu Moyen-Age, Paris 1977, s. 21; O. G. O ex l e, Tria generi hominum. Żur Geschichte eines Deutungsschemas der Sozialen Wirklichkeit in Antike und Mittelalter, w: Institution, Kultur wid Geselschaft im Mittelalter, wyd. L. Fenske, W. Rósener, Th. Zotz, Sigmaringen 1984, s. 483; Fichtenau, Soziale Mobilitdt, s. 29. 49. A. Buck, Dante und die Ausbildung des italienischen Nationalbewusstsein, w: Aspekte der Nationalbildung, s. 489. 50. A. Vidmanova, Die mittelalterliche Gesellschaft, s. 323. 51. Lehmann, Die Parodie, s. 68, 86. 52. Wunder, Der dumme und schleue Bauer, s. 34. 53. H. Pirenne, Les villes du Moyen-Age, Bruxelles 1927, s. 103; F. Rorig, Die ewopaische Stadt, w: Propylaen-Weltgeschichte IV, 1932, s. 280; H. Planitz, Die deutsche Stadt im Mittelalter von der Romerzeit bis su den Zunftkampfen, Graz 1954, s. 86; E. Ennen, Die ewopaische Stadt des Mittelalters, Góttingen 1972, s. 105; J. Lestoquy, Les villes de Flandre et d'Italie sous le gowemement des patriciens (XI'-XVI" s.), Paris 1952, s. 31; G. Luzzato, Les actirites economiques du patriciat venitien (X'-XIV s.), "Annales d'Histoire Economi- que et Sociale" IX, 1937, s. 25; K. Tymieniecki, Podgrodzia w północ- no-zachodniej Slowiańszczyznie i pierwsze lokacje miast na prawie niemieckim, "Slavia Occidentalis" II 1922, s. 89; B. Zientara, U początków szczecińskiego patrycjatu, "Przegląd Historyczny" 53, 1962, z. 4, s. 780. 54. H. Samsonowicz, Uwagi nad średniowiecznym patrycjatem miejskim w Euro- pie, "Przegląd Historyczny" 49,1958, z. 3. Ten temat omawia bogata literatura przedmiotu, z której tytułem przykładu - tylko dla Polski - wymienić można: A. Gieysztor, Les origines de la ville slave, w: Settimana di studio del Centra Italiano di Studi sull'alto medioevo, VI Spoleto 1959; R. Gródecki, Początki rady miejskiej w Krakowie, "Roczniki Dziejów Społ. i Gosp. 25, 1963; Z. Kaczmarczyk, Początki miast polskich, zagadnienia prawne, "Czasopismo Prawno-Historyczne" 13, 1961, z. 2; G. Labuda, Miasta na prawie polskim, "Studia Historica", Warszawa 1958; W. Kuhn, Die Entstehung der deutscfh- 119 rechtiichen Stadt Płock, "Zeitschrift fur Ostforschung" 13,1964; F.Lenczow- ski, Ze studiów nad problemami miast śląskich do końca XIV iv., Opole 1965; K. Maleczyński, Najstarsze targi w Polsce i stosunek ich do miast przed kolonizacja na prawie niemieckim. Lwów 1926; A. Rutkowska-Plachcińska, Gmina miejska w początkach XIII wieku w Polsce, "Medium aevum", Warszawa 1962; A. W ę d z k i. Początki reformy miejskiej w środkowej Europie do połowy XIII w., Warszawa 1974; M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast i mieszczańst- wa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986; B. Z i e n t a r a, Działalność lokacyj- |j na jako droga awansu społecznego w Europie środkowej XII-XIV w., "Sobótka" | 1981, l; tenże. Źródła i geneza "prawa niemieckiego" na tle ruchu osadniczego*^ w Europie zachodniej i środkowej 10 XI-XII w., "Przegląd Historyczny" 69, 1978, z. l. j 55. T. Lalik, Funkcje miast i miasteczek w Polsce późnego średniowiecza, KHKM 1975, z. 4; H. Samsonowicz, Liczba i wielkość miast późnego średniowiecza Polski, "Kwartalnik Historyczny" 96, 1979, z. 4. 56. Por. H. Samsonowicz, Elita władzy w małych miastach Polski w późnym średniowieczu, w: Genealogia - kręgi zawodowe i grupy interesu w Polsce średniowiecznej na tle porównawczym pod red. J. Wroniszewskiego, Toruń 1989, s. 145; A. Gąsiorowski, Członkowie władz Kalisza w pierwszej polowe XV wieku, "Rocznik Kaliski" 18, 1985, s. 27. 57. Haupttendenzen der europdischen Stadtgeschichte, wyd. E. Uitz, Magdeburg; 1974; A. Gieysztor, Geneza miast polskich i ich dzieje do końca XV w., w: Miasta polskie w tysiącleciu, Wrocław 1965; Die Stadt am Ausgang des Mittelal- ters, wyd. W. Rausch, Linz/Donau 1974; Stadt in der Geschichte, Sigmaringen 1980; Stadtische Filhrungsgruppen und Gemeinde in der werdenden Neuzeit, 14.-16.Jh., wyd. W. Ehbrecht, Koln 1980; Untersuchungen żur Gesellschaft-^ lichen Struktur der mittelalterlichen Stddte in Europa, "Vortage und Forschun- ge" II, Konstanz 1966; J. Wiesiołowski, Socjotopografia późnośredniowiecz- nemu Poznaniu, Warszawa 1982. 58. Ostatnio D. Główka, Hospites w polskich źródłach pisanych XII-XV w., KHKM, 32, 1984, z. 3, s. 371. 59. Ogólnie na ten temat: S.'R'assocki,Kilkauwagotsw. "rinermessig mań" Księgi elbląskiej, "Przegląd Historyczny" 48,1957;K.Buczek,Ota^.za)aMyw"nttw- messig mań" Księgi elbląskiej, "Czasopismo Prawno-Historyczne" XII 1960. 60. B. Zientar a. Przełom w rozwoju miast środkowoeuropejskich w pierwszej połowie XIII w., "Przegląd Historyczny 67, 1976, z. 2; Wędzki, Początki, s. 53. 61. KdW, nr 290; Zbiór dokumentów i listów miasta Płocka, nr 9; Codex diplomaticus Silesiae (dalej skrót CdS), nr 269; Kodeks dyplomatyczny Krakowa, nr l. 62. KdW, lata: 1288, 1299-1311, 1319. 63. ZP, nr 25 z 1338 r., nr 47 z 1381 r. 64. KdW, lata: 1285, 1303, 1319. 65. Zbiór dokumentów małopolskich (dalej skrót ZM) lata 1285, 1292, 1294. 66. KdW lata 1292, 1310, 1312, 1316. 67. Najstarsze księgi i rachunki miasta Krakowa od r. 1300 do 7400, wyd. F. Piekosiń- ski i J. Szujski, Kraków 1878. 68. Zientara, Działalność lokacyjna, s. 56. 69. Księga Henrykowska, wyd. R. Gródecki, Poznań 1949,1, 9. 10, s. 285 mi.; Jura Masoviae, nr 20, 26, 28, 30 i in. 70. S. Vilfan, Stadt und Adel, w: Die Stadt am Ausgang des Mittelalters, wyd. W. Rausch, Linz 1974, s. 65; K. Bosi, Die gesellschaftliche Struktur Regensburg im Mittelalter, Festschricht H. Aubin, Wiesbaden 1965, s. 466; tenże, Reichs- ministerialitdt der Sailer und Staufer, t. I-II, Stutgart 1950- 1951; H. Rabę, Friihe Stadion der Ratsverfassung in den Reichsiandstadten, w: Beitrdge zum 120 Spdtmittelalterliche Stadtwesen, wyd. B. Diestelkamp, Kółn-Wien 1982, s. 15; F. Schwind, Beobachtungen żur Lagę der nachstaufischen Reichsministerialitdt in der Wetterau und am nordlichen Oberrhein, tamże, s. 74, 37; por. też Ch. Higounet, Die Milites m den Stddten Sudwestfrankreichs vom 11. bis zum 13. Jh., tamże, s. 95, 99. 71. F. Graus, Chudina mestska v dobę predhusitske, Praha 1949, s. 9; B. Geremek, Ludzie marginesu w średniowiecznym Paryżu, Wrocław 1971, s. 4 im. 72. Bogucka, Samsonowicz, Dzieje, s. 140, 161. 73. J. Kuliszer, Powszechna historia gospodarcza średniowiecza i czasów nowo- źytnych,t. I, Warszawa 1961, s. 202; Historia Polski pod red. T. Manteuffla, 1.1, cz. l. Warszawa 1956, s. 384; P. Kriedte, H. Medick, J. Schlumbohm, Industrialisierung vor der Industrialisierung, Gottingen 1978, s. 58; K. D. Bech- told, Zunftbiirgerschaft und Patriziat. Studien żur Sozialgeschichte der Stadt Konstanz im 14 u. 15 Jh., Sigmaringen 1981, s. 51; F. Horsch, Die Konstamer Zunfte in der Zeit der Zunftbewegung bis 1430, Sigmaringen 1979, s. 29; B. C h e v a l i e r, Corporations, conflits politiques et paix sociale en France aux XIV et XV s., "Revue Historique" 268, 1982, s. 23; J. P. Sosson, Die Korperschaften in den Niederlanden und Nordfrankreich: Neue Forschungsperspektwen, w: Gilde und Korporation in den Nordeuropaischen Stddte des spdten Mittellaters, wyd. K. Freidland, Kółn-Wien 1984, s. 74; G. A. Blom, Der Ursprung der Gilden in Norwegen und ihre Entwicklung in den Stddten des Mittelalters, tamże, s. 5; H. Zaremska, Bractwa w średniowiecznym Krakowie, Wrocław 1977, s. 112; Bogucka, Samsonowicz, Dzieje; J. P t a ś n i k. Miasta i mieszczaństwo w daw- nej Polsce,'Warszawa 1949; Ł. Chat ćwicz ów a. Lwowskie organizacje zawodo- we za czasów Polski przedrozbiorowej, Lwów 1929; K. Arłamowski, Dzieje : przemyskich cechów rzemieślniczych w dawnej Polsce, Przemyśl 1931;S.Herbst, Toruńskie cechy rzemieślnicze, Toruń 1933; M. Bogucka, Gdańsk jako ośrodek produkcyjny w XIV-XVII w., Warszawa 1962; A. Chmiel, Godła rzemieśl- nicze i przemysłowe krakowskie od połowy XIV aż do XX w., Kraków 1922; W. Chotkowski, Rzemiosła i cechy krakowskie w XV w., Kraków 1891; E. Koczorowska-Pielińska, Rzemiosło starej i nowej Warszawy do 1525 r., w: Z dziejów rzemiosła warszawskiego, pod red. B. Grochulskiej i W. Prusa, Warszawa 1983; K. Maleczyński, Kilka uwag nad procesem powstawania miejskich cechów na przykładzie miast śląskich, "Przegląd Historyczny" 1957, z. 4; L, Fromm, Studien żur Geschichte der Zunfte. m Striegau, Breslau 1938; G. Ciune, Medieval Gila. System, London 1934; E. Coornaert, Les Ghildes medievales (V-XIV s.}, "Revue Historique" 1948, l; G. v. Below, Żur Ges- chichte des Handwerks md der Gilden, "Historische Zeitschrift" 1911; F. W. Keutgen, Amter und Zunfte, Jena 1903; K. D. Bechtold, Zunftbwgerschaft und Patriziat, Sigmaringen 1981; F. Horsch, Die konstanzer Zunfte in der Zeit der Zunftbewegung bis 1430, Sigmaringen 1979; O. G. Oexle, Die mittelalter- lichen Gilden und ihr Beitrag żur Formung sozialer Strukturen, w: Soziale Ord- nungen, s. 203; M. Mitterauer, Żur familienbetrieblichen Struktur im ziinftischen Handwerk, w: Wirtschafts- und Sozialhistorische Beitrdge, s. 190; A. S w anso n, The Illusion of Economic Structure: Craft Guilds in Łatę Medieval English Town, "Past and Present" 421, 1988; Michaud-Quantin, Univer- sitas, s. 147, 179 rm. 74. Bogucka, Gdańsk, s. 289; Herbst, Toruńskie cechy, s. 317. 75. Na podstawie Cracovia artificum, wyd. J. Ptaśnik, 1.1 - V, Kraków 1917-1936. Por. dla Anglii S w anso n, The Illussion, s. 29. 76. Kodeks dyplomatyczny miasta Krakowa, t. II, s. 305. 77. Lalik, Funkcje miast, s. 564; H. Samsonowicz, Soziale und Wirtschafatliche 121 Funktionen der Kleinstadte im Polen des 15 Jh., ,-Jahrbuch fur Geschichte des Feudalismus", t. 2, 1975, s. 191. 78. A.Gąsiorowski, Pogranicze wielkopolsko-kujawskie w dobie rozwoju gospoda- rki czynszowej, w: Studia z dziejów ziemi mogileńskiej pod red. C. Łuczaka Poznań 1978, s. 135; AGAD, księga miejska Warty, Szreńska, Konsystorska pułtuska l; Dokumenty Miast 3429; (Mstów) 3505, 3506 (Zagórów); S. Pazy- ra. Geneza i rozwój miast mazowieckich. Warszawa 1959, s. 357. 79. Bogucka, Gdańsk, s. 301. 80. Samsonowicz, Rzemiosło wiejskie, s. 49; A. Gilewicz, Przyjęcia do prawa miejskiego we Lwowie w latach 1405-1604, w: Studia poświęcone ... Bujakowi s. 398. 81. G.Heckenast, Forms of Enterprises and their Hierarchy m Hungary's. Industry m the 14-18"' Cent., 12° Settimana di Studio Istituto Datini, Prato 1980 tv/ druku); S. Szucs, Das Stadtewesen in Ungarn in 15-17Jh., w: La Renaissance et la Reformation en Polegnę et en Hongrie, Budapest 1963, s. 97; O. R. H a lag a Pentapolis-OstsIowakische Stategemeinschaft und ihre Handwerkerbunde, w: Mestske prrno v 16-18 stoleti w Europę, Praha 1982, s. 48. Por. też uwagi o różnych cechach nietypowych B echtol d, Zwftburgerschaft, s,51;S.Molt- ke, Die Leipziger Kramerinnung im 15. u 16. Jh., Leipzig 1901, s. 9; Pischer, Armut, s. 29; H o r s ch, Die Konstamer Ziinfte, s. 29. Odrębną sprawą byty cechy narodowe czy etniczne. E. Hoffmann, Die Schleswiger Knutsgilde als moglichtes Bindeglied zwischen westmitteleuropaischen md nordischen Gildenwe- sen, w: Gilde und Korporation, s. 51; Z. Korby, Koniglichddnische Kaufleute, tamże, s. 41. 82. J.Wyrozumski, Związki czeladnicze w Polsce średniowiecznej, "Przegląd His- toryczny" 1977, z. l, s. 1-14, tamże literatura; Zaremska, Bractwa, s. 65; Herbst, Toruńskie cechy, s. 27; M. Zmyślony, Die Briiderschaften in Lubeck bis żur Reformationen, Kieł 1977, s. 25 nn,; por. F. Kiryk, Bractwo religijne kowali u Bochni w latach 1462-1599, "Zeszyty Naukowe UJ", 469, Prace Historyczne, z. 56, 1977, gdzie mowa o funkcjach religijno-spoiecznych bractw rzemieślniczych. Por. też J. F. Sosson, Corporation etpauperisme aux XIV et XV° s. Le salariat du batiment en Flandre et en Brabant et notamment a Bruges, "Tijdschrift vor Geschiedenis" 92, 1979, s. 557. 83. Por. C. Leyy-Leboyer, L'ambition professionelle et la mobilite sociale, Paris 1971, s. 56, 84, nn. PRZYPISY rozdział 5 l. A. Karłowska-Kamzowa, Malarstwo śląskie 1250-1450, Wrocław 1979, s. 68; M. Bóbr, Rola malarstwa ściennego wśród innych form nauczania parafial- nego w XIV i XV w., w: Sprawozdania Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Wydział Nauk o Sztuce (dalej Sprawozdania), nr l O l, 1983, Poznań 1984, s. 65. 140 10 11 12- 13 H. Boockmann, Wort wid Bild m der Prommigkeit des spdteren Mittelalters, "Pirckheimer Jahrbuch" 1985, t. I, Bild und Wort, s. 27. J. Le Goff, Inteligencja w wiekach średnich. Warszawa 1966. J. Krzyżaniakowa, Eruditio et scientia w Długoszowych wizerunkach władców i biskupów, w: Mente et Litteris, Poznań 1984, s. 279. The Worid of Alfonsa the Learned andJames the Conqueror. Intellect and Force in the Middle Ages, wyd. R. J. Bums, Princeton NY 1985. Krzyżaniakowa, Eruditio, s. 273. B. Kurbis, Refleksja nad szkołą w średniowieczu, w: Sprawozdania, s. 23. Tamże, s. 31. E.Wiśniewski, Siec szkół parafialnych w Wielkopolsce i Małopolsce w począt- kach XVI w; "Roczniki Humanistyczne" 15, 1967, z. 2, s. 85; D. Żołądź, Szkoły parafialne w średniowiecznej Polsce, w: Sprawozdania, s. 35. Por. J. Le Goff, Kultura średniowiecznej Europy, Warszawa 1970; G. Duby, R. Mandrou, Historia kultury francuskiej. Warszawa 1965, s. 115. L. Kościelak, Wykształcenie synów książąt {wielmożów ruskich w X-XII w., w: Sprawozdania, s. 49; S. Franklin, Literacy and Documentation in Early Medieval Russia, "Speculum", 60, 1985, nr l, s. l nn. , C. M. Cipolla, Literacy and Development in the West, London 1969, s. 50 nn. , Tak też R. Engelsing, Analphabetentum und Lekturę, Stuttgart 1973 s. l nn.; M. B. Parkus, The Literary of the Laity, w: The Medieval Worid, wyd. D. Daiches, B. Thoriby, Berkeley 1973, s. 555; E. Potkowski, Książka rękopiśmienna w kulturze Polski średniowiecznej. Warszawa 1984, s. 50 nn. Por. A. v. Brandt, Geistliche als Kaufmannschreiberpersonel im Mittelalter, "Zeitschrift des Vereins fur Lubeckische Geschichte und Altertumskunde" 38, 14. 15. 16. 17 1958,s. 164. W. Korta, Rola kulturalna średniowiecznej kancelarii, w: Studia z dziejów kultury i ideologii, Wrocław 1968, s. 65. Tytułem przykładów: I, Sułkowska-Kurasiowa, Polska kancelaria królews- ka w latach 1447-1506, Wrocław 1967; M. Priedberg, Kancelaria miasta Krakowa do połowy XVIII w., "Archeion", t. 24, 1955, s. 280; H. Piskorska, Organizacja władz kancelarii miasta Torunia do 1763, Toruń 1956, s. 45 nn. Por. m.in. A. Bruckner, Dzieje kultury polskiej, 1.1, Kraków 1930, s. 547 i nn.; J.Lewański,0 przeznaczeniu, funkcjonowaniu i zasięgu dziel literackich XIV wieku, w: Sztuka i ideologia XIV w., pod red. P. Skubiszewskiego,Warszawa 1975, s. 135; tenże, Style piśmiennictwa polskiego w XV wieku, w: Sztuka i ideologia XV wieku, pod red. P. Skubiszewskiego, Warszawa 1978, s. 241; tenże, Polska pisząca w XIV i X Vw., w: Polska dzielnicowa i zjednoczona, pod red. A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 504; J. W o r on c żak. Polskość i europejs- kośc literatury naszego średniowiecza, w: Problemy literatury staropolskiej. Ser. I, pod red. J. Pelca, Wrocław 1972, s. 11 nn. H. Kowalewicz, Zasób, zasięg terytorialny i chronologia polsko-łaciriskiej liryki średniowiecznej, Poznań 1967; T. Borcz, Polskie modlitewniki XV i XVI stulecia, "Studia Pelpińskie", I, 1969, s. 75; tenże. Literatura religijna w Polsce średniowiecznej, t. I-III, Warszawa 1902-1904; J. Łoś, Początki piśmiennictwa polskiego. Lwów 1922; J. Wiesio- łowski, Społeczeństwo a książka w późnośredniowiecznym mieście polskim. Po- znań i jego osiedla przedmiejskie w XV w. i na początku XVI w., "Studia Żródloznawcze" 23,1978, s. 65; Potkowski, Książka rękopiśmienna, s. 45 nn.; Bruckner, Polska literatura średniowieczna, w: III Powszechny Zjazd His- toryków Polskich, Sekcja I, Kraków 1900, s. l. A.Wyczański, Oświata a pozycja społeczna w Polsce XVI stulecia. Próba oceny umiejętności pisania szlachty województwa krakowskiego w drugiej pół. XVI wie- ku., w: Społeczeństwo staropolskie, t. I, Warszawa 1976, s. 27. 18 19 141 W. Urban, Umiejętność pisania w Mafopolsce w drugiej połowie XVI w., "Prze- gląd Historyczny", 68, 1977, z. 2, s. 231. J. Wiesioiowski, Ambroży Pampowski - starosta Jagiellonów. Z dziejom awansu społecznego na przełomie średniowiecza i odrodzenia, Wrocław 1975 s. 146, 158, 170. Archiwum Państwowe w Gdańsku, 300, 52, 604, 617, 689, 691, 1068. Codex epistolaris saeculis XV, 1.1, wyd. A. Sokolowski, J. Szujski, Kraków 187fi nr 180,z r. 1460. Jura Masoviae, s. 23, 24, 29. Por. przykładowo: Krakowski krąg Mikołaja Kopernika, "Zeszyty Naukowe UJ" 314, Prace Historyczne 42, Kraków 1973, gdzie rozprawy M. Markow- skiego, B. Modelskiej-Strzeleckiej, Z. Pawlikowskiej-Brożek, J. Zatheya, M. Zwiercana. Potkowski, Książka, s. 137, 167, 179 nn. Por. też: M. Hornowska, H.Zdzitowiecka-Jasieńska, Zbiory rękopismiennicse w Polsce średniowiecz- nej, Warszawa 1947. Epistolae Johannis Diugossii, w: Opera omnia, cura A. Przezdziecki, t. I, Craco- viae 1887. Poeci polscy od średniowiecza do baroku, opr. K. Żukowska, Warszawa 1977, s. 62. Archiwum Państwowe w Gdańsku 300. R. Fol. F. 4. 300. D. 71, nr 58. Zbiór dokumentów małopolskich, wyd. J. Sułkowska-Kuraś i S. Kuraś, Wrocław, nr 212,216,217,218; AGAD, Dokumenty miast, 3522, 3527,3554,6219,3439, 3456, 4053. J. Dworzaczkowa, Dziejopisarstwo gdańskie do połowy XVI wieku, Gdańsk 1962, s.139. Por. Biblioteka Polskiej Akademii Nauk w Gdańsku, rkps 600, 604. Por. także Dworzaczkowa, Dziejopisarstwo, s. 175. Archiwum Państwowe w Gdańsku 300. 82.2, s. 2; AGAD. Tamże. , Briickner, Dzieje kultury, t. I, s. 444. AGAD, Księga miejska Łodzi l. , Potkowski, Książka, s. 216. Archiwum Państwowe w Gdańsku, Dokumenty, 300. W. 7 nr 152-212. , AGAD. Także Księga ławnicza wyd. J. Smółka, Z. Tymińska, Przemyśl 1936; Zbiór dokumentów i listów miasta Płocka. . H. Samsonowicz, Liczba i wielkość miast późnego średniowiecza Polski, "Kwartalnik Historyczny" 96, 1979, z. 4. . Tamże na podstawie szacunków. Por. Wiesiołowski, Społeczeństwo, s. 65. . Potkowski, Książka, s. 210. , AGAD. Por. L. Zalewski, Chłop bibliofil z XV w., Lublin 1946, s. 5 nn (proboszcz chłopskiego pochodzenia). . AGAD. Księga miejska Sieradza I, s. 12, 78. . E. Wiśniewski, Uwagi o liczebności miejskiego szkolnictwa parafialnego w Pol- sce i w Czechach u schyłku średniowiecza, w: Kultura elitarna a kultura masowa w Polsce późnego średniowiecza, Wrocław 1978, s. 207. . F. Smahel, Piśmienność warstw ludowych vs Czechach u XIV i XV w. tamże, s. 189; . Por. Księgę sądową wsi Barycz, Bibl. Ossolineum, rkps 3598; Najstarsza księga sądowa wsi Trzesniowa, 1419-1609, wyd. M. Polaczkówna, Lwów 1923; Das Schoffenbuch der Dorfgemeinde Krzemienica 1454-1482, wyd. F. Dóubek, H. Schmid, Leipzig 1931. . Wolff, Les origines, s. 99. 142 49. Na ten temat por. S. Czarnowski, Kultura, Warszawa 1948, s. 247. 50. A. Briickner, Traktat Parkoszów ortograficzny, "Prace Filologiczne", t. VI, s. 645. Por. J. Zarębski, Rola języka polskiego w nauczaniu szkolnym w Polsce XVI w., Wrocław 1955, s. 16. 51. Por. A. Sołtan, Warszawskie środowisko umysłowe w XV w. i początku XV I, vi: Warszawa średniowieczna, z. 2, Warszawa 1975, s. 264 nn. 52. Te i dalsze przykłady na podstawie ksiąg sądowych miast. 53. Biblioteka Jagiellońska, rkps 816, fol. l r. 54. Biblioteka Kapitulna w Gnieźnie, rkps. 143 s. 280 r. 55. Wielkopolskie roty sądowe XIV- XV wieku, zebrali i opracowali H. Kowalewicz i W. Kuraszkiewicz, t. I: Roty poznańskie, Poznań 1959, t. II: Roty pyzdryskie, Warszawa 1960; Mazowieckie zapiski i roty sądowe, wyd. A. Kuraszkiewicz i A. Wolff, Warszawa 1950; AGAD, Wyszogrodzkie ziemskie dissoluta. 56. Por. A. Briickner, Polska literatura, s. l; tenże. Drobne zabytki jeżyka pol- skiego X V w. Pieśni, modlitwy, glosy, "Rozprawy AU, Wydz. Filologiczny" 25, 1897, s. 206; J. Łoś, Początki piśmiennictwa polskiego, Lwów 1922; J. Lewań- s k i, Polska pisząca w XIV i XV w; w: Polska dzielnicowa i zjednoczona, pod red. A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 504. 57. S. Borowski, Przysięga dowodowa w procesie polskim późniejszego średniowie- cza, Warszawa 1926, s. 54; Bardach, Historia państwa, s. 553; Potkowski, Książka, s. 50; tenże, Pismo i społeczeństwo w Polsce późnego średniowiecza {XIV-XV w.), "Przegląd Humanistyczny" 22, 1978, nr 12, s. 23, 35; 1979, nr l, s. 41. PRZYPISY rozdział 6 1. S. Nowakowski, Geografia jako nauka, w: Wielka geografia powszechna. War- szawa 1937, s. 7. 2. F. Ohiy, Vom geistigen Sinn des Wortes im Mittelalter, Darmstadt 1966, s. 9. 3. J. Strzelczyk, Goci - rzeczywistość i legenda. Warszawa 1984. 4. Nowakowski, Geografia, s, 46. 5. Pernoud, Pow en finir, s. 59. 6. Krogmann, Unwersitat und Partikularitdt, s. 145. 7. W. Lammers, Żur Volksfrómmigkeit im 12. Jh. nordlich der Elbę, "Sitzungs- bericht des Wissenschaftliche Geschichte an der Johann-Goethe Universitat Frankfurt/M., t. XIX, nr 2, Wiesbaden 1982. 8. J. Baltrusaitis, Le Moyen Agę fantastique, Paris 1955, s. 7; C. Kappler, Monstres, Demons et mermiles a lafin du Moyen-Age, Paris 1980, s. 12, 19 nn. 9. Wg Nowakowski, Geografia, s. 207. 10. P. Lavedan, Representation des villes dam l'art du Moyen-Age, Paris 1954, s. 9. 11. J. V e r do n, Les loisirsen France au Moyen Agę, Paris 1980, A. d. v. d. Brincken: "... ut describetur..." s. 277. 12. Por. Z. Ameisenowa, Kodeks Baltasara Behema, Warszawa 1961, ryć. 12. 13. '!i.PiTeane,MahometetCharlemagne,PsLńs 1937.Por.A.Riising, Thefateof Henri Pirenne theses, Ciassica et Medievalia, w. The Pirenne Thesis, wyd. A. F. Havighurst, Boston 1958. 14. Por. Nowakowski, Geografia, s. 200 nn. 15. J. Brondsted, Vikingerne, Kobenhayn 1960; G. Jones, A History of the 165 Vikings, London 1968; P. H. Sawyer, The Agę of the Vikings, London 1962; Nowakowski, Geografia, s. 197. J. P. Roux, Średniowiecze szuka drogi w świat. Warszawa 1969, s. 16. A. Dupront, Antropologie du sacre et cultes populaires. Histoire et vie de pelerinage en Europę Occidentale, w: Miscellanea Historiae Ecdesiaticae, 5, 1974, s. 235; L. Schmugge, Die Anfange des organisierten Pilgerverkehrs im Mit- telalter, "Quellen und Forschungen aus italienischen Archiven und Biblio- theken", t. 64, 1984, s. l nn. Por. Wallfahrt kennt keine Gremen, wyd. L. Kriss-Rettenbeck, G. Móhler, Munchen-Zlirich 1984. L. Vazquez de Parga, J. M. Lacarra, J. Uria Riu, Las peregrinaciones a Santiago de Compostella, 1.1, Madrid 1948; Y. Bottineau, Les chemins de St. Jacques, Paris 1966. Schmugge, Die Anfange, s. 83. Regesten der Liibecker Biirgertestamente des Mittelelters, wyd. A. v. Brandt, t. I, Lubeck 1964, nr 3, 5. M. Koskę, Soest und das mittelalterliche Pilgerwesen, "Soester Zeitschrift" 98, 1986, s. 62. F. K m i et o wic z. Niektóre problemy napływu kruszcu srebrnego na ziemie polskie we wczesnym średniowieczu, "Wiadomości Numizmatyczne", 16, 1972, z. 2, s. 65. H. Samsonowicz, Handel dalekosiężny na siewach polskich w świetle najstar- szych taryf celnych, w: Społeczeństwo. Gospodarka. Kultura, Warszawa 1974, s. 289. R. F o ssie r, Enfance de l'Europę X'-XII" s. Aspects economiyues et sociaux, t. I-II, Paris 1982. . H. Samsonowicz, Ziemie polskie w opiniach Niemców w średniowieczu, w: Polska-Niemcy w średniowieczu, Poznań 1986, s. 314. , B. Zientara, Henryk Brodaty i jego czasy. Warszawa 1975, s. 128. Kodeks dyplomatyczny miasta Krakowa, wyd. F. Piekosiński, Kraków 1879, nr l. Roux, Średniowiecze, s. 44, 83. Tamże; Nowakowski, Geografia, s. 202. Roux, Średniowiecze, s. 80. , R. Ch. Schwitiges,Deutsche Universitatsbesucher im 14. und 15. Jh., Stuttgart 1986, s. 495, 619. . K.Arlamowski, Dzieje przemyskich cechów rzemieślniczych w dawnej Polsce, Przemyśl 1981, s. 67. , P. S3Ltdetia,Nouvellesetspeculationesd VemseaudebutduXVIs.,'Pa.ńs 1947,s. 56; H. Samsonowicz, Późne średniowiecze miast nadbałtyckich. Warszawa 1968, s. 220. Roux, Średniowiecze, s. 95. , Widmar, Heilsordnung, s. 119. , Por. rozdz. IV; też Dupeux, L'etude, s. 79. , Tu por. M. Małowist, Wschód a Zachód Europy w XIII-XVI wieku. War- szawa 1973. , B. Z ientara, Kryzys agrarny w Marchii Wkrzanskiej w XIV wieku, Warszawa 1961. , M. Biskup, G. Labuda, Dzieje Zakonu Krzyżackiego w Prusach, Gdańsk 1986, s. 361; N. Boockmann, Der Deutsche Orden, Munchen 1982, s. 151. . Małowist, Konkwistadorzy portugalscy. Warszawa 1976. . Nowakowski,Geo^ra/ia,s.218;J. G. Da Sil v a. Dzieje ekspansji portugalskiej, Gdańsk 1988. 166 42. V. Magelhaes-Godinho, L'emigration portugaise du XV siecle a nos jours. Histoire d'une constante structurale, w: Conjwture economique, s. 254. 43. ].'Vielliaid,Pelerinsd'EspagnedlafinduMoyenAge,w.HomenayeaAntonio Rubió: Lluch, Barcelona 1936, s. l nn. 44. J, Tazbir, Ziemianin-źeglarz-podróźnik morski. Kształtowanie się stereotypów w kulturze staropolskiej, "Odrod2enie i Refomacja w Polsce", XXII, 1977, s. 124. PRZYPISY rozdział7 1. A.Gieysztor, Więź narodowa i regionalna w polskim średniowieczu, w: Polska dzielnicowa i zjednoczona, pod red. A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 26. 2. Por. rozdz. V. 3. O.Balzer. Królestwo Polskie 1295-1370, t. I,Lwów 1919. POT. Dzieje Wielko- polski, t. I do roku 1793, pod red. J. Topolskiego, Poznań 1969, s. 300, 348. 4. H. Łowmiański, Początki Polski, t. VI, cz. l, warszawa 1985, s. 20, 27. 5. Gali, Kronika Polska, s. 21. 6. K. Modzelewski, Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej, Wrocław 1987, s.277. 7. Baszkiewicz, Polska czasów Łokietka, s. 190, 196. 8. Schlesinger, Die Entstehung, s. 11; Graus, Die Nationenbildung, s. 14. 9. MPH, t. IV, s. 191. 10. KdW, I nr 361, 551; II nr 1061. 11. Monumenta Poloniae Vaticana, III, nr 121. 12. Joannis Diugossii, Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae, lib. I, Varsoviae 1964, wyd. J. Dąbrowski, s. 85. 13. Por. rozdz. V, przyp. 23. 189 14. A. Gieysztor, Najstarsze grody przed X wiekiem, układ urbanistyczny w wie- kach X-XII i początki jego przebudowy iu wieku XIII, w: Sztuka polska przedromanska i romańska do schyłku XIII w., pod red. M. Walickiego, War- szawa 1971, s. 68. 15. E. Wiśniewski, Rozwój organizacji parafialnej w Polsce do czasów reformacji, w: Kościół w Polsce, t. I, Kraków 1964, s. 109; S. Litak, Struktura i funkcje parafii w Polsce, tamże, t. II, Kraków 1969, s. 276. 16. Yolumina Legum, l, s. 69. 17. T. Dunin-Wąsowicz, Zmiany w topografii osadnictwa wielkich dolin na niżu środkowoeuropejskim w XIII wieku, Wrocław 1974, s. 140. 18. P. Lavedan, J. Hugueney, L'urbanisme du Moyen Agę, Paris 1974, s. 118. 19. M. Beresford, New Towns ofthe Middle Ages. Towns Plantations m England, Wales and Gascony, London 1967, s. 142. 20. MPH, t. III, s. 289. Por. J. Banaszkiewicz, Kronika Dzierzwy XIV-wieczne kompendium historii ojczystej, Wrocław 1979, s. 135. 21. Za A. Gieysztorem,Bolesfaw II Szczodry, w: Poczet królów i książąt polskich, red. A. Gariicki, Warszawa 1980, s. 57. 22. Te i następne rozważania poczynione są na podstawie wywiadów przeprowadzo- nych z maturzystami z woj. warszawskiego. Pytania były zadane stu osobom, co oczywiście nie gwarantuje poprawności wyników. 23. H. Samsonowicz, Dwa modele władzy. 24. Tenże, Bitwa grunwaldzka w świadomości współczesnych Polaków, w: Grunwald w świadomości Polaków, Warszawa 1981, s. 38. 25. K. Górski, M. Biskup, Położenie i sytuacja międzynarodowa Polski w drugiej połowie X V w., w. Pamiętnik VIII Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, I, Warszawa 1958, s. 79; R. Heck, Polska w dziejach politycznych Europy od pulwy XIV do schyłku XV •iu., w: Polska dzielnicowa i zjednoczona, s. 347. 26. Marino Sanuto, Vitae ducum Vene.torv.rn italice scriptae..., wyd. Muratorius, Rerum Italicarum Scriptores, t. XXII, s. 960. 27. J. Kłoczowski, Europa słowiańska w XIV-XV wieku. Warszawa 1984, s. 29, 36. 28. A. Gąsiorowski, Monarchia nierównoprawnych stanów, s. 279. 29. H. Samsonowicz, Kazimierz Wielki, s. 45. 30. R. Gródecki, Dzieje Żydów w Polsce do końca XIV w., w. tegoż, Polska Piastowska, Warszawa 1969, s. 642. 31. Tamże, s. 686. 32. H. Samsonowicz, Początki gmin żydowskich na ziemiach polskich w średnio- wieczu (w druku). 33. F. Kiryk,.Boc/OTia do połowy XVII w., w: Bochnia, dzieje miasta i regionu, pod red. F. Kiryka i Z. Ruty, Kraków 1980, s. 78. 34. Por. tu i dalej A. Prochaska, Zawisza Czarny, w: tegoż Szkice historyczne w XV w., Kraków 1884, s. 151 nn. 35. Tamże, s. 199. 36. Tamże, szkic Konrad Wallenrod w poezji i w dziejach, s. 3 nn. 37. Tamże, s. 7, 13, 37. 38. Zientara, Świt narodów, s. 152 nn., 225,226; R. Pernoud, Pour enfinir, s. 7; G. 'Fvilco,Lapolemicasulmedioevo,'FoTiao 1933, s. 23; H. Raił, Zeitgeschicht- liche Ziige im Yergangenheitsbild mittelalterlicher Schriftssteller, Berlin 1937, s. 11 nn.; Lebendiges Mittelalter. Festgabefur Wolfgang Stammler, Freiburg 1938, gdzie teksty literackie oraz motywy malarskie i rzeźbiarskie wykorzystywane po dziś dzień; P. L. Landsberg,.D!'r Welt des Mittelalters und Wir, Bonn 1923, s. 23 nn., praca dość bałamutna, ale zwracająca uwagę na różnorodne problemy psychiczne człowieka; B e c k. Legendę, s. 13; Mittelalter Rezeption, wyd. J. 190 Kiihnel, H. D. Miick, U. Muller, Stuttgart 1979, s. 7, 40, 80, 213, 675; H. Schmalenbach, Das Mittelalter. Ein Begrift und Wesen, Leipzig 1926, s.5;F.Seibt, Revolution m Europa: Ursprung und Wege inner Gewalt, Munchen 1984, s. 16; P. Graus, Nationale Deutungsmuster der Yergangenheit m spatmittelalterlichen Chroniken, w: Nationalismus in Vorindustriellen Zeit, wyd. O. Daun, Munchen 1986, s. 35 nn.; tenże, Lebendiges Yergangenheit, Koln 1975,s.VII;tenże, Nationenbildung der Westlander in Mittelalter, Sigmaringen 1980, s. 2; G. Salomon, Das Mittelalter als Ideal in der Romantik, Miinchen 1922, s. 16. PRZYPISY rozdział 8 1. De cimtate Dei XII 30; w: J. P. Mignę, Patrologiae cursus-completus, Ser. Latina, Paris 1844, s. 672. 2. Na ten temat - jak i dalej - E. Góssmann, "Antiąui" wid "Moderni" im Mittelalter, Miinchen 1974, s. 30, 55, 57. 3. H. Grundmann, Die Grundzuge der mittelaherlichen Geschichtsanschauen, "Archiv fur Kulturgeschichte", t. XXIV, 1934, s. 326. Przedruk w: Geschichts- denken und Geschichtsbild im Mittelalter, wyd. W. Lammers, Darmstadt 1961, s. 418. 4. J. Voss, Das Mittelalter im historischen Denkens Frankreichs. Untersuchungen żur. Mittelalterbegriffes und der Mittelalterbewertung von den zweiten Halfte des 16. bis żur Mitte des 19. Jhs., Miichen 1972, s. 23. 5. J. Huizinga, Geschichte des Begriffes Mittelalter, (1921) w: tenże, Geschichte und Kultur, Stuttgart 1954, s. 213; F. Vercauteren, Le Moyen Agę, w: Les categories en histoire, Bnueelles 1969, s. 29; Voss, Das Mittelalter, s. 40 nn. Por. G. Falco, La polemic.a sul medio evo, Torino 1933, s. 5 nn. Ostatnio wszech- stronnie G. Arnaldi, "Media aetas" fra Decadema e Rinascita, "La Cultura", X, 1972, s. 93 nn. 6. Zbiera je tom: Żur Frage der Periodengrenze zwischen Altertum und Mittelalter, wyd. P. E. Hlibinger, Dannstadt 1969. 7. Z. Kuksewicz, Zarys historii filozofii. Warszawa 1973, s. 13. 8. O. Brunner, Abendlandische Geschichtsdenken w: Neue Wege der Sozial- geschichte, Góttingen 1956, s. 168 nn. 9. H. L. C. Tristram, Sex aetates mundi: Die Weltzeitalter bei den Angelsachsen und den Iren. Untersuchungen und Texte, Heidelberg 1985, s. 180; W. Freund, Modemus und andere Zeitbegriffe des Mittelalters, Koln 1957, s. 41 nn. 10. Voss, Das Mittelalter, s. 23 nn. 11. Por. T. Manteuffel, Średniowiecze powszechne. Warszawa 1958, s. 9; H. Samsonowicz, Złota jesień polskiego średniowiecza. Warszawa 1972, s. 37. 12. E. Sestan Spatantike und Friihmittelalter. w: Żur Frage der Periodengrenze, s. 336. 13. Wg. Geschichtsdenken und Geschihtsbild, s. 437. 14. B. Schurmann, Die Rezeption dar Werke Ottos von Freising im 15. undfriihen 16. Jh., Stuttgart 1986, s. 17, 100. 15. L. Varga, DOS Schlogwort vom ,-finsteren Mittelalter", Baden 1932, s. 63. 16. Tamże, s. 68 nn. Tu i dalej wykorzystuję dane zebrane przez tego autora. 17. R. Levao, Renaissance Mind and Their Fictions. Cusanus, Sidney, Shakespeare, Berkeley 1985, pass. 18. A. B t u c k n e. r. Dzieje kultury polskiej , t. I, Kraków 1930, s. 144. 19. Voss, Das Mittelalter, s. 28. 20. F. Graus, Lebendiges Vergangenheit. Uberlieferung im Mittelalter und m den Vorstellungen vom Mittelalter, Koln 1975, s. 35,65; J. Mali ck i. Mity narodowe. Lechiada, Wrocław 1982. 21. Voss, Das Mittelalter, s. 108, 206. 22. Varga, Das Schlagwort, s. 79. 23. Voss, Das Mittelalter, s. 157. 24. Varga, Das Schlagwort, s. 87. Dalsze cytaty z tejże pracy. 25. Tamże, s. 117. 26. Tamże, s. 124. 27. K. Bartkiewicz, Obraz dziejów ojczystych w świadomości historycznej w Polsce doby Oświecenia, Poznań 1979, s. 18; Malicki, Mity. 28. H. Samsonowicz, Władysław Łokietek, w: Życiorysy historyczne, literackie i legendarne (t. III, w druku). 29. A. Koludzki, Tron ojczysty abo pałac wieczności w krótkim zebraniu monar- chów, książąt i królów polskich... od Pierwszego Lecha aż do teraźniejszych czasów, wyd. 3, Poznań 1727. Por. Bartkiewicz, Obraz, s. 61, 71. 30. H. Samsonowicz, Kazimierz Wielki, w: Życiorysy historyczne, literackie i le- gendarne, pod red. Z. Stefanowskiej i J. Tazbira, (t. I), Warszawa 1980, s. 39. 31. J. Adamus, O kierunkach polskiej myśli historycznej, Łódź 1964, s. 43. 32. K. H. Halbach, Walther von der Vogelweide, Hoffman von Fallersieben und Schiller/Holderlin, w. Mittelalter - Rezeption. Gesammelte Vortrage des Salz- burger Symposions die Rezeption Mittelalterlicher Dichter und ihre Werke in 28 Literatur, bildender Kunst und Musik des 19. und 20. Jhs., wyd. J. Kuhnel, H. D. Muck, U. Miller, Stuttgart 1979, s. 40; Varga, Das Schlagwort, s. 132. 33. R. Lanson, Le Gout du Moyen Agę au XVIII' s., Paris 1926; H. Raił, Zeitgeschlitliche Ziige im Yergangenheitsbild mittelalterlicher namentlich mittel- lateinischer Schriftsteller, Berlin 1937, s. 13. 34. Brunner, Abendlandische Geschichtsdenken, s. 435. 35. Raił, Zeitgeschichtiiche Ziige, s. 14, 36. Graus, Lebendiges Vergangenheit, s. 48, 103 nn., 240, 264 nn., 290. 37. G. Salomon, Das Mittelalter als Ideal in der Romantik, Mlinchen 1922, s. 32. 38. 'L,.T)enec]!..e,Dasdynamische Konzeptder Briider Grimm,w: Mittelalter-Reze- ption, s. 66. 39. J. Zink, Żur Vollendung der Kolner und des Speyerer Doms. Mittelalterrezeption undfriihe Denkmalpflege, w: Mittelalter-Rezeption. Gesammelte Vortrage des 2. Salzburger Symposions, wyd. J. Kuhnel, H. D. Muck, Ursula Muller, Ude Muller, Góppingen 1982, s. 169; H. D. Miick, Das historische Mittelalterbild Ludwigs II. Die Entwicklung Neuschwansteins von der Burg Lohengrins und Tannhausers zum Graalstempel Parzwal, tamże, s. 195; Graus s, Lebendiges Vergangenheit, s. 3. 40. H. Boockmann, Die Deutsche Ordon, Mlinchen 1981, s. 234. 41. F. Kampers, Die Deutsche Kaiseridee in Prophetie und Sagę, Munchen 1969 (przedruk wg 1896), s. 165. 42. J. Jedlicki, Idea postępu z perspektywy naszego czasu, "Kultura i Społeczeńst- wo", 1985, nr 4, s. 19. 43. P.Wapnewski, Der Merker und der Mittier. Richard Wagner undsein Mittelal- ter, w: Mittelalter-Rezeption, (I), s. 7. 44. F. Gtsius,Nationale Deutungsmuster der Vergangenheit in Spatmittelalterlichen Chroniken, w: Nationalismus in Yorindustriellen Zeit, wyd. Otto Dann, Munchen 1986, s. 35. 45. Salomon, Das Mittelalter, s. 36. 46. Tamże, s. 32. 47. Wapnewski, Der Merker, s. 25. 48. H. Samsonowicz, Dwa modele władcy: Władysław Łokietek i Kazimierz Wiel- ki, "Miesięcznik Literacki", 4, 1983. 49. Tenże, Bitwa grunwaldzka w świadomości dawnych pokoleń Polaków, w. M. Biskup i in., Grunwald w świadomości Polaków, Warszawa 1981, s. 38. 50. B. Zientara, Świt narodów europejskich. Warszawa 1985; J. Burkhardt, Kultura Odrodzenia we Włoszech, Warszawa 1975; J. Huizinga, Jesień średnio- wiecza, Warszawa 1961;M.Weber, Gesammelte Aufsatze żur Religionsozologie, Tlibingen 1920, s. l; O. Brunner, Neue Wege der Verfassung- und Sozialge- schichte, Góttingen 1968, s. 85. 51. H. Olszewski, Nauka historii w upadku. Warszawa 1982, s. 22 nn. 52. J. Maternicki, Polska dydaktyka historii 1918-1930, Warszawa 1978, s. 108. 53. Tamże, s. 117. Por. tenże, Edukacja historyczna społeczeństwa polskiego w XIX w.. Warszawa 1981, s. 74, gdzie przykłady popularnych wykładów. 54. Por. Ph. Wolff, Les origines linguistiques de 1'Europe Occidentale, Paris 1971, s. 57; H.Beumann, Die Bedeutung des Kaisertums fur die Entstehung der deutschen Nation im Spiegel der Bezeichungen von Reich und Herrscher, w: Aspekte der Nationenbildung im Mittelalter, Nationen I, Sigmaringen 1978, s. 321; J. Kło- czowski, Europa słowiańska w XIV-XV w.. Warszawa 1984. 55. G. Falco, La sama republica romana, Milano 1954, s. 11. 56. R. Eb.nertyJohanna Spatiala - Zum literarischen Bild derJeanne d'Arc in der, letzen dreissig Jahren, w: Mittelalter-Rezeption, (II), s. 675. 29 57. Mittelaher-Rezeption, (I), s. 80, 294, 446, 504. 58. Tamże, s. 296. 59. Raił, Zeitgeschichtiiche Ziige, s. 11, 65. 60. L. Kołakowski, Wykłady z filozofii średniowiecza, Warszawa 1956, s. 5 mi. 61. K.Modzelewski, Organizacja gospodarcza państwa piastowskiego "•1 X - XIII wieku, Wrocław 1975. 62. J. Le Goff, Kultura Średniowiecznej Europy, Warszawa 1970. 63. Kłoczowski, Europa, s. 131. 64. I. Wallerstein, The Modern World-System, t. I, New York 1974, t. II, 1980. 65. M. Malowist, Wschód a Zachód Europy w XIII- X VI wieku. Warszawa 1973, s. 252 nn. 66. R. Pernoud, Pour en finir avec le Moyen-Age, Paris 1977, s. 10, 17. 67. F. G. Gentry, Mittelalterliche Rezeption in den Vereinigten Staaten, w: Mit- telalter-Rezeption, (II), s. 81. SPIS TREŚCI SPORY O ŚREDNIOWIECZe 5 II POZNAWANIE ŚREDNIOWIECZA 31 III MITY ŚREDNIOWIECZA 60 IV SPOŁECZEŃSTWO: STRUKTURY STAŁE CZY ZMIENNE 86 V PISMO i MOWA 123 VI RUCHLIWOŚĆ CZY DOMATORSTWO 144 VII WIEKI ŚREDNIE W ŚWIADOMOŚCI DZISIEJSZEGO POLAKa 168 VIII DZIEDZICTWO ŚREDNIOWIECZa 192