POTĘGA MODLITWY Jean Lafrance POTĘGA MODLITWY Przekład Aleksander Mańdziak SJ Wydawnictwo WAM Kraków 2000 Tytuł oryginału: . la puissance de lapriim OMediaspaul, 1992 8 me Madame, 75006 P|ris Dla wydania polskiego: 5 Wydawnictwo WAM, Kraków 1998 31-501 Kraków, ul. Kopernika 26 Opracowanie redakcyjne Barbara Borowska Projekt okładki i stron tytułowych Andrzej Sochacki Wznowienie 2000 ISBN 83-7097-364-7 Cytaty biblijne według Biblii Tysiąclecia: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, wyd. III, poprawione, Pallottinum, Poznań-Warszawa 1987 NIHIL OBSTAT. Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, ks. Adam Żak SJ, prowincjał. Kraków, 20 XII 97 r., l.dz. 238/97. WPROWADZENIE „OJCZE, w IMIĘ JEZUSA, UDZIEL Ml SWOJEGO DUCHA" Motowiłowa, ruskiego chłopa żyjącego w ubiegłym wieku, dręczyło pytanie, kim powinien być chrześcijanin. Wyruszył zatem na poszukiwanie najznakomitszego star- ca, Serafima z Sarowa, który miał przywrócić mu spokój. Kiedy go spotkał, starzec orzekł bez wahania: Istotą życia chrześcijańskiego jest przyjęcie Bożego Du- cha1. Serafim skierował te słowa nie tylko do Motowi- łowa, ale „do całego świata". W rzeczywistości słowa starca są jedynie powtórze- niem Ewangelii. Kilka godzin przed śmiercią Jezus mówi do Apostołów, że Jego odejście będzie warunkiem innej obecności, całkowicie wewnętrznej i duchowej, obecności w Duchu: Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was (J 16,7). 1 Sśraphim de Sarov, Spiritualitś orientale nr 11, Ed. Bellefontaine 1973, 3.182. Nie trzeba będzie szukać Go ponad lub poza sobą, ale na dnie serca: Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, po- nieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie (J 14,17). „DUCH CZY POSTĘPOWANIE ETYCZNE" Jeśli Duch zamieszkuje w nas, dlaczego zgodnie z wyrażeniem użytym przez Serafima z Sarowa mamy go „przyjmować"? Po prostu dlatego, że nasze oczy są zamknięte na tajemnicze głębiny, gdzie przebywa w nas Duch. Nosimy Go w naszych sercach, ale nasza wrażli- wość nie ma dostępu do tego poziomu, głębszego niż nasza inteligencja, niż nasza wola, niż nasza intuicja, będącego nawet poza zasięgiem naszej miłości. Co gorsza, nie pociąga nas ta głębia. Aby zrozumieć tą tajemniczą obecność Ducha w nas, Serafim sięga do przypowieści o głupich pannach. Pan Jezus nie wytyka im braków w postępowaniu etycznym, przeciwnie, ich postępowanie jest nienaganne, brak im natomiast troski o oliwę Ducha Świętego. Żyjąc nienagannie, panny te, nie znające praw życia duchowego, wierzyły, że życie chrześcijańskie polega jedynie na określonym zachowaniu... bez troszczenia się o łaskę Ducha Świętego, symbolizowanego przez olej, którego im zabrakło2. ' Ibidem, s. 185-186. 8 Ogólnie, nasze życie polega na działaniu, również w sferze duchowej, na pielęgnowaniu cnót, na dobrych uczynkach lub na postępowaniu według racjonalnych zasad. Bardzo często nasze życie duchowe opiera się jedynie na postępowaniu moralnym, ale wszystko to pozostaje na zewnątrz nas. Żyjemy daleko od źródła, z którego tryska Duch, obcy samym sobie. Niekiedy lan- sujemy „duchowość działania", zapominając jednocześnie o głębokim otwarciu się na źródło naszego istnienia. Należy zatem pogłębiać to źródło, oczyszczać je, odsłaniać i sprawić, aby zaczęło w nas pulsować. Wów- czas to ono będzie działać, a nie my. Wystarczy zdać się na nie, a ono zaspokoi pragnienie całego naszego jeste- stwa i naszych zdolności. Trudno nam zrozumieć, że uświęcenie dokonuje się najpierw w naszym wnętrzu, a kończy na rzeczach zewnętrznych, a nie na odwrót. Wystarczyłoby, abyśmy rzucili się w tę otchłań Ducha, abyśmy pozwolili Mu przeniknąć nas i pochłonąć. Oto miejsce pokoju, pełni, ukojenia, słodyczy: to tutaj Bóg przebywa w nas. Czy odkryliśmy nasze źródło, czy nie przypominamy głupich panien, które myślały najpierw o działaniu, a póź- niej o istnieniu? Nazywa się je głupimi, ponieważ nie zatroszczyły się o niezbędny owoc cnoty, którym jest łaska Ducha Świętego. Bez niej nikt nie może zostać zbawiony, gdyż „każdą duszę ożywia Duch Święty, aby jej ujaw- nić świętą tajemnicę Zjednoczenia Trójcy Świętej". (Dawny śpiew przed Ewangelią w czasie Jutrzni). Duch Święty sam przychodzi zamieszkać w naszych duszach i to przebywanie w nas Wszechmocnego, współistnienie Jedności Trójcy Świętej z naszym duchem, zostało nam dane tylko pod warunkiem uży- cia wszystkich środków pozostających w naszej mocy do przyjęcia Ducha świętego, który przygotowuje w nas godne miejsce tego spotkania3. Kiedy tylko źródło Ducha zostanie oczyszczone w na- szym sercu, wówczas nasyci całe nasze życie, podobnie jak woda nasyca gąbkę, a na koniec zupełnie nas prze- mieni. Według innego zwrotu biblijnego można równie dobrze mówić o świetle zapalonym we wnętrzu serca, które promieniuje na całe nasze jestestwo i zmierza do przemiany naszego ciała. Izraelici nie mogli patrzeć na twarz Mojżesza z powodu chwały- chociaż przemijającej - która z niej promieniowała (por. 2 Kor 3, 7 i 13), dopóki nie przykrył twarzy chustą. Obecnie chwała ta już nie przemija, ponieważ Chry- stus ostatecznie powstał z martwych, a nas oblókł w swoją chwałę. Ta właśnie chwała promieniuje z twarzy świętych i przyciąga ludzi do Jezusa. Legenda podaje, że rzymscy wierni ujrzeli raz tak jasny blask promieniujący z twarzy św. Benedykta Labre i otaczający go niby aureola, że jedna kobieta wykrzyknęła niespodziewanie: „Ależ ten biedak się pali!"4. , 3 Ibidem, s. 186-187. 4 Leon Aubineau, La vie admirable du saint mendiant et pślerin Benoit-Joseph Labre, Paris, Victor Palmś, 1890, s. 427. 10 Prawdziwe światło pochodzi z wnętrza - od Ducha - który przemienia nas krok po kroku, przemienia nasz smutek w chwałę. Jesteśmy zbyt zajęci czynami ze- wnętrznymi lub dążeniem, skądinąd dobrym, do kształto- wania w sobie postaw etycznych. Nie zamierzam odbie- rać wartości tym wysiłkom moralnym, które posiadają swoje znaczenie - jako dobroć świadczona innym - jed- nak nie to stanowi istotę i głębię życia duchowego. Jeśli jesteśmy zadowoleni z własnych wysiłków i nie wsłuchu- jemy się w najgłębszą sferę nas samych, to robimy za mało i pod pewnymi względami narażamy się na niebez- pieczeństwo. Niekiedy zdarza się nam uzyskać coś dzięki takiemu postępowaniu. Wówczas kończymy sprawę cie- sząc się z wyników. Tu jednak możemy wpaść w pułapkę wewnętrznej iluzji i nie zauważyć, jaki wysiłek jest naprawdę konieczny. Jan wyraźnie opisuje działanie Ducha w nas: „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda" (J 6, 63). To Duch obecny w nas jest źródłem świętości. Działania zewnętrzne pojawią się później i będą pobudzane przez to ukryte w nas źródło. , MODLITWA w IMIĘ JEZUSA •?".t Ponieważ ••'©uch jest uwięziony w naszym sercu, trzeba więc wezwać Go z zewnątrz, uwolnić Go i obudzić nasze wnętrze. Zatem cała nasza aktywność duchowa będzie polegała na wzywaniu Ducha z zewnątrz, aby przeniknął nasze serce i wyzwolił w nas chwałę Zmar- twychwstałego. Każdy dobry czyn wykonany w imię Chrystusa dostarcza nam owoców Ducha Świętego i wy- 11 pełnia nas łaską, mówi Serafim z Sarowa, jednak uprzy- wilejowanymi środkami przyjęcia Ducha są modlitwa i ciągłe błaganie. W tym miejscu docieramy do przedmiotu naszej pracy zawartego w tytule: POTĘGA MODLITWY. Modlitwa, bardziej niż cokolwiek innego, wydobywa z nas łaskę Ducha Bożego i bardziej niż jakiekolwiek inne działania jest zawsze dla nas dostępna, pobudza naszą czujność na pełnię darów Ducha. W związku z poruszonym tutaj pro- blemem chciałbym zacytować jeden z najpiękniejszych tekstów Serafima z Sarowa, w którym starzec ukazuje nam doskonałość modlitwy, przewyższającej wszystkie inne ćwiczenia duchowe. Na pewno każdy dobry czyn wykonany w imię Chry- stusa jest przyjęciem łaski Ducha Świętego. Jednakże modlitwa, będąc stale do naszej dyspozycji, bardziej niż cokolwiek innego otwiera nas na tę łaskę. Zaprag- niecie, na przykład, pójść do kościoła, ale kościół jest daleko lub służba Boża została zakończona; zaprag- niecie dać jałmużnę, ale nie widzicie ubogiego lub nie macie pieniędzy; chcielibyście zachować celibat, ale nie macie dość siły do tego, z powodu takiego ukształtowania lub z powodu zasadzek stawianych przez nieprzyjaciół, wobec których słabość ludzkiego ciała nie pozwala na opór; chcielibyście - być może - znaleźć jakiś inny dobry czyn do wykonania w imię Chrystusa, ale nie macie dość siły lub odpowiedniej okazji. Co do modlitwy, to żadna z wymienionych przeszkód jej nie dotyczy: każdy może modlić się, tak bogaty, jak i biedny, szlachetnie urodzony i zwykły 12 obywatel, tak silny, jak i słaby, zdrowy i chory, zaeho- wujący przykazania i grzesznik5. Tak więc modlitwa jest propozycją dla każdego czło- wieka, a zwłaszcza dla chorych, dla ubogich i dla grzesz- ników, podobnie jak wspólne dobro, z którego wszyscy mogą zaczerpnąć w każdej chwili i w każdej potrzebie. Nikt nie jest wyłączony z modlitwy, ponieważ każdy ma zawsze możliwość wzniesienia rąk ku Bogu w gwałtow- nym żądaniu i pokornej prośbie. Trzeba jedynie wierzyć w moc modlitwy, a wiary tej nie dadzą nam ani racje rozumowe, ani nawet najbardziej przekonujące argumen- ty. Powinniśmy prosić Pana o łaskę, a On udzieli jej tym, którzy proszą Go długo, z pełnym zaangażowaniem i bez zniechęcania się. Jeśli miałbym streścić trzy części tej książki, zrobiłbym to w jednym zdaniu: „Wierzcie w potęgę swojej modli- twy!" We wprowadzeniu chciałem ukazać, że celem życia chrześcijańskiego jest przyjęcie Ducha Świętego. Trzeba zatem modlić się do Ojca w imię Jezusa, aby zechciał zesłać nam swojego Ducha. Ale w chwili, gdy Duch za- płonie w nas, należy zaprzestać modlitwy i pozostać w milczeniu. Kiedy skończycie wprowadzenie, przejdźcie prosto do wniosków, a zrozumiecie, po jakich znakach możecie poznać działanie Ducha Świętego w swoich sercach. Teraz możecie rozpocząć lekturę pierwszej części książki, która wprowadzi was w modlitwę psalmiczną. 1 Seraphim de Sarov, s. 188 n. ł3 W drugiej części przejdziecie szkołę wielkich mistrzów modlitwy pierwotnej wspólnoty ewangelicznej, a w końcu również samego Chrystusa. W trzeciej części zaś bę- dziecie kontemplowali Maryję, Matkę Jezusa, przeby- wającą na modlitwie z Kościołem w Wieczerniku. Ale przed rozpoczęciem pozostało nam jeszcze coś do przekazania: KIEDY MODLITWA DAJE PIERWSZEŃSTWO DUCHOWI ŚWIĘTEMU Najlepiej będzie oddać tutaj głos wielkiemu mężowi modlitwy, jakim był Serafim z Sarowa. Takim właśnie imieniem: „mąż modlitwy", szaleniec Chrystusa, mający opinię znającego przyszłość, przedstawił się swojej matce w słowach: „Szczęśliwa jesteś, że masz syna, któ- ry stanie się możnym orędownikiem przed Trójcą Świętą, mężem modlitwy dla całego świata". Przypomniawszy, że modlitwa jest uprzywilejowanym środkiem przyjęcia Ducha, kontynuuje on: Trzeba jednak modlić się tylko do momentu, w którym Duch Święty zstąpi na nas i udzieli nam w jakiejś mierze, znanej tylko Jemu samemu, swojej nadprzyro- dzonej łaski. Nawiedzeni przez Ducha Świętego po- winniśmy przestać się modlić. Po cóż zatem mamy prosić Ducha: Przyjdź, za- mieszkaj w nas, oczyść nas ze wszelkiej zmazy i wybaw nasze dusze, Ty, który jesteś dobrocią (mo- dlitwa Kościoła prawosławnego recytowana na po- 14 czątku służby Bożej), skoro już wcześniej przyszedł w odpowiedzi na nasze pokorne nalegania do świą- tyni naszych dusz spragnionych jego nadejścia? Wy- tłumaczę wam to na przykładzie. Załóżmy, że zaprosi- liście mnie do siebie, że przyszedłem z zamiarem porozmawiania z wami, jednak, mimo mojej obecnoś- ci, powtarzacie: Zapraszamy do odwiedzenia nas! Z pewnością pomyślałbym wówczas: O co chodzi? Chyba stracili rozum. Jestem u nich, a oni nadal mnie zapraszają. Ta sama prawda odnosi się do Ducha Świętego6. Oto refleksja wypływająca ze zdrowego rozsądku, powracająca często pod piórem Ojców Kościoła w odnie- sieniu do Ducha Świętego: „Kiedy na dobre zaprzyjaźnisz się z kimś - stwierdzają - po prostu mówisz do niego, a nie czytasz mu swoich listów!" Podobnie dzieje się, kiedy Duch nawiedza nas i przychodzi do nas w całej swojej pełni; należy zatem „zrezygnować także z modli- twy, usunąć modlitwę jako taką". W tej chwili trzeba pozostać w ciszy, aby usłyszeć słowa Boga i pozwolić Duchowi modlić się w nas w bezgłośnych westchnie- niach. Chodzi więc o modlitwę tajemniczą, która nie ma nic wspólnego z naszymi ludzkimi słowami. Serafim wy- raża tę postawę w formie bardzo poetyckiej: Modląca się dusza mówi i obwieszcza to donośnym głosem. Jednak wraz z zstąpieniem Ducha Świętego • Ibidem, s. 190. 15 zgadza się pozostać w zupełnej ciszy, aby mogła usłyszeć jasno nowinę o życiu wiecznym, którą Duch zechciał przynieść. Dusza i duch powinni znajdować się w stanie pełnej trzeźwości, a ciało w stanie dziewiczym i bezgrzesznym7. Jedno pytanie pojawia się na naszych ustach. To samo pytanie, które Motowiłow zadał starcowi: „Jakże więc - zapytałem ojca Serafima - mogę rozpoznać w sobie obecność łaski Ducha Świętego?". Jeśli chcecie mieć odpowiedź, przejdźcie od razu do zakończenia, ale nie zapomnijcie przeczytać później zasadniczej części pracy; jeśli postąpicie inaczej, narażacie się na chęć zebrania owoców Ducha przed posianiem w swom sercu maleńkiego ziarnka miłości. Może ono zakiełkować jedy- nie na dobrej ziemi, czyli w sercu głębokim, obudzonym dynamizmem modlitwy. l jeśli pozostało jeszcze jakieś życzenie, które chciał- bym skierować do czytelnika, to wyrażę je w bardzo pro- stej modlitwie, mogącej podsumować całą tę pracę: Niech Duch Święty wprowadzi cię w misterium modlitwy błagalnej, a poznasz POTĘGĘ MODLITWY! 7 Ibidem, s. 190. Z GŁĘBOKOŚCI WOŁAM DO CIEBIE Potęga modlitwy - 2 Spotkanie oblicza Bożego w Jezusie Chrystusie spra- wia każdemu człowiekowi pewne trudności. A jednak to ono jest obecne w życiu wszystkich ludzi, a zwłaszcza w historii ludzi, którzy szukają Boga. Niech każdy przyj- rzy się własnemu życiu duchowemu i zapyta siebie, kiedy Bóg wkroczył w jego życie jako istota żyjąca. Pytanie to pozwoli odkryć nam, podobnie jak Hiobowi, głęboką prawdę: Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem, stąd odwołuję, co powiedziałem, kajam się w prochu i w popiele. (Hi 42, 5-6) Aby poznać odpowiedź i dowiedzieć się, w jakim punkcie poznawania jej się znajdujecie, powinienem zro- bić „rentgenowskie zdjęcie" waszego duchowego wnę- trza, co jest praktycznie niemożliwe. Opowiem wam również o sobie, jest to dla mnie prostsze, o tym, co sam odkryłem. Nie potrafię wam powiedzieć, czy spotkałem 19 Boga, nie wiem tego, ale wiem, że codziennie dotykam dna własnej nędzy i, jak Claudel, mogę wyznać: „Przeży- łem własne piekło!" Będąc w identycznej sytuacji, na- uczyłem się wołać i błagać z dna owego piekła. Dopiero wtedy - przyznaję to - zaczynam po trosze ukazywać misterium pokornej prośby, a zarazem nadziei i zaufania. Bóg potrzebował wiele czasu i cierpliwości, aby wnik- nąć we mnie łagodnie w babilońskim ogniu oraz nauczyć mnie głośno wołać ku Niemu. Nie jest to odpowiedni moment, by mówić o latach dorastania, kiedy to Bóg zaczął mnie fascynować. Pragnąłem wówczas, aby On mnie zwyciężył i abym sam mógł zwyciężyć Go siłą pięś- ci. Czytałem autorów piszących o duchowości nie dłużej niż do czterdziestego piątego roku życia, do chwili, kiedy doświadczyłem tego, o czym niektórzy z nich pisali. Inni równie często proponowali mi filozoficzne schematy dos- konałości. Rozdział pierwszy WZNOSIĆ SIĘ CZY ZSTĘPOWAĆ? Ludzie często wyobrażają sobie doskonałość jako stały postęp czy też bardziej lub mniej uciążliwe wspina- nie się, jako owoc ludzkiego wysiłku i dlatego stosują pewne praktyki ascetyczne lub techniki modlitwy hojnie proponowane jako środki osiągania coraz wyższych stop- ni doskonałości. Tak więc często, gdy uczeń mówi o nie- możności osiągnięcia celu, powraca na usta kierownika duchowego jedno stwierdzenie: „Trzeba się tylko posta- rać", a w końcowym efekcie trud ten sam zaowocuje wolnością. Potrzebowałem wiele czasu, a przede wszystkim do- świadczenia niepowodzeń, które niekiedy prowadzą do poczucia beznadziei, aby pozbyć się złudzeń. Złudzenia te polegają na wierze, iż dobra wola i wspaniałomyślność są zdolne doprowadzić nas do świętości oraz że można na tym poprzestać. Nie chcę tutaj odbierać wartości wysiłkom i działaniu człowieka - istnieje dzisiaj moda na krytykowanie ich -jednak w istocie chodzi o przyjęcie, że to Bóg działa na głębinach serca, a także o wspólne z Nim działanie. Wszelkie trudy ascezy lub modlitwy, które podejmuje- my, aby zjednać sobie Boga, są fałszywymi ruchami. 21 Ciągle przypominamy Prometeusza, który chce podkraść ogień z nieba. Ważne jest, aby dobrze przyjrzeć się, jak wyraźnie ten wzorzec doskonałości zmierza w przeciw- nym kierunku niż doskonałość, do której zachęca Jezus w Ewangelii. Zapominamy często, że Jezus nie przyszedł do sprawiedliwych, lecz przede wszystkim do grzeszni- ków, chorych, jednym słowem do maluczkich i tych, którzy nie są bez grzechu. 1 - DWIE DROGI Jezus nie zaproponował nam stopni doskonałości, które osiągałoby się kolejno, aby na koniec zdobyć Boga, ale drogę schodzenia w głębiny pokory. Sam przeciwsta- wił te dwa sposoby kroczenia ku Bogu w krótkim zdaniu, które ciągle powraca na Jego usta, zwłaszcza gdy Apostołowie kłócą sią o pierwsze miejsce: Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony (m 23, 12; Łk 14,11; 18, 14). Należy zatem, znalazłszy się na rozdrożu, zastanowić się, którą drogę wybrać, aby dojść do Boga? Czy tę pod górę, czy też w dół? Odpowiem od razu, zgodnie z moim doświadczeniem: jeśli chcecie dojść do Boga przez he- roizm i cnotę, droga wolna, to wasze prawo. Ale ostrze- gam was: szybko wyłożycie się. Jeśli natomiast chcecie tam dojść szlakiem pokory, trzeba, aby tak właśnie się stało i abyście nie obawiali się zejść w głąb swojej nędzy. Humorystycznie powiedziałbym wam: „Trzeba prawdziwej grzeszności i to bez usprawiedliwienia!" 22 Znaczna część chrześcijan, a zwłaszcza księża oraz zakonnicy i zakonnice, unikają tego niezrozumiałego uni- cestwienia, które jest warunkiem wstępnym przystąpienia do współpracy z Trójcą Świętą (Lewis). Jedynie poprzez pogłębianie i drążenie można uzyskać tam dostęp. Tak więc, podobnie jak zaproszeni na przyjęcie, wykręcamy się na różne sposoby: obowiązkami wobec innych, pracą apostolską, samorealizacją - ponieważ nie jesteśmy przynaglani do nawiązania tego rodzaju relacji z Trójcą Świętą. Jezus zobrazował te dwa rodzaje postępowania na przykładzie faryzeusza i celnika, którzy przebywają obok siebie w świątyni, czyli w chwili spotkania z Bogiem. Pierwszy jest przedstawicielem drogi doskonałości natu- ralnej i humanistycznej. Drugi wyraża postępowanie właściwe dla chrześcijanina, które polega na nawróceniu. Izaak Syryjczyk powiedział niegdyś: Ten, kto zna swoje grzechy, jest większy od tego, który swoją modlitwą wskrzesza zmarłego... Ten, któ- ry przez godzinę boleje nad sobą, jest większy od tego, który uczy cały świat. Ten, który zna swoją słabość, jest większy od tego, który widzi aniołów... Ten, który samotny i skruszony naśladuje Chrystusa, jest większy niż ten, który cieszy się poważaniem tłumów w kościołach8. Zauważmy, że nawrócenie nie jest procesem realizo- wanym przez człowieka, ale że człowiek przyjmuje je 8 Saint Isaac le Syrien, Discours 34. 23 jako darmową inicjatywę Boga. Możemy pragnąć nawró- cenia, ale nie możemy go wypełnić. Z tego też powodu człowiek nie jest w tym procesie bierny. To Bóg rozpo- czyna proces nawrócenia, a człowiek ze wszystkich sił współpracuje z Nim. Można również przygotować się do przeżycia nawrócenia poprzez pragnienie go i modlitwę. Otrzymamy łaskę nawrócenia w takiej mierze, w jakiej coraz boleśniej będziemy odczuwali jego potrzebę. Pomiędzy tymi dwoma drogami ciągle będzie istniało niebezpieczeństwo wzajemnego skażenia, a człowiek niezustannie będzie w zasięgu dwóch pokus: zaufania, ponad Bogiem, sile własnych rąk oraz leniwej bierności, która oczekuje wszystkiego od Stwórcy. Ta wzajemna rozgrywka między wolnością i łaską dała początek wielu herezjom w Kościele i życiu duchowym. Istnieje zatem istotne napięcie, które zamieszkuje serce każdego czło- wieka szukającego naprawdę oblicza Bożego, napięcie między pragnieniem działania i pragnieniem dopuszcze- nia działania. Nie jest łatwo jasno poznać, czy jest się na jednej czy drugiej drodze. Czujemy dobrze, że dno naszego serca pozostaje rozdwojone i nie do przeniknię- cia, a także, iż oscylujemy między dwoma postawami: raz próbujemy podejść Boga, kiedy indziej opuszczamy ręce, dając się Bogu opanować. 2 - KOMPAS Zadajemy sobie również pytanie, czy trzeba wiedzieć jasno, według zrozumiałego planu, w którym miejscu jesteśmy? Jeśli miałbym jeszcze wyrazić mój sąd, zgod- 24 ny z moim własnym doświadczeniem, to myślę, że nie, gdyż życie duchowe jest w swej istocie ruchem i jeśli zatrzymuje się, aby przyjrzeć się sobie, umiera. Napięcie nie może być podporządkowane statycznemu planowi ro- zumu, a jedynie może towarzyszyć aktywności związanej ze stałym nawracaniem się. Trzeba zwyczajnie przyjąć, że nie zawsze mamy jasny obraz tego, czy z własnej winy czy też nie, ogarnia nas marazm? Jest to mało ważne. Chodzi raczej o wejście w naszą aktualną sytua- cję przy pomocy światła, które Bóg ofiaruje mi w tej chwili. Coraz bardziej przekonuję się, że życie duchowe bez napięć jest narażone na ryzyko iluzji. Jednak o ile faktycznie niemożliwe jest rozróżnianie i jasne widzenie drogi, gdy korzystamy z praktycznej mądrości lub gwiazdy polarnej, to istnieją punkty orienta- cyjne, przemieszczające się konstelacje. Należy liczyć na ich wzajemny układ. Zauważmy, że problem kierownic- twa duchowego jest rozwiązaniem w tej dziedzinie. Poza tym, zastanawiając się nad sposobem postępowania i używając przy tym pojęć, jak również światła pisarzy duchowych, korzystajmy z własnego doświadczenia jak z kompasu. Wydaje się, że punkty orientacyjne ukażą się z jednej strony w tym, co powoduje wzrost naszego życia ludzkiego i duchowego, a z drugiej strony w zrozumieniu pedagogii Bożej wobec swego ludu, przedstawionej w Piśmie Świętym. Innymi słowy, chodziłoby o odczyty- wanie naszego doświadczenia duchowego jako słowa usłyszanego w świetle Słowa Bożego przekazanego na kartach Biblii. Kiedy przyglądam się własnemu postępowaniu, odkrywam, że na początku Bóg zachwyca nas, odsłania- 25 jąć w naszym wnętrzu swój trynitarny obraz. Bóg dodaje nam sił do szukania Go tak na modlitwie, jak i w czasie pokuty. Należałoby opisać tutaj wszystkie niuanse psy- chologii związanej z planami walki przeciwko naturze i budującej życie duchowe według naszych schematów doskonałości. W dążeniu do działania ukrywa się prag- nienie samorealizacji. Tędy wciska się wiele pychy. Liczy się tylko na siebie i troszeczkę na Boga. Etap ten może trwać dziesięć lub piętnaście lat, zależnie od osoby, a zwłaszcza od autentyczności modlitwy. Później, trochę przez zaskoczenie, nadchodzi szereg kryzysów, które traktujemy jako porażki w dążeniach do ideałów. Budowa domu zatrzymuje się na parterze i co gorsze odkrywamy, że wszystko to, co dotychczas zbu- dowaliśmy, popada w ruinę. Wszelkiego rodzaju namięt- ności, które w naszym przekonaniu zostały już ujarzmio- ne, odżywają nagle. Doświadcza się wówczas swojej słabości i nędzy. Mamy wrażenie, jakbyśmy byli pogrąże- ni w odmętach, zalewani ze wszystkich stron przez fale i sztorm. Jak tonący, walczymy ze wszystkich sił, ale im bardziej miotamy się, tym szybciej idziemy na dno. Nigdy nie jesteśmy wystarczająco pogrążeni w nędzy, aby głoś- no wzywać Boga. Modlitwa, który tryska z głębi, mawia ojciec Molinie, zawsze jest wysłuchiwana. To dlatego, że Bóg chce nas wysłuchać, zmusza nas do zejścia tam. Nadchodzi również okres poruszenia, którego nie można uniknąć. To dzięki niemu możemy zrozumieć, że nasz dom nie został postawiony na skale Chrystusa oraz że zamiast liczyć jedynie na Boga, liczymy przede wszystkim na siebie. Dwa znaki pozwolą nam ocenić, czy nie jest to lenistwo lub obojętność: wierne podporządko- 26 wanie się realiom naszej egzystencji, których nie może- my pominąć, ponieważ są wpisane w nasze jestestwo; i modlitwa, która coraz bardziej staje się ciągłą pokorną prośbą, ogarniającą całe nasze życie. Jeśli chodzi o pierwszy znak, to w Ewangelii znajdujemy słowa Jezusa, które wydają się dobrze go charakteryzować: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście (Mt 11,28). Człowiek bardzo wyraźnie odczuwa własne zmęcze- nie i brak zapału do robienia czegokolwiek. Ma się ochotę powiedzieć wówczas: „Świętość, to nie dla mnie!" Kiedy okaże się, że nie możemy wypełnić wszystkich wymagań stawianych przez Boga, kusi nas, aby je odrzu- cić i zapomnieć, że to Bóg przez nie przemawia. A prze- cież jedno, co możemy wówczas zrobić, to uniżyć się jeszcze bardziej i powiedzieć Panu: „Bardzo chciałbym, ale nie potrafię. Pomóż mi!" Św. Teresa z Lisieux, myśląc o swoim pragnieniu świętości, pisze, że trzeba być wiernym takiemu życiu, jakie jest i wszelkimi sposobami szukać wsparcia. Inaczej mówiąc, trzeba poślubić swoje życie, gdyż to, co się w nim rodzi, jest z Ducha Świętego. Jednak przyjęcie realiów życia jest na tyle autentyczne, na ile ze wszystkich sił ufa się Bogu i na ile wzywa się Go na pomoc. Ufna nadzieja rzeczywiście jest osią, która naszą słabość czyni „niemocą przemienioną". Wiesz, Mamo, że zawsze chciałam być świętą, ale zaraz! zawsze dochodziłam do wniosku, kiedy porów- nywałam się do świętych, że między nimi i mną istnie- je taka sama różnica, jak między górą, której szczyt kryje się w chmurach, i maleńkim ziarnkiem brudnego 27 piasku, które ginie pod nogami przechodniów. Jednak zamiast się zniechęcić, powtarzałam sobie: Dobry Bóg nie potrafiłby wzbudzać pragnień, które nie mogą być zrealizowane, dlatego pomimo iż jestem jak ziarnko piachu, mogę dążyć do świętości. Wywyższać się, to niemożliwe. Powinnam przyjąć się taką, jaką jestem, ze wszystkimi brakami. Chcę jednak szukać środka, który pomógłby mi dojść do Nieba dróżką zupełnie prostą, najkrótszą, zupełnie nową9. Jest to odkrycie dźwigu, który daje nam Bóg. Drugiego znaku można szukać w pokornej modlitwie oraz w zaufaniu, gdyż nie wystarczy stwierdzić, że coś się nam nie powiodło, i opuścić ręce. Powinniśmy posłu- żyć się innymi gestami: zamiast zaciskać z wysiłkiem pięści, aby pochwycić Boga, powinniśmy je wolno otwo- rzyć w geście zaproszenia. Chcąc podporządkować so- bie Boga, w rzeczywistości ponawiamy błąd naszych pierwszych rodziców patrzących na owoc drzewa życia. Mogli jeść wszystkie inne owoce, ale skupili się na czymś, co nie zostało im jeszcze dane. Opanowało ich nienasycone pragnienie obrazu Boga. Potrzebna im była absolutna pokora, aby pragnąć tego owocu bez wyciąga- nia po niego ręki. Wąż dobrze się bawił, podsuwając myśl pójścia dalej i zerwania owocu. Nie znam piękniejszego tekstu na ten temat niż fragment książki Simone Weil Oczekiwanie Boga. Przy- wołuje ona tam przyjaźń między dwoma osobami, ale ' Manuscrits autobiographiques, s. 144. 28 równocześnie podsuwa analogię: sytuację naszych pierwszych rodziców wobec Boga. Przyjaźń jest cudem, który sprawia, że jedna istota ludzka godzi się patrzeć z daleka, nie zbliżając się, na drugą istotę, która jest jej potrzebna jak pożywienie. To jest ta siła ducha, której nie posiadała Ewa, choć przecież nie potrzebowała owocu. Gdyby była głodna, w chwili gdy patrzyła na owoc, i gdyby mimo to przy- glądała mu się bez końca, nie czyniąc ani kroku ku niemu, dokonałaby cudu podobnego do cudu dosko- nałej przyjaźni10. Człowiek, który odeprze pokusę wyciągnięcia ręki po zakazany owoc, nie porzuca tym samym pragnienia oglądania twarzy Boga. Dzięki temu staje się doskonale pokorny, wyrzekając się przemocy, aby przeniknąć miste- rium modlitwy. Bóg pragnie ofiarować nam ten owoc, jed- nakże tylko jako odpowiedź na oczekiwanie i uniżoną prośbę: Otwórz szeroko usta, abym je napełnił. (Ps8l, 11) Trzeba otworzyć swoje usta i swoje serce na nieskoń- czoność, gdyż to właśnie Nieskończony pragnie nawie- 10 Simone Weil, Oczekiwanie Boga, przekład K. Konarska-Łosiowa, w: Zakorzenienie i inne fragmenty, Znak, Bibioteka .Więzi", Kraków 1961,8. 165-166. 29 dzić nas i wchłonąć, tak jak ogień z krzewu gorejącego pochłania wszystko, czego dotknie. Dlatego nasze ręce, nasze wargi i nasze serca powin- ny coraz bardziej otwierać się na przyjęcie Bożego oblicza. Oczekiwanie pobudza nasze głębokie pragnienie i nagle nasze otwarte ręce próbują przemówić nowym gestem: składają się jak ręce Proboszcza z Ars do modli- twy, sami zaś zaczynamy szeptać, a niekiedy krzyczeć, doświadczając strapienia: Ustysz głos mego błagania, gdy wołam do Ciebie, gdy wznoszę ręce do świętego przybytku Twego. (Ps 28, 2) Doświadczamy obecności Boga. Gdy jesteśmy strapieni, nasze wołanie wyraża pragnienie zbawienia. Kierujemy je do Boga, który jest przy nas, lub do Jezusa, zdolnego wydobyć nas z bagnistej topieli. Psalmista powtarza jedynie: Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają, wszystkich wzywających Go szczerze. (Ps 145, 18) Aby doświadczyć bliskości Boga, trzeba mieć złama- ne, skruszone serce. i Rozdział drugi SLI,* PRAWDZIWA MODLITWA TRYSKA Z GŁĘBIN Zastanówmy się teraz nad tym, co powoduje radykal- ny zwrot w życiu modlitwy. Dość długo istniało przekona- nie, że modlitwa polega na intelektualnym wysiłku lub rozmyślaniu o Bogu. Myśląc o Bogu lub wzbudzając w sobie pobożne uczucia, spodziewamy się, że będzie- my mogli z Nim rozmawiać lub prosić Go o coś. To ra- cjonalne postępowanie nie jest zupełnie bezużyteczne, mimo to jednak pozostaje sztuczne, ponieważ nie dotyka głębi serca, któremu grozi oddalenie od prawdziwej modlitwy. Chodzi tutaj również o to, jaka jest funkcja woli w modlitwie. Być może przyjęliśmy założenie, że trzeba stale się mobilizować, aby pokonać wszystkie rozprosze- nia, i stale koncentrować się na Bogu. Jednak gdy sta- wiamy pierwsze kroki na drodze modlitwy, wysiłek ten, nawet intensywny i wydłużony, nie prowadzi zbyt daleko, ponieważ pomija prawdziwą dynamikę pragnienia, które podtrzymuje całe życie modlitwy i które ponadto wyraża się wołaniem i powołaniem. Dodajmy również, że tego rodzaju wysiłek powoduje swego rodzaju ograniczenie bardzo szkodliwe dla modlitwy. 31 Aby zatem modlić się naprawdę całym sobą, nie możemy wzbraniać się przed pójściem tam, gdzie ocze- kuje na nas jedyne źródło modlitwy: ku świadomości, że nasz staw biodrowy został wywichnięty11 lub że dany nam został oścień dla ciała12. Kto dotarł do najtaj- niejszej przyczyny własnych zmartwień i najgłębiej ukry- wanej słabości jakby do bezcennej perły godnej wszel- kich poszukiwań, ten odkrył równocześnie źródło praw- dziwej modlitwy. Nawet najpiękniejsze książki o mo- dlitwie, najwspanialsze metody i niezrównane techniki nie powinny przeszkodzić nam wejść na prawdziwą ścieżkę, gdzie tryska już i rozwija się modlitwa. Ścieżka ta prowadzi w sposób nieunikniony do naszego radykalnego ubóstwa, do miejsca, gdzie roz- brzmiewa w nas „krzyk narodzin" (ks. Andre Louf). Gdy w ten sposób popatrzymy na modlitwę, nie ma ona nic wspólnego z rozważaniem lub odczuwaniem, ale dobywa się z najgłębszych pokładów naszego jestestwa jako krzyk. Niemowlę krzyczy, kiedy je coś boli lub gdy jest głodne, a jego krzyk to nie tylko objaw strachu, ale to również znak nadziei, ponieważ poza bezsilnością dostrzega ono obecność matki, która spieszy, aby mu odpowiedzieć. W sposób głębszy i jeszcze zupełnie nieświadomy dziecko wypowiada się przez krzyk. Jeden z mistyków muzułmańskich stwierdził, że życie człowieka rozpoczyna się krzykiem, który jest oznaką lęku dziecka opuszcza- 11 Por. sytuację Jakuba (Rdz 32, 26) - przyp. tłum. 12 Por. sytuację św. Pawła Apostoła (2 Kor 12, 7) - przyp. Bum. 32 jącego łono matki i rozpoczyna życie ocierając się o śmierć. A kończy swoją egzystencję, swoje ziemskie pielgrzymowanie ostatnim krzykiem, wraz z którym odda- je ostatnie tchnienie życia. Pewna starsza kobieta powie- działa mi kiedyś, że wołanie Jezusa na krzyżu ciągle jeszcze rozbrzmiewa w jej sercu i jest dla niej źródłem modlitwy. Tak więc życie człowieka zaczyna się i kończy dobywającym się z wnętrzności krzykiem, którego nie jesteśmy świadomi, ale który trwa wpisany w nieuświado- mionej przez nas głębi. Kiedy dziecko nie potrafi jeszcze mówić, próbuje nawiązać kontakt z otoczeniem przez krzyk, i gdy jako starzec nie będzie już mogło mówić, będzie wzywało pomocy, wzdychając łagodnie. Prawdopodobnie dorosły nie wie więcej o swoim pier- wotnym krzyku niż dziecko, ukrywając go starannie w najbardziej nieuświadomionych kryjówkach swego je- stestwa. W przełomowej chwili ciężkiego cierpienia lub wielkiej radości, wśród najboleśniejszych kryzysów, rezonans tego krzyku można odczuć w ciele i w sercu. Któż z nas nie doświadczył psychicznego wyzwolenia, gdy mógł się wykrzyczeć i wypłakać z całej duszy? Na nasze nieszczęście żyjemy w cywilizacji, w której nauczo- no nas powstrzymywać łzy i tłumić w sobie krzyk. Być może dlatego właśnie mamy dzisiaj tyle przemocy w świecie. Błogosławiony człowiek, który ma odwagę krzyczeć z bólu przy swoich braciach i który nie boi się zachować tak jak Hiob przed Bogiem. Krzycząc, będzie długo żył, a płacząc będzie się również modlił. Jednak trzeba wiedzieć, że są ludzie, którzy nie chcą, nie potrafią krzyczeć, chociaż dziedziczą ten krzyk w swoich genach Potęga modlitwy - 3 33 i noszą w najgłębszych sferach swego jestestwa. Jak przywrócić ten krzyk? l jak, raz przywrócony, wydobyć, wyzwolić, aby go wyrazić przed Bogiem? Aby wydobyć krzyk, wcale nie trzeba przechodzić przez analizę - chociaż może ona być cenną pomocą przy schodzeniu na głębie - wystarczy, jak mówi Andrś Louf, choć trochę wsłuchać się w siebie, aby odkryć coś z tego pierwotnego krzyku, którego pewne drgania odbiją się w polu naszej świadomości. Krzyku tego nie trzeba szukać daleko, gdyż pojawia się po trosze we wszystkich najbardziej upokarzających sytuacjach naszego życia. Ileż razy mamy ochotę krzyczeć, stojąc przed jakąś przeszkodą lub, sięgając głębiej, kiedy wybuchamy gniewem, mamy napad zazdrości, spotykamy kogoś, kto nas irytuje? Przyjrzyjmy się temu od strony czysto fizycznej, czyż nie wzdychamy, kiedy jesteśmy zatrwo- żeni i gdy pojawi się ulga z powodu jakiejś napotkanej i przezwyciężonej trudności, zwykły ścisk klatki piersio- wej, która rozszerza się w oddechu. Kiedyś przyjaciel opowiedział mi, że ucieszył się, słysząc oddech brata w czasie modlitwy, gdyż miał wrażenie, że nie jest sam w swoim trudzie. Krzyki i wzdychania są bardzo słabym echem głębszego niepokoju. Kto przypuszczałby, że wypływające na zewnątrz pokłady smutku zalegające tajne kryjówki nieuświadomionego życia mogą wydobyć z wnętrza najgłębsze pragnienia serca? Trzeba zdawać sobie sprawę, że nie zostaliśmy przygotowani do przyjęcia tych poruszeń. Nauczono nas za to wypierać je i powstrzymywać, jak wszystko, co powoduje zniechęcenie i niepokój. Czyż nie roztropniej jest zaakceptować się łagodnie i z poczuciem humoru, 34 przyjąć wszystkie gwałtowne poruszenia wraz z ich banalnością i małostkowością i pozwolić im przemówić do siebie? Jeśli będziemy potrafili wyrazić je słowami, wówczas pozbędziemy się wewnętrznego napięcia i za- panuje w nas spokój. Możemy więc wyrzucić z siebie nasz niepozorny ból bardzo łagodnie, przed Panem. To samo dotyczy większego cierpienia, bolesnych doświadczeń i ciężkich pokus, które ujawniają nam zra- nienia bardziej podstawowe. Zranienia te dotykają nas tak głęboko, że z naszych wnętrzności wydobywa się krzyk, który przypomina niekiedy złorzeczenia Hioba. W pewnych chwilach krzyk jest tak bolesny, że przesła- nia obraz Boga, ku któremu jest skierowany. Dobrze byłoby zatem wczuć się w cierpienie Hioba lub Chrystusa na krzyżu, w chwili kiedy krzyczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15, 34) i kiedy wydaje przed Ojcem przeraźliwy jęk cierpienia. W psal- mach Bóg jakby wynajduje te wołania i stawia je do naszej dyspozycji, abyśmy mogli krzyczeć do Niego o skandalu naszego cierpienia. Trzeba jednak nieustan- nie hartować krzyk naszych modlitw, modlitwy zaś przesiewać przez sito Słowa Bożego, aby oczyszczało je i oddzielało krzyk pochodzący z głębi duszy od powierz- chownego hałasu, który towarzyszy modlitwie. Kiedyś jedna z zakonnic, odpowiedzialna za formację młodych sióstr, powiedziała mi żartując, że gdy przyszła do niej raz dziewczyna, mówiąc, że ma już wszystkiego dosyć, zaproponowała jej, by przyrównała do swojej sytuacji pierwsze wersety psalmu 69: Wybaw mnie, Boże, bo woda mi sięga po szyję. 35 1 - KRZYK WYRWANY z NASZYCH WNĘTRZNOŚCI W chwili strachu wywołanego krzykiem, który dźwię- czy niczym wyzwanie, chciejmy powiedzieć jak sędziwy mnich: Jestem po szyję zanurzony w błocie13 i płaczę przed Bogiem, mówiąc: Zmiłuj się nade mną14 (Abba Paweł Wielki). Na początku nasze wołanie nie osiąga natychmiast takiej głębi, ale w miarę upływu czasu coraz bardziej przenika glebę naszej duszy i toruje drogę wy- zwalającą źródło prawdziwej modlitwy. Jestem przekonany, że podstawową przyczyną, dla której modlimy się tak mało i tak źle, jest właśnie brak głębi. Modlimy się wargami lub rozumem, albo wolą, ale nie głębią serca. Nie angażujemy naszego prawdziwego jestestwa. Bernanos, jak sam mawiał, był przekonany, że „wielu ludzi nie angażuje nigdy swej istoty, swojej głębokiej szczerości. Żyją oni na powierzchni samych siebie, a gle- ba ludzka jest tak bogata, że ta cienka wierzchnia war- stwa wystarczy dla lichego zbioru, który daje złudzenie istotnego przeznaczenia..."15. Jeśli modlitwa zna niewiele ostrych form, jeśli przyj- muje dyskretny ton ugrzecznionych próśb, to nie łudźmy się, że to świętość Boga nas uspokaja, to tylko my nie 13 Por. Ps 69, 3. 14 Cytat za: Księga starców, tłum. s. Małgorzata Borkowska, Znak, Kraków 1983, s. 314. 15 Georges Bernanos, Pamiętnik wiejskiego proboszcza, przeł. W. Rogowicz, PAX, Warszawa 1991, s. 88. 36 znamy naprawdę ani głębi ludzkiej nędzy, ani głębi serca Boga. Jeśli zeszlibyśmy wystarczająco głęboko, odkryli- byśmy, że nie potrafimy być stworzeniem. Rozpoznanie tego dystansu już jest pokorną modlitwą: modlitwą zależ- nego jestestwa, które pragnie przekazać siebie Innemu i woła, aby bardziej być. Samo słowo modlitwa (fr. priśre) doskonale to wszystko wyraża, gdyż łacińskie precor znaczy pokornie prosić. Nawet poza sferą wiary spotykamy się z pokornym błaganiem, z prośbą, która żywi nadzieję, że będzie wy- słuchana. Każdy bez ustanku kieruje modlitwę prośby do siebie samego, do innych i do Boga, jeśli w Niego wie- rzy. Ale człowiek nie jest zdolny prosić Boga, jeśli nie potrafi prosić ludzi. Pomyślmy o prośbie, którą kierujemy do naszego dobrego przyjaciela. Aby zechciał okazać nam swoje przywiązanie i przyjaźń, mówimy do niego spontanicznie: proszę cię. Żeby to powiedzieć, trzeba koniecznie mieć świadomość, że jesteśmy biedni i że bez tej przyjaźni nie możemy żyć. Ci, którzy znają prawdziwe misterium miłości, są jeszcze rzadkością pośród nas, ponieważ niewielu ludzi zgadza się zejść na ten poziom głębi, gdzie odczuwa się nienasycony głód i pragnienie nie do ugaszenia. Do- świadczenie miłości na tym poziomie głębi zdarza się rzadko, równie rzadko jak geniusz. Garaudy twierdzi: „Pary autentycznie ze sobą związane zdarzają się w ciągu tysiąclecia równie rzadko jak Szekspir czy Beethoven"16. To samo można w przybliżeniu powie- 16 Roger Garaudy, Parole d'homme, Ed. France-Loisirs 175, s. 14. 37 dzieć o ludziach modlitwy. Jest ich bardzo... bardzo niewielu. Św. Izaak Syryjczyk sądził, że pojawia się jeden w całym pokoleniu. Powróćmy na moment do modlitwy, którą kierujemy do nas samych. Zrozumiałem ją jeszcze lepiej, czytając Romain Rollanda. Jego bohater, Jan Krzysztof, po wyczerpaniu wszystkich środków poszukiwania w sobie sposobu rozumienia muzyki nie znalazł zadowolenia. Odczuł jednak pragnienie pójścia dalej, pragnienie modlitwy. Ale jak mógłby się modlić? - pyta Romain Rolland, przecież nie wierzył w Boga. Powinien był jednak modlić się, powinien był modlić się do siebie. Modlić się do siebie to zatem wstawiać się do siebie za siebie, w duchu wniknięcia aż do źródeł swojego jeste- stwa. Tak więc modlitwa do siebie jest pragnieniem siebie. Wielkością człowieka jest zdolność stawiania pytań i zdolność modlenia się. Stawianie pytań jest czynnością intelektualną, modlitwa zaś duchową. Modlenie się do siebie jest zawsze pragnieniem do- tarcia do źródła swojego bytu, to jest do trzonu własnej wolności. Kirkegaard nie wahał się przyjąć, że celem modlitwy nie jest naginanie zamiarów Boga, ale coraz głębsze drążenie ludzkiego serca, aby otworzyć je na to, co Bóg chce mu ofiarować. Izajasz mówi, że Bóg każde- go rana pobudza jego ucho do słuchania17. Modlitwa, podobnie jak miłość, jest przebudzeniem, otwarciem na zaproszenie i na dar. ' Por. Iz 50, 4. 38 Jak przekazuje Ewangelia, ślepi i słabi nie bali się krzyczeć w obecności Jezusa, ponieważ znali oni głębię swojego cierpienia i za wszelką cenę chcieli zwrócić na siebie Jego uwagę. Nie mogli więcej liczyć na nikogo innego, jak tylko na Jezusa. W ten sam sposób należało- by również modlić się psalmami. W trakcie takiej modli- twy nie można ograniczyć się do spokojnego powtarzania wezwań i przyrzeczeń. Trzeba wejść na głębię i wyrzucić z siebie krzyk podobny do przerażenia tonącego w obli- czu mocy zła pogrążającego świat, wyrzucić krzyk smutku nieszczęśliwych wzywających pomocy, krzyk bólu wobec spustoszeń dokonanych przez grzech w nas i wokół nas. Tego rodzaju krzyk modlitwy nie chybia nigdy celu, podobnie jak strzała, przeszywa serce Boga i wyzwala miłosierdzie: Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egip- cie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców (...). Zstąpiłem, aby go wyrwać... (Wj 3, 7-8). O ile ten krzyk nie wydobywa się z naszego serca, nasza modlitwa jest tylko pobożnym zajęciem. Nie powin- niśmy zatem dziwić się, że Bóg nie bierze jej poważnie. Modlitwa taka pozostaje na powierzchni nas samych. Aby przybliżyć ten krzyk, Paweł będzie mówił o jękach, myśląc tutaj o krzyku nowo narodzonego lub umierające- go, któremu lekko wymyka się skarga jak ostatnie wez- wanie pomocy. Mistyk muzułmański stwierdza, że pierw- szy i ostatni krzyk człowieka jest imieniem Boga. 39 2 - NIE DOCIERAMY NIGDY WYSTARCZAJĄCO DO SAMEJ ISTOTY Prawdziwa modlitwa wypływa z głębi serca, ale uwaga, ta głębia nie jest tylko tajemniczą i bliską nasze- mu wewnętrznemu ja przestrzenią, sferą, gdzie jeszcze czujemy się u siebie. Bez wątpienia trzeba dojść do samego dna cienistej doliny, aby dostrzec nikły blask gwiazdy świecącej w otchłani, a jednak jest jeszcze coś poza cierpieniem. Na skutek zagłębiania się w cierpienie pojawia się moment, w którym gwałtownie nasila się ból i wyzwala się radość. Nie widzę obrazu, który lepiej wyjaśniałby to zjawisko niż ikona włodzimierska, przed- stawiająca delikatną Dziewicę. Maryja na nas patrzy, a można przeczuć, że w głębi jej serca współistnieją obok siebie otchłań smutku i otchłań radości. To odbija się na jej twarzy delikatną surowością i promiennością. Wydaje się, że obraz fal, występujący w psalmach, może nas dosięgnąć, podobnie jak każdy inny symbol tego, co jest poza głębią psychiki człowieka. Głębia ta jest dla nas obca i wroga, gdyż stawia nas przed budzą- cym strach przeciwnikiem. Chodzi tutaj o obraz morza pochłaniającego swoje ofiary, obraz otchłani nie tyle otwartej przed nami, co już zamkniętej nad nami. Czło- wiek ma wrażenie, że tonie i pogrąża się w otchłani. Nie ma już nic, o co mógłby się zaczepić, niczego stałego w swoim życiu. Świat wydaje się jedynie złowrogą i prze- rażającą mocą. Wszelka jasność zaćmiewa się, a wszel- ka przyjaźń zanika. Jest to straszliwa próba, ale jednak konieczna i zba- wienna dla tego, kto chce dać się odnaleźć Bogu. Tutaj 40 również zgodzimy się z wnioskiem z poprzedniego para- grafu: Boga się nie zdobywa, ale pozwala mu się nas znaleźć. Najlepszym sposobem naszego przyjęcia Boga jest całkowite oddanie się Mu. Na początku życia ducho- wego pragniemy przede wszystkim kochać Boga. Na me- cie rozumiemy, że wystarczy pozwolić Bogu kochać nas. Nie będziemy już więcej u steru naszej łodzi, ale odkryjemy, że tak naprawdę jest tylko jeden przewodnik - Duch Święty, że trzeba mu pozostawić zarząd i przeka- zać dowództwo. Możemy stawiać sobie pytania: czym będzie życie, w którym staniemy się całkowicie posłuszni Duchowi Świętemu? Jest to o wiele głębsze niż podąża- nie w kierunku Boga, jest to włączenie swojej woli w Jego wolę, jednym słowem to jest to, co ludzie udu- chowieni nazywają porzuceniem siebie. Nie przypuszczamy nawet, do jakiego stopnia jesteś- my pyszni i jak bardzo chcemy sami toczyć bój o własną świętość. Trzeba wybierać: powierzyć się jedynie Bogu czy też zamknąć się w sobie, swoich sprawach, swoich przymiotach, swoim otoczeniu. Chcemy zawdzięczać sobie samym wzrost w miłości. W tym punkcie Bóg nie może iść na kompromis. Odczuwamy to doskonale w Ewangelii, gdzie Chrystus sprzeciwia się gwałtownie faryzeuszom, ponieważ ci nie chcieli mu zaufać. Ścierają się tutaj dwie „religie". Jedynie grzesznicy, którym pozo- staje wyłączne oczekiwanie miłosierdzia Bożego - albo dzieci - mogą wejść do Królestwa. Krok po kroku Bóg uświadamia nam, że trwamy zam- knięci w otchłani. A obraz fal, które sięgają nam po szyję i grożą zatopieniem, jest znakiem całkowitej nędzy, czarnej rozpaczy, ponieważ grzech po prostu pogrążył 41 ludzkość. Nie lubimy zbyt wiele nad tym rozmyślać. Jednak na świecie i wokół nas są ludzie nieszczęśliwi zdruzgotani przez nędzę, bez nadziei wydostania się z niej. Przede wszystkim w nas tkwi biedak, który rów- nież tego nie potrafi i który woła do Boga. Jest to następ- stwo grzechu. Jest to również obraz tego, co grzech uczynił z ludzkości. Bóg prowadził nas coraz dalej, w miarę rozwoju naszej historii, w doświadczaniu tej otchłani, gdzie pycha i grzech zamknęły nas. Psalmy z naciskiem, który często staje się dla nas nudny, przed- kładają nam złowrogie i okrutne obrazy. Obyśmy potrafili patrzeć na nie i przyjmować je, gdyż odbijają one naszą osobistą sytuację. 3 - NA GRANICY ŚWIADOMEJ WIARY... W psalmach mamy do czynienia z obrazem głębin morskich, ale równie dobrze można by odwołać się do niewoli babilońskiej lub pustyni. Istotne, iż doświadczamy tego, że od tej chwili jedynie Bóg jest naszą opoką18, że nic nie daje opieranie się na przymierzach z obcymi na- rodami19 i zawodny jest koń, kiedy trzeba ratunku20. Wchodzimy zatem na pustynię, docieramy do granic oso- bistej wiary, do granic nas samych, tam gdzie poruszenia duchowe zaczynają wprowadzać nas w zamieszanie. Oto 18 Por. Ps 62, 3 - przyp. tłum. 19 Por. Ps 83, 6 - przyp. tłum. 20 Por. Ps 33,17 - przyp. tłum. 42 dlaczego osoba, która wchodzi na te głębiny, powinna móc iść z ufnością aż do granic swojej świadomej wiary, podążać za Bogiem, który prowadzi ją poza dotychczaso- we doświadczenie, od niewiary do głębokiego zawie- rzenia. Jest to przede wszystkim próba wiary, w trakcie której nasze ludzkie podpórki kruszą się jedna po drugiej, ale za każdym razem, gdy Bóg zwalnia cumy, pomnaża jed- nocześnie nasze zaufanie, abyśmy mogli stawić czoła sztormowi. Jedyną rzeczą, jakiej Bóg od nas oczekuje, nie jest heroizm, ale gorące pragnienie Jego samego wyrażone w modlitwie. To pragnienie i dążenie stanowią inicjatywę Boga, pierwsze zaproszenie do wejścia w nowe życie. To właśnie modlitwa pragnienia podtrzymuje nas, gdy doświadczamy naszych ograniczeń w umieraniu i zmar- twychwstawaniu. Trzeba zatem, abyśmy potrafili zbadać te regiony ciemności i żyć na granicy nas samych, tam gdzie Bóg stale nas przywołuje do siebie, gdzie ciągle nawracamy się. Granica ta jest również punktem stycz- nym z rzeczywistością, w której zły duch kusi do wypa- czenia dzieł Boga. W psalmach walkę ze złym duchem symbolizują liczni wrogowie lub groźne zwierzęta czyha- jące na życie człowieka. W Ćwiczeniach duchownych święty Ignacy Loyola stwierdza, że w rzeczywistości tej nieprzyjaciel chce zwyciężyć i zebrać łuff\ 21 Przekład za: Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, przekład J. Ożóg SJ, WAM, Kraków 1996, s. 139. 43 W autobiografii św. Ignacego spotykamy wydarzenie, które może pomóc nam zrozumieć walkę na granicy świadomej wiary. Nie chodzi tu wcale o pierwsze dni nawrócenia, ale o sprawiający ogromne cierpienie kryzys związany ze skrupułami. Pogrążony w ciemnościach, jakże powinien był zareagować? Bardzo prosto, zaczął pokornie modlić się. Trzeba jednak zauważyć, że jego modlitwa w rzeczywistości była krzykiem rozpaczy skie- rowanym do Boga z samego dna cierpienia. A oto inny przykład takiej modlitwy: opanowany pokusami przeciwko czystości, Ignacy rzuca się na kolana i prosi Boga o oca- lenie. W czasie modlitwy ukazuje mu się Matka Boża i Ignacy na całe życie zostaje wyzwolony od tego rodzaju pokus. Powróćmy jednak do pierwszego wydarzenia i przyglądnijmy się, jak zachowuje się św. Ignacy. Oddajemy głos jego sekretarzowi, Luisowi Gonzalvesowi de Camara: 23. W owym czasie mieszkał wzmiankowany Piel- grzym [Ignacy Loyola] w pokoju, który mu dali domini- kanie w swoim klasztorze (Manresa, Hiszpania). Wytrwale oddawał się modlitwie po siedem godzin dziennie, na kolanach, wstając co dzień o północy, i wszystkim innym ćwiczeniom pobożnym wyżej wy- mienionym. Ale w tym wszystkim nie znajdował żad- nego lekarstwa na swe skrupuły, które go męczyły przez kilka miesięcy. Pewnego razu, gdy był szcze- gólnie udręczony, zaczął się modlić i w zapale głośno wołać do Boga mówiąc: „Pomóż mi, Panie, bo nie znajduję żadnego lekarstwa u ludzi, ani u żadnego innego stworzenia. Gdybym sądził, że będę mógł je 44 znaleźć, żaden trud nie byłby dla mnie za wielki. Ukaż mi, Panie, gdzie mógłbym znaleźć lekarstwo! Choć- bym miał biegnąć za szczenięciem, żeby od niego otrzymać pomoc, uczyniłbym to". 24. Gdy był zajęty tymi myślami, nachodziła go często gwałtowna pokusa, żeby się rzucić w dół przez wielki otwór, który był w jego pokoju blisko miejsca, gdzie zwykle się modlił. Ale wiedząc, że byłoby to grzechem zabić samego siebie, zaczynał wołać do Pana: „Panie, nie uczynię tego, co ciebie obraża!" l powta- rzał te słowa i tamte poprzednie wiele razy. Przyszła mu też raz na myśl historia pewnego świętego, który dla uzyskania od Boga bardzo upragnionej rzeczy przez wiele dni nic nie jadł, dopóki nie uzyskał tego [o co prosił]22. Myślał o tym przez dłuższy czas i w końcu zdecydował się postąpić tak samo, mówiąc sobie, że nie będzie nic jadł ani pił tak długo, aż Bóg mu pomoże, albo gdy poczuje się bliski śmierci... 25. [...] Spowiednik nakazał mu przerwać ten post. A on, choć czuł się jeszcze na siłach, posłuchał go i tego dnia i następnego był wolny od skrupułów. Ale trzeciego dnia, we wtorek, zaczął sobie podczas mo- dlitwy przypominać swoje grzechy, l tak jakby po nitce do kłębka przechodził jeden po drugim wszystkie swoje przeszłe grzechy i sądził, że ma obowiązek wyznać je na nowo. A pod koniec tych rozważań ogarnął go niesmak do życia, które prowadził, oraz 22 Chodzi tu o św. Andrzeja Apostoła, który w ten sposób został opisany w Złotej legendzie - przyp. ttum. 45 gwałtowna chęć, aby je porzucić, l wtedy spodobało się Panu sprawić, że obudził się jakby ze snu. A po- nieważ dzięki pouczeniom, jakie mu Bóg dawał, miał już pewne doświadczenie w rozeznawaniu duchów, zaczął zastanawiać się, w jaki sposób ten duch [zły] go opanował. Z wielką jasnością [poznania] postano- wił więc nigdy już nie spowiadać się z rzeczy przesz- łych, l od tego dnia był wolny od swoich skrupułów, mając równocześnie tę pewność, że to Pan nasz ze- chciał go w swym miłosierdziu od nich wyzwolić23. Przepraszam za długi cytat, ale trzeba przeczytać go w całości, aby zrozumieć, którędy Bóg prowadził Ignace- go za rękę, jak nauczyciel ucznia. Na pierwszy rzut oka zejście w głębię beznadziei, która dotyka samobójstwa, wydaje się nam przerażające. Jednak trzeba, aby „szło nam bardzo źle, żeby później szło lepiej!" Podobnie jak Piotr idący po jeziorze, w pewnym momencie zaczynamy tonąć i próbujemy desperacko wydostać się na powierz- chnię, łapiąc się koła ratunkowego, które nie pochodzi od Boga. Tego właśnie nie należy robić. Trzeba tak jak Ignacy dojść do samego dna i dopiero wówczas można od czegoś się odbić: Nigdy nie dotykamy dokładnie dna. Modlitwa, która bierze się z głębokości (de profundis)24, jest zawsze 23 Przekład za: Ignacy Loyola, Opowieść pielgrzyma, w: Pisma wybrane, 1.1, WAM. Kraków 1968; ss. 189 n. 24 Por. Ps 130,1 - przyp. tłum. 46 wysłuchiwana natychmiast: tryska z głębi naszego strapienia. Bóg dlatego przypiera nas do muru, że chce nas wysłuchać. Wszystkie nasze rany są we- wnątrz nas, podobnie jak u Jakuba: rana jest opatrz- nościowym środkiem, którym Bóg chce się posłużyć, aby nas wysłuchać... sami jednak nie potrafimy się nią posłużyć: „O cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczy- nię..."25. „Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje..."26. Modlitwa wydobywa z nas prawdziwy krzyk, który nie wybucha od razu, ale ma dopiero kiedyś zabrzmieć. Tego dnia otrzymamy wszystko. Nie ma innego środ- ka ani programu. Bóg chce, abyśmy przynieśli owoc: aby zaowocować i aby owoc był trwały, nie ma nic innego do zrobienia27. "J 14,13-przyp. tłum. "J 16, 24 - przyp. tłum. 17 M. D. Moliniś OP, Le courage 4 Bo jestem bardzo bliski upadku i ból mój jest zawsze przede mną. Ja przecież wyznaję moją winę i trwożę się moim grzechem. (Ps 38, 18-19) W momencie, kiedy psalmista uznaje swój grzech, uznaje również miłosierdzie Boga, który przebacza nie wcześniej czy też później, ale w tej samej chwili. Przeba- czenie, które nie uprzedza ani nie następuje po uznaniu grzechu, wydarza się w tej właśnie chwili, kiedy grzesznik odczuje życzliwość Boga względem siebie: ZmHuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją niepra- wość! Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego. (Ps51,3-4) Z takiego podejścia wynika konkretna postawa: świadomość grzechu nie rodzi się z wyobrażenia, jakie mamy o sobie samych, ale z aktu zaufania Bogu. Na ziemiach tradycyjnie chrześcijańskich brakuje doświadczenia Boga, a zatem i modlitwy. Na terenach obcych zauważalny jest natomiast ruch nawróceń. Dlate- go właśnie każdy rodzaj modlitwy chrześcijańskiej powinien rozpoczynać się od zawierzenia miłosierdziu 78 Bożemu i wyznania grzechów. Wspomnieliśmy wyżej, że dobrym sposobem wejścia w modlitwę jest wołanie ku Bogu. Dodajmy teraz, że w Ewangelii wołanie to pocho- dzi od celnika i niewidomego: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem". W końcu do przyczyn cierpienia należy zaliczyć rów- nież rzeczywiste lub wyobrażone środowisko, tak we- wnętrzne jak i zewnętrzne, w którym wróg kieruje do nas swe strzały, a dzikie zwierzę czyha na nasze życie. Środowisko to stanowi zagrożenie dla modlącego się: Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił? (Ps 13, 3) Poganie przyszli (...), zbezcześcili (...), Ciała sług twoich wydali (...), ich krew rozlali (...) (Ps79,1-3) Temat ten znajdujemy u Jeremiasza: Sprawiedliwy prześladowany przez swoich wrogów. Pojawia się on również w filozofii greckiej. Cztery stulecia przed naro- dzeniem Chrystusa Platon stwierdza, że gdyby na ziemię przyszedł człowiek pod każdym względem sprawiedliwy, to jego sprawiedliwość byłaby do tego stopnia niewygod- na dla jego wrogów, że ci uwięziliby sprawiedliwego, wyłupiliby mu oczy i w końcu wbiliby go na pal. Równo- cześnie jednak jest to właśnie cierpienie Sprawiedliwego, które usprawiedliwia wielu (por. Iz 53). Nawet zwierzęta stają się groźnymi wrogami, zdolny- mi wzbudzić lęk: Otacza mnie mnóstwo cielców, osaczają mnie byki Baszanu. 79 Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze, jak lew drapieżny i ryczący. Bo [sfora] psów mnie opada, osacza mnie zgraja złoczyńców. Przebodli ręce i nogi moje. (PS22, 13-14. 17) Czyż nie jest to język symboliczny, którym posługuje- my się, aby nazwać bestie zamieszkujące nasze wnę- trze? Jeśli nawet pojawiają się tu elementy mityczne, to jednak samą modlitwę zawsze możemy odnieść do sie- bie, gdyż odzwierciedla ona doskonale wewnętrzną sy- tuację podzielonego i udręczonego człowieka. Tak więc, aby dodać strachowi grozy, cały pstrokaty tłum defiluje przed modlącym się i zalewa jego pole świa- domości: to właśnie „bestie o nieludzkich twarzach" jak z obrazów Hieronima Boscha, lub cielce narodów(Ps 68, 31) napadają na człowieka zmagającego się już z Bo- giem. Jedynym sposobem na wyrażenie swoich uczuć przez człowieka przygniecionego własnym złem pozo- staje krzyk bólu, powtarzanie, że źle mu się dzieje, że już tak długo cierpi i że wypróbował już wszelkich metod. Człowiek ten modli się nie tylko sercem i głosem, ale nadto własnymi łzami. Jest to jęk skargi i wyrzutu: Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania? (Ps13, 3) Zmęczyłem się krzykiem i ochrypło mi gardło. (Ps 69, 4) 80 4-PROŚBA '''' -"" -^ Istnieje także inny sposób wyrażania cierpienia i nie- dostatku, jest to prośba. Proszący potrafi modlić się wraz ze swoim cierpieniem, a dzięki temu potrafi również nabrać dystansu do doświadczanego zła, w którym jed- nak nie jest całkowicie pogrążony. W mniejszym stopniu koncentruje się na złu niż na Tym, który potrafi go wybawić. Jest to jakby przemieszczenie własnego cen- trum uwagi, które może prowadzić do oddania się w ręce Ojca. On widzi, zna i słyszy naszą skargę. Po cóż łamać sobie głowę. Nawet włos z głowy nam nie spadnie bez Jego wiedzy. Wzorem takiej prośby jest modlitwa Jezusa w Ogrój- cu. Jezus wkłada w nią całe swoje zaufanie do Ojca, ponieważ wie, że dla Ojca nie ma nic niemożliwego, a jednocześnie wyrzeka się swojej woli. Żar Jego modli- twy odpowiada sytuacji, w której się znajduje. Upadł na ziemię i modlił się, żeby-jeśli to możliwe - ominęła Go ta godzina, l mówił: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!" (Mk 14, 35-36). Po wyrzuceniu z siebie skargi, psalmista przedstawia Bogu to, czego z nadzieją oczekuje: w czasie choroby - zdrowia, w chwilach lęku - pokoju, w czasie wojny - zwycięstwa, ale przede wszystkim prosi Boga, aby zech- ciał mu ukazać swoje oblicze, aby był stale przy nim obecny i udzielił mu daru swojej przyjaźni. Próbując ułaskawić Boga, psalmista będzie odwoływał się przede Potęga modlitwy - 6 81 wszystkim do związku, który istnieje między Bogiem i nim samym lub też ludem, do którego należy: O Panie, Boże Abrahama, Izaaka oraz Izraela! Niech dziś będzie wiadomo, że Ty jesteś Bogiem w Izraelu, a ja Twój sługa na Twój rozkaz to wszystko uczyniłem (1 Krl 18, 36). Często będzie myślał, że niemożliwe jest, aby wróg triumfował: by mój wróg nie mówił: „Zwyciężyłem go". (Ps13, 5)v Pomimo ogromnego cierpienia, nie traci humoru, a według zwyczaju semickiego, znanego na Wschodzie, liczy się na Boga, bo to On zbierze najwyższą wygraną, wybawiając swego przyjaciela: o tyle właśnie wzrośnie Jego prestiż i chwała: Panie, działaj przez wzgląd na Twoje imię. (Jr 14, 7) Chcąc osiągnąć stan zaspokojenia, czyli zaprzestać krzyku i błagania na modlitwie, proszący robi wszystko, aby tylko wypełnić braki. Podejmie całą serię wszelkiego rodzaju zabiegów nie tylko po to, aby zdławić zło, lecz by znaleźć jego źródło lub skuteczny środek do ochrony przed nim. Stajemy się w ten sposób bardzo podobni do kupców, jakich spotykamy niekiedy na kartach Pisma Świętego. 82 W kilku przypadkach jednostka lub też lud poszukuje we własnej historii początków nieszczęść. Powracamy tu- taj do przyjaciół Hioba, którzy chcieli wyjaśnić przyczyny cierpienia przy pomocy swego rodzaju teologii odwetu. Jeśli ma sobie coś do zarzucenia, podejrzewa się go o popełnienie przestępstwa. Będzie usiłował poprzez wyznanie swojej winy usunąć przeszkody na drodze do uzdrowienia. Przestępstwa nasze wzrosty powyżej głowy, a wina nasza wzbiła się do nieba. a (Ezd9, 6) Głównie będzie ograniczał się do wyznania, że tajniki ludzkiego serca są niezgłębione (por. Ps 64, 7), i tylko Bóg może je zbadać. Kiedy sądzi, iż jest bez zarzutu, może ogłaszać swoją niewinność przed Bogiem. To obwieszczenie niewinności daje pewną przewagę nad złem, wypierając je. Lecz On zna drogę, którą kroczę, z prób wyjdę czysty jak złoto, Moja noga kroczy w ślad za Nim, nie zbaczam, idę Jego ścieżką; nie gardzę nakazem warg Jego i w sercu słowa ust Jego chowam. (Hi 23, 10-12) W innych okolicznościach ucina każde pytanie doty- czące przyczyn swoich niepowodzeń i sam odmawia szu- kania czegokolwiek, co mogłoby go sprowokować, czy to 83 poprzez zastanawianie się nad przeszłością, czy też poprzez wybieganie w przyszłość po to tylko, aby oprzeć się jedynie na Bogu. Prawdopodobnie tylko taką postawę można przyjąć w czasie próby: to czy znajdujemy się w stanie odrętwienia z naszej winy czy nie, jest najmniej ważne. Trzeba przede wszystkim modlić się i pogłębiać swoje zaufanie, począwszy od miejsca, w którym znajdu- jemy się obecnie. Podobnie kiedy popełnimy grzech, po cóż zastanawiać się nad stopniem swojej odpowiedzial- ności: o wiele lepiej zrobimy, zdając się jedynie na Jezusa. Problem cierpienia nigdy nie leży w przeszłości, ale w zaufaniu skierowanym ku przyszłości. Na tym polega dynamika zaufania, które zbliża nas do świata wiary, tam gdzie dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. W pewnym sensie wyobraźnia zazwyczaj potęguje cierpienie, a wyobrażona próba często jest nie do znie- sienia, podczas gdy próba realna, do której podchodzimy jak dziecko, wprowadza nas w świat, w którym istnieje możliwość przetrwania. Wystarczy oczekiwać chwilowej łaski, aby przebrnąć przez chwilową próbę. Teresa z Lisieux mówiła, że zajmowanie się przyszłością to nieudolna próba stwarzania, postawa, która przynależy jedynie Bogu. Przez długi czas proszący będzie czerpał z przeszłoś- ci powody do oczekiwania na wybawienie. Dla niego hi- storia wspólnoty lub jego własna przyjmuje postać ciągu wydarzeń, wywołanych ojcowską ręką Boga, który zaw- sze wybawiał tych, którzy Mu zaufali. Takie zaufanie uwalnia od strachu, nawet jeśli człowiek nadal boi się zawsze obecnych nieszczęśliwych przypadków, to nie obawia się Tego, który rządzi wydarzeniami, gdyż wie, komu zawierzył. 84 Podnieś mnie, ilekroć mnie trwoga ogarnie, W Tobie pokładam nadzieję. W Bogu, uwielbiam Jego słowo, Bogu ufam, nie będę się lękał: cóż może mi uczynić człowiek? (Ps 56, 4-5) O dawnych nieszczęściach pamięta tylko tyle, że były to sytuacje, w których Wszechmocny ukazywał swoją chwałę, dlatego w chwilach desperacji chętniej przypo- mina sobie działanie Boga w historii swojego narodu niż zastanawia się nad własnym przypadkiem. Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; Do Ciebie wołali i zostali zbawieni, Tobie ufali i nie doznali wstydu. (Ps 22, 5-6) Jeśli działanie to nie sprawdza się, lub jeśli przygnie- ciony cierpieniem człowiek jest do działania takiego nie- zdolny, to wówczas zwraca się ku przyszłości i próbuje przekonać Boga, że otrzyma zadośćuczynienie, o ile tyl- ko zechce przyjść z pomocą. Składa ślub. Zobowiązuje się do złożenia ofiary lub też do wykonania pieśni po- chwalnej w zgromadzeniu świętych. Mówiąc prościej, przyrzeka poświęcić się jeszcze bardziej modlitwie: Zachowaj nas przy życiu, byśmy wzywali Twojego imienia. (Ps80,19) 85 Dzięki Tobie moja pieśń pochwalna płynie w wielkim zgromadzeniu. Śluby me wypełnię wobec bojących się Jego. (Ps 22, 26) Proszący milknie, kiedy już wyczerpie wszystkie środki zdolne przekonać Boga. W czasie próby poznaje, w milczeniu świętość Boga, który staje u drzwi najpokor- niejszych wyznawców. Ciebie należy wielbić, Boże, na Syjonie. (Ps 65, 2) Później, czy po wzmiance o interwencji Boga: On (...) wysłuchał go (Ps 22, 25), czy też bez takiej fazy przejś- ciowej, przechodzi się do uwielbienia. Aby wyrazić pełne uwielbienie, modlący się używa dwóch rodzajów argu- mentów. Będzie wychwalał Boga za wielkie rzeczy dokonane w historii narodu, każdej osoby czy stworzenia. Będzie to hymn dziękczynny wobec Boga, który głodnych nasycił dobrami i wyzwolił ich spod jarzma prześladowców. Jego łaska na wieki. On w mądrości uczynił niebiosa, l wywiódł spośród nich [z Egiptu] Izraela. (Ps136, 5. 11) Boga można również wielbić dla Niego samego, a nie za to, co uczynił. Wielbi się Go za to, kim jest. Ten rodzaj uwielbienia jest o wiele rzadziej spotykany i jest 86 bardzo bliski modlitwy błogosławieństw. Cieszymy się, że Bóg jest Bogiem, i odnosimy do niego wszelkie dobro (błogo: dobrze, sławić: ogłaszać, mówić). Izraelici nie akcentują przymiotów Boga, ale za to mocno podkreślają Jego obecność w wydarzeniach historycznych i w stwo- rzeniu. j Chwalcie Pana, bo dobry. (Ps 136,1) - PSALM 18 H Wybraliśmy psalm 18, gdyż struktura, którą przedsta- wiliśmy wyżej, jest w nim dobrze widoczna. Na początku ważne jest, abyśmy dobrze uchwycili wymowę całości, zanim przystąpimy do analizy poszczególnych części. Chodzi tutaj przede wszystkim o afirmację, która po- zwala psalmowi ogarnąć wszystko. Jest to akt wiary i za- ufania Bogu, opoce i twierdzy naszej. Jako że Bóg obja- wia się jako ten, na którego można liczyć, do Niego kieruje się wiarę i miłość: Miłuję Ciebie, Panie, Mocy moja! Panie, ostojo moja i twierdzo, mój wybawicielu... (Ps 18, 2-3) Oto skała, na której wznosi się nasza modlitwa, a także nasz stosunek do Boga. Ale uwaga, możemy kochać Boga nie dzięki ułomnej miłości, do jakiej jest zdolne nasze serce, ale dlatego że doświadczyliśmy potężnej i działającej miłości Boga. Do- 87 świadczenia tego nie zdobyliśmy czytając książki, ani słu- chając słownych zapewnień, ale uczestnicząc w dziele zbawienia i wyzwolenia, ponieważ Bóg sam wkroczył, aby wyrwać nas z ręki wroga. Dlatego właśnie od po- czątkowego aktu zaufania przechodzimy do punktu kul- minacyjnego psalmu: wyprowadza mnie na miejsce przestronne; ocala, bo mnie miłuje. (Ps 18, 20) Werset 20 faktycznie jest sercem psalmu, powiedzieli- byśmy, że spełnia podobną rolę jak punkt kulminacyjny w symfonii lub miejsce graniczne między wejściem do otchłani a nowym porywem w kierunku Boga. Po przy- glądnięciu się z tego szczytu dwóm nurtom psalmu, możemy teraz łatwiej rozebrać go na części. Psalm rozpoczyna się opisem doświadczenia rozpa- czy na dnie otchłani. Natura próby nie jest bliżej sprecy- zowana, ale człowiek tkwi jakby uwięziony i spętany w więziach otchłani. Niegdyś śpiewano ten werset na introit39 w dzień siedemdziesiątnicy [trzecia niedziela Wielkiego Postu]: „Circumdederunt me...". Aby być zdol- nym do autentycznej modlitwy tymi wersetami, trzeba samemu znaleźć się w miejscu otoczonym ze wszystkich stron murem, gdzie człowiek ociera się o śmierć: Ogarnęły mnie fale śmierci, i zatrwożyły mnie odmęty niosące zagładę; 38 Pieśń wykonywana przed rozpoczęciem Mszy św. w czasie procesji celebransa i służby liturgicznej do ołtarza - przyp. tłum. 86 oplatały mnie pęta Szeolu, /,« «.rbO zaskoczyły mnie sidła śmierci. IM ? (Ps 18, 5-6) Będąc w otchłani, mamy tylko jedno wyjście: wołać do Boga. Krzyk zaś jest tym ostrzejszy, im sytuacja jest bardziej tragiczna i powikłana. To właśnie naglą- ca potrzeba popycha człowieka do wzywania na pomoc Boga: W moim utrapieniu wzywam Pana i wołam do mojego Boga; Usłyszał On mój głos ze swojej świątyni, a krzyk mój dotarł do Jego uszu. (Ps18,7) Pozwólmy więc słowom psalmu przeniknąć nas. One rozpalają w naszych sercach żar modlitwy, gdyż słowo to jest żywe, skuteczne - mówi dalej list do Hebrajczyków - nadto ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przeni- kające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpi- ku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (4, 12). Z taką myślą sięgamy po Słowo Boże, aby stało się ono modlitwą w naszym sercu, ponieważ zawsze zanurza się głębiej w nas aż do momentu, gdy obudzi, wydobędzie i uwolni prawdziwą modlitwę Ducha ukrytą na dnie serca. Taką odpowiedź daje nam Bóg na naszą modlitwę. Tak naprawdę odpowiedź jest już wpisana w prośbę, gdyż Bóg widzi, słucha i rozumie modlitwę ubogiego. Zresztą to właśnie Jezus przekazał nam w Ewangelii: Proście, a będzie wam dane. 89 Odpowiedź Boga jest niezawodna. Nie może On opie- rać się temu, kto Go wzywa, ale jeśli zabraknie gwałtow- nego wezwania, nie może być mowy także o odpowiedzi. Pamiętam karmelitankę, która przeszła bolesny kryzys oczyszczenia i która powiedziała mi kiedyś: „Zrozumia- łam siłę zawartą w słowach Jezusa: Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna" (J 16, 24). Modlitwa taka nie rodzi się sama z siebie, ponieważ zakłada uświadomienie sobie istniejącego niebezpieczeń- stwa, a skoro nie pojawia się strach, nie ma powodu, dla którego mogłaby pojawić się modlitwa pokornej prośby. Potrzebne jest zatem zupełnie odmienne objawienie Boga, aby otworzyły się nasze uszy i rozwiązał język, który nie potrafi już krzyczeć ku Niemu. Jest to często wyrwanie się z beznadziei, które rodzi prawdziwą modli- twę zaufania. Tak więc odpowiedź Boga nie każe na siebie czekać. Skoro tylko wiara zetknie się z wszechmocą Boga, wspaniała harmonia Jego dobroci napełni serce człowie- ka. Przeszkoda zatem staje się środkiem, który prowadzi do ukazania potężnej chwały Boga. Powróćmy tutaj do wersetów 8-20, w których stworzenie zostaje włączone do zbawczego działania Boga. Krzyk wydany w utrapie- niu i osamotnieniu sprowadza miłość Boga: Zatrzęsła się i zadrżała ziemia (...) Nagiął On niebiosa i zstąpił, a czarna chmura była pod Jego stopami, (...) On wyciąga [rękę] z wysoka i chwyta mnie, wydobywa mnie z toni ogromnej; 90 Wyrywa mnie od przemożnegffitiieprzyjaciela Napadają na mnie w dzień dla Mnie złowrogi, lecz Pan jest moją obroną, { ~& wyprowadza mnie na miejsce przestronne; ocala, bo mnie miłuje. Człowiek pogrążony w nędzy krzyczy, a krzyk ten niezawodnie sprowadza Boga. Między człowiekiem a Bogiem wydaje się rozciągać przepaść nie do przeby- cia. Jednak po każdej stronie tej przepaści wznoszą się betonowe słupy: po stronie Boga jest to wszechmocna i miłosierna miłość, w którą człowiek wierzy ze wszyst- kich swoich sił; po stronie człowieka jest to pokora i nieustanna modlitwa. Tak więc obydwie strony łączy most: jest to most zaufania, po którym człowiek może kroczyć w kierunku Boga, lub raczej jest to sam Bóg, który przychodzi wyrwać człowieka z jego nędzy przy pomocy swojej siły zaufania. Przeszkoda zatem staje się środkiem do wzrostu w miłości. Przychodząc, Bóg osłania wiernego człowieka swoją potęgą i świętością. Obraz przepaści, którą się pokonuje, czy muru, który się przeskakuje, odnosi się do mocy Bożej, która została nam dana w Jezusie Chrystusie dla zburzenia oddzielających nas murów: Ty jesteś miłościwy dla miłościwego i względem nienagannego działasz nienagannie, względem czystego okazujesz się czystym, wobec przewrotnego jesteś przebiegły. Albowiem Ty wybawiasz naród uniżony a pognębiasz oczy wyniosłe. -*>\ 91 Bo Ty, Panie, każesz świecić Boże mój, oświecasz moje ciemności. ^ ,u>, Bo z Tobą zdobywam wały, \~:^ - mur przeskakuję dzięki mojemu Bogu. (Ps 18, 26-30) Od momentu, kiedy człowiek złoży swą ufność w Bogu, zostaje opasany mocą (w. 33), jego nogi stają się szybkie jak nogi łani i zostaje postawiony na wyży- nach (w. 34), spogląda na wrogów z wysokości gór. Poraża ich, a oni nie mogą już powstać (w. 39). Dzięki swojej słabości przemienionej przez majestat staje się świadkiem mocy Bożej: Ty mnie ocalasz od buntów ludu, ustanawiasz mnie głową narodów. Służy mi lud, którego nie znałem. Są mi posłuszni na pierwsze wezwanie. (Ps 18, 44-45) Modlitwa psalmiczna pozwala nam stanąć w prawdzie i pozbyć się obłudy. Żadnej rzeczy nie wyłącza się z tej modlitwy, ani grzechu, ani buntu, nawet najbardziej gwałtowne reakcje nie podlegają nigdy cenzurze. Zbyt często dzielimy się z Bogiem jedynie najlepszą częścią nas samych, staramy się uspokoić swoje nerwy, kiedy zwracamy się do Niego, spychając w podświadomość ton mniej szlachetny. A przecież człowiekowi żyjącemu pełnią swego życia znane są również rozczarowania, porażki, niespełnione pragnienia, samotność, choroby czy lęk. Wszystko to powinno stać się przedmiotem mo- 92 dlitwy i okazją do wzywania Boga. Psalmy są utkane z lęków i smutków człowieka, ale są one również szkołą, w której człowiek uczy się wspaniałej mądrości zaufania Bogu. Samo zakończenie psalmu (werset 32 i następne) jest hymnem pochwalnym na cześć Boga, który daje zwycię- stwo temu, kto Mu się powierza. Niech żyje Pan! Moja Skała niech będzie błogosławio- na! Niech będzie wywyższony, Bóg mój Zbawca, Bóg, który zapewnia mi pomstę i poddaje mi narody. (Ps 18, 47-48) Św. Franciszek Ksawery mówił, że najważniejszą cno- tą apostoła jest mądrość nadziei i zaufania Bogu: „W nie- wielkich trudnościach przyzwyczajajcie się pokładać całą waszą nadzieję w Bogu". 6 - DOŚWIADCZENIE SŁOWA... Oto skrótowy opis struktury, którą możemy dostrzec w większości psalmów i która może kształtować naszą modlitwę spontaniczną, ale istnieje również i taka ewen- tualność, że wiele wersetów okaże się dla nas zupełnie niezrozumiałą plątaniną znaczeń i w czasie czytania będzie wywoływać znudzenie, co utrudnia wejście w głę- bię modlitwy psalmicznej. Dlatego ważne jest, aby podkreślić jeszcze raz, że nie na tym polega modlitwa. 93 Modlitwa powinna być doświadczeniem spotkania z Bo- giem. Ale spotkanie to powinno zostać koniecznie ucieleśnione w naszej mowie ze wszystkimi tego konse- kwencjami. Kiedy jedzie się pociągiem wzdłuż sosnowego młod- nika, widać splątany gąszcz gałęzi, ale istnieje również punkt ogniskujący - i tylko jeden - gdzie młode drzewka tworzą równoległe rzędy. Tak samo jest z psalmami. Ten, kto odkrył ton właściwy dla swojego instrumentu, czyli głębię własnej nędzy, może zagrać na nim wszyst- kie melodie, a każde słowo modlitwy wydobędzie pełną gamę dźwięków, jeśli tylko modlitwa będzie zgodna z tym podstawowym tonem. Jak każdy język, również język modlitwy psalmicznej posiada swoje reguły i zasady gramatyczne. Modląc się, mogę mówić cokolwiek, ale nie wiedziałbym, jak to zrobić bez zwrócenia uwagi na formę modlitwy. Słowa zawsze będą wydawały się nazbyt ograniczone, aby zawrzeć w sobie nasze głębokie doświadczenie. Tak samo słowa te nie powiedziałyby nic człowiekowi, który nie żyje peł- nym żarem. Wolno mi także przekroczyć normy języka, ale wów- czas moja mowa stanie się niespójna, nawet jeśli po- szczególne słowa da się znaleźć w słowniku. Chociaż prawa modlitwy nie są wyraźnie zapisane w Biblii, to jednak uważne powtarzanie psalmów sprawi, że staną się nam bliskie. Być może, iż pod wpływem powtarzania słów psalmów w czasie głośnej modlitwy zbudzi się w naszym sercu ogień prawdziwej modlitwy, który dotyka serca Boga. 94 Rosyjski pielgrzym przyznaje, że gorliwe i nieustanne odmawianie Modlitwy Jezusa doprowadziło go do ducho- wego poznania pism. W ten sposób zrozumiał głęboki sens pewnych zwrotów zawartych w Ewangelii, jak: Królestwo Boże pośród nas jest (por. Łk 17, 21) czy Wytrwajcie w miłości mojej! (J 15, 9). Doświadczenie nauczyło mnie również, że Modlitwa Jezusa stała się moim kluczem otwierającym wejście do modlitwy psal- micznej. W miarę jak ten sposób modlitwy staje się tak naturalny jak oddech, Modlitwa Jezusa drąży nasze ka- mienne serce i wydobywa z niego modlitwę psalmiczną. Oryginalność tej metody polega jedynie na jej wyłącz- ności, czyli jeśli raz spróbuję, nie chcę żadnej innej. Jezus wspaniale zobrazował modlitwę psalmiczną, będącą przede wszystkim wołaniem, w krótkiej przypo- wieści o niesprawiedliwym sędzim i natrętnej wdowie (zob. Łk 18, 1-8). Będziemy postępowali tak jak wdowa wówczas, gdy osadzimy naszą wiarę i modlitwę w Ewan- gelii. Dobrze jest przeczytać przypowieść o natrętnym przyjacielu (zob. Łk 11, 5-8) i porównać ją z całym nauczaniem Jezusa o skuteczności wytrwałej modlitwy (zob. Łk 11, 9-13). Na pytanie, co to jest modlitwa, Jezus odpowiada: wzywanie Boga dniem i nocą (por. Łk 18, 7) i naprzykrzanie się niebu nieustannym wołaniem. Jezus dobrze wiedział, co chciał powiedzieć w sło- wach: wzywanie Boga. W Ogrodzie Oliwnym spędził noc na modlitwie do Ojca, aby zechciał oddalić od Niego kielich. Sam również wsłuchiwał się w krzyk ludzi niewi- domych, sparaliżowanych, wdowy z Naim oraz Kananej- ki, która niemalże nachalnie domagała się od Niego pomocy (zob. Mt 15, 21-28). 95 Dzisiaj Mąż modlitwy wsłuchuje się nadto w krzyk torturowanych, głodnych i zmarzniętych, ludzi starzeją- cych się i samotnych, którzy nie mają już sił, aby wzywać pomocy. Jest On faktycznie głosem ludzi „pozbawionych głosu", wyrażającym skargę całego stworzenia, które ję- czy i wzdycha w bólach rodzenia (por. Rz 8, 22). Spra- wia również, że matka płacze z radości patrząc na nowo narodzone dziecko, chłopak cieszy się odnajdując dziew- czynę, przyjaciele krzyczą z radości wspólnego spotka- nia, stworzenie śpiewa radosną pieśń wyzwolenia. Krzyk bólu, krzyk radości zmieszane razem wznoszą się ku Bogu. Jednak ze szczególną wrażliwością Pan przyjmuje i słucha cichej skargi, która sprawia, że wznosi sią do Niego wołanie ludzi. W imieniu ludu Izraela psalmista wzywał Pana, a Pan odnowił swoje przymierze. Wzywaj- my z wiarą Boga, a On nas wysłucha. Odrzućmy własną pychę i samowystarczalność, a stańmy się dziećmi, które wołają do Ojca, dobrze wiedząc, że On nie poskąpi im tego, co jest dla nich dobre. Rozdział piąty ZATRZYMAJ SWEGO DUCHA W PIEKIELNEJ OTCHŁANI l NIE TRAĆ NADZIEI ^ su :Vt W ostatnim rozdziale tej części książki chcielibyśmy odwołać się do doświadczenia Ojców i zapytać ich o wskazanie drogi, którą moglibyśmy tak jak oni dojść do ustawicznej modlitwy serca. Towarzysząc im, z zasko- czeniem stwierdzamy, że ich doświadczenie odpowiada dokładnie temu, co znajdujemy w psalmach, ale z jed- nym wyjątkiem: tam gdzie psalmista posługuje się obrazem wielkich wód, Ojcowie będą używali o wiele mocniejszego obrazu piekieł40, zapożyczonego z Nowe- m Krainę zmarłych, do której zstąpił Chrystus po śmierci, Pismo Święte nazywa piekłem, Szeolem lub Hadesem (por. Flp 2, 10; Dz 2, 24; Ap 1, 18; Ef 4, 9), ponieważ ci, którzy tam się znajdują, są pozbawieni oglądania Boga. Taki jest los wszystkich zmarłych, zarówno złych, jak i sprawiedliwych, oczekujących na Odkupiciela, co nie oznacza, że ich los miałby być identyczny, jak pokazuje Jezus w przy- powieści o ubogim Łazarzu, który został przyjęty „na łono Abrahama". Jezus Chrystus, zstępując do piekieł, wyzwolił dusze sprawiedliwych, które oczekiwały swego Wyzwoliciela na łonie Abrahama. Jezus nie zstąpił do piekieł, by wyzwolić potępionych ani żeby zniszczyć piekło potępionych, ale by wyzwolić sprawiedliwych, którzy Go poprzedzili Potęga modlitwy - 7 97 go Testamentu. Dzięki temu, kontemplując nieustannie zstąpienie Chrystusa do piekieł, odczytują własne do- świadczenie w odniesieniu do tego, co przeszedł Chry- stus. Ojcowie są świadomi, że zostali wyzwoleni z piekieł. Otchłanie piekieł są ostatnim miejscem działania zbawczej mocy Chrystusa, jak śpiewamy o tym w li- turgii paschalnej: odtąd wszystko zostało napełnione światłem, niebo, ziemia, a nawet otchłanie piekielne. Uznać się za wyzwolonego z piekieł, za wyzwolonego w piekielnej otchłani, uznać, że mamy do wyboru albo bycie łotrem po lewej stronie krzyża, albo łotrem po prawej stronie, zawsze jednak łotrem, odkryć nie tylko swoje liczne grzechy, ale pewien stan oddzielenia, upadku, trwałego zatrucia - tego samego, które zep- chnęło mnie w ten „obszar" - to podjąć radykalne uniżenie, trwałą przemianę (metanoia), czyli odwrócić się od ziemskich trosk, zerwać z przyznawaniem so- bie, a także innym stworzeniom i rzeczom, czci Boskiej... „Zachowaj twego ducha w piekielnej otchła- ni, a nie trać nadziei". Bóg wcielony, Bóg, który przeszedł na krzyżu nie tylko śmierć fizyczną, ale również śmierć duchową, jest odtąd obecny nawet tam, gdzie sami jesteśmy nieobecni. Wszystko zostało napełnione światłem, nawet otchłanie piekielne41. (Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań: Pallottinum, 1994; nr 633) — przyp. tłum. 41 Olivier Clśment, Uautre soleil, autobiographie spirituelle, Stock, 1975, ss. 159-16%„, 98 Właśnie to mnie najbardziej uderzyło u Ojców; bardzo mało mówią oni o radości, jaką daje im modlitwa, gdyż obawiają się radosnego szału i gromadzenia darów Bożych, które prowadzą do blokady. Za to ciągle przypo- minają sobie własną nędzę i zabiegają o pokorną posta- wę, która pobudza ich do wzywania Bożej pomocy. Po dłuższym obcowaniu z ich pismami można stwierdzić, że ten sposób działania charakteryzuje doświadczenie duchowe każdego z nich, głębię ich modlitwy - można by powiedzieć - to, co jest ich najbardziej wewnętrznym przeżyciem - o ile bawimy się słowami, bo przecież chodzi tu o zstąpienie do piekieł. Starcom takim jak Antoni, Sisoes czy Pimen Wielki dane było przeżyć opisane niżej męki piekielne: Był to stan, którego intensywność pozostawiła w ich sercach znamię tak głębokie, że mogli je odnowić odpowiednim poruszeniem wewnętrznym, kiedy tylko chcieli. Umartwiali się w ten sposób wówczas, gdy w ich sercach pojawiała się jakakolwiek namiętność, a zwłaszcza gdy była to żądza najbardziej subtelna i najgłębiej zakorzeniona ze wszystkich, zwana py- chą42. Aby lepiej uchwycić naturę tego poruszenia wewnętrz- nego, które powinno być stale obecne w naszym życiu duchowym, przyjrzymy się najpierw doświadczeniu starca 42 Archimandryta Sophrony (Sofroniusz), Staretz Silouane (Starzec Silwan), Ed. Prśsence, 1973, s. 203. 99 Silwana, mnicha z Góry Athos, tym bardziej nam bliskie- go, że umarł w 1938 r. Obecnie mamy okazję poznać świadectwo jednego z powierników starca, ojca Sofroniu- sza, który był jego duchowym synem i odziedziczył jego notatki. Później spróbujemy cofnąć się do pierwszych Ojców Pustyni zamieszkujących pustynie Egiptu i Antio- chii, a zwłaszcza do Antoniego Pustelnika, który pozosta- wił nam swoje świadectwo doświadczenia piekła w zakre- sie, w jakim przekazały je nam poprzednie pokolenia. 1 - SlLWAN43 Silwan był rosyjskim wieśniakiem, który znał jedynie swoją wioskę, a później Górę Athos, gdzie przybył, aby zostać mnichem w dwudziestym szóstym roku swojego życia. Przybył tam, aby objąć swoją modlitwą wszystkich ludzi i całą ludzkość, a zwłaszcza odrzuconych, zagubio- nych i prześladowców Kościoła. Dla niego jedynym dowodem podążania ku Chrystusowi jest ewangeliczna miłość nieprzyjaciół. Wiedział, czym było piekło, które miał przejść. Będąc jeszcze chłopcem zabił przypadkowo człowieka podczas bijatyki. Jednak na tym nie skończył 43 Starzec Silwan (Szymon Iwanowicz Antonow, 1866-1938), rosyjski chłop, mnich z klasztoru św. Pantelejmona na Górze Athos. Pozostawił po sobie spisane przeżycia duchowe i własne modlitwy. Wiele jego wypowiedzi zawiera książka archimandryty Sofroniusza, która ukazała Się we Francji i do której kilkakrotnie odwołuje się autor - przyp. tłum. 100 się dla niego „czas piekła". Krótko po wstąpieniu do monasteru'został ponownie wrzucony na samo dno otchłani. Wszystko wskazuje na to, że Silwan był dobrym mnichem: Nie potępiam nikogo. Nie dopuszczam do siebie złych myśli. Świadomie wypełniam swoje obowiązki. Odma- wiam sobie jedzenia i modlę się nieustannie. Dlacze- go więc obsiadają mnie demony? Widzę, że błądzę i nie potrafię zrozumieć, dlaczego? Kiedy się modlę, rozpierzchają się na moment, ale zawsze wracają. Moja dusza znosi tę walkę już tak długo44. Znajdujemy tutaj owo nieuniknione przejście od pychy do uniżenia, o którym wspominaliśmy wcześniej. Nie można rozkoszować się i zatrzymywać dla siebie ducho- wych pociech. Nie zdobędzie się Boga siłą własnych pięści. Wszyscy powinniśmy raczej opuścić ramiona, stojąc przed drzwiami, które jedynie Bóg może otworzyć, aby wkroczyć w nasze życie. Jednak aby zdobyć się na taką postawę, trzeba jak Silwan doświadczyć lęku i beznadziei. Chcąc wywarzyć drzwi oddzielające nas od Boga, uderzamy w nie z całych sił do momentu, kiedy opadniemy na kolana. Bóg natomiast może je otworzyć i w jednej chwili dokonać tego, czego my nie potrafiliśmy zrobić w ciągu wielu lat. 44 Silouane (Silwan), Spiritualitś orientale, nr 5, trąd. P. Lassus, ?d. Bellefontalne, s. 64-65. 101 Posłuchajmy opowiadania Silwana o swoim nawróce- niu. To nie on zdecydował, że się nawróci, ale, podobnie jak Paweł w drodze do Damaszku, napotyka oblicze Chrystusa i kierunek jego życia się zmienia. Nie chodzi o to, by dążyć do jakiegoś celu, lecz raczej by odwrócić kierunek naszego życia. Sami nie potrafimy spowodować nawrócenia. Możemy po prostu przyjąć je i pragnąć go w żarliwej modlitwie. Silwan pisze: Pewnej nocy, siedząc w swojej celi, zauważyłem, że nagle wypełniły ją demony. Zacząłem gwałtownie modlić się. Pan przegnał je, ale po chwili wróciły. Wstałem, aby pokłonić się ikonom. Jeden z demonów stanął przede mną w taki sposób, że to jemu oddałem ukłon. Usiadłem z powrotem i powiedziałem: - Widzisz, Panie, że chcę modlić się sercem czystym, a złe duchy nie znoszą tego. Powiedz, co mam zrobić, aby mnie opuściły. W duszy usłyszałem odpowiedź Boga: - Pyszni zawsze cierpią z powodu demonów. - Panie, Ty jesteś miłosierny - powiedziałem - daj mi poznać, co powinienem uczynić, aby moja dusza stała się pokorna! A Pan odpowiedział w głębi mojej duszy: - Swoimi myślami bądź w piekle i nie trać na- dziei45. 46 Ibidem, s. 65. 102 Noc ta była wyjątkowo ważna dla Silwana. Pozosta- wiła w nim znamię tak silne i tak głębokie, że zawsze mógł powracać do tego doświadczenia, ilekroć atakowała go pokusa pychy. Stawiwszy czoła niskim namiętnościom ciała i zawiści, mnich podjął walkę z pychą, która była przeszkodą dla działania łaski. Dlatego właśnie, kiedy tylko zauważał w sobie jej oznaki, świadomie zstępował do piekieł i w ten sposób paraliżował wszystkie pokusy. Silwan mówi, że myśl ta oczyściła jego ducha i że jego dusza znalazła odpoczynek. Co to znaczy: przeby- wać duchem w otchłaniach piekielnych? Nie jest to zapewne wysiłek wyobraźni, mający na celu przedstawie- nie sobie takiego piekła, jakie widzi się na realistycznych obrazach. Sięgając głębiej, chodzi tu raczej o uświado- mienie sobie, że piekło nie jest tylko rzeczywistością obiektywną, ale że każdy z nas przebywa w piekle w takiej mierze, w jakiej oddzielony jest od Boga, od innych ludzi i od samego siebie. Piekło to rozdarcie, którego doświadczam w sobie, nie czyniąc tego dobra, którego pragnę, ale czyniąc to zło, którego nie chcę. Jeśli więc zmierzam do duchowej rzeczywistości piekła, to znajduję je w sobie. Ojciec Sofroniusz wyjaśnił mi łagodnie, że nie można prowadzić obiektywnego rozważania na temat piekła, że nie można opowiadać innym o piekle. Nikt nie jest sam. Bóg nikogo nie opuszcza. Wspólnota świętych, grzeszników, którym wybaczono, niszczy kraty osta- tecznego więzienia, te osadzone we mnie i zamykają- ce w sobie... Nie możemy mieć zagwarantowanego powszechnego zbawienia. Życie duchowe traciłoby 103 w ten sposób swoją powagę, a ludzka wolność swoją tragiczną wielkość. Powszechne zbawienie powinno być raczej przedmiotem naszej modlitwy, naszej czynnej miłości, naszej nadziei46. Jezus zstąpił aż do piekieł, inaczej mówiąc, zstąpił tam, gdzie człowiek jest rozdarty w sobie, nie rozumie siebie, stroni od innych i nie żyje w harmonii. Zstąpił tam, aby zburzyć mur oddzielający nas od Boga i od innych ludzi, ofiarując swoją krew, stał się naszym pokojem. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga same- go, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grze- chu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą. (2 Kor 5, 18-21) 2 - ŚWIADECTWO św. ANTONIEGO PUSTELNIKA i Ojców PUSTYNI Zstąpienie mnicha do piekieł jest bardzo cennym doświadczeniem duchowym, powierzonym nam przez 1 Olivier Clśment, Uautre soleri, s. 160. 104 św. Antoniego Pustelnika, ojca monastycyzmu. Starzec Silwan zauważył, że większość mnichów była przerażona i brakowało im wytrwałości, kiedy doszli do tego etapu, niewielu natomiast wychodziło z niego zwycięsko. Dla- tego właśnie wielki Sisoes, który pod koniec swojego życia wyznał, że nie zaczął jeszcze się nawracać, powie- dział o tym doświadczeniu duchowym: „Któż potrafi znieść myśli Antoniego?" Pewien brat przybył do abba Sisoesa na górę abba Antoniego, l kiedy rozmawiali, zapytał abba Sisoesa: „Czy jeszcze nie doszedłeś do miary abba Antoniego, ojcze?" Starzec mu rzekł: „Gdybym miał jedną z myśli abba Antoniego, stałbym się cały jak ogień; ale znam człowieka, który - chociaż z trudem - potrafi znosić jego myśli"47. Abba Sisoes, dodaje Silwan, robi aluzję do ascetycz- nej myśli, którą abba Antoni przejął od pewnego szewca z Aleksandrii. Przypomnimy ją tutaj, gdyż leży ona u początków całej tej tradycji. Święty Antoni prosił Pana, aby pokazał mu człowieka, któremu dorównuje. Bóg dał mu do zrozumienia, że nie osiągnął jeszcze miary pewnego szewca z Alek- sandrii. Antoni opuścił swe miejsce na pustyni, udał się do tego człowieka i zapytał go, w jaki sposób żyje. 47 Księga Starców, przekł. M. BorkowskaOSB, Znak, Kraków 1983, s. 326, nr 9. 105 Człowiek ów odpowiedział, że dzieli swoje dochody na trzy części, z czego jedną daje Kościołowi, drugą ubogim, a trzecią zachowuje dla siebie. Antoniemu, który opuścił wszystkie swoje dobra i wiódł żywot na pustyni w ubóstwie daleko większym niż szewc, nie wydało się to czymś nadzwyczajnym. Nie był to więc punkt, w którym szewc by go przewyższał. Antoni rzekł do niego: „Sam Pan Bóg przysłał mnie, abym zobaczył, jak żyjesz". Pokorny rzemieślnik, który wielce poważał Antoniego, zwierzył mu się z sekretu swej duszy: „Nie czynię nic specjalnego; jedynie podczas pracy patrzę na przechodzących ludzi i myś- lę: oni wszyscy zostaną zbawieni, jedynie ja będę potępiony"48. Jeden z komentatorów, mający duże poczucie hu- moru, wyciąga taki wniosek z powyższego opowiadania: „Antoni wycofał się na palcach, gdyż dostrzegł swoje braki". Tak więc Antoni, który zadziwił Egipt swoimi aktami umartwienia i swoją nieustanną modlitwą, zrozu- miał, że nie osiągnął jeszcze miary cichego szewca. W istocie - będziemy jeszcze o tym mówili później - nieustanna modlitwa, post i umartwienia nie są podejmo- wane po to, by udowodnić Bogu naszą miłość, ale byśmy jeszcze bardziej się uniżyli i dotknęli głębi naszej nędzy. Po powrocie na pustynię Antoni zabrał się do tego dzieła i uczył go swoich braci. Od nich przejęli je Ojcowie 48 Archimandryte Sophrony, Staretz Silouane, Ed. Prśsence 1973, s. 203. 106 Kościoła i przekazali wszystkim jako nieocenione dzie- dzictwo. Każdy wyraża je na własny sposób. Abba Poj- men powiedział do swoich uczniów: „Wierzcie mi, moje dzieci, tam, gdzie jest Szatan, tam i ja zostanę wrzuco- ny". Sens tego doświadczenia pozostaje ten sam: „Za- trzymaj swego ducha w piekielnej otchłani i nie trać nadziei". Piekło nigdy nie jest dla innych. Jest to miejsce, gdzie siedzę zamknięty ze wszystkimi braćmi. Jeśli jednak swoją sytuację przyjmę z pokorą, odkryję, że Chrystus jest tam razem ze mną. Właśnie tam przycho- dzi nam z pomocą zaufanie i nadzieja. 3 - NIE TRAĆ NADZIEI Nie wystarczy tylko znaleźć się w piekielnych otchła- niach, trzeba nadto równocześnie zaufać ze wszystkich swoich sił Chrystusowi. Przykładem człowieka, który po- trafił zaufać, jest dobry łotr. Wiedział on dobrze, że to jego własne czyny doprowadziły go do tego punktu, z którego nie było już odwrotu. Równocześnie jednak nie zamknął się w tym piekle: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa". Jezus mu odpowiedział: Naprawdę, powiadam ci: dziś ze Mną będziesz w raju" (Łk 23, 42-43). Kto zgodzi się uczestniczyć z Jezusem w męce zejścia do otchłani, w tej samej chwili znajdzie się z Nim w raju. Aby przyjąć to doświadczenie, grani- czące w naszych oczach z beznadzieją, trzeba najpierw pojąć szaloną miłość Boga, którego Syn zstąpił do piekieł. 107 O ile wypowiedź Silwana tchnie prostotą, podobnie jak słowa wypowiedziane przez szewca z Aleksandrii, to głę- bia tego doświadczenia duchowego pozostanie niezro- zumiała dla kogoś, kto nie przeżył mąk piekielnych, kto nie cieszył się z przebywania przy Zmartwychwstałym. Od tej chwili każda modlitwa starca była poświęcona stałemu poszukiwaniu pokory. Z drugiej strony z serca dobywała się nieustannie ulubiona pieśń, która zmuszała go do wołania: „Gdzie jesteś, Boże mój?" Wkrótce umrę i dostanę się do mrocznego więzienia piekieł, i stanę w płomieniach sam jeden, i zwrócę swój lament ku Panu i zapłaczę. Gdzie jesteś, Boże mój, Ty, który znasz moją duszę? Myśli te były dla mnie wielką pomocą, oczyszczały mego ducha, a du- sza ma znajdowała odpocznienie. Cudowne są dzieła Pana! Pan polecił mi trwać myślami w otchłaniach piekielnych i ufać. On jest tam tak bliski: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20); wezwij mnie w dzień gniewu, a ja cię wybawię, i ty będziesz mi błogosławił49. Ojcowie zapewniają nas, że ci, którzy trwają w tym dziele, przekonując się do niego z uporem, zdarzają się niezwykle rzadko. Myśl ta powinna odtąd już stale w nas trwać, tak aby można było przywołać ją świadomym po- ruszeniem ducha, kiedy natrze na nas pokusa. Silwan ' Silouane, Bellefontaine, s. 203. 108 stwierdził, że kiedy tylko pozwolił swojemu duchowi wyjść z ognia, pokusy odzyskiwały swoje siły. Na zakończenie podkreślmy jeszcze raz, że jedynym celem modlitwy i umartwienia jest doprowadzenie nas do punktu zero, do takiej pokory, o jakiej Chrystus mówi w Ewangelii. Wszyscy możemy tego doświadczyć, jeśli oddamy się intensywniej i dłużej dziełu modlitwy. Kiedy nasza modlitwa trwa jedną godzinę, nie czujemy się zbyt znudzeni, gdyż zapełniamy czas lekturą, rozważaniami i tym podobną aktywnością. Jednak gdy przekroczymy ten rozsądny skądinąd czas, szybko odkrywamy naszą nędzę, niezdolność do powtarzania jednego tylko słowa lub modlitwy Jezusa. Myślę, że jeśli Chrystus tak wielką wagę przykłada do powtarzania, gorliwości i trwania na modlitwie, to czyni tak po prostu, abyśmy weszli wystar- czająco głęboko w swoje serce i pozwolili mu wydać krzyk celnika: Panie, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem! Jest to modlitwa ubogiego, który znalazł się na dnie otchłani i wzywa Boga na pomoc. To samo dotyczy umartwienia, które nigdy nie jest wynikiem ludzkiej wspaniałomyślności. Ujawnia ono ra- czej słabość i ubóstwo. Dzięki umartwieniu nie tyle wypróbowujemy swoje siły, co uczymy się, że są one na- znaczone grzechem i bez przerwy nas zawodzą. Wszyst- kie nasze umartwienia doprowadzą nas, wcześniej lub później, do martwego punktu, gdzie stary człowiek w nas odmawia dalszego działania i wycofuje się przed tym, co 109 boleśnie odczuwa jako niemożliwe i absolułnte;ponad jego 8iy. -f * ar 33 s**?">. Brat zapytał abba Mojżesza: „A posty i czuwania, które człowiek praktykuje, czego dokonują?" Odrzekł starzec: „One upokarzają duszę. (...) Jeśli więc dusza przynosi te owoce, to Bóg z ich powodu lituje się nad nią' »50 Przekonanie to jest obecne u Ojców i sięga źródeł monastycyzmu. Jest to również w pełni ewangeliczne spojrzenie na ascezę. Jeśli na przykład post odpowiada temu spojrzeniu, jeśli jest to prawdziwy post, to podejmu- jąc go, będziemy wystawieni na pokusy, słabość, wątpli- wości i irytację. Innymi słowy, będzie to rzeczywista walka i prawdopodobnie wiele batalii przegramy. Istotą bowiem postu jest odkrycie, że życie chrześcijańskie polega na walce i wysiłku. W momencie, kiedy czujemy, że nasze własne siły są ograniczone, zaczynamy liczyć jedynie na łaskę Bożą. W Małym liście, nazywanym Ad filios Dei (Do synów Bożych)51, św. Makary rozwija pojęcie umartwienia, które można by określić słowami: „przemieniona niemoc". List ten jest niewielką rozprawą o przemianie dokonywa- nej przez Ducha Świętego. Na początku - pisze św. Makary - Bóg udziela nowicjuszom odczuwalnej łaski żalu za grzechy i zapału w ascezie. Później jednak Bóg 50 Księga Starców, ss. 232-233. 51 Macaire (Makary), Homelie 19. 110 dopuszcza coraz bardziej subtelne pokusy. Umartwiający się człowiek jest wówczas gotowy poddać się słabości ciała i czasowi, który zaczyna się jakby wydłużać. Stawia sobie również pytanie, jak długo jeszcze może znosić ten trud. Wtedy dopiero można zrozumieć rolę walki. Nie jest ona po to, aby dowieść naszych sił, ale po to, by na- uczyć nas liczenia tylko na Boga. Kiedy człowiek kuszony jest prawie całkowicie wy- czerpany i - można by powiedzieć - bliski jest zgody na każdą z pokus nieprzyjaciela, wówczas Bóg, przyjaciel ludzi, który troszczy się o swe stworzenie, udziela mu świętej siły i umacnia go, poddając jego serce, ciało i wszystkie jego członki jarzmu Pocieszy- ciela, gdyż sam powiedział: Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokor- ny sercem (Mt 11, 29). Tak więc oczy człowieka otwierają się, aby zrozumieć, że to Bóg i tylko On umacnia. „To właśnie z trudu walki, dodaje Makary, pochodzi pokora, uniżenie serca, wielkoduszność i łagodność". To samo można powiedzieć o samotności. Mówi się często, że jest ona ojczyzną ludzi wytrzymałych. Nie jest to do końca prawdą. Należałoby raczej powiedzieć, że samotność jest miejscem, gdzie ujawnia sią nasza słabość. Nie można tam już liczyć na nikogo, za wyjąt- kiem Boga, a jest się przecież wystawionym na własną nędzę i wszystkie wrogie moce natury. Ojcowie pustyni przekazali nam opowiadanie o mnichu, wybranym na 111 biskupa, które dobrzy oddaje to niepowtarzalne towarzy- szenie Boga: /* J.S"- Opowiadano o biskupie z Oksyrrhynchos imieniem abba Apfy, że kiedy jeszcze był mnichem, prowadził życie bardzo umartwione; a kiedy został biskupem, chciał tak samo umartwiać się także i w świecie, ale nie zdołał. Rzucił się więc na twarz przed Bogiem i pytał: „Czy przez to, że zostałem biskupem, opuściła mnie łaska?" l dostał odpowiedź: „Nie; ale tam była pustynia, więc ponieważ nie było tam ludzi, Bóg cię wspomagał; a tu jest świat, 4 wspomagają cię lu- dzie"52. W tym względzie Bóg nie może iść z nami na kom- promis, gdyż wszystkie nasze braki duchowe mają tam swe źródło. Oczywiście, że liczymy na Boga, ale przede wszystkim liczymy na własne siły, na posiadane umiejęt- ności i cnoty. Dlatego właśnie Bóg pozbawia nas po kolei wszystkich naszych podpórek. Działanie Boże jest bardzo ostrożne. Za każdym razem, kiedy się potykamy, On pozwala nam odczuć swoje wsparcie, które sprawia, że jesteśmy bezpieczni, będąc jednocześnie ubogimi. Taki sam sens ma oczyszczenie, które zanuża nas w głębi naszej nędzy. Jeśli jednak potrafimy dać się zrzucić aż na samo dno, dotrzemy jednocześnie do głębi miłosier- dzia Bożego. 1 Księga Starców, s. 97. TRWAJĄC NA MODLITWIE Potęga modlitwy - 8 Rozdział pierwszy MODLĄCY SIĘ KOŚCIÓŁ Zapytajmy się konkretnie, co najpierw zauważał katechumen, kiedy zapisywał się na przygotowanie do chrztu? Oczywiście był to modlący się Kościół: Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach (Dz 2, 42). Podobnie jak Apostołowie, do tego stopnia zachwy- ceni modlitwą Jezusa, że prosili Go: Panie, naucz nas modlić się (Łk 11,1), tak samo pierwsi chrześcijanie uczyli się modlitwy w modlącym się Kościele. Przypomnijmy sobie, co pisze się o pierwszych wspól- notach chrześcijańskich w Dziejach Apostolskich. Znala- zły się one przede wszystkim w nurcie długiej tradycji, której Bóg nauczał swój lud i za pomocą której nadal go poucza: Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Marylą, Matką Jezusa, i braćmi Jego 115 Na każdej stronie Dziejów Apostolskich zastajemy wspólnotę na modlitwie: Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie (Dz 2, 47). Strzeżono więc Piotra w więzieniu, a Kościół modlił się za niego nieustannie do Boga (Dz 12, 5). W chwili, kiedy wybuchają prześladowania, Apostoło- wie zbierają się na modlitwie: Po tej modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani, wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże (Dz 4, 31). Dlatego mówiło się, że wierzący nie ustawali w modli- twie. Zwróćmy uwagę na użyte tu słowo: nie ustawać, trwać. Nie jest to modlitwa chwilowa, akt ucieczki, kaprys lub zachcianka, wyraz potrzeby przechodnia mającego kłopoty lub będącego w dołku, o którym zapomina na- tychmiast, kiedy tylko wydostanie się z niego. Z trwania wynika obowiązek, stała i gorliwie wypełniana praca, uporządkowanie czasu. Słowo „gorliwy" często powraca w Dziejach Apostolskich w odniesieniu do modlitwy Apostołów. Właśnie oni trwali na modlitwie. Również dzisiaj można przytoczyć podobne przykłady. Nie ma prawdziwych wspólnot chrześcijańskich czy wy- znających inne religie bez modlitwy. Chociaż można uczestniczyć we wspaniałych zgromadzeniach, to mimo wszystko wspólnota wierzących, spotykająca się w imię Tego, który obiecał być obecnym, gdy dwóch lub trzech się zbierze w Jego imię, nie może istnieć bez modlitwy. 116 To w czasie nieustannej i'gorliwej modlitwy ożywiamy w sobie słowa Chrystusa. "•• Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego uży- czy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem po- śród nich (Mt 18, 19-20). Żarliwa i nieustanna modlitwa wznosi się do Boga zwłaszcza w czasie prześladowań i utrapień. Słowa Chrystusa wypowiedziane przed śmiercią: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Mk 14, 38), będą rozbrzmiewały zawsze w sercach chrześcijan, a szczególnie w chwilach pokusy. W takich momentach modlitwa staje się niezbędna i konieczna, a jednocześnie trudna, ponieważ całym sobą doświadczamy wzburzenia i niechęci do modlitwy. Św. Alfons Liguori pisze, że w czasie spokoju trzeba prosić o łaskę modlitwy na czas pokusy i doświadczenia. Zawsze trzeba się modlić, ale zwłaszcza w czasie zamę- tu, lęku, kryzysu. W tych właśnie chwilach należy wzmoc- nić na przekór wszystkiemu modlitwę żarliwą, nieustan- ną, pełną zapału, ciągle żywą i wiarę podejmowaną, oży- wianą i wyrażaną we wszystkich czynach. Przyjrzyjmy się teraz, jak pierwotny Kościół radził sobie z problemami powstającymi w miarę jego rozwoju. Kiedy trzeba było podjąć decyzję, wspólnota chrześcijań- ska zaczynała się modlić, aby otrzymać światło Ducha Świętego i w ten sposób poznać wolę Bożą. Posłuchajmy tego, co przekazują nam Dzieje Apostolskie o wiernych, 117 którzy gorliwie modlili się. Wówczas gdy Apostołowie odczuwają, że spoczywa na nich ogromna odpowiedzial- ność, powstaje problem opieki nad wdowami, biednymi i sierotami. Muszą stawić czoła tym potrzebom i podej- mują wyzwanie. Powołują diakonów. Kościół, który jest szafarzem sakramentów i posług, jak również czuwa nad sposobem ich wyrażania i udzie- lania, nie wymawia się od zachowywania ciągłości tych posług i wprowadzania nowych. Jest w tym obecny Duch Święty, gdyż to On prowadzi Kościół, On jest wynalazcą i stworzycielem. Piotr stwierdza więc z całą powagą, że Apostołowie nie mogą zaniedbać modlitwy i głoszenia słowa Bożego ze względu na posługę stołów. Niektórzy zostaną wybrani, aby tym się zajmować: My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa (Dz 6, 4). W epoce, w której prasa zamieszcza obszerne arty- kuły na temat kapłaństwa, w której cały świat zajmuje się tą sprawą i w której robi się na ten temat badania, słowa Piotra mogą dobrze rozjaśnić informacje dotyczące tego problemu, gdyż zbyt często same pytania są źle posta- wione lub niekiedy zupełnie rozmijają się z istotą sprawy. Mówi się dużo o kapłaństwie księży i o ich statusie. Stawia się również pytania pod adresem chrześcijan, dotyczące zadań księdza lub kwestii celibatu, ale czy myśli się wystarczająco o poszukiwaniu tego, do czego pobudza nas obecnie Duch Święty? Nie do nas należy odkrycie ideału kapłaństwa. Naszą sprawą jest przyjęcie go od Ducha Świętego jako posługi wypełnianej pośród ludu Bożego, którego cząstkę wszyscy stanowimy. Nie- zbyt często ludzi wierzących pyta się o to, czy oczekują 118 od księdza, aby był człowiekiem modlitwy. W każdym razie słowa Piotra mogą nam o wiele więcej wyjaśnić niż rozprawy i sondaże. Ksiądz powinien być gorliwy na mo- dlitwie i w posługiwaniu słowa. Jest to człowiek Boży, człowiek, który modli się i który powinien się modlić z zapałem, jest to również człowiek, który głosi słowo, przygotowuje do wiary, a więc ostatecznie do żarliwej i nieustannej modlitwy. Pierwsi chrześcijanie naprawdę rozumieli istotę na- uczania Jezusa dotyczącego modlitwy i dlatego stale wzywali Jego imienia. Dzięki temu, że taki nacisk w mo- dlitwie położyli na powtarzanie, mogli doświadczyć, że wcale nie jest łatwo modlić się. Bez tego nawet Jezus nie potrafiłby przywołać do porządku swoich uczniów. Czy potrzeba nam jeszcze innego przykładu niż przykład Je- zusa, który spędzał godziny, noce i najważniejsze mo- menty swojego życia na modlitwie przed swoim Ojcem? 1 - ZAWSZE SIĘ MODLIĆ Wczytując się w listy św. Pawła, odkrywamy, że naj- istotniejszy rys jego modlitwy, stale obecny w jego życiu i przypominany wszystkim ze szczególnym uporem, ma swoje źródło w słowach Jezusa przekazanych nam przez św. Łukasza w przypowieści o natrętnej wdowie i nie- sprawiedliwym sędzim: Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać (Łk 18, 1). 119 Odnajdujemy tutaj to samo zjawisko, z którym mieliś- my do czynienia w Dziejach Apostolskich. Postawa Pawła poprzedza słowa Jezusa przekazane przez Łuka- sza. Św. Paweł najpierw doświadcza nauczania Jezusa odnoszącego się do trwania na modlitwie, a dopiero później próbuje je wyrazić. Przekład ekumeniczny Pisma Świętego będzie bardzo mocno podkreślał podobieństwo i zależność Łukasza od Pawła, stwierdzając, że pierwszy zapożyczył język od drugiego: „Łukasz kształtuje sens przypowieści przy pomocy wyrażeń charakterystycznych dla Pawła: zawsze się modlić (2 Tes 1,11; Flp 1, 4; Rz 1, 10; Koi 1, 3; Flm 4), nie zniechęcać się (2 Tes 3, 13; 2 Koi 4, 11-16; Ga 6, 9; Ef 3, 13)"1. Skoro Łukasz nie unika podobieństw, można powiedzieć, że Paweł miał na niego wpływ. Od świadectwa Pawła przechodzimy do nauczania Chrystusa, które można streścić w słowach: zawsze się módlcie i nigdy nie ustawajcie2. Jezus nie napisał żadne- go traktatu na ten temat, ale dzięki intensywnej i wytrwa- łej modlitwie przekazał nam owoc swojego doświadcze- nia: „Nie ustawajcie, trwajcie na modlitwie". Z pokolenia na pokolenie Apostołowie będą przekazywali wiernym czyny i słowa Chrystusa. Dlatego właśnie Łukasz będzie pisał o pierwszych chrześcijanach, że nie ustawali w modlitwie. Paweł nie będzie robił nic innego, gdyż od chwJli swego nawrócenia oddaje się modlitwie (por. Dz 9, 11) i przyłącza się do modlącej się wspólnoty. On również 1 T.O.B. Nouveau Testament, uwaga 'z', s. 255. 1 Por. Łk 18, 1; 21, 36 - przyp. tłum. 120 nie pisze rozprawy o modlitwie, ale swoim życiem uczy nas, że trzeba modlić się bez przerwy. Jego życie zo- stało podporządkowane nieustannej modlitwie. Zanim przejdę do nauki św. Pawła o modlitwie, chciał- bym wtrącić jedną uwagę. Obecnie w różnych miejscach powstają szkoły, organizuje się tygodnie modlitwy, które są odpowiedzią na oczekiwania wiernych. Zbyt często jednak mnoży się doświadczenia podobne do nielicznych wysepek oderwanych od reszty życia. Przez osiem dni modlimy się intensywnie, a później wracamy do codzien- nego życia, wspominając czas modlitwy i czekając, aby przy najbliższej okazji odnowić to doświadczenie. W cią- gu tych kilku dni dzielimy doświadczenie pierwszych chrześcijan opisane w Dziejach Apostolskich: Trwali na modlitwie. Aby to doświadczenie modlitwy zaowocowało, rekolekcje powinny być ożywione wielkim pragnieniem Boga, zaś to pragnienie powinno być zakorzenione w osobistym życiu i modlitwie. Jeśli zabraknie prawdzi- wego głodu i pragnienia pochodzącego z wnętrza, do- świadczenie nic nie da. Nie należy zatem szukać ludzi, którzy chcieliby zdobyć doświadczenie modlitwy, ale tych, w których płonie pragnienie zdobywania go. Jest to tak ważne, że lepiej byłoby odesłać kogoś lub opóźnić działanie tak, aby głód Boga lub wewnętrzne pragnienie poznania Go lepiej się rozwinęły. Nigdy nie dość lektury tych tekstów, w których św. Paweł powtarza, że trzeba modlić się bez znużenia, bez zniechęcenia. To nie gra słów, ale słowem, które nie- ustannie powraca w jego listach, a jest to słowo zawsze: Modlimy się zawsze za was (2 Tes 1, 11); 121 Ilekroć was wspominam - zawsze w każdej modlitwie (Flp 1,3^4); Dzięki czynimy Bogu zawsze, ilekroć modlimy się za was (Koi 1, 3); Nieustannie was wspominam, prosząc we wszystkich modlitwach moich (Rz 1, 9-10). Cechą charakterystyczną modlitwy chrześcijańskiej jest dla Pawła to, że powinniśmy zawsze się modlić, w każdym czasie, w dzień i w nocy i w każdej chwili. 2 - MODLITWA, KTÓRA JEST ŻYCIEM Modlitwa Pawła nie ma końca, ponieważ wypływa z porywu serca: Bracia, z całego serca pragnę ich zbawienia i modlę się za nimi do Boga... (Rz 10, 1) Podobnie jak serce nie może przestać walczyć i kochać, tak i modlitwa Pawła za tych, których kocha, nie przestaje wznosić się do Boga. Niekiedy tradycja mona- styczna, zwłaszcza wschodnia, łączy modlitwę nieustan- ną z biciem serca. Kiedy odmawia się modlitwę w rytmie oddechu, można spodziewać się, że pewnego dnia mo- dlitwa ta stanie się tak naturalna jak sam oddech. Pawłowi chodziło zwłaszcza o uczuciowy poryw modlące- go się serca. Wielkim ideałem mnichów wschodnich będzie wyzwolenie w nas stałej modlitwy, która jak oddech nigdy nie ustaje. Dwa potężne rytmy życia to 122 oddech i bicie serca. Troska o sprawy duchowe zrówna rytm wołania z rytmem oddechu tak, aby imię Jezusa zstąpiło do serca i utożsamiło się z jego uderzeniami. Modlitwa taka przypomina wodę nieustannie tryskają- cą ze źródła, które swoje zasoby czerpie z tajemniczych głębi serca, gdzie dotyka się obecności Boga. W tym nieprzerwanym dążeniu wszystkie chwile ludzkiego prze- znaczenia zostają przemienione przez modlitwę. W życiu przepojonym obecnością i działaniem Boga trudno jest odróżnić modlitwę od działania lub refleksji, gdyż serce po brzegi wypełnione jest Bogiem. Człowiek znajduje zadowolenie w modlitwie w każdej chwili, ponieważ cał- kowicie pochłania go obecność Boga w sercu, a w jego dialogu wewnętrznym nie przeszkadza mu to, czy jest w domu czy poza nim, lub też czy przyjmuje gości czy odwiedza ich. Modlitwa taka przenika całe życie, podobnie jak rytm oddechu lub uderzenia serca ożywiają ciało. Modlitwa jest ciągle obecna, podobnie jak życie stale ożywia całe ciało. Niekiedy ciało musi przywyknąć do znoszenia cię- żaru modlitwy, ponieważ wcześniej nigdy się z nią nie zetknęło. Jeśli nie modlimy się w każdej chwili, to dzieje się tak z powodu ociężałości i zamroczenia naszego cia- ła, które powinno poddać się przemieniającej mocy świa- tłości Zmartwychwstania. Czy istnieją jeszcze ludzie, którzy żyją nieustanną modlitwą? Bez wątpienia jest ich o wiele więcej niż nam się wydaje. Należą do nich przede wszystkim mali i bied- ni, wszyscy ci ludzie zatopieni w kontemplacji, którzy nie zdają sobie sprawy z głębi własnej modlitwy rodzącej się zazwyczaj w ciszy. Bernanos tak opisuje twarz wiejskiego 123 proboszcza: „Księdza twarz (...) wydaje się zniszczona przez modlitwę, przywodzi na myśl bardzo stary mszał lub też zatarte twarze, ryte na płytach nagrobnych"3. W książce Greckie lato, Jacques Lacarriere, przyzna- jący się do agnostycyzmu, opowiada o spotkaniu z Niko- nem, eremitą żyjącym na górze Athos. Pisarz stawia mu pytanie: Czy są jeszcze na górze Athos mnisi, którzy prakty- kują modlitwę serca? Nikon nie odpowiedział natych- miast. Stwierdził jedynie (i przypominam sobie, że gdy odpowiadał, jego twarz zniknęła w mroku nocy i zda- wało mi się, że mówi do mnie cień): Tak, modlitwa taka nadal istnieje. Niektórzy mnisi praktykują ją nawet codziennie, na Pańskich oczach, podczas każ- dego z codziennych zajęć, trzeba jednak bacznie się przyglądać, aby to dostrzec. Mnisi ci mogą rozmawiać z Panem, być może śmiać się, jeść, cały czas modląc się. Inni praktykują modlitwę serca w samotności. Ci z kolei zaszywają się w lesie, w trudno dostępnych miejscach i unikają wszelkich kontaktów. Tak, istnieje modlitwa serca, są również mnisi, którzy ją praktykują, ale pozostają oni niewidoczni4. Obok wyrażenia „modlić sią nieustannie", pojawiające- go się często w listach, św. Paweł używa również innego, zapewne pochodzącego od samego Chrystusa: „nigdy 3 Georges Bemanos, Pamiętnik wiejskiego proboszcza, s. 194. 4 Jacgues Lacarri&re, Uśtśgrec, Plon 1975, ss. 114-115. 124 się nie zniechęcać". Kto chce poważnie oddać się modli- twie, powinien być przygotowany na zniechęcenie i znu- żenie. Ważne jest zatem, aby nie osłabnąć: Dlatego nie poddajemy się zwątpieniu - pisze św. Paweł (2 Kor 4, 16). A zwłaszcza proszę, abyście się nie zniechęcali prześladowaniami, jakie znoszę dla was, bo to jest właśnie waszą chwałą (Ef 3, 13). 3 - NIE ZNIECHĘCAĆ SIĘ Dotykamy tutaj bezpośrednio pewnej stałości życia modlitwy. Nieustanna modlitwa jest łaską i darem Boga, trzeba jednak wzbudzić w sobie wielkie pragnienie przyjęcia jej. Wedle słów św. Jana Klimaka: „Bóg ofiaro- wuje dar modlitwy temu, kto się modli". To nie od nas zależy powodzenie modlitwy, niemniej powinniśmy przy- gotować się do niej i poszukiwać jej. W swoim Dzienniku duchowym św. Ignacy Loyola celnie przedstawia własne doświadczenie modlitwy, wskazując dokładnie miejsce aktywnego uczestnictwa człowieka. Ignacy podkreśla osobistą inicjatywę, którą trzeba najpierw podjąć: „pytając, komu mam się polecać", „zastanawiając się, od czego zacząć". Jest on gotowy na przyjęcie Boga i Jego działania, a jednocześnie nie zapomina o środkach ludzkich. O ile jednak wyraźnie podkreśla chęć rozpoczęcia, to mimo wszystko nigdy nie przypisuje sobie możliwości osiągnięcia celu: samo dą- żenie nie wystarczy, ale trzeba przede wszystkim udziału Ducha Świętego, który prowadzi ku Jezusowi i ku Trójcy Świętej. 125 „Szukać i znajdować". Człowiek korzysta w swoich poszukiwaniach z wszelkich dostępnych mu środków. Bóg pozwala znaleźć swą łaskę, ujawniając swoją obec- ność w odpowiednim momencie. Bóg powinien być przyj- mowany. „Stało się dla mnie oczywiste - pisze św. Ignacy - że wolą Boga było, abym podjął wysiłek szuka- nia i znajdowania, a mimo to nie znajdował. Dlatego właśnie uświadomiłem sobie, że dobrze jest szukać, ale nie w mojej mocy jest znajdować". Później człowieka zalewa przypływ mądrości, a nieustanna modlitwa zako- rzenia się w życiu. Mówiąc o wytrwałości, o nieustannej modlitwie, Paweł nie wymienia nigdy modlitwy uwielbienia. Dla niego mo- dlitwa ta jest nieodłącznym elementem każdej innej mo- dlitwy, jest to „modlitwa przeniknięta dziękczynieniem". W Liście do Filipian zarysuje program stałej modlitwy w życiu chrześcijanina: W każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! (Flp 4, 6) Paweł nie poprzestaje na modlitwie prośby, ale równocześnie dziękuje Bogu, podobnie jak trędowaty z Ewangelii, który powraca do Jezusa, aby sławić Jego imię i oddać chwałę Bogu. Jeśli w naszym życiu byłoby miejsce jedynie na prośby, wówczas groziłoby nam, że staniemy się zamknięci i skoncentrowani jedynie na so- bie. U Pawła modlitwa uwielbienia zawiera w sobie wszystkie inne formy modlitwy, zwłaszcza gdy wspomina tych, za których chce się modlić. Wspominać kogoś to uobecniać go w dążeniu do połączenia się z nim w mi- łości: 126 Zawsze dziękujemy Bogu za was wszystkich, wspo- minając o was nieustannie w naszych, modlitwach (1 Tes 1, 2). Tak więc modlitwa prośby przepojona jest uwielbie- niem i radością. Paweł kieruje do Boga wiele próśb zwłaszcza o wzrost wspólnot w wierze i miłości, ale nie zapomina również wspomnieć o pragnieniu zobaczenia tych, któ- rych kocha. Gorąco modlimy się we dnie i w nocy, abyśmy mogli was osobiście zobaczyć i abyśmy mogli dopełnić tego, czego brak waszej wierze (1 Tes 3, 10). Jeśli Paweł prosi o wiele dla innych, to dla siebie domaga się jeszcze więcej. W Drugim liście do Koryntian znajdujemy modlitwę, w której Paweł przedstawia Bogu własne sprawy. Nie waha się prosić Boga o wyjęcie z jego ciała tajemniczego ościenia: Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie... (2 Kor 12, 8) Podobnie jak rzesza chromych i chorych z Ewangelii, Paweł prosi we własnej intencji. Jednak modlitwa ta nie zostanie wysłuchana, gdyż Pan odpowiada: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12, 9). 127 Oczywiste jest dla wszystkich, że modlitwa Pawła nie została wysłuchana. Ileż to razy mamy wrażenie, że nasza modlitwa uderza w pustkę i pozostaje bez odpo- wiedzi... Zwłaszcza gdy prosimy Boga, aby uwolnił nas od wszelkiej krzywdy. Dlatego słuszne jest rodzące się w nas przeczucie, że to Bóg chce, abyśmy podjęli wysi- łek modlitwy, szukali i znajdowali. Jednak nie w na- szej mocy jest znaleźć. Wzmianka o potrójnej modlitwie u Pawła unaocznia nam ciągłość i intensywność jego prośby, l bez wątpienia takiej ciągłej modlitwy oczekuje od nas Bóg. Ona sama jest ważniejsza niż zwykłe wysłu- chanie prośby. Po wielu latach próśb zanoszonych do Boga, aby wyjął z naszego ciała ów oścień, zaczynamy rozumieć, że jeśli Bóg wysłuchałby nas natychmiast, przestalibyśmy się modlić. Paweł najlepiej uzasadnia konieczność modlitwy w sposób oczywisty nie wysłucha- nej: Abym nie wynosił się zbytnio (2 Kor 12,7). Codzien- ne doświadczanie własnej słabości zaszczepia w nas pokorę, która zmusza nas do wzywania Boga na pomoc. Aby wierzący zdobyli doświadczenie ciągłej modlitwy, mając na uwadze zwłaszcza stale powracającą słabość. Paweł zrozumiał, że to właśnie w największej nędzy rozbłyska moc Boża i dlatego podskakuje z radości wiel- biąc Pana. Oto jeszcze jedna modlitwa uwielbienia poja- wiająca się na jego wargach: Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach... Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12, 9-10). 128 Zauważmy, że potęga Boga wspiera naszą słabość. Bez niej słabość przestaje być słabością, a ujawnia się jako taka dopiero przy upadkach, co do których nigdy nie mamy pewności, do jakiego stopnia ponosimy za nie winę. Nawet ta niejasność powinna być przyjęta, gdyż Jezus również mógłby powiedzieć upadając: „Powinie- nem był lepiej postępować!", ale właściwie to nie miał na to ochoty. W modlitwie istotą nie jest jakiś cel, który należy osiągnąć, ale dążenie do celu. Ważne jest jedynie, aby modlitwa była podejmowana ciągle na nowo, w noc i w dzień, abyśmy przestali myśleć jedynie o sobie, a nauczyli się pokładać naszą nadzieję jedynie w Bogu. Dla Pawła ciągłość w modlitwie jest walką, którą człowiek prowadzi z Bogiem: Abyście udzielili wsparcia modłami waszymi za mnie do Boga (Rz 15, 30). Epafras, zawsze walczący za was w modlitwach (Koi 4, 12). Trzeba na koniec podkreślić, że u Pawła poza samą modlitwą prośby jest jeszcze coś, co wskazuje na działa- jącą moc Boga, który jest w nas sprawcą i woli, i dzia- łania. Na końcu trzeciego rozdziału Listu do Efezjan (14-21) Paweł kieruje do Boga modlitwę, której struktura jest w istocie trynitarna. Jeśli będziemy mieli to na uwadze, wszystkie nasze modlitwy powinny być zgodne z tym wzorem. Zgina kolana przed Ojcem i prosi, aby według bogactwa swej chwały uzbroił nas w moc przez swego Ducha (16) po to, by Chrystus zamieszkał w na- Potęga modlitwy - 9 129 szych sercach przez wiarę i by umocnił się w nas człowiek wewnętrzny (17). W jednym skondensowanym zdaniu człowiek zostaje umieszczony w sercu Trójcy Świętej, upodobniony do Chrystusa dzięki mocy Ducha Świętego i uzdolniony do nazywania Boga „Ojcem". Otrzyma zatem moc zrozumienia ze wszystkimi świę- tymi (wymiar kościelny) głębi miłości Chrystusa, która wymyka się wszelkiemu poznaniu (18-19). Co więcej, wejdzie wraz ze wszystkimi tajnikami swego jestestwa w tajniki Trójcy Świętej (19). Paweł będzie próbował nauczyć nas owego więcej w modlitwie, gdyż Bóg może usłyszeć to więcej, nieskończenie więcej, niż potrafili- byśmy nawet sobie wyobrazić i prosić: Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen (Ef 3, 20-21). Gdzie Paweł widzi korzenie owego więcej na modli- twie? Przede wszystkim w fakcie, że poprzez swoje zmartwychwstanie Jezus napełnił nas działającą mocą swego Ducha. Celem modlitwy jest jedynie na tyle głę- bokie przeniknięcie serca, aby wyzwolić z niego wspania- łą moc zapału Ducha. Najpierw człowiek koncentruje się przede wszystkim na prośbach. Później zaś z wolna jego uwaga i pragnienia zmieniają swój kierunek, aby w końcu dać się porwać Chrystusowi zmartwychwstałemu, dla którego wszystko jest możliwe. W tym miejscu dochodzi- my do szczytu Ewangelii, gdzie modlitwa proszących jest 130 zawsze uwarunkowana ich wiarą. Właśnie taka modlitwa daje nam dostęp do mocy Chrystusa i sprawia, że dzieją się cuda. Dlatego też wszyscy chorzy chcieli mieć fizyczny kontakt z Chrystusem, aby wyrazić swą wiarę. Zanim przystąpimy do rozważania nauki Jezusa o modli- twie, powinniśmy najpierw przyjrzeć się wierze tych, którzy przychodzą do Niego. Rozdział drugi MODLITWA BŁAGALNA Kiedy wchodzimy do jakiegoś monasteru, niby mgła, otacza nas modlitwa, i wystarczy otworzyć się na nią już tam obecną, aby stała się ona również naszą modli- twą. Niewątpliwie takie samo wrażenie mogli mieć pierwsi chrześcijanie, gdy przyjmowano ich we wspólno- tach braci „trwających na modlitwie", l jeśli wierzyć przekazom ewangelicznym, to właśnie dlatego uczniowie, widząc Go spędzającego długie noce na modlitwie, po- prosili: Panie, naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył swoich uczniów (Łk 11, 1). Panie, naucz nas modlić się! W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga (Łk 6, 12). Dzień, w którym uczniowie proszą Go, aby nauczył ich modlitwy, Jezus spędza gdzieś na modlitwie. Ma się wrażenie, że modlący się Jezus wywarł na uczniach tak ogromne wrażenie, że nie odważyli się mu przeszkodzić: kiedy skończył (Łk 11,1). Kimże jest ten człowiek, który spędza długie noce na modlitwie w górskiej samotności i co w tym czasie robi? 132 W dzień po Zmartwychwstaniu, kiedy trzej Apostoło- wie będą opowiadali o chwilach konania w Ogrodzie Oliwnym, dowiemy się, że Jezus modlił się przed obli- czem swojego Ojca. Przypomną sobie wtedy owe długie noce poświęcone modlitwie, kiedy byli z Nim, i swoje prośby skierowane do Niego: naucz nas modlić się, tzn. „powiedz nam, jak wejść w taki związek z Ojcem, w jakim Ty sam trwasz". Nauka płynąca z Ojcze nasz nie jest w tym przypadku wzorem modlitwy z katechizmu zawie- rającej pytania, ale to sposób wejścia w intymny związek Jezusa z Ojcem, uczestniczenia w Jego synostwie. Ucząc uczniów modlitwy Ojcze nasz, Jezus nie za- mierzał im dać pięknego tekstu do medytacji czy też intelektualnej kontemplacji nad świętością Imienia lub nadejściem Królestwa Bożego, ale chciał ich włączyć w swój związek z Ojcem. To tak jakby im powiedział: „Oto, co mówię i stale powtarzam Ojcu, kiedy zastajecie mnie na modlitwie w nocy. Tak właśnie modliłem się w noc konania!". Cały fragment Ewangelii wg św. Marka (14, 32-42) mówi o tym, że Jezus ciągle powracał do tej modlitwy, z pewnością przez całą noc. W tym fragmencie mamy tylko jeden werset opisujący tę długą i intensywną mo- dlitwę, ale sposób, w jaki został sformułowany, określa ją jasno: Odszedł znowu i modlił się, powtarzając te same słowa... Gdy wrócił... Gdy przyszedł po raz trzeci... (Mk 14, 39-41) To trwające całą noc powtarzanie unaocznia nam moc modlitwy Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Zauważmy, że 133 sformułowania te o wiele lepiej charakteryzują modlitwę Chrystusa tej nocy niż jej szczegółowy opis. Rozumiemy, dlaczego Jezus zaprasza do modlitwy swoich uczniów. Zaproszenie to wyjaśnia znaczenie słów Jezusa przeka- zanych nam przez św. Łukasza (18, 1). Jezus mówi do uczniów w Ogrodzie Oliwnym: Czuwajcie i módlcie się... Nie możecie jednej godziny modlić się ze Mną? Wiemy, co działo się potem, a jak pisze Pascal: „Jezus przeżywa agonię aż do końca świata". Ta sama skarga rozbrzmie- wa w naszym świecie: „Nie mogliście jednej godziny modlić się ze mną?" Kiedy więc Jezus przekazuje swoim uczniom modlitwę Ojcze nasz, to zaprasza ich do uczestniczenia w swojej modlitwie wstawienniczej. Naturalnie dążymy do lepsze- go zrozumienia tych słów w trakcie ich wypowiadania. Powinniśmy jednak zająć się tym wcześniej, nim przystą- pimy do modlitwy i nie wolno zaniedbać niczego, co służy zrozumieniu duchowego sensu słów Pater noster (Ojcze nasz). Natomiast samą modlitwę trzeba wypowia- dać w taki sposób, niezależnie czy to wargami, czy też sercem, aby stała się wołaniem skierowanym do Ojca. Każde słowo trzeba powtarzać godzinami, dzień po dniu, aż do chwili, kiedy zjednoczymy się z jego treścią i kiedy będziemy potrafili zrodzić je sami w naszym wnętrzu. Można również każdy zwrot wypowiadać tak, jak się odmawia modlitwę Jezusową: sto razy Ojcze nasz, który jesteś w niebie, sto razy niech się święci Imię Twoje itd. Modlitwa to nic innego, jak analizowanie tekstu, przyglą- danie się mu ze wszystkich stron i wydobywanie z niego wszystkich znaczeń tak, aby być na tyle blisko słów, być przez nie przenikniętym na tyle głęboko, że nie można 134 już nic więcej z nimi zrobić. W czasie tego długiego mo- dlitewnego napraszania się, nawet jeśli jesteśmy prze- świadczeni, że niczego nowego nie odkryliśmy w dziedzi- nie intelektu, zmieniliśmy się wewnętrznie. Prawdopodob- nie któregoś dnia jakiś tajemniczy zmysł pozwoli nam od- czuć modlitwę Chrystusa na samym dnie naszego serca. Zanim przyjrzymy się temu, co powiedział Jezus na temat modlitwy wstawienniczej, proponuję wam pięć tekstów, które przedstawiają modlących się ludzi, przy- chodzących prosić Jezusa, aby ich wysłuchał. Ostatni, dotyczący niesprawiedliwego sędziego i natrętnej wdowy, zostanie rozwinięty na końcu: 1. Uzdrowienie sługi setnika: Mt 8, 5-13. 2. Uzdrowienie dwóch niewidomych: Mt 9, 27-31. 3. Wypędzenie złego ducha z epileptyka: Mk 9,14-29. 4. Uzdrowienie córki Kananejki: Mt 15, 21-28. 5. Natrętna wdowa i niesprawiedliwy sędzia. Modlitwa celnika (dwa teksty, które następują po sobie, dotyczące modlitwy): Łk 18, 1-14. Jest również wiele innych tekstów, ale zawsze trzeba dokonać jakiegoś wyboru, ja zaś wybrałem te, gdyż przedstawiają nam mężczyzn i kobiety podobne do nas, szczęśliwych i nieszczęśliwych, chorych i zdrowych, grzeszników i sprawiedliwych, których wspólnącechąjest to, że PROSILI CHRYSTUSA WYTRWALE i z UPOREM. Poza tym, i to jest drugie kryterium wyboru: modlitwa tych ludzi jest ożywiona WIARĄ GOTOWĄ NA WSZYSTKO. Dlatego właśnie, zanim zacznie się mówić o modlitwie wstawien- niczej, trzeba powiedzieć o postawie, która ją warunkuje, 135 tzn. o wierze i zaufaniu. Całą drogę podzieliłem na trzy etapy: »>;, - Zaufanie, lub „Dla Boga wszystko jest możliwe". - Wzywanie Boga dniem i nocą. - Trwanie na takiej nieustannej modlitwie. 1 - ZAUFANIE LUB „DLA BOGA WSZYSTKO JEST MOŻLIWE" Na początek możemy zająć się uwolnieniem epilepty- ka od złego ducha (Mk 9, 14-29). Jest to interesująca scena, ponieważ przedstawia nie tylko Chrystusa i ojca dziecka, ale również przebywających tam uczniów. Trzeba uważnie prześledzić formę i budowę przekazu, aby zrozumieć zawartą w nim naukę teologiczną. Prze- kaz ten nie zmierza do podkreślenia mocy Chrystusa, ani wiary ojca (chociaż jest ona bardzo ważna), ale do wskazania na brak wiary uczniów. To właśnie oni zajmo- wali się dzieckiem, zanim przyszedł Jezus. Na nich też skupi uwagę czytelnika natchniony autor w zakończeniu sceny, kiedy słuchają nagany Chrystusa: „Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić?" Rzekł im: „Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą " (Mk 9, 28-29). Cały przekaz zmierza do podkreślenia tego poucze- nia. Chrystus po raz pierwszy gani uczniów, którzy nie byli zdolni wyrzucić złego ducha. Ponadto jest to dość bolesne stwierdzenie faktu: O, plemię niewierne - odpo- 136 wiada im - dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? (Mk 9, 19) Później Jezus nawiązuje dialog z ojcem dziecka (Mk 9, 21-22). Ten również zdradza brak wiary: „Jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam!" Jezus mu odrzekł: „Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9, 23). W opisie uzdrowienia dwóch niewidomych sam Chrystus pyta o zaufanie: Wierzycie, że mogę to uczynić? (Mt 9, 28) Idźmy dalej, ojciec opętanego chłopca wypowiada drugą modlitwę, w której wyraźnie widać postęp w wie- rze: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu! (Mk 9, 24) Dochodzimy dalej do opisu cudu (Mk 9, 25-27). l na koniec pouczenie Jezusa skierowane do grupy uczniów dotyczące mocy wiary i modlitwy (Mk 9, 28-29). Uzdrawiając dwóch niewidomych, po upewnieniu się, jaka jest ich wiara, Jezus powie im: Według wiary waszej niech wam się stanie! (Mt 9, 29). Przy bliższym spojrzeniu można wyróżnić trzy etapy procesu wzrostu w wierze. NAJPIERW MODLITWA MOCNO SKONCENTROWANA NA MODLĄCYM SIĘ, zatem interesowna i mniej lub bardziej egocentryczna, jako że proszący nie ma dystansu do własnego cierpienia, jest w nim zamknięty: Ulituj się nad nami, głośno wołają dwaj niewidomi (Mt 9, 27). Twoi uczniowie nie mogli nic zrobić, zlituj się nad nami i po- 137 móż nam (por. Mk 9, 18, 22). Ten sam punkt wyjścia odnajdujemy u rzymskiego setnika, który prosi za swoim sługą: Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi (Mt 8, 6). Podobnie woła Kananejka: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha (Mt 15, 22). Zazwy- czaj wołanie jest modlitwą skierowaną do Jezusa. Jednak sytuacja wyjściowa pozostaje taka sama: proszący na cały głos krzyczy z bólu i przychodzi do Jezusa, aby go uzdrowił. W osobie Jezusa dostrzega się wszechmoc, ale bardziej w odniesieniu do tego, kto prosi, niż do misji samego Chrystusa. PÓŹNIEJ CHRYSTUS CHCE DOKONAĆ NAWRÓCENIA SERCA, jest to moment doświadczenia, kryzysu i oczyszczenia wiary. Modlitwa powinna zmienić swój punkt ciężkości, oderwać się od oczekiwań proszącego i skoncentrować się jedynie na osobie Chrystusa. Jezusa trzeba szukać dla Niego samego, a nie dla znaków, które czyni. W isto- cie Chrystus pyta: „Wierzycie we Mnie?". To nawrócenie jest bardzo wyraźne, kiedy Jezus uzdrawia niewidomego od urodzenia: „Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?" On odpo- wiedział: „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwie- rzył?" Rzekł do niego Jezus: „Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie". On zaś odpowiedział: „Wierzę, Panie!", i oddał Mu pokłon (J 9, 35-38). Chodzi tu nie o uzdrowienie czy znak, ale o rzeczywi- stość, czyli o osobę Chrystusa. Nie powinno przychodzić się do Niego, aby jeść chleb do sytości, ale aby przyjąć 138 chleb, który daje życie. Trzeba w Nim odkryć źródło wody żywej, tej, która sprawia, że uczestniczymy w życiu Trójcy Świętej. Kryzys jest wyraźnie opisany w przekazie o uzdrowie- niu córki kobiety kananejskiej. Kananejka krzyczy naj- pierw: Ulituj się nade mną. Uczniowie interweniują w jej sprawie u Jezusa: Okaż jej łaskę, bo krzyczy za nami. Jezus zamierza najpierw ją doświadczyć, mówiąc: Jes- tem posłany tylko do owiec, które poginęty z domu Izraela (Mt 15, 24). Kobieta nie daje za wygraną i pada- jąc Mu do nóg ponownie prosi: Panie, dopomóż mi! (25). Chrystus po raz drugi wystawia ją na próbę: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom (26), na co kobieta przepięknie odpowiada: Tak, Panie, lecz i szcze- nięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów (Mt 15, 24-27). Jezus dostrzega i podziwia jej wiarę i pokorę. l NA KONIEC, CUD WIARY. Jezus dokonuje cudu w od- powiedzi na akt wiary. Ten, kto szuka samego Chry- stusa, zauważa, że wszystkie pragnienia zostały spełnio- ne. Nawet więcej, Chrystus chwali wiarę Kananejki. O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz! (Mt 15, 28). Tak samo będzie chwalił wiarę setnika: Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary (Mt 8, 10). Do dwóch niewidomych mówi: Według wiary waszej niech wam się stanie! l otworzyły się ich oczy (Mt 9, 29-30). W scenie uzdrowienia kobiety cierpiącej na krwotok Marek zauwa- ża, iż Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego (Mk 5, 30), kiedy tylko kobieta dotknęła Jego płaszcza. Tak więc kontakt fizyczny z Chrystusem 139 jest znakiem głębszej rzeczywistości, rzeczywistości wiary: Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości! (Mk 5, 34). W scenach tych widzimy, jak Jezus prowadzi od wiary niedoskonałej, zupełnie jeszcze nieoczyszczonej i intere- sownej, do wiary o wiele bardziej żywej, skoncentrowanej na Jego osobie. To właśnie ona warunkuje skuteczność modlitwy. Możemy teraz lepiej zrozumieć, co znaczy wiara ewangeliczna. Na początku sytuacja nie do rozwią- zania: nieuleczalnie chore dziecko, długotrwała choroba itd. Ileż sytuacji podobnych do naszego codziennego życia: nie potrafię przeprosić, unikam jakiejś osoby, po- siadam przyzwyczajenie, którego nie mogę się pozbyć, nie zgadzam się ze swoimi ograniczeniami, brakuje mi odwagi. Wierzyć to być pewnym, że dla Boga wszystko jest możliwe. W Ewangeliach często powracają zwroty: Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1, 37), U lu- dzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe (Mt 19, 26). Przypomnijmy sobie tutaj kilka krótkich, ale znaczących przypowieści, obrazujących tę prawdę, o morwie i o górze przeniesionych do morza: Mt 21, 18-22 i Mk 11,12-14; 20-24. Powrócimy jeszcze do nich, gdyż doświadczana na różne sposoby wiara jest osią, na której osadza się modlitwa błagalna. Chciałbym wyraźnie podkreślić, że wiara nie jest inte- lektualną zgodą na oczywistą prawdę, ale jest porusze- niem serca, przylgnięciem, które ujawnia odwrócenie się od własnego sądu i przyjęcie postawy zaufania Innemu. W wierze nie jest ważna ta lub inna prawda (którą za- zwyczaj możemy sobie podporządkować i stać się he- 140 retykami), ale bezgraniczna chłonność. Trzeba, aby takie nastawienie do wiary było obecne w każdej chwili w na- szym sercu. Tak więc odrzucimy zrozumienie oparte na naszych własnych przekonaniach, aby przyjąć zrozu- mienie oparte na wyższym świetle, które otrzymamy od Boga. Wiara jest stałym dążeniem do dawania pierw- szeństwa innemu światłu niż nasze własne. Jest to bardzo trudne, a nawet można tu mówić o walce. Św. Paweł mówi o posłuszeństwie w wierze (Rz 1,5), później zaś doda: to zwycięstwo. ŚWIADECTWA WIARY (Hbr 11). Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy (Hbr 11, 1). Trzeba by przeczytać rozdziały 11 i 12 z Listu do Hebrajczyków, w których autor wychwala świadków wiary, i powrócić do fragmentu z rozdziału 4 Listu do Rzymian (18-25), mó- wiącego o Abrahamie. Abraham zaufał w sytuacji zupeł- nie beznadziejnej i nie załamał się, widząc swoje ciało już obumarłe, a łono Sary niepłodne. Nie mamy wątpli- wości, że po ludzku jest to sytuacja zupełnie beznadziej- na. Abraham jednak uwierzył całym sobą, gdyż oparł się na obietnicy. Mamy tu do czynienia z takim samym punktem wyjś- cia jak w Ewangelii: kraj, z którego trzeba wyruszyć, aby udać się w zupełnie nieznane strony, mając oparcie jedynie w słowie Bożym, które służy za kompas: Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wez- wania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie (Hbr 11,8). Oni jednak, dodaje autor, nie doczekali się spełnienia obietnicy, którą Bóg przewidział dla nas w zmartwych- 141 wstaniu Jezusa Chrystusa (por. Hbr 11,13). Prawdziwą ziemią obiecaną jest osoba Jezusa, który przyrzekł pozo- stać z nami aż do końca czasów. Pierwszy akt wiary Abrahama domaga się drugiego, gdyż Bóg nie przestaje uczyć nas zaufania, abyśmy potrafili chlubić się jedynie z Niego. Po tym jak sprawił, że Abraham opuścił swój kraj, Bóg żąda od niego, aby ofiarował Mu swojego syna (por Hbr 11, 17-19). W tym momencie Bóg sprzeciwia się samemu sobie, ponieważ domaga się od Abrahama złożenia w ofierze tego, czego spełnienie sam zagwarantował. Bóg nie oczekuje od Abrahama ani heroizmu, ani rezygnacji, lecz wiary, wiary na tyle czystej i niezgłębionej, że najmniejsze poruszenie pychy w sytuacji takiej jak ta sprawia, iż akt bezgranicz- nego zaufania staje się niemożliwy. W tym sensie wiara jest wewnętrznie związana z po- korą, gdyż zaufanie jest przywilejem pokornych. Zrozu- miałym staje się teraz, dlaczego Jezus w samym sercu Ewangelii umieszcza zobowiązanie do pokory i do przy- jęcia postawy dziecka. Jest to po prostu warunek sine qua non zaufania. My zaś dobrze wiemy, jakiego zaufa- nia oczekuje Jezus od ludzi. Pokora jest zawsze na miarę wiary i zaufania, ponieważ istotnie, aby zaufać, nie można liczyć na siebie, a jedynie na Boga i Jego wolę. Trudności w wierze są takie same jak w przypadku po- kory, zawsze chodzi tu o danie pierwszeństwa myśleniu o Chrystusie przed myśleniem o nas samych. Przyjrzyjmy się innemu przykładowi z licznych świa* dectw wiary, przykładowi murów Jerycha: Przez wiarę upadły mury Jerycha, gdy je obchodzili dokoła w ciągu siedmiu dni (Hbr 11, 30). Niekiedy wydaje się, że nie ma 142 żadnego środka, aby zachwiać murami niewiary, po- wierzchowności lub materializmu obecnego w naszym społeczeństwie. Być może nie będzie ich można roze- brać cegła po cegle, ale runą w całości jak mury Jerycha. Trzeba je jedynie obejść siedem razy dookoła, a każde z tych okrążeń może trwać całe wieki. Wszystko to po to, aby Bóg zechciał działać (tzn. aby zechciał przewrócić mury). A do tego potrzebny jest najwyższy stopień zaufa- nia i pokory, którego Bóg od nas oczekuje. Bóg chce znaleźć ludzi, którzy również zechcieliby działać, aby odpowiedzieć Mu takim samym zaufaniem. Autor Listu do Hebrajczyków przedstawił wielkich świadków wiary, od których uczymy się skupienia na Chrystusie i odwrócenia się od nas samych: i my zatem mając dokoła siebie takie mnóstwo świad- ków, odłożywszy wszelki ciężar, [a przede wszystkim] grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydosko- nala (Hbr 12, 1-2). Dać pierwszeństwo Chrystusowi to przyjąć Jego spo- sób myślenia i zawsze wysuwać go przed siebie w dąże- niu do osiągnięcia czynnej bierności. Zapraszanie i przyj- mowanie nie oznacza mniejszej aktywności niż sam akt woli, ale jest to inna aktywność, która, w niecierpliwych ludzkich oczach, boleśnie przypomina bierność. Zaufanie pozwala nam kroczyć tam, gdzie po ludzku nie ma przejścia i gdzie to, co w porządku ludzkim jest oczywiste, nas paraliżuje. Podobnie jak Maryja, mamy 143 ochotę powiedzieć: jakże to się stanie, skoro po ludzku nie można tego rozwiązać? Pan zaś odpowie nam: D/a Boga bowiem nie ma nic niemożliwego (Łk 1, 37). (W ostatniej części przyjrzymy się bliżej wierze i modli- twie Maryi). To Pan pyta nas o zaufanie: „Wierzysz, że mogę to uczynić?", tzn. przenieść góry egoizmu, pychy i złości. Nie odpowiadajmy zbyt szybko, że wierzymy! Prawdopodobnie nie oczekujemy jeszcze uzdrowienia naszej małej wiary? Zanim Chrystus postawił swoje pytanie, ojciec dziecka opętanego przez złego ducha prosił o umocnienie swej słabej wiary (por. Mk 9, 24), a dwaj niewidomi szli za Jezusem aż do domu, w którym się zatrzymał, nie przestając krzyczeć (por. Mt 9, 27). Jeśli jesteśmy wystarczająco świadomi słabości swej wiary i ogromu własnych grzechów, to zrozumiemy, że jedynie modlitwa może przyczynić się do wzrostu naszej wiary i zapewnić nam doświadczenie miłosierdzia Bożego. Zamiast przyz- nawać, że mamy wiarę, może lepiej byłoby wyznać, że nie wierzymy w Jezusa zmartwychwstałego i że nasza miłość do Niego jest zbyt słaba. Wówczas gdy wyznanie to zmieni się w modlitwę, pojawi się szansa, że uniknie- my ostrego zaparcia się Piotra tuż przed męką. Jeśli nie powiedziałby: Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć (Łk 22, 33), lecz: „Panie, ty wiesz dobrze, że nie mogę!", Pan pomógłby mu. Posłuchajmy, co mówi Jezus o mocy modlitwy, która może zdziałać wszystko: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem 144 to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze: „Podnieś się i rzuć się w morze!", stanie się. l otrzy- macie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie (Mt 21, 21 -22). 2 - WOŁANIE DO BOGA DNIEM i NOCĄ Jezus uważał, że bez wątpienia to właśnie wiara daje modlitwie moc i skuteczność. Chrystus mówi nam, że Bóg jest Ojcem pełnym czułości. On chce dać nam wszystko, kiedy zaś prosimy Go o chleb, On nie poda nam kamienia. Oznacza to, że Bóg nie zamierza nam czegokolwiek odmawiać, trzeba jednak przyjść do Niego z zaufaniem, nie domagając się żadnych gwarancji. Modląc się, nie powinniśmy szukać żadnego oparcia, nawet w obietnicach danych przez Jezusa, na przykład: O cokolwiek prosić będziecie Ojca w Imię Moje, otrzyma- cie. Jeśli Chrystus zostanie ograniczony jakąś obietnicą, natychmiast przepadnie klimat zaufania, a jego miejsce zajmie atmosfera, która towarzyszy kwestiom posiadania i dochodzenia swoich praw. Aby do tego nie dopuścić, Bóg niekiedy wydaje się zaprzeczać swoim obietnicom. Chociaż dobrze jest mimo wszystko oprzeć się mocno na obietnicy Chrystusa, który zachęca nas, abyśmy prosili o wszystko Ojca w Jego Imię. Nawet jeśli w nie- wielkim stopniu wierzymy posiadaczom, to możemy mieć pewność, że obietnica ta nie była dana na próżno i że Bóg dogoni nas na zakręcie, oczyszczając naszą wiarę. Można to wyraźnie dostrzec w Ewangelii: na początku modlitwa jest zawsze interesowna, ale powoli Jezus uczy Potęga modlitwy -10 145 modlącą się osobę zwracać się ku Niemu i w Nim samym pokładać nadzieję, bez względu na jakąkolwiek obietnicę. Kiedy tylko Jezus zauważy w nas najmniejszy odruch ufności, natychmiast przystępuje do wzbudzania w nas prawdziwej wiary i przekonania, że tylko zaufanie się liczy. Trzeba tylko pomóc Jezusowi, pozwalając Mu przezwyciężyć w nas wszelkie poruszenia, które podsu- wają nam wsparcie z innej strony. a) Modlitwa dziecka Jeśli modlitwa odwzorowuje i wyraża naszą wiarę, to oczyszcza ją również i żywi, dlatego właśnie Jezus kładł tak wielki nacisk na prośbę jako naturalny odruch modlą- cej się osoby. Czy można rzeczywiście powiedzieć, że postawa ta jest naturalna? Myślę, że nie, chyba że staniemy się ponownie jak dzieci. Chcielibyśmy zaufać, ale całym sobą opieramy się przed tym krokiem zatrace- nia się. Dlaczego tak trudno nam o coś poprosić, a zwła- szcza trwać na modlitwie błagalnej? l dlaczego mimo wszystko ciągle od nowa zaczynamy prosić? Niektórzy sądzą, że to brak czasu lub warunki zewnętrzne utrud- niają modlitwę. Czy nie lepiej jednak przyznać się, że to wewnątrz nas tkwi opór, który sprzeciwia się bezwarun- kowemu zaufaniu? W naszym dążeniu do osiągnięcia dóbr chcemy pole- gać na sobie, jedynie na sobie, podczas gdy lepiej byłoby wyznać pokornie, że nie potrafimy upaść na kolana, że to dla nas zbyt wielki wysiłek tak fizyczny, jak i moralny, oraz wyznać, że prosimy Boga o przychylność, do której nie mamy żadnego prawa. Trzeba wiele czasu, 146 aby modlitwa błagalna trysnęła z serca człowieka - doty- czy to w takim samym stopniu księży, jak i zakonników i zakonnic - niekiedy długich lat, ponieważ jest to modlitwa dziecka, o jakiej mówił Chrystus: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18, 3). Kiedy dziecko chce czegoś - pisze P. Molinie - rodzi- ce uczą je mówić: proszę i dziękuję. Dziecku, które uparcie odmawia ładnego i grzecznego proszenia, nie wolno w żadnym wypadku dawać tego, czego chce: rodzice, którzy o tym zapominają, są bardzo złymi rodzicami. Jeśli jednak dziecko prosi o coś słodko, dodając „proszę" nie tylko ustami, ale z całego serca, wówczas rodzice nie potrafią mu odmówić. Bóg nie słucha nas, ponieważ prowadzimy z Nim dyskusje. W dniu, kiedy przestaniemy dyskutować, nie odmówi nam niczego5. b) Modlitwa wdowy Jeśli chcemy znaleźć jakiś przykład modlitwy ubogie- go, przeczytajmy przypowieść o niesprawiedliwym sędzim i ubogiej wdowie (Łk 18, 1-8), ( przez chwilę zostawmy na boku modlitwę celnika i faryzeusza, do której jeszcze powrócimy). Mieliśmy już do czynienia z tym tekstem, gdy mówiliśmy, że Łukasz używa języka Pawła. Bez wątpienia lepiej jest powiedzieć, że obydwaj czerpią z jednego źródła, którym jest język Chrystusa. s Retraite aux Dominicaines de Montlignon, nr 2, ss. 6-7. 147 Centralną postacią tej przypowieści jest uboga wdo- wa, czyli ktoś, kto jest sam i nie ma nikogo, kto wziąłby ją w obronę. Należy ona do tej kategorii małych i ubo- gich, którzy liczą jedynie na Boga (wcześniej Jezus wzruszył się wdowim groszem). Dobrze byłoby zatem, aby sędzia ulitował się nad nią. Jezus podkreśla bardzo trudną sytuację wdowy, z drugiej zaś strony stawia nie- sprawiedliwego sędziego, który nikogo się nie boi. Wdo- wa nie odwołuje się do miłosierdzia sędziego, gdyż dobrze wie, że nic nie da odwoływanie się do współczu- cia. Podobnie jest w dialogu Abrahama z Bogiem doty- czącym Sodomy. Wszystko obraca się wokół sprawiedli- wości i prowadzi do wylania Bożego miłosierdzia. Wdowa naprzykrzała się sędziemu, jeśli można to tak nazwać, i z prawdziwie wschodnim uporem przychodziła bez końca i przedstawiała mu swoją sprawę aż do chwili, gdy nie mogąc tego dłużej tego znieść, sędzia zgodził się spełnić jej prośbę, aby mieć z nią spokój: Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie" (Łk 18, 4-5). Wydaje mi się, że w ten właśnie sposób trzeba rozu- mieć paradoks, którym posługuje się Jezus, aby wprowa- dzić nas w swój sposób myślenia o Ojcu. Przedstawiając niesprawiedliwego sędziego, Jezus chce nam powie- dzieć: „Wasze serca są twarde. Wyobraźcie sobie moje- go Ojca jako niesprawiedliwego sędziego i patrzcie, co 148 od Niego otrzymujecie!". W Ewangelii Jezus powtarza bez końca: Ojciec widzi i wie, czego wam potrzeba. Czeka jedynie, abyśmy Go poprosili, gdyż jest to jedyna rzecz, którą możemy Mu ofiarować. Kiedy więc modlimy się, sprawiamy mu przyjemność i radość. / Pan dodał: „Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sę- dzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Czło- wieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" (Łk 18, 6-8) Zatrzymajmy się nad wersem: wybrani, którzy dniem i nocą wołają do Niego. Nie jest to ulotna modlitwa jednej chwili, ale błaganie wydobyte z serca i równie trwałe, co obecne w nim pragnienie. Modlitwa celnika, która jest umieszczona zaraz za przypowieścią o niesprawiedliwym sędzim i ubogiej wdo- wie (Łk 18, 9-14), to przykład tego, jaka powinna być modlitwa: płynie z pokornego i umartwionego serca, świadomego swej nędzy. To prawda, że Bóg miałby wie- le powodów, aby nie wysłuchiwać naszych modlitw, po- nieważ nie jesteśmy tego godni. Jednak my prosimy Go, aby usłyszał nasz głos ze względu na swoje Imię, które jest Miłosierdziem. Celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość 149 dla mnie, grzesznika!" Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bo- wiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18, 13-14). Bóg jest blisko serc zmiażdżonych cierpieniem, które wzywają Go z ufnością, ale oddala się od przekonanych o swej samowystarczalności. Tak więc odkrywamy przed- miot naszego dialogu miłości z Bogiem. Ci, którzy nie chcą prosić z lękiem i drżeniem, innymi słowy, którzy nie chcą powiedzieć Bogu „proszę", nie są w stanie zaufać bezwarunkowo. Ciągle jeszcze liczą po trosze na siebie, nawet jeśli często liczą na Boga. l nie wystarczy tylko modlić się wargami, ale trzeba modlić się z głębi serca. c) Modlić się o to, abyśmy umieli się modlić Modlić się to wyznać w taki sposób, aby nas to wiele kosztowało i przyniosło odpowiedni skutek, że Bóg wcale nie musi zgadzać się na wszystko, o co Go prosimy. On pragnie zgodzić się na wszystko, ale pod warunkiem, że zaufamy mu w sposób bezwarunkowy i wyrzekniemy się ducha posiadania. Zauważmy przy okazji, że przypo- wieść o natrętnej wdowie kończy się pytaniem, które odtąd zawsze będzie wywierało wrażenie na chrześcija- nach, gdyż każe im się zastanowić nad tym, jaka jest ich wiara: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Czy znajdzie ludzi na tyle ufających w moc własnej modlitwy, że będą potrafili przyjąć Syna Człowieczego i utrzymać świat? Przypomnijmy sobie, co 150 powiedział Silwan: „Świat trwa dzięki modlitwie. Jeśli zabrakłoby modlitwy, świat by przepadł"6. W dziejach ludzkości Bóg nie przestawał wzbudzać ludzi wiary takich jak: Abraham, Mojżesz i Maryja Dziewi- ca. Jest to oczywiście darmowa inicjatywa Boga i Jego wybór, ale obecna jest również odpowiedź człowieka. Niezbędni byli ludzie sprawiedliwi, którzy swoją wiarą otwierali bramy niebios, jak Abraham. Tak więc strumie- nie życia wypływające z Trójcy Świętej mogą wypełnić świat. Kiedy człowiek pokornie dokonuje takiego aktu zaufania, „to w ciszy powoduje - pisze P. Molinie - wybuch o wiele wspanialszy niż wszystkie bomby wodo- rowe, ponieważ w ten sposób otwiera bramy niebios, tak że wszystkie zasługi i skarby zebrane przez Chrystusa i świętych mogą wylać się na ziemię. Bóg tak kieruje światem, aby doprowadzić go do zdobycia się na taki akt". On również pobudza w swoim Kościele wielkich ludzi modlitwy, o których pisze św. Jakub: Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwe- go. Eliasz był człowiekiem podobnym do nas i modlił się usilnie, by deszcz nie padał, i nie padał deszcz na ziemię przez trzy lata i sześć miesięcy, l znów błagał, i niebiosa spuściły deszcz, a ziemia wydała swój plon (Jk 5, 16-18). Bóg niezawodnie odpowiada na pokorne i cierpliwe błaganie człowieka modlitwy. Całe Pismo Święte przy- Jt 1 Retraite aux Dominicaines de Montlignon, nr 2, ss. 6-7. 151 dla mnie, grzesznika!" Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bo- wiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Łk 18, 13-14). Bóg jest blisko serc zmiażdżonych cierpieniem, które wzywają Go z ufnością, ale oddala się od przekonanych o swej samowystarczalności. Tak więc odkrywamy przed- miot naszego dialogu miłości z Bogiem. Ci, którzy nie chcą prosić z lękiem i drżeniem, innymi słowy, którzy nie chcą powiedzieć Bogu „proszę", nie są w stanie zaufać bezwarunkowo. Ciągle jeszcze liczą po trosze na siebie, nawet jeśli często liczą na Boga. l nie wystarczy tylko modlić się wargami, ale trzeba modlić się z głębi serca. c) Modlić się o to, abyśmy umieli się modlić Modlić się to wyznać w taki sposób, aby nas to wiele kosztowało i przyniosło odpowiedni skutek, że Bóg wcale nie musi zgadzać się na wszystko, o co Go prosimy. On pragnie zgodzić się na wszystko, ale pod warunkiem, że zaufamy mu w sposób bezwarunkowy i wyrzekniemy się ducha posiadania. Zauważmy przy okazji, że przypo- wieść o natrętnej wdowie kończy się pytaniem, które odtąd zawsze będzie wywierało wrażenie na chrześcija- nach, gdyż każe im się zastanowić nad tym, jaka jest ich wiara: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Czy znajdzie ludzi na tyle ufających w moc własnej modlitwy, że będą potrafili przyjąć Syna Człowieczego i utrzymać świat? Przypomnijmy sobie, co 150 powiedział Silwan: „Świat trwa dzięki modlitwie. Jeśli zabrakłoby modlitwy, świat by przepadł"6. W dziejach ludzkości Bóg nie przestawał wzbudzać ludzi wiary takich jak: Abraham, Mojżesz i Maryja Dziewi- ca. Jest to oczywiście darmowa inicjatywa Boga i Jego wybór, ale obecna jest również odpowiedź człowieka. Niezbędni byli ludzie sprawiedliwi, którzy swoją wiarą otwierali bramy niebios, jak Abraham. Tak więc strumie- nie życia wypływające z Trójcy Świętej mogą wypełnić świat. Kiedy człowiek pokornie dokonuje takiego aktu zaufania, „to w ciszy powoduje - pisze P. Molinie - wybuch o wiele wspanialszy niż wszystkie bomby wodo- rowe, ponieważ w ten sposób otwiera bramy niebios, tak że wszystkie zasługi i skarby zebrane przez Chrystusa i świętych mogą wylać się na ziemię. Bóg tak kieruje światem, aby doprowadzić go do zdobycia się na taki akt". On również pobudza w swoim Kościele wielkich ludzi modlitwy, o których pisze św. Jakub: Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwe- go. Eliasz był człowiekiem podobnym do nas i modlił się usilnie, by deszcz nie padał, i nie padał deszcz na ziemię przez trzy lata i sześć miesięcy, l znów błagał, i niebiosa spuściły deszcz, a ziemia wydała swój plon (Jk 5, 16-18). Bóg niezawodnie odpowiada na pokorne i cierpliwe błaganie człowieka modlitwy. Całe Pismo Święte przy- ' Retraite aux Dominicaines de Montlignon, nr 2, ss. 6-7. 151 znaje, że ta odpowiedź Boga jest zwykła i prawidłowa: Wysłucham ich, jeśli będą mnie wzywali! Jeśli potrzebu- jemy innego świadectwa niezawodnie wysłuchanej modli- twy, wystarczy przeczytać słowa Chrystusa z Ewangelii wg św. Jana. Przekazują one głębię Jego doświadczenia osobistego związku z Ojcem, wyjawioną przed wskrze- szeniem Łazarza: „Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedzia- łem, że Mnie zawsze wysłuchujesz (...)"(J 11,41-42). Jezus uważał, że Bóg odpowiada normalnie i zwyczaj- nie na modlitwę tego rodzaju: nie ma co do tego wąt- pliwości. Kiedy jednak brak modlitwy, Bóg nie może odpowiedzieć. Dlatego właśnie Jezus mówi do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzyma- cie, aby radość wasza była pełna (J 16, 23-24). Kiedy wreszcie człowiek znajdzie odpowiednią posta- wę ufnego błagania, wówczas zostaje wybawiony ze wszystkich problemów, które komplikują jego życie duchowe. Mimo to pozostaje jeszcze inna walka, walka wiary i walka o ciągłe powracanie do modlitwy: zawsze będą modlić się za niego, nieustannie mu błogosławić (Ps 72, 15) - mówi psalmista. Są jednak dni, kiedy nie potrafimy się modlić lub nie mamy ochoty na modlitwę, kiedy zamykamy się w cier- 152 pieniu lub grzechu. Niektórzy zaś wprost nie chcą się modlić. Przypominają oni wówczas głuchych albo niewi- domych z Ewangelii. Nie widzą miłosierdzia Bożego na twarzy Jezusa i nie słyszą Jego wezwania do nawróce- nia. Trzeba więc specjalnego znaku miłości Bożej, aby wyrwać ich z tego stanu i uczynić ich prawdziwie pokor- nymi. Bóg odpowiada na wszelkie wezwania, kiedy jed- nak nikt Go nie wzywa, konieczne jest nowe objawienie się chwały Zmartwychwstałego w świecie utrapienia, aby niemi, którzy nie potrafią już rozmawiać i modlić się, odzyskali głos. Co powinien zatem zrobić człowiek, który nie potrafi już rozmawiać? Niektórzy powiedzą: „Niech stara się modlić!" Wiemy, do czego prowadzą owe wyczerpujące starania, które utrudniają nam życie i nie cieszą się u Boga zbyt wielkim poparciem, gdyż nie odpowiadają planom Bożym. Nie powinniśmy się zachowywać, jakbyś- my osiągnęli wyższy stopień modlitwy, jest to owoc dziecięcego ducha i pokory, ale pokornie przyznajmy się do swojej sytuacji. Osiągnięcia, do których dochodzimy dzięki wysiłkowi, zniechęcają nas, gdyż w niewielkim stopniu rodzą się z miłości, a w znacznej mierze z woli przezwyciężenia siebie w tym, co się kocha. Chcemy w ten sposób dokonać dzieła miłości, zanim miłość Boża zostanie rozlana w naszych sercach przez Ducha Świę- tego (por. Rz 5, 5). Nie zachowujmy się tak, jakbyśmy byli ludźmi modlitwy, podczas gdy nimi nie jesteśmy. W modlitwie, podobnie jak w braterskiej miłości, nie wystarczy chcieć, ale trzeba jeszcze otworzyć się i przyj- mować. Obydwie te postawy są darem Boga. Naszym zadaniem jest dążyć do nich, ale nie do nas należy ich 153 osiągnięcie. Cóż zatem mamy czynić? Po prostu przy- znać się przed Ojcem, że nie potrafimy się modlić, nawet jeśli tego bardzo pragniemy. Gdy człowiek pyszny lub niemy zaczyna modlić się w prawdzie, a zwłaszcza jeśli prosi o łaskę modlitwy, przestaje być niemową przed Bogiem i swoimi braćmi. Znałem pewną osobę, która przez dziesięć lat przepraszała za popełnioną przez siebie poważną niesprawiedliwość. Na początku sama chciała podjąć trud przepraszania, ale szybko zdała sobie sprawę, że jej wysiłki na nic się nie przydadzą i że nie mają żadnego znaczenia. Zmieniła zatem taktykę i zamiast mówić: „Chcę przeprosić", mówiła i powtarzała tysiące razy: „Panie, dobrze wiesz, że nie potrafię przepraszać, pomóż mi, miej litość nade mną!". Po dzie- sięciu latach Pan obdarował ją sercem pokornym i łagod- nym, zdolnym do przebaczenia. 3 - TRWANIE NA MODLITWIE ^,t, Przyjmując to, co napisaliśmy wcześniej, moglibyśmy wzbudzić przekonanie, że pomniejszamy znaczenie wysiłku w życiu duchowym. Nie sądzę, aby tak się stało, trzeba jednak przyznać mu właściwe miejsce zaraz po modlitwie. Dla nas wysiłek oznacza trwanie na modlitwie. Aby niezawodnie uznać się za wygraną, wspomniana osoba musiała zmagać się z trudami modlitwy przez dziesięć lat. Nie była ona dość uboga i nie potrafiła żebrać. Z pomocą przyszedł Duch Święty, który na głębi- nach serca uczył prosić tą, która nie potrafiła prosić. Bóg 154 zawsze odpowiada darmowo i niezawodnie na tego ro- dzaju modlitwę. Nie wystarczy słuchać słów Jezusa o modlitwie usta- wicznej (por Łk 18, 1). Trzeba je zamienić w czyn, czyli wprowadzić do praktyki naszego życia, w nasze radości, strapienia, do naszych przyjaźni. Będziemy je również praktykowali w tej mierze, w jakiej odkryjemy w sobie głębokie opory w stosunku do modlitwy. Ten, kto zado- wala się słuchaniem tych słów bez ich praktykowania, nie powinien również martwić się tym, że się nie spełniają. Takiemu człowiekowi brakuje bardzo istotnych cech: cierpliwości i trwałości własnych pragnień, jedynego i chyba najbardziej niezawodnego owocu głębi swych dążeń. Spróbujmy trwać godzinami przy jednej modlitwie, a natychmiast dostrzeżemy całą masę pojawiających się przeszkód, jak ta: po co dłużej się modlić? Tak długo już proszę o łaskę i ciągle jej nie otrzymuję. Zmieniamy więc przedmiot naszej modlitwy, idąc za powierzchownością własnych pragnień. a) Modlitwa jest przede wszystkim propozycją dla grzeszników Nie możemy poznać tego, na co zasługuje nasze serce, ponieważ jest ono rozdarte i opiera się wszelkim analizom, a nasze pragnienie przeproszenia czy modlitwy pozostaje na jego powierzchni. Możemy jednak poznać na tyle jasno, co oznacza trwanie, że możemy starać się je praktykować i sprawdzać, czy rzeczywiście tak postę- pujemy. Trzeba wiele czasu, aby zejść na dno serca i osadzić w nim prawdziwe pragnienie. Modlitwa zmusza Jl 155 nas do rzeczywistego krzyku, który z początku nie może się przebić na zewnątrz, ale ostatecznie z pewnością tego dokona. W owym dniu Bóg obdaruje nas wszelkimi dobrami. Wówczas pojawi się również wątpliwość, która będzie często powracała w ciągu naszego życia, a którą można by sformułować w ten sposób: czy postępuję uczciwie, modląc się, podczas gdy codziennie doświadczam włas- nej nędzy i słabości? Czy głos modlitwy jest zakazany dla grzeszników lub dla tych, którzy nie potrafili dać z siebie wszystkiego? Św. Teresa z Avila pisze, że do modlitwy są zobowiązani przede wszystkim grzesznicy. Stwierdza jednocześnie, że jeśli trwają oni na modlitwie, to porzucą grzeszne życie, ale biada tym, którzy porzuci- liby modlitwę. Trzeba stale powtarzać: modlitwa jest propozycją skierowaną przede wszystkim do wielkich grzeszników, jako powszechne źródło zbawienia, z którego wszyscy mogą zaczerpnąć wody życia. Nie można przyjmować Komunii św. bez wiary i bez nadziei opartej na przyjaźni z Bogiem. Ale aby się modlić, nawet wiara nie jest konieczna, gdyż otrzymuje się ją od Boga w czasie mo- dlitwy. Jedynie Bóg zna głębię naszego serca, która nam często się wymyka, i jedynie On może je nawrócić. W duchowości rosyjskiej znajdujemy świadectwo Se- rafima z Sarowa na temat mocy modlitwy w życiu grzesz- nika. W rozmowie z Motowiłowem starzec wyjaśnia, na czym polega moc modlitwy dla wszystkich ludzi, bez wy- jątku. Przytoczyliśmy ten fragment we Wprowadzeniu. Inny ojciec duchowny, Makary Wielki, patriarcha Scytii i uczeń św. Antoniego, przyznaje, że człowiek daremnie 156 toczy ostrą walkę z namiętnościami, gdyż sam nie może w niej zwyciężyć: Jedynie Boża moc jest zdolna do całkowitego wyple- nienia grzechu i zła, które z niego wynika. Bowiem człowiek w żadnym wypadku nie może sam uporać się z grzechem. Możesz walczyć, stawiać opór, za- dawać i otrzymywać ciosy: jedynie Bóg potrafi wyrwać korzenie zła (Homilie, 3, 4). W walce tej nie można tracić nadziei, nawet jeśli boleśnie doświadcza się popełnionych błędów: trzeba jedynie liczyć na łaskę Bożą. W naszej zaś mocy pozo- staje jedynie błaganie, gdyż Bóg zawsze jest gotowy przyjść nam z pomocą: Jedno, co może zrobić (mnich), to powierzyć się Bogu, czyli modlić się do Niego i wzywać Go, aby ustrzegł go przed Szatanem i jego podstępami, i aby zechciał dzięki swej łaskawości wejść do jego duszy i królować w niej, aby sam wypełnił w niej swe przy- kazania i swą wolę, aby powierzył mu wszystkie cnoty sprawiedliwego (Homilie, 56, 5). Św. Alfons Liguori, wielki teolog modlitwy, stwierdza, że trwanie jest jedną z tych cech modlitwy, która zawsze przynosi skutek. Jeśli chodzi o inne jej cechy, takie jak zaufanie czy pokora, to pojawiają się one w odpowiedzi na natarcie nieustanną modlitwą podjęte z głębi serca. Na drodze trwania nie brakuje przeszkód, a zwłaszcza upadków i bardziej lub mniej częstych powrotów pychy. 157 Właśnie wtedy nie wolno się zniechęcać, ale niezmordo- wanie trzymać się wyznaczonego szlaku, jaki by on nie był, niezależnie od chwil buntu czy obojętności. To właśnie świadomi swej nędzy, błędów i lenistwa powin- niśmy wołać do Boga. Nie ma tu miejsca na takie za- chowanie, które wymazywałoby ten etap cofania się. Przeciwnie, trzeba zejść jak najgłębiej, aby wzywać Boga na pomoc. b) Czym jest trwanie? Na początku napotykamy okresy zniechęcenia i nie- wierności, ale z czasem będą one miały coraz mniejsze znaczenie, aż zupełnie opanuje nas modlitwa ustawicz- na. Oddalamy się w ten sposób od okazyjnej modlitwy, będącej kaprysem, aktem ulotnego entuzjazmu, wyrazem chwilowych pragnień, o której natychmiast się zapomina. O. Moliniś trwanie określa słowami: Jest to cierpliwość pająka, który nieskończoną ilość razy przystępuje do tkania od nowa swej pajęczyny, kiedy tylko zostanie zniszczona. Jest to wewnętrzna, ukryta i sprężysta wytrzymałość, przeciwna uporowi, sztywności i słomianemu zapałowi. Jest to cnota na wskroś pokorna i odwrotnie, pokora jest na wskroś wytrwała, nigdy się nie zniechęca. Zazwyczaj to py- cha się zniechęca i tylko ona7. 7 Lettre nr 1. Sur la Prtere, dócembre 1967, s. 7. 158 To samo można powiedzieć o wszystkich przeszko- dach, o namiętnościach i zdradach, które stale przeszka- dzają nam w modlitwie. W miarę jak niestrudzenie po- wracamy do modlitwy, umacniamy się w zwycięstwie, ale nie wolno nam nigdy poddać się znudzeniu ani zniechę- ceniu. Czy trzeba powiedzieć coś jeszcze? Nie sądzę, jako że przyznaliśmy wytrwałości naczelne miejsce w modlitwie, pisząc o modlitwie błagalnej u św. Pawła. Dla kogoś, kto chce nauczyć się modlić, trwanie stanowi coś w rodzaju jedynej skały, na której może on budować swoje życie modlitwy. Nie ma zatem potrzeby dalszego mówienia o wytrwa- łości, w tej dziedzinie bowiem możemy jedynie powtarzać to samo aż do znudzenia. Być może jest to jedyna niezbędna rada dla rozpoczynających życie modlitwy. Zawsze będzie pojawiała się pokusa szukania nowych metod lub nowych książek dotyczących modlitwy. Jednak pomogą nam one jedynie w takiej mierze, w jakiej będziemy mocno stali na fundamencie wytrwania. Po- dejście takie okaże się szczególnie pożyteczne w chwili, kiedy modląca się osoba odkryje, zgodnie ze słowami św. Pawła, że nie potrafi się modlić: Bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba (Rz 8, 26). Dręczy nas zatem pokusa szukania nowych myśli i technik. Trzeba jednak przekonać się, że o wiele waż- niejsze niż nauczenie się samej modlitwy jest opanowa- nie tego, jak „nigdy się nie znudzić", „nigdy się nie zniechęcić". Im dalej postąpimy na drodze modlitwy, tym wyraźniej będziemy odczuwali zniechęcenie z tego powo- du, że nie potrafimy się modlić, wszystkie zaś rady piszących na tematy duchowne staną się bezsilne wobec 159 tego bolesnego stanu. Co więcej, sytuacja zacznie się pogarszać aż do momentu, kiedy nie będziemy już sta- wiać pytań dotyczących modlitwy, bo nie będziemy w ogóle świadomi, że się modlimy: „Modlitwa jest niedo- skonała dopóty, pisze Jan Kasjan8, dopóki mnich jest jej świadomy i wie, że się modli"9. Po pewnym czasie nie będziemy już zastanawiali się, czy modlimy się dobrze czy też źle, ale poddamy się pragnieniu, aby modlitwa ogarnęła całe nasze życie. Nie będzie nam już chodziło o naszą modlitwę, ale o tę rze- czywistość, która pochodzi od Boga, a która jest Bożą modlitwą w nas, bezgłośnym jękiem Ducha Świętego, który Ojcowie Wschodu nazywają czystą modlitwą. Św. Paweł wskazuje nam kierunek tej przedziwnej modlitwy, której obecności nie może zdradzić żaden nerw: Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą (Rz 8, 26-27). W naszym wnętrzu obecna jest przedziwna modlitwa, która umyka wszelkiemu doświadczeniu psychologiczne- mu, ale zarazem jest bardzo realna. W przypadku kiedy dążymy do nadania naszej modlitwie jakiegoś wyrazu lub 8 + ok. 430, kapłan marsylski, który całe lata spędził w Egipcie i przekazał egipską doktrynę ascetyczną na Zachód. Wywarła ona wielki wpływ na rozwój monastycyzmu zachodniego. Jej ślady spotyka- my w większości reguł Zachodu - przyp. tłum. 8 Św. Antoni Pustelnik, cytowany przez Kasjana w Konferencjach, 9,31. 160 treści czy to jedynie wyobrażonej czy też słownej, mamy do czynienia z modlitwą świadomą. Nasz rozum nato- miast wyraża przede wszystkim zewnętrzną stronę osobowości. Bardzo szybko gubi się w tym, co się dzieje, a ponadto zderza się z barierą milczenia, która z począt- ku może wydawać się nieobecnością Boga. My jednak zamiast zatrzymywać się nad jałowością milczenia, powinniśmy nauczyć się, że to właśnie ono otwiera nas na modlitwę Ducha Świętego. W świecie wewnętrznym człowieka, poza zasięgiem jego świadomości, Duch Święty modli się w niewyobrażalny dla nas sposób. Gdy porównamy naszą modlitwę zewnętrzną z ukrytą modli- twą Ducha Świętego, ogranicza się ona zaledwie do kilku gestów. To prawda, możemy to powtórzyć za Janem Kasjanem, że istota modlitwy polega przede wszystkim na milczeniu. Jest to milczenie modlitwy kontemplatywnej. W każ- dym z nas zalegają tajemnicze pokłady niewiedzy, wąt- pliwości, przemocy, cielesnych pragnień i osobistych urazów. Odczuwamy również zamęt wywołany poczu- ciem winy, niewyrażonymi pragnieniami, niekontrolowa- nymi odruchami, kiedy otwiera się niezmierzona pustka. Pozwólmy Duchowi Świętemu wejść w tą głębię, przyj- mując postawę zaufania dziecka, które woła: Abba! Ojcze! (Rz 8, 15). Pewnego dnia we wszystkich zaka- markach naszego jestestwa zamieszka Jezus zmartwych- wstały, a nasze życie stanie się modlitwą aż do ostatniej komórki. KS Potęga modlitwy -11 Rozdział trzeci CAŁĄ NOC SPĘDZIŁ NA MODLITWIE DO BOGA Każdy Ewangelista inaczej opowiada o modlitwie Jezusa. Żaden z nich jednak nie twierdzi, że całkowicie odsłania owo misterium. Starają się jedynie zasygnalizo- wać krótkimi, ale często powtarzającymi się sformułowa- niami modlitwę Chrystusa, pragnąc w ten sposób pobu- dzić także serca słuchaczy do modlitwy. Pamiętam nasze wrażenie w trakcie rekolekcji w Afryce, kiedy jeden z nas w czasie odmawiania Komplety przeczytał następujący fragment z Ewangelii wg św. Łukasza: W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga (6, 12). W trakcie słuchania tego tekstu byliśmy obok modlącego się Jezusa, uobecnialiś- my misterium Jego głębokiego związku z Ojcem, i w koń- cu sami zapragnęliśmy modlić się całą noc. Czy jesteśmy gotowi modlić się, kiedy słyszymy słowa: Jezus oddalił się sam na górę, aby się modlić? Nie potrafimy powiedzieć, co się z nami dzieje, nie potrafi tego również żadna z gałęzi psychologii, przeczuwamy jednak, że utraciliśmy życie Boże, jednym słowem oddychamy obecnością Trójcy Świętej. Po części jest to 162 podobne do tego, co dzieje się z nami, kiedy spotykamy Bożego człowieka, jest on „jakby tchnieniem Jezusa", a zarazem rani nasze serce, dając nam poczuć smak modlitwy. Dlatego właśnie ogień modlitwy rozpala się w nas i trawi wszystkie nasze członki. Nie chodzi zatem o to, aby ze wszystkich sił starać się modlić, ale by do tego stopnia poddać swoje wnętrze wypalającemu żaro- wi, żebyśmy mogli przyjąć to, co jest dla nas najlepsze: modlitwę Jezusa, która wdziera się do naszych serc i za- lewa je. Jedyne, co możemy zrobić, to łagodnie stawić czoła huraganowi, który z jednej strony zachwyca nas, a z drugiej - przeraża. Nie jest to modlitwa na miarę człowieka, jest to raczej Boski wymiar miłości i modlitwy w człowieku. , i -> - 1 - MODLITWA JAKO UPAIIIĘTNIANIE MODLĄCEGO SIĘ CHRYSTUSA ? Misterium modlitwy Jezusa wzbudza w nas odczucie fascynacji i z tego względu podchodzimy do niego z sza- cunkiem, zdając sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek zjednoczenie się z modlitwą nie jest możliwe. Ewangeliś- ci nie opisują wszystkich szczegółów modlitwy Jezusa, dokładność i wierność przekazu nie są ich główną troską, ale chcą oddać misterium. Takie podejście do modlitwy Chrystusa każe nam spodziewać się zetknięcia z miste- rium, w którym nie możemy uczestniczyć, posługując się jedynie światłem rozumu i egzegezą. Tylko wezwanie Ojca (por. J 6, 44) może nas wprowadzić w tę modlitwę. Jednak ze względu na pamięć o modlącym się Chrystu- 163 się i medytowanie nad tym w głębi naszego serca przygotowujemy się po trosze do tej niepojmowalnej modlitwy. Na początku chcemy przede wszystkim odkryć, jak Jezus się modlił, i poznać psychiczną świadomość mo- dlącego się człowieka. Powoli jednak zaczynamy rozu- mieć, że takie podejście prowadzi do impasu i że trzeba otworzyć się na taka_ modlitwę Jezusa, do jakiej pobudza nasze serca Duch Święty. Po pewnym czasie modlitwa ta należy w równym stopniu do Jezusa jak i do nas, gdyż włącza się w ramy naszego ludzkiego życia i wypełnia głębie naszej osoby. Nie ma wątpliwości, że świadectwa Ewangelistów o modlitwie Jezusa mają bardzo duże zna- czenie dla naszego sposobu modlitwy, ale cenimy je o wiele bardziej z tego względu, iż są jakby tajemni- czym nerwem przewodnim, który podprowadza nas na próg modlitwy. Każdego dnia odkrywamy nowe wymiary modlitwy, nie mogąc ich zamknąć w jakimś określonym ujęciu. Jak określa to celnie o. Jean Łapiące: „Wszystko pozostaje jeszcze do opowiedzenia, gdy sądzimy, że powiedzieliśmy już wszystko"10. Niezależnie od tego, czy będziemy się posługiwali sło- wem lub pismem, czy też - jeszcze lepiej - dając ciche świadectwo naszej nieustannej modlitwy, to nasz wkład, wart zachodu, polegałby jedynie na rzuceniu iskry, a ona już rozpali ogień modlitwy Chrystusa w sercach ludzi, którzy zetkną się z naszą modlitwą. Później najlepiej jest 10 Jean Łapiące, La priere, desir et rencontre, Centurion, Collection Croire et comprendre, 1974, s. 64. 164 usunąć się, aby nie przeszkadzać działaniu Ducha Świętego: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przeko- nani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata (J 4,42). Kiedy biskupi francuscy zastanawiali się w Lourdes w 1973 r. nad zjawiskiem odrodzenia się modlitwy, poświęcili wówczas wiele miejsca konieczności ewangeli- zowania jej tak, aby stała się prawdziwie modlitwą chrześcijańską. Bp Robert Coffy powiedział wtedy: Specyfika modlitwy chrześcijańskiej polega przede wszystkim i wyłącznie na tym, że jest to modlitwa Chrystusa, którą przyjmujemy jako własną. Była ona już przed nami i w jakiś sposób istnieje również bez nas. Jest to modlitwa, którą Chrystus stale kierował do Ojca przez Ducha Świętego. Nie musimy zatem odkrywać modlitwy, ale jedynie otworzyć się na Chrystusa, który zawsze żyje, aby się wstawiać za nami (Hbr 7, 25), otworzyć się, tzn. przyjąć ją jako swoją. Modlić się to uczestniczyć w modlitwie Chry- stusa, jedynego, który został wysłuchany11. W rozdziale tym cały czas trzymamy się wcześniej wyznaczonej drogi. Nie zajęliśmy się od razu naucza- niem Apostołów dotyczącym modlitwy, ponieważ wcześ- niej woleliśmy przyjrzeć się pierwszym chrześcijanom trwającym na modlitwie, później zaś posłuchać słów św. Pawła. Również Jezus uczył modlitwy. Nauczanie to 11 Une Eglise qui celebrę etquiprie, Robert Coffy, Centurion 1974, s. 42. 165 zostało nam przekazane w przypowieściach. Jako przy- kłady wystarczy wymienić przypowieść o natrętnym przy- jacielu (zob. Łk 11, 5-13) i o sędzim, który kazał się długo prosić (zob. Łk 18, 1-8). Jednak zanim zaczął nauczać, sam oddawał się modlitwie, i zanim wyraził ją słowami, wprowadzał ją w czyn. Jezus nie tylko mówi o modlitwie i wskazuje na kolejne jej etapy, On sam jest człowiekiem modlitwy, który poświęca długie godziny i całe noce na modlitwę. Dlatego właśnie Jezus nie poprzestaje na przypomi- naniu, że zawsze trzeba się modlić i nigdy nie ustawać, On sam żyje nieustanną modlitwą i wydobywa ją ze swego wnętrza. Jeśli Jezus tak bardzo nalega, abyśmy prosili, szukali i dobijali się, to czyni tak dlatego, że sam doświadczył na trwającej wiele nocy modlitwie, iż jej istotą jest stałe zanoszenie próśb, które ma wzruszyć Ojca. Jezus jest mistrzem modlitwy, który mówi do nas: .Zobaczcie, jak Ja się modlę i ile czasu poświęcam na modlitwę, l wy tak samo czyńcie!", i który zaprasza nas do uczestniczenia w Jego własnym konaniu: „Czy nie możecie jednej godziny modlić się ze Mną?". Można by sądzić, że Jezus nie potrzebował się mo- dlić. A jednak to właśnie modlitwa odsłania, kim napraw- dę jest. On jest Synem, który w pełni przyjmuje plan Ojca, a wraz z nim przyjmuje również nas. Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu (Hbr 2,17). Jego modlitwa jest wyrazem Jego jestestwa i tak samo nam je odsłania. Mamy zatem od Niego nauczyć się modlitwy, albo - lepiej - pozwolić Mu modlić się w nas. 1RR Taką niewątpliwie miał intencję Jezus, kiedy zachęcał uczniów, aby modlili się w Jego Imię. Trzeba dobrze zro- zumieć właściwą wymowę tej zachęty, ponieważ Jezuso- wi nie chodzi o to, aby On zastąpił nas na modlitwie lub też, by został naszym rzecznikiem. Nie ma tu również mowy o jakimkolwiek rozdwojeniu psychicznym. Naszym zadaniem jest utożsamienie się z Chrystusem, który uzdalnia nas do modlenia się z Nim i w Nim: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzyma- cie, aby radość wasza była pełna (J 16, 23-24). 2 - „OJCZE, DLA CIEBIE WSZYSTKO JEST MOŻLIWE" Naszym zamiarem nie będzie próba zbliżenia się do misterium modlitwy Chrystusa, tak jak je przedstawiają różni Ewangeliści, gdyż zadanie to zostało już zrealizo- wane. Chcielibyśmy po prostu odkryć rytm, stanowiący ramy dla modlitwy Jezusa w czasie konania. Coraz wyraźniej uświadamiamy sobie, że noc modlitwy w Ogro- dzie Oliwnym była zasadniczym wydarzeniem w życiu Chrystusa. Zapraszając trzech uczniów do czuwania i modlitwy, Jezus zobowiązuje nas tym samym do upa- miętniania tego wydarzenia w naszej własnej modlitwie. Kiedy to czynimy, doświadczamy w głębi tego same- go, co odkryliśmy w modlitwie mężczyzn i kobiet z Ewan- gelii, którzy przychodzili do Jezusa prosić o uzdrowienie (por. modlitwa setnika, dwóch niewidomych, opętanego 167 i Kananejki). W każdym z tych opowiadań o cudownych uzdrowieniach można było wyłowić strukturę, która określała rytm modlitwy przedstawionych tam ludzi. Pa- trząc szerzej, można powiedzieć, że struktura ta wydaje się tak samo odzwierciedlać liczne modlitwy z Księgi Wyjścia, z Księgi Liczb, a zwłaszcza z Księgi Psalmów. Przestudiowaliśmy już różne etapy tej modlitwy w roz- dziale 2, poświęconym modlitwie błagalnej. Odwołując się do wspaniałego artykułu o. Jacquesa Trublet12, przypomnijmy je krótko. Warto również zauważyć, że tę samą strukturę odnajdujemy w opisie konania. Jest to dowód na to, że Jezus swoją modlitwę zakotwiczył w mo- dlitwie wielkich postaci z kart Pisma Świętego. a) Rytm w opowiadaniach na temat cudów Uczniowie Jezusa nie modlili się w jakiś szczególny Sposób, kiedy zwracali się do Niego z prośbą o cud lub Uzdrowienie. Odnajdujemy tu jednak pewną ciągłość i wartą odnotowania zbieżność, jeśli idzie o sposób modlitwy, którą odnajdziemy później u Maryi Dziewicy. Czyż nie jest to właśnie ta postawa: pozwolić Jezusowi modlić się w nas? . Powróćmy do przekazów opisujących cudy, a zwłasz- cza do modlitwy skargi i prośby, charakterystycznych dla Pisma Świętego. Wszystkie one mają tę samą strukturę, na którą ogólnie składają się: 12 Jacgues Trublet SJ, La priere des psaumes (3): La seule parole possible, w: Vie Chrśtienne, nr 1974; ss. 13-16. 168 1. Opis zła lub sytuacji bez wyjścia, niezależnie czy dotykają one konkretnych osób czy też ich otoczenia. Dokładnie wylicza się przyczyny, czas trwania, przeraże- nie, różne próby podjęte wcześniej dla zażegnania zła. Wymienia się imiona nieszczęśników, np.: niewidomy żebrak Bartymeusz (Mk 10, 46). Niekiedy są to rodzice lub przyjaciele chorego, którzy przychodzą z prośbą. Jezus natomiast podziwia ich wiarę. 2. Wzywanie Boga lub Chrystusa na pomoc. Wołanie często poprzedzone jest gestem lub postawą wyrażającą żar modlitwy. Człowiek zbliża się do Chrystusa, upada przed Nim na kolana i prosi Go (por. Mk 1, 40). Ciało wyraża zapał i moc modlitwy. Zazwyczaj wykonując gest człowiek mówi do Chrystusa: „Ty". Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mk 1, 40). Niekiedy wzywanie na pomoc przybiera formę rozka- zującą: Synu Dawida, ulituj się nade mną! (M k 10, 48) lub ucieka się do wybiegu, jak u ludzi, którzy odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk (Mk 2, 4). Wołanie może być wyrażone również na wiele innych sposobów, zresztą o niektórych z nich mówiliśmy już przy okazji analizy modlitwy psalmicznej. Przypomnijmy tutaj jedynie te, które występują najczęściej: wzywanie, jęczenie, krzyk, skarga, wylewanie żalu, narzekanie, płacz. 3. Wysłuchujący Jezus. W psalmach do opisu wrażli- wości Boga często używa się następujących słów: pa- trzeć, nasłuchiwać, otwierać się, oglądać, współczuć, litować się. Tak samo w Ewangelii, kiedy trędowaty przy- chodzi do Jezusa, On lituje się nad nim. O tym, że Jezus 169 nas słucha, świadczą słowa wypowiedziane do niewido- mego pod Jerychem: Co chcesz, abym ci uczynił? (Mk 10, 51). Wcześniejsze lub późniejsze milczenie powinno umożliwić proszącemu zrozumienie pytania Chrystusa: podobnie powtórzenie pierwszego wezwania pogłębia samą prośbę. 4. Odpowiedź Chrystusa na prośbę, ograniczająca się często do jednego gestu lub kontaktu fizycznego z cho- rym: Wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony!" (Mk 1, 41). Często jednak przed samym uzdrowieniem Chrystus rozmawia z proszącym, próbując doprowadzić do oczyszczenia jego wiary. Pod- kreślaliśmy już dosyć mocno to, co wydaje się nam istotne w zrozumieniu modlitwy Jezusa w ostatnich chwilach Jego życia. Prosi, aby ominął Go kielich, który miał wypić, ale jednocześnie pragnie jedynie spełnienia woli Bożej. Tak samo postępował z przychodzącymi do Niego ludźmi, znanymi nam z Ewangelii, których chciał doprowadzić od poszukiwania uzdrowienia do poszukiwa- nia obecności. Ludzie nie powinni przychodzić do Niego tylko po to, aby otrzymać chleb lub zobaczyć cud, ale aby Go odkryć, Jego i misterium Jego Osoby, która daje wodę żywą. 5. W końcu reakcja człowieka lub otoczenia. Człowiek dziękuje Bogu za uzdrowienie, daje wyraz swojej radości, zachowuje milczenie lub pozostaje obojętny. Trędowaty, który został oczyszczony, zaczął wiele opowiadać i roz- głaszać to, co zaszło (Mk 1, 45). Po uzdrowieniu zaś niewidomego cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu (Łk 18, 43; Mt 9, 8). 170 * b) Rytm w opisie konania W ten sam sposób można przeanalizować, jak rozwija się opis męki i zmartwychwstania Chrystusa. Najbliższa jednak przedstawionemu wyżej schematowi jest modli- twa Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Odnajdujemy w niej wszystkie elementy ewangelicznej modlitwy wraz z wy- eksponowaniem wiary, która zdolna jest góry przenosić, i dziecięcym poddaniem się Jezusa woli Ojca. Wyliczmy je pokrótce: 1. Najpierw wymienia się cierpienia, jakie przeszedł Chrystus: trwoga konania, przekleństwa, kpiny i razy. Św. Marek podkreśla ogromny strach i lęk odczuwany przez Chrystusa: / rzekł do nich: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci" (Mk 14, 34). O ile w czasie Ostatniej Wiecze- rzy Jezus spokojnie przyjmuje konieczność swojej śmierci, to w Ogrodzie Oliwnym pojawia się rzeczywi- stość kielicha, który Jezus z drżeniem przyjmuje do wypicia. Żadna ludzka pomoc nie jest już dłużej możliwa, nawet uczniowie śpią. Trzeba często myśleć o ostatniej chwili naszego życia, która niekiedy ciągnie się przez wiele dni, i pamiętać, że w takiej sytuacji można zdać się jedynie na Ojca. Do tego momentu możemy przygotować się jedynie poprzez stałe uświadamianie sobie, że tylko Bogu możemy w pełni zaufać, a nie sobie. 2. Wołanie Chrystusa skierowane do Ojca. Postawa ciała podkreśla żar Jego modlitwy: / odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby -jeśli to możliwe - ominęła Go ta godzina (Mk 14, 35). Właśnie w tym miejscu słowo modlitwa najpełniej wyraża na zewnątrz to, co dokonywało się w sercu Chrystusa. Czyż trzeba 171 próbować zrozumieć tę modlitwę? Sądzę, że nie! Lepiej jest zatrzymać się i czuwać z Chrystusem. Jeśli Ojciec postanowi pociągnąć nas do modlitwy Jezusa, nasze kamienne serce rozpryśnie się pod naporem obezwład- niającej łagodności Jezusa, a pocieszenie nagrodzi lata oczekiwania i modlitwy. Dalej, jest to modlitwa bezpośrednia: Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty! (Mk 14, 36). W języku ojczystym Chrystusa słowo Abba było niewąt- pliwie stale powtarzaną modlitwą Jezusa. Dlatego właś- nie Duch Święty w głębi nas je powtarza: Wystarczy przejrzeć Ewangelie, aby przekonać się, że wspomnienie Ojca było stale obecne w sercu i w myś- lach Jezusa, podobnie jak słowo Abba było stale na Jego ustach. Czy to kiedy się modlił pod osłoną nocy, czy też kiedy dokonywał cudów na oczach tłumów (por. J 11, 41-42), zawsze wzywał imienia Boga, swojego Ojca. Abba, była to ostatnia modlitwa Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, Jego ostatnie wezwanie na krzyżu (por. Mk 14, 36; Łk 23, 46)13. W ostatnich chwilach życia Jezus niezmiennie wyrzu- cał z siebie urywaną modlitwę: Abba! Ojcze! \ dorzucał do niej natychmiast inne wezwanie, które było mu bardzo bliskie, gdyż w pełni ufał Ojcu: Dla Ciebie wszystko jest możliwe. Jezus często powtarzał tym, którzy przychodzili 13 H. le Saux, Eveil ś soi, et/e// ś Dieu, Centurion 1971,' s. 132. 172 do Niego, słowa: Wszystko jest możliwe dla tego, który wierzy, a teraz sam powraca do nich na modlitwie. Przy- chodzą mi na myśl słowa z Listu do Hebrajczyków odno- szące się do Izaaka i Abrahama: Bóg mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał syna, jako podo- bieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa] (Hbr 11, 19). Jezus wierzy we wszechmoc swojego Ojca, który Go wskrzesi, i w tym sensie Jego modlitwa z Ogrodu Oliw- nego została wysłuchana. W sytuacji, w jakiej znajduje się Jezus, żadna rzecz nie jest określona z góry przez jakąś niewzruszoną wolę. Jest w niej natomiast miejsce na dialog dwóch wolnych osób, z których każda może odmówić lub zgodzić się. Dalej zobaczymy, jak Jezus wyraża swoją prośbę i podporządkowuje ją woli Ojca. Chce oczywiście, aby ominął Go ten kielich, ale jeszcze bardziej pragnie być blisko Ojca i pełnić Jego wolę. W każdej modlitwie chrześcijańskiej występuje napięcie, które polega na tym, że prosimy Ojca, aby spełnił nasze pragnienia, ale w końcu zgadzamy się na to, czego On chce. Dla Jezusa wszystko osiąga swój szczyt w krzyku rozpaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mk 15, 34). Jednak nie są to ostatnie słowa Jego modlitwy. Przed śmiercią mówi jeszcze: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23, 46). Św. Łukasz zauważa, że Jezus wołał donośnym głosem, który nie wyrażał już skargi, ale miłość. 3. W końcu wkracza Ojciec i wskrzesza Jezusa tą samą mocą swej chwały, którą w Ewangeliach przemie- niał cierpienie chorych. Jest to urzeczywistnienie się wszechmocy Bożej, przekraczającej wszelkie nasze wy- 173 fei obrażenia i prośby: Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg (Dz 2, 32). Kościół może więc głosić zmartwychwstanie w modlitwie uwielbienia, podobnie jak uzdrowieni chorzy rozpowiadają o mocy Bożej: jak to sami widzicie i sły- szycie (Dz 2, 34). 3 - „NIE TO, CO JA CHCĘ, ALE TO, CO TY" Jak widać, podobną strukturę modlitwy można odna- leźć tak w psalmach, jak i w Ewangeliach. Czytając Ewangelię wg św. Marka, zastanawiamy się, dlaczego ewangelista nie pominął milczeniem powtarzanych bez końca próśb Chrystusa skierowanych do Ojca, aby zachował Go od śmierci. Pewnym sposobem budującej relacji o modlitwie Jezusa mogłoby być podkreślanie jedynie Jego poddania się woli Ojca, a pominięcie mo- dlitwy. Jeśli jednak Marek wspomina wołanie Chrystusa wśród kolejnych wydarzeń, to na pewno miał jakiś po- wód, l jeśli ta modlitwa szokuje nas, to najprawdopo- dobniej dlatego, że nasza własna modlitwa nie jest modli- twą Chrystusa ani modlitwą postaci z Pisma Świętego. Skargi zawarte w psalmach czy też w ewangelicznych opisach cudów są jedynie echem krzyku ludzkości, która cierpi: krzyku nieuleczalnie chorych w szpitalach, krzyku torturowanych w obozach, krzyku samotnych. Jezus do samego końca dzielił z nami tragiczny los człowieka. Nie kierował się wolą narzuconą z zewnątrz. Do głębi związał się z naszym lękiem i smutkiem. Doświadczył rozdarcia i musiał wybierać między sobą i Ojcem. Podobnie jak wszyscy cierpiący oczekiwał, że ominie Go ten kielich. 174 Dlatego właśnie wzywa Ojca donośnym głosem, pisze autor Listu do Hebrajczyków. Kiedy zgadzamy się, aby nasze spontaniczne dążenia wyszły na spotkanie z wolą Ojca, wówczas naśladujemy modlitwę Jezusa. Jezus zdaje sobie sprawę także z tego, że Jego wo- łanie tak jak i nasze jest miejscem nowych narodzin. Pismo Święte nie skupia się jedynie na Bogu, ale zwraca również uwagę na związek, na nierozerwalne przymierze zawarte między Bogiem i człowiekiem. Taka modlitwa wskazuje w konkretny sposób - poprzez czyn - czym jest Boże zbawienie, czyli wzajemna relacja między wyzwalającym a wyzwolonym. Moc Boża przychodzi nam na pomoc w największym utrapieniu: Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą (J 11, 4). Kiedy więc człowiek wzywa Boga z samego dna swe- go utrapienia, wtedy rodzi się dla Słowa i doświadcza mocy zmartwychwstania. Bóg, wypowiadając słowo, sku- tecznie przemienia rzeczywistość. My natomiast w coraz mniejszym stopniu polegamy na swoim słowie i swoim wołaniu. Pismo Święte bardzo wyraźnie podkreśla ową moc słowa. Człowiek, stworzony przez Boga, zostaje wyposażony w moc nazywania rzeczy po imieniu (Rdz 2, 18-20), czyli otrzymuje władzę nad nimi. Wzywać Boga po imieniu to w jakiś sposób uczestniczyć w mocy, która od Niego pochodzi. Dlatego właśnie żaden Żyd nie ośmieliłby się wymówić imienia Jahwe. Zastępowali je opisowym Adonai. Tylko arcykapłan wypowiadał imię Jahwe w dniu święta Jom Kipur14. W Dziejach Apostol- 14 Dzień Pojednania, zob. Kpł 23, 26-32 - przyp tłum. 175 skich moc imienia Jezusa dokonuje uzdrowienia chrome- go, który żebrał przy bramie świątyni zwanej Piękną (por. Dz 3,1-11). Jezus zapewnia nas, że każde słowo modli- twy wypowiedziane w Jego imieniu jest skuteczne. Gdy Bóg mówi, stwarza rzeczy. Gdy człowiek zwraca się do Boga i wyrzuca z siebie swój ból, to uczestniczy w mocy Bożej i wchodzi w stałą łączność z Bogiem. W tym sen- sie modlitwa konania Jezusa jest skuteczna, a zmar- twychwstanie jest dowodem wysłuchania jej. Przyglądnijmy się uważniej, jak człowiek rodzi się dla Słowa, kiedy zwraca się do Boga, aby Go o coś prosić. W wielu psalmach modlący się prosi Boga, aby obdaro- wał go dobrami, których mu brakuje: pożywieniem i pi- ciem (102, 5-6), długim i szczęśliwym życiem (102, 25), uwolnieniem od lęku (86, 7), uzdrowieniem z choroby (102, 3), zwycięstwem nad nieprzyjaciółmi (86, 17), wybawieniem od śmierci (102, 21). W modlitwie konania Jezus prosi Ojca, aby oddalił od Niego kielich męki, a ostatecznie, aby zachował Go od śmierci. W prośbie tej mamy dwa charakterystyczne podejścia: z jednej strony niczym nie można zastąpić tego, o co Jezus prosi, a z drugiej strony Jezus prosi Ojca o to, czego własnymi siłami nie może osiągnąć. Jedynie Ojciec może Go za- chować od śmierci. Jest to modlitwa wstawiennicza w ca- łej swojej czystości i intensywności. Powiedzieliśmy już wyżej, że modlitwa ta trwała całą noc, a krwawy pot, wspomniany przez św. Łukasza, świadczy o ogromnym napięciu. Nie wolno nam jednak pomylić się co do znaczenia prośby Jezusa skierowanej do Ojca. Zabieganie o coś ujawnia głębsze pragnienie, pragnienie obecności. 176 Wszyscy dobrze wiemy, że kiedy dziecko chce czegoś od mamy, na przykład kiedy, po obudzeniu się, chce pić, to w zasadzie chodzi mu o coś zupełnie innego. Płacz dziecka jest przede wszystkim wołaniem o pomoc: chce, aby po nocy, kiedy to było samo, przyszła do niego mama i upewniła je, że jest blisko. Może tego dokonać jedynie uciekając się do jakiegoś pretekstu (pragnienia, picia). Ci, którzy choć raz czuwali przy umierającym człowieku, dobrze wiedzą, że trzeba go trzymać za rękę, aby miał pewność, że jesteśmy przy nim. Kiedy środkiem porozumienia między Jezusem a Ojcem staje się donośna modlitwa, wówczas skarga przemienia się w prośbę. Wołanie o pomoc raz skrywało, a innym razem odsłaniało inne pragnienie, pragnienie obecności. Dlatego też Ojciec odpowiada na tę modlitwę, wysyłając zwiastuna swojej obecności: Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go (Łk 22, 43). Za każdym razem, gdy Bóg posyła do kogoś anioła, czyni to, aby zaznaczyć, że jest obecny, czuwa i że chce pomóc. Jahwe posyła anioła do zniechęconego Eliasza, aby za- niósł mu podpłomyk i dzban wody (por. 1 Krl 19, 1-8). Kiedy Jezus zwraca się do Ojca, aby oddalił od Niego kielich, w samo serce tej prośby wpisuje się pragnienie bliskości Boga. Warto w tym miejscu wrócić do psalmów, w których człowiek wyraża pragnienie Boga żywego i chce Go spotkać twarzą w twarz (zob. Ps 42, 2). O pragnieniu tym świadczy psalm 22, którego werset Jezus wypowiada na krzyżu: Me stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela. (Ps 22,12) Potęga modlitwy -12 177 można lekceważyć tego rodzaju modlitwy ani uważać jej za dziecinną. Tak samo jeśli stawiamy siebie w centrum tej modlitwy, Bóg stopniowo zmienia ośrodek naszego zainteresowania. Ten, kto chce postąpić na drodze mo- dlitwy, powinien przyjąć owo wyjście z siebie i wejście w niczego nie wymagający związek z Bogiem. Jeżeli nie potrafimy jeszcze zdobyć się na to, powinniśmy pokornie przyznać się, że nasza prośba nie jest ostatnim słowem miłości, ale pierwszym gaworzeniem. W modlitwie tej chodzi mniej więcej o to, byśmy zrozumieli, że Bóg jest zupełnie inny i że my zajmujemy drugie miejsce. Bóg roztacza swoją opiekę nad człowiekiem, który powierza się Mu, nawet jeśli jego zaufanie nie jest zu- pełnie czyste i nie wypływa z głębi serca. On wie, z cze- go zostaliśmy ulepieni, i potrafi zrozumieć, że zabieganie o różne rzeczy czy też o ziemskie pożywienie skrywa w sobie głębsze pragnienie, pragnienie oglądania Jego twarzy. Pismo Święte określa człowieka jako „pragnące- go Boga". Taki jest też bez wątpienia sens słów psalmu: Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich. (Ps 8, 6) Sprawiłeś, że „odczuwa brak Boga". A któż może zaspokoić głębokie pragnienie człowieka, jeśli nie Bóg, którego nie da się niczym zastąpić? 179 Jezus chce zobaczyć Ojca i być widzianym przez Niego, chce Go słuchać i być przez Niego wysłuchanym: Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju. Ty zaś, o Panie, nie słój z daleka; Pomocy moja, spiesz mi na ratunek. (Ps 22,3. 20) Jezus prosi Boga, aby włączył się do Jego sprawy i ma nadzieję, że Ojciec Go wybawi: Ocal od miecza moje życie, z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro.. (Ps 22, 21-22^ Jezus zabiega o wyzwolenie, jednak chodzi mu o coś głębszego. Oczekuje Jahwe, w którym nigdy nadziei nie pokłada się na próżno (por. Ps 22, 4-6). Zauważmy, że Jezus, modląc się przed śmiercią, nig- dy nie stawiał siebie w centrum swoich próśb. Zawsze obecne jest Ty, a Jego modlitwa podporządkowana jest woli Ojca. t Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty. (Mk 14, 36) Nawet jeśli szukamy Boga i zwracamy się do Niego z prośbą jedynie ze względu na dobra, których On nam udziela, a nie ze względu na Niego samego, to za każdym razem wygląda to zupełnie inaczej. Dlatego nie 178 Jezus potrzebował całego swojego ludzkiego życia, aby dotrzeć do sedna tych słów. Teraz potrafi już się modlić. Umierając, mógł wypowiedzieć długo dojrze- wające „tak" z miłości do Ojca: wyraził całą jego pełnię, w pokoju, bez cienia wątpliwości i wahania. Jego modlitwa jest pocałunkiem miłości, wraz z któ- rym przekazuje swoje ostatnie tchnienie: Ojcze, w twoje ręce powierzam ducha mojego*5. W ostatnich chwilach życia prośby Jezusa stały się prawdziwą modlitwą, gdyż szukał w nich twarzy Ojca jedynie dla niej samej. Zgodził się, że nie będzie natych- miast wysłuchany tak, jakby tego pragnął. Skutki tego dla Jezusa są podobne jak w relacjach międzyludzkich. Czuje się opuszczony i ma wrażenie, że został zapom- niany. A jednak pomimo tych doświadczeń, Jezus nadal jest zdolny kochać Ojca. Słowa, które wówczas wypowia- da, są prawdziwym aktem miłości: „Oddaję się Tobie... dla Ciebie". Na modlitwie powinniśmy zaprzeć się samych siebie dla Boga i zgodzić się na utratę odczucia Jego obecnoś- ci: Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza (Ps 130, 2). Św. Jan od Krzyża pisze, że Bóg narzuca nam rozłąkę, aby nauczyć nas samodzielnego kroczenia w kierunku twardej rzeczywi- stości wiary. Ideałem byłoby, gdybyśmy sami podjęli ten trud, skoro jednak przekracza to nasze możliwości, sam Bóg wkracza i burzy wszystkie nasze ludzkie zabezpie- ISA. Louf, Seigneur, apprends-nousśprier, Ed. Foyer Notre-Dame, Bruxelles 1973, s. 49. 181 4 - „OJCZE, w TWOJE RĘCE POWIERZAM DUCHA MOJEGO" Wracając do porównania z dzieckiem i matką, zapytaj- my: w jaki sposób dziecku udaje się nawiązać z matką prawdziwą relację miłości? Innymi słowy, jak doprowa- dzić do tego, aby nie znajdować już upodobania w tym, że się ją ma koło siebie, ale podzielać jej pragnienia, pragnienia oddania się jej, kiedy tego chce i jak tylko chce? Tak samo jest z modlitwą: jak przekonać się, że szukając Boga, nie szukam jedynie własnej przyjemności czy też zaspokojenia własnych pragnień, ale pragnę Go odkrywać na tyle, na ile On chce mi się dawać? Jezus udziela nam odpowiedzi na to pytanie w swojej modlitwie w Ogrodzie Oliwnym. Zgadza się, aby Jego pragnienie zachowania od śmierci nie zostało spełnione i aby pragnienie Ojca stało się Jego własnym. Powierza- jąc się Ojcu poprzez złożenie z siebie czynnej ofiary, Chrystus liczy przede wszystkim na spełnienie się Jego woli: Ojcze, w twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23, 46). Jezus nie wpada w sidła śmierci, ale miłości. Ojcu powierza swojego ducha, czyli ruah, sferę najbardziej wewnętrzną, którą człowiek otrzymał od Boga, tchnie- nie życia. To, co człowiek daje do zrozumienia inne- mu człowiekowi poprzez pocałunek miłości, Jezus przekazał swojemu Ojcu umierając, w ostatnim tchnieniu. Wcześniej, w odpowiedzi na wyznanie miłości, Jezus słyszy od Ojca: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie (Mk 1, 11). 180 Tak więc modlitwa Jezusa konającego zostaje wysłu- chana z największą uwagą. Jezus powierzył swojego ducha w ręce Ojca i otrzymał od Niego pełnię miłości, która stała się udziałem serc wszystkich wierzących. Zmartwychwstanie, centralny moment zbawienia ludzkoś- ci, jest odpowiedzią na modlitwę Boga-człowieka w Ogro- dzie Oliwnym, który zawarł w niej wszystkie prośby z ludzkiej historii zbawienia. Jego modlitwa jest we- wnętrznie związana z misją. Jezus prosi, aby czczono imię Ojca, aby przyszło Jego Królestwo, a Jego ostatnia modlitwa włącza się w wypełnienie woli Ojca jako w nie- bie tak i na ziemi. 5 - UCZYMY SIĘ MODLITWY OD JEZUSA W Ogrodzie Oliwnym Jezus prosił Ojca, aby zachował Go od śmierci. Ojciec zaś wywyższył Go i ustanowił Panem nieba i ziemi. W ten sposób została pokazana światu jedność Ojca i Syna. Ludzie natomiast otrzymali dar Ducha Świętego, aby mogli wejść do tej komunii miłości. Dzięki temu Jezus ukazał nam prawdziwy cel naszej modlitwy, którym jest rozlanie Ducha Świętego w sercu każdego człowieka. Mamy pewność, że otrzyma- my wszystko, o co prosimy - niezawodnie i darmowo - trzeba jednak prosić przede wszystkim o Dar, którym jest wzajemna miłość Ojca i Syna. W szesnastym rozdziale Ewangelii według św. Jana Jezus mówi o zesłaniu Ducha Świętego, który najlepiej nauczy nas modlitwy błagalnej: W owym dniu będziecie prosić y imię moje, i nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. 183 czenia. Na modlitwie trzeba chcieć Boga dla Niego samego, a nie ze względu na pocieszenia, jakie powo- duje Jego obecność. W końcu modlitwa Jezusa nie była niczym innym jak tylko wyrazem miłości do Ojca. W pewnym sensie miłość i modlitwa są do siebie bardzo podobne: w obydwu przy- padkach człowiek narażony jest na rozdarcie. Kochać kogoś, to zgodzić się na jego oddalenie, jeśli tego pragnie. Wcześniej czy później miłość powinna zaakcep- tować chwile rozłąki, aby umożliwić drugiej osobie bycie sobą. Zdają sobie z tego sprawę ci, którzy kochają się miłością nieujawnioną, zabronioną czy też zrujnowaną przez śmierć. We wszystkich przypadkach trzeba wylać wiele łez, ale drugą osobę kocha się dla niej samej. W chwili walki, która dokonała się w Ogrodzie Oliw- nym, Chrystus ofiarował się Ojcu: nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Mt 26, 39). Są to ostatnie słowa miłości, które sprawiają, że na modlitwie jesteśmy podobni do „pełnią- cych wolę Boga", jak nazwał anioły J. Trublet (por. Ps 103,21). Jako że Jezus zdobył się na to, aby powiedzieć Bogu: Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia (Ps 73, 25), wszystkie Jego pragnienia zostały spełnione i spot- kał Boga żywego. Umierając na krzyżu, Jezus modlił się pierwszymi wersetami psalmu 22 (2): Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?. Psalm ten kończy się ogrom- nym zachwytem ze spotkania z Bogiem twarzą w twarz: Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani nie ukrył przed nim swojego oblicza, i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego. (Ps 22, 25) 182 Krzyża „z dostojeństwem" czy do obojętności wobec cierpień. Jest w nim jakieś niezdrowe upodobanie w cier- pieniu i brak równowagi w podkreślaniu wagi ukrzyżo- wania Chrystusa w porównaniu ze zmartwychwstaniem. Stoicyzm osłabia również znaczenie grzechu, który stale oscyluje między poczuciem winy a zadowoleniem. Aby wołać do Boga, trzeba naprawdę odczuwać konieczność zbawienia. Kto dzisiaj zastanawia się nad tym, że Jezus przyszedł do ubogich, grzeszników i chorych? Czy zda- jemy sobie sprawę, że dotrzeć do najgłębszego i nieosią- galnego wprost zrozumienia Boga jako Ojca miłosiernego możemy jedynie poprzez ofiarowanie mu swojej nędzy, aby mógł sam ją zastąpić? Bez wątpienia dotykamy tutaj poważnej trudności dotyczącej modlitwy błagalnej: wzajemnego odniesienia między zbawieniem a wyzwoleniem. „Wyzwolenie to dą- żenie człowieka do uwolnienia się od tego wszystkiego, co go wyobcowuje lub sprawia mu cierpienie. Zbawienie natomiast to poznanie swoich ograniczeń w dążeniu do wyzwolenia, to ciągle wymykający się cel lub niemożliwe, które staje się możliwym wraz z Bogiem przyjętym w Jezusie Chrystusie (por. Flp 3). Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecz- nego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka (Hbr 5, 7-10). ujuieu sarn was rnituje, uo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga. Wysze- dłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opusz- czam świat i idę do Ojca (J 16, 26-28). Zasadniczo powinniśmy odmawiać tylko tę modlitwę: „Ojcze, w imię Jezusa, udziel mi swojego Ducha", bo tylko ona na pewno będzie wysłuchana. Jak więc wytłumaczyć fakt, że ten sposób modlitwy jakby wyszedł z użycia? Trzeba jednak zauważyć, że pozostaje on nadal żywy u dzieci i ubogich, którzy w na- turalny sposób znajdują właściwą postawę, składając ręce do modlitwy. Wystarczy przeczytać zeszyty z inten- cjami lub też wsłuchać się w prośby zanoszone w Lour- des czy na rue du Bać16 (por. książka o. Serge Bonne- ta, Les priśres secrśtes des Francais), aby przekonać się, że każdy w swoim sercu nosi to dążenie. Z drugiej strony u chrześcijan, określonych jako bar- dziej postępowi, istnieje jakby uprzedzenie do tego rodzaju modlitwy. Modlitwa błagalna nie ma dobrej opinii u tych, którzy wolą „pogłębienie niż ceremonie!" Wiele czynników złożyło się na obniżenie wartości modlitwy błagalnej, a zwłaszcza krytyka mistrzów podejrzeń17, którzy zarzucali nam, że wymyśliliśmy Boga, uwalniające- go nas od konieczności tworzenia, działania czy walki. Podlegaliśmy również wielu innym zgubnym wpływom, szczególnie stoicyzmu, który zachęca do dźwigania 16 Na rue du Bać w Paryżu znajduje się kościół cudownego medalika - przyp. tłum. 17 Tak wyraził się o F. Nietzschem, Z. Freudzie, K. Marksie Edmund Hussert - przyp. tłum. 184 III BŁOGOSŁAWIONA, KTÓRA UWIERZYŁA „"> 4 - I.? Rozdział pierwszy PONOWNE ODKRYCIE MODLITWY MARYI To właśnie dzięki modlitwie pierwotnej wspólnoty możemy poznać „słowa" Jezusa dotyczące modlitwy, a także dotrzeć do istoty modlitwy samego Chrystusa. Trzeba było chwaty Paschy, aby uczniowie otrzymali w obfitości dar Ducha Świętego i dzięki głosowi przeby- wającego w nich Ducha uchwycili docierające do nich echo modlitwy Jezusa: A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był , ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony (J 7, 39). Wydaje się, że mamy do przebycia podobną drogę, jeśli chcemy się zbliżyć do misterium modlitwy Maryi w czasie Jej ziemskiej pielgrzymki, i jeśli chcemy odna- leźć Ją w Wieczerniku modlącą się z jedenastoma. Myślę również, że powinniśmy pójść jeszcze dalej na tej dro- dze, przyglądając się modlitwie Maryi w miejscach, gdzie ludzie proszą Ją o wstawiennictwo. Modlitwa Dziewicy wiąże się z tymi miejscami i cza- sem, w których dawała znać o swojej obecności i w któ- 189 tropnymi, a objawione prostaczkom (por. Mt 11, 25). Dzieje się zatem coś bardzo prostego, coś, czego nieraz każdy z nas doświadczył w Lourdes. Porzucamy wszyst- kie nasze subtelne dywagacje na temat modlitwy, aby w końcu przyjąć naszą zupełną bezradność. Czujemy się zmuszeni do zanoszenia pokornych próśb, które prze- mieniają nas w żywą modlitwę. Przyjeżdżamy tam z wszelkiego rodzaju problemami i męczącymi nas pytaniami, zdecydowani rozwiązać je przy pomocy całej swojej inteligencji i woli. Jednak to modlitwa ogarnia nas aż po sam szpik, wdziera się w nas, zmiata wszystkie pytania i wzbudza jedyne prag- nienie: obumarcia sobie, aby połączyć się z Chrystusem. Problemy oczywiście pozostają, ale źródło niepokoju - brak wiary- które je dodatkowo pogłębiało, zniknęło, aby ustąpić miejsca głębokiemu pokojowi: A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie (Flp 4, 7). 1 - PRZYJDŹCIE DO MNIE „ Przyłapaliśmy zatem nasze serce na gorącym uczyn- ku. Serce modli się i jeśli przyjrzymy się bliżej naturze tej modlitwy, dostrzeżemy, że jest ona bardzo prosta. Można ją streścić w krótkim wezwaniu powtarzanym bez końca przez wiele godzin: Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesz- nymi teraz i w godzinie śmierci naszej. 191 rych Jej modlitwa pozostaje ciągle żywa. Trzeba zatem pozwolić, aby ta modlitwa, która dociera do naszego wnętrza niejako na zasadzie osmozy, otuliła nas i prze- niknęła. A podobnie jak dla zrozumienia modlitwy Maryi konieczne jest zagłębienie się w Dzieje Apostolskie i Ewangelie, tak samo nieuniknione jest „skąpanie się w modlitwie" rzeczywistej i skutecznej. Zazwyczaj to właśnie tłum niczym nie odznaczających się ludzi, zwłaszcza biednych, kieruje swe kroki instynkto- wnie ku grocie w Lourdes, do kościoła na rue du Bać czy do Fatimy. Natomiast ludzie wybitni skłonni są nie doceniać tych prostych form pobożności, a niekiedy nawet nimi gardzą. Ale tak wyglądała prosta modlitwa pasterzy zgromadzonych wokół żłóbka, aby cieszyć się z narodzin Jezusa. Podobnie rzecz się ma z modlitwą magów, mędrców, którzy badali gwiazdy i Pisma, a któ- rzy jednak w końcu musieli znowu stać się dziećmi, aby modlić się w prostocie serca i z pełnym zaufaniem. Warto na koniec wspomnieć także o modlitwie różańco- wej, odmawianej bez końca przez staruszki, które dzięki niej dochodzą do wielkiej świętości i bardziej autentycz- nej kontemplacji, nie zdając sobie z tego sprawy. W taki sposób zdobywa się pokorne doświadczenie modlitwy, którą można odrzucić z pogardą lub nazwać zabobonem, jak o tym pisze w przepięknej książce Jean Guitton1, gdyż, zgodnie z tym, co powiedział Chrystus, misterium modlitwy zostało zakryte przed mądrymi i roz- 1 Jean Guitton, Rue du Bać ou la surperstition dópassśe, Edition s.o.s. 190 również w innych słowach, które zachęcają chrześcijan do pełnego zaufania. Nie potrafię tutaj wyrazić - pisze Katarzyna Labourś - tego, czego doświadczyłam i doznałam. Piękno i za- chwycający blask promieni... to symbol łask, których udzielę tym, którzy o nie poproszą, dające poznać, jak wspaniale jest modlić się do Świętej Dziewicy i jaka Ona jest dobra dla osób, które Ją proszą o łaski, jak wielką radość odczuwa, udzielając im tych łask... Te klejnoty, które przestały rozsiewać blask, to łaski, o które zapomniano poprosić... Postaraj się, aby wy- bito medalik według tego wzoru, osoby, które będą go nosiły, otrzymają wiele łask, nosząc go na szyi. Obfitość łask otrzymają osoby, które będą go nosiły z ufnością"3. Odnajdujemy w tych słowach to, co Chrystus ciągle powtarza jak Ewangelia długa i szeroka: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. (J 16,23) Nie wystarczy jednak usłyszeć tych słów ani nawet je zrozumieć przy pomocy naszego intelektu, czy też starać miraculeuse. Documents authentiques 1830-1876, Lethielleux 1976,30 octobre 1876:637/638; deux recits authographes de Cathenne, s. 352- 354. 3 R. Laurentin, op. cit., Trois relations autographes de Cathenne Labourś, 14 aoOt 1841: 455/457, s. 294-295. Potęga modlitwy -13 193 Mniejsza o formułę. Chodzi raczej o to, aby była ona nieustannie powtarzaną prośbą, wypowiadaną w rytmie oddechu, aby stała się tak naturalna jak uderzenia naszego serca. Niekiedy pojawia się jakaś intencja, ale zazwyczaj wstawiennictwo jest ograniczone do minimum, skoncentrowane jedynie na Ojcu Wszechmogącym, któ- rego słowo jest skuteczne. Jednak modlący się nie mógłby zanosić swych próśb do Dziewicy, jeśli Ona sama nie trwałaby na modlitwie już wcześniej. Nasza modlitwa jest jedynie odpowiedzią na modlitwę Boga, który niejako klęka przed człowiekiem i żebrze o modlitwę. Odkąd ukazało się krytyczne stu- dium o. Renę Laurentina na temat Katarzyny Labourś i cudownego medalika, lepiej rozumiemy istotę przesłania Maryi: jest to zasadniczo wezwanie do ufności i do mo- dlitwy błagalnej. Najbardziej zastanawiają mnie te słowa, które nie wiążą się z problemem modlitwy ani też nie wnoszą nic nowego w tę dziedzinę. Według mnie, na specjalną uwa- gę zasługuje fakt, że Maryja kładzie szczególny nacisk na całe nauczanie Chrystusa zawarte w Ewangeliach, a odnoszące się do potęgi modlitwy i zaufania, na które Bóg zawsze odpowiada. Kiedy Maryja zaprasza wier- nych, aby „przyszli do stóp ołtarza" (czyli Chrystusa), wówczas powtarza jedynie słowa Jezusa: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28). Dalej zaś dodaje: „Łaski zostaną udzielone wszystkim, którzy będą o nie prosić z ufnością, zostaną udzielone wielkim i maluczkim"2. Te same treści można znaleźć R. Laurentin;>. RocH»'? m., Labourś et la Medaite 192 w mocy, która ma swe źródło w Bogu, i sprawia, że otrzymujemy to, o co prosimy. 2 - UFNOŚĆ, STRZAŁA PRZESZYWAJĄCA SERCE BOGA Z naszego punktu widzenia zawsze możemy się zastanawiać, czy nasza modlitwa będzie wysłuchana. Wiele razy przecież zdarzało się, że pozornie modlitwa pozostawała bez odpowiedzi i nie przynosiła żadnego skutku. Jednak Chrystus nie pozostawia nas samych z naszymi wahaniami. On sam ofiaruje nam absolutną pewność nie z tego świata, ale opierającą się na sku- teczności Jego słowa, jeśli tylko pozwolimy Mu działać, pozwolimy Mu wprowadzić się w „Obłok niewiedzy", gdzie wszystko jest możliwe. Wówczas sam problem, czy będziemy wysłuchani, przestanie nas interesować, gdyż ogarnie nas całkowita pewność: nieskażona ufność w moc Zmartwychwstałego. Na tym poziomie totalną pewność daje nam zamieszkują- ca nasze serca nadzieja: A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Święte- go, który został nam dany (Rz 5, 5). W jednym momencie miłość ta nabiera żaru i rozpala się do białości, tak że za pielgrzymami z Emaus powta- rzamy: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał? (Łk 24, 32). Nasza ufność w moc Zmartwychwstania powinna być zatem na tyle głęboka, aby nie szukać innych zabezpie- 195 się je wykonywać. Trzeba je przyjąć w wewnętrznym objawieniu. Ten, kto wcześniej nie przeszedł przez etap błagania w Duchu o wejście w misterium modlitwy, nie może niczego zrozumieć z lamentacji, które wyznaczają bieg psalmów i Ewangelii, nie odczuwa wyraźnie potrze- by wyzwolenia, jednym słowem, nie ma poczucia bezpie- czeństwa ubogich, którzy całkowicie zdali się na Boga. Jasne staje się zatem, dlaczego ubodzy i mali instynk- townie kierują swe kroki ku tym miejscom modlitwy, pragnąc przedstawić Jej swe prośby. Pamiętam dwudzie- stoośmioletniego młodego mężczyznę, dobrze sytuowa- nego absolwenta politechniki, który kiedyś słuchał mojej konferencji na temat modlitwy. Bardzo dyskretnie zwrócił mi wówczas uwagę, że mówiąc o modlitwie, słowem nie wspomniałem o Maryi. Powiedział również: „Dopiero po wielu ciężkich przeżyciach, błędach i porażkach zrozu- miałem, co znaczą słowa Chrystusa: Dotąd o nic Mnie nie prosiłeś! Teraz nauczyłem się rozpoznawać drogę prowadzącą na rue du Bać!" Kiedy Jezus wzywa nas: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7,7), to równocześnie stwarza to, o co prosimy. Nato- miast człowiek zwracając się do Jezusa i wyrzucając z siebie ból, uczestniczy w mocy samego Chrystusa i wchodzi z Nim w bezpośredni kontakt. Wierzymy, że Bóg jest wszechmogący i że wszystko jest w Jego mocy. Za to o wiele słabiej wierzymy w moc naszych własnych słów i wezwań. Niemniej moc ta jest bardzo wyraźnie podkreślana w Biblii: Pan mnie wysłuchuje, ilekroć do Niego wołać będę (Ps 4, 4). Podobnie jak Słowo, które wychodzi z ust Bożych, nie wraca bezowocnie (por. Iz 55, 11), tak i nasze słowa uczestniczą w jakiś sposób 194 Zaufanie cechuje życie bez szukania zabezpieczenia, i to w każdej dziedzinie, z odrzuceniem nawet tego, co może zapewnić choćby najmniejsze poczucie bezpie- czeństwa. Taki właśnie jest sens ubóstwa, które otwiera człowieka na przyjęcie królestwa niebieskiego. W Ewangeliach wszystko jest ze sobą wewnętrznie związane. Nie można modlić się do Ojca w imię Jezusa bez zaufania Mu, zaś aby mieć ufność, trzeba być ubogim i przestać liczyć na własne siły, a zatem trzeba stać się pokornym. Od momentu gdy człowiek przyjmie postawę absolutnego ubóstwa, może prosić Boga o wszystko, z odwagą nie znającą granic. Aby dojść do takiej ufności, która jest jedynym zabezpieczeniem ubogich, trzeba wiele czasu i dogłębnej pracy Ducha Świętego. Bóg powinien nas jako swój lud oczyścić i odebrać nam jedno po drugim wszystkie nasze zabezpieczenia. To Boże dzieło nie może dokonać się bez cierpień, gdyż niezbyt lubimy przyjmować wybawie- nie z czyichś rąk. Całkowita zależność od Boga, który w cudowny sposób żywi swój lud manną i przynosi zwycięstwo na końcu bitwy, stawia nas w kłopotliwej sytuacji. Czas próby spada na nas w chwili, gdy sprzeciwiamy się Prawu Bożemu lub gdy trudno jest nam je wypełniać. Jeśli nie potrafimy zdobyć się na takie zaufanie Bogu, warto przynajmniej kontemplować wiarę w sercu Maryi. Ten, kto długo i intensywnie wpatruje się w Maryję, staje się jak Ona istotą ubogą, pozostawioną bez dowodów i ludzkich zabezpieczeń. Za każdym razem, kiedy Maryja prosi o coś Chrystusa, czyni jednocześnie zastrzeżenie, 197 czeń poza absolutną pewnością serca, która uwalnia nas z pokus zdobywania dowodów rozumowych. Gdy w ser- cu pojawi się jakaś wątpliwość co do skuteczności naszej modlitwy, naszą pierwszą reakcją będzie opór i sprzeciw. W ten sposób pewność serca działa także na wyobraź- nię, a modlitwa zmienia rzeczywistość. Wzywać Boga bez oczekiwania na potwierdzenie to tak jak wypuścić z łuku strzałę wycelowaną w Jego serce. Kiedy tylko nasz krzyk dotrze do Jego uszu, zstępuje, a pod Jego stopy ścieli się czarna mgła (por. Ps 18, 10) i wlewa w nas potęgę chwały, jakiej jeszcze nikt nie skosztował. Aby podbić świat miłością miłosierną, Bóg oczekuje aktów ufności, pokory i czystości tak nieskazitelnej, aby najmniejsza chęć zwrócenia się ku sobie powodowała takie skutki jak ziarno piasku w trybach maszyny. Jeśli Bóg znajduje człowieka podobnego do Abrahama, który zaufał Mu do tego stopnia, że chciał ofiarować to, co miał najdroższego, mówi się, że wolność wówczas spełnia wszystkie jego pragnienia. Człowiek musi jednak wyrzec się szukania jakichkolwiek potwierdzeń. Kiedy Święta Dziewica zjawiła się Katarzynie Labou- re, pokazała jej łaski spływające z Jej rąk pod posta- cią promieni, a także łaski, których nikt nie otrzymał, te, o których ludzie nawet nie myśleli, aby o nie pro- sić. Radzę więc, aby nachalnie prosić o łaski, o któ- rych inni zapomnieli, i dzielnie trzymać się zasady, że nie domagamy się jakiegokolwiek potwierdzenia sku- teczności naszych próśb4. art 4 P.lrtoliniś OP, Lś irpeur, Cerf 1975, s. 222. 196 "Jk Rozdział drugi ZAANGAŻOWANI W MODLITWĘ Z MARYJĄ Podobnie jak my, Maryja żyła w ufności, poznała nie tyle zwątpienie co noc wiary. Zdając się jedynie na Słowo Boże, Maryja żyła w świetle pośród mroków, prowadzona ognikiem rozbłyskującym w nocy. Nie przestawała wpa- trywać się w niebo, a wartość Jej zaufania bierze się nie tyle z dostrzegania gwiazd, co ciemnego błękitu nieba. Ta ciemność jest chustą spowijającą głębię Jej życia, wątkiem, na którym Maryja osnuła całą swą ufność w Boga. W tym znaczeniu Maryja jest wzorem naszego zaufa- nia. A doświadczenie uczy nas, że we wszystkich na- szych trudnościach, rodzących się z nocy wiary, powin- niśmy się do Niej uciekać. Zresztą, o ile tylko zrozumie- my, że jedynym „problemem naszego życia" jest oddanie się Chrystusowi, to jednocześnie odkryjemy ponownie doniosłość modlitwy błagalnej i różańca. Maryja jest jedyną istotą stworzoną, która do końca zaufała Bogu, opierając się jedynie na Jego Słowie i odrzucając wszyst- kie ludzkie dowody, które próbowały skruszyć Jej wiarę. 199 tak jakby chciała powiedzieć: „Jeśli jest to zgodne z twoją wolą", lub Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2, 5), ponieważ zostawia Panu troskę o decyzję, nam zaś porzucenie swojej woli. Nie zastanawiamy się tutaj nad chwilą, w której miało miejsce zesłanie Ducha Świętego, gdyż w noc Zmar- twychwstania Jezus zesłał Ducha Świętego na Apostołów (por. J 20, 22). Bardziej interesuje nas wywyższenie Chrystusa w czasie Jego Paschy i dar Ducha Świętego wypływający z Jego przebitego boku, jak opisuje to do- kładnie św. Jan. Konieczne było wywyższenie Chrystusa, aby Duch Święty mógł przyjść i wtargnąć w nasze serca jako źródło wody żywej (por. J 7,37-39). Pięćdziesiątnica rzeczywiście stanie się w oczach ludzi widzialnym zna- kiem mocy Ducha Świętego i chwały wypełniającej serce Dziewicy i Apostołów trwających na modlitwie w Wieczer- niku. Wówczas to stali się prawdziwie uczestnikami obietni- cy, którą złożył Jezus po spożyciu Ostatniej Wieczerzy (por. J 16, 7): A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca: „Słyszeliś- cie o niej ode Mnie - mówił - Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym" (Dz 1,4-5). W ostatnich wersach jedenastego rozdziału Listu do Hebrajczyków autor używa przepięknego wyrażenia, które ma pokazać różnicę istniejącą między wiarą ludzi podążających ku Chrystusowi i wiarą uczestników obiet- nicy, to jest świadków zesłania Ducha Świętego po Zmartwychwstaniu. Autor Listu przedstawia galerię wiel- kich świadków wiary: Abla, Henocha, Noego, Abrahama, 201 1 - ŻAR MODLITWY Nietrudno zrozumieć, dlaczego wierzący, wzywani do odkrywania granic swej świadomej wiary, uciekają się na modlitwie do Maryi. Kiedy zbliżamy się do granic naszych możliwości, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przy- jąć postawę pokornego błagania. Wtenczas odkryjemy Maryję na modlitwie z jedenastoma w Wieczerniku. Aby zbliżyć się do misterium Jej modlitwy przed Paschą, trzeba kontemplować modlitwę Maryi po zmartwychwsta- niu, czyli w momencie, kiedy została napełniona Duchem Świętym: Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego (DZ1.14). Coraz bardziej skłaniam się ku twierdzeniu, że modlitwy Maryi przed zesłaniem Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy nie można w żaden sposób porównać z Jej modlitwą w Wieczerniku. Oczywiście, od chwili po- częcia nosiła w sobie życie Boże, to co nazywamy łaską lub życiem trynitarnym. Jednak zesłanie Ducha Świętego nadało tej łasce takiego żaru, że przemieniło ją w chwa- łę: to słup obłoku, który staje się słupem ognia (por- Wj 13, 21 nn), lub też chwała, która wypełniła Świątynię Jerozolimską, kiedy wprowadzono do niej Arkę Przymie- rza (por. 2Krn 5,13). Modlitwa Maryi w Wieczerniku stała się w tym momencie modlitwą ognia w pełnym sensie tego słowa: płomienną modlitwą, o której piszą Ojcowie Wschodu. 200 które skierowali do Chrystusa, czy wkrótce odbuduje królestwo Izraela: Odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całe/ Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi" (Dz 1, 7-8). 2 - „DUCH ŚWIĘTY ZSTĄPI NA CIEBIE" Obecność Ducha Świętego w tych trudnych chwilach była potrzebna Apostołom, aby umocnić ich w modlitwie i powstrzymać przed rozproszeniem z obawy przed Ży- dami i z powodu dręczących ich wątpliwości: Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali wniej(Dz 1, 13). Maryja nauczyła się powracać do górnej sali swego serca, gdzie rozważała wydarzenia z życia Jezusa i gdzie oczekiwała również nawiedzenia Ducha Świętego. Widząc Ją zagłębioną w modlitwie, Apostołowie zrozu- mieli, że jedyną właściwą postawą, jaką powinni zająć, jest nasłuchiwanie w ciszy i oczekiwanie spełnienia obiet- nicy Jezusa. W naszej modlitwie Maryja również zajmuje szczególne miejsce: wyraża całą wiarę ludu wybranego, który oczekuje zesłania Ducha Świętego. Powinniśmy chętnie powracać do modlitwy Dziewicy z Wieczernika: Boże, Ty napełniłeś Duchem Świętym błogosławioną Maryję Dziewicę, gdy trwała na modlitwie z Apostoła- 203 Mojżesza itd., wszyscy oni opuścili ziemię rodzinną w poszukiwaniu nieznanej ojczyzny: W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczone, lecz patrzyli na to z daleka i po- zdrawiali (Hbr 11, 13). Kończy zaś porównując ich wyjście do naszego: A ci wszyscy, choć ze względu na swą wiarę stali się godni pochwały, nie otrzymali przyrzeczonej obietnicy, gdyż Bóg, który nam lepszy los zgotował, nie chciał, aby oni doszli do doskonałości bez nas (Hbr 11, 39-40). Dla Maryi i dla Apostołów zesłanie Ducha Świętego stało się wydarzeniem kładącym podwaliny pod ich wiarę. Do czasu zmartwychwstania Maryja wyznawała swą wiarę, błądząc w ciemnościach, ale odkąd otrzymała Ducha Świętego, Jej wiara stała się światłem, ciepłem, łagodnością i radością na głębinach serca. Maryja do- znała wewnętrznego oświecenia, aby poznać moc chwały Zmartwychwstania. Ewangeliści pomijają milczeniem spotkania Zmartwychwstałego ze swą Matką, i w istocie Maryja nie musiała widzieć swojego Syna, gdyż żył On w Niej mocą swojego Ducha. Czytając Dzieje Apostolskie wyraźnie można dostrzec, że Maryja odgrywała bardzo ważną rolę w podtrzymywa- niu wiary Apostołów i w przełamywaniu lęku przed przyszłością. Ich niepewność ujawnia się już w pytaniu, 202 Dlatego właśnie Jej obecność w dniu Pięćdziesiątnicy była niezbędna. Zapewne znacie produkowane obec- nie piece słoneczne: są to paraboliczne lustra skupia- jące promienie słoneczne w jednym punkcie, w któ- rym można podnieść temperaturę do 3 tyś. stopni. W czasie zesłania Ducha Świętego Maryja była takim parabolicznym lustrem. Maryja nie jest słońcem, przy- ciąga jednak promienie słoneczne swoją ufnością5. Przez dziesięć dni Apostołowie pozostawali w Wie- czerniku i tylko dzięki skupieniu promieni w parabolicz- nym lustrze modlącej się Maryi mogli dostrzec blask gorejącego krzewu. Ona to sprawiła, że ich serca napeł- nił żar, którym rozpalili Kościół i świat: Ukazały im się też języki jakby z ognia, które się rozdzielHy, i na każdym z nich spoczął jeden, l wszys- cy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mó- wić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić (Dz 2, 3-4). Zdajemy sobie sprawę z tego, że Maryja nie jest słońcem, niemniej przyciąga promienie słoneczne przez swą pokorę, ubóstwo, a zwłaszcza ufność tak naturalnie, jak magnes przyciąga opiłki żelaza czy też jak pioruno- chron przyciąga pioruny. Ogień gorejącego krzewu musi mieć przyzwolenie na wtargnięcie do naszego wnętrza, aby mógł nas strawić. My jednak boimy się poddać wła- 5 P. Mdiniś OP, Le cowrage d'avoirpeur, Le Cerf 1975, s. 222. 205 mi w Wieczerniku, spraw, prosimy, abyśmy z miłością przyjęli milczenie serca, a modląc się lepiej w takim skupieniu, mogli zasłużyć na przyjęcie darów Ducha Świętego. W przypadku Maryi Duch Święty nie przychodzi z zewnątrz, gdyż zawładnął Nią już w chwili poczęcia, a zwłaszcza w momencie Zwiastowania do tego stopnia, że znalazła się niejako w sercu Trójcy Świętej. Maryja prawdziwie zrodziła się z Boga, tzn. została wybrana i uformowana przez „dwie ręce" Boga (Syna i Ducha Świętego), jak to przepięknie określił św. Ireneusz. Duch Święty żyje w Niej jak płomień, który skrywa się w popie- le. Trzeba było jednak czekać aż do wywyższenia Jezusa, aby nabrał pełnego żaru, podobny do płomieni buchających z gorejącego krzaka. Ojcowie greccy zaw- sze wykazywali duże zainteresowanie tym matczynym działaniem Ducha Świętego w Maryi tak w chwili wciele- nia, jak i zmartwychwstania Jezusa. To właśnie Duch Święty kształtował Jezusa w łonie Maryi, On także przywrócił Jezusa do życia, On przemienił chleb i wino w ciało i krew Jezusa i On napełnia wierzących dynamiką zmartwychwstania. Ostatnie wspomnienie Maryi pokazuje Ją również na modlitwie, „błagającą (...) o dar Ducha, który podczas zwiastowania już Ją był zacienił" (Lumen gentium, 59). Aby opisać działanie Ducha Świętego w Maryi w dniu Pięćdziesiątnicy, o. Molinie posłużył się pięknym obra- zem, który w swej wymowie bliski jest myśli Ojców grec- kich dotyczącej „modlitwy ognia": 204 3 - WNIEBOWZIĘCIE, MISTERIUM CHWAŁY Po modlitwie w Wieczerniku i zesłaniu Ducha Święte- go Maryja coraz bardziej pogrążała się w milczeniu i mo- dlitwie. Pismo Święte więcej o niej nie wspomina, można jednak powiedzieć, że Jej misja utożsamia się z misją pierwotnej wspólnoty. We wspólnocie wierzących Maryja jest matką Pana, a także matką rodzącego się Kościoła, przede wszystkim zaś jest wierzącą. Z tego właśnie powodu możemy powiedzieć, że Maryja dała wyraz swej wierze poprzez wytrwałą modlitwę, braterską wspólnotę i łamanie chleba. W Dziejach Apostolskich możemy zna- leźć szczegółowy opis tej modlitwy wpisanej w wielką tradycję modlitwy żydowskiej: Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia (Dz 2, 46-47). Modlitwa Dziewicy i pierwszych chrześcijan jest zatem modlitwą ustawiczną i całkowicie skoncentrowaną na wielbieniu Boga. Jest to również modlitwa przeżywana w prostocie serca, w klimacie radości i pocieszenia. Również w Ewangelii wg św. Jana znajdujemy bardzo cenną wskazówkę co do życia Dziewicy po chwalebnej męce Jezusa. Jezus, umierając, zwrócił się do swej Matki i dał Jej za syna ucznia, którego miłował. Przemówił także do św. Jana, dając mu za matkę Maryję. Ewangeli- 207 dzy ognia i odkładamy na później tę trynitarną ofiarę całopalną. Nie lubimy opalać się w promieniach miłości, ponie- waż boimy się udaru słonecznego. Nie możemy jednak chronić się przed „opalenizną" spowodowaną przez żar promieni, bowiem jest ona warunkiem naszego we- wnętrznego piękna: Śniada jestem, lecz piękna... Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce. (Pnp 1,5-6) Ojcowie Kościoła często porównywali codzienną pracę Maryi do oliwy, która wygładza i ujędrnia nasze wnętrze, aby mogło opalić się w słońcu. We wszystkich trudnościach wiary powinniśmy ucie- kać się do Dziewicy, gdyż Ona pobudza nas do zaufania i wydania się w ręce Boga z uległością i bez zniecierpli- wienia. Ona nigdy nie opuszcza tych, którzy przychodzą do Niej z ufnością i proszą o wstawiennictwo, gdyż jest Matką miłosierdzia. Zresztą to nie Maryja okazuje miło- sierdzie, ale sam Chrystus, który odsłania w Niej najgłęb- szy i niepojęty obraz swego Ojca, Ojca bogatego w miło- sierdzie. Mając to na uwadze, powinniśmy często powta- rzać modlitwę św. Bernarda, Pomnij, o najdobrotliwsza Panno Maryjo... i pili wodę życia. Ich życie czerpało swój sens z wnętrza Boga, gdzie modlitwa w naturalny sposób wypływa z serca. W jednym z kazań Bossuet powiedział, że wniebo- wzięcie Maryi Dziewicy „nie było cudem, a jedynie za- kończeniem cudu". Właściwie to od chwili zmartwych- wstania Chrystusa Maryja została otoczona chwałą, i ra- czej powinniśmy się zastanowić, jak mogła tak dłużej żyć, bowiem synowie Izraela nie mogli spoglądać na oblicze Mojżesza z powodu jasności jego oblicza, która miała przeminąć (2Kor 3, 7). Chwała, którą Maryja została otoczona, nie była przemijająca, ponieważ zmartwych- wstanie Chrystusa nadało jej charakter trwały. Maryja zatem za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaś- niejąc, upodobniła się do Jego obrazu (2Kor 3, 18). Misterium modlitwy Maryi jest ściśle związane z chwałą, która w Niej zajaśniała. Potęga modlitwy -14 sta kończy opis tego wydarzenia słowami: / od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie (J 19,27). Ze słów tych wynika, że Maryja spędziła resztę swojego ziemskiego życia u św. Jana, ucznia, którego Jezus nigdy nie prze- stał w sposób szczególny kochać. Im więcej czyta się św. Jana, tym lepiej rozumie się, że był on człowiekiem oddanym kontemplacji, o czym może świadczyć to, iż lubił przebywać, trwać godzinami przy Jezusie po to tylko, aby na Niego patrzeć. Zresztą Kościół Wschodni scharakteryzuje posługę św. Jana jako „tego, który pozostaje" (por. J 21, 22-23). Między sercem Maryi i sercem Jana istniało głębokie zrozumienie, pewne podobieństwo. Obydwoje lubili pozostawać długo, patrząc na twarz Tego, którego kon- templowali z czystej miłości. Ewangelie nie wspominają, aby kiedykolwiek zabierali głos w jakiejś dyskusji, gdyż tak Maryja, jak i Jan dobrze wiedzieli, że będąc z Jezu- sem, trzeba raczej na Niego patrzeć, słuchać i kochać niż stawiać pytania i szukać odpowiedzi. Ich serca to serca uczniów, którzy byli w stanie natychmiast zobaczyć i uwierzyć. Dzięki temu między Jezusem i Janem zrodziła się głęboka przyjaźń. Kiedy Jezus mówił, Jego słowa wy- woływały w sercu Jana głębokie wrażenie, rezonans, któ- ry poruszał całym jego jestestwem, jak pisze P. Guille- rand6. Zrozumiałe jest zatem, że Jezus powierzył swoją Matkę św. Janowi, ponieważ łączyło ich zrozumienie i wspólna miłość. Obydwoje znali życie wewnętrzne Jezusa, obydwoje oddychali w Jezusie Trójcą Świętą 6 P. Guillerand, Au seuil de l'abime de Dieu, s. 97. 208 światu poprzez narodzenie swojego Syna i narodzenie Kościoła. Najpierw spróbujemy zastanowić się, jak Maryja przeżywała to misterium radości. Dla Łukasza radość Maryi znajduje swe źródło w Naj- wyższym, który skierował na Nią swe miłosierne i czułe spojrzenie. To On przyodział Ją w swą łaskę, aby mogła stać się matką Jego Syna. Taki jest sens modlitwy Maryi, nazywanej Magnificat: Maryja wielbi Boga, błogosławi Go i dziękuje Mu za łaskę, że wejrzał na uniżenie służebnicy swojej. Równocześnie doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że Najwyższy zwrócił uwagę na Maryję nie ze względu na Jej przymioty, ale ze względu na Jej pokorę. Nie możemy oddzielić wielkich dzieł Bożych dokonanych w Maryi od Jej wewnętrznej postawy ubóstwa, pokory i zaufania. Później będziemy chcieli przybliżyć się do tego misterium przepięknie wyrażonego w słowach li- turgii: „Spodobałam się Najwyższemu, ponieważ naj- mniejszą byłam". Dalej zobaczymy, że pokora Maryi przeobraziła się w zaufanie do Boga. Zresztą między pokorą i zaufaniem istnieje głębokie pokrewieństwo, które zakłada, że od- znaczamy się zarówno jednym, jak i drugim, kiedy zdaje- my się na Boga i Jego moc, a nie ufamy własnym siłom. Mówienie, że Maryja była pokorna lub że ufała Bogu to praktycznie to samo, gdyż w ten sposób przyznajemy, iż we wszystkich sytuacjach dawała pierwszeństwo Bożej myśli przed swą własną. Zawsze chodzi o to, aby opuś- cić krainę własnych przekonań, by wkroczyć w świat Bożej utopii. Pozostanie nam jeszcze sprawa (rozdział 4), wokół której krążymy od początku tej trzeciej części, czyli 211 Rozdział trzeci MARYJA, PIERWSZA POŚRÓD WIERZĄCYCH W świetle Paschy i Wniebowzięcia możemy już bez oporów przystąpić do czytania Ewangelii wg św. Łuka- sza, zatrzymując się nad opisem wydarzeń z życia Chry- stusa oraz wiary i modlitwy Maryi. Łukasz zbadał dokład- nie wszystko od pierwszych chwil (Łk 1,3). Zgodnie z tym, co przekazali mu naoczni świadkowie i słudzy Słowa, ułożył opowiadanie o zdarzeniach, aby można się było przekonać o całkowitej pewności nauk, które głoszo- no (por. Łk 1, 1-4). Niewątpliwie Łukasz wypytywał o wiele spraw naocznych świadków, jak np. Maryję, św. Jana i Apostołów, zaś w swojej Ewangelii poświęcił wiele miejsca opisowi dzieciństwa Jezusa i roli Maryi w planie zbawienia. Zauważmy, że w relacjach dotyczących różnych wydarzeń z życia Maryi, czy to będzie zwiastowanie, nawiedzenie św. Elżbiety czy też narodzenie Jezusa wyczuwa się klimat radości. U Łukasza Ewangelia rozpo- czyna się i kończy wizją „wielkiej radości": radości z narodzenia Jezusa (Boże Narodzenie) i radości z naro- dzenia Kościoła, w darze Ducha Świętego (Pięćdziesiąt- nica). Jest to radość z wyzwolenia, jakie Bóg przynosi 210 Maryja zaprasza nas do uczestnictwa w swej radości. W miarę jak będziemy zbliżali się do Niej, będą się w nas rodzHy nowe pragnienia: pragnienie wychwalania Boga za wielkie dzieła dokonane w Maryi, pragnienie proszenia Jej o wstawiennictwo za siebie i swoich braci. Ważniejsze jest jednak, abyśmy zbliżyli się do Maryi z sercem ucznia, aby Jej słuchać. A pierwsze słowa, jakie wypowie, będą brzmiały: „Radujcie się ze mną!" Zresztą cóż innego mogłaby powiedzieć, skoro pierwsze słowa skierowane do Niej przez Boga za pośrednictwem anioła Gabriela brzmiały: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą (Łk 1, 28). Pierwszą zaś reakcją na te słowa, jak zaświadcza Łukasz, było zmieszanie, ponieważ Maryja nie zrozumia- ła, co anioł chciał Jej przez to powiedzieć: Ona zmie- szała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie (Łk 1, 29). Dla Maryi źródłem radości nie był beztroski optymizm czy też naturalne dobro. Jej radość miała swój początek wyżej i dalej niż sięga porządek naturalny. Pozdrowienie to wstrząsnęło Nią (słowo silniejsze niż użyte przez Ewangelistę do opisu reakcji Zachariasza na widok Anioła Pańskiego w wersie 12 rozdziału 1), gdyż słowa anioła pozwoliły Maryi przeczuć wyjątkowe powołanie przeznaczone Jej od Boga. a) „Aby radość moja w was była" Maryja nie rozumie, ponieważ jest całkowicie oddana Bogu, jest tak bardzo zafascynowana Najwyższym, że nie ma ani czasu, ani chęci, aby zastanawiać się nad 213 modlitwa Maryi. Łukasz wprowadza nas wprost w tę modlitwę, przedstawiając Magnificat, który utkany jest z biblijnych obietnic. Maryja sięgnęła w swej modlitwie do tradycji swojego ludu. Łukasz jednak chce umieścić modlitwę Maryi w głębszej i bardziej osobistej perspekty- wie. Dwukrotnie powtarza, że Maryja zachowywała wier- nie wszystkie te sprawy, rozważając je w swoim sercu (por. Łk 2,19 i 51), dając nam do zrozumienialfjż Maryja, napełniona Duchem Świętym, wydobyła modlitwę w głębi swego serca. W głębi tej przyjęła Słowo Boże, aby je stale rozważać i z Jego, czyli Jezusa, perspektywy patrzeć na wszystkie wydarzenia swojego życia. 1 - RADUJ SIĘ, PANNO MARYJO W tekstach wspólnych o Najświętszej Maryi Pannie znajduje się antyfona do pieśni Maryi, która doskonale streszcza dokonane w Niej wielkie dzieła Boże, podkreś- lając przyjętą przez Nią aktywną postawę w przypodoba- niu się Najwyższemu, który uczynił Ją matką swojego Syna. Wszystkie stwierdzenia zawarte w tym tekście mają swoją wagę i wymagają głębokiego przemyślenia na modlitwie, poza tym wyznaczą one dalszy kierunek naszych rozważań. Radujcie się ze mną wszyscy kochający Pana; moje uniżenie spodobało się Bogu, a z mego łona zrodzi- łam Boga człowiekiem7. 7 Priśre Ou tsnps prśsent, s. 1044. 212 ona nasze serca do głębi, zrozumiemy szaleństwo zanoszenia takich modlitw, gdyż pewnego dnia opanuje nas taka radość, że będziemy gotowi umrzeć z radości, tak jak się umiera z miłości. Ojciec Moliniś określa ten stan jako „ukrzyżowanie przez radość". Także agonia Chrystusa zakładała owładnięcie Jego jestestwa przez radość niebieską: ponieważ w Jego osobie została ukrzyżowana Miłość Boża, a miłość ta w swej istocie jest nieskończoną Radością, Szczęś- ciem, Łagodnością... Cierpienia z dopuszczenia nie- bios nigdy nie docierają do najgłębszej sfery duszy, gdzie króluje pokój Boży. Sfera ta nie tyle jest chro- niona przed cierpieniem, co zostaje poza zasięgiem cierpienia... jak sam Bóg. Nie oznacza to, że Chrystus mniej cierpiał. Wręcz odwrotnie, cierpiał o wiele bardziej, uczestnicząc w walce między Bożą łagodnością i ciemnościami pie- kieł: na tym polegał Jego krzyż. Cierpienie jest duchowym misterium, narasta razem z wrażliwością: im bardziej Chrystus poznawał dobroć Bożą, tym bar- dziej cierpiał, doświadczając w swoim sercu zatwar- działości ludzi, którzy odrzucali tak ogromną miłość8. * M. D. Moliniś OP, Le courage d'avoirpeur, Cerf 1975, s. 211. 215 sobą. Przyglądanie się sobie w poszukiwaniu sposobów na zrobienie jak najlepszego wrażenia jest Jej nieznane. Ośrodkiem życia Maryi pozostaje sam Bóg, dlatego towarzyszy Jej radość. Radość Maryi jest radością Boga, jest to radość Boga w Niej. Jezus, mówiąc o swojej radości, dał nam poznać, czym jest radość Boża, gdyż w swym ludzkim sercu nosił niejako jej pełnię i istotę. Serce Jezusa odzwierciedlało radość Ojca: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15,11). Wiemy również, że radość ta jest w swej istocie czu- łością, miłością, szczęściem i nie mającą granic łagod- nością. W chwilę później Jezus wyjawi uczniom przyczy- nę ich radości: Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać (J 16,22). Serce Maryi jest zatem wypełnione radością Bożą. My natomiast, jeśli chcemy poznać radość Bożą, powinniśmy zwrócić się do Chrystusa i prosić Go, aby udzielił nam swej radości. Nigdy nie pragniemy wystarczająco radości i miłości. Kiedy przeglądam pobożne książki i gdy słucham wypo- wiedzi na temat radości, to przyznam, że ich mdły ton wcale mnie nie pobudza do zabiegania o radość. W po- dobny sposób przedstawiana jest miłość. Na różne sposoby zachęca się chrześcijan do radowania się, do podejmowania wysiłków, aby tylko stać się radosnym, tak jakby można się było przekonać do stosowania metody Coueta dla zapewnienia sobie radości. Radości się nie zdobywa. O radość żebrze się każdego dnia od nowa, prosi się o jej cząstkę Jezusa i dopiero gdy przeniknie 214 duje w Niej z otchłanią radości: obydwie osadzone są w ogromnym poczuciu spokoju. Takie samo znaczenie mają słowa wypowiedziane przez Symeona do Maryi podczas ofiarowania Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (Łk 2, 34-35). U stóp krzyża Maryja cierpi i płacze, gdyż sama poznała cenę grzechu. Ale jej serce wypełnia również radość, ponieważ doświadcza w sobie potęgi zmartwych- wstania. Dobrze wyraża to chwalebne cierpienie Maryi starzec Sylwan: Jak ogromne musiało być cierpienie Matki Bożej, kiedy stała u stóp krzyża! A to dlatego, że Jej miłość była nieskończenie wielka, a my dobrze wiemy, iż ten, kto bardziej kocha, dotkliwiej odczuwa także cierpie- nie. Podług swojej ludzkiej natury Matka Boża nie była w stanie znieść tak potężnego bólu, jednak zdała się całkowicie na wolę Bożą i, umocniona Duchem Świętym, otrzymała sity do znoszenia swojego bólu. Oto dlaczego Maryja stała się pocieszycielką strapio- nych dla wszystkich ludzi10. Źródłem radości dla Maryi jest obecność Boga. Nagle odkrywa w swoim sercu obecność miłości trynitarnej, 10 Silouane, Edition Bellefontaine. s. 46. 217 b) Umrzeć z radości Zatrzymaliśmy się nad tą tajemniczą radością która towarzyszyła Chrystusowi i która jednocześnie jest ra- dością Bożą. Z tego względu możemy powiedzieć, że Bóg cierpi do tego stopnia, do jakiego sam jest Miłością, i pragnie, aby ta miłość rozszerzyła się na wszystkich ludzi. Możliwe jest cierpienie i śmierć z miłości. Kiedy anioł zachęca Maryję do radowania się, to* ma na myśli radość Chrystusa, którą Bóg chce zaszczepić w Jej ser- cu. W ślad za Chrystusem i Maryją poszli święci, o któ- rych wspomina również ojciec Moliniś: Święci cierpią o tyle bardziej, o ile bardziej są szczęś- liwi, można powiedzieć, że poddają się krzyżowi ra- dości i umierają z radości... Święci cierpią z radości, radość sprawia im ból, ponieważ czuje się uwięziona. Tak wyglądają strumienie Miłości Trójcy Świętej, chciałyby opasać całą ziemię, ale napotykają na za- pory grzechu świata i pojedynczego człowieka9. Wystarczy głębiej spojrzeć na delikatne rysy Dziewicy z ikony włodzimierskiej, aby zdać sobie sprawę, jak ciężkie było dla niej brzemię krzyża miłości - a zatem i radości - oraz że mogła umrzeć z radości. Na twarzy Maryi panuje powaga naznaczona smutkiem, a mimo to promieniuje z Niej niczym nie zmącona, przejmująca radość. Wyczuwa się, że radość została w Maryi ukrzy- żowana przez mękę Jezusa, i że otchłań smutku sąsia- 1 Ibidem, a*. 212-213. 216 mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2Kor 12, 9-10). Kiedy indziej radość będzie aż kipiała w sercu Maryi. Nie będzie w stanie dłużej jej ukrywać i wyrzuci ją z siebie przed obliczem Boga w Magnificat: raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy (Łk 1,47). Podobnie jak Maryję, radość pobudza do wielbienia i błogosławienia także Jezusa: W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztrop- nymi, a objawiłeś je prostaczkom (Łk 10, 21). Błogosławić Ojca to po prostu dobrze o Nim mówić (bene - dobrze, dicere - mówić) lub inaczej, w pełni Go przyjmować: „Cieszę się, że jesteś. Tyś całą mą radoś- cią". Maryja rozradowała się nie w sobie, ale w Bogu, swoim Zbawcy, gdyż żyje w Nim i z Niego. Cała zwraca się ku Bogu i dzięki temu uwalnia się od siebie, a przez to również od wszystkich niepokojów i zawiłości życia. Porzuciła zupełnie siebie, aby znaleźć swoją wiarę w Bogu. To jest właśnie prawdziwa ekstaza oraz definicja miłości: nie zatrzymywać się na sobie, ale całkowicie zwrócić się ku Innemu i pozostać w Nim. Myślę, że Maryja Panna doświadczyła uczucia zerwania, które ka- zało Jej porzucić siebie, aby zamieszkać w Bogu. Na tym 219 dociera do Niej, że Bóg wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej i otoczył Ją swą opieką i miłosierdziem. Głębia Jej serca została zatem owładnięta przez radość i pokój Boży, jednak na powierzchni nadal podlegała troskom i zmartwieniom. Od chwili wybrania przez Boga Maryja cieszy się radością w głębi swego serca, nawet jeśli nie widać wpływu tej radości na Jej stan wewnętrzny^Można nawet powiedzieć, że tym właśnie charakteryzuje się spotkanie z Bogiem. Kiedy tylko człowiek zostanie bezpośrednio dotknięty przez Boga, napełnia go pokój i radość, ale nie ma to żadnej wartości dla doświadczenia zmysłowego. Radość ta jest tak głęboka, że równa jest milczeniu, jest to radość nieodczuwalna! W momencie, w którym czło- wiek powziąłby decyzję przełożenia tej radości na słowa lub widzialne przedmioty, mówiąc: „Oto, co sprawia mi radość!", opuściłby świat transcendentalny i przeszedł do świata zjawisk. Radość zatem może nam towarzyszyć na poziomie wymykającym się odczuciom, a przemawiają- cym jedynie w ciszy. Jako chrześcijanie powinniśmy pójść jeszcze dalej i przyjąć, że nasza radość znajduje swoje źródło w na- szej słabości. Św. Paweł proponuje nam, abyśmy, uświa- damiając sobie własną nędzę, doświadczali potęgi Boga. Przedstawienie Bogu naszej nędzy i ubóstwa jest jedynym sposobem spotkania się z Nim. Paweł zachęca nas, abyśmy cieszyli się (słowo to ma charakter wyraźnie aktywny) z tego, co nas zasmuca: Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego 218 nie, że Bóg może doznawać cierpienia nie z powodu ja- kiegoś braku czy poczucia niemocy, ale dlatego że nie przyjęto Jego przeogromnej miłości. To właśnie skłoniło św. Franciszka z Asyżu do bolesnego krzyku „Miłość nie jest kochana". a) Pełna łaski Spotkanie z tą przeogromną miłością Boga pozwala nam zrozumieć zmieszanie Maryi. Maryja uważa się za dzieło miłości Trójcy Świętej, której wzrok przyciągnęła swoją pokorą: Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bo- wiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokole- nia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny (Łk 1,48-49). Bóg, wypowiadając słowo, skutecznie oddziałuje na rzeczywistość. Znaczy to, że Jego słowo sprawia to, o czym mówi. Tak samo Bóg napełnia Duchem Świętym i otacza łaską stworzenie, na które spogląda z bezgra- niczną czułością i miłosierdziem. Inaczej mówiąc, umie- szcza je we wnętrzu swego miłosierdzia. Patrząc z czysto ludzkiego punktu widzenia, dobrze wiemy, że miłość zdolna jest wyrwać człowieka z banal- ności jego egzystencji, aby go przemienić. Niekiedy zda- rza nam się powiedzieć do zakochanej dziewczyny: „Do- prawdy, nie poznaję cię!" Jeszcze wyraźniej widać to, gdy mamy do czynienia z darmową miłością Boga. On stwarza nas od wewnątrz na nowo i otacza swoją łaską. 221 polegała Jej modlitwa, Jej wymiana z Bogiem: jednym słowem Maryja została przemieniona na podobieństwo Boże. l 2 - SPODOBAŁAM SIĘ NAJWYŻSZEMU, PONIEWAŻ NAJMNIEJSZĄ BYŁAM 1 Powróćmy jeszcze do Pozdrowienia Anielskiego skierowanego do Maryi: Raduj się, pełna łaski, Pan 2 Tobą (Łk 1, 28). Jeśli Maryja zmieszała się na te słowa, to dlatego że w bardzo prosty sposób znalazła się pośrodku miłości Bożej, co mogłaby wyrazić podobnie jak bł. Aniela z Foligno: Zostałam wprowadzona w miłość Bożą i stałam się nie-miłością, gdyż utraciłam tę mizerną miłość, którą dotychczas żyłam. Nie wiem, czy zdarzyło się wam stanąć kiedyś przed człowiekiem, który dla was poddał się niszczącemu dzia- łaniu szaleńczych uczuć. Tak panicznie się tego boimy, ponieważ miłość zagraża naszemu życiu. Jedynie Bóg, ofiarując przerastającą nas miłość, szanuje jednocześnie w pełni nasze jestestwo. Jego miłość pochłania wszystko, co napotka, ale Bóg nie wchłania w siebie tego, kogo kocha. To właśnie Jego samego wyniszcza miłość. Bóg pozwala się unicestwić w innych. On jest tym, który kocha, który staje się własnością innych, ale sam nie rości sobie prawa do nikogo. Tutaj znajdujemy wyjaśnie- 220 lepiej zna cenę zbawienia niż my. Wyraz tego znajduje- my w modlitwie liturgicznej: Boże, Ty przez Niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy przygotowałeś swojemu Synowi godne mieszkanie i na mocy zasług przewidzianej śmierci Chrystusa zachowałeś Ją od wszelkiej zmazy...11 Zatrzymajmy się na chwilę przy słowach: zachowałeś Ją od wszelkiej zmazy. Św. Teresę z Lisieux, kiedy za- stanawiała się nad tym, że nie poznała grzechu, zmartwi- ły słowa Jezusa: komu mało się odpuszcza, mało miłuje (Łk 7, 47). Co robić, kiedy nie jest się wielkim grzeszni- kiem, a chce się bardzo kochać? l Mała Tereska znalazła wspaniałą odpowiedź: „Bóg okazał mi jeszcze więcej łas- ki niż grzesznikom... ponieważ zachował mnie od grze- chu!" Oto człowiek, który dostąpił łaski i uzdrowienia. Maryja dobrze wiedziała, że to właśnie dla Niej Bóg uczynił najwięcej, że dla Jezusa jest najdroższą osobą. Na Maryję łaska przebaczenia została wylana obficiej niż na Marię Magdalenę: patrząc na siebie widziały w sobie istoty, którym przebaczono, które potrafią się zrozumieć, gdyż uważały się za wyrwane z tej samej otchłani. Obydwie płakały nad grzechami Marii Magdaleny, a to dlatego, że ta ostatnia, żałując za swe grzechy, nie zatrzymywała się na swoich " Zob. Kolekta z uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny - przyp. tłum. v 223 Słuchając anioła, Maryja oddychała obecnością Trójcy Świętej, która stanęła u początku Jej drogi i czekała na Nią przy jej końcu. Pełna łaski Dziewica stała się, jak wyraził to św. Piotr, uczestniczką Boskiej natury (por. 2P 1,4). Łaska włączyła Maryję w taniec Trójcy Świętej, gdyż przeszła kąpiel w wodzie głębokiej i przejrzystej, wodzie prawdy Boga Miłości. Maryja została wybrana i ukształto- wana przez dwie dłonie Ojca, a trynitarne oblicze Chry- stusa stało się ciałem w Jej łonie: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym (Łk 1, 35). Zgodnie z tym, co powiedział Chrystus, Maryja nosiła w głębi swego serca ślad „Ojcowskiego łona". Jednym słowem, jest Ona pierwszą osobą, do której skierowane są słowa Chrystusa: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i bę- dziemy u niego przebywać (J 14, 23). Nie możemy zapominać, że Maryja także potrzebo- wała podobnie jak wszyscy inni członkowie rodziny ludzkiej zbawienia, które dokonało się przez wylanie krwi Chrystusa. Jednak Jej zbawienie i obdarowanie łaską dokonało się w sposób bardziej cudowny i doskonalszy. Maryja została zachowana od grzechu, zanim mogła co- kolwiek uczynić, aby na to zasłużyć. Dlatego też o wiele 222 z kolei nasze serca zostały przeszyte i rozdarte rozbra- jającą łagodnością Boga. Zetknąwszy się z głębią tego misterium w Maryi, człowiek zaraża się wirusem miłosier- dzia, który wypełnia jego serce wrażliwością na Boga, a w konsekwencji także na braci. Myślę, że to właśnie na tym polega współodczuwanie Maryi, które zawsze fascy- nowało świętych. Kto tak uparcie podkreśla, że Bóg może cierpieć nie z powodu jakiegoś braku czy poczucia niemocy, lecz dlatego że bunt człowieka, który odmawia przyjęcia Bożej miłości, rani do głębi Jego Ojcostwo? To Jezus, zgadza- jąc się wyrazić cierpienie Boga, daje zarazem dowód bezgranicznego otwarcia się na miłość Ojca: Przeto przychodząc na świat, mówi: Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę - w zwoju księgi napisano o Mnie - abym spełniał wolę Twoją, Boże (Hbr 10, 5-7). Podobnie Maryja, mówiąc: Niech mi się stanie według słowa twego, staje się stworzeniem, które otwiera się całkowicie na miłość Ojca i cierpi z powodu buntu człowieka. b) Pokora Maryi Francuskie tłumaczenie łacińskich tekstów Brewiarza nie oddaje w pełni wymowy liturgii o Najświętszej Maryi Pannie. Partykuła cum (ponieważ) w sposób istotny wyjaśnia to, co sprawiło, że Maryja zwróciła na siebie Potęga modlitwy -15 225 upadkach, ale chciała dotrzeć do serca Jezusa, zranionego tymi upadkami. Maryja zaś, współczując Marii Magdalenie, wpatrywała się w to samo serce Jezusa i wylewała te same co Maria Magdalena łzy, bo Miłość nie jest kochana12. Widząc w sobie człowieka, któremu przebaczono, Maryja wyraziła swoją solidarność z1 całą grzeszną ludzkością. Dzięki temu może orędować za grzesznikami i skutecznie wstawiać się za nami do Jezusa, kiedy modlimy się: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi!" Maryja zrozumiała cenę grzechu, gdy zobaczyła swego Syna na krzyżu. Równocześnie jednak zaskoczyła Ją fala miłosierdzia Bożego, którą wywołało przygnębienie człowieka. Maryja doświadczyła jej w swo- im ciele. Zaś Jej serce, przeszyte mieczem, czyż nie jest znakiem i odbiciem tego, co Bóg często powtarza na kartach Pisma Świętego, kiedy wspomina o swoim miłosierdziu: „Poruszyły się wnętrzności moje na widok twej niedoli". Jest to tajemniczy plan, ukryty przed wiekami, o któ- rym pisze św. Paweł (zob. Ef 3, 9) i który został nam teraz objawiony dzięki niezmierzonej hojności Chrystusa. Plan ten to misterium spotkania łagodności Boga z har- dością człowieka, to przyglądanie się naszej nędzy w perspektywie miłosierdzia Boga. Wołanie Jezusa wi- szącego na krzyżu cały czas rozbrzmiewało w sercu Ma- ryi. Ona, zapraszając nas do modlitwy, pragnie, aby 12 P. Monte OP, Le courage ...."........ 76 4 - Prośba .............................. 81 5 - Psalm 18 ............................. 87 6 - Doświadczenie słowa... .................. 93 Rozdział piąty ZATRZYMAJ SWEGO DUCHA w PIEKIELNEJ OTCHŁANI l NIE TRAĆ NADZIEI 1 - Silwan ............................... 100 2 - Świadectwo św. Antoniego Pustelnika i Ojców Pustyni .............................. 104 *" 3 - Nie trać nadziei ........................ 107 II. TRWAJĄC NA MODLITWIE .................... 113 Rozdział pierwszy MODLĄCY SIĘ KOŚCIÓŁ 1 - Zawsze się modlić ...................... 119 2 - Modlitwa, która jest życiem ................ 122 3 - Nie zniechęcać się ...................... 125 Rozdział drugi MODLITWA BŁAGALNA 1 - Zaufanie lub „dla Boga wszystko jest możliwe" . 136 2 - Wołanie do Boga dniem i nocą ............. 145 3 - Trwanie na modlitwie .................... 154 294 Rozdział czwarty MARYJA ROZWAŻAŁA w SWOIM SERCU 1 - Serce modlitwy ........................ 246 2 - Rozważać w swoim sercu ................ 254 3 - Nadasz Mu imię Jezus . . .*. ............... 258 4 - Rodzice Jego nie zrozumieli ............... 263 PODSUMOWANIE ............................ 277 ZNAKI DUCHA ŚWIĘTEGO Miłość Boża odczuwana jako ogień ............. 280 Światłość przedwieczna ..................... 283 Podjęcie decyzji ........................... 289