W RAJU BYLIŚMY NADZY Maska EWA KURYLUK OPOWIADA LIDII OSTAŁOWSKIEJ O SWOIM ŻYCIU l SZTUCE to też skóra Moje szmatki były dla mnie ludźmi, których nosiłam w kieszeni. Zaczęłam zabierać ich w pejzaż 5 maja 1946. Urodziłam się w Krakowie jako pierwsze dziecko Karola Kuryluka i Awarii Grabowskiej. Ojciec, założyciel i wydawca lwowskich „Sygnałów", był po wyzwoleniu redaktorem naczelmm „ Odrodzenia ". Mama, pisarka, thunaczka i utalentowana pianistka, chorowała na schizofrenię od mojego urodzenia do śmierci. 23 kwietnia 1950. Urodził się mój brat Piotr. 1951-1952. Z pomocą ojca nauczyłam się czytać. Lubiłam słuchać radia, wychwytywałam wiadomości o wojnie. W razie wybuchu następnej postanowiłam otruć się rtęcią, którą w\'dliibvwalam ze szpar w podłodze. O DZIECIŃSTWIE Oznajmiłam, że jestem kangurem Mama uwielbiała mnie i Piotra, była do nas dziko przywiązana. A jednocześnie powtarzała, że nigdy nie chciała mieć dzieci: „To pomysł Ka-rołka". Więc przepraszałam ją, że się urodziłam. Często powtarzała, że chce się zabić. Jak byłam malutka, pytała, czy też skoczę z nią z okna. Odpowiadałam, że tak. Wydawało mi się wówczas, że natura ludzka jest straszliwa. Wiedziałam o zagła- dzie Żydów i obozach, o bombie atomowej. Słyszałam, że pilot, który zrzucił bombę na Hiroszimę, trafił do szpitala psychiatrycznego, chorował jak mama. Natychmiast się z nim utożsamiłam. Dlaczego moi rodzice chcieli to przeżyć, zamiast umrzeć? Tego nie rozumiałam. Ojciec twierdził, że każdy może być tym, kim chce. Mnie ciągnęło w stronę zwierząt, świat ludzki wydawał mi się zbyt okrutny. Kiedyś, będąc w zoo, oznajmiłam, że jestem kangurem. OMAMIE Byłam w niej zakochana W naszym mieszkaniu w zburzonej Warszawie prawie nikt nie bywał. Wojna się skończyła, ale my żyliśmy w konspiracji. Rodzice często rozmawiali ze sobą po niemiecku. Der Kleine, die Kleine - pierwsze niemieckie słowa, jakich się nauczyłam. Mały, mała. I ja się konspirowałam. Kradłam rodzicom drobne i chowałam za szafę. Podświadomie naśladowałam manie mamy. W dzieciństwie byłam w niej najbardziej zakochana. Gdy chorowałam na serce i leżałam w szpitalu, wyczekiwałam chwili, kiedy pokaże się w drzwiach. Miała niezwykły urok, była olśniewająca z tymi swoimi jasnymi lokami, szykowna, ele- gancka. Lubiłam słuchać jej opowieści o jakiejś cudownej, podgórskiej krainie, w której wyrosła. I którą spotkał kres jak w bajce. Wsiąkała we mnie groza. Uwalnianie się od niej to-całe moje życie. 7956. W październiku Gomułka mianował ojca ministrem kultury. Do Warszawv przylecial Ives Montand, śpiewał dla robotników na Żeraniu. 1958. Na wiosnę Marek Hłasko, stypendysta Ministerstwa Kultury, poprosił o azyl we Francji. Gomułka skorzystał z pretekstu, by pozbyć się ojca. O MIESZKANIU NAFRASCATI Zaczęli u nas bywać literaci, malarze W krótkim czasie dużo się wydarzyło. Ojciec został ministrem, mama potraktowała to sceptycznie: „Karol-ku, to długo nie potrwa". Dlatego nie zgodziła się na przeprowadzkę do większego mieszkania, na aleję Szucha albo aleję Róż, „bo i tak wkrótce cię wyrzucą". Ojciec nie znał się na zachodniej kulturze, mama tak. „Karolku, zaproś Gerarda Philipe'a". Na jej i moją prośbę przyjechał tu Yves Montand. I wielu innych artystów: Lau-rence Olivier, Vivien Leigh, Henry Moore. Nastąpił krótki okres dobrego stanu mamy. Żyliśmy jak w euforii, nawet ja jej ulegałam. Zaczęli u nas bywać literaci, malarze. Kiedy ojciec stracił stanowisko, odwrócili się, znikli. Na jego pogrzeb też nie przyszli. O WIEDNIU Światopogląd ojca się zawalił Od stycznia 1959 roku ojciec był pierwszym polskim ambasadorem w powojennej Austrii. W ciągu czterech lat od wyjścia Sowietów odbudowano tam kapitalizm, nadeszła fala dobrobytu, na każdym rogu sprzedawano pieczone kurczaki. Ojciec urodził się w Zbarażu, pochodził z biednej, katolickiej rodziny, nigdy wcześniej nie był na Zachodzie. Pamiętam pierwsze dni w Wiedniu, wchodził do sklepów i wypytywał mamę: „Mia, nie my- ślisz, że to są sklepy specjalne?". Zaczął jeździć do dzielnic robotniczych. Zobaczył, że nie tylko w komunizmie robotnicy mogą żyć dostatnio. Jego światopogląd się zawalił. Miałam 12 lat, uczyłam się w pobliskim Realgymnasium dla dziewcząt. Nie robiłam postępów w niemieckim. Germanistka zaczęła nalegać, żeby przenieść mnie do „szkoły specjalnej", dla niedorozwiniętych. Tam za nazistów wysyłano dzieci Żydów. Ktoś, zapewne jedna z koleżanek, pociął żyletką mój kożuszek, pierwszy wiedeński zakup rodziców. Dlaczego? Dowiedziałam się dopiero w podróży maturalnej do Grecji. Wschodzi księżyc, siedzę z jedną z milszych dziewczyn na skale, a ona: „Wasi to są najzdolniejsi". „Kogo masz na myśli?" - spytałam. „Żydów". „Nie jestem Żydówką" 20 dużyformat Czwartek 13 lutego 2003 www.gazeta.pl/duzyformat - odpowiedziałam. „Co za szkoda, żeśmy o tym nie wiedziały. Przez te wszystkie lata nikt cię do domu nie zaprosił". O Żydkach też już coś słyszałam w szkole w Warszawie. W domu pytałam: „Kto to Żydek?". Rodzice odpowiadali, że Żydzi to osobny naród, a wszystkie narody są równe. Długie przemowy i niewyraźne miny sugerowały, że coś tu musi być na rzeczy. Pytać nie było sensu. To budziło w mamie agresję. A ja byłam tak udręczona chorobą mamy, że nie chciałam się niczego dowiadywać. O CHOROBIE MAMY Uważam, że się nas wypiera W każdym przechodniu powyżej czterdziestki mama zaczęła widzieć w Wiedniu gestapowca. Jej mania prześladowcza tak się nasiliła, że uważała, że wszyscy są w zmowie przeciwko niej. Także ojciec i ja. Jeśli zetknęłaś się z chorym psychicznie, to wiesz, co to znaczy. Mówisz coś, a on słyszy co innego. Krzyczy zmienionym głosem, wulgarnie, nagle szczeka jak pies. Po próbie samobójczej mama trafiła do kliniki psychiatrycznej. I nie chciała z niej wyjść. Tym bardziej że - teraz tak to widzę - klinikę prowadził profesor Hoff, uczeń Freuda. I Żyd, który mógłby być ojcem mamy. Spędziła tam z przerwami prawie rok i bodaj najcięższy okres swej choroby. Gdy ojciec przywoził mamę z wizytą do ambasady, nie poznawała własnych dzieci. Miałam do niej za to najdzikszą pretensję. Uważałam, że się nas wypiera. Bo, wyobraź sobie, niby mnie nie rozpoznaje, a po dwóch dniach kupuje piękną suknię i idzie z ojcem na przyjęcie z okazji wizyty Chrusz- Mamo czy jesteś Żydówką? Mama popadła w długie zamyślenie. Odpowiedziała: Tak. Ale czy wiesz, co by było, gdyby się ludzie dowiedzieli? czowa. Dziś ma dobrą passę i olśniewa szacha perskiego, jutro atak agresji, próbę samobójczą. O RODZICACH Przyciskałam ojca, żeby się rozwiódł W wieku 13 lat doszłam do wniosku, że najlepiej by było, gdyby mama przestała się nami interesować. A my nią. Przyciskałam ojca, żeby się rozwiódł i zostawił ją w szpitalu. Uważałam, że jest kompletnie nieodpowiedzialny, chce nas poświęcić. Powtarzał, że to niemożliwe, że przez całe życie musimy się mamą opiekować. A potem podarował mi „Histoire de la folie" („Historię szaleństwa") Michela Foucault i prosił, bym mu na spacerach relacjonowała tę książkę, bo sam nie znał francuskiego. Dzięki tej książce zrozu- Od lewej: „Portret Piotra" i „Autoportret". Tusz na bawełnie, 1978 r. miałam, że chodzi o większą sprawę, nie tylko o mamę. Że wobec chorych umysłowo nie możemy zachowywać się tak haniebnie jak w dawnych wiekach. Pojęłam, że świat, by się mógł poprawić, potrzebuje przyzwoitych ludzi. / stycznia 2001. Dzień śmierci naszej mamy, która do końca się ukrywała. Gdy ją chowałam w grobie ojcu, już wiedziałam. Że z ławki ir lwowskim parku zabrał Mirid/u Koluin\. młocki zon( Ti'dil\''i'go (Ucicha. C~\ i leniu pomost s/c nkr\ć.' \\skaztijii na 10 //.\7v oil 'lepcdienil\k" Wtii:\:umi 21X11. „Art Mon Atnaiir" Wiimiwu 2(11)2 VVY.v/rA;vm/" nii;l