Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl Autor K.S. Rutkowski ŻYĆ BEZ MIŁOŚCI dla doroty Poznałem kiedyś dziewczyną. Studiowaliśmy razem na jednym roku, nie była ani ładna, ani brzydka ,ale miała to "coś". Przez jakiś czas próbowałem się do niej zbliżyć i w końcu mi się to udało. Poszliśmy na jedną randkę, potem drugą, trzecią. I zostaliśmy parą. Jednak przez długi czas nie było w naszym życiu łóżka. Ani ja nie nalegałem, ani ona, choć bywały momenty, kiedy marzyłem o tym nie mogąc się już doczekać. Ale nie proponowałem jej tego wprost, choć delikatne aluzje robiłem. Pewnego dnia powiedziała mi jednak, że nie jest jeszcze na to gotowa i żebym się nie gniewał. W życiu nie ma nic na siłę, cierpliwość jest sztuką, którą dobrze jest opanować. Byłem więc cierpliwy przez długi czas. I w końcu doczekałem się dnia, w którym mieliśmy pójść dalej... Starałem się to rozegrać tak jak należy. W tych sprawach ważne są szczegóły, a więc odpowiedni nastrój, muzyka no i miejsce, w którym nikt obcy w tym nie przeszkodzi. Z tym ostatnim był najmniejszy problem, miałem własne mieszkanie, a i z resztą poradziłem sobie bez zarzutu. Pieczołowicie umosciłem nasze miłosne gniazdko i czekałem, aż przyjdzie. I w końcu przyszła. Piękniejsza niż kiedykolwiek, nieśmiała, nieco wystraszona. A potem było wino, pocałunki i powolna droga do celu... Jednak nic z tego nie wyszło. Gdy już rozebrałem ją i siebie i kiedy znaleźliśmy się pod kołdrą, jej początkowy zapał nagle się skończył. - Nie mogę, nie mogę...- wyszeptała z przerażeniem, spychając mnie z siebie. A potem wstała z łóżka i nago pobiegła do łazienki. Nie była moją pierwszą dziewczyną i byłem raczej pewien, że niczego nie spieprzyłem. Że rozegrałem to tak jak powinienem. Delikatnie i bez pośpiechu. Jednak coś poszło nie tak, a ja nie wiedziałem co. Nie czułem się dobrze z tego powodu. Gwałtowna ucieczka kobiety z łóżka, chyba żadnego faceta nie nastraja optymistycznie. Wyszła z łazienki po kilku minutach i przysiadła na łóżku, plecami do mnie. - To nie twoja wina - powiedziała tylko, potem szybko się ubrała i wyszła, a ja jej nie zatrzymywałem. Pewnie byłem trochę zły, a raczej na pewno. Uważałem, że zraniła moją męską dumę i dlatego nie byłem w stanie inaczej się zachować. To był okres wakacji i nie spotykaliśmy się na uczelni. Nie zadzwoniła do mnie, ja nie zadzwoniłem do niej, choć myślałem o niej przez cały czas. Ale uważałem, że po tym wszystkim, to ona powinna zrobić ten pierwszy krok. Zrobiła go kilka dni później. Jednak nie osobiście , ani przez telefon, tylko za sprawą listu. Właśnie ten tradycyjny sposób wybrała, żeby wyjaśnić mi wszystko. "Wiem, że czujesz się zawiedziony po tym co się stało i z pewnością jesteś na mnie wściekły. Masz do tego pełne prawo. Pewnie w twoich oczach zachowałam się jak cnotliwa gówniara, a nie jak 20 letnia dziewczyna, która powinna znać już życie na tyle, żeby się "tego" nie bać. I, uwierz mi, znam je, znam ja aż za dobrze... Nie jestem już dziewicą. Nie jestem od bardzo, bardzo dawna. Niestety nie straciłam go z chłopcem o twojej aparycji (przystojnym, miłym ,czułym i delikatnym) ale z całkowitym twoim przeciwieństwem. To dramat mojego życia i wiedz, ze jesteś pierwszą osobą, której o nim opowiem..." Tak rozpoczynał się ten list. Pamiętam, że zatrzymałem się właśnie w tym miejscu i nabrałem głęboko w płuca powietrza. I nim zacząłem czytać go dalej, uświadomiłem sobie, że cokolwiek w nim będzie, musiało ją bardzo wiele kosztować jego napisanie. "Moje życie jedynie przez pierwsze osiem lat wyglądało normalnie. Bo do tego czasu, żyła moja mama. Ale gdy nagle umarła na raka wszystko się zmieniło... Zostałam z ojcem alkoholikiem. Ojcem którego prawie nie znałam, bo nigdy go nie było w domu, a jeśli już był, to tylko kłócił się i robił awantury. Ojcem, który zawsze stawiał swoich kumpli wyżej od rodziny i który większość czasu spędzał z nimi w knajpach , niż ze mną i z matka. Ojcem, którego od zawsze się bałam.. I choć nigdy nie podniósł na mnie ręki, po śmierci mamy wszystko się zmieniło... Moja wieloletnia gehenna rozpoczęła się już w dniu pogrzebu mamy, przy kolacji. Pierwszej samotnej kolacji z ojcem. W pogrążonej w półmroku i nienaturalnej ciszy kuchni, w której słychać było tylko brzdęk naszych talerzy i sztućców. Pamiętam ten wieczór jak dzisiaj... Przez cały czas trwania posiłku starałam się na niego nie patrzyć. Krępowało mnie jego milczenie i bijący od niego chłód. Jadłam więc z pochyloną głową, nie spuszczając oczu z talerza na którym stygła marna jajecznica, niesmaczna i ledwie rozdłubana. Lecz w pewnym momencie, jakiś głuchy, głośny dźwięk wstrząsnął stołem. Drgnęłam nerwowo. I chwilę mi zajęło zrozumienie, ze to ręka ojca ściśnięta w pięść, wylądowała obok talerzy. - Spójrz na mnie- rozkazał Na dźwięk jego głosu, moja głowa sama lękliwie podskoczyła do góry, a oczy spojrzały mu w twarz. I ujrzały jeszcze bardziej obcą. - Od dzisiaj, rozpieszczona gówniaro, będziesz bez marudzenia żreć to co ci daję, rozumiemy się? - wycedził przez zęby, wbijając we mnie oczy pełne wściekłości - Ta kurwa zdechła i teraz wszystko się zmienia! Teraz ja tu rządzę!!! Zastygłam bezruchu i z na wpół otwartymi ustami wpatrywałam się w niego ze strachu długą chwilę, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. Ojciec chwycił mnie za rękę i mocno ją ścisnął wywołując ból. - Rozumiemy się, cholerna smarkulo? - wysyczał ,szarpiąc mną i potrząsając. Przytaknęłam mu lękliwie, drżąc i popuszczając łzy. - To dobrze, mały głupku - stwierdził zadowolony, puszczając mnie - Pierwsza lekcja życia za tobą. Wyćwiczę cię tak, że będziesz chodzić jak zegarek. A teraz jedz! Żryj! Talerz ma być pusty! I nie patrząc już na mnie , zaczął pałaszować swoja porcję. A ja przerażona, zaczęłam robić to samo. Płacząc napychałam usta, obrzydliwymi, rzadkimi jajkami, siedząc w kałuży własnych sików. A potem już co dzień było podobnie... Mój ojciec okazał się wariatem. Chorym na umyśle typem, na dodatek uwielbiającym przemoc. Przez cały czas z jego oczu wyzierało szaleństwo. Wielkie i głębokie jak ocean. I jak on nieprzewidywalne. Raz ciche , przyczajone, ukryte za maską dobrego humoru, innym razem głośne jak burza z piorunami. Jak huragan. Nieustannie płonęło mu w oczach jak ognie piekielne. Opanowało go całego, bezpowrotnie zabijając w nim człowieka. Strach przed nim, przed jego gniewem, był nie do pokonania. Nigdy nie wiedziałam, czy ojciec w przypływie złego humoru mnie zbije, czy tylko skrzyczy, przez cały czas żyłam więc w ciągłym lęku. I wydawało mi się, ze nie może być już gorzej.... A jednak mogło być... Przekonałem się o tym pewnego dnia, w trzy lata od śmierci mamy. Jednak nim ten dzień nadszedł, jego niepokojące zwiastuny pojawiły się już znacznie wcześniej. Otóż od dłuższego czasu ojciec patrzył na mnie inaczej. Nie jak na córkę, ale jak na kobietę i to kobietę, która mu się podoba... Na początku patrzył tak na mnie tylko po pijanemu, ale z czasem zaczął tez tak gapić się, gdy był trzeźwy. I za każdym razem, kiedy czułem na sobie ten jego nowy wzrok, starałam mu się zejść z oczu. Przeważnie zaszywałem się wtedy w swoim pokoju. I przez jakiś czas był on bezpiecznym schronieniem. Ojciec nigdy nie nachodził mnie w nim, przynajmniej w tym miejscu zostawiając mnie w spokoju. Ale przyszedł dzień, kiedy nawet w nim nie mogłam się już czuć bezpiecznie. Stało się to jesienią. W deszczowy, wietrzny wieczór. Ojciec przywołał mnie do siebie i kazał mi się zbliżyć. Był trzeźwy, więc nie bałem się go aż tak bardzo. Zresztą był w dobrym humorze, gdyż od przyjścia z pracy nie wrzasnął na mnie ani razu. Siedząc w fotelu delikatnie ujął mnie za rękę, uważnie mi się przyglądając. - Wydoroślałaś - stwierdził w końcu - Jesteś już dużą panną. Nie wiedziałam, co miało znaczyć to wszystko. Ale w obawie, żeby nie zepsuć jego dobrego humoru , uśmiechnęłam się, tak w razie czego. - Usiądź tacie na kolanach - powiedział milutko, klepiąc się po udach, jakby zachęcał małego pieska, żeby na nie skoczył. -No , śmiało. Nie wstydź się. Z wielkimi oporami zrobiłam to co mówił - No i jak, wygodnie ci? Potwierdziłam głową. Czułamjego ciepły oddech na szyi. I śmierdzący zapach jego potu. Obrzydliwy, kręcący w nosie. Nie patrzyłam mu w twarz. - Słuchaj córeczko...- zaczął, gładząc mnie po włosach - Wiem, ze czasami jestem dla ciebie niedobry. Że czasami na ciebie krzyczę i że nieraz cię uderzę, ale teraz kochanie, teraz kochanie to się już zmieni. Nie mogę przecież traktować jak smarkacza, prawie już dorosłej kobiety. Jego ręka zjechała z mych włosów i zaczęła mnie głaskać po karku. Czując na gołym ciele dotyk jego zimnych palców, zesztywniałam jeszcze bardziej. - Muszę cię już traktować jak dorosłą. Nie mam wyjścia. Natura czyni swoje, wyrastasz, wkrótce nie będziesz już wymagać mojej opieki. A potem ode mnie odejdziesz i zaczniesz prowadzić samodzielne życie. Ale najpierw musisz się do niego przygotować. Czegoś się o nim nauczyć. I ja, twój tatuś, ci w tym pomogę. Przygotuję cię do bycia dorosłą. Oczywiście, jeśli tego chcesz córeczko, a chyba chcesz tego, prawda? Jego głos był delikatny, troskliwy i czuły, jak jeszcze nigdy w życiu. Jego dłoń pogładziła mnie po policzku, a potem nagle opadła na moje kiełkujące piersi, zatrzymując się na nich na długą chwilę. - Prawda, ze chcesz , żeby tatuś nauczył cię kilku dorosłych, przyjemnych rzscTy.i Prawda, że chcesz, córeczko? Ręka ojca przestała głaskać przez bluzkę moje piersi i opadła jeszcze niżej... Na moje uda. Zmartwiałe , sztywne, spięte uda, osłonięte jedynie materiałem sukienki, między które brutalnie się wsunęła. Zeskoczyłam mu z kolan i przerażona uciekłam do swojego pokoju. I zapłakana schowałam się pod łóżko. Pragnęłam zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Ojciec zaraz przybiegł tam jednak za mną. A po jego głosie wiedziałam, że przestał już być miłym tatusiem. - Gdzie jesteś wredna gówniaro?! Nie chcesz , żeby ojciec był dobry, to będzie po staremu.! Wyłaź! Wyłaź spod łóżka!! Nauczyłem cię posłuszeństwa i pokory, to teraz nauczę cię czegoś innego. Wyciągnął mnie za nogi spod łóżka i brutalnie na nie rzucił. Płacząc wierzgałam i próbowałam się przed nim bronić, ale na niewiele się to zdało. Tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Przywalił mnie swoim ciałem i zaczął zrywać ze mnie ubranie. I gdy byłam już goła sam zdjął spodnie. A potem... A potem zadał mi ból... Ból którego nawet nie potrafię opisać... Wielki ból, który już potem często śnił mi się w nocy i budził mnie z krzykiem... Trwało to wiele lat. Ten pierwszy raz był początkiem istnego piekła. Przechodziłam przez nie tak często, że po jakimś czasie, zaczęłam wcale nie uważać go za piekło , ale za normalną, zwyczajną część życia. Nie wiem czy potrafisz to zrozumieć? Czy w ogóle ktokolwiek by potrafił? Po prostu z czasem zobojętniałam na to wszystko. Tak jak te wszystkie prostytutki w filmach, gapiące się obojętnie w sufit, kiedy ci wszyscy faceci robią na nich swoje. Nie mogłam nikomu powiedzieć o tym co robił mi ojciec. Bałam się. Wielokrotnie ten drań groził mi, że jeśli komuś o tym powiem, to mnie zabije. Aż w końcu i ojciec umarł. Spadł po pijanemu ze schodów, skręcając kark. Miałam wtedy 15 lat. Dzień jego śmierci uwolnił mnie od tego całego zła, które mi wyrządzał, ale nie uwolnił od nienawiści. I ty, i ty mój drogi, stałeś się jego ofiarą. Czy już rozumiesz? Czy już potrafisz zrozumieć? Mam nadzieję, że tak... Że teraz, po tym co ci wyznałam, już tak... Od dnia śmierci ojca byłeś jedynym mężczyzną, któremu pozwoliłam się do siebie zbliżyć. Pojawiłeś się w okresie , w którym postanowiłam jednak spróbować dać życiu szansę i wyjść na prostą. Chciałam stać się normalną kobietą. A potem może żoną i matką. Ale chyba najbardziej chodziło mi o to, aby poznać ten aspekt życia( ten wypaczony przez mojego ojca) z zupełnie innej strony. Ale teraz nie ma to już znaczenia... Po tym wieczorze u ciebie w mieszkaniu, zrozumiałam, że już nigdy nie stanę się normalna. Że nie mam na to szans. A chciałam, tak bardzo chciałam... Wybacz mi. Dla żadnego mężczyzny nie może mieć sens związek z kobietą, która w czasie zbliżenia nie widzi ukochanej osoby, tylko tę, która zrobiła jej krzywdę. W łóżku już zawsze byłbyś dla mnie moim ojcem, a tym miłym i fajnym chłopakiem tylko po za nim, a to chyba nie na tym polega. Nie chcę cię krzywdzić, ani siebie. To co robił przez lata mi mój ojciec, zabiło we mnie kobietę. Nie mam już raczej szans, żeby się nią stać w najlepszym tego słowa znaczeniu. Muszę nauczyć się więc żyć bez miłości, wierząc, że i takie życie ma jakiś sens. Wiem, powinnam być z tobą szczera i wyznać ci to wszystko dużo wcześniej, ale chciałam spróbować, chciałam spróbować żyć normalnie i wierzyłam, że mi się to uda. Ale jak widać, ta próba mi się nie powiodła. Więcej już żadnej nie podejmę, ani z tobą, ani z nikim innym. Pozostała nam więc tylko przyjaźń, bo o miłości nie może być już mowy... A więc bądźmy chociaż przyjaciółmi, jeśli los nie daje nam szansy, stać się kimś więcej... twoja przyjaciółka Dorota ps Nie przychodź i nie dzwoń. Myślę, że oboje potrzebujemy czasu. Niech nasze nowe życie zacznie się wtedy, kiedy rozpocznie nauka." Dziś, gdy to piszę, trzymam ten list w ręku. Pożółkł już trochę, ale wciąż bije z niego wielka siła, a napisane słowa ryją się w świadomość, tak jakbym właśnie dopiero co go otrzymał i czytał po raz pierwszy. Wtedy też długo trzymałem go w ręku. Przyniósł rozstanie, ale nie to mnie bolało. Sam nie wiem, co to było. Nawet dzisiaj nie potrafię tego określić. To był dziwny ból... Może był wynikiem wstrząsu. Bo ten list mną wstrząsnął. Zapewne tak jak i teraz wami. Spotkaliśmy się dopiero na inauguracji roku akademickiego. Miłość odleciała (choć nie bez problemów) pozostała przyjaźń. I trwała przez wiele lat. Przetrwała moje trzy dziewczyny, zahaczyła o żonę, doczekała mojego pierwszego dziecka. Potem Dorota wyjechała i pozostały nam tylko telefony i listy. Przez kilka lat uczyła w szkole, w małej miejscowości pod Warszawą, a potem nagle telefon przestał dzwonić ,a listy przychodzić. Z jakiegoś powodu urwał nam się kontakt. Lecz jeśli przeczyta przypadkiem to opowiadanie (jeśli posiada internet i czasami serwuje po literackich stronach) niech wie, że często o niej myślę. I że przechowuję w swym sercu jej wspomnienie, wraz z innymi dobrymi chwilami życia, wierząc , że szczęście w końcu uśmiechnęło się do niej. Zasłużyła sobie na to jak mało kto. Pamiętaj o tym Boże, ilekroć spojrzysz przychylnym okiem na ten padół, na który ojcowie gwałcą własne dzieci. Jesteś draniem, wielkim draniem w którym jest tyle świętości co we mnie, ale wybaczę ci to , jeśli przynajmniej ją uszczęśliwisz na resztę życia. I nie obije ci mordy, gdy już mnie powołasz przed swoje oblicze. Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl