Isaac Asimov Poczucie siły „Poczucie siły” - ten utwór spośród moich opowiadań jest jednym z najczęściej umieszczanych w antologiach. Jest to jeden z przypadków, kiedy pewne aspekty przyszłości widać jak na dłoni. Zrozumcie, nie chodzi o to, że wygłosiłem jakieś przepowiednie. Po prostu napisałem satyrę. Po pierwsze, opisałem społeczeństwo, w którym kieszonkowe komputery są normalnym zjawiskiem. Zrobiłem to w 1958 roku, kiedy komputery przypominały ogromne, ociężałe bestie. Akurat wtedy zaczęto przestawiać się na tranzystory, chociaż właściwie pokazuję wam, jak w niewielkim stopniu słuchałem siebie samego. Kiedy, za około piętnaście lat, kieszonkowe komputery stały się rzeczywistością, byłem na to zupełnie nie przygotowany. To tak jakbym opublikował właśnie książkę na temat: „Jak używać suwaka logarytmicznego”, która natychmiast staje się równoważna utworowi o tym, jak używać cyfr rzymskich. Po drugie, opisałem społeczeństwo, w którym obliczenia komputerowe stały się tak powszechne, że wszyscy, oprócz jednego człowieka, zapomnieli nawet o podstawach arytmetyki. (To nie jest zabawne, jak wiecie. Czy rozpalisz ogień bez zapałki? A ludzie kiedyś wiedzieli, jak to zrobić.) I faktycznie, obecnie nauczyciele obawiają się o uczniów, którzy nigdy nie nauczyli się, jak rozpracowywać proste zadania bez komputera. Sam się na tym czasami łapię. Jeżeli muszę odjąć 387 od 7933, nie biorę do ręki pióra i kartki papieru. Mówię: „Gdzie, do diabła, jest mój kalkulator?” Idę, biorę go i naciskam guziki. W każdym razie czytając moją satyrę, zwróćcie uwagę na ponure odgłosy tu i ówdzie. Jehan Shuman przywykł obcować z ludźmi u władzy na całej zawojowanej Ziemi. Był tylko cywilem, ale stworzył wzorce programowania, które zastosowano w samokształcących się komputerach wojennych najwyższej jakości. Generałowie wysłuchiwali go z tego powodu, a także przewodniczący debat w Kongresie. Jedna z nich trwała właśnie w specjalnej sali nowego Pentagonu. Generał Weider był ogorzałym mężczyzną o małych ustach zaciśniętych do prawie niewidocznej fałdki. Kongresman Brant był gładkolicy i bystrooki. Palił tytoń z Deneba z pewnością kogoś, kogo patriotyzm był tak sławny, że jego właściciel mógł pozwolić sobie na taką swobodę. Shuman, wysoki, dystyngowany, Programista Pierwszej Klasy, podszedł do nich bez obaw. - To, panowie, jest Ladislas Aub - powiedział. - Więc to jest ten niezwykły talent, który odkrył pan przez przypadek - powiedział łagodnie kongresman Brant. - Ach! Przyjrzał się z niezwykłą ciekawością niewielkiemu mężczyźnie z głową łysą jak jajko. Mały człowieczek kręcił niespokojnie palcami. Nigdy wcześniej nie był tak blisko tak wielkich ludzi. Jako stary, niższego rzędu technik, który dawno temu zawalił wszystkie testy przeznaczone do wyłapywania talentów, został umieszczony w grupie niewykwalifikowanych robotników. Miał swoje hobby. Wielki Programista dowiedział się o tym i stąd całe to przerażające zamieszanie. - Ta atmosfera tajemniczości to dziecinada! - powiedział generał Weider. - Nie będzie pan tak uważał za minutę - odparł Shuman. - To nie jest coś, co potrafi pierwszy lepszy. Aub! Było coś władczego w sposobie wymówienia tego jednosylabowego nazwiska. Po chwili Wielki Programista powiedział do zwykłego technika: - Aub! Ile to jest dziewięć razy siedem? Aub zawahał się chwilę, a jego wyblakłe oczy zamrugały z zakłopotaniem. - Sześćdziesiąt trzy - powiedział. Kongresman Brant uniósł brwi. - Czy to prawda? - Niech pan sam sprawdzi. Kongresman wyjął swój kieszonkowy komputer, nacisnął dwa razy, spojrzał na jego wyświetlacz, mieszczący się na czubkach palców, i schował go do kieszeni. - Czy to jest ten talent, dla którego ściągnąłeś nas tutaj, by go nam przedstawić? Iluzjonista? - Więcej, proszę pana. Aub zapamiętał kilka operacji i za ich pomocą wykonuje obliczenia na papierze. - Papierowy komputer? - spytał generał. Wyglądał na znudzonego. - Nie, panie generale - odpowiedział cierpliwie Shuman. - Nie papierowy komputer. Po prostu kartka papieru. Generale, będzie pan tak uprzejmy i poda liczbę? - Siedemnaście - powiedział generał. - A pan, panie kongresmanie? - Dwadzieścia trzy. - Dobrze! Aub, pomnóż te liczby. I proszę, pokaż panom sposób, w jaki to robisz. - Tak, Programisto - powiedział Aub, pochylając głowę. Wyłowił niewielki notatnik z jednej kieszeni koszuli i artystyczne piórko - z drugiej. Zmarszczył czoło, stawiając staranne znaki na papierze. Generał Weider przerwał mu ostro: - Zobaczmy to. Aub podał mu papier i Weider powiedział: - Tak, to wygląda jak siedemnastka. Kongresman Brant skinął i stwierdził: - Tak wygląda, ale przypuszczam, że każdy może kopiować figury z komputera. Myślę, że sam mógłbym napisać siedemnastkę nawet bez ćwiczenia. - Pozwólmy Aubowi kontynuować, panowie - powiedział Shuman beznamiętnie. Aub wykonywał działania. Ręka drżała mu nieznacznie. W końcu odezwał się cichym głosem: - Odpowiedź brzmi: trzysta dziewięćdziesiąt jeden. Kongresman Brant wyjął po raz drugi swój komputer i sprawdził wynik. - Na Boga, zgadza się! Jak on to zgadł? - Nie zgadł, kongresmanie - zaprzeczył Shuman. - On wyliczył ten wynik. Zrobił to na kawałku papieru. - Brednie - rzucił niecierpliwie generał. - Komputer to jedno, a znaczki na papierze to coś innego. - Wyjaśnić, Aub - polecił Shuman. - Tak, Programisto. Tak więc, panowie, napisałem siedemnaście, a pod spodem drugą liczbę: dwadzieścia trzy. Następnie powiedziałem do siebie: siedem razy trzy... Kongresman przerwał łagodnie. - Ale, Aub, zadanie brzmi: siedemnaście razy dwadzieścia trzy. - Tak, wiem - odpowiedział poważnie mały technik - ale zaczynam przez policzenie siedem razy trzy, ponieważ w taki sposób to działa. Teraz, siedem razy trzy jest dwadzieścia jeden. - A skąd wiesz? - zapytał kongresman. - Po prostu to pamiętam. Zawsze jest dwadzieścia jeden w komputerze. Sprawdziłem to wiele razy. - To jeszcze nie znaczy, że zawsze tak będzie, prawda? - spostrzegł kongresman. - Może i nie - wyjąkał Aub. - Nie jestem matematykiem, ale zawsze otrzymuję prawidłową odpowiedź. - Dobrze, dalej. - Siedem razy trzy jest dwadzieścia jeden, więc zapisuję dwadzieścia jeden, a następnie trzy pod dwójką z dwudziestu jeden, bo jeden razy trzy jest trzy. - Dlaczego pod dwójką? - spytał natychmiast kongresman Brant. - Ponieważ... - Aub spojrzał rozpaczliwie na swojego zwierzchnika; jego spojrzenie wyrażało prośbę o pomoc. - To trudno wyjaśnić. - Jeżeli zaakceptujecie jego metodę, to szczegóły możemy zostawić matematykom - powiedział Shuman. Aub wyjaśniał dalej: - Trzy plus dwa daje pięć, jak wiadomo, więc dwadzieścia jeden przechodzi w pięćdziesiąt jeden. Teraz zostawiamy to na chwilę i zaczynamy od nowa. Mnożymy siedem przez dwa, co daje czternaście, potem jeden razy dwa czyli dwa. Dodajemy tak jak poprzednio i otrzymujemy trzydzieści cztery. Teraz, jeżeli zapiszemy w ten sposób trzydzieści cztery i pięćdziesiąt jeden i dodamy do siebie, otrzymamy trzysta dziewięćdziesiąt jeden. I to jest właśnie odpowiedź! Zapadła cisza, którą przerwał generał Weider: - Nie wierzę temu. Pobajdurzyłeś trochę, zapisałeś parę liczb, mnożyłeś i dodawałeś je tak i siak, ale ja w to nie wierzę. To jest zbyt skomplikowane, żeby było czymś więcej niż jakąś bzdurą. - O nie, proszę pana - powiedział uniżenie Aub. - To tylko wygląda na trudną operację, ponieważ nigdy tego pan nie robił. W rzeczywistości, zasady są całkiem proste i sprawdzają się dla każdych liczb. - Każdych liczb? - zdziwił się generał. - No, to dalej. Wyjął swój komputer (model GI wykonany w surowym, wojskowym stylu) i ponaciskał przypadkowe guziki. - Dajmy na papier: pięć, siedem, trzy i jeden. To jest pięć tysięcy siedemset trzydzieści jeden. - Tak, panie generale - powiedział Aub, biorąc nową kartkę papieru. - Teraz, naciskając dalej guziki komputera, siedem, dwa, trzy, dziewięć, co daje siedem tysięcy dwieście trzydzieści dziewięć. - Tak, panie generale. - Teraz pomnóż te dwie liczby. - To zajmie trochę czasu - powiedział drżącym głosem technik. - Zajmie trochę czasu - zauważył generał. - Zaczynaj, Aub - rzucił szorstko Shuman. Aub zabrał się do pracy, mrucząc cicho pod nosem. Wziął następną kartkę papieru i jeszcze jedną. Generał wyjął zegarek i spoglądał na niego. - Przebrnąłeś już, techniku, przez swe magiczne sztuczki? - Jestem prawie gotów, proszę pana. Już mam. Czterdzieści jeden milionów pięćset trzydzieści siedem tysięcy trzysta osiemdziesiąt dwa. Pokazał wyniki nabazgrane na kartce. Generał Weider uśmiechnął się sceptycznie. Nacisnął przycisk mnożenia w swym komputerze i poczekał, aż migające cyfry zatrzymają się. Potem spojrzał i odezwał się zdumionym głosem: - Na Wielką Galaktykę, ten facet ma rację! Prezydent Ziemskiej Federacji chodził po biurze jak nieprzytomny, a prywatnie pozwalał gościć wyrazowi melancholii na swym wrażliwym obliczu. Wojna z Denebem, po początkowych sukcesach i wielkiej popularności, przeistoczyła się w nieustanne manewry i kontrmanewry, przy ciągle wzrastającym niezadowoleniu na Ziemi. Możliwe, że na Denebie wzrastało ono również. A teraz kongresman Brant, szef ważnego Komitetu do Spraw Kredytów Militarnych, wesoło spędził pół godziny, plotąc jakieś nonsensy. - Obliczanie bez komputera - powiedział prezydent - zawiera sprzeczność w terminologii. - Obliczanie - stwierdził kongresman - jest tylko systemem obróbki danych. Może to robić maszyna lub mózg ludzki. Pozwolę sobie dać przykład. Używając nowej, niedawno nabytej umiejętności, obliczył sumę i iloczyn, zanim prezydent, wbrew sobie, raczył się zainteresować. - Czy to zawsze działa? - Za każdym razem, panie prezydencie. Tu jest dowód. - Czy trudno się tego nauczyć? - Zajęło mi to tydzień, aby osiągnąć prawdziwą biegłość. Myślę, że pan mógłby nauczyć się szybciej. - Dobrze - rozważał prezydent głośno. - Jest to interesująca gra salonowa, ale jaki jest z tego pożytek? - Jaki jest pożytek z dopiero co narodzonego dziecka, panie prezydencie? „Gra” jest w tym momencie zupełnie bezużyteczna, ale czy nie widać tego, że wskazuje nam sposób na uwolnienie się od maszyn? Proszę rozważyć, panie prezydencie. - Kongresman wstał, a jego głęboki głos automatycznie przyjął brzmienie, którego używał w publicznych wystąpieniach. - Wojna z Denebem jest wojną komputerów przeciw komputerom. Ich maszyny stwarzają nieprzeniknioną dla naszych rakiet zasłonę, wykorzystując do tego antyrakiety kierowane przez siebie. Z naszej strony jest dokładnie tak samo. Jeżeli zwiększamy wydajność naszych komputerów, oni także to robią. Od pięciu lat istnieje niepewna i nieopłacalna równowaga. Teraz mamy w rękach metodę wyjścia poza komputer, przeskoczenia go, czy inaczej mówiąc, przechytrzenia. Możemy teraz wiązać nadzieje z ludzkim umysłem. Będziemy mieć ekwiwalent inteligentnych komputerów. Biliony komputerów! Nie potrafię przewidzieć szczegółowo konsekwencji tego, ale będą one niezliczone. A gdyby Deneb nas pobił, mogą być katastrofalne. Prezydent spytał z zakłopotaniem: - Co chciałby pan, żebym zrobił? - Poza samym stworzeniem projektu ludzkich obliczeń należy przycisnąć administrację. Projekt nazwiemy Projektem „Liczba”, jeśli można Mogę liczyć na mój Komitet, ale jednak potrzebuję poparcia administracji. - A jakie są granice umiejętności robienia obliczeń przez człowieka? - Nie ma żadnych ograniczeń. Powołując się na Programistę Shumana, który pierwszy zapoznał mnie z tym odkryciem... - Słyszałem, oczywiście, o Shumanie. - Tak, a więc doktor Shuman powiedział mi, że w teorii nie istnieje coś takiego, co potrafiłby zrobić komputer, a nie wykonałby tego ludzki umysł. Komputer bierze po prostu skończoną liczbę danych i wykonuje taką samą liczbę operacji na tych danych. Ludzki umysł może powtórzyć ten proces. Prezydent zamyślił się, a po chwili powiedział: - Jeżeli Shuman tak mówi, jestem gotów mu uwierzyć, oczywiście, w teorii, ale w praktyce? Skąd ktokolwiek może wiedzieć, jak pracuje komputer? Brant roześmiał się z wyższością. - Właśnie, panie prezydencie, zadałem to samo pytanie. Wiadomo, że w swoim czasie były projektowane przez ludzkie istoty. To były, oczywiście, proste komputery. Działo się to, zanim racjonalnie użyto komputerów do projektowania bardziej zaawansowanych komputerów. - Tak, tak. Proszę dalej. - Technik Aub wykonał, w ramach swego hobby, rekonstrukcje niektórych z tych starożytnych maszyn. Robiąc to przestudiował szczegóły ich pracy i stwierdził, że może je naśladować. Mnożenie, które właśnie Panu przedstawiłem, jest kopiowaniem pracy komputera. - Zadziwiające! Kongresman zakaszlał taktownie. - Chciałbym poczynić następne spostrzeżenie, panie prezydencie. Mianowicie: możemy dalej rozwijać ten pomysł tym bardziej, że jesteśmy w stanie zabrać federalne kredyty z produkcji komputerów i zarządzania komputerowego. Gdy mózg ludzki przejmie zadania maszyn, więcej naszej energii można będzie skierować na poszukiwania rozwiązań pokojowych, a niedogodności wojny staną się mniej uciążliwe dla przeciętnego obywatela. Oczywiście, będzie to najbardziej korzystne dla partii, która sprawuje władzę. - Aha - powiedział prezydent. - Rozumiem, o co ci chodzi. W porządku. Usiądź, kongresmanie, usiądź. Potrzebuję czasu, by to przemyśleć. Tymczasem pokaż mi jeszcze raz tę sztuczkę z mnożeniem. Zobaczmy, czy potrafię uchwycić sedno rzeczy. Programista Shuman nie próbował przyspieszać sprawy. Loesser był bardzo konserwatywny i lubił zajmować się komputerami tak, jak jego ojciec i dziadek. Kontynuował te tradycje kontrolując komputerowy przemysł zachodniej Europy. Gdyby zdecydował przyłączyć się do Projektu „Liczba” z całym swoim entuzjazmem, wielka przemiana zostałaby przesądzona. - Ale Loesser trzymał się dotąd z boku. Stwierdził mianowicie: - Nie jestem pewien, czy podoba mi się pomysł zrezygnowania z komputerów. Ludzki mózg to kapryśna rzecz. Komputer da za każdym razem taką samą odpowiedź na taki sam problem. Jaką mamy gwarancję, że umysł ludzki zrobi to samo? - Ludzki umysł, Loesser, tylko manipuluje faktami. Nie ma nic do rzeczy, czy robi to on, czy maszyna. To są właściwie narzędzia. - Tak, tak. Prześledziłem uważnie wasz genialny pokaz mający dowieść, że umysł może zastąpić komputer. Ale dla mnie jest to mało prawdopodobne. Doceniam teorię, ale z jakiegoż to powodu mamy sądzić, że ma ona zbiegać się z praktyką? - Myślę, że mamy taki powód. Przede wszystkim, komputery nie istniały zawsze. Jaskiniowcy ze swoimi trójzębami i kamiennymi toporami, czy starożytni z kolejami, nie mieli do czynienia z komputerami. - I prawdopodobnie nie obliczali. - Wie pan doskonale, że robili to. Nawet zbudowanie kolei czy zik-kuratu wymaga obliczeń. Jak wiemy, zostały one wykonane bez komputerów. - Sugeruje pan, że obliczali w sposób, jaki pan demonstrował? - Prawdopodobnie nie. Przede wszystkim nasza metoda, którą nazywamy „grafityką” od starogreckiego grapho, co znaczy „pisać”, została rozwinięta właśnie przez komputery, czyli nie możemy jej antydatować. A jaskiniowcy musieli mieć jakąś metodę, prawda? - Zaginiona sztuka! Czy zamierzamy rozmawiać o zagubionych przed wiekami umiejętnościach?... - Nie, nie! Nie jestem entuzjastą sztuk zaginionych, chociaż nie powiedziałem, że nie istniały. Przecież człowiek jadł ziarno, zanim powstała hydroponika. Jeżeli barbarzyńcy je jedli, to musieli zasiać je w glebie. Co innego mogliby robić? - Nie wiem, ale w uprawę roli uwierzę, kiedy zobaczę kogoś, komu ziarno wyrosło z gleby. A w rozniecanie ognia przez pocieranie dwóch kawałków o siebie uwierzę, kiedy to ujrzę. Shuman starał się łagodzić. - W porządku, w porządku. Wróćmy do grafityki. Jest to po prostu proces eteryzacji. Transport przy pomocy prymitywnych urządzeń daje możliwość bezpośredniego przetwarzania masy. Urządzenia komunikacyjne stają się mniej masywne i coraz bardziej wydajne. Niech przykładem będzie porównanie pańskiego kieszonkowego komputera i masywnego wyrobu sprzed tysiąca lat. Dlaczego więc nie zrobić tego ostatniego kroku pozbywając się komputerów zupełnie? Dalej, panie Loesser, Projekt „Liczba” jest przedsięwzięciem rozwojowym, pędzi w górę na złamanie karku. Ale potrzebujemy pańskiej pomocy. Jeżeli nie przekonuje pana patriotyzm, to niech da znać o sobie chęć intelektualnej przygody. Loesser odparł sceptycznie: - Jaki rozwój? Co potraficie zrobić poza mnożeniem. Czy możecie scałkować funkcję transcendentalną? - W swoim czasie, panie Loesser. W swoim czasie! W ciągu ostatniego miesiąca nauczyłem się posługiwać dzieleniem. Mogę określić i sprawdzić liczby całkowite i ułamkowe dziesiętne. - Dziesiętne? Do którego miejsca? Programista Shuman próbował utrzymać swój normalny ton głosu. - Do dowolnego! Loesserowi opadła szczęka. - Bez komputera? - Proszę zadać mi jakieś przeliczenie do wykonania. - Podzielić dwadzieścia siedem przez trzynaście. Powiedzmy do szóstego miejsca po przecinku. Pięć minut później Shuman powiedział: - Dwa, przecinek, zero, siedem, sześć, dziewięć, dwa, trzy. Loesser sprawdził to. - Tak, to jest zadziwiające. Mnożenie nie wywarło na mnie zbyt dużego wrażenia, gdyż wykorzystuje, przede wszystkim, liczby całkowite i podejrzewałem tu jakąś sztuczkę. Ale dziesiętne... - To jeszcze nie wszystko. Jest nowe osiągnięcie, dużo większe, ściśle tajne i tak dalej. Prawdę mówiąc nie powinienem o tym wspominać, ale... Potrafimy poradzić sobie z pierwiastkiem kwadratowym. - Pierwiastki kwadratowe? - To wymaga pewnych trików i nie potrafimy jeszcze pokonać tej trudności, ale technik Aub, człowiek, który to wymyślił, posiada zadziwiającą intuicję i uważa problem za prawie rozwiązany. A jest tylko zwykłym technikiem. Ktoś pańskiego pokroju, wyszkolony i utalentowany matematyk, nie powinien mieć trudności. - Pierwiastki kwadratowe - wymruczał zafascynowany Loesser, - Pierwiastki sześcienne także. Jest pan z nami? Loesser gwałtownie wyciągnął dłoń. - Liczcie na mnie. Generał Weider krążył tam i z powrotem, przemawiając do słuchaczy na modłę barbarzyńskich nauczycieli zwracających się do krnąbrnych uczniów. Dla generała nie miało to żadnego znaczenia, że byli tylko cywilnymi naukowcami włączonymi do Projektu „Liczba”. Był najwyższym stopniem przełożonym i nie mógł pozwolić sobie na najmniejszą chwilę słabości. Mówił: - Obecnie pierwiastki kwadratowe są rozwiązywalne. Sam tego nie potrafię i nie rozumiem metody, ale stwierdzam to z całą stanowczością. Dowodzi to, że Projekt nie będzie dotyczył czegoś, co niektórzy z was nazywają fundamentalizmem. Możecie bawić się grafityką w dowolny sposób, w jaki będziecie chcieli, ale po zakończeniu wojny. Teraz mamy specjalne i bardzo praktyczne zadania do rozwiązania. W odległym kącie technik Aub słuchał z napiętą uwagą. Oczywiście, nie był już technikiem, gdyż został zwolniony z obowiązków i skierowany do prac nad Projektem. Miał piękny tytuł i wysoką pensję, ale oczywiście pozycja społeczna pozostała taka sama. Największe naukowe sławy nigdy nie zdecydowały się przyjąć go do swego grona na równych prawach, a on też sobie tego nie życzył. Czuł się tak niezręcznie pośród nich, jak oni w stosunku do niego. Generał mówił dalej: - Nasz cel jest prosty, panowie: zastąpienie komputerów. Statek, który potrafi przemierzać przestrzeń bez komputera na pokładzie, może być zbudowany w ciągu jednej piątej czasu i za jedną dziesiątą kosztów statku sterowanego komputerowo. Możemy zbudować flotę pięć razy, dziesięć razy większą niż Deneb, jeżeli wyeliminujemy komputery. I widzę coś jeszcze. To może być fantastyczne i cudowne jak sen. Przewiduję w przyszłości istnienie pocisków kierowanych przez człowieka. Nagły pomruk rozległ się wśród zebranych. Generał dalej perorował: - Obecnie naszym największym zmartwieniem jest fakt, że pociski są ograniczone w swej inteligencji. Komputerowe kontrolowanie może jedynie sprostać zmiennej naturze obrony przeciwrakietowej jedynie w ograniczonym zakresie. Niewiele pocisków trafia do swojego celu, a ich wojenna droga kończy się śmiercią. Szczęśliwie dla wroga, a także dla nas. Z drugiej strony, pocisk z człowiekiem lub dwoma ludźmi wewnątrz, kontrolowany przy pomocy grafityki, będzie lżejszy, ruchliwszy, bardziej inteligentny. To mogłoby zapewnić nam przewagę, która może oznaczać początek zwycięstwa. Poza tym, panowie, potrzeby wojny zmuszają nas do ciągłego pamiętania o jednym. Człowiek jest bardziej dyspozycyjny niż komputer. „Ludzkie” pociski mogłyby być wysyłane w takiej ilości i w takich warunkach, w jakich żaden dobry generał nie zdecyduje się wysłać pocisku kierowanego komputerem... Mówił dalej, ale technik Aub nie czekał dłużej. Technik Aub pracował długo w swej prywatnej kwaterze nad listem, który później przy nim znaleziono. List zawierał, co następuje: „Kiedy zacząłem badania nad tym, co dziś nazywane jest »grafityką«, nie było to nic więcej niż hobby. Widziałem w tym tylko interesującą rozrywkę, ćwiczenie umysłu. Kiedy powstał Projekt »Liczba«, pomyślałem, że inni byli mądrzejsi ode mnie. Grafityka mogła zostać użyta do praktycznych zastosowań z pożytkiem dla ludzkości, może jako pomoc w masowej produkcji rzeczywiście praktycznych urządzeń. Ale teraz rozumiem, że będzie zastosowana tylko do produkowania śmierci. Nie mogę wziąć na siebie odpowiedzialności za wynalezienie grafityki.” Następnie rozmyślnie włączył depolaryzator protein i zogniskował go na sobie. Umarł natychmiast i bezboleśnie. Żałobnicy stali nad mogiłą małego technika, który w taki sposób zapłacił daninę za wielkość swego odkrycia. Programista Shuman pochylił głowę razem z resztą zgromadzonych, ale cała ta ceremonia nie poruszyła go ani trochę. Technik wykonał swoje zadanie i właściwie nie był już potrzebny. Pomógł zapoczątkować grafitykę, ale teraz, kiedy wszystko już ruszyło, może toczyć się samo. Triumfalnie, dopóki ludzkie pociski będą potrzebne. I nikt nie wie, co będzie dalej. „Dziewięć razy siedem - pomyślał Shuman z głęboką satysfakcją - daje sześćdziesiąt trzy. I nie potrzebuję komputera, by mi to powiedział. Komputer jest teraz w mojej własnej głowie.” I wypełniło go zadziwiające poczucie własnej siły. Tłumaczył Waldemar W. Pietruszek.