Ks. Aleksander Żychliński PEŁNIA UMIEJĘTNOŚCI ŚWIĘTYCH SPIS TREŚCI I. Postęp duszy II. Boże oczyszczenia III. Modlitwa żywej wiary Każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare. Mt 13,52 WYDAWNICTWO OJCÓW FRANCISZKANÓW NIEPOKALANÓW 1992 Czynię szczerze wszystko, co jest w mojej mocy, by postąpić w życiu duchowym; stosuję wskazówki praktyczne podane we źWtajemniczeniu w umiejętność świętych»*- a jednak nie widzę postępu i nie czuję prawdziwego zadowolenia ani pełnego pokoju duszy. Skąd to pochodzi? - Cóż jeszcze mam czynić? Często podobne pytania powstają w duszach, które szczerze pracują nad sobą i chcą dojść do pełni doskonałości chrześcijańskiej. Takim duszom szczerze pragnącym poświęcamy tę skromną pracę; jej zadaniem jest wskazać w krótkich słowach prostą ścieżynę, wiodącą ku wyżynom doskonałości, w myśl zasad św. Tomasza z Akwinu, św. Teresy z Avila i św. Jana od Krzyża. Ks. Aleksander Żychliński: Pełnia umiejętności świętych - 1 I. POSTĘP DUSZY Najgłębsza treść naszego życia wewnętrznego polega na tym, że odrodzeni jesteśmy wewnętrznie przez Ducha Świętego. Sam Duch Święty jest w nas Sprawcą łaski uświęcającej, a znowu łaska uświęcająca sprawia, że Duch Święty prawdziwie przebywa w naszej duszy. A że Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna i jest Duchem Ojca i Syna, dlatego powiadamy słusznie, że przez łaskę Ojciec przychodzi do duszy, posyła do niej Syna, który pochodzi od Niego, i wraz z Synem daje jej Ducha Świętego. Duch Święty zaś przebóstwia duszę i sprawia, że jest ona zdolna posiadać Trójcę Świętą i nią się rozkoszować. Kto więc żyje życiem wewnętrznym, posiada w duszy dwojaki dar Boży: jeden Nieskończony i Niestworzony - to Duch Święty, czyli cała Trójca Święta, bo gdzie Duch Święty jest, tam jest także Ojciec i Syn; drugi skończony i stworzony - to łaska uświęcająca. Duch Święty jest Sprawcą łaski w duszy; On dla zasług Jezusa Chrystusa ją daje, by dusza, przebóstwiona łaską, zdolna była objąć w posiadanie Boga w Trójcy Jedynego. Duch Święty wyciska w duszy piętno swoje, tzn. daje łaskę, która duszę tak przebóstwia, iż zdolna jest obcować bezpośrednio z Trójcą Świętą. Przez dar stworzony, jakim jest łaska uświęcająca, Bóg w Trójcy Jedyny daje duszy samego siebie, mieszka w niej i staje się jej własnością, tak iż dusza jest "kościołem Boga żywego" (2 Kor 6,16) i może nawiązać z Bogiem najserdeczniejszy kontakt życiowy. To Boże życie w nas rządzi się prawem ustawicznego postępu. Kto nie postępuje naprzód, cofa się. Działanie bowiem Ducha Świętego, wewnętrznego Motoru życia nadprzyrodzonego, przez się nie zaznaje zastoju, póki dusza nie osiągnie pełni doskonałości w żywocie wiecznym. Łaska zaś uświęcająca jest nasieniem chwały wiekuistej; albowiem żywot wieczny nie jest niczym innym, jeno ostatecznym dopełnieniem życia łaski. Dlatego łaska uświęcająca zdolna jest do rozwoju, którego kres jest w wieczności, i powinna ustawicznie w nas wzrastać, póki żyjemy na tym świecie, stosownie do słów św. Piotra: "Natomiast wzrastajcie w łasce i poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa" (2 P 3,18). Nikomu, choćby był nie wiem jak doskonały, nie wolno powiedzieć: Dość łaski posiadam, stopień łaski, jaki osiągnąłem wystarczy! Znaczyłoby to zejść z drogi wiodącej do Boga, lub przynajmniej zaniechać dalszej drogi, nie doszedłszy jeszcze do mety. "Wszyscy - pisze Pius XI - dla których Kościół święty jest przewodnikiem i nauczycielem, z woli Bożej winni dążyć do świętości życia. "Albowiem wolą Bożą jest - powiada św. Paweł - uświęcenie wasze» (l Tes 4,3); a Chrystus Pan sam wyjaśnia, jakie ma być to uświęcenie: źBądźcie wy doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest» (Mt 5,48). Niech nikt nie sądzi, że ten nakaz ewangeliczny odnosi się do małej garstki dusz wybranych, że innym wolno poprzestać na niższym stopniu cnoty. Prawo to obowiązuje wszystkich, bez wyjątku... Świętość życia jest wspólnym celem i zadaniem wszystkich". Istotą doskonałości chrześcijańskiej jest miłość. Stąd oczywista, że rozwój życia wewnętrznego, czyli wzrost doskonałości, zależy przede wszystkim od wzrostu miłości. Jest rzeczą niewątpliwą, że możemy wzrastać w miłości. Św. Paweł ustawicznie wzywa wiernych, by starali się o postęp w miłości (Ef 5,15), i prosi Boga, by pomnożyć raczył miłość w sercach nowo nawróconych: "A modlę się o to, aby miłość wasza, pomnażała się nieustannie w umiejętności i we wszelkim rozumieniu" (Flp 1,9). Wzrost miłości nie zna granic ani ze strony samej miłości, ani ze strony Boga jako Przyczyny sprawczej, ani wreszcie ze strony duszy jako podmiotu miłości. Wzrost miłości nie ma granic ze strony samej miłości, ponieważ miłość jest uczestnictwem w niestworzonej i nieskończonej Miłości, podobnie jak łaska uświęcająca jest uczestnictwem w samej naturze Bożej. Również miłość nie zna granic ze strony swej przyczyny sprawczej, którą jest Bóg wszechmocny i nieskończony; dusza wreszcie, podmiot miłości, nie ogranicza jej wzrostu, ponieważ ilekroć miłość się wzmaga, potęguje się również zdolność duszy do przyjęcia dalszego jej wzrostu. W tym właśnie ujawnia się nieporównana wzniosłość i poniekąd nieskończoność umysłowej natury ludzkiej, że zdolna jest odpowiedzieć, gdy ją Bóg wzywa do uczestnictwa w wewnętrznym życiu Bóstwa i do udziału coraz pełniejszego, bez granic i kresu, w Dobru, będącym własnością samego Boga. A dobrem tym jest przede wszystkim miłość, albowiem "Bóg jest miłością". Kto posiada miłość, choćby w najniższym stopniu, ten miłuje Boga więcej niż samego siebie, miłuje Go nade wszystko, a bliźnich - bez wyjątku - miłuje dla Boga jak samego siebie. I dlatego miłość nie wzrasta ze strony przedmiotu, czyli co do objętości, lecz jedynie co do siły i intensywności. Zakorzenia się ona coraz głębiej w woli i coraz bardziej ją przenika, rodząc w niej coraz silniejszy zwrot ku Bogu - Dobru najwyższemu - i jednocząc ją coraz ściślej z Bogiem. Ponieważ miłość jest cnotą, którą Bóg wlewa do duszy, a nie cnotą nabytą własnym wysiłkiem, dlatego akty miłości, które spełniamy, nie pomnażają cnoty miłości bezpośrednio i wprost. Bóg sam wlewa miłość do duszy i sam ją pomnaża, dając duszy coraz doskonalszy udział w owej niestworzonej Miłości, która jednoczy trzy Osoby Przenajświętszej Trójcy. Niemniej jednak możemy własnym wysiłkiem przyczynić się do wzrostu miłości naszej, przede wszystkim przez zasługę. Każdy bowiem uczynek, który spełniamy w stanie łaski, a który nie jest grzechem powszednim, stanowi prawdziwą zasługę i daje nam prawo do wzrostu w łasce i miłości. Sobór Trydencki uczy, że przez każdy dobry uczynek, spełniony w stanie łaski, wysługujemy sobie wzrost łaski uświęcającej. Chodzi tu o zasługę w ścisłym słowa znaczeniu, to jest o zasługę, która daje rzeczywiste prawo do tego, by Bóg w duszy naszej pomnożył łaskę. Im więcej wzrastamy w życiu łaski i miłości, tym bardziej oddalamy się od stworzeń i zbliżamy się do Boga. A jak rozumieć to zbliżenie się do Boga? - Zbliżamy się do Boga w miarę, jak poddajemy się wpływowi Bożemu, jak przyjmujemy dobrowolnie działanie Boże w nas. Między duszą, będącą w stanie łaski, a Trójcą Świętą istnieje wspólność życia. Ta wspólność życiowa rozwija się przez działalność cnót boskich, dzięki którym jesteśmy zdolni nawiązać rzeczywiście stosunek zażyły z Trójcą Świętą. Akty wiary, nadziei i miłości są jakby nadprzyrodzonymi ramionami, którymi obejmujemy Trójcę Świętą, przebywającą w duszy naszej. Podobnie jak w duszy rodzą się umysłowe władze, rozum i wola, przez które bierzemy w posiadanie prawdę i dobro, tak (w porządku nadprzyrodzonym) z łaski uświęcającej rodzą się cnoty boskie, przez które bierzemy w rzeczywiste posiadanie Trójcę Świętą, przebywającą w duszy naszej i z Nią najserdeczniej obcujemy. Im wiara jest żywsza, nadzieja bardziej niezłomna i miłość gorętsza, tym doskonalej posiadamy Boga, tym ściślejsza jest zażyłość nasza z Nim, tym bardziej Bóg jest naszą własnością, a my Jego. "Kto mieszka w miłości, w Bogu mieszka, a Bóg w nim". Im bardziej dusza postępuje w życiu wewnętrznym, tym więcej posiada uczestnictwa w wewnętrznym życiu Bożym, tym doskonalsza jest miłość jej i wiara, tym też ściślejsze jest obcowanie jej z Trójcą Świętą. Im doskonalsze bowiem są akty wiary, nadziei i miłości, tym ściślejsze jest to Boskie współżycie. Ilekroć spełniamy żywe akty wiary i nadziei oraz żarliwe, gorące, bezinteresowne akty miłości, tylekroć łaska uświęcająca wzrasta w duszy naszej, a tym samym Trójca Święta bardziej nam się oddaje, my zaś doskonalej Ją posiadamy i ściślejszą zażyłością z Nią się łączymy. Każdy wzrost łaski uświęcającej sprawia, ze Trójca Święta głębiej niejako wstępuje do duszy, do najtajniejszych jej komnat, gdzie dokonywa się doskonałe zjednoczenie miłującej duszy z Umiłowanym. Im zaś ściślejsze jest zjednoczenie duszy miłującej z Bogiem, tym bardziej dusza poddaje się wpływowi i działaniu Bożemu. Zjednoczenie bowiem Boga z duszą polega właściwie na tym, że Bóg się udziela, że daje uczestnictwo w swym życiu wewnętrznym i że stworzenie to udzielanie się Boga posłusznie i dobrowolnie przyjmuje. Na wstępie życia duchowego, kiedy stan łaski jest niski i miłość jeszcze niedojrzała, działanie Boże na dusze i w duszy objawia się w formie mniej doskonalej i mniej nadprzyrodzonej; Bóg liczy się niejako ze stanem duszy i udziela jej łask, odpowiadających jej wiekowi dziecięcemu życia duchowego. Wówczas dusza działa i wykonywa początkujące akty cnót z pomocą Bożą. Bóg łaską swą pomaga, ale inicjatywa działania leży w rękach człowieka; toteż uczynki, które dusza spełnia, są same w sobie nadprzyrodzone, bo rodzą się z cnót wlanych oraz z łaski uczynkowej, wszakże bywają one wykonywane w sposób czysto ludzki, tzn. w sposób mniej doskonały. Pełno w nich jest niedoskonałości, zwłaszcza pełno nieroztropności, egoizmu, ukrytej pychy, subtelnej zmysłowości. Działanie i postępowanie duszy jest jeszcze ziemskie i zbyt mało Boże. O. Semenenko powiada, że dusza taka oddaje się naturalnej "czynności własnej". Czyni ona rzeczy same w sobie dobre, ale w sposób niedoskonały, bo mocą własną, z własnej inicjatywy zanieczyszczonej egoizmem. Porywa się na akty nadprzyrodzone, opierając się na własnych siłach i nie zważając dostatecznie na pomoc Bożą i wolę Bożą. Trzeba przyznać, że największa część czynności naszych, choć są dobre i nadprzyrodzone, jednak z powodu naszej nędzy zarażona jest naturalną "czynnością własna", tzn. pewnym naturalizmem, chęcią samowystarczalności w sferze duchowej oraz ukrytym egoizmem. Zawsze wracamy do tego, by działać z siebie i czynności nasze kierować do siebie; trudno nam wyzbyć się tej nieroztropnej pewności siebie i chęci działania na własną rękę i dla siebie. O. Semenenko podaje z głęboką znajomością duszy ludzkiej pewne znaki, po których poznać można, kiedy uczynki nasze skażone są naturalną "czynnością własną": Pierwszym znakiem jest pośpiech, to jest: pragnienie, zajęcie się jakąś rzeczą, wybieganie, myślenie, a szczególnie chęć dostania i poszukiwania - a to wszystko z pośpiechem. Więc pewna gorączka, układanie naprzód po swojemu - gorączkowe, staranie się gorączkowe, aby się ta rzecz rozpoczęła, szła, żebyśmy ją mieli, wyrywanie się do niej. Drugim znakiem jest niepokój, to jest: obawa, aby nie stracić. Kiedy dusza nie ma tego, czego pragnie, to się męczy; kiedy ma, to się lęka. Jest wtedy zwykle obawa, albo i pewność; ale zwykle objawia się pokusa przez obawę, bo to pospolitsze. Trzecim znakiem jest smutek, albo przeciwnie wesele. Smutek, gdy się straci, dozna zawodu; wesele, gdy się powiedzie. Te trzy znaki są niemylne. A naprzód dla tej prostej przyczyny, że są przeciwne duchowi Bożemu, więc są cechą przeciwnego ducha. Nigdy z duchem Bożym te rzeczy się nie zgodzą: ani pośpiech, ani niepokój, ani smutek. Z duchem Bożym idzie porządek spokojny, cierpliwy, ufny w Bogu, a nie w swe siły; z duchem Bożym idzie pokój, bezpieczeństwo, bez żadnej obawy; z duchem Bożym idzie wesele, niezależnie od smutku, bo gdym zrobił co do mnie należy, jakikolwiek będzie skutek, sumienie zapewnia mnie o spełnionym obowiązku; wtedy posiadam wesele w Duchu Świętym. Wszędzie, gdzie Bóg jest, jest duch Boży, jest porządek, pokój i wesele; a gdzie jest zepsuta natura nasza, tam jest zawsze: pośpiech przy rozpoczęciu jakiej czynności, i smutek w końcu, gdy się nie uda, albo owa głupia radość, gdy się nam co uda. Ten stan niedoskonały ustępuje w miarę jak dusza wzrasta w łasce i miłości. Działanie Boże w niej staje się coraz doskonalsze, coraz głębsze i bardziej nadprzyrodzone. Inicjatywa w życiu całym przesuwa się z duszy na Boga; dusza staje się coraz bardziej "bierną" wobec Boga, coraz więcej zależną we wszystkim od poruszeń Bożych. To nie jest bezczynność ani bierność bezpłodna; jest to raczej bierność nadprzyrodzona i Boża, będąca równocześnie najwyższą aktywnością. Dusza bowiem dobrowolnie przyjmuje Boże poruszenia i staje się najdoskonalszym narzędziem, przez które Bóg dokonywa dzieł swoich. Jest wielu, co pragną służyć Bogu i czynią wszystko dla Boga; ale mało jest takich, co rozumieją, że trzeba "Bogu dać czynić w sobie". To jest tajemnica dusz doskonałych. "Chrystus jako głowa działa z nami przez wewnętrzny wpływ swego Ducha, przez wewnętrzne natchnienia i tajne poruszenia serca, których na zewnątrz nie widać; chce bowiem sam rządzić swym ciałem, chce sam poruszać, jakby żywym swym narzędziem, każdym swoim członkiem przez życiodajnego swego Ducha, a to dla przedłużenia swego życia ongi tu na ziemi spędzonego; chce poruszać sam, jak Mu się podoba, i przykładać do dzieła. I dlatego nie wystarcza Mu to, że czynimy dobre uczynki dla Niego, to jest ze względu na Niego; chce, byśmy nadto czynili je z Jego poruszenia i zależnie od Niego. Pragnie bowiem mieć nas świętymi nie tylko w sobie, ale zależnie od swego Ducha; tym sposobem i łatwiej, i pewniej, przez nas i w nas, będzie dalej ciągnął swoje życie. Gdy zaś wiemy i czujemy to, że już nie należymy do siebie i od siebie nie zależymy, nie powinniśmy przedsiębrać sami żadnej myśli jakoby ze siebie samych, ani się decydować sami jakoby ze siebie na żadne dzieło, jakkolwiek w sobie dobre; inaczej wiedzmy, że zniewagę czynimy Chrystusowi, który Panem i głową naszą jest, gdy ośmielamy się sobie przywłaszczać to, co do Niego należy... Ten sposób postępowania wysoki jest, ale i trudny i ciężki, dlatego też, jak widzę, nie wszystkim się podoba. Któż bowiem chciałby umrzeć całkiem sobie? Kto, aby we wszystkim zastosować się do Chrystusa, zgodzi się, aby we wszystkim wygasło jego własne życie, uczucie, działanie? Ludzką jest rzeczą chcieć wszystko samemu prowadzić, samemu postanawiać, rozsądzać i wszystko wykonywać jako władca absolutny duszy swojej i władz swoich. Gdy więc to w nas jest z natury samej, któż nie widzi, ile trzeba trudu, aby to powściągnąć?... Ale jakkolwiek to trudne jest, niepodobne nie jest dla dusz kochających; a kto raz postanowił dla Chrystusa podnieść oręż przeciwko sobie i swej naturze, ten obaczy, że Bóg przygotował mu swą pomoc, i nią pokrzepiony codziennie stawać się będzie silniejszym od siebie". W życiu zatem wewnętrznym chodzi głównie o całkowite poddanie się działaniu Bożemu w nas. Tam nie wolno liczyć na własne zdolności i siły, ani zbytnio i małodusznie obrachowywać się z własnymi zasobami, lecz należy ufność swą pokładać jedynie w Bogu; a równocześnie trzeba gotowym być przedsięwziąć wielkodusznie wszystko, nawet dzieła największe i najtrudniejsze, z Bogiem i dla Boga. A gotowość ta nie zostanie bez odpowiedniego czynu, jeśli dusza prawdziwie jest posłuszna Duchowi Świętemu. Albowiem bierność, jaką rodzą dary Ducha Świętego, nie jest zwykłą biernością ludzką, pozostającą bez czynu, lecz jest to bierność nadludzka, Boża, będąca koniecznym warunkiem i niejako wstępem do czynów prawdziwie wielkich, ponieważ jednoczy nas doskonale ze Źródłem wszelkiej mocy, doskonałości i wszelkiego czynu. I dlatego bierność nadprzyrodzona bynajmniej nie prowadzi do niezdrowego kwietyzmu, lecz przeciwnie, jest najskrajniejszą antytezą wszelkiego kwietyzmu, bo jest bramą do królestwa czynu. W tej właśnie nadprzyrodzonej bierności, w tym doskonałym posłuszeństwie wobec Ducha Świętego kryje się tajemnicze źródło nadludzkich sił Świętych i działalności ich, posuniętej do heroizmu. Im bardziej postępujemy w życiu wewnętrznym, tym doskonalej czynimy to, co Bóg chce, jak On chce, kiedy On chce, dlatego, że On chce, oraz mocą łaski Jego. Wówczas uczynki nasze są całkowicie Boże i nadprzyrodzone. Teraz zrozumiemy, na czym polega istotny postęp duszy: na tym, by przejść ze stanu, w którym idziemy za własną naturą, do stanu nadprzyrodzonej bierności, w którym cała inicjatywa działania naszego leży w rękach Boga. Wówczas dusza działa, ale jako najposłuszniejsze narzędzie Boga; właściwie Bóg działa w duszy i przez duszę. To przejście ze stanu, w którym dusza kieruje się przeważnie naturalną czynnością własną, do stanu wspomnianej bierności nadprzyrodzonej nazywamy drugim nawróceniem. Pierwsze nawrócenie - to przejście ze stanu grzechu ciężkiego do stanu łaski; drugie nawrócenie - to przejście ze stanu mniej doskonałego do stanu doskonałego, ze stanu zwykłej sprawiedliwości do stanu prawdziwej gorliwości. To przejście, wyrażające zasadniczy postęp w życiu wewnętrznym, nie jest łatwe; stanowi ono prawdziwy, nieraz bardzo bolesny przełom w życiu wewnętrznym. Nic dziwnego. Przecież w życiu duszy następuje wówczas głęboki przewrót: dotąd rządziła się ona własną inicjatywą, działała poziomo, po ludzku - a teraz cała inicjatywa we własnym życiu uchodzi jej z rąk, a działanie staje się dla niej poniekąd rzeczą niemożliwą. Opanowuje ją jakaś wyższa moc, wobec której dusza czuje się zupełnie bezsilna. Dusza, przeżywająca ten okres przełomowy, wchodzi w stan wielkiej oschłości i bezradności. Nie znajduje ona spoczynku i zadowolenia ani w rzeczach Bożych, jak w modlitwie lub w wykonywaniu dobrych uczynków, ani w sprawach ludzkich, jak w spełnianiu swych codziennych obowiązków. Wszystko ją nuży i rodzi w niej wstręt; tylko kosztem wielkich wysiłków jest ona w stanie spełniać swe obowiązki i oddawać się zwykłej modlitwie. Wśród tej duchowej posuchy żyje jednak w głębi duszy ustawiczna pamięć o Bogu i dobroci Jego; tej pamięci zaś na obecność Bożą towarzyszy bezustanna troska duszy, że Bogu nie służy szczerze, że cofa się w życiu wewnętrznym, że jest na złej drodze. Ta bolesna i ustawiczna troska pochodzi stad, że dusza nie odczuwa przyjemności w rzeczach Bożych, zwłaszcza w modlitwie i w spełnianiu dobrych uczynków, jaką odczuwała uprzednio. Żyje ona w obawie, więcej, ma poniekąd okrutną pewność, że popadła w zgubną oziębłość. Więc poczyna szukać przyczyn tego opłakanego stanu. Czy pochodzi on z własnego niedbalstwa, czy może nawet z ukrytych grzechów? Tymczasem wspomniana oschłość nie ma nic wspólnego z oziębłością. Oziębłość pochodzi z niedbalstwa i z grzesznej obojętności w rzeczach Bożych i we własnych obowiązkach. Natomiast owa oschłość idzie w parze z wielką pilnością i starannością w pracy i w obowiązkach oraz z serdeczną troską duszy: czy prawdziwie służy Bogu, czy nie czyni za mało dla Boga. Jaka jest przyczyna tych oschłości? - Ani grzech, ani niedbalstwo, lecz łaska Boża, która duszę coraz bardziej opanowuje, biorąc inicjatywę całej działalności duszy w swe ręce. Dotąd dusza żyła i postępowała po ludzku: jej działanie cechowała naturalna, egoistyczna czynność własna; teraz dusza poczyna żyć i działać po Bożemu. Dotąd dusza żyła i działała pod wpływem zmysłów i miłości własnej; odtąd zaczyna ona żyć wedle ducha, przynaglana miłością Bożą. Dusza, będąca w tym stanie, zatraca możność odbywania rozmyślania. Dotąd oddawała się chętnie rozmyślaniu, posługując się wyobraźnią, uczuciem, pamięcią i rozumem. Rozmyślanie było dla niej rzeczą łatwą, nawet przyjemną; teraz nie jest ona w stanie rozmyślać; wyobraźnia jest nieczynna, uczucie zamarło, pamięć zawodzi, rozum zaś nie może zdobyć się na żadne rozumowanie. Dusza - jakby martwy i zimny głaz - stoi przed Panem, bez uczucia, bez wyobrażenia, bez myśli. Jedno tylko pragnienie ją dręczy: pełnić wolę Bożą i kochać Boga. Tymczasem jest ona głęboko przekonana, że Go nie kocha i nie pełni Jego świętej woli. Co tu robić? Dusze, znajdujące się w podobnym stanie, doznawają niezmiernych cierpień, nie tyle z powodu oschłości, jakie znoszą, ile raczej z powodu troski - poniekąd pewności - że są na bezdrożu, że Bóg je opuścił, bo nie znajdują żadnego upodobania w rzeczach Bożych. Wówczas meczą się one, usiłując gwałtem zdobyć się na dobre uczucia, na podniosły zapał serca; zwłaszcza usiłują zająć się rozmyślaniem o jakiejś prawdzie wiary lub przynajmniej z korzyścią czytać z książki duchowej. Czynią to z niemałym wstrętem i wysiłkiem, sadząc, że inaczej nic nie czynią i tracą czas w próżnej i gorszącej bezczynności. Wszakże postępując w ten sposób, nic nie zyskują; przeciwnie, pomnażają swe cierpienia i zamiast znaleźć pokój, wpadają w coraz większy niesmak i niepokój. Nader ważną jest rzeczą, by dusza, znajdująca się w tym stanie przesilenia wewnętrznego, miała dobrego kierownika. Dusze - uczy św. Jan od Krzyża - które w tym okresie nie mają nikogo, kto by je zrozumiał, cofają się, opuszczają drogę, na której dotąd kroczyły, zniechęcają się, albo co najmniej nie postępują naprzód z powodu zbytnich starań, jakich dokładają, by iść pierwotną drogą medytacji i rozważania (i naturalnej czynności własnej). Dusze będące w tym stanie wyobrażają sobie, że trudności, jakie mają, są wynikiem niedbalstwa lub grzechów. W rzeczy samej jednak udręki ich i trudności pochodzą z całkiem innej przyczyny: Bóg prowadzi je zupełnie inną drogą i bierze w swe ręce całą inicjatywę kierującą ich życiem. Stąd oczywista, że ci, co przeżywają podobne udręki, powinni raczej cieszyć się, znosić stan swój cierpliwie i bez obawy zaufać całkowicie Bogu; powinni żyć niezłomnym przekonaniem, jakie daje wiara, że Bóg nie opuszcza tych, co szczerym sercem Go szukają, i nie pozostawia bez pomocy nikogo, kto z najlepszą wolą zdąża ku przeczystemu światłu miłości. Wszakże kierownik nie powie takim duszom wprost, że Pan Bóg dokonywa w nich wielkich dzieł swoich, że przechodzą poniekąd progi życia mistycznego. To bowiem mogłoby im poddać myśli próżne, zrodzić pychę i miłość własną. Kierownik wiec będzie usiłował podtrzymać dusze w męstwie, wierności i w zupełnym zaufaniu i oddaniu się. Pouczy ją o tym, że w życiu wewnętrznym chodzi głównie o oddanie się bez zastrzeżeń, o bezgraniczne zaufanie Panu, o ślepe rzucenie się w Jego objęcia, o wierność łasce; pouczy ją, że prócz rozmyślania, jakie dotąd praktykowała, istnieją inne rodzaje czy formy modlitwy myślnej, że każda jest dobra, a dla poszczególnej duszy najlepsza jest ta, do której łaska ją prowadzi. Dusza wiec nie powinna trzymać się kurczowo rozmyślania. "Najlepiej - uczy św. Jan od Krzyża - robią takie dusze, kiedy cierpliwie trwać będą na modlitwie, nic podczas niej nie czyniąc. Tym bowiem, co właśnie czynić powinny, jest: zostawić dusze wolną, swobodną, nie zajętą żadnymi myślami. Niech nie troszczą się o to, o czym będą myślały w czasie modlitwy, zadawalając się tym, że trwają w obecności Bożej z miłością i spokojną uwagą". Dusza zatem, znajdująca się w tym przełomowym okresie życia wewnętrznego, powinna pragnąć tylko jednej rzeczy: trwać przed Panem, być wierną, ufać. Wszelka działalność, pochodząca z własnej inicjatywy, byłaby wówczas szkodliwa i prowadziłaby do utraty owego dobra, którym Bóg za pośrednictwem tej bierności nadprzyrodzonej, w której dusza jest pogrążona, chce ją wzbogacić. Św. Jan od Krzyża wyjaśnia tę zasadniczą prawdę życia duchowego następującym porównaniem. Podobnie jak malarz, kiedy tworzy portret, doznawałby ze strony własnego dzieła sprzeciwu, gdyby ów portret chciał sam coś czynić, a tym samym psuł prace artysty, tak Bóg doznaje poniekąd sprzeciwu, kiedy dusza będąca pod wpływem działania Bożego porywa się do własnej czynności naturalnej, zamiast trwać w uległości, wierności, ufności i spoczynku, tzn. w nadprzyrodzonej bierności. A dlaczego dusza przeżywa tak wielkie udręki i cierpienia, kiedy Bóg poczyna w niej niepodzielnie panować, biorąc całą inicjatywę jej życia wewnętrznego w ręce swoje? - Otóż dlatego, że wówczas sam Bóg oczyszcza duszę z naturalnej czynności własnej i usuwa z niej źródło niezdrowego naturalizmu, tj. miłość własną. Bóg udziela się duszy w sposób nadprzyrodzony i oczyszcza ją przez głębokie cierpienia. Ks. Aleksander Żychliński: Pełnia umiejętności świętych - 2 II. BOŻE OCZYSZCZENIA Po pierwszym nawróceniu, kiedy dusza wyszła z grzechu i zdecydowanie zwróciła się do Boga, "Bóg zwykł ją karmić i pieścić duchowo, jak kochająca matka niemowlę słabe". Stąd też dusze nawrócone, kiedy stawiają pierwsze kroki na drodze życia wewnętrznego, odczuwają zapał w służbie Bożej, znajdują rozkosz w modlitwie, mają upodobanie w pokutach, zażywają pociech duchowych, zwłaszcza kiedy przystępują do Sakramentów świętych lub oddawają się pracy apostolskiej. Ten stan podniesienia duchowego, zapału i zadowolenia pochodzi z łaski Bożej, której Bóg udziela początkującym, by ich zachęcić do dobrego," a potem także z pobudek czysto przyrodzonych, zwłaszcza stąd, że praktyki życia duchowego i prace apostolskie są dla duszy poniekąd czymś nowym. Wszakże zapał ten jest bardzo powierzchowny; dusza wprawdzie znajduje rozkosz w rzeczach Bożych, w dobrych uczynkach i w poświęceniu się; jednakowoż jest ona pełna niedoskonałości i słabości; wszystkie jej czynności trącą egoistyczną czynnością własną. Św. Jan od Krzyża wspomina o siedmiu głównych wadach, od których początkujący nie są wolni. Wady te można sprowadzić do trzech naczelnych, którymi są: pycha duchowa, zmysłowość duchowa i lenistwo duchowe. W duszach początkujących jest nasamprzód wiele ukrytej pychy, która znajduje obfity pokarm właśnie we wspomnianej żarliwości w sprawach duchowych. Dusze takie czują zadowolenie z siebie, z czynów swoich i ze swego postępowania; przychodzi im myśl o własnej świętości. Toteż szatan częstokroć pobudza je do tej pozornej gorliwości, ponieważ widzi, że przez to pycha ich i zarozumiałość wzrastają. Wie bowiem dobrze, że wszystkie dzieła, jakie w tym stanie spełniają, i cnoty, jakie praktykują, nie tylko żadnej nie przynoszą korzyści, lecz nadto rodzą złe owoce. Niekiedy dochodzą dusze, w których zapanowała ukryta pycha, do takiego zaślepienia i spaczenia woli, że nie chciałyby, aby ktoś drugi, oprócz nich, miał dobrą sławę i dlatego przy nadarzającej się sposobności potępiają i oczerniają innych. W oku brata swego dopatrują się źdźbła, a belki we własnym oku nie widzą; przecedzają cudzego komara, a własnego wielbłąda połykają. A gdy przełożeni lub kierownicy duchowi nie uznawają ich ducha i sposobu postępowania (gdy tymczasem same pragną poważania i pochwał), sądzą, że oni nie rozumieją się na sprawach duchowych. Najchętniej omawiają sprawy własnej duszy oraz postępowania swego z takimi, od których spodziewają się pochwał; natomiast unikają tych, którzy są innego zdania. Górnie myśląc o sobie, wiele mówią, a mało czynią. Doznawają trudności w szczerym wyznawaniu swych grzechów, z obawy, by się nie poniżyć w oczach spowiednika. Czasem szukają innego spowiednika i przed nim wyznawają cięższe upadki, by zwykły spowiednik myślał, że nie ma w nich nic złego, tylko same cnoty, o których chętnie mówią. Dusze będące w takim usposobieniu lekceważą swe błędy, lub też smucą się nadmiernie, że w nie popadają, bo żyją w urojeniu, że właściwie powinny już być święte. Dlatego unoszą się niecierpliwością przeciwko sobie na widok własnych ułomności, przez co niżej jeszcze upadają. Niejednokrotnie nalegają one na Boga, by wybawił je z ułomności i przywar, wszakże czynią to bardziej dlatego, by bez ciężaru własnych niedoskonałości żyć w spokoju, niżeli dla Boga. Nie lubią chwalić innych, lecz cieszą się, gdy ktoś je same chwali i zasługi ich podnosi. Z pychy duchowej rodzi się zazdrość. Wielu - uczy św. Jan od Krzyża - niemiłego doznaje wrażenia na widok dobra duchowego drugich; odczuwają ból, że inni wyprzedzają ich na drodze cnoty i czynu; nie chcieliby, by innych chwalono, i smucą się postępem bliźnich. Chcieliby zbierać wszelkie pochwały i celować we wszystkim, i dlatego zdolności, prace i zasługi innych budzą w nich niechęć. Takie nastawienie duszy skrajnie sprzeciwia się Miłości, która według św. Pawła, raduje się z prawdy i dobra (l Kor 13,6). Kto miłuje ten nie zazdrości; a jeśli ma jakąś zazdrość, to jedynie zazdrość świętą: żałuje, iż brak mu cnót, jakie posiada bliźni, bo mając je mógłby więcej uczynić dla Boga, a zarazem raduje się, że bliźni je posiada i wyprzedza go w doskonałej służbie Bożej. Drugą główną wadą początkujących jest łakomstwo duchowe. Nie są oni zadowoleni z łask, jakie Bóg im daje; smucą się i narzekają, że w rzeczach duchowych nie znajdują pociechy, jakiej by pragnęli. Nigdy nie są syci rad i przepisów duchowych; gonią chciwie za książkami treści duchowej i wprost je pochłaniają, poświęcając bez porównania więcej czasu na ciekawą lekturę, niżeli na to, by się ćwiczyć w pracy i umartwieniu, w doskonałym oderwaniu się od rzeczy stworzonych i w miłości bliźniego*. Łakomstwo duchowe prowadzi do zmysłowości duchowej, która w rzeczach Bożych szuka przyjemności uczuciowych i naturalnego upodobania. Taka bowiem jest natura człowieka, że kiedy duch skłania go ku radości duchowej i upodobania w rzeczach Bożych, to zmysły dążą ku przyjemności i rozkoszy zmysłowej. Dlatego zdarzają się wypadki, że kiedy pogrążeni jesteśmy w modlitwie i oddani wewnętrznemu obcowaniu z Bogiem, doznajemy skądinąd wrażeń i poruszeń zmysłowych. Niejednokrotnie dzieje się to w czasie Komunii świętej; w tym miłosnym bowiem zjednoczeniu się z Panem dusza doświadcza radości, gdy ją Pan obsypuje darami, przy czym część uczuciowa doznaje również odpowiednich wrażeń. Wszakże niebezpieczną i złą rzeczą jest, jeśli dusza szuka wrażeń zmysłowych i przywiązuje się do przyjemności uczuciowych. Ze zmysłowości duchowej łatwo rodzi się gniew duchowy. Gdy bowiem owe podniosłe uczucia, towarzyszące życiu wewnętrznemu początkujących, ustają, wówczas wpadają oni w stan rozdrażnienia i w gniew. Niezadowoleni z siebie, okazują wśród zajęć swoich zniechęcenie i o byle drobnostkę unoszą się gniewem, tak że nikt wytrzymać z nimi nie może. Pochodzi to stąd, że doświadczyli oni wielokrotnie pewnego, wielce miłego skupienia uczuciowego w modlitwie oraz uczuciowej gorliwości w pracy apostolskiej, a teraz nie odczuwają już owej przyjemności i owego podniosłego przeżycia. Więc natura ich doznaje niezadowolenia i niesmaku. Wreszcie trzecią wadą główną początkujących jest lenistwo duchowe. Dusze takie czują niechęć do rzeczy duchowych i uciekają od nich, jeśli tylko sprzeciwiają się uczuciowym ich upodobaniom. Tak bardzo zasmakowali w uczuciowości duchowej, że doznają przykrości i ulegają zniechęceniu, gdy jej nie przeżywają lub gdy w modlitwie lub pracy apostolskiej nie doświadczają zadowolenia, jakiego ich uczuciowość wymaga. Wówczas woleliby do modlitwy i prac apostolskich nie wracać i poddawają się przygnębieniu; częstokroć zniechęcają się i zupełnie zaniedbują zarówno modlitwę jak i wszelką prace wewnętrzną. Lenistwo duchowe sprawia, że opuszczają oni dla własnego upodobania i dla własnej zachcianki drogę doskonałości - tj. zaparcie się woli swojej i własnych upodobań dla Boga, a idą raczej za swoją wolą niż za wolą Bożą. Wielu pragnęłoby, by Bóg chciał tego, czego oni chcą; natomiast pragnienie tego, czego Bóg chce, napawa ich smutkiem; mają odrazę do tego, by uzgodnić wolę swoją z wolą Boga. Gdy więc czują niechęć ku czemuś, wmawiają w siebie, że to sprzeciwia się woli Bożej; a znowu gdy im się coś podoba, wierzą, że jest to rzeczą miłą Bogu. Bóg ma stosować się do nich, a nie oni do Boga. Słowem, pragną na drodze życia wewnętrznego postępować według upodobania swojej woli, a niechęcią i smutkiem napełnia ich myśl o woli Bożej i o ciernistej drodze, jaką jest droga żywota. Z powyższych uwag zaczerpniętych z nauki św. Jana od Krzyża wynika, jak bardzo dusze początkujące potrzebują oczyszczenia. Oczyszczenie duszy dokonywa się przez cierpienie; tylko droga krzyżowa wiedzie na wyżyny doskonałości. Oto zasadnicze cierpienia, niby Stacje Drogi Krzyżowej, przez jakie przechodzi, kto chce dostąpić prawdziwego oczyszczenia: Uciążliwa i bolesna praca nad samym sobą, nad opanowaniem poruszeń zepsutej natury, zwłaszcza pychy, pożądliwości oczu i ciała; cierpienie, które rodzi się z nienasyconego pragnienia postępu w miłości oraz w doskonałej służbie Bożej; cierpienie pochodzące z świadomości własnej nędzy, niewierności oraz niezliczonych braków we wszystkich czynnościach swoich; cierpienia związane ze stanem zdrowia, z warunkami materialnymi i rodzinnymi; cierpienia pochodzące z braku zrozumienia u najbliższych i z niepowodzeń; cierpienia na widok tylu dusz idących drogą zatracenia. Wszakże wymienione cierpienia oczyszczają wewnętrznie tylko wówczas, jeśli je dobrowolnie przyjmujemy z ręki Bożej, która posługuje się nimi niby narzędziami dla oczyszczenia duszy. Z własnej bowiem inicjatywy, o własnych siłach nikt nie jest w stanie wyzbyć się niedoskonałości swoich, które tak głęboko tkwią w duszy. Konieczną jest rzeczą - uczy św. Jan od Krzyża - by sam Bóg podniósł duszę do stanu doskonalszego. Tego zaś prawdziwego dzieła mądrości i miłości Bóg dokonywa przez to, że wprowadza duszę w "noc ciemności". Wśród tej duchowej nocy dusza traci wszelakie uczuciowe upodobania i słodycze i wychodzi w całkowitą oschłość i ciemność wewnętrzną. Wówczas owe liczne niedoskonałości i przywary dziecięcego wieku życia duchowego poczynają znikać, a równocześnie nabywa dusza dojrzałych cnót. Cnoty bowiem początkujących są niedoskonałe; i chociażby oni jak najusilniej ćwiczyli się w przezwyciężeniu samych siebie i w cnocie, to jednak nie zdołaliby pokonać całkowicie własnych niedoskonałości ani zdobyć dojrzałych cnót, dopóki Bóg łaską swą sam tego w nich nie sprawi przez oczyszczenie "nocy ciemności". Jak dokonywa Bóg łaską swą oczyszczenia duszy? Bóg bierze inicjatywę w życiu duszy w ręce swoje; łaską swą odrywa On duszę poniekąd od niej samej, oczyszczając ją z naturalnej czynności własnej. Bóg dokonywa tego za pomocą szczególnych łask uczynkowych, zwanych natchnieniami i poruszeniami Ducha Świętego. Te łaski łączą się z darami Ducha Świętego, które mają zadanie czynić duszę zdolną i ochotną do przyjmowania tych poruszeń i natchnień Bożych. Dary Ducha Świętego Bóg wlewa do duszy wraz z łaską uświęcającą. Działają one w duszy od samego zarania życia wewnętrznego i czynią ją posłuszną natchnieniom i poruszeniom Bożym. Wszakże w pierwszym okresie życia łaski działanie darów jest ukryte i usuwa się prawie całkowicie spod doświadczenia wewnętrznego. Jednakowoż ujawnia się ono chwilami, zwłaszcza w momentach krytycznych, kiedy energia cnót grozi załamaniem wśród pokus i przeciwności. Wówczas powiew Ducha Świętego ożywia cnoty i pobudza je do silnej reakcji przeciwko zakusom złego. Im dalej dusza postępuje w życiu wewnętrznym, tym wyraźniej ujawnia się działanie darów Ducha Świętego. Wówczas dary nie tylko przychodzą z pomocą naszej słabości, ale rodzą w duszy doskonałe akty cnót. W okresie życia wewnętrznego, który nas zajmuje, działanie darów nie jest wprawdzie pełne, dojrzałe i uderzające, jak wówczas, gdy dusza przeżywa stany ściśle mistyczne, jednakowoż jest ono dość wyraźne i ciągłe. Dary poczynają coraz bardziej doskonalić cnoty i zdobywać wyraźny wpływ na całe życie wewnętrzne, wystawiając duszę prawie stale a nie tylko dorywczo - na promienie szczególnych łask uczynkowych. Wszakże nie jest to jeszcze stan ściśle mistyczny, zwłaszcza dlatego, że dar Ducha Świętego, z którego pomocą rodzi się kontemplacja mistyczna, tzn. dar mądrości, nie doszedł do pełnego rozwoju. Ciemna noc wewnętrzna, o którą chodzi, jest owocem działania darów Ducha Świętego, zwłaszcza darów: umiejętności, bojaźni Bożej, męstwa i rozumu. Dar umiejętności daje jasne i poniekąd doświadczalne poznanie znikomości i marności rzeczy doczesnych. Przez to odrywa on duszę od wszystkiego, co nie jest Bogiem. Pod jego wpływem w duszy znika wszelkie upodobanie w rzeczach stworzonych, a nawet budzi się w niej pewien żal do nich, ponieważ były dla niej nieraz powodem utraty Boga; dusza staje się ogołocona z wszelkiej pociechy pochodzącej od stworzeń i zmysłów, całkowita oschłość ją opanowywa, ciemna przepaść ją pochłania. Wśród tej zimnej posuchy duchowej rodzi się w głębi duszy obawa, czy czasem oschłość, ogołocenie i ciemność, w jaką popadła, nie pochodzi z jakichś niewierności i win, czy dusza nie ulega złudzeniu i myśląc, że postępuje, nie cofa się wstecz i nie oddala się od Boga, jedynego Dobra swego, które nad życie miłuje. Podobne obawy, przejmujące duszę do głębi, są owocem daru bojaźni Bożej, który w ten sposób duszę hartuje, dając jej równocześnie siłę do walki z pokusami, zwłaszcza z pokusami przeciwko cnocie czystości i cierpliwości. W tej bowiem fazie życia duchowego powstają pokusy i trudności w dziedzinie czystości i srodze niepokoją duszę, wystawiając cierpliwość jej na ciężką próbę. Wszakże mimo oschłości i całkowitego ogołocenia, w jakim się znajduje, mimo pokus, jakich doświadcza, dusza nosi w sobie ustawiczną pamięć o Bogu swoim i choć sama pogrążona jest w niewypowiedzianym cierpieniu, to jednak nie pragnie niczego, jeno służyć Bogu i posiąść Go. To gorące pragnienie Boga i służby Jego, dzięki któremu dusza łatwo pokonywa trudności połączone z wierną służbą Bożą i gotowa jest na wszelkie cierpienia byle wiernie pełnić wolę Bożą, jest głównie owocem daru męstwa, który wśród ogólnego ogołocenia zmysłowej części duszy rodzi w niej pewien nadprzyrodzony entuzjazm dla Boga i Jego sprawy oraz dla cierpienia wedle woli Bożej. Jeśli zaś dusza bez własnej winy traci możność odprawiania zwykłych rozmyślań, to znak, ze dar rozumu, niebieskie źródło pierwszych przebłysków nadprzyrodzonej kontemplacji, poczyna w niej się rozwijać. Dar ten oczyszcza duszę przez to, że ją wynosi ponad wszelkie obrazy zmysłowe i ponad rozumowe postępowanie czysto ludzkie. "Trzeba - pisze autor Naśladowania -wznieść się ponad wszelkie stworzenie i z siebie samego wyzuć się zupełnie, i wzlecieć nad myśl swoją, i widzieć, że Ty, Stwórca wszystkiego, nic wspólnego ze stworzeniem nie masz" (III, 31,1). Z pierwszego wejrzenia zdaje się, jakoby dusza popadła w bezczynną niemoc, cofała się i traciła; wszakże jest to bezczynność i strata pozorna, bo w rzeczywistości dusza czyni wielki postęp. Albowiem wśród ciemnej nocy i całkowitego ogołocenia wyswobadza się ona z tego, co krępuje prawdziwy jej wzlot ku Bogu, i zdobywa wyższy stopień poznania rzeczy Bożych. Wówczas dusza przechodzi w początkowy stan kontemplacji, będący przejściem z rozmyślania do pełni kontemplacji. Wśród tej nocy duchowej dusza, jak już zaznaczyliśmy, doznaje najcięższych pokus, zwłaszcza przeciwko cnocie czystości i cierpliwości. Zdaje się, jakoby pogrążona była w nieczystości; zewsząd otaczają ją pokusy, zło poniekąd opanowało ją zupełnie. Czuje się ona błotem. Stąd niewymowna boleść i przerażenie ją ogarnia. A boleść ta się wzmaga, kiedy dochodzą pokusy przeciwko cierpliwości. Wewnętrzne trudności i zmagania się wyczerpują duszę całkowicie i czynią ją wrażliwą na wszelkie przeciwności. Wszystko ją pobudza do gniewu i niecierpliwości; musi ona wytężyć wszystkie siły, by zachować słodycz i łagodność. Do tych utrapień przyłączają się oschłości straszne, rodzące wprost wstręt do rzeczy Bożych i do pracy wewnętrznej. Wszakże oschłości te nie mają nic wspólnego z lenistwem lub ociężałością duchową. Pochodzą one głównie stąd. że Bóg odmawia duszy łask działających na uczucie, a za to udziela jej obficie łask doskonalszych, które ogarniają wyższe części duszy i oddają ją coraz zupełniej pod panowanie Boże. Pod wpływem tych łask, które dusza dobrowolnie przyjmuje, wola coraz doskonalej jednoczy się z wolą Bożą. Bóg dopuszcza wspomniane pokusy, by dusza w walce twardej, nieraz wprost heroicznej, nabrała hartu, by akty intensywne życia wewnętrznego wzmogły w niej stan łaski i doskonaliły cnoty. Wówczas dusza zyskuje cnoty dojrzałe, wolne od niedoskonałości lat dziecinnych życia wewnętrznego; wady duchowe w niej zamierają. Przede wszystkim dusza zdobywa pokorę prawdziwą. Ci - uczy św. Jan od Krzyża - którzy wśród nocy wewnętrznej wzrastają w doskonałości, w inny zupełnie sposób postępują od początkujących i odmienne zyskują usposobienie wewnętrzne. Gruntują się oni wielce w pokorze przez to, że za nic mają to, co sami czynią, że nie są wcale zadowoleni z siebie samych, gdy przeciwnie wszystkich innych uważają za dużo lepszych od siebie; żywią oni w swej duszy tylko zazdrość świętą, pragnąc służyć Bogu tak, jak inni Mu służą. Im zaś większa jest ich żarliwość, im większych dzieł dokonywają, tym głębiej poznają, ile winni są Bogu, a jak nikłe jest wszystko, co Dlań czynią; im więcej czynią, tym mniej są zadowoleni z siebie. Albowiem pragnienia ich są tak nienasycone, to, co z miłości uczynić by chcieli dla Boga, jest tak wielkie, że wszystko, co czynią, niczym się im wydaje. Gorące pragnienie dokonywania jak największych rzeczy dla Boga tak ich zajmuje i upaja, że nie uważają, czy drudzy coś czynią, czy nie czynią; jeśli zaś widzą prace bliźnich, to zawsze są przekonani, że wszyscy inni dużo lepsi są od nich i więcej pracują dla Boga. Więc pragną, aby drudzy ich nie cenili, owszem, by deptali po nich i gardzili ich uczynkami. Co więcej, gdyby im chciano wyrazić słowa pochwały i uznania, żadną miarą w nie wierzyć nie mogą, bo są przekonani, że nie podobna coś dobrego o nich powiedzieć. Z głębokim spokojem i pokorą przyjmują od kogokolwiek upomnienie lub naukę, z której by mogli korzystać; wprost przeciwnie jak ci, o których wspominaliśmy, co chcieliby wszystkich uczyć. Radują się z pochwał oddawanych innym i tylko nad tym boleją, że nie służą Bogu tak dobrze jak drudzy. Nie pragną zupełnie mówić o uczynkach swoich, ponieważ tak mało je cenią, że nawet swoim kierownikom duchowym wstydzą się o nich nadmieniać, bo sądzą, że to rzeczy niewarte wspomnienia. Pragną mówić bardziej o swych błędach i grzechach lub o tym, co za błędy uważają, niżeli o swoich cnotach; toteż chętnie omawiają sprawy duszy swojej z takimi, którzy mniej cenią ich uczynki i ducha. Takie oto jest nastawienie dusz szczerych, czystych, prawdziwie pokornych i miłych Bogu, słowem, dusz oczyszczonych wśród ciemności nocy wewnętrznej. W takich duszach przebywa duch Mądrości Bożej, który je bezpośrednio poucza, jak mają strzec w skrytości wewnętrznych skarbów swoich, a odtrącać od siebie wszystko, co złe. Wśród niedoskonałości, w jakie popadają, znoszą siebie samych z pokorą, pogodą ducha i miłości pełną bojaźnią Boga, pokładając w Nim całą nadzieję. Poznaliśmy, jakie są owoce ciemnej nocy wewnętrznej. Teraz pytamy, jak zachowywać się wśród tych oczyszczeń Bożych? Przede wszystkim potrzeba: męstwa, cierpliwości, wytrwania i ufności. Męstwo jest usposobieniem duszy zwartym i stanowczym, skorym do wycierpienia wszystkiego zła, nawet najgorszego i długotrwałego, byle tylko nie opuścić dobra. Męstwo nie tylko daje inicjatywę, nie tylko atakuje; ono daje także wytrzymałość, wytrwanie, które wymaga więcej siły ducha niż bojowe atakowanie. Otóż tego męstwa, które daje wytrwanie wśród trudności, przeciwności i cierpień, potrzeba przede wszystkim na drodze postępu w życiu wewnętrznym. Trzeba wziąć swe serce oburącz i iść naprzód mężnie, cierpliwie, wytrwale mimo przeciwności zewnętrznych. Jakże to trudno trwać wśród całkowitego ogołocenia wewnętrznego, bez pociechy ni pomocy przyrodzonej, w cierpieniu i w przeciwnościach. "Cierpliwie, w milczeniu, bez znużenia, nie uchylając się ani wyłamując"! To prawdziwe uczestnictwo w cierpieniach Chrystusa przez mężną cierpliwość i wytrwałość. Męstwo, cierpliwość, wytrwałość - to owoce łaski w nas. Więc trzeba ufać bez granic i bez zastrzeżeń. Pan wymaga tej całkowitej, ślepej ufności; i dlatego odbiera wszystkie pociechy i światła, by dusza ogołocona z wszystkiego spełniała doskonałe, żarliwe akty ufności, oddania się, wiary i miłości. Ta ustawiczna, mężna, cierpliwa wierność i to ufne całkowite oddanie się - to skrzydła, na których dusza szybuje w górę, ku pełni doskonałości. Duszy, będącej w stanie ogołocenia, nic nie jest zdolne przynieść pociechy lub pomocy. Tylko Pan jest jej ratunkiem. Wszakże taka jest wola Pana, który chce, by jedni drugim pomagali ku zbawieniu, by dusze postępujące w doskonałości miały jakąś pomoc w kierowniku. Dusze postępujące niezrównanie bardziej potrzebują kierownictwa od dusz początkujących. Albowiem postępujący znajdują się na drodze życia wewnętrznego właśnie tam, gdzie droga ciasna i wąska (Mt 7,14). Jest wielką łaską dla dusz takich, jeśli znajdą kierownika, posiadającego wiedzę i doświadczenie. Wówczas bowiem mniejsze jest niebezpieczeństwo, że dusza przerażona trudnościami, na jakie napotyka, pocznie szukać innej drogi poza tą, jaką Pan chce ją prowadzić, i pocznie cofać się lub pójdzie na manowce. A że postęp w doskonałości przynosi tyle chwały Bogu oraz pożytku Kościołowi i duszom, stąd wniosek, jak ważny jest urząd kierownictwa duchowego, pojętego w myśl teologii. Najprzedniejszym zadaniem kierownika duszy postępującej jest podtrzymywać ją w męstwie, cierpliwości, wierności i ufności; kierownik winien tłumaczyć duszy, że stan ogołocenia i oschłości, w którym się znajduje, nie jest powodem do smutku lub obawy, lecz do radości, że trwając w nim, może ona własnym poświeceniem i cierpieniem pełnić we wszystkim wole Bożą. Równocześnie kierownik pouczy ją o formie modlitwy myślnej, odpowiadającej stanowi dusz postępujących. Jest to modlitwa żywej wiary. Ks. Aleksander Żychliński: Pełnia umiejętności świętych - 3 III MODLITWA ŻYWEJ WIARY Pierwszą łaską, jaką Bóg daje, jest zawsze łaska modlitwy. Duch Święty budzi nas do modlitwy. Kto korzysta z tej łaski i modli się, ten z pomocą modlitwy otrzyma wszystkie łaski potrzebne do uświęcenia się i zbawienia. Słowem, w życiu wewnętrznym wszystko zależy od modlitwy, od wierności łasce modlitwy. Stąd zasada życia wewnętrznego: będę wierny łasce modlitwy; wszystko inne z całym zaufaniem zdaję na Pana. Wszakże napotykamy tu niemałą trudność. Pochodzi ona stąd, że łaska modlitwy może być rozmaita. Gdyby łaska, którą Pan Bóg pobudza nas do modlitwy, działała jednostajnie i zawsze jednakowo, wówczas łatwą rzeczą byłoby poznać Boże natchnienia i jedynym zadaniem duszy byłoby okazać łasce wierność i posłuszeństwo. Tymczasem Bóg udziela duszom łask modlitwy najrozmaitszych; każda dusza otrzymuje "własną" łaskę modlitwy, różną od tej, jaką otrzymuje inna dusza. Ta zaś łaska modlitwy skierowuje duszę na jej właściwą drogę modlitwy. A że łaska jest przebogata w swych formach i przejawach, dlatego istnieje poniekąd tyle rodzajów modlitwy, ile jest dusz. Stąd widoczna, że sama wierność łasce - choć wierność ta jest rzeczą najważniejszą - nie wystarcza, gdy chodzi o modlitwę na drodze życia wewnętrznego; prócz wierności potrzeba umiejętności, tzn. trzeba umieć poznać, jaka jest łaska modlitwy, którą Bóg daje, i - co za tym idzie - jaka jest forma modlitwy, do której ona duszę skierowuje. Albowiem na drodze doskonałości postęp możliwy jest tylko z pomocą modlitwy, zwłaszcza z pomocą tej modlitwy, czyli tego rodzaju modlitwy, do jakiego nas łaska powołuje. Kto więc nie posiada umiejętności modlitwy, tzn. kto nie rozumie, do jakiej modlitwy łaska go wzywa, traci czas i siły, i na drodze doskonałości postępów nie czyni. Pragnąc tedy przyjść duszom dążącym do doskonałości z pomocą, teologowie opisują najważniejsze rodzaje modlitwy myślnej. Zasadniczo wyróżniają oni trzy rodzaje modlitwy myślnej: medytacje, czyli rozmyślanie, modlitwę serca oraz modlitwę żywej wiary. Przy każdym z wymienionych rodzajów modlitwy działa łaska; wszakże działanie to jest różne i wymaga odpowiedniego posłuszeństwa i odpowiedniej wierności. O rozmyślaniu mówiliśmy na innym miejscu. Kiedy oddajemy się rozmyślaniu, Duch Święty wywiera wpływ na nasze władze intelektualne: z pomocą łaski budzimy w pamięci nabożne wspomnienia i ożywiamy je wyobraźnią; pogłębiamy prawdy wiary pracą myślową. Łaska sprawia, że te rozważania budzą w sercu naszym zbawienne nastroje oraz pobożne pragnienia; z pragnień znowu rodzą się akty prośby, uwielbienia, dziękczynienia, miłości. Takie jest w zasadzie rozmyślanie. Jest to nader zbawienna forma modlitwy myślnej. Jak powiedzieliśmy na innym miejscu, stanowi ona zwykłą modlitwę myślną początkujących; rzadko Pan powołuje duszę od razu do wyższych rodzajów modlitwy myślnej; zwykle postępuje On w ten sposób, że wymaga długoletniej sumiennej praktyki rozmyślania, zanim wezwie duszę łaską swą do wyższej formy modlitwy myślnej. Wszakże zdarza się niejednokrotnie, że dusze najwierniejsze i praktykujące sumiennie rozmyślanie, nie otrzymują innej łaski modlitwy i pozostają przez całe życie na drodze prostego rozmyślania. Z tego jednak, że Pan nie udziela im łaski doskonalszej modlitwy, bynajmniej nie wynika, że nie mają one dostępu do pełni doskonałości i do prawdziwej świętości. Kto z woli Bożej, tzn. bez własnej winy, Nam chodzi wyłącznie o rodzaje modlitwy czynnej, czyli nabytej, do których każdy dojść może z pomocy łaski i do których wielu rzeczywiście dochodzi. Natomiast nie uwzględniamy modlitwy wlanej, czyli mistycznej, która zależy od szczególnych łask i do której niewielu dochodzi.Kto nie wzniesie się do wyższej formy modlitwy, ten również może dojść do doskonałości i świętości, byle do końca był wierny rozmyślaniu. Świętość bowiem polega na miłości, a modlitwa jest tylko najprzedniejszym środkiem, wiodącym do miłości i świętości; dla każdej zaś duszy t e n rodzaj modlitwy jest najzbawienniejszy, do którego Bóg ją powołuje łaską swą. Dlatego nikt nie ma wolnego wyboru, kiedy chodzi o rodzaj modlitwy myślnej; raczej powinien każdy starać się poznać i zrozumieć, do jakiej formy modlitwy Pan go łaską swą wzywa. Dotykamy tutaj jednego z naczelnych zadań kierownika duszy; obowiązkiem jego jest pomóc duszy, by poznała, jakiej modlitwy myślnej Pan od niej wymaga. Od tego bowiem, czy poznamy zamiary Boże wobec siebie i do nich wiernie się stosować będziemy, zależy zasadniczo uświęcenie i zbawienie nasze. Nie chodzi więc o to, jaki rodzaj modlitwy myślnej sam w sobie jest najdoskonalszy, lecz o to idzie, do jakiego rodzaju modlitwy myślnej Pan duszę powołuje. Biada kierownikom duchowym, co z własnej winy, z niedbalstwa czy lenistwa, z zawinionego braku umiejętności pasterskiej czy gorliwości, nie dają duszom dążącym do doskonałości upragnionej pomocy, a raczej stawiają im trudności i zapory. Jak ciężka spada na nich odpowiedzialność, ile szkody wyrządzają Kościołowi! Nieraz Pan powołuje duszę od razu do wyższego rodzaju modlitwy: do modlitwy serca lub żywej wiary. Zwykle atoli każe On duszy ćwiczyć się w rozmyślaniu przez długie lata, zanim ją powoła do modlitwy serca i do modlitwy żywej wiary. Co to jest modlitwa serca i modlitwa żywej wiary? Jest to modlitwa, w której dusza mniej rozumuje, a oddaje się raczej pałającym afektom oraz gorącej miłości. Doskonałość modlitwy nie polega na bogactwie myśli, lecz na miłości. Myśleć o Bogu, rozważać o prawdach wiary jest rzeczą zbawienną i prawdziwą modlitwą, jeśli myślimy o Bogu i rozważamy o prawdach wiary w tym celu, aby Boga coraz więcej miłować. Jeśli tedy przez czas dłuższy oddajemy się sumiennej praktyce rozmyślania o prawdach Bożych, by więcej miłować Boga, to miłość nasza rozwija się i staje się coraz silniejsza. Wówczas praca myślowa przy modlitwie zwolna ustępuje na drugi plan lub raczej staje się prostsza. Spostrzegamy, że już nie potrzeba nam długiego rozumowania i natężenia myśli, by wykrzesać w duszy akty miłości; raczej wystarcza jedna myśl, a już jesteśmy zapaleni miłością Bożą. Św. Franciszek całą noc przepędził, powtarzając słowa: Bóg mój i wszystko! Niech więc ci, co oddani wiernie praktyce rozmyślania mozolą się, nie mogąc zebrać myśli i przeprowadzić systematycznego rozmyślania, wiedzą, że dla nich nie czas snuć nowe myśli, lecz czas miłować; niechaj poprzestaną na jednej, ogólnej myśli, np. o dobroci Bożej, cierpieniach Chrystusa, a przez cały czas przeznaczony na modlitwę myślną niechaj trwają na aktach serca, zwłaszcza na aktach miłości. Jest to doskonała forma modlitwy, w której mniej myślimy, a bardziej miłujemy. U początkujących, którzy poczynają oddawać się modlitwie serca, zazwyczaj żywo działają uczucia. Pan Bóg, chcąc im niejako ułatwić postęp w modlitwie, daje im dużo łask działających na uczucia. Pod ich wpływem budzą się w duszy żywe afekty, zwłaszcza afekty radości, zadowolenia, gorliwości w służbie Bożej. Afekty te są dobre i pomocne; wszakże nie są wolne od niebezpieczeństwa, które leży w tym, że dusza łatwo skłania się do tego, by szukać uczuciowych rozkoszy i całą treść i wartość modlitwy w nich pokładać. Uczucia w modlitwie są dobre, ale nie mają znaczenia zasadniczego; są one na to, by pomóc rozniecić miłość duchową. Jeśli Pan Bóg jest tak dobry, że swą łaską pobudza nas do wzniosłych uczuć, zstępując poniekąd aż do nizin naszej zmysłowej natury, to mamy z tych łask pilnie korzystać, wszakże w przekonaniu, że uczucia służyć winny prawdziwej duchowej miłości, która nie tkwi w uczuciu, lecz jest rzeczą władzy czysto duchowej, tj. woli. Podobnie więc jak praca myślowa w modlitwie ma prowadzić do miłości, tak i przeżycia władz zmysłowych, czyli uczucia, służyć mają miłości; przez to nabierają one większej doskonałości i stają się bardziej duchowe. Modlitwę, która polega głównie na uczuciach serca oraz na prośbach rodzących się z uczuć, nazwać można modlitwą serca. Stanowi ona jakoby przejście z rozmyślania do modlitwy żywej wiary, czyli do kontemplacji nabytej. Modlitwa żywej wiary, zwana także modlitwą skupienia, leży u kresu wszelakiego ludzkiego wysiłku modlitewnego. Kto sumiennie praktykuje modlitwę myślną, ten zwykle dochodzi do modlitwy serca, a następnie do modlitwy żywej wiary. Kiedy dusza poczyna oddawać się modlitwie żywej wiary, wówczas umysł staje się jakoby tknięty paraliżem, wstępuje w stan, w którym nie jest zdolny snuć długich myśli lub rozumowań o Bogu i rzeczach Bożych; ma on jedną, ogólną myśl o Bogu, na której musi poprzestać. Równocześnie jednak zachowuje on pełną elastyczność, gdy chodzi o sprawy doczesne. Coś podobnego dzieje się z uczuciem; serce, tak pełne uczuć dla stworzeń, jest na modlitwie suche i całkiem jałowe; nie jest zdolne zdobyć się na żadne gorętsze uczucie wobec Boga; raczej odczuwa ono wstręt i niesmak w rzeczach Bożych. Natomiast wola lgnie silnie do Boga, potrzebuje Boga, ma głód Boga, nie znajduje pokoju jeno w Bogu. Więc kiedy rozum i uczucia gonią za rzeczami doczesnymi i nimi się zajmują, wola nie zaznaje odpoczynku jeno w Bogu. Jest to skutek działania łaski, która powodując zawieszenie w myśli i posuchę w uczuciu bierze wolę i zwraca ją silnie ku Bogu. Co dusza w tym stanie czyni, wyjaśnił Pan św. Teresie w tych słowach: "Cała się wyzuwa z samej siebie, aby głębiej pogrążyła się we mnie; już nie ona żyje, jedno ja w niej; a iż nie może pojąć tego, co rozumie, więc jest to rozumienie bez rozumienia". Kto tego doświadczył, rozumie to poniekąd, bo jaśniej się to wyrazić nie da, tak ukryte są rzeczy, które się dzieją, kiedy dusza wewnętrznie jednoczy się z Bogiem. Dlatego osoby oddane modlitwie żywej wiary są zwykle praktyczne i zręczne w sprawach zarówno doczesnych jak i duchowych, zwłaszcza, że mają o wszystkim sąd obiektywny, nie znieprawiony egoizmem. "To tylko mogłabym dodać - pisze św. Teresa - że dusza będąca w tym stanie jasno widzi, że jest złączona z Bogiem, i taką ma pewność tego zjednoczenia, że żadną miarą nie może nic wierzyć, że tak jest. Wszystkie władze są w takim zawieszeniu, że w żaden sposób nie czuć ich działania. Jeśli dusza na chwile przedtem rozmyślała o jakim przedmiocie, przedmiot ten tak się zaciera w jej pamięci, jak gdyby nigdy o nim nie słyszała; jeśli zajętą była czytaniem, to już nie pamięta, co czytała: również nie podobna jej modlić się usty. Słowem, ta ćma uprzykrzona, to jest pamięć, ma tu skrzydła spalone i już latać nie może. Wola zaś cała zajęta miłością, ale nie rozumie, jakim sposobem miłuje; rozum, jeśli rozumie, nie rozumie, jakim sposobem rozumie, a przynajmniej nic pojąć nie zdoła z tego, co rozumie; mnie się zdaje, że nie rozumie, bo jak mówiłam, sam siebie nie rozumie". Taka jest w istocie swej modlitwa żywej wiary. Jak wiara boska nie jest rozumowaniem ani uczuciem, lecz uznaniem prawdy Bożej pod wpływem woli tkniętej miłością, czyli przylgnieniem do Boga przez rozum i wole, tak w tej modlitwie nie ma rozumowania ani uczucia, lecz dusza jednoczy się z Bogiem przez proste wejrzenie i przez miłującą wole. Przenika ją żywo jedna myśl: że ma zaszczyt znajdować się w obecności Boga i że posiada Go w sobie; równocześnie żywi ona jedno pragnienie: miłować Boga; więc patrzy z żywą wiarą na Boga, którego posiada, i lgnie do Niego całą wolą, znajdując w Nim niewymowne odpocznienie. Dusze w tym stanie - uczy św. Jan od Krzyża - najlepiej robią, kiedy cierpliwie trwają na modlitwie, nic podczas niej nie czyniąc, bo wówczas jedynym ich zajęciem jest zostawić duszę wolną, swobodną i nie zajętą żadnymi myślami, bez troski o to, o czym będą myślały i nad czym medytowały; mają zadowalać się samą jedynie uwagą miłosną i spokojną na Boga, bez usiłowań, bez chęci odczuwania Go lub doznawania jakich bądź wrażeń. Albowiem wszystkie wysiłki nie przyniosą najmniejszej korzyści, przeciwnie, wielce są szkodliwe, bo niepokoją duszę i wyrywają ją z głębokiego pokoju i słodkiego spoczynku kontemplacji, jakiego doznaje w modlitwie żywej wiary. Kiedy dusza przechodzi progi modlitwy żywej wiary, rodzi się w niej obawa, że jest na złej drodze, bo jest bezczynna: umysł nie umie zająć się Bogiem, a jest napełniony sprawami doczesnymi; uczucie przejęte jest odrazą lub obojętnością wobec rzeczy Bożych. A jednak obawa ta jest płonną: dusza dzięki łasce wstąpiła na wyższy stopień modlitwy. Ona nie jest bezczynna, raczej czynność jej jest doskonalsza, czystsza, bardziej duchowa; dusza zajmuje się miłowaniem Boga w głębokim milczeniu. Ona nie zastanawia się nad tym, co czyni, nie ujmuje swej miłości w słowa i myśli, ani w uczucia; ona po prostu miłuje, żyje miłością ponad rozumowaniem i uczuciem. Gdy ją więc po modlitwie zagadniesz: o czym myślała to odpowie po prostu, że miłowała w milczeniu. A rozum, czy nic nie czyni? - Owszem, wierzy. Wszakże nie zatrzymuje się nad żadną poszczególną prawdą wiary, lecz obejmuje ogólnym aktem wiary Boga, Jego obecność w duszy oraz nieskończone doskonałości Boże. Jest to akt wiary prosty, ogólny, niby jedno spokojne spojrzenie, które duszę stawia w obecności Boga. Akt ten wiary nie wnosi do umysłu żadnego światła, dokonywa się wśród ciemności. Rozum bowiem nie rozbiera prawd wiary, nie zastanawia się nad nimi; rozum tylko wierzy, uznaje Boga obecnego. Łaska modlitwy sprawia, że rozum nie jest zdolny czerpać światła z prawd wiary przez rozmyślanie i pozostaje w ciemnościach. Albowiem dusza ma zająć się doskonalszą czynnością: miłowaniem prawdy i Boga. Kiedy dusza oddaje się głębszemu rozważaniu prawd Bożych, wówczas łatwo rodzi się w niej zadowolenie własne i pycha; miłowanie natomiast oczyszcza duszę z wszelkiej miłości własnej i przykuwa ją do Boga zupełnie; wówczas wiara staje się bardziej silna i dojrzała: służy ona całkowicie miłości i dlatego jest żywa. Stąd nazwa modlitwa żywej wiary, wiary pozbawionej rozumowania, a pełnej miłości. Można określić ten rodzaj modlitwy jako: miłości pełną uwagę na Boga obecnego w duszy. Miłość zaś, o którą chodzi, jest miłością czysto duchową. Zdarza się, że mówiąc o miłości mamy na myśli wzniosłe uczucia, zachwyty miłosne pełne sympatii. Nic z tego w modlitwie żywej wiary. Miłość, na której ona polega, ogołocona jest z wszelkiego uczucia; owszem w uczuciu odzywa się niejednokrotnie znużenie i wstręt do rzeczy Bożych. W tych jednak znużeniach i wstrętach nie ma nic złego ani niebezpiecznego; przeciwnie, dają one wielkie korzyści duszy, bo oczyszczają jej miłość. Bóg jest duchem i dlatego wymaga od nas przede wszystkim miłości duchowej. Miłość uczuciowa jest dobra i może być pomocą dla duszy; wszakże winna ona całkowicie podlegać miłości wyższej, duchowej, która jedna jest zdolna zjednoczyć nas z Bogiem. I dlatego potrzeba, by miłość duchowa panowała w duszy. To zaś dokonywa się, gdy wśród ciemności wiary gołej oraz wśród posuchy uczucia wola uczy się pozostawać w zupełnym oderwaniu od wszystkiego, co stworzone i lgnąć całą siłą do Boga. Wówczas wola dojrzewa i dochodzi do pełnej umiejętności chcenia: ona prawdziwie chce Boga i chce służyć Bogu bez zastrzeżeń. Stąd jasny wniosek: modlitwa żywej wiary jest najdoskonalszą szkołą woli; w niej wola zdobywa "sztukę" chcenia i służenia Bogu. A ponieważ doskonałość człowieka mierzy się doskonałością jego woli, stąd widoczna, że modlitwa żywej wiary jest szkołą doskonałości i świętości. Kto prawdziwie chce Boga, ten jest doskonały. &I tu wracamy do tego, cośmy powiedzieli rozważając o początkach życia wewnętrznego: Praktyka świętości polega na tym, by chcieć i powziąć prawdziwą umiejętność chcenia. Otóż modlitwa żywej wiary jest tą doskonałą, najwyższą szkołą chcenia: w niej otrzymujemy umiejętność chcenia dojrzałego, kiedy wola oczyszczona lgnie do Boga i chce to jedynie, czego Bóg chce, bo prawdziwie miłuje. Czy wstęp do tej Bożej szkoły woli, jaką jest modlitwa żywej wiary, dla wszystkich stoi otworem? Rodzaj modlitwy zależy od łaski modlitwy. Każdy otrzymuje dostateczną łaskę, by mógł modlić się, a z pomocą modlitwy postępować w życiu wewnętrznym. Lubo że wszyscy otrzymują dostateczną łaskę modlitwy, to nie otrzymują tej łaski w równej mierze. Są dusze, które łaska tak prowadzi, że przez całe życie poprzestawają na modlitwie ustnej i tą drogą dochodzą do doskonałości; inne trzymają się rozmyślania i tą znowu drogą uświęcają się, ponieważ łaska nie wzywa ich na wyższy stopień modlitwy, a wiemy, że dla każdego ten właśnie rodzaj modlitwy jest najlepszy i najbardziej zbawienny, do którego Bóg swą łaską go wzywa. Choć więc łaski modlitwy są przeróżne i Bóg każdą duszę osobną prowadzi ścieżyną, to można jednak powiedzieć w myśl zasad św. Teresy i św. Jana od Krzyża, że zwykła droga, którą Bóg prowadzi dusze do doskonałości, jest droga modlitwy żywej wiary. Rzadko Bóg wiedzie duszę do doskonałości drogą modlitwy ustnej: zazwyczaj łaska wymaga modlitwy myślnej. Modlitwa zaś myślna - o ile zależy od wysiłku ludzkiego wspartego łaską -rozpoczyna się na rozmyślaniu, przechodzi w swym rozwoju przez modlitwę serca i dojrzałe rodzi owoce w modlitwie żywej wiary. Trzeba zatem powiedzieć, że modlitwa żywej wiary stanowi normalny kres pracy naszej w życiu modlitwy. Nie znaczy to jednak, jakoby w ogóle nie było wyższych, doskonalszych form modlitwy od modlitwy żywej wiary; owszem, św. Teresa wylicza cały szereg rodzajów modlitwy żywej wiary. Wszakże te formy modlitwy nas obecnie nie zajmują. Są to modlitwy ściśle mistyczne, które leżą wprawdzie na poziomie normalnego rozwoju życia łaski, których jednak nikt własnym wysiłkiem zdobyć nie może; modlitwa mistyczna jest owocem szczególnych łask Bożych oraz darów Ducha Świętego, których działanie nie zależy wprost od woli i pracy naszej. Jeśli natomiast uwzględnimy życie modlitwy w formie niemistycznej, które zdobyć możemy własnym wysiłkiem przy pomocy zwykłych łask, to stwierdzić trzeba, że modlitwa żywej wiary jest najdoskonalszą formą modlitwy, do jakiej ogół wiernych może dojść własną pracą z pomocą łaski. Twierdzenie to jest nader ważne dla życia wewnętrznego. Powiedziano słusznie, że praca nad życiem wewnętrznym skupia się około modlitwy; a teraz dodajemy, że praca modlitewna znowu skupia się około modlitwy żywej wiary. Ktokolwiek na serio traktuje swe życie wewnętrzne, powinien pamiętać o tym, że naczelnym zadaniem pracy wewnętrznej jest dojść własną pracą i wysiłkiem do modlitwy żywej wiary. Kto do niej dojdzie, ma w rękach swych najlepsze narzędzie doskonałości, znajduje się w szkole Bożej. Wszakże nie jest łatwą rzeczą dojść do tej formy modlitwy; to też często dusze, co chwalebnie rozpoczęły stawiać pierwsze kroki na drodze modlitwy żywej wiary, cofają się. Trzeba dużo męstwa i cierpliwości, by znieść ów zastój myślowy, istne przytępienie rozumu, o jakim wspominaliśmy, oraz owe straszne posuchy i wstręty w życiu uczuciowym; trzeba dużo konsekwencji, by wytrwać wśród pokus i nie opuszczać modlitwy. Warto jednak ponieść wiele trudu, by zdobyć taki skarb, jakim jest modlitwa żywej wiary. Kiedy chodzi o przejście do modlitwy żywej wiary, trzeba bacznie zważać na to, by ono nie nastąpiło za wcześnie ani też za późno. Za wcześnie wstępuje na drogę modlitwy żywej wiary, kto nie zwracając uwagi na trzy znaki, po których poznać można wezwania łaski do tej formy modlitwy, porzuca rozmyślanie i na własną rękę usiłuje wejść w stan modlitwy żywej wiary. Takie nieopatrzne porzucanie rozmyślania, kiedy łaska nie wola do modlitwy innej, prowadzi do zgubnego kwietyzmu i zagraża całkowitym załamaniem się duchowym. Z drugiej strony nie wolno przesadnie trzymać się rozmyślania, kiedy łaska wzywa do modlitwy żywej wiary. Wszystko więc zależy od tego, by w czas poznać i zrozumieć wołanie łaski modlitwy; jest to wprost rzeczą zasadniczą, kiedy chodzi o postęp życia wewnętrznego. Stąd oczywista, że ważnym obowiązkiem kierownika duszy jest dopomóc duszy, by zdołała poznać "godzinę swoją", tzn. czas, kiedy Bóg ją wzywa do modlitwy żywej wiary. Nasze działanie - uczy św. Teresa - całe zasadza się na tym, byśmy stawali przed Bogiem jak ubodzy i żebracy przed wielkim, bogatym monarchą, a zaniósłszy prośbę naszą, z oczyma spuszczonymi pokornie wyglądali zmiłowania Jego. Jeśli Pan ukrytymi drogami swymi i jakimś znakiem wewnętrznym da nam poznać, że nas słucha i że raczył nas dopuścić do siebie, wówczas dobra rzecz - milczeć, a nawet w miarę możności starać się o to, by działanie rozumu pozostało w zawieszeniu. Gdybyśmy jednak takiego znaku, dającego poznać, że Król niebieski nas słucha i na nas patrzy, nie otrzymali, wówczas byłoby złą rzeczą umyślnie trwać w niemądrej bezmyślności. Skutek bowiem sztucznego zawieszenia pracy rozumu jest ten, że dusza cała bałwanieje i w większą nierównie oschłość wpada; wyobraźnia zaś, kiedy ją przemocą więzimy i przymuszamy, by nie zajmowała się niczym, staje się tym bardziej natrętną i niespokojną. Dusza w tym stanie powinna oddać się całkowicie w ręce Boga: niech czyni z nią, co zechce; przy tym niech się stara, o ile zdoła, zapomnieć o własnym pożytku swoim, zdając się bezwarunkowo na wolę Bożą. Wspomniane trzy znaki, po których poznać można, czy Bóg łaską swą wzywa duszę do modlitwy skupienia, są następujące: Naprzód dusza wchodzi w stan wielkiej oschłości, tak iż nie znajduje zadowolenia i pociechy w rzeczach Bożych ani w sprawach ludzkich; pożądanie zmysłowe jest ogołocone z wszystkiego, co może dać zadowolenie; straszna posucha panuje w duszy. Następnie dusza zatraca możność odbywania zwykłego rozmyślania, przy którym posługuje się wyobraźnią, uczuciem, pamięcią i rozumem. Pochodzi to stąd, że Bóg poczyna się udzielać duszy w sposób doskonalszy i wyższy, nie za pomocą zmysłów ani przez rozumowanie, lecz na sposób czysto duchowy, przez akty prostej kontemplacji, która wówczas zaczyna jej świtać. Wreszcie trzeci i najprzedniejszy znak zapadającej nocy wewnętrznej jest ten, że dusza nosi w sobie ustawiczną pamięć o Bogu, połączoną z gorącym pragnieniem miłowania Go i służenia Mu oraz z bezustanną obawą i troską, czy jest Mu rzeczywiście całkiem oddana. To żywe i ustawiczne pragnienie Boga jest już owocem kontemplacji, poczynającej jaśnieć w duszy. Najwięcej kłopotu i trudności napotyka dusza łącznie z wymienionym znakiem drugim, kiedy zatraca możność odbywania zwykłego rozmyślania i czuje niewypowiedzianą oschłość wewnętrzną. Wówczas powstaje w duszy żywiołowa obawa, czy ta straszna posucha duchowa duchowa nie pochodzi z jakichś ukrytych przyczyn przyrodzonych, czy może rodzi się z własnej jej nędzy moralnej i z niedbalstwa. W tym właśnie okresie wiele zależy - jak wspomnieliśmy - od roztropnego kierownictwa duchowego. Dusza bowiem, otoczona ciemnością gołej wiary i pogrążona w oschłości, boi się własnego sądu, tak iż sama myśl, że może doznaje łask kontemplacyjnych, wydaje jej się grzeszną zuchwałością. Wymienione trzy objawy wskazują na to, że Bóg w wyższy, doskonalszy sposób zaczyna działać w duszy, wywołując w niej przesilenie życia duchowego. Wtedy dusza przechodzi z wieku dziecięcego do lat duchowego dojrzewania; dzieje się to dzięki doskonalszej formie łask, jakich Bóg jej udziela. Można w praktyce stosować następującą zasadę, która ułatwi nam poznać czas przejścia z rozmyślania do modlitwy żywej wiary: wolno porzucić rozmyślanie na rzecz modlitwy żywej wiary pod dwojakim warunkiem: 1) że miłość jest tak żywa (dzięki działaniu łaski), że dusza jest prawdziwie nią zajęta - co wyklucza zgubną bezczynność duszy; 2) że wracamy natychmiast do rozmyślania zwykłego, skoro działanie miłości dozna zastoju. Najlepsza więc - uczy św. Teresa - rada dla duszy, którą spodoba się Panu podnieść do modlitwy żywej wiary, czyli do modlitwy skupienia, jest ta: niech trzyma swą wolę w zjednoczeniu z wolą Bożą; niech bez gwałtu ni zgiełku wewnętrznego stara się powściągać przyrodzone działanie rozumu, ale niech się nie kusi wstrzymać go zupełnie; owszem, dobrze jest, by i on działał we właściwej mierze, by pomniał, że jest w obecności Boga, i pamiętał, kto jest Ten, przed którym wolno mu stawać. Jeśli pragnienie, jakie w nim wzbudzi rozważanie wielmożności Bożych, porwie go i zachęci, bardzo dobrze; wszakże niechaj wówczas nie sili się na to, by dojść do głębszego zrozumienia rzeczy Bożych; bo łaska modlitwy nie jest darem dla rozumu, ile raczej dla woli. Niechże daje woli spokojnie cieszyć się szczęściem swoim, nie siląc się na żadne sposoby ludzkie, chyba tylko poddając jej od czasu do czasu jakie słowo miłości. Widzimy wiec, że wszystko zależy ostatecznie od miłości: jeśli zdolni jesteśmy prawdziwie miłować Boga bez rozmyślania, miłujemy Go "na sucho i po ciemku", z zamkniętymi oczyma, tj. bez rozumowania i uczucia; jeśli zaś nie możemy zapalić w sercu miłości jeno za pomocą rozmyślania, to oddawajmy się pilnie rozważaniu. Słowem, jaka miłość, taka modlitwa. Oto naczelna zasada umiejętności modlitwy. Miłość zaś wymaga ofiary. Toteż przygotowanie duszy do modlitwy żywej wiary najeżone jest pracą i ofiarą. Można je streścić w następujących punktach: Ćwiczyć się przez długi czas w rozmyślaniu. Serce uciszyć i oczyścić, unikając starannie dobrowolnych grzechów powszednich. Wyrzec się i zaprzeć samego siebie tak w wielkich, jak i w najmniejszych rzeczach. Wykorzenić egoizm, który rodzi żądze złe, myśli próżne, zbytnie i szkodliwe. Unikać niepotrzebnych rozmów, zbytniej ciekawości, bezowocnej krytyki. Nie ufać zbytnio własnemu rozumowi i własnym zdolnościom. Chodzić w obecności Bożej, zwracając ku Bogu jak najczęściej myśli i pragnienia swoje. Wreszcie, co najważniejsza, ćwiczyć się w delikatnej, cichej, ofiarnej miłości bliźniego. Miłość bliźniego jest najpewniejsza drogą, wiodącą do modlitwy żywej wiary, i zarazem najpewniejszym sprawdzianem naszego postępu duchowego. "Najpewniejszym znakiem - uczy św. Teresa - po którym poznać możemy, czy posiadamy prawdziwą miłość Bożą, jest zdaniem moim, wierne przestrzeganie miłości bliźniego; bo czy kochamy Boga tak, jak należy, tego, jakkolwiek znaczne są wskazówki, z których wolno nam dorozumiewać się, że Go kochamy, na pewno jednak nigdy wiedzieć nie możemy; ale łatwo jest poznać, czy kochamy bliźniego. Im większy wiec ujrzymy w sobie postęp w tej cnocie miłości bliźniego, tym mocniej, miejmy to za rzecz pewną, będziemy utwierdzeni w miłości Boga. Bo tak wielka jest miłość Jego ku nam, że w nagrodę za miłość, jaką okażemy bliźniemu, pomnoży w nas na wszelki sposób miłość ku Niemu; jest to według mnie rzecz tak pewna, że nie podobna mi wątpić o tym ani na chwile. Niezmiernie wiec wiele na tym zależy, byśmy jak najpilniej baczyli na siebie, jak się w tym względzie zachowujemy; jeśli i w wewnętrznym usposobieniu i w zewnętrznym postępowaniu naszym okazuje się, że miłość bliźniego jest -w miarę sił naszych - doskonała, tedy wolno nam ufać, że wszystko w nas jest w porządku; bo wedle skażonego naszego przyrodzenia, doskonała miłość bliźniego o tyle tylko, jak mnie się zdaje, być w nas może, o ile się zrodzi, jak drzewo z korzenia, z doskonałej miłości Boga" Skoro zaś dusza raz wstąpiła na drogę modlitwy żywej wiary, powinna mężnie i ofiarnie na niej wytrwać, skupiać wszelkie wysiłki na modlitwie i nie zniechęcać się trudnościami. Wprawdzie trudności te nie są małe: straszna pustka myślna i beznadziejna, nużąca posucha serca, nieznośne nudy i wstręty. Warto jednak nudzić się i nużyć się w obecności Pana, warto pracować, jeśli w ten sposób możemy okazać Mu czystą, ofiarną miłość i dojść do doskonałości. Taka była modlitwa wielu świętych, co nie mieli daru kontemplacji mistycznej, a tyle zdziałali dla Kościoła i dla dusz. Czerpali oni duchowe siły do pracy i poświęcenia z modlitwy skupienia. Nie byli mistykami w modlitwie, ale byli mistykami w czynie; modlitwa żywej wiary, z którą się nie rozstawali, była dla nich ustawicznym uderzeniem ostrogi do czynu dla Boga. Dość wspomnieć św. Jana Bosko. "Piąta godzina: Ksiądz Bosko się modli. Klęcząc, z rękami złożonymi, zamkniętymi oczami, nieruchomy i zatopiony w Bogu. Płomienna modlitwa przybiera wszystkie formy: adoruje i dziękuje, pyta i oddaje siebie, prosi i słucha. Przez godzinę, dłużej może, Pan Jezus, Matka Boska i on będą żyli z sobą w miłości...". Korzyści, płynące dla duszy z modlitwy żywej wiary, są decydujące. W czasie modlitwy żywej wiary nie zajmujemy się wprawdzie wprost poszczególnymi cnotami, ale miłość, której dusza całkowicie się oddaje, sprawia, że ćwiczymy się w cnotach podstawowych, zwłaszcza w cierpliwości, męstwie, w czystości serca, w pokorze, w poddaniu się woli Bożej. Najniebezpieczniejszą wadą jest bez wątpienia egoizm i rodząca się z niego pycha. Pycha sprawia, że jesteśmy pełni samych siebie, ze polegamy dumnie na własnych zdolnościach i własnej przemyślności. Tymczasem w modlitwie żywej wiary okazuje się jawnie, doświadczalnie, że mamy umysł pusty i serce twarde. Jaka to szkoła pokory! Jeśli przywykniemy do tego, by uznać całą duszą, że Bóg wie wszystko, a my sami z siebie nic nie wiemy, że Bóg jest Mądrością, a my pogrążeni jesteśmy w ciemnościach, wówczas wnętrze nasze oczyszcza się z pychy i ze złudnego zaufania do własnych zdolności, wiara zaś i ufność w Bogu wzrastają. Naczelnym owocem modlitwy skupienia jest oczyszczenie i wzrost miłości, która wszystkim cnotom nadaje ostateczne dopełnienie. Modlitwa ta sprawia, że dusza oczyszcza się z wszelkiego przywiązania do rzeczy stworzonych, nawet z przywiązania do własnych sądów i do własnej woli, i lgnie silnie, poniekąd żywiołowo do Boga. Część zmysłowa, tzn. uczucia, pożądania niższe stają się całkowicie poddane rozumowi i woli, czyli żywej, miłości pełnej wierze, która poczyna wszechwładnie panować w duszy. Wówczas dusza zdobywa prawdziwą umiejętność wiary i miłości; ona pojmuje doświadczalnie, co to znaczy wierzyć Bogu i miłować Boga prawdziwie, z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił, co to znaczy lgnąć całym rozumem, każdą myślą, każdym pragnieniem do Boga, być gotową na wszystko, byle spełnić wolę Bożą i szerzyć królestwo Jego miłości. A że miłość Boża i miłość bliźniego stanowią jedną miłość, stąd oczywista, że modlitwa żywej wiary jest najlepszą szkołą prawdziwej miłości bliźniego i apostolstwa. Kiedy dusza odrywa się od wszelkich rzeczy stworzonych i od samej siebie i rwie się do Boga, wówczas jest ona zdolna objąć bliźnich prawdziwą, czystą miłością duchową, która rodzi apostołów: Da mihi animas, cetera tolle. I tak modlitwa żywej wiary jest doskonałym środkiem, z którego pomocą nabywamy czystą miłość Boga i bliźnich i co za tym idzie, prawdziwą doskonałość chrześcijańską. W praktyce ta czysta miłość kieruje się zasadą, którą Chrystus polecił św. Katarzynie Sieneńskiej: "Córko, myśl o Mnie; jeśli tak postąpisz, Ja myśleć będę ustawicznie o tobie". W rozmowach swych duchowych sama święta daje objaśnienie do słów Chrystusa: Opowiadając poufnie pisze bł. Rajmund z Kapui -o wspomnianym objawieniu, święta tłumaczyła mi, że Chrystus wówczas polecił jej, by żywiła w duszy wyłącznie pragnienie odnoszące się do Niego, a wykluczyła z serca swego wszelkie inne dążności. Wszelka bowiem troska o siebie, choćby troska o zbawienie własnej duszy, mogłaby zamącić ustawiczną a pokoju pełną myśl o Bogu. I Mistrz dodał: Ja zaś myśleć będę o tobie, jak gdyby chciał powiedzieć: Nie troszcz się o ciało swe ani o duszę; posiadam wiedzę i moc, więc pomyślę o tym i zajmę się wszystkim troskliwie. W rzeczy samej, kto żyje modlitwą żywej wiary, ten rzeczywiście myśli o Bogu, wyklucza z serca swego wszelkie poziome troski i czystą goreje miłością. Wówczas Bóg działa w nim i przez niego... W tym leży sekret pełni życia oraz bogactwa dzieł dusz prawdziwie wewnętrznych i apostolskich. Istotą doskonałości chrześcijańskiej jest miłość; im większa miłość, tym wyższy stopień doskonałości. Jakiż tedy jest stopień miłości, na który możemy się wznieść własną pracą i własną inicjatywą, oczywiście z pomocą łaski? - Jest to ten stopień miłości, gdzie miłość kojarzy się z modlitwą żywej wiary. Kiedy bowiem miłość osiągnie pewien stopień dojrzałości, wówczas rodzi się z niej modlitwa żywej wiary, a znowu modlitwa żywej wiary jest doskonałym środkiem, z którego pomocą wzrastamy w miłości. Stąd wniosek: Modlitwa żywej wiary jest pełnią umiejętności świętych dostępną dla wszystkich.