Józef Augustyn SJ Duch wspomaga słabość naszą Krótkie wprowadzenie do modlitwy -------------------------------------------------------------- UWAGI DO WYDANIA KSIĄŻKI: 1) Prośba o umieszczenie książki w serii: Biblioteka Życia Duchowego. 2) Główne rozdziały (cyfry rzymskie) rozpoczynać nie tylko od nowej strony, ale od nowej kartki, jak to jest w tekście. 3) Poszczególne punkty (cyfry arabskie) w rozdziałach rozpoczynać od nowej strony, jak to jest w tekście. 4) Wszystkie cytaty: kursywą (italic), zaznaczone w tekście. 5) Zasadniczym punktem odniesienia do druku jest tekst, a nie dyskietka. 6) Jeżeli komputer przez przypadek "zje" cudzysłowy (jak to już bywało) nanieść je z przekazanego tekstu. 7) Dedykację [Janowi - Mojemu Ojcu] - jak poniżej, umieścić na osobnej "czystej kartce" - nie umieszczać na niej żadnej innej informacji). --------------------------------------------------- Janowi Mojemu Ojcu "Przyjdź, szukajmy drogi do głębi. Nie jest to daleko. Droga, która tam prowadzi, jest naprawdę łatwa i naturalna. Istnieje w Tobie kwitnąca głębia, pełna tajemnic, ale także pełna tryskającego życia i sił, dzięki którym żyjemy." "Podobnie też i Duch wspomaga słabość naszą, gdyż nie wiemy, o co byśmy prosić mieli, jak potrzeba, ale sam Duch prosi za nami wzdychaniem niewymownym. Ten zaś, co przenika serca, wie, czego Duch pożąda, bo według Boga wstawia się za świętymi." WSTĘP 1. Jeżeli nawet uważamy się za ludzi religijnych, nasze życie duchowe bywa płytkie i powierzchowne. Troski codzienne, ludzka miłość, rodzina, praca, zaspakajanie podstawowych potrzeb życiowych, drobne przyjemności tak nas nieraz pochłaniają, iż nie odczuwamy w jakiś dotkliwy sposób potrzeby głębszego życia duchowego czy głębszej modlitwy. Życie upływa nam szybko. Może nawet mamy wrażenie, że jest ono intensywne i wypełnione ważnymi sprawami. Odbieramy je w ten sposób szczególnie wówczas, kiedy towarzyszy mu mniejsze czy większe powodzenie życiowe: zawodowe, rodzinne, towarzyskie. Życie jest wówczas jakby dobrym snem. Typ powszechnej mentalności społecznej, w której uczestniczymy i którą też sami tworzymy, przekonuje nas, że nasza postawa jest jedynym rozsądnym wyjściem w naszej sytuacji życiowej. Tak dzieje się zwykle jednak do czasu, kiedy życie odsłania nam swoją drugą stronę. Sukces i powodzenie okazują się jednak bardzo niestabilne, ludzka miłość ograniczona i zawodna. Jeżeli nawet nie spotykają nas jakieś większe niepowodzenia, klęski czy zawody życiowe, to mimo wszystko ogarnia nas z czasem uczucie pewnego niedosytu czy wręcz jakiejś egzystencjalnej pustki. Człowiek może się zmęczyć i znużyć zaspakajaniem własnych potrzeb życiowych, powodzeniem, a nawet swoim "ziemskim szczęściem". Biografie wielu współczesnych ludzi "wielkiego sukcesu" są tego najlepszym przykładem. Osiągnąwszy szczyty sławy, popularności, władzy czy bogactwa wielu z nich zachowywało się w pewnym momencie życia w taki sposób, jakby chcieli zniszczyć całe swoje dotychczasowe osiągnięcia i sukcesy. Wydawało się, jakby ludzie ci nie umieli "strawić" osiągniętego powodzenia i sukcesu. Wielu przyjmowało autodestrukcyjne postawy (np. nadużywanie alkoholu, narkotyków). Wiele współczesnych "gwiazd" popełniło samobójstwo. Nierzadko te właśnie zachowania i postawy, które widzimy "gołym okiem" u innych, moglibyśmy - przy większej uważności i refleksji nad sobą - dostrzec także u siebie samych. Te niszczące zachowania człowieka podejmowane także w chwilach powodzenia i sukcesu "bez żadnych wyraźnych powodów", naprowadzają nas na potrzebę odkrywania tajemnicy ludzkiego wnętrza. Spontaniczne i odruchowe zachowanie człowieka pokazuje nam, iż ostatecznym celem życia nie może być jedynie spanie, jedzenie, przepracowywanie się, gromadzenie pieniędzy, sławy, doświadczenia seksualne. Podstawową prawdę, iż "nie samym chlebem żyje człowiek" (Łk 4, 4), można wyczytać z naszego codziennego zachowania. Stan znużenia i pustki egzystencjalnej, jaki przeżywamy w chwilach największego powodzenia i konsumpcji, możemy odkryć jako wezwanie do szukania innej wizji życia, innej wizji szczęścia. Każdy krytyczny stan może nas naprowadzić na odkrycie prawdy, iż do pełni życia konieczne jest nie tylko zaangażowanie w doczesny, zmysłowy wymiar człowieka, ale także zaangażowanie w wymiar duchowy, transcendentny. Aby było to jednak możliwe, potrzebne jest z naszej strony zaangażowanie wewnętrzne - nasza duchowa praca: chwile wyciszenia, refleksji nad sobą, rachunek sumienia, modlitwa. Aby móc podjąć taką duchową pracę potrzebne jest nam wewnętrzne przełamanie się, walka, wysiłek. Naszym chwilom znużenia, pustki, kryzysu towarzyszy bowiem nieraz poczucie zwątpienia i niewiary w sens jakiegokolwiek wysiłku duchowego. Ma to miejsce szczególnie wówczas, kiedy uwikłani jesteśmy w różnorakie słabości moralne i czy nawet nałogi. W takich sytuacjach zachowujemy się często wobec siebie samych, jak niecierpliwy ewangeliczny ogrodnik, który mówi do gospodarza o nieurodzajnym drzewie: "Wytnij je, po co jeszcze ziemię wyjaławia" (Łk 13, 7). W takich chwilach zwątpienia nie dajemy sobie żadnych szans. Naszą niechęć do podjęcia wysiłku duchowego w stanach kryzysu utrudnia nam także fałszywe pojęcie modlitwy, czy wręcz uraz do modlitwy. Krótki "pacierz", który być może odmawiamy nawet regularnie i z dużym poczuciem obowiązku, kojarzy nam się nieraz z czymś przykrym, narzuconym, sformalizowanym. Ponieważ nie widzimy konkretnego wpływu takiej modlitwy na nasze życie, wątpimy w jej sens i skuteczność. Trudno nam się przełamać do modlitwy także dlatego, iż wydaje się nam ona czynnością mającą niewiele wspólnego z naszymi aktualnymi problemami i bolączkami. Często nie mamy dość czasu na modlitwę i refleksję nad sobą, ponieważ nie mamy dość odwagi, by podjąć nasze problemy, nie mamy dość wewnętrznego przekonania, iż do ich rozwiązania konieczny jest nam autentyczny dialog z Bogiem o naszym życiu. 2. Aby podjąć trud modlitwy potrzebujemy najpierw odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie: dlaczego mamy się modlić? Analizując różne sytuacje egzystencjalne człowieka, Autor - w pierwszym rozdziale książki - wskazuje, iż modlitwa nie jest "sprawą" narzuconą człowiekowi jakby z zewnątrz, ale jest raczej tym doświadczeniem, którego domaga się samo życie. Potrzebę modlitwy odkrywamy bowiem nie tyle poprzez pouczenia "mistrzów", czytanie literatury ascetycznej, ale raczej poprzez uważną refleksję nad swoim własnym życiem oraz głębszy wgląd w siebie. Modlitwa, której istotą jest przede wszystkim coraz bardziej intymny związek człowieka z Bogiem, wiąże się także ze stosowaniem ludzkich środków. Stąd też podstawowym problemem, o który również nierzadko rozbija się nasza modlitwa i całe życie duchowe, to nieznajomość pewnych warunków, których ona wymaga. Modlitwa, jak każda inna ludzka działalność, wymaga także zastosowania pewnej określonej metody. Tej problematyce poświęcony jest drugi i trzeci rozdział. W swoich refleksjach Autor odwołuje się często do Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli, którymi posługuje się na co dzień w swojej pracy rekolekcyjnej. Przedstawione warunki, jak i metody modlitwy, są zaczerpnięte właśnie z Ćwiczeń. Warto jednak podkreślić, iż metody modlitwy opisane przez Ojca Ignacego w nie są zbiorem przypadkowych propozycji podawanych dla wszystkich. Ignacy posiada pewną całościową wizję duchowego rozwoju człowieka od momentu pierwszego nawrócenia z grzechów ciężkich, aż do doświadczeń mistycznych, które pozwalają odnajdywać Boga we wszystkich rzeczach (św. Ignacy Loyola). Metody modlitwy proponowane przez Ojca Ignacego są dostosowane do etapów duchowego rozwoju człowieka. Autor Ćwiczeń podkreśla jednak z naciskiem, iż stosowanie poszczególnych metod (tzw. "trzy sposoby modlitwy" [Cd 238- 260], medytacja, kontemplacja, rachunek sumienia) domaga się spełnienia pewnych określonych warunków. Jeżeli zdarza się, iż wiele osób - po pierwszych próbach korzystania z Ćwiczeń duchownych - łatwo zniechęca się do metody ignacjańskiej, to być może także dlatego, iż niektóre z nich stosowane są w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiedni sposób, bez uprzedniego spełnienia pewnych warunków. Wielką zaletą ignacjańskiej metody modlitwy jest jej elastyczność, która sprawia, iż można ją stosować w każdych warunkach i okolicznościach życia. Wskazówek św. Ignacego Loyoli dotyczących rozwoju modlitwy nie należy bowiem rozumieć jako sztywnego prawa, ale raczej jako rady Mistrza, który "na własnej skórze" je sprawdził i osobiście doświadczył ich skuteczności. Ćwiczenia duchowne proponują bowiem nie tyle pewną szczególną duchowość w ramach duchowości chrześcijańskiej, ale są raczej propozycją metody wcielenia w życie duchowości ewangelicznej. Stąd też Ćwiczeniami mogą posługiwać się wszystkie rodzaje duchowości chrześcijańskiej. W czwartym rozdziale książki Autor podejmuje pewne trudności i pytania, które były zadawane przez uczestników rekolekcji i sesji przeprowadzanych w Domu Rekolekcyjnym Księży Jezuitów w Częstochowie. Odpowiedzi z pewnością nie są wyczerpujące. Ich celem było jedynie ukierunkowanie osobistego poszukiwania dla rozwiązania problemów, które stawia nam życie modlitwy. Problemy i pytania, które rodzą się na naszej drodze modlitwy, winny być rozwiązywane nie tyle poprzez odpowiednią lekturą, ile raczej w indywidualnym dialogu w kierownictwie duchowym. W ostatnim rozdziale książki Autor proponuje praktyczne rozważania biblijne o walce Jakuba z Bogiem (Rdz 32, 25-32). Zachęcają one do pogłębionej refleksji nad naszą dotychczasową modlitwą. Na zakończenie poszczególnych fragmentów rozważań Autor proponuje praktyczne "ćwiczenia", które mogą być traktowane jako wprowadzenie do medytacji. Jeżeli Czytelnik podejmie propozycję osobistej modlitwy, może również sam przygotowywać sobie podobne "ćwiczenia". "Krótkie wprowadzenie do modlitwy" zaprezentowane w książce wyrosło z życia. Autor dzieli się swoim skromnym doświadczeniem modlitwy osobistej oraz doświadczeniem związanym z pomaganiem innym w rozwoju modlitwy poprzez kierownictwo duchowe. Niektóre fragmenty drugiego i trzeciego rozdziału były już publikowane jako wprowadzenia do rozważań rekolekcyjnych. Autor zbiera je i porządkuje w pewną całość, aby mogły stanowić pewną pomoc dla "początkujących" w życiu modlitwy. Dla nich bowiem przeznaczone są niniejsze rozważania. Często początek życia modlitwy podobny jest do pierwszych doświadczeń w ludzkiej miłości. Po przeżyciach pełnych emocjonalnego uniesienia i euforii następują zwykle szare dni, które nierzadko niosą ze sobą uczucia rozczarowania, zniechęcenia i zawodu. Poddanie się im może sprawić, iż zostanie zmarnowana szansa na udaną ludzką miłość - szansa na głębokie życie modlitwy. Możemy uniknąć takiego niebezpieczeństwa podejmując gruntowną refleksję nad własną modlitwą. W takich kryzysowych chwilach trzeba nam zadawać sobie podstawowe pytania: Jaki sens i cel posiada modlitwa w naszym życiu? Jakimi motywami jest ona kierowana? Czy spełniamy podstawowe warunki konieczne do życia modlitwy? Czy jesteśmy świadomi naszej ludzkiej ułomności i ograniczeń, które w istotny sposób wpływają na naszą modlitwę? Modlitwa bowiem, choć jest najwznioślejszą czynnością człowieka, jest zawsze zanurzona w ludzkiej słabości. To właśnie owa słabość nie pozwala nam nigdy zapomnieć, iż modlitwa nie jest tylko naszą ludzką czynnością, ale dziełem Boga w nas. To właśnie wówczas, kiedy nie umiemy się modlić, "Duch wspomaga słabość naszą" (Rz 8, 26). ******************************************************** ROZDZIAŁ I DLACZEGO MAMY SIĘ MODLIĆ? ******************************************************** 1. DLACZEGO MAMY SIĘ MODLIĆ? Mamy się modlić, gdyż nasze ludzkie możliwości, siły, nasze dni mają swoje bardzo ścisłe granice, których sami nie jesteśmy w stanie przekroczyć. Nasze życie pozostawione samo w sobie zmierzałoby do nicości i byłoby naznaczone tragizmem. Modlić się - to szukać sensu naszych ludzkich granic: cierpienia, przemijania, słabości. Modlić się - to przekraczać granice ludzkiego istnienia sięgając swoimi pragnieniami nieskończoności Boga. Mamy się modlić, ponieważ nasze życie jest bardzo kruche. Kruche jest nasze zdrowie fizyczne, nasza odporność psychiczna. Kruche jest także nasze życie duchowe. Kruchości tej doświadczamy na co dzień, szczególnie w momentach różnorakich kryzysów. Modlitwa jest miejscem naszego wzmocnienia. Ona czyni nas silnymi duchowo i psychicznie. To właśnie modlitwa pozwala nam przezwyciężać różnorakie kryzysy i zagrożenia. Mamy się modlić, ponieważ nasze życie jest naznaczone cierpieniem. Z kruchością ludzkiego istnienia na ziemi łączy się nieuchronnie podatność na zranienia: fizyczne, psychiczne i duchowe. W historii naszego życia podlegamy różnym, nieraz głębokim zranieniom emocjonalnym, które długo nosimy w sobie. Bolesne jest dla człowieka bycie odrzuconym i niezaakceptowanym, bolesne są ludzkie rozczarowania i zawody życiowe, bolesna bywa samotność oraz doświadczenie własnej słabości moralnej. Mamy się modlić, aby to, co jest bolesne w naszym życiu, nie było przerzucane na innych, ale byśmy dźwigali nasz codzienny krzyż. W ten sposób stajemy się podobni do Jezusa ukrzyżowanego. Modlitwa sprawia, iż nasze zranienia nie niszczą nas, ale wprost przeciwnie - stają się miejscem spotkania człowieka z Bogiem, jak dla Jezusa krzyż był ostatecznym miejscem spotkania z Ojcem. Mamy się modlić, ponieważ jesteśmy kuszeni do zła. Modlitwa uświadamia nam, że życie człowieka na ziemi jest czasem próby. Istnieją w nas liczne namiętności, które wymagają naszej walki i zaangażowania duchowego. Mamy się modlić, ponieważ w chwilach pokusy jest w nas jakaś niesamowita skłonność do okłamywania siebie, skłonność do fałszerstw moralnych (Karl Rahner SJ). Pokusa zaślepia człowieka i odbiera mu jasny sąd. Modlitwa zaś przywraca nam zdolność duchowego widzenia i demaskowania naszych namiętności. Pozwala nam także realnie ocenić niebezpieczeństwo nacierających na nas pokus. Mamy się modlić, ponieważ w naszym życiu jest dużo zła i grzechu. Często bywamy ofiarami zła innych, a inni stają się ofiarami naszego zła. Z istot skrzywdzonych łatwo przemieniamy się w krzywdzicieli. Skłonność do zła nosimy w sobie od chwili urodzin i nie jesteśmy w stanie jej przezwyciężyć sami. Modlić się - to wołać o miłosierdzie dla nas i dla innych, aby sam Bóg przezwyciężał z nami i w nas to zło, którym ranimy siebie i innych. Mamy się modlić, aby móc przyjąć Boże przebaczenie i otworzyć się na przebaczenie naszych braci. Mamy się modlić, aby być zdolnymi przebaczać wszystko wszystkim. Modlitwa zanurza nas w odwiecznym miłosierdziu Boga, jednając nas z Nim samym, pomiędzy sobą i ze światem. Mamy się modlić, ponieważ żyjemy w epoce różnorakich zagrożeń. Zagrożone jest życie na ziemi, zagrożony jest pokój. Zagrożenie to wpływa na nas, rodząc wiele niepokojów i zbytniej troski o siebie i innych. Poczucie zagrożenia paraliżuje nas, nie pozwalając nam cieszyć się życiem. Zagrożenie odbiera nam pokój serca, pocieszenie, radość obcowania z innymi. Mamy się modlić, ponieważ jesteśmy obdarowani wolnością. Żadne inne stworzenie na ziemi nie otrzymało tego niezwykłego daru. Dzięki niemu, choć jesteśmy stworzeniami, jesteśmy podobni do samego Stwórcy. To dzięki wolności możemy dialogować z Bogiem nawiązując z Nim relację intymnego zjednoczenia. Mamy się modlić, ponieważ dar wolności jest nie tylko wielkim, ale również bardzo trudnym i kruchym darem. Łatwo można go nadużyć, zniekształcić a nawet utracić. Modlitwa usuwa przeszkody na naszej drodze do wolności. To właśnie modlitwa czyni nas naprawdę wolnymi. Mamy się modlić, ponieważ życie człowieka jest pielgrzymowaniem: wyszliśmy od Boga i do Boga zmierzamy. On nas stworzył. Stworzyć znaczy zrodzić z miłości i przeznaczyć do istnienia w miłości. To miłość jest u początku i u końca ludzkiego bytowania. Poprzez modlitwę przyjmujemy świadomie i w wolności nasz stan pielgrzymów, którzy na co dzień doświadczają, że w domu Ojca jest mieszkań wiele (J 14, 2). Mamy się modlić, ponieważ jesteśmy dziećmi Ojca, który jest w niebie. Mamy się modlić, ponieważ jesteśmy kochani przez Niego miłością nieodwołalną i bezwarunkową. To On jako pierwszy ofiarował nam swoją bezgraniczną miłość i przyjaźń. Modlić się - to zanurzać się w miłość Boga. Modlitwa czyni nasze serca wrażliwymi i otwiera nas na Jego bezwarunkową akceptację. Modlić się to odkrywać Bożą Opatrzność nad światem. Modlić się - to doświadczać, że Bóg jest mocną skałą, po której możemy pewnie kroczyć, jest tarczą i mieczem, którymi możemy bronić się przed zagrożeniem i złem. Mamy się modlić, ponieważ potrzebujemy miłości bliźnich, a bliźni potrzebują naszej miłości. Modlitwa otwiera nas na ludzi i czyni nas zdolnymi przyjmować i dawać miłość. Dzięki modlitwie pokonujemy lęk przed poświęceniem i ofiarą w miłości. Modlitwa uczy nas służby i oddania. Mamy się modlić, ponieważ jesteśmy nieustannie obdarowywani. Być stworzeniem - dzieckiem zrodzonym z miłości - to nieustannie otrzymywać wszystko od swojego Ojca niebieskiego. Zmęczeni pogonią za własną urojoną wielkością, skoncentrowani na sobie, nie dostrzegamy oczywistej prawdy o przemijaniu postaci tego świata. Z trudem dostrzegamy także fakt, że wszystko, co mamy, jest niczym niezasłużoną łaską - czystym darem. Stąd też łatwo rodzi się w nas postawa pretensji wobec ludzi i Boga. To ona sprawia, iż dostrzegamy łatwiej to, czego nam brakuje, niż to, co jest nam dane. Mamy się modlić, aby każdego dnia na nowo odkrywać prawdę, iż jesteśmy w drodze do Ojca, który najlepiej wie, czego nam potrzeba. Mamy się modlić, aby Boga uwielbić. Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił a przez to zbawił swoją duszę (Cd 23). Chwalić Boga to uznać Go za ostateczne źródło dobra i szczęścia człowieka. Dzięki modlitwie odkrywamy, iż nie ma najmniejszej sprzeczności pomiędzy dobrem i szczęściem człowieka a chwałą Boga i służeniem Jemu. Chwałą Boga jest dobro człowieka (św. Ireneusz). Mamy się modlić, ponieważ Bóg zaprasza nas do współpracy i współdziałania z sobą dla zbawienia innych. Naszą modlitwą pracujemy razem z Bogiem, aby wszystkich ku Niemu pociągnąć. Nigdy nie modlimy się tylko za siebie i dla siebie. Każda modlitwa jest jednocześnie za wszystkich i dla wszystkich. Modlić się - to czuć się głęboko odpowiedzialnym za dobro doczesne i wieczne swoich najbliższych oraz wszystkich, których sam Bóg stawia na naszej drodze. 2. MODLITWA SŁUCHANIEM BOGA Jeden z uczonych w Piśmie zapytał Jezusa: "Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?" Jezus odpowiedział: "Pierwsze jest: słuchaj, Izraelu: Pan Bóg nasz, Pan jest Jeden" (Mk 12, 29). Pierwszym przykazaniem jest słuchanie Boga. Modlitwa jest najpierw słuchaniem. Słuchanie jest pierwszą podstawową "czynnością" człowieka w dialogu z Bogiem. Nasze mówienie do Boga jest zawsze tylko odpowiadaniem na Jego mówienie. Starożytni Grecy i Rzymianie przede wszystkim patrzyli na swoich bogów zrobionych według ich własnych wyobrażeń. Bogaci swoich bogów robili z drogocennych kruszców, ubodzy zaś rzeźbili ich w kamieniu czy drewnie. Autorzy natchnieni z odcieniem ironii mówią o bożkach pogan, które nie potrafią mówić: Ich bożki, to srebro i złoto, robota rąk ludzkich. Mają usta, ale nie mówią (Ps. 115,4). Jahwe Izraela nie każe najpierw na siebie patrzeć, ale każe siebie słuchać. Mowy Proroków rozpoczynają się zwykle słowami: Słuchaj, Izraelu, mówi Jahwe, Twój Bóg. Przemawianie Boga do człowieka najpełniej urzeczywistniło się w Jezusie Chrystusie. On jest Słowem Ojca: Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez Proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna (Hbr 1,1). W Jezusie Chrystusie, Wcielonym Synu Bożym, Bóg powiedział wszystko o Sobie i o człowieku. W czasie przemienienia Jezusa na górze Tabor Bóg Ojciec przedstawia nam swojego Syna i zaprasza nas: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie (Mt 17, 5). A sam Jezus powie: Kto ma uszy, niechaj słucha (Mt 11, 15). Bóg mówi do nas poprzez swoje Słowo. Ono rodzi w nas duchowe pragnienia i natchnienia wewnętrzne: pragnienie głębszej i dłuższej modlitwy, pragnienie większej szczerości i uczciwości wewnętrznej, pragnienie ofiarniejszego służenia innym - jest to mowa Boga do człowieka, owoc słuchania Jego Słowa. Na modlitwie zauważamy te dobre pragnienia, przyjmujemy je z wdzięcznością, postanawiamy konsekwentnie wcielać je w życie. Bóg mówi do nas nie tylko poprzez pragnienia i natchnienia wewnętrzne, ale także poprzez fakty. Życiowe porażki i trudna sytuacja egzystencjalna, pogoda i radość życia, zagrażające nam niebezpieczeństwa czy ich uniknięcie - na te i wszystkie inne doświadczenia trzeba nam patrzeć jako na znaki, poprzez które Pan Bóg pragnie nas pouczać i prowadzić do siebie. Wszystkie zdarzenia historii życia, każdy jej dzień jest miejscem przemawiania Boga do nas. Modlitwa jest sposobem, odczytywaniem historii naszego życia oczami Pana Boga. Słuchanie Boga jest jednak rzeczą ogromnie trudną. Człowiek jest bowiem istotą rozdartą. Oprócz głosu Boga dają się słyszeć w człowieku inne wielorakie głosy: głosy ludzkich nieuporządkowanych pragnień i potrzeb, głosy namiętności i żądz. W tych ludzkich głosach działa także nieprzyjaciel Boga i człowieka: zły duch. Ludzkie głosy, choć są zwykle ulotne, przemijające i nietrwałe, są jednak bardziej krzykliwe i brzmią donośniej. Modlitwa wymaga więc oczyszczenia i uwrażliwienia naszych uszu. Trzeba nam najpierw wyciszyć w nas inne głosy, które są wrogie Jego Słowu. Modlitwa, słuchanie Boga, wymaga uciszenia niepokoju o siebie, opanowania żądzy posiadania, doznania, znaczenia. Na drodze modlitwy może postąpić tylko ten, kto oczyszcza się ustawicznie od nieuporządkowanych uczuć i staje się sposobny na przyjęcie światła Bożego (31 Kongregacja Generalna Towarzystwa Jezusowego, 219). Nawet po kilkudziesięciu latach wysiłków w dziedzinie modlitwy skarżymy się, że bardzo trudno nam się modlić. Narzekamy, iż mamy wiele rozproszeń, nie umiemy się skoncentrować. Nierzadko problem ten rozwiązujemy najprościej; uciekamy od dłuższej zaangażowanej modlitwy w zewnętrzne działanie. Narzekając na naszą modlitwę często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo nie przygotowani przychodzimy na nią. Nasze nerwowe (a nawet znerwicowane) skoncentrowanie się na sobie i zaspokajaniu naszych potrzeb, ciągłe odurzanie naszych lęków (przez rozliczne konsumpcje), stwarza w nas taki chaos i zamęt wewnętrzny, że stajemy się niezdolni do słuchania czegokolwiek poza sobą. Postawa słuchania Boga jest nam wówczas obca. Zamiast słuchać Boga, zaczynamy "dla Niego" działać: szybko, dużo, gorączkowo, zachłannie. Ze słuchaczy Słowa Bożego, stajemy się Jego aktywistami. Modlitwą chcemy dokonywać wielkich zmian najpierw w nas samych. Ponieważ nie podobamy się sobie samym, nie umiemy i nie chcemy uznać naszych słabości i zranień, próbujemy siebie zmieniać: od razu, na siłę i wszystko. A ponieważ bez Jezusa nic uczynić nie możemy, nasze wysiłki czynią nas tylko jeszcze bardziej niezadowolonymi z siebie, bardziej nerwowymi. Niezadowolenie z siebie łatwo przerzucamy na innych i tak rozpoczynamy zmieniać świat, Kościół, naszych najbliższych. Zamiast ich kochać i przyjmować ich najpierw takimi, jakimi są, zaczynamy im wytykać błędy i grzechy. Nasza gorliwość w nawracaniu innych kończy się najczęściej próbą manipulowania innymi i narzucaniem im swojego punktu widzenia. A ponieważ nasi bliźni nie dają się tak łatwo zniewolić, dochodzi do nieporozumień i konfliktów. Niezadowoleni z siebie i z innych zaczynamy dyktować Panu Bogu, co potrzebne jest nam, naszym bliskim, Kościołowi i światu. Ale modlitwa ta podobna jest do wielosłowia pogan, którzy sądzą, że dzięki swojemu wielomówstwu będą wysłuchani (por. Mt 6, 7). Pierwsze jest: słuchaj, Izraelu: Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Pierwsze jest: Bóg mówi - człowiek słucha. Przyjmijmy z wiarą przestrogę Psalmisty: Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego: Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba, jak na pustyni w dniu Massa, gdzie Mnie kusili wasi ojcowie, doświadczali mnie, choć widzieli moje dzieła (Ps 95). 3. KTÓŻ MNIE ODŁĄCZY OD MIŁOŚCI CHRYSTUSOWEJ? Modlitwa jest aktem, poprzez który Bóg w Trójcy Jedyny zanurza się w człowieku, a człowiek zanurza się w Bogu. Nawiązuje się w ten sposób intymna, mistyczna jedność Stwórcy ze swoim stworzeniem. Człowiek, istota wyprowadzona z prochu ziemi, wchodzi w dialog z odwiecznym i niewidzialny Bogiem. Modlitwa jest aktem, poprzez który człowiek staje się uczestnikiem nieskończonej, odwiecznej miłości. To właśnie na modlitwie człowiek poznaje, kim jest Bóg, przed oblicze którego zostaje dopuszczony. Człowiek poznaje, iż Bóg jest całkiem Inny, transcendentny, to znaczy przekraczający wszystko to, co człowiek o Nim może pomyśleć lub jak Go może doświadczyć. Trzeba nam nieustannie pamiętać, że nasze myślenie i doświadczanie Boga nie oddaje całej rzeczywistości Boga. Nasze myślenie i doświadczanie Boga jest nierzadko zniekształcone i zafałszowanej. Nasze przeżywanie Boga nie jest nigdy identyczne z samym Bogiem. Jest tylko odbiciem jakby w zwierciadle, nieraz w bardzo zniekształconym zwierciadle (por. 1 Kor 13,12). Modlitwa jest wielkim zaproszeniem Boga, aby ciągle na nowo odkrywać Jego inność. Modlitwa przekonuje nas, iż nie bylibyśmy w stanie dosięgnąć Boga, gdyby On sam jako pierwszy, nie wezwał nas do dialogu i nie dopuścił przed swoje oblicze. Modlitwa uświadamia nam jednocześnie, iż Ten Inny - transcendentny - nieskończenie wielki Bóg jest jednocześnie człowiekowi bardzo bliski, bliższy człowieka, niż człowiek sam siebie (św. Augustyn). Na modlitwie człowiek dotyka Boga, nawiązuje intymną więź z Nim. Modlitwa odsłania przed nami "szaleńczą Miłość", która każe Bogu wkroczyć w czas i przestrzeń ludzką i stać się podobnym do człowieka we wszystkim, oprócz grzechu. Jezus Chrystus, Wcielony Syn Boży, najpełniej objawia nam bliskość Boga. Od momentu Wcielenia człowiek może na Boga patrzeć swoimi ludzkimi oczyma, słuchać Jego głosu, a nawet karmić się Jego ciałem i krwią. Dzięki tajemnicy Wcielenia bliskość Boga wobec człowieka dociera do nas poprzez całą ludzką osobę, nie tylko poprzez duszę, intelekt, uczucia, ale także poprzez wszystkie zmysły ludzkiego ciała. Samo ciało staje się miejscem objawienia miłości Boga do człowieka. Tajemnica Jego bliskości najwyraźniej odsłania się właśnie w Eucharystii. Modlitwa każe nam się dziwić, iż ten nieskończenie wielki Bóg staje się tak bliski człowiekowi. Modlitwa jest trwaniem w zdziwieniu. Dzięki modlitwie poznajemy nie tylko Boga, ale także siebie samych. Właśnie poprzez modlitwę człowiek zdobywa pełną świadomość siebie - pełną prawdę o sobie. Modlitwa ukazuje człowiekowi z jednej strony głębię jego pragnień, które czynią go niespokojnym, dopóki nie pozwoli się do końca ukochać przez Boga. Ale z drugiej strony odsłania przed człowiekiem głębię jego zepsucia i nieprawości, głębię zła i grzechu. Tę nieprawość ludzkiego serca odsłaniają nam nie tylko grzechy już popełnione, ale także - a może przede wszystkim - grzechy, które jesteśmy w stanie popełnić. Wyzwól mnie, Panie, od grzechów jeszcze nie popełnionych (Roman Brandstaetter) - jest to modlitwa człowieka dobrze znającego siebie. Modlitwa uświadamia nam, iż jesteśmy całkowicie zdani na miłosierdzie Boga. Starożytna modlitwa chrześcijańska: Kyrie eleison - Panie, zmiłuj się nad nami - będzie zawsze w centrum modlitwy. Błogosławiony Bóg, co nie odepchnął mej prośby i nie oddalił ode mnie swego miłosierdzia (św. Augustyn). Odsłaniając głębię nieprawości ludzkiego serca i potrzebę miłosierdzia Bożego, modlitwa staje się wezwaniem do ciągłego nawracania się. Człowiek, który modli się szczerze, doskonale czuje, iż nie da się pogodzić trwania przed Bogiem z nieuczciwością w życiu, z szukaniem siebie, z egoizmem, zmysłowością, pychą, z tym wszystkim, co czyni go dzieckiem tego świata. Dzięki modlitwie człowiek poznaje prawdziwą nadzieję, którą nosi w głębi swojego serca i o której wie, iż nikt i nic nie może mu jej odebrać. Dzięki modlitwie człowiek staje się pewny swojej przyszłości. Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? We wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (Rz 8,35). Dzięki modlitwie nie tracimy pogody ducha nawet w największych trudnościach, zagrożeniach, prześladowaniach. Wierzymy bowiem, że w sprawach ludzkich ostatnie słowo ma zawsze Bóg. 4. NIE CZEKAJCIE NA OCHOTĘ DO MODLITWY W naszej modlitwie nie liczy się najpierw to, czego doświadczamy w świecie uczuć. Doświadczenia uczuciowe, chociaż nieodłącznie towarzyszą modlitwie i są jej bardzo ważnym elementem, nie są jednak ostatecznym kryterium jej autentyczności. Człowiek zaangażowany w modlitwę musi być czujny i rozeznający, aby własnych przeżyć uczuciowych nie utożsamiać automatycznie z działaniem Boga w człowieku. Na modlitwie trzeba nam nieustannie powracać do podstawowej prawdy, że nigdy nie modlimy się sami. To Duch Święty, Duch Jezusa modli się w nas i przez nas. Wszystkie modlitwy liturgiczne Kościoła kończą się wezwaniem: Przez Chrystusa Pana naszego. Każda modlitwa, wspólnotowa czy osobista, jest modlitwą przez Chrystusa, w Chrystusie i z Chrystusem. To Chrystus prowadzi nas do swojego Ojca, i dzięki Niemu możemy wołać do Boga: Abba, Ojcze (por. Rz 8,15). Głęboka świadomość, iż nie modlimy się sami, ale Chrystus modli się w nas, sprawia, iż nasze odczucia stają się względne. Na modlitwie ważniejsze od doświadczenia uczuciowego jest doświadczenie wiary. To właśnie wiara jest istotą modlitwy. Jest więc rzeczą drugorzędną, czy my sami jesteśmy zadowoleni z naszej modlitwy; czy ona sprawia nam przyjemność; czy przychodzi nam łatwo. Zadowolenie, przyjemność, łatwość modlitwy nie jest jej ostatecznym kryterium. Jezus wzywa nas, abyśmy modlili się zawsze i nigdy nie ustawali. Nie możemy się więc modlić tylko wówczas, gdy mamy ku temu nastrój i ochotę, gdy uczuciowo jesteśmy pociągani do modlitwy. Im większą czujemy niechęć do modlitwy i im bardziej czujemy się ospali, smutni i przygnębieni, tym więcej potrzebujemy modlitwy, ponieważ potrzebujemy umocnienia. Nikt z nas nie rodzi się z odczuwalną potrzebą modlitwy. Potrzeba ta musi być przez nas dopiero obudzona. Istnieje wprawdzie w każdym z nas głębokie pragnienie Boga, ale jest ono często uśpione, zagłuszone. Aby móc doświadczać potrzeby modlitwy, trzeba się modlić. To właśnie na modlitwie rodzi się stopniowo potrzeba modlitwy. Im więcej człowiek się modli, tym bardziej nienasycone jest jego pragnienie modlitwy. Jeżeli nawet doświadczamy w jakimś stopniu potrzeby modlitwy, to ona przez to nie staje się łatwą. Potrzeba modlitwy nie niweczy trudu modlitwy. Dlaczego? Ponieważ modlitwa najczęściej nie przynosi zadowolenia i pociechy naszym zmysłom. Modlitwa przekracza ludzkie zmysły. Przekracza to, co jest materialne, co jest tylko czasowe i przestrzenne. Modlitwa dosięga wieczności. Właśnie dlatego, że modlitwa przekracza ludzkie wymiary, tak łatwo rodzą się wątpliwości: jaki sens ma czynność, której skuteczności nie można sprawdzić, jaki sens ma wołanie, na które nie otrzymuje się natychmiastowej i sprawdzalnej zmysłami odpowiedzi? Jeżeli chcemy się modlić, nie możemy czekać aż nasze wątpliwości ustaną, aż przyjdzie nam ochota na modlitwę. Wielu przestało się modlić właśnie dlatego, iż dali się zwieść własnym wątpliwościom. Trzeba nam się modlić wbrew naszym wątpliwościom i pomimo braku ochoty. Jeżeli chcecie się modlić - nie czekajcie na ochotę do modlitwy, bo w końcu przestaniecie się modlić właśnie wtedy, gdy modlitwa będzie wam najbardziej potrzebna. Jest to niebezpieczne złudzenie, które już wielu ludzi oddaliło od Chrystusa. Pragnienie modlitwy jest już jej owocem. Niechaj wam wystarczy świadomość, że Bóg na was czeka. Bóg pragnie was widzieć modlących się nawet wówczas, gdy nie macie na to ochoty. A może właśnie szczególnie wówczas? (Ren‚ Voillaume). Sw. Ignacy Loyola doradza, aby w czasie strapienia wewnętrznego, kiedy jest trudno wytrwać na modlitwie, nie tylko jej nie skracać, ale nawet nieco ją przedłużyć, a to w tym celu, żeby działać przeciw strapieniu i przezwyciężyć pokusy. Trzeba się bowiem przyzwyczaić nie tylko do tego, żeby stawić opór przeciwnikowi, ale nadto, żeby go powalić na ziemię. W czasie modlitwy jesteśmy kuszeni najpierw do porzucenia modlitwy. Zniechęcenie, nuda, wewnętrzna ociężałość, budzące się namiętności nacierają na nas rodząc niepokój wewnętrzny; czy w takim stanie ducha możemy się modlić? czy mamy prawo rozmawiać z Bogiem posiadając tak "okropne" myśli, pragnienia, odczucia? Posługując się naszym wewnętrznym nieuporządkowaniem zły duch przekonuje nas, że jesteśmy niegodni stanąć przed Bogiem. To wielka pokusa. Jeżeli jednak pokonamy te przeszkody, to wówczas pojawić się może druga pokusa, gorsza od pierwszej, pokusa "idealnej modlitwy". Chcieć modlić się lepiej niż się umie w danym momencie, jest zawsze kuszeniem złego ducha. Wielu ludzi porzuciło modlitwę tylko dlatego, iż weszli w logikę takiej pokusy: Jeżeli twoja modlitwa jest taka uboga, słaba, jeżeli nie przynosi owoców, których oczekujesz, to będzie lepiej ją porzucić? Trzeba nam zgodzić się na ubóstwo naszej modlitwy. Jeżeli z ubóstwem modlitwy łączy się nasza szczerość, otwarcie i hojność, ona podoba się Bogu. Ona zbliża nas do Niego. Pozwala nam doświadczyć, iż jesteśmy Jego dziećmi. 5. WIERNOŚĆ W MODLITWIE Jedną z najtrudniejszych spraw dla współczesnego człowieka jest wierność w relacjach międzyosobowych. Niewiernością nacechowane są dziś niemal wszystkie więzi międzyludzkie. Niewierność ujawnia się zwłaszcza w życiu rodzinnym i małżeńskim. Dzisiaj wiele małżeństw decyduje się na rozwód łatwiej niż kiedykolwiek w przeszłości. Wielu ojców opuszcza dom zostawiając swoje dzieci. Podtrzymują z nimi jedynie luźny i mało zobowiązujący kontakt. Słusznie w takiej sytuacji dzieci czują się zdradzone. Także wiele osób duchownych łatwo dziś łamie zobowiązania swojego stanu kapłańskiego czy zakonnego. Niewierność ta ujawnia się również w relacji do Boga. Wielu ludzi dzisiaj, nie wyrzekając się wprawdzie swojej wiary, łatwo rezygnuje z aktywnego życia religijnego tłumacząc się brakiem czasu i sił na "praktyki". Dla wielu życie duchowe wydaje się być już tylko luksusem, na który mogą sobie pozwolić jedynie mnisi. Niewierność współczesnego człowieka przejawia się także w łatwym łamaniu przyjętych norm życia osobistego i społecznego. Wiele podstawowych zasad moralnych odnoszących się do ludzkiego życia i postępowania, które nigdy dotąd nie były podważane, jest dziś kwestionowanych w sposób zasadniczy. Wielu próbuje uzasadniać ich nieprzydatność w "naszych czasach". Niewierność współczesnego człowieka nie wynika z przypadku czy tym bardziej z jego złej woli. Zbyt szybkie tempo życia, ciągłe przemęczenie, częste znerwicowanie - to wszystko sprawia, iż żyje on jakby poza sobą i nie jest w stanie kontrolować tego, co się w nim i z nim dzieje. Mała świadomość, czy wręcz nieświadomość siebie, sprawiają, iż wiele ważnych decyzji człowiek współczesny podejmuje kierując się subiektywnymi odruchami, u podłoża których jest często lęk, brak poczucia bezpieczeństwa, a przede wszystkim brak dojrzałości emocjonalnej i duchowej. a) Wierność w miłości Najgłębszym jednak podłożem niewierności człowieka w relacjach międzyosobowych jest niezdolność do wejścia w doświadczenie miłości: w przyjmowanie miłości od innych i dawanie na nią odpowiedzi. Niewierność człowieka wypływa z lęku przed bezwarunkowym oddaniem się Drugiemu: Bogu i człowiekowi. Człowiek boi się zatracić siebie i swoją wolność. W doświadczeniu niewierności ścierają się ze sobą dwa sprzeczne odczucia: z jednej strony wielka potrzeba miłości, akceptacji, bezpieczeństwa, emocjonalnego ciepła, która każe człowiekowi szukać wciąż nowych "obiektów miłości i oddania", z drugiej zaś jakieś wewnętrzne zablokowanie, głęboki lęk przed przyjęciem właśnie tego, czego tak bardzo się potrzebuje. Przyznanie się przed sobą samym do tego, iż potrzebuje się miłości i uczucia "Drugiego" odbierane jest jako upokorzenie i zniewolenie. Trwanie w takim stanie rozbija i nerwicuje człowieka coraz głębiej. Uciekając od najgłębszego zaangażowania w relację z "Drugim" człowiek odnosi wrażenie, iż obronił własną "niezależność i wolność". Jest to jednak wolność negatywna - wolność "od" miłości oraz wolność "od" trudu i ofiar z nią związanych. Ta właśnie negatywna wolność staje się jednocześnie dręczącą samotnością, egzystencjalną nudą i doświadczeniem bezsensu. Człowiek nie wie wówczas, po co i dla kogo żyje. Doświadczenie pokazuje jednak, iż ta "negatywna przestrzeń" powstała po odmowie kochania nie pozostaje jednak pusta zbyt długo. Zwykle szybko zostaje ona "zagospodarowana" przez różnorakie zniewolenia: posiadanie materialne, zmysłowość w różnej formie, niszczące chore ambicje, nieludzką ideologię, itp. Człowiek broniąc się przed miłością (Boga i ludzi) staje się niewolnikiem siebie i własnej pożądliwości. Modlitwa uczy nas wierności. Pokazuje nam, iż wierność w miłości wymaga najpierw pokornej akceptacji własnych potrzeb i pragnień miłości, zarówno tej zwyczajnej ludzkiej miłości (narzeczeńskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej, przyjacielskiej), jak również nieskończonej i odwiecznej miłości Boga. Modlitwa daje nam odwagę zaakceptowania ryzyka związanego z przyjmowaniem i dawaniem miłości. Modlitwa objawia nam Boga, który zawsze pozostaje wierny człowiekowi i nigdy go nie zdradzi. Czy może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49,15). Na modlitwie człowiek nasyca się wiernością Boga i uczy się odpowiadać wiernością na wierność. b) Wierność w modlitwie Aby nasza modlitwa mogła wpływać na nasze życie i przemieniać je, musi być wierna. Nie wystarczy chwilowy modlitewny zapał i entuzjazm. Kiedy człowiek wchodzi w głęboką relację z Bogiem i pragnie, aby Bóg zawładnął jego życiem, to musi mieć świadomość, że rozpoczyna się w nim nowe życie. Wymaga ono troski, ofiary i pracy. Doświadczenie mówi nam, że wierność Bogu, sobie i bliźniemu wymaga od nas walki. Modlitwa jest walką. Ten, kto rozpoczynając modlitwę unikałby wysiłku i zmagania, nie pozostanie jej wierny. Aby się modlić w sposób wierny trzeba podejmować decyzje modlitwy; nie raz na rok, miesiąc czy nawet raz na tydzień, ale każdego dnia, przed każdą modlitwą. Z czysto ludzkiego punktu widzenia brak jest nam motywów, aby się modlić. Aby obejrzeć dobry film, spędzić sympatyczny wieczór z przyjaciółmi nie potrzeba wielkiego wysiłku. Takie doświadczenia przychodzą nam łatwo. Jesteśmy "po ludzku" pociągani przez te czynności. Wprawdzie możemy mieć w naszym życiu chwile, w których modlitwa będzie przychodzić nam łatwo. Częściej jednak będziemy doświadczać trudu modlitwy. Nierzadko staniemy przed jakąś pustką wewnętrzną, jakby przed jakąś niemożnością wydobycia z siebie czegokolwiek. Nieraz ogarnie nas niepokój i lęk o siebie, wątpliwości, czy nasza modlitwa ma sens. W takich chwilach dialog z Bogiem jest trudny. Wierność modlitwie wymaga wówczas zmagania wewnętrznego. Tej wierności na modlitwie domaga się od nas Jezus. Sw. Paweł wielokrotnie zachęca nas, aby się modlić w każdym czasie, bez przerwy, przy każdej sposobności, w dzień i w noc. Sam również daje nam przykład takiej modlitwy (por. Ef 6,18; Kol 1,9; 1 Tes 3,10: 5,17; 2 Tes 1, 11). Wierność na modlitwie to nie tylko wierność czasowi modlitwy, ale to przede wszystkim wierność wezwaniu, które Bóg kieruje do człowieka, wierność Jego miłości, Jego woli. Ta właśnie wierność wymaga jedności pomiędzy czasem modlitwy a życiem człowieka. Bóg wchodząc w ludzkie życie kładzie na nim swoją rękę, ogarnia je i przenika (Ps. 139). Modlitwa i życie stają się wówczas jednym, ponieważ kieruje nimi jedna miłość Boga, jeden Jego Duch, jedna Jego wola. Wierność Bożemu wezwaniu usłyszanemu na modlitwie sprawia, iż modlitwa przemienia życie; być może bardzo powoli, ale widocznie. Wierność Bogu na modlitwie przemienia najpierw serce człowieka, które kształtuje się na wzór Serca Jezusowego. Z serca zaś ludzkiego wypływają zarówno złe jak i dobre czyny. Z serca niewiernego, poddanego pożądliwości, rodzą się złe czyny. Natomiast serce przemienione miłością Boga, rodzi czyny wierne tej miłości, czyny odmieniające życie. 6. MODLITWA W CHWILACH POKUS Obserwując nasze życie i życie innych widzimy, iż nierzadko przychodzą na nas "okresy rozprężenia wewnętrznego, chłodu, oschłości. Są momenty, w których nam się wydaje, że Bóg, wieczne Światło, odwieczna Miłość, jakby odsuwa się od nas. Wielkie cnoty, takie jak prawość, czystość, sprawiedliwość, wierność, tracą swoją przejrzystość. Całe życie wewnętrzne wydaje się być luksusem, na który można sobie pozwolić tylko w momentach pogodnych" (K. Rahner SJ). W takich chwilach realne wydaje się jedynie to, co daje się bezpośrednio dotknąć i użyć. "Słodkie powaby tego wszystkiego krążą w duszy i we krwi człowieka. Rośnie ślepa pożądliwość" (K. Rahner SJ). To, co przychodzi z zewnątrz jako pokusa, znajduje "wspólnika" w naszym rozdarciu wewnętrznym (por. Rz 7,18nn). Pokusa, zanim zaatakuje "ciało", obecna jest już w "duszy". Patrząc na pokusę tylko od zewnątrz, może nam się wydawać, że jest ona łatwa do przezwyciężenia. Takie odczucie mamy tylko do momentu rozpalenia się pożądliwości w nas. Gdy wzmaga się pożądliwość, człowiekowi wydaje się, iż musi ulec pokusie. W chwilach silnych pokus grzech wydaje się koniecznością życiową. W pokusie trzeba nam być wielkimi realistami. Musimy być świadomi, iż w chwili prawdziwej pokusy braknie nam sił, aby ją przezwyciężyć. Nie możemy nigdy być pewni siebie. Subiektywna pewność siebie, nawet ta najsilniejsza, może być zwodnicza, jak zwodnicza była pewność siebie Piotra. Choćby i na śmierć, pójdę z Tobą (Łk 22,33) - słowa te, choć szlachetne i szczere w swojej zewnętrznej formie, były jednak wyrazem subiektywnego przekonania, a nie wewnętrznego doświadczenia serca. W chwili pokusy potrzebujemy "dopływu wiary", nowych sił duchowych, potrzebujemy łaski. Jeżeli wchodzimy w walkę z pokusami z naszymi słabymi siłami, które mamy, z pewnością przegramy. Pokusie towarzyszy "ciemność wiary", która sprawia, że modlitwa wydaje się być czynnością absurdalną, niepotrzebną, pustą. Konieczna jest wówczas wielka odwaga i zaufanie. Upaść na kolana przed Bogiem jako Ojcem w chwilach nasilających się pokus, pośród ciemności wiary - wymaga od człowieka wielkiej "determinacji duchowej". Modlić się naprawdę - to szukać oparcia dla swojego życia tylko w Bogu. Takie sytuacje egzystencjalne wymagają od nas heroizmu "nagiej wiary". Kiedy ogarnia człowieka tchórzostwo, nienawiść, zmysłowość, egoizm, rozgoryczenie, musi on wzbudzić w sobie coś ostatecznego, coś, co jest jednocześnie transcendentne i wieczne. "I to, co najgłębsze w nas, zaczyna wołać do Boga uparcie i wytrwale, jak ktoś zdjęty śmiertelną trwogą, dla którego nie ma już innego wyjścia jak tylko błaganie o litość" (K. Rahner SJ). Modlitwa w chwilach pokus jest przede wszystkim owocem nagiej wiary. Modlitwa rodzi się z wiary. Zaniedbywanie modlitwy wynika z zamierania w człowieku wiary. Porzucenie zaś modlitwy jest wyrazem niewiary. To właśnie wiara każe nam stawać przez Tym, którego nie widzimy ludzkimi oczyma. Oczy wiary mówią nam jednak, iż jest On bardziej realny niż jakakolwiek inna rzeczywistość. Człowiek, który pragnie się modlić, musi nauczyć się znosić w chwilach pokusy ciemności nagiej wiary, wiary, która nie jest już podtrzymywana pocieszeniem duchowym, emocjonalnymi przeżyciami, ludzką satysfakcją. Doświadczenie nagiej wiary, wiary czystej jest trudne i bolesne, ponieważ człowiek nie znajduje wówczas pomocy w ludzkim wymiarze. Doświadczenie czystej wiary każe nam rzucić się "w przepaść", mając wewnętrzne przekonanie, iż Bóg nas pochwyci i ocali. Szczególnym rodzajem pokusy jest doświadczenie zagrożenia, brak poczucia bezpieczeństwa, ogarniająca człowieka niepewność siebie. Człowiekowi wydaje się wówczas, iż stanie się z nim coś "niedobrego", coś "strasznego". Odczucie zagrożenia może mieć swoje ściśle określone źródła: sytuacja osobista, rodzinna, sytuacja społeczna, polityczna. Ale mogą istnieć odczucia zagrożenia nie posiadające, na pierwszy rzut oka, żadnego źródła. Te zagrożenia są tym boleśniejsze i trudniejsze do zniesienia, ponieważ są nieokreślone i trudne do sprecyzowania. Człowiek potrzebuje oparcia i bezpieczeństwa dla swojego życia. Odruchowo szuka go w związkach emocjonalnych z bliźnimi, w posiadaniu materialnym, w pozycji zawodowej, społecznej. Ale tak stworzone sobie poczucie bezpieczeństwa ma swoje ściśle określone granice. Łatwo bywa zachwiane, a nawet zburzone. W stanach zagrożenia i niepewności jesteśmy kuszeni, aby od tego bolesnego stanu uciec w różnego rodzaju odurzenia: alkoholowe, narkotyczne, zmysłowe, odurzenia środkami audiowizualnymi. Doświadczenie pokazuje nam jednak, iż odurzenia dają jedynie chwilowe efekty, pozostawiając w sumie człowieka jeszcze bardziej rozbitym i zagubionym. W zagrożeniu i lęku człowiekowi wydaje się, iż jest zupełnie sam i nikt nie może mu pomóc. Rodzą się uczucia nieufności i podejrzliwości. Wszystko i wszyscy wydają się być wówczas wrogami człowieka. To odczucie wrogości automatycznie przenosi on na Boga. W doświadczeniu zagrożenia i lęku człowiekowi wydaje się, iż sam Bóg mu zagraża. Modlić się - to wejść w stan zagrożenia, w poczucie braku bezpieczeństwa. Modlić się - to szukać oparcia tylko w Bogu. Modlić się - to pozwolić świadomie i w wolności rezygnować ze sztucznych zabezpieczeń, jakie dają "rzeczy". Modlić się - to uwierzyć, że Bóg jest moją jedyną ostoją, jedyną nadzieją, murem warownym, moją skałą, tarczą, moim jedynym obrońcą. On nie pozwoli mi upaść. Modlić się - to doświadczać nieustannie troskliwości Ojca niebieskiego, bo przecież bez Jego wiedzy i woli nie spadnie nam z głowy nawet jeden włos (por. Mt 10, 30). 7. MODLITWA W CHWILACH CIERPIENIA W chwilach spokojnie upływającego życia, w chwilach szczęścia modlitwa przychodzi nam zwykle łatwiej. Niemal spontanicznie zdobywamy się na modlitwę dziękczynienia, kiedy nie zagraża nam bezpośrednio jakieś większe niebezpieczeństwo. Czujemy się wówczas obdarowywani przez Boga i ludzi. Rodzi się jednak pytanie: jak modlić się w chwilach cierpienia i bólu, w chwilach zagrożenia dla naszego życia? Nasza modlitwa byłaby bowiem mało "przydatna dla życia", gdyby nie była w stanie objąć naszych cierpień i zagrożeń, gdyby nie była nam pomocą w najtrudniejszych dla nas chwilach. Mówimy tutaj o cierpieniu we wszystkich płaszczyznach ludzkiego życia: fizycznej, psychicznej, duchowej. Zauważmy, iż pierwszą reakcją człowieka na zagrożenie, na ból i cierpienie jest odruch wewnętrznego buntu. Cała ludzka osobowość reaguje w ten sposób. Przeciwko cierpieniu i bólowi buntuje się najpierw ludzkie ciało. Ono drży. Reakcji odrzucenia i buntu doświadcza także ludzka emocjonalność. W cierpieniu towarzyszą człowiekowi najpierw emocje negatywne: poczucie bezsilności, lęku, zagrożenia, rozżalenia, depresji, agresji wobec otoczenia. Im większy jest ból, tym większe uczucia buntu i zagrożenia. Także "duchowość człowieka" buntuje się i opiera. Wielkie i hojne oddanie się Bogu deklarowane w chwilach spokojnie upływającego życia i podniosłych uroczystości, nie daje się łatwo odtworzyć w momencie cierpienia. W chwilach cierpienia i bólu człowiek - stworzenie rozdarte między doczesnością i wiecznością - "jęczy i woła w bólach rodzenia". Czas cierpienia jest zawsze czasem wezwania do rodzenia się do "nowego życia". Aby cierpienie i ból były "miejscem" rodzenia się do życia, a nie do śmierci, konieczna jest nam wytrwała modlitwa. Modlitwa, która obejmie całego udręczonego człowieka: jego udręczone ciało, psychikę i udręczonego ducha. Właśnie w chwilach cierpienia i bólu możemy modlić się "całą naszą osobowością". Możemy modlić się cierpiącym ciałem, cierpiącą emocjonalnością, cierpiącą duszą. W cierpieniu modlimy się tak, jak kochamy Boga: "całym sercem, całą duszą, całym umysłem, ze wszystkich sił". Kiedy człowiek nie modli się w cierpieniu, rodzi się ku śmierci. Cierpienie niszczy i degraduje nie tylko ludzkie ciało, ale także ludzką psychikę i duszę. Bez wytrwałej modlitwy z cierpienia wychodzimy głębiej zbuntowani, bardziej samotni, wyizolowani. I chociaż choroba ciała może minąć, to jednak może pozostać w nas "cierpiące, zbuntowane i smutne serce". Cierpienie oczyszcza, uszlachetnia, daje nowe życie, ale tylko wówczas, kiedy staje się modlitwą, kiedy cierpiący pozwala modlić się Duchowi Swiętemu w swoim udręczonym ciele, w udręczonej psychice, kiedy nie idzie za pierwszym odruchem buntu, ale bunt ten przemienia i ofiaruje Bogu w posłuszeństwie i poddaniu się Jego woli. Nawet jeżeli w cierpieniu człowiek nie czuje zapału i smaku modlitwy, nawet jeżeli czuje się oschły i obojętny, jeżeli doświadcza bezsensu modlitwy, to jednak wiara każe mu przyjąć, iż łaska Boga i Jego miłosierdzie w tych bolesnych chwilach jest bliższe człowiekowi, niż w jakichkolwiek innych momentach życia. Tylko zranione i zagubione owieczki Dobry Pasterz bierze na swe ramiona, ponieważ one bardziej niż inne potrzebują Jego pomocy. Modlić się w chwilach cierpienia i bólu, to najpierw przyjąć je i zaakceptować. Akceptacja bólu i cierpienia nie polega jednak na bierności, rezygnacji, ucieczce od życia. Modlitwa w cierpieniu nie oddala człowieka od życia. Wręcz przeciwnie, w cierpieniu modląc się, szukamy życia. Modlitwa w cierpieniu i bólu jest wielką prośbą o życie. Ucieczka od życia, rezygnacja z życia świadczyłaby o tym, iż nasza modlitwa jest nie oczyszczona, niedojrzała. Człowiek, który modli się w cierpieniu i bólu, pragnie żyć we wszystkich wymiarach, także w wymiarze ziemskim. Modlitwa w chwilach cierpienia i bólu pokazuje człowiekowi ściśle określone granice życia ziemskiego. Odsłania, iż życie fizyczne człowieka nie jest ostateczną i najwyższą wartością. Cierpienie i ból, ucząc nas pokornej akceptacji własnych granic, wskazuje nam także na potrzebę szukania ostatecznego celu i sensu tego życia, które upływa i przemija; życia, które bywa osłabiane przez chorobę; życia, które przecież wcześniej czy później zostaje zniszczone przez "ostatni akt ludzkiego życia": przez śmierć. Akceptacja kruchości ludzkiego ciała, akceptacja przemijania i umierania jest możliwa, ponieważ czuwa nad nią wieczny Bóg. Modlitwa jest uczestnictwem w wieczności Boga w czasie naszego ziemskiego życia. Cierpienie i ból "przynagla" nas do wchodzenia w wieczne życie Boga już tutaj, na ziemi. W cierpieniu i bólu modlimy się naszą kruchością, modlimy się naszymi granicami, powierzając je w ręce Boga i wyrażając ich akceptację. Skoro Ty, Panie stworzyłeś mnie takim kruchym i małym, skoro w mym kruchym ciele dajesz mi zadatek życia wiecznego, przyjmuję je jako Twój dar. Modlitwa w cierpieniu i bólu uczy nas zaufania, powierzania się Opatrzności. W chwilach zdrowia, powodzenia człowiek skłonny jest oszukiwać siebie sądząc, iż sam sobie wszystko zawdzięcza, iż sam swoimi siłami buduje swoje życie. Bezsilność w cierpieniu odsłania nam, iż wszystko jest darem. W chorobie i bólu bardziej, niż w jakimkolwiek innym stanie, mamy szczególną możliwość potwierdzenia naszej wiary, którą wyznajemy w chwilach powodzenia, zdrowia, komfortu psychicznego i fizycznego. To właśnie dzięki modlitwie czas cierpienia i bólu, czas krzyża, jest zapowiedzią czasu zmartwychwstania. 8. JAK NIE NALEŻY SIĘ MODLIĆ a) Chrześcijanin jest człowiekiem modlitwy Naśladuje on bowiem swojego Mistrza Jezusa, modlącego się nieustannie do Ojca. Ewangeliści wielokrotnie wspominają o Jezusowej modlitwie; o modlitwie w ciągu dnia i o nocnych czuwaniach: On usunął się na miejsce pustynne, aby się modlić (Łk 6, 12); wyszedł na górę, aby się modlić (Łk 9, 28); Jezus całą noc spędził na modlitwie do Boga (Łk 6, 12). Te i wiele innych krótkich wzmianek o modlitwie Jezusa ukazują nam "Człowieka wielkiej modlitwy". Całe ziemskie życie Jezusa kończy się modlitwą: Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mojego (Łk 23, 46). Te ostatnie słowa Jezusa są owocem nieustannej modlitwy. Jezus zapraszając nas do modlitwy, przestrzega jednak przed "fałszywą" modlitwą. Ona nie tylko nie przybliża nas do Boga, ale staje się przeszkodą na drodze do Niego. Jeżeli chcemy być ludźmi głębokiej modlitwy, to winniśmy ciągle na nowo zadawać sobie pytanie o autentyczność naszej modlitwy. Trzeba nam "Bożą bojaźnią" lękać się modlitwy, która nie prowadziłaby do naszego nawrócenia, a przez to nie byłaby oddawaniem chwały i czci Bogu. Jeżeli modlitwa nie czyniłaby człowieka lepszym: bliższym Boga i bardziej otwartym na ludzi, nawet po bardzo wielu latach jej praktykowania, to spontanicznie rodziłoby się pytanie, czy jest to dobra modlitwa. b) Modlitwa faryzeusza Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: "Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam" (Łk 18, 11-12). Faryzeusz modli się nie tyle do Boga, a raczej do siebie samego. Owładnięty jakimś krańcowym narcyzmem (aż pięć razy w tej "krótkiej modlitwie" używa pierwszej osoby liczby pojedynczej "ja"), Boga zastąpił sobą. Faryzeusz w swojej modlitwie nie prosi Boga o nic, dlatego też nic nie otrzymuje. Odchodzi ze świątyni nie usprawiedliwiony. Faryzeusz zamienia role: sam przyjmuje rolę Boga, natomiast Bogu przypisuje swoją rolę. Nie pragnie na modlitwie chwalić i czcić Boga, ale chce, aby Bóg jego chwalił. Bóg w "modlitwie faryzeusza" jest pewnym tłem dla jego osobistej dobroci, hojności i wielkoduszności. Modlitwa, w której człowiek stawia siebie w centrum i modli się do siebie samego, będzie zawsze modlitwą fałszywą. Narcyzm i egocentryzm w fałszywej modlitwie złączone są zwykle z wrogim nastawieniem do innych. Surowe osądy, porównywanie się z innymi, potępianie innych, brak wrażliwości na bliźnich odsłaniają zafałszowanie ukryte w naszej modlitwie. Modlitwa, która staje się źródłem podziału i wrogości pomiędzy ludźmi, jest zawsze modlitwą fałszywą. Ona Boga nie uwielbia, ale Go obraża. Jeżeli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz - upomina Jezus ludzi, którzy pragną się modlić - i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar twój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim (Mt 5, 23-24). Pierwszym darem ołtarza w prawdziwej modlitwie ma być wzajemne przebaczenie i pojednanie. Autentyczna modlitwa zawsze jedna ludzi między sobą, ponieważ na modlitwie odkrywa się, iż wszyscy mamy jednego Ojca w niebie. To On sam zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych, jednakowo kocha złych i dobrych. U Boga wszyscy mają równe szanse (por. Mt 5, 45). c) Modlitwa pogan Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jako poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz niebieski, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie (Mt 6, 7-8). "Siłą" modlitwy pogan jest wielosłowie. Poganin wierzył, że wypowiadane przez niego słowa mają moc nad bóstwem, oraz że dzięki wypowiedzianym "zaklęciom" bóstwo zostaje jakby "zmuszone" do uległości wobec modlącego się człowieka. W modlitwie pogan bóstwo jest na usługach człowieka. Fałszywa modlitwa nie liczy się z wolą Boga. Przyjęcie woli Bożej będzie zawsze ostatecznym i najwyższym celem każdej prawdziwej modlitwy. To prawda, że nie tylko możemy, ale powinniśmy prosić Boga o wszystko, czego nam potrzeba do życia. Sam Jezus wkłada nam w usta prośbę o chleb powszedni. Każda jednak prośba winna kończyć się warunkowo: Jednak nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie (Łk 22, 42). Jezus nie krytykuje u pogan używania wielości słów, ale fałszywe przekonanie, iż od "wielości" zależy "jakość" wysłuchania modlitwy. Chrystus często podkreślał, iż wysłuchanie modlitwy zależy od wiary modlącego się człowieka. To nie słowa wypowiadane na modlitwie mają moc, ale wiara, która im towarzyszy. To ona uzdrawia, przywraca życie, wypędza złe duchy, daje odpuszczenie grzechów, przenosi góry. d) Nie otrzymujecie, bo się źle modlicie Św. Jakub podaje nam jeszcze jeden przejaw fałszywej modlitwy: Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz. Czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga (Jk 4, 3). Fałszywą modlitwą jest również i ta, która chciałaby pogodzić służbę Bogu z zaspokajaniem własnych namiętności. Szukanie Boga i szukanie siebie, życie według ciała i życie według ducha będą zawsze dwiema rzeczywistościami, które nie dadzą się ze sobą połączyć, ponieważ z natury swojej są one sprzeczne między sobą (por. Rz 8, 7-8). Modlitwa, która nie demaskuje grzechu człowieka, ale utwierdza go w nim, jest inspirowana przez nieprzyjaciela Boga i człowieka. Każdy bowiem, kto grzeszy, jest dzieckiem diabła (1 J 3, 8). Do życia modlitwy potrzebne jest przede wszystkim wyrzeczenie się samego siebie, tak żebyśmy wyzuci z egoistycznych uczuć, czuli w sobie to, co w Jezusie Chrystusie. Chociaż bowiem z jednej strony sama modlitwa rodzi wyrzeczenie, bo przez swoją obecność Bóg oczyszcza serce człowieka, to z drugiej strony wyrzeczenie przygotowuje modlitwę, ponieważ Boga będą oglądać ludzie czystego serca (31 Kongregacja Generalna Towarzystwa Jezusowego). 9. MODLITWA UCZESTNICTWEM W HISTORII ZBAWIENIA Nasze zaangażowanie w modlitwę, w życie duchowe nie jest bynajmniej ucieczką od świata, jego problemów, niepokojów, bolączek i udręk. Doświadczenie wiary nie zamyka nam oczu na świat, lecz przekształca naszą wizję świata i miejsca człowieka w świecie. Dzięki modlitwie stajemy się zdolni patrzeć na świat oczami jego Stwórcy i Zbawcy. Człowiek medytujący żyje (bowiem) w stanie słyszenia tego, co się zewsząd odzywa; jest on otwarty na istotę świata, na najgłębszą tajemnicę rzeczy i człowieka. W miejsce racjonalnego wyrachowania, które łatwo zadaje gwałt rzeczywistości, wchodzi pełen pietyzmu słuchania lub patrzenia, doświadczania i uwrażliwienia na to, co naprawdę jest (Johannes B. Lotz SJ). To właśnie przedłużona modlitwa sprawia, iż człowiek jest obecny w świecie nie tylko jako jego użytkownik eksploatujący świat, ale jako obecny w obliczu tajemnicy świata. Wchodzi w świat nie tylko po to, aby go "używać", ale także aby ubogacać go swoją kontemplacyjną obecnością i twórczym działaniem. Modlitwa pozwala nam zdemaskować patrzenie na świat oczami tych, którzy należą tylko do świata, przemawiają jego językiem, realizują jego cele i posługują się jego środkami (por. 1J 2,15nn). Dzięki modlitwie świat objawia się nam przede wszystkim jako dzieło samego Boga. Wyszło ono z Jego rąk i jest nieustannie podtrzymywane w istnieniu Jego stwórczą mocą. Dzięki modlitwie odkrywamy, iż cała historia świata zdąża do Stwórcy. Dzięki modlitwie możemy dostrzegać, iż to, co dzieje się w całej historii ludzkości i naszej osobistej historii wypływa z miłosierdzia Bożego. Historia ludzkości i osobista historia każdego człowieka jest miejscem objawiającej się wciąż na nowo nieskończonej Jego miłości. Nawet wówczas, kiedy nie jesteśmy w stanie zrozumieć pewnych zdarzeń zachodzących w historii ludzkości czy w naszym osobistym życiu, modlitwa daje nam głębokie wewnętrzne przekonanie, że Bóg jest Panem historii. Dzięki modlitwie jesteśmy zdolni powierzyć się Bożej Opatrzności pośród tych niezrozumiałych i często bolesnych dla nas zdarzeń. Modlitwa demaskuje fałszywe wizje świata i historii oraz fałszywe interpretacje osobistej historii życia. Poprzez modlitwę odkrywamy odwieczne plany Boga, które zakryte są dla ludzi należących do ziemi i przemawiających po ziemsku (por. J 3, 31). Modlitwa pozwala nam złączyć się z Tym, który patrzy na wszystko z wysoka, pozwala nam Jego oczyma patrzeć na świat i jego historię (por. J 8, 23). Takie głębokie zrozumienie świata i jego problemów możliwe jest tylko wówczas, kiedy nasza modlitwa jest autentyczna, kiedy modlimy się w duchu i w prawdzie. Nasz modlitwa nie da nam jednak właściwego spojrzenia na świat i jego historię, jeżeli nie zdobędziemy się na właściwe spojrzenie na naszą osobistą historię. To poprzez historię naszego życia interpretujemy najczęściej to, co dzieje się na świecie. W życiu duchowym trzeba nam strzec się z największą uwagą modlitwy, która nas zamyka w nas samych, w naszych osobistych problemach, pragnieniach, planach, choćby miały one pozory planów, pragnień i celów najszlachetniejszych. Kiedy człowiek zamknięty w sobie narzuca Bogu własne cele, własne pragnienia i nie wnika się w Jego plany, wówczas jego modlitwa zostaje "sprofanowana". W takiej "sprofanowanej modlitwie" człowiek wzywa "boga", który nie istnieje, wzywa bożka uczynionego wprawdzie nie ze złota i srebra, ale z własnych ludzkich wyobrażeń, pragnień, czy może nawet bożka własnych namiętności i pożądań. Modlitwa, która nie otwiera człowieka na cały świat, na całą ludzkość, na jej problemy i cierpienia, niepokoje i lęki, byłaby jedynie parawanem dla naszych osobistych, nieuświadomionych namiętności: egoizmu, samolubstwa, wygody, przerosłych ambicji, itp. Jedynym lekarstwem na taką "sprofanowaną modlitwę", która chciałaby rządzić światem i Bogiem, jest pokorne słuchanie Słowa Bożego. Ono objawia nam Boga jako Pana całej historii ludzkiej, historii każdego człowieka, mojej osobistej historii. Słowo Boże skoryguje nasze błędne patrzenie na świat i jego historię i naprowadzi nas na odkrywanie rzeczywistego Planu Bożego. Poprzez autentyczne słuchanie Słowa Bożego Duch Święty upomni nas, kiedy będziemy uciekać przed bólem i cierpieniem świata, aby zamknąć się w nas samych czy też w jakimś "estetyzmie duchowym" karmiącym się przede wszystkim osobistą satysfakcją. Nasze modlitewne uczestnictwo w historii świata, w jego cierpieniach, niepokojach i problemach jest uczestnictwem w historii zbawienia. Historia świata, ludzkości jest bowiem zawsze historią zbawienia. Najważniejszą potrzebą naszego czasu w chrześcijańskim świecie jest owa wewnętrzna prawda, karmiona przez Ducha kontemplacji: wychwalanie i umiłowanie Boga, tęskne wyczekiwanie przyjścia Chrystusa, pragnienie objawienia się Jego chwały. Bez kontemplacyjnego ukierunkowania życia budujemy kościoły nie dla chwały Bożej, ale aby umacniać struktury społeczne, wartości i dobra, w których dziś znajdujemy upodobanie. Bez kontemplacji podstawy przepowiadania, nasze apostolstwo nie jest wcale apostolstwem, lecz pustym prozelityzmem, narzucaniem światu sposobu życia przyjętego w naszym kraju. Bez kontemplacji i wewnętrznej modlitwy Kościół nie może wypełnić swojej misji przemiany i zbawienia ludzkości. Bez kontemplacji obróci się w sługę cynicznych potęg doczesnego świata, niezależnie od tego, jak gorąco jego wierni będą zapewniali o swoim zaangażowaniu w walkę o Królestwo Boże (Tomasz Merton). To świadectwo wypowiedziane wiele lat temu przez amerykańskiego mnicha i myśliciela jest także dzisiaj bardzo aktualne. ******************************************************** ROZDZIAŁ II WARUNKI MODLITWY ******************************************************** 1. MIEJSCE PEŁNE CISZY Modlitwa jest przede wszystkim otwieraniem się na najgłębsze natchnienia i odczucia wewnętrzne. Bóg mówi do ludzkiego serca i poprzez nie. Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić jej do serca (Oz 2, 16). Pustynia jest miejscem odludnym, pustym, ubogim w bodźce zewnętrzne i właśnie dlatego miejscem stosownym do słuchania Boga. Do przedłużonej modlitwy jest rzeczą niemal konieczną znalezienie odpowiedniego miejsca, miejsca pełnego ciszy, w którym wielość bodźców zewnętrznych nie byłaby przeszkodą w skupieniu i koncentracji. Z pewnością można modlić się w ulicznym gwarze, czy też nawet robić "medytację ulicznego gwaru". Takie doświadczenie może być jednak jednostkowym i wyjątkowym. Idź tam, gdzie mógłbyś być sam - podpowiada nam Klemens Tilmann - gdzie by ci nie przeszkadzano, w miejsce które emanowałoby pokojem ze wszystkiego, co cię otacza. Być może będzie to twoje mieszkanie, kościół, las. Kiedy znalazłeś miejsce, które promieniuje pokojem, zatrzymaj się w nim. Odpowiednie miejsce przedłużonej modlitwy odnajdujemy z jednej strony poprzez intuicję i przeczucie wewnętrzne, z drugiej zaś dzięki doświadczeniu. Niekiedy trzeba spróbować modlić się w różnych miejscach, aby poprzez porównanie i modlitewną praktykę móc wybrać to, które najłatwiej wprowadza nas w atmosferę wyciszenia wewnętrznego, skupienia i pokoju. Swojego miejsca materialnego dla przedłużonej modlitwy trzeba nam nieraz szukać z cierpliwością przez dłuższy okres czasu. 2. "ZOSTAW WSZELKIE TROSKI" Sw. Ignacy jest świadom, że owocność modlitwy zależy jednak nie tylko od miejsca materialnego, ale przede wszystkim od "miejsca wewnętrznego", od postawy serca ludzkiego. Pierwszym warunkiem, jaki św. Ignacy stawia przed człowiekiem szukającym przedłużonej modlitwy jest wewnętrzne uwolnienie się od wpływu zewnętrznego środowiska. Człowiek szukający modlitwy normalnie postąpi w niej tym więcej, im bardziej odłączy się od wszystkich przyjaciół i znajomych i od wszelkiej troski doczesnej (św. Ignacy Loyola). Uwolnij się - doradza Klemens Tilmann - zostaw wszelkie troski, obowiązki, wysiłek, pośpiech oraz aktywność. I jeszcze bardziej uwolnij się od niepokoju, dyskusji wewnętrznych, myśli, projektów, wszystkich planów działania. Im bardziej uwolnisz się od tego wszystkiego, tym bardziej uwolnisz się od siebie samego i zanurzysz się w sobie, natychmiast znajdziesz się na progu drzwi, które wprowadzają cię na drogę. Uwolnienie się od trosk potrzebne jest medytującemu w tym celu, aby mógł on z tym większą dyspozycyjnością i hojnością złożyć Bogu w ofierze całą swą wolę i wolność, aby Boski Jego Majestat tak jego osobą, jak i wszystkim, co posiada, posługiwał się wedle najświętszej woli swojej (Cd 5). Mówiąc innym językiem, pokój wewnętrzny oraz uwolnienie się od tego, co zajmuje naszą świadomość, emocjonalność konieczne jest w tym celu, aby móc słuchać Słowa Bożego. Przystępując do przedłużonej modlitwy jest rzeczą ogromnie ważną, aby nie rozpoczynać od siebie, od swoich niepokojów, od szukania rozwiązań swoich problemów. Rozpoczynając modlitwę od siebie i swoich problemów ryzykujemy, iż znajdzie właśnie "swoje" rozwiązania. O. Piet van Bremmen SJ, znany rekolekcjonista w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych, na początku udzielanych przez siebie rekolekcji zachęca zwykle swoich rekolektantów, aby schowali problem, z którym przyjechali, do szafy. Rozważane Słowo Boże samo pokaże wam, w którym dniu rekolekcji wyciągnąć problem z szafy. Nasze problemy, którym pragniemy stawić czoła, w świetle Słowa Bożego zwykle wyglądają już inaczej. Nierzadko też rozwiązanie, w świetle Słowa staje się oczywiste i proste. Innym razem "problem" znika. Bywa jednak i tak, iż rekolektant doświadcza, iż jego problem jest o wiele poważniejszy. Ten zaś, który przywiózł z sobą, okazuje się być jedynie "substytutem" głębszego problemu, którego do tej pory nie dostrzegał. Nie jesteśmy w stanie odkryć istoty naszych problemów bez oświetlenia ich Słowem Bożym. Dzięki Słowu Bożemu odkrywamy także, iż nasze problemy nie są już tylko nasze, ale także problemami Pana Boga. Rozwiązujemy je bowiem z Nim i dzięki Niemu. Owocność przedłużonej modlitwy jest więc ściśle uzależniona od wolności wewnętrznej oraz otwartości i hojności wobec Boga. Przystąpienie do przedłużonej modlitwy z postawą zamknięcia, duchowego skąpstwa, z brakiem głębokiego zaangażowania się i ofiarności może uniemożliwić osiągnięcie pożądanego owocu. Jednym z ważnych przejawów zaangażowania i ofiarności jest wejście w postawę wyciszenia i skupienia wewnętrznego oraz milczenie zewnętrzne. 3. WYCISZENIE WEWNĘTRZNE - MILCZENIE ZEWNĘTRZNE Ograniczone możliwości ludzkiego poznania sprawiają, iż człowiek nie jest w stanie odbierać jednocześnie wielu rodzajów bodźców: tych przychodzących do człowieka poprzez zmysły zewnętrzne i tych docierających do niego "od wewnątrz". Bodźce wewnętrzne są zwykle delikatniejsze, "cichsze". Ich przyjęcie wymaga szczególnej uwagi i pracy człowieka. Dla pełniejszego odbioru bodźców wewnętrznych - natchnień duchowych - konieczna jest decyzja naszej woli, nastawienie uczuciowe, skoncentrowanie uwagi. Bodźce zewnętrzne natomiast jakby same narzucają się człowiekowi. Im są mocniejsze i silniejsze, tym bardziej się narzucają. Istnieje w nas ścisła zależność pomiędzy przytłoczeniem bodźcami zewnętrznymi a pewną niezdolnością czy wręcz niewrażliwością na bodźce wewnętrzne. Im bardziej jesteśmy zależni od bodźców zewnętrznych, tym mniej jesteśmy wrażliwi na bodźce wewnętrzne. Jednym z najważniejszych warunków rozwoju w nas ducha modlitwy jest pragnienie wejścia w ducha wyciszenia i skupienia wewnętrznego. Kiedy rodzi się w nas głębsze pragnienie Boga, spontanicznie rodzi się w nas potrzeba wewnętrznej ciszy. Wspólnoty zakonne i formacyjne (np. nowicjaty, domy zakonne, seminaria duchowne) właśnie w tym celu wprowadzają (przynajmniej w pewnych ramach czasowych) obowiązek milczenia. Wyciszenie wewnętrzne i związane z nim także milczenie zewnętrzne nie jest jednak wartością prawną, którą można wyegzekwować poprzez nakaz lub zakaz. Niestety w wielu wspólnotach są one traktowane właśnie w taki sposób. Zarówno wyciszenie wewnętrzne jak również milczenie zewnętrzne jest wartością osobową i może być podjęte wyłącznie w pełnej wolności wewnętrznej. Milczenie zewnętrzne we wspólnocie - będąc wartością osobową - posiada jednocześnie charakter wspólnotowy, ponieważ rodzi się jako "wzajemny dar" wszystkich członków wspólnoty. Jest to dar delikatny, ponieważ domaga się jednomyślności wszystkich. We wspólnocie liczącej kilkanaście czy kilkadziesiąt członków, jedna - dwie osoby mogą odebrać wszystkim ten dar milczenia zewnętrznego. W darze wzajemnego milczenia wyraża się wzajemna akceptacja i miłość oraz wzajemne świadectwo osobistego zaangażowania w szukanie Boga. Także osoby świeckie pragnące prowadzić autentyczne życie duchowe winny szukać chwil ciszy i skupienia wewnętrznego w takim zakresie, w jakim jest to możliwe w ich życiu. Gdyby we wspólnocie małżeńskiej i rodzinnej istniała jednomyślność w sprawach duchowych, wówczas także te wspólnoty mogłyby wyznaczyć sobie (po wcześniejszym wspólnym uzgodnieniu) jakiś czas (choćby tylko kilka godzin w tygodniu), w którym członkowie rodziny ofiarowaliby sobie nawzajem czas milczenia i ciszy. Im więcej hałasu i gwaru istnieje w rodzinie, tym bardziej potrzebne i cenniejsze mogłoby okazać się takie właśnie doświadczenie. Mogłoby stać się niezwykłym wzajemnym darem. To wzajemne milczenie, pod warunkiem jednak, iż byłoby akceptowane przez wszystkich, których miałoby dotyczyć, dla wielu małżeństw i rodzin mogłoby okazać się czasem zbawiennym nie tylko dla ich osobistego dialogu z Bogiem, ale także dla wzajemnego dialogu między sobą. Nie narzucając niczego innym na siłę, możemy jednak proponować ludziom, z którymi żyjemy na co dzień, chwile milczenia i wyciszenia. Takie chwile wspólnego wyciszenia, wypełnione refleksją, modlitwą czy lekturą, mogłyby przyczynić się do pogłębienia życia emocjonalnego i duchowego wszystkich członków rodziny czy wspólnoty. a) Milczenie - kryterium naszych więzi międzyosobowych Zwróćmy uwagę, iż wielu z nas nie umie praktycznie wcale słuchać bliźnich, ale jedynie do nich mówić. Kiedy nie umiemy słuchać, to również nie umiemy milczeć. Istotą milczenia zewnętrznego jest słuchanie tego, co dzieje się wokół nas. Istotą zaś wyciszenia wewnętrznego jest słuchanie tego, co dzieje się w nas samych. Kiedy zaś nie umiemy słuchać naszych bliźnich, wówczas nie możemy nawiązać z nimi głębszych relacji osobowych. Relacje osobowe, prawdziwy dialog, rozpoczynają się zawsze od wzajemnego usłyszenia siebie. Słowa, które wypowiadamy zarówno przed ludźmi jak i przed Bogiem, nie zawsze służą rzeczywistej komunikacji międzyosobowej. Często - wręcz przeciwnie - służą zakłamaniu tej relacji. Zamiast być nośnikiem miłości stają się kamuflażem dla jej braku. To właśnie zdolność i łatwość wzajemnego trwania w milczeniu i ciszy odsłania nam głębię naszych relacji z bliźnimi. Nieraz wydaje się nam, iż o głębi relacji świadczą przede wszystkim przeżywane uczucia (np. zakochania, przyjaźni) oraz ich wypowiadanie przed osobą kochaną. Uczucia są jednak zmienne, niestałe. Im większa niestałość emocjonalna człowieka, tym większa zmienność uczuciowa także wobec osoby, która jest przedmiotem miłości i przyjaźni. Jeżeli potrafilibyśmy w obecności osoby, którą kochamy, trwać w milczeniu i ciszy z pełnym komfortem psychicznym przez dłuższy okres czasu, byłby to znak, iż mamy z tą osobą dobry kontakt wewnętrzny. Szczytem modlitwy jest taki dialog z Bogiem, w którym słowa, pojęcia, wyobrażenia, uczucia są coraz mniej potrzebne. Istotą bowiem więzi z Bogiem jest właśnie trwanie w obecności przed Nim w pełnym milczeniu. b) Kakofonia obrazów i dźwięków Zwróćmy uwagę, iż współczesna cywilizacja oddziaływuje na człowieka bardzo silnymi bodźcami zewnętrznymi. Łatwo dostępne a jednocześnie przyciągające uwagę środki audiowizualne sprawiają, iż przeciętny człowiek jest nieustannie bombardowany mocnymi bodźcami zewnętrznymi. Wielość tych bodźców oraz ich siła sprawiają, iż nie jest w stanie nawet odczytywać ich treści. Uczestniczy jedynie w jakiejś pstrej kakofonii obrazów i dźwięków (Andr‚ Frossard). Zauważmy, iż współczesna kultura audiowizualna dla przyciągnięcia jeszcze większej uwagi człowieka odwołuje się coraz częściej do bodźców patologicznych (przemoc, patologie charakterologiczne, seksualne) lub też do efektów, jakie człowiek może wywołać niezwykłymi wprost możliwościami współczesnej techniki. Także inne formy współczesnej kultury, np. literatura, przesiąknięte są opisami przemocy i gwałtu. Podleganie silnym bodźcom zewnętrznym przez dłuższy okres czasu powoduje swoiste stępienie wrażliwości człowieka na jakiekolwiek bodźce. W ten sposób dokonuje się swoista "alienacja duchowa człowieka". Zajęty rzeczami zewnętrznymi i uwikłany w ludzką zmienność żyje on jakby poza sobą. W tej sytuacji egzystencjalnej milczenie zewnętrzne i wyciszenie wewnętrzne staje się niezwykłą szansą przywrócenia mu równowagi duchowej i emocjonalnej. Wejście w milczenie zewnętrzne i wyciszenie wewnętrzne nie jest ucieczką od współczesnego świata i jego cywilizacji. Jest chwilowym "wyjściem na pustynię", aby móc spotkać Boga, a w Nim wszystkie Jego stworzenia. Chrześcijanin oddala się na chwilę od świata po to właśnie, aby być obecnym w świecie w sposób bardziej świadomy i wolny. Oddalenie od współczesnej cywilizacji i jej chorych bodźców zewnętrznych jest konieczne, aby być w niej obecnym w sposób bardziej duchowy. Oddalając się na chwilę od świata chrześcijanin daje najpierw świadectwo wolności wobec tego, co świat uważa za konieczne do pełni życia, a co często jest tylko pewną formą zniewolenia wewnętrznego. c) Trud i owoce milczenia i ciszy Wyciszenie wewnętrzne i związane z nim milczenie zewnętrzne jest doświadczeniem trudnym, ponieważ domaga się przebywania z sobą "sam na sam". Już samo milczenie zewnętrzne wydobywa z nas wszystko to, przed czym uciekamy w nas i z czym w nas nie chcemy się zgodzić. Nawet w zewnętrznej ciszy, ujawnia się z całą mocą przytłumiony dotychczas niepokój wewnętrzny, brak uporządkowania, wina i pożądanie, strach i opór, wielorakie formy przywiązania i zniewolenia (Hans Waldenfels SJ). Siłowe i pozbawione głębszej motywacji milczenie zewnętrzne mogłoby wywołać w człowieku reakcje smutku, zniechęcenia, a w szczególnie trudnych przypadkach także reakcje depresyjne. Zachęcając do wyciszenia wewnętrznego, dłuższej i intensywnej modlitwy medytacyjnej, należy jednocześnie uczciwie pokazać także niebezpieczeństwa z nią związane. Byłby to brak odpowiedzialności, gdybyśmy nie ostrzegli, że droga medytacji głębi prowadzi blisko przepaści i niebezpiecznych skał i stąd lepiej, jeżeli ćwiczący odbywa ją w towarzystwie doświadczonego mistrza (H. Waldenfels SJ). To właśnie ujawnianie się problemów pod wpływem wyciszenia wewnętrznego oraz milczenia zewnętrznego jest jednym z najważniejszych owoców tego doświadczenia. W modlitwie podejmujemy to, co ujawnia cisza. Nasze niedojrzałe reakcje pod wpływem ciszy odsłaniają w nas nieuzdrowione obszary emocjonalne i duchowe, które przeszkadzają nam w nawiązaniu głębszej relacji z Bogiem i z człowiekiem. 4. POTRZEBA MISTRZA MODLITWY Kiedy pod wpływem milczenia i wyciszenia wewnętrznego ujawnia się z całą mocą przytłumiony dotychczas niepokój wewnętrzny, brak uporządkowania, wina i pożądanie, strach i opór, wielorakie formy przywiązania i zniewolenia, wówczas konieczne jest kierownictwo duchowe, w którym podejmiemy tłumione i gromadzone w nas (nieraz od wielu lat) bolesne i trudne problemy. Wypowiedzenie przed kierownikiem, mistrzem modlitwy, bolesnych doświadczeń z przeszłości i teraźniejszości jest tylko przygotowaniem, aby wypowiadać je przed Bogiem z zaufaniem i wolnością wewnętrzną. Życzliwe przyjęcie, akceptacja kierownika duchowego jest znakiem, iż na modlitwie jesteśmy słuchani i przyjmowani przez Boga w sposób, który przekracza wszelkie nasze ludzkie wyobrażenia. Mistrz modlitwy uczy nas także metody modlitwy. Chociaż bowiem przedłużona modlitwa jest jakąś naturalną potrzebą człowieka, to jednak jej praktykowanie nie przychodzi spontanicznie. Modlitwy trzeba się dopiero nauczyć. Człowiek współczesny, bardziej niż dawniejsze pokolenia potrzebuje metodycznych wskazówek i dochodzi do medytacji niemal tylko drogą wyraźnie zamierzoną (J. B. Lotz SJ). Przekazywanie metodycznych wskazówek mających wprowadzić w przedłużoną modlitwę chrześcijańską nie może jednak być uczeniem jedynie pewnych bezosobowych technik, których skuteczność w znacznym stopniu jest niezależna od tego, kto je przekazuje. Same techniki są zawsze tylko "zimnym narzędziem". Wprowadzenie w medytację obok przekazania sprawdzonej w doświadczeniu metody domaga się także mistrza medytacji. I chociaż w religijności zachodniej łączność z mistrzem nie jest tak ścisła jak na Wschodzie, to jednak tutaj przypada kierownikowi duchowemu ważna rola, szczególnie jeśli chodzi o tych, którzy przenikają w głębsze warstwy medytacji i dlatego więcej od innych potrzebują pomocy osoby doświadczonej" (J. B. Lotz SJ). Mistrz modlitwy jest nie tylko znawcą technik i dobrym pedagogiem w jej nauczaniu, ale także - a może przede wszystkim - jest świadkiem Boga. Istotą bowiem modlitwy chrześcijańskiej jest zawsze doświadczenie bezinteresownej miłości Boga. Mistrz medytacji całą swoją postawą życiową, zanim przekaże pewną "technikę" przekazuje świadectwo miłości. Świadectwo uprzedza techniki. Pełna akceptacja ucznia, głębokie rozumienie jego sytuacji egzystencjalnej, wewnętrzna wolność, pokorne i ofiarne posługiwanie swoim doświadczeniem - wszystko to tworzy klimat otwarcia i zaufania. Właśnie ten klimat stworzony pomiędzy uczniem a nauczycielem jest zaczątkiem i wzorem wewnętrznego otwarcia, jakiego domaga się medytacja od ucznia. Owocność podawanych przez mistrza rad, wskazówek, technik, będzie wynikać nie tylko z ich "obiektywnej" i "uniwersalnej" skuteczności, ale także z wielkiego zaufania, z jakim uczeń przyjmie je od niego. Zaufanie to będzie zasadniczo wpływać na motywacje w jej praktykowaniu, szczególnie na początku. Skuteczność przekazywanych technik wynika także w dużym stopniu z maksymalnego ich dostosowania do sytuacji egzystencjalnej ucznia. Intuicyjne wyczucie stopnia jego dojrzałości emocjonalnej, głębi duchowych pragnień oraz wewnętrznych zranień sprawią, iż proponowane metody będą na miarę potrzeb, pragnień i możliwości psychicznych i duchowych ucznia. Wszystkie rady, wskazówki mistrza będą tym skuteczniejsze, im bardziej będą wypływać z osobistego doświadczenia. Ucząc modlitwy mistrz dzieli się po prostu tym, czego sam doświadczył. 5. POSTAWA CIAŁA Rozpocząć kontemplację już to klęcząco, już to leżąc krzyżem, już to leżąc na wznak, już to siedząc lub stojąc, zawsze jednak starając się znaleźć to, czego chcę. Jeśli znajdę to, czego chcę, klęcząc, nie przejdę do innej postawy; a jeśli leżąc krzyżem, to tak samo, itd. (Cd 76). W czasie modlitwy zaangażowane jest nie tylko serce, umysł, ale także i ciało. Człowiek na modlitwie ofiaruje Bogu na ofiarę żywą, świętą i Bogu przyjemną nie tylko swoją duszę, ale także i ciało (1 Kor 12, 1); chwali Boga nie tylko w sercu, ale także i w ciele (Rz 6, 20). Jest to naturalna konsekwencja faktu, iż ciało jest integralną częścią człowieczeństwa. Skoro żyjemy "w ciele", winniśmy również wykorzystać nasze ciało do szukania i znajdowania Boga. Do fundamentalnych błędów zachodniej duchowości należy przesadne podkreślanie "momentu duchowego" przy równoczesnym gardzeniu "bratem ciałem". (...) Pismo święte zna całego człowieka i nie jest wrogie ciału (H. Waldenfels SJ). Biblia często zachęca nas do włączania ciała w modlitwę: Wraz z dłońmi wznieśmy i serca do Boga w niebiosach (Lm 3, 41). Sw. Ignacy dopuszcza każdą możliwą postawę ciała na medytacji dbając jednak o to, aby odpowiadała ona jednak potrzebom i pragnieniom odprawiającego medytację. Stąd też proponowanie postawy ciała, która emocjonalnie nie odpowiadałaby medytującemu, może być dużą przeszkodą w jej praktykowaniu. Postawa ciała ma się stać pomocą w medytacji i nie powinna ona koncentrować na sobie uwagi medytującego. Sw. Ignacy podkreśla z dużym naciskiem potrzebę wolności w szukaniu odpowiedniej postawy ciała w medytacji. Innym ważnym elementem szukania odpowiedniej postawy ciała na modlitwie jest wiązanie postawy ciała z samą treścią medytacji. Postawą ciała możemy z jednej strony wyrazić nasze doświadczenia duchowe, z drugiej zaś możemy wpływać na przebieg i rozwój medytacji. Postawa ciała staje się sposobem wpływania na "ducha" oraz "językiem", którym "duch" ten wypowiada się przed Bogiem. Sw. Ignacy będąc człowiekiem bardzo dyskretnym zwraca jednak uwagę, aby tę wielką wolność w dobieraniu sobie postaw ciała na modlitwie praktykować w samotności, np. w domu, nigdy zaś w kościele w obecności innych" (Cd 88). 6. ROLA WYOBRAŹNI Jeszcze ważniejszą rolę od ciała zajmuje w modlitwie wyobraźnia. Poważnym błędem wielu ludzi szczerze szukających modlitwy jest to, iż podejmują oni walkę z własną wyobraźnią próbując ją zniewolić. Sw. Ignacy dobrze rozumiał, iż wyobraźnia człowieka jest taka, jaki jest po prostu człowiek. Wyobraźnia staje się miejscem, w którym ujawnia się wewnętrzna walka człowieka. Uważna analiza tego, co dzieje się w wyobraźni, odsłania to, co dzieje się w człowieku, nie tylko w polu świadomości, ale także podświadomości. Próba natychmiastowego usunięcia z wyobraźni tego, co "nie podoba" człowiekowi modlącemu się jest znakiem nieakceptacji siebie oraz lęku przed głębszym wglądem w siebie. To między innymi poprzez wyobraźnię, jak poprzez niedomknięte drzwi dochodzi do nas odgłos tych naszych postaw, zachowań, przyzwyczajeń, których jesteśmy najczęściej nieświadomi i od których próbujemy się odżegnywać. Dopiero głębsza wewnętrzna przemiana człowieka powoduje także przemianę jego wyobraźni. Sw. Ignacy zachęca, aby na każdym etapie modlitwy poprzez odpowiednie traktowanie wyobraźni uczynić ją sojusznikiem medytacji. Zaraz na wstępie modlitwy św. Ignacy zachęca do ustalenia miejsca medytacji, które polega na oglądaniu okiem wyobraźni miejsca materialnego, gdzie znajduje się to, co chcę uczynić przedmiotem kontemplacji. (...) Mówiąc "miejsce materialne" mam na myśli np. świątynię lub górę, na której znajduje się Jezus Chrystus lub Pani nasza Maryja, zależnie od tego, co chcę medytować (Cd 47). Modlitwa jest czynnością całego człowieka, wszystkich jego władz duchowych, ale wówczas kiedy człowiek nie jest wewnętrznie przemieniony, duchowe władze - szczególnie wyobraźnia - będą raczej przeszkadzać niż pomagać w czasie modlitwy. Stąd też św. Ignacy poprzez wyobrażenie sobie miejsca materialnego wprzęga wyobraźnię do medytacji, tak aby stała się ona pomocą a nie przeszkodą. Używając analogii możemy powiedzieć, że ustalenie miejsca ma służyć jako punkt orientacyjny podczas przedłużonej modlitwy. W razie oddalenia się sercem i myślą od przedmiotu modlitwy, umiejscowienie rozważanej "historii" ma być pomocą w ponownym "odnalezieniu" się przed Bogiem. Ustalenie miejsca w modlitwie ignacjańskiej ma także wydźwięk teologiczny. Sw. Ignacy pragnie przez ogląd tego, co jest widzialne i w czym wyraża się tajemnica Boga Wcielonego, dotrzeć do tego, co jest niewidzialne, uchwycić głębszy duchowy sens i wartość ukrytą pod osłoną widzialności. Idzie tu Ignacy po linii nauki i praktyki Kościoła (Mieczysław Bednarz SJ). 7. DOKĄD SIĘ UDAJE I PO CO? Zanim wejdę w modlitwę, mam uspokoić swego ducha, jak uznam za lepsze i rozważyć, dokąd się udaję i po co" (Cd 239). Najważniejszym jednak warunkiem modlitwy jest głębsza świadomość po co udaję się oraz głębsze pragnienie modlitwy. Pragnienie wewnętrzne (od strony człowieka) jest najważniejszym źródłem modlitwy i życia duchowego. I chociaż sam Duch Święty jest u źródeł naszych wewnętrznych pragnień i natchnień, to jednak od nas zależy przyjęcie ich oraz wprowadzenie ich w życie. Aby móc rozbudzić nasze pragnienia trzeba najpierw dostrzec te, które już posiadamy. Sw. Ignacy jako dobry znawca człowieka, zdawał sobie sprawę, iż głębokie motywacje, pragnienia rodzą się powoli i stopniowo oraz że są one nie tylko owocem wysiłku człowieka, ale także darem Boga. Stąd też zaleca przez wejściem w medytację odmawiać tzw. Modlitwę przygotowawczą, w której każe prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu (Cd 46). W tej modlitwie, którą Autor Ćwiczeń zachęca powtarzać przed każdą odprawianą medytacją, uświadamiamy sobie nie tylko cel medytacji, ale także ostateczny cel i sens całego życia. Człowiek modlący się prosi w niej o wielką wolność wewnętrzną wobec wszystkich stworzeń, aby one nie były mu przeszkodą, ale drogą do Boga. ********************************************************** ROZDZIAŁ III METODY MODLITWY ********************************************************** 1. ISTOTA I CEL METOD MODLITWY A. Proste narzędzia Metody modlitwy są pewnymi narzędziami, pomocami na usługach zasadniczego celu życia duchowego, jakim jest trwanie w głębokiej, intymnej jedności z Bogiem. Są więc wartością względną wobec zasadniczego celu. Trzeba też powiedzieć z całym naciskiem, że zawsze najlepszą metodą modlitwy dla konkretnego człowieka będzie ta, która jemu najlepiej służy w nawiązaniu więzi z Bogiem. Metody i sposoby modlitwy winny być traktowane jak proste narzędzia, którymi posługujemy się w naszych codziennych zajęciach i pracach. Bez tych narzędzi nie moglibyśmy wykonać wielu najprostszych nawet czynności. Wykonując prace nie koncentrujemy się jednak na narzędziach, którymi się posługujemy, ale na samej wykonywanej czynności. To ona pochłania naszą uwagę, a nie narzędzie. Posługujemy się też określonymi narzędziami do wykonania ściśle określonej czynności. Narzędzia i przybory zmieniamy, udoskonalamy w zależności od potrzeb i postępu w danej dziedzinie pracy. Stare nieużyteczne narzędzia usuwa się na bok, by zrobiły miejsca nowym, bardziej przydatnym. Człowiek przewidujący rzadko jednak niszczy "stare narzędzia". W razie awarii nowoczesnych urządzeń sięgamy nieraz po stare, sprawdzone i wypracowane już narzędzia. W momentach kryzysowych są one nieraz bardzo pomocne. Zawsze jednak najważniejszy jest sam cel i zadanie, które chcemy wykonać. B. Metody modlitwy na poszczególnych etapach życia duchowego Zjednoczenie z Bogiem w życiu człowieka nie dokonuje się jednym aktem woli, ale jest pewną drogą, pielgrzymką. Zjednoczenie z Bogiem posiada swoją dynamikę, swoje stopnie, etapy. W teologii życia wewnętrznego wyróżnia się zasadniczo trzy etapy: oczyszczenie, oświecenie i zjednoczenie. Nie są one w jakiś schematyczny i sztywny sposób oddzielone od siebie. Etapy te zachodzą na siebie. W pewnym sensie jesteśmy jednocześnie na wszystkich tych etapach. Przez całe życie będzie dokonywało się nasze oczyszczenie (uzdrowienie wewnętrzne), oświecanie naszego życia Słowem Bożym, całe też nasze życie będzie nieustannym dążeniem do zjednoczenia z Bogiem. Pomimo tego zastrzeżenia wyróżniamy te trzy etapy na drodze życia duchowego, ponieważ na poszczególnych etapach akcenty życia duchowego są inaczej rozłożone. Pomiędzy tymi etapami istnieje pewna zależność chronologiczna. Niemożliwe jest oświecenie ludzkiego życia Słowem Bożym i pełne zjednoczenie z Bogiem bez uprzedniego przyznania się do własnego grzechu i podjęcia walki z nim. a) Oczyszczenie Na etapie oczyszczenia człowiek odkrywa z jednej strony własną skończoność, kruchość istnienia, swoją słabość i grzeszność, z drugiej zaś doświadcza nieskończonego miłosierdzia i mocy Boga. Świadomy siebie i świadomy obecności Boga w swoim życiu podejmuje odpowiedzialność za nie w takim stopniu, w jakim jest to tylko możliwe. Na tym etapie życia duchowego podstawowymi metodami modlitwy, z których możemy korzystać i które są najbardziej owocne, to właśnie metoda modlitwy ustnej i medytacja. Metoda modlitwy ustnej pomaga nam w nawiązaniu "pierwszego" fundamentalnego kontaktu z Bogiem i z sobą. Na drodze oczyszczenia ważną metodą modlitwy jest także modlitwa medytacyjna. Jest to wejście w Słowo Boże wzywające nas do nawrócenia i wejście we własną historię życia. Tylko poprzez głębokie wejście w siebie możemy poznać własną grzeszność, wszystkie postawy rodzące w nas grzech, nieuporządkowanie. Poznanie siebie, a w nim poznanie swojego grzechu, wymaga od nas głębokiej refleksji, wejścia w siebie, we własne przyzwyczajenia, nawyki, wejścia także w to, co dla nas jest bezpośrednio nieuchwytne: w naszą podświadomość. Wiele naszych złych pragnień, realizowanych czy nieustannie tylko dławionych, wypływa z podświadomych motywacji, podświadomych postaw, przyzwyczajeń. Dla dobrego poznania swoich grzechów nie wystarczy odwołać się do "cudzych" sformułowań. Tutaj konieczne jest wejście we własną historię życia, która jest jedyna, niepowtarzalna, unikalna. Taki właśnie niepowtarzalny, jedyny, unikalny jest także nasz grzech. I chociaż dynamika kuszenia i grzechu jest wspólna wszystkim, to jednak decyzje zapadające w sercu oraz okoliczności, w których one zapadają są zawsze jedyne i niepowtarzalne. Ten wgląd w siebie ma nam dać nie tylko poznanie siebie, naszego nieładu, tego, co jest najgłębsze w nas: miłości do grzechu, ale także poznanie tego, co jest zagrzebane gdzieś głęboko w nas: pragnienie Bożego przebaczenia, przebaczenia bezwarunkowego, absolutnego; przebaczenia nieodwołalnego. W tym pragnieniu jest już działanie Boga. Samo pragnienie Bożego miłosierdzia pokazuje nam już bardzo wyraźnie kierunek wyjścia z naszej sytuacji grzechu i nieładu moralnego. b) Oświecenie Oczyszczenie w życiu wewnętrznym nie jest celem samym w sobie, ale etapem w naszej drodze do Boga. Bardzo ubogie byłoby życie duchowe człowieka, gdyby jedynym jego celem było "być w porządku" wobec Boga: być czystym. Mamy stać się czyści, aby Bogu zrobić miejsce. Stąd drugim etapem życia wewnętrznego jest oświecenie. Zauważmy, że to nie my sami oświecamy siebie, ale pozwalamy się oświecić. Światłem człowieka jest Chrystus. To życie Chrystusa i Jego Dobra Nowina nas oświeca: Tajemnica Wcielenia, życia ukrytego, życia publicznego; Jego nauka, wreszcie Jego śmierć i zmartwychwstanie. Najpoważniejsze decyzje i wybory życiowe chrześcijanin podejmuje właśnie na tym drugim etapie życia duchowego. Zasadniczą metodą modlitwy na tym etapie jest kontemplacja ewangeliczna. Każde słowo Jezusa, każdy Jego czyn, cała Jego osoba są przekazem Boga. W Jezusie Bóg daje nam poznanie siebie. Kto widzi mnie, widzi i Ojca - powie sam Jezus (J 14, 9). c) Zjednoczenie Poznanie Chrystusa prowadzi do jedności z Chrystusem a w Chrystusie z Ojcem. W tym najgłębszym zjednoczeniu coraz mniej potrzebne są słowa, obrazy, metafory. Wystarcza trwanie w obecności Boga. Jedno słowo, zdanie, myśl, odczucie może stać się natchnieniem i inspiracją do trwania w modlitewnej obecności Boga. Modlitwę, dla której jedno słowo, zdanie, natchnienie wystarcza do trwania w głębokiej i intensywnej obecności Boga, moglibyśmy nazwać "modlitwą uproszczoną". Ta "uproszczona modlitwa" staje się jednocześnie modlitwą "wszystkich rzeczy". Wszystkie rzeczy (bowiem) noszą w sobie tajemnicę: ostatecznym ich końcem jest Bóg, który sam jest najgłębszą praprzyczyną wszystkiego, co istnieje (Piet van Breemen SJ). Dla człowieka zjednoczonego z Bogiem wszystko staje się okazją i sposobem trwania w obecności Boga. Obecności Boga można poszukiwać we wszystkich rzeczach, na przykład w rozmowie z kimkolwiek, w chodzeniu, w patrzeniu, smakowaniu, słuchaniu, rozumieniu oraz we wszystkim, co robimy, ponieważ Jego Boski Majestat ujawnia się poprzez Jego obecność, Jego moc i Jego istotę we wszystkich rzeczach (św. Ignacy Loyola). Modlitwa uproszczona, modlitwa wszystkich rzeczy, jest zapoczątkowaniem, przedsmakiem trwania w obecności Boga w życiu wiecznym, oglądaniem Boga twarzą w twarz. Posługiwanie się słowami, obrazami, porównaniami pomaga człowiekowi w życiu modlitwy, ponieważ przybliża rzeczywistość tajemnicy Boga. Ale to, co na początku nam przybliża i pomaga, z czasem może nam zasłaniać, a nawet przeszkadzać. Słowa, obrazy, metafory są bowiem zawsze tylko zniekształconym odbiciem realnej rzeczywistości Boga, którą w żaden sposób nie da się wyrazić do końca odwołując się jedynie do ludzkich środków komunikacji. Jedynym uprzywilejowanym słowem w modlitwie uproszczonej jest słowo "Jezus". W tym jednym słowie zawiera się dla nas wszystko: zarówno cała rzeczywistość naszego człowieczeństwa jak również cała rzeczywistość Boska. Kto zna Jezusa, zna także i Ojca (por. J 14, 9). 2. MODLITWA USTNA A. Na czym polega modlitwa ustna? W modlitwie ustnej posługujemy się sformułowaniami modlitewnymi, które ułożyli inni, albo które sami ułożyliśmy dla siebie. Powtarzamy słowa, usiłując jakby ożywić to doświadczenie, które zostało w nich zamknięte. Wchodzimy duchem w ich treść. To "cudze" doświadczenie usiłujemy uczynić naszym. Modlitwa ustna jest pierwszą metodą stosowaną na drodze rozwoju modlitwy. Zanim człowiek rozwinie się intelektualnie, uczuciowo i duchowo na tyle, by mógł modlić się z pełną świadomością i z głębokim przeżyciem wewnętrznym, to zwykle najpierw modli się ustami powtarzając "cudze" słowa, których - szczególnie w dzieciństwie - do końca jeszcze nie rozumie. Rodzice uczą swoje dzieci modlitewnych gestów i słów zdając sobie sprawę, iż głębia treści daleko przekracza ich możliwości rozumienia. Rozumienie modlitwy przychodzi najpierw nie poprzez rozumienie treści słów i gestów, ale poprzez uczestniczenie dziecka w modlitewnym klimacie emocjonalnym i duchowym, który stwarzają rodzice. Ten modlitewny klimat udziela się dziecku. Ważne są dla dziecka nie tyle słowa samej modlitwy, ile właśnie ten klimat, w który zostaje ono włączone przez wspólną modlitwę z rodzicami. Najczęściej modlitw z okresu wczesnego dzieciństwa nie pamiętamy, ale zostaje odciśnięty w nas gdzieś w głębi duszy modlitewny klimat w rodzinie. I chociaż modlitwa ustna jest pierwszym krokiem w rozwoju modlitwy chrześcijańskiej, to jednak trzeba nam pamiętać, że będzie nam ona towarzyszyć całe nasze życie. Będzie zawsze wiernym towarzyszem wszystkich innych form i metod modlitwy, których będziemy się uczyć i które będziemy stosować w naszym życiu duchowym. Modlitwa ustna wcale nie oznacza modlitwy mniej wartościowej. Jeżeli mówimy, że modlitwa ustna jest modlitwą "ubogą", to w takim sensie, w jakim rozumiał to Jezus. On sam posługuje się cudzymi modlitwami, przede wszystkim modlitwami Psalmów. Ich słowa wkłada w swoje usta. W momencie najtrudniejszym swojego życia tuż przed śmiercią Jezus odmawia właśnie Psalm 22: Boże mój, Boże, czemuś Mnie opuścił. Słowa tego psalmu doskonale wyrażały to, co przeżywał. W modlitwie ustnej trzeba nam bardzo starannie dobierać sobie właściwe "modlitewne słowa". Trzeba posługiwać się tymi modlitwami, które najbardziej odpowiadają nam w danym momencie. Zauważmy, że Jezus na krzyżu nie powtarza jakiegokolwiek psalmu, ale psalm, który doskonale oddaje Jego sytuację: sytuację krańcowego poniżenia, cierpienia, uczucia całkowitego opuszczenia przez Boga. Na pewno zawsze najodpowiedniejszą modlitwą będzie: "Ojcze nasz". Ta modlitwa przeznaczona jest na wszystkie ludzkie sytuacje. Jest dobra na wszystkie okazje i potrzeby człowieka, ponieważ ogarnia je wszystkie. "Ojcze nasz" jest wielkim modlitewnym darem, jaki zostawił nam Jezus. Również modlitwa "Zdrowaś Maryjo", która złożona jest, w pierwszej części, ze słów Ewangelii, jest modlitwą na każdą chwilę naszego życia. B. Modlitwa Psalmów Szczególnym zbiorem modlitw ustnych, które winniśmy pielęgnować i które Kościół nam poleca, są Psalmy. Trzeba by nam dobrze poznać cały Psałterz, odkryć klimat poszczególnych Psalmów, by w odpowiednich momentach życia sięgać po te Psalmy, które będą najbardziej dla nas stosowne w naszej konkretnej sytuacji egzystencjalnej. Wszystkie Psalmy odsłaniają kim jest człowiek i kim jest Bóg. Zawierają one głównie dwa tematy: uwielbienie Boga, Jego wielkości, dobroci oraz wyznanie słabości, kruchości i grzeszności człowieka. Psalmy odzwierciedlają "żywego człowieka", "człowieka z krwi i kości". Na szczególną naszą uwagę zasługują te Psalmy, które wyrażają uczucia negatywne, których może nawet niekiedy się wstydzimy: żalu, gniewu, buntu, złorzeczenia na bliźnich, przywoływania Bożej zemsty. Ale te wszystkie negatywne uczucia w Psalmach człowiek wypowiada przed Bogiem. I właśnie to sprawia, że te najbardziej bolesne, wstydliwe i przykre uczucia stają się modlitwą. Niektóre środowiska kościelne kierując się chyba jakimś duchem purytanizmu opuszczały te fragmenty Psalmów, w których jest złorzeczenie, gniew, bunt człowieka. Jednakże człowiek ma prawo wypowiedzieć przed Bogiem wszystko, co jest w nim, nie ukrywając żadnego uczucia, nawet najgorszego, najbardziej wstydliwego, najbardziej demaskującego. Jeżeli nie wypowie tych swoich uczuć przed Bogiem, ale zdławi je w sobie, będą one wydawać owoce zgorzknienia, ucieczki od życia, zamykania się w sobie, urazów do siebie i do ludzi. Wiele Psalmów w pierwszej części wyraża złorzeczenie, przekleństwa, przywołanie Bożej pomsty, w drugiej zaś części psalmista oddaje chwałę Bogu i oddaje się w Jego nieskończone miłosierdzie. Modlitwa Psalmów jest najdoskonalszą szkołą modlitwy. Psalmy są nie tylko modlitwami Starego, ale są także modlitwą Nowego Testamentu. Psalmy są modlitwą Jezusa, Matki Najświętszej, wszystkich świętych Kościoła. Kościół uczynił Psalmy swoją codzienną modlitwą, którą poleca odmawiać kapłanom i zakonnikom. Modlitwę Psalmów odkrywa dziś wielu świeckich i czyni ją swoim powszednim "modlitewnym chlebem". C. Niebezpieczeństwa i zalety modlitwy ustnej Ten lud, czci mnie tylko wargami, a serce ich dalekie, jest od Pana - oto zasadnicza skarga, jaką Bóg wypowiada wobec tych, którzy modlą się tylko słowami, jak poganie (Mt 6, 7-8). Ze słowami winno iść w parze doświadczenie serca. Sens modlitwy ustnej polega na tym, że słowa rozpalają serce. Wielością słów nie można rozpalić serca. Serce może rozpalić jedynie otwarcie się na miłość Boga. Słowa mają nas naprowadzać na doświadczenie miłości Boga oraz zachęcać nas do jej przyjęcia. To hojność ludzkiego serca, troska o skupienie i wyciszenie wewnętrzne sprawiają, iż wypowiadane słowa zaczynają w nas "drgać". Modlitwa ustna pozwala nam w sposób "szybki" wejść w klimat relacji człowieka z Bogiem. Modlitwa ustna wcale nie oznacza modlitwy łatwej, jakby mogło się nam wydawać. Wymaga ona od człowieka ofiary, zaangażowania i wysiłku. Tak samo, jak w każdej innej modlitwie, konieczne jest tutaj "przebicie się" przez słabość ciała, przez nieczystość naszych uczuć, egocentryzm; trzeba przebić się przez cały "świat" pokus. Smakować modlitwę ustną możemy dopiero wówczas, kiedy przejdziemy przez głębokie oczyszczenie wewnętrzne. D. Rozwój modlitwy ustnej Błędnie rozumiemy modlitwę ustną, jeżeli uważamy, iż jest ona jedynie jednostajnym powtarzaniem znanych na pamięć słów. Modlitwa ustna może przybierać różne formy, w zależności od twórczości wewnętrznej i potrzeb duchowych człowieka. Nasza modlitwa ustna może się rozwijać, przemieniać i w sposób niemalże nieuchwytny przechodzić w modlitwę medytacyjną i kontemplacyjną. a) Pierwszy, najprostszy sposob modlitwy ustnej, to systematyczne, pełne pokoju i wyciszenia wewnętrznego odmawianie poszczególnych słów i zdań, słowo po słowie, zdanie po zdaniu. W taki właśnie sposób najczęściej modlimy się brewiarzem, odmawiamy pacierz ranny - wieczorny, Anioł Pański i inne modlitwy. I chociaż w tym sposobie modlitwy za wypowiadanymi słowami często nie nadąża ani myśl, ani też uczucie, to jednak także taka modlitwa pozwala nam doświadczyć intuicyjnie tajemnicy Boga i człowieka. Nie należy lekceważyć tego sposobu modlitwy ustnej. Dla wielu z nas jest to jedyny znany nam sposób modlitwy. Rezygnując z takiej formy modlitwy, musielibyśmy zrezygnować z modlitwy w ogóle. Nie trzeba porzucać żadnej metody modlitwy, jeżeli nie umiemy zastąpić ją inną, głębszą i bardziej odpowiadającą naszej konkretnej sytuacji egzystencjalnej. Wyrządzalibyśmy ogromne szkody duchowe ludziom "prostej wiary", gdybyśmy najpierw kwestionowali ich ubogie sposoby modlitwy, nie umiejąc im zaofiarować innych metod modlitwy. Te proste i ubogie formy są zawsze punktem wyjścia do rozwoju ducha modlitwy. Żadnej metody modlitwy nie należy odrzucać, ale trzeba je pogłębiać i oczyszczać. Kiedy natomiast przychodzi stosowny moment możemy je przekraczać, ucząc się nowych form i nowych metod. b) Wychodząc od pierwszego najprostszego sposobu modlitwy ustnej (systematycznego powtarzania słów modlitwy), możemy przechodzić do innych metod modlitwy ustnej, bogatszych, głębszych, a tym samym bardziej odpowiadających naszym duchowym potrzebom i pragnieniom. Oto nieco inna, znacznie bogatsza metody modlitwy ustnej zaproponowana przez św. Ignacego Loyolę w jego Ćwiczeniach duchownych: Ten sposób modlitwy polega na tym, że przy każdym oddechu modli się człowiek myślnie, mówiąc (w myśli) jedno słowo "Ojcze nasz" albo innej jakiej modlitwy, którą odprawia. A zatem między jednym a drugim oddechem mówi się tylko jedno słowo. I w czasie od jednego oddechu do drugiego zwraca się uwagę głównie na znaczenie tego słowa lub tej osoby, ku której kieruje się modlitwę, albo na lichotę własną, albo na różnicę między wzniosłością tej osoby a naszą własną lichotą. I wedle tej samej formy i reguły będzie się postępować ze wszystkimi innymi słowami Modlitwy Pańskiej. Inne zaś modlitwy, jak "Zdrowaś Maryjo", "Duszo Chrystusowa", "Wierzę", "Witaj Królowo" odmówi się sposobem zwyczajnym" (Cd 258). W opisanym sposobie nasza modlitwa ustna staje się bardzo "powolna", dostosowana do możliwości receptywnych człowieka. Rytm oddechu nadaje jej naturalny bieg. Harmonia oddechu i "słowa", które w swej istocie w modlitwie jest zawsze Słowem Bożym, wprowadza harmonię pomiędzy sferą somatyczną i emocjonalną a sferą duchową. Taki sposób odmawiania modlitwy ustnej, szczególnie na początku jej praktykowania, wymaga od człowieka pewnej dyscypliny ciała, skupienia, jak i odpowiednich warunków zewnętrznych. Ta metoda modlitwy, jak każde nowe narzędzie, do którego używania nie jesteśmy przyzwyczajeni, może rodzić odczucia pewnego udziwnienia czy też sztuczności. Nie trzeba się im wówczas poddawać. Ważniejszy będzie natomiast pewien klimat wyciszenia wewnętrznego, głębsze rozumienie wypowiadanych słów, które będą rodziły się w nas pod wpływem stosowania tej metody modlitwy. W tym nowym klimacie modlitewnym będziemy spontanicznie zwracać uwagę na pewne słowa, które mogą nam wydać się jakby nowe, pełniejsze znaczenia i treści. Mogą też budzić w nas nowe odczucia i doświadczenia wewnętrzne. c) Praktykując przez pewien okres czasu powyżej opisany sposób modlitwy ustnej, w sposób naturalny przejdziemy do innej, bardziej pogłębionej, metody modlitwy zaproponowanej również przez św. Ignacego Loyolę: Ten sposób modlitwy polega na tym, że osoba modląca się, klęcząc lub siedząc, zależnie od większej dyspozycji, w jakiej się znajdzie, i od większej pobożności, jaka jej towarzyszy, z oczyma zamkniętymi lub utkwionymi w jednym punkcie, bez rzucania nimi tu i ówdzie, wymówi słowo: "Ojcze", i zatrzyma się w rozważaniu tego słowa tak długo, jak długo będzie znajdować różne znaczenia, porównania, smak i pociechę w rozważaniach odnoszących się do tego słowa. I w ten sam sposób niech postępuje z każdym słowem modlitwy "Ojcze nasz" lub innej jakiejś modlitwy, którą zechce wziąć za przedmiot modlenia się w ten właśnie sposób. Przez godzinę trwać będzie w ten sposób na modlitwie nad całym tekstem "Ojcze nasz", a skończywszy odmówi "Zdrowaś Maryjo", "Wierzę", "Duszo Chrystusowa", "Witaj Królowo" - ustnie lub w myśli, sposobem zwyczajnym" (Cd 252). Na samym początku opisu tej metody św. Ignacy podkreśla konieczność spełnienia pewnych warunków: odpowiednia postawa ciała, głębsze skupienie i wyciszenie, uwzględnienie własnych pragnień i potrzeb duchowych. Ten rodzaj modlitwy ustnej jest jeszcze bardziej spowolniony. Ilość wypowiadanych słów nie jest już ważna. Osoba modląca się poddaje się pewnemu natchnieniu wewnętrznemu i zatrzymuje się w sposób spontaniczny na pewnych słowach, zdaniach, myślach tak długo, jak tego potrzebuje, zanosząc do Boga te poruszenia serca, które one w nas rodzą. Ten rodzaj modlitwy trudno nazwać już modlitwą ustną w ścisłym sensie tego słowa. Praktykując ją przez dłuższy okres czasu w sposób spontaniczny przechodzimy do modlitwy medytacyjnej i kontemplacyjnej. Jeżeli chcielibyśmy stosować opisane powyżej metody modlitwy w sposób bardziej systematyczny, wówczas byłoby rzeczą ważną, abyśmy dali sobie dłuższy okres czasu dla wdrożenia ich w życie. Dopiero po wielu ćwiczeniach dochodzi się zwykle do pewnej łatwości w korzystaniu z nich z pewnym "duchowym smakiem". E. Najpierw odmienić serce a nie metodę Sformułowanie "modlitwa ustna" może być bogate w treść, o ile nie oznacza ono dla nas mechanicznego powtarzania słów, ale jest poszukiwaniem więzi z Bogiem z pomocą słów. W każdej modlitwie, także w modlitwie ustnej, liczą się bowiem nie obfitość słów, treści, wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy, które zadowala i nasyca duszę (Cd 2). Istotą każdej modlitwy jest doświadczenie serca. Kiedy w modlitwie "brakuje serca", ponieważ jest ona mechaniczna i zewnętrzna, wówczas nie wystarczy zmienić metodę modlitwy, ale trzeba "odmienić serce". Sercu, które naprawdę nie szuka więzi z Bogiem, nie pomogą żadne nowe metody. Wejście na drogę modlitwy rozpoczynamy najpierw nie od szukania metod, ale od napełniania "duchem", "sercem" tych metod, które już znamy i praktykujemy. Rozpoczęcie naszej modlitwy od korzystania z modlitwy ustnej daje nam poczucie bezpieczeństwa. Jesteśmy bowiem świadomi, że idziemy "dobrą drogą", z której korzystali wszyscy święci Starego i Nowego Testamentu. Tą drogą szedł również Jezus i Jego Matka Maryja. Nawet jeżeli czujemy zaproszenie Pana Boga, aby otwierać się na nowe metody modlitwy bardziej dostosowane do naszych potrzeb i pragnień, to jednak winniśmy nadal cenić i pielęgnować modlitwę ustną. Zawsze pozostanie aktualną modlitwa odmawiana także ustami: "Ojcze nasz", "Zdrowaś Maryjo", Psalmy, modlitwy wielu świętych. Nie trzeba nam też porzucać żadnej modlitwy ustnej, jeżeli odnajdujemy w niej jakiś smak i dopóki ona rozpala nas w miłości ku swemu Stwórcy i Panu. 3. METODA MEDYTACJI I KONTEMPLACJI EWANGELICZNEJ W UJĘCIU SW.IGNACEGO LOYOLI A. Przygotowanie Bezpośrednio przed medytacją (kontemplacją ewangeliczną) lub też - jeżeli się ją odprawia w godzinach porannych - wieczorem dnia poprzedniego należy poświęcić trochę czasu na przygotowanie. Praktyka pokazuje, iż konieczne jest przynajmniej kilkadziesiąt minut. Przygotowanie to polega najpierw na uważnym, zwykle kilkakrotnym przeczytaniu tekstu biblijnego lub innego tekstu, którym chcemy się posłużyć na medytacji. Możemy stosować różne metody czytania: - najpierw możemy przeczytać uważnie zdanie po zdaniu próbując wczuć się w sens całego tekstu: - następnie możemy czytać ten sam tekst zatrzymując się chwilę po każdym zdaniu, aby móc pełniej nasycić się jego treścią; - wreszcie w kolejnym czytaniu możemy zatrzymywać się przy tych zdaniach, słowach, treściach, które w jakiś sposób zwrócą naszą uwagę. W czasie przygotowania zachęca się do robienia sobie przynajmniej krótkich notatek, które mogą się okazać bardzo pomocne (zwłaszcza dla uczących się medytacji) w czasie samej modlitwy. Czas trwania medytacji lub kontemplacji winien być dostosowany do możliwości, pragnień i potrzeb poszczególnych osób. Wydaje się jednak, iż konieczne jest (po uprzednim osobistym przygotowaniu) przynajmniej około pół godziny, aby móc wejść w głębsze słuchanie Słowa Bożego oraz konfrontację tego Słowa z naszym osobistym życiem. Medytacja nie może być uprawiana w pośpiechu. Pośpiech na medytacji sprawia, iż staje się ona powierzchowna i zewnętrzna. B. Metoda medytacji a) Rola Słowa Bożego w medytacji Istotą medytacji ignacjańskiej, która jest także istotą każdej chrześcijańskiej modlitwy, jest doprowadzenie do rzeczywistego spotkania Słowa Bożego z życiem człowieka w całej jego historii. W medytację bowiem wnosimy nie tylko to, jacy jesteśmy "w czasie teraźniejszym", ale także całą swoją przeszłość i przyszłość. Człowiek wchodzi w medytację w sposób integralny. Próba wyeliminowania z medytacji choćby tylko jakiejś części ludzkiej rzeczywistości sprawia, iż od samego początku zostaje ona zafałszowana. Medytację rozpoczynamy od słuchania, przyjmowania, otwierania się na Boga i Jego Słowo. Na początku konieczna jest postawa pewnej "pasywnej aktywności". To paradoksalne stwierdzenie odsłania nam rolę człowieka i rolę Boga na modlitwie. Modlitwę rozpoczynamy od wyciszenia ludzkiej inicjatywy i aktywności. Ta "pasywność" człowieka nie jest jednak bezczynnością, ale jest aktywnym otwieraniem się na działanie Boga w człowieku. Zbyt wielka aktywność człowieka w medytacji sprawia, iż może on ulec niebezpieczeństwu odczytywania Słowa Bożego poprzez własne, najczęściej nieuświadomione oczekiwania, lęki i potrzeby. Stosowane często w przeszłości określanie medytacji jako modlitwy myślnej naprowadzało wielu na błędne jej rozumienie. Sądzili bowiem, iż pierwszą aktywnością człowieka jest właśnie myślenie. Rozmawiając z osobami uprawiającymi dłuższą modlitwę myślną odnosiłem wrażenie, że ich modlitwa jest nieraz przede wszystkim "myśleniem". Po okresie zapału, entuzjazmu szybko jednak czują się tym "myśleniem" na modlitwie zmęczeni. Rodzi się wówczas potrzeba wielu treści religijnych, aby ubogacić medytacyjne myślenie. Jeżeli takie osoby nie odkryją sfery serca, to z czasem porzucają dłuższą modlitwę medytacyjną nabierając nawet do niej pewnego urazu. W medytacji chodzi najpierw nie tyle o samo działanie człowieka, ale raczej o poddanie się Bożemu działaniu w nas. Pytania, które człowiek medytujący stawia sobie szukając prawdy Słowa Bożego, nie powinny być spekulatywne. Prosta, dłuższa koncentracja na Słowie Bożym, poprzedzona wewnętrznym wyciszeniem jeszcze przed modlitwą, sprawia, iż nasza uwaga spontanicznie zwróci się ku pewnym konkretnym treściom, zawartym w jednym słowie, zdaniu czy myśli. Rodzą się wówczas również pewne uczucia wobec tych treści, uczucia, które nie są zależne od naszej woli. Niektóre treści mogą przyciągać, inne mogą budzić wewnętrzny opór. W medytacji trzeba zatrzymywać się zarówno na tym, co budzi nasze reakcje pozytywne: entuzjazm, nadzieję, pokój wewnętrzny, jak i na tym, co budzi nasz wewnętrzny sprzeciw, opór, uczucia znużenia, nudy i inne uczucia negatywne. Rodzenie się uczuć negatywnych w medytacji jest dobrym objawem, jest to bowiem znak, iż Słowo Boże dotyka w nas miejsc najbardziej zranionych, nieuporządkowanych, których może sobie w życiu jeszcze nie uświadomiliśmy. b) Spotkanie Słowa Bożego z naszym życiem Świadome przyjęcie reakcji emocjonalnej, która budzi się w nas pod wpływem słuchania prawdy Słowa, prowadzi nas do prawdy o naszym życiu. Słowo Boże nie tylko potwierdza nasze dobre pragnienia, decyzje i czyny, które są zgodne z wolą Bożą, ale także - przede wszystkim w sytuacji człowieka rozpoczynającego drogę nawrócenia wewnętrznego - osądza nas; ukazuje zasadnicze rozdarcie istniejące pomiędzy tym, czym człowiek winien być zgodnie z Bożym Planem, a tym kim jest w rzeczywistości z powodu grzechu. Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by było przed nim niewidzialne, przeciwnie wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek (Hbr 4,12-13). W medytacji człowiek winien z jednej strony spontanicznie przyjmować prawdę Słowa Bożego i uczucia, które ono w nim budzi, ale z drugiej strony wykazywać się aktywnością w osądzaniu swojego życia. Słowo Boże - o ile medytujący otwiera się na Jego prawdę - ujawni wszystkie zamysły jego serca oraz ich wpływ na świadome i nieświadome reakcje, sposób myślenia i wartościowania, na wybory i czyny z nimi związane. c) Dialog z Bogiem na medytacji Sw. Ignacy zachęca do wielkiej szczerości i otwartości w naszym dialogu z Bogiem. W pierwszym rozmyślaniu, ukazując charakter końcowej rozmowy w medytacji, radzi: Rozmowę końcową, ujmując ją trafnie, należy odbyć tak jakby przyjaciel mówił do przyjaciela, albo sługa do Pana swego, już to prosząc o jaką łaskę, już to oskarżając się przed nim o jakiś zły uczynek, już to zwierzając mu się ufnie ze swoich spraw i prosząc go w nich o radę (Cd 54). Zasadnicza treść dialogu wyłania się ze spotkania Słowa Bożego z naszym życiem. Dialog ten nie musi zawsze być cichym i uległym błaganiem, podniosłym wielbieniem, radosnym dziękczynieniem. Może on być także bolesnym krzykiem. Człowiek medytujący naśladując Psalmistę, naśladując Jezusa w Ogrójcu może wypowiadać z odwagą cały swój ból wewnętrzny, krzyk, cierpienie. Do przyjaciela mówi się zawsze prawdę, nawet jeżeli jest ona bardzo trudna i bolesna. Dialog jest wymianą, jest przyjmowaniem miłości i dawaniem na nią odpowiedzi. W samym przyjmowaniu znajduje się już odpowiedź. Ale działanie Boga jest zawsze uwarunkowane wolnością człowieka, którą kieruje sam człowiek. Jest to jedyne miejsce w nim, do którego nikt nie ma dostępu - nawet sam Bóg - do tego stopnia, iż człowiek może się potępić i nikt nie może go (o ile sam tak zdecyduje) od tego uchronić. Istotą medytacji jest właśnie wolne oddawanie Bogu tego jednego miejsca do całkowitej Jego dyspozycji. Modlitwa: Przyjmij, Panie, całą wolność moją (Cd 234), która wieńczy całe doświadczenie Ćwiczeń duchownych, jest obecna w każdej autentycznej medytacji, choć może jeszcze w sposób niepełny i zaczątkowy. Ta właśnie postawa wolności wobec siebie samego oraz oddania się Bogu staje się źródłem wielkiej przejrzystości wewnętrznej. Pozwalając się do głębi przeniknąć Słowu Bożemu człowiek otrzymuje niezwykłą zdolność przenikania rzeczywistości świata na podobieństwo przenikania samego Boga. Dla człowieka medytującego nic nie jest już płytkie i powierzchowne, wszędzie bowiem otwiera się przed nim przepastna perspektywa; dlatego kroczy on poprzez istnienie i poprzez świat (...) jako ten, który widzi (J. B. Lotz SJ). C. Metoda kontemplacji ewangelicznej Mówiąc o kontemplacji życia Jezusa Ojcowie Kościoła często przypominali zdanie z Pisma św. o Wiecznej Mądrości, która na ziemi była widziana i zaczęła przebywać wśród ludzi (Ba 3, 38). Polecali kontemplować to przebywanie wśród ludzi Wiecznej Mądrości - Odwiecznego Słowa, które w konkretnym czasie historycznym stało się Ciałem (Pierre Voulet SJ). Całe życie Jezusa, każde Jego słowo i każdy gest jest dla nas Dobrą Nowiną, która mówi nam o nieskończonej miłości Boga do nas i jednocześnie zaprasza nas do udzielenia odpowiedzi na nią. Dzięki ewangelicznej kontemplacji ziemskie życie Jezusa wraz z Jego człowieczeństwem staje się dla nas sakramentem, który umożliwia nam poznanie tajemnicy samego Boga: Kto Mnie zobaczył, zobaczył i Ojca - powie Jezus (J 14, 9). W kontemplacji ewangelicznej aktywność pamięci i rozumu (które w medytacji odgrywają bardzo ważną rolę) zostają nieco wyciszone. Do głosu bardziej dochodzą zmysły, wyobraźnia oraz intuicja. Odwołując się właśnie do wyobraźni i intuicji odprawiający kontemplację poddaje się jakby pewnej pasywności. Pasywność ta polega na wyobrażeniowym patrzeniu na osoby biorące udział w kontemplowanej Tajemnicy, słuchaniu tego, co mówią, obserwowaniu tego, co czynią. Ważną jest rzeczą, aby wyobrażeniowe patrzenie i słuchanie w kontemplacji nie dokonywało się jedynie na zasadzie zewnętrznego i zmysłowego tylko oglądu, ale łączyło się z wewnętrznym uczestnictwem w kontemplowanej Tajemnicy życia Jezusa. We wzorcowej kontemplacji św. Ignacy podpowiada odprawiającemu Ćwiczenia: Ja zaś sam staną się służką ubożuchnym i niegodnym, patrząc na nich, kontemplując ich i służąc im w ich potrzebach tak, jakbym tam znalazł się obecny z całym, jakie tylko jest możliwe, uszanowaniem i ze czcią (Cd 114). Posłużmy się przykładem. Widzimy na ulicy wypadek. Robi się zbiegowisko ludzi. Jeżeli wypadkowi ulega osoba nam nieznana, jesteśmy zwykle jedynie biernymi uczestnikami wydarzenia. Ale gdybyśmy dostrzegli, iż wypadkowi uległa osoba nam bliska, natychmiast zaangażowalibyśmy się w organizowanie potrzebnej pomocy. Kontemplacja to jakby włączenie się w wydarzenie, które jest przedmiotem naszej modlitwy. Od kontemplowanej sceny ewangelicznej św. Ignacy każe nam następnie przejść do osobistego życia: A potem wejść w siebie samego, aby jakiś pożytek duchowy wyciągnąć (Cd 114). Patrząc na święte osoby, słuchając wypowiadanych przez nie słów, obserwując kontemplowaną scenę, będziemy pytać siebie, kim jest Jezus Chrystus i do czego On mnie zaprasza. Głównym celem kontemplacji ewangelicznej jest dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się Człowiekiem, abym Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady (Cd 104). Dzięki poznawaniu Jezusa, przyjmowaniu Jego miłości oraz naśladowaniu Go realizuje się w nas odwieczne pragnienie Boga, abyśmy mogli stawać się na wzór obrazu Jego Syna (Rz 8, 29). W poznawaniu i naśladowaniu Jezusa nie chodzi najpierw o jakieś zewnętrzne upodobnienie się do Niego, ale o przebóstwienie całego ludzkiego życia, poczynając od ludzkiego serca, tak byśmy nie tylko myśleli i działali jak Jezus, ale także jak On przeżywali wszystko (por. Rz 15, 5). Kształtowanie siebie na wzór Chrystusa jest nie tylko owocem naszej silnej woli, (chociaż rola ludzkiej woli jest bardzo ważna), lecz również owocem mocy Ewangelii, która wiernie kontemplowana, powoli, ale skutecznie przenika całego człowieka. Kontemplacja dając nam poznanie Jezusa (bardziej sercem niż umysłem), rozbudza w nas pragnienie Jego miłości. Płonące zaś miłością serce człowieka popycha go do całkowitego oddania i postępowania według pragnień osoby kochanej. Tak więc przemiana zewnętrzna człowieka rodzi się jako owoc przemienionego serca, kształtowanego na wzór Serca Jezusa. Jezus jednak z naciskiem podkreślał, iż trzeba nam płacić ogromną cenę za chodzenie Jego śladami. Przebóstwianie serca ludzkiego, które oznacza rodzenie się do nowego życia, jest równoznaczne z bolesnym umieraniem starego człowieka w nas. Dopiero wierne i wytrwałe kontemplowanie wszystkich słów, gestów i czynów Jezusa pozwoli nam doświadczyć ewangelicznego paradoksu, że jarzmo, choć pozostaje ciężkie i prowadzi do umierania sobie, jest jednocześnie słodkie i daje głęboki pokój serca. D. Powtórzenia Sw. Ignacy poleca bardzo często robić powtórzenia medytacji i kontemplacji. Powtórzenia są sposobem pogłębiania rozważanej prawdy. Ponieważ pamięć i rozum nie otrzymują nowej treści, możemy poznaną uprzednio "treść" bardziej zgłębić sercem. Poprzez powtórzenia medytacji rozważane tajemnice mają zstąpić z pamięci i rozumu do serca. Ignacjańska powtórka nie polega na powracaniu do wszystkich treści i doświadczeń z poprzednich medytacji, ale tylko do tych, które miały dla nas szczególnie ważne znaczenie: Powtórzyć ćwiczenie (...), zwracając uwagę i dłużej się zatrzymując nad tymi punktami, w których odczułem większe pocieszenie lub strapienie, albo też w ogóle miałem jakieś większe przeżycie duchowe (Cd 62). W medytacjach powtórkowych wracamy więc do konkretnych pojedynczych słów, zdań, myśli, odczuć, natchnień, szczególnie ważnych w poprzedniej modlitwie. Ignacjańskie powtórzenia medytacji zbiegają się w przedziwny sposób z doświadczeniem modlitwy chrześcijańskiego Wschodu (chrześcijański hesychazm). Mnisi na Wschodzie od pierwszych wieków chrześcijaństwa korzystali z krótkich medytacyjnych wersetów nierzadko zaczerpniętych z Psalmów, które powtarzali nieraz wiele lat. Szczytem tej modlitwy jest tak zwana "modlitwa Jezusa" polegająca na wielokrotnym powtarzaniu w rytm oddechu słów: "Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną". W tym rodzaju "medytacyjnego" modlenia się stosowali Ojcowie całkiem prostą zasadę psychologiczną: im bardziej modlący się, przez powtarzanie wciąż tego samego słowa wnika w głębię jego sensu, tym lepiej przyswaja sobie wyrażoną w nim wewnętrzną postawę, tym milsze staje mu się to słowo i tym częściej i łatwiej przechodzi ono przez jego wargi. Nieprzerwanie powtarzane słowo modlitwy staje się czymś więcej niż dźwiękiem, którzy przebrzmiewa. Staje się wewnętrzną postawą, która pozostaje i wpływa na życie, nawet gdy nie wymawia się już aktualnie modlitwy. Dążenie mnichów do trwałej postawy modlitewnej, niezależnie od tego, czy ktoś się aktualnie modli, czy nie, osiąga w ten sposób swój cel (R. Scherschel). Zbieżności ignacjańskich powtórzeń w medytacji z doświadczeniem modlitwy chrześcijańskiego Wschodu nie należy upatrywać we wpływach Wschodu na Autora Ćwiczeń, ale przede wszystkim w fakcie, iż oba te doświadczenia modlitwy nie szukały najpierw rozumienia intelektualnego Bożych tajemnic (obfitości wiedzy), ale wewnętrznego odczuwania i smakowania rzeczy, które zadowala i nasyca duszę (Cd 2). Korzystanie z metod modlitwy nawet najbardziej wytrawnych i doświadczonych mistrzów modlitwy, nie zwalnia nas z twórczości wewnętrznej. Każda metoda modlitwy, z której korzystamy, winna być tak przetwarzana wewnętrzne, aby stała się bardzo osobistym narzędziem spotkania człowieka z Bogiem. Każdy medytujący, kontemplujący w ramach metody, z której korzysta, winien szukać własnej, dostosowanej do swojego doświadczenia psychicznego i duchowego. Byłoby dobrze, gdyby wytworzyło się tyle form medytacji, ilu jest medytujących: im bardziej proces ten jest osobisty, tym bardziej może być autentyczny (J. B. Lotz SJ). E. Refleksja po modlitwie Po skończonym ćwiczeniu przez kwadrans, siedząc lub chodząc, zbadam, jak mi się powiodła ta kontemplacja lub rozmyślanie. Jeśli źle, zbadam przyczynę tego, a tak poznawszy przyczynę, będę żałował za to, chcąc się poprawić w przyszłości. A jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będę się trzymał tego samego sposobu (Cd 77). W medytacji i kontemplacji ewangelicznej człowiek winien poddać się dobrze rozumianej spontaniczności. Polega ona przede wszystkim na otwarciu się na działanie Ducha Swiętego, który wieje tam, gdzie chce (J 3, 8). Podczas modlitwy nie powinniśmy zbytnio obserwować siebie pytając się, czy nasza modlitwa jest zgodna z metodą, której się uczymy. Stopniowe zapominanie o stosowanej metodzie, rezygnacja z odczuwania "przyjemności modlitwy" pozwalają dopiero skoncentrować się całym sercem na DIALOGU z Bogiem, który jest centrum medytacji. Dopiero po medytacji winniśmy zreflektować nad naszą postawą i naszymi przeżyciami na modlitwie. W pytaniu: jak mi się powiodła medytacja czy kontemplacja ewangeliczna? św. Ignacy każe nam bardziej odwołać się do spontanicznego odczucia sumienia niż do analizy intelektualnej odbytego czasu modlitwy. Sumienie daje człowiekowi ogólne poznanie jego zaangażowania na modlitwie, wysiłku i ofiary z nią związanej oraz hojności wobec Boga; sumienie spontanicznie pochwali lub zgani medytującego. Od ogólnego odczucia trzeba przejść do konkretów i zbadać przyczynę tego, że medytacja powiodła mi się źle lub dobrze. W refleksji nad medytacją i kontemplacją możemy zadawać sobie dwa rodzaje pytań. Pierwszy dotyczy osobistego zaangażowania na modlitwie: wyciszenia wewnętrznego, rozbudzania w sobie hojności wobec Boga, wierności proponowanej metodzie. Pytania te dotyczą tego wszystkiego, na co mamy wpływ. Drugi rodzaj pytań dotyczy wewnętrznych odczuć, poruszeń, na które nie mamy bezpośredniego wpływu, ale są nam one dane, np.: Jakim Bóg mi się wydał? Co działo się we mnie? Co mnie szczególnie uderzyło? Jak się czułem podczas modlitwy? Co Bóg starał mi się w tym wszystkim powiedzieć? Czy jest jakiś punkt, do którego powinienem wrócić w następnej modlitwie? Zbadanie przyczyny tego, jak mi się powiodła medytacja, ma konkretny pedagogiczny cel: jeżeli medytacja powiodła mi się źle, będę żałował za to, chcąc poprawić się w przyszłości; a jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będą się trzymał tego samego sposobu. W tym kontekście popełnione błędy nie stają się przyczyną rozczarowania i niszczącego uczucia zniechęcenia do siebie, ale raczej okazją do pogłębienia własnego doświadczenia w modlitwie. Niepowodzenie w medytacji ma się stać dla nas okazją do większego upokorzenia przed Bogiem, które z jednej strony jest prośbą o przebaczenie, z drugiej zaś modlitwą o łaskę większej wierności. Poprawa w przyszłości zależy bowiem nie tylko od nas, ale również od otrzymanej łaski. Natomiast medytacja, którą odprawiliśmy dobrze, winna zrodzić z jednej strony uczucia wdzięczności wobec Boga, ponieważ była ona nie tylko owocem naszego wysiłku, ale także owocem Bożego działania; z drugiej zaś winna stać się zachętą do większej wierności Bogu w następnych ćwiczeniach duchownych. Zgodnie z tym, co mówi św.Ignacy, refleksja jest nie tylko analizą własnych postaw i odczuć, lecz także modlitwą - jakby przedłużeniem samej medytacji. 4. MODLITWA WSPÓLNOTOWA Najpierw zauważmy, iż każda indywidualna modlitwa w sensie teologicznym jest modlitwą eklezjalną, wspólnotową, to znaczy włączoną w całą wspólnotę Kościoła. Nikt z nas nie modli się wyłącznie indywidualnie, ale modli się w Kościele i poprzez Kościół. Modlitwa wspólnotowa w sensie ścisłym (liturgiczna, paraliturgiczna, np. wspólny różaniec, droga krzyżowa, wspólnotowa modlitwa brewiarzowa) i modlitwa indywidualna są to dwa rodzaje modlitwy, które w życiu duchowym człowieka bynajmniej się nie wykluczają i nie rywalizują ze sobą, ale wzajemnie się dopełniają i wspomagają. To dopełnianie się tych dwu rodzajów modlitwy jest konieczne. Taka jest intencja Kościoła. Taka też była praktyka modlitwy Jezusa. Jezus uczestniczył w modlitwie wspólnotowej w świątyni, w synagodze, ale także często modlił się indywidualnie. Modlitwa wspólnotowa pomaga nam wejść w klimat modlitewny. Wspólnota tworzy klimat. Wspólnota "niesie" nas w modlitwie. Jest to ogromnie ważna pomoc szczególnie dla ludzi początkujących w życiu wewnętrznym, w życiu modlitewnym. Pomoc modlitwy wspólnotowej jest podobna do prowadzenia dziecka przez matkę. Kiedy dziecko stawia pierwsze kroki, matka podtrzymuje je, ale zawsze tylko do pewnego czasu. W pewnym momencie pozwala dziecku chodzić samodzielnie, choć wie, iż może się ono przewrócić. Dla większości z nas pierwszym doświadczeniem modlitwy było doświadczenie modlitwy wspólnotowej: modlitwa wspólna z matką, z ojcem. Z czasem uczyliśmy się modlić także samodzielnie. Od modlitwy ustnej wspólnotowej przechodzimy w pewnym momencie do modlitwy osobistej. Wielu ludzi szczerze pobożnych chętnie uczestniczy w modlitwie wspólnotowej organizowanej np. przez parafię, grupy modlitewne, ale sami nie potrafią modlić się indywidualnie. Kiedy pozostają sam na sam z Bogiem, nie wiedzą, co robić, jak Boga słuchać i jak do Niego mówić. Jak przenieść wspólnotowy klimat modlitwy na modlitwę osobistą. Wielu wyznaje, iż kiedy modlą się we wspólnocie, czują się pociągani, zachęcani, porywani do modlitwy, ale kiedy pozostają sami, wówczas nie potrafią samodzielnie dialogować z Bogiem. W takiej sytuacji dobrze jest systematycznie korzystać z pomocy wspólnoty bez najmniejszego niepokoju, iż modlitwa wspólnotowa na tym etapie życia ma przewagę nad modlitwą indywidualną. Uczestnicząc w modlitwie wspólnotowej jednocześnie należy rozbudzać w sobie pragnienie modlitwy indywidualnej oraz podejmować trud modlitwy osobistej. Modlitwa osobista, która nie jest podtrzymywana przez wspólnotę, przychodzi trudniej, ale właśnie dlatego jest ona bardzo cenna. Taka właśnie wypracowana, utrudzona, wycierpiana modlitwa indywidualna, (trochę na wzór trudu i cierpienia Jezusa modlącego się w Ogrójcu) może stać się darem dla wspólnoty. Trzeba bowiem, aby każdy z członków modlitewnej wspólnoty nie tylko z niej czerpał, ale także coś osobistego w nią w nosił. W wielu modlitewnych wspólnotach zionie pustką i płytkością właśnie dlatego, iż wszyscy próbują czerpać z życia modlitewnego wspólnoty, ale niewielu wnosi w nie osobisty wkład i trud. Modlitwa wspólnotowa jest sumą trudu, wysiłku, walki wewnętrznej poszczególnych członków wspólnoty. Jest sumą ich entuzjazmu, nadziei i duchowych pragnień. Modlitwa wspólnotowa spełnia jeszcze jedną bardzo ważną rolę: staje się ona kryterium autentyczności modlitwy osobistej. Uczestnicząc w modlitwie wspólnotowej człowiek modlący się rozeznaje prawdziwość własnej osobistej modlitwy, która odcięta od modlitwy wspólnotowej łatwo może się zniekształcić. Trzeba nam pamiętać, iż jesteśmy kuszeni nie tylko do grzechu, ale także do iluzji. Im intensywniejsze jest nasze pragnienie modlitwy oraz wysiłki w jej rozwijaniu, tym większe napotkamy niebezpieczeństwa i przeszkody. 5. WZAJEMNA RELACJA METOD MODLITWY WOBEC SIEBIE a) Potrzeba rozeznania duchowego Przedstawione metody modlitwy nie są bynajmniej oddzielone od siebie w jakiś sposób mechaniczny i sztywny. W naszym rozwoju modlitwy przesuwają się tylko pewne akcenty. Najczęściej stosowanie metod modlitwy zależne będzie od pragnień i potrzeb wewnętrznych, od stopnia wyciszenia wewnętrznego, od długości czasu poświęconego modlitwie czy od innych okoliczności zewnętrznych. Trudno wejść w głęboką modlitwę medytacyjną, jeżeli np. mamy do dyspozycji tylko krótką chwilę. Zanim porzucimy jedną metodę modlitwy (jakakolwiek by ona nie była) dla innej, konieczne jest głębokie rozeznanie. Nie możemy pozbawiać się jednej, czy może nawet jedynej metody dialogowania z Bogiem, jeżeli nie zdobyliśmy nowej, sprawdzonej. Inaczej narażalibyśmy się na pewną pustkę wewnętrzną i zagubienie duchowe. Moglibyśmy wówczas stać się łatwym łupem działania złego ducha. W rozeznawaniu dotyczącym stosowania metod modlitwy jest bardzo pożyteczne - a niekiedy wprost konieczne - kierownictwo duchowe. Może nas ono ustrzec przed subiektywizmem, który nierzadko powoduje, iż kierujemy się nieuporządkowaniem emocjonalnym. Woluntaryzm, chęć samodoskonalenia się, odczucie pewnego znużenia nie mogą być zasadniczymi motywami zmiany stosowanych przez nas metod modlitwy. Nie zawsze jednak mamy możność korzystania z kierownictwa duchowego w rozwoju naszej modlitwy. W razie jego braku może nie jest aż tak ważną rzeczą zadawać sobie pytanie, na jakim etapie modlitwy "ja" się znajduję. Przechodzenie z jednego etapu na drugi, od jednej metody do następnej, może być w nas mało świadome. Przejście to dokonuje się u wielu ludzi prostej, ale głębokiej wiary w sposób spontaniczny i jakby bezrefleksyjny. Ludziom tym brak jest może nieraz pojęć do nazwania tego, lecz to przeżywają, co bynajmniej nie umniejsza głębi ich doświadczenia modlitwy. Ważny bowiem jest nie opis doświadczenia, ale sama jego rzeczywistość. b) Zaproszenie Pana Boga Uczynienie kolejnego kroku na drodze modlitwy przez zmianę metody modlitwy nie zależy tylko od człowieka. Jest to także owoc łaski, zaproszenie Pana Boga. Człowiek rozwijając w sobie ducha modlitwy czuje się w pewnym momencie jakby wewnętrznie przynaglony do szukania nowej, często może trudniejszej, ale bardziej dostosowanej do jego potrzeb i pragnień metody modlitwy. Nie byłoby rzeczą dobrą, gdybyśmy sami, kierowani wewnętrznym niepokojem czy jakimiś "ambicjami duchowymi" przynaglali siebie samych do stosowania takich metod modlitwy, których wewnętrznie nie pragniemy i które przerastają nasze aktualne potrzeby i pragnienia duchowe. To nie my wyznaczamy sobie czas, w którym winniśmy zrobić kolejny krok na drodze modlitwy. Jeżeli zbyt łatwo, bez rozeznania i głębszych racji obiektywnych, zrezygnowalibyśmy np. z modlitwy ustnej, próbując praktykować od razu "doskonałą modlitwę kontemplacyjną", w której nie byłoby już słów niosących treści, to istniałoby niebezpieczeństwo, że nasza modlitwa mogłaby się stać trwaniem w pustce, jakimś może wpatrzeniem się w siebie samych. Do modlitwy kontemplacyjnej, w której nie potrzeba już słów, ale wystarcza samo "miłosne trwanie" w obecności Boga, człowiek nie dochodzi sam. Zostaje do niej doprowadzony przez samego Boga zwykle po okresie długotrwałego wysiłku i trudu modlitwy. Trwanie w obecności Boga bez treści, bez słów, jest rzeczywiście szczytem modlitwy chrześcijańskiej, ale tylko wtedy, kiedy jest to trwanie pełne obecności Boga, kiedy z tym trwaniem łączy się intymna więź miłości, w której wszystkie słowa "zostały już powiedziane" i dlatego żadne z nich "nie jest potrzebne". Ten szczyt modlitewnego trwania przed Bogiem "zawiera w sobie" wszystkie możliwe modlitwy ustne. c) Zmiana metody wezwaniem do większego zaangażowania duchowego Jak z jednej strony niebezpieczne jest nieprzemyślane dokonywanie zmian w posługiwaniu się sprawdzonymi metodami, tak z drugiej strony przeszkodą w rozwoju modlitwy może być także kurczowe trzymanie się jednej sprawdzonej modlitwy. Kiedy jedną metodą modlitwy posługujemy się przez dłuższy okres czasu, to wówczas na samą myśl o pozostawieniu tej metody może rodzić się jakiś wewnętrzny niepokój czy nawet poczucie winy z powodu chęci porzucenia tego, czym posługiwaliśmy się przez tyle lat. I tak możemy być rozdzierani pomiędzy przywiązaniem do jednej sprawdzonej metody modlitwy i lękiem pozostawienia jej, a z drugiej strony jakimś wewnętrznym przynagleniem, które każe nam szukać metody bardziej dostosowanej do naszych potrzeb i pragnień duchowych. W takiej sytuacji dobrze jest zwrócić się o pomoc do osoby doświadczonej w sprawach modlitwy. Rozwój modlitwy domaga się od nas odwagi pozostawienia (niekoniecznie na stałe) metody, która nie może nam zaofiarować już nic nowego. Z odwagą zostawienia pewnej metody, konieczna jest odwaga podjęcia nowego wysiłku, nowego ryzyka. Zmiana metody modlitwy polega nie tylko na zmianie pewnej techniki, ale przede wszystkim na zmianie naszego zaangażowania. Doskonalsze, pełniejsze metody modlitwy, to takie, które pełniej angażują całe nasze życie w dialog z Bogiem. Stąd też metoda modlitwy nie może być nigdy jakąś techniką wymyśloną "przy zielonym stoliku", ale musi wypływać z życia i do życia prowadzić. Nowa, pełniejsza, głębsza metoda modlitwy jest nowym wezwaniem do pełniejszego oddania się Jezusowi nie tylko na modlitwie, ale poprzez modlitwę w konkretnym życiu. Nowe metody modlitwy wymagają większej hojności i ofiarności wobec Boga. Jeżeli nieraz tak kurczowo trzymamy się pewnych metod, schematów, przyzwyczajeń, to także dlatego, iż boimy się nie tylko zostawić coś, co jest nam znane, ale także boimy się trudu i bólu szukania, boimy się nowego wysiłku, większej ofiary, większego ryzyka. Za tym lękiem podjęcia wysiłku, ofiary, kryje się coś więcej: lęk przed umieraniem dla siebie, aby oddać się Chrystusowi. Jezus mówi nam: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Nie możemy wzrastać w modlitwie, nie możemy stawiać kolejnych kroków, nie zgadzając się na coraz głębsze zaangażowanie, oddanie, coraz pełniejsze umieranie sobie. Jeżeli zmiana metody modlitwy byłaby motywowana przede wszystkim ułatwieniem sobie życia, to z pewnością nie przyczyniłaby się ona do naszego wzrostu. d) Jeżeli się nie staniecie jak dzieci Posługiwanie się metodami modlitwy, zmienianie tych metod, dostosowywanie ich do swojej sytuacji egzystencjalnej, do wzrostu duchowego moglibyśmy porównać do sposobu zabawy u dzieci. Poszczególne okresy wieku dziecięcego posiadają swoją własną metodę w zabawie. Inaczej bawią się dzieci roczne, inaczej przedszkolaki, inaczej dzieci w wieku szkolnym. Zabawa młodzieży czy ludzi dorosłych posiada już zupełnie inny charakter. W zmienianiu zabaw dzieci nie odwołują się do teorii, do podręczników szkolnych, ale do własnego odczucia oraz do "przykładu" starszych kolegów. Najważniejsza jednak jest tutaj "dziecięca intuicja". Każdy wiek ma swoje określone zabawy, z których się stopniowo wyrasta. Gdyby piętnastoletni chłopiec bawił się misiami, jak przedszkolak, byłby narażony na wyśmianie przez kolegów. Jeżeli jednak dziecko jest opóźnione w rozwoju umysłowym i uczuciowym, to wówczas będzie także opóźnione w sposobach korzystania z różnego rodzaju zabaw. Niepokój mogą budzić dzieci, które nie potrzebują zabawy, dzieci, które całymi godzinami siedzą apatyczne, smutne. Takie dzieci są z pewnością chore. Nienaturalna wydaje się także jakaś gwałtowna zmiana metod zabawy. Pamiętam historię, jaką opowiadał mi pewien młody człowiek. Do 16 roku życia bawił się modelarstwem. Biegał po całym mieście po składnicach harcerskich skupował modele, sklejał, "pielęgnował". Jego pokój był pełen modeli. Była to swoista ucieczka w świat zabawy. Zewnętrznie bardzo ułożony, posłuszny, bezkonfliktowy, ale jednocześnie zamknięty i zajęty swoim światem. Pewnego dnia ogarnęła go jakaś niezwykła złość na siebie i na tę swoją zabawę, iż w kilka minut zniszczył cały dorobek kilku lat. Było to przełomowe wydarzenie w jego życiu. Ta zmiana sposobu zabawy została dokonana w sposób wyjątkowy. Normalnie dziecko jakby traci zainteresowanie dla jednej zabawy i zaczyna być pociągane przez coś nowego. Motywację do zmiany charakteru zabawy odnajduje w nowych pragnieniach. Zwykle dużą rolę odgrywają tutaj starsi nieco rówieśnicy, którym pragnie "dorównać". Dziecko pragnie doróść i znaleźć się na nowym poziomie. Nowy rodzaj zabawy jest dla niego potwierdzeniem dla osobowego rozwoju. Dotychczasowe rodzaje zabawy wydają mu się już zużyte, jakby wyczerpane. "Zużyte, wyczerpane", wcale nie znaczy porzucone na zawsze. Będąc nawet dorosłymi ludźmi lubimy małe pluszowe maskotki. Zostanie na zawsze w nas coś z małych dzieci. I chyba do tego właśnie "coś", co zostaje w nas po okresie dzieciństwa, odwołuje się Pan Jezus, kiedy mówi: Jeżeli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,3). Zmiana metod w modlitwie może dokonywać się jednak spontanicznie tylko wtedy, kiedy człowiek jest głęboko zaangażowany w modlitwę, kiedy modlitwa stanowi dla niego element życia równie ważny, jak zabawa w życiu dziecka. Zmieniamy metody przez to, że pozwalamy się pociągać, pozwalamy rosnąć w nas pragnieniom duchowym. W miarę wzrostu w nas ducha modlitwy, spontanicznie wyrastamy z pewnych metod i potrzebujemy nowych. ********************************************* ROZDZIAŁ IV PYTANIA I TRUDNOŚCI ********************************************* 1. AUTENTYCZNOŚĆ MODLITWY a) Jak mogę sprawdzić, czy dobrze się modlę? Autentyczność naszej modlitwy możemy rozeznać stosując różne kryteria. Najważniejsze z nich, to: rozeznanie osób doświadczonych w sprawach duchowych, "owoce" modlitwy w codziennym życiu, szczególnie w relacjach z bliźnimi, doświadczenie pokoju i ładu wewnętrznego. Jeżeli chcemy postępować na drodze modlitwy, to w chwilach niepewności, wątpliwości czy jakiegoś innego wewnętrznego zagubienia winniśmy korzystać z pomocy osób bardziej doświadczonych w modlitwie, np. kierownika duchowego. Kierownik duchowy może stać się świadkiem, który rozezna autentyczność naszych wysiłków i zmagań w życiu modlitwy. Im bardziej usilne i wytrwałe są nasze wysiłki i pragnienia modlitwy, tym większa potrzeba pomocy osoby doświadczonej w sprawach duchowych. Innym bardzo ważnym kryterium autentyczności naszej modlitwy są owoce naszego codziennego życia, szczególnie zaś nasze więzi z bliźnimi. Jeżeli nasze serce coraz pełniej zwraca się ("nawraca się") do Boga poprzez modlitwę, to tym samym będzie się ono zmieniać także w stosunku do ludzi. Każdy człowiek ma bowiem jedno serce. Tym samym sercem nawiązujemy dialog z Bogiem i z ludźmi. Następnym kryterium autentyczności modlitwy jest doświadczenie pokoju i ładu wewnętrznego. "Kiedy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu" (św. Augustyn). Modlitwa jest tym szczególnym doświadczeniem wewnętrznym, poprzez które wprowadzamy Boga na pierwsze miejsce w naszym życiu. Poprzez autentyczną modlitwę stajemy się mniej lękliwi, pewniejsi siebie, mniej skoncentrowani na sobie. To właśnie modlitwa daje nam wewnętrzne przekonanie, iż Ojciec niebieski dobrze wie, czego nam potrzeba (por. Mt 6, 8). b) Jestem ciągle niezadowolony z mojej modlitwy. Nie umiem sobie poradzić z tym uczuciem. Skąd może ono wypływać? Niezadowolenie z modlitwy może wypływać z różnych źródeł, stąd też może mieć ono różną wymowę. Z jednej strony może to być "twórcze niezadowolenie", które popycha nas do większego wysiłku, ofiarności i pracy, z drugiej zaś strony może to być niezadowolenie mające źródło w postawie perfekcjonistycznej, które powoduje nieustanne zniechęcenie i zwątpienie w sens naszego wysiłku na modlitwie. W twórczym niezadowoleniu z modlitwy krytycyzm łączy się jednak z pozytywnym spojrzeniem na swoją modlitwę i cały rozwój duchowy. Niezadowolenie nie przesłania tego, co w modlitwie jest dobre. Niezadowolenie wynikające z perfekcjonizmu jest "ślepe" zarówno na rzeczywiste słabości i błędy własnej modlitwy, jak również na jej pozytywne strony. Stąd też perfekcjonista często miotany bywa w dwa przeciwstawne stany. Raz w bezkrytyczny podziw i samozadowolenie z siebie, innym razem w stan zniechęcenia, niewiary w swoje możliwości i bezsensu wysiłku duchowego. Perfekcjonizm powoduje, iż oczekujemy od siebie natychmiast jakiejś idealnej wprost postawy na modlitwie. Jeżeli tego stanu się nie osiąga, wówczas łatwo rodzi się niewiara we własne możliwości duchowe, swoisty kompleks niższości wobec modlitwy. Stan ten może wyrażać się w różnych odczuciach: "nie potrafię się modlić", "nie wiem, czy moja modlitwa jest dobra", "nie sądzę, aby moja modlitwa podobała się Bogu". Ciągłe powątpiewanie o wartości swojej modlitwy rodzi zwykle zniechęcenie i opór wobec modlitwy. Jeżeli często prześladuje nas uczucie niezadowolenia z modlitwy i nie potrafimy sobie z nim poradzić, to jest rzeczą prawdopodobną, iż jego źródłem jest właśnie postawa perfekcjonizmu - postawa nierealnych oczekiwań od siebie. Postawę tę należy potraktować na serio. Może być ona bowiem poważną przeszkodą w rozwoju naszej modlitwy. 2. MIEJSCE SZUKANIA BOGA I JEGO WOLI a) Co czynić, kiedy mimo żarliwej modlitwy, usilnych próśb, Pan Bóg jakby nas zawodzi w naszych oczekiwaniach? Moja modlitwa wydaje mi się bezowocna. Dobrze, iż w zadanym pytaniu zostało użyte wyrażenie: "Pan Bóg jakby nas zawodzi". Doświadczenie rozczarowania, zawodu na modlitwie jest naszym subiektywnym odczuciem. Pan Bóg nigdy nas nie zawodzi. Zawodzą nas natomiast nasze własne uczucia i oczekiwania. Kiedy czujemy się rozczarowani, zawiedzeni czy nawet oszukani przez Boga, to najpierw winniśmy się zapytać, czego oczekiwaliśmy od Boga, od modlitwy. Z jakimi pragnieniami, odczuciami, oczekiwaniami wchodziliśmy w modlitwę? Jeżeli oczekujemy, iż modlitwa będzie dla nas źródłem satysfakcji uczuciowej, przeżyć estetycznych, błogiego nastroju, to wówczas będziemy często oskarżać Pana Boga, iż nas zawiódł. Kiedy wchodzimy na drogę modlitwy, winniśmy rozeznawać nasze pragnienia. Święty Ignacy zachęca nas, abyśmy przed każdą dłuższą modlitwą powtarzali prośbę, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu (Cd 46). Jest to prośba o "czystość intencji w naszej modlitwie". Modlitwa nie może być sposobem manipulowania Bogiem, próbą nakłonienia Go do kroczenia naszymi drogami. Winna być raczej "miejscem" szukania i przyjmowania Jego samego oraz Jego woli. Dobrym przykładem osoby zawiedzionej w rozmowie z Jezusem może być pewien człowiek, który zwrócił się do Niego z prośbą (modlitwą) o rozstrzygnięcie sporu z bratem: "Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem". Lecz Jezus mu odpowiedział: "Człowieku, któż mnie ustanowił rozjemcą lub sędzią nad wami". Jezus nie tylko stanął po stronie "skrzywdzonego", ale w kontekście tej "prośby" zaczął mówić o chciwości: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości (Łk 12, 13-15). W ten sposób Jezus pragnął naprowadzić "skrzywdzonego", na odkrycie zasadniczej motywacji, którą się kierował w tej prośbie: chciwości. Jakby chciał mu powiedzieć: "z chciwości twój brat zabrał twoją część spadku, ale ty również z chciwości pragniesz mu ją odebrać". Pan Jezus nie wysłuchał tej "modlitwy". Jezus nie wysłucha naszej modlitwy, poprzez którą chcielibyśmy wykorzystać Boga dla naszych ludzkich celów, potrzeb i pragnień. Odczucie zawodu na modlitwie może być dla nas wyzwaniem do oczyszczenia zarówno motywacji, którą kierujemy się na modlitwie, jak też samej modlitwy. Odczucie bezowocności naszej modlitwy jest także zaproszeniem do szukania pełniejszego obrazu Boga, z którym nawiązujemy dialog poprzez modlitwę. Odkrycie Boga, pełnego miłości bezwarunkowej, odmieni nasze wrażenia i odczucia związane z modlitwą. b) Jak możemy poznać "głos Boży", Jego natchnienia na modlitwie? Skąd mamy wiedzieć, kiedy mówi do nas Pan Bóg, a kiedy mówią do nas nasze własne potrzeby i odczucia? Jednym z zasadniczych celów modlitwy jest właśnie rozeznawanie "różnych poruszeń, które dzieją się w duszy: dobrych, aby je przyjmować" i wcielać w życie, "złych zaś, aby je odrzucać" i pokonywać w nas (Cd 313). Bez rozeznawania duchowego jesteśmy narażeni na uleganie iluzji duchowej, która sprawia, iż własne ludzkie potrzeby - najczęściej nieuporządkowane - bierzemy za Boże natchnienia. I tak np. niezgodę na siebie, poczucie niższości, brak odwagi życiowej możemy łatwo pomylić z pokorą i uległością wobec Boga. "Natchnienia" - odczucia wewnętrzne mogą pochodzić nie tylko od Pana Boga, ale także od nas samych: z naszych nieuporządkowanych ludzkich potrzeb i pragnień, którymi łatwo może posłużyć się także zły duch. Stwierdźmy najpierw, iż nie jest rzeczą prostą rozeznać, skąd pochodzą nasze wewnętrzne odczucia. Potrzebna jest niezwykła wprost przejrzystość wewnętrzna, aby móc wyraźnie odróżnić "natchnienie Boże" od odruchów emocjonalnych, płynących z naszych nie oczyszczonych potrzeb i pragnień ludzkich. Aby móc rozeznać wewnętrzne odczucia i natchnienia, konieczną jest rzeczą nabieranie do nich dystansu oraz kwestionowanie ich zarówno w dialogu z osobą doświadczoną w sprawach duchowych, jak również w dialogu z Bogiem. Natchnienia wewnętrzne, które pochodzą od Boga, łączą się zawsze z wielką wewnętrzną wolnością, nie zniewalają człowieka i nie determinują jego działania, nawet jeżeli są bardzo wyraźne i "mocne". Bóg zawsze szanuje wolność człowieka. Natchnienia Boże są raczej jakimś wewnętrznym "zaproszeniem" Pana Boga do wejścia z Nim w intymny dialog. Natomiast "odczucia" wypływające tylko z "naturalnych" i nieuporządkowanych potrzeb człowieka, z jego konfliktów i zranień, charakteryzują się jakimś przymusem psychicznym, który zniewala i "gwałci" ludzką wolność. Wolność wewnętrzna wobec natchnień jest więc jednym z najważniejszych kryteriów dla rozeznania ich autentyczności. Innym bardzo ważnym kryterium dla rozeznania naszych natchnień i głosów wewnętrznych są konkretne owoce codziennego życia, jakie one w nas rodzą. "Dobre drzewo" naszych natchnień nie może rodzić złych owoców, a "złe drzewo" nie może rodzić dobrych (Mt 7, 17). Złymi owocami naszych natchnień mogą być: wewnętrzny lęk, niepokój, niecierpliwość, sądzenie bliźnich, niechęć lub wręcz nienawiść do innych itp. (por. Ga 5, 20-21). Dobrymi zaś owocami naszych natchnień jest "miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć wytrwałość, łagodność, opanowanie" (Ga 5, 22), odczucie wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. Rozeznawania duchowego naszych wewnętrznych odczuć i natchnień uczymy się stopniowo i powoli. Stąd też potrzebna jest nam cierpliwość. Dobrą rzeczą jest też korzystanie z pomocy kierownika duchowego, szczególnie wówczas, kiedy rozeznanie naszych natchnień dotyczy ważnych spraw odnoszących się do całego życia (np. wybór stanu życia) lub też jest ono dla nas trudne z różnych powodów (np. osobista niepewność siebie, naciski ze strony bliskich osób). Trzeba nam także często modlić się o światło dla dobrego rozeznania duchowego, ponieważ jest ono nie tylko owocem naszego wysiłku duchowego, ale także owocem działania łaski. Jeżeli dobrze rozeznajemy "głos Boży" i odróżniamy go od "głosów" naszych nieuporządkowanych ludzkich potrzeb i pragnień, wówczas możemy mieć wewnętrzną pewność, iż nasza modlitwa jest rzeczywistą rozmową z Bogiem, a nie tylko przemawianiem do siebie na wzór faryzeusza modlącego się w świątyni (por. Łk 18, 11nn). 3. LENISTWO LUB ZMĘCZENIE a) Kiedy zaczynam modlitwę, czasami ogarnia mnie jakieś przedziwne lenistwo, jakiś opór wobec modlitwy. Modlitwa wówczas przychodzi mi z wielkim trudem. Różne mogą być źródła naszego "lenistwa" i oporu wobec modlitwy. Jeżeli "lenistwo" na modlitwie towarzyszy nam przez dłuższy okres czasu, wówczas winniśmy najpierw szukać jego źródeł. Nie pokonamy w sobie oporu wobec modlitwy, jeżeli nie znajdziemy zasadniczych jego przyczyn. Zauważmy najpierw, iż modlitwa jest czynnością "duchową" człowieka. Stąd też, kiedy człowiek pragnący się modlić pogrążony jest jeszcze w nieuporządkowanych przywiązaniach i dążeniach "cielesnych", to wówczas jego pragnienia "duchowe" stają w opozycji do jego nieuporządkowania życiowego. Jest to wówczas swoisty opór "ducha" wobec "ciała". Sw. Paweł stwierdza, iż dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna (Rz 8, 7). Stąd też, aby pokonać ten opór trzeba najpierw pokonać grzeszne przywiązania. Autentyczne życie modlitwy domaga się od nas stanowczej i zdecydowanej walki z grzechem w naszym życiu. Ale nie zawsze odczucie lenistwa i oporu wobec modlitwy leży w nas samych. Stan ten może być związany z doświadczeniem strapienia duchowego, które zostaje przez Boga dopuszczone na nas. W ten sposób Bóg chce nas wypróbować, na ile nas stać i jak daleko postąpimy w jego służbie i chwale bez takiego odczuwanego wsparcia pocieszeń i wielkich łask (Cd 322). Odczucie oporu i niechęci wobec modlitwy pozwala nam również doświadczyć, iż nie w naszej mocy jest zdobyć i zatrzymać wielką pobożność, silną miłość, łzy czy też inne jakie pocieszenie duchowe, lecz że to wszystko jest darem i łaską Boga, Pana naszego, i żebyśmy nie panoszyli się w cudzym gnieździe, podnosząc się rozumem do jakiejś pychy czy próżnej chwały i przypisując sobie pobożność lub inne jakieś skutki pocieszenia (Cd 322). Sw. Ignacy zwraca nam więc uwagę, iż odczucie niechęci wobec modlitwy, które nie zależy od nas, może nam posłużyć do pogłębienia ducha wdzięczności i pełniejszego upokorzenia się przed Bogiem. Na zakończenie odpowiedzi na to pytanie zauważmy, iż nie powinniśmy mylić samej istoty modlitwy z uczuciami, które towarzyszą nam na modlitwie. Może się zdarzać, iż nasza modlitwa będzie uczuciowo "sucha", "pusta", uczuciowo "jałowa". Mimo tych naszych odczuć, może być ona jednak ważna i bardzo owocna. Z jednej strony nie należy lekceważyć uczuć na modlitwie, z drugiej zaś nie należy przeceniać ich wagi. Uczucia nie są istotą modlitwy, choć są ważnym jej elementem. Istotą modlitwy jest świadomość doświadczenia Boga. b) Co robić, kiedy dzieci nie chcą się modlić? W jaki sposób nakłonić je do modlitwy? Z pewnością nie należy zmuszać czy nawet zbyt mocno nakłaniać je do modlitwy. Modlitwa ma sens tylko wówczas, kiedy podjęta jest w pełnej wolności. Także w wieku dziecięcym. Bywa nierzadko, iż dzieci zmuszane do modlitwy w okresie dzieciństwa i młodości, nabierają urazu do niej. Trzeba nieraz dłuższego czasu, aby odkryły modlitwę jako wielką wartość ludzkiego życia. Sposób naszego oddziaływania na dzieci, aby zachęcić je do modlitwy, będzie w dużym stopniu zależeć od wieku dziecka oraz konkretnej sytuacji egzystencjalnej, w której się ono znajduje. Należy uszanować chwilowy "upór" dziecka, które swój sprzeciw wobec rodziców wyraża nieraz także poprzez sprzeciw wobec modlitwy. Rodzice swoimi surowymi nakazami nie powinni wówczas robić wrażenia, iż Bóg domaga się "swojej modlitwy" niezależnie od sytuacji, w jakiej się człowiek znajduje. Najważniejszą rzeczą w wychowaniu dziecka do modlitwy jest nie tyle zachęta czy naleganie, ale przede wszystkim osobisty przykład i klimat wiary stworzony w domu rodzinnym. Jeżeli dziecko często widzi rodziców modlących się, wówczas także jego osobista modlitwa staje się czynnością naturalną. Dla dziecka wszystko to, co robią rodzice, jest traktowane jako "norma życiowa". Jeżeli nawet w okresie dojrzewania dziecko zakwestionuje swoją wiarę a z nią i modlitwę, to jednak z czasem odkrywa ją w pełnej wolności jako osobistą wartość. W wychowaniu dziecka do modlitwy jest także ważne, aby dostosować ją do jego potrzeb i mentalności dziecięcej. Dziecko łatwo opiera się modlitwie szczególnie wówczas, kiedy proponowane są mu metody, które przerastają jego dziecięcą wrażliwość. Modlitwa jest wówczas odbierana jako "sprawa dorosłych". Byłoby rzeczą dobrą, aby rodzice zainteresowali się literaturą, która mogłaby im pomóc zrozumieć wrażliwość i potrzeby religijne dziecka. Istnieją także liczne książki religijne dla dzieci, w których proponowane są formy modlitwy dostosowane do ich potrzeb i mentalności. Można je wykorzystać w wychowaniu do modlitwy. c) Co mam robić, kiedy jestem zmęczony pracą, bo mam wiele zaległości i dużo bieżących spraw - już czasem nie mam fizycznych i psychicznych sił, żeby się modlić? Zwykle modlę się wtedy byle jak. W pytaniu zdaje się być ukryta sugestia, że źródłem zmęczenia fizycznego i psychicznego jest tylko praca. Owszem bywa i tak. Zdarza się jednak, i to nierzadko, że bywamy zmęczeni nie tylko samą pracą, ale również napięciami psychicznymi związanymi nie tylko z pracą, ale także z osobistymi problemami i konfliktami wewnętrznymi. Utrzymujące się przez dłuższy czas zmęczenie pracą wymaga rozeznania, co naprawdę jest jego źródłem. Obok pracy mogą istnieć jakieś inne, głębsze przyczyny zmęczenia, które jednak dotąd były mało przez nas uświadomione: np. chaos w organizacji pracy, niewiara w siebie, nerwicowe dążenie do sukcesu, nieumiejętność radzenia sobie z najmniejszymi niepowodzeniami nie tylko w pracy, ale i w życiu, konfliktowość w relacjach międzyludzkich, czy może jakieś inne nie rozwiązane jeszcze problemy. Bez stopniowego rozwiązywania tych dodatkowych źródeł zmęczenia nie rozwiążemy problemu zmęczenia pracą. Jeżeli istnieje wiele pracy zaległej i jednocześnie różnych bieżących spraw, to rodzi się pytanie, czy wszystkie one są konieczne. Wśród wielu prac, które musimy wykonać codziennie, pewne z nich są rzeczywiście niezbędne i nie możemy ich odkładać. Inne mogą okazać się mniej potrzebne lub nawet zbędne. Możemy być zabiegani także z powodu prac czy zajęć wykonywanych tylko dla własnej przyjemności lub osobistego prestiżu. Jeżeli chcemy uzyskać większą przestrzeń czasową nie tylko na modlitwę, ale także na wypoczynek, relacje z rodziną lub wspólnotą, pożyteczną lekturę, konieczne jest dokonywanie rozeznania i wybieranie wśród wielu prac najpierw tych najważniejszych: prac związanych z naszymi obowiązkami i odpowiedzialnością za drugich. Dokonywanie takiego wyboru może okazać się rzeczywiście zadaniem bardzo wymagającym i trudnym, szczególnie wówczas, kiedy jesteśmy bardzo przywiązani, czy może nawet zniewoleni właśnie tymi "niekoniecznymi" pracami i zajęciami. To właśnie dobra modlitwa, która "zabiera" trochę czasu, może stać się "miejscem" porządkowania nie tylko naszej pracy, ale całego naszego życia. Ona może nam pokazać prawdziwe źródła naszego zmęczenia i przepracowania. Dzięki modlitwie będziemy mogli zrozumieć, że celem naszego życia nie może być dążenie do tego, by stać się doskonałymi robotami. Wprowadzając, dzięki modlitwie, Boga na pierwsze miejsce, przywrócimy pracy właściwe jej znaczenie. Nie będzie ona jedynie koniecznością życiową, dzięki której musimy zarabiać na utrzymanie nasze i innych, ale stanie się także "miejscem" współdziałania z Bogiem i służenia człowiekowi. W ten sposób praca stanie się spotkaniem z Bogiem, stanie się modlitwą. 4. NEUROTYCZNY LEK PRZED BOGIEM Jak zwalczać pozostałe z dzieciństwa elementy lęku w kontaktach z Bogiem, zwłaszcza gdy zdajemy sobie sprawę, że stanowią one pewną barierę w rozwoju mojej modlitwy? Jest rzeczą bardzo ważną, aby stopniowo odkrywać i przezwyciężać nasze neurotyczne lęki. Jest to ważne nie tylko w naszym dialogu z Bogiem, ale w rozwoju całej osobowości człowieka. Najczęściej nasze neurotyczne lęki wobec Boga są owocem wychowania w rodzinie i innych środowiskach wychowawczych. Boimy się Boga dlatego, że się boimy ludzi i boimy się siebie samych. To, co czujemy wobec ludzi i siebie, przypisujemy Panu Bogu. Lęk wzbudzany przez rodziców, surowych wychowawców, nauczycieli wytworzył w nas postawę lękową, która została utrwalona i przeniesiona na całe życie. Nieświadomi swojego negatywnego oddziaływania katecheci lub księża wzbudzają nieraz dodatkowe lęki wobec Boga, które łatwo nakładają się na lęki wywoływane przez rodziców i wychowawców. Bywa i to nierzadko, iż "w imię dobra dziecka" straszy się dzieci Bogiem. "Pan Bóg cię ukarze! Pan Bóg cię widzi! Pan Bóg będzie się gniewał!" - oto zdania, którymi nierzadko pomagają sobie rodzice lub wychowawcy, nie zdając sobie sprawy z fatalnych skutków takiego oddziaływania. Jest rzeczą ważną, aby przezwyciężyć ów neurotyczny lęk wobec Boga. Pierwszym krokiem w przezwyciężaniu neurotycznego lęku wobec Boga jest dokonanie rozróżnienia pomiędzy "moim obrazem Boga, który wzbudza lęk", a rzeczywistym Bogiem. I chociaż czuję lęk wobec Boga, to jednak nie jest on owocem działania Boga, ale skutkiem mojego neurotycznego wychowania. Rozróżnienie to naprowadza nas na potrzebę szukania innego obrazu Boga. Aby przezwyciężyć neurotyczny lęk nie tylko wobec Boga, ale także wobec innych osób, jest rzeczą konieczną odkrycie własnej postawy lękowej jako skrzywdzenia. Stąd też należy zadać sobie pytanie, kto nas aż tak bardzo "wystraszył" w naszym życiu? Odkrywając naszą postawę lękową jako skrzywdzenie zostajemy naprowadzeni stopniowo na potrzebę udzielenia przebaczenia tym, którzy nas skrzywdzili. Jeżeli przez dłuższy okres czasu uświadamiamy sobie nasz lęk, wypowiadamy go przed sobą, przed innymi, przed Bogiem, wówczas stopniowo traci on swoją moc. Stopniowe pokonywanie naszych neurotycznych lęków staje się jednym z zasadniczych kryteriów naszej wiary. Jest on bowiem wielką barierą w postępie życia wewnętrznego, ponieważ staje się źródłem koncentracji na sobie i swoim poczuciu zagrożenia. Nasze neurotyczne lęki są bowiem nie tylko naszą reakcją emocjonalną utrwaloną gdzieś w dzieciństwie, ale także owocem naszej aktualnej niewiary. Pan Jezus wzywa nas do przezwyciężania naszych lęków i powierzenia życia Bogu. Jezus wyraźnie wskazuje, iż uleganie lękowi jest owocem naszej małej wiary (por. Mt 14, 30-31). 5. ROZPROSZENIA NA MODLITWIE a) Często odmawiam różaniec lub inne modlitwy, ale łapię się na rozproszeniach. W trakcie modlitwy myślę o czymś zupełnie innym. Jak Pan Bóg może patrzeć na moją modlitwę? Możemy być pewni, że Pan Bóg patrzy bardzo życzliwie na naszą modlitwę także wówczas, kiedy jest ona pełna rozproszeń i innych ludzkich słabości. Reflektując nad naszą modlitwą nie powinniśmy rozpoczynać od oskarżania się za popełnione błędy i słabości. Modlitwa jest "niezwykłą sztuką", której człowiek uczy się długo i powoli. W ocenie naszej modlitwy trzeba nam także pamiętać, iż jest ona nie tylko owocem ludzkiej pracy, ale także darem łaski. Modlitwa jest owocem współdziałania Boga i człowieka. Szczególnie wówczas, kiedy jesteśmy skłonni do łatwego zniechęcania się nie tylko w sprawach modlitwy, ale także we wszystkich innych ludzkich sprawach, trzeba nam rozpoczynać od dostrzegania tego, co w naszej modlitwie uważamy za nasze zwycięstwo. Często narzekamy na rozproszenia na modlitwie. Rozproszenia mogą być jednak przez nas traktowane nie tylko jako przeszkoda w rozwoju naszej modlitwy, ale także jako pomoc w jej oczyszczaniu. Do naszych rozproszeń trzeba nam podejść w sposób naturalny. Nie należy się ich obawiać ani wstydzić. Należy je jednak potraktować na serio. Nie rozwiążemy naszych rozproszeń próbując je pomijać, dławić lub też wręcz zaprzeczać ich istnieniu. Rozproszenia, które towarzyszą nam na modlitwie, mają zwykle charakter symboliczny. Za nimi kryją się zwykle inne bardziej zasadnicze trudności, które dotykają nie tylko naszej modlitwy, ale całego naszego życia. Kiedy rozproszenia powtarzają się w sposób systematyczny, winniśmy pytać siebie, jakie są zasadnicze przyczyny. W zasadzie przyczyny rozproszeń możemy podzielić na dwie kategorie: - rozproszenia wynikające z zewnętrznych okoliczności oraz - rozproszenia wynikające z głębszych nie rozwiązanych problemów życiowych. Pierwszym źródłem rozproszeń są zewnętrzne okolicznościami, które mogą ujemnie wpływać na naszą modlitwę: zmęczenie fizycznie lub psychicznie, nieodpowiednie miejsce lub nieodpowiedni czas modlitwy, brak skupienia wewnętrznego i koncentracji, itp. Jeżeli np. wchodzimy w modlitwę zmęczeni fizycznie lub psychiczne, wówczas pierwszym naszym odczuciem będzie jakiś wewnętrzny opór i zniechęcenie, z którymi będą wiązać się różne negatywne odczucia i myśli. Częstym źródłem rozproszeń jest także brak przygotowania i skupienia przed modlitwą. Kiedy np. wchodzimy w modlitwę powierzchownie i bez wyciszenia wewnętrznego, wówczas podczas modlitwy przez dłuższy okres czasu mogą nam powracać codzienne problemy, którymi żyjemy na bieżąco. Zewnętrzne przyczyny naszych rozproszeń przy odpowiednim naszym zaangażowaniu i wysiłku duchowym mogą być przez nas stosunkowo łatwo przezwyciężone. Dobra modlitwa wymaga spełnienia pewnych podstawowych warunków, które należy poznać i dostosować się do nich. Rozproszenia mogą jednak wypływać także z głębszych nie rozwiązanych problemów emocjonalnych i duchowych. Są one wówczas zewnętrznym objawem wewnętrznego nieuporządkowania. Kiedy rozproszenia wypływają z głębszych problemów naszego życia, wówczas nie powinny być one traktowane jako przeszkoda, co raczej jako wyzwanie do podjęcia zasadniczych problemów naszego życia. Sama modlitwa zaś stanie się nie tyle miejscem walki z rozproszeniami, ale raczej miejscem rozwiązywania problemów. Rozpoczynając od analizy naszych rozproszeń dochodzimy wówczas do zasadniczych problemów życia. Oto kilka przykładów takiego nieuporządkowania: niedojrzałość uczuciowa, nieuporządkowane potrzeby emocjonalne, głębokie zranienia uczuciowe, postawa urazowości, poczucie mniejszej wartości, postawa ambicjonalna, postawy obsesyjne itp. Weźmy jako przykład rozproszenia wynikające z urazowości. Jeżeli osoba o urazowej postawie zostanie choćby w najmniejszym stopniu zraniona przez kogoś, wówczas modlitwa może być czasem, w którym często mogą wracać odczucia żalu, skrzywdzenia, niechęci czy nawet nienawiści. W takiej sytuacji nie wystarczy zmienić zewnętrzne okoliczności, np. bardziej skoncentrować się i wyciszyć, zmienić miejsce lub czas modlitwy. Trzeba wejść w postawę urazowości, by leczyć jej głębokie korzenie. Podobnie będzie z każdym innym głębszym, jeszcze nie rozwiązanym problemem. b) Na modlitwie przychodzą mi niekiedy myśli nieczyste. Zupełnie nie umiem sobie z nimi radzić. Co winienem wówczas robić? Myśli nieczyste powracające w sposób obsesyjny są objawem głębszej postawy lękowej wobec spraw seksualnych. Myśli te odsłaniają także brak wychowania seksualnego oraz traktowanie seksualności jako "sfery zakazanej i nieczystej". Człowiek z obsesyjnymi myślami seksualnymi balansuje zwykle pomiędzy dwoma skrajnościami. Z jednej strony pomiędzy chorą ciekawością seksualną, która prowokuje niechciane myśli i napięcia seksualne, z drugiej zaś lękiem wobec seksualności jako takiej, który sprawia, iż wszystkie najbardziej naturalne odczucia i myśli seksualne będą traktowane jako złe i nieczyste same w sobie. Kiedy na modlitwie przychodzą myśli nieczyste nie należy tego faktu dramatyzować ani też nie należy się temu dziwić. Jest to "naturalny" objaw "zranionej seksualności", seksualności pełnej lęków i chorej ciekawości. Takie "nieczyste myśli" należy przyjmować z całym spokojem, traktując je jednocześnie jako wezwanie do rozwiązania istniejącego problemu własnej seksualności. Gdyby myśli i odczucia seksualne na modlitwie były częste i zbyt natarczywe, należałoby może zmienić samą metodę modlitwy. Oto jaką radę daje nam wielki teolog K. Rahner SJ: Ktoś, kto żyje pod naciskiem uporczywych myśli i popędów, nie uczyni może dobrze, modląc się "explicite", w potocznym znaczeniu tego słowa, o wyzwolenie od pokusy. W ten sposób bowiem jego uwaga będzie zagłębiała się jeszcze bardziej w splot owych popędów i myśli. W takim wypadku modlitwą powinna być pogodna ufność, spokój wolny od przygnębienia, i w tym duchu człowiek powinien spoglądać ponad widmami nocnych upiorów swego wnętrza ku wolnemu światłu Boga, ku swej pracy, przechodzić mężnie do porządku dziennego nad tym, co go trapi. (...) Ta taktyka duchowej walki polega na patrzeniu na Boga. Kiedy myśli seksualne powracają nam na modlitwie w sposób obsesyjny przez dłuższy okres czasu, wówczas ogromną pomocą może okazać się kierownictwo duchowe lub inna pomoc terapeutyczna. Już samo wypowiedzenie "takich rozproszeń" przed drugim człowiekiem, bardziej doświadczonym duchowo, powoduje, iż ich wpływ na nasz sposób reagowania znacznie słabnie. Wypowiadanie problemu przed człowiekiem naprowadza nas na potrzebę wypowiadania tego samego problemu przed Bogiem, któremu powierzamy całe nasze życie wraz ze wszystkimi jego zranieniami i słabościami. I to właśnie doświadczenie oddawania naszego życia Bogu takim jakie ono jest, staje się najgłębszym źródłem uleczenia wewnętrznego. 6. NAUCZYĆ SIĘ MODLITWY a) Dawno temu zarzuciłem systematyczną modlitwę. Teraz nie czuję już pragnienia modlitwy. Co mogę robić z tym brakiem pragnienia modlitwy? Myślę, iż słusznie niepokoimy się - "twórczym niepokojem" -brakiem pragnienia modlitwy, brakiem pragnienia Boga. Jeżeli przez dłuższy czas zaniedbujemy naszą modlitwę, jeżeli pogrążamy się wyłącznie w doczesnych troskach i kłopotach, jeżeli łatwo ulegamy grzechowi i nie podejmujemy żadnej walki z nim, wówczas łatwo zamiera w nas nie tylko pragnienie modlitwy, ale każde inne pragnienie duchowe. Możemy wówczas ulegać złudzeniu, jak ów bogacz z przypowieści ewangelicznej, iż nasze życie zależy tylko od naszej zapobiegliwości i starań (por. Łk 12, 13nn). Dajemy się wówczas pochłonąć naszej codzienności w taki sposób, iż zapominamy o Bogu. Pragnienia i potrzeby duchowe, a w tym także pragnienia modlitwy, nie mają takiego samego charakteru, jak potrzeby i pragnienia natury psychicznej czy fizycznej. Pragnienia duchowe zależą od naszej wolności. Możemy je przyjmować lub odrzucać, realizować lub lekceważyć. Niepokój związany z brakiem pragnienia modlitwy może być przez nas potraktowany jako wołanie sumienia, jako swoiste upominanie się Pana Boga o należne Mu miejsce w naszym życiu, w naszym sercu. Co robić wówczas, kiedy nie czujemy głębszych pragnień? Z jednej strony trzeba nam się modlić o rozbudzenie w nas duchowych pragnień. Pragnienia duchowe są działaniem w nas Ducha Swiętego. Z drugiej strony zaś potrzeba nam podejmować wysiłek i trud codziennej modlitwy, takiej na jaką nas stać w danym momencie. Jeżeli przez dłuższy okres byliśmy niewrażliwi, czy też mało wrażliwi na Boga i Jego działanie w naszym życiu, wówczas trzeba nam nieraz więcej czasu, aby na nowo rozpaliła się w nas żarliwość duchowa. Wierność prośbie o wewnętrzne pragnienia duchowe oraz wysiłek i trud w codziennej modlitwie - to jedyna droga do przezwyciężania w nas stanu znieczulenia wewnętrznego, jaki narósł w nas z powodu naszego zaniedbania. b) Jak nauczyć się przedłużonej modlitwy? Abyśmy mogli wejść w doświadczenie przedłużonej modlitwy, konieczne jest wielkie pragnienie modlitwy. Modlitwa przedłużona nie stanie się naszym udziałem, jeżeli będziemy kierować się jedynie jakimś przelotnym, chwilowym kaprysem. Bóg często daje nam takie pragnienie, ale domaga się od nas wytrwałości, ducha zmagania się i ofiary. Aby móc wejść w doświadczenie przedłużonej modlitwy jest więc rzeczą konieczną współpraca z Bogiem, który wzywa nas do dialogu z sobą. Trzeba nam także wierzyć, że Bóg nas poprowadzi w naszym pragnieniu modlitwy. Innym ważnym elementem naszego rozwoju w modlitwie jest potrzeba odkrycia pewnej metody modlitwy. Aby móc dłużej trwać przed Bogiem, konieczna jest nam pewna konkretna metoda, która będzie stopniowo angażować całego człowieka: jego ciało, uczucia, myśli, wyobrażenia. Winniśmy rozpoczynać naszą przedłużoną modlitwę od metody dobrze nam znanej, sprawdzonej, stosowanie której przychodzi nam stosunkowo łatwo. Jeżeli nasze doświadczenie modlitwy jest małe, to stosowanie pewnej metody na samym początku, może wydać się nam czymś sztucznym, mechanicznym. Nie należy przejmować się tym faktem. Metoda modlitwy jest tylko pewną pomocą. Z czasem odczucie sztuczności przeminie. Wchodzenie w doświadczenie przedłużonej modlitwy związane jest jednak z wielu próbami. Po pierwszych odczuciach fascynacji i zachwytu, wcześniej czy później przychodzą zwykle zniechęcenie, odczucie bezsensu, zwątpienie. Dalsze wchodzenie w doświadczenie modlitwy przedłużonej będzie w dużym stopniu zależeć od stawienia czoła tym próbom. Jeżeli chcemy konsekwentnie kroczyć drogą modlitwy, winniśmy - przynajmniej od czasu do czasu - rozeznawać w dialogu z osobą kompetentną w sprawach duchowych (najlepiej ze stałym kierownikiem duchowym) naszą drogę modlitwy. W uczeniu się przedłużonej modlitwy możemy także korzystać z pomocy jakiejś "szkoły modlitwy": rekolekcji, z uczestnictwa w życiu wspólnotowym. c) Czy krótkie akty strzelisty kierowane do Boga w drodze do pracy, przy sprzątaniu, robieniu zakupów itp. są modlitwą? Są dobrą modlitwą. Głębia i skuteczność takiej modlitwy zależy jednak od połączenia jej z przedłużoną codzienną modlitwą. Akt strzelisty jest "aktem pamięci" o Bogu, "odruchem serca" skierowanym ku Niemu. Używając pewnego obrazu możemy go porównać do wysłania podczas wakacji kartki pocztowej do przyjaciela. W czasie wakacji bywamy zwykle zajęci różnymi przyjemnymi przeżyciami. Gdzieś w wolnej chwili przypominamy sobie naszego przyjaciela. Poświęcamy mu chwilę uwagi przez napisanie kartki pocztowej. Jeżeli jednak przyjaźń opierałaby się wyłącznie na kartkach pocztowych, to kartki te byłyby coraz rzadsze i coraz bardziej banalne. Po pewnym okresie "takiej przyjaźni" ustają także kartki pocztowe. Podobnie jest również z modlitwą. Kiedy modlitwa opiera się wyłącznie na aktach strzelistych, są one coraz krótsze, coraz rzadsze, aż w końcu i one zamierają. W naszym dialogu z Bogiem same akty strzeliste nie wystarczą, chociaż należy docenić ich doniosłość i wagę. W naszej modlitwie istnieją jakby dwa oddzielne nurty. Jeden z nich to modlitwa regularna, dłuższa, niezależna od nastroju emocjonalnego. Drugi nurt to modlitwa nieregularna, spontaniczna, dostosowana do przeżywanej chwili. Nierzadko popełniamy błąd przeciwstawiania sobie tych dwóch nurtów naszej modlitwy. Tymczasem oba nurty są konieczne w naszym życiu duchowym. d) Lubię modlić się Pismem świętym, lubię je także czytać, ale mam duże trudności w jego rozumieniu. Wiele spraw jest dla mnie niejasnych. Jak winienem w tej sytuacji korzystać z Biblii? Trzeba nam czytać i modlić się Biblią, niezależnie od stopnia rozumienia świętego Tekstu. Nie dajmy sobie zbyt łatwo odebrać radości i pokoju w czytaniu i rozważaniu Pisma św., także wówczas, kiedy mało go jeszcze rozumiemy. Pismo św. jest bardzo trudną księgą. Wystarczy uświadomić sobie, iż "zbiera" ono "Tradycje religijne" z okresu ponad dwóch tysięcy lat, powstawało w ciągu setek lat, w zupełnie odmiennej kulturze od naszej. Już to proste przypomnienie podstawowych danych o Biblii "uzasadnia" nasze trudności w rozumieniu jej. Zawsze damy się zapędzić w "kozi róg", jeżeli przyłożymy współczesne "zachodnie" kryteria literackie do Księgi, która powstała dwa tysiące lat temu i posługuje się całkowicie innym sposobem ekspresji werbalnej. Problem tłumaczenia wielu fragmentów Biblii na języki współczesne jest przedmiotem nie kończących się dyskusji egzegetów. Wiele trudności w czytaniu Biblii może nam się nasuwać także dlatego, ponieważ mało je znamy. Każdy fragment zarówno Starego jak i Nowego Testamentu winien być rozważany w kontekście całego Pisma św. Nie rozwiążemy pewnych trudności, które nam się nasuwają przy czytaniu Pisma św., jeżeli analizujemy poszczególne perykopy biblijne z pominięciem kontekstu. Pierwszym błędem, który najczęściej popełniamy przy czytaniu Biblii, jest fragmentaryzacja Pisma św. i "wyrywanie" z całości poszczególnych fragmentów. Duża ilość trudności biblijnych, którą wielu ludzi wysuwa, wypływa z takiego właśnie posługiwania się Pismem św. Trzeba mieć także świadomość, że Biblia posługuje się wyrażeniami paradoksalnymi, które mogą wydawać się, zewnętrznie traktując, sprzeczne pomiędzy sobą. Odkrywamy sens tych paradoksalnych wyrażeń dopiero wówczas, kiedy odkrywamy ich najgłębsze znaczenie. Nasze trudności w czytaniu Pisma św. mogą być wspomagane także przez chaotyczne i jałowe dyskusje na jego temat, w których nierzadko brakuje nie tylko ducha wiary, ale także podstawowych informacji o Biblii. Brak rozumienia wielu tekstów Pisma św. nie powinno nas zniechęcać do jego czytania i rozważania, ale wręcz odwrotnie, winno być dla nas wyzwaniem do pogłębiania jego znajomości. Istnieje bardzo wiele dobrych książek na temat Pisma św., napisanych kompetentnie i jednocześnie przystępnym językiem. Ich uważna lektura mogłaby być bardzo pomocna w wyjaśnieniu nasuwających się problemów i trudności. W moim odczuciu jednym z ciekawszych autorów pomagających zrozumieć nam Pismo św. jest Alfred L„pple. Jeżeli chcemy poznać lepiej Pismo św., to przymierzmy się także do przeczytania całego Pisma św. (z towarzyszącym mu komentarzem) od księgi Rodzaju aż do Apokalipsy. Moglibyśmy się posłużyć do tego celu tzw. "Biblią Poznańską". Trudność w czytaniu i rozważaniu Pisma św. polega jednak przede wszystkim na tym, iż jest ono przekazem Objawienia, przekazem Tajemnicy o Bogu i o człowieku. Bóg jest Tajemnicą. Człowiek również, chociaż w innym sensie, pozostaje także sam dla siebie tajemnicą. Stąd też obok studium, lektury i refleksji na temat Pisma św., konieczną jest rzeczą modlitwa o światło w jego rozumieniu. Sięgając po Pismo św., trzeba nam zawsze pamiętać, iż tę "Księgą zamkniętą" może naprawdę otworzyć nam tylko Baranek (por. Ap 4,1nn). ************************************************ ROZDZIAŁ V PRZYKŁAD JAKUBA ************************************************ Opowiadanie o walce Jakuba z Bogiem, choć jest tekstem bardzo trudnym do analizy egzegetycznej, to jednak w zastosowaniu egzystencjalnym jest bardzo czytelnym i jasnym. Jest to opowiadanie o istocie modlitwy, o wzajemnych zmaganiach Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem. Według Ojców Kościoła walka ta jest obrazem zmagań duchowych, do których wezwany jest każdy człowiek. I choć jest to tekst sięgający swymi korzeniami początków historii Izraela jako narodu wybranego, to jednak będziemy go odczytywać w perspektywie chrystologicznej. Opis jakubowej "modlitwy-walki" bardzo podobny jest do modlitwy Jezus w Ogrójcu. Tam również Anioł Jahwe towarzyszy Jezusowi i umacnia Go w Jego zmaganiach. Świt poranka po nocnej walce Jakuba jest zapowiedzią poranka Jezusa Zmartwychwstałego. Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: "Puść mnie, bo już wschodzi zorza!" Jakub odpowiedział: "Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!" Wtedy tamten go zapytał: "Jakie masz imię?" On zaś rzekł: "Jakub". Powiedział: "Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś". Potem Jakub rzekł: "Powiedz mi, proszę, jakie jest Twe imię?" Ale on odpowiedział: "Czemu pytasz Mnie o imię?" - i pobłogosławił go na owym miejscu. Jakub dał temu miejscu nazwę Penuel, mówiąc: "Mimo, że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie". Słońce już wschodziło, gdy Jakub przechodził przez Penuel, utykając na nogę (Rdz 32, 25-32). 1. "ZOSTAŁ SAM JEDEN" Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki. Dialog - "modlitwa-walka" Jakuba z Bogiem rozpoczyna się ona w momencie, kiedy Patriarcha oddala się od swoich najbliższych (żon, niewolnic i dzieci - por. Rdz 32, 23-24) i zostaje "SAM JEDEN". Podobnie rozpoczyna się również modlitwa Jezusa w Ogrójcu. Gdy przyszedł na miejsce, (...) sam oddalił się od nich (uczniów) na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się (Łk 22, 40-41). Każdy dialog z Bogiem domaga się od człowieka samotności serca, niezależnie od tego, czy dokonuje się on w atmosferze przyjaźni i oddania, jak miało to miejsce w wypadku Abrahama (Rdz 15, 1nn; 18, 1nn), Maryji (Łk 1, 26-38), czy też w atmosferze zmagania i walki, jak w życiu Mojżesza (Wj 3, 1nn) lub Jakuba. Każdy człowiek modli się w "głębi swojego serca", w "miejscu" niedostępnym dla nikogo z zewnątrz. Najbardziej kochający człowiek, najwierniejszy przyjaciel nie może być dopuszczony do tego MIEJSCA w ludzkim sercu. Jest ono zarezerwowane wyłącznie dla Boga. Jest to "święte świętych człowieka". Niedostępność głębi ludzkiego serca dla innych uwidacznia się w chwilach krytycznych, szczególnie zaś momencie śmierci. Każdy umiera sam. I tylko sam. Nikt z żyjących nie jest w stanie dostrzec tego, co dzieje się w głębi serca człowieka, który umiera. Przed umierającym stajemy jak przed zamkniętą bramą, jak przed grubym murem, za którym dokonuje się TAJEMNICA OSTATECZNEGO SPOTKANIA. To właśnie w śmierci człowiek zostaje naprawdę SAM JEDEN. Trwanie na modlitwie w samotności nie jest alienacją człowieka, nie jest ucieczką od własnego życia i od ludzi. Wręcz przeciwnie. Modlitwa jest najpełniejszym spotkaniem z własnym życiem i ze światem. Z Bogiem dialogujemy o życiu i o świecie, pośród którego żyjemy. W głębi własnego serca odkrywamy bowiem Boga, który jest blisko życia: mojego i moich bliźnich. Z "SAM NA SAM Z BOGIEM" powracamy do codzienności z większym "zapałem do życia". Trudno jest nam jednak pozostać w modlitewnej samotności. Jesteśmy bowiem nieraz lękliwie przywiązani do naszej codziennej krzątaniny, zapracowania, rozgadania. Brak nam często wolności i dystansu do tego, co jest przedmiotem naszego codziennego zatroskania. Często obawiamy się, iż pozostawienie na chwilę naszych spraw spowodowałoby "zawalenie się wszystkiego". Pan Bóg zaprasza nas jednak, abyśmy wzorem Jakuba - wbrew naszym odczuciom obawy i lęku - zostawili wszystko na chwilę i weszli w doświadczenie modlitewnej samotności. ĆWICZENIE Znajdź dłuższą chwilę czasu, przynajmniej pół godziny. Znajdź także spokojny "kąt", w którym nikt by ci nie przeszkadzał. Może to być twój pokój, pusty kościół, las lub inne ustronne miejsce. Jeżeli pozostaniesz w twoim domu, możesz na ten czas wyłączyć telefon, aby ci nikt nie przeszkadzał. Zostań zupełnie SAM JEDEN. Chciej usiąść spokojnie. Spróbuj się wyciszyć. Odsuń od siebie wszystkie bieżące sprawy. Nie przejmuj się tym, iż przychodzą ci różne myśli, odczucia, rozproszenia. Zauważ je, ale na nich się nie zatrzymuj. Niech spokojnie przepływają, jakby do ciebie nie należały. To są jedynie twoi przychodzący na chwilę "goście", ale ty w tym momencie zajęty jesteś ważniejszymi sprawami. Być może powrócisz do nich po czasie modlitwy. Po dłuższej chwili wyciszenia i uspokojenia uświadom sobie, iż twoje pozostanie SAM JEDEN jest jednoczesnym SAM NA SAM Z BOGIEM. Zauważ, iż Bóg jest z tobą. Jest w tobie. "W Nim poruszamy się, żyjemy i jesteśmy" (Dz 17, 28). Należymy do Niego. Jakie odczucia, natchnienia, reakcje rodzi w tobie ta prawda? Wypowiedz je przed Bogiem niezależnie od tego, jakie one są. Jeżeli uważasz to za pożyteczne powtórz to ćwiczenie kilkakrotnie w następnych dniach lub tygodniach. Jego celem jest przygotowanie się do przedłużonej modlitwy poprzez zdobywanie umiejętności skupienia i wyciszenia wewnętrzne. Podobne, choć może nieco krótsze ćwiczenie, podejmij przez następnymi medytacjami zaproponowanymi w niniejszym rozdziale. 2. LUDZKIE ZMAGANIA Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z Nim aż do wschodu jutrzenki. A widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. Kiedy zostajemy SAM NA SAM Z BOGIEM, dopiero wówczas możemy z Nim rozpocząć dialog. Przesadą byłoby twierdzenie, iż modlitwa zawsze jest walką, zmaganiem się z sobą i z Bogiem. Modlitwa bywa również odpocznieniem, doświadczeniem pokoju, radości, "przyjacielską pogawędką", trwaniem w ramionach kochającego Ojca, doświadczeniem Opatrzności. Zanim jednak modlitwa staje się czasem uspokojenia i radości, często przechodzi najpierw przez trud zmagania i walki. Nasza modlitwa jest nieraz dramatycznie trudna. Bywa nawet bolesna. Kiedy pragniemy wprowadzić Boga w nasze życie i dostosować je do Jego woli, spotykamy się w nas z przedziwnym oporem i buntem wewnętrznym. Zraniona natura ludzka nie łatwo staje się sojusznikiem Boga i Jego woli. Człowiek musi przekroczyć pewne ludzkie granice, aby przyjąć wolę Boga jako swoją wolę. To, co Bóg domaga się od człowieka, idzie bowiem często przeciw własnej zmysłowości i przeciw swej miłości cielesnej i światowej (Cd 97). Bolesną była nie tylko modlitwa Jakuba, ale także modlitwa Jezusa w Ogrójcu. Jednym z pierwszych przedmiotów naszego dialogu z Bogiem jest właśnie trud, walka wewnętrzna nierozłącznie związana z naszym dramatem życia. Na modlitwie z całą wyrazistością i ostrością stają przed nami wszystkie udręki, cierpienie i bóle związane przede wszystkim z naszą odpowiedzialnością za życie. Zauważmy, iż podstawową chorobą człowieka współczesnego jest właśnie lęk przez wzięciem odpowiedzialności za własne życie. Przejawia się to między innymi w nerwicach i psychozach, które są jakąś nieuświadomioną formą ucieczki przed życiem. Wielki sukces dzisiaj odnoszą także sekty religijne, które proponują ludziom nie tylko przejęcie za nich odpowiedzialności za życie, ale także kontroli nad nim. Wielu ludzi rezygnuje z własnej wolności, ponieważ mogą również zrezygnować z odpowiedzialności za nią. Powierzchowna kultura audiowizualna połączona z reklamą próbuje zaprzeczyć dramatyzmowi ludzkiego życia. Najczęściej robi ona wrażenie, iż życie człowieka można uczynić zabawą. Zabawę tę najczęściej kojarzy się z konsumpcją. Poddanie się jednak takiej mentalności szybko rozczarowuje człowieka. Próba uczynienia życia wyłącznie miejscem zabawy, rychło kończy się jeszcze większym cierpieniem. Człowiek uciekający od trudu i odpowiedzialności za życie na końcu drogi znajduje zwykle większą udrękę życiową. Kiedy stajemy szczerze na modlitwie wiele spraw naszego życia zaczyna nas boleć, jak zwichnięte biodro Jakuba. Ale ten ból jest konieczny, jak ból przy oczyszczaniu starej niezagojonej rany. Nieraz długo bronimy się i walczymy z Bogiem, jak Jakub - aż do wschodu jutrzenki. Bolesnym zmaganiem i walką aż do krwawego potu była również modlitwa Jezusa w Ogrójcu. Jezus dźwigał bowiem w niej dramat całej ludzkości. Dramatem Jezusa jest dramat każdego człowieka. Czas walki bywa nieraz dla nas czasem nocy, czasem ciemności. Ale wierność sobie i Bogu w walce powoduje, iż nadchodzi jutrzenka. Przychodzi światło, zrozumienie, nadzieja. Wstępuje w nas niezwykła siła, moc. Pomimo cierpienia i bólu zaczynamy inaczej patrzeć, więcej rozumieć. I choć z modlitwy wychodzimy nieraz utykając jak Jakub, to jednak w sercu doświadczamy, iż nad nami świeci słońce. ĆWICZENIE 1 Spróbuj pozostać SAM NA SAM Z SOBĄ I Z BOGIEM. Odsuń wszelkie troski, kłopoty dnia codziennego. Chciej sobie uświadomić obecność Boga z tobą i w tobie. Trwaj przez dłuższą chwilę w tej obecności. Następnie powróć do twojej przeszłości i przypomnij sobie momenty, w których odczuwałeś, iż życie jest trudne czy może nawet bolesne. Chciej zatrzymać się na sprawach - problemach, z powodu których życie wydawało ci się trudne, czy może wręcz bolesne. Jak sobie radziłeś z tym doświadczeniem? Czy nie próbowałeś uciekać od własnego życia zrzucając odpowiedzialność za nie na innych? Co dzisiaj w twoim życiu wydaje ci się dramatycznie trudne czy nawet bolesne? Czy dostrzegasz aktualne pokusy ucieczki od odpowiedzialności za życie? Czy modlitwa pomaga ci żyć? Czy dodaje ci siły, odwagi do przyjmowania odpowiedzialności za życie? Co chciałbyś powiedzieć Bogu o ciężarach i trudach twojego życia oraz o twojej odpowiedzialności za nie. ĆWICZENIE 2 Przypomnij sobie takie chwile modlitwy, w których - podobnie jak Jakub, jak Jezus - doświadczyłeś, iż była ona przede wszystkim walką i zmaganiem się aż do bólu? Powróć jeszcze raz do modlitwy, z której wychodziłeś udręczony czy może nawet wewnętrznie zraniony. Pozostań przez chwilę w tym doświadczeniu. Z jakimi sprawami, problemami były związana ta walka? Czego ona dotyczyła? Jakim Bóg wydał ci się w tej modlitwie? Do czego cię wzywał, czego domagał się od ciebie? Czy długo opierałeś się Bogu? Jak zakończyła się ta walka? Czy modlitwa wzmocniła twoją nadzieję, wiarę w Jego Opatrzność, w Jego miłość? Czy twoje modlitwa uczyniła cię silniejszym, pewniejszym siebie? Co dzisiaj chciałbyś powiedzieć Bogu o twoich zmaganiach na modlitwie? Za co chciałbyś Bogu podziękować? Za co przeprosić? O co chciałbyś prosić? 3. NIE PUSZCZĘ CIĘ DOPóKI MI NIE POBłOGOSŁAWISZ! Choć Jakub sam zdecydował pozostać SAM JEDEN przed Bogiem, to jednak nie on rozpoczął dialog z Nim. "Modlitwę- walkę" rozpoczął "KTOŚ" - Istota tajemnicza. To Bóg zawsze jako pierwszy rozpoczyna dialog z człowiekiem i wciąga go w kontakt z Sobą. Zmaga się z nim. Taką postawę przyjmuje jednak do czasu. Kiedy dramat spotkania Jakuba z Bogiem rozgorzał na dobre, Patriarcha usłyszał: Puść mnie, bo już wschodzi zorza. Podobnie było w dialogu Jezusa z uczniami idącymi do Emaus. To Jezus jako pierwszy przyłącza się do uczniów. Zaprasza ich do rozmowy. Jako pierwszy pyta: Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze? Ale w momencie, kiedy dialog ten rozwinął się i uczniowie poczuli się bardzo dobrze, Przygodny Wędrowiec okazywał jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go mówiąc: " (Łk 24, 13nn). Choć Bóg jako pierwszy rozpoczyna dialog z człowiekiem, to jednak sam dialogu nie kończy. W pewnym momencie okazuje, jakby chciał się z niego wycofać. Nalega na człowieka, aby Go puścił, zostawił. W ten sposób Pan Bóg robi przestrzeń dla ludzkiej wolności. Człowiek winien wejść w tę przestrzeń. Zaangażować się. Pokazać Bogu, iż bardzo zależy mu na Nim, "przymusić Go", aby pozostał z nim. Nie puszczę Cię, dopóki mi nie pobłogosławisz - w tej prośbie Jakuba istnieje podobna determinacja i siła, która istnieje również w naleganiu uczniów zmuszających Jezusa, by pozostał z nimi. Kiedy pragniemy się modlić, kiedy szukamy wyciszenia i skupienia wewnętrznego, Bóg wchodzi w nasze życie. Działa z mocą, skutecznie. Każdy, kto rozpoczyna życie modlitwy, doświadcza tego działania w sposób wyraźny i widoczny. Ale do czasu. Po krótszym czy dłuższym okresie fascynacji i zachwytu przychodzi czas pierwszej próby: lenistwo i niechęć do modlitwy, znużenie. Wydaje się nam wówczas, iż czas poświęcony modlitwie jest stracony. W takich momentach musimy podjąć świadomą i wolną decyzję, by modlić się wbrew wszelkim odczuciom. W ten sposób jak uczniowie z Emaus, jak Jakub "przymuszamy" Boga, aby został z nami, aby nam "pobłogosławił". ĆWICZENIE Wejdź w historię twojej modlitwy. Przypomnij sobie momenty, w których modlitwa przychodziła ci z łatwością. Była dla Ciebie źródłem radości, pokoju, satysfakcji. Może nawet wówczas modliłeś się chętnie i długo. Przypomnij sobie inne odczucia związane z twoją modlitwą, kiedy przychodziła ci z trudem. Wróć do momentów, w których musiałeś zmuszać się do modlitwy. Czy byłeś wówczas wierny modlitwie. Czy zmagałeś się ze swoim zniechęceniem, ospałością, lenistwem, niewiarą? Czy pod wpływem takich uczuć nie porzucałeś modlitwy. Co chciałbyś powiedzieć Bogu o twojej duchowej determinacji w dialogu z Nim. Za co chciałbyś Mu podziękować? Za co chciałbyś przeprosić? O co chciałbyś prosić? 4. MÓW, PANIE, TWÓJ SŁUGA SŁUCHA! W nasze opowiadanie o "modlitwie-walce" Jakuba z Bogiem włączmy opowiadanie o młodym Samuelu (1 Sam 3, 3-10.19). Opowiadanie to przyciąga naszą uwagę swoim pięknem oraz niezwykłą przejrzystością i otwartością na Boga młodego chłopca. Atmosfera tego opowiadania zdaje się kontrastować z atmosferę zmagania i trudu, jaką spotykamy w opowiadaniu o Jakubie. A jednak w opowiadaniu o młodym Samuelu odnajdujemy również elementy wysiłku i walki, choć posiadają one nieco inny charakter. Samuel zmaga się najpierw z własną nieumiejętnością słuchania i rozeznawania głosu Jahwe. Pełen chłopięcego entuzjazmu nie doświadcza jeszcze wewnętrznych oporów i buntu, a mimo to z niemałym trudem udaje mu się odpowiedzieć na Boże wołanie. Jakub wypróbowany w różnych przeciwnościach życiowych radzi sobie sam w swojej walce z Bogiem. Młody Samuel natomiast gubi się, ponieważ brak mu doświadczenia i życiowej mądrości. Potrzebuje wsparcia i pomocy człowieka bardziej doświadczonego. Szuka pomocy u Helego. Wróćmy do opowiadania. Samuel spał w Przybytku Pana, gdzie znajdowała się Arka Przymierza. Chłopiec przebywa w świątyni Pana, w centrum Jego kultu. Ta bliskość fizyczna Arki Przymierza, największej świętości Izraela, była zewnętrznym symbolem duchowej rzeczywistości młodego Samuela: bliskości duchowej. Młody Samuel usługiwał Panu pod okiem Helego. Czynił to chętnie i z całym oddaniem. Pewnej nocy Pan zawołał Samuela. Samuel jako młody i niedoświadczony duchowo nie umiał jeszcze rozeznawać "głosów". Myli więc głos Boga z głosem człowieka. Słysząc wezwanie: Samuelu, Samuelu natychmiast odpowiada: Oto jestem i biegnie do Helego powtarzając te same słowa: Oto jestem. Choć możemy podziwiać postawę młodzieńczej gotowości i oddania, to jednak widzimy, iż one same nie wystarczają, aby odpowiedzieć Bogu. I choć młody Samuel darzył zaufaniem swego wychowawcę, to jednak musiał być wewnętrznie rozdarty pomiędzy tym, co słyszał sam, a tym, co powiedział mu Heli: Nie wołałem cię, wróć i połóż się spać. Sytuacja powtarza się. Samuel ponownie słyszy wołanie, biegnie do Helego, a ten daje mu tę samą odpowiedź: Nie wołałem cię. Idź spać. W tym miejscu Autor natchniony daje krótki komentarz: Samuel bowiem jeszcze nie znał Pana, a słowo Pana nie było mu jeszcze objawione. Samuel, choć jest chłopcem przejrzystym, chętnym, posłusznym, to jednak jeszcze nie umiał słuchać Słowa Bożego. Kiedy po raz trzeci Bóg zawołał Samuela, a ten pobiegł do Helego: Heli spostrzegł, że to Pan woła chłopca. Rzekł więc Heli do Samuela: Idź spać. Gdyby jednak kto cię wołał odpowiedź: "Mów, Panie, bo sługa Twój słucha". Przybył Pan i stanąwszy zawołał: Samuelu, Samuelu. Każdy z nas musi uczyć się poznawać Pana, słuchać jego Słowa, odczytywać Jego znaki. Podobnie jak Samuela Bóg woła każdego z nas cierpliwie i wytrwale. Woła do skutku. Nie zniechęca się naszą nieumiejętnością słuchania, naszą głuchotą, skoncentrowaniem na sobie, niewiarą. Posługuje się naszymi bliźnimi, sytuacjami zewnętrznymi, a przede wszystkim naszymi natchnieniami wewnętrznymi, aby dotrzeć do nas ze swoim Słowem, z orędziem miłości. Samuelu, Samuelu - mówi Bóg do chłopca. Bóg zwraca się do każdego z nas po imieniu, osobowo. Nie jestem dla Boga częścią tłumu, bezimiennej "ludzkiej masy". Woła mnie osobiście - indywidualnie. W moim imieniu Bóg odsłania istotę mojego życia. Poznać czyjeś imię - to mieć dostęp do samej tajemnicy czyjegoś bytu (X. L. Dufour SJ). ĆWICZENIE 1 Przywołaj te momenty modlitwy, w których czułeś się wołany przez Boga w sposób dla ciebie wyraźny, jasny. Z jakimi okolicznościami życia było związane to doświadczenie? Gdzie i kiedy miało miejsce? Czy Boże wołanie rozeznawałeś sam, czy też szukałeś pomocy u osób bardziej doświadczonych? Czy odczucie Bożego wołania jest dla ciebie czymś wyjątkowym, rzadkim czy też doświadczasz go często, niemal na co dzień? Jak sądzisz, czy jesteś człowiekiem wrażliwym na Boże wołanie? Czy Bogu łatwo jest się z tobą porozumieć, do ciebie dotrzeć? Czy droga ci jest świadomość, iż Bogu bardzo zależy, aby modlitwa była miejscem wzajemnego dialogu z tobą? Czy doświadczasz potrzeby pogłębienia twojej wrażliwości i otwarcia na wołanie Boga? W zakończeniu medytacji chciej wzbudzić wdzięczność wobec Boga za Jego wierne i cierpliwe wołanie. Proś, aby Pan Bóg dalej nie zniechęcał się twoją nieumiejętnością słuchania, głuchotą, roztargnieniem, czy wręcz jakimś roztrzepaniem wewnętrznym. Posłuż się słowami Samuela, których nauczył go Heli: Mów Panie, bo sługa Twój słucha. Wyraź pragnienie coraz uważniejszego i wierniejszego słuchania Boga. ĆWICZENIE 2 Wypowiedz kilkakrotnie głośno swoje imię. Posłuchaj jego dźwięku, brzmienia. Czy podoba ci się twoje imię? Czy zawsze ci się podobało? Czy nie chciałeś kiedyś zmienić twojego imienia? Przypomnij sobie moment chrztu, w czasie którego w sposób uroczysty nadano ci "twoje imię". Wyobraź sobie kapłana, który polewając twoją głową, wypowiedział: ..., ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Swiętego. Przypomnij sobie brzmienie twojego imienia w ustach twojej matki, ojca, rodzeństwa, przyjaciół, twojej narzeczonej - narzeczonego, męża - żony. W jakich ustach twoje imię brzmiało najbardziej ciepło, najbardziej życzliwie? Poprzez porównanie, analogię spróbuj usłyszeć brzmienie twojego imienia w "ustach" Pana Boga. Proś, abyś doświadczył niezwykłej bliskości Boga, który zwraca się do ciebie "po imieniu", osobowo. Jakie uczucia rodzi w tobie to "ćwiczenie"? Opowiedz o nich Panu Bogu. 5. "JAKIE MASZ IMIĘ?" Kiedy człowiek z wytrwałością i determinacją wewnętrzną szuka Boga, kiedy modli się jak Jakub: Nie puszczę Cię dopóki mi nie pobłogosławisz! - wówczas pada zasadnicze pytanie, które staje się przełomowym momentem w relacji Boga i człowieka: Jakie masz imię? Patriarcha odpowiedział: Jakub. Pytanie Jahwe: Jakie masz imię? - znaczy: "Kim ty właściwie jesteś? Co jest istotą, sednem twojego życia?" Imię bowiem w sensie biblijnym wyraża całą głębię człowieka (X. L. Dufour SJ). W pytaniu Boga zadanym Jakubowi ukryta jest dyskretna aluzja do popularnej etymologii imienia Jakub, które oznacza "być oszustem". Odsłaniając przed Bogiem swoje imię Jakub oddaje się w Jego ręce, wydaje się na Jego łaskę. Wypowiadając swoje imię Jakub zgadza się, iż Bóg będzie jego jedynym panem. Poznać bowiem czyjeś imię, to mieć nad nim panowanie i władzę. Pierwszym darem, łaską, jaką Patriarcha otrzymuje od Boga po wyznaniu swojego imienia, jest pełna prawda o jego życiu ukryta w jego "starym imieniu" Jakub. Prawda ta jest bolesna, jak bolesne było zwichnięcie biodra w czasie walki. Być Jakubem znaczy bowiem "być oszustem i kłamcą". Zadanym pytaniem i otrzymaną odpowiedzią Pan Bóg stawia Jakubowi przed oczy całe jego dotychczasowe życie. W jego imię JAKUB, wpisane były wszystkie jego oszustwa życiowe. To właśnie dzięki kłamstwu stał się człowiekiem bogatym (por. Rdz 30, 25-43), zdobył przywilej pierworodztwa, błogosławieństwo ojca Izaaka (por. Rdz 27,1-45). Błogosławieństwo ojcowskie zdobyte podstępnie było jednak dla Jakuba ciągle nieuleczoną, bolesną raną, źródłem nieustannego konfliktu z bratem Ezawem. Pytanie Jakie jest Twoje imię? - dla Jakuba brzmi: "Jakie są twoje kłamstwa". Takie samo pytanie Bóg zadaje każdemu z nas, kiedy rozpoczynamy wytrwałe szukanie Jego obecności i Jego woli. Życie człowieka z Bogiem nie może być bowiem budowane na kłamstwie. Człowiek musi się najpierw do nich przyznać. Bóg może nas wyprowadzić z naszych kłamstw, może uleczyć nasze oszustwa, tylko wówczas, kiedy się do nich przyznamy. Bóg nie chce zabierać nam siłą czegokolwiek, także naszych grzechów. Pragnie, abyśmy oddali je świadomie i w wolności. Jest jednak rzeczą bardzo trudną przyznać się do naszych kłamstw najpierw dlatego, iż trudno nam je dostrzec. Często są one naszym sposobem na życie. Tak zrosły się z nami, iż nie jesteśmy w stanie już odróżnić prawdy od kłamstwa, rzeczywistości od iluzji. Są to nieraz wlokące się całymi latami przyzwyczajenia do wygodnego życia pozbawionego jakiejkolwiek ofiary, egoistyczny sposób myślenia i oceny, grzeszne nawyki, nałogi. Kiedy zaczynamy je kwestionować, rodzi się w nas opór i bunt. Dłuższe trwanie SAM NA SAM Z BOGIEM rodzi w nas jednak wewnętrzne odczucie, iż opór ten jest bezsensowny. Zaczynamy rozumieć, iż Bóg nie może w pełni wejść w nasze życie z powodu naszych kłamstw oraz że przeszkadzają one nie tylko Bogu, ale także nam samym. One niszczą nasze życie. Czynią je nieprzejrzystym, smutnym, ciężkim, także wówczas, kiedy nie jesteśmy w stanie tego jeszcze dostrzec i rozeznać. Zakłamania sprawiają, iż człowiek żyje - jak Jakub - w stanie nieustannej wojny ze wszystkimi. Modlitwa jest zawsze czasem dochodzenia do prawdy o swoim życiu. Prawda ta nierzadko bywa bolesna, jak w przypadku Jakuba. Pan Bóg pokazując człowiekowi jego grzechy, nie niszczy i nie upokarza go. Odsłania jedynie źródło jego własnych nieszczęść. Kto mieczem walczy, od miecza ginie (Mt 26, 52). Kto posługuje się kłamstwem, od kłamstwa ginie. Kłamstwa i oszustwa człowieka są jego ranami. Pan Bóg odkrywa ludzkie rany, aby je leczyć. Nie czyni tego wbrew ludzkiej wolności. To właśnie ufna modlitwa: Nie puszczę cię dopóki mi nie pobłogosławisz!, która wyraża otwarcie i hojność wobec Boga, jest zaproszeniem skierowanym do Niego, aby odsłonił przed nim zakryte do tej pory nieprawości serca i by On sam je uzdrawiał. ĆWICZENIE 1 Przemiotem obecnej medytacji będzie moje "stare imię", w które wpisane są najważniejsze kłamstwa i oszustwa mojego życia. Prośmy najpierw Boga o łaskę otwartości i hojności w czasie tej modlitwy, o łaskę odwagi i szczerości. Odwaga ta niech płynie w wewnętrznego przekonania o delikatności Boga, który zna naszą słabość i nie odsłoni przed nami więcej niż potrafilibyśmy przyjąć i unieść. Bóg jest najlepszym pedagogiem. Do pełnej prawdy o nas samych i o Jego miłosierdziu prowadzi nas powoli i stopniowo. Jakie są pierwsze twoje reakcje, kiedy słyszysz pytanie: Jakie są najważniejsze kłamstwa i oszustwa mojego życia? Czy nie rodzi się w tobie wewnętrzne oburzenie i odczucie, iż takie określenia są przesadne czy może nawet nieprawdziwe w odniesieniu do twojego życia? Jeżeli takie byłyby twoje pierwsze odczucia, zatrzymaj się w tym momencie. Na razie nie rób drugiego ćwiczenia. Odłóż je na później. Proś o odwagę i światło, abyś mógł dostrzec, skąd wypływa to uczucie oburzenia i jakie jest jego najgłębsze źródło? Wypowiedz przed Bogiem twoje uczucia, które zrodziły się podczas modlitwy. Porozmawiaj z Nim, jak "przyjaciel z Przyjacielem, jak syn z Ojcem, jak sługa z Panem" (por. Cd 54). MEDYTACJA 2 Najpierw prośmy Boga, aby wszystkie nasze działania i zamiary w tej modlitwie były skierowane w sposób czysty ku chwale i służbie Jego Boskiego Majestatu, (por. Cd 46), abyśmy w tej medytacji byli autentyczni. Jakie są najważniejsze kłamstwa i oszustwa mojego życia? Czy nasuwają ci się od razu jakieś sprawy, problemy, słabości, nieuczciwości, które być może ciągną się przez długie lata? Zwróć uwagę w sposób szczególny na pewne przyzwyczajenia, utarte sposoby zachowania, myślenia, osądzania, życiowe nawyki. Spróbuj je nazwać? Które z nich wydają ci się najważniejsze? Które sprawiają ci najwięcej problemów? Czy dostrzegasz je po raz pierwszy, czy też widziałeś je już dawniej. Czy do tej pory przyznawałeś się do nich? Zauważyć, które z dostrzeżonych postaw, przyzwyczajeń, problemów sprawią, iż - podobnie jak Jakub - jesteś w konflikcie z twoimi najbliższymi: członkami rodziny, kolegami ze szkoły, uczelni, pracy? W zakończeniu tej medytacji stań przed Bogiem w szczerości serca z tym wszystkim, co niesie ten czas modlitwy? Na zakończenie modlitwy uświadom sobie prawdę o Jego bezinteresownej miłości. On kocha cię i przyjmuje takim, jakim jesteś w tej chwili. 6. NIE BĘDZIESZ ZWAŁ SIĘ JAKUB, LECZ IZRAEL! Kiedy Jakub przyznał się do swojego "starego imienia", wówczas otrzymał odpowiedź: Odtąd nie będziesz zwał się Jakub, lecz Izrael, ponieważ walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś. Jest to kluczowe zdanie w rozważanym fragmencie biblijnym. Słowo "Izrael" pochodzi od czasownika "srh", które oznacza: "zwalczać, walczyć" w znaczeniu "być w konflikcie". W nowe imię nadane Patriarsze Pan Bóg wpisuje jego starą historię: jego konflikt z ojcem, bratem, teściem. Ale konflikty Jakuba z ludźmi są jedynie znakiem jego konfliktu z Bogiem. Pan Bóg nowym imieniem przypomina Jakubowi jego słabość i grzech: Walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś. "Zwycięstwa Jakuba" nie należy rozumieć w greckim znaczeniu: byłeś bohaterem (herosem), wróciłeś "z tarczą". Sens biblijny jest inny: zwyciężyłeś - to znaczy uszedłeś z życiem, życie zostało ci darowane. "Zwycięstwo Jakuba" nie było więc jego zasługą, ale wyłącznie łaską Boga. Jakub bowiem powinien ponieść konsekwencje swoich oszustw, ale Pan Bóg go ocalił. Brat Ezaw chciał zabić Jakuba, ale Bóg do tego nie dopuścił. Tak więc nowym imieniem Patriarchy, Izrael, z jednej strony Bóg przypomina mu, iż wszystko, kim jest i co posiada, zawdzięcza nie własnym ludzkim wysiłkom naznaczonym kłamstwem, jak to mogło się Jakubowi wydawać, ale wyłącznie miłosierdziu Jahwe. To ono ocaliło go przed śmiercią, którą ściągał na siebie swoimi nieuczciwościami. Z drugiej jednak strony nowe imię, Izrael, które oznacza: Niech Bóg walczy [za nas], jest dla Patriarchy wezwaniem i obietnicą. Jakby Jahwe nowym imieniem mówił do Jakuba: "nie musisz już uciekać się do kłamstwa i oszustwa, aby ocalić życie. Odtąd Ja sam będę walczył za ciebie. To Ja jestem gwarantem twojego życia i szczęścia. Ty pozwól, iż Ja cię teraz będę prowadził." Nowe imię Jakuba, Izrael, zawiera zarówno jego przeszłość jak również jego przyszłość. Jest ono jego całym życiem. Nowe imię Jakuba staje się dla Patriarchy kluczem do interpretacji całej historii życia. Celem naszej modlitwy jest zmiana życia, którą w opowiadaniu biblijnym symbolizuje zmiana imienia. Jeżeli bowiem imię wyraża całą głębię człowieka (X. L. Dufour SJ), to zmiana imienia oznacza zmianę głębi człowieczeństwa, zmianę serca. Odmiana życia dokonuje się najpierw poprzez zmianę patrzenia na nie. Modlitwa prostuje nasze zniekształcone widzenie rzeczywistości. Na modlitwie otrzymujemy również obietnicę, iż sam Bóg będzie walczył za nas o nasze lepsze życie. Obietnica ta może stać się naszą nadzieją, źródłem odwagi i siły. ĆWICZENIE W obecnej medytacji zadam sobie pytanie: Czy modlitwa wpływa na moje życie? Czy ona przemienia mój sposób patrzenia na nie? Czy przemienia także samo życie: sposób podejmowania decyzji, reagowanie, działanie, myślenia? Wróć najpierw do przeszłości i spróbuj przypomnieć sobie twój dawny sposób patrzenia na konkretne problemy, relacje z ludźmi, na to wszystko, co było i jest dla ciebie ważne. Jak dzisiaj widzisz te same sprawy? Czy i w jaki sposób zmieniał się twój sposób patrzenia oraz oceny? Jaki wpływ - w twoim odczuciu - miała modlitwa na tę zmianę? Jakie sprawy konkretnie widzisz dzisiaj inaczej? Na czym polega owo "inne" widzenie? Czy mógłbyś powiedzieć, iż twoje spojrzenie na życie jest dzisiaj spokojniejsze, bardziej dojrzałe, mniej egocentryczne, czy może wręcz przeciwnie: bardziej pogubione, chaotyczne? Porozmawiaj z Bogiem szczerze o owocach twoich refleksji. Z co Bogu chciałbyś podziękować? Za co przeprosić? O co chciałbyś prosić? 7. I POBŁOGOSŁAWIŁ GO NA OWYM MIEJSCU Potem Jakub rzekł: "Powiedz mi, proszę, jakie jest twe imię?" Ale on odpowiedział: "Czemu pytasz mnie o imię?" - i pobłogosławił go na owym miejscu. W gorączce dialogu z Bogiem Jakub próbuje w pewnym momencie odwrócić pytanie skierowane do niego i sam z kolei pyta: Powiedz mi, proszę, jakie jest Twe imię? To śmiałe pytanie jest jakby próbą wprowadzenia zasady równości i "demokracji" w dialog z tajemniczą Istotą: "Ponieważ ja powiedziałem ci swoje imię, teraz ty powiedz mi swoje". Jakub zamiast odpowiedzi usłyszał pytanie: Czemu pytasz mnie o imię? Bóg pragnie Jakubowi powiedzieć w ten sposób, iż jego rozmowa z Nim jest dialogiem nierównych sobie istot; Wszechmocnego Boga ze słabym i kruchym stworzeniem. Jakub nie może poznać imienia Boga, ponieważ nie jest w stanie odkryć Jego Tajemnicy i nie może zdobyć nad Nim władzy. Odpowiedź dana Jakubowi mówi o jego niezdolności do pełnego rozumienia Boga. Człowiek współczesny jest bardzo wyczulony na pojęcia "równości i demokracji". Pojęcia te dla wielu ludzi zdają się posiadać jakąś wręcz absolutną wartość, którą próbują wprowadzać także w kontakt z Bogiem. Stąd też przypomnienie podstawowej prawdy, iż dialog z Bogiem jest wchodzeniem w Tajemnicę, wydaje się dziś bardzo potrzebne i celowe. Ale chociaż Boga nie możemy zrozumieć, to jednak możemy otworzyć się na Niego i przyjąć Go. Rozumienie Tajemnicy Boga przychodzi poprzez otwarcie się na Niego. Kiedy na modlitwie rodzą się w nas liczne wątpliwości natury intelektualnej, wówczas trzeba nam najpierw szukać nie teoretycznych odpowiedzi, ale raczej tego, co jest za nimi ukryte. Częstym źródłem intelektualnych trudności religijnych jest bowiem emocjonalna niezdolność do zaufania i otwarcia się na Drugiego: zarówno na Boga jak i na człowieka. Liczne teoretyczne pytania mają wówczas za cel zracjonalizowanie swojej niezdolności do zaufania. Jakub nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie, ale jakby w zamian otrzymał błogosławieństwo: I pobłogosławił go na owym miejscu. Miejsce modlitwy jest dla Jakuba miejscem jego błogosławieństwa. "Błogosławić" w znaczeniu biblijnym, to znaczy przekazywać dar Boży. Najważniejszym zaś darem Boga dla człowieka jest dar życia. Modlitwa Jakuba przywraca mu życie. W swoim miłosierdziu Bóg potwierdza jako swoje dary także to, co Jakub zdobył przy pomocy kłamstwa i oszustwa: pierworodztwo i ojcowskie błogosławieństwo. Tak więc dla dobra Jakuba Bóg wykorzystuje nawet jego własne grzech. Pan Bóg zawsze ratuje i ocala w ludzkim życiu to, co da się ocalić, choć nieraz pozostaje to w ścisłym związku z grzechem. Bóg prowadzi historię ludzkości ku swemu celowi niezależnie od grzechu człowieka. Gdyby chciał postępować inaczej, musiałby odebrać nam wszystkim obietnicę zbawienia, ponieważ wszyscy zgrzeszyliśmy (Rz 5, 12). Bóg tego nie czyni. Naznaczoną grzechem historię człowieka uzdrawia, leczy, prostuje. Tak będzie działał w historii największych ludzi Starego i Nowego Testamentu (Mojżesza, Dawida, Magdaleny, Piotra, Pawła) oraz w całej historii Kościoła (Augustyna, biskupa Hippony, Franciszka z Asyżu, Ignacego Loyoli, Karola de Foucauld). Takie właśnie Boże działanie jest źródłem naszej wielkiej nadziei. Bóg "obdarzy nas życiem" - udzieli nam swojego błogosławieństwa niezależnie od naszej przeszłości. ĆWICZENIE W obecnej medytacji zadam sobie pytanie, kim jest Bóg w moim osobistym doświadczeniu? Przywołaj najpierw na pamięć najważniejsze przymioty Boga, których doświadczasz nie tylko w twojej modlitwie, ale także w całym twoim życiu? Wypisz je sobie w sposób bardzo spontaniczny odwołując się bardziej do intuicji i odczuć niż do myślenia i rozumowania. Następnie rozważ wypisane przymiotom Boga i zechciej sobie przypomnieć, w jaki sposób ich doświadczyłeś. Który z przymiotów Boga wydaj ci się - w twoim doświadczeniu - najważniejszy dla ciebie. Dlaczego? W zakończeniu tej medytacji spróbuj opisać twój obraz Boga obecny w modlitwie. Co chciałbyś powiedzieć Bogu o Jego obrazie w tobie? Za co chciałbyś podziękować? Za co przeprosić? O co chciałbyś prosić? 8. WIDZIAŁEM BOGA TWARZĄ W TWARZ Jakub dał temu miejscu nazwę Penuel, mówiąc: "Mimo, że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie". Słońce już wschodziło, gdy Jakub przechodził przez Penuel, utykając na nogę. Sama nazwa Penuel - twarz Boga, jaką Jakub dał miejscu, w którym stoczył walkę oraz słowa, które wypowiedział: widziałem Boga twarzą w twarz, a jednak ocaliłem życie, objawiają nam istotę każdej modlitwy: bezpośrednie spotkanie Boga twarzą w twarz. Istotnym doświadczeniem jest jednak nie tylko nasza kontemplacja "twarzy Boga", ale również wpatrzenie się Boga w nas. Ostatecznym celem naszej modlitwy jest więc coraz pełniejsza jedność z Bogiem, aż do mistycznego zjednoczenia. Sposobem naszego zjednoczenia z Bogiem jest kontemplacja Osoby Jezusa Chrystusa: poznanie, miłowania i naśladowanie Jezusa. Nasza modlitwa ma nas ukształtować na wzór Jezusa. W Jezusie bowiem Bóg wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przez Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów (Ef 1, 3-5). Zobaczyłem Boga twarzą w twarz, a jednak ocaliłem życie - mówi Jakub. Żydzi wierzyli, iż każdy, kto zobaczył twarz Boga musi umrzeć. Przekonanie to wypływało z wiary w potęgę i moc Jahwe. Kiedy Mojżesz wrócił z góry Synaj, Izraelici bali się zobaczyć jego twarzy, ponieważ dostrzegli, iż skóra na niej promieniuje (Wj 34, 30). Zobaczyłem Boga twarzą w twarz, a jednak ocaliłem życie - w tym jednym zdaniu Patriarcha wyraża dwoistość doświadczenia nocnej walki z Bogiem. Z jednej strony doświadczenie spotkania twarzą w twarz pełne miłosierdzia, bliskości i intymność, z drugiej zaś doświadczenie przerażenia wielkością, potęgą i mocą Boga zdolną uśmiercić człowieka. Słońce już wschodziło, gdy Jakub przechodził przez Penuel, utykając na nogę. Noc, która przeminęła, jest dla Jakuba symbolem jego przeszłości, wstający zaś poranek i świtanie jutrzenki jest zapowiedzią i obietnicą nowego życia. Po spotkaniu z Bogiem zostaje jakubowi zranione biodro. Wraca do swoich, których zostawił wieczorem na drugim brzegu, utykając na nogę. Zranione biodro jest "pamiątką" spotkania. Jest ono również dowodem i "świadkiem" jego nocnych doświadczeń. Człowiek miewa bowiem nieraz "krótką pamięć". Łatwo pomniejsza a nieraz wprost banalizuje ważne przeżycia i wielkie spotkania z Bogiem. Aby łatwiej było nam pamiętać o przeszłości i otrzymanym miłosierdziu, Bóg zostawia nam nieraz taką właśnie "bliznę-pamiątkę" po zagojonej ranie. To ona często pobudza nas do modlitwy dziękczynienia za darowane nam życie oraz staje się widomym znakiem zbawienia. Wielu świętym Bóg zostawiał takie właśnie "blizny". Sw. Ignacemu Loyoli po jego grzesznej przeszłości pozostała podobna "pamiątka" do jakubowej: krótsza i źle zrośnięta noga, strzaskana kulą armatnią w bitwie z Francuzami pod Pampeluną. Jego nawrócenie rozpoczęło się właśnie od tej chorej nogi, która na wiele miesięcy rzuciła go w samotność, w czasie której Bóg go odnalazł. Prosta refleksja nad naszym życiem pokazuje, iż wszyscy mamy takie właśnie "blizny-pamiątki", mniej lub bardziej wyraźne, po naszej przeszłości. One również mogą nam pomóc pamiętać zarówno o naszej słabości jak również o nieskończonym miłosierdziu i dobroci Boga. Na ciele Jezusa zmartwychwstałego po Jego męce i śmierci pozostały także rany na Jego rękach, nogach i w Jego boku. To dzięki nim Tomasz uwierzył w Jego zmartwychwstanie i przyjął Go jako swego Pana wyznając: Pan mój i Bóg mój (J 20, 28). Rany Jezusa zmartwychwstałego są dla nas świadectwem i dowodem wielkości naszych grzechów, którymi Go ukrzyżowaliśmy oraz nieskończonego miłosierdzia Boga, dzięki któremu zostaliśmy zbawieni. ĆWICZENIE Do medytacji przygotuję sobie obraz Jezusa zmartwychwstałego z widocznymi ranami na Jego rękach, nogach i w Jego boku. Po chwili skupienia i ciszy postaw ten obraz przed sobą. Przypatrz się uważnie ranom rąk, nóg, boku. Następnie przywołaj czas męki, w czasie których one powstały: ukrzyżowanie Jezusa oraz przebicie przez żołnierza Jego boku, z którego wypłynęła krew i woda. Uświadom sobie, iż są one poniesione z twojego powodu oraz dla ciebie. Jakie odczucia rodzi w tobie ta prawda? Uświadom sobie, iż są to rany Jezusa zmartwychwstałego, symbol Jego zwycięstwa nad grzechem, cierpieniem i śmiercią? Co chciałbyś powiedzieć Jezusowi zmartwychwstałemu, którego rany kontemplujesz? Za co chciałbyś Mu podziękować? Za co przeprosić? O co chciałbyś Go prosić? SPIS TREŚCI WSTĘP I. DLACZEGO MAMY SIĘ MODLIĆ? 1. DLACZEGO MAMY SIĘ MODLIĆ? 2. MODLITWA SŁUCHANIEM BOGA 3. KTÓŻ MNIE ODŁĄCZY OD MIŁOŚCI CHRYSTUSOWEJ? 4. NIE CZEKAJCIE NA OCHOTĘ DO MODLITWY 5. WIERNOŚĆ W MODLITWIE 6. MODLITWA W CHWILACH POKUS 7. MODLITWA W CHWILACH CIERPIENIA 8. JAK NIE NALEŻY SIĘ MODLIĆ 9. MODLITWA UCZESTNICTWEM W HISTORII ZBAWIENIA II. WARUNKI MODLITWY 1. MIEJSCE PEŁNE CISZY 2. "ZOSTAW WSZELKIE TROSKI" 3. WYCISZENIE WEWNĘTRZNE - MILCZENIE ZEWNĘTRZNE 4. POTRZEBA MISTRZA MODLITWY 5. POSTAWA CIAŁA 6. ROLA WYOBRAŹNI 7. "DOKĄD SIĘ UDAJE I PO CO?" III. METODY MODLITWY 1. ISTOTA I CEL METOD MODLITWY 2. MODLITWA USTNA 3. METODA MEDYTACJI I KONTEMPLACJI EWANGELICZNEJ W UJĘCIU SW.IGNACEGO LOYOLI 4. MODLITWA WSPÓLNOTOWA 5. WZAJEMNA RELACJA METOD MODLITWY WOBEC SIEBIE IV. PYTANIA I TRUDNOŚCI 1. AUTENTYCZNOŚĆ MODLITWY 2. MIEJSCE SZUKANIA BOGA I JEGO WOLI 3. LENISTWO I ZMĘCZENIE 4. NEUROTYCZNY LEK PRZED BOGIEM 5. ROZPROSZENIA NA MODLITWIE 6. NAUCZYĆ SIĘ MODLITWY V. PRZYKŁAD JAKUBA 1. ZOSTAŁ SAM JEDEN 2. LUDZKIE ZMAGANIA 3. NIE PUSZCZĘ CIĘ DOPóKI MI NIE POBŁOGOSŁAWISZ! 4. MÓW, PANIE, TWÓJ SŁUGA SŁUCHA! 5. JAKIE MASZ IMIĘ? 6. NIE BĘDZIESZ ZWAŁ SIĘ JAKUB, LECZ IZRAEL! 7. I POBŁOGOSŁAWIŁ GO NA OWYM MIEJSCU 8. WIDZIAŁEM BOGA TWARZĄ W TWARZ