Marian Henryk Serejski (ur. 1897) jest historykiem interesującym się przede wszystkim historią historiografii. Od r. 1946 był profesorem Uniwersytetu Łódzkiego, a od r. 1952 równocześnie profesorem Instytutu Historii PAN w Warszawie. Wynikiem jego szerokich studiów są prace: Zarys historii historiopra/ii polskiej (2 tomy, 1954—1959), Koncepcja historii powszechnej Joachima Lelewela (1958), Przeszłość a teraźniejszość. Szkice i studia historiograjiczne (1965), Europa a rozbiory Polski (1970); wydał też obszerną antologię, skupiającą wypowiedzi historyków polskich od 1775 do 1939 r. pt. Historycy o historii (2 tomy, 1963—1966). SEREJSKI biblioteka myśli współczesne] Marian H. Serejski naród a państwo w polskiej myśli historycznej PAŃSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY l Indeks opracowała TERESA PHEKEKOWA Okładkę i kartę tytułową projektował MACIEJ UHBANIEC MUfiEU Uniwersytetu Wor;„j„vskie9O I. UWAGI WSTĘPNE .i h '•* Serejski — Naród a państwo... ERRATA strona 236 318 wiersz 8 od dołu 22 od dołu jest program ideologiczny społeczeństwa dążącego, po-2 J. Niemcewicz, Śpiewy historyczne, &. 437 powinno być program postępowy miał być dyrektywą aktual-2 J. Niemcewicz, Dzieje panowania Zygmunta III (1819), Kraków 1860, t. I, s. V. puiiuuiu . __ a jeszcze inaczej w Polsce porozbiorowe j, podporządkowanej jako naród obcym mocarstwom. Posługując się tymi terminami kluczowymi, hi- storycy nie precyzowali na ogół ich znaczenia, pojmowali je jednak podobnie: państwo oznaczało organizację dysponującą odpowiednimi środkami, przymusowymi normami społecznymi, regulującymi zachowanie się. obywateli przy pomocy nakazów i zakazów, utrzymującą ład wewnętrzny i bezpieczeństwo zewnętrzne; naród rozumiany był jako związek społeczny o określonych celach wyodrębniających go, mający poczucie wspólnoty i wolę jej zachowania, kierujący się w swym zachowaniu, działaniu normami dobrowolnymi, nie z rozkazu, ale z własnego popędu, z poczucia moralnego obowiązku, pod naciskiem opinii publicznej, W zależności od ustroju politycznego, struktury społecznej, stopnia rozwoju kultury politycznej itd. zakres działania obu czynników mógł być różnorodny. Ale nie tylko ten obiektywny stan, ale i punkt widzenia historyka decydował o tym, czy w obrazie dziejowym na czoło wysuwało się jako czynnik integracyjny państwo, czy spontanicznie działający związek społeczny, określany jako naród. Nie jest moim zadaniem rozważanie, czy nasi historycy w okresie porozbiorowym prawidłowo posługiwali się pojęciem narodu (którego początki sięgać miały XII—XIV w.) w ujmowaniu całości dziejów Polski, względnie dziejów Rzeczypospolitej. Chodzi mi o przedstawienie charakterystycznej chyba dla polskiej myśli historycznej w okresie porozbiorowym antynomii przeciwstawianych sobie pojęć, w ramach których czy dokoła których koncentrowała się uwaga badawcza, „organizująca" przeszłość. W wyniku takiej operacji myślowej powstały dwa odmienne modele opisu i refleksji historycznej: „państwowy" i „narodowy". Ostre przeciwstawianie sobie obu pojęć i punktów widzenia nadało swoiste piętno historiografii polskiej, wyraźnie odcinając ją od dominujących kierunków historycznych w XIX wieku w Niemczech i w Rosji, gdzie w tym samym czasie, gdy w Polsce w wa- 6 runkach niewoli politycznej zatracono zmysł po-lityczno-państwowy, rozwinął się w głównych kierunkach historiografii kult silnej władzy rządowej. Mówiąc o dwu modelach refleksji historycznej w Polsce porozbiorowej, zauważyć można, iż w różnych okolicznościach ruchem „wahadłowym" przybierał na sile jeden lub drugi z nich, ale przez cały okres porozbiorowy ostro różnicowano i nawet przeciwstawiano sobie oba podstawowe pojęcia, a państwowy punkt widzenia nigdy na dłużej nie zapanował w polskiej myśli historycznej. Posługując się pojęciem narodu, z którym wiązał się cały zespół idei politycznych i moralnych, historycy ujmowali dzieje Polski jako wytwór społeczeństwa, odkąd stan szlachecki stał się czynnikiem decydującym o losach kraju — Rzeczypospolitej, podczas gdy wcześniejsze dzieje, zwłaszcza wczesny okres piastowski, przedstawiali jako proces rozwijający się pod wpływem działania integracyjnego książąt, dynastii, państwa. Kontrowersja: „naród czy państwo" obracała się zatem dokoła oceny dawnej Rzeczypospolitej i jej dziedzictwa ideowego. Za Stanisława Augusta i podczas rozbiorów w polskiej myśli historycznej związanej z ruchem reformatorskim ukształtował się pod wpływem Oświecenia model refleksji koncentrującej uwagę dokoła idei państwa, które wyobrażała monarchia. Ona też stanowiła główną siłę i myśl przewodnią syntezy historycznej Adama Naruszewioza i związanego z nim całego kierunku historiograficznego. W znanym Memoriale do króla (1774) Narusze-wicz właściwie utożsamia ze sobą, a w żadnym wypadku nie przeciwstawia pojęć: naród i państwo. „Naród polski — pisał — wzrastając powoli, obyczajem wszystkich na świecie mocarstw (podkreślenie moje — M.S.), przyszedł do zupełności swojej jednych prowincji i miast zawojowaniem, i O ir F hi O, Ui a pr In; w W; stu his 191 his Lei a tt i st (191 Poi obs; wy{ pols Ipt. i [1963 drugich dobrowolnym przyłączeniem się, innych wejściem przez sukcesję dziedziczek."1 Przypisując nadrzędną rolę państwu, porównywał rząd z „duszą" w ciele narodowym i, jak wiadomo, w silnej monarchii upatrywał źródło jedności i wielkości Polski, gwarancję ładu wewnętrznego, bezpieczeństwa zewnętrznego, równowagi stanów. W sytuacji zagrożonego bytu niepodległego szukał Naruszewicz — wraz z całym obozem reformatorskim — ocalenia w podniesieniu autorytetu władzy, w ograniczeniu zbyt wybujałych wolności „narodu", wierzył, że użyję słów W. Konop-czyńskiego, w „cudotwórczą moc rządu". Ale po upadku państwa, w okresie Królestwa Kongresowego, powstania listopadowego i po nim, Naruszewiczowski, oświeceniowy model historii nie odpowiadał już nowej sytuacji i nowemu klimatowi ideowemu. Kształtuje się wówczas całkiem odmienny stosunek do dziedzictwa przeszłości, odmienny sposób jej ujmowania związany z ideą narodową. Najświetniej wyobraża go Joachim Lelewel w swoich pracach pisanych zarówno w kraju, jak i na emigracji. Oceniając dzieło Naruszewicza, Lelewel miał poważne wątpliwości, czy autor trafnie nazwał je „historią narodu polskiego", skoro wyizolował w nim politykę od ogólnej kultury i przedstawił raczej „historię państwa polskiego i królów jego, jego polityki zajść i stosunków z mocarstwami okolicznymi oraz spraw monarchów i książąt, ich familii, wojen i traktatów... Jedynie w polityce wytknięte przyczyny i wszystkiego sprężyny, z niej wywodzone skutki; jedynie z osób pojedynczych wynikające ruchy." 2 Nie zadowala Lelewela historia koncentrująca się dokoła działalności zwierzchniej władzy państwowej, panujących, dokoła dziejów wyłącznie politycznych. Przeciwstawiał jej własną, odmienną koncepcję dziejów, gdzie ich „sprężyną" głównym aktorem jest zbiorowość, jej dążenia i działania. 8 Taki właśnie model historii jako istotnie narodowej realizował w swoich pracach w oparciu o ideą narodu, eksponował go, na dalszy plan usuwając państwo. Lelewelowska koncepcja odegrała poważną rolę w historiografii polskiej, zwłaszcza w okresie mię-dzypowstaniowym, w dobie romantycznej, spotykając się z życzliwym oddźwiękiem w niektórych kręgach intelektualistów i działaczy europejskich w połowie XIX stulecia.3 Ujęcie dziejów Polski z punktu widzenia narodu jako głównego podmiotu dziejów stwarzało odmienną wizję przeszłości, zwłaszcza dawnej Rzeczypospolitej, w porównaniu z koncepcją skupiającą uwagę na państwie, jego organizacji i działalności, przekreślonych przez rozbiory. Upadek państwa nie był jednak równoznaczny z dewalo-ryzacją ideowych, moralnych wartości, ideałów, jakie głosił i realizował „naród", nie budził wątpliwości o jego trwałym istnieniu, żywotności, o ciągłości kultury, której był twórcą. W tej perspektywie historycy skłonni byli do gloryfikowania przeszłości, eksponowania jej jasnych stron, do identyfikowania zasad dawnej Rzeczypospolitej z ideałami wolnościowymi i demokratycznymi Europy w w. XIX. Wydarzenia, jakie nastąpiły po załamaniu się Wiosny Ludów, kieska powstania styczniowego, Austrii i Francji, kryzys ideałów romantycznych i zwycięstwo ruchu pozytywistycznego — wszystko to doprowadziło do reorientacji polskiej myśli historycznej, przede wszystkim w środowisku historyków krakowskich w autonomicznej Galicji. Ten kolejny zwrot, którego zapowiedź można było śledzić już wcześniej, między innymi wśród części emigracji, oznaczał rewizję koncepcji historycznej, akcentującej w dziejach Polski przede wszystkim rolę czynnika społecznego i minimalizującej w nich rolę państwa, a zwłaszcza jego słabość, braki, wa- ft dy ustrojowe, co właśnie miało być następstwem przewagi „narodu" nad władzą, zachwianiem się równowagi między czynnikiem społecznym i państwowym na niekorzyść organizacji państwowej. Historycy szkoły krafcowskiej, związani z obozem konserwatywnym Stańczyków, nawiązując do tradycji Naruszewiczowskiej i przeciwstawiając się kierunkowi republikańskiemu, sławiącemu dawną wolność polską, skłonni byli utożsamiać ją z anarchią i utratą zmysłu politycznego. Rehabilitowali oni monarchię jako ostoję porządku, atakując zgubną formę rządu w dawnej Rzeczypospolitej. Inaugurując na katedrze w UJ kurs historii polskiej Józef Szujski zwrócił uwagę słuchaczy na znaczenie historii państwowej: „Tak jest, panowie, nauka historii naszej, historii wielkiego europejskiego państwa, winna być jednym z głównych środków powrotu do tradycji politycznych, do odzyskania zmysłu politycznego, a to nie przez samą analizę upadku, ale przez unaocznienie sobie przyczyn naszej dawnej świetności i potęgi." * Przywrócenie tego zmysłu prowadzić miało w następstwie do zdyscyplinowania społeczeństwa, podporządkowania go władzom i właściwego rozumienia imponderabiliów państwowych, czego brakło „narodowi" dawnej Rzeczypospolitej. Jeśli jednak Szujski z trudem odrywał się od tradycji romantycznej, z którą był związany, to nowy model refleksji sterowany ideą państwa i racji stanu reprezentował najpełniej Michał Dobrzyński. Gloryfikatorom dawnej Rzeczypospolitej zarzucał on apologię anarchii, podniesionej do „wysokości osobnej teorii politycznej", „narodowego naszego posłannictwa", pomijanie milczeniem zasadniczych błędów i wad organizacji państwowej, słabość władzy rządowej w tym czasie, gdy gdzie indziej powstały silne monarchie, dysponujące szerokim zakresem uprawnień oraz zasobami materialnymi 10 i moralnymi tkwiącymi w różnych warstwach narodu.5 Wzór takiej historii, ujętej z państwowego punktu widzenia, stworzył Bobrzyński w swej syntezie dziejów Polski, o której powiedział kiedyś Stanisław Zakrzewski już w Polsce niepodległej: „Jest to prawie jedyna książka, która daje przede wszystkim dzieje państwa, a państwo od początku do końca tworzy oś, około której jest oplecione opowiadanie." Zakrzewski podnosi wartość takiego ujęcia ze stanowiska państwa jako czynnika ładu, bezpieczeństwa i inteligencji. Ciekawe jest przy tym drobne zastrzeżenie tego admirato-ra koncepcji Dobrzyńskiego: „Mógł Bobrzyński rolę państwa przecenić w ogólności, zwłaszcza w dziejach Polski (szedł w tym względzie za wzorami niemieckimi), jego ideał państwowy mógł być dla większości opinii polskiej niesympatyczny..." 6 Ze swą ideą prymatu państwa i jedynym kryterium — racji stanu, Bobrzyński na gruncie polskim był zjawiskiem dość wyjątkowym wśród historyków. Choć tego nie dostrzegali w nim obcy, swoi pomawiali go o apologię absolutyzmu, o kult Dismarkowski, o całkowite zlekceważenie roli czynnika moralnego w dziejach. Dyć może, iż istotnie uległ on pewnej fascynacji niemieckimi teoriami politycznymi i uporządkowaną, sprawnie funkcjonującą machiną państwową Rzeszy Niemieckiej, krańcowym przeciwieństwem dawnej Polski. Polemizujący z Dobrzyńskim — i całą szkołą krakowską — warszawski historyk Władysław Smoleński dotknął istoty kontrowersji, kiedy wytknął mu, iż patrzy na całość dziejów Polski z punktu widzenia upadku państwa, „chociaż organizm zwany państwem nie ogniskuje w sobie wszystkich promieni życia; jego dzieje nie są kwintesencją przeszłości. Obok urabiania form żyli cia państwowego naród polski snuł wątek dorobku cywilizacyjnego, który przetrwał upadek i stanowił główny motyw historii." 7 Taki punkt widzenia, akcentując priorytet narodu jako głównego podmiotu dziejów, ukazywał ciągłość życia narodowego pomimo straty niepodległości, eksponował dzieje kulturalne, społeczne, jak to wówczas nazywano, „cywilizacji". Badania nad nią prowadziła grupa historyków warszawskich, kładąc nacisk na kulturotwórczą rolę narodu, społeczeństwa i odsuwając na dalszy plan polityczno-państwową działalność. Zarzucali oni kolegom ze szkoły krakowskiej tendencję mo-narchiczną, a Henryk Sienkiewicz wyrażał obawę, czy nie hołduje ona wręcz „Molochowi państwowości". Z takim demonizowaniem państwa, uosabiającego przede wszystkim brutalną siłę regulującą stosunki między narodami i ujarzmiającą własne społeczeństwo, spotykamy się nieraz u historyków polskich w w. XIX. Jako przykład dość zaskakujący służyć tu może lwowski historyk Tadeusz Wojciechowski. Analizując przedmiot i zadania historii, Wojciechowski do elementarnych pojęć historycznych zaliczył: „lud, naród, społeczeństwo", państwo natomiast określił, jako „organ" narodu, „narzędzie przemocy", spełniające swe zadanie w stosunkach międzynarodowych, gdzie panuje stan bezustannej wojny, podczas gdy naród-społeczeństwo oddaje się pokojowej pracy nad nauką, oświatą, kulturą.8 Chociaż takie demonizowanie państwa nie było zjawiskiem powszechnym, sprzyjała mu jednak na pewno niechęć do reprezentowanych przez zaborcze mocarstwa typów państwowości opartej na władzy autorytatywnej. W kontrowersji: „naród czy państwo" historykom przyświecał raczej wzór historii eksponującej ideę narodową, pojmowaną wciąż jako siła przewodnia, która determinuje kierunek rozwoju Polski zmierzającej ku wolności 12 społeczeństwa i ograniczającej rolę władzy państwowej. Prowadziło to nie tylko do rozszczepienia, ale do zasadniczego przeciwstawienia sobie obu pojęć. Jest przy tym znamienne, jak żywe były wciąż w naszym piśmiennictwie zainteresowania problematyką narodu, a jak skromne — dotyczące państwa. W związku z tym, jak zauważono w końcu XIX stulecia, historiografia polska w porównaniu z obcą była opóźniona w badaniach nad dziejami ustrojowymi dawnej Rzeczypospolitej. 9 Jest rzeczą zrozumiałą, że to właśnie historycy zagadnień ustrojowych, jak A. PawińskiiA. Rem-bowski jeszcze pod koniec XIX wieku widzieli konieczność zbliżenia do siebie obu czynników i rozwiązania antynomii — „naród czy państwo" przez przywrócenie równowagi między obu siłami, zapewniającej obywatelom swobody, ale umożliwiającej władzy rządowej wykonywanie jej zadań. Na początku XX wieku Oswald Balzer sformułował to stanowisko w następujący sposób: „Równowaga sił państwa i społeczeństwa polega na wąskiej krawędzi. Zwichnięcie jej sprowadza szkodliwe następstwa. Zwycięstwo państwa nad społeczeństwem przybija i niszczy indywidualność ducha; zwycięstwo społeczeństwa nad państwem rozwala w gruzy państwową organizację polityczną." 10 Ta wypowiedź pochodzi już z okresu, w którym w polskiej myśli historycznej zaznaczyły się w związku z ożywieniem życia politycznego i nadziei na możliwość odzyskania niepodległości lub choćby autonomii (w zaborze rosyjskim) — nowe tendencje. Jedna z nich wyrażała się we wzmożonej fali apologetycznej wobec przeszłości, nawiązującej do tradycji romantyzmu. Druga, w pewnej mierze przeciwna, akcentowała przede wszystkim konieczność restytuowania zagubionego podczas długiej niewoli poczucia zmysłu państwowego. 13 Temu celowi służyć miało założone przez Władysława Studnickiego specjalne czasopismo pod nazwą „Naród i Państwo" (1906), przełamujące dualizm pojęciowy. Podobnie ujmował problem Roman Dmowski, głosząc związek idei narodowej z państwową, że „naród jest wytworem życia państwowego", „niezbędną treścią moralną państwa, a państwo formą polityczną narodu", który nie przestaje istnieć nawet bez własnego państwa, jeśli tylko zachowuje o nim żywą pamięć.11 W podobnym duchu w wykładach publicznych pt. Kultura historyczna (1906) wypowiadał się historyk lwowski Stanisław Zakrzewski, podnosząc znaczenie historii politycznej dla „odrodzenia narodowego" i postulując niezbędny renesans idei państwa jako czynnika gwarantującego z pomocą środków przymusowych wspólną obronę i politykę narodu. Już sama wizja odbudowy niepodległego bytu nakazywała sprzężenie ze sobą obu dotąd antyno-micznych pojęć, ażeby wpoić w umysły przekonanie, że Polacy nigdy nie utracili charakteru' narodu państwowego, dojrzałego do politycznego organizowania swego życia, przejawiającego swą aktywność nie tylko jako wspólnota kulturalna. Można by sądzić, że po wskrzeszeniu niepodległości rzeczą tym bardziej naturalną było zerwanie z nawykami z okresu niewoli i przywrócenie w myśli politycznej i historycznej należnego miejsca czynnikowi państwowemu. W związku jednak z toczącą się wówczas walką między obozem rządzącym i opozycją narodowo-demokratyczną kontrowersja „naród czy państwo" zaktualizowała się. Nie jest moim zadaniem omawianie tego sporu i jego odbicia w historiografii. Ograniczę się tylko do kilku uwag. Nie ulega wątpliwości, że w tym sporze rzecznikiem idei państwa była publicystyka obozu rządzącego. Akcentowała ona rolę państwa jako 14 formy organizacyjnej najlepiej zapewniającej narodowi siłę i rozwój, postulowała jego prymat w stosunku do interesów etnicznych narodu polskiego. 12 Polemizowali z tym stanowiskiem działacze endeccy, przeciwstawiający mu priorytet narodu, jego wartości w stosunku do idei państwa, w Konstytucja 1935 roku spór ten jeszcze zaostrzyła, chociaż pod względem ideologicznym różnice między obozem rządzącym i „narodowym" coraz bardziej się zacierały. Toteż idea nadrzędności państwa i jego interesów w stosunku do aspiracji narodu, sformułowana przez historyka Olgierda Górkę14, nawet w jego własnym, obozie spotkała się z krytyką. Natomiast nie było kontrowersji z poglądem, że naród, jeśli nie ma utracić swego oblicza i znaczenia, musi mieć własne państwo, że Polacy nigdy nie przestali być „narodem państwowym", tj. zbiorowością polityczną, „istniejącą faktycznie przez własne państwo albo potencjalnie przez dążenie do tegoż". « Nikt przecież nie zamierzał kwestionować w nowych warunkach faktu, że Polska należy do europejskiej rodziny narodów państwowych, ani że naród pozbawiony państwa zamienia się w „surową masę etnograficzną".16 Godzono się też na ogół z tym, że nie ma sprzeczności między pojęciem państwa i narodu. Istniały jednak problemy sporne, spośród których jedne miały znaczenie teoretyczne, jak np. czy wcześniej powstała organizacja państwowa, czy też naród, inne znaczenie praktyczne, jak np. kontrowersje: państwo narodowe czy narodowościowe, wychowanie „państwowe" czy „narodowe", a przede wszystkim, władza autorytatywna czy oparta na zasadach demokracji parlamentarnej. Na polu historii te spory tylko częściowo odbijały się na kierunkach zainteresowań badawczych, np. dotyczących genezy narodowości polskiej, zna- 15 czenia w niej czynnika państwowego, tradycji, korony królestwa polskiego czy też zagadnienia roli elity bądź szerszych kręgów społeczeństwa w dziele odbudowy państwa. Niezależnie jednak od aktualnych rozbieżności politycznych, odbudowa państwa usunęła najpoważniejszą przeszkodę w przezwyciężeniu anty-nomii „naród czy państwo" w historiografii polskiej. Dawne tradycje Polski jako narodu historycznego, państwowego, o określonej indywidualności, swoistej, ale mieszczącej się w ramach typów państwowości europejskiej i realizującej wspólne ideały życia publicznego, stosunku jednostki do społeczeństwa, czynnika państwowego do narodu — legitymować miały jej prawo do odzyskania samodzielnego bytu politycznego i zajęcia należnego miejsca w ówczesnym świecie. 2. Kontrowersja: „naród czy państwo" w polskiej myśli historycznej podczas niewoli obracała się dokoła oceny kierunku rozwojowego dawnej Polski, a zwłaszcza — wartości Rzeczypospolitej, jej dziedzictwa ideowego, jej modelu stosunku Wolności do władzy rządowej. Niezależnie od różnic w ocenie, wszyscy byli zgodni w charakterystyce zasadniczych cech ustroju i stylu życia publicznego Polski nowożytnej, realizującej swoisty typ państwowości, który odbiegał od panującego w ówczesnej Europie. W tej Polsce—Rzeczypospolitej piastunem zwierzchniej władzy stała się zbiorowość społeczna — naród szlachecki — jako tota communitas. Decydowała ona bezpośrednio albo z pomocą swych organów o najważniejszych sprawach publicznych, podczas gdy centralna władza państwa została skrępowana i skazana na bezsilność i bezczynność, jeśli chodzi o monarchię czy sejm. Zdobywszy sobie pozycję uprzywilejowaną i wszechwładną, szlachta broniła zacięcie swych praw i wolności, niezachwianie sta- 16 ła na ich straży przeciwko wszelkim zakusom ich naruszania przez dwór, przeciwko wszelkim próbom umocnienia władzy monarszej, poczuwając się sama do odpowiedzialności za losy kraju i gotowa w zasadzie do ofiary mienia i życia w jego obronie. Żaden z historyków nie kwestionował faktu, iż w tej Rzeczypospolitej pojawiły się rysy, które z czasem się pogłębiały; rozprzężenie, wypaczenie zasad ustrojowych, upadek umysłowy i moralny panującej klasy, podporządkowanie spraw państwa interesom drobnej oligarchii, zachwianie odporności państwa wobec sąsiadów, za czym nastąpiła; ich interwencja i wreszcie rozbiory. Czy i w jakiej mierze winę za to ponosił „naród", a w jakiej państwo? W odpowiedzi zarysować można dwa modele rozumowania historyków, z których jedni oparli się właśnie na pojęciu narodu i idei narodowej^ inni zajmowali państwowy punkt widzenia. Pierwsi skłonni byli do idealizowania, drudzy raczej do krytycznej oceny przeszłości. Rozumowanie w pierwszym wypadku sprowadzić można do następujących tez: (1) Polacy ukształtowali się w dziejach jako odrębna indywidualność zbiorowa, rozwijająca się samorzutnie, zgodnie ze swoistą ideą narodową, własnym przeznaczeniem, wedle pewnych praw przyrodzonych. Wyrazem jej były odmienne obyczaje, formy życia społecznego, instytucje, język itd., a także określony charakter narodowy, umiłowanie samodzielności, wolności i wola zachowania odmiennej wspólnoty. Wprawdzie zbiorowość ta obejmowała różne warstwy społeczne, ale wyrażała ją, zwłaszcza w okresie Rzeczypospolitej, jej aktywna politycznie część — naród szlachecki, na który też kierowali główną swą uwagę nasi historycy, zazwyczaj utożsamiając szlachtę z pojęciem narodu. 2 — Naród a państwo... 17 (2) Polacy wytworzyli oparty na zasadach wolnościowych, wybieralności zwierzchniej władzy, urządzeniach parlamentarnych, prawach obywatelskich i poszanowaniu godności ludzkiej — ustrój odmienny niż w innych krajach. Swoisty typ państwowości polskiej był tworem licznego stanu szlacheckiego, który bronił go przed zakusami ze strony królów i który przez dobrowolną służbę na rzecz kraju, ofiarność, umiłowanie wolności, swe cnoty obywatelskie i rycerskie zbudował potężną Rzeczpospolitą, przyciągając do siebie okoliczne, zwabione jej swobodami ludy, broniącą cywilizację europejską przed najazdami barbarzyńców. (3) Wprawdzie ustrój Rzeczypospolitej osłabił władzę centralną, ale tę słabość rekompensowała aktywność stanu szlacheckiego, poczuwającego się do odpowiedzialności za losy kraju i podejmującego z własnej inicjatywy różne formy działalności publicznej, a zwłaszcza obronę zewnętrzną kraju. To jemu, nie zaś organizacji państwowej, czynnikowi władzy odgórnie komenderującemu społeczeństwem, zawdzięczała Polska swą wielkość i świetność. W konfliktach miedzy nim i dworem słuszność była zazwyczaj po jego stronie. (4) Przywiązany do swej tradycji naród polski nie przestał istnieć i przejawiać żywotności pomimo utraty niepodległego bytu. Chociaż rozbity politycznie przez zaborców, poczuwał się do jedności i zachował ciągłość z przeszłością; swą wolą istnienia manifestował zarówno na polu walk zbrojnych, jak i w pracy nad swą gospodarką i kulturą podejmowanej z własnej inicjatywy. Ta aktywność legitymowała prawa Polski do odzyskania samodzielnego bytu. Scharakteryzowany tu model rozumowania, oparty na prymacie idei narodu, chociaż reprezentował ją właściwie jeden stan, stwarzał w okresie niewoli wzór moralny, umacniał poczucie własnej wartości, sprzyjał samorzutnym działaniom podej- 18 mowanym w warunkach zaborczych nie tylko bez pomocy państwa, w tym wypadku obcego, ale wbrew jego woli. Ten wzorzec rozumowania prowadził do rewaloryzacji wolnościowego, moralnego dziedzictwa przeszłości. Ukształtował się on w dobie romantyzmu, ale przez cały ciąg dziejów porozbiorowych nigdy nie zanikł całkowicie. Nawiązywali do niego historycy epigoni romantyzmu i neoromantyczni, a częściowo z tzw. szkoły warszawskiej. W krańcowym ujęciu z początków XX wieku, demonizującym państwo, mówiono, że Polska dawne pojęcie państwa zastąpiła pojęciem ojczyzny, a pomiędzy tymi dwoma „pojęciami leży cała przepaść" (słowa Artura Górskiego). Modelowi wyżej opisanemu przeciwstawiali się ci, którzy przyznawali priorytet idei państwa: (1) Nie kwestionując istnienia odrębnej indywidualności narodowej Polski i swoistych cech charakteru Polaków, obyczajów itd. akcentowali oni ich brak dyscypliny, poczucia zmysłu politycznego, anarchiczne skłonności, co w rezultacie musiało odbić się ujemnie na losach Polski. (2) Swoisty typ państwowości Polski, jej urządzenia oparte były na zasadach sprzecznych z ładem praworządnym; wybujała wolność doprowa-^ dziła do swawoli; pod pozorem równości zapanowały rządy oligarchii kierującej się interesami prywatnymi, koteryjnymi. Ten ustrój mógłby funkcjonować sprawnie, gdyby obywatele byli „aniołami". W miarę tego, jak upadał poziom moralny i umysłowy szlachty — zwłaszcza w czasach, gdy gdzie indziej powstawały silne organizmy państwowe — ustrój Rzeczypospolitej stawał się dla Polski zgubny. (3) Nie jest prawdą, jakoby naród szlachecki przez swą dobrowolną służbę i inicjatywę twórczą rekompensował słabości i braki państwa. W konfliktach między panuijącym stanem a królami po 19 ich stronie była zazwyczaj słuszność i troska o rację stanu. Brak władzy rządowej uposażonej w odpowiedni zakres uprawnień i środków przymusowego' działania w imię interesów całości, zachwianie równowagi między społeczeństwem i państwem na niekorzyść państwa — musiały sprowadzić 'rna kraj nieszczęście, (4) By Polska mogła odzyskać byt niepodległy, musi ona wyzbyć się swych dawnych wad i błędów, skłonności anarchicznych, przywrócić zmysł pprządku i .karności, poszanowanie dla rządu, zrozumienie imponderabiliów państwowych, a przez to odzyskać prestiż i miejsce w świecie narodów europejskich. Ten model rozumowania zapoczątkowany jeszcze w dobie Oświecenia, za Stanisława Augusta, w walce z tradycją sarmacką, stał się wzorem dla historyków szkoły krakowskiej, przedtem częściowo na emigracji w obozie Czartoryskiego oraz u niektórych historyków w wieku XX. O ile zwolennicy pierwszego modelu akcentowali swoiste indywidualne wartości dawnej Polski, to ich przeciwnicy — w kryterium wartościowania szukali'wzoru dla Polski na Zachodzie, a w szczególności w Anglii, gdzie upatrywali przykład równowagi między czynnikiem państwowym i społecznym, •oparty na kompromisie między reprezentującą naród; wolnością a władzą rządową. Kontrowersja między oboma stanowiskami pokrywała się częściowo z rozbieżnością między kierunkiem monarchicznym i republikańskim.17 Podczas gdy nurt republikański upatrywał w rozwoju dziejowym Polski „ku wolności", ku urządzeniom republikańskim", tytuł do sławy i „przyrodzone" jej prawo, to przeciwny mu, monarchiczny, skłonny był utożsamiać ten kierunek rozwoju Polski z anarchlcznością („Dejaniry paląca koszula" — według Szujskiego), z brakiem zmysłu politycznego; gdy historycy republikańscy identyfikowali 26 często monarchię z absolutyzmem, zarzucając jej,, spiskowanie w imię własnych interesów prywatnych, dynastycznych, przeciwnych „narodowi", to wręcz przeciwnie, historycy monarchiści negowali możliwość ładu i siły w innym ustroju niż monarchiczny i skłonni byli do fetyszyzowanra tpaństwa i rządu jako głównego czynnika zapewniającego obronę interesów całości, dobra publicznego. I jedna, i druga strona skłonna była przeciwstawiać sobie obie uzupełniające sią siły: państwo i naród, jako ze sobą sprzeczne. Znane powiedzenie: Malo periculosam liberta-tem quam tutum sermtium symbolizowało tę postawę, ale już w połowie XIX w. zauważono: „ale jeżeli naród tak się rządzić nie'umie, iżby zarazem wolność i kraj zabezpieczył, wtedy pokolenie biorące powyższe zdanie za godło, jeżeli nie synom, to wnukom zostawi w spuściźnie niewolę".1& Toteż w wieku XIX historycy, zarówno ci, którzy ujmowali dzieje Polski przede wszystkim z punktu widzenia narodu, jak i ci, którzy nadrzędną siłę widzieli w państwie, szukali rozwiązania antynomii w takim ustroju, który — nie unicestwiając zasad wolnościowych — zapewniłby normalne funkcjonowanie władzy państwowej. Odpowiadało to nie tylko rodzimej tradycji, ale także wzorowi państwowości, jaki się w wieku XIX ostatecznie ukształtował na Zachodzie i zgodny był z jego ideologicznymi tradycjami, liberalnymi i demokratycznymi. Ten trend historiografii polskiej w ciągu XIX wieku wyraźnie poszedł w odmiennym kierunku niż w Niemczech, gdzie ewolucja głównych nurtów myśli historycznej — w związku z procesem, zjednoczenia oraz przemian kulturalnych i gospodarczych — szła od idei uniwersalnych Sturm utid, Drang ku idei państwa narodowego (NationaUtaat) pod hegemonią Prus, a w świadomości politycznej i historycznej znikła antynomia między poję- 211 ciem państwa i narodu.19 Na polu historii ten kierunek reprezentował zarówno Leopold Ranke, jak cała tzw. szkoła pruska, nadając specyficzne piętno historiografii niemieckiej do czasów drugiej wojny światowej. Cechowały tę tendencję następujące rysy charakterystyczne : (1) Historycy niemieccy nawiązywali w ideale państwowym do Prus Fryderycjańskich, do typu państwowości z silną władzą monarszą, opartą na armii i biurokracji, przeciwstawnego tradycji ideologicznej Zachodu, a w szczególności Francji. (2) Zjednoczone Niemcy wyzwoliły się od tradycji „kosmopolitycznej"; dzięki Bismarckowi w polityce, a dzięki Rankemu w historiografii ugruntowała się świadomość charakteru narodowego państwa niemieckiego, harmonijnie łączącego ze sobą siłę mocarstwową i wartości kulturalne. (3) Państwo w tym rozumieniu stanowi siłę nadrzędną, realizującą cele narodu niemieckiego, jego potęgę mocarstwową w świecie; ze względu na to zadanie prymat należy się polityce zagranicznej, której musi być podporządkowany ustrój i cała wewnętrzna polityka. (4) Państwo niemieckie realizuje cele zgodne z aspiracjami narodu, który musi podporządkować się tej nadrzędnej sile dla swego dobra. Nie ma sprzeczności między władzą i moralnością, skoro państwo realizuje wyższe cele i skoro jest ono gwarantem rozwoju kultury, syntetyzując w sobie ducha Goethego i Bismarcka, harmonijnie wiążąc ze sobą czynnik społeczny i państwowy. Jak widzimy, przeciwieństwo w stosunku do polskiej myśli historycznej jest tu jaskrawe. Występowało ono u nas w niechęci do heglowskiej filozofii państwa i prawa, gdzie państwo stanowi indywidualną siłę, realizującą własne cele, którym podporządkować się ma społeczeństwo. Podobną awersję wywoływała w Polsce rozwi- jająca się w drugiej połowie XIX wieku doktryna darwinizmu społecznego, usuwająca kryteria moralne, humanistyczne z dziejów ludzkich, gdzie obowiązywać miała jak w przyrodzie zasada walki o byt, szczególnie boleśnie odczuwana przez naród ujarzmiony, pokonany w tej walce. Nic nie było bardziej obce historykom polskim niż stanowisko apologety mocarstwowej potęgi Niemiec, historyka dawnej szkoły pruskiej Hein-richa von Treitschke, głoszącego zasadę siły przed prawem i wyższość państwa nad społeczeństwem, a zgodnie z tym oświadczającego: „Na zawsze będę sławić Machiavella, że postawił państwo na własnych nogach i że uniezależnił je od moralności Kościoła, a następnie, że po raz pierwszy powiedział, że państwo — to potęga." 20 Podobne przeciwieństwo można stwierdzić między poglądami historyków polskich a oficjalną historiografią rosyjską, przede wszystkim tzw. szkołą państwową, ale częściowo i kierunkiem słowianofilskim, ujmujących naród-społeczeństwo jako niesamodzielną, bierną masę, państwo zaś jako nadrzędną siłę i jedyny czynnik porządkujący i organizujący oraz pobudzający to społeczeństwo do rozwoju. By spełnić swe zadanie, jak to uzasadniali historycy rosyjscy, władza centralna musi stać się autokratyczną i rozporządzać odpowiednimi środkami i normami przymusowymi wobec społeczeństwa. 21 W ten sposób, gdy w polskiej myśli historycznej zatracało się zrozumienie dla czynnika państwowego, gdy go demonizowano, egzaltując się ideą narodu, u sąsiadów, wręcz przeciwnie, rozwijał się kult władzy, potęgi mocarstwowej i autokracji. Zarówno polityczna sytuacja, w jakiej znalazła się Polska po rozbiorach, jak i cała żywa tradycja przeszłości sprawiały, że upowszechnił się w niej w wieku XIX wzór bohatera narodowego w osobie naczelnika powstania i bojownika o wolność, gdy w Niemczech stał się nim budowniczy potęgi mocarstwowej Fryderyk II czy Bismarck, w Rosji zaś Piotr Wielki czy Katarzyna II; że ostatecznie polska historiografia ze swymi ideałami bliższa była liberalnym nurtom na Zachodzie, nie. zrywającym z tradycjami Oświecenia i ideologią roku 1789, jak to się działo w Niemczech bismarkow-skich czy w Rosji carskiej w XIX wieku. Z kontrowersją: „naród czy państwo" w bezpośrednim lub pośrednim związku był tzw. optymizm i pesymizm historiografii polskiej w okresie porozbiorowym. Wprawdzie nie było to zjawisko wyłącznie polskie, ale okoliczności sprawiły, że zaciążyła na nim bardziej niż gdzie indziej skłonność do samouwielbienia, jak i samobiczowania. Przypisywanie przez historyków polskich nadrzędnej roli narodowi albo państwu stwarzało odmienną perspektywę dziejową, ukazywało ją w odmiennym świetle. Wiara w szczególne wartości „narodu", w przyrodzone jego cnoty i wybitne osiągnięcia stwarzała przesłanki dla tzw. optymizmu historycznego, trafiającego na tym bardziej podatny grunt, że odpowiadał on potrzebie zachowania poczucia własnej wartości i miał legitymować prawo do istnienia wspólnoty narodowej i do odzyskania niepodległości. Z drugiej znów strony skierowanie głównej uwagi na państwo jako nadrzędny czy choćby równorzędny z narodem czynnik dziejowy, na państwo, które upadło, skłaniało do sondowania genezy tego upadku, jego głębokich przyczyn w odległej przeszłości. W poszukiwaniu prowadzonym zgodnie z metodą genetyczną — przyczyny te odnajdywano niekiedy już w podziale Polski na dzielnice (K. B. Hoffman), w wygaśnięciu dynastii piastowskiej (J. Szujski), a sięgając jeszcze dalej — w młodszości cywilizacyjnej, w braku zmysłu politycznego i zdolności państwo-wotwórczych, w skłonnościach anarchicznych pierwotnych Słowian (J. Szujski i M. Bobrzyński). 24 I jedno, i drugie stanowisko sprzyjało kształtowaniu się mitów (hp. o przyrodzonych cnotach czy o anarchiczności Polaków); z tym, że drażli-wość i wrażliwość opinii utrudniały autokrytykę „łatwowiernego ogółu, który tak lubi tanie krople na wyrzuty sumienia i tanie narkotyki na uśpienie myśli krytycznej" (słowa L Chrzanowskiego). Słowem, tzw. optymizm spotykał się zawsze z przychylniejszym oddźwiękiem niż tzw. pesymizm, chociaż obie postawy tak samo grzeszyły wobec elementarnych reguł historii; czy to eksponując, czy przemilczając jakieś fakty historyczne, deformowały one rzeczywistość dziejową, którą miały rekonstruować. Taka deformacja odbywała się przez izolowanie wybranych fragmentów tej rzeczywistości z całości procesu dziejowego i przez ich absolutyzowanie. Bez ich odniesienia do określonych ram różnych dziedzin życia, grup społecznych, osób, instytucji itd. — tzw. optymizm i pesymizm traciły jednoznaczny sens. Toteż tych samych historyków można by równie dobrze określić mianem optymistów, jak pesymistów, choć w polemice tzw. szkół historycznych określenia te przybierały często znaczenie wzajemnych inkryminacji. W gruncie rzeczy tacy patentowani optymiści, jak T. Korzon czy W. Ko-nopczyński przedstawiali obraz stosunków panujących w Rzeczypospolitej przed I rozbiorem nie mniej czarno niż patentowani pesymiści, M. Bobrzyński czy J. Szujski, u których z kolei nietrudno znaleźć w odniesieniu do niektórych okresów, faktów, osobistości z dziejów Polski ocen całkiem pozytywnych. Bo przecież „optymistyczny" sąd o „przyrodzonych" cnotach szlachty nie wykluczał negatywnej oceny całości zbudowanej przez nią organizacji państwowej czy położenia innych stanów lub stopnia zabezpieczenia interesów kraju. Nie wchodząc tu w omówienie uwarunkowania 25: ł l c i ( I c V I i i i funkcji dydaktyczno-wychowawczej obu postaw, warto przypomnieć, iż obie przeczą starej zasadzie Cyceronowskiej, głoszącej, że historyk powinien wzdragać się przed fałszem i nie cofać się przed ujawnianiem prawdy, iż stanowiska te nie dają się pogodzić z relatywizmem historycznym. Toteż nawet podczas niewoli nie brakło w Polsce historyków, którzy — mimo różnych pokus i obciążeń wynikających z sytuacji — potrafili zachować właściwą miarę i dostrzegać w przeszłości zarówno cienie, jak i światła, widzieć toczącą się w dziejach ludzkich, a więc i polskich, ciągłą walkę między Ormuzdem i Arymanem. Odbudowa niepodległego bytu — a nawet sama jej wizja podczas pierwszej wojny światowej — skłaniała historyków do wyzbycia się kompleksów i do bardziej zrównoważonego sądu o przeszłości narodowej, dyktowanego większym realizmem i krytycyzmem, niż to się działo w okresie poroz-"biorowym. Prowadziło to między innymi do przezwyciężania antynomii: „naród czy państwo", wolność czy władza rządowa — w duchu ich syntezy. Wobec sporów między tzw. optymistami i pesymistami wysunięto teraz postulat: „nie trzeba patrzeć przez zbyt różowe szkiełka, ani przez zbyt •czarne" (słowa W. Sobieskiego, 1925). Wcześniej, jeszcze podczas pierwszej wojny światowej doradzano historykowi, by wystrzegał się zarówno pesymizmu, jak i optymizmu: „Między Scyllą i Charybdą powinien się umiejętnie przesuwać historyk, jeśli chce czystą podawać prawdę, z której jedynie płynie rzetelne pouczenie." 22 Droga taka była trudna, pełna wahań i zygzaków, zbaczająca zależnie od różnych okoliczności w jednym albo drugim kierunku. Dla narodu ujarzmionego, ale dążącego do zachowania narodowego charakteru i do odzyskania niepodległości, przeszłość Polski ukazywała się t albo jako wzór do naśladowania i rozwijania, jak tego chciał Lelewel, albo jako odstraszający przykład „obłąkanej teorii politycznej", jak twierdził Bobrzyński. Ale zarówno afirmatywny, jak negatywny do niej stosunek zależał od tego, co miało z przeszłości służyć za wzór czy za przykład odstraszający — ustrój wolnościowo-republikański czy uprzywilejowana pozycja szlachty, aktywność społeczeństwa, czy słabość władzy państwowej itd. — w każdym z tych wypadków ta przeszłość spełniać mogła funkcję społeczno-ideową zarówno konserwatywną, jak i postępową w toczącej się walce o kształt i typ ustrojowy przyszłej odrodzonej Polski. Jest rzeczą naturalną, że w obliczu realizującej się nadziei na odzyskanie niepodległości postulat bardziej przedmiotowego stosunku do przeszłości ojczystej wychodził nawet ze strony tych, którzy, jak Ignacy Chrzanowski, przywiązywali szczególną wagę do idei narodowej: „Kto wie — zapytywał — czy nie ma słuszności pewien zapomniany moralista polski, kiedy mówi: «Żaden jeszcze satyryk nie zaszkodził swemu narodowi; ale nie masz prawie narodu, którego by jakiś poeta lub pisarz-panegirysta często najnie-świadomiej na złą drogę, choćby chwilowo, nie zawiódł, a jeżeli już gdzie, to u nas właśnie pochlebstwo i tajenie wad najwięcej złego sprowa-dziło.»" 23 Takie stanowisko odpowiadało nowej sytuacji politycznej po odbudowie niepodległości, gdy zamiast fetyszyzowania obu pojęć: narodu i państwa powstało wśród historyków dążenie do ich ujmowania jako czynników bardziej realnych, nie sprzecznych ze sobą, ale wzajemnie się uzupełniających i w normalnych warunkach zmierzających do jakiejś względnej równowaga i harmonii. t J. CZĘŚĆ I OŚWIECENIE STANISŁAWOWSKIE I WALKA O „CUDOTWÓRCZĄ MOC" RZĄDU t l ] A ii i Nulla societas sine legtbus; vanae leges sine auctoritate, nulla legum auctoritas sine summo imperia. (C. Pyrrhys de Yarille, 1780) Aby władca pracował dla dobra państwa, trzeba aby mógł działać i użyć odpowiednich do celu sposobów. A więc zbyt ograniczona władza panującego byłaby błędem; łatwo zobaczyć ten błąd na przykładzie rządów szwedzkiego i polskiego. (D. Diderot, 1791) l . V 1. „MROK I ŚWIT" Antynomie historyków polskich w poglądach na przeszłość ojczystą obracały się przede wszystkim dokoła oceny wartości ideowych dawnej Rzeczypospolitej, ich głównego nosiciela, t j. narodu szlacheckiego, oraz charakteru, funkcji i skuteczności działania jej organizacji państwowej. Stosunek do tego bezpośredniego dziedzictwa układał się w różnych okolicznościach rozmaicie, w zależności od tego, czy historykowi przyświecała jako miernik wartości idea narodu, czy państwa. Nie mieli wątpliwości ani swoi, ani obcy, że w porównaniu z innymi krajami europejskimi w okresie nowożytnym Polska wyróżniała się urządzeniami wolnościowymi i niezwykle szerokimi uprawnieniami stanu szlacheckiego, istotnego pia-stuna zwierzchniej władzy oraz słabością, niedorozwojem organizacji państwowej, centralnego rządu, sikrępowaniem korony, jej zależnością od panującego stanu. Ta wolność polska, ugruntowana ostatecznie za królów elekcyjnych, budziła nieraz podziw u obcych, zwłaszcza w kręgach przeciwników absolutyzmu, w Polsce zaś była przedmiotem dumy panującego stanu i przekonania o doskonałości i wyż- 31 szóści jej ustroju w stosunku do innych państw. Na powstanie takiego samouwielbienia wpłynęły różne czynniki: (1) zdobyciu przez szlachtę swobód i ugruntowaniu jej przewagi w sprawowaniu bezpośredniego czy pośredniego — za pomocą swych organów — zwierzchnictwa w Rzeczypospolitej towarzyszyły wielkie sukcesy orężne i polityczne, powstanie wielkiego i potężnego mocarstwa, oraz (2) świadomość, iż dzięki urządzeniom wolnościowym Rzeczypospolitej naród szlachecki zabezpieczył się przed arbitralnością absolutnej władzy, narzucającej gdzie indziej swą wolę społeczeństwu, uciekającej się do przemocy, decydującej o wojnie i pokoju, o kierunku polityki zagranicznej i wymuszającej posłuch dla swych zarządzeń, choćby kolidowały one z interesem „społeczeństwa"; •(3) ustrój Rzeczypospolitej stworzył warunki sprzyjające krzewieniu się moralnych wartości szlachty, poczucia godności osobistej, ale zarazem —• odpowiedzialności za losy kraju, inicjatywy i ofiarnej -służby na rzecz ogółu, aktywnej postawy niezwykle licznej, bo setki tysięcy liczącej szlachty — obywateli współrządzących krajem. Taki stan nie trwał jednak wiecznie i różne w nim rysy zaczęły się ujawniać już za ostatnich Jagiellonów, ale przede wszystkim w drugiej połowie XVII wieku i w okresie saskim. W warunkach demokracji szlacheckiej wiele zależało od poziomu moralnego i umysłowego mas szlacheckich, które jednak w okresie kontrreformacji znalazły się w okowach ciemnoty i traciły zmysł dobra publicznego; oddane swoim sprawom ^partykularnym, nie sięgając poza horyzont własnego zaścianka, z trudem ogarniały sprawy ogól-nopaństwowe, a ekonomicznie zależne od magnatów stawały się narzędziem w ich rękach, służąc jako klienci ich interesom prywatnym, koteryj-nym, nieraz sprzecznym z dobrem ogółu, racją stanu Rzeczypospolitej. . * reguły „narodowi" szlacheckiemu stojącemu na straży wolności, zgodnej z jego przyrodzonym usposobieniem. Tak na przykład żądania wysunięte przez rokosz Zebrzydowskiego uważał za „zbawienne", a jego klęskę za zgubną dla kraju, podważającą Rzeczpospolitą na korzyść dworu i możnowładców." Twórcom Konstytucji 3 Maja zarzucał, że przez wprowadzenie dziedziczności tronu i zniesienie li- -befmn veto „stanęła w sprzeczności z zasadami 146 społeczno-nafodowymi i że nie przywróciła wolności wszystkim mieszkańcom", zachowując przywileje jednego stanu, co było na j zgubnie j s zy m wypaczeniem i zboczeniem myśli narodowej. „Skoro stan jeden przybrał nazwę narodu, a resztę, przeważnie liczniejszą, odsunął nie tylko od wszelkiego udziału w sprawach publicznych, ale całą masę sielan skazał na ciężkie upośledzenie — dał tym samym tak niedostateczną podstawę swej budowli społecznej, że musiało przyjść z czasem do zachwiania tejże." 10° Ta obrona demokratycznej zasady integracji narodowej nie prowadziła Schmitta do potępiania szlachty, której wartości doceniał podobnie jak Moraczewski, Lelewel i wielu innych demokratów i liberałów. Szlachta według niego wierna była narodowej tradycji i lepiej rozumiała potrzeby kraju niż magnaci, źródło wszelkiego zła. Oni to bałamucili szlachtę i czynili z niej „narzędzie bezwolne swych planów i zachceń lub nieumiarko-wanej ambicji." u*1 Za wszystkie nieszczęścia, deprawację, samowolę, uległość wobec oligarchów, zacofanie, ciemnotę — odpowiedzialność ponosił nie „naród", ale panowie, dwór, jezuici. Z tego punktu widzenia Schmitt rozważał naj-gruntowniej sobie znane dzieje panowania ostatniego króla i zgodnie z tradycją istniejącą od czasów Kołłątaja winą za nieszczęścia obciążał monarchę, Czartoryskich, cały kierunek zorientowany na ugodę z Rosją. Rejestrował wszystkie przejawy ruchu odrodzeniowego po pierwszym rozbiorze, twierdząc, że naród zdolny był do rozwiązania wszystkich problemów. Gdyby nie obca interwencja, Polska „byłaby najprzód nie popadła w ową otchłań bezrządu, a następnie byłaby się zeń wydobyła śmiałym rzutem patriotycznym światlejszych obywateli swoich." 102 Drugi rozbiór nie dokonał się już w takim wewnętrznym roz- 10* 147 stroju i upadku ducha, jak pierwszy, „naród bowiem zmężniał pracą i nauką w ulepszonych przez Komisję Edukacyjną szkołach. Nie ulega też wątpliwości, że gdyby był miał na swym czele króla dzielnego, byłby sprostał godzącej nań burzy". Polska potrzebowała wtedy na czele rządu „człowieka żelaznej woli i wytrwałości, a nie buduaro-wego rozkosznisia i frazeologa zmiennego jak pogoda kwietniowa, jakim był Stanisław August", ani nawet nie jak szlachetny, ale uciekający się jedynie do półśrodków Kościuszko.103 Nie była to ostateczna i jedyna wypowiedź Schmitta w tym złożonym problemie, bo przecież .kiedy indziej polemizując ze swymi przeciwnikami dowodził, że „pastwą katastrofy" padły państwa o różnych ustrojach i mające na swym czela przywódców „choćby najgenialniejszych"104, albo znów sięgając do struktury socjalnej Polski uznawał za główną przyczynę upadku „brak licznego i zamożnego mieszczaństwa", które mogłoby stać się podporą dla królów105 i czynnikiem pobudzającym rozwój oświaty, co niezbyt godziło się z całą republikańską koncepcją dziejów Polski. Z korespondencji Schmitta wynika, że nie miał niezachwianej wiary w ducha narodowego współczesnej mu szlachty,106 a i w dawnej, z wieku XVIII, dostrzegał niebezpieczne oglądanie się za obcą pomocą: „Nie było prawie nikogo w Polsce, kto by pojmował tę prawdę, że naród każdy sam pracuje nad swą zgubą, jeżeli do przekształcenia swych urządzeń szuka za granicą pomocy, ponieważ tym poddaje się dobrowolnie pod jarzmo zawisłości od obcych." «7 Mimo to Schmitt atakował tych, którzy bardziej krytycznie oceniali przeszłość, domagając się „wyrozumiałości" dla przodków, a przede wszystkim stałego i ostrego potępiania zaborców i przypisywania im sprawstwa upadku oraz ukazywania wartości ustrojowych Rzeczypospolitej będącej przeciwieństwem „Molocha państwowości".108 Bronił Schmitt Hugona Kołłątaja przed „po-twarcami", bronił też i całej tradycji walki o niepodległość, choć godził się, zwłaszcza po roku 1863, z koniecznością pracy organicznej i wyrzeczenia się zbrojnych porywów. Nie przeczył, że Polska potrzebowała rządu sprężystego (ale nie koniecznie w formie absolutnej monarchii), że jego brak obezwładniał Rzeczpospolitą. W imię moralnego sensu dziejów Schmitt atakował rozwijający się w naukach społecznych kierunek darwinistyczny i teorię walki o byt zastosowaną do stosunków międzynarodowych: „Wielcy apostołowie nowej filozofii przyrodniczej znajdą obecnie łatwe dowody uniewinnienia [zaborców], ponieważ powiedzą nam krótko i wę-złowato, że upadek Polski jest prostym wynikiem walki o byt, w której silniejszy pochłania słabszego, za co nikt nie jest odpowiedzialnym." 109 Do koncepcji Lelewela nawiązywał uważający się za jego ucznia, związany z ruchami spiskowymi w Galicji, Karol Szajnocha, chociaż w niejednym z poglądów od Lelewela odbiegał. Co łączyło go z nim i z całym kierunkiem romantycznym, to ujmowanie dziejów z punktu widzenia idei narodowej i w związku z tym skłonność do gloryfikowania przeszłości. Poeta, dramaturg, ale równocześnie sumienny badacz historyczny, który nadał swemu dziejopisarstwu pociągającą formę, dzięki czemu dotarł z nim do szerszych kręgów społeczeństwa i zainspirował niejednego z literatów, Szajnocha w swych pracach zajmował się różnymi wydarzeniami, postaciami z przeszłości, od czasów najbardziej odległych aż po kryzys Rzeczypospolitej w połowie XVII wieku. Przypominał dramatyczne momenty i bohaterskie czyny wielkich monarchów czy wodzów, starał się jednak uniknąć bezkry- 148 149 tycznej heroizacji, nie zacierać granicy między prawdą historyczną i fikcją poetycką czy publicystyczną. Prezentując w liście do Stanisława Lisowskiego z 12 grudnia 1851 roku redagowany przez siebie we Lwowie „Dziennik Literacki", sformułował swe stanowisko następująco: „Trzymając się w szrankach surowego w każdym względzie umiarkowania, chce pismo nasze kierować się trzeźwym, męskim rozsądkiem, dalekim od wszelkich religijnych i politycznych paradoksów, od wszelkich poetycznych i niby naukowych mrzonek..." 110 Trochę jak paradoks właśnie brzmi ta deklaracja złożona przez jednego z najbardziej „poetyckich" i zaangażowanych historyków, o upodobaniach artystycznych opowiadacza i malarza historii. Toteż, co nie było przecież czymś wyjątkowym, nieraz miotały nim wątpliwości i sprzeczności, między tendencją idealizacyjną a głosem trzeźwego rozsądku. Podobnie jak wielu innych historyków gloryfikował on rycerską szlachtę, jej dzielność, prostotę, ofiarność, umiłowanie swobód, ale dostrzegał pod pozorem złotej wolności triumfującą służalczość mas szlacheckich wobec panów magnatów, zwłaszcza kresowych, kierujących się prywatą, dumą, sobkostwem. Kiedy, idąc w ślad za Lelewelem, przedstawiał Pierwsze odrodzenie się Polski 1279—1333 (1848) — chciał pocieszyć ciężko doświadczony naród, „rozpogodzić nasz mgławy pogląd na przeszłość, utwierdzić zachwianą wiarę, pocieszyć boleść". m Nie zawsze jednak ta przeszłość wypadała różowo: Barbarę Radziwiłłównę odzierał z poetyckiego uroku, w jednym ze swych szkiców historycznych dowodząc, że kierowała się wyłącznie dążeniem do zapewnienia sobie osobistego szczęścia. Bronił Jerzego Lubomirskiego w dramacie mu poświęconym za zasługi w wojnie ze Szweda- 150 mi, ale nie ukrywał w pamięci „historii zdrajcy" — Krzysztofa Opalińskiego. Dwoistość cechuje przede wszystkim główną koncepcję Szajnochy,-w której całe dzieje Polski, zgodnie z ideą narodowego posłannictwa, skupione są dokoła misji cywilizacyjnej na Wschodzie, w jego ujęciu ściśle związanej z Kościołem katolickim. Występuje ona już za Chrobrego, którego podboje mają zadanie nie materialne, polityczne, ale religijne. 112 Myśl rozpowszechnienia cywilizacji chrześcijańskiej na Wschód przyświeca przede wszystkim unii, pomnikowi ludzkości, mądrości, wolności, jak to przedstawia w najświetniejszym swym dziele Jadwiga i Jagiełło (1855—1856).113 Ekspansja Polski na Wschód, dokonywana mieczem, za którym szedł pług, kolonizacja, rozwój rolnictwa, były dziełem narodu, wypełniającego ową misję cywilizacyjną: „Cały przeciąg naszych dziejów ojczystych zapełniony jest czynami tej wielkiej, bezprzestan-nej walki o rozprzestrzenienie Królestwa Chrystusowego... Nic wspanialszego w dziejach ojczyzny naszej nad stopniowe usuwanie się granic pogaństwa i barbarzyństwa od brzegów Wisły coraz dalej, ku stronom wschodnim." 114 Ale ten promienny obraz zmienia się gwałtownie, gdy następuje kryzys w latach 1646—1648, w którym załamuje się wielkie dzieło unii. Szajno-cha nie ukrywa tu różnych bezeceństw, jakich się dopuszczano na Kozakach i chłopach na Ukrainie, ani bezczynności i oporu panów wobec planów dworu wyjścia z kryzysu, ani bezsilności Władysława IV: „Mieszanina bezrządu i waleczności, heroicznego posłuszeństwa wielkiemu obowiązkowi straży od pogan i najdzikszego rozpasania się na wszelkie bezprawia zbrojnej swawoli".115 W rezultacie padły na Polskę „trzy gromy gniewu Bożego": „srom Połaniecki", Korsuń, ucieczka Chmielnickiego, który szukał porozumienia ze 151 szlachtą, ale nie był w stanie opanować żywiołu — czerni, którą sam rozpętał, utrata Ukrainy. W swym dziele historycznym Szajnocha nie stawiał kropki nad „i", co uczynił w korespondencji z Aleksandrem Grozą i J. I. Kraszewskim 1I6, gdzie cały problem „obronnej roli Polski" na Wschodzie przedstawiał jako przedmiot „najmilszych rozmyślań", ale drażliwy i kłopotliwy, który stale „pochlebia uczuciu naszemu", „podnosi serce", ale z bliska zmusza do poważnej refleksji. Okazuje się bowiem, że Polska posłannictwo swe wypełniła niedokładnie i fragmentarycznie, „raczej biernie niż czynnie". Toteż palma zasługi cywilizacyjnej przeszła do innych: Niemców i Rosjan. Stanowisko szlachty uniemożliwiało wprowadzenie w życie planów realizacji misji zarówno Batoremu, jak Władj^sławowi IV. A oto wnioski stąd i nauka: „Każde przewinienie względem posłannictwa swojego pociąga natychmiastową karę za sobą... Chwila niezgody między narodem a posłannictwem jego zawichrza cały naród straszną niezgodą wojny domowej." Mimo wszystko świat uznał nasze zasługi: „wieniec to raczej cierniowy niż wawrzynowy, tyle w nim winy co chwały — tyle opieszałości, co ducha bohaterskiego — tyle gnuśności publicznej, co poświęceń prywatnych". Okazuje się przecież, że dla świętego spokoju przez „małoduszność panów" nie dokonano wielkiego dzieła: „Rok 1648 przynosi karę Bożą za zaniechanie projektu zbawiennego, za sprzeniewierzenie się posłannictwu historycznemu". Zbawienne plany wychodziły od królów, którzy byli bezsilni nie znajdując poparcia ze strony „narodu". Idea posłannictwa Polski na Wschodzie załamała się, za co odpowiedzialność ponosi główny podmiot dziejów, jakim jest „naród" — nie państwo. m Zbliża się tu Szajnocha w ocenie sytuacji do stanowiska później wyrażonego przez Michała Bo- 152 brzyńskiego (por. niżej cz. III, s. 208), który jednak, zgodnie ze swą ogólną koncepcją, istotną przyczynę niewypełnienia misji na Wschodzie upatruje w wadliwej strukturze władzy państwowej, uniemożliwiającej doprowadzenie do końca, konsekwentnie w interesie Rzeczypospolitej jej racji stanu, podjętych zamierzeń. Niedorozwój organizacji państwowej Szajnocha dostrzegał przede wszystkim u Słowian pierwotnych: „stan zupełnej nieudolności społecznej. Bez broni, bez trzymania się kupy, bez dowództwa i spoju politycznego, pozostawała Słowiańszczyzna na stopniu niemowlęctwa historycznego... Trzy najdawniejsze państwa słowiańskie, o których dotąd wiadomo w dziejach, to jest Samona, bułgarskie i Rurykowe zostały założone w Słowiańszczyź-nie przez cudzoziemców." Podobnie miało się stać z Polską, której tubylcza ludność słowiańska podbita została przez normańskich Lachów, co dało początek państwu polskiemu. Nie pociągnęło to za sobą jakiegoś wewnętrznego rozdarcia, dualizmu, gdyż w rezultacie zmieszania się obu czynników powstała według Szajnochy „raz na zawsze zupełna jedność narodu".118 W zaborze rosyjskim, gdzie warunki polityczne w okresie międzypowstaniowym najbardziej krępowały swobodny rozwój dziejopisarstwa polskiego, •wbrew dość rozpowszechnionej opinii, nie nastąpiła zupełna stagnacja w życiu umysłowym, na co zwrócono uwagę ostatnio. 119 Romantyczne koncepcje historii narodowej, chociaż nie zawsze w pełni ujawniały się ze względów cenzuralnych, znajdowały podatną glebę, zwłaszcza wśród inteligencji, rekrutującej się przeważnie spośród zdeklasowanej szlachty. Typowym przykładem jest tutaj Julian Bartoszewicz, oddany całą duszą studiom nad dawną Polską, niezwykłej pracowitości, choć mało krytyczny badacz, szperacz po archiwach, niezwykle płodny zwłaszcza na polu biogra- 159 fistyki historycznej. Pisał o znakomitych Polakach, królach, biskupach, hetmanach i wydarzeniach •dziejowych, przypominając wspaniałą przeszłość Polski, za swą działalność pisarską zmuszony przez władze carskie do przeniesienia się na dłuższy •czas poza Warszawę, na głuchą powincję. 12° Nawiązując do lelewelowskiego kierunku, w rozwoju dziejowym Polski upatrywał starodawne tradycje wolnościowe i republikańskie, gloryfikował szlachtę rycerską i demokrację szlachecką i bronił urządzeń dawnej Rzeczypospolitej, oceniając je nie z punktu widzenia „dzisiejszej wiary pojęć", ale zgodnie z ideą narodową.121 W dziejach narodowych ukazywał posłannictwo w walce przeciwko „Mongołom": „był to czysty opór idei chrześcijańskiej przeciw najezdniczemu pierwiastkowi bałwochwalstwa nie wiadomo jakiej wiary, opór cywilizacji przeciwko dziczy".ł22 Sławił czasy jagiellońskie, unię z Litwą, kiedy Polska „mężnieje, rośnie instytucjami, wolnością. Mądrze kierowana ta wolność była siłą narodu"; wolność była wtedy „rządną". Zmienia się jednak ten stan za królów elekcyjnych, kiedy to pod pozorem złotej wolności rośnie swawola i rozprzężenie, demoralizacja, ucisk ludu; najgorzej dzieje się na kresach wschodnich. Nie był więc Barto-szewicz ślepym apologetą przeszłości, w krytycznym poglądzie szedł dalej niż jego poprzednicy, kiedy już w wieku XVI dostrzegał rysy pod pozorami „świetności złotej epoki" — chorobę wewnętrzną trawiącą już ciągle ciało narodowe, gdy „lekarza zdolnego nie było".123 Anarchia, słabość władzy centralnej prowadziły do upadku państwa, toteż za Sobieskiego sukcesy orężne nie były już wykorzystane, Polska stała się „ofiarą swawoli i pomiechą sąsiadów".124 W ten sposób Bartoszewicz z biegiem czasu zbliżał się do poglądu akcentującego wadliwe urządzenia ustrojowe jako źródło upadku Polski. 154 Inaczej, przede wszystkim z punktu widzenia roli Polski w dziejach kultury umysłowej, podchodził do historii narodowej starszy od Barto-szewicza, z wykształcenia matematyk, biograf Kopernika, zacięty wróg jezuitów i obrońca uciskanego ludu, Adrian Krzyżanowski.125 Swój pogląd ogólny na dzieje Polski wyraził w dziele pod tytułem Dawna Polska ze stanowiska jej udziału w dziejach postępującej ludzkości (1844). Krzyżanowski ukazał w nim wielkie osiągnięcia Polski na polu nauki, kultury, które sprawiły, że w XVI wieku przodowała ona w Europie, wyprzedzając niejeden kraj „cywilizacją"; podkreślał wiarę w starodawną wolność i republika-nizm Polski, wywodzące się z gminowładztwa słowiańskiego. Te wartości ustrojowe i kulturalne zostały podważone przez obce wpływy niosące feudaiizm i przez jezuitów — szerzących nietolerancję religijną, co było sprzeczne z tradycją narodową i w konsekwencji zgubne dla bytu niepodległego. Pomimo iż wszystkie te negatywne czynniki zachwiały zasadami dobrych praw, oświatą i tolerancją, nie było w Polsce takiego „fanatyzmu politycznego" ani religijnego, jak gdzie indziej: „W porównawczej panoramie ludów europejskich ginie owa szpetność historycznej szaty, w jakiej przeszłość nasza może się wydawać widzowi na nią tylko samą pozierającemu; kreśląc wyżej te słowa... pozieraliśmy na naszych przodków ze stanowiska, którym był nie sam feudaiizm, ale i ta jego miara, która pod nazwą Tortury, podobnie jak miara inkwizycji hiszpańskiej pod nazwą auto da fe jest znana." 126 W ten sposób, chociaż Krzyżanowski odsłaniał wszystkie objawy nietolerancji religijnej i upośledzenia ludu, uciekając sią do kryterium porównawczego rehabilitował przeszłość narodową. Podobną postawę wobec dziejów narodowych zajmował filozof, historyk nauki i piśmiennictwa 155 Dominik Szulc, prekursor pozytywistycznej teorii wiedzy. Od początków dziejów Polski widział gminowładztwo, które uległo pod wpływem feu-dalizmu rozpadowi. Chociaż jednak w rezultacie całą władzę przejęła szlachta, powstała „reprezentacja narodowa", sejm, który uzyskał przewagą nad królem i zapanowała demokracja ograniczona wprawdzie do jednego stanu, ale za to zachowująca swobody obywatelskie, tolerancję religijną i wysoko podnosząca kulturę w okresie Odrodzenia: „Wtenczas Polska zwróciła na się uwagę całej Europy przez niezależność w myśleniu i pisaniu o istocie umysłu i jego prawach. Wynikało to z uchwał społecznych, zapewniających każdemu niezależność w pojęciu o rzeczach, bo żaden żywioł nie da się zaszczepić w umyśle i w sercu bez gotowych już warunków." Dopiero pod wpływami zewnętrznymi, zwłaszcza jezuitów, obniżył się poziom kultury, zatriumfowała nietolerancja, zepsucie obyczajów i charakteru obywatelskiego, ciemnota, co przyczyniło się do osłabienia i upadku Polski.127 Swoistą pozycję zajmował w środowisku warszawskim cieszący się poparciem władz carskich znakomity historyk Wacław Aleksander Macie-jowski, którego poglądy częściowo zbiegały się z Lelewelowskimi i w latach czterdziestych—pięćdziesiątych XIX wieku budziły pewien oddźwięk w obozie demokratycznym na emigracji. W swoich pracach, a przede wszystkim w Historii prawo-dawstw słowiańskich (1832—1835) Maciejowski — zgodnie z romantyczną i słowianofilską koncepcją — w prawodawstwie słowiańskim upatrywał odbicie wielkich walorów moralnych wynikających z ducha społecznego Słowian, przeciwstawnego germańskiemu. Wzniosłe zasady, jakie gloryfikował Maciejowski, dotyczyły głównie życia rodzinnego, stosunków domowych, przy równoczesnym 156 podkreślaniu, że wskutek skłonności anarchicz-nych, przewagi uczucia nad rozumem i wyrachowaniem, które cechowały Niemców, Słowianie w życiu publicznym wykazywali wielkie niedostatki; tutaj Słowianin „okazał się być samolubem, mniej .jednakże dla obcych niż dla swoich".12S Z tradycją słowiańską wiązały się republikańskie urządzenia Polski, nawiązujące do gmino-władztwa pierwotnego, które rozpadło się w wyniku najazdu na tubylczą ludność Lachów, którzy w swych pierwotnych siedzibach nad Łabą ulegli wpływom saskim. Oni to utworzyli stan szlachecki i założyli państwo polskie, podbijając Polan, tubylców żyjących w stanie „niemowlęctwa" i niezdolnych do utworzenia 'organizacji państwowej. Ci podbójcy byli jednak życzliwie przyjęci przez Polan, nie jako wrogowie, byli bowiem pochodzenia słowiańskiego.129 Prawdziwą burzę w kołach kościelnych wywołały wywody Macłejowskiego w Pamiętnikach o dziejach, piśmiennictwie i prawodawstwie Słowian (1839) o istnieniu w Polsce przed obrządkiem łacińskim obrządku słowiańskiego, które życzliwie podchwycone były w Rosji. Pomimo związków z historiografią romantyczną, Maciejowski daleki był od jej nurtu wolnościowego i patriotycznego, grawitując ku panslawizmo-wi, ku rezygnacji z odrębności Polski. Zarzucał mu to miedzy innymi H. Schmitt, twierdząc, że w jego piśmiennictwie „przewija się więcej Słowianin niż Polak", co odpowiada dążeniom caratu pragnącego pod pozorem słowianizmu wynarodowić i podporządkować sobie wszystkie narody słowiańskie. Interesującą ewolucję w ocenie twórczości Ma-ciejowskiego śledzić można u współredaktora warszawskiego „Przeglądu Naukowego" — Edwarda Dembowskiego, który początkowo wyrażał dla niej wielkie uznanie, podkreślając jego erudycję i wy- 157 siłek „wgłębienia się w istotę przeszłości naszej". Ale po opuszczeniu Królestwa, przebywając w Wielkopolsce, Dembowski zarzucił Maciejowskie-mu kierunek „czystego panslawizmu" i negowanie odrębnej narodowości polskiej. Mimo to badania Maciejowskiego nad dziejami, prawem, kulturą słowiańską budziły zainteresowanie wśród demokratów — miedzy innymi Lelewela i Henryka Kamieńskiego, chociaż polityczna postawa Maciejowskiego spotykała się z poważnymi zastrzeżeniami. 13° Krytycznie ustosunkowany do przeszłości szlacheckiej i zdecydowany zwolennik rewolucji socjalnej, żądający od historyków zajęcia się dziejami społecznymi, ludu, Edward Dembowski zbliżał się do kierunku republikańskiego i romantycznego w poglądach na „ideę słowiańską" i związane z nią pojęcie gminowładztwa. Podobnie ujemnie jak Lelewel, oceniał Dembowski wpływy na Polskę kultury łacińskiej i Kościoła, jako podważających zasady narodowe. Dzięki tym. zasadom Polska w XVI wieku „jaśnieje nad wszystkie narody wolnością i oświatą". Jeszcze w tym wieku Dembowski dostrzegał względne położenie ludu, na co wpływ miało „swarzenie się" królów ze szlachtą. Gdy to się skończyło, gdy stan uprzywilejowany zamknął się w sobie i jednocześnie przyjmował kulturę łacińską, skołowaciał i doprowadził do całkowitej niemocy państwa. Reformy Sejmu Czteroletniego krytykował, podobnie jak Lelewel czy Mickiewicz, za uleganie wpływom francuskim. Króla Stanisława Augusta oskarżał o niedołęstwo, a możnych — o zdradę, ale nie tracił wiary w odrodzenie, w budowę nowej Polski na „trupie szlacheckiej Polski", twierdząc, że w wieku XIX Polska „wyrobiła sobie duchową myśl narodową i żywioł narodowy".131 Zarówno Dembowski, jak i inny rewolucyjny demokrata Henryk Kamieński, odsądzali szlachtę 158 od patriotyzmu, ponieważ jej miłość ojczyzny nie-ogarniała całego narodu, co stało się przyczyną upadku Polski: „Zgubiło nas pognębienie ludu, potrzeba go podnieść, ocucić i wskrzesić"; zarówno u schyłku Rzeczypospolitej, jak i w powstaniu listopadowym źródłem niemocy był brak prawdziwej integracji narodu, upośledzenie chłopów. „Zginęliśmy brakiem jedności polskiego narodu... brakiem rewolucji społecznej"; nie szlachta, ale lud zdolny jest do walki zwycięskiej o wyzwolenie Polski. Nieprzyjacielem Polski były zawsze rządy monarchicz-ne. Podczas powstania listopadowego zmarnowano szansę, nie rozbudzono należycie ducha politycznego. Naród ginie, kiedy nie ma „wskazanego celu do spełnienia w ludzkości". Taki cel, łączący sprawę narodową ze sprawą powszechną ukazuje dopiero rewolucja społeczna, jedyna droga do wyzwolenia Polski z obcej niewoli.132 Na drugim krańcu w pojmowaniu idei narodowej Polski stanął ziemianin kresowy, Walerian Wróblewski (Koronowicz). Nawiązując do Lelewela, do koncepcji gminowładztwa, gloryfikował bez zastrzeżeń szlachtę jako nosicielkę pierwiastkowych zasad •— „słowa" dziejów Polski. Przeciwstawiał ją oligarchii, umacnianej przez szafunek łask królewskich i przeciwnej gminowładztwu. „Naród — twierdził Wróblewski — jak mógł i ile-mógł, zawsze się starał o pogodzenie wolności z potrzebą porządku", ale na przeszkodzie stali monarchowie wspierający magnatów. Jan III chciał1 zamienić Rzeczpospolitą szlachecką na artystokra-tyczną. Najlepszą naprawą byłyby nie reformy Czartoryskich, ale odebranie „szafunku łask" królom, bo „przy wielkiej ochocie narodu, przez odjęcie królowi prawa szafunku z tą zaś wielką a pożądaną różnicą, że i słowo narodowe nie zostałoby sponiewierane i nie zaszłaby potrzeba zażywania gwałtów wewnątrz i przyzwania obcej intrygi i przemocy, która raz wprowadzona do kraju już w nim sobie stały zgotowała przytułek". To magnaci i królowie winni byli anarchii i demoralizacji. Niepowodzenie rokoszu Zebrzydowskiego uniemożliwiło ugruntowanie pełnego gminowładztwa, a umocniło dwór i arystokrację. Czy były jakieś możliwości ocalenia przez naprawę Rzeczypospolitej? Możliwość taką widział za panowania Jana Kazimierza, odrzucał ją jednak jako sprzeczną z „żywiołem" narodowym: „Nic pewniejszego, że Polska tak związana z Francją, przy tym dziedzicznie i samowładnie rządzona, przyszłaby do wielkiego znaczenia i potęgi, a byt swój polityczny na zawsze utrwaliła, ale nic także pewniejszego, jak że przeto Polacy staliby się obcymi swojemu powołaniu i naturze wolnego ludu." ^3 Całkowitym wypaczeniem republikańskiej koncepcji były poglądy Henryka Rzewuskiego, popularnego autora powieści historycznych, sławiących szlachtę (Pamiątki Soplicy, Listopad), przeciwnika wszelkich reform, zagorzałego obrońcę starego porządku, określającego ustrój dawnej Polski jako federację szlachty, mającej pełnię władzy, którą często powierzała „despotycznemu królowi". Ten ustrój pomimo pewnych braków wykazywał żywotność, czego dowodem, że kiedy naród się go wyrzekł, „w kilka chwil potem z rzędu żyjących został wykreślony". W przeciwieństwie do Wró-blewskiego, Rzewuski bronił arystokracji, jako wyobrażającej „pamięć historyczną narodu".134 4. KIERUNEK MONARCHICZNY I KRYTYCZNY, PREPOZYTYWISTYCZNY Polacy, uderzmy się w piersi i wyznajmy szczerze, iż braknie nam istotnie rozsądku. B. Trentowski, 1842 Kierunek republikański, opierający się na idei narodu, nie był jedynym po upadku powstania listopadowego. Konkurował z nim kierunek mo-narchiczny i krytyczny wobec ustroju dawnej Polski, związany na emigracji z obozem Czarto-ryskiego; występował on także w kraju, zwłaszcza wśród historyków prawa (na przykład R. Hubę, Z. Helcel), czy też wśród ekonomistów (F. Skarbek, J. Supłński). Pomimo dzielących ich różnic, wszystkich cechowały pewne wspólne elementy często zawierające już wątki pozytywistyczne.135 Różniąc się w ocenie roli historycznej szlachty, przedstawiciele tego kierunku byli zgodni w akcentowaniu potrzeby silnej władzy centralnej oraz w krytyce ustroju tzw. demokracji szlacheckiej i związanych z nim urządzeń; republikańskie dążenia utożsamiali z anarchią, a ludowładztwo z jakobinizmem czy komunizmem. Wykazywali oni większe zainteresowanie dla zagadnień ustrojowych, podkreślając pozytywną rolę monarchii, jej głębokie tradycje w Polsce. Można by wprost powiedzieć, że dużo więcej mieli oni zrozumienia dla czynnika władzy państwowej. Najbardziej konsekwentnym antagonistą Lele- 11 — Naród a państwo... 161 wela i romantycznych koncepcji był Karol Boro-meusz Hoffman, na emigracji związany z obozem Czartoryskiego. W swoich poglądach nawiązywał on do piśmiennictwa okresu reform i Sejmu Czteroletniego, a także do współczesnej liberalnej historiografii na Zachodzie.136 Zainteresowania historyczne skierował przede wszystkim na zagadnienia ustrojowe, na urządzenia państwowe i ich funkcjonowanie. Hoffman polemizował z tezą głoszącą, iż wyrażały one swoistego „ducha narodowego", że były emanacją „idei narodowej". Poddawał krytyce myśl o swoistości i rozbieżności między dziejami Polski i innych krajów europejskich. Zaprzeczał przy tym pierwiastkowemu jej demokratyzmowi i republikanizmowi. Odrzucał tezę o rzekomej równości szlacheckiej jako antytezie feudalizmu, jakoby Polskę cechowało „jakieś osobliwe piętno w jego obyczajach, instytucjach, cywilizacji". Jej rzekoma anomalia była następstwem nie jakiegoś szczególnego ducha, ale okoliczności zewnętrznych, które spowodowały jednostronny rozwój gospodarczy w kierunku rolnictwa i wydźwignęły w kraju na czołowe i uprzywilejowane miejsce rycerstwo. Co w rezultacie wyróżniało Polskę, to brak w niej rozwiniętego mieszczaństwa, które gdzie indziej podparło monarchię, dzięki czemu mogła się ona umocnić i odegrać doniosłą rolę, stając się czynnikiem równowagi społecznej oraz postępu. Pogląd ten, rozpowszechniony w literaturze zachodniej, odpowiadał okcydentalizmowi Hoffmana. Zgodnie z nim Hoffman idei gminowładztwa słowiańskiego związanego rzekomo z „duchem narodu" przeciwstawiał jako wzór — państwowość taką, jaka się rozwinęła w nowożytnej Europie na Zachodzie, z silną władzą monarszą. Nie zachowanie przez Polskę cech i urządzeń plemien-nosłowiańskich, ale stopień jej okcydentalizacji był probierzem jej rozwoju i wartości. 162 Osławiona wolność i równość szlachecka stanowiły w istocie antytezę prawdziwej, powszechnej wolności, były przywłaszczeniem praw przez jeden stan, podobnie jak to się działo w wiekach średnich w innych krajach, nie zaś wyrazem „ducha narodowego". Szlachta polska miała takie przesądy i wady, jak w innych krajach szlachta z okresu feudalizmu.137 Zróżnicowanie społeczne powstało w Polsce dawno temu, jeszcze przed przyjęciem chrześcijaństwa. Z biegiem czasu z możnych wytworzył się uprzywilejowany stan, kasta (jeden milion na 15 milionów niewolnych), a przy formalnej równości, w istocie masa szlachty szła na pasku magnatów, oligarchii. Ta z kolei była w ciągłej walce z władzą królewską, z koroną. Walka ta była „walką przywileju z ogólną wolnością narodu, bo korona — czy z chęci dobra publicznego, czy z własnego interesu — stawała zawsze po stronie warstw społecznych upośledzonych. Gdzie indziej arystokracja albo się zjednoczyła z narodem jak w Anglii, albo uległa przewadze miast jak we Włoszech, albo ujrzała się zwyciężoną przez koronę. Proces ten zakończył się mniej więcej w wieku XVI i zamknął epokę feudalna." 138 Do połowy XV wieku rozwój Polski szedł tym samym torem, co na Zachodzie, dopiero od początku XVI wieku nastąpiło jej odchylenie od tej drogi; zahamowany został postęp, powstał ustrój z jednostronną przewagą szlachty: „Kiedy gdzie indziej rozwijały się wszystkie klasy narodu, w Polsce rozwijała się odtąd tylko rycerskość, która, tracąc powoli przyczynę bytu wobec wymogów nowej cywilizacji, zamieniła się w szlachetczyznę, czyli w bezsilną rzeczpospolitą szlachecką, podtrzymywaną zewnątrz i wewnątrz nie siłami ogółu, lecz indywidualnym patriotyzmem i poświęceniem wielkich obywateli. I ta to jest jedyna anomalia, która odtąd odznaczała polską 11* 163 formę rządu od innych zachodnich Europy narodów. Znano monarchie absolutne, znano monarchie konstytucyjne lub stanowe, znano republiki demokratyczne lub arystokratyczno-demokratycz-ne, rzeczypospolitej czysto szlacheckiej, panującej samowładnie nad królem i resztą narodu, nigdzie nie widziano. Anomalia ta nie pochodziła z odrębnego jakiegoś ducha rasy, zamieszkującej oazę nad Odrą i Wisłą, ale z ogólnych pokus natury ludzkiej, ośmielanych okolicznościami. Wszędzie szlachta miała też same dążności co polska; a miała je nawet w tych krajach, w których inne żywioły uzyskały już były równouprawnienie."139 Zwichniecie „normalnej" drogi rozwojowej Polski nastąpiło wskutek niedorozwoju stanu trzeciego: „szlachta zwyciężyła stan trzeci i od XVI wieku nie było już w narodzie dość niepodległej klasy do trzymania z koroną w interesie ogólnej wolności". 14° W rezultacie stało się to jedną z przyczyn upadku Polski, ponieważ szlachta zmonopolizowawszy władzę nie potrafiła się odpowiednio zorganizować, zasiała ziarna anarchii, zatamowała swobodny rozwój sił w narodzie, uczyniła go niezdolnym do obrony bytu niepodległego. Już w zaraniu dziejów Polski Hoffman dostrzegał rząd „jedynowładczy"; wysoko oceniał dyna-styczność i silną władzę monarszą, krytykował wszelkie jej osłabienie, rokosze, wolną elekcję i liberum veto, podobnie jak to czyniono w dobie stanisławowskiej. Broniąc monarchii konstytucyjnej jako właściwej formy władzy państwowej, zwolennik naprawy ustroju drogą stopniowych reform, Hoffman stwierdzał, że po pierwszym rozbiorze w pomyślnym kierunku zmieniły się „wyobrażenia socjalne". Pochwalał podejmowane przez światłych magnatów czynszowanie chłopów, z największym uznaniem oceniał dzieło Sejmu Czteroletniego. Jego umiarkowanie tłumaczył faktem, iż był on two- 164 rem nie rewolucji, ale „samego tylko uprzywilejowanego stanu bez żadnego ze strony korony lub klas mieszczańskich nacisku". Sejm Wielki ocalił „honor narodu" i otworzył drogę dalszego postępu. M1 Jeżeli mimo to Polska wtedy upadła, to nie z powodu anarchii, ale — jak to od dawna podkreślano w Polsce — dlatego że „chciała być rządną".I42 Następstwa rozbiorów okazały się fatalne dla całej Europy, bo i Hoffman uznawał posłanniczą rolę Polski w dziejach cywilizacji zachodniej: „Obalenie Polski, obalenie przedmurza ucywilizowanego świata, otworzyło przemożny do spraw europejskich przystęp północnemu mocarstwu", rozszerzającemu się kosztem niepodległych innych narodów.143 W tym kontekście konflikt z Rosją carską Królestwa Kongresowego był wyrazem zasadniczego przeciwieństwa cywilizacyjnego obu krajów, a powstanie listopadowe było nieodzowne. Jeśli poniosło ono klęskę, to nie dlatego, że nie pociągnęło do walki mas ludowych, że nie przekształciło się w rewolucję socjalną. Wręcz przeciwnie, jak na to wskazuje doświadczenie innych krajów, jedynie walka kierowana „z góry", nie zaś spontaniczny ruch prowadzony oddolnie, miała szansę powodzenia. «* Poglądy Hoffmana odpowiadające ideologii ju-ste milieu zawierały wiele elementów prepozyty-wistycznych, antycypowały krytykę romantycznej historiografii w drugiej połowie XIX wieku. Nawiązywali do nich zwłaszcza historycy ustroju, jak na przykład Aleksander Rembowski czy Michał Bobrzyński. Z Hoffmanem polemizowali nie tylko historycy i publicyści z obozu demokratyczno-republikań-skiego, ale także skrajni konserwatyści, którzy na łamach „Dziennika Narodowego" (nr 22 z r. 1842), 165 wytykali mu jego areligijne stanowisko i „chwilową chorobę na makiawelizm". Poglądy polityczne zbliżone do poglądów Hof-fmana reprezentował związany również z obozem Czartoryskiego na emigracji, redaktor „Kroniki Emigracji Polskiej", wydawca źródeł i historyk Karol Sienkiewicz. I jemu przyświecała idea silnej władzy centralnej, w czym nawiązywał do Naruszewicza, któremu poświęcił jedno ze swych studiów. Bronił go przed krytykami i podobnie jak on dowodził, iż państwo polskie było silne, gdy królowie mieli należytą władzę, a osłabło, gdy ją możni podkopali. 14s Polska wzrastała „mocą wyobrażeń monarchicznych", podczas gdy re-publikanizm prowadził ją do upadku.146 Jak twierdził, nie ze względów doktrynalnych, ale z przekonania popartego przez najtęższe głowy w dawnej Polsce, wypowiadał się za restauracją monarchii, jako gwarantki ładu, jedności i siły państwa. Jednakże inaczej nieco niż Hoffman oceniał arystokrację i szlachtę. Stwierdzał z jednej strony, że Polska „wzrosła moralnie, politycznie, geograficznie ręką i głową arystokracji", z drugiej jednak strony nie przeczył, że arystokracja ta, uzyskawszy przywileje, podkopała tron, władzę publiczną, wpędzając kraj w anarchię i służąc swym egoistycznym interesom. Ocaleniem mogło być jedynie przywrócenie mocy monarchii, co umożliwiałoby jej opiekę nad ludem, bo podniesienie go ,,nie stało jej na zawadzie".147 Jak Hoffman, tak i Sienkiewicz nie był skłonny do gloryfikowania demokracji szlacheckiej. Jej swobody w gruncie rzeczy służyły interesom oligarchii i powodowały ucisk ludu i zaniedbanie sprawy publicznej. Toteż atakował „fałszywą teorię społeczną", sformułowaną w swoim czasie przez Jana Zamoyskiego. Mimo to daleki był od obciążania winą całej szlachty i od niedoceniania jej wolnościowych aspiracji. Podkreślał obok win 166 wielkie zasługi dziejowe szlachty, jedynej siły politycznej, zdolnej do ocalenia „narodowości polskiej". Szlachta wykazała swój patriotyzm, za panowania ostatniego króla „zmazała swe winy" przez Konstytucją 3 Maja. To dzięki niej Polacy zachowali swoją odrębność i żywotność swej narodowości; „tym ogniem, tą tajemnicą życia", była szlachta polska. Główna jej wina polegała na tym, że brakło jej silnego poczucia państwowego, że nie rozumiała, iż „warunkiem swobód, szczęścia, trwałości, potęgi... jest silna zwierzchność".148 Nie miał Sienkiewicz zrozumienia dla sprawy mieszczaństwa, a serce ciągnęło go do szlachty, która oczyszczona z win stanowić miała nadal tak jak dla Józefa Szujskiego jeszcze w roku 1860 „niezawodnie i faktycznie alfę i omegę narodu". 149 To dzięki niej zaborcy nie potrafili złamać ducha narodowego. „Pierwiastek wolności" umiłowanej przez szlachtę jednał Polsce okoliczne ludy, choć z drugiej strony wywołał nienawiść sąsiednich mocarstw. Naprawa Rzeczypospolitej dokonana za Stanisława Augusta „pokazała dowodnie przed Europą i przed sumieniem własnego ludu, jak łatwo siłę państwa bez obrazy wolności uorganizować mogła". Ale właśnie wtedy — powtarzał Sienkiewicz za innymi — padła ona ofiarą sojuszu zaborczych sąsiadów, co świat osądził jako zbrodnię. Upadek niepodległości nie zniszczył jednak ojczyzny i narodu polskiego, który zachowuje swą świadomość między innymi przez znajomość swej przeszłości i nie godzi się z niewolą. I5° Nie kwestionując faktu zacofania Polski, Sienkiewicz nie był skłonny przypisywać go jakiemuś „upośledzeniu naszej ziemi lub plemienia". Tłumaczył je — co w drugiej połowie XIX wieku głosiło wielu historyków — młodszością cywilizacyjną Polski („przynajmniej o pięć wieków"). Przodkowie nasi, twierdził, przez długi czas żyli 167 w izolacji, „zakryci przed okiem historii... bez siedzib stałych, bez miast, bez związku miądzy sobą, niezdolni stawić czoła najazdom lub rozpoczynać uprawę społeczną". Nie pomniejszyło to roli powszechnodziejowej Polski: z samego bowiem położenia geograficznego przypadło jej posłannictwo „straży chrześcijaństwa i Europy" i obrony „pierwiastka wolności", z czego się chlubnie wywiązywała. Rozumie się, że na wołania demokratów o gruntowne przeobrażenie społeczne Polski Sienkiewicz odpowiadał ustaloną przez obóz konserwatywny formułą: „najpierw być, a potem myśleć jak być". Sławiąc przodków, Sienkiewicz przecież postulował, by przez znajomość przeszłości mieć „nieustannie pod okiem wierny i surowy obraz własnych dziejów", stwierdzając, że Polacy są „niewypowiedzianie drażliwi na głos historii własnej", wskutek czego śmielsze głosy kronikarzy pozostały w rękopisach, «* Niewiele ciekawego wnosiło opracowanie dziejów Polski (rok 1872 i następne) z monarchiczne-go punktu widzenia, pióra Teodora Morawskiego. Początki bezrządu widział już za ostatniego Jagiellona, a dno upadku za Sasów; gloryfikował naprawę dokonaną „bez przelewu krwi", potępiając zaborców. Na pewną uwagę zasługują wcześniej wydane Rozmowy tułackie (1843), gdzie polemizował z poglądem obciążającym króla winą za upadek państwa. Polska właściwie nie była w okresie schyłku Rzeczypospolitej monarchią, a obce wojska grasowały po niej, zanim tron objął Stanisław August. Nieszczęścia były następstwem osłabienia władzy państwowej, a także „sobkostwa" obywateli, „obłąkanego republikanizmu". „Winy były nie narodowe, ale republikańskie." Niesłusznie szlachtę obarcza się odpowiedzialnością za ucisk ludu, który był następstwem rozwoju „cywilizacji". Jeśli praw- 168 da jest, że król zawinił, to nie on jeden. Winą było przede wszystkim, iż sprawę wolności stawiano przed sprawą dobra publicznego, iż nie dopuszczano do umocnienia władzy. W konkluzji Morawski apelował do rodaków: „trzeba przyznać się do winy przodków i trzeba za nich w pierś się uderzyć i ze skruchą za ich grzechy pokutować..." 1S2 — całkiem podobnie jak to zalecali historycy szkoły krakowskiej. Nie tylko na emigracji, ale i w kraju, a w szczególności w Królestwie w latach pięćdziesiątych— sześćdziesiątych ubiegłego stulecia zaobserwować można w polskiej historiografii przejawy odwrotu od apologii przeszłości i swoistego żywiołu narodowego Polski, krytycyzm oraz nowe wątki pre-pozytywistyczne, zwiastujące gruntowny zwrot i odmienne metody badania i przedstawiania dziejów ojczystych. Częstym zjawiskiem staje się ewolucja niektórych historyków w tym kierunku, względnie próby z ich strony powiązania ze sobą romantycznej idei narodu z nowymi założeniami i koncepcjami. Jako przykład służyć może zaangażowany w erze Wielopolskiego na katedrę historii w Szkole Głównej w Waszawie Józef Kazimierz Plebański153. Wykształcony na niemieckich uniwersytetach, badacz źródłowy XVII wieku, zanim został profesorem, w pojmowaniu zadań historii i dziejów ojczystych nie odbiegał od tendencji charakterystycznych dla historii romantycznej. Sądził, że funkcją historii ojczystej jest krzepienie serca i że powinna ona fakty dziejowe ukazywać jako wyraz idei narodowej. Z tą ideą wiązał swobody, braterstwo, współudział obywateli w rządach, wzniosłe przymioty charakteru narodowego Polaków. Nierząd przypisywał wpływom jezuitów i obcych mocarstw.154 Z czasem zmodyfikował swe poglądy. Plebański należał do nielicznych badaczy, którzy swą uwagę skierowali, jak Hoffman, na za- 169 gadnienia ustrojowe, na instytucje Rzeczypospolitej i ich funkcjonowanie. Już w dodatku do rozprawy łacińskiej o projekcie wyboru następcy tronu polskiego za panowania Jana Kazimierza (1855) rozważał genezę liberum veto, ażeby dojść •do konkluzji, że było ono następstwem przerostu decentralizacji w Polsce, partykularyzmu poszczególnych ziem oraz narzędziem w rękach .magnatów, a także — słabości Zygmunta Augusta, ustępującego wobec nacisku szlachty, która źle pojmowała wolność.155 Jako profesor Szkoły Głównej solidaryzujący się z polityką władz szkolnych, propagujących ład i karność oraz lojalizm — Plebański zerwał zdecydowanie z gloryfikowaniem przeszłości republikańskiej i wręcz przeciwnie, zaakcentował teraz ujemne w niej przejawy braku dyscypliny społecznej, anarchiczność. Charakterystyczna dla zmiany Jego orientacji była ocena projektu wyboru :króla za Jana Kazimierza vivente rege. Polemizując z Moraczewskim i Koronowiczem (por. wy-,żej s. 143, 160), Plebański dowodził, że realizacja tego planu była „jedyną deską ratunku", podczas gdy fiasko przyczyniło się do wzrostu bezrządu i w rezultacie do upadku państwa.156 Nawiązując do historiografii z okresu stanisławowskiego, Plebański zarzucał apologetom przeszłości „rozbrat z prawidłami rozumu i doświadczenia" oraz szkodliwy wpływ na społeczeństwo. Zgodnie ze swą nową koncepcją podkreślał rolę czynnika władzy, potrzebę silnej monarchii jako ostoi ładu i siły. „Wśród powszechnej anarchii, wśród przewagi partykularnych interesów i samolubstwa osób prywatnych przedstawiali królowie jedyny sztandar, około którego tuliło się dobro publiczne." W okresie Sejmu Czteroletniego porzucono dopiero republikańską anarchię i swawolę, by przy- ;170 wrócić majestatowi królewskiemu należną mu siłę, ale reforma przyszła za późno.157 Przesuwając akcent z idei narodu na formę rządu, czynnik państwowy, Plebański inne kryteria zastosował w ocenie omawianych urządzeń i wydarzeń dawnej Rzeczypospolitej aniżeli historycy republikańscy i romantyczni, przez co zbliżył się do kierunku krytycznego, który miał odnieść, zwłaszcza po powstaniu styczniowym, zwycięstwo w polskiej myśli historycznej, szczególnie na terenie autonomicznej Galicji. Nie przypadkiem zapewne zwrot w tym kierunku u Plebańskiego nastąpił w erze Wielopolskiego, gdy zarysowały się możliwości szerokiego samorządu, co wymagało skierowania uwagi na problematykę ustrojową i rehabilitację władzy rządowej. Kontynuując swe badania nad wiekiem XVII Plebański zbierał materiały do zagadnień parlamentaryzmu polskiego (z lat 1655—1662), a także do uznawanego za ważny z punktu widzenia stosunku społeczeństwa do monarchii — rokoszu Lubomirskiego.158 Głosząc nowe poglądy historyczne Plebański, zgodnie z programowym obiektywizmem, jaki obowiązywał historię w dobie pozytywizmu, zwłaszcza na terenie Królestwa, tzw. szkole krakowskiej zarzucał politykowanie, ale także zbyt pesymistyczną ocenę przeszłości.159 Jako redaktor „Biblioteki Warszawskiej" Plebański dbał o to, by czasopismo zachowało charakter konserwatywny, przeciwstawiając się między innymi bardziej liberalnemu „Ateneum." Spośród przedstawicieli tzw. filozofii narodowej, przeciwko romantycznej apologii przeszłości wystąpił Bronisław Trentowski, który porzucił po roku 1846 poglądy demokratyczne i zajął stanowisko konserwatywne. Zanim to nastąpiło, poddał on krytyce niektóre cechy charakteru polskiego, jak lekkomyślność, swawolę, bohaterszczyznę, 171 przywiązanie do wadliwych urządzeń, upodobanie w egzotycznych, azjatyckich obyczajach. „Polacy! Uderzmy sią w piersi i wyznajmy szczerze, iż braknie nam istotnie rozsądku. Nasza dawna konstytucja, nasza wolność złota, nasze liberum veto, nasze krucjaty religijne przeciwko kozactwu były utworem romantycznego umu, ale nierozsądek w nich objawiający sią wysysał ze krwi ojczyznę dopóty, dopóki bladym trupem na mary nie padła. Ileż umu, ale jak mało rozsądku pokazało się we wszystkich rewolucjach naszych, pod Pułaskim, pod Kościuszką i pod Chłopickim." "O Trentowski krytykował zarówno Mickiewicza, jak i demokratów za ich sposób przedstawiania przeszłości; podkreślał przy tym sprzeczność między sławioną wolnością a uciemiężeniem ludu.161 Nie kwestionował wprawdzie takich przymiotów narodowych, jak dzielność w obronie, łagodność, brak agresywności, cierpliwość, oraz świetny rozkwit kultury renesansowej w Polsce („wśród ludów słowiańskich na początku czasów nowych była Polska królową"), ale stwierdzał fatalne skutki zamknięcia się szlachty w kastę oraz nietolerancji będącej następstwem działalności jezuitów i Kościoła, a także całkowite unicestwienie władzy monarszej.162 Ciemnota i „głupota" szlachty, „nikczemny" ucisk chłopów, bezparwie — wszystko to musiało prowadzić kraj do zguby; rozbiory były karą za prześladowanie wyznaniowe. Na to, by Polska mogła odzyskać swój byt, musi się ona „we wszystkim odrodzić".163 Po smutnych wydarzeniach 1846—1848 Trentowski wycofał sią ze swych radykalnych poglądów i całkowicie podzielał program ideowy konserwatystów. Twierdził, że szlachta już odpokutowała za swe grzechy i Konstytucję 3 Maja uznał za najwyższe osiągnięcie narodu. Jak Mickiewicz 172 i romantyczni historycy atakował matactwa dyplomatów, gabinetowe spiski, amoralną politykę rządów. Głosił konieczność takiej organizacji władzy rządowej, by odpowiadała „idei europejskiej" i zapewniła państwu siłą, ponieważ: „Swawola, jaka nas zabiła, tak i powtórnie zabije."164 r i CZĘŚĆ III ANTYNOMIE HISTORYKÓW W DOBIE POZYTYWIZMU Przyznawszy się raz, że odbudowanie Polski nie stanie się jutro, ani za dziesięć lat, a zatem, że trzeba zrezygnować na cierpliwość, legalność, skromne, ciche, organiczne działanie, już się tym samym dało za wygraną ideom samobytności politycznej narodu, jako rzeczy nie tak niezbędnie dla istnienia narodowości potrzebnej. Wł. Spasowicz, 1872 Sto lat ubiega, jak tyrani zmowni Na wolny naród nałożyli pęta; Sto lat upływa, jak swobód warowni Broni ta ziemia jarzmem nieugięta; Dotąd jej synom wróg kując łańcucha Nie wybił serca i nie zabił ducha. Anonim, 1872 1. PRZESŁANKI OGÓLNE Kryzys romantycznej myśli historycznej, w której idea narodowa spełniała rolę czynnika determinującego kierunek rozwoju dziejowego Polski, był procesem złożonym i długotrwałym. Różne jego przejawy wystąpiły zarówno w kraju, jak na emigracji jeszcze w okresie dzielącym od siebie oba powstania: listopadowe i styczniowe. W refleksji nad przeszłością pojawiły się u niektórych autorów nowe wątki, określone jako prepozytywi-styczne, często współistniejące z elementami romantycznymi. ! Pod wpływem wydarzeń z lat 1846—1848, 1863, 1866, 1870—1871, w zmieniającym się układzie sił międzynarodowych, w warunkach zwycięskiego kapitalizmu, industrializacji kraju — zachwiało się wiele z dawnego systemu wartości. Względna stabilizacja polityczna w Europie, przyspieszony w niej rozwój gospodarczy i kulturalny, ład, na którego straży stały potężne mocarstwa zaborcze — wszystko to skłaniało do odmiennej niż w czasach napoleońskich czy też wysnuwanej podczas bądź po upadku powstania listopadowego wizji świata i w nim Polski, wizji jej przyszłości i przeszłości. Po niespełnionych marzeniach i nadziejach zała- 12 — Naród a państwo... 177 mała się wiara w Polskę jako „punkt archime-desowy świata", wiara w przesilenie i rychłą odmianę, wyzwolenie narodu czy to przez rewolucję, czy wojnę powszechną. W nowych warunkach walka zbrojna o niepodległość straciła swą aktualność, a nakazem chwili stało się skupienie sił nad podniesieniem gospodarczym i kulturalnym społeczeństwa, przetworzeniem jego mentalności zgod-dnie z duchem czasu. Patriotycznym hasłem rozwijającego się ruchu pozytywistycznego było nie organizowanie spisków ani wznawianie beznadziejnej walki, ale „praca organiczna" — jako narzędzie przetrwania i odrodzenia narodu, co zresztą nie było równoznaczne z postawą rezygnacyjną i z wyrzeczeniem się tradycji wyzwoleńczej. W nowych warunkach gospodarczo-społecznych i politycznych nasuwała się potrzeba reedukacji społeczeństwa, krzewienia wśród niego cnót mieszczańskich, kultu pracy, oszczędności, uczciwości, upowszechnienia oświaty, szkolenia zawodowego. W przeciwnym wypadku naród nie zdoła wytrzymać konkurencji z innymi narodami. Nowy model kultury i nowy program narodowy wymagały zerwania z żywymi wciąż pozostałościami feudalnymi, a także z tradycją romantyczną. Ten przełom ideologiczny nie przebiegał jednakowo we wszystkich dzielnicach Polski; inaczej w zaborze rosyjskim w okresie wzmożonego ucisku politycznego niż w autonomicznej Galicji, a tam nieco inaczej w Krakowie — domenie stańczykowskiej konserwy — niż we Lwowie. I w tych samych środowiskach postulowana praca organiczna nie była pojmowana jednoznacznie, niekiedy w sensie zdecydowanie laickim, antyklery-kalnym, to znów zgodnym z ideologią katolicką. Zróżnicowany był też stosunek do tradycji narodowej, w szczególności do roli szlachty, a także do problemu patriotyzmu. Pomimo kształtującego się .nowego poglądu na świat, na ogół z trudem 178 wyrzekano się tradycji przeszłości i nie porzucano wiary w ideę narodową, uznając jej wartość mo-ralno-polityczną. Dokonujące się przemiany nie mogły jednak nie odbić się na historii, w której na miejsce egzaltacji romantycznej przyszedł krytycyzm i realizm, rewizja pojęć politycznych, reorientacja. Poddawano w wątpliwość dawne założenie historiozoficzne, prowadzące do apologii przeszłości, szukania w niej wzoru, ideału, który miałby przyświecać nadal narodowi. Imperatywem historii miała być „prawda", to jest przedstawienie dziejów zgodnie z rzeczywistością, jak to się rzeczywiście działo, nie zaś, jakimi one powinny być zgodnie z wyznawanym ideałem. Tę prawdę należało wydobywać z krytycznie przebadanych źródeł historycznych, nie zaś ze spekulacji filozoficznej czy fikcji poetyckiej. Odrzucano jako jej wyraz mesjani-styczną wizję Polski. W jej dziejach szukano teraz nie tyle swoistej indywidualności narodowej, specyficznego ducha, „praw jemu wyłącznie przyrodzonych" (określenie H. Schmitta), co wspólnych z innymi krajami europejskimi etapów rozwoju „cywilizacji", pewnych ogólnych prawidłowości. Koncepcja swoistości, oryginalności kierunku rozwojowego Polski ustępowała miejsca okcy-dentalizmowi, zgodnie z dyfuzjonistyczną teorią kultury. Nie tyle słowiańskość, co związek Polski z Zachodem, z kulturą łacińską, określał jej mioj-sce w dziejach powszechnych. Modelem i kryterium rozwoju cywilizacyjnego był Zachód, w stosunku do którego Polska zajmowała pozycję kresową, peryferyjną, jako jego młodszy brat, opóźniony cywilizacyjnie, nie zaś wyprzedzający w rozwoju, jak chcieli romantyczni mesjaniści i historycy republikańscy. „Stamtąd, to jest z Zachodu czerpano — jak pisał Julian Klaczko w r. 1856 — wszystkie soki do uzacniania i uzgadniania ludzi, do nawracania i zespolenia ludów." 2 12* 179 W takim kontekście mit słowiański przestał urzekać historyków. Idea gminowładztwa słowiańskiego nie mogła być „zacnym i pożytecznym wzorem". Pierwotna demokracja, republikanizm, wolność, jeśli występowały u Słowian, to nie były ich wyłącznymi wartościami, ale wytworem prymitywnych stosunków przezwyciężanych w miarę rozwoju „cywilizacji". Ta zaś opierała się na zróżnicowaniu socjalnym i budowie organizacji państwowej. Jej niedorozwój u Słowian był wynikiem braku zmysłu politycznego, karności i ładu, następstwem „młodszości" cywilizacyjnej i zacofania. Historycy teraz albo kwestionowali, albo negatywnie oceniali ów wychwalany przez dawniejszych pisarzy, badaczy, publicystów, poetów kierunek „przyrodzony" rozwoju Polski ku wolności, ku republice, unicestwiający czynnik władzy, rząd, co stało się źródłem słabości i upadku państwa. Nie przypadkiem Towarzystwo Historyczno-Li-terackie w Paryżu 3 marca 1867 roku ogłosiło konkurs na pracę: O przyczynach słabości rządu polskiego w ostatnich dwóch wiekach (XVII i XVIII) z ocenieniem początku historii, instytucji i charakteru narodowego. W świetle krytycznych rozważań gloryfikowane urządzenia Rzeczypospolitej, przypisywane duchowi gminowładztwa słowiańskiego oceniano negatywnie jako anachroniczne formy ustrojowe, gdzie indziej przezwyciężone w nowożytnym okresie tworzenia się silnych organizmów państwowych, zgubne dla Polski, będące zaprzeczeniem rozumu politycznego i zmysłu rzeczywistości. Podobnie jak w okresie Oświecenia, do którego nawiązywano, akcentowano teraz rolę silnej władzy państwowej jako ostoi ładu wewnętrznego i równowagi społecznej, gwarancją jedności i potęgi państwa na zewnątrz. Zachwiana harmonia — jak twierdzono — między rządem i wolnością na 180 korzyść czynnika społecznego podważyła od podstaw sam byt państwa. W kontrowersji: „naród czy państwo" szala przechylała się na rzecz państwa. Nie było to jednak zjawiskiem powszechnym. Na ogół zrywano z mistyką narodowościową, z ideą ducha narodowego jako siły motorycznej dziejów. Pojęcie narodu traciło swój normatywny sens, a posługujący się nim historycy ujmowali je bardziej realistycznie, empirycznie. Nie szukali wprawdzie jego korzeni w ludzie, ale też coraz rzadziej utożsamiali go ze szlachtą, ujmując naród jako wspólnotę ogarniającą wszystkie klasy społeczne, chociaż koncepcja zdecydowanie antyfeudalna narodu nie bez trudu torowała sobie drogę wśród historyków, sentymentami i tradycją związanych ze szlachtą. 3 Państwowy punkt widzenia i postulat silnej władzy nie doprowadziły w Polsce do wytworzenia się kierunku, który byłby odpowiednikiem tzw. szkoły pruskiej w Niemczech czy państwowej w Rosji, uzasadniających kult władzy i potęgi — Machtpolitik z jednej, czy samodzierżawia z drugiej strony. Zarówno silna wciąż tradycja przeszłości, jak i niechęć do systemów, które zapanowały w państwach zaborczych, a także implikacje katolickiego czy liberalnego poglądu na świat dyskwalifikowały w dość powszechnej opinii kult „Molocha państwowości", egoistycznej, amoralnej racji stanu i tego, co określano mianem „makiawe-lizmu". Nawet oskarżani o to w polemicznym ogniu niektórzy historycy byli dosyć dalecy od propagowania takiego absolutyzmu. Nie znaczy to, by niemiecka czy rosyjska historiografia nie miały wpływu na rozbudzenie się krytycznego kierunku w ocenie dawnej Rzeczypospolitej z państwowego punktu widzenia i na zainteresowania badawcze naszych historyków. Fakt, że obcy badacze (jak von Sybel, von Hiippe, Roepell, Beer, Sołowiew, Kostomarow, Kariejew 181 ł.inni).4 wcześniej zajęli się gruntownymi studiami nad ustrojem dawnej Polski, nad wewnętrznymi dziejami Polski, nad jej upadkiem i rozbiorami, pobudził historyków polskich do źródłowych i systematycznych badań nad problemami dotąd zaniedbanymi czy też obsesyjnymi w naszej historiografii. Badania te, zadając kłam wielu ugruntowanym poglądom, odsłaniały różne ciemne strony życia publicznego dawnej Rzeczypospolitej, wady ustrojowe, błędy i grzechy własne, tłumaczące jej upadek. Z drugiej jednak strony, w polemice z historiografią państw zaborczych, nie tylko prostowano różne błędy i tendencyjne naświetlenie wydarzeń, ale podkreślano dokonujący się pod koniec Rzeczypospolitej proces regeneracji wewnętrznej, naprawy ustroju i moralnego ozdrowienia, proces zahamowany właśnie przez obcą interwencję, wspierającą anarchię i zacofanie Polski. Idea „odrodzenia narodowego" pozwalała na ukazanie obok destruktywnych także konstruktywne siły działające w Polsce u schyłku Rzeczypospolitej, zarówno cienie jak blaski, a zarazem uzasadniała wiarę w żywotność narodu pomimo upadku państwa i jego zdolność do odzyskania samodzielnego bytu. 2. STANOWISKO TZW. KRAKOWSKIEJ SZKOŁY HISTORYCZNEJ W KONTROWERSJI „NARÓD CZY PAŃSTWO" (KALINKA I SZUJSKI Każdy naród i każde społeczeństwo ludzkie zależne są od pewnych warunków lądu i sprawiedliwości na wewnątrz a potęgi na zewnątrz, których nie wypełniwszy, tracą siły rozwoju, niezawisłość i niepodległość. J. Szujski, 1866 Jeżeli słuszne jest twierdzenie, że długi okres obcego jarzma politycznego nie sprzyjał wykształceniu się w polskiej myśli historycznej idei państwa, to jej renesans zbiegał się zazwyczaj z okresami częściowej autonomizacji Polski, jak na przykład w krótkiej erze Wielopolskiego, ale przede wszystkim w okresie autonomicznym Galicji. Tam też powstały warunki sprzyjające „rehabilitacji" czynnika władzy i krytycznej ocenie dawnej Rzeczypospolitej z punktu widzenia organizacji państwowej i zmysłu politycznego. Ten zwrot zbiegał się z powstaniem w Galicji — po spolszczeniu uniwersytetu w Krakowie, Lwowie oraz założeniu Akademii Umiejętności — najsilniejszego w Polsce ośrodka historycznego opartego na nowych podstawach. Równolegle z tym, co się działo w innych krajach, w Polsce — a przede wszystkim w Galicji — historia przekształcała się w autonomiczną fachową dyscyplinę „empiryczną", posługującą się odpowiednim warsztatem i stawiającą sobie zadanie: poznanie przeszłości na podstawie krytycznego zbadania źródeł, ustalania faktów i związków między nimi, przedstawiania „prawdy". Historię 183 unaukowioną, uprawianą przez „cech" wyszkolonych historyków przeciwstawiano dyletantom, odżegnywano się od poezji, a także od spekulacji filozoficznych i od publicystyki, od stronniczych tendencji. Historia miała ograniczać się do badania i opisu faktów, jak to się właściwie działo, w zasadzie zajmując postawę neutralnego obserwatora i unikając wartościowania. Był to jednak dość pozorny scientyzm, nie przez wszystkich zresztą głoszony. Programowy „obiektywizm" i niezaangażowanie były w warunkach polskich rzadko przestrzegane w praktyce. Historycy przecież nie wyrzekali się swej funkcji społecznej, wychowawczej, nie przestali posługiwać się swą umiejętnością dla obrony określonych wartości i kultury narodowej. Formułując nowe koncepcje dziejów ojczystych, posługując się swym udoskonalonym warsztatem i broniąc swego systemu wartości, swoich poglądów na świat — twierdzili, że odsłaniają jedynie obiektywną prawdę wysnutą ze źródeł i zgodną z rzeczywistością dziejową. KierujiejL_iasJ^rj^23i^^tóry_4)odjął w dobie pozytywizmu generalną rewizję poglądu na przeszłość, powstał w autonomicznej Galicji, ale korzenie jego sięgają do obozu konserwatywnego na emigracji. Zanim jeszcze ukształtowała się tzw. krakowska szkoła historyczna, związana ze stańczykami, której rozkwit zbiegł się z piastowaniem katedry historii Polski na Uniwersytecie Jagiellońskim przez Józefa Szujskiego (1869— —1883), jej stanowisko antycypował biorący jeszcze w 1846 roku udział w powstaniu krakowskim członek Towarzystwa Demokratycznego Polskiego Walerian Kalinka, który na emigracji związał sią z obozem Czartoryskiego (z Wł. Zamoyskim) i stał się w latach 1857—1861 — na łaniach „Wiadomości Politycznych" — prekursorem stańczykowskiej ideologii politycznej. Równocześnie, za- 184 V jąwszy się badaniami historycznymi, zerwał z tradycją romantyczną i ewoluował w kierunku zdecydowanego krytycyzmu wobec przeszłości narodowej. We wczesnych swych studiach z lat 1853 i 1854 gloryfikował jeszcze obyczaje dawnej Polski jako głęboko chrześcijańskie; stwierdzał jednak upadek cnót publicznych i rozumu politycznego od połowy XVII wieku, w tym czasie, gdy dokoła wyrastały potęgi państwowe. Gdy zawodziły starodawne obyczaje, ocalenie przynieść mogła jedynie gruntowna naprawa rządu; podjęto ją jednak za późno, gdy już obcy ambasadorowie decydowali o losach Polski.5 Podobnie jak Karol Sienkiewicz w przedmowie do Skarbca historii polskiej (1839), tak Kalinka podejmując wydawnictwo materiałów historycznych — wskazywał na płynące stąd korzyści moralne i polityczne. Poznanie na ich podstawie prawdy o przeszłości miało krzewić i prostować „uczucia narodowe", nadszedł bowiem czas, gdy zamiast karmić naród apologią przeszłości, trzeba przed nim odsłonić bolesne prawdy, by mógł się wyleczyć ze swych wad. Tylko przez ich ujawnienie można przyczynić się do odrodzenia narodowego. 6 „Tylko prawdą a pracą naród żyje i dźwiga się, a kłamstwo jak opium upaja, truje i usypia." „Fałsz w poglądzie historycznym musi prowadzić do fałszu w polityce." (Te same myśli znajdziemy potem u Szujskiego czy Dobrzyńskiego.) Trzeba skończyć z żalami na Europę albo ze zwalaniem całej winy upadku na króla czy na Targowicę, a przyznać się do faktu, że nie zdobyliśmy się na należyty wysiłek zbrojny w obronie niepodległości. Z drugiej jednak strony, rozważając sytuacją przed rozbiorami, Kalinka dochodził do wniosku, że „przy tylu cnotach szlachcie właściwych, z jej uczuciem religijnym" ocalenie było możliwe przez zniesienie liberum veto i wolnej elekcji, ale na 185 przeszkodzie stanęły prywata, sprzedajność, chciwość, podsycane i wspierane przez Moskwą.7 W poglądach historycznych Kalinki coraz silniej odbijała się pogłębiająca się w nim postawa konserwatywna i religijno-moralizatorska, która zaprowadziła go ostatecznie do zakonu. Negatywnie ocenił wszystkie nurty racjonalistyczne i lai-cyzujące; pożytek historii uznawał tylko pod warunkiem, że przyświeca jej wiara w Opatrzność. Wyraźnie zaznaczyło się to, gdy oceniał sytuację Europy po wojnie francusko-pruskiej i wynikające stąd wskazania dla Polski. Klęskę Francji tłumaczył jako następstwo idei rewolucji z roku 1789, które podważyły wiarę w ład i dyscyplinę społeczną, propagowały wyrzeczenie się Boga. Katastrofa Drugiego Cesarstwa była zasłużoną „karą Bożą", ale dobroczynną, gdyż wywołała we Francji renesans uczuć religijnych. Dla Polski wynikały z nowej sytuacji wskazania, by wyrzec się własnej polityki zagranicznej, zaniechać walki o niepodległość i skupić wszystkie siły narodu nad pracą organiczną, godząc się z koniecznością pokuty za grzechy przodków. 8 \ Całe dziejopisarstwo Kalinki zmierzało teraz do ' przekonania rodaków, by nie przeceniali swych sił i swej dojrzałości politycznej, by zrozumieli, ; że muszą odrodzić się moralnie, zanim będą mogli odzyskać niepodległość. Dla tego odrodzenia ko- *" nieczne jest krytyczne spojrzenie na przeszłość i na aktualną rzeczywistość: „Poznacie Prawdę — mówi Pismo — a Prawda was wyswobodzi." „Tylko prawda od złudzeń nas uchroni i od rozczarowania; ona jedna da siłę potrzebną do walki z nieprzyjacielem i silniejszą od niego pokusą." 9 Podejmując badania nad okresem stanisławowskim Kalinka pragnął wyrzec się „podnoszenia nad miarę naszych cnót i zasług", przestrzec współczesnych przed złudzeniami, przekonać ich, 186 że „upadku swego Polacy sami są sprawcami i że nieszczęścia, które na nas spadły wówczas lub później, zasłużoną są przez naród pokutą". „Źródłem naszej niemocy politycznej, a zatem i głównym, jeśli nie wyłącznym powodem upadku były (wspomnieliśmy to już wyżej i każda karta niniejszej książki świadczy o tym wyraźnie) owe rozliczne niedostatki charakteru narodowego, które całej klasie wówczas rządzącej właściwe, znajdowały swój typ skończony w tylu głośnych pyszałkach od Zborowskiego i Zebrzydowskiego począwszy, a skończywszy na ostatnich Rzeczypospolitej hetmanach." 10 Nie wynikało stąd, by Kalinka w kontrowersji: „naród czy państwo" miał przyznać państwu rolę czynnika nadrzędnego, któremu ma się całkowicie podporządkować społeczeństwo i wolność jednostki, bowiem kłóciło się to z jego postawą ideologiczną, z jego katolickim poglądem na świat. Doceniał jednak rolę właściwej organizacji pailb stwowej i silnego rządu, a jego brakowi przypĄ sywał przyczynę słabości Polski i demoralizacji) „narodu". W swych najważniejszych dziełach: Ostatnie lata panowania Stanisława Augusta (1868) i Sejm Czteroletni (1880, 1881, 1884—1886) Kalinka polemizował z utartym przez autorów O ustanowieniu i upadku Konstytucji polskiej 3 Maja 1791 r. poglądem, jakoby odpowiedzialność za katastrofę ponosił król i garstka zdrajców Targowłczan. Kalinka rehabilitował króla, u którego widział wiele zalet, rozum polityczny, wysokie walory intelektualne i dobrą wolę. Pochwalał jego linię polityczną ugody z Rosją i naprawy Rzeczypospolitej. W żadnym wypadku nie można winić jego jedynie za nieszczęście Polski: „winien był cały naród, przede wszystkim klasa rządząca, która dostatki i wygody wszystkie, mogące służyć całości, dla siebie opanowała, od pracy odwykła, 187 L swej napuszystości, a zarazem lekkości pozbyć się nie mogła i której stało się jakby kodeksem politycznym królów swych podejrzewać, obcą władzę przekładać, wyższym się przedawać, niższymi poniewierać." u Przyczyna główna tkwiła w moralnym upadku szlachty, spowodowanym przez wadliwy ustrój, przy którym król przypominał „woźnicę z zawiązanymi rękami, a każdy z czterech koni (tj. hetmani, podskarbiowie, kanclerze i marszałkowie) ciągnął w inną stronę". Wszystkie instrumenty rządzenia sprowadzały się do dobrej woli, sumienia obywateli, ale „na podstawie tak idealnej państwo utrzymać się nie mogło, naród nie z aniołów złożony". W miarę tego, jak słabła organizacja państwowa, naród moralnie podupadł, a państwo się rozprzęgało.12 Kalinka krytykował przymierze polsko-pruskie i obalenie gwarancji rosyjskich jako awanturnic-two polityczne, brak politycznego realizmu, czemu przeciwstawiał przezorność króla. Pomimo całego ruchu reformatorskiego nie dostrzegał poprawy, bo postęp był ideałem tylko nielicznych jednostek. Nie był to jednak ostateczny sąd Kalinki nad „odrodzeniem narodowym", tak silnie akcentowanym przez polską historiografię.13 Wahał się z bagatelizowaniem go, gdy stwierdzał na przykład, że „panowanie Stanisława Augusta jest chwila zagłady, ale i początkiem dźwigania się Polski, że od niego zaczynają się dzieje narodowej pokuty, że jeśli grzechy były ostatecznie przyczyną upadku, to jego cierpienia i trudy stały się zadatkiem odrodzenia"; po pierwszym rozbiorze „nastąpił ogólniejszy ku lepszemu zwrot", chociaż brakło w narodzie jedności, a król nie był wzorem władcy w takim okresie dziejów.u Kiedy indziej znów Karlinka podkreślał, że nowe pokolenie działające podczas Sejmu Wielkiego pod wrażeniem klęski i poniżenia dojrzało politycznie, dzięki czemu pań- 188 stwo okazało się „zdolne do poprawy, zdolne stać o swoich własnych siłach, byleby mu nie przeszkadzali sąsiedzi".ls W ten sposób właśnie w ostatniej swej pracy, wydanej częściowo już po jego śmierci, Kalinka zbliżał się w ocenie ruchu odrodzeniowego do swych antagonistów, tym bardziej, iż sam fakt rozbiorów nasuwał mu całkiem podobny potępiający sąd moralny w nie mniej ostrej formie: „Trzy potężne mocarstwa zmawiają się, aby sąsiedniemu narodowi, z którym żyją w przyjaźni, zabrać trzecią część jego posiadłości. Inne państwa przysłuchują się tej zmowie spokojnie, prawie obojętnie, i tak w obliczu całej Europy, w wieku, który się szczycił swym światłem i swymi zasadami humanitarnymi, dopuszczono się najszkara-dniejszego w dziejach nowożytnych rozboju"; zasłużony w obronie cywilizacji naród musiał ulec przemocy, a fakt ten zapoczątkował nową epokę, w której państwa wyrzekły się „praw moralnych" w stosunkach międzynarodowych.16 Mimo to Kraszewski, który wiernie wyrażał przeciętną opinię, w stanowisku Kalinki dostrzegł „znamię rozbratu z przeszłością", a co więcej „niemal usprawiedliwienie" rozbiorów i ugody z Rosją oraz objaw zwrotu w nowej historiografii w kierunku „zerwania z teorią praw naszych i prawa przyrodzonego" pod wpływem kultu siły: „jest to system utylitarny w historii, który już króluje w polityce".17 Władysław Smoleński, który analizował całość dorobku badawczego Kalinki, zarzucił mu tendencje wsteczne i pesymizm, i kończył swe wywody opinią krytyczną: „Szukał prawdy, lecz jej nie znalazł; konkluzji, którą uważał za główną zdobycz swych badań, nie dowiódł. Pragnął goić rany chwili obecnej i lepszą fundować przyszłość, nic jednak nie zabliźnił, niewiele zbudował, albowiem nie zdołał 189 pochwycić prawdy... Życzyć należy literaturze polskiej jak najwięcej głów takich i talentów, jak Walerian Kalinka, lecz najmniej zwolenników jego historiozofii." 18 Dla interesującej nas kontrowersji: „naród czy państwo" charakterystyczne jest stanowisko, jakie Kalinka zajął wobec głośnej książki Michała Bobrzyńskiego, który w swej syntezie dziejów Poł-ski zastosował jako naczelne kryterium rację stanu państwa. Chociaż Kalinka wiązał upadek Rzeczypospolitej również ze słabością władzy państwowej, polemizował z koncepcją Bobrzyńskiego jako sprzeczną z katolickim światopoglądem. Zaatakował przy tym nie tylko jego ocenę Kościoła, duchowieństwa, unii kościelnej, reformacji, ale także jego pojmowanie roli państwa. Zarzucił mu, że w tej sprawie poszedł za wzorem współczesnej historiografii niemieckiej, uznając państwo za siłę nadrzędną, a za jedyne kryterium — powodzenie, usuwając z historii Boga i moralność, w myśl zasad „siła przed prawem", vae victis, „sukces usprawiedliwia środki". Indyferentyzm religijny i amoralizm w ocenie władców, mężów stanu w imię dobra państwa uznał Kalinka za objaw „kultu bismarkowskiego". Twierdził, że ideałem dla Bobrzyńskiego jest typ państwa opartego na biurokracji i wojsku, w sposób nieograniczony rządzącego społeczeństwem, narzucającego jednostkom i Kościołowi swą wolę, podporządkowującego sobie wszystko w duchu „socjalizmu". Krytykując pogląd Bobrzyńskiego na możliwość umocnienia w Polsce władzy monarchicznej przez jej oparcie o Kościół narodowy, Kalinka odwoływał się do argumentacji, którą mogłaby się posłużyć historiozofia romantyczna: „U nas wszystko stoi na sumieniu; gdy to nadwątlimy, nie ma u nas ludzkiego pana, ani dobrego ojca i męża, ani gorliwego obywatela, ani nawet — rozsądnego człowieka. U nas więcej niż 190 \ gdziekolwiek potrzeba dobrej wiary i więcej nv. gdziekolwiek musiałby zaszkodzić moralnie i politycznie gorszący przykład jej złamania. Głównym, jeżeli nie jedynym związaniem, które trzymało razem różnorodne żywioły państwa polskiego, był Kościół katolicki, jak dziś jeden ratuje-polską narodowość." 19 Widzimy więc, z jakim trudem torowała sobie drogę koncepcja zrywająca z tradycją akcentującą szczególną rolę w dziejach Polski idei narodu. Wychodząc z założeń ideologii „Polaka-kato-lika", dezawuował Kalinka nie tylko „bismarkow-ski kult" władzy, ale i laicką koncepcję narodu i państwa polskiego formułowaną w Polsce od czasów Oświecenia i szczególnie jaskrawo przeciwstawiającą się utożsamianiu polskości z katolicyzmem. Jeżeli u Kalinki widoczne są wahania między nowymi koncepcjami historycznymi a ciągłością tradycji, to tym bardziej antynomicznie rysuje się-stanowisko filara szkoły krakowskiej Jó^^JSzuj-skiega. Związany początkowo z ruchem wyzwoleńczym, Szujski po klęsce powstania styczniowego-przeszedł do obozu konserwatywnego, by stać się; rychło jednym z jego przywódców ideowych, który w jego służbę wprzęgnął swą koncepcję dziejów ojczystych. Jeszcze w roku 1860 Szujski bliski był romantycznej historiozofii Mickiewicza, a częściowo poglądom Lelewela. Centralne znaczenie w jego koncepcji dziejów Polski zajmowała idea narodowa, z którą kojarzyła się myśl o posłannictwie Polski w świecie, a także przekonanie o szczególnej w niej roli szlachty będącej „niezawodnie i faktycznie alfą i omegą narodu". Naród polski powołany był do duchowego przywództwa wśród Słowian f broniąc ideałów cywilizacji zachodniej, chrześcijańskiej; w wieku XV, po zawarciu unii i pokonaniu Zakonu Krzyżackiego Polska zajaśniała „blas- 191 kiem narodowej chwały", duchem prawości i braterstwa. W wieku XVI rozeszły się drogi rozwoju Europy i Polski; w Europie zatriumfowała nowożytna państwowość z silną władzą centralną, opartą między innymi na zreformowanym Kościele ł na teorii racji stanu: „Makiavella Książę sąsiaduje z pismami Lutra, który się staje służalcem książąt." Tymczasem w Polsce zwycięstwo odniósł naród: „na Zachodzie umierają narody, a powstają państwa, w Polsce ginie organizacja państwowa w coraz samodzielnie j szym narodzie". Fakt ten bynajmniej nie budzi przerażenia Szuj-skiego, chociaż dostrzega jego smutne następstwa już za Zygmunta Augusta: „chaos sił i dążeń", rozprzężenie, nietolerancję religijną. Widzi jednak Szujski wciąż żywe moralne wartości narodu; okres stanisławowski miał potwierdzić tę optymistyczną diagnozę stanu zdrowia moralnego, zdolności do regeneracji i do naprawy Rzeczypospolitej. Nie jest prawdą tedy, by Polska upadła z powodu anarchii, „którą zwalczyć umiała, ale wskutek fizycznej przemocy".20 Z podobnymi rozważaniami spotykamy się jeszcze w pierwszych tomach wielkiej syntezy Szuj-skiego — w Dziejach Polski (4 tomy 1862—1866). Polska piastowska zachowuje głęboką wiarę religijną, stanowi szaniec moralny i materialny chrześcijaństwa — „katolickiej cywilizacji", strzegąc zarazem swej indywidualności przeciwko „pan-germanizmowi". Sondując jednak wstecz źródła nieszczęść Polski, znajduje je już w okolicznościach powstałych po wygaśnięciu dynastii Piastów. Śmierć Kazimierza Wielkiego i zdobycie za Ludwika przywilejów przez stan szlachecki osłabiły państwową władzę. Nasuwa to Szujskiemu refleksję, jak „głęboko w oddalone i zamierzchłe wieki sięgają ogniwa faktów, których ostatnim był upadek Polski jako państwa". Ale dalej przeciwstawiając sobie naród i państwo, Szujski za- 102 uważa: „Ale o ile na tym traciła przyszłość państwa, o tyle zyskała przyszłość narodu", który rozwijał „w sobie siły indywidualne", niezwykłe cnoty związane z wolnością „o wiele wieków wyprzedzające" Europę. „Widok bezprzykładny cnót i sił dają nam wieki Jagiellonów i późniejsze." Wprawdzie ten jednostronny kierunek rozwoju musiał przez dezorganizację państwa doprowadzić do jego upadku, ale przez to naród przekonał się, że tylko w sile „dośrodkowej, organizacyjnej spoczywa pewność dalszego i stałego bytu".21 Tę świadomość trzeba było ciężko okupić. W dalszym ciągu jednak Szujski nie jest skłonny odsądzać od wartości naród. Choć dostrzega sprzeczność między czynnikiem społecznym i państwowym w najwspanialszym okresie jagiellońskim, podnosi, iż Polska świeci wtedy przykładem budując Rzeczpospolitą opartą na wolności i braterstwie ludów, na moralności, tolerancji, wypełnia swą misję, ale wnosząc do chrześcijaństwa „obfitość myśli wyższych nad wiek powstałych", czyni to z jej szkodą jako organizmu państwowego. „Instytucje Polski, acz tyle dla niej zgubne, bo powstałe nie w poczuciu potrzeb ogółu, ale potrzeb indywiduum szlacheckiego, które w swobodzie i wolności własnej widziało gwarancję wielkości kraju, instytucje te mieszczą w sobie kardynalne prawa wolności politycznej obywatela, jakich w XVI wieku nie znano zupełnie". Pod wpływem tego poczucia wolności rozwinęła się w Polsce w XVI wieku cywilizacja, jakiej „słusznie dziwowano się w Europie, rozwinęła się ta dzielność indywidualna", która pomimo upadku Polski jako państwa „dokazywała cudów w boju z Turcją i Moskwą, zasłaniając swymi piersiami świat chrześcijański". Tym to było jednak trudniejsze, że brakło w Polsce konsekwentnej i wytrwałej polityki zewnętrznej, że przy opieszałości narodu trudno było zebrać ludzi na wojnę w jego interesie, a cóż do- 13 — Naród a państwo... 193 piero gdy chodziło o „interes dynastii i o głębsze rachuby polityczne".22 Mimo to wszystko, osłabienie państwa na razie nie odbija się na braku odporności narodu, którego dobra wola i patriotyzm nie zawodziły. Wciąż jeszcze Szujski daleki jest od „rozrachunku z przeszłością". Sytuacja jednak zmienia się nieco, gdy przedstawia on dzieje XVII wieku. O ile jeszcze za pierwszych królów elekcyjnych wartości moralne narodu rekompensowały słabość władzy państwowej, to później, wśród potęgującego się zamętu wewnętrznego rosło zepsucie moralne i następował rozbrat między tronem a społeczeństwem. Za Wazów wystąpiły już zasadnicze przeciwieństwa aspiracji: z jednej strony — narodu broniącego wolności, tolerancji i niechętnego Habsburgom, z drugiej — państwa dążącego do absolutyzmu, broniącego Kościoła i uprawiającego proaustriacką politykę. W rezultacie ścierania się ze sobą przeciwstawnych sobie sił załamał się ruch reformacyjny, zachwiał duch wolności szlacheckiej, ale i monarchia osłabła. Na znaczeniu zyskuje jedynie możnowładztwo; jemu podporządkowuje się niechętna dworowi szlachta, strzegąca swych swobód, „z rozumu stanu obrana, burzliwa, do boju za wiarę gotowa, patriotyzm z prywatą mieszająca". Wybujały indywidualizm, brak poczucia „zbiorowej siły" pędzi kraj ku zgubie. Za Sasów ten stan jeszcze się zaostrza. Jak się okazuje, nie bez winy są w tym wszystkim królowie: „Zygmunt III rozpoczął epokę upadku, przygotował naród do zguby, August II zbliżył go na sam stromy kraniec przepaści. Były to niejako dwa ataki monarchizmu europejskiego na organizm Rzeczypospolitej, monarchizmu czasów Filipa II i monarchizmu Ludwika XIV. Oba ataki demoralizują naród i czynią go nieprzystępnym", niechętnym wszelkim reformom.23 194 Nie wynikało jednak z tego, by odpowiedzialność za nieszczęście Polski ponosili jedynie jej królowie, ponieważ w ustroju Rzeczypospolitej wina spaść musiała na duży krąg obywateli biorących udział w rządach i decydujących o losach kraju. Wniosek końcowy Szujskiego odwoływał się do ogólnej reguły, której Polska nie przestrzegała, co doprowadziło do jej upadku: „Każdy naród i każde społeczeństwo ludzkie zależne są od pewnych warunków ładu i sprawiedliwości na wewnątrz, a potęgi na zewnątrz, których nie wypeł-; niwszy, tracą siły rozwoju, niezawisłość i niepodległość... nie uwalnia od tych warunków żadna idea wyższa, choćby najszlachetniejsza, bo dla tej idei trzeba wynaleźć formę wystarczającą." Mimo to Szujski w Dziejach Polski rehabilituje naród, który się odrodził, wkroczył na właściwą drogę za Stanisława Augusta, a główną winą obciąża mocarstwa zaborcze oraz „system polityczny", którego owocem były rozbiory. Nie dekretem prawa narodów, ale prawa pięści Polska padła ofiarą, ale fakt ten rozgrzeszenia dać nie może narodowi i nakazuje współczesnym dokonać przeobrażenia, którego przodkowie dokonać nie mogli.24 A zatem, podobnie jak Kalinka, Szujski wyciąga z historii naukę o konieczności moralnego, zgodnego z „warunkami ładu i sprawiedliwości" przetworzenia narodu. Widoczne jest, jak w refleksji nad przeszłością ojczystą trudno jest Szujskiemu rozstrzygnąć, po czyjej stronie w konflikcie między majestatem i wolnością była racja i kto był głównym winowajcą: królowie czy naród szlachecki. To co nam się wydaje wyrazem wahań i wątpliwości, którymi miotany był historyk, tradycją związany z republikańsko-romantyczną koncepcją dziejów Polski, współcześni krytycy odczytywali 13* 195 całkiem jednoznacznie i chyba niezupełnie sprawiedliwie oceniali. Przykładem znów Kraszewski. Twierdzi on, że Szujski posługuje się oklepanym frazesem o anarchii i że „wszystko, co się opierało rządowi, królowi, władzy, zachciankom despotyzmu, sądzone jest jako burzliwa zgraja warchołów, wszystkie zaś pokuszenia władzy na organizm rzeczypospolitej szlacheckiej są usprawiedliwione i podniesione". Zarzuca Kraszewski Szujskiemu, iż Zebrzydowskiego (który, jak wiemy, gloryfikowany był przez republikańskich historyków) potraktował tak samo namiętnie jak Mierosławskiego, wskutek czego stał się raczej „pamflecistą niż historykiem". Ta opinia nie całkiem odpowiada choćby wyżej przytoczonym tekstom; wątpliwe wydaje się również, by Szujski wyłączną uwagę kierował na formę, lekceważąc „treść narodowego żywota", by rzekomo wszystko, co głosił wychodziło „z danych praktycznych". Tym mniej zaufania budzi ta krytyka Kraszewskiego, jeśli zważyć, iż sam on przyznawał, że silny rząd byłby umocnił Polskę i „od zguby ocalił". 25 Wahania Szujskiego pomiędzy empiryzmem historycznym w duchu pozytywistycznym i tradycją romantyczną idei narodowej26 być może, mniej wyraźnie zarysowały się w jego publicystyce; właśnie w roku 1867 sprecyzował swoje credo polityczne w artykule Kilka prawd dziejów naszych ku rozważaniu chwili obecnej, uznanym przez redakcję konserwatywnego „Przeglądu Polskiego" za wyraz jego poglądów. Stwierdzając, że naród polski odrodzić się może tylko przez własną pracę i rozum, Szujski podkreśla, że brak „harmonii między władzą i czynnikiem ładu i sprawiedliwości społecznej", a także odstępstwo od wiary religijnej doprowadziły Polskę do upadku. Wprawdzie Sejm Czteroletni podjął zbawienne dla przywrócenia równowagi wysiłki, ale podniosła 196 głowę „hydra pognębionego liberum veto w postaci Targowicy". Po rozbiorach nastąpił w Polsce rozłam pomiędzy tymi, którzy uznawali priorytet rządu i tymi, którzy wysuwali przede wszystkim kwestię socjalną. Tymczasem po klęsce 1863 roku i uwłaszczeniu chłopów sprawa ta straciła całkowicie na aktualności, jak i wszelka konspiracja, i może być jedynie dogodna dla Rosji. Przyszedł okres pracy organicznej i ugody z Austrią, której interesy zbieżne są z polskimi. „Do grobu z liberum conspiro — ku lepszej przyszłości niech nas, zrównanych prawem i niedolą, wiedzie Bóg i ojczyzna!" 27 Słowa te stały się jakby zawołaniem bojowym obozu konserwatywnego. Coraz mocniej Szujski przechylał się na rzecz priorytetu rządu i nakazu dyscypliny wewnętrznej, a brakowi zmysłu politycznego i lekceważeniu „ogólnych prawideł rządzących światem" przypisywał zgubę Polski. Głosząc krytycznie pogląd na przeszłość pragnął podnieść świadomość polityczną narodu, żeby w tej drodze „wydobyć się [mógł] z ciasnoty, w którą go los wpędził" i przetrwać w oczekiwaniu lepszej przyszłości. 28 Nie pozostał dłużny demokracie Ludwikowi Wolskiemu, gdy ten zarzucił nowej szkole histor-yez-nej sianie zwątpienia, rzucanie anatemy na prze-~szlolL z jej tradycjami republikańsko-wolnościo^ wymi, lekceważenie idei narodowej Polski, zamil-czanie faktu, iż nie wadliwy ustrój, ale jego wypaczenie w kierunku przywilejów jednego stanu spowodowało osłabienie państwa. Szujski w odpowiedzi zakwestionował zarówno tezy historyczne, jak i płynące stąd wnioski polityczne Wolskiego. Poddał krytyce pogląd o „przyrodzonym" kierunku rozwoju dziejowego, prowadzącego „ku wolności w przeciwieństwie do rządu", gdyż, jak twierdził, od początku dziejów Polski zapanował w niej absolutyzm książęcy. Zresztą ta wolność (prawdziwą zapewniał Kościół) nie była niczym innym jak kłamstwem, anachronizmem w czasach nowożytnych. Trzeba się wyzbyć kultu owej złudnej wolności i „średniowłeczyzny rycerskiej", bo to uniemożliwia narodowi poprawę, bo „to nie duch w naród tchniony, to «Dejaniry paląca koszula* rzucona w społeczeństwo!" Jeżeli wyrzec się tego nie możemy i wolność uważamy za przyrodzony kierunek narodowy Polski, to hołdując jej „giniemy w jej popiołach", tak jak zginęliśmy przez nią dawniej. „Pesymistami" są ci, co głoszą jakąś fatalis-tyczną konieczność systemu, który z konieczności prowadzi do upadku. Tak więc „fałszywa historia" jest „mistrzynią fałszywej polityki".29 Sytuacja wydawać się nam może paradoksalna, gdy demokraci gorąco bronili tradycji, a stańczyk atakował „pogrobowców dawnej Rzeczypospolitej", jako obrońców szlachty i spadkobierców tych, którzy przez niwelację głupoty, anarchię i anachronizm zgubili Polskę. Współcześni zdawali sobie jednak sprawę z pseudodemokratycznych argumentów Szujskiego, którymi pokrywał swą niechęć do liberalizmu i ich postępowych tradycji. Wiedzieli, że atakując dawną wolność, brak w niej karności i dyscypliny, propagował uległość wobec rządzących kół w Galicji autonomicznej, bo przecież, jak to sam zauważył: „zajrzawszy w własną pierś, w tajniki usposobienia naszego, czy co bardziej zachwianym ujrzymy, jak pojęcie rządu, pojęcie o jego warunkach i potrzebach?"30 : W dyskusji nad wspomniana syntezą Bobrzyń-jskiego, pomimo pewnych rozbieżności, Szujski (zgadzał się z jego diagnozą choroby dawnej Rzeczypospolitej, to jest braku rządu, ale podobnie jak Kalinka zarzucał mu, iż w ocenie organizacji państwa pominął kryterium moralne; że z państwa uczynił cel nadrzędny, a nie środek do osiągania celów cywilizacyjnych. 31 198 W swej drugiej syntezie dziejów, pochodzącej z ostatnich lat jego życia, Szujski odbiegł już daleko od tradycji romantycznej i zbliżył się do stanowiska zajętego przez najkonsekwentniejszego obrońcę idei państwa — M. Dobrzyńskiego. Już u Słowian pierwotnych — podobnie jak Bo-brzyński — stwierdził „właściwy krwi słowiańskiej" brak zmysłu do organizacji politycznej. Atakował tych, którzy stworzyli tytuł do chwały z wadliwych urządzeń Rzeczypospolitej, „z błędów i zboczeń myśli politycznej", walczyli z ideą rządu w czasach, gdy sam rząd „reprezentował interes samodzielności państwa". Zrywając teraz z ideą oryginalnej indywidualności narodowej Szujski wydawał sąd, oparty na pojęciu ogólnej prawidłowości dziejów: „Zawieszono dla nas prawa nieuchronne, którym każde podlega społeczeństwo. Wytrącono najistotniejszy czynnik badania, czynnik porównawczy", wskutek czego uznaliśmy siebie za naród prześcigający swym ustrojem konstytucyjnym i republikańskim Zachód; winą upadku obciążyliśmy wyłącznie czynniki zewnętrzne.32 Zamiast apologii „przyrodzonych" wartości „narodu" Szujski dostrzegał w nim przede wszystkim: niesforność, skłonności anarchiczne. Wszystko to było następstwem „młodszości cywilizacyjnej" Polski, jej opóźnienia rozwojowego w stosunku do Zachodu, na którego peryferiach się znalazła. Do tego opóźnienia w niemałej mierze przyczyniła się tak osławiona skądinąd unia z Litwą. Wskutek niej bowiem roztopił się naród w olbrzymich przestrzeniach wschodnich, które miał cywilizować, zamiast porządkować swe sprawy wewnętrzne. „Tak ostatecznie przestrzeń pokonała ów niewielki, ale jędrny związek polityczny, jakim była Polska." To unia przyczyniła się do utworzenia wielkich latyfundiów kresowych królewiąt, do wzrostu IM możnowładztwa, sił odśrodkowych, destrukcyjnych. Mimo to jednak Szujski nie wyrzekał się idei kulturalnego posłannictwa Polski, twierdząc, że to zadanie ona wypełniła, i że zostanie to na zawsze „tytułem do wielkości i znaczenia".33 Podkreślając wciąż potrzebę przywrócenia zmysłu politycznego i rolę czynnika władzy, Szujski odcinał się jednak od kultu państwa i koncepcji Machtpolitik. Recenzując pracę Hiippego o ustroju dawnej Polski, dedykowaną Bismarckowi, podzielając jego pogląd na wybujały indywidualizm, na niedomogi organizacji państwowej, wyrażał przekonanie, że druga ostateczność, zasada „siła przed prawem", może być zgubną, „tak dobrze jak ubóstwianie praw i lekceważenie siły". 34 Polemizując z obcą historiografią, podkreślał proces odrodzenia moralnego za ostatniego króla, a w stulecie pierwszego rozbioru stwierdzał, że społeczeństwo po pierwszym rozbiorze „nie było tak bezdennie złym, jak to tuzinkowa przedstawiać lubi historia"; choć prawdą jest, że było ono na poły sparaliżowane bezwładem, brakiem świadomości politycznej, odwagi cywilnej, nie brakło W nim jednak gorących serc patriotów czujących tak jak Rejtan.35 Stanisław Smółka, który objął osieroconą katedrę po śmierci Szujskiego, poświęcił wykład inauguracyjny jego charakterystyce (1883). Nazwał go „Newtonem dziejopisarstwa polskiego", hetmanem, który nadał kierunek nie tylko nauce historycznej, ale stworzył swego rodzaju plan „strategii narodowej", wskazał drogę polityczną społeczeństwu, prowadzącą do harmonii rządu i wolności, program współdziałania z Austrią we wspólnym posłannictwie na Wschodzie, plan skupienia sił narodowych w pracy organicznej i odcięcia się od ruchów rewolucyjnych, budzących niechęć do Polski w Europie i mających jedynie przyczynić się do ostatecznego zamknięcia jej grobu.36 200 Nie ulega wątpliwości, że Szujski rozwinął naj^ bardziej ożywioną działalność historiograficznąr przepojoną ideologiczną tendencją obozu stańczykowskiego. W szkole krakowskiej zajmował stanowisko światopoglądowe, podobnie jak Kalinka,, katolickie, prowidencjonalistyczne, kolidujące w zasadniczych założeniach z laickim i liberalnym nurtem pozytywistycznym, na co ostatnio zwrócono uwagę. 37 W refleksji teoretycznej, historiozoficznej przeciwstawiał się determinizmowi historycznemu, koncepcji praw dziejowych, upodobnieniu metodologicznemu historii z naukami o przyrodzie, podobnie jak to czynili zwłaszcza współcześni mu historycy niemieccy. Jednakże w praktyce historiograficznej posłuf giwał się metodami ustalonymi przez historiograf j fię pozytywistyczną i uznawał pewną prawidło-! j wość dziejów (zgodnie ze swym okcydentalizniem), j oceniał dzieje Polski z punktu widzenia „nie- \ uchronnych praw" rozwoju społecznego (do kto- \ rych należało między innymi dążenie do równowagi między czynnikiem władzy i wolnością); pomimo krytyki laickiej idei postępu dostrzegał postęp w rozwoju organizacji państwowej i w nauce; w dziejach, podobnie jak historycy pozytywistyczni, zwracał uwagę na realne siły i czynniki (między innymi geograficzne), a w szczególności na zagadnienie ustroju politycznego, władzy państwowej. W kontrowersji: „naród czy państwo" wykazywał wahania między przywiązaniem do tradycji szla-checko-republikańsko-romantycznej a realistycznym i krytycznym poglądem na Rzeczpospolitą i jej twórcę — „naród szlachecki". Grawitował jednak do idei silnej władzy państwowej, zbliżając się do koncepcji swego młodszego kolegi, Michała Bobrzyńskiego, z którą częściowo polemizował. Toteż H. Sienkiewicz dostrzegł w jego drugiej 201 syntezie dziejowej jakiś jednostronny kult władzy państwowej, pisząc: „Nam się zdaje, że między państwem, które dla swej zasady państwowej pożera jak Moloch tysiące pokoleń, a bezsilną anarchią może się znaleźć coś trzeciego, jakaś zasada wyższa, którą właśnie historia powinna wypośrod-kować." 38 3. IDEA PAŃSTWA W SYNTEZIE BOBRZYŃSKIEGO U nas jednych brakło tego uzdrawiającego czynnika rządu, który by w chwili stanowczej siły, chociażby stargane, około siebie skupił i jednolity kierunek im nadał. M. BObrzyński, 1879 W kontrowersji: „naród czy państwo" najbardziej konsekwentne stanowisko zajął w szkole krakowskiej historyk pokolenia młodszego niż Kalinka i Szujski — Michał Dobrzyński, specjalizujący się w historii prawa i zagadnień ustrojowych, który pokusił się również o całościową syntezę dziejów dawnej Polski. Zasługuje ona na szczególną uwagę, jako koncepcja najbardziej zdecydowanie podważająca wiarę w wartości ideowe dziedzictwa dawnej Rzeczypospolitej i odcinająca się od apologii narodowej w imię racji stanu państwa. Sondując zgodnie z genetyzmem historycznym głęboko wstecz, Bobrzyński właściwie już w pierwotnej Słowiańszczyźnie szukał klucza do rozwiązania zagadki upadku dawnej Polski. Tam tkwiły zalążki jej przyszłej słabości, bo Słowianie nie zdołali wyrobić w sobie poszanowania prawa i władzy, karności i zgody. Jeśli organizowały się wśród nich silniejsze państwa, to tam, gdzie wskutek podboju dostała się do krwi słowiańskiej domieszka obcej krwi „pochopniejszej do życia politycznego, .do którego Słowianie wskutek tradycyjnej swej niezgody i przesadnego zamiłowania wolności nie byli jesz- cze dojrzeli". Takie szansę pojawiły się przed Bułgarami i Rusią, ale nie przed Polską 39, która nie wyzbyła się też nigdy w pełni swej anarchicz-ności. Chociaż, jak to sam Dobrzyński stwierdził, za Piastów potrafiła Polska wytworzyć jednolity organizm, dbały o swój byt polityczny, za Zygmuntów jednak po załamaniu się programu naprawy wkroczyła na drogę prowadzącą do upadku państwa. Jakkolwiek nie rozciągał swego surowego sądu na całą przeszłość Polski i „wielkich przodków" przeciwstawiał „skarłowaciałym późniejszym pokoleniom" — stanął na drugim krańcu w stosunku do tych historyków, którzy szukali w tej przeszłości „zacnego, pożytecznego wzoru" dla odrodzenia i pociechy w niedoli. Obraz ogólny dziejów Rzeczypospolitej, zwłaszcza po pierwszym wydaniu swej syntezy, kończącej się na roku 1772 (w wydaniu następnym Bo-brzyński wprowadził dodatkowy rozdział pod tytułem „Odrodzenie w upadku") wypadł niezwykle r_j3onuro. Wychodząc z założenia o nadrzędnej roli państwa i stosując jednolite kryterium oceny — rację stanu — Bobrzyński odsłaniał wszystkie słabe strony ustroju „wolnościowego", urządzeń paraliżujących działalność rządu centralnego, brak zmysłu politycznego u szlachty, a także upośledzenie \ warstw niższych. To, co było tytułem do chwały, swobody obywatelskie, a nawet tolerancję religijną tłumaczył jako wyraz braku rozumu, przekonań, zasad. Już za Zygmunta Augusta stwierdzał po nieudanych próbach naprawy zwycięstwo anarchii, która została skanonizowana i utrwalona przez artykuły henrycjańskie, oparte na „potwornej teorii politycznej", głoszącej zasady niemożliwe do urzeczywistnienia. Ich następstwem było skrępowanie władzy zarówno Sejmu jak i króla, całkowite zwycięstwo decentralizacji („tyle państw co województw"). 204 ^^* Nie miał Bobrzyński wiary w jakieś przyrodzone przymioty narodu szlacheckiego, wręcz przeciw-t nie: „Złota wolność — pisał — pozwalała usuwać się od obowiązku wobec ojczyzny, od wojska i od podatków, a resztki skarbu publicznego obdzierać. Złota wolność udaremniała wszelki śmielszy poryw ku wznioślejszym idealnym celom... Nie ideały gubiły nas, lecz prywata." Nie jest prawdą, by w Polsce była wolność, skoro krępowano śmielszą myśl w piśmie i słowie, prześladowano różnowierców i uciskano niższe warstwy; równość szlachecka była fikcją, masa szlachecka utraciła swą samodzielność, podporząd-j kowując się magnatom. 40 | W ten sposób Bobrzyński rozwiewał mit o przyrodzonych cnotach szlachty, która rzekomo mogła opierać istnienie swojego państwa jedynie na dobrej woli i ofiarności narodu. Odwołując się do | kryterium porównawczego Bobrzyński dochodził f do wniosku, że Polacy uchylali się od ogólnych ' praw rozwoju, przyznając sobie jakieś szczególne miejsce i posłannictwo wśród ludzkości, ale „dla tej misji pozwolono mu [narodowi] istnieć bez poszanowania rządu ł prawa, bez wojska i podatków." *i W XVII i XVIII wieku coraz większy nierząd dezorganizował państwo, a pod wpływem jezuitów zapanowała w społeczeństwie ciemnota; w tym samym czasie, gdy gdzie indziej powstały silne organizmy polityczne i podniosła się oświata, „u nas jednych brakło tego uzdrawiającego czynnika — rządu, który by w chwili stanowczej siły, chociaż stargane, około siebie skupił i jednolity kierunek im nadał... Nad zbudowaniem silnej władzy rządowej pracowały inne spółczesne narody i dopięły tego zadania wśród wielkich przewrotów... Narody te dla zbudowania władzy poświęciły na długie lata drugi pierwiastek szczęścia 205 ludzkiego na ziemi — wolność obywatelską." U nas „zwyciężyła anarchia i doprowadziła do | upadku." „Nie granice i nie sąsiedzi, tylko nasz t nieład wewnętrzny przyprawił nas o utratę politycznego bytu." ł2 Mając przed sobą model państwa nowożytnego tzw. prawnego (Rechtstaat), jaki wytworzył się w innych krajach europejskich, Dobrzyński winił j o rozejście się Polski z Zachodem nie tylko szlach- \ tę, ale i ostatnich Jagiellonów, którzy nie potrafili oprzeć się jej naciskowi i dopuścili do całkowitej przewagi czynnika społecznego nad państwowym. Polemizując z Kalinką wytykającym mu brak kryteriów moralnych, odpowiadał: ! „Dla historyka najwyższym hasłem nie może j być żadna, chociażby najwznioślejsza misja, lecz dobro narodu, którego losy bada i kreśli... Historia nie jest sądem sumienia społeczeństwa i jednostek, ale sądem wypadków i wiążących się ze sobą przyczynowo zdarzeń." *3 Nie pojmował jednak tego „dobra narodu" i postulatu silnej władzy w sensie hołdowania idei absolutnej monarchii, choć go o to nieraz posądzano. Przeciwstawiając się kierunkowi republikańskiemu, chociaż uznawał zasługi Lelewela dla badań nad dziejami Polski, zarzucał mu brak znajomości nauk społecznych i doktryneryzm ustrojowy: „Na nieszczęście brakło Lelewelowi gruntownych wiadomości przygotowawczych o naturze państwa i społeczeństwa, krytyce jego — dostatecznej ścisłości i trzeźwości... Wtłoczył Lelewel gwałtownie dzieje nasze w błędny pogląd gmino-władczy, w którym ulubiona forma rządu stała ponad potrzebą rządu i prawdziwym interesem narodu i państwa..."; i stwierdzał: „Czytając pogląd Lelewela, dziwimy się dzisiaj, jak można było popaść w takie zboczenia i błędy, słysząc nieustannie podnoszoną wolność, dziwimy 20fi się, jak można było spuścić z oka drugi warunek zdrowego rozwoju każdego narodu, mianowicie: sprężystość jego władzy rządowej. Nie pojmujemy, jak można było rozwój i upadek narodu uczynić zależnym od gminowładztwa, tj. jednej formy rządu, którą sobie każdy naród w miarę swojego rozwoju koniecznie przekształca i zmienia." Toteż Dobrzyński, uznany za zdecydowanego zwolennika autokracji, monarchii, zastrzegał się, iż forma ustrojowa jest sprawą drugorzędną, byleby zapewniony był właściwy stosunek między władzą i wolnością. Wskazywał na odstraszający przykład rządzonej absolutystycznie Hiszpanii, gdzie sparaliżowano przez władzę działalność społeczną, ca doprowadziło do martwoty i słabości. ** Być może, że zafascynowany aktywnością i sukcesami potęg mocarstwowych Dobrzyński swą wiarę we wszechmoc silnej organizacji państwo^ wej rzutował wstecz na dawną Polskę. Jako przykład przytoczyć można jego pogląd na sprawę Ko-zaczyzny. Twierdził przecież, że gdyby Polska miała silną władzę rządową, to potrafiłaby zespolić siły społeczne na Ukrainie i dotrzeć do Morza Czarnego, a Kozacy staliby się czynnikiem użytecznym dla „dobra państwa".45 Zgadzał się Dobrzyński z Szujskim w jego poglądzie na „młodszość cywilizacyjną" Polski, co jak wiadomo stwarzało całkiem odmienną perspektywę w ocenie całych dziejów i roli narodu polskiego niż ta, którą mieli historycy romantyczni. Młodszość ta oznaczała równocześnie niższość cywilizacyjną i skazywała Polskę na konieczność re-cypowania wzorów ustrojowych ł kulturalnych z Zachodu. Dla Szujskiego wskazywała ona jej również drogę posłannictwa na Wschodzie. Ale,. jak wiemy, już Szujski (a przed nim Lelewel) wyrażał obawę, czy ekspansja Polski na wschód nie utrudniła wytworzenia się silnego organizmu państwowego. Rozwijając tę myśl Dobrzyński rozwa- 207 żal sytuację, jaka powstałaby, gdyby te miliony ludności polskiej, ten kapitał i praca pozostały w granicach etnograficznych Polski. Oto jego wywody: „Gęściejsza ludność, nie znajdując utrzymania na roli, byłaby musiała rzucić się do przemysłu i handlu, zapełnić miasta i w żywiole mieszczańskim stworzyć przeciwwagę szlachcie. Trudniejsze warunki codziennego życia, trudniejsza walka o byt byłyby zaostrzyły nasz narodowy charakter, zbudziły namiętności, stworzyły energię, pogłębiły dziedzinę myśli, a podniosły dziedzinę czynu. Popchnięci do walk domowych, groźnych, ale stanowczych, bylibyśmy z nich wynieśli silny rząd i jasny kierunek dalszego dążenia i pracy. Bez unii nie moglibyśmy się jednak ostać, a unia silną władzą rządową nie poparta, wewnętrznie nas trawiła. Tym się zatem tłumaczy, że społeczeństwo nasze z trzech ostatnich stuleci nie miało potrzebnej siły przekonań, nie wstrząsały nim namiętności, nie miało wielkich charakterów, które by dla obrony zasad poświęcały miły spokój i samych siebie gotowe były postawić na kartę." 46 A więc i osławiona unia, podobnie jak wadliwe urządzenia polityczne, budzące zachwyt republikańskich historyków — stała się hamulcem w organizacji silnego rządu i postępu gospodarczego, skrzywiła charakter narodowy, była jednym ze źródeł nieszczęść. Posługując się z żelazną logiką jedynym kryterium — dobrem państwa — Dobrzyński odsłaniał „nagą prawdę" o przeszłości, owianej romantycznym mitem, ukazującym nie to, co było w rzeczywistości, ale to, co powinno było być, z punktu widzenia głoszonych ideałów. \ ^A/szyscy trzej historycy szkoły krakowskiej: \ Kalinka, Szujski i Bobrzyński, krytycznie ocenia- \ jacy dzieje dawnej Rzeczypospolitej, uzyskali od l jswy<:h przeciwników etykietę „pesymistów", prze- 208 ciwko czemu bronił się energicznie zwłaszcza najbardziej za pesymizm atakowany Bobrzyński. Podobnie jak jego koledzy, polemizował z zarzutem ujawniania ciemnych stron dziejów ojczystych, jako rzekomo szkodliwego, odbierającego narodowi otuchę i kompromitującego go w oczach obcych. Imperatyw „prawdy" historycznej, choć gorzkiej — odpowiadał Bobrzyński — jest nieodzownym warunkiem poznania źródeł złego, błędów i wad, ażeby można się było z nich uleczyć. Ta przeszłość bowiem ciąży nadal nad teraźniejszością, a więc i przyszłością. Trzeba wzbudzić w sobie „ducha karności, łagodności i zgody", którego nam brak, nauczyć się szacunku dla jednostek wybijających się „siłą swojej tradycji, talentu, wykształcenia, zasługą", wbrew dogmatowi „zabijającej równości". Tylko przez poznanie rzetelnej prawdy o przeszłości można ocenić zasoby, jakimi naród dysponuje, które jednak w przeszłości naszej dziejowej „mają swe źródło i miary". 47 W odpowiedzi na wyrażaną obawę ujawnienia prawdy przed obcymi argumentował Bobrzyński wskazując na niebezpieczne następstwa, jakie pociągnąłby za sobą fakt, że monopol na historię naszego upadku mieliby historycy obcy, którzy pominęliby wszystkie okoliczności łagodzące; „naprzeciw takim badaniom zamierzacie stawiać teatralne dekoracje, w których prawdziwość nie wierzycie sami. Więc nie macie tego poczucia własnej godności, że człowiek czy naród, który się sam do własnych błędów i grzechów przyznaje... okazuje tym samym, że chwila zapomnienia nie była dla niego chwilą zupełnego upadku, że się w nim przechowały zdrowe czynniki i siły, które się jeszcze mogą potężnie rozwinąć." 48 Jakiekolwiek różnice dzieliły poglądy trzech czołowych historyków krakowskich — wszyscy oni w przeciwieństwie do koncepcji dziejów Pol- 14 — Naród a państwo... 209 ski z doby romantyzmu — zająli postawę krytyczną wobec wartości ustrojowych dawnej Rzeczy-i pospolitej, atakowali zgubną formę rządu, skłon-\ ności anarchiczne, brak dyscypliny wewnętrznej, '.akcentując rolę czynnika władzy centralnej, której słabość zaważyła fatalnie na losach Polski. Wszyscy oni swoją interpretacją przeszłości chcieli służyć teraźniejszości, oddziałać na opinię społeczeństwa, wyzwolić je ze złudzeń, skłonić do rozsądnej oceny sytuacji, do rezygnacji z konspiracji, z nieaktualnej walki o niepodległość, do skupienia sił w zgodnej, solidnej pracy organicznej, kierowanej w Galicji przede wszystkim przez obóz stańczykowski.49 4. RECEPCJA I OPOZYCJA WOBEC SZKOŁY KRAKOWSKIEJ Każdy sędzia sprawiedliwy wyznać musi, że od roku 1772 zaczęliśmy być coraz silniejsi duchem. J. I. Kraszewski, 1872 Historycy szkoły krakowskiej nie utożsamiali swego stanowiska ze skrajnym konserwatyzmem i lo-jalizmem profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Antoniego Walewskiego, badacza czasów panowania Jana Kazimierza, autora Filozofii dziejów polskich i metod ich badania (Kraków 1875). W dziele tym Walewski ujmował rozwój ludzkości jako walkę spirytualizmu i monarchizmu z materia-Uimem i republifcamz,mem. Młodszości^ c^wliza- cyjną tłumaczył brak dyscypliny, niesforność, skłonność do anarchii, wadliwość urządzeń ustrojowych, zachwianie harmonii między władzą i wolnością. Mimo wszystko jednak z woli Opatrzności zwyciężyła w Polsce zasada monarchiczna. W szczególności Wazowie, związani z Kościołem i Austrią, prowadzili zbawienną politykę. Jedność narodową umacniała dynastia, troskliwa o dobro publiczne. W ciągłej walce anarchii z monarchią zachwianie się lojalności i wierności wobec korony pociągnąć musiało za sobą zgubne skutki, karę Bożą. Najwyższą siłą na ziemi jest, obok Kościoła, lojalność dla dynastii. Walewski posuwał się w tej doktrynie tak daleko, że przestał czynić różnicę między dynastią Jagiellonów i Romano- 14* 211 wych, pochwalał ugodą z zaborcami, potępiając kategorycznie wszelką konspirację, powstania czy inne objawy opozycji przeciwko rządzącej władzy, choćby manifestującej jedynie narodowe uczucia w sposób pokojowy. Te skrajne poglądy nie miały żadnych szans powodzenia w szerszych kręgach społeczeństwa. (^Inaczej było z koncepcjami historycznymi Kalinki, Szujskiego i Bobrzyńskiego, które w warunkach rozczarowania i zawodów po upadku powstania styczniowego trafiały na podatny grunt w wielu środowiskach i przyczyniły się do zwrotu w poglądach na przeszłość. Głęboko przeniknęły one do polskiej myśli historycznej na kilkadziesiąt lat, napotykały jednak rosnące z biegiem czasu przeciw nim opory, które wynikały ze zmiany ogólnej sytuacji politycznej w Polsce oraz z rozbieżności ideowo-politycznych. Nie o teorie zresztą chodziło tu ścierającym się obozom — jak to stwierdzał Wilhelm Feldman — „lecz o życie. Niewiara grona krakowskiego w demokrację czynną, manifestującą uczucia, organizującą lud, była odziedziczoną po Hotelu Lambert i szła równolegle z polityką dyplomatyczną, dawniej liczącą na mocarstwa, specjalnie na Francję, obecnie na Austrię. Stąd potrzeba trzymania [tłumu] w ryzach, tłumienia ducha liberum conspiro i propagowanie na zewnątrz: uporządkowania się, pracy organicznej; zaś anarchiczność ducha polskiego ma ujarzmić idea silnego rządu", opartego na autorytetach naturalnych i nadprzyrodzonych.50 ( Fakt, że działalność historyczna szkoły krakow-\3kiej sprzęgnięta była z polityczną działalnością obozu stańczykowskiego, budził wśród jego przeciwników podejrzliwość i dezaprobatę ich poglądów historycznych, które niekiedy trudno nam dziś zrozumieć. Namiętne spory i wzajemne oskarżenia, z jednej strony o „fałszywe łudzenie ducha" (słowa 212 St. Tarnowskiego), o liberum conspiro, o dążenie do wznowienia walki zbrojnej o niepodległość, do jakiejś rewolucji społecznej, z drugiej zaś o wyrzeczenie się niepodległości i obrony ideałów narodowych, o lojalizm i służbę interesom konserwatywnym, ultramontańskim, monarchicznym — wszystko to odbijało się na odmiennych koncep-* cjach przeszłości, na innym pojmowaniu prawdy historycznej, jej ujawnianiu czy zatajaniu. Jak to mogliśmy zauważyć, poglądy historyków różnych „szkół" pomimo wspólnych elementów, dalekie były od całkowitej jednolitości, a zarzuty kierowane pod ich adresem nie zawsze uwzględniały to zróżnicowanie i nie zawsze wywołane były tymi samymi motywami. Jeden z najczęściej spotykanych zarzutów dotyczył „politykomanii" uprawianej pod pozorem czystej nauki przez szkołę krakowską. 51 History-^ cy o odmiennej orientacji atakowali za to swych przeciwników, chociaż sami czynili to w imię odmiennych, ale również politycznych celów. Już w Polsce niepodległej Władysław Smoleński wyjaśnił to pozornie czysto scientystyczne hasło historyków warszawskich, pisząc: „Ataki przeciwko apostołom ugodowości, o ile zamykały się w ramach sporu naukowego, nie obrażały cenzury warszawskiej; niepodobna jednak było podejmować ich na podłożu politycznym w sensie protestu przeciwko rezygnowaniu z niepodległości lub przeciwko próbom wynarodowienia, praktykowanym w Królestwie." 52 Inny zarzut — prozelityzmu katolickiego czy kultu „Molocha państwowości" rozciągano na całą szkołę krakowską, chociaż Kalinka i Szujski wytykali Bobrzyńskiemu indyferentyzm religijny i jego niewątpliwie laicką postawę w historii, która nie może być kwestionowana; z kolei jeśli chodzi o „kult bismarkowski" i nieuwzględnianie zasad moralnych, to nie może on być w żadnym wypad- 213 ku rozciągany na Kalinkę czy Szujskiego (por. wyżej s. 206). t Wreszcie wytykano historykom szkoły krakowskiej, iż odbierają narodowi otuchę, „oczerniają", „bezczeszczą" przeszłość narodową, „spotwarzają" naród, jak to zwłaszcza formułował epigon romantyzmu Stefan Buszczyński, chociaż ujawnianie ciemnych stron ostatniego okresu Rzeczypospolitej nie było bynajmniej monopolem szkoły krakowskiej i nie mniej pesymistyczny obraz jego przedstawiali badacze, dalecy od jej tendencji politycznych. 5S Drażliwość i wrażliwość przeciętnej opinii na postawę wobec przeszłości, czego dobrym barometrem był Kraszewski, szczególnie ostro wystąpiły w latach sześćdziesiątych po klęsce powstania styczniowego. Na tym tle rozegrał się przypomniany niedawno incydent spowodowany wystawieniem w Paryżu obrazu Matejki Rejtan, pierwotnie noszącego tytuł Upadek Polski. Być może obsesyj-ność samego tematu wywołała niezwykle gwałtowną reakcję Kraszewskiego. Zarzucił on ironicz-no-satyryczny stosunek do przeszłości w Stańczy-ku, Kazaniach Skargi, a Rejtana ocenił jako „policzek Polsce dany... policzek dany zwłokom Matki", wytykał przy tym mistrzowi, że uwiecznia „rozbrat społeczeństwa, które się łączyć powinno we wspólnej obronie, a nie siać nienawiść i rany przygojone odnawiać." 54 Równocześnie Kraszewski poddał krytyce poglądy Szujskiego i Kalinki jako wyrażające nowy kierunek, głoszący realizm i rzekomy kult siły, burzący „nasze ideały", „teorię praw naszych i prawa przyrodzonego".55 To stanowisko Kraszewskiego przypomina postawę romantycznych historyków. Kilka lat później głosił on jednak program bardzo bliski stańczykom. Zalecał wy-rzeczenie się walki z Rosją, zaszczepianie w spo-^ łeczeństwie poczucia ładu i karności, odrodzenie 214 wewnętrzne przez pracę organiczną; jeśli stawał w obronie idei narodowej, to po to, by uchronić społeczeństwo zarówno przed reakcją, jak i radykalizmem, tak przed ślepym konserwatyzmem, jak i przed kosmopolityzmem i socjalizmem.56 Nie wchodząc tu w omawianie publicystyki Kraszewskiego z rozpatrywanego okresu, zauważyć można, że jego program narodowy, podobnie jak stańczykowski, zmierzał nie ku wspieraniu walki wyzwoleńczej, ale ku przetrwaniu, że Kraszewski w najpoważniejszym swym dziele historycznym Polska w czasie trzech rozbiorów (3 tomy, 1872— —1875) zajął stanowisko pod wielu względami bliskie szkole krakowskiej. Czy nie miała więc racji Eliza Orzeszkowa, która podejrzewała Kraszewskiego o „oscylowanie pomiędzy pojęciami i stronnictwami różnymi... umiejętność, słowem, dogadzania wszystkim, którą podziwiać można, ale zazdrościć niepodobna"? 57 Obraz skreślany przez Kraszewskiego na podstawie głównie pamiętników, obraz „obyczajów i ducha" Polski w okresie trzech rozbiorów, wypadł nie mniej ponuro, nie mniej czarno, niż u Kalinki czy Bobrzyńskiego, zwłaszcza gdy chodzi o opis warstw wyższych i ludności stolicy. Ujawnianie „przykrej prawdy" Kraszewski uznał za imperatyw, choć zastrzegał się, że nie chce przez to szerzyć zwątpienia. By uniknąć jednostronnie pesymistycznego wizerunku dziejów, starał się łagodzić wrażenie, ukazując nie tylko „cienie", ale i „blaski", posługując się przede wszystkim ideą odrodzenia po pierwszym rozbiorze: „Pierwszy rozbiór — pisał — godzina najboleśniejsza i najwstydliwszego upadku, Sejm Czteroletni i wysiłek bohaterski Polski odradzającej się — powstanie kościuszkowskie — są to punkty kulminacyjne tego okresu." 58 Taki punkt widzenia pozwalał autorowi na wydobywanie z ciemnego tła wszystkich osiągnięć 215 pozytywnych na polu moralnym, oświatowym, gospodarczym, wszystkich objawów patriotyzmu. Wynikało z tego, że moralny upadek nie był powszechnym. Przede wszystkim generacja wychowana w zreformowanych szkołach, przeniknięta duchem obywatelskim, odczuwała głęboko poniżenie narodu i świadoma była konieczności naprawy Rzeczypospolitej; wytworzył się oddany sprawie publicznej obóz patriotyczny. W rezultacie — gdy w roku 1772 nie zrodziła się nawet myśl oporu, całkiem inaczej działo się w okresie Sejmu Czteroletniego i po załamaniu się jego dzieła, gdy nie brakło ludzi gotowych zginąć w obronie niepodległości. 59 „Osłabła, znękana, bez poczucia niemal do własnego bytu, Polska w czasie trzech podziałów, dopiero po nich, pod ożywczym działaniem wielkiej boleści i sromu, dźwignęła się do nowego życia, spotężniała na duchu... Każdy sędzia sprawiedliwy wyznać musi, że od roku 1772 zaczęliśmy być coraz silniejsi duchem." 60 Chociaż wiać Kraszewski nie cofnął się przed ujawnieniem moralnego zepsucia społeczeństwa przed rozbiorami, przez swą wiarę w żywotność narodu i ciepły stosunek do przeszłości — zbliżał się do poglądów Korzona czy do Lelewelowskiej koncepcji „Polski odradzającej się" w dobie poroz-biorowej. Podobną tendencję do ukazywania w dziejach ojczystych zarówno blasków, jak i cieni można stwierdzić w powieściach historycznych Kraszewskiego. 61 Poruszając w nich węzłowe problemy historyczne Polski, Kraszewski skupiał swą uwagę na przedstawianiu zarówno konstruktywnych, jak i destruktywnych sił, umacniających jedność państwa, bądź też ją podważających. Pierwsze z nich reprezentowali dzielni władcy i mężowie stanu, działający w imię interesu powszechnego, w przeciwieństwie do magnatów, możnych, którzy z reguły działali na szkodę spra- 216 wy publicznej Przedstawiając w swych powieściach „walkę o władzę" jako centralne zagadnienie w dziejach Polski i przyznając w tej walce rolę czynnika jedności i siły państwu, koronie i dynastii — Kraszewski zbliżał się z kolei do koncepcji broniącej zasady silnej władzy central-y* nej, koncepcji szkoły krakowskiej. To promonar-chiczne i antymagnackie stanowisko miało głębokie korzenie w tradycji polskiej myśli historycznej od czasów Oświecenia i w niejednym (a między innymi w koncepcji literackiego ujęcia dziejów Polski) przypominało stosunek do przeszłości Niemcewicza; chyba podobnie też wpływało na „potoczną historię" w Polsce. Niespójne powiązanie w jego twórczości elementów romantycznych, w szczególności idei narodowej, z koncepcją sil-' nej władzy państwowej, sentymentu dla szlach-ty-ziemiaństwa i dla cnót mieszczańskich z niechęcią do artystokracji, możnowładztwa, wątków tradycyjnych z pozytywistycznymi — wszystko to sprawiało, że znajdowała ona oddźwięk w różnych środowiskach, czego świadectwem były między innymi uroczystości jubileuszowe ku czci Kraszewskiego z roku 1879 i związane z nią publikacje. i 5. POGLĄDY WARSZAWSKIEJ SZKOŁY HISTORYCZNEJ (KORZON I SMOLEŃSKI) A PROBLEM NARODU Organizm zwany państwem nie ogniskuje w sobie wszystkich promieni życia, jego dzieje nie są kwintesencją przeszłości, obok form życia państwowego, naród polski snuł wątek dorobku cywilizacyjnego, który przetrwał upadek i stanowił główny motyw historii. Wł. Smoleński 1886 ^Rewizjonizm historyczny krakowskiej szkoły historycznej zmierzający do krytycznej interpretacji przeszłości, podważającej wiarę w romantyczną ideę narodu w imię realizmu historycznego i politycznego, zbiegł się z analogicznym nurtem w Królestwie po upadku powstania styczniowego. Warunki, w jakich kształtował się nowy kierunek w historiografii warszawskiej, Marceli Han-delsman wiązał z przełomem politycznym i gospodarczym po klęsce powstania styczniowego: „Nad krajem zawisł ucisk polityczny... Marzenia zgasły. Myśl społeczna odsunęła się od nich zupełnie. Kapitalizm się rozwijał, kapitalizm miał kształtować duszę społeczną. Pozytywna, bezpośrednio korzystna, ciągła, spokojna, legalna praca jako hasło — oto jej symbol. Precz z przeskokami, precz z buntem. Organiczna praca zastępuje •wszystko. Nadszedł pozytywizm zimny, rozważny, ostrożny, pozytywizm — z realizmem w życiu, realizmem w nauce i sztuce." 62 Nie znaczy to jednak, by warunki i cały klimat intelektualny Krakowa i Warszawy w latach sześćdziesiątych — osiemdziesiątych były identyczne. Nie tylko odmienna była sytuacja polityczna, 218 ale i tempo rozwoju gospodarczego, a także formacja społeczna inteligencji obu środowisk. Zwracał na to uwagę pochodzący z zaboru rosyjskiego profesor UJ Wincenty Zakrzewski: „Z innych warstw społecznych rekrutowały się oba grona. Stańczycy wyszli ze sfer ziemiańskich, szlacheckich z wielką przymieszką od początku żywiołów arystokratycznych i charakter stronnictwa szlachecko-arystokratyczny stronnictwo to poniekąd zachowało zawsze. Natomiast w literac-ko-naukowym i społecznym życiu Warszawy bu1-dującym się w latach siedemdziesiątych XIX wieku, objawiał się od początku duch demokratyczny i we wszystkich dążnościach i usiłowaniach, zmierzających do wzmocnienia społeczeństwa i wyprowadzenia go z apatii przodowało mieszczaństwo warszawskie, górując nad innymi stanami wskutek rozrostu handlu i rozwoju przemysłu." 63 Na tym tle nurt pozytywistyczny w Królestwie wysuwając nowy program narodowy, zwracający się przeciwko romantyzmowi, atakował przede wszystkim pozostałości feudalne, szlachetczyznę i klerykalizm w imię liberalnego, opartego na podstawach świeckich i naukowych, modelu kultury. Stąd, jeżeli nawiązywano do koncepcji szkoiry\ krakowskiej, to przede wszystkim do jej krytycyzmu i do tendencji realistycznych antyszlachec-kich, jakie wyrażała przede wszystkim synteza Dobrzyńskiego; ona też spotkała się z życzliwym oddźwiękiem publicystyki warszawskiej dość róż-nych odcieni. 64 Znamienne stanowisko zajął „Przegląd Tygodniowy", recenzując pracę Dobrzyńskiego: „U nas dzieło to robi wrażenie długo oczekiwanego przyjaciela i sprzymierzeńca... Ktokolwiek przeczyta te karty, ten musi odczuć wstyd i hańbę i zapłonie zapałem do nowej pracy, do naprawienia złego, do bezwzględnego odrzucania ideałów szla- 219 checkich, którymi nasi pisarze karmili społeczeństwo." 85 Q Solidaryzowano się ze stanowiskiem szkoły krakowskiej, głoszącej nakaz ujawnienia prawdy i uznania własnych win jako warunku ozdrowie-nia, reedukacji narodu. Zalecał je Prus, podobnie jak Kalinka, ale bez akcentów mistyczno-religij-nych: „Chcąc zło poprawić musimy je poznać i przyczynę jego wymienić, inaczej bowiem nie wyjdziemy z przepaści; w którą nas grzechy własne dawniejszych pokoleń wepchnęły...; lepiej otwarcie powiedzieć, że wszystkich nieszczęść naszych my najpierwsi jesteśmy przyczyną. My niegdyś nie umieliśmy korzystać z okoliczności dających nam nieznaną w świecie potęgę, my nie-przezornością i brakiem taktu przygotowaliśmy L sobie nieprzyjaciół zewnętrznych, nasze niedbalstwo oddawało i oddaje Niemcom miejscowy przemysł, rolnictwo." 66 Dalej posuwał się Aleksander Świętochowski, który wprost zaatakował zbytnie poszanowanie dla tradycji jako dochodzące do obłędu: „żadnych wiec ideałów, wzorów, zasad przeszłość nam nie daje", „tradycja jako bezwzględna zasada życia jest polipem toczącym ludzkie mózgi", hamuje postęp konieczny będący funkcją zmieniających się potrzeb; ideały przeszłości nie mogą być ideałami teraźniejszości. 67 Trzeba na tę przeszłość spojrzeć innymi oczami, odsłonić o niej prawdę w przeciwieństwie do romantycznej apologii: „Wysnuwaliśmy z naszych dziejów same światła, winę naszych własnych błędów zwalaliśmy na obcych, nie chcieliśmy poznać smutnej prawdy historycznej i upadku Rzeczypospolitej. Chcieliśmy w historii znaleźć nie tyle prawdę, co pociechę. Tymczasem, tylko szczere w sobie samym rozpatrzenie się może nas ostrzec skutecznie i nas uchronić od rozczarowań...; zdrowych to organizmów jest cechą, że 220 łakną prawdy: te tylko odrodziły się i podniosły narody, które prawdę sobie mówić pozwoliły."68 Przypominało to bardzo stanowisko Dobrzyńskiego. „Realizm" Swiętochowskiego skłamał do propagowania pracy nad „cywilizacją", gdy warunki zmuszały do rezygnacji z niepodległości. Toteż w swoim organie „Prawda" twierdził, że „niezależność państwowa jest tytułem, urzędem, który można postradać bez postradania właściwych cech swej istoty... nie na zewnętrznych środkach samodzielności politycznej spoczywa istnienie ludów, naród zatem, który politycznie samodzielnym być przestał, który skutkiem tego zwątpił o swoim istnieniu, jeżeli tylko rozwinął swoje siły duchowe i uzdolnienia do najwyższej ich miary, jeśli jego dorobek duchowy przedstawia poważne zasoby cywilizacyjne, może w każdej chwili powiedzieć o sobie z otuchą i dumą: myślę, więc jestem". Toteż zalecał Świętochowski wyrzeczenie się politycznych aspiracji narodu i skupienie się „na powolnym, cywilizacyjnym dorobku." 69 Generalny obrachunek z romantyczną tradycją w życiu społecznym, a także w historii przeprowadził czołowy publicysta pozytywistyczny, opierający się w swej socjologii i filozofii na Spencerze — ks. Franciszek Krupiński. Polemizował z ideą „ducha narodowego", rzekomo odwiecznego, narzuconego przez Boga i determinującego rozwój dziejowy — zamiast wywodzić go z samych dziejów.70 Krupiński poddawał krytyce romantyczną egzaltację dla wieków średnich i rycerskich ideałów, szukanie tam wzorów zachowań się, hipertrofię uczucia na niekorzyść rozumu, rozsądku, poczucia rzeczywistości. Pomimo zasług w poezji, romantyzm fatalnie zaciążył na życiu społecznym, skłaniając do nierozważnych działań, gloryfikując bezkrytycznie przeszłość i wspierając tradycjonalizm.71 Oceniając „historiozofię" polską Krupiński kry- 221 tykował Wróblewskiego, Moraczewskiego, Mickiewicza, Walewskiego. Zarzucał im tendencję czy to republikańską, czy to romantyczną, lekceważenie faktów, danych empirycznych, spekulacje metafizyczne, mistykę idei narodowej. Z drugiej znów strony atakował mikrografię skupiającą uwagę na drobnych, mało istotnych faktach, zamiast szukania w dziejach praw (od których zależy pomyślność albo upadek narodów), zamiast przedstawiania dziejów społeczeństwa, cywilizacji. „Dziś historyka nie tyle pociągają do siebie szczyty społecznej budowy, ale jej podwaliny, a te podwaliny — to warstwy pracujące. Dziś historyk wie, gdzie szukać przyczyn wielkości lub upadku narodów. On wie, że dzieje nie są wyrobem kilku postaci, ale wypadkową nie dających się zliczyć sił żywych i pracujących w wielkim warsztacie społecznym; gdzie więc tych sił braknie, tam bohaterowie i statyści nie mają co robić, nie mogą nic zrobić przypuszczając, że na nieprzygotowanej roli taki bohater lub statysta urodzić się może. Słowem historyk dawniej był artystą, a hi- / storia sztuką; dzisiejszy musi być uczonym, a hi- \j$toria umiejętnością..." 72 Takie scjentystyczne, empiryczne stanowisko zapanowało właśnie w szkole historycznej warszawskiej (o czym mowa będzie jeszcze niżej), a nurt pozytywistyczny przeniknął głęboko do całego życia umysłowego Warszawy.73 Nie był on jednak całkiem jednolity, a w szczególności nie zawsze oznaczał zdecydowany rozbrat z tradycją romantyczną, z uznaniem dla patriotyzmu szlachty, z ideą narodową; nie musiał wiązać się z po- _tępieniem powstań. Nie tylko Kraszewski, cieszący się wielkim autorytetem moralnym, ale i Orzeszkowa — zdecydowana bojowniczka postępu, doceniała wartości etyczne i patriotyczne szlachty, gloryfikowała powstanie styczniowe, odrzucała „kosmopolityzm", nie chciała rezygnować z dzie- 222 dzictwa przeszłości, z której wydobywała walt>_ ideowe, a w szczególności — umiłowanie wolności,, ducha rycerskiego, które nadal miały swe znaczenie w społeczeństwie, pomimo iż równocześnie należało wpajać mu cnoty mieszczańskie. 7* Całkiem podobnie do Micheleta twierdziła, że śmierć jednego narodu odbija się ujemnie na losach i zdrowiu całej ludzkości. Jeszcze bliższy romantyzmowi pogląd wyraziła Orzeszkowa w roku 1871 w liście do redaktora „Izraelity", Samuela Peltyna, gdzie porównała naród polski i żydowski z punktu widzenia właściwego im charakteru i misji, posłannictwa w dziejach: „Zgłoską naznaczoną ludowi polskiemu jest wolność, izraelskiemu — wiara w Jedynego Boga. Obie idee wielkie, do wcielenia tak trudne, że narody, które je w życie wprowadzają, przenosić muszą męczeństwo." 75 Podobne tendencje zaobserwować można w głównym kierunku dziejopisarstwa warszawskiego w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, jaki rozwinął się w opozycji do Krakowa i łączył nowe idee i nowe metody z dążeniem do zachowania niektórych wartości dawnej historiografii i dawnej ideologii. Eksponując dzieje narodu, różnych jego warstw społecznych, nowy kierunek' mniejszą wagę przywiązywał do dziejów państwa. Dotyczy to w szczególności dwóch czołowych przedstawicieli szkoły warszawskiej: Tadeusza Ko-rzona i Władysława Smoleńskiego, w mniejszym stopniu dwóch innych: Adolfa Pawińskiego i Aleksandra Rembowskiego. Różniło ich wiele od koncepcji Dobrzyńskiego czy Szujskiego, jak również od poglądów, które rozwinął w erze Wielopolskiego profesor Szkoły Głównej Józef Plebański (por. wyżej s. 169 i n.). W warunkach politycznych zaboru rosyjskiego mniej było przesłanek do wytworzenia się kierun=, ku ugodowego niż w Galicji, a chociaż i tutaj wy-rzeczono się walki zbrojnej o niepodległość, po-V 223 stawa nonkonformistyczna wobec zaborców, sympatie dla tradycji wolnościowej były wciąż żywe w kołach inteligencji. Rekrutujący się przeważnie ze zdeklasowanej szlachty, ale i z mieszczaństwa, IJhistorycy z pewną nostalgią odnosili się do prze-V szłości narodowej, do dawnych swobód obywatel-} skich, współudziału w rządach szerszych kręgów społeczeństwa, hołdowali liberalizmowi. Stąd ich niechęć do „Molocha państwowości", do kultu władzy i przeciwstawianie organizacji państwowej czynnika społecznego jako doniosłej siły twórczej. Takie stanowisko sformułował w polemice ze szkołą krakowską Władysław Smoleński na łamach „Ateneum" w roku 1886. Wypowiedział w niej kilka zasadniczych tez, które wyjaśniają istotę kontrowersji i wskazują na antynomię historyków w sporze: „naród czy państwo". \ Smoleński zarzucił historykom ...szkoły krakjow,-skiej, iż skupiając uwagę na zagadnieniu upadku Polski jemu podporządkowali całe jej dzieje, uczy-. nili z niego punkt wyjścia w badaniu dziejów przedrozbiorowych, tak jak gdyby obok wadliwej organizacji państwowej przeszłość nie rozwijała innych motywów, „upadek państwa nie doprowadził bytu naszego do kresu, lecz stworzył jedynie i przełom, nie unicestwił narodu, lecz tylko zmienił \ warunki jego rozwoju." I wreszcie, podkreślając .ciągłość życia narodowego pomimo upadku bytu ; niepodległego, Smoleński wysuwał dyrektywę, by właśnie na ten proces kierować uwagę badawcza, na „wątek dorobku cywilizacyjnego, który prze-i trwał upadek i stanowi główny motyw historii." 76 Pogląd taki, uznający równorzędność czy nawet i nadrzędność życia narodowego, społecznego, kierujący główną uwagę na tak zwane dzieje wewnętrzne, dzieje jak wówczas mówiono „cywilizacji" — stwarzał odmienną perspektywę niż historia opierająca się przede wszystkim na pojęciu państwa, bardziej optymistyczną w porównaniu 224 np. z koncepcją Dobrzyńskiego i bliższą tradycji historiografii doby romantycznej i tendencji liberalnej. Głosił on ciągłość i żywotność rozwoju na-\ rodowego, usuwając na plan drugi zagadnienie \ bytu państwowego, którego odrodzenie w aktual- l nej sytuacji politycznej wydawało się problema-/ tyczne. \ Można by w tych tezach Smoleńskiego dopa-' trzyć się jakiejś próby uzasadnienia stanowiska, jakie zajął w swej własnej pracy historiograficz-nej oraz kierunku badawczego Tadeusza Korzona, który podejmując równolegle z Kalinką badania nad okresem stanisławowskim, wskazywał na różnicę między ich metodami i wynikami badań wskutek odmiennego sposobu ujmowania dziejów: „my z dołu, ksiądz Kalinka ze szczytów, z kancey larii dyplomatów, z tronu Stanisława Augusta". 7f W przedmowie do I tomu Wewnętrznych dzież jów Polski za Stanisława Augusta (1882) Korzon wskazał na odmienność celów i materiału badawczego, którym posługiwali się dotąd historycy, przeciwstawiając im własny punkt widzenia w następujący sposób: „Historycy krajowi i obcy w licznym zastępie poruszali dzieje Stanisława Augusta i upadku Rzeczypospolitej, posiłkując się korespondencją dyplomatyczną, diariuszami sejmowymi, broszurami, pamiętnikami i w ogóle obfitą literaturą epoki rozbiorowej, ale we wszystkich opracowaniach, monografiach, studiach przewodniczył autorom cel polityczny. Ubiegano się o wyświetlanie zwrotów dyplomacji, układu i stosunku interesów państwowych w Europie owoczesnej, charakteru monarchów i ministrów, intryg i tajemnic dworskich; nawet studia obyczajowe i literackie miały zwykle na oku tę część społeczeństwa, która bezpośredni udział brała lub brać mogła w działaniach politycznych... Przekonaliśmy się w istocie, że epoka Stanisława Augusta nie była dostatecznie znaną. Klasy rządzone, niższe, !i> — Naród a państwo... 225 szlachta uboższa, mieszczanie, kupcy, włościanie, Żydzi ukazywali się tylko w odległej perspektywie, o ile ich stan i usposobienia odbijały sią w prawodawstwie albo w dyskusjach politycznych, ale nie w codziennym życiu, nie w powszedniej pracy, nie w głębi swych pragnień i uczuć. Tę właśnie luką spróbujemy zapełnić." 78 Nie wchodząc tu w rozważania, w jakiej mierze Korzon tę lukę zapełnił, należy stwierdzić, że dzieło jego, które ukazało się w latach 1882—1886, było dobrą ilustracją płodnego nowatorstwa na polu historii. Ukazywało ono przekrój społeczeństwa polskiego, jego strukturę demograficzną, gospodarczą, kulturalną, narodowościową, wydobywało nowy, nie znany dotąd materiał; tezy swe wspierało mapami, wykresami, tablicami statystycznymi, „rachunkiem", stanowiło przykład wyższości nowych metod: statystycznej, geograficzno--historycznej, porównawczej itd. Zgodnie z zapowiedzią Korzon przesunął w swym dziele punkt ciężkości z dziejów państwa na dzieje^narody, i to nie tylko szlacheckiego, lecz wszystkich warstw społecznych. 79 Zwrócił uwagę na ich działalność, na dzieje rolnictwa, handlu, przemysłu, na twórczość naukową, piśmiennictwo, oświatę itd. Starał się przy tym udowodnić swe twierdzenia odwołując się do danych liczbowych, sięgając często do nieuwzględnianych niemal dotąd materiałów źródłowych. f Obraz dziejowy, jaki przedstawił, ukazał Polskę J w dwóch płaszczyznach, jaskrawo sobie przeciw-l stawnych: Polskę dawną tj. w ostatnich stuleciach ^Rzeczypospolitej poprzedzających pierwszy rozbiór, ptiajdującą się w stanie marazmu, martwoty, upad-/ku ducha patriotycznego, zacofania, rozstroju, re-gresji, rządzonej przez oligarchię przy pomocy ciemnej i ślepo przywiązanej do przesądów i wadliwych urządzeń szlachty, oraz Polskę odradzającą się moralnie, intelektualnie, ekonomicznie, kroczącą po pierwszym rozbiorze ku przebudowie wszystkich stosunków, ku gruntownej naprawie — nie w gwałtowny sposób, ale stopniowo, z zachowaniem ciągłości dziejowej tradycji. Kierując główną uwagę nie na funkcjonowanie^ organizacji państwowej, nie na urządzenia ustrojowe czy zewnętrzną politykę, lecz na działalność, zachowanie się, mentalność poszczególnych grup społecznych, na naród, Korzon badał zasoby materialne i moralne, jakimi dysponowała Polska w okresie schyłku Rzeczypospolitej, jej siły patriotyczne i zdolność do przeciwstawiania się naciskom grożącym ze strony sąsiadów. Wnioski, do jakich dochodził w ocenie sytuacji przed pierwszym rozbiorem, są tak ponure, że podpisać się pod nimi mógł najbardziej „pesymistyczny" historyk, jeżeli ta etykieta ma jakiś istotny sens: „zgangrenowana" oligarchia świecka i duchowna, ciemna masa szlachecka („łby szlacheckie twarde i serca w samolubstwie stwardniałe"), troszczące się wyłącznie o swe partykularne interesy mieszczaństwo i uciskane, martwe masy chłopskie. Wszechwładztwo szlachty zakochanej w sobie, \ uważającej się za cały naród, a w praktyce pano- ]-wanie możnowładców i skorumpowanej hierarchii duchownej — wszystko to sprawiło, iż Polska przekształciła się w anomaliczny w porównaniu z innymi krajami twór, złożony z księstw magnackich „z wojskami dworskimi, z dyplomacją i polityką na własną rękę, a za to rząd centralny nie \ miał ani armii, ani dyplomacji, a nawet poselstw przy dworach zagranicznych", w tym czasie, gdy gdzie indziej rządy dysponowały potężnymi zasobami materialnymi, wielkimi masami ludowymi na polach bitew i na polu gospodarczym. 80 Na czele stał król, pozbawiony kwalifikacji monarszych, charakteru, by przewodzić w tak ciężkiej sytuacji, „odrośl zgangrenowanej arystokracji 15* 227 XVIII wieku", choć równocześnie dzięki swemu oświeceniu, brakowi przesądów stanowych, mecenatowi kulturalnemu itd. — ,,był jednym z naj-zasłużeńszych sprawców odrodzenia kraju".81 Wprawdzie szlachta nie zatraciła pojęcia ojczyzny, ale sądziła, iż „stan szlachecki jest całym narodem, jest Rzecząpospolitą samą"; w najcięższym, okresie okazała się politycznie niedojrzałą i niezdolną do oporu przeciwko zaborcom. „Polska nie posiadała narodu ani polskiego, ani nawet, szlacheckiego, liczyła około jedenastu milionów organizmów dwurękich, nie mających wyobrażenia o Rzeczypospolitej i około pół miliona inteligencji, dotkniętej trupim rozkładem!" A zatem stanowo--kastowy ustrój i supremacja magnatów rozbijały jedność i siłę państwa, utrudniały sięgnięcie do wielkich zasobów sił tkwiących w „masach", uniemożliwiały powstanie „narodu polskiego".82 Okazało się w świetle faktów przytoczonych przez Korzona, że w tych warunkach Polska niezdolna była do bytu niepodległego, bo „gdy miliony, gdy naród cały zatraca rdzenne pojęcie samowładności i samoistności swojej — zaprawdę jedynym dla niego lekarstwem być mogą chyba męki niewoli!". 83 Ale ten czarny obraz zmienia się, jakby trochę pod działaniem różdżki czarodziejskiej. Już konfederacja barska, choć podnosi fałszywe hasła i wykazuje niedołęstwo i niedojrzałość, stanowi widomy znak odrodzenia patriotyzmu i poczucia niepodległości. Ale prawdziwe odrodzenie następuje, zgodnie z już od dawna ugruntowaną tezą, po I rozbiorze: „doznane cierpienia i sromota rozbiorów budziła uczucia i myśl z uśpienia"; „cały naród uczuł pragnienie niepodległości i wartość cnej pojmować zaczynał". Bogata literatura polityczna, działalność stronnictwa patriotycznego dają owoce, dokonuje się dzieło naprawy. Odbywa się „triumfalny pochód odradzającego się ducha" (zahamowany zresztą przez fałszywy krok patrio- 228 tów, wprowadzających wbrew przestrogom sukcesję tronu). „Dokonało się zadziwiające przeobrażenie, przebudowanie, przetworzenie Polski" w całym życiu wewnętrznym, przy zachowaniu ciągłości swobód obywatelskich i samorządu; Polska odzyskała swoją pozycję w Europie. Przełom dokonywał się i w życiu gospodarczym, i w stosunkach społecznych, w obyczajowości i kulturze, nie dzięki rewolucji, ale w drodze przyswajania sobie przez panującą klasę nowych poglądów. Wówczas rodziła się idea prawdziwego „narodu", obejmującego już nie tylko szlachtę, idea krusząca przegrody międzystanowe i zaśniedziały konserwatyzm kastowy. Czołowe miejsce w tym ideologicznym przeobrażeniu wyznaczał Ko-rzon Staszicowi, jego koncepcji „przeobrażenia Polski w państwo nowożytnego typu... odrodzenia narodu": „Ojczyzna, Rzeczpospolita nie jest dla Staszica stanem szlacheckim, chociaż do szlachty adresuje dedykację swoją; odpycha on tylko panów, możnowładców, lecz ogarnia uczuciem i myślą wszystkie warstwy narodu." 84 Ten nowy naród w ujęciu Korzona kształtował się przez sojusz oświeconej szlachty z mieszczaństwem. Pochwalał Korzon umiar, rozum polityczny i patriotyzm stanu uprzywilejowanego, który dobrowolnie wyrzekał się przesądów, a także aktywność obywatelską mieszczan, którzy nie zawiedli, wykazując „swoją wierność Ustawie Trzeciego Maja i gorące uczucie obywatelskie". 8S Wyrazem „odradzającego się ducha narodowego" był opór przeciw zaborcom w obronie dzieła Sejmu Czteroletniego i przeciw II rozbiorowi. Słabe strony tego oporu i poczynione błędy tłumaczył brakiem doświadczenia, przywiązaniem masy szlacheckiej do dawnych przywilejów, a także faktem, iż nie miała odradzająca się Polska na swym czele „człowieka czynu, znanego i uznanego przez naród". 229 Mimo wszystkich braków Korzon wyprowadzał ze swych badań wniosek, iż naród zdolny %> ?. szkole krakowskiej niewiarą w naród, ugodowość. j Wytykał jej, że rzuca cień na przeszłość Polski / i sieje pesymizm, wbrew „udowodnionej naukowo prawdzie", głoszącej, że „naród polski ujawnił we wszystkich kierunkach pełnię sił, że z tej żywotności płynęła moc wytrwania wśród katuszy porozbiorowych. Ustalono pewniki, że upadek państwowości polskiej spowodowało nie co innego, jak zaborczość silniejszych fizycznie państw sąsiednich". „Teoria własnych win" rzuciła ponury cień na przeszłość polską, zwłaszcza na okres rozbiorów Rzeczypospolitej. Stworzyła ona z przeszłości naszej „okaz patologiczny, budzący w pokoleniu żyjącym odrazę do przodków. Konsekwencjami teorii własnych win stwierdzono potworne postulaty historiografii cudzoziemskiej, która rozdarcie Rzeczypospolitej usprawiedliwiała niemal w ten sam sposób — niezdolnością narodu polskiego do egzystencji samodzielnej... konsekwencjami teorii własnych win stwierdzają potworne postulaty historiografii rosyjskiej i niemieckiej. Pozbawiają żyjące pokolenie polskie oparcia w przeszłości, zwątlając tę nić tradycji, bez której nie masz wychowania w duchu narodowym, nie masz rdzenia i ciągłości kultury swoistej." "2 Ten surowy i niesprawiedliwy sąd, wypowiedziany już w odbudowanej Polsce, nie różny w intencji od zarzutów stawianych szkole krakowskiej podczas niewoli, nie musiał już odwoływać się do motywacji scjentystycznej i atakował wprost niemiły Smoleńskiemu kierunek w imię tendencji, którą uznawał za najszlachetniejszą, „patriotyzmu". Że u schyłku XIX wieku odczuwano pilną potrzebę popularnego opracowania dziejów Polski, konkurującego z syntezą Bobrzyńskiego czy Szuj-skiego — dowodem powodzenie wydanego przez Smoleńskiego (pod pseudonimem Grabieńskiego) podręcznika, który doczekał się siedmiu wydań, a popierany był przez koła liberalne i patriotyczne. Smoleński zachował w nim dużą ostrożność, ale ograniczając się w zasadzie do suchego rejestrowania faktów i unikając patosu, potrafił przecież przemycić swą tendencję patriotyczna, wolnościową, skierowaną w szczególności przeciwko Rosji. Czytelnicy z łatwością odczytywali ją, niekiedy zresztą sformułowaną dość wyraźnie, np. gdy autor omawiając interwencję Rosji za Stanisława Augusta, przy okazji problemu naprawy Rzeczypospolitej zauważył: „O niemoc polityczną przyprawiły Polskę prawa kardynalne, mianowicie elekcyjność królów Piastów i sejm z liberum veto; na zawisłość od państwa sąsiedniego skazała ją gwarancja i Rada Nieustająca". »» |\ Przeciwstawiając się szkole krakowskiej, SmoV leński nie był jednak bezkrytycznym apologetą \, przeszłości, a w szczególności rozumiał potrzebę \j „tęgości rządu", której brak sprawił, iż Polska ^ stała się „łupem państw cudzoziemskich", ale uznając, że w Polsce była anarchia, nietolerancja i ucisk ludu, pytał, czy nie działo się podobnie w krajach rządzonych przez monarchię. 114\ Szczególnie ostro atakował królów, ulegających j wpływom Kościoła i jezuitów. < Szlachcie wytykał, że broniąc zasad wolnościowych, zobowiązując monarchów do szanowania tolerancji i swobód, sama — sfanatyzowana — jej 238 239 nie przestrzegała, co pociągnęło za sobą smutne następstwa. Chociaż Smoleński sprzeciwiał się w wielu problemach szkole krakowskiej, podobnie jak jej historycy akcentował u Słowian wady charakteru, jak niesforność, lekkomyślność, brak troski o jutro itd., co utrudniało budowanie silnego organizmu państwowego. \ W porównaniu z Korzonem, który, jak pamię-/ tamy, zarzucił Sejmowi Czteroletniemu wprowadzenie tronu dziedzicznego, Smoleński miał więcej zrozumienia dla potrzeby silnej władzy rządowej, sikoro wytknął, iż w szczegółowym spisie funkcji organu państwowego i Straży Praw ujawniła się „zastarzała nieufność do władzy królewskiej, skutkiem czego myśl monarchiczną Konstytucji wykrzywił (Sejm) i osłabił tendencję stworzenia silnego rządu".lls 6. BADACZE ZAGADNIEŃ USTROJOWYCH W WARSZAWIE (PAWIŃSKI I REMBOWSKI) Na wąskie] krawędzi polega równowaga sił państwa i społeczeństwa. Wielka ta budowla państwa łatwo się to w Jedną, to w drugą stronę przechyla. A. Pawiński, 1888 \ Jeśli Korzoa i Smoleński swą historię narodową pojmowali w sensie rekonstrukcji dziejów „cywilizacji", a przede wszystkim stosunków spo-łeczno-gospodarczych i kulturalnych, to dwaj inni spośród czołowych historyków szkoły warszawskiej — Adolf Pawiński i Aleksander Rembow-ski zajęli się głównie problematyką ustrojową, dość zaniedbaną wówczas w naszej historiografii. Skupiając swą uwagę badawczą na urządzenia polityczne, sejmiki, skarbowość, konfederacje, rokosze, na rozwój myśli politycznej — z natury rzeczy więcej zrozumienia wykazywali dla czynnika władzy państwowej. Bliżsi byli przez to, jak również przez swe bardziej konserwatywne nastawienie, szkole krakowskiej. Obaj też, rozważając aktualny wciąż w myśli politycznej problem stosunku jednostki do państwa, wolności do władzy rządowej, model ustrojowy rozwiązujący go pomyślnie widzieli w Anglii, gdzie doprowadzono do równowagi między władzą i wolnością. Adolf Pawiński 116, profesor Cesarskiego Uniwersytetu i naczelnik Archiwum Głównego w Warszawie miał opinię lojalisty, ale cieszył się powszechnym uznaniem i nikt nie odsądzał go 16 — Naród a państwo... 241 od patriotyzmu. Trzeźwy realista, ostrożny w sądach, gruntowny badacz, świetnie wyszkolony fachowy historyk, Pawiński zdobył sobie duży autorytet w świecie naukowym. Aleksander Rernbowski podkreślił jego walory jako uczonego, oddanego nauce i sprawie publicznej, lecz stroniącego od wszelkich tendencji: „Nie zaprzedawał umysłu swego żadnej doktrynie politycznej z bieżącego stulecia." Oswald Balzer porównywał go z Macaulayem, Tocqueville'em, Gnei-stem, ale równocześnie przeciwstawił go pruskiej szkole historycznej: „nie miał tylko nic wspólnego z Droysenem lub Treitschkem, bo historia może wprawdzie bezwinnie nie dotrzeć do całej prawdy, ale świadomie fałszować nie powinna." 117 Daleki był Pawiński od wszelkiej konspiracji, ale Aleksander Kraushar, sam uczestnik powstania styczniowego (jak zresztą i Rembowski), poświęcił mu niezwykle ciepłe wspomnienie, chociaż wiedział dobrze o tym, że przeciwstawiał się on wszelkiej nielegalnej „politykomanii", choćby ograniczała się ona tylko do manifestowania uczuć narodowych.118 Badając ustrój sejmikowy w dawnej Polsce Pawiński analizował skład społeczny i rosnącą w dobie królów elekcyjnych rolę sejmików, prowadzącą do zgubnej decentralizacji, hamującej działalność sejmu. Siedząc sejmiki ziemskie, „komórki" w życiu społecznym Polski, stwierdzał średniowieczny charakter całego parlamentaryzmu dawnej Polski; dowodził przeciwieństwa między nowożytną zasadą jedności politycznej a budową sejmików, „gmin szlacheckich" zamkniętych w ramach stanu i ciasnych interesów partykularnych. Te ich cechy uniemożliwiły unifikację i konieczną ewolucję, przede •wszystkim przez rozszerzenie samorządu sejmikowego na mieszczan i ugruntowanie bardziej powszechnej „obywatelskości", tak jak to się 242 działo na Zachodzie: „Sejmik w zaskorupieniu swym korporacyjnym nie wznosi się do wyższego pojęcia obywatelskości, które wyprowadziła na jaw rewolucja francuska 1789 r. Najbliżej przy szlachcie stało mieszczaństwo, gdzie indziej w Europie do życia politycznego wcielone, które łatwiej było do siebie przygarnąć aniżeli chłopa pańszczyźnianego, żyjącego w ścisłej zależności pod prawem dworskim. Ale szczupłe terytoria wojewódzkie z rozsianymi po nich rzadko miasteczkami nie dawały gminom miejskim sposobności występowania pokaźniej wobec sejmików. Tak więc zgromadzenia szlachty zachowały przez kilka wieków swój wyłączny charakter, swoją średniowieczną budowę. Sejmik nie doszedł do pełniejszej ewolucji, która by zmienić kazała zgromadzenie szlachty wojewódzkiej na zgromadzenie współobywateli z właściwym ustosunkowaniem ich praw czynnych i biernych". W przeciwieństwie do krajów zachodnich, samorząd sejmikowy w Polsce nowożytnej tak wybujał, że zachwiana została równowaga, a właśnie „spójnia między społeczną i polityczną organizacją rozstrzyga, jak o tym Polska świadczy, o losach narodów." 119 W swych pracach poświęconych panowaniu Stefana Batorego 12° Pawiński, w przeciwieństwie do Korzona, oceniał wysoko działalność tego króla, troszczącego się o autorytet władzy i związane z nim interesy państwa. Doceniając rolę czynnika państwowego, zgodnie z swym ideałem konser-watywno-liberalnym odrzucał zarówno niezgodną z porządkiem wolność, jak i absolutyzm. W imię idei harmonii między społeczeństwem i organizacją państwową wypowiedział sąd wyraźnie przeciwstawiający się zarówno absolutyzmowi, jak i zbyt wybujałej wolności: „Na wąskiej krawędzi polega równowaga sił państwa i społeczności. Wielka ta budowla państwa łatwo się to w jedną, to w drugą pochyla stronę. Kiedy na prawo prze- 16* waży, to się prędko rozsypuje w gruzy i rozpada na atomy, a gdy się w lewo nachyli, to jak zwalisko skamieniałe zasypie ożywcze źródła życia i przybije do ziemi podniosłą indywidualność ducha." 121 Wzór takiej równowagi upatrywał przede wszystkim w Anglii. / Uznając pewną prawidłowość w dziejach, Pa-/wiński nie był skłonny szukać w Polsce przeja-I wów romantycznego ducha narodowego, ale usi-/ łował raczej — zgodnie z kryterium okcydentali- / stycznym — ustalić w dziejach Polski etapy roz- / woju ogólnego Europy, nie lekceważąc zresztą i swoistych w nich cech. / Chociaż Pawiński upadek Polski wiązał z wadliwymi urządzeniami i zacofaniem, zachował dużą ostrożność w sądach o jej przeszłości. Wprawdzie nie podzielał wiary w przyrodzone cnoty, zbytnią ofiarność szlachty na rzecz skarbu państwowego (zwrócił uwagę na wprowadzanie przez nią w błąd władz w okresie Sejmu Czteroletniego), ale solidaryzował się z Korzonem w wydobywaniu z dziejów nie tylko cieni, lecz i świateł. O okresie stanisławowskim napisał: „Wszak to lata takich wielkich klęsk, takich głębokich przewrotów, takiej walki między dniem a nocą, między Arymanem i Ormuzdem. Są na tym obrazie jasne szlaki, słoneczne miejsca, są rysy podniosłe w wielkim, szlachetnym stylu, są i ciemne, ponure barwy, które sprawiają, że całe tło wpada w kolor czarny"; sądził, że obok prywaty i ślepego konserwatyzmu budziło się wówczas odrodzenie.122 Aleksander Rembowski, wykształcony prawnik, uczeń Bluntschliego123, wiele ze swych prac poświęcił zagadnieniu państwa, jego istocie i rozwojowi, doktrynom politycznym, urządzeniom ustrojowym dawnej Polski. Podobnie jak Pawiński, uznawał w dziejach jakąś prawidłowość, a państwo ujmował jako organizm, rozwijający 244 się według pewnych etapów. Twierdził, że w „historii prawa państwowego widnieje niezaprzeczona prawidłowość, nakazująca organizmom politycznym przebywać pewne typowe formy", uznawał „momenty konieczności dziejowej".124 Z tego punktu widzenia oceniał doktryny polityczne (np. Jana Ostroroga) i instytucje w dawnej Polsce. Polemizując z Szujskim i innymi, którzy akcentowali anomalię i swoistości ustroju Polski, Rembowski dowodził, że urządzenia Rzeczypospolitej miały swe odpowiedniki w innych krajach w okresie panowania systemu stanowego; społeczeństwa europejskie „w pewnym stadium rozwoju musiały mimo woli uciec się pod opiekę ustroju stanowego"; związki konfederackie, rokosze, wszechwładza szlachty nie były osobliwością polską, ale wyrazem ducha korporacyjnego pochodzącego z wieków średnich i utrzymującego się w Polsce aż do schyłku Rzeczypospolitej. W swym studium porównawczym nad ustrojeni Polski i innych państw Rembowski nawiązywał do prac K. B. Hoffmana, prawie zapomnianego, a dającego „wyborny przykład takiego rozumowania". 12s ! Za zasługę poczytywał Rembowski szkole kra-ą s kowskiej, iż odsłaniała „nagą prawdę" po to, by \\ uleczyć naród ze złudzeń i dokonać rachunku su- \\ mienia.126 Badacz urządzeń stanowych, Rembowski zwracał uwagę na ich funkcjonowanie na zachodzie w \ związku ze zwycięstwem absolutyzmu oświecone- j go; w Polsce do tego nie doszło, a naprawa Rze- / czypospolitej przyszła za późno, „stanowość w Polsce zniweczyła silny rząd".127 W przedmowie do Szkól historycznych w Polsce Smoleńskiego Rembowski, broniąc historii wolnej od wszelkich ubocznych celów, scjentystycznej, wyraził jednak przekonanie, że historia historiografii „ukazuje badaczowi mętne źródła oddalają- 245 ce go od prawdy, pomaga historykowi otrząsnąć się od wrażeń subiektywnych, których mu otaczająca atmosfera cywilizacyjna w obfitości udziela." 128 Omawiając działalność Sejmu Czteroletniego Rembowski podkreślił, iż ustępstwa uczynione innym stanom przez szlachtę nie były podyktowane obawą przed naciskiem mas, ale dobrowolne, i że sejm ten nie oparł się na abstrakcyjnych prawach, „ale w stare formy starał się tchnąć nieznacznie nowego ducha". Jeśli zwrócił się on przeciwko elekcyjności tronu, to dlatego, że ta zasada „budziła namiętności i zabijała pierwiastek konserwatyzmu i tradycji w rządzie", tylko dziedziczny monarchizm stojący ponad interesami klas i stronnictw czy stanów „mógł wytworzyć silną, nawet jednak do zabobonu posuniętą wiarę". Choć soli- . daryzował się w zasadzie z Kalinką, miał zastrzeżenie, czy nie wykroczył on poza zadania historyka, tj. samo ustalanie faktów, związków przyczynowych, „konieczności dziejowej", wydając sądy wartościujące o działalności Sejmu Czterolet--niego i obciążając winą jego członków.129 W kontrowersji: „naród czy państwo" Rembowski zajmował stanowisko dość bliskie historykom ^szkoły krakowskiej; wykształcony na niemieckiej auce prawa państwowego, nie mógł nie dostrzegać ujemnych następstw słabości władzy rządowej w Polsce, ale podobnie jak Pawiński dezapro-bował absolutyzm jako krępujący wolność i godność ludzką: „Jakkolwiek też korona była zwycięskim zwiastunem idei jedności i całości państwa na zachodnim kontynencie, to z drugiej strony zniweczyła udział społeczeństwa w życiu publicznym, podkopując tym samym w znacznej części przywiązanie do publicznego dobra, a w Hiszpanii, ścigając naukę jako przestępstwo, zdołała pokryć w zupełności godność człowieczą całunem śmiertelnym". 13° 246 Wahania te, znamienne dla kierunku liberalno--konserwatywnego — świadczyły o dość jednolitej w polskiej historii niechęci do absolutyzmu i żywych wciąż sympatiach do tradycji wolnościowych, zbliżając ją raczej do zachodniej niż do niemieckiej czy rosyjskiej historiografii, gloryfikującej silną władzę monarszą. Jak widzimy, w okresie pozytywizmu idea narodu wprawdzie nie znikła z aparatu pojęć historyków, choć przestała być najczęściej rozumiana jako niezmienna, odwieczna siła, determinująca „przyrodzony" kierunek rozwoju Polski. Posługując się ewolucjonizmem i organicyzmem, zamiast szukania i akcentowania wyłącznie czy głównie swoistej indywidualności, rozwój dziejowy . Polski historycy starali się wyjaśnić w świetle / występujących w dziejach Europy etapów, form/ rozwoju ustroju państwowego czy „cywilizacji".1 Posługując się metodą porównawczą, historycy! podkreślali zahamowanie rozwoju, zacofanie Pol-'| ski w dobie nowożytnej, niewydolność jej organi-\ zacji państwowej, wadliwość urządzeń, słabość \ władzy centralnej, które wprawdzie, jak niektórzy j twierdzili, częściowo rekompensowała dobrowolna / aktywność publiczna obywateli, „narodu" szlacheckiego, nie mogły one jednak nie odbić się ujemnie czy wprost fatalnie na losach Rzeczypospolitej. Istniała tu pewna rozbieżność między historykami Krakowa i Warszawy. Wprawdzie i tu, i tam w warunkach niewoli politycznej różnicowano nadal pojęcia państwa i narodu, ale w Kró,-lestwie silniej podkreślano rolę czynnika społecznego, wartości moralne „narodu", ciągłość swoistej" kultury i jej żywotność w warunkach bytu bezpaństwowego w okresie_p_orozbiorowym. Od wół u- 247 jąć się w szczególności do procesu odrodzenia i reform po pierwszym rozbiorze, zahamowanych przez obcą interwencję, rehabilitowano przynajmniej częściowo naród z win własnych, jako sprawczej przyczyny upadku państwa. Zarówno w Warszawie, jak w Krakowie w oma-, wlanym okresie historycy solidaryzowali się z programem pracy organicznej czy wręcz go podbudowywali, nie widząc żadnych szans na wznowienie walki zbrojnej o niepodległość, godząc się z koniecznością skierowania energii i sił narodu na działalność gospodarczą, oświatową, na pracę organiczną obliczoną na przetrwanie. W wypracowanym modelu nowej kultury, nowego programu na dziś, w edukacji i reedukacji społeczeństwa, jego mentalności, niemałą rolę przypisywano historii. Miała ona spełnić doniosłą funkcję wychowawczą, różną — zależnie od wyznawanych ideologii, chronić przez ciągłość tradycji narodowej przed, jak mówiono, „kosmopolityzmem", radykalizmem czy też przed wstecznictwem; historia miała w rozumieniu jednych wykazywać niebezpieczeństwo wszelkiej konspiracji, według drugich — zachować pamięć walki wyzwoleńczej i przede wszystkim ukazywać dowody żywotności narodu i jego zdolność do niezależności politycznej, a także piętnować moralnie zaborców i zdrajców narodu. W tym kontekście nie brakło więzi łączących ówczesną historiografię z tradycją romantyczną, z żywą wciąż wiarą w szlachtę jako „zbiornicę" cnót patriotycznych, wiarą w naród już nie tylko szlachecki, ale czerpiący z dawnej Polski siły do przetrwania, zdający w najcięższych warunkach egzamin z umiejętności tworzenia jakichś spójni, więzi zastępczych w braku własnego państwa. W związku z tym inaczej nieco układał się stosunek do tradycji historiogra-ficznej, do dwóch przeciwnych sobie nurtów wywodzących się od Naruszewicza i Lelewela. 248 Chociaż w omawianym okresie „republikaniziri dawnej Polski znalazł się na ławie oskarżonych i większe zrozumienie miała u historyków idea silnej władzy monarchicznej, nie wydaje się, by supremacja szkoły krakowskiej była tak bezwzględna, jak to przedstawiał w swych pracach Jan Adamus.131 Nie wydaje się również, by z tym monarchizmem sprzężony był nierozerwalnie „pesymizm", który niesłusznie utożsamia się jeszcze dziś z krytycyzmem czy sceptycyzmem. Pomimo większego zrozumienia dla idei państwowej, zarówno historycy warszawscy, jak i krakowscy przeciwstawiali się bezwzględnemu kultowi władzy państwowej, o co niektórych z nich pomawiano. I jedni, i drudzy skłonni byli raczej rozwiązania problemu stosunku państwa do społeczeństwa szukać w równowadze i harmonijnym współdziałaniu, jak to czynili Pawiński, Rembow-ski, Balzer czy Szujski. -\ CZĘŚĆ IV REAKTUALIZACJA ROMANTYCZNEJ WIZJI PRZESZŁOŚCI -W DRODZE KU SYNTEZIE Zwyciężę na tej ziemi, Z tej ziemi Państwo wskrzeszą. St. Wyspiański, 1902 1. PRZEŁOM ANTYPOZYTYWISTYCZNY I POCZĄTKI REORIENTACJI HISTORYCZNEJ Opozycja przeciwko dewaloryzacji dziedzictwa ideowego dawnej Rzeczypospolitej, jaką wyrażały w historiografii przede wszystkim syntezy dziejowe Dobrzyńskiego i Szujskiego, wyszła początkowo od historyków szkoły warszawskiej. Generalną z nią rozprawę przeprowadził na łamach „Ateneum" Władysław Smoleński w 1886 roku oraz T. Kor żon na zjeździe lwowskim historyków polskich w roku 1890. Obaj zarzucili szkole krakowskiej podporządkowanie swych koncepcji historycznych tendencjom politycznym obozu stańczykowskiego, co miało odbić się na wyeksponowaniu w ich syntezach ciemnych stron przeszłości i znegliżowaniu tkwiących w niej wartości ideowych, w przerzuceniu punktu ciężkości na dzieje państwa, organizacji władzy, na niekorzyść dziejów wewnętrznych, „cywilizacji", narodu. Jakkolwiek polemika ze względów taktycznych prowadzona była przez historyków warszawskich pod pozorem obrony czystego scientygrmi pr7og]'w^ ko~„polltykomann", wszyscy zdawali sobie dobrze atak skierowany był na krakowska^ twierdzę" kuiitiyrwy, a pośrednio W Każdym ra się, by ta kampania 253 r aćceafajęca w Afstorti rolę narodu, jego żywotność i ciągłość, była wyrazem dokonującego się kryzysu w samym ruchu pozytywistycznym Królestwa, odradzania się działalności i myśli niepodległościowej, którym towarzyszył nawrót do ideałów romantycznych, do tradycji TDP, do historiozoficznych koncepcji wielkich wieszczów.1 Nie przypadkiem też, niedługo po wystąpieniu Korzona na zjeździe lwowskim, w roku 1896 w związku z uroczystością odsłonięcia tablicy pamiątkowej ku czci Józefa Szujskiego w UJ doszło do interesującej kontrdemonstracji ze strony młodych wówczas adeptów historii, studentów UJ: Franciszka Bujaka, Wacława Sobieskiego, Stanisława Zakrzewskiego.2 Inicjatorem demonstracji był ówczesny prezes Kółka Historyków UJ Wacław Sobieski, 3 a żywy współudział w nim wziął Stanisław Zakrzewski, czynny w organizacji założonej przez Miłkowskiego i Limanowskiego — Zjednoczeniu Młodzieży Postępowej. Znamienny był fakt, że ci młodzi nonkonformiści przeciwstawili oficjalnej uroczystości uniwersyteckiej obchód ku czci Lelewela w trzydziestopięciolecie jego zgonu i że na swą uroczystość zaprosili Tadeusza Korzona, który wprawdzie nie przybył do Krakowa, ale opublikował w „Kwartalniku Historycznym" referat o działalności naukowej wielkiego historyka (1897), w którym podniósł jego wielkie zasługi badawcze, bezinteresowność, umiłowanie przeszłości narodowej, republikanizm, zacierając zresztą jego radykalizm w sprawie chłopskiej. Młodzi buntownicy posunęli się jeszcze dalej, umieszczając w prasie codziennej artykuły, w których posłużyli się Lelewelem jako sztandarem w walce ze szkołą krakowską. Wielki historyk występował w nich jako orędownik niepodległości i demokracji, podnoszący sprawę społeczną, w dziejach ojczystych podkreślający indywidualność 254 narodową Polski i kładący nacisk na stosunki wewnętrzne, na przeszłość nie tyle państwa, co narodu. 4 Jeszcze w 1900 roku Sobieski i Zakrzewski na zjeździe historyków w Krakowie, w dyskusji nad referatem metodologicznym Bronisława Dembowskiego zaznaczyli swe stanowisko nowatorskie, powołując się na szermierza historii kultury — K. Lamprechta, który poddał krytyce tradycyjną historię polityczną i w swojej syntezie dziejów posługiwał się metodą socjopsychologiczną oraz pojęciem zbiorowej „duszy narodowej".5 Wystąpienia te, sygnalizujące ferment w historiografii polskiej na przełomie dwu stuleci, zwiastowały zwrot, dokonujący się pod wpływem załamania pozytywistycznej koncepcji historii i prądów neoidealistycznych, przede wszystkim zaś pod wpływem zaostrzającej się sytuacji międzynarodowej i wkrótce także rewolucji 1905 roku, a w związku z tym z przegrupowaniem i aktywizacją sił politycznych w Polsce przed wybuchem wojny światowej. Rozbudzone nadzieje na odzyskanie samodzielnego bytu dezaktualizowały koncepcje historyczne szkoły krakowskiej, którym przeciwstawiono bardziej „optymistyczną" i dynamiczną historię, ukazującą żywotność i ciągłość życia narodu pomimo upadku państwa, wartości ideowe dziedzictwa przeszłości, jako zapowiadające współczesne zasady demokracji i liberalizmu. Nawiązanie do tradycji i posługiwanie się ideą narodową miało skutecznie służyć rozdartemu społeczeństwu jako czynnik integracyjny, skierowany przeciwko zaborcom, ale także przeciwko rewolucji społecznej. Na tym podłożu koncepcje szkoły warszawskiej, Korzona i Smoleńskiego, znajdowały coraz żywszy oddźwięk wśród historyków, którzy w zaborze rosyjskim po rewolucji 1905 roku uzyskali warunki umożliwiające im swobodniejszą działalność. 255 W założonym w tymże roku organie historyków warszawskich — „Przeglądzie Historycznym" ówczesny jego redaktor Wacław Sobieski w słowie wstępnym nawiązywał do współczesnych prądów metodologicznych w historii, m.in. do kierunku Lamprechta i podnosił znaczenie historii jako czynnika więzi .narodowej, łączącej nowe pokolenie z dawnymi. „Jeżeli do niej [tj. do przeszłości] zwraca się każdy naród, aby w niej szukać przyczyn doli i niedoli, to najbardziej do tego powołany jest ten, którego tradycje przewyższają o całe niebo teraźniejszość, a którego nić tradycji została zwą-tlona". 6 Równolegle z tą tendencją do rewaloryzacji wspaniałej przeszłości i ukazywania tkwiących w niej wartości pobudzających do czynnej postawy w walce o wyzwolenie, w miarę tego, jak budziły się nadzieje na samodzielność, zarówno w obozie nacjonalistycznym, jak i niepodległościowym wskazywano na konieczność przywrócenia zatraconego czy spaczonego w okresie niewoli zmysłu politycznego, państwowego.7 W rezultacie, z jednej strony wystąpiły w polskiej myśli historycznej dążenia do nawrotu w kierunku odnowy romantycznej idei narodowej, z drugiej zaś — przeciwstawienie jej współczesnego nacjonalizmu lub też idei państwowej. W powodzi literatury z wieku XX, z lat poprzedzających I wojnę światową ograniczymy się do kilku charakterystycznych przykładów świadczących o wzmagającym się nurcie „optymistycznym", a także o jakimś renesansie idei państwowej. Jeszcze w 1904 roku we Lwowie ukazało się dzieło Adama Szelągowskiego pt. Wzrost państwa polskiego w XV i XVI wieku, w którym autor gloryfikował wartości wolnościowe dawnej Rzeczypospolitej, jako wyprzedzające Europę w ustroju parlamentarno-liberalnym. Pogląd ten, mimo 256 krytyki S. Grabskiego, zarzucającego Szelągow-skiemu nadmierny optymizm i niedostrzeganie przez niego wyłącznie stanowo-klasowego charakteru Rzeczypospolitej, niesłusznie utożsamianej z nowoczesnym systemem parlamentarno-demo-kratycznym8 — znalazł wielu kontynuatorów, zwłaszcza wśród historyków ustroju. Na łamach „Myśli Polskiej" ukazał się artykuł pt. Nasza historiografia i nasza świadomość polityczna (1907) Józefa Siemieńskiego (pod pseudonimem J. Broga), w którym zaatakował on szkodliwe dla tej świadomości przedstawienie naszych dziejów jako „czeluści anarchii, głupoty politycznej, karygodnej samowoli jednostek, prywaty i wyzysku Rzeczypospolitej przez stan szlachecki". Chociaż prawdą jest, jak pisał, że ustrój ten oparty był na przywilejach jednego stanu, analogicznie przecież i w Grecji antycznej, w ustroju niewolniczym, wolność nie była powszechna, nikt jednak z tej przyczyny nie dyskwalifikuje wartości demokracji greckiej. Z punktu widzenia ideałów wolnościowych dawna Polska przedstawiała „wspaniały obraz dążeń demokratycznych polskich, obraz najpostępowszego, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, państwa w Europie'-. Ustrój ten był „ideałem wolności obywatelskiej", który przyświecał naszej walce porozbiorowej o wyzwolenie; zapewnił on politycznie dużej gromadzie ludzkiej, 10'% ogółu ludności, prawa polityczne. Niesłusznie dotąd widziano w tym ustroju jedynie „brak siły państwowej", „rozpasany indywidualizm", anarchię i w ten sposób dezawuowano całą przeszłość narodową, pomimo że „prawdziwy patriotyzm zawsze wierzy, że wysnute z narodowego ducha formy życia będą wcieleniem ideału życia", zwłaszcza gdy myśli się o „samodzielnej twórczości polityczno-społecznej". 9 W podobnym duchu przedstawiał Polskę jako realizującą najwyższe ideały ludzkości: wolność, * 17 — Naród a państwo... 25* godność osobistą, „niepohamowaną siłę narodową" — Jan Karol Kochanowski. Nie w demokratyzmie jednak, ale w arystokra-tyzmie i indywidualizmie widział jej wielkość, którą budowało społeczeństwo w oparciu o dobrą wolę swych członków i ich morale „kosztem państwa". Ta neoromantyczna wizja Polski budzi jeszcze większe zdziwienie, jeśli skonfrontować ją z tym, co autor pisał kilka lat wcześniej, podkreślając w U progu doby nowożytnej załamanie się w Polsce silnej władzy centralnej, „krańcową negację spraw publicznych", „rozindywidualizowa-ną prywatę" i barbarzyństwo, a to wszystko tłumaczył młodszością cywilizacyjną Polski.10 Odmienny obraz dziejów Polski przedstawiał Bolesław Limanowski, badacz ruchów i ideologii społecznej w XVIII i XIX wieku, powstań narodowych, biograf działaczy demokratycznych. W Stuletniej walce o niepodległość ukazywał ścisły jej związek ze sprawą społeczną, szlachtę wprawdzie obwiniał o zaślepienie, ale nie negował jej zasług patriotycznych. Walka o niepodległość musi się skończyć zwycięstwem, czego dowodem doświadczenia historii: narody choćby najmniejsze, jeśli nie utraciły swej świadomości narodowej, mają szansę odrodzenia, muszą jednak oprzeć je na szerokich masach. u Rozważając interesujący nas problem, Limanowski występował przeciwko utożsamianiu, zwłaszcza na Zachodzie, pojęć narodu i państwa: „Naród jest to społeczność żyjąca, organiczna, państwo zaś jest to przede wszystkim ujęta w granice przestrzeń ziemi z jej tworami i ludnością na niej zamieszkałą, a następnie wszelkiego rodzaju urządzenia (instytucje) służące do władania i gospodarowania na niej. Naród może istnieć i rozwijać się nawet pozbawiony własnego państwa, jak np. naród polski"; naród stanowi „najwyższy stopień uspołecznienia", jest on raczej „psychicznym niż 258 cielesnym organizmem".12 Z jego rozważań wynikało, że dopiero w państwie socjalistycznym naród będzie istotnym gospodarzem w swym kraju.13 Interesującą ewolucję śledzić można w omawianym okresie w poglądach historycznych Stanisława Zakrzewskiego, grawitującego w kierunku koncepcji Dobrzyńskiego w tym czasie, gdy utraciła ona na popularności, czego dowodem m.in. fakt, że po trzech wydaniach jego syntezy w latach 1879—1890 następne wydanie z kolei przypadło dopiero na rok 1927, a więc w całkiem nowej sytuacji politycznej. Zakrzewski rozwinął swe stanowisko w wykładach pt. Kultura historyczna (1906), w których polemizował na dwu frontach: z „pozytywizmem", który lekceważył czynnik intuicji w historii (jaki np. pozwalał Słowackiemu świetnie uchwycić istotę stosunku ludu do władcy) i prowadził do „rozbratu z przeszłością" — oraz z kierunkiem, który głosił konieczność zastąpienia historii politycznej jako przestarzałej przez historię kultury, społeczną. Zakrzewski wbrew temu wyrażał przekonanie, iż najważniejsze w historii są czyny ludzkie, osobistości i że zwłaszcza historia polityczna ma doniosłe znaczenie dla naszego „odrodzenia narodowego". „Naród nasz bowiem, prowadząc już drugi wiek walkę o swe prawa polityczne, naród, który rozumie, co to znaczy stracić wolność polityczną, co to znaczy stracić państwo, lepiej niż inne narody powinien rozumieć doniosłość strony politycznej w dziejach. Uznając ją, powinien następnie oceniać także polityczną stronę nauki historycznej". Historia taka powinna być u nas uprawiana więcej niż u szczęśliwych narodów. Jej przedmiotem jest „czynny człowiek, czynna indywidualność", związana ze społeczeństwem. Upominając się o przywrócenie należnego miejsca i roli państwu, Zakrzewski podkreślał, iż „nie 17* 259 mając własnego państwa, skłonni jesteśmy do przypuszczeń, że sama instytucja państwa jest anachronizmem i przeżytkiem". Nie można jednak nie doceniać państwa jako organizacji „zmuszającej za pomocą fizycznego przymusu do wspólnej obrony (lub napaści), zmuszającej do radzenia o własnych potrzebach". Jak widzimy, jest to pogląd wręcz przeciwny temu, który opierał wszystko na dobrej woli obywateli. Jeśli państwo musi być traktowane jako główny podmiot dziejów przedrozbiorowych, to w warunkach porozbiorowych podmiotem tym „jest myśl państwowa". Pomiędzy pojęciem narodu i państwa nie ma zasadniczej sprzeczności, jak między „duszą i ciałem"; pojęcie państwa musi jednak odgrywać rolę nadrzędną, bo z jego pomocą można objąć wszystkie formy działalności ludzkiej: „Na ogół zatem państwa pozostaje tym najogólniejszym pojęciem, w którego ramach zamykają się dzieje Polski historycznej. Dzieje narodu polskiego mogą być jej najcenniejszym rozdziałem." 14 Gdy Zakrzewski zbliżył się w ten sposób do kierunku tak ostro przez niego niedawno atakowanego i wycofał się z koncepcji historii Lam-prechta, to Sobieski poświęcił jej specjalne studium (1904), a zająwszy się badaniem zwłaszcza XVI i XVII stulecia i kierując swą uwagę na zachowanie się wówczas mas szlacheckich, nawiązywał częściowo do jego soc j opsy etiologiczne j teorii. Z tego punktu widzenia w roku 1908 na łamach „Ateneum" poddawał on analizie krytycznej „optymizm i pesymizm w historiografii polskiej". Pomimo iż starał się zachować w ocenie umiar i formalnie zdystansować się od obu postaw, jako deformujących rzeczywistość, już samo motto zdradzało jego stanowisko, motto przejęte od filozofa i poety niemieckiego Feuchterslebena: „Miej się za zdrowego, a odzyskasz zdrowie." 260 Ale właśnie, jak słusznie zauważa, choć nie jest to zjawisko wyłącznie polskie, to wskutek szczególnych warunków „u nas każda nadzieja i każda klęska odbijała się jak w zwierciadle w dziełach naszych historyków, każda napawała ich to radością, to smutkiem, to zaufaniem, to zwątpieniem. Stąd w dziełach naszej literatury niebywałe widać wahania i przeskoki: od optymizmu ku naj-straszniejszemu pesymizmowi..." Z jednej strony „wśród czarodziejskich mgieł romantyzmu, przy wtórze najszczytniejszych pieśni... wykwitnął nasz optymizm", z drugiej zaś, zwłaszcza na tle podupadłego, niegdyś wspaniałego Krakowa, zrodziło się wśród historyków — ale i u Matejki i w poezji — samobiczowanie, autokrytyka, „gad rozpaczy" i różnego stopnia pesymizm. Zwłaszcza pod wrażeniem klęski 1863 roku, pragnąc uleczyć naród od niewczesnych porywów, zaczęto przekonywać go, że jest słaby i ubogi, i mało oświecony. „Na tej drodze wykazywania naszej wewnętrznej słabości historia nasza doszła do tej tezy, która jest główną cechą naszego pesymizmu historycznego, a która tkwi w tym mniemaniu, że przyczyną upadku Polski nie był gwałt, z zewnątrz przez obce państwa nam zadany, ale przyczyną było tylko nasze własne wewnętrzne osłabienie, nasze wewnętrzne choroby..." Wszystkie te ujemne sądy zrekapitulował Bo-brzyński w tezie o zupełnej anarchii, o braku wszelkiego rządu jako przyczynie upadku, co podchwycili historycy rosyjscy, wyciągając z tego wnioski usprawiedliwiające całkowicie śmierć Polski. Stąd reakcja przeciw szkole krakowskiej ze strony środowiska historycznego Warszawy, gdzie nie było takiego poczucia niższości wobec zaborcy i gdzie doceniało się wartości dziedzictwa ideowego przeszłości. Ścieranie się dwóch postaw nie przebrzmi, „aż póki brzask zmartwychwstania nie przebije jej grubej opony w rzeczywistości". 261 Jednakże wahania między stanowiskami już się zmniejszają, co świadczy o tym, że „naród nasz z wolna, ale jednak dochodzi do tego najtrudniejszego poznania, jakim jest poznanie samego siebie". 15 O aktualności politycznej tego stanowiska świadczy jego obszerne streszczenie w „Przeglądzie Narodowym", aprobujące poglądy Sobieskiego, który z czasem, już po odzyskaniu niepodległości pokusił się o własną syntezę dziejów Polski i skoncentrował ją dokoła idei narodowej,18 a w artykule pt. Skrzydła i pata ducha polskiego rehabilitował szlachtę-naród: „burzliwy, rokoszny, gotów rzucać się na władzę", ale rekompensujący swe wady umiłowaniem wolności, gotowością do ofiar w jej obronie; nawet umiłowanie liberum veto dodawało skrzydeł „duchowi narodowemu" tak samo w walce przeciwko Habsburgom, jak przeciw najeźdźcom, zaborcom.17 2. ASKENAZY I KONOPCZYŃSKI A REHABILITACJA PRZESZŁOŚCI ob -r,, ion Rzeczpospolita szlachecka nie była wybrańcem wśród narodów, jak mniemali niektórzy, ale nie była wyrodkiem, jakimś kopalnianym tworem, szalonym l niedojrzałym. S. Askenazy, 1902 W procesie rehabilitacji przeszłości na przełomie dwu stuleci czołowe miejsce zajął utalentowany historyk Szymon Askenazy.ls Wystąpiwszy na zjeździe krakowskim z postulatem badań nad po-rozbiorowymi dziejami Polski, jako profesor Uniwersytetu Lwowskiego realizował go systematycznie z pomocą swych uczniów (M. Kukieł, M. So-kolnicki, N. Gąsiorowska, K. M. Morawski, A. Skałkowski, J. Iwaszkiewicz, W. Dzwonkowski i in.), podejmując tematy z końca XVIII i z XIX wieku. Przez sam wybór problematyki, koncentrującej się dokoła przełomowych wydarzeń i postaci, dokoła sprawy polskiej w aspekcie ogólnoeuropejskim, prób odbudowy państwowości polskiej, walk o wyzwolenie, a także przez sposób jej ujęcia i przedstawienia, działalność Askenazego i jego uczniów odpowiadała rozbudzonym w społeczeństwie aspiracjom politycznym, niepodległościowym. Tak też była odbierana przez czytelników, umacniając w nich wiarę w żywotność narodu i aktualność sprawy odbudowy niezależnego bytu.19 Rozwijając tezy szkoły warszawskiej, a w szczególności Korzona, Askenazy podparł je przez sze- 263 rokie zastosowanie kryterium porównawczego, przez ukazanie sprawy polskiej w kontekście z kierunkiem ewolucji politycznej Europy. W tym świetle wychodziło na jaw: (1) iż w wieku XVIII nie tylko Polska, ale i inne kraje przechodziły przez okres rozprzężenia wewnętrznego, degeneracji, demoralizacji, a przecież nie doprowadziło to do ich upadku politycznego; (2) że w omawianym okresie pojawiają się raz po raz plany rozbiorów różnych państw, nie tylko Polski, a jedynie wskutek okoliczności zewnętrznych Rzeczpospolita, znajdująca się na linii ekspansji zarówno Prus, jak i Rosji, ale też osłabiona wewnętrznie, nie wykazała dostatecznej odporności. Askenazy inaczej niż Kalinka oceniał dyplomację Sejmu Czteroletniego, inaczej niż szkoła krakowska czy też — w zaborze rosyjskim — Władysław Spasowicz widział społeczeństwo polskie w wieku XVIII, nawet w epoce saskiej, gdyż: „Polska saska nie żyła w próżni, nie istniała w idealnym, doskonałym świecie, lecz w epoce, która wydała Walpole'a... Teza Spasowicza o ciemnej epoce saskiej musi otrzymać podkładkę porównawczą, nie chodzi o apologię ani o sąd ujemny, ale trzeba zestawiać... Właściwy sąd pozwoli ferować jedynie ścisła, przedmiotowa, porównawcza krytyka historyczna." 20 Szkoła krakowska pochopnie poszła za tezami historiografii pruskiej usprawiedliwiającymi rozbiory rzekomą niezdolnością Polski do życia, jej wewnętrznym rozkładem. Wprawdzie odrzucał Askenazy romantyczną apologię dawnej Polski, ale uznał za szkodliwe tzw. „trzeźwe pojmowanie dziejów", gdy ono wyradza się w „jakąś ascetyczną gorliwość pokuty, biczowania i umartwiania". 21 Jego rozprawa habilitacyjna Przymierze polsko--pruskie, w której bronił linii politycznej patrio- 264 » tów z okresu Sejmu Czteroletniego, skierowanej przeciwko Rosji, godziła w tezy Kalinki; a we wszystkich swych pracach, czy chodziło o rozbiory Polski, czy o dzieje walki o ocalenie niepodległości, czy o jej wyzwolenie, o ocenę żywotności i wartości dziedzictwa ideowego dawnej Polski ••— przeciwstawiał się ugodowości, zwłaszcza wobec Rosji, jaką według niego propagowali pod pozorem naukowym niektórzy historycy. Nie godził się Askenazy z poglądem, jakoby naprawa Rzeczypospolitej u schyłku XVIII wieku była niemożliwa, a za słuszną uważał diagnozę Korzona, który uznał Askenazego za swego kontynuatora. Łączyła ich ze sobą wiara w naród, a także w wielkie ideały w jego dziejach, sprzeczne z dążeniami mocarstw zaborczych. W walce o te ideały zgodnie z „duszą narodu" przedstawiał Askenazy swych bohaterów: ks. Józefa Poniatow-skiego — uosobienie cnót rycerskich, W. Łulkasiń-skiego — wzór heroicznego samozaparcia, Kościuszkę — który „wcielał jedność Polski, Litwy i Rusi... o duszy przepojonej nowożytną myślą Zachodu". 22 Nie bez słuszności biograf Askenazego zauważył: „Książa Józef wydany był po raz pierwszy w 1904 r., gdy Młoda Polska nawiązywała nić tradycji romantycznej i powstańczej. Wyprzedził on bardzo niewiele Źeromskiego Sen o szpadzie".23 Jako trzeźwy historyk nie mógł Askenazy nie dostrzegać słabych stron ustroju dawnej Rzeczypospolitej, sprawiających, iż wykazywała ona małą odporność wobec ekspansji mocarstw sąsiednich. Zwolennik rządów liberalno-parlamentar-nych, daleki był od poglądów Bobrzyńskiego, którego posądzał o tendencje rezygnacyjne w stosunku do dążeń niepodległościowych. Ale szczególnie negatywnie oceniał szkołę pruską w historiografii niemieckiej, która łamała według niego reguły bezstronności i zaniedbywała 265 „nieśmiertelne kryterium moralne, nie kryterium, jakie wolno mieć rządzącym, stronnictwom, obywatelom, lecz nieskończenie wyższe, surowsze i mędrsze", orzekające, „co jest obowiązkiem, co prawem ogółu uspołecznionej ludzkości, co słuszne, dozwolone, karygodne w odosobnionym życiu wewnętrznym i we wzajemnym towarzyskim pożyciu cywilizowanych państw i narodów". 24 Pomimo tendencji rehabilitacyjnych starał się Askenazy zachować umiar w ocenie przeszłości, a już w niepodległej Polsce, odrzucając samobi-czowanie jako owoc niewoli twierdził, że wolna Polska „nie chce być ani niższą od któregokolwiek z największych narodów świata, ani wyższą, chce być im równą. Nie trzeba jej ani pokuty, ani pochlebstwa." 2S Nieco młodszy od Askenazego Władysław Ko-nopczyński, badacz okresu saskiego i stanisławowskiego, w podobnym duchu rozwinął — zwłaszcza podczas pierwszej wojny i już w Polsce niepodległej — swą niezwykle ożywioną działalność historiograficzną. Jego studia nad okresem saskim (Sejm Grodzieński, 1907, Polska w dobie wojny siedmioletniej, 1909—1911) ukazały dno upadku; rozprzężenie wewnętrzne, znieprawienie, uległość wobec intryg cudzoziemskich, prywatę, „zniewagą przyjętą przez setki tysięcy bez próby oporu" — ale obok tego „mroku" także przebłyski „świtu", jaki opromienia zrealizowany w osobie Konar-skiego wzór obywatela — publicysty: „stworzone przez jego trud duchowy drogowskazy konstytucyjne dla społeczeństwa ... co prawda tło zachowuje się ciemne, przez które tylko przebijają promyki światła", ale mimo wszystko, mamy tu już zapowiedź kierunku, który doprowadzić ma do mniej jednostronnej wizji przeszłości, nawet w tej najbardziej skompromitowanej dobie saskiej. „Humory zwane «pesymizm» i «optymizm» z badania przeszłości wyłączamy zasadniczo" — oświadczał 266 jeszcze przed wojną światową Konopczyński, ale dodawał: „Nie chcemy mieć nic wspólnego z sektą samobiczowników, przypisujących Polakom rekord egoizmu i głupoty oraz odwieczną perwersję samobójczą." 2« Słowem, i Konopczyński szedł z prądem rehabilitującym przeszłość — całkiem świadomie, w poczuciu spełnionego obowiązku patriotycznego, wydobywał z niej w miarę możności światła i w pewnym stopniu usprawiedliwiał nieszczęsnymi okolicznościami cienie. Już podczas wojny wskazywał na Radę Nieustającą jako zaczątek regularnego rządu (1917). W studium Liberum veto (1918) starał się przez porównanie z innymi państwami, gdzie również występowały prywata, sobkostwo, odśrodkowe dążenia — częściowo osłabić krytykę tej instytucji w Polsce, stwierdzając przy tym, iż jej szkodliwość uznali sami Polacy i znieśli liberum veto, za co zostali ukarani przez ościenne państwa. Usprawiedliwiając optymistyczne tendencje historiografii dla podtrzymania — za czasów Apuchtinowskich — czci dla tradycji narodowej, u progu niepodległości jednak zauważył: „Dziś chodzi o co innego, chodzi o mądrą budowę państwa. Budowniczym nowej Polski przystoi pogląd na dzieje surowy a sprawiedliwy, ścisły a nieubłagany, taki właśnie pogląd, jaki przyświecał epoce Sejmu Czteroletniego i Księstwa Warszawskiego. Osiągnąć i zachować ten krytyczny punkt widzenia było jedyną z góry powziętą dążnością autora." 27 Bardzo to znamienna wypowiedź, zapowiadająca w obliczu odbudowy państwa konieczność zmiany kryteriów i pod kątem widzenia imponderabiliów państwowych postulujących krytyczną ocenę przeszłości, nawiązując w tym do stanowiska z epoki Oświecenia, w której, jak wiadomo, akcentowano przede wszystkim postulat wzmocnienia rządu, władzy państwowej. Przekonamy się jeszcze, jak dalece Konopczyń- 267 ski już w Polsce niepodległej realizował ten postulat krytycznego i wyłącznie przedmiotowego poglądu na przeszłość narodową i czy w jakimś stopniu przesunął on punkt ciężkości z idei narodowej na ideę państwa. Na razie jeszcze, w roku 1918 w artykule rekapitulującym pt. O wartości naszej spuścizny dziejowej, opublikowanym w „Głosie Narodu", oceniał ją — choć usiłował zachować pewien umiar — przede wszystkim z punktu widzenia obrony optymistycznej tendencji, atakując szkołę krakowską, a zwłaszcza Bobrzyńskiego. Przypominając czasy ucisku pod zaborem carskim, Ko-nopczyński stwierdzał, iż wtedy młodzież potrzebowała takiej historii, która by ukazując „wzniosłość zasad republikańskich" w epoce katastrofy przeciwstawionych „ohydzie policyjnego despotyzmu europejskiego otoczenia ... usprawiedliwiała przed nami nieomylny głos naszych serc". Była to obrona zdrowego instynktu samozachowawczego „narodu przed obcą pogardą i własnym zwątpieniem". Z drugiej strony Konopczyński stwierdzał, że duch krytyki zawsze towarzyszył dążeniu do naprawy, jak się to działo m.in. po roku 1863. Przeciwko zbyt jednak krytycznej tendencji wystąpili historycy warszawscy, zwłaszcza ostrą reakcję wywołał Bobrzyński, propagujący posłuszeństwo wobec stańczyków, lojalizm wobec zaborcy, dowodzący, że Polacy nie przestali być narodem anar-chicznym, niepoprawnym, na którym ciążą dawne grzechy. „Trójca krakowska okazała nieraz prawdziwy pesymizm, tj. niewiarę w historycznie powstały charakter narodowy, polski, tę najistotniejszą naszą spuściznę dziejową." Autor twierdził, że po śmierci Szujskiego i Kalinki nastąpił zmierzch pesymistycznego nurtu. Grozi jednak niebezpieczeństwo i z drugiej strony: niebezpieczeństwo hyperoptymizmu, samo- uwielbienia, minimalizowania wad i niedostatków dawnej Rzeczypospolitej. Ujemnym następstwem pesymizmu jest determinizm, prowadzący do przenoszenia źródeł złego i nieszczęść w Polsce zbyt głęboko w przeszłość. Trzeba więc zachować miarę i trzymać się bezwzględnej prawdy, która „oświeca, uzbraja i wyzwala". 28 -i 3. REPERKUSJE WOJNY ŚWIATOWEJ Polska zrealizowała maxłmum wolności i swobód politycznych, jakie dały się osiągnąć w granicach ówczesnych możliwości historycznych, a zarazem wyprzedziła w rctewoju swym pod bardzo wieloma względami o całe pokolenia, nieraz o całe stulecia, współczesny sobie ' kontynent europejski. A. Chołoniewski, 1917 Wojna światowa, w czasie której ważyły się losy przyszłości Polski, pfzyczyniła się do wzmożenia tendencji, występujących w polskiej myśli historycznej już od ostatnich dziesięcioleci XIX wieku. Rozbudzonym nadziejom towarzyszyło dążenie do rehabilitacji przeszłości, do umocnienia wiary w żywotność narodu, jego wartości jako równouprawnionego, zdolnego do samodzielnego bytu politycznego członka społeczności europejskiej. Jeśli w toczącej się wojnie narodów wysuwano jako jej cel obronę ideałów humanitarnych, wolnościowych i demokratycznych, to w publicystyce, ale i historiografii, podnoszono fakt, że Polska już od dawna je realizowała, wyprzedzając inne kraje Europy. Odbudowana niepodległa Polska powstać ma jako kontynuacja dawnej i wskrzesić jej kształt, rozwinąć jej ideowe dziedzictwo, zgodnie z jej ideą narodową i uniwersalnymi ideałami. To stanowisko prowadzące z reguły do eksponowania wszystkich dodatnich i zamazywania ujemnych stron w dawnej Polsce musiało w miarę tego, jak sprawa odbudowy własnej państwowości nabierała cech realnych, nasuwać poważne wątpliwości z punktu widzenia imponderabiliów powsta- 270 jącego na nowo do życia państwa. Stawał więc problem, czy ta przeszłość istotnie była bez skazy i czy może ona bez zastrzeżeń służyć za wzór, drogowskaz do urządzenia własnego bytu politycznego w wieku XX. Słowem, po upojeniu optymistycznym, w którym nie brak było reminiscencji romantycznych, przyszła reakcja w postaci bardziej trzeźwej oceny dziedzictwa dawnej Rzeczypospolitej, a w szczególności roli w nim czynnika państwowego. Podczas toczącej się wojny do przemożnego głosu doszedł jednak kierunek, który w publicystyce wyrażali Antoni Chołoniewski i Artur Górski, a w historiografii trzej wybitni historycy prawa: Oswald Balzer, Stanisław Kutrzeba i Józef Sie-mieński. Chołoniewski w Duchu dziejów Polski (1917) ukazywał Polskę jako państwo realizujące najwznioślejsze ideały wolnościowe, humanitarne, demokratyczne w tym czasie, gdy gdzie indziej triumfował absolutyzm; Polskę „szerzycielką wolności" w Europie, pokojową, wierną swemu powołaniu, wyprzedzającą w rozwoju Europę, zapowiadającą to, do czego dopiero w XIX czy XX wieku dążą inne kraje. „Polska upadła dlatego, że nie upodobniła się do sąsiednich despotii, że była "krajem wolności... Zginęła, gdyż przy całym chwilowym załamaniu się swej siły duchowej była tworem politycznym doskonalszym i niewspółmiernie wysoko rozwiniętym w zestawieniu z tym, co ją otaczało." 29 Artur Górski, nawiązując wyraźnie do historio-zofii Mickiewicza, odsłaniał w dawnej Polsce ideał „człowieczeństwa", religijny stosunek do życia, atakował tych, którzy przez swój pesymizm podważali „instynkt zachowawczy narodu". Droga dziejowa Polski wiodła ku „szlacheckości", budowie „rasy wolnej na ziemi wolnej ... Bez pańskości, bez chamskości, bez imperializmu, bez zabo- 271 rów, bez cynizmu narodowego". A jaka ma być przyszłość Polski? Artur Górski przestrzegał przed budowaniem „państwa urzędników, dyplomatów, militarystów"; powinna Polska nawiązywać do „królewskiego ducha Mickiewicza", a więc do zasad życia zbiorowego, opartego na dobrej woli, sumieniu, uczuciu religijnym obywateli.30 W toczącej się dyskusji nad dziedzictwem dawnej Polski znamienny był głos czołowego historyka prawa, ucznia Bobrzyńskiego, Oswalda Balze-ra. W swej rozprawie Z zagadnień ustrojowych Polski (1915) przeprowadzając kolejne porównania różnych urządzeń Rzeczypospolitej z ich odpowiednikami w innych krajach, Balzer zakwestionował tezę o ich anomalii, ich średniowiecznym anachronizmie. „Nie można winić Polski o to, że żyła wtedy tymi samymi urządzeniami, karmiła się tymi samymi poglądami, co i reszta cywilizowanej ludzkości, że jej nie wyprzedziła reformami." Stanowość, sejmy, samorząd sejmikowy, wybieralność królów, brak uporządkowanej administracji itd. — wszystko to nie musiało prowadzić do anarchii, która mogła powstać także w ustrojach kierowanych przez absolutnych monarchów. Niechęć do absolutyzmu w Polsce nie była bezpodstawna, o czym świadczy noc św. Bartłomieja. Jeśli chodzi o ustrój społeczny Polski, to podobny był i gdzie indziej, a to właśnie z Zachodu przychodziły do nas złe wzory ucisku poddańcze-go. Zasady ustrojowe Polski w niejednym były „lepsze i doskonalsze" niż na Zachodzie. Z podobnymi brakami jak w Polsce inne państwa w XVIII w. przetrwały, nie jest więc słuszne twierdzenie, że te braki były przyczyną sprawczą upadku Polski. Było nią nic innego jak „pożądliwość złączonych, a więc przemożnych, na zgubę Polski sprzymierzonych sąsiadów". Gdyby nie dokonany gwałt rozbiorów, nie było żadnej konieczności dziejowej upadku Polski; „przetworzywszy w sto- 272 sownym czasie urządzenia swoje na równi z innymi państwami, przetrwałaby razem z nimi, przez dalsze stulecia, jako organizacja żyjąca i żywotna". s1 W podobnym duchu rehabilitował ustrój dawnej Polski Kutrzeba. Przeciwstawiał jego piękno opartemu na teorii boskiego pochodzenia władzy i tradycji rzymskiej — absolutyzmowi. Przypominał wolnościowe i demokratyczne ideały szlachty, pobudzające jej żywotność i aktywność publiczną. Polska od wieku XVI, odrzucając obce wzory, poszła własną drogą, która prowadziła w „kierunku coraz dalszego, aż do ostatnich często konsekwencji, wykształcenia przewagi czynnika społecznego... gdy na Zachodzie zgniecenie go na korzyść władców załamaniem niejako było linii rozwoju, odgięciem jej w inną niż biegła poprzednio stronę, w przeciwieństwie do polskiej linii prostej". Polska sama przed upadkiem państwa „pracą własnej myśli i woli, choć inną drogą, choć z utrzymaniem zasad wolności, wytworzyła z siebie te nowe pierwiastki, które przyniosły rozkwit państwowości w absolutnych monarchiach", ale zanim reformy wydały owoce, państwa zaborcze położyły jej kres. 32 Zdawał sobie Kutrzeba sprawą ze słabych stron państwowości polskiej, bo „piękność nie jest siłą, chyba dla kobiety, i to częściej w powieści niż w życiu", ale eksponował przede wszystkim ideowe wartości Rzeczypospolitej. Sądził, że hy per krytyczna ocena przeszłości ze strony szkoły krakowskiej okazała się błędna i szkodliwa, zwłaszcza w okresie wojny. Z tego względu ulważał pracę Cho-łoniewskiego za pożądane antidotum na syntezy Bobrzyńskiego i Szujskiego. Podkreślał Kutrzeba zbieżność zasad dawnej Polski ze współczesnymi ideałami. Nie negując słabych stron ustroju Rzeczypospolitej, pewnych przerostów wolności, zaniedbań w wykonywaniu obowiązków wobec pań- 18 — Naród a państwo... 27* stwa, co utrudniało obronę przed wrogami, aprobował „zdrowe ziarno", jakie się kryje w całej koncepcji dziejów Polski, którą zaprezentował Chołoniewski.33 I trzeci historyk prawa Józef Siemieński, utożsamiając ideały współczesne z zasadami ustrojowymi i urządzeniami dawnej Rzeczypospolitej (parlamentaryzm, swobody obywatelskie, samorząd, wolność religijną i narodowościową, demo-kratyzm), podnosił wysoką „kulturę polityczną" dawnej Polski. Różnicował jednak funkcjonowanie tych instytucji w okresie rozkwitu Rzeczypospolitej oraz w XVII i XVIII wieku — „epoce zastoju i rozstroju", gdy do głosu doszedł „zaciekły konserwatyzm republikański". Obawa przed reformami, jako zagrażającymi absolutum dominium, uniemożliwiała przystosowanie machiny państwowej do tej wydajności siły i sprawności, jakiej domagały się zadania wielkiego „rozwiniętego państwa nie bronionego w dodatku przez naturę granic". Dopiero Sejm Wielki dokonał naprawy, łamiąc kanony złotej wolności, ale zachowując istotne wartości dawnego ustroju. W obliczu odbudowującego się państwa, Siemieński przypomniał „dziedzictwo Rzptej", do którego trzeba nawiązać. Nie chodziło o formy, ale o aktualność treści ideowej, o „idee zasadnicze, których te instytucje były wyrazem". Jeśli prawdą jest, że idee te „w gorszych warunkach zaczęły dawać owoce gorsze, często chore", to przecież przyszedł okres reform, w czasie którego nawiązując do świetnych wzorów z Renesansu polskiego, dokonano naprawy. W obliczu wyzwolenia, trzeba nadając kształt odbudowywanemu państwu, pamiętać o wspaniałym dziedzictwie ideowym, wbrew temu, ,co wynikało z hyperkrytycznej jego oceny z ostatnich kilkudziesięciu lat34. Wreszcie, na zakończenie tych wypowiedzi dość 274 podobnie brzmiących, odosobniony głos prawnika Tadeusza Brzeskiego, który w swej rozprawie pt. Teoria przyczyn upadku Polski (1918) spojrzał na ustrój demokracji szlacheckiej nie z punktu widzenia idei, ale możliwości jej realizacji. Wychodząc z założenia, iż ustrój ten wymagał odpowiedniego poziomu umysłowego i moralnego szerokiej rzeszy obywateli, ich świadomości społecznej, Brzeski stwierdzał, że jej brak skazywał Rzeczpospolitą „na niemoc". Czy wartości moralne tkwiące w tym ustroju mogły zrekompensować osłabienie rządu, władzy państwowej? „Przychodzi epoka podporządkowania władzy państwowej jednej warstwy społeczności... społeczeństwo zwyciężyło państwo, jednostka zwyciężyła społeczeństwo." 85 Oto dylemat, jaki musiał teraz stanąć przed historykami w obliczu budującego się na nowo nie obcego, ale własnego państwa. 18* 4. „PRZYCZYNY UPADKU POLSKI" — REKAPITULACJA Otóż chcemy się z góry zastrzec, że pragniemy uniknąć pesymizmu, który rozbraja l skrzydła podcina, tak Jak znowu optymizm zaślepia i zaskorupla. F. Papce, 1917 Ośmiu wybitnych uczonych, którzy podczas wojny zrekapitulowali w Krakowie w roku 1917 poglądy na upadek Polski, pomimo różnic zbliżyło się w zasadniczych wnioskach. Rozważając rozmaite czynniki, wykładowcy odrzucali tezą deterministyczną, głoszącą, że upadek był nieodzowny,- że stanowił konieczne następstwo wydarzeń, niezdolności narodu szlacheckiego do zachowania niepodległości, skutek zgubnej formy rządu. Nie był tym czynnikiem rzekomo przejściowy pod względem geograficznym twór, jakim była Polska (E. Romer), ani ekspansja terytorialna na Wschód (O. Halecki), ani zasoby gospodarcze, jakimi kraj dysponował (F. Bujak). Znamienne dla wszystkich prelegentów było przerzucanie istotnej przyczyny słabości i nieod-porności na stan moralny, świadomość i wolę społeczeństwa, a także akcentowanie doniosłego znaczenia reform stanisławowskich i całego odrodzenia narodowego u schyłku Rzeczypospolitej. Charakterystyczna pod tym względem była wypowiedź Franciszka Bujaka, który po zanalizowaniu sytuacji ekonomicznej Polski w wieku XVIII i jej 276 niedostatków, nie tam szukał przyczyny upadku Rzeczypospolitej: „Rozstrzygającym, według mego zdania, momentem dla upadku Polski był brak silnej i rozumnej woli do utrzymania się przy niepodległości państwowej w warunkach, w jakich się Polska znajdowała w XVIII wieku. Polska jako państwo uległa przemocy, bo przestała spełniać elementarne obowiązki względem siebie, a kiedy nareszcie, niemal po upływie całego wieku, przypomniała- sobie te obowiązki, było już za późno; drapieżcy czym prędzej przystąpili do ostatecznego rozszarpania swej zdobyczy." 36 Czy zawinił ustrój? Kutrzeba odpowiadał, że zawiniły nie jego zasady, godne pochwały, ale niedostatki jego funkcjonowania, brak stałego rządu, sprężystości władzy, brak jedności — co usunęły reformy, a w szczególności Konstytucja 3 Maja, dzięki czemu Polska „nie tylko dorównała wartością państwowości innym państwom ówczesnej kontynentalnej Europy, lecz je przewyższyła." 37 Istotną przyczyną słabości był fakt, iż Polska obrała sobie drogę trudniejszą, wymagającą „rozumu stanu nie tylko u jednostek stojących na czele, ale u ogółu szlachty." 38 Jednakowoż siły moralne i umysłowe pozostawiały według Kallenbacha przed pierwszym rozbiorem wiele do życzenia, a po I rozbiorze „walka światła z ciemnością nie mogła po półwiecznych mrokach skończyć się od razu triumfem... na zgubę bowiem Rzptej złożyły się dwie przemożne przyczyny: zewnętrzna, jawna, dla obcych i swoich widoczna zachłanność zaborcza sąsiadów... ale obok tych przyczyn zewnętrznych działały i współdziałały przyczyny wewnętrzne: anarchia, sobkostwo, bezmyślne ambicje, które ośmieliły i rozzuchwaliły chciwych zaborców".39 A polityka zagraniczna, dyplomacja polska? Odpowiadał Konopczyński: „Żaden inny naród nie składał polityki zewnętrznej w ręce takich przy- 277 padkowo wylosowanych Metternichów. O rutynie, wiedzy, doświadczeniu, ciągłości praey nie mogło być mowy w takim organie... Już to w ogóle sar-macki charakter narodowy był przeciwieństwem cech wymaganych od dyplomaty; ze wszystkich cnót potrzebnych w tym zawodzie posiadał Polak tylko jedną, chwaloną przez Talleyranda: wspaniale siadał lub stawał do konferencji. Odbijało się to na braku konsekwencji w polskiej ekspansji i polityce zewnętrznej." *° W tych warunkach na upadek Polski złożyły się zarówno przemoc zewnętrzna, jak i wewnętrzne niedomagania, które sąsiedzi potrafili wyzyskać. Zgubiła nas anarchia, ale nie tylko w Polsce, lecz także w stosunkach międzynarodowych, bo wiek XVIII był klasycznym wiekiem rozbiorów. Motywem rozbioru Polski było to, że „Rzpta chciała się odrodzić i zreformować." 41 Wysiłki te jednak, czy chodziło o Sejm Czteroletni, czy też o Insurekcję, nie powiodły się — nie tylko ze względu na przewagę fizyczną wrogów, stwierdzał W. Tokarz. I w jednym, i w drugim wypadku przywódcy „nie wierzyli w siły moralne narodu i — zamiast go podnosić do poziomu własnego, woleli zniżać swą politykę do domniemanego jego poziomu energii. Za Stanisława Augusta popularne było hasło, które można by ująć krótko w słowach — «czekać i reformować*." Niemoc zdobycia się na decyzję, na większą odpowiedzialność, doprowadziły do zmarnowania szans i do II i III rozbioru. 42 Bardzo charakterystyczne stanowisko dla kształtującego się w obliczu odbudowy niepodległości poglądu na przeszłość narodową zajął w referacie rekapitulującym prelekcje krakowskie Ignacy Chrzanowski. Wyraźnie starał się w nim lawirować między Scyllą pesymizmu i Charybdą optymizmu. Dowodził, iż jeden i drugi nurt miały swe historyczne uzasadnienie i spełniały swoją funkcję społeczną. Mesjanistyczno-romantyczna apologi.a „wypływała nie z czego innego, tylko z instynktu samozachowawczego". Ale przeciwny kierunek, jaki zapanował po roku 1863, odpowiadał historycznej potrzebie: „To wielka zasługa historyków krakowskich — naukowa i obywatelska, leczenie z ułudy", ale ukazywanie wyłącznie ciemnych stron wywołało „nadmierny pesymizm" i musiało spowodować słuszną reakcję. Czy jednak poglądy Balzera, Kochanowskiego, Chołoniewskiego, jakie propagowali podczas wojny, nie prowadzą z kolei do „skrajnego optymizmu"? I oto Chrzanowski wysuwał różne wobec nich wątpliwości i zastrzeżenia w imię krytycyzmu historycznego. Polska nie wytworzyła jedności rządowej, ani sprężystości rządu, uniemożliwiły jej to bowiem: zła organizacja elekcji, liberum veto, brak subordynacji niekarnych i zbyt mało odpowiedzialnych urzędów. Prawda, że po I rozbiorze nastąpiło odrodzenie, ale nie ogarnęło ono całego narodu. Jeśli causa efficiens upadku Polski była pożądliwość potężnych sąsiadów, to trzeba z kolei zapytać, dlaczego to Polska padła ich ofiarą? Bo była słaba, a dlaczego była słaba? Tu Chrzanowski szuka rozwiązania zagadki: w charakterze narodu, w braku woli — wszystko sprowadza się więc do morale. Chrzanowski wypowiada te słowa, by sprowadzić na ziemię- apologetów przeszłości, by rozbudzić w nowej sytuacji dziejowej potrzebny krytycyzm, chociaż wiedział, jak nasz ogół „niechętny jest takiej postawie". 4S Tak tedy, w przededniu odbudowy niepodległego państwa myśl o przeszłości narodowej zmierzać zaczęła w kierunku jakiejś syntezy dwóch przeciwstawnych postaw i koncepcji, w kierunku nie przeciwstawiania sobie, ale wiązania ze sobą pojęcia narodu i państwa. 278 JL. \ 5. O RENESANS HISTORII PAŃSTWA Stoimy, a przynajmniej powinniśmy stanąć, u progu okresu renesansu historii politycznej, a to zarówno w literaturze naukowej, jak i pedagogicznej. St. Zakrzewski, 1923 Odbudowa niepodległego państwa stworzyła warunki i klimat, skłaniające do zatarcia rozbieżności pomiędzy tzw. optymistami i pesymistami historycznymi, czego objawem były już prelekcje o przyczynach upadku Polski w Krakowie w roku 1917. W Polsce niepodległej nie od razu ustały dawne swary i rekryminacje pod adresem szkoły krakowskiej,4* ale donośniej zabrzmiały głosy, postulujące naukowy, krytyczny stosunek do przeszłości i kierujące się przeciwko jej apologii. Generalną rozprawę z „ustrojowcami" Balzerem i Ku-trzebą, także publicystą Chołoniewskim (por. wyżej s. 271 i n.) podjął u progu niepodległości Stanisław Zakrzewski. Stwierdził, że ulegli oni subiektywnym nastrojom chwili, które są „złym doradcą naukowym" i zaatakował przecenianie przez nich ustroju w stosunku do innych stron przeszłości. Godził się z tym, że w świetle porównawczej metody instytucje Polski nie były osobliwością, ale podkreślał, iż w praktyce najważniejsze było, jak one funkcjonowały. Nie chodzi więc o sąd nad wartością samego ustroju, ale o co innego. Nawiązując do Pawińskiego i Rembowskiego stwierdzał, że istota problemu polegała na przy- 280 wróceniu równowagi między czynnikiem państwowym i społecznym, jaka została zachwiana. „Suma tych zjawisk streszcza się w niedomaga-niach stosunku zachodzącego pomiędzy ustrojem państwowym a społecznym. Minimum konieczności państwowych ze względu na obronę zewnętrzną i ład wewnętrzny, minimum konieczności społecznych, broń Boże nie nowoczesnych, lecz wynikających z pojęć naszych polskich XVII wieku — nie mogło być zrealizowane. Stary zaś ustrój Polski skończył na tym, że przestał służyć własnemu Państwu i rozpoczął służbę obcą, pod gwarancją. To było niewątpliwie zwyrodnienie." Wykazywał Zakrzewski sprzeczności w stanowisku, jakie zajął Kutrzeba podczas wojny, i stawał w obronie zasadniczej tezy szkoły krakowskiej-o samozawinionym upadku Polski jako „jeszcze nie-obalonej" i mającej „przed sobą przyszłość".4S Ciekawszy jest dla nas odczyt Zakrzewskiego na walnym zebraniu Towarzystwa Historycznego we Lwowie w roku 1923, w którym rozwinął swój pogląd na historię polityczną państwa, wyrażony jeszcze w roku 1906. Wskazywał w nim na związek między historiografią i poczuciem państwowym, myślą polityczną, który w warunkach niewoli został zerwany stopniowo, w miarę tego, jak utracono żywy kontakt z warsztatem państwowym-W rezultacie naród stał się „surogatem pojęcia państwa" i historycy skierowali główną uwagę na dzieje wewnętrzne, kulturę, na „ogólnocywilizacyj-ne momenty". Nasuwa się obecnie pytanie, co było-ważniejsze, „czy dzieje [w całości] państwa, czy odartego z państwowości społeczeństwa". Dawny sposób. ujmowania dziejów Polski nie odpowiada już nowym warunkom! „Wskrzeszenie państwa restytuuje tak dobrze konkretną pracę polityczno-państwową dla Polski, jak również przywraca prawo pełnego obywatelstwa historii politycznej w obrębie naszej historio- 281 u progu okresu renesansu historii politycznej i to zarówno w literaturze naukowej, jak i pedagogicznej". „Na każdy sposób historiografia nowej państwowej Polski spojrzy na przeszłość pod kątem widzenia państwowym w stopniu silniejszym niż dotąd". W dziejopisarstwie po roku 1863 jedynie w syntezie Bobrzyńskiego państwo tworzy „oś, około której jest oplecione opowiadanie". Również ulec musi rewizji problem stosunku idei narodu •do idei państwa z punktu widzenia struktury narodowościowej Polski; nie można rozwiązywać go w duchu nacjonalizmu państwowego, który doprowadził Niemcy i Węgry do katastrofy. Kończył swe refleksje autor twierdzeniem: „Naród polski był i będzie narodem państwowym, co tworzy szczególną cechą naszej kultury w czasach nawet niewoli. W pracy naukowej i w wychowaniu społeczeństwa historiografia nasza musi zapewnić w dziejach narodu należyte miejsce państwu, jego realnym sprawom i troskom o jego przyszłość, o czym myśleć odzwyczailiśmy się przez ostatnie półtora wieku." 46 Postulat ten odpowiadał aktualnej wówczas koncepcji tzw. wychowania państwowego, zdecydowanie przeciwnej romantycznej czy neoromantycznej awersji do idei państwa. Jak dalece w opinii Zakrzewskiego synteza dziejowa Bobrzyńskiego nabierała aktualności politycznej, świadczą jego uwagi z okazji czwartego wydania Dziejów Polski w zarysie w roku 1927, „w chwili, gdy po wypadkach majowych z r. 1926 kwestia ustrojowa, właśnie pod kątem widzenia -«rządu», stoi na czele wszystkich naszych problemów". Czynił jednak pewne zastrzeżenia wobec głównej tezy Bobrzyńskiego o słabości rządu jako istotnej przyczynie upadku Rzeczypospolitej, bo przecież z doświadczeń ostatniej doby wiadomo, i me państw od katastrofy. 47 Nie pozostał teraz dłużny swym krytykom i M. Bobrzyński. Polemizował z Balzerem (i z innymi „optymistami"), który wadliwie stosował metodę porównawczą, skupiając swą uwagę na samym ustroju, nie uwzględniając praktyki życia, poziomu szerokich mas szlacheckich itd.; zakwestionował podział historyków na optymistów i pesymistów, jako sprzeczny z wymogami nauki, która żąda poznania i ujawnienia prawdy, choćby „sromotnej". Bronił szkoły krakowskiej: „W okresie podziałów i niewoli, po zawodzie i klęsce ostatniego powstania znaleźli się historycy, którzy postanowili przedstawić narodowi nagą prawdę jego dziejów i odsłonić wewnętrzne przyczyny jego upadku. Chcieli przez to odrodzić naród, wzmocnić jego siły i zahartować go do przetrwania srogiego ucisku. Myśl ta przewodnia związała ich tak ściśle, że utworzyli nową szkołę, która zrodziła się w Krakowie, ale rozszerzyła daleko poza jego granice. Szkoła ta mimo zarzutów, z którymi przeciw niej występowali niektórzy historycy i publicyści, utrzymała się aż do wybuchu wojny światowej, a na jej badaniach i poglądach opierała się polityka podjęta pod hasłem organicznej pracy." 48 Za szczególnie szkodliwe ze względu na trudną sytuację budującego się państwa — uważał Bobrzyński karmienie społeczeństwa ułudami, zalecając odkrywanie historycznej prawdy o niebezpieczeństwach tkwiących w lekceważeniu czynnika rządu i w nadmiernej wolności. 49 W Uwagach nowych do IV wydania swej syntezy (1927) raz jeszcze wrócił do rozrachunku ze swymi przeciwnikami. Podkreślił, że nie tylko historycy szkoły krakowskiej odsłaniali ciemne strony dawnej Rzeczypospolitej, że ku odzyskaniu niepodległości naród szedł dwiema równie uza- 282 283 sadnionymi drogami, które z sobą nie kolidowały, tj. pracą organiczną i walką zbrojną. Wyrażał obawę, iż zła tradycja przeszłości ciąży wciąż nad narodem, który uchwalając konstytucję wykazał podobną obawę przed silną władzą wykonawczą, jak w swoim czasie Sejm Czteroletni. Domagając się rzetelnej prawdy o przeszłości, wskazywał na jej kształcącą rolę wychowawczą, szczególnie ważną w nowych warunkach politycznych, we własnym państwie demokratycznym: „Jako optymista w dziejach upadku może wystąpić tylko poeta, piszący powieść historyczną, bo ten z historii prawdziwej może sobie dowolnie wybierać to, co do jego poetycznego obrazu się nadaje, idealizować osobistości historyczne i wypadki, krytyki się nie obawiając. Kiedy historyk musi przedstawiać dzieje, jakie w rzeczywistości były, poeta może je przedstawiać, jakie w jego wyobraźni być były powinny. Ta jest różnica między Trylogią Sienkiewicza a Szkicami Kubali. Na ogół społeczeństwa, na szerokie jego warstwy zawsze oddziaływać będą więcej historyczne powieści niż historyczne badania i prace, dla których naga prawda obowiązuje. Prawda ta konieczna jest jednak dla tych, którzy w historii szukają doświadczenia i nauki w rządzeniu społeczeństwem i państwem, do którego są powołani, i w ogóle dla tych, którzy na rozwój narodu chcą wpłynąć. W społeczeństwie dzisiejszym, demokratycznym, koło ich rozszerzyło się niezmiernie. Zabarwienie historii optymistyczne lub pesymistyczne, odbiegające od prawdy, odebrałoby jej wartość kształcącą. Miała ją dla nas w czasach niewoli i zaborów, będzie ją miała jeszcze w wyższym stopniu w dobie własnych rządów, która się rozpoczęła." 5D O tę rzetelną prawdę upomnieli sią teraz i inni historycy: Kazimierz Tymieniecki twierdził, że mesjanizm i optymizm nie mają związku z rzeczywistością, podobnie jak i pesymizm, który wtło- 284 czył całe dzieje Polski w problem upadku państwa w końcu XVIII wieku, przez co „skrzywić musiał zasadniczy pogląd na przeszłość." 51 O. Bal-zer w Nowych przemyśleniach i uwagach o zagadnieniach ustrojowych Polski (1919) wycofał się ze swego hyperoptymizmu, a Marceli Handelsman na zjeździe historyków w Warszawie w roku 1930 wysunął dyrektywę odpowiadającą nowej sytuacji: „Obecnie, po optymizmie przyszedł czas na realizm. Wymaga tego światowy stosunek do zadań historii. Nakazuje odważny, nie liczący się z obciążeniem przeszłością obowiązek uczonego. Żąda tego potrzeba własnego narodu. Bo jednego tylko żąda od nas, nauczycieli swoich, naród polski — prawdy choćby najbardziej gorzkiej, najbardziej brutalnej, bez osłonek i frazesu, prawdy «praw-dziwej»." 52 6. KU SYNTEZIE DAWNYCH STANOWISK — PRÓBA NOWEGO REWIZJONIZMU Ustroje tego typu dobrze funkcjonować mogą tylko przy bardzo wysokim poziomie intelektualnym i obywatelskim tych warstw społecznych, które do rządów są dopuszczane. St. Kutrzeba, 1930 Nie ulega wątpliwości, że historycy polscy po odzyskaniu niepodległości poczuli się .mniej skrępowani w krytycznej ocenie przeszłości. Za przykład posłużyć może Władysław Konopczyński, który podczas niewoli szukał przebłysków świtu już w epoce saskiej i bronił „instynktu samozachowawczego", głosu serca, dyktującego gloryfikowanie dziejów narodowych. Ten sam Konopczyński w wydanej w roku 1923 Historii politycznej Polski przedstawił Rzeczpospolitą w wieku XVIII w sposób mało odbiegający od tego, jaki namalowali jego antagoniści ze szkoły krakowskiej. Analizując, jak w swoim czasie Tadeusz Korzon, „siły moralne i umysłowe" dawnej Rzeczypospolitej, dochodził do wniosków dalekich od „optymizmu". Okazuje się, że panowie, szlachta „dla siebie stworzyli ustrój państwowy, taki właśnie, jaki najlepiej zabezpieczał ich wolności i dobrobyt", „podporządkowali państwowość" swym interesom. W rezultacie przez zasadę jednomyślności, dobrą dla aniołów, a nie ludzi, sejm był sparaliżowany, ministrowie prowadzili politykę na własną rękę, „bez kontroli", w polityce zagranicz- 286 4 nej brakło kompetencji i konsekwencji. Pod pozorem wzniosłych ideałów panoszyły się samowola, sobkostwo, pogoń za popularnością, niezaradność itd. I oto Konopczyński, szukając przyczyn tego stanu, dochodzi do wniosku: „Wadliwy ustrój społeczny i licha gospodarka, zupełny rozstrój państwowy, błędy w polityce zewnętrznej i błędy w polityce wewnętrznej, jeżeli to wszystko, mimo lamentów i ostrzeżeń różnych Skargów i Stańczy-ków nie skłaniało społeczeństwa do nawrotu, to widocznie coś szwankowało nawet w samej psychice polskiej, nie tylko w zewnętrznych formach jej przejawów." Wołania o reformy w dobie saskiej nie skutkowały, bo „nie chciało się myśleć ani czuć, ani działać", bo wierzono, że „mocarstwa czuwają nad naszą wolnością".5a Wprawdzie ustrój demokracji szlacheckiej aktywizował społeczeństwo i stwarzał przez to szansę, ale tylko dopóki państwa sąsiednie nie wciągnęły do służby i pracy wielkich sił społecznych, podczas gdy w Polsce odsunięto je od życia publicznego. Toteż, jak to Konopczyński stwierdzał w Dziejach Polski nowożytnej (1936): „W rezultacie Rzeczpospolita zamiast 12 milionów przeciętnie patriotycznej ludności mogła liczyć na l—Wa miliona. Dziewięć dziesiątych części narodu czuło się obco i źle w rodzimym kraju i stan ten utrwalił się dzięki temu, że klasa uprzywilejowana była dość liczna, aby całą resztę przez parę wieków trzymać w garści i wyzyskiwać. Cokolwiek też się mówi o demokratyzmie dawnej szlachty, dla państwa lepiej było mieć arystokrację mniej liczną i pozbyć się jej w drodze wewnętrznej rewolucji, niż czekać pod rządem owych dwustu tysięcy, aż warstwa rządząca się przeżyje i kraj rozszarpią zaborcy." 5* I tak sławiona unia z Litwą, ujemne skutki któ- 287 Tej dostrzegali już i Lelewel, i Szujski, i Bobrzyń- -ski, według Konopczyńskiego odbiła się fatalnie jia psychice, na charakterze narodu szlacheckiego. W następstwie zajęcia wielkich obszarów na -wschodzie: „na pokładzie sielskiego, ziemiańskiego żywota w przestworzach wschodnich, przy ekstensywnej gospodarce, wśród bezmiaru pól, gajów, łąk i wód rozwinęła się iście polska bez-troskliwość i obojętność na wszystko, co nie za-.graża wprost naszemu domowemu szczęściu. Bez wielkich namiętności, bez całopalnych ofiar, bez tragicznego szamotania się z losem, bez targających duszę wątpliwości płynęło miękko życie staropolskie. Rozrzedzona ludność żyła jakby jakąś rozrzedzoną kulturą. Nie było tam ani śmiertelnej walki, ani intensywnej na miarę zachodnią pracy. Zarówno napięcie, jak i umiejętność pracy pozostały w tyle poza Europą. Nazywając rzeczy po imieniu — rozwinęło się lenistwo i niedbalstwo; z kolei przyszły wojny dzikie, niszczące, z nieprzyjacielem na ogół niższym kulturalnie — Moskalem, Turkiem, Tatarem, Kozakiem. Wojna w ogóle nie jest szkołą pracy kulturalnej, a tym bardziej taka wojna, w której od przeciwnika niczego nie można się nauczyć. Stąd jeszcze jedna pobudka do lenistwa i do życia z dnia na dzień." 53 Unia ostatecznie osłabiła żywotność narodu i przekazała mu ciężkie dziedzictwo: sprawę ruską i litewską. Także Kutrzeba w Polsce niepodległej mniej entuzjastycznie oceniał bezwzględne wartości ustroju dawnej Rzeczypospolitej i wysunął w stosunku do nich różne zastrzeżenia, podobnie jak Konop-czyński czy Brzeski. Nie był ten ustrój czymś wyjątkowym w dziejach Europy, gdzie „ruchem wahadłowym" występują dwa odmienne typy państwowości. W jednym z nich przewaga należy do czynnika władzy centralnej, spoczywającej w rękach jednostki lub nielicznej grupy, w drugim — 288 do społeczeństwa, do większej zbiorowości. Każdy z tych modeli ma swoje dodatnie i ujemne strony. W pierwszym przypadku lepiej zabezpieczone są interesy całości, racja stanu; w drugim — cechą dodatnią jest większa aktywność, ofiarność i poczucie wspólnoty wśród obywateli. Jednakże w obu typach państwowości grożą pewne niebezpieczeństwa: arbitralność władzy, nie liczącej się z prawami obywateli, krępowanie ich swobód, albo znów — utożsamianie interesów państwa z interesami rządzącej grupy, osłabienie czynnika władzy rządowej, zachwianie równowagi na rzecz społeczeństwa, tendencje anarchiczne i osłabienie państwa. Polska w wieku XVI—XVIII ewoluowała w kierunku typu państwowości o przewadze czynnika społecznego; ustrój taki jednak, by dobrze funkcjonował, musi się opierać na warstwie rządzącej o wysokim stopniu wyrobienia intelektualnego i umysłowego. A jak się ten poziom przedstawiał u schyłku Rzeczypospolitej, Kutrzeba dobrze wiedział, tak samo jak Konopczyński W każdym razie ujemne strony ustroju Rzeczypospolitej opartego na idei wolności, dały o sobie znać: wybujałe swobody, egoizm stanowy, skrępowanie władzy rządowej, wszystko to sprawiało, że osłabła odporność państwa na zewnątrz i dodatnie strony ustroju (m.in. poczucie patriotyzmu, atrakcyjność Polski dla obcych żywiołów) nie kompensowały w dostatecznym stopniu ujemnych następstw „wolności", narażając na szkody interesy państwa. Dlatego też zarówno obcy, jak i swoi, patrząc na instytucje państwowe dawnej Rzeczypospolitej pod kątem widzenia jej upadku, przeważnie wydawali o nich ujemny sąd, „o ile wyrażały ideę wolności". 58 Widoczna jest zarówno u Konopczyńskiego, jak i u Kutrzeby pewna zmiana w kryterium warto- 19 — Naród a państwo... 289 ściowania, w ocenie dawnej Rzeczypospolitej, w czym do głosu dochodziła idea państwa. Odbudowa własnego państwa stwarzała obiektywne przesłanki, aby odmiennie niż w czasach porozbiorowych ujmować pojęcia narodu i państwa, a zwłaszcza zaniechać ich fetyszyzowania. Naturalną ewolucją było teraz nie przeciwstawianie, ale zbliżanie ich do siebie, wyzwalanie się od awersji do organizacji państwowej, z drugiej zaś strony — od egzaltacji ideą narodową. Temu procesowi na przeszkodzie stawała jednak tocząca się walka polityczna o władzę i o „rząd dusz" między dwoma głównymi partnerami: tzw. obozem Piłsudskiego i „narodowym", reaktualizująca dawny spór. Obie strony, czy chodziło o granice i kształt odrodzonej Polski, czy o jej konstytucję, czy o system edukacyjny, posługiwały się często obu pojęciami jako przeciwstawnymi, a chociaż w praktyce różnice te z biegiem czasu się zacierały, zwłaszcza po utworzeniu Obozu Zjednoczenia Narodowego, pewien zamęt pojęciowy pozostał. Nie wchodząc tu w omawianie tych kontrowersji, stwierdzić można, iż istnienie państwa skłamało do upowszechniania rozumienia pojęcia państwa w sensie takim, jaki mu nadawano w innych krajach, nie obciążonych długą niewolą polityczną, tak jak Polska. Obie strony zgadzały się, że Polacy są narodem „państwowym", że konieczną formę życia narodowego stanowi państwo. Jeszcze u progu niepodległości twierdzono, że „z powstaniem państwa polskiego wchodzimy do rodziny narodów państwowych. Romantyzm polityczny, który był ożywczym źródłem w niewoli, dla rwącego się do realnego życia narodu byłby samobójstwem; odtąd państwo jest naszym ideałem." " A więc normalne państwo, ze wszystkimi jego akcesoriami, które budziły wstręt u naszych daw- 290 nych, ale i nowych romantyków, jak Artur Górski. Zamiast antynomii torowała sobie drogę myśl o sprzężeniu ze sobą pojęć: naród i państwo. Wprawdzie wzrosło jeszcze wśród historyków zainteresowanie problematyką narodu polskiego, jego genezą, którą przesuwano do średniowiecza, zagadnieniem początków i rozwoju świadomości narodowej, ale procesów tych nie przeciwstawiano integracyjnej roli państwa. Głoszono teraz, że państwo stanowi konieczną formę, warunek istnienia narodu, i podkreślano, że Polacy osiągnęli etap rozwojowy wyższy niż grupa etniczno-kulturama, że byli narodem zawsze „państwowym."5S O ile dawniej akcentowano trwałość narodu, choćby utracił polityczną samodzielność, to teraz za czynnik konieczny stabilizacji i rozwoju życia narodowego uznano państwo. Twierdzono, że Polska nigdy, pomimo utraty na dłuższy czas niepodległego bytu, nie przestała być „zbiorowością polityczną", „faktycznie istniejącą przez własne państwo albo potencjalnie przez dążenie do tego". W nowych warunkach należy wyzbyć się starych nawyków przeciwstawiania sobie narodu i państwa. Tak też rozumie to sprzężenie ze sobą obu pojęć konstytucja z roku 1935, która w art. 9 zadania państwa określa w tym duchu („Państwo dąży do zespolenia wszystkich obywateli w harmonijnym współdziałaniu dla dobra powszechnego"). Nie należy przeciwstawiać społeczeństwa państwu, które nadaje mu trwałą formę, bo one wzajemnie się uzupełniają. 59 Mimo wszystko nie brak było i teraz z kolei tendencji do fetyszyzowania pojęcia państwa ze strony obozu prorządowego, co jednak budziło wśród niektórych jego zwolenników zastrzeżenia: „Jak gdyby słowo to tłumaczyło wszystko, jak gdyby pojecie to było wartością samą w sobie". „Tak jednak nie jest. Państwo jest tylko organizacją bytu narodu, przez który i dla którego 291 wszystko w państwie się dzieje, organizacją konieczną, jedyną, ale tylko organizacją." Jak się okazuje, państwo nie może być jedynym czynnikiem decydującym o losach kraju, spełnia ono rolę przede wszystkim jako siła „stabilizacyjna", gdy zaś chodzi o dynamiczne działanie, trzeba się odwołać do narodu, „najgłębszych jego wartości".60 Przytoczyliśmy tę wypowiedź jako wyraz charakterystycznego fermentu w ideologii obozu rządowego z ostatnich lat poprzedzających wybuch nowej wojny światowej, a szukającego zbliżenia do stanowiska „rządzonych" i odmitologizowania pojęcia państwa. Ale i skądinąd, w imię obrony demokracji przeciwstawiono się kultowi władzy państwowej autorytatywnej.61 Bardziej reprezentatywne dla rządzącego kierunku było stanowisko zajęte przez historyka Olgierda Górkę, który w obszernej rozprawie poświęconej problemowi stosunku państwa do narodu uzasadniał tezę o nadrzędności państwa: ponieważ interesy narodu, obywateli, mogą kolidować niekiedy z interesami państwa, ale nigdy na odwrót. Państwo bowiem zawsze stoi na straży dobra powszechnego, ogółu obywateli, całości. Doświadczenie historyczne z dziejów Polski potwierdza fakt, iż społeczeństwo, w danym wypadku naród szlachecki, w imię swoich partykularnych interesów działało na szkodę państwa, albo że państwo, jak Prusy, mogło pomimo słabości narodu stać się potęgą mocarstwową. W imię państwowo-mocarstwowej racji stanu Polski Górka zwalczał nacjonalizm, usuwający poza ogół obywateli — mniejszości narodowe.82 Podjęta przez Górkę obrona koncepcji szkoły krakowskiej, eksponującej priorytet władzy państwowej, silnego rządu — kierowała się tak samo przeciwko opozycyjnej lewicy, jak i prawicy. Według Michała Dobrzyńskiego przeszłość służyła przede wszystkim jako ostrzegawcze memen- 292 to, bo w jego rozumieniu to, co się działo w Polsce niepodległej, było kontynuacją anarchicznych zapędów narodu z wieku XVIII, takiej samej niechęci do silnej władzy, narzucania sejmowi reformy społecznej (jednym głosem większości, co nasuwało analogię z liberum veto), takiegoż dążenia do wybujałych wolności. „Czy po raz drugi mamy państwo nasze wolnością rozsadzić i utracić?" Czy historycy i publicyści sławiąc złotą wolność szlachecką, nie podsycają swawoli w odbudowanej Polsce? „Do równowagi społecznej jednak [naród] nie doszedł. Z Polski szlacheckiej przerzucił się do Polski ludowej", nie chce się zgodzić na silną władzę, co znów staje jako problem aktualny w dziele naprawy Rzeczypospolitej. Zamiast kierować uwagę na to, co ich dotychczas pociągało, na problem upadku Polski i upiory dawnej przeszłości, Dobrzyński zalecał historykom zmianę kierunku zainteresowań badawczych: „Nowa synteza naszych dziejów obracać się musi nie około pytania, jak i dlaczego upadliśmy, lecz około pytania, jak dźwigaliśmy się z upadku i z jakim zasobem sił, moralnych i fizycznych, z jakimi urządzeniami i stosunkami stanęliśmy do budowy państwa, który pokój światowy przed nami otwarł. Dzieje nasze z epoki porozbiorowej wysuną się na pierwszy plan w nowej syntezie historycznej." 63 Nie poszedł za tym apelem Wacław Sobieski, który swą syntezę dziejów Polski ujął w duchu nacjonalistycznym i przecież — mimo wszystkich zastrzeżeń — gloryfikującym wolność szlachecką. Wprawdzie i on podkreślał, że odbudowa państwa powinna skłaniać do zarzucenia poglądu na przeszłość Polski z punktu widzenia jej katastrofy, ale inne stąd wyciągał wnioski: „Na miejsce pokoleń męczenników wkracza teraz pokolenie młode, rwące się ku nowym celom, ku nowym szlakom... Nie tyle w kazamatach epo- 293 ki porozbiorowej, ile raczej śród bujnego życia czasów złotej wolności Rzptej szukać nam pora nawiązania teraźniejszości z przeszłością." 64 Tej intencji jakby odpowiadał zjazd im. Jana Kochanowskiego zorganizowany w czerwcu 1930 r. przez Polską Akademię Umiejętności w Krakowie, poświęcony kulturze staropolskiej w wieku XVI. Charakter, osiągnięcia, promieniowanie na zewnątrz kultury złotego wieku, poczucie własne i obce jej wartości wypadały imponująco, wyłączając politykę gospodarczą. Pojęcie wolności w ustroju i życiu publicznym Rzeczypospolitej w okresie jej rozkwitu oceniano między innymi w świetle porównawczym z innymi krajami niezwykle wysoko, choć nie brak było niekiedy pewnych zastrzeżeń, czy już pod koniec wieku XVI nie wystąpiły w Polsce „niepokojące rysy", które być może nie równoważyły dodatnich stron wolnościowych urządzeń, czy też swoisty typ państwowości polskiej, w której brak „przeciwwagi w postaci silnej, na podstawach prawa rzymskiego wykształconej władzy monarszej", nie groził niebezpiecznymi następstwami. 65 Dużo mocniej jednak zabrzmiał na zjeździe głos polemizujący z deprecjonowaniem ideałów i kultury politycznej szlachty w wieku XVI, kiedy Rzeczpospolita wytworzyła ustrój „istotnie wielce postępowy", wyprzedzający inne kraje z punktu widzenia nowożytnych idei demokratycznych i wolnościowych. Polemizowano z tezą o silnym rządzie, i to monarchicznym, jako mierniku oceny ustroju Polski, choć „silą rządu w ogóle nie jest ideałem politycznym". Broniono niezależnie od form ich realizacji — „ideałów wolności i równości, w których państwo chowa obywateli oraz gotowości do poświęcenia wszystkiego, «gardła i majętności naszych», które obywatele winni są swojej Rzptej". Jeśli zaś chodzi o wydolność, o sprawność fun- kc jonowania organizacji państwowej, to starano się osłabić znane zarzuty, twierdząc: „Niższy od pewnego minimum [miernik sprawności] może spowodować upadek państwa i dlatego był w Polsce porozbiorowej tak długo miernikiem jedynym niemal dla wszystkich". Ale pogląd ten podważony jest twierdzeniem, iż „przerósłszy rzeczywiste potrzeby — czynił z państwa Molocha, gorzej, bo zmorę, bo abstrakcję, która istnieje sama dla siebie i dławi wszystko w państwie i gdziekolwiek ramię jego sięga — nigdy nienasycone w swojej pożądliwości". 66 Nikt jednak nie kwestionował, że w wieku XVII i XVIII nastąpiło w Polsce w życiu politycznym „zwyrodnienie" i zastój (słowa J. Siemieńskiego). Po dziesięciu latach niepodległości Józef Feid-man przewidywał, że „powstanie własnego państwa zmieni zasadniczo psychologię dziejopisarstwa, sprowadzi przewartościowanie dotychczasowych wartości, stworzy nowe poglądy, punkty widzenia i kryteria, zepchnie z czasem w cień dominujące dotąd zagadnienia, wysunie natomiast na pierwszy plan inne, które staną się osią zainteresowań naukowych. Obok tego momentu ideo-wo-politycznego wchodzą w grę nowe warunki pracy historycznej, jakie stworzyło odzyskanie niepodległości." 67 Postulaty i prognozy dotyczące odpolitycznienia i odmitologizowania historii w wolnej Polsce sprawdziły się tylko częściowo. Okazało się to w polemice z próbą odbrązowienia Kościuszki,68 a jeszcze bardziej w dyskusji nad wystąpieniami rewizjonistycznymi Olgierda Górki, który poprzez bohaterów Sienkiewicza uderzył w magnaterię kresową, a także w całą szlachtę i w aktualny stosunek nacjonalistów do sprawy ukraińskiej (Dziejowa rzeczywistość a racja stanu Polski na południo-wschodzie, 1933; „Ogniem i mieczem" a rzeczywistość historyczna, 1934) oraz zakwestio- 295 nował sensowność pojąć optymizmu i pesymizmu, jakimi się dotąd posługiwano w naszej historiografii. Występując na zjeździe historyków w 1935 roku w Wilnie Górka wysunął postulat „odwrócenia tych pojęć": „Już z momentem wystąpienia genialnego Szuj-skiego, a zwłaszcza prac późniejszych Kalinki i Dziejów Polski Bobrzyńskiego, padło słowo, że ich sposób patrzenia na upadek Polski, jako na skutek, spowodowany własną winą, jest poglądem, który budzi w narodzie polskim pesymizm, niewiarę w siebie, upadek ducha itd. Bardzo wcześnie zaczęło się cieniowanie tych terminów «optymi-zmu» i «pesymizmu» dla sądów poszczególnych historyków, stale jednak w łączności z tym samym zagadnieniem, tj. upadkiem państwa polskiego. W sumie Bobrzyński został zamianowany przez Liskego reprezentantem «skrajnie pesymistycznego kierunku*, tak jak Balzer (oczywiście dopiero z późniejszej epoki swych prac) nazwany przez Chrzanowskiego — wyrazem «skrajnego optymizmu historycznego*. Mutatis mulandis, a skracając w wywodach, wystarczy krótko stwierdzić, że w całej naszej historiografii, po dzień dzisiejszy bezspornie i bez protestu utrzymał się termin, że sposób patrzenia na dzieje Polski jako na proces zakończony zupełnym upadkiem państwa z własnej winy, jest poglądem pesymistycznym, bo negującym wiarę w odrodzenie i polską wartość narodową." Górka dowodził całkowitej fałszywości tego poglądu, ponieważ właśnie ci, którzy szukają causa efficiens upadku dawnej Polski na zewnątrz, u sąsiadów, a nie w rozkładzie moralnym szlachty, w kwietyzmie, dezorganizacji gospodarki i administracji, w anarchii, są w istocie pesymistami. Tymczasem logika zbuntowała się przeciwko temu, że to rozumowanie, które prowadzi do najczarniej- 296 szych konkluzji, w Polsce nazywa się właśnie optymizmem, to zaś, które jest źródłem wiary w naszą przyszłość, nazywa się pesymizmem. Jeśli bowiem decyduje o losach Polski geopolityczne jej położenie, to stosunek sił Polski i jej sąsiadów zmienił się raczej na jej niekorzyść. Cóż więc sprawiło, że w XVIII wieku Polska upadła, a w XX odrodziła się? Różnica polega na tym, że wtedy o losach kraju decydowała zdegenerowana szlachta, której brakło „woli do państwa", ducha obronnego i odpowiedniego przywództwa; teraz natomiast, dzięki koncentracji sił, własnej zasłudze, czynom, dobremu kierownictwu — Polska zdołała obronić swą niepodległość: „Upadliśmy z własnej winy, nie znalazłszy czło-/ wieka, który umiałby ciężką, a potem rozpaczliwą sytuacją opanować i rozegrać w zwycięskiej obronie ani wytworzywszy mimo czasu, chociażby zasadniczego zrębu ludzi politycznie i wojskowo przygotowanych, by aktu ratowania państwa dokonać... Nie znaleźliśmy człowieka ani ludzi, by na tle warunków liczbowych, porównawczo korzystnych, uratować państwo, choćby zmniejszone, bądź to w oparciu o Rosję, bądź to w walce z nią." W poglądzie na upadek Rzeczypospolitej w wieku XVIII należy zastosować taki sam sprawdzian, jak do odbudowy niepodległości w XX wieku. I tu i tam: „albo argumentem decydującym wina nasza i nasza zasługa, albo wina obcych i zasługi obcych". Jeżeli się tak nie postępuje, to dlatego, że na przeszkodzie stoi „zapora psychiczna ogółu polskiego", a za nim i historyków, ich „odruchowa niechęć do krytycznych i trzeźwych" sądów, a „entuzjazm dla każdej gloryfikacji". „Tzw. optymiści ukrywają prawdę historyczną o stanie moralnym i błędach rządzącej w wieku XVIII szlachty, odpowiedzialnej za katastrofę. Na szczęście nie zewnętrzne położenie geopolityczne, ale ludzie decy- 297 dują o losach państwa. Jeżeli się ono odrodziło i zdołało obronić swą niezależność, to stało się tak dzięki temu, że w ciągu XIX wieku nastąpiła regeneracja szlachty i zmieniła się struktura narodu, a na jego czele stanęło odpowiednie przywództwo. Ten fakt jest wyznaniem samopoczucia nowej, dzisiejszej Polski, a koszmarny obraz XVIII wieku powinien być na zawsze ostrzegawczym memento"; jest to sprawdzianem słuszności tez szkoły krakowskiej.69 O obraz zgodny z rzeczywistością dziejową Polski w latach kryzysu w połowie XVII wieku podjął Górka polemikę w związku z oceną Ogniem i mieczem Sienkiewicza, dowodząc, iż powieść ta popularyzuje fałszywy pogląd o ludziach i wydarzeniach, gloryfikuje destrukcyjne siły szkodliwe dla państwa za czasów Jana Kazimierza, a pomniejsza zasłużonych mężów stanu i żołnierzy. „Póki chodzi w glorii historiografii i przepotężnej sugestii sienkiewiczowskiej kniaź Jarema i jego szlacheccy towarzysze, nie może dla duszy i rozumu polskiego ogółu, czytającego i myślącego, zarysować się przepotężna postać wielkiego męża stanu Ossolińskiego, nie może wysunąć się na właściwe stanowisko znakomity żołnierz i polityk Kisiel, nie może wrócić do swych praw wybornego i dzielnego żołnierza wyśmiewany przez miliony uczniaków «łacina» Ostroróg, a przede wszystkim nie może stanąć przed duszą narodu polskiego jego wiekopomne i nigdy nie gasnące memento, niewątpliwie najtragiczniejszy, a zarazem jeden z najdzielniejszych naszych królów — Jan Kazimierz." 70 W ostatecznym rachunku Górka sprowadzał główny czynnik dziejów tak w przeszłości, jak i w teraźniejszości do elity („zastępu") aktywnej i politycznie dojrzałej nielicznej grupy oraz do wodza spełniającego rolę męża opatrznościowego w odrodzeniu Polski, jak zresztą podobnie czynił M. Sokolnicki, w przeciwieństwie do A. Próchnika czy M. Handelsmana, którzy podkreślali rolę szerszych warstw narodu i różnych form jego aktywności w dziele odbudowy niepodległości państwa.71 Polemika z Górką, w której udział wzięli W. Ko-nopczyński, St. Zakrzewski, A. Czołowski, M. Kukieł, W. Tomkiewicz i inni — niezależnie od różnych motywów, jakimi się kierowano, ujawniała, jak daleki był ogół historyków od rewizjonistycznego poglądu na przeszłość, jak trudno im było zrywać z poglądami spetryfikowanymi i uczuciowym zaangażowaniem w problematykę pozornie już przebrzmiałą. „Rewizja sądów historycznych — mówił w roku 1935 Konopczyński — tak jak rewizja procesów sądowych jest usprawiedliwiona, gdy odkryto nowe fakty podstawowego dla sądu znaczenia albo gdy sąd fałszywe stosował prawo."72 Dwa lata później jeszcze bardziej kategorycznie rozprawił się z tendencjami rewizjonistycznymi, pisząc o stanowisku Górki: „Rozszerzył akt oskarżenia [z J. Wi-śniowieckiego] na całą szlachtę, aby w konkluzji na zjeździe wileńskim przypisać całej Polsce upadającej, a nie obcym mocarstwom, odpowiedzialność za rozbiory...; poglądu tego, jak wiadomo, nikt nie podzielał. Słychać jeszcze żądania rewizji dziejów w duchu ideologii klasowej, państwowej, narodowej, ale żądania te nie odnoszą skutku, póki wychodzą z założeń politycznych, a nie z poznania nowych dziedzin życia. Do naczelnej syntezy i rewizji można dojść tylko przez wydobycie ze źródeł nowych świateł, a to nastąpić może dopiero przy planowej współpracy tęgich specjalistów." ™ To scjentystyczne stanowisko wydaje się w dużym stopniu pozorne, jeśli przypomnieć sobie to, co pisał o Polsce szlacheckiej Konopczyński w roku 1923, w mniej zaognionym klimacie politycz- 299 nym Polski, niż kilka lat przed nową katastrofą dziejową. Prawdą natomiast jest, że ogół historyków w Polsce niepodległej odwrócił się od hyperoptymi-stycznych koncepcji dziejów narodowych w duchu A. Chołoniewskiego czy A. Górskiego, J. K. Kochanowskiego czy O. Balzera (z roku 1915), ale też nie poszedł za sugestią Bobrzyńskiego, by podpisać się bez zastrzeżeń pod jego syntezą. Odbudowa państwa, mimo wszystko, skłaniała do pogodzenia ze sobą narodowego i państwowego punktu widzenia. W tym kierunku skłaniały historyków nie tyle wydobyte ze źródeł nowe fakty, co raczej „zmienność oblicza historii", jak to określił Artur Sliwiński, słusznie zauważając: „Oblicze historii jest wieczyście żywe i dlatego zmienia się pod wpływem czasu, w zależności od prądów umysłowych, socjalnych, ekonomicznych, od potrzeb ideałów i tęsknot teraźniejszości... Jakoż już dzisiaj historiografia polska coraz bardziej upodabnia się do historiografii innych wolnych narodów. I z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć można, że proces ten będzie postępował nadal, że historycy nasi, wolni od tych kuł u nogi, jakimi ich obciążała niewola, na nowo przeorzą wzdłuż i wszerz tysiącletnią przeszłość narodu..." 74 Jakkolwiek historycy polscy odrzucili jakąś nową, generalną rewizję poglądów na przeszłość, w interesującym nas problemie kontrowersji: „naród czy państwo", zarzucono ich ujmowanie jako pojęć antytetycznych, uznając ich integralne ze sobą sprzężenie, podobnie jak to się działo w myśli politycznej i historycznej w większości innych krajów europejskich. l T UWAGI KOŃCOWE T UWAGI KOŃCOWE W studium niniejszym autor dokonał próby odmiennego spojrzenia na porozbiorową historiografię polską, niż to czyniono dotychczas, a mianowicie z punktu widzenia jej specyficznego stosunku do zagadnienia: „naród a państwo". Ten aspekt, jak się wydaje, pozwalał odsłonić swoisty rys tej historiografii, który nie znajduje odpowiednika gdzie indziej, i najlepiej może odzwierciedla szczególną sytuację, w jakiej się ona rozwijała w wieku XIX. Nie chodziło przy tym o zrozumiałe w tych warunkach zróżnicowanie tych obu podstawowych w nowoczesnej myśli historycznej pojęć, charakterystycznych dla całej Europy środkowo--wschodniej, ale o ich jaskrawe przeciwstawienie jako zasadniczo sprzecznych ze sobą czynników. Dokonując rekonesansu w polskiej myśli historycznej od czasów Oświecenia aż po pierwszą wojnę światową i odbudowę niepodległości — autor zwrócił uwagę na występującą w niej kontrowersję pomiędzy stanowiskiem eksponującym jako główną siłą integracyjną i nadającą kierunek rozwojowi dziejowemu Polski — naród albo państwo. Ten dualizm pociągał za sobą daleko idące następstwa w ujęciu i ocenie wartości dziedzictwa 303 ideowego dawnej Rzeczypospolitej, z tym że w praktyce historiograficznej w różnych nurtach, a nawet u poszczególnych historyków można było stwierdzić wahania i odchylenia od tych dwóch antynomicznych modeli refleksji historycznej. Spór o to, co ważniejsze było i co miało wyższą wartość w dziejach Polski — naród czy państwo — częściowo tylko pokrywał się z rozbieżnością między republikańskim i monarchicznym kierunkiem, dokoła której niedawno osnuł swą rozprawę Jan Adamus, a także z wciąż przeciwstawianymi sobie koncepcjami, określonymi mało precyzyjnymi terminami jako „optymistyczne" i „pesymistyczne". Jeśli w obu tych wypadkach znaleźć możemy analogie w obcej historiografii (np. polemika między wigowską i torysowską interpretacją dziejów w Anglii; promonarchicznym i republikańskim nurtem we Francji, pesymizmem Renana czy Taine'a po roku 1870, optymizmem Rankego i szkoły pruskiej za Bismarcka w Niemczech), to kontrowersja taka, jaką śledzimy w Polsce dokoła alternatywnie rozumianych pojęć „naród" a „państwo", wydaje się fenomenem wyjątkowym w nowoczesnej myśli historycznej w Europie i z tego względu zasługuje na naszą szczególną uwagę. Jaskrawo pod tym względem odróżniała się ona od głównego nurtu w historiografii pruskiej czy rosyjskiej, gdzie te dwa pojęcia sprzężono ze sobą i zapanował kult władzy; rozbiegły się również drogi z Zachodem, gdzie albo je utożsamiano, albo relacje między społeczeństwem i państwem ujmowano nie w sensie przeciwstawnych, ale uzupełniających się czynników. Zastrzegając się, że wnioski nasze z uwagi na dość ograniczony materiał dowodowy muszą mieć charakter prowizoryczny i dyskusyjny, można ująć je w następujących tezach: (1) Analizując porozbiorową historiografię polską z punktu widzenia jej stosunku do problemu: 304 „naród a państwo", autor skupił swą uwagę na rozbieżnościach, jakie w niej powstały na tle refleksji nad dawną Rzeczpospolitą, gdy ukształtowany ostatecznie stan szlachecki, utożsamiony z narodem, stał się partnerem władzy państwowej, głównym czynnikiem, decydującym o losach kraju i wchodzącym w częste konflikty z monarchią, dworem, królami. Natomiast w ocenie wcześniejszych dziejów Polski, genezy i rozwoju monarchii piastowskiej istniała na ogół zgodność między historykami, którzy, zanim ukształtowała się szlachta, decydującą rolę integracyjną, organizacyjną, zapewniającą ład wewnętrzny i bezpieczeństwo zewnętrzne, chroniącą narodowość polską — przypisywali dynastiom, książętom, uznając narodowo-twórczą i pierwotną funkcję państwa. (2) Kontrowersja powstała dopiero w odniesieniu do okresu, gdy na widowni dziejowej Polski zorganizował się w postaci stanu szlacheckiego czynnik społeczny — „naród", działający samoczynnie, z własnego popędu, zgodnie ze swą wolą, wierny „idei narodowej", konkurujący z czynnikiem państwowym stosującym normy przymusu i zmierzającym do podporządkowania sobie społeczeństwa, jak to się stało w innych krajach europejskich. Po czyjej stronie była słuszność, wyższość moralna, lepsze szansę rozwoju, obrony interesów całości kraju, siły obronnej — wszystko to stało się przedmiotem sporów między historykami. Jedni zarówno wielkość Rzeczypospolitej, jak i moralną wyższość jej obywateli, ich patriotyzm, aktywność i ofiarność publiczną wiązali z jej urządzeniami wolnościowymi, dzięki którym „naród" działając spontanicznie wyręczał państwo, rekompensował jego braki. Drudzy — kierując uwagę na niedomagania władzy centralnej, na jej słabość w obliczu rosnących potęg sąsiadów — szukali ich przyczyn w wadliwości urządzeń, w postępującym upadku umysłowym i moralnym klasy rządzącej; 20 — Naród a państwo... 305 pod wzniosłymi ideałami i hasłami wolności i równości — ukazywali faktyczną przewagę, nielicznej oligarchii, prowadzącej do podporządkowania sprawy publicznej interesom partykularnym, do łamania praworządności, do anarchii, do zguby Rzeczypospolitej. (3) Przeciwstawne punkty widzenia stwarzały odmienną perspektywę historyczną. Historycy zafascynowani „ideą narodową", akcentujący wartości moralne urządzeń Rzeczypospolitej oraz charakteru narodu szlacheckiego, w „przyrodzonym" kierunku rozwoju Polski nowożytnej ku wolności upatrywali jej wyższość, wyprzedzanie przez nią Europy, gdzie zapanował absolutyzm dławiący społeczeństwo, kierujący się ciasno pojmowaną racją stanu i gdzie zatriumfowała cywilizacja materialna. Przeciwną wizję Rzeczypospolitej ukazywali ci historycy, którzy stosując okcydentalistycz-ne kryterium porównawcze akcentowali wadliwość samych zasad czy sposobów funkcjonowania instytucji Rzeczypospolitej oraz negatywne skutki osłabienia centralnej władzy, zacofanie gospodarcze, niewydolność państwa, niższość cywilizacyjną i zanik zmysłu politycznego — kierunek rozwojowy zmierzający ku rozprzężeniu, anarchii, zgubnej formie rządu. (4) Jaskrawa kontrowersja prowadziła do fety-szyzowania obu pojęć. Z jednej strony z wiarą w wartości moralne „narodu", rekompensującego słabość organizacji państwowej, wiązano nieufność i niechęć do silnej władzy utożsamianej z absolutyzmem czy wręcz z ujarzmiającym siły społeczne „molochem państwowości". Z drugiej strony — wytykając narodowi szlacheckiemu brak zmysłu politycznego, zrozumienia imponderabiliów państwowych — przypisywano rządowi „cudotwórczą moc", a w każdym razie rolę głównego czynnika ładu, jedności i bezpieczeństwa Rzeczypospolitej. 303 Z tym wiązało się u jednych przekonanie, iż w tej przeszłości szukać należy wzoru dla ujarzmionego narodu, który dzięki wierności dla swej tradycji wykazuje wciąż żywotność i zdolność do samoczynnego działania czy to w pracy organicznej, czy w walce zbrojnej o niepodległość. Dla drugich ta tradycja stanowiła przeszkodę w odrodzeniu, skłaniała do niesforności, braku trzeźwości politycznej, dyscypliny, do utrzymywania anar-chicznych cech charakteru, do liberum conspiro; poznanie nagiej prawdy o przeszłości służyć więc miało nie jako wzór, ale jako groźne memento dla ujarzmionej i dążącej do wyzwolenia Polski. (5) Zarówno „narodowy", jak i „państwowy" punkt widzenia zależnie od okoliczności służyć mogły jako narzędzie różnym tendencjom w walce ideologicznej; demokratyczno-liberalnym i zachowawczym, wyzwoleńczo-narodowym i ugodowym, patriotycznym i nacjonalistycznym, dążeniom do władzy autorytatywnej czy też demokra-tyczno-parlamentarnej itd. Stąd reaktualizacja kontrowersji „naród a państwo" w okresie międzywojennym. Co jednak zwraca naszą uwagę, to dokonujący się wówczas zwrot w stosunku do ujmowanych dotąd antynomicznie obu pojęć, dążenie do sprzężenia ich ze sobą. Jeśli przedtem podkreślano, iż naród stanowi wspólnotę trwalszą niż państwo i od niego niezależną, to teraz w organizacji państwowej upatrywano konieczny czynnik trwałości i normalnego rozwoju narodu; podkreślano, iż Polacy nie przestali być narodem „państwowym", historycznym, politycznie dojrzałym do samodzielności jak i inne wolne narody europejskie, a nie tylko wspólnotą etniczna-kulturalną. Pomimo iż rozgorzał spór polityczny, czy naród, czy państwo stanowi czynnik nadrzędny, żadna ze stron nie kwestionowała faktu, iż są one ze sobą związane, że się wzajemnie uzupełniają. Normalizacja sytuacji usuwała główny motyw 20' 307 przeciwstawienia sobie obu pojęć i ich fetyszyzo-wania, usuwała cały zespół z nim związanych idei etycznych i politycznych. Chociaż nie brakło prób teoretycznego uzasadniania koncepcji prymatu państwa czy też narodu, ani kult państwa, ani idea podporządkowania go narodowi w duchu doktryny nacjonalistycznej nie zdołały ugruntować się w opinii politycznej społeczeństwa ani wśród historyków. Historycy przestali ujmować stosunek do siebie obu pojęć alternatywnie i skłonni byli teraz traktować je jako czynniki równie niezbędne, których równowaga zapewniała optymalną stabilność i szansę rozwojowe. Zgadzało się. to z ogólną w polskiej myśli historycznej tendencją szukania drogi pośredniej pomiędzy Scyllą samouwielbienia i Charybdą samobiczowania, z nową postawą, którą Sz. Askenazy wyraził formułą głoszącą, iż wolna Polska nie chce być ani niższą, ani wyższą, chce być innym narodom równą. PRZYPISY t PRZYPISY DO WSTĘPU I Memoriał wzglądem pisania historii narodowej, w: M. H. Serejski, Historycy o historii, t. I, Warszawa 1963, s. 32. 8 J. Lelewel, Rozbiór prac historycznych Naruszewlcza i Czackiego (1826), w: Dzieła, t. II, Warszawa 1964, s. 669—671. 8 M. H. Serejski, Europa a rozbiory Polski, Warszawa 1970, cz. IV. * J. Szujski, Wstępna prelekcja otwierająca kurs historii polskie), w: Historycy o historii, t. I, s. 148. 5 M. Bobrzyński, Uwagi pierwsze (1880), w: Historycy o historii, t. I, s. 303—304. 8 S. Zakrzewski, Historiografia polska wobec wskrzeszenia państwa (1928), w: Historycy o historii, t. II, Warszawa 1966, s. 614. i W. Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce, w: Historycy o historii, t. I, s. 356. 8 T. Wojciechowski, Co to jest historia i po co się jej uczymy?, w: Historycy o historii, t. I, s. 246, 253, 255—256. • N. Kazlejew, Zarys dziejów sejmu polskiego, Warszawa 1898. " O. Balzer, „Kwartalnik Historyczny", 1906, s. 357. II R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka (1902), Lwów 1907, s. 242 i n. 11 Por. S. Bukowłeckl, Polityka Polski niepodległe), Warszawa 1922, s. 15; Pod znakiem odpowiedzialności pracy, red. A. Skwarczyński, Warszawa 1933, s. 258. u por. np. S. Grabski, Naród a państwo, 1922, s. 9. Ze stanowiskiem Bukowieckiego polemizował H. Rybarski, Naród, jednostka i klasa. Warszawa 1926, s. 239, prizeciwstawia- 911 jąć Ideą państwa narodowego — państwu „narodowości", tj. wielonarodowościowemu. " Teoretyczne uzasadnienie prymatu państwa Górka przedstawił w obszernej rozprawie Naród a. państwo jako zagadnienie Polski, Warszawa 1931. 15 S. Bukowłeckł (Drogosław), Pojęcie narodu a treść art. 9 Konstytucji, Warszawa 1937. 11 L. Wasilewski, Kwestia ukraińska jako zagadnienie międzynarodowe, Warszawa 1934, s. 1. 17 Por. J. Adamus, Monarchlzm i republikanlzm w syntezie dziejów Polski, Łódź 1961 (nie podzielam jednak poglądu autora, jakoby od czasów syntezy monarchicznej Bo-brzyńskiego zapanowała ona całkowicie w polskiej historiografii). 18 J. Alcyata, Rzecz o rozumie stanu w Polsce, w: Wizerunki dziejów państwa polskiego, t. I (wyd. 2), Lipsk 1884, S. 69. 11 F. Meinecke, Vom WeltbUrgertum zum Nationalstaat. Studlen żur Genesls des deutschen Natlonalstaales, Mun-chen, 1968; G. Iggers, Deutsche Geschichtswlssenschaft, Mttn-chen 1971 (autor podkreśla, jak silnie i na długo zaważyła ta tradycja na niemieckiej historiografii). !B Polltlk, 1897, t. I, s. 90. Por. J. W. Thompson, A Histo-ry of Hlstorlcal Wrltlng, New York 1943. 11 Por. N. Ł. Rublnsztein, Russkaja Istorlografija, Moskwa 1941, s. 264—265, 276, 293, 303—306. K F. Papśe, Zapatrywania dotychczasowe, w: Przyczyny upadku Polski (1917), Warszawa 1918, s. 3. a I. Chrzanowski, Zakończenie, w: Przyczyny upadku Polski, s. 288—289. PRZYPISY DO CZĘŚCI I 1 A. M. Fredro, Przysłowia mów potocznych (1658), Sanok 1855, s. 50—51. 2 Ł. Opaliński, Rozmowa plebana z ^ziemianinem (1841), w: Wybór pism, Wrocław 1959, s. 41, 83. » N. Machiavelli, Książa, Wrocław 1969, rozdz. XV, s. 66— —68; rozdz. XVII, s. 72; rozdz. XVIII, s. 75—76; rozdz. XXIII, s. 105. ł H. Barycz, Myśl l legenda Machlavella w Polsce XVI i XVII to., „Nauka i Szkoła" 1946; por. J. Malarczyk, La fortuna dl Niccolti Machlavelll In Polonia, Wrocław 1969, wyd. 2. 6 Cyt. za B. Suchodolskim, Nauka polska w dobie Oświecenia, Warszawa 1953, s. 171. 8 S. Konarski, o skutecznym rad sposobie, cz. II, § 19, w: Wybór pism, Kraków (1920), s. 175—176. 312 ' Tamże, cz. II, § 9. ' GZos wolny wolność ubezplec • Por. Historia nauki polskiej, l n.; H. Olszewskl, Doktryny f saskim, Warszawa 1969. » Por. J. Maślanka, Slowlańsk raturze polskiego Oświecenia, W: » H. Kaleta, M. Klimowicz, Monitor z r. 3763. Mltzler de K 12 J. Wybicki, Pamiętniki, Lw< 18 D. Hume, Essays of the f. Cytaty za K. Schillingiem, Histc ris 1962, S. 224—225. " D. Hume, Czy polityka m z dziedziny moralności l literat W szkicu pt. O wolności (s. 42) czy nauka polityki jest już nal było na jej podstawie ustalić które by nie uległy przemianon tomności". 16 D. Hume, O doskonaleniu sj « Tsfmże, s. 224—226; Czy poli Eseje..., s. 12—15. " Montesąuieu, O duchu praw, rozdz. S, s. 233; ks. II, rozdz. 3, s. 18 Montesąuieu, Lettres person " Zagadnieniu pojęcia wolne (t. J68) czasopisma „Historische 5 *• Montesąuieu, o duchu praw E. 230—231. « „Monitor" 1773, cykl artyki Polski, s. 466 l n., 489 i n., także '. 22 H. Kołłątaj, Listy Anonima polskiego, Warszawa 1954, t. I, s. a Tamże, t. II, s. 181. " S. Staszic, Przestrogi dla P< l spoleczne, Warszawa 1954, t. l, t K Tamże, t. I, s. 331. » H. Kołłątaj, Stan ośuiieceni< tacłi panowania Augusta III, Wre « Tamże, s. 152. « H. Kołłątaj, Stan ostoiecenia » S. Staszic, Przestrogi dla P< i spoleczne, t. I, Warszawa 1954, s » Historia nauki polskiej, Wre 81 H. Kołłątaj, Listy Anonima, B S. Staszic, Ród ludzki, Wars: * F. S. Jezierskł, Kazanie pr zł 25.— BIBLIOTEKA MYŚLI WSPÓŁCZESNEJ Tytuły roku 1973 Roger Calllois Żywioł i ład Gillo Dorfles Człowiek zwielokrotniony Pierre Francastel Twórczość malarska a społeczeństwo Jacek Fuksiewicz Anatomia telewizji w USA Eberhard Jackel Hitlera pogląd na świat Francois Jacob Historia i dziedziczność Obrazy świata białych Oprać. Andrzej Zajączkowski Marian Serejski Naród a państwo w polskiej myśli historycznej Technika a społeczeństwo Oprać. Andrzej Siciński Arnold Toynbee i inni Człowiek wobec śmierci