Marek Robak ZARZUĆCIE SIEĆ Biblioteka „WIĘZI" Tom 136 Marek Robak ZARZUĆCIE SIEĆ Chrześcijanie wobec wyzwań internetu Biblioteka „WIĘZI" Warszawa 2001 © Copyright by Biblioteka „Więzi", Warszawa 2001 Projekt oktadki i stron tytułowych AgrafA Redaktor książki Józef Majewski WPROWADZENIE ISSN 0519-9336 ISBN 83-88032-42-9 Biblioteka „Więzi", Warszawa, ul. Kopernika 34 Tel. ( + 48 22)827 27 17 Fax (+48 22) 826 79 63 e-mail: wiez@free.ngo.pl http://free.ngo.pl/wiez Wydanie I Sktad i korekta: „Nowy Dziennik" Sp. z o.o., Warszawa, ul. Lwowska 11 m. 1 Druk i oprawa: Drukarnia „Petit", Otwock, ul. Inwalidów Wojennych 14 Printed in Poland Cena 20 zl W ostatniej dekadzie dwudziestego stulecia wiele krajów przeżyło prawdziwą rewolucję informacyjną. Znana dotych- czas wąskim rzeszom specjalistów rozległa sieć łącząca lokal- ne sieci komputerowe, nazwana internetem (czyli międzysie- cią), stała się niezwykle popularnym i łatwym w użyciu narzę- dziem komunikacji. Wywarło ono wpływ nie tylko na rynek informatyczny, w którym internet stal się najważniejszym sek- torem, ale także na inne media oraz na gospodarkę. Po nowe narzędzie zaczynają coraz częściej sięgać religie i Kościoły chrześcijańskie. Internet wprowadził nową jakość komunikacji, w której zanika podział między nadawcą i odbiorcą komunikatu, każ- dy użytkownik może się wcielić w obie te role. Prowadzone w Stanach Zjednoczonych badania pokazują, że internet stopniowo wypiera inne środki przekazu, szczególnie tele- wizję. Nie oznacza to, że zastąpi stare media, niemniej jednak na przełomie XX i XXI wieku jest najszybciej rozwijającym się środkiem komunikacji. Przez pierwszych dwadzieścia lat istnienia elektronicznej sieci trudno było przypuszczać, że sta- nie się ona powszechnie używanym środkiem komunikacji. W latach dziewięćdziesiątych w internecie publikowano coraz więcej. Stawał się on coraz cenniejszym źródłem infor- macji, począwszy od rozkładu jazdy autobusów, a na bazie da- nych obowiązującego prawa skończywszy. Coraz chętniej ko- rzystali z tego medium katolicy — zarówno pojedynczy chrześcijanie i małe wspólnoty parafialne, jak też duże insty- WPROWADZENIE tucje kościelne. Internet zaczął budzić coraz większe zainte- resowanie specjalistów z różnych dziedzin. Przestał być bo- wiem traktowany jedynie jako rodzaj informatycznej sieci; co- raz częściej zauważano, iż internet staje się zjawiskiem spo- łecznym. Pojawiły się pierwsze badania socjologiczne, których autorzy próbowali policzyć użytkowników sieci. Psychologo- wie zaczęli analizować wpływ tego medium na jednostkę, gdy okazało się, że od sieci można się uzależnić. Od kilku lat inter- netem zajmują się ekonomiści, badając potencjalny rynek elektronicznego handlu i opłacalność takich inicjatyw. Coraz częściej stawiane są też pytania o skutki, jakie dla społe- czeństw będzie miał ogrom dostępnych w internecie informa- cji, oraz o moralność zachowań użytkowników sieci wobec zalewu pornografią i wulgarnością. Obecnie w Polsce do internetu ma dostęp ponad 5 min osób. Z sieci korzysta co drugi uczeń i student oraz co druga osoba z wyższym wykształceniem. Dostęp do internetu mają najczęściej osoby młode, mieszkańcy miast, co trzeci mene- dżer i co czwarta osoba o wysokich dochodach. Rola elektro- nicznej sieci będzie więc dalej rosła, gdy dzisiejsi studenci zaczną wykorzystywać swoje umiejętności w pracy, a mene- dżerowie w przedsiębiorstwach. Czy teologia może przemilczeć zjawisko internetu? Zasyg- nalizowane tu problemy socjologiczne, psychologiczne, etycz- ne, ekonomiczne i informatyczne domagają się interpretacji także w świetle Objawienia. Tymczasem głos teologii w tej dziedzinie jest wyjątkowo cichy. Niniejsza książka pragnie ten głos wzmocnić. Poprzez refleksję nad problemem „człowieka w sieci" i „Boga w sieci", ostatecznie zmierza ona do odpo- wiedzi na pytanie o „Kościół w sieci", a przede wszystkim o możliwości wykorzystania nowego medium w polskim dusz- pasterstwie. Dotychczas Kościół nie wydał oficjalnego dokumentu, któ- ry zajmowałby się całościowo zjawiskiem internetu. Istnieją jednak dokumenty, gdzie wspomina się to medium. Pierwszą WPROWADZENIE ważną wypowiedzią jest orędzie Jana Pawła II na XXIV Świa- towy Dzień Środków Społecznego Przekazu Misja Kościoła w erze komputerów (24 stycznia 1990 r.)1. Wspominając o roz- woju technologii komputerowej, Papież zauważa, że Kościół otrzymał nowe środki realizacji swojej misji. W wydanym jedenaście lat później orędziu Jan Paweł II — po raz pierwszy w dokumencie tej rangi — używa słowa „internet", zwracając uwagę na pozytywne możliwości tego środka przekazu w ko- munikowaniu religijnej informacji i kościelnego nauczania. Mottem tego orędzia stały się słowa Jezusa Chrystusa: „Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co usły- szycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach"(Mt 10, 27)2. 0 potrzebie wykorzystanie internetu wspomina też lako- nicznie Drugi Polski Synod Plenarny. W dokumencie „Ewan- gelizacja kultury i środków społecznego przekazu"3 autorzy poświęcili dwa punkty wykorzystaniu elektronicznej sieci. W nr. 49 wymieniono z nazwy dwa serwisy: „Mateusza" i „Opokę". Natomiast w nr. 90 czytamy: „Internet stanowi ogromną pomoc w docieraniu do różnego rodzaju informacji. Dlatego, chociaż słusznie Kościół krytykuje «zaśmiecanie» internetu, winno się także dostrzegać wielkie możliwości tego medium i wykorzystywać je w celu szerzenia Dobrej Nowiny. Należy zatem dbać m.in. o zakładanie i odnawianie katolic- kich stronic WWW". Wspomnieć też trzeba ogólne wypowiedzi Kościoła na te- mat mediów, z których do najważniejszych należy Dekret o Środkach Społecznego Przekazywania Myśli „Inter mirifi- 1 Jan Pawet II, Misja Kościoła w erze komputerów. Papieskie orędzie na XXIV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, „L'Osservatore Ro- mano" 1990 nr ll,s. 1-3. 2 Jan Pawet II, Rozgłaszajcie na dachach. Ewangelia w dobie globalnej komunikacji. Orędzie Papieża na XXXV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, „Wiadomości KAP 2001 nr 5, s. 18. 3 II Polski Synod Plenarny, Ewangelizacja kultury i środków społecznego przekazu. Warszawa-Poznań 2001, s. 101-124. 8 WPROWADZENIE ca" Soboru Watykańskiego II. W dokumentach tych Kościół deklaruje chęć korzystania z mediów, a także potrzebę ich właściwego wykorzystania i odpowiedniego wychowania od- biorców. CZŁOWIEK W SIECI v/n Za stechnicyzowaną rzeczywistością sieci komputerowych kryją się różne wizje świata, sposobu jego poznawania, wresz- cie samego człowieka. Współczesne publikacje na temat in- ternetu koncentrują się na podawaniu szczegółowych infor- macji o rozwoju elektronicznej sieci, raczej nie kwapiąc się do spojrzenia na internet w szerszej perspektywie. Pójdę pod prąd tej tendencji. Techniki tworzenia rzeczywistości wirtualnej stawiają pyta- nie o relację między światem realnym a tym wykreowanym przez komputery. Nabiera ono jeszcze większej wagi w obli- czu groźby ucieczki człowieka z realnego świata w rzeczywis- tość wirtualną. Wielka ilość informacji w internecie, będąca początkowo przedmiotem zachwytu, oceniana jest coraz bar- dziej krytycznie. Nadmiar danych może bowiem utrudniać, a nie ułatwiać poznawanie świata i relatywizować pojęcie prawdy. Nowe pytania rodzą się także w antropologii. Z jed- nej strony, w wyniku prac nad stworzeniem sztucznej inte- ligencji człowiek został sprowadzony do roli biologicznego mechanizmu, zrównywany ze zwierzętami i przedmiotami. Z drugiej strony, nowe możliwości kreowania świata za po- średnictwem komputerów niekiedy prowadzą do uznania człowieka za stwórcę nowego świata. Wszystkie te zagadnie- nia rodzą nowej jakości problemy etyczne. CYBERPRZESTRZEN PYTANIE O RZECZYWISTOŚĆ Gwałtowny rozwój multimedialnych technik otworzy! przed użytkownikami komputerów świat nowych doznań. Dotych- czas mieli możliwość obejrzenia filmu, w którym byli co najwy- żej postronnymi obserwatorami. Teraz mogą już oglądać film ze sobą w roli głównej. Naśladowanie rzeczywistości z wyko- rzystaniem oszałamiającej grafiki i dźwięku doprowadziło do stworzenia pojęcia rzeczywistości wirtualnej. Wraz z narodze- niem się internetu, który nie tylko poszerzał gry o możliwość włączenia się do nich kolejnych użytkowników, ale stał się no- wą jakością czy wręcz nowym światem, pytanie o istnienie świata realnego niezwykle się skomplikowało. NARODZINY KOMPUTEROWEJ FIKCJI Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX stulecia na rynku pojawiło się kilka modeli tzw. komputerów domowych (ang. home computer). Ze względu na stosunkowo niską cenę, możliwość podłączenia do zwykłego telewizora i magnetofonu, bez potrzeby zakupu dodatkowych urządzeń, cieszyły się dużym zainteresowaniem klientów. Pierwsze mo- dele, jak ZX 80 i ZX 81 firmy Sinclair, mogły pracować jedy- nie w tzw. trybie tekstowym. Jednak producenci sprzętu szyb- ko się zorientowali, że komputer domowy powinien móc wy- świetlać jak najlepszą grafikę i odtwarzać dźwięk. Możliwoś- ciami tymi dysponowała rodzina ośmiobitowych kompute- rów, takich jak ZX Spectrum, Atari XL/XE, Commodore 64, CYBERPRZESTRZEN. PYTANIE O RZECZYWISTOŚĆ 13 Macintosh Apple II i Amstrad/Schneider CPC 464, które za- pełniły rynek w pierwszej połowie lat 80. Dla urządzeń tych powstały setki gier, które w tamtych czasach zachwycały efek- tami graficznymi i dźwiękowymi. Gry stały się jednym z naj- popularniejszych zastosowań komputera; wiele uwagi po- święcały im pisma komputerowe, gracze bili także rekordy punktacji i wymieniali się między sobą wskazówkami, jak przejść do następnego etapu jednej z gier. Od tego czasu trwa nieprzerwanie proces technologicznego udoskonalania komputerów. Celem, jaki stawiają sobie twór- cy układów elektronicznych i oprogramowania, jest możliwie najwierniejsze oddanie rzeczywistości za pomocą obrazów, muzyki, odgłosów i innych czynników. Kolejne rodziny kom- puterów 16-, 32- i 64-bitowych (np. Commodore Amiga, Atari ST i TT, IBM PC x86 i Pentium) dysponowały coraz większy- mi możliwościami. W porównaniu z konstrukcjami z począt- ku lat 80. najnowsze komputery, oparte na tzw. procesorach piątej, szóstej i siódmej generacji, nie muszą już operować symbolami ani też uproszczeniami. Współczesne gry ogląda się jak film, na którego scenariusz sami możemy mieć wpływ. Rozgrywają się one w trójwymiarowym realistycznym świecie, bohaterowie wyglądają jak żywe postacie, a nie uproszczone rysunki. Stereofoniczne odgłosy już prawie niczym nie odbie- gają od dźwięków, które człowiek usłyszałby w realnym świe- cie. Możliwości te komputery zawdzięczają nowoczesnym kartom graficznym, tzw. akceleratorom 3D — czyli wy- specjalizowanym układom elektronicznym przyspieszającym tworzenie obrazu trójwymiarowego — stereofonicznym kar- tom muzycznym wysokiej klasy, wreszcie najnowszym proce- sorom, których moc obliczeniowa pozwala na symulowanie skomplikowanych zależności, na przykład interakcji opony samochodu ze zmieniającą się nawierzchnią. Gdy w latach dziewięćdziesiątych cały świat ogarnęła ma- nia internetu, zaczęto rozszerzać dotychczasowe osiągnięcia 14 CZŁOWIEK W SIECI komputerów o nowe możliwości oferowane przez sieć. Za- owocowało to dwoma zjawiskami: 1. Dotychczas istniejące gry komputerowe rozbudowano o możliwość gry w internecie. Dzięki temu gracz nie zma- gał się już z symulowanymi przez komputer postaciami, ale z prawdziwymi współgraczami, którzy w tym samym czasie włączyli się do internetowej zabawy. 2. Internet stał się bardzo szybko nową jakością, światem samym w sobie. Olbrzymia liczba danych i bogactwo usług sprawiło, że dla wielu internautów sieć zaczęła być „drugim światem", w który angażują się niepomiernie głębiej niż w rzeczywistość „za oknem". Zanim jeszcze upowszechnił się internet, pojawiły się pierwsze głosy zaniepokojenia skutkami łączenia w sieci ma- szyn przetwarzających dane. W roku 1984 pisarz science fic- tion William Gibson opublikował powieść Neuromancer1, w której stworzył czarną wizję przyszłości komputeryzacji. Gibson opisał świat stotalizowany przez komputerową sieć. Wszystko jest tam podporządkowane elektronicznym zależ- nościom, nawet zamek w hotelowych drzwiach; tylko umiejęt- ność poruszania się po elektronicznym świecie daje prawdzi- wą władzę i swobodę działania. Główny bohater powieści Ca- se (co po angielsku znaczy „przypadek, wypadek") jest narko- manem, którego w realnym świecie ogarnia bezradność. Nie- mniej w rzeczywistości sieci komputerowej — która w powie- ści zdaje się być drugim światem, na dodatek tym „bardziej prawdziwym" — Case odżywa. Podłączając swoje ciało do elektronicznych urządzeń, podróżuje po elektronicznym świecie, sprawnie wykonując otrzymywane zlecenia. Gibson jako pierwszy nazwał ten elektroniczny świat cyber- przestrzenią (ang. cyberspace), a wiele trafnych intuicji spra- wiło, że pisarza okrzyknięto prorokiem internetu. Za Gibso- nem przyjęło się nazywać cyberprzestrzenią to wszystko, co W. Gibson, Neitmmancer, tłum. P. Cholewa, Poznań 1996. CYBERPRZESTRZEŃ. PYTANIE O RZECZYWISTOŚĆ 15 istnieje dzięki komputerom, a także drogi komunikacyjne, którymi komputery przekazują dane. W ostatnich latach ter- min „cyberprzestrzeń" często odnosi się do internetu, wręcz jest z nim utożsamiany. Warto jednak zauważyć, że cyberprze- strzeń rzadko kiedy rozumiana jest jako pewien kanał prze- chowywania, przetwarzania i przekazywania danych. Okreś- lenie to wskazuje raczej na jakąś nową rzeczywistość, nowy świat, który istnieje niezależnie od świata realnego. Angażu- jąc człowieka, ta nowa rzeczywistość może pochłonąć go do tego stopnia, że cyberprzestrzeń okaże się przeciwstawieniem realności. Wątek ten powrócił niedawno w głośnym filmie Matrix2. Główny bohater Thomas Anderson (Neo) dowiaduje się na- gle, że świat, w którym dotychczas żył, jest złudzeniem, „mat- rixem" (ang. matrhc — „matryca"). Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że świat, jakiego doznają, jest tylko przekonują- co zrealizowanym algorytmem. Neo przekonuje się, że praw- dziwy świat jest o wiele bardziej ponury i okrutny. Ze wspomnianym terminem wiąże się drugie określenie: „rzeczywistość wirtualna" (ang. Virtual Reality, w skrócie VR; Stanisław Lem proponuje własny termin „fantomatyka"). Oznacza ona to wszystko, co — jako konkret — nie istnieje, lecz jest efektem działania urządzeń elektronicznych na zmys- ły, wyobraźnię i intelekt; w wyniku tego nieistniejąca rzeczy- wistość zdaje się istnieć. Współczesna technologia tworzy VR, najczęściej działając na zmysły. Nie można jednak wykluczyć, że kiedyś wirtualne doznania będą powstawały przez bezpo- średnie działanie na komórki układu nerwowego lub na mózg. : Matrix (The Matrix), reż. Andy Wachowski, Larry Wachowski, USA 1999 rok. CZŁOWIEK W SIECI CZY POWSTAŁ NOWY ŚWIAT KOMPUTERÓW? Jeszcze kilkanaście lat temu stawianie takich pytań mogło- by zostać uznane za niedorzeczność lub fantastykę. Obecnie jednak trudno nie zauważyć ogromnego zainteresowania, jakim na całym świecie cieszą się gry komputerowe i internet, co prowadzi do zjawiska eskapizmu3 — uciekania od rzeczy- wistości. Nasuwa się więc pytanie, czy rzeczywistość tworzoną przez komputery można uznać za „drugi świat". A jeśli tak, to czy jest on czymś bliższym realności czy też złudzeniu? Jak wynika z badań, przeprowadzonych na stronie internetowej ABC News przez Davida Greenfielda, psychologa z West Hartford, ok. 30% użytkowników internetu traktuje go jako sposób ucieczki od rzeczywistości, a ok. 6% internautów (11,4 min osób) jest uzależnionych od tego medium4. Może to oznaczać, że komputery stały się współczesnym narkotykiem, pozwalającym uciec — chociaż na kilka godzin — z realnego świata. Za klucz do wyjaśnienia „kosmologii cyberprzestrzeni" niech posłużą nam dwa różne jej modele: komplementarny i alternatywny (zob. rysunek). W modelu komplementarnym cyberprzestrzeń jest częścią istniejącego świata, jednym z jego integralnych elementów. Każda aktywność człowieka w cy- berprzestrzeni podporządkowuje się wtedy celom człowieka w „normalnym" świecie. Natomiast w modelu alternatywnym cyberprzestrzeń (którą w tym wypadku trafniej byłoby nazwać rzeczywistością wirtualną) konkuruje z rzeczywistością i jej 3 Terminu tego używa Stanisław Lem w książce Bomba megabitowa, Kra- ków 1999. „Eskapizm" pochodzi od angielskiego escape — uciekać, wyrywać się, wydobywać się, ulatniać. 4 Por. P. Kościelniak, lntemetoholicy, „Rzeczpospolita" 28-29 sierpnia 1999, s. A7. Badanie zostało przeprowadzone na 17 251 osobach, odwiedza- jących strony ABC News. Ponieważ jednak nie była to reprezentacyjna gru- pa, przypuszcza się, że rzeczywista liczba uzależnionych od internetu jest jeszcze większa. CYBERPRZESTRZEŃ. PYTANIE O RZECZYWISTOŚĆ 17 Model komplementarny ŚWIAT Model alternatywny ŚWIAT ludzie zwierzęta przedmioty wytwory techniki się przeciwstawia. Człowiek, któremu bliższy jest pierwszy model, uzna technologie komputerowe za wspaniałe narzę- dzie, pomagające mu lepiej funkcjonować w świecie. Nato- miast dla osoby, która skłania się ku modelowi alternatywne- mu, cyberprzestrzeń okaże się miejscem ucieczki i schronie- nia przed realnością. Ocena obu modeli narzuca się sama. Tak jak model kom- plementarny stanowi przykład zdrowego podejścia do wytwo- model komplementarny model alternatywny cyberprzestrzeń częścią świata cyberprzestrzeń konkurencją dla świata technika komputerowa narzędziem technika komputerowa celem samym w sobie cyberprzestrzeń podporządkowana celom człowieka w realnym świecie realny świat podporządkowany wymogom rzeczywistości wirtualnej realność źródłem sit witalnych wirtualność źródłem sił witalnych personalizm: dominują relacje z osobami technocentryzm: dominują relacje z przedmiotami lub wirtualnymi wytworami techniki skutek: otwieranie się na innych, obiektywizacja spojrzenia skutek: zamykanie się w sobie, subicktywizacja spojrzenia 18 CZŁOWIEK W SIECI CYBERPRZESTRZEŃ. PYTANIE O RZECZYWISTOŚĆ 19 rów elektroniki, tak model alternatywny ukazuje niewłaściwe korzystanie z tych urządzeń, posuwające się aż do uzależnie- nia. Warto w tym miejscu podkreślić, że wyboru między obo- ma sposobami korzystania z komputerów dokonuje sam użyt- kownik. W tej sytuacji niezwykle istotnym czynnikiem dla właściwego korzystania z techniki wirtualnej jest odpowied- nie przygotowanie użytkownika. Nie możemy jednak podej- mować się oceny tej techniki bez opisania jej aktualnych moż- liwości. Większość z nich ma charakter „fantomatyki uświa- domionej". Termin ten — jak już wspomniałem — wprowa- dził Stanisław Lem, rozróżniając fantomatykę uświadomioną i nieuświadomioną5. O fantomatyce uświadomionej można mówić wtedy, gdy człowiek, mimo rozmaitych wirtualnych doznań, zdaje sobie sprawę, że ulega złudzeniu. W przypadku fantomatyki nieuświadomionej nie jest on świadom tego, że doświadcza nieistniejących rzeczy i zdarzeń. Używając na- szych wcześniejszych określeń, można powiedzieć, że ta druga sytuacja odpowiada całkowitemu przeniesieniu się w alterna- tywny świat wirtualny i — jak dotychczas — nie została w peł- ni zrealizowana. Można natomiast mówić o uświadomionym szukaniu doznań w następujących dziedzinach: 1. Gry trójwymiarowe (ang. FPP = First Person Perspective, dosł. perspektywa pierwszej osoby — czyli świat widziany oczyma bohatera) — otwierają przed użytkownikiem świat doznań widziany oczami głównego bohatera. Gracz ogląda film z sobą w roli głównej, w którym jest wojownikiem zwalczającym wrogów, kierowcą samochodu wyścigowego lub na przykład pilotem nowoczesnego myśliwca. Dzięki 5 Por. S. Lem, Bomba megabitowa, dz. cyt., s. 48; por. tenże, Tajemnica chińskiego pokoju, Kraków 1996, s. 52. W pracy pomijam dodatkowe rozróż- nienia, jakie czyni autor, wymieniając fantomatykę obwodową (działanie na zmysty) i centralną (działanie bezpośrednio na mózg). Obecny stan medycy- ny nie pozwala w petnym zakresie na wywoływanie przeżyć bezpośrednim drażnieniem komórek mózgowych. Nie można jednak wykluczyć, że neuro- chirurdzy posiądą kiedyś taką umiejętność. prostej fabule użytkownik może choć przez chwilę poczuć się w jednej z tych ról. Są to role ekstremalne, tzn. rzadko który gracz mógłby w swoim codziennym życiu się w nie wcielić. 2. Gry przygodowe i strategiczne (najczęściej określane jako RPG = Role Playing Games, czyli gry, w których odgrywa się role) — to bardziej wyszukana forma rozrywki. W miej- sce efektownej grafiki i dźwięku gracz otrzymuje skompli- kowaną fabułę. Może się np. wcielić w rolę burmistrza, któ- ry musi zarządzać fikcyjnym miastem, lub generała, ko- ordynującego działania wyimaginowanej armii. Role w grach RPG są podobne do autentycznych ról w życiu, z podobnym jednak zastrzeżeniem co w punkcie pierw- szym: niewielu graczy w realnym życiu będzie miało okazję być generałami lub burmistrzami. 3. Dodatkowym źródłem doznań jest rozszerzenie gier o możliwość grania w sieci. Gdy warunki gry określa jedy- nie komputer, łatwo wyczuć schemat, według którego dzia- ła. Kiedy jednak w zabawie uczestniczy kilku prawdziwych graczy, jej przebieg jest prawie niemożliwy do przewidze- nia, co daje ogólne przekonanie o realizmie gry. 4. Kolejne źródło komputerowych wrażeń to wirtualne znajo- mości. Można o nich mówić wtedy, gdy osoby komunikujące się przez internet nigdy nie spotkały się na żywo. Cała wiedza tych ludzi o sobie pochodzi ze szczątkowych informacji, jakie o sobie przekazali drogą elektroniczną. Choć nie musi tak być w każdym przypadku, przekazane informacje mogą się oka- zać wynikiem autokreacji. Zdarzają się przypadki osób, które udają inną płeć, zaniżają własny wiek lub próbują udawać ko- goś innego, niż są w rzeczywistości. Relacja osób w wirtualnej znajomości jest więc o tyle prawdziwa, o ile opiera się na prawdzie o nich samych. Za pośrednictwem internetu stosun- kowo łatwo tę prawdę ominąć. 20 CZŁOWIEK W SIECI CYBERPRZESTRZEŃ. PYTANIE O RZECZYWISTOŚĆ 21 5. Internet rozwinął się w takim stopniu, że potencjalnie mo- że stać się „światem" samym w sobie. Osoby uzależniające się od tego medium spędzają z nim tak wiele czasu — przy jednoczesnym zaangażowaniu emocjonalnym — że punkt ciężkości ich życia przenosi się do cyberprzestrzeni. To elektroniczna sieć zaczyna wtedy wyznaczać kierunek ży- cia; osoba uzależniona traci relacje z bliskimi na rzecz internetu, zamyka się w sobie i zatrzymuje własny rozwój. 6. Ostatnią przestrzenią poszukiwania symulowanych doznań jest tzw. wirtualny seks. Internet daje łatwy dostęp do pornografii i do niezobowiązujących flirtów za pomocą IRC lub grup dyskusyjnych. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że największe zagrożenie wirtualnego seksu stanowi niemoralność przekazywanych treści. Problem sięga jednak znacznie głębiej; wirtualny seks zaczyna konkurować z tra- dycyjnymi formami wyrażania płciowości. Może się zatem wydawać, że zaspokojenie własnych potrzeb w tej dziedzi- nie okaże się prostsze z wykorzystaniem elektronicznej komunikacji niż w prawdziwej relacji z osobą, która wyma- ga czasu, cierpliwości, wierności i odpowiedzialności. NA CZYM POLEGA POZNANIE WIRTUALNE? Techniki wirtualne przywołują jedno z podstawowych py- tań filozoficznej teorii poznania: czy na podstawie zewnętrz- nych cech można orzec, czym jest dany przedmiot? W świetle najnowszych technologii pytanie to rysuje się z niezwykłą ostrością. Tworzenie rzeczywistości wirtualnej opiera się na prostym tricku — udaje się to, co istnieje. Wirtualny świat powstaje przez odwzorowanie doznań świata prawdziwego, wirtualny człowiek bierze się z połączenia w całość cech potencjalnego człowieka. Mechanizmy te ilustrują poniższe schematy: Poznanie realne doznania przedmiot odpowiedź O A A Poznanie wirtualne i i . brak przedmiotu ' schemat przedmiotu (algorytm) komputer W miarę doskonalenia się technik wirtualnych różnica mię- dzy doznaniami w poznaniu realnym i wirtualnym zacznie zanikać. Z punktu widzenia odbiorcy będzie można mówić o takich samych bodźcach, z tą różnicą, że w drugim przypad- ku bodźce tworzone są syntetycznie przez komputer na pod- stawie istniejącego algorytmu. Czy oznacza to jednak, że obie drogi poznania wolno nam utożsamić? Czy zachowanie przy- pominające człowieka pozwala wnioskować, że mamy do czy- nienia z człowiekiem, a nie jego syntetyczną namiastką? Każ- de poznawanie implikuje w sobie zwrócenie się do poznawa- nego przedmiotu. Do czego jednak zwraca się człowiek w poznaniu wirtualnym, skoro poznawany przedmiot faktycz- nie nie istnieje? Gdybyśmy przyjęli punkt widzenia subiekty- wizmu, wystarczyłoby powiedzieć, że istnieją same tylko do- znania, które zdają się wskazywać na jakieś przedmioty. Jed- nak na gruncie realizmu w poznaniu wirtualnym tkwi głębo- kie zafałszowanie prawdy. 22 CZŁOWIEK W SIECI CYBERPRZESTRZEN. PYTANIE O RZECZYWISTOŚĆ 23 Owo zafałszowanie nie narodziło się dopiero wraz z poja- wieniem się komputerów i internetu. Formą przebywania w „wirtualnym świecie" jest przecież upojenie alkoholowe, narkotyczny trans, a również niektóre ludzkie pasje. Ucieczka w świat wirtualny nie jest zatem związana z konkretnym roz- wiązaniem technicznym, ale raczej z psychicznym niedoma- ganiem człowieka, który — stając w obliczu przerastającej go rzeczywistości — chce uciec do bardziej bezpiecznego, wy- kreowanego przez siebie świata. Dziecko, które gra zbyt częs- to na komputerze — zauważa Jiirgen Maass — nie ma we własnym otoczeniu atrakcyjniejszych propozycji spędzenia czasu6. Jak zatem ocenić świat wirtualny? Czy stanowi on synte- tyczne zagrożenie naturalnego ludzkiego szczęścia? Dla Sta- nisława Lema świat realny jest znacznie ciekawszą propozycją niż rzeczywistość wirtualna. Pisarz uzasadnia to trzema argu- mentami: 1. „Realne życie jest dostatecznie bogate w zjawiska i zajścia, więc uciekać się do jakiegoś bajecznego «Nigdzie» po pros- tu nie warto". 2. „Żadne postaci ucieczek cnotami nie są i z reguły kończą się przebudzeniami w niesympatycznej rzeczywistości". 3. „Bez pomocy internetowych gier, komputerów, partnerów, potrafiłem w pojedynkę «wmyślić siebie» w taką rozmaitą ilość światów, jaka zdawała się mi potrzebna. Przecież na tym właśnie polega pisanie utworów zawierających fikcje literackie. Gry intemetowe są ich cieniami [...]"7. Zdaniem Lema, ceną za korzystanie z rzeczywistości wir- tualnej jest „faktyczna samotność w kokonie elektronicz- nym". „Życie staje się «wirtualne», «sfantomatyzowane» — pisze. — Można być w Luwrze, w Himalajach, wszędzie, być 6 Por. J. Maass, Kinder unii Jugendliclie spiclen am Computer — /'/; einer anderen Wclt?, „Theologisch-praktische Ouartalschrift". 1995 nr 5, s. 263. 7 S. Lem, Gry w Internecie, w: Bomba megabitowa, dz. cyl., s. 46. «każdym» nawet [...], ale «naprawdę» jest się ciągle w jednym miejscu. Moim zdaniem, jest to raczej kiepska science fietion"8. Nowe technologie sprawiają zatem, że człowiek zostaje „wplątany w świat wirtualny"9. Trudno na razie dokonać osta- tecznej oceny tego zjawiska. Autorzy prac o internecie zwra- cają uwagę przede wszystkim na fakt, że rzeczywistość wir- tualna, jakkolwiek byłaby użyteczna, jest rodzajem namiastki świata prawdziwego. Człowiekowi ta namiastka nie wystar- cza, on aspiruje do „życia w pełni", zgodnie ze słowami J 10,10: „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości". 8 Tenże, Rozstaje informatyczne, w: Bomba..., s. 87. '' Por. Komisja ds. Mediów Konferencji Episkopatu Niemiec, Multime- dia. Der Wandel zur InformationsgeseUschaft. Polskiego tłumaczenia dokonał Boaustaw Spurgjasz, Multimedia —przeobrażenia ku społeczeństwu informa- cji, „Przegląd Powszechny", numer specjalny 1997 nr 1 (3), s. 34. INFOSTRADA. PYTANIE O TOTALNOŚĆ INFORMACJI 25 INFOSTRADA PYTANIE O TOTALNOŚĆ INFORMACJI Oplatająca kulę ziemską sieć elektronicznych połączeń by- wa często nazywana infostradą (ang. Information highway). Porównanie „elektronicznej pajęczyny" do drogowej auto- strady znajduje wiele trafnych analogii. W obu przypadkach mówi się o nowych możliwościach komunikacyjnych, zapew- niających większą prędkość i zasięg. Gdy jednak z tej dogod- nej komunikacji zacznie korzystać zbyt wielu użytkowników, poruszanie staje się coraz trudniejsze, a niezawodny dotych- czas kanał łączności okazuje się niedrożny. Chociaż komuni- kacja internetowa ciągle jest stosunkowo nowym zjawiskiem, pojawiają się już pierwsze głosy mówiące o zatruciu informa- cyjnym (ang. information glut — „nadmiar informacji"). EKSPLOZJA INFORMACJI Łatwość publikowania elektronicznego, niskie koszty i co- raz większa liczba użytkowników internetu doprowadziły w latach dziewięćdziesiątych do eksplozji ilości danych. Sza- cuje się, że na przełomie XIX i XX wieku całość ludzkiej wie- dzy podwajała się co ok. 50 lat, a pod koniec XX wieku okres ten wynosi zaledwie 5 lat i ulega dalszemu skracaniu1. W 1989 roku do internetu na stale było przyłączonych 80 tys. kompu- terów (hostów), dziesięć lat później — aż 43 230 tys., czyli 1 Por. S. Lem, Bariera informacyjna?, w: tenże, Tajemnica chińskiego po- koju, dz. cyt., s. 26. ponad 540 razy więcej. Gwałtownie zwiększa się też liczba użytkowników sieci. W Polsce w połowie roku 1997 z interne- tu korzystał milion rodaków, w grudniu 1999 były to już 4 min, dzisiaj ponad 5 min. Coraz większy ruch na elektronicznych łączach i coraz większa liczba użytkowników bierze się między innymi stąd, że chcą oni korzystać z olbrzymich zasobów informacyjnych, a także komunikować się z innymi za pośrednictwem interne- tu. Praktyka pokazuje jednak, iż nie zawsze pozorne bogac- two zasobów przyczynia się do poszerzenia wiedzy na dany temat. Jednym z najpoważniejszych zjawisk schyłku lat dzie- więćdziesiątych jest SPAM {Stupid Persons' AdvertiseMent — dosł. „reklama głupich ludzi"), czyli krótkie listy reklamowe, podrzucane do skrzynek poczty elektronicznej. Pomysł ten czerpie z idei tzw. marketingu bezpośredniego. O ile wysyła- nie tradycyjną pocztą listów reklamowych ma pewne ograni- czenia, wynikające chociażby z kosztów, promocja za pomocą poczty elektronicznej jest niezwykle tania; koszt wysłania lis- tów do tysięcy osób nie powinien przekroczyć kilku złotych. W efekcie wielu internautów znajduje w swojej skrzynce wię- cej reklam niż adresowanych do nich listów. Zjawisko to staje się na tyle dokuczliwe, że zaczęły powstawać specjalistyczne programy służące do usuwania niezamawianych przesyłek. Konsekwencją olbrzymiej ilości internetowej korespon- dencji jest znaczne zróżnicowanie jakości istniejących mate- riałów. W internecie nie ma mechanizmów weryfikacji, które pozwoliłyby publikować tylko to, co opracowane rzetelnie, przyzwoite i wartościowe. W przypadku mediów drukowa- nych takiej weryfikacji dokonywało wydawnictwo; gdy sygno- wało daną książkę swoim znakiem, było to jednoznaczne z za- gwarantowaniem określonego poziomu wydawanej pracy. W internecie można co prawda zbadać, które strony cieszą się dużym zainteresowaniem czytelników, a które są niemal cał- kiem pomijane, użytkownik nie ma jednak do końca pewnoś- ci, czy dane, do których dotarł, są prawdziwe i rzetelnie opra- 26 CZŁOWIEK W SIECI INFOSTRADA. PYTANIE O TOTALNOŚĆ INFORMACJI 27 cowane. Potencjalnie zatem internet nie jest odporny na pro- pagandę i głoszenie półprawdy; z braku faktycznego wydawcy czytelnik jest pozostawiony sam sobie i to on musi ocenić wia- rygodność przekazywanej mu treści. Praktyka korzystania z elektronicznej sieci pokazuje, że z setek czy tysięcy adresów, które na zadane pytanie proponują przeglądarki, tylko kilka lub kilkanaście ma dla użytkownika jakąkolwiek wartość. W internecie prawda staje się czymś relatywnym; ojej znacze- niu przesądza nie tyle obiektywna wartość, ile raczej kry- terium popularności mierzonej liczbą wejść na stronę. Kolejnym skutkiem gwałtownego rozwoju elektronicznego medium jest „totalizacja internetem". Nowe możliwości budzą tak wielki zachwyt, że rodzi się pokusa wykonywania wszystkiego przez internet. Za jego pomocą można już robić zakupy, dokonywać transakcji bankowych, rezerwować bilety do kina, kontaktować się z przyjaciółmi, organizować między- kontynentalne wideokonferencje. Wszystko to bez potrzeby wychodzenia z domu, poznawania świata czy spotykania się z ludźmi. Pierwsza reakcja na te możliwości jest zwykle entu- zjastyczna — dzięki internetowi można przecież oszczędzić wiele czasu i pieniędzy. Gdy jednak bliżej przyjrzymy się tej sytuacji, łatwo zauważyć, że internet może się stać pośredni- kiem między człowiekiem a światem. W miejsce sklepu poja- wiają się wirtualne supermarkety, w miejsce ludzi — wirtual- ne znajomości, w miejsce książek — pliki tekstowe itp. Czło- wiekowi może się wydawać, że stal się panem świata, gdyż ma dostęp do wszystkiego zza ekranu swego monitora. W rzeczy- wistości staje się jedynie panem własnych wytworów, mniej lub bardziej udolnie naśladujących prawdziwy świat. Widać zatem, że ilość danych i oferowanych przez internet usług nie przekłada się bezpośrednio na lepsze poznanie świa- ta i odnalezienie się w nim. Można sobie wyobrazić sytuację dokładnie odwrotną. Człowiek, któremu udostępniono wiel- ką ilość informacji, może poczuć się całkowicie zagubiony i niezdolny do wydobycia spraw najważniejszych z oceanu szczegółów. Podobnie z oferowanymi przez internet usługa- mi. Nowe możliwości pozornie zwiększają komfort życia, za- mykają jednak człowieka w kręgu jego wytworów, pozbawia- jąc go umiejętności radzenia sobie w pozatechnicznym świe- cie. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego stulecia elektroniczna sieć zaczęła się upowszechniać, istotnym czyn- nikiem jej rozwoju okazała się chłonność informacyjna od- biorców. Używając terminów ekonomicznych: popyt okazał się tak duży, że wywołał niespodziewanie szybki rozwój inter- netu. Można jednak zapytać, czy tendencja ta nie okaże się chwilowa? Czy użytkownicy internetu nie poczują się w pew- nym momencie przytłoczeni ilością elektronicznej informa- cji? Czy nie odrzucą tego medium lub nie będą się domagać zredukowania istniejących danych do rozsądnego minimum? Do przeanalizowania zjawiska eksplozji informatycznej po- służy nam wykres informatycznego zalewu. Unaocznia on, w jaki sposób rośnie ilość internetowych danych i jakie skutki może wywoływać to zjawisko u odbiorców. Dwie poziome linie wyznaczają dwie stałe wielkości: zapotrzebowanie na informację i próg percepcji. Zapotrzebowanie na informację określa, jakiej ilości informacji potrzebuje człowiek (grupa nacji i dostępne zasoby ^^"^ próg percepcji ilość inforn i V •—\ \ faktyczny odbiór \ /~v \ / \ zapotrzebowanie _ v_ -/—V —f\ —na—°r—ię- gtód informacji przesył zatrucie CZaS *" informacyjne zaspokojenie „bomba inegabitowa" 28 CZŁOWIEK W SIECI IN POSTRADA. PYTANIE O TOTALNOŚĆ INFORMACJI 29 społeczna, społeczeństwo) do normalnego funkcjonowania i stałego rozwoju. Próg percepcji natomiast wytycza granicę, powyżej której człowiek (grupa społeczna, społeczeństwo) nie jest już w stanie przyswoić sobie danych — powodują one jedynie zamęt poznawczy i przytłaczają swoją ilością. Widoczna na rysunku krzywa pokazuje przyrost danych w internecie. Pierwszą fazę określiłem jako „głód informacji", gdyż ilość danych nie zaspokaja istniejących potrzeb. Gdy wreszcie osiągnie poziom określony jako „zaspokojenie", ilość danych nadal rośnie, wywołując stopniowo uczucie prze- sytu: informacji jest więcej niż trzeba, ale na tyle mało, że można je przyswoić. Gdy jednak krzywa osiągnie punkt — określony za Lemem — jako „bomba megabitowa", możemy mówić o „zatruciu informacyjnym": danych jest nie tylko wię- cej niż potrzeba, ale znacznie więcej, niż można sobie przy- swoić. Jednocześnie od punktu „zaspokojenie" biegnie druga krzywa, opisująca faktyczny odbiór danych. Gdy bowiem jest ich więcej niż potrzeba, użytkownicy rezygnują z części da- nych, koncentrując się tylko na tych najważniejszych, najlep- szych lub najciekawszych. Na wykresie tym operuję jedynie umownymi wielkościami. Nie istnieją bowiem metody pozwalające określić precyzyjnie za pomocą liczb, w którym momencie np. zostało zaspokojo- ne zapotrzebowanie na informację. Warto też zauważyć, że w przypadku każdego człowieka, grupy społecznej i społe- czeństwa opisywane na wykresie stałe będą inne, w zależności od indywidualnych predyspozycji, wychowania i środowiska życia. Niezależnie jednak od tego, jak bardzo mogą się różnić owe wielkości, wydaje się, że sposoby reagowania na informa- cyjny przesyt są podobne. Dzisiaj można już mówić o pierwszych dostrzegalnych sym- ptomach przesytu danymi. W praktyce internetowej sprowa- dza się to do dwóch zjawisk: redukcji ilości i wzrostu jakości. Po pierwsze, ponieważ użytkownikowi łatwiej poruszać się po kilku większych ujednoliconych serwisach niż po tysiącach rozproszonych i niejednolitych stron, ich twórcy jednoczą wy- siłki, tworząc portale (czyli obszerne serwisy) i webringi (dosl. „sieciowe pierścienie", czyli grupy wspierających się stron o podobnej tematyce). Po drugie, internet jest rynkiem dużej konkurencji, co wymusza na autorach stron utrzymanie jak najwyższego poziomu swej pracy. Ponieważ użytkownicy wybierają tylko najlepsze i najbardziej atrakcyjne propozycje, publikujący w internecie coraz większą wagę przykładają do jakości opracowania, prostoty poruszania się po serwisie, atrakcyjności graficznej itp. Można przypuszczać, że w per- spektywie kilku lat najlepsze serwisy opanują i zdominują elektroniczny rynek. SKUTKI INFORMACYJNEGO POTOPU Jak ocenić „eksplozję informacji", która wcześniej dawała się zauważyć w telewizji, prasie i radiu, a teraz osiągnęła swo- je apogeum w internecie? Czy jesteśmy w stanie udźwignąć ciężar łatwego dostępu do informacji? Pytania te nie pozosta- ją bez wpływu na ludzkie poznanie i etykę. 1. Pierwsze oceny możliwości informacyjnych internetu były bardzo entuzjastyczne. Każda możliwość rozszerzenia zasobów informacyjnych wydawała się krokiem naprzód, a upowszechnienie tego medium uważano za przełom w in- formowaniu. Dopiero praktyka korzystania z sieci zaczęła ujawniać przesyt i przytłoczenie ilością dostępnych danych. Interesujące w tym kontekście jest stanowisko Lema, który patrzy z niepokojem na internetowy zalew informacji, będący — według jego określenia — „bombą megabitowa". „Czło- wiek posiada «informacyjną przepustowość* obecnie taką samą jak 100 000 lat temu" — przestrzega, przyznając, że sam już nie nadąża z czytaniem pism, które zalegają jego biurko2. - Por. S. Lem, Ryzyko Internetu, w: tenże, Bomba megabitowa, Kraków 1W9, s. 12. 30 CZŁOWIEK W SIECI INFOSTRADA. PYTANIE O TOTALNOŚĆ INFORMACJI 31 Pisarz postuluje wręcz stworzenie „Arki Noego Internetu", która miałaby chronić przed ziem i głupotą. Gdy bowiem ilość danych przekroczy „próg percepcji", okazuje się, że człowiek nie jest w stanie ogarnąć mentalnie tego informatycznego oceanu ani tym bardziej krytycznie ocenić jego zasobów. Skutkiem takiego stanu rzeczy jest zaburzenie procesu po- znawczego, a w konsekwencji podejmowanie decyzji na pod- stawie fałszywych przesłanek. 2. Nagromadzenie w internecie dużej ilości danych, które nie są zorganizowane w większe logiczne całości, sprawia, że elektroniczna sieć jawi się jako chaos. Dobro miesza się tu ze złem, sztuka z kiczem, profesjonalizm z amatorszczyzną, prawda z plotką, a wielki świat z zaściankiem. W tym bliskim filozofii postmodernizmu świecie nie ma jednoznacznych reguł, autorytetu czy pierwszej zasady, która nadawałaby mu jakiś porządek. Przed taką sytuacją w mediach przestrzega bp Adam Lepa. Jego zdaniem, zatrucie informacyjne, polegające na ukazywaniu spraw istotnych jako mało ważnych, jest jed- nym z mechanizmów manipulacji3. Może się okazać, że użyt- kownik internetu zderzył się w nim z tak wielką różnorodnoś- cią opinii, estetyk, zasad, że nie będzie w stanie sam się okreś- lić ani tym bardziej wydawać sądów moralnych o tym, co dob- re (złe), oraz estetycznych o tym, co piękne (brzydkie). Skut- kiem nadmiernej ilości danych może się okazać zrelatywizo- wanie pojęcia prawdy obiektywnej. -1 „Zatrucie informacyjne w swoim podstawowym trzonie polega na tym, że sprawy bardzo ważne i ważne ukazuje się celowo i skrycie jako niewiele znaczące albo bez żadnej wartości" — por. A. Lepa, Świat manipulacji, Częs- tochowa 1987, s. 100-110. W niniejszej pracy korzystam z terminu „zatrucie informacyjne" w innym znaczeniu—jest to takie nagromadzenie informacji odbieranych przez osobę lub grupę społeczną, które znacznie przekracza możliwości przyswojenia sobie tych treści, w wyniku czego informacja dezin- formuje, wprowadzając chaos poznawczy. Przy takiej definicji niebezpie- czeństwo manipulacji i zniekształcania prawdy, o którym pisze bp Lepa, jest skutkiem zatrucia informacyjnego. 3. Łatwość publikowania w internecie i brak odpowiedzial- ności za nadane treści ułatwiają prowadzenie nieetycznej działalności. Internet niejednokrotnie służy — na przykład — jako przekaźnik materiałów pornograficznych czy — jak w Niemczech — neonazistowskich. Zdarza się, że łamane są w nim prawa autorskie, elektroniczna sieć łatwo staje się areopagiem organizacji sekciarskich, znane są przypadki kra- dzieży przy użyciu „przechwyconych" numerów kart kredyto- wych itd. Dlatego coraz częściej pojawiają się głosy domaga- jące się unormowania działalności internetu. „Zupełny brak norm w dziedzinie informacji — zwłaszcza w internecie — stwarza niebezpieczeństwo kultury subiektywnej" — napisał Jan Paweł II w orędziu z okazji czterdziestej rocznicy Katolic- kiej Unii Prasy Włoskiej4. Praktyka pokazuje jednak, że zaprowadzenie porządku w internecie nie jest prostym zadaniem, a same tylko rozwią- zania legislacyjne mogą okazać się całkowicie nieskuteczne. Sami internauci bardzo wysoko cenią sobie wolność i nie- zależność tego medium, dlatego zwalczają wszelkie formy cenzury i ograniczania swobody. Powstają pierwsze programy pozwalające blokować dostęp do niepożądanych treści (np. po to, by uniemożliwić dziecku dostęp do pornografii). W wa- runkach polskich rozwiązania te nie są jednak powszechnie znane, a ich praktyczne działanie pozostawia wiele do życze- nia. Internet, ze względu na skrajną decentralizację jego ele- mentów, bardzo opornie poddaje się wszelkim próbom kon- troli. Dlatego, z braku całościowych rozwiązań, internauci są narażeni na nieetyczne i nieodpowiedzialne przekazy. 4. Mając świadomość, że internet stwarza zagrożenia, nie można jednak zapominać o dobrych stronach „informacyjnej eksplozji". Internet staje się największą na świecie biblioteką, z której korzystać może prawie każdy. Nowe elektroniczne medium sprzyja tworzeniu się społeczeństwa obywatelskiego 4 Wypowiedź za serwisem KA1 z 23 września 1999 r. 32 CZŁOWIEK W SIECI i rozwojowi demokratycznych struktur. Dotychczas możli- wości publikowania mieli tylko niektórzy, dysponujący odpo- wiednim kapitałem, zapleczem sprzętowym, układami itp. Dzięki internetowi każdy może za niewielkie pieniądze wyra- żać swoje opinie i udostępniać ważne, jego zdaniem, zasoby. W systemach demokratycznych internet umożliwia obywate- lom lepszą kontrolę organów władzy, gdyż akty prawne i ich projekty, stenogramy z posiedzeń parlamentu itp. mogą zo- stać w łatwy sposób udostępnione każdemu zainteresowane- mu. Dzięki internetowi wiele czynności — jak sprawdzenie rozkładu jazdy, dokonanie przelewu bankowego, wyszukiwa- nie informacji na zadany temat — staje się prostsze, co powo- duje zainteresowanie coraz większej grupy osób. 5. Niemniej jednak ostatecznie lepszy lub gorszy sposób korzystania z internetu zależy w największym stopniu od pre- dyspozycji użytkowników. Elektroniczna sieć ma najwięcej do zaoferowania osobom dobrze wykształconym, krytycznym i uformowanym moralnie. Tylko oni będą umieli w gąszczu informacji wybrać to, co najistotniejsze, prawdziwe i dobre. Dla pozostałych użytkowników internet może się okazać po- tencjalnym zagrożeniem, gdy nie będą umieli spojrzeć kry- tycznie na nowe medium. Wydaje się zatem, że dobre lub złe skutki „informatycznej eksplozji" zależą w dużym stopniu od właściwego przygotowania samych użytkowników. Gdy bo- wiem nie uda się nawet metodami prawnymi wymusić pew- nych zachowań, krytyczny internauta sam będzie się bronił przed informacyjnym zagrożeniem. INTELIGENTNA MASZYNA? PYTANIE O WYJĄTKOWOŚĆ CZŁOWIEKA Od momentu zbudowania komputerów naukowcy poszu- kują sposobów skonstruowania takiego systemu, którego in- teligencja dorównywałaby człowiekowi lub wręcz przewyższa- ła jego możliwości. Nad zagadnieniem tym zastanawiają się głównie informatycy, logicy i matematycy, poszukujący odpo- wiedniego algorytmu, który byłby w stanie imitować intelekt człowieka. Za tymi poszukiwaniami kryje się jednak mniej naukowe dążenie do zrównania możliwości maszyn ze zdol- nościami tworów natury. Próby skonstruowania sztucznej inteligencji nie mają zazwyczaj rzetelnego uzasadnienia; do- tychczas systemy komputerowe sprawdzają się raczej jako dodatek, a nie substytut człowieka. Poszukiwania sztucznej inteligencji zdają się być owocem idei dorównywania naturze lub Stwórcy. W pracach na temat sztucznej inteligencji ów ideologiczny wątek raczej nie jest eksponowany, niemniej w wielu da się odczytać podświadome dążenie badaczy do wymyślenia maszyny doskonałej czy też do chwilowego cho- ciaż zajęcia miejsca Stwórcy. CZYM JEST SZTUCZNA INTELIGENCJA? Za ojca sztucznej inteligencji (ang. Artificial Intelligence, w skrócie AI) uważa się Alana Turinga (1912-1954). W roku 1937 stworzy! on teoretyczny model maszyny krokowo prze- twarzającej dane, nazwanej maszyną Turinga. Jest ona jednym z najważniejszych odkryć dwudziestowiecznej matematyki; 34 CZŁOWIEK W SIECI maszyna ta stała się bowiem pierwowzorem współczesnych komputerów. Trzynaście lat później, w roku 1950, Turing za- proponował sposób sprawdzania inteligencji maszyny, nazwa- ny od jego nazwiska testem Turinga. Do jego przeprowadze- nia potrzebne są dwie osoby: obserwator i respondent. Obser- wator zadaje dowolne pytania, na które odpowiada człowiek- -respondent lub maszyna-respondent. Test należy przeprowa- dzić w taki sposób, by obserwator nie widział, czy rozmawia z maszyną czy z człowiekiem. Po zadaniu wystarczającej licz- by pytań obserwator musi odpowiedzieć na pytanie, kto był partnerem jego rozmowy: człowiek czy maszyna? Jeżeli ob- serwator po rozmowie z maszyną oświadczy, że rozmawiał z człowiekiem, uważa się taką maszynę za inteligentną1. Najgłośniejszą konfrontacją człowieka z maszyną stały się zmagania mistrza szachowego Garriego Kasparowa z kompu- terem Deep Blue firmy IBM. Maszynę tę budowano przez pięć lat kosztem 2,5 min dolarów. W 1996 roku Kasparow za- grał z Deep Blue w szachy, wygrywając mecz. Rok później po- wtórzono grę; tym razem zwyciężyła maszyna. Chociaż wyda- rzenie to można interpretować jako zwiastun skonstruowania niebawem sztucznej inteligencji, warto w tym miejscu zauwa- żyć, że szachy, jako gra logiczna o precyzyjnych zasadach, są stosunkowo prostym zadaniem dla komputera. Jego przewa- ga polega na tym, że analizuje on wszystkie możliwe kombi- nacje i na tej podstawie decyduje się na konkretny ruch. Je- dynym ograniczeniem szachowego komputera jest szybkość obliczeń. Deep Blue analizował wszystkie możliwe posunięcia osiem ruchów naprzód. Kasparow przyznał, że wyczuwał inte- ligencję w grze maszyny. W zagadnieniu sztucznej inteligencji istotną kwestią jest świadomość. Sceptycy twierdzą, że nawet jeśli komputer za- chowuje się tak jak człowiek, wynika to z wpisanego weń pro- 1 W praktyce zdarzały się sytuacje, w których obserwator po rozmowie z respondentem-cztowiekiem twierdził, że miat do czynienia z automatem. INTELIGENTNA MASZYNA? PYTANIE O WYJĄTKOWOŚĆ... 35 gramu, a nie ze świadomości. Najczęściej przytaczanym w tym miejscu argumentem jest „argument chińskiego pokoju" Joh- na Searle'a z 1980 roku2. Searle podaje tu przykład anglo- języcznej osoby, która ani trochę nie zna języka chińskiego. Osoba ta zostaje zamknięta w pokoju; ma tam do dyspozycji mnóstwo chińskich znaków, które — choć o tym nie wie — są zestawem pytań, na które ma udzielić odpowiedzi. Otrzymuje także precyzyjną instrukcję w języku angielskim, wyjaśniają- cą, co ma zrobić. Osoba ta stosuje się do angielskich wskazó- wek i przekazuje na zewnątrz pokoju prawidłową odpowiedź w języku chińskim. Następnie otrzymuje kolejny zestaw py- tań, tym razem w języku angielskim. Bez trudu zwraca zestaw z prawidłowymi odpowiedziami. W obu przypadkach odpo- wiedzi były bezbłędne; obserwatorowi z zewnątrz (lub też obserwatorowi z testu Turinga!) wydaje się, że osoba w poko- ju włada zarówno językiem chińskim, jak i angielskim. W rze- czywistości jednak bohater tej historii odpowiadał na chińskie pytania czysto mechanicznie, bez zrozumienia, tak jak czynią to komputery. Trzecią, po Turingu i Searle'u, osobą, która wniosła istotny wkład w teorię sztucznej inteligencji, był austriacki logik i ma- tematyk Kurt Godeł (1906-1978). Wykazał on, że w arytme- tyce nie może istnieć ogólny algorytm rozwiązywania twier- dzeń (tzw. twierdzenie Gódla o niezupełności arytmetyki lub pierwsze twierdzenie Gódla). Z twierdzenia tego płynie dla programistów następujący wniosek: niemożliwe jest napisa- nie takiego programu komputerowego, który rozwiązywałby wszystkie możliwe problemy. Twierdzenie to dało mocny ar- gument przeciwnikom sztucznej inteligencji, gdyż wykazało, że sam logiczny algorytm nie wystarczy do rozwiązywania pro- - Por. J. Kloch, Świadomość komputerów? Argument „Chińskiego Poko- ju" w hytycc mocnej sztucznej inteligencji według Johna Seark'a, Tarnów 19%, s. 23-25. 36 CZŁOWIEK W SIECI blemów nietypowych, a ta właśnie cecha charakteryzuje ludz- ką inteligencję. Dotychczas nie powstało urządzenie, które jednoznacznie zostałoby uznane za przejaw sztucznej inteligencji. Co więcej, możliwość inteligencji maszyn częściej bywa przedmiotem wiary naukowców niż odzwierciedleniem faktów. Opinie na temat AI są bardzo zróżnicowane — począwszy od przekona- nia, że komputer jest w stanie wiernie naśladować czynności mózgu, do opinii, że maszyny nigdy nie sprostają takiemu zadaniu. W. Marciszewski wymienia aż pięć poglądów na sztuczną inteligencję3: 1. „Pogląd A" (tzw. hardAI, strong AI — „mocna sztuczna inteligencja") — wszelkie myślenie jest obliczaniem; ma- szyna może pod każdym względem dorównać człowiekowi, a nawet go przewyższyć; nie jest ważna świadomość ani istota rzeczy samej w sobie, ale jej cechy zewnętrzne. 2. „Pogląd B" (agnostycyzm, Allan Turing) — pojęcie świado- mości nie daje się naukowo zdefiniować, nie ma ono więk- szego znaczenia; istotne jest, czy urządzenie inteligentne zachowuje się tak samo jak człowiek. 3. „Pogląd C" (Roger Penrose) — myślenie jest procesem fizycznym (podobnie jak w poglądach A i B), ale nie można go naśladować za pomocą algorytmu. 4. „Pogląd D" (Kurt Godeł, Karl Popper, John Eccles) — myślenie nie jest procesem fizycznym, nie można go też na- śladować za pomocą algorytmu; istnieją problemy nieroz- wiązywalne dla komputerów. 5. „Pogląd Lm" (Gottfried Wilhelm Leibniz) — żywy orga- nizm wyraża się liczbą całkowitą mającą nieskończone roz- winięcie, dlatego w układzie skończonym niemożliwe jest symulowanie świadomości; „stworzyć nieskończony pro- 3 W. Marciszewski, Sztuczna inteligencja, Kraków 1998, s. 15-33. INTELIGENTNA MASZYNA? PYTANIE O WYJĄTKOWOŚĆ... 37 gram może tylko programista o nieskończonej potencji in- telektualnej. Nie jest to zatem wykonalne dla człowieka". „INTELIGENTNY' INTERNET Pół wieku zmagań z problemem sztucznej inteligencji nie przyniosło zadowalających rezultatów. Najczęściej podnoszo- ną kwestią sporną stała się świadomość, nie wszyscy bowiem badacze uznają ją za warunek sztucznej inteligencji. Kłopoty z tą inteligencją mają jednak o wiele głębsze źródło, którym jest charakter aktualnego sprzętu komputerowego. Nową nadzieją dla stworzenia sztucznej inteligencji stał się internet, który zdaje się łamać ograniczenia istniejącej elektroniki. Obecne komputery konstruowane są w oparciu o założenia maszyny Turinga. Cechuje je szeregowość wykonywanych procesów; główny procesor realizuje krok po kroku przekazy- wane mu polecenia, nie pozwalając sobie przy tym na naj- mniejsze odstępstwa (wystąpienie błędu niejednokrotnie po- woduje zatrzymanie pracy). Tymczasem, według obecnego stanu wiedzy, mózg człowieka pracuje równolegle — potrafi zatem wykonywać tysiące procesów jednocześnie, nie zacho- wując przy tym takiej dokładności, jaka cechuje komputer. Chociaż obecne komputery doskonale radzą sobie z wykony- waniem sformalizowanych procedur logicznych — w czym zdecydowanie prześcigają człowieka — barierą nie do prze- kroczenia staje się dla nich dowcip i inwencja. „Gdyby które- goś dnia maszyna stworzyła nową myśl wbrew wpisanemu w nią programowi — twierdzi Marciszewski — byłby to histo- ryczny dzień przekroczenia owej granicy. Inwencja bowiem wymaga niesubordynacji względem wpisanych w mózg pro- gramów"4. Aby skonstruować inteligentne (lub quasi-inteligentne) sy- stemy komputerowe, należałoby spełnić trzy podstawowe wa- 4 Tamże, s. 97. 38 CZŁOWIEK W SIECI runki: 1) znaleźć odpowiedni „inteligentny" algorytm; 2) stworzyć dużą bazę danych; 3) zapewnić taką moc obliczenio- wą, która gwarantowałaby wymaganą sprawność działania. We wszystkich wymienionych warunkach internet przełamał ograniczenia, z którymi dotychczas pojedyncze komputery czy małe sieci sobie nie radziły. 1. Jak już zauważyłem, pojedyncze komputery działają we- dług danego im — w postaci programu — sformalizowanego algorytmu. Jednocześnie podejmowane są teoretyczne i prak- tyczne badania nad tzw. sieciami neuronowymi, których dzia- łanie zbliżone jest do pracy mózgu. Natomiast sam rozwój internetu Marciszewski określa mianem „elektronicznego doboru naturalnego" i „sieciowej inteligencji". Internet nie rozwija się według określonego schematu logicznego, proces ten przypomina raczej darwinowską ewolucję. To, co cieszy się dużym zainteresowaniem, jest uważane za cenne, rozwija się bardzo szybko; pozostałe dane, choć nikt ich nie usuwa z sieci, idą w zapomnienie, podobnie jak wyrostek robaczkowy w or- ganizmie człowieka, uważany czasem za pozostałość ewolucji. 2. Istotną cechą sztucznej inteligencji jest odpowiednia wie- dza. Człowiek, który wchodzi w dorosłe życie, wnosi w nie przynajmniej kilkunastoletni bagaż doświadczeń, pozwalający mu odnaleźć się w tym świecie. Przez długi czas konstruktorzy inteligentnych programów nie doceniali tego wymiaru, jakby do stworzenia inteligentnego systemu wystarczył dobry algo- rytm. Internet, który mimo „młodego wieku" stał się już naj- większą biblioteką ludzkiej wiedzy, okazuje się więc najbar- dziej obiecującą perspektywą sztucznej inteligencji. Inteligen- cja bez erudycji jest bezużyteczna. 3. Trzecim wymogiem sztucznej inteligencji jest odpowied- nia prędkość obliczeń. Problemem, jaki musieli rozwiązać konstruktorzy Deep Blue, było stworzenie maszyny na tyle szybkiej, by proponowała jak najlepsze posunięcia w regula- minowym czasie. Przez wiele lat niewystarczająca prędkość komputerów była zmorą meteorologów, skomplikowane INTELIGENTNA MASZYNA? PYTANIE O WYJĄTKOWOŚĆ... 39 obliczenia musiały trwać na tyle krótko, by wyniki ukazały się przed zaistnieniem przewidywanego stanu. Za inteligentny może przecież uchodzić tylko taki system, który reaguje w tempie ludzkiego mózgu. Internet przełamuje ograniczenia pojedynczych komputerów — teraz dla pozyskania odpo- wiedniej mocy obliczeniowej można połączyć wysiłki dziesiąt- ków, setek, a nawet tysięcy maszyn. O internecie mówi się nieraz „globalny mózg" lub „inteli- gencja sieciowa" i określenia te nie wydają się przesadzone. Współczesne badania nad sztuczną inteligencją nie zmierzają wszak do zbudowania robota, który zachowywałby się jak człowiek, lecz do stworzenia umysłu podobnego do umysłu ludzkiego. W rozwoju internetu, w sposobie jego działania, widać pewne cechy inteligencji, którym dotychczas nie potra- fiły sprostać pojedyncze komputery. Za przykład niech nam posłuży dostępna w internecie maszyna tłumacząca5, która całkiem dobrze i szybko tłumaczy między sobą teksty angiel- skie, niemieckie, francuskie, włoskie i hiszpańskie — inteli- gentnie uwzględniając na przykład kontekst, w którym zosta- ło użyte dane słowo. Można przypuszczać, że w miarę rozwo- ju internetu takich inteligentnych przykładów zacznie przyby- wać. Jednak największe pytania w tej dziedzinie rodzą się nie na gruncie informatyki, logiki czy matematyki, ale w sferze antropologii. KRYZYS ANTROPOLOGII Już na wstępie tej części rozważań zwróciłem uwagę na zna- mienną cechę prac nad sztuczną inteligencją, mianowicie nad wiarą w stworzenie nowej jakości umysłowej. Wydaje się, że tkwi w tym charakterystyczne dla naszych czasów łączenie ra- cjonalności (opartej na logice formalnej) z niemalże religijną wiarą. W pracach nad AI doszło do zrównania człowieka ??* littp:!lbabelfidi.altavista.dixiiitl.com 40 CZŁOWIEK W SIECI z materią nieożywioną i z wytworami techniki — co nie ma większego znaczenia dla logika, z filozoficznego punktu wi- dzenia jest jednak zasadniczym rozróżnieniem. Jeżeli bowiem mentalnie dopuszczamy możliwość „symulowania wnętrza" człowieka, zgadzamy się na zrównanie osób i rzeczy. Jednym z aksjomatów, jakie ujawniają się w toku prac nad AI, jest odebranie człowiekowi statusu wyjątkowości („sacrum") wśród stworzeń. Niezależnie od przyjmowanego systemu war- tości, zarówno z punktu widzenia chrześcijaństwa, nowożyt- nych humanizmów czy też współczesnej etyki praw człowieka, osobie ludzkiej przypisuje się szczególną wartość. Tymczasem głęboka wiara w sztuczną inteligencję redukuje wspomnianą wartość i wyjątkowość, sprowadzając do tego samego mia- nownika rzeczy, rośliny, zwierzęta, człowieka i Stwórcę. Teoretycy AI stosunkowo często popełniają dwa zasadnicze błędy filozoficzne: po pierwsze, zbyt łatwo utożsamiają ze sobą rozum i intelekt lub wręcz sprowadzają człowieka do samego tylko intelektu. Dziś jednak coraz częściej mówi się 0 EQ (emotional ąuotient), czyli tzw. inteligencji emocjonal- nej, zamiast o samej tylko inteligencji „intelektualnej", wyra- żanej ilorazem IQ. Inteligencja emocjonalna jest ważnym czynnikiem w relacjach międzyludzkich — choćby dla praco- dawcy EQ zdaje się być znacznie ważniejsze niż IQ, gdyż pra- cownik „inteligentny emocjonalnie" lepiej pracuje w grupie 1 nie jest źródłem konfliktów. Świadomość, inwencja i dowcip stanowią nie mniej ważne kryterium człowieczeństwa niż inte- ligencja intelektualna. W dobie komputerów te trzy cechy mogą się wręcz okazać najważniejszymi wyznacznikami bycia człowiekiem, skoro urządzenia elektroniczne potrafią już być „inteligentne", przynajmniej w pewnym stopniu6. Drugi błąd filozoficzny polega na utożsamieniu cech przed- miotu z samym przedmiotem. Na takim właśnie kryterium h Por. S. Lem, Emotional Quotient, w: tenże. Bomba megabiunui, s. 132- -138. INTELIGENTNA MASZYNA'? PYTANIE O WYJĄTKOWOŚĆ... 41 opiera się test Turinga: przyjmuje on założenie, że jeżeli co- kolwiek zachowuje się inteligentnie, znaczy to, że jest inteli- gentne. Czy można dokonać ekstrapolacji tego założenia, by stwierdzić, że jeśli coś zachowuje się jak człowiek, to ipso facto jest człowiekiem? W ten sposób dochodzimy do wewnętrznej sprzeczności współczesnej AI: chociaż do końca nie wiadomo, czym jest inteligencja, uznajemy możliwość stworzenia jej syn- tetycznej wersji, przyjmując, że jeśli będzie wykazywała cechy ludzkie, wolno określić ją mianem inteligencji. Współczesny stan badań nad AI wskazuje także na olbrzy- mią rolę kultury ludzkiej dla symulowania inteligencji przez maszyny. Nie wystarczy zatem sam program, schemat postę- powania inteligentnego, potrzebne jest doświadczenie kultu- ry ludzkiej, którego człowiek nabywa przez dziesiątki lat swo- jego życia. Warto zwrócić uwagę, że cała „inteligencja inter- netu", o której mówiliśmy wcześniej, zawdzięcza swoje cechy olbrzymim zasobom ludzkim w niej gromadzonym. W inter- necie zamyka się więc koło poszukiwań inteligencji: sieć ta nabiera charakteru inteligentnego nie dzięki komputerom czy oprogramowaniu, lecz dzięki ludzkiej wiedzy, którą owym komputerom i programom powierzono. Ostatecznie więc nawet dla maszyny źródłem inteligencji jest człowiek. Do jakiego wniosku prowadzą te rozważania? Czy niemoż- liwe jest stworzenie sztucznej inteligencji? Czy można dopuś- cić możliwość istnienia sztucznego umysłu? Z pewnością źródłem wielu nieporozumień jest ciągle brak precyzji w określeniu sztucznej inteligencji. Wnioski, wyciągane przez badaczy AI, niejednokrotnie są konsekwencją wcześniej przy- jętej definicji inteligencji (np. uznającej świadomość za jej integralną część lub nie). Bez wątpienia jednak źródłem naj- większych nieporozumień jest zbytni dogmatyzm w patrzeniu na sztuczną inteligencję. Dopóki bowiem informatycy kon- struują quasi-inteligentne systemy, które nie aspirują do naśladowania człowieka, wiele osób uzna przydatność takich systemów. Takie właśnie zastosowania mają układy wspoma- 42 CZŁOWIEK W SIECI gania pilota samolotu, komputery analizujące dane meteoro- logiczne i wszelkie programy samouczące. Kiedy jednak uznajemy możliwość stworzenia sztucznej inteligencji dorów- nującej człowiekowi, rodzi się podwójny niepokój. Po pierw- sze, teza taka wskazuje na kryzys antropologii, odbierającej człowiekowi przez wieki respektowaną wyjątkowość. Po dru- gie, stworzenie systemów w pełni inteligentnych może ozna- czać, że właśnie tym systemom, a nie ludziom, będzie się powierzać najbardziej odpowiedzialne zadania. Oznaczałoby to nastanie nowej ery — już nie teocentrycznej czy antropo- centrycznej, ale właśnie — komputerocentrycznej. POZA DOBREM I ZŁEM? PYTANIE O MORALNOŚĆ INTERNETU Temperatura dyskusji nad moralnością w internecie bardzo się w ostatnich latach podnosi. Trudno się dziwić, skoro pro- blem zaczyna dotykać coraz większej części społeczeństwa. Internet nie jest już medium dla wąskiej grupy specjalistów, staje się codziennym narzędziem pracy wielu osób. Czy internet jest moralny? To tylko pozornie prowokacyjne pytanie: nie jest on bowiem ani moralny, ani też niemoralny. Nie można mówić o „moralności internetu", ale co najwyżej o „moralności w internecie", gdyż sprawcą każdego czynu moralnego jest człowiek. Kiedy więc będziemy się zastana- wiać nad etyczną stroną zjawisk w internecie, będziemy mieli na myśli etyczny wymiar działalności konkretnych ludzi. Elek- troniczna sieć jest narzędziem komunikacji, które może co najwyżej sprzyjać takiemu działaniu lub je utrudniać. Trudno dobrze zrozumieć problem moralności w interne- cie bez wcześniejszego rozprawienia się z mitami, którymi obrosła elektroniczna sieć. Odnoszę wrażenie, że najbardziej gorliwymi hodowcami internetowej mitologii są osoby, które internetu na oczy nie widziały, a całą swoją wiedzę czerpią z prasowych doniesień o najgłośniejszych nadużyciach i z tzw. wieści gminnej. Dlatego śpieszę sprostować: internet nie skła- da się z samej pornografii; nie każda strona staje się ofiarą ataku hackerów; nie każdemu, kto wejdzie do internetu, kasu- je się zawartość karty kredytowej i nie każdy użytkownik sieci uzależnia się od niej. Powiem więcej: internet jest wygodnym sposobem komunikacji między ludźmi, miejscem wymiany 44 CZŁOWIEK W SIECI opinii i cennym źródłem zasobów, także dla chrześcijan, co — rzecz jasna — wcale nie oznacza, że sieć nie ma także swojej ciemnej strony. MITOLOGIA INTERNETU Pornografia, hackerzy, kradzieże i uzależnienia — te cztery cechy składają się na stereotypowy obraz internetu. Chociaż każdy element ma w sobie coś z prawdy, nosi jednak jeszcze więcej cech uproszczenia1. Zalew pornografią daje się we znaki każdemu internaucie. Nie wiem, czy ktoś oszacował objętość istniejących w sieci fotografii roznegliżowanych pań i panów w rozmaitych konfi- guracjach, ale z całą pewnością stanowią one dużą cześć elek- tronicznych zasobów. Zdarzają się sytuacje, gdy nawet na za- dane hasło „Jezus" przeglądarki internetowe wśród wyników poszukiwań podawały strony pornograficzne. Na giełdach komputerowych stoją dziesiątki straganów z setkami płyt CD-ROM z pornografią — każda z nich może pomieścić tysiące zdjęć. Zdarza się też, że na darmowych stronach WWW pojawiają się reklamy, zachęcające do obejrzenia ma- teriałów pornograficznych lub zakupu erotycznych gadżetów. Z wymienionych przykładów ktoś mógłby wyciągnąć wnio- sek, że internet zalany jest pornografią czy wręcz przez nią zdominowany. Jest to bez wątpienia gruba przesada, niemniej nie można bagatelizować zjawiska. Jedną z najważniejszych cech elektronicznej sieci jest interaktywność, użytkownik do- ciera zazwyczaj do tych materiałów, które sam wybierze. Jeśli ogląda pornografię, to dlatego że sam tak wybrał (nie twier- dzę, rzecz jasna, że to dobry wybór). Dopóki więc znajdą się ludzie chętni do przesyłania i odbierania takich obrazów, żad- 1 Więcej na temat nadużyć w internecic — zob. J. Guisncl, Wojny w crberpncstrzeni. ttum. A. Oziębto, Kraków 1998; G. Browning, Elektro- niczna demokracja, tłum. P. Gliwiński, Warszawa 1997. POZA DOBREM I ZŁEM? PYTANIE O MORALNOŚĆ INTERNETU 45 ne prawne czy informatyczne rozwiązania nie zamkną sprawy raz na zawsze. W ostatnich kilku latach coraz częściej mówi się o hacke- rach. Obiegowa opinia przypisuje im nadprzyrodzone zdol- ności kontrolowania systemów komputerowych i włamywania się w dowolne miejsce na świecie. Wystarczy obejrzeć film Gry wojenne, by uwierzyć, że kilkunastoletni zdolny chłopiec może za pomocą komputera i modemu sterować amerykańską bazą głowic jądrowych. Hackerzy są dla dzisiejszej kultury kimś na wzór średniowiecznych rycerzy czy amerykańskich kowbojów, a ten, kto chciałby zbagatelizować ich rolę czy umiejętności, skazany jest na pośmiewisko. W środowisku komputerowym powstała nawet definicja hackera, która zdaje się nawiązywać do kodeksów rycerskich. Hacker — głosi ta definicja — to człowiek, który włamuje się do komputerów, by przez to poznać tajniki systemów opera- cyjnych. Deontologia tej profesji zakłada, że hackerowi nie wolno skopiować dla siebie danych z „podbitego" komputera, nie wolno mu zniszczyć tych danych ani też spowodować in- nych poważnych szkód. Może co najwyżej zostawić ślad swojej obecności, na przykład, na internetowej stronie właściciela sprzętu. Hackerzy definiują się zatem całkiem inaczej, niż są postrzegani przez społeczeństwo. Jednak ideologia hackera, który na włamaniach się jedynie uczy i nie zamierza nikomu szkodzić, jest nie do utrzymania. Nawet gdy ktoś przestrzega owej hackerskiej etykiety, nie można wykluczyć, że kiedyś zmieni zdanie i włamie się do cudzego komputera — już nie w ramach treningu, ale w poszukiwaniu danych, na których na przykład mógłby zarobić. Działalność hackerów może przynieść bardzo poważne szkody, a najgłośniejszym obecnie zagrożeniem są kradzieże baz danych z numerami kart kredytowych. Kiedy pojawiła się możliwość sprzedaży drogą elektroniczną, najprostszym roz- wiązaniem było przesłanie internetem numeru swojej karty kredytowej. Do dziś jest to najwygodniejsza forma elektro- 46 CZŁOWIEK W SIECI nicznych transakcji, umożliwia bowiem załatwienie wszystkie- go bez potrzeby wypełniania dodatkowych formularzy, kwi- tów przelewu czy przekazów pieniężnych. Kłopot w tym, że klient nie ma pewności, czy sprzedawca nie wyciągnie z konta więcej, niż przewidywała transakcja. Oprócz tego bazy danych z numerami kart kredytowych stanowią poważne zagrożenie: osoba, która ukradnie taką bazę (lub przechwyci numer karty podczas przekazywania go elektronicznymi łączami do sprze- dawcy), może łatwo zawłaszczyć pieniądze z konta właściciela karty. Opisuję to wszystko nie po to, by straszyć internetem, lecz by ukazać absurdalność tego lęku. Włamania do komputerów i kradzież numerów kart kredytowych są „unowocześnioną" formą klasycznych włamań i kradzieży. Nie widziałem wszak, by ktoś w Polsce miał w zwyczaju zostawiać otwarte mieszka- nie lub nie zamykać samochodu, a każdy rozsądny człowiek nosi schowany portfel. Nikogo nie powinno zatem dziwić, że nieszyfrowane dane przesyłane i przechowywane w elektro- nicznych sieciach stanowią potencjalny łup dla złodziei. Na pewnym etapie rozwoju pojawili się w nim ludzie nieuczciwi i jest to w jakimś sensie cena, jaką przyszło nam zapłacić za wielkie możliwości tego medium. Ponieważ dotychczasowe metody przesyłania danych nie zawsze gwarantowały wystarczające bezpieczeństwo, wpro- wadzane są nowe rozwiązania, polegające m.in. na szyfrowa- niu ważnych informacji. Polskie pisma komputerowe publiku- ją raporty na temat sprzedaży w internecie, informując czytel- ników, jaka forma zakupu i u kogo jest bezpieczna. Wreszcie, rzetelni administratorzy sieci komputerowych od dawna dba- ją o bezpieczeństwo danych na swoich serwerach, zabezpie- czając je przed wdarciem się intruzów. Czasem wręcz zatrud- nia się hackerów, zlecając im przeprowadzenie „szturmu" na sieć komputerową, by znaleźli braki w systemie zabezpieczeń. Wprowadzane rozwiązania nigdy nie dadzą pełnej gwaran- cji bezpieczeństwa, ale trzymanie się zasad „komputerowej POZA DOBREM I ZŁEM? PYTANIE O MORALNOŚĆ INTERNETU 47 higieny" (np.: nie pisz w poczcie elektronicznej o tym, czego nie chciałbyś przeczytać w jutrzejszej gazecie) daje szansę uniknięcia przykrych niespodzianek. Wiele krajów, także Pol- ska, uaktualniło już swoje prawo o przypadki tzw. computer crime i traktuje włamanie do sieci jak każde inne przestęp- stwo. Patrzenie na hackerów z podziwem, przypominającym zachwyt umiejętnościami Henryka Kwinto z komedii Pabank, daje im całkiem niepotrzebnie mocny atut. Jest jeszcze mit o uzależnianiu się wszystkich internautów. Nie jest on bezpodstawny, szacuje się bowiem — jak już o tym wspomniałem — że ok. 6% użytkowników sieci jest od niej uzależnionych. Internet jest atrakcyjną formą spędzania cza- su, co raczej sprzyja niż przeszkadza uzależnieniu. Jednak po- dobnie jak w przypadku innych nałogów — alkoholizmu, ni- kotynizmu, narkomanii czy hazardu — źródłem kłopotów jest słaba wola i osobiste trudności człowieka. Jeśli chcemy zapo- biegać uzależnianiu się od internetu, zamiast dokonywać sa- mosądów nad tym medium, musimy nauczyć się pomagać ludziom, którzy nie potrafią z niego właściwie korzystać. Uzależnienie się od internetu jest ostatnim sposobem wypeł- nienia pustki, której nie potrafili zaspokoić najbliżsi. KRÓTKA HISTORIA ELEKTRONICZNEJ MORALNOŚCI Od pierwszych sekund swego istnienia internet był wykorzys- tywany jako narzędzie do zrealizowania ludzkich zamierzeń — czasem niecnych, czasem szlachetnych. Internet powstał w 1969 roku jako projekt amerykańskiej Agencji Wysoko Rozwiniętych Projektów Badawczych (Advanced Research Projects Agency). W roku tym naukowcom udało się połączyć drogą elektroniczną cztery amerykańskie uniwersytety: Stanforda, Kalifornijski, San- ta Barbara i Utah. Powstała sieć ARPANet (Advanced Re- search Projects Agency Network). Bezpośrednią przyczyną powstania ARPANetu nie było jednak pragnienie naukowców stworzenia nowego wynalaz- ku, lecz nabierający rozpędu wyścig zbrojeń. W przypadku internetu wspomniana agencja miała za zadanie wynalezienie nowego sposobu łączności, który musiał spełniać dwa warun- ki: działać w czasie ataku nuklearnego i być odpornym na ewentualne ataki podczas wojny. Stworzona sieć komputero- wa spełnia te warunki genialnie. Ponieważ bomba atomowa powoduje zakłócenia fal radiowych, zdecydowano się na łącz- ność kablową. Natomiast aby uodpornić wynalazek na ewen- tualne ataki podczas wojny, wymyślono sieć całkowicie zde- centralizowaną. Gdyby internet miał swoje centrum zarzą- dzania, jedno bombardowanie mogłoby go całkowicie unie- szkodliwić. Elektroniczna sieć została jednak tak zaprojekto- wana, by sprawne elementy współpracowały ze sobą niezależ- nie od zniszczeń czy awarii sprzętu. Dane w internecie są przekazywane w taki sposób, że gdy zostanie odcięty jeden z kanałów komunikacji, przesyłka inteligentnie „szuka" innej drogi, by dotrzeć do celu. W ten sposób została odcięta jaka- kolwiek możliwość cenzurowania danych. Na szczęście nikt nie musiał sprawdzać przydatności inter- netu podczas wojny nuklearnej — przez 30 lat sieć rozwijała się w środowiskach naukowych. W roku 1972 powstała poczta elektroniczna, umożliwiając łatwą wymianę myśli chociażby między uniwersytetami. Dostęp do internetu miała wtedy właściwie tylko grupa specjalistów, dla których stawał się on ważnym narzędziem komunikacji. Problem nadużyć istniał w o wiele mniejszym stopniu, gdyż mała liczba użytkowników pozwalała na daleko posuniętą kontrolę ruchu sieciowego2. Jeszcze zanim na początku lat dziewięćdziesiątych pojawienie się WWW przyniosło rewolucyjne zmiany w korzystaniu z in- 2 Dziś niewielu użytkowników zdaje sobie sprawę, że podczas korzysta- nia z internetu zostawiają po sobie cyfrowy „podpis". Na przykład, każda przesyłka e-mailowa zawiera opis drogi, która dotarta do adresata, a także oznaczenie programu pocztowego. Niemniej dziś, przy milionach użytkowni- ków sieci, nie zawsze na podstawie tego podpisu można „wytropić" nadawcę. POZA DOBREM I ZŁEM? PYTANIE O MORALNOŚĆ INTERNETU 49 ternetu, użytkownicy tej sieci wypracowali dwie ważne rzeczy, model współpracy internautów dla dobra wspólnego i elek- troniczny kodeks etyczny, zwany netykietą. Po pierwsze zatem: internet nigdy nie był niczyją własnoś- cią. Do dziś bardziej doświadczeni jego użytkownicy mają świadomość, że stanowi dobro wspólne. Korzystanie z inter- netu z założenia jest darmowe, a ewentualne opłaty wiążą się z zapłatą za możliwość korzystania z łączy teleinformatycz- nych, jednak nie za udostępnione w sieci dane. Z tych założeń narodziło się głębokie przekonanie społeczności internetowej o konieczności wspierania się i współpracy. Najlepszym przy- kładem owej świadomości jest powstały osiem lat temu sy- stem operacyjny o nazwie Linux, uważany obecnie za jedno z najciekawszych zjawisk w informatycznym świecie i feno- men społeczny. Przeciętny użytkownik komputera słyszał zwykle o dwóch systemach operacyjnych: DOS i Windows. Na dużych profe- sjonalnych komputerach i w sieciach komputerowych przyjął się jednak inny system — Unix — o wiele stabilniejszy, łatwy w rozbudowie i dający informatykom znacznie większe moż- liwości. W roku 1991 student informatyki Uniwersytetu w Helsinkach Linus Thorvalds postanowił stworzyć wersję Unixa dla komputerów osobistych (nazywanych popularnie PeCetami od ang. personal computer). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Thorvalds nieodpłatnie udostępnił w internecie pełną wersję systemu nazwanego Linux. Infor- matycy z całego świata zaczęli nadsyłać do autora poprawki i usprawnienia do Linuxa. Proces ten trwa do dzisiaj, dzięki czemu nowy system operacyjny rozwija się bardzo dynamicz- nie i jest uważany za coraz poważniejsze zagrożenie dla Win- dows firmy Microsoft. W internecie Linux pobił już tę firmę. Większość serwerów pracuje pod kontrolą Linuxa nie tylko dlatego, że jest darmowy, ale przede wszystkim dlatego, że działa szybciej i stabilniej niż komercyjny odpowiednik Mi- crosoft u. 50 CZŁOWIEK W SIECT Większość programów dla Linuxa udostępniona jest całko- wicie za darmo, a dzięki bezinteresownemu wkładowi wielu osób oprogramowanie to działa znacznie szybciej i ma mniej błędów niż konkurencyjne produkty, za które trzeba słono płacić. Linux stał się wspaniałym przykładem międzynarodo- wej współpracy, nieopartej — jak w przypadku skomercjali- zowanego środowiska Windows — na chęci zysku czy podbi- cia rynku, ale na wspólnym dążeniu do stworzenia jak najlep- szego produktu. Drugie istotne zjawisko to netykieta, powstała z potrzeby uregulowania zasad korzystania z sieci. Określenie „netykie- ta" jest połączeniem słowa „etykieta" z angielskim net, czyli sieć, po polsku można je więc oddać jako „etykieta sieciowa"3. Netykiety nie można uważać za regulamin, gdyż ma ona cha- rakter nieformalny, jest jednak powszechnie respektowana; w Polsce wielu operatorów internetu zastrzega w umowie, że klient powinien przestrzegać jej zasad. Niektóre z nich mają charakter czysto techniczny (np.: żadna linia listu nie powinna mieć więcej niż 70 znaków), jednak gros regulacji to elektro- niczny savoir-vivre. Netykieta zabrania przesyłania zbyt du- żych lub zbyt licznych listów, które mogłyby przeciążyć skrzynkę pocztową odbiorcy. Internauta powinien odpowia- dać na każdy list prywatny, zachowując jednocześnie po- wściągliwość w pisaniu do grup dyskusyjnych. W grupach dys- kusyjnych nie należy pytać o sprawy, na które padła już odpo- wiedź, w przeciwnym razie można spodziewać się responsu z tajemniczo brzmiącym skrótem RTFM (Read the fucked manual\). Netykieta zaleca internautom głębokie zastanowie- nie się przed wysłaniem listu, by nie żałowali później użytych ?' Opieram się na następujących wersjach netykiety: http:l/www.zapis. net.pl/netykieta.htm Jutp: 17liome.ic.pl/netykieta.hlm, http:llwww.frec.polbox.pll netyk.html. Zob. także: P. Bolek, A. Dawidziuk, Etykieta iv Internecic. czyli szanujmy sie nawzajem, w: / Ogólnopolskie Seminarium „Internet jako narzę- dzie ewangelizacji". Warszawa 1998 (kopia tej książki znajduje się pod adre- sem: http:ilwww.oaza.org.pl/INE98). POZA DOBREM 1 ZŁEM? PYTANIE O MORALNOŚĆ INTERNETU 51 sformułowań. Użytkownik sieci powinien sprawdzać progra- mem antywirusowym własne zasoby, by przypadkiem nie zarazić innych. W internecie oczekiwana jest jawność, trzeba się więc podpisać własnym imieniem i nazwiskiem, a nie pseu- donimami. Wreszcie, aby zmniejszyć objętość listów, zaleca się stosowanie uśmiechów (wyrażających np. radość :-), smu- tek :-(, żart ;-), zdziwienie :-o czy śmiech :-)))) i angielskich skrótów). Początek lat dziewięćdziesiątych przyniósł w internecie — z jednej strony — rewolucję technologiczną, z drugiej — komercjalizację i pewien upadek moralności. Przełomo- wym momentem okazała się idea ogólnoświatowej pajęczyny (worki wide web), której autorem był Anglik Tim Berners-Lee. Dla funkcjonowania WWW kluczowym pojęciem jest hiper- tekst — czyli tekst wzbogacony o odnośniki (ang. links), które pozwalają przenieść się do innego dokumentu, np. poprzez kliknięcie myszą. Do zakodowania internetowych stron wyko- rzystuje się specjalny „hipertekstowy język znaczników" — HTML (HyperTect Markup Language), znany internautom na całym świecie. HTML daje możliwość łączenia hipertekstu z grafiką, animacjami, dźwiękiem, itp., przez co staje się wy- godnym formatem prezentacyjnym. Tę właśnie cechę WWW postanowiło wykorzystać wiele firm i organizacji, które zaintere- sowały się internetem jako potencjalnym miejscem reklamy. Od roku 1993, uznawanego za początek WWW, zaczęła się eksplozja internetowych witryn. W geometrycznym tempie rosła liczba serwerów, stron i użytkowników sieci. Gigantycz- na ilość grafiki, którą autorzy stron WWW umieszczali dla podniesienia ich atrakcyjności, zaczęła powodować przecią- żenia łączy komunikacyjnych. Dostęp do internetu stał się łat- wy i uzyskało go wiele osób, które o netykiecie nigdy w życiu nie słyszały. WWW stało się kolejnym miejscem prowadzenia działalności marketingowej, internauci zaczęli być zasypywa- ni elektronicznymi reklamami (nazywanymi SPAMem — Stu- pid Person AdrertiseMent, czyli reklamą głupich ludzi). Jedną 52 CZŁOWIEK W SIECI z sieciowych „atrakcji" stata się pornografia, niektóre firmy postanowiły i na tym zarobić, otwierając płatne serwisy ze zdjęciami. W środowisku komputerowym i fachowej prasie pojawiły się głosy zaniepokojenia postępującą komercjaliza- cją sieci, która przez wiele lat uważana była przede wszystkim za dobro wspólne jej użytkowników. Lata dziewięćdziesiąte w historii internetu przypominają wdarcie się cywilizacji za- chodniej do świata kultur pierwotnych. W ciągu sześciu lat powstał w elektronicznej sieci chaos nie do opanowania. POTENCJALNE ZAGROŻENIA Zastanawiając się nad moralnymi aspektami internetu, chciałbym poświęcić nieco uwagi sprawom mniej znanym, które rzadko znajdowały miejsce na czołówkach gazet. Nie- które zachowania internautów trudno byłoby potępić szybkim wyrokiem, niemniej obawiam się, że ich skutki mogą sięgać znacznie dalej niż osławiona pornografia i computer crime. Chodzi tu o cztery zjawiska: anonimowości, wirtualizacji ży- cia, obsesji wolności i relatywizmu. Dziś coraz łatwiej być w internecie anonimowym. Wspomi- nałem już, że elektroniczne przesyłki zostawiają po sobie śla- dy, czego mogą obawiać się przestępcy. Dopóki jednak nie ma mowy o łamaniu prawa, nikomu nie przyjdzie do głowy, by sprawdzać, czy osoba — podająca się za mężczyznę — nie jest kobietą lub czy trzydziestolatek nie okaże się uczniem pierw- szej klasy liceum. Niejednokrotnie słyszałem o internautach, którzy podszywali się pod kogoś innego, by na przykład pod- nieść swe walory w internetowym flircie. Niezależnie od tego, jaka cześć użytkowników sieci oszukuje w komunikacji z inny- mi, sama możliwość udawania narzuca ostrożność w posługi- waniu się tym medium. Chociaż ostatnio głośno było o kilku ślubach osób, które poznały się przez internet, rasowi użyt- kownicy sieci zachowują najczęściej dużą ostrożność wobec takich znajomości. POZA DOBREM I ZŁEM? PYTANIE O MORALNOŚĆ INTERNETU 53 Drugim problemem, który ujawnił się za sprawą internetu, jest wirtualizacja życia, czyli angażowanie się ludzi w coś, co naprawdę nie istnieje, w namiastki rzeczywistości. Aż 30% użytkowników traktuje internet jako sposób ucieczki od rze- czywistości. Stosunkowo łatwo osądzić ludzi, których uzależ- nienie od sieci nabiera cech klinicznych. Co jednak z tymi, którym internet pomaga w nadaniu kolorów swojemu życiu? Co z tymi, których bardziej pochłania zabawa w technologię niż (coraz rzadsza dziś) rozmowa z bliskimi? Jak mamy spoj- rzeć na ludzi angażujących swoje siły i czas w cyberprzestrzeń, którzy unikają jednak zaangażowania w świat prawdziwy — na przykład wolą siedzieć przed monitorem niż pobiegać po lesie? Po trzecie, internet zbyt szybko został okrzyknięty ostoją i gwarantem wolności. W elektronicznej sieci można publiko- wać wszystko, wypowiadać się na dowolny temat, być wulgar- nym i aroganckim. Taka obsesyjna wolność bliższa jest pojęciu „wolnej amerykanki". Dla niektórych internet staje się miej- scem słownego wyżycia, co daje się zauważyć na listach dysku- syjnych, a czasem też w prywatnej korespondencji. Do dzisiaj w fachowej prasie dla internautów nie znalazłem poważnych propozycji uporządkowania tego, co się w sieci dzieje, a moralne postulaty traktowane są jak zamach na sieciową wolność. Ta specyficznie rozumiana wolność rodzi czwartą trudność, jaką jest skrajny relatywizm. W sieci koegzystują na równych prawach materiały opracowywane przez profesjonalistów i amatorów, plotka łatwo miesza się z prawdą, głębia z płyt- kością i tandetą. Internetowi bliższy jest anglosaski model wolności określany jako freedom of expression („wolność wy- powiedzi"), który z założenia zabrania zabraniać. Jeżeli spo- łeczność sieciowa nie wypracuje metod weryfikacji interneto- wych treści, szybko utonie w nadmiarze informacyjnym {Information glut), który Stanisław Lem nazywa wręcz „bombą megabitową". CZY W SIECI MOŻNA ZROBIĆ PORZĄDEK: Obecnie największą trudnością wydaje się nie tyle zauwa- żenie problemu nieporządku w sieci, ile raczej znalezienie odpowiednich rozwiązań. Z niepokojem słucham czasem gło- sów domagających się zdecydowanego uregulowania kwestii internetu (w domyśle: jedna ustawa ma załatwić wszystko). Porządkowanie sieci jest bardzo trudną sprawą i można je podjąć na trzech poziomach — legislacyjnym, informatycz- nym i społecznym. Obawiam się, że w przypadku internetu próba ujarzmienia go za pomocą prawa może okazać się całkowicie bezskutecz- na. Elektroniczna sieć nie ma właściciela, którego można byłoby zmusić do wprowadzenia pożądanych rozwiązań. Usu- nięcie danych, np. neonazistowskich, z jednego komputera, zaowocuje w niedługiej przyszłości przeniesieniem na inny komputer lub — jeśli dane państwo wprowadzi restrykcyjne rozwiązania — do innego kraju. Tak działo się np. z grą Ope- racja Glemp, która — po zlikwidowaniu na polskim serwerze — została przeniesiona przez autora na serwer amerykański. Internet został pomyślany jako sieć odporna na ataki, a jedynym sposobem przejęcia nad nim faktycznej kontroli mogłoby być opanowanie wszystkich jego elementów (czytaj: milionów komputerów na całym świecie), radykalne odcięcie większości użytkowników od możliwości korzystania z me- dium lub całkowite zniszczenie sieci. Ustawy ograniczające działalność internetu — z wyjątkiem ogólnych regulacji te- lekomunikacyjnych i skrajnych przypadków o kwalifikacji kryminalnej, jak np. włamania — mogą okazać się pustą literą prawa. Całą sytuację pogarsza opinia publiczna internautów, którzy są bardzo wrażliwi na jakiekolwiek próby ograniczania ich swobody. Dlatego szybkie wprowadzenie ustawy, regulu- jącej czy „umoralniającej" internet, mogłoby się spotkać ze zdecydowaną kontrakcją propagandową użytkowników sieci. POZA DOBREM I ZŁEM? PYTANIE O MORALNOŚĆ INTERNETU 55 Internet jest „odporny" na prawo państwowe, gdyż ma cha- rakter eksterytorialny. Regulacje legislacyjne mogą odnieść pewien skutek tylko w przypadku stworzenia globalnych roz- wiązań, np. w prawie Unii Europejskiej, innych organizacji międzynarodowych lub też na mocy porozumień międzypań- stwowych. Pozostaje jednak pytanie, czy organizacje te będą chciały wprowadzić rozwiązania godzące w rozwijającą się nową gałąź przemysłu elektronicznego, którymi są na przy- kład płatne serwisy pornograficzne. Drugą grupą rozwiązań, dążących do „ucywilizowania" ru- chu internetowego, są metody informatyczne. Operatorzy niektórych serwerów mogą ograniczać komunikację z podej- rzanymi komputerami, redukować ilość krążącego „spamu" i wprowadzać Izw.firewalls („ściany ogniowe"), utrudniające przeniknięcie do sieci osoby niepowołanej. Pojawiło się też oprogramowanie dające możliwość ograniczenia, na przykład przez rodziców, dostępu do stron z wulgarnym językiem, nagością, przemocą i seksem. Postanowiłem sprawdzić doświadczalnie, jak funkcjonuje takie zabezpieczenie w programie Microsoft Internet Explo- rer4.0. Włączyłem chronione hasłem najbardziej restrykcyjne ograniczenia dotyczące języka, nagości, przemocy i seksu, by przekonać się, ile czasu zajmie mi dotarcie do niepożądanych treści. Dzień później musiałem sprawdzić kilka pociągów w internetowym rozkładzie jazdy PKP (www.pkp.com.pl). Ze zdziwieniem zobaczyłem komunikat przeglądarki, która po- informowała mnie, że zawartość tej strony jest podejrzana i mogę na nią wejść pod warunkiem podania hasła. Na stronie PKP oprócz krótkich tekstów jest jeszcze zdjęcie lokomotywy, żaden z tych elementów nie zakrawa na najdrobniejszą choć- by nieprzyzwoitość. Przeglądarka zaprotestowała jeszcze kil- ka razy w przypadku bardzo przyzwoitych stron, przekonując mnie ostatecznie, że w tej dziedzinie elektronika ma kiepskie perspektywy stania na straży moralności. 56 CZŁOWIEK W SIECI Największą szansę uporządkowania internetu daje to, co określiłem jako działanie na poziomie społecznym, inaczej mówiąc: działanie oddolne. Wiele przejawów takiego postę- powania można już obserwować w Polsce. Z kwestią porno- grafii wielu dostawców internetu radzi sobie tak, że zastrzega- ją w umowie zakaz publikowania przez klienta materiałów pornograficznych, wulgarnych i obscenicznych. Omawiana wcześniej netykieta jest powszechnie uznaną normą dobrego wychowania, chociaż nikt nie mógł jej narzucić z góry. Gdy pojawiają się zagrożenia np. wirusem, internauci rozsyłają do siebie ostrzeżenia przed nim. Przykładem oddolnego działania jest też chrześcijański ser- wis WWW Mateusz (www.mateusz.pl), którego autorzy poka- zali wysoką klasę, nie dając się sprowokować wulgarnymi lis- tami osób wrogo nastawionych do religii i Kościoła. Odpowia- dali grzecznie na wszystkie przesyłki, za co zdarzało się im dostawać podziękowania od tych, których jeszcze niedawno stać było tylko na słowną agresję. Nie oznacza to, że większość użytkowników sieci wprowa- dza do niej dobre zwyczaje; czasem jednak zdecydowany przy- kład jednej osoby potrafi wiele zmienić. Wszystko to, co nazy- wam działaniem społecznym czy oddolnym, ma olbrzymią za- letę — rozwiązuje problemy poprzez bezpośrednie oddziały- wanie na ludzi, a nie przez odgórne wprowadzanie kolejnych restrykcji. W niektórych sytuacjach jest to jedyny sposób wpływania na internautów, nie można przecież prawem pań- stwowym czy rozwiązaniami informatycznymi zmusić użyt- kowników sieci do zachowania dobrych manier, do życzliwoś- ci wobec innych itp. Internet stanowi wielkie wyzwanie dla chrześcijan, którzy także w tej cyberprzestrzennej rzeczywistości powinni być so- lą ziemi (Mt 5,13). Jestem przekonany, że wiele wymiarów internetu może całkiem zmienić swój „smak" dzięki obecnoś- ci chrześcijan, którzy, miast szafować surowe wyroki potępie- nia na pornografów i hackerów, będą dawali przykłady dob- POZA DOBREM I ZŁEM? PYTANIE O MORALNOŚĆ INTERNETU 57 rych zachowań: rzetelności, dobroci, skromności, czystości i uczciwości. Niestety, w polskich warunkach nie zawsze widać ten dobry przykład chrześcijan. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego kato- licy ze spokojem łamią siódme przykazanie, używając kra- dzionego oprogramowania (nazywanego eufemistycznie „pi- rackim" lub „nielicencjonowanym"). Sytuacja ta odbiera ra- cję bytu polskim firmom programistycznym, którym nie opła- ca się stworzyć dobrego produktu, gdyż bardzo szybko zosta- nie on „spiracony", a zapłata będzie trafiać do kieszeni zło- dzieja, zamiast honorować autora programu. Nie miejsce tu na szczegółową analizę problemu, konkluzja jest jednak pros- ta: jeśli ktoś chce pisać teksty w najnowszej wersji Worda, po- winien za niego zapłacić (program kosztuje prawie tysiąc zł). Jeśli nie spełnimy tego prostego warunku, nie mamy prawa do moralnej oceny poczynań internautów, nie mówiąc już o dawaniu dobrego przykładu. Osoby, które zainteresowały się możliwościami pracy na legalnych programach, wiedzą, że można je zdobyć za darmo. Firma Sun wypuściła niedawno na rynek znakomity pakiet Star Office, który czasem potrafi wię- cej niż Microsoft Office, a nie kosztuje ani złotówki. Bez uświadomienia sobie elementarnych wymogów moral- ności trudno przenosić się na szersze wody ogólnoświatowej pajęczyny, a już z całą pewnością niedopuszczalne jest tłuma- czenie, że tzw. piractwo mniej szkodzi niż pornografia w cyber- przestrzeni. Internet nie jest bowiem ani moralny, ani też niemo- ralny. Internet jest taki, jakim stworzą go jego użytkownicy. Przeprowadzona w tym rozdziale analiza najważniejszych problemów wywołanych istnieniem i ciągłym rozwojem sieci komputerowych wskazuje przede wszystkim na głęboki kryzys antropologii. Umiejscowienie człowieka na najniższym — materialistycznym i mechanicystycznym — poziomie egzy- stencji niezwykle ułatwia mówienie o perspektywach sztucz- nej inteligencji i zachwyt nad światem wirtualnym. Tak rozu- 58 CZŁOWIEK W SIECI miany człowiek nie ma jednak wyższych aspiracji, a miejsce ducha ludzkiego zaczynają zastępować wirtualne doznania. W rzeczywistości zdominowanej przez komputery nie ma już wiele miejsca na prosty zachwyt nad światem. Skoro bowiem potrafimy umiejętnie naśladować ten świat, przestaje on być tajemnicą, a staje się naszą własnością. Łatwo może się także zdewaluować pojęcie prawdy obiektywnej, gdyż w po- znawaniu rzeczywistości coraz trudniej odróżnić to, co realne, od tego, co wirtualne. Olbrzymia ilość dostępnych informacji rozszerza perspektywy poznawcze, niejednokrotnie powodu- je chaos poznawczy, przytłaczając ilością danych. Ta pesymistyczna diagnoza może okazać się prawdziwa w sytuacji, gdy świat komputerów stanie się najważniejszą perspektywą i punktem odniesienia, prowadząc do niebez- piecznego spłycenia, w którym ilość zastępuje jakość, zmysły przesłaniają sensy, a sztuczne przeżycia okazują się tanią na- miastką wyzwań w prawdziwym życiu. Gdy jednak uznamy komputerową sieć za narzędzie, a nie punkt odniesienia, technologie elektroniczne otwierają przed nami nowe możli- wości poznawania i badania świata, nowe formy komunikacji międzyludzkiej i nowe formy rozwiązywania problemów. Wydaje się, że do właściwego korzystania z dobrodziejstw rewolucji technologicznej predysponowani są ludzie krytycz- ni, wykształceni i uformowani moralnie. Mając takie cechy, będą w stanie twórczo wykorzystać nowoczesne medium, ja- kim jest internet. BOG W SIECI Dlaczego teologia miałaby się zajmować „cyberświatem"? Przecież teologowie interesują się Bogiem, Pismem Świętym, Tradycją i nauczaniem Kościoła. Mówią o wierze, moralności, zbawieniu i człowieku, który poznaje Najwyższego. Czyżby internet miał się stać kolejnym przedmiotem ich badań? W pewnym sensie tak. Elektroniczna sieć to przecież nie tylko kable i urządzenia, ale przede wszystkim korzystający z nich coraz chętniej ludzie. To, w jaki sposób internet zmienia ich życie i postrzeganie świata, interesuje także teologa. Odpowiedź na postawione w pierwszym zdaniu pytanie 'adła już ponad 100 lat temu, gdy o internecie nikomu się |eszcze nie śniło. W 1891 roku wybitny papież Leon XIII zde- dował się złamać istniejące stereotypy i wydał encyklikę Rerum novarum. Nie była ona poświęcona bóstwu Chrystusa, Objawieniu, kwestii natchnienia Pisma Świętego ani życiu duchowemu. Papież pisał o sprawach społecznych. Gwałtow- ny rozwój przemysłu zmieni! tryb życia wielu ludzi. Zatrud- niani w fabrykach robotnicy wykorzystywani byli do granic możliwości za niewielkie wynagrodzenie. Pojawiła się klasa „proletariuszy", czyli tych, którzy niczego nie mieli na włas- ność. Wtedy też powstała idea komunizmu, który miał rzeko- mo położyć kres dotychczasowym niesprawiedliwościom. Leon XIII rozumiał, że musi zabrać głos w tej sprawie. Chociaż Kościół nie zajmuje się bezpośrednio ustrojami państw czy relacjami pracodawca-pracownik, od istniejących rozwiązań zależy przecież, czy będzie się pomnażało dobro i poczucie sprawiedliwości. Leon XIII zapoczątkował nurt zwany katolicką nauką społeczną. Dzisiejsza sytuacja w jakiejś mierze przypomina tę z końca XIX wieku. Niezwykle szybki rozwój technologii komunikacji za pomocą sieci komputerowych wywołał rewolucję. E-maile, strony WWW i WAP, SMS-y, płyty CD i DVD, gry kompute- rowe, laptopy i palmtopy — zmieniają nasze życie. Inaczej planujemy dzień (najlepiej w notesie elektronicznym), ina- czej robimy zakupy (coraz chętniej w internecie), inaczej śpi- my (bo o 5 rano najszybciej ściąga się pliki), inaczej się bawi- my (siedząc przed monitorem i zabijając ufoludki) itd. Z tego powodu zmienia się nasze postrzeganie świata, sposoby rea- gowania, zmienia się też sposób, w jaki można do nas dotrzeć. Współczesna teologia często używa pojęcia znaków czasu (signa temporis). Są takie wydarzenia, które każą się nam zastanowić i w jakby nowy, głębszy sposób zrozumieć znane wcześniej prawdy. Nowa sytuacja rodzi nowe problemy, te zaś domagają się od wiary nowych odpowiedzi, stają się nową szansą dla Dobrej Nowiny. Myślę, że za jeden z dzisiejszych znaków czasu można uznać właśnie pojawienie się internetu. Do zajęcia się internetem potrzebny jest pewien „teologicz- ny optymizm", od którego opisania rozpoczniemy ten roz- dział. Dla teologa podstawowe jest jednak pytanie o możli- wość spotkania i poznawania Boga za pośrednictwem me- dium internetu, o możliwość przekazu Objawienia przez in- ternet — czy i jak jest to możliwe? Nie można wreszcie zapo- mnieć o granicach, które napotyka mówiąca o internecie teo- logia. Analizując te zjawiska, pójdziemy tropem Sieci ks. To- masza Węcławskiego — powieści, której akcja rozgrywa się w internecie. Na kanwie tej książki będziemy poszukiwać spo- sobu, w jaki teologowie mogą mówić o internecie. SIEĆ BOGA? ZAPIS TEOLOGICZNEGO OPTYMIZMU Warunkiem teologicznego podjęcia zagadnienia internetu jest optymizm w patrzeniu na ten środek przekazu. Opty- mizm ów wyraża się w trzech postawach: w uznaniu, że inter- net może być dla teologa tematem wartym podjęcia; w pozy- tywnej wizji samego internetu; w przyjęciu, że może być wyko- rzystany przez chrześcijan do czegoś dobrego. Przykładem ta- kiego patrzenia jest opublikowana w 1997 roku powieść teo- logiczna ks. Tomasza Węcławskiego Sieć. INTERNET W TEOLOGICZNEJ POWIEŚCI W zamyśle Węcławskiego Sieć miała służyć przybliżeniu problemów chrystologii fundamentalnej. Dlatego już na pierwszych kartach książki czytamy, że jest to „powieść dla początkujących teologów i dla wszystkich, którzy chcieliby wiedzieć, czym tacy się zajmują"'. Zainspirowany słynną książką Świat Zofii (Jostein Gaarder) autor Sieci postanowił wykorzystać właśnie internet do zbudowania fabuły swej po- wieści. W Świecie Zofii główna bohaterka poznaje filozofię dzięki tajemniczym listom, które dostarcza jej pies Hermes. U Węcławskiego bohaterowie poznają się za pośrednictwem elektronicznych listów, tą drogą prowadzą teologiczną dyspu- tę, a Karl (teolog z Freiburga) przesyła Janowi (studentowi teologii z Pragi) kolejne odcinki teologicznego kursu. T. Weclawski, Siec. Wyprawa pierwsza. Pytanie o Jezusa, Kraków 1997, S. 3. BÓG W SIECI SIEĆ BOGA? ZAPIS TEOLOGICZNEGO OPTYMIZMU 65 Zachodzą jednak zasadnicze różnice między obu książka- mi. W Świecie Zofii papierowe listy są sposobem na uczynienie korespondencji bardziej tajemniczą i na ukrycie nadawcy, który mieszka w pobliżu. W Sieci dzieje się wręcz przeciwnie: bohaterowie nie ukrywają się przed sobą, a internet jest im niezbędny do komunikowania się, są przecież rozsiani w róż- nych miejscach Eurazji. Dlatego dzięki internetowi mogą stworzyć tytułową „sieć", której ogniwami są bohaterowie mieszkający w Pradze, Freiburgu, Konstantynopolu, Skandy- nawii i w Rzymie. Czy można przejść obojętnie nad faktem, że Węcławski czyni internet spoiwem swej powieści? Coś, co u pisarza scien- cefiction wydawałoby się naturalne, w książce napisanej przez teologa jest czymś nietypowym i wymaga wyjaśnienia. W po- wieści rzuca się w oczy erudycja autora i liczne odniesienia do przeszłości; pytając o Jezusa, Węcławski dociera do samych źródeł chrześcijaństwa. Dlaczego jednak zdecydował się na umiejscowienie „starych" treści w całkiem nowym medium? Dlaczego, w przeciwieństwie do wielu współczesnych (religij- nych) komentatorów zjawiska internetu, nie koncentruje się na zagrożeniach powodowanych przez sieć i na najgłośniej- szych przypadkach jej nadużywania? Powieść Wędawskiego świadczy o jego internetowym opty- mizmie. Autor uznał, że słowo „Jezus" może być nie tylko wy- powiedziane czy zapisane, ale wprowadzone do komputera i wysłane elektroniczną drogą. Teolog może mówić o interne- cie, ale przede wszystkim teologowie mogą rozmawiać w in- ternecie — sugeruje autor. Co więcej, nie wyklucza się, że elektronicznymi kanałami może „popłynąć" Objawienie. Samo otwarcie na nowe środki przekazu nie jest nowością w dwudziestowiecznej teologii. Ojcowie Soboru Watykań- skiego II deklarowali, że obowiązkiem Kościoła jest „głosić orędzie zbawienia" także w mediach2. W orędziu na XXIV 1 Por. Sobór Watykański 11. Dekret o Środkach Społecznego Przekazywa- nia Myśli „Intcr mirifica", 3. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu Jan Paweł II napisał, że powinnością członków Ludu Bożego jest „twórcze wykorzystywanie nowych odkryć i technologii dla dobra ludz- kości i do realizacji Bożego planu wobec świata". „Wraz z po- jawieniem się komputerowych technik telekomunikacji oraz tak zwanych skomputeryzowanych systemów uczestnictwa — pisał dalej Papież — Kościół otrzymał nowe środki realizacji swojej misji"3. W orędziu na XXXV Światowy Dzień Środ- ków Społecznego Przekazu Jan Paweł II poszedł jeszcze dalej. Pisze o „pozytywnych możliwościach internetu w rozprze- strzenianiu religijnej informacji i nauczania, bez żadnych barier ani granic. [...] Katolicy nie powinni się lękać otwiera- nia drzwi środków społecznego przekazu Chrystusowi, tak aby Dobra Nowina mogła być słyszana z dachów świata!"4. Węcławski spogląda na internet w duchu cytowanych wy- powiedzi. Zachowując krytyczny umiar, nie boi się wykorzy- stać elektronicznej sieci — nie tylko jako ozdobnika w książ- ce, ale także jako przykład, że internet nie musi być dla chrześcijan czymś obcym. Autor idzie jednak dalej — nie tylko twierdzi, „że internet" da się wykorzystać, ale sugeruje, „jaki internet" będzie temu sprzyjał. Innymi słowy, Węcławski two- rzy własną wizję elektronicznej sieci. Dzięki temu wyprzedza o krok współczesne mu publikacje na temat internetu, z któ- rych większość koncentruje się na omawianiu technik infor- matycznych lub opisywaniu nowych stron, a pozbawiona jest szerszej perspektywy w patrzeniu na nowy środek przekazu. Autor idzie też dalej niż cytowane dokumenty Kościoła, w których najbardziej eksponuje się potrzebę wykorzystania mediów oraz konieczność wychowywania odbiorców. 1 Jan Pawet II, Misja Kościota w erze komputerów. Papieskie orędzie na XXIV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, „L'Osservatore Romano" 1990 nr l,s. 1-3. 4 Jan Paweł II, Rozgłaszajcie na dachach. Ewangelia w dobie globalnej komunikacji. Orędzie Papieża na XXXV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, „Wiadomości KAI" 2001 nr 5, s. 18. SIEĆ BOGA? ZAPIS TEOLOGICZNEGO OPTYMIZMU 67 Potrzeba stworzenia całościowej koncepcji internetu bierze się stąd, że nowe medium sprawia zamieszanie w tradycyjnej teologii. Nauka ta widziała w świecie Boga, aniołów, demony, ludzi, zwierzęta, wytwory ludzkiej kultury i techniki oraz ma- terię nieożywioną. Umiejscowienie internetu w takiej „kos- mologii" okazuje się niebywale trudne. Sieć jest zarówno two- rem ludzkiej techniki, jak i zjawiskiem społecznym. Niemałą trudność stanowi pojęcie świata wirtualnego i cyberprzestrze- ni — nie wiadomo, jak je zakwalifikować, używając dotych- czasowego języka teologii. Narodziny internetu zmuszają teo- loga do poszukiwania odpowiednich słów dla nazwania wpły- wu sieci na człowieka, na jego poznanie, czyny moralne, na relacje do innych i do Boga. Aby odpowiedzieć na te pytania nie wystarczy tylko praktyczne doświadczenie. Niezbędna jest do tego całościowa, bardziej teoretyczna refleksja. POZYTYWNA WIZJA Prawie nigdzie w powieści Węcławski nie snuje teoretycz- nych rozważań na temat internetu. O tym, w jaki sposób rozu- mie on elektroniczną sieć, świadczy implicite rola, jaką przy- pisał w powieści temu medium, i sposób jego opisywania. Pierwszą charakterystyczną cechą jest to, że Siec nie jest książ- ką o internecie, lecz o teologii. Węcławski zbudował swą powieść na paradoksie: tytułowa Sieć zdaje się wskazywać na internet, prawie wszystkie rozmowy toczą się w książce za pośrednictwem tego medium, a jednak nie ma wątpliwości, że autor pisze o teologii. Podobnie jak piszący list nie zastanawia się nad tym, jak produkuje się koperty i przesyła listy, tak bohaterowie Sieci nie koncentrują się zbytnio na samym inter- necie, choć nieustannie z niego korzystają. To oczywiste za- chowanie książkowych postaci kryje w sobie charakterystycz- ne przekonanie, że internet jest „aż i tylko" narzędziem. Autor bliski jest złotego środka; nie pozwala sobie na przece- nianie znaczenia sieci lub na nadmierny nad nią zachwyt, jed- nocześnie zdaje sobie sprawę ze znaczenia wynalazku i nie stara się go umniejszać. Potwierdza to wiele przykładów. W opisie Węcławskiego pojawienie się internetu nie burzy harmonii dotychczasowego życia bohaterów. Owszem, „zabawa w internet" absorbuje powieściowych egzegetów; jest dla nich niewątpliwą przygo- dą. Jan przyznaje, że po tej historii „zaczął widzieć rzeczy, któ- rych wcześniej nie dostrzegał"5. Bohaterowie więcej czasu spędzają przed komputerem, a Karl wyznaje nawet, że z powodu nieumiarkowanego przesiadywania w sieci jego promotor z niepokojem dopytuje się o czas ukończenia pracy doktorskiej. Wszystkie te wydarzenia nie przenoszą jednak teologów do żadnej nowej rzeczywistości; każdy z nich pozo- staje tym, kim był wcześniej, zachowując własny sposób życia. Nawet zamieszanie, spowodowane wprowadzeniem wirusa do internetu przez „Dzieci Światłości", zostało potraktowane jak coś bez znaczenia, drobne zaburzenie istniejącego porządku. Pouczające w tym kontekście jest porównanie Sieci z poglą- dami autorów zajmujących się przyszłością cybernetycznego świata. Zupełnie inaczej niż Węcławski opisuje elektroniczną sieć na przykład William Gibson, autor Neuromancera. Opub- likowana w 1984 roku powieść uznana została za proroczą, gdyż autor przewidział dalszy rozwój sieci komputerowych oraz techniki rzeczywistości wirtualnej; na potrzeby książki stworzył też określenie „cyberprzestrzeni". W jego opisie świat jest zdeterminowany przez sieci komputerowe. Nie ma już ludzi, ich miejsce zajęły cyborgi, łączące biologiczny orga- nizm z elektroniką. Gibson opisuje dwa światy — realny, któ- ry jawi się jako ponury i pozbawiony nadziei, oraz cyberprze- strzenny, będącą miejscem ucieczki od rzeczywistości. W Sieci Węcławskiego internet nigdy nie staje się konku- rencją dla realnego świata — jest komplementarny, nie alter- natywny. Autor pokazuje, że elektroniczna sieć wcale nie -1 T. Węctawski, dz. cyt., s. 245. SIEĆ BOGA? ZAPIS TEOLOGICZNEGO OPTYMIZMU 69 musi być miejscem ucieczki od życia ani też potencjalnym źródłem uzależnienia. Co więcej, Węclawski odwraca ten ste- reotyp. Jego bohaterowie nie tylko nie przywiązują się do sie- ci, ich wirtualna przygoda pozwala im bowiem lepiej wejść w świat rzeczywisty. Szczególnie widać to na przykładzie Jana, który studiuje w Pradze teologię. Na początku widać u niego brak entuzjazmu wobec tej nauki. Gdy jednak przypadkiem spotyka w internecie Karla, a później pozostałych bohaterów, dzięki wykładom Karla i wspólnym dyskusjom teologia staje się dla Jana czymś żywym i interesującym. W jego życiu nagle znika nuda i poczucie bezsensu. Nawet jadąc metrem, boha- ter zastanawia się nad znaczeniem i sensem całej ich „teolo- gicznej przygody". W Sieci internet jawi się przede wszystkim jako zjawisko społeczne; ogólnoświatową sieć tworzą komunikujący się — to trzeba tu podkreślić — ludzie. Technika owej komunikacji, której internetowa prasa poświęca wiele uwagi, u Węcław- skiego schodzi na dalszy plan. W nakreślonej przez niego wizji internet nie tylko nie podporządkowuje człowieka technice, ale otwiera przed nim możliwości osobowego rozwoju. W książce uderza różnorodność opisanych postaci, które z całą pewnością nie zostały wymyślone na podstawie kompu- terowego szablonu. Jan jest typowym młodym człowiekiem, nieco rozleniwionym, który szuka jeszcze miejsca w świecie. Pracujący naukowo Karl wyróżnia się przeintelektualizowa- nym patrzeniem na świat, nieraz może z przesadną naukową dokładnością. Teofil, prawosławny mnich — robi wrażenie człowieka, który poznał i zrozumiał świat, a każde jego słowo jest przemyślane i trafne. Tajemnicza Zofia (o której z Sieci prawie niczego się nie dowiadujemy) znakomicie porusza się w tekstach filozoficznych, zawsze w samą porę wysyłając teo- logom dobry cytat. Pan Sedlaćek to roztargniony i nieco zdzi- waczały historyk, pochłonięty pisaniem własnej pracy habili- tacyjnej. Dodajmy do tego obrazu Patryka — zagubionego młodzieńca, który całe dni spędza we własnym pokoju na słu- chaniu ostrej muzyki; dopiero sekta „Dzieci Światłości" roz- budza w nim namiastkę metafizycznej tęsknoty, rozpalając religijny entuzjazm. Węcławski stawia osoby na pierwszym miejscu, koloryt powieściowych charakterów zachęca do lek- tury o wiele bardziej niż idea elektronicznych listów. Pojawienie się internetu przerywa samotność bohaterów i nadmierne chyba skoncentrowanie na własnych sprawach. Przed rozpoczęciem sieciowej przygody widać duże zatomizo- wanie postaci: Jan jest spokojnym introwertykiem; Karl przy- jaźni się z własnym rozumem i wiedzą, a klub pana Broućka stanowi zamkniętą grupkę wzajemnej adoracji. Z czasem w elektronicznej korespondencji powieściowych postaci wi- dać nie tylko rosnące zainteresowanie teologią, ale także zawiązywanie coraz silniejszych więzi osobowych. Powstająca wspólnota nie ma charakteru czysto wirtualnego, książkowi teologowie zaczynają się ze sobą spotykać. Autor zachował więc jednak pewien dystans do idei „wirtualnej wspólnoty". W jego opisie spotkanie z drugim może rozpocząć się w inter- necie, ale z czasem powinno znaleźć swą kontynuację w o wie- le bogatszym spotkaniu realnym. Ostatnia cecha internetu w opisie Węclawskiego wydaje się być kluczem dla naszych dalszych rozważań. W powieści internet staje się miejscem, w którym Objawienie „ożywa" i jest dalej przekazywane. Bohaterowie Sieci dzięki interneto- wi poznają prawdę objawioną przez Boga, dyskutują na jej temat i starają się lepiej ją zrozumieć. IKONA INTERNETU. OBJAWIENIE W SIECI 71 IKONA INTERNETU OBJAWIENIE W SIECI Czy Bóg mówi językiem światłowodów? Czy także przez internet przemawia do nas Objawienie? W odpowiedzi na te elementarne pytania pomocna okaże się zaproponowana przez autora Sieci metafora ikony. Internet jest właśnie ikoną wszechświata, częścią symbolizującą większą całość. Objawie- nie jest więc przekazywane także elektronicznymi drogami, stanowiącymi małą cząstkę wszechświata. JĘZYK SIECI W powieści kluczowe znaczenie przypada terminowi „sieć". Pojęcie to w zamyśle autora ma wiele znaczeń. 1. Pierwsze znaczenie wydaje się oczywiste. „Sieć" to inter- net, który posłużył do skonstruowania książki. Właśnie za pośrednictwem tego medium bohaterowie spotkali się i mogą się porozumiewać. Chociaż autor nie koncentruje się zbytnio na samym sposobie komunikacji, prawie wszystkie sceny odbywają się „na jego tle". 2. Za kablami elektronicznej sieci kryją się jednak ludzie, „Sieć" — w drugim znaczeniu — to nie tyle sam techniczny internet, ile jego użytkownicy, wszyscy ci, którzy włączyli się w teologiczną debatę nad historycznym Jezusem. W książce to przede wszystkim bohaterowie, w całym bogactwie ich róż- norodnych osobowości, tworzą żywą sieć ludzi. „My wszyscy naprawdę jesteśmy w tej samej Sieci" — podsumowuje Jan1. 1 Tamże, s. 99. 3. „Sieć" oznacza także całe bogactwo, które tworzą dzisiaj i kiedyś tworzyli ludzie, ich dzieła, wydarzenia historyczne i ich skutki — wszystko, co składa się na ludzką historię i kul- turę. Sama konstrukcja książki sugeruje takie właśnie rozu- mienie „sieci": każdy z listów i każde wydarzenie, w którym uczestniczą bohaterowie, przybliża im część wielkiej „sieci" kultury europejskiej. Na nowo odkrywają starych autorów, stare problemy, starą argumentację; stara „sieć" kultury odży- wa dzięki ich poszukiwaniom. Jan, po przeczytaniu listu Teo- fila, przyznaje, że „w tym liście po raz pierwszy była też mowa 0 Sieci w zupełnie innym, zupełnie nowym i o wiele pełniej- szym znaczeniu [...]. Pomyślałem wtedy, że także ta technicz- na sieć, z pomocą której rozmawiamy, jest przecież cząstką 1 ogniwem tamtej, o której on mówi"2. 4. Czwarty sposób rozumienia terminu podsuwa Teofil, któ- ry widzi w „sieci" ikonę wszechświata. Spoglądając na zawie- szoną w jego celi ikonę Panagia Agapusa — Maryi z Dzieciąt- kiem — mnich stwierdza, że ten obraz „to tylko mały frag- ment, tylko jedno oczko niezwykłej i wspaniałej Sieci, rozcią- gającej się od pierwszej kobiety i matki — Ewy — przez tyle wieków historii, aż po tę chwilę, w której Maryja po raz pierw- szy przytuliła do siebie swojego Syna, [...] przez ręce, serca i umysły tych wszystkich, którzy tu żyli, [...] i jeszcze dalej — przez wszystkie dni aż do skończenia świata"3. Siecią nazywa Teofil całą historię zbawienia, która jest ostatecznie dziełem Boga: „Ta sieć jest bowiem ostatecznie archeiropojeti — nie ludzką ręką uczyniona"4. Teofil sugeruje, że dopiero w tak ro- zumianej sieci istnieje prawdziwe życie5. 5. W powieści napisanej przez teologa nasuwa się też piąte, metaforyczne, znaczenie „sieci". Termin ten nawiązuje prze- 2 Tamże, s. 79. ,,. . ? 3 Tamże, s. 78. 4 Tamże. ' -?•...•- 5 Tamże. s. 78-79. ?? -? \ ' ' IKONA INTERNETU. OBJAWIENIE W SIECI 73 cięż do ewangelicznej symboliki sieci, odnoszącej się do Piotra i apostołów. Powołując uczniów, Jezus każe im zarzucić sieci (Łk 5,5-6). Mistrz obiecuje im, że staną się rybakami ludzi (Mk 1,17; Łk 5,10). Uczniowie zostawiają sieci i idą za Jezusem (Mt 4,20; Mk 1,18; Łk5,ll). Z przypowieści dowiadujemy się, że „królestwo niebieskie podobne jest do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju" (Mk 13,47). Wreszcie, po ukrzyżowaniu, zagubieni rybacy powracają nad Jezioro Tybe- riadzkie. Spotykają tam zmartwychwstałego Nauczyciela, który ponownie każe im zarzucić sieci (J 21,6). Przenosząc te ewangeliczne metafory do powieści Węcław- skiego, dostrzegamy najpierw, że Bóg objawia się, posługując się „siecią". Dalej, zachęca, by zarzucić sieci, czyli podjąć wy- zwanie, jakim jest internet. Właśnie dzięki sieci uczniowie spotykają Jezusa (kontekst ewangeliczny jest bardzo podobny do kontekstu w powieści), który wzywa ich do pójścia za Nim. Ostatecznie Jezus wzywa jednak do porzucenia sieci, bo choć SIEC = / W była ona miejscem pierwszego spotkania, Zmartwychwstały nie chce na niej poprzestać. Tak też dzieje się u Węcławskiego — sieciowa przygoda z historycznym Jezusem zaczyna się w internecie; poszukiwania te nie mają jednak zakończenia w książce, być może dlatego, by znaleźć przedłużenie w życiu. Sieć jest więc dla Węcławskiego (podobnie jak dla książko- wego Teofila) ikoną wszechświata. Autor umiejętnie rozsze- rza to pojęcie z wąskiego określenia internetu na coraz szer- sze określenia zbiorowości ludzkiej, kultury i wszechświata, w którym objawia się Bóg. Ilustruje to rysunek na poprzedniej stronie. Bóg daje się poznać w „sieci" nie dlatego, że chce przebó- stwić układy scalone i kable. Bóg objawiający się w „sieci" chce objawić się ludziom, ich kulturze i całemu wszechświato- wi. Internet jest więc „aż i tylko" kolejnym miejscem, w któ- rym Słowo stało się ciałem, by móc przemówić do ludzi (por. J 1,11.14). OBJAWIENIE W INTERNECIE — IKONIE ŚWIATA Ks. Tomasz Węcławski w pomysłowy sposób rozszerza pole znaczeniowe terminu „sieć". Oznacza ona internet, ludzi, kul- turę, świat, a nawet należący do Boga wszechświat. Gdy jed- nak spojrzymy z przeciwnej strony, zauważymy, jak znaczenie tego słowa się zawęża. „Sieć" jest soczewką, która na drob- nym przykładzie internetu skupia o wiele szersze pojęcia. Wszystkie one ujawniają się w opowieści o kilku teologach- -internautach (rysunek na następnej stronie). Autor Sieci opisuje więc rzeczywistość, stosując „metodę ikony". Opowiada o szczególe, który oznacza coś ogólnego. Chcąc pokazać świat, przedstawia czytelnikowi kilku inter- nautów, chcąc pokazać jakąś prawdę, opowiada historię. W taki właśnie sposób autor zajął się Objawieniem. Prawdzi- we studium tego zagadnienia przeprowadził w XII rozdziale powieści. Opisuje tam najpierw historię rabina Lówiego, ELEKTRONICZNY SAKRAMENT? GRANICE TEOLOGII Bez teologicznego optymizmu nie byłoby możliwe analizo- wanie zjawiska internetu. Jednocześnie teolog musi zachować dystans. Internet jest przecież tylko wycinkiem rzeczywistości, w której powraca pytanie o objawiającego się Boga. Chociaż można o Nim mówić także językiem elektronicznej komuni- kacji, przekaz ten zawsze będzie miał swoje granice. GRANICE „SIECI" Przyjrzyjmy się najpierw granicom „internetowego opty- mizmu" w powieści ks. Węcławskiego. Postacią, która z naj- większym sceptycyzmem odnosi się do przygód bohaterów w elektronicznej sieci, jest Teofil — prawosławny mnich z Konstantynopola. To z jego ust najczęściej padają — cha- rakterystyczne dla wschodniej teologii apofatycznej — słowa o ograniczoności poznania. Teofil zachowuje też duży umiar w spojrzeniu na wykorzystywany przez bohaterów internet. Owszem, angażuje się w „elektroniczną przygodę", uczestni- czy w powieściowych dyskusjach. Na końcu książki zaczyna jednak wątpić, „czy to dotykanie nie jest tylko próżnym kolek- cjonowaniem wrażeń"1. Kluczem do sceptycyzmu Teofila są słowa z Apokalipsy św. Jana: „Oto czynię wszystko nowe" (Ap 21,5). Mnich apeluje: „Nie bądźmy ani archeologami chrześcijaństwa, ani socjolo- ELEKTRONICZNY SAKRAMENT? GRANICE TEOLOGII 77 gami zrewolucjonizowanego Kościoła! To wszystko jest bez- powrotnie stare. Bądźmy prorokami nowości, widzącymi Zmartwychwstałego Chrystusa"2. Teofil zdaje sobie sprawę, że poznanie Jezusa jest głęboką tajemnicą, której nie można wcisnąć w ciasne ramy elektronicznej sieci. 1 rzeczywiście, gdy przyjrzymy się powieściowym bada- niom, zobaczymy, że bohaterom nie udało się dotrzeć do samego Jezusa. Kilkakrotnie przenoszą się w czasie, uczestni- czą m.in. w nowożytnych dyskusjach na temat badań nad Ewangeliami i w średniowiecznych sporach. Nigdy jednak nie przenoszą się do czasów Jezusa, co najwyżej są świadkami sporów na temat Mistrza z Nazaretu. Węcławski w rozdziale XIII przywołuje postać św. Bernarda, który sprzeciwia się „zamykaniu" Boga w ludzkich pojęciach i wystroju świątyń. „To, co Gilbert czy Abelard i inni czynią rozumowaniem — pisze w powieści średniowieczny teolog — wy czynicie przez szaleńcze upodobanie w zbędnych ozdobach. Zamiast wzno- sić się ku Bogu, próbujecie Go ściągnąć na ziemię i wyrazić po ludzku"3. Opisana przez Węcławskiego „sieć" zdaje się mieć w książ- ce także geograficzne granice. Bohaterowie mieszkają w róż- nych zakątkach Eurazji, „sieć" nie wykracza jednak dalej — do Ameryki, Afryki, dalekiej Azji i Australii. Nawet jeśli książkowe postaci przyznają, że wiele się nauczyły, zrozumia- ły, poznały, czy nie oznacza to, że powinny nauczyć się, zrozu- mieć i poznać znacznie więcej? Elektroniczny kontakt nie jest u Węcławskiego zabsoluty- zowany, ma on raczej prowadzić do normalnego spotkania. Znakomicie obrazuje tę tezę spotkanie Jana z Teofilem, który byt przejazdem w Pradze. Już z listów można było dostrzec mądrość i wewnętrzne wyciszenie Teofila. Spotkanie „twarzą w twarz", uzmysławia Janowi, jak niewiele dowiedział się 2 Tamże, s. 228. 3 Tamże, s. 200. ELEKTRONICZNY SAKRAMENT? GRANICE TEOLOGII 79 o mnichu za pośrednictwem elektronicznej poczty. Teofil przypomina swoją posturą i spojrzeniem „stare ptaszysko". Mnich niewiele mówi, jego spokój robi wielkie wrażenie, a każde starannie wypowiedziane słowo ma sens. Opis Węc- ławskiego nie pozostawia wątpliwości: do prawdziwego spo- tkania ludzi nie wystarczą kable i elektronika, potrzebny jest fizyczny kontakt, możliwość zobaczenia twarzy, usłyszenia głosu, zaobserwowania sposobów reagowania. Jeżeli więc dla ks. Węcławskiego „sieć" jest rzeczywiście ikoną świata, to także w takim znaczeniu, że ikona naśladuje, ale nie jest tym, co przedstawia. Ikona jest więc zasłoną — symbolizuje świat, ludzi i kulturę. Jeśli nawet w internecie objawia się Bóg, jego spotkanie przenosi się poza cyberświat. Internet ma przecież granice, Bóg nie ma żadnych. TEOLOGICZNE OGRANICZENIA INTERNETU Spróbujmy na koniec w sposób bardziej ogólny zastanowić się — z teologicznego punktu widzenia — nad granicami internetu. Stoi przed nami problem, czy wizja świata i czło- wieka, jaką narzuca ten środek przekazu, możliwości pracy duszpasterskiej i praktyczne wykorzystanie elektronicznego medium nie napotykają teologicznych barier, które nakazy- wałyby zdystansowanie się do niego. 1. Pierwsze teologiczne ograniczenie internetu wiąże się z sakramentalnością wiary. Najgłębsza rzeczywistość wiary potrzebuje fizycznych znaków do — powiedzielibyśmy — urzeczywistnienia się. Do sprawowania sakramentów nie- zbędna jest realna obecność osób i czynienie znaków, jak np. polanie głowy wodą, namaszczenie olejem, chleb i wino itp. Żaden z sakramentów nie ma swoich wirtualnych odpowied- ników, gdyż nie zostałaby wtedy zachowana sakramentalna integralność miejsca i czasu. Internet nie daje więc dostępu do tego, co stanowi największy skarbiec duchowy Kościoła. Owszem, także w Polsce podejmowane są próby przygotowy- wania do sakramentów za pośrednictwem elektronicznej sie- ci, można przez internet prowadzić działalność ewangelizacyj- ną czy głosić rekolekcje, ostatecznie jednak każde nawracanie za pośrednictwem elektronicznego medium powinno znaleźć swój finał w realności, w przyjmowaniu sakramentów. 2. Internet sprzyja indywidualizacji, podczas gdy dla chrześ- cijaństwa istotną wartość stanowi wspólnota (communió). Elektroniczna sieć daje duże możliwości komunikowania się i niejednokrotnie służy budowaniu więzi międzyludzkich. W sytuacjach dużego'rozproszenia członków Kościoła lokal- nego lub konkretnej wspólnoty ta forma przekazu może się wręcz okazać jedynym sposobem podtrzymywania żywej więzi między członkami owej zbiorowości. Jednak zawsze będzie to tylko namiastkowy kontakt; nie zastąpi nigdy wspólnej cele- bracji liturgicznej ani realnego spotkania. W komunikacji via internet stosunkowo łatwo wykreować się na kogoś, kim się nie jest. Dlatego istotne jest weryfikowanie elektronicz- nych kontaktów w rzeczywistości4. Mówienie o „wirtualnych wspólnotach"5 — które mogą powstawać dzięki internetowi — wydaje się mocno przesadzone. 3. Trzecia wątpliwość dotyczy stosunku człowieka do wy- nalazku internetu. Wcześniej zauważyliśmy, że internet, jako część stworzenia, kieruje myśl ku Bogu-Stwórcy. Czy jednak jest tak rzeczywiście? Czy zachwycając się wynalazkiem inter- netu, nie chcemy go w pierwszym rzędzie przypisać ludzkie- mu geniuszowi? Czy elektroniczna sieć nie jest odpowiedni- kiem biblijnej wieży Babel (por. Rdz 11,1-9), gdzie ludzie 4 O. Wojciech Jędrzejewski OP daje przykład dziewczyny, z którą przez pewien czas korespondował pocztą elektroniczną. Kiedy spotkali się „na żywo" osoba ta okazała się być kimś zupełnie innym, niż wydawało się to via internet. Por. Oczko w sieci, czyli chrześcijanie w Internecie. Z ojcem Wojcie- chem Jędrzejewskim, współautorem Mateusza, rozmawia Iwona Budziak, http://www.mateusz.pl/autorzy/ed _9809_wj.htm. 1 Por. P. Baan, Virtual Communitics. A challenge for the Church?. Euro- pcan Christian Internet Confercnce, http://www.ecic.org. ELEKTRONICZNY SAKRAMENT? GRANICE TEOLOGII 81 chcieli dorównać doskonałości Stwórcy? „To my, istoty ludz kie, stworzyliśmy internet i widzieliśmy, że był dobry" — pisze ironicznie Debbie Gaunt6, nawiązując do biblijnego opisu stworzenia (por. Rdz 1,10.12.18.21.25.31). 4. W internecie trudno znaleźć miejsce dla grzechu pierwo- rodnego. Sieć jest polem całkowitej wolności ekspresji, dobro miesza się więc ze złem, nikt jednak nie ocenia tego w katego- riach aksjologicznych. „W tym sensie świat religijny, świat oparty na chrześcijańskich wyobrażeniach byłby przeciwień- stwem świata wirtualnego. [...] świat wirtualny to świat, w którym wszystko jest możliwe, a zmiana nie zna żadnych ograniczeń. Nic tu nie podlega odrzuceniu — nawet to, co wcześniej jednoznacznie postrzegaliśmy jako zło"7. Człowiek jest panem i władcą w świecie wirtualnym i to on arbitralnie rozstrzyga, co jest dobre. Nie chce więc słyszeć o swojej skłon- ności do zła w świecie, który sam stworzył. 5. Wielokrotnie wspominałem już o tym, że — oprócz dob- rych i szlachetnych inicjatyw — w internecie można znaleźć niemoralność i obscenę. Nie może to prowadzić do oceny moralnej samego środka przekazu, raczej powinno skłaniać do przeanalizowania źródeł tych zjawisk w zachowaniach lu- dzi. Niemniej wszelkie niegodziwe działania siłą rzeczy ogra- niczają optymizm teologa w patrzeniu na internet. Nie sposób całkowicie zignorować obecności dużych zasobów pornogra- ficznych, neonazistowskich, dokonywanych w sieci prze- stępstw, wulgarnego zachowania niektórych internautów, nie- bezpieczeństwa wirtualizacji życia, solipsyzmu, udawania ko- goś innego. To wszystko narzuca teologowi dystans w patrze- niu na internet, choć nie powinien to być dystans manichejski. - ? . ------.r„„f» - hypergod?, European Christian Internet Confe b D. Gaunt, Hypertcxl rcmcj.ttp^lwww.eac.org. Fmkklkrautem rozmawia Maciej 7 Wartości wspólnei pamięci. Z Alami Nwicki, „Życie" 20 grudnia 1999, s. 20-21. 6. Internet narzuca określony sposób komunikacji, który — z chrześcijańskiego punktu widzenia — może grozić zbytnim racjonalizmem lub gnostycyzmem. W elektronicznej sieci łat- wiej mówić o teologicznych pojęciach niż podjąć modlitwę, łatwiej też prowadzić kogoś na „wyżyny poznania mistyczne- go" niż integrować wiarę z życiem. Tymczasem w wolnym od herezji chrześcijaństwie wiara istotnie wiąże się z doktry- ną, ortodoksja z ortopraksją, a świętość z codziennością. Dla chrześcijan owocem przekonań są czyny, a czyny bez we- wnętrznego przekonania są uważane za puste i bezwartościo- we. Tak zintegrowaną wiarę da się przeżywać tylko w realnoś- ci, sprowadzenie jej wyłącznie na poziom internetu może co najwyżej utrwalać coraz powszechniejszy dziś rozdźwięk mię- dzy wiarą a życiem. Jak pisze Gaunt, „we wcieleniu słowo sta- ło się ciałem, natomiast w cyberprzestrzeni ciało istnieje tylko jako słowo"8 (por. J 1,14). 7. Kolejna wątpliwość bierze się ze skrajnego zdemokraty- zowania internetu. W myśleniu religijnym rzeczywistość uło- żona jest zawsze w sposób hierarchiczny. Najwyżej stoi Bóg, będący najwyższą prawdą i dobrem, do którego należy od- nieść i podporządkować całe życie. W internecie wszyscy na- dawcy mają takie same prawa, strona z nauczaniem Kościoła jest traktowana w praktyce tak samo, jak materiały opubliko- wane przez bluźniercę. Użytkownik korzysta z sieci w taki sposób, jaki jest jemu wygodny, podporządkowuje zatem wszystko własnym wymaganiom. Religijność domaga się od- wrócenia tego myślenia, czemu — jak się wydaje — internet nie sprzyja. 8. W czterech artykułach na temat mediów i internetu ich autorzy cytują werset z Ewangelii św. Jana: „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości" (J 10,10)9. H D. Gaunt, art. cyt. 9 Por. Komisja ds. Mediów Konferencji Episkopatu Niemiec, Multime- dia. Der Waiukl zur Informationsgeseltscliaju dz. cyt., s. 48; D. McCarthy, BÓG W SIECI Werset ten możemy uznać za wskazówkę metodologiczną. Teolog powinien mieć świadomość, że realne życie nie da się zastąpić wirtualnymi namiastkami. „Życie w petni (J 10,10) jest czymś całkowicie innym, i bardziej rozległym niż «do- świadczenie» syntetycznych konstrukcji rzeczywistości, np. przez rzeczywistości wirtualne"10. Internet jest obecnie waż- nym narzędziem komunikacji, także dla chrześcijan. Jeżeli jednak wyznają oni prawdę, że Słowo stało się ciałem, muszą uznać, że internet bez przeniesienia w realność jest równie bezwartościowy jak słowo, które nigdy nie stało się ciałem. Jakie zatem teologiczne wnioski płyną z dokonanych w tym rozdziale analiz? Trudno zamknąć w jednym zdaniu zjawisko internetu, który ciągle się rozwija i zmienia. W jego teologicz- nej analizie olbrzymie znaczenie ma z pewnością otwartość, pozwalająca spojrzeć bez uprzedzeń na elektroniczną sieć. Internet staje się miejscem, w którym przekazywane jest Objawienie. Dostrzeżenie tego faktu wydaje się tym ważniej- sze, im większe znaczenie ma dla społeczeństw elektroniczna sieć komunikacyjna. Ów „objawieniowy wymiar" internetu nie jest jednak absolutny. Ma swoje granice, szczególnie tam, gdzie narzucana przez komputerowe medium wizja człowie- ka, świata i Boga stoi w sprzeczności z chrześcijańskim punk- tem widzenia. Nie ulega wątpliwości, że teologia może mieć jeszcze wiele do powiedzenia na temat internetu. W rozdziale tym starałem się ukazać dwa bieguny w ocenie elektronicznej sieci: pozy- tywny, który wskazuje na Boga „mówiącego językiem światło- wodów", i negatywny, który przypomina o teologicznych Głoszenie wartości ewangelicznych w mediach — problemy i możliwości, w: „Przegląd Powszechny" numer specjalny 1997 nr 1 (3), s. 115; Ch. Wessely, Yirtual Reality und christliche Theologie — Theotechnologie, „Theologisch- -praktische Quartalschrift" 1995 nr 3, s. 243; S. Budzik, Ewangelizacja przez internet, „Więź" 1998 nr 6, s. 172-181. 10 Komisja ds. Mediów Konferencji Episkopatu Niemiec, art. cyt., s. 48. ELEKTRONICZNY SAKRAMENT? GRANICE TEOLOGII 83 ograniczeniach nowej formy komunikacji. Wydaje się, że do- piero uwzględniając oba te wymiary, teologowie będą w sta- nie określić całościowy obraz internetu. W miarę przybywa- nia kolejnych użytkowników i wzrostu znaczenia nowego me- dium w wielu dziedzinach życia stworzenie teologicznego opi- su internetu staje się coraz istotniejsze. Nie można go zastąpić obojętnym milczeniem. KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW < i , V- H ').-'? Kiedy w 2000 roku na łamach miesięcznika „Więź" opubli- kowałem tekst pt. „E-duszp@sterstwo?"1, postulując poważ- ną dyskusję na temat wykorzystania internetu w duszpaster- stwie, szybko do Redakcji napłynęło kilka ważnych głosów polemicznych, autorstwa ludzi, którzy obeznani są — co waż- ne — i z internetem, i z duszpasterstwem. Wszystkie teksty również ukazały się na łamach „Więzi"2. Jest to tak rzadki w naszym Kościele przykład publicznej dyskusji na temat wykorzystania internetu w duszpasterstwie, a zarazem tak ważne dopełnienie (i swoista weryfikacja) treści niniejszych rozważań, że aż prosiło się o włączenie całej dyskusji do tej edycji. Co też się stało, mam nadzieję — z pożytkiem dla spra- wy i Czytelnika3. 1 M. Robak, E-duszp@sterstwo?, „Więź" 2000 nr 10, s. 97-106. 2 „Więź" 2001 nr2,s. 90-119 oraz „Więź" 2001 nr 4, s. 82. -1 W tym miejscu serdecznie dziękuję wszystkim moim polemistom za łas- kawa zgodę na przedrukowanie ich tekstów. . , E-DUSZP(V< STERSTWO? 89 E-DUSZP@STERSTWO? Nie wiem, czy można mówić o „elektronicznym duszpaster- stwie". Może to tylko sztuczny twór językowy. Ale skoro od niedawna wysyłamy listy bez użycia papeterii (e-mail), płaci- my rachunki pieniędzmi, nie widząc ich na oczy (e-cash), jed- nocześnie coraz częściej sięgamy do artykułów, podręczni- ków, aktów prawnych, a nawet książek w wersji elektronicz- nej, to musimy zastanowić się nad dokonującą się zmianą cy- wilizacyjną. Za sprawą tzw. nowych mediów (internet, multi- media) dotychczasowy sposób komunikowania radykalnie się zmienił. I jest to poważne wyzwanie także dla duszpasterstwa. NOWY JĘZYK DUSZPASTERZOWANIA Z badań OBOP wynika, że w lipcu 2000 roku dostęp do internetu miało już 4,6 milionów Polaków (czyli 15 proc. ogó- łu). Punktem honoru każdej firmy i organizacji jest dziś umie- szczenie własnej strony w internecie. W ostatnich latach wi- dać też w kraju coraz więcej poważnych inwestycji w przed- sięwzięcia sieciowe, co od 1999 roku objawia się rosnącą licz- bą coraz lepszych portali1. Tych, którzy obawiają się rewolucji informatycznej, obser- watorzy zjawiska internetu pocieszają, że ten środek komuni- kacji nie zastąpi książki, gazety, radia czy telewizji, choć może 1 Portal to rozbudowany wie lotem atyczny serwis internatowy, zawierający zwykle wyszukiwarkę, katalog stron, serwis informacyjny i in. Najbardziej zna- ne polskie portale to Onet (www.onci.pl) i Wirtualna Polska (www.wp.pl). ? zmienić dotychczasowe zainteresowanie tymi mediami. To ważna uwaga także dla duszpasterstwa. „Elektroniczne dusz- pasterstwo" nie jest żadną konkurencją dla tradycyjnych form. Chodzi przecież o to, by rozszerzać wachlarz sposobów docierania do ludzi, a nie zastępować metody stare i sprawdzo- ne nowymi. Rzecz jasna, nie wspominam już nawet o sprawowa- niu sakramentów, czego za pośrednictwem kabli uczynić się nie da. Komputerowe media zmuszają nas po prostu do nauczenia się nowego języka, którym także można głosić Dobrą Nowinę. Najlepiej, gdy zobaczymy to na kilku przykładach. 1. Maj 1996. Internet cieszy się na świecie coraz większą popularnością. W Polsce ma do niego dostęp ok. pół miliona osób. Trzech przyjaciół — Andrzej Rozkrut z Bydgoszczy, Krzysztof Jurek ze Szczecina i dominikanin z Warszawy o. Wojciech Jędrzejewski — wpadają na pomysł stworzenia strony WWW o tematyce religijnej. Serwis zatytułowany Ma- teusz rusza 29 maja. Autorzy zamieszczają wartościowe arty- kuły, otwierają katalog stron chrześcijańskich, dają możliwość wysłania intencji modlitewnych, których wydruki regularnie przekazują do szczecińskiego Karmelu. Mateusz jest coraz bardziej znany, pisze o nim prasa, zdobywa najwyższe miejsca (1.-4.) w comiesięcznym rankingu Wirtualnej Polski. Przez pierwsze pół roku serwer odnotowuje 5 tys. wejść, rok 1997 kończy się wynikiem już 95 tys. 2. Dwa-trzy lata później pewien ksiądz z południowej Pol- ski kupuje komputer z możliwością korzystania z internetu. Zafascynowany uczy się pracy z nowym urządzeniem. Na prostej drukarce powiela gazetkę parafialną. Zaczyna korzy- stać z poczty elektronicznej. Z czasem poznaje możliwości internetowych wyszukiwarek i ściąga z sieci konspekty kazań. 3. Grudzień 1999. Zbliżają się święta, gdy na rynku wydaw- niczym pojawia się Multimedialny świat Biblii. Elektroniczny leksykon mieści się na jednej płycie kompaktowej i jest kopal- nią wiedzy na tematy biblijne. 730 zdjęć, 240 nagrań cytatów z Pisma Świętego, 400 artykułów, quizy, mapy, tabele, filmy... Wszystko opracowano pod redakcją wybitnego biblisty ks. 90 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW Waldemara Chrostowskiego. Produkt w eleganckim pudełku był świetnym prezentem pod choinkę. 4. Styczeń 2000. Karmelita o. Arkadiusz Stawski zaczyna rozsyłać swoim znajomym „ewangelizacyjne SMS-y". Krótka sentencja, myśl świętego lub fragment Biblii trafia na wyświet- lacz telefonu komórkowego zainteresowanego. O. Arkadiusz wysyła też e-maile z czytaniami biblijnymi i życiorysami świę- tych. O jego działalności jest coraz głośniej (m.in. dzięki stro- nie www.karmel.org.pl); na wiosnę ma już kilkudziesięciu chęt- nych. „Zazwyczaj nie noszą przy sobie Pisma Świętego, ale telefon komórkowy owszem, bo muszą być uchwytni — tłu- maczy o. Arkadiusz przez telefon. Są zabiegani, nie zawsze znajdują czas, by zajrzeć do Biblii; dzięki SMS-om mogą się zatrzymać chociaż na chwilę w ciągu dnia, jadąc autobusem". 5. Wrzesień 2000. Archidiecezja gdańska organizuje w ra- mach obchodów jubileuszowych „Święto Człowieka". Bogaty program obejmuje koncerty, wykłady i dyskusje, zakończone ogłoszeniem Karty Powinności Człowieka. Szczegółowe in- formacje na temat Święta znaleźć można w sieci (czlowiek.wp. pl). Większość wydarzeń, dzięki współpracy z „Wirtualną Pol- ską" transmitowana jest za pośrednictwem internetu, a goście Święta biorą udział w dyskusjach w kawiarence internetowej. Jest to pierwsze na taką skalę wykorzystanie komputerowej sieci przez polskich katolików. CO JEST Przykładów podobnych inicjatyw można już dziś podawać dziesiątki. Ich liczba rośnie w zawrotnym tempie — polskoję- zycznych witryn internetowych o szeroko rozumianej tematy- ce chrześcijańskiej jest już ponad tysiąc2. Istnieje wiele stron zawierających teksty Pisma Świętego, oficjalne nauczanie 2 Jest to liczba szacunkowa. Osoby szukające wykazów stron katolickich odsyłam do katalogów stron katolickich: www.amen.pl, www.credo.iq.pl, www.mateusz.pl. E-DUSZP(« STERSTWO? 91 Kościoła i miejscowych biskupów. Swoje witryny mają diece- zje, niektóre parafie, zakony, seminaria duchowne, uczelnie katolickie, wydawnictwa, księża i świeccy chrześcijanie. Z in- ternetu korzysta Caritas, organizatorzy pielgrzymek, misji i rekolekcji. Lista inicjatyw mogłaby być znacznie dłuższa. Gdybyśmy jednak próbowali je uporządkować, widać dwie najbardziej charakterystyczne tendencje: oddolną i odgórną. Typowym przykładem tej pierwszej jest powstały w 1996 roku Mateusz, natomiast tej drugiej — uruchomiona trzy lata później Opoka. 1. „Inicjatywy oddolne" (nazywam je w skrócie ODI) to strony tworzone przez zapaleńców przy wykorzystaniu ma- łych środków. Twórcy takich stron poświęcają swój wolny czas, nie otrzymując za pracę żadnego wynagrodzenia. Nie oznacza to jednak, że efekt ich starań musi być mizerny. Publikować w internecie można przecież, nie wydając na to ani złotówki; o wiele cenniejsze są zdolności i inwencja. Przykładem tego jest Chrześcijański Serwis WWW Mateusz (www.niateusz.pl). Chociaż przez pierwsze lata tworzony „po godzinach" przez trzech autorów i garstkę współpracowników, od początku był w sieci jedną z najobszerniejszych i najciekawszych witryn. 2. „Inicjatywy odgórne" (w skrócie OGI) to strony tworzo- ne przez instytucje, angażujące w to poważne środki. Projekt takiego przedsięwzięcia powstaje zwykle na zamówienie w wyspecjalizowanej firmie, a redagowaniem stron zajmują się osoby zatrudnione w instytucji. Środki na działalność po- zyskiwane są ze sponsoringu lub z dochodów własnych. Dzię- ki posiadanym funduszom OGI stać na uruchomienie własne- go serwera i korzystanie z rzadziej dostępnych technologii, jak własne wyszukiwarki czy bazy danych. Inicjatywą odgórną jest Opoka — oficjalny serwer Kościoła katolickiego w Polsce, działający za zgodą Episkopatu Polski. Opoka udostępnia osobom i instytucjom związanym z Kościo- łem — całkowicie bezpłatnie — konta poczty elektronicznej, miejsce na strony WWW oraz inne usługi. W połowie roku 2000 na serwerze znajdowało się prawie 4 tys. kont e-mail oraz blisko 400 witryn WWW. Ponadto, Opoka prowadzi włas- ny serwis internetowy, poświęcony Kościołowi w Polsce. Kiedy porównamy ze sobą oba nurty, widać między nimi zadziwiające różnice. Wydawałoby się, że OGI powinno prze- wyższać pod wieloma względami ODI, zaryzykuję jednak stwierdzenie, że jest wręcz odwrotnie. Inicjatywy odgórne, chociaż mają do dyspozycji pracowników, sprzęt i finanse, w wielu przypadkach działają bez polotu, prawie się nie roz- wijają, a na dodatek nie zawsze dorównują swoim komercyj- nym odpowiednikom. Na początku roku 2000 Biuro Prasowe Konferencji Episko- patu Polski uruchomiło stronę Hww.episkopat.pl. Gdy pisząc ten artykuł w lipcu, sprawdziłem odnośnik „informacje bieżą- ce", znalazłem tam jedynie przedawnioną informację, zapo- wiadającą na początek marca spotkanie Episkopatu. Na stro- nach Opoki przez półtora roku zmieniło się niewiele. Po roku odświeżono nieco szatę graficzną. Pojawił się tam serwis informacyjny Katolickiej Agencji Informacyjnej, Radia Plus i Radia Watykańskiego — którego redagowaniem nie zajmuje się przecież Opoka, zatrudniająca notabene kilkunastu pra- cowników. Od początku istnienia Opoki na jej stronach miały się poja- wiać dokumenty Kościoła. Rzeczywiście, pojawiły się te naj- bardziej znane, z których wiele można było już wcześniej znaleźć w internecie. Szkoda tylko, że baza nie jest ciągle kompletna. Po oficjalnych stronach Kościoła w Polsce można się było spodziewać wszystkich tekstów. Wielką zasługą Opoki jest udostępnienie darmowych kont i stron WWW, wyższej jakości niż te dostępne w darmowych serwisach komercyjnych firm. Skomplikowana procedura sprawia jednak, że założenie konta na Opoce trwa co najmniej 2 tygodnie, a czasem miesiąc lub dłużej. Tymczasem na wspomnianych darmowych serwi- sach podobna operacja zajmuje ok. 15 minut. :? -> ?,-. ? :. E-DUSZPC" STERSTWO? 93 Tych kilka przykładów pokazuje, że w internecie zdobycie odpowiednich środków nie jest gwarancją sukcesu. Niemniej jednak najbardziej martwi to, że strony ODI i OGI dzieli wiel- ka przepaść, gdyż ich twórcy nie współpracują ze sobą. Insty- tucje kościelne mogłyby przecież organizować szkolenia dla autorów nawet tych najmniejszych serwisów, nagradzać naj- lepszych, promować ciekawe strony itp. Z kolei twórcy inicja- tyw oddolnych mogliby dać swój zapał i pomysły, łamać sche- maty i tworzyć całkiem nowe rozwiązania. Zaletą współpracy jest możliwość wymiany doświadczeń, tworzenia know-how, „dzielenia się specjalistami". Na razie widać współpracę tylko w ramach własnych „grup". Pojawiły się pierwsze wspólne inicjatywy OGI, czego dobrym przykładem jest strona jubileuszowa www.jubi- Ieusz2000.episkopat.pl, będąca owocem współpracy KAI, Biu- ra Prasowego Konferencji Episkopatu Polski, Opoki oraz Kra- jowego Komitetu Wielkiego Jubileuszu. Z kolei autorzy ODI wspierają się poprzez tzw. webringi (dosłownie „sieciowe pierścienie") — umieszczają na swoich stronach odnośniki do innych wspieranych stron lub do ich wykazu. Wszystkie te wspólne inicjatywy są na razie tylko kroplą w morzu potrzeb. CO POWINNO BYĆ Wbrew pozorom, w posługiwaniu się mediami komputero- wymi najtrudniejsze jest nauczenie się nowego języka przeka- zu. Internet i multimedia mają bowiem swój własny język, który odróżnia je od przekazu gazetowego, radiowego, tele- wizyjnego czy książkowego. W profesjonalnej komunikacji respektuje się odrębność środków przekazu: jeśli nawet czyta się książkę w rozgłośni radiowej, trzeba to czynić małymi frag- mentami przerywanymi muzyką. Dane statystyczne, które w gazecie można podać z dokładnością do setnych procenta, w telewizji prezentuje się w zaokrągleniu na przyciągających wzrok wykresach. Sądzę, że dla duszpasterstwa w internecie KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW najważniejsze jest respektowanie dwóch zasad: bliskiej obec- ności oraz interaktywności. 1. Internet jest medium bliskim. Pozostałe środki przekazu w większym lub mniejszym stopniu uzależnione są od elit, które dysponują pieniędzmi, urządzeniami technicznymi i koncesjami. W internecie prawie każdy odbiorca może się stać łatwo nadawcą. Elektroniczna sieć jest więc wspaniałym medium dla małych społeczności lokalnych, subkultur, grup zainteresowań i diaspor. Najcenniejszymi inicjatywami w internecie nie są te ogól- nopolskie i ogólnokościelne, ale właśnie małe strony diecezji, parafii, ruchów, wspólnot modlitewnych, księży, a może i małżeństw katolickich. W sieci powinny się znaleźć nie tylko dokumenty Kościoła i listy Episkopatu, ale także materiały, które bezpośrednio dotykają problemów poszczególnych spo- łeczności i osób. Czy jest gdzieś w Polsce strona internetowa parafii, na której znaleźć można najnowsze ogłoszenia, zapo- wiedzi przedślubne, wykaz dyżurów w konfesjonale i zesta- wienie parafialnych finansów? Czy jest strona parafii, na któ- rej można byłoby się dowiedzieć, jak należy załatwić w parafii chrzest, bierzmowanie, ślub lub pogrzeb? A gdyby tak opra- cować stronę, która rzeczowo omawiałaby naukę Kościoła na temat etyki seksualnej? Niestety, ciągle jest wielu, którzy wolą widzieć w internecie jego najgorsze cechy, zamiast podejmo- wać wyzwanie zrobienia czegoś dobrego. 2. Internet jest medium interaktywnym. Jak mało który śro- dek komunikacji może przekazywać informacje w obie stro- ny: od nadawcy do odbiorcy i od odbiorcy do nadawcy. Inter- nauci odnoszą się z dużym dystansem do prób przekazu jed- nostronnego, hieratycznego. Niestety, taki styl dość często zdarza się w kręgach katolickich. Trudno mówić o „elektronicznym duszpasterstwie", dopó- ki potencjalni duszpasterze będą woleli mówić niż słuchać. W polskim internecie nie brakuje lepszych lub gorszych stron poświęconych diecezjom, sanktuariom czy parafiom. Czasem E-DUSZP((i: STERSTWO? 95 uderza w nich jednak kompletna niewrażliwość na czytelnika. Brakuje informacji, które mogłyby zainteresować osoby wchodzące na te strony. Ale przede wszystkim odnoszę wra- żenie, że autorzy większości stron nie zakładają, że czytelnik w jakiś sposób zareaguje na publikowane przez nich materia- ły. Katolicy prawie nie wykorzystują możliwości, jakie dają lis- ty dyskusyjne oraz różne formy kawiarenek (IRC, chat). Nie- zwykle popularna w internecie metoda przekazu, polegająca na odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania (FAQ = fre- ąuently asked ąuestionś), jest w kościelnych kręgach niemal całkowicie ignorowana. Komercyjne serwisy zapraszają coraz częściej do swoich kawiarenek znanego gościa (np. polityka, muzyka, reżysera), któremu internauci mogą zadawać pyta- nia. Niestety, na razie w tym gronie nie znaleźli się na przy- kład biskupi. Dlaczego w Kościele w Polsce nie wykorzystujemy tych nowych możliwości? Może dlatego, że boimy się interaktyw- ności. Łatwiej jest przecież zaocznie potępić kogoś za niewłaś- ciwe poglądy niż wejść z nim w dialog, uzasadniając własne przekonania. Światowe Dni Młodych w Rzymie oraz „Dni Człowieka" w Gdańsku pokazały w 2000 roku dobitnie, że internet można wykorzystać w znacznie większym stopniu, niż nam się wydaje. Trzeba tylko pamiętać o tym, że komunikacja powinna odbywać się w dwie strony. Podejrzewam, że wspo- mniana jednostronność przekazu bierze się ze złego rozumie- nia internetu. Można go bowiem uważać jedynie za nowoczes- ną sieć informatyczną, ale można też widzieć w nim zjawisko społeczne. W tym pierwszym przypadku publikuje się w inter- necie, by pokazać, że się jest na czasie (podobnie, jak przy kupnie najnowszego modelu samochodu). W drugim przy- padku widzi się w internecie przede wszystkim ludzi, do któ- rych za pośrednictwem elektronicznego przekazu można do- trzeć z orędziem Dobrej Nowiny. Nowy język komunikacji podporządkowany jest wtedy głównemu celowi, którym jest porozumienie się z konkretnym człowiekiem. KOŚCIÓŁ W SIECI-ZA I PRZECIW ELEKTRON.CZNY KSIĄDZ, CZYU BEZDROŻA .NTERNETU E-DUSZP(«;STERSTWO? 97 Komputerowe media mają jednak swoje bezdroża, o któ- rych w kontekście duszpasterstwa trzeba wspomnieć. Najbar- dziej obawiam się „elektronicznych księży". To tacy duchow- ni, dla których elektroniczne duszpasterstwo stałoby się waż- niejsze od sprawowania Eucharystii, rozgrzeszania w konfe- sjonale czy błogosławienia małżeństw. O. Wojciech Jędrze- jewski, współtwórca Mateusza, przyznał się w jednym z wywia- dów, że pozbył się ze swego pokoju modemu. Po prostu za- uważył kiedyś, że odprawia poranną Mszę szybciej niż zwykle, bo myśli o tym, co ma do zrobienia w internecie. Z całą pew- nością zaangażowanie w internecie, tak samo jak siedzenie za biurkiem i przerzucanie papierów, nie może być podstawo- wym powołaniem kapłana. Drugie, bardziej psychologiczne zagrożenie także dotyczy duchownych. Wśród użytkowników internetu daje się zauważyć specyficzną grupę osób — introwertyków o skłonnościach ego- tycznych. Osoby takie spędzają dużo czasu w internecie, wiele potrafią zrobić, są jednak niedojrzałe społecznie, mają trudności w kontaktach z innymi. Jest to jedna z pułapek internetu, w któ- rą mogą wpaść także duszpasterze. Spędzając dużo czasu w in- ternecie, mogą ulegać złudzeniu, że otwierają się na świat, pod- czas gdy naprawdę będą jedynie zamykali się w sobie. Trzecie niebezpieczeństwo dotyczy wiernych. Jeżeli jakaś forma „elektronicznego duszpasterstwa" zostanie przygoto- wana w niezwykle atrakcyjny sposób i nie zakończy się propo- zycją normalnego spotkania poza internetem, może dojść do niepotrzebnego przywiązywania ludzi do tej formy przekazu. Dlatego zawsze trzeba przenosić działalność w internecie na płaszczyznę realną, proponując np. wspólny wyjazd, modlitwę w kościele lub spotkanie w kawiarni3. ? Co prawda w anglojęzycznej literaturze natknąłem się na określenie „wirtualnej wspólnoty" chrześcijańskiej (\irtual community); zawieszony Czwarte zagrożenie związane jest z charakterystyczną dla internetu anonimowością. Nawet gdyby prawo kościelne ze- zwalało na spowiedź za pośrednictwem jakiegoś urządzenia, sta- nowczo protestowałbym przeciwko spowiedzi przez internet. W tym medium stosunkowo łatwo udawać kogoś zupełnie inne- go, nawet osobę innej płci. Z tego powodu tak ważne jest wery- fikowanie internetowych znajomości w świecie realnym. Piąte niebezpieczeństwo dotyczy relacji między komunika- cją a życiem. Internet jest wygodnym sposobem wymiany myś- li. Niemniej jednak duszpasterstwo nie może się sprowadzać jedynie do wymiany myśli, przede wszystkim musi mieć odnie- sienie do życia. Z badań Davida Greenfielda, psychologa z West Hartford, wynika, że ok. 30% użytkowników internetu traktuje go jako sposób ucieczki od rzeczywistości. Taki spo- sób myślenia, szczególnie w duszpasterstwie, może być nie- bezpieczny i prowadzić do głębokiego rozdarcia między wiarą a życiem. POSTULATY NA PRZYSZŁOŚĆ Dziś można już powiedzieć z całą pewnością, że zaintereso- wanie internetem w naszym kraju wzrośnie jeszcze w znaczą- cy sposób. Nie tylko dlatego, że cały świat szaleje na punkcie tego medium. Rozwój internetu w Polsce był ograniczony między innymi monopolistyczną pozycją Telekomunikacji Polskiej, która pobiera jedną z najwyższych na świecie opłat za korzystanie z elektronicznej sieci. Sytuacja się nieco popra- wia, TP S.A. jest prywatyzowana, weszło w życie zliberalizo- wane prawo telekomunikacyjne, pojawiają się nowe sposoby dostępu do internetu, rośnie konkurencja, wymuszając nawet na TP S.A. powolne (niestety) obniżanie cen. Polacy będą francuski biskup Jacques Gaillot stworzy! nawet wirtualną diecezję. W przy- padku komunikacji przez internet używanie pojęcia wspólnoty czy diecezji wydaje się jednak mocno przesadzone. 98 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW więc chętniej korzystali z internetu, o czym Kościół też nie może zapomnieć. Zakończmy więc tę analizę konkretnymi postulatami, dotyczącymi wykorzystania komputerowych me- diów w duszpasterstwie. 1. Trzeba tworzyć łatwe w obsłudze i możliwie całościowe bazy danych z Pismem Świętym, tekstami patrystycznymi, do- kumentami Kościoła, artykułami, informacjami, pomocami duszpasterskimi, adresami itp. Wielu internautów traktuje to medium jak wielką bibliotekę, w której czegoś szukają. 2. Należy się starać o uzyskanie jak największej interaktyw- ności ze swoimi odbiorcami. Ciągle słabo wykorzystywane są w Kościele najbardziej interaktywne usługi, jak listy dyskusyj- ne i kawiarenki (IRC, chat itd.). 3. Należy promować ludzi z dobrymi pomysłami, autorów najciekawszych serwisów, twórców rozwiązań o nowej jakoś- ci. Trzeba też ułatwiać wymianę doświadczeń, wspierać pro- fesjonalnie autorów stron, organizować szkolenia. 4. Odbiorca narzuca formę przekazu. Największą część internautów stanowią ludzie młodzi, którzy nie skończyli jesz- cze trzydziestego roku życia. Z sieci korzysta co drugi uczeń i student oraz co druga osoba z wyższym wykształceniem. Dostęp do internetu mają najczęściej mieszkańcy miast, co trzeci menedżer i co czwarta osoba o wysokich dochodach. Wszystkie te grupy są więc najważniejszymi odbiorcami „elek- tronicznego duszpasterstwa". Nie sposób nie zauważyć, że właśnie w tych grupach wiele osób daleko jest od Kościoła. 5. Warto korzystać z pomysłu internetowych rekolekcji, który z powodzeniem jest realizowany także w Polsce. Osoby, które zadeklarują chęć uczestniczenia, otrzymują pocztą elek- troniczną kolejne odcinki rozważań. Natychmiast mogą też podzielić się własnym odbiorem tych treści, dzięki czemu rekolekcjonista ma na bieżąco sygnał zwrotny. Taka forma rekolekcji nigdy nie może zastąpić fizycznego spotkania, wy- daje się jednak uzasadniona w czterech przypadkach: po pierwsze — gdy potencjalni odbiorcy nie mogą wziąć udziału E-DUSZP(o STERSTWO? 99 w tradycyjnych rekolekcjach z powodu zbyt dużej odległości, choroby, niepełnosprawności lub pracy w nienormowanym czasie (np. biznesmeni, dziennikarze); po drugie — gdy pro- wadzi je ceniony rekolekcjonista, a z powodu braku miejsca w kościele lub pory nie wszyscy mają możliwość uczestnicze- nia; po trzecie — gdy rekolekcje adresowane są do osób, które do kościoła nigdy by nie przyszły; po czwarte w końcu — gdy są to rekolekcje pogłębiające dla specyficznej grupy rozsianej po kraju (np. dla animatorów ruchu religijnego). 6. W miarę możliwości trzeba łączyć każdą formę „elektro- nicznego duszpasterstwa" z propozycją spotkania już nie za pomocą środków technicznych. Pozwoli to uniknąć nadmier- nego przywiązywania się do elektronicznych mediów. 7. Uczelnie katolickie powinny kształcić specjalistów w dziedzinie mediów komputerowych, a także rozpocząć programy badawcze nad tym zagadnieniem. Chociaż wiele z tych uczelni wprowadziło do swojej oferty studia dzienni- karskie, wydaje się, że jest tu jeszcze wiele do zrobienia. 8. Nad inicjatywami w mediach komputerowych powinny pra- cować zespoły ludzi różnych specjalności, a nie samotne jedno- stki. Trzeba łączyć umiejętności informatyków, grafików, redak- torów i duszpasterzy. Zdominowanie zespołu np. przez infor- matyka lub księdza może się odbić negatywnie na jakości przed- sięwzięcia. Warto też dążyć do współpracy między zespołami, co ułatwi wymianę doświadczeń i podnoszenie kwalifikacji. 9. Trzeba dbać o wysoką jakość tworzonych rozwiązań i tworzyć własne, zamiast „podkradać" z innych stron grafikę lub publikować materiały bez zgody autora. Kompromituje polskich katolików również to, że używają oni nierzadko kra- dzionego oprogramowania, co nie tylko jest niezgodne z pra- wem (grozi za to do 2 lat wiezienia), ale ośmiesza ich jako ludzi wierzących4. 4 Obecnie zamiast posługiwać się kradzionymi programami firmy Micro- soft (np. Word) można skorzystać z całkowicie darmowego i spolszczonego np w mediach komputerowych są 10. Technologie stosowan J n,ed^dzie ^^ ^ bez przerwy rozwijane. Obe^%7stat cznych form przeka- morfoza internetu jest prze aae od s a y y ^_ zu do dynamicznych technolog., tóor P ^^ ^^1 •'Ul C^n przeze ^? tem „duszpasterskiego sukcesu . „istych, de trudny* * ^ ??SsS się takiej komunikacji, „elektroniczne duszpasterstwo swoje zadanie. pakietu StarOffice 5.2 firmy Sun, który pod wiełoma wzgl ?* ?^ produkty Microsoft. Pakiet zawiera edytor tekstu, arkusz ^^Z^o Łych, program do tworzenia prezentacji, program graficzny , narzędzia internetu. ks. Józef Kloch* INTERNET A DUSZPASTERSTWO FILOZOFIA UMIARU Jeszcze dwa-trzy lata temu zagadnienie „komputery — Kościół — internet" szokowało: wspólnota z dwutysiącletnią tradycją sięga po najnowocześniejsze metody komunikowa- nia! Dziś stosowanie informatyki w codziennych pracach parafii, diecezji, Stolicy Apostolskiej, biskupów, duchownych czy świeckich pracujących w strukturach kościelnych nie wywołuje sensacji — komputery i internet stały się zwykłymi narzędziami pracy1. * ks. Józef Kloch — ur. 1959. Kaptan diecezji tarnowskiej, dr filozofii. Wykładowca filozofii nauki i zastosowań informatyki na Wydziale Teolo- gicznym w Tarnowie, prezes zarządu fundacji „Opoka". Od 1986 r. w grupie osób świeckich i duchownych prowadzi analizy dotyczące zastosowań infor- matyki; owocem prac byio m.in. opracowanie Możliwości zastosowania tech- niki komputerowej w pracach Kościoła (1990). Autor szeregu publikacji na temat filozofii sztucznej inteligencji, m.in. książki Świadomość komputerów? (Tarnów-Kraków 1996). Od 1998 roku jest prezesem zarządu powołanej przez Konferencję Episkopatu Polski Fundacji „Opoka" zajmującej się stronami WWW oraz pocztą elektroniczną Kościoła w Polsce (www.opo- ka.or-g.pl). 1 Ponieważ od 1986 roku zajmuję się od strony praktycznej i teoretycznej zastosowaniami informatyki, a następnie internetu w życiu Kościoła — po- stanowiłem włączyć się do dyskusji także na lamach „Więzi". Artykuł nie stanowi jednak polemiki z tekstem Marka Robaka E-duszp@sterstwo? („Więź" 2000 nr 10), lecz jest pozytywnym głosem w dyskusji nad rolą inter- netu w duszpasterstwie i w życiu Kościoła w ogóle. Jedynie w Postscriptum prostuję kilka „faktów prasowych" podanych przez Autora w odniesieniu do Opoki oraz zadaję pomysłodawcy debaty kilka pytań. 102 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW Autorzy piszący na tematy związane z duszpasterstwem, Kościołem oraz siecią2 są mniej więcej zgodni co do kilku kwestii w odniesieniu do internetu: - jest on rewolucją na miarę Gutenberga, - Kościół powinien go wykorzystywać w dialogu ze współ- czesnym człowiekiem, - ma on znaczny wpływ na styl życia, zwłaszcza młodego pokolenia, - spotkanie i prowadzenie dialogu w sieci to nie to samo, co osobisty kontakt z człowiekiem, - istnieją pewne zagrożenia ze strony internetu, których lek- ceważyć nie wolno, - ma on bardzo wiele cech atrakcyjnych (np. interaktywność 1 multimedialność), - coraz większy zalew nowych stron WWW powoduje szum informacyjny. Z uczestnikami debaty nad „e-duszp@sterstwem" pragnę podzielić się zarówno teoretycznymi rozważaniami, jak i praktycznymi wskazówkami. Jedne i drugie pisane są w du- chu swego rodzaju filozofii umiaru w podejściu do problemu „internet a duszpasterstwo". W literaturze przedmiotu ciągle pojawia się pytanie o miej- sce i rolę internetu w społeczności wierzących i poszukują- cych. Daruję tu sobie nawiązanie do „ciemnej strony sieci" — pornografii, przemocy i nienawiści rasowej czy religijnej, bo nie widzę potrzeby powtarzania oczywistych sądów. Moją uwagę przykuwają natomiast próby ustalenia właściwej i po- 2 Zagadnieniem zaczyna interesować się coraz więcej osób, raz po raz studenci proszą o bibliografię przedmiotu — obecnie pomagam trzem oso- bom piszącym na różnych uczelniach prace magisterskie i dyplomowe na tematy związane z zastosowaniami informatyki w pracach Kościoła. Dlatego też zdecydowałem się zamieścić na stronie www.opoka.org.pl ciągle aktuali- zowaną bibliografie (1990-2001), obejmującą dziś już ponad czterdzieści pozycji (w odnośniku Internet i komputery, dziat: Kościół i internet). ks. Józef Kloch: INTERNET A DUSZPASTERSTWO 103 zytywnej roli internetu w życiu Kościoła, na gruncie odniesień międzyludzkich, bez obaw i potrzeby przypisywania interne- towi roli wszechmocnego, inteligentnego zastępcy człowieka i wspólnoty ludzkiej. W analizowaniu dodatnich aspektów sieci posłużę się pewnymi, przydatnymi moim zdaniem, analogiami do badań nad sztuczną inteligencją i do modeli rozwoju nauk przyrodniczych. OGRANICZENIA SZTUCZNEJ INTELIGENCJI I MODELE ROZWOJU NAUK PRZYRODNICZYCH Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte XX wieku były świad- kiem oszałamiających wręcz sukcesów w badaniach nad sztuczną inteligencją (SI), nurtem zapoczątkowanym słynnym pytaniem Alana Turinga „Czy maszyny mogą myśleć?". Kom- puterowe rozpoznawanie obrazów, rozgrywanie gier, tłuma- czenie tekstów z jednego języka na inny czy rozwiązywanie problemów logicznych i matematycznych święciło wówczas triumfy. Wynikiem i kontynuacją tamtych badań — z czego niejednokrotnie nie zdajemy sobie sprawy — są dzisiejsze programy sterujące pociskami rakietowymi bądź rozpoznają- ce pismo, gry komputerowe, słowniki (np. Collinsa) czy pro- gramy wspomagające procesy decyzyjne bądź dokonujące ob- liczeń matematycznych i statystycznych. Postępy w pracach skłaniały wielu uczonych w latach sie- demdziesiątych ubiegłego stulecia do wydawania bardzo optymistycznych sądów — za pięć, siedem, a góra za pięt- naście lat komputery będą inteligentniejsze od człowieka, a większość dziedzin zostanie zredukowanych do badań nad sztuczną inteligencją. Upływ czasu okazał się nieubłaganym testem dla zbytnich optymistów — żyjemy w 2001 roku i wie- my, że nie sprawdziły się nadzieje z lat siedemdziesiątych na maszynowe zduplikowanie bądź prześcignięcie możliwości ludzkiego umysłu. 104 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW Nie tylko czas okazał się bezkompromisowym egzaminato- rem. W 1972 roku filozof Hubert Dreyfus opublikował książ- kę pod znamiennym tytułem What Computers Cant Do? („Czego nie potrafią komputery?")- Jego filozoficzne analizy wykazywały coraz większą ograniczoność sztucznej inteligen- cji wobec rosnącego stopnia złożoności zagadnienia; w wy- padku tzw. zadań otwartych, związanych z tworzeniem kon- cepcji, SI była w ogóle bezradna. Popularną, współczesną ilus- tracją poglądów Dreyfusa są rezultaty przekładania jednego języka naturalnego na inny za pomocą programów kompute- rowych. W przypadku podstawowych zwrotów otrzymujemy poprawne rezultaty, ale gdy mamy do czynienia ze zdaniami, w których istotny jest kontekst wypowiedzi, uzyskujemy efek- ty typu: „Kali nie umieć poznać klucz do Zamek Królewski". Kolejnym wezwaniem do umiarkowania w ferowaniu uproszczonych opinii był, uznany dzisiaj za klasyczny, ekspe- ryment myślowy autorstwa Johna Searle'a, rozpowszechniony w literaturze pod nieco zaskakującą nazwą „argumentu chiń- skiego pokoju". Nie wdając się w szczegóły3, wystarczy powie- dzieć, że pomysłodawca eksperymentu wykazał, iż komputery wyposażone w odpowiedni program symulują jedynie działa- nie człowieka, a nie odtwarzają rzeczywistej rzeczy, która jest rozpatrywana. Nie można stawiać znaku równości między działaniem komputera a ludzkim umysłem. Upraszczając — różnica między nimi jest mniej więcej taka, jak między kom- puterowym symulowaniem trawienia pizzy i zjedzeniem jej w rzeczywistości. Ze względu na internet przywoływane bywa dziś często porównanie sieci komputerów do układu neuronów w ludz- kim mózgu i próbuje się przedstawiać sieć internetową jako twór obdarzony inteligencją. Zapomina się w tym momencie o rozprawieniu się przez Searle'a z podobną błędną analogią 3 Zainteresowanych odsy tam np. do: Józef Kloch, Świadomość kompute- rów?, Tarnów-Kraków 1996. ks. Józef Kloch: INTERNET A DUSZPASTERSTWO 105 w zmodyfikowanej wersji jego argumentu4. Nie tędy droga — zarówno na pojedynczych komputerach, jak i w całych sie- ciach możemy jedynie symulować, a nie zduplikować działa- nia ludzkiego rozumu. Zastosowanie tomografii komputero- wej (PET) i rezonansu magnetycznego (MRI) ukazało nie- zwykły stopień skomplikowania działania ludzkiego mózgu. Wielu zachodzących w nim procesów nadal nie rozumiemy. Bogactwa umysłu człowieka nie da się zredukować do maszy- ny wykonującej określony program. Dwudziesty wiek przyniósł także wiele filozoficznych mo- deli rozwoju nauk przyrodniczych. Pozytywiści z Koła Wie- deńskiego, Karl Popper, Thomas Kuhn, Imre Lakatos oraz wielu innych uczonych i filozofów pracowicie próbowało narzucić nauce prawidła, wedle których miała się ona rozwi- jać. Niezwykła wprost dynamika rozwoju fizyki, matematyki czy biologii obracała kolejno w proch główne założenia in- dukcjonistycznej teorii nauki, falsyfikacjonizmu, teorii rewo- lucji naukowych i metodologii naukowych programów ba- dawczych. Wyniesiona ze szkoły wiedza z zakresu fizyki New- tona, geometrii euklidesowej czy ewolucji według Darwina jest jedynie progiem do komnaty współczesnej wiedzy. Dziś za model najbardziej odpowiadający prężnie rozwija- jącym się dziedzinom ludzkiego poznania przyjmuje się m.in. teorie nieliniowej ewolucji nauki autorstwa Michała Hellera; oparta jest ona na termodynamice nieliniowej, badającej powstawanie skomplikowanych struktur w stanach odległych od równowagi. Matematycznym narzędziem modelowania tego rodzaju procesów jest teoria układów dynamicznych. Termodynamika zajmuje się powstawaniem i ewolucją złożo- 4 Searle nazwa! ów argument „chińską salą gimnastyczną" —jeśli poje- dynczy komputer nie myśli, lecz dziata na podstawie algorytmów i symboli, to identyczna sytuacja zachodzi w wypadku;; komputerów. Zagadnienie nie- możności myślenia komputerów podejmuje też od strony złożonych syste- mów matematycznych Roger Penrosc w swoich publikacjach, np. Nowy umysł cesarza. 106 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW nych struktur, a nauka jest niewątpliwie taką strukturą. W modelu Helłera tylko w stosunkowo krótkim czasie t\ moż- na przewidzieć, jak nauka będzie się rozwijać. Kolejne fazy rozwoju nauki są nieprzewidywalne — ze względu na stopień komplikowania się wiedzy i różnego typu okoliczności ze- wnętrzne. Gdyby jednak ktoś w czasie tĄ dokonał analizy ewo- luowania nauki do czasu t\, zauważyłby wewnętrzną, nielinio- wą logikę rozwoju nauki. Hellerowa teoria ewolucji nauki jest dynamiczna — nie tylko opisuje kolejne fazy procesu ewolu- cyjnego, lecz pokazuje jego mechanizmy napędowe. Nauk przyrodniczych nie da się włożyć w sztuczne ramy modeli i bezwzględnie wyznaczyć im kierunków rozwoju. JUŻ WKRÓTCE: KONWERGENCJA Czego uczą nas niespełnione, bo zbyt optymistyczne na- dzieje pokładane w badaniach nad sztuczną inteligencją oraz odrzucenie sztywnych modeli rozwoju nauk przyrodniczych? Sądzę, że wskazują nam właśnie filozofię umiaru — czyli w tym przypadku: przypisanie internetowi właściwego mu miejsca (jako jedynie narzędzia) w duszpasterstwie i w innych pracach Kościoła. Ma on być narzędziem, które wspomaga, lecz nie wyręcza i nie zastępuje człowieka w kontaktach z dru- gim, także na płaszczyźnie ducha. Pewnemu kręgowi naukowców wydawało się, że w niedale- kiej przyszłości będą mogli zawrzeć w skomplikowanym prog- ramie komputerowym wszelkie możliwości ludzkiego mózgu. I nic z tego nie wyszło, bo wyjść nie mogło. Dziś przedstawi- ciele grupy G-7 mówią o uniwersalnym środku na wszelkie problemy w danej części świata —jeśli zakróluje tam internet, to dostęp do informacji uleczy wszelkie bolączki i rozwiązy- wać będzie kolejno wszelkie troski. Współczesna i jakże no- woczesna magiczna różdżka? Gdyby ktoś tak myślał, niewąt- pliwie spotkałby go sromotny zawód. Człowieka nie można uszczęśliwić jedynie poprzez informacje i bazy danych, a ota- fcv. Józef Kloclr. INTERNET A DUSZPASTERSTWO 107 czającej go rzeczywistości nie da się opisać wyczerpująco dzię- ki określonej liczbie parametrów. Tzw. rzeczywistość wirtual- na ma się tak do świata realnego jak sztuczna róża do rosnącej w ogrodzie — co wcale nie oznacza, że Virtual Reality nie jest interesująca. Kontakty z drugim człowiekiem jedynie poprzez internet — a w gorszym jeszcze przypadku zastąpienie bliź- niego komputerem podłączonym do sieci, choćby generował odpowiedzi na zawiłe pytania i reagował na osobiste wynurze- nia — nie miałyby nic z ewangelicznej kultury i Chrystusowe- go pochylenia się nad innymi. Sporo napisano już analiz na temat „komputery — Kościół — internet". To bardzo dobrze, bo analizy są potrzebne. Za nimi muszą jednak iść dużymi krokami konkretne zastosowa- nia, rzeczywistość techniczna wokół nas zmienia się bowiem i rozwija w tempie nie tyle liniowym, ile wykładniczym. Jeśli nie nadążymy, może się okazać w krótkim czasie, że człowiek roku 2005 czy 2010 nie będzie mógł odnaleźć zbyt wielu śla- dów Dobrej Nowiny wśród kanałów przepływu informacji. Wiele osób — pamiętając dobrze możliwości komputera typu IBM czy internetu w roku 1990 i porównując tę sytuację ze współczesną — zadaje sobie pytanie, jakie zmiany i możli- wości pojawią się w następnych 10 latach? Raymond Kurz- weil, wynalazca i futurolog, na podstawie prawa Moore'a i analizy historii technologii mówi o postępie techniki w XXI wieku równoważnym dwudziestu tysiącom lat (!!!) współczes- nego nam tempa rozwoju. Punktem zwrotnym w mocy obli- czeniowej, po powszechnych obecnie układach scalonych, będzie przeniesienie obliczeń na poziom atomowy, a następ- nie subatomowy. Najszybszy postęp dokonywać się będzie w dziedzinie serwerów internetowych i miniaturyzacji urządzeń, które z łatwością zmieszczą się w kieszeni, a komunikować się z nimi będziemy nie za pomocą klawiatury, lecz głosem. Komputery osobiste w ciągu najbliższych dziesięciu lat odejdą w zapomnienie. Królować będzie internet bezprze- wodowy o dużej przepustowości i nastąpi konwergencja — 108 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW transmisja danych, obrazu i dźwięku odbywać się będzie za pośrednictwem jednego łącza ze wspólnego źródła do jedne- go urządzenia stanowiącego połączenie telewizora, radia, telefonu, komputera, faksu, magnetowidu5. W naszych cza- sach komputer już przejął lub przejmuje funkcje wymienio- nych urządzeń, a w końcu sam zostanie wyparty przez coś kompletnie nowego. To nie jest licentia poetka i daleka przyszłość; nie są to rów- nież mrzonki podobne do wyrażanych przez naukowców zaj- mujących się w latach siedemdziesiątych XX wieku badania- mi nad SI. Jest to model rozwoju technologicznego analogicz- ny do Hellerowej nieliniowej teorii ewolucji nauki; model posługujący się m.in. językiem matematyki. W pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku internet stanie się głównym kana- łem transmisji danych. Kto nie będzie umiał posługiwać się tym narzędziem, pozbawiony będzie głównego źródła danych; co nie znajdzie się w internecie — skazane będzie na niebyt. TYLKO NARZĘDZIE, ALE JAKŻE WSPANIAŁE... Z tego, co dotychczas napisałem, łatwo odgadnąć moje za- wodowe zainteresowania filozofią nauki oraz zagadnieniami sztucznej inteligencji, a także zastosowaniami informatyki, które wykładam już od dziesięciu lat. Jako ksiądz pragnę natomiast, by społeczność Kościoła, której jestem członkiem, wykorzystywała w służbie Ewangelii możliwości, jakie daje nam Bóg poprzez zdobycze techniki. Dobrze się stało, że w Polsce w nowym systemie studiów teologicznych (Ratiostu- diorum) znalazła się informatyka. Jest co prawda przedmio- tem fakultatywnym, ale jednak wprowadzona została po raz 5 Por. P. Forman, R. W. Saint John, Kierunek: konwergencja, „Świat Na- uki" 2001 nr l,s. 22-28. Warto przeczytać cały umieszczony na stronach 19- -52 raport specjalny zatytułowany Przyszłość cyfrowej rozrywki, traktujący — wbrew tytułowi — nie tylko o rozrywce. '.•? ks. Józef Kloch: INTERNET A DUSZPASTERSTWO 109 pierwszy do toku studiów. Duszpasterz nie może nie umieć się posługiwać narzędziem, które w XXI wieku będzie podstawo- wym6. Ponieważ moje doświadczenia dotyczą głównie poczty elektronicznej i stron WWW, poniższe refleksje dotyczyć będą głównie tych dwóch usług internetowych. Nie przypuszczam, by internet i komputery zrewolucjoni- zowały w sposób zasadniczy duszpasterstwo i gwałtownie wyparły wiele istniejących już metod bądź zastąpiły człowie- ka. Kościół zawsze akceptował i twórczo stosował nowości techniczne. Prasa, radio, telewizja, fotografia, faks, magneto- wid i telefon stanowiły mniejsze bądź większe kamienie milo- we w kulturze ogólnoludzkiej; każdy z tych wynalazków zna- lazł swoje miejsce i zastosowanie w Kościele, ale bez szczegól- nego „trzęsienia ziemi". Nie będę też pewnie daleki od praw- dy, gdy zaryzykuję stwierdzenie, że w czasach przeszłych przy pojawianiu się kolejnych nowych urządzeń technicznych tak- że toczyła się dyskusja wśród ludzi Kościoła na temat pozy- tywnych i negatywnych aspektów danego wynalazku (histo- ryczna analiza takiego zagadnienia mogłaby być ciekawym te- matem pracy naukowej). Daleki też jestem od wtłaczania w akademickie podziały i szufladkowania niezwykle dynamicznie rozwijającej się dziś rzeczywistości. Zastosowania niemożliwe dziś, jutro mogą się stać czymś normalnym i codziennym. Trudno mi też zgodzić 6 Edukacja komputerowa studentów teologii jest jednym z warunków wykorzystania internetu na szeroką skalę. W diecezji tarnowskiej, z której pochodzę, notuje się najwyższą liczbę zarówno komputerów sprzedanych dla środowiska kościelnego w Polsce, użytkowników poczty elektronicznej wśród księży (450 kont na 1000 duchownych pracujących w duszpaster- stwie). Wyniki te są rezultatem prowadzonych od dziesięciu lat w tamtej- szym Wyższym Seminarium Duchownym ćwiczeń z zastosowań informatyki; dzieło to rozpoczęte zostato przez ówczesnego ordynariusza bp. Józefa Ży- cińskiego, a kontynuowane jest przez obecnego biskupa tarnowskiego Wik- tora Skworca, z którego inicjatywy powstał system poczty elektronicznej die- cezji tarnowskiej. 110 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW ks. Józef Klodr. INTERNET A DUSZPASTERSTWO 111 się z pojawiającymi się tu i ówdzie stwierdzeniami, że internet zastosowany w ewangelizacji jest szczególną szansą dla świec- kich; według mnie jest jednakową szansą tak dla świeckich, jak i dla duchownych, byle byli kompetentni. Najbardziej sen- sownym rozwiązaniem są dla mnie zespoły złożone z jednych i drugich. Cóż bowiem dla duszpasterstwa wymyśli sam infor- matyk lub specjalista od języka HTML bez znajomości piś- miennictwa i problemów związanych z teologią? Jakie zna- czenie dla komunikacji internetowej ma duchowny, posiada- jący spore doświadczenie duszpasterskie i pomysły, skoro nie ma zielonego pojęcia, jak można wykorzystać możliwości sieci i nie umie posługiwać się komputerem? Najlepszym rozwią- zaniem jest orientowanie się w obu dziedzinach, lecz takich ludzi jest niewielu. W nauce określa się ich mianem ludzi-po- mostów (bridge-people), a najciekawsze odkrycia mają dziś miejsce na styku różnych dziedzin wiedzy. Stawiam więc na śmiałe projekty przygotowywane i realizowane przez zespoły złożone z różnych specjalistów, gotowych na szybkie modyfi- kowanie przyjętych założeń ze względu na pojawiające się nowe rozwiązania. ;, SPECYFIKA INTERNETU: WYSZUKIWANIE I KOPIOWANIE Co wyróżnia internet spośród dostępnych już mass me- diów? Niewielu autorów zwraca uwagę na niezwykłą cechę sieci — możliwość efektywnego wyszukiwania określonych danych. Takiej możliwości nie dawały dotychczas żadne inne media! Umiejętne posługiwanie się zaawansowanymi syste- mami wyszukującymi daje bardzo dobre rezultaty7. Jest tylko jeden ważny warunek — dany tekst, fotografia, nagranie dźwiękowe czy fragment filmu musi się znaleźć w internecie. 7 Polecam wyszukiwarkę Fast w wersji zaawansowanej (Adwnced) pod adresem www.alhhewcb.com; sprawne posługiwanie się filtrami informacji daje zaskakująco dobre wyniki. Ten sposób wyszukiwania danych stał się tak popularny, że zdziwienie internautów budzi niemożność znalezienia czegoś w sieci, np. wypowiedzi Jana Pawła II na dany temat. Jeśli na stronach WWW czegoś nie ma — dla wielkiej liczby osób to coś nie istnieje w ogóle! Systemy wyszukujące i elektroniczne wersje dokumentów nabrały wielkiego znaczenia, nie wypierając jednocześnie wersji drukowanych. Dla duszpasterstwa internet jest i będzie olbrzymią skarbnicą materiałów; można ją wykorzystać w li- turgii, katechezie i kaznodziejstwie8. Osobną kwestią jest przygotowywanie tych stron — multimedialnych, interaktyw- nych i atrakcyjnych. Opowiadam się za skoordynowaną pracą w zespołach publikujących najlepiej na znanych witrynach. Każda, nawet najmniejsza społeczność może być odpowie- dzialna za redagowanie danego działu na określonej stronie; jakość tych materiałów winna być jak najwyższa. Zalew infor- macji w internecie jest tak duży, że dziś użytkownicy zwykle odwiedzają regularnie kilka lub co najwyżej kilkanaście stron. Koncentrowanie się wokół znanych witryn nie rozprasza też energii i nie powoduje naturalnego obumarcia strony, gdy np. dany duszpasterz zostanie przeniesiony na inną placówkę — internet uniezależnia od miejsca pracy. Drugą istotną dla mnie cechą wyróżniającą internet spośród innych mediów jest wielka łatwość kopiowania zbiorów w wersji elektronicznej oraz możliwość rozsyłania danej wiadomości pocztą elektroniczną do wielu odbiorców9. W ten sposób gro- madzenie danych jest bardzo łatwe i tanie, a rozsyłanie wiado- mości do wielu osób wręcz błyskawiczne. Poczta w wersji elek- 8 Na stronach Opoki znaleźć można np. osobny odnośnik zatytułowany Katechetom i duszpasterzom. Oprócz materiałów dla tej grupy internautów każdy znajdzie dla siebie pod adresem www.opoka.org.pl mnóstwo innych tekstów, nagrań dźwiękowych i fotografii. 9 Ma to naturalnie też skutki ujemne — poczta zaśmiecana jest różnego rodzaju reklamami oraz bezwartościowymi informacjami. 112 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW tronicznej święci niezwykłe wprost triumfy, i to nie tylko e- -mail, także SMS — szczególnie wśród ludzi młodych10. Dla prac administracyjnych, duszpasterskich i naukowych w Kościele poczta elektroniczna jest wprost nieocenioną usługą. List Episkopatu Polski czy biskupa diecezji, wszelkie- go typu dokumenty i informacje w kilka czy w kilkanaście mi- nut trafiają do dowolnej liczby adresatów. Gorzej jest z kie- runkiem odwrotnym — nie można sądzić, że szybsze przesła- nie listu z miejsca x do miejsca y spowoduje równie szybkie załatwienie sprawy. Trudno mi też wyobrazić sobie kontakty proboszcza czy wikariusza z parafianami poprzez e-mail... A jeśli nawet ktoś obierze taką formę pierwszego kontaktu, winna ona doprowadzić jak najszybciej do spotkania twarzą w twarz. Obserwując życie codzienne, zadaję sobie pytanie, w jakim stopniu już wykorzystaliśmy w duszpasterstwie i w pracy Koś- cioła możliwości różnych mediów? Jestem pewien, że pozo- staje jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Mam też świadomość istnienia w wielu przypadkach bariery finansowej, i to nie do pokonania. W tym kontekście śmiem twierdzić, że internet, jako medium niewymagające nadzwyczajnie wielkich środ- ków, jest dla nas szczególną szansą. Tylko robotników mało... Dla wszystkich, którzy chcą współpracować z Opoką, mam propozycję — proszę o skontaktowanie się ze mną. Wiele osób ma z pewnością bardzo dobre, unikalne materiały; wielu zechce się zapewne włączyć w prace już trwające na Opoce. I sprawa druga — w dziale Komputery i internet pod odnośni- kiem Kościół i internet gromadzić będę pomysły, jak wykorzy- stać internet w duszpasterstwie. Wystarczy kilka zdań opisu — proszę o listy, tym działem zajmuję się osobiście11. 10 Dane opublikowane pod koniec 2000 roku w Szwajcarii mówią o ponad jedenastokrotnym wzroście liczby wysyłanych SMS-ów w ciągu dwóch lat (w czwartym kwartale 1998 roku 16 min, w trzecim kwartale 2000 roku 181 min!). 11 Mój adres: jkloch@opoka.org.pl. ks. Józef Kloch: INTERNET A DUSZPASTERSTWO 113 PAPIEŻ GÓRĄ! Pierwszą wydrukowaną książką była Biblia, św. Tomasz za- dał sobie trud zastosowania Arystotelesa w teologii, wynala- zek Marconiego szybko został dostrzeżony w Kościele i dziś Radio Watykańskie jest jedną z rozgłośni najpowszechniej słyszanych na świecie. Czy nasze pokolenie stać na podobny wysiłek intelektualny w odniesieniu do internetu? Mam na- dzieję, że tak. Z radością zauważam, że w artykułach coraz częściej cyto- wane i na nowo odkrywane jest papieskie orędzie Misja Koś- cioła w erze komputerów z roku 1990. Jan Paweł II pisał o roz- trząsanym przez nas problemie już jedenaście lat temu! Dokument co prawda odnosi się głównie do techniki kompu- terowej w ogóle — orędzie nie wspomina o internecie, zna- nym wówczas jedynie wąskiemu kręgowi odbiorców — można jednak odczytywać papieskie posłanie także w kontekście sie- ci, stanowiącej przecież część informatyki. Tezę te potwier- dzają nadzieje Jana Pawła II wyrażane w odniesieniu do „pogłębienia dialogu ze współczesnym światem, szybszego informowania o «Credo» Kościoła, czy też co do gromadze- nia informacji w ogromnych systemach sztucznej pamięci" — wszelkie te oczekiwania Ojca Świętego internet spełnia do- skonale. Także apel Papieża Okażmy zaufanie młodzieży wyjąt- kowo dobrze wtapia się w rozumienie Orędzia w kontekście internetu. Warto sięgnąć po ten dokument12. Już w 1990 roku Jan Paweł II pisał o włączeniu techniki komputerowej w ewangelizację. Co myśmy z tego zrozumieli, co zrobiliśmy? „Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądź- cie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe natu- 12 Polskie wydanie „L'Osservatore Romano" 1990 nr 1. 114 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW ralne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapo- mniał, jakim był" (Jk 1,22-24). POSTSCRIPTUM Poniższe uwagi, wprost dotyczące artykułu p. Marka Roba- ka E-duszp@sterstwo?, podzieliłem na dwie części — w wyka- zie błędów prostuję „fakty prasowe", w drugiej zawarłem kil- ka pytań. Pragnę podkreślić, że razem z Autorem stoję „po tej samej stronie barykady" i cenię sobie jego teksty. INDEX ERRORUM Z tekstu E-duszp@sterstwo? z niemałym zdumieniem do- wiedziałem się, że Opoka jest typowym przykładem inicjaty- wy... odgórnej (OGI). Pomysł jest jak najbardziej ideą oddol- ną, projektem, który powstał i rozwijał się wśród świeckich i duchownych diecezji gliwickiej; tam też miały miejsce dwa pierwsze ogólnopolskie seminaria „Internet w służbie Koś- ciołowi" (wiosna i jesień 1997 roku). Z powyższego powodu zaliczenie Opoki do OGI jest chybione, a co za tym idzie — dalsze wyciąganie wielu wniosków z porównania reprezen- tantów obu nurtów jest błędne w odniesieniu do Opoki. Przy okazji — kilkunastu pracowników Opoki nie należy utożsa- miać z kilkunastoma etatami. Przed zasadniczą zmianą na początku października ubieg- łego roku szata graficzna Opoki była poprawiana dwukrotnie, co mogło ujść uwagi Autora. W tym miejscu czytelnikom na- leży się jednak wyjaśnienie stanowiące jednocześnie obronę p. Robaka — nie mógł on przewidzieć, że publikacja jego arty- kułu w październikowym numerze „Więzi" (2000 r.) zbiegnie się w czasie z kompletnie nowym projektem graficznym i kil- kunastoma nowymi działami na witrynie Opoki. Od początku poprzez Opokę można było też korzystać z serwisu Radia Watykańskiego, a opracowywanie takiego ks. Józef Kloch: INTERNET A DUSZPASTERSTWO 115 serwisu należy uznać za pracę redakcyjną. Na tej samej zasa- dzie redaktorem książki jest ten, kto wybiera materiał i czuwa nad kształtem publikacji od początku do końca, choć sam pisze jedynie wstęp lub posłowie. DO DYSKUSJI Trudno mi zająć stanowisko wobec niektórych poglądów i ocen p. Marka Robaka ze względu na nieostre znaczenie sze- regu wyrażeń. Jak bowiem należy rozumieć określenie „wszystkie dokumenty Kościoła" — powszechnego czy lokal- nego, od zarania dziejów czy tylko z XX wieku, a może jedy- nie w odniesieniu do Jana Pawła II? Konia z rzędem temu, kto znajdzie w Polsce bibliotekę posiadającą w wersji druko- wanej wszystkie dokumenty Kościoła powszechnego od zara- nia dziejów. W Opoce założyliśmy, że: po pierwsze — przede wszystkim opracowujemy dokumenty z okresu kierowania łodzią Piotrową przez Jana Pawła II; po drugie — każdy dokument znajdzie się na naszych stronach w sposób legalny; po trzecie — będą one pochodziły ze źródeł autoryzowanych. Już w tej wersji jest to praca, która — dla jednej osoby zajmu- jącej się w Opoce tym zagadnieniem — musi być rozłożona na lata. Nie trzeba też mówić, że zdobycie elektronicznych wersji dokumentów nie jest łatwe. Przy tej okazji składam serdeczne podziękowanie redakcji „EOsservatore Romano" i o. dyr. Czesławowi Drążkowi SJ za współpracę i udostępnianie auto- ryzowanych wersji dokumentów oraz Radiu Watykańskiemu i o. dyr. Andrzejowi Majewskiemu za możliwość korzystania z audycji Sekcji Polskiej. Co do podziału na OGI i ODI, w ogóle wydaje mi się on sztuczny i nieadekwatny — bo jeśli Opoka nie jest OGI, a stro- ny www.episkopat.pl także trudno do nich zaliczyć (powstały z inicjatywy Opoki właśnie i są przygotowywane przez nią z materiałów powierzonych przez Biuro Prasowe Konferencji Episkopatu Polski i Sekretariat KEP), to co stanowi OGI? Chyba nie Katolicką Agencję Informacyjną ma Autor na myś- li, choć o ile się nie mylę, zasadniczy wkład w powstanie Agencji KAI ma kilku biskupów i tym samym można by KAI uznać za inicjatywę odgórną. Nie przypuszczam też, by pisząc o OGI, Autor myślał o stronach Watykanu. Trudno też obec- nie określać stronę Opoki jako oficjalny serwis Kościoła kato- lickiego w Polsce — zwłaszcza z chwilą zaistnienia wspomnia- nych stron Konferencji Episkopatu Polski (od marca 2000). ks. Andrzej Dragula * DOBRE NARZĘDZIE I ZŁY NAUCZYCIEL Formuła mówiąca, że istnieje tylko to, o czym piszą gazety, przestaje (przestała?) być już aktualna. Miejsce gazety zajęła bowiem telewizja, a sama gazeta jest pożyteczna o tyle, o ile zawiera program telewizyjny, o czym świadczą wysokie nakła- dy dzienników w te dni, gdy drukowany jest program telewi- zyjny na rozpoczynający się tydzień. Ewolucja formuły — zda- je się — ma iść dalej, w kierunku dla wielu oczywistym. Już dzisiaj dla niektórych istnieje tylko to, co można znaleźć w sie- ci WWW, czyli internecie. Marek Robak w październikowej „Więzi" zastanawia się, jak wobec tego winien zachować się Kościół. Odpowiedź, którą daje, sam formułuje hasłowo jako „e-duszp@sterstwo", zaopatrując jednakże ten wyraz wznak zapytania. I dzięki Bogu! — chciałoby się dodać od razu. Autor opisuje stan obecny kościelnego zaangażowania w sieci, przedstawia postulaty na przyszłość i wskazuje na możliwe —jak sam napisał — bezdroża internetu. Mimo jed- nak pewnych niebezpieczeństw, obraz, jaki się wyłania z jego rozważań, jest krótko mówiąc — obiecujący. Otóż — zdaniem Robaka — możliwości, jakie daje to medium, są wielkie, mało * ks. Andrzej Draguta — ur. 1966. Kaptan diecezji zielonogórsko-go- rzowskiej. Doktor homiletyki, dziennikarz, logopeda. Wyktadowca w semi- narium diecezjalnym oraz Gorzowskiej Sekcji Wydziału Teologicznego UAM. Redaktor odpowiedzialny „Aspektów" — diecezjalnego wydania ty- godnika „Niedziela". Rzecznik prasowy Kurii i Przystanku Jezus. Mieszka w Zielonej Górze. KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW wykorzystane, trzeba je w duszpasterstwie docenić i nauczyć się je sprawnie wykorzystywać. Myślę jednak, iż problem zo- sta! przedstawiony z punktu widzenia internetoentuzjasty, natomiast pobieżnie potraktowany zosta! bardzo istotny pro- blem zagrożeń, wynikających zarówno z natury samego me- dium, jak i nieumiejętnego posługiwania się nim. Podczas lektury artykułu Marka Robaka zrodziło się we mnie wiele wątpliwości. Dzielę się nimi z autorem, choć wiem, że jego tekst jest bardziej mnożeniem pytań niż choćby próbą znalezienia na nie odpowiedzi. Stoimy ciągle u progu kariery internetu — im więcej więc wątpliwości, tym lepiej. Świat, w którym kierunki wyznaczają takie elementy „cyberalfabe- tu", jak @, www czy http://, to wciąż w dużej mierze terra incog- nita. Trzeba ją dobrze zbadać, by wiedzieć, gdzie rozpościerają się — nie zawsze cudne — manowce. NOWY WSPANIAŁY ŚWIAT Odnoszę wrażenie, że żyjemy w czasach gwałtownej asymi- lacji nowych pojęć w Kościele. Mamy „e-duszpasterstwo", mamy już „elektronicznego księdza", powstają „wirtualne wspólnoty, kościoły i diecezje", a w sieci pojawiają się „cyber- biskupi"1. I choć — jak słusznie zauważa Marek Robak — trzeba się do tych pojęć odnosić z dużym dystansem, a ich uży- wanie „jest mocno przesadzone", to są one przecież zwias- tunami świata, który z całym swym bogactwem i ułudą otwie- ra się przed Kościołem. Jest to zapewne ewangelizacyjna szansa — i udowadniać tego nie trzeba. Nawiązując do słów Pawła VI, trzeba więc powiedzieć jasno, iż Kościół byłby win- ny wobec swego Założyciela, gdyby z tej szansy nie skorzystał. 1 Na marginesie chciałbym jeszcze dodać, że z podobnym procesem mamy do czynienia na styku Kościót-ekonomia, skoro —jak wiadomo z dys- kusji w „Tygodniku Powszechnym" — współcześni kapłani to „Boży makle- rzy", skąd niedaleko do związków typu „parafia-gielda". ks. Andrzej Dragula: DOBRE NARZĘDZIE I ZŁY NAUCZYCIEL 119 Ale internet to także zagrożenie, tym bardziej że w używaniu tego medium przeważa zachwyt nad krytycznym jego wyko- rzystaniem. Nie jestem wrogiem internetu. Uważam go za wspaniały wynalazek i codziennie sam się nim posługuję ze względu na charakter moich kapłańskich zajęć. Prawie codziennie odbieram i wysyłam elektroniczną pocztę, dzięki sieci zamówiłem i spro- wadziłem z zagranicy wiele interesujących książek (których pewno nigdy bym sobie nie mógł kupić osobiście), a moi studen- ci przesyłają mi internetem pisemne prace do sprawdzenia. Mimo to jednak w moim stosunku do internetu przeważa dystans nad zachwytem. Najpierw dlatego, że tworzy on ułudę wspólnoty. W refleksji teologicznej nad procesem komunika- cji używa się pojęcia „telewspólnota" na określenie tych, któ- rzy w rozproszeniu geograficznym, w tym samym czasie kon- centrują się za pomocą jakiegoś medium (radia, telewizji, relacji na żywo w internecie) wokół rzeczywistego zdarzenia, w którym w jakiś sposób partycypują. Taką „telewspólnotę" tworzą np. słuchacze radiowej Mszy św. Co można powiedzieć o wspólnocie tych, którzy „jednoczą się" za pomocą e-maili, list dyskusyjnych, a zwłaszcza tzw. czatowania, czyli dialogu dokonującego się interaktywnie w czasie rzeczywistym? Co to za wspólnota? Jak wiadomo, wszystkie te formy pozwalają na zachowanie anonimowości, a nawet na kreowanie nieistnieją- cych w rzeczywistości postaci, dlatego w ewangelizacji inter- net może się stać tylko narzędziem pierwszego kontaktu. Czy jednak może? HOMILIA Z INTERNETU Marek Robak wymienia grupy najważniejsze na styku czło- wiek-elektroniczne duszpasterstwo. Ten swoisty target to częs- to ludzie stojący daleko od Kościoła. Chciałbym wierzyć, że ich pierwszy zachwyt Bogiem i wiarą, ich pierwsze prawdziwe zainteresowanie Kościołem dokona się na drodze elektro- 120 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW nicznej. Zdaje się jednak, że tak nie jest. Badania przeprowa- dzone w Stanach Zjednoczonych jednoznacznie wskazują na misyjne sukcesy tych Kościołów i wyznań religijnych, które prowadzą przede wszystkim bezpośrednią ewangelizację, „od człowieka do człowieka", a więc za pomocą tzw. komunikacji pierwotnej. Daleko w tyle są kościoły czy kościelne organiza- cje korzystające z masowych środków przekazu. W metodolo- gii ewangelizacji pierwszeństwo daje się więc żywemu kontak- towi z człowiekiem, gdyż zdaje się, że tylko taki kontakt z człowiekiem-świadkiem potrafi wytrącić z inercji tych, któ- rym pytania o sens „tego wszystkiego" są obce. Największa trudność w ewangelizacji nie polega na znalezieniu nowoczes- nego sposobu odpowiedzi na pytania o sens życia, lecz na wzbudzeniu tych pytań. Wyobraźmy sobie np., że jakiś „elektroniczny proboszcz" zamierza metodą direct maił zaprosić mieszkańców swojej parafii na misję. Myślę, że propozycja ta zostałaby potrakto- wana jak wszystkie nadchodzące tą drogą oferty. Na adres mojej elektronicznej skrzynki, którą mam na amerykańskim serwerze, codziennie nadchodzi przynajmniej kilka różnego rodzaju ofert. Nigdy ich nie otwieram. Trafiają tam, gdzie re- klamówki wkładane do naszych tradycyjnych skrzynek na listy — do (elektronicznego) kosza na śmieci. Podobny los może spotkać zaproszenie proboszcza. Zupełnie dobrze internet może jednak być wykorzystany już w samej formacji duszpasterskiej jako instrument komu- nikowania się tych, którzy identyfikują się z daną wspólnotą parafialną, ruchem czy grupą modlitewną. Zdecydowanie po- pieram tworzenie w internecie nie tylko stron ogólnokościel- nych czy diecezjalnych, ale także gazetek parafialnych, które mogłyby oprócz wersji drukowanej mieć także elektroniczną. Taki bezpośredni dostęp do lokalnego medium jest niezwykle praktyczny. Zapomniane już ogłoszenia parafialne można so- bie o każdej porze odświeżyć. Znając adresy elektroniczne parafian, można by również takie cotygodniowe ogłoszenia ks. Andrzej Draguta: DOBRE NARZĘDZIE I ZŁY NAUCZYCIEL 121 rozsyłać — oczywiście tym, którzy sobie tego życzą. Takim właśnie sposobem od kilku miesięcy otrzymuję od pewnego belgijskiego księdza homilie na każdą niedzielę. OKNO NA ŚWIAT? Zatrzymajmy się na chwilę na homilii. Niedawno podczas sympozjum wykładowców homiletyki zaprezentowano nam internetowy projekt, który roboczo nazwę „Exemplum", a który notabene już funkcjonuje. Celem projektu jest stwo- rzenie bazy danych zawierającej przykłady do kazań. Muszę przyznać, że nie podzieliłem powszechnego entuzjazmu, jaki ten projekt wzbudził. Pomijam zastrzeżenia, jakie mam do wszelkich zbiorów kaznodziejskich przykładów, które często oderwane od swoich korzeni zaczynają żyć własnym życiem, mającym niewielki związek z tym, co rzeczywiście się wyda- rzyło, czy też z tym, „co autor chciał przez to powiedzieć". Zresztą eksploatowanie na okrągło tych samym przykładów owocuje takimi oto redaktorskimi zabiegami kaznodziejów: „Pewno już ten przykład znacie, ale..." Prócz tych, klasycz- nych rzekłbym, zastrzeżeń wobec tego typu baz danych, nie- zależnych od tego, czy istnieją one w wersji elektronicznej, czy drukowanej — mam jeszcze inne, wynikające z samej natury internetu. Marek Robak pisze — i słusznie — o niebezpieczeństwie wmówienia sobie, że to internet otwiera okno na świat, gdy w rzeczywistości jest akurat odwrotnie. Internet jest niezwyk- le cenny jako biblioteka znajdująca się w zasięgu ręki. Do- stępność do źródeł i oszczędność czasu jest tutaj wartością niekwestionowaną. Sam z tej możliwości szeroko korzystam. Z drugiej jednak strony nieumiejętne korzystanie z tej mega- bazy danych zwolnić może użytkownika z intelektualnego wy- siłku, czego przykładem jest właśnie baza „Exemplum". Źle się będzie działo, gdy całą wiedzę o świecie kapłan będzie czerpał z jego nierzeczywistej namiastki, jaką jest cyberprze- 122 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW strzeń. Nieskuteczność naszego kaznodziejstwa ma swoje źródło między innymi w tym, że nie umiemy obserwować świata, nie rozumiemy go, że żyjemy obok niego. Trzeba wiel- kiej samodyscypliny, by nie zacząć mieszkać bardziej w oksy- moronicznej rzeczywistości wirtualnej niż w rzeczywistości prawdziwej, by nie powiedzieć — choć brzmi to tautologicznie — rzeczywistości rzeczywistej. Argument zwolenników takiego fragmentarycznego korzy- stania z danych już przetworzonych jest dla mnie jasny — tak jest po prostu szybciej i praktyczniej. Osobiste bazy kazno- dziejskich danych, do których niegdyś namawiało się kapła- nów, odchodzą w przeszłość. Po co czytać, szukać, wycinać, notować, obserwować, skoro to wszystko już jest w internecie, i to być może lepiej opracowane. Owszem, jest, tyle że cudze. A słowo Boże ma się przecież zrodzić z osobistego zachwytu nad światem i Bogiem. CZATOWY BISKUP Chciałbym jeszcze jednak wrócić do kwestii zasadniczej dla internetu i jego kościelnego wykorzystania. Chodzi o poczu- cie wspólnoty jego użytkowników. Jaką „komunię" tworzy internetowa komunikacja? Marek Robak zauważa, że nie- umiejętne wykorzystanie internetu w duszpasterstwie może prowadzić do przywiązywania ludzi do tej formy przekazu, dlatego — jak pisze — „zawsze trzeba przenosić działalność w internecie na płaszczyznę realną". Istnieje jednak niebez- pieczeństwo, że żadnej „realnej" kontynuacji nie będzie, co więcej —jedyną realnością stanie się to, co wirtualne. W przypisie do artykułu autor mimochodem wspomina za- wieszonego w swych czynnościach biskupa Jacąuesa Gaillota — twórcę „wirtualnej diecezji", która istnieje tylko w cyber- przestrzeni. To oczywiście dość odosobniony i szczególny przypadek. Chciałbym się jednak nad nim zatrzymać, gdyż doskonale pokazuje manowce internetowych chrześcijan. ks. Andrzej Draguta: DOBRE NARZĘDZIE I ZŁY NAUCZYCIEL 123 Mam przed sobą książkę poświęconą internetowej działalnoś- ci tegoż biskupa. Tytuł jest znamienny: Eglise virtuelle, Eglise de l'an 2000. Un eveque au royaume d'lnternet („Kościół wir- tualny, Kościół roku 2000. Biskup w królestwie internetu"). Oprócz wywiadu z bp. Gaillot, książka zawiera wybór e-maili do niego przysyłanych. Jest to niezwykła lektura, pokazująca, czym może się stać wiara z (w) sieci. W listach przeważa wdzięczność za stworzenie przestrzeni wiary dla tych, którzy „wierzą w Boga, lecz nie potrafią już tego uzewnętrzniać". „Cyberdiecezjanie" przyznają się często, że dotąd nie byli ludźmi wierzącymi, jednocześnie jednak jednoznacznie de- klarują swój dystans wobec rzeczywistej wspólnoty kościelnej. Dla nich wirtualna wspólnota, którą tworzą, jest zarazem je- dyną wspólnotą im potrzebną. W ich rozumieniu winna mieć wszystkie elementy istotne dla życia kościelnego. Pytają więc, czy bp Gaillot ma zamiar wyświęcić kapłanów dla swej wir- tualnej diecezji, oczekują pierwszej „celebracji na kanale IRC", postulują opracowanie Biblii jako prawdziwego hiper- tekstu. Jeden z członków tego hiper-Kościoła pyta wprost, czy organizowane są już „wirtualne chrzty", a podpisy pod listami zaopatrzone są często w dopiski typu „diakon wirtualny" czy „chrześcijanin wirtualny". Zdaję sobie sprawę, że przypadek witryny www.partenia.fr jest skrajny, ale jej niezwykle dynamiczny rozwój i szeroki od- dźwięk pokazują, że zachwyt nad siecią — połączony z pono- woczesnym, bo nawet nie nowoczesnym rozumieniem Boga, wiary i Kościoła — może stać się miejscem kreacji nowej reli- gijnej jakości. Trudno nie postawić sobie pytania o relacje takiej „cyberwiary" do wiary rozumianej jako osobowe zjed- noczenie z Bogiem, które dokonuje się w realnej wspólnocie Kościoła. Zresztą, przykład wcale nie jest odosobniony, wie- my bowiem, że istnieją witryny proponujące internetowa spo- wiedź. Miast duchowego wysiłku wystarczy kilka kliknięć, by być na powrót wolnym... 124 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW Teolog protestancki H. Michel stawia tezę, że głoszenie Boga nie jest już przywilejem wydarzeń rzeczywistych dokonujących się pomiędzy amboną a ławkami. Według niego zjednoczenie mistyczne między człowiekiem a Bogiem może dokonać się tak- że w królestwie wirtualnym. Przyznaję, że nie wiem, w jaki spo- sób miałoby się to dokonać, bo chyba model zaproponowany przez bp. Gaillot nie należy do najbardziej udanych. ANONIMOWY HYDE PARK Powyższy przykład wskazuje na jeszcze jeden problem związany z cybernetyczną ewangelizacją, problem natury teo- logiczno-prawnej. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że możli- wości stworzenia własnej witryny są de facto niczym nieogra- niczone. Wystarczy mieć tylko komputer o standardowym wy- posażeniu, modem i minimalną umiejętność pracy w jakimś programie do tworzenia stron. Nie jest wcale problemem znalezienie serwera, na którym można by tę stronę umieścić. Wiemy też, że kontrola nad internetem jest właściwie niemoż- liwa i każdy może umieścić w sieci, co chce. Instrumentów, którymi można by nad tym megaśmietnikiem panować, nie ma i pewno nie będzie. Internet jako medium realnie nigdzie nieistniejące, a więc tym samym pozbawione centrum, z natu- ry swej jest niekontrolowalne. Przecież nawet sieciowa etykie- ta, czyli „netykieta", jest tylko kwestią dobrej woli i dobrego wychowania. W jaki więc sposób internauta poszukujący — nazwijmy to — wiedzy o Bogu będzie wiedział, co jest prawdą, a co fał- szem? Nawigując po tymże wcale nie spokojnym oceanie, może natknąć się na tysiące stron, które wyrzuci mu wyszuki- warka po wpisaniu haseł „wiara", „Bóg" (tu: miliony, jeśli internauta zna języki obce) czy „wieczność". Jak w tym od- naleźć prawdę? Wiemy, że oficjalne publikacje Kościoła za- opatrzone są w uwagi potwierdzające, iż mamy do czynienia z prawdą, za którą stoi Kościół. Nie wiem, na ile realny jest ks. Andrzej Draguła: DOBRE NARZĘDZIE I ZŁY NAUCZYCIEL 125 pomysł, by w sieci zastosować intermatur, podobnie jak w dru- ku stosujemy imprimatur. Zresztą, czy dynamika sieci, po- zwalająca na natychmiastowe zmiany na stronie, może pod- dać się tego typu statycznym ograniczeniom? A jak traktować homepages kapłanów? Czy prezentowane na księżowskich stronach poglądy są jego poglądami, czy też stoi za nimi Kościół? Co to jest: urzędowe czy prywatne przepowiadanie Kościoła? Nie są to tylko teoretyczne problemy. Wiemy, że nie roz- wiążą ich dekrety biskupie zobowiązujące ewentualnych auto- rów stron do przedstawiania ich zawartości do akceptacji. Jak już bowiem wspomniałem, internet to Hyde Park, który kon- troli się nie poddaje. Co więcej, to w dużej mierze Hyde Park anonimowy, gdzie można się wypowiadać bez narażenia na bycie rozpoznanym. KOLEJNA JEDYNA SZANSA Na zakończenie wyliczenia postulatów na przyszłość Ma- rek Robak pisze w dość imperatywnym tonie: „Wszystkich tych nowych rozwiązań katolicy powinni się uczyć i je wyko- rzystywać". Zdanie to wywołało we mnie największy chyba sprzeciw. Nie chciałbym bowiem, by sugerowało ono jakąś duszpasterską wyłączność. Niedaleko stąd do tezy, iż internet jest jedyną szansą dla Kościoła. Absolutyzowanie jednego tyl- ko środka duszpasterskiego i traktowanie go jako panaceum na wszystkie problemy Kościoła jest z gruntu niewłaściwe i teologicznie niepoprawne, bez względu na to, czy chodzi tu- taj o środki nowoczesne, czy tradycyjne. Nie można więc powiedzieć, że Kościół uratuje tylko nowa estetyka albo tylko stara liturgia. Trzeba by bowiem udowodnić, że jedno bądź drugie jest objawione, czyli z Bożego ustanowienia. Jeśli nie, to jest to — ni mniej, ni więcej — tylko herezja. Internet musi być traktowany jako jeden ze środków dusz- pasterskiego oddziaływania przez niektórych i wobec niektó- rych. Wbrew temu, co pisze Marek Robak, katolicy nie muszą 126 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW koniecznie uczyć się tych środków, ponieważ internet (zresztą jak wszystkie inne środki) nie jest do zbawienia koniecznie potrzebny. I żeby było jasne: nie neguję sensowności jego wy- korzystywania, a jedynie przypominam, że nie w nim katolik pokłada nadzieję. Przed kilkoma laty brałem udział w Paryżu w Kongresie Międzynarodowej Katolickiej Unii Prasy. Tematem obrad by- ło zagadnienie miejsca mediów drukowanych w epoce infor- macji elektronicznej. W trakcie dyskusji ktoś zaproponował formułę, która w moim przekonaniu dobrze pokazuje rolę, jaką powinien spełniać internet, nie tylko zresztą w Kościele, ale w całej kulturze. Powiedziano wówczas, iż internet to bar- dzo dobre narzędzie i jednocześnie bardzo zły nauczyciel. I trzeba o takiej hierarchii pamiętać. Mówiąc prościej, trzeba sobie wciąż przypominać, kto tu rządzi, kto dla kogo jest mis- trzem, kto dyktuje warunki. Żebyśmy nie zapomnieli, że prawdziwe życie jest gdzie indziej. Co napisawszy, wysyłam pocztą elektroniczną. ks. Tomasz Słomiński* E-DUSZP@STERSTWO — WĄTPLIWOŚCI DUSZPASTERZA Artykuł Marka Robaka „E-duszp@sterstwo?" jest cieka- wym tekstem, bo zbiera i porządkuje to, co można znaleźć w polskiej sieci pod hasłem „Kościół katolicki". Autor nie ustrzegł się jednak pewnej istotnej dla rozumienia tematu nie- konsekwencji. Robak najpierw przytomnie stwierdza: „Nie wiem, czy można mówić o «elektronicznym duszpasterstwie»", przez co daje do zrozumienia, że istnieją wątpliwości co do istnienia takiegoż. Później jednak niemalże wszystko, co w sieci dzieje się pod znakiem wiary, nazywa duszpasterstwem, zapomina- jąc o pierwszym zdaniu swojego tekstu. Wprawdzie tu i ów- dzie próbuje wskazywać trudności i niebezpieczeństwa, jakie stwarza elektroniczne komunikowanie w ogóle, a w dziedzi- nie przekazu religijnego szczególnie, to jednak w całości tekst jest optymistycznym hymnem ku temu, co Kościół, księża i różne grupy duszpasterskie mogą osiągnąć za pomocą inter- netu. Wydaje mi się, że bliższa prawdy jest pierwotna wątpli- wość i że w niej właśnie ukryta jest duszpasterska intuicja. * ks. Tomasz Słomiński — ur. 1968. Kaptan archidiecezji poznańskiej. Ukończył Studium Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa KUL. Publikuje w „Tygodniku Powszechnym", „Przewodniku Katolickim", „Wię- zi", „Rzeczpospolitej", „Gazecie Wyborczej". Jest współautorem książki Nadzieja serdeczna. Wielkopostne refleksje na każdy dzień. Mieszka w Po- znaniu. ..-,-•?, '??' 128 KOŚCIÓŁ W SIECI - ZA I PRZECIW CO JEST DUSZPASTERSTWEM? Trzeba więc przede wszystkim wskazać, że katolickie strony internetowe — tak jak katolickie gazety, programy radiowe i telewizyjne — są dzisiaj istotnymi formami przekazu religij- nego, ale nie można ich jednoznacznie nazwać duszpaster- stwem. To jest jakaś forma komunikowania się ze społeczeń- stwem, z wiernymi i niewiernymi (zwłaszcza o tych ostatnich trzeba myśleć w przekazie elektronicznym, bo daje on szcze- gólną szansę w kontaktowaniu się z tymi, którzy nie mają daru wiary, którzy błądzą i szukają). Jest to przenoszenie w lud pewnych treści, ale przecież ani redaktor czasopisma, ani didżej katolickiej radiostacji nie stają się przez te zajęcia duszpasterzami, nawet jeżeli są ludźmi w koloratkach. Mogą uczynić bardzo wiele, ale nie tyle, co (czytaj: nie jak) duszpas- terstwo. Duszpasterstwo jest, po pierwsze, długofalowe i nie da się go porównać do wielokrotnego wchodzenia na daną stronę, choćby aktualizowaną możliwie najczęściej. Ta duszpasterska długofalowość może polegać na ciągłym wracaniu do tego samego, na swoistej ascezie przekazu, nazwijmy ją nudą, na którą portal internetowy nie może sobie pozwolić. Po drugie, duszpasterstwo jest szczególnym wielostronnym oddziaływa- niem — skupiającym doświadczenie wiary, jakąś wiedzę, emocje i wolę ludzką — którego nie zastąpią nawet najmąd- rzejsze lektury i godziny nad nimi spędzone. Elektroniczny przekaz nie spełnia ani jednego z tych dwóch warunków. USŁUGI I POSŁUGA Weźmy za przykład sakrament pojednania. Wszystkie wspomniane środki przekazu nie mogą dać tego, co jest w nim tak ważne od strony duszpasterskiej. W kontakcie poprzez media nie czuć duszy drugiego człowieka na ramieniu. Taki medialny kontakt — choćby najbardziej intymny i bliski (jak ks. Tomasz Słomiński: E-DUSZP@STERSTWO — WĄTPLIWOŚCI... 1 29 w przypadku radia) lub najbardziej słowny i elegancki (jak w przypadku gazety), bądź najbardziej skumulowany (jak w telewizji) — nie jest interpersonalny, nie jest spotkaniem osoby z osobą (chciałoby się dodać: w klasycznym ujęciu, ale czy może być jakieś inne ujęcie spotkania prowadzącego do zbawienia?). Zauważmy, że zawsze gdy mowa jest o jakichkolwiek dusz- pasterskich usługach świadczonych przez internet, o tym, co już się robi tą drogą i co będzie można robić w przyszłości, czynione są zastrzeżenia, iż nie jest i nie będzie możliwa spo- wiedź w sieci — tak jak nie jest możliwa żadna inna spowiedź poza tą, gdy na jednym miejscu obecni są spowiednik i spo- wiadający się. Internet nie tworzy więzi takich, jakie stwarza codzienne duszpasterstwo. Więzi zaś w tym przypadku to isto- ta problemu. Internet może świadczyć usługi, ale nie — użyj- my słowa z księżowskiego slangu — posługę duszpasterską. Trzeba być duszpasterzem, żeby wiedzieć, co znaczy spoj- rzenie w oczy, oddech i cisza pomiędzy frazami podczas spo- tkania księdza z kimś, kto potrzebuje choćby krótkiej rozmo- wy. Duszpasterz wie, jakie znaczenie ma czas poświęcony człowiekowi, nawet gdyby zagubiona dusza jeszcze się nie odnalazła, nawet gdyby nie osiągnięto „duszpasterskiego suk- cesu". Duszpasterz zdaje sobie sprawę z tego, na co może, a na co nie może sobie pozwolić. Czuje, że nie może być roz- pasany w formach, choć nie oznacza to niebezpieczeństwa formalnego skrępowania i zamknięcia. Internet natomiast zmierza dziś — jak mi się wydaje — w takim kierunku, że „śmietnik", jaki można było spotkać kilka lat temu, jest dzisiaj tym samym „śmietnikiem", tylko ciekawiej pokazanym w war- stwie formalnej, bardziej dynamicznie, aktywnie i barwnie. W duszpasterstwie natomiast forma jest sprawą drugorzędną i uzależnioną zawsze od specyficznych warunków, jakie poja- wiają się w konkretnej grupie, pomiędzy konkretnymi ludźmi. 130 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW KOMPUTER JAKO POMOC DUSZPASTERSKA Nie znaczy to wcale, że takie formy działania jak rekolekcje przez internet, skrzynki intencji czy SMS-y wysyłane do posia- daczy telefonów komórkowych są niepotrzebne i złe. Są one wielce interesujące, tyle że nie są duszpasterstwem — nie tyl- ko klasycznym, ale w ogóle żadnym. Działania te są środkami wspomagającymi to, co dzieje się w duszpasterstwie. Chwała im za to, bo ten, kto nie jest przeciwko, jest z nami. Dlatego należy rozwijać te pomysły, które zmierzają do tworzenia baz danych, systematycznie rozwijanych i powiększanych, oraz wspierać tych, którzy proponują nowe inicjatywy ułatwiające chrześcijaninowi poruszanie się po zagadnieniach teologicz- nych, moralnych, kościelnych itp. Tym bardziej że liczba odcho- dzących od klasycznej lektury (szczególnie wśród młodego pokolenia) rośnie i nic nie wskazuje, by miało się to zmienić. Gdybyśmy uznali, że internetowe formy komunikowania się przy użyciu języka wiary to duszpasterstwo, przypominało- by ono „randkę w ciemno", naznaczoną ryzykiem przypadko- wości. Duszpasterz nie może sobie na takie ryzyko pozwolić, zna natomiast inne jego przykłady i bierze je pod uwagę, gdy planuje konkretne pasterskie działania. Duszpasterz, który serio traktuje swoją służbę, bardzo dużo nie wie, w przeciwieństwie do portali, katalogów i stron WWW, które wiedzą bardzo wiele. Ma wątpliwości, podczas gdy strony internetowe (także katolickie) są od nich wolne. Te braki i słabości duszpasterza pozwalają dostrzec w nim to, co ludzkie i co pociąga innych do pójścia za głosem i czynem tego człowieka. Jeśli natomiast duszpasterz korzysta z inter- netu (w znaczeniu biernym lub czynnym), ma szansę stać się lepszym duszpasterzem. Nie ma w tym sprzeczności. Nie ma jej w ogóle, gdy próbuje się połączyć chrześcijaństwo z kom- puterem, tylko czy wolno mówić o „elektronicznym duszpas- terstwie"? Mam co do tego poważne wątpliwości. Bogdan Sadowski* KILKA LAT ZA POZNO Tekst Marka Robaka o elektronicznym duszpasterstwie przeczytałem tuż przed sympozjum „Media zagrożeniem ewangelizacji?", zorganizowanym pod koniec października 2000 roku w Warszawskim Metropolitalnym Seminarium Du- chownym. Organizatorzy tego spotkania poprosili mnie o wy- stąpienie zatytułowane Czy możliwa jest ewangelizacja przez media? Nie tylko dlatego bardzo się ucieszyłem z artykułu Robaka w „Więzi". Mam wiele życzliwości dla kolejnego „sza- leńca" poruszającego ten trudny temat. Sam bardzo chciał- bym się do takiego grona „szaleńców" zaliczać. Nie potrafiłem jednak we wszystkim zgodzić się z autorem. Głównym moim zarzutem jest to, że artykuł „odgrzewa stare kotlety". W mojej ocenie tekst jest zbyt pobieżny i powierz- chowny. Od co najmniej kilku lat trwa dyskusja na ten temat i wszystko byłoby w porządku, gdyby wspomniany artykuł ukazał się odpowiednio wcześniej. Fakt, że wówczas takiego tekstu nie można było przeczytać, jest dla mnie jednym z dowodów na to, że tak naprawdę my, katolicy, lekceważymy media jako potencjalne pole przekazu Ewangelii. Oczywiście, wyczuwam paradoks, jaki się kryje w powyższym zdaniu, po- * Bogdan Sadowski — ur. 1956. Studiował teologię i historię sztuki koś- cielnej w Akademii Teologii Katolickiej. Od 1989 r. pracuje jako dziennikarz w prasie, radiu i telewizji. Obecnie — zastępca szefa redakcji programów katolickich TVP. Publikuje często w prasie katolickiej. Mieszka w Łazach pod Warszawą. 132 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW nieważ jestem pewien, że Marek Robak napisał swój artykuł właśnie dlatego, że dostrzega ważność tematu. Pomińmy jed- nak te niuanse i przejdźmy ad rem. Kilka lat w rozwoju mediów to dzisiaj cała epoka. Postęp, jak twierdzą niektórzy, jest w tej dziedzinie wręcz geomet- ryczny. Rozważania, czy można mówić o „elektronicznym duszpasterstwie", są dziś po prostu mocno spóźnione. Trzeba już mówić o sposobach tego duszpasterstwa. Jeżeli Kościół pominie te obszary działania, to może się okazać już wkrótce, że część jego wiernych „zaginie". Osobiście uważam, że nawet dość duża część. Wczorajsze i dzisiejsze zagrożenia medialne w porównaniu z zagrożeniami płynącymi z mediów jutra są niczym proca wobec broni masowej zagłady. Każdy, kto nie dostrzega, jak bardzo media wkraczają w nasze życie (a będą jeszcze bardziej), nie chce spojrzeć w twarz prawdzie o nas i o naszym życiu. We wspomnianym artykule Marek Robak skupił się na internecie. Oczywiście jest to niezwykle prężnie rozwijająca się gałąź najnowszych mediów, ale przecież już „za pasem" jest rewolucja cyfrowa i myślę tu nie o nowinkach technicz- nych pojawiających się „gdzieś tam", ale o technologii cyfro- wej trafiającej pod „nasze strzechy" — czyli dostępnej dla każ- dego i na tyle użytecznej, że sami będziemy chcieli dać się jej „zniewolić". Wiem, że to nie brzmi zbyt optymistycznie, ale taki logiczny wniosek wyciągam z rozwoju, jaki dokonuje się na naszych oczach. Pozostając jednak przy treści artykułu i opiniach autora, chciałbym odnieść się do zagrożeń, jakie wylicza w pięciu punk- tach. Uważam bowiem, że Robak pominął najważniejsze zagro- żenie — postawę typu „nas to nie dotyczy", np. „media elektro- niczne i duszpasterstwo z ich wykorzystaniem nie interesuje Kościoła". Oczywiście, zawsze znajdą się pasjonaci, którzy nie pozwolą tej opinii być prawdziwą w stu procentach, ale chodzi o zdecydowaną większość wiernych tworzących Kościół. Taki grzech zaniedbania byłby najbardziej niebezpieczny. Bogdan Sadowski: KILKA LAT ZA PÓŹNO 133 Bardzo niebezpieczne byłoby też rozpoczęcie obecnie ofensywy najróżniejszych inicjatyw z przymiotnikiem „kato- licki" w nazwie, co bezpośrednio prowadziłoby do powstania internetowego odpowiednika specjalnych sklepów spożyw- czych z „katolickimi bułeczkami". Nie może to jednak ozna- czać krytyki takich pomysłów jak Opoka (którą uważam, zresztą odwrotnie niż Robak, za serwer całkiem niezły). Na- sza działalność powinna toczyć się wielotorowo. To czynić, ale i tego nie zaniedbywać. Poddawanie się pozornej i fałszywej alternatywie: „angażować się w nowoczesne media czy pozo- stawać przy tradycyjnych metodach" — jest bardzo poważ- nym błędem. Powtórzmy — jedno nie powinno przeszkadzać drugiemu. Dość łatwo można znaleźć w katolickiej prasie artykuły o zagrożeniach w mediach. Publikuje się więc przeróżne opi- nie, a tymczasem wiele z przywoływanych okoliczności już dawno się „zestarzało". W przypadku omawianej publikacji mowa jest o internecie, a tymczasem już od trzech lat w USA toczą się intensywne prace nad projektem Internet 2 — czyli Next Generation Internet. Projekt nazwano ABILENE (trans- misja danych z szybkością 9,6 Gb/s, przy dzisiejszej szybkości użytkowej w Polsce liczonej wciąż w Mb/s). Ciągłe rozpoczy- nanie dyskusji od tłumaczenia, czym jest internet i jak działają strony WWW, powoduje właśnie nasze nieustanne „kręcenie się w kółko". Na koniec chciałbym zwrócić się bezpośrednio do autora — Panie Marku, bardzo proszę o wyrozumiałość i nieodbieranie powyższych uwag osobiście. Pomimo tego, co napisałem wy- żej, wolę sto razy przeczytać Pański tekst niż z bólem spostrze- gać, że w naszym Kościele niewiele to innych obchodzi. Mam nadzieję, że także dzięki temu artykułowi rozpocznie się po- ważna dyskusja na temat przyszłości mediów i naszej w nich obecności. Może właśnie w „Więzi"? Samą dyskusję można by rozpocząć po emisji w TVN Wielkiego Brata. Wojciech Jędrzejewski OP* KOŚCIÓŁ ROZMAWIAJĄCY W jednym z kazań o. Michał Zioło, odnosząc się do obrazu Piotra i Jana biegnących do pustego grobu, powiedział: „Koś- ciół musi się oduczyć kroczyć — powinien zacząć biec do Pa- na". Słowa te przyszły mi na myśl podczas lektury tekstu Mar- ka Robaka o „elektronicznym duszpasterstwie". W tej dzie- dzinie Kościół zaledwie robi drobne kroczki... OD MONOLOGU DO DIALOGU Parafrazując wypowiedź o. Zioło, powiedziałbym, że dzisiaj Kościół powinien oduczyć się przemawiać, a zamiast tego odkryć piękno i potrzebę rozmowy z ludźmi. Kościół w Polsce w czasach panowania reżimu komunistycznego umiał spoty- kać się z osobami otwartymi na katolicyzm, ale jeszcze nie identyfikującymi się z nim. Dzisiaj niemało ludzi i środowisk oddzieliło się murem od Kościoła, zamknęło się w swoich światach. Kultura nie musi już —jak bywało w przeszłości — chronić się pod dach plebanii. W takiej sytuacji każda sposobność do spotkania się katoli- cyzmu z osobami życzliwie spoglądającymi w jego stronę, szu- kającymi w nim lekarstwa na choroby naszego skołatanego * Wojciech Jędrzejewski OP — ur. 1968. Dominikanin, duszpasterz mło- dzieży w Warszawie. Wspótzalożyciel strony internetowej Mateusz, wykła- dowca teologii pastoralnej i katechetyki, pracuje w Radiu „Plus". Publiko- wał w „Życiu", „Tygodniku Powszechnym", „Znaku", „Więzi", „W drodze". Autor książki: Fascynujące zaproszenie (Biblioteka „Więzi"). Wojciech Jędrzejewski OP: KOŚCIÓŁ ROZMAWIAJĄCY 135 świata, ma ogromną wagę. Jedną z ważnych dróg do spotka- nia Kościoła z tymi osobami jest dziś internet, wielki sprzy- mierzeniec rozmowy. Całkowicie zgadzam się z Markiem Robakiem, że specyfi- ka medium, jakim jest internet, polega głównie na niespoty- kanej do tej pory skali interaktywności. Do czasów zaistnienia tego medium rozmowa ograniczała się do paru osób. Wraz z siecią niewiarygodnie wzrasta liczba osób, które mogą z do- wolnego miejsca włączyć się w trwającą rozmowę. Tym, co odróżnia rozmowę internetową od radiowej czy telewizyjnej, jest stopień bezinteresowności. W dwu ostatnich przypadkach rozmowa poddana jest rygorom atrakcyjności medialnej, prowadząc często do nieznośnego „bicia piany" przez rozmówców. Osoba prowadząca stara się podkręcać atmosferę „dialogu", nie dbając ani o jego stronę merytorycz- ną, ani o danie ludziom szansy na wypowiedzenie tego, co myślą. Rozmowy radiowo-telewizyjne muszą przekładać się na oglądalność, kieruje nimi chęć zdobycia jak największej liczy słuchaczy i widzów, i... zysków. Inaczej jest w internecie. Tu — poza komercyjnymi portala- mi, którym już udziela się powyższa mentalność radiowo-tele- wizyjna — istnieje ogromny obszar inicjatyw określonych przez Robaka mianem oddolnych, niekierujących się komer- cyjnym interesem. Ta przestrzeń pozwala wielu ludziom bez- interesownie spotykać się w bardzo szerokim gronie uczestni- ków rozmowy, wymiany myśli czy debaty, również religijnej. W takich debatach, dyskusjach i rozmowach nie może za- braknąć chrześcijan czy Kościoła. Sieć stanowi dla Kościoła szansę przypomnienia sobie, że jest on wezwany do dialogu ze światem i konkretnymi osobami w tym świecie, nie zaś do pro- wadzenia monologu wiary. 136 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW ROZMÓWCA — JEDEN SPOŚRÓD WIELU Kościół uczy się rozmawiać za sprawą internetu już przez sam fakt, że umiejscawia się w przestrzeni publicznie dostęp- nej dla wszystkich. Nie może pozwolić sobie na jednostronne przemawianie w hermetycznym języku. Tu obowiązuje język wspólny dla każdego, kto chce zaprosić innych do rozmowy na temat, jaki jest dla niego ważny. Jest to język elektronicznego medium — nieuszanowanie jego specyfiki prowadzi do samo- wyrzucenia się poza nawias rozmowy, poza grono tych, którzy posługują się pewnym kodem, rygorami obowiązującymi w świecie elektronicznym. Chcę porozmawiać, więc staję obok innych i sygnalizuję, że jestem. Chrześcijanie powinni stać się rozmówcami pośród in- nych. Jest to na dziś jeden z konkretnych sposobów naślado- wania tajemnicy Wcielenia, w której Bóg stał się właśnie jed- nym z nas, we wszystkim do nas podobny (oprócz grzechu), tak że można było przejść obok, ocierając się o Niego jak o przypadkowego przechodnia. Rozmowa w internecie może przybierać — o czym wspo- mina Robak — kształt rozmowy na czat-roomie. Z dużą satys- fakcją podpatrywałem, jak mój współbrat o. Maciej Rusiecki w świetnym stylu odpowiadał na pytania zadawane mu przez internautów. I choć konwencja „spotkania na czacie" odbywa się według schematu: „dziś pytanie, dziś odpowiedź" — to jednak całość sprawiała bardziej wrażenie rozmowy. Oto gru- pa kilkudziesięciu ludzi mogła porozmawiać sobie z księdzem na tematy, które ich nurtują. Wyglądało to bardzo sympatycz- nie i nawet ludzie posiadający pseudonimy (nicki) typu „Bez- bożnik" i „szatan" zadawali rzeczowe pytania, niepozbawione odrobiny serdeczności. Owa serdeczność mogła się zrodzić dzięki możliwości „przyjrzenia się" duchownemu-internau- cie. Można było przyjrzeć się sposobowi, w jaki mówi, jak rów- nież jego sympatycznej twarzy za sprawą kamery rejestrującej jego mimikę. Wojciech Jędncjewski OP: KOŚCIÓŁ ROZMAWIAJĄCY 137 Ludzka wolność dojrzewa do podjęcia fundamentalnych decyzji właśnie w rozmowie. Taką pedagogię stosował Bóg, „rozmawiając z Abramem", i pozostanie to na zawsze uprzy- wilejowaną formą dojrzewania wiary owocującej decyzją. Wielu świętych —jak choćby Justyn, Augustyn — wkroczyło na drogę wiary za sprawą długich rozmów spędzonych z oso- bami będącymi uczniami Pana. Św. Dominik dopomógł w na- wróceniu wyznawcy manicheizmu, gdy spędził z nim całą noc na rozmowie w karczmie. Siedząc przy jednym stole, podjęli wyprawę w krainę najistotniejszych pytań. Nocna eskapada zakończyła się powrotem karczmarza do Kościoła. W WIRTUALNYM PÓŁDYSTANSIE W Dziejach Apostolskich znajduje się ciekawa scena. Pier- wotny Kościół, gromadzący się w krużgankach świątyni, budzi respekt tych, którzy nie należą do grona uczniów Jezusa Chrystusa. Ów respekt wyraża się w tym, że „nikt z obcych nie miał odwagi przyłączyć się do nich" (Dz 5,13). Kościół ma w sobie tajemnicę, która może irytować, budzić złość... To prawda. Ale też u wielu ludzi rodzi odruch bojaźni czy też przeczucia, że wejście do tej przedziwnej Wspólnoty jest spra- wą bardzo poważną. Nie da się nagle wskoczyć do środka Koś- cioła jak do hipermarketu, żeby załatwić sprawunki. Wydaje mi się, że dla wielu osób kontakt za pośrednictwem internetu z „kościelnymi" stronami WWW czy też mailowy sposób ko- munikacji — jest sposobem na wyrażenie tego, że stoją w pewnym dystansie wobec Kościoła, a jednocześnie mają chęć pokonania tego dystansu. Większość ludzi potrzebuje czasu na oswojenie się z Koś- ciołem. Niewiele jest, przynajmniej w Polsce, wspólnot, o któ- rych można by powiedzieć, że są „poczekalnią", dobrym miej- scem obserwacyjnym dla niezdecydowanych i niezdeklarowa- nych. Kto wie, czy właśnie media elektroniczne nie stwarzają sposobności do poobserwowania chrześcijan, zaglądnięcia do 138 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW środka bez obawy, że zostanie się wciągniętym do wewnątrz bez pełnej duchowej gotowości na ten krok? MIĘDZY NAMI MÓWIĄC Po jednej ze stron internetowej rozmowy znajduje się roz- mówca „zbiorowy". Nie jest to zazwyczaj jedna osoba, lecz kilkadziesiąt, kilkaset lub kilka tysięcy osób dziennie. Wartoś- ciową rzeczą wydaje mi się sytuacja, kiedy daną witrynę chrześcijańską tworzy zespół rozumiejących się ludzi. Myślę, że w doświadczeniu np. strony internetowej Mateusza (www. mateusz.pl) fakt, iż konkretne pomysły konsultowaliśmy ze sobą, szukając wspólnej duchowej linii, wyszedł temu przed- sięwzięciu na dobre. Czytelnicy Mateusza mają — tak ufam — odczucie, że spotykają zespół ludzi, grupę przyjaciół dzielą- cych się z nimi tym, co uważają za istotne. W efekcie tego, że Mateusz jest dziełem wspólnym, prezen- towane w nim materiały nabierają wymowy swoistego dys- kretnego zaproszenia: „możecie przejść z nami parę kroków i zobaczyć świat naszej wiary". W tekstach, które zamieszcza- my na naszej stronie, odbija się ślad naszych osobistych poszu- kiwań i odnajdywanych odpowiedzi. Stanowią one zatem swoisty koktajl duchowo-intelektualny; przyrządzone przez nas wino, do którego wypicia zapraszamy. Ludzie wyczuwają w mig, że nie jest to przypadkowy zestaw tekstów, ale świadec- two drogi, którą pokonujemy. Zapraszamy naszych czytelni- ków do włączenia się w rozmowę, którą my sami toczymy we własnym gronie. Chcę jeszcze zaznaczyć, że w naszej wewnątrzmateuszowej rozmowie strona klerykalna nie odgrywa roli dominującej. Zasadnicza odpowiedzialność spoczywa na barkach Andrzeja i Krzysztofa, nobliwych mężów i ojców rodzin1. Wydaje mi się, 1 Chodzi o twórców „Mateusza": Andrzeja Rozkruta i Krzysztofa Jurka (red.). Wojciech Jędnejewski OP: KOŚCIÓŁ ROZMAWIAJĄCY 139 że takie proporcje są bardzo na miejscu w e-duszp@ster- stwie, które może stanowić nową formę zaangażowania ludzi świeckich. KOŚCIELNY DIALOG WEWNĘTRZNY Innym wymiarem elektronicznego duszpasterstwa jest po- moc osobom wierzącym i praktykującym w ich duchowym i religijnym rozwoju. Kontakt wirtualny może być na przykład pewnego rodzaju środkiem pomocnym w przygotowaniu do sakramentów. Osoba, która dawno nie była u spowiedzi, a pragnie do niej przystąpić, za pośrednictwem internetu ma okazję zadać kilka pytań, wyłuszczyć swoje problemy, opowie- dzieć o negatywnych doświadczeniach, które spowodowały dystans do spowiedzi. Może to być droga do przełamania skrępowania i narosłych barier, wstęp do faktycznego uczest- nictwa. Myślę, że znakomitym sposobem prowadzenia takiej roz- mowy w Kościele, takiego dialogu „wewnętrznego" mogłyby być czaty tematyczne czy też grupy dyskusyjne. W Mateuszu próbą pójścia w tym kierunku było Forum Katechetów. Cho- dziło o zbieranie materiałów z przeprowadzonych katechez. Rozwinięciem tej formy ma niebawem się stać „kanał dysku- syjny", na którym katecheci będą mieli sposobność dzielenia się własnym doświadczeniem. Mogłaby w ten sposób powstać wirtualna grupa wsparcia. Katecheza jest taką dziedziną za- angażowania, w której niezwykle pożyteczna jest wymiana doświadczeń nie tylko pozytywnych, ale i negatywnych. Kiedy próbuję wcielić w życie czyjś pomysł na lekcje religii, dzięki internetowi mogę z nim od razu, na gorąco, czując jeszcze w ustach smak powodzenia czy porażki, sprawę przedyskuto- wać czy omówić. Mogę zapytać — gdy coś nie wyszło — co zrobiłem źle. Internet umożliwia bezpośredniość kontaktów na poziomie merytorycznej dyskusji, i to na dużą skalę. 140 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW Sieć jest ciekawym i bardzo nośnym narzędziem komunika- cji między ludźmi. Nie ma żadnego powodu, aby nie trakto- wać jej poważnie, starając się wykorzystać najlepsze strony. Zdecydowanie warto włożyć wysiłek, by stała się siecią, któ- rą Chrystus wręcza nam dzisiaj, mówiąc: „zarzućcie sieci na połów". DOSTRZEC CZŁOWIEKA W SIECI AUTOR ODPOWIADA Trzeba przerwać milczenie na temat internetu — to pierw- szy wniosek, jaki nasuwa się po lekturze tekstów moich pole- mistów. Każdy z autorów zwraca uwagę na problemy, które ani w moim tekście, ani w innych nielicznych artykułach się nie znalazły, a warto byłoby je poruszyć. Chrześcijańska re- fleksja nad internetem jest w Polsce skromna. Owszem, moż- na znaleźć nieco wątpliwej jakości tekstów opartych na sche- macie „przedstawię wam kilka ciekawych stron katolickich". Jednak prawdziwe dyskusje na temat perspektyw duszpaster- stwa w internecie (ks. Tomasz Słomiński i ks. Andrzej Dragu- ła), zagrożenia rzeczywistością wirtualną i ideą „telewspólno- ty" (ks. Draguła) czy na temat dokonującej się rewolucji cyf- rowej (Bogdan Sadowski, ks. Józef Kloch) dopiero stoją przed nami. Miałem nadzieję, że mój tekst wywoła dyskusję i przerwie to milczenie. Cieszę się, iż potwierdzają to znako- mite polemiki. CZY TO DUSZPASTERSTWO? Ks. Draguła i ks. Słomiński dzielą się swoimi wątpliwościa- mi na temat duszpasterstwa w internecie. „Katolickie strony internetowe — pisze ks. Słomiński — są dzisiaj istotnymi for- mami przekazu religijnego, ale nie można ich jednoznacznie nazwać duszpasterstwem". Dyskutanci zwracają uwagę, że kontakt realny z duszpasterzem nijak się ma do kontaktu poprzez internet, że propagując wiarę, nie warto działać we- 142 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW dług wzorców komercyjnej reklamy, że internet nie daje moż- liwości zweryfikowania prawdziwości przekazywanych w nim treści, wreszcie — że nie każdy katolik musi się uczyć ewan- gelizacji za pośrednictwem tego nowego medium. Czy mimo tych zastrzeżeń możemy mówić o duszpaster- stwie w internecie? W swoim artykule zwracałem uwagę na to, że wykorzystanie sieci w Kościele ma swoje granice, jest elementem rozszerzającym wachlarz propozycji, a nie zastę- pującym stare tym, co nowe1. Dlatego też przy określeniu „e- -duszp@sterstwo" w tytule zdecydowałem się postawić znak zapytania. Nie mogę jednak przystać na sceptycyzm księży Slomiń- skiego i Draguły, którzy wzdragają się przed używaniem ter- minu „duszpasterstwo" w odniesieniu do internetu. Ten pier- wszy stwierdza nawet: „Trzeba być duszpasterzem, żeby wie- dzieć, co znaczy spojrzenie w oczy, oddech i cisza pomiędzy frazami podczas spotkania księdza z kimś, kto potrzebuje choćby krótkiej rozmowy". Jako internauta miałem nieraz możliwość przekonania się, że wirtualna komunikacja nie jest nawet nędzną namiastką tej prawdziwej. Jednak myśląc w taki sposób, łatwo możemy zapomnieć o tych, którzy z różnych powodów nie zawitają do kościoła, nie mówiąc już o ich roz- mowie z księdzem. Przez osiem lat miałem okazję przygotowywać młodzież licealną do sakramentu bierzmowania (grupa 16-20 lat to ponad 16% internautów). Przeważająca większość to osoby, które w kościele bywają okazyjnie, nie prowadzą życia sakra- mentalnego, a często nawet nie potrafią wyrecytować Modlit- wy Pańskiej czy Dekalogu. To nie ich wina, najczęściej taki przykład pochodził od rodziców, którzy wysyłali swoje pocie- ' Analizę niektórych wątpliwości teologicznych związanych z internetem umieściłem w artykule Teologia cyberświata, w: T. Zasępa (red.), Internet — fenomen społeczeństwa informacyjnego, Edycja Świętego Pawia, Częstocho- wa 2001. DOSTRZEC CZŁOWIEKA W SIECI — AUTOR ODPOWIADA 143 chy na bierzmowanie, „żeby nie było problemów przy ślubie". Nauczony tym i innymi przykładami obawiam się jednak, że oczekiwanie w konfesjonale i przy ołtarzu na wiernych może się skończyć fiaskiem. Musimy dziś wychodzić do ludzi, a in- ternet jest jednym ze sposobów. Nazywanie tego „duszpaster- stwem" lub nie —jest dla mnie kwestią drugorzędną. Uspra- wiedliwianie się tym, że strona WWW nie zastąpi konfesjona- łu, na niewiele się przyda, gdy konfesjonał będzie stał pusty. „Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach!" (Mt 10,27) — Jezus nie mówi o rozgłaszaniu w synagogach (co przecież czy- nił), ale nawet na dachach. Oczywiście, zawsze możemy powiedzieć, że próby zaprzęg- nięcia internetu do duszpasterstwa się nie powiodły. Oznacza to jednak, że albo internet się nie sprawdził, albo nie umieliś- my go dobrze wykorzystać. Żaden z autorów polemik nie zwrócił uwagi na fragment mojego tekstu, w którym mówiłem o potrzebie uczenia się nowego języka internetu, tymczasem jest to—jak sądzę — zagadnienie kluczowe. Autorzy licznych już dziś katolickich stron podają rozmaite informacje i opinie (dlatego słusznie ks. Słomiński mówi w ich przypadku o prze- kazie religijnym, a nie duszpasterstwie), rzadko kiedy jednak stawiają sobie cel ewangelizacyjny. Strony te są przerobiony- mi na wersję elektroniczną książkami, gazetami i laurami, o wiele rzadziej świadectwami. „Jakże więc mieli wzywać Te- go, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, któ- rego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił?" (Rz 10,14). Owszem, znam również wyjątki. Wystarczy przeczytać ko- respondencję z internautami, jaką prowadzili przez pierwsze lata autorzy Mateusza (www.mateusz.pl), by się przekonać o drzemiących w internecie możliwościach interakcji. Ma- teusz uruchomił też skrzynkę intencji, w której całkiem real- nie można było prosić o modlitwę karmelitanki ze Szczecina. Na nowych stronach Opoki pojawiła się możliwość zagłosowa- 144 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW I nia „tak/nie" w odpowiedzi na pytania z zakresu wiary i mo- ralności. Ta niezwykle prosta forma zmusza choćby do kilku sekund zastanowienia nad ważnymi kwestiami. Czuję jednak niedosyt podobnych form. Jeśli przyjmiemy, że praca duszpasterska ma trzy etapy: 1) nawiązanie kontaktu; 2) ewangelizacja i nawrócenie; 3) regular- na formacja chrześcijańska — internet znajdzie zastosowanie w pierwszym i trzecim etapie. Nie zastąpi sakramentów, liturgii, ascezy ani wspólnoty. Może jednak sprowokować kontakt, roz- mowę, a później stać się kopalnią cennych materiałów. Może też pomóc w czymś, co nazywam „ewangelizacją przez obecność", czyli w oswajaniu się ludzi z wiarą i Kościołem. TECHNIKA NIE ZBAWIA Bogdan Sadowski słusznie zwraca uwagę, że dyskusja na temat internetu powinna była zacząć się wcześniej. Autor nie dostrzegł jednak chyba, że artykuł E-duszp@sterstwo? poświę- cony był perspektywom wykorzystania internetu w duszpas- terstwie, a nie wykorzystania internetu w Kościele. To drugie stało się faktem, to pierwsze ciągle jest wyzwaniem. Podobnie jak z nartami: ich zasada działania jest niezwykle prosta, niemniej jednak wypracowywanie dobrej techniki jazdy trwa latami. Nie zamierzam tłumaczyć, do czego służą narty, cho- dzi mi raczej o to, jak dojechać nimi do celu. Red. Sadowski i ks. Kloch wspominają o perspektywach rozwoju elektronicznej sieci. Obawiałbym się jednak nad- miernego skoncentrowania na warstwie technologicznej. Nie lubię określać internetu mianem sieci komputerowej — jest on raczej pewną formą wspólnoty ludzi, komunikujących się przy wykorzystaniu technologii informatycznych. Owszem, znajomość technologii jest ważna. Sam, mimo że jestem teo- logiem, spędzam wiele czasu na czytaniu literatury informa- tycznej, poznawaniu języków programowania i technologii przekazu danych. Mam jednak wrażenie, że w naszej debacie DOSTRZEC CZŁOWIEKA W SIECI — AUTOR ODPOWIADA 145 chodzi raczej o dostrzeżenie w tej ogólnoświatowej pajęczy- nie człowieka, a nie wiązek światłowodów. Bogdan Sadowski wspomina o projekcie Internet 2. Rozu- miem, że jako człowieka telewizji może go fascynować prze- pustowość tego nowego projektu, umożliwiająca wysokiej jakości transmisje dźwięku i obrazu, będące zmora przy dzi- siejszej szybkości przekazu. Możemy zastanawiać się dalej. Miejsce języka HTML zajmują już dzisiaj nowsze technologie (DHTML, XML, PHP, ASP), umożliwiające m.in. tworze- nie elastycznych serwisów w oparciu o bazy danych (np. MySQL). Sieci komputerowe zlewają się z cyfrowymi siecia- mi telefonicznymi, zmniejsza się rozmiar komputerów, two- rzone są nowsze technologie telekomunikacyjne. Wreszcie, do powszechnego użytku wchodzi tzw. oprogramowanie eks- perckie (systemy doradcze, rozpoznawanie głosu, druku i obrazu, systemy samouczące), będące wynikiem prac nad sztuczną inteligencją (AI). Powoli dochodzi też do naszej świadomości idea komputera analogowego, który miałby powstać z elementów biologicznych, a nie elektronicznych. Dla przeciętnego użytkownika sieci w Polsce wszystko to brzmi niezrozumiale. Mamy inne problemy. Polska jest w pierwszej trójce krajów o najdroższym dostępie do interne- tu. Pod względem poziomu rozwoju infrastruktury informa- cyjnej jesteśmy na 28. miejscu, wyprzedzają nas Węgry i Cze- chy, nie wspominając o Niemczech czy Stanach Zjednoczo- nych2. Około 5 milionów użytkowników internetu oznacza, że wielokrotnie więcej osób z niego nie korzysta. 68,1 proc. internautów ma wyższe wykształcenie (licencjat, magisterium lub wyżej), co oznacza, że to oni zdominowali to medium. Wśród internautów najwięcej jest mieszkańców dużych miast, 2 Por. M. Goliński, Informacja jako jakość gospodarki. Materiały z kon- ferencji „Wolność informacji a przejrzystość i odpowiedzialność", zorgani- zowanej przez Centrum im. Adama Smitha i Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich 20 listopada 2000 r. w Nowym Domu Poselskim w Warszawie. 146 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW liczących ponad 1 min mieszkańców (25,6%), od 500 tys. do 1 min (18,7%) i od 200 tys. do 500 tys. (14,1%); łącznie stano- wi to 58,4%; mieszkańcy wsi to zaledwie 5,7%3. Dane te pokazują, że dostęp do internetu może stać się nie- długo jedną z linii oddzielających Polskę A od Polski B. Oba- wiam się, że gdy zbyt szybko zachłyśniemy się coraz to now- szymi możliwościami technicznymi, wszyscy ci, którzy z róż- nych powodów nie mieli dostępu do nowinek, zostaną daleko w tyle. Tymczasem solidarność jest ważniejsza od postępu. OBLICZA POLSKIEGO INTERNETU Od czasu publikacji tekstu E-duszp@sterstwo? wiele się już zdążyło zmienić. W czasie, gdy artykuł był w drukarni, Opoka przekonstruowała swój serwis i dokonała największej jak do- tychczas zmiany szaty graficznej — przez co wiele moich uwag straciło aktualność. Nie straciło jednak aktualności rozróżnienie na „inicjatywy odgórne" (OGI) i „oddolne" (ODI), które krytykuje ks. Kloch. W artykule wyjaśniłem dokładniej te pojęcia. OGI to strony powiązane z instytucjami kościelnymi, mające pracow- ników, często własny serwer i sponsorów. ODI to strony two- rzone przez hobbystów, którzy nie otrzymują za to żadnego wynagrodzenia, pracują w wolnych chwilach, publikując z wy- korzystaniem skromniejszych środków technicznych. Prezes Opoki przypomina — co nigdy nie było tajemnicą — że po- wstała ona z inicjatywy oddolnej (materiały z dwóch konfe- rencji w Gliwicach znalazły się w bibliografii mojej pracy ma- gisterskiej). Niemniej jednak późniejsze powiązanie z Epis- kopatem Polski i innymi instytucjami kościelnymi, zatrudnie- 3 II Badanie Polskich Użytkowników Sieci Internet, przeprowadzone przez Katedrę Marketingu Akademii Ekonomicznej w Krakowie, http.i/ba- danie.ae.krakow.pl. DOSTRZEC CZŁOWIEKA W SIECI — AUTOR ODPOWIADA 147 nie pracowników, uruchomienie własnych serwerów i zdoby- wanie sponsorów każe zaszeregować „Opokę" do nurtu OGI. Zdaję sobie sprawę z tego, że rozróżnienie między ODI i OGI jest niedoskonałe i nie wyczerpuje problemu. Dotych- czas nie znalazłem jednak w polskiej bibliografii podobnych prób uporządkowania tendencji wśród „stron katolickich". Mam nadzieję, że z czasem wypracujemy doskonalszy opis. CIĄG DALSZY POWINIEN NASTĄPIĆ Wspominałem na początku o potrzebie prowadzenia dalszej dyskusji i badań nad internetem. Z dzisiejszego punktu widze- nia wydaje mi się, że powinny one iść w pięciu kierunkach. 1. Cenne byłyby badania z pogranicza filozofii nauki i teo- logii, które stawiałyby pytania: Czy wielka ilość informacji nie zabija poznania? Czy różnorodność w dobie globalizacji nie zaprowadzi nas do całkowitego zagubienia aksjologicznego i relatywizmu? Jakie skutki niosą ze sobą techniki tworzenia rzeczywistości wirtualnej? Czy realna wiara może być przeka- zywana wirtualnymi środkami? Jaki wpływ mają badania nad sztuczną inteligencją na rozumienie wartości i wyjątkowości człowieka we współczesnej kulturze? Czy powstawanie nowe- go języka komunikacji oznacza dla chrześcijan konieczność przetłumaczenia nań Dobrej Nowiny? 2. Daje się też odczuć brak analiz na temat możliwości pro- wadzenia duszpasterstwa w internecie, przy czym nie można owego „duszpasterzowania" utożsamiać jedynie z „publiko- waniem" w sieci. 3. Istnieje potrzeba rzetelnych badań empirycznych nad wykorzystaniem internetu przez polskich katolików. Efektem takich badań byłoby stworzenie w miarę całościowego katalo- gu tego typu inicjatyw i opisanie ich najistotniejszych cech, a przy okazji też wytknięcie błędów. 4. Czas zacząć myśleć o projektach szkoleniowych i stypen- dialnych dla katolików. Miałyby one na celu dzielenie się 148 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW i rozwijanie umiejętności komunikowania się za pośrednic- twem nowych mediów, a także wyróżnianie najzdolniejszych. Kilka istotnych kroków w kierunku kształcenia studentów teologii w dziedzinie wykorzystania nowych mediów uczynił niedawno Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wciąż jednak pozostaje wiele do zrobienia. 5. We wszystkich wyżej wymienionych dążeniach konieczne staje się wypracowanie nowego języka, który pozwalałby mó- wić o internecie mniej od strony technicznej, bardziej od hu- manistycznej. Dotychczas daje się we znaki brak stosownego aparatu pojęciowego. Ufam, że wszystkie nasze głosy rozpoczną, a nie zakończą dyskusję nad internetem. Nie chodzi wszak o to, byśmy za- chwycali się komputerową siecią, lecz o to, byśmy umieli od- kryć zaplątanego w tę sieć człowieka. Któż inny miałby to zro- bić, jeśli nie chrześcijanie? CZY INTERNET JEST KONIECZNY DO ZBAWIENIA? >; Czy Bóg przemawia w sieci? Odpowiedź brzmi: i tak, i nie. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób rozumiemy internet. Jeżeli widzimy w nim przede wszystkim sieć komputerów, informatyczne protokoły, kable, złącza, pakiety danych — to nie ma w nim miejsca ani dla Boga, ani dla człowieka. Z żalem muszę stwierdzić, że w polskich czasopismach na temat inter- netu dominuje postrzeganie go w sposób czysto techniczny. Szkoda, że autorzy poświęcają wiele stron na omawianie funkcji nikomu niepotrzebnych programów, a nie potrafią pokazać elektronicznej sieci jako zjawiska społecznego. Tymczasem fenomenem internetu są ludzie. Miliony użyt- kowników na całym świecie, którzy wysyłają maile, tworzą strony WWW, ircują i czatują. To właśnie internet staje się, według słów Marshalla McLuhana, globalną wioską. Nie wąt- pię, że w takiej wiosce zamieszkać może Bóg. Jest obecny w każdym człowieku, z którym spotykamy się na elektronicz- nych ścieżkach. W internecie znajdziemy Jego Dobrą Nowi- nę, do Pisma Świętego mają bowiem dostęp wszyscy, nawet ci, którzy nigdy nie kupiliby go w wersji drukowanej. Możemy się zapisać na „wirtualne rekolekcje", których owoce wcale nie muszą być wirtualne. Wielu użytkowników sieci to chrześcija- nie, którzy nie boją się mówić o odkrytym przez nich Bogu. Wreszcie, gdy spojrzymy na cały wynalazek internetu, jego wspaniałość każe się zastanowić nad Tym, który dał człowie- kowi takie zdolności. Bo — jak pisze autor Księgi Mądrości — „głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali 150 CZY INTERNET JEST KONIECZNY DO ZBAWIENIA? Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy. [...] Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwór- cę" (Mdr 13,1.5). Dwa tysiące lat temu Jezus wchodził na górę lub przemawiał z łodzi na jeziorze, by być dobrze słyszanym przez rzesze ludzi. Dziś Jego orędzie tłumaczone jest także na język elektronicznej komunikacji. W Kościele coraz bardziej żywe jest przekonanie, że współczesnym papirusem jest twardy dysk i płyta CD. „Wraz z pojawieniem się komputerowych technik telekomunikacji oraz tak zwanych skomputeryzowanych systemów uczestnictwa — napisał Jan Paweł II — Kościół otrzymał nowe środki reali- zacji swojej misji"1. Najlepszy przykład daje tu sama Stolica Apostolska, której serwery na bieżąco udostępniają światu na- uczanie Kościoła (http://www.vatican.va). Zachłyśnięci możliwościami internetu musimy zdawać so- bie jednak sprawę z tego, że w chrześcijaństwie nigdy nie sta- nie się on podstawowym sposobem komunikacji. Wykorzysta- nie elektronicznej sieci ma swoje wyraźne granice, o których nie możemy zapominać. Pisałem już o nich w tej książce, tu przypomnijmy tylko naistotniejsze. 1. W Kościele wiele rzeczy odbywa się w „sposób sakra- mentalny", to znaczy pewnej intencji towarzyszy konkretny znak. Chrzcząc dziecko, polewa się jego głowę wodą. Przyj- mujemy Eucharystię, biorąc do ust chleb, który jest Ciałem Chrystusa... Te znaki tworzą serce i głębię wiary. W inter- necie nie ma miejsca na realne spotkanie z tymi realnymi zna- kami. Nie daje dostępu do tego serca wiary i Kościoła. 2. Internet jest znakomitym miejscem wymiany myśli. Dla chrześcijaństwa wiąże się to z pewnym zagrożeniem. Chrześ- cijaństwo nie polega jedynie na wypowiadaniu prawd wiary 1 Jan Paweł II, Misja Kościoła w erze komputerów. Papieskie orędzie na XXIV Światowy Dzień Środków Przekazu, „L'Osservatore Romano" (wyd. polskie), 1990 nr l,s. 1-3. CZY INTERNET JEST KONIECZNY DO ZBAWIENIA? 151 (ortodoksja), ale na przekładaniu ich na życie (ortopraksja). Wiara nie może się rozwijać tylko w oparciu o elektroniczną korespondencję. W przeciwnym razie można wpaść w pułap- kę nadmiernego racjonalizmu lub gnostycyzmu. 3. Miejscem rozwoju wiary jest zawsze wspólnota Kościoła. Od pierwszych wieków chrześcijanie trzymali się razem. Internet tymczasem sprzyja nadmiernej indywidualizacji i za- mykaniu się w sobie. Co prawda niektórzy autorzy sugerują stworzenie wirtualnej wspólnoty (yirtual community), idea ta nie ma jednak rzetelnego uzasadnienia. 4. Skrajne równouprawnienie podmiotów w internecie w pewnym sensie podważa istnienie autorytetów. Dla chrześ- cijaństwa autorytet Jezusa (który nie był człowiekiem takim jak wszyscy), Pisma Świętego (które nie jest książką taką jak wszystkie) i Kościoła (który nie jest wspólnotą taką jak inne) ma bardzo istotne znaczenie. Zachwyt nad wynalazkiem internetu może też powodować nieuzasadnione przecenianie możliwości człowieka, któremu już niedaleko do pomysłu zastąpienia Boga. 5. Internauci przyzwyczajeni są do stosowania pseudoni- mów, ukrywania własnej tożsamości i podszywania się (np. na IRC-u) pod kogoś innego. Takie przyzwyczajenie każe odno- sić się do internetowej komunikacji z dużym dystansem, jest ona bowiem jedynie namiastką normalnego spotkania. Cyberświat oferuje, także chrześcijanom, niespotykane do- tąd możliwości. Zawsze jednak internetowa komunikacja bę- dzie tylko namiastką zwyczajnego spotkania przy kawie, uściś- nięcia ręki na znak przyjaźni, poklepania po ramieniu kogoś strapionego. W talii propozycji, które daje nam życie, internet jest tylko jedną z kart. Jeżeli chcemy mieć życie w obfitości (J 10,10), musimy zacząć grać wszystkimi. bb .BIBLIOGRAFIA (WYBÓR) Dokumenty Kościoła Sobór Watykański II, Dekret o środkach społecznego przekazywania myśli „In- termirifica'', w: Sobór Watykański II,Konstytucje, dekrety, deklaracje. Tekst polski, Poznań 1968. Jan Pawet II, Misja Kościoła w erze komputerów. Papieskie orędzie na XXIV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, „COsservatore Romano" 1990 nr 1, s. 1-3. Jan Pawet II, Rozgłaszajcie na dachach. Ewangelia w dobie globalnej komuni- kacji. Orędzie Papieża na XXXV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, „Wiadomości KAI" 2001 nr 5, s. 18. Paweł VI, Instrukcja pastoralna „Communio et progressio", w: Jerzy Góral, Karol Klauza (red.), Kościół o środkach komunikowania myśli, Często- chowa 1997, s. 174-274. Papieska Rada do Spraw Środków Społecznego Przekazu, Instrukcja dusz- pasterska „Aetatis novae", w: Jerzy Góral, Karol Klauza (red.), Kościół o środkach komunikowania myśli, Częstochowa 1997, s. 292-331. II Polski Synod Plenarny, Ewangelizacja kultury i środków społecznego prze- kazu, Warszawa-Poznań 2001, s. 101-124. Komisja ds. Mediów Konferencji Episkopatu Niemiec, Multimedia — przeobrażenia ku społeczeństwu informacji, tłum. Bogusław Spurgjasz, „Przegląd Powszechny" (numer specjalny) 1997 nr 1, s. 28-51. Chrześcijaństwo a media Wojciech Bergier, Wsieci, „Tygodnik Powszechny" 13 kwietnia 1997 nr 15. Stanisław Budzik, Ewangelizacja przez internet, „Więź" 1998 nr 6, s. 172-181. Thomas C. Fox, Katolicyzm w internecie, tłum. Dorota Kulikiewicz, Danuta Rokicka-Walczak, Warszawa 1997. Wiesław Godzić, Internet nie jest ani śmietnikiem, ani Disneylandcm, „Znak" 1996, s. 146-153. 154 BIBLIOGRAFIA (WYBÓR) Tomasz Gołąb, Kościół w internecie, w: Kościół w Polsce przed wizytą Papieża — numer specjalny biuletynu KAI przed pielgrzymką Jana Pawia II w 1999 roku. Józef Kloch, Świadomość komputerów? Argument „chińskiego pokoju " w kry- tyce mocnej sztucznej inteligencji wgJohna Searle'a, Tarnów 1996. Kościół w Polsce a internet. Możliwości i perspektywy [Gliwice, 25 kwietnia 1997], http://www.kuria.gliwice.pl/wydaizenia/seminarium. Kościół w Polsce a internet. Nowa misja [Gliwice, 7 listopada 1997], http:// www.kuria.gliwice.pl/wydarzenialseminarium. Oczko w sieci, czyli chrześcijanie w internecie (z o. Wojciechem Jędrzejewskim, współautorem Mateusza, rozmawia Iwona Budziak), http://www.mateusz. pllautorzyled_9809_wj.htm. Michał Okoński, Mata pasja normalnych facetów, „Tygodnik Powszechny" 24 sierpnia 1997. Pierwsze Ogólnopolskie Seminarium Internet jako narzędzie ewangelizacji, [Warszawa, 15 marca 1998], http://www.oaza.oi-g.pl/INE98. Dostępne tak- że w wersji drukowanej: Warszawa 1998. „Przegląd Powszechny" (numer specjalny) 1997 nr 1. Marek Robak, Intemetowa przygoda z Jezusem, „Więź" 1999 nr 10, s. 183— -191. Marek Robak, Katolicy w Sieci, „Więź" 1998 nr 8, s. 221-223. Marek Robak, Moralnośćintemetu?, „Więź" 1999 nr 11, s. 21-32. Andrzej Rozkrut, Szukajcie (w sieci), a znajdziecie, „Tygodnik Powszechny" 19 maja 1999, s. 10. Bogdan Sadowski, Katolickie komputery a ewangelizacja, „Przegląd Po- wszechny" (numer specjalny 1997) nr 1, s. 81-90. Strony internetowe Amen — zasoby internetowe ks. W. Mroza, http://www.amen.pl Caritas Polska, http://www.caritas.pl Katalog Stron Chrześcijańskich „Credo", http://www.credo.iq.pl „Mateusz"— Chrześcijański Serwis WWW, http://www.mateitsz.pl „ Opoka " — Laboratorium wiary i kultury, http://www. opoka, org.pl Rok 2000 Wielki Jubileusz Zbawienia, http://www.jubileusz2000.episkopat.pl Stolica Apostolska, http://www.vatican.va Literatura piękna William Gibson, Neuromancer, tłum. Piotr W. Cholewa, Poznań 1996. Dariusz Kowalczyk, Poszukując Boga w komputerze. Internetowe rekolekcje wielkopostne, Kraków 1998. Stanisław Lem, Bomba megabitowa, Kraków 1999. Stanisław Lem, Tajemnica chińskiego pokoju, Kraków 1996. BIBLIOGRAFIA (WYBÓR) 155 Olga Tokarczuk, Deus ex, w: Olga Tokarczuk, Szafa, Wałbrzych 1998, s. 40- -46. Tomasz Węcławski, Sieć, Kraków 1997. Filmy Johny Mnemonic, rei. Robert Longo, USA 1995. Masz wiadomość (You've Got Maił), reż. Nora Ephron, USA 1998. Matm (The Matrbc), reż. Andy Wachowski, Larry Wachowski, USA 1999. SPIS RZECZY WPROWADZENIE............................ 5 CZŁOWIEK W SIECI.......................... 9 Cyberprzestrzeń. Pytanie o rzeczywistość.............. 12 Infostrada. Pytanie o totalność informacji ............. 24 Inteligentna maszyna? Pytanie o wyjątkowość człowieka..... 33 Poza dobrem i ziem? Pytanie o moralność internetu ....... 43 BÓG W SIECI............................... 59 Sieć Boga? Zapis teologicznego optymizmu............ 63 Ikona internetu. Objawienie w sieci................. 70 Elektroniczny sakrament? Granice teologii............. 76 KOŚCIÓŁ W SIECI — ZA I PRZECIW................ 85 E-duszp@sterstwo?.......................... 88 ks. Józef Kloch: Internet a duszpasterstwo — filozofia umiaru . . 101 ks. Andrzej Draguia: Dobre narzędzie i zty nauczyciel....... 117 ks. Tomasz Slomiński: E-duszp@sterstwo —wątpliwości duszpasterza.............................. 127 Bogdan Sadowski: Kilka lat za późno................ 131 Wojciech Jędrzcjewski OP: Kościół rozmawiający.......... 134 Dostrzec człowieka w sieci — autor odpowiada.......... 141 CZY INTERNET JEST KONIECZNY DO ZBAWIENIA?..... 149 BIBLIOGRAFIA (WYBÓR) ...................... 153