Tomek Matkowski Mysza Cztery misie wchodzą do piwiarni, rozsiadają się przy stole, zamawiają halby piwa i wołają: - Panie kelner! Kilka myszy na rozgrzewkę! Kelner przynosi na tacy cztery mysze, a te wskakują na nosy niedźwiedzi i tańczą im na kufach, aż od tego tupania robi się ciepło, i niedźwiedzie opowiadają sobie kawały, ucieszne historyjki, wesołe anegdotki, wymachują rękami, krzyczą... - O myszach? - E, gdzieżby, niedźwiedzie są bardzo taktowne. A dla myszek zamawiają ser, który zresztą i tak jest konsumpcją obowiązkową przy piwie, ser żółty, pyszny ementaler, przysypany słodką papryką, a myszy są najedzone, więc chowają ten ser do kieszeni, na później, no i mają prowizję od restauratora. Niestety, wyszedł przepis o ochronie zwierząt, żeby ich nie wyzyskiwać, i restaurator musiał je zwolnić, chociaż je bardzo lubił, bo mu nabijały rachunki. Mysza szukała sobie norki i nie znalazła. Zjadła zdechłe muchy i pajęczyny. Wreszcie wystawiła się sama na sprzedaż, na targu niewolników, bo nie widziała innego wyjścia, bo był taki głód. Stoi, stoi, tłum kupujących się przechadza ale na nią nikt nie spojrzy, tylko jeden pan wykazał zainteresowanie, ale mysz zadrżała, gdy się jej przyglądał: miał wąsy i był tak jakoś dziwnie podobny do kota... Nagle wśród kupujących, lekkim krokiem plejboja, ubrany jak bogaty biznesmen lub artysta - pojawił się Niedźwiedź. Spojrzał na mysz i do razu mówi: - Biorę. Ile? - Będę panu gotowała, sprzątała - mysz piskliwie, i cienko, i uroczo. Niedźwiedź bez słowa posadził ja sobie na ramieniu i poszli - ona dumna, z pyszczkiem zadartym, on jak zwykle na luzie, pogwizdując. Po drodze potrącił ich łokciem pan podobny do kota. Niedźwiedź tylko lekko łapą się odwinął i pan podobny do kota szurnął w tłum, pod nogi kupujących, na dywanik na którym akurat ktoś sprzedawał miękkie, szmaciane lalki. Mysz zabrała ze swego pokoiku na poddaszu swoje szatki i inne rzeczy osobiste myszy, i pożegnała się z przyjaciółką, z którą razem mieszkały. Co będzie należało do jej obowiązków? Jak ułożą się stosunki z pracodawcą? - Zgodziłem mysz, żeby mi gotowała i dostarczała rozrywki. Sam jestem, to mi będzie weselej - wyjaśnił Niedźwiedź. - Panno Myszo, proszę przyrządzić śniadanie. I myszka gna do kuchni truchcikiem, cała zadowolona, i pitrasi, i pichci, i przyrządza, aż zapach jajecznicy na całą gawrę się rozchodzi i niedźwiedź wzdycha, zadowolony. Mysz została też zatrudniona do odpisywania na listy, jako sekretarka. Siedzi przy biureczku, naostrzyła pazurki, naszykowała sobie papieru i atrament, a tu nic, żadne listy nie przychodzą. Niedźwiedź co jakiś czas wsuwa głowę i pyta: - No i co? Są listy? A tu nic. Wreszcie Mysza, której bardzo Niedźwiedzia żal, bo wychodzi smutny, sama do niego pisze listy z całego świata i czyta mu, bo niedźwiedź nie umie, i odpisuje pod jego dyktando. Niedźwiedź: - No to proszę odpisać tej wielbicielce z Australii, żeby przyjechała. Potem „przychodzi" odpowiedź: „Nie mogę przyjechać, bo to i tamto..." Mysz wprowadziła się do Niedźwiedzia z całym swym dobytkiem: patyczkami, niteczkami, igłą zrobioną z igły świerkowej, i ze sreberkiem po gumie do żucia, starannie wyprostowanym i złożonym. Potem u Niedźwiedzia dorobiła się jeszcze szczoteczki do zębów, majteczek i skarpetek. Ma też własną koszulę nocną, taką do ziemi, plącze się w niej, a jak jest zimno to jeszcze skarpetki zakłada, a przed pójściem spać myje ząbki. Tę koszulę nocną to Niedźwiedź jej sam kupił, ale perfidnie kupił bardzo długą, tak żeby zamiatała podłogę. Mysza się w niej plątała i upadała, więc wzięła nożyczki i ucięła, skróciła i obrębiła starannie. Więc Miś się nieco zeźlił i powiedział, że zły. No to myszka pomyślała, pomyślała, wreszcie skombinowała takich piórek jak do szczoteczki i przyszyła na dole, i teraz się nie przewraca a piórkami zamiata, a jak niedźwiedzia nie ma to włącza sobie jego radyjko i tańczy. Mysz jest straszną pedantką i ma swoją miseczkę, w której pierze swoje małe, mysie rzeczy, a Niedźwiedź jest bałaganiarz, wszystko rozrzuca. Raz mysz odkryła że to, co myślała że jest szafką z okienkiem, to jest pralka niedźwiedzia, ale nie może sobie dać rady z przyciskami i z instrukcją, prosi Niedźwiedzia ale ten się wymawia, nie chce mu się ruszyć z barłogu, a może mu wstyd, że sam instrukcji nie przeczytał i pralki nie użył, choć ma ją od kilku lat. Wreszcie mysz go nakłania, razem studiują instrukcję, potem Niedźwiedź wraca na barłóg a mysz się bawi praniem. Teraz pierze bardzo często, nie tylko swoje rzeczy, ale również niedźwiedzie. Gdy tylko Niedźwiedź zrzuca coś z siebie, na przykład skarpetkę, Mysza to chwyta i do pralki. Potem Niedźwiedź się budzi i szuka swojej skarpetki, bo chciałby w niej jeszcze z tydzień pochodzić, a skarpetki nie ma, więc woła: - Myszo! Myszo! Gdzie moja skarpetka!? Nic nie można znaleźć w tym domu! Gdzie podziałaś moją skarpetkę!? Ty bałaganiaro! Niedźwiedź i Mysz byli w teatrze. Wprawdzie na bilet ich nie stać, ale weszli do foyer, żeby przynajmniej pooddychać atmosferą kultury. Mysz w eleganckiej sukni, z dziurką na ogonek, trzyma Niedźwiedzia pod ramię, a w drugiej łapce ściska torebkę. Niedźwiedź minę ma godną, stateczną, i tylko łapą co chwila poprawia muszkę, bo go uwiera pod szyją. A potem, kiedy zabrzmiał dzwonek i wszyscy skierowali się do wejścia na salę, niedźwiedź i mysz się dyskretnie wycofali i opuścili teatr (dziękując Pani Bileterce za uprzejmość). A wieczorem, w domu, długo jeszcze wymieniali uwagi o tym, jak to było w teatrze. Niedźwiedzia wezwano do wojska, na ćwiczenia, widać gdzieś w spisach figuruje jako człowiek. Nie ma wprawdzie ochoty, ale się pociesza, że to dobrze, że to go nobilituje, uczłowiecza, uludzcza, poza tym pozna kolegów. Szykuje się bardzo starannie: kombinuje mundur, broń, wprawdzie trochę przestarzałą, z bazaru, ale zawsze. Idzie. Trafia. Wcześniej o godzinę, bo bał się spóźnić. Czekają już pułkownicy, lecz na widok niedźwiedzia: - Oj, niepotrzebnie pan się fatygował! Niedźwiedź się zmartwił: więc jednak go nie chcą, bo jest zwierzęciem,.. Ale pułkownicy tak każdego witają, bo okazuje się, że dziś jest Święto Pułku, i pułkownicy mają bardzo wesołe oczki, i ćwiczenia odwołane. Niedźwiedziowi, jak wszystkim, wydano książeczkę wojskową, w której hojnie wpisano, że ćwiczenia odbył celująco i został mianowany oficerem. A potem był Bankiet Pułkowy, i Niedźwiedź się ze wszystkimi zakolegował, i wodził rej, bo opowiadał rubaszne kawały, i mówił, że teraz mogą wszyscy „iść na sarenki, bo żony myślą, że jesteśmy na ćwiczeniach", i już chciał poprowadzić cały pułk do najbliższej wsi, ale za dużo zjadł i osunął się pod stół, i rekruci bez cenzusu, którzy usługiwali w kasynie, musieli go zanieść do hotelu garnizonowego, żeby się wyspał. Nazajutrz wrócił do domu i wszystko opowiedział Myszy: jak kopali rowy, i jak strzelali, i jak jechali na czołgach, i w ogóle... - Myszko, czy coś Ci się stało? - zapytał Niedźwiedź z niepokojem, widząc że Mysza leży na podłodze z łapami do góry. - To pozycja „zdechłej Myszy" - wyjaśniła Mysz spokojnie. - W ten sposób przechwytuję energię. - Moją? - spytał Niedźwiedź lekko zaniepokojony i naraz poczuł, jakby trochę osłabł. - Nie, kosmiczną. - Aha - odparł Niedźwiedź - To dobrze - dodał po chwili, ale na wszelki wypadek trochę się odsunął. A Mysz tymczasem przechwytywała, a gdy się już naenergetyzowała kosmicznie to poszła szykować nieziemski obiadek. - Niedźwiedziu, może byś pozmywał? - pisnęła po obiadku. Niedźwiedź zrobił głupią minę, wytrzeszczył oczy, rozdziawił pysk i tak trwał, aż się od niego odczepią. To jego ulubiony sposób, kiedy coś od niego chcą, zwłaszcza coś do zrobienia. Czasem do głupiej miny doda też: „Ja nic nie wiem, ja nic nie wiem..." i jeszcze bardziej wytrzeszczy oczy. A jeśli już musi coś zrobić, to wtedy udaje niezdarę, tak że w końcu Mysza nie może na to patrzeć jak wszystko mu leci z łap i sama się bierze do roboty ze zbawczymi słowami „z Ciebie to żadna pomoc!". Czasem, bardzo rzadko, w przypływie wielkiej pracowitości, Niedźwiedź bierze się do dzieła, lecz nawet wtedy nie ma z niego wielkiego pożytku, gdyż jego praca polega głównie na biciu piany, i to niestety w przenośni. Niby pracują razem, ale Niedźwiedź tylko biega, wymachuje łapami, zaaferowany przesuwa talerzyki, donosi co trzeba i w ogóle udaje, że niby coś robi. - Niedźwiedziu, nie bij piany - mówi Mysza spokojnie, wykonując precyzyjnie i efektywnie to, co do niej należy, na przykład bijąc pianę z białek. Dziś był obiad z trzech dań, bardzo smaczny. - Dobrze zrobiłeś tę sałatkę - rzekła Mysza z przekąsem, bo oczywiście to ona ją zrobiła, a Niedźwiedź tylko „bił pianę". - Sałatki to moja specjalność - odparł Niedźwiedź z dumą i tak spokojnie, że Mysz zrozumiała, że w ogóle nie dostrzegł ironii ani przekąsu w jej słowach, ani nawet tego, że to nie on zrobił sałatkę. I łapki jej opadły. Po obiadku poszli się przejść. -Niedźwiedziu, pada deszcz... - rzekła mysza znacząco. - Niedźwiedziu, pada deszcz... - powtórzyła mysza po chwili, jeszcze bardziej znacząco. - Niedźwiadku, pada deszczyk, deszczyk pada, - powtórzyła mysz kilkakrotnie, a żeby nie wyglądało, że się powtarza, zaczęła podśpiewywać, bo refren to już wypada powtarzać. Idzie więc tanecznym krokiem, pogwizduje, podśpiewuje: - Pada deszczyk, pada deszczyk! Wreszcie przerwała śpiewanie i opowiada niedźwiedziowi historyjkę o panu Hilarym, co to zgubił okulary i szukał ich, i szukał, a miał je na nosie. Niedźwiedziowi się ta historyjka bardzo spodobała, więc komentował ją długo i chichotał, i szedł dalej w deszczu. Więc mysz mu historyjkę o kimś, kto wyszedł w deszcz z parasolem w łapce, ale chociaż deszcz się rozpadał, ten ktoś nie pamiętał, że ma parasol, i chodził po deszczu i moknął, a złożony parasol trzymał w łapie. Niedźwiedziowi ta historyjka się jeszcze bardziej podobała od poprzedniej i aż się zaśmiewał, aż się zataczał, i pytał: - Jak to? Nie pomyślał, że ma parasol w łapie? A to ciamajda! A to cymbał! Na to już myszy łapki opadły i człapała smutno w deszczu, u boku niedźwiedzia, który zarykiwał się jeszcze, trzymając złożony parasol w łapie, a z mokrych wąsików kapała jej woda. Ale się nie zaziębiła. Była odporna. Odkąd został oficerem, niedźwiedź bardzo lubi komenderować. Gdy idą z Myszą na spacer, to wciąż dyryguje: - W lewo zwrocik, w prawo zwrocik, naprzód marszyk! Lewa, prawa, tylnia, przednia, prawa tylnia! Lewa tylnia! Przednia! Przednia! A myszka i tak chodzi jak chce, więc jej zamówił smycz wojskową w specjalistycznym sklepie z uprzężą. - Proszę przyprowadzić zwierzątko, to przymierzymy - powiedział ekspedient, ale Niedźwiedź wyjaśnił, że ma to być niespodzianka. I była. Mysza, żeby nie robić mu przykrości, pozwoliła się ubrać, ale ciągle się plątali, przewracali, rzemyki mylili, aż niedźwiedź tę uprząż wyrzucił. Wigilia. Mysz z Niedźwiedziem przy choince siedzą, świeczki zapalili i kolędy śpiewają, na dwa głosy, ryczą, i warczą, i piszczą, wrrrrrrrrrrrrwrrrrrrrr, i nagle „puk puk" do drzwi, to sąsiedzi przyszli się spytać, czy tu nie trzyma się jakichś zwierząt, bo takie odgłosy...? Niedźwiedź otworzył drzwi. - Nie, tu nie ma żadnych zwierząt - zdziwił się. Mysz wystawiła głowę zza jego stopy i potwierdziła: - Tu tylko my mieszkamy, nie ma żadnych sublokatorów. Sąsiedzi spojrzeli na niedźwiedzia i wycofali się, przepraszając. Niedźwiedź jest tradycjonalistą, gdy chodzi o fryzjera. Siada i rzuca ponuro, tonem nie znoszącym sprzeciwu: - Na jeża proszę! - Tak, tak, na jeża, niedźwiadku - mysz go uspokaja, z fryzjerem mrugają do siebie i gdy się zagapi lub zdrzemnie swoim zwyczajem, pan fryzjer robi mu piękną, nowoczesną fryzurkę, radząc się myszy co do wskazówek. I gdy się niedźwiedź budzi, to się trochę boją że ryknie „Miało być na jeża!" ale nie, niedźwiedź tylko spojrzał w lustro, mruknął „Nieźle" i zapłacił. Do damskiego fryzjera Mysz poszła sama. Akurat był straszny tłok, bo przed Sylwestrem, więc panie spychały się z foteli, i myszę wypchnęła jedna gruba, no to mysza poszła dalej, smutna. Idzie sobie, idzie, a tu jakiś inny fryzjer, właśnie zamykają, stanęła i mówi, jaką miała przygodę. Na to panie fryzjerki tak się uśmiały, że powiedziały: - Pani siądzie, to jeszcze raz dwa panią weźmiemy po godzinach. I uczesały ją bardzo ładnie. Na Sylwestra pojechali autobusem (bo może trochę wypiją). Niedźwiedź na dachu, bo poskąpił na bilet, czepia się krawędzi, rozpłaszczony, a czasem łapki wsuwa przez wywietrznik, i nos, i się ogrzewa, bo śnieg, i dach oblodzony. A mysza siedzi w środku, ze skasowanym bilecikiem w łapce, w kapelusiku, wyprostowana. W paletku i szaliczku, z tylnymi nóżkami grzecznie spuszczonymi w dół, tak że majtają się trochę w takt kołysania autobusu. 1 tylko co jakiś czas chucha na szybę, żeby sprawdzić, czy już trzeba wysiadać, czy jeszcze nie, Nagle Niedźwiedź wali łapą w szybę od zewnątrz i wrzeszczy: - Myszo! Myszo! Czy to tu wysiadamy!? Pasażerowie aż podskoczyli i cały autobus na nich patrzy, a mysza nie wie, gdzie się podziać. Niestety, znajomych nie było w domu, widocznie sami gdzieś poszli na Sylwestra, a o nich zapomnieli. Więc Niedźwiedź z Myszą powędrowali na Główny Plac w Mieście, bo tam była zabawa na wolnym powietrzu gdzie każdy może wejść, i tańczyli, i bawili się i było wesoło, i ktoś ich poczęstował szampanem. Mysza lubi lektury. Pożycza książki, wygryza je od środka, a potem zwraca okładki tak, że nikt nie podejrzewa. I była bardzo wykształcona. Należała do trzech bibliotek, które zresztą potem zamknięto. Niedźwiedź też nauczył się czytać, bo nie chciał być gorszy od Myszy. I odtąd Mysza codziennie gazetę w pyszczku przynosi z kiosku. Po drodze przysiada na ławeczce i czyta bo wie, że gdy wróci do domu to Niedźwiedź jej gazetę wyrwie. I rzeczywiście, gdy tylko przekracza próg to Niedźwiedź łaps! za gazetę. - To dla mnie? Dziękuję Ci, Myszko! I nawet jeśli Mysza nie chce dać gazety to i tak łapie i przegląda, a Mysz dynda wczepiona ząbkami w czyjąś rubrykę, co Niedźwiedziowi wcale nie przeszkadza, bo on czyta tylko ilustracje, i to te większe. A w ogóle prawdę mówiąc bardziej od czytania to Niedźwiedź woli oglądać telewizor. Uwielbia takie domowe, zaciszne wieczory, kiedy Mysza robi na drucikach a on ogląda telewizorek, chrapiąc, przy czym jeśli tylko Mysza telewizor zgasi, Niedźwiedź się budzi i mrugając oczami protestuje: - Czemu gasisz, Myszeczko? Taki ciekawy program... A na noc Niedźwiedź idzie do łóżka z książką, bo lubi przed snem się przenieść w inny świat. Ale zanim zdąży się przenieść, najczęściej już zasypia, i to właśnie na tym innym świecie, tak że następnego dnia inny świat jest bardzo wygnieciony. Mysza kiedyś spróbowała wyciągnąć spod niego książkę, bo bardzo szanuje książki i nie lubi jak się gniotą, ale nie dała rady: ciągnęła za okładkę, ciągnęła, i nic. Niedźwiedź, oczywiście, nawet tego nie poczuł i ani drgnął. W ogóle niedźwiedź jak śpi, to śpi. Jeśli się budzi, to tylko wyjątkowo. Raz zbudził się nagle, usiadł na łóżku, i mówi: „truskawki z cukrem!" i idzie z zamkniętymi oczami do kuchni, obijając się o meble, a mysza woła za nim „niedźwiedziu, przecież truskawki są zamrożone!" Ale niedźwiedź nie słyszy, bo już chrupie bardzo głośno całą garść truskawek z zamrażalnika, a potem wsypuje sobie do pyska kilo cukru, żeby truskawki były z cukrem, i wraca na barłóg. - Co mówiłaś, myszko? - pyta. - Nic, już nic - westchnęła myszka i odwróciła się do ściany. Mysza, gdy wprowadziła się do Niedźwiedzia, to przez pierwsze noce nie mogła zasnąć, bo Niedźwiedź bardzo głośno chrapie. Ale potem poczuła, że z tego głośnego, regularnego chrapania bije spokój. Tu, w tej norce, przy tym wielkim kudłatym zwierzu czuła się tak spokojna jak nigdy. Rozkoszowała się tym spokojem. Tą ciemną, senną atmosferą. Zdawało jej się, że Niedźwiedź rozsiewa wokół siebie atmosferę senności. Że jego sen jest zaraźliwy. A zarazem trochę broniła się przed snem, żeby jeszcze chwilkę porozkoszować się tą atmosferą spokojnej, dobrej nocy. Tu nic jej nie groziło. Żadne zwierzę tu nie wejdzie. Nie mówiąc już o kocie, którego Niedźwiedź mógłby jednym ruchem rozplaśnić jak karalucha, ale nawet inne, naprawdę duże zwierzęta wyraźnie Niedźwiedzia się boją i uprzejmie schodzą mu z drogi. Niedźwiedź zresztą też jest dla wszystkich uprzejmy i każdego traktuje łaskawie. No, chyba żeby mu ktoś podpadł. Tak, niedźwiedź to jest najsilniejsze zwierzę, chyba tylko wieloryb mógłby dać mu rady, ale wieloryb żyje daleko i pod wodą. A niedźwiedź wyraźnie Myszę lubi. Uśmiecha się na jej widok, chyba się cieszy, że ma w domu coś żywego. Tak rozmyślając Myszka wreszcie zasypia, uśmiechnięta rozkosznie, zakopuje się w sen jak w zeschłe liście, w spokojny, zdrowy sen. Pewnej nocy Myszę zbudziła wielka, straszna burza. Pioruny biły tak, jakby chciały wpaść do nory. A tu drzwi balkonowe otwarte, i takim urządzeniem niedźwiedziej konstrukcji przyblokowane... - Niedźwiedziu, niedźwiedziu, zbudź się! - Mysza go szarpie za futro, krzyczy mu wprost do ucha, tak by przekrzyczeć pioruny, od których aż nora drży, a niedźwiedź - jak to niedźwiedź - chrapie i nic. No to Mysza zabrała się sama do zamykania drzwi: walczy z wiatrem, deszcz ją zlewa aż jej uszy do tyłu odgina, wreszcie: „ŁUPS!" - drzwi puściły i zatrzasnęły się. Na ten dźwięk niedźwiedź się zbudził. Spojrzał na myszkę, całą mokrą, zdyszaną, z przyklapniętymi uszkami, i spytał, zdziwiony: - Myszko, a co ty tam robisz dziwnego po nocy? - Bałam się... - wyjąkała mysza drżącym głosikiem - bałam się, że piorun wpadnie do nory... - Jaki piorun? - No, przecież burza taka, że aż nora drży, nie słyszysz? - A, rzeczywiście, coś tak jakby... - mruknął niedźwiedź i zasnął. Niedźwiedź boruje dziury. - Rozrajbować muszę - tłumaczy. - To do kiedy będziesz dziergał te dziurki? - dopytuje się Mysza, bo chce wiedzieć, na którą naszykować obiad. W ogóle Niedźwiedź uwielbia majsterkować. W niedzielę ubiera swój granatowy kombinezon z szelkami i idzie na podwórko, a z kieszeni na jego szerokiej, owłosionej klatce piersiowej wychyla się uszata, szara mysz i rozgląda się ciekawie po świecie. Potem dyskretnie wyciąga mu z kieszeni narzędzia: kombinerki, młotek, śrubokręt, i zrzuca na ziemię a Niedźwiedź, gwiżdżąc, cały zanurzony w rozmyślaniach jak też to on będzie majsterkował, nawet nie zauważa tego, póki mu kombinerki nie spadną na stopę. Niedźwiedź zawsze marzył o własnym pojeździe, ale oczywiście jako niedźwiedziowi nie przysługiwało mu. Aż tu nagle dostał stare AUTO, takie nic nie warte, zardzewiałe, ale jak się wziął za czyszczenie! Szoruje, szoruje, rdzę drapie, tak bardzo chciałby mieć swoje cztery kółka, oczywiście wie, że nic z tego, bo nie ma motoru, ale po dniu pracy, zziajany, spocony, wsiada do karoserii i warczy „WRRRUM! WRRUMH!" I kręci kierownicą, i udaje, że jedzie. Mysz czasem siada mu na masce i śmieje się z niego, a on: - Uważaj, Myszko, bo cię przejadę! Na to ona: - Jak jedziesz, baranie! Zimą wszyscy odśnieżają. Niedźwiedź z parkingu nie wyjeżdża, ale też odśnieża, jak inni, tyle że nie ma łopaty, ale ma łapy jak łopaty, więc nimi. Autem wprawdzie nie można jechać, ale jest z niego inny pożytek. Niedźwiedź podrywa na nie dziewczęta, które przechodzą przez podwórko. - Zapraszam na przejażdżkę - mówi, i gest łapą robi, wskazując swoje AUTO, a ponieważ auto nie na chodzie i przejażdżka ma być tylko na niby, więc słowo „przejażdżka" wymawia znacząco, w cudzysłowie, i robi przy tym oko. A potem się dziwi, że dziewczęta przyśpieszają kroku. Mysza właziła na choinkę, przegryzała nitki, a cukierki, orzeszki i inne łakocie spadały na podłogę pod choinkę. Potem je pozbierała i do norki, a nazajutrz chciała się nacieszyć, jakie to ona ma zapasy na zimę, patrzy a tu same łupinki i papierki obślinione. Niedźwiedź chrapie w najlepsze, ale w futerku na brzuchu ma resztki łupinek. Więc poszła do lasu, gdzie dużo choinek, bo myślała, że na każdej rosną łakocie na Święta. 1 wróciła zmarznięta. 1 kopała, i gryzła ze złości śpiącego niedźwiedzia. A potem siadła w kąciku i sobie popłakała. A potem spakowała swoje niteczki i patyczki i cały swój dobytek i ruszyła w świat, ale w drzwiach niedźwiedź przytrzymał ją łapą i otworzył szufladę. 1 rzekł wzruszony: - Myszko, ja Cię bardzo kocham! I sypnął jej orzechów. Po czym wrócił na barłóg i chrapnął. Niedźwiedź nie jest taki zły - gdy go to nic nie kosztuje. Pożyczył myszy samochód i nauczył ją prowadzić. Mysza, tak jak się przedtem z niego śmiała, tak teraz sama zapadła na bakcyla motoryzacji. Siedzi za kierownicą, cała zadowolona, ledwo ją widać, tylko duże uszy sterczą, ale jedzie, i gdy ktoś jej przeszkadza, to się wychyla i krzyczy: - Ty baranie jeden! Kup se furmankę! Po czym zamyka okno, szybciutko, żeby nic słyszeć odpowiedzi, i kuli się za kierownicą ze śmiechu, i piszczy! A trąbić lubi! A na widok niewprawnych kierowców mruczy do siebie: - To pewnie baba za kierownicą! Tak to jest, jak samicy dać prawo jazdy... Co prawda Mysza sama też nie jest jeszcze mistrzem, zwłaszcza jak parkuje to jej zawsze wyjdzie krzywo i miś musi poprawiać. Wspomaganie kierownicy jej robi, łapą, bo mysza twierdzi, że krzywo wyszło tylko dlatego, że ciężko jej kręcić. - No to jak, Myszko, w którą stronę kręcimy? - pyta niedźwiedź z przekornym uśmieszkiem - Ja ci wszystko pomogę, ty tylko dyryguj! A i tak wychodzi jej krzywo. Niedźwiedź z Myszą wybrali się na lodowisko, żeby prowadzić zdrowy tryb życia. Pięknie jeżdżą, mysz piruety na ogonie kręci, to znów udaje, że wiosłuje do przodu i chce się wyrwać, a Niedźwiedź ją za ogon przytrzymuje. Entuzjazm widowni. Tylko, że niedźwiedź się co chwila przewraca, więc się trochę śmieją, ale jak warknie, to zaraz klaszczą z entuzjazmem. Gdy wracali z lodowiska to przechodzili pod jakimś dachem z którego zwisały sople i nawisy śniegowo-lodowe i nagle łup! łubudu! i coś leci, więc niedźwiedź się rzucił na myszę, żeby ją osłonić własnym ciałem. Niedźwiedź ma mocny łeb, więc mu się bryły lodu potłukły na głowie w drebiezgi i nic mu nie było, ale myszę wbił niechcący w pryzmę śniegu i teraz nie może jej znaleźć. Kopie, kopie łapami, przystawia ucho do pryzmy i słyszy takie jakieś „szur, szur", widać mysza próbuje sobie utorować drogę, i płacz cieniutki. Więc kopie, kopie w tym miejscu i jest!!! Prawie zamrożona, chucha na nią, mysz otwiera oczki i widzi, że niedźwiedź płacze, to znaczy, że się o nią bał, ale okazuje się, że to nie łzy tylko resztki lodu stopiły mu się na łbie i spływają po nosie (przynajmniej tak wyjaśnił). Któregoś dnia mysz wybrała się autem samodzielnie i oczywiście jak na złość zakopała się kołami w zaspę. Daleko od domu, więc musi sobie radzić. Wie, że najlepszy sposób to podłożyć pod koła choinkę, bo Niedźwiedź tak mówił. Szuka po śmietnikach, ale jeszcze nikt choinek nie wyrzuca, bo to dopiero tuż po Świętach. Więc zapukała do jakiegoś domu i pożyczyła choinkę, taką z lampkami, bombkami. Rzeczywiście pomogło, tylko choinka była teraz taka jakaś złachana i zeszmatkowana. Myszka miała straszną ochotę podłożyć ją pod drzwi, zadzwonić i czmychnąć, albo wydrapać na ścianie pazurkiem „dziękuję" i odejść, ale się przemogła i mężnie czekała, chociaż cała dygotała... - Przepraszam pana bardzo - wyjąkała, cała drżąca, gdy drzwi otworzył ten sam facet o pysku buldoga, który jej choinkę pożyczył - ale właśnie tak się jakoś złożyło... - Czego? - przerwał jej buldog warknięciem. I w tej chwili mysza się nagle uspokoiła, wzięła na odwagę i palnęła: - Ta pańska choinka jest jakaś do kitu, wybrakowana, pan zobaczy co się stało, cała zdechła tak jakoś! - i zrobiła mu awanturę, a buldog tak zbaraniał, że patrzył to na myszę, to na choinkę i nic nie mówił, a mysz odeszła z godnością, i dopiero na półpiętrze puściła się biegiem, a jak już była w samochodzie to znowu zaczęła dygotać i ledwo trafiła kluczykiem w stacyjkę i zaraz zapuściła motor i ruszyła, a kropelki potu spływały jej jeszcze po nosie. - Sroga zima - rzekł Niedźwiedź - będziemy dokarmiać zwierzęta. Mysz przyklasnęła, bo sama wiedziała, co to głód. Wystawili miseczkę z otrębami. W nocy wyglądają, a tu jeżyk zajada, ale na ich widok podskoczył, może nie był pewien czy ta miseczka to dla niego, szybko się odsunął i zaczął się rozglądać, patrzeć w gwiazdy z miną gapia, że niby on tu przypadkiem, po prostu przechodził, wcale nie w sprawie miseczki. Mysz się dyskretnie wycofała, ciągnąc za sobą niedźwiedzia, który z właściwym sobie wdziękiem, taktem i delikatnością ryknął: - No jedz, jeżyku, nie bój się nas!!! Mysz z niedźwiedziem trafili przypadkiem na Wieczorek Literacki dla Pisarzy. Chcieli się wycofać, ale Pani w drzwiach ich zachęciła, przywitała tak uprzejmie, że weszli. Nieśmiało przysiedli gdzieś z boczku. Najpierw Aktorzy czytali kawałki, a potem była dyskusja, a na nich nikt nie zwracał uwagi, więc zabrali się do chrupania orzeszków i paluszków, które stały przed nimi na stole, i schrupali wszystko, i wyszli ociężali i bardzo zadowoleni, i tak im się ten wieczorek podobał, że postanowili sami też zostać pisarzami, chociaż niedźwiedź zauważył przytomnie, że sam Pan Pisarz zjadł najmniej orzeszków, bo nie miał kiedy, bo co sięgnął łapą po orzeszka, to ktoś mu zaraz pytanie zadał, i musiał odpowiadać. - To złośliwie robili, żeby nie mógł zjeść? - zastanawiała się na głos mysza... Gdy wracali, było już późno i bardzo, bardzo zimno. - Niedźwiedziu, włącz ogrzewanie, bo mi zimno. - E tam, przesadzasz, myszko. - Ale ja zamarznę. - Przecież mi jest gorąco. A ty jesteś wiktymologia. Cisza. - Czemu nic nie mówisz, myszko? - puk! Puk! Puk! - O do licha, co ona taka twarda!? Ach... Bidula! I niedźwiedź wziął ją na łapę, i chuchał na nią, i chuchał, aż ją odchuchał i ożyła i spytała: - Co taki wiatr? Mysza skakała po Niedźwiedziu i rozrabiała, bo jej się nudziło, bo za oknem mróz; myszy by nie wypędził w taki mróz, ale niedźwiedź zły, bo chciał pracować, bo miał na głowie wielkopomne dzieło do napisania, a w głowie gonitwę myśli („gonitwę myszy?" ucieszyła się Mysza), więc się w końcu zeźlił i posadził mysz na pawlaczu, niech sobie posiedzi, jak taka dowcipna. - Niedźwiedziu, znieś mnie! No to się zlitował i zniósł, ale znów rozrabiała, więc za ogon ją i nad wannę, i chlup! Do wody. A mysz zaraz wypływa, i cała się otrząsa i parska, i próbuje wyjść z wanny, ale nie może, bo się łapki ślizgają po śliskim brzegu. A niedźwiedź się zaśmiewa, zaśmiewa, i idzie sobie trochę popracować, popisać (popiskać?), przynajmniej będzie miał chwilę spokoju, niech mysz się pokąpie, jak taka dowcipna. Ale mysz wskakuje na kran, dopełnia wannę i wyłazi, i zjawia się u Niedźwiedzia na biurku i otrząsa się z wody na manuskrypt. Niedźwiedź najpierw spojrzał z niedowierzaniem, a potem się zerwał i pognał sprintem do łazienki, zakręcić kran. A potem wrócił do biurka, tworzyć wielkopomną twórczość, bo od czasu jak byli z myszą na wieczorku literackim dla pisarzy, niedźwiedziem owładnęła myśl, że sam zostanie twórcą, a gdy zapał mu przygasał to dopingował się do pracy wizją bezpłatnych orzeszków na wieczorku. - Jeszcze niedźwiedzi kwadrans! Jeszcze niedźwiedzi kwadrans! - tak zawsze niedźwiedź jęczy, gdy go próbują zbudzić ze snu zimowego, albo i nie-zimowego. Ale dziś jest inaczej, dziś wolno zastosować metodę, jakiej nigdy by się nie odważyła. Uśmiechnięta, myszka się skrada, ciągnąc za sobą kubełek wody. Wdrapuje się na kufę śpiącego jeszcze, jak zwykle o tej porze, Niedźwiedzia i... chlust! Niedźwiedź marszczy nos i mruczy tak jakoś rycząco, i otwiera jedno oko i rozgląda się, i dostrzega myszkę z pustym kubełkiem w łapce, całą drżącą bo się przestraszyła tego, co zrobiła. Niedźwiedź (groźnie): - Co to ma znaczyć? Mysza (desperacko): - Prima aprilis! Prima aprilis! Niedźwiedź się roześmiał. Przyciągnął Myszkę, przygarnął, mruknął jej do uszka: - Misie mają poczucie humoru. I, niby to ją przytulając, wycierał nią sobie mokry pysk. Poczym znów zasnął. -Panno Myszo, proszę przyrządzić śniadanie! Na to mysz się przeciąga i prycha śmiechem: - Sam sobie idź, Niedźwiedziu! - Rozbezczelniła się, odkąd pozwoliłem jej ze sobą sypiać, żeby jej nie było zimno. Tak to już jest z samicami... - westchnął niedźwiedź i zwlókł się z wyrka. Mysz sypia w szlafmycy, to znaczy w szlafmycy na głowie niedźwiedzia, bo to jest najcieplejsze miejsce. Dziurkę wygryzła na nosek i tylko czarna trufelka wystaje i oddycha. Niedźwiedziowi przez to przeciągi wieją po głowie. - No tak, dziura w szlafmycy... Zupełnie jakby jakieś myszy wygryzły... Ale skąd tu myszy? W każdym razie niedźwiedź chyba niespecjalnie zły, bo teraz chętniej sypia w swojej norze. Dawniej lubił sypiać po znajomych. Szedł do kogoś, pukał. Ten ktoś: „A, to pan niedźwiedź, dzień dobry, panie Niedźwiedziu, witam, co sprowadza, prosimy, prosimy..." ale Niedźwiedź nawet nie odpowiadał na powitania, tak jakby ich nie słyszał, tylko bez słowa mijał zdumionego gospodarza i kierował się prosto do sypialni. Tam kładł się na barłóg i natychmiast zasypiał. Gospodarz chwilę stał bezradnie nad chrapiącym gościem, ale ponieważ najczęściej bywało to w dzień, więc szedł sobie spokojnie do swoich zajęć i zbytnio mu to nie przeszkadzało. Nie to, żeby Niedźwiedź nie miał własnej nory, owszem, miał, ale wolał sypiać po znajomych, bo weselej. A teraz u siebie ma wesoło i śpi, zadowolony. A kiedy się przewraca z boku na bok, to uważa, żeby myszy nie przygnieść. A rano myszka wstaje, idzie do kuchni i robi kawę, i wraca cała pachnąca kawą, i jeszcze śpią trochę, przytuleni, i mysz go przyjemnie łaskocze wąsikami. Śpi w domu oczywiście z wyjątkiem tych nocy, kiedy idzie do pracy przy dzieciach. Mysza niechętnie na to patrzy, zwłaszcza gdy dziećmi są dziewczynki, ale zgodziła się, bo za to wpada trochę pieniążków. „Żywy Miś usypia dzieci" - takie dał ogłoszenie i jak któreś dziecko nie może spać, to prosi Rodziców, żeby mu wynajęli Żywego Misia Do Przytulenia. A misiowe spanie jest tak zaraźliwe, że działa lepiej niż środki nasenne, a nawet lepiej niż czytanie bajek. Mysza wypełniała zeznania podatkowe. -"Zezwania podatkowe? - dopytywał się Niedźwiedź, a gdy przyjrzał się, co Mysza robi, powiedział: - Chętnie bym zezwał tego, co układał te zezwania. Mysz bowiem siedzi cała zanurzona po uszy w papierach, w karteczkach, w rachunkach, z ołówkiem w łapce i liczy, liczy, i ślini ołówek, i mnoży, i dzieli, i dodaje, i wzdycha, i łapie się łapką za główkę, bo nie może dojść do ładu. Niedźwiedź postanowił jej pomóc, bo ma dobre serce. Więc usiadł przy niej, nachylił się i wpatrywał w papierki, i co chwila łapą w nich mieszał i mówił: - Podziel przez trzy, Myszo! Podziel przez trzy! A Mysza go odganiała i mówiła: - Cicho, Niedźwiedziu! Nie znasz się. To trzeba pomnożyć przez siedem i pół i dodać koeficjent, a potem wyciągnąć stałą kosmologiczną... I pisała dalej, skrobała, gumkowała, i mruczała do siebie: - Wydatki na cele niedźwiedziowe to idzie w rubrykę „zmarnowane", ubranka dla Myszy w rubrykę „inwestycje niezbędne"... - Jeszcze pieczątka, Myszo, jeszcze pieczątka - rzekł niedźwiedź podekscytowany, bo i jego wciągnęło, i przybił łapą umaczaną w atramencie wspaniałe odbicie niedźwiedzich opuszków. Do Urzędu wybrali się razem, odświętnie ubrani, ze stosem zezwań pod pachą. Gdy odstali swoje w kolejce, Pani Przyjmująca Zezwania powiedziała grzecznie, że niepotrzebnie się fatygowali, gdyż Zezwania ich nie obowiązują. Niedźwiedź i Mysz wyszli z Urzędu, ale tym razem wcale się nie zmartwili, że nie są Ludźmi. Tylko Niedźwiedź dopytał się jeszcze portiera czy w przyszłym roku będzie tak samo. Mysza przezimowała u Niedźwiedzia, a na wiosnę wyszli oboje za miasto, na pola. Myszę do zboża ciągnie, pobiegła, buszuje, rozłożyła się, brzuszek i łapki do góry, do słonka wystawiła, źdźbło trawy gryzie w ząbkach. A Niedźwiedź w pobliżu się przechadza, niby że się opala, chusteczkę w cztery rogi zawiązał i na głowę, ale w gruncie rzeczy uważa, czy nie ma drapieżników: kun, łasic, myszołowów, i niechby się tylko jaki pojawił, to tak by oberwał po dziobie, pysku, skrzydłach czy pazurach, że by mu się raz na zawsze odechciało myszy. A potem poszli się kąpać do rzeki, i niedźwiedź pływał, a mysza siedziała mu na głowie między uszami, trzymała się uszu i wołała: - Szybciej, niedźwiedziu! I nie pływaj crawlem, ty głupi niedźwiedziu, tylko żabką, i to nie krytą! A potem siedzieli długo w noc przy ognisku i milczeli sobie, i było im cicho, spokojnie, dobrze i przyjemnie. - Średnio na jeża - zawsze, jak mysza coś przygotowała, nawet jak było to coś pysznego i była cała dumna i miała serwetkę zawiązaną pod brodą a stół był pięknie nakryty i pytała się „Jak ci smakuje", to niedźwiedź tak właśnie odpowiadał: „Średnio na jeża". Ale zaraz potem brał się do jedzenia, łapami zgarniał wszystko, i aż mu ślinka ciekła a jedzenie chlapało na obrus. A mysza na to: - Średnio? To oddaj, niedźwiedziu, bo ci zaszkodzi. Ale mu nie zaszkodziło. Myszy ktoś wyżerał sezamki. Aż pewnego dnia znalazła, pod wyrkiem niedźwiedzia, masę papierków i jedną paczkę napoczętą. Więc ją skończyła. Nazajutrz Niedźwiedź w krzyk: - Co za draństwo! Tu jacyś złodzieje grasują! Ukradli mi sezamki! - nagle zamilkł z rozdziawionym pyskiem i zasłonił go sobie łapą. Poczym dodał, jąkając się - kupiłem je dla Ciebie, Myszko... My... my... myszeńko. Ttto mmiała bbyć nnniespodzianka... I myszka mu darowała, bo jest myszką słodyczką. Ale trzeba powiedzieć, że życie z Niedźwiedziem bywa czasem drażniące. Niedźwiedzie uwielbiają dogryzać gryzoniom. Na przykład: Nie wiadomo czemu, na słowa „dryb, dryb" mysz wpada w furię, choć tak w ogóle jest łagodna. Niedźwiedziowi nie udało się dojść, dlaczego. Czy „dryb dryb" budzi w niej jakieś straszne, okropne, przykre wspomnienie, czy też po prostu same te dźwięki tak ją drażnią? Niedźwiedź z tego nie korzysta, tylko czasem... - Zebra maleńka tu powinna być, i znak drogowy dla myszek: „Dryb dryb - tędy" chi, chi, chi! (gdy mysza przechodzi nie po pasach) chi, chi... chi.AU!!! Myszo, nie bij! Od tego dogryzania, chociaż Niedźwiedź mówi, że bez związku, Mysz jest czasem niezrównoważona i wtedy kołysze się na tylnich łapach, zamyślona w melancholii, i pada na pysk, a niedźwiedź ją łapie. Albo nie, jak Mysz jest niezrównoważona i się kołysze to niedźwiedź podchodzi cichutko z tyłu i „pych" - pchnie ją łapą i mysz pac - leży, i już jest zrównoważona. A raz nawet dostała nerwicy i od byle czego podskakiwała. Niedźwiedź aż się bał oddychać, poruszyć czy kaszlnąć, bo co tylko chrząknął, to mysza „fajt!" -łapkami machnie i cała podskakuje, a co otworzył pysk, żeby coś powiedzieć to mysza w panice; „Co się stało? Co się stało?" - jeszcze zanim wymówił słowo. Niedźwiedź pomyślał, pomyślał, jakby ją tu wyleczyć, aż wpadł na genialny pomysł: sam zaczął podskakiwać, a co tylko Mysza się odezwała, to piszczał w panice: „Co się stało!? Co się stało!?", i robił tak komiczną, przerażona minę, że myszę najpierw zatkało, a potem dostała ataku śmiechu i nerwica przeszła jak łapą odjął. I tylko czasem, jak ją Niedźwiedź naprawdę bardzo zdenerwuje, Mysza idzie sobie do kącika gdzie ma schowaną walerianę, i sobie kropeleczkę na ziarnko cukru i łyk. I potem jest taka wesolutka, humorek jej się poprawia, bo Waleriana jest na spirytusie. Ale raz niedźwiedź znalazł jej buteleczkę i wypił całą i potem się nieco zataczał i też był wesolutki, i jak mysza wróciła to jej dokuczał, więc mysz pobiegła sobie łyknąć, a tu pusto! Łapki jej się trzęsą, nie dość, że ją zdenerwował, to jeszcze jej wypił! Więc nazajutrz podreptała do apteki i kupiła drugą buteleczkę waleriany, i taką samą z olejem rycynowym, i walerianę schowała gdzie indziej, a na miejscu tamtej postawiła rycynę, i za parę dni jak wchodzi do domu to niedźwiedź jęczy, chory, i biega do ubikacji, i już nigdy więcej jej nie wypijał waleriany. - Idiotyczne. Staczamy się, Myszo. - Dosłownie? - Nie. Literacko - odparł Niedźwiedź, a po chwili milczenia dodał - chyba dosłownie też. „Ubogi niedźwiedź doprasza się łaski" - taką tekturkę sobie wypisał, wyświechtał ją i wybrudził i położył ostentacyjnie na stole, a gdy Mysza wróciła... - Co to za tekturka? - Och! Eeee - (niby zawstydzony) - to... to... zapomniałem schować... bo wiesz... to moja tekturka... ja czasem, jak nie mamy z czego żyć, to staję w przejściu podziemnym i żebram. Mysza znieruchomiała. Zrobiła wielkie oczy. - Żebrasz??? - Yyy no tak, wiem, że to wstyd... - Ależ niedźwiedziu, to nie wstyd, to hańba! Przecież ty nie musisz! - Muszę. Muszę. Wiem, że to hańba, wiem, że poprawnie mówi się żebrzę, ale ja nie mogę, nie mogę poprawnie. Trudno. Mysz ochłonęła. Potem się zamyśliła. Wreszcie dodała: - To wiesz, powinieneś jeszcze się pod tym podpisać i wytłuścić twoje nazwisko, żeby było tłustym drukiem. I niedźwiedź tak zrobił. Podpisał się „Niedźwiedziowski" i wytłuścił starannie swoje nazwisko, chociaż w kuchni było już bardzo niewiele smalcu. Niedźwiedź się wierci, nie może spać, - Co ci jest, niedźwiedziu? - Nie wiem. Niedźwiedź wstał, przeszedł się po gawrze, spojrzał na okno, a za oknem jasno, aż biała poświata wpada do gawry. I nagle niedźwiedzia olśniło: - Dziś jest pełnia księżyca, Myszko, niedźwiedzie nie mogą spać, bo niespokojne. Dziś wilki wyją do księżyca... - A myszy? - Nie słyszałem... Wyją tylko zwierzęta wyższe - dodał, patrząc na Myszę z góry. A gdy Mysz zaczęła mu wyjaśniać, co tak naprawdę znaczą zwierzęta wyższe i zwierzęta niższe, i że wzrost nic ma tu nic do rzeczy, a czasem nawet przeciwnie, Niedźwiedź dodał w zamyśleniu: - ...Właściwie niedźwiedzie też by mogły. - Co by mogły, niedźwiedziu? - Ryczeć do księżyca - stwierdził niedźwiedź. I zaryczał w stronę okna. Lecz mysz miała już dość. Wstała z barłogu, podeszła do okna i zaczęła piszczeć do księżyca. Tak głośno i tak przeraźliwie, że niedźwiedź stulił uszy po sobie, podreptał do barłogu, zagrzebał się w liściach i jęknął żałośnie, zatykając uszy łapami: - Już będę spał, myszko, już będę spał i nawet się nie przewrócę z boku na bok. Tylko nie piszcz tak strasznie! Niedźwiedź się zaklinował na przejściu dla pieszych, przed nim już czerwone, za nim samochody, a tu tłum chce przejść, ludzie wymyślają, pukają w karoserię. Mysza biega po desce rozdzielczej „tup tup tup!" z lewa na prawo i z prawa na lewo, rozgląda się i pomaga: - Do przodu, niedźwiedziu, daj do przodu kawałek! Albo nie, cofnij, cofnij!! W ogóle Mysza lubi brać aktywny udział, nawet jak nie prowadzi: dmuchawę włącza, światła, i ogrzewanie tylniej szyby bo miś zapomniał, i plącze mu się między łapami po kierownicy, aż niedźwiedź warknął: - Myszo, wprowadzasz nerwową atmosferę. Niedźwiedź robi myszce prasówkę, to znaczy udaje, że czyta jej gazetę, ale przy tym zmyśla, bo wprawdzie umie pisać bardzo ładnie ale z czytaniem jest trochę gorzej. A tymczasem mysz umie czytać doskonale i już przebiegła (dosłownie) całą prasę i śmieje się w kułak. Kapciuszki miała, żeby nie dziurawić gazet pazurkami przy przebieganiu. W ogóle Mysz nabrała szacunku dla słowa pisanego, a nawet sama pozazdrościła niedźwiedziowi i też postanowiła zostać wielka pisarką. W tym celu zabrała się za pisanie na maszynie. Ale nie wiedziała, że są specjalne maszyny do pisania. Myślała, że chodzi o tę maszynę, co ją mają w domu, poruszaną kółeczkiem. Więc pisała i pisała, na wielkich białych płachtach, a gdy niedźwiedź wrócił, to spytał: - Co to za hafty? Niedźwiedzia bolał ząbek, więc Mysz go zaprowadziła do dentysty i Pan Dentysta mu zrobił plombę w ząbku, a niedźwiedź rozdziawiał pysk i wcale nie jęczał, i był bardzo dzielny. I Pan Dentysta też był bardzo dzielny. Mysza sobie śpiewała, nuciła, przed lustrem albo w kuchni, przy garach, a Niedźwiedź podszedł na paluszkach i słuchał, i słuchał, aż nagle mysza go spostrzegła, i się przestraszyła, i zamilkła, i czekała aż ryknie swoim straszliwym śmiechem, ale nie, Niedźwiedź powiedział łagodnie: - Ładnie śpiewasz, Myszko... I wrócił na posłanie, a idąc, odwrócił łeb i dodał: - zaśpiewaj jeszcze... Mysz pali, to jej jedyna wada, jedyny nałóg. Niedźwiedź ma dużo wad, ale jak mu mysza robi wymówki, to on zaraz rzuca: - A ty palisz! I mysz od razu milknie, i kuli się ze wstydu, i chowa do norki, a potem jest na niedźwiedzia obrażona, że wypomniał jej jedyną przywarę. Mysza pali i się tego bardzo wstydzi. Niedźwiedź na nią krzyczy, że sobie zaszkodzi na zdrowiu, więc pali gdy go nie ma, a potem usuwa ślady: wietrzy norę, rozpala ogień pod kuchnią i wrzuca tam zdechłe liście, żeby pachniało dymem, ale nie papierosowym, i jak niedźwiedź wraca, to widzi Myszę grzebiącą pogrzebaczem w palenisku i woła: - Czyś ty zwariowała, co ty wyprawiasz, upał, a ty palisz! - Upał, nie upał, ugotować obiad trzeba - odparła mysza przytomnie i to go udobruchało. Niedźwiedź niespokojny, mysza nie wraca a już późno. Nagle puk! Puk! Otwiera a tu za drzwiami mysza ruda, zapłakana, chce chyłkiem, bo się wstydzi, łapkami przyklepuje włoski. Niedźwiedź jej wyczesuje, prostuje, żeby tak nie płakała, uspokaja: - No, popatrz, myszko, już proste, zobacz, już proste, a tu mały jeż, aj, elektryzuje się. Potem ją bierze na łapę i kąpie. - Co ci się stało? - Zrobiłam sobie wytrwałą - zachlipała mysza - ale dziwnie wyszło. Rzeczywiście. Z kłaków jakby drugie uszki stanęły. Nawet wąsy rude i się skręciły. Myszka jest zrozpaczona, bo chciała, żeby wąsy zostały w naturalnym kolorze ale pani fryzjerka się pomyliła i zamiast wąsów zostawiła szary ogon. Mysz się szykowała na przyjęcie, wąsiki wypastowała... Potem do kwiaciarni po kwiaty potruchtała i wzięła cały, piękny bukiet i szła uginając się pod nim i chwiejąc, i bukiet chwiał się jej w łapkach bo był większy od niej, a gdy stanęła pod drzwiami to już jej łapki mdlały, i zadzwoniła, a nagle za jej plecami jak spod ziemi wyrósł Niedźwiedź i wyjął jej z łapek bukiet, mówiąc: - To za ciężkie dla ciebie, Myszko. 1 w tym momencie drzwi się otworzyły i niedźwiedź wręczył bukiet gospodarzom ze słowami „Całuję rączki pani dobrodziejki gospodyni", cały w lansadach. Mysz (piskliwie): - To ja byłam zaproszona... Ale nikt nie dosłyszał. Wchodzą, na nią nikt nie zwraca uwagi, tylko wszyscy jego witają, sadzają przy stole, mysz myślała, że to dla niej krzesło i wskoczyła na nie, a niedźwiedź nie zauważył i na nią klapnął. Ona w pisk. Niedźwiedź: - Ach, nie przejmujcie się Państwo, to taka wiktymologia, będę jej rzucał skórki pod stół. Myszy trochę smutno, że tak ją olewają, i pomyślała, że na tak eleganckim przyjęciu, gdzie to ona była zaproszona, to mogliby jej chociaż talerzyk na te skórki pod stołem położyć, a nie żeby tak na podłogę. Tymczasem Pan Domu, który dopiero teraz ją zauważył, wykrzyknął: - Ależ, to nasza kochana Pani Myszka! Prosimy, prosimy do nas! I wziął ją delikatnie za skórę na karczku, posadził na stole i postawił przed nią talerzyk, czyściutki i piękny, i nałożył specjalnie dla niej rozmaitych smakołyków, sałatek, orzeszków, i mysz była zadowolona i szczęśliwa, i jadła sobie i chrupała, a tymczasem Niedźwiedź opowiadał dowcipy, śmiał się bardzo głośno, obżerał się i dobierał do Pani Domu, i pewnie następnym razem znów go nie zaproszą. Odkąd rzuciła palenie, Myszy się uroiło, że jest lwicą. Warczy, grozi itp. Niedźwiedź przerażony, biegnie do lekarza. Lekarz go uspokaja: - To się zdarza u małych zwierzątek. Proszę w niczym nie przeczyć zwierzątku, a choroba sama przejdzie. Więc gdy mysz warczy jak lwica - niedźwiedź podskakuje, niby że ze strachu. Niby że przerażony. Bo Niedźwiedź bardzo kocha zwierzątka. A gdy Myszy smutno, to ją turla. „Utulić do snu - uturlać do snu" - komenderuje mysza coraz senniej, a miś posłusznie łapą ją turla, delikatnie, po całym posłaniu, aż mysz dostaje zawrotu głowy i zasypia. Raz, gdy myszka była obrażona, bo jej nadokuczał, i nie chciała się prosić, to zostawiła mu na stole kartkę: „Proszę mnie wygłaskać, wyściskać i wyturlać, bo mi smutno". I podpisała się: „Anonim (myszka)". Mysza chciała, żeby Niedźwiedź też miał imieniny, jak inni ludzie. Kupiła kalendarzyk, ale tam nie było nic o niedźwiedziach, więc dopisała przy jutrzejszej dacie: „Niedźwiedź". A w nocy zrobiła mu torcik z pajęczynek i niespodziankę: wyszyła mu po kryjomu kolorowe kwiatki na kapciuszkach, bo chciała mu prezent, a nie miała pieniążków, żeby coś kupić. Nazajutrz Niedźwiedź zbudził się pierwszy bo Mysza, zmęczona, jeszcze spała, i pozrywał te nici z kapci, bo to jakieś paskudztwa, pajęczyny czy coś. A potem, jak się dowiedział, to ją przepraszał i tak mu było przykro, że postanowił to naprawić i sobie kapcie, a jej fartuszek, tak ozdobił kwiatkami, tak poprzeszywał na wszystkie strony, i z lewej, i na wylot, i był bardzo dumny, tylko że nie można było ich włożyć, ani kapci, ani fartuszka, ale to nic, Mysz i tak się wzruszyła. A potem Mysz i Niedźwiedź postanowili urządzić przyjęcie, to znaczy głównie Mysz, bo od czasu, gdy była na wizycie lubi życie towarzyskie i się zaprzyjaźniła z sąsiadką, i przez nią poznała sąsiadów sąsiadki. I zaprosiła. A Niedźwiedź tylko obojętnie mruknął: „Dobrze", gdy, cała zemocjonowana, mówiła mu kto przyjdzie i jak będzie cudownie. Więc mysz szykowała: słone paluszki, orzeszki, i różne inne przysmaki, i goście przyszli i było bardzo, bardzo miło, i się pozaprzyjaźniali i opowiadali sobie różne żarciki i śmieszne zdarzenia, i Niedźwiedź też się rozruszał i brylował, i było cudownie, tylko po przyjęciu, jak już goście poszli, Myszka powiedziała do Niedźwiedzia: - Patrz, jakie to dziwne: paluszki zjedli, orzeszki też, a solonych pajęczynek nikt nie ruszył ani zdechłych komarów w majonezie... - Dziwne, rzeczywiście - mruknął Niedźwiedź i pokręcił łbem w zadumie. Lato było upalne, i było pełno słońca, a Niedźwiedź mrużył oczy i stwierdził, że będzie mu do pyska w ciemnych okularach, a że go nie stać na prawdziwe, więc sobie wyciął z ciemnej tekturki i teraz nic nie widzi, więc mysz mu siada na głowie i sygnalizuje gdzie ma iść: dwa tupnięcia - w lewo, jedno tupnięcie - w prawo, brak tupnięcia - prosto. W ogóle Mysza lubi tak podróżować: siedzi sobie między uszami niedźwiedzia, a Niedźwiedź galopuje aż się ziemia trzęsie i wszystko, co żyje, ucieka. O, bo niedźwiedź to jest najsilniejsze zwierzę, nawet lew się go boi, kiedyś podszedł za blisko i niedźwiedź wziął go za skórę na karku, podniósł sobie do pyska, przyjrzał mu się z ciekawością i spytał leniwie: - A co to za zwierzątko? Aha, to chyba kotek... A lew chciał zaryczeć, lecz jak na złość wyciął koguta i wyszło mu tylko jakieś miauknięcie, i jakieś drżącym głosem wyjąkane sprostowanie: - Ja nie jestem kotek, ja jestem lew... Ale już nie śmiał dodać: „Król Zwierząt", zwłaszcza, że Niedźwiedź rzekł od niechcenia, wielkopańsko: - Mnie tam wszystko jedno, lew czy kotek. I postawił go na ziemi ostrożnie, żeby go nie uszkodzić. Lew czym prędzej czmychnął, i odtąd nikt nie wchodzi niedźwiedziowi w drogę. Niedźwiedź, za swoją pracę literacką o treści „Ubogi Niedźwiedź doprasza się łaski", którą Mysza, dla kawału, wysłała na konkurs Ministerstwa Kultury, otrzymał stypendium zagraniczne, „...w celu pławienia się w Atmosferze Kultury Zachodniej" (tak brzmiało uzasadnienie wygłoszone przez Pana Wręczającego), więc wziął Myszę pod pachę i pojechali na Lazurowe Wybrzeże. A tam jachty, milionerzy... Więc kupił myszce płetewki i pływają sobie między jachtami, i są szczęśliwi, i pławią się w Atmosferze Kultury Zachodniej (cokolwiek by to znaczyło). A potem na plażę idą, on w kąpielówkach, bo tak wypada, ona w kostiumie bikini z trzema staniczkami, bardzo seksowna. Niedźwiedź uczy myszę nurkować, mysz pojętna, ale nie umie się głębiej zanurzyć, zawsze jej tyłeczek wystaje. - Myszo, jak tak będziesz nurkować, to każdy będzie widział, gdzie nurkujesz. Popatrz na mnie. I zanurkował tak, że go nie było widać ani trochę, tylko cień jakiś, jakby ciemna chmura, po dnie sunął, pełznął, aż plażowicze się wystraszyli, że to płaszczka. Gdy wrócili ze stypendium była jeszcze pełnia lata więc często chodzili na spacer. Co rano, gdy Niedźwiedź jeszcze otumaniony od snu zwlekał się z barłogu, Mysza rzucała rozkazującym tonem: - Na spacer! I niedźwiedź ją w zęby, to znaczy w zęby ją bierze, i niesie na spacerek w pysku, merdając wesoło ogonkiem. Inne niedźwiedzie (i psy) zapraszają go do zabawy, ale on nie, bo on musi z myszą na spacerek. Ale dzisiaj inaczej, dzisiaj Mysz i Niedźwiedź wybrali się na spacer daleko, do parku. Niestety, przy bramie ich zatrzymano, nie wolno niedźwiedziom wchodzić bez opieki, dano myszy smyczkę i kaganiec, i ma go prowadzić. Myszy się to bardzo spodobało, i szli wśród niedzielnego tłumu, on na smyczy i w kagańcu, rzucając na nią wściekłe spojrzenia, ona go pogania, tupie nóżką, czasem za uchem podrapie, wtedy on na nią przyjaźniej łypnie, to znów ona na niego warknie, za smyczkę szarpnie, więc on się w końcu wkurzył, zeźlił, i jak szarpnął za smyczę to mysz się potoczyła aż do sadzawki z łabędziami i niedźwiedź się zaśmiewał, zaśmiewał na widok mokrej myszy, ale zaraz przestał się śmiać i bardzo się zdziwił, że strażnicy na niego z bacikami, i na traktor go, i do zoo. A w zoo myszka go odwiedza, i teraz to ona się naśmiewa, i drażni go, i przechodzi przez kraty i go łaskocze, a on konwulsji dostaje, i ryczy, i nie chcą go przez to wypuścić, bo myślą, że jest psychicznie chory. Wreszcie mysza się użaliła, poręczyła u Dyrektora i wyszła z misiem na smyczy, a dyrektor jeszcze za nią wołał: - Tylko niech go Pani dobrze pilnuje! - Uhm, już ja go upilnuję, nie ma obawy - rzekła Mysza z pewną siebie minką a miś szedł potulnie, pyskiem po ziemi szurał i ogonek miał podkulony. Niedźwiedź tak ciężko przeżył pobyt w klatce, że aż się od tego rozchorował, chociaż jako niedźwiedź nigdy nie choruje i w ogóle nie jest mięczakiem. Leży chory, w beciku, mysz mu kołysanki nuci, zwilża czoło szmatką. Daje mu piwo w smoczku, podgrzane według przepisu, letnie, tfu! Niedźwiedź mierzy myszą temperaturę, trzyma ją pod pachą jak termometr. - No i jak, Myszo? - Jest ze trzydzieści osiem z kreskami - pisnęła mysza, której tylko łebek wystawał. Pierwszy spacer niedźwiedzia po chorobie. Na smyczy, bo nerwowy. Szalik na pysk, czapka z pomponem, mysza sama mu je udziergała z pajęczynek. Niedźwiedź się wstydzi, że będą się z niego śmiali, ale mysza mu nie daruje. Niedźwiedziowi się uroiło, że jest taki tyci. Może to powikłanie po chorobie? Rzuca się na szyję, każdemu, żeby go wzięli na ręce, i „plask!" obala tego kogoś, komu się rzucił, bo nikt go nie może udźwignąć. Zwłaszcza, że niedźwiedź jest z tych większych, polarnych, tylko się kiedyś przefarbował na brunatnego, bo stwierdził, że jako polarny zanadto zwraca na siebie uwagę wśród przechodniów. Więc Mysz go zaprowadziła do Pani Żyrafy, i Niedźwiedź w pierwszej chwili też chciał się rzucić na szyję, ale jak się przyjrzał żyrafiej szyi to łapy mu opadły i odechciało mu się rzucania na szyję. Niedźwiedź chyba już całkiem zdrowy, bo wszedł do kuchni i zawołał z zachwytem: - Cudowny widok! Nie ma piękniejszego widoku na świecie niż zmywająca samica. Niż Myszka w kuchni przy garnuszkach... - Przy garach! Warknęła Mysza i zatłukła garnkami, ale zaraz wzięła się znów za zmywanie, i myła i szorowała garnuszki mrucząc do siebie: „Co ja robię? Co ja robię? Po co ja tak ciągle zmywam?" - Program zachowań Ci się włącza - wyjaśnił uczenie Niedźwiedź. Wystarczy postawić zwierzątko przed zlewem a zacznie zmywać, bo ma to zakodowane od pokoleń, od milionów lat: zlew + naczynia = zmywanie. Start. I w ogóle mysz to pożyteczne zwierzę. - Za to niedźwiedź to wielki szkodnik - odcięła się Mysza i odgoniła Niedźwiedzia od salaterki z sałatką przy której się podejrzanie kręcił i mówił, że trzeba od sałatki odganiać muchy. - Najgorszą muchą jesteś ty, Niedźwiedziu. Pewnego dnia jednak Mysza się zbuntowała. Ciskała w Niedźwiedzia żelazkiem, i talerzykiem, i wałkiem, i wąsiki jej drgały ze złości, i miała piankę na pyszczku. A Niedźwiedź tylko się kulił, nie wiadomo, czy ze strachu, czy ze śmiechu, bo pociski mu krzywdy nie robiły bo miał grube futro. Wreszcie, gdy Mysz się już wyzłościła i dyszała zziajana z ostatnim nie ciśniętym rondelkiem w łapce, Niedźwiedź zakonkludował: - Myszo, jak ty słodko wyglądasz! Tak po domowemu, po mysiemu, tak futerkowato, tak pazurkowato. Jesteś urocza, kiedy się ciskasz! I razem zabrali się do zbierania potłuczonych talerzyków. Niedźwiedzia chyba ruszyło sumienie, bo żeby ulżyć myszce postanowił zjeść w stołówce. Więc poszedł do stołówki dla pisarzy i wszedł tam na krzywy ryj, na foczy pysk, na niedźwiedzią kufę... no, krótko mówiąc, zrobił oko do pani szatniarki i wszedł. Przyszedł tam, żeby go to nobilitowało, żeby się poczuć pisarzem, ale porcje tak małe, że wcale się nie poczuł, i zażądał więcej. Kłóci się, ale nie chcą mu dać więcej, bo się nie należy, więc się zakradł do kuchni i kradł schabowe, do kieszeni, tu trzy, tam pięć, i jeszcze dwa za pazuchę, i w jadłospisie musieli wykreślić schabowe, bo zabrakło. Ale w domu, jak się już najadł, to mu się zrobiło przykro i posłał paniom do stołówki swoje dzieło z dedykacją. Na ogół jednak gotują z Myszą w domu. Niedźwiedź, jak coś smaży, to w masce pływackiej, która mu została ze stypendium, żeby mu gorący olej nie prysnął do oka. Mysza, jak to zobaczyła, to się tak zaśmiewała, zaśmiewała, aż prawie dostała spazmów ze śmiechu, takie jej się to wydało śmieszne, a niedźwiedź patrzył na nią przez maskę nic nie rozumiejąc, bo jemu się to wcale nie wydawało śmieszne. Ale potem pomyślał, pomyślał, i wyciągnął z szafy takie okulary do nurkowania, dużo mniejsze niż maska, które też mu zostały ze stypendium. Żeby było dyskretniej i mniej śmieszyło. Ale mysza i tak się zarykiwała, a raczej zapiskiwała. Nagle Niedźwiedź spytał: - Myszko, a jak TY smażysz, to jak się chronisz, żeby ci olej nie prysnął? Myszka się zdziwiła. Zastanowiła. - No, jak to? Normalnie, rzucam pierożki na patelnię, odwracam się i w nogi, myk! Piszczę i biegnę w najdalszy kąt kuchni. I tam przeczekuję, żeby na mnie nie prysnęło. To chyba oczywiste? - I wcale nie śmieszne - dodał niedźwiedź. Konkurs piękności. Mysza wpada w ostatniej chwili. W ogóle by nie przyszła, tylko że niedźwiedź jej kazał, to znaczy ją prosił. Bo niedźwiedź jest w jury, został działaczem LPK (Ligi Piękności Kobiet) i zorganizował ten konkurs z kolegami działaczami. I przyszło bardzo dużo pięknych myszek, wypięknionych, po wytrwałej i różnych innych zabiegach, i przybranych w różne szatki jak na wesele. A mysza wpadła w fartuszku, wycierając łapki, bo jeszcze były w mące od robienia kluseczek, i od razu zdobyła pierwszą nagrodę, bo całe jury zakrzyknęło, że taka kobieta prosto od kuchni to najpiękniejsza kobieta na świecie. Więc mysz podziękowała i chciała od razu wracać, ale jury poprosiło, żeby została do wręczenia dyplomu. I wręczono jej dyplom uroczyście, przy fanfarach, i wszystkie myszy wypindrzone na gwiazdy skręciło z zazdrości na korkociąg, a niedźwiedź dumny, podkręcał wąsa. I zaraz potem wrócili, a obiad się wcale mnie przypalił i był bardzo smaczny. Niedźwiedź zawsze marzył, żeby być odznaczony, i jak tylko gdzieś odznaczali zaraz tam szedł i stawał w rzędzie odznaczanych, ale go zawsze omijano, jakby był w czapce niewidce. Aż raz pewien pan generał się zlitował, bo żal mu się zrobiło, taki miły ten Niedźwiedź, zawsze przychodzi, to ja mu zrobię przyjemność i też go odznaczę. A że nie miał dodatkowego orderu, więc uhonorował Niedźwiedzia kapslem od piwa. I Niedźwiedź był bardzo dumny i wrócił do domu i pokazał Myszy order, na którym było coś wypisane (pewnie: „Za odwagę i męstwo"), i zaraz potem poszedł spać. A Mysza, żeby się order nie zagubił w barłogu, położyła go ładnie na półeczce. A potem dorobiła do orderu wstążkę i ile razy Niedźwiedź gdzieś szedł, to mu czyściła order i przypinała, i Niedźwiedź szedł bardzo zadowolony. Pewnego wieczoru, gdy Mysza opowiadała Niedźwiedziowi dłużej niż zwykle co przez cały dzień robiła i jakie miała przygody, spytała w pewnej chwili, czy powinna była włożyć tę szarą sukienkę na spacer i zakupy, czy raczej tę bordową? - niedźwiedź odpowiedział na to z przekonaniem: „Aha". Mysza spojrzała uważniej: on ma zamknięte powieki! Zaparła się, żeby mu unieść powiekę, a tu oko senne, śpiące. Łapki jej opadły. A więc udawał tylko, że słucha! A więc opracował sobie metodę chrapania na melodię „Aha", bez przygwizdu. Zamiast chrapać tak jak inni: „Chchrrummm.... fiiiii!!!" to Niedźwiedź chrapie: „Aha... aha... aha..." i kiwa miarowo łbem, jakby potakiwał z wielkim przekonaniem. Mysz była najpierw bardzo oburzona i bardzo zmartwiona swoim odkryciem, zwłaszcza że zrozumiała, że tak samo było co wieczór nie od dziś, i że niepotrzebnie się wysilała opowiadając Niedźwiedziowi tyle rzeczy. Ale później się uspokoiła, a następnego wieczoru, gdy niedźwiedź jak zwykle chrapał już w najlepsze, zastanowiła się chwilkę a potem zaczęła, jak zwykle, opowiadać mu wszystko co robiła tego dnia. A Niedźwiedź swoim zwyczajem kiwał pyskiem i pomrukiwał „Aha... aha... aha...", i było miło, ciepło, przyjemnie i po domowemu. Niedźwiedź na działkach lubi spacerować alejkami, zatrzymywać się przy sąsiadach i wdawać w sąsiedzkie pogawędki z innymi działkowiczami. Pyta „Jak idą wisienki?" i pełną garścią bierze, i czy myszy bardzo nie dokuczają. Raz mu jeden działkowicz odparł dowcipnie, że myszy nie, ale czasem niedźwiedzie. „Niedźwiedzie?" zdumiał się szczerze Niedźwiedź i sięgnął po jeszcze wisienek. Po czym odszedł, zamyślony. „Skąd tu niedźwiedzie?" - mruczał. Niedźwiedź i Mysz sami wprawdzie działki nie mają, bo im nie przyznano pod jakimś głupim pretekstem że są zwierzętami czy coś w tym rodzaju, ale bardzo lubią życie działkowe, i czasem nawet nocują po kryjomu w opuszczonym domku do którego od lat nikt nie przyjeżdża. W domku jest bardzo wygodnie i Niedźwiedź świetnie się tu czuje, mysz też, bo wypoczywa, bo na działce to Niedźwiedź kucharuje i robi na grillu jedyną kolację jaką umie przyrządzić -zapiekankę z trawy i zeschłych liści. I na pewno nie musieliby objadać sąsiadów z wisienek gdyby im pozwolono zasadzić własne drzewka. Dostali zaproszenie na koncert od sąsiadki, której przysłano trzy a nie potrzebowała tyle, bo była sama a chciała im się zrewanżować za przyjęcie imieninowe. W przerwie koncertu pan Konferansjer ogłosił konkurs, że każdy kto chce może wejść na scenę i zaśpiewać i Niedźwiedź zaraz się zerwał, mimo protestów Myszy, i pierwszy pobiegł na scenę, bo zawsze chciał być sławnym piosenkarzem. - Prosimy, prosimy, witamy pierwszego odważnego - powitał go Konferansjer. Na scenie było tyle świateł, że Niedźwiedź, który najpierw miał zamiar od razu zacząć śpiewać, skulił się i stanął tam, gdzie mu konferansjer wskazał. A zaraz potem weszło jeszcze paru odważnych (ale nie tak odważnych jak Niedźwiedź) i odbył się konkurs i Niedźwiedź wygrał płytę - nagrodę pocieszenia za odwagę. Wrócił z tą płytą na miejsce koło Myszy, oklaskiwany przez salę. A Mysz była bardzo zadowolona. Wprawdzie odtwarzacza nie mają, ale u sąsiadki będzie można posłuchać, i tylko Niedźwiedź wrócił z koncertu jakiś ponury, jak zwykle. Tego lata była plaga komarów i miś się walił po pysku i po wszystkim na czym mu siadały, i gdy nawet w końcu zagrzebał się spać pod stertą liści, to nadal mu nie dawały spokoju, a on się wstrząsał i warczał. Więc myszka pomyślała, pomyślała, a potem wzięła taką siatkę na kiju do łapania motyli i zaczęła w nią łapać komary a potem je wyrzucała za okno wołając „A sio! A pójdziecie wy sobie! Niedźwiedziowi przeszkadzać wam się zachciało! Już ja wam pokażę!" I biegała z tą siatką, i wymachiwała nią, i uganiała się za komarami aż Niedźwiedź się wstrząsnął i warknął: „Co to za komar tak po mnie biega?" Bo faktycznie Mysza biegała z tą siateczką po kufie, po uszach i po łapach niedźwiedzia, i po łbie. A rano, kiedy jeszcze Mysza spała, Niedźwiedź poszedł na spacer po lesie. - Niedźwiedziu! To tutaj! Hop hop! Niedźwiedziu! - Mysza stoi przed norką i woła na cały las, bo Niedźwiedź nie wraca z porannego spaceru. Pewnie znów zabłądził i nie może trafić z powrotem do gawry. Niedźwiedź nie ma orientacji w terenie. Mysz mu tasiemki rozwiesza na drzewach, ale Niedźwiedź idzie po tych tasiemkach w odwrotną stronę. Dopiero gdy Mysz zaczyna warzyć obiad i smakowite zapachy rozchodzą się po lesie, to Niedźwiedź odzyskuje swój zmysł orientacji w terenie. Mysz wróciła znad morza, a ponieważ niedźwiedź się polenił i nie był z nią, więc przywiozła mu w plecaczku niespodziankę. Gdy weszła, to aż się pod tym plecaczkiem uginała, ale nie chciała nic powiedzieć tylko najpierw zamknęła się z plecaczkiem na pięć minut w łazience, a potem wyszła i wręczyła zdumionemu niedźwiedziowi słoik. Niedźwiedź patrzy, patrzy, co też to takiego, najpierw pomyślał, że grzybki marynowane w occie, i się ucieszył, ale potem zobaczył, że na dnie słoika piach, muszelki, więc się przestraszył, że to w prezencie żywa rybka z morza i że trzeba ją będzie karmić o świcie i się zrywać, ale nie, okazało się, że to po prostu kawałek morza: w słoiku morska woda, piasek, kawałek patyka i dużo muszelek, na szkle wymalowane lakierem do paznokci słoneczko z promyczkami, a na wieczku wydrapane pazurkiem: „NIEDŹWIEDZI KAWAŁEK MORZA ODE MNIE, MYSZY W SŁOŃCU". Niedźwiedź tak się wzruszył, że o mało się nie popłakał. - Myszko, i ty, bidulko, dźwigałaś to aż znad morza? Myszka też była wzruszona i żeby to pokryć, zaczęła tłumaczyć: - O, tu, widzisz, niedźwiedziu, są takie te, co to się z nich robi perły, no jak się to nazywa? Gdzie się znajduje perły? - W sklepie - odparł rzeczowo niedźwiedź. - Nie! Nie o to chodzi. O, już wiem, to są małże - wykrzyknęła mysza triumfalnie, wskazując dwie muszelki na dnie słoika. - Gdzie są małże? - O, tu, tu! - Już jeżeli, to perły są w ostrygach, a nie w żadnych małżach - sprostował niedźwiedź z przemądrzałą miną - a to, co tu leży, to ani małże, ani ostrygi, tylko przegrzebek Świętego Jakuba. - Ty sam jesteś przegrzebek! - rzekła Mysz obrażona - Bo się zawsze grzebiesz. - Ale nie w piasku, najwyżej w liściach. I omal się nie pokłócili z powodu prezentu, który ich bardzo wzruszył. Ranek. Niedźwiedź jeszcze senny, z lekka nieprzytomny, sięgnął łapą po myszę i podniósł ją sobie do ust, bo myślał, że to kanapka, albo w ogóle nic nie myślał, bo niedźwiedzie o tej porze nie myślą. Mysza podniosła pisk: - Niedźwiedziu, co ty robisz!!!??? Niedźwiedź aż się wstrząsnął, gdy zrozumiał, co się o mało nie stało i do jakiej tragedii mogło dojść. Był tak wstrząśnięty, że aż sam wpadł na pomysł, co zrobić, żeby to się już nigdy nie mogło powtórzyć. Poprosił mianowicie myszkę, żeby co rano wstawała trochę wcześniej, szykowała kanapkę i kładła mu na poduszce, a sama żeby się trochę odsunęła, tak na wszelki wypadek. I mysza tak zrobiła. Wstawała wcześniej, szykowała kanapkę, kładła obok niedźwiedzia, a sama szła jeszcze trochę podrzemać na otomanie, bo było jeszcze bardzo wcześnie. I z otomany, zasypiając, słyszała jeszcze, jak niedźwiedź sennym głosem mruczy: „nie bój się, myszko, nie zjem cię" - i przez półprzymknięte powieki widziała, jak wyciąga łapę, głaszcze kanapkę i przewraca się na drugi bok. Pewnego wieczoru oglądali właśnie program o modzie i na ekranie maszerowały Panie Modelki a Niedźwiedź stwierdził z podziwem: - Ależ one są wysokie. - Wcale nie takie wysokie, niedźwiedziu, wcale nie takie wysokie. To się tylko tak wydaje - wtrąciła szybko Mysza. Ja jestem od nich wyższa - dodała jeszcze. Niedźwiedź popatrzył na nią zdziwiony. - Czy jesteś pewna? - Oczywiście! To tylko złudzenie. Spójrz! Mysz podeszła do ekranu i stanęła wyprostowana na tylnich pazurkach. - Widzisz? Niedźwiedź popatrzył na nią przeciągle i po chwili spytał: - Czy od żyrafy też jesteś wyższa, Myszko? Mysz się zreflektowała. - Nie, od żyrafy nie - rzekła po króciutkim namyśle. Niedźwiedź kupi sobie gitarę, bo postanowił zostać artystą, sławnym piosenkarzem, żeby mieć wielbicielki. - Może taniej w hurtowni? - Zastanawia się głośno. Mysza się zdrowo uśmiała: - Akurat są hurtownie gitar! Ale jak pojechali na Przedmieścia, to się okazało, że są, i to nawet Specjalistyczne Hurtownie Gitar dla Niedźwiedzi, gdzie gitary wielkie jak basetle, o szeroko rozstawionych strunach, żeby niedźwiedzie paluszki mogły je naciskać pojedynczo, i wzmocnione, żeby ich niedźwiedzie łapki nie pogruchotały przy graniu. Gdy wracali, (metrem, bo nie zmieściłaby się w aucie), Niedźwiedź trzymał ją dumnie i próbował, i wydawała dźwięk niedźwiedzi, i nucił sobie do niej, z czego wyszła niedźwiedzia muzyka, i pasażerowie się zrzucili i dali mu dużo pieniążków, żeby tylko już przestał. - To o której masz to spotkanie z Ambasadorem? - To nie z ambasadorem, Myszko, tylko z czwartym doradcą trzeciego asystenta drugiego pomocnika stróża... - To nic, to nic, ale i tak musisz porządnie wyglądać - mysza była cała podekscytowana i prasowała mu koszulę, i wyczyściła mu butki, wyszczotkowała garnitur, aż niedźwiedź zakonkludował: - Muszę chyba częściej chodzić na takie spotkania, będę miał zawsze ubranie w porządku. Spotkanie było w sprawie pracy, Niedźwiedź proponował, że będzie pilnował ambasady w nocy jako nocny stróż i zapewnił przez telefon, że wystraszy każdego złodzieja, więc zaproszono go na interview, żeby sprawdzić jego liście motywacyjne, ale nic z tego nie wyszło, bo pan czwarty asystent trzeciego pomocnika stróża na widok niedźwiedzia sam się tak wystraszył, że musiał pójść na urlop zdrowotny. Więc niedźwiedź wrócił i wysypał liście motywacyjne z dyplomatki, którą miał ze sobą dla wywarcia dobrego wrażenia. Niedźwiedź przeżywa „drugie ząbkowanie", (według zgryźliwych słów Myszy), to znaczy czuje się zadziwiająco młodo, no krótko mówiąc interesują go panienki, i to coraz młodsze. Jak podrywa? To proste, odpowiada niedźwiedź, jak pada deszcz to podchodzę z parasolem i mówię: - Żeby na panią nie padało... Żadna się nie oprze. Albo na przykład jak widzę taką z pakunkami, co dźwiga jakieś rulony czy ramy, pewnie malarka, to podchodzę i pomagam, a ona się cieszy, że ma darmowego tragarza, wykorzysta go i kopa, a tymczasem Niedźwiedź tak uroczy, zabawia ją anegdotkami, że to ona się zakochuje. Są jeszcze inne sposoby: podstawić nogę a potem podnieść, otrzepać, przeprosić i już jest pretekst do zawarcia znajomości. Niedźwiedź nawet zbudował sobie balkon-ambonę, taką jaką podpatrzył w lesie. Stoi na tej ambonie, rozgląda się i woła na przechodzące panienki: - Sarenko, może się zapoznamy? Raz tak zawołał na Myszę, bo jej nie poznał, gdy wracała z zakupami. - Ty bezmóżdźe! Ty wołku zbożowy! - odpowiedziała Mysza i się nie zapoznali. Mysza dziś zła, bo przed okresem. Mysz jak ma okres, to chodzi w wielkich majtkach z podpaską, aż ją zarzuca na boki. A przedtem jest zła jak osa i Niedźwiedź chodzi na paluszkach bo wie, że lepiej nie podpaść myszy przed okresem. Najwyżej tylko poprosi potulnie: - Niech Mysza nie będzie zgryźliwym gryzoniem. - Cicho, ty wołku zbożowy! - Do mnie tak? Do intelektualisty? - Żałośnie i odszedł. A mysza się tłukła po kuchni, garnkami trzaskała i mruczała, zła, pod wąsem: - Przeszkadzają i przeszkadzają. - Jestem sobie mały miś, znam kobiety nie od dziś - niedźwiedź już sobie mógł tak nucić, bo myszy przeszedł okres - lepiej się czujesz, myszeczko? Niedźwiedź, który jest urodzonym uwodzicielem, kobieciarzem (myszarzem?), plejbojem jak sam powiada (pleniedźwiedziern, prostuje złośliwie Mysza) mówi do wszystkich samic: myszeczko, myszeńko, myszko - tak bezpieczniej, bo się imiona nie plączą. Gdy Mysz się buntuje, Niedźwiedź łagodzi sytuację: - Ależ Myszko, ty jesteś jedyna na świecie. Poza tym ty nie jesteś mysz, tylko Mysza, a to zasadnicza różnica, Myszo! - Ty głupi pleniedźwiedziu! - warknęła Mysza, ale widać było, że się udobruchała. - To zabierz ją do teatru - doradziła po chwili, bo była poczciwa i lubiła organizować Niedźwiedziowi czas wolny, nawet wtedy, gdy próbował flirtować z innymi panienkami - O, patrz - sięgnęła po gazetę - grają na przykład „Króla Ubu", w Teatrze Niedalekim, to musi być niedaleko. I Niedźwiedź posłuchał mysiej rady, ale w teatrze zasnął i tak chrapał, że Panienka, z którą się wybrał, zawstydziła się swego kawalera i dyskretnie wyszła, zaczerwieniona, w środku przedstawienia. A inni widzowie pomyśleli, że to wszystko było wyreżyserowane. Mysz znalazła gdzieś na śmietniku, czy na pchlim targu, czy po prostu na ulicy w dniu, w którym ludzie wyrzucają niepotrzebne rzeczy, starą, niepotrzebną nikomu wagę, taką z dwiema szalami i ze złotymi miseczkami na tych szalach. Mysz ją wyczyściła i dalej się bawić: wskakiwała na szale, przeskakiwała z szali na szalę, i bardzo jej się podobało, że takie złote i tak się kołyszą, aż niedźwiedź ją kiedyś na tym zastał i powiedział: - Myszko, to jest waga więc powinnaś się ważyć, teraz wszystkie samice się ważą, żeby sprawdzić, czy są bardzo za grube, czy tylko trochę za grube. Mysz się zasępiła, a potem zaczęła się ważyć, ale nie miała odważników, widocznie ten ktoś, kto wyrzucił wagę, zatrzymał sobie odważniki, albo po prostu gdzieś zaginęły, więc niedźwiedź się zaofiarował, że będzie robił za odważnik. „Bo niedźwiedzie są bardzo odważne" dodał. I odtąd codziennie myszka wskakiwała na jedną szalę, a niedźwiedź łapą przytrzymywał drugą szalę i wyczuwał, ile jest nacisku ze strony myszy, i mówił: „Myszko, dziś ważysz tyle a tyle", a myszka skrzętnie notowała. Ale po kilku tygodniach nabrała podejrzeń, bo wyszło jej z obliczeń, że waży minus trzy kilo. Więc poszła rano do sklepu, ustawiła się przed ladą, a gdy przyszła jej kolej i pani sklepowa spytała „Co mam zważyć?" Myszka wskoczyła szybko na wagę, ze słowami „Przepraszam, muszę tylko coś sprawdzić". Pani sklepowa była bardzo miła i odczytała myszce dokładną wagę, a nawet podała cenę, w przeliczeniu na ser. Od tego dnia, gdy Pani Ekspedientka przeliczyła ją na ser, Mysza ćwiczy aerobik na tylnich łapach, bo to jest dobre na schudnięcie. - Ha, ha, ha! - zarykiwał się Niedźwiedź na ten widok - Aerobik! Akurat! Myszobik! Ty ćwiczysz po prostu chodzenie na tylnich łapach, żeby się upodobnić do człowieka. - Ależ nie, Niedźwiedziu, zobacz. - Rzeczywiście... - Niedźwiedź się zacukał. I odtąd razem ćwiczyli, zwłaszcza biegi, bo to niedźwiedziowi najciężej wychodzi na tylnych łapach. A gdy Mysz już stwierdziła, że się odchudziła, kupiła sobie sukienkę (nie wiadomo po co - komentował niedźwiedź). Przymierza, przymierza, i nie może dojść: czy to się zakłada na cztery łapy, czy tylko na dwie, a jeśli tak, to które dwie? - Dwie lewe - podpowiedział Niedźwiedź burkliwie. Nie wiadomo, czy to od aerobiku na schudnięcie, czy od sukienki, czy może jeszcze od czegoś innego, w każdym razie Mysza zaczęła mieć powodzenie. Zaczęli ją nawet na ulicach podrywać! Pewnego dnia oświadczyła Niedźwiedziowi, że idzie na randkę z kimś, kto ją poderwał na ulicy mówiąc: „Przepraszam, czy te wąsiki są rude, czy naturalne?" Niedźwiedź bardzo się śmiał, gdy mu to opowiedziała, i stwierdził że to bardzo dobry sposób, sam będzie teraz chodził po ulicach i tak podrywał: „Przepraszam panią, czy te włosy to srebrne czy naturalne?" Albo: „Czy pani futerko jest rude, czy farbowane?" Mysz aż się zataczała ze śmiechu słysząc, jak trenuje tę kwestię przed lustrem. - Niedźwiedziu, jak tak będziesz pytał, to wrócisz z podbitym okiem i z obolałą kufą! - ostrzegła go życzliwie. A tymczasem sama się szykowała, bo stwierdziła, że musi być równouprawniona i że nie tylko Niedźwiedź jest kobietą, ale ona też, a poza tym w domu czuje się niedoceniona. I już. Więc szykowała się bardzo pięknie a Niedźwiedź, który tak w ogóle nie jest zazdrosny i nigdy nie był, nagle wpadł w szał zazdrości. - Może wleję wodę do wazonu, co, Myszo? Bo na pewno dostaniesz kwiaty, prawda? To chyba ten duży wazon naszykuję, co? Chodził jak lew w klatce i co chwila dogryzał: - Wypiękniasz się dla jakiegoś barana. Szkoda że nie założyłaś toalety balowej... Ale Mysza nie data się wytrącić i poszła. A gdy wróciła, zastała Niedźwiedzia leżącego na podłodze i ćwiczącego jej hantelkami. - Niedźwiedziu, co ty robisz? - Ćwiczę, żeby być silnym i dać w mordę każdemu, kto cię będzie podrywał - odparł ponuro Niedźwiedź. - Ależ, Niedźwiedziu, ty i bez tego jesteś tak silny, że jak dasz łapą, to plama mokra zostanie... - To nic, zostanie jeszcze mokrzejsza - warknął Niedźwiedź i spytał - No i jak było? - Ach, bardzo przyjemnie, chciał mnie zabrać do teatru, ale powiedziałam, że już się spieszę, bo to jest pora kolacji mojego Niedźwiedzia. Niedźwiedź się trochę udobruchał, zwłaszcza gdy po kolacji mu powiedziała: - Wiesz, już nawet zapomniałam, jak było na tej randce. Ale na wszelki wypadek Niedźwiedź odtąd sam kupował Myszy ubranka według własnego gustu, i Myszę przestali na ulicach podrywać. A prócz tego, dla większej pewności, zakłada jej na szyję dzwoneczek, żeby wiedzieć, gdzie ona się szwenda. Dzwoneczek podzwania, a niedźwiedź zadowolony, pracuje nad wielkopomnym dziełem przy biurku, ale któregoś dnia odkrył, że mysz zawiesza ten dzwoneczek na krzaczku przed domem i to wiatr nim podzwania. A mysza gdzieś znika. Randkuje? Nikt nigdy nie dowie się, gdzie Mysza znika. Niedźwiedź wciąż powtarza, że musi pracować, ale przeważnie kręci się tylko po gawrze i czeka na natchnienie. Mysza go zagania, wreszcie poszedł, do swojego gabinetu, ale po chwili mysz widzi, że spod sterty liści pod schodami wystaje puchaty ogonek. Więc wzięła miotłę i zamiatała, i zwalała jeszcze więcej liści na tę stertę, aż niedźwiedź wygramolił się spod niej. Myszka udała zdziwienie: - Niedźwiedziu, ty tutaj? A Niedźwiedź łypnął na nią złym okiem i mruknął: - Nie szeleść tak! Pracować nie można! I powlókł się do biurka. -Wiesz, Niedźwiedziu, czytałam w autobusie powieść, i kiedy doszłam do najciekawszego miejsca, to akurat był przystanek, gdzie musiałam wysiąść... I byłam taka zła... - No, właśnie, i na pewno dobrze zapamiętałaś ten przystanek. - O, tak, nie zapomnę go. - Widzisz, Myszko - rzekł Niedźwiedź uczonym tonem - na tym właśnie polega ta reklama w telewizji, co to widzieliśmy u sąsiadki. Człowiek jest napięty, napięty, bo w filmie morderca ma akurat kogoś zjeść, i wtedy nagle przerywają film i mówią: „Używajcie tylko niedźwiedzi brunatnych!" - Dlaczego brunatnych? Przecież ty jesteś polarny. - Właśnie dlatego. Niech używają brunatnych. Nie lubię być nadużywany. Wieczorem, kiedy Miś na dobranockę czytał sobie Kubusia Puchatka, i miał rozdziawiony pysk i płonące ślepia bo dochodził akurat, jak co wieczór w porze dobranocki, do tego miejsca w którym Prosiaczek podchodzi do pułapki na słonie i nie wie, czy słoń się złapał – Mysza wyrwała mu nagłe książkę z łap, stanęła przed nim wyprostowana na tylnich pazurkach i wyrecytowała: - Kochajcie tylko szare myszy. - Myszko, czasem się zastanawiam, co Ty właściwie we mnie widzisz? Mysz przystanęła w drodze od zlewu do kuchenki i spojrzała na Niedźwiedzia, zdziwiona. - No, oczywiście - ciągnął Niedźwiedź niedbale - jestem przystojny, mądry, rozsądny... - ...piękny, sławny, bogaty - podchwyciła Mysz i tak wyliczała jeszcze długo, od czasu do czasu prychając, ironicznie się uśmiechając i wzruszając ramionkami. Lecz niedźwiedź chyba nie zauważył ironii, bo stał uśmiechnięty, z dumnie wypiętą piersią jak do odznaczenia, aż Mysz popatrzyła na niego i umilkła, poczym wróciła do gotowania obiadu. Myszka szukała pracy, bo chciała się usamodzielnić. Ale bez skutku. Mijały miesiące i nic. - A jak ty właściwie szukasz? - zainteresował się Niedźwiedź. - Normalnie, wbiegam truchtem do gabinetu Dyrekcji i mówię natchnionym głosem: „Dzień dobry Panie Dyrektorze, jestem Myszka Wiktymologia, przyniosłam Panu hiobowe wieści: maszerują podwyżki... wszystkie firmy plajtują... i pańska też splajtuje... Czy miałby pan dla mnie posadę?" Niedźwiedź się uśmiał, a potem zaczął instruować Myszę: - Optymizm, Myszko, pewność siebie, praca w prężnym i dynamicznym zespole, sukcesy! Więc Mysz się odstroiła, wymalowała w optymistyczny makijaż, i weszła na szpilkach do gabinetu, ale się zaplątała tymi szpilkami w dywan i potknęła właśnie w chwili, gdy optymistycznie podchodziła do zdumionego Dyrektora, i zamiast optymistycznie podać mu łapkę - padła mu prosto w ramiona. Dyrektor od razu powiedział, że posady wprawdzie nie ma, ale chciałby ją pojąć za żonę. Lecz Myszka odmówiła, bo powiedziała, że chce się usamodzielnić. Wreszcie znalazła posadę, w pewnym bardzo miłym Biurze do Handlu Zbożem. Pan Dyrektor ją przyjął, bo tak ładnie i z sercem opowiadała o ziarenkach. W biurze Myszy się bardzo spodobało. Mysz sumiennie pracuje i w ogóle jest bardzo aktywna. Pan Dyrektor jest z niej bardzo zadowolony. Czasem tylko są drobne nieporozumienia. Raz Pan Dyrektor wszedł i zapytał: - Panno Myszo, pociąg miał 15 wagonów, a do klienta dojechało tylko 12. Gdzie się podziały trzy wagony zboża? - Kazałam odstawić na bocznicę. - Na bocznicę? A co one tam robią? - Czekają na mnie. To mój deputat zbożowy. Przecież mam w umowie dodatek do pensji - wyjaśniła spokojnie Myszka. Dyrektor oniemiał, ale po chwili tak się zaczął śmiać, że aż całe biuro się trzęsło i kiedy już odzyskał głos, wykrztusił: - Daruję Pani. Zaksięgujemy to na straty, że niby się skurczyło w transporcie. Albo że myszy zjadły, ba, ha! Tylko żeby mi to było ostatni raz! Przy następnym transporcie jednak znów brakowało wagonów. - Gdzie te wagony!? - spytał dyrektor. - Ka... ka... kazałam odstawić jako mój deputat ziarnowy - wyjąkała mysz i czmychnęła do dziury. Na szczęście Dyrektor i tym razem wykazał poczucie humoru i gdy tylko go ocucono, uśmiał się zdrowo i kazał dołączyć wagony do następnego składu, z adnotacją że były przetrzymane na cle. Za trzecim razem dyrektor warknął, bo już był naprawdę zły: - Gdzie wagony!? Mysz nic nie odpowiada. Patrzy w podłogę. - No gdzie!? Myszy odjęło głosik ze strachu. i sparaliżowało ją. Wreszcie, jak już się mogła ruszyć, ale jeszcze nie odzyskała głosu, to wzięła kartkę i narysowała bocznicę kolejową. Z czasem jednak Dyrektor się przyzwyczaił, a i Mysz już tak nie przeżywała, i gdy się dopytywał co z wagonami to nawet nic nie mówiła, tylko flegmtycznie rysowała na karteczce bocznicę. A w ogóle to życie biurowe jest bardzo przyjemne. Mysz odkryła, że faxem można korespondować z innymi myszami, w innych biurach, więc sobie przesyłają rysunki nowych wykrojów, i jak dziergać ściągacze, i co najmodniejsze na łapki. Raz Dyrektor znalazł za biurkiem cały stos faxów z wykrojami i spytał zdziwiony: - Co to za korespondencja? A Mysz ze strachu uciekła do dziury, lecz zaraz ochłonęła i wystawiła łebek: - To ktoś nam przysyła reklamy - pisnęła przytomnie, a Pan Dyrektor warknął ze złością: - Te reklamy to istna plaga! - Interesujące, co dziś będzie na obiad - zainteresował się Niedźwiedź na głos, bo miał szerokie zainteresowania. Mysz była bardziej romantyczna i jej myśl snuła się w inną stronę: - Niedługo będzie jesień - mówiła nostalgicznym głosikiem - i wtedy biedne myszy marzną. Więdną razem z liśćmi... - Bo Ty, Myszko powinnaś zapadać w sen zimowy, tak jak my ludzie -zauważył praktyczny jak zwykle Niedźwiedź - na wiosnę obudzisz się wypoczęta i będziesz mogła zakwitnąć. - Tak, tylko kto by ci wtedy, Niedźwiedziu, donosił jedzenie? Istotnie, Niedźwiedź potrafi się zbudzić w środku zimy i zaryczeć, że mu głodno, i Myszka wtedy biegnie, mało botków nie pogubi, i zaraz niedźwiedziowi przyrządza jakieś smaczne jedzonko i Niedźwiedź zadowolony, zjada, i znów zapada w sen, i chrapie aż ziemia drży. A potem wcale nie pamięta, że się budził i że coś jadł... 1 że ma tak szerokie zainteresowania nawet kiedy śpi. Gdy Biuro Do Handlu Zbożem nie miało już czym handlować, Myszę przyjęli do Radia. Kasetę na konkurs wysłała. Wytypowano tylko ją, osobę z najpiękniejszym głosikiem. - To będzie przebój - mówili w Radiu - Ten głos wyniesie nasze radio na pierwszą pozycję - entuzjazmował się Prezes - No i co za brzmienie! - dorzucał Inżynier Dźwięku - A ile reklam będziemy mieli! - rozmarzył się Dyrektor Handlowy. Z niecierpliwością czekali na chwilę, gdy się pojawi, wysłali nawet po Nią samochód z kierowcą. I kierowca wrócił - niosąc mysz na ramieniu. - A gdzie nasza Gwiazda? - spytali go. - To ja jestem - pisnęła dumnie Mysza i na dźwięk jej boskiego głosu wszyscy umilkli. Chwila konsternacji, spoglądają po sobie, i wszyscy pomyśleli to samo: „Cóż z tego, że to mysz, przecież tu nie telewizja, nie będzie jej widać, a głosik taki piękny!" - Witamy Panią jako przyszłą Gwiazdę naszej Rozgłośni - rzekł uroczyście Prezes, a sekretarka pobiegła szukać trochę ziarenek. Zrobiono Myszy korytko z piórnika, do jednej przegródki nalano wody, do drugiej nasypano ziarenek i ustawiono piórnik na konsolce. Mysz nie wierzy w swoje szczęście. Przyjęli ją!!! Może jej się to tylko śni? I jeszcze długo, długo potem, będąc już gwiazdą medialną, pociągała się od czasu do czasu za wąsiki, żeby sprawdzić, czy nie śni. - No widzisz, Tumanku, że wcale nie jesteś głupia - mówił Niedźwiedź, który w skrytości ducha trochę zazdrościł jej sukcesów, chociaż oczywiście bardzo się z nich cieszył. Pewnego dnia przyszedł do Radia z pretensją, że nie uprała mu skarpetek. Na znak protestu przyszedł boso, chociaż tego dnia padał deszcz. I trzymał skarpetki w łapie. - Niedźwiedziu, nie mogę Ci teraz uprać skarpetek, bo pracuję. A poza tym uważaj, bo jesteś na Antenie. Niedźwiedź spojrzał pod nogi. - Tu nie ma żadnej anteny - zdziwił się. Tymczasem jednak rozdzwoniły się telefony od słuchaczy, którzy prosili, żeby Mysz uprała Niedźwiedziowi skarpetki, bo Niedźwiedź taki biedny i w ogóle. Więc Mysz pobiegła do łazienki a Niedźwiedź tymczasem zabawiał słuchaczy, a że on też miał piękny głos, tylko trochę ryczący, więc słuchacze przyciszali odbiorniki i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że dano znać prezesowi. Prezes się oburzył: „Już ja go wyrzucę! Na zbity pysk wywalę!" I biegł do studia, i się odgrażał, ale gdy wbiegł i zobaczył Niedźwiedzia, to przycichł i rzekł bardzo grzecznie: - Może pan pozwoli na kawkę, do mojego gabinetu? W gabinecie, przy pogawędce, Prezes wpadł na pomysł. - Do mikrofonu Pana nie dopuszczę, bo wystraszy mi pan oglądalność, ale mam dla Pana inną propozycję. - Jaką? - zaciekawił się Niedźwiedź. Prezes wyjaśnił i propozycja się spodobała. Najpierw wysłano Niedźwiedzia na kurs, żeby się przekwalifikował z niedźwiedzia na zawodowca. Na kursie był dobry, co prawda po pierwszym strzelaniu broń mu odebrali, bo o mało nie zabił całego Kierownictwa Kursów, ale za to stwierdzili, że bez broni i tak świetnie sobie radzi, potrafi jednym ruchem łapy obezwładnić na zawsze, a nawet poraża już samym swym widokiem. I odtąd Niedźwiedź pracował w Radio jako Pan Ochroniarz. Specjalista od Intruzów. I od przeprowadzania rozmów kwalifikacyjnych z tymi, którzy koniecznie chcą się wepchnąć do Radia i wdrapać na Antenę. Miał piękny mundurek, uszyty na miarę, z którego był bardzo dumny, a w kaburze, zamiast pistoletu, nosił zapasowe czekoladki. I wszystkim mówił, że pracuje w branży medialnej. A gdy po pracy wracali z Myszą do domu, to ją ochraniał przed wielbicielami. I w tym był bardzo skuteczny. Mysza była na wieczorku panieńskim u przyjaciółki, i było pełno myszek, i wróciła rozbawiona, i opowiadała: - Więc tańczyłyśmy, i była orkiestra, i w kółeczko, i wąż, i zabawy różne ciekawe, konkursy, i oczepiny, i wiesz, kto złapał welon!? JA!!! - Aha? - spytał niedźwiedź z umiarkowanym zainteresowaniem znad gazety. - Tak, Niedźwiedziu, kontynuowała Mysza z entuzjazmem - i to znaczy, że ja pierwsza ze wszystkich wyjdę za mąż! - To jakieś wierzenia ludowe? - ziewnął Niedźwiedź. - Nie żadne ludowe, tylko to prawda! A do jedzenia było: racuszki z pieczarkami, i czerwony barszcz z pasztecikiem, i ...co tobie, Niedźwiadku? - zaniepokoiła się mysza albowiem Niedźwiedź, który do tej pory słuchał ze znudzeniem nagle pobladł i wyjąkał: - Zaczynam żałować, że mi się nie chciało pójść na ten wieczorek... - urwał i zatkał sobie łapą pysk. - Nie chciało ci się? Przecież mówiłeś, że źle się czujesz? - Ach, tak, rzeczywiście. A zresztą i tak by mnie nie wpuścili, bo to był wieczorek panieński - pocieszył się Niedźwiedź. - ...A oprócz racuszków i barszczu był jeszcze poncz - kontynuowała mysza - taki poncz to jest bardzo zdrowy, bo ma dużo witamin, najpierw myślałam, że to soczek, i piłam, piłam, bo byłam zgrzana, i myślałam sobie jaki dobry soczek, ile ten soczek ma witamin! No i wiesz, niedźwiedziu, i były różne zabawy, i panna młoda rzucała welon, i nie zgadniesz, kto złapał... - Zgadnę, zgadnę - ziewnął niedźwiedź znad gazety. Nazajutrz rano mysz wróciła do tematu: - Ale chcę jeszcze coś opowiedzieć... - Wiem, wiem - przerwał jej niedźwiedź - był soczek, znaczy poncz, i panna młoda ciskała welonem, i nie zgadnę kto złapał... Już mi to wczoraj opowiadałaś czternaście razy, zanim cię ułożyłem do snu. Na to mysz się rozpłakała: „Czy myszka nie może nawet pójść z przyjaciółkami na wieczorek panieński?" - No dobrze już, dobrze - warknął niedźwiedź i pogłaskał ją, żeby pokryć zmieszanie, wzruszenie i wyrzuty sumienia, chociaż oczywiście, jako niedźwiedź, wcale nie miał sumienia. Niedźwiedź czasem budzi się, wystawi łeb spod pierzyny, rozgląda się po gawrze i pyta: - Gdzie mysz? - Tu jestem! - mysz pisnęła zza jego pleców, gdzie spała przytulona. - Aha - rzekł niedźwiedź i zaszył się z powrotem pod kołdrę, uspokojony, bo lubił wiedzieć, gdzie mysz. Mysza ćwiczy trening wyciszający. -. Lubię gotować - mówi sobie cicho - chętnie pozmywam - powtarza -mam urocze życie - dodaje. I było jej coraz bardziej błogo i cichutko, i spokojnie, i sobie zmywała, i krzątała się po kuchni cicho jak myszka, aż nagle wrócił niedźwiedź i wrzasnął: - Myszo!!! Czy znowu ćwiczysz trening wyciszający!? Ślicznie wyglądasz! Jednak samica przy garach to najładniejszy widok pod słońcem! Taka spokojna, zrelaksowana, najlepszy relaks dla myszy to zmywanie!!! - zakonkludował i zażądał kanapek. - Wszystko z dżemem? - spytała Mysza bardzo spokojnie, a gdy przytaknął, rozbiła mu słoik na kufie. I zaczęła się histerycznie śmiać nie wiadomo z czego. Gdy już się porządnie wyszorował, niedźwiedź zapisał w swoim Dzienniku Pokładowym Badacza Fauny Przyrodniczej: „Nie należy być zanadto zgryźliwym ze zgryzoniami, bo mogą się zbuntować". I podkreślił tę uwagę dwa razy wężykiem. Poszli z myszą na ślub tej koleżanki, co to miała wieczorek panieński. Niedźwiedź dał się namówić, bo pomyślał, że sobie podje, w ogóle dużo mysich koleżanek teraz wychodzi, będzie niezła wyżerka. No więc poszli i niedźwiedź był tak elegancko ubrany, że w kościele, po ceremonii, gdy trzeba było składać życzenia i wręczać kwiaty, wszyscy goście, którzy nie znali pana młodego ustawili się w kolejce do Niedźwiedzia, żeby mu wręczyć kwiaty i go wycałować. - Ale, ale, niedźwiedziu, dlaczego nie wspomniałeś, że Mysza wyglądała jak panna młoda i że jej też składali? - spytała Mysza później, gdy niedźwiedź opowiadał tę historyjkę znajomym. - Hmmm... hmmm... - Niedźwiedź podrapał się po łbie, zafrasowany - No wiesz, myszko, to by wprowadzało niepotrzebną symetrię w opowiadaniu. Trzeba zróżnicować postaci, jeśli mnie składali to nie tobie i na odwrót. Struktura opowiadania wymaga pewnej narratywności... Lecz mysz nie słuchała, bo wyszła do kuchni, parzyć herbatkę. Ale zaraz wróciła i spytała: A czy opowiedziałeś też, jak wracaliśmy z wesela? - Opowiedz, opowiedz - zainteresowali się znajomi. - Eee, nic ciekawego, po prostu wróciliśmy i już - bąknął Niedźwiedź bo ani rusz nie mógł sobie przypomnieć, jak to mysza znalazła wózek na skrzyżowaniu, taki z supermarketu, który ktoś porzucił zrobiwszy zakupy, i jak usadziła niedźwiedzia na tym wózku bo już nie miała siły dalej go taszczyć, i jak go dowiozła do gawry i zepchnęła na barłóg a sama poszła jeszcze odstawić wózek w to miejsce, w którym go zostawił ten, co go porzucił, bo była bardzo porządną i uczciwą myszką. Pewnego dnia, gdy niedźwiedź właśnie wracał z kuchni na posłanie, stanął nagle jak wryty. - Boże, Myszo, co ty robisz? - spytał, lecz mysza nic nic odrzekła. Z wyrazem natchnionym szła dalej, niosąc w pyszczku gałązkę, i zatrzymała się aż dopiero w rogu pokoju, gdzie ułożyła gałązkę na ziemi, obok kilku innych, podobnych gałązek, paru szmatek, pajęczynek i listków. - Myszo, co ty robisz? - powtórzył Niedźwiedź, coraz bardziej zdumiony, lecz Mysza znów nic nie odrzekła i z nieobecną miną podreptała na dwór. I odtąd tak było codziennie. Mysz z gałązkami, patyczkami w pyszczku dreptała i dreptała, wiła i wiła. Dostała manii budowania gniazda. - Po co? - dziwił się niedźwiedź - Przecież mamy takie piękne mieszkanie! - To nic, ja muszę budować gniazdo - odpowiadała mysza z niezmąconą pewnością. I szła dalej, po kolejne patyczki. Niedźwiedź zamyślił się głęboko, podparłszy pysk na łapie. Mysz chciała mieć perfumy, więc nagotowała maciejki, bo to ładnie pachnie, i się uperfumowała wywarem, a gdy niedźwiedź wrócił, to spytał: - Co tak śmierdzi? I dopiero gdy mysz mu wytłumaczyła, to się roześmiał, przygarnął ją do siebie (zatykając nos), pocałował w trufelkę i rzekł: - Myszko, ty sama tak pięknie pachniesz, jak najpiękniejsze perfumy. Twoje futerko pachnie zbożem, i trawą, i ziołami, i kwiatami, i lasem, i powiewem wiatru w letnią noc, i przede wszystkim pachnie Myszą, a to jest najpiękniejszy zapach na świecie i mogę wąchać tylko ciebie i to jest upajające, i gdyby ci, co robią perfumy, mieli trochę oleju w głowie, to robiliby perfumy naśladujące zapach myszy. Ale może lepiej, że tego nie robią... tu niedźwiedź urwał, bo nie chciał na głos mówić tego, co mu się pomyślało: że gdyby ludzie robili takie perfumy, to pewnie do ich produkcji zużywaliby prawdziwe myszy. Myszka się wzruszyła. Wylała wywar z maciejki a sama poszła na dwór, na spacer. Niedźwiedź dziurawi wszystkie skarpetki, i trzeba mu ciągle cerować. Wreszcie mysza się zdenerwowała i kupiła mu na urodziny pilnik do pazurków. Ale niedźwiedź nie chciał sobie spiłować. - To moje pazury, muszą być ostre - twierdził - a poza tym to moja męska ozdoba. Mysz tylko wzruszała ramionami. Ale kiedy ciągle dziurawił i dziurawił, to wreszcie wpadła na pomysł: obrębiła te dziurki, zamiast je cerować, i teraz niedźwiedź już nie dziurawi, bo ma skarpetki z dziurkami, przez które wyłażą piękne, ostre męskie ozdoby. Mysz stoi na brzegu wanny a niedźwiedź podchodzi cichutko od tyłu i lekko ją palcem szturchnie a mysz się ześlizguje z brzegu do wanny... - ...i połamała się, bo w wannie nie było wody - dodaje Mysz melancholijnie. - Nie, nie połamała się, bo dno wanny zaokrąglone, zjechała tylko jak na toboganie i teraz siedzi na dnie. - A mysz sobie poszła w siną dal i nie wróciła. Za dużo nią omiatano w tym domu... Niedźwiedź zrobił złą minę niedźwiedzia o pysku buldoga i warknął: - Niech siedzi cicho, jak mysz pod miotłą. Ale widać było, że gdyby tak naprawdę, to by się chyba zapłakał. Mysz napisała demaskatorskie pamiętniki pt. „Moje współżycie z Niedźwiedziem". Niedźwiedź wściekły: „Ja ją rozerwę na strzępy!" Szuka jej po całym mieście, ale mysza schowana pod miotłą, siedzi cichutko i się trzęsie, nie wiadomo -ze strachu czy ze śmiechu, i chichocze. Więc Niedźwiedź do telewizji, udziela wywiadów, dementuje, wścieka się w studio: - To nieprawda! Jak ona śmiała o tym opowiedzieć! O tej nieprawdzie!!! Gdy dziennikarz zadaje podchwytliwe pytania, niedźwiedź za gardło łapą go łapie: - Ty kretynie! Ja cię rozszarpię! I pojawiła się plansza z napisem „przepraszamy za usterki" która się tak dziwnie trzęsła, jakby za nią coś się działo, jakby całe studio i cała telewizja się trzęsły, razem z nadajnikiem. Niedźwiedź w takim nastroju, że bez kija nie podchodź. - Bez hijeny nie podchodź? - Tak, bo hiena tak śmiesznie chodzi, ma tylne nogi krótsze, jak kaleka, że niedźwiedzia to rozśmiesza, i odzyskuje humor, i można z nim gadać. - Niedźwiedź śmieje się z kalek? - Owszem, ale jest takim poczciwcem, a jego śmiech jest tak naturalny, że nikogo nie obraża, nawet gdy akurat śmieje się z kalek, to kalekom robi się wesoło i przyjemnie. Więc Mysza ciągnie hienę, wabi ją jakąś padliną, żeby tylko przyszła i rozśmieszyła Niedźwiedzia, a hiena nie rozumie, o co chodzi, a jak niedźwiedź na jej widok wybucha śmiechem to się najpierw obraża i boczy, lecz śmiech niedźwiedzia tak uroczy i beztroski, że trudno się na niego gniewać, więc hiena przestaje się boczyć i podchodzi przodem. Mysz nagrała na automatycznej sekretarce: „Tu norka Myszki Słodyczki- Myszkowskiej. Potruchtałam na zakupy. Po usłyszeniu piśnięcia proszę wymiauczeć wiadomość". To „ wymiauczeć" to jest pułapka. Pułapka na kota. Mysz chce się przekonać, czy to znowu kot sprawdza, czy ona jest w domu. (wydzwania odkąd wyczuł, że Mysz mieszka sama, i nie bardzo wiadomo, czego chce: czy ma zamiary matrymonialne, czy gastronomiczne. A Mysz sama nie wie, co by ją bardziej przeraziło...) Kot oczywiście się zdradził i miauknął. Wtedy Niedźwiedź nagrał myszy powitanie swoim grubym głosem: „TU NIEDŹWIEDŹ!!! CZEGO???" i następnym razem kot zemdlał z wrażenia. A wszystko to było, gdy myszka się od niedźwiedzia wyprowadziła po aferze z pamiętnikiem, kiedy nie pomogła nawet hiena, ale teraz znów się pogodzili, tylko że razem już nie mieszkają. Miś jednak telefonuje coraz częściej: - Mysz? Tu Miś! Albo, bardziej oficjalnie: - Halo? Tu Janiedźwiedź! Mysz, kiedy rozmawia przez telefon, to wędruje z jednego końca słuchawki na drugi: - Chwileczkę, muszę przejść do ucha. I niedźwiedź jej kupił specjalny telefonik dla myszy, bo się wkurzył czekając, aż przejdzie do ucha. Niedźwiedziowi smutno, tak smutno bez myszki, że dzwonił do niej ciągle i płacił bardzo solone rachunki. Ale Myszka nie chciała do niego wrócić. Za dużo nią omiatano w tym domu. Wreszcie Niedźwiedź wyjąkał: - Myszko, taniej będzie, jak się pobierzemy... Myszka zbladła. Znieruchomiała. Wreszcie uroczo, nieobecnie, automatycznie, jakby jeszcze była w jakimś szoku, przytaknęła: - Taniej. I pobrali się i, dziwna rzecz, od tej chwili mysz zaczęła tak kwitnąć, tak rosnąć, że wkrótce osiągnęła normalne, niedźwiedzie rozmiary i nikogo się już nie bała, bo każdemu mogła się odwinąć i palnąć w pysk, i sypiali razem, przytuleni, Miś do pleców Myszy, albo na odwrót, Mysz do pleców Misia, i mieli dużo, dużo dzidziusiów: szarobrunatnych, szarobiałych, i silnych, i mądrych, i uroczych. ...i wszyscy żyli wiecznie i szczęśliwie Autorzy M Y S ZY EWA GDOWIOK Scenograf. TOMASZ MATKOWSKI „Mysza" kontynuuje tradycje bajek dla dorosłych, z których najwspanialsze okazy to „Kubuś Puchatek" czy „Alicja w Krainie Czarów". Jest przeznaczona zdecydowanie dla czytelników dojrzałych, a przynajmniej takich, którzy ukończyli 13-ty rok życia. Jeśli ktoś lubi przygody Mikołajka, Ferdynanda Wspaniałego, Brombę i innych - to jest dobrym kandydatem na wielbiciela Myszy. Autor Myszy jest najdziwniejszym polskim pisarzem. W latach 80-tych, nie mogąc znaleźć wydawcy w peerelowskiej Polsce, zaczął pisać po francusku. Jest jednym z nielicznych autorów piszących w języku innym niż ten, którym się na co dzień posługują. W dodatku w języku całkowicie nabytym. Jak sam mówi „pisanie w języku przybranym ma swoje dobre strony - łatwiej manipulować językiem, do którego ma się dystans." Francuscy wydawcy zareagowali na prozę Matkowskiego zupełnie inaczej niż polscy. Wybrał Editions Denoel, założone w 1930 roku prestiżowe wydawnictwo, należące do największej grupy wydawniczej - Gallimard. Z polskich autorów Denoel wydał Witkacego, Szultza, Gombrowicza, Hłaskę i Lema. W krótkim czasie Matkowski stał się znany we Francji, pozostając anonimowy w Polsce - gdzie mieszka. Próba wstąpienia do Związku Pisarzy Polskich skończyła się odmową, uzasadnioną argumentem, że jako piszący w obcym języku... nie jest polskim pisarzem. Reszta życiorysu też jest co najmniej dziwna. Absolwent romanistyki, podyplomowego dziennikarstwa i studium scenariuszowego przy łódzkiej PWSTiF, nigdy nie pracował jako filolog, dziennikarz czy scenarzysta. Na co dzień jest profesjonalnym fotografikiem i przez pewien czas wykładał w policealnym studium fotografii, samemu nie ukończywszy żadnej szkoły fotograficznej. „Mysza" jest pierwszą książką napisaną przez Matkowskiego po polsku. Powstawała w okresie piętnastu lat. Pierwotnie jej bohaterka była foką, zanim nieubłagane prawa ewolucji pchnęły ją ku losom mysim. Powstawały kolejne wersje tej książki, obecna jest już na tyle dojrzała, aby ją zaprezentować publiczności, aczkolwiek autor nie wyklucza dalszego rozwoju Myszy przez następne dziesięciolecia. Kamil Witkowski - wydawca