Stanisław Ignacy Witkiewicz Maciej Korbowa i Bellatrix Maciej Korbowa i Bellatrix Tragedia w pięciu aktach prologiem 1918 Prolog zaginął wraz ze spisem i charakterystyką osób OSOBY Bellatrix Maciej Korbowa Baron Hibiscus - kompozytor Księżniczka Cayambe Satanescu - skrzypek Karolina Montecalfi - była aktorka Baron Vessanyi Dzinia - córeczka Vessanyiego Baar-Łuk Chan Teozoforyk Tetrafon Pneumakon Michał Węborek Jan Dexterowicz - malarz Książę Lykon v. Brassberg - porucznik Sylfa - eks- wychowawczyni księżniczki Cayambe Lokaj Dr. Merdal Banda centralistów (sześć osób) Banda Marynarzy Śmierci (piętnaście osób) przywódcy bandy Marynarzy Śmierci: Tępiel Chętka Mondral AKT PIERWSZY Ten sam pokój i osoby co w prologu. Orkiestra w chwili podnoszenia [kurtyny] gra ,,Tres moutarde" bardzo cicho. Szalone zamieszanie. Wszyscy gonią się naokoło stołu. Na pierwszym planie leży Brassberg zupelnie pijany. Maciej Korbowa goni się na równi z innymi. Wszyscy ubrani jak w prologu. SCENA PIERWSZA BELLATRIX stoi wprost ściany i deklamuje Zagadki same się zgadują, Wszystko samo siebie tworzy, Póki się śmierć nie umorzy Sama sobą, zagadki się radują, Życie patrzy w zwierciadło Swej własnej głębi. Przerażenie samo się zdębi Ze strachu przed sobą. To, co samo upadło, Własną nad sobą żałobą, Samo swoją ozdobą się stanie W końcu - nic nie zostanie: Śmierć jednolita Zastygnie sama w sobie. Nic o nic nie zapyta W swym własnym pustym grobie. Kończy z przesadną emfazą. Wszyscy się uspokajają i, dysząc ze zmęczenia gwałtownie, rozmawiają. Korbowa z Bellatrix stają bliżej widowni. KORBOWA Bellatrix! Czy jesteś naprawdę tym samym, o czym mówisz? Czy naprawdę forma stalą się twoją treścią? Czy jesteś wcieleniem tego, czego w istnieniu być nie może, co chcemy odnaleźć, my, którzy zaprzeczamy istocie bytu? Chodź! (Bellatrix zbliża się i kładzie mu głowę na piersi.) Kocham w tobie stającą się Nicość, to, czego nie mogą osiągnąć mędrcy Indii Wschodnich ani samobójcy, ani ci, którzy szukają stracenia w życiu, w samej jego dwoistej sprzeczności. Być i nie być, to mało. Ja muszę nie być i potem być, nie stając się nieśmiertelnym: tego nie ma, mimo że Szatan według starego mitu włożył człowiekowi w duszę wiarę w jego wieczność. Całuje ją w usta. Jest w tej chwili miody i piękny. Bellatrix powoli staje się mężczyzną. BELLATRIX głosem bardziej męskim Samotna jestem na tych piaskach, Gdzie Tyfon skrzydłem ocienia pustynię I rdzawe plamy krwi rosną. Tu wygnam z siebie świnię. Lecz roje much obsiadły Mą czaszkę pełną miodu, Z kochanką mą dialektyką Nie mogę wziąć rozwodu. KORBOWA Czymże jest zbrodnia, jak nie potwierdzeniem Tożsamości każdej chwili samej ze sobą. Och - dosyć mam zbrodni i samotności.(głosem coraz bardziej kobiecym) Weź mnie ze sobą na te kwietne łąki, gdzieśmy błękitne zbierali kwiateczki i w letnim słońcu bzykiwały bąki i miód zbierały w swe dziwne wo­reczki. Mięśnie jego jakby się rozluźniają. Cała siła przechodzi na stronę Bellatrix. BELLATRIX Patrz - tam na podniebnej skale, w którą swe kły spienione zatapia fala law, tam stanę ja, król zimnej pożogi, w której się Nicość ucieleśnia, i Tajemnica pokorna jak jakieś małe zwierzątko przypełznie mi do nóg, i tam podaruję ją Tobie, mój biedny Mistrzu. (zupełnie męskim głosem) Moja biedna kochanko. (teraz Bellatrix całuje Korbowę, który zmienia się na miękką, bezwładną masę ciała) Tam rozżarzonym sokiem nieznanych owoców zagaszę twe zimne pragnienie Jedynej Jedności bez trwania... (Korbowa mdleje i tak pozostaje. W tej chwili Bellatrix staje się kobietą i mówi tonem ironicznym.) Nie być i być! Czyż właśnie nie wcielam słów naszego Mistrza? Czymże jest ta hiperperwersja, jak nie tym, co było przedtem, nim się wszelka perwersja narodziła, w czasach, kiedy komórki dzieliły się nie wiedząc o pierworodnym grzechu. Hibiscus zbliża się do niej. Cayambe, ze wzrokiem pełnym dzikiej tęsknoty zapatrzona w Bellatrix, przysłuchuje się ich rozmowie. HIBISCUS Wszystko, co mówisz, jest tylko sztucznie wydętym pęcherzem na tle tej rzeczywistości, którą mamy odegrać my wszyscy, jako wszyscy. Przezwyciężyć życie jest głupstwem. Zrobiliśmy to dawno. Dexterowicz, Satanescu, ja i Teozoforyk. Nawet Węborek to przyznać musi na tle naszej działalności poprzedniej. Trudniej daleko było przezwyciężyć sztukę. Jesteśmy wolni, ale żyjemy jak efemerydy. BELLATRIX Cóż to znowu za żal za stałością? Nie jestem i jestem - oto jest dewiza naszego Mistrza. Widzę w tobie aż nadto rzeczy dawnych. Przez twoją sztukę życie kusi cię zza ładnego parawaniku. HIBISCUS Mylisz się. Ja skończyłem. Ale czy skończyłbym również sam ze siebie nie spotkawszy Maćka - tego nie wiem. Stałość pewnej zmienności - oto co mnie niepokoi. A nie Sztuka- zanadto jestem wyprztykany: dziewięć symfonii, trzy opery - a zresztą, po co mam wyliczać. Dramat, który się staje między samymi tonami, znudził mnie tak samo jak ich wyraz życiowy. Wszystko jest wyczerpane. Nie - stąd nie przychodzi niebezpieczeństwo. Ono jest w samej istocie naszych zasad. BELLATRIX Zasady nasze (właściwie są one moimi, ale myślę, że tylko przez to, czym jestem: jestem śpiącym bez snów hermafrodytą, jak ów posąg znany, który tak lubią oglądać panienki), nasze zasady, jeśli chcesz, są bardzo dwuznaczne. CAYAMBE Och! To słowo budzi we mnie tyle, tyle wspomnień. (do Bellatrix) Chciałabym, abyś wziął moje wspomnienia, aby się one stały twoimi, abyś zabił je, zniszczył i był do końca tym, czym czasem jesteś dla pana Macieja. BELLATRIX do Cayambe Dziecko - nie wiesz, czego żądasz. To jest śmierć. HIBISCUS Nie wierz mu, Cayambe. Ona w tej chwili właśnie kłamie. Oto wyraz naszych zasad. Zwyciężyć mijające trwanie przez stawanie się, ale nie sobą. Ciągłe pasożytnictwo. BELLATRIX Dlatego jesteśmy razem. Czyż nasz Mistrz mógł być samotnym? Byłaby to wiara, metafizyka jakaś nie­jasna, ale nie to. On musi mieć nas wszystkich. Ja jestem tylko angielskim plasterkiem na drobne rany duszy. SATANESCU bierze skrzypce z szafy Muszę się sam kusić, aby nie zapomnieć, że byłem kuszony. MONTECALFI szeptem Dziś będziesz grał. Dobrze? Nie jestem bynajmniej szczęśliwa, kiedy wiem, że twoje ręce nie mogą wy­dobyć tego z mojego ciała przez tony same - stają się martwe, nawet kiedy mnie pieścisz. Całuje go w usta. CAYAMBE Dlaczegóż nie pozwalacie mi na nic? Pozwalacie nawet Dzini. (Dzinia siedzi na ziemi i bawi się uszami pijanego Brassberga, który leży po prawej stronie.) A ja jestem wiecznie czekającą panienką. BELLATRIX I możesz nią zostać do końca. Chyba że pokochasz Mistrza. HIBISCUS Zbyt ordynarnie mówicie, moje panie. Mistrz jest zanadto we władzy swego wewnętrznego demona. Ma sobowtóra. Ma gdzieś kogoś w ostatniej rezerwie. Ale kogo - nie mogę zgadnąć. Węborek przerwał rozmowę z Vessanyi i przysłuchuje się uważnie. VESSANYI kończąc zdanie Mówi pan, że nie jestem patriotą? Nie byłem nim właściwie nigdy. Stłumiłem te uczucia, jak tylko zrozumiałem, że właściwie narodów już nie ma. Jest jedna wielka Hydra, tym straszniejsza, że jest maszyną. To jest szczęśliwa ludzkość. Węborek go nie słucha. HIBISCUS do Cayambe I ty możesz myśleć, że w twoim wieku możesz zniszczyć prawidłowość dnia i wieczoru, że rano nie będziesz marzyć o miłości. A wiesz, że on może cię zamknąć tam, skąd nie wyjdziesz, i nigdy, nigdy nie poznasz już mężczyzny. WĘBOREK Tak, oczywiście. Tylko że maszyna zjada samą siebie. Zresztą słońce zgaśnie przecież kiedyś. BAAR-ŁUK CHAN Chcecie więc utrwalić to, czym myśmy żyli lat trzy tysiące. TEOZOFORYK Chcemy wzniecić wiarę, która by nie była wiarą. Widziałem widma, mówiłem z nimi jak teraz z wami i mogę je wywołać w każdej chwili... CAYAMBE do Teozoforyka Och, zrób to! Zaklnij rycerza, Teozoforyku, rycerza jak z obrazu Paola Ucello. Ja tak chcę kochać widmo. TEOZOFORYK groźnie Nie żartuj. (kończy myśl poprzednią) Czymże jest drugi świat, jeśli nie powtórzeniem tego - aż w nieskończoność możemy iść w ten sposób. Nieskończoność - to jest jedna jedyna istność, której ująć nie zdołamy. CAYAMBE Pokaż mi widmo, Teozoforyku! Rycerza! TEOZOFORYK Chcesz? Kurczy się i obraca do drzwi. Słychać brzęk ostróg i wchodzi Rycerz w srebrnej zbroi - olbrzym - zupełnie materialny. Cayambe lekko krzyknęła. Nikt nie zwraca na to uwagi. Tylko Brassberg wstaje. Szybko nakłada hełm - jest zupełnie trzeźwy i szpadą oddaje honory. Dzinia zdaje się nie widzieć nikogo. TETRAFON PNEUMAKON do Montecalfi Znane są sztuczki tego starego blagiera. Niedarmo siedział w Indiach. Korbowa nagłe wstaje i jak zahipnotyzowany podchodzi do Rycerza, i całuje go w ten sam kobiecy sposób, tak nie licujący z jego męskim wyglądem. Lekkie zdziwienie u wszystkich. Teozoforyk spokojnie zapala fajkę. Cayambe na palcach podchodzi do Korbowy i Rycerza i na widok twarzy Korbowy - dla publiczności niewidzialnej - wstrząsa się ze wstrętem. CAYAMBE Jesteście ohydni. Rycerz podnosi rękę, jakby chciał ją uderzyć. Baar-Łuk Chan uderza go w rękę: ręka w łokciu odpada i spada z brzękiem na ziemię. Rycerz powoli odwraca się i wychodzi. Brassberg, który dotąd stał na ,,baczność", kładzie się znowu. TEOZOFORYK Halo! (Wchodzi Lokaj dyżurny.) Czy był kto w korytarzu? LOKAJ Nikogo, jaśnie panie. TEOZOFORYK Możesz wyjść. Lokaj wychodzi. Korbowa stoi na miejscu, potem znowu kładzie się kobiecym ruchem na ziemi. BELLATRIX dumnie Jak można... (z zupełną prostotą dziecka) Gdybym chciała, zawsze bym chodziła z takim dużym, czarnym psem, którego by nikt nie widział, nikt oprócz mnie. HIBISCUS Nie dosyć ci jednego Mistrza? WĘBOREK zimno; zupełnie niepoczciwie wygląda Zwracam uwagę na pewne przyrzeczenia. HIBISCUS szyderczo Jesteśmy wolni jak efemerydy. WĘBOREK tajemniczo Efemerydy też nie są wolne, rządzi nimi instynkt. Twój instynkt myli cię jednak, panie baronie, ponieważ, niestety, jesteś człowiekiem. CAYAMBE Dosyć kłótni, czyż nie widzicie, że ręka jest, i to pusta wewnątrz. Jest to dowód, że gdybyśmy chcieli... BAAR-ŁUK CHAN przerywa jej, bierze rękę i kładzie na stół Gdybyśmy chcieli, to moglibyśmy się unicestwić nie używając zupełnie tak ordynarnego środka jak śmierć. Przy pomocy pewnej muzyki lub patrząc na niektóre obrazy ostatnich naszych, to jest waszych, mistrzów. DEXTEROWICZ Mówi pan o mojej ostatniej wystawie, na której omal nie umarła księżna York i pani van Hummel? Oto maleńkie ,,photo" z tego obrazka. Zniszczony? Ach tak, naturalnie. BAAR-ŁUK CHAN oglądając fotografię, lekko zmieszany i przestraszony Ten sam. Ale nie lubię waszej zachodniej blagi. My nie doszliśmy nigdy do tego w Chinach, aby ze sztuki robić truciznę na szczury albo podniecające środki. Dopóki trwać będą Chiny, nasza Sztuka będzie po­wtarzać to samo, a potem się skończy. Muzyka u nas nie istnieje. Jest zbyt ordynarną. HIBISCUS syczącym głosem Strzeż się, Chanie. BELLATRIX Oto znowu kusi cię życie, Hibiscusie. WĘBOREK Mam cię na oku, panie baronie. HIBISCUS Skąd wiesz, że ja właśnie w tej chwili, kiedy jestem u siebie, nie piszę właśnie mojej dziesiątej symfonii? A może robię to naprawdę - jako sobowtór. BELLATRIX Tak, jesteśmy swobodni. Czyż swobodnym jest morfinista albo palacz opium? Nasza swoboda są to najsubtelniejsze więzy. Nie mówię o narkotykach. My mamy jeszcze sumienie. Czy znacie ten obraz: ,,Die elenden Miissigganger"? nieszczęśni próżniacy? CAYAMBE Chciałabym kochać próżniaka, księcia wszystkich Leniwców Świata. TETRAFON PNEUMAKON Lenistwo nie jest wolnością. Prawdziwą wolność mają tylko zbiorowiska istnień, które my nazywamy materią - one są absolutnie zdeterminowane w naszym umyśle, a więc absolutnie wolne. DEXTEROWICZ Nie pleć, stary. Należenie do naszego kółka nie upoważnia do dywagacji. Cayambe! - radzę waszej ksią­żęcej mości wybrać na początek kogoś zwykłego - na przykład mnie. TEOZOFORYK Janie - trzymaj się. Wiesz, że nie lubię zwykłego uwodzicielstwa. SYLFA Tak, jesteś, Teozoforyku, niezwykłym uwodzicielem. Dotąd nie mogę zapomnieć tego dzikiego szału z po­wodu pewnej panienki, której kazałeś rozpuścić włosy na balu u pani Vessanyi. BELLATRIX Z głębiny nocy niepojętej Sen modrooki na mnie kiwa, W postaci dziwnej, wniebowziętej Ku światom swoim mnie przyzywa. Wśród nocy dziwnej, niepojętej Ocknę się nagle w innym świecie, Gdzie sama dziwność w ludzkiej szacie Niepodobieństwa straszne plecie. W metafizyczną głębię lecę, Zaświatów jedność trzymam w ręku... Wtem zezem ku mnie życie spojrzy, Budzę się w strasznym, podłym lęku. TEOZOFORYK Obyśmy kiedyś naprawdę nie zbudzili się w strachu gorszym niż lęk zaświatów. BELLATRIX Ty wątpisz? Ja jestem tego pewna. I to stanowi właśnie pół uroku życia. Co mogło być kiedyś jak nuda bez skazy, Twarz wyuzdana śmieje się w obłoku, Dając demonom ponure rozkazy. Widzisz, jak Montecalfi marzy o dzisiejszym wieczo­rze. Ranek zimowy nie trwa tak długo, jak się to wydaje. CAYAMBE Och! niedługo wzejdzie olbrzymie, żółte słońce i ziemia będzie planetą: tam wśród gór można to odczuwać, ale nie tu między wami, w tym okropnym mieście. Ja naprawdę chcę miłości! SCENA DRUGA Korbowa budzi się. Jest takim, jak na początku. Wstaje. Wszyscy cichną, tylko Wąborek gwiżdże cicho ,,Homoboco" i zachowuje się nonszalancko i bez dystynkcji. Pije, głośno bulgając wódką w gardle. KORBOWA siada i zapala papierosa Wódki. (Montecalfi szybko mu nalewa i drżąc ze strachu podaje na tacy. Korbowa pije.) Dziękuje. Spałem czy nie spałem - to rzecz obojętna. Wiem wszystko - nie słowa wasze, tylko siłę tej pokusy, z którą musimy walczyć. Każdy z nas z osobna ulec by musiał, jeśli nie życiu, jak Cayambe, która chce miłości, to sztuce, która jest tylko potwierdzeniem wieczności w przypadku poszczególnym istnienia, w jego bezsensie. O ile mi się zdaje, przemyśleliśmy wszystko. Wiara - dla nas nie istnieje. Sen jest naszym wzorem, ale narkotyki same przez się nie stworzą tego życia poza życiem. Obawiam się jedynie sztuki. To, co tworzymy my, nie może być komedią; bylibyśmy nędzniejszymi od najgorszych saltembanków, gdybyśmy się przekonali o nierzeczywistości naszej nierzeczywistości. Nicość musi być naszym ideałem i musimy jednocześnie być w tej nicości, którą tylko razem możemy stworzyć, niwelując wzajemnie wszelkie przejawy rzeczywistych związków. Musimy przeczyć każdym chwilowym stanem, a nie słowami wypowiadanymi w chwili ułudy. Każdy musi to robić na swojej własnej drodze przynosząc tutaj, kiedy jesteśmy razem, tylko ostateczny wynik swojej nieszczęsnej i rozkosznej pracy, która musi zastąpić codzienny dzień, w jego nieuniknionym przesuwaniu się rzeczywistości. (pije znowu) Kto chce, może wyjść. Pierwszy wychodzi Brassberg, za nim Montecalfi, potem Baar-Łuk Chan. HIBISCUS Maciek, nie mów nic więcej. Jesteś dziś pozbawiony natchnienia w słowach, ponieważ dałeś nam chwilę zupełnie niezwykłą podczas twego snu. CAYAMBE Dlaczego dla mnie chwila ta była zwykłą zupełnie? WĘBOREK Niech księżniczka będzie cierpliwa. Chcemy ci ukazać coś, co będzie daleko bardziej wartościowe, niż kiedy dzieje się to z nami, którzy życie znamy. Zaczniesz żyć w zupełnie nowym wymiarze, zamiast zaczynać to, od czego uciekliśmy my, aby z trudem zdobywać nowy pogląd na rzeczywistość. KORBOWA Szczerość tej dzierlatki zaczyna mi się nie podobać. TEOZOFORYK Panie Macieju - jesteś pan jak ta trucizna, która działa po tygodniu od chwili zażycia, bez określonych symptomów. DEXTEROWICZ obejmuje księżniczkę Znam antydot stokroć silniejszy. Cayambe odtrąca go i szybko podchodzi do Macieja. CAYAMBE Pokaż twarz, hipokrytyczny wujaszku. Twoje przeżycia dawne są ciekawsze dla mnie więcej od twoich teorii nienasyconego pożeracza Nicości. Gdybym mogła pokochać ciebie, Mistrzu, miłością tą, o której tyle mówił mi Jan! Jest on jednak zbyt głęboki w swej banalności i przy tym zakochany w sobie zbyt bezczelnie. Korbowa miesza się i zakrywa oczy KORBOWA Wyprowadźcie dziecko. Baron Vessanyi wychodzi z Dzinią, która płacze. Za nimi Sylfa, Satanescu i Tetrafon. SCENA TRZECIA Maciej Korbowa, Bellatrix, Teozoforyk, Cayambe, Węborek, Hibiscus, Dexterowicz KORBOWA do Węborka Kiedy stanie się nareszcie to? WĘBOREK uśmiecha się wymijająco Na to trzeba nie mieć pewnych wyrzutów, o które posądzam cię Macieju. Lampy płoną zbyt jasno. Przykręca lampą łukową i zapala małą lampkę czerwonawą na stole. TEOZOFORYK do Cayambe Strzeż się. Przestaję być sobą. Czuję, jak dziwny stwór jakiś zaczyna mnie przekręcać na odwrotną stronę. JAN DEXTEROWICZ histerycznie Boję się, strasznie się boję. Już ósmy miesiąc nie maluję. Wszystko zostaje tu. (wskazuje na głowę) Mistrz nigdy nie był artystą. KORBOWA twardo Skąd wiesz, czym byłem, histeryczna małpo. Potrzebuję ciebie dla dopełnienia jednej kombinacji. Dla ciebie będzie to tylko tematem. CAYAMBE do Bellatrix Zdaje mi się, że jestem tobą. BELLATRIX ironicznie Dzieciątko. Popycha ją z lekka ku Korbowie. TEOZOFORYK Żarty na bok. Wszyscy wiedzą, czym trudniłem się w Australii dla pokonania mistyki. Jestem silniejszy, niż wam się zdaje. KORBOWA niespokojnie Boję się, ażebym tego właśnie ranka nie zrozumiał na nowo, kim jestem. JAN DEXTEROWICZ Jestem malarzem. Wszystko jednak zmienia się w formę. Boję się - ach, jak się boję. Robi wrażenie człowieka, któremu jest bardzo zimno. Wszyscy, z wyjątkiem Hibiscusa, grupują się w środku sceny. Skupiają się. KORBOWA uderza lekko pięścią Jana Dexterowicza w głowę Tchórzu - gdzież jest twoja siła? Starczyło ci jej na głupie obrazki i na uwodzenie znudzonych bab. Gdzież są twoje perwersje. JAN DEXTEROWICZ z lekkim jakiem pada na krzesło Nie wiem, kim będę za chwilę. TEOZOFORYK Mogę cię zaczarować w karalucha. Tych boją się cza­sem najodważniejsi. Nawet Lykon drży na samą myśl o nich. JAN DEXTEROWICZ Nie żartuj - doprawdy przeszłość moja zdaje się nie być moją własną. O Boże, kim ja jestem. Zakrywa oczy. BELLATRIX podchodzi do Korbowy. Z nakazem Teraz lub nigdy - uczyń to. KORBOWA bierze Cayambe za skronie Masz kochać mnie tak, jak ja kocham Bellatrix, kiedy nie jestem sobą. Masz kochać Bellatrix tak, jak kochasz mnie. Masz kochać Teozoforyka i być dla niego niedostępną, choćbyś go miała tym zamęczyć na śmierć. Jeśli tak nie będzie - zginiesz tak zwyczajnie, jak mucha rozgnieciona niecierpliwą łapą. CAYAMBE patrzy na niego jakby walcząc z jakąś myślą Ja nie chcę obłędu - ja się boję. KORBOWA chwytając ją za rękę Musisz. CAYAMBE słabo To nie jest to, czego szukałam. Ja chcę żyć. TEOZOFORYK z boku Musisz. Musisz mnie zamęczyć. JAN DEXTEROWICZ To jest zwykła hipnoza - ja się nie poddam. Ja się tak boję jak małe dziecko. (Krzyczy) Musisz! Dziki strach jest w tym krzyku. TEOZOFORYK wskazując Dexterowicza oczami Ta galareta przeżywa siebie w strachu najistotniej. BELLATRIX prawie jednocześnie, męskim głosem Musisz! CAYAMBE która dotąd miała spuszczone oczy, podnosi głowę i patrzy na Bellatrix z wyrazem poddania się i miłości Zdaje mi się, że teraz rozumiem wszystko. To mi się śniło kiedyś, kiedy byłam mała. Kocham was wszystkich. (Teozofizyk wydaje jakiś rodzaj krzyku, jak gdyby go coś mocno zabolało, a Hibiscus, który dotąd robił manicure i nie zwracał uwagi na nikogo, zbliża się i uważnie patrzy na Cayambe. Cayambe podchodzi do Bellatrix i zarzuca jej ręce na szyję.) Weź mnie ze sobą. HIBISCUS Z tą małą trudniej wam będzie. WĘBOREK Zwracam uwagę na niestosowność tego wyrażenia. KORBOWA wstrząsa się nagle, jakby od jakiegoś ciosu; do Bellatrix A więc przez ciebie. Zobaczymy, kto będzie silniejszy. BELLATRIX wybucha męskim, grubym śmiechem; do Cayambe Chodź, moja nowa, biedna kochanko Obejmuje Cayambe i wyprowadza CAYAMBE nie odwracając się Moja dusza zostaje przy tobie. Korbowa i Teozoforyk spoglądają na siebie z nienawiścią i, zmieszani jakby, odwracają się. Korbowa zapala papierosa, Teozoforyk fajkę. HIBISCUS Teraz wy nie wiecie nic obaj. Zdaje się, że Maciek się zblamował. Wychodzi. KORBOWA zamyślony A jednak w ten sposób ona będzie moją podwójnie. Jeśli się nie mylę. WĘBOREK Wyższością jednego człowieka nad drugim nie jest zdolność tworzenia rzeczywistości, tylko zdolność od­powiedniego teoretyzowania rzeczywistości już stworzonej. TEOZOFORYK Tak myślałem kiedyś - ale w tym wypadku... KORBOWA groźnie Milcz! TEOZOFORYK odwracając uwagę od tego Patrzcie lepiej na tego zdobywcę nowej formy. Jestem przekonany, że wróci do domu i będzie coś tworzył. JAN DEXTEROWICZ zupełnie złamany Nie - o nie - zanadto wiele dziś zrozumiałem. (w nagłym zachwycie) To szalona rozkosz - nie wiedzieć, kim się jest - nareszcie to rozumiem. I tak się boję, żeby tego nie stracić, że możecie być spokojni. Za tę cenę mogę do końca życia nic nie stworzyć. Wychodzi. KORBOWA znowu budząc się z zamyślenia A jednak... WĘBOREK Idź spać, stary. Ujęcie tego, co się stało, nie jest dziś w twoich siłach. Bellatrix pierwsza - ty drugi - czyż porządek nie jest tu obojętny? TEOZOFORYK Nie wiadomo jeszcze, kto będzie właścicielem tego, co jest w niej najcenniejsze, a co właściwie dopiero jutro lub pojutrze w niej powstanie. WĘBOREK W każdym razie nie ty, magiku z przedmieścia. TEOZOFORYK To jeszcze pytanie. KORBOWA do Wąborka, jakby zbudzony ze snu Porządek jest więc obojętnym, powiadasz? WĘBOREK Oczywiście. Będzie to jeszcze bardziej odwrotnością wszelkiej miłości prawdziwej. Będzie to nieco zawiłe co najwyżej. (do Teozoforyka) Chodź, stary czarowniku. Wychodzą. KORBOWA podchodzi do okna na prawo i pociąga za sznurek. Ciężka czarna firanka odsuwa się i widać świt niebieskawy; patrząc w okno Najgorszym jest dzień i samotność. (podchodzi do stołu i gasi lampę; niebieskawe światło w pokojuwystępuje jeszcze wyraźniej) Nie mogę być sam - psiakrew. (wypija szklankę koniaku) Cóż tam teraz być może - czy ona, czy Bellatrix? Wstrząsa się jakby od zimna i wypija drugą szklankę. AKT DRUGI Pokój w pałacu ks. Cayambe, w górach. Dowolnie bogate i trochę stare urządzenie. Na prawo kominek. Jedne drzwi wprost, drugie na lewo. Meble ze złoceniami. Por­trety na ścianach. Na lewo koło drzwi stół i fotele. Przed kominkiem półokrągła kanapka. Na kominku pali się; reszta pokoju w cieniu. Wieczór, godz. 9. Cayambe w szarym, angielskim kostiumie, Bellatrix ubrana jak w akcie I. Korbowa i Węborek ubrani jak do konnej jazdy, w galifetach i długich butach. Montecalfi w amazonce. Reszta towarzystwa ubrana zwykle. Hibiscus i Teozoforyk w automobilowych płaszczach i czapkach. SCENA PIERWSZA Cayambe i Bellatrix siedzą obok siebie na półokrągłej kanapce przed kominkiem. Bellatrix obejmuje Cayambe, siedzącą z prawej strony, bliżej widowni. CAYAMBE zdławionym głosem Nie wiem, czy to jest miłość, bo zbyt jest wiele mąki w tym wszystkim. Jestem szczęśliwa, że tak cierpię A jednak tych trzech dni nie oddałabym za całą przyszłość tego szczęścia, o którym marzyłam dawniej. (pauza; z coraz większym przejęciem) Kocham w tobie to, czego nie rozumiem. Jesteś naprawdę, widzę w tobie tysiące masek i w każdej jest jakaś straszliwa siła. BELLATRIX męskim głosem Nie chciej, abym stał się okrutnym. Czasami nie wiem, co może wzburzyć we mnie to morze zwierzęcości, która nie jest we mnie ani z mężczyzny, ani z kobiety. Jest mi tak dobrze jak teraz. Nie bądź zanadto sobą. Chcę odpocząć, choć raz w życiu. CAYAMBE Czyż taka męka może być miłością? Jesteś silny, ale twoja siła nie ujmuje mnie do głębi. Jak stalowa pajęczyna oplata mnie twoja siła. Czuję jej więzy, ale nie odczuwam tego uderzenia, które miażdży i od którego chciałabym umrzeć. Zbyt wiele ze śmierci jest w tej ciągłej męczarni nienasycenia. Powiedz, czy ty musisz udawać, aby być tym? BELLATRIX Nie muszę - tylko to, co wy, oprócz Mistrza może jednego, jeszcze nazywacie kłamstwem, jest moją najgłębszą prawdą. On mówi: jedność w dwoistości - ja tym jestem, ale w nim kocham metafizyczność jego uczuć. CAYAMBE A to, czym ty jesteś dla mnie, czyż nie graniczy z tajemnicą całego Istnienia? Gdy wszystko jest tym, dla czego jest stworzone przez naturę, nie może być uczucia tajemnicy. Wszystko jest jednością zupełną. Teraz dopiero rozumiem, czym jest perwersja i w życiu, i w sztuce. Przez te trzy dni zrozumiałam dawne obrazy Jana i muzykę Hibiscusa. Rozumiem, czemu cierpiał tak Satanescu, że musiał grać to, czego sam stworzyć nie mógłby, nie stając się błaznem. BELLATRIX bardziej kobiecym głosem Żal mi ciebie, że musisz się kiedyś ocknąć. Na was wszystkich życie musi się zemścić. Ja jedna... CAYAMBE przytulając się do Bellatrix Nie mów tak - nie budź mnie z tego snu. BELLATRIX bezdźwięcznie Muszę cię obudzić. Jesteś jakimś biednym stworzonkiem mimo całego zła, które masz we krwi. Tu idzie ze straszliwym rozpędem maszyna, którą ja kierować nie mogę. Muszę ci powiedzieć... CAYAMBE przeczuwając coś przykrego Błagam cię, jutro, jeszcze jeden wieczór nie budź mnie. BELLATRIX twardo Teraz poznasz, czym jest to, o czym oni wszyscy ma­rzą tak gwałtownie. Korbowa przyjechał i mieszka na drugim piętrze. Przyjechali o piątej razem z Węborkiem Michałem. O, ten to jest główne medium Mistrza, jego odwrotne sumienie i ostatnia rezerwa, i prawdziwy życiowy przyjaciel. CAYAMBE odsuwa się gwałtownie od Bellatrix i zakrywa oczy rękami pochylając się naprzód Wiedziałam, że wszystko to był sen. Teraz naprawdę zaczyna się męka. Och, jakież to okropne. BELLATRIX wstaje nagle, jest kobietą zupełnie Muszę iść, czuję, że on mnie wzywa. CAYAMBE Więc ty go kochasz? Wstaje. Stoją naprzeciw siebie profilami do widowni, dwie nienawidzące się kobiety. BELLATRIX dumnie Może nawet kocham, ale ty tego w żadnym razie pojąć nie jesteś zdolna. CAYAMBE złamana osuwa się na kanapę O jakież to wszystko wstrętne! (Bellatrix milcząc wychodzi pewnym krokiem. Cayambe pozostaje milcząca z zakrytą rękami twarzą. Pauza. Wchodzi Korbowa. Idzie cicho po dywanie i, kiedy jest tuz za Cayambe, ona odczuwa jego obecność. W ręku trzyma szpicrutę. Cayambe nagle przerażona wstaje, jakby chcąc go odepchnąć.) Nie chcę! Nie chcę! - Odejdź! (Korbowa, oświecony ogniem ko­minka, piękny i młody, Cayambe ostatnim wysiłkiem opanowuje strach, mówi szybko, głosem przery­wanym i sztucznie spokojnym.) Wiem, kto pan jesteś. Zwyczajny alkoholik albo szarlatan. Wszystko jest kłamstwem. Zaraz zawołam służbę. On zostanie tutaj ze mną. KORBOWA spokojnie Służby twojej nie ma - jest za to moja. (dzwoni: we drzwiach ukazuje się drab w liberii jak w akcie I; do Lokaja) Podaj wódkę. CAYAMBE Ohydny pijak. Jakim sposobem - wy śmieliście w domu mojej matki... KORBOWA ironicznie Czy widziałaś mnie kiedy pijanym? Zresztą, to jest detal. Nie ma żadnej matki - dawno nie żyje. Jesteś z nami - to wystarcza. CAYAMBE krzyczy Bellatrix! (do siebie) Jestem oszukana. Kto tu kłamie? Ja nie kłamię. Ja chcę dalej być sobą. Bellatrix!! (chce wyjść) Jestem przecie u siebie. KORBOWA zastępuje jej drogę O nie, nieporozumienie jest wykluczone. (Wchodzi Lokaj. Korbowa pije dwie szklanki i lekkim skinieniem głowy odprawia fagasa; Cayambe stoi w miejscu, jakby się wahając.) Pamiętaj, panienko, że między nami śmierć jest rzeczą tak zwykłą jak na wojnie. CAYAMBE Kłamiesz. KORBOWA Nie mogę ci tego udowodnić nie mając nikogo pod ręką. Dla ciebie mam zaś inną rolę niż milczącą rolę trupa. CAYAMBE Kłamiesz, kłamiesz wszystko. To jest to samo udawanie. Tylko teraz zdemaskowaliście się wszyscy. Jesteście ohydni oszuści. KORBOWA zimno O tym, czy tak jest, przekonamy się niedługo. (dzwoni i odwraca się znowu do Cayambe) - Poczekaj chwilę, dowiemy się o wszystkim. Na prośbę Teozoforyka przyjąłem cię tutaj. (Wchodzi Lokaj; do Lokaja) Zawołać pannę Bellatrix. (Lokaj wychodzi.) Zbyt jednak życie przemawia przez twoją dziecinną głupotę. CAYAMBE Ja szukałam piękna, dlatego dotąd byłam czystą - i teraz, teraz, kiedy poznałam to, o czym nigdy nie śmiałam marzyć, ty, obrzydliwy kłamco, chcesz mi to zniszczyć. Ja się też nie boję niczego. KORBOWA szyderczo, ale zły, prawie do siebie Więc tak daleko zaszło? Wchodzi Bellatrix podśpiewując. BELLATRIX Przyszedł raz do mnie Pan jakiś nieznany, Możeś to ty jest, brat mój ukochany. KORBOWA odwracając się i wskazując ręką Cayambe Co to znaczy? BELLATRIX kończy, mówiąc ze sztucznym smutkiem Mówił ciężko, długo, patrzał tylko w siebie, Ostatnia gwiazda zgasła mi na niebie. KORBOWA groźnie Dość tych żartów. (z wyrzutem i hamowaną złością) Wiesz, jak nie znoszę życia i rzeczywistych uczuć. Wiesz, czym jest dla mnie to, gdy muszę spoglądać w oczy temu, czego nie chce nawet nazywać. Wiesz, że kto jest z nami - musi pozostać tam albo tu (wskazuje na ziemię) i uciekasz z nią orle mnie, aby narazić mnie na ordynarną scenę. BeIIatrix patrzy to na Cayambe, to na Korbowę i wybucha srebrzystym śmiechem prawdziwej kobiety. CAYAMBE Bellatrix - dlaczego cię nie poznaję - ty mnie nie bronisz, ty stajesz się złym widmem, kiedy ten ohydny kłamca w taki bezczelny sposób zdziera swoją maskę. Czy zapomniałaś o tych dniach, kiedy byliśmy na­prawdę samotni, kiedy byliśmy dla siebie samotnością, w przepięknej otchłani istnienia? Gdzie jest twoja siła? KORBOWA Czyż jeszcze będzie mnie ścigać życie? (z nagłą wściekłością) A! Dosyć tego. Rzuca się na Bellatrix, która mu się usuwa, dogania ją u drzwi, chwyta za włosy i zaczyna bić szpicrutą. Bellatrix z początku śmieje się, a potem zaczyna lekko skowytać. Cayambe stoi jak skamieniała tyłem do publiczności, potem się okręca, chwyta się za głowę, znowu staje i patrzy. BELLATRIX Aa! A! Aaa! KORBOWA bijąc, ale słabiej Tak wywiązujesz się z zadań, których spełnienie powinno być największą łaską! Ty szeteczna stworo! zachciało ci się życia. Masz! masz! CAYAMBE Boże wielki! Co się ze mną dzieje? Korbowa rzuca szpicrutę w kąt pokoju i wielkimi krokami podchodzi do Cayambe. Jest wściekły i piękny, oczy mu płoną, zęby błyskają spod czarnych wąsów w dzikim uśmiechu. Skatowana Bellatrix leży bez ruchu w głębi sceny. KORBOWA Chodź, trujący kwiatku - wyprowadzę cię tam, skąd się wraca albo w najwyższej rozkoszy nieistnienia, albo w obłędzie. Jedno warte drugiego. CAYAMBE w najwyższej ekstazie Dopiero teraz cię rozumiem. Kocham cię. Jesteś widmem, płonącym zwierzem, mądrym i silnym w swoim gniewie. Jesteś tym właśnie. Korbowa, nie zwracając uwagi na jej słowa, bierze ją za rękę i nie patrząc na nią ciągnie ją za sobą przez drzwi prawe. Teozoforyk i Hibiscus ubrani po automobilowemu wchodzą szybko przez drzwi w środku i widzą jeszcze wychodzącego Korbowę. Teozoforyk spostrzega leżącą Bellatrix. TEOZOFORYK spokojnie Scena ta jest zupełnie nowa. Zapala lampę elektryczną u góry. Rażące światło zalewa pokój. HIBISCUS Patrz, Forciu, ona ma poszarpane ubranie i pręgi krwawe na rękach. TEOZOFORYK Nowy sposób unicestwiania wynalazł pewno Maciej. HIBISCUS podnosi Bellatrix Jak się czujesz, kochanko? BELLATRIX Pierwszy raz naprawdę nie wiem, co się stało. HIBISCUS Kto cię pobił? Maciej? BELLATRIX Tak - oczywiście - owładnął nim szał życia. Bo może pierwszy raz żyłam naprawdę. Ból fizyczny zadany przez mężczyznę to jedyna rzecz, którą naprawdę odczuwa kobieta - o ile nią jest. A myślę, że dawno nie byłam tak bardzo kobietą jak w tej chwili. Hibiscus kładzie ją na kanapie. TEOZOFORYK A ja wam mówię, że przychodzą rzeczy okropne. Wszystkie syndykaty połączyły się w jedno i następuje koniec wszystkiego. Wszyscy są przeciw rządowi centralnemu. Chodzi o pewną mechanizację wychowania dzieci i zawodową specjalizację, zaczynając od szóstego roku życia. Czyż to nie jest okropne? Wchodzi Węborek. WĘBOREK Telefonują do mnie z miasta, że rewolucja zaczęła się na dobre. TEOZOFORYK Tak, ale jest to tylko tłem. Nie wprowadzajmy tych tematów jako takich do naszych rozmów istotnych. WĘBOREK Gdzie jest Maciej? BELLATRIX skulona, grzeje się przy kominku Mistrz oddaje się życiu samemu w sobie. Dla wypoczynku. Jest to nieistotne, ale tym niemniej rzeczywiste. TEOZOFORYK Nieprawda, Bellatrix! Mam przeczucie, że zobaczymy dziś w nocy rzecz stokroć ciekawszą od wszystkich rewolucji. Są to ostatnie podrygi mechanizującego się życia. Tu mamy ujrzeć cud odradzającego się bezsensu samego w sobie. Wbiega Montecalfi, ubrana w amazonkę. MONTECALFI Ledwo się wymknęłam. Reszta kompanii przyjedzie po dwunastej, ponieważ nie mogą mieć wcześniej aut. Mój koń, mój biedny Orontes, mało nie padł. WĘBOREK Może w braku tego skrzypiciela poświęcisz mi czas, ten do dwunastej. Wiesz, że mam czasem niezłe pomysły. Nie znam tego domu, ale chyba znajdziemy jakiś kącik, w którym będziemy mogli istotniej pomówić. MONTECALFI wesoło Chodźmy na poszukiwanie. Może znajdziemy coś więcej jak odpowiedni pokój. SCENA DRUGA Bellatrix, Hibiscus, Teozoforyk HIBISCUS Dlaczego nie spotkałem cię pierwej, Bellatrix! Byłabyś tą, którą całą przetworzyłbym w tony. Byłabyś cudownym chłopcem - młodym Adonisem, dla którego stworzyłbym wszystko to, co teraz staje się tylko walką o nieistnienie. BELLATRIX Życie mija i starszą jestem, niż ci się wydaje. Gdybym mogła mieć dziecko, byłby to potwór, jakiego nie znała dotąd ziemia. HIBISCUS Okropnie lubię marzenia hermafrodytów. Jest to czymś tak kojącym jak balsam peruwiański. TEOZOFORYK Oddal tę pokusę, Hibiscusie. Czyż nie rozumiesz, że tajemnicy nie ma: zabiliśmy ją sami. Starałem się uwierzyć w nową metampsychozę. Cóż z tego wyszło? Oto jestem jednym z tworzących odwrotność życia. BELLATRIX Nasi przodkowie nazywali to właśnie życiem. Męczy mnie względność naszych przeżyć. Musimy je zawsze do czegoś odnosić. TEOZOFORYK Absolutu nie ma. Straszliwym jest to, że tylko bezpośrednie przeżywanie możemy przetwarzać dowolnie. W innych sferach panuje konieczność. Nauka, której dziś już tak nazwać nie można, sztuka, która jest tak konieczna, ta, a nie inna, jak to, że kamień spada, a nie toczy się sam pod górę. Myślenie nasze utknęło, bo nowych pojęć nie ma i niestety już nie będzie. Mój system, który chciałem oprzeć na słowie: kalamarapaksa - na Absolutnej Nicości, był tylko jałowym przetwarzaniem panteizmu. BELLATRIX A jednak istnienie jest tak bezmiernie dziwnym. To, że coś jest, a nie to, że niczego być nie może. HIBISCUS Dawniej unicestwiałem siebie na inny sposób. I teraz widzę jasno - kłamałem w sztuce, cały czas, długie lat dwadzieścia. Czy wy wiecie, że artysta ma swój honor? Rzecz dziwna - straciłem honor artystyczny od czasu poznania Macieja. Ta beztroska, ta obojętność na to, co było i będzie. To, co dawniej mieli artyści i wojownicy. TEOZOFORYK To nie istnieje dawno. Już w mistyce był element rozkładu. Nie była to wiara wynikająca z przerażenia nad samym faktem istnienia. BELLATRIX Och! Dlaczego jest tak smutnym to, że nie istnieć nie można. Ograniczenie do małego kółeczka czegoś, co mogłoby być całym światem. TEOZOFORYK Ten przeskok dawniej robili myślą nasi przodkowie. Dla nas jest to fikcją, ponieważ zbadaliśmy, czym są pojęcia: takim samym następstwem jakości jak wszystko. Czy wiecie teraz, czemu upadła moja mistyka, moja Nicość, cała ta kalamarapaksa? Oto właśnie przez genetyczne rozmyślanie. HIBISCUS smutnie To symptom mechanizacji. Słychać huk kilku motorów za sceną. Otwierają się drzwi środkowe, wchodzi Korbowa i Cayambe. CAYAMBE Drodzy, kochani przyjaciele! Czyż ciebie to widzę, Teozoforyku, ciebie, drogi, kochany Hibiscusie, mój wielki dzieciaku - Hibiscus i Teozoforyk patrzą na nią ze zdumieniem. BELLATRIX jest kobietą w najwyższym stopniu Oto upadek - oto ta stałość w zmienności. Czyż jest to ta sama Cayambe? - Nie, to zostało jakieś nieokreślone ciałko, jakaś mdła galaretka, która siebie ,,ja" nazywa. Ona znikła dawno. KORBOWA do Bellatrix Bellatrix, zbiłem cię jak burą sukę. Przebacz. BELLATRIX Mistrzu, dlaczego jesteś smutnym? Czyż nie dokonało się to, czego chciałeś... Teozoforyk zbliża się do Cayambe. CAYAMBE wyciągając do niego ręce Przyjacielu!!! TEOZOFORYK Czy myślisz, że pożądanie cierpienia tak daleko we mnie zaszło, że mogę ci powiedzieć: (przesadnie) Przyjaciółko?! CAYAMBE Nie, tylko myślę, że teraz... TEOZOFORYK Przestań - odgrywasz cudzą rolę. KORBOWA Teraz odkryliśmy w sobie ten dziwny dar zmieniania istniejących uczuć w nierzeczywiste. Wiem, że za pomocą pewnych alkaloidów to przychodzi samo. Ale nie o to chodzi. (tajemniczo) Czy rozumiecie? Zgwałciłem w sobie to, o co nie chodziło wcale Panu Bogu, kiedy nas tworzył. O twórczość!!! To dał nam Szatan, mówię symbolicznie. Hibiscus ściska go za rękę. BELLATRIX Niestety, byłam twoim dziełem sztuki, Mistrzu. Znalazłeś inny sposób. Dla ciebie łatwiej stworzyć życiową teorię, niż Janowi było kiedyś wymalować nową kompozycję. HIBISCUS Co za okropność! A więc usprawiedliwiać swoją twórczość! Ja kładłem każdą nutkę świadomie. Cóż z tego, że te nutki inaczej pojmowały kobiety. Fizjologia, wic pan, trudno, wie pan. - Obrazy mają tę wyższość, że wiszą na ścianie, a nie stają się powoli, a to właśnie dla kobiet jest najistotniejszym. BELLATRIX do Cayambe Dlaczego mną pogardzasz? CAYAMBE Teraz rozumiem wszystko. Potworna jest głębia tego, co zrozumiałam. Siła, która jest bezprawiem nad skłamaną systematycznie słabością mechanizmu. Macieju! - ohydne imię, a piękne przez to, że ty je nosisz - przebacz! Ja nie rozumiałam, ja nie wiedziałam nic. Teraz dopiero... KORBOWA Czyż mógłbym ci przebaczyć, że jesteś kobietą? Jesteś tym czymś, co daje mi nowy wykładnik nieistnienia. Dzisiejszy wieczór jest wczorajszym dniem i jutrzejszą nocą. Chcę nie mieć czasu. Tym jesteś ty. CAYAMBE Och, jak straszliwie cię kocham teraz, Macieju. Kochany mój, daj mi twoje usta, które są dla mnie ustami samej Nicości. Czasu nie ma. Jesteś ty jeden. Całuje go. BELLATRIX Strzeż się, Cayambe. We mnie jest siła wyższa niż brak czasu. Pamiętaj, że ja jedna nie zażywam narkotyków. Wąchałaś kokainę jednak. Masz nozdrza białe. A gdyby moja miłość była silniejszą? CAYAMBE naiwnie Przecież nie mogę być mężczyzną. BELLATRIX A gdybym się stała tobą, tym, czym ty jesteś dla niego- CAYAMBE Jedna śmierć. - Możesz go zabić, ale to jest niemożliwe. Ty się go boisz. Ty kochasz ból fizyczny, ale boisz się śmierci. Ja kocham śmierć, ale drżę przed bólem. Oto różnica. KORBOWA który przysłuchiwał się temu A gdybym cię zbił, Cayambe? CAYAMBE Lepiej zabij. Jako mała dziewczynka marzyłam o śmierci z rąk silnego jakiegoś ducha. Duch ten zmienił się w mężczyznę zatrutego rozkoszą. Ten zmienił się w ciebie. Pada na kolana przed nim. BELLATRIX Czyż wszystko, co teraz się dzieje, nie staje się zwykłym życiem? KORBOWA okropnie się śmieje Chcesz już uczynić odwrotność tego. Najlepiej wyjdź z pokoju. BELLATRIX Uważaj, abym nie wyszła tam, skąd się nie wraca. KORBOWA Nie kłam. (wskazuje na Cayambe) Ona, ta mała dzierlatka, uczyni to prędzej niż ty, która wiesz wszystko. BELLATRIX Skąd wiesz, co jest we mnie? We mnie jest wszystko. Pogardzam tym, co jest teraz w tobie. Małość uczuć, oto, co mnie przeraża. Gdzież pójdę, jeśli znajdę w tobie dno twej samotności, niewolniku. HIBISCUS zbliża się ku nim od stolika na lewo, gdzie mówił z Teozoforykiem Widzę, że życie wkracza wszystkimi bramami. KORBOWA Mylisz się: jesteśmy teraz dopiero u szczytu marzenia o nieistniejącym bycie. Dzisiejsza noc jest naprawdę twórcza. BELLATRIX strasznie poważnie Mistrzu, to wszystko było kłamstwem. Czy jesteś ze mną, czy nie? KORBOWA wskazując na Cayambe Patrz na tę jasną główkę. Dlaczegóż biłem ciebie, a nie ją? Jestem teraz starcem i oto moja córka klęczy przede mną. Właściwie czy nie wszystko jedno? Jest to symbol. BELLATRIX nie zważając na jego słowa Nas jest dwie. Ty jesteś jeden. Wybieraj! Czy nie chcesz, abym odeszła? TEOZOFORYK Cayambe! Teraz chodź do mnie. CAYAMBE Bellatrix, jednak nasze chwile nie zginą nigdy. TEOZOFORYK Nie ma absolutu poza myśleniem. Cayambe, chodź na dach, tam patrząc na gwiazdy przemyślimy to w pojęciach ścisłych, o czym oni tylko mówią bezładnie. CAYAMBE wstaje, jest jakby dojrzałą kobietą Chce mi się czegoś, czego być nie może. Chce mi się, aby Maciej, aby Bellatrix, żebyś ty, Teozoforyku, żebyście stanowili jedność. Ja nie chcę kłamać. Czyż to jest tajemnicą osobowości, o której mówiłeś mi kiedyś? Jest to w obrazach Jana, jest to szczególniej w siódmej symfonii Hibiscusa, jest w grze Satanescu, kiedy staje się półbogiem, kiedy kobiety kąsają jego ręce podczas koncertu. Ja chcę być tym wszystkim. Chcę się oddać temu, co bez bólu przejdzie ze mną w nicość. Jestem kobietą - rozumiem już wszystko. Gdyby Maciej chciał ze mną zejść w śmierć, byłabym z nim. TEOZOFORYK Pójdź ze mną na dach, tam jest komin, będziemy jak na okręcie w falach Nicości. Teraz ci powiem ostatnie słowo wiedzy o Nicości. Jestem teoretykiem tego, co wy bezpośrednio wtłaczacie w samo trwanie. Mam na to pojęcia bardziej ścisłe niż w rachunku nieskończoności. CAYAMBE Tylko pojęcia? TEOZOFORYK Czegóż chcesz więcej? CAYAMBE Gdyby to, co mówisz i co masz mi powiedzieć, mogło się stać tym samym, co obiecuje mi moje pragnienie, tym samym - nie pojęciem, Teozoforyku. KORBOWA do Cayambe Czy pamiętasz tę chwilę? CAYAMBE Tak, ale gdzie była ta myśl? Ona tworzy w nas nowy świat. Przeżycia bezpośrednie są zawsze te same. Każdy wymoczek i ktoś, kto jest prawie Bogiem, czuje to samo co ja. Gdzież jest ta różnica? Och, chciałabym zabić was obu, aby złączywszy wasze martwe oczy ujrzeć w nich to, co was rozdziela. JAN DEXTEROWICZ wchodząc Nasza adeptka jest, jak słyszę, na dobrej drodze. Wchodzi cale towarzystwo. KORBOWA Panowie i panie. Jesteśmy znowu w komplecie. Cayambe jest naszą. Jesteśmy u siebie. Zdobyta nowa forteca ginącej wiedzy o istnieniu. SATANESCU Tam już rzeź idzie na dobre. Zgubiłem skrzypce i Montecalfi nie odnajdzie siebie w moich dźwiękach. KORBOWA To jest co najmniej nieistotne. Mam pewne dane, że zdradziła cię z Węborkiem. SATANESCU z wysiłkiem i sztuczną pogardą Tak? Jestem podwójnie szczęśliwy. Teraz nie ma już nic, co by mnie oddzielało od ciebie, Mistrzu. TEOZOFORYK szeptem do Cayambe Chodź ze mną. Cayambe wstaje i wychodzi z Teozoforykiem. BELLATRIX Mistrzu, jesteś mój. Będę kobietą, mężczyzną, dzieckiem, będę dla ciebie wszystkim - ach, jak marne jest to słowo - Niczym. Wiem, że jedna śmierć moja uczyni mię wszystkim dla ciebie. Ale ja chcę żyć, (poprawia się nieszczerze) to jest trwać w Nicości. VESSANYI Gdzież jest twoja beztroska, Belciu? Gdzież jest, że tak powiem, twoja dystynkcja? DZINIA Belciu, kiedy powiesz mi o tym? BELLATRIX Już nie chcę. Straszne zmęczenie. Chcę tylko umrzeć, raczej przestać istnieć i żebyś ty patrzał na mnie, Mistrzu, i żebyś się raz bał, ale strasznie, tak jak nigdy. Wiem, że mordowałeś nosorożce w Afryce, wiem, że pływałeś między rekinami w oceanach wszystkich części świata. Moja mała dusza, dusza pełna sprzeczności, nie, nie krzyw się tak - sprzeczności prawdziwych, prosi cię o ostatnią chwilę. Ostatnią chwilę będziesz ze mną? KORBOWA roztargniony rozgląda się Gdzie jest Cayambe? Czyż ten nędzny magik, którego z nędzy wydobyłem w Australii, kiedy przestał wierzyć w swoją głupią kalamarapaksę, zabrał mi ją? BELLATRIX Mistrzu!! Ja jestem z tobą. Pełza mu u nóg. KORBOWA kopie ją niecierpliwie Żeby cię siarczyste pioruny. Nie lubię, jak byle kto odbiera mi kochankę. Wszyscy patrzą z przerażeniem. HIBISCUS Odejdźcie, chcę pomówić z Maciejem istotnie. Wszyscy, prócz Bellatrix u nóg Korbowy leżącej, przechodzą na lewo do stolika. KORBOWA Dobrze, dobrze. Czy nie słyszycie, że zbliża się koniec? Oto Cayambe opuszcza mnie z tym starym szarlatanem. HIBISCUS szeptem Czy to jest prawda, że ty czujesz to, co mówisz? KORBOWA również szeptem Chcę nareszcie odróżnić sen od rzeczywistości. Czy nie widzisz, że to jest ostatnia chwila? Mechanizuje się wszystko i nie wiem, czy to nie dosięgnie nas tym razem. HIBISCUS z zupełną wiarą Teraz nareszcie wierzę ci, Macieju. Podaje mu rękę, ściskają się. KORBOWA zawstydzony; dla uniknięcia konsekwencji i zamaskowania się przed Hibiscusem podnosi leżącą Bellatrix; do Bellatrix Chcę, abyś była kobietą raz jeden. Czyż nie widzisz, że ciebie jedną kocham? Chcę, aby ta faktyczna dwoistość stała się sama, w jednej ze swoich stron, naprawdę uczuciem odwrotnym. (Bellatrix płacze.) Przestań płakać, bo cię zbiję na kwaśne jabłko! Kończy z naglą złością. BELLATRIX z płaczem A więc za to wszystko żądasz ode mnie niemożliwości. Pomnij jednak, kto dał ci pierwszy raz poczucie odwrotności uczuć. Ja, tylko ja. Miałeś wszystkie kobiety świata i byłeś też art... KORBOWA zakrywa jej usta ręką Cicho, cicho, biedaczko moja najdroższa. (obejmuje Bellatrix z prawdziwą, męczącą czułością) Kocham cię, kocham cię... Całuje jej włosy. BELLATRIX Jestem taka mała, taka biedna, taka samotna... Wszyscy powoli zbliżają się ku nim. TETRAFON PNEUMAKON Wiedziałem, że to się źle skończy. Ale nawet zło nie jest zupełną wolnością. To zło, które czynimy my. HIBISCUS Milcz, stary idioto. Czy nie widzisz naprawdę wielkich przeznaczeń w tym, co teraz się dzieje? VESSANYI Ja widzę tylko to, że życie takie, jakie prowadziliśmy dawniej, zawsze zwycięża. Powtarzamy się w coraz gorszych wydaniach. Tak dowodzi teoria kompleksów Freuda. KORBOWA puszcza Bellatrix i spogląda błędnym wzrokiem dookoła Proszę wszystkich o czwartej do mojego pokoju. Będziemy obchodzić ostatnie wtajemniczenie księżniczki Cayambe. BELLATRIX prawie z jękiem Będzie to uczta skazanych. Macieju! Macieju! Coś uczynił z moją podwójną duszą? Ty, do którego należy moje podwójne ciało. Śmierć jest jednak jedna dla nich obojga. AKT TRZECI Pokój Macieja w pałacu księżniczki Cayambe na pierwszym piętrze. Wprost ogromne okno, przez które widać ośnieżone góry w świetle księżyca. Na lewo łóżko, nogami do widowni. Przy łóżku dwie walizy z jasnożółtej skóry. W prawej ścianie dwoje drzwi: jedne na korytarz w rogu dalszym widowni, drugie do sąsiedniego pokoju bliżej widowni. Między drzwiami tualeta zastawiona mnóstwem sprzętów, flakoników i pudełek. Kolor ścian bordo. Na prawo od okna obraz (jakiegokolwiek renesansowego malarza, przedstawiający nagie kobiety). Wszyscy ubrani jak w akcie I z wyjątkiem Bellatrix odzianej w szary kostium. Na środku stół, przy którym siedzi całe towarzystwo w porządku następującym: wprost do widowni, tyłem do okna, od lewej ręki do prawej: Maciej Korbowa, Cayambe, Bellatrix, Hibiscus, Teozoforyk, Węborek. Tyłem do widowni: Satanescu, Baar - Łuk Chan, Dexterowicz, jedno krzesło puste, Sylfa. U węższego końca stołu: Montecalfi, Tetrafon, u prawego: Vessanyi, Lykon. Piją kawę i likiery. Usługują lokaje jak w akcie I SCENA PIERWSZA KORBOWA wesoło i przyjaźnie Teraz, Cayambe, powiedz nam, o czym mówiłaś na dachu z naszym byłym magikiem. Czy pokazał ci jaką nową sztukę? Może uniósł się na promieniach księżyca i szybował ponad lasami? CAYAMBE Nie, mówiliśmy poważnie. Zrozumiałam teraz zupełnie umysłowo to, co było niejasnym. Ale przez to moja miłość do ciebie stała się smutniejszą. Boję się mówić TETRAFON PNEUMAKON Nie bój się niczego, księżniczko. Dlatego wszystko jest między nami otwartym i jawnym, ponieważ nie boimy się niczego. Mówimy wszystko, ponieważ tajemnica naszych przeżyć jest głębsza niż jakiekolwiek słowo i nic jej rozjaśnić nie zdoła. Jedyną tajemnicą jest konieczność. CAYAMBE Tak, ale coś zginęło dla mnie w myślowych kombinacjach Teozoforyka. Czuję, że zbliża się do mnie jakaś okropna pustka. LYKON Ja nie analizuję niczego. Unikam wszelkiej myśli. SATANESCU Ja zaś analizowałbym z rozkoszą, gdybym miał co. Ale cierpię dziś na zupełne ,,manque de contenu". MONTECALFI Zawsze byłeś takim. Nasz Mistrz szczyci się pustką, ale jest ona bogatszą od najbogatszej rzeczywistości. Wiem coś o tym, bo kiedyś, dawno już, jeszcze przed Bellatrix, zaszczycał mnie swymi względami. CAYAMBE Jednak zbyt wiele miłości miałeś, Macieju. Jak pomyślę o tym okropnym orszaku duszyczek i umęczonych ciał i ciałek, smutek mój jest jeszcze większym. KORBOWA wymijająco To jest tylko odblask życia. Musisz zaprzyjaźnić się z Montecalfi i żyć z duszami tych, których imion już nie pamiętam. SYLFA Czy zapomniałeś, Mistrzu, o mnie? Kiedyś także byłam cząstką twojej beztroski. Ach, jakże pięknie męczyłam się wtedy. VESSANYI ponuro Za wiele śmierci kosztowały twoje męki. Moja żona, Adzio i Staś, moi najdrożsi synowie, i moja siostra. Zresztą teraz jest to już wszystko jedno. KORBOWA Nie wywlekajmy przeszłości. WĘBOREK Teraźniejszość jest aż nadto istotna. CAYAMBE Jeszcze niezupełnie. BELLATRIX Ciągle jesteś z czegoś niezadowolona, ciągle czegoś ci potrzeba. Posłuchajcie lepiej: Ostatnia stacja Rezygnacja Minięta. Z hukiem ogłuszającym Pędzi lawina w dół, Gdzie się czai obłęd. Wśród miękkich czarnych zwałów, Porozrzynanych kawałów Mięsa i torturowych kół. Jękiem nie milknącym kogoś obcego Wypełnia się mózg. Dręczyciel sam udręczony... HIBISCUS cicho To Maciej. BELLATRIX Nie żaden Maciej, tylko mój dawny narzeczony. CAYAMBE Czyż ty byłaś zdolna?... BELLATRIX smutnie kiwając głową. Dręczyciel sam udręczony Wśród wiórów stalowych i dróg, Na niebie krwawe ogony Komet i meteorów smugi. Dzień szary, nieskończenie długi, Zamyka życia sklepienie. Nad horyzontem martwego jeziora Dawno umarłej duszy. Przy drodze krwawa pokora W żałobne ubrana szaty Liżąc zamarznięte kraty Wymęcza w sobie cierpienie. CAYAMBE Oto jest prawda. Nikt z was naprawdę nie cierpi oprócz mnie. Zakrywa twarz. KORBOWA Będziesz cicho czy mam cię wyprowadzić? BELLATRIX wstaje powoli i mówi do Korbowy Nieznany stróż, groźny jak mroźna noc, Uprzejmie zaprasza za bramę Potwornego, o nieskończonych salach więzienia. Tam marzenia nasycają się złem I bóstwo śmierci, czarny nieruchomy kloc, Upadla strachem pełzające cienie. KORBOWA Jesteś moim marzeniem, Cayambe, którego jeszcze złem dostatecznie nasycić nie mogę. CAYAMBE Jedna śmierć tylko - bez ciebie nie ma dla mnie już życia: w nicości czy w rzeczywistości - jak chcesz. BELLATRIX mocniej Czarne, zimne płomienie Zygzaki tworzą na białej nicości I otaczają tego, co już cierpieć nie może, Mimo w sercu zatrute przez najdroższych noże. I mimo że cierpień pożąda. JAN DEXTEROWICZ Takim było to, co malowałem. Wyprułem niejednemu kiszki dla zdobycia formy, a przede wszystkim sobie, może nawet jedynie sobie. KORBOWA Tchórz, zawsze tchórz musi wyleźć z tej histerycznej marionetki. BELLATRIX Och, ciebie, Mistrzu, doprowadzić do strachu, tego zwykłego życiowego strachu. Oddałabym za to życie. KORBOWA lekko zmieszany, sili się na otwartość w przykrej kwestii, aby zamaskować jeszcze coś gorszego Jedna rzecz, której się naprawdę boję, to samotność. Tydzień celkowego więzienia jest czymś gorszym dla mnie od śmierci w torturach. BELLATRIX Dlatego jedna rzecz, którą kocham, jest twoja odwaga, a druga - jest wiara w nas wszystkich. Przecież każda z twoich programowych zbrodni, mój najdroższy wampirze, to najmniej dwadzieścia lat więzienia, bez możności samobójstwa. CAYAMBE do siebie Ja jeszcze jestem wolna. (głośno) Widzę teraz jak we mgle i nie mogę jeszcze odgadnąć, ale mam już niewyraźne kontury słabości twojej, Macieju. Nic nie ma gorszego dla kobiety jak pogardzać ukochanym człowiekiem. KORBOWA ze sztuczną wzgardą, niespokojny To jest życiowe zawracanie głowy. HIBISCUS Nie jest to tak proste, jak się wydaje. Co zaś do pierwszego, nauczyła mnie tego Montecalfi, oddając się skrzypicielowi tylko dlatego, że umiał zagrać czego by stworzyć nie potrafił. WĘBOREK wali pięścią w stół Panie baronie, ostatni raz wzywam cię do porządku. DZINIA cienko Skąd tyle siły ma wuj Węborek? Pauza. Węborek nie wie, co ze sobą zrobić. BELLATRIX Jego męka już w innym wymiarze. I urasta pomału do rozmiarów całego wszechświata, w myślach Wielkiego Alchemika Męki, łagodnego staruszka Boga, który o ni­czym nie wie i wiedzieć nie może. A ciało Niszczycielki Wiecznej rozpływa się w krwawym tumanie. - I cisza taka, że słychać chuchanie Boga, którym ogrzewa zmarzniętego wśród dobroci Diabła. - I pierwszy raz Alchemik Wielki zwątpił w swój dogmat sprzeczno­ści. - I uczuł się tragicznym w swej małości, wiecznie nie dorośniętego dziecka swej matki - Nieskończoności. TEOZOFORYK To jest naprawdę dobre. Żal mi, że nie znałem twego narzeczonego, Bellatrix. BELLATRIX Ja byłam moim własnym narzeczonym. Ale on umarł dziś na wieki. CAYAMBE Więc ze mną zdradził cię twój narzeczony po raz ostatni? BELLATRIX Ty zaś zdradziłaś go z Mistrzem. LYKON W głowie mi się kręci od tej komplikacji uczuć, tym bardziej że są one nierzeczywiste, a nie są przecież kłamstwem. Wiem to intuicją, ale zanalizować tego, żebym pękł, nie potrafię. KORBOWA Dlatego masz taki zły wpływ na młodych ludzi, Lykonie. Nie staraj się o większą precyzję myśli. Dialektykę zostawmy obaj Teozoforykowi. TEOZOFORYK wstając; wszyscy się podnoszą Właśnie określiłem dokładnie, czym jest uczucie odwrotności, a czym nierzeczywiste. CAYAMBE Nie mów - chcę zapomnieć o tym. TEOZOFORYK Nie można być tak tchórzliwą. Jakkolwiek to mi się podoba i zaczynam mieć dla ciebie ojcowskie uczucia, ale takiego ojca z innej planety. TETRAFON PNEUMAKON Ona tylko nie chce być niewolnicą myśli. Nieprzewidzialność - czyż to nie jest naszym celem? Tylko z wami będąc nie wierzę w konieczność. Wtedy, gdy jestem poza społeczeństwem. CAYAMBE siedzi na innym miejscu niż podczas uczty Jestem odważniejsza, niż wam się zdaje. Zamyśla się. Goście powoli przechodzą do drugiego pokoju na prawo. Zostają tylko: Sylfa, Cayambe, Korbowa, Teozoforyk, Lykon, Hibiscus. SCENA DRUGA SYLFA Chciałabym być kurtyzaną. Jedyna rzecz, której nie przeżyłam. Ach, jak lubiły mnie małe dziewczynki. CAYAMBE Byłaś przecie i moją wychowawczynią. Ale niepojętna byłam wtedy. Marzyłam o duchu i oto zwierzę mści się teraz na mnie. Czymś obcym wypełnia się moja istota. I czuję dwie dusze w jednym ciele, które wyrywa się w nicość. HIBISCUS Nie mów tak - zmienia mi się to w jeden temat, który słyszę, jak grają nieznane mi instrumenty w przestrzeni dalekiej od naszej. Tony zdają się przepływać przez ciebie. CAYAMBE Czyż ty będziesz moim przeznaczeniem? KORBOWA Zmień te wyrazy na ich odwrotność. One muszą zmienić się w uczucie. W ten sposób tworzymy każdą chwilę. SYLFA Albo chwila, która tworzy się sama, taka, a nie inna, staje się przedłużeniem nas poza trwanie, aż w wieczność. KORBOWA wstaje, nagle zainteresowany słowami Sylfy Sylfo, jestem dziś z tobą. Jak ćma wieczorna, jak powojowy sfinks, przelatuję z kwiatu na kwiat. Jestem sfinksem i powojem razem - bądź tą nocą, która mnie otuli swym aksamitnym gąszczem. CAYAMBE A ja? Czyż mam być tylko szumem odległego lasu, podmuchem gorącego huraganu gdzieś w oddali? KORBOWA Ty jesteś tym, co w nas przepływa. TEOZOFORYK przerywa im Cayambe! Czasami musisz zapomnieć o tym, co jest teraz. Zamknij oczy i śnij przez chwilę o nienarodzonych pojęciach, co same łącząc się ze sobą zbudują ci piękny gmach za sekund kilka zaledwie. CAYAMBE Zbyt świeże są rany, zadane mi przez tego potwornego zwierza, którego Maciej więzi w swych wewnętrznych klatkach, i jeszcze ich ból rozdziera mnie, kiedy wsączają mi w nie palący witriol. Jestem tak samotna. Bellatrix przechodzi przez pokój do drzwi od korytarza. Zatrzymuje się na chwilę i patrzy zlośliwie. Hibiscus daje jej znak ręką, aby poszła. Bellatrix wychodzi. KORBOWA przeprowadza ją wzrokiem Czuję dziką radość i potęgę. Mam wrażenie, że idę pod straszną górę w księżycowym świetle, o tam. (wskazuje przez okno) - Olbrzymie czarne skrzydła wiszą u mych ramion, a twarz moja jest zła. Tak dziwnie rozdwajam się w tej chwili. (do Cayambe) Czy mnie widzisz? CAYAMBE Aż nadto dobrze i mierzę ściśle głębię mojej rozpaczy. KORBOWA Jesteś jeszcze z tej strony rzeczywistości. Gdy ci to przejdzie, powrócę znów do ciebie. Umiem czekać. Tylko silni umieją czekać, aż wszystko samo się stoczy w ich rozpalone ramiona. Wytrzymać ten żar oczekiwania - oto czego brak ci, Hibiscusie. CAYAMBE wstając, zapala cienkiego papierosa Macieju, ten wieczór bądź ze mną do końca. Błagam cię, ten jeden wieczór. Dziś cię poznałam i myślę już, że możesz odejść, nie wiem na jak długo. KORBOWA z ironią Czemuż uciekłaś tu wtedy, czemu Teozoforyk nie objaśni ci tego w pojęciach ścisłych? Chodź, Sylfo, tylko męczarnie uczynią z niej widmo. Idźmy patrzeć razem w noc mroczną i palić jej mróz naszymi pocałunkami. CAYAMBE błagalnie Macieju, raz jeden - słów mi brak na to... błagam cię. KORBOWA ironicznie Otóż to właśnie - brak ci słów. Tylko dla wyrażenia prawdziwych uczuć może ich zabraknąć. Wiesz, że nawet trochę brzydzę się tobą w tej chwili. Wychodzi z Sylfą do korytarza. Cayambe rzuca papierosa i siada bezwładnie. HIBISCUS chce ją rozerwać Czy znasz ten wierszyk - mówiła go kiedyś Bellatrix: Zemstą przeznaczeń, Ponurych sflaczeń Świat cały rzucił Na poniewierkę (Jak brudną ścierkę), A potem cucił Słodkimi słowy. A czemu pod oczami podkowy? A czemu zdrapana bródka? A chwila była krótka, Lecz dla wspomnienia długa... CAYAMBE wstaje nagle, ze złym błyskiem w oczach Poddałeś mi myśl jedną. Jakże strasznie jestem naiwną. Jedno jest tylko zło, nad którym panuje kobieta, jest to zło jej ciała. Dusza jej zawsze biedna i opuszczona, i tak strasznie samotna. Teraz rozumiem, dlaczego Montecalfi tylko zdradzając coś lub kogoś żyje naprawdę bez troski. LYKON który dotąd siedział zupełnie ogłupiały O, teraz rozumiem wszystko tak, że nawet potrafię to wypowiedzieć: jedyną bronią kobiety przeciw jednemu mężczyźnie jest drugi mężczyzna. Sama jednak jest bezsilna. CAYAMBE ze złością Głupcze, chciałam pójść z tobą, ale widzę teraz, jak nisko bym upadła. (woła do drugiego pokoju, na prawo) Janie! Artysto! (Wchodzi Jan, pytająco spogląda na Cayambe. Teozoforyk budzi się z zamyślenia) Chcę pójść z tobą, jedynie z tobą, abyś mi objaśnił cuda księżycowej nocy, iskry na polach śniegowych i spadającą okiść. JAN DEXTEROWICZ Przypomnę sobie dzieciństwo. Już od lat piętnastu nie wiem, czym jest natura. TEOZOFORYK Oto jest życiowa odwrotność uczuć. Poczekajcie, powiem wam to na drogę. Nim się narodzi uczucie, powinno się rodzić słowo, które je dopiero wywoła. Ludzie zwykli wyrażają uczucia słowami - treść wtłaczają w formę. Odwrotność uczucia, która jest tak rzeczywista jak to, że się np. nudzę w tej chwili, jest uczuciem, które rodzi forma, ale nie forma sztuki - ta wyraża tylko jedność Bytu - forma innego rodzaju, ale nie mająca artystycznego sensu, jest tym, co rodzi uczucia odwrotne. Ale są one związane między sobą w sposób zaprzeczający logice życia, choćby objawiła się ona w koncepcjach szaleńca. LYKON Tak więc przytomne szaleństwo - raczej nieprzytomny zdrowy rozsądek. CAYAMBE znudzona Chodź, Janie. (wychodzą na korytarz) Ten musi mi zawsze zepsuć każdą chwilę szaleństwa. Mija się z nimi Bellatrix wchodząca z korytarza. BELLATRIX ostrzegawczo Jakże daleką jesteś od szaleństwa, Cayambe. Gdzie jest Maciej? TEOZOFORYK Poszedł z Sylfą. Zdaje się, że są w jadalni i piją tam na umór. Sądzę po pewnym hałasie na dole. BELLATRIX Mistrz ma dziś szał życiowy po prostu. Unicestwia samą odwrotność wszystkich uczuć i znęca się nad tą biedną gąską, która przecie kocha go naprawdę w dość dziwny jak na nią sposób. TEOZOFORYK Czasem męczy mnie cała ta gadanina. Mam ochotę wyciągnąć się i nie wiedzieć nic. LYKON To tak jak ja. Wychodzi do drugiego pokoju. Teozoforyk kładzie się na łóżku. Hibiscus zdaje się drzemać, od czasu do czasu wykonuje jakieś ruchy rękami. Bellatrix stoi, jakby się nad czymś namyślając. BELLATRIX do Hibiscusa Chodź ze mną. Mam ci coś powiedzieć. Hibiscus wstaje i wychodzi za Bellatrix do pokoju na prawo. SCENA TRZECIA Przez chwilą scena pusta, tylko Teozoforyk leży na łóżku z zamkniętymi oczami. TEOZOFORYK gładzi ręką łysinę, mamrocze do siebie Przez uczuć najdziwniejsze sploty Błądzą drapieżne koty. Wchodzi Korbowa, sam. KORBOWA jakby do siebie Nic nie może mnie dziś nasycić. Czuję nudę tak potworną, jakby cała ludzkość szczęśliwa leżała mi na piersiach. Dialektyka pustki pożerającej samą siebie. TEOZOFORYK ziewając A nie mówiłem? KORBOWA Psiakrew, żeby sto osób było ze mną, będę samotnym w tę noc przeklętą. TEOZOFORYK Kultura - dziedziczność - jesteś społeczne bydlę. Tylko jeden Baar-Łuk Chan wie, czym jest samotność. Trzydzieści lat nie widział człowieka. KORBOWA Muszę stworzyć dziś nową kombinację uczuć. Inaczej wścieknę się. TEOZOFORYK ironicznie Najlepiej weź się do jakiej pracy. KORBOWA Milcz, idioto! (Wchodzi Bellatrix i Hibiscus. Korbowa jakby zbudzony ze snu; twarz mu się rozjaśnia) Bellatrix! Wiesz? Zapomniałem o twoim istnieniu. Ty jedna... BELLATRIX Ja też chcę dziś czegoś zupełnie nowego. Oto dziś będę z Hibiscusem. To jest owoc zakazany w twoich wymiarach duszy. HIBISCUS Przebacz, Mistrzu. Ale nasz statut... KORBOWA Wiem przecie. Nie wolno podejrzewać nikogo. A jednak masz takie myśli co do mnie, z których często musi cię budzić Węborek. HIBISCUS Teraz nie. Od czasu jak widziałem twój przestrach przed mechanizacją życia - nie. Ja teraz boję się tylko mechanizacji muzyki. Zupełna dowolność, którą każda maszyna zimitować potrafi. BELLATRIX Chodź, maszyno. Ja też umiem stwarzać przeżycia. Wychodzą. KORBOWA zaciskając pięści Zwyczajna nuda. Ta sama, którą miałem wtedy w Tybecie. Strasznym jest to, że nie mogę odczuwać strachu, tego najzwyklejszego strachu. Boję się tylko czasem, jak przypomnę sobie więzienie w Sydney. Jedynie wtedy, i to we wspomnieniu, boję się. TEOZOFORYK Mówię ci, że jedynie praca... (Korbowa gwałtownie wychodzi.) Nareszcie. Mistrz bywa czasem nudny. Nie rozumiem tych wszystkich bab czasami. Wytwarzanie problemów, kiedy ich nie ma, oto sztuka - np. problemat związku istnień nieskończenie małych. Jakże mało czasu trzeba na zdradę; zdaje mi się, że już idą. (pauza) Zbliżamy się do niezwykle realnychrozwiązań. Co do mnie, to tak dawno nie widziałem życia, że z przyjemnością zobaczyłbym jaką scenkę prawdziwie życiową. Dla odświeżenia umysłu. Wchodzi Cayambe z Janem. Cayambe blada jak śmierć. Jan czerwony, włos rozwiany i dzikie ruchy, roztrzęsione i gwałtowne. Cayambe patrzy błędnie przed siebie. Teozoforyk zrywa się z łóżka i wychodzi. JAN DEXTEROWICZ Boję się i boję się potwornie. Zakochałem się w tobie i boję się Macieja. Gdybym mógł to namalować, bałbym się mniej, ale na to nie ma już formy. Jakieś potworne zygzaki tylko, w nieograniczonej przestrzeni. CAYAMBE ze skrzywieniem obrzydzenia w twarzy Jesteś tak wstrętnym; żebyś wiedział, jak pogardzam tobą! Strzepuje śnieg z sukni. JAN DEXTEROWICZ w zupełnym obłędzie Ja nie wytrzymam tego; gdybym się nie bał, musiałabyś mnie kochać. Wybiega do pokoju na prawo. Cayambe siada i patrzy błędnie przed siebie. Wchodzi Korbowa. KORBOWA zupełnie zwykle Jak ty wyglądasz? Cayambe! Co ci jest?! CAYAMBE z jękiem Zdradziłam ciebie z tym malarzyną. Jestem niegodna nawet ciebie, mimo że jesteś zły i okrutny. (pada mu do nóg; twarz Korbowy, przez którą przeszedł zły cień, rozjaśnia się jakimś ohydnym pożądaniem) Nie mogę nawet prosić cię o przebaczenie. Mój Mistrzu! Ty jesteś prawie jak ojciec. Korbowa przybiera kobiecy wyraz i staje się takim, jak w akcie I, w scenie z Bellatrix. Korbowa podnosi Cayambe, która płacząc opiera mu się na piersiach, nie widząc jego twarzy. Korbowa bierze jej głowę w ręce i patrzy na nią tym samym wzrokiem. Stoi twarzą do widowni. KORBOWA szeptem omdlewającym, jak kobieta Wiesz, tam, na wyspach, na wschód od Australii... (Cayambe spogląda na niego.) kobiety... Nachyla się do jej ucha. Cayambe odtrąca go z taką silą, że Korbowa mdło się nie wywraca. CAYAMBE z dziką siłą Precz! Precz! Korbowa zmienia się w mężczyznę, ale opanowuje się, chwyta krzesło i wali nim z całej siły o podłogę. KORBOWA Czyż nic mi się nie uda tej piekielnej nocy? Wybiega. Cayambe siada bezwładnie na krzesło, twarzą do widowni. Oddycha ciężko, w oczach ma obłęd. CAYAMBE Jego nie ma... Wszystko jest złudzeniem... Ale ja zostanę czysta. Wydobywa mały rewolwer i szybko strzela się w piersi. Krzyczy i spada z krzesła. Pauza. Z korytarza wbiega Korbowa, Bellatrix, Hibiscus, Węborek i Teozoforyk. Z pokoju Montecalfi, Satanescu, Baar - Łuk Chan, Tetrafon Pneumakon, Lykon, Dexterowicz, Dzinia, Vessanyi, Po chwili Sylfa z korytarza, z rozpuszczonymi włosami, w nocnym kostiumie. Korbowa staje i patrzy dziko na leżącą Cayambe. BELLATRIX Oto potwierdzenie życia, Mistrzu. Twoja to nauka. Pierwsze zblamowanie się Macieja. HIBISCUS To ja jestem winien. Lykon rozdziera Cayambe bluzkę i jednocześnie bada, czy oddycha. Wszyscy się pochylają tak, że dla publiczności Cayambe jest niewidzialna. WĘBOREK Panie baronie, winnych nie ma w naszym towarzystwie, jak również win. Są tylko kary. LYKON Żyje. Przestrzeliła sobie lewe ramię, kość nie naruszona. Wstaje. Ogólny śmiech. HIBISCUS ze śmiechem Teraz doprawdy nie wiem, kto się zblamował. JAN DEXTEROWICZ Co za szczęście! Myślałem, że umrę z niepokoju. LYKON Satanescu! Prędko daj śniegu z dachu. Ona zemdlała tylko od huku. Satanescu rzuca się do okna, otwiera je i wychodzi na dach. Podczas tego gwar zmieszanych rozmów, ale wszyscy się śmieją. Jedna Dzinia trochę krzyczy. Na tym tle słychać krzyk Satanescu, który poślizgnął się i spadł z dachu. Węborek rzuca się do okna, za nim Montecalfi, potem wszyscy rzucają się do okna i zostawiają Cayambe samą. Tłoczą się do okna. Jeden Węborek wybiega drzwiami na korytarz. Za nim Montecalfi. Lykon znowu wraca do Cayambe. W gromadzie przy oknie słychać krzyki: ,,zabił się", ,,Węborek go niesie", ,,nadział się na sztachetę". Cayambe otwiera oczy i próbuje wstać. HIBISCUS krzyczy Nadział się na sztachety! CAYAMBE podnosząc się, nie zważając na Lykona, który jej chce przewiązać ramię Kto? - Co się stało? Spogląda na Lykona i ogląda swoje ramię. Siada na krześle. Wszyscy odchodzą od okna i otaczają Cayambe. KORBOWA Janie, dostarczę ci nowych wrażeń. Dziś rano strzelamy się na osiem kroków, z muszkami. JAN DEXTEROWICZ ostatnim wysiłkiem opanowuje się Dddobrze... Mówi szczękając zębami. Całuje Cayambe w rękę i chce wyjść. Natyka się na dwóch lokai niosących Satanescu. Cayambe nieruchomo, ze spuszczonymi oczami daje się spokojnie obwiązywać Lykonowi. WĘBOREK wchodząc z lokajami Nie żyje, serce i wątroba przebite. Wbiega Montecalfi, potrącając Jana. Lokaje kładą trupa na łóżko Korbowy i wychodzą. MONTECALFI rzuca się na trupa i całuje jego ręce, klęcząc przy łóżku Biedny Sanio! Już nigdy, nigdy więcej. Zostaję zakonnicą. TEOZOFORYK gładząc ją po głowie Moje dziecko, rzecz jest wiadoma, że jeśli gdzie nie uda się samobójstwo, musi się zdarzyć w bliskości i niedługo potem nieszczęśliwy wypadek. CAYAMBE ponuro O, jakże żałuję, że nie umarłam. Ten potwór zaczarował mnie. KORBOWA zimno To niby ja? Po prostu mały kaliber i szarpnęło ci rękę. Któż widział strzelać się z małego wellodoga. CAYAMBE Jakże teraz żyć będę? Miałam raz tę siłę i nie daliście mi umrzeć. WĘBOREK Zwracam uwagę, żeby nie szukać winnych. Tym bardziej, że tym razem to już zupełnie sensu nie ma. KORBOWA Życie wtargnęło dziś między nas ze straszną siłą. Pojedynek z Janem otrzeźwi mnie trochę. HIBISCUS Zastrzelisz go jak psa. Wiadomo, że on strzelać nie umie. KORBOWA Właśnie o to chodzi. Jan Dexterowicz z krzykiem wylatuje z pokoju. Montecalfi wstaje z klęczek. MONTECALFI Proszę o kokainę. LYKON Proszę cię. Teraz nic już nie ma między nami. CAYAMBE wstając Dajcie i mnie. Nie mam siły żyć i nie mam siły umrzeć. Lykon częstuje ją kokainą. Wysypują sobie kokainę na lewą ręką między pierwszym a wskazującym palcem i wąchają. KORBOWA podając jej lewą rękę Właśnie jest to chwila jedyna, abyś poznała istotę naszego systemu, poczciwa sroko. Teraz lub nigdy - tym bardziej, że lubię czasem popić sobie trochę krwi ze świeżej rany. Może wskażesz mi jaki pokój w ,,twoim domu" (to wymawia z ironią). Moje łóżko zajmuje bowiem poczciwy Sanio. Za godzinę zaś będę już na mecie z twoim substytutem kochanka. Wychodzą. Świt różowy robi się za oknem. TETRAFON PNEUMAKON I wy mówicie, że jest wolność. Wszystko to było obliczone jak jakaś piekielna maszyna. Nawet moje słowa ,,y compris". BELLATRIX do Hibiscusa Mistrz zapomniał o mnie po raz drugi. Masz wielką szansę, Hibiscusie, poznania zupełnie nowego sposobu unicestwiania siebie, bez wstrząsów istotnych. Wychodzą. TEOZOFORYK do Pneumakona Teraz muszę ci wytłumaczyć moje poglądy na twą głupią wolność. Jak wyrżniesz głową o mur, nie jesteś wolny - stąd fizyka i determinizm; jeśli idziesz swobodnie przez powietrze, jesteś wolny, stąd metafizyka i omfalopsychizm, i wszystkie brednie świata. (Lykon wychodzi z Montecalfi.) Chodź na spacer, pomówimy o tym szerzej. Oba te poglądy są równie dobrze usprawiedliwione. Wychodzą. Vessanyi bierze na ręce śpiącą już od pewnego czasu na krześle Dzinię, mówi ,,dobranoc" - i wychodzi. Coraz czerwieńszy blask za oknem. Zostaje jedna Sylfa z rozpuszczonymi włosami, nieruchomo pochylona na krześle za stołem. Pada pierwszy pomarańczowy promień słońca i oświetla trupa Satanescu i czarne włosy Sylfy. Pauza. AKT CZWARTY Scena przedstawia róg oddzielnej sali na parterze w szykownej kawiarni w mieście. W rogu stół, po bokach kanapki obite czerwonym pluszem. Ulica po lewej stronie sceny. W lewej ścianie dwa okna; między nimi lustro. Na przodzie mniejszy stolik i fotele również obite czerwono. Pod lustrem ukryte drzwi do podziemi. Cale towarzystwo z wyjątkiem Macieja Korbowy i Węborka. Ubrani jak robotnicy, panie w chustkach na głowach. Jedna Bellatrix ubrana jak trzeciorzędna kokota: purpurowy kapelusz, czarna suknia z purpurowymi wyłogami. Lokaje też ubrani jak robotnicy. Na przodzie koło małego stolika: Bellatrix, Hibiscus, Montecalfi, Cayambe i Teozoforyk koło małego stołu. W głębi: Tetrafon Pneumakon, Vessanyi z Dzinią, Sylfą, Lykon (ubrany w podejrzanego wyglądu kostium sportowy). Oglądają jakieś papiery i śmieją się. SCENA PIERWSZA HIBISCUS Widocznie nie jest już bezpiecznie, skoro Maciej dał nam takie legitymacje. CAYAMBE Nareszcie teraz cudownie się czuję. Wyjechaliśmy ode mnie tak gwałtownie, tak mnie zmęczyła ta przejażdżka po morzu, że myślałam, że umrę. Ramię dokucza mi jednak okropnie i strasznie niepokoję się o Mistrza. TEOZOFORYK O niego bądź spokojna, moje dziecko. Swoją drogą nie widziałem nigdy, aby Maciej tak się śpieszył. Mam wrażenie, że twój pałac jest już w ręku syndykalistów, do których mamy zaszczyt chwilowo należeć. MONTECALFI Tak, jesteśmy przedstawicielami branży siarkowej. Jest to bardzo ciekawa zmiana losu. HIBISCUS Maciej jednak został, to mnie niepokoi. Biedny Janek pewno już ziemię gryzie od dawna. CAYAMBE Ohydny tchórz. Im prędzej, tym lepiej. TEOZOFORYK Ta śmiertelna tresura ma jednak swoje złe strony. Myśli mam trochę splątane i nie opuszcza mnie złe przeczucie. (Słychać z oddali parę wystrzałów, potem parę salw maszynowego karabinu.) Nie wiadomo, kto zwycięży tym razem. A podwójnych papierów mieć nie można, bo w takim razie ma się jeszcze szansę pewnej śmierci w obu razach, w razie osobistej rewizji. Najlepszy jest zaiste syndykat siarkowy. Ktoś przebiega pod oknem, potem cała grupa ludzi. HIBISCUS Mam wrażenie, że siedzimy w łodzi podwodnej, której Maciej jest kapitanem. Czuję wprost ciśnienie obu stron walczących na ten pokój, wypełniony innym fluidem. Jesteśmy jedni z ostatnich. Cóż to za hołota ci artyści, którzy dziś jeszcze mogą tworzyć. Drzwi się nagle otwierają i wchodzi Korbowa z Węborkiem, obaj ubrani jak robotnicy. Korbowa ma obwiązaną szczękę, mówi z trudem. Węborek bardzo blady, wąsy wiszą. Ogólne poruszenie. Cayambe podbiega do Korbowy. Bellatrix patrzy spode łba, nie wstając. CAYAMBE Macieju! Jesteś raniony. KORBOWA Mieliśmy ciężką przeprawę. Jakaś banda, nie badając naszych papierów, zaczęła do nas strzelać. Było ich kilkunastu - sześć godzin powolnego odwrotu pod ogniem. Było to nad samym brzegiem morza, gdzie twój były park, była księżniczko, styka się z zatoką. Więcej niż połowa ich zginęła. Ale tę ranę, zgadnijcie, kto mi zadał - HIBISCUS Chyba nie Jan? KORBOWA On sam. (Lokaj Korbowy wnosi tacą z napojami.) Trafiony w serce, nieprzytomny ze strachu, nie upadł jednak i wystrzelił; trafił w mój pistolet, który opuściłem już trochę, i zranił mnie moją własną bronią. Umarł zaraz. Widocznie dobrze jest być tchórzem. (pije; Lokaj wychodzi; do Cayambe z ironią, oficjalnie) Pałac twój jest oficjalnie zajęty. Nasi współtowarzysze z siarkowego syndykatu założyli tam lazaret. Oczekujemy wielkiego zwycięstwa. Teraz idzie atak na ostatnie siły centralników. (Słychać znowu salwy maszynowych karabinów w oddali.) Życie w formie potęgi żywiołów zawsze działa na mnie orzeźwiająco i tym głębiej rozumiem sens najwyższy tych lat, które przeżyliśmy w upojeniu. Gdybym mógł bać się choć czasami, byłbym szczęśliwym. Stwarzanie jednak sztucznych niebezpieczeństw uważam za tchórzostwo ostateczne. Jest to próbowanie samego siebie - tak częste u oficjalnie bohaterskich tchórzów. CAYAMBE Szkoda, że nie mogę być całym syndykatem lub całą partią centralnych, aby być dla ciebie żywiołem, jeśli już nie mogę być wulkanem albo stadem bawołów. KORBOWA żartobliwie Gdybyś mogła spalić się sama na stosie, może bym nawet rzucił się w płomienie podsycane twoim ciałem. Byłabyś wtedy żywiołem. CAYAMBE z żalem Czyż nic nie jest w stanie zniszczyć mojej miłości do ciebie? Coraz większą czuję rozkosz tej męki, ale nie wiem, czy to już jest uczuciem odwrotnym. Salwa wystrzałów i huk armatni dwa razy. KORBOWA Jesteś beznadziejna: ciągle wyrażasz uczucia całkiem zwykłe. BELLATRIX Tak, Cayambe, jesteś nudna. Nie jesteś kobietą zdobywców, z którą może odpocząć bohater po niesłychanych awanturach. CAYAMBE Zaczyna mnie męczyć to, że jestem winna śmierci Jana. KORBOWA Wierz mi, że strach ten, który przeżył, był najwyższą rozkoszą, jakiej doznał. Nie cierpiał zaś wcale. Czyż to nie lepiej, że zabiłem go w honorowym pojedynku o osobę tak uroczą jak ty, niż żeby go unicestwił jakiś twórca szczęścia na ziemi w sposób bardziej skomplikowany, z przypiekaniem czy łaskotaniem. WĘBOREK Przy jego tchórzostwie, czy prędzej, czy później, wpadłby na pewno. HIBISCUS Nie uwierzysz, Macieju, co to za szczęście było dla mnie być tej nocy pamiętnej z Bellatrix. Kocham się w niej straszliwie. KORBOWA Uważaj, Belciu, aby nie przedoskonalić siebie. Pamiętaj, że ta mała samobójczyni (pokazuje oczami na Cayambe) - jest tylko fazą przejściową. Bez ciebie nie mogę być samotnym. CAYAMBE z rozpaczą Och, gdybym mogła pojąć mechanizm twojej duszy! Jest ciemna i jednocześnie barwna jak tęcza. Gdybym mogła żyć z tobą naprawdę! KORBOWA Nawet śmierć ciebie nie chce, Cayambko. Przejdź tam, gdzie cierpienie jest równowartościowe rozkoszy, tam, gdzie chodzi tylko o rodzaj metafizycznej beztroski, a nie o różnice: przyjemnego lub nieprzyjemnego. Doprawdy, nie wiem (jeśli mam istotne przeżycia), czy cierpię nieludzko, czy konam z rozkoszy. Ta krystaliczno-zimna obojętność na wszystko, co ciepłe lub zimne, ciemne i jasne, silne czy słabe! Wydaje się to letnim, szarym tym, którzy tego nie pojmują, a jednak jest w tym możliwość wściekłego żaru i mrozu międzygwiezdnego, czarności nocy i oślepiających blasków, i to wahanie, ta nicość, która się spełnia! Ale na to trzeba pokonać życie i śmierć - nie mówiąc już o sztuce. HIBISCUS Pokonać śmierć można tylko umierając, o ile mi się zdaje. Czy jednak nie widzicie, że tylko przeżycie wszystkiego daje to, o czym mówisz i co wszyscy odczuwamy tak silnie, gdy jesteśmy z tobą; wszyscy oprócz Cayambe. TEOZOFORYK Tak, Cayambe jest w pośrodku. Wierzę bardziej, że Dzinia będzie ostatnią kobietą z naszego świata, mimo że żyć będzie w czasach okropnych. Ona rośnie w tej atmosferze. Ale Cayambe! Ona nie może nie poznać życia. KORBOWA Właśnie chcę jej to ułatwić w sposób skrócony, skondensowany. CAYAMBE Tak, ja cierpię zupełnie po ludzku. Jakżebym chciała być takim wampirem! Niestety, jestem sama wysysaną przez wampira, a nie ma tego, którego bym chciała zniszczyć. Czasami chciałabym zniszczyć Macieja. Ale nie rozumiem tego, co może być narzędziem zniszczenia. BELLATRIX Ja jedna to mogę. HIBISCUS Jesteś bezczelna, Belciu. BELLATRIX wykonuje odpowiednie ruchy Oto stanę się chłopcem - oto dziewczynką - oto dziewczynką - oto chłopcem. Korbowa patrzy na nią zachwycony, ale zaniepokojony. HIBISCUS Jan nazwałby to sztuką w życiu. KORBOWA Jan był znanym idiotą. Zresztą nie żyje. CAYAMBE Kłamstwem jest, że możecie przezwyciężyć śmierć. Słychać huk wystrzałów. KORBOWA Śmierć sama przez się nie jest niczym strasznym. Strasznym jest tylko to, co za sobą zostawia. BELLATRIX Mówisz tak zwykle, po ludzku, mój Mistrzu. Och gdybym mogła umrzeć. Ja się boję śmierci. HIBISCUS W tym jest cały twój urok, Belciu. TETRAFON PNEUMAKON Śmierć jest tylko stawaniem się konieczności w wymiarach dostępnych naszym zmysłom. KORBOWA Umrzyj więc - teraz - zaraz - czy potrafisz? TETRAFON PNEUMAKON Teraz nie, za pięć minut. Muszę przemyśleć konieczność tego pozornie prostego faktu. CAYAMBE Zaczynam rozumieć teraz, o co wam chodzi. Te słowa, wypowiedziane z taką prostotą, natchnęły mnie tym, czego nie może dać nawet twoja rzeczywista miłość, Macieju. Och, życie, jakże cię kocham. KORBOWA Zdaje się przechodzisz punkt zwrotny. Chciałbym, abyś ty, abyście razem z Bellatrix stanowiły jedność. BELLATRIX Zbyt rozporządzasz moją osobą, Mistrzu. KORBOWA Jest to więc problemat osobowości. Społeczeństwo rozwiązuje tę zagadkę w sposób bardzo prosty. Oszukanie tego, za cenę czego istniejemy. TEOZOFORYK Podziwiam precyzję twoich myśli, Macieju. BELLATRIX Zbyt jesteś ścisły - Macieju. CAYAMBE Jesteś naprawdę władcą, Macieju. Czy nigdy nie będziemy już sami? (z rozpaczą woła) Macieju? MONTECALFI Cayambe jest zbyt skomplikowana. Jest w niej zwierzę i jakaś dziwna duszyczka, która nie wie, czego chce. Prawda, Macieju? HIBISCUS Zaiste jesteś widmem, Macieju! Ostatnie słowo krzyczy. DZINIA Jak szach perski, jesteś pępkiem świata, wuju Macieju. KORBOWA Jestem przeklęty przez moje imię - każdy mnie zwie: Macieju. VESSANYI Czymże jest moja była dyplomacja wobec twojej, Macieju! LYKON Służyłem w lejbgwardii fioletowych kirasjerów! Służyłem wszystkim rządom. Teraz jestem syndykalistą. Ale przede wszystkim jestem twojej gwardii porucznikiem, Macieju! SYLFA Czyż będę kiedy twoich synów guwernantką, Macieju? KORBOWA Niestety, moja rasa wymrze wraz ze mną. CAYAMBE A więc czemu tworzymy całą tę nicość? KORBOWA Dla przezwyciężenia osobowości, ale nie w społeczeństwie. CAYAMBE Obce mi są teorie, Macieju. Ostatni raz chcę być z tobą, Mistrzu. Duch Jana jednak zwie cię artystą, Macieju. Oto, co mi powiedział na dowód twojej zdrady, Mistrzu. KORBOWA Tajemnica tego bytu należy tylko do mnie. Była larwa, uleciał z niej motyl czy duch wszechświata wcielony przypadkiem w tę, a nie inną istność. Całe życie to tylko wtłaczanie jakiejś lepkiej masy w tę martwą skorupkę dla stworzenia nowej formy tego samego bytu. Już skończyło się życie, w którym tworzyliśmy sprzeczność samą w sobie. Oto wszyscy, aby żyć, mamy inne dokumenty. Cayambe, chcę twojej śmierci. Przez ciebie pokocham naprawdę Nicość, jeżeli umrzesz w porę. CAYAMBE Jestem gotowa, ale ty, Mistrzu, musisz pójść ze mną. KORBOWA Jest to ostatnia próba. Śmierć jest tylko wymysłem. TETRAFON PNEUMAKON Jest tylko rozkładem Istnienia na wielość Istnień. HIBISCUS Iluż więc będzie Maciejów? Czyż jeden nie starczy na całą wieczność? KORBOWA Jestem jeden. Takich dziewczynek jak Cayambe jest milion. Musimy ją zabić. Wtedy będę zupełną odwrotnością mojej najgłębszej istoty. - Wielość stanie się Jednością. HIBISCUS chwyta Cayambe za kark Niechże i ja będę raz mordercą. CAYAMBE poddając się To sen - ja umrę z wyroku mego Mistrza! (do Korbowy) Wtedy będę naprawdę z tobą całą wieczność. KORBOWA Będę cię kochał w dwoistości, którą mi da Bellatrix. BELLATRIX dobywając z woreczka szprycę Pravatza Cayambe, to ja cię zabijam przez Niego. CAYAMBE Kocham cię za to - to była jego wola. Ja wiem, że życie po śmierci silniejsze jest od życia na ziemi. Chcę stworzyć Nicość, której twoja miłość nie zdoła już wypełnić. BELLATRIX wbija szprycę Cayambe w kark, trzymany przez Hibiscusa Biedna dziewczynka. Korbowa zmienia się w kobietę i pada na kolana przed Cayambe. Teozoforyk podbiega i podtrzymuje głowę jej. Słychać parę wystrzałów działowych i silne salwy karabinów maszynowych. CAYAMBE głosem zdławionym Prędzej - chcę umrzeć - - KORBOWA kobieta Nie - potrzymaj ją jeszcze - chcę nasycić mój wzrok tym szalonym bólem konania w całej świadomości. Czy czujesz teraz? CAYAMBE Kocham twą duszę, Macieju - z nią wyolbrzymia mi się wszechświat do potęgi nie znanej nikomu z was. TETRAFON PNEUMAKON To jest konieczność w niespodziance. Tegom się nie spodziewał. TEOZOFORYK zimno Jest to właśnie dowolność, zupełna dowolność. Jesteśmy wszyscy tylko tłem. Nie czuję mego istnienia. BELLATRIX wbija szprycą i pcha ją coraz głębiej Sama umieram. W rzeczywistości ty tworzysz nowy twór Sztuki naszego Mistrza. WĘBOREK Sztuki nie ma. Chyba że ja jestem artystą bez teki. CAYAMBE Macieju - kobieto - stworze - potworze. Jesteśmy - jesteś niczym. Umiera. KORBOWA zrywa się. Jest mężczyzną. Huk dział coraz bliżej Czyż nareszcie wszystko przewróciło mi się pod czaszką? Nie czuję nic. BELLATRIX puszcza Cayambe, która wali się na ziemię Mistrzu, jestem tobą. Jestem twoją wolą. Rozkazuj - a wymorduję ich wszystkich - KORBOWA zimno Czy wiesz, Bellatrix? Chciałem wrócić do życia. Teraz ty jesteś widmem tylko. Ją jedną kocham, ale tylko dlatego, że jej nie ma. Siada i zagłębia się w sobie. TEOZOFORYK Mówiłem dawno, że osobowości nie zdołamy jednak zwyciężyć. WĘBOREK Od dawna twierdzę to samo. LYKON Właściwie to powinniśmy teraz popełnić masowe samobójstwo. BAAR-ŁUK CHAN To jest największa zbrodnia przeciw temu, co zdziałać mimo naszej woli. Samobójstwo nie jest zbrodnią, jest zwyczajnym świństwem, prawie takim jak społeczna sprawiedliwość. HIBISCUS Masz rację, Chanie. Myślałem o tym dawno, ale nie pozwolił mi na to honor. Czyż tylko honor, który jest najwyższym potwierdzeniem osobowości, nie odróżnia nas tak od centralnych, jak od zwolenników syndykatu? KORBOWA budzi się z zadumy Honor? Czymże jest honor, jak tylko nieuznawaniem śmierci. Dla honoru można umrzeć z przyjemnością. Jest to coś, co ludzkość utraciła teraz na zawsze. Jednak Cayambe nie żyje. Pierwszy raz odczuwam śmierć jako śmierć. Czyż nie jest to wstępem do strachu? BELLATRIX Mam jeszcze cyjankali tyle, że starczy dla nas wszystkich. Wszystkim mogę zrobić iniekcję. KORBOWA A sama chcesz zostać. Nie, ja cię jeszcze nauczę, czym jest śmierć. Jeśli nie dziś, to jutro. BELLATRIX Mistrzu! Czy chciałbyś razem ze mną? Za tę cenę śmierci nie ma dla mnie wcale. Wbiega Lokaj. LOKAJ do Korbowy Ekscelencjo! idzie tu banda z syndykatu żelaza. KORBOWA spokojnie Ależ proszę. Wchodzi sześciu Marynarzy Śmierci. Ogólne milczenie. Sprawdzają legitymacje Hibiscusa, Bellatrix i Teozoforyka. JEDEN Z MARYNARZY wskazując na trupa Cayambe Kto to jest? KORBOWA odwraca się do nich nagle To zemdlała jedna postrzelona na ulicy. Od upływu krwi. Na widok Korbowy wszyscy Marynarze stają na baczność. KORBOWA zimno Możecie iść - ja tu odpowiadam za wszystko. Zwrot w tył — wychodzą. TEOZOFORYK To całkiem nowa sztuka, panie Macieju. KORBOWA To lepsze od indyjskiej magii. Nieprawda, Forciu? LYKON Przyznaję, że dreszcz mnie przeszedł na widok tych drabów z żelaza. HIBISCUS Czy to nie jest czasem jedyną twoją tajemnicą, Macieju? WĘBOREK Jeszcze jedno słowo, panie baronie, a będę zmuszony postąpić według statutu, panie baronie. KORBOWA Stary formalisto, daj spokój temu wielkiemu dziecku. BELLATRIX Mistrzu, dziś w nocy dam ci wszystko. Czuję coś, co przechodzi Nicość i osobowość, dźwięki i barwy, życie i śmierć. Czuję, że duch Cayambe wstępuje we mnie z całym nienasyceniem jej szatańskiej miłości. To coś, czego mi brakowało dotąd, aby być całkiem twoją. DZINIA Czy wuj Maciej będzie zawsze młody? Wuju, ty nie zrobisz mi tej przykrości i ożenisz się ze mną. KORBOWA Biedne dziewczątko, w tobie odrodzi się nowy świat zdobywców Nicości bez formy sztuki. VESSANYI Zabraniam wszelkich rozmów z moją córką. Do lat dziesięciu ma tylko patrzeć. KORBOWA do Vessanyiego Zabierz więc dziecko i wynoś się, póki czas. HIBISCUS A więc jednak boisz się, Macieju. Znowu ci wierzę, i nie tylko dlatego, abym się bał Węborka. Straszny to człowiek, ale ma przebłyski honoru. Vessanyi z Dzinią wychodzą. Korbowa podnosi trupa Cayambe i kładzie go na stole w głębi; klęka przy nim i przez chwilę tak pozostaje. BELLATRIX Nie zmuszaj mnie, abym była zazdrosną o umarłych KORBOWA Spełniło się to, o czym marzyłem. Czuję lekki strach. Słychać blisko huk wystrzałów i huk dział. BELLATRIX Teraz, żebyś stał się nawet najgorszym tchórzem, będę twoją do śmierci. TEOZOFORYK podchodzi do trupa Cayambe Ty, która byłaś jedyną na moim ciemnym horyzoncie zabitej kalamarapaksy: twoja śmierć otworzy mi horyzont myśli, który będzie ostatecznym wypowiedzeniem praw Istnienia. Wpada Lokaj. LOKAJ Ekscelencjo, idzie banda centralnych; zdobyli Zamek Słońca i walą tutaj zmiatając wszystko na ulicy. KORBOWA To nic. Ostateczne zwycięstwo musi być po stronie syndykatów. Ale tymczasem musimy szukać schronienia, (otwiera tajne drzwiczki pod oknem) Wszyscy na dół! Wszyscy po kolei włażą w otwór w murze. Korbowa czeka u wejścia. TEOZOFORYK przy trupie Cayambe, z nagłą decyzją Ja zostaję. KORBOWA Jak chcesz. Wierzysz w twoją odwagę więcej niż w moją rzeczywistą siłę. TEOZOFORYK Wierzę, że żyć po śmierci, nawet w naszym towarzystwie, jest co najmniej dysonansem. (Korbowa schodzi w dół i zatrzaskuje drzwiczki; Teozoforyk opiera się o Cayambe i cicho płacze.) Moja biedna, ukochana córeczko. Lepiej, że nie dożyjesz tego szczęścia na ziemi. Wszystko, co istnieje, zaprzecza temu principium, według którego istnieje. Oto ostatnie słowo metafizyki. Banda centralistów (sześć osób) w czerwonych czapach wbiega. Wszyscy uzbrojeni. DR MERDAL Twój paszport, stary Myślicielu czy też dziwny Myśliwcze! (Teozoforyk daje mu legitymację syndykalistów. Ten czyta i krzyczy) Śmierć zdrajcom! Strzelajcie! Oto, jak się bawią z dziewczynkami po gabinetach zdrajcy ludu pod maską syndykalizmu. Strzelają. Teozoforyk pada. TEOZOFORYK Trochę za dużo trupów w ciągu jednej doby, ale w prawdziwej tragedii tak być widocznie musi. Umiera. DR MERDAL dotykając się do Cayambe Ta już dawno nie żyje. Złapaliśmy jakiegoś potwornego nekrofila. Myślę, że może to jeden z tej bajecznej szajki, która dawne życie odradzać chce w rzeczywistym trwaniu. Obszukać ich! Rozpoczyna się rewizja trupów Teozoforyka i Cayambe. Podczas tego kurtyna spada. AKT PIĄTY Scena ta sama co w akcie I. Na stole, przesuniętym trochę więcej na prawo, pali się czerwona lampka. Słychać cykanie budzika, przerywane czasami salwą maszynowych karabinów. W oddali ciągły huk ciężkiej artylerii. Nowość stanowią jedynie dwie kanapy, obite czerwonym suknem. Jedna pod ścianą wprost widowni, na lewo od drzwi. Druga przy ścianie lewej. Na pierwszej złożona kupa bielizny przykryta czarną kołdrą. Na niej purpurowy kapelusz Bellatrix. Wszyscy ubrani jak w akcie IV. Maciej z dużym czarnym plastrem na prawej szczęce: bardzo blady, wygląda staro. Lykon ma obwiązaną bandażami głową. Marynarze Śmierci uzbrojeni w karabiny z nasadzonymi bagnetami. SCENA PIERWSZA Maciej i Bellatrix siedzą na kanapie na lewo. BELLATRIX w ekstazie Jesteś mi bliższym teraz, kiedy zrozumiałeś śmierć, nie zmieniając się w istocie. Czy potrafisz wypowiedzieć to właśnie? Ta noc była objawieniem. KORBOWA Jestem teraz tak straszliwie silnym! Czuję, że mógłbym żelazo gnieść jak glinę, granity rozgniatać na proszek. Tworzyć siłę i nie zużywać jej jest to szczy­tem siły. BELLATRIX przytula się do niego Nie mogę się tobą nasycić, Mistrzu. Chciałabym, abyś był wszędzie wewnątrz mnie. Jednak więcej kocham cię, kiedy moje ciało jest jednością z duszą, kiedy jestem naprawdę kobietą. KORBOWA Piekielna rozkosz nietworzenia niczego. Stanowimy jedność dla siebie. Każda parka zakochanych wieczorem w parku podmiejskim jest taką jednością. Nie myślę o tym, co jest względnym. Może przez nasze zbrodnie tylko jesteśmy czymś ponad wszystkim, bezwzględnie, bez żadnej miary. BELLATRIX Czemuż nazywasz to zbrodnią? Nie było pozorów nawet w jej śmierci. Sama tego chciała. Kocham ją, bo czyż bez tego byłbyś dla mnie tym, mój Mistrzu? Jesteś dziś starszy niż zwykle i mimo to tym więcej cię kocham. KORBOWA To było dawniej naprawdę. Dziś wszystko stało się marnym i płaskim. I przezwyciężyć względność życia jest piekielnym zaiste zadaniem. Zbrodnią nazywam to tylko w stosunku do naszych czasów. Dawniej było to pięknem i ludzie tacy jak my szli prosto do nieba po śmierci. BELLATRIX My zaś staniemy się wielością istnień. Tak mówi Tetrakon. KORBOWA Jednak ta teoria nie może wcale wpłynąć na tajemnicę śmierci. BELLATRIX Chciałabym zabijać, bez końca zabijać, ażeby to zrozumieć. Śmierć jest tak niepojęta jak rozkosz miłości, którą im więcej się poznaje i stara zgłębić, tym większą jest tajemnicą. KORBOWA Tajemnica osobowości - tylko łącząc się odnajdujemy to, co nas dzieli. Nieskończoność jest między nami i tylko dlatego jesteśmy nieskończenie bliscy. Tylko ty jedna jesteś moją samotnością, w której staję się naprawdę poza czasem w wieczności. BELLATRIX Tylko ty jeden zapełniasz mi świat. KORBOWA To jest właśnie wyjście poza czas. Mieć siłę i nie tworzyć, na własne sumienie patrzeć jak na robaczka pełzającego w śniegowej pustyni i w najdzikszym bezsensie czuć konieczność tego bezsensu. BELLATRIX Tylko mężczyzna może czuć bezsens i sens. Dla mnie, kiedy jestem tak z tobą, nie ma tej różnicy. Wszystko jest jednością. Między tobą a całym istnieniem nie ma tej przepaści, która dzieli całość od części. KORBOWA Strasznym jest to, że wszystko musi zginąć. Nie mówię o śmierci, ale o małości dzieł wszelkich. Jeden moment poczucia tajemnicy wart jest miliony nowych dzieł i nawet nowych istnień stworzonych. Daleki huk dział wzmaga się, staje się częstszym i bliższym. BELLATREX A jednak śmierć kusi mnie straszliwie. Im więcej się boję, tym więcej jej pragnę. KORBOWA Pamiętaj, że tamten świat niczym nie różni się od tego. BELLATRIX Czemu jednak Teozoforyk został z nią? Czy ten piekielny magik nie okradł przez to nas z czegoś najcenniejszego? Mam wrażenie, że jej biedne, małe ciałko powiedziało mu coś, co miało być tylko naszą własnością. KORBOWA Trzeba być bardziej wspaniałomyślną. Była to może jedyna chwila jego, w której stanął nad nami wszystkimi. Nie żyje i on, i tym, że przeżył śmierć, jest wyższym ponad nas, nawet kiedy tworzymy jedność. Ostatnie słowa wypowiada głosem nieszczerym. BELLATRIX jakby zbudzona Jakiś chłód powiał na mnie - jakby mi koło serca prześlizgnęła się zimna żmija. Korbowa zapala papierosa. - Milczenie 10 sekund. KORBOWA Nie rozumiem, jak można nie czuć dziwności istnienia. BELLATRIX Tu czasem tracę to, gdy ciebie nie mam. Tam w górach, kiedy naprawdę ziemia jest planetą w mroźną noc i płoną odległe słońca, tam czuję to najwięcej. KORBOWA Naprawdę jesteś wampirem, Bellatrix, czym nigdy naprawdę nie byłem ja. Ja tylko piłem krew czasami i stawałem się jeszcze bardziej sobą. Ty znasz sposób wypijania cudzych dusz. Twoja dusza jest jak komnata, której ściany ze zwierciadeł odbijają siebie w nieskończoność. BELLATRIX A jednak w życiu trzymamy się czegoś absolutnego. W myślach widzimy względność wszystkiego, ale myśli zawsze przelatują nad rzeczywistością jak żałobne motyle nad kwiecistą łąką. Czasem motyl schodzi w tajemniczą głębię kwiatu i zapuszcza swą spiralną trąbkę w pachnącą gąszcz miodu. Tak myśli nasze karmią się tym, co tworzy w nas niewiadome. Ale motyl leci dalej w dziwnych zygzakach. Tylko czasem liniami jego lotu kieruje zapach kwiatu. KORBOWA Mów dalej... BELLATRIX Potworny, samotny, zbłąkany łeb Zatacza koła w bezgwiezdnej przestrzeni, Trawka majowa dziko się zieleni (Ciężar sumienia jako pyłek strzęp), Uśmiech zaświatów na umarłej twarzy Płoszy motyle rozwścieczone słońcem. Wszystko się zdaje swoim własnym końcem, Ostatni punkcik już się ledwie żarzy. Smutek bezdenny Rozchyla wewnętrzne zasłony I ukazuje sens życia na zawsze stracony I uśmiech Nicości zimny i promienny. KORBOWA Czy tak myślisz teraz? BELLATRIX To moje myśli, kiedy byłam jako mały chłopiec zakochana w sobie. Przypominam to dlatego, ażeby jeszcze bardziej odczuwać przepaść, która mnie dzieli od mojej przeszłości. Przeszłość, ofiara mej zbrodni. Miga się w czarnej pochodni; Trup się uśmiecha przez zęby, Daremnie pręży swe kłęby. Czasem się coś pisze nie rozumiejąc istotnego sensu. Potem to przychodzi i trzeba się dziwić, skąd się o tym wiedziało, nie wiedząc właściwie nic. Bliska salwa wystrzałów karabinowych, potem maszynowych karabinów i kilka wystrzałów działowych. Dalekie krzyki. Pukanie - wchodzi Lokaj. LOKAJ Jego książęca mość porucznik Brassberg. KORBOWA Prosić, i dalej nikogo nie meldować. Lokaj wychodzi. Wchodzi Lykon. LYKON oddając ukłon wojskowy Nasi zwyciężają. KORBOWA Mówisz to tak, jak gdybyś naprawdę był członkiem siarkowego syndykatu. LYKON Tak wchodzę w tę rolę, że chwilami zupełnie mam złudzenie prawdy. (Wbiega Montecalfi; Lykon ją całuje) Cóż za szczęście; byłem już bardzo niespokojny. MONTECALFI Prędko zapomniałam z tobą o biednym Sanim. Jesteś potwornym demonem. Żałuję, że nie znałam cię wtedy, kiedy byłam aktorką, a ty młodziutkim kadetem. Wchodzi Tetrafon Pneumakon, Vessanyi z Dzinią. Nikt z nikim się nie wita. TETRAFON PNEUMAKON Biedny Teozoforyk! Jednak on jeden kochał tę biedną małą, która tak fatalnie między nas się zabłąkała. KORBOWA Daleko silniej żyje ona w niej. Wskazuje na Bellatrix. VESSANYI Jednak nie mógłbyś umrzeć dlatego, aby żyć w kimś jeszcze silniej. To nie jest męska psychologia. KORBOWA Nie mógłbym umrzeć w ogóle - nie dlatego. Mój czas nie przyszedł, a dla eksperymentu umierać zbyt jest idiotyczne. Wchodzi Hibiscus z browningiem w ręku. HIBISCUS Jest coś podejrzanego koło naszego muzeum. Jacyś ludzie bardzo sprawdzali mój papier i widocznie nie bardzo się im podobał. Jest coś niepokojącego w atmosferze. Huk strzałów coraz głośniejszy. KORBOWA Zdaje ci się. Cierpisz dawno już, dawno na manię prześladowczą. Wchodzi Węborek z teczką pod pachą. WĘBOREK Jakiś drab ośmielił się oglądać moje papiery tuż koło domu. Ledwo obroniłem tekę. Huraganowy ogień artylerii. HIBISCUS do Korbowy Widzisz, że jest w tym coś dziwnego. KORBOWA żartobliwie Dowodzi to tylko wielkiej czujności naszych współwyznawców. Upadek rządu centralnego wisi na włosku BELLATRIX Nie wiem czemu, ale cała ta historia, zamiast dodawać uroku chwili, nudzi mnie straszliwie. KORBOWA Przetrzymywanie nudy jest najwyższą mądrością. Nawet ja miewam chwile słabości w tym kierunku. Cóż dopiero kobiety i hermafrodyci. Może chcesz pójść popławić się trochę we krwi? Jest to najlepsze lekarstwa na nudę. Wszyscy protestują oprócz Lykona. WĘBOREK do Korbowy Widzę, że twój aide de camp jest godnym potomkiem wampirów i jedynym gentlemanem w naszym towa­rzystwie, oprócz ciebie. Wchodzi Sylfa. KORBOWA Czy i ciebie pytano o coś na ulicy? SYLFA Słyszałam dziwne rozmowy koło naszego domu. Mówią o znalezieniu Teozoforyka i Cayambe w kawiarni ,,Villa Real". Słyszałam nazwisko Cayambe wyraźnie. HIBISCUS Czy nie zanadto interesuje się nami ta hołota? KORBOWA z gniewem To my zanadto interesujemy się nimi. Oni mogą bez wątpienia dostarczyć nam interesujących wypadków, ale to nie dowód, aby czas tracić na rozmyślanie o możliwościach. Doprawdy, nie poznaję was wszystkich. Michale Węborek, czy i ty masz przeczucia? WĘBOREK Ja przede wszystkim chcę pić. Korbowa dzwoni. Lokaj wchodzi. KORBOWA Podawać zwykłą porcję. LOKAJ Ekscelencjo - straszna rzeź idzie o dwie ulice od nas. KORBOWA Nie wtrącaj się do nie swoich rzeczy. Lokaj wychodzi i zaraz wnosi tacę z butelkami. Wszyscy piją, wąchają, robią iniekcje. Korbowa po wypiciu namyśla się, stojąc twarzą do widowni. Bellatrix patrzy na niego z natężonym oczekiwaniem. W całym towarzystwie lekkie podniecenie. HIBISCUS Jednak ciśnienie naokoło nas wzrasta coraz bardziej. Dwie spiętrzone fale naszych wrogów, walcząc między sobą, gniotą na naszą wątłą łysinkę. LYKON Chwilami wolałbym walczyć z kimkolwiek bądź. HIBISCUS Każdy ma swoje pokusy, zależne od swojego fachu. Mam teraz ochotę napisać małe ,,impromptu", które by niejednej kobiecie mogło krew zamienić w rozpaloną magmę. BELLATRIX odrywa wzrok od Macieja Czy to ja cię natchnęłam, Hibiscusie? Hibiscus niecierpliwie się porusza, po czym się zamyśla. LYKON Potwornie zachciewa mi się krwi. Słychać grzmot wystrzałów bardzo blisko, krzyki tłumów, po czym nastaje zupełna cisza. KORBOWA budzi się z zadumy; do Lykona Szkoda, że nie żyłeś we Włoszech w czasach Renesansu. Byłbyś doskonałym kondotierem, biedny poruczniku. LYKON Czyż może być coś głupszego jak oficer, który nie ma kogo prowadzić do walki? Tylko dlatego jestem twoim adiutantem. Zawsze miałem wstręt do sztabów. KORBOWA Mogłeś się zaprzedać którejkolwiek stronie. MONTECALFI Mój Lykon na czele tej hołoty - tego nikt nie zobaczy. LYKON Dziękuję ci, Karolino. (Lykon wydobywa szpadą z kąta i przypasuje ją na swoje ubranie sportowe, po czym wkłada hełm na obwiązaną głowę; słychać głosy na dole.) Mam wrażenie, że moje przeczucia spełnią się. Wbiega Lokaj. Drżąc ze strachu, mówi bezładnie. LOKAJ Ekscelencjo - ludzie są pod bramą. Jedni chcą wysadzić wszystko - inni mówią, że nie można, bo [to] jest muzeum. (ogólne poruszenie) Mówią o klubie naszym, zdają się wiedzieć wszystko. KORBOWA zupełnie spokojnie Czy wszystko, to jest wielkie pytanie. Stańcie pod bramą i starajcie się nie puszczać nikogo. Dostaniecie potrójną pensję. LOKAJ wychodząc, drżącym głosem Tak jest, ekscelencjo. TETRAFON PNEUMAKON Czy teraz życie ma wtargnąć do nas i ukazać nam sens przez śmierć? Czy śmierć wtargnie do nas i ukaże nam nowe życie? Ciekawy jestem twarzy pierwszego draba, który tu wejdzie. KORBOWA Nie będzie to na pewno twarz, lecz maska. Na razie ani życie nie wtargnie do nas, ani śmierć nam niczego nie ukaże. Proszę o spokój zupełny. Są to potęgi żywiołowe jak wulkany, burze lub lawiny. Nie chodzi o samą katastrofę, tylko o to, jak ją przeżyjemy. Możemy być dalecy od rzeczywistości umierając lub żyjąc. BELLATRIX Zbliża się chwila ostateczna. Nie myślę o śmierci zupełnie. Jestem ciekawa, jak kiedy czytam powieść i mam odwrócić stronicę. LYKON wesoło Jakże się cieszę! Zginiemy pośród walki. Nie myślę o ludziach. Teraz naprawdę zalewa nas morze. MONTECALFI przytula się do niego Tak mało byłam z tobą, Lykonie. WĘBOREK Radziłbym odrzucić wszelki sentyment. BELLATRIX Macieju, kim ty będziesz za chwilę? Kim ja się stanę w twoim nowym ujęciu? KORBOWA roztargniony Czuję strach, ale nie przed tym, co nastąpi. Strach zupełnie nowy, w którym jest dzika śmieszność naszego położenia. Pierwszy raz wydajecie mi się tak piekielnie śmieszni, razem ze mną samym. Wybucha śmiechem. Słychać uderzenia ciężkich przedmiotów w metalowe drzwi. Wbiega Lokaj. LOKAJ z dzikim strachem Ekscelencjo - kują w bramę, chcą nas wszystkich wymordować. Ogólne poruszenie. KORBOWA Nas? Co za poufałość. Dobrze - możesz wyjść. (Wypija wódki; Lokaj wychodzi; Montecalfi wącha kokainę; Hibiscus w kącie robi sobie jakąś iniekcję; Korbowa do wszystkich) Zdaje się, że przychodzi czas próby. Czy zdołamy zachować maskę wobec żywiołów, które widzą i słyszą? Jest to problemat niezwykle interesujący. LYKON Nawet ja zaczynam analizować mój stan. Czuję, jakby mi ze skroni wychodził fioletowy płomień, a w głowie mam krwawą miazgę. Hałas staje się coraz gwałtowniejszy. Słychać krzyki. BELLATRIX Jakże zamienimy to, co jest, na odwrotność? Zawsze bałam się śmierci, teraz nie boję się zupełnie. Czyż to jest odwrotnością? Nie - jest nowym stanem. KORBOWA Poczekajcie chwilkę, może przyjdzie mi nowa idea. Wszystko, co było, wydaje mi się jakimś wyblakłym i bez wartości. BELLATRIX Mistrzu, ty ustępujesz. Musimy skończyć inaczej. HIBISCUS Zdaje się, że Maciek oblicza swoje rezerwy. Co do mnie, to czuję, że wszystko, czego nie stworzyłem przez ostatnich lat pięć, rozpiera mi głowę jak dynamit. Mam wrażenie, że pękną mi uszy od tego, co słyszę. WĘBOREK zimno Mam w szafie papier nutowy. Może zechcesz naprawdę coś stworzyć, panie baronie. - Dla potomności. HIBISCUS Niestety, jest to niewyrażalne. Gdyby tu był Jan, narysowałby coś na pewno. Malarz przeżywa siebie w swej pracy. Muzyk stawia kropki na pięciu linijkach. Oto różnica istotna. Boję się tortur. KORBOWA Dziwna jest ta szalona pustka, którą odczuwam. Po prostu nie jestem w stanie nic wymyślić. TETRAFON PNEUMAKON Mówiłem zawsze, że swobody żadnej nie ma. Chciałbym mówić z Teozoforykiem. Niestety, już nie żyje i kto wie, czy nie postąpił lepiej niż my. MONTECALFI Przeciągnęliśmy strunę, Macieju. Widzisz sam, że nawet ty rzeczywistości tak skomponowanej nie możesz nic przeciwstawić. Słychać potworne łomotanie. BELLATRIX Mistrzu, spójrz na mnie. Czyż nie pamiętasz, co mówiliśmy przed chwilą? KORBOWA Wiesz, że mam wrażenie, że byłem zupełnie kim innym. Ten stan jest piekielną niespodzianką. HIBISCUS Pójdź do mnie, Bellatrix. Powiedz jaki wierszyk, a ja w duszy dorobię do niego muzykę. Ostatnią w życiu. Cóż z tego, że nikt jej nie usłyszy. Jednak mam piekielną satysfakcję, bo może w tej chwili na przykład grają gdzieś którąś z moich symfonii. KORBOWA spogląda na niego złośliwie Wiesz, Hibciu, że takiego pocieszania się nie spodziewałem się z twojej strony. HIBISCUS Trudno, Mistrzu - każdy ratuje się, jak może. Jednak złagodniałeś trochę, Macieju. KORBOWA Och, nie dlatego, o czym myślisz. Nikt mnie teraz nie zrozumie. Bellatrix Nawet ja? KORBOWA Za chwilę - poczekaj - nie mogę ci nic powiedzieć. Wszystko się rozstrzygnie za parę minut. BELLATRIX Za parę minut może nas nie będzie, Mistrzu. Czyż chcesz, abym ja sama przetrwała ostatnią chwilę? KORBOWA ponuro Przeciw temu jestem bezsilny. Bądź ze mną, nie znając ostatniej myśli. BELLATRIX Gdybyśmy mieli żyć dalej, mogłabym być z twoim duchem tylko. W tej ostatniej chwili chcę, abyś mnie kochał, Mistrzu. KORBOWA zaciskając pięści Nie mogę! Nie mogę! BELLATRIX A więc pójdź do mnie, Hibiscusie, powiem ci wierszyk HIBISCUS Czyż mam w ostatnią chwilę karmić się ochłapami ze stołu Macieja? Jestem jedynym artystą tutaj i będę sam. WĘBOREK Widzę, że strach, zupełnie zwykły strach, pozbawia cię taktu, panie baronie. HIBISCUS A ciebie strach, ten zwykły strach, czyni bardzo łagodnym w uwagach formalnych. Nikt nie chce być zanadto srogim dla drugiego, bo myśli: a może ten mnie wyratuje? BELLATRIX Tylko dla kobiet jesteście bezwzględni, bo te wam nic pomóc nie mogą. Minęły czasy, kiedy przyjemnie było razem umrzeć. WĘBOREK Zwracam uwagę, że niezupełnie jesteś kobietą. BELLATRIX Od kiedy dusza biednej Cayambe wstąpiła we mnie, jestem tylko kobietą. I teraz widzę wszystko, co prze­cierpiała ta biedna, pogardzana przez wszystkich gąska. KORBOWA budząc się z zamyślenia Nie poznaję ciebie, Bellatrix. BELLATRIX A ty, czy jesteś sobą, Macieju? Jesteś tajemniczy jak sfinks i to w zupełnie życiowy sposób. Czuję, jak kom­binujesz plan jakiś, ale my nie wchodzimy w tę kombinację zupełnie. LYKON Pierwszy raz czuję wstręt do was wszystkich. Zginę po prostu, jak rycerz. TETRAFON PNEUMAKON Magia Teozoforyka była silniejszą jednak od dyplomacji Macieja. VESSANYI który dotąd milczał, siedząc na kupie bielizny, przy śpiącej Dzini To nie wiadomo. Mistrz przygotowuje jakąś niespodziankę, której nie możemy jeszcze odgadnąć. Jestem zupełnie spokojny. Dzini w każdym razie nic się nie stanie. Łomotanie dochodzi do szczytu. Wszyscy zaczynają chodzić niespokojnie po pokoju, tylko Vessanyi siedzi w dalszym ciągu. Lykon wyjmuje szpadę, Hibiscus browning. Korbowa stoi jak zahipnotyzowany, z zaciśniętymi pięściami. Korbowa nagle kiwa na Węborka, który zaczął również chodzić; obaj przechodzą na prawo i stają koło okna. KORBOWA cicho do Węborka Oni są skazani na pewno, i o tym dobrze wiedzą. Ja zdaję się tu na przypadek. Jak gdybym grał w kości. I pomyśl, nie czuję nic. Coś okropnego. WĘBOREK Rozumiem. Zależy od tego, czy ci, co tu wpadną, znają nas osobiście, czy nie. Jeśli nie, wyrżną nas na równi z innymi. Kiedyś, kiedy byłem skazany i pewny byłem, że zginę, nie bałem się nic. Dziś muszę się przyznać, że boję się. To wahanie między nadzieją i rezygnacją jest właściwie najgorsze. Bellatrix podchodzi do nich. KORBOWA dla zamaskowania rozmowy, głośno Jednak nawet to bydło ma jeszcze pewien kult dla sztuki. Za jakieś paręset lat później wysadziliby muzeum jak jaką inną zwykłą budę. BELLATRIX Czym wy się zajmujecie? Czyś ty oszalał, Macieju? Co cię to wszystko obchodzi? KORBOWA śmieje się Wytwarzam właśnie odwrotność tego uczucia, które w tej chwili jest treścią mojej duszy. Weź jeden, zrób kreskę, a pod spodem umieść to, a będziesz mieć ekstrakt mojego obecnego stanu. Przekręca kontakt łukowej lampy; rażące światło zalewa pokój. BELLATRIX chwyta się za głowę, ale się opanowuje Naprawdę, może to jest najdziwniejsza chwila w moim życiu. KORBOWA z pewnym podziwem Wiesz, Bellatrix, że jednak zadziwiasz mnie w tej chwili. (Słychać straszliwy łomot i zaraz potem stąpa­nie wielu ludzi na schodach. Wszyscy kamienieją w oczekiwaniu. Korbowa zaciska pięści. Drzwi pękają pod naporem i ukazuje się banda Marynarzy Śmierci. - Tępiel, Chętka i Mondralna przodzie. Na chwilę stają zdziwieni jaskrawym światłem i całym otoczeniem. Korbowa krzyczy piekielnym głosem) Tępiel! Chętka! Ratujcie! Rżnijcie ich, bijcie, chcieli nas wymordować, więżą nas tu od wczoraj. Węborek ściska Korbowę nerwowo za łokieć. Hibiscus, najbliżej drzwi stojący, ogląda się na Korbowę wyłupionymi ze zdziwienia oczami. Cale towarzystwo skupione w lewym rogu przy kanapach także zbaraniało chwilowo z podziwu i zapomniało o śmierci. Be11atrix, która stała za Korbową przy stole wprost widowni, wydaje okrzyk zdziwienia. Nagle Hibiscus odwraca się i strzela we wchodzących. Tępiel pada. Reszta rzuca się. Hibiscus dostaje kolbą w głowę i pada, ściskając kurczowo browning. Po nim przewala się cała banda (piętnaście osób) i rzuca się na grupę przy kanapach. Korbowa, profilem do publiczności, patrzy na to z dzikim uśmiechem, ściskając pięści z zachwytu. Węborek, wściekle rad, ściska go nerwowo za prawy łokieć. Bellatrix jak zahipnotyzo­wana patrzy w Macieja. Następuje bezładna rzeź. Vessanyi, który wstał, pada przebity bagnetem. Montecalfii Tetrafon Pneumakon padają również przebici. Lykon v. Brassberg rzuca się, by bronić Montecalfi, ale upada przewrócony. Lykon podnosi się, opiera o ścianę i broni się rycząc dziko, i kładzie trupem kilku napastników, ale wkrótce pada. Dzinia z krzykiem zrywa się, obudzona przez padającego na nią trupa Vessanyiego, przelatuje koło drzwi i przypada do Korbowy. DZINIA krzyczy u kolan Korbowy Wuju, co oni robią - nie daj mnie im! Korbowa nie zwraca na nią uwagi. WĘBOREK podnosząc Dzinię Uspokój się, dzieciątko, nic ci nie będzie. Kiedy wszyscy wałcza z Lykonem, dwóch dopada Bellatrix stojącej przy stole. Korbowa robi ruch, jakby chciał ją bronić, ale ręce mu opadają i stoi nieruchomo tyłem do publiczności. Draby powalają Bellatrix i duszą ją. BELLATRIX krzyczy strasznym głosem Macieju! - ratuj!!!!! Umiera zduszona. Korbowa stoi jak zahipnotyzowany. Hibiscus, który już od pewnego czasu ocknął się - koło drzwi przy stole - z omdlenia i próbuje się podnieść, nagle podnosi się na łokciu i krzyczy strzelając w stronę Korbowy i Węborka. HIBISCUS strzela Kanalia! Strzela drugi raz i pada zemdlony. Pierwszy raz nie trafia, drugi raz trafia Węborka. Węborek pada. Korbowa wyrywa mu teczkę i wkłada pod marynarkę. Dzinia krzyczy. Wszyscy: ci dwaj, co dusili Bellatrix, i ci, którzy walczyli z Lykonem, rzucają się na Hibiscusa. Dokłuwają go bagnetami. Korbowa patrzy błędnie dookoła. KORBOWA do siebie Czy będę mógł znieść tę samotność? To jest pytanie. Dzinia czepia się nóg Korbowy. Wszyscy zbliżają się do Korbowy. CHĘTKA raniony w twarz, morda zakrwawiona, do Korbowy Towarzyszu Magiel - który to z nich jest Maciej Korbowa - to ścierwo go wołała. KORBOWA zupełnie spokojnie Wyszedł, może na godzinę przed waszą odsieczą. Widzicie, jeszcze mam ślad tej bytności. Pokazuje plaster na twarzy. CHĘTKA Dobrze, że wam dali plaster. Śmieje się. KORBOWA wskazuje na wijącą się u nóg jego Dzinię To ta mała, córka tego draba, co tam leży, uprosiła ich o to. Dlatego biorę ją na wychowanie. Idźmy z tej jaskini wyrzutków. Bierze rzucającą się w konwulsjach Dzinia na ręce i wychodzi między trupami. Hibiscus kopie jeszcze ziemię nogami. Zaczyna się obszukiwanie trupów. kurtyna koniec aktu piątego i ostatniego