BIBLIOTEKA PAMIĘTNIKÓW I MATERJAŁÓW DO HISTORJI WOJNY ŚWIATOWEJ TONI Generał M. HOFFMANN szef sztabu naczelnego wodza na wschodzie WSPOMNIENIA („WOJNA WŚRÓD NIEWYZYSKANYCH SPOSOBNOŚCI") Z NIEMIECKIEGO PRZETŁUMACZYŁ TADEUSZ BAŁABAN MAJOR WARSZAWA 1925 INSTYTUT N AU ttO WO-WTD A>VNI CZ, Y rn-M^ •?•••''•** i wm /u . Un <-lu Vv'arszaw8kieBO DRUKARNIA MINISTERSTWA SPRAW WOJSKOWYCH. S P I S R Z E C Z Y Wstąp ............... l Wspomnienia rosyjsko-japońskie .......... 3 Odwołanie generała von Prittwitz und Gaffron . . . . . . .11 Bitwa pod Sztymbarkiem (Tannenbergiem) ........ 21 Nad jeziorami Mazurskiemi . . . . . . . . . .31 Za sprawą sprzymierzeńców na południu Królestwa Polskiego .... 37 Pierwsze zaniedbanie . ........... 49 Druga sposobność ............. 55 Rosyjski „gigantyczny" plan natarcia ......... 67 Gorlice ............... 79 Falkenhayn i Saloniki . . . ... . . . . . .97 Verdun zamiast Włoch ............ 103 Niedoszłe wojsko polskie i wojna podwodna bez łodzi . . . . .121 Nowe stosunki w dowództwie .......... 125 Niewyzyskana rewolucja rosyjska . . . . • • • • • .135 Ostatnie walki na froncie wschodnim ......... 145 Rozejm na wschodzie . . . . . . . ... . . 155 Pokój w Brześciu nad Bugiem . , . . . . . . . . 163 Rok 1918 ............... 183 Zakończenie .............. 191 v;iwttnr{ H . >s«mT) rna boq swłifl iorx.ti be'/I snjow .- •Jlwj «[OW 3} iiinuebł CH eer Idl r. s f •er Wstęp. Przeczytałem niedawno list do redakcji jednego z pism, którego autor wypowiedział zdanie, że więzieniem należy karać każdego generała czy polityka, który napisze jeszcze pamiętniki wojenne, lub wypowie swój sąd o wojnie i jej prowadzeniu. Życzenie takie nie może wpłynąć zachęcająco na pragnącego spisać swe wspomnienia z wojny. Pojmuję to, że laik znudzi się, czytając ciągle krytyki wojskowe i powie sobie wreszcie, że „szkoda płakać nad rozlanem mlekiem", A przecież tysiące żyjących, przedewszystkidm dzieci nasze, a także i następne pokolenia, będą chciały dowiedzieć się co myśleliśmy o przebiegu wojny my, którym stanowiska pozwoliły przyglądnąć się zbliska zdarzeniom wojennym. Oczekują oni tego, byśmy wypowiedzieli nasze zdanie J nasze wrażenia. Należy bowiem ułatwić rozstrzygnięcie w przyszłości pytania: „czy przegranie przez nas wojny było konieczne i które osobistości, względnie jakie stosunki zawiniły, żeśmy ją przegrali?" Słyszy się także nieraz zdanie, że łatwo jest krytykować działania i zaniedbania teraz, gdy ich skutki są już widoczne. Moje położenie jest o tyle korzystne, że podczas całej wojny pisywałem codziennie krótkie listy do mej żony, obecnie więc mogę ograniczyć się jedynie do uzupełnienia tego, co wtedy napisałem. Zdecydowałem się oddać społeczeństwu moją książkę, chociaż podzielam wątpliwości, czy nadeszła już pora, w której można także o każdej drobnostce wydać sprawiedliwy sąd. Charlottenburg w marcu 1923. Hoffmann generał major. C U/OSUS OoŁTOJCSAC ?!<§ «"•• 'jja.lMSjcur co- MH. , ...iJC' " '•)& l:-OfO- bxi ''••-•• .', wn,:. ;isr s ::.. : .. • .• vy: .-.*.uś |9jne UIG :nose \A ' • .- ."•'- "•'•j!T!KI /^OlCU;/'.' |fff) • . '- - i i ii ' s bjanr' f ; Ńft^c (S* Rozkaz mobilizacyjny zastał mnie w Miilhuzie, w Alzacji, gdzie byłem dowódcą bataljonu w badeńskim pułku piechoty im, księcia Wilhelma. Od dwóch lat miałem przydział mobilizacyjny jako „pierw-j szy oficer sztabu" w dowództwie wschodniego teatru wojny. Wschód znałem dobrze, gdyż pełniłem służbę w Prusacl Wschodnich i w Poznaniu jako porucznik, dowódca kompan j i i jake oficer sztabu generalnego na różnych stanowiskach. Za drugą swoji ojczyznę uważałem Prusy Wschodnie, gdzie spędziłem siedem lal| życia. Wojsko rosyjskie poznałem teoretycznie i praktycznie, gdyż ukończeniu Akademji Wojennej i po złożeniu egzaminu na tłumacza z języka rosyjskiego spędziłem w Rosji sześć miesięcy zimowyci w roku 1898-99. Następnie pracowałem przez pięć lat w wydziale rosyjskii Wielkiego Sztabu Generalnego. Prócz tego odbyłem wojnę rosyjsko-! japońską jako attache wojskowy po stronie japońskiej. Przydzielony do drugiej dywizji japońskiej, widziałem Rosjan walczących na przełęczy Motien-Ling, pod Laojanem, nad Szaho i pod Mukdenem. Zgóry chcę zaznaczyć, że Rosjanie wiele nauczyli się podczas, wojny japońskiej. O wiele łatwiejsza dla nas byłaby w ostatniej wojnie walka z nimi, gdyby — podobnie jak w wyprawie mandżurskiej byli wobec nas tak samo niezdecydowani, niedokładni w natarciu] trwożliwie reagujący na każde zagrożenie flanków i gdyby, równie jak tam, wydzielali bez potrzeby tak znaczną ilość odwodów. Kuropatkin, dowódca Rosjan w wyprawie mandżurskiej] w każdej bitwie miał zwycięstwo w ręku. Wystarczało mu tylko z sil-j nem postanowieniem zacisnąć w kułak otwartą dłoń; jednak nigd} nie mógł zdobyć się na to postanowienie. Typowym przykładem jego sposobu prowadzenia walki była bitwa pod Laojanem. Czołowe natarcie na Laojan odparto. Wówczas generał Kurokij zdecydował się na śmiałe przedsięwzięcie odejścia z całą swoją armją przez Taitse-Ho, aby uzyskać rozstrzygnięcie przez uderzenie*! na wzgórza położone na wschód od Laojanu. Przytem pozostawił za- ledwie sześć kompani) na przestrzeni mniej więcej jednej mili niemieckiej*), pomiędzy Taitse-Ho a dywizją gwardji, walczącą w styczności z 4 armją japońską. Kompanje te rozrzucone grupami po szczytach gór, miały udawać przed Rosjanami obsadę całego odcinka 1. armji. Gdyby Rosjanie zdecydowali się na posunięcie się w tę przestrzeń, wówczas losy wojska japońskiego byłyby rozstrzygnięte. Dywizja gwardji byłaby okrążona, 4 i 2 armja japońska odrzucone ku południowemu zachodowi, a Kuroki zepchnięty w góry. Ja sam znajdowałem się przez 48 godzin przy jednej z tych grup japońskich. Na 2.500 — 3,000 m przed nami leżały gęste linje Rosjan, którzy nie ruszyli się ze swych rowów strzeleckich. Gdy oddziały Kuro-kiego pojawiły się na północnym brzegu Tałtse-Ho i gdy 15 brygada rozpoczęła już natarcie na wzgórze, zwane przez Japończyków Mańjujama a przez Rosjan wzgórzem Suikwantun, wówczas Kuro-patkin skierował całą swoją uwagę i troskę wyłącznie na ten jeden punkt. Spiętrzył on na nim całą masę swych odwodów i wyczerpał je w bezowocnych przeciwnatarciach na wzgórze zajęte przez 15 brygadę. Nie zwracał już zupełnie uwagi na front południowy, gdzie uśmiechało się mu łatwe powodzenie, lecz nakazał odwrót, bo nie udało się mu zdobyć zpowrotem małego wzgórza Sułkwantun. Tak miały się rzeczy pod Laojanem, podobnie było nad Szaho i pod Mukdenem. Lecz w wojnie z nami nie powtórzyli już Rosjanie błędów, które popełnili w wojnie z Japonją. Ostatnią z prac, wykonanych przeze mnie w wydziale rosyjskim Wielkiego Sztabu Generalnego, było odtworzenie rosyjskiej koncentracji przeciw Niemcom na postawie uzyskanych przez nas wywiadów. Wywiad nasz nie pracował podczas pokoju zbyt wydajnie. Główną tego przyczyną był zapewne brak środków pieniężnych, niezbędnych do pozyskania zagranicą agentów i szpiegów. Jeśli mnie pamięć nie myli, to raz tylko udało się w r. 1902 kupić od rosyjskiego pułkownika sztabu generalnego całkowity plan rosyjskiej koncentracji. Od tego czasu wiedzieliśmy tylko tyle, że plan koncentracji zmieniono, lecz jak, tego przez długie lata nie wiedzieliśmy, W roku, o ile pamiętam, 1910 udało się, wówczas kapitanowi, Nicolai'owi, oficerowi wywiadowczemu w dowództwie l korpusu w Królewcu, wydostać rozkaz ochrony pogranicza dla oddziału wydzielonego z 26 dywizji w Kownie, Wynikało z niego, że Rosjanie mieli przeciw nam stworzyć dwie armje z jednostek, któ-remi w pierwszej chwili rozporządzali, były to armje: tak zwana *) 7,5 km. (Przyp. tłum.) wileńska i warszawska. Zadaniem pierwszej były działania zaczepne na północ od jezior Mazurskich, drugiej na południe od nich. Obie armje miały uderzyć swemi wewnętrznemi skrzydłami w kierunku na Gierdawy i dążyć do połączenia się ze sobą poza jeziorami Mazur-skiemi. Rozkaz ten nie dostarczył nam żadnych danych o składzie tych armij. Musiały weń wchodzić przedewszystkiem oddziały okręgów wojskowych warszawskiego i wileńskiego. Oddziały okręgów wojskowych: warszawskiego (południowe), kijowskiego i odeskiego należało uważać za przeznaczone do wystąpienia przeciw Austro-Węgrom, Nic zaś nie wiedzieliśmy o przeznaczeniu oddziałów z okręgów: petersburskiego, finlandzkiego, moskiewskiego, kazańskiego, kaukaskiego i wszystkich oddziałów azjatyckich. Co się tyczy tych ostatnich, to Sztab Generalny przypuszczał .przynajmniej wtedy gdy tam pracowałem (do jesieni 1911), że Rosja' nie będzie mogła przerzucić do Europy swoich wszystkich jednostek wschodnio-syberyj-skich. Wierzono bowiem wówczas, że dyplomacji naszej uda się powstrzymać Japonję od połączenia się z naszymi wrogami. Gdyby nasz Urząd Spraw Zagranicznych potrafił dokonać tego, co dla umysłu przeciętnego człowieka wydawało się być zadaniem całkiem łatwem, wówczas Rosjanie musieliby większość swych oddziałów pozostawić na dalekim wschodzie. W każdym razie, o ile chodzi o mnie, to nie mogłem wyzbyć" się pewnych obaw co do naszego stosunku do Japonji. Przypominałem sobie zdanie, które w roku 1904 wypowiedział japoński minister wojny Terauki, znany jako niezbyt przychylnie usposobiony względem Niemców, Gdy, podczas jednego obiadu, rozmowa zeszła na ten temat, wówczas Terauki przyznał się do nieprzychyl-ności, jednak tylko względem polityki niemieckiej nie zaś wojska, gdyż i Niemcy są temu winne, że Japonją musi prowadzić wojnę z Rosją. Terauki mówił „W roku 1894 odebraliśmy Chińczykom Port Artura i posiadaliśmy go. Ultimatum Niemiec, Rosji i Francji zmusiła nas do zwrócenia go Chińczykom. Zrozumiałe jest, że ultimatum to postawili Rosjanie, gdyż oni sami potrzebowali Portu Artura i wolnej od lodów przystani Dalnyj. Jest rzeczą naturalną, że Francja poparła Rosję, ale co was obchodziła cała ta historja"? Pytanie to zadawałem sobie i ja, zwłaszcza gdy dowiedziałem się, że nasz ówczesny poseł w Tokjo, niezbyt o ile wiem zręcznie i bez odpowiednich instrukcyj z Wilhelmstrasse, pozwolił zręczniejszym kolegom z Paryża i z Petersburga wysunąć siebie na czoło przy wręczaniu ultimatum. Pamiętam, że w zimie 1905 r., stojąc z żoną przed herbaciarnią w Szimonoseki, gdzie podpisano ów znany pokój, wyraziłem obawę „obyśmy kiedyś nie musieli zapłacić za to głupstwo". Obawa moja niestety spełniła się i ultimatum japońskie, które wśród nas Niemców wywołało niesłusznie taką nawałnicę oburzenia, było dosłownem tłumaczeniem ultimatum z roku 1894, tylko zamiast słowa „Port Artura" wstawiono słowo „Tsingtau". Wspomniałem o generale Terauki, który w młodości swej, biorąc udział w wojnie domowej w r. 1868, otrzymał ranę zadaną strzałą wypuszczoną z łuku. Rana ta spowodowała sztywność jednego ramienia, dzięki której był dla mnie generał Terauki jakby uzmysłowieniem szybkiego rozwoju wojska japońskiego. Wojsko to przebiegło w przeciągu trzydziestu lat epokę dzielącą je od uzbrojenia w łuki i strzały do uzbrojenia w karabiny maszynowe i nowożytne działa szybkostrzelne. Mąż, który w młodości swojej walczył łukiem i strzałą, był w wieku podeszłym ministrem wojny nowoczesnego wojska podczas nowoczesnej wojny. Gdy w Japonji zaczęto studjować metody wyszkolenia wojska europejskiego, wówczas zwalczały się wzajemnie dwa prądy przeciwne. Jeden z nich popierał metodę francuską, drugi zaś niemiecką. Do zwycięstwa prądu niemieckiego przyczyniła się działalność generała Meckla, jako wykładowcy w japońskiej Aka-demji Wojennej. W chwili wybuchu wojny, wyszkolenie wojska japońskiego było oparte na regulaminach niemieckich. Przetłumaczono je poprostu na język japoński; starano się również wykształcić japoński Sztab Generalny według wzoru niemieckiego, Wypróbowano więc podczas wojny nasze zasady dowodzenia i wyszkolenia, a z wyników tej próby mogliśmy być zadowoleni. Dzięki swym powodzeniom nabrali i Japończycy zaufania do naszej wiedzy wojskowej. Po ukończeniu wojny odmeldowywałem się u generała Fuji, szefa sztabu l armji. Oświadczyłem mu wtedy, że ciekaw jestem jakie zmiany zajdą w japońskim regulaminie po doświadczeniach wojny. Odpowiedź brzmiała: „i ja jestem ciekaw. Będziemy zapewne oczekiwali nowych regulaminów niemieckich, opracowanych na podstawie doświadczeń poczynionych przez oficerów przysłanych do nas ł przetłumaczymy je podobnie jak poprzednie". Nie mogę zamknąć tego rozdziału mych wspomnień japońskich, nie poświęciwszy paru uwag tym attaches innych państw, z którymi dzięki zrządzeniom losu poznałem się w l armji gen. Kurokiego. Przeznaczenie kazało każdemu z nich odegrać pewną rolę w czasie "wojny światowej. . Prócz znanego angielskiego generała sir Johna Hamiltona i późniejszego włoskiego ministra wojny, wówczas majora, Caviglia, było tam trzech Amerykanów; pułkownik Crowder i kapitanowie Payton March. i Pershing. Podczas wojny światowej pułkownik Crowder był organizatorem, Payton March szefem sztabu a Pershing wodzem naczelnym nowego we^ska amerykańskiego. Ściślejsza przyjaźń łączyła mnie z kapitanem March, który uczył mnie języka angielskiego, a polubiłem go za jego inteligentne poglądy na sprawy wojskowe^ i za jego prostolinijny, otwarty sposób myślenia. Jak już wspomniałem, Rosjanie dużo nauczyli się w wyprawie mandżurskiej, jednak rosyjskie stosunki charakteryzuje szczegół, że z nauk tych więcej korzyści wyciągnęła inicjatywa jednostek niż władze centralne. Generał Rennenkampf, który nie odznaczył się zbytnio jako dowódca w wyprawie mandżurskiej, napisał na podstawie swych doświadczeń z tej wyprawy projekt nowego regulaminu dla piechoty. Wprowadził on ten projekt najpierw w 3 korpusie a następnie w oddziałach wileńskiego okręgu wojskowego, któremi dowodził. Projekt jego przyjęto wreszcie jako regulamin tymczasowy w całem wojsku rosyjskiem, jednak do ostatecznego ustalenia tekstu regulaminu nigdy nie doszło. Zastanawiając się nad tem, jak dowództwo rosyjskie zechce podczas wojnyirz"yć głównej masy swego wojska, według naszego sposobu myślenia wojskowego, dochodziło się do przekonania, że trafne i naturalne było poprowadzenie jej w^pole przedewszystkiem przeciw Niemcom. Myśmy byli najsilniejszym przeciwnikiem i jeśliby udało się nas rozgromić, wówczas jmryprawa pyzeciw Austrji przedstawiała się jak dziecinna zabawan^^fdzę przej-ó, że gdyby wojskiem rosyjskiem był rozporządzał niemMcki Sztab Generalny, to użyłby przeciw Austrji jedynie oddziałów z kijowskiego i odeskiego okręgu wojskowego i to obronnie, całą zaś resztą uderzyłby na Niemcy. Gdyby rosyjskie dowództwoJSyło powzięło to trafne postanowienie, wówczas bez wątpienia, rijjh nadążyłyby wszystkie oddziały wraz z syberyjskiemi, byłoby upłynęło sporo tygodni aż do zupełnego ukończenia rosyjskiej koncentracji nad granicą niemiecką. Podobnie jak nie znaliśmf zamierzonego użycia głównych sił rosyjskich, nie wiedzieliśmy również jak były podzielone te miljony wysłużonych żołnierzy, któremi rozporządzało rosyjskie dowództwo. Aż do wojny japońskiej sądziło ono, różniąc się w tem od poglądów francuskich i niemieckich, że już podczas pokoju powinno mieć pewną ilość oddziałów kadrowych, aby na wypadek wojny móc z nich stworzyć oddziały rezerwowe. Stanowisko to było zupełnie słuszne, ze względu na niski stopień inteligencji rosyjskiego żołnierza, na brak oficerów 10 rezerwy i podoficerów kapitulantów. W tym celu istniał cały szereg rezerwowych brygad, z których przez podwojenie tworzono podczas mobilizacji „dywizje rezerwowe pierwszego powołania", a przez dalsze podwojenie tych dywizyj „dywizje rezerwowe drugiego powołania". Tak sformowane dywizje nie okazały się prawdopodobnie podczas wojny japońskiej zbyt wartościowe. Przypominam sobie porażkę rezerwowej dywizji Orłowa koło kopalń węgla Yentaj. Dywizja ta, w gęstych polach gaolanu, którego dwumetrowe źdźbła zasłaniały wszelki widok, natknęła się niespodzianie na jedną z brygad 12 dywizji japońskiej. Japończycy uderzyli na bagnety i odrzucili dywizję Orłowa, prawie nie stawiającą oporu. Dlatego rozwiązano po wojnie brygady rezerwowe i, idąc za radą Francuzów, rozpoczęto formowanie dywizyj rezerwowych, na wzór francuskich. Pozostało wszakże dla nas tajemnicą, ile takich dywizyj rezerwowych miano sformować, ile czasu wymagało ich sformowanie, czy miały być łączone w korpusy rezerwowe i t. p. Odwołanie generała von Prittwitz und Gaffron. fort*/ stiwltnt*! n< Wieczorem pierwszego dnia mobilizacji znalazłem się w Poznaniu, w miejscu mobilizowania się dowództwa 8 armji*). Armją tą dowodził generał pułkownik von Prittwitz und Gaffron. Korpus Woyrscha miał osobne przeznaczenie, miał współdziałać z ruchami zaczepnemi Austrjaków, na ich skrajnem lewem skrzydle. Zaopatrzenie tego korpusu było zupełnie niewystarczające do wykonania powierzonego mu zadania; brakowało mu przede-wszystkiem ciężkiej artylerji, oraz, co należy już nazwać poprostu zbrodnią, formacyj sanitarnych. Dowództwo 8 armji mogło wywrzeć tylko znikomy wpływ na losy tego korpusu. Połączenia telefoniczne były złe i po ruszeniu korpusu naprzód zerwały się zupełnie, z powodu braku materjału. Udało się mi tylko dwa razy uzyskać połączenie telefoniczne z korpusem. Przy tej sposobności spotkała mnie miła niespodzianka, gdyż na wezwanie moje zgłosił się podpułkownik Kundt, mój najlepszy przyjaciel i jeden z naszych najzdolniejszych i najrozumniejszych oficerów sztabu generalnego. Przypuszczałem, że przebywa on w Ameryce Południowej, gdyż przed wojną otrzymał z kilkoma innymi oficerami urlop do Boliwji. Jednak tuż przed wojna rozpoczął urlop do kraju i szczęśliwie dotarł do Niemiec. Teraz z radością dowiedziałem się, że jeden z najlepszych naszych oficerów znajduje się w gronie towarzyszów broni. Zadaniem naszej armji była ochrona Prus Wschodnich i Zachodnich przed natarciem rosyjskiem. Miała ona przytem baczyć, by w razie natarcia przeważających sił nie dać się zupełnie rozbić ani *) W skład 8 armji wchodziły: 1. korpus (gen. von Francois), 17 korpus (gen. von Mackensen), 20 korpus (gen* von Scholtz), l, korpus rezerwowy (gen. Otto von Below), 3 dywizja rezerwowa (gen. von Morgen), 1. dywizja kawalerji (gen. Brecht), 2, 6 i 70 brygada obrony krajowej. Oprócz tego podlegały 8-mej armji pozostałe w kraju Dowództwa Okręgów Korpusów: l, 2, 5, 6, 17 i 20, twierdze wschodnie oraz korpus Woyrscha, złożony z poznańskiej i śląskiej obrony krajowej. Korpusy l i 20 stały na granicy. Poza tem wyznaczono oddziałom następujące obszary do koncentracji: 1. korpusowi okolice Niemieckiej Iławy, l, korpusowi rezerwowemu okolice Nordenborka, 3 dywizji rezerwowej okolice Inowrocławia, 1. dywizji kawalerji okolice Gąbina, 2 brygadzie obrony krajowej okolice Tylży, 70 brygadzie obrony krajowej okolice Jabło-nowa, (Przyp. autora). „ , _ .Ł ... .. . .;....:...... ... 14 zepchnąć do twierdzy w Królewcu. Wskazówki do koncentracji przewidywały, na wypadek zbliżania się przeważających sił rosyjskich, •opuszczenie części Prus Zachodnich, położonej na wschód od Wisły i wycofanie armji za Wisłę. Ta część wskazówek bez wątpienia kryła w sobie dla słabych charakterów znaczne niebezpieczeństwo psychologiczne. Zresztą i wskazówki te i siły przeznaczone do wojny na wschodzie nie były niespodzianką, lecz zgadzały się z naszemi przypuszczeniami. Jak już dzisiaj wszystkim wiadomo, plan wojny na dwa fronty, ułożony przez poprzedniego szefa Sztabu Generalnego hr. Schlief-fena, przewidywał, że cała masa wojska niemieckiego, z silnem prawem skrzydłem, skoncentruje się na granicy zachodniej, przedrze się znienacka na Belgję, natrze oskrzydlające na północne skrzydło Francuzów i zwinie je. Miało to sprowadzić szybkie rozstrzygnięcie wojny na zachodzie. Wschód miał przez ten czas trwać o własnych siłach i posiłków z zachodu mógł spodziewać się dopiero po zapadnięciu tam rozstrzygnięcia. Myśl ta była dokładnie znana nam wszystkim oficerom Sztabu Generalnego ze szkoły Schlieffena. Przerobi-Jiśmy ją w tuzinach wielkich gier wojennych i podróży Sztabu Generalnego. Dowódcę armji, generała von Prittwitza, znałem z czasów pokoju jako przełożonego roztropnego, czasami nieco szorstkiego. Kownie dobrze znałem szefa sztabu, generała majora hrabiego von Waldersee, Uważano go ogólnie za zdolnego oficera Sztabu Generalnego o wyższem wykształceniu. W chwili rozpoczęcia się mobilizacji •był on nadkwatermistrzem, należał zatem do wyborowych szefów Łorpusu. Niestety jednak operacja, której poddał się niedawno, tak osłabiła stan jego nerwów, że nie mógł wyzyskać w całości swej wiedzy. Pierwsze rozważania na temat zadania, oczekującego naszą armję, które miały miejsce między szefem sztabu a mną, toczyły się po następującej linji. Nie obawialiśmy się wcale, wielokrotnie omawianych, dużych •wypadów rosyjskiej kawalerji, gdyż załatwiłaby się z niemi nasza •ochrona pogranicza. Wywarłoby to nawet korzystne dla nas wrażenie, gdyby Rosjanie wykonali te wypady i na samym początku doznali niepowodzenia. Poza tem armja musiała liczyć się z ruszeniem naprzód znanych nam już armij warszawskiej i wileńskiej. W skład ich wchodziły oddziały wileńskiego i warszawskiego okręgu wojskowego (bez 14 korpusu, Jctóry stał na granicy austrjackiej). Należało przypuszczać, że ukończą one swą mobilizację koło 15 sierpnia, a ponieważ koncentracja 15 z garnizonów, położonych nad granicą niemiecką, nie wymagała wiele czasu, przeto powinniśmy byli liczyć się z wystąpieniem obu tych armij między 15 a 20 sierpnia. Nie było pewności, czy będą one wzmocnione oddziałami z petersburskiego i moskiewskiego okręgu wojskowego. Znając rosyjski sposób myślenia, należało przypuścić, że prawdopodobnie w okolicy Grodna skoncentrują się oddziały, będące odwodami i połączeniem obu tych armij. Oddziały rezerwowe nie mogły jeszcze wtedy wystąpić, gdyż na ich sformowanie potrzeba było dłuższego czasu. Zapora jezior Mazurskich rozerwałaby front rosyjskiego marszu naprzód już w chwili wkroczenia w granice Niemiec. Rosjanie musieliby posuwać się jedną armja na północ, a drugą na południe od łań-. cucha jezior. Nasza armja powinna była być przygotowana do zaatakowania i pobicia jednej z dwóch armij rosyjskich wtedy, gdy były przedzielone jeziorami Mazurskiemi. Początkowo trudno było przewidzieć, która z nich da nam lepszą sposobność do tego. Należało jednakże przyjąć, że armja wileńska pojawi się na widowni prędzej niż armja warszawska, która dążąc ku naszej granicy musiała przechodzić przez obszar stosunkowo bezdrożny a lesisty i bagnisty. Wydarzenia potwierdziły naogół nasze przypuszczenia. Rosjanie przedsięwzięli w pierwszych dniach drobne wypady, które łatwo odparto. Armja wileńska przysunęła się energicznie du-żemi oddziałami do naszej granicy wschodniej, gdy na granicy południowej panował względny spokój, tak naprzeciw Prus Wschodnich jak i Zachodnich. Rozpoznanie w kierunku armji warszawskiej było nadzwyczaj trudne. Agenci, polscy żydzi, którzy w pierwszych dniach przynieśli jeszcze nieco wiadomości, zawiedli, gdy obsada granicy stała się po stronie rosyjskiej gęstsza. Armja rozporządzała tylko jednym dywizjonem lotniczym, który musiał ograniczyć się do przelatywania dwa razy dziennie nad linjami komunikacyjnemi, wiodącemi ku granicy. Jednak mimo wszystko zaskoczenie naszej armji przez późniejsze nagłe wystąpienie armji warszawskiej byłoby niemożliwe, gdyby Rosjanie nie byli tak ostrożni i nie posuwali się nocami, każąc oddziałom swym wypoczywać za dnia w ukryciu. Mobilizacja i koncentracja naszej armji ukończyły się całkowicie w przewidziany sposób. Dowództwo armji udało się dnia 8 sierpnia do Malborga i tego samego dnia rozpoczęło swą działalność. Już przed przybyciem dowództwa do Malborga powstało nieporozumienia między niem a generałem von Francois, dowódcą 1. korpusu. Generał ten sądził, że jako dowódca korpusu wschodnio-pru-skiego jest przedewszystkiem powołany do strzeżenia granic tej pro- 16 wincji. Dążył on, co z jego punktu widzenia było zrozumiałe, do tego, by ani jeden Rosjanin nie odważył się stanąć na ziemi wschodnio-pru-skiej i by żadna wioska tamtejsza nie zaznała grozy wojny. Zdaniem jego, zadanie ochrony granic należało rozwiązać zaczepnie i zapo-mocą wypadków trzymać rosyjskie oddziały ochrony pogranicznej zdała od granic. Przeoczył on jednak to, że wskutek takiego postępowania 1. korpus wychodził z ram armji i że gdyby dowództwo armji zgodziło się na jego plany, wówczas armja mogła być zmuszona do wspomagania 1. korpusu na granicy rosyjskiej lub na wschód od niej. Byłoby to doprowadziło do rozkawałkowania armji, lub do zmuszenia jej do walki przed jeziorami Mazurskiemi, a więc do wyrzeczenia się, korzyści, którą zapewniało ich położenie geograficzne. Generał von Franęois popełnił przytem ten błąd, że nie zameldował wcale dowództwu armji o swych zamiarach, tak że sądziło ono, iż siła główna 1. korpusu znajduje się nad Węgorappą, podczas gdy w rzeczywistości była ona przesunięta znacznie dalej ku wschodowi. Wiadomości o nieprzyjacielu, które mieliśmy do dnia 14 sierpnia, wskazywały na to, że posuwa się on znacznemi siłami na północ i na południe od puszczy Rominckiej. Część południowa była szczególnie ruchliwa. Dowództwo armji ustaliło więc, zgodnie z pier-wotnem przypuszczeniem, że armja wileńska posuwa się naprzód nieco wcześniej od warszawskiej, zwłaszcza że, według meldunków lotniczych, na drogach wiodących z południa, nie było widać posuwających się oddziałów. Zdecydowano się zatem ustawić całą armję w gotowości do natarcia na armję wileńską*). Dowództwo przeniosło się, ze względu na spodziewaną bitwę, z Malborga do Bartoszyc. Generał major hr, Waldersee, ku swemu wielkiemu zdziwieniu, otrzymał meldunek szefa sztabu l korpusu, z którego wynikało, że generał von Francois nie wypełnił danego mu rozkazu, lecz posunął się naprzód i wdał się w walkę pod Stołupianami. Dowództwo armji bezwłocznłe zarządziło telegraficznie i telefonicznie przerwanie *) Siły główne 20 korpusu ściągnięto koło Szczytna i powierzono im ochronę pogranicza od południa; na prawo stykały się z nim oddziały ochrony pogranicza: gdański pod Niborkiem, grudziądzki pod Lidzbarkiem, toruński pod Brodnicą i 70 brygada obrony krajowej pod Mławą-Działdowem. Na linji jezior, Mikołajki - Lec, stały: 3 dywizja re/erwowa z 6 brygadą obro. ny krajowej, l korpus rezerwowy nad Węgorappą, prawem skrzydłem sięgając do jeziora Manny, 17 korpus przewieziono koleją do Darkiejmów a l korpus otrzymał rozkaz pozostania pod Gąbinem-Wystruciem. Odwód główny Królewca podprowadzono do Wystrucia, l dywizja kawalerji pozostała przed prawem skrzydłem, 2 brygada obrony krajowej broniła pod Tylżą iinji wiodącej do Kłajpedy (Przyp, autora). 17 Bitwy. Wysłano samochodem nadkwatermistrza, generała majora Griinerta, aby prócz tego osobiście wręczył ten rozkaz generałowi von Fran9ois. Mimowoli nasuwa się porównanie między tem samo-wolnem postępowaniem generała von Francois a zdarzeniami, które zaszły w sprzymierzonem c, i k. wojsku w bitwie pod Lwowem, Podobnie i tam otrzymał generał Brudermann rozkaz skoncentrowania narazie swych oddziałów i bronienia się, a przejścia do natarcia dopiero na rozkaz Naczelnego Dowództwa. Wbrew temu rozkazowi generał Brudermann przeszedł do natarcia i walnie przyczynił się do przegranej pod Lwowem. Nie mogę sądzić o tem, czy energiczne wkroczenie Naczelnego Dowództwa mogło go jeszcze powstrzymać czy też nie. W nieporozumieniu z generałem von Franęois udało się jeszcze odprowadzić jego korpus wtył. Przerwana w ten sposób bitwa pod Stołupianami skończyła się jednak zupełnem powodzeniem l, korpusu. Odrzucono przeważające siły rosyjskie i korpus wziął do niewoli kilka tysięcy jeńca. Mimo to popełnił on błąd ze względu na ogólne położenie. 1. korpus, chociaż był zwycięzcą, poniósł przecież straty w ludziach, materjale a prze-dewszystkiem w siłach, które należało oszczędzić dla wielkiej bitwy. Prócz tego nie leżało przecież zupełnie w naszym interesie powstrzymywanie armji wileńskiej w posuwaniu się naprzód. Przeciwnie, im szybciej armja ta posuwała się, tem łatwiej mogło udać się zadanie jej klęski, jeszcze przed pojawieniem się z południa armji warszawskiej. Tymczasem armja skoncentrowała się, stosownie do rozkazu, wzdłuż linji Węgorappy. Dowództwo armji podążyło 19 rano, celem rozmówienia się z gen. von Mackensenem, do Darkiejmów, następnie przesiedliło się do Nordenborka. Po południu 19 sierpnia dowództwo armji odniosło wrażenie, że oddziały rosyjskie, posuwające się na północ od puszczy Romin-ckiej, znalazły się już w odpowiedniej odległości i wydało rozkaz dp natarcia"). Rankiem 20 sierpnia przeszła 8 armja do natarcia, a po południu przedstawił się następujący obraz: Nasze prawe skrzydło, pod wodzą generała Ottona von Belo-wa, pobiło nieprzyjaciela; także i lewe skrzydło, pod generałem von *) Natarcie miały wykonać: l korpus rezerwowy, korpusy 17 i l, odwód główny Królewca i 1. dywizja kawalerji. 1. korpus miał obejść północne skrzydło, nieprzyjacielskie, gdy 3 dywizja rezerwowa i 6 brygada obrony krajowej stały w pogotowiu w Lecu, by przejść do oskrzydlającego natarcia przeciw lewemu skrzydłu nieprzyjaciela, (Przyp, autora). . . ... , , .,...-.; . • 18 Fran9ois posuwało się zwycięsko naprzód. Tymczasem środek pod generałem von Mackensenem, odrzuciwszy rosyjskie straże przednie, natknął się na wschód od puszczy Rominckiej na dobrze wybudowaną pozycję rosyjską. Nie czekając na odpowiednie przygotowanie artyleryjskie ruszyły oddziały Mackensena przeciw tej pozycji, jednak poniosły ciężkie straty i utknęły w miejscu. Koło godziny 3 meldowało dowództwo korpusu, że korpus jest pobity a położenie poważne. Dowódca armji wypuścił 3 dywizję rezerwową (gen. v. Morgen) z Lecu dopiero w południe 20 sierpnia, ponieważ położenie na południe od puszczy Rominckiej nie wydawało się jeszcze dostatecznie wyjaśnione. Wpływ jej działań mógł zatem dać się odczuć dopiero nad ranem 21. Mimo niepowodzenia korpusu Mackensena, przebieg bitwy byt dla 8 armji korzystny, gdyż należało liczyć na to, że prowadząc w dalszym ciągu natarcie uzyska się rozstrzygnięcie przez obejście obu skrzydeł nieprzyjacielskich. Koło godziny 6.30 wieczorem, stojąc przed biurem z gen.ma-jorem Griinertem, omawiałem z nim korzystne widoki dalszej walki, gdy nadszedł meldunek generała artylerji v. Scholtza, donoszący, że rosyjska armja warszawska, w sile 4-5 korpusów, przekroczyła niemiecką granicę naprzeciw odcinka Działdowo-Szczytno, Powiedziałem wówczas do gen, Griinerta: „Obawiam się czy nerwy dowódcy i szefa zniosą ten meldunek, najchętniej schowałbym go, a wówczas doprowadzilibyśmy tę bitwę do końca i dopiero potem zwrócilibyśmy się przeciw nieprzyjacielowi warszawskiemu". Generał Griinert odrzekł: „Nie może pan przecież tak ważnego meldunku nie pokazać szefowi". Wiedział on dobrze, że nie brałem poważnie tego zamiaru. W tej samej chwili wyszli ze swych kwater, położonych obok biura, dowódca armji i szef sztabu, a po wyrazie ich twarzy poznałem, że dostali już ten meldunek. Generał von Prittwitz poprosił nas za sobą do biura, gdzie rzekł r „Jak widzę, moi panowie, macie już także meldunek ten w rękit i wiecie o tem, że jeśli będziemy dalej toczyć walkę, wówczas rosyjska armja warszawska wejdzie nam na tyły i odetnie nas ód Wisły, Dlatego armja nasza przerywa walkę i cofa się za Wisłę", Generał Griinert próbował przedstawić nasze odmienne stano-' wisko, twierdząc, że: „bitwa pod Gąbinem przybiera pomyślny obrót,, że możemy skończyć z armja wileńską w przeciągu 2 do 3-ch dni i że wtedy mamy jeszcz"e zawsze dosyć czasu na zwrócenie się przeciw nieprzyjacielowi warszawskiemu, z którym do tej pory musi sobie radzić sam generał von Scholtz ze swym korpusem". 19 0 cGenerał von Prittwitz przerwał krótko generałowi Griinertowi to przedstawienie i oświadczył, że: „już postanowił cofnąć się za Wisłę i że odpowiedzialność za taktyczne postanowienia dowództwa ponosi tylko on sam i szef sztabu a nie pierwszy oficer sztabu i nadkwater-mistrz". Hrabia Waldersee dołączył swój rozkaz dla mnie, bym nakreślił zarządzenia, do odwrotu armji za Wisłę. Oświadczyłem, że prosty odwrót za Wisłę uważam za niemożliwy do wykonania, dlatego proszę o wskazówki, jak dowódca wyobraża sobie przeprowadzenie tego odwrotu. Nastąpiło rozważanie zagadnienia, w jaki sposób należy zarządzić wykonanie odwrotu. Generał Griinert i ja wykazaliśmy z cyrklem w ręku, że swobodny odwrót za Wisłę jest w rzeczywistości niemożliwy, lecz że trzeba go będzie wywalczyć sobie, gdyż lewe skrzydło rosyjskiej armji warszawskiej ma bliżej do Wisły i że należy powstrzymać posuwanie się armji warszawskiej naprzód, co najlepiej da się wykonać przez zaczepne uderzenie na jej lewe skrzydło. Generał von Prittwitz, który podobnie jak generał hr. Waldersee stracił na chwilę panowanie nad nerwami, uznał konieczność proponowanego przez nas zarządzenia. Wytrwał on wprawdzie przy śwem zapatrywaniu, że powinniśmy przerwać bitwę z Rennenkam-pfem, porzucił jednak zamiar cofnięcia się za Wisłę i przyłączył się do naszego zdania, że koniecznie należy poprowadzić uderzenie zaczepne na lewe skrzydło armji warszawskiej. Opierając się na tem, wydano 20 wieczorem zarządzenia, które już wtedy stworzyły podstawy do bitwy pod Sztymbarkiem. Nakazano: 20 korpus ściągnie się ku swemu prawemu skrzydłu na Olsztyn, 1. korpus z Wystrucia i 3 dywizja z Węgoborka będą przewiezione koleją na prawe skrzydło 20 korpusu. Odwód główny Królewca osłania załadowanie 1. korpusu, następnie cofa się na ufortyfikowaną linję Pregoła-Dejma, 1. korpus rezerwowy i 17. cofają się od czoła na zachód. Po przyjściu l, korpusu i 3 dywizji rezerwowej na prawe skrzydło 20 korpusu, uderzenie zaczepne tych trzech jednostek na lewe skrzydło i flankę armji warszawskiej miało powstrzymać jej posuwanie się naprzód. Gdyby oderwanie się od nieprzyjaciela 1. korpusu rezerwowego i 17 korpusu nastąpiło bez silnego naporu z jego strony, wówczas dowództwo 8 armji przewidywało skoncentrowanie całej armji w okolicy Ostróda, zamierzając podjąć walkę z obydwiema ar-tnjami rosyjskiemi na wschód od Wisły. Czy zamiar ten był możliwy do przeprowadzenia i jak należało go przeprowadzić, czy zaczepnie przeciw armji warszawskiej a obronnie przeciw Rennenkampfowi, czy 20 też obronnie przeciw obu armjom, tego narazić nie można było powiedzieć, gdyż zależało to przedewszystkiem od zachowania się Ren-nenkampfa. Zatrzymałem się nieco dłużej nad temi szczegółami, ponieważ uważałem za swój obowiązek wobec pamięci zmarłego już generała von Prittwitza podkreślić, że on to wydał podstawowe zarządzenia do bitwy pod Sztymbarkiem. Opinja wie bowiem o nim do dzisiaj tylko tyle, że pragnął wycofać swoją armję za Wisłę. I jemu świtała już wówczas myśl podprowadzenia 1. korpusu rezerwowego i 17 korpusu. Każdy, nawet wojskowo niewykształcony, zrozumie, że wtedy jeszcze nie można było liczyć się z możliwością użycia tych dwóch korpusów w kierunku południowym. Nikt bowiem nie mógł przypuszczać, że generał Rennenkampf, dowiedziawszy się 21 z rana o odwrocie Niemców, pozostanie bezczynnie w miejscu. Wszyscy musieli zaś liczyć na to, że całą swą siłą naprze energicznie na cofających się nieprzyjaciół. Naczelne Dowództwo dowiedziało się z telefonicznej rozmowy generała von Prittwitza z generałem von Moltkem o pierwotnym zamiarze wycofania armji za Wisłę, lecz nie dowiedziało się o jego zmianie; nie uznało tego zamiaru za właściwy i odwołało generała von Prittwitza i szefa sztabu generała majora von Walderseego. Miejsce ich zajęli: generał piechoty von Benneckendorff und Hindenburg i generał major Ludendorff. Bitwa pod Sztymbarkiem, (Szkic Nr. 1). Napróżno rozważaliśmy dzisiaj pytanie, czy doszłoby do zwycięstwa pod Sztymbarkiem nawet bez zmian osobistych w dowództwie? Sądzę, że tak—chociaż nie osiągniętoby być może wówczas takiego roztrzygającego powodzenia. Jak wykazują bowiem późniejsze doświadczenia, dawne dowództwo armji nie posiadało niezbędnego do tego zapasu energji. Powtórzyły się natychmiast trudności z dowództwem korpusu Franęois ł nie wiem czy dawne dowództwo armji zdołałoby usunąć je tak szybko, jak to uczynił Luden-dorff. Nie wiem także, czy potrafiłoby ono znieść to napięcie nerwowe, które w najbliższych dniach wywoływało pytanie, czy Rennen-Łampf ruszy się z miejsca? Forma odwołania była niebywale szorstka. Podległe dowództwa dowiedziały się o zmianie prędzej niż samo dowództwo armji. Do wództwa korpusów otrzymywały bezpośrednio od Naczelnego Dowództwa rozkazy, których nie podawano do wiadomości dowództwa armji. Między innemi, Naczelne Dowództwo wydało zarządzenie, które miało co najmniej wątpliwą wartość, pozwoliło ono mianowicie na jednodniowy odpoczynek 1. korpusowi rezerwowemu i 17 korpusowi. Dowództwo armji udało się rano dnia 21 do Bartoszyc a 22 do Młynarów w Prusach Wschodnich. Nadchodzące wiadomości donosiły, że wbrew oczekiwaniom oderwanie się oddziałów od armji wileńskiej nastąpiło pomyślnie. Szef sztabu 20 korpusu, pułkownik Heli, meldował, że korpus zebrał się bez przeszkód w okolicy Olsztynka, poczem otrzymał rozkaz uszykowania go wzdłuż lin j i Dąbrówno—Lahna. Miał on pewne wątpliwości co do lewej flanki korpusu, ponieważ sprowadzenie na miejsce przeznaczenia oddziałów, nadchodzących koleją i ściągnięcie tych które stały jeszcze na granicy, wymagałoby szeregu dni. Dlatego prosił, by mu było wolno ustawić 3 dywizję rezerwową na lewem skrzydle 20 korpusu w okolicy Olsztynka, nie zaś na prawem, jak zamierzało dowództwo amjł, które zgodziło się na jego prośbę. 24 O zmianie na stanowiskach kierowniczych dowództwo armji: dowiedziało się dopiero 22 po południu z depeszy do szefa kolejnictwa polowego, zapowiadającej przybycie osobnego pociągu, wiozącego nowego dowódcę armji i szefa sztabu. Dopiero w parę godzin później nadszedł rozkaz cesarski, oddający do rozporządzenia generałów von Prittwitza i hr. Walderseego. Generał von Prittwitz zniósł ten cios z nadzwyczajną godnością i, żegnając się z nami, ani jednem słowem nie dał poznać po sobie oburzenia na los, którego padł ofiarą. Wieczorem 22 zawiadomił nas Ludendorff telegraficznie, że 23 przybywa z nowym dowódcą armji do Malborga i spodziewa się już zastać tam dowództwo. Generał Ludendorff przypuszczał, wydając ten rozkaz, że dowództwo armji znajduje się już na zachód od Wisły i pragnął przesunąć je ku przodowi. Ponieważ jednak odwrót Prittwitza wcale nie został wykonany, więc w rzeczywistości cofnął nas wtył, Dnia 23 po południu przybyli Hindenburg i Ludendorff, Hin-denburg, który później stał się bożyszczem narodu niemieckiego, był dotychczas, poza granicami swego dawnego korpusu, prawie nieznanym generałem, Ja sam nigdy go jeszcze nie widziałem. Przeciwnie Ludendorffa znano w kołach oficerów Sztabu Generalnego i często go wspominano. Znano go z jego wysiłków nad powiększeniem siły wojska, które w wielkiem przedłożeniu obronnem znalazły tylko częściowe uwzględnienie. Równie często rozmawiano na temat jego starań o to, by Ministerjum Wojny znacznie powiększyło mobilizacyjne zapasy amunicji. Przedmiotem codziennych rozmów w wojsku było zdobycie Leodjum. To pierwsze powodzenie wojenne było bezsprzecznie jego wyłączną zasługą, Z początkiem wojny był on nadkwatermistrzem 2 armji Biilowa i przyłączył się do 14 brygady piechoty, która była jedną z kolumn, przeznaczonych do zdobycia Leodjum, Gdy dowódca tej brygady, generał von Wusow, padł, wtenczas Ludendorff objął dowództwo brygady a jego energji i dzielności należało zawdzięczać, że 14 brygadzie udało się twierdzę zdobyć, gdy inne kolumny zawiodły w mniejszym lub większym stopniu. Moja dobra znajomość z Ludendorffem pochodziła z tych czasów, gdy obaj byliśmy oficerami Sztabu Generalnego w Poznaniu^ a od r. 1909 do 1911 mieszkaliśmy w Berlinie na jednem piętrze. Wiadomości o Rosjanach potwierdzały, że co najmniej pięć korpusów i trzy dywizje kawalerji posuwają się w kierunku frontu Dział-dowo-Szczytno. Między armją Rennenkampfa i naszemi cofającemi się oddziałami powstał odstęp mniej więcej 50-cio kilometrowy, a Ren-nenkampf, przynajmniej^ narazie, nie zdradzał zamiaru ścigania ich. 25 Po pofudniu 23 i wczesnym rankiem 24 silne oddziały armji warszawskiej zaatakowały 37 dywizję piechoty, stojącą na lewem skrzydle korpusu Scholtza. Oddziały te zostały odrzucone po ostrej walce, ze znacznemi stratami. W związku z tą walką zaszło drobne zdarzenie, nie mające samo dla siebie większego znaczenia, które jednak rozstrzygnęło o dalszym ciągu bitwy. Okazało się mianowicie, że stanowisko zwycięskiej 37 dywizji było obrane nieszczęśliwie, a o wiele lepsze znajdowało się wtyle za niem. Dowództwo armji udało się rano 24 do Sztymbarka, w celu porozumienia się z gen. Scholtzem. Generał prosił o zgodę na wycofanie 37 dywizji na owo lepsze stanowisko, na co dowództwo-armji zgodziło się. Okazało się, że dobrowolne cofnięcie 37 dywizji piechoty było zarządzeniem trafnem, gdyż wywołało wśród Rosjan wrażenie ogól-ftego odwrotu Niemców. Dowódca rosyjski, generał Samsonow, wydał swej armji rozkaz, do pościgu. Rozkaz ten nadała rosyjska stacja radiotelegraficzna nie-szyfrowany a myśmy go podchwycili. Był to pierwszy z niezliczonego szeregu innych rozkazów, które Rosjanie, z niezrozumiałą lekkomyślnością, wydawali zapomocą radjotelegrafu, z początku wojny nieszy-frując ich, a potem szyfrując. Lekkomyślność ta ułatwiała namr a w pewnych wypadkach wogóle umożliwiała prowadzenie wojny na wschodzie, gdyż mieliśmy w sztabie dwóch panów, którzy okazali się genjuszami na polu odszyfrowywania. W najkrótszym czasie poznawaliśmy więc każdy nowy klucz rosyjski. Z rozkazu Samsonowa wynikało, że podczas posuwania się rosyjskiej armji naprzód osłonę przeciw Toruniowi ma objąć 1. korpus, maszerujący na lewem skrzydle, który ma w tym celu ugrupować się w głąb za lewem skrzydłem. Odpowiednie polecenie osłony przeciw Lecowi otrzymał na prawem skrzydle 6 korpus, posuwający się przez Szczytno na Dźwierzuty. Tymczasem armja Rennenkampfa trwała w dalszym ciągu w swym niezrozumiałym bezruchu. Kawalerja posuwała się zwolna naprzód, piechota zaś ledwo się poruszała .Dlatego dowództwo armji wygięło 1. korpus rezerwowy i 17 korpus na południe, by użyć ich do rozstrzygnięcia przeciw Samsonowowi. Dowództwo armji zarządziło na 26 przeprowadzenie rozstrzygającego natarcia. Przyszło przy tej /sposobności do nowych nieporozumień z generałem Franęois, Pragnął on odwlec natarcie jeszcze o jeden dzień, ponieważ część jego kolumn jeszcze nie nadeszła oraz efaeiał poprowadzić natarcie oskrzydlające, tp jest w kierunku na 26 Mławę. Zdaniem dowództwa armji nie było czasu na zwłokę, gdyż każdego dnia straconego mógł ruszyć Rennenkampf, a oskrzydlenie lewego skrzydła Samsonowa pod Mławą doprowadziłoby do rozerwania sił i tak już słabej 8 armji. Nakazano przeto przerwanie linji nieprzyjacielskiej pod Uzdo-wem, które mojem zdaniem było chwilą roztrzygającą o całej bitwie pod Sztymbarkiem. Dnia 26 udało się l korpusowi wraz z podległą mu grupą Muhlmanna (w sile mieszanej brygady, złożone] z załóg twierdz nadwiślańskich) zdobyć jedynie wzgórza pod Żabinami, Walcząca na prawem skrzydle 20 korpusu 41 dywizja piechoty odrzuciła tego dnia nieprzyjaciela na południe od Mielna. 1. korpus rezerwowy zetknął się na naszem lewem skrzydle na południe od wsi Lutry 6 brygadą obrony krajowej z 6 korpusem rosyjskim, posuwającym się przez Szczytno na północ i odparł go. Dnia 27-go 1. korpus wraz z grupą Schmettaua (z 20 korpusu) -szturmują Uzdowo i odrzucają 1. korpus rosyjski przez Działdowo ku południowi. 20-ty korpus musiał odpierać bardzo silne natarcia Rosjan. l, korpus rezerwowy i 17 korpus ścigały nieprzyjaciela, cofającego się przez Szczytno ku południowi. Rosyjski 13 korpus osiągnął tego dnia Olsztyn bez żadnych przeszkód. Pragnę wtrącić tutaj drobne zdarzenie, które świadczy o tem, jakiego napięcia nerwowego wymaga od dowództwa przebieg nawet pomyślnych działań bojowych. Dowództwo armji stało aż do popołudnia na małem wzgórzu na południe od Dąbrówna, przypatrywało się stamtąd koło godziny 11 przed południem szturmowi na Uzdowo i odjechało po południu do kwatery głównej w Lubawie. Wiadomości, nadchodzące ze wszystkich stron, brzmiały pomyślnie, 1. korpus posuwał się zwycięsko naprzód. W Lubawie natknęliśmy się na kolumny i tabory, należące do l korpusu, które ku naszemu zdziwieniu, wykonywały właśnie zwrot wtył i zwracały dyszle wozów ku północy. Na moje zdziwione zapytanie, skierowane do prowadzącego, niejakiego rotmistrza v. Schnei-dera, odpowiedział mi ten oficer, że otrzymał rozkaz przygotowania się do odmarszu na północ. Przyszedłszy do biura, zostałem wezwany do telefonu. Zgłosił się ze stacji Montowo dowódca kolumny amunicyjnej i taborów l korpusu z następującą wiadomością: „Przed chwilą wszedł do Montowa w zupełnej rozsypce II bataljon 4 pułku grenadjerów. Dowódcą bata- 27 Ijonu twierdzy, że 1. korpus jest na głowę pobity, 20 korpus jest również w odwrocie, a jemu udało się ujść z zupełnego pogromu wraz z bata-Ijonem tylko dzięki pośpiesznemu wycofaniu się. Na wszelki wypadek dałem kolumnom rozkaz obrócenia się wtył, dyszlami ku północy". Nie wątpiłem, że chodzi tutaj o jeden z częstych wypadków paniki, jednak już po naszym odjeździe z pola walki 1. korpusu mogło nastąpić przeciwuderzenie rosyjskie. Wezwałem najpierw do telefonu samego dowódcę tego bata-Ijonu i przemówiłem mu do rozumu. Rozkazałem mu zrobić wraz z bataljonem zwrot wtył i tak długo maszerować przed siebie, aż spotka nieprzyjaciela. Następnie wysłano samochodem ku przodowi kapitana Caemmerera, drugiego adjutanta w dwództwie armji, który był później ogólnie znany jako adjutant osobisty marszałka Hiflden-burga. Zadaniem jego było podjechanie tak daleko, aż natknie się na oddziały niemieckie lub rosyjskie. Mimo to najbliższa godzina, dzieląca nas od powrotu kapitana Caemmerera z meldunkiem, była bardzo niemiła. Zdarzenie to wyjaśniło się później w taki sposób, że dowódca bataljonu, wysuniętego ku przodowi, w celu utrzymania łączności między 1. korpusem a posuwającą się na prawo od niego grupą Muhlmanna, otrzymał kilka fałszywych i przesadzonych doniesień. Wydawało mu się, że spostrzega poruszenia znacznych sił rosyjskich na swoją prawą flankę i stracił panowanie nad nerwami. Dnia 28 sierpnia l, korpus odrzucił ostatecznie nieprzyjaciela za Działdowo natarciem l dywizji i grupy Muhlmanna, gdyż 2 dywizja i grupa Schmettaua przeszły do okrążenia Rosjan przez Nibork. W toku bitwy dowództwo armji nakazało przejście do okrążającego natarcia na Olsztynek*). Odparcie przez 23 korpus rosyjski natarcia 41-szej dywizji pod Waplewem spowodowało pewne trudności, które jednak szybko usunęło posunięcie się naprzód 2 dywizji piechoty na Nibork. 3 dywizja rezerwowa (generał v. Morgen), wspierana przez dywizję v, d. Goltza, zajęła Olsztynek po walce na bagnety. 15 korpus rosyjski wezwał ra-djotelegraficznie na pomoc 13 korpus, który ochotnie nadciągnął drogą Olsztyn-Grieslinen, Dzięki jego wejściu w walkę znalazła się wprawdzie także i dywizja obrony krajowej v. d. Goltza w chwilowych tarapatach, jednak umożliwiło ono l, korpusowi rezerwowemu uderzenie na tyły 13 korpusu rosyjskiego, *) 20 korpus i 1. dywizja rezerwowa od zachodu, dywizja obrony krajowej von d. Goltza, sprowadzona ze Szlezwigu koleją, od północy, l, korpus rezerwowy od wschodu. (Przyp, autora). 28 17 korpus zamknął lesisty i pokryty jeziorami teren od wschodu. Generał v, Francois, który, oceniając trafnie położenie, podprowadził swoją dywizję do Niborka, a grupę Schmettaua podsunął do Wiel-barka, zamknął okrążenie od południa. Los armji Samsonowa był rozstrzygnięty. Dnia 29 sierpnia po południu dowództwo armji było już tego pewne i zarządziło na 30 przygotowanie kilku oddziałów, zbytecznych już w dalszej walce, do od-marszu w oczekującą jeszcze bitwę z Rennenkampfem, Tymczasem zaszedł wypadek, który łatwo mógł nadać sprawie niemiły obrót. Dowództwo armji i generał v, Francois otrzymali 30 rano meldunek lotniczy, donoszący, że wzmocniony l korpus rosyjski posuwa się naprzód z Mławy na Nibork. Czoło jego znajdowało się w chwili odejścia meldunku zaledwie o 6 km od oddziałów generała v. Francois, stojących pod Niborkiem. Generał Artamonow, dowódca 1. korpusu rosyjskiego, powziąt słuszne postanowienie uwolnienia swojej armjł z samotrzasku przez natarcie na Nibork. Dowództwo armji zwróciło natychmiast wszystkie rozporzą-dzalne oddziały*) do odparcia tego niebezpieczeństwa. Narazie jednak znalazł się l korpus zupełnie bez pomocy i musiał sam sobie radzić w tem ciężkiem położeniu. Dzielny generał v, Francois poradził sobie natychmiast. Utrzymując w dalszym ciągu okrążenie na północy, kazał on grupie Muhlmanna uderzyć z flanki na drogę marszu korpusu rosyjskiego, a od czoła rzucił przeciw niemu wszystkie oddziały, które miał pod ręką, Po stosunkowo lekkiej walce udało się odeprzeć to uderzenie. Dzisiaj trudno już rozstrzygnąć, czy rosyjskiemu dowódcy zabrakło siły woli do zwyciężenia, po pełnych strat walkach pod Uzdowem, czy też obawiał się on flankowego natarcia od Saberau, skąd skutecznie ostrzeliwały Rosjan cztery ciężkie baterje grupy Muhlmanna. Dowódca rosyjski Samsonow, poznawszy że klęska jego armji jest zupełna, zastrzelił się, Zupełnie słusznie nasuwa się pytanie, dlaczego Rennenkampf, mimo ponawianych przez Samsonowa próśb radiotelegraficznych, nie ruszył się z miejsca. Wyjaśnienia przyczyn, które spowodowały jego bezczynność, są dla nas zupełnie niewystarczające. Mówią one, że armja jego poniosła w bitwie pod Gąbinem bardzo ciężkie straty, przyczem niektóre jednostki miały zmaleć o 50°/<> i więcej, oraz; *) Dywizja obrony krajowej v. d. Goltza, 3 dywizja rezerwowa, oddział wydzielony pod generałem von Ungerem i po jednej dywizji z 17 i 20 korpusu. (Przyp. autora). 29 że otrzymał wiadomości, mówiące jedynie o cofnięciu się 8 armji niemieckiej do Królewca, zatem nie mógł swej armji skierować w kierunku południowo zachodnim, gdyż twierdza królewiecka zagrażałaby jego flance. Każde posunięcie się Rennenkampfa naprzód musiałoby przeszkodzić katastrofie pod Sztymbarkiem, Dlatego pragnę przytoczyć pogłoskę, której nie można zupełnie odmówić prawdopodobieństwa, że mianowicie Rennenkampf nie pomógł Samsonowowi, z powodu osobistej nieprzyjaźni. Należy oczywiście przypuścić, że musiał on nie zdawać sobie dokładnie sprawy z doniosłości swego postanowienia i z ogromu klęski Samsonowa. Wiadomo mi, że istniała między nimi nieprzyjaźń osobista. Pochodziła ona z czasów bitwy pod Laojanem, w której Samsonow bronił, na czele syberyjskiej dywizji kozaków, kopalni węgla w Yentaj. Musiał on jednak wycofać się, mimo nadzwyczajnej waleczności swych kozaków, gdyż Rennenkampf pozostał ze swoim oddziałem bezczynnie na lewem skrzydle Rosjan, mimo ponawianych rozkazów wzięcia udziału w walce o kopalnie. Opowiadali mi naoczni świadkowie, że po bitwie przyszło na dworcu w Mugdenie do ostrej wymiany zdań między obydwoma dowódcami. Przypominam sobie, że już w czasie bitwy pod Sztymbarkiem rozmawiałem z generałem Ludendorffem o tem nieporozumieniu między obydwoma wodzami nieprzyjacielskimi, o możliwości jego psychologicznego wpływu oraz o moich w tym kierunku podejrzeniach. Jednego z ostatnich dni bitwy pod Sztymbarkiem, poprosił mnie generał Ludendorff do swego telefonu, do którego wzywał go pułkownik Tappen, szef oddziału operacyjnego Kwatery Głównej. Generał Ludendorff powiedział do mnie „Weź pan drugą słuchawkę, abyś pan mógł słyszeć czego chce pułkownik Tappen i co ja mu odpowiem". Pułkownik Tappen zawiadamiał, że do wzmocnienia 8 armji przeznaczono z frontu zachodniego 3 korpusy i dywizję kawalerji i zapytywał dokąd mają być skierowane transporty. Generał Ludendorff dał żądane wskazówki i wyraźnie oświadczył, że posiłki nie są nam koniecznie potrzebne i jeśliby zachód, oddając te korpusy, miał mieć jakieś trudności, to mogą tam pozostać. Pułkownik Tappen oświadczył, że oddziały te są zbyteczne na zachodzie. Następnego dnia powtórzyła się ta scena niemal dosłownie. Pułkownik Tappen wezwał do telefonu, ja miałem przy uchu drugą słuchawkę i zawiadomił, że przybędzie tylko korpus 11 i rezerwowy gwardji, oraz 8 dywizja kawalerjł, natomiast zapowiedziany wczoraj 5 korpus będzie użyty na zachodzie. Generał Ludendorff zaznaczył jeszcze raz, że korpusy te nie zdąża, do toczącej się już bitwy i że w ostateczności.z Rennen- 30 kampfem poradzimy sobie sami. Jeśli więc potrzeba tych korpusów do sprowadzenia szybszego rozstrzygnięcia na zachodzie to Naczelne Dowództwo może zupełnie nie uwzględniać wschodu. Pragnę obie te rozmowy wyraźnie podkreślić, gdyż często słyszy się twierdzenie, że Naczelne Dowództwo zdecydowało się na ta „brzemienne w następstwa odstąpienie" obu korpusów, jedynie wskutek wołań o pomoc i nacisku wywieranego przez wschód. Nad jeziorami mazurskiemu (Szkic Nr. 2). .(L .-M o Armja Samsonowa była pobita. Z pięciu jej korpusów półczwarta padło lub dostało się do niewoli, resztę musiano wycofać w okolice Warszawy, w celu sformowania na nowo. Mieliśmy wolne ręce do wystąpienia przeciw Rennenkampfowi. Koncentracja*) przeciw niemu była ukończona dnia 5 września, Do tego czasu armja Rennenkampfa zbliżyła się swojem prawem skrzydłem (około 2 dywizyj) do pozycyj nad Dejmą, dalej przez Gier-dawy-Dryfort do jeziora Mamry stały mniej więcej 3 korpusy, ze sła-bemi siłami lewego skrzydła na wschód od Lecu i grupami pod Orzyszem i Jańsborkiem. Armja rosyjska wyzyskała cały ten czas na wybudowanie silnych fortyfikacyj polowych. W skład armji Rennenkampfa wchodziły jeszcze cztery dywizje rezerwowe, jednak ugrupowanie ich nie jest mi znane. Na lewem jej skrzydle pojawił się w tych dniach także korpus finlandzki, Z papierów, zdobytych pod Sztymbarkiem, dowiedziało się dowództwo armji o istnieniu t, zw. „odwodu grodzieńskiego". W skład jego miał wchodzić, oprócz 22 korpusu finlandzkiego, także 3 korpus syberyjski, jednak nie można było brać go pod uwagę, gdyż transporty z Syberji Wschodniej nie mogły jeszcze do tego czasu nadciągnąć. Dowództwo armji zdecydowało się przeprowadzić natarcie na całym froncie. Cztery korpusu, Scholtza, Pliiskowa, Belowa i Gallwitza, miały nacierać od czoła, podczas gdy Morgen, Fran9ois i Mackensen mieli doprowadzić do rozstrzygnięcia przez natarcie oskrzydlające od południa i przez jeziora Mazurskie. 1. i 8 dywizja kawalerji miały przeciągnąć przez Lec na prawe skrzydło, aby po rozstrzygnięciu przeprowadzić pościg. *) Oddziały 8 armji były ustawione jak następuje: 3 dywizja rezerwowa (von Morgen} w okolicy Frydrychowa, 1. korpus (von Francois) na wschód od Szczytna przy drogach do Jańsborka i Mikołajek 17 korpus (von Mackensena) w okolicy Dźwie-rzut, 20 korpus (von Scholtz) w okolicy Wartemborka, 11 korpus (von Plusków) w okolicy Jezioran, 1. korpus rezerwowy (von Below) z 6 brygadą obrony krajowej w okolicy Licbarka, rezerwowy korpus gwardji (von Gallwitz) w okolicyJławki, dowództwo armji w Olsztynie; dywizja obrony krajowej Goltza i 70 brygada obrony krajowej zabezpieczały prawą flankę w okolicy Mławy i Myszynca. (Przyp. autora). 34 Natarcie od czoła stanęło w miejscu, jednak oskrzydlenie generała von Franęois doprowadziło do rozstrzygnięcia. W całym szeregu potyczek, stoczonych: dnia 7 pod Jańsborkiem, 8 pod Orzyszem, a 9 na północ od Wydmin, odrzucił on rosyjskie grupy, utorował 17 korpusowi generała von Mackensena wymarsz z Lecu i, naciskając oskrzydlające na lewo skrzydło Rennenkampfa, zmusił go do odwrotu. Już w czwartym dniu bitwy donosił meldunek lotniczy, że rozpoznający lotnik odniósł wrażenie, że główne pozycje rosyjskie są zupełnie nieobsadzone lub tylko słabo. Następnego dnia rano otrzymało dowództwo armji już całkiem pewną wiadomość, że Ren-nenkampf nie ma zamiaru przyjmowania natarcia i że przypuszczalnie jeszcze poprzedniego dnia dał rozkaz do odwrotu, I chociaż wiadomość ta odbierała nam nadzieję zadania Rennenkampfowi druz-goczącego ciosu, jednak skłamałbym twierdząc, że odwrót ten nie był dla nas bardzo miły. Natarcie czołowe na znakomicie zbudowane pozycje rosyjskie byłoby bardzo ciężkie. Wydaje mi się nawet wątpliwe czy powiodłoby się nam, Rennenkampf powinien był starać się jedynie o odparcie oskrzydlenia swego lewego skrzydła, które przeprowadzały trzy dywizje generałów von Fran9ois i von Morgena, Rozporządzał on na to co najmniej korpusem finlandzkim i sześcioma dywizjami swego odwodu. Odeprzeć mógł je bez trudu, nawet zaczepnie. Nasza 8 armja, chociażby nawet nie doznała może klęski, to w każdym razie nie byłaby mogła wykonać swobodnie swego najbliższego zadania, dopomożenia Austrjakom na południu Królestwa Polskiego, Po otrzymaniu wiadomości o odwrocie Rosjan, dowództwo armji. wydało rozkaz do pościgu w następującym porządku: l, korpus wzdłuż południowo-wschodnich krańców puszczy Ro-minckiej na Marjampol, 17 korpus na północ od puszczy Rominckiej w kierunku na Wysztyniec, 20 korpus przez Darkiejmy, Walterkiej-my na Płlluponen, 11 korpus na północ od Darkiejmów przez Gąbin na stołupiany, 1. korpus rezerwowy przez Wystruć na Piłkały, rezerwowy korpus gwardji z Albergi na Gross-Aulowóhnen, odwód główny Królewca na Tylżę; dywizje kawaler j i 118 miały przed 1. korpusem uczynić wypad na trakt Wierzbołowo-Kowno, Rozkaz ten wykonano tylko częściowo. Przed południem 11-go otrzymało dowództwo armji meldunek z dowództwa 11 korpusu, że przeważające siły nacierają na korpus. O natarciu tem wiedziało już dowództwo armji z podchwyconej rosyjskiej depeszy radiotelegraficznej, z której wynikało, że ma się do 35 czynienia jedynie z wypadem trzech pułków jednej rosyjskiej dywizji rezerwowej. Chociaż dowództwo armji zwróciło korpusowi uwagę na tę swoją wiadomość, jednak korpus upierał się przytem, że jego doniesienie o natarciu przeważających sił jest słuszne. Jest rzeczą zrozumiałą, że nie można było odrzucić zupełnie przypuszczenia, iż Rennenkampf może próbować sprawienia sobie pewnej ulgi przez silne uderzenie zaczepne, by powstrzymać w ten sposób 8 armję w pościgu. Wskutek tego, dowództwo armji dało się skłonić do polecenia 17 i l, korpusowi, by skręciły ze swej drogi, w celu przyjścia z pomocą 11 korpusowi. Spowodowało to zupełnie zbyteczne zatrzymanie pościgu i, mimo silnego nalegania ze strony dowództwa armji, nie można już było nadrobić straconego czasu, 14 września stoczono pod Wyłkowyszkami jeszcze jedną ostrą potyczkę ze strażami tylnemi. Mimo wielkiej zręczności, którą wykazali Rosjanie w odwrocie, mimo bezwzględności z jaką kazali maszerować po obu stronach drogi kilku kolumnom obok siebie, przecież podczas przechodzenia przez Stołupiany marsz ich doznał zatrzymania. Dlatego, aby umożliwić uratowanie siły głównej, poświęcono pod Wyłkowyszkami straż tylną. Ta walka ze strażą tylną zakończyła bitwę nad jeziorami Mazurskiemi. Główną zasługę wielkiego powodzenia ponosi korpus Francois, a szczególnie dywizja rezerwowa von Morgena, która zabezpieczając prawe skrzydło prącego naprzód korpusu, w wielu natarciach odrzuciła korpus finlandzki. Obok uwolnienia Prus Wschodnich, spowodowała ta bitwa pewność, że i armja Rennenkampfa jest na dłuższy czas unieszkodliwiona. Armja ta poniosła znaczne straty w ludziach i w materjale. Aby ją przyprowadzić do porządku, musiano ją na wiele tygodni schronić za barjerę Niemna i jego twierdz. Rennenkampf nie doznał druzgo-ezącej klęski, a ja sądzę, że zadanie mu jej nie było możliwe. Oskrzydlić go obustronnie nie można było, gdyż stał temu na przeszkodzie i wzajemny stosunek sił i teren. Można było, rozumie się, być nieco oszczędniejszym w przeznaczaniu sił do wykonania natarcia czołowego. Gdyby się było obydwa świeżo przybyłe korpusy wprowadziło w działanie nad Dejmą, jak to proponuje w swej książce generał von Francois, to siły dwóch korpusów byłyby za szczupłe do przeprowadzenia natarcia czołowego na przestrzeni 50 kilometrów. Każde zaczepne uderzenie Rosjan mogło pociągnąć za sobą fatalne skutki, gdyż nie znaliśmy ani sił ich dywizyj rezerwowych, ani też siły dalszych oddziałów linjowych, które mogli w tym czasie sprowadzić. Z drugiej strony takie uderzenie dwóch korpusów przez odcinek Dejmy natrafiłoby na znaczne trudności. Gdyby natar- 36 cię mimo wszystko udało się, wtedy mógł Rennenkampf rozpocząć swój odwrót o jeden dzień wcześniej, w czem nie mogłoby mu przeszkodzić uderzenie tych dwóch korpusów. Można się jednak spierać o to, czy nie byłoby korzystne użycie jeszcze jednego korpusu do manewru oskrzydlającego na prawem skrzydle. Za sprawę, sprzymierzeńców na południu Królestwa Polskiego. (Szkic Nr. 4). w- a Podczas gdy armja nasza toczyła bitwy pod Sztymbarkiem i nad jeziorami Mazurskiemi, położenie na zachodnim terenie wojny i u sprzymierzonych Austrjaków przybrało niekorzystny obrót. Na zachodzie, po zwycięskim z początku marszu armij niemieckich, nastąpiło dnia 9 września fatalne postanowienie odwrotu, powzięte przez generała von Biilowa. O zdarzeniach na zachodzie dowiedzieliśmy się jedynie w formie pogłosek o tem, że nastąpiło przeciwuderzenie, które powstrzymało posuwanie się Niemców naprzód. Dowództwa armji nie zawiadomiono ani o tem jak się to stało, ani też gdzie. Dochodziły nas natomiast dokładniejsze wieści o niepomyślnych walkach, które stoczyli Austrjacy w okolicy Lwowa, oraz o ich odwrocie za San w kierunku Krakowa, Należało przyjść z pomocą sprzymierzeńcom, gdyż na podstawie umowy, zawartej przed wojną przez szefów sztabów generalnych obydwóch stron, mieli do tego wszelkie prawo. Naczelne Dowództwo zarządziło oddanie w tym celu dwóch korpusów i przewiezienie ich na Śląsk, Miały one stworzyć tam zaczątek nowej armji, której dowódcą mianowano generała artylerji von Schuberta, a szefem sztabu generała Ludendorffa, Generał Ludendorf.f wyjechał na Śląsk, wszedł w bezpośrednią łączność z Naczelnem Dowództwem austrjackiem i ustalił, że pomoc przez odstąpienie dwóch korpusów nie jest wystarczająca. Doszedł on do przekonania, że sprzymierzeniec nasz znacznie więcej ucierpiał niż przypuszczano, że zatem położenie wymaga energiczniejszych zarządzeń w celu dopomożenia mu. Zapronował użycie do tego głównych sił 8 armji, pod dowództwem Hindenburga. Wniosek ten przyjęto i stworzono 9 armję*) pod wodzą Hindenburga, a szefem sztabu został Ludendorff. Część sztabu 8 armji prze- *) Rezerwowy korpus gwardii, 11, 17 i 20 korpus oraz główne odwody Poznania i Torunia, każdy w sile jednej dywizji. (Przyp. autora). 40 szła do armji 9, między innymi i ja. Generał von Schubert objął dowództwo nad częścią 8 armji*), pozostawioną jako ochrona Prus Wschodnich. Rozumie się, że zadanie armji pozostawionej w Prusach Wschodnich mogło być tylko obronne. Uznano jednak za wskazane, aby utrzymała się jak najdłużej po tamtej stronie granicy niemieckiej, na linji Suwałki-Wyłkowyszki, osiągniętej po bitwie nad jeziorami Ma-zurskiemi. Ostatnie zarządzenie dotychczasowego dowództwa armji przywiozłem osobiście generałowi von Francois do Wyłkowyszek. Nakazywało ono natychmiastowe rozpoczęcie budowy pozycyj ufortyfikowanych po tamtej stronie granicy niemieckiej. Generał von Francois niewiele ufał wtedy pozycjom ufortyfikowanym. Był on tego zdania, że łatwiej będzie wypełnić zadanie niedopuszczenia Rosjan do Prus Wschodnich przez szereg uderzeń zaczepnych. Rozkazu wybudowania tych pozycyj nie wypełniono, lecz rozbudowano zaczęte już pozycje nad Węgorappą. Różne były poglądy na użycie 9 armji. Dowództwo armji brało najpierw pod uwagę działania zaczepne z Prus Wschodnich przez Siedlce, Jako drugie wyjście, rozważano ofensywę z Torunia na Warszawę z lewem skrzydłem, posuwającem się wzdłuż Wisły. Generał-pułkownik Conrad von Hótzendorf popierał w pierwszych tygodniach wojny myśl uderzenia przez Siedlce. W przedwojennych listach, wymienionych między generałem von Conradem a generałem von Moltkem, myśl ta odgrywała ważną rolę. Wskazywał na nią Conrad jako na najskuteczniejszy sposób wsparcia ofensywy austrajacko-węgierskiej. Teraz było już jednak na to za późno. Stan wojska austrjackiego wymagał wsparcia bezpośredniego, walki „ramię przy ramieniu". 9 armja otrzymała zatem od Naczelnego Dowództwa rozkaz do rozwinięcia się tuż na północ od Krakowa. . Dowództwo armji udało się do Bytomia. Generał Ludendorff wyjechał 18 września do austrjackiej kwatery głównej w Nowym Sączu, w celu porozumienia się z arcyksięciem Fryderykiem, naczelnym wodzem i Conradem von Hotzendorfem, szefem Sztabu Generalnego wojska austrjackiego, w sprawie operacji, którą miano przeprowadzić. Nie wyniósł on dobrego wrażenia o stanie sprzymierzonego wojska. Straty Austrjaków, spowodowane bitwą pod Lwowem i odwrotem, musiały być olbrzymie. Inaczej nie mógł sobie wytłumaczyć faktu, że *) 1. korpus, 1. korpus rezerwowy, 3 dywizja rezerwowa, dywizja rezerwowa Goltza, główny odwód Królewca, 1. dywizja kawalerji i kilka brygad obrony krajowe} (przyp. autora}. 41 na wąskiej przestrzeni, między Karpatami i Wisłą, znalazło miejsce na zachodnim brzegu Wisłoki około 40 dywizyj, które stanowiły masę wojska austrjacko-węgierskiego. Znaczna część młodych oficerów i podoficerów zawodowych padła. Była to strata niepowetowana, której wojsko austrjackie nie zdążyło już uzupełnić do końca wojny. Z opowiadania Ludendorffa o przebiegu rokowań odniosłem wrażenie, że uzyskano jednomyślność w sprawie szybkiego podjęcia zpowrotem działań zaczepnych. 9 armję miano przytem wzmocnić podległym jej już korpusem obrony krajowej Woyrscha i l armją au-strjacką Dankla, która w najkrótszym czasie miała przejść na prawy brzeg Wisły. Jednomyślności tej zaprzeczono w książce Karola Fryderyka Nowaka p.t. „Droga do katastrofy", napisanej na podstawie zwierzeń i uwag generała von Conrada. Generał von Conrad miał być bowiem tego zdania, że najpierw należy stworzyć wspólny, mocny front obronny, a z niego rozpocząć później stopniowo działania zaczepne. Aczkolwiek wysoko cenię dużą wiedzę i znakomite zdolności wodza, które posiadał generał von Conrad, to przecież nie mogę zgodzić się z tem zdaniem. Rosjanie ścigali Austrjaków wszystkiemi swemi siłami aż do Sanu, słabszemi już za San, po osaczeniu Przemyśla, Należało jednak przypuszczać, że to ulżenie Austrjakom było tylko przejściowe, a spowodawały je trudności, z któremi walczył dowóz rosyjski. Chodziło o to, by pomóc szybko i jak najrychlej wyzwolić Austryjaków, wpakowanych w klin między górami i Wisłą. 9 armja powinna była zmusić Rosjan do zwrócenia przeciw sobie możliwie jak największych sił z oddziałów, które ścigały Austrjaków. Można to było uzyskać jedynie przez wystąpienie czynne, przez posunięcie się naprzód ku Wiśle. W gubernji warszawskiej, a przynajmniej w tej części, na której, terenie miała działać 9 armja, stało tymczasem tylko kilka dywizyj kawalerji i kozaków. Dowództwo 9 armji ani na chwilę nie wątpiło w to, że jego armja nie jest dość silna do zadania stanowczej klęski wojsku rosyjskiemu, stojącemu naprzeciw Austrjaków. Dnia 27 września była 9 armja gotowa do działań*). *) 11 korpus tuż na pólnoc od Krakowa, korpusy: rezerwowy gwardji, 20 i 17 oraz 35 dywizja rezerwowa (główny odwód Torunia) między Katowicami i Kluczborkiem, 18 dywizja obrony krajowej (główny odwód Poznania) i 8 dywizja, kawalerji między Kępnem i Kaliszem; z 35 dywizji rezerwowej, 18 dywizji obrony krajowej i dywizji kawalerji stworzono korpus, pod dowództwem bawarskiego, generała von Frommela. (Przyp. autora). 42 Dnia 29 września rozpoczął się ruch naprzód przeciw linji ciągnącej się przez Opatów—Ostrowiec—Iłżę—Radom—Tomaszów—Koluszki — na wschód od Łodzi. >•-,.• Nieprzyjaciel z początku nie stawiał żadnego oporu. Małe od-działki kawalerji i sotnie kozackie cofały się przed nami, O masie -wojska rosyjskiego wiedzieliśmy narazie tylko z kilku pochwyconych depesz radiotelegraficznych, że dowództwo rosyjskie cofnęło ~w tył trzy korpusy. Wiadomości te nie mogły jednak odnosić się do naszego obecnego posuwania się naprzód. Przypuszczaliśmy, że oddziały te są przeznaczone do wsparcia armji Rennenkampfa, na wieść o jego klęsce w Prusach Wschodnich. Rosyjski wódz naczelny, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, dowiedziawszy się o posuwaniu się naprzód 9 armji, powziął postanowienie, zakrojone na szerszą skalę. Wyciągnął on mianowicie z siły głównej wojska walczącego z Austrjakami koło czternastu korpusów i poprowadził je koleją i marszami pieszemi za Wisłą ku północy. .Mniejsza ich część miała następnie przejść przez Wisłę i w natarciu czołowem związać armję niemiecką. Większość zaś, wzmocniona korpusami syberyjskiemi, które w tym czasie wyładowywano w Warszawie i w jej okolicy, miała przejść do natarcia oskrzydlającego z linji Modlm—Warszawa. . . • Pomysł był dobry. Wielki książę zorjentował się, że powinien przedewszystkiem zupełnie odpędzić 9 armję, a następnie zpowro-tem podjąć swój rozrachunek z wojskiem austrjackiem. Początkowo plan jego był nam zupełnie nieznany, zauważyliśmy tylko, że stacje radiotelegraficzne korpusów rosyjskich zgłaszały swe miejsca postoju coraz to dalej, z czego wnosiliśmy, że znaczne siły rosyjskie przesuwają się za Wisłą ku północy^ Pierwsze skutki planu wielkiego księcia były dla sprzymierzonych tylko przyjemne, gdyż wojsko austrjackie mogło zpowrotem rozpocząć ruch naprzód, posunęło się znacznie i niemal bez walki •doszło 9 października do Sanu i wkroczyło do Przemyśla, Już 4 października stoczyliśmy pod Opatowem nieznaczną po-iyczkę z dwiema brygadami rosyjskich strzelców, które wysłano przez Wisłę jako straż przedmą rosyjskiego korpusu gwardji. Rezerwowy korpus gwardji, który maszerując dalej ku wschodowi mógł odciąć te dwie brygady strzelców, dał się skusić do przedwczesnego skręcenia przeciw nieprzyjacielskiemu skrzydłu północnemu, co spowodowało szybką ucieczkę tych brygad. Podobnie i Mackensen stoczył pod Radomiem małą utarczkę z dwiema dywizjami kozaków. 43 Tymczasem dowództwo armji poznało, że Rosjanie wyciągnęli z frontu naprzeciw Austrjaków bardzo znaczne siły z zamiarem zwrócenia ich przeciw 9 armji. Jednakowoż nie można było jeszcze przejrzeć rozmiarów całej operacji, zamierzonej przez wielkiego księcia. Wydawało się zaś możliwe zadanie Rosjanom silniejszego ciosu przez Austr jaków, wobec nieznacznego oporu na jaki dotychczas natrafiali. 9 armja, broniąc się, trzymałaby tymczasem w szachu zwrócone przeciw sobie siły nad Wisłą. Ważne więc znaczenie miało wyjaśnienie położenia pod Warszawą, a równocześnie przeszkodzenie Rosjanom w przekroczeniu znacznie j szemi siłami Wisły między Sandomierzem i Warszawą. W tym celu 9 armja musiała przy dalszem posuwaniu się naprzód podejść daleko na północ i bardziej rozciągnąć swoje oddziały oraz podległą sobie l armję austrjacką, aby wypełnić cały front między ujściem Sanu i Warszawą. Generał Mackensen, któremu podlegał korpus Frommela, otrzymał rozkaz maszerowania z Radomia prosto na północ na Warszawę. O ile pamiętam, to w tym czasie nie mieliśmy jeszcze żadnych wiadomości o wyładowywaniu pod Warszawą korpusów syberyjskich, o czem wspomina generał Ludendorff w swych pamiętnikach. Przeciwnie, chodziły słuchy, że w Warszawie znajduje się tylko koło 60.000 chorych i rannych z walk w Prusach Wschodnich. Na prawem skrzydle armjł ustawiono naprzeciw Annopola 38 dywizję z 11 korpusu, aby dodać więcej siły armji Dankla, a następnie przejść w tem dogodnem miejscu przez Wisłę, o ileby Austrjakom udało się przekroczyć San i pójść naprzód. Jeszcze jedna rosyjska straż przednia przeszła przez rzekę pod Puławami, zaatakowaliśmy ją jednak i odrzucili. Jedna z brygad 20 korpusu natknęła się na nieprzyjaciela, który przekroczył Wisłę pod Kozienicami, na północ od Dęblina. Dowódca tej brygady przecenił zapewne siły oddziałów, które przeszły przez rzeką i zwlókł z przeprowadzeniem natarcia. Dzięki temu zdołali Rosjanie (oddziały kaukaskie) usadowić się na lewym brzegu Wisły i postawić most. Oddziały te walczyły z nadzwyczajnem męstwem i już nie udało się potem odrzucić ich zpowrotem na drugi brzeg rzeki. Wzmocniony korpus Mackensena, który szedł na Warszawę, natknął się w Grójcu na strzelców syberyjskich, odrzucił ich w ostrem starciu i w pościgu doszedł pod samą Warszawę, od strony południowej. Przy zwłokach jednego z oficerów rosyjskich, który padł pod Grójcem, znaleziono rozkaz i szkic, które odkryły nam cały plan Rosjan. 44 Korpusy syberyjskie wykonały z Warszawy energiczne natarcie na Mackensena, który odparł je. Nieprzyjaciel próbował ponownie przeprawić się przez Wisłę pod Kalwarją, na południe od Warszawy, jednakowoż odrzuciła go 37 dywizja z 20 korpusu. Na południe od 37 dywizji, naprzeciw ujścia Pilicy, stała druga dywizja 20 korpusu, wzmocniona austrjacką dywizją kawalerji. Łączył się z niemi wzmocniony rezerwowy korpus gwar-dji, który stał naprzeciw Kozienic i Dęblina i zamykał dostęp do tej twierdzy. Odrzucenie 3 korpusu kaukaskiego na przeciwny brzeg Wisły, jak już wspomniałem, nie powiodło się. Przytem pogoda zepsuła się w tym czasie, a wskutek nieustannych opadów wykopanie rowów strzeleckich w rozmiękłej glebie niziny nadwiślańskiej stało się niemożliwe. Chociaż ogony łóż artylerji rosyjskiej spoczywały dosłownie w Wiśle, jednak korpus kaukaski trzymał się kurczowo na lewym brzegu i nietylko że nie pozwolił się z niego zepchnąć, lecz nawet przez ciągłe natarcia usiłował rozszerzyć zajmowany przez siebie obszar. Zamiar ten nie powiódł mu się, gdyż wszystkie natarcia odparto, zadając Rosjanom ciężkie straty. Na południe od rezerwowego korpusu gwardji, naprzeciw mostów pod Puławami i Kazimierzem, stał korpus obrony krajowej Woyr-scha. Rosjanie próbowali także pod Kazimierzem przekroczyć Wisłę, lecz korpus Woyrscha bez trudu unicestwił ich zamiar. Na południe od korpusu obrony krajowej stały siły główne ll korpusu. Nie dopuszczano zatem Rosjan do przekroczeina Wisły, z wyjątkiem jednego punktu pod Kozienicami. 9 armja zamknęła Wisłę od ujścia Sanu do Kalwarji i naogół zabezpieczyła położenie na tym, odcinku frontu. Sprowadzenie przez Rosjan dalszych posiłków i natarcie oskrzydlające na Mackensena od Modlina, w kierunku południowo-zachodnim, było już tylko kwestją czasu. Ziściłoby to plan wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza i zwinęłoby cały front 9 armji. Należało zatem wzmocnić Mackensena, by mógł tak długo opierać się, aż Austrjacy przekroczą San i odniosą zwycięstwo, którego spodziewał się wówczas generał Conrad. Rozporządzano w tym celu 1. armją austrjacko-węgierską, której można było użyć dwojako, albo, przeprowadziwszy ją poza całym frontem na północ, oddać Macken-senowi, albo użyć jej nad Wisłą, a zwolnione w ten sposób oddziały dać Mackensenpwi. Dowództwo 9 armji pragnęło użyć jej w sposób pierwszy, gdyż drugi wymagał więcej czasu / 45 Jednak generał von Dankl, przybywszy z podpułkownikiem von Waldstatten, szefem oddziału operacyjnego, do Radomia do dowództwa armji oświadczył, że ma ścisły rozkaz niegodzenia się na użycie swej armji na północ od Pilicy. Co mogło spowodować taki rozkaz, tego w dowództwie armji nikt nie mógł zrozumieć. O jego zmianę i oddanie armji Dankla do nieograniczonego rozporządzenia proszono telegraficznie austrjackie Naczelne Dowództwo ł bezpośrednio cesarza Franciszka Józefa, do którego zwrócił się też cesarz niemiecki. Lecz wszystko było daremne, a cesarz Franciszek Józef nie chciał wdawać się w tę sprawę. Generał Dankl zaproponował, by dowództwo 9 armji ściągnęło •oddziały niemieckie z pod Dęblina, wówczas on ustawi swoją armję na południe od Dęblina, frontem ku północy, a gdy Rosjanie wyjdą z twierdzy wtedy c. i k. 1. armja natrze na nich i pobije ich. Dowództwo 9 armji będzie więc mogło oddać Mackensenowi wyciągnięte z pod Dęblina oddziały. Oprócz tego przewidywał generał von Dankl, że pobiwszy Rosjan, wychodzących z Dęblina, potrafi skłonić swe Naczelne Dowództwo do pozwolenia na użycie części armji na północ od Pilicy. Podczas omawiania tej operacji przez generała von Dankla z generałem pułkownikiem von Hindenburgiem i z generałem Luden-dorffem, przedstawiłem swój pogląd na nią podpułkownikowi von Waldstatten. Wskazałem mu na dwa błędy, tkwiące w pomyśle •austrjackim. Po pierwsze nie było żadne] pewności, że Rosjanie, po odejściu od twierdzy naszych oddziałów, wyjdą z niej, mogło się zatem zdarzyć, że c. i k. 1. armja będzie stać bezczynnie w miejscu, gdy na północy obejście lewego skrzydła może zmusić Mackensena do odwrotu. Drugi, jeszcze większy skrupuł leżał w tem, że Rosjanie mogli znacznemi siłami przejść przez Wisłę i zadać klęskę 1. armji austrjackiej. Niestety obawy moje spełniły się. Niebezpieczeństwo oskrzydlenia armji Mackensena stawało się coraz większe. Oddziały 1. armji austryjackiej nadchodziły powoli i zmiana oddziałów niemieckich nad Wisłą zabierała dużo czasu. Dowództwo armji musiało zatem zdecydować się na cofnięcie lewego skrzydła, na linję Mrawa*)-Skierniewice-Łowicz. Korpus obrony krajowej poprowadzono na linję Nowe Miasto-Mrawa*). Potem można było zebrać na południe od Pilicy korpusy 20, 11 i rezerwowy gwardji. Grupa Mackensena i korpus obrony krajowej *) Zapewne Rawa (przyp tłum.). 46 miały w nowem ugrupowaniu przyjąć natarcie Rosjan, wychodzących z Warszawy, gdy tamte trzy korpusy mogły wykonać zwarte uderzenie na północ. Mogło to było stać się pod warunkiem, że położenie na tyłach tych korpusów było zabezpieczone, a wymagało to, z jednej strony, aby oddziały austrjackie, które zluzowały 11 korpus i korpus obrony krajowej, zapewniły ochronę Wisły, z drugiej strony, aby siły główne c. i k. 1. armji, stojącej na południu od Dęblina, pokonały Rosjan, wychodzących z tej twierdzy. Cofnięcie Mackensena nie usuwało niebezpieczeństwa, grożącego jego lewemu skrzydłu, gdyż Rosjanie mieli sił poddostatkiem i równocześnie z natarciem czołowem mogli wykonać obejście, Z niebezpieczeństwem tem musiano tak długo liczyć się, jak długo można było spodziewać się, że armje austrjackie pobiją Rosjan nad Sanem, Stawało się to jednak coraz bardziej wątpliwe, gdyż Austrjakom nie udało się przejść przez San, przekroczyli go natomiast Rosjanie, przeprowadziwszy pomyślne natarcie na c. i k. 4 armję w nocy z 17 na 18, W nocy z 18 na 19 rozpoczął Mackensen ruch odwrotowy, przy-czem udało mu się, bez zbytnich strat w ludziach i w materjale, opuścić poprzednio wspomniane pozycje. 25 i 26 wykonali Rosjanie bardzo silne natarcia na 37 dywizję^ piechoty, korpus obrony krajowej i grupę Mackensena, stojące na HnjL Nowe Miasto-Łowicz, Natarcia te odparto, jednak lewe skrzydło Mackensena musiano wygiąć wtył, a 37 dywizję piechoty, walczącą pod Nowem Miastem, przenieść na południowy brzeg Pilicy, Do tego ostatniego' kroku skłoniła dowództwo armji okoliczność, że dywizja ta miała za plecami wezbraną wskutek opadów rzeką, z jednym tylko mostem, narażonym na ostrzeliwanie przez artylerję rosyjską. Był już najwyższy czas, by oddziały niemieckie, stojące na południe od Pilicy, wykonały uderzenie zaczepne na północ, jednakowoż nie wypełniono podstawowego warunku do tego, nie zdołano bowiem zabezpieczyć tym oddziałom tyłów. Nastąpiło to, co w rozmowie z podpułkownikiem von Waldstatten przewidywałem jako drugą możliwość. Rosjanie wyszli znacznemi siłami z Dęblina, i ze swych pozycyj pod Kozienicami, Austrjacy natarli na nich i ponieśli klęskę. Na pierwszą wieść o tem, że posuwanie się c. i k. 1. armja naprzód natrafia na trudności i że natarcie jej zatrzymuje się, dowództwo armji poleciło rezerwowemu korpusowi gwardji natrzeć w kierunku, na Kozienice, pragnąc wesprzeć w ten sposób lewe skrzydło c. i k, 1. armji. 47 1 Dnia 27, koło godziny l po południu, zgłosił się do mego telefonu starszy szeregowiec naszego oddziału telefonicznego, którego, przenosząc miejsce postoju dowództwa z Radomia do Końskiego, pozostawiliśmy z częścią tego oddziału w Radomiu i powiedział mi co następuje: „Przed chwilą podsłuchałem rozkaz, przesyłany przez dowództwo armji austrjackiej, który prawdopodobnie będzie pana obchodził — l, armja austrjacka ma natychmiast rozpocząć odwrót, jednakowoż przed godziną 6 wieczorem nie wolno zawiadomić o tem niemieckiego rezerwowego korpusu gwardji". Meldunek ten wyprowadził mnie z równowagi, wezwałem podpułkownika v. Waldstattena do aparatu i wcale nie ukrywałem przed nim mego mniemania. Dzięki mej rozmowie, udało się przynajmniej tak długo powstrzymać lewo-skrzydłową dywizję l armji, aż zdołaliśmy o zmroku wycofać rezerwowy korpus gwardji, którego natarcie, zarządzone celem wsparcia c, i k, armji, postępowało pomyślnie naprzód. Tymczasem polecono 11 korpusowi wymaszerować na północ od Łodzi, celem wsparcia lewego skrzydła Mackensena. Niedopisanie oddziałów austrjackich pod Dęblinem spowodowało zupełną zmianę położenia. Należało przypuścić, że ruch wsteczny udzieli się i tym częściom c. i k. l armji, które stały dalej: na południe, dzięki czemu 9 armja całkowicie zawisnęłaby w powietrzu. Należało więc wycofać ją na znaczną odległość, aby uzyskać swobodę, konieczną do dalszych działań, Austrjaccy i niektórzy niemieccy pisarze twierdzą że odwrót c. i k. l armji spowodowała klęska i cofanie się 9 armji z pod Warszawy. Jak widać z tego, co powyżej przedstawiłem, zdanie to jest niesłuszne. Przyczyną nieudania się naszego uderzenia na Warszawę było-to, że armje austrjackie, walczące na południe od Wisły, nie zdołały przejść przez San i pokonać Rosjan, osłabionych tam wskutek oddania znacznych sił do przeprowadzenia operacji przeciw 9 armji. 9 armji zależało obecnie na tem, by tak oderwać się od Rosjan, żeby nie mogli zbyt szybko posuwać się za nią. Jak już wspomniałem, dowództwo armji zdawało sobie z tego sprawę, że jeśli Rosjanie zwrócą się przeciw 9 armji ze znacznie przeważającemi siłami, wówczas jej siły będą za szczupłe do uzyskania rozstrzygającego powodzenia. Dlatego też, podczas posuwania się naprzód, w przewidywaniu odwrotu, poczyniono przygotowania do zniszczenia kolei i dróg. Przygotowane wtedy zniszczenia wykonano teraz z całą; energją. 48 Sam odwrót*), nakazany na 27, odbył się w największym porząd-Icu i bez żadnych przeszkód. Rosjanie przeprowadzili na całym froncie energiczny pościg, a równocześnie wystąpili zaczepnie przeciw Prusom Wschodnim i oddziałom ochraniającym naszą granicę w okolicy Mławy, Położenie na całym wschodnim teatrze wojny przybrało poważny obrót. Zgodnie ze zdaniem intendenta naszej armji, radcy tajnego dr. Kebera, byłem przekonany, że posuwanie się armji niemieckiej naprzód musi utknąć, skoro oddali się ona o jakich 100 km od kolei. Przypuszczając, że Rosjanie, których wymagania były skromniejsze, a obchodzenie się z końmi bezwzględniejsze niż nasze, pójdą o 20 km dalej, doszliśmy do przekonania, że jeśli uda się nam tak gruntownie zniszczyć koleje, iż do ich odbudowania będzie potrzeba dłuższego •czasu, wówczas pościg nieprzyjacielskie chwilowo musi zatrzymać się jeszcze na ziemi rosyjskiej, na wschód od granicy niemieckiej. Zatrzymanie się pościgu musiałoby trwać szereg dni i tym właśnie okresem rozporządzała 9 armja, by przygotować nową operację. Coraz jaśniej stawało przed oczyma dowództwa armji, że podobna operacja może polegać tylko na przeprowadzeniu koleją i pieszo silnych części armji na południe od Torunia. Wzmocniwszy je oddziałami z Prus Wschodnich lub z zachodniego teatru wojny, należało ^wystąpić zaczepnie wzdłuż Wisły przeciw prawemu skrzydłu i flance .Rosjan, którzy w pościgu za 9 armją posuwali się w kierunku Śląska. Gruntowne zniszczenie kolei i dróg powiodło się, w znacznej mierze dzięki roztropności i energji kapitana bawarskiego Sztabu Generalnego Sperra, któremu generał Ludendorff powierzył jego wykonanie, W ostatnich dniach października zawezwano generała Luden- •dorffa do Berlina, w celu porozumienia się z generałem von Falken-łaynem. Dopiero wtedy dowództwo armji poznało bliższe szczegóły zdarzeń, które zaszły na zachodnim teatrze wojny. ") Oddziały 9 armji cofały się: rezerwowy korpus gwardji, 20 korpus i korpus obrony krajowej na północ od Krakowa oraz na północ od Częstochowy; 17 korpus i korpus Frommela w stronę Wielunia; 11 korpus na południowy zachód •od Sieradza, Na lewem skrzydle zbierały się: 8 dywizja kawalerji, oddana nam do rozporządzenia c. i k. 7 dyw. kawał, i przewieziona z zachodu 5 dyw. kawał, Generał von Frommel objął dowództwo nad temi trzema dywizjami kawalerji, zaś generał hr. Bredow, dotychczasowy dowódca 18 dywizji obrony krajowej, dowództwo nad korpusem generała Frommela. Oddziały austrjackie cofały się po obu brzegach Wisły, w kierunku Krakowa, drobniejsze odeszły w Karpaty. , Pierwsze zaniedbanie. Wspomnienia. Pierwotnego planu działań Schlieffena nie wykonano. Przewidywał on zupełne osłabienie lewego skrzydła niemieckiej koncentracji i ewentualne cofnięcie go, w razie natarcia francuskiego, na linję Metz—Strassburg — fortyfikacje górnego Renu. Nie wiem tego, czy sam hr. Schlieffen, w którymś szczególe zmienił swój plan koncentracji, czy też może zmienił go który z jego następców. Mogliby to wyjaśnić tylko dwaj późniejsi szefowie wydziału koncentracji, dzisiejsi generałowie von Stein i Ludendorff. Z rozważań, podanych przeze mnie poniżej, można domyśleć się, że przecież postanowiono wzmocnić lewe skrzydło niemieckie. Zebranie na prawem skrzydle niemieckiem silnych oddziałów musiało w początkowem stadjum koncentracji natrafić na duże trudności. Wykonywanie poruszeń przez kilka armij, ustawionych jedna za drugą, było trudne, zwłaszcza o ile chciano uniknąć naruszenia neutralności i Holandji. Dopiero zrobienie sobie więcej miejsca w Belgji, przez zdobycie Leodjum, pozwalało na stopniowe posuwanie naprzód armij ustawionych w drugiej i w trzeciej linji. Jeśliby więc rozwinęło się w rzutach za prawem skrzydłem jeszcze i drugą i trzecią armję, wówczas mogło się zdarzyć, że oddziały te stałyby przez pierwsze dni wojny bezczynnie w miejscach swej koncentracji. Dlatego mógł komuś przyjść do głowy pomysł (wywołany również i chęcią równomiernego użycia wszystkich linji kolejowych) przewiezienia najpierw na lewe skrzydło części oddziałów, przeznaczonych dla prawego. Należało przypuścić, że Francuzi spróbują w pierwszych dniach wojny wtargnąć do pro-wincyj, które mieli oswobodzić, to jest do Alzacji i Lotaryngji. Takie powodzenie na samym początku podniosłoby bez wątpienia nastrój narodu i wojska francuskiego. Bardzo praktyczne zatem byłoby przeszkodzenie mu, o ileby się udało bez wprowadzenia zamieszania we własną koncentrację i własny zamiar zaczepny. Wtargnięciu Francuzów do Alzacji i Lotaryngji można było zatem przeszkodzić, przewożąc tam część oddziałów, przeznaczonych na prawe skrzydło, należało je jednak natychmiast wsadzić zpowrotem do pociągów i przewieźć 52 na miejsce przeznaczenia, to jest na prawe skrzydło. Czy znane rozwodnienie planu Schlieffena opierało się na tych właśnie rozważaniach, tego, jak już wspomniałem, nie wiem. Postępowanie niemieckiego Naczelnego Dowództwa dowodzi, że tak być nie musiało. Pozostawiono bowiem lewe skrzydło tak silne jak było, polecono 6 i 7 armji prowadzić dalej zaczepną bitwę w Lotaryngji, a nawet zgodzono się na próbę przerwania francuskich fortyfikacyj zaporowych nad górną Mozelą. Było to stanowczo świadome zboczenie od pierwotnego planu Schlieffena, który dążył do rozstrzygnięcia przez ofensywę silnego prawego skrzydła, omijającą francuską linję zaporową. Hrabia Schlieffen byłby zapewne zaproponował cesarzowi inny plan działań i uniknąłby pogwałcenia neutralności Belgji, gdyby sądził, że przerwanie francuskiej linji zaporowej nad Mozelą da się uskutecznić tak łatwo, jak je, zdaniem generała Tappena, autora książki p. t. „Aż do Marny w r. 1914", przeprowadziło dowództwo 6 armji. Trzymając się planu hrabiego Schieffena, należało wyciągać oddziały z lewego skrzydła, przesuwać je koleją lub pieszo na prawe i kazać im postępować za niem, w miarę jak przestrzeń, wyznaczona do marszu, pozwalała na ich użycie. Prawdziwie zagrożone było podczas działań tylko prawe skrzydło i ono miało w dodatku sprowadzić rozstrzygnięcie. Jedno z głównych prawideł wojny mówi, że nigdy nie możemy być wystarczająco silni w tem miejscu, w którem zamierzamy osiągnąć rozstrzygnięcie. Naczelne Dowództwo nietylko nie wzmocniło prawego skrzydła, lecz przeciwnie, zabrało mu w toku dalszych działań dwa korpusy, które przysłało 8 armji do Prus Wschodnich, chociaż nie było o to proszone. Niezrozumiałe wydaje się to co pisze generał Tappen, ż^ Wielka Kwatera Główna, na podstawie wiadomości, otrzymanych przez Naczelne Dowództwo do 25, które mówiły o powodzeniach, odniesionych przez wszystkie armje, uwierzyła w to, iż rozstrzygająca walka na zachodzie jest już skończona i to pomyślnie dla Niemców. Jeśli nawet armje przysłały naprawdę przesadzone raporty o swych zwycięstwach, co tak często trafia się na wojnie, to Naczelne Dowództwo mogło stwierdzić prawdziwy stan rzeczy—powinno było zastanowić się nad drobną ilością jeńców, szczupłą zdobyczą i stanem dróg, który nigdzie nie wskazywał na to, by odwrót nieprzyjaciela był podobny do ucieczki. Niewystarczające jest tłumaczenie się tem, że Naczelne Dowództwo znajdowało się za daleko wtyle ł było zdane jedynie na skromne raporty armij, gdyż ono samo to spowodowało. Naczelne Dowództwo powinno było w odpowiedniej chwili udać się za prawe skrzydło — a jeśli stanowiło za wielki aparat, to tylko jego 53 oddział operacyjny — i nawiązać, za pośrednictwem oficerów łącznikowych na samochodach, nietylko stałą łączność z dowództwami armij, lecz w razie potrzeby nawet z dowództwami korpusów; rozporządzało bowiem dostateczną ilością oficerów ł samochodów. Niezrozumiałe pozostanie także i to, że podpułkownik Hentsch nie otrzymał pisemnego rozkazu do wykonania swego zlecenia, które tak rozstrzygająco wpłynęło na losy wojska niemieckiego. Naczelne Dowództwo powinno było rozporządzać dziesięcioma minutami, których mógł potrzebować zręczny oficer Sztabu Generalnego do napisania takiego rozkazu. Poza tem całą misję Hentscha wystarczająco wyjaśniło oświetlenie jej przez porucznika Miiller-Lóbnitza. Ciekawa byłaby także odpowiedź na pytanie, postawione przez Miiller-Lób-nitza, czy generał pułkownik von Kluck i generał von Kuhl nie powinni byli odmówić wykonania rozkazu Hentscha i przeprowadzić zamierzonego i uznanego przez nich za potrzebne natarcia l armji. Może, gdyby byli tak postąpili, staliby się bohaterami narodowymi całej wojny. Te wszystkie błędy i zaniedbania Naczelnego Dowództwa doprowadziły do odwrotu z nad Marny. Generał von Falkenhayn, powołany do Naczelnego Dowództwa w miejsce generała pułkownika von Moltkego, który zachorował, musiał zdecydować się, jak należy prowadzić dalsze działania armij niemieckich po niepowodzeniu, którego doznały na zachodzie. Słusznie postąpiono, ustalając najpierw położenie na całym froncie. Następnie jednak należało powziąć całkowitą decyzję co do tego, jak będzie się dalej prowadziło wojnę. Mojem zdaniem był jeszcze zawsze czas po temu, by podjąć zpowrotem myśl planu Schlieffena, przewieźć 10 korpusów z lewego skrzydła na prawe i tam rozpocząć jeszcze raz działania zaczepne. Należało wziąć pod uwagę, że postanowienie to mogłoby wprawdzie utrudnić przejściowo położenie lewego skrzydła i zmusić do chwilowego oddania Francuzom znacznej części Alzacji i Lotaryngji, jednak w razie* powodzenia wywarłoby całkiem dobre wrażenie na ludności kraju. Generał Ludendorff opowiedział mi w sierpniu 1916 r. w Brześciu nad Bugiem, że podobną myśl podsuwał generałowi Falkenhay-nowi generał Groner, ówczesny szef kolejnictwa polowego i przedstawił mu plan przewiezienia kolejami z lewego skrzydła na prawe sześciu korpusów; jednak inicjatywę jego odrzucono. Nowe Naczelne Dowództwo zrezygnowało zatem ostatecznie z przeprowadzenia planu Schlieffena. 54. Co właściwie naprowadziło hrabiego Schlieffena na myśl użycia masy wojska niemieckiego na zachodzie i dążenia do uzyskania tam rozstrzygnięcia? Przedewszystkiem zapewne wzgląd na to, że odrażu, na samym początku wojny spotykał na zachodzie już całkowicie ukończoną koncentrację wojska francuskiego, które nie mogło usunąć się przed natarciem, lecz musiało je przyjąć. Na wschodzie zaś nie nastręczał się w pierwszych tygodniach wojny ani jeden przedmiot większego natarcia niemieckiego. Mobilizacja i koncentracja trwały znacznie dłużej, a skoncentrowane najpierw oddziały rosyjskie mogły usunąć się przed ofensywą niemiecką z łatwością i bez szkody dla ogólnego położenia, cofając się w nieskończone przestworza państwa rosyjskiego. Naczelne Dowództwo, uważając, że siły Niemiec są za słabe do podjęcia na zachodzie nowej ofensywy w wielkim stylu, powinno było rozważyć, czy nie byłoby wskazane przenieść punkt ciężkości na wschód. Koncentracja całego wojska rosyjskiego była już skończona, należało rozstrzygnąć jedynie pytanie, czy przeprowadzenie w najbliższym czasie wielkiego uderzenia na Rosjan miało widoki powodzenia. Jeśliby zdecydowano się na przeniesienie głównych działań na wschód, to należało czem prędzej zwolnić część oddziałów z zachodu, należało wówczas zrezygnować z bezcelowych walk pod Ypres i energicznym rozkazem zmusić oddziały frontu zachodniego do budowy pozycyj. Wówczas można było w każdej chwili zwolnić potrzebne siły i oczekiwać sposobności, któraby pozwoliła użyć ich z powodzeniem na wschodnim teatrze wojny. A sposobność taka nadeszła. Druga sposobność. Nie wiem czy także i generałowi von Conradowi przychodziło na myśl, że, wobec załamania się niemieckiej ofensywy na zachodzie, byłoby wskazane przenieść punkt ciężkości wojny na wschód, lub czy prosił on generała von Falkenhayna o pomoc jedynie lokalną, z powodu groźnego położenia, w którem znalazły się w Polsce armje niemieckie i austrjacko-węgierskie. Generał Ludendorff, po powrocie z Berlina, oznajmił, że generał von Falkenhayn odrzucił prośbę, tłumacząc się, że potrzebuje wojska pod Ypres. Tymczasem położenie oddziałów na rosyjskim teatrze wojny stało się poważne. 8 armja walczyła ze zmiennem szczęściem z siłami rosyjskiemi, które stały naprzeciwko niej i, jak dotychczas, zdołała utrzymać się na ziemi rosyjskiej. Naczelne Dowództwo przysłało jej jeden z planowo wystawionych nowych korpusów, mianowicie 25. Korpus ten, podobnie jak inne, użyte na zachodzie, walczył dzielnie, miał jednak pewne braki, gdyż składał się z żołnierzy młodych, wprawdzie patrjotycznie nastrojonych, jednak wyszkolonych pośpiesznie i niedostatecznie, oraz z oficerów i podoficerów już starszych, którzy z trudem znosili fizyczne wysiłki służby polowej. Nasze Ministerjum Wojny zauważyło te błędy organizacyjne i na innych zasadach oparło następne nowe formacje. Nieszczęściem było tylko to, że zmarnowano wówczas część naszej najlepszej młodzieży, a uczucie gniewu i żalu musi ogarnąć każ-• dego, kto sobie przypomni jak niepotrzebnie ci młodzi, gorący patrjoci szli pod Ypres z pieśnią na ustach na pewną śmierć. 8 armja wzmocniła swe szeregi także i świeżemi formacjami z twierdzy królewieckiej, a w okolicy Działdowa utworzono korpus Zastrowa, w sile mniej więcej dwóch dywizyj, w którego skład weszły załogi twierdz nadwiślańskich i pospolite ruszenie. Generał Ludendorff z niezwykłą energją wyciągnął z twierdr wschodnich do wzmocnienia 9 armji wszystko, co się tylko dało. Oprócz głównego odwodu Poznania, który stał już w polu jako 1& dywizja obrony krajowej, wyprowadzono stamtąd jeszcze jeden cały korpus, pod dowództwem gubernatora Poznania, generała von Kocha^ Przy jego zorganizowaniu w tak krótkim czasie zasłużył się przedew-szystkiem przedwcześnie zmarły pułkownik Marąuard, szef sztabu Poznania. 58 Twierdza toruńska, której odwód główny walczył już także w otwarłem polu, jako 35 dywizja rezerwowa, miała oddać swój drugi odwód główny, brygadę Westerhagena. Brygada ta była już raz wysunięta naprzód, podczas posuwania się 9 armji nad Bzurę, jednak po odwrocie wróciła do Torunia. Rozwinęła się ona następnie w korpus Dickhutha. Także i Wrocław, podobnie jak Poznań, miał wystawić jeden korpus, jednakowoż formowanie jego postępowało powoli i nigdy nie doszedł do wymaganej siły. Wzdłuż, całej granicy wschodniej oczekiwały nas nowe v/alki, gdyż nasz odwrót z pod Warszawy, który Rosjanie uważali za swe zwycięstwo, zachęcił ich do energicznego posuwania się naprzód. Rosjanie ścigali 9 armję tak szybko, jak tylko pozwalał im na to stan zniszczonych dróg. W Prusach Wschodnich nacierali ener-gicznie,walki rozpoczęły się również i pod Mławą, gdzie stał korpus Zastrowa. Generał Ludendorff wcale nie ukrywał przed generałem von Falkenhaynem powagi położenia. Zaznaczył on stanowczo, że jego zdaniem Rosjanie będą starali się teraz osiągnąć rozstrzygnięcie na całym swoim froncie. Uważał on, że front wschodni powinien koniecznie znajdować się pod jednolitem dowództwem, któreby mogTo w razie potrzeby zebrać znaczniejsze siły, przynajmniej w rozstrzygających miejscach. Wskutek jego przedstawienia stworzono stanowisko „naczelnego wodza na wschodzie", l października*) cesarz mianował generała pułkownika von Hindenburga naczelnym wodzem wszystkich niemieckich sił, walczących na wschodnim teatrze wojny. Szefem sztabu został generał Ludendorff, a i ja przeszedłem do nowego sztabu na to samo stanowisko najstarszego oficera Sztabu generalnego. Do wódcą 9 armji został generał kawalerji v. Mackensen, jego szefem sztabu generał Griinert, a moje stanowisko zajął podpułkownik Kundt. Tymczasem obliczenia nasze, odnoszące się do pytania, jak daleko od Warszawy może wojsko rosyjskie ścigać nas bez kolei, okazały się trafne. Korpusy rosyjskie donosiły radjotelegraficznie, z oddalenia 120 km od podstawy kolejowej, że nie mogą prowadzić dalej pościgu. Pozostawał więc armji szereg dni na przegrupowanie się do nowych działań. Działania te skrystalizowały się tymczasem w dłuższych rozmowach i rozważaniach. Należało przedrzeć się w kierunku od Torunia, J 59 lewem skrzydłem wzdłuż Wisły, natrzeć oskrzydlające na prawe skrzydło ścigających nas od Warszawy głównych sił rosyjskich i pobić je. W tym celu musiano masę 9 armji przesunąć koleją i pieszo na północ i możliwie najwydatniej wzmocnić ją oddziałami 8 armji*). 9 armję należało zaś zastąpić jakiemikolwiek oddziałami, gdyż inaczej groziła Śląskowi i jego kopalniom, chociażby tylko przejściowa, inwazja rosyjska. Potrzebie tej zaradził generał pułkownik von Conrad. Genjalny ten człowiek natychmiast pojął trafność zamiaru uderzenia od Torunia i konieczność użycia do tego wszystkich oddziałów 9 armji. Oświadczył on, że zamierza poprzeć to przedsięwzięcie wszystkiemi swemi siłami i przewiózł kolejami na północ od Częstochowy całą armję B6hm-Ermolly'ego z Karpat, w celu zluzowania 9 armji. Gdyby operacja, zamierzona przez naczelnego wodza na wschodzie, była podobnie pojęta przez niemieckie Naczelne Dowództwo, wówczas można było prawdopodobnie zadać wojsku rosyjskiemu rozstrzygający cios. Obok wzmocnienia sił , mających wykonać uderzenie od Torunia, pożądane było również wzmocnienie korpusu Zastrowa pod Mławą. Równocześnie z posuwaniem się od Torunia, można było i tutaj rozpocząć także działanie zaczepne, chociażby słabszemi siłami. Związałoby to przynajmniej oddziały rosyjskie, stojące na północ od Wisły i nie pozwoliłoby im współdziałać na południe od Wisły, gdzie zamierzano osiągnąć rozstrzygnięcie. Lecz z zachodu przybyło tylko kilka dywizyj kawalerji**). *) 1-go listopada, według Ludendorffa „Mcine Kriegserinerungcn" Berlin 1922. Str. 75. (Przyp. tłum.). *) Dowództwo tej armji objął generał von Francois. (Przyp. autora). **) Z 8 armji przewieziono do Torunia l. korpus rezerwowy v. Morgena i 25 korpus rezerwowy barona v Scheffer-Boyadela. Ostatni ten korpus silnie ucierpiał w poprzednich walkach w Prusach Wschodnich i przybył z tak małemi stanami i tak szczupłą ilością oficerów, że nie można go było uważać za całkowicie zdatny do walki 20 korpus i* 3 dywizję gwardji Litzmana z rezerwowego korpusu gwardji, przewieziono koleją na południe od Inowrocławia, 17 korpus na południe od Gniezna. Gromadziły się tam także: korpus kawalerji Richthofena, 6 i 9 dyw. kaw, 11 korpus maszerował po terytorjum niemieckiem, wzdłuż granicy, w okolice Wrześni. Na południe stamtąd, między Prosną a Wartą, stał korpus kawalerji From-mela, w ścisłej styczności z rosyjskim korpusem kawalerji Nowikowa. Za korpusem kawalerji Frommela koncentrował się korpus poznański. Na południe od niego stało pospolite ruszenie i tworzący się korpus wrocławski, Od Wielunia do okolic na południe od Częstochowy-Kamińska pozostawione pod generałem Woyrschem oddziały 9 armji, a mianowicie: 35 dywizja rezerwowa; dywizja obrony krajowej hrabiego Bredowa; korpus obrony krajowej i rezerwowy korpus gwardji bez 3 dywizji gwardji. W obszar na północ od Częstochowy weszła armja Bóhm-Ermoll'ygo (Przyp, autora). r 60 Nie można było zadośćuczynić, życzeniu naczelnego wodza na wschodzie, by zwolnić wszystkie oddziały 9 armji, gdyż nastrój, panujący w wojsku austrJackiem, nie dawał zupełnej pewności. Generał von Conrad był zatem tego zdania, że jeśliby naczelny wódz na wschodzie liczył na współdziałanie c. i k. armij w ofensywie na północ od Wisły, wówczas należało pozostawić na miejscu oddziały niemieckie, które znajdowały się jeszcze w okolicy Częstochowy. Naczelny wódz na wschodzie przeniósł l listopada swoją kwaterę do Poznania, a dowództwo 9 armji udało się do Inowrocławia. Dnia 10 listopada 9 armja była gotowa do działań. Tymczasem Rosjanie prowadzili w dalszym ciągu działania zaczepne w Prusach Wschodnich i przeciw Mławie. 8 armja, która w Prusach Wschodnich strzegła granicy niemieckiej, musiała cofnąć się, gdyż osłabiło ją znacznie odstąpienie dwóch korpusów. Zaszła w niej również nowa zmiana na stanowisku dowódcy, gdyż generał von Franęois prosił z powodów osobistych o zwolnienie, a miejsce jego zajął jeden z najzdolniejszych wodzów podczas wojny, generał piechoty von Below. Generał von Below cofnął armję w ufortyfikowaną linję jezior Mazurskich i Węgorapji i odparł na niej wszystkie natarcia Rosjan. Również i korpus Zastrowa musiał cofnąć się na linję Działdowo— Nibork i linję tę utrzymał. Oddziały rosyjskie, prowadzące pościg od Warszawy, stały słab-szemi siłami w okolicy Włocławka, masą zaś od Sieradza przez Radom ;Ł-:O aż na wschód od Krakowa. W dalszem posuwaniu się naprzód powstrzymało je zniszczenie linij komunikacyjnych na ich tyłach, jednakowoż rozmowy radiotelegraficzne zdradzały, że w najbliższych dniach podejmą zpowrotem marsz naprzód. Był już zatem największy czas do rozpoczęcia działań przez 9 armję. Generał Ludendorff jeszcze raz zwrócił się w tym czasie do Naczelnego Dowództwa, przedstawił jakie widoki powodzenia miały zamierzone działania i prosił generała von Falkenhayna o zaprzestanie walk pod Ypres, w celu przysłania posiłków na front wschodni. Nacz;;ne Dowództwo przyrzekło nam wprawdzie posiłki, jednak podało tylko ogólne dane o terminie ich przybycia i o ich sile. Wstrzymanie rozpoczęcia działań aż do nadejścia obiecanych posiłków było wprawdzie pożądane jednak niemożliwe. Zwłoka, której udzielił nam los, byśmy mogli przygotować nowe działania, upłynęła i, wobec spodziewanego w najbliższych dniach rozpoczęcia przez Rosjan marszu naprzód, musieliśmy działać temi siłami, któremi rozporządzaliśmy. 61 Dowództwo armji wydało 11 listopada rozkaz posuwania się naprzód*). Rosjan zaskoczyliśmy zupełnie, przyszło do ostrych walk w okolicach Włocławka, Kutna i Dąbia, w których zwyciężyliśmy i odrzucili nieprzyjaciela wtył. Następnie skierowano lewe skrzydło armji do oskrzydlającego natarcia na siły rosyjskie, stojące pod Łodzią. Generałowie: baron von Scheffer-Boyadel, Litzmann, von Scholtz i baron von Richthofen przerwali linję Łódź-Łowicz i wtargnęli na tyły Rosjan aż w okolice Brzezin, gdy generałowie Plusków i Mackensen uderzyli na Łódź od czoła. Lewą flankę armji osłaniał na północ od Łowicza l, korpus rezerwowy pod generałem von Morgenem. Starł się on tam z oddziałami rosyjskiemi, ściągniętemi z północnego brzegu Wisły, które przekroczyły ją pod Modlinem i na zachód od niego. Nadchodziły pojedynczo i pojedynczo znosił je generał von Mor-gen. Dzięki ich wkroczeniu nie udało się jednak 1. korpusowi rezerwowemu osiągnąć na czas Łowicza i okolic na południe od niego, aby osłonić manewr oskrzydlający także i od strony Warszawy. Generał Scheidemann, dowódca oddziałów rosyjskich, walczących pod Łodzią, bezustannie donosił radjotelegraficznie o swem roz-paczliwem położeniu, jednak bronił się zaciekle, O ile nie mylę się, to 18 listopada podchwyciliśmy radjotelegra-ficzny rozkaz rosyjski, który nakazywał odwrót z pod Łodzi. Natychmiast wydano armji wskazówki do pościgu, jednak sprawa przybrała niestety inny obrót, gdyż wielki książę Mikołaj Mikołajewicz odwołał rozkaz odwrotu i polecił swej armji wytrwać na stanowisku. Korpus Pliiskowa znalazł się dzięki temu chwilowo w ciężkiem położeniu, gdyż ruszył naprzód z założeniem pościgowem i nagle zderzył się z Rosjanami, posuwającymi się również naprzód. Równocześnie skrzydło, które wykonywało ruch okrążający, doszło na południe od Brzezin, zwróciło się ku zachodowi i przygotowywało się do uderzenia na tyły nieprzyjaciela pod Łodzią-. Kawaler j a generała barona von Richthofena dotarła niemal w strony Piotrkowa i Tomaszowa. Jeśliby ruch ten nie doznał przeszkód od strony Warszawy, wówczas można było spodziewać się znacznego powodzenia. *) Miały uderzyć: korpus poznański na Sieradz-Łask; korpus kawalerji Frommela na północ od Sieradza na Łódź; 11 korpus przez Koło na Dąbie; 17 korpus w kierunku na Łęczycę; 20 korpus i 3 dywizja gwardji z okolic na południe od Inowrocławia na Kutno; 25 korpus rezerwowy przez Włocławek i na południe od niego na Łowicz; korpus wrocławski miał przyłączyć się na południu do posuwania się armji naprzód. (Przyp. autora). 62 Naczelny wódz na wschodzie bezustannie wskazywał 9 armji na niebezpieczeństwo grożące jej od Warszawy i kilkakrotnie zalecał zatrzymać pod Skierniewicami dywizję gwardji Litzmanna. Dowództwo armji spodziewało się zapewne, że generał Morgen zdoła prędzej przebić się pod Łowiczem i obejmie osłonę od strony Warszawy. "Także i okrążającemu skrzydłu zlecono ubezpieczenie się pod Skierniewicami przeciw Warszawie, Przypuszczalnie jednak dowództwo armji wydało ten rozkaz za późno i dowódca oddziałów okrążających już go nie otrzymał. Dowództwo armji znajdowało się za daleko wtyle, gdyż zamiast pójść za skrzydłem, które miało wywalczyć rozstrzygnięcie, pozostało w Inowrocławiu. Właśnie wtedy, gdyśmy spodziewali się osiągnąć znaczne powodzenie, nastąpił dotkliwy cios. Nagle zerwała się łączność między le-wem skrzydłem generała von Scholtza i oddziałami, które wtargnęły na tyły nieprzyjaciół, gdyż weszły pomiędzy nie oddziały rosyjskie. Równocześnie udało się rosyjskiemu dowódcy skierować nową dywizję z Warszawy przez Skierniewice. Dywizja ta połączyła się z oddziałami, które cofnęły się podczas przerwania frontu przez Niemców i uderzyła na Brzeziny. Oddziały 5 armji rosyjskiej, która śpieszyła z południa na pomoc armji Scheidemanna, odrzuciły wtył korpus kawaler j i Richthofena. Rosjanie odcięli i otoczyli 25 korpus rezerwowy, 3 dywizję gwardji i korpus kawalerji Richthofena. Z triumfem donosiły rosyjskie meldunki radjotelegraficzne o spodziewanem wielkiem zwycięstwie. Dowództwo rosyjskie było już pewne, że weźmie te oddziały do niewoli. Radiotelegraficzny rozkaz polecał już przygotować około 60 pustych pociągów do przewiezienia spodziewanych jeńców niemieckich, gdy w nocy z 24 na 25 Niemcy przebili się zwycięsko w kierunku północnym. Każdy bezstronny krytyk musi bezwarunkowo uznać, że przeważającą rolę odegrał w tem przebiciu się generał Litzmann, dowódca 3 dywizji gwardji. Po przebiciu się utworzyły te oddziały nowy front między korpusem von Scholtza i Morgena. Naczelny wódz na wschodzie ściągnął jeszcze 1. dywizję piechoty z 8 armji, walczącej w Prusach Wschodnich. Generał von Below oddał ją bez szemrania, mimo swych szczupłych sił. W ten sposób powstała linja ciągła, w którą Rosjanie uderzali teraz bezskutecznie. Aczkolwiek uniknięto większego niepowodzenia, to jednak nie osiągnięto także zamierzonego znacznego powodzenia taktycznego. Już w połowie listopada, na południe od nas, rozpoczęły ofen- 6$ sywę armje austrjackie wraz z grupą Woyrscha; początkowo powała ona pomyślnie naprzód, wnet jednak zaczęła utykać, a gdy Rosjanie przeszli do przeciwnatarcia stanęła całkiem. W pierwszych dniach grudnia zaczęły nadchodzić z zachodu zapowiedziane posiłki *), Wstawianie ich nie nastąpiło odrazu, lecz stopniowo, w miarę jak nadchodziły. 47 dywizję rezerwową odstąpiono frontowi austrjackiemu, Wzięła ona wybitny udział w zwycięskiej walce pod Limanową. Pojawienie się tych posiłków zachęciło front do ponownego posunięcia się naprzód, 6 grudnia zajęto Łódź i zwolna zepchnięto Rosjan poza odcinek Rawki i Bzury, Opowiem tutaj drobne zdarzenie, które, chociaż niewojskowej natury, przecież zasługuje mem zdaniem na wzmiankę w historji. W dniu wkroczenia do Łodzi bawił u nas w Poznaniu kanclerz Rzeszy von Bethmann-Hollweg. Po obiedzie rozmowa zeszła na temat pokoju, względnie jak możnaby doprowadzić do niego. Zapytany przez kanclerza o zdanie, oświadczyłem, że podług mnie pierwszym warunkiem, pod którym możnaby w ogólności rozważać sprawę pokoju, jest jasne wypowiedzenie publicznie przez Niemcy, to znaczy przez kanclerza Rzeszy, że nie chcemy zatrzymać ani jednego metra kwadratowega ziemi belgijskiej; albowiem Anglja nie dopuści do stworzenia niemieckiej Belgji i będzie o to walczyła do ostateczności. Zresztą uważam za niepożądane dla Niemiec powiększenie się belgijskiej ludności. Kanclerz odrzekł mi na to: „Jest pan pierwszym wojskowym, który wypowiedział wobec mnie podobne przekonanie, zupełnie się z panem zgadzam. Gdybym jednak zechciał wyrzec to w parlamencie berlińskim, wówczas burza opinji publicznej zmiotłaby mnie z mego stanowiska". Głęboko poruszyło mnie, że kanclerz Rzeszy Niemieckiej nie odważyłby się, z obawy przed stratą fotela ministerjalnego, wypowiedzieć czegoś, co uważał za zbawienne dla narodu niemieckiego. Dowództwu na Wschodzie uczyniono zarzut z tego, że oddziałów, nadchodzących z zachodu, użyto nie odrazu wszystkich, w celu: powtórzenia okrążającego natarcia na rosyjskie północne skrzydło, lecz stopniowo, w miarę jak przychodziły. Sądzę, że nie mogliśmy w ten sposób zyskać o wiele więcej, gdyż odpadał moment zaskocze- *) 3 korpus rezerwowy generała v, Beselera i 13 korpus generała v. Fabecka, obydwa wstawione na lewe skrzydło 9 armji; 2 korpus generała v. Linsingena, użyty na wschód od Sieradza; 24 korpus rezerwowy generała v, Geroka wzmocnił korpus wrocławski. (Przyp. autora). T 64 nią, który dopomógł nam podczas pierwszego natarcia z Torunia. Gdyby oddziałów tych nie wstawiano bezzwłocznie, jak tylko nadchodziły, wówczas położenie 9 armji w niektórych punktach przedstawiałoby się zawsze jeszcze cokolwiek niepewnie. Inaczej byłaby się rzecz miała, gdyby Naczelne Dowództwo niemieckie poznało, że losy wojny nastręczają mu sposobność do zadania wojsku rosyjskiemu tak druzgoczącego ciosu, że nigdy już nie zdołałoby podźwignąć się po nim. Były widoki takiego powodzenia, gdyby Naczelne Dowództwo zdecydowało się przerwać w porę potykanie się pod Ypres, wysłało na wschód, wzięte stamtąd i t całego frontu oddziały, oraz postanowiło przeprowadzić operację, zakrojoną na szeroką miarę. Przypuśćmy, że posiłki przypłynęłyby z zachodu tak •w porę, że można było uniknąć przeciwuderżenią pod Brzezinami 1 przeprowadzić w pełni ruch oskrzydlający armję Scheidemanna; wówczas stłoczyłoby się masę rosyjskiego wojska w łuku Wisły. Klęskę Rosjan można było powiększyć, przeprowadzając, równocześnie z natarciem oskrzydla j ącem na Łódź, kilkoma korpusami wypad z okolic Mławy za Wisłę, w kierunku na Warszawę. Dowództwo rosyjskie przeniosło w tym czasie większość swych sił z północnego brzegu Wisły na południowy, w celu odparcia natarcia 9 armji. Przecież pospolitemu ruszeniu z korpusu Zastrowa, wzmocnionemu tylko 2 i 4 dywizją kawalerji, udało się dotrzeć aż do linji Ciechanów- Przasnysz. Wypad dwóch do trzech silnych korpusów osiągnąłby łatwo Warszawę i wielką drogę żelazną, która była główną linją dowozu dla wojska rosyjskiego. Skutków takiej operacji nie można przewidzieć. Prawie na kolanach błagałem szefa oddziału operacyjnego, pułkownika Tappena, który w przejeździe zatrzymał się w Poznaniu i przyjął mnie w swoim wagonie, by do wykonania takiego wypadu z Mławy na Warszawę odstąpił naczelnemu wodzowi na wschodzie, obok przyrzeczonych posiłków, jeszcze przynajmniej ze dwa korpusy; jednak spotkała mnie odmowa. Wyprawa na południe Królestwa Polskiego jest, mojem zdaniem, najpiękniejszą operacją z całej wojny. Pod względem operacyjnym należy o wiele wyżej niż Sztymbark, czy inną zwycięską bitwę na wschodzie, stawiać uderzenie z Krakowa na Wisłę, w celu ulżenia sprzymierzeńcom, odwrót na Częstochowę, przerzucenie stąd armji óo Torunia oraz ponowne uderzenie na prawe skrzydło ścigających Rosjan. Naczelne Dowództwo zmarnowało niestety sposobność do przeobrażenia tej pięknej operacji w rozstrzygające powodzenie. Działanie 9 armji, oraz armij austrjackich aż do Karpat, osiągnęły -w każdym razie to, że „rosyjski walec parowy" nie doszedł do Śląska 65 i do Poznania, lecz ostatecznie stanął w miejscu. Jednakowoż nie zdołały one spowodować rozstrzygającego zwycięstwa, któreby mogło skłonić cara do bliższego zastanowienia się nad sprawą pokoju. Zmuszono nieprzyjaciela do obsadzenia znanych pozycyj trwałych, których nigdy już nie miał przekroczyć. Pewne części Prus Wschodnich musiano niestety jeszcze raz oddać Rosjanom. Na niczem spełzła próba generała Boroeyića naciśnięcia na front rosyjski przez wyjście z przełączy karpackich między Dunajcem i Sanem. Niepowodzenie to wywołała okoliczność, że Rosja-pip przeszli sami do działań zaczepnych i przenieśli punkt ciężkości swych operacyj na lewe skrzydło, przeciw tym samym przełęczom karpackim. Rosyjski „gigantyczny plan natarcia. (Szkic Nr. 3). Walki 9 arraji w trwałych pozycjach nad Rawką i Bzurą ciągnęły się wprawdzie jeszcze całemi tygodniami, jednak dla Naczelnego Dowództwa na Wschodzie nastał przejściowy okres spoczynku i ulgi. Wojsko żywiło wstręt do budowania pozycyj i do walki pozycyjnej; dopiero generał Ludendorff swą żelazną energją zdołał zmusić je do zagrzebania się w ziemię i dzięki tej jego energji z budową ufortyfikowanych pozycyj uporano się na wschodzie prędzej niż na zachodzie. Wybudowanie pozycyj umożliwiło wyciągnięcie znacznych sił z frontu 9 armji, celem użycia ich w innem miejscu. Potrzebowano ich częściowo na granicy Prus Wschodnich, częściowo zaś do poparcia sprzymierzeńców w Karpatach. W tym czasie otrzymaliśmy przykrą wiadomość z Serbji, gdzie generał Potiorek, omamiony początkowem powodzeniem, dopuścił do zadania sobie zupełnej klęski. Rosyjskie Naczelne Dowództwo pragnęło doprowadzić do rozstrzygnięcia wojny przez wielką ofensywę przeciwko obu swym przeciwnikom. Mogło ono próbować tego rozstrzygnięcia równocześnie na południu, przebijając się przez przełęcze karpackie i na północy, uderzając na Prusy Wschodnie i Zachodnie. Pozwalała mu na to ilość jednostek, które obecnie pojawiły się już w całości na teatrze wojny, jakoteż niezliczone mnóstwo wyszkolonych żołnierzy, których mogło użyć do wyrównania swych strat. Generał von Conrad zamierzał ze swej strony zaczepnie przeciwstawić się rosyjskiemu natarciu. Pragnął on w ten sposób przyjść z odsieczą Przemyślowi, ponownie osaczonemu po odwrocie Austrja-ków z nad Sanu, Zebrawszy wszystkie zbyteczne jeszcze siły, stworzył na Bukowinie nową armję pod dowództwem generała von Pflan-zer-Baltina, równocześnie jednak prosił o .posiłki niemieckie. Generał Ludendorff zgodził się dać te posiłki, chociażby nawet miały się na nie złożyć oddziały odstąpione przez Naczelne Dowództwo na Wscho- 70 dzie. Z trzech nowych dywizyj stworzono niemiecką armję południową, pod wodzą generała piechoty von Linsingena i przewieziono ją w okolice Munkacza. Tam poddano pod rozkazy Linsingena jeszcze cztery dywizje austrjacko-węgierskie. Do tej nowej armji przeniesiono na pewien czas generała Luden-dorffa w charakterze szefa sztabu. Cel tego zarządzenia nie jest całkiem jasny, gdyż armja południowa miała już jednego szefa w osobie generała von Stoltzmanna. Generał Ludendorff miał ponad nim pełnić funkcje pierwszego szefa sztabu, a na takie marnowanie sił armja ta była za mała. W sztabie naczelnego wodza na wschodzie zrobiło to raczę] wrażenie, jakby zamierzano rozdzielić generała Ludendorffa z generałem von Hindenburgiem, mianowanym tymczasem marszałkiem, z którym w oczach ogółu zlał się już niemal w jedną osobę. Marszałek Hindenburg zaprotestował u cesarza przeciw zabraniu mu szefa sztabu i sprawił, że generał Ludendorff powrócił po kilku tygodniach, jeszcze przed rozpoczęciem zimowej kampanji nad jeziorami Mazurskiemi. Na czas jego nieobecności, mnie powierzono sprawowanie funkcyj szefa sztabu. Początkowo nie znaliśmy zupełnie planów rosyjskich działań przeciw Niemcom, Z różnych podchwytanych rozmów radiotelegraficznych i od agentów dowiedzieliśmy się jedynie, że Rosjanie przygotowują „gigantyczną" ofensywę na Prusy Wschodnie i Zachodnie. Później okazało się, że rosyjskie Naczelne Dowództwo zamierzało z początkiem 1915 r. przeprowadzić natarcie oskrzydlające na północy Prus Wschodnich, obalić znacznemi siłami słabe pozycje niemieckie pod Mławą i od południa wtargnąć do Prus. Pruskie Ministerjum Wojny wystawiło w kraju cztery nowe korpusy, a korzystając z doświadczeń złożyło je już o wiele praktyczniej niż poprzednie. Dało im przedewszystkiem dostateczną ilość wyszkolonych podoficerów i szeregowych oraz oficerów, którzy mogli podołać trudom wojennym. Niestety już wtedy w całem wojsku zaczęło brakować takich oficerów, gdyż pierwsze bitwy, zwłaszcza na zachodzie, poczyniły w stanie oficerów młodszych i dowódców kompanij olbrzymie szczerby, których nie można było już potem wypełnić. Naczelny wódz na wschodzie starał się w Naczelnem Dowództwie o oddanie mu tych korpusów, gdyż z jednej strony spodziewał się wielkiego natarcia Rosjan na Prusy Wschodnie, którego nie zdołałby odeprzeć zaczepnie własnemi siłami, z drugiej zaś strony Prusy Wschodnie słusznie domagały się uwolnienia od okupacji rosyjskiej. Korzystając z krótkiego pobytu w Poznaniu ministra wojny i szefa Sztabu Generalnego von Falkenhayna, miałem sposobność przedstawić mu tę prośbę i wyjaśnić w jaki sposób Naczelne Do- •wództwo na Wschodzie zamierza użyć tych czterech korpusów. Trzech korpusów zamierzało użyć na lewem skrzydle 8 armji, tuż na południe od Kłajpedy, by okrążyć i zwinąć północne skrzydło rosyjskie. Czwarty miał być wzmocniony jedną dywizją piechoty z 8 armji, z zadaniem przerwania frontu na południe od jezior Mazurskich i odrzucenia słabego przypuszczalnie lewego skrzydła rosyjskiej armji. Pragnęliśmy w ten sposób okrążyć z dwóch stron armję rosyjską. Na podstawie dotychczasowych doświadczeń mogliśmy przypuszczać, że ofensywa ta zaskoczy Rosjan, uważaliśmy więc za pewne, że pokonamy siły rosyjskie, stojące naprzeciw 8 armji i oswobodzimy Prusy Wschodnie. Nie mogłem naturalnie przepowiedzieć szefowi sztabu tego, jak w dalszym ciągu rozwinie się ta operacja. Nawet gdybyśmy zadali Rosjanom druzgocącą klęskę, byliśmy za słabi, by przenieść to działanie na lin j ę twierdz Grodno-Kowno. Natomiast można było spodziewać się, że pokonawszy otoczonych z dwóch stron Rosjan zdołamy poprowadzić natarcie na południe przez Grajewo-Augustów, przejść przez Biebrzę na południe od Augustowa i od tyłu zdobyć Ossowiec, który stanowił ważną zaporę. Wszystko to zależało jednak od możliwości utrzymania południowej granicy Prus Wschodnich, na której dotychczas stał tylko korpus Zastrowa i dwie dywizje kawalerji. Nieprzyjaciel zaczął już gromadzić tutaj znaczne siły, przygotowując swój „gigantyczny plan". Aby móc odeprzeć spodziewany cios, musieliśmy użyć tutaj wszystkich oddziałów, które po wydzieleniu armji południowej można było zabrać 9 armji. Nadmieniłem generałowi Falkenhaynowi, że dowództwo nad tą nową armją możnaby powierzyć następcy tronu, jednak zachęta ta pozostała bez skutku. Naczelne Dowództwo na Wschodzie otrzymało natomiast wiadomość, że w początkach lutego będą gotowe do jego rozporządzenia trzy nowe korpusy i korpus 21. Miały one stanowić 10 dywizję pod dowództwem generała pułkownika von Eichhprna. 21 korpusem zastąpiono jeden z nowych korpusów, gdyż pragnięto przenieść go z frontu zachodniego na wschodni, ponieważ uzupełniano go przeważnie z mieszkańców Alzacji i Lotaryngji. Skargom, które dochodziły nas z zachodu, na zachowanie się szeregowych, pochodzących z tych prowincyj, nie mogę ani przyznać , ani odmówić słuszności; na wschodzie bili się oni znakomicie, podobnie jak wszyscy inni. Generał Ludendorff wrócił do Poznania jeszcze przed rozpoczęciem się bitwy i objął zpowrotem funkcje szefa sztabu. Aby nie zwrócić przedwcześnie uwagi Rosjan na Prusy Wschodnie, co w zamierzonem tam natarciu uczyniłoby wątpliwem 72 ' zaskoczenie, należało, o ile możności, utrzymać w tajemnicy przesunięcie oddziałów 9 armji*) na północ. Dlatego marszałek Hindenburg; chętnie przystał na propozycję Naczelnego Dowództwa, by 9 armja zrobiła próbę z amunicją gazową. Przyznało nam ono w tym celu 18.000 pocisków, ilość, która po późniejszych doświadczeniach wyda się każdemu śmieszną, dla nas natomiast wówczas była bardzo pokaźna. Z amunicją tą przybył z Wielkiej Kwatery Głównej generał Schabel, rzeczoznawca w sprawach masowego użycia artylerji i strzelania pociskami gazowemi, 9 armja zaproponowała przeprowadzenie natarcia pod Bolimo-wem, pragnąc poprawić tam miejscowe pozycje. Jak z tego widać dowództwo armji optymistycznie przywiązywało do użycia pocisków gazowych bardzo daleko sięgające nadzieje, gdyż generał Schabeł przedstawił ich działanie jako bardzo silne. Nad ranem 31 stycznia przybyłem do Bolimowa i z wieży boli-mowskiego kościoła przyglądałem się natarciu gazowemu i bitwie. Sądząc z tego, co i mnie o działaniu pocisków gazowych opowiadał generał Schabel, przypuszczałem, że użycie tej ilości amunicji, która nam wydała się tak wielka, będzie miało groźniejsze skutki, Nie wiedziano jeszcze wtedy, że wielkie zimno wpływa szkodliwie na działanie gazów. Wynikiem taktycznym było, oprócz zadania. Rosjanom znacznych krwawych strat, miejscowe wyrównanie po-zycyj. Poza tem całe to przedsięwzięcie ponownie skierowało uwagę Rosjan na 9 armję. Wieczorem dnia 6 lutego 8 i 10 armjabyły gotowe do natarcia**) Naczelne Dowództwo na Wschodzie przeniosło swe miejsce postoju do Wystrucia. 20 korpus wyładowywał się jeszcze pod Szczytnem, miał on osłaniać prawą flankę 40 korpusu rezerwowego, posuwać się na My- *) 20 korpus na południe od Szczytna; 1. korpus rezerwowy w okolice Wiel-barka; 3 dywizja piechoty w okolice Niborka; 1. rezerwowa dywizja gwardji z grupy Woyrscha w okolice Działdowa. (Przyp. autora). **) Z 10 armji stały w pierwszej linji: 10 dywizja obrony krajowej prawem skrzydłem na północ od Darkiejmów; łączyła się z nią królewiecka dywizja obrony krajowej (dawny odwód główny); 5 brygada piechoty gwardji; 1. dywizja kawalerji do lasów na południe od Kłajpedy;,za niemi 38 korpus rezerwowy; 39 korpus rezerwowy; 21 korpus—wszystkie trzy na północ od traktu Wystruć-Gąbin. Na południe od 10 stała 8 armja: 40 korpus rezerwowy i 2 dywizja piechoty od granicy do jeziora Śniardwy; za niemi 4 dywizja kawalerji; w fortyfikacjach Lecu 11 dywizja obrony krajowej i pospolite ruszenie; nad Węgorapją od Węgoborka do Darkiejmów l dywizja obrony krajowej i 3 dywizja rezerwowa, (Przyp. autora). 13 szyniec i rozpoznawać w kierunku Narwi. Zadanie osłony flanków zamierzał naczelny wódz rozwiązać zaczepnie także i dalej w kierunku zachodnim. Dowództwo nad oddziałami już stojącemi i mającemi się zebrać między Wisłą a Orzycem objął generał artylerji von Gallwitz, dowódca rezerwowego korpusu gwardji, 7 lutego rozpoczęła natarcie na Jańsbork i odcinek Pissy południowa grupa uderzeniowa, pod wodzą generała von Litzmanna, dowódcy 40 korpusu rezerwowego, a 10 armja dopiero o jeden dzień później. 8 armja dostała rozkaz ruszenia również do natarcia ł następowania nieprzyjacielowi na pięty, skoro tylko zauważy u niego poruszenia odwrotowe. Trudno było zdecydować się, czy należy przeprowadzić wydane zarządzenia, gdyż już od kilku dni trwała prawdziwie wschodnio-pruska zamieć śnieżna. Śnieg leżał wszędzie na metr wysoko, a tnący wiatr zachodni zwiewał go w wysokie wały. Posuwanie się w kolumnie zwartej było niemożliwe, działa i wozy zapadały się w śniegu. Rosjanie nie zauważyli zupełnie naszych zamierzeń. Rankiem 7 i 8 z całego frontu nadchodziły meldunki donoszące, że „u nieprzyjaciela położenie niezmienione, wszędzie widać jak wyrzuca śnieg z rowów". Generał von Litzmann już 7 po południu przekroczył Pissę na południe od Jańsborka, 8 zajął Jańsbork i pozostawiwszy ubezpieczenia od strony Ossowca dotarł w następnych dniach do Rajgrodu, Tutaj natknął się na silny opór Rosjan, którzy równocześnie zrobili wypad z Ossowca. t Dzięki trafnym i oględnym zarządzeniom generała v, Litzmanna, odrzucono nieprzyjaciela pod Rajgrodem i odparto wypad z Ossowca. Posuwanie się 10 armji, rozpoczęte 8 nad ranem, napotkało na słaby opór ze strony Rosjan, Zaskoczenie powiodło się całkowicie i nieprzyjaciel, jak to zwykle bywa w wypadku okrążenia, szukał ocalenia w szybkim odwrocie. Do cofania się prawego skrzydła przyłączył się wkrótce i środek, 8 armja ruszyła natychmiast naprzód i postępowała tuż za cofającym się nieprzyjacielem. Głównym wrogiem 10 armji nie byli w tych dniach Rosjanie, lecz pogoda; oddziały posuwały się z trudem naprzód. Kolumny piechoty wydłużały się, wiele dział i wozów utkwiło w śniegu, naprzód posuwały się tylko pojedyncze działa, zaprzężone w 12 lub 18 koni, podpierane przez piechotę. Mimo tych przeszkód już w nocy z 10 na 11 kolumny 10 armji dotarły do traktu kowieńskiego pod Wierzbołowem i Stołupianamł. W ręce naszych oddziałów wpadły, obok wielkiej ilości jeńców,, gdyż odcięto oddziały cofające się traktem z frontu, także całe masy 74 żywności i różnego rodzaju zapasów, częściowo złożonych w składach, Częściowo nie wyładowanych jeszcze z pociągów. Zdobycz ta umożliwiła oddziałom 10 armji posuwanie się naprzód, gdyż nie można było nawet myśleć o dowiezieniu żywności przez kolumny taborowe po drogach zasypanych śniegiem. Pomimo iż tak dowództwo jak i każdy szeregowiec na froncie dokładali wszelkich starań, by zwycięstwo było całkowite, jednak z powodu fizycznej niemożliwości szybszego posuwania się naprzód, udało się znacznej części 10 armji rosyjskiej wymknąć się jeszcze przed zamknięciem pierścienia. 14 zajęła 8 armja Ełk, broniony przez 3 korpus syberyjski. Generał Litzmann nie mógł niestety posuwać się szybciej i korpus ten uciekł przez Augustów za Biebrzę, gdy Litzmann po ostrej walce osiągnął tę miejscowość dopiero w nocy z 16 na 17. Okrążające kolumny 10 armji osiągnęły 14-go w przybliżeniu linję Suwałki-Sejny. Dowództwo 10 armji przypuszczało, że zdąży jeszcze odciąć •w tym czasie pod Augustowem znaczniejsze oddziały nieprzyjacielskie i zarządziło w tym celu dalsze posuwanie się swych oddziałów z linji Suwałki-Sejny. Tymczasem pogoda odmieniła się, nastała odwilż, a ze śniegu pozostały niezgłębione błoto i powódź. Straż przednia 21 korpusu, maszerująca z Sejn traktem wiodącym przez lasy Augustowskie, by w myśl zamiaru dowództwa 10 armji odciąć nieprzyjaciela pod Augustowem, natknęła się w tych lasach na cofające się silne kolumny rosyjskie, które częściowo dostały się do niewoli. Wówczas poznało dowództwo 10 armji, że nie dosięgnie już nieprzyjaciela pod Augustowem, powzięło zatem odważne postanowienie przesunięcia, na swem lewem skrzydle, silnych oddziałów wzdłuż północnego skraju lasów Augustowskich, aż pod Grodno, od strony pół-nocno-zachodniej. Tutaj, nie oglądając się na twierdzę grodzieńską, dowództwo 10 armji zamierzało odciąć nieprzyjaciela, wychodzącego z lasów Augustowskich. Jeszcze przed dojściem czoła 8 armji do Augustowa, otrzymaliśmy wiadomości, że pod Łomżą zbierają się znaczne siły rosyjskie. Z 8 armji która, posuwając się naprzód, coraz bardziej się skupiała, wyciągnięto dwie dywizje i przesunięto je ku Ossowcowi. Z jednej strony pragnęliśmy nie dopuścić do wypadów z Ossowca, z drugiej strony spodziewaliśmy się, że 40 korpus rezerwowy zdoła przejść w ciągu dalszych działań przez Biebrzę i zdobędzie zaporę Ossowca, otworzywszy ją od tyłu. 75 Ciężkie stało się położenie tych oddziałów 10 armji, które na zachód od Grodna zamykały lasy Augustowskie. Główne siły rosyjskiego 20 korpusu, zamknięte w tych lasach, czyniły rozpaczliwe wysiłki w celu przebicia się przez otaczający je pierścień, a równocześnie nacierały oddziały rosyjskie, przybyłe świeżo do Grodna, zamierzając towarzyszom broni, zamkniętym w lasach, utorować drogę do odwrotu. Jednakowoż 10 armja odparła wszystkie natarcia ze wschodu i z zachodu, a odcięte oddziały rosyjskie musiały wreszcie poddać się. Chociaż klęska zadana 10 armji rosyjskiej przyniosła w zdobyczy 100.000 jeńca, kilkaset dział i mnóstwo sprzętu wojennego, jednak nie udało się przeprowadzić operacji do końca i wyciągnąć z niej korzyści strategicznych. Generał Litzmann nie przekroczył Biebrzy, przedewszystkiem z powodu trudności terenowych. Odwilż i świeżo spadłe deszcze przemieniły dolinę „Błebrzy" w jedno bagnisko. Na przeciwległym, wyższym brzegu stał 3 korpus syberyjski w pozycjach „betonowanych", jak donosiły oddziały. W to „wybetonowanie" nie uwierzyłem, jednak moje wątpliwości nie wystarczały do zaprzeczenia meldunkom oddziałów i dla tego musieliśmy zrezygnować z prób przekroczenia Biebrzy. W rok później przekonałem się, przeprowadzając rozpoznanie terenu, że wówczas słusznie wątpiłem, gdyż betonu nie było w tych pozycjach ani śladu. Natarcie czołowe na Ossowiec nie udało się, mimo użycia najcięższej artylerji. Na cały szereg dni przedtem, gdy marszałek Hindenburg spodziewał się jeszcze posunąć się naprzód przez Biebrzę, polecił generał Ludendorff wybudować tyłowe pozycje wzdłuż łinji, ciągnącej się na wschód od Augustowa-Suwałk-Niemna, 10 armja dostała teraz rozkaz cofnięcia swego prawego skrzydła do tych pozycyj, a na lewem skrzydle mogła działać według własnego uznania. Równocześnie polecono jej zwolnić pewne oddziały, których koniecznie potrzebowano dalej na zachodzie. Ofensywa naszych armij 8 i 10 rozbiła jedną połowę rosyjskiego „gigantycznego" planu, a mianowicie okrążenie niemieckiego frontu od północy, jednakowoż teraz zaczęliśmy odczuwać drugą jego połowę, to jest posuwanie się silnych oddziałów przeciw południowej granicy Prus Wschodnich i Zachodnich, Dowództwo 10 armji miało nadzieję, że potrafi jeszcze raz powtórzyć na małą skalę operację bitwy zimowej i postanowiło cofnąć swoje lewe skrzydło tylko w stronę Sejn i na północ od nich, zamierzając ponownie natrzeć na Rosjan, gdyby posunęli się naprzód. 76 Tymczasem Rosjanie posuwali się ostrożnie i przy każdem uderzeniu pospiesznie cofali się. Widząc to, zrzekło się dowództwo armji wszelkiej myśli natarcia i cofnęło swe lewe skrzydło na linję Kalwarja-Marjampol-Pilwiszki. W marcu wystąpili Rosjanie zaczepnie przeciw tej linji, jednak odrzucono ich bez trudu. Gdy 40 korpus rezerwowy rozpoczął swoje działania zaczepne, wówczas 20 korpus, chroniąc prawą flankę generała Litzmanna, posunął się w okolice Łomży, 37 dywizją piechoty przez Myszyniec a 41 dywizją piechoty przez Kolno, Pod Łomżą natknął się jednak na silne oddziały nieprzyjacielskie i mógł jedynie ubezpieczyć ją ku wschodowi do Stawiszek, Między Stawiszkami i Biebrzą ustawiono 3 dywizję rezerwową i 5 brygadę piechoty, które przyszły w samą porę, by odeprzeć natarcie rosyjskiego korpusu gwardji ł 5 korpusu. Wywiązały się rozpaczliwe walki, Rosjanie nacierali odważnie, nie bacząc na straty i tyłka z trudem udało się utrzymać 3 dywizji rezerwowej na pozycjach. Dopiero z początkiem marca można było dodać jej jeszcze 1. dywizję piechoty, w celu zgęszczenia i ustalenia frontu. Równie zaciekle natarli Rosjanie z linji Ostrołęka-Nowogród na 37 dywizję piechoty, która miała zabezpieczać przed Myszyńcem, między Orzycem a Pissą, Naczelne Dowództwo na Wschodzie musiało posyłać tam jeden oddział po drugim*), gdyż zmuszał je do tego teren mało przejrzysty, pełen lasów i bagien. Walki trwały tutaj przez cały marzec a oddziały niemieckie utrzymały swe pozycje. Od połowy lutego Rosjanie wzmacniali swe siły także i na zachód od Orzyca, przed odcinkiem Gallwitza i poczęli posuwać się ku Mławie. Generał Gallwitz, mając pod ręką posiłki, oddane przez 9 armję, postanowił uprzedzić natarcie Rosjan i uderzyć w ich koncentrację. Uderzenie jego, rozpoczęte 22 lutego przez generała Morgena na czele l korpusu rezerwowego, 3 dywizji, obrony krajowej i pospolitego-ruszenia, postępowało z początku pomyślnie. Dywizji v. Fórstera udało się nawet zająć Przasnysz, jednak Rosjanie wykonali przeciwnatarcie, podczas którego zawiodła jedna z brygad obrony krajowej-Znaczne siły rosyjskie wtargnęły do Przasnysza od południa i flankujące od Orzyca. *) 2 dywizję piechoty, 75 dywizją rezerwową, 10 dywizję obrony krajowej, 4 dywizję kawalerji, wreszcie 76 rezerwową. (Przyp. autora). 77 1. korpus rezerwowy i 3 dywizja, oskrzydlone i zagrożone z flanki, musiały odstąpić od Przasnysza i cofnąć się wtył. Generał Łudendorff powstrzymał ich cofanie się na południe od budowanych i tutaj pozycyj nadgranicznych. W pierwszym tygodniu marca Rosjanie wykonali zaciekłe natarcia między Mławą i Orzycem, które odparto. : Po nadejściu wspomnianych posiłków, generał Gallwitz ponowił 8 marca ofensywę wzdłuż obu brzegów Orzyca i do 12 tego miesiąca udało mu się odepchnąć nieprzyjaciela na północ od Przasnysza. Walki trwały jeszcze do końca marca, aż wreszcie stopniowo ustały. Do kwietnia odparto napór Rosjan wzdłuż całego południowego frontu pruskiego i załatwiono się w ten sposób z drugą częścią „gigantycznego" planu wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza. • '• Sprzymierzeńcom naszym nie udało się tak pomyślnie przeprowadzić swoich planów. Odsiecz Przemyśla utknęła w chwili przejścia Rosjan do przeciwnatarcia, co rozstrzygnęło ostatecznie losy tej twierdzy. . . ; :• W rogu Prus Wschodnich, na północ od Kłajpedy, wywiązały się w połowie lutego drobne utarczki. Rosyjskie oddziały ochrony pogranicza stały jeszcze tutaj, na północny wschód od Tylży, na ziemi niemieckiej. Naczelny wódz na wschodzie pragnął oswobodzić i ten skrawek ziemi niemieckiej. Polecił on przeprowadzić to generałowi von Pap-pritzowi, gubernatorowi Królewca, którego szefem sztabu był pułkownik Nebhel, a który miał do rozporządzenia tylko pospolite ruszenie, chroniące pogranicze i nieco artylerji z Królewca, Mimo to ofensywa powiodła się i w połowie lutego odrzucono nieprzyjaciela za granicę i zajęto Taurogi. Jednakowoż zadowolenie nasze, z oswobodzenia całych Prus Wschodnich od nieprzyjaciela, trwało tylko krótki czas. 17 marca napadły na Kłajpedę, pod wodzą generała Potapowa, spędzone gromady oddziałów ochrony pogranicza i obrony krajowej. Napad ten zaskoczył nas. Doszły nas wieści o gromadzeniu się oddziałów rosyjskich naprzeciw Taurogów i Kłajpedy, jednak nie braliśmy tych wiadomości zbyt poważnie, gdyż codziennie otrzymywaliśmy całe tuziny podobnych doniesień o gromadzeniu się oddziałów nieprzyjacielskich i o rozmaitych planach natarcia. Trudno było dawać posłuch każdej takiej pogłosce. Pewną wiadomość o wejściu Rosjan do Kłajpedy otrzymaliśmy od panny Róstel, telefonistki tamtejszego urzędu pocztowego. Okazała ona więcej energji niż jej koledzy mężczyźni. Rozmawiałem z nią 78 aż do chwili obsadzenia urzędu przez Rosjan. Pogawędkę naszą zakończyła słowami „właśnie wchodzą na schody". Równocześnie z napadem na Kłajpedę, Rosjanie natarli na Tau-rogi i generał v. Pappritz musiał im je oddać, gdyż potrzebował swych słabych sił przedewszystkiem przeciw nieprzyjacielowi, który wtargnął do Kłajpedy, Naczelne Dowództwo na Wschodzie nie rozporządzało żadnemi odwodami, któremi mogłoby wesprzeć generała v. Pappritza. Pozostałe w kraju dowództwo okręgu II korpusu szczecińskiego przysłało nam dwa bataljony zapasowe. Mieliśmy jednak szczęście, gdyż i Rosjanie nie byli zbyt silni. Gdy generał Pappritz ruszył przeciw Kłajpedzie, uciekli z niej, zostawiając mu 3.000 jeńca. Pappritz zwrócił się ponownie przeciw Tauro-gom i, wyrzuciwszy nieprzyjaciela za granicę, zajął je znowu 29 marca. Aby podobny napad już nie powtórzył się więcej, wyciągnięto z frontu Gallwitza, zbyteczną tam, 6 dywizję kawalerji i wysłano ją w okolice na wschód od Kłajpedy. W połowie kwietnia zapanował spokój na froncie naczelnego wodza na wschodzie. Gorlice. (Szkic Nr. 5). Zdarzenia na południowym teatrze wojny przybrały tymczasem :niezbyt pomyślny obrót. Ofensywa generała v. Conrada na froncie karpackim spełzła, jak już wspomniałem, na nłczem. Napotkała ona na samym początku na przeciwnatarcie rosyjskie i utknęła. Rosyjskie Naczelne Dowództwo, w miarę jak przychodziło do przekonania, że nie zdoła przeprowadzić swych planów przeciwko Prusom i armjom niemieckim, coraz -zacieklej nacierało na oddziały austrjackie, zamierzając sprowadzić rozstrzygnięcie jeszcze tej wiosny, bez względu na straty w ludziach, W śniegach i lodach Karpat przyszło do ciężkich i krwawych walk, w których straty Rosjan były olbrzymie, jednak powoli udało się im odepchnąć naszych sprzymierzeńców wtył. Położenie armij austrjacko-węgierskich było krytyczne i monarchji groził upadek, gdyby Rosjanom udało się przerwać w Karpatach linję i wpaść na nizinę węgierską, Niemcy musiały zatem poprzeć sprzymierzeńca w jakiś energiczny sposób. Austrjacki oficer łącznikowy w Naczelnem Dowództwie na Wschodzie, rotmistrz v. Fleischmann, donosił w swych codziennych raportach o grozie położenia i to z coraz silniejszym naciskiem. Marszałek Hindenburg widział całe niebezpieczeństwo i przedstawiał je Naczelnemu Dowództwu, a ze swoich sił odstąpił jedną dywizję, Jktórą oddała z odwodów 9 armja. Dywizja przyszła w Karpaty w bardzo niebezpiecznym momencie, gdy armja Boroevića zaczęła się już chwiać. Niemieckie Naczelne Dowództwo zgodziło się na oddanie tej dywizji (25 dywizja rezerwowa), poleciło przysłać jako posiłki dla frontu karpackiego jeszcze dwie dalsze dywizje i odstąpić sztab dowództwa 38 korpusu rezerwowego. Dowództwo nad nowoutworzonym przez Naczelne Dowództo korpusem beskidzkim miał objąć generał v, Marwitz, dowódca 38 korpusu rezerwowego. Naczelne Dowództwo na Wschodzie oddało 4 dywizję i jedną z nowych. Na krótko przedtem zaczęło Naczelne Dowództwo ujmować dywizjom frontu zachodniego po jednym pułku i z pułków tych tworzyć nowe dywizje. Pozyskało ono w ten sposób znaczną ilość świeżych jednostek taktycznych. W czasie wojny pozycyjnej, z rozwojem budowy pozycyj, mogła każd* dywizja oddać bez szkody trzy bataljony. 82 Cenjalną tę myśl poddał generał v. Wisberg, dyrektor departamentu w Ministerjum Wojny. Z czasem powstał spór między powagami woj- •kowemi o to, co jest praktyczniejsze, czy pozostawienie dywizyj dzie-więcio-bataljonowych czy też powrót do dwunasto-bataljonowych. Mniejszą dywizją łatwiej jest operować, ma ona jednak tę złą stronę, że do niektórych zadań posiada za mało piechoty. Sporu tego w Niemczech nie rozstrzygnięto, gdyż dzięki traktatowi wersalskiemu piękne nasze wojsko zostało rozwiązane, a wszystkie tego rodzaju sporne zagadnienia, wypływające z doświadczeń wojennych, mają wartość sporów czysto akademickich. Równocześnie rozpoczęliśmy na wschodzie przeformowywać odpowiednio nasze dywizje. Posiłki niemieckie, wysłane w Karpaty, nie mogły przechylić tam szali, zdołały jednak dopomóc do utrzymania pozycyj. Położenie sprzymierzonej monarchji stawało się coraz poważniejsze, nietylko w Karpatach, lecz także i na innych frontach. Wojsko serbskie zaczęło ruszać się, a przedewszystkiem stawało się coraz widoczniejsze, że Włochy otwarcie przystąpią do związku nieprzyjaciół. Pomijam pytanie, czy nie można było utrzymać neutralności Włoch drogą pewnych ofiar ze strony Austro-Węgier i przez zręczniejsze rokowania ze strony państw centralnych. W każdym razie austrjackie dowództwo musiało wzmocnić swą obsadę pogranicza włoskiego, by nie pozwolić zaskoczyć się w razie rozpoczęcia wojny przez Włochy. Wzmocnienia te musiały być wzięte z frontu rosyjskiego, już i tak dosyć słabego. Można było uniknąć tych trudności, gdyby Naczelne Dowództwo zdecydowało się późno jesienią 1914 r. na przysłanie wschodowi posiłków, do czego zachęcał marszałek Hindenburg. Posiłki te były konieczne do zadania klęski Rosjanom, wciśniętym głównemi siłami w łuk Wisły. W tej „wojnie wśród zaniedbywanych sposobności" często trafiało się zjawisko, które jeszcze nieraz będziemy obserwowali, a polegało ono na tem, że niejednokrotnie pojawiała się w porę trafna inicjatywa, którą jednak u góry odrzucano. Następnie nieprzyjaciel sprawiał, że Naczelne Dowództwo musiało poświęcić znacznie więcej sił, niż poprzednio proponowano, jednakowoż z tą różnicą, że siły te nie służyły już do wywalczenia rozstrzygającego zwycięstwa, lecz do naprawienia zła, które tymczasem nastąpiło. Generał von Conrad, w jednej ze swych rozmów z generałem •von Falkenhaynem, już dawniej rzucał myśl przerwania ros/j'skiego frontu pod Gorlicami i zwinięcia w ten sposób linji nieprzyjacielskiej przed przełęczami karpackiemi. Był to jedyny plan, który miał wtedy widoki powodzenia i mógł sprowadzić odcj^żenie frontu karpackiego. 83 Pożądane byłoby naturalnie wykonanie go równocześnie z uderzeniem na jednem ze skrzydeł, by okrążyć w ten sposób wojsko rosyjskie. Natarcie oskrzydlające jest zawsze najskuteczniejsze. Nie można było przeprowadzić takiej operacji na rosyjskiem skrzydle na Bukowinie, gdyż koleje austrjacko-węgierskie były tak mało wydajne, że wykluczały możliwość szybkiego przewiezienia tam większych transportów wojskowych. Możliwe było natomiast okrążenie rosyjskiego skrzydła północnego, zajęcie Kowna i wykonanie silnego uderzenia w kierunku na Kowno-Wilno, Operacja ta wymagałaby jednak dłuższego przeciągu czasu nim mogłaby oddziałać na rosyjskie lewe skrzydło wzdłuż Karpat, Generał von Falkenhayn przyznał też w rozmowie, która toczyła się w berlińskim hotelu Adlon, słuszność generałowi von Conradowi, że z tego właśnie powodu najtrafniejszą narazie myślą jest przerwanie frontu pod Gorlicami, jednak odmówił dania mu do rozporządzenia niezbędnych do tego oddziałów. Teraz jednak generał von Falkenhayn uznał, że należy coś zdziałać, by uchronić austrjacko-węgierski front karpacki od zupełnego załamania się. Ilość oddziałów niemieckich, których generał von Conrad potrzebował, by zadanie to rozwiązać obronnie, była taka sama, jakiej wymagało rozwiązanie zaczepne. Zatem generał von Falkenhayn podjął na nowo plan generała von Conrada przerwania frontu pod Gorlicami, Generał von Falkenhayn nic nie wspomina w swojej książce o pochodzeniu tej myśli. Podczas wojny mieliśmy wiele powodów do uskarżania się na niedoskonałość wojska austrjackiego, mamy jednak niemniej powodów do uznania tych usług, które nam oddał nasz sprzymierzeniec. Wszystkie pomysły austrjackiego szefa Sztabu Generalnego, przynajmniej o ile je poznałem, były dobre, czego nie można powiedzieć o wszystkich pomysłach naszego Naczelnego Dowództwa. Nieszczęściem tego genjalnego człowieka było to, że nie miał narzędzia odpowiedniego do wprowadzenia w czyn swych pomysłów. Wojsko zawiodło go, podczas gdy nasze wojsko, dobrze czy źle prowadzone, do lata 1918 r, nigdy nie zawiodło. Należy uznać, że Naczelne Dowództwo zdecydowało się nareszcie na szukanie rozstrzygnięcia na wschodzie, chociaż należało się spodziewać, że natarcie na Rosjan wywoła na zachodzie odciążające działania zaczepne. Wielkie natarcie Francuzów w Szampanji, wykonane w lutym i w marcu, odparliśmy, nie obyło się jednak przytem bez znacznych ofiar z naszej strony. Należało liczyć się z tem, że ponowią oni próby przełamania frontu, zakrojone na podobnie wielką miarę. 84 Dowództwo nad 11 armją, przeznaczoną do przeprowadzenia przełamania, powierzono generałowi von Mackensenowi a jego szefem sztabu mianowano pułkownika von Seeckta. Miejsce generała von Mackensena zajął marszałek książę Leopold Bawarski, który z tęsknotą oczekiwał w domu przydziału wojennego i ochotnie poddał się pod rozkazy młodszego rangą marszałka von Hindenburga. W celu przesłonięcia przygotowań do natarcia pod Gorlicami i odwrócenia od tego miejsca uwagi nieprzyjaciela, wydano naczelnemu wodzowi na wschodzie rozkaz przeprowadzenia demonstracji na jego froncie, by ściągnąć na niego i związać jak największe siły nieprzyjacielskie. Marszałek Hindenburg, idąc za wskazówkami Naczelnego Dowództwa, postanowił uderzyć na nieprzyjaciela w trzech miejscach. 9 armja miała przeprowadzić atak gazowy, 10 armja natarcie miejscowe pod Suwałkami, aby poprawić swe stanowiska, a wreszcie planowaliśmy większy wypad do północnej Litwy i Kurlandji. Dwa pierwsze natarcia miały znaczenie czysto miejscowe, większego skutku spodziewaliśmy się po trzeciem, gdyż musiało ono skłonić Rosjan do przedsięwzięcia znaczniejszych zarządzeń obronnych. Otrzymaliśmy niedawno jeden z dwóch świeżo zorganizowanych bataljonów gazowych, który miał przeprowadzić ten atak. Rozpoznanie ustaliło, że stanowiska w okolicy Skierniewic wykazują dogodne warunki do użycia tego środka bojowego i tam wbudowano przyrządy do wydmuchiwania gazu. Po skończeniu przygotowań, 9 armja czekała na dogodny wiatr. Pomysłu wydmuchiwania gazu nie można nazwać szczęśliwym, ponieważ tylko w kilku miejscach frontu można było je przeprowadzić, wbudowywanie przyrządów było połączone z trudnościami, oraz w każdej chwili groziło niebezpieczeństwo, że nieprzyjaciel spostrzeże się, silnym ogniem artylerji zniszczy przyrządy i sprawi iż gaz ujdzie do własnych rowów strzeleckich. Warunki atmosferyczne naszych teatrów wojny były przytem stanowczo niekorzystne dla przeprowadzania przez nas ataków zapomocą metody wydmuchowej. Na wschodzie powinniśmy byli mieć wiatr zachodni, a na zachodzie wschodni. Ponieważ jednak przez większość dni wiały u nas przeciwne wiatry, więc utrudniało to jeszcze więcej stosowanie tej metody. Nie spełniła się również nadzieja, którą żywiono po stronie niemieckiej, że nieprzyjaciel nie potrafi technicznie naśladować tej metody. Kiedyś później pytałem się mądrego wynalazcę naszych gazów bojowych, tajnego radcę Habera, jak mógł wpaść na tę nieszczęśliwą jtodę. Oświadczył mi na to, że dokładnie przewidział jej wszystkie met 85 słabe strony i od początku uważał za właściwe — nie wydmuchiwanie gazów, lecz napełnianie niemi granatów i wystrzeliwanie, odmówiono mu jednak początkowo niezbędnego do tego składu amunicji i tylko dzięki tej odmowie wpadł na pomysł wydmuchiwania. Należy żałować, że odrazu nie przeprowadzono pomysłu tajnego radcy Habera. Z trudnością tylko można sobie dzisiaj przedstawić jego wyniki, gdyby — z należytem zrozumieniem rzeczy — znaczną ilość amunicji napełniono gazem i przygotowano, a następnie użyto jej znienacka w wielkiej bitwie przełamującej na zachodzie. Musiałoby to jednak nastąpić jeszcze przed tem nim, stosując naszą metodę wydmuchową, zwróciliśmy uwagę nieprzyjaciela na niebezpieczeństwo gazowe i nim skłoniliśmy go w ten sposób do wprowadzenia maski przeciw gazowej, 2 maja, 9 armja przeprowadziła atak gazowy, mając korzystny wiatr. Jak dowiedzieliśmy się później, wynik jego w rosyjskich pozycjach był bardzo duży, jednak niestety 9 armja nie zauważyła tego. Myślano tam, że gdy chmura gazowa przesunie się przez pozycje nieprzyjacielskie, to nic już w nich nie pozostanie żywego. Gdy więc piechota nasza ruszyła naprzód i w kilku miejscach otrzymała jeszcze ogień z rosyjskich stanowisk, uważano że atak gazowy nie udał się i zaprzestano posuwać się dalej naprzód. Do podniesienia zaufania w wojsku do gazów nie przyczynił się również i drugi atak gazowy, przeprowadzony później przez 9 armję. Wkrótce po wydmuchaniu gazu wiatr obrócił się, przesunął część cKmury gazowej zpowrotem do własnych rowów i spowodował znaczne straty. Oddziały walczące na wschodzie otrzymały maski przeciwgazowe dopiero o wiele później, gdyż oddziały frontu zachodniego były pierwsze, podobnie zresztą jak przy każdej innej sposobności. Natarcie 10 armji skończyło się powodzeniem taktycznem, gdyż doprowadziło do poprawienia pozycyj. Dalsze przedsięwzięcia 9 i 10 armji skierowały wprawdzie na armje te uwagę Rosjan, nie zdołały jednakże spełnić życzenia Naczelnego Dowództwa ściągnięcia na siebie znaczniejszych sił rosyjskich. Udało się nam osiągnąć to dopiero przez wypad na Litwę północną i do Kurlandji, Do wypadu tego zachęciło nas Naczelne Dowództwo, które zapytało się w drugiej połowie marca, czy naczelny wódz na wschodzie uważa za możliwe przeprowadzenie zagonu kawaleryjskiego na le-wem skrzydle, mniej więcej w stronę kolei kowieńskiej. Otrzy-mawszy odpowiedź twierdzącą, oddało nam w celu przeprowadzenia zagonu dwie dywizje kawalerji z frontu zachodniego, które nadeszły do połowy kwietnia. 86 Przygotowania do tego przedsięwzięcia były ukończone*) 26 kwietnia. Generał von Lauenstein wyruszył dnia 27 kwietnia na czele tych oddziałów z linji Jurbork-Kłajpeda i skierował się ku Kur-landji. Odrzucił on słabe siły rosyjskie i pierwszym rozpędem dotarł aż do Szawel. Rosjanie ściągnęli posiłki i na linji rzeczka Dubissa-Szawle-Możejki rozpoczęły się walki, które i nas zmusiły do ściągnięcia posiłków, Z pierwotnego oddziału Lauensteina i z tych posiłków stworzono później armję Niemna, na której czele stanął generał von Below, zaś dowództwo nad 8 armją objął po nim generał von Scholtz, Mimo ciężkich walk, które trwały przez maj i czerwiec udało się utrzymać Dubissę, a i na lewem skrzydle utrzymano naogół linję Windawy, jednakowoż z Szawel musiano ustąpić, wobec przemocy Rosjan. Na skrajnem lewem skrzydle zajęto 7 maja drobnym wypadem forteczkę Libawę. Dokonały tego 3 brygada kawalerji oraz pospolite ruszenie i artylerja z Królewca, a dowodził niemi pułkownik von Schulenburg z kapitanem von Yillisenem, bardzo zdolnym oficerem Sztabu Generalnego, którego nazwisko było później często wymie- niane. Dnia 2 maja generał Mackensen zajął na czele 11 armji niemieckiej i 4 austrjackiej pierwszą linję rosyjskich pozycyj pod Gorlicami i Tarnowem. W najbliższych dniach wpadł do drugiej i trzecie] linji, oraz zmusił do odwrotu cały front rosyjski wzdłuż Karpat. 11 armja doszła 15 maja do Sanu. Z początkiem czerwca zajęto Przemyśl. Po krótkiem zatrzymaniu się nad Sanem poprowadzono natarcie w dalszym ciągu, a 22 zajęto Lwów. Z bagnetem w ręku zajęto Rawę Ruską i odrzucono Rosjan ku Bugowi. Falkenhayn chciał na każdym z tych etapów zaprzestać działań zaczepnych i zakończyć operację, jedynie nacisk, wywierany za każdym razem przez Conrada, skłaniał go do dalszego jej prowadzenia. Przed naszym frontem odczuwaliśmy klęskę Rosjan dzięki temu,' że wyciągali oni zewsząd po parę oddziałów, by przewieźć je na południe. "JOddziały były ustawione: bawarska dywizja kawalerji i 3 dywizja kawalerji na południe od Jurborka; za niemi 36 dywizja rezerwowa, 78 dywizja na szosie taurogskiej, 6 dywizja kawalerji i 6 dywizja rezerwowa w okolicy Kłajpedy. (Przyp. autora). 87 Generał Hindenburg nie czuł się na siłach do przeszkodzenia temu, l on mógł także tylko wyciągać pewne oddziały z jednego miejsca i przygotować je do nowej operacji w drugiem, nie wiedział tylko w którem miejscu należy ją rozpocząć. W czasie roztrząsania tego pytania w kwaterze głównej, przychodziło między nami do dość żywej wymiany zdań. Ja powtarzałem poprzednie zdanie moje, że może już po raz ostatni nastręcza się nam sposobność do zadania druzgoczącego ciosu wojsku rosyjskiemu. Ofensywa generała Mackensena, który zawsze mógł nacierać tylko czołowo, z czasem musiała zniszczyć jego samego, a dalsze jej prowadzenie nie mogło zdruzgotać wojska rosyjskiego. Prawe skrzydło rosyjskie, przed frontem Naczelnego Dowództwa na Wschodzie, było je-dynem swobodnem skrzydłem nieprzyjacielskiem, które mieliśmy na kontynencie przed sobą. Należało poprowadzić przeciw niemu działanie okrążające na dużą skalę, a mianowicie tak daleko na północ względnie na wschód, by środek Rosjan, który ciągle jeszcze stał przed Warszawą nad Rawką i Bzurą, nie mógł uniknąć naszego ciosu przez wycofanie się, lecz aby go odciąć. Byłem zatem tego zdania, że na lewem skrzydle 10 armji należy użyć wszystkich wolnych sił Naczelnego Dowództwa na Wschodzie i tych, które udałoby się uzyskać od Naczelnego Dowództwa, natarciem przyśpieszonem zdobyć Kowno i przez Wilno uderzyć na tyły Rosjan, Dzisiaj jeszcze twierdzę, że działanie to doprowadziłoby do pożądanego celu, to jest do zdruzgotania wojska rosyjskiego. Za ofensywą przez Biebrzę, po obu stronach Ossowca, przemawiał, wprawdzie nie w oficjalnym raporcie, do którego nie miał prawa, lecz w prywatnej rozmowie, major von Bockelberg pierwszy b. oficer naszego sztabu, obdarzony szczególnem zaufaniem generała Luden-dorffa, z którym przez długie lata pracował w Oddziale II Wielkiego Sztabu Generalnego. Starliśmy się ze sobą dosyć ostro. Uważałem bowiem, że ofensywa przez bagnistą dolinę Biebrzy nie ma widoków powodzenia, gdyż nie będziemy mogli poprzeć natarcia piechoty całą siłą naszej artylerji. Jego wątpliwości co do mojego planu zarzucały mu, że zdobycie Kowna zajmie zbyt wiele czasu. Później okazało się, że ja miałem słuszność, jak wiadomo bowiem w sierpniu zajęliśmy Kowno prawie wbrew naszej woli, w przeciągu 10 dni i bez wydatniejszego poparcia przez Naczelne Dowództwo. Gdyby przeprowadzono mój plan, wówczas prawdopodobnie w jeszcze krótszym czasie udałoby się nam zdobyć Kowno, Generał Ludendorff podzielał moje zdanie. 88 Ofensywę na odcinku frontu, leżącym na zachód od Łomży, uważaliśmy wszyscy za bezcelową. Wprawdzie można było zapomoca niej zmusić środek Rosjan do cofnięcia się i do opróżnienia Warszawy, nigdy jednak nie mogła ona spowodować rozstrzygającej ich kieski. Prowadząc ofensywę z punktu położonego tak daleko na zachód, dopuszczało się do tego, że Rosjanie z łatwością wyrównają tylko wygięcie linji swego frontu, a my będziemy musieli nacierać czołowo, jak Mackensen na południu. Rozpoczęto prace przygotowawcze do ofensywy na i przez Kowno. Już były naszkicowane rozkazy, przynajmniej o ile chodziło o zarządzenia w sprawie przewiezienia oddziałów na obszarze podlegającym rozkazom marszałka Hindenburga, gdy l lipca on i generał Ludendorff zostali wezwani telegraficznie do Poznania do cesarza. Generał Ludendorff i ja nie wątpiliśmy, że cesarz przystanie na ofensywę przez Kowno i umówiliśmy się, że generał Ludendorff wezwie mnie, po rozmowie z cesarzem, do telefonu a wówczas ja roześlę gotowe już rozkazy. Daremnie jednak czekałem na to wezwanie do telefonu. Dopiero po południu otrzymałem telefoniczne polecenie powstrzymania wszystkiego, gdyż sprawy przyjęły inny obrót niż zamierzaliśmy. Cesarz zgodził się w Poznaniu na plan generała von Falkenhaynar według którego generał von Gallwitz miał przełamać rozciągający się przed nim front rosyjski ł ruszyć zaczepnie przeciw Narwi, W ten sposób stracono, mojem zdaniem, ostatnią sposobność przeprowadzenia działania, które zniszczyłoby wojsko rosyjskie. Działanie Gallwi-tza mogło mieć jedynie ten skutek, że Rosjanie opuściliby Warszawę i wyprostowaliby łuk, którym wybiegały w Królestwie Polskiem ich pozycje. Dnia 13 czerwca 12 armja*), dawniej grupa Gallwitza, była gotowa do natarcia na Przasnysz i na pozycje nieprzyjacielskie po obu stronach tej miejscowości. Natarcie udało się zupełnie, dzięki wzorowemu przygotowaniu przez dowództwo 12 armji, która przerwała pozycje rosyjskie i już 17 stanęła nad Narwią, gdzie naturalnie zatrzymała się na pewien *) W skład jej wchodziły: 1. korpus (dywizje piechoty 2 i 37), 12 korpus (dywizje piechoty: 3, 26 i 4 rezerwowa dywzja gwardji), 17 korpus (dywizje piechoty: 35, 36 i 1. rezerwowa dywizja gwardji), 11 korpus (38 dywizja piechoty i dywizja Wernitza), 17 korpus rezerwowy (dywizja obrony krajowej Breughela. i 14 dywizja obrony krajowej), korpus Dickhuta, czas. Pułtusk i Różan zdobyto 23 lipca, Ostrołękę 4 sierpnia i na szerokim froncie przekroczono Narew. Prawe skrzydło zwróciło się przeciw Modlinowi i Zegrzu. Także i 8 armja rozpoczęła ofensywę na swem prawem skrzydle i po zaciętych walkach stanęła również nad Narwią, gdzie spotkała się z zaciętym oporem Rosjan. Opór ten, stawiany 12 i 8 armji, miał naturalnie na celu zyskanie na czasie, by umożliwić rosyjskim oddziałom wycofanie się z wysuniętego łuku pod Warszawą. Rosyjskie dowództwo, poznawszy, że nie będzie mogło przeszkodzić przerwaniu frontu przez 12 armję, nakazało, jak to przewidywaliśmy, ogólny odwrót z Polski. Oddziały rosyjskie, które stały naprzeciw grupy Woyrscha i 9 armji, były już dawniej osłabione, wskutek odstąpienia części swych sił południowemu odcinkowi. Obie nasze jednostki ruszyły również do natarcia; grupa Woyrscha natknęła się jeszcze na silne straże tylne nad Iłżanką i pod Radomiem, pobiła je i odepchnęła za Wisłę. Na północ od Pilicy i na odcinku 9 armji nie doszło już do większych walk, Rosjanie opuścili zachodni brzeg Wisły i wycofali się na Warszawę. Również i na lewem skrzydle frontu, podległego marszałkowi Hindenburgowi, armja Niemna przeszła w połowie lipca do działań zaczepnych i posuwała się zwycięsko naprzód. Także i 10 armja wysunęła się przeciw Kownu i odepchnęła Rosjan poza odcinek Leśnej*). Generał Ludendorff jeszcze raz przedstawił w tym czasie Naczelnemu Dowództwu, że ofensywa generała Gallwitza miała ten właśnie skutek, który Naczelne Dowództwo na Wschodzie przepowiedziało i że dalsze prowadzenie jej nie przyniesie już wielkiego zwycięstwa. Powtórzył on propozycję zabrania grupie Woyrscha i armjom 12 i 8 wszystkich zbędnych oddziałów, oddania ich armji 10, zdobycia Kowna i poprowadzenia wszystkiemi siłami uderzenia na Wilno. Jeszcze i teraz wyniki tej operacji mogły być bardzo znaczne. Wątpię jednak w to, by można było zadać Rosjanom druzgoczącą klęskę, któraby mogła zmusić cara do zastanowienia się nad zagadnieniem pokoju. Naczelne Dowództwo ponownie odrzuciło tę propozycję i rozkazało prowadzić ofensywę dalej w tym samym kierunku. Mimo to marszałek Hindenburg nie porzucił swego planu zdobycia Kowna i wysu- *) Ma być zapewne: rzeczki Jesi. (Przyp. tłum.). 90 nięcia swego lewego skrzydła możliwie najdalej naprzód. Naczelne Dowództwo przysłało 12 i 8 armji po jednej dywizji z zachodu a marszałek Hindenburg dodał 12 armji jeszcze dwie dywizje z 9 armii. Naczelne Dowództwo rosyjskie przypomniało sobie podczas swego odwrotu rok 1812 i nietylko zniszczyło wszelkie drogi, lecz popaliło miasta i wsie i wraz z cofającemi się oddziałami popędziło na wschód ludzi i bydło. Przypuszczało ono zapewne, że sprawi nam ~w ten sposób trudności, których nie potrafimy zwalczyć, gdyż czem innem trudno sobie wytłumaczyć tę niezrozumiałą srogość względem własnej ludności. Rzecz dziwna, że i dzisiaj jeszcze pojawiają się w niemieckich czasopismach porównania z rokiem 1812. Piszący tak nie zdają sobie widocznie sprawy z tego, że dzisiejsze środki łączności pokonały trudności, z któremi walczył wówczas Napoleon, Gdyby Napoleon był miał kolej żelazną, telefon, samochód, telegraf i lotnictwo, to do dzisiaj siedziałby jeszcze w Moskwie. Pomijając chwilowe trudności w zakwaterowaniu, zniszczenia dokonane przez Rosjan wyszły nam częściowo nawet na korzyść. Jeśli np. weźmiemy pod uwagę spalenie Brześcia nad Bugiem, w którym później prawie przez dwa lata mieściło się Naczelne Dowództwo na Wschodzie, to mimo spalenia można było zakwaterować się w nim, natomiast nie było tam już 80,000 mieszkańców, o których wyżywienie musielibyśmy się starać. Zupełne opróżnienie miasta było dla nas wygodne ze względu na niebezpieczeństwo szpiegostwa i inne. Po nadejściu posiłków, o których wyżej wspomniałem, 12 armja ruszyła znowu naprzód. Również i grupa armij Mackensena w dalszym ciągu naciskała od południa. Naczelne Dowództwo próbowało jeszcze w niektórych miejscach okrążyć części wojska rosyjskiego, jednak w ogólności nie udało się to, jak przewidywał marszałek Hindenburg. Z końcem lipca zajęto Chełm i Lublin. Grupa Woyrscha i Kó-vesza zdobywały przedmoście dęblińskie, a Woyrsch z końcem lipca, w oczach Rosjan, przeszedł Wisłę na północ od Dęblina. Przejście to było odważnym czynem, lecz nie przyczyniło się do większego powodzenia, a nawet oddziały, które przeszły rzekę., zaatakowane silnie przez Rosjan, znalazły się chwilowo w przykrem położeniu. Z początkiem sierpnia opuścili Rosjanie przed 9 armją stanowiska zewnętrzne pod Warszawą i samo miasto. Dnia 5 sierpnia 9 armja zajęła Warszawę. Tego samego dnia 9 armja i grupa Woyrscha wyszły z pod rozkazów Naczelnego Dowództwa na Wschodzie i podlegały odtąd bezpośrednio Naczelnemu Dowództwu, jako grupa armij księcia Leopol- 91 da Bawarskiego. Nie udało mi się ani wtedy rozpoznać ani później ustalić, czy to nowe ukształtowanie stosunków rozkazodawczych miało jakieś taktyczne uzasadnienie. Przeciwnie, gdy w r. 1916 nastąpiły pewne trudności na froncie wschodnim, wówczas nietylko poddano te jednostki zpowrotem pod rozkazy naczelnego wodza na wschodzie, lecz nawet rozciągnięto jego władzę aż do Karpat, mimo początkowego sprzeciwiania się austrjac-kiego Naczelnego Dowództwa. W tem zarządzeniu Naczelnego Dowództwa dostrzegam jedynie objaw niezgody, która panowała między niem a Naczelnem Dowództwem na Wschodzie, Grupa armij księcia Leopolda Bawarskiego przeszła po zajęciu Warszawy, między nią a Dęblinem, wszystkiemi swemi siłami przez Wisłę i prowadziła pościg ku Bugowi na północ od Brześcia nad Bugiem, gdy grupa armij Mackensena szła na Brześć. 12 armja, spodziewając się, że zdoła jeszcze odciąć pod Warszawą część oddziałów rosyjskich, ruszyła po przejściu Narwi ku południowi. Gdy nadzieja ta zawiodła, jak się tego spodziewali marszałek Hindenburg i generał Gallwitz, armja ta skręciła również ku wschodowi, podczas gdy 8 armja, zdobywszy Ostrołękę, ruszyła na Łomżę. , Osaczenie i przyśpieszone zdobycie Modlina powierzono generałowi v. Beselerowi, zwycięzcy z pod Antwerpji, u którego szefem sztabu był bardzo zdolny generał v. Sauberzweig, Już 19 sierpnia zdobyto tę twierdzę, dzięki znakomitemu prowadzeniu i energicznemu natarciu oddziałów osaczających, które składały się jedynie z obrony krajowej i pospolitego ruszenia. Rosyjskie Naczelne Dowództwo, postanawiając wytrwale bronić Modlina i pozostawiając w nim 80 tysięczną załogę, przeceniło bez wątpienia wartość twierdz pierścieniowych. Gorzkie doświadczenia, które poczyniło z Modlinem i Kownem, musiały je zapewne skłonić do tego, że zaniechało próby bronienia silnego Brześcia nad Bugiem, Naczelne Dowództwo na Wschodzie przystąpiło z początkiem sierpnia, mimo znacznych trudności, do zdobycia Kowna. Z ciężkiej artylerji rozporządzaliśmy tylko dwiema baterjami 42-cm, gdyż reszta jej musiała być użyta pod Modlinem. Naczelne Dowództwo nie dało nam amunicji, której trochę zaoszczędził generał Ludendorff i oddał 10 armji cały ten zapas. Do przeprowadzenia natarcia można było wziąć oddziały z innych odcinków frontu, który musiano w tym celu jeszcze bardziej rozcieńczyć i osłabić do granic niemal niedopuszczalnych. Oddziały były jednak do tego stopnia przekonane o swej wyższości nad Rosjanami, że ich dowódcy, a przedewszystkiem generał v. Eichhorn i jego szef 92 sztabu pułkownik Heli, oraz generał Litzmann, dowódca oddziałów, które miały wykonać natarcie, przyjęli na siebie z całą gotowością odpowiedzialność za powodzenie tego przedsięwzięcia, 6 sierpnia podsunięto piechotę bliżej ku twierdzy, a 8 artylerja rozpoczęła ogień. Mimo zaciekłej obrony, generał Litzmann do 15 sierpnia odrzucił Rosjan w linję fortów, w którą, tuż nad brzegiem Niemna, udało się 16 sierpnia wtargnąć znienacka jednej kompanji, W toku walk, które się potem rozwinęły, zdobyto linję fortów i 17 przeszedł generał Litzmann przez Niemen i zajął miasto i forty wschodnie. Po stracie i zachodniej linji fortów zaprzestali Rosjanie wszelkiego oporu i czem prędzej wycofali się do Wilna. Wysadzili naturalnie mosty, a zwłaszcza kolejowy, którego najwięcej żałowaliśmy. Tunel kolejowy uszkodzili tylko nieznacznie, tak że przy pomocy zdobytego materjału zdołaliśmy szybko zaprowadzić ruch wahadłowy w kierunku Wilna, co było bardzo ważne dla prowadzenia dalszych działań. Po zdobyciu Kowna, generał v. Eichhorn wysunął oddziały swego lewego skrzydła przez Niemen i wzdłuż linji kolejowej ku Wilnu. Stosunki komunikacyjne, panujące w Rosji carskiej, charakteryzowało to, że miedzy Wilnem, siedzibą generała gubernatora, a Kownem, ważnem miastem przemysłowem i dużym garnizonem, nietylko nie było szosy, ale nawet zwyczajnej drogi bitej. Generał Eichhorn polecił także i prawemu skrzydłu swej armji, pod j?eneni?em v. Hutier, rozpocząć działania zaczepne w kierunku na Oliwę*). Przez lasy Augustowskie przesunięto w kierunku na Grodno słabe oddziały, które były w styczności z lewem skrzydłem 8 armji, posuwającej się po zdobyciu Ossowca na Grodno. Generał v. Hutier odparł tylne straże Rosjan ku Niemnowi i za tę rzekę, mimo zaciekłe'} ich obrony w lesistym terenie. 26 sierpnia stanął on pod Oliwą*) z końcem tego miesiąca przekroczył Niemen i posunął się ku linji kolejowej Grodno-Wilno, Rosjanie stawili mit tutaj silniejszy opór, jednak posuwanie się Hutiera dało się odczuć dalej na południu, gdyż nieprzyjaciel opróżnił Grodno. Lewe skrzydło 8 armji zajęło l września południowo wschodni front twierdzy a 2 września po zaciętych walkach ulicznych zdobyła samo miasto. Nieprzyjaciel stawiał nam zacięty opór nad jeziorem Białem, na wschód od Grodna. Na prawo od 8-ej, osiągnęła w tym czasie 12 armja Świsłocz, a grupa armij ks. Leopolda Bawarskiego przeszła przez puszczę Białowieską, *) Ma być zapewne: Oliłę, Olitą. (Przyp. tłum.). 93 Położenie na skrajnem lewem skrzydle armji Niemna było wówczas takie: generał v. Below zdołał utrzymać się na linji Dubissy, aż na południu od Szawel, którą osiągnął w czerwcu, oraz linję Wenty i Windawy na wysokości Hazenpot. Z początkiem lipca nadeszły do niego wspomniane już posiłki od naczelnego wodza na wschodzie. Generał v. Below otrzymał równocześnie z ich przybyciem rozkaz podjęcia zpowrotem działań zaczepnych, a przedewszystkiem wykonania natarcia oskrzydlającego pod Szawlami i pokonania stojącego tam nieprzyjaciela. Generał v. Below zebrał pod Szawlami l, korpus rezerwowy, stworzył na jego skrzydle silną grupę uderzeniową, pozostawiając bardzo słabą obsadę na reszcie frontu i w połowie lipca rozpoczął natarcie. Silne lewe skrzydło miało posuwać się naprzód w ogólnym kierunku na Mitawę i okrążyć od północy nieprzyjaciela, stojącego pod Szawlami, a 1. korpus rezerwowy miał uderzyć z południa. Ofensywa nasza jeszcze raz zaskoczyła Rosjan, Jak zawsze, tak i teraz bronili się energicznie, ich uderzenie na 6 dywizję rezerwową w kierunku na Okmiany zmusiło ją nawet do cofnięcia się na zachód, jednakowoż nacisk, idący od południa, spowodował, że Rosjanie przestali ją ścigać i musieli sami przejść do odwrotu. Lewe skrzydło pobiło Rosjan 17-go pod Aucem i całą rosyjską 5 armję odrzucono po kilkudniowych walkach pod Szawlami na Po-niewież, który zajęto 29 lipca a Mitawę l sierpnia. Także i słabe prawe skrzydło przekroczyło Dubissę i wysunęło jeden oddział przeciw Kownu. Rosjanie zatrzymali się na dużem, ufortyfikowanem przedmo--ściu, na południe od Rygi jednak między Uexkuell a Friedrichstadt udało się zepchnąć Rosjan na prawy brzeg Dźwiny. Działania te wyczerpały naogół moc zaczepną armji Niemna. Jak na swe słabe siły, zajmowała ona bardzo wielki obszar zaś złe drogi utrudniały jej dowóz, a w dodatku naczelny wódz na wschodzie musiał większość swych kolumn przewozowych oddać 12 armji Gallwitza. W każdym razie to pomyślne posuwanie się armji Niemna dowodzi, że Rosjanie nie byliby mogli odeprzeć ofensywy, przeprowadzonej w kierunku na Kowno — Wilno przez wszystkie siły Naczelnego Dowództwa na Wschodzie i Naczelnego Dowództwa, którą na lewem skrzydle wsparłoby posuwanie się armji Niemna, Naczelnemu wodzowi na wschodzie dopiero w połowie sierpnia zezwolono na dalsze działania zaczepne w kierunku Wilna, Działania ie mogły przynieść już tylko miejscowe powodzenie, gdyż na zadanie wojsku rosyjskiemu rozstrzygającej klęski było za późno. Naczelne Dowództwo pozwoliło dodać 10 armji oddziały, które osaczały Mo- 94 dlin i parę dywizyj wziętych z odwodów 8 i 12 armji. Ogół zaś oddziałów, które stawały się zbyteczne, wskutek stłaczania się armij posuwających się naprzód, przeznaczono na front zachodni i do Serb j i. Na odcinku 10 armji rozwinęły się tymczasem zacięte walki w połowie drogi między Kownem a Wilnem. Rosyjskie Naczelne Dowództwo zwróciło ku północy znaczne siły, z pośród oddziałów cofających się z Polski. Przed lewem skrzydłem 10 armji ciągnęła się wprawdzie ku północy jednolita linja nieprzyjacielska, była ona jednak słabo obsadzona i przerwanie jej nie sprawiałoby znacznych trudności. Przy dalszem posuwaniu się lewego skrzydła na Wilno i Mińsk chodziłoby przedewszystkiem o odcięcie linij kolejowych wiodących przez Dyneburg i Mołodeczno na flanki i tyły kierunku, w którym szło uderzenie, Dlatego armja Niemna otrzymała rozkaz posunięcia się na Dyneburg, w chwili gdy 10 armja ruszy znowu naprzód, 10 armja wysunęła silne oddziały kawalerji przeciw linji kolejowej wiodącej ku Po-łockowi, a zwłaszcza przeciw punktowi węzłowemu w Mołodecznie. Nadchodzenie posiłków trwało nieskończenie długo, gdyż kolej z Wierzbołowa do Kowna była mało wydajna i należało ją najpierw doprowadzić do porządku, drogi zaś były złe, a konie znużone i wy-'czerpane. Dopiero 9 września można było rozpocząć posuwanie się naprzód. Generał v. Eichhorn i jego szef sztabu, pułkownik Heli, byli pełni dobrych nadziei, a zbytni ich optymizm udzielił się również i generałowi Ludendorffowi. Przerwanie frontu udało się w zupełności, kawalerja osiągnęła Hnję kolejową, a 1. dywizja kawalerji doszła nawet do Smorgoni. Rosjanie musieli opuścić nawet Wilno, jednak i my stanęliśmy w miejscu, gdyż wyruszyliśmy za późno. Odwrót Rosjan z Polski odbywał się już wówczas w takim porządku, że wystarczało im poprostu dywizjom swoim kazać wykonać ruch zachodzenia z frontu południowego ku północy. Bohaterską walkę stoczyła pod Smorgoniami 1. dywizja kawalerji. Zaatakowana przez przeważające siły, mniemała ona, że utrzymanie Smorgoni jest jej obowiązkiem i że zdoła je utrzymać aż do nadejścia własnej piechoty. Piechota, z powodu złego stanu dróg, nadeszła jednak za późno i dywizja, poniósłszy znaczne straty, musiała opuścić Smorgonie. Rosjanie sprowadzili koleją znaczne siły także i w stronę Dyne-burga, którego armja Niemna nie zdołała zająć. Również i tutaj utknęliśmy w miejscu. 95 Rosjanie przeszli teraz do natarcia na całym froncie 10 armji i na prawem skrzydle armji Niemna. Natarcie to odparto, a w niektórych miejscach udało się naszym oddziałom zyskać nawet nieco terenu. Generał Ludendorff poznał, że nie można już spodziewać się dalszego powodzenia i że należy przerwać te działania. Wstrzymano zatem cały niemiecki ruch zaczepny, cofnięto lewe skrzydło 10 armji ł zajęto pozycje zimowe na linji Berezyna—Krewo—jezioro Na-rocz—jezioro Dryświaty—Jeziorosy—Dźwina. Nawiązano łączność z grupą armij ks, Leopolda Bawarskiego, który osiągnął linję Mińsk*)— okolice na północ od Baranowicz. Wprawdzie trwały jeszcze przez pewien czas walki nad jeziorem Narocz i zwłaszcza pod Dynebur-giem, gdzie l, korpus rezerwowy spodziewał się jeszcze zdobyć przedmoście dyneburskie, jednak stopniowo zapanował spokój na całym froncie. Dla dowództwa austrjackiego znaczną niedogodność stanowił szczegół, że linje rosyjskie ciągnęły się zaledwie o dwa dni marszu na wschód i północny wschód od Lwowa, który był ważnym punktem kolejowym. Generał v. Conrad zamierzał więc poprowadzić uderzenie zaczepne z okolic Homla**) w przerwy istniejące na Wołyniu między rosyjskim frontem południowym a południowo-zachodnim. Cios ten miał pod Łuckiem wywrzeć nacisk na rosyjski front południowo-za-chodni i przez nacisk ten oczyścić z Rosjan resztę Galicji. Niemieckie Naczelne Dowództwo zgodziło się na ten plan i pozwoliło na zabranie z grupy armij Mackensena, po zdobyciu z końcem sierpnia Brześcia nad Bugiem, 4 i l armji austrjackiej, które miały wykonać to uderzenie. Niestety przedsięwzięcie to powiodło się generałowi v, Conradowi tak samo jak większość jego zamierzeń. Myśl była trafna, lecz narzędzie zawiodło, Przeciwuderzenie rosyjskie odrzuciło oddziały austrjackie na dawne pozycje, Zajadę trwałych pozycyj zakończyło na froncie naczelnego wodza na wschodzie kampanję 1915 roku. Nie powiódł się plan państw sprzymierzonych, które chciały zakończyć wojnę równoczesnem uderzeniem rosyjskich mas na Prusy i na Karpaty. Rosjanie ponieśli klęskę na całym swoim froncie i już nigdy nie podźwignęli się z niej, Nie udało się nam jednak pokonać ich do tego stopnia, by musieli prosić o pokój. A jednak mieliśmy sposobność do tego, co pragnę jeszcze raz wyraźnie zaznaczyć. Klęska Rosjan rozstrzygnęłaby o losach wojny, gdyby Naczelne *) Ma być zapewne Pińsk. (Przyp, tłum.). **) Ma być zapewne Chełmu. (Przyp. tłum.). 96 Dowództwo zdecydowało się w lipcu 1915 r, oddać 10 armji wszystkie siły, które mogło zebrać i wykonać silne uderzenie na Wilno—Mińsk jeszcze wtedy, gdy oddziały rosyjskie stały w Polsce na zachód od Warszawy. Uderzenie to nie spotkałoby żadnych trudności, gdyż słabe siły niemieckie i tak bez pomocy Naczelnego Dowództwa zdobyły Kowno i przełamały front rosyjski. Na stanowisku rosyjskiego wodza naczelnego zaszła zmiana, gdyż car, ulegając namowom swej małżonki, zrzucił wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza z tego stanowiska i zajął je sam. Można spierać się o to, czy pozbawienie wielkiego księcia tego stanowiska było zarządzeniem trafnem. Spowodował on wprawdzie niesłychane straty w ludziach, nie osiągając najmniejszego powodzenia taktycznego, był- jednak dobrym żołnierzem, utrzymywał żelazną. karność na wyższych stanowiskach, a przedewszystkiem w etapie i cieszył się uznaniem w całem wojsku. Prawdopodobnie byłby on potrafił znaleźć środki do uchronienia wojska od propagandy bolszewickiej. Za błędne należy uznać drugie zarządzenie cara., to jest objęcie dowództwa przez niego samego. Praca bowiem wodza zabiera jednemu człowiekowi jego wszystek czas w dzień i w nocy, a władca du-:żego państwa nie może oddać się jej z takiem poświęceniem, gdyż sprawy państwowe zabierają mu również czas i narażają na znaczne trudy. Coś zatem musi ucierpieć, albo dowodzenie, albo kierowanie .sprawami państwa. Falkenhayn i Saloniki. "Wspomnienia Na dłuższy czas przed ustaniem walk na froncie rosyjskim w lecie 1915 r. zaczęło niemieckie Naczelne Dowództwo przewozić zbyteczne na tym froncie oddziały nad Dunaj, aby użyć ich przeciw Serb j i. Część zaś oddziałów odeszła z tego frontu na zachód, gdzie przybyła w samą porę, by wziąć udział w odparciu silnych natarć państw sprzymierzonych. Wyprawa przeciw Serbji była konieczna, z jednej strony w celu odciążenia Austro-Węgier, z drugiej zaś w celu otworzenia bezpośredniej drogi do Konstantynopola i wsparcia sprzymierzonych Turków, toczących ciężkie walki. Rokowania z Bułgar j ą były ukończone, a państwo to, pozbawione w drugiej wojnie bałkańskiej przez Serbów, Greków i Rumunów owoców swego zwycięstwa nad Turcją, pałało żądzą odwetu i spodziewało się w drodze połączenia się z państwami central-nemi zaspokoić tę żądzę i posiąść całą Macedonję i Dobrudzę, Rozpoczęcie się wyprawy poprzedziła znowu drobna różnica zdań między niemieckiem Naczelnem Dowództwem a generałem von Conradem. Generał ten dążył do zupełnego zniszczenia wojska serbskiego i proponował skoncentrowanie masy wojska bułgarskiego nie nad Timokiem, lecz dalej na południu, by umożliwić całkowite odcięcie Serbów, odrzuconych ku południowi przez armje Mackensena i Kóvesza, Jednak Naczelne Dowództwo niemieckie odrzuciło niestety tę propozycję. Lewe skrzydło Mackensena i prawe bułgarskie zderzyły się wkrótce ze sobą, powstały trudności w marszach oraz zatamowania i część wojska serbskiego zdołała umknąć. Podobnie niezrozumiałe wydaje się, że wyprawy nie doprowadzono aż do zajęcia Salonik, jak radził generał von Conrad, To co wbrew Conradowi twierdzi generał von Falkenhayn, że posunięcie się do Salonik było jakoby technicznie niewykonalne, jest nieprawdą. Wprost przeciwnie ustala tę sprawę opinja szefa kolejnictwa polowego Gronera, wysłanego do Serbji w celu jej zbadania. Nie można też powoływać się na neutralność Grecji, gdyż i tak pogwałciły ją 100 państwa sprzymierzone, lądując w Salonikach. Gdybyśmy wepchnęli do morza oddziały wysadzone tam na ląd, to nie utrudnilibyśmy, lecz przeciwnie ułatwili Grecji jej stanowisko. Nie mogę też zgodzić się z twierdzeniem generała Ludendorffa (str. 133 jego książki), jakoby zajęcie Salonik nie miało żadnego znaczenia. Twierdzi on, że gdybyśmy zajęli ten port, to znajdujące się tam oddziały serbskie, angielskie i francuskie wzięłyby udział w walkach na froncie zachodnim, a my nie potrafilibyśmy zmusić ani jednego Bułgara do walczenia na zachodzie. W obozie państw sprzymierzonych nfe było zgody co do tego, czy po odparciu przez 2-gą armję bułgarską ofensywy, którą w celu poparcia Serbów podjęły one z Salonik, należy pozostać w przed-mościu salonickiem, czy też je opuścić. Zajadę Salonik doprowadziłoby prawdopodobnie państwa sprzymierzone do porzucenia planów przeciw wojsku bułgarskiemu i pozwoliłoby nam użyć go w innem miejscu. Mogliśmy użyć go przeciw Rumun j i i zmusić ją, albo do połączenia się z państwami centralnemł, albo do zajęcia wobec nich stanowiska przychylnie neutralnego. Front salonicki istniał w dalszym ciągu, zmuszał nas do utrzymywania w Macedonji oddziałów i wkońcu doprowadził w r, 1918 do zupełnego pogromu sprzymierzonych z nami Bułgarów. Generał Falkenhayn osiągnął ten ograniczony cel, który sobie wytknął, to jest wolną drogę do Konstantynopola. Oddziały państw sprzymierzonych opuściły Gallipoli dnia 9 stycznia*), jeszcze przed nawiązaniem połączenia kolejowego z Konstantynopolem, które nastąpiło w połowie stycznia. Nie bez oporu zgodził się generał Falkenhayn także i na inny plan Conrada, obsadzenia Czarnogórza i Albanji. Odbierało ono państwom sprzymierzonym możność użycia Czarnogórza jako podstawy operacyjnej przeciw Serbji. Plan ten przeprowadzono bez trudności, 11 stycznia zdobyto Łowczen, a 30 zajęto Skutari. Jeszcze raz koło Bożego Narodzenia próbowali Rosjanie przeprowadzić ofensywę na swem skrajnem lewem skrzydle i zaatakowali południową armję niemiecką Linsingena i c. i k. 7 armję Pflan-zer -Baltina. Armja południowa odparła wszystkie natarcia; na Bukowinie walczyła jednak armja Pflanzer-Baltina do połowy stycznia ze zmiennem szczęściem i tylko z trudem udało się jej utrzymać swe pozycje. Naczelny wódz na wschodzie przeniósł swoją kwaterę z końcem października do Kowna. *) 1916 r. (Przyp. tłum.). 101 Przy posuwaniu się naprzód, 12 i 8 armja tak wsunęły się w siebie, że na zajmowanym przez nie obszarze było miejsce tylko dla jednej i to 12-tej. Stała ona na przestrzeni od Niemna do okolic na północ od kolei Grodno-Mołodeczno. Dowódcą armji był, w miejsce generała von Gallwitza, który odszedł do Serbji, generał von Fabeck. Na północ od 12 armji stała aż do Dzisny 10 armja. Przed Dy-neburgiem utworzono osobną grupę pod dowództwem generała von Scholtza, dotychczasowego dowódcy 8 armji. Łączyła się z nią armja Niemna, pod wodzą generała von Belowa, która sięgała aż do morza. Aby nie dopuścić do zaniknięcia nazwy 8 armji, która była ściśle związana z walkami w Prusach Wschodnich, a zwłaszcza z bitwą pod Sztymbarkiem, armję Niemna nazwano 8-ą armja, tem bardziej, że nie stała ona już nad Niemnem, zatem dawna nazwa nie była dla niej odpowiednia. Na południe od oddziałów podległych naczelnemu wodzowi na wschodzie stała grupa armij ks. Leopolda Bawarskiego, sięgająca do okolic na południe od Mińska*), z nią zaś stykał się front podległy Naczelnemu Dowództwu austrjackiemu z grupą armłj Linsingena na lewem skrzydle. Po ustaniu walk przystąpiono z całą energją do budowy fortyfi-kacyj polowych, rozbudowując równocześnie połączenia tyłowe, a przedewszystkiem koleje. Obok tego generał Ludendorff stworzył prawdziwe arcydzieło administracji przy Naczelnem Dowództwie na Wschodzie. Ponieważ Rosjanie, cofając się, uprowadzili ze sobą cały aparat administracyjny, więc należało stworzyć nowy. Przyszło to stosunkowo łatwo, gdyż nie było żadnej władzy, któraby tej nowej administracji mogła stawiać trudności. Obszar, którym zarządzał naczelny wódz na wschodzie, ciągnął się na południe znacznie dalej niż jego front wojskowy, gdyż obejmował on także część obszaru etapowego, należącego ongiś do 12 armji, a obecnie leżącego za grupą armij ks, Leopolda Bawarskiego. Należała do niego i puszcza Białowieska, w której, znany po wojnie w najszerszych kołach, radca leśnictwa Escherich**) założył wzorowe zakłady do przeróbki drzewa. Z administracją nie miałem nic wspólnego i, gdy walki stopniowo uspokajały się, zyskiwałem coraz więcej czasu, który używałem do wyjazdów na front, by poznać go w najdrobniejszych szczegółach. *) Prawdopodobnie ma być Pińska. (Przyp. tłum.). **) Twórca Orgeschu (Organisation Escherich, w skrócie Org. Esch.). (Przyp. tłumacza). 102 Podczas takich odwiedzin armji zwiedziłem wszystkie ważne odcinki frontu, rozmawiałem wszędzie z żołnierzami, w rozmowach niejednokrotnie wyszła od nich najlepsza myśl, poznawałem tam także ludzkie troski i zmartwienia, którym nieraz zdążyłem zapobiec. Z rozmów z dowódcami różnych stopni wyłaniały się czasem trafne pomysły. W jednej z takich rozmów, prowadzonych przeze ranie w armji Niemna, poruszono po raz pierwszy sprawę ewentualnego zdobycia przedmościa ryskiego. Generał von Below wskazał mi punkt przejścia w Ueykuell i pierwszy poruszył możliwość tej operacji, której niestety nie mogliśmy przeprowadzić na wiosnę 1916 r, lecz przeprowadziliśmy dopiero w sierpniu 1917 r. Verdun zamiast WłocK. Rok 1915 nie przyniósł zatem rozstrzygnięcia na żadnym froncie •; na zachodzie utrzymaliśmy nasze pozycje, a na wschodzie osiągnęliśmy znaczne powodzenie. Niemieckie Naczelne Dowództwo nie dążyło do rozstrzygnięcia na wschodzie, gdzie mojem zdaniem mogliśmy je wywalczyć. Naczelne Dowództwo austrjacko-węgierskie z łatwością odparło dotychczasowe natarcia Włochów i dzięki klęsce Serbówr zapewniło sobie bezpieczeństwo na tyłach. Jego zaufanie we własne siły wzmogło się, dzięki zdarzeniom na froncie rosyjskim, a szczególnie dzięki temu, że słabej armji Pflan-zer-Baltina udało się bez pomocy niemieckiej, mimo natarć rosyjskich,, wytrwać na stanowisku. Przed obydwoma dowództwami wyłoniło się teraz /.a<'admenie, jak należy prowadzić kampanję w r. 1916. Jeszcze w grudniu 1915 r, generał von Conrad prosił niemieckie Naczelne Dowództwo o wstawienie w Galicji dziewięciu dywizyj, by mógł tyleż dywizyj austrjackich przewieźć na front włoski i wykonać tam rozstrzygające natarcie. Generał von Falkenhayn odrzucił tę prośbę. Naczelne Dowództwo niemieckie mniemało bowiem, że ofensywa przeciw Włochom, a nawet zupełna ich porażka, nie miałaby większego wpływu na przebieg wojny. Z drugiej zaś strony nie czuło się ono na siłach do przeprowadzenia rozstrzygającej ofensywy na żadnym froncie, co zresztą szczegółowo wyłuszcza w swej książce generał von Falkenhayn. Z wywodami jego można się zgodzić tylko-w ich twierdzeniach negatywnych, gdy pisze, że mieliśmy za słabe siły i za mało materjału do przeprowadzenia rozstrzygającego natarcia i do przerwania jednego z frontów. Na wschodzie zaprzepaściliśmy ostatnią sposobność i dopóki były tam jeszcze potrzebne większe siły niemieckie, nie mogliśmy zebrać na zachodzie tak znacznych odwodów, by można było próbować niemi przerwania frontu na wielką skalę. Nie mogę pisać się na wniosek, który wyciągnął z tego generał von Falkenhayn, że należy pod Yerdun zaatakować Francuzów, jako przeciwnika najsilniejszego pod względem wojskowym. Poczu— 106 cię godności narodowej nie pozwalało Francuzom na oddanie tej twierdzy, a dla jej obrony musieli poświęcić wszystkie siły, któremi rozporządzali. Błędem zaś było zdobywać ją, nie w celu sprowadzenia w ten sposób rozstrzygnięcia, lecz jedynie w celu zaszkodzenia jej obrońcom. Nieszczęsne to przedsięwzięcie przyprawiło nas o bardzo ciężkie straty, a chociaż i straty Francuzów były wielkie i krwawe, to jednak słusznie uważają oni obronę Verdun za swe zwycięstwo. Działania z ograniczonym celem można przedsiębrać jedynie wtedy, gdy ma się pewność, że skończą się one zwycięstwem. Działania pod Yerdun mogły skończyć się powodzeniem Niemców, gdyby udało się im zdobyć tę twierdzę. Tragiczne jest przytem to, że mogliśmy osiągnąć i tutaj powodzenie, podobnie jak przy wielu sposobnościach, które nadarzały się nam podczas tej wojny, gdybyśmy poprowadzili nasze natarcie dobrze, to jest równocześnie wzdłuż obu brzegów Mozy. Natarcie prowadzone tylko wzdłuż brzegu wschodniego, musiało utknąć, gdy dostało się pod flankujący ogień z przeciwległego brzegu. Francuzi rzeczywiście jeszcze przed naszem natarciem zamierzali opuścić przynajmniej brzeg wschodni. Zawrócili jednak skoro zauważyli, że wskutek działania ognia flankującego z brzegu zachodniego natarcie 3 korpusu stanęło w miejscu. Nie wiem jakie względy przemawiały przeciw równoczesnemu natarciu wzdłuż obu brzegów, jeśli powodem tego był brak odpowiednich sił, to należało wogóle zaniechać tego natarcia. Moje stanowisko jest odmienne od stanowiska generała von Falkenhayna, ja nie zarzucałbym myśli generała von Conrada. Jeśli nie można było wykonać rozstrzygającego ciosu na żadnym z frontów głównych, poprowadziłbym operację na froncie pobocznym np. włoskim, lecz operację zakrojoną na wielką miarę. Gdyby połączyło się zamierzona, przez generała v, Conrada ofensywę z Arsiero-Asiago z równoczesnem natarciem z Flitschu-Tolminu, to mogły one sprowadzić rozstrzygającą klęskę Włochów, sądząc po powodzeniu, które w r. 1917 odniosła 11 armja niemiecka. Nie można naturalnie rozstrzygnąć teraz pytania, czy taka klęska skłoniłaby Włochów do proszenia o pokój; mogłoby się to stać, mimo nacisku, który Anglja wywierała na sprzymierzeńca, gdyby we Włoszech wybuchły niepokoje wewnętrzne. Gdyby udało się doprowadzić ofensywę do linji Wenecja-Genua, to skutki tego dałyby się odczuć nietylko Wiochom, lecz także i Francuzom, przez oddziaływanie na francuski teatr wojny. Zadanie Włochom rozstrzygającej klęski leżało, rozumie się, przedewszystkiem w interesie Austro-Węgier, jednak my byliśmy z niemi złączeni na dole. i niedolę i samo wygadywanie na niedosta- 107 teczną działalność sprzymierzonego wojska nie wystarczało, lecz musieliśmy dążyć do podniesienia w niem ufności we własne siły i poczucia godności. Wielką ofensywę przeciwko Włochom można było przeprowadzić jedynie wtedy, gdy miało się pewność, że obydwa główne fronty we Francji i w Rosji będą utrzymane, gdyż było do przewidzenia, że państwa sprzymierzone rozpoczną natychmiast odciążające działania zaczepne na obu frontach. Niebezpieczeństwo groziłoby przedewszystkiem na austrjacko-węgierskim odcinku frontu wschodniego. Mogło temu zaradzić poddanie całego frontu wschodniego aż do Karpat pod rozkazy naczelnego wodza na wschodzie, co i tak zresztą stało się w r, 1916. Umożliwiłoby mu to zabezpieczenie najważniejszych miejsc frontu austrjackiego przez oddziały niemieckie i takie rozmieszczenie szczupłych odwodów za całym frontem, które pozwalałoby na użycie ich w właściwym czasie tam gdzie były potrzebne. Podczas całej wojny na froncie wschodnim zaskoczyło nas tylko jedno natarcie rosyjskie, a mianowicie nad rzeką Aa w zimie r. 1916/17. Zresztą nagromadzanie się radiotelegraficznych stacyj sztabów rosyjskich, które meldowały swe nowe miejsce ustawienia, zawsze zdradzało nam każdą koncentrację oddziałów, poprzedzającą jakieś zbiorowe użycie ich. Jest rzeczą jasną, że c. i k. Naczelne Dowództwo nie byłoby zadowolone z takiego rozszerzenia obszaru, poddanego pod rozkazy naczelnego wodza na wschodzie. Propozycja ta spotkałaby się najpierw z oporem, zresztą przeprowadzenie tej sprawy w r, 1916 udało się tylko dzięki naciskowi, który wywarły ówczesne stosunki. Jestem zaś stanowczo przekonany, że generał von Conrad zgodziłby się na omówienie uprawnień rozkazodawczych, gdyby mu dano do zrozumienia, że tylko pod tym warunkiem może spodziewać się pomocy niemieckiej w ofensywie przeciw Włochom, któraby mu pomogła do zadania ostatecznego ciosu temu odwiecznemu wrogowi jego monarchji. W obecnych warunkach więcej trudności napotkałoby rozszerzenie terenu władzy generałów Hindenburga i Ludendorffa, z powodu zazdrości Falkenhayna, niż z powodu skrupułów Conrada co do poddania pod rozkazy niemieckie dalszych części frontu wschodniego. W rzeczywistości, mimo iż byłoby to bardzo wskazane, w sprawie zamierzonych operacyj nie doszło wcale do wymiany zdań między obydwoma szefami sztabów generalnych. Generał von Conrad, prosząc o pomoc niemiecką, musiał bez wątpienia uwiadomić o swych zamiarach na froncie włoskim, zaś generał von Falkenhayn osłonił swe plany zupełną tajemnicą wobec sprzymierzeńców. 108 , Natarcie Niemców pod Yerdun wywołało natychmiast na innych frontach odciążające ofensywy państw sprzymierzonych. Włosi poszli napróżno po raz piąty do natarcia nad Isonzo, także i Rosjanie rozpoczęli znacznemi siłami natarcie na froncie naczelnego wodza na wschodzie. W drugiej połowie marca rozpoczęli oni natarcie założone na tak szeroką skalę i z taką rozrzutnością amunicji, z jakiemi na wschodzie nie mieliśmy jeszcze do tej pory do czynienia. Należy zatem przypuszczać, że nie miało ono być tylko ofensywą odciążającą, lecz że zamierzono je i przygotowano jako próbę przerwania frontu, w ogólnych ramach wielkich ofensyw, planowanych przez państwa sprzymierzone na rok 1916 i tylko jako działanie odciążające prawdopodobnie musiało nastąpić wcześniej niż przewidywano. Nie można przypuszczać, by Rosjanie rozpoczynali to natarcie bez takiego przymusu już w marcu, kiedy nastaje w tej całej części kraju osławiony okres „bezdroża". Tak nazywa się tam pora, w której z powodu tajania olbrzymich mas śniegu urywa się wszelka komunikacja, poza wielkiemi traktami, a tych jest bardzo mało. Miejsce na natarcie obrano dobrze, natarcie główne poszło z jednej strony między jeziorami Wiszniewskiem a Narocz, z drugiej zaś pod Postawami. Podwójne to uderzenie miało okrążyć z dwóch stron 21 korpus niemiecki, powalić go i stworzyć w ten sposób szeroki wyłom ku Wilnu—Kownu. Na południe od Dyneburga, pod Dyneburgiem i pod Jakobstadt wykonali natarcia poboczne, których celem było zapewne związanie odwodów niemieckich i odwrócenie uwagi niemieckiego dowództwa. Natarcie rozpoczął taki ogień huraganowy, jakiego na wschodzie jeszcześmy dotychczas nie przeżyli. Od 18 do 21 i raz jeszcze 26 nastąpiły natarcia piechoty, poprowadzone jak zwykle odważnie i zaciekle, bez względu na krwawe straty. Między dwoma jeziorami obalono niestety jeden rezerwowy pułk badeński i powstała tam chwilowa wyrwa, jednak 10 armji udało-się uderzenie to nieco dalej wtyle podchwycić i przerwę ze wszystkich, stron zastawić. Wszystkie inne natarcia odparto, zadając Rosjanom bardzo ciężkie straty. Nasze rzadkie lin j e walczyły jak zawsze z podziwu godnem męstwem. Rozumie się, że nie obeszło się bez kilku podniecających chwil, zwłaszcza pod Postawami, jednak chwil takich nie brak w żadnej bitwie. Pod koniec marca natarcia ustały i pozycje niemieckie były utrzymane, z wyjątkiem małego odcinka nad jeziorem Narocz. W pierwszych dniach kwietnia zapanował spokój na całym froncie, a z końcem tego miesiąca odebraliśmy straconą pozycję nad je- 109 ziorem Narocz. Natarcie to przygotowała 10 armja pod względem ar-iyleryjskim wspaniale; wzorowaliśmy się na niem podczas wszystkich naszych późniejszych natarć na wschodzie. Przygotowaniem artyleryjskiem kierował podpułkownik Bruch-muller, dowódca artylerji jednej z dywizyj obrony krajowej. Wtedy to odkryto tego artylerzystę, który zasłynął później w całem wojsku. Uważam, że Bruchmiiller jest w swoim rodzaju genjuszem artyleryjskim. Posiada on dar, którego nie spotkałem u żadnego innego artylerzysty, mianowicie odgadywania instynktem, jaką ilością amunicji należy obrzucić każdy punkt pozycji, aby ją uczynić dojrzałą do szturmu. Oddziały spostrzegły również bardzo szybko, że każde natarcie, przygotowane przez artylerję pod jego kierunkiem, ma zapewnione powodzenie; przystępowały też z całem zaufaniem do każdego przedsięwzięcia, które-pod względem artyleryjskim przygotowywał Bruchmiiller ze swym sztabem. Wszystkie doniesienia, które otrzymaliśmy, potwierdzały, że dowództwo rosyjskie planuje nowe natarcia przeciw frontowi naczelnego wodza na wschodzie, pomimo odparcia poprzedniego pod Postawami i nad jeziorem Narocz. Donoszono, że zwłaszcza pod Smorgo-iiiami, Dyneburgiem i w obrębie przedmościa ryskiego zauważono nagromadzenie oddziałów i przygotowania do natarcia. Naczelne Dowództwo oddało nam do rozporządzenia kilka dy-Avizyj z frontu południowego, ugrupowaliśmy je, oraz własne odwody, odpowiednio do spodziewanych natarć i z całym spokojem czekaliśmy na rosyjską ofensywę. Najchętniej oczywiście uprzedzilibyśmy ją natarciem z naszej strony, a przedewszystkiem, gdyby nam warunki na to pozwoliły, pod Rygą. Jednak siły nasze, nawet z oddanemi nam przez Naczelne Dowództwo odwodami, były za słabe wobec przeważających sił rosyjskich. Najwrażliwszem miejscem frontu naczelnego wodza na wschodzie było przedmoście ryskie; jeśliby Rosjanom udało się przeprowadzić z niego silne uderzenie, mniej więcej w kierunku na Mi-tawę, wówczas musielibyśmy wygiąć cały nasz front. Aby zapobiec takiemu natarciu Rosjan, poczęto w kwaterze naczelnego wodza na wschodzie przyoblekać w realne kształty myśl przejścia przez Dźwinę pod Uexkuell, rzuconą po raz pierwszy przez generała O. v. Belowa. Myśl tę mogliśmy wprowadzić w czyn, gdyby Naczelne Dowództwo było w stanie oddać nam do rozporządzenia jeszcze około sześciu dalszych dywizyj. Mogliśmy nietylko zdobyć przedmoście ryskie, lecz nawet zadać wojsku rosyjskiemu bardzo dotkliwy cios, przez odcięcie większej części załogi przedmościa, gdyby udało się nam znienacka przekroczyć Dźwinę pod Uexkuell i przebić się 110 na północ ku morzu. Zdobycie Rygi miałoby przedewszystkiem duże znaczenie moralne, następnie front niemiecki od Uexkuell do zatoki Ryskiej byłby znacznie krótszy od obecnego, zatem oddziałów tych potrzebowaliśmy tylko na okres przejściowy i wkrótce moglibyśmy je zwolnić, a w dodatku naczelny wódz na wschodzie zaoszczędziłby w przyszłości sporo własnych oddziałów przez skrócenie lin j i frontu. Z drugiej strony Rosjanie musieliby sprowadzić odwody do odparcia tego uderzenia, a to uniemożliwiłoby im przypuszczalnie przeprowadzenie w najbliższym czasie działań zaczepnych na froncie wschodnim. Zajęcie Rygi nie mogło rozstrzygnąć wojny, jednak udanie się tego przedsięwzięcia przyczyniłoby się do podniesienia nastroju. Można było osiągnąć je z nieznacznemi stratami, a dopomogłoby do stopniowego pokonania wojska rosyjskiego. Pod koniec maja przybył do Kowna cesarz z szefem Sztabu Generalnego, pragnąc zwiedzić front naczelnego wodza na wschodzie. Marszałek Hindenburg przedstawił im plan zajęcia Rygi i prosił o oddanie niezbędnych do tego sześciu dywizyj. Cesarz musiał niestety odmówić tej prośbie, gdyż generał von Falkenhayn twierdził, że potrzebuje wszystkich sił pod Yerdun, że działanie pod Yerdun ma widoki powodzenia i że zużyją się tam masy wojska francuskiego, o ile walkę będzie się ciągle podsycało. Generał Ludendorff i ja nie podzielaliśmy tego poglądu, jednalc nasze zdanie nie miało żadnego wpływu na już powzięte postanowienie. Trudno jest dzisiaj rozstrzygać, czy Naczelne Dowództwo mogła wówczas oddać te sześć dywizyj, ja sądzę że tak, gdyż w kilka tygodni później musiało oddać prawie taką samą ilość dywizyj do-wsparcia frontu austrjackiego, który wtedy załamał się. Rozkruszająca bitwa pod Yerdun toczyła się w maju w dalszym ciągu, poza tem na froncie zachodnim i na całym wschodnim panował spokój; tylko w Mezopotamji walczyli jeszcze Turcy, którym pod koniec kwietnia udało się zająć Kut-el-Amarę. Dnia 15 maja generał von Conrad rozpoczął swoją ofensywę we Włoszech. Ze względu na stan pogody musiano odwlekać ją całemi tygodniami, wreszcie armja arcyksięcia Eugenjusza ruszyła z wielkim rozmachem z lin j i Royeretto-Trydent, odrzuciła Włochów z gór i przerwała nieprzyjacielską linję zaporową pod Arsiero-Asiago, Pod koniec maja walczyła armja ta o ostatnie pasma gór, które * zamykały jej zejście w niziną, a których Włosi bronili zaciekle. Wywalczenie zejścia w nizinę było już tylko kwestją dni, a nawet godzin. 111 W sztabie naczelnego wodza na wschodzie omawialiśmy już dalsze widoki tych działań, gdy nagle, dnia 4 czerwca, nastąpiło na południowym odcinku frontu wschodniego wielkie uderzenie na c. i k. armje. Uderzenie to miało zupełnie zmienić względnie korzystny dla nas przebieg działań w roku 1916. Jak wiadomo z artykułu pułkownika Blood, ogłoszonego w Qua-terly Review w październiku 1920, to państwa sprzymierzone planowały na lato 1916 r. ogólną ofensywę przeciwko wojsku niemieckiemu. Miała ona rozpocząć się na zachodzie nad Sommą, a na wschodzie pod Baranowiczami. Natarcie główne na Baranowicze i Smorgonie miały poprzeć natarcia poboczne pod Rygą, Łuckiem, Tarnopolem i nad Dniestrem. Jak już wspomniałem, Naczelne Dowództwo na Wschodzie odgadło cel nagromadzenia przed swym frontem oddziałów i przygotowań do zamierzonego natarcia, Na prośbę Włochów, naciskanych przez pomyślnie rozwijającą się ofensywę Austrjaków, Rosjanie rozpoczęli wcześniej natarcia poboczne, przygotowane przeciw frontowi austrjackiemu, które niespodzianie przyniosły im największe ze zwycięstw, jakie odnieśli w tej wojnie. 4 czerwca pod Łuckiem zaatakowali Rosjanie, ilościowo nie wiele silniejsi, 4 armję austrjacką, a na Bukowinie 7-mą. Obie te armje, nie stawiając prawie żadnego oporu, podały tył, chociaż natarć tych nie poprzedziło nigdzie ani silniejsze przygotowanie artyleryjskie, ani też nagromadzenie znaczniejszych sił. Odwrót 4 armji szybko przybrał charakter panicznej ucieczki. Okazało się niestety, że i dowództwo, na którego czele stał generał von Linsingen i szef sztabu Stoltzmann, nie dorosło do swego zadania, lecz zawiodło i ono też ponosi znaczną część odpowiedzialności za to niepowodzenie. Rosjanie zajęli 4 czerwca Łuck, a 13 stanęły ich straże przednie nad Stochodem, na południowy wschód od Kowla. W pierwszych 3 dniach dostało się do niewoli przeszło 200.000 Austrjaków. Dowództwo rosyjskie zmieniło, pod wpływem tego niespodziewanego powodzenia, swój pierwotny zamiar. Zaniechało ono planowanego natarcia na front naczelnego wodza na wschodzie, tem bardziej że po nauczce, otrzymanej w marcu pod Postawami, nie wiele mogło po niem spodziewać się; ściągnęło zatem na południe cały szereg oddziałów z przed naszego frontu, aby rozszerzyć odniesione tam powodzenie. Postanowienie takie było zrozumiałe, lecz trudno nazwać je słusz-nem. Gdyby bowiem Rosjanie uderzyli teraz wszystkiemi siłami i nie-oglądając się na straty na front naczelnego wodza na wschodzie, to 112 nie pozwoliliby mu na odstąpienie części swych sił na pomoc sprzymierzonym, a bez jego pomocy przesilenie to mogłoby skończyć się zupełną klęską wojska austrjacko-węgierskiego. To wkroczenie naczelnego wodza na wschodzie mogło być jeszcze energiczniejsze, gdyby nie brak jednolitości w stosunkach rozkazodawczych na froncie wschodnim. Stosunki osobiste z dowództwem grupy armij ks. Leopolda Bawarskiego i z grupą Woyrscha, głównie dotkniętą natarciem rosyjskiem, były wprawdzie zupełnie poprawne, nieustanną była zwłaszcza wymiana myśli z pułkownikiem Heye, szefem sztabu grupy Woyrscha, jednak wiele nieporozumień powodowała okrężna droga przez Naczelne Dowództwo, którą musiała przechodzić wzajemna korespondencja między grupami armij. Otrzymawszy pierwsze wiadomości o klęsce 4 armji, naczelny ~wódz na wschodzie przygotował pewną ilość dywizyj do przewiezienia ich na południe, chociaż sam musiał się lada chwila spodziewać silnego natarcia rosyjskiego. Tak samo postąpiła i grupa armij ks, Leopolda Bawarskiego. Pomoc okazała się naturalnie niewystarczającą i Naczelne Dowództwo było zmuszone przysłać znaczne posiłki z frontu zachodniego. Powtórzył się więc obraz, który już tyle razy oglądaliśmy. Gdyby Naczelne Dowództwo oddało w swoim czasie do rozporządzenia naczelnemu wodzowi na wschodzie tych sześć dywizyj, których potrzebował do zdobycia przedmościa ryskiego, wówczas prawdopodobnie nie byłoby doszło do natarcia rosyjskiego, a lato 1916 r. byłoby się skończyło wielkiem zwycięstwem Niemców na froncie wschodnim; teraz zaś musiało oddać tyleż dywizyj, w celu zapobieżenia rozpad-uięciu się całego frontu, Na zachodzie należało lada chwila spodziewać się natarcia państw sprzymierzonych nad Sommą, zatem odstąpienie znacznych sił, chociaż ciężkie, było jednak nieuchronne. Generał v. Conrad wstrzymał natychmiast działania na froncie włoskim i ściągnął stamtąd oddziały na front wschodni. Przedewszystkiem należało uchwycić uderzenie pod Łuckiem. Naczelne Dowództwo niemieckie próbowało wykonać przeciwuderzenie przy pomocy najpierw nadchodzących posiłków, aby powstrzymać cofające się oddziały austrjacko-węgierskie, jednakowoż c. i k. 4 armja była już zupełnie pozbawiona zdolności stawiania oporu i w odwrocie pociągnęła za sobą pierwsze nadchodzące z pomocą oddziały niemieckie. Dalsze posiłki niemieckie, utworzyły nowy front nad Stochodem i tutaj powstrzymały pościg rosyjski. Oddziały, które później nadeszły, włączywszy pod Kisielinem w swój skład resztki 4 armji, utworzyły na południe stamtąd, pod Horochowem, silną grupę uderzeniową i roz- 113 poczęły działania zaczepne. Działania te, podjęte siłami zbyt szczu-płemi, nie przyniosły wyniku o charakterze przebojowym; Z jednej bowiem strony posiłki mogły nadchodzić tylko drobnemi partjamir z powodu niedostatecznych połączeń kolejowych, z drugiej zaś strony krytyczne położenie nie pozwalało na dalsze zwlekanie z rozpoczęciem działań. W każdym razie udało się powstrzymać tutaj posuwanie się Rosjan naprzód. Na korzyść wyszło nam to, że natarcie rosyjskie było nieprzygotowane, nie miało silnych odwodów i dlatego utknęło zaraz w miejscu, skoro tylko napotkało pierwszy opór. Podobnie, chociaż nie tak źle jak 4 armji, powiodło się c. i k. 7 armji na Bukowinie. Rosjanie przerwali w kilku miejscach jej front, .zajęli Czerniowce i do końca czerwca osiągnęli linję Dniestr—Kołomyja—Kimpolung. Linja frontu austriackiego, która przed natarciem rosyjskiem zajmowała wąski pas między granicą rumuńską, na wschód od Czerniowiec, a Dniestrem, dzięki odwrotowi, stała się kilkakrotnie dłuższą. Z powodu złego stanu linij komunikacyjnych, posiłki nadchodziły powolnie, chociaż tak Niemcy jak i Austrjacy natychmiast wydali zarządzenia celem ich sprowadzenia. Na szczęście i Rosjanie odczuwali te same trudności komunikacyjne, a ponieważ i tutaj nie przygotowali swego natarcia i nie posiadali odwodów, przeto nie mogli przeprowadzić go z należytą energją. Dnia 13 czerwca Rosjanie rozpoczęli silne natarcia pod Barano-wiczami przeciw grupie Woyrscha. Nastąpił cały szereg denerwują--cych dni, jednak ostatecznie udało się odeprzeć wszystkie natarcia z wyjątkiem drobnego wtargnięcia w nasze linje na odcinku jednej z austro-węgierskich dywizyj. Grupa Woyrscha użyła przy t e f sposobności swych ostatnich odwodów, a także i naczelny wódz na wschodzie oddał ostatnie oddziały, któremi rozporządzał, chociaż ryzykował w. ten sposób wiele, gdyż siły rosyjskie, stojące przed jego frontem, były jeszcze dosyć silne do zaatakowania go, mimo iż Rosjanie zaczęli już przenosić swe oddziały na południe. Rozpoczęli oni w istocie natarcie na front naczelnego wodza na wschodzie nad jeziorem Na-rocz, pod Smorgoniami, Dyneburgiem, Friedrichstadt i z przedmościa ryskiego. Większość tych natarć miała charakter raczej demonstracyjny, odparto je z łatwością. Zadaniem ich miało być zapewne przesłonięcie przesuwania sił rosyjskich na południe i przeszkodzenie podobnemu przesunięciu przez nas. Zwłaszcza pod Rygą uderzyli Rosjanie silnie i udało im się zyskać z początku nieco terenu. Jednak dzięki męstwu żołnierzy i dobremu prowadzeniu, udało się 8 armji przywrócić dawne położenie. 'Wspomnienia. 114 Natarciu frontu Brusiłowa dodały nowego rozpędu odwody, sprowadzone z przed odcinka naczelnego wodza na wschodzie. Część terenu, w łuku powstałym pod Łuckiem, odzyskaną dzięki przeciwnatarciom Niemców, musiano zpowrotem odstąpić Rosjanom. Generał v. Bóhm-Ermolly, dowódca 2 armji, musiał cofnąć swe lewe skrzydło i środek do Galicji. Podobnie powiodło się Rosjanom natarcie na Styr, na północ od Łucka, gdzie także cofnęły się oddziały austrjacko-węgierskie. Generał von Linsingen musiał i swoje lewe skrzydło wycofać za Stochód, co pociągnęło za sobą na południe od Prypeci i prawe skrzydło grupy armij ks. Leopolda Bawarskiego. Położenie na całym froncie wschodnim stało się bardzo niepewne. Działała nam na nerwy przedewszystkiem niepewność o naszego sprzymierzeńca, na którym nigdzie nie mogliśmy polegać, że zdoła napewno odeprzeć natarcie Rosjan. Zebraliśmy wszystkie możliwe odwody, rozluźniliśmy jeszcze bardziej obsadę spokojniejszych odcinków frontu i pozyskaliśmy w ten sposób kilka pułków. Umożliwiło nam to wysłanie pod Kowel posiłków grupie armij Linsingena i utrzymanie linji Stochodu. Udało się nam to i w ten sposób przetrwaliśmy główne przesilenie. Także i południowa armja niemiecka, na której czele stał hr, Bothmer, a szefem sztabu był nadzwyczaj zdolny oficer, pułkownik v. Hemmer, musiała z początkiem czerwca cofnąć swoje prawe skrzydło na południe od Dniestru, ponieważ sprzymierzeńcy zupełnie zawiedli. Zdołała jednak na swych nowych pozycjach, podobnie jak na dawnych, odeprzeć wszystkie natarcia Rosjan, Wszystkie te wydarzenia wykazały bezcelowość dotychczasowego ukształtowania stosunków rozkazodawczych, oraz konieczność jeszcze silniejszego pomieszania ze sobą na froncie oddziałów obu sprzymierzeńców. Wszędzie tam, gdzie stały oddziały niemieckie, lub gdzie oddziały austrjacko-węgierskie były przynajmniej przetkane nie-mieckiemi, odparto natarcia Rosjan i utrzymano się na pozycjach; gdzie zaś sprzymierzeniec nasz stał sam na dłuższych odcinkach frontu, tam nigdzie nie dotrzymał pola. Naczelny wódz na wschodzie już dawno zwracał na to uwagę powołanych czynników. Z końcem czerwca wezwano go wraz z generałem Ludendorffem do Wielkiej Kwatery Głównej. Wskazali oni tam ponownie na konieczność ściśle jednolitego naczelnego dowództwa dla całego frontu wschodniego, gdyż ono jedynie pozwoliłoby na racjonalną gospodarkę szczupłemi odwodami. Zaproponowali również jeszcze geście j sze przetkanie frontu austrjackiego oddziałami niemiec-kiemi. Należałoby w tym celu wstawić słabe dywizje austrjackie na 115 spokojniejsze miejsca frontu naczelnego wodza na wschodzić i oswobodzić w ten sposób dywizje niemieckie, do użycia ich i» froncie austriackim. ; "^ Nie zdołali oni przeprowadzić swego pierwszego wniosku, zmierzającego do zaprowadzenia jednolitego dowództwa na całym froncie aż do Karpat. Według tego co generał v, Falkenhayn pisze w swej książce, to bynajmniej nie wpływał on w tym kierunku na sprzymierzeńca, dążył natomiast do stworzenia naczelnego dowództwa niemieckiego nad południową połową frontu wschodniego, któreby objął generał v, Mackensen, Takie rozdwojenie naczelnego dowództwa na froncie wschodnim pomogłoby, rozumie się, niewiele. Wstawianie dywizyj austrjacko-węgierskich we front naczelnego wodza na wschodzie odbywało się w ograniczonej mierze. Najpierw nadeszła jedna wyczerpana dywizja piechoty, którą umieszczono w okolicy jeziora Narocz, a za nią odstąpiono generałowi v. Linsingenowi 10 dywizję obrony krajowej. Pod koniec lipca ponownie wezwano marszałka v. Hindenburga i generała Ludendorffa do Wielkiej Kwatery Głównej. Ciężkie położenie na froncie wschodnim zmuszało do najenergiczniejszych zarządzeń. Zwłaszcza upadek Brodów, o którym właśnie wtedy doniesiono, nie pozwalał na podnoszenie drobnostkowych wątpliwości. Nie zdobyto się wprawdzie jeszcze na dokonanie całego dzieła poddania pod rozkazy naczelnego wodza na wschodzie frontu aż po Karpaty, w każdym jednak razie postanowiono poddać pod jego rozkazy część frontu, dochodzącą na południe od Brodów, łącznie z grupą armij Bóhm-Ermolly'ego. Z armij Pflanzer-Baltina, c. i k. 3-ej, oraz niemieckiej południowej stworzono nową grupę pod dowództwem następcy tronu, arcyksię-cia Karola, do którego przydzielono niemieckiego generała v. Seeckta, jako szefa sztabu. Chociaż to nowe uregulowanie stosunków rozkazodawczych było także czemś połowicznem, jednak stanowiło już w każdym razie pewien postęp. Naczelny wódz na wschodzie rozpoczął swoje czynności od tego, że przedewszystkiem odwiedził jednostki świeżo poddane pod jego rozkazy, chcąc na miejscu zorjentować się w położeniu. Dowództwo nad 10 i 8 armją objął w charakterze dowódcy grupy armij generał v, Eichhorn, zatrzymując dowództwo nad 10 armją i pozostając w miejscu swego postoju t. j, w Wilnie. 12 armja przeszła do grupy armij ks. Leopolda Bawarskiego. Jeszcze zanim doszło do osobistej wymiany zdań z dowódcami południowej części frontu, już zaczęły się nowe natarcia Rosjan. 116 Dnia 25 i 27 lipca Rosjanie wykonali pod Baranowiczami silne natarcia masami, które jednak odparto. Walki nad Stochodem, w grupie armij Linsingena, właściwie wcale nie ustawały. Między 28 lipca a 4 sierpnia ponawiały się tutaj silne uderzenia, których celem miało być przerwanie frontu za wszelką cenę, bez oglądania się na straty. Było kilka chwil krytycznych, lecz naogół lin j a utrzymała się. Natarcia te zaczepiły również południową część grupy Gronaua, przytykającą do północnego skrzydła grupy armij Linsingena, zostały jednak odparte. Należało spodziewać się, ?.e natarcia te nie ustaną, lecz rozciągną się dalej na południe, przeciw grupie armij Bohm-Ermolly'ego i oddziałom arcyksięcia Karola. Nastrój odwiedzanych przez nas sztabów był, odpowiednio do położenia, bardzo poważny. Generał Ludendorff, przenosząc sztab z Kowna do miejscowości położonej bliżej środka obszaru podległego obecnie dowództwu, wziął naraffie tylko sztab ściślejszy, czysto wojskowy i udał się z nim do Brześcia nad Bugiem. Położenie Brześcia odpowiadało w zupełności przeznaczeniu na miejsce postoju nowej Kwatery Głównej, jednak miasto było obrócone w perzynę i nie można było umieścić w niem całego sztabu naczelnego wodza na wschodzie. Jako tako zachowane były tylko mieszkania oficerskie w cytadeli, były one jednak zupełnie spustoszone i zanieczyszczone. W każdym razie można je było po upływie pewnego czasu uczynić mieszkalnemi. Przestrzeń rozporzą-dzalna wystarczyła jedynie dla czysto wojskowych części sztabu, zatem sztab administracyjny Naczelnego Dowództwa na Wschodzie musiał pozostać w Kownie. Nim ukończono roboty nad uporządkowaniem mieszkań w cytadeli, mieszkaliśmy w naszym pociągu na dworcu brzeskim. Wyjechaliśmy stąd, marszałek von Hindenburg, generał Lu-dendorfi i ja, 3 i 4 sierpnia do Kowla, do generała von Linsingena, następnego dnia do Włodzimierza Wołyńskiego, do dowódcy c. i k. 4 armji, generała pułkownika von Terstyanszky'ego, poczem do generała von Bóhm-Ermolly'ego, dowódcy c. i k. 2 armji we Lwowie, u którego szefem sztabu był generał Bardolff. Wracając do Brześcia, rozmówiliśmy się jeszcze z generałami von Marwitzem i Litzman-nem, którzy w ramach grupy armij Linsingena dowodzili grupami, skłndającemi się z oddziałów niemieckich i austrjacko-węgierskich. Niemieccy generałowie traktowali położenie z całą powagą; linje frontów były obsadzone rzadko, większości oddziałów austrjacko-węgier-, skich nie można było zupełnie zaufać, jednakowoż wszędzie panowała silna wola utrzymania pozycyj i pewność, że to powiedzie się. 117 Wynurzenia dowódców austrjacko-węgierskich nie pozwalały na wyrobienie bardziej różowego poglądu na położenie. Przedewszystkiem generał von Terstyanszky oświadczył otwarcie, że jego oddziałom brak wewnętrznej spójni moralnej i że przypuszczalnie nie potrafią odeprzeć silniejszego natarcia Rosjan. Podobnie niepocieszająco naszkicował generał von Seeckt obraz stosunków panujących w grupie armij następcy trenu, arcyksięcia Karola. Generał v. Seeckt przybył na zaproszenie generała Ludendorffa do Lwowa, w celu osobistego porozumienia się z nim. Z nieco większą ufnością patrzyli w przyszłość Bohm-Ermolly i Bardollf. Naogół byli oni zgodni pod jednym względem, żądania oddziałów niemieckich, w celu jeszcze gęstszego przemieszania ich z jednostkami austrjacko-węgierskiemi. Naczelny wódz na wschodzie nie mógł na razie zbyt wiele zrobić dla zaspokojenia tych życzeń. Odparto wprawdzie silne natarcia Rosjan pod Rygą, jednak nie można było tymczasem przewidzieć, czy cne nie powtórzą się jeszcze. Jak już wspomniałem, Ryga była najbardziej wrażliwem miejscem całego frontu północnego; gdyby Rosjanom udało się przerwać go tutaj, wówczas musianoby cały front cofnąć daleko wtył. Nie mogliśmy zabrać z pod Rygi 1-ej dywizji obrony krajowej, która była tam jeszcze potrzebna. Z wielkim trudem udało się z reszty frontu wydzielić jako odwód 3 ba tal jony i dywizjon artylerji pod generałem majorem Meliorem, oraz jedną wzmocnioną brygadę kawaler j i. Generał Ludendorff przyrzekł c. i k. 2 armji, podczas swego pobytu we Lwowie, że odstąpi jej oddział Meliora, dzięki czemu naczelny wódz na wschodzie rozporządzał jedną brygadą kawalerji, jako jedynym odwodem całego frontu od Lwowa do Rygi. I tę brygadę odstąpiono później c. i k. 2 armji. Naczelne Dowództwo miało jeszcze trzy dywizje, świeżo złożone z oddziałów odstąpionych przez front zachodni, a przeznaczone na front wschodni, oraz jeden korpus turecki, oddany przez Envera Paszę. Na nadejście tego korpusu nie można było na razie liczyć, gdyż do przewiezienia go miano tylko jeden pociąg dziennie. Później oddano ten korpus armji południowej hr. Bothmera i w jej składzie walczył z nadzwyczajnem męstwem. Generał Ludendorff usilnie prosił Naczelne Dowództwo o jak najszybsze odstąpienie trzech dywizyj niemieckich, niestety jednak zwlokło ono kilka dni z zadośćuczynieniem tej prośbie i Naczelne Dowództwo na Wschodzie nie zdołało już zapobiec nowemu niepowodzeniu, które spotkało grupę armij Bohm-Ermolly'ego. 118 Albowiem dowództwo rosyjskie przekonało się tymczasem, że nie zdoła obalić linij niemieckich ł przeniosło swe nowe natarcia wyłącznie na południe od Prypeci. Między 8 a 10 sierpnia Rosjanie natarli ponownie znacznemi siłami na grupę armij Linsingena i na lewe skrzydło grupy Gronaua. Naogół natarcie to zostało odparte, jednakowoż udało się nieprzyjacielowi w dwóch miejscach usadowić się na zachodnim brzegu Stochodu, a mianowicie pod Tobołami i pod Kisie-linem. Rosjanie rozpoczęli równocześnie natarcia na front c. i k. 2 armji i grupy armij arcyksięcia Karola. Prawe skrzydło c. i k. 2 armji zostało przerwane i musiało odstąpić od linji Seretu. Dopiero teraz oddało nam Naczelne Dowództwo z trzech dywizyj — dwie, a mianowicie 195 i 197, które pod dowództwem generała von Ebena w ciężkich i pełnych strat walkach pod Zborowem powjtrzymały odwrót c. i k. oddziałów. Oddziału Meliora musiano użyć już poprzednio. Rosjanom powiodło się również i natarcie na oddziały arcyksięcia Karola; przerwali oni front pod Tłumaczem i zajęli Nadworne i Stanisławów. Cofanie się oddziałów austrjacko-węgierskich na obu skrzydłach armji południowej, która dotychczas odparła wszystkie natarcia, zmusiło hr. Bothmera do wycofania jej za Złotą Lipę. Natarcia Rosjan na przełęcze karpackie odrzucono również dzięki wkroczeniu tam oddziałów niemieckich. Mimo wszystko wrażenie klęski Austrji nad granicą rumuńską było tak wielkie, że usunęło ostatnie wątpliwości, które powstrzymywały Rumun j ę od przystąpienia do grona naszych nieprzyjaciół; stanowisko jej stawało się z dnia na dzień coraz dwuznaczniejsze i lada chwila należało spodziewać się jej wystąpienia przeciw nam. Po objeździe sztabów, podlegających od niedawna naczelnemu wodzowi na wschodzie, mieszkaliśmy jeszcze kilka dni w pociągu na dworcu w Brześciu nad Bugiem, a w połowie sierpnia przenieśliśmy się do cytadeli. Rozpakowując walizę, nie przypuszczałem, że mój pobyt tutaj potrwa bezmała dwa lata. Praca, ciążąca na każdem stanowisku w sztabie, była olbrzymia; generał Ludendorff podjął się nie-tylko faktycznego utrzymania frontu na wschodzie, lecz także podniesienia poziomu wyszkolenia w wojsku austrjacko-węgierskiem i przystąpił do tego ze zwyczajną energją. Dnia 29 sierpnia miałem omówić pewną sprawę w Prusach Wschodnich. Przed moim odjazdem, dnia 28 nadeszło do Brześcia telefoniczne wezwanie od barona Lynckera szefa Gabinetu Wojskowego, który powoływał do Wielkiej Kwatery Głównej marszałka von Hin-denburga i generała Ludendorffa. W pierwszej chwili wahałem się, 119 czy i ja mogę równocześnie wyjeżdżać. Ponieważ nieobecność moja miała trwać tylko przez jedną noc, więc postanowiłem wyjechać. Dnia 29 sierpnia doszła mnie w Wystruciu wiadomość, że marszałek von Hindenburg został mianowany szefem Sztabu Generalnego wojska w polu, generał Ludendorff pierwszym generał-kwatermistrzem, ks. Leopold Bawarski naczelnym wodzem na wschodzie, a ja szefem sztabu przy nim. W ten sposób skończył się dwuletni okres mej współpracy z generałem Ludendorffem, okres obfitujący w pracę i troski, ale również i pełen pomyślnych wyników. W czasie jego trwania ani jeden fałszywy ton nie zakłócił naszej współpracy i zawsze wierzyłem w to, że nic nie zdoła wstrząsnąć przyjaźnią, którą stworzyły wspólne przeżycia w tych ciężkich czasach. W rozmaity sposób starano się wykazać jakobym wyrażał swe zdziwienie z tego powodu, że generał Ludendorff nie wziął mnie z sobą do Wielkiej Kwatery Głównej. Takiej gadaninie muszę jak najbardziej stanowczo zaprzeczyć; pomijam już to, czy sprawie ogólnej przyniosłoby korzyść, gdybyśmy przedłużyli nasz stosunek, który trwał bez tarć przez dwa lata. Szefostwo sztabu naczelnego wodza na wschodzie było dla mnie większem wyróżnieniem i pięk-niejszem stanowiskiem, gdyż nareszcie zająłem stanowisko samodzielne. Omal że to moje szefostwo nie skończyło się bardzo szybko, gdyż osobny pociąg, którym wracałem z Prus Wschodnich do Brześcia nad Bugiem, wskutek nieuwagi prowadzącego parowóz, najechał na północ od Białegostoku na pociąg wiozący żołnierzy urlopowanych, było przytem wielu rannych, ja wyszedłem cało lecz doznałem bolesnych wstrząśnień. Niedoszłe -wojsko polskie i -wojna podwodna bez łodzi. sad sirbtów:i>oq rłtj/ffbowi.i q '.• ••:» i\bol ?:I .q .-! /Mii ;bo sin s iq'»)}.! 3Vffj6 f)' r Jstdosl m ;sx s-»Jlvl Zanim rozpocznę nowy rozdział mych wspomnień, z czasów gdy byłem szefem sztabu, pragnę pokrótce rozważyć dwa zagadnienia, na których rozwój i rozwiązanie nie miałem żadnego wpływu. O zagadnieniach tych rozprawiano często w sztabie naczelnego wodza na wschodzie, zwłaszcza gdy bawili u nas w odwiedzinach mężowie stanu, ludzie, którzy się za takich uważają, lub politycy przybywający z głębi państwa. Były to: sprawa polska i zagadnienie walki łodziami pod-wodnemi. Nie wiem tego, kto był twórcą nieszczęsnego pomysłu stworzenia Królestwa Polskiego; wydaje mi się, że był nim baron Burian, który też wspólnie z kanclerzem Rzeszy, Bethmann-Hollwegiem, podpisywał ostateczną umowę w tej sprawie. Pomysł ten był głupi, gdyż zamykał carowi zupełnie drogę do zawarcia odrębnego pokoju, był też zbyteczny, gdyż państwa centralne nie miały najmniejszego powodu do poruszania sprawy polskiej. Błędem było już samo stworzenie przez Niemcy generalnego gubernatorstwa w Warszawie, a przez Austro-Węgry w Lublinie, gdyż podkreślało pewną samodzielność tych części ziemi polskiej, odebranych Rosjanom. Lepiej byłoby się stało, gdyby ziemie te potraktowano tak samo jak inne części państwa rosyjskiego, obsadzone przez wojska państw centralnych, to jest gdyby je poprostu włączono do obszarów etapowych odpowiednich armij. Generał Ludendorff rozmawiał ze mną często o pomyśle stworzenia Królestwa Polskiego. Twierdził on, że zapytywany w tej sprawie odpowiadał, iż tylko pod tym warunkiem mógłby zgodzić się na te plany, gdyby Polacy wystawili dla państw centralnych wojsko pomocnicze, w sile, z początku, co najmniej czterech dywizyj. Za stworzeniem wojska polskiego przemawiało i to także, że przecież nieodpowiednie było, by naród, tak liczny jak Polacy, pozwalał sobie innym wywalczać wolność i niezależność, sam nie ponosząc żadnych ofiar. Jak wiadomo, my żołnierze doznaliśmy zawodu, a politycy w działaniach swych nie brali pod uwagę życzeń sfer wojskowych. Co się zaś tyczy zagadnienia walki łodziami podwodnemi, to przecież nikt rozsądnie myślący nie będzie mógł mieć wątpliwości co 124 do tego, że walcząc o byt Niemiec mieliśmy prawo i obowiązek bezwzględnego stosowania łodzi podwodnych. Śmieszne jest, gdy o nie-ludzkości i t. p. mówią ci, którzy nie podnoszą żadnych zarzutów przeciw angielskiej blokadzie, której celem było wygłodzenie niemieckich kobiet i dzieci. My nie mogliśmy uniknąć skutków blokady, lecz Amerykanie mogli nie odbywać swych podróży dla przyjemności akuratnie przez zamknięte przez nas obszary. Od samego początku obawiałem się tylko tego, abyśmy nie zaczęli wojny łodziami podwod-nęmi przedwcześnie, to jest wtedy gdy nie będziemy jeszcze mieli dostatecznej ilości łodzi do skutecznego przeprowadzenia tej wojny. Przypominam sobie treść rozmowy, którą miałem z przewodniczącym związku ziemian, doktorem Rósicke, przy sposobności jego pobytu' u marszałka Hindenburga w Kownie. W rozmowie tej robił mi doktor Rósicke najcięższe zarzuty, jak braku miłości ojczyzny i t. p,; wszystko z powodu mych wątpliwości co do natychmiastowego rozpoczęcia bezwzględnej wojny łodziami podwodnemi. Przebieg zdarzeń wykazał później, że miałem słuszność. Rozpoczęliśmy przedwcześnie, to jest ze zbyt drobną ilością łodzi podwodnych i wskutek tego stało się prawie to samo, co z wojną gazową. Odkryliśmy nieprzyjacielowi jak niebezpieczną bronią rozporządzamy w tym czasie, w którym broń ta była jeszcze za słaba, by zdołała mu przeszkodzić w zabezpieczeniu się przed jej działaniem. Nie wątpię w to, że wojna łodziami podwodnemi mogła przynieść rozstrzygający wynik, gdybyśmy odrazu, to jest od samego początku wojny, użyli wszystkich naszych sił wyłącznie w kierunku masowego budowania łodzi podwodnych. Jeśli, jak twierdzi w swej książce admirał Tirpitz, kierownicy wojny na morzu byli i tak zdecydowani unikać rozstrzygającej bitwy morskiej, wówczas zbyteczne było budowanie podczas wojny nowych statków bojowych, '.Ań- Nowe stosunki w dowództwie. 9 J •* Dnia 30 sierpnia objąłem urzędowanie na stanowisku szefa sztabu naczelnego wodza na wschodzie. Na moje miejsce najstarszego oficera sztabu zaproponowałem Naczelnemu Dowództwu jednego z dwóch oficerów sztabu na froncie wschodnim; których uważałem za najzdolniejszych, podpułkownika Kellera lub majora Brinckmanna. Obu ich cechowały duże zdolności wojskowe, obszerna wiedza, olbrzymi zapał do pracy i optymizm. Początkowo mianowano podpułkownika Kellera, który niedługo potem objął stanowisko szefa sztabu u Linsłngena. Miejsce jego zajął major Brinckmann, którego nazwisko stało się głośne dzięki jega udziałowi w rokowaniach pokojowych w Brześciu nad Bugiem i o zawieszenie broni na froncie zachodnim. Nowy naczelny wódz, marszałek ks. Leopold Bawarski, przyjechał następnego dnia. Widywałem go jeszcze podczas pokoju na wielkich manewrach i z jego ujmowania krytyki ćwiczeń poznałem, że jest rozumnym żołnierzem i zacnym przełożonym. Podczas półtorarocznej współpracy stale odnajdowałem w nim te obie jego zalety. Książe był zamiłowanym żołnierzem, namiętnym myśliwym i jeźdźcem, i ostatnim ze znanych mi wielkich panów. Jasny umysł i żelazne nerwy nie o-puszczały go nawet w najcięższych okolicznościach. Nigdy nie poróżniliśmy się w sprawach natury wojskowej i przypominam sobie, że tylko jeden jedyny raz dał mi odpowiedź w tonie pozbawionym zwyczajnej uprzejmości. Było to w lipcu 1917 r., podczas bitwy pod Zło-czowem i Tarnopolem, gdy książę parł ku przodowi i najchętniej znalazłby się w pierwszych lin j ach piechoty. Zajęliśmy małą wyniosłość w pobliżu l dywizji gwardji, skąd rozciągał się niezły widok. Ponieważ artylerja rosyjska zaczęła wstrzeliwać się na to wzgórze, przeto uważałem za swój obowiązek prosić księcia o wybranie innego miejsca, tem bardziej że za chwilę mogliśmy spodziewać się silniejszego ognia artylerji, a dalsze pozostawanie na wzgórzu było już bezcelowe. Niebezpieczeństwo sprawiało księciu przyjemność i na moje energiczne nalegania o zmianę miejsca odrzekł z niezwyłą sobie cierpkością: „Nie pozwala mi pan na najdrobniejszą przyjemność". 128 Generał Ludendorff wziął ze sobą ze sztabu naczelnego wodza na wschodzie tylko majora von Bockelberga, dotychczasowego I b oficera sztabu, na którego miejsce przyszedł major Hoffmann, który odznaczał się wielkiemi zdolnościami, zapałem, wytrwałością w pracy i żelaznem poczuciem obowiązku. Na czele oddziałów administracji pozostał w dalszym ciągu nadkwatermistrz, generał von Eisenhardt-Rothe. Pozorną trudność przedstawiało to, że był on już generałem, gdy ja dopiero jako szef sztabu zostałem mianowany pułkownikiem, jednak trudność tę usunął generał von Eisenhardt, oświadczając że pragnie poddać się pod moje rozkazy, Pracowaliśmy zgodnie i bez tarć aż do czasu mianowania generała von Eisenhardta, na mój wniosek, generalnym intendentem wojska w polu. W osobie tego generała łączyły się rozległa wiedza i głębokie wykształcenie ze szczególnemi zdolnościami administratora. Był on prawdziwym wzorem staropruskiego oficera, o ile chodzi o charakter, poczucie odpowiedzialności i zachowanie się. Miejscem zamieszkania ks. Leopolda Bawarskiego był mały, opuszczony majątek ziemski Skoki. Codziennie rano koło 11-te j, przybywał on do biura, celem wysłuchania referatów, w południe jadał u siebie, a wieczorem zjawiał się o godzinie 7.30 na wspólny posiłek AV stołowni oficerskiej. Zresztą oświadczył, że w razie potrzeby można nim rozporządzać już od godziny 5 rano, o której zwykle wstawał zimą i latem. Położenie na froncie naczelnego wodza na wschodzie można było w tym czasie uważać za zapewnione, chociaż należało spodziewać się dalszych natarć rosyjskich. C. i k. 2 armję powstrzymało ostatecznie w iej ruchu odwrotowym wstawienie 195 ł 197 dywizji, pod dowództwem generała von Ebena. Odparto również zupełnie silne natarcia Rosjan, wymierzone przeciw Woyrschowi. Nieco naprężone; było ieszcze położenie w grupie armji Linsingena, jednak nowy szej jej sztabu, pułkownik Heli, z całkowitą ufnością spoglądał na mające nastąpić wydarzenia. Nie tak pewnie przedstawiało się położenie w grupie armij arcyksięcia Karola i narazie nie rozporządzano prawie żadnemi siłami do obrony przed nowowystępującym przeciwnikiem— Rumun j ą. Na zachodzie srożyły się ciężkie walki nad Sommą i pod Ver-dun, które ryły w wojsku niemieckiem straszliwe szczerby, niedające się już wypełnić. Po raz pierwszy stracono poczucie stanowczej przewagi żołnierza niemieckiego i w niektórych miejscach wystąpiły objawy zmęczenia walką i zwątpienia. Ogólne położenie, w chwili gdy 129 marszałek Hindenburg i generał Ludendorff obejmowali Naczelne Dowództwo, było o wiele poważniejsze niż wtedy, gdy po bitwie nad Marną nastąpiła w niem pierwsza zmiana. Generał von Falkenhayn, nie doprowadziwszy nigdzie do rozstrzygnięcia, zdołał przez dwa lata swego dowodzenia roztrwonić zasoby, zawarte we wspaniałem wojsku i w zapale narodowym. Energji Ludendorff a udało się zapanować nad trudnościami. Skończono z nieszczęsną awanturą pod Yerdun, utrzymano front nad* Sommą, chociaż ze stratą terenu, poparto grupę armij arcyksięcia Karola i znaleziono oddziały, niezbędne do przeprowadzenia kampanji rumuńskiej. Główną część pracy nad rozwiązaniem ostatniego zadania wykonało Naczelne Dowództwo na Wschodzie. Mimo iż, jak już nadmieniłem, położenie grupy armij Linsingena nie było jeszcze zapewnione, oddaliśmy wszystkie oddziały, które mogliśmy oddać, może nawet nieco ponad możność. Wyciągnęliśmy ze spokojnych odcinków frontu kilka pułków i stworzyliśmy nowe dywizje. Naczelny wódz, ks. Leopold Bawarski i ja chętnie przyjęliśmy na siebie odpowiedzialność za grożące nam z tego powodu niebezpieczeństwo. Jeszcze raz okazało się, że wojsko rosyjskie było pozbawione wielkiego wodza, męża o prawdziwych zdolnościach strategicznych. Zamiast ponownie natrzeć na nas na całym froncie, by w ten sposób przeszkodzić nam w wyciągnięciu i oddaniu przez nas oddziałów, Brusiłow zatrzymał swoją ofensywę i odesłał odwody na południe, by poprzeć działania zaczepne Rumunów. Podczas zaprowadzania zmian w stosunkach rozkazodawczych spowodowanych objęciem dowództwa nad sprzymierzonemi wojskami przez niemieckie naczelne władze wojskowe, rozszerzono nieco obszar podlegający rozkazom naczelnego wodza na wschodzie. Podporządkowano mu mianowicie armję południową hr. Bothmera, która z c. i k. 2 armją stanowiła grupę armij Bóhm-Ermolly'ego. Nie podporządkowano jej niestety jeszcze c. i k. 3 armji, która stała tuż na północ od Karpat, Ale i bez tego odcinka rozległość frontu powodowała, że praca była bardzo wytężająca. Mój dzień pracy, jednostajny bez względu na to, czy toczyły się jakieś większe działania czy nie, upływał następująco: o godzinie 8 rano przychodziłem do biura, znajdowałem tam już raporty poranne i na ich podstawie wydawałem niezbędne zarządzenia; koło godziny 11 przybywał dowódca, celem wysłuchania referatu. O godzinie l wychodziłem z biura na śniadanie do siołowni, ud 2-3 odbywałam godzinną przechadzkę, poczem wracałem tło biura i pracowałem do wspólnego obiadu t. j. do godziny 7.30, po którym 'Wspomnienia 130 ks. Leopold pozostawał jeszcze przez pół godziny w towarzystwie oficerów ze sztabu ł zawsze obecnych tam gości. O godzinie 9 odjeżdżał dc Skoków, ja zaś wracałem z oficerami sztabu do biura, gdzie prawie zawsze byliśmy zajęci mniej więcej do godziny 1. Te godziny pracy nocnej przedłużały się, o ile były w toku większe walki, a niejednokrotnie nadchodzące zapytania telegraficzne lub telefoniczne przerywały spoczynek, trwający od godziny l—7-ej. Ten podział czasu nie pozwalał mi niestety na osobiste odwiedzanie wszystkich części frontu, co dawniej czyniłem, będąc la oficerem sztabu. Obecnie zajęcia nie pozwalały mi na tak długą nieobecność w sztabie. Prosiłem więc oddział centralny Sztabu Generalnego o przysłanie mi bardzo zdolnego oficera, którego zadaniem było nawiązywanie bezpośredniej łączności z oddziałami i dokładne zapoznawanie się z ważnemi odcinkami frontu. Miałem przytem szczęście, gdyż oddział centralny przysłał mi oficera, który w istocie nadzwyczajnie odpowiadał swemu trudnemu zadaniu. W osobie majora Wachenfelda łączyły się zdolności taktyczne i wojskowa spostrzegawczość z konieczną w jego zadaniu uprzejmością i pełną taktu powściągliwością. Niestrudzenie jeździł on, dawał oddziałom na miejscu cenne wskazówki i widząc gdzie niegdzie zaniedbania w budowaniu pozycyj umożliwiał naczelnemu wodzowi wkraczanie i wydawanie odpowiednich rozkazów. Marszałek Hindenburg i generał Ludendorff wyjechali w początkach września z Pszczyny na zachodni front, aby naocznie zorjento-wać się w położeniu, przedewszystkiem nad Sommą i pod Yerdun. Wkrótce potem przyjechałem w sprawach służbowych na jeden dzień do Pszczyny. Mój stosunek do generała Ludendorffa był wówczas jeszcze zupełnie przyjacielski i pełen wzajemnego zaufania. Całkiem otwarcie opisał mi on powagę położenia na zachodzie, oraz zaniedbania ł błędy w budowie pozycyj. Poruszył też nieudolność Naczelnego Dowództwa i Ministerjum Wojny w zaprzągnięciu, tak wydajnego przemysłu niemieckiego do dostarczenia niezbędnego materjału wojennego, a przedewszystkiem amunicji, oraz brak intensywnego współdziałania między Naczelnem Dowództwem a rządem Rzeszy, Po dłuższej wymianie zdań w sprawach taktycznych i technicznych, rozmowa zeszła naturalnie na zagadnienie, które już wtedy żywo zajmowało umysły większości ludzi, w jaki sposób możnaby przyzwoicie zakończyć wojnę. Na wystosowane przeze mnie pytanie, jak wyobraża sobie zakończenie wojny, odpowiedział generał Ludendorff: ,,Na razie nie widzę jeszcze możliwości zakończenia, gdyż państwa sprzymierzone spodziewają się obecnie wygranej, do czego upoważnia je w pewnej mierze ogólne położenie. Nie możemy więc teraz nic zrobić. Jeśli uda się nam, czego się spodziewam, pokonać Rumu- 131 nów i zniweczyć wszystkie natarcia na zachodzie, dopiero wtedy będziemy mogli mówić o pokoju. Daję zaś panu moje słowo na to, że jeśli nadarzy się jakakolwiek sposobność zawarcia względnie przyzwoitego pokoju, to chwycę się jej obydwiema rękami". Uspokojony, powróciłem wtedy do Brześcia nad Bugiem. Prócz drobnych odchyleń, kampanja w Rumunji potoczyła się tymczasem torami przewidzianemi przez Naczelne Dowództwo. Generał Ludendorff wyraził uznanie tego dowództwa za współdziałanie naczelnego wodza na wschodzie w zwycięskiej kampanji rumuńskiej w następującej depeszy do mnie: „Pszczyna 12 grudnia 1916 r. Pułkownik Hoffmann, Kwatera Główna na Wschodzie. Przesyłam szczere podziękowanie za życzenia Pańskie i Oficerów Sztabu. W Rumunji mogliśmy odnieść zwycięstwo, ponieważ wygraliśmy na zachodzie bitwą nad Sommą, a na wschodzie zacięte wałki w południowym odcinku Waszego frontu, dzięki czemu ciągle otrzymywaliśmy od Was posiłki do Siedmiogrodu i do Rumunji". Pod koniec roku oddziały niemieckie zbliżały się do Seretu i można było przypuszczać, że tutaj zatrzymają się, gdyż Rosjanie sprowadzili tymczasem na front rumuński znaczne siły. Koło Bożego Narodzenia 1916 roku napisałem do generała Ludendorffa list, w którym dałem wyraz przekonaniu, że ruch zaczepny w Rumunji, który stał się teraz już zupełnie czołowy, koło Nowego Roku zatrzyma się nad Seretem. Gdyby chciano dalej prowadzić tutaj kampanję i ostatecznie pobić Rumun j ę, wówczas należałoby zaprzestać nacierania od południa i wykonać uderzenie od północy. Mniemałem, że mógłbym wykonać to natarcie, gdyby Naczelne Dowództwo mogło odstąpić naczelnemu wodzowi na wschodzie 4—6 dywizyj, z pośród walczących w Rumunji. Proponowałbym zebranie posiłków i wszystkich sił, któ-rcmi rozporządzało Naczelne Dowództwo na Wschodzie, w okolicy Złoczowa, przerwanie tutaj frontu rosyjskiego i poprowadzenie ofensywy przez Tarnopol wzdłuż linji kolejowej do Odesy. Masy Rosjan w Karpatach znalazłyby się dzięki temu w położeniu bez wyjścia i sądziłem, że taka operacja przyniosłaby nam znaczne zwycięstwo. Sądziłem, że front pod Złoczowem da się łatwo przerwać i zaproponowałem wykonać to w ten sam sposób jak zrobiliśmy w lipcu 1917 r. General Ludendorff odpisał mi, że w zupełności podziela moje zdanie tak co do tego, że ofensywa zatrzyma się nad Seretem, jak i co do tego, że proponowana przeze mnie operacja ma widoki powodzenia. Niestety jednak nie można spełnić głównego jej warunku, to jest 132 - sprowadzenia posiłków dla naczelnego wodza na wschodzie. Zachód nie może na razie nic odstąpić, zaś stan kolei rumuńskich i węgierskich wyklucza szybkie przewiezienie oddziałów z Rumunji. Muszę jeszcze poświęcić parę słów jednemu zdarzeniu z jesieni 1916 roku, do którego większość nie przywiązywała wówczas należytej wagi. Jest niem śmierć cesarza Franciszka Józefa, która nastąpiła dnia 21 listopada 1916 roku. Cesarz był ostatnim łącznikiem, który spajał kraje monarchji austrjacko-węgierskiej, mające polityczne dążności odśrodkowe. Jego następca, wychowany na zwykłego oficera kawalerji, przez zamordowanego następcę tronu rozmyślnie odsuwany od zajmowania się poważnemi zagadnieniami politycznemi, znalazł się w obliczu zadania, które było prawie niemożliwe do rozwiązania. Źle było, że młody monarcha, który nienawidził Niemiec i Hohenzollernów, pozwalał wpływać na siebie ambitnej kobiecie, związanej sympatiami z obozem przeciwników i doradcom, którzy schlebiali jego próżności i dążył do uchwycenia w swoje ręce kierownictwa spraw politycznych i wojskowych. W tym celu usunięto najpierw w nieco szorstki sposób arcyksięcia Fryderyka, dotychczasowego naczelnego wodza c. i k. wojska. Cesarz mianował siebie naczelnym wodzem. Arcyksiąże Fryde-, ryk, chociaż nie odgrywał wybitniejszej roli, to w każdym razie przynajmniej pozwalał działać rozumnemu szefowi Sztabu Generalnego Conradowi von Hótzendorfowi i stale popierał go powagą swego imienia. Jego spokojne, ujmujące i szlachetne zachowanie się działało łagodząco we wszystkich tarciach i różnicach zdań między sprzymierzeńcami. Jedno z pierwszych zarządzeń wojskowych cesarza było przeniesienie c. i k. Kwatery Głównej z Cieszyna do Baden pod Wiedniem. Cesarz pragnął usunąć się z pod wpływu zbyt blisko, bo w Pszczynie, przebywającego niemieckiego Naczelnego Dowództwa. Conrad sprzeciwiał się temu, lecz bezskutecznie. Tak w tej sprawie, jak i we wszystkich zagadnieniach natury wojskowej i politycznej, generał wypowiadał swoje zdanie otwarcie i stanowczo, tak jak dotychczas, dlatego musiał w najkrótszym czasie ustąpić ze swego stanowiska. Następca jego, generał von Arz, był osobistością więcej ustępliwą i zadowalniał się rolą doradzającego sługi swego cesarza, nie pragnąc być, jak Conrad, odpowiedzialnym wodzem. Za jego czasów podupadło stanowisko szefa Sztabu Generalnego, gdyż towarzyszył on zawsze swemu bezustannie podróżującemu i nie zaznającemu spokoju cesarzowi, zatem działalność jego polegała również na ciągłych podróżach. Raz tylko miałem sposobność do dłuższej rozmowy z cesarzem Karolem. Na rozkaz mojego nieobecnego dowódcy, przyjmowałem Jego Cesarską Mość podczas 133 • jego pierwszych odwiedzin w grupie armij Linsingena.- W związku z rozmaitemi przeglądami zostałem zaproszony na posiłek do cesarskiego pociągu dworskiego, gdzie spędziłem dwie godziny. Cesarz, który wtedy nie sprawiał jeszcze wrażenia człowieka zgonionego i zmęczonego, jak pod koniec wojny, lecz przez dwie godziny prowadził rozmowę z ożywieniem i świeżo, wypowiadał swe poglądy wojskowe i zdradzał przytem wielkie braki w zrozumieniu tych spraw. W czasie Bożego Narodzenia 1916 r. musiałem przenieść administrację naczelnego wodza na wschodzie z Kowna do Białegostoku. Zostawszy szefem pozostawiłem ją w takim stanie, jak ją zorganizował generał Ludendorff. Nadkwatermistrz przyjeżdżał co 2 — 3 tygodni z referatem do Brześcia nad Bugiem, biorąc ze sobą, w miarę potrzeby, szefów poszczególnych działów, w ważniejszych sprawach miałem rozstrzygać ja, względnie naczelny wódz na wschodzie. Jednak w jesieni 1916 roku pewna grupa ludzi nieodpowiedzialnych rozpoczęła starania o odebranie naczelnemu wodzowi na wschodzie administracji i o poddanie jej pod bezpośrednie rozkazy generała-kwatermistrza. Ponieważ uważałem, że dążności te są niepraktyczne, natomiast sądziłem, że stanowczo konieczną rzeczą jest, by naczelny wódz na wschodzie pozostał panem w swym domu, przeto zwróciłem się do generała Ludendorffa, wyłuszczyłem mu moje powody i prosiłem o wydanie rozstrzygnięcia. Generał Ludendorff zgodził się na mój pogląd i rozkazał, że wszystko ma pozostać po dawnemu. Uważałem jednak za wskazane zmienić miejsce pobytu zarządu administracji, pragnąc mieć tych panów nieco bliżej siebie. Odtąd mógł już nadkwatermistrz i potrzebni mu do referatu szefowie działów pojawiać się w Brześciu nad Bugiem co tydzień. W sprawie propozycji pokojowej państw centralnych z grudnia 1916 roku nie zwrócono się ani służbowo ani prywatnie, do naczelnego wodza na wschodzie, w celu dowiedzenia się jakie jest jego zdanie. Wydałby on zresztą bezwzględnie opinję potępiającą ten krok, który mógł przyczynić się jedynie do zwiększenia poczucia niemocy i niezdecydowania w tych kołach, które już zgóry nie wierzyły w pomyślny wynik wo;'ny. Szorstkie odrzucenie przez państwa sprzymierzone propozycji państw centralnych nawiązania rokowań, wywołało z naszej strony nieograniczoną wojnę łodziami podwodnemi z dniem l lutego 1917 r. Moje zdanie o wojnie łodziami podwodnemi wypowiedziałem już w krótkości; sądzę zaś, że Niemcy: po pierwsze, stanowczo miały prawo do prowadzenia tej wojny bez ograniczeń, a po drugie, aby zwyciężyć, miały obowiązek użycia każdej posiadanej przez siebie broni. Ań- 134 glicy, swemi zarządzeniami blokadowemi, dali początek rozciąganiu wojny na kobiety i dzieci niewalczących. Mieliśmy bezsporne prawo do naśladowania ich na tem polu. Nieco dziecinnie wyglądają wybuchy wściekłości amerykańskiej, zawarte w twierdzeniu, że Niemcy nie mają prawa przeszkadzać Amerykanom w swobodnem podróżowaniu do Anglji, lub gdzie im się żywnie podoba. Z takiem samem prawem mogliby Amerykanie żądać przerwania bitwy i zaprzestania ognia, gdyby kilku Amerykanom wpadło do głowy wybrać się na przechadzkę po polu tej bitwy. Nasza pierwsza próba wojny łodziami podwodnemi dała Anglikom niestety dosyć czasu i sposobności do wymyślenia skutecznych środków zaradczych, a prócz tego zaniedbaliśmy we właściwym czasie użyć wszystkich naszych sił do budowy łodzi podwodnych. Zbyt optymistyczne były zatem zapewnienia ze strony marynarki, że w przeciągu sześciu miesięcy uda się zmusić Anglję do zmiany stanowiska. Wszakże, aby móc wydać sąd o tem, co przemawiało za tym jej optymizmem i czy było rzeczą trafną brać na swe barki ryzyko wypowiedzenia wojny przez Amerykę, należało mieć lepsze podstawy od tych, któremi ja rozporządzałem. Należało dokładniej wiedzieć o tem, do jakiego stopnia kierownictwo morskie, znało nieprzyjacielskie zarządzenia obronne i dlaczego spodziewało się, że — mimo te zarządzenia — zdoła osiągnąć swój cel. Postanawiając prowadzić nieograniczoną wojnę łodziami podwodnemi, chwilowo przesunięto punkt ciężkości wojny z lądu na morze. Na lądzie chodziło teraz o to, by jedynie w obronie i z jak najmniejszemi stratami przeczekać te miesiące, po których działanie łodzi podwodnych doprowadzi Anglję do „zmiany stanowiska". Z tego powodu na zachodzie cofnięto się z łuku między Arras a Sois-sons, na t. zw, pozycje Zygfryda. Dzięki temu odwleczono zamierzone natarcia nieprzyjacielskie, zmuszono nieprzyjaciela do poczynienia nowych, długotrwałych przygotowań do dalszego natarcia i stworzono na jego drodze jeszcze dalsze trudności, przeprowadzając na szeroką skalę zakrojone zniszczenia wszystkich komunikacyj i urządzeń kwaterowych. Prócz tego oszczędzono na oddziałach, dzięki znacznie krótszej linji pozycyj. Jest to zupełnie zrozumiałe, że zniszczenia, wywołane ruchem odwrotowym, spowodowały okrzyk wściekłości w całej prasie nieprzyjacielskiej. Jednakowoż każdy, kto zna się na rzeczy, nawet przeciwnik, uzna je za konieczne. Ani na chwilę nie wątpię, że Anglicy i Francuzi, będąc na naszem miejscu, chwyciliby się tych samyck środków. Przypomnę tutaj zniszczenie rumuńskich źródeł naftowych przez Anglików, Niewyzyskana rewolucja rosyjska. Położenie państw centralnych nie było z wiosną 1917 r. tak groźne, jak przedstawiało się z końcem sierpnia 1916 r., w każdym razie było jednak dosyć poważne. Front wschodni był zabezpieczony, jednak nie mógł jeszcze odstąpić zachodowi pokaźnych sił, które były tam potrzebne do przeprowadzenia ofensywy. Ciężkie walki nad Sommą i pod Verdun spowodowały na zachodzie pewne wstrząśnienłe moralne, skutkiem którego nastrój nie był tam już tak pełen otuchy jak dotychczas. Zanadto silnie zaznaczyła się przewaga masowego działania ma-terjału wojennego po stronie nieprzyjaciół. Dostawy naszego przemysłu nie były w stanie dotrzymać kroku zwróconym przeciw nam dostawom prawie całego świata. Nastrój w kraju stawał się coraz gorszy, trudności wyżywienia rosły, rozstrajająco wpływały na wojsko wieści o wysokich zarobkach, które w myśl programu Hindenburga płacono robotnikom pozostałym w kraju, względnie odesłanym do niego z szeregów. Była to bezsprzecznie wielka niesprawiedliwość, że wypłacano wysokie zarobki wyreklamowanym z wojska, którzy nie dzielili już z towarzyszami broni trudów i niebezpieczeństw rowu strzeleckiego, lecz spokojnie oddawali się w domu swemu zawodowi. Pierwotna myśl Ludendorffa, przy wprowadzeniu prawa przymusowej pracy, szła stanowczo w tym kierunku, że praca w domu jest taką samą służbą, jak służba w wojsku i tak samo musi być wynagradzana. W dodatku Ameryka wstąpiła w szeregi walczących. Chociaż nie posiadała ona jeszcze wojska, a kierownictwo marynarki w swym optymizmie zapewniało, że gdy je stworzy to nie zdoła przewieźć go do Europy, mimo to cały szereg poważnych osobistości utrzymywał, że to wystąpienie Ameryki wykluczyło możliwość zwycięstwa Niemiec. Na te ciężkie czasy przypadł w marcu 1917 r. początek rewolucji rosyjskiej, zdarzenia wiekopomnego, które jeszcze raz dawało Niemcom widoki na odniesienie zwycięstwa z bronią w ręku. Car poznał, że Rosja nie jest już w stanie dłużej znosić ciężarów wojny i że jej przedłużanie narazi jego państwo na wielkie wstrząśnienia wewnętrzne. Począł on zatem rozważać myśl zawarcia odrębnego 138 pokoju; jednak nie uwzględnił w swych rachubach woli Anglji. Bu-•chanan, poseł angielski w Petersburgu, miał polecenie niedopuszczenia pod żadnym pozorem do zawarcia przez Rosję odrębnego pokoju i działał stosownie do swoich instrukcyj, pomagając Kiereń-skiemu oraz Guczkowowi do zrzucenia cara z tronu. Rozumie się, że zdarzenie to musiało silnie wpłynąć na ducha wojska rosyjskiego. Sama przez się narzucała się zatem myśl przyśpieszenia i dokończenia upadku tego wojska zapomocą kilku silnych uderzeń zaczepnych na froncie wschodnim. Jednak z jednej strony naczelny wódz na wschodzie nie miał dostatecznych do tego śród-1 ków, z drugiej zaś, nasz Urząd Spraw Zagranicznych żywił zwodniczą nadzieję, że uda mu się nakłonić Kiereńskiego, nowego władcę Rosji, do nawiązania rokowań i zawarcia pokoju. Urząd ten spowodował dążność do zaniechania obecnie natarć i do niedrażnienia Rosjan. Dzisiaj, widząc ówczesne stosunki jaśniej, powinniśmy żałować, żeśmy nie obrali pierwszego wyjścia i nie próbowali zmusić Rosjan do odwrotu przez natarcie na całym froncie. Było to łatwo do osiągnięcia w pierwszych dniach rewolucji, gdy żołnierz rosyjski był naj-skłonniejszy do wyciągnięcia z rewolucji wniosków najłatwiej trafiających mu do przekonania, to jest do porzucenia broni i pójścia do , domu. Gdyby nam udało się doprowadzić go do tego, wówczas nie byłoby takiej mocy, któraby zdołała powstrzymać proces rozkładowy i zatrzymać odchodzące masy. Jak wiadomo, porywająca wymowa Kiereńskiego sprawiła, że wojsko dało się nakłonić do dalszej walki, co jeszcze przez całe lato 1917 r. zatrzymało i zatrudniło na froncie wschodnim 80 dywizyj niemieckich. Kiereński, pragnąc umocnić jeszcze rząd Rzeszy w jego mylnych poglądach na swe zamiary w sprawie odrębnego pokoju, polecił swym ajentom zagranicznym, by wdawali się w układy z przedstawicielami niemieckiemi. Na dowód tego pragnę przytoczyć, że—bawiąc w tych czasach przez jeden dzień służbowo w Berlinie — otrzymałem z Urzędu Spraw Zagranicznych wezwanie, bym koniecznie porozumiał się tego wieczoru z powracającym ze Sztokholmu posłem Erzber-gerem. Gdyśmy zeszli się wieczorem, zawiadomił mnie pan Erzberger, że porozumiewał się w Sztokholmie z przedstawicielem prezesa rady ministrów Kiereńskiego, że bliskie jest już zawarcie pokoju z Rosją i że powinienem być przygotowany do tego, iż niezadługo wyjadę z nim na rokowania pokojowe do Sztokholmu. Ja zapatrywałem się na sprawę nieco sceptyczniej, jednak samej możliwości tego nie mogłem podać w wątpliwość. W rzeczywistości bowiem, najrozsądniej- 139 sze byłoby dla Rosji zawarcie z nami odrębnego pokoju, gdyż oszczędziłaby sobie w ten sposób doświadczenia z rządem bolszewickim i krwi miljonów wymordowanych obywateli. Naczelny wódz na wschodzie nie mógł jednak powstrzymać się w zupełności od kroków nieprzyjacielskich. Z dwóch przedmości nad Stochodem, które podczas ciężkich walk ofensywy Brusiłowa wpadły w ręce Rosjan, odebraliśmy im w jesieni 1916 r. tylko jedno i to mniejsze — pod Witońcem, a drugie większe — pod Tobołami pozostawało jeszcze w ich ręku. Przedmoście to ciągle nam groziło, więc naczelny wódz na wschodzie jeszcze w marcu poczynił wszystkie przygotowania do odebrania go. Natarcie rniało nastąpić wtedy, gdy odwilż spowoduje zalanie niziny Stochodu i gdy przedmoście, połączone czterema mostami z brzegiem wschodnim, będzie zupełnie odcięte. W pierwszych dniach kwietnia nastała odwilż i na tyłach przed-mościa zamieniła nizinę Stochodu w jezioro o szerokości mniej więcej 1000 metrów. Pod względem wojskowym byłoby błędem pozwolić upłynąć tej porze, korzystnej do natarcia, gdyż nie można było ani ściągnąć posiłków z brzegu wschodniego, ani też oddziały, stojące na przedmościu, nie mogły usunąć się przed naszem natarciem. Naczelny wódz na wschodzie, przedstawiwszy Naczelnemu Dowództwu te stosunki, otrzymał od niego pozwolenie na przeprowadzenie natarcia. . Natarcie przeprowadziła 1. dywizja obrony krajowej pod dowództwem generała von Jakoby. Już na kilka tygodni przed natarciem, naczelny wódz na wschodzie wysłał do dywizji podpułkownika Bruchmiillera, jako doradcę artyleryjskiego i dowódcę artylerji. Z frontu można było wyciągnąć i przygotować do natarcia tylko koło 300 dział i 100 miotaczy bomb. Ponieważ ilość dział była za szczupła do natarcia na całe przedmoście, przeto postanowiono zająć najpierw tylko jego południową połowę, aby drugą zdobyć następnego dnia, o ile będzie to możliwe. Natarcie rozpoczęło się 3 kwietnia o godzinie 3 rano. Dzięki znakomitym zarządzeniom Bruchmullera i dowódcy miotaczy, porucznika Heuschkela, działanie ognia było tak potężne, że Rosjanie prawie nie stawiali oporu. Piechota, posuwająca się za ruchomym ogniem, zaskoczyła ich przeważnie w schronach. Po zdobyciu południowej części przedmościa, ze stosunkowo drobnemi stratami, oddział nacierający uderzył z własnego popędu na część północną i zdobył ją również. Wynik był nadspodziewanie poważny, obok znacznego mater-jału wojennego wzięliśmy 10,000 jeńca. Naczelne Dowództwo zna- 140 141 lazło się poprostu w kłopocie, gdyż nie wiedziało jak ma to zdarzenie opisać w codziennym komunikacie, ponieważ w myśl umowy z rządem Rzeszy nie miało w tych czasach przeprowadzać na froncie wschodnim żadnych większych działań. Pominęło zatem milczeniem całą wielkość powodzenia, na co naturalnie obruszyły się zainteresowane oddziały, które nie mogły zrozumieć powodu tego milczenia, tem bardziej, że komunikat rosyjski opisał na drugi dzień bitwę ze wszystkiemi jej szczegółami. Rząd Rzeszy trzymał się wytrwale myśli, że rewolucja doprowadzi Rosję do odrębnego pokoju, nie bacząc na to, że wówczas nowi władcy tego państwa nietylko nie zdradzali żadnych zamiarów pokojowych, lecz przeciwnie tak Kiereński jak i Miliukow, nowy minister spraw zagranicznych, przy każde] sposobności podkreślali wierność przymierzu i chęć doprowadzenia wojny do zwycięskiego zakończenia. Po powodzeniu pod Tobołami, na życzenie rządu, Naczelne Dowództwo zabroniło naczelnemu wodzowi na wschodzie, do pewnego czasu, prowadzenia jakichkolwiek działań bojowych. W lutym przeniosło się Naczelne Dowództwo z Pszczyny do Kreuznach. Spodziewało się bowiem, że państwa sprzymierzone przeprowadzą w połowie lutego wielkie natarcie na zachodzie i pragnęło znajdować się bliżej rozgrywających się wydarzeń. Prócz tego nie istniała już także główna korzyść, którą przedstawiał pobyt w Pszczynie, to jest bliskość Naczelnego Dowództwa austriackiego, gdyż przeniosło się ono do Baden pod Wiedniem. Dnia 17 kwietnia wezwał mnie generał Ludendorff do Kreuz-nach, w celu przedstawienia mu ustnego referatu. Wyłuszczyłem mu moje zapatrywanie na wojsko rosyjskie i jego siłę bojową w tym sensie, że uważam jego ducha i siłę bojową za silnie wstrząśnięte rewolucją, że jednak nie można liczyć na to, by w razie natarcia niemieckiego miało ono odejść, nie broniąc się, lecz że stanowczo będzie się jeszcze broniło. Naczelny wódz na zachodzie nie ma odwodów potrzebnych do przeprowadzenia wielkiego natarcia. Gdyby zatem Naczelne Dowództwo zamierzało przeprowadzić w jednem lub w kilku miejscach frontu wschodniego działania zaczepne, by odrzucić i rozerwać linję rosyjską, to musiałoby oddać w tym celu kilka dywizyj. Na-razie Naczelne Dowództwo nie mogło jeszcze o tem myśleć, gdyż potrzebowało wszystkich odwodów na zachodzie, a nic nie wskazywało na to, by Rosjanie mieli zamiar przeprowadzić w tym czasie jakieś natarcia. W toku dalszej rozmowy generał Ludendorff nie ukrywał przede raną trosk, jakie mu sprawiało położenie wewnętrzne, a przede-wszystkiem zupełna chwiejność kanclerza Rzeszy. 't Rozmowa zeszła następnie na to, czy w razie rozpadnięcia się -wojska rosyjskiego, wskutek rewolucji lub naszych działań, gdy naczelny wódz na wschodzie będzie już mógł odstąpić znaczne siły frontowi zachodniemu, uda się jednem silnem uderzeniem zaczepnem armij zachodnich przerwać gdziekolwiek front nieprzyjacielski i doprowadzić w ten sposób do rozstrzygnięcia wojny. Obydwaj byliśmy przekonani, że należy użyć wszystkich środków do osiągnięcia tego celu. Na moje dalsze zapytanie, gdzie i jak zamierza ewentualnie wykonać natarcie na' zachodzie, odrzekł mi generał Ludendorff, że na zachodzie nie można tak prowadzić natarć jak na wschodzie. Przerwanie frontu jest na zachodzie stokroć trudniejsze, należy zatem przezornie wypróbować, w którem miejscu jest nieprzyjaciel najsłabszy i tam uderzyć potem wszystkiemi siłami. Ja byłem odmiennego zdania i otwarcie wypowiedziałem te moje poważne zastrzeżenia. Byłem i jestem tego mniemania, że istnieje tylko jedna taktyka, bez względu na to, czy środki bojowe walczących są większe czy mniejsze. Biorąc na swą odpowiedzialność brzemienne postanowienie natarcia, należy zebrać wszystkie siły, skąd się tylko da i użyć ich w miejscu rozpoznanem jako najlepiej nadające się do przeprowadzenia natarcia. Jest to naturalnie gra ,,va banque", gdyż wtedy wszystko rzuca się na jedną kartę. Pod koniec naszej rozmowy, która zresztą była tak samo przyjacielska jak podczas naszych poprzednich spotkań, generał Ludendorff zwrócił mi uwagę na to, że rozmaite moce pracują nad zakłóceniem naszego dobrego wzajemnego stosunku. Uwagę tę przyjąłem z uśmiechem, gdyż nie mogłem sobie wyobrazić, by mogło nastąpić coś podobnego; przecież obydwaj dążyliśmy ze wszystkich sił do jednego celu — do zwycięstwa oręża niemieckiego. Maj i czerwiec minęły bezczynnie dla frontu naczelnego wodza na wschodzie. Jednak już w czerwcu zaczęły się mnożyć oznaki, że Kiereński, nawet w najodleglejszych swych planach, nie myśli o pokoju. Nadchodzące zewsząd doniesienia mówiły natomiast o olbrzymich przygotowaniach do natarcia rosyjskiego. Rozpoznano je pod Rygą, Dyneburgiem, nad jeziorem Narocz, pod Smorgoniami, wreszcie na całym froncie w Galicji. W tym to czasie wprowadzili Niemcy nowy środek bojowy, mianowicie silniej działający gaz trujący, zwany „żółtym krzyżem".*) Wynalazca jego, podobnie jak i pierwszego, tajny radca Haber opowiadał mi po wojnie, że po dokonaniu wynalazku przyjechał do *) Przez Francuzów nazwany „iperytem", od miasta Ypres, gdzie po raz pierwszy użyli go Niemcy. (Przyp. tłum.). 142 Wielkiej Kwatery Głównej i zreferował tę sprawę generałowi Lu-dendorffowi. Różnica między „żółtym krzyżem" a gazem dotychczas używanym, który zmuszał przeciwnika do założenia maski przeciwgazowej, polegała na tem, że od żółtego krzyża maska trwale nie chroniła. Osady tego gazu przyczepiały się do odzienia, przeżerały je i powodowały przykre oparzenia. Można było bronić się przeciw niemu przez dłuższy czas, umożliwiając żołnierzom częste zmienianie odzienia. Tajny radca Haber zaproponował generałowi Ludendorffowi wprowadzenie tego nowego gazu, jednak pod warunkiem, że wojna skończy się w ciągu jednego roku. Ręczył on, że przeciwnicy nie zdołają przed upływem roku naśladować tego gazu, mieliśmy więc przed sobą jeden rok wyłącznego jego używania. Profesor Haber sądził, że gdyby wojna potrwała dłużej, to — wprowadziwszy „żółty krzyż" — musielibyśmy przegrać ją bezwzględnie, gdyż prawdopodobnie po upływie roku udałoby się nieprzyjacielowi naśladować ten gaz. Dzięki swemu rozwiniętemu przemysłowi, sporządziliby olbrzymie jego masy i ostrzeliwaliby nas nim. My nie moglibyśmy użyć środka zapobiegawczego, jakim są płaszcze gumowe i na żołnierza po dwa lub trzy mundury do zmiany, gdyż nie mamy już materjału na nie. Wskutek tego nieprzyjaciel nie potrzebowałby wcale nas atakować, gdyż zmusiłby nas poprostu zapomoca ognia pociskami napełnionemi tym gazem do opuszczenia każdej pozycji. W rzeczywistości profesor Haber omylił się tylko pod jednym względem, mianowicie nieprzyjaciołom naszym udało się naśladować „żółty krzyż" nie po upływie roku, lecz dopiero po 16 miesiącach. W pierwszych chwilach zawieszenia broni sami Francuzi mieli go 5000 tonn i ku swemu wielkiemu zmartwieniu nie zdążyli go już użyć przeciw wojsku niemieckiemu. Wprowadzając „żółty krzyż", generał Ludendorff ryzykował zatem wiele; chociaż bowiem wszyscy spodziewali się, że w ciągu tego roku uda się nam pokonać Rosję i zwolnić masę wojska niemieckiego do rozstrzygającej walki na zachodzie, to jednak nikt nie miał całkowitej pewności, że tak się stanie. Rozumie się, że staraliśmy się zapomoca propagandy powiększyć rozkład, który wniosła rewolucja w szeregi wojska rosyjskiego, W kraju ktoś, kto miał stosunki z Rosjanami, bawiącymi na wygnaniu w Szwajcarji, wpadł na pomysł pociągnięcia kilku z nich do szybszego podkopania i zatrucia ducha w wojsku rosyjskiem. Osoba ta zwróciła się do posła Erzbergera a on do niemieckiego Urzędu Spraw Zagranicznych. W ten sposób przyszło do znanego przewiezienia Lenina przez Niemcy do Petersburga. 143 Czy niemieckie Naczelne Dowództwo wiedziało o tem, tego ja nie wiem, naczelny wódz na wschodzie nie wiedział nic. Dowiedzieliśmy się dopiero po paru miesiącach, gdy zagraniczne czasopisma zaczęły czynić z tego powodu zarzuty Niemcom i twierdzić, że jesteśmy twórcami rewolucji rosyjskiej. Należy najostrzej zaprzeczyć temu twierdzeniu, wymyślonemu, jak tyle innych, przez nieprzyjacielską propagandę. Jak już wspomniałem, rewolucję w Rosji zrobiła Anglja. My Niemcy, prowadząc wojnę z Rosją, mieliśmy niezaprzeczone prawo do powiększenia zamieszek rewolucyjnych w kraju i wojsku, z chwilą gdy rewolucja rosyjska nie sprowadziła pokoju, jak z początku przypuszczaliśmy. Jako nieprzyjaciel mam prawo do użycia propagandy przeciw obsadzie stanowisk przeciwnika, tak samo jak do ostrzeliwania jego rowów granatami i do wydmuchiwania w ich stronę gazów trujących. Tymczasem w Rosji znajdował się w tym czasie, prócz Lenina, cały szereg bolszewików, którzy dotychczas przebywali jako wygnańcy polityczni w Anglji i Szwecji. Jak już powiedziałem, nic nie wiedziałem o przewiezieniu Lenina. Gdyby mnie zaś zapytano o radę, to nie znalazłbym zarzutów przeciw temu, gdyż wówczas nikt nie mógł przewidzieć jak nieszczęsne będą dla Rosji ł dla Europy skutki wystąpienia tych ludzi. Ostatnie walki na froncie wschodnim, st-i. Naczelny wódz na wschodzie nie podzielał nadziei Urzędu Spraw Zagranicznych na bliskie zawarcie odrębnego pokoju z rosyjskim Rządem Tymczasowym, Pod koniec czerwca przygotowania Rosjan do natarcia stały się już całkiem wyraźne i nie było to dla nas żadną niespodzianką, gdy l lipca rozpoczęło się ich natarcie w Galicji. Rozpoczęcie kroków nieprzyjacielskich przez Rosjan rozwiązało więc Naczelnemu Dowództwu zpowrotem ręce do działania. Generał Ludendorff wezwał mnie do telefonu i zapytał, czy uważam jeszcze za odpowiednie przeprowadzenie proponowanego mu swego czasu przerwania frontu w kierunku na Tarnopol, by uderzeniem tem uprzedzić natarcie rosyjskie, ora? jakich sił potrzeba nam jeszcze do tego? Z radością potwierdziłem, gdyż ofensywa wzdłuż linji kolejowej Lwów — Tarnopol musiała wkrótce zatrzymać zaczynające się natarcie rosyjskie. Im więcej oddziałów nagromadzili Rosjanie do swego uderzenia na armje austrjackłe i armję południową, tem większe musiało stać się nasze powodzenie. Prosiłem najmniej o cztery dywizje, a Naczelne Dowództwo obiecało mi sześć. Naczelny wódz na wschodzie przystąpił do energicznych przygotowań, powierzając ich przeprowadzenie generałowi von Ebenowi, dowódcy odcinka złoczowskiego (szef sztabu major Frantz). Zadanie artyleryjskie miał znowu rozwiązać podpułkownik Bruchmuller. Wstępne roboty artyleryjskie i przewiezienie oddziałów wymagały przynajmniej czternastu dni, więc jako najwcześniejszy termin natarcia oznaczyliśmy dzień 15 lipca. Rosyjska ofensywa zaczęła się tymczasem już l-go i Rosjanie wtargnęli między Zborowem i Brze-żanami do linij austrjackich. Na szczęście nadeszły już pierwsze oddziały, przeznaczone do naszego natarcia. Rzucono je tam niezwłocznie i udało się im przywrócić poprzedni stan. Dalsze natarcia Rosjan również nie udały się, chociaż wykonali je z wielkiem zacięciem. 148 4 lipca rozpoczęły się silne uderzenia przeciw arm j i południowej, lecz po kilkodniowych walkach zakończyły się zupełnem powodzeniem armji hr. Bothmera. 6 i 7 lipca rozpoczęły się na południe od Dniestru natarcia na c. i k. 3 armję, która nareszcie przeszła pod rozkazy naczelnego wodza na wschodzie. Daliśmy jej do rozporządzenia jedną dywizję niemiecką i przypuszczaliśmy, że w całości pozostanie w odwodzie, by w przeciwnatarciu wyrzucić Rosjan, gdyby wtargnęli w austrjacki odcinek frontu. Ks. Leopold odwiedził tę armję na parę dni przed rozpoczęciem się natarć rosyjskich, pragnąc zbadać stan oddziałów i pozycyj, z odwiedzin tych powrócił naogół zadowolony. Dowództwo austrjacko-węgierskie nie pozostawiło jednak niemieckiej dywizji rezerwowej w całości w odwodzie, lecz użyło jej w pierwszej linji i. gdy Rosjanie 6-go przerwali front, nie miało już żadnego oddziału do wykonania przeciwnatarcia, ponieważ większość oddziałów au-strjacko-węgierskich nie była już wogóle zdolna do działań zaczepnych. Oddziały niemieckie zostały wciągnięte w odwrót, front 3 armji cofnął się aż za rzekę Łomnicę, Kałusz wpadł w ręce Rosjan. Stworzyło to położenie prawdziwie krytyczne, gdyby bowiem nie udało się utrzymać linji Łomnicy i odebrać Kałusza, wówczas 3 armja cofałaby się dalej, co zagrażałoby Stryjowi, środowisku etapu armji południowej ł drohobyckim źródłom naftowym. Naczelny wódz na wschodzie musiał wesprzeć 3 armję przez oddanie jej oddziałów niemieckich i nie był pewny, czy będzie mógł wogóle wykonać natarcie pod Złoczowem, które miało rozpocząć się dopiero 15 lipca. Do 3 armji skierowano świeżo nadeszła bawarską dywizję ka-walerji, wzmocnioną dwoma rezerwowemi bataljonami strzelców gwardji*) oraz jedną dywizję piechoty. Natarcie pod Złoczowem postanowiono przeprowadzić. W najgorszym razie, gdyby nie udało się 3 armji dostatecznie poprzeć posiłkami niemieckiemi, wówczas zamierzano przesunąć na południe oddziały niemieckie, zebrane do 15 lipca w okolicy Złoczowa i uderzyć niemi na flankę Rosjan, nacierających przez Łomnicę. Bawarska dywizja kawalerji zdołała powstrzymać posuwających się naprzód Rosjan, naprawiono również położenie pod Kałuszem, można już więc było wykonać zamierzone natarcie pod Złoczowem. Żałowaliśmy tylko oddziałów, odstąpionych c. i k, 3 armji, a przedewszystkiem wzmocnionej bawarskiej dywizji kawalerji, gdyż *) Jeden „Reserve-Gardejagerbataillon" i jeden ,,Reserve-Gardeschiitzen-bataillon". (Przyp. tłum.). 149 naczelny wódz na wschodzie zamierzał, po dokonaniu przerwania frontu pod Złoczowem, przerzucić przez Seret szczególnie pieczołowicie oporządzony korpus kawalerji i użyć go na wschód od Seretu do wyprzedzającego pościgu ku południowi. Działanie takiego korpusu przyczyniłoby się prawdopodobnie do osiągnięcia znacznego powodzenia. Rozpoczęcie natarcia musiano przesunąć o kilka dni, gdyż parodniowe deszcze uniemożliwiły wszelkie poruszenia ciężkich wozów poza drogami, po gliniastej glebie galicyjskiej. Nareszcie 19-go rano można było je rozpocząć. Główne uderzenie wykonały pod dowództwem generała von Kathena: l i 2 dywizja piechoty gwardji oraz 5 i 6 dywizja piechoty. Naczelny wódz na wschodzie udał się na dwa dni przedtem do Złoczowa, by móc, w razie potrzeby, osobiście wkroczyć. Przerwanie frontu, na szerokości 20 kilometrów, udało się w zupełności, dzięki znakomitemu przygotowaniu artyleryjskiemu, kierowanemu przez podpułkownika Bruchmiillera. Uderzenie pierwszego dnia posunęło nas o 15 km w głąb linij nieprzyjacielskich. Jak z tego widać, zwycięstwo to, określone w parlamencie Rzeszy, jako mające jedynie na celu wywołanie w nim odpowiedniego nastroju, tylko dzięki przypadkowi wypadło na dzień, w którym odbywało się posiedzenie parlamentu. W każdym jednak razie generał Ludendorff prosił mnie tego dnia, bym go zawiadomił o przebiegu działań, przed godziną szóstą wieczorem, o której kanclerz Rzeszy zamierzał przemawiać w parlamencie. Artyleryjska wieża obserwacyjna, z której przyglądałem się razem z naczelnym wodzem bitwie, była połączona telefonem z Wielką Kwaterą Główną, zatem Naczelne Dowództwo mogło o godzinie piątej po południu, zawiadomić kanclerza Rzeszy o szczegółach położenia. Natarcie postępowało w następnych dniach planowo naprzód. 25-go zajęto Tarnopol i, jak przepowiedziano, zachwiał się cały rosyjski front, aż po Karpaty. Nerwy nasze były jeszcze raz narażone ria pewne napięcie, gdy 21-go udało się Rosjanom wtargnąć w nasze linje pod Krewem, na południe od Smorgoni ł odrzucić wtył jedną z dywizyj obrony krajowej, która zresztą zawsze biła się znakomicie. Chwilowo nie mogliśmy nic pomóc, a jedna dywizja, wysłana natychmiast po rozpoczęciu się ogólnego odwrotu Rosjan, mogła nadejść dopiero po kilku dniach. 10 armja musiała zatem, aż do jej nadejścia, radzić sobie sama, co też uczyniła. Potrafiono silnym ogniem artylerji zatrzymać w naszych pozycjach Rosjan, którzy się w nie wdarli i wkońcu zmusić ich do opuszczenia zajętych rowów. Rosyjskie wojsko straciło podczas rewolucji wiele swego pierwotnego ducha, dawniej położenie nasze w tem miejscu wyglądałoby znacznie gorzej. 150 Gdy rozpoczął się odwrót Rosjan, sprzymierzone wojska rozpoczęły pościg, który rozciągnął się aż do Karpat, objął armję południową, c. i k, 3 i 7 armję i w pierwszych dniach sierpnia dotarł do Zbrucza. Dzięki niemu, z wyjątkiem drobnych skrawków, oczyszczono z Rosjan całą Galicję i Bukowinę. Niestety na tem skończyła się cała operacja. Oddalenie od podstawy stało się dla naszych oddziałów za duże i dowóz zaczął utykać. Oddziałom austriackim, posuwającym się na południe od nas, brakowało siły uderzeniowej, by mogły rozszerzyć uzyskane powodzenie. Naczelne Dowództwo przysłało jeszcze niemiecki korpus alpejski, pragnęło bowiem rozszerzyć powodzenie przerwania frontu pod Złoczowem i na front rumuński, jednak nawet nie doszło do rozpoczęcia tej próby, gdyż Rumuni natarli ze swej strony i zdołali uzyskać przemijające powodzenia miejscowe. Gdy w pierwszych dniach sierpnia stało się jasne, że przed na-prawnieniem kolei nie można myśleć o dalszem prowadzeniu natarcia, zawezwał mnie do telefonu generał Ludendorff; doszliśmy w rozmowie do przekonania, że odbudowanie kolei potrwa dłuższy czas i że szkoda tak długo pozostawić oddziały w bezczynności. Generał Ludendorff utrzymywał, że wobec położenia na zachodzie nie może przewidzieć, czy będzie nam mógł pozostawić jeszcze na dłużej dywizje, przysłane nam jako posiłki do przerwania frontu pod Złoczo-wem. Uważał on jednak za wskazane wymierzyć Rosjanom jak najprędzej jeszcze jeden cios potężny, który mógłby przyczynić się do przyśpieszenia rozkładu w ich wojsku. Zapytywał mnie więc, czy uważam za rzecz możliwą przeprowadzenie, z pomocą oddanych nam sił, dawnego ulubionego planu naczelnego wodza na wschodzie, przejścia przez Dźwine i zajęcia Rygi. Gdybym to potwierdził, to on próbowałby pozostawić nam te dywizje jeszcze na pewien czas. Rozumie się, że dałem odpowiedź potwierdzającą. Działania w Galicji nie były jeszcze skończone, gdy wezwałem do siebie podpułkownika Bruchmullera, poleciłem mu udać się do Mitawy, do 8 armji i przeprowadzić rozpoznanie artyleryjskie w miejscu przejścia przez Dźwine, które swego czasu wskazał mi generał Otto von Below, a w którem następnie ja sam przeprowadziłem rozpoznanie. Niestety, wyciągnięcie oddziałów z frontu galicyjskiego, przewiezienie ich koleją i ustawienie pod Mitawą, wymagało, dłuższego czasu; można było to wykonać dopiero pod koniec sierpnia. Przeżyliśmy kilka dni w najwyższem napięciu, czy będziemy mogli zatrzymać te oddziały, czy też będziemy musieli oddać je przed zajęciem Rygi. 15ł a Od 31 lipca szalała na zachodzie wielka bitwa we Flandrji i właśnie pod koniec sierpnia nastąpiły tam ostre natarcia i chwile ciężkiego przesilenia. Dwukrotnie telefonował do mnie generał Ludendorff, że potrzebuje tych oddziałów, dwukrotnie, że są mu znowu zbyteczne. Wreszcie upewniliśmy się, że możemy je zatrzymać i przystąpiliśmy do ostatecznych przygotowań do natarcia. Naczelny wódz na wschodzie udał się, jak zawsze, na miejsce natarcia, którego przeprowadzenie powierzono 8 armji pod generałem von Hutier (szef sztabu generał von Sauberzweig). Do przerwania frontu rozporządzaliśmy trzema dowództwami korpusów, jedenastoma dywizjami piechoty i dwiema dywizjami kawalerji. Właściwe uderzenia miały wykonać trzy dywizje: 19 rezerwowa, 14 bawarska piechoty i 2 piechoty gwardji, prowadzone przez dowództwo 51 korpusu. Działaniem ich dowodził generał von Berrer, który później padł nad Isonzo. Po przygotowaniu artyleryjskiem przez 170 bateryj i 230 średnich i ciężkich miotaczy, kierowanych przez Bruchmullera, trzy dywizje uderzeniowe miały przeprawić się najpierw w pontonach, a później po mostach, każda dywizja po jednym. Dnia l września o 4 rano zaczęło się ostrzeliwanie pozycyj nieprzyjacielskich pociskami gazowemi, o godzinie 6, o świcie — ogniem skutecznym, a o 9.10 odbiły od brzegu pierwsze pontony. Praca arty-lerji była znowu przeprowadzona bez zarzutu. W chwili rozpoczęcia natarcia strzelały już tylko, źle i nieregularnie, pojedyncze działa nieprzyjacielskie. Skoro pierwsze oddziały piechoty stanęły na brzegu północnym, zaczęto budować mosty. Tylko dalej na wschód położony most otrzymał podczas budowy i przechodzenia przezeń oddziałów nieco ognia od bateryj nieprzyjacielskich, który spowodował nieznaczne straty. Zresztą przejście poszło zupełnie gładko. Środkowy most przekroczył jako pierwszy - naczelny wódz na wschodzie, który jak zawsze parł naprzód, chcąc towarzyszyć oddziałom w natarciu. Natarcie nasze napotkało dopiero nad Małym Egelem na zacięty opór, który jednak wnet przełamano. Przerwanie frontu przyniosło nam mniej jeńca i innej zdobyczy niż przypuszczaliśmy. Rosjanie już na długi czas przed naszem natarciem opuścili dobrowolnie zachodnią część przedmościa ryskiego, a w chwili jego rozpoczęcia się w panicznym popłochu opróżnili resztę. Mocno żałuję, że nie mogliśmy przeprowadzić natarcia pod Rygą o dwa lata wcześniej, jak tego koniecznie życzył sobie naczelny wódz na wschodzie. Wtedy Rosjanie nie opróżniliby przedmościa ryskiego i jego liczna załoga musiałaby wpaść w nasze ręce. Nigdy bowiem nie wątpiłem w to, że wówczas przejście musiało udać się tak samo pomyślnie jak l września 1917 roku, choć może z nieco większemi stratami. 152 ,,;(Oddziały były pełne zapału i chętnie prowadziłyby wojnę ru-j chowa w dalszym ciągu, dochodząc do Petersburga. Pod względem wojskowym nie przedstawiało to żadnych trudności, gdyby tylko Na-czelne Dowództwo mogło nam zostawić niezbędne do tego oddziały. Po kilku dniach musieliśmy zatrzymać 8 armję, aby oddać część oddziałów na zachód, a większość do Włoch. .Wzruszająca była radość, z jaką przyjęto nas w Rydze. Mieszkańcy jej wiele ucierpieli z powodu wykroczeń wojska rosyjskiego, którego ducha i karność obniżyła rewolucja, oraz z powodu nienawiści Łotyszów. Odetchnęli oni z ulgą, gdy niemieckie oddziały obsadziły miasto i zaprowadziły ład i porządek. Naczelny wódz na wschodzie był odtąd zdany tylko na własne siły w prowadzeniu dalszych działań na froncie wschodnim. Odtąd można było działać tylko z ograniczonym celem, ponieważ walki pod Złoczowem i Rygą, zwłaszcza nad Małym Egelem, wykazały, że Rosjanie ucierpieli już wprawdzie moralnie i nie byli do tego stopnia co dawniej zdolni do oporu, lecz zawsze jeszcze broniK się. Same nastręczyły się nam jeszcze dwa takie drobne przedsięwzięcia, jedno to zdobycie przedmościa pod Jakobstadt, gdzie Rosjanie pozostali jeszcze na południowym brzegu Dźwiny, drugie to obsadzenie wysp Ozylji, Moon i Dagó. Pierwszego życzyła sobie 8 armja, drugie było konieczne do zabezpieczenia Rygi i silniejszego zagrożenia Petersburgowi, Do zdobycia przedmościa pod Jakobstadt pozostawiono 8 armii podpułkownika Bruchmiillera z odpowiednią ilością artylerji. Bruch-m&lłer przeprowadził swoją koncentrację artyleryjską i przygotowanie jak zawsze wzorowo, dzięki czemu 21 września bez trudu zdobyto przecbnoście. Przygotowania do zajęcia wysp wymagały dłuższego czasu, ponieważ musiała tutaj współdziałać flota, która nie miała żadnego praktycznego doświadczenia w tego rodzaju przedsięwzięciach, połączonych z lądowaniem. Kierownictwo floty zabrało się do tego przedsięwzięcia ochoczo, gdyż po dłuższej przerwie mogło, poza walką łodziami podwodnemi, w ten sposób po raz pierwszy wystąpić czynnie. Przeciągająca się bezczynność floty i gromadne stłoczenie tylu ludzi w jednem miejscu były na rękę propagandzie niezadowolonych czynników. Już od dłuższego czasu nadchodziły niepo-cieszające wieści o nastroju floty, przedewszystkiem w związku z zaburzeniami, które wybuchnęły w lecie na kilku statkach, co doszło do wiadomości publicznej, dzięki dochodzeniom sądowym i obradom parlamentu. W celu omówienia tego przedsięwzięcia, bawiłem raz w Berlinie, a tuż przed jego rozpoczęciem w Libawie. Naczelny wódz na 153 wschodzie wyznaczył do jego przeprowadzenia generała von Kathena, któremu oddano do rozporządenia 42 dywizję piechoty i jedną brygadę kolarzy. W pierwszych dniach października ukończono wreszcie przygotowania, jednak niepomyślne wiatry przesunęły wyruszenie do łl-go, w którym to dniu wypłynęła z portu libawskiego flota transportowa, osłaniana przez część floty pełnego morza i 12-go zawinęła do zatoki Taggar na północnem wybrzeżu wyspy Ozylji, Wyspa ta była dobrze ufortyfikowana szeregiem stałych działobitni, jednak wylądowanie, zwłaszcza na wybrzeżu północnem, zaskoczyło Rosjan i powiodło się bez poważniejszego oporu. Oddziały lądujące uderzyły szybko na południe wyspy i na wschód, zdobyły tamę, wiodącą na wyspę Moon i bez trudności zajęły następnego dnia wyspy Moon i Dagó. Rosyjskiego obrońcę wysp poznałem później bardzo dobrze; był nim admirał Altvater, który jako rzeczoznawca zasiadał w bolszewickiej delegacji do rokowań nad zawieszeniem broni. Opowiadał mi on, że w tym czasie propaganda bolszewicka poczyniła już takie postępy w szeregach wojska, że nie było mowy o właściwej obronie, gdyż oddziały wymknęły mu się poprostu z rąk. Podczas gdy na wschodzie odnosiliśmy łatwe zwycięstwa nad coraz bardziej rozkładającem się wojskiem rosyjskiem, toczyły się na zachodzie ciężkie walki we Flandrji, w których z trudem udało się nam utrzymać nasze pozycje. Również i na włoskim teatrze wojny od sierpnia były w toku natarcia na armje austr jacko-węgierskie. Walki te, nazwane 11 bitwą nad Isonzo, a ciągnące się przez sierpień i wrzesień, zakończyły się powodzeniem Włochów na północy i na południu od Gorycji i wykazały także tutaj, że wojsko austrjacko-węgierskie stoi już u kresu swych sił. Należało obawiać się, że załamie się ono zupełnie w 12 bitwie nad Isonzo, więc zażądano pomocy od niemieckiego Naczelnego Dowództwa. Tutaj powstało znowu zagadnienie, czy należy te pomoc tak wymierzyć, by Austrjacy mogli odetchnąć po silnem uderzeniu nad Isonzo, czy też poprowadzić operację na szeroką skalę, która doprowadziłaby do ostatecznej klęski Włochów. Generał Ludendorff wyjaśnia w swej książce, dlaczego w tym czasie można było myśleć tylko o pierwszem rozwiązaniu tego zagadnienia, Z rozważań tych wynika, że Naczelne Dowództwo myślało również i o drugiem rozwiązaniu, to jest o równoczesnem natarciu z Tyrolu i nad Isonzo, Generał Ludendorff jako jedyny powód, który przemawiał przeciw temu, przytacza, że Niemcy rozporządzały tylko sześcioma do ośmiu dywizyj, które nie wystarczyłyby do wykonania 154 podwójnego uderzenia. Moje zdanie jest nieco odmienne. Front wschodni mógł w tym czasie odstąpić znaczniejsze siły, gdyby tego zażądano od niego, gdyż nie można było przypuszczać, by Rosjanie zdobyli się na jeszcze jedną ofensywę. Zatem nawet bardzo osłabiając front wschodni, ryzykowano niezbyt wiele; a uprzytomniwszy sobie, jak nikły opór przeciwstawili Włosi natarciu niemieckiemu, nietrudno jest wyobrazić sobie, jakie powodzenie mogłaby przynieść taka "wielka operacja. Rozejm na wscHodzie. : 19 b II :>fr,«r fi Losy Rosji potoczyły się tymczasem swoją koleją. Oficerów pozbawiono stopni i praw, stworzono rady żołnierskie. Wskutek takiego zaniku karności, przestało istnieć wojsko, które przeobraziło się w uzbrojone bandy, pozbawione wszelkiej wartości wojskowej. Równocześnie z rozpadaniem się wojska, dokonywał się rozkład wewnętrzny. Po nieudaniu się pierwszej próby, bolszewicy ponowili ją w listopadzie i chwycili władzę w swoje ręce. Jednenr z pierwszych zarządzeń nowego rządu było radjotelegraficzne zapytanie komisarza Krylenki, mianowanego z podoficera naczelnym wodzem, czy Naczelne Dowództwo niemieckie jest gotowe do zawarcia rozejmu? Generał Ludendorff wezwał mnie do telefonu i zapytał: „Czy można z tymi ludźmi wchodzić w układy?" Odpowiedziałem mu: „Układać się z nimi można. Ekscelencja potrzebuje oddziałów, więc z naszego frontu przybędą pierwsze". Często rozważałem w mych myślach pytanie — czy nie byłoby lepiej, gdyby niemiecki rząd i dowództwo odrzuciły wszelkie rokowania z bolszewikami? Gdyż dopiero Niemcy, umożliwiając bolszewikom zawarcie pokoju i zaspokojenie tęskniących za nim mas ludowych, ułatwiły im zatrzymanie władzy w swych rękach. Gdyby Niemcy odrzuciły rokowania z bolszewikami i zażądały, jako przedstawicieli narodu rosyjskiego, rządu z wolnego wyboru, to bolszewicy nie mogliby utrzymać się przy władzy. Mimo wszystko sądzę, że nikt rozsądny nie może nam zrobić zarzutu z tego, że podjęliśmy propozycję Kryleiiki wejścia z nim w układy o rozejm. Naczelne Dowództwo poleciło odpowiedzieć Krylence twierdząco i 2 grudnia, pod Dyneburgiem, przekroczyła nasze linje rosyjska delegacja do rokowań rozejmowych, udająca się do Brześcia. Naczelny wódz na wschodzie otrzymał rozkaz zawarcia rozejmu i mnie powierzył prowadzenie rokowań. Na parę dni przedtem przybył do Brześcia późniejszy poseł von Rosenberg, jako przedstawiciel niemieckiego Urzędu Spraw Zagranicznych. Zadaniem jego było śledzenie toku ro- 158 kowań i wysuwanie ewentualnych życzeń Urzędu Spraw Zagranicznych. Naczelne Dowództwo uważało sprawę zawarcia rozejmu za czysto wojskową. Jako przedstawiciele naszych sprzymierzeńców zjawili się, ze strony: Austro-Węgier podpułkownik Pokorny, Turcji generał piechoty i generalny adjutant Zekki, Bułgarji pułkownik Ganczew. Naczelne Dowództwo ustaliło już przedtem warunki rozejmu i przysłało je naczelnemu wodzowi na wschodzie. Odpowiadały one życzeniu zakończenia działań, przynajmniej na jednym froncie i dla Rosjan nie zawierały nic niesprawiedliwego lub upokarzającego. Miano zaprzestać kroków nieprzyjacielskich i każda strona miała pozostać w swych pozycjach dotychczasowych, Z normalnym partnerem można było na tej podstawie zawrzeć rozejm po kilkugodzinnych rokowaniach. Z Rosjanami nie szło jednak tak łatwo; delegacja ich składała się z Joffego, którego później poznaliśmy aż za dobrze, Kamieniewa, szwagra Trockiego, pani By-zenko, słynnej już wtedy z zamordowania jednego ministra, z jednego podoficera, marynarza, robotnika ł włościanina; byli to członkowie z prawem głosu. Prócz tego przydzielono do delegacji szereg oficerów sztabu generalnego i admirała Altvatera, którzy nie mieli prawa głosu i byli jedynie rzeczoznawcami. Sekretarzem delegacji był Karachan. Bez trudności ulokowaliśmy ich wszystkich w jednym z zajętych przez nas baraków w cytadeli brzeskiej. Co się tyczy zaprowiantowania, to poleciłem zapytać się członków delegacji, czy pragnęliby jadać u siebie w domu, czy też wspólnie z nami, w oficerskiej stołowni sztabu, Rosjanie przyjęli tę drugą propozycję. Jako salę posiedzeń poleciłem przysposobić większe pomieszczenie w jednym baraku, przed którym zeszliśmy się z delegacją rosyjską na pierwsze posiedzenie. Naczelny wódz na wschodzie wygłosił kilka słów powitania i oświadczył, że dowództwa wojsk sprzymierzonych upoważniły go do zawarcia rozejmu oraz, że prowadzenie rokowań powierza mnie, W kilku słowach odpowiedział mu Joffe, Następnie przystąpiliśmy do obrad, w czasie których Rosjanie wysunęli, jako swoje pierwsze żądanie, absolutną jawność. Żądali oni, by przyznać im prawo podawania do ogólnej wiadomości, zapomocą depesz i radjótelegramów, dosłownego brzmienia wszystkich obrad. Nie miałem przeciw temu żadnych zastrzeżeń, jednak, aby uniknąć mylnego zrozumienia, które mogło wywołać takie jednostronne ogłaszanie, zaproponowałem wyłonienie podkomisji, która miała bezpośrednio po zakończeniu każdego posiedzenia ustalać jego protokół. 159 Dopiero taki tekst, wspólnie ustalony, miał być ogłoszony, a Rosjanie zgodzili się na to. Nastąpiła mowa propagandowa, w rodzaju tych których później tyle wypowiedział Trocki, zakończona wezwaniem do wszystkich pańs-tw walczących, by zaprzestały walk, zawarły rozejm i pokój. W odpowiedzi na to, zapytałem się, czy sprzymierzeni dali delegacji rosyjskiej pełnomocnictwo do wystosowania pod naszym adresem podobnego wezwania; o ile bowiem chodzi o państwa czwórprzy-mierza, to ich przedstawiciele wojskowi są na miejscu i mogą natychmiast rozpocząć rokowania. Rosjanie musieli przyznać, że nie mają takiego pełnomocnictwa; zaproponowałem im zatem, aby trzymali się swoich pełnomocnictw i w imieniu Rosji przystąpili do rokowań o zawarcie z nami odrębnego rozejmu. Skutecznie przeciwdziałałem także i późniejszym próbom Rosjan nadania obradom charakteru propagandowego. Pod względem rzeczowym powstała drobna trudność, gdy admirał Altvater zażądał niespodzianie opróżnienia przez nas Rygi i wysp Moonsundu. Uwzględniając ówczesne położenie, uznałem to żądanie za niebywałą śmiałość i odrzuciłem je krótko i energicznie. Później dowiedziałem się z broszury, którą wydał jeden z rosyjskich rzeczoznawców, że wszyscy oficerowie Sztabu Generalnego opowiedzieli się jednogłośnie przeciw temu pomysłowi Altyatera, gdyż nie można było przypuszczać, żebyśmy przystali na podobne żądanie. Po mojej odpowiedzi nie poruszano JUŁ więcej tej myśli. Wielką wagę przywiązywali Rosjanie do tego, by zatrzymać na froncie wschodnim znajdujące się tam oddziały niemieckie i przeszkodzić nam w przewiezieniu ich na zachód. Na to żądanie mogliśmy zgodzić się 'bez trudu, gdyż jeszcze przed rozpoczęciem rokowań w Brześciu zarządziliśmy przewiezienie masy wojska wschodniego na zachód. Mogłem więc łatwo przyrzec Rosjanom, że podczas rozejmu, który zawieraliśmy, nie nastąpią żadne przesunięcia wojska niemieckiego, których do tej pory nie nakazano lub nie rozpoczęto. Pewne trudności sprawiała jeszcze sprawa komunikowania się obu stron ze sobą. Rosjanie, ze względów propagandowych, przykładali oczywiście, wielką wagę do możliwie najszerszego i najswobod-niejszego obcowania w rowach strzeleckich, nasze zaś interesy wymagały czegoś wprost przeciwnego. Uważając, że zupełne zabronienie przechodzenia z rowu do rowu jest niemożliwe, zaproponowałem, by ograniczyć je tylko do pewnych miejsc. W tych warunkach można jeszcze było wykonywać pewną kontrolę i wychwytać większą część literatury propagandowej. .q 160 Musiałem sprzeciwić się dalszemu żądaniu swobodnego przywozu do Niemiec bolszewickiej literatury i broszur uświadamiających, jednak oświadczyłem moją gotowość do poparcia wywozu tej literatury do Francji i do Anglji. Po dłuższych rokowaniach ustaliliśmy tekst umowy róże j mowę j, w ogólnych rysach według konceptu niemieckiego. Wówczas oznajmił mi Joffe, podczas śniadania, że musi wyjechać do Petersburga, po pełnomocnictwa do ostatecznego zawarcia rozejmu. Aczkolwiek zwłoka ta nie była przyjemna, mimo to nie podzielałem wątpliwości niektórych przedstawicieli naszych sprzymierzeńców, którzy przypuszczali że życzenie Joffego jest tylko manewrem do zerwania rokowań i że delegacja rosyjska wogóle już nie powróci. Nie zawiodłem się w moich przypuszczeniach, gdyż delegacja rosyjska powróciła w umówionym czasie i zawieszenie broni, zawarte na czas jej nieobecności, zamieniło się, przez obustronne podpisanie układu, w rozejm. Ponieważ delegacja jadała razem z nami w kasynie, więc mieliśmy sposobność bliżej przypatrzyć się jej poszczególnym członkom. Usadzając ich do stołu, posadziłem naturalnie członków mających prawo głosu wyżej od rzeczoznawców, dzięki czemu robotnik, marynarz i podoficer siedzieli przed admirałem i oficerami. Nigdy nie zapomnę pierwszego, wspólnego z Rosjanami, obiadu, przy którym siedziałem między Joffem i Sokolnikowem, obecnie komisarzem skarbu. Naprzeciw mnie siedział robotnik, któremu liczne przedmioty zastawy stołowej sprawiały widoczny kłopot, pokolei próbował czynić z nich rozmaity użytek, jednego tylko widelca używał stale do dłubania w zębach. Naskos odemnie siedziała obok księcia Hohenlohego pani Byzcnko, a przy niej włościanin, typowa figura rosyjska, z długiemi siwemi włosami i olbrzymia brodą, przypominającą dziewicze lasy. Do usługującego ordynansa uśmiechnął się on jeden jedyny raz, gdy mu podawał do wyboru wino czerwone lub białe, a on go zapytał, które z nich jest mocniejsze, gdyż słabego nie lubi. Joffe, Kamieniew i Sokolnikow sprawiali wrażenie ludzi inteligentnych, a przedewszystkiem Joffe. Z całym zapałem rozprawiali oni o oczekujących ich zadaniach wzniesienia proletarjatu rosyjskiego na wyżyny szczęścia i dobrobytu. Trójca ta nie wątpiła ani chwili, że będzie musiało tak być, gdy lud, oparty o naukę Marksa, będzie sam sobą rządził. Co najmniej, jak spodziewał się Joffe, wszystkim ludziom będzie się dobrze powodziło, a niektórym nieco lepiej. Zdaje mi się , że do tych ostatnich zaliczał on i siebie. Wszyscy trzej uważali, wcale się z tem nie kryjąc, że rewolucja rosyjska stanowi pierwszy krok do uszczęśliwienia ludów, a ponieważ nie można sobie wyobrazić dłuższego istnienia państwa o ustroju 'komunistycznym, otoczo- 161 nego przez mocarstwa kapitalistyczne, więc ostatecznym ich celem jest rewolucja światowa. W toku tych rozmów przyszły mi do głowy pierwsze wątpliwości, czy zrobiliśmy dobrze, wdając się w rokowania z bolszewikami, którzy przyrzekali swemu ludowi pokój i szczęśliwość. Gdyby im udało się powrócić do domu z pokojem, wówczas musiałoby się bardzo wzmocnić ich stanowisko wśród mas, które od szeregu lat tęskniły za pokojem. Dalsze moje wątpliwości wynikały z rozmów z oficerami, a przedewszystkiem z admirałem Altvaterem. Rozmawiałem z nim często o dawnem, wspaniałem, cesarskiem wojsku rosyjskiem i o tem jak mogło dojść do tego, by je rewolucja tak całkowicie zdemoralizowała. W odpowiedzi usłyszałem: „Wpływ propagandy bolszewickiej na masy jest niesłychany. Nieraz już opowiadałem panu i skarżyłem się, że podczas obrony wyspy Ozylji oddziały jakgdyby przepłynęły mi między palcami. To samo stało się z całem wojskiem i przepowiadam panu, iż i u was dojdzie do tego samego". Wprost wyśmiałem wtedy nieszczęśliwego admirała, którego później zamordowano. g c p (Q p .I-H ^0 '8 N CQ * O P-i l^^l^ w Wprowadzenie w życie zawartego już rozejmu natrafiło na opór na znacznych odcinkach frontu. Przyczyną tego nie była niechęć oddziałów rosyjskich do rozejmu, lecz nieuznanie przez front południowy i kaukaski uprawnień petersburskiej delegacji bolszewickiej do jego zawarcia. Tylko jedna z komisyj, wyznaczonych do przeprowadzenia warunków rozejmu, mogła udać się do miejsca przeznaczenia, mianowicie północna, która miała urzędować w Dyneburgu. Południowa nie mogła narazie przekroczyć frontu. Róże j m zawarto w celu doprowadzenia do skutku pokoju między Rosją a czwórprzymierzem i delegacje pokojowe czterech państw zebrały się w Brześciu. Jako przedstawiciel Rzeszy Niemieckiej przybył sekretarz stanu von Kiihlmann, a na zarządzenie Naczelnego Dowództwa ja zostałem jego zastępcą. Podlegałem mu i miałem jedynie prawo do poruszania życzeń i wątpliwości Naczelnego Dowództwa oraz, w razie potrzeby, wnoszenia protestu przeciwko zarządzeniom sekretarza stanu. Pragnę podkreślić to wyraźnie, gdyż opinja publiczna jest skłonna do zrzucenia na Naczelne Dowództwo i na mnie, jako jego przedstawiciela, odpowiedzialności za wszystko co stało się w Brześciu, a przedewszystkiem za późniejsze dyktando pokojowe. Jest to z gruntu fałszywe, gdyż za tok rokowań i za zawarcie pokoju są odpowiedzialni: ówczesny kanclerz Rzeszy hrabia Hertling i sekretarz stanu w Urzędzie Spraw Zagranicznych. Przedstawicielem Austrji był hrabia Czernin, człowiek rozsądny i dystyngowany, którego nerwy uległy jednak zupełnemu rozstrojowi. Był on mocno przekonany, że Austro-Węgry muszą rozpaść się, o ile nie zawrą wkrótce pokoju. Wszystkie jego myśli opanowało życzenie zakończenia wojny przynajmniej z Rosją i przywiezienia do kraju choćby jednego pokoju. Delegację bułgarską prowadził minister Popów, osobistość ma-łoznacząca, o ograniczonym widnokręgu politycznym, lecz właśnie 166 z tego może powodu bardzo uparta. Rozsądny prezes ministrów Radosławów wypłynął na widownię dopiero później, podobnie jak i wielki wezyr turecki Talaat. Turcję przedstawiali tymczasowo jej poseł w Berlinie Hakki, były wielki wezyr, dyplomata niezwykle zręczny i obrotny, oraz Mes-simy Bej, sekretarz stanu do spraw zagranicznych. Delegację rosyjską prowadzili narazie Joffe, Kamieniew i profesor Pokrowski. Pewną trudność sprawiało pomieszczenie i wyżywienie licznych misyj, które liczyły ponad 400 osób, udało się ją jednak zwalczyć dzięki obrotności urzędu kwaterowego i kierowników różnych sto-łowni oficerskich. Wielką salę posiedzeń urządzono w ocalałym dawnym teatrze rosyjskim. Na rokowania w szczupłe j szem gronie przeznaczono pomieszczenie, w którem zawieraliśmy róże j m. Wkrótce po przybyciu Kiihlmanna i Czernina odbyłem z nimi naradę, podczas której omawialiśmy pierwsze nasze kroki. Przede-wszystkiem chodziło o danie Rosjanom odpowiedzi na ich propozycję pokojową. Zwracała się ona, podobnie jak zaproszenie do zawarcia rozejmu, z wezwaniem ,,do wszystkich", ażeby zakończyli wojnę i zasiedli za wspólnym stołem do rokowań pokojowych, a mówiła o pokoju bez aneksyj. Zdaniem sekretarza stanu von Kuhlmanna, Niemcy mogły przyjąć tę propozycję, gdyby dzięki niej udało się zachęcić państwa sprzymierzone do podjęcia rokowań. Sądził on, że uregulowanie sprawy państw kresowych: Polski, Litwy i Kurlandji nie wchodzi w zakres zagadnienia aneksyj, lecz że uprawnieni do tego przedstawiciele tych państw już dawniej postanowili dobrowolnie odłączyć się od Rosji i w ręce Niemiec, względnie państw centralnych, oddać ułożenie swego przyszłego stanowiska prawno-państwowego. Hrabia Czernin był naturalnie w zupełności gotów do przyjęcia pokoju bez aneksyj, gdyż miał nadzieję, że na jego podstawie uda mu się rozpocząć rokowania z mocarstwami nieprzyjacielskiemi, które już postanowiły rozbiór Austro-Węgier. Obydwaj ci mężowie stanu zgodzili się dlatego na wspólną odpowiedź, przyjmującą bez zastrzeżeń zasady pokoju bez aneksyj „jeśli także i państwa sprzymierzone oświadczą, że są skłonne do rokowań na tych samych zasadach". Mnie nie podobała się ta odpowiedź, gdyż z jednej strony, przystając na styl rosyjski, zawierała cały szereg zwrotów, które sprzeciwiały się moim uczuciom, z drugiej zaś kryła w sobie wyraźne kłamstwo. Opierała się ona na zdaniu warun-kowem: ,,jeśli także i państwa sprzymierzone i t. d.". Za stosowniej-sze uważałem oparcie się na rzeczywistości i odpowiedzenie Rosja- 167 nom, że wprawdzie państwa centralne są gotowe do podjęcia ogólnych rokowań pokojowych, czego dowodem są ich częste propozycje pokojowe i uchwała parlamentu Rzeszy Niemieckiej, jednak rosyjska delegacja pokojowa nie może wykazać się prawem do przemawiania w imieniu innych mocarstw sprzymierzonych. Dlatego narazie, nim Rosjanie będą mogli wykazać się takiem pełnomocnictwem, można z nimi rokować jedynie w sprawie odrębnego pokoju między Rosją i czwórprzymierzem. Powiedziałem sekretarzowi stanu o moich wątpliwościach, jednak nie zmienił zdania. Ponieważ tuż przed wyjazdem do Brześcia był on razem z kanclerzem Rzeszy w Wielkiej Kwaterze Głównej, musiałem przypuszczać, że nastąpiło tam wówczas porozumienie między Rządem Rzeszy i Naczelnem Dowództwem, w sprawie sposobu postępowania podczas rokowań i nie nalegałem więcej. Gdy miano przystąpić do podpisania odpowiedzi dla Rosjan, Bułgarzy wszczęli poważne trudności. Minister Popów oświadczył, że przy zawieraniu przymierza państwa centralne przyrzekły Bułgarom pewne części Serbji i Dobrudzę i że on nie może naruszać tego przyrzeczenia przez podpisanie takiej odpowiedzi. Kuhlmann i Czernin napróźno wysilali wobec Popowa całą swoją wymowę. Upierał się stale przy swojem „nie", chociaż starali się wytłumaczyć mu, że nie naraża się na żadne niebezpieczeństwo, gdyż chodzi jedynie o wywołanie dobrego wrażenia u wstępu do rokowań. Wykazywali mu, że nie można przypuścić, by Anglja i Francja wdały się teraz w rokowania, a gdy będą do nich gotowe, wówczas przestaną obowiązywać wszystkie oświadczenia państw centralnych, złożone podczas obecnych rokowań. Popów był jednak nieprzejednany. Skłonniejszy do ustępstw i przystępniejszy logice dyplomatycznej okazał się drugi przedstawiciel Bułgarji, generał Ganczew Zatelegrafował on do cara Ferdynanda i uzyskał rozkaz podpisania odpowiedzi przez Popowa. Pewne wątpliwości miał także Messimy Bej, jednakowoż prędzej niż Bułgarzy ustąpił namowom Czernina i Kuhlmanna. Dnia 24 grudnia wręczono odpowiedź Rosjanom; przedtem udało mi się jeszcze wykreślić lub zmienić niektóre bardziej upokarzające jej zwroty. Rosjanie triumfowali i słali do Petersburga bardzo uradowane depesze. Stosownie do umowy między obydwiema stronami, miano przeczekać teraz 10 dni na ewentualne przystąpienie państw sprzymierzonych do rokowań. Sekretarz stanu Kuhlmann i hrabia Czernin zaproponowali Rosjanom, by nie marnować tych 10 dni, lecz natychmiast stworzyć szereg komisyj i przekazać im bezwłoczne opracowanie niektórych 168 szczegółów układu pokojowego; Rosjanie przystali na to. Joffe zamierzał użyć tego czasu na wyjazd do Petersburga. Zaznaczał on przy tej sposobności, że prawdopodobnie wróci w towarzystwie komisarza do spraw zagranicznych — Trockiego. Z okolicznościowych rozmów z członkami delegacji nabrałem przekonania, że Rosjanie fałszywie pojęli gotowość naszych dyplomatów do zawarcia pokoju bez aneksyj i wyobrazili sobie, że dzięki takiemu pokojowi odzyskają gubernje polskie, litewskie i kur-landzkie. Wrażenie moje potwierdziła rozmowa majora Brink-manna z podpułkownikiem rosyjskim Fokkem, który powiedział zupełnie otwarcie, że Rosjanie, natychmiast po zawarciu pokoju, spodziewają się cofnięcia oddziałów niemieckich za dawną granicę z roku 1914. Oświadczyłem sekretarzowi stanu, że uważam za rzecz wykluczoną pozwolić Rosjanom na wyjazd do Petersburga, nie sprostowawszy tego ich przekonania. Musieliby wywołać niesłychane oburzenie swego rządu i całego narodu, gdyby — wróciwszy do kraju — przynieśli wiadomość, która później okazałaby się fałszywą, mianowicie, że zbliżający się pokój ma przywrócić dawne granice Rosji. Sądzę zatem, że należy już teraz wyjaśnić Rosjanom nasze stanowisko i podjąłem się przeprowadzić to. Sekretarz stanu i hrabia Czernin przyznali mi rację, więc w południe, podczas śniadania, zwróciłem się do siedzącego obok mnie Joffego z tem, że odniosłem wrażenie, jakoby rosyjska delegacja inaczej tłumaczyła sobie pojęcie pokoju bez aneksyj niż państwa centralne. Państwa te uważają, że nie można mówić o aneksjach, gdy właściwi przedstawiciele polityczni pewnych części państwa rosyjskiego oświadczą, że kraje te dobrowolnie występują z rosyjskiego związku państwowego i przyłączają się albo do Rzeszy Niemieckiej, albo do jakiegoś innego państwa. Upoważniły je przecież do tego oświadczenia władców Rosji o prawie wszystkich narodów do stanowienia o swym losie. Odnosi się to również do Polaków, Litwinów i Kurlandczyków. Przestawicielstwa tych trzech narodów oświadczyły już, że występują ze związku państwa rosyjskiego. Państwa centralne nie uważają zatem za aneksje tego, że będą stanowiły o późniejszym losie tych narodów, bezpośrednio porozumiewając się z ich przedstawicielami i wykluczając w tej sprawie państwo rosyjskie. Oświadczenie to podziałało na Joffego piorunująco. Natychmiat po śniadaniu zeszliśmy się- sekretarz stanu, hrabia Czernin i ja z Jo-fem, Kamieniewem i Pokrowskim i odbyliśmy kilkugodzinną konferencję, podczas której Rosjanie otwarcie wyrazili swoje rozczarowanie ii oburzenie. Pokrowski, płacząc ze wściekłości, oświadczył, że nie 169 można przecież mówić o pokoju bez aneksyj, gdy od państwa rosyjskiego ma odpaść 18 gubernij. Przy końcu zagrozili Rosjanie odjazdem i zerwaniem rokowań, co wyprowadziło z równowagi hrabiego Czer-nina, gdyż instrukcje jego cesarza zabraniały mu dopuścić do zerwania rokowań w Brześciu i polecały, by w najgorszym razie, gdyby żądania niemieckie groziły ich zerwaniem, zawarł z Rosją odrębny pokój. Stracił on więc zupełnie panowanie nad nerwami i nietylko że w tonie bardzo podniesionym mówił sekretarzowi stanu o zamiarze zawarcia odrębnego pokoju, lecz nawet przysłał do mego biura swego doradcę wojskowego, generała Csicsericsa , by i mnie zawiadomić o tej groźbie. Hrabia Czernin pragnął przypuszczalnie wywrzeć w ten sposób pewien nacisk na niemieckie Naczelne Dowództwo. Podniecenia hrabiego nie mogłem pojąć, gdyż według mego zdania nie mogło być mowy o zerwaniu rokowań przez Rosjan. Masy rosyjskie tęskniły za pokojem, wojsko rozpadło się i pozostały z niego jedynie uzbrojone a niekarne bandy, Tylko zawarcie pokoju mogło utrzymać bolszewików u władzy, musieli więc zgodzić się nawet na najtwardsze warunki państw centralnych. Na groźbę zawarcia odrębnego pokoju odpowiedziałem generałowi Csicsericsowi, że pomysł ten uważam za wyśmienity, gdyż jego wykonanie uwolniłoby 25 dywizyj niemieckich, które stoją teraz na froncie austrjackim. Odrębny pokój przyczyniłby się do zabezpieczenia przez Austro-Węgry prawego skrzydła wojska niemieckiego i do znacznego polepszenia jego położenia na wschodzie. Bardzo spokojnie i zimno zachował się wobec odrębnych żądań Czernina także i sekretarz stanu Kuhlmann. Powiedział mi on, że prosił Czernina o wręczenie mu na papierze tego poglądu rządu austrjacko-węgierskiego. Zrobiło to na mnie takie wrażenie, jakby sekretarz stanu pragnął otrzymać w tem piśmie pewna przeciwwagę przeciw ewentualnie za daleko posuniętym życzeniom Naczelnego Dowództwa. Nieco podniecona wymiana zdań i jeszcze więcej podnieconych depesz nie dały w tych dniach żadnego wyniku, gdyż tymczasem należało przeczekać, czy delegacja rosyjska powróci z Petersburga czy nie. To ostatnie przypuszczenie wypowiadał pomiędzy nami wszystkimi tylko jeden hrabia Czernin. W przerwie wyjechał on do Wiednia, zaś sekretarz stanu Kuhlmann, a na jego życzenie i ja z nim, do Berlina. Gdym zgłosił się u generała Ludendorffa, przyjął on mnie bardzo niechętnie i zapytał z oburzeniem: „Jak mogłeś pan dopuścić do wyjścia tej noty"? Oświadczyłem mu na to, że przypuszczałem i powinien byłem przypuszczać, że Naczelne Dowództwo porozumiało się i uzgodniło 170 ogólne wytyczne do prowadzenia rokowań z kanclerzem Rzeszy i sekretarzem stanu, gdyż zetknęło się z nimi w Kreuznach, bezpośrednio przed rozpoczęciem rokowań. Generał Ludendorff przyznał, że takiego uzgodnienia nie było i że miałem wszelkie prawo do podobnych przypuszczeń. Do dzisiejszego dnia pozostaje jeszcze dla mnie zagadką, dlaczego dnia 18 grudnia nie doszło do takiego porozumienia między Naczelnem Dowództwem i Rządem Rzeszy, Nie można przecież było stworzyć wytycznych dla tak trudnych rokowań pokojowych w rozmowach, obracających się w ramach ogólników. W związku z moją rozmową z generałem Ludendorffem, zgłosiłem się w zamku Bellevue u cesarza, który zainteresował się bardzo sprawami zawartego róże j mu i toczących się rokowań. Musiałem opisać mu dokładnie zdarzenia i osoby, biorące w nich udział, a ponieważ opowiadanie moje przeciągnęło się do pory śniadaniowej, przeto cesarz polecił mi zjawić się na śniadaniu. Rozmowa na temat zagadnień wschodnich przeciągnęła się i zeszła na trudności związane ze sprawą polską. Cesarz wezwał mnie do wypowiedzenia mojego zdania o tej sprawie. Zawahałem się nieco i prosiłem cesarza, by darował mi odpowiedź, gdyż moje zdanie jest inne niż Naczelnego Dowództwa, a nie chciałbym wpadać w sprzeczność z niem. Na to powiedział mi cesarz: ,,Jeśli pański najwyższy dowódca wymaga od pana wyjawienia zdania w jakiejkolwiek sprawie, to powinien je pan wypowiedzieć, bez względu na to, czy będzie w zgodzie z zapatrywaniami Naczelnego Dowództwa". Byłem wrogiem każdego rozwiązania sprawy polskiej, któreby powiększało ilość obywateli Niemiec narodowości polskiej. Nie mogliśmy poradzić sobie z Polakami, których mieliśmy teraz, mimo wszelkie środki, stosowane przez Prusy od dziesiątków lat, zatem nie widziałem wielkich korzyści w przyroście obywateli Polaków. Według mego zdania mogły wyniknąć tylko trudności z przyłączenia do Niemiec szerokiego pasa granicznego z przeszło dwoma miljonami Polaków, czego domagało się Naczelne Dowództwo. Za jeszcze gorsze uważałem tak zwane niemiecko-polskie rozwiązanie tej sprawy. Według mnie należało nową granicę polską tak poprowadzić, by przyniosła tylko nieznaczne poprawki graniczne, nie przysparzając Rzeszy zbyt wielu poddanych. Do poprawek tych zaliczałem przyłączenie drobnych skrawków w okolicy Będzina i Torunia, aby podczas przyszłej wojny artylerja nieprzyjacielska nie mogła ostrzeliwać bezpośrednio górnośląskich kopalń węgla i głównego dworca w Toruniu. Dochodziłyby do tego wzgórza pod Mławą, umożliwiające lepszą obronę Działdowa i przejście przez Biebrzę w Osowcu, które tak czę- 171 sto sprawiało nam wielkie kłopoty. Taki przyrost ludności polskiej możnaby jeszcze znieść, gdyż wynosiłby tylko około 100,000 ludzi. Jednak nie życzyłbym Niemcom ponadto ani jednego człowieka więcej. W toku rozmowy cesarz zgodził się z moim poglądem. Dnia 2 stycznia miała odbyć się w Sztabie Generalnym narada między Rządem Rzeszy i Naczelnem Dowództwem, a w związku z nią rada koronna w zamku Belleyue. Otrzymałem polecenie przybycia na obie i napróżno usiłowałem rozmówić się przed niemi z generałem Ludendorffem na osobności, aby mu donieść o referacie wygłoszonym przezemnie cesarzowi, na jego żądanie, Na radzie koronnej mówiono najpierw o przebiegu rokowań w Brześciu. Sekretarz stanu von Kuhlmann przedstawił dotychczasowe zdarzenia i swój pogląd na dalszy ich przebieg, z którym cesarz zgodził się. Następnie zabrał głos cesarz i poruszył sprawę polską. Kazał on wykreślić na mapie nową granicę polską według mojego referatu i oświadczył, że uważa ją za dobrą. Powiedział, że nie może pozbyć się poważnych zastrzeżeń, które przemawiają przeciw proponowanemu przez Naczelne Dowództwo rozwiązaniu sprawy, a które ja zreferowałem mu na jego polecenie i dlatego musi cofnąć swą zgodę na projekt Naczelnego Dowództwa, wyrażoną poprzednio. W nieco gwałtowny sposób sprzeciwił się temu generał Ludendorff, który rzeki, że nie może to być jeszcze ostatecznem postanowieniem cesarza i że prosi usilnie o ponowne wysłuchanie w tej sprawie zdania Naczelnego Dowództwa. Do prośby tej przyłączył się także i marszałek Hindenburg, aż cesarz zakończył tę cokolwiek przykrą scenę słowami: „Oczekuję więc jeszcze jednego referatu Naczelnego Dowództwa". Rada koronna nie dała w żadnym kierunku wyniku ostatecznego i rozstrzygającego. Ani sekretarzowi stanu nie dano jasnych wskazówek co do stanowiska, jakie ma zająć w Brześciu, ani też nie wyjaśniono sprawy polskiej. Tylko cesarz zgodził się z do-tychczasowem stanowiskiem Kuhlmanna i upoważnił go do dalszej pracy w ten sam sposób. W zawieszeniu pozostało trudne zagadnienie państw kresowych. Naczelne Dowództwo wypowiedziało się wprawdzie za szybkiem i energicznem przeprowadzeniem rokowań w Brześciu, które miały oddzielić od Rosji państwa kresowe, znajdujące się w posiadaniu Niemiec i powierzyć ich losy państwom centralnym. Sekretarz stanu von Kuhlmann zdołał jednak przeprzeć, że miało się próbować przeprowadzić to odłączenie się państw kresowych od Rosji nie w drodze aneksyj, lecz prawa narodów do swobodnego stanowienia o sobie. Z tem odjechaliśmy 2 stycznia do Brześcia. 172 Byłem przekonany, że generał Ludendorff weźmie mi bardzo za złe moje odmienne zapatrywanie na sprawę polską i nie pomyliłem się. Już następnego dnia zawiadomiono mnie telefonicznie, że Hinden-burg i Ludendorff zrobili z tego sprawę gabinetową, zagrozili swojem ustąpieniem i zażądali odwołania mnie z mego stanowiska. Cesarz ustąpił w sprawie polskiej, nie ustąpił w osobistej i, czego można było spodziewać się, zasłonił moją osobę. Niezależnie od tego faktu, który mi tylko opowiedziano, zaznałem gniewu Naczelnego Dowództwa także i osobiście, przez różne zarządzenia i zapytania w formie, która wskazywała na to, że wielcy mężowie potrafią być także bardzo mali. Rosjanie, o czem nigdy nie wątpiłem, z końcem pierwszego tygodnia stycznia powrócili z Petersburga na dalszy ciąg rokowań. Wrócił wprawdzie i Joffe, dotychczasowy przewodniczący delegacji, jednak na stanowisku tem zastąpił go Trocki. O zmianie tej opowiadano dwie wersje, jedna z nich brzmiała, że Trocki, wściekły na Joffego za nie-poznanie się na dyplomatycznym podstępie, zawartym w odpowiedzi państw centralnych, pozbawił go stanowiska przewodniczącego, a wziął go do Brześcia tylko w celu wyzyskania jego znajomości stosunków miejscowych i osobistych, którą nabył podczas dotychczasowego kilkotygodniowego pobytu. Druga wersja głosiła, że to Joffe był właściwie rozgniewany z powodu nieszczerej propozycji pokojowej państw centralnych i nie chciał prowadzić dalszych rokowań. Tylko z trudem miał zdecydować się na ustąpienie prośbom Trockie-go. by towarzyszył delegacji i oddał na jej usługi swą znajomość osób. Trocki był bezspornie najbardziej interesującą osobistością w całym nowym rządzie rosyjskim. Rozsądny, wszechstronnie wykształcony bardzo energiczny, pracowity i wymowny, sprawiał wrażenie człowieka, który dobrze wie czego chce i nie cofa się przed żadnym środkiem, wiodącym do zamierzonego celu. Wiele rozprawiano na temat, czy przyjechał on po to, aby zawrzeć pokój, lub też zależało mu tylko na tern, by mógł z jak najdalej widocznej trybuny szerzyć idee bolszewickie, I chociaż w najbliższych tygodniach wybijały się prze-dewszystkiem na pierwszy plan rokowań względy propagandowe, sądzę że przecież Trocki początkowo pragnął zawrzeć pokój. Dopiero później, gdy wobec równie silnej dialektyki Kiihlmanna zrozumiał, że niema, innego wyjścia, użył teatralnej sztuczki i zakończył konferencje oświadczeniem, że Rosja nie może się wprawdzie wdawać w rozważanie warunków pokoju, stawianych przez państwa centralne, jednak uważa wojnę za skończoną. Jeszcze przed zaczęciem rokowań zgłosiła się w Brześciu nowa grupa -uczestników, mianowicie przedstawiciele ukraińskiego państwa 173 ludowego. Wysłała ich Rada, by zawarli odrębny pokój w imieniu Ukrainy, opierając się na oświadczeniu petersburskiego rządu sowieckiego o prawie narodów do stanowienia o swym losie. Sekretarz stanu von Kuhlmanri i ja z radością przyjęliśmy Ukraińców, gdyż wystąpienie ich umożliwiało nam wygrywanie tej nowej delegacji przeciw delegacji petersburskiej. Sprawili oni nową troskę hrabiemu Czer-ninowi, gdyż należało spodziewać się, że podniosą pewne żądania w sprawie praw politycznych swych rodaków, mieszkających na Bukowinie i w Galicji Wschodniej, Z przybyciem Trockiego skończyło się dotychczasowo swobodne obcowanie poza posiedzeniami. Prosił on o dostarczanie posiłków dla delegacji do jej kwater i zabronił wszelkiego prywatnego obcowania i wszystkich rozrywek. Na początku rokowań przyszło do małego nieporozumienia, gdyż Trocki uznał trybunę w Brześciu za zbyt niską dla swych celów propagandowych i zażądał przeniesienia rokowań do Sztokholmu. Powodowała nim zapewne przedewszystkiem myśl, że w Brześciu, leżącym w strefie wojennej, gdzie znajdowała się wojskowa kwatera główna, nie będzie mógł stykać się bezpośrednio z niezadowolonemi żywiołami państw centralnych, któreby mu pomogły do uwypuklenia podburzających ustępów jego mów i do propagandowego rozszerzenia ich w szerokich kołach ludności. Rozpoczęła się więc kilka tygodni trwająca i bezcelowa utarczka słowna między Trockim a Kiiłilmannem. Stopniowo członkowie delegacyj zdawali sobie sprawę z tego, że właściwym celem Trockiego było obwieszczanie teorji bolszewickiej, że przemawiał on właściwie do okien, nie kładąc żad-< nej wagi na pracę rzeczową. Równocześnie z mowami szły radjote-* legramy „do wjzystkich", wzywające do przewrotu, nieposłuszeństwa! i wymordowania oficerów. Energicznie zaprotestowałem przeciw temu, Trocki przyrzekł zaradzić, jednak podburzające radjotelegramy szły w dalszym ciągu. Rokowania coraz bardziej odbiegały od rzeczywistej podstawy i przeradzały się w teoretyczne rozprawy, Przytem ton Trockiego stawał się codziennie bardziej napastliwy. Pewnego dnia zwróciłem uwagę sekretarza stanu i hrabiego Czernina na to, że w ten sposób nigdy nie doprowadzimy do celu, oraz że koniecznie musimy sprowadzić rokowania zpowrotem na teren rzeczywistości i uzyskałem ich zgodę na użycie najbliższej sposobności do objaśnienia delegacji rosyjskiej, jak właściwie przedstawia się położenie i w jakim celu zebraliśmy się w tem miejscu. Sekretarz stanu, jak zwykle, zgodził się ze mną w zupełności. Pewne wątpliwości miał hrabia Czernin, którego nerwy wpadały w coraz gorszy stan, gdyż widział, że ani na krok nie zbliża się do swego celu, powrotu do Wied- 174 nią z pokojem. Spodziewał się on jeszcze zawsze, że potrafi zbliżyć do siebie panów bolszewików swoją uprzejmością i dyplomatyczną obrotnością. Wkońcti i on ustąpił. Umówiliśmy się, że sekretarz stanu von Kiihlmann udzieli mi głosu przy najbliższej sposobności, którą uzna za stosowną, a wtedy ja powiem to, co będę uważał za potrzebne. Sposobność taka nadeszła prędzej niż spodziewaliśmy się. Już następnego dnia szwagier Trockiego, Kamieniew wygłosił na jego rozkaz mowę, wśród której nam wszystkim, słuchającym jej oficerom, uderzyła krew do głowy. Odznaczała się ona taką śmiałością, do jakiej Rosjanie mieliby może niejakie prawo, gdyby położenie było odwrotne, to jest gdyby rozbite wojsko niemieckie leżało u stóp zwycięzcy— wojska rosyjskiego, stojącego na ziemi niemieckiej. Jedno spojrzenie, rzucone na sekretarza stanu, wskazało mi, że wyczerpała się i jego cierpliwość. Udzielił mi on głosu, a ja wyłusz-czyłem Rosjanom, jak właściwe wygląda położenie, jaka zachodzi różnica między ich gadaniną a czynami i jakto oni wiele rozprawiają o wolności przekonań, wolności słowa, prawie narodów do stanowienia o sobie i innych pięknych rzeczach, a w rzeczywistości nie ścłerpią na obszarze swej władzy żadnego dążenia do wolności. Jak rozpędzili najpierw bagnetami konstytuantę, która nie wypadła po ich myśli, następnie w Mińsku, także z bronią w ręku, białoruskich przedstawicieli narodu, a obecnie i Radę ukraińską, pochodzącą z wolnych wyborów. Zagadnienie państw kresowych uważa niemieckie Naczelne Dowództwo za rozstrzygnięte; uważa ono, że prawomocne przedstawicielstwa tych państw orzekły odłączenie się ich od Rosji sowieckiej, zatem ponowne głosowanie nie ma celu. Przemawiałem siedząc i zupełnie spokojnie; nie podniosłem wcale głosu, ani też — jak głosi baśń — nie uderzałem pięścią w stół*). Gdy skończyłem, zaległo głębokie milczenie; nawet pan Trocki nie zdobył się w pierwszej chwili choćby na słówko odpowiedzi. Trudno nawet było coś powiedzieć, gdyż wszystkie moje twierdzenia opierały się na zdarzeniach prawdziwych. Posiedzenie szybko przerwano. Wywody moje nie podziałały w rzeczywistości tak silnie, jak tego spodziewałem się. Trocki ograniczył się na następnem posiedzeniu do kilku nic niemówiących słów obrony i wkońcu mowę moją napiętnował, w celach propagandowych, jako wyraz militaryzmu. Uni- *) Por. książkę Karola Fryderyka Nowaka p, t. „Upadek państw centralnych", rozdział: Brześć nad Bugiem, w którym autor przedstawia scenę tę na podstawie opowiadania uczestników i w każdym szczególe zgodnie z prawdą. (Przyp. autora). 175 kał on w dalszym ciągu wszelkiej pracy pozytywnej i zajmował nas swemi sztuczkami dialektycznemi. Niestety, i sekretarz stanu nie skorzystał ze sposobności, którą mu nastręczyła moja mowa, by zażądać ostatecznie zaczęcia pracy pozytywnej. Prosiłem szefa oddziału operacyjnego, by przedstawił generałowi Ludendorffowi powody tej mojej mowy i zawiadomił mnie o jego opinji. Generał Ludendorff uznał moje stanowisko za słuszne i zachęcał mnie, bym przyczynił się, w miarę możności, do skierowania rokowań na realne tory. Ponieważ moje wmieszanie się do rokowań z Trockim nie mogło spowodować rzeczywistego posunięcia się ich naprzód, przeto miałem jeszcze inną drogę do wyboru, mianowicie rokowania z delegacją ukraińską. W przeciwieństwie do Trockiego, delegaci ukraińscy nie odsunęli się od nas. Jadali z nami w stołowni oficerskiej i otwarcie rozmawiali o swych celach i życzeniach. Odniosłem wrażenie, że z nimi będzie można dojść szybko do celu. Ofiarowałem zatem moje pośrednictwo hrabiemu Czerninowi, który naturalnie był najważniejszą osobistością w rokowaniach z Ukrainą. Wyszedłem przytem z założenia, że zawarcie odrębnego pokoju między państwami centralnemi i Ukrainą zmusi także i Trockiego do wyjścia z rezerwy. Młodzi przedstawiciele Kijowskiej Rady Centralnej nie byli sympatyczni hrabiemu Czerninowi, a niemiłemi były rokowania z Lubińskim i Sew-riukiem, którzy zaledwie wyszli z lat studenckich. Zaproponowałem hrabiemu, by mnie upoważnił do ustalenia, najpierw w prywatnej rozmowie z Ukraińcami, pod jakiemi warunkami byliby skłonni do zawarcia odrębnego pokoju z państwami centralnemi. Hrabia Czer-nin upoważnił mnie do tego i po pewnych naleganiach panowie Ukraińcy wystąpili ze swemi życzeniami. Chodziło im o przyłączenie do Ukrainy Chełmszczyzny i ruskich części Galicji Wschodniej i Bukowiny. Ponieważ uważałem i uważam, że niepodległe państwo polskie jest utopją, przeto nie wahałem się przyrzec Ukraińcom poparcia w ich usiłowaniach co do Chełmszczyzny; natomiast uznałem za bezwstydne żądanie części obszaru austrjacko-węgierskiego i w dosyć szorstki sposób powiedziałem to obu tym panom. Oczekiwali zapewne podobnej odpowiedzi, a w każdym razie w najuprzejmiejszy sposób odpowiedzieli mi, że po naszych rozmowach muszą postarać się o nowe wskazówki z Kijowa. Położenie hrabiego Czernina stało się w tym czasie bardzo trudne, dzięki nagłej katastrofie aprowizacyjnej w Wiedniu, którą spowodowała krótkowzroczność rządu austrjackłego. Aby nie dopuścić da głodu, musiano prosić Berlin o pomoc. Wprawdzie Berlin, mimo włas- 176 ne braki, udzielił tej pomocy, jednak odebrało to hrabiemu Czerninowi możność grożenia w dalszym ciągu, że zawsze z Trockim odrębny pokój i możność czynienia w tym kierunku prób, Z drugiej strony pokój z Ukraińcami, który dotychczas uważałem za środek do wywarcia nacisku na Trockiego, stawał się dla hrabiego Czernina naglącą koniecznością, jako pokój dla chleba. Dla Austrji było to niekorzystne, że nie udało się ukryć przed Ukraińcami, w jak trudnem znalazła się położeniu. Nowe instrukcje nadeszły tymczasem z Kijowa i przedstawiono mi je na najbliższej konferencji, Chełmszczyzna stanowiła warunek od którego nie wolno było odstąpić. Mocodawcy kijowscy musieli zrozumieć, że jako pokonani nie mogą żądać odstąpienia im części terytor-jum, należącego do zwycięzcy. Z tego powodu zrezygnowali z części Galicji Wschodniej i Bukowiny, domagali się jednak stworzenia z nich niezależnego, austro-węgierskiego kraju koronnego, pod rządami Habsburgów. Odniosłem wrażenie, że Ukraińcy nie odstąpią od swych żądań i że doskonale zdają sobie sprawę z przymusowego położenia, w którem znajdował się hrabia Czernin. Miał on dwojakie trudności: gdyby przystał na przyłączenie Chełmszczyzny do Ukrainy, naraziłby się na śmiertelną nieprzyjaźń Polaków; przystając na stworzenie ruskiego kraju koronnego wprowadzał. w austro-węgierską mieszaninę narodowościową prawo narodów do stanowienia o sobie, a równocześnie łamał je, odstępując ziemię Chełmską bez zapytania się o zdanie jej ludności. Po dwudniowej przerwie, spowodowanej krótką chorobą hrabiego Czernina, upoważnił on mnie do dalszego rokowania z Ukraińcami na podstawie ich żądań i do zawarcia, o ile możności,- układu z nimi. Rokowania z Trockim przedłużały się tymczasem bez końca. Prawdopodobnie rosyjski komisarz ludowy musiał zmiarkować niebezpieczeństwo, grożące mu z powodu naszych odrębnych rokowań z Ukraińcami, gdyż oświadczył nagle, że uznawani dotychczas prze;: niego delegaci ukraińscy nie mają prawa do prowadzenia odrębnych rokowań w imieniu Ukrainy, ponieważ granice między Ukrainą a Rosją sowiecką nie są jeszcze ustalone. Musi on porozumieć się z rządem petersburskim w tej i w innych jeszcze sprawach, proponuje zatem ponowne przerwanie rokowań na kilka dni, gdyż musi wyjechać do Petersburga, Rozumie się, że nie to było powodem jego podróży do Petersburga, Wydaje mi się, że chciał przekonać się, do jakiego stopnia zdołali bolszewicy umocnić swą władzę w Petersburgu, czy musi, •uwzględniając życzenia narodu, zawrzeć pokój z państwami central- 177 nemi, czy też może zaryzykować zerwanie rokowań zapomocą swej późniejszej sztuczki teatralnej. Sekretarz stanu von Kiihlmann wyjechał do Berlina, by parlamentowi Rzeszy zdać sprawę z rokowań, a hrabia Czernin wyjechał do Wiednia, by wyjednać zatwierdzenie warunków, na których postawie miał być zawarty pokój z Ukrainą, Po powrocie wszystkich uczestników, który nastąpił w pierwszych dniach lutego, Trocki próbował jeszcze jednego środka, celem niedopuszczenia do zawarcia odrębnego pokoju z Ukrainą. Przywiózł ze sobą dwóch Ukraińców, Miedwiediewa i Szachraja; mocodawcą ich nie była Rada Centralna, lecz wrogi jej rząd bolszewicki, który powstał w Charkowie. Przedstawiciele Rady zaprotestowali przeciw temu i doszło do żywych starć między delegacją ukraińską a rosyjską. Lubiński, w znakomitej mowie, wykazał bolszewikom wszystkie ich przestępstwa. Trocki w odpowiedzi, ograniczył się jedynie do zwrócenia uwagi na to, że władza Rady Centralnej już nie istnieje i że jedynym obszarem, którym przedstawiciele jej mogą rozporządzać, są ich pokoje w Brześciu. Według wiadomości, które miałem z Ukrainy, należało niestety uważać za słuszne to, co powiedział Trocki. Bolszewizm zwycięsko posuwał się naprzód, Rada Centralna i Ukraiński Rząd Tymczasowy uciekły. Mimo przemijające trudności, w których znalazł się ten rząd ukraiński, sekretarz stanu von Kiihlmann i hrabia Czernin postanowili trzymać się tego rządu. Trudności te były o tyle „przemijające", że w każdej chwili mogliśmy rząd ten poprzeć i zpowrotem osadzić przy pomocy siły zbrojnej. Odrzucili zatem przedstawionych przez Trockiego nowych delegatów Ukrainy, motywując tem, że przecież Trocki sam uznał z początkiem stycznia pierwszą delegację ukraińską za przedstawicieli narodu. Podziwiałem w ciągu tych dni młodych Ukraińców. Z całą pewnością wiedzieli dobrze, że prócz ewentualnej pomocy Niemców nie mają nic więcej za sobą i że rząd ich jest pojęciem fikcyj-nem; mimo to w rokowaniach swych z hrabią Czerninem trwali stanowczo przy już raz podniesionych żądaniach i nie odstępowali od nich ani na krok. Pokój z Ukrainą podpisano, co było ciężkim ciosem dla Trockiego, gdyż jasne było, że ł rokowania z nim będą w jakiś sposób zakończone. Tymczasem propagandowe wezwania „do wszystkich", a zwłaszcza do oddziałów wojskowych, szły dalej, mimo moje protesty i odpowiednie oświadczenia Trockiego, Dotychczas tylko Naczelne Dowództwo nalegało na skończenie z Trockim, obecnie sekretarz stanu von Kuhlman otrzymał od cesarza depeszę, polecającą posta- 178 wić Trockiemu 24-o godzinne ultimatum. Jednak sekretarz stanu w tej właśnie chwili miał wrażenie, jakoby zakończenie rokowań z Trockim przecież było jeszcze możliwe, gdyż pod naciskiem pokoju z Ukrainą zaczął on po raz pierwszy praktycznie ujmować sprawę pokoju. Polecił mianowicie zapytać się sekretarza stanu, czy nie byłoby możliwe, aby Ryga i położone obok niej wyspy pozostały w posiadaniu państwa rosyjskiego. Sekretarz stanu znalazł się w trudnem położeniu, jednak ani przez chwilę nie zawahał się przed poświęceniem swojej osoby w obronie tego , co uważał za słuszne. Natychmiast odpowiedział telegraficznie, że właśnie teraz obrano nieodpowiednią porę na ultimatum z tak krótkim terminem i że usilnie radzi odstąpić od zamiaru wręczenia tego ultimatum. Jeśliby cesarz trwał w tym zamiarze, wówczas Rząd Rzeszy musiałby sobie poszukać innego sekretarza stanu. Będzie czekał do godziny 4 minut 30 i jeśli do tej pory nie otrzyma innego rozkazu w sprawie ultimatum, wówczas przejdzie nad niem do porządku dziennego. Ponieważ do godziny 4 minut 30 nic nie nastąpiło, ultimatum pozostało w kieszeni von Kuhlmanna. Próbował on uchwycić Trockiego przy sposobności jego żądań ryskich. Wysłał do niego posła von Rosenberga i polecił Trockiemu, by na piśmie oświadczył gotowość do zawarcia pokoju pod warunkiem, że Ryga i wyspy zostaną przy Rosji; wówczas będzie można pomówić w tej sprawie. Trocki z pewnem wahaniem odrzucił to żądanie. Zapewne poznał, że nie będzie mógł poprzestać dłużej na samych mowach i propozycjach, gdyż państwa centralne żądają teraz czynów. Uznał też widocznie, że propaganda jego zapuściła już swoje korzenie i oglądał się tylko za sposobnością do takiego zakończenia rokowań, którego efekt byłby największy. Na posiedzeniu dnia 10 lutego oświadczył, że nie zawiera żadnego pokoju, że jednak Rosja kończy na tem wojnę, odsyła swoje wojsko do domu i o fakcie tym zawiadamia wszystkie narody i państwa. Po tem oświadczeniu Trockiego, w całem zebraniu zaległo milczenie. Osłupienie udzieliło się wszystkim. Jeszcze tego samego wieczoru odbyła się konferencja między dyplomatami austro-węgier-skłmi i niemieckimi, w której i ja wziąłem udział, tematem jej było nowe położenie. Dyplomaci oświadczyli jednogłośnie, że zgodzą się na to oświadczenie, gdyż jakkolwiek nie oznacza ono, że zawarto pokój, to w każdym razie stwierdza powrót do pokojowych stosunków między krajami. Ja jeden zaprotestowałem, uważałem bowiem, że zawarliśmy z Rosjanami rozejm, w celu doprowadzenia do pokoju. Jeśli nie doszło do zawarcia pokoju, zatem zamiar, w którym zawierano rozejm, spełzł na niczem i rozejm wygasał samoczynnie, należało 179 zatem na nowo rozpocząć kroki nieprzyjacielskie. Według mojego przekonania, oświadczenie Trockiego było właściwie wypowiedzeniem rozejmu. Nie udało mi się przekonać dyplomatów o słuszności mojego mniemania. Poseł von Wiesner, jeden z współpracowników Czernina, nie orjentując się zupełnie w położeniu, co zresztą często trafiało się terriu dyplomacie, zadepeszował już do Wiednia, że zawarto pokój z Rosją. Zawiadomiłem Wielką Kwaterę Główną o wyniku konferencji i otrzymałem stamtąd wiadomość, że Naczelne Dowództwo podziela moje zdanie w zupełności. Jak wiadomo, potrafiło ono przekonać o jego słuszności także Rząd Rzeszy i Urząd Spraw Zagranicznych. Ósmego dnia po zerwaniu rokowań przez Trockiego podjęliśmy zpowrotem działania zaczepne na froncie wschodnim. Zdemoralizowane oddziały rosyjskie nie stawiały nam żadnego oporu, O oddziałach nie było już właściwie mowy, gdyż to co pozostało, to były wyłącznie sztaby, masa zaś wojska odeszła do domu. Całą Łotwę i Estonję obsadziliśmy w mgnieniu oka i wszędzie witano nasze oddziały jako zbawców od teroru bolszewickiego, witali je nietylko Niemcy nadbałtyccy, lecz także Łotysze i Estończycy, Na drugi dzień po zaczęciu marszu naprzód, otrzymaliśmy radjo-telegram z Petersburga, zawiadamiający nas, że Rosjanie są gotowi do ponownych rokowań i do zawarcia pokoju. Bardzo szybko wykazało się, że teorje Trockiego nie mają wartości rzeczywistej. Oddziały niemieckie posunęły się tylko do jeziora Pejpus i do Narwi, aby wyzwolić^ przynajmniej wszystkich rodaków nadbałtyckich z pod okrucieństw bolszewików. Poza tem zatrzymano posuwanie się naprzód i odpowiedziano Rosjanom, aby przysłali do Brześcia delegację upełnomocnioną do zawarcia pokoju. Przybyła ona bezzwłocznie pod przewodnictwem Sokolnikowa; czem prędzej powrócili także przedstawiciele czwórprzymierza, którzy rozjechali się na wszystkie strony świata. Lecz podobnie, jak ze strony rosyjskiej, tak i z tej, zjawili się, że się tak wyrażę, tylko w drugorzędnym składzie. Kuhlmann, Czernin, Talaat i Radosławów wyjechali tymczasem do Bukaresztu, na rokowania pokojowe z Rumun j ą i już nie powrócili. Ze strony Niemiec przybył poseł von Rosenberg. Rokowania przedstawiały się także i teraz bardzo ciekawie. Poseł von Rosenberg zaproponował na pierwszem posiedzeniu omówienie poszczególnych paragrafów układu pokojowego, na podstawie przywiezionego przez siebie projektu, na co odpowiedział Sokolni-kow, prosząc najpierw o odczytanie mu całego projektu. Po odczytaniu oświadczył, że rezygnuje z dyskusji nad pojedyńczemi punktami 180 i że Rosjanie są gotowi podpisać odczytany im projekt. Jedynym powodem takiego postępowania była zapewne chęć jeszcze mocniejszego podkreślania, że ten pokój „gwałtu" został wymuszony. Pragnę jeszcze raz zaznaczyć, że nie miałem najmniejszego wpływu na projekt układu pokojowego; czynię to dlatego, że propaganda przeciw temu pokojowi ,,gwałtu" stale wskazuje na mnie, jako na głównego winowajcę. Z projektem tym zaznajomiłem się po raz pierwszy dopiero podczas jego publicznego odczytywania wobec delegacji rosyjskiej. Ostateczne przyjęcie przez Sokolnikowa dokonane zostało na prywatnem posiedzeniu dyplomatów, w którem nie wziąłem udziału. Naturalnie, że najwięcej użytku propagandowego robiła z tego pokoju „gwałtu" prasa w państwach sprzymierzonych. Pozwolę sobie zatem wystosować pod adresem tych państw pytanie, dlaczego nie zmieniły tego pokoju, gdy wygrały wojnę i gdy stosunki polityczne w Europie zmieniły się pod ich dyktandem do gruntu. Ogłoszono wprawdzie, że znosi się pokój zawarty w Brześciu, jednak utrzymano w mocy jego główne warunki. Państwom sprzymierzonym nie przyszło na myśl zwrócenie Polski, Litwy, Łotwy, Estcnji i Besa-rabji dawnemu sprzymierzeńcowi — Rosji. Zmieniono tylko stosunek zależności obszarów odebranych Rosjanom. Także i na południowym odcinku frontu wschodniego musieliśmy chwycić ponownie za broń. Rosyjski rząd bolszewicki, wierny swej zasadzie szanowania prawa narodów do stanowienia o sobie tylko wtedy, gdy było to dogodne dla bolszewików, wystąpił zbrojnie przeciw Ukrainie i jej rządowi — Radzie, o czem już zresztą wspomniałem poprzednio. Rząd ukraiński obalono i przepędzono. Jeśli więc państwa centralne chciały*po tym pokoju ,,dla chleba" mieć ten chleb, to musiały same wziąć go sobie. Po zawarciu pokoju, delegaci ukraińscy nie ukrywali już rozpaczliwego położenia swego rządu i otwarcie wystąpili wobec Niemiec z prośbą o pomoc. Uważałem za logiczną konieczność udzielenie im tej pomocy, gdyż powiedziawszy „a" musieliśmy powiedzieć także ,,b". Uznaliśmy rząd ukraiński za prawnie istniejący i zawarliśmy z nim pokój, przeto musieliśmy troszczyć się o wprowadzenie tego pokoju w życie, a to wymagało udzielenia poparcia temu rządowi, który zawarł go z nami. Oddziały nasze wkroczyły zatem na Ukrainę i szybko posuwały się naprzód, przedewszystkiem wzdłuż linij kolejowych, natrafiając w niektórych miejscach na pewien opór. Broniły się bandy bolszewickie, które posunęły się w celu obsadzenia Ukrainy, Najpierw przyszło do zaciętych walk z dywizjami czecho-słowackiemi, 181 z któremi zetknęliśmy się po raz pierwszy. Opór złamaliśmy jednak wszędzie i przeszliśmy przez całą Ukrainę aż do stepów nad Donem, Oddziały austro-węgierskie z początku nie chciały pójść naprzód, razem z nami. Rząd Austro-Węgier pragnął pokoju i zakończenia walk i tylko z trudem udało się przekonać go, że pokój w takich warunkach jest niemożliwy i że jeśli chce mieć zboże, którego potrzebował jeszcze bardziej niż Niemcy, musi je sobie sam wziąć. Posuwanie się naprzód rozpoczęliśmy więc sami, jednak wnet ruszyli się i Austr-jacy i rozpoczął się nawet pewien wyścig do większych celów, nie pozbawiony niekiedy tarć. Kijów wszedł bezsprzecznie w sferę interesów niemieckich, natomiast Austrjacy zajęli Odesę i kolej ddeską. Jednym z warunków pokoju z Rosją sowiecką było naturalnie podjęcie zpowrotem stosunków dyplomatycznych. Zdążyłem tymczasem dostatecznie poznać bolszewików, bym miał niedoceniać niebezpieczeństwa, które kryło w sobie stworzenie poselstwa bolszewickiego w Berlinie i rozsianie sieci konsularnej. Miały to być ośrodki agitacji bolszewickiej w Niemczech. Bolszewicy wcale nie kryli się z tem, że ich celem jest rewolucja światowa i za pierwszy krok uważają zrewolucjonizowanie Niemiec, Nie zaniedbywali żadnej sposobności do szerzenia propagandy. Radek, będąc członkiem delegacji pokojowej, próbował nawet z okien wagonu rozrzucać między naszych żołnierzy pisma propagandowe. Dlatego usilnie przestrzegałem przed wpuszczeniem posła bolszewickiego do Berlina. Przedstawiłem swój pogląd Naczelnemu Dowództwu i zaproponowałem, by na okres działań wojennych umieścić obydwa poselstwa, rosyjskie i niemieckie, w kwaterze naczelnego wodza na wschodzie. Tutaj bowiem potrafiłbym już utrzymać na wodzach zbyt ożywioną działalność pana Jof-fego, a przedewszyskiem można było przeszkodzić zanadto poufałym stosunkom jego z komunistami niemieckimi. Naczelne Dowództwo starało się, o ile mi wiadomo, przeprzeć moją myśl, jednak oparł się temu Urząd Spraw Zagranicznych. Ekscelencja Kriege, naczelnik wydziału prawnego w Urzędzie Spraw Zagranicznych, przysięgał na szczerość Joffego i pałał chęcią toczenia z nim w Berlinie rokowań zaczętych w Brześciu, Wydarzenia późniejsze potwierdziły niestety, że obawy moje były słuszne. Sekretarz stanu Solf za późno kazał rozbić skrzynię z pismami propagandowemi i przymknął stajnię, gdy krowę już ukradziono. Rok 1918, ,6191 Wkroczenie Niemców na Ukrainę zakończyło, naogół biorąc, wojskową działalność naczelnego wodza na wschodzie, gdyż drobne utarczki z bandami bolszewickiemi nie sprawiały nam już poważniejszych trudności. Działalność administracyjna także nie wyczerpywała wszystkich sił do pracy, moich i mojego sztabu, a w dodatku generał Ludendorff odbierał nam jedną czynność po drugiej. Przysłano np. do Kijowa generała Grónera, który miał powołać do życia nie-miecko-ukraińską organizację handlową. Na papierze wyglądała ta organizacja wspaniale, lecz owoce jej były stosunkowo nikłe. Zapewne już nigdy nie będzie można dowiedzieć się, czy delegacja ukraińska przesadziła, mówiąc o nagromadzonych zapasach zboża, czy też chłopi ukryli pozostałe jeszcze zboże, co wydaje mi się najpraw-dopodobniejsze, W każdym razie nie udało się naszej organizacji zająć jakichś znaczniejszych zapasów. Mam wrażenie, że szybciej doszlibyśmy do celu, gdybyśmy, zamiast tworzenia dużej organizacji centralnej, zaangażowali szereg żydowskich handlarzy i polecili im skupić zboże w wolnym handlu. Naczelnemu wodzowi na wschodzie odebrano także i wpływ na wydarzenia polityczne w Kijowie. Upadek dotychczasowego rządu i osadzenie hetmana Skoropackiego dokonały się bez jego udziału. Tak samo jak z Ukrainą, poszło nam i z zarządem krajami bał-tyckiemi. W najuprzejmiejszy sposób uproszono naczelnego wodza na wschodzie o niewtrącanie się i 8 armji polecono wprowadzenie w tych krajach w czyn planów Naczelnego Dowództwa. Nowy szef sztabu lej armji, podpułkownik Frantz, cieszył się szczególnem zaufaniem generała Ludendorffa. Daremne byłoby krytykowanie niemieckiej polityki w państwach kresowych, gdyż wydarzenia przekre-śliły wszystkie zamierzenia Niemców na wschodzie. Pragnąłbym jedynie zauważyć, że mojem zdaniem pomysł odebrania Rosji wszystkich krajów bałtyckich nie był dobry. Mocarstwo, którem Rosja zaw~ 186 sze była i być musi, nie może zezwolić na odebranie mu na stałe Rygi i Talina*), które stanowią niejako klucz do jego stolicy—Petersburga. Także i procent ludności pochodzenia niemieckiego w Łotwie i Estonji nie jest tak duży, by usprawiedliwiał ułożenie stosunków w tych krajach jedynie po myśli Niemców. Naczelny wódz na wschodzie przeniósł dnia l maja 1918 swoją kwaterę zpowrotem do Kowna, gdzie powróciła także i administracja. Na południowym odcinku frontu nie mieliśmy już nic do roboty, a dla wewnętrznego urzędowania takie zjednoczenie całego sztabu było korzystne. Do pierwszych dni marca byliśmy gotowi z przewiezieniem na zachód wszystkich zdatnych do boju jednostek. Po raz pierwszy -w tej wojnie rozporządzał zachód liczebną przewagą nad nieprzyjacielem. Generała Ludendorffa oczekiwało teraz rozwiązanie ciężkiego zadania, które streszczało się w pytaniu, czy powinien był wyzyskać tę przewagę liczebną do przeprowadzenia wielkiej rozstrzygającej ofensywy, a jeśli by zdecydował się na nią, to gdzie i jak miał ją przeprowadzić? Niektórzy dowódcy niemieccy doszli obecnie do przekonania, że jedna ofensywa nie przyniesie pożądanego wyniku. Do tego wniosku doszli oni na podstawie dotychczasowych doświadczeń z wielkiemi działaniami zaczepnemi państw sprzymierzonych, które, prowadzone znacznemi siłami i z poświęceniem olbrzymich ilości materjału wojennego, nigdy nie doprowadziły do rozstrzygnięcia. Nie było rzeczą niemożliwa wyczekiwać na zachodzie natarcia państw sprzymierzonych, samemu ograniczając się do obrony, gdy na tyłach miało się uspokojoną Rosję, z której wygłodzone państwa centralne mogły czerpać środki żywności i surowce. Jednak o uspokojeniu Rosji nie można tyło wcale mówić, gdyż to, co się o niej słyszało, brzmiało z dnia na dzień beznadziejniej. Różnego rodzaju okrucieństwa, mordowanie tysięcy wykształconych i posiadających, rabunki i kradzieże, jednem słowem nieład, który wykluczał wszelką myśl o uregulowanych stosunkach handlowych. Chcąc zatem wejść na drogę wyczekiwania na zachodzie, a zaopatrywania się na wschodzie, należało najpierw stworzyć na wschodzie warunki, któreby to umożliwiały. Do naczelnego -wodza na wschodzie nadchodziły codziennie błagalne wezwania o pomoc od różnych kół ludności rosyjskiej. Sprawozdania, wysłanych przez nas do Rosji delegacyj, stwierdzały przeważnie, że nie powinno się bezczynnie przypatrywać srożeniu się władców bolszewickich. Należy jednak przyznać, że trudno było zdecydować się na zerwa- *) Rewel. (Przyp. tłum.). 187 nie zawartego raz pokoju i na ponowne wkroczenie do Rosji z bronią w ręku. Otwarcie wyznaję, że początkowo i mnie było trudno pogodzić się z tą myślą. Za silnie, już od stu lat, ciążył politycznie nad Niemcami kolos rosyjski, by można było pozbyć się pewnego uczucia ulgi na myśl, że potęga Rosji jest na długie lata zniweczona przez rewolucję i przez gospodarkę bolszewików. Przekonanie moje ulegało jednak stopniowej zmianie, w miarę jak dowiadywałem się o coraz straszniejszych okrucieństwach bolszewików. Mojem zdaniem żaden uczciwy człowiek nie powinien był pozostawać bezczynnym i pozwalać na wymordowanie całego narodu. Nawiązałem zatem stosunki z licznymi przedstawicielami dawnego rządu rosyjskiego. Doszło do tego, że na wschodzie nie było mowy o właściwych stosunkach pokojowych. Naprzeciw band bolszewickich utrzymywaliśmy wprawdzie słabe, ale w każdym razie zwarte linje, strzelaniny były na porządku dziennym, nie mieliśmy pojęcia o tem co dzieje się w środku Rosji, cele legjonów czecho-słowackich były dla nas zupełna tajemnicą. O ich sile i zamiarach krążyły, jak zawsze podczas wojny, najbardziej przesadzone wieści; mówiono, że finansuje je Anglja i że, opierając się o nią, pragną zająć Moskwę oraz chwycić władzę w swe ręce. Od wiosny 1918 roku byłem za tem, że należy wyjaśnić stosunki na wschodzie, a więc wypowiedzieć pokój, pójść na Moskwę, osadzić w Rosji inny rząd, któremu można było przyznać dogodniejsze warunki od tych, które dawał pokój w Brześciu, można mu było naprzy-kład zaraz zwrócić Królestwo Polskie i zawrzeć z tym nowym rządem przymierze. Do przeprowadzenia tego wszystkiego, wschód nie potrzebował żadnych posiłków. Nasz nowy attache wojskowy w Moskwie, major Schubert, który pierwszy przemawiał za stanowczem wystąpieniem przeciw bolszewikom, uważał wówczas, że wystarczy dwa bataljony do zaprowadzenia w Moskwie porządku i do osadzenia nowego rządu. To jego mniemanie uważam może za zanadto optymistyczne, jednak mam wrażenie, że do wykonania tego planu wystarczyłoby tych kilka dywizyj, któremi wówczas rozporządzaliśmy. Lenin i Trocki nie mieli jeszcze wtedy czerwonej armji; rozbrojenie i odesłanie do domu resztek dawnego wojska przysparzało im moc roboty. Władzę swoją oparli wówczas na kilku bataljonach Łotyszów i gromadach uzbrojonych kulisów chińskich, których, podobnie jak jeszcze dzisiaj, używali przedewszystkiem jako katów. Mojem zdaniem można było bez trudu zmieść z powierzchni Rosji rząd bolszewicki, gdybyśmy posunęli się do linji Smoleńsk — Petersburg i stworzyli tutaj nowy rząd, któryby rozpuścił poprostu pogłoskę, że carewicz jeszcze żyje. W miejsce tego carewicza należą- 188 łoby osadzić regenta, przyczem miałem na myśli wielkiego księcia Pawła, z którym naczelny wódz na wschodzie nawiązał łączność za pośrednictwem jego zięcia, pułkownika Durnowo. Potem można było przenieść rząd tymczasowy do Moskwy. Oszczędziłoby to Rosji co-najmniej wiele biedy i nędzy, oraz uratowało życie miljonom ludzi, fantazji każdego czytelnika wolę pozostawić domyślanie się, jakt wpływ wywarłyby podobne wydarzenia na Niemcy i la Zachód; byłby on bez wątpienia olbrzymi, gdyby niemieccy politycy i Naczelne Dowództwo odważyli się na takie postanowienie przed pierwszą ofensywą Ludendorfa, w marcu 1918 roku. Generał Ludendorff musiał stanowczo nie brać pod rozwagę możliwości uporządkowania stosunków na wschodzie, zawarcia przymierza z nowym rządem rosyjskim i przeczekania natarć na zachodzie. Był on zdecydowany doprowadzić na zachodzie do rozstrzygnięcia przez natarcie i przekonany, że natarcie to może udać się, a wojsko niemieckie zwyciężyć. Musi się pominąć kwestję—o ile na postanowienie natarcia wpłynęła okoliczność, że wyczekiwanie na zachodzie narażało nas na dwa niebezpieczeństwa, pierwsze: to przyrost oddziałów amerykańskich, a drugie: to groźba, że nieprzyjacielowi uda się naśladować nową amunicję gazową. Jako krytyk wojskowy nie mogę nic zarzucić samemu postanowieniu natarcia; rzecz inna czy jego wykonanie wytrzyma krytykę. Otóż co do tego to należy wytknąć dwa błędy. Natarcia nie wykonano jednolicie, w miejscu rozpoznanem jako najodpowiedniejsze i nie użyto do niego wszystkich środków walki, któremi rozporządzano. Jako odpowiedni punkt uznano południowe skrzydło wojska angielskiego, na północ od Sommy i tułaj należało użyć wszystkich sił. Tymczasem natarcie wykonano w dwóch miejscach na północ i na południe od Sommy. Mimo to, jak widać z broszury kapitana Wright'L, wydanej w r. 1922 p. t. „Jak było w rzeczywistości", niemieckie natarcie marcowe tylko o włos nie udało się i staliśmy tuż przed rozstrzygnięciem wojny na naszą korzyść. Ponieważ jednak nie udało się nam zająć Amiens i spowodować rozdzielenia wojska angielskiego od francuskiego, przeto zbliżyliśmy się tylko do zwycięstwa, lecz nie wywalczyliśmy go. Ofensywę naszą spotkał taki sam los, jak tyle nieprayja cielskich, zagięliśmy tylko front nieprzyjacielski, lecz nie przerwaliśmy go. Wojsko, którem Naczelne Dowództwo rozporządzało na wiosnę 1918 roku, było stanowczo dobre, chociaż udowodniono, że komuniści i socjaliści starali się wszystkiemi środkami podkopać w niem ducha. Zdaniem setek oficerów, których o to wypytywałem, na wiosnę tego 189 roku w oddziałach frontowych nie odczuwano jeszcze skutków tej agitacji, natomiast w etapach działo się gorzej. Rozszerzana tutaj trucizna wciskała się stopniowo do oddziałów, lecz działanie jej ujawniło się dopiero po przewlekających się ciężkich walkach w lecie 1918 r. i doprowadziło do rozpadnięcia się najwspanialszego wojska, jakie znały dzieje świata. Naczelne Dowództwo powinno było spostrzec, że nie może spodziewać się rozstrzygającego zwycięstwa na zachodzie już wtedy, gdy nie udało się zająć Amiens, czyli przerwać frontu nieprzyjacielskiego. Po nieudaniu się tej pierwszej próby, podjętej przy pomocy najlepszych środków walki, należało powiedzieć sobie, że także i dalsze natarcia, podejmowane coraz bardziej szczuplejącemi siłami, nie będą miały żadnych widoków powodzenia. Obowiązkiem Naczelnego Dowództwa było, tego samego dnia, kiedy nakazało wstrzymać ofensywę na Amiens, zwrócić uwagę Rządu Rzeszy, że nadszedł czas do nawiązania rokowań pokojowych i że niema już widoków zakończenia wojny przez rozstrzygające zwycięstwo na zachodzie. Wierzę w to, że w kwietniu 1918 r. mogliśmy zawrzeć jeszcze względnie korzystny pokój, a z pewnością lepszy od wersalskiego. W każdym razie należała zaprzestać dalszych działań zaczepnych, gdyż przyniosły nam one tylko olbrzymie straty w ludziach i w mate-rjale, których nie mogliśmy już zastąpić. Jeszcze i teraz można było podjąć w stosunku do Rosji plany naczelnego wodza na wschodzie. Wymagania, stawiane poszczególnym dywizjom, stawały się niemożliwe do zniesienia, za długie były okresy, na które pozostawiano je bez zmiany w pierwszej linji frontu, brakło już dobrych uzupełnień. Naczelne Dowództwo szukało ludzi i wydobywało ich skąd się tylko dało, bezwzględnie dążąc jedynie do powiększenia ilości. Z dywizyj wschodnich wybrano w ten sposób wszystkich szeregowych, młodszych roczników i wysłano ich na zachód. Przedewszystkiem było potrzeba do uzupełnień wyszkolonych artylerzystów i ze wszystkich bateryj na wschodzie wyciągnięto każdego szeregowego, który cho-< ciażby tylko w drobnej mierze był zdatny do służby frontowej. Jestem przekonany, że właśnie najgorsze skutki miało to przerzucanie na zachód pojedynczych szeregowych z oddziałów wschodnich. Propaganda bolszewicka wywierała bez wątpienia swój wpływ; jeśli dawna karność utrzymywała jeszcze wewnętrzną spójność oddziałów i jako na całościach można było na nich polegać, to niestety nie można było przeszkodzić przenoszeniu jadowitych teoryj bolszewickich przez tych, którzy poznali je na wschodzie, a byli niezadowoleni z wyrwania ich z macierzystych oddziałów i wysłania na nowe walki ze spokojnego 190 frontu. Wsączono w ten sposób w odcinki frontu zachodniego czynniki rozkładu, które padły na glebę podatną w umysłach ludzi przemęczonych długotrwałemi, ciężkiemi walkami. Generał Ludendorff nie chciał widzieć groźnych oznak na frontach naszych sprzymierzeńców, podobnie jak nie pojął, że nieudała ofensywa w marcu ostatecznie zniszczyła nadzieję na wielkie zwycięstwo. Wprawdzie Turcy odparli w kwietniu i w maju natarcia pod Jerozolimą i zdołali jeszcze utrzymać się w swych pozycjach, jednak przewaga Anglików stawała się codziennie widocznie j sza. Marszałek Liman von Sanders jasno przewidywał jaki obrót będą musiały przyjąć wydarzenia do jesieni i—przedstawiając stosunki—prosił o pomoc. Jednak niemieckie Naczelne Dowództwo nie odpowiadało na jego prośby, podobno zresztą jak nie uwzględniało licznych ostrzeżeń z frontu bułgarskiego. Ściągając siły do wielkiego uderzenia na zachodzie, uszczuplono oddziały niemieckie, tworzące szkielet frontu macedońskiego, do kilku bataljonów. Front bułgarski utrzymałby się, gdyby Niemcy zwyciężyli na zachodzie, ponieważ nie udało im się to, przeto Naczelne Dowództwo powinno było przynajmniej w lecie 1918 r. pomyśleć, że należy front bułgarski zasilić oddziałami niemieckiemi. Nadające się do tego oddziały były w wojsku frontu wschodniego. Chociaż bowiem nasze dywizje wschodnie, które składały się ze starych roczników obrony krajowej i pospolitego ruszenia, nie nadawały się do walki na froncie zachodnim, to jednak jestem przekonany, że spełniłyby swój obowiązek na froncie bułgarskim. W ten sposób lecieliśmy w przepaść bez ratunku. W dodatku nikt w społeczeństwie nie zdawał sobie sprawy z całej powagi położenia. Nietylko cały naród, lecz i całe wojsko wierzyło, że sprawa przedstawia się pomyślnie, wprowadzone w błąd zwycięskiemi obwieszczeniami Naczelnego Dowództwa po marcowych natarciach i wy-sokiemi odznaczeniami, któremi obdarzono osobistości z Naczelnego Dowództwa i dowódców, którzy brali udział w tych natarciach. My, także i naczelny wódz na wschodzie, wcale nie dowiedzieliśmy się o ciężkich stratach, które przyniosły ofensywy i o tem, że Niemcy nie mogą już pokrywać swych strat. W wojsku byli wszyscy przekonani, że front zachodni może się, w najgorszym razie, utrzymać. Ja zorjen-towałem się w położeniu dopiero w lecie. Zakończenie. l Pragnąłbym jeszcze raz pokrótce zestawić mój pogląd na widoki powodzenia Niemiec w wojnie światowej i na przyczyny tego, że ich nie wyzyskano. W sierpniu 1914 roku musielibyśmy lekko wygrać wojnę, gdybyśmy ją byli prowadzili według pierwotnego zamiaru hrabiego Schlieffena, to znaczy gdybyśmy, przebiwszy się przez Belgję, wzmocnili i przedłużyli prawe skrzydło wszystkiemi oddziałami, któ-remi rozporządzaliśmy. Niezaprzeczoną winą Naczelnego Dowództwa jest, że nietylko tak nie stało się, lecz że nawet z prawego skrzydła wzięto pewne oddziały na front wschodni. Mimo to nie powinien był nastąpić odwrót z nad Marny. Naczelne Dowództwo z czasów Moltkego jest odpowiedzialne i za to, że ten odwrót nastąpił i za kryzys, w którym znalazła się 2 armja, a którego nie zwalczono energicznem przeciwdziałaniem. Ono odpowiada także za nieudzielenie poparcia l armji, która chciała nagromadzone trudności rozwiązać natarciem, w czem przeszkodziła jej nieszczęsna misja podpułkownika Hentscha, z niejasnem ustnem poleceniem i niewytłumaczonemi pełnomocnictwami. Wszystko to umożliwiło niezrozumiały cud nad Marną. Po odwrocie z nad Marny można było jeszcze raz próbować porwać naprzód front, który zaczął już sztywnieć w wojnie wśród rowów strzeleckich. Byłoby to możliwe, gdyby zdecydowano się przewieźć 10-12 korpusów z lewego skrzydła na prawe i wykonać na niem jednolite natarcie. Winą drugiego Naczelnego Dowództwa jest, że nie przeprowadzono tego planu, do czego w swoim czasie zachęcał generał Groner. Wojny na zachodzie nie można już było teraz wygrać, należało zatem szukać rozstrzygnięcia na wschodzie, ponieważ tam stało się ono tymczasem możliwe. Rosyjskie wojsko można było rozstrzygająco pokonać dwa razy: późną jesienią 1914 r. i latem 1915. General 194 von Falkenhayn przepuścił obie te sposobności. Oprócz tego na rachunek jego win przypadają: ofensywa pod Yerdun, złe prowadzenie kampanji w Serbjł, niezajęcie Salonik i odrzucenie myśli wspólnej ofensywy we Włoszech. Ponieważ zaniedbano sposobności pokonania Rosji i zmuszenia jej do pokoju, należało zdać sobie sprawę z tego, że — biorąc na ludzki rozum — Niemcy nie mogą już wygrać wojny. Od tej chwili wszystkie wysiłki Rządu Rzeszy powinny były być skierowane ku uzyskaniu pokoju na zasadzie „status quo ante" a Naczelnego Dowództwa ku utrzymaniu się na wszystkich już zajętych obszarach. Myślę, że mogliśmy w r. 1917 uzyskać taki pokój, gdybyśmy byli zupełnie szczerze i otwarcie zrezygnowali z Belgji, Wbrew wszelkim oczekiwaniom nadeszło wydarzenie, które jeszcze raz dało Rzeszy Niemieckiej możność wygrania wojny. Wydarzeniem tem była rewolucja rosyjska, która wykluczyła ilościowo najsilniejszego przeciwnika i zapewniła nam przewagę liczebną na zachodzie, mimo potęgi naszych nieprzyjaciół. To nowe położenie można było wyzyskać, albo decydując się zaprowadzić porządek w Rosji i zawrzeć przymierze z nowym rządem rosyjskim, a na zachodzie przybrać postawę wyczekującą. W ten sposób nie odnieślibyśmy wprawdzie wielkiego zwycięstwa, ale też nigdy nie możnaby było nas pokonać. Drugim sposobem wyzyskania położenia było zebranie wszystkich sił, któremi rozporządzaliśmy w przeważającej ilości i przeprowadzenie niemi rozstrzygającego natarcia. Generał Ludendorff obrał ten drugi sposób; chciał on zwyciężyć, użył jednak tylko części sił i to nieszczęśliwie. Wielkie przerwanie frontu nie powiodło się. Zamiast więc zrozumieć, że stracono już ostateczną sposobność do zwycięstwa i ograniczyć się do czystej obrony a od Rządu Rzeszy zażądać, by starał się doprowadzić do pokoju w drodze rokowań politycznych, generał Ludendorff prowadził w dalszym ciągu działania zaczepne, aż do zupełnego wyczerpania wszystkich sił wojska. Doprowadził on w ten sposób do tego, że musiał prosić o zawarcie rozejmu w przeciągu 24 godzin, a bezbronne Niemcy wydał na pastwę zimnej nienawiści Anglji, fanatycznej mściwości Francuzów i umysłowo chorego Wilsona. OMYŁKI W DRUKU. Na stronie wiersz: 14 13 od góry 15 5 II łl 23 1 fl łl 26 1 „ dołu 27 1 " góry 33 6 „ dołu 34 9 H łl 44 17 M II 46 5 H M 51 11 M II 82 16 fl 11 101 2 II II 110 16 H M 118 8 M 11 127 2 M 11 134 2 M góry 138 18 łl 11 173 10 11 11 176 2 11 11 180 3 U 11 187 19 11 tl 190 13 11 11 zamiast: na Belgję wypadków rozważaliśmy Dowódcą twierdzy korpusu stołupiany dopuszczano 1. armja lin j i późno który te faktycznego niezwyłą na kobiety i dzieci niewalczących łatwo dotychczasowo zawsze podkreślania pragną podobno ma być: przez Belgję wypadów rozważalibyśmy Dowódca twierdzi korpusy Stołupiany dopuszczono 1. armji linij późną którego tych taktycznego niezwykłą na kobiety, dzieci i niewalczących łatwe dotychczasowe zawrze podkreślenia pragnie podobnie