Lucyna Legut Miłość trzynastolatki Lucyna Legut Miłość trzynastolatki (książka dla dorastających dziewcząt) Poświęcam Grzesiowi Pelewskiemu Projekt okładki Lucyna Legut Opracowanie graficzne Studio 101 druk Redakcja Danuta Sadkowska Korekta Joanna Pietrasik Copyright by Lucyna Legut, 1998 ISBN 83-87463-24-8 Wydanie I Łódź 1998 Wydawnictwo Akapit Press 90-368 Łódź, ul. Piotrkowska 182 tel7fax (0-42) 636-12-14 Druk: "POLIGRAFIA" Sp. z o.o. 98-200 Sieradz, ul. 23-go Stycznia 14/16 tel. (0-43) 822-40-71 Rozdział I Szalony dzień urodzin, w dodatku z chorym zaskrońcem Jeżeli chcecie, to wam wszystko opowiem o sobie. Mam na imię Paulina i nareszcie jestem dorosła, bo właśnie skończyłam trzynaście lat! Zaraz wbiję się w swoje dorosłe, urodzinowe ciuchy. Już od pół roku szykowałam je na ten dzień! Jeszcze do wczoraj musiałam nosić to, co mi mama kazała, ale dała słowo, że od trzynastych urodzin koniec z dziecinnymi sukienkami! Mogę się ubierać tak, jak zechcę! Ubieram się oczywiście w "ciuchami". Ile oni tam mają szykownych ciuchów, to aż głowa boli! Kosztują grosze, bo wszystko na wagę. Na Żabiance mamy trzy "ciuchamie". Oczywiście bywam we wszystkich. Na mój cudowny dzień urodzinowy wybrałam sobie przezroczystą suknię z szyfonu, niemal taką, jakie się widzi na rewiach mody. Nie łżę ani słowa! Kto nie wierzy, ten mnie zaraz będzie mógł zobaczyć! Przecież przeparaduję przez całą Żabiankę! Nic mnie nie obchodzi, że to dopiero marzec. Już niemal koniec marca, więc powinna być wiosna! Nie będę liczyć się z jakimiś kretyńskimi zmianami pogody! Gdyby nawet śnieg padał, to mam kalendarz przed sobą i widzę datę! Wiosna już się zaczęła. Co do sukni, to nie zdążyłam jeszcze dokładnie jej opisać. No więc jest oczywiście falująca i długa do połowy łydki. Do tego włożę wiśniowe rajstopy, bo wzór na sukni w wiśniowe kwiaty i niebieskie ptaki. Do sukni mam najmodniejsze buty traktory. Oczywiście czarne, ponad kostkę. Mają najgrubszą podeszwę, jaką można było znaleźć, a szukałam chyba w dziesięciu sklepach. Moim zdaniem wyglądam w tym wszystkim szałowo! Obawiam się tylko, że będę musiała założyć kurtkę, bo śnieg zaczyna padać. Skandal! Wiosna i śnieg! Ale niech nikt nie myśli, że zrezygnuję z szyfonowej sukni! Wystar czająco dużo będzie jej widać spod kurtki! Dzisiaj jest sobota, więc nie idę do szkoły. Mama jeszcze śpi. Jak zwykle o tej porze. Mama jest aktorką. Skoro do późna pracuje, to potem musi się wyspać. W soboty także gra, bo aktorzy mają dzień wolny tylko w poniedziałki. Być może dlatego tata rozszedł się z mamą, że niemal nigdy nie mogli być razem. Tata wykłada na Akademii Sztuk Pięknych. Nie jest malarzem. Wykłada historię sztuki. Jest cudowny! Mama też jest cudowna, ale trochę szalona, a tata jest bardzo wyciszony. Gdybym miała ich do czegoś porównać, to mama jest jak wzburzone morze, a tata jak przezroczyste jezioro w upalny dzień. Oczywiście jezioro na Kaszubach, bo tu są najpięk niejsze jeziora na całym świecie! Nie rozumiem, po co ludzie jeżdżą za granicę, żeby zobaczyć jeziora w Alpach, czy gdzieś tam jeszcze, skoro te nasze są po prostu cudowne! Tak naprawdę to nie wiem, dlaczego moi rodzice się rozstali, ale przecież w żadnym wypadku nie mogłam ich o to zapytać. To są ich sprawy osobiste. Chyba wszyscy czulibyśmy się szalenie skrępowani, gdyby doszło do takiej rozmowy. W ogóle nie porusza się tego tematu i tak jest lepiej. Przypuszczam, że oni o tym rozmawiali, zanim tata się od nas wyprowadził, a ja nawet nie zdążyłam zauważyć, że dzieje się coś niedobrego, bo nigdy w domu nie słyszałam żadnych kłótni, zresztą zawsze byłam zajęta swoimi sprawami. Po prostu pewnego dnia, rano, zapytałam mamę: - Czy tata już poszedł na wykład? Bo zrobiłam śniadanie, a jego nie ma. Na co mama odpowiedziała: - Tata już nie będzie mieszkał z nami. Wracając z wykładów, wstąpi po swoje rzeczy, wtedy poda ci nowy adres. Zrobiło mi się strasznie smutno, ale nie powiedziałam ani słowa. Mama także nie miała wesołej miny. Pomyślałam, że teraz ja będę musiała się nią zaopiekować, bo mama jest jak dziecko. Chyba w ogóle nie wie, na jakim świecie żyje. Ciągle tylko zajmowała się tym swoim teatrem, a tata załatwiał wszystkie praktyczne sprawy. Mieszkamy z mamą na Źabiance. Źabianka to jest nazwa osiedla między Sopotem a Oliwą. Tu jest kilka szkół, rodzice jednak zapisali mnie do Społecznej Szkoły w Oliwie. Nie mam pojęcia dlaczego. Ale jestem bardzo zadowolona z tej szkoły. Nie jest taka wielka jak inne, oprócz tego mamy najmilszą w świecie panią od polskiego. Jest prawdziwą poetką, taką, której poezje można kupić w księgami, a przy tym jest fajna i nic a nic nie nadęta i dałabym sobie głowę uciąć, że też się ubiera w "ciuchami", bo zawsze ma jakieś zwariowane suknie do kostek, przeważnie czarne, a do tego kolorowe bolerka albo luźne kasaki, w każdym razie nie ubiera się jak nauczycielka, tylko jak prawdziwa artystka. Strasznie mi imponuje! Chyba nawet jestem w niej trochę zakochana. Dlatego trochę, że bardziej jestem zakochana w Grześku. Grzesiek absolutnie o tym nie wie! Pewnie bym padła trupem, gdyby się domyślił. Udaję więc, że go w ogóle nie zauważam. Wystarczy mi, że ja jestem zakochana. To takie przyjemne! Mogę sobie wyobrażać, jak idę z nim do ślubu, oczywiście w welonie i białej sukni z trenem, który pełznie po piasku nad morzem, bo jasne, że pójdziemy zaraz po ślubie nad morze, żeby wrzucić do wody mój ślubny bukiet. To nie jest żaden miejscowy obyczaj, tylko mój własny pomysł. Niektórzy składają bukiety u stóp jakichś bohaterów przy pomnikach, a ja swój wrzucę do morza, za tych wszystkich, którzy na morzu zginęli. Dobrze, że mój tata nie jest marynarzem, bo chyba za młodu bym osiwiała ze zgryzoty, że on także może kiedyś nie wrócić. To, że nie będzie z nami mieszkał, nie jest takie straszne, bo przecież mogę się z nim spotkać, kiedy zechcę, w każdym razie jest i będzie żywy. Zanim poszliśmy (w myślach) z Grześkiem nad morze, ja w białej sukni i w welonie, to najpierw pojechaliśmy do ślubu bryczką, zaprzężoną w cztery białe konie! U nas na Wyścigach można wypożyczyć bryczkę z końmi i woźnicą. Już widziałam młode pary w takich bryczkach, więc nie jest to wyłącznie mój oryginalny pomysł; niestety, ktoś już wcześniej wymyślił to za mnie, ale przecież jeszcze nieraz będę mogła zadziwić Grześka oryginalnymi pomysłami, zanim się zestarzejemy. Jestem pewna, że Grzesiek jest moją prawdziwą i ostatnią miłością! Kiedyś nie widziałam świata poza Czarkiem, ale to było strasznie dawno, chyba jakiś miesiąc temu. No i jak go zobaczyłam w takiej idiotycznej czapce, w której wyglądał, jakby mu pół głowy brakowało, to się od razu odkochałam. Grzesiek by czegoś takiego w życiu nie założył! Nawet w największy mróz chodzi bez czapki! Bo Grzesiek jest prawdziwym mężczyzną! Oczywiś cie Grzesiek chwilowo jeszcze nie wie, że wyjdę za niego, bo jak wspominałam wcześniej, nie ma pojęcia, że się w nim kocham. Nikomu o tym nie powiedziałam, nawet Aśce. Znam życie i wiem, że żadna dziewczyna nie utrzyma tajemnicy, nawet najbliższa przy jaciółka. Ja bym nigdy nie zdradziła czyjejś tajemnicy, no ale ja to jestem ja. Tata uważa, że drugiej takiej dziewczyny, jak ja, nie ma na świecie. Nie powiedział mi tego całkiem wprost, ale od czego ma się inteligencję? Z różnych jego półsłówek mogłam się tego domyślić. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego w takim razie nie poszłam do taty, gdy rodzice się rozstali? Jak mogłabym coś takiego zrobić? Przecież mama też za mną przepada! Strasznie by cierpiała, gdybym ją zostawiła. Jest słabsza od taty i trzeba to brać pod uwagę. Tata jako mężczyzna musi być przygotowany na ciosy. Nawet mnie nie próbował namawiać, abym jego wybrała; dobrze wiedział, że mamie by serce pękło. Oni sobie wzajemnie dobrze życzą, a że się rozstali? Widocznie tak musiało być. Kocham ich jednakowo. , Mama się zbudziła. Zawsze można to poznać po jej pokasływaniu. Już milion razy próbowała odzwyczaić się od palenia i nie potrafi. Nawet hipnoza nie pomogła. Mama wydała na to niezłe pieniądze i nic! Za te pieniądze mogłabym sobie kupić szafę ciuchów! Wystarczyłoby, gdyby mnie posłuchała. Tłumaczyłam jej, że papierosy to straszna trucizna. Powiedziała, że wie o tym. A jednak w dalszym ciągu pali. Chyba nie zależy jej na życiu, ale mnie zależy, aby ona żyła! Wiem, że wszystkie moje tłumaczenia to jak rzucanie grochem o ścianę, więc już nic nie mówię, tylko zaraz rano szykuję jej szklankę ciepłej wody z miodem, żeby wypiła, zanim zapali pierwszego papierosa. Ze szklanką wody z miodem weszłam do pokoju mamy; stała przed lustrem i wpatrywała się w siebie, jakby w ogóle nigdy nie widziała swojej twarzy. Podałam jej szklankę, a mama, krzywiąc się w lustrze, powiedziała: i - Obrzydliwość! Wyglądam jak pomięty liść szpinaku, po którym w dodatku przejechał traktor! - Chyba oszalałaś?! - krzyknęłam. - Wyglądasz jak zawsze ślicznie! Nie bądź próżna i nie dopraszaj się o komplementy! Wolno mi było tak z mamą rozmawiać, ponieważ od zawsze ustaliłyśmy, że jesteśmy kumpelkami. Oczywiście nigdy w tym nie przesadzam, kumplujemy się jedynie w drobiazgach i dotyczy to tylko sposobu zwracania się do siebie, a nie jakichś istotnych spraw. No, chyba żeby chodziło o papierosy; to jest istotna sprawa, ale właśnie w tym wypadku mama mnie po kumplowsku lekceważy i robi swoje. Mama napluła na lustro, ale tylko symbolicznie, wykrzywiła się jeszcze bardziej i powiedziała: - Nie będę sobie psuła dnia z powodu kilku zmarszczek. Mam to w nosie! W kąpieli nawet zmarszczki się rozmywają. Daj tę wodę z miodem! Wypiję i pędzę pod prysznic, żeby się odmłodzić! Tymczasem przygotuj mój cynamonowy garnitur i cytrynową bluzkę! Ty się też ubierz! Zabieram cię ze sobą do teatru! Uwielbiałam chodzić z mamą do teatru. Nawet wolno mi było siedzieć na widowni podczas próby na scenie. Siedziałam na końcu sali, skąd wszystko świetnie widać i słychać. Uważałam, że to jest lepsze niż prawdziwe przedstawienie. Właściwie to było jak przedstawienie w przedstawieniu, bo aktorzy mówili swoje role, a równocześnie reżyser biegał, nieraz szarpał się za włosy, krzyczał, przestawiał aktorów na scenie, oni często spierali się z nim i tak na zmianę, raz grali, a raz prowadzili ze sobą i z reżyserem jakąś wojnę. Można było pęknąć ze śmiechu. Ja pękałam, ale cichutko, żeby mnie nie wyrzucono z sali. Dla nich to było szalenie ważne, a dla mnie bardzo śmieszne. Nie zawsze siedziałam na sali, czasami wolałam posiedzieć w bufecie teatralnym; to jest taki bufet tylko dla aktorów i wszystkich, którzy pracują w teatrze, a nie dla publiczności. W bufecie aktorzy siedzą, czekając na swoje wejście na scenę, często grają w kości albo oglądają telewizję, ale najczęściej rozmawiają ze sobą i niekiedy tak zabawnie, że gdybym była pisarką, to bym wszystko opisała. Po prostu nie mieści się w głowie, że te różne przygody mogły się im przytrafić. To są zabawne zdarzenia i aktorzy prześcigają się w opo wiadaniach, zupełnie jakby chodziło o wygraną: kto opowie coś najbardziej zabawnego, ten bierze pierwszą nagrodę. Kiedyś siedziałam w bufecie, bo byłam trochę głodna, więc zamówiłam sobie dwie parówki z chrzanem. Całe szczęście, że tego dnia nie zdążyłam zjeść w domu śniadania i dopiero zamierzałam] je zjeść w teatrze, bo dzięki temu posłyszałam tak zabawną historię/ że kilkakrotnie o mało nie zadławiłam się ze śmiechu gorącą parówką. Opowiadał ją pewien aktor, którego wszyscy w teatrze nazywali profesorem, bo on podobno miał własne, naukowe podejście do wszystkiego, a zwłaszcza do gry w kości. Przytoczę całe to opowia danie, tak jak je pamiętam, słowo po słowie. Posłuchajcie, co mówił: - Pamiętacie Gazdeczkę? - zwrócił się profesor do obecnych. Nikt nie pamiętał, więc profesor wyjaśnił: - Nazywaliśmy go Psem, bo dwa zęby miał wystające jak kły psa. Artystą był takim sobie, ale lubił zarobić. On by nie przepuścił żadnej chałtury, a w swoim czasie chałturzyło się sporo. Ja nie. Uważam to za coś poniżej godności aktora. Ale Pies był psem na chałtury. Żadnej by nie ominął. Potrafił tak sobie rozłożyć czas, że wszędzie zdążył; trochę tylko skracał każdy występ i już mógł jechać na następny. Aż tu jednego razu trafiła mu się strasznie "tłusta" impreza, święty Mikołaj dla dzieci stoczniowców, z zarobkiem, o jakim nie mógł nawet nigdy marzyć. Ale w tym samym czasie był umówiony z pewną szkołą, w której ciągle występował, i mowy o tym być nie mogło, aby im nawalił. Tego się pogodzić nie dało, bo impreza w szkole była już dużo wcześniej zaklepana, a tu stoczniowcy o tej samej godzinie chcieli mieć występ, bo im żaden inny termin nie pasował. Więc Pies dopadł mnie. Dlaczego mnie? Bo wiedział, że ja go nie wygryzę z chałtur w szkole, co by może każdy inny zrobił, a ja, wiadomo, chałtur nie brałem. Pies przyszedł do mnie i błagał, żebym go zastąpił i był świętym Mikołajem w tej szkole. Tylko jeden raz! Nie chciałem się zgodzić, ale on mi zagroził zerwaniem przyjaźni, a prócz tego tłumaczył mi tak: "To nie jest nic trudnego! Wkładasz na siebie kostium świętego Mikołaja, mówisz kilka wierszyków, które każdy aktor zna, potem wręczasz podarki i bierzesz forsę. I jeszcze napiszą dziękczynny list do teatru, że raczyłeś uświetnić swoją osobą tak znakomitą imprezę". Za Boga nie chciałem się zgodzić i tłumaczyłem mu: "Człowieku! Zrozum! Ja nigdy nie grałem Mikołaja! Jeżeli już się coś robi, to trzeba to zrobić dobrze. Nie mam żadnego pomysłu. Weź kogoś innego. Dzieciaki muszą coś z tego mieć, zapamiętać, 10 że był u nich Mikołaj... To musi być coś ekstra! A ja się do tego nie nadaję". Wtedy Pies się zezłościł i wrzasnął: "Nie bądź świnią! Cała szkoła czeka na Mikołaja! Worki prezentów przygotowane! Chcesz, żeby przez ciebie dzieciaki nie miały żadnej radości? Zresztą powiedziałem już dyrektorce szkoły, że ty za mnie wystąpisz, bo mnie wypadło nagle coś w filmie. Trzeba było zełgać... Już wpisali twoje nazwisko jako Mikołaja. Masz tu kostium, adres, idź tam z pół godziny wcześniej, wbij się w szaty świętego Mikołaja i zasuwaj! Scenariusz imprezy Mikołajowej zna każde dziecko, więc o co chodzi? Tekstu nie potrzebujesz się uczyć, powiesz byle co własnymi słowami, zgarniesz forsę i zapomnisz o całej aferze!" - wcisnął mi w rękę tobołek z kostiumem i już go nie było. Myślałem, że zdechnę ze strachu. Pojęcia nie miałem, co zrobię. Liczyłem na cud. Może w ostatniej chwili coś mi przyjdzie do głowy... W każdym razie nie było innego wyjścia, więc powlokłem się do tej szkoły. Już za progiem oczekiwały mnie dwie zdenerwowane damy; straszne! Wyglądały jak postacie z ilustracji Adamsa; długie, czarne, niesamowite! Może z tego strachu takie mi się wydawały? Te "rysunki Adamsa" powlokły mnie krętymi schodami na pięterko. Przechyliłem się przez balustradę i zobaczyłem w dole ogromną salę gimnastyczną, chwilowo jeszcze pustą. Na środku stał ozdobny tron dla świętego Mikołaja. Powiem wam, że zadrżałem na widok miejsca mojej kaźni. "Rysunki Adamsa" wprowadziły mnie do małego pokoiku i na chwilę się oddaliły, nie wiem dokąd i w jakim celu, ale było mi to obojętne; cały czas kłębiły się we mnie myśli: "Co mam zrobić jako święty Mikołaj, bo że coś niezwykłego trzeba zrobić, to rzecz pewna. Być tylko zwykłym Mikołajem każda łajza by potrafiła, a ja w końcu uważam się za artystę". Przebrałem się w kostium świętego i właściwie byłem gotowy na wszystko, tylko jeszcze nie wiedziałem na co. Wtedy wróciły "rysunki Adamsa". "Adams" z czarną, postrzępioną grzywką zapytał, czy oprócz tronu, który już jest, święty Mikołaj życzy sobie czegoś jeszcze? Drugi "Adams", z cienkim, długim nosem i w okularach z bardzo grubymi szkłami, dodał: "Może pan mieć wszystko, cokolwiek przyda się dla urozmaicenia imprezy". 11 Nie wiem, jaki diabeł mnie podkusił, żeby powiedzieć: ; "Święty Mikołaj zjeżdżający po poręczy i wypuszczający z worka "Potrzebny mi jest żywy kot!" , a! Jak to wpłynie na morale młodzieży?" - dodał swoje oburzenie "Dwa Adamsy" porozumiały się zdziwionym spojrzeniem, ald "drugi Adams". ychmiast odezwał się pierwszy "Adams": "T] ' i-i i ' - j-, . imcuy iiię ZCIZIWli natychmiast odezwał się pierwszy "Adams": "Kot będzie za chwilę. Czy coś jeszcze?" "Nie. Tvllcn lnł" T.- - głowie... "Niestety, sprawa ta musi się oprzeć o dyrekcję pańskiego teatru" - oświadczył "pierwszy Adams". /'~/-"7trT*Tł <--"" " ------- - ł ..." -" -" v/.t u u.y icł..-Ję pansKiego teatru --... y >.us jeszcze.''" - oświadczył "pierwszy Adams". "Nie. Tylko kot". - Już mi pewien pomysł zaczynał chodzić p( "Oczywiście o wynagrodzeniu za taki skandal nie może być wie- mowy! - zawołał drugi Adams. - Przecież to całkowity upadek W bardzo krótkim czasie "Adamsy" przytaszczyły tłustego kultury! Długo będziemy musiały nadrabiać te straty!" czarnego kota. _ \ tak się to skończyło - westchnął profesor. - Nie wiem jak "Teraz proszę mnie zostawić samego - poprosiłem. - Najlepie kto, ale ja uważam, że w pracy aktora potrzebny jest zapał i inwencja. jeżeli panie zejdą do dzieci. Za pięć minut rozpoczynamy imprezę". W każdym razie nie będę już nigdy rzucał pereł przed wieprze! To "Adamsy" bez słowa podreptały schodami w dół, a ja władowałem był mój pierwszy i ostatni taki występ. kota do worka po kostiumie, zawiązałem mocno, aby bestia się nie Akurat kiedy skończył opowiadać, moja mama zeszła ze sceny, wyrwała, zarzuciłem worek na plecy, wybiegłem z pokoiku i nie bo była przerwa w próbie. Zapytała, czy się nie nudzę? Jak mogłam zastanawiając się wiele, dosiadłem poręczy schodów, po której się nudzić? Teatr to absolutnie najbardziej niezwykłe miejsce na zjechałem w dół, oczywiście koziołkując przy upadku. Powiem wam, świecie! Jeśli się kiedyś okaże, że mam talent, także zostanę aktorką czterdzieści pięć minut trwało uspokajanie dzieciaków, tak im się i oczywiście nie będę brała żadnych chałtur. ten numer podobał! Worek z kotem postawiłem obok, a sam wsko- To wszystko, o czym mówiłam, działo się wcześniej, nie w dniu czyłem na tron i odstawiłem kilka wierszyków Brzechwy, zastosowałem moich urodzin. Przypomniało mi się teraz, kiedy szykowałam dla przy tym styl, w jakim grałem postać Gąski w "Weselu Figara". mamy cynamonowy garnitur, bo wtedy też go miała na sobie. Mama Gąskę miałem w jednym palcu! Graliśmy to przecież ze sto razy. ubiera się bardzo szykownie. Wie, jak dobrać kolory i w ogóle. I we Wiadomo, jak się gra Gąskę... Robi się łamańce palcami, rękami, wszystkim wygląda ślicznie. Jak tylko się spojrzy na nią, to od razu głową, grzbietem... Jednym słowem - paralityk. Jak już wyczerpałem widać, że jest artystką. Bardzo jestem z niej dumna. repertuar Brzechwy, to złapałem worek i krzyknąłem: Oczywiście z taty także jestem dumna. I nawet z Basi, z którą "A teraz! Moi kochani! Worek z prezentami od Mikołaja!!" tata teraz mieszka. To w ogóle jest okropnie zagmatwana historia. - i wypuściłem kota. Tym razem uspokajanie oszalałej ze szczęścia Tata/ wyprowadzając się, zostawił mi adres i powiedział, że będzie dziatwy trwało jeszcze dłużej, mieszkał u Basi w Sopocie. Na koniec pozostało już tylko wywoływanie nazwisk i rozdawanie Basie znałam, bo kiedyś robiła scenografię do telewizyjnej sztuki, podarków. Impreza trwała trzy godziny, a normalnie taką rzecz w której mama grała. Basia jest malarką, portrecistką, ale od czasu odwala się w pół godziny. Byłem cholernie dumny, kiedy kroczyłem do czasu robi scenografię dla telewizji. Basia jest blondynką, a mama za "Adamsówkami" do pokoiku na górze, gdzie miałem odebrać lst czarna. Basia nie pali, mówi mało i bardzo cichutko, w przeci- sute wynagrodzenie. Nie uwierzycie, co się stało... Zza biurka wieństwie do mamy. Być może na scenie mama przyzwyczaiła się wpatrywały się we mnie groźne "ilustracje Adamsa", łajając mnie do głośnego mówienia. Przecież nikt by jej nie słyszał, gdyby mówiła niemiłosiernie, tak cichutko jak Basia. Lubię bywać u Basi w pracowni. Mogę całymi "Czy pan wie, co pan zrobił?!? - zachłysnął się z oburzenia godzinami siedzieć i patrzeć, jak maluje. Czasem zastanawiam się, pierwszy Adams. - Pan zbezcześcił postać świętego Mikołaja!" ezy przypadkiem nie zdradzam mamy, zwłaszcza kiedy niechcący 12 13 przytulę się do Basi. Z mamą się nie przytulamy, tylko się kumplujem ale przecież przepadam za mamą! To wszystko jest strasznie trudne! I nie wiem, czy uczciwe? Przecież Basia jest drugą kobietą taty, d której odszedł, zostawiając mamę. Gdy zbliża się godzina, kiedy tata ma wrócić z wykładów, Basi przerywa malowanie, nakrywa stół, zawsze jakąś przepiękną ręczni haftowaną serwetą, rozkłada talerze i sztućce, kładzie na stole jak] choćby maleńki kwiatek, w kuchence mikrofalowej już się wszystk grzeje, tata wchodzi, myje ręce i natychmiast zasiadamy do stoh Jemy, śmiejemy się, gdy tata opowiada, co zabawnego działo się n uczelni. U Basi nic się nie zdarza, bo co ma się zdarzyć przy malowa niu? Myślę, że Basia by sobie nie życzyła żadnych zdarzeń; musi by skupiona, gdy maluje. Potem Basia wraca do swojej pracy, tata kładzi się na kanapie i czyta gazetę, a ja odrabiam lekcje. Czasem Basii przerywa pracę i idziemy we trójkę nad morze. Tata żąda ode mnii sprawozdania ze wszystkich tych dni, gdyśmy się nie widzieli, ji opowiadam o różnościach, o szkole, o Aśce, o wszystkich moici koleżankach i nauczycielkach, staram się tylko jak najmniej mówii o mamie, bo wiem, że Basi byłoby może głupio słuchać, gdy wychwa lam mamę, że pięknie wyglądała albo że bosko zagrała jakąś rolę Mamie też nie opowiadam, jaka Basia jest słodka i jak miło jest u nie w domu, bo znowu mamie byłoby głupio słuchać o Basi. Boże! Że te; cały ten ciężar życia musiał spaść na mnie! Byłoby mi o wiele łatwie żyć, gdybym nienawidziła Basi, ale nie mogę! Każda z nich jes cudowna na swój sposób i wiem, że obydwie mnie kochają. Ja pc prostu jestem zdrajczynią! Z Basia zdradzam mamę, a z mamą Basie Tata ma lepiej, bo nie musi bywać i u mamy, i u Basi, jest tyłka z Basia i na tym koniec. On się nie musi czuć zdrajcą. Na tyni rozstaniu rodziców to ja najgorzej wyszłam. Rozłożyłam na krześle mamy ubranie i sama poszłam się przebrać, Gdy mama wróciła z łazienki, już na nią czekałam, całkiem ubrana. Mama spojrzała na mnie zdumiona. - Bardzo dziwnie się ubrałaś - zauważyła. - Czy to jakiś najmodniejszy fason? Bo nie jestem na bieżąco z modą - dodała. - Nie oglądasz w telewizji pokazów mody? - oburzyłam się. - To przecież ostatni krzyk mody w tym sezonie! Przeźroczystej szyfony i buty traktory! l 14 - Skoro ostatni krzyk mody... - zgodziła się mama. - Obyś tylko nie odmroziła sobie jakiejś części ciała... Poczekasz w bramie, a ja podjadę samochodem pod sam dom, tak będzie bezpieczniej. Podejrzewałam, że mamie nie podoba się moja kreacja, więc zaczęłam się dopytywać: - Czy twoim zdaniem to nie jest szykowne? - Moje zdanie się nie liczy. Skoro tobie się podoba... - A tobie się nie podoba? - naciskałam. - Pamiętam sprzed lat bal gałganiarzy... Widziało się tam takie stroje. Być może jakiś projektant mody zrobił powtórkę z tamtych czasów, bo nie miał pomysłu na nic nowego. Z moim zdaniem możesz się nie liczyć. Ja bym tego nie założyła, ale ja przecież jestem dorosła, a to, jak zgaduję, jest młodzieżowa moda? - Zgadłaś. To jest młodzieżowa moda. Byłam zła na mamę. Sprawiła mi zawód. Myślałam, że będzie się zachwycała moim wystrzałowym strojem. Mama, robiąc makijaż, uśmiechała się w lustrze do mnie. - Nie naburmuszaj się tak - powiedziała. - Mogę mieć chyba swoje zdanie? Być może to jest prześliczny strój, ale nie żądaj ode mnie, abym kłamała i zachwycała się. Mnie się nie podoba, ale przecież nie ja w tym wyjdę. - Nie pójdę dzisiaj z tobą do teatru - powiedziałam. - Chciałabym trochę poparadować po Źabiance w mojej szałowej toalecie. - Chcę, żebyś mi coś załatwiła w Gdańsku - odezwała się mama. - Za trzy dni premiera. Na nic innego nie mam czasu ani głowy. Jest coś do załatwienia, więc liczę na ciebie. "Mama ma premierę i do niczego nie ma głowy" - pomyślałam. "Nic dziwnego, że zapomniała o moich urodzinach. Mama nigdy nie obchodziła swoich urodzin i pewnie dlatego dla niej nie jest to ważne. To tylko ja sobie wydaję się taka ważna". - Dobrze - powiedziałam - ale jadę ubrana tak, jak jestem! Dzisiaj szczególnie zależy mi na tym, aby wyglądać szałowo! Mama nie zwróciła uwagi na te słowa, chociaż moim zdaniem, powinna zapytać, dlaczego właśnie dzisiaj chcę wyglądać szałowo. kończąc makijaż, zaczęła powtarzać rolę. Teraz już w ogóle nie wracała na mnie uwagi. Ubierając się, także cały czas była zajęta 15 powtarzaniem roli. Mamie pół życia schodziło na powtarzaniu ra ię we mnie mężczyźni nie kochali, znaczyłoby to, że jestem mamą a drugie pół na graniu tych ról. Nawet kiedy już było po premier; ktorką. i choćby się grało setny raz to samo przedstawienie, mama zawsz - Nie wystarczy ci, jeśli cię będą tylko podziwiali? przed każdym spektaklem powtarzała rolę, którą miała tego dnia eral - Nie. Niech sip wp mmo l-h T,I/ - 1-'- "' Wydawało sip io' *''''-'"-); - - .-- -. . oainu przeastawienie, mama zawsz przed każdym spektaklem powtarzała rolę, którą miała tego dnia gra Wydawało się jej, że jeżeli nie nnwf-r <" - -T- .. ,,Juty .i, jcsii '-'ę1-1 i-yio podziwiali;' - Nie. Niech się we mnie kochają. Jak już będę starą aktorką, dzie mi musiał wvsf-an-7vr nni-ifiw --""z,aia i uię, Którą miała tego dnia gra - Nie. Niech się we mnie kochają. Jak już będę starą aktorką, Wydawało się jej, że jeżeli nie powtórzy, to z całą pewnością w jakin >ędzie mi musiał wystarczyć podziw. miejscu zapomni tekstu. Ja nie wiem, jak można tak żyć? Przecie - Nie wspominaj mi o starości! Ja już od dzisiaj zaczynam się trzeba mieć trochę czasu na jakieś zwyczajne przyjemności. Czasem a 'żuć staro... żal mi było mamy, ale mama wcale nie wyglądała na nieszczęśliwe Powiedziałam to tylko, żeby usłyszeć pytanie mamy, dlaczego mówiła, że teatr to jest całe jej życie i że nawet oddycha teatren aczynam się czuć staro akurat od dzisiaj. Może by sobie wtedy mogłaby żyć bez powietrza, ale bez teatru nie. Być może ja takż tfzypomniała, że właśnie skończyłam trzynaście lat. Ale mama nie podobnie będę czuła, jeśli zostanę aktorką. Tylko czy nią zostanę wróciła uwagi na moje słowa. Nagle zajęła się wyprzedzaniem Pojęcia nie mam, co w przyszłości z sobą zrobię. Czasem chciałabyr akiegoś samochodu, przy czym trochę złorzeczyła: zostać malarką, tak jak Basta, a czasem znów nauczycielką i poetką, ta - Diabli mnie biorą na tych niedzielnych kierowców! Wlecze się jak nasza pani polonistka. Dobrze, że mam w czym wybierać, o i tylko zawala drogę! Powinno się wlepiać mandat za taką Poszłam z mamą na parking, gdzie stał jej stary samochód. Mam ilamazamą jazdę! już zapomniała, że kazała mi czekać w domu. Biegła przede mną Przed wiaduktem na zaspie musiałyśmy się zatrzymać, bo właśnie wrzucając po drodze numerek do budki pana parkingowego. Z dalekłrzechodził pochód studentów 7 haełarm .r ",.,-- --~ krzyknęła "dzień dnhn7" ""-i--- ' - ""-*"" "" -zeKac w domu. Biegła przede mnąj Przed wiaduktem na zaspie musiałyśmy się zatrzymać, bo właśnie wrzucając po drodze numerek do budki pana parkingowego. Z daleki )rzechodził pochód studentów z hasłami przeciw przemocy. Coraz krzyknęła "dzień dobry", ale parkingowy nie miał zamiaru poprzesta vięcej w Polsce takich pochodów. Mama spojrzała na mnie z prze- na tak krótkim powitaniu; wybiegł z budki i machał do mamj ażeniem. wymiętym beretem. _ gg, Każdego dnia umieram z obawy o ciebie! - powiedziała. - Dzień dobry! Co tak dzisiaj pędzimy? Chyba się teatr nie pali' - Ten chłopiec, który zginął, też miał matkę, która może czekała na - wołał do mamy i aż zakasłał się ze śmiechu, tak zabawny wyda uego ze śniadaniem, niczego nie podejrzewając. Jak ona to przeżyła?!? mu się jego żart. wszystkie matki przeżywają podobne tragedie?!? Nawet nie mam - Niech pan nie wywołuje wilka z lasu! - odkrzyknęła do niege pojęcia, przed czym cię przestrzegać? Młodzi ludzie giną w tak ma. - Co ja bym zrobiła, gdyby się mój teatr spalił? niezwykłych, tak niespodziewanych okolicznościach. Ktoś snhip - Ja bym pani wybudował nnw i-t-i - mu się jego żart. XT" ł -", "ua z. losu: - odkrzyknęła do nie mama. - Co ja bym zrobiła, gdyby się mój teatr spalił? - Ja bym pani wybudował nowy teatr! - żartował w dalszy ciągu parkingowy. - Znam cio ł-"---' -- -Jt-, f.- ym >-iył-n-,y,- -- ""l,..1.1-.- _-.---- _--1--- --l . 1 ' J--- - Jesi maro - oświadczyłam. Już przebrana, po cichutku otworzyłam ciężkie żelazne drzwi Miałam nadzieję, ze teraz już mama przypomni sobie o moi i weszłam za kulisy. Umiałam się poruszać w ciemnościach za kulisami, urodzinach, ale nic podobnego. Właśnie skończył się pochód i mai tak aby nie trącić żadnego fragmentu dekoracji, które tam były stłoczo- ruszyła z miejsca. Powiedziała, że się denerwuje, żeby się nie spóźi ne. Właściwie to najbardziej lubię to, co jest poza sceną, czyli za na próbę. Zaczęłam się zastanawiać, czy mama z całą pewność kulisami. Wszystko jest tak niesamowicie tajemnicze! Ktoś, kto nie jest ak się trzęsie o mnie i czy bardzo jej na mnie zależy, skoro i obeznany z teatrem, mógłby się nawet przestraszyć, bo na przykład stoi może sobie przypomnieć o moich urodzinach, mimo iż kilkakrotr sobie olbrzymi, wypchany niedźwiedź z obnażonymi kłami, a nad nim starałam się JCJ to podpowiedzieć. sznurach kapliczka albo kryształowy żyrandol. Zależy, co się uojechałyśmy na parking przed teatrem. Mama kazała mi pój będzie grało i do czego będą potrzebne elementy dekoracji. Nad sceną o uretu i zaczekać tam na nią, a tymczasem szukała dogodne ze wszystkich stron jest żelazny balkon, tam są umieszczone różne miejsca dla ustawienia samochodu, reflektory i mnóstwo stalowych lin, które służą do podnoszenia i opusz- weszłam do bufetu i zdębiałam! Tłum aktorów stał przy drzwiac czania dekoracji. Te liny sięgają aż pod podłogę. Za kulisami panuje azdy miał przypięty do ubrania okrągły kartonik z wymalowar specyficzny, teatralny zapach: szminek, pudru, perfum, zmieszany rzynastką i moim imieniem i każdy miał w ręku bukiet kwiatów z zapachem zakurzonych kotar, kleju, farb i drewna. Trzeba bardzo Ja Sopotem okazało, w każdej wiązance było tych kwiatów właśn ostrożnie poruszać się za kulisami. Aktorzy często muszą przebiegać zynascie. Mama weszła także z bukietem i z kolorowym pakiecikiei z jednej strony sceny na drugą i uważać, aby nie trącić stłoczonych tam przewiązanym ogromną wstążką; pewnie przechowała to w portierń przedmiotów. Nieraz nawet przechodzą na czworakach, jeśli akurat wszyscy odśpiewali mi teraz "sto lat" i zaczęli mnie ściskać i calowa w danej scenie dekoracja jest niezbyt wysoka, a na przykład za c .a moja mama! Jak ona potrafiła cały czas udawać, że n kotarami w ogóle przejścia nie ma, bo dekoracja na to nie pozwala. pamięta o moich urodzinach! W pakieciku była przecudna spódnic Stanęłam z boku za kulisami i przez szparę między kotarami lhl y blezer ł pięć par "olorowych pończod patrzyłam na scenę. Nie chciałam wchodzić na salę, bo tam siedział aklcn które mają gumkę i sięgają tylko za kolano. Przy spódnic podczas prób reżyser i chociaż nie bronił mi siadywać na końcu mmi to wygląda po prostu bosko! l sali tn tpan n, r., - - i--- ---l ------ - Przyjrzyjcie się starej matce! ma /"\i..- - - - ;nic podczas prób reżyser i chociaż nie bronił mi siadywać na ". _ n ."- ;. r.* r--" Łou: gg ggp postanowiłam się nie kręcić, bo był wyjątkowo mama zy)rzy)cle slę stareJ matce! ~ powiedziała moja roześmian wściekły. Myślę, że każdy reżyser się wścieka przed premierą. Może o trzyna' omoja c0 ozyła trzynaście lat, a ja jesteś trochę ze strachu, czy premiera dobrze wypadnie, a może z prze- Przez m af s arsza.' . pracowania. Odkąd bywam w teatrze, a bywam, odkąd pamiętam, wiec ws ega on "P10)61 zapowiedziała, że rozpoczyna prób czyli od małego dziecka, zawsze wszyscy reżyserzy szaleją z nerwów kwiatów T p0 ł1 na scenę/ a Ja zostałam w bufe, pośród mórz. przed każdą premierą. Tego dnia sprawa poszła o węża zaskrońca... i z tym oszałamiającym prezentem. Natychmiast pobiegłam d( Tak! Daję wam słowo! W przedstawieniu grał prawdziwy zaskroniec! 18 przed każdą premierą. Tego dnia sprawa poszła o węża zaskrońca... Tak! Daję wam słowo! W przedstawieniu grał prawdziwy zaskroniec! 19 Mama wnosiła go w szklanym, trójkątnym naczyniu. Wygląd, przecudnie i równocześnie niesamowicie z tym wężem. Miała dłu karminową suknię, bardzo bladą twarz, co przy jej czarnych włosac było jeszcze bardziej fascynujące. I ten wąż!... Brakowało trzech di do premiery, a właściciel węża zatelefonował do teatru, że wąż m zapalenie płuc i chwilowo nie może wystąpić. Reżyser dosłown oszalał! Krzyczał na panią scenograf, że jego nic nie obchód. choroba węża, w sztuce ma być wąż i na tym koniec! Pani scenogn obraziła się i powiedziała, że zaangażowano ją do przygotowani scenografii, a nie do leczenia węża. Reżyser nie chciał tego słucha( Uparcie żądał węża. Pani scenograf zatelefonowała do właściciel sklepu, skąd pochodził chory wąż, i spytała, czy nie mają innegi zaskrońca, ale nie mieli. Był jeszcze tylko wąż boa, który jednaL w żadnym wypadku nie mógłby się zmieścić w szklanej skrzynce Chory zaskroniec popsuł mi trochę trzynaste urodziny, bo wszysci zaraz po próbie zaczęli szybko wychodzić z teatru, żeby tylko nii spotkać się ze zdenerwowanym reżyserem, i nikt już nie pamięta teo o świętowaniu mojej trzynastki. Tylko mama pamiętała. - Podwiozę cię do taty - powiedziała. - Będzie szczęśliwy, ż jesteś wcześniej; dłużej się nacieszy twoją obecnością. Ja zabiorę t, góry kwiatów do domu i zdrzemnę się przed wieczornym spektaklem1 Jeszcze nie skończyłam grać jednej roli, a równocześnie muszę się szykować do następnej... Straszny jest los aktora, ale nie zamieniłaby! go na żaden inny. Mama zatrzymała samochód przed domem Basi, machnęła m ręką na pożegnanie i odjechała. Rozdział II Mama, Basia, tata i ja na dokładkę Dom Basi jest obrośnięty dzikim winem, a w maleńkim ogródku wokół domu Basia sadzi mnóstwo kwiatów. Nie ma tam żadnych klombów, tylko wymieszane różne kwiaty, jak w wiejskich ogródkach. 20 "racownia jest na pięterku. Jedna ściana pracowni to spadzisty, szklany dach. Środek tego dachu można podnosić za pomocą żelaznego pręta. Na dole jest kuchnia, dwa pokoje i łazienka. Podłogi z drewnianych desek bardzo ładnie pachną pastą. Taty chyba jeszcze nie było, bo gdy zadzwoniłam do drzwi, to chwilę czekałam, aż Basia zeszła z góry, z pracowni. Stanęłam w otwartych drzwiach i dosłownie rozdziawiłam gębę, bo już w przedpokoju, nad drzwiami do saloniku, na złotym sznurku wisiały kolorowe kartoniki z trzynastką pośrodku. A w salonie, na sztalugach, ogromny portret, na którym byłam najprawdziwsza ja, tylko o wiele ładniejsza! Na tym portrecie miałam rozwiane włosy, jakby mi je wiatr przed chwilą poszarpał, i niemal fruwała moja szyfonowa suknia, a z tyłu było morze. Nie mogłam nic z siebie wydusić, bo mi się ze szczęścia płakać nagle zachciało, chociaż nie jestem beksą. Bez słowa uściskałam Basie, ale dlaczego Basia płakała, tego już nie wiem. W końcu oczywiście i ja się rozbeczałam i tak nas zastał tata, który wkroczył z ogromnym bukietem, tak wielkim, że się nie chciał zmieścić w żadnym wazonie. Musieliśmy wsadzić kwiaty w wiadro. Szybko z Basia powycierałyśmy oczy rękawami, a tata podniósł moją brodę, pocałował mnie w czubek nosa i patrząc mi w oczy, powiedział: - Witaj, moja trzynastoletnia staruszko! Nie licz na żadną przemowę. Nie jestem dobrym mówcą. Chyba nigdy nie zapomnę tych urodzin! Nie wyobrażam sobie, aby można było coś jeszcze ciekawszego i milszego wymyślić. Moi rodzice uważali, że trzynaście lat to wiek, kiedy dziewczyna zaczyna już być panienką. Potem jest ważne szesnaście lat, gdy się jest prawie dorosłą, i osiemnaście, gdy osoba całkowicie dorosła dostaje dowód osobisty. Tego dnia byłam naprawdę szczęśliwa, mimo że zaczynałam się starzeć. Portret był cudowny, ale nie chciałam go zabrać do domu, bo przecież przypominałby mamie nie tylko mnie, ale i Basie. Nie wiem, czy mama czuła żal do Basi, że zabrała tatę, może nawet Basia wcale go nie miała zamiaru zabrać, może to mama chciała, aby tata odszedł, i w końcu mogło jej być wszystko jedno, do kogo odszedł, ale pomyślałam, że każda kobieta, jeżeli nawet sama rzuca męża, to w głębi duszy nie lubi tej, która ją zastąpiła. Oczywiście 21 to są tylko moje przypuszczenia, bo przecież ja jeszcze czegoś takie Rozdział III nie przeżyłam. Gdybym kiedyś rzuciła Grześka, co jest raczej ni prawdopodobne, i gdyby on potem w kimś się zakochał, to by Tak królewską parę wyciągnięto za uszy była wściekła! Powinien mnie kochać do końca życia! Nawet rzucon komnat królewskich No tak, tylko najpierw musiałby się we mnie zakochać. Jeszcze m nie dałam żadnej szansy, bo przecież nie wie, że ja jestem w nil zakochana... Trudno. Poczeka! Teraz nie mam czasu, bo chcę przeczył, o straszne' Na świecie wiosna, a ja muszę tkwić w domu, bo Jeszcze raz "Kłamczuchę" Małgorzaty Musierowicz i napisać refera iałam zapalenie płuc. Czuję się już absolutnie dobrze, ale jeszcze na lytut referatu jest wprost wariacki: "Co mnie najbardziej zastanowił ' mam zwolnienie lekarskie, więc mama nie pozwala mi wyjść. w przeczytane) lekturze". Boże złoty! Wszystko mnie zastanawiaj -o jutro będę mogła pójść do szkoły. Jest poniedziałek, czyli Oczywiście najbardziej mnie zastanawiała miłość, ale pewnie wszystk yeń wolny od pracy w teatrze. Mama próbuje zająć się pracą dziewczęta rzucą się na ten temat, a ja chcę być oryginalna. Pomyśl omową- w pralce kotłuje się pranie, a mama odkurza dywan o tym. Tymczasem zastanawiam się, co zrobić, aby nie zabra . swoim pokoju portretu do domu i przy tym nie sprawić przykrości Basi? Chociaż elektroluks strasznie warczy, słyszę, że ktoś dzwoni do Basia albo jest ogromnie mądra, albo niechcący przyszło jej t wi biegnę więc otworzyć. Wchodzą trzej koledzy mamy, których na mysi, bo gdy już miałam wychodzić, powiedziała: teatru: Janek, Jurek i Igor. Jestem z nimi "na ty", bo mi to sami l aulmko, oczywiście portret jest twój i możesz go wziąć z sob. iedyś zaproponowali. Powiedzieli, że nie cierpią, jak się do nich mówi ale gdybyś wolała, mech na razie zostanie tutaj, tak żeby twój tat jku" a słowo "pan" jest zbyt oficjalne, zresztą są zdania, że wszyscy mógł sobie na ciebie patrzeć, gdy cię nie ma z nami... dzi ludzie powinni sobie mówić "ty", no a przecież ja jestem młoda, Uczywiscie, ze chcę, aby tata mógł się we mnie wpatrywać oni uważają siebie za młodych. I dobrze. Bardzo mi to odpowiada. Jeszcze gotów zapomnieć, jak wyglądała jego córka, zanim został y świecie artystów żyje się swobodniej niż wśród innych ludzi trzynastoletnią panienką! Niech się tata mną napawa do wól naprawdę nie rozumiem, dlaczego dawniej artyści byli uważani za W swoim czasie zabiorę portret. Gdy wyjdę za mąż, moje dziec .orszych i to do tego stopnia, że nawet nie wolno ich było chować będą piszczały z zachwytu: "Ach! Jakaż prześliczna była nasz y poświęconej ziemi! Moim zdaniem, aktorzy są o wiele lepsi od mama, gdy miała tyle lat co my! Nam daleko do urody mamy!... nnych bo się nie puszą i nie udają świętych, tylko są tacy, jacy są. Jak Trzeba przyznać, Basiu, że mnie upiększyłaś! wi moja mama "mają serce i duszę na talerzu". l\ic podobnego! Jesteś sto razy piękniejsza niż na tym portrecie Mama przerwała odkurzanie dywanu i zapytała, czy ma zaparzyć Ale, ale_ Czyżbyś się wybierała za mąż, skoro mówisz o dzieciach (awę Wszyscy trzej odpowiedzieli, że właśnie po to przyszli, bo - Chwilowo jeszcze nie. Ale warto być przygotowaną na przyszłość yybierają się na chałturę, na jakąś wieś, ale zanim wyjadą, chcieliby Będę miała dużo dzieci! Lepiej, żeby się biły ze sobą w domu ni; ,ię napić kawy i jeśli się uda, naciągnąć mamę na małą pożyczkę, z innymi dziećmi na podwórku. A jak podrosną, zapiszę je wszystki, ,o nie mają pieniędzy na benzynę. OJeJ ,'' " - Nigdy w życiu nie widziałam was z pieniędzmi! - zaśmiała Wycałowałam Basie i tatę i z ogromnym bukietem kwiatów ,ię mama. - Jak wam się udaje żyć, zawsze bez grosza? pomknęłam do kolejki przez zatłoczoną ulicę Monte Cassino. Bylair _ Ba< Nas to także szalenie dziwi! - odpowiedział Tanek. szczęśliwa, ze Basia wyrał-nwała ~ 1-1- ... -_.-_. .ą\. ly.Łu.iiic ł-aaamo. Dylaila szczęśliwa, że Basia wyratowała mnie z kłopotu i że nie będą musiała pchać mamie przed oczy portretu. I 22 - Ba! Nas to także szalenie dziwi! - odpowiedział Janek. - Ale najważniejsze, że oddajemy pożyczone pieniądze - wtrącił pl/ 23 - Oczywiście niechętnie oddajemy - dodał Igor, WSZYSCY yacT-płicn-i-ir c;" /.-- '- *' i zapytała o chałturę. T 1 _, -_.- .nuLic uuuajemy - dodał leor l r 1 - 1 , -i -r , i Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Mama pożyczyła im pienia J Na ten dzień speqalnie zamstalowano w sali gimnastyczne) małe łpytała o chałturę, """odium wypożyczone z remizy strażackie], gdzie niekiedy odbywały się - Jedziemy Z "misia ł-pah-alna" A ...;-;-i . , . A7VfitePV kńłpk rpryf-atnrsidrh alhn młnrl7ip'7m*rpi r>r)<-ioc->Ł>-t3i.xi-.ŁŁ i.Ł.i-1; ą u PJLUDŁU K.iaii.ai.unc: i uiu- -- -.* L. iJLu pt/icLiićic' - zaczęłam hłao mamę. - To by mi się szalenie przydało! My też przerabialiśmy it"1"'1 A "Y' Niech się Grzesiek schowa, chociaż wydawało mi się temat i mogłabym sobie go przypomnieć i utrwalić w pamieT07 źe mkt me ma P16 oczu mż on- powiem wprost: byłam Przecież już się czuję zupełnie dobrze, a i tak nie jpsf-pm u~oorażona iak piorunem! Nie wiem, czy jeeo też poraziło, ieśli tak. to nie .ai i mogłabym sobie go przypomnieć' i utrwaficwTamiel107 że mkt me ma PY oczu mż on- Powiem wprost: byłam Przecież już się czuję zupełnie dobrze, a i tak nie jestem w szko wrażona piorunem! Nie wiem, czy jego też poraziło, jeśli tak, to nie To by było niczym lekqa i nie marnowałabym czasu W samochód; iał P sobie mc P03- Ustawił dla mnie krzesło obok krzesła pani z całą pewnością się nie przeziębię! Ty sobie spokojnie posprząta zy110' a sam usiadł w pierwszym rzędzie na samym środku, bo nie będę ci się plątać pod nogami. Zgódź się! r q - ,bok drugiego chłopca, który też był wart zainteresowania. W całym - Moim zdaniem. Paulina ma rację - powiedział Igor - O "ży"'1 rzędzie siedzieli wyłącznie chłopcy. będzie pogłębiać wiedzę o teatrze dworskim, a ty o metoda< Y ""PB miała sie uź zz' pa"! nauczycielka przedstawiła sprzątania w ekspresowym tempie, gdy nikt nie plącze się pod nogan aktorów ł powiedziała, że wyjaśnią oni, na czym polegała istota Mama była ubawiona. " teatru dworskiego, a potem zagrają fragmenty sztuk, takich, które - Jak wy potraficie w mgnieniu oka zrobić ze mną co chcec właśnie grywało się w dworskich teatrach. I dodała, że liczy na to, - wyciągnąć ode mnie pieniądze i przypodobać się mojej córce E że młodzież nie przyniesie wstydu szkole i z uwagą wszystkiego końca życia będziecie mieli jej wdzięczność! Już zaczęła bzików, wysłucha i obejrzy występ. z nudów, a tu taka gratka! Wycieczka samochodem z panami artystan Teraz J""* miał powiedzieć kilka zdań wprowadzających. Janek - Mamo! Jesteś cudowna! - krzyknęłam i pobiegłam przebrać s [ or czekali spokojnie, aż Jurek wszystko objaśni. Wówczas powinni w moje najlepsze ciuchy. Ale mama postawiła warunek: się włączyć i zagrać wybrane fragmenty. Jurek stanął na środku Pojedziesz w spodniach i swetrze. Po pierwsze, chodzi o two podium i szeroko gestykulując, zaczął mówić: zdrowie, a po drugie, nie chcę, abyś się wyróżniała w pWra,-l - Prc.o c,, ",,i,_,;. ". "."-, -.-i-<- - - i-.i---r cł-i-*-\*l'- -l-' _J-_n i awenze. ro pierwsze, chodzi o two zdrowie, a po drugie, nie chcę, abyś się wyróżniała w ekstrawaganckie strojach; dziewczynkom z tej wieiskipi c-rh' ---i-i- _-""_, yicu suoą szpanować, ale żel to robić w obcej szkole na wsi, to by było bardzo nie na miejsci Pojechaliśmy. Szkoła nie bvła dwa n"-"'" -- ------ * "--Ł "v Ł_-t--t.AvtAAjlł-/ f-iU-ŁJIl tŁl\JVVl\-- - Proszę sobie wyobrazić, że jesteśmy właśnie na królewskim nr7P 1'rnl 7ar>rricił Ł-r>morli'aT-itATA7 '>I->TT ,->,-,1-1; ,,, i."~i.--- . , ,. o- --- -"">-/ "uyo oii? wyrozmata w ekstrawaganckie! -Proszę sobie wyobrazić, że jesteśmy właśnie na królewskim strojach; dziewczynkom z tej wiejskiej szkoły mogłoby być przykr dworze... Król zaprosił komediantów, aby pokazali swoje teatrum hybanie chcesz przed nimi zadzierać nosa? ' z okazji imienin najjaśniejszej królowej pani. Komediantami będziemy Nie pomyślałam o tym. Oczywiście, że się zwyczajnie ubiol oczywiście my, a wszyscy na sali to świta królewska: damy dworu, zgo zi am się z mamą i w dodatku nie dla świętego spokoji panowie szambelanowie, rycerze, jednym słowem - znamienitości aprawdę wcześniej nie przyszło mi to do głowy. W mojej szkol dworu! Oczywiście pośrodku sali królewskiej siedzą na tronie król to ln?eso; wszys e "fyy się przed sobą szpanować, ale żeb i królowa! - Tu Jurek zdjął z głowy wypożyczony wcześniej z kos- roDic w obcej szkole na wsi, to by było bardzo nie na miejscu! tiumerni tpah-alnpi kanpln -, rlłnmm ,Arorv. , ,.r "i.ł;" "--i roiechalilo/'iał Tn/łw - --- -' w "y "y 10 oardzo nie na miejscu tiumerni teatralnej kapelusz z długim piórem i w ukłonie przed ojechahśmy. Szkoła nie była duża. Dzieciaki zgromadzono w sa parą królewską zamiótł nim po podłodze, aż kurz poleciał. Ukłon gimnastycznej Wszyscy przynieśli swoje krzesła z klasy i poustawiali jj składał przed chłopcami, którzy akurat siedzieli pośrodku, czyli w szeregi. Ich pani od polskiego siedziała w pierwszym rzędzie nj przed moim przecudnym efebem i jego nieco brzydszym kolegą. samym brzegu. Nim się spotkanie zaczęło, wstała, aby móc objął Zauważyłam yp nań, nanripll "ioeł. się z krzesła i ze zmar-wzrokiem cała Tnłnrlio., A-T.--I- -i -' . , .1 51'y r r ------ -J- , . - r---&" '=uidia w pierwszym rzędzie ni przed moim przecudnym efebem i jego nieco brzydszym kolegą. ym brzegu. Nim się spotkanie zaczęło, wstała, aby móc obją Zauważyłam, że pani nauczycielka uniosła się z krzesła i ze zmar-wzrokiem całą młodzież. Miała dziwnie zatroskaną minę. j szczonymi brwiami spojrzała na chłopców, którzy kopali się po 24 25 kostkach i tylko z trudem usiłowali się nie śmiać. Teraz Ju przycisnął kapelusz do serca i z Jeszcze większą uniżonością i pok< zwrócił się do "pary królewskiej": - Najjaśniejsza pani! Najjaśniejszy panie! Oto przed was tronem i w waszej najjaśniejszej łaskawości zostanie za chi odegrane teatrum, napisane specjalnie przez wielkiego poetę na c' najpiękniejszej królowej! "Królewska para" przy tych słowach nie wytrzymała niei zsunęła się z krzeseł, kwicząc ze śmiechu. _ _" ..u.cu- chwc Nirna sensu 'wyliczać; bo jest Fego tyle, że gdyby mama t usz1 W' Poprowadziła prz. yć z każdego takiego zaproszenia, musiałaby nic Podium p y Iy róała się i szepnęła w kierunl< mego nie robić, tylko jeździć z imprezy na imprezę. Czasem, jeśli - Naimnmiri ' r, st coś szczególnie ciekawego, mama mi proponuje, żebym wykorzys- iuź bezTspoko,? P1- prosz kontynuować. Tera oproszenie. Najciekawsze są spotkania w Dworku Sierakow- A/T- n -i kich w Sopocie Myślę, że spotyka się tam cała elita Sopotu. Byłam uszyto SłoTmy"1, przepadła! ywleczon0 ją z sali z m "70 Dograni sLych zabudowań Sopotu i bardzo mi bZnvA niespz r16 w żydu więc P00- znam ale edv e0 zobaczvłam nr7vma "" uuit- hnycn niespodzianek... Za to Grzesiek miał wyoc;". '-- - r iak hv cio T,.---" Rozdział IV ijedynek z Syberią" - autor zawrócił mi w głowie Mama często dostaje zaproszenia na różne imprezy. Właściwie ie ma dnia, aby jakiegoś zaproszenia nie było w skrzynce na listy. to na wystawę rzeźby, a to na promocję czyjejś książki, wystawę )tografii, spotkanie z poetami, koncert organowy, balet eksperymen-ilny... Nie ma sensu wyliczać, bo jest tego tyle, że gdyby mama iciała skorzystać z każdeeo takieeo 7anrr>s7-pmfl mnciałałw r, J.ULH w aopocie. Mysie, że spotyka się tam cała elita Sopotu. Byłam uszy! To mi dało do myślenia aata! vvywleczon0 z sali 2 m na wystawie fotografii starych zabudowań Sopotu i bardzo mi bolesnych niespodzianek. Za'to (Szesier-!""16 w zyduwięc< i? podobało. Znam Sopot, ale gdy go zobaczyłam oczyma artysty Jak by się wypadki potoczyły, gdyoy len mcTdTnS M0 w1; Ia&a' wydał mi się me tylk0 PW' ale wręcz niezwykły! kochać kogoś, kogo się widziało wiSzonZ u O ?NO/ a1 mi dał0 d0 myślenia- chyba każda rzecz może róźme wyglądać; Wróciliśmy do domu późnym popołudniem M,.0"1 - - < aleźy t0 od osobv/ która na nia Datr7v r7v]\ nlp "" """ WVSnr7ał-ay> - - z,yiv e(ivbv n- -y togratika, wydał mi się nie tylko piękniejszy, ale wręcz niezwykły! kochać kogoś,'kogo się widziało wleczonego z" iT N,0' a1 b mi dał0 d0 Inyślenia- chyba każda rzecz może róźnie viw' WróciUśmy do domu późnym popołudniem Ml. me' 'Y to od osoby/ która na nią PBY' czyli nie ma P1''1 wysprzątane i mama czytała książkę Zjedliśmy wsr"2 y )czywistych' ty0 sa Prawdy indywidualne... Hm... pewnie zaczynam zasiedli do brydża a ia podłam L c "Yy obiad, on , się myśleć, jeżeli się nad takimi sprawami zastanawiam. o życiu. Było czyn mśle; SiłI prwoys\ takim razie może tylko mnie Grzesiek wvda.p . .--- naprawrla <-. ;-4----> . 7 . " _.--_-- -- *t/- AY/-ŁŁA w y AĄU-aL./ która na nią patrzy, czyli nie ma prawd -, -y- -n- ' ~ -"Dczywistych, tylko są prawdy indywidualne... Hm... pewnie zaczynam zasiedli do brydzaaTapo', ?' ZJedllsmy wszyscy obiad' or iczyć się myśleć, jeżeli się nad takimi sprawami zastanawiam. o życiu. Było'c> czymJ mśe FT v takim razie może tylk0 mnie Grzesiek wydaje się taki wspaniały naprawdę tą jedyną.?0brakoLTo a m; Jes Y7 Może ilma d21 w ogóle S0 nie - tak chłopaku, którego wyw eczono 2' slę w tyn ak IB nie B"1 PB kamieniczek Sopotu. przeznaczył ije rGrzeTka AFw' SmZeTT \le właściwie t0 nawet lePie Gdyby wszystkie dziewczyny uw jest z moim charakterem; jestem' niestara w,iculTh g( eśka za ósmy cud świata/ t0 ja moźe nie miałabym u nleg0 nikogo zauważać oprócz Grp P le powlnnan dnych szans? Chociaż jeśli ma dobrze w głowie, to powinien znowspotkamZgTkTo - - nie jestem taka jak inne. Moim zdaniem wyglądam wtedy? Jeżeli oddajemy serce jednemu chłopcu, reszta świata n kowo! . ,_ . . powinna dla nas istnieć. Doprawi .,. -l- m(a T3T""" --- -1-""-1- - T . - J iuguy na królewicz z b, Mam nadzieję, ze na trzynastolatkę. A -, r r -,-,""' "'" "ic ai jeszcze piękniejsze oczy, i cdi, pt/rS/Sri0-"52'8 - "fNi.d.wno n,.., dos... u zapenie do Dworku S,. T"" - - ' "jrakowskich na spotkanie z człowiekiem, który samochodem przebył Jacała Europę i nnnrypy łwio Al.c K.--- J-.---I--I - n'y)4IJ. i życie, w ogóle nie zamieniliśmy ze sobą ai vspólnie wydalibyśmy tę książkę. Trzeba tylko zmienić tytuł. Szkoda, słowa. Oczywiście kupiłam książkę, bo można ją było kupić na miejsci ;e nie można już jej nazwać "Pojedynek z Syberią". Mam sporo l pan Koperski wpisał mi autograf. Niestety, jest już niezbyt widoczna zasu na myślenie, bo Grzesiek jeszcze nie poskładał samochodu bo go prawie zupełnie scałowałam. Grzesiek chwilowo jest w odstawo Jeszcze się ciągle osobiście nie znamy. Ja wiem, kim on jest, i on Każdego wieczoru poświęcam co najmniej pół godziny przed zaśnie '"yba też wie, kim ja jestem, ale jeszcze nie mieliśmy okazji rozmawiać ciem na podróż po Syberii z moim ukochanym Romualdem. Pozwalać :e sobą. Mieszkamy w tym samym bloku, tyle że nie na tej samej się gryźć tym samym komarom, które jego gryzły. Nawet je zapraszał atce, ale na ogół większość ludzi z bloku wie trochę o sobie, do siebie; niechaj przynajmniej w komarze połączy się nasza krew Naszcza jeśli chodzi o młodych, bo starsi to zawsze robią jakieś Jestem gotowa zginąć w bagnach tajgi, trzymając za rękę mego bohater 'eregiele i wolą żyć tak, aby nikt o nich nic nie wiedział. 28 29 A jednak nadszedł dzień/ gdy poznałam się z Grześkiem! było w sobotę, w naszym Samie z wózkami-koszykami. Wszys wózki były zajęte i tłok był okropny, tylko Grzesiek trzymał wła ostatni koszyk-wózek, kiedy weszłam do sklepu. Stanęłam f. oknie i czekałam, aż ktoś zwolni wózek/ wtedy Grzesiek n zauważył i powiedział: - Weź mój wózek. Ja mogę poczekać. Nie śpieszy mi się. - W żadnym wypadku! Dlaczego miałabym ciebie pozbaw wózka? S - Dlaczego nie? I nie pozbawiasz mnie; sam ci go proponuj Nie wiem, jak długo trwałaby ta rozmowa, gdyby właśnie zwolnił się drugi wózek. - No i już jest w porządku - powiedział Grzesiek. - Ty mi wózek i ja mam wózek - i przepuścił mnie przed sobą. j Myślałam, że nie będę w stanie zrobić zakupów, bo głowę miał pełną Grześka. Nie mogłam się spodziewać, że się tego dnia spotka i poznamy, i to w tak niezwykłych okolicznościach! Ktoś móg powiedzieć, że nie było w tym nic niezwykłego, ale ja się będę upier przy swoim; to było nadzwyczajne! Przecież gdybym pięć mii później wyszła z domu, całe to wydarzenie nie miałoby miejs Grzesiek byłby już wewnątrz sklepu i nie miałby okazji zaproponow mi swojego koszyka. W dodatku teraz jechał z wózkiem obok mr( w tę samą stronę, do stoiska z dżemami, i też wybierał niskosłodzo. dżem malinowy. Wszystkim kierowała ręka losu! Nawet nie zauważ łam, jak zaczęliśmy gawędzić. On mówił, że robi zapasy na wypad< gdyby mu się udało naprawić samochód, wtedy wyruszyłby w dale podróż. Z miejsca go zapytałam, czy nie myśli przypadkiem o wypi wie samochodowej przez Syberię, i opowiedziałam o spotkaniu z p nem Koperskim. Wspomniałam, że mam książkę o tej wyprawie, i z autografem samego pisarza, i z przyjemnością mogę mu ją pożycz) jeżeli tylko miałby ochotę. Powiedział, że bardzo chętnie o czymś taki przeczyta, i umówiliśmy się, że wieczorem spotkamy się przy jej samochodzie i ja mu przyniosę książkę. Mało nie padłam trupem z wrażenia. Gdy wróciłam do doi natychmiast przyszykowałam książkę, ale był jeden kłopot -scałowana strona z podpisem autora... Grzesiek może mnie zapyl w ilaczego autograf jest taki niewyraźny. Wpadłam na pomysł, żeby tvylać odrobinę kawy na tę stronę. Powiem, że kot trącił filiżankę, kiedy czytałam książkę. Grzesiek nie musiał wiedzieć, że nie mamy kota. Gdybym się przyznała, że całowałam podpis autora, bo się w nim zakochałam, mógłby pomyśleć, że nie warto ze mną zaczynać, bo jestem niestała w uczuciach. A przecież gdyby mi wcześniej powiedział, że mu na mnie zależy, to nie próbowałabym nawet zakochać się w kimś innym. Teraz wszystko się zmieniło. Nawet rue spojrzę na innego chłopaka! Kocham tylko Grześka!!! Rozdział VI Babcia robi zamieszanie, wpadając do nas jak bomba 30 l Pewnego razu babcia wpadła do nas, dosłownie jak bomba! Babcia także była aktorką. Tak to już jest w rodzinach aktorskich, że ten zawód przechodzi z pokolenia na pokolenie. Babcia przed laty występowała w tym samym teatrze, w którym teraz występuje mama. Ale, jak mama mówi: "Babcię zawsze nosiło po świecie", więc ją w pewnym momencie wyniosło z Gdańska, grała w różnych teatrach, aż osiadła w Gnieźnie. Z dawnych lat jeszcze kilku aktorów zostało w teatrze w Gdańsku, reszta też się rozeszła po innych teatrach, a większość, jak babcia mówi: "została wymieciona ręką kostuchy z babcinej półki". Babcia przyjechała samochodem. Był strasznie powgniatany w wielu miejscach. Babcia dopiero niedawno skończyła kurs jazdy i ciągle jeszcze zmaga się z samochodem. Mówiła, że nie ufa tej żelaznej bestii, której w każdej chwili może coś dziwnego wpaść do łba. Była przekonana, że każdy samochód ma własny rozum, a na pewno jej samochód jest nie tylko myślącą, ale i złośliwą bestią. Potrafił, na przykład, bez żadnego, zdaniem babci, powodu zatrzymać się i nie drgnąć, tarasując jakieś skrzyżowanie. Babcia w takim wypadku wychodziła, biorąc wszystkich kierowców za świadków. - Patrzcie, państwo! - mówiła. - Jakie to złośliwe bydlę! Rozkra( się na środku drogi! Przecież nie klęknę przed nim i nie bę błagała, aby ruszył! Wtedy zawsze ktoś z kierowców pomagał jej zepchnąć samoch( na pobocze, podwoził babcię do punktu naprawy, a tam już pomj drogowa załatwiała, co trzeba. Naprawiano uszkodzoną część i baba znów mogła puszyć się za kierownicą, aż do następnego wybry podstępnego auta. Mama zapytała babcię: - Co ci wpadło do głowy, żeby w ogóle zasiadać za kierownic W tym wieku? Jesteś szalona, moja droga matko! - Wszystkiemu winien jest mój biały lis - wytłumaczyła babą - Diabeł mnie podkusił, żebym sobie kupiła białego lisa. No, mo; nie diabeł. Ubłagała mnie koleżanka, która miała właśnie tego lis a nie miała pieniędzy. Datków nie daję, więc kupiłam lisa. Faradu w nim pewnego słotnego dnia, aż tu jak mnie ochłapie przejeźdżają< samochód! Mówię wam! Lis był cały w błotnych piegach! Dała go do czyszczenia, ale nie mogłam go narażać na dalsze przykrość Właściwie lisowi kupiłam samochód, ale że lis nie mógł prowadzi ja musiałam zrobić prawo jazdy. No i tak już zostało. - Babciu, a nie lepiej było nie zakładać lisa, gdy była słotr pogoda? - zapytałam. - Nie musiałaby babcia kupować samochód! z którym babcia ma tyle kłopotów. - Moje dziecko. Kłopoty są dla ludzi. Wolę mieć kłopoty z samq chodem niż na przykład z pamięcią. To nieprawdopodobne, jak nJ starość paskudzi się pamięć. Kiedyś przez moment nie mogłam sobij przypomnieć, jak się nazywa kaloryfer... Cały czas przychodził n na myśl kalafior! Zgroza! - To jak babcia zapamiętuje rolę? - Jak? Wbijam ją sobie do głowy w dzień i w nocy i troch korzystam z systemu Staśka. Stasiek potrafił rozpisywać rolę w na bardziej nieprawdopodobnych miejscach: na ścianach dekoracj w denku kapelusza, na rekwizytach, a nawet na mankietach koszul Do dzisiaj to robi, i to tak sprytnie, że nikt się nie orientuje. Acł Ten Stasiek! Co u niego słychać? - zapytała babcia. - Podobn znowu się ożenił. Ten to ma zdrowie! Najbardziej lubiłam jeg 32 32 ierwszą żonę: Sabinę, tę, z którą ma syna Igora. I pomyśleć, że '01 wyrósł na świetnego aktora! Wspaniały był w serialu telewizyjnym ?adio romans". Ciekawe, czy córka Igora, Kasia, też zostanie dorką? Podobno już ćwiczy ukłony przed lustrem. Wiecie, że Igor ko dziecko, całkiem małe, był już tak sprytny, że mnie potrafił ,zukiwać! Płaciłam mu za wyprowadzanie mojego psa, a on psa rzywiązywał do drzewa i grał sobie w piłkę. Jak go spotkam, ydrę mu z gardła te stracone pieniądze! I to z odsetkami! - Babciu! Nie wstyd by ci było przypominać dorosłemu czło- dekowi o dziecięcych przewinieniach? - Dla mnie to jakby było wczoraj. Wszystko dla mnie jest jak czoraj. Pamiętam, jak się zakochałam w reżyserze Mincu... Myślałam, ' zwariuję z tej miłości! - Och! Babciu! Opowiedz mi o tym! - Zakochałam się w nim z powodu zamszowej czapeczki. Minc ył wspaniałym reżyserem i całkowicie szalonym człowiekiem. ojechaliśmy kiedyś z teatrem do Szwecji. Grało się "Matkę" Wit- acego. Minc to reżyserował, ale był pełen najgorszych myśli. ważał, że wyreżyserował beznadziejnie i sztuka z całą pewnością adnie. Jęczał na ten temat cały czas już w autokarze, którym chaliśmy do Świnoujścia, aby tam wsiąść na prom do Szwecji. linc miał na głowie zamszową czapeczkę z daszkiem. Wyrywał 'łosy spod tej czapeczki, był to gest rozpaczy, właśnie na temat stuki, która, jego zdaniem, w Szwecji padnie. Co się działo w sa- iej Szwecji, to aż zgroza wspominać. W czasie prób Minc nie tylko yrywał włosy spod zamszowej czapeczki, ale niemal płakał. gdy zobaczył za kulisami wypchanego sępa, uznał to za zapo wiedź całkowitej klęski. Był bardzo przesądny. Tłukł się pięściami o zamszowej czapeczce i lamentował: "Po co ja się dałem namówić na wyjazd z tą sztuką?!? Wszyscy le grają! A ja źle wyreżyserowałem! Będzie skandal! Trzeba było ompromitować się w kraju! Nie przeżyję międzynarodowej kom-romitacji!" Sztuka odniosła w Szwecji niebywały sukces. Minc pęczniał ze zczęścia i gładził się po zamszowej czapeczce. Nie tylko sztuka się odobała, ale i czapeczka reżysera wzbudziła zachwyt w pewnym Szwedzie z obsługi sceny. Bardzo chciał odkupić od Minc szorując szczotkami, pies usiłował ogryźć nam pięty i nieprzytomnie czapeczkę i płacił tyle, że Minc mógłby sobie za tę sumę kupi "adał. Z jakiegoś powodu psy nie lubią oglądać ludzi stojących na najmniej dziesięć takich czapeczek w Polsce. On jednak uparł [rabinie. że jej nie sprzeda. Bardzo byliśmy zdziwieni, bo w tych czai Janio wrócił i oświadczył, że w całym Trójmieście nie znalazł w Polsce nie żyło się lekko. Minc czapeczki nie sprzedał, gdyż nafej farby. Zdobył jedynie farbę w kolorze poziomki. Zgodziłam na to duma narodowa nie pozwalała. ; na poziomkę, zwłaszcza że ściany były wymyte. Potem przez "Nie będę wobec Szwedów robił z siebie żebraka, który hand] glfca lat żyłam jak w poziomkowym budyniu. czym się da" - powiedział. - A co mama na to? Jak mamie się podobał poziomkowy kolor? Nam wszystkim głupio się zrobiło, bo większość z nas sta - Mama była u babci. Studiowała aktorstwo. Z Krakowa do się czymś zahandlować. Minc urósł w naszych oczach na bohal gdańska niezły kawał drogi, i to ja raczej odwiedzałam twoją mamę, A ja patrzyłam na mego i na tę rdzawą, zamszową czapeczl i nie ona mnie. Dzięki temu oszczędziłam jej przebywania w poziom- Wydał mi się taki wzniosły i piękny! Zakochałam się w r cowych luksusach. Teraz macie dobrze. Możecie sobie wymalować Niestety, bez wzajemności, nieszkanie na każdv kolor... - Och! Babciu! W kim się jeszcze kochałaś? - próbowałam dowiedzieć. Ten temat bardzo mnie interesował. - No wiesz... Nawet już nie pamiętam. Ciągle się w kimś kochał. - Nie wierzę, żebyś nie pamiętała. - Mówię ci, że mam kłopoty z pamięcią - wymigiwała się bab - Daj babci spokój - powiedziała mama. - Musi odpocząć i męczącej podróży, i - W żadnym wypadku! - sprzeciwiła się babcia. - Przede wsz tkim muszę pójść do teatru i spotkać się ze starymi znajom} Z moim ukochanym laniem' W Tar .- - ' ' .-- .-. auiJsat- się ze starymi znajoma Z moim ukochanym Janiem! W Janiu się nie kochałam, bo aki w tym czasie kochałam się w kimś innym, ale przyjaźniliśmy zawsze. Nigdy nie zapomnę, jak mi wymai.ł ~-i-' nieszkanie na każdy kolor... - To były bardzo dziwne czasy. Może nawet ciekawsze niż teraz - powiedziałam. - Oszalałaś?!? - babcia aż zatrzęsła się ze zgrozy. - Myślisz, że nogłabyś mieć tyle ciuchów, co obecnie? I to za bezcen! - Ale było tylu ciekawych ludzi! - Teraz także są ciekawi ludzie - powiedziała mama. - Babcia na dar opowiadania i dlatego wszystko wygląda ciekawiej. Babcia o tym, co teraz się dzieje, potrafiłaby bardzo ciekawie opwie-zieć. - Ja wolę słuchać o tym, co było. Babciu, opowiedz o dziadku! - Och! To krótka opowieść. Dziadek był cudowny, ale zrobił mi aszne draństwn- hn umarł Min ,-ii*Trłw ,~ -;- _-.;--_< _ __ _,__" v * Ał-ŁAŁ- W U.ŁJ1.U. -,, .. .lo uu.iyi.ii, aie przyjaźniliśmy - Och! To krótka opowieść. Dziadek był cudowny, ale zrobi zawsze. Nigdy nie zapomnę, jak mi wymalował pokój na ko straszne draństwo, bo umarł. Nie zdążyłam się nim nacieszyć. poziomkowy. Mogłabym słuchać babci całymi godzinami, ale babcia wpadła - Na poziomkowy kolor? - zdziwiłam się. - Nigdy nie widział, ak bomba i wypadła jak bomba. Zadzwonili do niej, żeby natychmiast pokoju w takim kolorze. vracała, bo ma szansę za duże pieniądze zagrać w reklamówce - Ja także. Ale to działo się w czasach, gdy niemal niczego l ) kruchych ciasteczkach. Babcia postanowiła robić karierę w reklamie. można było w sklepach dostać. Kupowało się to, co było. Jął chciała zdobyć pieniądze na kupno nowego samochodu, który stwierdził, że mój pokój, który był zresztą całym moim mieszkanie nogłaby zacząć znowu ro7.hiiać ma ściany niemal czamp urrma"--"""" ~- i--1 i .-_.". /wwcuu snę ro, co było. JałKhciała zdobyć pieniądze na stwierdził, że mój pokój, który był zresztą całym moim mieszkanie nogłaby zacząć znowu rozbijać. ma ściany niemal czarne, wymagające odmalowania. I Janio postanoi osobiście te ściany wymalować, abym nie musiała wydawać pienięd na fachowca. Janio znał się na wszystkim. Wyruszył na poszukiwał farby, a mnie i mojej przyjaciółce Ali kazał wymyć ściany. Porna nam jej pies. Gdy stałyśmy na drabinie, chlapiąc mydłem po ściana 34 35 Rozdział VII To już nie żarty! Zaczęłam chodzić z Grześkie Już od dwóch tygodni chodzę z Grześkiem. Grzesiek jest pierws; chłopakiem, z którym chodzę. Już byłam zakochana, ale jes2 nigdy z nikim nie chodziłam. Grzesiek powiedział, że też jesz nie chodził z żadną dziewczyną, bo nie miał czasu, a poza t uważał, że dziewczyny są głupie, i chyba nigdy nie zdecydow. się, żeby z kimś chodzić, gdyby nie poznał mnie. On jest zda że oprócz mnie nie ma w naszym osiedlu żadnej dziewczyny, z ki można by poważnie porozmawiać, tak jak ze mną. On nawet lubił czytać książek, dopóki mnie nie poznał. Teraz czytamy te są książki i potem o nich dyskutujemy. Zapisaliśmy się do nas osiedlowej biblioteki. Właśnie w bibliotece niby przypadkiem spotykamy, a potem idziemy na przechadzkę nad morze. Nie chcer żeby cała ulica wiedziała, że ze sobą chodzimy. Koledzy Grześka to straszne dzikusy i mogliby wyśmiewać z niego, że chodzi z dziewczyną, jak jakiś amant filmowy. Nie ch żeby z mojego powodu bił się z nimi, albo nawet stracił kolego Nam wystarczą te krótkie chwile, które spędzamy razem. Ji cudownie! Absolutnie o wszystkim mogę z nim mówić i on mi rozumie. Powiedziałam mu, że moi rodzice nie mieszkają ze so i ja jestem po prostu rozdarta uczuciowo, bo i mamę, i Basie kocha i mam żal do siebie, bo powinnam chociaż trochę mniej Basie koch a nie potrafię. Grzesiek zapewniał mnie, że z tego wynika, że mi dobry charakter, a to nie moja wina, że Basia jest wspaniały człowiekiem; gdybym nie lubiła Basi, to by było niesprawiedlitt nawet niegodziwe. Jeżeli mój tata wybrał Basie, to pewnie była tej warta, a za to, że moi rodzice się rozstali, ja nie mogę być 01 powiedzialna. Nigdy nie wiadomo, jak się skomplikuje życie, gc się jest już dorosłym, dodał na koniec. Przeraziła mnie myśl, i moje życie z Grześkiem może się także skomplikować, gdy dojdzies do wieku moich rodziców. Nie powiedziałam mu jednak o tyi żeby go nie martwić. Chyba on wierzył, że nam nigdy nic takiej i /' ę nie przydarzy? Zresztą jeszcze nie wyznaliśmy sobie miłości, rążyliśmy tylko wokół tego tematu. Nawet jeszcze nigdy nie zymaliśmy się za ręce, ale daję słowo, że mnie się zawsze aż słabo >bi przy każdym spotkaniu z Grześkiem i staram się nie spojrzeć iu w oczy, bo pewnie bym zemdlała, gdyby nasze spojrzenia się wtkały. Myślę, że Grzesiek czuł to samo, bo też nigdy nie patrzył ii w oczy. Byłam szczęśliwa, że jestem z nim, a gdy z nim nie yłam, to się cieszyłam, że będę mogła go znów zobaczyć. To czekiwanie było może nawet lepsze od samego spotkania. Przepytałam w jakiejś książce, że najwspanialsze jest zdobywanie celu pokonywanie trudności. Ach! Ileż my trudności będziemy musieli okonać, zanim spełni się nasza miłość!!! Rozdział VIII Pierścionek z bursztynem w kształcie serduszka 36 Nareszcie zrobiła się prawdziwa wiosna! Umówiliśmy się z Grzes iem, że się spotkamy w parku Jelitkowskim, w kawiarni, tej ajbliżej przystanku tramwajowego. Grzesiek miał jakieś ważne ?rawy do załatwienia i nie mógł się umówić na dokładnie oznaczoną odzinę. Zamówiłam sobie pepsi-colę i spokojnie czekałam. Przy sąsiednim stoliku usiadło trzech chłopaków, którzy także miówili colę, ale ukradkiem wlewali do niej alkohol, z wyciągniętej plecaka butelki. Najpierw wygłupiali się tylko między sobą, potem spojrzeli na mnie i zaczęli robić idiotyczne uwagi, które lie były bezpośrednio do mnie skierowane, ale ja wiedziałam, o kogo hodzi. Miałam właśnie na sobie swoją skórzaną minispódnicę pomarańczowe pończochy, a ich rozmowa brzmiała następująco: [ - Wiecie, byłem kiedyś w rzeźni i widziałem, jak z jednego pelątka zdzierali skórkę, potem tę skórkę ktoś przefarbował na ;ranatowo, a potem jedna dziewuszka uszyła sobie z tej skórki pódniczkę mini - zaczął jeden z nich. 37 - O rany! - drugi udawał, że się martwi. - Czy to było j;. twoje znajome cielątko/ że ci się go tak żal zrobiło? - Nic nie mówiłem/ że mi się zrobiło żal. Tylko skoro z cielą zdjęto skórkę, to pomyślałem, że można by zdjąć skórkę z j dziewuszki. - Śmieszne jak wszyscy diabli! - ucieszył się ten trzeci. - Z< skórkę z dziewuszki i zobaczyć, jakie ma pod skórką majtasy! - Kolega po prostu czyta w moich myślach! - znowu zabrał g ten pierwszy. - Ja myślę, że majtasy są pomarańczowe, żeby pasowały koloru pończoch - powiedział drugi. - Żeby mieć pewność, trzeba by to sprawdzić - dodał trzeq - Niech każdy powie, na jaki kolor stawia, i zrobimy zakłai Potem zaraz się sprawdzi, kto wygrał... ' Zaczęłam się niepokoić, że Grześka nie ma, chociaż nie przypu czałam, aby w biały dzień i w publicznym miejscu odważyli się coś więcej niż na głupie gadanie, jednak było mi bardzo nieprzyjemi słuchać tych kretyńskich żartów. Współczuję dziewczynom, ktt z nimi chodzą; oni pewnie zawsze tak się zachowują. Jak moź być tak ordynarnym? Właściwie to trzeba się tylko nad nimi litowi jest tyle cudownych rzeczy na świecie, a oni czerpią przyjemna wyłącznie z obrzydliwych żartów, i w dodatku piją alkohol! Czyj może komukolwiek dawać radość? Nadszedł Grzesiek i ci chłopcy natychmiast wstali i szybko wys z kawiarni. Pod stolikiem zostawili butelkę po wódce. Biegli przez pai wymachując plecakami i wrzeszcząc niemiłosiernie. Jeszcze długo by ich słychać. Nie wspomniałam o niczym Grześkowi, bo nie chciała psuć sobie cudownych chwil. Zapytał, czy chcę jeszcze czegoś się napi ale nie chciałam, więc zamówił dla siebie pepsi i chwilę siedzieliśm nic nie mówiąc. Patrzyłam na morze, którego skrawek widoczny b między odstępami w wydmach. Chociaż milczeliśmy, odniosłam wraz nie, że Grzesiek jest jakiś niespokojny. Co chwilę dotykał ręką kieszon koszuli, przeczesywał palcami włosy i chrząkał, jakby mu coś zawadź to w gardle. Nagle wstał i powiedział: - Chodźmy! - I poszliśmy nad morze. Szedł pierwszy i to dosj szybko, tak że nie mogłam za nim nadążyć, bo piasek wsypywi '] 38 [ się do pantofli. W pewnym momencie poprosiłam go, aby iczekał, bo muszę wytrząsnąć piasek z butów. Oparłam się o jego mię i właśnie trzymałam but w ręce, gdy on wrzucił mi do niego nałe pudełeczko. - To nic nadzwyczajnego - powiedział. - W wolnych chwilach racuję u jednego człowieka, który robi w bursztynie... Przeważnie ierścionki i klipsy. Dzisiaj skończyłem ten dla ciebie i dlatego trochę _ię spóźniłem. Wyjęłam z buta pudełeczko. Strasznie mi serce waliło, gdy je twierałam... Zobaczyłam bursztyn w kształcie serduszka, na cieniutkiej ebmej obrączce. Nie mogłam słowa wykrztusić. Zamknęłam oczy tak mocno zaciskałam dłoń na pudełeczku, że niemal je zgniotłam. Irzesiek wyjął pudełko z mojej zaciśniętej dłoni i wsadził pierścionek a mój palec. Wtedy po raz pierwszy spojrzeliśmy sobie w oczy nie wiem, jak to się stało, ale z całą pewnością wiem, że on dotknął woimi ustami moich ust... To trwało tylko sekundę, ale mnie się dawało, że stoimy tak razem już od początku świata i że ten ocałunek zaczął się właśnie, gdy świat powstawał, i cały czas trwa, ż do tej chwili! Oszalałam z miłości! Nie wiem, czy Grzesiek słyszał, ik wali moje serce, ale ja słyszałam bicie jego serca. Ponieważ jest lężczyzną, musiał pierwszy się opanować, bo przecież inaczej hybabyśmy równocześnie umarli z miłości. Poprzez szum w głowie isłyszałam jego głos: - Mogłabyś mi jutro pożyczyć tę książkę Steinbecka, o której mi iedyś mówiłaś? O ile się nie mylę to "Ulica Nadbrzeżna"? - A tak. "Ulica Nadbrzeżna" - starałam się także opanować. - To najbardziej zabawna książka, jaką czytałam. Druga w podobnym ypie to "Tortiiia Płat", ale już mniej zabawna, jeśli się najpierw 'rzeczytało "Ulicę Nadbrzeżną". W każdym razie tę drugą także ci ożyczę. W bibliotece nigdy ich nie ma; stale są u kogoś w czytaniu. Udało mi się nareszcie całkiem opanować. Wracaliśmy do domu wzdłuż linii tramwajowej. Za nami został 'ark i morze, i miejsce, do którego będę przez całe życie wracała, o tam po raz pierwszy całowałam się z chłopakiem. 39 Rozdział IX Prawdziwy, długi pocałunek W domu musiałam porządnie się zmobilizować, żeby zabrać nauki. Zdjęłam niprśrinnoi- i-. "- 1--1 Iłoby w ogóle różnych gatunków zwierząt, bo przecież ludzie zlitośnie je zawsze zabijali i jeszcze teraz zabijają. Mama to umiała, mimo wszystko jednak wolała zostawać w domu, zwłaszcza mogła sobie pospać. Już od jakichś trzech lat przestaliśmy chodzić tatą do ZOO, bo i tata miał mniej czasu, i ja też wolałam niedzielę pooglądać telewizję, bo w normalnym dniu nie było J-. .--. ; w>,A/- ;,1 r,- l,"--j"" ,).,-.""1~--- A1~ ii - /-'__-1-:_-- -l- --o- " . rvic5z.i-.ie gay odrobi lekcje, mogłam znowu napawać się swoim szczęściem. Nawet kąpieli zostałam w pierścionku. Jeszcze nie spałam, gdy mama wróciła z teatru. Podałam kolacje i edv stawiałam r-rA ";- i-- , . --" " nz-uwcic, z,eoy zaoraćj niedzielę pooglądać telewizję, bo w normalnym dniu nie było do nauki Zdjęłam pierścionek, bo przy każdym spojrzeniu na niedy no i może już za bardzo dorosłam. Ale iść z Grześkiem do zapominałam, co robię i czego się uczę. Wreszcie gdy odrobio0 to zupełnie coś innego. Może on zna jakieś ciekawe opowieści ekqe, mogłam znowu napawać się swoim szczęściem. Nawet "L L A . . --- - - -.--- - - L'arłiQlł r/- .i--l--- - zwierzętach? A zresztą gdyby nawet nie znał, wystarczy mi być nim, wszystko jedno gdzie. I tak wszędzie będę z nim w NIEBIE, loćby to było przed klatką z tygrysem bengalskim. Imlar-i A < ' i ' " --- wiia z teatru, dodałam Łoćby to było przed klatką z tygrysem bengalskim. Koiaqęi gdy stawiałam przed nią kanapkę z szynką, mama zauważ) Umówiliśmy się na przystanku autobusowym na pętli w Oliwie. _ upllas pierścionek? A mówiłaś, że nie lubisz biżutes eś dzieciaki, cała wycieczka, jechały tym samym autobusem w, A /ue } blzutena ~ Pożyłam z czułością na serdusz] było strasznie tłoczno. Staliśmy dosłownie wciśnięci w siebie. wydawało mi się, ze patrzę właśnie w oczy Grześka, y raz w życiu byłam tak blisko Grześka. Musiałam oprzeć wszystko, czym się ozdabiamy, jest biżuterią - powiedzie fowę na jego ramieniu. Jego twarz była w moich włosach. Wiedziałam, nieświadoma sprawy mama. - Nawet tani srebrny pierścień e wchłania ich zapach. Dobrze, że dzień wcześniej wymyłam je z bursztynowym serduszkiem to także biżuteria. Ł ",.""i". n"-i-. 1-1- -- --'-- ----.---. -- ' ' KT;y> l,,,l-i--- _.-__.". 4.MVCl ICllll h. z bursztynowym serduszkiem to także biżuteria. ; Nie byłabym w stanie wyjaśnić mamie, że to jest najdrożsi klejnot, a nie żaden tani pierścionek, wolałam więc nic nie mówi Czy jakiekolwipic cłrw .i---- rumianku. Pachniały łąką. Gdy autobus podskoczył na jakimś wyboju, Grzesiek objął mnie, żebym się nie przewróciła, ale chociaż iotem nie było już żadnych wstrząsów, Grzesiek ciągle mnie obej--.",.,ł ."a" "" "~ ,."--J"I- _-J- .I-- -.-i--i--_ _"--.-- .-_-1-1-,--i ,. , ----, "waiaiii więc nic nie mówłotem nie było już żadnych wstrząsów, Grzesiek ciągle mnie obej-Lzy jakiekolwiek słowa potrafią przekazać ogrom miłości? Aiował, myślę, że na wypadek, gdyby autobus znowu podskoczył. na]pięknieJsze strofy poezji, ani muzyka, ani żadna ze sztuk, choćo było cudowne! Chyba nikt nigdy czegoś takiego nie przeżywał! najdoskonalsza, nie mogłaby oddać tego, co czułam. Miłości nie (yło jak w filmie' Trzymałam nos na jego szyi - pachniał dobrym się w żaden sposób określić. Można ją tylko odczuwać, tak iakŁł;- ; T~ "-...-..- --.i-.- i--i--'--- ----- TA? t*-" l-*T.,'l-* /~' :o jak w filmie! Trzymałam nos na jego szyi - pachniał dobrym lydłem i sobą. To było prawdziwe spotkanie kochanków. Myślę, ' Romeo i Julia to samo czuli, co my z Grześkiem, już byłam J ----"- E)"/ '-'-' imam. Miłości nie się w żaden sposób określić. Można ją tylko odczuwać, tak jak w w. T czuł to samo? B0 P06"- e Romeo i Julia to samo czuli, co my z Grześkiem, już byłam jej córkT szale'1'1 j lc na z szynką/ nie wiedząc/ że w serc lewna' że on mnie kocha' iec\ei umawiał się ze mną tak często e)e ocean kochanla- miał mi tyle do powiedzenia. My oczywiście nie wyznawaliśmy obie miłości, bo o tym nie trzeba mówić, ale mieliśmy tysiące (-,-""", , ... . wspólnych spraw i nigdy nie nudziliśmy się z sobą, a to jest właśnie dzielenrTd nnłT T11 niłość Nli czasem milczeliśmy, to nie dlatego, że nie mieliśmy ślenit T? wy y0 w oliwie- oczywiście/ ź ematów; milczeliśmy, bo nasze dusze w tym czasie rozmawiały. MimaT f.chodziłam z tatą od dziedństwt Gdy dojechaliśmy do ZOO, niemal nie mogłam się ruszyć; lub."wido w T zę zeJ/ a poza tym mówiła/ że m :daw "u "e' że S1 P0 mna USm eszcze Y czeSOŚ zwa?0"/"7 T'- Tata tłumaczył/ że wiele zdobnego nie odczuwałam Wysiedliśmy z autobusu, a Grzesiek mnv wo]nvt lę ]uz w z ' T? nawet me wiedzą/ źe lstni )ioc ramieniem, chociaż tutaj nie było żadnych wyboi, na inny, wolny świat, a poza tym gdyby me ZOO, to już dawno ni ctórych mogłabym się potknąć. Wiem, że w ten sposób dał mi do 40 40 41 zrozumienia, że już na wieki jestem jego dziewczyną i gdyby naf poszliśmy do krzewu bzu, ale ja milczałam. Nie wiem, dlaczego ktoś nas zobaczył, to on się nie będzie skrywał ze swoją miłośB. gę dzieje i co człowiekowi zamyka usta? Przecież tak go Szliśmy bardzo powoli i wszystkie dzieciaki nas wyprzedziły. ..i,"ł,,v,i w i-, """".ł, ł"u/"- ,-,-~ **r łłlł-Ł ŁJ\- OWUró l-ŁllU Szliśmy bardzo powoli i wszystkie dzieciaki nas wyprzedziły. , staliśmy sami. Wtedy Grzesiek jeszcze mocniej mnie objął, przekr mnie tak 7P ynalaTł-n--. r.: "----- . "uyurzesieK Jeszcze mocniej mnie objął, przekrB _ Teraz na wsi musi być przepięknie, gdy kwitną wszystkie mnie tak, ze znalazłam się naprzeciw niego, wziął moją gł(y i drzewa. Warto by kiedyś skoczyć na wieś. Może pojedziemy, w swoje ręce i pocałował mnie mocno, ale z zamkniętymi ustaf;2 J" caJnn/? la tal'7--* wti.3-.. --1. , . . - ----0-7 .. ŁUJCI gl w swoje ręce i pocałował mnie mocno, ale z zamkniętymi usta Ja także miałam zamknięte usta, zdawałam sobie jednak sprawę,; to hvł nalanr ł->r><-'>łm->l/ D-.l-- -- '' , w usra, zaawalam sobie jednak sprawęM"_"dym'razie'niew"tym roku - odparł Grzesiek. - I dopiero o był palący pocałunek. Byłam szczęśliwa, że on nie całował mł dę mógł dostać prawo jazdy. Musimy trochę poczekać. tak, ;ak to się widziało na filmach, gdzie ludzie niemal siebie zjadł n 'JL JL." -. --- '-' . __-_,."... VAII mc i- cnuwdl III tak, jak to się widziało na filmach, gdzie ludzie niemal siebie zjadi Mnie zawsze zawstydzał widok takich pocałunków, a nawet wydaw mi się to obrzydliwe. W prawdziwej miłości wszystko powinno l piękne. Nasza miłość była piękna! Potem Grzesiek wypuścił mr z objęć i gwałtownie zaczął szukać czegoś pod drzewami. Powiedz* że musi znaleźć jakąś odpowiednią gałąź, z której mógłby zroH procę dla swojego młodszego brata. Nie wiedziałam, że Grzesia ma brata. Nigdy mi o tym nie mówił, no ale przecież nie o wszystka jeszcze zdążyliśmy porozmawiać. Niewiele wiedziałam o jego rodzina znałam tylko jego siostrę, i to właściwie niespecjalnie dobrze, ona chodziła do innej szkoły. Znałyśmy się tylko z dawnych kiedyś wspólnie sypałyśmy kwiaty w procesji na Boże Ciało, a pot kilkanaście ra7v rr>7maiAria.i-."<-"- "-J--- -- / .-;ochałam!... W końcu powiedziałam tylko: ik złożysz ten swój samochód? " - i-/ ł. -' Byłam gotowa czekać choćby i tysiąc lat! Rozdział X Czy stało się coś strasznego z Grześkiem? Umówiliśmy się z Grześkiem, że się spotkamy w Sopocie na nolo. W tym dniu odbywały się na molo targi książki i w prasie opowiedziano, którzy pisarze będą tam swoje książki podpisywali. rarTrł-arr* naTTAnoL' f\ Ałlll-Tr TlłmAroŁ'iQi -1-Mo'syL'ł T A-I-C-ITATTT - ł kilkanacnp ra-zw r "' "' i, - "'"/ " ")1 "a "UAC -iaw> a Podpowiedziano, którzy pisarze będą tam swoje książki podpisywali. P z podczas przypadkowych spotk "baczyłam nazwisko Anity Janowskiej, pisarki z Warszawy, a ja onTestSenti Y326 edy chwaliła się Grześkiem/ jc dawL kupiłam jej książkę "Krzyżówka". Bardzo chciałam mieć mZ raTę y ' wszy p0 zrobić- Teraz widzę/ P15 P zafascynowała mnie treść książki, rrpciol'- T.,Q ,,1 ł A -i . , l zwłaszcza zagadnienie, które mnie od pewnego czasu zaczęło sieww.łn T zn.alazł,odPowlednlego W "a procę. Nawet.i ustanawiać. Chodziło o sprawy żydowskie. Przyzwyczaiłam się, że zezZfsT mojej rodzinie od zawsze potępiano antysemityzm i w ogóle mn'cy! ym/ / ą P6503 mdlałabym, gdyl sizmu. Zostałam tak wychowana, że ja również mnie Jeszcze chwilę trzymał w ramionach. Być może, po prosi, L.J JA --- - - ł--l/-\TVłrlłł /.. l-- - - Tł . . . ---_-- J.UtU.I-iylll, gUJ mnie jeszcze chwilę trzymał w ramionach. Być może, po pro; domyślił się tego. Przecież jest nadzwyczajny! Tpcrn rlrn-> ;"* "" -l-i.--r- ' "~~ - 42 - J. / J ' f nienawidziłam poglądów rasistowskich. No bo jak można nie za- ;t-3yi->,lr;. ";,, ;-1,;y, \,if. ił ..ł,.,;1;" ; .;/, 1,,l,;,; "" Jll.~ ""Te.odnnTr51 TT"' tanawiać się, jakim ktoś jest człowiekiem, i nie lubić go dlatego, Katedrze oZ kL TT T51"7 zoa posziśmy d0 parku pr; fe Żydem albo Chińczykiem, albo Murzynem. Autorka "Krzy- oprae? 7C> ' ze nasze) mlłości park ]est lepsi i" była córką Żydówki i Niemca, a przy takiej krzyżówce już PowSzSc mz uwlęzlonymlzwlerzaml Miałam Grześkom , g, J życie zmarnowane. Przeżyła więc sporo, zwłaszcza tS h0 , \1 chclałammut0 Powiedzieć pn ecko. Mimo wszystko książka momentami była szalenie Tsnomn ? bytoby mieJsce do którego wracalibyśm; bawna, szczególnie gdy autorka opisywała swoich krewnych mTnoTniprw55 zeslek ,mówłby: - pamiętas2 z Przedwojennego okresu. Ten świat dawnych Żydów już nie istnieje, Tu mi po raz pierwszy wyznałaś, ze mnie kochasz?... ",, " " fntnarafiar., >vięc taka książka jest niczym album ze starymi fotografiami. 43 iestBSdzołchaałlmJorozmawiać z Grześkiem i dowiedzieć się, aktorów musi być w teatrze chociaż pół godziny przed przed- z nim w r) h Ystkich spraw. Nie mogłabym cieniem, aby było wiadomo, że nikogo nie brakuje, kiedy zaczyna człowiek'ł zac/ rasistą, bo to znaczyłoby, że nie ;ę pierwszy akt. Dlatego mówi się, że aktorzy mają we krwi chód lem mys ącym/ a Ja sobie soko stawiam poprzeczkę, j unktualność. Ja to pewnie mam we krwi po mamie. No i po tacie człow' k m ,' mogę kochać tyo mądrego i wartościowi akże. Zdaniem taty niepunktualność jest wyrazem lekceważenia etr.c a' "i6 pewna/ że on "y511 ta samo jak ja. To by b [rugiej osoby, która na nas musi czekać. Grzesiek by mnie uprzedził, straszne, gdybym musiała r- - . ' ' J irugicJ J, 7 r dyby się miał spóźnić z jakichś ważnych powodów, dlaczego więc ro nie ma? Po godzinie czekania zaczęłam odchodzić od zmysłów. :oś się musiało stać! I to coś strasznego! Nawet gdyby był chory, irzyszedłby na spotkanie, bo nrzpripy rmodw nam; .e-r,,,, ".- z nim , .., y uyi rdsisrą, DO to znaczyłoby, ze nie człowiekiem myślącym, a ja sobie wysoko stawiam poprzeczkę j chodzi o miłość; mogę kochać tylko mądrego i wartościow człowieka. Jestem pewna, że on myśli tak samo jak ja. To by b straszne, gdybym musiała rozstać się z nim z powodu różr , - ,--- ..-- ,.v-., ,- zu vvi przekonań. ' g? pp godzinie czekania zaczęłam odchodzić od zmysłów. Książkę zabrałam z domu i miałam ją przy sobie. Poniew ':oś się musiało stać! I to coś strasznego! Nawet gdyby był chory, Grześka jeszcze nie było, stanęłam w kolejce po autograf. Auto a-zyszedłby na spotkanie, bo przecież między nami wszystko już była bardzo szczupłą, drobniutką panią i odniosłam wrażenie, ak daleko zaszło! Dał mi pierścionek i pocałował mnie! To znaczy jest ogromnie nieśmiała. Pomyślałam, że to przez te wszyst liemal tyle, co ślub! Nie musieliśmy głośno mówić, że przysięgamy przeżycia, bo na każdym człowieku odbija się jego przeszło obie miłość; to była przysięga! Ja o tym wiem i on z pewnością Gdybym kiedykolwiek rozstała się z Grześkiem, na pewno odbiło akże wiedział. Godzinę przed naszym spotkaniem dzwonił do mnie się to na mnie; zostałby mi tragiczny wyraz twarzy i patrząc ały i zdrowy i prosił, abym pojechała na kiermasz, a on tam mnie, każdy mógłby powiedzieć: "Ta osoba przeżyła kiedyś w źy< > umówionej porze dojedzie, tylko przedtem musi podrzucić do wielką tragedię"... Och! Nie powinnam nawet myśleć o czymś takii toczni jakieś ważne dokumenty, które jego ojciec zapomniał zabrać. Aż mi się zimno robi! Czekałam już drugą godzinę, a jego ciągle nie było. Pobiegłam Podeszłam do tej pisarki i poprosiłam o autograf. Ona spojrzała la dworzec dowiedzieć się, czy nie wydarzyła się jakaś katastrofa amie, zapytała, jak mam na imię, a potem długo pisała. Nie miała czy kolejki kursują regularnie. Pani w informaqi zdenerwowała się. ujęcia, co pisze. Przecież wcale mnie nie znała. Podziękowałam, gc - Nic się nie stało i kolejka chodzi jak w zegarku! - powiedziała. skończyła pisać, a potem oddaliłam się za drzewo i przeczytałał - Obyś tego nie wykukała w złą godzinę! Wstrętne bachorstwo! /.Paulince omigdałowych oczach, która wygląda na niezmiernie mi katastrof im się zachciewa! Wszystko przez te gry komputerowe! i mądrą osóbkę, z najlepszymi życzeniami - Anita Janowska". Długo jeszcze gderała, ale ja nie słuchałam. Pobiegłam do informacji Miałam ochotę popędzić do niej, aby ją ucałować! Nie odważyła! lutobusowej. Już nie pytałam o katastrofę, tylko czy autobus z Gdaąska się jednak, zwłaszcza że kilka osób już stało przed nią, z otwartyn eździ regularnie. książkami, czekając, aż im coś wpisze. Oparłam się o drzewo i ciąg] - A dlaczego ma jeździć nieregularnie? - zezłościła się infor- od początku czytałam tę cudowną dedykację. Wydawało mi się, i natorka. - Nie masz z kim pogadać, to zawracasz mi głowę głupimi wciąż los stwarza dla mnie okoliczności, które prowadzą mni tamami? Poszukałabyś sobie jakiegoś chłopaka... wprost do szczęścia. Cp bezczelność! Do kogoś dorosłego nie odważyłaby się tak Spojrzałam na zegarek; Grzesiek powinien tu być co najmniej o< adezwać. Pewnie dlatego jest taka zgryźliwa, że wygląda paskudnie. pół godziny... Będę musiała porozmawiać z nim na temat punktuał Nie miałam czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Zajęta byłam ności. Tata mówi, że punktualność to cecha królów, a mamie, dzięk ważniejszymi myślami; z Grześkiem stało się coś strasznego! A może jej zawodowi, nawet by do głowy nie przyszło, żeby się gdzie ukczemnie mnie oszukał i zdradził? Pobiegłam z powrotem na spóźnić. W teatrze każda minuta spóźnienia to nieomal zbrodnia dolo. Może jednak przyszedł i czeka tam na mnie? Wytłumaczy, Nie ma mowy o tym, aby spektakl zaczynano z opóźnieniem. Każd\ c0 się wydarzyło, i ja mu przebaczę... 44 44 45 Grześka nie było!!! Całe moje życie legło w gruzach! Zesztai plażę i plażą biegłam aż do Jelitkowa, do miejsca, w którym Grz< wręczył mi pierścionek z bursztynowym serduszkiem. Stałam w miejscu i płakałam, nie wiem jak długo, bo już straciłam rad czasu. Nic nie czułam oprócz bezbrzeżnego smutku. Potem włoży okulary z ciemnymi szkłami, aby nikt nie patrzył na moje czerw od łez oczy, i poszłam do tramwaju. Szóstką dojechałam do Oli a stamtąd autobusem do przystanku przed ZOO. To było dn najważniejsze w moim życiu miejsce. Tutaj Grzesiek po raz pierw naprawdę mnie pocałował! Tu trzymał mnie w ramionach! Tu; zaczęło i teraz kończyło moje wielkie szczęście! Nie byłam w st< tego przeżyć! Dziwiłam się, że jeszcze stoję, że nie padłam martwa. Było mi tylko przykro, że rozkrwawię serca moich rot ców, ale przecież nie robię tego im na złość. To nie moja wina; umieram z miłości! Równie dobrze mogłabym umrzeć na zapali opon mózgowych albo na jakąś nieuleczalną chorobę. Trudno. B< musieli się z tym pogodzić. Stałam dosyć długo pod naszym drzewem, coraz bardziej c piałam, ale śmierć nie nadchodziła. Być może moje serce odm< mi posłuszeństwa później. Podobno najwięcej ludzi umiera r ranem. Postanowiłam, że będę umierała przytomnie. Chcę do koi wypić mój kielich goryczy. Wróciłam pieszo do domu; to sp( kawał drogi i ledwo się dowlokłam, ale przecież było mi j wszystko jedno. W domu na stole zastałam kartkę od mamy: i "Nie wiem, gdzie biegasz cały dzień? Pewnie byłaś u ojca. l wszelki wypadek zostawiam ci obiad i kolację w lodówce. Odgr; sobie! Jest bardzo niezdrowo jeść zimne potrawy. Mama". "Boże! Jakie to ma znaczenie, czy coś jest niezdrowe? W tak chwili? Najlepiej gdyby to była trucizna!" - pomyślałam i aut matycznie zabrałam się do jedzenia. Nie ma powodu umier z pustym żołądkiem. Ale nic nie odgrzewałam. W swojej najładniejszej pidżamie położyłam się, aby czekać śmierć. Na wszelki wypadek nastawiłam budzik na godzinę siódr rano, bo gdybym przypadkiem nie umarła, to przecież muszę zdąż do szkoły. Rozdział XI Noszę po Grześku żałobę 46 Ha! Człowiek jest niesłychanie silną bestią! Przespałam całą noc i zbudziłam się dopiero na odgłos budzika. Jak mogłam spać z tak szaloną rozpaczą w sercu? Nie budziłam mamy, tylko jak zwykle zrobiłam sobie sama śniadanie i pobiegłam do szkoły. Na znak żałoby i rozpaczy po utraconej miłości włożyłam czarną spódnicę i czarny golf. Wpadłam do klasy w ostatniej chwili i usiadłam na swoim miejscu. Aśka zaczęła robić do mnie miny i dawać znaki, że chce mi coś opowiedzieć. Kiwnęłam głową, co oznaczało, że na przerwie pogadamy, chociaż nie miałam ochoty na żadne rozmowy. Nikt przecież, prócz mnie, nie przeżywał w tej chwili takiego ogromu nieszczęścia. Tak strasznie cierpiałam, że aż kilka razy mimowolnie wydobyło się ze mnie westchnienie; to był jęk mojej duszy. Pani od polskiego, która była poetką, więc potrafiła w każdym odkryć cierpienie, spojrzała na mnie i bardzo delikatnie zapytała: - Paulinko, wydaje mi się, że masz jakieś zmartwienie? Jeśli to coś poważnego, to może wolałabyś pójść do domu? Nagle cały ból, który we mnie wzbierał, dosięgnął szczytu; rozryczałam się i wybiegłam z klasy. Zdążyłam tylko wykrztusić: - Napiję się wody i zaraz wracam. Pobiegłam do toalety i napiłam się wody z kurka przy umywalce, chociaż ciągle nas przestrzegano, abyśmy nie pili nie przegotowanej wody. Ale co mi tam! I tak umierałam! Gdy wracałam z toalety, usłyszałam przez uchylone drzwi, jak pani mówiła do klasy: - Zostawcie Paulinę w spokoju. Nie osaczajcie jej pytaniami. Najwidoczniej coś musiało się wydarzyć, skoro jest w żałobie. Usiadłam na swoim miejscu. Najpierw nie bardzo uważałam, ale po jakimś czasie wsłuchałam się w pani słowa. Mówiła o Rembrandcie, Jakim był geniuszem i jak tragiczne miał życie. Wszystkie jego ukochane dzieci i żony umierały. Był sławny, ale los ciągle zabierał mu to/ co dla niego najdroższe - zabierał ukochane osoby. zupełnie jak ze mną!" - pomyślałam. "Los zabrał mi Grześ Potem jednak zrobiło mi się wstyd. "Co mama i tata by pomyś Stawiam Grześka przed mmi... Ja chyba oszalałam? Przecież kocham ponad wszystko na świecie! Nie chciałabym jednak, ktoś kazał mi wybierać: Grzesiek czy rodzice? To są nieporównywi sprawy, z zupełnie różnych dziedzin. Przy mamie i tacie czujęj po prostu normalnie szczęśliwa, a przy Grześku słabnę z miłd Rpmhrarirlł y>ł ~- --- _._,-"... M yi.Ł.y \Jiwav.u. siaonę z ir Rembrandt całe życie rozpaczał po śmierci Saskii, ukochanej piera żony. I ja tak rozpaczam z powodu Grześka. Nie ma to więc wspólnego z mamą i tatą". Rozgrzeszyłam się w myślach, cho czułam się trochę nieswojo, że w pewnej chwili zapomnia o rodzicach. Doprawdy, miłość potrafi zmącić człowiekowi urny Na przerwie dopadła mnie Aśka. Najpierw powiedziała: - Nie pytam cię, po kim nosisz żałobę, bo to byłoby niedelikai ale muszę ci o czymś niesamowitym powiedzieć! Przeżyłam nieprawdopodobnego! Zakochałam się, i to od pierwszego wejrzę Wczoraj moja mama spadła z drabinki, gdy zawieszała firai Spadła i zaczęła wariować, że chyba złamała nogę w kostce, bo może stanąć na tej nodze. Kazała mi zamówić taksówkę i ra2 pojechałyśmy na pogotowie, bo taty nie było w domu, a mama mogła się utrzymać na jednej nodze, więc musiałam służyć za ki Nie masz pojęcia, ile ludzi było na pogotowiu z różnymi złamania- , . , , _",n tr> la intern do dyspozycji. To chyba jakaś epidemia czy co? W każdym razie Jak czekałam l '/NU będzie ci potrzebna jakaś porno to l30 y mamę, bo jej robiU najpierw prześwietlenie tej kostki! w ogóle jakł ci na CT516 m0 numer telefonu/ Tak Tmas naimię? badania, ja się na tym nie znam, bo przecież nie jestem cŁJsP numer i PodP153 s1 "Ask. ] nodzeTdawała mi to z sali zabiegowej pielęgniarka wywiozła na wózku chłopal W- Mamę właśnie wywieź \1 z nogą w gipsie Powiedziała, żeby poczekał, aż ona postara się c żebymdo_me)_podjszła,akzd " niego o kule, no i postawiła tpn w/oi- "i- i-- 1 ' f- -"--- i zhmamaiS101'- to z i i postawiła ten wózek obok ławki, darzyło! Daję ci słowo honoru! Ja to po prostu poczułam! Jestem ewna, że on także, to się natychmiast wie. Na początku był albo nieśmielony, albo go bolała noga pod gipsem, bo nic nie mówił, ostanowiłam więc wziąć sprawy w swoje ręce i pierwsza odezwałam ię do niego. ! "Mojej mamie też chyba wsadzą nogę w gips" - zaczęłam ozmowę. Nie będę przecież od razu mówiła mu o miłości. "Podobno [Oga pod gipsem strasznie swędzi!" - dodałam. "Trzeba sobie ?rawić długą szpilkę, żeby się móc podrapać. My mamy w domu ką szpilkę, z kapelusza jakiejś prababci. W dawnych czasach ytworne damy nosiły kapelusze przebite takimi właśnie szpilkami" powiedziałam, żeby przed nim zabłysnąć erudycją. W końcu nie ażdy wie, jaka kiedyś była moda, zwłaszcza jeśli to dotyczy okresu przed stu lat. "Mama jak na zapusty piecze pączki, to je przewraca v tłuszczu tą szpilką" - próbowałam go rozśmieszyć, ale on musiał trasznie cierpieć, bo się nawet nie uśmiechnął. Pomyślałam, że może Iługo będę musiała opiekować się nim, zanim mu się zrośnie kość v nodze. Na razie zapytałam, czy ktoś po niego przyjdzie, żeby go abrać z pogotowia. Powiedział, że nie, że sobie świetnie sam da adę, jak tylko pożyczą mu w pogotowiu kule. Zlękłam się, że może e kule zaraz mu przyniosą, nim zdążymy się bliżej poznać, zdecy-iowałam więc wziąć byka za rogi, chyba tak się mówi, i zaatakować. "Jeśli będzie ci potrzebna jakaś pomoc, to ja jestem do dyspozycji. napisałam numer i podpisałam się: "Aśka". "A jak ty masz na imię?" zapytałam. Mamę właśnie wywieźli z gipsem na nodze i dawała mi Niczego więcej nie zdołałam się dowiedzieć, bo mama powiedziała, że -, "" . a ieu wozeK obok ławki gdzie y iczego więcej nie zdołałam się dowiedzieć, bo mama powiedziała ze siedziałam. Paulina! Przysięgam ci, że jak długo żyję nie widziałat6011'1 P" pielęgniarkę taksówka już czeka. Przeszłyśmy O&OK tak cudnego chłopaka! Wiem, że można się w kimś zakochff' PY "V"1 mama skakała na )ednej nodze/ c0 mme OKXOPme dosłownie w jednej chwili, i to na całe życie! Znasz tę opowiej o dwóch połówkach jabłka? Podobno na świecie ludzie są jak jabf podzielone na pół i jeżeli znajdzie się jedna połówka, która dokładni fiacnio r\r\ /-Ił-urt-;"-' L- - ' - - Ina i -, ,- "-." ,"eszyło. Musiałam przy skaczącej mamie wyglądać idiotycznie! Dzisiaj raz po lekcjach lecę do domu, bo on z pewnością zadzwoni! Na ten cios nie byłam przygotowana. Grzesiek, o którym mówiła ył moim Grześkiem! Nieważne, jak do tego nogę w gips, ważne, że zachował się tak 49 mkczemme. Musiał w Jakiś szczególny sposób patrzeć na Aśkę, sU - pani od geografii. Gdyby mnie teraz wyrwała do odpowiedzi/ uznała, ze są połówkami jednego jabłka! Może nawet specjbym jak słup soli. Bez przerwy w myślach powtarzałam tylko skręcił sobie nogę, zęby nie przyjść na spotkanie ze mną? BożeBno:, Jakżeż podli są wszyscy mężczyźni! Jak ja ich nienawidzę! Od 7- być mężczyźni! W tej chwili nienawidziłamaj będę się mściła na każdym chłopaku! Najpierw ich zbałamucę, Znienawidziłam także Askę. Przez dwa lata była moją przyjaci fem rzucę bezlitośnie!" Zaraz zresztą zaczęłam wprowadzać w czyn ale teraz JUŻ koniec! Chociaż wwSmo; "".-i---. . - ay. , " . , , _ , , , , . - ,., r. , -'. swój plan. Napisałam do Czarka karteczkę i delikatnie przesunęłam ją stopą w kierunku jego stolika. Schylił się, niby to poprawić sznurowad ło, i zabrał karteczkę. Napisałam, że chcę, aby na mnie poczekał po lekcjach i odprowadził mnie do domu. Dodałam, że teraz już zawsze będzie mnie mógł odprowadzać; to ostatnie zdanie podkreśliłam. Zauważyłam, jak się całv rozDrmrnpnił Miori ri to; - ";" """--- -- .. xxcz, uwa lara Dyfa moją przyjacii ale teraz już koniec! Chociaż wcześniej nie wiedziała, że Grze należy do mnie, bo jej jeszcze nigdy o nim nie wspomniałarr i tak czułam do niej nienawiść, za to, że tak szybko Grze zapomniał o mnie i skierował swoje uczucia na nią. Zresztą ti __.."" . niu. iuuciidin, ze teraz JUŻ zawsze musiałabym codziennie słuchać jej opowieści o miłości do GrzflB pędzie mnie mógł odprowadzać; to ostatnie zdanie podkreśliłam. i miłości Grześka do niej. Czegoś takiego nikt nie potrafiłby zniM Zauważyłam, jak się cały rozpromienił. Nigdy do tej pory nie propono- Jakżeź strasznie oni oboje urazili moją dumę! Wyglądam terazwałam mu tego. Wiedział, że to znar7v w mam .T-an-nar . ""v, ,-1- odtrącony łach! Nie dam im sałWal;; . -" --1 - ., -.-,. w icnuegu nikt me potrafiłby zn Jakżeż strasznie oni oboje urazili moją dumę! Wyglądam teraz, odtrącony łach! Nie dam im satysfakcji i nie pokażę, jak bari cierpię. Wręcz przeciwnie! Właśnie. 73"" ""-)-- ".---..- _,---., . J iyiuiii.K:iu:i. i\iguy uo Tej pory me proponowałam mu tego. Wiedział, że to znaczy, że mam zamiar z nim chodzić. Wybrałam Czarka, bo nie tylko kiedyś mi się podobał, nawet przecież kochałam się w nim po kryjomu, ale nstałnin yanwa-yirłam -s. AI- __---, - y, niani zanucił Ł inni cnoazic. --- "" yoiaft i nie pokażę, jak barBybrałam Czarka, bo nie tylko kiedyś mi się podobał, nawet przecież cierpię. Wręcz przeciwnie! Właśnie zacznę szaleć z innymi chłopaka kochałam się w nim po kryjomu, ale ostatnio zauważyłam, że Aśka Lzarkowi od dawna się podobam; zaproponuję mu, żeby za< zaczęła się koło niego kręcić i on nie wyglądał na niechętnego, więc odprowadzać mnie do domu, nawet już od dzisiaj! Niech sobie A będzie to dla Aśki dodatkowy policzek. Tego dnia życzyłam jej bierze Grześka. Jeszcze kiedyś będzie gorzko płakała przez nie wszystkiego najgorszego! Nawet żeby oblała każdą klasówkę! Chociaż ale mnie to JUŻ ani trochę nie wzruszy! raczej wydawało mi się to niemożliwe, bo była dobrą uczennicą. Ale co Zadzwonił dzwonek na koniec przerwy. Aśka szarpnęła mnie; mi szkodziło życzyć? Niechby nawet została na drugi rok w tej samej rękaw i spytała: n-i 1,1, - rJ , , klasie! Za moją krzywdę! - Co o tym myślisz? Czy nie uważasz, że to cud? Przecież Gdy skończyły się lekcje, podeszłam do Czarka i wyszliśmy razem. prawdziwe przeznaczenie, że tego samego dnia jemu i mojej man Na ulicy wzięłam go za rękę, żeby wiedział, że jestem już jego wsadzono nogę w gips! Z jego spojrzenia domyśliłam się, że będ dziewczyną. Aśka patrzyła na nas jak głupia, a potem nagle wyprzedzi- za mną szalał. Rozumiesz? To było jak rażenie piorunem! ła nas i popędziła przed siebie. Na rogu ulicy stał Grzesiek z tą swoją Nie znam się na tym - powiedziałam, wzruszając ramional gipsową nogą i ona do niego pędziła. "Ach! Więc on do tego stopnia i me interesuje mnie, jaki piorun kogo raził. Dobrze, że po tak oszalał za Aśka, że zadzwonił do jej matki i dowiedział się, do jakiej pomnie me zostają obrażenia na ciele. Szpetnie się wygląda szkoły jego obecna ukochana chodzi?" - pomyślałam. "Nie był w stanie spaloną s ora. doczekać się, kiedy wróci ze szkoły! Aż tutaj musiał przykuśtykać - L.O ci się stało? - zapytała zdziwiona Aśka. - Mówisz ta] z nogą w gipsie! Na moich oczach! Nie! Tego mu nie daruję!!! Niech nie okropności, zamiast cieszyć się moim szczęściem. Przecież jesteś m< myśli, że tylko on jeden jest na świecie! Ja też potrafię być niewierna! Vł ł ą M' Nawet bardziej niż on!" W szaleństwie nie zastanawiałam się, co robię, - Byłam. Nie jestem już twoją przyjaciółką. Znudziłaś mi objęłam Czarka za szyję i pocałowałam go w policzek. Minęliśmy ich śmiertelnie. - powiedziałam i poczułam satysfakcję, że chociaż w t i weszliśmy w boczną ulicę. Tam przystanęłam, aby zaczerpnąć tchu. sposob slę zemsclłam- - Co cię opętało? - zapytał Czarek. - Może powinnaś pójść do Na lekcji siedziałyśmy, w ogóle nie patrząc na siebie. Nie była psychologa? To nie jest normalne. Podobałaś mi się właśnie dlatego, w stanie się skupić i nawet nie próbowałam zrozumieć, o czy że nie strzelałaś oczami za każdym chłopakiem, tak jak inne dziew-50 50 czyny, no i że nie wyrabiałaś tego co one. Jeżeli się zmieniłaś nie wiem, czy my do siebie pasujemy? : - Skoro nie pasujemy, to cześć! - powiedziałam i pobiegłam sił w stronę przystanku. Nie chciałam, aby widział, że ryczę, i ryczałam strasznie! A on niech sobie myśli, co chce. Rozdział XII ;i Między mną a Grześkiem wszystko skończone! Wsiadłam do kolejki i pojechałam do Sopotu. Musiałam z ki pogadać. Wiedziałam, że Basie zastanę w domu. Z mamą byłoby głupio o tym rozmawiać, chociaż mama jest moją prawdziwą przyjąć ką. Czuję się zawsze niezręcznie, mówiąc o sprawach intymnych z ki z rodziców, do tego bardziej nadają się zaprzyjaźnione obce oso! Basia była mi bliska, jednak obca. Nie mam pojęcia, dlaczego wie krwi stawiają człowieka w takiej sytuacji... Unika się wszelkich intymi ści. Przypuszczam, że jakiś psycholog wiedziałby coś więcej na t temat. Nie rozumiem na przykład, dlaczego teraz uważa się, młodzież ma rozmawiać z rodzicami na tematy seksu. Jeżeli jfl w ogóle musi się o tym mówić, to może w szkole, i to na osobny lekcjach, nie razem z chłopcami. A najlepiej gdyby było wiadomo, jałJ książki należy przeczytać, żeby się wszystkiego dowiedzieć. Zresztą nie moja sprawa. Niech dorośli biorą się za czuby i decydują, jak nm należy uświadamiać. J Nagle zorientowałam się, że zbaczam z tematu. Przecież powinna cały czas rozpaczać! Bardzo dziwnie układają się ludzkie myś niezależnie od chęci. Basia malowała Piętę. Nie skończyła jeszcze obrazu, ale ji wyraźnie widziałam ogromne cierpienie na twarzy Madonny. Prz moment wydawało mi się, że jestem w kościele, gdzie przyszła 52 prosić Boga o opiekę i spokój dla rozszalałych myśli. Byłam pewna, e po tragedii, którą przeżywam, zwariuję. Basia zaniepokoiła się. - Wyglądasz, jakbyś była chora. Czy coś się stało? - Wszystko ci opowiem. Chodźmy gdzieś! Tu, gdzie jest tyle cierpienia, nie mogę mówić, bo ja także cierpię! Jestem zgubiona już na zawsze! Już nigdy nie zdołam się pozbierać! - Zlituj się, Paulinko! Nie przerażaj mnie! - Jak ci wszystko opowiem, sama będziesz przerażona! Nie masz pojęcia, jak podli mogą być mężczyźni! Muszę komuś zaufanemu o wszystkim powiedzieć! Muszę zrzucić ciężar z serca, bo inaczej zwariuję! Zobacz, jak mi się ręce trzęsą! A serce po prostu rozwala mi klatkę piersiową! - Po pierwsze, dam ci waleriany, po drugie, napijemy się herbaty, a po trzecie, spokojnie mi wszystko opowiesz, i to od początku do końca - powiedziała Basia i zaraz wlała mi do kieliszka walerianę, i zabrała się do parzenia herbaty. Potem, gdy już herbata dymiła w filiżankach, usiadłyśmy przy stole w kuchni, gdzie zawsze naj bardziej lubiłam siedzieć, i tam zwierzyłam się Basi ze swojej miłości, która była jedyną i najprawdziwszą i wydawało się, że będzie trwała wiecznie, tymczasem już się skończyła, i to tak nikczemną zdradą i chęcią ośmieszenia mnie. Zapytałam Basie, co by zrobiła, gdyby mój tata przyszedł pod jej dom z jakąś babą, do której by się mizdrzył, tak aby Basia nie miała żadnych złudzeń i wiedziała, że on się już w innej zakochał. - Myślę, że nie powiedziałabym ani słowa, tylko zmieniłabym zamki w domu, a jego na zawsze skreśliła z życia. - Ba! Ale Grzesiek przecież nie ma kluczy od naszego domu! W ten sposób go nie upokorzę! Owszem, skreśliłam go z mojego życia, ale to mi nie wystarcza. Chcę, aby wiedział, jak bardzo nim gardzę! Może przyjdzie ci do głowy jakiś inny sposób? Basia siedziała bardzo zamyślona. Byłam pewna, że poważnie potraktowała moją tragedię. Ona rozumiała, że nie jest ważne, ile kto ma lat; cierpieć z miłości można w każdym wieku. Może nawet bardziej się cierpi, gdy się jest młodym, bo się ma więcej siły. Starsi ludzie, którzy na przykład cierpią z powodu chorej wątroby, woleliby, 53 żeby ich ktoś zdradził, ale żeby ich wątroba nie bolała. Choć jeżeli o mnie chodzi, to nie wiem, co bym wybrała? W tej chi zniosłabym najgorszą chorobę, byle tylko nie utratę miłości. : zrozumie tego nikt, kto czegoś takiego nie przeżył. Ale chyba ja przeżywam najbardziej ze wszystkich żyjących ludzi! Wypiłyśmy z Basią jeszcze po jednej filiżance herbaty i Basia powiedziała, że jedno, co mi może doradzić, to żebym była twa i nie załamywała się przez Grześka. Takie nauczki kształtują człowi i w przyszłości łatwiej znosić wszelkie przeciwności losu, bo ź) czasem zaskakuje nas w bardzo bolesny sposób. Tak. Wiedziałam, że tego dnia życie zaczęło być dla mnie twa: i że muszę zdobyć się na to, aby umieć sobie radzić z trudnością! Nie będę rozpaczać! Na złość Grześkowi będę się uczyć wszystkie co tylko możliwe, i w przyszłości zostanę albo sławnym naukowce albo sławną aktorką, a on niech sobie składa te swoje stare samochol którymi będzie woził Aśkę! Nie lubię się długo zastanawiać, więc z miejsca wprowadził; w czyn swoje zamiary; zapisałam się na lekcje angielskiego. W bran naszego domu widziałam ogłoszenie o takich zajęciach. Z podan< adresu wynikało, że to dosłownie dwa kroki od nas. Od razu t poszłam i nawet wzięłam pierwszą lekcję konwersacji, bo pc rodowita Angielka, miała akurat wolną chwilę. Znała moją ma: z teatru, więc nie obawiała się, że jej nie zapłacę. Umówiłyśmy że będę codziennie wpadała na pół godziny. Dzięki zdradzie Grześka osiągnę w życiu więcej, niż mogłc marzyć! Ach! Gdyby to jeszcze tak nie bolało! Byłabym napraw szczęśliwa. W domu zastałam mamę. Galopem szykowała dla nas obie Wróciła niedawno z próby i jeszcze nie zdążyła zdjąć kapeluss Gdy wchodziłam, mama już z daleka wołała: - Słuchaj! Bez przerwy dzwoni tu jakiś... O! To pewnie znov on! - powiedziała i podjęła słuchawkę telefonu. - Hallo? Ta Właśnie weszła! Paulinko! Do ciebie. Jakiś Grzesiek - wyciągnęła < mnie rękę ze słuchawką. - Powiedz mu, że między nami wszystko skończone! - wyce i skierowałam się do swojego pokoju. Z daleka słyszałam, jak mówiła w słuchawkę: 54 wycedziła asie mań Warna - Pojęcia nie mam, o co chodzi. Paulina kazała mi powiedzieć, /p między wami wszystko skończone. Bardzo mi przykro. Do widzenia. Odłożyła słuchawkę i weszła do mojego pokoju. - Nie znam się na waszych młodzieżowych sprawach - zwróciła gię do mnie. - Ale, na Boga! Nie stawiaj mnie w tak niezręcznej sytuacji! Dlaczego mnie każesz mówić te idiotyzmy? Mogłaś to sama powiedzieć. - Przepraszam. Nie zastanowiłam się. To było spontaniczne. W każdym razie gdyby znowu zadzwonił ktoś, kto się przedstawi imieniem Grzesiek, zawsze mów, że mnie nie ma w domu, albo cokolwiek, żeby się odczepił. A teraz powiem ci, że się zapisałam na dodatkowe lekcje angielskiego. Co ty na to? - Ja na to, że się bardzo cieszę! W szkole sobie dobrze radzisz z angielskim, a jak się jeszcze bardziej podciągniesz, to będziesz mogła pójść do angielskiego gimnazjum. Teraz człowiek bez znajomości obcych języków to jak w dawnych czasach analfabeta. Ja już należę do straconego pokolenia z moim kulawym angielskim. Nawet bym się nie odważyła podróżować po świecie, gdzie nie mówią po polsku. Rany boskie! Zasmażka mi się pali! - krzyknęła mama i pobiegła do kuchni, a ja pęczniałam z dumy, że tak dałam po nosie Grześkowi. Nie wiem tylko, jak powinnam się zachować, gdy go kiedyś przypadkiem spotkam na naszej ulicy, co przecież jest nieuniknione. Czy mu się odkłonić, czy nie? A może po dzisiejszym telefonie on się nawet nie zechce ukłonić? Ciekawe, po co dzwonił? Obrzydliwy bigamista! Może próbowałby kręcić, że to było niewinne, przypadkowe spotkanie... Jak mogło być przypadkowe, skoro przylazł po nią pod samą szkołę! Czy sądził, że mnie tam nie spotka? Że mu się uda mnie oszukać? Jednego dnia straciłam przyjaciółkę i ukochanego! Trudno. Przyjmę ten cios z podniesionym czołem! Już czuję, jak hartuje się moja dusza! Ja im wszystkim pokażę, kto to jest Paulina i co potrafi! Mama podała obiad i poszła się zdrzemnąć na pół godziny. W tym się ja pozmywałam naczynia i nakryłam telefon poduszką, żeby ma się nie zbudziła, gdyby przypadkiem ten zdrajca znowu odważył Kię zadzwonić. Nie zadzwonił jednak, co mnie bardzo zdziwiło i jeszcze 55 bardziej oburzyło. Powinien się czołgać u moich stóp/ jeśli liczy przebaczenie! Oczywiście, że bym mu nie przebaczyła, ale ir wszystko to świństwo, że tak szybko zrezygnował. Mama po drzemce wzięła kąpiel, przebrała się i pobiegła teatru. Zaznaczyła, że wróci później, bo coś tam, i żebym się martwiła. Mama zawsze uprzedzała mnie, jeśli miała wrócić póz albo dzwoniła skądś, że jest tam a tam, gdybym czegoś potrzebow Tym razem nie powiedziała, gdzie będzie. Pomyślałam, że ir z kimś się spotyka, może nawet zamierza się zakochać? Nie zdąży jej uprzedzić, aby tego nie robiła, bo przecież mogła tak si paskudnie trafić jak ja! Ja już poznałam mężczyzn i ich niewiem Widziałam przez okno, jak mama wsiada do samochodu. PostE wiłam, że zadzwonię do teatru i wyraźnie jej powiem: - Nie daj się zbałamucić żadnemu mężczyźnie! Lepiej zacznij uczyć języków, żebyś mogła swobodnie podróżować po świe Przynajmniej odniesiesz korzyść, a przez mężczyznę możesz por wyłącznie klęskę! Rozdział XIII Grzesiek zostaje aresztowany! Nerwowo chodziłam po mieszkaniu i czekałam, kiedy mi; dwadzieścia minut i mama już będzie na miejscu w teatrze. I mogłam się skupić, ale o Grześku już absolutnie nie myślałam. I istniał dla mnie! Nagle coś walnęło w szybę. Uchyliłam firai i zobaczyłam go. Tak! Grzesiek stał na ulicy i rzucał kamyka w moje okno! "Co za bezczelność!" - pomyślałam. Otworzyłam ol i krzyknęłam: - Nie wygłupiaj się! Nawet gdybyś rozwalił mi szybę, to i nie będę z tobą rozmawiała! Ty zdrajco! - Zejdź w tej chwili na dół! - jeszcze głośniej niż ja krzyki Grzesiek. - Przez okno nie będę rozmawiał! 56 - Ja w ogóle nie chcę z tobą rozmawiać! - odkrzyknęłam i za trzasnęłam okno. Grzesiek w dalszym ciągu nie rezygnował. Teraz rzucał w okno grudami ziemi, tak że całe się zapaskudziło. Postanowiłam nie reago wać. Niech sobie rzuca. Przyznam się jednak, że mi to sprawiło przyjemność, że walczy o mnie. Nagle grudy przestały padać, tylko posłyszałam jakiś ostry, męski głos, a potem zapanowała całkowita cisza. Znowu uchyliłam firanki i zobaczyłam, jak policjant prowadzi Grześka na nasz komisariat. Domyśliłam się, że go spiszą na policji za chuligaństwo. Tę sprawę stanowczo należało wyjaśnić. Mogłam go nienawidzić, ale nie mogłam pozwolić, aby zrobiono z niego przestępcę, i to przeze mnie. Pobiegłam za nimi. Komisariat jest zaraz po drugiej stronie ulicy. Zapytałam dyżurnego policjanta, dokąd zaprowadzono Grześka, i wyjaśniłam, że to mój kuzyn. Policjant wskazał mi drzwi. Wpadłam tam, nawet nie wiem, czy najpierw zapukałam, taka byłam zdenerwowana, i z miejsca powiedziałam, że Grzesiek rzucał grudy ziemi na moje życzenie, bo inaczej nigdy bym się nie zabrała do wymycia okien, o co mama od dawna mnie prosiła. Grzesiek miał taką minę, jakby spadł z księżyca. Natomiast policjant, który go przyprowadził, powiedział do drugiego policjanta, siedzącego za biurkiem: - Zawracanie głowy! On próbował mi wmówić, że rzucał, bo mu doktor kazał ćwiczyć rękę, że niby jak się wywrócił i złamał nogę, którą ma w gipsie, to także z ręką coś mu się porobiło. Więc on ćwiczył, ale nie zauważył, że wali w jakąś szybę, bo ma zły wzrok. - Coś podobnego? - zaśmiał się policjant zza biurka. - Toż to prawdziwy inwalida! Noga w gipsie, ręka niesprawna, i w dodatku nie widzi! Chyba mu zaczną wypłacać inwalidzką rentę? "Wszystko przepadło!" - pomyślałam. "Nie uzgodniliśmy zeznań. Wsadzą go za chuligaństwo!" Zdecydowałam się jeszcze powalczyć: - Ja nie wnoszę skargi! Okno jest całe. Może miałam swoje powody, żeby inaczej zeznawać... W każdym razie jeden fakt jest prawdziwy, on ma nogę w gipsie. No i mogę poręczyć za niego, że nie jest żadnym chuliganem. To mój bardzo dobry znajomy! - Bardzo dobry znajomy? - ten zza biurka pokiwał głową. - No cóż? Nie będziemy zamykać bardzo dobrego znajomego ani bardzo 57 dobrej znajomej za to, że kłamią. Za kłamstwa jeszcze się nie k do poprawczaka, tylko powinno się iść do spowiedzi. To bym rai jednemu i drugiemu. Jesteście wolni! Ale będziemy was mieli oku, gdyby znów doszło do jakichś awantur. Wyszliśmy z Grześkiem z komisariatu, nie odzywając się siebie ani słowem. Dopiero na ulicy Grzesiek powiedział: - Nie musiałaś mnie ratować! Już mi i tak na niczym nie żale: Mógłbym nawet zgnić w więzieniu! Chciałbym jednak, abyś wyraźnie i w oczy powiedziała, że jestem dla ciebie nikim! Po wszystkim, co między nami było, potrafiłaś na moich oczach ściskiwać się z chłopakiem jak jakaś... jakaś... najgorsza! - Tak?!? A ty, po tym wszystkim, co między nami było, potrafiła przylecieć, i to z nogą w gipsie, po Aśkę, moją byłą przyjaciółka i na moich oczach afiszować się z nią?!? - aż piałam ze złoścM - Myślałeś, że mi serce pęknie z rozpaczy i że razem z AśłU ubawicie się setnie, widząc, jak ja rozpaczam po tobie! Ty podlJ zdrajco! Ośmielasz się afiszować z numerem jej telefonu na gipsowej nodze! Grzesiek przystanął i chwycił się za głowę. - Czyś ty oszalała?! - krzyczał. - Ja w ogóle nie wiem, kim jest dziewczyna! Przyczepiła się do mnie na pogotowiu i zanim się śpi strzegłem, zapisała mi na gipsie swój numer telefonu. Nigdy do niej n telefonowałem! Przyszedłem przed szkołę do ciebie, bo chciałem qH powiedzieć, dlaczego mnie nie było na molo. Skręciłem nogę! Najpien z budki dzwoniłem do ciebie, ale u ciebie nikogo nie było, a poteiH wieczorem to u nas akurat nie działał telefon, aż do dzisiaj, więJ poszedłem pod szkołę i widziałem, co wyrabiałaś. Chciałem to wszystka ko wyjaśnić, bo nie mogłem uwierzyć, że mi coś tak okropnego naprawdę zrobiłaś, ale ciebie oczywiście nie było w domu, gd) dzwoniłem! Pewnie obściskiwałaś się z tym swoim nowym chłopakiem A kiedy znów zadzwoniłem i już byłaś, to kazałaś mamie powiedzieć, że wszystko między nami skończone! Chciałem to od ciebie osobiście usłyszeć, dlatego waliłem w okno, żebyś wreszcie zeszła i powiedziała mi to w oczy! No więc mów teraz! Mów! Bo cię uduszę! Nie zauważyliśmy, że za naszymi plecami znów stał policjant,; który przedtem zaaresztował Grześka. 58 - Co ja słyszę? - powiedział. - Chce się swoją dobrą znajomą udusić? Tak? A czy się wie, z jakiego paragrafu za taki czyn się odpowiada? - Proszę pana! - krzyknęłam. - To są sprawy między moim chłopakiem a mną. I bardzo nieładnie, że nas pan podsłuchiwał! - Ludzie kochani! Co to się teraz wyprawia? - zajęczał policjant. - Nie ma to więcej jak dwanaście lat i już mówi "mój chłopak"! - Mam trzynaście lat - oświadczyłam z dumą. - I mam prawo mieć chłopaka! Tego żaden paragraf nie zabrania. Byłoby nam bardzo miło, gdyby nas pan zostawił w spokoju. - No, no! - mruknął policjant i poszedł sobie. A ja z Grześkiem pojechałam tramwajem do Jelitkowa i powędrowaliśmy nad morze. Trzeba było całą zagmatwaną sprawę omówić i wyjaśnić. Doszliśmy w końcu do wniosku, że to było jedno wielkie nieporozumienie. Grzesiek się zmęczył, więc usiedliśmy na wywróconej do góry dnem łodzi rybackiej. Właściwie to już wszystko wybaczyłam Grześkowi, ale on ciągle nie mógł mi wybaczyć Czarka, chociaż powiedziałam mu, że zrobiłam to z zemsty. Ja natomiast absolutnie nie mogłam znieść widoku tego numeru telefonu Aśki, wypisanego na gipsowej nodze Grześka. Uważałam, że nie powinien był dopuścić do tego. Przecież chwilę musiało trwać, zanim wypisała ten numer. - Daj spokój - poprosił Grzesiek. - Nawet nie miałem czasu zastanowić się, co ona robi. - Ale powiedziałeś jej, jak ci na imię! - Bo mnie o to zapytała! - Czyli, że mogłeś też do niej zadzwonić, bo na to czekała! - Nie zadzwoniłem! - Jednak zawsze możesz to zrobić, bo masz ten numer przed oczyma! - Jeżeli ci tak na tym zależy, to nie będę miał już dłużej tego numeru! - zdenerwował się Grzesiek i schwycił kamień, którym zaczął tłuc po gipsie. Zanim zdążyłam przytrzymać jego rękę, gips już pękł. Pewnie jeszcze dobrze nie stężał od poprzedniego dnia. "O Boże! Teraz mu się noga krzywo zrośnie!" - pomyślałam. "Musi mieć z powrotem 59 gips!" Poprosiłam, aby się wsparł na moim ramieniu i starał się; stawać na chorej nodze. Wróciliśmy do domu. Grzesiek czekał mnie przed bramą/ a ja wpadłam do mieszkania po pieniądze' taksówkę. Pojechaliśmy razem na pogotowie, gdzie łgałam w źy oczy, że Grześkowi pękł gips w czasie ratowania dzikiego k( który byłby wpadł pod samochód. Nie wiem, dlaczego chirurg r( jakieś dziwne miny do pielęgniarki, może jemu także zdarzyło kiedyś coś podobnego, to znaczy nie z kotem, tylko z miłością, której gips pękł, i może nawet miało to związek z tą właa pielęgniarką? Przecież wszystko jest możliwe. Życie jest tak peB niezwykłych wydarzeń! A niektóre z tych wydarzeń są cudowM jak te dotyczące mnie i Grześka. 9 Przysięgliśmy sobie, że już więcej nie będzie między n, niedomówień i wszystko przedyskutujemy, zanim cokolwiek zrobi; Jeszcze nigdy go tak nie kochałam ial- torr ;~i r ;- - - _---.-.".,-> v, uiu.in i.uAmwie.K zroDUB Jeszcze nigdy go tak nie kochałam, jak tego dnia! I ja go chciałar rzucić!?! Jak mogłam? On przenigdy nie zrobiłby mi żadnego świństw Każdy, tylko nie on! Rozstaliśmy się, a gdy wróciłam do domT z miejsca zasnęłam kamiennym snem. Nawet nie słyszałam, kiecJ mama wróciła z teatru. Gdyby ktoś obok mnie strzelał z armat też bym nie słyszała. To były zbyt mocne wrażenia. A rano przy śniadaniu mama powiedziała: - Wczoraj wieczór, kiedy spałaś, dzwonił ten jakiś Grzesiei Powiedziałam mu, żeby nigdy więcej nie dzwonił, bo go nie chces znać. - Mamo! Coś ty zrobiła? Ja za nim szaleję! f Nawet nie zdążyłam się zastanowić, co mówię, tak byłam prze rażona. "Grzesiek gotów pomyśleć, że sobie robię żarty z niegc najpierw zmusiłam go do wyznań, a potem znów go rzuciłam" Natychmiast zadzwoniłam do niego, ale jego mama powiedziała, ż( on już dawno wyszedł do szkoły. - Poza tym powiedział, że gdyby ktoś do niego dzwonił, to dla nikogo go nie ma i nigdy go nie będzie. Nie wiem, o co chodzi-j Czy mu coś powtórzyć? - Nie, nie. Sama mu powiem. Dziękuję, j Zastanawiałam się, co teraz robić. Okropnie mi się skomplikowało! życie. Musiałam w jakiś sposób dać znać Grześkowi, że to pomyłka. { 60 Napisałam: "Mama nie wiedziała, że wszystko jest O.K., a ja spałam". [ie podpisałam się, bo na pewno Grzesiek się domyśli, że to ja. Karteczkę wrzuciłam przez wybitą szybę wraku jego samochodu, będzie coś przy nim, jak zwykle, robił i ją znajdzie. Cała szczęśliwa pobiegłam do szkoły. Włożyłam na siebie najładniejsze i najbardziej kolorowe ciuchy. Pani od polskiego popatrzyła na mnie zdumiona, przecież wczoraj nosiłam po kimś żałobę! Ale nie mogła wiedzieć, że dzisiaj noszę w sercu samo szczęście! Świat jest cudowny! Do Aśki w dalszym ciągu się nie odzywałam; gdyby Grzesiek nie był tak niezłomny w uczuciach, to z pewnością by mi go odbiła! To nawet bezczelność rzucać się na kogoś, mając tyle piegów co ona! Kiedyś uważałam, że piegi dodają jej uroku, ale teraz widzę, że to symbol fałszu. Rozdział XIV Nieporozumienie, przeprosiny i wyjaśnienia Ze szkoły wróciłam jak zwykle tramwajem, szóstką. Powoli szłam od przystanku do domu, aby, niby przypadkowo, spotkać się z Grześkiem, który, według moich obliczeń, także powinien już wrócić ze swojej szkoły. Jeżeli nawet nie zajrzał do samochodu i me przeczytał kartki ode mnie, to pewnie kręci się gdzieś w pobliżu mojego domu. Przecież przyrzekliśmy sobie, że teraz zawsze najpierw porozmawiamy, zanim cokolwiek zrobimy, czyli zanim się pogniewamy ze sobą. Przechodząc obok postoju taksówek, zauważyłam, że jakiś cudzoziemiec próbuje porozumieć się z kierowcą taksówki, który nie mógł pojąć, o co chodzi. Podeszłam więc i zapytałam po angielsku, czy mogę w czymś pomóc? Na tyle już znałam angielski, żeby zorientować się, że pasażer pragnie obejrzeć pomnik poległych stoczniowców, więc przekazałam tę informację taksówkarzowi. Byłam z siebie dumna, bo odchodząc, słyszałam za sobą głosy pozostałych kierowców: 61 - No! No! Patrzcie państwo, jaką my teraz mamy wykształci młodzież! Taka smarkata dziewuszka, a jak fajnie szwargotała jankesku! Któryś z nich się zaśmiał. - Ty ciemniaku! Jankeski to jest amerykański, a to był Anglii - Skąd wiesz? - obruszył się ten pierwszy. - Potrafisz odrózC Jankesa od Anglika? Jednakowo szwargocą. J - Dajcie spokój! - wtrącił się jeszcze inny kierowca. - Angq Amerykanin? Jaka to różnica? Chyba tylko taka, że jeden płU funtami, a drugi dolarami. Różnica jest tylko między nimi a nanKi że się z nimi nie potrafimy dogadać, bośmy się nie uczyli. J - A niech, cholery, uczą się polskiego, skoro chcą tu przyjeżdżał - zezłościł się pierwszy. - Jakbym ja do Anglii pojechał, to bym nf żądał, żeby wszyscy mówili po polsku! J - Ale fakt, że kto zna języki, temu świat stoi otworem... Dalszego ciągu nie słyszałam, ale byłam pewna, że jeszcze dłuj rozprawiali na ten temat, zwłaszcza że każdy temat jest dobry, gc się tak bezczynnie czeka na klientów. Pomyślałam tylko, że mo; mają rację nasi rodzice, kiedy nas zaganiają do nauki. Grzesiek już był. Stał z kolegami w swojej bramie. Myślę, mnie zauważył, ale nie podszedł do mnie. Może jeszcze nie prz< czytał kartki, a może krępował się kolegów, nie chciał tak ic zostawić i biec do dziewczyny. Oni wszyscy zgrywali twardzie i udawali, że im na niczym nie zależy. Swoją drogą, już dawn miałam powiedzieć Grześkowi, że mi się nie podoba to wystawam z chłopakami w bramach. Całe szczęście, że go trochę odciągnęłaś od nich. ; Zastanawiałam się, co zrobić? Właściwie powinnam podejść d Grześka i powiedzieć, że chcę porozmawiać. Jednak zabrakło m odwagi. Nie mam pojęcia, jak tamci by zareagowali. Z pewności zaczęliby się wygłupiać, dogadywać i gwizdać, a jak wówczas zachowałby się Grzesiek? Gdyby natychmiast poszedł ze mną przekreśliłoby go to raz na zawsze w oczach wszystkich chłopaków z całej naszej ulicy. Nie mogłam mu tego zrobić. Należało rozwiązać to jakoś inaczej. Tak, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, a tamtyinj nie pozwolić się niczego domyślić. ; 62 Weszłam do swojej bramy. Znowu ktoś zapaskudził świeżo odmalowane ściany na klatce schodowej. Co za idioci!?! Jedni wypisują obraźliwe słowa na temat Lechii Gdańsk, drudzy Arki Gdynia... Nic z tego nie wynika, oprócz wysmarowanych ścian. Oczywiście windy także nie zostawiają w spokoju. Cała korespondencja na temat Magdy: "Kocham Magdę!", "Twoja Magda jest gruba i głupia!", "A ty jesteś świr i masz zeza!", "Ty za to masz pająki w uszach!" O Magdę z drugiego piętra toczyła się walka na śmierć i życie. Magda z żadnym z miejscowych chłopaków nie chciała się zadawać. Była śliczna i bardzo wyniosła. Miała już chyba z piętnaście lat i może dlatego lekceważyła te wszystkie smarkate wybryki. Nigdy nie reagowała na żadne zaczepki. Winda zatrzymała się na drugim piętrze i właśnie wsiadła do niej Magda. Wiozła do suszami kosz z mokrym praniem. Wchodząc, powiedziała "dzień dobry" i więcej ani słowa. Ja także, wchodząc do windy, zawsze mówiłam "dzień dobry", bez względu na to, czy kogoś znałam, czy nie. Wydawało mi się, że pozdrawiając ludzi, traktuję ich wszystkich jak przyjaciół. Zauważyłam, że małym dzieciom bardzo się podoba to mówienie "dzień dobry". Tak się nauczyły, że ilekroć jechały windą, za każdym razem wszystkich pozdrawiały, nawet kilkakrotnie. Zabawne to i miłe. Wpadłam do domu i z miejsca zaczęłam się zastanawiać, jak dać znać Grześkowi, że muszę się z nim zobaczyć? Chciałam z nim rozmawiać natychmiast! Musiałam się skupić nad odrabianiem lekcji, a nie byłam w stanie zabrać się do tego, póki nie porozmawiam z Grześkiem. Musiałam mu powiedzieć, że zaszło nieporozumienie, że nic nie wiedziałam o jego wieczornym telefonie, że wszystko jest tak, jak było, czyli wspaniale! Rozglądałam się po domu, szukając czegoś, co mogłoby być znakiem, i znalazłam; w łazience wisiała moja sportowa koszulka z ozdobną aplikacją dwóch serc przebitych strzałą... Powiesiłam ją na trzonku szczotki, szeroko rozciągniętą, aby były widoczne te dwa serca, na końcu trzonka zawiązałam czarną wstążkę - znak rozpaczy - i tak udekorowaną szczotkę wystawiłam za okno. Okno przymknęłam, drążek przywiązałam sznurkiem do klamki i czekałam. Wiedziałam, że Grzesiek, choćby 63 nawet był na mnie zagniewany, w końcu spojrzy w kierunku moje okna. I miałam słuszność. Za pół godziny zadźwięczał dzwon< przy drzwiach. Wiedziałam, że to Grzesiek. Nim zdążył się odezwa ja już mówiłam: - Nie zajrzałeś do samochodu? Nie zauważyłeś kartki ode mni< Napisałam, że zaszło nieporozumienie; spałam, kiedy dzwoniłeś, a mi ma nic nie wiedziała, że pogodziliśmy się. Zresztą mama w ogó. o tobie nie wie. Wiedziała, że nie chcę rozmawiać z jakimś Grześkiei ale to było całe wieki temu! Dorośli nie mają pojęcia o tym, że możi w jednej chwili nienawidzić się, a zaraz w następnej szaleć za sob, - Nie czytałem kartki - powiedział Grzesiek. - Jeszcze n grzebałem w samochodzie. Taki byłem zły, że nic mi się nie chciało - Teraz już wiesz. I nie gniewasz się? a - Skoro wiem, jak sprawy wyglądają, to nie ma o czym mówic - Zauważyłeś flagę w oknie? - Dlatego przyszedłem, te - Mam potworne ilości lekcji do odrobienia na jutro, ale sanJ rozumiesz? Nie można pracować z perspektywą, że za chwilę zetnU ci głowę na szafocie! Każde nieporozumienie z tobą to dla mni< prawdziwa śmierć! - Myślisz, że ja czułem się jak król życia? Też byłem skołowany, Gdyby nie noga w gipsie, to z chłopakami bym poszedł na mec i może nawet dalibyśmy czadu. Taki byłem wściekły, że z byle powoduj mógłbym zrobić awanturę! Poszli sami. Dobrze, że zauważyłem tę flagę! - Grzesiek! Muszę z tobą poważnie porozmawiać, s - Po to przecież przyszedłem, -l - Nie o nas. W tej chwili o czymś innym. Nie chcę, żebyś by( podobny do tych szalikowców! Ty chyba jesteś więcej wart od nich?) - O co ci chodzi? I co z tego, że się nosi szalik w kolorze! ulubionego klubu? i - Przed chwilą powiedziałeś, że gdybyś poszedł z nimi na mecz, to może razem dalibyście czadu... - Tak tylko powiedziałem, żebyś zrozumiała, jaki byłem wściekły. - No nie wiem... W każdym razie chłopcy biją się na stadionach. Chyba nie tylko z powodu nieporozumień z dziewczynami. A te poniszczone pociągi, powybijane okna... 64 - Są różne chłopaki. Ja mam swoją dłubaninę przy samochodzie i nie muszę szukać innych atrakcyjnych zajęć. Ale co mają robić ci, którzy się nudzą? Łażą po świecie i niechcący czasem wplatają się w jakąś burdę. - Niechcący? Ja myślę, że oni tylko szukają sposobności do robienia burd. Nie każdy może kupić sobie stary samochód i przy nim dłubać, ale książkę to już każdy może za darmo wypożyczyć w bibliotece. - Czego ty chcesz ode mnie? Żebym zaczął ich namawiać do czytania książek, jak jakiś belfer? Nie mam zamiaru się wygłupiać. Jestem zwyczajnym chłopakiem, takim jak oni, a ty może sobie wyobrażasz, że będę jakiś nadzwyczajny. Chciałbym, żebyśmy w dal szym ciągu chodzili ze sobą, ale nie możesz liczyć na to, że zostanę kimś szczególnym. - Skąd wiesz? Masz dopiero piętnaście lat! Możesz zrobić wszystko, co zechcesz! Wszystko zależy od ciebie. Ja w każdym razie domyślałam się w tobie czegoś wspaniałego! Nie przypusz czasz chyba, że chodziłabym z byle kim. Marzę o naszej cudownej przyszłości. Tylko nie wolno nam marnować czasu! - Ale chyba będziemy się w dalszym ciągu spotykać nad morzem? - To oczywiste! Musimy jeszcze tyle spraw przedyskutować! Teraz idź już! Mówiłam ci, że mam okropnie dużo lekcji... - W takim razie idę. Ale... - Ale co? - Właściwie nic. Skoro musisz odrabiać... Idę. Grzesiek wyszedł, a ja niemal zemdlona padłam na drzwi! Och! Jakże pragnęłam, żeby mnie objął i pocałował! Tak jak wówczas przed ZOO! Gdybym nie mówiła o tych wszystkich sprawach z kolegami, o czytaniu książek i w ogóle... Tyle na to poszło czasu. I właściwie nie było nastroju na miłość. Jak tak dalej pójdzie, to zostanę starą panną. Próbuję wychowywać mojego chłopaka, zamiast się na niego rzucić i całować go! Chociaż... Całować się w domu to niebezpieczne. Mogłabym stracić głowę. Słyszało się o takich przypadkach. Co innego nad morzem czy gdzieś, gdzie zaraz ktoś może nadejść. Stanowczo nie powinnam pozwalać sobie na takie zuchwałe myśli... Co robić? Przecież jestem zakochana, i to do 65 szaleństwa! Gdy już zostanę żoną Grześka, będę mogła do woli całować! Co prawda, wówczas już nie będę miała lekcji do odrabiani O Boże! Trzeba się do tego zabrać! To straszne! Godzić szaleńst miłości z matmą! Och! Grzesiu! Gdybyś wiedział, jak bardzo cierp Całuję w myślach twoje fiołkowe oczy, zanim utonę w mat Żegnaj, mój ukochany! Rozdział XV Poznaję prawdziwą pisarkę Mam straszne wyrzuty sumienia z powodu Grześka - na chwi niemal zapomniałam o nim! Lekq'e przeleciały normalnie. Kiedy kt< dukał przy tablicy, mogłam sobie rozmyślać i marzyć o Grześki natomiast na polskim straciłam rozum. Nasza pani wymyśliła dl nas coś niezwykłego. Zawsze wymyślała coś, co nas zaskakiwała ale to było całkiem ekstra! Powiedziała: - Mam pomysł. Może wam się spodoba, a może nie. Chciałabym aby każdy z was przeprowadził z kimś wywiad. Taki, jak się rób do prasy albo do radia. Udało mi się wypożyczyć odpowiednią ilośl magnetofonów, więc dla nikogo nie zabraknie, a waszym zadanien jest wyszukać kogoś, kto według was byłby interesujący. To ni< musi być ktoś ważny. Chodzi mi tylko o to, aby wasz wywiać potrafił zainteresować czytelnika czy też słuchacza radia. Wszystkt zależy od waszego podejścia do tematu i od pytań. Musicie chcieć się dowiedzieć czegoś, co was właśnie nurtuje, a na co zapytana odpowie, mam nadzieję, niegłupio. Umiejętność zadawania pytań jest bardzo ważna. Nawet jeżeli nikt z was nie zostanie w przyszłości dziennikarzem radiowym czy prasowym, chociaż trzeba przyznać/ że to niesłychanie interesujące zawody i coraz bardziej poszukiwane, to jak mówiłam, umiejętność zadawania pytań przyda się każdemu choćby dla prowadzenia inteligentnej rozmowy. Do dzieła! Tu są magnetofony! Za tydzień dowiemy się, jak z nich skorzystaliście! i 66 Tak mnie to wszystko zafascynowało, że na dłuższą chwilę zapomniałam o Grześku. Myśli po prostu szalały we mnie! Z kim i jak zrobić doskonały wywiad? Wiadomo, że mój wywiad musi być doskonały! "Z kim zrobić wywiad? Z kim zrobić wywiad? Najlepiej byłoby z którymś z aktorów... Z Baką! Wszystkie dziewczęta się w nim kochają! Nie. Aktor odpada. Pani od polskiego powie, że to zbyt łatwe, skoro mama jest aktorką. Już wiem! W naszym osiedlu mieszka pisarka! Tylko czy się zgodzi? Nie nakłamię, że jestem z prasy, bo i tak nie uwierzy. A powiedzieć, że to zadanie szkolne... Może się obrazić. Doprawdy, nie przypuszczałam, że to będzie takie trudne. A może zrobić wywiad z panem Wojtkiem, właścicielem zieleniaka? Tylko o czym byśmy mówili? O cenach warzyw i które warzywa ludzie najchętniej kupują? Nie! Co to za wywiad? Pani wyraźnie mówiła, że taki wywiad to przygotowanie do inteligentnej konwersacji. Kto konwersuje o warzywach? Chyba tylko w jakimś klubie jaroszy..." Miałam dziesiątki pomysłów, ale żaden nie wydawał mi się dobry. Szłam do domu zgnębiona, z magnetofonem, z którego z całą pewnością nie będę miała żadnego pożytku. Aż tu nagle cud! Właśnie z warzywniaka wracała moja pisarka, obładowana siatkami z zakupami. Zbliżała się do mnie, a ja stanęłam jak zahipnotyzowana. - Pomóż mi, skarbie, i podrzuć jedną siatkę pod dom - poprosiła. - Ledwo zipię z tą przeklętą astmą! Wiem, że obok mieszkasz. Masz u mnie wdzięczność, jak w banku! - Ależ oczywiście! - zgodziłam się natychmiast. - Zabiorę obydwie siatki! To dla mnie drobiazg! - porwałam siatki i biegłam z nimi, jakbym miała skrzydła. Zatrzymałam się przed domem pisarki, czekając, aż ona dojdzie. Była wspaniała okazja, aby poprosić o wywiad, ale wydawało mi się to bardzo nieeleganckie, jakbym wykorzystywała sytuację. Jej nie wypadałoby teraz odmówić. Wolałam już zrezygnować z wywiadu. Pisarka podeszła i oparła się o framugę bramy. - Muszę trochę odsapnąć - powiedziała. - Tak się kończy palenie papierosów. Całe życie kurzyłam jak komin, to teraz mam! Dobrze mi tak! Trzeba było mieć więcej rozumu! Ale czy człowiek może mieć rozum, gdy go jeszcze nie ma? W każdym razie, chociaż nie 67 jestem moralistką, przestrzegam cię - nie pal! Spójrz na ma Chętnie bym siebie samą wytrzaskała po tyłku, tylko teraz już nic z tego nie przyjdzie. No, ale dosyć o mnie. Jak tam ci id w szkole, co? Uczą was czegoś mądrego? - Myślę, że wszystko jest mądre. Chociaż nie wszystkie przedn lubię. - Których nie lubisz? - Ścisłych. - To tak samo jak ja. Urodziłam się humanistką. - Ja też. To znaczy, nie wiem, czy się taka urodziłam, ale właśfl humanistyczne przedmioty lubię, a najbardziej polski. - Polskiego uczy was poetka. Znam ją. Ma dobrze w głow i ciekawie uczy. Wczoraj z nią rozmawiałam. Powiedziała, że za wam przeprowadzenie wywiadu. To niegłupi pomysł. Jest taki c/ książeczek z Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego: "I ty potrafi ciekawie opowiadać" albo "I ty potrafisz napisać książkę" i tak tam różne na temat "I ty potrafisz". No więc i ty potrafisz prz prowadzić wywiad. Tego, co prawda, jeszcze nie wydali, ale mos wydadzą, jeśli wam się uda z tymi wywiadami. A ty już soh kogoś upatrzyłaś? r - Boję się przyznać - powiedziałam, trzęsąc się z wrażenij - Myślałam o pani i to cud, że właśnie dzisiaj panią spotkałam, b nigdy bym się nie odważyła... Właściwie w dalszym ciągu się ni odważam, zwłaszcza że to mogłoby wyglądać na wykorzystywanie - Zawracanie głowy! - ofuknęła mnie przyjaźnie pisarka. - Jaki wykorzystywanie? Proszę bardzo! Mogę ci udzielić wywiadu. Przynia magnetofon i pogadamy. ,' - Mam przy sobie. Pani rozdała wszystkim magnetofony. Al naprawdę? Mogę? - Skoro mówię, to mówię! Ładujmy się do windy, bo szkoda czasu Długo marudziła przy drzwiach, myląc klucze, tak ich miał dużo, a wszystkie przywiązane do breloka z rogu jeleniego. Przyglądałam się rogowi, więc powiedziała: j - Dostałam to od pewnego leśniczego z okolic Kościerzyny! Byłam tam na spotkaniu autorskim. Jego córka prowadziła bibliotekę Straszne tłumy narodu przyszły, aż się dziwiłam. Potem była pyszr 68 rotacja i na dodatek dostałam ten prezent. Czasem warto być pisarką. No, jesteśmy w domu! Wrzuć siatki do kuchni i siadajmy! Najpierw jednak zaparzę herbatę, bo bez herbaty jestem nieboszczyk, chociaż i z herbatą niewiele mi brakuje. Pooglądaj sobie tymczasem mieszkanie, bo pisanie wywiadu to nie tylko pytania i odpowiedzi. Dobrze jest najpierw opisać jakieś własne wrażenia o osobie, z którą zamierza się przeprowadzić wywiad. Rozumiesz, żeby nie zaczynało się od pytań, a zwłaszcza takich, jak: "Czym dla pani była ta nagroda?", "Kiedy zaczęła pani pisać?", "Którą ze swoich książek pani najbardziej lubi?"... To są pytania, które każdy zadaje, a mnie aż trzęsie, gdy je słyszę. Jest herbata! Włącz magnetofon i pogadamy. - Już dawno włączyłam - odpowiedziałam. - A ty spryciaro! Masz u mnie plus, że na to wpadłaś. Aha!! I nie chcę takich pytań, jak: "Skąd pani czerpie pomysły?". Jasne, że z własnej głowy i z życia. Wszyscy pytają, skąd człowiek bierze pomysły. Marzę o tym, aby mi wreszcie ktoś zadał jakieś oryginalne pytanie. Inne od wszystkich. - Nie wiem, czy moje pytanie będzie oryginalne i czy wypada o coś takiego pytać, ale chciałam właśnie... Chciałam panią zapytać o pierwszą miłość. Pisarka spojrzała na mnie poważnie, a może nie na mnie, tylko na swoją odległą młodość. - Pierwszą miłość przeżyłam, gdy miałam trzynaście lat - powie działa bardzo serio. - Widzę się dokładnie, jakby to było wczoraj... Jestem w kremowej sukience w polne kwiaty. Najwięcej jest maków. Dlatego pewnie przewiązałam suknię czerwoną szarfą. U góry była obcisła, z małym wycięciem pod szyją. Rękawki - bombki. Od pasa w dół marszczona... To była świąteczną sukienka, więc musiała być niedziela, gdy się z nim poznałam. Nazywał się Karol Faukner. Był synem dyrektora fabryki "Semperit". Niemca, Karol mówił po polsku. Nawet mi do głowy nie przyszło, że mógłby mówić po niemiecku. Takie pojęcia, jak Niemiec, Żyd, Polak, nie istniały dla nas. Wszystkie dzieci z naszej dzielnicy przyjaźniły się z sobą. Oczywiście nie każde z każdym. Jedni byli przyjaciółmi, inni tylko koleżankami czy kolegami, albo znajomymi, z którymi zamieniło się zaledwie kilka słów. Ale byliśmy z tej samej dzielnicy, czyli sami swoi. W maju wszyscy 69 wylęgaliśmy na Pola Katarzyńskie... Dzisiaj tam jest ogromne osied ale wówczas to były pola, raj dla dzieci - spora przestrzeń z v deptanymi ścieżkami, po których szaleliśmy, jeżdżąc na rowera W maju dodatkową frajdą było wrzucanie sobie chrabąszczy za l mierze. W zimie oczywiście ślizgawka. A reszta roku - rowe Co ja wyprawiałam na moim rowerze! Nie do uwierzenia! C szczęście, że moja mama nic o tym nie wiedziała. Za każdym ras upominała mnie: "Masz jeździć wolno! Żadnych figli i cyrkowych popisów!" Przyrzekałam, że tak będzie, ale gdy tylko dosiadłam swe damki!... Umiałam jeździć, stojąc na siodełku, albo z nogami kierownicy, bez trzymanki to było byle co, nawet nie warto wspomin bo to każdy potrafił, mogłam też jeździć na zderzaku tylnego kc i najważniejsze: ścigać się absolutnie z każdym! Właśnie pewne razu, gdy już wszyscy odpadli z wyścigu, został tylko jeden chłopie Karol. Zanosiło się na to, że mnie prześcignie, ale w pewn) momencie zwolnił i zawołał: "Poddaję się! Wygrałaś!" Dzisiaj nie jestem pewna, czy naprawdę wygrałam. On chyba mnie zrezygnował ze zwycięstwa. Wówczas, gdy już nikogo za nami nie było, bo wszyscy wcześr odpadli, rzuciliśmy nasze rowery w trawę i położyliśmy się, żet odsapnąć. Karol zerwał żółty polny bratek i podał mi go. "Masz! Nagroda za zwycięstwo - powiedział. - Jeździsz ja prawdziwa amazonka. Wolę się z tobą nie ścigać". "Jeżeli chcesz, to powiemy innym, że ty wygrałeś. Mnie i zależy" - zapewniłam go, bawiąc się kwiatkiem. "O nie! Stać mnie na to, aby się przyznać do przegranej. Zress nie lubię kłamstw". "A co lubisz?" "Bo ja wiem? Lubię grać w siatkówkę i lubię czytać książ] przygodowe". "A wiesz, że ja zaczęłam pisać książkę? O leśniczance, któr zakochała się w gajowym. Gajowy miał drewnianą nogę. Sam sobil z drewna wystrugał protezę. Właśnie dlatego leśniczanka się w nin zakochała, że był taki dzielny. Sam zrobił protezę i tak dobrze 70 nauczył się nią posługiwać, że mógł bez trudu chodzić po lesie, a przecież wiadomo, co to las; same górki i dołki, a nawet jamy, gdzie można wpaść". "W jaki sposób gajowy stracił nogę?" "Tego jeszcze nie wiem. Dopiero trochę napisałam. Na razie doszłam do tego, że leśniczanka codziennie wybiega z domu, żeby z daleka spojrzeć na swojego gajowego. On nawet nie wie, że leśniczanka się w nim kocha. To mi się wydaje bardziej romantyczne". "Masz zamiar zostać pisarką?" "Być może. O tym także nie myślałam. Po prostu musiałam zacząć pisać tę powieść. To było całkiem niezależne ode mnie". "Chyba właśnie tak się dzieje z pisarzami. Piszą, bo coś im każe pisać". "Pewnie masz rację". "Jak ma na imię ukochany leśniczanki?" "Ona tego jeszcze nie wie. Zna go przecież tylko z widzenia. To była miłość od pierwszego wejrzenia". "Czy mógłby mieć takie imię jak moje? Karol?" "Czemu nie? Jeśli chcesz, dam mu imię Karol". "A leśniczance daj twoje imię". "Hm... Zastanowię się. Leśniczanka jest piękna, czego o sobie nie mogę powiedzieć". "No wiesz? Chyba nigdy nie patrzyłaś w lustro?" "Och! Daję słowo! Mówisz takie rzeczy! Wcale, ale to wcale, nie uważam się za ładną. Zresztą nie chcę o tym mówić. Muszę już wracać do domu. Mama będzie się złościć, że tak długo jeżdżę na rowerze, zamiast jej pomóc przy kolacji. Lecę!" "Ale spotkamy się jeszcze?" "No chyba! Dokąd mamy rowery, mc nie jest w stanie przeszkodzić nam w ściganiu się". ...Tak. Tak to było. Jeszcze wiele razy ścigaliśmy się. Potem leżeliśmy w trawie, odpoczywając i plotąc trzy po trzy, jak to w tym wieku bywa. Coraz bardziej nie mogłam się doczekać, kiedy nadejdzie godzina, gdy po odrobieniu lekcji będę mogła wyjść na dwór, żeby ścigać się z Karolem. Ścigałam swoją miłość. Zakochałam się w Karolu. Był mądry, rycerski i taki delikatny... Nigdy mi nie wrzucił chrabąszcza 71 za suknię. Zawsze zrywał jakiś polny kwiatek i wręczał mi go, ru zwyczajnie, od niechcenia. Pewnego razu przytrzymał moją rę z kwiatkiem i pocałował ją. Potem spojrzeliśmy na siebie, a raq spojrzeliśmy w głąb siebie i wiedzieliśmy, że to, co się dzieje z nas to jest miłość. Nie zdążyliśmy sobie tego powiedzieć, bo nazajutrz wybuc wojna. On był Niemcem, a ja Polką. Staliśmy się wrogami, l naszej zgody zabrano nam naszą miłość. Wszystkie dzieci z dzielnicy nagle dorosły. Dawniej byliśmy tylł dziećmi, wojna zrobiła z nas Polaków, Żydów i Niemców. Nigd by nam do głowy nie przyszło, że coś takiego może zaistnieć; dzię z jednej dzielnicy naznaczone każde innym piętnem. Jeszcze przez jakiś czas widywałam z daleka Karola, jak maszerow z chłopcami z Hitlerjugend. Już się w ogóle nie znaliśmy. Wyrzuciła zasuszone kwiaty. Kwiaty od wroga. Może ktoś w to nie uwierzy, ale to była najpiękniejsza miłość - Ja wierzę! - krzyknęłam. - Bo ja także przeżywam moj pierwszą miłość. Pierwszą i ostatnią! Taką na całe życie! - I w tysś momencie zdałam sobie sprawę, że przez całą godzinę nie myślałang o Grześku! ; - Przeżywasz pierwszą miłość? - zamyśliła się pisarka. - Powiedź mi, jak to w dzisiejszych czasach wygląda? Co się dzieje z zakochanff trzynastoletnią dziewczyną? - Nie wiem, czy mi się uda opowiedzieć? Jestem przepełniona bezgranicznym szczęściem, tylko dlatego że on istnieje na świeciel Nawet nie muszę z nim rozmawiać. Wystarczy mi, że jest. Wyda-H je mi się, że się z nim unoszę ponad całym światem. Że nikoge nie ma, tylko my... Może tak się czują aniołowie? Ale to chyba bluźnierstwo porównywać się z aniołami? - W tym momencie usłyszałam jakiś szum w magnetofonie. - Obawiam się, że taśm.a nagraniowa się zerwała - powiedziałam. - Szkoda, jeszcze tyle$ można by powiedzieć o miłości... H - Lepiej ją przeżywać niż o niej mówić. A jaki dasz tytuł temua wywiadowi? J - Może "Miłość trzynastolatki"? Najpierw oczywiście opowiemy o pani, a potem przejdę do rozmowy o miłości, i 72 - Przy okazji daj mi znać, jaką ocenę dostałaś za ten wywiad. A teraz idź i zabierz się do roboty. Ja się muszę zabrać do mojej. Spotkanie z tobą to także niezły temat na książkę. Wracając do domu, rozmyślałam o niezwykłych przypadkach w życiu człowieka; takie dwie różne osoby, jak stara pisarka i ja... Obydwie jako trzynastolatki przeżyłyśmy najważniejszą na świecie pierwszą miłość. To niemal nieprawdopodobne! Byłam dalszym ciągiem życia pisarki... Jakby jej miłość nigdy się nie skończyła i przeszła na mnie. Jakież niezwykłe jest nasze życie! A niektórzy ludzie uważają, że ich życie jest nieciekawe. Biedacy! Pewnie nie wiedzą, co to miłość! Rozdział XVI Wszędzie panuje miłość - mama też jest zakochana Grzesiek powiedział, że już ma dosyć chodzenia z nogą w gipsie, i sam sobie przeciął gips nożyczkami do cięcia drobiu. Spotkaliśmy się na plaży, bo dzień wcześniej była sztormowa pogoda i liczyłam na jakieś bursztynki wyrzucone przez morze. Cała masa dzieciaków chodziła brzegiem morza, wpatrując się w piasek. Wszyscy szukali bursztynów. To tak przyjemnie znaleźć bursztynowy kamyk, choćby się nawet na nic nie przydał. Myślę, że szukanie bursztynów jest od wieków zwyczajem ludzi mieszkających w pobliżu Bałtyku. Mamy to we krwi. Ja się wpatrywałam w piasek, a Grzesiek puszczał kaczki płaskimi kamykami. Niewiele rozmawialiśmy. Wystarczyło nam, że jesteśmy razem. Między nami wszystko układało się wspaniale. Nie było powodu do nieporozumień. Mogliśmy spokojnie myśleć o nauce. Teraz tylko staraliśmy się prześcigiwać w zdobywaniu wiedzy, bo postanowiliśmy, że w przyszłości będziemy bardzo ważnymi osobami. Grzesiek trochę myślał o polityce, ale zdecydował się najpierw skończyć technikum dentystyczne, żeby mieć pewny i dochodowy zawód, bo 73 z polityką to nigdy nic nie wiadomo; nagle przestaje się być politykien i co wtedy? A technik dentystyczny zawsze znajdzie pracę. Grzesie miał prawdziwy talent w rękach. Wszystko potrafił! Właśnie zacząjjl dla mnie robić bransoletkę z malutkich bursztynów/ coś na kształt bursztynowej koronki. Podziwiałam Grześka. Kto wie, może kiedy zostanie artystą rzeźbiarzem? Wcale bym się nie zdziwiła. Ja ciągle jeszcze nie miałam pewności, kim będę. Odkąd zaczęłam chodzie z Grześkiem, przestałam się fascynować teatrem. Nawet mama dziwiła, że już nie biegam do teatru w każdej wolnej chwili, ta jak dawniej. Ale przecież nie miałam czasu, no bo kiedy? Jeśli niĄJt byłam w szkole, to chciałam być z Grześkiem. Jego do teatru ni( mogłabym zabierać, bo nie był nikim z rodziny. Nawet dziedj; aktorów niezbyt chętnie widziano, i słusznie; tyle tam było różnychj przedmiotów, które mogły spaść i nawet zabić kogoś nieobeznanegoig z teatrem. Na widowni też nikt obcy nie mógł siedzieć, gdy aktorzyj próbowali swoje role. t Mama chyba była zadowolona, że nie przychodzę do teatru Przypuszczałam, że zaczęła się interesować pewnym aktorem, z którymi właśnie próbowała w nowej sztuce. Już kilkakrotnie podwoził ją swoim samochodem pod nasz dom, a rano przyjeżdżał po nią. Być-: może mamie zepsuł się samochód, ale nie pytałam, wydawało mi się, że ona woli jeździć z tym nowym aktorem. I skończyły się nasze rozmowy po powrocie mamy z pracy. Właściwie to nigdy niell miała za dużo czasu na pogawędki, przecież w domu musiała się uczyć ról na pamięć i w dodatku przyszykować dla nas coś doli jedzenia, jednak dawniej, choćby w przelocie, zagadywała mnie o różne moje sprawy, a teraz niemal mnie nie zauważała, przynajmniej tak czasem sądziłam. Nie miałam o to żalu do mamy, bo życica artystki jest bardziej skomplikowane niż innych ludzi, a poza tym* ja obecnie także byłam bardzo zajęta. Mama lubiła teraz przebywać sama w swoim pokoju. Nie powiedziała mi tego, domyśliłam się. Wchodząc do mamy, czułam się tak, jakbym wchodziła do komnat na Wawelu albo do jakiegoś sanktuarium. Nagle jej pokój stał się niedostępnym miejscem, pełnym sekretnych myśli. Nie chciałam przeszkadzać, bo ja także wiedziałam, co to miłość, i też wolałam żyć sama! 74 Rozdział XVII Jak pomóc biednym ludziom? Z polaka dostałam szóstkę. Wywiad nagrany z pisarką potrak towałam jako materiał do prasy. Trochę wszystko przerobiłam i opuściłam wyznania dotyczące mojej osoby; przecież nie mogłam przed całą klasą mówić o mojej miłości do Grześka. Opisałam więc, jak bardzo zakochana była pisarka, gdy miała trzynaście lat. Pisząc o tym, cały czas miałam na myśli siebie i Grześka. Dałam tytuł: "Miłość trzynastolatki". Od tamtej chwili moi cyniczni koledzy z klasy wołali za mną: Hej! Ty! "Miłość trzynastolatki!" U nas w szkole wszyscy tylko czyhali, żeby drugiemu przypiąć łatkę i niemal każdy miał jakieś przezwisko. Mnie się udało dosyć długo żyć z własnym imieniem; teraz już nazywano mnie: "Miłość trzy nastolatki". Nie dbałam o to. Zresztą nie było w tym nic obraź- liwego. Moje kontakty z pisarką zacieśniły się. Wpadłam do niej tego samego dnia, gdy dostałam szóstkę. Zdziwiłam się, że na mój widok i na wiadomość o świetnej ocenie nie promieniała radością, tylko wręcz przeciwnie, spochmurniała, mówiąc: - Bardzo mnie cieszy, że dostałaś dobrą ocenę, ale czy nie przyszło ci na myśl, żeby powiadomić mnie telefonicznie, że zamierzasz złożyć mi wizytę? Nie można tak wpadać do kogoś bez uprzedzenia. Akurat jestem w trakcie pisania nowej książki i szło mi świetnie, aż do tej chwili... Wyrwałaś mnie z transu. - Przepraszam. To ja już pójdę - powiedziałam. Byłam ogromnie speszona. Rzeczywiście, zachowałam się jak dzikus. Pisarka machnęła ręką. - Zostań, skoro już jesteś. Może ludzkość nic na tym nie straci, że dzisiaj nie napiszę kilku stron powieści, a może nawet będzie to z pożytkiem dla tejże ludzkości. Warto jednak pamiętać o dobrych obyczajach. Nawet do przyjaciół nie wpada się jak do lunaparku, gdzie nie ustala się terminów odwiedzin. Z przyjemnością będę cię widywała u siebie, byłem tylko wcześniej była uprzedzona o wizycie. 75 Możesz też przyjść z tym swoim ukochanym chłopakiem. ZaportU niałam, jak mu na imię? S - Grzesiek. & - Przyjdź kiedyś z Grześkiem. A nawet, jeśli nie będziecie mieS nic lepszego do roboty, to możecie przyjść dzisiaj. Skoro przerwałam pisanie, to nie będę już teraz do tego wracać. Spakuję za to rzeczy,' które przyszykowałam dla pewnej biednej rodziny. Pomożecie mi, wszystko załadować do samochodu. Możecie tam ze mną jechać Bylibyśmy na miejscu za godzinę. Wzięłam adres od dziennikarki. z telewizyjnego programu "Podać rękę". To jest gdzieś na terenach byłych pegeerów... Będzie mi raźniej jechać z wami. Co ty na to? - Natychmiast zawiadomię Grześka! - Tylko czy aby nie przeszkodzi to wam w waszych zajęciach? Trzeba przecież odrobić lekcje na jutro. - Jutro jest sobota. Będziemy mieli dosyć czasu na odrabianie lekcji. Lecę po Grześka! Za chwilę przyjdziemy! Pobiegłam do domu i zadzwoniłam do Grześka. Na wszystko się zgodził. Szybko zrobiłam sobie omlet z dżemem i zostawiłam mamie kartkę z informacją, że nie będzie mnie w domu do wieczora. Już za pół godziny dzwoniliśmy z Grześkiem do drzwi pisarki. Przywitała się z nim i rozmawiała tak, jakby znali się od zawsze. W ogóle byliśmy wszyscy jak starzy znajomi, a nawet jak kumple. Nie czuło się żadnej różnicy wieku, w każdym razie w sposobie bycia, bo wiadomo, że nie w wyglądzie. Musieliśmy przenieść do samochodu dwa wielkie toboły z odzieżą, prócz tego małą lodówkę, pralkę, składane łóżeczko dla dziecka i kartony: jeden z jedzeniem, a drugi ze środkami czystości. Samochód pisarki był stary; odrapany fiat combi. Mogło się w nim wiele rzeczy zmieścić, ja się tylko obawiałam, czy się w drodze nie rozleci ze starości. Sprawdziliśmy na mapie trasę, którą mieliśmy jechać, i ruszyliśmy. Pisarka kazała mnie i Grześkowi usiąść z tyłu. Według niej miejsce obok kierowcy jest miejscem dla samobójcy. Ułożyła tam kartony. Zaraz na początku powiedziała: - Nie mam pojęcia, co tam zastaniemy, ale przygotujcie się na najgorsze. Byłam już w kilku takich miejscach. Wierzyć się nie chce, że 76 istnieje podobna bieda. Mam masę kłopotów ze zbieraniem od przyjaciół różnych rzeczy, z pakowaniem i wywożeniem tego, ale czułabym się podle, żyjąc w wygodach, ze świadomością, że innym ludziom wszystkiego brakuje. Oczywiście całego świata się nie obdaruje, ale coś trzeba robić, chociaż jedną rodzinę próbować uratować. Zresztą, co ja będę dużo mówić? Sami zobaczycie. Jechaliśmy ponad godzinę. Najpierw szosą, potem wiejską drogą, na której nie było widać nie tylko żadnego samochodu, ale nawet wozu z koniem. Nie dochodził tu też autobus, nie mówiąc o kolei. Nie widzieliśmy żadnych ludzi. Na początku wioski, po jednej stronie wąskiej drogi stał mały dom, a po drugiej ciągnęły się wypalone mury dawnych pegeerowskich stajen. Strasznie to wyglądało! Tylko te mury i okopcone dziury po oknach, i kikuty spalonych drzew. Ten mały dom był właśnie naszym celem. Gdy zatrzymaliśmy samochód, wyszła kobieta z dzieckiem na ręku. Pisarka podała jej dłoń na powitanie i powiedziała: - Dostałam pani adres z telewizji. Przywieźliśmy trochę rzeczy. - Proszę wejść - zaprosiła nas kobieta. - Może zaparzę kawę? - Proszę sobie nie zawracać głowy kawą - odpowiedziała pisarka. - Nie mamy zbyt wiele czasu. Do Gdańska szmat drogi. Zorientujemy się tylko, czego pani najbardziej potrzeba, i musimy wracać. Wyładujemy to, co przywieźliśmy. Jeżeli pani nie wszystko się przyda, proszę podarować komuś innemu. Wydaje mi się, że nie będzie tu brakowało potrzebujących. Mieszkanie było małe, zimne i wilgotne, ale bardzo czyste. W pokoju rzucał się w oczy oszklony kredens cały zapełniony zabawkami. Zabawki były wszędzie: na stole, na łóżkach, na krzesłach. Gospodyni wyjaśniła, że na ogłoszenie w telewizji przysłano najwięcej zabawek, a im najbardziej potrzeba jedzenia i odzieży. Rodzina składała się z sześciorga dzieci w różnym wieku. Większe dzieci były właśnie w szkole, jedno - chore - leżało w szpitalu, a najmłodsze, to, które trzyma na ręku, zostaje z nią w domu. Mąż od roku nie żył. Miał amputowane obydwie nogi. Gdyby nawet żył i był zdrowy, to i tak nie miałby gdzie pracować. Wszyscy w wiosce pracowali kiedyś w pegeerach, ale pegeerów już nie było. 77 Wynieśliśmy wszystkie rzeczy z samochodu. Pisarka zostay jeszcze jakieś pieniądze i obiecała zainteresować sprawą różni swoich znajomych. Chodziło zwłaszcza o pomoc finansową. Szybko wyruszyliśmy w powrotną drogę. Byliśmy tak przygnębit że przez dłuższy czas nie próbowaliśmy rozmawiać. Nas tal przytłoczył ogrom cudzego nieszczęścia. Gdy się czegoś takiego i widzi, nie myśli się o tym, że gdzieś tam dzieci chodzą ca kilometry do szkoły, w dodatku głodne. Przysięgłam sobie w duch że zawsze będę się starała pomagać ludziom, którzy tego potrzebuj, Było mi wstyd, że do tej pory myślałam wyłącznie o sobie. W ogól nie przyszło mi do głowy, że gdzieś jest aż taka bieda. ;; Jeszcze tego samego dnia rozmawialiśmy z Grześkiem. On odg czuwał to samo co ja. Postanowiliśmy, że na własną rękę zo%. garażujemy jakąś pomoc. Grzesiek wieczorem spotkał się z kolegami, jak zwykle w bramie domu. Obserwowałam ich przez okno; spierali się o coś i robiltl straszne zamieszanie. Niektórzy odchodzili, potem wracali, plulj przez zęby, szturchali się i wreszcie wszyscy podali sobie ręce. Dopiero na drugi dzień dowiedziałam się, o co chodziło; Grzesieki opowiedział im o naszej wyprawie i o tym, co widział w zapom- nianej przez świat wiosce. Najpierw go wyśmiali. Uważali, że robi z nich idiotów, opowiadając niewiarygodne historie. A w ogóle to byli zdania, że jeżeli komuś czegoś brakuje, to przecież może ukraść. Trzeba na to tylko trochę sprytu i odwagi. Ich zdaniem tylko głupole nie dają sobie rady w życiu. Obrazili się, gdy im Grzesiek mówił, że są ludzie, którzy woleliby umrzeć z głodu niż kraść, bo ważniejszy jest honor. Przy słowach o honorze po prostu się wściekli. Oni mieli się za chłopaków z honorem. Zdecydowani byli zerwać z Grześkiem, skoro ich obrażał. Wtedy Grzesiek powie dział: - Chcecie zobaczyć wszystko na własne oczy? Proszę bardzo! Możemy tam razem pojechać i sami ocenicie, czy mówię prawdę. Ja też nigdy bym w to nie uwierzył, gdybym tego nie widział. Jeżeli uznacie, że to banda frajerów, to możemy sobie dać z tym spokój. Ale najpierw warto osobiście sprawdzić. Jest okazja zrobić wycieczkę; jedźmy tam na rowerach. Nikt na tym nie straci. 78 Propozycja została przyjęta, zwłaszcza że była okazja pościgać się na rowerach. W dalszym ciągu jednak twierdzili, że jakieś niedorajdy, które nie potrafią poradzić sobie z życiem, nie zrobią na nich wrażenia. Pojadą z ciekawości, żeby obejrzeć te spalone obory, bo to może być fajny widok, jak w filmie. Pewnej niedzieli pojechali. Potem jeszcze nieraz widziałam, jak kłócili się ze sobą, bo oni nie potrafili inaczej rozmawiać. A po tych kłótniach w każdą niedzielę siadali na rowery, z wypchanymi plecakami, i wyjeżdżali na cały dzień. Grzesiek także z nimi jeździł, więc wiedziałam od niego, że wzięli adresy z telewizji i jeżdżą w różne miejsca, gdzie ludzie są najbiedniejsi. Każdy z nich brał sobie za punkt honoru, aby mieć najbardziej wyładowany plecak i o to właśnie były kłótnie - komu udało się zgromadzić więcej rzeczy. Podobno ogłosili zbiórkę w szkole i jeszcze inni chłopcy przyłączyli się do nich. Teraz niedziele spędzałam bez Grześka. Spotykaliśmy się dopiero wieczorem, gdy już wracali z wyprawy. Chociaż uwielbiałam być z Grześkiem, zgodziłam się na tę ofiarę. Byłam z niego dumna! Jeżeli potrafił przekonać tych swoich kolegów, to chyba wszystko mu się w życiu uda! Przy nim będę się zawsze mogła czuć bezpieczna. Och! Tylko tak długo trzeba czekać, aż będziemy mogli być razem! Nie wiem, jak to wytrzymam. Tymczasem Grzesiek będzie studiował. Jeszcze nie wiadomo, na co się zdecyduje, czy na politechnikę, czy na technikę dentystyczną? Ja się zgodzę na wszystko, byle on był szczęśliwy. Tak go kocham! Coraz mocniej! Tymczasem spędzając niedziele bez Grześka, poświęciłam się całkowicie nauce angielskiego. Chyba mam zdolności do języków, bo mówię już niemal biegle. Zresztą może się tylko przechwalam sama przed sobą? A może nie, bo w szkole jestem z anglika najlepsza. 79 Rozdział XVIII Noc poślubna w szafie i ukręcone palce u nóg ; Babcia znowu wpadła do nas jak bomba. Babcia nigdy nie zapowiadała swoich wizyt. Jej odwiedziny są dla niej taką sanu niespodzianką jak dla nas. Niczego nie planuje, bo uważa, M wszystkie plany zawodzą. Jeśli nagle dojdzie do wniosku, że chcą nas zobaczyć, po prostu wsiada w swoje pogniecione auto i jedzier Woli nas nie zawiadamiać, na wypadek gdyby nagle zmieniła zamiar, co jej się zdarza, bo jak mówi mama: "z babcią nigdy nie nie wiadomo". ; Właśnie odrabiałam lekcje, pogryzając kruche ciasteczka, gdy posłyszałam dzwonek u drzwi. W drzwiach stała babcia. Witałam ją, dogryzając ciastko. - Tylko nie to! - krzyknęła, cmokając mnie w czoło. - Zabierz sprzed moich oczu tę hańbę zawodu aktorskiego! Kruche ciasteczka! Skandal! ; - Ależ, babciu! Co masz przeciw kruchym ciasteczkom? - Nigdy przy mnie nie wspominaj o tym produkcie! - Dlaczego? O ile się nie mylę, sama miałaś reklamować kruche ciasteczka. Skąd więc ta nienawiść? - Otóż to właśnie! - jęknęła babcia, wieszając w przedpokoju kurtkę i czapkę dżokejkę. Babcia ubierała się bardzo niekonwen cjonalnie. - Miałam reklamować te kretyńskie kruche ciasteczka. Zgodziłam się, bo nie wiedziałam, jakie upokorzenie jest z tym związane. Ale siądźmy, bo mi nogi ścierpły w kolanach. Babcia wtłoczyła się w skórzany fotel, nie przestając mówić: - Z kruchymi ciasteczkami - oby je pokręciło! - było tak: przed przystąpieniem do nagrywania reklamy kazali mi pojechać do Warszawy, na jakiś casting... Teraz wszystko ma idiotyczne nazwy. Kiedyś nazywało się to próbne zdjęcia. Ale niech będzie casting, mnie wszystko jedno. No więc człowiek, który mnie sobie wymarzył do tych kruchych ciasteczek - oby go żona co drugi dzień zdradzała 80 za ten kretyński pomysł! - więc tenże człowiek ubłagał mnie, abym najpierw pojechała do Warszawy na ten casting. Powiedział, że trzeba tylko wpaść do wytwórni filmowej, wszystko tam będą wiedzieli, co i jak, zrobią mi zdjęcia, oddadzą pieniądze i będę mogła wrócić do Gniezna. Nie lubię się włóczyć po Warszawie, bo nie rozeznaję się absolutnie w tym mieście, ale jakoś udało mi się znaleźć tę wytwórnię... To znaczy, sama bym jej nie znalazła, ale zadzwoniłam do Stasia, kolegi z dawnych czasów, on zlitował się i obiecał odebrać mnie z dworca. Nie widzieliśmy się od około czterdziestu lat, więc umówiliśmy się, jakie będziemy mieli znaki rozpoznawcze. Ja miałam mieć czerwony kwiat przy czarnym żakiecie, a on powiedział, że jest łatwo rozpoznawalnym staruszkiem, z brodą i parasolem. Jak tylko wysiadłam z pociągu, z daleka zobaczyłam rozpostarty parasol, który oczywiście nieco dziwnie wyglądał w tunelu dworca, gdzie nawet kropla deszczu nie miała prawa spaść. Szczęśliwie rozpoznani, udaliśmy się do wytwórni filmowej. Na piętrze, gdzie miałam robić te próbne zdjęcia, zobaczyłam tłum ludzi podpierających ściany. Kilka dam siedziało na krótkiej ławeczce, reszta stała. Nie dasz wiary, ale oni wszyscy byli kandydatami do kruchych ciasteczek. Wierzyć mi się nie chciało. Na cały głos krzyknęłam do mojego kolegi od parasola: "Co ja tu robię? Chyba oszalałam! Za godzinę mam powrotny pociąg, a to potrwa najmniej z pół roku! Gdybym wiedziała, co znaczy taki casting, moja noga by tu nie postała!" Panie, aktorki jak i ja, uprzejmie zaproponowały, że mnie przepuszczą, skoro muszę zdążyć na pociąg. I przepuściły. Weszłam do ogromnej, obskurnej sali, z czarnymi, a raczej szarymi od kurzu kotarami z boku, z jednym kamerzystą i kamerą, i z panienką o blond włosach, z notesikiem w ręku. Kruche ciasteczka położono na stoliku, na obszczerbionym talerzu. Przy stoliku stało krzesło. Blondynka poprosiła mnie, abym się przedstawiła do kamery i powiedziała kilka słów o sobie. Potem miałam usiąść, udawać, że się nudzę, i zabawiać się ciasteczkami, aż do momentu, gdy ktoś tam wchodzi i przyłapuje mnie na tej zabawie. Blondynka nie sprawiała wrażenia osoby kochającej ludzkość, nie mogłam więc oczekiwać od niej obszernych i łagodnych wyjaśnień, mimo wszystko odważyłam się zapytać: Hl "Co pani rozumie przez "zabawianie się ciasteczkami? Bo mnie jakoś nie przyszło do głowy, aby się ciasteczkami bawić. Ja je zjadana'. Blondynka uniosła brwi/ co było oznaką zniecierpliwienia, i po wiedziała: "Ciasteczka, które pani ma przed sobą, są okrągłe, z dziurką pośrodku i bardzo łatwo można się nimi bawić... Można je sobie przymierzać do uszu, jak kolczyki, można udawać, że to okulary, albo jedno ciasteczko może zastępować kierownicę samochodu, trzeba nim tylko pokręcić. To chyba nic trudnego?" "Bardzo łatwe - odpowiedziałam. - Zwłaszcza to z kierownicą... Gdybym na przykład grała żonę krasnoludka, taka kierownica byłaby jak znalazł". Nie wymądrzałam się już więcej, aby nie denerwować blondynki. Zrobiłam, co kazali, i wyszłam. Wówczas zauważyłam pod ścianą Zbyszka, mojego dawnego kolegę, który kiedyś był reżyserem i dyrekto rem jednego z teatrów, a teraz stał pod ścianą, czekając na możliwość zabłyśnięcia talentem przy jedzeniu kruchych ciasteczek! Skandal! Taki wspaniały człowiek i kruche ciasteczka! Do czego to doszło? Jeszcze nie tak dawno zawód nasz był szanowany. Nie musieliśmy wystawać pod ścianami. Teraz aktor, jeżeli chce żyć, musi zacisnąć szczęki i milcząco wpychać w siebie kruche ciasteczka. Nie wiem, kto się dopchał do tej reklamy. Mnie nie wzięli. Ale i tak do końca życia nie spojrzę na kruche ciasteczka! I oczywiście nikt mnie nie namówi na ten jakiś casting! Tego słowa nawet w słowniku wyrazów obcych nie ma! A gdzie jest twoja matka? - babcia nagle zmieniła temat. - Chyba jak zwykle w teatrze - odpowiedziałam. - Ma popołudniówkę czy jak? - No nie... Ale może ćwiczy z kimś nową rolę? - Zawracanie głowy! Z pewnością jest na randce. Doszły mnie słuchy na ten temat. Oczywiście nie będę się wtrącać. Zresztą nie mam nic przeciwko niemu. Mało go znam. Ostatni raz widziałam go, gdy byt jeszcze taki mały, że jeździł na nocniku po pokoju. Przyjaźniłam się z jego matką. Wspaniała aktorka! Wyszła za mąż podczas powstania? warszawskiego. Noc poślubną spędzili z mężem w szafie. - W szafie? Dlaczego? Schronili się przed bombami? 82 - Kto się chowa do szafy przed bombami? Szafę oddali im przyjaciele na noc poślubną. To było jedyne odosobnione miejsce, bo w całym mieszkaniu tłoczyli się ludzie, którym bomby wcześniej zburzyły domy. - Noc poślubna w szafie! Jakie to fascynujące! - zachwyciłam się. - Dawniej życie było o wiele ciekawsze. Teraz nikt nie ma szans spędzić nocy poślubnej w szafie. - Dziękuj Bogu, że spędzisz noc w wytwornym apartamencie. Może to mniej romantyczne, ale przynajmniej bezpieczne. No! Chyba, że znowu jakiś szaleniec dorwie się do bomb! Wolę o tym nie myśleć... A jak się wiedzie twojemu ojcu? - zapytała po chwili babcia. - Myślę, że tata jest zadowolony. Basia jest urocza. Lubimy się. Właściwie to mam dwa domy. Kocham je jednakowo. - Twój ojciec jest wspaniałym człowiekiem. Należy mu się dobre życie. Szkoda, że się rozstali z mamą, ale skoro to zrobili, musieli mieć swoje powody. Wolałabym odgryźć sobie język, niż o to zapytać. Nie chcę być matką, która wtrąca się w życie dorosłej córki. Nawet jeśli zrobi coś źle, to jej sprawa i jej wybór. - Babciu! Ty jesteś taka mądra! Chciałabym być taka jak ty. Będę się starała nie wtrącać w życie mojej córki, oczywiście gdy już dorośnie. - Na razie jeszcze ty nie dorosłaś. Szkoda, że mnie już nie będzie, kiedy będziesz miała córkę. Sprawdziłabym, czy dotrzymałaś słowa. - Babciu! Ty musisz zawsze żyć! Kto by moim córkom opowiadał o tych wszystkich niezwykłych sprawach? O dawnych aktorach? W żadnych książkach nie ma takich opowieści. - Są, są. Teraz niemal wszyscy aktorzy piszą pamiętniki. - Ja wolę twoje opowieści. - Nie ma w nich nic szczególnego. Takie tam drobiazgi teatralne, które wszędzie się przytrafiają. Pamiętam, kiedyś grało się sztukę... Już nie przypominam sobie tytułu... W tej sztuce nasza wielka gwiazda Halina była przeoryszą zakonu, w którym surowa reguła klasztorna wymagała chodzenia z gołymi stopami. Pod koniec sztuki ta przeorysza umiera i jej ciało zostaje wystawione w trumnie... Oczywiście w trumnie miała leżeć kukła ukształtowana przez mo-delatora na postać Haliny. Modelator dostarczył kukłę dopiero na ostatnią próbę generalną. A Halina, jak to zobaczyła, wpadła w szał! 83 "Co za draństwo! - krzyczała. - Jakim prawem zrobiono mi tafcie wielkie stopy? To są kopyta, a nie stopy! Proszę bardzo! Nih każdy spojrzy! Czy ja mam takie kopyta? I te ogromne paluchy u n6a" "Ależ, pani Halino! - próbował ingerować reżyser. - Kto,'lo zauważy z widowni?" "Tak? - wrzasnęła Halina. - Skoro nikt nie zauważy, to ja ukrę te paluchy!" I ukręciła. Ukręciła palec po palcu i rzuciła na scenę. ' Reżyser mało zawału nie dostał. Na drugi dzień premiera, a fu nieboszczka bez palców! Nie zdąży się dorobić! Garderobiana próbowała doradzić, żeby nieboszczce w trumoe założyć czarne skarpety na ukręcone palce, ale kukła, czyli przeorysza, była z zakonu, w którym nie nosiło się nic na nogach. ; Modelator przez całą noc się męczył, ale w końcu zrobił małe stopy, w których już palców nie musiała Halina urywać. - No widzisz, babciu? Nikt na świecie nie mógłby opowiedzieć podobnej historii, tylko ty! - Moje dziecko, bo tak było. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Po prostu w teatrze zdarzają się rzeczy, które tylko w tym zawodzie mogą się zdarzyć. Dla aktorów to chleb powszedni. - Często myślę, że i ja powinnam zostać aktorką. Bo ja także chcę żyć niezwykłym życiem. - W innych zawodach też nie brak niezwykłości, tyle że są nieco inne. - No i w innych zawodach nikt nie zna takiej babci, jak ty, która mogłaby wszystko ciekawie opowiedzieć. - Ej! Ty mi chyba schlebiasz? Chcesz, żeby mi się na starość przewróciło w głowie? Gotowa jestem uwierzyć, że ze mnie najbardziej niezwykła babcia. - Bo tak jest! - A znam takich, którzy mówią, że jestem nieznośna, zwariowana i nieobliczalna. Co do tego ostatniego, to mają rację, nigdy nie wiem, co za chwilę zrobię... Oczywiście poza sceną, bo na scenie musz