Hans jakob Stehle Tajna dyplomacja Watykanu Papiestwo wobec komunizmu (1917 - 1991) Przekład Ryszard Drecki i Michał Struczyński REAt PRESS Warszawa 1993 733944 Wydawca: Real Press - Holding Realbud, Kraków Tytuł wydania oryginalnego: Geheimdiplomatie im Yatikan. Die Papste und dle Kommunisten © Benziger Yerlag AG, Zurich, 1993 © wydanie polskie: Real Press, Warszawa 1993. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji w całości lub we fragmentach w jakiejkolwiek formie. Fotosy na okładce: Bavaria Filmagentur, Dusseldorf Ilustracje i reprodukcje: autor oraz Archiwum Dokumentacji Mechanicznej, Warszawa i Archiwum Fotograficzne Polskiej Agencji Prasowej, Warszawa. ISBN 83-85878-01-7 Autor do polskich czytelników Kiedy przed osiemnastu laty książka niniejsza ukazała się w pierwszej, jeszcze niepełnej wersji, nie ważyłem się marzyć, iż możliwe będzie to, co obecnie sprawiła wielka przemiana na wschodzie Europy: że będzie udostępniona polskiemu Czytelnikowi w polskim przekładzie, nakładem warszawskiego wydawnictwa. Co więcej, nie sądziłem, by temat książki - polityka wschodnia Watykanu - nie tylko mógł zostać wzbogacony o nowe, dziś dostępne źródła, ale także zamknięty w czasie. Inna sprawa, że jedynie w tym sensie, iż papieska troska o sprawy Europy Wschodniej nie wymaga już tajnej dyplomacji, konfrontacji i kompromisów z komunistami. Problematyka Kościół-świat i religia-państwo nadal pozostaje aktualna, również w Polsce. Nie tylko z uwagi na to, że historia jeszcze się nie skończyła, bo także z tej przyczyny, iż katolicka Polska i ,jej" papież odgrywają w rzymskim Kościele Powszechnym wybitną, choć niekiedy kontrowersyjną rolę. Stefan kardynał Wyszyński, prymas, obserwował nie bez sceptycyzmu ową ostatnią fazę wschodniej polityki Watykanu, której motywy starałem się objaśnić w książce. Posłałem mu wówczas jeden z pierwszych egzemplarzy niemieckiego wydania, on zaś odpisał w liście z 21 maja 1975 r. między innymi: Nie wątpię, że Stolica Apostolska pragnie pospieszyć ludziom wierzącym z pomocą środkami sobie dziś dostępnymi. Przyszłość okaże, czy jest to możliwe. — By dobrze rozeznać sytuację Kościoła w krajach Bloku, trzeba dłużej wśród nas żyć i osobiście przeżywać to, co Kościół „w głowie i w członkach" musi przeżyć w Polsce i w krajach Bloku. Bez tego długoletniego przeżycia i doświadczeń nie jest rzeczą możliwą pisać obiektywnie o Kościele w naszych krajach. Na pewno Pan ma to zawsze przed oczyma. Wyrazy należnej czci przesyłam. ^Stefan Kard. Wyszyński Odpowiadając 30 czerwca 1975 na list Prymasa zauważyłem: Tajna dyplomacja Watykanu Naturalnie zdaję sobie sprawę, że ci, którzy — aktywnie albo pasywnie — biorą udział w historii, inaczej i bezpośredniej ją znają niż historycy lub kronikarze. W ciągu 15-tu lat - z czego 4 lata w Polsce, byłem stale w bliskim kontakcie z rzeczywistością Europy Wschodniej, przy czym oczywiście pozostawał zawsze pewien dystans obserwatora „z zewnątrz". Ale ten dystans ma -jak mi się wydaje - nie tylko wady. Bo, jak wiadomo, zbyt wielka bliskość może też zasłonić widzenie właściwych wymiarów całości i jej perspektyw. Może na tym polega problematyka polityki pastoralnej w Kościele Powszechnym — nie tylko dla Stolicy Apostolskiej... I tak też miało pozostać, kiedy trzy lata później Polak wstępował na tron papieski. Zarówno zachodni, w tym kościelni, stratedzy konfrontacji, jak również fanatyczni komuniści sądzili wówczas, że dialog zostanie zerwany i że skończy się dyplomacja wschodnia Pawła VI oraz „szefa" jego dyplomatów, kardynała Casarolego. Wnet okazało się, że Jan Paweł II nie tylko nie porzucił ich linii, lecz że kontynuował ją, wzbogaconą o nowe impulsy. W sposób tyleż mocny, a zarażam umiarkowany, że nie przypadkiem właśnie w Polsce została zapoczątkowana wielka, bezkrwawa przemiana. Jako historyk i dziennikarz pragnę przedstawić teraz polskiemu Czytelnikowi nieproste ścieżki papieskiej dyplomacji — od czasów rewolucji Lenina aż po czas wielkiej przemiany. Możliwość tę zawdzięczam wydawnictwu Real Press, jego tłumaczom i redaktorom, pozdrowienia zaś przesyłam licznym starym i młodym - również krytycznym - przyjaciołom w Polsce. Hansjakob Stenie Przedmowa i wspomnienie Prawda nie pozwala zwątpić o przeciwniku. Człowiek pokoju natchniony prawdą nie utożsamia przeciwnika z błędem, w jakim on się znalazł. Jan Paweł II l stycznia 1980 r. Wszystko, co w ostatnich latach wydarzyło się w Europie Wschodniej, nie byłoby możliwe bez tego papieża. Michaił Gorbaczow 3 marca 1992 I. Rzeczywistość historyczna wyprzedza niekiedy fantazję. Kiedy w połowie lat siedemdziesiątych po raz pierwszy zarysowałem początek, tło i motywy ówczesnej, spornej również w obrębie Kościoła, papieskiej dyplomacji wschodniej, nie można było przewidzieć kresu komunistycznego ateizmu państwowego w Europie Wschodniej. Począwszy od 1917 roku, od rosyjskiej rewolucji październikowej, papieże usiłowali łagodzić los wiernych na drodze różnorakich, tajnych i jawnych kontaktów z reżymami. Ponieważ polityka watykańska, jak każda inna, może stać się realistyczna jedynie jako sztuka osiągania tego, co możliwe, i jak każda „gotuje na wodzie" (lecz nie na wodzie święconej), stąd również i w Europie Wschodniej nigdy była ona tak dalekowzroczna i wierna własnym zasadom, jak twierdzą jej apologeci, ani tak krótkowzroczna i oportunistyczna, jak głoszą jej krytycy. „Koś->ł ma mocne nerwy, nie boi się grzechu" - te słowa Georgesa Bernanosa były ttem mojej pierwszej książki i zachowują nadal ważność... wyjąwszy okres skrajnego terroru stalinowskiego, Kościół katolicki nigdy nie 'rzekł się prób budowania na drodze negocjacji szans przetrwania dla życia oraz jego struktur kościelnych. Wystawiały go one wciąż na zarzut Tajna dyplomacja Watykanu oportunizmu bądź na ryzyko oporu. A pojawiał się również zarzut, ze Kościół nastawił się na trwałość stosunków politycznych w Europie Wschodniej - tak jakby instytucja, która w toku dwóch tysiącleci przetrwała wszystkie epoki, mogła nastawiać się na wieczne trwanie czegokolwiek na tym świecie! Agostino Casaroli, który był „architektem" watykańskiej polityki wschodniej pod rządami trzech papieży, ostatnio jako kardynał sekretarz stanu, powiedział w lecie 1990 roku - kiedy odchodził na emeryturę - w mowie pożegnalnej, iż nie uważa przemiany w Europie Wschodniej za „cud", że raczej traktuje ją jako coś naturalnego: ...odpierwszych moich kontaktów z tak zwanym socjalizmem zrealizowanym miałem wrażenie, że ten eksperyment nie mógi się udać, bo bylpo prostu utopią. [...] Polityka wspomnianych systemów w stosunku do religii i świadomości religijnej była wystarczającym dowodem ich porażki. Pozostawało jednak pytanie: kiedy i jak? [...] Sytuacja poszczególnych krajów była głęboko zróżnicowana, f ...J Stolica Święta wiedziała, że przyszłość należy do Kościoła i nie przestawała działać in spem, nawet contta. spem, miała nadzieję wbrew wszelkiej nadziei. [...] Stolica Apostolska była pewna, że każdy wysiłek podejmowany w imię większej wolności Kościoła i wolności religijnej służył równocześnie wolności narodów. (przemówienie wygłoszone 2 czerwca 1990 r. w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie z okazji otrzymania doktoratu honoris causa). To nie było uzasadnienie post factum. Już dwadzieścia lat wcześniej można było podobne słowa usłyszeć od Casarolego i jego współpracowników, aczkolwiek jedynie prywatnie. Bowiem gdy polityka Zachodu aż do lat osiemdziesiątych przeceniała komunizm - pomimo jego kryzysów -jako potęgę groźną również w sensie ideologicznym, to papieska polityka wschodnia orientowała się według wewnętrznych słabości reżymów. Zamiast bezowocnej konfrontacji przyjęto zasadę, aby poprzez niewielkie, praktyczne kroki uzgodnień „zasadzać w monolitach kiełki wolności, które z upływem czasu zaczną wzrastać" (Casaroli mówił tak w maju 1963 r. do ambasadora USA w Budapeszcie, co przypomniano 9 lutego 1990 r.). Wybór papieża z Polski okazał się sygnałem przełomu. Kiedy po objęciu urzędu wzywał 22 października 1978 r. cały świat: „Nie bójcie się! Otwórzcie granice państw, systemów politycznych i gospodarczych", brzmiało to jeszcze romantyczno-utopijnie. Już jednak podróż Jana Pawła II do ojczyzny (1979), pierwsza wyprawa papieża do kraju rządzonego przez komunistów, wywołała upostaciowane w ruchu „Solidarność" poruszenie polityczne, które rozwinęło się w następnym dziesięcioleciu. To, że nie wywołało ono gwałtownego przewrotu, lecz - przy wszystkich swoich rewolucyjnych następstwach — otworzyło drogę do względnie ewolucyjnej przemiany, należało, zwłaszcza w Polsce, przypisać dyplomacji papieskiej. Albowiem papież Wojtyła nie porzucił tradycyjnej Unii watykańskiej polityki wschodniej - choć niektórzy tego się obawiali, a inni tego sobie życzyli. Obecnie, od przełomu lat 1989/1990, jest ona konfrontowana z kryzysem „postkomunistycznym", którego korzenie historyczne - w postaci religijnie udrapowanych nacjonalizmów wschodnioeuropejskich - ukazywać się będą stale w tej książce. przedmowa i wspomnienie n Dyplomacja była dla papieży zawsze jednym ze środków umożliwiających wypełnianie zadań duszpasterskich. Najpóźniej od kresu państwa kościelnego (1870) papież może korzystać z tego narzędzia jedynie w celach duszpasterskich; dla osiągania innych celów brakuje mu dywizji (jak to już pogardliwie stwierdził Stalin). Lenin był przekonany, że religia zdolna jest przetrwać jedynie w połączeniu i symbiozie z określonym systemem społecznym, feudalnym bądź kapitalistycznym; jeżeli system zostanie obalony, to religia upadnie sama z siebie - wystarczy lekkie pchniecie. Rachuba ta nie sprawdziła się nawet tam, gdzie -jak w Związku Sowieckim - Cerkiew prawosławna okazała się jako „kościół kultu" z pozoru niezdolna do stawiania oporu. Również w kręgu jej oddziaływania okazało się, że „religia jest bardzo żywotna i uparcie tkwi w świadomości milionów ludzi", co przyznał na konferencji naukowej w Jenie w 1965 r. sowiecki socjolog religii, Okułow. Bierze się to stąd, iż „indywidualne konflikty i problemy osobiste, które pozostały nie rozwiązane (cierpienie, nieszczęście, choroba, samotność) przetrwały jako możliwe źródła religijności", dodał na tej samej konferencji socjolog z NRD, Klohr. Wiązało się to jednak również z faktem, iż rozdział Kościoła i państwa, którego urzeczywistnienie zapowiadała rewolucja rosyjska 130 lat po rewolucji francuskiej, obrócił się w swoje przeciwieństwo: rewolucjoniści przekształcili własny ateizm w ideologię państwową. Ponieważ Lenin, Stalin oraz ich następcy pojmowali religię jedynie jako zło społeczne, które - jak prostytucje - można co najwyżej tolerować ze względów pragmatycznych lub taktycznych, okazali się oni niezdolni do intelektualnej konfrontacji z religią. W kraju, gdzie odnoszono się z moralnym potępieniem do „permisyw-nego społeczeństwa konsumpcyjnego", które zaspokaja prawie wszystkie potrzeby materialne i niemal na wszystko pozwala - a jednocześnie wytyczano te same cele we własnych programach gospodarczych (w rzeczywistości nie mogąc nawet zaspokoić podstawowych potrzeb w odniesieniu do towarów i wolności) - tam religia przetrwała jako „westchnienie udręczonego stworzenia" (Marks). I właśnie ta okoliczność skłaniała wciąż od nowa watykańską politykę wschodnią do podejmowania prób obrony własnych interesów duszpasterskich w oparciu o te same zasadnicze wzory, które legły u podstaw wszelkich kontaktów międzypaństwowych: poprzez kompromisy, tam gdzie wydawały się do przyjęcia, przez konfrontację, gdzie koegzystencja nie była możliwa, przez współpracę, jeśli pojawiał się partner. Oscylowała ona przy tym -jak każda polityka -pomiędzy wiernością dla zasad a przystosowaniem taktycznym. Także i z tego względu, że bywała uwikłana - często niemal beznadziejnie - w sprzeczności narodowe i ideologiczne. Jej relatywną dalekowzroczność oraz ograniczenia cechowała osobliwa niekiedy mieszanina znajomości spraw świata i oderwania od rzeczywistości. „Usztywniała się ona zawsze na tyle, na ile zanikały nadzieje na możliwość zbliżenia" powiedział w rozmowie z autorem (17 października 1972) Frederico Alessandrini, zaufany współpracownik papieża Pawła VI i długoletni autor artykułów wstępnych w gazecie watykańskiej „Osservatore Romano". Na pytanie, czy Watykan, który za czasów Lenina już 10 Tajna dyplomacja Watykanu negocjował z Moskwą, a następnie zawarł konkordaty z Mussolinim i Hitlerem, byłby w stanie porozumieć się również ze Stalinem (gdyby ten tego chciał), Alessandrini odpowiedział: „Myślę, że tak -proszę nie zapominać, że Stolica Apostolska uzgodniła w końcu konkordat również z rewolucją francuską!" W tym sensie papieże naszego stulecia zawsze uwzględniali aktualną sytuację, próbując dostosować się do niej, ale też i wykorzystać ją: jak klęskę głodu po rewolucji w Rosji i niemiecką politykę Rapallo, jak antykomunizm Hitlera i sojusz Stalina z USA, jak zwycięstwa i klęski obu dyktatorów, jak zmienne fazy zimnej wojny i zimnego pokoju, jak usztywnienia i rozluźnienia wewnętrzne w imperium sowieckim. Zawsze przy tym okazywali się przenikliwymi, choć nieraz błądzącymi, politykami duszpasterstwa, „zastępcami" instancji, której królestwo nie jest wprawdzie z tego świata, lecz która działa na świecie, w którym idee i mocarstwa zderzają się w przestrzeni i potykają o opór moralistów... Miejsca bolesne, a także wynikające z nich dylematy moralne będą się w tej książce stale pojawiać. Jej tematem nie są jednak kwestie moralno-filozoficzne ani teologiczne. „Historyzm", przekazany autorowi przez Ottona Yosslera, ucznia Benedetta Crocego, zabiega o zachowanie dystansu, ale także o otwartość. Albowiem wszelka historiografia kończy się tam, gdzie „względy" wyprzedzają „prawdę", jak to zasugerował jeden z kardynałów pewnemu historykowi Kościoła („prima la caritd e poi la veritd" - por. Pastor, „Dzienniki", s. 695). Nie można pominąć także politycznych i ludzkich tragedii — jak choćby losu jezuity d'Herbigny'ego, który zapoczątkował nieszczęsne próby ustanawiania tajnych biskupów, lub losy biskupów Profittlicha i Schuberta, kardynałów Mindszentyego i Slipyja. Właśnie te nieudane fragmenty „dawnej" polityki wschodniej ukazują, dlaczego polityce „nowej" - zapoczątkowywanej niejednokrotnie na gruzach - nie pozostawało nic innego, jak próby budowy i umacniania zabezpieczeń instytucjonalnych poprzez wciąż ponawiane negocjacje, a także ustępstwa. Czy jednak „struktury", na przykład biskupi, są rzeczywiście niezbędne? W Kościele takim jak katolicki, który nie może być Kościołem niewidzialnym (i z tego względu miał np. w Związku Sowieckim znacznie trudniejszą sytuację niż niektóre wolne kościoły protestanckie), biskupi mają znaczenie decydujące. Kościół katolicki może bowiem pełnić swą posługę duszpasterską jedynie za pośrednictwem uprawomocnionego sakramentalnie i kanonicznie urzędu kapłańskiego: bez papieża nie ma biskupów, bez biskupów nie ma kapłanów, bez kapłanów nie ma sakramentów, bez sakramentów (ważnych nawet, kiedy udziela ich osoba „niegodna") nie ma zbawienia duszy. Żadna reforma soborowa nie naruszyła tej zasadniczej struktury. Dyskutować o niej mogą jedynie teologowie, nie historycy. Niektórzy krytycy uważają, że i tak „duch wieje kędy chce". Czy jednak może powiewać również tam, gdzie nie posiada praw i gdzie odcięto mu powietrze do oddychania? Katakumby nigdy nie były duchowymi kwaterami masowymi, w każdym razie nie katolickimi. Nie bez kozery zatem walczący ateizm dążył zawsze do okrojenia bądź zniszczenia widzialnych struktur Kościoła katolickiego. Zwłaszcza staliniści w Europie Wschodniej w tym sensie lepiej rozumieli istotę Kościoła papieskiego aniżeli niektóre Przedmowa i wspomnienie 11 (prawicowe lub lewicowe) pięknoduchy naszych czasów. Zapominali oni stale o „nadziemskim" pojęciu Kościoła, kiedy uważali za stosowne (bądź dobre) użyć go w roli politycznej armii pomocniczej: bądź w duchu kolaboracji, bądź jako siły opozycyjnej. W pierwszym przypadku Kościół mógł korzystać z prawa głosu u rządzących, przyjmować ordery zasługi i kasować podatki, w drugim mógł czerpać siły z cierpień i męczeństwa tych, których wpierw zachęcano do „przetrwania", by następnie pozostawić ich bez pomocy - także dyplomatycznej. Jest to fatalność, która - obecnie raczej z kontuzji niż z rozmysłu - zdaje się oddziaływać jeszcze dziś w postkomunistycznej Europie Wschodniej... Z tym że dziś już pod znakiem owego wielobarwnego nacjonalizmu, który zdaje się przejmować dziedzictwo komunizmu i zarazem wspiera - już bez nacisku ideologicznego lub państwowego - bądź to sekularyzację, bądź to klerykalno-fundamentalistyczną izolację. Ponadnarodowy Kościół powszechny, jakim jest Kościół katolicki, trwa zatem uwikłany w problematykę narodowo-religijną, której ślad jak czerwona nić przewija się przez 70 lat watykańskiej tajnej dyplomacji. m. Niniejsza książka obejmuje dzieje kościołów katolickich w krajach rządzonych przez komunistów jedynie o tyle, na ile jest to nieodzowne dla tematu zasadniczego, dla watykańskiej polityki wschodniej. Jest poszerzoną, przepracowaną i zaktualizowaną wersją pracy po raz pierwszy opublikowanej w 1975 r., a następnie wydanej w 1981 r. pod tytułem Eastern Politics ofthe Yatican 1917-1979 nakładem Ohio University Press (Athens/USA). Jak każda książka zajmująca się współczesnością, również niniejsza pozostanie z konieczności fragmentaryczna, ponieważ nie wszystkie archiwa są jeszcze dostępne. Mimo to udało się autorowi poznać nie znane dotąd tajne źródła i pracować - przede wszystkim w odniesieniu do lat 1917-1945 - w oparciu o ściśle udokumentowany materiał (patrz przypisy i uwagi na końcu książki). Zawdzięcza to autor życzliwości oraz wcześniejszym publikacjom wielu instytutów i osób. Niektórzy informatorzy i świadkowie z ostatnich czterech dziesięcioleci dopiero obecnie, po przełomie na Wschodzie, mogą zostać wymienieni z nazwiska w tekście oraz w przypisach. Wspomnieć wypada o pomocy archiwum politycznego MSZ (Bonn), archiwów państwowych Bawarii i Austrii, archiwum zakonnego werbistów w Steyl (SVD), papieskiego Instytutu Wschodniego (Institutp Orientale) oraz zakonu augusty- nów-asumpcjonistów w Rzymie. W tym ostatnim o. Antoine Wenger udostępnił utorowi dokumenty z lat dwudziestych i trzydziestych, dotąd pozostające w za- iknięciu. Dopiero pierwsza publikacja tych materiałów (1975) sprowadziła kościelną >robatę dla książki, która przyniosła następnie moc dalszych dokumentów (Rome foscou 1900-1950, Paryż 1987). Zostały one potwierdzone przez dokumenty z ari liwum rosyjskiego MSZ w Moskwie, udostępnione historykom dopiero w 1992 r. wcześniejszą informację o tych zasobach, jak też o zasobach Niemieckiego Archiwum Centralnego w Poczdamie (gdzie również spoczywają akta Ministerstwa nołow Rzeszy) autor dziękuje Hansowi Joachimowi Seydowsky'emu. 12 Tajna dyplomacja Watykanu W Archiwum Watykańskiego Sekretariatu Stanu, które i dziś umożliwia jedynie wgląd do dokumentów najdalej do 1922 roku, wartościowych wskazówek udzielił autorowi zmarły już archiwariusz o. Angelo Martini. Bez niego i bez mozolnej pracy Roberta A. Grahama, Pierre'a Bleta i Burkhardta Schneidera (f), wydawców 11-to-mowych Akt i dokumentów Stolicy Apostolskiej z okresu drugiej wojny światowej (ADSS) trudno byłoby zreferować ten okres. Ów zbiór wykorzystany został w niniejszej książce po raz pierwszy w całości w odniesieniu do polityki wschodniej. Jako historyk autor wykorzystał także owoce czternastu lat swej pracy dziennikarskiej w Europie Wschodniej i dwudziestu w Rzymie, gdzie pracował w charakterze korespondenta (WDR i „Die Zeit"). Niejeden dokument i niejedna informacja przenika na światło dzienne jedynie dzięki temu. Również mało z pozoru ważne detale, które mogą wydać się „zbyt dziennikarskie", a powinny przyczynić się do uatrakcyjnienia książki, są ściśle udokumentowane. Albowiem historia staje się żywa nie tylko za sprawą papierów, czerpie ona również z samego życia, zdolna - w duchu Jakuba Burckhardta - „przemienić chwałę i nędzę w poznanie". Hansjakob Stenie Rzym/Wiedeń, 4 stycznia 1993 Rewolucja: szansa czy zagrożenie? Szansa nawrócenia. Na opium? Zdawać się mogło, że rewolucja bolszewików wstrzymała oddech: wzdłuż New-skiego Prospektu, reprezentacyjnej arterii Piotrogrodu - który wkrótce miał otrzymać imię Lenina -przesuwał się 30 maja .1918 r. niezwykły pochód kilku tysięcy ludzi. Nie śpiewali oni pieśni politycznych, lecz nabożne, ich chorągwie, połyskując w wiosennym słońcu, nie były czerwone, lecz przetkane złotem krucyfiksów i wizerunków Madonny. Nie minęło siedem miesięcy od rewolucji październikowej, wyklętej 19 stycznia 1918 roku przez prawosławnego patriarchę Tichona jako „dzieło szatana", a stolica zwycięskiego proletariatu stała się widownią pierwszej w dziejach Rosji publicznej procesji Bożego Gała, zorganizowanej przez Kościół rzymskokatolicki1*. Oczy dziesiątków tysięcy zdumionych i przejętych szacunkiem widzów kierowały się na arcybiskupa, bałtyckiego barona Edwarda von der Roppa, niosącego monstrancję wzdłuż rzędu komunistycznych haseł. Pod baldachimem towarzyszyli mu: jego polski sufragan Jan Cieplak i - po raz pierwszy idący wspólnie z katolikami rytu łacińskiego - zwierzchnik małej, związanej z Rzymem gminy rytu wschodniego, rosyjski egzarcha Leonid Feodorow. Wszyscy oni byli w latach caratu ofiarami dyskryminacji i zsyłek. Czyżby teraz nastała dla nich godzina nowej wolności - w chwili kiedy człowiek, mieniący się „zdecydowanym przeciwnikiem każdej religii" (Lenin), zerwał dekretem o rozdziale Kościoła i państwa również więź łączącą tron ołtarzem i pozbawił wpływów nietolerancyjną religię państwową? Kiedy procesja dotarła do Mostu Litejnego na Newie, zaczęły bić dzwony również w świątyniach prawosławnych... izwierciedlone w tej scenie nadzieje i nieporozumienia, tworzące niejako wstęp amoułudy, oznaczały w rzeczywistości kres iluzji, żywionej przez długie lata itrali rzymskiego Kościoła powszechnego, w Watykanie. ewolucja otworzy przed Kościołem wrota Rosji... Rosyjskiego kolosa ogarną Jsje. Należy trwać w pogotowiu. Na polach wymiecionych przez wichry Jlucji wzniesiemy prawdziwy krzyż". Takie wizje snuł już w 1879 r. pewier latający w Rosji misjonarz francuski2'. 14 Tajna dyplomacja Watykanu Z punktu widzenia dyplomacji watykańskiej wizja ta nigdy nie mogła być tak uproszczona. Papieska polityka rosyjska była wprawdzie zawsze nastawiona z jednej strony na „nawrócenie Rosji", to jest na przezwyciężenie w duchu Rzymu podziału religijnego (schizmy) - a to oznaczało wejście w konflikt z cezaropapizmem St. Petersburga. Z drugiej jednakże strony nie można było oddzielić owej polityki rosyjskiej od problemów zgotowanych papiestwu przez liberalne i socjalno-rewolucyj-ne ruchy XIX stulecia. Pius IX już w roku 1846 (encyklika Qui pluribus) uznał komunizm za „monstrualny błąd", uczynił to zatem dwa lata wcześniej, nim Marks i Engels napisali pierwsze słowa Manifestu Komunistycznego: Widmo krąży po Europie - widmo komunizmu. Wszystkie potęgi starej Europy zespoliły się w świętej nagonce przeciwko temu widmu, papież i car... W grudniu 1845 r. doszło do pierwszego spotkania pomiędzy władcą Rosji a papieżem (między Mikołajem I a Grzegorzem XVI). Dwa lata później uzgodniono nawet z trudem konkordat pomiędzy St. Petersburgiem a Rzymem. Jednak już po dwudziestu latach wszystko to wyblakło. Polacy, którzy po rozbiorze państwa polskiego tworzyli większość katolickich poddanych cara, powstali w'l 863 roku przeciwko jego władzy. Choć papież pouczał polskich powstańców - inna sprawa, że bezskutecznie - o konieczności szanowania „ustanowionej przez Boga zwierzchności", car wznowił dyskryminację katolików. Likwidowano klasztory, konfiskowano dobra kościelne, katolikom zabroniono nabywać grunty, zaś odstępstwo od Kościoła prawosławnego do innego wyznania zostało nawet zagrożone karą. W roku 1866 Rosja wycofała swoje poselstwo z Rzymu, w 1867 podporządkowano katolicką administrację kościelną „kolegium duchownemu", kontrolowanemu przez „wydział do spraw wyznań zagranicznych" petersburskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a w praktyce przez tajną policję. W tymże 1867 roku - dokładnie pięćdziesiąt lat przed rewolucją październikową - papież wezwał do modlitwy w intencji „prześladowanego Kościoła w Rosji" (encyklika Levate). Czy znaczyło to, że ustała już wspólna „święta nagonka" przeciwko komunizmowi, napiętnowana przez Marksa i Engelsa? W papieskim Syllabusie z roku 1864 zaliczono komunizm, wraz z liberalizmem, socjalizmem, wolnomularstwem i ruchem badaczy Pisma Świętego, do „epidemii" epoki. Tej niemalże „medycznej" diagnozie odpowiadał stosunek komunistów do religii: jest ona, pisał Marks w 1843 roku w swoim Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa, „westchnieniem udręczonego stworzenia, klimatem świata bez serca" i „duchem bezdusznych stosunków", jest „opium dla ludu" - zatem oczywiście środkiem przeciwko ludzkiemu cierpieniu. Inna rzecz, że środkiem znieczulającym, nie zaś leczniczym. Dla rosyjskiego marksisty Lenina, który chciał nie tylko filozofować, ale również uprawiać -politykę, religia była wprawdzie błędem teoretycznym, ale w większym jeszcze stopniu była uciążliwym społecznie narkotykiem. Dostrzegał ją przede wszystkim w postaci prawosławnego kościoła państwowego, podpory reżymu autokratycznego. Antyrzymskie nastawienie ortodoksji rosyjskiej obchodziło Lenina i jego przyjaciół równie mało, jak nieufność papieży wobec Rosji. W rzeczy samej nie trzeba było być marksistą, aby liczyć się z tym, że wspólne interesy konserwatyzmu zawsze zdobędą się na przerzucenie pomostu ponad podziałami. Rewolucja: szansa czy zagrożenie? 15 Obiawiło się to ponownie podczas pierwszej próby rewolucji rosyjskiej w 1905 ro- zapoczątkowanej w St. Petersburgu przez krwawo stłumioną demonstrację lotniczą, na której czele stanął duchowny prawosławny Hapon (jak się później izało, policyjny szpicel-prowokator!). Trafnie wyczuwając napięcie, zarysowujące • pomiędzy caratem a prawosławiem, papież Pius X wystąpił natychmiast z listem pasterskim, zaadresowanym do (polskich) katolików w państwie rosyjskim: powinni stać „po stronie ładu", nie przyłączać się do „szkodliwej sekty" socjalistów, w ogóle nie powinni zadawać się z „partiami oszalałych ludzi" (encyklika Poloniae Populonan). Car odpowiedział na gest Rzymu edyktem tolerancyjnym, w którym po raz pierwszy okroił przywileje kościoła państwowego, przyznał więcej praw katolikom i nawet umożliwił prawosławnym zmianę wyznania. Skoro tylko przyznano owe ułatwienia - a można je było traktować również jako dowody słabości caratu - natychmiast odżyły w Rzymie nadzieje na „nawrócenie", zaś w samej Rosji - wielorakie sprzeczności narodowe, ukryte pod różnicami religijnymi. Czujący się Polakiem arcybiskup Wilna, baron von der Ropp3), przeciw któremu oponowali litewscy katolicy, został w 1907 roku pozbawiony stanowiska przez rząd rosyjski. Papież nie zaprotestował. Jednak w tym samym czasie arcybiskup hrabia Andrzej Szeptycki ze Lwowa4' (metropolita połączonych z Rzymem ukraińskich katolików rytu wschodniego) udał się dwukrotnie pod fałszywym nazwiskiem do Rosji, aby zapoznać się z klimatem politycznym i ocenić szansę działań misyjnych. W1908 roku przedstawił w Rzymie sprawozdanie; mimo iż papież niedawno ponownie ułożył się z carem, przyznał on jednocześnie Szeptyckiemu tajne pełnomocnictwa na wypadek „dnia X" w Rosji -przykład dwutorowości, która w następnych dziesięcioleciach dość często jeszcze miała obciążać politykę wschodnią papieży. Inna sprawa, że tajne pełnomocnictwa Szeptyckiego mogły nabrać mocy dopiero w chwili, gdy pod koniec pierwszej wojny światowej załamało się nie tylko „schizmaty-ckie" państwo carów, ale znikły również Austro-Węgry, których obywatelem był Szeptycki, a sam arcybiskup uwolniony został z internowania na Syberii. Taktycznie , lawirując pozyskiwał on zarówno względy wiedeńskiego cesarza, jak i petersburskiego cara, mając zawsze podwójny cel przed oczami: katolicyzację Rosji oraz ustanowienie niepodległego, katolickiego państwa narodowego Ukraińców. W wyniku >owikłań historii, ale także wskutek własnej nadgorliwości, metropolita trafiał wciąż l nowa pomiędzy młot i kowadło. W 1918 roku znalazł się wraz ze swym aińsko-katolickirn arcybiskupstwem w granicach nowej Rzeczypospolitej Polskiej, równie niechętnej wobec Ukraińców, jak wobec Rosjan. W osobie metropolity Szeptyckiego (1865-1944), o którego niemal awanturniczym będzie się jeszcze często wspominać w tej książce, koncentruje się niemal cznie ów splot powikłań narodowych i religijnych, który wciąż od nowa ukował papieską politykę wschodnią. Po pierwszej wojnie światowej sytuacja rdziej się skomplikowała, bo całkowicie zmieniła się mapa Europy, zaś żadna uętych zmianami stron nie zamierzała się z tym pogodzić. Dawna idea unii lej, ponownego zjednoczenia „zachodniego" i „wschodniego" Kościoła, stając a porządku dziennym, skomplikowała się w tym samym stopniu. Kwestia 16 Tajna dyplomacja Watykanu Lwowski metropolita Kościoła greckokatolickiego (unickiego) hrabia Andrzej Szeptycki f!865-1944) Arcybiskup baron Edward Ropp (1851-1939) obrządku nabożeństw - łaciński czy słowiański - mogąca mieć dla Rzymu właściwie tylko misyjno-techniczne znaczenie, odgrywała przy tym coraz większą i gmatwającą istotę sprawy rolę, gdyż pod płaszczem religii skrywała resentymenty nacjonalistyczne. Rewolucja w Rosji z punktu widzenia Rzymu oznaczała z pewnością otwarcie wielu możliwości, choć wcale nie było jasne, jakie będą szansę ich wykorzystania. Czy Watykan powinien zaangażować się po stronie nowej katolickiej Polski, by tym samym natychmiast wywołać napięcia z nową katolicką Litwą, a także z nową Rosją, gdzie po rewolucji lutowej 1917 roku socjalliberalny rząd Kiereńskiego zapowiadał poszerzenie swobód dla katolików? Z drugiej zaś strony: czy ugoda z Rosją nie obciąży stosunków z nową Polską oraz z Ukrainą? Natomiast uwzględnienie ukraińskich aspiracji Szeptyckiego z pewnością musiałoby zirytować Polaków i Rosjan. Szczególny dylemat, przed jakim stał Watykan, łagodziła jedynie chroniczna trudność uzyskania jasnego obrazu sytuacji w Europie Wschodniej. Nie uzyskano go nawet w połowie 1917 roku, kiedy to rząd Kiereńskiego zapragnął nawiązać stosunki ze Stolicą Apostolską. Trwała jeszcze wojna światowa. Do Piotrogrodu -jak wówczas nazywał się St. Petersburg -przybył w kwietniu 1917 roku nie tylko Lenin (przemycony ze szwajcarskiej emigracji przez rząd niemiecki, mający nadzieję, że dalsze rewolucjonizowanie nastrojów zniechęci Rosję Rewolucja: szansa czy zagrożenie? 17 do wojny...), zjawił się tam również lwowski metropolita Szeptycki i ustanowił (w oparciu o papieskie pełnomocnictwa z 1907 roku) swego „ucznia" Leonida Feodo-rowas) egzarchą niewielkiej gminy konwertytów rytu wschodniego. Obejmowała ona niespełna sto osób, jednak składała się głównie z wybitnych intelektualistów i w oczach Szeptyckiego uchodziła za przyczółek przyszłego upowszechnienia katolicyzmu w Rosji, Je8° zdaniem niemożliwego przy zachowaniu rytu łacińskiego. Pojawił się też w 'piotrogrodzie baron von der Ropp, odsunięty przez cara, a teraz wypełniający polecenie Rzymu, by w charakterze arcybiskupa Mohylewa otoczyć opieką l ,6 miliona katolików rytu łacińskiego (głównie zamieszkałych w Rosji Polaków). O ile rząd Kiereńskiego odnosił się raczej nieufnie do Rosjanina-katolika Feodorowa, który pod fałszywym nazwiskiem studiował przed wojną w Rzymie, o tyle katolików „łacińskich" obdarzał przywilejami i zawarł w lecie 1917 roku porozumienie z arcybiskupem Roppem, które umożliwiało powołanie pięciu diecezji (Mohylew, Mińsk, Kamieniec Podolski, Żytomierz i Tyraspol) z 600 kapłanami dla około 600 kościołów. Nawet wygnani z Rosji jezuici mieli uzyskać prawo wjazdu. „Rozdział Kościoła i państwa", zawarty w programie rządu Kiereńskiego - praktycznie nie urzeczywistniony - zaniepokoił Cerkiew prawosławną, natomiast katolików napełnił nadzieją. Również leninowska rewolucja październikowa, która zapowiedziała kurs radykalnie antyreligijny, nie doprowadziła do istotnych zmian......W stosunku bol- 'szewików do Kościoła katolickiego objawiła się nie tylko tolerancja, lecz - jeśli .wolno tak powiedzieć - nawet pewne uprzywilejowanie, w przeciwieństwie do stanowiska wobec duchowieństwa prawosławnego, które poddano prześladowa-/niom". Tak pisał jeszcze cztery lata później pewien teolog, wykładowca piotrog-rodzkiej Akademii Duchownej6' Tłumaczył tę osobliwość przekonaniem, że „bolszewicy dostrzegali w duchowieństwie katolickim ofiary byłego rządu carskiego"; inna sprawa, że podczas różnych zamieszek śmierć męczeńską poniosło również sześciu księży katolickich. Skądinąd Lenin już w 1905 roku zalecał ostrożne postępowanie wobec „katolickich robotników", choć równocześnie kazał zwalczać sojusz Jezuitów z proletariuszami" „tyle że nie z pomocą metod policyjnych". W artykule „Socjalizm a religia" (1905) lin domagał się, by religia „była sprawą prywatną w stosunku do państwa", ale twierdził, że „żadną miarą nie możemy uważać religii za sprawę prywatną wobec własnej partii". Co jednak czynić, kiedy - zgodnie z tradycją rosyjskiego scioła państwowego - rządząca partia podniesie swój monopol ideologiczny do igi nowego „wyznania państwowego"? Czy i wtedy „rozdział Kościoła od pań- rpzważany przez Lenina w 1905 roku jako perspektywa, będzie rzeczywiście ac, że będziemy walczyć z otumanieniem religijnym za pomocą ideowego mię ideowego oręża, za pomocą naszej prasy, naszego słowa...?"7' Lenin walił aę później, że rozdział Kościoła i państwa dokonał się jako „produkt uboczny" cji, podczas gdy wcześniejsza „demokracja drobnomieszczańska" .potrafiła sdynie gadać. Stosowny dekret Rady Komisarzy Ludowych z 23 stycznia 1918 ^zwalał jednak dostrzec, jak bardzo Lenin liczył się z kościołami jako ukami ideologicznymi i że był zdecydowany stosować w walce nie tylko Qty .jedynie ideowe", ale także państwowo-prawne akty administracyjne. 18 Tajna dyplomacja Watykanu „Wolność wyznawania dowolnej religii, a także żadnej religii" została wprawdzie zagwarantowana (§ 3), podobnie swoboda kultu, „o ile nie narusza lądu publicznego" (§ 5), jednakże nauczanie religii wyeliminowano nie tylko ze szkół, ale praktycznie również z kościołów: „Obywatele mogą prywatnie studiować swą religię i nauczać jej" (§ 9). Kościołom zabierano nie tylko wszelkie subwencje państwowe, zabroniono im również nakłaniać wiernych do składania ofiar (§ 11), co więcej, pozbawiono je bazy materialnej: „Żadna wspólnota kościelna czy religijna nie ma prawa do posiadania i własności. Nie są one osobami prawnymi". Odnosi się to nie tylko np. do posiadania gruntów, bo także „budynki i przedmioty specjalnie przeznaczone dla kultu religijnego" będą udostępniane wspólnotom religijnym drogą stosownych rozporządzeń rządu „do bezpłatnego użytkowania" (§§ 12 i 13)8). „Opamiętajcie się, szaleńcy: Zaprzestańcie krwawych łaźni! To, co czynicie, jest dziełem szatana, czeka was za to wieczny ogień po śmierci i straszjiwe przekleństwo przyszłych pokoleń!" Tymi słowy prawosławny patriarcha Tichon rzucił •klątwę na nowych władców Rosji już na cztery dni przed dekretem Lenina o religii*. Zdecydowanie odmiennie postępował katolicki arcybiskup von der Ropp: unikał jakichkolwiek gwałtowniej szych wypowiedzi publicznych przeciwko dekretowi i milczał nawet w kwietniu 1918 roku, kiedy zakazano wszelkiego nauczania religii - także prywatnie - „dla osób, które nie ukończyły 18 roku życia"10'. Jeszcze mogło się wydawać, że życie wspólnoty katolickiej jest mniej narażone, że uderzenie skierowano zasadniczo w dawny kościół państwowy. Katolicy naprawdę zatrwożyli się dopiero 24 sierpnia 1918 roku, kiedy to Ludowy Komisariat Sprawiedliwości wydał rozporządzenie wykonawcze, zgodnie z którym prawo użytkowania upaństwowionych gmachów kościelnych i sprzętu liturgicznego uzyskuje się jedynie na podstawie umowy pomiędzy „co najmniej dwudziestoma wierzącymi" (dwadcatkd) a miejscowym sowietem, i to po przedłożeniu przez grupę wiernych stosownego spisu inwentarza. Warunki te były oczywiście sprzeczne z wszelkimi przepisami katolickiego prawa kościelnego. Ropp zareagował na nie ostrym, lecz nie opublikowanym protestem, skierowanym do Moskwy. Jednakże z faktu, że wydział religii komisariatu sprawiedliwości równocześnie zaprosił go do Moskwy na naradę dotyczącą dekretów, Ropp wyciągnął wniosek, że dyktatura nie siedzi jeszcze mocno w siodle: kto wie, może władza bolszewików jest jedynie rewolucyjnym epizodem? Z tego względu unikał wszelkiej gwałtowniejszej konfrontacji i starał się ostrożnie i rozważnie przeprowadzić swój Kościół przez burzliwe czasy11'. W końcu wszystko wydawało się jeszcze płynne: Lenin zawarł w Brześciu pokój z Niemcami wbrew gwałtownym oporom we własnym obozie, a także wbrew stanowisku Cerkwi prawosławnej. Ledwo jednak Rosja wyszła z wirów wojny, ogarnęły ją wichry wojny domowej, którym inne mocarstwa nie przyglądały się bezczynnie. Zatem mogło się wydawać, że wszystko jest jeszcze otwarte, że nie należy zatrzaskiwać żadnych drzwi. Na takim też tle należy umieścić beztroską i niczym nie zakłóconą celebrację Bożego Ciała, poprzez którą arcybiskup Ropp i diecezjanie demonstrowali w Piotrog-rodzie w końcu maja 1918 r. wolę religijnego przetrwania, a także swoją względną swobodę. Elastyczna postawa Roppa odpowiadała również linii Watykanu oraz jego przedstawicieli, rozsyłanych wówczas do zapalnych miejsc Europy. Rewolucja: szansa czy zagrożenie? wysuniętej placówce: Ratti i Pacelli 19 Obie kluczowe osobistości dyplomatyczne, jakimi papież Benedykt XV posługiwał się w zrewolucjonizowanej środkowej i wschodniej Europie, zostały później jego następcami. Obie też na czterdzieści lat nadały kierunek watykańskiej polityce wschodniej: Achille Ratti, późniejszy Pius XI, oraz Eugenio Pacelli, późniejszy Pius XII. PO obu przylgnęło potoczne mniemanie, że zostali w owych latach tak drastycznie skonfrontowani z „wywrotowcami", iż raz na zawsze ukształtowała się ich nieprzejednana postawa wobec komunistów. Dokumenty ukazują inny obraz. Blady, szczupły, majestatyczna postawa renesansowego księcia, skrywająca jednak .i pewną dozę niepewności - tak zaprezentował się 41-Jetni Eugenio Pacelli w maju 1917 roku jako nuncjusz papieski w Monachium, a wkrótce również w Berlinie. Nie powiodły.się jego starania, aby zgodnie z poleceniem papieża doprowadzić do rychłego zawarcia pokoju. Przekonanie, że jeśli wojna światowa rychło się nie zakończy, to „lukę wypełni czerwona międzynarodówka" Q'ak to wobec niego przewidująco ujął cesarz Wilhelm)12*, wnet stało się dla Pacellego nie tylko teoretycznym pewnikiem. Z okna swej nuncjatury przy monachijskiej Brienner Strasse 15 zdołał niejedno zaobserwować. Kurt Eisner, szef rewolucyjno-socjalistycznego większościowego rządu bawarskiego, grzecznie notyfikował w Watykanie objęcie władzy. Wnet jednak, na polecenie z Rzymu nuncjusz zmuszony był wycofać się do Rorschach w Szwajcarii, gdyż w Monachium przelatywały nad jego głową serie z karabinów maszynowych. Po zamordowaniu Eisnera ustanowiono tu „republikę rad"; pokwitowała ona z dumą telegram gratulacyjny Lenina, który jakoś nie zauważył zdecydowanie nie-Leninow-skiego, kabaretowego charakteru owej anarchistyczno-marzycielskiej awantury. Rząd socjalistyczny, który ewakuował się do Bambergu, ogłosił - nawet w języku włoskim - oświadczenie („Bayerische Staatszeitung" z 10 kwietnia 1919), że uważa za swój „święty obowiązek" (sacra do\ere) zagwarantować nietykalność osoby nuncjusza. Pacelli powrócił do Monachium. Dysponował w tym momencie także pismem, w którym ludowy pełnomocnik do spraw zagranicznych, Dietrich, zapewniał nuncjuszowi „ochronę przez rząd rad". Nie na wiele to się zdało. o południu 21 kwietnia „Czerwona Gwardia" - żołnierze i marynarze, na pół undurowani, ale uzbrojeni - wtargnęła do nuncjatury. Oficer nazwiskiem Pongratz Pacellemu pistolet do piersi, choć nuncjusz okazał swój „Ust żelazny". irwonogwardzistom zależało jednakże jedynie na wielkim samochodzie nuncjusza rki Daimler Benz. Kiedy Pacelli zapowiedział protest w Ministerstwie Wojny, u rozległy się chaotyczne pogróżki, „że nuncjatura i cała ta banda zostanie lana". W końcu nuncjusz nakazał służącemu otworzyć drzwi garażu. Farsa aty nie jest możliwa: luksusowego kabrioletu nie dało się uruchomić. „Rewo- usci" odnotowali wóz dopiero nazajutrz, by kilka dni później cichcem go ^wrócić . . . ^ u Pn mo?la wptynąć na ukształtowanie się „wyobrażenia komunizmu" ;go? Katolicka prasa niemiecka dramatyzowała incydent, dostrzegając nfrontację z „bezbożnym bolszewizmem" - ku wielkiemu niezadowoleniu 20 Tajna dyplomacja Watykanu nuncjatury, jak o tym świadczą dokumenty, przechowywane w tajnym archiwum państwowym Bawarii. Zastępca Pacellego, monsignore Scioppat, zapewnił posła Bawarii przy Stolicy Apostolskiej, że nadużycie „nie miało charakteru antyreligij-nego". Według relacji posła sam Pacelli również bagatelizował zdarzenie: Niemniej mons. Pacelli wcale nie jest poirytowany, gdyż jest zbyt przenikliwy, by nie zrozumieć, dlaczego w obecnych warunkach nie przypisuje się obyczajom dyplomatycznym należnego znaczenia. Taki dystans był szczególnie potrzebny Pacellemu już w najbliższych latach, kiedy stał się - jak to wnet zobaczymy — najważniejszym negocjatorem Watykanu w kontaktach z sowieckimi komunistami. Z całkowicie innego drewna wyrzeźbiona, aczkolwiek w dramatycznych momentach podobnie zrównoważona była druga kluczowa osobistość, wysłana przez Benedykta XV do „zrewolucjonizowanej" części Europy: Achille Ratti. Również jego pierwsze doświadczenia powinny tu zostać naszkicowane, bo były one zarazem pierwszymi watykańskimi kontaktami z Rosją Lenina. Ratti, nie mający zbyt wielkiego obycia w świecie, raczej uczony niż polityk, objął 29 maja 1918 roku stanowisko wizytatora apostolskiego w Warszawie. Posiadacz trzech doktoratów wyróżnił się wcześniej jako prefekt Biblioteki Watykańskiej raczej gorliwością naukową aniżeli talentami dyplomatycznymi. Teraz -już 61-letni - został przeniesiony w inny świat, wstrząsany gorączką radykalnych przemian. Jego misja obejmowała nie tylko nową Polskę, ale wszystkie obszary wchodzące w skład dawnego państwa carów - od Litwy po Syberię. Spojrzenie swe kierował od pierwszej chwili szczególnie na Rosję. „Możność przelania krwi za Rosję napełniłaby mnie wielką radością" - napisał z pewną dozą egzaltacji do Benedykta XV.15) Aczkolwiek zapewne nigdy nie „zetknął" się osobiście z Leninem - choć podobno miał tak kiedyś twierdzić1* - to jednak doszło między nimi co najmniej do bezpośrednich kontaktów telegraficznych. Papież, któremu potrzebny był Ratti-dyplomata, a nie męczennik, zabronił mu udawać się do Rosji, gdyż warunki stawiane przez Sowietów (ograniczona trasa podróży) wydawały się nie do przyjęcia. Niemniej Ratti natychmiast zaczął działać: w lecie 1918 roku zwrócił się do Sowietów daremnie prosząc o uwolnienie carowej i jej córek, krótko potem prosił telegraficznie o zachowanie życia Wielkiego Księcia Jerzego. Te i inne kroki humanitarne, w ogóle „kontakty wschodnie" Rattiego (jakbyśmy je dziś nazwali), nie ułatwiały mu pracy w Warszawie. Wrogość wobec wszystkiego co rosyjskie była tu chyba silniejsza od niechęci wobec komunizmu. Nie zapomniano też, że Watykan jeszcze dwa lata wcześniej uważał ideę niepodległej Polski za „nierealną"171. Wiedziano również, że papieski sekretarz stanu nie tylko uznał za niemoralny wersalski traktat pokojowy, któremu Polska tak wiele zawdzięczała, ale też uważał za nieroztropną całą politykę polską, będącą obecnie w konflikcie z Rosjanami i z Niemcami (na Górnym Śląsku)1*. I choć Ratti szczerze zabiegał o uznanie go za przyjaciela Polski, to polityczne kręgi Warszawy, szczególnie zaś środowisko antyklerykalne i narodowo-demokratyczne, stale okazywały mu obojęt- Rewolucja: szansa czy zagrożenie? 21 Naczelnik państwa Józef Pilsudski i nuncjusz papieski Achille Ratti w Warszawie, 1919 rok ność i ostatecznie wymusiły w 1920 roku jego niesławne odejście. Zaowocowało to . długotrwałym rozgoryczeniem. Wzgardziła nuncjuszem nie tyle prawdziwa Warszawa, ile raczej owa „tańcząca, rozbawiona, połyskująca nagimi ciałami kobiet, kąpiąca się w szampanie «Warszaw- ka», flirtująca z każdym nadbiegającym Prusakiem bądź Moskalem (byle miał tytuł)", skarżył się po latach polski duchowny, blisko związany z Rattim19'. Poza lewicowymi agitatorami, masonami i Żydami [!] sprzysięgło się przeciwko Rattiemu wież eleganckie towarzystwo, bowiem nuncjusz unikał ich salonów „zaludnionych 'bezwstydnie odziane kobiety": „W gruncie rzeczy owe miłe córy Ewy marzyły ) tym, aby powiedzieć coś bezwstydnego lub obraźliwego o człowieku, który lżył sieje ignorować", oburzał się, nie szczędząc kwiecistych aluzji, współczesny ?raf. Było w tym zawarte nawiązanie do pogłosek, sugerujących, że nuncjusz ie pod wpływem próśb pewnej damy z arystokracji powstrzymał się od ucieczki, ' lipcu 1920 roku Armia Czerwona zagroziła Warszawie. Przerażenie, z jakim rówczas o zbliżających się do Warszawy Kozakach, zostało opisane przez bla, który nawet w biszkoptach, znalezionych w splądrowanej kuchni na oanii, wietrzył „powabnie pachnący gniew Watykanu"... W rzeczywistości ^ cjusza zatrzymały w polskiej stolicy nie emocje uczuciowe, lecz trzeźwe zalecenia Ratti miał trwać na placówce, aby nawet w przypadku zajęcia Warszawy >lszewików móc natychmiast nawiązać z nimi kontakt20'. 22 Tajna dyplomacja Watykanu Wyprzedziliśmy nieco wydarzenia, gdyż wydało się ważne naszkicowanie sylwetek obu dyplomatów, usytuowanych przez papieża na „wysuniętych placówkach". Zarówno Ratti, jak Pacelli - mimo różnicy temperamentów - nadawali się doskonale do zainicjowania najtrudniejszej w całych dziejach fazy dyplomacji papiestwa. Praktycznymi receptami nie rozporządzali ani oni, ani Watykan, który nie mógł dać im na drogę jasnych wskazówek, poza jedną: w świecie, który wyszedł z normy, należy zapewnić możliwie największe swobody dla katolików, a może zdobywać nawet tereny na z pozoru utraconych placówkach. Inna sprawa, że troski i nadzieje nie były w stanie się zrównoważyć; każda wizja przyszłości musiała zderzyć się z historyczną nowością - z wojującym ateizmem jako doktryną państwową. Papieskie telegramy do Lenina i sprawa Roppa Lenin przestrzegał jesienią 1918 roku swoich towarzyszy: „W walce z przesądami religijnymi należy postępować bardzo ostrożnie; wielką szkodę wyrządza ten, kto w walce tej urazi uczucia religijne"21). Miał powody ku temu, albowiem gorliwców ogarnęło szaleństwo. Ta właśnie okoliczność podsunęła nader ostrożnej dyplomacji watykańskiej pragmatyczne punkty zaczepienia. Inicjatywy humanitarne mogły liczyć na powodzenie, pod warunkiem, że nie narażą się na podejrzenie o sympatie „kontrrewolucyjne", jak owe telegramy interwencyjne w sprawie rodziny carskiej. Natomiast prześladowany biskup katolicki obchodził Watykan bezpośrednio - i to sowieccy funkcjonariusze powinni byli zrozumieć. Dlatego 3 lutego 1919 roku - dzięki pośrednictwu Rattiego - dotarł do Lenina po raz pierwszy bezpośredni telegram z centrali Kościoła rzymskiego: Papież Benedykt XV dowiedział się z wielkim bólem, że monsignore Ropp, arcybiskup Mohylewa, zatrzymany został w Piotrogrodzie przez bolszewików jako zakładnik. Usilnie prosi on pana Lenina, aby zechciał zarządzić jego natychmiastowe uwolnienie. Kardynał Gasparri. W rzeczy samej Lenin zasięgnął 6 lutego informacji w policji piotrogrodzkiej: „Czy jest prawdą, że aresztowaliście arcybiskupa Mohylewa Roppa? Poinformujcie mnie, pod jakimi warunkami można by go uwolnić; prosi o to papież"221. Natychmiast też telegrafował do Rzymu: Po otrzymaniu pańskiego telegramu zażądałem informacji z Piotrogrodu, skąd doniesiono mi, że arcybiskup Ropp nigdy nie był aresztowany. Sprawa dotyczy jego bratanka Egona Resilewicza Roppa, młodego 22-ktniego mężczyzny, aresztowanego 20 spekulację, który jednakże został powierzony Jamnsenowi Gobaretowi [?]. Lenin. Rewolucja: szansa czy zagrożenie? 23 ANNO OINQUANTANOVniM» MEROOLEDI1 ł Ał>RILI 1H| S La Santa Sede e ii Gorerno Massimalista rasso *veodo Wcunl jttanuli •ccenMto ad ono acajnbio di 4H wammi lr» 44 Segw ttril d.i SUlo di Stu Siuiliti rd-U Gov«r-M JlaMimalMa di RUM!*, rd ancbe li-piodoUiU łn parto. rredtwna wpponuno di bubb«k*n'U tenlo dei dłlll daciunwiti. In eegullo •' comunloulone det łuw.mó Vi*il«toT« Apsulollco dellu Poloni*, Mon-lignor .n»lU. <1 qu*le -parteclpara fwryn-nuto iwTMio. ronię oeingjrio/ deH'Aixive-KOTO di Mohliew, UorMlgnor Hopp, U fiuta S«J« *i cenu>6 aublta dd modo un-dl v«nirt ID ••lalo del porno Arel voncovv ft-Mchto « natoto, " Uop» *v«r* ptrtwiią preu « tale aeopo conłlgllo' od iMinlnlro di 'Ruitia PNMO *\» 'SanU Scde, Bi«noi' Łyawkmmky,' ,ł'E-im> CanUn&k> Garptuii, d'oniine di-Su» ScnUU, la d«l» 3 /f*> kr»to p.; p. r«efta"ł>ervenii«; per m«u> 'di nuJwUJfjirłmmi, •!• GOTCTBÓ TUUO II •*> irucnt* diipMcio:. Łoui. Jfoieiw. • L« P«p*'D«ioit XV » apprił »vee une « ironuoM doii'«ir qar MoniwiinłMjr «»«i|>. AndMn1quc dc Mohłkw, 4 łlł « aria aomnto oUi«« 4 Pcłrogmcl Mr kr « Łotantilu. H pri* liMiammcnt Mr. Ł«r « nln da Touloir blai donncr da anlrt«, « »ta fa'łl *oil mii MiuiUt 'tu łterU •. ĘudlnłJ* CMpctti. A quóto lolefrmmm*. U Sl«t>or i*nin riip«odmi.oot dltp«cecli> .MW umU: CcrdUMte fifl.yarrt Jlom*. U mano p. p., Itoam, a raccu deUo fU*x>.E.nn Cardinale ftejcntario di Ma* u; perreritr* al Siglwr Laain U legueoto IMMML • De Murue aencum on ntoporle-qn« • .vo* partiaaiu peraeculent mlnistm de • -Dieu lurtout ceux qui appartiennenl a ' nrilgion ruaaa anpeUee ortodcwe. La L Riunlono non ua w eoon. a wnoriul eoMMM- Bowit XV wus oonjiu* doo- MiJj»Uro -U ner d» ordroa «iv*iM afln qui mini- Forh • < *i ttrai d* D'omporU ouclle .reUclon acłont iSHuto a rfcpoetta. ŁtnśnanIU M la rollWon Ve«» mSto * u-n> co Mrcai rtccnialmanUM .. ' "" ner m ttrai . . rfcpoetta. ŁtnśnanIU M la rtccnialmanUM .. Cartlnol (i.,f,rrl. •i q>ialo . lalofframma -A-euh-* nipotla -i4* » rtfenn. dal Minillra dr«U wtaii rtel goveroo mo»-aignor Clcirti,. aei termini w Caiparri dJv * v nlóae "'• cł" »Tolr .Nfa *ot mplłendon n* npandra que •Antwrt-Koop. n1*' juiuis *tl «rr*U; e'wl jon nmu Aińn- RetttatlMh Rnop • ]«uno faomm« 23 on* qui 4 11* trrilt - »b fl -.«l oMC «•' M*. • Ayanl re^u wolr» ndioUItgrainnw. 12 « Moi, j« niia en mcwra do wu» w»urer • a\w ja KMirca .'airinua mniUanaoo dnni « M radióKle^rmnune voiii a Inami en er. • nur. La'ł*p*TaBon d* 1'Eflait de TElat « arant •!•- aeounplie en fluwie, la raił- • gian y ert Uaitto .comnt* une anniir • prifćt. U ani tkme abaolvunent tum. « da parter de peneculion du ninialrra • d« 1« raligion. Ił ne. M produil dtuu no- • Ira p»y» auoun tnił 'aualogu« a ccu» • oul ttaienl IA rtgto 4 regaid dea orlho-i'doio» «'ou dwmnnit TKgilie CaUM«1- • qu> tlonaina. Vu riolirtl «p*cioJ dnnlr « voua taiłea prmtoc 4 1'teatd de 4*.. roli- • gion. ' • imaUqu« et heXUque et gue -mtu qua- • liAez cDmm« ortbodoata, Ja pni* «MM gj>-« rmnlir qii'aiieun ninialn da ctlU .rełł-. • gum n'a aoulTert "pour a*a «onvin«Uon« • reUftieuM* «t nlra «vx ••quioat partielpi a dea conłpiralJoM ron «'tr» l* Couvemeoienl aoyUUile al nonlre • Je pouroir de* outriera et U» payaan*, « noua.arona prbeed* duu U tmilepii-ni • o^ie Tion»'Jour a^twi inUig* du 4>oint de • wie qu'IU dolvent łtn aounis auz m*- • mea Jota quo »ei Milrau eiloyen* et « qu'atMunni eiłualion privłl«giea par rap « pan ttux łaJqtna ne doil 1eur apparte-. Jilr. Vn ffiprit dc aolidariU lemowin*. *<">'> H P™ *"• T" ° 'j?7* ,d*. P* « •"» ł" P La oulcr • le. i-onHmiu nrllr « pnr rr » nrm> imlotm nclj n> Jn i-znl n nol nUnnrio II poUrn al U la nerr*»U. itl rtrorrrn mnt-> dl tul * nUneano om . • QDM|" "» rtrr* «x>nlro < r)a prim-Jpio. ra. la:par4Un Wymiana -~ji pomiędzy kardynałem Gasparrim a Leninem, opublikowana 2 kwietnia „Ossermtore Romana" Tajna dyplomacja Watykanu Niezbyt to szczęśliwy zbieg okoliczności, że podczas pierwszego „kontaktu na szczycie" Watykan oparł się na pogłosce. Lecz była ona błędna jedynie przez krótki czas: już dwa i pół miesiąca później, J9 kwietnia, rzeczywiście aresztowano Roppa - w tym samym dniu, w którym na rozkaz szefa państwa polskiego Józefa Piłsudskiego wojska polskie zajęły Wilno. Roppa oskarżono o współpracę z Polską. Rzeczywistym powodem było jednak uporczywe, taktycznie zręczne omijanie przez Roppa leninowskich dekretów kościelnych, co było cierniem w oku bolszewików. Od grudnia 1918 roku Ropp gromadził swoich księży na regularnych konferencjach, aby omawiać z nimi poszczególne posunięcia obronne. Pomimo kościelno-prawnych zastrzeżeń niektórych duchownych aprobował - za zgodą Rzymu - tworzenie „komitetów parafialnych", które w warunkach narastającego ucisku politycznego mogły zawierać z władzami umowy o korzystaniu z dóbr kościelnych. Tylko tą drogą można było ocalić pomieszczenia kościelne przed zamknięciem, a sprzęt liturgiczny przed rekwizycją. Z przedstawicieli owych komitetów parafialnych Ropp utworzył katolicki „Komitet Centralny" w Piotrogrodzie, mający występować w roli partnera w rozmowach z władzami centralnymi. Ów katolicki system „radziecki", pozornie dostosowany do mody politycznej i trudny do pogodzenia z prawem kanonicznym, nie spodobał się jednak Sowietom. Podejrzewali, że instytucja ta jest sprytną próbą przekreślenia jednej z głównych tendencji dekretów religijnych: rozdrobnienia gmin kościelnych (w grupach dwudziestkowych) i zaniku Kościoła jako jednolitej osoby prawnej. Nieufność wzmacniała również okoliczność, iż wiernymi Kościoła katolickiego w Rosji byli głównie Polacy i że papież swego pełnomocnika do spraw Rosji ulokował właśnie w Warszawie. Sytuację utrudniał też fakt, że na postawę papieża wpływała rozpoczynająca się wojna domowa i jawna interwencja antykomunistycznej zagranicy. Nie mógł on uniknąć zajęcia stanowiska po otrzymaniu z głównej kwatery „białego" admirała Kołczaka (inna sprawa, że jego wojska walczyły nie mniej okrutnie niż „czerwone") datowanego 7 lutego 1919 telegramu prawosławnych arcybiskupów Sylwestra i Benjamina: Tam, gdzie władzę sprawują bolszewicy, Kościół chrześcijański cierpi surowsze ' prześladowania niż w pierwszych trzech wiekach chrześcijaństwa. Gwałcone są mniszki, proklamuje się uspołecznienie kobiet i dozwolone są najbardziej sprzeczne z ładem ekscesy. Wszędzie dostrzegamy śmierć, zimno, głód... Z prawdziwym bólem informujemy Ciebie, Czcigodny Ojcze, o nieszczęściach, które spadły na miliony Rosjan w Prawdziwej Rosji. Ufni w ludzką solidarność i braterstwo chrześcijańskie żywimy nadzieję, że możemy liczyć na Twoje współczucie... Benedykt XV odtelegrafował, że z „całego serca podziela lęki i zatroskania" i że prosi niebiosa, aby „możliwie rychło nastały w Rosji cisza i pokój". Zaś 12 marca polecił kardynałowi sekretarzowi stanu telegrafować - po francusku - na stronę „czerwoną": Lenin, Moskwa Dowiadujemy się z poważnych źródeł, że pańscy zwolennicy prześladują sługi Boże, zwłaszcza przynależne do tak zwanej prawosławnej flj religii rosyjskiej. Ojciec Święty Benedykt XV błaga Pana, prosząc o wydanie surowych Rewolucja: szansa czy zagrożenie? 25 rozporządzeń, nakazujących poszanowanie duchownych wszelkich religii. Ludzkość i religia będą Panu wdzięczne. Kardynał Gasparri. Odpowiedź Lenina, przekazana do Rzyinu telegraficznie - również w jeżyku francuskim - przez Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych, Gieorgija Wasiljewi-cza Cziczerina, zasługuje mimo rozwlekłości na obszerniejsze zacytowanie. Ukazuje ona nader wyraziście splot resentymentów antyreligijnych, wyznaniowych, politycznych i narodowych, z jakimi watykańska polityka wschodnia miała od początku do czynienia - a w gruncie rzeczy styka się z nimi do dziś231: Kardynał Gasparri, Rzym Po otrzymaniu pańskiego radiotelegramu z 12 marca mogę Pana zapewnić, że poważne źródła, na jakie Pan się powołuje, wprowadzają Pana w błąd. Po urzeczywistnieniu w Rosji rozdziału Kościoła i państwa uważa się tutaj religię za sprawę prywatną. Mówienie o prześladowaniu sług religii jest absolutnym fałszem. W naszym kraju nie dzieje się nic takiego, co w stosunku do prawosławnych było regułą tam, gdzie panował Kościół rzymskokatolicki f-J- Ponieważ okazuje Pan ' szczególne zainteresowanie religią, uznawaną dotąd przez Kościół rzymskokatolicki za heretycką i schizmatyczną i którą teraz nazywa Pan prawosławną, mogę Pana upewnić, że żaden duchowny tej religii nie ucierpiał ze względu na przekonania religijne. Wobec tych zaś, którzy uczestniczyli w spiskach przeciwko rządowi sowieckiemu i przeciwko władzy robotniczo-chłopskiej, stosujemy tę samą procedurę, co wobec innych obywateli... Informuje Pan nas, że zwierzchnik Kościoła rzymskokatolickiego błaga, abyśmy zmienili nasz stosunek do kleru prawosławnego. Ten znak solidarności dociera do nas właśnie teraz, kiedy jawna i zdecydowana akcja władzy ludowej demaskuje oszustwa, z pomocą których kler tumanił masy ludowe, gruntując swe wpływy na kłamstwie. Otworzono pozłacane i błyskające drogimi kamieniami groby, kryjące to, co kler nazywa niezniszczalnymi relikwiami, i tam, gdzie spodziewano się znaleźć relikwie Tichona z Zadońska, świętego Mitrofana z Woroneża... oraz innych, odkryto powleczone kurzem i rozkładające się kości, watę, tkaniny i nawet damskie pończochy. Uważam za konieczne zaznaczyć, że nasze akcje w stosunku do kleru miały nieszczęście nie spodobać się wam wiośnie w tym czasie. Natomiast należy żałować, że niezliczone okrucieństwa, popełniane przez wrogów narodu osyjskiego - przez Czechoslowaków, przez rządy Kołczaka, Denikina Petlury24\ przez partie rządzące obecnie w Polsce, które do swych przywódców '•aliczają arcybiskupów i okrutnie dręczą wpadających w ich ręce bojowników •awy ludu, a nawet nakazały zamordować naszą misję Czerwonego Krzyża lsce*® -i że to wszystko nie spotkało się z żadnym protestem z Waszej strony, humanizmu, w imię którego walczy nasza rewolucja ludowa, nie jest 26 Tajna dyplomacja Watykanu respektowany przez tych, którzy mianują się jego zwolennikami; z Waszych ust nie usłyszeliśmy jednego słowa poparcia dla owego głosu. Ludowy Komisarz Spraw Zagranicznych Cziczerin Czy w tej sytuacji Watykan pozwolił sprowokować się do podobnej gwałtowności? Papież zarządził, aby złośliwie napastliwą depeszę, naznaczoną raczej stylem samego Lenina niż jego ministra spraw zagranicznych, którego spotkamy wkrótce w trakcie bardziej cywilizowanego dialogu, opublikować w pełnym brzmieniu wraz z pozostałymi telegramami („Osservatore Romano" z 2 kwietnia 1919 - patrz facsimile na str.23). Za jedyny komentarz posłużyła następująca uwaga: Odpowiedź pana Cziczerina zasługiwałaby na to, aby potraktować ją w różnych punktach z największą rezerwą —jak choćby tam, gdzie twierdzi, że prawosławni byli prześladowani przez katolików, gdy wszystkim wiadomo, że prawda jest dokładnie odwrotna. Nie jest jednak naszym zamiarem wdawanie się w polemikę z panem Cziczerinem... Benedyktowi XV i jego sekretarzowi stanu nie zależało na zaostrzaniu atmosfery. Szczególnie po aresztowaniu arcybiskupa Roppa nie zamierzali zrywać nici wiodących do bolszewików. Z drugiej strony również w Moskwie najwyraźniej nie chciano napinać struny, zwłaszcza że 25 maja wydarzyło się coś, co w warunkach dyktatury brzmi niemal nieprawdopodobnie: ponad dziesięć tysięcy katolików pomaszerowało w Piotrogrodzie od kościoła Św. Katarzyny do głównej siedziby tajnej policji CzeKa, domagając się uwolnienia ich arcybiskupa. W odpowiedzi zapobiegliwie przeniesiono Roppa do Moskwy, gdzie osadzono go jednak nie w więzieniu, lecz w areszcie domowym na jednej z plebanii. Uzyskał też zgodę na korespondencję ze swym zastępcą Cieplakiem, a nawet z nuncjuszem Rattim w Warszawie. Ratti włączył się do negocjacji, jakie Polski Czerwony Krzyż prowadził ze swym sowieckim partnerem na temat wymiany jeńców. Jednak nie udało się objąć transakcją sprawy Roppa, gdyż jemu samemu - z oczywistych powodów - zależało na tym, by uważano go za obywatela Rosji, nie Polski. Komisarz spraw zagranicznych Cziczerin, z którym Ratti wymienił wiele telegramów, naprowadził w końcu nuncjusza na zbawczą formułę, która również Moskwie pozwoliła zachować twarz. Na polske-sowieckiej Unii demar-kacyjnej, do której Ratti mógł dotrzeć jedynie pieszo, nuncjusz przekazał Sowietom notę, określającą katolickiego arcypasterza Rosji jako „poddanego papieża" (suddito del Sommo Ponteflce), „z którym rząd sowiecki nie znajduje się w stanie wojny". Ta okoliczność, oraz „dobre nastawienie pana Cziczerina" (tę pochwałę zamieścił „Osservatore Romano") wystarczyły, aby uwolniono Roppa 17 listopada 1919 roku26*. Dokąd jednakże udał się arcybiskup? Do Warszawy... Gazeta watykańska doniosła, że wjazd Roppa do polskiej stolicy wypadł „prawdziwie triumfalnie". Na dworcu czekali nie tylko nuncjusz papieski i arcybiskup warszawski, ale również biskup polowy i komendant miasta (!). Przeprowadzili oni Roppa przez gęsty szpaler wzruszonych do łez ludzi. „Wydawał się postarzały, także Rewolucja: szansa czy zagrożenie? 27 • ki białej brodzie, którą był zmuszony zapuścić według sowieckiego obyczaju, lubią i brody i długie niestrzyżone włosy" - komentowała z niezamierzonym ^„Semgazeta ,(Osservatore Romano"2*. Mimo iż powodów do triumfu nie było wiele, arcybiskup Ropp wkrótce wznowił aość w Warszawie. Przede wszystkim usiłował przekonać nuncjusza Rattiego przez niego kurię - że władza bolszewicka w Rosji nie utrzyma się zbyt długo, tem choćby z tego względu można - bez uszczerbku dla zasad - zawierać złudne apromisy. W tym duchu Ropp i nuncjatura włączyli się do polsko-rosyjskich rokowań pokojowych w roku 1920/21. Leninowski kraj Sowietów przetrwał wprawdzie zakończenie wojny domowej, jednak wykrwawiony i wygłodzony zdawał się zmierzać do politycznego i gospodarczego chaosu. Ropp liczył nawet na powrót do Piotrogrodu i szeroko odtąd rozpowszechniał iluzoryczne przekonanie, iż masy Rosjan bardziej niż kiedykolwiek skłaniają się na' stronę katolicyzmu, do uznania rzymskiego papieża28'. Aczkolwiek, pomimo starań Roppa i Rattiego, nie udało się Watykanowi z pomocą polskich negocjatorów pokojowych przeforsować dalej idących żądań, to jednak uznano za pewien sukces, iż w artykule 7 polsko-rosyjskiego układu pokojowego, podpisanego 18 marca 1921 roku w Rydze, zawarto zapewnienie, że żadna z ukladających się stron nie będzie ingerować w zagadnienia kościelne drugiej strony. W obrębie poszczególnych państw wspólnoty religijne mniejszości narodowych korzystać będą z całkowitej swobody. Nie zdefiniowano jednak, jak owa „swoboda" ma się urzeczywistniać w codziennym życiu wiernych. Zastępca Roppa w Rosji, arcybiskup Jan Cieplak oraz jego wikariusz generalny Konstanty Budkiewicz stykali się z mało zachęcającą rzeczywistością. Liczyli się z możliwością, że reżym sowiecki będzie długotrwały, i nastawiali się nie tyle na kompromisy, ile na zacięty opór. Już jesienią 1919 Budkiewicz, w tym punkcie bardziej nieubłagany, niż Cieplak, wystosował do duchownych katolickich surowe zalecenie: powołując się na brak stosownej aprobaty Watykanu, mają oni wzbraniać się przed podpisywaniem z lokalnymi władzami jakichkolwiek uzgodnień otyczących własności kościelnej. Cieplak organizował w tajemnicy zabronioną naukę iii dla dzieci, a nawet tajne studium teologiczne29'. z wątpienia nie mogło się to ukryć przed policją, choćby z tego względu, iż obaj tojnicy katoliccy, stale akcentując swą obywatelską lojalność, zarazem nie ukrywali ctów z wrogą wobec Sowietów Polską. Z pewnością tajna policja wiedziała też, l katolików nastąpiły poważne podziały: Cieplak i Budkiewicz (z warszawskim Roppa) trwali uparcie przy rycie łacińskim i pragnęli kontynuować prace ie, co najwyżej w oparciu o tzw. birytualizm, co oznaczało, że obrządek wschodni c jako drugi dodatkiem do obrządku łacińskiego. Inaczej rosyjsko-katolicki Feodorow, który - w duchu swego lwowskiego mistrza, metropolity nvm"y t ^8° ~ dostrzegał szansę jedynie w zrusyfikowanym, czyli „odpolonizowa- iele katolickim30'. Wszyscy oni poddani byli naciskowi reżymu i na koniec 2em zasiedli na ławie oskarżonych, ale obie katolickie orientacje zwalczały urażającą gorliwością narodową. 28 Tajna dyplomacja Watykanu Feodorow, którego rosyjska gmina liczyła jedynie około 100 członków, usiłował już w początku 1919 roku, pisząc list do Lenina, obudzić jego polityczne zainteresowanie katolicyzacją prawosławnych. Feodorow przekonywał, jakim zyskiem dla prestiżu Rosji Sowieckiej w całym świecie byłaby sympatia Kościoła Powszechnego. Papieża błagał Feodorow w liście,..aby „położył kres polskim ingerencjom w nasze sprawy". Tymczasem Budkiewicz skarżył się warszawskiemu nuncjuszowi, że Feodorow posuwa się w swej rosyjskości „tak daleko, iż w swej kaplicy udziela sakramentów schizmaty-kom, którzy jeszcze się nie nawrócili"...31' Bolszewicy mieli w tym czasie inne zmartwienia. W ich oczach „wszystkie religie, bez względu na język, w jakim celebrują swoje ryty", były oczywiście „kontrrewolucyjne"32'. Jednak Lenin zrozumiał już, że rewolucja przeliczyła się z siłami. NaX zjeździe partii w marcu 1921 roku, mistrzowskie posuniecie polityczne zmieniło cały kurs: proklamowana odtąd „Nowa Polityka Ekonomiczna", w skrócie NEP, była zwrotem zarówno w polityce wewnętrznej, jak też zagranicznej. Należało odtąd forsować ponowne nawiązywanie stosunków gospodarczych, a także politycznych, ze światem kapitalistycznym, co pozwoli uwolnić Rosję od izolacji i uchronić kraj przed całkowitą ruiną, a nade wszystko zapobiec grożącej klęsce głodu. Zarazem ostro pizyhamowano uspołecznianie i kolektywizację wewnątrz państwa, złagodzono dyktaturę. Czy miało to wpływ również na sprawy religii? Lenin skrytykował majowe hasła Komitetu Centralnego, które niezmiennie postulowały „demaskację religijnego kłamstwa". „To błąd taktyczny. Zwłaszcza podczas Wielkiejnocy powinno się zalecić: zamiast demaskować kłamstwo, należy bezwzględnie unikać ranienia religii". Nowy okólnik partyjny zalecał w związku z tym, „aby w żadnym wypadku Tale dopuszczać do incydentów raniących uczucia religijne mas ludowych"33'. Czy była to jedynie taktyka, czy może dalekowzroczna strategia? Aby to zbadać, a w przypadku korzystnej oceny wyzyskać najdrobniejszą nasuwającą się możliwość, Watykan zainicjował nową fazę swej polityki rosyjskiej. Tajne porozumienie z podtekstem „Głoduję tak, że drżą mi ręce i kolana..." -pisał z Moskwy egzarchaFeodorow*0. Rosja głodowała. Dwa miliony ludzi zmarły z głodu w latach 1921/1922. Susza, skutki wojny oraz wojny domowej, zła gospodarka i złe zbiory odsunęły w cień wszystko, co polityczne i ideologiczne: liczyło się zwyczajnie przeżycie. Setki tysięcy ludzi żywiły się trawą. Według sprawdzonych informacji spożywano gdzieniegdzie ciała osób umarłych. Pisarze Maksym Górki i Gerhart Hauptmann oraz badacz polarny Fridtjof Nansen zaapelowali do świata o pomoc. Patriarcha prawosławny Tichon uzyskał zgodę, aby przemówić z Moskwy do zwierzchników kościołów, w tym do papieża. Benedykt XV polecił przekazać do Piotrogrodu 50 000 dolarów na ręce arcybiskupa Cieplaka. Zaś 5 sierpnia 1921 -w formie oficjalnego listu, skierowanego do kardynała sekretarza stanu - papież przemówił do całego świata: ...z obszarów nadwolżańskich dochodzi walanie milionów ludzi, stojących w obliczu straszliwej śmierci. Szukają pomocy u calej ludzkości. Ten krzyk Rewolucja: szansa czy zagrożenie? 29 udręczenia szczególnie Nas zabolał. Chodzi o naród ciężko już dotknięty katastrofą wojny, nad którym jaśnieje znak Chrystusa i który zawsze z ogromną stanowczością pragnął być członkiem wielkiej rodziny chrześcijańskiej. Jakkolwiek oddzielony od Nas przez wysokie bariery, wznoszone przez długie stulecia, to jednak tym bliższy jest Naszemu ojcowskiemu sercu, im większe są jego nieszczęścia... Dlatego wzywam Pana, kardynale, abyś uczynił wszystko, co w Twojej mocy, i ukazał rządom państw konieczność zapoczątkowania szybkiej i skutecznej wspólnej akcji... Sygnał, nadany listem Benedykta XV, szczególnie zelektryzował rzymskiego rezydenta Lenina. Był nim Wacław Worowski, wówczas 51-letni literat i pięknoduch polskiego pochodzenia, który już w 1904 roku zaprzyjaźnił się z Leninem na szwajcarskiej i paryskiej emigracji. Sam — choć bolszewik — zrazu uznawał rewolucję październikową jedynie za „komiczną przygodę". Niemniej Lenin uczynił go swoim przedstawicielem w Sztokholmie, następnie zaś, w 1920 roku, szefem pierwszej sowieckorosyjskiej „misji handlowej" w Rzymie36). Jako były katolik, Worowski natychmiast zrozumiał, jak korzystne dla powrotu Rosji do polityki światowej mogłoby okazać się skłonienie papieża do „uznania" w jakimkolwiek dokumencie nowego reżymu. Nie umknęło również uwadze Worowskiego, z jakim zainteresowaniem studiowano w Watykanie i w, rzymskich centralach zakonów katolickich „perspektywy misyjne" w Rosji. Nowy kurs Lenina (NEP), głód i apel papieża stworzyły mu konieczne punkty zaczepienia. Pierwsze jego kontakty okryte są mgłą tajemnicy, lecz nowe odkrycia archiwalne3lr) pozwalają nieco ją rozrzedzić. Aby zbliżyć się do Watykanu, Worowski posłużył się-dosyć osobliwym niemieckim pośrednikiem, 38-letnim wtedy doktorem praw, Wilhelmem von Braunem. Syn ewangelickiego obszarnika z okolic Frankfurtu nad Odrą przeszedł w 1912 roku na katolicyzm, w czasie wojny światowej służył jako kapitan v armii tureckiej, trafił do rosyjskiej niewoli, a po wojnie zjawił się w Rzymie, •zedstawicieli Kościoła, których z zapałem odwiedzał, zwykł zapewniać, że pragnie >stać duchownym; wspominał przy tym nawiasem o ojcowskim majątku wartości liliona marek, podając się - fałszywie! - za jego jedynego dziedzica. Nie było 'fflnicą, że - niezależnie od motywów - von Braun był powiązany z sowieckim dstawicielem w Rzymie. Okoliczność, że jednocześnie pozyskał zaufanie papie-> sekretariatu stanu, gdzie ostrożność uchodzi za cnotę kardynalną, wiązała się •tną męską przyjaźnią38*. Najpewniej rekomendował go również konsultor roy niemieckiej ambasady przy Watykanie, prałat Johannes Steinmann, po-y z Wrocławia. On w każdym razie był drugą, mniej • tajemniczą kluczową r4, umożliwiającą przedstawicielowi Sowietów Worowskiemu nawiązanie kontaktu z Watykanem39'. ^^ ymczasem pomoc dla głodującej Rosji została wkrótce zapoczątkowana w Ame- unoch aCU s!erpnia 1921 Hubert Hoover zawarł porozumienie z Sowietami, które :o akcję humanitarną, choć nie było równoznaczne z uznaniem przez USA ia. Czyż nie było na czasie, aby papież poszedł za przykładem ARA Powie, tefef Administratioń) i również skierował do Rosji ubezpieczoną od- n porozumieniem misję pomocy? Tę sugestię przekazali do Watykanu von 30 Tajna dyplomacja Watykanu Braun i Steinmann. 16 grudnia doszło do pierwszego spotkania Worowskiego z podsekretarzem stanu do spraw nadzwyczajnych w papieskim sekretariacie stanu, Giusep-pe Pizzardo40'. Uprzejmy, miły, elegancki - nie tak wyobrażano sobie w Rzymie bolszewika - Worowski ukazał watykańskiemu prałatowi niemalże fantastyczne perspektywy: Od błędnej polityki rządu sowieckiego już odstąpiono; ustanowiona będzie nie tylko całkowita wolność religijna, ale także swoboda dzialań dla misjonarzy zagranicznych. Katoliccy misjonarze byliby mile widziani, gdyby okazali się odpowiednio wyposażeni finansowo... W ogóle ufa się katolikom o wiele bardziej niż prawosławnym, ponieważ katolicy z pewnością nie marzą o powrocie caratu... Katoliccy zakonnicy mogliby rozdzielać nie tylko środki żywności, ale również organizować wzorcowe gospodarstwa, zakłady rzemieślnicze, szkoły zawodowe... Zmuszeni będą jedynie do zachowania zaprzysiężonej neutralności politycznej.. .41) Tak kuszące perspektywy nie mogły nie wpłynąć na Benedykta XV. Pizzardo otrzymał polecenie, aby kuć żelazo, póki gorące. Po niespełna tygodniowych rozmowach, krótko przed Bożym Narodzeniem (i dwa dni przed podpisaniem pierwszego włosko-sowieckiegó protokołu handlowego), Worowski i Pizzardo-uzgodnili projekt umowy, który zdawał się potwierdzać to, co nieprawdopodobne. Istotnie, mowa jest w nim o „misjonarzach", którzy mogą przybyć do Rosji, o ile nie są członkami jakiejś „wrogiej wobec Sowietów narodowości lub grupy" (co miało znaczyć: o ile nie są Polakami). Zabroniona miała być propaganda polityczna, jednakże będą mogli poświęcić się wspieraniu ludności „poprzez rozdział żywności wśród głodujących, poprzez szkoły rolnicze i zawodowe itp. oraz poprzez w y -chowanie moralne i religijne''. Misjonarzom zapewniano swobcidę poruszania się, wolność od cła i inne przywileje, o ile zobowiążą się pod przysięgą, że zrezygnują z wszelkiej działalności antysowieckiej42*. Czyżby głód istotnie skłonił Sowietów nie tyle do modlitwy, co do ustępliwości? Czyżby już nie obowiązywały dekrety, choćby o nauce religii? A może Worowski przekroczył — pozornie lub w rzeczywistości — swoje kompetencje? Euforia chwili tłumiła tego rodzaju sceptyczne znaki zapytania. Ojciec Carl Friedrich, rzymski przedstawiciel werbistów (SVD), pisał 21 grudnia 1921 do generała zakonu w Steyl, że należy pilnie oddelegować zakonników w charakterze misjonarzy: W poinformowanych kołach powszechne jest przekonanie, że wnet wybije godzina łaski dla Rosji. Niektórzy chcieliby nawet ufać, że dokona się być może coś w rodzaju masowej konwersji do Kościoła katolickiego...4^ Dawna podniosła wizja „nawrócenia Rosji", która już w latach 1917-1918 poruszała wiele umysłów, odżyła na nowo. Wprawdzie papież zastrzegł się jeszcze w październiku przed pomówieniem, iż na pomocy dla głodujących pragnie ubić „interesy" religijne, lecz niektóre wypowiedzi Benedykta XV pozwalają dostrzec, jak bardzo ówczesna kuria była zarazem uwikłana w myślenie kategoriami tias-no-konfesyjnymi44. Myśl, że Kościół katolicki mógłby teraz przejąć w Rosji spadek po prawosławiu, do ostatka ożywiła papieża. W tę noc jeszcze, kiedy nagle umarł Rewolucja: szansa czy zagro: żenię? 31 niku zapalenia, płuc (22 stycznia 1922), Benedykt XV wzywał trzy razy prałata P; W do i pytał: „Czy nadeszły wreszcie wizy od bolszewików?"45' 'Albowiem Worowski nie spieszył się. Pojechał do Moskwy po pełnomocnictwa dla isania projektu umowy. Kiedy powrócił, miał już inne instrukcje. Tymczasem no również nowego papieża: na Tron Piotrowy jako Pius XI wstąpił Achille i Były nuncjusz w Warszawie rozporządzał nie tylko „doświadczeniem wschod-lecz ulegał również wpływom arcybiskupa Roppa, który w nowej sytuacji zybko udał się do Rzymu i przestrzegał przed pospiesznym zawarciem umowy. Wprawdzie i Ropp marzył o „planie systematycznej działalności misyjnej w Rosji", lecz przy sposobności chciał uzyskać od głodujących bolszewików jeszcze inne ustępstwa. Ponadto bronił się przed sowieckim postulatem, aby nie wysyłać polskich duchownych. Zatem zderzyły się tu -jak jeszcze nieraz w przyszłości - nie tylko rosyjskie interesy z polskimi, ale również polskie z niemieckimi. Prałat Steinmann z niemieckiej ambasady przy Watykanie, który skądinąd jako Niemiec ze Śląska nie lubił Polaków, spostrzegł, że jego starania o zbliżenie watykańsko-sowieckie - popierane, jak się jeszcze przekonamy, przez Berlin - są mocno zagrożone. Steinmann czynił tedy co mógł, aby przekonać kurię o „utopijności" postulatów Roppa. Otrzymane od Worowskiego informacje przekazywał poufnie nie tylko do ministerstwa spraw zagranicznych w Berlinie, ale także do Watykanu: Ropp jest facetem przebiegłym, trudno go podejść, ponieważ bynajmniej nie stroi się w szaty polskie, lecz w rosyjskie i bardzo dba o to, aby nie utracić rosyjskiego obywatelstwa państwowego. Jego plan sugeruje wprawdzie, iż jest czysto katolicki, jednak w oczach bolszewików jest czysto polski. Domaga się zwrotu katolickich szkół, bibliotek, dóbr kościelnych — które jednakże skonfiskowano nie jako instytucje katolickie, lecz polskie, i tak już pozostanie. Tego rodzaju lekcje pobierał Steinmann u Worowskiego. Niemiecki prałat uważał stawiciela Moskwy za „umiarkowanego bolszewika", który pragnie zapobiec ajnym zarządzeniom antykościelnym i „słusznie przeciwstawia się bezwstydnym Polski, która uważa się za patronkę Kościoła katolickiego w Rosji"46'. rcja Steinmanna okazała się skuteczna; w rezultacie arcybiskup Ropp wściekły z Watykanu", jak o tym z dumą raportował prałat. dnakże przywiózł z Moskwy Worowski? Przede wszystkim wlał masę wody izjazmu, którym sam częstował. Instrukcje Kremla nakazywały, aby przy u umowy uzyskać co najmniej uznanie de facto, jeśli nie nawet de iure rządu boga MV80 PrZCZ Watykan- Ponadto miał się dowiedzieć, ile pieniędzy legendarnie ykan zamierza przeznaczyć na akcje pomocy (bo przecież amerykańska Mon y wystartowała z miejsca z budżetem 20 milionów dolarów!). bardzo Pizzardo zmuszony był więc zachować wielką ostrożność w tym „niemal b v >u^,kcje- Po śmierci papieża Benedykta okazało się, że Watykan jest sukcesem ^ em"47)- Zbiórki wśród katolików świata mogły być uwieńczone religijn 'le, wtedy, jeśli uzasadnione okażą się również nadzieje o charakterze lasme w tym punkcie moskiewskie instrukcje Worowskiego były dosyć 32 Tajna dyplomacja Watykanu rozczarowujące: Moskwa wykreśliła z projektu umowy słowo missionaires i zastąpiła je określeniem envoyes (wysłannicy), z artykułu 3 znikła wzmianka o szkołach rolniczych i zawodowych, a przede wszystkim perspektywa „wychowania moralnego i religijnego". Do tego doszła wiadomość, że rząd sowiecki zarządził rekwizycję wszystkich cennych sprzętów kościelnych ze złota, srebra i kamieni szlachetnych, i to łącznie z kielichami i monstrancjami, służącymi do odprawiania nabożeństw i udzielania sakramentów. Worowski zapewniał, że wpłynęła na to klęska głodu; w obliczu pustych kas państwowych rząd sowiecki potrzebuje złota, aby kupić zboże za granicą. W rzeczywistości jednak gorliwcy ideologiczni chcieli wykorzystać sposobność zakłócenia życia kościelnego48'. Czy w takich warunkach porozumienie w ogóle było jeszcze możliwe? Wbrew wszystkiemu 12 marca 1922 kardynał Gasparri dyskretnie złożył swój podpis obok podpisu Worowskiego, zawierając tym samym pierwsze i do roku 1990 jedyne" Porozumienie pomiędzy Stolicą Apostolską a Rządem Sowietów (patrz pełny tekst w aneksie)49'. Stało się to możliwe, gdyż Kuria rzymska, podobnie jak Kreml, liczyła na pewne korzyści, wiążąc swe nadzieje (i ciche oczekiwania) z niektórymi dodatkowymi uzgodnieniami. Watykan odmówił Sowietom uznania de iure, de facto jednak podpisał umowę z gouvemement des Soviets, a nie z la Russie (jak tego pragnął Gasparri). Stolica Apostolska ogłosiła wyprzedzająco oddzielne, ściśle poufne oświadczenie, zgodnie z którym „dawniejsza akredytowana przy Stolicy Apostolskiej ambasada cesar-sko-rosyjska nie reprezentuje obecnego rządu Rosji". Nie było to wiele, ale nie było też mało w obliczu wściekłych napaści i podejrzeń, kierowanych w owym czasie przez emigrację rosyjską przeciwko Watykanowi. Z drugiej strony — pomimo wszelkich hiobowych wieści — udało się Worowskiemu i jego gorliwemu posłańcowi von Braunowi podtrzymać nadzieje Watykanu na prace misyjne i duszpasterskie. 11 marca, w przeddzień podpisania umowy, Worowski przekazał pisemne zapewnienie, że rząd sowiecki zagwarantuje Stolicy Apostolskiej koncesje gruntowe na urządzenie rolniczych i rzemieślniczych zakładów produkcyjnych i szkolnych. Do dziś nie znamy dokładnie treści tego pisma, znany jednak jest tekst dodatkowy „memorandum", które von Braun tego samego dnia przekazał generalnemu prokuratorowi towarzystwa misyjnego z Steyl. Otwierało ono fantastyczne z pozoru perspektywy. W memorandum Brauna czytamy, że dla zrealizowania koncesji gruntowych, obiecanych przez Worowskiego na podstawie „tajnego upoważnienia", zostaną wyszukane „możliwie wydajne obiekty fabryczne i rolne". W tym celu utworzone zostanie konsorcjum finansowe pod kierownictwem dyrektora Alexandra z Deutsche Orientbank AG w Berlinie. Rzeczoznawcy konsorcjum powinni przybyć do Rosji równocześnie z watykańską misją pomocy dla głodujących. Udziały Kościoła i zakonów mają wynosić jedynie 50 procent, jednak będą one mogły być wnoszone ratami; zainteresowanym bankom zależy natomiast, aby mogły „dysponować ofiarnymi i czynnymi udziałowcami oraz bez wyjątku dyspozycyjnymi siłami pracowniczymi" (miano na myśli zakonników!). Rozważa się jednak również „zorganizowanie zbiórki na całym katolickim świecie". Przedstawiony projekt dobrze „przysłuży się Kościo- Rewolucja: szansa czy zagrożenie? 33 . LOSji i Niemcom", ma on tę zaletę, że „uniknie się marnowania katolickich niedzy w nierentownych przedsięwzięciach"; warunek jednakże, aby „możliwie mówić o pomocy dla głodujących, a możliwie wcale o konsorcjum finan- Na pierwszy rzut oka można by mniemać, że dokument pochodzi z arsenału propagandy marksistowskiej, na ogół chętnie rozprawiającej o sojuszu polityki kościelnej z „kapitalistycznym wyzyskiem". A może był to jedynie produkt czystej fantazji owego pana von Brauna, który z jednej strony miał z polecenia Worowskiego pozyskać rzymskie koła kościelne, zaś z drugiej chciał upiec swoje prywatne, a może nawet i religijne (czego bezapelacyjnie nie można wykluczyć) pieczenie? Bowiem ów obrotny przyjaciel Rosji, którego osobliwa podwójna gra jeszcze nas będzie zajmować, nie budował bynajmniej swoich fantastycznych zamków na lodzie. Już w końcu 1920 roku Lenin zarysował na VIII zjeździe partii politykę koncesji gospodarczych, w której rozważał odstąpienie kapitalistycznej zagranicy gruntów użytkowych, a nawet całych regionów (np. półwysep Kamczatka)51\ Pod hasłem „Nowej Polityki Ekonomicznej" Lenin rozszerzył możliwości zagranicznych udziałów kapitałowych na zakłady produkcyjne, które miały stać się zakładami wzorcowymi. Jest to „haracz", głosił Lenin, jaki Rosja musi płacić za swoje zacofanie. W styczniu 1922 roku Rada Najwyższa sojuszu zachodniego (Ententy) podchwyciła te idee na konferencji w Cannes i postanowiła, że z rosyjskiej klęski głodu można wyciągnąć korzyści. Hasło brzmiało: pomoc dla Sowietów, również kredyty i udziały, jednakże pod warunkiem że Moskwa przejmie przedwojenne długi Rosji i zwróci wywłaszczoną zagraniczną własność prywatną. Zatem również oferta Worowskiego-Brauna nie mogła wydać się Watykanowi niepoważna. Ambasador Niemiec przy Stolicy Apostolskiej Diego von Bergen52) też traktował ją poważnie. W poufnym liście, do którego dołączył sprawozdanie prałata Steinmanna (pełny tekst w aneksie), von Bergen sugerował „uczestnictwo mocnych kapitałowo niemieckich kół finansowych w watykańskim przedsięwzięciu misyjnym". Inna sprawa, że Watykan, jak o tym informował Steinmann, „nie zamierzał na razie stfć" z rosyjskiej oferty koncesyjnej. Rosjanie powinni przekonać się, że Aj is?iół nie działa z pobudek egoistycznych, kieruje nim chrześcijańska miłość i jest od tego, aby dopuścić do przekształcenia dobroczynności w wyzysk". i światła powściągliwość przychodziła kurii tym łatwiej, że skądinąd brakowało ów: w końcu marca na watykańskim koncie pomocy dla Rosji znajdowało się 5 miliona lirów (według ówczesnego kursu 75000 dolarów), podczas gdy anska ARA wydała już milion dolarów. W tej sytuacji Pius XI pragnął ie do „bogatych" Amerykanów, których misja pod kierunkiem pułkow- a znajdowała się już w Moskwie. Tydzień po zawarciu porozumienia Walsh ^yfcańskiego papież wysłał do Moskwy amerykańskiego jezuitę Edmunda iinąd przyjaciela Haskella - z zadaniem rozpoznania sytuacji53''. i zauwa Dzg^a* s'e cztery tygodnie, rozmawiał również z arcybiskupem Geplakiem prac t lturalnie, że nie ma mowy o religijnej „liberalizacji" ani o szansach dla Podarcz -°sja głodowała, rządząca partia poszukiwała dróg wyjścia z gos- litycznej izolacji, i tylko te względy stwarzały mniejszościom religijnym, 34 Tajna dyplomacja Watykanu takim jak katolicka, okazję do zaczerpnięcia oddechu. 20 marca, krótko przed przybyciem Walsha, Cieplak otwarcie wezwał w liście pasterskim katolickich rodzi-ców, aby udzielali swoim dzieciom nauki religii. Tydzień wcześniej telegraficznie poinstruował księży, by przeciwstawiali się dekretowi o obowiązku zdania sprzętów liturgicznych: „Żądanie nieuprawnione. Nie wydawać inwentarza". Nie nastąpiły potem żadne lub prawie żadne reakcje. Papieskie „dzieło pomocy" - na więcej nie można było liczyć - wciąż pozostawało w sferze projektów. Kiedy Walsh powrócił z podróży rozpoznawczej do Rzymu, ustalono już wprawdzie liczbę „misjonarzy" - pięciu jezuitów, trzech ojców ze Steyl, trzech salezjanów i trzech klaretynów, jednakże finansowanie wciąż jeszcze przedstawiało się żałośnie. O wyjeździe do Moskwy nie było jeszcze mowy. Papież wysłał Walsha w drugą podróż - do Waszyngtonu, z listem do prezydenta Hardinga. Należało uruchomić środki amerykańskich katolików, a w szczególności formalnie uzgodnić współpracę z ARA, zwłaszcza zakupy żywności. Zdana na własne siły maleńka grupa watykańska nie uzyskałaby możliwości rozdania nawet jednego bochenka chleba. Z czasem jednak, i na to liczył papież, powstaną może lepsze warunki polityczne dla całego przedsięwzięcia, również w jego wymiarze rnisyjno-religijnym. Na 10 kwietnia 1922 roku zwołano mianowicie do Genui Światową Konferencję Gospodarczą, podczas której komunistyczna Rosja ukazać się miała na międzynarodowym forum po raz pierwszy na zasadzie równouprawnienia. Zagraniczni politycy Lenina - Cziczerin, Litwinów, Worowski, Krasin - pakowali do walizek surduty i fraki. Na jakie pójdą ustępstwa, aby uzyskać również akceptację polityczną? I co zostanie im przyznane? Podobnie jak Rosja, również pokonane Niemcy pod rządami kanclerza Rzeszy Josefa Wirtha z katolickiej partii Centrum zostały po raz pierwszy równoprawnie poproszone do stołu konferencyjnego. Określenie tego, co wisiało w powietrzu i co skłaniało również Watykan do nowych przemyśleń, stało się politycznym hasłem dopiero później; choć było jedynie nazwą pięknej miejscowości na włoskiej Riwierze, snuło się ono przez dziesięciolecia w kancelariach rządowych Europy: Rapallo... Kurs Rapallo: próby współistnienia. 1922-1924 Rozmowy za kulisami - kanclerz Wirth pośrednikiem Niektórzy wyfraczeni panowie, zgromadzeni przy oświetlonym świecami długim stole, wychylili się do przodu, aby nie przegapić tej sceny: sowiecki komisarz spraw zagranicznych Cziczerin i arcybiskup Genui monsignore Giosue Signori, przyjaźnie uśmiechnięci, wznosili kielichy z szampanem i przypijali do siebie. Następnie - zgodnie z wymogami etykiety - złożyli autografy na złociście obramowanych kartach menu i wymienili je. Nawet znany z prostoduszności gospodarz przyjęcia, król Włoch Wiktor Emanuel, który 22 kwietnia 1922 zaprosił uczestników Światowej Konferencji Gospodarczej na pokład okrętu flagowego „Dante Alighieri", z trudem tylko ukrywał zdziwienie. Stwierdził, że „skrajności się spotykają". Podczas posiłku, w rozgwarze ożywionej konwersacji, nikt jednak nie słyszał, co mieli sobie do powiedzenia człowiek Kościoła i wysłannik Moskwy (alfabetyczny rozkład miejsc przy stole i francuska pisownia nazwiska Tchitcherine sprawiły, że zasiedli obok siebie)0. W USA również obowiązuje rozdział Kościoła i państwa, jednak - w przeciwień-! do Rosji - życie religijne nie napotyka tam na przeszkody. Arcybiskup Signori podsunął sowieckiemu sąsiadowi tę delikatną sugestię do rozważenia. ,,L nas^ religia jest sprawą prywatną i korzysta z tych samych swobód, co eryce", odparł bez wahania Cziczerin. Po czym dodał, że pewien biskup katolicki e (zapewne miał na myśli Cieplaka - a może Roppa?) sugerował swego -asu rz owi sowieckiemu „zawarcie konkordatu z Watykanem". *up Signori nadstawił uszu, lecz Cziczerin zbył wywołany temat niezobo-ni, dyplomatycznymi banałami: Na co jednak konkordat, skoro wolność S W*mań ^jest ^gwarantowana...!? zacun i nawiązywania kontaktów z instancjami politycznymi w sprawach aby •Z poPraw.ą religijnego położenia katolików w Rosji. „Jest upoważniony, (autoritśz ^Ca ^"^S0 negocjować z wszystkimi kompetentnymi urzędami Apostoł k ?,°mp*tentes} w sprawach, jakie mu zostały powierzone przez Stolicę Gasparri< * 2*7 glosił ,dokument. wystawiony 5 lipca 1922 roku przez kardynała • Za pośrednictwem ambasady niemieckiej w Moskwie i berlińskiego 44 Tajna.dyplomacja Watykanu MMCCMfl flOMOlUM B PO C CM M, PMMCKMfl HAflA:: Reprodukcja oficjalnego listownika papieskiej misji pomocy w Rosji MSZ Walsh utrzymywał kontakt radiowy z Rzymem; przesyłał sprawozdania i otrzymywał zaszyfrowane w tajnym kodzie niemieckim instrukcje. . Dwa dni przed wyjazdem misji watykańskiej z Rzymu, 22 lipca 1922 r., arcybiskup Cieplak w Piotrogrodzie został ultymatywnie wezwany do podpisania w terminie miesięcznym narzuconej umowy o użytkowaniu „budynków i przedmiotów kultu"; w przeciwnym razie kościoły katolickie miały zostać zamknięte. Walsh przekazał tekst umowy do Rzymu. Kardynał Gasparri odtelegrafował, że Stolica Apostolska nie może jej w żadnym wypadku zaaprobować, gdyż byłoby to równoznaczne z pośrednią zgodą na upaństwowienie własności kościelnej. Gasparri poprosił również kanclerza Niemiec Wirtha, aby ostrzegł Rosjan, że jeśli „niewdzięcznie i niemądrze" trwać będą przy swoim żądaniu, to mogą Uczyć się z oficjalnym protestem Watykanu25). Czyż bowiem Cziczerin nie zasugerował w Rapallo, że kwestie własności i pomocy dla głodujących mogą być uregulowane według zasady „coś za coś"? Sowieci zwlekali. Przedłużając stale termin ultimatum, przedstawionego Ciep-lakowi (ostatecznie aż do 2 stycznia 1923 r.), powrócili zarazem do lansowanej od dawna przez ich pośrednika Wilhelma von Brauna idei przedsięwzięć gospodarczych na bazie licencji. Mówiło się, że papieska misja pomocy powinna wreszcie przystąpić do tworzenia szkół rzemiosł. Później rozważano przejęcie sanatorium dziecięcego na Krymie, na którego utrzymanie „misjonarze" rzymscy mieliby nabyć dwa duże gospodarstwa rolne, w tym jedno o powierzchni 2500 ha ziemi ornej26*. Rzym nie odrzucał tych sugestii. W poufnej rozmowie papież wyraził przekonanie, że udział jego wysłanników w dziele „intensywnego zagospodarowania ziemi" mógłby okazać się pożyteczny, albowiem tą drogą misjonarze będą mogli „zakorzenić się w Rosji do tego stopnia, iż niemożliwe stanie się ich wydalenie nawet po zakończeniu papieskiej akcji pomocy"27'. Jednakże sami „misjonarze", którzy stykali się na miejscu raczej z nieufnością niż z życzliwością funkcjonariuszy, wypowiadali się sceptycznie28'. Stało się też jasne, że polityka zagraniczna i polityka religijna Sowietów bynajmniej nie były w pełni „zsynchronizowane". Kiedy ich rzymski przedstawiciel Worowski rozmawiał jeszcze ze Stolicą Apostolską na temat wszystkich czekających na rozwiązanie problemów, w Piotrogrodzie trzy tygodnie przed Bożym Narodzeniem 1922 r. policja zamknęła wszystkie kościoły katolickie, poza francuskimi. Mimo to papież uskarżał się podczas konsystorza 11 grudnia w słowach bardzo ostrożnych na brak Kurs : próby współistnienia. 1922-1924 45 hńrf 'eligijnych w Rosji. Zaś kiedy arcybiskup Cieplak otrzymał nareszcie w końcu 1923 r zgodę Rzymu na podpisanie złagodzonej wersji umowy o użytkowaniu °-°ł' w towarzysz Krasikow z 5 wydziału Komisariatu Sprawiedliwości, odpowia- a'sprawy religii, nagle okazał brak zainteresowania bądź głuchotę29'. Al- iem jastrzębie partyjne postanowiły nie dać sobie „wydrzeć" przygotowywanego łowiska: katolickiemu arcybiskupowi w Rosji miano wytoczyć proces. Proces Cieplaka i strzał w tył głowy Sub Tuumpraesidium-pod Twoją obronę, Najświętsza Panienko" - śpiewały po łacinie tysiące polskich katolików na głównym dworcu w Piotrogrodzie, w chwili kiedy powoli ruszał pociąg do Moskwy z zarezerwowanymi przedziałami pierwszej klasy dla duchownych. Był początek marca, 1923 r. Arcybiskupa Cieplaka, wikariusza generalnego prałata Budkiewicza, egzarchę Feodorowa i dwunastu innych duchownych nie aresztowano formalnie, lecz jedynie wezwano do udania się -na własny koszt - do Moskwy i stawienia się na własnym procesie. Mieli odpowiadać przed Sądem Najwyższym na zarzuty stawiania oporu wobec realizacji dekretu o rozdziale Kościoła i państwa i dekretu o zajęciu majątku kościelnego. Duchownych aresztowano dopiero trzy tygodnie po przybyciu do Moskwy i przewieziono otwartą ciężarówką do byłego klubu szlacheckiego, gdzie przygotowano scenerię procesu. Od 21 do 26 marca trwała wyreżyserowana rozprawa, daleka jeszcze od perfekcji późniejszych pokazowych procesów stalinowskich, lecz co najmniej równie nieuczciwa i fanatyczna. Opisana została obszernie przez czyniących notatki obserwatorów, pośród których znalazł się również ojciec Walsh30). „Rząd nie zrozumiał nas... Kanoniczne prawo kościelne jest dla nas sprawą bsolutnie świętą, albowiem najwyższa władza duszpasterska rzymskiego Pontifexa dogmatem naszej wiary katolickiej" - bronił się egzarcha Feodorow. I zapytał madzonych w sali komunistów: „Według konstytucji mogę głosić kazania o praw- lojej wiary - dlaczego więc nie dla dzieci? A wy, czyż sami nie pouczacie młodych luda poniżej osiemnastego roku życia?" stało się jasne, czego nie zrozumiał Feodorow - jedyny nie-Polak wśród tch: sądowi oraz instancjom partyjnym, którym trybunał był posłuszny, le wszystkim o to, aby bijąc w rosyjskich katolików, uderzyć w Polaków. v w uniesieniu mistyczno-religijnym niemalże tęsknił do męczeńskiej , to wyrok dziesięciu lat obozu pracy pozwolił mu „ujść z głową", podczas Budkiewicza skazano w Niedzielę Palmową 1923 r. na śmierć przez 1)STe "^ dzia,łalność kontrrewolucyjną". rządowyc —"^ rozle8ł si? me tylko w prasie, ale również w gabinetach Cieplakowi świata, opóźnił wykonanie wyroku i ocalił życie przynajmniej Wszechrosyisk ^^ GasParri interweniował telegraficznie u przewodniczącego tet" z 28 mli tralnego Komitetu Wykonawczego, Kalinina. Decyzja komi- ku, która, ^g^dniła, że „obywatel Cieplak jest przedstawicielem wspólnoty skana przez rządy caratu i republiki burżuazyjnej..." i zamieniła 46 Tajna dyplomacja Watykanu wyrok na dziesięć lat więzienia. Odrzucono natomiast ułaskawienie Budkiewicza z uwagi na jego „kontrrewolucyjną działalność w ścisłym powiązaniu z wrogim wobec władzy sowieckiej zagranicznym rządem burżuazyjnym". Miano na myśli Polskę. Prałat Budkiewicz, który uważał się za patriotę polskiego, był w istocie na tyle nieostrożny, by zwrócić się listownie do rządu w Warszawie, aby ten, w oparciu o postanowienia traktatu ryskiego, interweniował u rządu sowieckiego przeciwko dekretom religijnym32). Kiedy ojciec Walsh udał się 21 marca do Cziczerina, prosząc o ratowanie obu duchownych, komisarz spraw zagranicznych, dla którego cała ta sprawa była ogromnie nieprzyjemna, otwarcie potwierdził silne oddziaływanie resen-tymentu antypolskiego podczas procesy Cieplaka. Tegoż dnia na łamach „Izwiestii" polski komunista Julian Marchlewski polemizował (z niewiedzy albo dla przeciwstawienia się koncepcjom Cziczerina) z „zagranicznym papieżem", który -nakłaniając Cieplaka do nieposłuszeństwa - liczył tylko na to, „aby skłonić Sowiety do bezpośrednich rokowań z Rzymem na temat zagadnień religijnych w Rosji i tym samym ingerować w wewnętrzne sprawy republiki sowieckiej"33'. A takie właśnie rozmowy toczył od dawna z Watykanem Worowski, rzymski przedstawiciel Cziczerina. Worow-ski zapewniał również w. Rzymie, że wyroki nie będą wykonane, jeśli Kuria, a prz«xie wszystkim Polacy „zachowają spokój". Daremnie kardynał Gasparri zalecał umiar za pośrednictwem warszawskiego nuncjusza. Polski premier Władysław Sikorski wygłosił pomimo wszystko mowę w parlamencie, posuwając się niemalże do pogróżek, i publicznie zacytował wypowiedź sowieckiego posła w Warszawie, który -na polecenie Cziczerina -zapewnił całkowicie poufnie premiera, że żaden skazany nie będzie stracony. „Dlaczego nie wytacza śi? procesu papieżowi?" podniecała się 31 marca „Prawda". Gdyby choroba nie wyłączyła w tym czasie chłodnego taktyka Lenina, zapewne nie doszłoby do triumfu głupoty politycznej nad rozsądkiem34'. W danej sytuacji wszystko jednak zmierzało w kierunku morderstwa sądowego. W noc Wielkanocną 31 marca 1923 r. w moskiewskim więzieniu na Łubiance strzałem w tył głowy wykonano wyrok na prałacie Budkiewiczu. Czy oburzony Watykan zerwał w tej sytuacji wszelkie rozmowy? Czy wycofał misję pomocy i rozgłosił swój protest na cały świat? Nic takiego nie nastąpiło. W „ściśle tajnej" instrukcji, napisanej 9 kwietnia osobiście przez papieża i przekazanej w za-szyfrowanej formie Walshowi drogą radiową za pośrednictwem niemieckiej ambasady przy Watykanie, Pius XI —idąc zresztą za niemiecką sugestią—wycofał swój pierwotny ostry protest: .; /. Poinformowano Nas o nastrojach w Moskwie. Jeśli informacja jest prawdziwa, to wydaje się wskazane, aby zarządzone w telegramie z 31 marca demarche przesunąć o jakiś czas. 2. Prosi się z naciskiem, aby zapewnić uwięzionym możliwie najdalej idącą pomoc- 3. Proszę możliwie najszybciej poinformować, czy można uznać za udowodnione zarzuty polityczne, jakimi obciążono oskarżonych. 4. Kontynuujcie rozdawnictwo żywności3**. Kurs : próby . 1922-1924 47 kanie panowało wprawdzie przekonanie, że Budkiewicz nie uczynił nic, co •nrawiedliwić karę śmierci, lecz jednak - jak 10 kwietnia informował l niemiecki Bergen - słyszano tam o „przytłaczającym materiale dowodo- ^edziano również, że Polska politycznie wtrąciła się do tej gry. Z tego względu Icała nawet z uroczystym Requiem za Budkiewicza. Zostało ono w końcu e (w obecności Gasparriego), tyle że w polskim kościele narodowym . a nie w bazylice Św. Piotra, jak tego pragnęli Polacy. : atwó postronnym domagać się potępienia, kiedy nie ponosi się żadnej od- powiedzialności za skutki takiego kroku dla Kościoła i religii". Tak bronił się kardynał Gasparri przed zarzutem, który od tej pory - i często jeszcze w późniejszych dziesięcioleciach - miał być podnoszony przeciwko Kurii rzymskiej. Kardynał prosił posła Bawarii, aby zechciał uwzględnić, że Kościół jest w swoich osądach bardziej skrępowany niż rządy świeckie, „które ponadto rozporządzają armatami". Jednakże austriacki odpowiednik Bawarczyka, pobożny historyk kościoła Pastor, uzyskał w tym samym czasie od Gasparriego „bardziej optymistyczną ocenę stosunków rosyjskich". Na czym kardynał opierał swój „optymizm"? Otóż na „fundamencie przekonania, iż krew męczenników zawsze była najowocniejszym posiewem chrześcijaństwa"3*. Osobliwie sprzeczne to wypowiedzi. Jednakże uwidoczniona w nich sprzeczność jest niemal tak dawna, jak sam Kościół katolicki. Wynika ona z podwójnej natury wspólnoty duchowej i wspólnoty historycznej: wedle teologicznej samowiedzy Kościoła świadectwo krwi jest niemalże niezbędne, bez względu na to, czy chodzi o ofiary Nerona, Stalina czy Hitlera (a nawet sprawiedliwości kościelnej, jak w przypadku Dziewicy Orleańskiej). Zarazem jednak w czasach wielkiego udręczenia nie sposób ukazywać męczeństwo jako wyzwania moralnego, adresowanego do każdego wierzącego, a tym mniej jako dyrektywy polityki kościelnej, tę bowiem wyznacza historyczna wola przetrwania, dążąca do „uratowania tego, co jest do uratowania". Dlatego też, jak pisał arcybiskup Cieplak, rzeczowe porozumienie pomiędzy >łem a komunistami było i będzie warte zachodu choćby z tego względu, „że nwnym razie wierni osłabną w oporze - szczególnie jeśli zostaną pozbawieni wiek wsparcia duchowego, wyrastającego ze wspólnoty służby bożej"37). oznacza: żaden romantyzm męczeństwa nie zastąpi zamkniętych bądź ?ch kapłanów świątyń; męczeństwo nie bez przyczyny najbujniej owocuje ie poza barokowymi fasadami bez przeszkód może rozlegać się Credo... Ojciec Walsh - Amerykanin w Moskwie stanu°Ga '? °to P^31"6' z Jakim zmagali się 14 maja 1923 r. kardynał sekretarz w Watyka! lbstytut Pizzardo oraz generał jezuitów Ledóchowski, zasiadłszy Walsh wydele Ozmowy « położeniu papieskiej misji rosyjskiej. Kierownik misji procesu C« Z Moskwy sprawozdawcę salezjanina, który przedstawił przebieg głodujących i )isał biurokratyczne, a także finansowe problemy pomocy dla moment aby na ' ?niec zreferował osobisty pogląd Walsha: nadszedł właściwy •k protestu opuścić niewdzięczną Rosję. 48 Tajna dyplomacja j^. Czy również inne okoliczności nie sugerowały takiego rozwiązania? „Moskiewskie akty gwałtu wywarły ten skutek, że ofiary na rzecz papieskiej akcji pomocy popłyń^ znacznie mniejszym strumieniem..." - raportował poufnie prałat Steinmann z am. basady niemieckiej przy Watykanie38). Zatem również z tego powodu pomoc fonnalizacji" stosunków, acz jedynie za cenę konkretnych ustępstw. postulat, j 5 tyUc,° uw°lnienie arcybiskupa.Cieplaka, lecz przede wszystkim naukę religii ^ • ^^^ w ^atacn następnych coraz większą rolę: zezwolenie na stosowny : , eci' choćby tylko w pomieszczeniach kościelnych, wraz z korektą W fcc W sowieckieS° prawodawstwa. stającej pod ^ sdłożył w sowieckiej „Komisji pomocy zagranicznej", pozo- ownictwem siostry Trackiego, pani Kamieniewej, ośmiopunktowy 50 Tajna dyplomacja projekt nowej umowy, ujęty jednakże niezbyt konkretnie i uzależniający oba ostatnie punkty, które traktowały o przywilejach dyplomatycznych, od osobnego uzgodnienja „z Rzymem"42). Sowieci zareagowali powściągliwie, szczególnie na postulat swobodne-go doboru personelu pomocniczego dla misji watykańskiej43'. Oczywiście perspektyv,a choćby ograniczonego uznania była nadal kusząca, lecz nie odpowiadała im podwójna funkcja Walsha jako „dyrektora Caritasu" i „pomocniczego dyplomaty". Ponieważ jednak Walsh postanowił wynająć dom w Moskwie (ulica Worowskaja 44), wyraźnie podkreślając, że w przyszłości będzie on ewentualnie siedzibą delegata apostolskiego wrażenie było znaczne. Podobne wrażenie wywarło przeniesienie Niemców do Moskwy. Ojciec Gehrmann nie miał pojęcia, co się dzieje, kiedy przed jego wyjazdem do Moskwy lokalny rząd Krymu wydał 5 lipca 1923 r. wielki bankiet pożegnalny: Wzniesiono toast również za pomyślność Jego Świątobliwości papieża Piusa Xl, a osobliwie byłem wzruszony, kiedy dwudziestu przedstawicieli rządu (sami komuniści) powstało z miejsc i wychyliło do dna kielichy z szampanem za pomyślność wielkiego monarchy z Rzymu*4'1. Pozory zewnętrzne były jednak mylące, l sierpnia Walsh zarządził szorstko, aby wszystkie stacje misji wstrzymały rozdawnictwo żywności - również tam, gdzie jeszcze były pewne zapasy. Zademonstrował tym samym na zewnątrz „politykę siły" wobec zwlekających partnerów rozmów. W rzeczywistości chciał po prostu ukryć najsłabszy punkt misji: doskwierający brak środków. Rzecz jasna, nie dało się tego ukryć przed Sowietami. Zaczęli naciskać na konkretne obietnice, uzależniając od nich rozpoczęcie rozmów na temat nowego kontraktu, nawet z ustępstwami w dziedzinie religijnej. Tym bardziej stanowczo obstawał Walsh przy takich właśnie żądaniach. Ojciec Gehrmann narzekał, że kontrakt nie dochodzi do skutku tylko dlatego, że Walsh domaga $ę „zbyt wielkiej swobody ruchów" w 'sprawach nauki religii45'. Walsh postanowił bluffować także w kwestiach finansowych: 17 października przedstawił pani Kamie-niewej plan akcji charytatywnej z budżetem 900000 dolarów - bez uzgodnienia z Rzymem i bez jakichkolwiek widoków na otrzymanie takiej sumy46'. Wszystko to powodowało jedynie irytację po stronie sowieckiej, a na koniec skierowane wprost do Rzymu żądanie wycofania Walsha z Moskwy. Wzburzony Walsh pojawił się w połowie listopada w ambasadzie niemieckiej i oświadczył, że „w najbliższym czasie" dojdzie do zerwania stosunków pomiędzy Watykanem i Moskwą oraz że Sowieci szczególnie jego tak dotkliwie szykanują, iż zażądał wydania paszportów i wyjeżdża 23 listopada47'. W rzeczywistości to Watykan odwołał Walsha48', zaś komisarz spraw zagranicznych, który zwykł przegadywać całe noce z Brockdorffem-Rantzauem przy francuskim koniaku (jedynym francuskim wytworze, który obaj cenili), zapewnił - zgodnie z telegramem ambasadora: Rządowi rosyjskiemu zależy oczywiście na utrzymaniu dobrych stosunków z Watykanem. On [Cziczerin] unikał jednak przez kilka tygodni spotkania z Walshem, bo uważa, że ze swymi yankesowskimi manierami jest on ni i intrygancki. Ma nadzieję, że Kuria zdecyduje się na zmianę osoby, aby obciążać wzajemnych kontaktów. Kurs : próby współistnienia. 1922-1924 51 W uzupełnieniu Brockdorff-Rantzau telegrafował do Berlina: dowiedziałem się z bezwzględnie poważnego źródla, (Walsh) wypowiedzial /zaufanym gronie, iż musi dojść do zerwania i że on zamierza w tym kierunku *<•?• lać Postawa profesora Walsha jest jasna, w podobny sposób zmieszał politykę ' akcją chrześcijańskiego miłosierdzia, a teraz poprzez zerwanie oficjalnych stosunków pragnie usprawiedliwić wiosną postawę i narastające animozje*®. Ambasador doradzał, aby Berlin co rychlej poinformował o tym Watykan, zanim • Walsh dotrze do Rzymu. Na telegraficzne polecenie z berlińskiego MSZ •atykański ambasador von Bergen udał się natychmiast do kardynała-sekretarza u Gasparri zareagował jednakże spokojnie: sprawa personalna Jest drugorzęd- ' pożałowania godne jest natomiast to, że Rosjanie nie spełnili swych obietnic „na przykład w odniesieniu do modusu dla własności Kościoła katolickiego"501. Brockdorff-Rantzau oponował, że sprawa personalna bynajmniej nie jest tak mało ważna, jak sądzi Gasparri: „Cziczerin osobiście przedstawił mi kilka przypadków jawnie'tendencyjnych informacji Walsha, który donosił o obietnicach tutejszych władz, nigdy w tak przezeń zdeformowanym kształcie nie poczynionych"51'. Rozmiar osobistych animozji ujawnił się w pełni po fizycznym „zakręceniu kurka". Kiedy bowiem w połowie listopada Walsh zrezygnował z formalnego przejęcia domu, wynajętego za roczną opłatą 12000 dolarów przy moskiewskiej ulicy Worowskiej, motywując odmowę niechęcią władz do wykwaterowania jednego z lokatorów, odłączono mu wodę i elektryczność. Jednak tegoż dnia, kiedy gniewny Amerykanin bez pożegnania wyjeżdżał na łeb na szyję z Moskwy, a wprowadzał się jego niemiecki następca, ojciec Gehrmann, woda znowu popłynęła i światło zabłysło...52*. Męczennik jedzie do Rzymu - a kapłan do Lenina Czerwonoarmiści pilnowali zaplombowanego wagonu, dołączonego w Moskwie ciągu w kierunku Odessy. Niezwykły ładunek składał się z jednej tylko skrzyni. ery przewozowe mogłyby wywołać chaos w głowie niejednego prostodusznego ika: „Cenna statua! Dar dla Muzeum Watykańskiego!" k opis zawartości ujawniał jedynie część prawdy. Skrzynia, załadowana łzie 1923 r. w porcie odeskim na rosyjski statek, płynący do Konstancy, wwieziona przez włoski frachtowiec do Brindisi i dalej koleją do Rzymu, kwie polskiego świętego, jezuity Andrzeja Boboli 53). Jako „łowca dusz", awracać prawosławnych, misjonarz ten zginął w 1657 r. zabity przez w 1919*1 3 iema* trzy,sta ^at Później został kanonizowany przez Kościół. Już Połockui °Z( 'onoarmiści zamierzali otworzyć grób męczennika w białoruskim ^tyrelieii^^3^10 szcza-t^ na pośmiewisko w ramach modnych ówcześnie widowisk Centrali ^Pobiegł temu pilny telegram protestacyjny Katolickiego Komitetu 1 arcDis no Dopiero tt1 arcy!D,iskuPa Cieplaka, adresowany wprost do Lenina. w Muzeur ^ ?ozmeJ trumnę z relikwiami przeniesiono do Moskwy i wystawio-rtigieny. Tu odnalazła ją papieska misja pomocy i po dłuższych 52 Tajna dyplomacja Watykan|l staraniach sprawiła, że szczątki Boboli wysłane zostały wprawdzie nie do Polski, lecz do Rzymu. Stało się to w tym czasie, kiedy ojciec Walsh zmuszony był pakować walizki i oddać kierownictwo rosyjskiej misji watykańskiej. Komisarz spraw zagranic?, nych Cziczerin optował za tym gestem - który nic nie kosztował - i pozyskał dlań również aprobatę Lenina. Lenin, cierpiący po drugim wylewie na zakłócenia mowy, niespodziewanie zasiadł wpaździemiku 1923 r. razjeszcze przy swoim biurku w Kremlu, inna sprawa, że tylJc0 na krótki czas. Za kulisami rozpoczęła się już walka nie tylko o sukcesję, ale także 0 przyszłą linie partii i państwa sowieckiego. Określone „luzy" ideologiczne, będące następstwem NEP, a wywołujące sporo kontrowersji, oddziaływały także na politykę kulturalną. Zainteresowanie sprawami religii stało się powszechniejsze54*. W1923 roku ukazały się dwa czasopisma ateistyczne, „Biezbożnik" oraz „Bieżbożnik u stanka" (Bezbożnik przy warsztacie pracy), które występowały nie tylko przeciwko religii, ale również polemizowały ze sobą. Jedno powoływało się na tezę Lenina, że walkę z religią należy oprzeć na podstawach „naukowych", możliwie bez uciekania się do środków administracyjnych, a przede wszystkim bez obrażania prostych wiernych. Drugie, posługując się głównie środkami obraźliwej karykatury i satyry, pragnęło w religie, „uderzać, rozbić ją na kawałki, wytępić tę hołotę jak chwasty"55). Sam Lenin też skłaniał się pod koniec życia do spokojniejszego traktowania spraw: „Przemiana chłopskiej psychiki i nawyków to praca na całe pokolenia. Stosowanie przemocy nic tu nie poprawi"56*. To ogólne nastawienie pozwala objaśnić nie tylko osobliwe przekazanie szczątków świętego Andrzeja Boboli jako „prezentu dla papieża", ale również inny godny uwagi 1 dotąd mało znany epizod: prywatne spotkanie Lenina z pewnym „łowcą dusz!'. Był nim ksiądz katolicki dr Wiktor Będę, który odwiedził Lenina kilka razy jesienią 1923j, iTok później opublikował anonimowo swoje z nim rozmowy. Nieco kwiecista relacja Bedego, brzmiąca niemal nieprawdopodobnie, nie zasługiwałaby na uwagę, gdyby nie forma publikacji na łamach oficjalnej gazety Watykanu „Osservatore Romano" jako „osobistego wspomnienia znanego nam zagranicznego kapłana i częstego współpracownika naszej gazety" oraz gdyby nie udało się ustalić tożsamości autora57'. „Pewnie wysłał ciebie do mnie twój papież!?" wykrzyknął Lenin nieufnie, kiedy Będę usiłował go przekonać, że sprawiedliwszy ład społeczny może być zbudowany nie na gruzach religii, lecz właśnie w oparciu o religię. Będę zapewniał, zgodnie z prawdą, że nie działa z niczyjego polecenia, a nawet przyjaciele nie wiedzą o jego prywatnej wyprawie do Moskwy. Około pięćdziesięcioletni w tym czasie Będę byt z pochodzenia Węgrem, obywatelem francuskim działającym w latach 1909-1912 w Paryżu jako dziennikarz. Tam poznał rosyjskiego dziennikarza Włodzimierza Iljicza Uljanowa (Lenina), pisującego w emigracyjnym piśmie „Proletarij". Drzwi do Lenin* otworzyło Bedemu - który „wskutek późniejszego powołania" został księdzein katolickim - wspomnienie koleżeńskiej przyjaźni z lat paryskich. Wkroczył na Kreffll w cywilnym ubraniu, „zaopatrzony przez potężnego dyktatora w najlepsze przepU' stki". Będę pisze, że Lenin przyjął go zwyczajnie, był zamyślony, całkowicie wolny póz tyrańskich, wyraźnie dręczony przez chorobę. „Ludzkość wkracza na Kurs 53 lat nie będzie innej formy rządów" - oświadczył i dodał na pocieszenie: - że pod gruzami obecnych instytucji przetrwa hierarchia katolicka... leciu będzie istnieć tylko jedna forma państwa, sowiecka, i jedna W,naSt ^Świcie katolicka - szkoda, że już tego nie dożyjemy". u wydawało się, że zasadniczy błąd Lenina polega na tym, iż identyfikował " formę państwa (U soviettismo) z ideologią komunistyczną. Z tego też względu wał kruszyć kopie w obronie wolności religijnych, mówiąc - w nawiązaniu do i misji pomocy - o „czystym komunizmie" katolickich zakonów, których i praca wychowawcza ma również wartość społeczną. Chciałbyś może, bym pozwolił waszym braciom zakonnym podburzać wieśniaków przeciwko Sowietom? Nie, to niemożliwe!" - replikował ostro Lenin, aby po chwili -jak referuje Będę - dodać nagle w tonie niemalże łagodnej refleksji: „Czuję, że nie pożyję już długo; to, co mówisz, jest zbyt piękne, abym mógł to zrealizować. Mam nadzieję, że przyjdą inni, którzy zamiast krwawych metod przymusu zastosują sposoby inne, o których ty mówisz, aby z ich pomocą uszczęśliwić ludzkość..." Rzecz jasna, polityka sowiecka nie była tak sentymentalnie nastrojona, jak by to mogło wynikać z tej relacji. Faktem było, że Lenin utracił już w znacznej mierze wpływ na bieżące rozstrzygnięcia władzy, mimo iż w jesieni 1923 r. jeszcze raz na krótko przejął kierownictwo. Sporo oznak wskazuje jednak, że samemu Leninowi - a przede wszystkim jego .rzecznikowi zagranicznemu, Cziczerinowi - zależało pod koniec 1923 r. raczej na polepszeniu stosunków z Watykanem niż na ich zerwaniu. Wiązało się to ściśle z zabiegami Sowietów o uznanie dyplomatyczne, co w sposób paradoksalny znajdowało wsparcie w tezie, lansowanej na zachodzie Europy: reżym sowiecki - zwłaszcza w jego obecnej postaci - być może nie przetrwa śmierci Lenina i właśnie z tego względu należy być w Moskwie dyplomatycznie obecnym. Założenie to :czególnie mocno determinowało rząd, który bardziej niż inne rządy europejskie czuł się powołany do „walki z komunizmem", włoski rząd Benita Mussoliniego. Przywódca tow jeszcze przed „marszem na Rzym" (październik 1922 r.) wykorzystał śmierć idykta XV, aby - choć sam był areligijny - przypodobać się Watykanowi. Głosił icie, że laicyzm, liberalizm i marksizm dogorywają, że jedyna „myśl uniwer-która jeszcze ma siłę oddziaływania, promieniuje z papieskiego Rzymu. 1922 r. Mussolini był w Berlinie, w lipcu 1923 r. zetknął się w Rzymie Wat kanclerzem Rzeszy spod znaku Rapallo, Wirthem. W lecie 1923 r. włoskiej p ^Sdza Luigiego Sturzo do ustąpienia z kierownictwa katolickiej Ludowej, czyniąc tym samym pierwszy krok na drodze porozumienia dostrzec \P zaś oświadczył 30 listopada 1923 r.: „Rząd faszystowski nie Co też ! i , trudnośti, uniemożliwiających uznanie de iure Rosji sowieckiej". Bezpj J? ^^ tygodni PÓźniej«>. Watykanowi zaPowiedzi Mussoliniego Kreml przedstawił nową ofertę również 2 Rzymu »> ^ k*tK^? odbiła się w większej liczbie raportów dyplomatycznych wowanym przez ^ t?deflcJa dawała się wyczuć w zmienionym klimacie, zaobser-Zaproszony l er°rf ^dwarda Gehrmanna, nowego szefa watykańskiej misji pomocy, dowiedział sie i v tPrzez ambasadora Brockdorffa-Rantzaua na obiad, Gehrmann bardzo Sowietom zależy na normalizacji. Będą radzi,'jeżeli 54 Tajna dyplomacja Gehrmann udzieli wywiadu prasowego na temat działań misji (zapewne, aby tym sposobem przygotować opinię na zbliżenie). Dyplomatycznie całkowicie niedoświad. czony, prostoduszny i łatwo poddający się sugestiom Gehrmann60' zgodził się, jjy ambasador dosłownie pokierował jego piórem. Obywatele sowieccy dowiedzieli się z jego wywiadu po raz pierwszy oficjalnie o rozmiarach papieskiej pomocy na Krymje oraz o utrzymywaniu „żywych kontaktów" z oficjalnymi instancjami, które „chętnie spełniają moje prośby". Brzmiało to cokolwiek lakierniczo i nie było uzgodnione z Rzymem, ale całkowicie przystawało do sympatii, z jaką Gehrmann wkrótce został przyjęty w sowieckim Komisariacie Spraw Zagranicznych przez posła Teodora Rothsteina: Rząd ubolewa bardzo z powodu nieporozumień, które pojawiały się od czasu do czasu i... utrudniały serdeczniejszy kontakt. Poinstruowaliśmy naszego . przedstawiciela w Rzymie, że zależy nam na dobrym kontakcie ze Stolicą Apostolską... Traktujemy misję... jako quasi-przedstawicielstwo Stolicy Apostolskiej...61). Istota propozycji, jaką Jureniew, następca Worowskiego, a już wkrótce ambasador przy Kwirynale, przedłożył w początkach grudnia 1923 r. w watykańskim Sekretariacie Stanu, dotyczyła zatem także przede wszystkim kwestii stosunków dyplomatycznych. Moskwa zdawała się być przygotowana na pewne ustępstwa, jeśli Stolica Apostolska przekształci misję moskiewską w nuncjaturę i uzgodni zarazem nową umowę o pomocy (z konkretnymi obietnicami!). W rewanżu Moskwa zapowiadała gwarancję „swobody kultu" dla katolików, uwolnienie poprzez akt łaski uwięzionych duchownych oraz — co było nowością — pewne możliwości w dziedzinie katolickiego nauczania religii dla młodzieży, zatem gotowa była na zbliżenie w tym punkcie, który w minionych miesiącach - kiedy negocjacje prowadził Walsh - zawsze okazywał się najtrudniejszy. Czy można to było traktować poważnie? W rzeczy samej w końcu grudnia 1923 r. ukazało się rozporządzenie rządu sowieckiego, które zabraniało „nauki religii dla nieletnich poza szkołą poprzez tworzenie grup większych niż trzyosobowe", zarazem jednak zdawało się dopuszczać powstawanie takich większych „grup" z wykwalifikowanym kierownictwem pedagogicznym pod warunkiem uzyskania „uprzedniego zezwolenia" i zarejestrowania lekcji „w kompetentnych organach". Późniejszy urzędowy komentarz głosił, że nauczać religii mogą nie tylko rodzice, ale również „zaproszone do domu osoby", ,jeśli i®3 działalność nie przerodzi się w aktywność grupową"62*. Postanowienia te zapowiedziano zapewne w sowieckiej ofercie przedłożonej Watykanowi, jednakże bez koO' kretyzacji. Kardynał sekretarz stanu Gasparri uznał, że moskiewska oferta zasługuje & ynajdojrzalsze rozważenie". Zwołał na 17 grudnia 1923 r. specjalne posiedzeń^ Świętej Kongregacji dla Nadzwyczajnych Spraw Kościoła, skupiającej w owym czas osiemnastu kardynałów. Jednak dyskusja zaczęła się już wcześniej. Akredytował" w Rzymie dyplomaci nadstawili uszu. k „Na podstawie różnych oznak zakładam, że generał jezuitów Ledóchowski, P° *j będzie zwalczał plan uznania rządu sowieckiego, podobnie jak wcześniej podejrzę* Kurs 55 wionę osobistości watykańskie o zbyt daleko idącą życzliwość wobec • P" \eleerafowal ambasador von Bergen „całkowicie poufnie" i w zaszyfrowa- o Berlina63'. Również jego bawarski kolega informował, że są „ludzie ie" zarzucający kurii „zbyt ugodowe stanowisko" wobec Moskwy6*'. ednak była w tym momencie „ugodowość" względnie „życzliwość"? na! Gasparri traktował sprawy trzeźwo. Uważał, że „wielkim błędem" jest na coś w rodzaju kontrrewolucji w Rosji. Lud rosyjski jest na to „zbyt Lnv" Jak oświadczył posłowi Pastorowi65', a ponadto nie należy zapominać, że >i rosyjscy zawdzięczają nowej władzy ziemię (kolektywizacja nie znalazła się Dowiem jeszcze na porządku dziennym). Dla doświadczonego prawnika kościelnego Gasparriego, który równie mocno jak w opatrzność Bożą wierzył w pożyteczność zabezpieczeń instytucjonalnych, nie podlegało dyskusji, że Kościół również po śmierci Lenina będzie konfrontowany z sowieckim komunizmem. Lansowany przez innego kardynała argument, że podczas rewolucji francuskiej nie akredytowano nuncjatury przy Konwencie w Paryżu, nie przekonywał Gasparriego choćby z uwagi na to, iż, o ile się orientował, Konwent nigdy nie przedłożył papieżowi podobnej prośby ani nie zabiegał o pomoc dla głodującej ludności. Tymczasem w Moskwie, w połowie grudnia 1923 r., watykańscy misjonarze oczekiwali w tęsknym, nerwowym napięciu na odpowiedź z Rzymu. Dla bolszewików mogła ona być jedynie plusem lub minusem dyplomatycznym, natomiast dla Kościoła katolickiego w Rosji wiązała się z zagadnieniem przetrwania. Gehrmann składa wymówienie, Pacelli negocjuje Uważam za powinność sumienia pokornie poinformować Stolicę Świętą, że liczni kapłani katoliccy zarówno na Ukrainie, na Krymie, jak też tu w Moskwie (20 do ? kapłanów), wyrażają tęskną i ufną nadzieję, że Stolica Święta znajdzie 'liwość podtrzymania tutejszej misji i stworzy tym samym silną podporę oraz moralne wsparcie dla wszystkich udręczonych w wierze. Gehrmann napisał to zdanie w początkach stycznia, pełen niepokoju i słabo my w tym, co było przedmiotem namiętnych dyskusji w odległym Watyka- me lat 1923/1924. Nie ulegało wątpliwości, że stały przedstawiciel Stolicy sowiec 1-uł-by °,becnie PrzX)?ty „niczym Mesjasz" przez żyjących w państwie gotówje ,°,kow • Czyż papież nie zapowiedział kilka miesięcy wcześniej, że warunki ° °a ust^)stwa>a nawet ponieść ofiary, byle uczynić mniej uciążliwymi kraczalnej I Kościoła"?68' Jednakże papież wspomniał również o „nieprze- Punktem SDC zasad- Określenie, gdzie dokładnie przebiega ta linia, było głównym Papieża dos- narady kardynałów, którzy zebrali się 17 grudnia i z aprobatą Nie odrzu '^ d° P°łowicznego rozstrzygnięcia. ra}a propozy awdzie wprost oferty moskiewskiej, jednak odpowiedź zawie- sowieckiego ai aJ^c%: nie będzie międzynarodowo-prawnego uznania rządu apostolskiego zat *** W I^os'cwie' zaoferowano natomiast ustanowienie delegata a wysłannika papieskiego, który - w myśl prawa kanonicznego 56 Tajna dyplomacja - upoważniony jest jedynie do nadzoru i sprawozdawczości dotyczącej lokalnego kościoła, i to zasadniczo w państwach, które same nie chcą utrzymywać stosunków dyplomatycznych z Watykanem. Zgodnie z brzmieniem propozycji delegat papieslg w Moskwie mógłby jednak negocjować na miejscu z rządem sowieckim na temat modus vivendi dla Kościoła. Jeżeli negocjacje zakończą się pomyślnie, Watykan otwierał wobec Sowietów również perspektywę uznania, ujętą wszakże w nader ogólnych sformułowaniach. Na użytek wewnętrzny papież ukuł hasło: „Jeżeli rząd sowiecki okaże się godny..."69' Co w tej sytuacji znaczyło określenie „godny"? Naturalnie myślano w Watykanie o uwolnieniu uwięzionych księży, przede wszystkim arcybiskupa Cieplaka, ale także o większych swobodach dla misji w dziele rozdawnictwa żywności (płynącej jednakże coraz słabszym strumieniem). Z tej właśnie przyczyny nabrzmiewał pomiędzy dyrektorem misji Gehrmannem a moskiewskimi agendami rządowymi nowy, ciągnący się tygodniami konflikt. Na pomoc czekały dziesiątki tysięcy głodujących moskiewskich studentów, których położenie było tej zimy szczególnie trudne. Tymczasem Gehrmann czekał już sześć tygodni na instrukcje - i na nowe środki z Rzymu. Jednak w Watykanie rozprawiano wtedy głównie o „wielkiej polityce", o klauzulach i kruczkach prawnych. Ostatecznie Gehrmann rozdzielił na własną odpowiedzialność cześć żelaznych zapasów mąki, ryżu i cukru, lecz to akurat nie zrobiło wielkiego wrażenia na instancjach sowieckich, również nastawionych na klauzule i kruczki. Kiedy Gehrmann postanowił według własnego rozeznania wytypować oczekujących na pomoc, urzędy moskiewskie uparły się, że same wyznaczą „wybrańców" - było to makabryczne przeciąganie liny nad głodnymi żołądkami studentów, dla których w danym momencie jedzenie było ważniejsze niż marksistowska czy katolicka moralność... 7 stycznia Gehrmann otrzymał nareszcie za pośrednictwem niemieckich dyplomatycznych łączy radiowych oczekiwaną instrukcję z Rzymu. Nie ulżyła mu jednak, lecz - jak sam napisał - podziałała „paraliżująco"70', ograniczając jeszcze bardziej jego możliwości: Stolica Apostolska nie rezygnuje z żadnego spośród wcześniejszych postulatów Walsha, dotyczących nowej organizacji akcji pomocy... f Jest J konieczne, aby nie nawiązywać żadnych zobowiązujących kontaktów jakiejkolwiek natury z agendami rządowymi bez wcześniejszego poinformowania Stolicy Apostolskiej... Proszę zachować wielką ostrożność odnośnie do zabezpieczenia praw Stolicy Apostolskiej, dotyczących zapasów i budynku... Przesyłka pieniężna nastąpi natychmiast po otrzymaniu uspokajającego raportu w odniesieniu do wymienionych punktów. Taka była treść telegramu kardynała Gasparriego do jego człowieka w Moskwie-Nie poinformował on jednakże Gehrmanna, że watykańska kontrpropozycja - wydanie delegata apostolskiego - już została przedstawiona stronie sowieckiej i * ustalono osobę przyszłego delegata. Nie miał nim być Gehrmann, prostoduśzno^ dyskwalifikowała go jako dyplomatę, lecz ktoś inny, mianowicie czynny wówczas, w Rostowie członek watykańskiej misji pomocy, jezuita ojciec Giulio Roi. On również jupallo: próby współistnienia. 1922-1924 57 dyplomatą, lecz - starszy o osiemnaście lat od Gehrmanna - zasłużył się jako ocnowłoskiego kolegium zakonnego, zaś dla rosyjskich obserwatorów . był niezapisaną kartą.71' W początku stycznia 1924 r. Roi został wezwany do Rzymu, aby tu przygotował nowych zadań. Kuria spodziewała się, że jako Włoch nie będzie miał złego r Moskwie, choćby z tego względu, że właśnie zbliżało się nawiązanie ;unków dyplomatycznych pomiędzy Włochami a Sowietami (8 lutego). Papież, sam na taki krok nie chciał sobie pozwolić, nie był z powodu decyzji rządu oskiego nieszczęśliwy; Mussolini będzie nowej sowieckiej ambasadzie w Rzymie /l uważnie na palce i w razie potrzeby wkroczy ze zwykłą stanowczością" - oświadczył kardynał Gasparri72). Inna sprawa, że od kresu państwa kościelnego (1870) jedną z żelaznych reguł Watykanu było nieutrzymywanie kontaktów z żadnym przedstawicielem zagranicy, akredytowanym oficjalnie przy rządzie włoskim. Stąd po awansie dotychczasowego szefa sowieckiej misji handlowej, Jureniewa, do rangi ambasadora we Włoszech, kardynał Gasparri nalegał, aby dalsze kontakty utrzymywać poprzez Berlin. Nuncjusz papieski w Monachium Eugenio Pacelli jeszcze nie przeniósł się był do stolicy Rzeszy. Stało się to dopiero w sierpniu 1925 r. Jednak częste wizyty w Berlinie umożliwiały mu od lutego 1924 r. odbywanie poufnych spotkań - przeważnie w sanatorium Św.Franciszka - z sowieckim charge d'affaires Bratmannem;Brodowskini, a wkrótce również z jego przełożonym, ambasadorem Nikołajem Krestinskim. Tam również przekazana została wymijająca odpowiedź Watykanu na propozycje sowieckie z grudnia 1923 r.73), która wywołała gniewną uwagę komisarza spraw zagranicznych Czi-czerina: Nie jest wykluczone, że będziemy zmuszeni zrezygnować z pomocy [watykańskiej l misji; zgłaszane są wielkie roszczenia, natomiast uznanie ze strony kurii rzymskiej nie nastąpiło'14. strony domagały się w gruncie rzeczy „zaliczek". Watykan nie zamierzał miedzynarpdowo-prawnego uznania bez wcześniejszych formalnych koncesji ich, Sowieci zaś nie zamierzali rozmawiać o ustępstwach bez aktu uznania; nie chcieli dopuścić delegata apostolskiego ani przyznawać Kościołowi wnież kuchnie ojca Gehrmanna, które już od dłuższego czasu gotowały że Watyk* ysz°nym płomieniu, miały działać nadal jedynie pod warunkiem, jak j prowadzi do nowej umowy klarowne zapewnienia - zarówno finansowe, stopnia Tymczasem sam Gehrmann, niemal nieświadom tego, do jakiego Plomatyczr '^ywna misja rosyjska uzależniona była od wyników gry dy- Aliści 20 U ^ Gasparrieeo ' jeszcze liczył na pozyskanie nowej, solidnej bazy materialnej. nań drugi „zimny prysznic" w formie telegramu kardynała misję ao umowy Stolica Apostolska pragnie wprawdzie kontynuować - stop ~ nie JLst w stanie określić ani terminu zakończenia, ani subwencji 'zekazywać będzie tyle, ile ma do dyspozycji i ile napływa... 58 Tajna dyplomacja Watyka Tymczasem w umyśle przewodniczącej Kamieniewej z sowieckiej „Komisji pomocy zagranicznej" wciąż pokutowało 900000 urojonych dolarów, z pomocą których bluffował w październiku 1923 r. ojciec Walsh. Kiedy Gehrmann pojawił się u niej z rzymskim telegramem, równoznacznym z rozłożeniem rąk, nie mogła uwierzyć, ^ papieskie kasy są puste; raczej skłaniała się do uznania depeszy za element dyp. lomatycznego przeciągania liny w sprawie uznania. Z tego też względu, a także z Uwagi na niepewność, która ogarnęła politykę sowiecką po śmierci Lenina (21 stycznia), pani Kamieniewa ograniczyła się do szorstkiej reakcji, nie żądając jednakże wycofania misji. Dopiero miesiąc później, 22 marca 1924 r., powiadomiła Gehrmanna, że misja watykańska została skreślona z listy aprobowanych organizacji dobroczynnych, W tym samym jednakże dniu zebrali się w Rzymie ludzie, którzy dwa lata wcześniej mozolnie powoływali misję do życia, Obecni byli: monsignore Pizzardo, prałat Steinmann z niemieckiej ambasady przy Watykanie, ojciec Friedrich z zakonu w Steyl oraz ów tajemniczy dr Wilhelm von Braun, który coraz wyraźniej objawiał się jako sowiecki pośrednik i który po wycofaniu ojca Walsha chciał podjąć się roli jego następcy. Rozważano, co wypada czynić761; zdaniem von Brauma należało iść na rękę Sowietom, ponowił też propozycję, że uda się do Moskwy i pomoże ożywić „umierającą misję". Jednakże Pizzardo go przyhamował: „Jeżeli Rosjanie uzależniają wszystke od uznania, to w ogóle nie ma o czym mówić, cała sprawa jest skończona. Stolica Apostolska nigdy przenigdy nie może uznać podobnego rządu..." I wtedy padło słowo, które zdemaskowało von Brauna niemal ostatecznie; zagroził: „Jeżeli ja nie zjawię się w Moskwie, nie utrzymają się tam już żadni misjonarze..." Uwaga ta z pewnością zaalarmowała Sekretariat Stanu, gdyż wkrótce poprze? ambasadę niemiecką przy Watykanie wysłano do Gehrmanna w Moskwie następujący zaszyfrowany telegram: Ponieważ zachodzi niebezpieczeństwo, że rząd rosyjski wydali członków misji papieskiej, wskazane jest, aby agenci poczynili przygotowania do ewentualnego wyjazdu, ze szczególnym uwzględnieniem archiwum Kardynał Gasparri. Jednak sprawy nie zaszły jeszcze tak daleko. Raczej niezdecydowana pani Karnie-niewa zwróciła się w tych dniach78* do Czićzerina: wprawdzie sama niemal mp. przywiązuje już znaczenia do utrzymywania prawie nieczynnej misji watykańskiej, możliwe jednak, że Komisariatowi Spraw Zagranicznych zależy, aby ją jeszcze jakiś czas tolerować? Cziczerin, który wciąż podtrzymywał berliński kontakt z PacelliD1' poprosił, aby odczekać. Oczywiście, sytuacja była już inna, gdyż w pierwszych miesiącach 1924 r., poza Włochami, uznały rząd sowiecki także Anglia, Norwegia, Austria, Grecja i Szwecja: Przed dwoma laty watykańskie uznanie de iure miałoby dla rządu sowieckiego znacznie większą wartość niż obecnie. Mimo to rząd życzy sobie, aby zawrzeć pokój religijny z Watykanem i jest skłonny podjąć zmierzające w tym kierunku rozmowy... Kurs : próby w^istnienia. 1922-1924 59 wypowiedział Cziczerin 31 marca wobec moskiewskiego ambasadora ^ckdorffa-Rantzaua, ^ory też z miejsca „ściśle poufnie" przekazał ją > Berlina. W Rzymie zdawano sobie naturalnie sprawę, gdzie leży największa trudność: Nadal bowiem nie usunięto głównej przeszkody: uznania de iure. Watykan niezłomnie podtrzymuje pogląd, że w danych warunkach nie może udzielić uznania bez wywołania wielkiego skandalu wśród wiernych... Pośrednia droga nie została [przez Rosjan] przyjęta. Co więc czynić? Czynnikiem utrudniającym jest być może okoliczność, że dr von Braun przeszedł na służbę Sowietów i że jest bardzo niezadowolony po czterokrotnym odrzuceniu jego planów przez kurię... Uważa siebie za twórcę misji i jest też przekonany, że wystarczy jedno jego słowo, aby ją z kraju usunąć... . Tyle raport ojca Friedricha79), zaś kardynał Gasparri telegrafował do Gehrmanna krótko i zwięźle: „Ostrzegam przed Braunem". Osobliwy ten przyjaciel misji wyjechał mianowicie w końcu kwietnia z Rzymu w kierunku Moskwy8*. Tam później zgubił się jego ślad. Sądzić wypada, że Wilhelm von Braun nie tylko bezmiernie przeceniał własne wpływy, ale że mylił się również w ocenie Sowietów, którym służył. W Moskwie tymczasem w pierwszych miesiącach po śmierci Lenina nie rozgorzała jeszcze na dobre walka ,,diadochów" o władzę. Jeszcze obowiązywała zasada, którą Karol Radek w zaufaniu objawił niemieckiemu ambasadorowi: kierownictwo państwa , jest zespolone wspólną nadzieją zwycięstwa bądź pewnymi widokami na wspólną szubienicę"81'. Niezależnie od tego nie można było w owym czasie mówić o jednolitej linii sowieckiej polityki wewnętrznej i zagranicznej82' - i ta okoliczność rzutowała na stosunek do Watykanu. Gdy Cziczerin w toku berlińskich rozmów Pacelli-Brodowski pragnął skłonić Watykan do zawarcia jakiejś umowy i z tą myślą nie tylko hamował gorliwość pani Kamieniewej (siostry Trockiego), ale ostrożnie uwzględniał również dyplomatycznych kalkulacjach -jako symboliczną „zaliczkę" - uwolnienie arcybis- "ieplaka, wówczas GPU przekreśliło jego rachuby. Tajna policja, nie informując rina, zabrała arcybiskupa z więzienia i 9 kwietnia 1924 r. po prostu wsadziła & granicy łotewskiej do pociągu pospiesznego do Rygi. Ten akt był odpowiedzią kroskopijnej Komunistycznej Partii Irlandii, dla której sprawa Cieplaka d u na dominujących w tym kraju katolików - była szczególnie nieprzyjemna . Te same specjalne pełnomocnictwa, przyznane GPU 2 kwietnia nią "^ce policji spełnianie podobnych „przysług", upoważniły ją do zainicjowa- księżyT aresztowań. W ciągu kwietnia i maja zatrzymano licznych katolickich Moskwj2**)01! "°e> w tym trzydziestu siedmiu Rosjan obrządku wschodniego w samej kary \vje °ez procesu, „na drodze postępowania administracyjnego", skazano na się w p * zesłania. Kiedy nieoczekiwanie uwolniony arcybiskup Geplak zjawił ..Rosja i ma-Ja w Rzy™^ kardynał Gasparri zauważył potrząsając głową: : wciąż jest wielką zagadką"8*'. faniem mis;- C Próbnych sprzeczności nie należało maksymalnie zwlekać z wyco- skr°mniejsżv i*a,tyls:ans3LieJ? JeJ zadania koncentrowały się obecnie - przy coraz 1 sr°dkach - na udzielaniu pomocy katolikom w Rosji. Niemiecki 60 Tajna dyplomacja telegram dyplomatyczny z 26 kwietnia 1924 r. donosił: „Gasparri prosi, by przekazano Gehrmannowi co następuje: Proszę obficie, lecz roztropnie wspierać kler katolicki znajduje się wszędzie w wielkich tarapatach"86*. W dniu, w którym arcybiskup Cieplak zjawił się w Rzymie i przedstawił Watyka-nowi najbardziej aktualną relację o rzeczywistym położeniu, kardynał sekretarz stanu wysłał jeszcze jeden telegram do Moskwy: „Wobec powagi sytuacji zalecam ojcu oraz innym agentom w Rostowie i na Krymie większą ostrożność, aby nie stwarzać dla rządu pretekstów. Ponadto zalecam unikanie nawet pozoru kompromisowości czy uległości wobec rządu. Gasparri"87'. Wydane zalecenie wskazuje, jak trwałe były w kurii rzymskiej nadzieje na pogodzenie sprzeczności: ugodowości z nieustępliwością. Umacniał w tej taktyce stronę watykańską najwidoczniej również arcybiskup Cieplak, traktowany w więzieniu GPU wprawdzie surowo, ale nie brutalnie - otrzymywał paczki, książki, gazety i mógł nawet przyjmować wizyty88'. O ile w zaufanym gronie rzymskich znajomych Cieplal^ nie ukrywał swego nastawienia i narzekał, że rządy europejskie „są ślepe wobec Bolszewickiego zagrożenia", że przedstawicielstwa dyplomatyczne Sowietów - także szesćdziesięcioosobowa ambasada przy Kwirynale - rekrutują się „wyłącznie z agentów"89', to jednak podkreślał zarazem, że chce własne gorzkie przejścia „wybaczyć i zapomnieć". Unikał starannie wszelkich publicznych wystąpień przeciwko Sowietom. Przyjemnie był tym zaskoczony również ambasador sowiecki Jureniew. Podczas 1 przyjęcia dyplomatycznego dał swemu polskiemu koledze do zrozumienia, że rząd sowiecki umie docenić takie zachowanie i że on sam chętnie porozmawia z arcybis.-, kupem. Wkrótce też Cieplak odwiedził „całkowicie prywatnie", choć za zgodą , Watykanu, rzymskiego ambasadora Sowietów. Jureniew powiedział mu, że problem > aresztowanych księży dałoby się rozwiązać od ręki, gdyby Watykan przynajmniej de facto uznał rząd sowiecki i podjął w Rzymie rokowania.90' Czy jednak Cieplak nie przesłyszał się, przekazując rozmowę w tej formie kardynałowi sekretarzowi stanu? Dlaczego Moskwa miałaby cofnąć się i nagle rezygnować z uznania de iurel Przecież de facto Watykan kontaktował się z Moskwą od dawna. A może Jureniewowi chodziło jedynie o zapoczątkowanie nowej rundy rozmów? Nadal bowiem Sowietom, podobnie jak Watykanowi, zależało na utrzymaniu nici kontaktów. Jakkolwiek było, Gasparri zalecił intensyfikację berlińskich kontaktów nuncjusza Pacellego z radcą ambasady Bratmannem-Brodowskim91). Dwa tygodnie później, w końcu maja 1924, udał się do Moskwy jezuita Giulio Roi, przygotowany w Rzymie do podjęcia nowych zadań; w przypadku osiągnięcia porozumienia w toku rozmów berlińskich miał być już na miejscu w charakterze delegata apostolskiego^ Roi wiózł jednak również akt zaprzestania działalności misji. 31 maja został on formalnie przekazany niecierpliwej pani Kamieniewej. Dlaczego? Czy nie było to sprzeczne z toczącymi się rozmowami? W żadnej mierze. Watykan, który i bez tego nie mógł już dostatecznie wyposaży" finansowo misji, taktycznie zręcznie uprzedzał jej wydalenie, pozbawiał -uzasadnienia sowieckie zarzuty o „niezgodnej z celem" działalności, sygnalizował gotowość prze* kształcenia przedstawicielstwa charytatywnego w delegaturę apostolską. I wygrywa* Kurs 61 • Albowiem jednocześnie zapewniono Sowietów, iż zamierza się rozdać resztę *vwności dodając, iż później być może dojdą jeszcze jakieś „uzupełnienia evvogóle potrzeba będzie kilku tygodni na zamkniecie prac misji. Tygodnie (v aę w trzy i pół miesiąca... iccnej chwili w sowieckiej Rosji szaleje prześladowanie chrześcijan" - pisał 17 czerwca 1924 r. do swego zakonnego przełożonego. Tegoż dnia z pani Kamieniewej usiłował poprawić nastroje: „Chciałbym jeszcze dodać, ^ehrmann, że nie powinniśmy marnować słów na sprawy przeszłości -wszystko ™winno zostać zapomniane!" Jeżeli Watykan zobowiąże się do udzielania pomocy w wymiarze co najmniej 8000 do 10 000 dolarów miesięcznie, będzie można rozmawiać o przedłużeniu prac misji, sugerował sekretarz. Ostatecznie misja w samym tylko maju rzekazała uwięzionym współbraciom 9700 dolarów!92* Jednak 28 czerwca nadeszło z Rzymu jeszcze jedno przyhamowujące zalecenie: ponieważ sytuacja zaopatrzeniowa w Rosji poprawiła się, Stolica Apostolska nie może ponawiać wezwań do składania ofiar, a z własnych środków nie jest w stanie zagwarantować sumy 10 000 dolarów; chętnie jednak..'. ...będzie się kontynuować dzieło pomocy, szczególnie dla dzieci i dla chorych... jednak bez zobowiązań. Mam nadzieję na kontynuację dobrych kontaktów z rządem [!], które dzięki obecności delegata apostolskiego mogą zostać jeszcze polepszone. Monsignore Pace lii działa w tym kierunku... 93) Mimo przyjaznej tonacji telegramu Gasparriego Sowieci nie zareagowali już na niejasną ofertę, odrzucili ją jednakże dopiero sześć tygodni później. Pierwsi emisariusze watykańscy już wyjechali z Krymu. Jeden z nich informował o nastroju pożegnania: „płaczący tłum obstąpił nasz dom". 29 lipca kardynał Gasparri telegrafował do ojców loskwie, aby „ociągali się z wyjazdem". Ambasador niemiecki Brock- Rantzau wnioskował z tego, że berlińskie negocjacje Pacellego z Rosjanami być E jednak zmierzają do pozytywnego finału, zwłaszcza że ojciec Roi przedstawił o przyszły delegat apostolski941. z jednakże, kiedy w wyniku pogłosek to i owo przenikło do wiadomości 'ej, ponownie podniosły się. w Rzymie gwałtowne sprzeciwy wobec polityki "9 JW*tykanu' z ^yty^ wystąpiły również „międzynarodowe koła katoli- ae"99 p „ archiwaln \- S*olica AP°stolska dążyła do zbliżenia z Rosjanami? Dokumenty ikich mamy dziś dostęp, zawierają jedynie skąpe odniesienia do tej rozmav^ **Uego (w przeciwieństwie do fazy późniejszej). Wiadomo, że Pacelli vskim nie tylko o zastąpieniu misji charytatywnej przez Delegaturę religu dla *',^z.r°wmeż ° niektórych kwestiach szczegółowych, na przykład o nauce eży. Watykan z całą pewnością nie nalegał na „tworzenie szkół sie - a karci ° [ y c n" ~ Jak twierdził Cziczerin. W rzeczywistości papież domagał .e z w Q j Gasparri natychmiast przekazał to do Moskwy - „j e d y n i e *^ c h kat h '• a k y duchowni mogli nauczać w k o ś c i o -niż n- l- z m u"96)- Kuna rzymska nie była tak nierealistyczna, aby chcieć ° minimum. 62 Tajna dyplomacja Inna sprawa, że margines ustępstw, na jakie Watykan we własnym mniemaniu mógł sobie pozwolić, również był minimalny. Rojnnowy w Berlinie przerwano w końcu sierpnia^ Nawet zdecydowanie antykomunistyczny obserwator moskiewski odniósj "wówczas wrażenie, że Watykan zająłby „niezwalczoną pozycję" w obronie swoich interesów religijnych w Rosji, gdyby - wzorem innych rządów — osadził w Moskwie w wyniku prawno-dyplomatycznego uznania stałe, obliczone na trwanie przedstawicielstwo97'. Szansa, jaką dla takiego rozwiązania stwarzała misja pomocy, mogła już się nie powtórzyć. Kardynał Gasparri zdawał się to z obawą przeczuwać, kiedy w końcu sierpnia dał ostatecznie sygnał do uporządkowanego odwrotu misji. Tele-graf owal: Gehrmann, ulica Worowskaja 44, Moskwa przed wyjazdem proszę poprzez wikariuszy generalnych przekazać słowa otuchy dla kapłanów i wiernych w diecezjach mohylewskiej i tyraspolskiej... Niech ojciec przekaże, że Ojciec Święty myśli o nich, z ojcowskim sercem śledzi ich ciężką pracę, że ich biogosławi... Dajcie im wszystko... co posiadacie. Zapewnijcie, że Ojciec Święty uczyni wszystko, co możliwe, aby w inny sposób służyć im pomocą. Kardynał Gasparri. W tym czasie pod władzą Sowietów było jeszcze około miliona katolików i 127 księży, spośród których 111 mogło jeszcze pełnić swoje obowiązki, gdyż pozostałych 16 przebywało w więzieniach98*. „Watykan powinien w jakiejś formie utrzymywać kontakt z Rosją" - pisał przed wyjazdem zatroskany Gehrmann i był niemal szczęśliwy, kiedy - krótko przed jego ostatecznym wyjazdem z Moskwy wraz z ojcem Roi (18 września 1924 r.) - zaprosił go do siebie Cziczerin i dał na drogę zapewnienie, iż rząd sowiecki również pragnie podtrzymać kontakt z Watykanem"1. A czyż Rzym tego nie pragnął? Nie był to bowiem przypadek, że watykańska gazeta „Osservatore Romano" tegoż 23 sierpnia -w dniu, kiedy kardynał Gasparri zarządził odwrót z Moskwy - zamieściła owo niezwyczajne wspomnienie księdza Wiktora Będę o jego rozmowach z Leninem, w których nieżyjący twórca państwa sowieckiego został przywołany jako pełen szacunku świadek trwałej siły katolicyzmu -i komunizmu. Niemiecka ambasada przy Watykanie wiedziała już 27 sierpnia, że wierny tradycji stuleci papieski Rzym minio wszystko nie zechce zamykać rozdziału historii100*: Mimo iż kuria opuszcza w tej chwili terytorium rosyjskie, nie oznacza to, że wyrzekła się myśli o kontynuacji działalności na Wschodzie. Poszukuje nowych dróg i czeka na stosowną chwilę z właściwym sobie uporem, towarzyszącym realizacji jej szeroko zakrojonych — niezależnych od ludzi i czasu -planów... Podwójny tor: poufne kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 Czy potępić Moskwę? Ktokolwiek w ważnej sprawie wstępował posapując po schodach Pałacu Watykańskiego, wiodących od dziedzińca Św. Damazego do trzeciej loggii - a nie było jeszcze dzisiejszych wind! - i nieco onieśmielony czekał we wspaniałych przedpokojach apartamentów papieskich na chwilę audiencji, ten zmuszony być liczyć się z wielką niewiadomą. Nigdy nie można było być pewnym reakcji, odpowiedzi czy ostatecznej decyzji papieża Piusa XI. Papież, który w chwili objęcia rządów cieszył się sławą pasjonata wspinaczek górskich, a także rozważnego historyka, co najwyżej cierpiącego na pewien niedostatek stanowczości w podejmowaniu decyzji, z czasem przekształcił tę słabość w swoistą cnotę. Coraz łatwiej wznosił się na fali chwilowych doznań na czyty gwałtownego uniesienia, aby na koniec jednak postanowić inaczej. Niektórzy irwatorzy uważali go za niewyrozumiałego choleryka, lecz nawet przepełnieni ikiem wielbiciele skarżyli się, że „niemal we wszystkich sprawach" papież Jodejmuje decyzje odmienne „od tych, jakie mu doradzono"1'. doświadczenia odnotowali nie tylko najbliżsi współpracownicy papieża ', ale również okolicznościowi, mniej doświadczeni goście, jak powracający onnicy Edward Gehrmann i Giulio Roi. Już w dniu przybycia do JŚnia 1924 r., mogli złożyć raport kardynałowi Gasparriemu i prałatowi Papież E ^edzieli się, że po niepięknym zakończeniu rosyjskiej misji pomocy Moskwie ^ ?2 dJużeJ milczec i chce publicznie wypowiedzieć się przeciwko ności Gehrmann zląkł się, bo choć jego raport z Rosji wypadł z koniecz- zapowiedź p?L!i;szaJaco> a nawet mrocznie, to jednak było dlań jasne, że Jawna liwych wyb* h • K strony Rzymu doprowadzi komunistycznych władców do strasz- kiedy ju| ^ wściekłości i mogłaby z pewnością kosztować wiele krwi"2'. Lecz Półtoragodzii ~ ^ez °^ca ^°* ~~ ^^ał tydzień później, 2 października, niona., tym j *ste sPraw°zdanie papieżowi3', natknął się na całkowicie zmie- i bardzo spokojną aurę. Papież zdawał się odnosić pozytywnie do 64 Tajna dyplomacja ani, jego idei „pogodzenia z sowiecką Rosją" i przyjął również życzliwie sugestie, ak biskupom katolickim, żyjącym obecnie poza granicami Rosji Sowieckiej - zatea emigrantom (jak Roppowi i Cieplakowi), a także biskupom ze wschodniej Polstj - cofnąć jurysdykcję kościelną nad diecezjami rosyjskimi i ustanowić tam administ ratorów apostolskich; byłby to wkład do dzieła porozumienia. Tejże jesieni 1924r kiedy papież „czarno widział przyszłość Rosji", a w Związku Radzieckim - jak s[' Rosja teraz nazywała - dostrzegł „straszliwe niebezpieczeństwo dla kultury europei. skiej"4, dotarł doń list uwięzionego duchownego, wikariusza dekanalnego z Żytotnie-rza, Andrzeja Fedukowicza. Pismo (przywiezione przez ojca Roi) zostało wprawdzie wymuszone przez GPU, lecz zawierało - co GehnnaHn potwierdził - także gorzkie prawdy51: ...od pięciu lat jesteśmy osieroceni, bez pasterza, gdyż biskup Żytomierza wywędrował do Łucka, który należy obecnie do Polski... Aby utrzymać łączność z biskupem, duchowni muszą wykorzystywać rozmaite okazje: spekulantów, > szpiegów, którzy przekraczają nielegalnie granicę lub polski konsulat... Niestety, położenie Kościoła katolickiego na Ukrainie stale się pogarsza, gdyż panowie z polskiego konsulatu stawiają nawet duchownych w sytuacjach nie mających nic wspólnego z ich religijnym charakterem. Pan Świrski, konsul kijowski, poinformował mnie, że otrzymał różne informacje o zamierzeniach rządu sowieckiej Ukrainy: o planowanych w początku maja zbrojnych napadach na katolickie kaplice ikościoly... Świrski polecił mi sprawdzić te doniesienia... W ten sposób stałem się agentem polskiego konsulatu... Błagam Waszą Świątobliwość na kolanach, aby zechciał wykorzystać swój apostolski autorytet i wpłynął na rząd polski, by ten zaniechał wykorzystywania duchownych do celów politycznych. Kościół katolicki musi być nosicielem czystej idei chrześcijańskiej, bez jakiejkolwiek domieszki. Wierzę głęboko, że Wasza Świątobliwość usłyszy me , słabe wołanie, nie pozostawi bezsilnych bez opieki i dojdzie do porozumienia z tutejszym rządem w sensie ustanowienia wikariatu.apostolskiego, zrównanego z urzędem biskupim... Tego rodzaju dokument, mimo jego oczywistej dwuznaczności, mógł jedynie wzmocnić sugestię Gehrmanna, by „podtrzymać kontakt z Rosją" - pomimo wszystko. Oświadczenie Cziczerina'8, przywiezione przez powracającego Gehrmanna, a także przekonanie zakonnika, że należy uczynić co tylko możliwe dla „znalezienia formuły, odpowiadającej interesom obu stron", zapewne nie pozostały bez wpływu na papieża-Upoważnił on Gehrmanna, aby poza relacją z działalności misji charytatywnej spisał także swoje wrażenia i opinie polityczne7'. T teraz zdarzyło się coś wielce osobliwego- W ciągu sześciu tygodni, spędzonych przez Gehrmanna w Rzymie, jego opf1^. o polityce rosyjskiej Watykanu uległa, jak się zdaje, radykalnej zmianie - jeśli » pjzejaw zmiany uznać dwudziestostronicowe memorandum polityczne jego autorstw*; Ów dokument z datą 12 listopada 1924 r., przeznaczony jedynie dla papieża, do dzi nie opublikowany, znajduje się w tajnym archiwum Watykanu, lecz duplikat znalefl0' no nie tylko w osobistych papierach autora (w rzymskim archiwum jego zakofl1^ Werbistów, SVD), ale również w archiwum niemieckiego Ministerstwa Spraw Z*' kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 65 h w Berlinie, dokąd dostarczył go cztery miesiące później. Referent MSZ graniCi a marginesie, że Gehnnann postawił warunek, iż memoriał ten „nie będzie o Moskwy". Zapewne nie chciał, aby dowiedział się o nim dotychczasowy fyBrockdorff-Rantzau (z którym łączyły go dotąd wspólne poglądy), a pew- riał się też, że mógłby on wpaść w ręce sowieckie. 1CTUŻ bowiem we wstępie Gehrmann wezwał papieża bez ogródek, aby „wystąpił" dwko komunizmowi w Rosji, a na końcu memorandum doszedł do następującego r ponieważ w chwili obecnej „niesamowity fakt" tożsamości rządu sowie- o i partii komunistycznej „został z całą pewnością potwierdzony", nie ma już inych powodów, aby zrezygnować z „uroczystego i publicznego potępienia bol- szewizmu". Aby uzasadnić swą radę, Gehrmann przytacza - w kolejności cokolwiek, jak na teologa, niezwykłej -następujące argumenty: „1. względy taktyczne, 2. względy zasadnicze". Do pierwszej grupy zalicza nie tylko aprobatę, z jaką potępienie Moskwy przyjęte będzie zarówno przez konserwatystów całego świata, jak i przez socjaldemokrację, ale także sytuację wewnątrzpolityczną i wewnątrzpartyjną w Związku Radzieckim. Analizuje początek walki o władzę po Leninie, niestety z kilkoma -jak to dziś widzimy - fałszywymi akcentami:8' Kierunek skrajny składa się z Zinowiewa, Dzierżyńskiego (szefa GPU), Stalina (sekretarza partii), Bucharina (przewodniczącego partii), Kamteniewa (prezydenta Moskwy)... Opozycji przewodzą Tracki, Radek, Ryków, Krasin (członkowie komisariatu spraw zagranicznych bliżsi są tej grupy)... Opozycja zrezygnowała z myśli o rewolucji światowej i szuka swojej szansy poprzez utrzymanie się w Rosji.., Opozycja opiera się przeważnie na starych idealistach, na zrzeszonej w partii inteligencji (nie-Żydzi), na znacznej części studentów i na armii, która jest cala oddana Trackiemu... Czas Trackiego i jego zwolenników jeszcze nie nadszedł, jednak pewnego dnia na wno nadejdzie, a wtedy on nie oszczędzi swoich wrogów, tak jak oni jego szczędzili. Dla scharakteryzowania tego kierunku podam przykład: Tracki isti w lipcu [1924] mowę, w której dowodził, że religię należy prześladować Inio, a nie, jak to się teraz dzieje, w sposób bezpośredni... nie pojawią się całkowicie nieprzewidziane okoliczności, komunizmu w Rosji zastąpi dawny system carski, nie można też spodziewać się w najbliższym zbrojnej inwazji innych mocarstw [?]. Jednak gdyby to właśnie miało ', wówczas okaże'się w najwyższym stopniu pożądane, aby Stolica ska mogła powołać się na akcję przeciwko Sowietom, gdyż nowi władcy wszkaliby oskarżyć'Stolicy Apostolskiej, że milczała, że nawiązała nawet _pQ(e • °ntakty z Sowietami... Jest jednak bardziej prawdopodobne nie . 'aJ1 to również placówki dyplomatyczne w Rosji - że władzę obejmie W tak^ W>V^ władca, lecz że... zwycięży umiarkowany nurt komunizmu... fządo vyPa'^u Stolica Apostolska, podejmując kroki przeciwko obecnemu wieckiemu, zyskuje tę pewność, iż nie podjęla działań daremnych, lecz - bardzo obiecujące... 66 Tajna dyplomacja Ojciec Edward Gehnnann pragnął, aby Watykan włączył się do walki o władzę na Kremlu, aby potępił bolszewizm nie z tego względu, iż położenie Kościoła w ROSJ: stało się beznadziejne (a był to jedyny liczący się motyw, skłaniający przedtem papieja choćby tylko do rozważań nad podobnym potępieniem!), lecz przeciwnie, ponieważ mógłby tym sposobem wesprzeć - zdaniem Gehrmanna - „umiarkowany komunizm" Podbudowywał swą analizę sytuacji dramatycznymi opisami terroru policyjnego i upadku gospodarczego, a także upadku obyczajów, wzbogacając relację o własne obserwacje, które dziś mogą wydać się raczej komiczne. Dowiadujemy się np., ^ właśnie wtedy wynaleziono (w tak pruderyjnej później Moskwie) strój kąpielowy typu „bikini": ...[bolszewizm] znosi monogamiczne małżeństwo i rodzinę... zwalczanie wszelkiej obyczajności zaczyna się już od dzieci... chłopcy i dziewczęta • wychowywani są razem, są wspólnie wyprowadzani na spacery, aby śpiewać ^na ulicach obrażające Boga pieśni. . . razem prowadzi sieje do kąpieli, przy czym nie używa się strojów kąpielowych... Młodzieńcy, odziani jedynie w kąpielówki, włóczą się po ulicach Moskwy, a dziewczęta noszą na piersi jeszcze jedno skąpe okrycie, reszta ciała jest naga... Dla autora memorandum było to równie mało pocieszające, jak społeczne i inne niesprawiedliwości systemu sowieckiego, które — co podkreślił — są uważane za konieczną fazę przejściową do ery trwałej sprawiedliwości. Jest to niebezpieczna pokusa, gdyż wychodzi od młodych, fanatycznych ludzi; skłania ona Gehrmanna do okrzyku: Europa przyjęła na siebie potworną odpowiedzialność, pozwalając tym diabłom nadal egzystować. Gdzie podział się rozważny Gehnnann, ów stale poszukujący dróg porozumienia przyjaciel Rosji, jakiego ukazały nam jego sprawozdania z Moskwy? Czyż nie obawiał się już „straszliwych wybuchów wściekłości" po otwartym wypowiedzeniu wojny? I teraz jeszcze rozważał w memorandum dla papieża możliwość, że „ostre wystąpienie Stolicy Apostolskiej" rozdrażni kremlowskie kierownictwo i „skłoni je w rezultacie do bezwzględnego prześladowania, uciskania i zabijania katolików w Rosji". Mści „sk°ro mamy do czynienia z wrogiem, który zagraża całemu chrześcijaństwu, a nawet cateJ ludzkości, to wydaje się, że nawet skądinąd chwalebny wzgląd na nielicznych nie uwalfli* od obowiązku przeciwstawienia się wrogom ludzkości", pouczał Gehrmann kuri?- Czy Gehrmann był w ogóle autorem owego dokumentu, tak sprzecznego z jeg" wcześniejszym, a także późniejszym nastawieniem? Wiele sformułowań, zwłaszc* bardziej naiwnych, świadczy, że istotnie napisał znaczne partie tekstu. Pisze wszakz w jednym z przypisów: „Podczas całego pobytu w Rosji nigdy bezpośrednio oj zajmowałem się tymi sprawami. Zrazu nie miałem na to ochoty, po wtóre ^ogł" z tego wyniknąć zagrożenie dla misji". Zatem Gehrmann nie miał szcżegóto zainteresowań politycznych, nie był, jak świadczą wszyscy, którzy go znali, typ* intelektualisty-analityka i właśnie z tego względu łatwo można było nim W Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Berlinie opowiadał później z w czasie sześciu tygodni spędzonych w Rzymie „zapoznał się z całym ^ 67 wszakże ekscent- , . ,,czacym Rosji"9'- Te lektury mogły nań wpłynąć; ważniejsze materia: ^e zg wspójbratem zakonnymi, Wilhelmem Schmidtem, - i i uczonym znawcą dziejów misji, który właśnie przebywał '• iof "schmidt mógł zapewne pokierować częściowo piórem Gehrmanna. iobnie znalazł się też on w centrum kontrowersji, które na nowo v w kurii papieskiej wokół perspektyw polityki rosyjskiej. Odżyły stare -wyjść naprzeciw? negocjować? zerwać? potępić?; w tej sytuacji memorandum Specjalisty rosyjskiego" Gehrmanna mogło być wygrywane przez jedną frakcję przeciwko drugiej. Wymiana not i rzymskie rozmowy przy stole Najsurowszym przeciwnikiem nawiązania stosunków z Rosją był jesienią 1924 r. kardynał Ragonesi. Gasparri był za, Merry el Val przynajmniej aprobował delegata apostolskiego. Jest to zapis austriackiego posła von Pastora po rozmowie z arcybiskupem Cieplakiem, który należał raczej do osób dobrze poinformowanych11'. Opozycję w kręgu kardynałów wzmocniły nie tylko raporty w typie gehrmannowskiego, lecz również okoliczność, że Moskwa - także w toku berlińskich kontaktów Pacellego z Brodowskim -nie udzieliła dotąd formalnej odpowiedzi na piśmie na kontrpropozycje Watykanu z początku 1924 r. (ustanowienie delegata apostolskiego). Kiedy podczas śniadania dyplomatycznego, wydanego przez prezydenta Rzeszy, nuncjusz Pacelli zetknął się z ambasadorem Brockdorffem-Rantzauem, poprosił go, aby jeszcze raz dyskretnie wysondował w tej sprawie władze sowieckie. W rezultacie 5 listopada itzau zagadnął w Moskwie sowieckiego komisarza spraw zagranicznych Jak gdyby z własnej inicjatywy". -ziczerin odpowiedział, że właściwe negocjacje jeszcze się nie rozpoczęły, ale lieważ tymczasem ambasador Krestinski powrócił już do Berlina, zostaną one w przyspieszonym tempie wznowione. Nie odniosłem w efekcie wrażenia, by po e rosyjskiej występował zamiar zwlekania', nadal jednak jestem zdania, że na yźnie dotąd sugerowanej przez Watykan rozmowy napotkają na duże wao B™ckd°5ff-Rantzau do Berlina, prosząc, aby „pospiesznie" poinfor-rem Krestin \^ -Wkrótce doszło do pierwszego spotkania nuncjusza z ambasado-potwierdzil teiaz Jednak Sowieci nie przekazali pisemnej odpowiedzi, lecz niegdyś cai ~ P°dobme uczynił Pacelli - znane już pozycje. Podobnie jak ie zainstalowaliby własne przedstawicielstwo przy Stolicy Apostol-•j niechętnie widzieliby papieskiego przedstawiciela u siebie. e \n luncJusz CZY delegat", nad którą wciąż łamano sobie głowy »łabły ich n'ac s°wała ich w tym momencie o wiele mniej - podobnie jak wyraźnie >wnież Franc na ..uznanie". W tym czasie zdążyła uznać Związek Radziecki uec października 1924 r.); cena tego aktu prawnego spadała...' 68 Tajna dyplomacja Czy zatem, wycofując misję, zmarnowano zarazem ostatnią szansę? Czy pozostał już tylko zapowiedź walki w duchu memorandum Gehrmanna, jak sądzili w WatyU nie nie tylko pesymiści, ale także „ideolodzy"? Czy może nie należało zrywać kontaktu także w nowych warunkach, jak doradzali dyplomaci z kardynałem Gasparim ^ czele? Pius XI, wahając się to na jedną, to na drugą stronę, wyszedł obu tendencjom naprzeciw. Zrazu oświadczył: Nikt zapewne nie spodziewał się, że po tym, jak okazaliśmy ludowi rosyjskiemu dobrodziejstwa, pragnęlibyśmy zarazem w jakikolwiek sposób uprzywilejować formę rządów (una maniera di governo,), której żadną miarą nie możemy pochwalać. Raczej uważamy za Nasz obowiązek - po tym, kiedy tak długo, z całego serca i ze wszystkich sil staraliśmy się złagodzić ogromną nędzę tego ludu — ...napomnieć wyraziście wszystkich, a szczególnie mężów stanu... aby wspólnymi siłami próbowali oddalać od siebie i od swych współobywateli nader, wielkie zagrożenie i oczywiste zło socjalizmu i komunizmu, nie osłabiając zarazem poczucia troski o polepszenie doli robotników i nieuprzywilejowanych. . . 13). Te zdania z bożonarodzeniowej przemowy papieża do kardynałów (18 grudnia 1924 r.) harmonizowały z poglądami większości kolegium. Zwrócono szczególną uwagę na fakt, że wymienił jednym tchem socjalizm obok komunizmu. Było to ostrzeżenie, skierowane przede wszystkim do włoskiej katolickiej Partii Ludowej, która (po zamordowaniu przez faszystów socjalisty Mateottiego, co niemal spowodowało upadek rządu Mussoliniego) nieco przybliżyła si§ do socjalistów. Dla przywódcy tej partii, księdza Sturzo, Watykan poprosił w październiku 1 924 r. o austriacką wizf wjazdową. Chodziło o to, aby nie utrudniał negocjacji Watykanu z Mussolinim, które rozpoczęto w początkach 1925 r:14). Ostrzeżona miała zostać również katolicka partia Centrum w Niemczech, gdyż wywodzący się z jej szeregów kanclerz Mar^ rządził państwem z poparciem socjaldemokratów.15* Na koniec (i to był zapewne główny motyw papieskiego ostrzeżenia przed komunizmem-socjalizmem) Pius XI chciał ubezpieczyć się ideologicznie, by w cichości móc kontynuować własną polityk? rosyjską. Uważnym czytelnikom przemówienia nie mogło bowiem umknąć; że oddaj się jedynie od sowieckiego sposobu rządzenia i że odrzucił jedynie „aprobat? < sposobu, a nie wykluczył jego międzynarodowo-prawnego uznania. Toteż nie wyda się dziwne, że papież upoważniał jednocześnie swego berlińskiego nuncjusza Pacellego do kontynuowania rozmów z Sowietami, że sam ojciec Gehrmafl? został doradcą Pacellego w sprawach rosyjskich; pisał on - „konfidencjonalni6-- 24 listopada 1924 r. do swego zakonnego przełożonego (oryginał w SVD, Rzym): Zatem dziać się będzie tak, iż jeszcze mniej więcej miesiąc przebywać w Rzymie. Pewnie trudny to dla mnie, ale i piękny czas, gdyż mogę wszystkie t* siły ofiarować bezpośrednio Ojcu Świętemu. Podobnie dzieje się z moim moskiewskim towarzyszem, ojcem Roi SJ. Powodem naszego pobytu są Pr2^^ negocjacje w Berlinie pomiędzy Rosją a berlińskim nuncjuszem Pacellim. UwaM tu jesteśmy i potrzebni jako ci, co przygotowują grunt i są ąuasi-kompetentfl rebus russiacis. 69 dacją Gehrmanna do roli doradcy było jego bojowe memorandum, rodnie wcześniej przedłożone papieżowi? Zauważymy wkrótce, w jak niespeta a W pasowała do niego „bojowość", jak bardzo - zgodnie ze swym niewielk * *, a porozumieniem... czątkiem nowego roku Pacellego wezwano do Rzymu. 8 stycznia 1925 r. ńu instrukcji na nową fazę rozmów z Rosjanami - pod warunkiem że a zdobędzie się wreszcie na jasne zajęcie stanowiska na piśmie. 3 sowiecki ambasador w Berlinie Nikołaj N. Krestinski polecił poinfor-nuncjusza - który kilka dni wcześniej przybył z Monachium do stolicy Rzeszy Dotrzymał instrukcje z Moskwy i pragnie omówić z nim „ważne kwestie kościelno-polityczne". 3 lutego przybył do Berlina ojciec Gehrmann, bardzo niechętnie oddelegowany przez macierzysty zakon. Pacelli poczuł wyraźną ulgę, że w takiej chwili może oprzeć e na kompetentnym pomocniku. Poprosił Gehrmanna, aby pozostał z nim „do chwili, kiedy rozmowy albo zostaną doprowadzone do końca, albo utkną". Najchętniej nuncjusz zabrałby zakonnika już następnego dnia na spotkanie z Krestinskim, lecz Gehrmann odradził, gdyż Rosjanie z pewnością znają moją fotografię, a na pewno nazwisko - i mogliby, nawiązując do przeszłości, dyskredytować f po fakcie J misję pomocy. Nie 'chciałem też, aby ewentualne niepowodzenie rozmów powiązane było z moim nazwiskiem...16) Od 4 do 24 lutego 1925 r. - przez trzy tygodnie - toczyły się rozmowy Pa-celli-Krestinski, przy czym nawet sam fakt ich odbywania nie dotarł do wiadomości publicznej. Zaraz na wstępie, 4 lutego, Krestinski przekazał dokument, zawierający tzw. Tezy"\ cwa ponownie postulowała, aby Stolica Apostolska co najmniej zarysowała ym się przewidzieć czasie perspektywę uznania Związku Radzieckiego i ak- wieckiej wersji „rozdziału Kościoła i państwa", a tym samym sowieckiego stwa, dotyczącego tworzenia „związków religijnych". W duchu instrukcji ' Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych z 27 kwietnia 1923 r. wymaga- v ^.rej acja" wspólnot kultu oraz przedłożenie władzom do zatwierdzenia 'f zamian Moskwa była gotowa zaakceptować wobec Kościoła katoli- > wolności religii i sumienia" i wyrazić zgodę na finansowe wspieranie ich przez Stolicę Apostolską - pod kontrolą banku państwowego z Przekazem * listowny między zarejestrowanymi gminami a Watykanem, łącznie poszczegó ^papieskich, ocenzurowanych przez państwo. „Przewodniczący ain" (po sowiecku: „związków religijnych", gdyż pojęcie „Kościoła" wsPólnoty msie Prawnym nie istniało) mieli być wybierani przez członków ^iężmi również biskupi? - z wymuszonym chłodem zapytał Pacelli '° P°ważnego l°ra * VzyslŁa* odpowiedź, która już wkrótce miała doprowadzić Poszczegóiuy^111 orozumienia: jest prywatną sprawą Kościoła, jak będzie tytułować "naczelników". Rz*d Qie zamierza wtrącać się, dla niego jest obojętne, 70 Tajna dyplomacja czy ktoś nazywa się „ksiądz" lub „biskup", ważne, aby wszystko toczyło się zgodn-' z prawem. „Trudne to negocjacje, gdyż Sowieci zwyczajnie nie-potrafią wyjść ze swój l skorupy" - pisał Gehrmann trzy dni po rozpoczęciu rozmów do swego przełożonej zakonnego. „Nie wiem, czy zdołam wystarczająco wesprzeć ekscelencję Pacellegr Wydaje mi się, że nie chciałby on odpowiedzialności za ewentualne niepowodzenie rozmów... dźwigać samotnie. Moim zdaniem jest to najważniejszy powód, dla którego nie chce pozwolić mi odejść..." Ujawnił się tu rys osobowości Pacellego, z jakim zetkniemy się jeszcze często, takżj w okresie, kiedy był papieżem. Ten bardzo wrażliwy duehowny-dyplomata, który spotykając partnerów rozmów „zwykł zstępować niczym renesansowy książę z rani portretu Tycjana"18), skrywał za owym zewnętrznym majestatem naturę ostrożną, pełną wahań, odmierzającą wszystkie za i przeciw, skłaniającą się przeważnie do lękliwego unikania jednoznacznych decyzji i sądów19'. - Negocjacje z Krestinskim - starannie przez dziesięciolecia skrywana tajemtfica Watykanu - były dlań trudne choćby z uwagi na to, że aż za dobrze zdawał sotste sprawę ze szczupłości marginesu, na jakim z zasadniczych powodów mogły się poruszać obie strony. Lecz Pacelli był zbyt dobrym dyplomatą, aby nie uważać trudności, jakie stawały przed nim jako przed duchownym, za nieprzezwyciężalne. Uprawianie polityki z celem w postaci konkordatu było dlań, podobnie jak dla Piusa . XI, właściwym dla tej epoki środkiem samostanowienia Kościoła wobec nowoczesnego państwa, obojętnie jakiego koloru. Niedawno doprowadził do zawarcia konkordatu z Bawarią (1924), z Prusami prowadził negocjacje; z Rosjanami nie można było wprawdzie liczyć na konkordat, lecz nie było wykluczone, że uda się ustalić modus vivendi - pod warunkiem wykorzystania ich własnych, oczywistych interesów. Pacelli otwarcie oświadczył sowieckiemu ambasadorowi, że jeśli ten będzie upieraj się przy „wspólnotowych wyborach biskupa", to dla Stolicy Apostolskiej kończy się wszelka płaszczyzna rozmowy; kanoniczne prawo kościelne po prostu na to nie' zezwala. Podczas spotkania 11 lutego Krestinski przedstawił niespodziewanie nowe moskiewskie komentarze do Tez. Watykan w przypadku mianowań biskupów, a biskupi w przypadkach obsady stanowisk parafialnych mieli jednak otrzymać prawo wysuwania kandydatur, współdecydowania i aprobowania. Taka była.- niezbyt jaśni wprawdzie - treść drugiego dokumentu negocjacyjnego Sowietów. Nie było to wiele, jednak ojciec Gehrmann, który w najściślejszej tajemnicy informował o tym niemieckie MSZ, nabrał otuchy: Ufam, że rozmowy przebiegać będą korzystnie... Bylem bardzo za tym, aby okazać teraz pojednawczość i próbować ratować to, co jest do ratowania..- Tak pisał 15 lutego z Berlina do swego zakonnego przełożonego (dokumentuj zarazem, w jak niewielkim stopniu utożsamiał się ze swym nieprzejednanym memof^r dum!). Zapewne Pacelli w podobnym duchu informował również Rzym, ki* przerwał 24 lutego rozmowy, aby udać się po nowe instrukcje papieskie. Nuncju przewidywał dwu-, trzytygodniową przerwę w rozmowach, jednak minęło pół r° ufne kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 ~71 podwójny tor: pou ---- = do następnego spotkania. Pius XI bowiem bynajmniej nie był zbudowa- zanim dosa :erwszej tury rozmów. Nie umknęło też jego uwadze, że niewielkie 111 warte w drugim dokumencie Krestinskiego, zostało zaprezentowane •ajutrz po podpisaniu konkordatu pomiędzy Stolicą Apostolską a Polską 1925 r.). W konkordacie z Warszawą Watykan uzyskał potwierdzenie ?° ywilejów Kościoła, ale jednocześnie przyznał prezydentowi państwa prawo 'mianowaniu biskupów (att. XI), zaś rządowi prawo występowania przeciw- izaniu parafii niemiłymi politycznie księżmi (art. XX). Tuż przy granicy dej ustanowiono po konkordacie nowe biskupstwo (w Pińsku)20). Wszystko to -nością było cierniem w oku rządu sowieckiego, który zawsze reagował na Polskę alergicznie. Konkordat polski ukazywał oczywiście również, w jakim stopniu Watykan potrafił uwzględniać interesy państwa, o ile w zamian sam coś zyskiwał. W tychże oczątk owych tygodniach lutego 1925 r. doszło również do pierwszych pojednawczych ontaktów między Włochami a Watykanem, zaś Pius XI zauważył: „Wprawdzie tylko Bóg widzi, co jest w sercach, lecz wszystko zdaje się wskazywać, że Mussolini ma dobre zamiary..."20 Na takim tle oferty sowieckie wydały się nie tylko skąpe, lecz zdawały się też sugerować błogosławieństwo kurii dla kontroli - skądinąd bardzo ograniczonego w swych możliwościach - Kościoła przez państwo. Po rozmowie z papieżem (ex Aud. SS mi)- kardynał Gasparri zanotował 6 marca 1925 r. na marginesie sowieckich propozycji: „Nie do przyjęcia"22'. Była to ocena jedynie wewnętrzna. Na zewnątrz zachowano dyplomatyczne milczenie i czekano. Ambasada sowiecka w Berlinie naciskała kilka razy na pisemną odpowiedź, a Pacelli sam doradzał kurii, aby nie dopuściła do zerwania kontaktów, gdyż nie byłoby to dobre dla katolików w Rosji. Wiosną i w lecie 1925 r. dotarły z Rosji nowe hiobowe wieści. Na polecenie z Rzymu nuncjusz - krótko d ostateczną przeprowadzką do Berlina - poprosił 14 sierpnia telegraficznie o niemiecką pomoc: posel hrabia zech, ministerstwo spraw zagranicznych berlin + jutro sobota ersburg ma być rozstrzelany katolicki ksiądz dmowski proszę zalecić ambasadzie rzeszy, aby interweniowała o ułaskawienie — nuncjusz pacelli2^. było ak.pol&kiemu księdzu z kościoła Św. Katarzyny w Leningradzie już nie można Papież upoważnił teraz swego berlińskiego nuncjusza do zredagowania >wiedzi. Natychmiast po przybyciu do Berlina Pacelli napisał od- Sowietów; tworzywa dostarczyła rzymska Kongregacja Kościołów PoznaUśt pacellego do Krestinskiego z 7 września 1925 r., którego treść °165, De/ 'lero w 1992 r., po udostępnieniu moskiewskiego archiwum AVP(Fond propozycj , ^aPka 124),. głosił: Stolica Apostolska ubolewa, że sowieckie zostały l warzają podstaw do negocjacji. W siedmiu punktach wyliczone ści kościelni °me' Przede wszystkim zagadnienia mianowania biskupów, własno- końcu doda U$U Prawne8°> swobody działalności misyjnej i nauczania religii. Na Powiadającej : "NiemmeJ Stolica Apostolska uważa, że znalezienie od- u stronom płaszczyzny negocjacji nie powinno okazać się zbyt trudne, 72 Tajna dyplomacja s«u»«mr 965/14 auenchan c + 6385 25 9.10 n *— WŁ — 7 paor / rtnnw •aorten sonaabeafl soli Petersburg kathaLlschec srieslerl /flaonsld erschossen ireraen bitte anyelsatt^an reichsbotschaftf. ua beźnafllgunś zu ititerv8n.ierejn = nuntius paceLLi Reprodukcja telegramu nuncjusza papieskiego w Monachium, Eugenia Pacettego, do poślą Zecha w berlińskim MSZ z prośbą o pilną interwencję ambasady niemieckiej w Moskwie na korzyść skazanego na rozstrzelanie polskiego księdza Dmowskiego z kościoła Św. Katarzyny w Leningradzie. Telegram nadano 14 sierpnia 1925; interwencja byla bezskuteczna. oczekuje ona zatem odpowiednich propozycji". Tym samym drzwi nie zostały ostatecznie zamknięte. Trzy tygodnie później, 30 września 1925 r., minister spraw zagranicznych Rzeszy Stresemann wydał obiad na cześć sowieckiego kolegi Cziczerina, udającego się na kurację do Baden-Baden. Zaproszony był również Pacelli. Siedział obok Cziczerina, który uprzejmie potwierdził nadejście listu nuncjusza do Moskwy i dświadczyŁ że przekazał sprawę do zbadania swemu zastępcy, Maksymowi Litwinowowi/Rz602 jasna, Pacelli wiedział doskonale, że w przeciwieństwie do szefa Litwinów niezbyt-interesował się utrzymaniem „łączności z papieżem". Zatem czy nie należało wyzyskać pobytu Cziczerina w Berlinie dla przeprowadzenia wyczerpującej rozmowy w cztery oczy? Sposobność nadarzyła się nuncjuszowi niebawem. Tydzień później, wieczorem 6 października, przed budynkiem przy Yiktoriastras se 34 w Berlinie zatrzymały się dwa nie rzucające się w oczy samochody. Nikt n mógłby się domyślić, że wysiedli z nich minister spraw zagranicznych ZSRR or' nuncjusz papieski w zwykłym czarnym garniturze. W mieszkaniu szambelana hrabief Ernsta von Rantzaua, bliźniaczego brata ambasadora Niemiec w Moskwie, obaj Podwójny tor: , poufne kontakty i fajne konsekracje. WZ4-1926 73 • rin komunista wywodzący się z wysokiej szlachty rosyjskiej, i Pacelli, panów . 'dypiomata - spożyli kolację i przeprowadzili, mniej prywatnie, ksiądz mującą rozmowę. Rozmawiano po niemiecku. Nie osiągnięto porozu- kwspólne dla obu panów było odczucie, że reprezentują dwa wprawdzie lecz liczące się światy. Pojedynek toczył się nie na szable, lecz na florety. przeci iczył, że w Rzymie zauważono, iż niektóre ograniczenia dla Kościoła ' przejęte zostały do propozycji sowieckich „z czasów carskich". To 'odparł Cziczerin, albowiem do tzw. żywego kościoła, znajdującego się Lim kontakcie z rządem sowieckim, przyjęto niektóre osobistości z czasów ^Aluzja do odszczepieńczej frakcji Cerkwi prawosławnej była czymś więcej niż tylko likiem. Była to zarazem wskazówka, świadcząca, że lojalne wobec reżymu prawo- '- ma coś do powiedzenia w kształtowaniu nastawienia do katolików. Czy otwierała się tu jakaś nowa szansa? Pacelli zapewne nadstawił uszu. W każdym razie 3 pierwsze spotkanie z Cziczerinem nie było spotkaniem ostatnim... Podróż rozpoznawcza ojca d'Herbigny: dysputa o Bogu Ręce niedbale w kieszeniach spodni, przekrzywiony krawat, wciśnięty w zbyt krótką kamizelkę, bródka przystrzyżona na wzór leninowski - tak wieczorem 6 października, tegoż dnia, kiedy w Berlinie spotkali się Pacelli z Cziczerinem, zaprezentował się ludowy komisarz oświaty Anatolij Wasiljewicz Łunaczarski w świet- le reflektorów na scenie moskiewskiego Teatru Eksperymentalnego. Tragedia to czy komedia, w której podjął się zagrać jedną z głównych ról? Sześć tysięcy osób słucha napięciu - robotnicy, studenci, żołnierze, funkcjonariusze, arystokraci, popi. icznośćjest zafascynowana, jej sympatie są podzielone. Dwie trzecie sali oklaskuje naczarskiego, który głosi z niemal romantycznym patosem, iż prawdziwą ała się p r a c a, a rzeczywistym Bogiem jest proletariat. '• wkrótce wcale liczna mniejszość sali oklaskuje brodatego biskupa iwnego, metropolitę Aleksandra Wwiedeńskiego, na którego skierowano teraz prów i który z równą swadą replikuje: Bóg jest prawdą, obowiązującą również w warunkach dyktatury proletariatu - tak jak w matematyce ^ „I nawet jeżeli towarzysz komisarz, ludowy jest zdania, że kres caryzmu do koś teizmu, to należy rozróżnić trzy kategorie Rosjan, nie chodzących już fcem bai ^u niel*cznycb> Jak towarzysz Anatolij Wasiljewicz, który jest człowie- ztałconym, potem tych, którzy nie są aż tak wykształceni, ale zdają towarzysz Anatolij Wasiljewicz jest bardzo wpływowym człowie- rodzin oraz ° tyc^' ^tórzy myślą, o zdobyciu środków utrzymania dla swoich »p an nas ob * ^ mesłuszaie ~ b°Ja &$••" *S; nieporuszo KZ ™ SCCn^! Przestac!" krzyczano z sali. Łunaczarski uśmiecha ^ rł!JC o*owe^> a P° chwili ponownie podchodzi do podium dla Pra*dziwyni ^'- Qlrystusa i świętych chętnie pozostawimy Wwiedeńskim, dla wyni - węyc cę Tcą pozostanie - praca!.,. nas Tajna dyplomacja VVatvIc ł* NIS! UT ACCENDATUR /ta Michel d'Herbigny (1880-1957), biskup tytularny Ilion (dziś Hisarlik). Portret po* w 1926, jest dziełem emigracyjnego malarza rosyjskiego Malcewa (w prawym wK/^"J' wieże Kremla pod czerwonym niebem) i znajduje się w Papieskim Instytucie Studiów w Rzymie. Podobne wypowiedzi Łunaczarskiego irytowały Lenina już dziesięć lat rewolucją23'. „Naukowy.socjalizm jest najbardziej religijny pośród wszystkich rel|^, Poszukiwanie boskiej prawdy leży w naturze człowieka" - pisał Łunaczarski. jednakże, choć jedynie kpił z tego rodzaju „bogotwórstwa", powierzył mu Mi* Podwójny tor: pouf kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 75 T jemu to zawdzięczali moskwianie, że w ten jesienny wieczór 1925 r. ł wał pół rubla - byli świadkami widowiska, jakiego oszczędzono im nych 65 lat państwa sowieckiego: publicznego starcia intelektualnego religią a ateizmem. to niespodzianka!" - zanotował niezwykły, gładko wygolony duchowny garniturze i z rzymską koloratką, zasiadający w pierwszym rzędzie zYpomiędzy dwoma biskupami prawosławnymi i którego obecność odnotował ziwieniem Łunaczarski. Był to francuski jezuita Michel d'Herbigny, prezes Papieskiego Instytutu Studiów Wschodnich w Rzymie, wysłannik Piusa XI24'. Jak ów nowy wysłannik Watykanu dotarł do Moskwy? W osobie jego stykamy się z najbardziej zagadkową, najbardziej interesującą i najbardziej tragiczną postacią w dziejach papieskiej polityki wschodniej. Droga życiowa zaprowadzi go, jak to zaobserwujemy, ze szczytów wpływowych stanowisk w stronę najgłębszego poniżenia kościelnej banicji. W tej jednakże chwili, pod koniec roku 1925, 45-letni d'Herbigny po raz pierwszy wkracza w sceniczne światła polityki kościelnej. Do zakonu jezuitów wstąpił w siedemnastym roku życia, studiował w Paryżu i w Trewirze, a uznanie zyskał w 1911 r. dzięki nagrodzonej przez Akademię Francuską rozprawie o rosyjskim filozofie religii, Sołowjowie. Młodego d'Herbigny'ego zafascynowało mistyczno-politycznie zabarwione przejście Sołowjowa z prawosławia na katolicyzm, a także jego przepowiednia o „szturmie Mongołów" na Europę25'. Rewolucja rosyjska oraz złudne perspektywy misyjne, jakie zdawała się ona otwierać, uskrzydliły jego wyobraźnię i wolę działania. Daremnie czekał jesienią 12 r. w Berlinie i Rydze na wizę sowiecką, aby przyłączyć się w Rosji do watykańskiej misji charytatywnej. W broszurze na temat „tyranii sowieckiej" zauważył! „Samobójstwo zostało dopełnione, wielki naród umiera..."26' jedy Pius XI powierzył we wrześniu 1922 r. zakonowi jezuitów Papieski Instytut ^ Wschodnich (Pontificio Istituto di Studi Orienmli), d'Herbigny został wezwa- Izymu i mianowany jego zwierzchnikiem, zaś papież jednocześnie uczynił go fonsultor) Kongregacji Kościołów Wschodnich. D'Herbigny utrzymywał nie 'kontakty z emigracją rosyjską we Francji i w Niemczech27', obserwował ez pilnie rozwój sytuacji .w rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Po obłożeniu ichona w maju 1922 r. aresztem domowym i poddaniu go przykrym ipm28', powstał w 1923 r. tzw. żywy kościół, usiłujący na drodze reform ne Bvi emycłl i ustępstw politycznych wobec Sonetów uratować życie religij- razu popierany przez bolszewików, gdyż podział wewnątrz ortodoksji czas korzystny. Aby uniknąć schizmy, patriarcha Tichon ogłosił ~ > zosta] r' ^spodziewanie polityczne wyznanie, winy i deklarację lojalności tycznegć 10ny ,Z aresiztu- Kiedy w kwietniu 1924 r. umierał, rozwój reformis- ościoła" był zahamowany. Był on przy tym wewnętrznie podzielo- 4 „czerwoną" grupę biskupów („Kościół odrodzenia") i na umiarkowa- QkSkL lkordatywnił" („Kościół odnowicieli"). sP°sobności uk ° rwom" ' ..konkordatywni" wprowadził Michel d'Herbigny, przy mąć, gdzie lokuje swoje sympatie. W lecie 1925r. -jeszcze w toku t pomiędzy Pacellim a Krestinskim w Berlinie - zwierzchnik 76 Tajna dyplomacja „odnowicieli", metropolita Wwiedeński zaprosił jezuitę na „sobór" owej oddzieleń • Cerkwi prawosławnej (z pewnością działo się to nie bez wiedzy władz sowieckich* a przez d'Herbigny'ego zostało zrozumiane jako zapowiedź określonego zainteresoW nią katolicyzmem29'). Ponieważ berlińskie rozmowy nie owocowały postępem, papiei zgodził się na jego „prywatną podróż urlopowo-studyjną", służącą rozpoznaniu sytuacji. Podczas wręczania wizy wjazdowej sowiecki konsul w Paryżu, Aussem oświadczył 29 września 1925 r. jezuickiemu podróżnikowi: „Prowadzimy obecnie nową politykę religijną, stwierdziliśmy bowiem, że mili0nv ludzi, większość rosyjskiej ludności, jest ściśle związana z ideami religijnymi i dlatego zdecydowaliśmy się zaprzestać bezpośredniego zwalczania owych tendencji, jeśli nie kryje się za nimi agitacja polityczna"3**. W rzeczy samej XIII zjazd partii przyjaj w maju 1924 r. hasło „szanowania uczuć ludzi wierzących". Bluźniercze pochody, jak * jeszcze w Boże Narodzenie 1923 r. (kiedy to obnoszono kukłę papieża i Matki Boskiej), już wyszły z mody. Ludowy komisarz oświaty Łunaczarski pouczał, że wolno wprawdzie uważać kapłanów za figury komiczne, lecz nie należy czynić z nich męczenników. W efekcie d'Herbigny, który pojawił się w Moskwie 4 października 1925 r., zetknął się z atmosferą względnie odprężoną, „mniej wrogą aniżeli w tragicznym czasie od 1917 do 1923 roku". Zauważył, że większość moskiewskich kościołów była otwarta, że nie dochodziło do bezczeszczenia świątyń jak w okresie „barbarzyńskiej rewolucji francuskiej". D'Herbigny był przybity stanem Cerkwi zmarłego patriarchy Tichona. Odbył dłuższą rozmowę z regentem jego tronu. Cerkiew nadal skupiała większość wiernych. D'Herbigny uznał wszakże, iż jest teologicznie skostniała, religijnie i politycznie nieprzejednana oraz absolutnie bierna. Również „czerwona" hierarchia otrzymała' negatywną notę: metropolita Antonin jest szarlatanem i „nic już w Rosji nie znaczy"31'. Głębokie natomiast wrażenie wywarła na nim cerkiew „odnowicieli". Jej zwierzchnika, metropolitę Wwiedeńskiego, ujrzał podczas opisanego wyżej wieczoru dyskusyjnego z udziałem Łunaczarskiego. Również podczas soboru „odnowicieli" usłyszał z jego ust wiele treści katolickich w sensie teologicznym, w pojmowaniu kościoła i liturgii32'. Czyżby otwierał się tu jakiś punkt zaczepienia? D'Herbigny główną trudność widział w tym, że cerkiew patriarchy jest „reakcyjna", zaś z drugiej strony „odnowiciele" nie mają „żadnych widoków na trwalsze zakorzenienie się wśród ludu". Tak to w każdym razie ujął w rozmowach z zachodninu dyplomatami w Moskwie33'. Sprawozdanie z podróży, ogłoszone pierwotnie w grudniu 1925 r. we francuskim czasopiśmie jezuickim „Etudes", nie zawierało śladów owego sceptycyzmu, natomiast zawarta w nim była granicząca z optymizmem ocena „o* nowicieli", politycznie bardzo dla nich użyteczna34'. Za to obraz życia katolikov w Rosji, naszkicowany przez d'Herbigny'ego dosyć skąpo, nie ujawniał żadnycn jasnych stron, ukazując jedynie biedny, bynajmniej nie zagrażający reżymowi Kościół- Jego położenie jest boleśniejsze niż wszystkich prawosławnych, którym przynajrni nie brakuje biskupa... Stwierdziłem na przykład, że jeden kapłan musi obsługi* pięć parafii, mianowicie Archangielsk, Wologdę, Jarosław, Kostromę i -jest to obszar mniej więcej tak duży, jak łączna powierzchnia Włoch... Fodwójny ton kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 77 zmierzał d'Herbigny, ogłaszając tak zróżnicowany w tonacji raport? Czy : klimat dla rozmów? Zapewniał później, że nie „złożył wizyty" pragnął inemu funkcjonariuszowi komunistycznemu ani komisarzowi ludo- nął się przecież przynajmniej z Łunaczarskim, który mówił, że nie widzi eszkód, utrudniających wjazd katolickich zakonników do Związku Ra- 'oiętnie: benedyktynów, dominikanów, jezuitów czy asumpcjonistów351. Barier francuski w Moskwie, Jean Herbette, przekazał mu również opinię sarza ludowego (nazwiska ambasador nie wymienił): rozwój współczes- 'środków komunikacji sprawia, że ludzkość zmierza w kierunku powszechnej icji; w procesie tym rywalizują trzy uniwersalne prądy - moskiewski mate- ityczno-komunistyczny, wsparty na Azji, londyński materialistyczno-kapitalis- :zny, wsparty na Ameryce i wreszcie idealistyczny papieskiego Rzymu. Ponieważ m ostatni opiera się na Bogu, najtrudniej się do niego dobrać... Jak na lata dwudzieste tego' stulecia, to raczej fantastyczna wizja przyszłości! Uskrzydliła ona własną, dosyć produktywną wyobraźnię d'Herbigny'ego. Przecież można sobie wyobrazić, pisał, że obie materialistyczne potęgi nie będą rywalizować aż. do triumfu jednej nad drugą, lecz że „pewnego dnia zawiążą korzystną dla obu wspólnotę". I w tej nowej sytuacji Kościół katolicki - „który nie zaangażuje się w walce i nie roześle propagandzistów zwalczających postęp" - będzie upowszechniał chrześcijańską duchowość „wolną od politycznego piętna", podobnie jak to czynił chrystianizując państwo rzymskie oraz barbarzyńców, „dwie odmiany materializmu"... Kościół ochrzcił pogańską filozofię Greków oraz Arabów i Kościół będzie kontynuował jej dzieło. Kiedy powróciłem z Moskwy i modliłem się u Św. Piotra, poczułem głęboką pewność, że w nadchodzących zmaganiach światowych, do których gotują się państwowe materializmy, Kościół przetrwa jako jedyna siła...36) idno dostrzec, jak mocno wpłynęły na tego jezuitę wyobrażenia prawosław- (których d'Herbigny nie bez powodu określił jako „konkordatyw- jdujemy wyraźny rys marzycielski, który raczej wyklucza możliwość, że « się w podróż na polecenie trzeźwej na ogół dyplomacji watykańskiej, lotowywał „konkordat z Sowieto-Żydami" flak donosiła wówczas oczekiwane "^ówku gazeta niemieckiej partii hitlerowskiej)37'. Istotnie, nie Jego posi "'e^° P'erwszeJ podróży do Rosji niczego ponad rozpoznanie sytuacji. na tak ob' opublikowane, cokolwiek romantyczne wnioski, nie zasługiwałyby nie tylko śv 1C^' g(Jyby me ich zastanawiające następstwo. Dla Piusa XI były ectwem naocznego świadka, które mocno zaważyło na jego następnych Właściweg0'^ ro Leż ^kwalifikowały Michela d'Herbigny w oczach papieża jako 'atykańskiej r d° PrzePr°wadzenia najbardziej zapewne ryzykanckiej akcji °^ jezuity z n ? wschodniej, przygotowywanej właśnie w tym czasie. Reportaż róży posłużył mu jako „bilet wstępu" do Związku Radzieckiego. 78 Tajna dyplomacja Za zamkniętymi drzwiami świątyni - trzy sakry biskupje Już pięć miesięcy czekał Watykan na reakcję Moskwy na notę Pacellego z 7 wrześ nią 1925 r. Pius XI, który niemal utracił nadzieję na ożywienie zablokowanych rozmów, stawał się po poznaniu raportu Herbigny'ego coraz bardziej niecierpliwy Już w 1924 r., po wycofaniu misji pomoey dla głodujących, poważnie rozmyślaj o wysłaniu „tajnymi ścieżkami" kapłańskiego wsparcia dla katolików w Rosji5*) Teraz, na początku 1926 r., nie chciał dłużej ograniczać się do kanałów dyplomatyce nych. Pierwszą naradę odbył z Gerwazym Quenardem, generalnym przełożonym zakonu asumpcjonistów i doświadczonym członkiem misji rosyjskich w czasach przedrewolucyjnych. Quenard tak opisał rozmowę z Piusem XI:39) Za wszelką cenę chciał wysiać księży i ustanowić ponownie co najmniej prowizoryczną hierarchię. Pytał, czy w naszym zakonie są mnisi, którzy wcześniej byli inżynierami bądź technikami, a których można by w cywilu wysłać do jednej z licznych fabryk, tworzonych wszędzie [w Rosji] przez Niemców, aby mogły - poza aliancką kontrolą - służyć uzbrojeniu Niemiec...40) Papież przypomniał sobie, że czytał, iż podczas wcześniejszych prześladowań w Rosji odprawiano msze nawet głęboko w lesie i że można by do tego ponownie nawiązać. Jednakże, pozwoliłem sobie powiedzieć Ojcu Świętemu, tajna policja cara, 'ochrana', nie była taka, jak sowieckie GPU... Papież przypomniał sobie również w toku rozmowy z ojcem Quenard innego księdza zakonnego, który już od blisko dwudziestu lat żył w Rosji f przetrwał rewolucję, ojca asumpcjonistę Piusa Eugeniusza Neveu. Został on w 1907 r. kapłanem-gminy francuskich i belgijskich specjalistów górnictwa, organizujących w Makie-jewce w zagłębiu donieckim kopalnie węgla i huty rud żelaza. W 1922 r. na pół żywy z głodu Neveu przekazał do Rzymu pierwszy znak życia, prosząc o nowe spodnie i mapę nowej Europy... Zwierzchnik zakonny Quenard opisał go papieżowi jako człowieka tyleż pobożnego i spokojnego, co stanowczego oraz przebiegłego, który jako Francuz mó$ wznosić się ponad lokalne (polsko-rosyjsko-ukraińskie) zawikłania narodowe, a jednocześnie był obeznany tak z obrządkiem łacińskim, jak i wschodnim. Dotarły również wieści, że Neveu skutecznie unikał licznych rewizji policyjnych i przesłuchań, ukazując własną i swoich wiernych solidarność w biedzie jako wartość prachrześcijańska; „Jesteśmy prawdziwymi komunistami, gdyż wszystko, co posiadamy, jest wspólne • Byłżeby zatem 48-letni Neveu właściwym kandydatem na przyszłego katolickiego biskupa w Związku Radzieckim? Quenard zarekomendował go, a papież wyraził zgodę. Jak jednak powiadomić ojca Neveu i jak dokonać konsekracji? Za zgodą czy bez zgody Sowietów? Watykan raz jeszcze zażądał odpowiedzi z Moskwy. Zanim ambasador Broclc-dorff-Rantzau powrócił z urlopu gwiazdkowego w Berlinie do sowieckiej stolic odwiedził go Pacelli i poprosił o wysondowanie Rosjan. 9 lutego ambasador spotfc się z Cziczerinem, który okazał ogromne zdziwienie - jest przecież odwotnie, to rza.fi sowiecki czeka na reakcję Watykanu, nie otrzymał bowiem odpowiedzi na swą n° jj z wiosny 1925 r. Było to oczywiście nieprawdą, co Pacelli niezwłocznie wyk Podwójny tor: po« w oparciu fne kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 79 j numery akt. Z zastrzeżeniem „pilne" wysłano 16 lutego telegram z berlińskiego MSZ (KO 11985/86): ' -v taine1 Do rąk własnych ambasadora. Nuncjusz Pacelli, któremu poufnie mo treść pańskiego telegramu nr 169 2 10 lutego, oświadczył, że ie Cziczerina, jakoby Watykan nie odpowiedział do tej pory na rosyjskie propozycje z wiosny 1925 r., oparte jest na pomyice... ei telegram powoływał się na daty i numery akt). ! kdorff-Rantzau poinformował o tym zastępcę komisarza spraw zagranicz- r itwinowa, rozmawiał również z samym Cziczerinem, którego spotkał 28 lutego Irzyięciu dyplomatycznym. Cziczerin przyznał się do „pomyłki" i usprawiedliwił wielomiesięczną nieobecnością. W rzeczywistości jednak Cziczerinowi, który chorował cukrzycę i spędził dłuższy czas w niemieckich sanatoriach, sprawy częściowo wymknęły się z rąk, zaś jego zastępca Litwinów nie był specjalnie zainteresowany rozmowami z Watykanem. Tymczasem w berlińskiej nuncjaturze pojawił się sekretarz ambasady sowieckiej Stajige z zadaniem wyjaśnienia sprawy. Zachowano pozory. Cziczerin poinformował nawet Pacellego za pośrednictwem Brockdorffa-Rantzaua, że pomimo znacznych różnic „przeciwieństwa nie są nieprzezwyciężalne"41), natomiast konkretnej odpowiedzi na dokument watykański nadal - po upływie połowy roku! - nie było. Papież jednak naciskał. 11 lutego postanowił, że o ile nie nadejdzie pozytywna odpowiedź z Moskwy, podjęta zostanie rozważana od dawna tajna akcja. Tegoż dnia objawił wielce zdumionemu jezuicie Michelowi d'Herbigny, że postanowił nadać mu sakrę biskupią42* i że posyła go ze specjalnymi pełnomocnictwami do Związku Radzieckiego, aby tam konsekrował kilku nowych biskupów, co najmniej zaś jednego, dza Neveu z Makiejewki. Dzięki przyjaznemu pośrednictwu francuskiego ministra zagranicznych, Aristide'a Brianda, który właśnie zdołał załagodzić napięcia izy Watykanem a rządem francuskim, o misji tej został poinformowany sasador Herbette w Moskwie. czątku marca d'Herbigny udał się do Paryża i poprosił o nową sowiecką wą^- tym razem nie w celach studyjnych, lecz dla odbycia „podróży • To uzasadnienie, biorąc rzecz ściśle, nie było fałszywe, mimo iż świa ^-milczał o głównym celu podróży i poinformował jedynie, że w toku nych zamierza wesprzeć duchowo francuskich, angielskich, włoskich swych stolików, głównie pracowników ambasad. Zanim dla wypełnienia nych W ^ WyCh Zadan skorzystał z owych, by tak rzec - tylnych drzwi turystycz- 2o m^ n podJ*ł Jelcze ostatnią próbę: Przekazania [~yna* sekretarz stanu Gasparri upoważnił berlińskiego nuncjusza do Izie sowieckiej noty werbalnej z zapytaniem, dlaczego do tej pory Jowiedź na notę z września. Tydzień później, 27 marca, Sowieci sprzed siedmi mu ^omczne pismo, potwierdzające jedynie otrzymanie noty . czy Sowie j !S1?C^ Z informacJ%> ^ Jest ona „studiowana"43'. •nyślali się czegoś? Czy możliwe, aby na podstawie całkowicie którym ambasador Herbette zapraszał księdza Neveu do Moskwy 80 Tajna dyplomacja VVi - ten list nigdy nie dotarł do Neveu! - powzięli podejrzenie, iż za podr-d'Herbigny'ego do Moskwy skrywa się coś szczególnego? A może chcieli je na godzin? 14, zaproszono d'Herbigny'ego do moskiewskiej - b - było mu na rękę. W najwyższym zdenerwowaniu postanowił - u na ręę. nawyszym zenerwowanu postanow 1 świcie wymknął się tylnymi drzwiami z hotelu (sądząc, iż nikt lcuski J byj '^ P^ez furtę katolickiego kościoła św. Ludwika, który - jako Iszczę otwarty49'. Naprzeciwko znajdowało się słynne więzienie 82 Tajna dyplomacja \Y; Łubianka, do którego GPU co noc dostarczało więźniów... Cztery godziny wszedł do kościoła krzepki, brodaty wieśniak w kubraku z jagnięcej skóry. Byjj ojciec Neveu. Zamknięto drzwi do kościoła. Pod rygorem tajemnicy spowij d'Herbigny oświadczył zaskoczonemu księdzu: „Jestem biskupem, posłanym przez Ojca Świętego dla uregulowania wedle najlen szych możliwości stosunków religijnych w Rosji (regler la jurisdiction religieuseT Russie le plus possible). Musi to jeszcze pozostać w tajemnicy. Potrzebna mi jest twoi rada, pomoc..." Na początek d'Herbigny poprosił o wymienienie nazwisk kilku jeszcze księży godnych jego zdaniem przyjęcia sakry biskupiej. Potem poinformował zaskoczonego Neveu, że on sam już został desygnowany przez papieża; konsekracja ma być dokonana natychmiast: „Wzywają mnie właśnie dziś do rady miejskiej, zaś ambasador Herbette uważa, iż mogą mnie aresztować, wydalić lub w inny sposób ograniczyć w działaniu... Zatem proszę uklęknąć przed ołtarzem, skupić się... Daję ojcu pól godziny na przygotowanie się!" Na świadków konsekracji d'Herbigny zaprosił dwie osoby: oddaną pracownic? parafii Św. Ludwika, Alicję Ott, która dostarczyła również olej do rytualnego namaszczenia, oraz włoskiego attache wojskowego, pułkownika Bergery, zaufanego 'znajomego papieża z czasów jego warszawskiej nuncjatury50'. Kiedy d'Herbigny pod koniec ceremonii nałożył konsekrowanemu miedziany pierścień biskupi i przekazał akt. nominacji, ten - poruszony, ale nie bez poczucia humoru, oświadczył: „Ależ uczyniłeś mnie następcą apostołów!" Jednak nie było czasu na wzruszenia. Na wypadek, gdyby Sowieci postanowili go, jeszcze dziś wydalić, d'Herbigny podjął stosowne decyzje. Neveu usłyszał więc: Mocą pełnomocnictw, jakie otrzymałem, ustanawiam ciebie Delegatem Apostolskim w Związku Radzieckim; jeżeli nie powrócę, udzielisz sakry biskupiej kapłanom Sloskansowi i Frisonowi i wraz z nimi zadecydujesz, kiedy uznacie za stosowne ujawnić się w charakterze biskupów. Oto instrukcje Ojca Świętego, uprawnienia i zobowiązania oraz pieniądze, jakie mi wręczył... W ten sposób usiłowano metodą „konspiracyjną" urzeczywistnić cele, do który watykańska polityka rosyjska dążyła oficjalnie od 1923 r., nie osiągając ich jedOj»» w toku rokowań z Sowietami. I dokonało się to bez zrywania kontaktów <» plomatycznych! , * Czy jednak można było istotnie zakładać, że akcja umknęła czujności Sowieto W ich oczach konsekracja biskupia jako taka nie była jeszcze działaniem nie leg nym, lecz dzięki niej stały się możliwe ważne w sensie kościelno-prawnym '' jurysdykcyjne. D'Herbigny wiedział doskonale, dlaczego ostrzega Neveu, ^,^ razie nie podejmował czynności biskupich. Ustalił jednak, że jeśli w ciągu szc$ # miesięcy nie odezwie się, Neveu powinien wraz z innymi konsekrowanymi P niego biskupami naradzić się, jak wypełniać swoje obowiązki biskupie bez p nią się na „natychmiastowe aresztowanie". D'Herbigny pisał we wspomnieli „Byliśmy całkowicie jednomyślni w ocenie niebezpieczeństw i niezbędnych sr<* ostrożności". Podwójny tor: foe kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 Wbrew śniejszym obawom funkcjonariusze moskiewskiej rady miejskiej przy-i z zaciekawieniem niż niechętnie. Wręczyli mu list, który miał jęli jezuitę i ^^ prezydium Ukraińskiej Republiki Radzieckiej. Zawarta w nim '^Moskwy, aby panu z Paryża (nie wymieniono jego funkcji duchownej), ambasador Francji, udzielić zezwolenia na podróże po Ukrainie oraz oobyfdo 16 maja. irwietnia d'Herbigny i Neveu razem wsiedli do charkowskiego ekspresu, "wie d'Herbigny ujrzał po raz pierwszy księdza Wincentego Ilgina, przewi-neco do roli administratora apostolskiego. Potem obaj biskupi udali się do •jewki, gdzie Neveu zrazu się zatrzymał. 26 kwietnia d'Herbigny przybył do Nikołajewska nad Morzem Czarnym i wozem konnym udał się do „Karlsruhe", zamieszkanej przez Niemców nadwołżańskich. Tam poznał obu księży niemie-: Augustyna Baumtroga i Johanna Rotha, przewidzianych na administratorów apostolskich obszaru Niemców nadwołżańskich i Kaukazu. 29/30 kwietnia zatrzymał się w Odessie i przekazał działającemu tam niemieckiemu dziekanowi Sewastopola Aleksandrowi Frisonowi wiadomość, że w połowie maja w Moskwie zostanie w tajemnicy konsekrowany na biskupa, l maja dotarł wreszcie do Kijowa i natychmiast mianował mieszkającego tam polskiego wikariusza generalnego Żytomierza, Teofila Skalskiego, apostolskim administratorem sowieckiej (po pokoju ryskim, 1921 r.) części diecezji. Była to godność, która dla Skalskiego — jako pierwszego spośród wszystkich nominatów - miała opłakane następstwa. Czy Sowietom mógł umknąć właściwy cel wizytacji d'Herbigny'ego, związanej z ustanowieniem nowej katolickiej hierarchii kościelnej? Zapewne pozostawili mu względną swobodę ruchów, aby tym łatwiej „wytropić jego ścieżki". On sam bowiem, óżując z ostentacyjną dyskrecją konspiratora-amatora (jak pisał z dumą: furmań- kaszkiet z daszkiem i stosowny rzymski kołnierzyk) uczynił wiele, aby obudzić czujną nieufność. atnim przystankiem podróży był Leningrad, gdzie d'Herbigny zjawił się 4 maja Am °a plebaim u francuskiego dominikanina Maurice'a Jeana Amoudru. iULlUrU, try już przed rewolucją opiekował się żyjącymi w St. Petersburgu i, poinformował go, że w Leningradzie i okolicy jest jeszcze dwanaście ii i piętnastu księży. D'Herbigny spotkał się z nimi jeszcze tego łownym katolickim kościele Św. Katarzyny przy Newskim Prospekcie. l . ~-"J«* A.CLLU1J stwierdził, że zjawiły się setki dzieci i młodzieży z zamiarem przy-zagadną Wledzi- Mlody kaPłan Boleslas Sloskans był zaskoczony, kiedy nagle do opuszcz, 'aJ°my cudzoziemiec i zaprosił na plebanię. Aby nie być zmuszonym iingradu, 33-letni wówczas Sloskans zrezygnował wiosną 1924 r. wskiego i za wysoką łapówkę nabył obywatelstwo sowieckie. Był skupią rocesie Q ~ "prosty' ale święty". W przeciwieństwie do dwóch innych lzkich, Maleckiego i Matuh'onisa, którzy mieli osiągnąć godność z ulconczyu właśnie odsiadywanie trzyletniego wyroku po ą20ll - r., Sloskans nawet władzom sowieckim mógł wydać się osobą lbyfem z nim °igny Przewidział go zatem do trzeciej konsekracji biskupiej. " Jako jedynym żyjącym świadkiem owej akcji d'Herbigny'ego : 84 Tajna dyplomacja DAL VATICAN W którym d'Herbigny otrzymał w Charkowie zgodę Iróży po ZSRR, minister spraw zagranicznych Rzeszy Stresemann oraz eV kStinSki Ppdpi^ "fckd berliński, pojęty jako umocnienie niemie- ch uzgodnień z Rapallo. Stresemann zrównoważył tym sposobem zawar- kcz nie \ r' u^ac^ z Locarno, w którym Niemcy uznały granice zachodnie, afy granic wschodnich (ku zaniepokojeniu Polski). Na tym tle staje się lerbigny mógł zetknąć się z twórcą niemieckiej „polityki Rapallo", Petaej iisty o kanclerzem Wirthem na obiedzie w domu ambasadora Herbette'a. a nie znamy, pewne jest tylko, że obecny był również wysoki dostojnik Wirth !, kto ' ŻC S3m Cziczerin- iry w tym sensie nie pełnił żadnych funkcji państwowych i nawet yda}a mu ^ ^ si? od katolickiej frakcji Centrum w Reichstagu (ponieważ zbytnio „prawicowe zorientowana"), przebywał w Moskwie, by 86 Tajna dyplomacja tak rzec, prywatnie, jako członek rady nadzorczej towarzystwa akcyjnego „Molo -jednego z owych przedsięwzięć koncesyjnych, w których udział w 1922 r. propo wano nawet Watykanowi. Aczkolwiek Wirth miał na uwadze również własne inter °" finansowe52*, a samo przedsięwzięcie znajdowało się w kryzysie, to było ono jedn w jego oczach „symbolem współpracy niemiecko-rosyjskiej". Jak swego czasu w »' palio, teraz również gotowy był przysłużyć się swymi kontaktami Kościołowi. Do da" wprawdzie nie ma ścisłych danych odnoszących się do prób pośredniczenia, podjętych8 przez Wirtha w Moskwie w początkach maja 1926 r., lecz pewne jest, że Cziczerii informował go o sowieckiej polityce watykańskiej w tym samym duchu, jak nieco później Brockdorffa-Rantzaua: O układzie z Watykanem i bezpośrednich kontaktach rząd tutejszy nie chce nic wiedzieć; on sam [Cziczerin] zamierza przygotować cyrkularz, który zostanie przedstawiony nuncjuszowi Pacellemu. Rząd sowiecki nie zamierza ustanawiać przedstawiciela rosyjskiego przy Watykanie, podobnie nie dopuści delegata papieskiego do Rosji; życzy sobie jednak porozumieć się z Watykanem i ma nadzieję, że kuria zaaprobuje ów cyrkularz... Cziczerin powiedział mi w zaufaniu, że o swoich planach poinformował ogólnie również byłego kanclerza Rzeszy, dr. Wirtha...S3\ Co oznaczało złowróżbne słowo „cyrkularz" - zwykłą deklaracje intencji czy też „ukaz", z którym papież chcąc nie chcąc zmuszony będzie się pogodzić, czy wreszcie podstawę do negocjacji - to miało okazać się dopiero po kilku miesiącach. W każdym razie usztywnienie strony sowieckiej stało się tak sam), że kryje się za tym wola Cziczerina, aby wszelkie kwestie kościelne omawiać na drodze icjalno-dyplomatycznej z Watykanem (poprzez Pacellego), nie zaś z półoficjalnym :iem. Hey meldował do Berlina, że d'Herbigny jest „zaniepokojony zagrożeniem c dobrze rozpoczętej misji". Ambasador Brockdorff-Rantzau, który przebywał a urlopie w Niemczech, lecz nie wycofał się całkowicie z prowadzenia spraw, się podczas lektury tego raportu, „że ojciec d'Herbigny znowu działa w Rosji ie pod płaszczykiem opieki duszpasterskiej", podczas gdy Cziczerin, „mimo v łonie partii", jest zainteresowany porozumieniem z Watykanem5*. izało się, że d'Herbigny - którego gorliwość była większa od zadania, zypadło - nie miał pełnego wglądu w stosunki watykańsko-sowieckie. nega ° dwutorowości postępowania Watykanu, z pewnością odczułby Jako ost W? Cziczerma nie Jak° „zagrożenie" dla swej misji, a co najwyżej taktyce CZy- ^Ę*3*' świadczący, że Moskwa zorientowała się w watykańskiej >nia zarówno Komisariatowi Spraw Wewnętrznych, jak i GPU temat „nieie*5 r*ystaniu f również jego pobytu w Rosji do zebrania informacji na h działań" katolików. Już choćby z tego względu nie odmówiono ednym z WL~/n wyprawą. Natomiast dla Cziczerina stosunki z Watykanem były 'oblemów sowieckiej polityki zagranicznej i nie chciał dopuścić, aty go małostkowe wewnątrzpolityczne rozgry wewnątrzpolityczne rozgrywki policyjno-ideo- lu nie odmówił prośbie Brockdorffa-Rantzaua, aby interweniować auerci, ferowanego w początku sierpnia 1926 r. przeciwko księdzu 90 Tajna dyplomacja \Vi nazwiskiem Żylinski, którego aresztowano w Żytomierzu wraz z administrat apostolskim Skalskim. Choć Brockdorff-Rantzau wzdragał się, jako ambasad „niemiecki", przed podjęciem u Cziczerina interwencji w sprawie „najwyraf polskiego" duchownego, to jednak ustąpił wobec „gorących próśb" nuncju Pacellego. Wyroku śmierci rzeczywiście nie wykonano. Natomiast kiedy d'Herbio - ponownie na „drugim torze" - starał się w tym samym czasie i w tej samej interweniować w Moskwie, natknął się na głuche uszy również u niemieckiego char d'affaires. Sprawa SkalskiegD, która ciągnęła się jeszcze miesiącami, uświadomiła d'Herbi» ny'emu, jak wrażliwie, a nawet histerycznie reagowali Sowieci na wszystko, co polskie szczególnie w dziedzinie spraw kościelnych. Jeszcze" 1 1 sierpma w rozmowie z niemig! ckim charge d'affaires zapewniał, że Kościół katolicki nie będzie ustanawiał w Zwiąż-ku Radzieckim biskupów będących „Polakami bądź obywatelami polskimi"591, iecz już nazajutrz odbył błyskawiczną, trzydziestogodzinną wizytę w Leningradzie i konsekrował na biskupa Polaka, księdza Antoniego Maleckiego, który urodził się w 18^1 r. w ówczesnym (i dzisiejszym) St. Petersburgu jako syn polskiego inżyniera i uczęszczał w stolicy Rosji do niemieckiego gimnazjum Św. Anny. W oczach władz sowieckich Malecki nie był kartą nie zapisaną. W 1923 r. został skazany na trzy lata więzienia, następnie jednak amnestionowano go przed terminem. 13 sierpnia 1926 r. został wyświęcony za zamkniętymi drzwiami francuskiego kościoła Notre Damę de France, którego proboszcz, dominikanin Jean Amoudru, wystąpił wraz z wikarym Dominikiem Iwanowem w charakterze świadka. Podczas tajnej ceremonii asystował biskup Sloskans, duchowny łotewski, konsekrowany przez d'Herbigny'ego już w maju601. Z pełnomocnictwami sakralnymi połączył teraz d'Herbigny również przywiezione z Rzymu uprawnienia jurysdykcyjne. Malecki został administratorem apostolskim Leningradu, Sloskans otrzymał tę samą funkcję w odniesieniu do Mohylewa i Mińska. Do zakończenia dzieła prowizorycznej rekonstrukcji hierarchii katolickiej w Związku Radzieckim brakowało jeszcze jedynie przeniesienia biskupa Neveu z Makiejewki do Moskwy i ustanowienia go administratorem apostolskim stolicy. Czy wolno przyjąć, że wszystko to umknęło uwadze Sowietów? D'Herbigny czuł, że w drodze powrotnej z Leningradu do Moskwy był uważnn niż dotąd nadzorowany. Kto wie, może uświadomił sobie istnienie diabelskiego kręgu który był w następnych dziesięcioleciach trwałym obciążeniem watykańskiej polityk wschodniej. Obawa przed prześladowaniem zmuszała do wyboru metod konspiracyjnych, a znów konspiracja sprowadzałajiieufność i prześladowanie. Bez uzgodnienia "z Rzymem d'Herbigny postanowił zainicjować „ucieczkę . przodu". Ponieważ Sowieci i tak wiedzieli, że jest biskupem, uznał, iż po wykona zadania nie ma już powodów, aby ukrywać tę godność przed katolickimi wiei w Moskwie. We własnym jego opisie pobrzmiewa wypełniające go wówczas roffl tyczne uniesienie: Rankiem 15 sierpnia, po należeniu już w pokoju hotelowym po ra . fioletowych pończoch, wlożylem w zakrystii [Św. Ludwika] szaty biskup^-fioletową sutannę... Kiedy ministranci ponieśli mitrę na oltarz... tium ogar*' zdziwienie, ciekawość, wzruszenie... MUft,e kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 n pot 91 Poawójny i oełosił z ambony: „Ojciec Święty - chcąc objawić czułą miłość dla dzieci w Rosji -postanowił, że opiekę nad nimi przejmie biskup... isję dyplomatyczną czy polityczną, albowiem mój pobyt tutaj potrwa ini Mam wszakże nadzieję, że kościół Św. Ludwika wnet ponownie tylko kilka tygou • ^ n cweso kapłana... erwśzy publiczny występ d'Herbigny'ego jako biskupa zelektryzował nie 30 000 katolików w ówczesnej Moskwie, wieść rozniosła się bowiem dającą szybkością także po najdalszych zakątkach Związku Radzieckiego, 3 iż tylko jedna z leningradzkich gazet doniosła o przybyciu „kardynała Nadwołżańscy Niemcy przebywali tysiąc kilometrów, aby bierzmować e dzieci; tak samo Francuzi z zagłębia donieckiego, Polacy z Białorusi i Ukrainy, lawet wielu Rosjan. Niektórzy przechodzili nawet skrycie na katolicyzm, jak na przykład prawosławny biskup Barthelemy61'. D'Herbigny unikał wszelkich kontaktów i hierarchią prawosławną, wciąż rozdartą przez wewnętrzne spory. Nie lękał się jednak odprawić drugiej pontyfikalnej mszy w następną niedzielę w polskim kościele Moskwy, i Sw. Piotra i Pawła. Całymi dniami słuchał spowiedzi po rosyjsku, po francusku, po niemiecku i po włosku - w językach, jakie znał. Wierni tłoczyli się godzinami, aby otrzymać sakrament z rąk biskupa, przede wszystkim bierzmowania, aby pobłogosławił chorych i ułomnych, aby poświęcił świece, różańce i obrazki. Zdawało się, że katolickie życie religijne w Moskwie nagle obudziło się, a funkcjonariusze sowieccy przecierali oczy: to jeszcze „kult religijny", czy już „demonstracja polityczna" obcego mocarstwa? Ponieważ d'Herbigny docierał do swego moskiewskiego hotelu „Savoy" jedynie na nocny spoczynek, GPU miało trudności ze stosowaniem zwykłych trików. Wciąż jednak jezuita zmuszony był bronić się przed naporem „zręcznych" bądź mniej =znych gości, którzy chcieli mu powierzyć listy, informacje dla emigrantów skich, a nawet „tajemnice wojskowe". 27 sierpnia zameldowali się rzekomi rży „Komsomolskiej Prawdy" i poprosili go o „wywiad", który naturalnie ikazał się w gazecie. Według zapisków d'Herbigny'ego przebiegł on nastę- pujacoi Czy pan jest wysłannikiem papieża? Nie jestem przewodniczącym Instytutu Studiów Wschodnich w Rzymie byłem jako biskup bez misji dyplomatycznej czy politycznej, jedynie aby 'zeć katolików, szczególnie francuskich, włoskich, niemieckich i angielskich, »u:h duchowych potrzebach. ' kontakty nawiązał pan z duchowieństwem prawosławnym, z kapłanami -Potte"1* poszczeSÓlnych kościołów? zaś tej podróży żadnych, nie spotkałem się i nie rozmawiałem z żadnym z nich. & pan zapewne, że kościół katolicki w Rosji nie jest wolny, że jest •esiadowany? katolicki USt nfkt- Hie ^y*2^ 'podobnej opinii. Tylko to jest pewne: gdyby Kościół duchowne ' m°& . lutai posiadać przepisanej hierarchii ani seminarium oraz jeśliby miały trwać aresztowania i wyroki na duchownych, wtedy 92 Tajna dyplomacja VVi oczywiście powiedzieć by mogli wasi wrogowie, że Kościół jest prześladowań i nawet wasi przyjaciele nie wiedzieliby, co na to odpowiedzieć. Trudno nie zauważyć ukrytych żądeł tej zręcznej odpowiedzi, zwłaszcza • d'Herbigny odwrócił ostrze i sam zadawał pytania „dziennikarzom": „Czy młod* ludzie mają tu na przykład prawo czytać Platona? Czy wolno im interesować filozoficznymi ujęciami prawdy, wolności i sprawiedliwości?" W odpowiedzi usłyszą! partyjne slogany, a w głowach gości zajaśniał ten sam sygnał, jaki d'Herbigny odkrv w pytaniach „dziennikarzy": prowokacja. O skutkach biskup-jezuita miał się wnet przekonać. Nazajutrz, było to 28 sierpnia zaniósł paszport do rady miejskiej Moskwy z wnioskiem o przedłużenie wizy pobytowej, która kończyła się 4 września, a także o rozszerzenie wizy na obszar Ukrainy. Jako zaświadczenie wręczono mu tymczasową zgodę do 12 września, informując, że ostateczna decyzja zapadnie w ciągu czterech dni. D'Herbigny usiłował ponownie skontaktować się z członkiem CKW Szmidowi-czem. Funkcjonariusz okazał się chłodniejszy niż w czasie ostatniego spotkania621. Towarzysze z Centralnego Komitetu Wykonawczego nie są przekonani do żadnego z życzeń Herbigny'ego; zgody na nauczanie religii dla młodzieży nawet we francuskim kościele udzielić nie można (Szmidowicz optował za tym wyjątkiem), seminarium duchowne można by ewentualnie dopuścić w Leningradzie lub w Odessie, lecz i to jest mało prawdopodobne. Zresztą tego rodzaju kwestie muszą być omawiane kanałem dyplomatycznym... Ponownie więc d'Herbigny natknął się na granice swych „nieoficjalnych" możliwości. Nie zdziwił się zatem zbytnio, kiedy rada miejska niegrzecznie odmówiła 31 sierp; nią wyrażenia zgody na podróż po Ukrainie. „Zamelduję o tym ambasadorowi, Francji!" wykrzyknął równie szorstko pod adresem urzędników i opuścił urząd nie zabierając paszportu ani nie dowiadując się, czy wiza została przedłużona. Ostatecznie miał w kieszeni tymczasową zgodę do 12 września! Jednak i ta chytrpść nie na wiele się zdała. W nocy z 3 na 4 września, krótko po godzinie 24, rozległo się gwałtowne pukanie do hotelowych drzwi: Pan d'Herbigny? W imieniu moskiewskiego sowietu — otworzyć! Wszedł urzędnik w eleganckim cywilnym ubraniu, przeprosił za późną porę i natychmiast przeszedł do rzeczy: - Dziwimy się, mój panie, że wciąż jeszcze jest pan tutaj. -Ależ mam zezwolenie do dwunastego! - bluffował d'Herbigny; ukazany dokument nie wywarł wrażenia na gościu: — Proszę wybaczyć, nie przybyłem, aby z panem negocjować, lecz ao) powiedzieć mu, że dalszy pobyt nie jest pożądany. Nie jest to równoznaczt z wydaleniem; dziś rano do godziny ósmej może pan nas poinformować' gdzie zamierza przekroczyć granicę. Trasę może pan wybrać, lecz nigdz nie może pan się zatrzymywać. Po południu przyślemy, panu paszport O hotelu. j To było jednoznaczne. Czy chciano zapobiec ponownemu spotkaniu papieskiego z biskupem Neveu, na którego przyjazd z Makiejewki czekał tor: : poufne i tajne konsekracje. 1924-1926 93 fatfl Jeszcze v 'i ' mszy, odprawianej przez d'Herbigny'ego, całkowicie v. Ludwika Neveu, odziany w czarne skórzane cazał mu natychmiast cztery wykaligrafowane po łacinie ść tygodni wcześniej, 26 lipca, przez papieża. Pierwszy a w nagłych przypadkach, nie czekając na decyzję Stolicy upowz '; administratora apostolskiego „wedle swego uznania..." Apostc ^i ve[ fiominandi Administratorem Apostolicum quem volu- m zastrzel111' ^ Poza nmi samym w R°sJim'e miało być konsekrowa- ńjfh biskupów. Drugie pełnomocnictwo ustanawiało go jako edvne Fmera rozmów z władzami sowieckimi; aby występować tLtóony, pozostali biskupi mogli „negocjować z funkcjonariu-w SOOSOD mo/uwAc UĄ * , ... , „ . , . naństwa na tei'PolePszema sytuacJi wierzących" jedynie po porozumieniu Ne\ Dwa dal^krety podporządkowywały również egzarchę rytu wschod->odorowa, ju^ykcji Neveu oraz przewidywały możliwość, że księża prawosławni o ile zechcą fi*ć na katolicyzm, będą mogli - gdy będzie to wskazane - utrzymywać swą k«i«rsJe w tajemnicy63'. Po wręczeniu tycŁt*onicznycn dokumentów, przekazanych nowemu biskupowi Moskwy 4 wrześnii1 zakrystii kościoła św. Ludwika, tuż przed wyjazdem, d'Herbigny uważał, jadanie swoje najogólniej rzecz biorąc wykonał. Spakował walizki, aby zgodnie j«ekiwaniem władz co rychlej wyjechać. Przecenił jednak GPU lub może nie docenilifeJ rosyjskiej biurokracji. W owo sobotnie popołudnie nikt nie przyniósł do hotiiPas2P°rtu> me stało się to również w niedzielę. Mógł zatem wiernym parafii Św. [ilwika jeszcze przedstawić uroczyście ich nowego proboszcza, nie zdradzając, że NC1 Jest również biskupem. Po raz ostatni też celebrował mszę pontyfikalną w most^kim kościele polskim, połączoną z procesją na wolnym powietrzu, czego katiy moskiewscy nie przeżywali nawet za czasów carskich. Setki ludzi tłocz]! si?> kiedy d'Herbigny - w ślad za ubranymi na biało Iziewczynkami, za. Żagwiami, za śpiewającymi ministrantami i wielką liczbą h wiernych -troczył na wielki plac wokół kościoła Św. Rotra i Pawła. •ominął później: Jźwigając w obu rękach ciężką monstrancję czułem, jak łzy Pływają mi z policzti' na szaty..." j sceny braif^o jeszcze w protokołach tajnej policji! „Francusko-pol-'kański" spiiiwiec - jak kilka lat później nazywano go w gazetach - został „zdemaslifiiny". Następnego ranka, był to 6 września 1926 r., paszport Celowego ptiera. Dołączona informacja zawierała „polecenie natychmias-azdu". MIZ z d'Herbignym wsiadł do pociągu mężczyzna bez bagażu, utno-zawtym wyrazem twarzy, który na całym świecie pozwala łatwo 'rzedsta\«eli „nie rzucającego się w oczy" zawodu, i towarzyszył mu do o-sowisiej. Od tego miejsca d'Herbigny był jedynym pasażerem Helsinel,{Kontrola przebiegła szybko, a ja, wcale nie niepokojony, m ostaita skrawku ziemi rosyjskiej odmówić kompletę o Narodzinach w ^^ju v wa* ^r°^uJ^cy biskup, wspominając następnie: „Podczas wyjazdu jafem jwągu jedynie bezlistne gałęzie, dziś natomiast widziałem już owtt..." 94 Tajna dyplomacja To symboliczny obraz, w jakich lubował się d'Herbigny, zaś w rzeczywistości jedynie zbożna, iluzja. Podróżujący duszpasterz, manifestacyjnie zaczytany w brewiarzu, bynajmniej „nie niepokojony" i wkrótce przybywający w dobrej kondycji do Rzymu - dokonał w Związku Radzieckim dzieła, które - z uwagi na sposób konstrukcji - samo wystawiało się na zniszczenie. TAJNA HIERARCHIA W ZWIĄZKU RADZIECKIM, ROK 1926 Archidiecezja mohylewska (Arcybiskup Edward von der Ropp, od 1919 r. na emigracji w Polsce) Administratorzy apostolscy: Mohylew: Boleslas Sloskans, biskup tytularny Cillio Moskwa: Pius Eugeniusz Neveu, biskup tytularny Citro Leningrad: Antoni Małecki, biskup tytularny Dionizjany Charków: Wincenty Dgin Kazań: Michał lodokas Diecezja mińska (część sowiecka, oddzielona od Polski) Administrator apostolski: biskup Boleslas Sloskans Diecezja tyraspolska (Biskup Alois Kessler, od 1920 na emigracji w Niemczech) Administratorzy apostolscy: Południowa Rosja (Odessa): Aleksander Frison, biskup tytularny Limiry Centralna Rosja (Saratow): Augustyn Baumtrog Pomocny Kaukaz (Piatigorsk): Johann Roth Gruzja (Tbilisi): Stefan Demuroff Diecezja żytomierska (część sowiecka, oddzielona od polskiej) Administrator apostolski: wikariusz generalny Teofil Skalski Cyrkularz Cziczerina i widmo jezuickiego spisku Ledwo d'Herbigny opuścił Związek Radziecki, a już gazeta „Osservatore Romano" doniosła czytelnikom w 3^-wierszowej wzmiance, datowanej z Moskwy, że jezuita ojciec d'Herbigny odprawiał nabożeństwa w sowieckiej stolicy i ujawnił się jako nowo konsekrowany biskup. Tytuł w gazecie brzmiał: „Pocieszające uroczystości w Moskwie"64'. W rzymskim kierownictwie zakonu jezuitów bynajmniej nie uznano wiadomości za budującą. Generał zakonu Ledóchowski, dla którego misja d'Herbigny'ego i bez tego była cierniem w oku, uznał za całkowicie zbędne nadawanie wielkiego rozgłosu godności biskupiej, którą ten otrzymał przecież jedynie ad hoc, do jednorazowego praktycznego zastosowania65'. Głównie jednak Ledóchowski obawiał się, że d'Herbig-ny, powołując się na secretum pontiflcium (zaprzysiężony wobec papieża obowiązek milczenia), od tej chwili w jeszcze większym stopniu ograniczy swą powinność informowania zakonu. A bardzo chętnie dowiedziałby się, a jeszcze bardziej zasypujący swego rodaka pytaniami biskupi polscy, co rzeczywiście robił w Związku Radzieckim, co był° tor: poufne kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 95 rawdziwe, a co fałszywe w pogłoskach prasowych, które nie wolne od antyjezuickich •luzji - obiegły świat, przeważnie w postaci polemicznej. Lecz d'Herbigny milczał, rzynajmniej wobec swego zakonu. Na zewnątrz dementował: „W Rosji nie ustano-L0uo ani nowych diecezji, ani nowych siedzib biskupich; nie wyświęciłem ani jednego Biedzą"66'. Była to prawda, lecz, jak wiemy, jedynie częściowa. Rozmowniejszy okazał się d'Herbigny w kontakcie z prałatem Steinmannem l niemieckiej ambasady przy Watykanie, częściowo z tego względu, że uważał aa za rzecznika aktywnej polityki wschodniej, częściowo zaś dlatego, że Steinmann był już częściowo poinformowany przez konsulat niemiecki w Odessie. W każdym [aae ambasador von Bergen mógł wkrótce zawiadomić Berlin, że d'Herbigny istotnie dokonał „nowego hierarchicznego podziału" Związku Radzieckiego67'. Ambasador dodał: Chcę jeszcze podkreślić niezbędność utrzymania tych posunięć Stolicy Apostolskiej w ściślej tajemnicy. Monsignor d'Herbigny prosil o to z wielkim naciskiem, wskazując na ogromne niebezpieczeństwa, na jakie w przypadku ujawnienia wystawieni byliby ze strony rządu sowieckiego duchowni, którym powierzono zarząd rozproszonych gmin. Bergen. Nowe „rusztowanie" struktur kościelnych, wzniesione przez Herbigny'ego, nie było jednak aż tak niepozorne, aby dało się łatwo ukryć. Obejmowało bądź co bądź dziesięciu administratorów apostolskich, w tym czterech biskupów. Czy wolno było serio zakładać, że taka organizacja może powstać bez wiedzy dyktatorskiego reżymu? Wszyscy ustanowieni biskupi i administratorzy zdawali sobie sprawę - zostali też odpowiednio poinstruowani - że wcześniej czy później będą zmuszeni wyrzec się incognito, o ile zechcą zachować nadzieję na wykonywanie swoich funkcji w szerszym zakresie i na pozostawanie do dyspozycji rzeszy wiernych68'. „Naturalnie zmuszeni byliśmy wkrótce ujawnić się wobec wiernych - wiedząc, że jest to niebezpieczne!" - powiedział mi jedyny żyjący świadek, biskup Sloskans. Dlaczego jednak nie natychmiast, dlaczego dopiero później i po co w ogóle taka „zabawa w chowanego"? Odpowiedź może być dwojaka: z jednej strony utykające wciąż i niezbyt optymistyczne rozmowy berlińskie z Sowietami wywoływały niecierpliwe poczucie, że w końcu coś musi wreszcie „stać się", z drugiej zaś Watykan chciał uniknąć nadania przedwczesnego rozgłosu swojej akcji „samopomocowej", by tym samym nie zrywać 'Statniej nitki negocjacji. Wynikiem zerwania byłoby zniweczenie wszelkich prób legalizacji. Błędem wszystkich tych kalkulacji było przekonanie, iż podobna akcja logła choćby na krótki czas pozostać w ukryciu. Obalały ową rachubę choćby tarcia •lityczne i narodowe, w jakie była uwikłana. Wprawdzie nie naruszono formalnie lrego podziału biskupstw, zwłaszcza tych, które sięgały poza nową granicę sowie-•o-polską (podobnie jak po drugiej wojnie światowej nie uczyniono zrazu nic wzdłuż i granicy niemiecko-polskiej), lecz de facto obszary jurysdykcyjne nowych ilustratorów w Mińsku i Żytomierzu tworzyły naturalne zalążki nowych diecezji. ;a Apostolska uczyniła zatem to, co doradzał już ojciec Gehrmann po powrocie -osji w 1924 roku69', jedynie dokonało się to „bez porozumienia z rządem" 96 Tajna dyplomacja i bynajmniej nie uwolniło Kościoła od hipoteki napięć polsko-sowieckich, jak to nam ukaże przypadek prałata Skalskiego z Żytomierza., Czynnikiem utrudniającym okazała się również delikatna_. k w e sjt_i_a__ o b . rządku: wszyscy administratorzy i biskupi,"ustanowieni przez HerbignySgb,.byij kapłanami rytu łacińskiego. Egzarcha Leonid Feodorow, jedyny wyposażony w jurys-dykcję katolicki duchowny narodowości rosyjskiej i rytu słowiańskiego, został w kwietniu 1926 r. wprawdzie amnestionowany po wyroku w procesie Cieplaka, lecz już trzy miesiące później, po osiedleniu w Kałudze (na południe od Moskwy) i rozpoczęciu działalności także w Mohylewie, aresztowano go ponownie i jak większość jego księży zesłano do obozu pracy. Jego nieliczne i niewielkie gminy unickie przestały istnieć. D'Herbigny przywiózł wprawdzie do Moskwy dekret papieski, uwalniający Feodoro-wa spod jurysdykcji metropolity Szeptyckiego we Lwowie i jako „wikariusza generalnego dla wiernych rytu wschodniego" podporządkował go bezpośrednio biskupowi Neveu, nie miało to jednak żadnych skutków w obliczu rzeczywistej sytuacji. Zatem kiedy d'Herbigny odbywał swą trzecią podróż, kwestia rytów praktycznie wcale nie stanęła na porządku dziennym - co właściwie powinno było Polakom odpowiadać. W konkordacie z Watykanem z 1925 r. strona polska przeforsowała ograniczenie obrządku wschodniego do obszarów Polski, zamieszkanych przez Ukraińców i Białorusinów. Ograniczono tym samym znacznie ambicje unickiego metropolity Lwowa Szeptyckiego, a jego dawna nadzieja na katolicyzację Rosji bez jej latynizacji (i polonizacji) nie mogła już w owym czasie oprzeć się nawet na rosyjskim kręgu katolików, skupionych wokół jego ucznia Feodorowa. A jednak sprawa rytów zaciążyła na tej akcji co najmniej teoretycznie. Wiadomo było, że biskup-jezuita nie tylko jest wielbicielem kultury i religijności rosyjskiej, lecz że również jest przyjacielem obrządku wschodniego i - niezależnie od samej kwestii rytu - rzecznikiem „rusyfikacji" kościoła lokalnego. D'Herbigny ustanowił nowego biskupa Moskwy w osobie Francuza Neveu, który po przybyciu w 1907 r. do Rosji czynny był stale jako kapłan wszystkich narodowości, choć posługiwał się rytem łacińskim. Jako kapłan w Zagłębiu Donieckim czytał ewangelię zawsze także po rosyjsku i wygłaszał w tym języku kazania, aczkolwiek -jak uskarżał się ówczesny biskup nadwołżańskich Niemców Kessler (z Tyraspola) - Polakom nie podobał si? język rosyjski w kościele, „do tego stopnia, że nawet rozgrzeszenie udzielone po rosyjsku uważali za bluźnierstwo"70'. A teraz Neveu akurat w polskim kościele św. Piotra i Pawła w Moskwie zaprezentował się 3 października 1926 r. (miesiąc po nagłym, wymuszonym wyjeździe d'Herbigny'ego) swoim wiernym po raz pierwszy publicznie jako biskup - i to po rosyjsku: Nie służymy i nie chcemy śluzy ć żadnej ziemskiej władzy, albowiem jesteśmy -}<& święty Paweł — wysłannikami Chrystusa. Ponieważ jednak żyjemy w łonie wielkiego narodu rosyjskiego, który udziela nam schronienia jak gościom, jesteśmy mu wdzięczni i życzymy mu pokoju, dobrobytu i poważania... Papież Pius XI świadomie wyposażył tego ojca asumpcjonistę i biskupa Moskwy w jurysdykcję kościelną nad duchownymi obu rytów, dając mu w ogóle daleko idąc6 pełnomocnictwa — „większe niż ja sam posiadam", jak to kiedyś żartobliwie powiedział óiny tor: poufne kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 97 i«ierzcanikowi zakonnemu ojca Neveu71>. Prawdopodobnie stało się tak również 0 względu, że w Rzymie słusznie zakładano, iż Neveu jako obywatel francuski Mwa lata później przyjęto go formalnie do personelu ambasady jako „bibliotekarza") dzie miał stabilniejszą pozycję niż wszyscy inni biskupi i rzadcy biskupstw. W rzeczy ainej Neveu zdołał utrzymać się jako jedyny, i to przez dziesięć lat. Jednakże birytualizm", upostaciowany w jego osobie, który również w latach następnych ieterminował dyplomatyczną aktywność Watykanu, a szczególnie d'Herbigny'ego, >kazał się od początku obciążeniem. To, co w owej postawie wydawało się praktyczne i zdroworozsądkowe, w dosłownym pojęciu katolickie, z tych samych powodów bynajmniej nie budziło zaufania we wschodnioeuropejskim tyglu narodowościowym _ ani wśród Polaków, ani wśród Rosjan. I jeszcze 65 lat później, po załamaniu się komunizmu sowieckiego, owe kompleksy narodowo-religijne zatruwały atmosferę nowego początku... Choć kościelne budowanie Herbigny'ego mieściło w sobie od początku niejeden zalążek zniszczenia, to jednak w pierwszej chwili owe zalążki nie były aż tak widoczne. Nawet można było spierać się, czy towarzysząca jego wyjazdowi z Moskwy niegrzecz-ność, niemal równoznaczna z wydaleniem, już była zapowiedzią burzy. Siedem tygodni później dziennik Watykanu polemizował jeszcze gwałtownie z pełnymi fałszywego żalu twierdzeniami pewnego polskiego prałata, który wzmiankował, iż d'Herbigny opuszczał Moskwę „wśród awantury"12'. Albowiem, jak to dziś wiemy, zdarzyło się coś osobliwego i niełatwego do objaśnienia. Pierwsza oficjalna reakcja Moskwy na akcję d'Herbigny'ego nadeszła 11 września, dokładnie 72 godziny po przekroczeniu przezeń granicy Związku Radzieckiego. Tegoż dnia 73) sowiecki charge d'affaires w Berlinie, Bratmann-Brodowski, nareszcie przekazał nuncjuszowi Pacellemu wyczekiwaną od roku odpowiedź na notę Watykanu z 7 września 1925 roku. Był to ów „cyrkularz", wciąż zapowiadany przez Cziczerina podczas spotkań z PaceUim i Rantzauem. Pojęcie „cirkularczik" stosowane było w ówczesnym sowieckim prawodawstwie na określenie zarządzeń komisariatów ludowych sprawiedliwości (NKJ) bądź spraw wewnętrznych (NKWD), ujętych w formie okólników. Zatem dokument, przedstawiony Watykanowi przez rząd sowiecki, nie był projektem umowy międzynarodowej, szkicem jakiegoś modus vivendi lub zgoła konkordatu, lecz -w odniesieniu do Kościoła olickiego — wykazem zaleceń dla wewnątrzpaństwowego prawo-iwstwa religijnego, tak jak się ono kształtowało począwszy od 1918 r.74). Watykanie zastrzeżenia wobec sowieckich Tez, przekazanych Pacellemu w lutym 1925 r., 'Stały uwzględnione jedynie o tyle, że Moskwa okazała gotowość zaaprobowania vnego rodzaju kontrolowanego kontaktu sowieckich katolików z ich rzymskim lerzchrukiem. Odmawiano natomiast katolickim Qak i wszystkim innym) grupom jnym osobowości prawnej, prawa własności, nauki religii dla młodzieży, a także żenią centralnego kierownictwa kościelnego, względnie konferencji biskupów, oskwa nie proponowała Watykanowi dwustronnej umowy, oczekiwała aprobaty nostronnie przygotowanego dekretu. Tym sposobem „miała zostać uregulowa-ezpieczona pozycja prawna Kościoła katolickiego", jak to później skomentował -nn75. Rząd sowiecki był najwyraźniej nastawiony na ponowne negocjowanie 98 Tajna dyplomacja poszczególnych punktów owego projektu i dopuszczał prowadzenie rozmów, cza iż był świadom, że jego projekt „nie idzie zbyt daleko" (Cziczerin). Jednak w gruncie rzeczy stanowisko jego uległo dalszemu usztywnieniu. Mimo iż ani „cyrkularz", ani posłaniec Bratmann-Brodowski nie nawiązywali choćby słowem do podróży d'Herbigny'ego, to jednak widoczne było, że dokument jest odpowiedzią na papieskie próby tworzenia na własną rękę i poza plecami władz sowieckich kościelnych stanów prawnych. Moskwa cały rok zwlekała z udzieleniem odpowiedzi, nadzorując i obserwując trzy podróże d'Herbigny'ego. Test wypad} negatywnie, lecz jednak nie aż tak źle, by doprowadzić do zerwania wszystkich mostów. Zwłaszcza Człczerin, pomimo irytacji7*9, nadal zdawał sobie sprawę ze znaczenia, jakie miałoby porozumienie z katolickim kościołem powszechnym. Również w Watykanie, gdzie cyrkularz naturalnie wywołał rozczarowanie, nie zignorowano hasła „prawnego ubezpieczenia", wciąż jeszcze oferowanego Kościołowi katolickiemu w Związku Radzieckim - nawet jeśli miało to być równoznaczne z ustaleniem jedynie minimum egzystencji. Dlatego papież postanowił zastosować tę samą taktykę, co Sowieci: zrazu nie posyłać odpowiedzi do Moskwy, sondując wpierw sowieckie minimum dobrej woli. Okazja nadarzyła się choćby w związku z zagadnieniem seminariów duchownych, omawianym już przez Herbigny'ego ze Szmidowiczem, które również w „cyrkularzu" nie zostało ujęte całkowicie negatywnie. Z zakazem nauki religii związana była już w lecie 1921 r. „oferta": „Mogą być organizowane specjalne kursy teologiczne kształcące kapłanów, dla osób, które ukończyły 18 rok życia i pod warunkiem, że programy nauczania ograniczą się wyłącznie do przedmiotów teologicznych"77'. W Leningradzie istniało od 1925 r. ewangelickie seminarium kaznodziejskie78'. Czy nie można by również ustanowić seminarium duchownego dla katolików? W początku października 1926 r. zjawili się w sowieckim konsulacie przy rzymskiej Via Gaeta dwaj młodzi jezuici, złożyli wnioski o przyznanie wiz na „podróż studyjną" po Rosji i - ku wielkiemu swemu zdumieniu - otrzymali je. Najbardziej zdumiony był d'Herbigny, który wyszukał obu teologów; jeden z nich wcale nie mówił po rosyjsku, drugi słabo. Byli to 30-letni wówczas ojciec Josef Schweigl, Austriak z Tyrolu, i 28-letni Josef Ledit, Francuz z amerykańskim paszportem79'. D'Herbigny sam „nie wierzył, że rzecz się powiedzie", kiedy obu wypuszczał w drogę. Należy jednak, jak zwierzał się posłowi bawarskiemu, Ritterowi, podejmować wszystkie możliwe próby, gdyż w chwili obecnej działa w Związku Radzieckim jedynie 120 katolickich duchownych80'. Obaj jezuici, osobiście pożegnani przez papieża, odpłynęli statkiem z Bari do Odessy, potem pojechali do Moskwy i do Leningradu. Ponieważ po fiasku wyprawy - cztery tygodnie później - zachowali o wiele ściślejsze milczenie niż d'Herbigny (Ledit zdradził mi niektóre szczegóły dopiero w 1974 r.), niemal nic dotąd nie wiedziano o tej wyprawie81'. W czasie podróży przedstawiali się w niemieckich placówkach dyp' lomatycznych; w Odessie powiedzieli otwarcie, że są przewidziani jako wykładowcy w przyszłym seminarium w Leningradzie, w Moskwie, gdzie spędzili pięć dfl1 i odwiedzili biskupa Neveu, byli już bardziej powściągliwi i podczas wizyty w arfl basadzie niemieckiej twierdzili, że nie mają „ani pism uwierzytelniających, ani żądny* tnr- poufne kontakty i tajne konsekracje. 1924-1926 v 99 zleceń zaś w Leningradzie, gdzie zamieszkali u księdza Amoudru, wywarli na ulu niemieckim wrażenie osób „całkowicie niedoświadczonych i oderwanych od f\j—*.eadzieckiego". Obaj jezuici również nic nie wiedzieli o sowieckich kontaktach Pacellego w Berlinie. Ponieważ Sowieci nie mogli zakładać, że zetknęli się oto z czystą laiwnością, toteż zamiast odpowiedzi wezwali obu zakonników, aby w ciągu dwudziestu czterech godzin opuścili ZSRR. Jeszcze dziesiątki lat później na wspomnienie kresu podróży Schweigl odczuwał, , jak kurczy się jego serce..."82' Czy tracąca amatorszczyzną akcja Schweigla-Ledita mogła być owym testem, z pomocą którego Watykan serio „sprawdzał" Sowietów? Dla Sowietów przeciwnie, wystąpienie obu jezuitów stało się ostatnim ogniwem „łańcucha dowodów". Dopiero teraz wyciągnęli ostateczne wnioski także z wypraw d'Herbigny'ego. 15 października 1926 r. przekazano niemieckiej ambasadzie w Moskwie uchwałę Rady Komisarzy Ludowych, w której przeczytać można było83': Rząd ZSRR postanowił, że do podjęcia innych regulacji nie będzie wyrażana zgoda na przyjazdy zagranicznych duchownych, przybywających do ZSRR w celach religijnych bądź dla zajęcia się kierownictwem istniejących w ZSRR związków i organizacji religijnych. Nie tylko wrogość wobec obcych i nie tylko komunistyczna polityka religijna, lecz również fobia antyjezuicka przekreśliły w tym momencie „turystykę duszpasterską". Już w latach 1922/23, kiedy jezuita ojciec Walsh bez powodzenia kierował misją pomocy dla głodujących, dominikanka rosyjska Abrikozowa, należąca do gminy unickiego egzarchy Feodorowa, napisała: Czyżby Rzym naprawdę nie dostrzegał straszliwej niechęci do jezuitów?... Kiedy jezuici przybywają do Rosji w cywilnym ubraniu, może to oznaczać jedynie najgorsze; ich przyjazd traktowany jest tu jako gigantyczny katolicki spisek... Mimo całego mego szacunku dla tego zakonu muszę powtórzyć, iż nie powinien on pojawiać się w Rosji...84* «cz i teraz, pod koniec 1926 r., Moskwa jeszcze nie wymierzyła wielkiego ciosu, tliła się nadzieja, że mimo jezuitów ,jakoś" będzie możliwe porozumienie atykanem, podobnie jak z innymi metropoliami „kapitalistycznymi". Nawet tajnie krowanych biskupów pozostawiono jakiś czas w spokoju. Na przykład Boleslas is ukazał się 14 listopada 1926 r. w kościele św. Antoniego w Witebsku po raz szy jako biskup i celebrował mszę pontyfikalną. Kiedy jednak - dziesięć miesięcy - został aresztowany, jedno z pierwszych pytań GPU w Mińsku dotyczyło °ści „tego szarlatana" d'Herbigny'ego. Przesłuchanie rozpoczął niejaki towa- rodis, specjalista od zwalczania „działalności kontrrewolucyjnej": Czy wiecie, kto jest czarnym papieżem? ~ «fe, nie wiem. 100 Tajna dyplomacja Watykany - Zatem nie wiecie, że generał jezuitów, czarny papież, mianuje biskupów , i uprawia swą politykę niezależnie od szefa Kościoła katolickiego? Że papież jest narzędziem w jego ręku? — Może pan być pewny, że we wszystkim, co pan mówi, nie ma ziarnka prawdy.. General jezuitów nie uczyni nic wbrew woli papieża. — Czyż nie d'Herbigny udzielił wam konsekracji biskupiej? I pewnie wiecie, że jest on jezuitą i nie posiada papieskiego upoważnienia, że chciał was użyć jako narzędzia polityki jezuickiej. -D'Herbigny konsekrował mnie na życzenie Ojca Świętego. — Nie miał on jednak żadnego pełnomocnictwa, a wy nie widzieliście żadnego dokumentu, zawierzyliście mu na jego jezuickie słowo! — Nie, pokazał mi przedtem dokument, określający go jako wysłannika Ojca Świętego i był na nim podpis Ojca Świętego... Podchwytliwe pytania w trakcie mińskiego przesłuchania Sloskansa odznaczały się wprawdzie pewną policyjno-taktyczną zręcznością, lecz zdradzały również nieznajomość zarówno prawnej, jak też osobistej pozycji generała jezuitów Ledóchowskiego. Jednakże odzwierciedlały one zarazem poczucie samowolnej roli, istotnie odgrywanej przez polskiego hrabiego w papieskim Rzymie. Okoliczność, że akurat d'Herbigny był w znacznie większym stopniu człowiekiem papieża aniżeli podwładnym swego zakonnego zwierzchnika, pozostała dla Moskwy trudna do pojęcia. Nawiązując do przesłuchania Sloskansa jesienią 1927 r. wyprzedziliśmy nieco bieg wydarzeń. Przesłuchanie owo było tragicznym epilogiem fragmentu papieskiej polityki wschodniej w latach dwudziestych. To, co w rzeczywistości było jedynie przejawem pełnej zakłopotania dwutorowości w postępowaniu Piusa XI oraz pobożnego dyletan-tyzmu Herbigny'ego, w oczach Sowietów przedstawiało się wyłącznie jako przejaw jezuickiej dwulicowości i wyrafinowania. Od końca dialogu do „wyprawy krzyżowej". 1927-1932 Pacelli rozmawia z Cziczerinem: ostatnie próby Dwa wysokie czarne automobile zatrzymały się, jeden tuż za drugim, przed domem przy Yiktoriastrasse 34 w Berlinie. Z każdego wysiadł - nie rozglądając się wokół - mężczyzna w ciemnym ubraniu. Jeden wysoki, szczupły, w okularach w złotej oprawce, drugi niski ze spiczastą bródką. Obydwaj panowie najwyraźniej nie chcieli być widziani; szybko znikli w wejściu do domu, gdzie oczekiwał ich młody człowiek, tytułując każdego „ekscelencją". Był ciepły wieczór wczesnego lata, 14 czerwca ?27 r., około godziny 20-tej. Szambelan Ernst hr. von Rantzau1* podejmował kolacją niezwykłych gości: nuncjusza papieskiego, Eugenia Pacellego, radzieckiego komisarza Spraw zagranicznych, Gieorgija Wassiliewicza Cziczerina oraz swego bliźniaczego ata, Ulricha ambasadora Rzeszy w Moskwie. Skromny i cichy, jednak z otwartymi ami i dyskretnie przygotowanym notatnikiem, obecny był również młody człowiek, °iy gości przyjmował już u drzwi: Andor Hencke, osobisty sekretarz ambasadora. o z żywych jeszcze wspomnień relacjonował mi to historyczne spotkanie - trzecie tatnie między Pacellim i Cziczerinem2': o kolacji przeszliśmy znów do salonu i Rantzau powiedział: zechciejmy Jzmawiać o, .interesie "'podczas jedzenia nie wyszło się bowiem poza berlińskie >tki towarzyskie. Była to — toczona płynnie po niemiecku — niesłychanie 'fkotliwa utarczka między dwoma tak mądrymi ludźmi, jak Cziczerin i Pacelli, ~>Tzy leż — według mego odczucia — nie byli sobie wzajemnie niesympatyczni. stosunki S2yCl1 wzaJemnych zapewnieniach o dobrej woli osiągnięcia lepszych Punkt ^owa (według wspomnień Henckego) skoncentrowała się wokół dwóch. akcji ominacji biskupów oraz nauczania religii. Cziczerin unikał nawiązań do okadzali • J^'6^0- Trudno mu też byłoby wyjaśnić, dlaczego Sowieci nie prze- jskupowi-jezuicie. Przypomniał natomiast swój „cyrkularz" z 11 września rtory dotąd na próżno oczekuje odpowiedzi z Watykanu. Pacelli uprzejmieOd końca dialogu do „wyprawy krzyżowej". 1927-1932 Pacelli rozmawia z Cziczerinem: ostatnie próby Dwa wysokie czarne automobile zatrzymały się, jeden tuż za drugim, przed domem przy Yiktoriastrasse 34 w Berlinie. Z każdego wysiadł - nie rozglądając się wokół - mężczyzna w ciemnym ubraniu. Jeden wysoki, szczupły, w okularach w złotej oprawce, drugi niski ze spiczastą bródką. Obydwaj panowie najwyraźniej nie chcieli widziani; szybko znikli w wejściu do domu, gdzie oczekiwał ich młody człowiek, tułując każdego „ekscelencją". Był ciepły wieczór wczesnego lata, 14 czerwca ;oło godziny 20-tej. Szambelan Ernst hr. von Rantzau^ podejmował kolacją kfych gości: nuncjusza papieskiego, Eugenia Pacellego, radzieckiego komisarza [ranicznych, Gieorgija Wassiliewicza Cziczerina oraz swego bliźniaczego a ambasadora Rzeszy w Moskwie. Skromny i cichy, jednak z otwartymi retnie przygotowanym notatnikiem, obecny był również młody człowiek, rzyjmował już u drzwi: Andor Hencke, osobisty sekretarz ambasadora. «* jeszcze wspomnień relacjonował mi to historyczne spotkanie - trzecie ie nuędzy Pacelhm i Cziczerinem2': przeszliśmy znów do salonu i Rantzau powiedział: zechciejmy ' „interesie "; podczas jedzenia nie wyszlo się bowiem poza berlińskie 'skie. Była to - toczona płynnie po niemiecku - niesłychanie trczka między dwoma tak mądrymi ludźmi, jak Czkzerin i Pacelli, według mego odczucia - nie byli sobie wzajemnie niesympatyczni. wzajemnych zapewnieniach o dobrej woli osiągnięcia lepszych *Hug wspomnień Henckego) skoncentrowała się wokół dwóch * d'Herbionv blLkupów oraz nauczania religii. Cziczerin unikał nawiązań do udno mu też byłoby wyjaśnić, dlaczego Sowieci nie przegna który dot ie-przypomniał natomiast swój „cyrkularz" z 11 września ia próżno oczekuje odpowiedzi z Watykanu. Pacelli uprzejmie 102 Tajna dyplomacja obiecał zapytać w Rzymie, dał jednak do zrozumienia, jak trudne do przyjęcia bvłvk dla Watykanu sowieckie warunki. Forma wyznaczania biskupów sprowadzała w myśl sowieckiej propozycji, do tego, że Stolica Apostolska mogłaby co najv«s! post factum udzielić „swego błogosławieństwa". Cziczerin okazał się w tej kwe? bardziej elastyczny i sądził, że w rokowaniach mógłby jednak zostać znaleziony moi możliwy do przyjęcia dla obu stron.' Rozmowa rozbiła się następnie - wspominał Andor Hencke - o sprawę nauczania religii. To jest w Moskwie nie do przeforsowania - stwierdził Cziczerin. Dla rząd sowieckiego jakakolwiek forma religijnej indoktrynacji młodzieży jest nie do przyjęcia. I tak skończyła się około trzygodzinna rozmowa: szkoda - nie dogadamy się! Czy Pacelli nie interweniował przy sposobności wcale w sprawie uwięzionych w Związku Radzieckim księży? Poruszył on wprawdzie tę sprawę - przypomina sobie Andor Hencke - ale nie wymienił żadnych nazwisk, nie wypowiedział żadnych konkretnych życzeń. Wydaje się to tym dziwniejsze, że ten właśnie problem odegrał znaczącą rolę podczas przygotowań do okrytego tajemnicą berlińskiego spotkania. Owe przygotowania, które poniżej zostaną zrekonstruowane, ukazały wszakże „zmianę klimatu", która dokonała się w pierwszych miesiącach 1927 r.3* 3 stycznia Pacelli przesłał do Moskwy ambasadorowi Rantzauowi listę z nazwiskami trzydziestu dziewięciu aresztowanych duchownych katolickich. Wśród nich na pierwszym miejscu figurował polski prałat Skalski, administrator apostolski w Żytomierzu, a zaraz za nim prałat Dgin z Charkowa, który jako drugi spośród powołanych przez d'Herbigny'ego hierarchów aresztowany został pod błahym pretekstem (posiadał zagraniczne gazety) już w grudniu 1926 r. Czy ambasada niemiecka mogłaby coś dla niego uczynić? Prośba Pacellego „idzie dość daleko" - pisał ambasador 12 stycznia do swego kuzyna, hrabiego Zecha w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Berlinie. „Poniews Cziczerin jest nieobecny41, a Litwinów od ponad roku odmawia wszelkiej interwenĘ na rzecz katolickich księży, z uzasadnieniem, iż sprawy te należą do wyłącz? kompetencji organów wewnętrznych - radzę odczekać powrotu Cziczerina i z ffl poufnie omówić sprawę u mojego brata, Ernsta". Zech odpisał 14 stycznia do Moskwy: Drogi kuzynie/... Pacelli podkreślał co najmniej dwadzieścia razy, że Ty z^ tak niesłychanie przyjaźnie zajmowałeś się katolickimi sprawami w Rosji..., ?J propozycję, aby rzecz omówić z Cziczerinem, przyjął życzliwie, a nawet wy się szczególnie ucieszony perspektywą śniadania u Ernsta... Brockdorff-Rantzau, którego żywa ambicja z trudem znosiła „niemożność u nią niczego", prosił o zrozumienie w prywatnym liście z 5 lutego, adresowan ^.^ sekretarza nuncjusza, ojca Gehrmanna: „Zna mnie Pan wystarczająco, aby *? flseir że oprócz wielu przykrych właściwości posiadam jedną dobrą, a mianowicie wencję... Jednak tutaj [w Moskwie] stosunki układają się obecnie szczególnie t W domu jego brata, Ernsta, Pacelli będzie mógł omówić „cały kompleks do „ krzyżowej". 1927-1932 103 , smętny i w spokoju", gdy w Moskwie - jak Gehrmann wie przecież doświadczenia - istnieją jednak „naprawdę ściśle wytyczone granice L których nie sposób przezwyciężyć". Rzvmie nie widziano tych granic, czy też świadomie chciano teraz na nie irca kardynał sekretarz stanu Gasparri osobiście napisał do niemieckiej Watykanie, aby zechciała załatwić sowiecką wizę dla niemieckiego Aloisa Mauderera, który ma poświecić się duszpasterstwu w Saratowie. Czy no w Watykanie, że od_czasu akcji d'Herbigny'ego istnieje zakaz wjazdu Tanicznych duchownych? Gasparri rekomendował Mauderera niezbyt dobrze rtywowaną wskazówką, iż działał on w Niemczech „w środowisku socjaldemo- itów" (impiegato in mezzo ai social-democratici). Wizyta Cziczerina w Berlinie nie była jeszcze w planie (komisarz spraw zagranicznych kurował się w Wiesbaden), Brockdorff-Rantzau i Ministerstwo Spraw Zagranicz-i nie mogły nic zrobić. I wówczas katolicka, bez wątpienia odpowiednio poinstruowana gazeta „Augsburger Postzeitung" napisała: „Niemieckie oficjalne przedstawicielstwo w Rosji wydaje się znać i uznawać kościelne interesy tylko tam, gdzie chodzi o protestantyzm... Czy wpływają na to osobiste skłonności niemieckiego przedstawiciela Brockdorff-Rantzaua — chwilowo roztrząsać nie będziemy". „Bezczelność granicząca z szantażem" - oburzał się ambasador na artykuł w liście z 2 maja, a jeszcze bardziej poczuł się dotknięty, gdy Pacelli tuż po napaści prasowej skierował 20 marca bezpośrednią notę do katolickiego kanclerza Rzeszy, prosząc interwencję u Rosjan w sprawach Skalskiego, Ilgina i Mauderera. Brock- -Rantzau pisał, że takie postępowanie nuncjusza dotyka go boleśnie; on, jako isador Niemiec, popierał „w najwyższym stopniu trudne do reprezentowania" Watykanu często „aż po najdalszą granicę dopuszczalności". Obecnie za po wiadomym artykule prasowym - będzie to bardzo utrudnione, gdyż dla oliczność przerodziła się w „niebezpieczną sprawę prestiżową". Ran'~au iny znosić „podobnego chamstwa przy pobłażaniu51 Watykanu"... ?utowanie ambasadorowi bezczynności było błędne i niesprawiedliwe, to a przyczyna zakłóceń nie tu miała swe źródło, ani nawet w nadwraż- Rantzaua. Prawda była taka, że Watykan znajdował się w trakcie : Moskwą, a tym samym wychodzenia z kręgu oddziaływania osyjskiej Niemiec. srbert von Dirksen, dyrektor departamentu wschodniego w MSZ • ' powiadamiał 23 marca 1927 r. swego szwagra, ambasadora przy Bergena, że katolicka partia Centrum „chce stopniowo działać WsP°tóaałan %śmy zrezygnowali z dotychczasowej polityki przyjaznego •osją i poszukali kontaktu z Anglią; podobnie wydaje się rodzić f ntrum, byśmy dążyli do politycznego pojednania z Polską, być S°W narodowych ..."«> o sy ... otu Dirksen wymienił m.in. fakt, iż partia Centrum wykazała k(~ "esowania", gdy chodziło o finansowe ratowanie „Mołogi" iowanego przedsiębiorstwa niemieckiego w ZSRR. Również 104 Tajna dyplomacja ani, l końca do „wyprawy krzyżowej". 1927-1932 105 tamtejsze osobiste interesy jej b. kanclerza, Wirtha, partie te po prostu przestaj „interesować"7'. W gruncie rzeczy również w Watykanie porzucono już nadzieje porozumienie z Moskwą. Nie chodziło przy tym o to, że papież, jak już wkrótce będą* sobie roił Cziczerin, dążył do ustalenia wspólnego „politycznego frontu" z And Na watykańską postawę wobec Moskwy wpłynęły po prostu wydarzenia światowe polityki z wiosny 1927 r. ^aperium brytyjskie czuło się wówczas zagrożone przez komunizm w A^j szczególnie w Chinach, podczas gdy Stalin, jeszcze toczący walkę z Trockim, doznał wiosną 1927 r. w Chinach ciężkiej porażki. Mianowicie nacjonalistyczna partia Kuomintangu zwróciła się nagle (pod naciskiem brytyjskim -jak sądzono w Moskwie) przeciw swym sojusznikom, chińskim komunistom, zadała im miażdżącą klęskę i unieszkodliwiła na prawie dwa dziesięciolecia. Motyw: lek przed chińską rewolucją, do której już wówczas dążył Mao Tse-tung, a nie Stalin, który postawił na Czang Kaj-szeka. To stało się wiadome wprawdzie dopiero wiele lat później. Na razie widziano z Londynu jedynie, że kierownictwo Międzynarodówki Komunistycznej w Moskwie podsyca rewolucje, podczas gdy rząd sowiecki mówi o „pokojowej polityce zagranicznej". Niespodziewana rewizja, przeprowadzona 12 maja 1927 r. w londyńskiej siedzibie sowieckiej centrali handlowej „Arcos", ujawniła' całe ciężarówki* komunistycznych materiałów propagandowych oraz dowodów działalności szpiegowskiej. W efekcie Wielka Brytania raptownie i szorstko zerwała stosunki dyplomatyczne ze Związkiem Radzieckim. Tymczasem w Moskwie odczuto nagłe zagrożenie ze wschodu i zachodu czy wręcz okrążenie. Kiedy w dodatku 7 czerwca zamordowany został w biały dzień radziecki poseł w Warszawie, kierownictwo sowieckie opanował niemal paniczny lek przed wojną. Widmo interwencji z czasów wojny domowej tkwiło jeszcze głęboko w świadomości kremlowskich przywódców. Cziczerin przerwał kurację i pospieszył do Berlina, aby przynajmniej Niemów utrzymać na kursie przyjaznym wobec Sowietów. Brockdorff-Rantzau przyjecha w tym samym celu do Moskwy i przy sposobności - trochę ostro, lecz w kotó pojednawczo - porozmawiał z Pacellim. I w ten sposób doszło wreszcie do wya opisanego, długo planowanego wieczornego „śniadania" u szambelana Ernsta v< Rantzau. Doszło, lecz w jakiej sytuacji? Brockdorff-Rantzau oraz minister spraw zagra nych Rzeszy, Stresemann, uważali akurat w tym momencie za ważne wyłącz Watykanu z kampanii antysowieckiej, także i po to, by choć trochę załagodzić o Cziczerina przed katolicką Polską (7 czerwca Cziczerin z troską mówił do Streseffl^. na, że Piłsudski jest „zarazem romantykiem j awanturnikiem"). Jakie jednak **& * sko zajął Watykan w owej chwili międzynarodowego napięcia i nerwowości? to wyraźnie raport bawarskiego posła przy Watykanie, Rittera von Groenes (Geheimes Stoatsarchiv Munchen, Papstl. Stuhl, Fasc. 1009/MA 104467): Rzym, 30 maja 1927 r. Poselstwo Bawarskie przy ,, . . Stolicy Apostolskiej Dotyczy: Zerwania stosunków dyplomatycznych - między Anglią i Rosją. pan kardynał sekretarz stanu wyraził wobec mnie duże zadowolenie, że Anglia zerwała'stosunki dyplomatyczne z Rosją oraz powiedział, że będzie prosil posła angielskiego, by pogratulował swemu rządowi tej decyzji. Nieszczęście, które na cały świat sprowadza bolszewicka propaganda, zagrażając wewnętrznemu i zewnętrznemu pokojowi, grzebiąc zasady chrześcijańskiej moralności oraz zwalczając Kościół i religię przybiera takie rozmiary, że już za to samo trzeba być wdzięcznym Anglii, że zajęła wobec tego energiczne stanowisko... l . Raport ten, pisany pięć dni po dramatycznym zerwaniu miedzy Londynem i Moskwą, zasygnalizował zwrot. Kardynał Gasparri okazał nie tylko zrozumienie, nawet gratulował Anglii! A 9 czerwca, pięć dni przed uzgodnionym już tajnym spotkaniem Pacellego z Cziczerinem, można było przeczytać w „Osservatore Roma- ', że Kościół już dawno rozpoznał otchłanie bolszewizmu, dla którego „ambasady, elegacje handlowe i konsulaty są ośrodkami propagandy". Sprzeczności interesów ulacje polityczne - uskarżało się watykańskie pismo - sprawiły niestety, że nie 10 głosu Kościoła. A kardynał Gasparri pouczał właśnie bawarskiego posła: to Jczne: „bawić się z taktycznych względów z obecnym rządem rosyjskim"8'. tak właśnie postępował Watykan, gdy niewiele dni później, 14 czerwca wał swego nuncjusza Pacellego na tajne spotkanie z Cziczerinem przy » nsfaej Yiktoriastrasse? ideę wyprawy krzyżowej przeciw Rosji uważam za lekkomyślną i be SÓWna 7 1*1 L ------ r" ł'**-*^'-*" jix^tyA Ł* TT «,fc«jIA ^o. JVA~&.WJJJy oiu Ć° mocarstw zachodnich na forum Ligi Narodów w Genewie 15 °ie bez u^raczekałnato oświadczenie jeszcze w Berlinie. Gdy dwa dni później, zapewne dwi'iL°WraCał d° Moskwv' wywoził z bezowocnego spotkania z Pacellim Watykan w zad wrażenie- Z jednej strony fakt odbycia rozmowy wskazywał, że "Wyprawie krzyż '^ ^ zamierza sPaiić wszystkich mostów i nie myśli o dosłownej Caczerina o brt^t^l' Z dru^eJ str°ny przebieg spotkania umocnił podejrzenie Powróciłwsiernni J i"Watykaóskim zblizeniu"- Ledwo hrabia Brockdorff-Rantzau ^Powiedźna oW/hi"1 P-" d° Moskwy> usłyszał od Caczerina101, że jako bezpośrednią to otwarcie wobec zań — należy traktować ~ komisarz spraw zagranicznych przyznał «ta: nagją deklaract i • JIaZ^°nego ambasadora -inne spektakularne wydarzenie tego ^reusza, którego J^°}.ainosci zarządcy moskiewskiego patriarchatu prawosławnego, P ''Chcemy bvl nr *? ^o1^ wiosną z więzienia. «adae^;._ ^J^^ymi chrześcijanami, a jednocześnie uznawać Związek oszą"- , •jczyznę. . . Każdy cios przeciw Związkowi Radzieckiemu, . . . zcw wązow azecemu, k"0 w Warszaw^' ^ publiczne nieszczęście, a także mord na rogu ulicy, e> będziemy przyjmować tak, jakby skierowany być przeciw 106 Tajna dyplomacja nam samym" - czytano w liście pasterskim metropolity Sergiusza z 29 lipca 1927 m Sergiusz wykorzystał międzynarodowe napięcie i lęk Kremla przed wojną, aby swe kościołowi dać chwilę oddechu poprzez ukazanie jego patriotycznej użyteczno' Równocześnie wzmianka o zamordowaniu sowieckiego posła w Polsce - był to jedw konkret - zawierała szpilę antykatolicką. Inne istotne zdanie tego listu pasterskie mogło być nawet rozumiane jako aluzja do nieszczęsnej tajnej akcji d'Herbigny'ee tylko „nie Uczący się z rzeczywistością marzyciele" - pisał Sergiusz - wyobrażają sobie że w obrębie jakiegoś państwa może istnieć duży kościół „skrywający się przed oczyma władzy". Dzięki oświadczeniu metropolity, które wywołało echo na całym świecie, „Kościół prawosławny stanął na własnych nogach" - tłumaczył Cziczerin ów fakt niemieckiemu ambasadorowi121. Watykan nie może już mieć nadziei, że pozyska te „zbłąkane owieczki", i musiał też dostrzec, że „Związek Radziecki nie troszczy się o jego sprawy" Cziczerin sądził, że właśnie dlatego Watykan przeszedł teraz do „najostrzejszych środków" i próbuje „zwalczać politycznie" Związek Radziecki. Cziczerin dodał też, że tak trzeba wjgaśnić zbliżenie Watykanu do rządu brytyjskiego. W odpowiedzi Brockdorff-Rantzau obrócił ostrze: „Być może określone wyjście naprzeciw Stolicy Apostolskiej przez tutejszy rząd mogłoby utrudnić zbliżenić miedzy Rzymem i Londynem!" Również niemieckie kręgi katolickie są przecież zaniepokojone stanem stosunków sowiecko-watykańskich. Cziczerin „bez rozdrażnienia", jak zauważył ambasador, odpowiedział: „Rząd sowiecki gotów jest, tak jak dotychczas, rokować z Watykanem; nie; zamierza wprawdzie zawierać konkordatu, ale nie odrzuca możliwości uzgodnienia z Rzymem cyrkularza..." Stosowne propozycje zostały przekazane przez około rokiem, Pacelli w Berlinie obiecał odpowiedź, której jednak ciągle nie ma. Jeżeli rząd sowiecki przez prawie rok nie został „zaszczycony żadną odpowiedzią", to nie może ze swej strony inicjować próby nowych rokowań. Brockdorff-Rantzau przedstawił rozmowę z Cziczerinem w obszernym tajnys raporcie z 29 sierpnia 1927 r. Do decyzji MSZ pozostawił, czy i co z raportu ma zosta przekazane Pacellemu. „Nie chciałbym udzielać żadnych nieproszonych rad i ^ odczuwam też żadnej skłonności, aby doradzać ustępliwość czy zgoła pojednawczo* - pisał ambasador, który najwyraźniej stał się bardziej sceptyczny. Hrabia Zech z MSZ „tylko we fragmentach i ustnie" przekazał 8 wrze berlińskiemu nuncjuszowi wywody Cziczerina. Zech przemilczał przy tym wszy: polemiczne uwagi Cziczerina - tak że Pacelli usłyszał tylko o sowieckiej gotowość rokowań i o nacisku w sprawie odpowiedzi na notę z września 1926 r.l3) Pacelli nie zaprzeczał, że wciąż brakuje formalnej odpowiedzi z Rzym" ^ Sowietów. Upominał się o nią po berlińskiej rozmowie z Cziczerinem. (Inna &1 # że Rosjanie w latach 1925/26 też kazali Watykanowi czekać przez rok!) Być ^ sądzi się obecnie w Rzymie, że Jednak nic nie da się zrobić" - powiedział r w rozmowie z Zechem; tymczasem napłynęły bowiem wiadomości, które trakto katolików w Rosji „obrazują w tak czarnych barwach"... .. „Miałem wrażenie, że'Pacelli w podane przezeń uzasadnienie..: sam nie rozmowie z Pacellim cziczerinowska teza o angielsko-watykańskim sojuszu "-I927-1932 107 Odkofica moim zdaniem, na wewnętrznym prawdopodobieństwie" - pisał Zech "samego dnia w liście prywatnym14). „Jako mój osobisty i całkowicie [ przedstawiłem jednak Pacellemu bardzo wyraźnie opinię, że ig-/jskich propozycji jest jako taktyka nie w pełni dla mnie zrozumiała, azie w ten sposób nie poprawi się ani losu katolików w Rosji, ani pozycji IU w ewentualnych dyskusjach prasowych o traktowaniu katolików w Rosji", rawda o „sojuszu watykańsko-angielskim" była upiorem korespondencji znych. Watykański sekretarz stanu mógł ją określić jako „zmyśloną"1*1 ^choćby z tego względu, że istotnie między kurią papieską i rządem londyńskim ie było żadnych antyrosyjskich „umów" (czego by miały dotyczyć?). Wspólna była ) ocena Międzynarodówki Komunistycznej oraz złych perspektyw dojścia do ładu j moskiewskim kierownictwem. Ponadto przyjazne stosunki, jakie Michel d'Herbigny nawiązał w Moskwie z francuskim ambasadorem, Jeanem Herbette'em, czynią prawdopodobnym, że jego ocena sytuacji była znana w Watykanie i wywierała tam wpływ. W sierpniu 1927 Herbette był zaś zdania, że kierownictwo sowieckie cierpi na „manię prześladowczą"; ponieważ jednak Stalin właśnie teraz mówił o „nieuchronności wojny", Herbette odradzał pójście za przykładem Anglii: „Nie potrafię umocnić się w przekonaniu, że dyplomatyczne opróżnienie Rosji ma być najlepszym środkiem zaimponowania rządowi sowieckiemu... W gruncie rzeczy zerwanie oznacza także cofnięcie się1*1. Olatego też Watykan nie zignorował w końcu sowieckiego cyrkularza (jak błędnie wschodnioberliński historyk, Eduard Winter)1^. Również Pacelli zpewnością , że można osiągnąć „więcej przez walkę niż przez rokowania bez presji". ikimi środkami Kuria mogłaby wywierać „presję" na Moskwę?! Z całą idą miała ona gorsze karty; z tego też powodu Pacelli ciągle zachęcał do wysyłany na poufne spotkania. Również teraz, w początkach września był tym, który w sprawozdaniach dla Rzymu doradzał podjęcie Jby. Sam papież zpewnością niewiele sobie po niej obiecywał; nieco wbrew jak stwierdził w notatce o audiencji kardynał Gasparri, wydał on °y pójść za przykładem sowieckim i „domagać się maksimum".18) Jednak atniej watykańskiej propozycji wygląda raczej na „minimum", jeżeli ityczne ustępstwo, z którym było ono związane. acelli oświadczył mianowicie 6 października 1927 r. sowieckiemu >««w w Berlinie, Krestinskiemu Apostolska jest gotowa uwzględnić zastrzeżenia politycznej natury, uyjski móglby mieć wobec kandydatów na urząd biskupi oraz prosi wrzenia seminariów, nią do Rosji duchownych, dogodnych rządowi, ^ -w** tych duchownych oraz ich pracy.^ wła się ta ostatnia propozycja i w Watykanie przeczuwano to. lenie owej noty werbalnej przedostało się do wiadomości się prawdopodobnie niejeden okrzyk niebywałego oburzenia. 108 Tajna dyplomacja Watykan,, Podobnie jak dziś, również wówczas te kościelne koła, które uważały się za konserwatywne, nie życzyłyby sobie zakłócenia idyllicznego wyobrażenia o prostolinijrjytg „Kościele walczącym" p'rzez obraz Kościoła obeznanego ze światem, który w ostateor-nym rachunku kieruje się myśleniem realnie politycznym i duszpasterskim, chociaż nie zawsze konsekwentnie tak postępuje. Zerwanie ze Stalinem. Nadzieja na prawicy? I znów podjeżdża pod dom przy Yiktoriastrasse 34 w Berlinie ciemny automobil, znów wysiada z niego ciemno ubrany mężczyzna - wysoki, szczupły, w obrampwanych złotem okularach, który szybko znika w wejściu. Jednak tego dnia, 8 września 1928 r., nuncjusz Pacelli nie spotyka w mieszkaniu pana von Rantzau żadnego sowieckiego polityka. Pragnie złożyć szambelanowi wyrazy współczucia w związku ze śmiercią, bliźniaczego brata. Hrabia Ulrich von Brockdorff-Rantzau uległ tego dnia złośliwemu rakowi krtani. Ambasador niemiecko-sowieckiego porozumienia, pośrednik między Watykanem i Moskwą nie żył. Rząd sowiecki nakazał swemu berlińskiemu charge d'affaires, Bratmanno-wi-Brodowskiemu, aby - w drodze wyjątku od żelaznej zasady ateistycznej, obowiązującej wówczas dyplomatów sowieckich — wziął udział w żałobnym nabożeństwie. Pacelli natomiast ma przeciwne instrukcje. Oświadcza, że jako katolickiemu biskupowi, nie wolno mu być obecnym podczas Uturgii w ewangelickim kościele' Św. Trójcy. Nie chce jednak zaniedbać złożenia, przynajmniej prywatnie, ostatniego hołdu człowiekowi, który tak bardzo angażował się na rzecz interesów Stolicy Apostolskiej w Moskwie... Andor Hencke, sekretarz ambasadora, wspomina: „Nuncjusz przystąpił do wystawionej w mieszkaniu, zamkniętej trumny i odmówił cichą modlitwę... Towarzyszyłem mu potem pieszo w drodze przez Tiergarten do nuncjatury przy Rauchstrasse, zaś Pacelli wypytywał mnie o sytuację w Rosji..."20' Rozmowa jest równie posępna, jak ów jesienny dzień. Cziczerin, przed rokiem partner z choćby połowicznie dobrą wolą, tkwi znów od miesięcy w Wiesbadęn - nie tylko chory na cukrzycę, lecz również w stanie psychozy. Andor Hencke ma podstawy, by opowiadać - a Pacellego zbytnio to nie zaskakuje — że Cziczerin czuje się obcy wobec komunizmu, praktykowanego teraz przez Stalina, że komisarz spraw zagranicznych już dawniej w poufnych rozmowach z Brockdorffem-Rańtzauem wypowiadał się w taki sposób, iż ambasador był zatroskany: „Miejmy nadzieję, że nie rozmawia tak z nikim innym!" Pojawiły się też oznaki, że Cziczerin nie zamierza wracać do Moskwy. Gdy później przyjaciele skłonią go jednak do powrotu, pójdzie w odstawkę i spędzi ostatnie lata jako biedny emeryt przy własnych kompozycjach fortepianowych oraz płytach Mozarta, póki nie umrze w lipcu 1936 r. - tuż przed zbrodniczymi procesami pokazowymi, które Stalin zainscenizuje przeciw starym bolszewikom... Od jesieni 1927 r. walka Stalina o samowładztwo była już rozstrzygnięta. W listopadzie wykluczeni zostali z partii Trocki i Zinowjew. Na początku grudnia, na . końai dialogu do „wyprawy krzyżowej". 1927-1932 109 vv zjeździe partii, Stalin zapoczątkował radykalną, przymusową kolektywizację ojnietwa, która była rzeczywistym wstępem do rządów terroru21'. Teraz nie mógł już ^stawić kościoła we wsi". W jednym z wywiadów oskarżył „reakcyjny kler" fruwanie umysłów mas: „Jedyną sprawą godną ubolewania jest to, że nie zostali ii [duchowni] całkowicie zlikwidowani". Na zjeździe zaś żądał, by przezwyciężyć wszelkie znużenie w walce antyreligijnej22). Ambasador Francji, Herbette, który dokładnie analizował zjazd partii, donosił 10 grudnia o kremlowskich przywódcach: Szykują się oni do awanturniczego przedsięwzięcia... Jak dotąd jednak jestem zdania, ze nie wolno nam zrywać stosunków z Rosją... Żadna klątwa kościelna nie zdoła zabić człowieka, żaden mur nie zdoła powstrzymać idei..."2* W owych dniach papież Pius XI podjął decyzję, którą 27 grudnia 1927 r. zakomunikował swemu sekretarzowi stanu, kardynałowi Gasparriemu:2^ Tak dlugó, jak w Rosji trwa prześladowanie, nie będzie się z Sowietami rokować._ Moskwa zresztą i bez tego nie odpowiedziała na ostatnią lakoniczną propozycję, przekazaną w październiku przez Pacellego. Przeciwnie, Sowieci zaczęli prezentować Watykanowi słony rachunek za tajną akcję d'Herbigny'ego. Biskup Sloskans, w którym gazety miesiącami wietrzyły „agenta Polski i Piłsud-skiego" (Sloskans był narodowości łotewskiej!), aresztowany został w Mińsku 16 września 1927 r. Jego moskiewski sędzia śledczy nazwiskiem Rybkin już podczas przesłuchania na Łubiance nie ukrywał bynajmniej właściwych powodów:25* — Kościół katolicki zajmuje się polityką, nie chce legalnych stosunków z rządem sowieckim. Dowód: według prawa kanonicznego ekskomunikowani są wszyscy, którzy posyłają swoje dzieci do ateistycznych, a więc sowieckich szkół. Kościół katolicki stworzył państwo w państwie sowieckim. Katolicki biskup jeździ po swojej diecezji bez wiedzy rządu i nie pytając o pozwolenie przenosi proboszczów... - Czy to jest zakazane? - zapytał Sloskans. -Nie, ale trzeba uwzględniać życzenia rządu. Wszystkie inne wyznania uzgadniają swoje akcje z rządem, tylko Kościół katolicki stale przeciwstawia się Sowietom. Będzie się więc prześladować go aż do podporządkowania lub całkowitego zniszczenia. Gdyby papież napisał coś na waszą korzyść, można by poczynić ustępstwa, ale papież zachowuje się wyłącznie wrogo... Nie popadniemy jednak w błędy Rewolucji Francuskiej i nie będziemy oskarżać księży jako księży, potrafimy zawsze udowodnić im jakiś czyn antypaństwowy... 'iskup Sloskans doświadczył, jak to w praktyce wygląda. Policja w jego mieszkaniu lego obecności schowała mapy wojskowe, a następnie je „znalazła". Sędzia śledczy Mał to bez osłonek. Śledczemu chodziło przede wszystkim o to, by poprzez kansa dowiedzieć się czegoś o głębszych motywach postawy Watykanu. Aby szyć biskupa, dostarczano mu nawet literaturę religijną26) oraz proponowano skutecznie — sporządzenie rosyjskiego tłumaczenia Codex luris Canonici. Później, oskans skazany został bez procesu na trzy lata obozu karnego na Wyspach wieckich, dowiedział się od pewnego funkcjonariusza GPU, że jego wyrok 110 Tajna dyplomacja dotyczył szpiegostwa wojskowego („paragraf 58/6"). „Możecie być jednak całlń spokojni - dodał funkcjonariusz - gdybyście naprawdę byli szpiegiem, to wyrok01 byłby tak łagodny, zrobiono by wam wielki proces i stracono lub skazano n najmniej dziesięć lat łagru". Tak stało się w przypadku prałata Teofila Skalskiego, którego d'Herh' ustanowił jako administratora apostolskiego w Żytomierzu27'. Po dłuższym * stepowaniu Skalski został 27 stycznia 1928 r. skazany na dziesięć lat więzienia tym, jak przyznał, iż za jego wiedzą katoliccy księża przekraczali nielegalnie grani polsko-sowiecką oraz że bez zezwolenia przydzielał im parafie. Natomiast o podnoś nym również zarzucie szpiegostwa przestano nagle mówić. Dlaczego? Dlatego że ni prośbę polskiego poselstwa w Moskwie (!) proces przeprowadzono p^ drzwiach zamkniętych. Z Odessy konsulat niemiecki meldował, że biskup Aleksander Frison, stosując się do instrukcji d'Herbigny'ego, chciał l maja 1928 r. przesiedlić się z Symferopola do Odessy, by objąć swój urząd administratora apostolskiego. Jednak GPU przeszkodziło mu w tym „w ostatniej chwili"281. Półtora roku później aresztowano go „pod pretekstem, że został tajnie wyświęcony na biskupa". Kardynał sekretarz stanu prosit ambasadora Bergena, by zechciał być tak dobry i swego szwagra, Dirksena, obecnie niemieckiego ambasadora w Moskwie, „zainteresował zwolnieniem więzionego bez żadnego powodu Monsignore Frisona". Takie próby były jednak po śmierci Brock-dorffa-Rantzaua skazane na niepowodzenie choćby z tego wzglądu, że wszelki kontakt między Rzymem i Moskwą był od tego czasu zerwany^ a także z uwagi na to, że papież nie tylko zmienił swój kurs wschodniopolityczny, lecz równocześnie zaczai porozumiewać się z inną dyktaturą - faszystowską we Włoszech. W tym samym mniej więcej czasie, w którym kontakty między Watykanem i Sowietami stopniowo zanikały, a nuncjusz papieski w Berlinie podejmował ostatnie bezowocne próby, brat nuncjusza, adwokat Francesco Pacelli, prowadził na zlecenie Stolicy Apostolskiej tajne rokowana z przedstawicielem Mussoliniego. Gdy kuria w polityce rosyjskiej musiała cots bardziej redukować swoje żądania (i nadzieje), to w rozmowach z faszystami zbliż! się do spełnienia swych maksymalnych życzeń. Kiedy 11 lutego 1929 r. „W Imię T; Przenajświętszej" (jak głosiła preambuła) podpisano ostatecznie Traktaty Laterańs) papież mógł w dwa dni później sławić „Duce" jako człowieka, którego „pozwom Nam spotkać Opatrzność"29'. Mimo swego zasadniczego areligijnego i antyklerykalnego nastawienia MUS* rozciął blisko sześćdziesięcioletni węzeł gordyjski „sprawy rzymskiej": pptw z wszystkimi konsekwencjami pozycję katolicyzmu jako Jedynej religii państw oraz zwrócił papieżowi, przynajmniej symbolicznie, miniaturowe państwo kos _ . _ i__.,-," r*l U*> ' -Watykan. Zarzut, że tym samym papież zadał się z „rewolucyjnym ruchem', odrzucił z wyjątkowo naiwną uwagą: „Ależ ta rewolucja [Mussoliniego] prze legalnie, pod nadzorem króla!"30' „Nie jest to ani nowe, ani nielogiczne, że przy takich transakcjach ode ^ gorycz akurat ludzie najbardziej wierzący" -pisał w owych dniach Alcide D który w 1927 r. jako sekretarz generalny rozwiązanej katolickiej Partii Ludowej ^ skazany na cztery lata więzienia, a obecnie uzyskał łaskawy chleb ak" 111 •Woteki Watykańskiej. „Zawarcie układu jest sukcesem reżymu, ale ze znego p^tu widzenia jest ono wyzwoleniem Kościoła... Papież otworzyć Mussoliniemu, który zapukał do Spiżowej Bramy... Niebez- raczej w polityce konkordatowej... Konkordat to jedna sprawa, V°lność (la concordanza) - druga... W chwili obecnej czuje się wiew j romantyczności... Jednak rzeczywistość XX wieku da wkrótce znać scenie ukażą się znów wielkie masy. Miejmy nadzieje, że ludzie Kościoła a ich z pola widzenia, gdyż one są rzeczywistością dnia dzisiejszego i jut- De Gasperi, człowiek, który 15 lat później jako premier chrześcijańsko-demo- ycznego rządu zawarł antyfaszystowski kompromis konstytucyjny z włoskimi itami bez dopuszczania ich do władzy, obiektywnie i nie bacząc na własną cholię rozpoznał i zrozumiał w tym liście zasadniczy problem papieskiej polityki ibec nowoczesnych dyktatur. Kiedy Pius XI wkrótce popadł w kłopoty z faszystami, zawołał w jednym z przemówień: Gdyby chodziło o uratowanie jakichś dusz, o przeszkodzenie większemu złu, to mielibyśmy odwagę rokować także z diabłem we własnej osobie.*** Mussolini był wściekły z powodu tego mało pochlebnego porównania. Lecz takie było i jest nadal stanowisko określające - w sposób pełen sprzeczności - a jednak nieunikniony -wschodnią politykę Watykanu w obecnym stuleciu. Wiatach 1928-29 odgrywała przy tym znaczną rolę fatalna pomyłka, której uległ co prawda nie tylko .ościół papieży. Otóż prawie nikt nie rozpoznał wówczas, że „diaboliczne" formy, intensywniej rozwijał komunizm w stalinowskim Związku Radzieckim, j nie były już wyrazem zamysłu organizowania światowej rewolucji, gdyż zpolityczny terror Stalina był raczej oznaką jego rezygnacji na dłuższy czas w polityce zagranicznej i wyrazem samoizolacji. Umożliwiła ona - pod «ją „kapitalistycznego okrążenia" - zastosowanie metod najokrutniej- dla budowy Związku Radzieckiego jako wielkiego mocarstwa. Inak również europejskiej karierze faszyzmu i nazizmu, a wiec tych ^-totalitarnych, które chciały zaprezentować się - również Kościo- iżników porządku" przed zagrożeniem komunistycznym. W rzeczy- i one - „wierzące w Boga" [w oryg.: „gottglaubig" - termin letniej widziany w kręgach partyjnych, SS-owskich itd. wręcz wypełnianiu rubryki „wyznanie" (przyp. tłum.)], lecz nieludzkie europejski i dopomogły sowieckiemu komunizmowi w zdobyciu owego mocarstwa a. ogromną, ale - do czasu. Cóż pocznie papiestwo, gdy on się Carl von Ossietzky na łamach berlińskiej „ Weltbuhne" w dniu Laterańskich. Mussolini, były „marksista", wie, że „ugrupowa- 'tomacji dosj si? rowniez na Kościół i wypada „ufać, że mądrość rzymskiej ' Pismo nie Mobnych wniosków również bez marksizmu". Gdy „Germa- atach Laterai katolickiej partii Centrum33), informowała wkrótce po ch, że obecnie będzie się coś podobnego sondować między 112 Tajna dyplomacja Watyfc Watykanem a Sowietami, ambasada niemiecka w Moskwie otrzymała na pytanie dość jasną odpowiedź Litwinowa: ...rząd sowiecki nie ma zamiaru przystępować do rokowań z Watykanem wcześniejsze tego rodzaju próby ukazały brak perspektyw dla takiej wymlm' poglądów. Pan Litwinów powiedział, że żadne trzecie mocarstwo nie podjelo n pośredniczenia między rządem sowieckim a Watykanem, stwierdził jednak ż ostatni, po zawarciu porozumienia z Wiochami, przeprowadzał poprzez pry^a pośredniczenia między rządem sowieckim a Watykanem, stwierdził jednak że ostatni, po zawarciu porozumienia z Wiochami, przeprowadzał poprzez pry^a osoby wstępne sondaże w sowieckiej ambasadzie przy Kwirynale. Pośrednika dano jednak do zrozumienia, że rząd sowiecki nie chce przystępować do rokowań.3*1 „Różne agencje telegraficzne w Europie i Ameryce rozpowszechniły wiadomość o mających nastąpić rokowaniach rządu ZSRR ze Stolicą Apostolską w celu uspokojenia sytuacji religijnej w ZSRR" - tak rozpoczynała się, zredagowana pnez kardynała sekretarza stanu notatka w „Osservatore Romano" z 7 kwietnia l $29 r. Należy sobie wprawdzie życzyć, aby rząd sowiecki zrezygnował z prześladował religijnych, lecz ,,w poinformowanych kołach Watykanu nic o tym dotąd nie wiadomo; wprost przeciwnie: tylko w marcu aresztowano na Białorusi czternastu katolickidl duchownych... Niewykluczone, że jedną z tych „prywatnych osób pośredniczących", o których wspomniał Litwinów, był Wiktor Będę - ów duchowny, który w 1924 r. wywołał sensacje swymi „rozmowami z Leninem", zamieszczonymi w gazecie watykańskiej. Będę zabrał głos, komunikując 8 sierpnia 1929 r. na łamach „Oberschlesischer Kurier", że jako dziennikarz spróbuje^ pojechać do Związku Radzieckiego, „by relacjonować o stosunkach religijnych" i ponownie nawiązać - „zrazu całkiem niewiążąco i całkiem nieoficjalnie" -nici, zerwane od czasu wydalenia d'Herbigny'eg°; Przecież rozwiązanie „problemu rzymskiego" miedzy Watykanem a faszystowskimi Włochami też uważano wcześniej za niemożliwe, podczas gdy on, Będę, przepowiada) to już od dawna. W przypadku Moskwy nie jest wprawdzie tak bardzo pewny swej ale sądzi, że Sowietom musi przecież wciąż zależeć na uznaniu przez Stolice Apostt ską. Będę uroił sobie „sojusz miedzy komunizmem a największą potęgą morał papiestwem". Cel długofalowy upatrywał we wprowadzeniu do kraju Sowiet katolickich mnichów, jako „pierwowzorów prawdziwego komunizmu". Podobne fantazje sześćdziesięcioletniego wówczas Bedego nie zostały oczywi „nagrodzone" sowiecką wizą wjazdową. I nie byłyby też warte wzmianki, gdyby potraktowano ich całkiem poważnie w katolickim organie Centrum, »^!erl?o29r. która przyznała Bedemu „zadziwiającą zręczność polityczną". 22 sierpnia Watykan czuł się zmuszony zająć oficjalnie stanowisko na łamach „Osserv Romano": Artykuł Wielebnego Będę, nastawiony na nieuzasadniony optymizm, zaw. ,^^ poglądy i rozważania tak niezwykle, że nie będziemy ich dyskutować, gdy2'••^^ to marnowanie czasu. Pominiemy również i to, że gazeta przypisuje mu gf& ^ Monsignore, a także zlecenie, którego żadna instancja kościelna nawet v> pozwoliłaby sobie mu powierzyć; nie możemy jednak ukryć naszćgo zaskocz* do „wyp«wy krzyżowej". 1927-1932 113 taka gazeta katolicka, jak „Germania", cytuje podobny artykuł ntarzem, który każe obawiać się wywalania sympatii na skrajnie '^bezpiecznym' obszarze**. •'rżenie było akurat całkiem błędne. Katolicka partia Centrum, kierowana \928 r. przez prałata Ludwika Kaasa, najbliższego doradcę i przyjaciela 00 nuncjusza Pacellego, odwróciła się właśnie od dawnej „polityki Rapallo" rjskości. W zamian Kaas opowiedział się w czerwcu 1927 r. - ku żywemu •niu Ministerstwa Spraw Zagranicznych3"8 - za kompromisem z Polską i za- j by sporną granicę polsko-niemiecką uczynić „niewidoczną" poprzez wspólne idzanie-polskim „korytarzem". Nic więc dziwnego, że właśnie z Górnego Śląska, istniała szczególna, wrażliwość na „prapolskie tony", wylansowano do „Ger- mii" artykuł Bedego. Był on, można by powiedzieć, amunicją w walce wewnętrznej, Wora w grandę rzeczy była już rozstrzygnięta. jeździe Katolików w 1929 r. we Fryburgu prałat Kaas wołał o „przywództwo w wielkim stylu", podczas gdy jego lewicowy przeciwnik, niegdysiejszy „kanclerz Rapallo" Wirth, ostrzegał przed „prekursorami faszyzmu". Jednak Kaas upatrywał ratunku przed partyjnymi waśniami, które rozdzierały Republikę Weimarską, raczej po prawej stronie. Złośliwie komentował Carl von Ossietzky: „Kierownictwo partii dawno już podwędziło panu doktorowi Wirthowi demokratyczną laseczkę błazeńską i w zamian wcisnęło mu do ręki cichą świeczkę wotywną"37*. Czasy, w których Berlin był dyskretnym miejscem utajnionych kontaktów Kreml-Watykan, a niemiecka dyplomacja świadczyła „dobre usługi" — minęły. Teraz, w październiku 1929 r., mógł Watykan z czystym sumieniem określać esienia o rokowaniach Pacellego z sowieckim ambasadorem Krestinskim jako zmyślenie"38'. O tym, że obaj dyplomaci poprzednio przez długie lata i ze sobą w kontakcie - opinia publiczna nie wiedziała. Teraz, gdy łącze ecięte, z łatwością można było dementować jego istnienie. Choć próby kontaktu, wzruszająco bezsilne, trwały jeszcze i teraz. Nieszczęsny po- ąji, jezuita ojciec Schweigl, udał się na początku sierpnia 1929 r. na *nie Piusa XI do sowieckiej ambasady w Rzymie i prosił Rosjan e naukowych publikacji Obserwatorium Watykańskiego do sowieckiego amicznego w Niżnym Nowgorodzie (Górki). Schweigl został jednak vany na drogę pocztową, jak zaznaczył w notatce z 14 sierpnia 1929 r. iźnie Neveu). Następnego dnia papież obwieścił utworzenie swego aego (Russicum) w oświadczeniu, w którym mowa jest o „diabels- Związek Radziecki jest tak osaczony, iż „ludzką miarą mierząc, Kinej nadziei, by sprawy w niedługim czasie zwróciły się ku c- nastroje ludzi zdeterminował światowy kryzys gospodarczy. iw ^rastał lęk przed „czerwonym niebezpieczeństwem", zaś wy rski proboszcz pytał w tytule antykomunistyczno-antysemickiej WalV. aue &ie, u nas krwawe panowanie szatana?"40'. O „mrocznej, (i rzyszłości" wspomniał też Eugenio Pacelli w przemówieniu •mec grudnia 1929 r.), kiedy opuszczał Berlin, aby już wkrótce 114 Tajna dyplomacja tyą| tyk. jako nowy kardynał sekretarz stanu, a dziesięć lat później jako papież uchwyci w Rzymie. To przemówienie pisał prałat Kaas. Mowa w nim była również o ż a trzającej się walce duchowej z otoczeniem, która coraz bard • przeciwstawia się Królestwu Chrystusa"41*. Stalin w tym czasie rzucił hasło o os trzającej się walce klasowej... za. Misjonarskie okrzyki bojowe: ateistyczne z Moskwy, „niepolityczne" z Rzymu „Musimy pracować tak, jak gdyby Rosja już w niedługim czasie miała stanąć przed nami otworem!" -wołał Michel d'Herbigny 11 lutego 1928 r. w przemówieniu podczas uroczystości położenia w pobliżu placu Santa Maria Maggiore w Rzymie kamienia węgielnego pod Russicum - Papieskie Kolegium Rosyjskie. Tu mają być kształceni księża, których przyszłym przeznaczeniem będzie odnowa chrześcijańskiej wiary u 140 milionów ludzi miedzy Bałtykiem i Morzem Czarnym, oczekujących zespolenia w Jedności prawdziwego Kościoła Chrystusowego". D'Herbigny nie mówił o przesłankach politycznych, lecz gdyby pójść za jego patetyczną wizją, należałoby uwierzyć, że znowu stało się jiktualne „nawracanie Rosji", z którym już dziesięć lat wcześniej — po załamaniu się państwa carów - wiązano tak wiele płonnych nadziei. Pewnego dnia katoliccy misjonarze „pójdą naprzód od pomocy Azji na południe", aby tam wspólnie z miejscowym klerem, który przejdzie z prawosławia na katolicyzm, „o-świecąc pogańskie jeszcze ludy". Jest to wielki plan, zamierzony oczywiście na stulecia,..42* Nie ulega wątpliwości, że papież - po wyczerpaniu się pod koniec 1927 r. jego „dyplomatycznych możliwości" w stosunku do Sowietów - uległ nowej, fantastycznej koncepcji d'Herbigny'ego. Nie sposób ustalić, w jakim stopniu opierała się ona ns fałszywym oczekiwaniu bądź przypuszczeniu, że wewnątrzpolityczny terror Stalini doprowadzi państwo sowieckie do upadku albo też uwikła je w zabójczą awantu międzynarodową. Z pewnością myśl ta odgrywała jakąś rolę. D'Herbigny, który ja owiany tajemnicą wędrownik po Rosji rozsnuwał obecnie rozmaite opowieści i otac się aurą miarodajnego eksperta, stawał się stopniowo jednym z najbliższych, choci zaszeregowanych w hierarchii kurialnej współpracowników Piusa XI. Deklaracja lojalności wobec sowieckiego kierownictwa, złożona przez żar2* patriarchatu moskiewskiego Sergiusza, wywołała wśród rosyjskich emigrantów w ropie Zachodniej falę oburzenia i niemało konwersji na katolicyzm. Z tego wzg papież wysłał w lecie 1927 r. swego „wschodniego eksperta" d'Herbigny'ego w * rozpoznawczo-werbunkową podróż do prawie wszystkich ośrodków Praw0/.ofa-poza granicami Związku Radzieckiego. Etapami podróży były Yelehrad (na wach), Wiedeń, Bukareszt, Sofia43*, Stambuł i Aleksandria. Prawosławny Aleksandrii spytał d'Herbigny'ego, czy istnieją stosunki miedzy Moskwą i nem. „Tak - odpowiedział papieski emisariusz - takie, które naznaczone są ^^ niami i aresztowaniami katolickich księży, bez najmniejszych kiedykolwiek P strony Stolicy Apostolskiej ustanowienia stosunków dyplomatycznych." 115 eodne z słowami, lecz -jak wiemy - nie całkiem z rzeczywistością. ;żało głównie na tym, by poprzez przekonywający dystans wobec p-jierbigay ^ zaufanie prawosławnych hierarchii na Zachodzie. Utworzenie i przeciw komunistycznemu ateizmowi nie miało służyć chrześcijań- ' (jak ją P° D Soborze Watykańskim pojmuje katolicki ekumenizm), memu zjednoczeniu" wszystkich schizmatyków z Kościołem rzymskim. >orządkowywał on przejmowanie „rosyjskości", dopasowywanie się do irgii i stylu życia religijnego wschodniego chrześcijaństwa. D'Herbigny coraz żarliwiej, nie przeczuwając, że tym samym wdepnie w kłębowisko zfdekłych nacjonalizmów. Colegium Rosyjskie w Rzymie było jak najbardziej własnym dziełem d'He- •go. Pieniądze na budowę uzyskał od zamożnej siostry francuskiej ka- ' Teresy Martin (1873-1897), która trzy lata wcześniej została kano- zowana 'i jest czczona jako „mała Teresa od Dzieciątka Jezus". Russicum ibsi do dzisiaj unię tej świętej. Będąc przybudówką Papieskiego Instytutu Studiów lodnich i związane z kościołem „rosyjskokatolickim", nastawione było na przygotowania do wyimaginowanej przyszłości. Mówiono tu tylko po rosyjsku i ubierano się na wzór popów. Sam d'Herbigny krótko przed podróżą na wschód zapuścił brodę, ponieważ - jak powiedział mu papież - „dla Rosjan broda jest też narzędziem apostolstwa..."45' O bezpośrednią łączność z wytęsknionym krajem troszczył się człowiek d'Herbig-ny'ego w Moskwie, biskup Pius Eugeniusz Neveu. Przez osiem lat, od 1926 do 1933 r., 7syłał on co drugi tydzień pocztą kurierską ambasady francuskiej Ust do 3erbigny'ego z relacjami nie tylko o sytuacji religijnej, lecz również o położeniu litycznym. Listy były tak obszerne i dokładne, że stanowią dziś bardziej wartościowe istoryczne niż wiele raportów dyplomatycznych. Neveu obracał się w Moskwie isjanin wśród Rosjan, rozporządzał niezliczonymi kontaktami osobistymi vskutek tego, iż papieskiemu delegatowi zwierzali się, mimo nadzoru, nie licy, ale także wierni innych wyznań, a nawet komuniści. Był on ostrym, istycznym obserwatorem. Niejeden ze swych listów datował z „Krem-ryskie przedmieście z domem wariatów!). D'Herbigny z kolei, w dłu-ianych listach, zwykł mu donosić o sytuacji w Watykanie, w Commissio ssicum; na tej dyplomatycznej drodze d'Herbigny udzielał rad aopatrywał siebie i swoje instytuty w gazety, nowe i stare książki, ioty kultu (np. ikony), których legalny wywóz z ZSRR byłby trudny Tylko papieżowi zwykł d'Herbigny odczytywać na cotygodniowej fragmenty listo w Neveu -poza tym biskup-jezuita trzymał unię do n ręku. Tylko on decydował, co z listów trafiło do urzędowych Russia. I on zatroszczył się, by korespondencja ta nie wylądowała ,Wi*SSŁ **™ •Watykanu". k rapoltacl1 Nfi o losie ks • rapol!tacl1 Nfiveu dotarły do Rzymu pierwsze wiadomości • mjn. biskupa Sloskansa i egzarchy Feodorowa, więzionych * r" GpU na Wyspach Sołowieckich na Morzu Białym. Latem im przez kilka miesięcy na odprawianie nabożeństw w obu 116 Tajna dyplomacja obrządkach w kaplicy opuszczonego klasztoru prawosławnego. 7 września łoi Sloskans wyświecił tam nawet jednego kapłana. W początkach 1929 r. po} • .• więźniów-księży, zwłaszcza katolickich, pogorszyło śę47). Był to moment, w fc poszła w świat wiadomość o Traktatach Laterańskich miedzy papieżem a lu31" solinim... Już na początku grudnia 1928 r. d'Herbigny na polecenie papieża napisał A Neveu, aby możliwie szybko udzieh'ł tajnie sakry biskupiej litewskiemu kapłan Teofilusowi Matulionisowi z Leningradu - niejako w roli „rezerwowego", albowie biskup Malecki, którego rangę Sowieci znali, popadał w coraz większe tarapa 9 lutego 1929 r. Matulionis przybył do Moskwy i Neveu dokonał obrzędu świecJ podobnie jak sam je trzy lata wcześniej odebrał za zamkniętymi drzwiami kościół św. Ludwika. Zdarzenie; to prawdopodobnie nie ukryło się przed władzami sowieckimi (które zarówno Matulionisa, jak też Maleckiego skazały już w 1923 r. w procesie Ciepląka na trzy lata więzienia). Z Łubianki, więzienia GPU, położonego naprzeciw kościoła, wejście do św. Ludwika było stale obserwowane, nawet z użyciem aparatów fotograficznych. Wkrótce Matulionis został w Leningradzie aresztowany i zesłany na Wyspy Sołowieckie48). Latem kolej przyszła na prałata Naskreskiego, zastępcę Skal-skiego, administratora apostolskiego w Żytomierzu, osadzonego w moskiewskim więzieniu. Jesienią ten sam los dosięgnął biskupa Frisona w Odessie. Stalin zamierzył się do wielkiego uderzenia na religię. 8 kwietnia 1929, r. utworzona została przy prezydium Centralnego Komitetu Wykonawczego „Stała Komisja d/s Kultu" pod kierownictwem Szmidowicza - niegdyś rozmówcy d'Herbigny'ego! - a jednocześnie w formie dekretu ujednolicono i zaostrzono dotychczasowe ustawodawstwo dotyczące spraw religijnych. Dekret ten, który pozostał w mocy ponad 60 lat, a po drugiej wojnie światowej wpłynął również na ustawodawstwo religijne krajów wschodnioeuropejskich, podporządkowywał wspólnoty religijne — w całkowitej sprzeczności z klasycznym pojęciem rozdziału Kościoła od państwa - rygorystycznej kontroli państwowej. Nie tylko zapisano tu raz jeszcze obowiązek rejestracji dla gmin wyznaniowych i zawierania umów o najem budynków służących kultowi religijnemu. Chodziło przede wszystkim o stworzeni* legalnych pretekstów dla utrudniania życia kościelnego i zamykania kościołów:4* budynki kościelne winny być ubezpieczone od ognia, jednakże w przypadku poza miejscowy Komitet Wykonawczy decyduje, czy kwota odszkodowania zostanie przeznaczona na budowę nowego kościoła, czy też na „cele socjalne i kulturalne (§ 33). W przypadku, gdy „nie znajdzie się dostateczna liczba osób zainteresowJ pozyskaniem praw użytkowania budynku dla zaspokajania swych potrzeb religijny' - kościoły zostaną zamknięte (§ 34-37). Dekret precyzuje do najmniejszego szczegółu, od świeczników po wino ^^^ przebieg „likwidacji budynków kultu". (Biskup Neveu raportował później do R jak to z likwidowanego kościoła św. Piotra i Pawła pozwolono mu zabrać z fc nakulum jedynie „Sanctissimum" i przewieźć je taksówką do św. Ludwika). ,^ Działalność „służebników kultu" zostaje ograniczona do miejscowości, w znajduje się ich kościół (§ 19) - było to ograniczenie, które dotknęło w.820 małe, często żyjące w szerokim rozproszeniu wspólnoty religijne, takie jak „wyprawy krzyżowej". 1927-1932 117 bawiał wspólnoty religijne prawa „świadczenia swym członkom jakiej-w materialnej", zabraniał im „tworzenia religijnych bądź innych rup, oddziałów czy kół roboczych - bez względu na to, czy zajmują literaturą lub innym tematem lub też czy uprawiają roboty ręczne bądź ieii". Nawet w samych kościołach mogą być przechowywane tylko które „są niezbędne dla wykonywania 'danego kultu religijnego" •onowaniem tego dzieła ustawodawczego, które umacniało ateistyczny ceza-i tworzyła poprawka konstytucyjna, którą przyjął 18 maja 1929 r. Wszech-d Centralny Komitet Wykonawczy (WCIK): wolność „propagandy religijnej antyreligijnej", zapisaną jeszcze w art. 13 konstytucji z 1918 r., przekształcono iccnie w „wolność religijnego wyznania i antyreligijnej propagand y". rym samym nielegalne stało się wszelkie szerzenie wiary, każda ewangelizacja w słowie e, każde kazanie, które nie było bezpośrednią częścią „kultu". Teoria poszła w ślad za praktyką i - na odwrót. Wprowadzono ciągły tydzień pracy (bez niedzieli), duchownych pozbawiono praw wyborczych, praw do mieszkania i do kartek żywnościowych. Do kodeksu karnego wprowadzono giętki przepis o zakazie „oszukańczych praktyk obliczonych na skłanianie mas ludowych do przesądów" (§ 123). 'W toku olbrzymiej kampanii zachęcano do zamykania kościołów, zwłaszcza na wsiach. Związek Bezbożników zmobilizował w tym celu wszystkie organizacje związkowe i partyjne, kluby kultury i rady zakładowe. „Zbieranie podpisów w sprawie zamknięcia kościoła jest dozwolone, działanie przeciwne będzie traktowane jako kontrrewolucja - obwieścił „Bezbożnik", pismo organizacji ateistów50'. „Spontaniczna" '• domagała się zakazu dzwonienia w kościołach, a następnie - rekwizycji ^stywanych" dzwonów. Dla przykładu - dzwony niemieckoewangeli-kościoła w Tbilisi zostały uroczyście przekazane do przetopienia ogrodowi nemu - na klatkę dla małp. iwość ateistów, którą Stalin chłodno wykorzystywał w toku przymusowej rolnictwa, osiągnęła szczyt w okresie Bożego Narodzenia 1929 r. irnawałowych pochodów. Zachodni dyplomaci patrzyli w Moskwie d komuniści, ubrani w stroje liturgiczne, publicznie opluwali krzyże. tore można było ponownie zobaczyć dopiero dziesiątki lat później, 3 „rewolucji kulturalnej". Przywódców Kremla, zajętych już tylko obchodziła ^ Planem rewolucjonizacji Rosji, nie obchodziły światowe echa, nie 5zta świata. Zaszokowani zagraniczni obserwatorzy wyciągnęli lnie odwrotne. „Być może zagranica nie dostrzega jeszcze y dzieje i co jest przygotowywane dla świata - pisał francuski • w liście z Moskwy51'. - Chodzi o najstraszniejsze niebezpieczeń- ^toemu we ^ CZasu wqJny światoweJ"- Temu też nastawieniu - oczywi- askach o charakterze międzynarodowym - odpowiadały również 'Herbigny \L™ do Rzym^- e Przerwać * m°ment za korzystny, by doradzić papieżowi, że musi L°-polityC2n czenie, podnosząc publiczny protest i wystosowując apel i to już w 1925 r. zalecał ojciec Gehrmann. Pius XI jeszcze' 118 Tajna dyplomacja Watykan,, kilka miesięcy wcześniej przyznał w rozmowie, że na początku lat dwudziestych „podniósł publiczną skargę" w związku z sytuacją w Rosji, „co jednak bardziej zaszkodziło niż pomogło"52*. Obecnie papież nie wahał się już podpisać tekstu, który ewidentnie zdradzał autorstwo d'Herbigny'ego. 2 lutego 1930 r., w formie listu des kardynała-wikariusza Rzymu, Pompiliego, Pius XI wezwał wiernych na całym świecie do modlitewnej wyprawy krzyżowe j53'. Miano w ten sposób" pokutować za „haniebne poczynania", które są planowo organizowane na niezmierzonych obszarach Sowietów, wychodząc przy tym poza tekst rewolucyjnej konstytucji, już sam w sobie wrogi wobec religii, a nawet wręcz ją naruszając". Papież nie ograniczył się jednak do potępienia ekscesów kampanii antyreligijnej i skargi na uciemiężenie katolików, lecz wypomniał również rządom zachodnioeuropejskim, że już w toku konferencji genueńskiej z roku 1922 zaniedbały proklamowania „szacunku dla sumienia każdego człowieka, wolności praktyk religijnych i wolności dóbr kościelnych jako warunku wstępnego jakiegokolwiek uznania rządu sowieckiego". W Genui żądania te zostały poniechane na rzecz ziemskich spraw, które wszakże byłyby lepiej zabezpieczone, gdyby różne rządy uwzględniały przede wszystkim Prawa Boga i Boską Sprawiedliwość... Kto poznał rzeczywiste wydarzenia z Genui i Rapallo (rozdział 1), czytał ten fragment papieskiej epistoły z niejakim zdumieniem. Czyż sam papież i Kuria rzymska nie usiłowali w 1922 r. -i w latach późniejszych -dojść do kompromisów z Sowietami? Czyż ta sama dyplomacja watykańska nie wykorzystywała z wdzięcznością dyplomatycznych stosunków innych państw z Moskwą - przede wszystkim gdy chodziło o ambasady niemiecką i francuską? Wydaje się, że d'Herbigny, twórca papieskiego listu, wymazał to ze swojej świadomości. Jednakże Pius XI - temperament popychał go niekiedy do mocnego uderzenia w stół - miał od niedawna nowego kardynała sekretarza stanu. Do akcji wkroczył Pacelli, z natury bardziej dyplomata niż misjonarz. W czasie gdy antysowie-ćko-antykomunistyczna kontrofensywa Kościoła katolickiego biegła na pełnych ób-rotach (17 lutego 1930 „Osservatore Romano" ukazuje się z tytułem Rzymskie światło przeciw moskiewskim ciemnościom), nuncjatura berlińska zwraca się ze szczególni prośbą do niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby zechciało poprzez swego ambasadora w Moskwie uprzytomnić Sowietom, że krucjatowy list papieża ffla charakter wyłącznie religijny, nie zaś polityczny. Watykański charge d'affaires, prałat Luigi Centoz, był tak niecierpliwy, że jeszc# tego samego dnia upewniał się, czy aby ta enuncjacja wyszła do Moskwy. Refereo watykański w niemieckim MSZ nie odmówił sobie jednak przyjemności, by „zau*s" żyć, że religijny list zawiera wszakże również fragmenty polityczne, zwłaszcza taJft gdzie mowa o rokowaniach w Genui. Pan Centoz zdawał się to przyznawać bez op°r podkreślił jednak raz jeszcze okoliczność, że list w rzeczywistości pomyślany był czys religijnie. Byłoby przecież straszne, gdyby w nast?P stwie wybuchły w Rosji jeszcze większe prześlad0 w ani a..."54' oa k"""3* dialo8u do "Wyprawy krzyżowej". 192 7-1932 119 isja wskroś politycznie brzmiały jednak wyjaśnienia udzielone tegoż dnia na temat oieskiego „listu krucjatowego" niemieckiemu ambasadorowi, von Bergenowi, przez •rbigny'ego, który też - nie bez dumy - ujawnił się jako jego rzeczywisty autor. Znaczenie listu polega na tym że Stolica Apostolska porzuciła nadzieję dojścia do porozumienia z obecnymi [!] władcami Rosji. Papież oczekuje zbawienia Rosji tylko poprzez modlitwę, poprzez duchowe zespolenie wszystkich narodów chrześcijańskich przeciwko rozkładowi obyczajowemu i religijnemu, wypisanemu na bolszewickich sztandarach. Z tego punktu widzenia list papieża jest nie tylko swoistym zamknięciem w historii stosunków między Rosją a Stolicą Apostolską, leęz również, być może, ważnym punktem zwrotnym w walce wszystkich cywilizowanych narodów przeciwko bolszewizmowi...55) Z jednej strony - uspokajający krok dyplomatyczny papieskiego sekretariatu stanu, z drugiej - radykalne podsumowanie, dokonane przez prezesa Papieskiej Komisji Rosyjskiej. Czy wyrażały się w tym dwie różne tendencje watykańskie? Sam d'Herbigny zapewniał, że „materialistyczną interpretacją" byłoby twierdzenie, że papież głosi militarną wyprawę krzyżową56'. Przed taką wykładnią ostrzegał również ambasador Bergen: „Według mego rozeznania stosunków, urzędowa watykańska polityka daleka jest od dążeń do wywołania zmian na drodze siłowej czy zgoła wojennej, aczkolwiek poglądy jej rzeczników na metody zwalczania polityki sowieckiej nie zawsze bywają jednakowe."57' Jak jednak w takim razie miałaby zostać urzeczywistniona hipoteza robocza d'Herbigny'ego, którą zaordynował w Russicum — „... tak, jakby Rosja już wkrótce miała stanąć przed nami otworem..."? Papieską zapowiedź walki mógłby uznać za „czysto religijną" chyba jedynie ktoś, kto potrafiłby się wczuć w osobliwy stan duszy d'Herbigny'ego - mieszaninę misjonarskiego mistycyzmu i kościelno-politycznej fantastyki -bądź też ktoś, kto jako wierny uważa modlitwę za skuteczny środek oddziaływania na stan świata. Po wieckich komunistach nie można było się spodziewać ani jednego, ani drugiego, aczej utwierdzili się w przekonaniu o słuszności swych najskrajniejszych uprzedzeń, papieski gniew - co było następstwem paradoksalnym - pobudził ich nie tylko do °raz dzikszych ekscesów, lecz nawet ich wystraszył... teza za Rosję, sztuczki dyplomatyczne 1 Plany nawrócenia -ż przejmuje wyznaczoną mu przez kapitał światowy rolę przywódcy w walce > Związkowi Radzieckiemu" - obwieściła 18 lutego 1930 r. moskiewska rządowa „Izwiestia". Ponieważ Pius XI w liście o wyprawie krzyżowej ' na 19 marca do bazyliki św. Piotra i Pawła na uroczystą „pokutną cztery ^ R°sję", partia i Związek Bezbożników w ZSRR wyczerpywały przez j^Sodnie wszelkie możliwości agitacji. Organizowano zgromadzenia prote-szydercze artykuły, karykatury, plakaty. Moskiewscy filozofowie, literaci, 120 Tajna dyplomacja Watykanu a nawet astronomowie ogłaszali pełne oburzenia komentarze. Czołgom, samolotom i okrętom podwodnym nadawano nazwę „Odpowiedź dla rzymskiego papieża". Prawosławnego zarządcę patriarchatu Sergiusza skłoniono, aby oświadczyL-ie nie widzi żadnego prześladowania Kościoła oraz zarzucił papieżowi, że Judzi swą trzodę przeciw naszemu krajowi i podpala w ten sposób stos, z którego ma się rozszerzyć płomień wojny przeciwko Związkowi Radzieckiemu"58'. Na barykady skoczył nawet Nikołaj Bucharin, rywal Stalina odsunięty 1929 r. od władzy, lecz chwilowo znów na poły w łaskach (do rozstrzelania w 1938 r.). Ogłosił on w „Prawdzie" pamflet, który szybko rozkolportowano za granicą59'. Przy akompaniamencie brzęku kadzielnic trwają moralne przygotowania do uderzenia na Związek Radziecki - tak straszył Bucharin swych czytelników, dla moralnego zdyskredytowania papiestwa powołując się na literaturę antyklerykalną od Ulricha von Huttena aż po Klesze zwierciadle (Pfaffenspieget). Watykan wie, co czyni... Tworzy obecnie blok z Mussolłnim... Sojusz faszystowskiej kliki... jest symbolem tego, że najwyższy kapłan ofiarny i arcystrateg Kościoła katolickiego stal się obecnie głównym podżegaczem międzynarodowej kontrrewolucji... Narody Związku Radzieckiego przekształcają od podstaw strukturę wsi... Przechodzą one od ciemnogrodu zabobonnych wierzeń w czarownice i czarowników na szeroką drogę budowy socjalistycznego społeczeństwa, w którym nie będzie ani kapitalistów i wyzysku, ani papieży i popów. Właśnie dlatego klechy zbroją się na nową wyprawę krzyżową... Właśnie dlatego reakcyjnej odezwie papieża przeciwstawia się dziś rewolucyjne walanie robotników wszystkich krajów: Precz z papieżem i wszystkimi jego arcybiskupami „Bezbożnik", pismo związku ateistów, poświęciło rozprawie z papiestwem specjalne wydanie60'. Francuski ambasador w Moskwie, Herbette, donosił: „List papieża. wzburzył ich szczególnie. Skąd to podniecenie, skoro byli już teraz zdecydowani wyzwać cały świat na udeptaną ziemię?" Ambasador, który jeszcze przed miesiącem sam dostrzegał niebezpieczeństwo wojny, zrozumiał obecnie, że wrażliwość, z jaką Sowieci reagowali na atak Piusa XI, świadczy prawdopodobnie, iż Litwinów miał rację, zapewniając zachodnich dyplomatów: „Wszystkie nasze siły — wytężone w najwyższym stopniu - są zaangażowane w rozwój w e w n ę t r z n y; nie ma żadnych rezerw, aby ryzykować awantury...61' Kampania antyreligijna była jedynie częścią wielkiej awantury wewnątrzpolitycznej, z pomocą której Stalin chciał wreszcie ustabilizować państwo sowieckie; albowiem państwo to mogło przetrwać, a nawet stać się na dłuższą metę mocarstwem jedynie na zasadzie, która legła u jego podstaw: poprzez kolektywizację 137 milionów chłopów, poprzez zniszczenie tradycyjnych wiejskich struktur, do których należały również kościół i kler62*. Każde zakłócę* nie z zewnątrz hamowało ów gwałtowny proces, zwłaszcza że Stalin kontrolował go jedynie z trudem. Sam też w „Prawdzie" z 2 marca ostrzegał po raz pierwszy przed „zawrotem głowy od sukcesów". 14 marca 1930 r., pięć dni przed demonstracyjną mszą pokutną, którą Pius XJ chciał osobiście celebrować jako główny punkt swej modlitewnej wyprawy krzyżowej. Komitet Centralny WKP(b) skrytykował „niedopuszczalne odchylenia od linii partii Od końca dialogu do „wyprawy krzyżowej". 1927-1932 121 walce przeciw przesądom religijnym... przede wszystkim administracyjne zamykanie ciołów bez przyzwolenia przytłaczającej większości ludności wsi". Punkt 7 rezolucji \ orzekał nawet: „W przypadku drastycznego targnięcia się na uczucia religijne Mopów i chłopek winnych należy surowo pociągać do odpowiedzialności"63'. Przywódcy komunistyczni dostrzegli ostatnio, że sytuacja wewnętrzna w ZSRR jest"napięto..- Sprawili bądź wnet sprawią, że cały świat będzie ich przeciwnikiem. Mogą odnotować już tylko jeden, stosunkowo korzystny czynnik: Watykan jest dotąd jedynym państwem, .które zaatakowało ich bezpośrednio. Ponieważ są inteligentni, nie będą wyobrażać sobie, że inne mocarstwa są tak niemądre, by wiecznie zachowywać milczenie..." - tak pisał 10 marca do Paryża ambasador Herbette64'. Jego niemiecki kolega, Dirksen uczynił tymczasem zadość owej osobliwej prośbie Watykanu i przekazał rządowi sowieckiemu, że papieskie wezwanie krucjatowe było pomyślane „niepolitycznie". Naturalnie Litwinów nie przyjął tego argumentu. Odparł, że jest to „akcja polityczna", a w ogóle w kościele katolickim „wszystko [jest] mniej czy bardziej polityką" i dlatego kompromis z Watykanem wydaje się sprawą „dość beznadziejną"65'. Mimo wszystko Litwinów usiłował wyjść naprzeciw. Powołał się na rezolucję K.C przeciw „antyreligijnym wypaczeniom", a Dirksen wyczuł, jak bardzo sowieckiemu komisarzowi spraw zagranicznych zależy na zatuszowaniu złego wrażenia, wywołanego przez kampanię ateistyczną. W pierwszym rzędzie Litwinów pragnął jednak stępić polityczne ostrze zbliżającej się pokutnej mszy w Bazylice Piotrowej... W Rzymie nie umiano już jednak i nie chciano odkręcić sprawy. Kiedy ambasador von Bergen na polecenie Berlina powiadomił Watykan, że ze względu na stosunki niemiecko-sowieckie nie będzie obecny na mszy pokutnej, kardynał-sekretarz stanu Pacelli próbował skłonić do udziału przynajmniej bawarskiego posła, Rittera. Pacelli dał do zrozumienia, że jeżeli nawet katolicka Bawaria odwróci się plecami do rosyjskiej modlitewnej wyprawy krzyżowej, papież odczuje lo bardzo boleśnie. Zatroskany Ritter zwrócił się po instrukcje, jak ma się zachować. Heinrich Held, premier Bawarii z ramienia katolickiej Partii Ludowej, wahał się. Nie chciał urazić ani papieża, ani berlińskiego rządu Rzeszy (który bez tego od dawna szukał pretekstu, aby położyć kres odrębnej reprezentacji Bawarii w Stolicy Apostolskiej). „Twoje pytanie zostaje 'traktowane jako niebyłe. Ja na Twoim miejscu byłbym bezwarunkowo obecny" jdtelegrafował 17 marca bawarski sekretarz stanu, baron Stengel do posła Rittera, °ry w końcu nie wiedział, co począć z tą chytrą odpowiedzią. Natychmiast ieszył do Pacellego.i zapewnił, że jeśli papież bezwarunkowo sobie tego życzy, on e zjawi się na mszy pokutnej za Rosję, jednakże stanie wówczas pod znakiem kma dalsze istnienie poselstwa bawarskiego. To zagrożenie miało akurat dla atykanu o wiele większą wagę niż wszelka antysowiecka solidarność. Okazało się, °i co „dogodne", jest w ostatecznym rachunku ważniejsze od tego, co „zasadnicze" flko dzięki temu ów bawarski epizod wart jest wzmianki... 19 marca po południu ~ z wyraźną ulgą, ale i pełen dyplomatycznej dumy - mógł tajnym szyfrem zować do Monachium: „Udało mi się uspokoić papieża i dlatego nie byłem Posła Rittera polegał jedynie na tym, że w Monachium nie t a k to sobie *żano. W czasie, bowiem, kiedy Ritter chełpił się (nie całkiem uczciwie) przed 122 Tajna dyplomacja Watykany berlińskim kolegą, von Bergenem, iż „z wierności wobec Rzeszy" oparł się poku&je uczestniczenia w antysowieckiej imprezie w Bazylice Piętrowej - jego premier Held wstępował na mównicę wiecową w monachijskiej piwiarni Lowenbrau i wspólnje z kardynałem Faulhabererń perorował przeciwko bezbożnemu Związkowi Sowie. ckiemu. Kiedy 19 marca rozpoczęła się już papieska msza pokutna, a chór bazylią zaintonował 59 psalm („Ocal mnie, Panie, przed mymi wrogami"), przy'czym każdy winien był mieć tu na myśli rosyjskich komunistów — w loży dyplomatycznej bazyliy klęczał jako jedyny Niemiec przewodniczący Centrum, prałat Kaas (którego partia rządziła w Berlinie wspornic z socjaldemokratami!). Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapewniło berlińską ambasadę Sowietów, która tegoż dnia zaprotestowała przeciwko monachijskiej mowie Helda, że bawarski szef rządu przemawiał jedynie jako „katolik i osoba prywatna". Bynajmniej! - sprostowała publicznie bawarska Kancelaria Państwa, blamując nie tylko rząd Rzeszy, lecz również własnego posła przy Watykanie - Held wyrażał uczucia „zdecydowanie przeważającej części ludności bawarskiej... "^ Jednakże na kierownictwie sowieckim wrażenie wywierały nie emocjonalne uniesienia ani sztuczki dyplomatyczne, lecz widoczna groźba międzynarodowej izolacji' w momencie kiedy kraj - w następstwie zbyt powszechnej kolektywizacji - zmierzał ku nowej katastrofie głodowej. Watykan, którego na Kremlu poza Cziczerinem nikt nigdy nie rozumiał, stawał się nagle budzącym grozę ośrodkiem krystalizacji owego zagrożenia. Pośród 65 haseł WKP(b) na l maja 1931 r. już na czwartym miejscu figurował sprawiający niemal śmieszne wrażenie okrzyk: „Precz ź papieżem"6'".. Papieski protest nie przebrzmiał bez echa, a w polityce kościelnej Sowietów „nie sposób nie zauważyć pewnej nagłej zmiany na lepsze" - to nie były jedynie złudzenia odpowiadające pobożnym życzeniom berlińskiego MSZ68' lecz fakty. Już na Wielkanoc 1931 r. uroczystości kościelne przebiegały w Związku Sowieckim bez zwykłych przygód. „Kościoły były przepełnione. Nawet procesja o pomocy odbyła się w Moskwie poza obrębem kościoła". Do kwietnia niemiecka ambasada w Moskwie, odnotowała aresztowanie 27 duchownych katolickich, wśród nich ustanowionych przez Herbigny'ego administratorów apostolskich Baumtroga i Rotha (znajdowali si? oni od sierpnia 1930 r. w obozie pracy). W ciągu następnych miesięcy nie doniesiono już jednak o nowych aresztowaniach; Więzionego od 1929 r. biskupa Aleksandra Frisona (Symferopol), którego papież wymieniał w liście o wyprawie krzyżowej, zwolniono nawet — na następne cztery lata. Bardzo zdumiony był również biskup Sloskans, kiedy w połowie października 1930 r. wręczono mu w obozie na Wyspach Sołowieckich dokument zwolnienia, a nawet pozwolono swobodnie wybrać miejsce zamieszkania. Oczywiście zdecydował się na Mohylew, swą siedzibę biskupią. Tam-tejsza policja nie wierzyła własnym oczom, kiedy Sloskans zameldował się u mej zgodnie z przepisami. To musi być pomyłka - twierdzono i poradzono Sloskansova, by jak najszybciej zniknął, oferowano mu nawet bezpłatny bilet do Smoleńska-Sloskans obstawał jednak przy swym prawie i celebrował w katedrze uroczystą mszf pontyfikalną - otoczony przez równie wzruszonych, jak pełnych obaw wiernych-Tydzień później został ponownie aresztowany, „pomyłkę" wyjaśniono. To tylk° biurokratyczna zwłoka sprawiła, że „administracyjny" (tzn. bezprocesowy) wyrok, d końca dialogu do „wyprawy krzyżowej". 1927-1932 123 azujący go na dalsze trzy lata zsyłki na Syberię, nie nadszedł na czas do zarządu ^łowieckiego łagru. *> O rzeczywistym odprężeniu me można było zatem mowie; także i z tego względu, Kuria rzymska nadawała pewne sygnały, które oznaczały „walkę". Jezuita Josef Schweigl, który w 1926 r. bez powodzenia podróżował po Rosji, wygłosił 10 kwietnia 1930 r. w Papieskim Instytucie Biblijnym odczyt „Moskwa przeciw Watykanowi", inaugurując w ten sposób serię odczytów zarządzoną przez Piusa XI w liście o wyprawie krzyżowej70'. Tegoż dnia moskiewski organ rządowy „Izwiestia" donosił, że kapitaliści już teraz dzielą skórę na rosyjskim niedźwiedziu: jedni chcą ziemię, inni ropę i węgiel, „Kościół rzymski - duszę". Najważniejszą rolę odgrywa przy tym wielokrotnie zdemaskowany francusko-polsko-białogwardyjski podżegacz d'Herbig-ny", który w swej Komisji Rosyjskiej i Kolegium Rosyjskim kształci emigrantów na stanowiska w przyszłej „wyzwolonej Rosji", zapuścił dla niepoznaki brodę, a teraz odprawia msze po rosyjsku, wspierany przez słowiański chór kościelny, złożony z „białogwardzistów i prostytutek z rzyinskich burdeli..." „Niezależnie od wszelkich plugawości tonu artykuł wydaje się o tyle interesujący, ze dowodzi, iż polityka Kurii wobec Rosji jest tutaj uważnie obserwowana we wszystkich szczegółach" - opiniował niemiecki ambasador w Moskwie"71'. D'Herbigny był nie bez. Mimo że autorzy chcieli zachować obiektywizm, chodziło im o wy- 2anie,ie prawosławie nie jest już realną szansą dla Rosji. To zaś, czego książka nie 'powiedziała - katolicka alternatywa w rosyjskim stroju jako jedyna szansa przy- - prezentował d'Herbigny już niemal bez osłonek jako przewodniczący skiej Komisji Rosyjskiej. Oto przykład: : ,,...Miast przygotować się duchowo do odrodzenia życia zakonnego w Rosji, jak o w zamiarze Stolicy Apostolskiej, niektórzy propagują z bardziej płomienną niż zyjną żarliwością... inny cel, ujęty w nader nieprecyzyjnym pojęciu «unii :lnej» - pisał 31 stycznia 1931 r. d'Herbigny w urzędowej instrukcji dla wizyta- apostolskiego, którego wysłał na kontrolę do konwiktu benedyktynów Wy-sur-Meuse (Belgia)83'. Tam właśnie ojciec Lambert Beauduin, korzystając e ze środków swej bogatej rodziny, zorganizował rodzaj „klasztoru eks- talnego" dla obrządku wschodniego, lecz wbrew życzeniom d'Herbigny'ego 'stawiał się pełnej rusyfikacji wspólnoty zakonnej. 126 Tajna dyplomacja Watykanu „Stolica Apostolska chce zwolenników, którzy pewnego dnia będą w stanie, przyjmując obrządek wschodni, kształcić na terenach dawnego państwa carów innych zakonników, rekrutowanych z ludności". W ten sposób wizytator d'Herbigny'ego określał zadanie krnąbrnych belgijskich ojców. Ich przeor został wreszcie poddany bardzo przykremu, tajnemu przesłuchaniu w Komisji Rosyjskiej w Rzymie, zdjęty ze stanowiska, wygnany z Belgii, obłożony zakazem osiedlania się w określonych miastach Europy, a w końcu skazany na dwa lata pobytu w klasztorze z regułą milczenia... Kto dzisiaj czyta dokumenty tej sprawy, nie może oprzeć się wrażeniu, "że d'Herbigny i Kuria rzymska zastosowały tu wiele spośród metod, które były regułą w Rosji - zarówno w czasach białych, jak i czerwonych carów... Biskup-jezuita d'Herbigny nie przeczuwał jeszcze, że sam zmierza ku podobnemu losowi, jaki pomógł zgotować belgijskiemu przeorowi benedyktynów. Albowiem to, co w odległej Belgii było jedynie rodzajem testu, w sąsiadującej z Rosją Polsce urosło do rangi materii zapalnej. Polskę, narodowo i religijnie niejednolitą, nękały napięcia miedzy 20 milionami łacińskich (polskich) katolików, 3,5 milionami unickich (ukraińskich) katolików i prawie 3 milionami (ukraińskich i białoruskich) wyznawców prawosławia. W nacjonalistycznie rozumianym interesie państwa polskiego leżało stopniowe wynarada: wianie „obcoplemiennie" zasiedlonych granicznych obszarów na wschodzie; służące temu celowi metody polityki kościelnej nie były przyjmowane niechętnie. Katolicyza-cja poprzez latynizację sprzyjała polonizacji. Jednakże wiele spośród akcji, które - popierane przez Episkopat - wiodły w latach trzydziestych nie tylko do procesów o wywłaszczenie kościołów, lecz kończyły się nawet paleniem prawosławnych cerkwi - nie znajdowało zbytniej aprobaty rządu warszawskiego. Zależało mu bądź co bądź na spokoju i porządku w kraju841. Jednakże cierniem w oku były mu także usiłowania, by drogą dwutorowych kompromisów w sensie „birytualizmu" i tzw. neounii, nasączać wschód kraju wprawdzie polskością i katolicyzmem, lecz z pomocą wschodniego .obrządku. Eksperymenty takie były początkowo popierane przez arcybiskupa Edwarda Roppa, formalnie wciąż jeszcze arcypasterza sowieckiej diecezji w Mohylewie, który na emigracji w Warszawie daremnie czekał od 1919 r., aż znów wybije jego godzina... Nieufność i niechęć Warszawy wobec „nowounijnego" eksperymentu „obrządku mieszanego" umocniła się, kiedy wyszło na jaw, że rzymska komisja d'Herbigny'ego nie zamierza wykorzystywać tego modelu - a Ropp długo w to wierzył - w rozumieniu polsko-narodowym. Neounia nie była dla d'Herbigny'ego taktycznym kompromisem pomiędzy obrządkami, lecz środkiem strategii misyjnej. Mogła ona Uczyć na sukces tylko przy całkowitym zaniku zewnętrznych różnic w stosunku do Cerkwi prawosławnej. Wszelkie oglądanie się na polskie interesy narodowe mogło by" tylko przeszkodą. To, co poznaliśmy już na przykładzie eksperymentu benedyktyn' skiego w Belgu, d'Herbigny chciał teraz zbudować na dużą skalę w Polsce. Obo* istniejącego już ukraińsko-polskiego unickiego kościoła arcybiskup* Szeptyckiego - kościół rosyjskokatolicki według własnego wzorca, w kt° rym poza dogmatyką nic już nie miało przypominać kościoła zachodniołacińskieg0' ońca dialogu do „wyprawy krzyżowej". 1927-1932 127 Polskę widziano jako pole doświadczalne przyszłej katolicyzacji R o s j i, a neounia miała być jej wehikułem, nie zaś narzędziem polonizacji wschodnich terenów Polski. Rząd warszawski, klerykalni i antyklerykalni nacjonaliści polscy, może i pogodziliby się z tym, gdyby instrument neounii został im po prostu podkradziony. Obecnie jednak obawiali się, że kieruje się on, wbrew pierwotnym oczekiwaniom, przeciw ich interesom. .Katolicki nacjonalista Łubieński, który latem 1932 r. opublikował polemiczną, wywołującą sensację książkę Drogdna wschód Rzymu&s\ pisał, że w danych okolicznościach neounia - tak, jak została pomyślana przez papieską Commissio pro Russia - będzie „konserwować rosyjską kulturę na kresach wschodnich". Chodzi 0 to, sądził Łubieński, „że na wiernych takiego [zrusyfikowanego] kościoła większy wpływ wywrze bliska Moskwa niż Rzym - jak to się już dwukrotnie w przeszłości, w XV i XVIII wieku, zdarzyło". Obawa ta utwierdziła się, gdy komisja d'Herbigny?ego („znamy w niej naszych wrogów, ale nie naszych przyjaciół" - Łubieński) osadziła w lutym 1931 r. w Kowlu na Wołyniu ukraińskiego księdza zakonnego, Mikołaja Czarneckiego jako biskupa 1 wizytatora apostolskiego dla „wszystkich katolickich Słowian" obrządku wschodniego w Polsce -poza wiernymi, należącymi do czysto ukraińskich diecezji. W ten sposób „neounioniści" mieli nagle własnego zwierzchnika, oczywiście ściśle związanego z metropolitą lwowskim, Szeptyckim. Poza nim jednak, kilkoma jeszcze biskupami i pewną grupą jezuitów z Krakowa86* nikt w Polsce takiego rozwoju nie popierał. W gruncie rzeczy znaczenie tego obrządku było niewielkie: 45 parafii liczących 18000 wiernych87*. Mimo to problem ten rozpalał coraz bardziej narodowe resentymenty. Już sama nazwa komisji, która chciała mieć coś do powiedzenia w Polsce, wzburzała Warszawę. „Pro Russia" przetłumaczono fałszywie i złośliwie „na rzecz Rosji". Podobnie zinterpretowano oczywiście następne uderzenie d'Herbigny'ego, likwidujące czynny w Warszawie emigracyjny sekretariat arcybiskupstwa mohylewskiego88'. 9 grudnia 1931 r. papieska Komisja Pro Russia zakomunikowała kompletnie zaskoczonemu arcybiskupowi Roppowi, że nie ma już żadnej potrzeby dalszego istnienia takiego emigracyjnego organu, zaś jego archiwum należy przenieść z War- awy do Rzymu. Sam Ropp, który skończył właśnie osiemdziesiąt lat, mógł zachować lohylewski tytuł, lecz jego 151 kapłanom łacińskiego obrządku, którzy również ^emigrowali z Rosji do Polski, polecono przyłączyć się - według własnego wyboru o jednej z diecezji polskich. Nie myślano już zatem o ich ponownym wykorzystania Rosji w przyszłym „Dniu X". W rosyjskiej wizji d'Herbigny'ego istniał tylko olicyzm odpolonizowany (koncepcja, która odbija się echem nawet w dzisiejszych, komunistycznych konfliktach tego regionu...). ecyzją tą poczuł się boleśnie dotknięty nie tyle sam sędziwy arcybiskup, co jego tay wikariusz generalny, Antoni Około-Kułak. U(j .. * on niegdyś dziekanem w Smoleńsku i mógł się chlubić, że w Berlinie KR ?°™*eJ kkcji rosyjskiego nuncjuszowi Pacellemu. Potrafił jednak również wicie napełniać kasę fikcyjnego zarządu mohylewskiej archidiecezji, nakładając p e daniny na emigracyjnych duchownych, którzy pracowali w Polsce jako °szczowie. Protesty proboszczów, którzy widzieli w Około-Kułaku „złego ducha" 128 Tajna dyplomacja Watykanu swego arcybiskupa, przyczyniły się do tego, że to źródło pieniędzy zostało decyzją Rzymu zamknięte. Wolno przeto założyć, że prałat Około-Kułak nie wyrażał się dobrze o prałacie d'Herbignym i dlatego trudno mu było sprostać pokusie rewanżu... Sposobność nadarzyła się, gdy kilka miesięcy później, w połowie 1932 r., przyby} do Polski współpracownik d'Herbigny'ego: Aleksander D e u b n e r, od którego losów oddaliliśmy się na ostatnich stronach tylko pozornie. Młody rosyjski ksiądz został przez d'Herbigny'ego wysłany do Lwowa, do swego „duchownego ojca", metropolity Szeptyckiego - być może jako „stały obserwator", co najmniej jednak aby rozeznać się w sytuacji. Przedmiotem rozeznań stał się teraz wszakże przede wszystkim on sam. Polska policja państwowa zainteresowała się faktem, iż z nieufnie traktowanej komisji d'Herbigny'ego przyjechał człowiek, któremu towarzyszyła opinia pewnego niezrównoważona. Wiedziano, że Sowieci zesłali jego ojca na Syberię, ale znany był również fakt, że jedna z sióstr ojca... mieszkała na Kremlu! Jej drugim mężem był pracujący tam syn niemieckiej komunistycznej deputowanej do Reichstagu, dary Zetkin*9). Policji zwrócono również uwagę, że Deubner zwykł wysyłać listy do rodziny w Związku Sowieckim (na przykład do swej francuskiej matki, mieszkającej w Moskwie do aresztowania w 1934 r.). Zauważono wreszcie i to, że Deubner w przejeździe przez Berlin odwiedził nie tylko Clarę Zetkin, lecz również pewną młodą Polkę, z którą był - jak zapewniał - „czysto platonicznie" - zaprzyjaźniony. Wszystko to wystarczyło, aby - z dzielnym wsparciem prałata Około-Kułaka90' - upleść solidną intrygę. Policja odmówiła Deubnerowi przedłużenia polskiej wizy pobytowej. Ten, jeszcze bardziej znerwicowany niż dotąd, wrócił do Rzymu i to akurat w chwili, kiedy w prasie światowej rozeszła się wiadomość (rozpowszechniana znów z Polski), że z Komisji Pro Russia zniknęły ważne tajne dokumenty. Było w tym nieco prawdy oraz żywiono nawet pewne podejrzenia, lecz nie dotyczyły one Deubnera91). Ten jednakże wpadł w panikę, gdyż był przekonany, że wszystko skierowane jest tylko przeciw niemu921. Pewnego grudniowego dnia zbiegł z Rzymu nie zostawiając swemu przełożonemu d'Herbigny'emu choćby jednej linijki wyjaśnienia. Możliwe oczywiście, że dla Deub-nera bodziec do dramatycznego odejścia nie był wcale niegodny. Bowiem wcale nie uciekł on, jak usiłowała to całemu światu wmówić polska prasa, jako zdemaskowany agent do Moskwy, lecz do Berlina, do swej polskiej przyjaciółki, z mocnym zamiarem poślubienia jej. Tę tyleż kuriozalną, co prawdziwą puentę przemilczał wprawdzie watykański „Osservatore Romano", dementując 2 lutego 1933 r. jakąkolwiek kradzież dokumentów. Rola Deubnera w komisji rosyjskiej została zbagatelizowana jako „przejściowa", a opinię, że mógł mieć do czynienia z moskiewskim GPU, określono jako „bezsensowną". Watykan nie udzielił jednak opinii publicznej odpowiedzi, też Deubner się znajduje, skoro kierunek moskiewski jest fałszywy. W rzeczywistości już od połowy stycznia wiedziano w Watykanie, że zgłosił się w Berlinie do „papieskiego Dzieła Pomocy dla Rosjan w Niemczech > którego sekretarzem był sekretarz nuncjatury, ojciec Eduard Gehrmann. „Zagubieni6 ogarnęło niestety również rosyjsko-unickiego kapłana, ojca Deubnera. ...Wydaje a że zamierza się on ożenić. Zajął się nim ojciec Rittmeister SJ93). Jest jednak bardo6-! niż wątpliwe, czy zdoła go powstrzymać na drodze, którą kroczył". Tak Qd końca dialogu do „wyprawy krzyżowej". 1927—1932 129 Gehnnann 19 stycznia 1933 i.941. Czy ów prosty stan faktyczny był dla Watykanu zbyt nieprzyjemny, aby go publikować? Czy też byli w Rzymie ludzie, którym „afera Deubnera" była akurat na rękę, aby osłabić pozycję d'Herbigny'ego, a przede wszystkim zaufanie papieża do jego wschodniego eksperta? „Cała opowieść o kradzieży dokumentów przez Deubnera, jego szpiegostwie itd. została wymyślona w Warszawie w celu, który jest aż nadto przejrzysty. Wymieniono mi nazwiska..." - sugerpwał ojciec Jan Urban, naczelny redaktor krakowskiego czasopisma jezuickiego „Orjens", które jako jedyne pismo polskie popierało d'Herbigny'ego i jego koncepcję95'. Urban wyraził nadzieję, że „może kiedyś jakiś historyk dotrze do rzeczywistych źródeł owej deubneriady". Lecz również on nie był chyba świadomy, że małostkowa historia nie była tylko częścią polsko-watykańskich przepychanek o właściwą politykę wobec Rosji, lecz że jej wymiar raczej się powiększał, gdyż zdarzyła się w momencie o światowo-historycz-nym znaczeniu: uchwycenia władzy w Niemczech przez Hitlera. Wydarzenie to stawiało przed Watykanem w nowym świetle pytania, czy Sowiety należy zwalczać, czy też nawracać, czy na wschodni ateizm należy reagować środkami „modlitewnych wypraw krzyżowych", czy też „polityką wałów obronnych". Gdy pod znakiem sprawy Deubner-d'Herbigny dokonało się kurczowe i bolesne rozstanie zjedna iluzją, tak jednocześnie narodziła się inna. Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 Polskie intrygi i pokuta Deubnera Budynek Reichstagu w Berlinie ogarnęły płomienie. Ktokolwiek tego 28 lutego 1933 r., ledwo cztery tygodnie po mianowaniu Hitlera kanclerzem Rzeszy, podpalił gmach -działał jakby na zamówienie narodowych socjalistów. Wreszcie mieli pretekst, aby zawiesić podstawowe prawa demokratycznej konstytucji i uprzedzić, aresztowaniami oraz terrorem, planowane rzekomo powstanie „czerwonych". Fakt, że potencjał rewolucyjny niemieckich komunistów był legendą przez nich samych wymyśloną, że KPD sparaliżowała się sama obłędną kampanią, kierującą „główne uderzenie przeciw socjaldemokracji" (Walter Ulbricht, 18 stycznia 1933 r.) i że Stalin zrezygnował z nadziei na światową rewolucję w imię swych wewnątrzrosyjskich ambicji11 -wszystko to znikło w oczach współczesnych, zasłonięte imponującą wybawicielską pozą Hitlera, który w pierwszej swej mowie kanclerskiej z 31 stycznia 1933 r. wspominał o „Bogu Wszechmogącym", który oby zechciał obdarzyć naszą prace swą łaską". Aczkolwiek kardynał sekretarz stanu Pacelli jeszcze w dniu objęcia władzy przez Hitlera był zdania, że ,jest to bardziej brzemienne w złe skutki niż zwycięstwo socjalistycznej lewicy"2*, to jednak wnet zmieniły się nastroje w Watykanie. Niechęć wobec ruchu hitlerowskiego była zresztą uwarunkowana raczej jego tendencjami neopogańskimi, antyklerykalnymi niż jego antydemokratyzmem. Katolicki kanclerz z ramienia partii Centrum Heinrich Bruning zauważył już w 1931 r., że w oczach „watykańskiej biurokracji autorytarna forma państwa wydaje się najbardziej stabilna i najpewniejsza". Kiedy Bruning, sam czciciel Mussoliniego i skryty monarchista, zjawił się 8 sierpnia 1931 r. w Watykanie, Pacelli uznał, że „powinien mu życzyc ułożenia się z nazistami" - oczywiście nie z sympatii dla nich (co Bruning zaraz usły && w rozmowie z Piusem XI), lecz dlatego, że Watykan spodziewał się „poskromić" w te sposób ruch hitlerowski, a przede wszystkim uzyskać parlamentarną większość dl* konkordatu z Rzeszą*. Kurii rzymskiej przyświecał wzór Traktatów Laterański<* z Mussolinim. Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 131 AchiUe Ratti (1857-1939) jako papież Pius XI - pontyfikat przypadai na lata 1922-1939). Podsekretarz stanu monsignore Domenico Tarami (1888-1961) w swej pracowni watykańskiej. Fotografia z lat 2 wojny światowej. Teraz, w 1933 r., Hitler wymachiwał sztachetą konkordatu oraz rekomendował siebie jako gwaranta przeciw „bolszewizmowi", wrzucanemu przez „Osservatore Romano" prostodusznie do jednego worka z wszelkim innym kacerstwem. „Protestantyzm, schizma, laicyzm i bolszewizm są w gruncie rzeczy tym samym (sono in sostanza sinonimi)" - pisał watykański organ w komentarzu do obrad konsystorza 3 marca 1933 r4'. Wobec zgromadzonego kolegium kardynalskiego papież gwał-wnie zaatakował „misjonarzy antychrysta", którym narody cywilizacji chrześcijańskiej muszą się przeciwstawić. Tego samego dnia ambasador niemiecki przy Watyka-ue, von Bergen, wysłał depesze do Berlina. Są jeszcze inni, którzy poświadczają, że Pius XI w wystąpieniu z 13 marca chciał rzeczywistości skomplementować antykomunizm Hitlera. Pięć dni wcześniej, 8 mar- papież oświadczył ambasadorowi francuskiemu, Charles-Rouxówi, że Hitler jest ^ynyrn szefem rządu, który nie tylko podziela jego [papieża] zdanie o bolszewizmie, '• wielką odwagą i jednoznacznie wypowiada mu walkę"5'. A 9 marca Pius XI toczył polskiego ambasadora, Skrzyńskiego, oświadczając: ••że widzi, iż będzie zmuszony zrewidować swoje zapatrywania na Hitlera, niezupełnie zmienić, ale znacznie zmodyfikować, S d y ż musi przyznać, że Hitler jest jedynym 132 Tajna dyplomacja Watykanu szefem rządu na świecie, który ostatnio tak m ó w ii o bolszewizmie, jak mówi papie ż". Ojciec Św. twierdzi, że mówienie w ten sposób jest dowodem osobistego męstwa, które pochodzić może tylko ze źródła głębokiego przekonania, nie cofającego się przed. szlachetną ofiarą własnego życia. Powtórzył, że to Mu zmienia obraz, który sobie uprzednio o Hitlerze wytworzył, gdyż widzi, że Hitler podziela jego zdanie, iż bolszewizm nie jest jedną z trudności lub jednym z nieprzyjaciół, „mais que c'est l'ennemi"... (patrz faksymile - str. 133). „Wróg", a więc - szatan. Po francusku - tak jak papież powiedział - zapisał to sformułowanie polski ambasador w raporcie, który 11 marca 1933 r. jako „Ściśle tajne »' do rąk własnych Pana Ministra" wysłał do Warszawy (oryginał: archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Warszawa). Jeżeli tak się chciało rzeczy traktować, to cóż było bliższe niż wspólny front odporu? Sekretarz do Spraw Nadzwyczajnych w Sekretariacie Stanu, kardynał Pizzardo, usiłował w lutym 1933 r. dwukrotnie wytłumaczyć polskiemu ambasadorowi przy Stolicy Apostolskiej, że Piłsudski, Mussolini i Hitler mogliby - mimo różnic - współpracować „na tej samej linii tamowania komunizmu"6* Nieufni Polacy wahali się, Piłsudski zaledwie w lipcu 1932 r. ubezpieczył się układem o nieagresji z Moskwą przed niemiłymi skutkami współpracy niemie-cko-sowieckiej (umożliwiło to, na przykład, zwolnienie we wrześniu 1939 r. z sowieckiego więzienia skazanego w 1928 r. prałata Skalskiego). Piłsudski był antykomuni-stą, lecz nie był ideologiem. Jako polityk myślał przede wszystkim o wspólnych polsko-francuskich posunięciach prewencyjnych przeciw Niemcom, w których teraz, w roku 1933, rządził najbardziej nieprzejednany przeciwnik wersalskiego ładu pokojowego. Z drugiej strony nie uszło uwadze Piłsudskiego, że „Austriak" Hitler w swej książce Mein Kampfiako tereny pozyskania „przestrzeni życiowej" wymieniał zawsze tylko Rosję, nigdy Polskę. Od maja 1933 faktycznie zaznaczyło się pewne zbliżenie Hitlera do Polski, które doprowadziło w końcu w styczniu 1934 r. do - mającej niedługi żywot - umowy o nieagresji i porozumieniu. Piłsudski traktował to trzeźwo; Hitler wyczekiwał jeszcze, czy Polska nadawać się będzie -jak Włochy - na satelitę czy raczej na ofiarę jego polityki ekspansji7'. Związek Sowiecki, w którym Watykan dostrzegł główne niebezpieczeństwo, pozostawał w rzeczywistości na uboczu - osłabiony przez własne nadmierne wysiłki. Dopiero sześć lat później Hitler wprowadził g° do gry - najpierw przez zawarcie z nim paktu, następnie przez napaść. Zimny makiawelizm Hitlera przejrzany został w Watykanie - jak zresztą prawie wszędzie - dopiero późno lub jedynie częściowo. Co prawda i tutaj istniały pewne chłodne, aczkolwiek błędne kalkulacje. Za cenę konkordatu, w którym Hitler wyszedł katolickim życzeniom pozornie tak daleko naprzeciw, na co przed nim nie odważyłby się żaden uczciwy kanclerz Rzeszy, papież zrezygnował z partii Centrum, politycznej ojczyzny niemieckiego katolicyzmu. Pośpiech, z jakim osobiście wdrażał likwidację przewodniczący Centrum, prałat Kaas8*, można wyjaśnić jego całkowicie słusznym rozeznaniem, że Hitler tak czy owa* zlikwiduje Centrum. Przez samorozwiązanie partii chciano przynajmniej coś jeszcz* wytargować. Kaas i jego przyjaciel, Pacelli, pocieszali się przy tym nadzieją, że „nazisci Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 133 3cłll« tajrie do riL własnych Pana Ministra. Wielce Szanowny Panie Uinlstrze, się.. że Pan Minister wyjociu.1 -:o Osnowy Il3t prywtny o mojej »>\jdjencjv z 9-yo b. n. u r*.{4t •'* prswt -irł, sov„-;-; do Sżcmbcka - 6 Panu Ministrowi prrneyłua » nł*e* tylko ta ustępy, ktto-e mi sit; wytiują w».*r.;sJr..z*J Mówiąc o Nienczaa^Plta XI powi«Ulat ni, :-t łrl l*ł, U będzie rriistał pr-.itko.itriio.^c' ?«ojft zopntryvanU Cv do iU lera, "niezupełnie T^ianlć. alo rjuczDle znoed a/Uchatna. oflart; -Usn«cg fycic. P«wt5rzył. /.a to Mu. arillt-nie o?raz. który uobł» p»jar?.»4aio o Hitlera* wytt.-orzył. e*yf widzi, za HiU»r podziała J»co *lAni«, if tolauewlBa nie jest JjOii4 .- tr.tno«ci. lub Jo<łaj« * nuprzyjac^ł, 'łnais que c'est 1'innen.i". Paplef wspomnlaik, e«)i««e«ft»t*« dla Hitlera jest o wicie wl«J«L«, «Uy4 a MaaMy 2*UUJ n>te o Berllr.^nłf do v tej c^y J°zefn n ?° ""tbasadora w Watykanie Władysława Skrzyńskiego do ministra spraw zagranicznych &cka (marzec 1933). 134 Tajna dyplomacja Watykanu wcześniej czy później będą zmuszeni zejść ze sceny" oraz oddawali złudzeniu, że „wierzący w Boga" (gottglaubige) narodowy socjalizm jest jednak w porównaniu z komunizmem „mniejszym złem"9'. Decydujące jednak było, że Hitler -jak pisał do kardynała Bertrama - potrzebował „łaskawego zrozumienia Kościoła" dla „walki o ujarzmienie komunizmu" oraz fakt, że „nowe Niemcy" rozpoczęły „decydującą bitwę przeciw bolszewizmowi", jak to ochoczo poświadczył Pius XI wicekanclerzowi Hitlera von Papenowi10'. W polityce zagranicznej prałat Kaas i tak już odwiódł Centrum od prorosyjskiej polityki Rapallo i przygotował partię na owo zbliżenie do Polski, które pozornie realizował Hitler, a jak najgoręcej zalecał papież. Po Traktatach Laterańskich z 1929 r. Alcide de Gasperi sądził, że może jeszcze dodawać odwagi przyjaciołom z Włoskiej Partii Ludowej: „Mamy przynajmniej tę pociechę, że jesteśmy ostatnimi, których złożono w ofierze". Teraz, cztery lata później, widział, jak jego partyjni przyjaciele z Centrum głosują za ustawą o pełnomocnictwach dla Hitlera, a tym samym za własnym końcem. Komentował ze smutkiem: „Lęk przed komunizmem wszystkich ogarnął i niemal przekonał -jakby nie chodziło tu o dławienie niezbędnych swobód..."n) Czy w kumacie irracjonalnych lęków i zaklinania duchów w ogóle można było jeszcze myśleć o watykańskiej polityce wschodniej w rozumieniu ratowania i ubezpieczania możliwości duszpasterskich? Zawróćmy z wyżyn „wielkiej polityki" na jej niziny. Berlin, 28 lutego 1933 r. W dzień po pożarze Reichstagu hitlerowski minister propagandy, Goebbels, notuje w dzienniku: „Czerwona zaraza zostanie teraz wytępiona doszczętnie... Najgorsze minęło... Znów ma się ochotę żyć"12'. W Berlinie są jednak ludzie, którym ochota odeszła; choćby rosyjski ksiądz, Aleksander Deubner, który miał właściwie tylko prywatny problem: kościół czy małżeństwo? W prasie i w wiadomych biurach pokutuje jego nazwisko jako „czerwonego agenta", który uciekł z Watykanu. Mówi się też o dziewczynie, którą kocha. Zapewne jest ona właściwą - polską lub sowiecką - agentką, której Deubner zdradził tajemnice Watykanu. Ponadto ów Deubner jest spokrewniony z niemiecką komunistką (chodzi o Clarę Zetkin, która uciekła już do Moskwy). I tu następuje rzecz straszna: ojciec dziewczyny popełnia w Berlinie samobójstwo. Nie znamy okoliczności, wiemy tylko, że w tym momencie Aleksander Deubner znów popadł w panikę i zbiegł z Berlina - kierując się na południe, nie na wschód... Tymczasem jednak niemiecki ambasador przy Watykanie, Diego von Bergen przesłał do Berlina raport, w którym stawia pod znakiem zapytania watykańską wersję „sprawy Deubnera":13) Mimo wszystkich dementi nie należy wykluczać, że działal on [Deubner] jako agent bolszewicki, zaś jako tlumacz znajdował prawdopodobnie możliwość wgląd* w ważne dokumenty i ich wykorzystania po swojej myśli. Wskazówka-Bergena dotarła do Berlina w dniu pożaru Reichstagu. Polowanie na komunistów w Niemczech osiąga punkt szczytowy: 4000 aresztowań w 24 godziny-Pod pretekstem zagrożenia naziści podporządkowują sobie rządy landów niemieckich-„Wystarczy łagodny nacisk, aby rzucić je na kolana... Wieczorem postanowiono, & Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 135 teraz kolej na Bawarię" - notował Goebbels 8 marca w swym dzienniku. Tegoż dnia (w którym papież w Rzymie mówi do ambasadora Francji z podziwem o Hitlerze) ...bezpaństwowiec Aleksander Deubner, urodzony 15 sierpnia 1899 r. w Ilieńskim-Tobolsku [zostaje zatrzymany] przez placówkę bawarskiej policji granicznej w Passawie... przed zamierzonym wyjazdem do Austrii i wzięty w areszt ochronny na skutek podejrzenia knowań politycznych...1** Tak zapisano w aktach. Watykan został szybko poinformowany. Biskup d'Herbigny westchnął w liście do biskupa Neveu w Moskwie: „Biedny Deubner!"15) Ojciec Gehrmann, radca nuncjatury w Berlinie, martwił się o aresztowanego, „który obecnie siedzi w Passawie w więzieniu"16*. Jednak po dwu i pół miesiącach policja polityczna zwolniła Deubnera. 26 maja 1933 r. pruskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało nawet niemiecką ambasadę przy Watykanie: Założenie, że w przypadku Deubnera chodzi o bolszewicka zorientowaną osobowość, nie potwierdziło się w świetle przeprowadzonych dochodzeń. Nie udało się też stwierdzić, że jest on agentem GPU. W kotle z intrygami jednak nadal wrzało. Zaufanie papieża do d'Herbigny'ego było jeszcze niemal niewzruszone, nawet rozważał on możliwość wyniesienia przewodniczącego Komisji Pro Russia do godności kardynalskiej na konsystorzu 13 marca. Jedynie kłopotliwe echo afery Deubnera, której odgłosy nie chciały umilknąć, powstrzymało papieża przed usatysfakcjonowaniem w ten sposób swego eksperta wschodniego (którego „coraz większą nerwowość" z zadowoleniem odnotowywał polski ambasador Skrzyński). 11 marca Skrzyński otrzymał „poufną, lecz pewną informację", że nadal nikt nie ma tak dużego wpływu na papieża, jak d'Herbigny, a nawet, że jego pozycja umacnia się, aczkolwiek sam d'Herbigny sprawia już wrażenie „nieco zdezorientowanego"17'. Jednak na szczęście zwiększa równocześnie swoje wpływy „w inny sposób" kardynał Pacelli. Również nuncjusz papieski w Warszawie, Marmaggi, został ostatecznie pozyskany dla polskiego punktu widzenia; może z tego względu wypadałoby zrobić dla nuncjusza „coś miłego", aby mógł się wykazać przed papieżem. Skrzyński delikatnie pracował również nad kardynałem sekretarzem stanu; 9 kwietnia powiedział Pacellemu: Monsignore d'Herbigny miał z pewnością jak najlepszą wolę, ale wywołał tak katastrofalny zamęt, że teraz nie wiadomo, jak z niego wyjść, a wszystko tylko wskutek niedostatecznej znajomości trudnych stosunków w Europie Wschodniej i ich zazębienia z problemami ogólnymi... Pacelli bronił się oczywiście przed ujawnieniem wobec polskiego ambasadora 'Jasnego poglądu na d'Herbigny'ego. Bronić szefa Komisji Rosyjskiej kardynał jednak • zamierzał. To Pacelli umacniał papieża w konkordatowej polityce wobec Hitlera 'wrueż w polityce Pacellego papież - który w gruncie rzeczy nie był tak bardzo yczliwy Polakom18* - coraz częściej wyrażał życzenie znalezienia polsko-niemieckiego >dus vivendi, aby Polska mogła nadal odgrywać „swoją tradycyjną rolę przedmurza Kscijaństwa" (przeciw ateistycznej Rosji)19'. „Nowo-unijne" wysiłki d'Herbigny'ego, c eLnujące na polskim gruncie zrusyfikowany katolicyzm, 136 Tajna dyplomacja Watykanu źle przystawały do bastionowej funkcji Polski. To właśnie był ów „zamęt", który Polacy próbowali „odmącić", rozdmuchując sprawę pogmatwanych pobłądzeń nieszczęsnego księdza rosyjskiego Deubnera. Jednakże zamysł podstawienia w ten sposób nogi d'Herbigny'emu został jeszcze tym razem pokrzyżowany. Papież, który przeczuwał intrygę, lecz nie przejrzał jej wewnętrznej logiki, nie uczestniczył w grze. Zaczynał wprawdzie rozważać sugestie coraz usilniej podsuwane przez Pacellego, że mistyczno-polityczne wyobrażenia o „nawróceniu Rosji" muszą pozostać bezowocne, a o wiele ważniejszy jest teraz obronny związek mocarstw antykomunistycznych w Europie. Wszakże Pius Xl wciąż jeszcze był zafascynowany osobistą charyzmą d'Herbigny'ego, jego pełną poczucia misji romantyką polityczną. W dniu, kiedy przyszła z Passawy wiadomość o zwolnieniu Deubnera, 25 maja 1933 r., d'Herbigny otrzymał w dowód zaufania honorowy tytuł „Asystenta Tronu Papieskiego". Jednak Aleksander Deubner, zaszokowany brakiem skrupułów, z jakimi jego osobistą sprawę wykorzystano politycznie, sam zabrał głos. Pojechał do Lubiany w Jugosławii, zasięgnął tam rady u pewnego eksperta od kościołów wschodnich, profesora teologii i prałata Franciszka Griveca i sformułował 9 czerwca z jego pomocą oświadczenie publiczne, które wysłał do licznych gazet europejskich. Jednak tylko katolicki „Tablet" w J^ondynie [!] zamieścił dementi Deubnera w pełnym brzmieniu:20' Prawdą jest, że opuściłem Rzym bez zezwolenia prałata d'Herbigny'ego, przewodniczącego papieskiej Komisji Pro Russia oraz że udałem się do krewnych w Berlinie. Jestem oczywiście i teraz w kontakcie z rodziną w Rosji, podobnie jak utrzymywałem go zawsze podczas pobytu w Rzymie. Moja matka, mój brat i moja siostra są w Rosji, podobnie jak mój ojciec, który jest kapłanem i był bliskim przyjacielem zmarłego Władimira Sołowiowa, wielkiego myśliciela i szermierza chrześcijańskiej jedności. Kradzież dokumentów, by przekazać je z jednej strony na drugą, a w ogóle odgrywanie roli szpiega byłoby sprzeczne z honorem i tradycją mych szlacheckich rosyjskich przodków. Byłoby to szczególnie nieuczciwe wobec Najprzewielebniejszego prałata d'Herbigny'ego, którego bezinteresowne oddanie sprawie Rosjan, bez względu na różnicę wyznania, jest dobrze znane. Oskarżenia, które się przeciw mnie podnosi, są nie tylko nieuzasadnione, lecz zostały wymyślone w celu, który musi zostać potępiony nie tylko przez osoby myślące po chrześcijańsku, lecz przez wszystkich uczciwych ludzi. Ich celem było skompromitowanie i w miarę możności zniszczenie dzieła zjednoczenia kościołów (Reunion) w Polsce, a przede wszystkim komisji rosyjskiej i jej prezesa. Jeżeli zniknięcie Deubnera z Rzymu pod koniec 1932 r. wywołało wielkie zamieszanie, tak teraz, kiedy powrócił z początkiem lipca 1933 r., zapanowała cisza. Zdaje się, że nawet d'Herbigny'emu sprawił kłopot. Ojciec Ledot z Papieskiego Instytutu Studiów Wschodnich podsunął d'Herbigny'emu myśl, aby wracającego w skrusze Deubnera wysłać „na pokutę" do położonego na odludziu górskiego klasztoru św. Benedykta pod Subiaco. Żywiono też nadzieję, że uda się uniknąć ponownego występu Deubnera na rzymskiej scenie, która w „Roku Świętym" 1933 zaludniona była - prawdziwyrn1 i rzekomymi - pielgrzymami z całego świata. W Subiaco Deubner miał nawet gości- Ąntykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933—1939 137 Przybył tam d'Herbigny w towarzystwie biskupa Boleslasa Sloskansa, którego Sowieci pod koniec stycznia wreszcie zwolnili w zamian za łotewskich komunistów i odesłali na Łotwę. Z ostatniej chyba rozmowy z Deubnerem d'Herbigny odniósł wrażenie, że zmienny Rosjanin nauczył się czegoś, „chociaż nie za wiele" ze swych doświadczeń...21* Czy z pokutą Deubnera istotnie załamała się wielka intryga przeciw d'Herbigny'emu? Tak założyć, oznaczałoby nie docenić gorliwości, z jaką Polska zwalczała wschodnio-polityczną koncepcję Herbigny'ego i to w chwili, kiedy papież bardziej entuzjazmował się antykomunizmem Hitlera niż misyjnymi ideami swego „domowego sowietologa"... Litwinowa droga do Rzymu i upadek d'Herbigny'ego Letni upał ciężko kładł się nad Rzymem. Również Kuria papieska zdawała się wyjeżdżać po denerwujących miesiącach na ferie. Tym bardziej zaskoczony był radca ambasady Klee, który musiał trwać w niemieckiej placówce przy Watykanie również w gorący dzień „Ferragosto", 15 sierpnia, kiedy nagle otrzymał na dzień następny zaproszenie od kardynała Pacellego. Czyżby chodziło o pierwsze protesty przeciw naruszeniom konkordatu z Rzeszą, który wprawdzie 20 lipca 1933 r. został pośpiesznie podpisany, lecz nie był jeszcze ratyfikowany? Późno po południu Klee wracał z Watykanu z uczuciem ulgi, ale równocześnie zatroskany. Pacelli nie miał o nic pretensji, prosił jedynie o przekazanie przyjaznego ostrzeżenia;221 Klee nadał depeszę do MSZ: Kardynał sekretarz stanu poufnie powiedzial mi dziś, że według wiadomości, które do niego dotarły, Rosja Sowiecka usiłuje wejść w posiadanie załącznika do konkordatu. Zwrócił uwagę, że prasa zajmuje się już tajnym porozumieniem. Jako przykład przytoczył „Journal de Geneve" z 12 sierpnia. Klee. Cóż to za „tajne porozumienie", które budziło palące zainteresowanie Sowietów? Był to dodatek do konkordatu, którego pragnęli wprawdzie niemieccy biskupi, lecz •óry - jak słusznie zakładał wicekanclerz von Papen - sprawił „szczególną radość" titlerowi: regulacja na wypadek wprowadzenia powszechnego obowiązku wojs- >wego, a wiec - planowanego przez Hitlera ponownego uzbrojenia Niemiec23'. Nie icmy, jakim sposobem Pacelli dowiedział się o zaciekawieniu Moskwy tym dokumen- Niewykluczone, że kłopotliwa kwestia została postawiona nawet w trakcie ataktu bezpośredniego. Bo choć wszelkie rokowania sowiecko-watykańskie były ffladaejnie zerwane od 1927 r., a już zdecydowanie od 1930 r., choć papież ostro ^mawiał przeciwko komunistycznemu i sowieckiemu ateizmowi - nie wykluczało Ikiem sporadycznych kontaktów. Na przykład - jak dowiedziano się w 45 lat - kardynał Pizzardo spotkał się w 1932 r. z radcą P. M. Kiersenczewem eckiej ambasady przy Kwirynale) i sondował możliwość wymiany uwięzionych łzku Radzieckim katolickich księży na najznakomitszego filozofa włoskich istów, Antonio Gramsciego. (Próba nie powiodła się; w więzieniu w Turynie, ^zzardo chciał rozmawiać z Gramscim, mógł kardynał zostawić - takie było mie Mussoliniego - jedynie swoją kartę wizytową)24'. 138 Tajna dyplomacja Watykanu Możliwe również, że Sowieci, którzy bynajmniej nie odstraszeni faszyzmem Mussoliniego zawarli z Włochami 2 września 1933 r. pakt o nieagresji i przyjaźni, wywąchali istnienie aneksu do konkordatu w toku rzymskich negocjacji. Na grudzień sam komisarz spraw zagranicznych, Litwinów, zapowiedział przyjazd do Rzymu na podpisanie układu handlowego z Włochami. W Watykanie naturalnie nikt nie był zbudowany takimi manewrami, podobnie jak usiłowaniami Piłsudskiego i jego obrotnego ministra spraw zagranicznych, Józefa Becka, którzy nie tylko - z błogosławieństwem papieża - szukali kompromisu z Niemcami, lecz wysuwali również osobiste czułki w stronę Moskwy (gdzie Rosjanie gotowi byli przedłużyć pakt o nieagresji z Warszawą). Największe zaskoczenie przyszło jesienią, kiedy nowy amerykański prezydent, Franklin D. Roosevelt, 10 października formalnie zaoferował Związkowi Sowieckiemu rokowania na temat uznania dyplomatycznego i wkrótce potem zaprosił Litwinowa do Waszyngtonu. Stalin wciskał się nawet (z powodzeniem) do genewskiej Ligi Narodów, podczas gdy Hitler zapowiedział wystąpienie Niemiec z tej organizacji. Było jasne, że Moskwa próbowała wymknąć się z grożącej jej izolacji w Europie. Przeszkodą na tej drodze była w szczególności opinia publiczna w USA, wrażliwa na wszelkie uchybienia przeciw tolerancji i domagająca się gwarancji wolności religijnej: Jezuita Edmund Walsh, którego Rosja zachowała w niedobrej pamięci z lat dwudziestych, z czasów misji pomocy głodowej, zainicjował teraz prawdziwą .kampanię przeciw nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Moskwą, ponieważ nie można było oczekiwać pewnych gwarancji. Sowieci dobrze wiedzieli, dlaczego kolportowali jesienią 1933 r. informacje, wedle których nie tylko byliby gotowi rozmawiać o gwarancjach religijnych, lecz nawet że już rozmawiają o tym z Watykanem. Lakoniczne, czterowierszowe dementi ukazało się l października 1933 r. w „Osservatore Romano". Doświadczenie nakazuje zachować szczególną ostrożność wobec oficjalnych czy nieoficjalnych kontaktów ze Związkiem Radzieckim - tak pouczano w Watykanie niemieckiego ambasadora, von Bergena25). Kiedy Litwinów, w drodze powrotnej z Ameryki, rzeczywiście przybył w początkach grudnia do Rzymu i nie chciały umilknąć pogłoski, że za pośrednictwem Mussoliniego, który go przyjął, nawiąże również kontakt z przedstawicielem papieża — w Watykanie zapewniono dyplomatów zagranicznych:219 Kuria uważa negocjacje z rządem sowieckim za bezcelowe, gdyż nie można dać żadnej wiary ewentualnym zapewnieniom. Porozumienie z Ameryką tylko umocnilo Kurię w tym nastawieniu... Postanowienia o wolności religijnej pozostają jedynie na papierze... W watykańskich archiwach znalazłoby się na to tak wiele dowodów, że wszelkie dementi ze strony rosyjskiej należałoby uznać za bezsensowne... Według jej [Kurii watykańskiej] poglądu, rokowania z Rosją ^ temat wolności praktyk religijnych nie mogłyby w żadnym wypadku opierać się "" podstawie ustawodawstwa rosyjskiego, lecz musiałyby wychodzić z całkowici nowych przesłanek. Dotychczas nie ma żadnych oznak świadczących, że rząd sowiecki byłby do tego gotów... Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 139 Lecz nawet i w tym twardym dementi wyczuwa się jeszcze ślad zasadniczej gotowości do rokowań - aczkolwiek tylko na „nowych przesłankach". Należeć do nich winna przede wszystkim faktyczna oferta Stalina, której nie było. W przypadku konkordatu z Hitlerem została przedłożona nie tylko daleko idąca propozycja, lecz Pacelli czuł poniekąd „pistolet przystawiony do głowy". 19 sierpnia 1933 r. zwierzył się brytyjskiemu charge d'affaires, Kirkpatrickowi, że musiał wybierać - bez innej możliwości - pomiędzy hitlerowską ofertą konkordatu a „praktyczną eliminacją Kościoła". Charakterystyczna dla owego wciąż niezmiennego wzorca negocjacyjnego jest argumentacja pewnego biskupa, uczestnika prac nad konkordatem z Rzeszą:27* Rząd określonego kraju nie jest w żadnym wypadku identyczny ze światopoglądem jakiejś partii. Dlatego mogloby zdarzyć się, że papież zawrze porozumienie ze Stalinem, nie uznając przez to bolszewizmu. Zasada ta natrafia wszakże na ustawicznie powracające trudności w przypadku systemów, które utożsamiają totalne aspiracje ideologii partyjnej z interesem państwowym. Przedmiotem rokowań watykańskiej polityki konkordatowej może być bowiem jedynie określony zakres wolności światopoglądowej, na który systemy totalitarne mogą przyzwalać jedynie ze względu na polityczną dogodność, nigdy zaś z motywów ideologicznych. Podobnie Kościół wnosi swoje wzajemne świadczenie - obywatelską lojalność kapłanów i wiernych - jedynie w odniesieniu do praktycznego współżycia i współdziałania, nigdy zaś jako aprobatę dla politycznej doktryny danego państwa. Również tak zwana „klauzula religijna", narzucona przez rząd amerykański podczas rozmów na temat prawnomiędzynarodowego uznania Związku Sowieckiego, była z góry bardzo skromnie zakrojona i w żadnym razie nie odnosiła się do wolności religijnej jako takiej. W wymianie not z Litwinowem z 16 listopada Roosevelt przeforsował zasadę „swobodnego wykonywania wolności religii" tylko dla obywateli amerykańskie h28). Przytoczona watykańska krytyka tego uzgodnienia omijała istotę sprawy, gdyż Sowieci bynajmniej nie obiecali więcej, niż zamierzali dotrzymać. W przeciwieństwie do klauzuli religijnej Traktatu Ryskiego, która zapewniała wolność religijną polskiej mniejszości w Związku Radzieckim, tym (żem była mowa tylko o wolności religijnej dla pewnej grupy cudzoziemców. Uzgodnienie wychodziło poza tę granicę tylko w jednym praktycznym punkcie. 'Owieci zgodzili się na wysłanie jednego amerykańskiego duchownego katolickiego • kościoła św. Ludwika w Moskwie. A w tej sprawie Watykan - wbrew wszelkim etnenti - faktycznie włączył się w rokowania: »We właściwym momencie zaalarmowałem przyjaciół w Nowym Jorku; przekonali 'prezydenta [Roosevelta] poprzez jego syna, że przyjęcie do personelu moskiewskiej nasady duchownego katolickiego zaświadczy lepiej niż jakikolwiek inny argument Wttej gotowości Sowietów do tolerancji religijnej" - relacjonował Gervais lard, superior generalny zakonu asumpcjonistów, członek Komisji Rosyjskiej oigny^go29'. „Litwinów bronił się cały tydzień jak diabeł przed święconą wodą tym niepożądanym przybyszem, zapewniając, że jest to całkiem niepotrzebne, Panuje przecież wolność religijna. Znalazł w końcu całkiem niespodziewany 140 Tajna dyplomacja Watykanu pretekst: w Moskwie jest przecież katolicki biskup Neveu i konieczna jest jego zgoda, gdy chce mu się dodać jednego kapłana. Co zatem czynić? Zatroskany delegat apostolski w Waszyngtonie, Amleto Cicogniani, zatelegrafował do Rzymu, a kardynał Pacelli dowiadywał się w Komisji Rosyjskiej, w jaki sposób najszybciej można ściągnąć z Moskwy zgodę biskupa Neveu. Ojciec Quenard pośpieszył do francuskiej ambasady przy Watykanie, by wysłać szyfrowaną depeszę do Moskwy. „Nie, to rozzłościłoby Paryż" - zareagował jak strachliwy urzędnik ambasador Charles-Roux. Wpadł jednak na pomysł ratujący sytuację: „Depeszujcie po prostu sami do Waszyngtonu!" I tak się też stało. „NEYEU ZGADZA SIĘ Z CAŁEGO SERCA" - telegrafował Quenard do Cicognianiego i wkrótce depesza znalazła się przed Litwinowem i Rooseveltem na stole rokowań w Białym Domu. Wnet też 30-letni amerykański asumpcjonista, ojciec Leopold Braun30' pojechał wraz z pierwszym ambasadorem USA do Moskwy jako „wikariusz" biskupiego proboszcza u św. Ludwika... Jak doszło do tego, że w całej sprawie czynny był jedynie „konsultor" papieskiej Komisji Rosyjskiej, wspomniany ojciec Quenard, a nie prezes d'Herbigny? Antysowiecka prasa w USA, zaciekle protestująca przeciw rokowaniom Roosevelta z Litwinowem, przypuszczała, że jednak za wszystkim kryły się , jezuickie zamysły" d'Herbigny'ego. „Oczywiście dementi - zwłaszcza jeśli będą nadane z Rzymu — nie wybiją ludziom z głowy fałszywego twierdzenia, pochodzącego z pewnością od tych samych «przyjaciół», którzy manewrowali aferą Deubnera" - pisał d'Herbigny 13 listopada 1933 r. w liście prywataym31). - „Inne gazety, przede wszystkim w Europie Środkowej i w Szwajcarii, opisują na wielu szpaltach gwałtowne dyskusje, w których zwracałem się przeciw Ojcu Świętemu, ponieważ - tak piszą jedni - chciał zawrzeć konkordat z Sowietami, lub ponieważ - tak piszą inni - właśnie tego nie chciał. Wszystko to oczywiste wymysły". W rzeczywistości d'Herbigny był już w tym czasie odsunięty. Cytowany list datowany jest nie z Rzymu, lecz z Brukseli. Co stało się z d'Herbignym? Jego obalenie, sam go sobie w pełni nie uświadamiał, zostało przeprowadzone w miękki, wyrafinowany sposób i ukryte przed opinią publiczną. Do dziś okrywa je zasłona tajemniczości, którą po dziesięcioleciach tylko częściowo można było unieść32*. „Z powodu, którego tajemnic nigdy nie zdołałem przeniknąć, szef [papieskiej Komisji Pro Russia] popadł w niełaskę" -pisze Charles-Roux, który był ambasadorem Francji przy Watykanie od 1932 do 1940 r. i z pewnością utrzymywał ścisły kontakt ze swym rodakiem d^erbignym33'. Niemiecki ambasador von Bergen, uważny obserwator rzymskiej sceny, zauważył jedynie, że w końcu września 1933 r. d'Herbigny w ciągu niewielu dni został dwukrotnie przyjęty przez papieża. Później, kiedy d'Herbigny zniknął, a wokół krążyły pogłoski o podłożu politycznym, Bergenowi „poufnie" zakomunikowano w Watykańskim Sekretariacie Stanu, że d'Herbigny cierpi „na nieuleczalnego raka jelit"...34' Jednakże d'Herbigny żył jeszcze przez dalszych 24 lat! Cierpiał tylko na hemoroidy, a lekarz doradzał mu w lipcu 1933 r. ich operacyjne usunięcie (bez naglącej potrze- Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933—1939 141 by)3S)- Na początek października zapowiedzieli wizytę w Rzymie biskupi polscy z kardynałemprymasem Augustem Hlondem. Wiedziano, że byli oni zdecydowani przypuścić szturm przeciwko „neounijnym" dążeniom d'Herbigny'ego, że będą domagać się zmiany nazwy oraz, o ile to możliwe, złożenia z urzędu przewodniczącego Komisji Pro Russia - wskazując również na aferę Deubnera. Rząd warszawski zwrócił się w tym duchu poufnie do generała zakonu jezuitów, Polaka Włodzimierza Ledóchowskiego. Marszałek Piłsudski rzekomo zagroził ze złością, że wszystkich jezuitów w Polsce każe „odstawić do Rosji", jeżeli nie „położy się kresu procederowi" d'Herbigny'ego... Papież nakazał d'Herbigny'emu, by natychmiast po przybyciu polskich biskupów do Rzymu nawiązał z nimi kontakt, a politykę wschodnią Stolicy Apostolskiej uczynił dla nich zrozumiałą. Do tego wszakże miało już nie dojść. Do akcji przystąpił generał jezuitów, Ledóchowski. Już od dawna nie podobał mu się zapobiegliwy brat zakonny, d'Herbigny. Pod koniec września Ledóchowski udał się do papieża i zobrazował, jak niekorzystna dla dobra Kościoła, lecz również dla misji na Wschodzie okazać by się mogła bezpośrednia konfrontacja w Rzymie pomiędzy d'Herbigny'm a Episkopatem Polskim. Czy nie lepiej będzie pozwolić, aby porosła trawą afera Deubnera, wycofując zarazem d'Herbigny'ego -pod jakimś eleganckim, możliwie wiarygodnym pretekstem -zUnii ostrzału...? 29 września Pius XI, jak zawsze łaskawie i przychylnie, rozmawiał z d'Herbignym, który nie przeczuwał, że audiencja u papieża będzie jego ostatnią... Długo i w pełnym skupieniu oglądał papież kilka fotografii, które d'Herbigny otrzymał kurierską pocztą od biskupa Neveu z Moskwy. Pokazywały unickiego egzarchę Feodorowa i administratora apostolskiego Ugina w sowieckich obozach pracy... Następnie papież zaskoczył swego rosyjskiego eksperta życzeniem, które zabrzmiało jak rozkaz: „Po sprawozdaniu, które dał mu nasz Ojciec Generał, zdecydował on [papież], że absolutnie potrzebuję czasu na kurację i wypoczynek, być może będzie potrzebna operacja chirurgiczna... Wydaje się, że jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki i że odjadę do pewnej kumki w Brukseli za kilka dni, prawdopodobnie 12 października..., o ile właściwi przełożeni nie zalecą mi wcześniejszego wyjazdu... Będzie się szukać politycznych powodów tego wyjazdu... Ale tutaj i w Polsce wielu będzie się ogromnie cieszyć..." -tak pisał d'Herbigny następnego dnia w swym cotygodniowym liście do Neveu w Moskwie. I rzeczywiście: d'Herbigny natychmiast usłuchał, kiedy Ledóchowski wezwał go, by zechciał opuścić Rzym 2 października - w dniu, w którym przybywali biskupi olscy... Dopiero 10 dni później poddał się operacji w katolickiej klinice w Brukseli. Jeszcze miał nadzieję, że najpóźniej za dwa-^trzy miesiące powróci do Rzymu. Powierzenie przez papieża „przejściowego" kierownictwa komisji prałatowi Tardi- fcniu z sekretariatu stanu, a nie - jak początkowo się wydawało - prałatowi Margottiemu, z którym d'Herbigny pokłócił się w początkach 1930 r.3<5), przyjął za >wnie dobry znak, jak fakt, że listy Neveu z Moskwy miały być, na polecenie papieża, przysyłane wciąż jeszcze do niego - obecnie do Brukseli. Jednak 27 października 1933 r. Ledóchowski zadał drugi cios. Napisał do Herbigny'ego:37) 142 Tajna dyplomacja Watykanu Będzie wyrazem pokory fhumble.), a tym samym też zgody z instytucją [reguły] zakonu oraz z duchem Świętego Ignacego, a również i wygodne fcommodej dla Stolicy Apostolskiej, gdybyś za pośrednictwem Ojca Generała zaoferował Ojcu Świętemu na piśmie swoje ustąpienie ze wszystkich swoich czynności w Rzymie. To pismo generała jezuitów nie zawierało żadnego uzasadnienia, lecz również i żadnego bezpośredniego rozkazu (takiego Ledóchowski nie mógł wydać biskupowi, który podlegał bezpośrednio papieżowi). Był to ,jedynie" apel do owego ducha ślepego zaparcia się siebie, które założyciel zakonu Ignacy Loyola określił w zasadzie: „...wierzyć, że białe, które widzę, jest czarnym, jeżeli hierarchiczny Kościół tak rozstrzygnie..." (Exerc. Spirit.). Trzeba dobrego zdrowia, aby „w tym klimacie" znów żyć w Rzymie - pisał z gorzkim podtekstem 28 października d'Herbigny do Neveu. Przemilczał wezwanie Ledóchowskiego, a swą prośbę o dymisję przedstawił jako własną decyzję: Czuję, że mam wątpliwości, a ponieważ wiem, że wielu będzie z tego rozwiązania zadowolonych, a również w nadziei, że wyjdzie to na dobre duszom rosyjskim, potrzebującym przewodnika w pelni zdrowego, który nie napotyka na bardzo wrażliwy sprzeciw narodowy — dlatego piszę dziś rano do Ojca Świętego, by zechciał jak najłaskawiej mieć na względzie dobro rosyjskich dusz, a mnie zwolnił z przewodnictwa [Komisji Rosyjskiej]... Równocześnie d'Herbigny wciąż jeszcze nie mógł sobie wyobrazić, że papież mógłby pozwolić na jego upadek: „przypuszczam, że nie przyjmie [dymisji]". D'Herbigny ma nawet nadzieję na „częste podróże między Brukselą i Rzymem" oraz czepia się myśli, że „tajną pocztę" nadal mu się z Rzymu przekazuje, podobnie jak poufne komunikaty kongregacji watykańskich. Wskazuje to, „że jeszcze nie rozstrzygnięto, czy mam być całkowicie usunięty, jak to niektórzy zapowiedzieli" (list z 13 listopada 1933 r.). Papież zwlekał. Dopiero, gdy dostarczono mu coraz to nowe fakty, półprawdy i pogłoski (w pierwszym rzędzie skrzętny generał jezuitów połączył je w okazałe dossier) oraz gdy w prasie uporczywie podtrzymywano sugestię, że d'Herbigny potajemnie spotkał się z Litwinowem38' - Watykan obwieścił na początku grud-n i a 1933 r., że d'Herbigny już od października został zwolniony „ze względów zdrowotnych" z kierowania Komisją Rosyjską oraz opuścił Rzym. Z całą pewnością d'Herbigny nie spotkał się z Litwinowem w Rzymie. Czy jednak nie doszło do kontaktu, kiedy Litwinów - przed amerykańską podróżą i P° niej - przejeżdżał przez Paryż, gdzie d'Herbigny przed operacją i po niej zamieszkiwał u swojej siostry? On sam w liście do Neveu z 8 grudnia 1933 r. komentował dość zagadkowo „aluzje co do mojej osoby", wywołane rzymską wizytą Litwinowa. „Wydawało się, że nic jeszcze nie wiedziano (Tj. Nagle - na zasadzie pewnej huśtawki - wielu z tych, którzy mnie krytykują, stało się rzecznikami mego sposobu działania". Możliwe przecież, że d'Herbigny - zaszokowany i zagubiony w następstwie niesławnego końca, jaki chciano zgotować jemu i jego polityce rosyjskiej, wpadłszy Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933—1939 143 w rodzaj ostatecznej paniki - próbował dokonać przełomu na własną rękę, nawiązując, ustnie lub pisemnie, kontakt z Litwinowem? Czy szorstkie „nie", którym Moskwa sama zdementowała na początku grudnia jakiekolwiek kontakty watykańsko-sowie-ckie,39) świadczyło, że Sowieci „odprawili" d'Herbigny'ego z kwitkiem? Czy również oni, po tym, jak utracił on wskutek polskich intryg wiele ze swego nimbu, też pragnęli zdezawuować nieszczęsnego miłośnika Rosji, którego poznali dawno jako swego przeciwnika? Pewne jest tylko, że miedzy d'Herbigny'm a papieżem nie istniały zasadnicze różnice. Kiedy papież ubolewał w gwiazdkowym przemówieniu w 1933 r. do korpusu dyplomatycznego, że wiele rządów utrzymuje dobre stosunki z Moskwą, nie domagając się gwarancji zakończenia wszelkich prześladowań religijnych oraz propagandy komunistycznej za granicą — odpowiadało to z pewnością poglądom d'Herbigny'ego. Sporne były tylko jego zapatrywania co do wyboru właściwych metod kośtielno-politycznych i dyplomatycznych. Wreszcie, również osobisty styl d'Herbigny'ego dawał jego przeciwnikom obszerne pole do ataków, ułatwiających zachwianie jego pozycji. Wymieńmy tu tylko niektóre elementy owego tła, potwierdzone na podstawie spuścizny d'Herbigny'ego oraz innych źródeł, a które mogły także znaleźć się w „dossier" generała jezuitów, Ledóchowskiego. Owiany aurą tajemniczego podróżnika do Rosji d'Herbigny stał się w Rzymie osobistością pożądaną towarzysko. Imponujący prałat z brodą popa, szarmancki i wymowny, stale - nie bez próżności — noszący na zwykłej czerni jezuitów biskupi fiolet, miał w sobie coś z dzisiejszego „lwa cocktailowego". Chętnie prowokował i był prowokowany. Na pewnym przyjęciu zapytał choćby polskiego attache wojskowego - w obecności innych osób - czy można by do Związku Sowieckiego zrzucać księży na spadochronach... W jednym (co najmniej) przypadku użył swych biskupich pełnomocnictw bez wiedzy Watykanu, wyświęcając bez długich namysłów na kapłana pewnego jadącego do Rosji świeckiego - aby „niósł Eucharystię w głąb państwa Sowietów". Postępowanie konspiracyjne i naiwne mieszało się z jego urzędową działalnością w Komisji Rosyjskiej, podobnie jak podczas rosyjskich podróży w latach dwudziestych. Tutaj przykład, który poznano w Watykanie dopiero na początku 1933 r., kiedy uwolniony biskup Sloskans przybył do Rzymu, a kilku prałatów przeczytało jego dzienniki. Otóż pewien kapłan, nazwiskiem Piotr Awglo, którego Sloskans na czas swego uwięzienia osadził jako wikariusza generalnego w Mohylewie, złożył 930 r. pod wpływem gróźb i obietnic GPU pisemne oświadczenie, że w Związku 'Owieckim nie ma żadnych przeszkód dla życia religijnego. Równocześnie dyplomatycznym kanałem biskupa Neveu w Moskwie dał Awglo znać do Rzymu, że stał do tej wypowiedzi zmuszony, że gorzko jej żałuje i prosi o zwolnienie z urzędu, ipowiedź, by zechciał pozostać na swym stanowisku, zaś na wypadek aresztowania yznaczył zastępcę zakomunikował mu d'Herbigny nie na tej samej poufnej drodze, ccz na otwartej karcie pocztowej, którą - dla „zamaskowania"? - napisał po łacinie... wglo zmarł w mohylewskim więzieniu).40' isjpnarska żarliwość d'Herbigny'ego, ożywiona autentyczną, acz mistycznie aJnioną pobożnością, eskalowała chwilami do ekstatycznych wizji. Swemu kore- encyjnemu partnerowi Neveu zwierzył się kiedyś, że jest pewny, iż jedna toka z Sowietów, którą tajnie ochrzcił, kiedy służbowo przebywała w Rzymie 144 Tajna dyplomacja Watykanu - została „rozstrzelana na Kremlu": współprzeżył to w nocnym widzeniu.40 Równocześnie wyżywał się w zewnętrznej ruchliwości. W kołach rosyjskich emigrantów (penetrowanych oczywiście przez tajne służby sowieckie i inne) przekazywano go sobie z rąk do rąk, wygłaszał odczyty i przeprowadzał rekolekcje, pozwalał się podziwiać i uwielbiać - nie na ostatku przez panie. Rosyjska żona pewnego tureckiego dyplomaty, której matka -jak później mówiono - pracowała dla Sowietów, składała mu patetyczne deklaracje miłosne, a oplotkowała, kiedy ją odprawił. Sowieccy rzekomi inżynierowie nachodzili go z ofertami okupienia „ulg" dla Kościoła za cenę handlu bronią, na co się zgodził. Przyjmując pokutniczy powrót Deubnera do Rzymu, dał pożywkę dla nowych podejrzeń wobec siebie, zwłaszcza kiedy jesienią 1933 r. okazało się, że Deubner (znów bez zezwolenia) opuścił klasztor benedyktynów w Subiaco i, wędrując pieszo siedemdziesiąt kilometrów, powrócił do Rzymu, gdzie mówiono później, że utrzymuje stosunki z ambasadą sowiecką... Wszystko to jednak nie wystarczyłoby do wszczęcia postępowania kościel-no-dyscyplinamego przeciw d'Herbigny'emu (również w Świętym Officium nie istnieją żadne „akta" na jego temat). Ciążące na nim fatum było innej natury i nie dawało się sprowadzić do wspólnego mianownika w sensie kanonicznym, teologicznym bądź moralnym. Nie miało też ono tylko jednego źródła; mnogość powodów złożyła się w końcu na - chętnie przez wielu widzianą - okazję. Współczesny d'Herbigny'ego i jego towarzysz w cierpieniu, benedyktyn Beauduin (którego d'Herbigny posłał na wygnanie), dotknął chyba sedna sprawy pisząc do przyjaciela: Wie Pan, jak go [d'Herbigny'ego] nazywano: „Monseigneur m'as-tu vu" („Monsignore-Czy-Mnie-Widziaieś"). W prasie typu „La Croix"jego nazwisko bylo wymieniane codziennie; nie bylo klerykalnego przyjęcia, na którym nie byłby obecny... Klimat Rzymu jest śmiertelny dla nazbyt obrotnych cudzoziemców: zabijają ich mikroby „pralatyzmu". Nie bez złośliwej uciechy odnotowywał Beauduin na początku grudnia 1933, że „rola [d'Herbigny'ego] w Rzymie niemal już się skończyła". To rząd polski „w końcu wysadził go w powietrze" - dowiedział się Beauduin w swoim klasztorze milczenia na początku stycznia 1934 r. i dywagował: „Dlaczego nie przyśle się go tutaj? Moglibyśmy wówczas podjąć wspólne rozważania o zaćmieniach słońca i prawach ciąże- nia... "42) Tak daleko sprawy jeszcze nie zaszły. Wprawdzie wyjaśnił się też prywatny sen d'Herbigny'ego o członkostwie w Academie Francaise (na miejsce eks-jezuity Bremofl-da)43), lecz nie myślał on o opuszczeniu swego zakonu. Co więcej, strącony z piedestału i przebywający w Paryżu wierzył, że oficjalne przyjęcie i ogłoszenie jego dymisji w dniu 30 marca 1934 r. było ze strony papieża pośrednim sygnałem sympatii. D'HerbigoV mniemał44', iż fakt, że Pius XI wybrał Wielki Piątek na ogłoszenie decyzji, wskazuje, jak bolesna dla papieża była ta decyzja. Ostateczna klęska nadeszła dopiero trzy i pół roku później, kiedy rosyjska polityk1 Watykanu w całej rozciągłości i na drugi czas utraciła orientację. Ąntykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933—1939 145 Encyklika przeciw Moskwie, skłonności ludowo-frontowe i koniec d'Herbigny'ego Paradne mundury, czarne surduty, fioletem i czerwienią drapowane sutanny _ barwnie prezentował się komitet powitalny na stacji kolejowej normandzkiego miasteczka Lisieux. Był on barwny rpwnież z uwagi na koloryt polityczny: katoliccy prominenci obok osobistości z francuskich paftii Frontu Ludowego, wolnomyśliciele, socjaliści, ateiści, biskupi... Kompania honorowa prezentowała -broń,, wojskowi trębacze zadęli w instrumenty: najpierw hymn papieski, potem Marsylianka, hymn rewolucji francuskiej... Legatem papieskim, który w to późne popołudnie 10 lipca 1937 r. owacyjnie witany przez prawie 300 000 ludzi wysiadał z salonki, był kardynał sekretarz stanu, Eugenio Pacelli. Na Kongresie Eucharystycznym w Lisieux reprezentował papieża nie tylko formalnie. Gdyby nie choroba, Pius XI pojechałby faktycznie sam do Francji. Byłaby to pierwsza podróż zagraniczna papieża od czasów napoleońskich, podróż do Francji, w której rządził Front Ludowy - socjaliści popierani przez komunistów, do Francji związanej od 1935 r. militarnym sojuszem ze Związkiem Radzieckim, sympatyzującej z „czerwoną", republikańską Hiszpanią, która od roku (lipiec 1936 r.) uwikłana była w krwawą wojnę domową ż faszystami (wspomaganymi przez Hitlera i Mussoli-niego)... Leon Blum, szef francuskiego rządu Frontu Ludowego, nakazał już poinformować Rzym, że oddaje papieżowi do dyspozycji Pałac Wersalski...45' Do tego wprawdzie nie doszło, lecz Pacelli bynajmniej nie ograniczył się do konsekrowania nowej, kiczowatej bazyliki św. Teresy w Lisieux. Pozwolił honorować się w Paryżu niczym głowa państwa, a w katedrze Notre-Dame zyskał głośny aplauz, kiedy zapewnił: „Kościół nie zamierza uprzywilejowywać lub też zwalczać jakiejkolwiek politycznej grupy; stoi poza i ponad polityką". Było to wprawdzie wyrazem raczej zakłopotania niż rzeczywistych zamiarów. Żywione przez lata marzenie papieża o moralnp-politycznym froncie antykomunizmu 'Europie rozpłynęło się bowiem tego lata. Co prawda biskupi hiszpańscy pobłogosławili l lipca 1937 r. (w rok po wybuchu wojny domowej, tydzień przed podróżą Pacellego do Francji) „narodowe powstanie" generała Franco jako „wyprawę krzy-3wą przeciw wrogom wiary"46' i również niemieccy biskupi katoliccy uważali jeszcze stycznia 1937 r., że „wodzowi i kanclerzowi Rzeszy, który od dawna dostrzegł Ichodzenie bolszewizmu" winni udzielić poparcia przeciw „bolszewickiemu wrogo-śmiertęlnemu", gdyż jest on -jak to widać w Hiszpanii - „siłą szatańską".47' Watykanie zaczęto jednak w obliczu pełnej sprzeczności scenerii europejskiej alizować sytuację trzeźwiej, w sposób bardziej wyważony, ze wzrastającą troską ;zradnością. ' lipcu 1935 r. stalinowska Międzynarodówka Komunistyczna (Komintern) ^szcie rozstaje się na VII kongresie z obłędną tezą, zrównującą socjaldemokrację •^zmem. Na porządku dziennym staje demokratyczny, antyfaszystowski Front >wy. Zatem - otwarcie na prawo? Rok 1936, w którym Hiszpania i Francja tworzą ^sze rządy Frontu Ludowego, a Polska (po śmierci Piłsudskiego) znowu zaczyna 146 Tajna dyplomacja Watykanu dystansować się od Niemiec i hitlerowskich planów ekspansji wschodniej - jest równocześnie rokiem, w którym zaczynają się wielkie moskiewskie procesy pokazowe. „Służyliśmy faszyzmowi!" - samooskarżał się Kamieniew, jeden ze starych współ-bojowników Lenina. W tym samym roku Hitler obsadza, ku przerażeniu Francuzów, zdemuitaryzowaną Nadrenię, wykuwa sojusz „osi" z Mussolinim i szykuje się do rozstrzygającej interwencji w hiszpańskiej wojnie domowej, w którą Stalin od dawna angażuje się tylko z oporami. Hitler zawiera „pakt antykominternowski" z Japonią, do którego następnie przyłączają się Włochy. Gdy Komintem - w duchu Unii frontów ludowych - pragnie pozyskać dla walki z faszyzmem „uczciwych i otwartych księży katolickich", w Niemczech zaostrza się konflikt między Kościołem a reżymem. Wbrew wszelkim konkordatowym przyrzeczeniom reżym chce przeforsować monopol swego poplątanego „światopoglądu" i wzbrania się przed chrześcijańskim czy tym bardziej katolickim błogosławieństwem dla swego antykomunizmu.46* Już wkrótce po wybuchu hiszpańskiej wojny domowej zaznacza się niepewność papieża, a nawet jego - jak sam powiedział - „nastrój zwątpienia" w obliczu powikłanych frontów. 14 września 1936 r. mówił do hiszpańskich uchodźców o niebezpieczeństwie rozchodzenia się z Hiszpanii „szatańskich przygotowań" do „podporządkowania całego świata absurdalnym i niszczącym ideologiom". „I tak się stanie, jeśli wszyscy zobowiązani nie pospieszą do obrony, na którą być może jest już za późno". Inna sprawa, że papież był niezadowolony również z tych, którzy z bombami i granatami szykowali się właśnie do interwencji, z Mussoliniego i Hitlera, gdyż „plączą [oni] wszystkie idee i oczerniają religię, aż po głoszenie kazań o chrześcijaństwach i religiach nowego typu". Z drugiej strony, w tendencji frontu ludowego i zbliżenia lewicy do katolików, dostrzegał Pius XI „podstęp w najwyższym stopniu niebezpieczny, wymyślony i obliczony wyłącznie na to, aby Europę i świat omamić oraz rozbroić..."49' „W ostatnim czasie pojawił się bardzo silny nacisk na Watykan, nawet ze strony niektórych biskupów francuskich, zmierzający do kompromisów z komunistami. Wydaje się, że były momenty, w których nawet jeden czy drugi tutejszy doradca usiłował w tym duchu oddziaływać na papieża" - donosił dwa tygodnie po hiszpańskiej mowie Piusa XI polski ambasador Skrzyński50) i dodawał: „Absolutnie przeciwny pojednawczym tendencjom w stosunku do komunizmu jest kardynał PaceUi". Ten ostatni zastanawiające cierpliwie odniósł się do książki, która później bardzo kompromitowała jej autora, biskupa Aloisa Hudala, „wielkoniemiecko" nastawionego i mieszkającego w Rzymie Austriaka.51) Hudal podjął akrobatyczną próbę ponownego zaoferowania narodowym socjalistom, aby wystąpili razem z Kościołem katolickiiD przeciw bolszewizmowi - pod warunkiem, że zrezygnują z antychrześcijańskich części swego światopoglądu oraz uwolnią swój, nie całkiem - jak uważał Hudal - fałszywy antysemityzm od „rasistowskiej przesady". Hudal obawiał się,52) że w przypadku, jeśli nie powiedzie się „synteza chrześcijaństwa i niemieckości", to bolszewicka Rosja* której „cały średni i niższy aparat partyjny jest zażydzon y", obejmie przewód; nictwo w Europie. Jako zachęcające motto, poprzedzające książkę, wybrał wypowie"^ Mołotowa na posiedzeniu Kominternu 22 stycznia 1934 r.: „Rewolucji światów") grozi największe niebezpieczeństwo, jeżeli dojdzie do ideologicznego i organizacyjni" porozumienia międzynarodówki katolickiej i faszystowskiej". Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 147 Obawa Mołotowa i życzenie H udała nie mogły już jednak urzeczywistnić się choćby dlatego, że Pius XI przy całej bezradności jedno widział jasno: że Hitler nie jest tym, za kogo go uważał jeszcze w 1933 r. Papież rozpoczął rokujące niewielkie widoki powodzenia próby zachowania równego dystansu. Już jesienią 1936 r., kiedy francuski kardynał Jean Yerdier przybył do Rzymu po instrukcje co do postawy Kościoła wobec Frontu Ludowego, otrzymał wskazówki „bardziej zniuansowane i wielkoduszne" niż oczekiwano.53) Oświadczenie archidiecezji paryskiej w związku z Semaine religieuse ostrzegało wprawdzie, iż umiarkowanie komunistów jest „tylko taktyką", przyznając zarazem, że wśród komunistów są „ludzie o szczerych i wielkodusznych poglądach". Wiosną 1937 r. papież opublikował dwie encykliki - przeciw narodowym socjalistom <^_ i przeciw komunistom: podwójne uderzenie, które z konieczności walki na dwa fronty miało uczynić cnotę zrównującej sprawiedliwości... Najpierw, 14 marca 1937 r. opublikowana została encyklika Mit brennender Sorge,541 która obwiniała reżym hitlerowski o łamanie umów, a nawet o zamiar „wyniszczającej walki" przeciw Kościołowi oraz stawiała pod znakiem zapytania jego „wiarę w Boga". Echa, jakie na całym świecie wywołał papieski wybuch gniewu, były tak głośne, że drugi atak - w przeciwnym kierunku - który nastąpił w odstępie pięciu dni, zyskał nieco mniejszy posłuch (co też w Watykanie świadomie zaplanowano). Encyklika Divini Redemptoris5S), opublikowana 19 marca 1937 r., rozlicza się z komunizmem nie tylko jako z ideologią, odrzuca go nie tylko jako „pseudo-ideał sprawiedliwości, równości i braterstwa", jako ateistyczną naukę o zbawieniu - lecz również jako „moskiewską organizację światów ą". Po raz pierwszy Związek Sowiecki zostaje osądzony bez ogródek. Nawet gospodarczo komunizm nie zdołał stworzyć „raju sowieckiego". Osiągnął wprawdzie „pewne sukcesy materialne", lecz odpowiedzialność moralną „zastąpił takim terrorem, jaki teraz widzimy w Rosji, gdzie dawni towarzysze walk i spisków niszczą się wzajemnie". Była to aluzja do stalinowskich procesów pokazowych, które tej wiosny 1937 r. objęły także Nikołaja Krestinskiego - człowieka, z którym Pacelli negocjował swego czasu w Berlinie. (W roku 1938 zostanie rozstrzelany jako „szpieg niemiecki" i „parszywy pies")s«s>. „W żaden sposób nie chcemy osądzać narodów Związku Sowieckiego w całej ich l^sie, odczuwamy do nich żywą, ojcowską sympatię - pisze papież. - Wiemy, że uemało spośród nich jęczy pod ciężkim jarzmem, nałożonym przez ludzi, dla których prawdziwe interesy kraju są w większości obce... Obwiniamy system, jego twórców 1 tych, którzy go popierają..." Jako areny komunistycznych „okropności" wymienia papież, nie czyniąc różnic, Rosji, również Meksyk i Hiszpanię. Faktu, iż na przykład Socjalno-Rewolucyjna :tia Meksyku właśnie w tym czasie odchodzi już od walki z Kościołem57*, papież i się podobnie nie przyjmować do wiadomości, jak faktu, że okrucieństwa tiw Kościołowi w Hiszpanii (4000 uśmierconych księży) popełnione zostały niemal ^nie przez anarchistów (FAI) i trockistów (POUM), natomiast komuniści towaru przez moskiewski Komintern zainteresowani byli odparciem ekstremizmu, zakłócał taktykę frontu ludowego. Encyklika nie przyjmuje też do wiadomości- Cedzenia się baskijskich katolików i kleru po stronie republiki Frontu Ludowego. 148 Tajna dyplomacja Watykanu Przeciwnie: ostrzega przed „obłudą, ? jaką komunizm w krajach bardzo wierzących stara się przekonywać, że przybiera łagodniejszą postać, że nie będzie utrudniać kultu religijnego i uszanuje wolność sumienia. Strzeżcie się, czcigodni bracia, nie pozwólcie się oszukać! Komunizm jest na wskroś perwersyjny, a kto chce ratować kulturę chrześcijańską, nie może godzić się na żadną z nimi współpracę..." Minęło dwadzieścia lat, zanim uderzono w Watykanie w taki dzwon. Odpowiadał on temperamentowi Piusa XI, lecz o wiele mniej - dyplomatycznej ostrożności kardynała sekretarza stanu Pacellego, którego sam papież, jak wiemy, nieraz wysyłał do podejmowania prób porozumienia z Sowietami. Pacelli nadal uważał sowiecki komunizm za zło w i ę k s z e niż niemiecki narodowy socjalizm, lecz chyba bardziej jednoznacznie niż papież rozpoznał dylemat, w jaki popadł Watykan wskutek tego, iż Hitler ucieleśniał w oczach Kościoła co najmniej bardziej aktualne zło. Dlatego nie tylko aprobował, lecz przez rozłożenie w czasie obu encyklik niemal przyczynił się, iż jedna, stosunkowo łagodniejsza, lecz bardziej sensacyjna - przeciw . narodowemu socjalizmowi - sparaliżowała w pewnym stopniu tę drugą, ostrzejszą, przeciw komunizmowi. Powiodło się to w takim stopniu, iż nawet niemiecki ambasador przy Watykanie, von Bergen, wychodził w nocie protestacyjnej, przekazanej 12 kwietnia 1937 r. Pacellemu, z błędnego założenia, że antykomunistyczna encyklika ogłoszona została krótko przed antynazistowską. Trudno było zaprzeczyć, jak zgodnie z poleceniem uskarżał się Bergen5*, że ta ostatnia „zadała niebezpieczny cios frontowi obrony przeciw światowemu niebezpieczeństwu bolszewizmu" - o ile pojmowało się ów „front" tak, jak Hitler... Lecz właśnie przed tym wzbraniał się Watykan. Berlińska nota protestacyjna dostarczyła nawet hasła, podjęte przez dobrze wyostrzone dyplomatyczne pióro Pacellego59): „Stolica Apostolska nie zapoznaje wielkiego znaczenia, jakie ma twprzenie wewnętrznie zdrowego i zdolnego do życia politycznego frontu obrony przeciw ateistycznemu bolszewizmowi" - pisał kardynał sekretarz stanu w odpowiedzi z 30 kwietnia 1937 r. (nr 1625/37), zarazem dystansując się od wykładni siłowo-politycznej: Kościół zmierza „duchowymi środkami" do,.duchowego przezwyciężenia zawartych w bolszewizmie błędów i bezdroży". Zdaniem,Stolicy Apostolskiej dla „trwałości frontu obrony przed światowym niebezpieczeństwem ateistycznego komunizmu nic nie jest bardziej złowieszcze niż błędna wiara, iż obronę tę można oprzeć jedynie na sile zewnętrznej, odmawiając należnego im miejsca siłom duchowym....Stolica Apostolska nie zapoznaje, że dzisiejszy rząd niemiecki z powodzeniem usunął komunizm jako organizację życia publicznego. Na ile niemiecki komunizm tworzył w czasie zdobycia władzy przez narodowy socjalizm realne zagrożenie, którego przezwyciężeni' innymi środkami było wykluczone, to już okoliczność faktyczna, której oceny Stolica Apostolska ze swej strony nie podejmuje..." Jeżeli istniały jeszcze wątpliwości odnośnie do stopnia, w jakim Watykan uwalnia* • się od złudzeń na temat prawicowo-autorytarnej formy państwa, to rozwiał je Pace!*1 słowami: Jeżeli {niemiecka] nota z 12 kwietnia br. [1937] sadzi, iż musi przypominać Stolicy Apostolskiej, że autorytarne państwo niemieckie we wszystkich Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933—1939 149 dziedzinach życia publicznego... zerwało ostatecznie z poglądami demokracji liberalno-parlamentamej, to zapoznaje ona w niezwykły sposób intencje papieskiej encykliki... Stolica Apostolska, utrzymująca przyjazne, poprawne lub przynajmniej znośne stosunki z państwami zarówno jednej, jak i drugiej konstytucyjnej formy i kierunku, nigdy nie będzie się wtrącać do sprawy, jaką konkretną formę państwa określony naród pragnie uważać za najbardziej odpowiadającą jego istocie i potrzebo m.... Nie różniło się to w niczym od zasady, sformułowanej przez poprzednika Pacellego, kardynała Gasparriego już w 1922 r., podczas sowiecko-watykańskich kontaktów w Rapallo. Taka też była podstawa rodzącej się - mimo wszelkich zastrzeżeń -gotowości Watykanu do zaakceptowania Frontu Ludowego we Francji, który dawał się poznać jako przyjazny Kościołowi. Niemieccy biskupi męczyli ,się jeszcze nad urabianiem wrogich Kościołowi narodowych socjalistów poprzez zalecanki antybol-szewickie60^ natomiast rzymska kuria już w tym czasie myślała całkiem pragmatycznie 0 sposobach przyłączenia się - nawet za cenę kompromisu z lewicą - do zachodnich demokracji. Pewne nazistowskie pismo partyjne przesadzało wprawdzie, pisząc złośliwie: „Watykan szuka już od paru lat dyplomatycznej drogi do Moskwy... Ów wielki skok miała zamaskować encyklika przeciw ateistycznemu komunizmowi", lecz stwierdzało całkiem słusznie: „Watykan wzbrania się nakazać katolikom we Francji 1 Czechosłowacji, by trzymali się z dala od rządu, który współpracuje z bolszewicką Rosją... Papież nie zamierza pobłogosławić paktu antykominternowskiego"61). Francuska podróż Pacellego latem 1937 r., a przede wszystkim jego wystąpienie w Paryżu sprzyjały umocnieniu tego wrażenia, chociaż dla kardynała-legata nic nie było bardziej odległe niż jakakolwiek sympatia dla socjalistów lub zgoła komunistów. Gdy patrzymy retrospektywnie na tę fazę, zyskuje niemal symboliczną wymowę drobne, prawie nie zauważone wydarzenie z czasu owej podróży. Na uroczystościach w Lisieux widziano po raz_oslatni publicznie odsuniętego już od lat jezuitę-biskupa d'Herbig-ny'ego. Jego długoletni podopieczny i korespondent z Moskwy, biskup Neveu, przybył latem 1934 r. na krótki urlop do Rzymu. Podczas audiencji 13 czerwca 1934 r. Neveu oez osłonek zapytał papieża, co właściwie stało się z d'Herbignym. Pius XI uniósł 'Iko w milczeniu ręce i uchylił się... (donosił Neveu w liście do d'Herbigny'ego 'Paryżu). U furty generalnej prałatury asumpcjonistów w Rzymie, gdzie zamieszkał veu, pojawiła się, jak wiadomo, postać Aleksandra Deubnera, owego nieszczęsnego sjanina, którego - przezeń zawinione - niedole tak bardzo przyczyniły się do d'Herbigny'egb. Biskup bał się. Być może, pomyślał, Deubner jednak jest (Deubner pozostał w Rzymie już tylko krótko. Został zawieszony jako kapłan, udał się do Paryża, a następnie do Pragi. Tam żył ze skromniutkiej renty, którą Przysyłał lwowski arcybiskup Szeptycki, był śpiewakiem w chórze praskiej gminy unickiej. Stale zapewniał, że nigdy nie pracował dla Sowietów. Ślad Deubnera Subi się w 1945 r., kiedy Pragę zajęła Armia Czerwona...)6* 150 Tajna dyplomacja Watykanu Chociaż portret d'Herbigny'ego jako biskupa nie wisiał już od stycznia 1934 r. w Papieskim Instytucie Wschodnim, a jego nazwiska nie wolno było wymieniać, formalnie pozostawał on wciąż „honorowym prezesem" Instytutu, figurował jako „konsultor" Kongregacji Kościołów Wschodnich oraz Asystent Tronu Papieskiego63'. Podczas Semaine Sociale w Wersalu (1934) wystąpił przed dużym audytorium ze swą wybiegającą w przyszłość retoryką;64' spotykano go jeszcze na rozjazdach odczytowych we Francji, które podejmował wiosną. Nie tylko apelował dov Europejczyków, aby „posłużyli się przykładem Rosji Sowieckiej jako ostrzeżeniem", ujawniał też wiele tylko jemu znanych szczegółów o sytuacji religijnej w Rosji (por. „Schónere Zukunft", nr 30/1936, ss. 785-86). To wszystko w chwili, gdy biskup Neveu przybył z Moskwy na urlop zdrowotny do Francji i z niepokojem czekał na wizę powrotną... Czy gadatliwość d'Herbigny'ego była powodem zadania mu ostatniego ciosu? A może przyczynił się odczyt w Dublinie, gdzie antysowiecka polemika przeszła w tak gwałtowną krytykę francuskiego Frontu Ludowego, iż rząd paryski miał się pono aż uskarżać w nuncjaturze papieskiej? Tak czy inaczej nazwisko d'Herbigny'ego znajdowało się w oficjalnym programie Kongresu Eucharystycznego w Lisieux (lato 1937 r.) na liście uczestniczących biskupów. D'Herbigny i Neveu stali pośród biskupów francuskich na peronie stacji w Lisieux, kiedy witano kardynała Pacellego. Obaj biskupi mieszkali we wspólnym pokoju w hospicjum kościelnym, następnego ranka-była to niedziela, 11 lipca 1937 r., d'Herbigny uczestniczył jeszcze w celebrowanej przez Pacellego mszy pontyfikalnej, konsekrującej bazylikę św. Teresy. Żywił płomienną nadzieję, iż porozmawia o swojej sprawie z kardynałem, który nawet objął go na powitanie. Przez głośniki słyszał z Radia Watykan tak dobrze mu znany, choć słabo już brzmiący, naznaczony chorobą głos Piusa XI65>. Na obiedzie w rezydencji biskupiej nagle zabrakło d'Herbigny'ego. Wkrótce po papieskiej mowie, gdy pogubiono się wzajemnie w nieprzejrzanej ludzkiej masie, przez głośniki poproszono biskupa Neveu, aby niezwłocznie przybył do swej kwatery. Czekał tam na niego d'Herbigny. Polecono mu natychmiast spakować walizki i opuścić Lisieux - jeszcze przed wielką procesją z Sakramentem. "Neveu-oniemiał. Co się stało? Dopiero czterdzieści lat później tajemnicę częściowo uchylono. Pod koniec 1976 r. na zlecenie rodziny d'Herbigny'ego opublikowano w Paryżu obszerniejsze wyciągi z pozostawionej przez biskupa-jezuitę autobiografii oraz dokumenty z jego spuścizny (Paul Lesourd: Le Jesuite Clandestiri). Ukazują one, wraz z innymi źródłami; w makabrycznym świetle tło jego upadku6"9. Od marca 1937 r., a więc kilka miesięcy przed ostatnim publicznym wystąpieniem d'Herbigny'ego w Lisieux, generał jezuitów Ledóchowski wdrożył dochodzenie na temat „prywatnego życia" biskupa. Pretekstu dostarczyła denuncjacja. W 19361-wielokrotnie widziano go z kobietami, nosił przy tym cywilne ubranie. Dochodzenie^ objęto również dawniejsze sprawy. Przygotowując sowiecką Żydówkę do tajneg0 chrztu, jakoby udzielał jej lekcji religii w zamkniętym pokoju i nie zachował przy ty0 należytego dystansu. Takie „momenty podejrzeń" wystarczyły Ledóchowskiemu, aby poddać d'Herbigny'ego wielotygodniowym przesłuchaniom przez „inkwizytora" ^f konu, ojca Adelarda Dugre, w toku których uwzględniono również całe „dossiei > Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 151 które generał jezuitów gromadził już od 1933 r. Celem było skłonienie go, by zrezygnował także ze swych insygniów i funkcji biskupich oraz - to było dla Ledóchowskiego najważniejsze - aby „powrócił do posłuszeństwa wobec Generała Zakonu". Tylko w ten sposób przestałby on podlegać bezpośrednio papieżowi oraz być „nosicielem tajemnic" papieskich. „Przed Bogiem i ludźmi jestem całkowicie niewinny w tym, o co mnie się teraz i od 1933 r. oskarża" - pisał d'-Herbigny w tonie rozpaczy 6 lipca 1937 r. do papieża. A jednocześnie żenująco obnażał się wobec generała zakonu: Moja niemoc i nieudolności są większe niż kiedykolwiek; wiek odcisnął się już na mym ciele i niektórych sprawnościach... Proszę Towarzystwo o wybaczenie wszystkich moich braków, które są wiadome Panu Bogu. On jest tym, który wie, że we wszystkich oskarżeniach, które podniesiono przeciw mnie od 1933 roku -jestem niewinny... \ Mimo to d'Herbigny podpisał prośbę o dymisję. Jednak próba, aby pięć dni później porozmawiać o wszystkim z Pacellim, została udaremniona. Jeszcze w toku uroczystości w Lisieux Ledóchowski nakazał wezwać go do domu zakonnego w Paryżu. Oskarżyciel Dugre wypowiedział tutaj formalne „upomnienie" zakonu oraz zaskakująco oznajmił, że na podstawie „nowego materiału" dochodzenie rozpocznie się od nowa. Nigdy jednak d'Herbigny nie został bezpośrednio skonfrontowany z owym „materiałem", pochodzącym podobno ze źródeł „polsko-sowieckich". Posłusznie milcząc, ani razu nawet nie rozważając nasuwającej się możliwości ucieczki z zakonu i Kościoła, d'Herbigny podporządkował się sądowi J^edóchow-skiego, który 17 stycznia 1937 r. pozbawił go wszelkich funkcji kapłańskich z wyjątkiem odprawiania mszy. Zabroniono mu dożywotnio wszelkich publicznych wystąpień, kazań i przemówień, wszelkich podróży bez wyznaczonych przez zakon towarzyszy, wszelkich publikacji, a nawet wszelkiego kontaktu korespondencyjnego z wyjątkiem członków rodziny. Posłusznie udał się do wskazanych miejsc wygnania: w latach 1937-1940 we Florennes w Belgii, a później na zamku Mons, odludnie położonym jezuickim nowicjacie w południowej Francji. Adepci z Mons otrzymali wskazówkę, aby wobec d'Herbigny'ego używać formuły ..ojcze", nie „ekscelencjo". Ostatnie 20 lat życia spędził na rozważaniach religijnych 3raz łowieniu motyli. Niekiedy chwytał za pióro. 20 sierpnia 1955 r., kiedy zakon nitów zrezygnował z zamku Mons, napisał: „Rzym musi znaleźć nowy schowek la mnie". Był nim nowicjat w Aix-en-Provence (Bouches-du-Rhóne). Do końca prosił iniiał nadzieję, że wreszcie zostanie wezwany do Rzymu, aby móc się usprawiedliwić. lolilyce mistyka przesądziła o jego losie, teraz była mu ucieczką: „Największym Pana jest możność zjednoczenia się z nim w tym, co przecierpiał na krzyżu: umieraniu jego świętego serca, w owym tak strasznym poczuciu opuszczenia przez -pisał w lutym 1956 r. d'H °^k> ^óiy Jest °d 1939 r. papieżem, nie myśli o zakończeniu wygnania "rbigny'ego. Powie kiedyś, że ów jezuita jest dlań prawie taką samą tajemnicą, jak ;ńurn wiary. 77-letni d'Herbigny umiera dzień przed Bożym Narodzeniem 1957 r. >° „dossier" jeszcze dziś należy do najściślej strzeżonych tajnych akt zwierzchnictwa 152 Tajna dyplomacja Watykanu zakonu jezuitów. Dawniejszym uczniom i przyjaciołom z Papieskiego Instytutu Wschodniego w Rzymie zabroniono nawet zawiadomić publicznie' o mszy żałobnej. Krótkie wspomnienie pośmiertne mogło ukazać się jedynie w publikacji wewnętrz-nej67) przyjaciele i krewni wydrukowali fotografię pośmiertną, ukazującą rosyjskiego misjonarza w godności biskupiej... Tylko tytuł mógł mu zostać odebrany, świecenia biskupie według nauki katolickiej pozostały sakramentalnie ważne. Ich charakter indelebtiis był dla d'Herbigny'ego znakiem, że chociaż odtrącony przez papieża, nie został opuszczony przez Boga... Jeszcze czternaście lat później, w październiku 1971 r., kiedy rzymski synod biskupówzajmował się tematem „Sprawiedliwość", a kardynał Josef Slipyj próbował z bardzo osobistych powodów przywołać zapomnianą sprawę d'Herbigny'ego - sekretariat synodu wezwał kardynała, aby tej kwestii nie poruszał68'. Tragiczna postać biskupa-jezuity, który bez szemrania dał się jakby żywcem pogrzebać, choć nie poczuwał się do żadnej winy, jest wymownym odniesiemem_do określonej chwili historycznej. Stopniowy upadek d'Herbigny'ego, jego wizyj-no-improwizatorskie akcje rosyjskie i jego fiasko w zetknięciu z politycznymi realiami lat trzydziestych - ukazują częściowo zakłócony zmysł orientacji ówczesnej papieskiej polityki wschodniej. W polu napięć pomiędzy tym, co upragnione, a tym, co możliwe, linia polityki - mimo dążenia do kontynuacji - zawahała się. Jest to doświadczenie z pełnej sprzeczności epoki Stalina, Hitlera i Mussoliniego. Demontaż Komisji Pro Russia i ostatni misjonarze Piusa XI Wkrótce po szorstkim oddaleniu d'Herbigny'ego Watykan rozpoczął gruntowną przebudowę swej praktycznej polityki wobec Rosji. Przeobrażenia organizacyjne oznaczały zarazem ograniczenie ekspansyjno-misjonarskich zamierzeń programowych. Komisja Pro Russia, którą Pius XI dopiero w 1930 r. wyłączył z Kongregacji Kościołów Wschodnich, „przykroił" do osoby d'Herbigny'ego i obdarzył jurysdykcją wobec wszystkich katolickich Rosjan bądź misjonarzy rosyjskich wszystkich obrządków we wszystkich krajach, została dekretem z 1934r6* ponownie pozbawiona samodzielności, a nawet własnych pomieszczeń biurowych. (Egzystowała ona odtąd jako formalna przybudówka sekretariatu stanu pod przewodnictwem każdorazowego watykańskiego „ministra spraw zagranicznych"; w 1992 r. zapowiedziano jej „przebudowę"). Wszyscy katoliccy wierni obrządku wschodniego, w tym „neounioniści" i „birytualiści" w Polsce, zostali, jak niegdyś, podporządkowani Kongregacji Kościołów Wschodnich. „Pozostała część podporządkowanej sekretariatowi stanu działalności komisji jest bardzo niewielka, gdyż chodzi tu tylko o istniejące jeszcze w Rosji Sowieckiej biskupstwa obrządku ł a c i.ń -skiego"- donosił niemiecki ambasador przy Watykanie, von Bergen, wskazując równocześnie na powodzenie polskiego nacisku w tej kwestii70'. Jednak redukcja nazbyt samą Rosją zajętej instytucji nie wiązała się jedynie z polską wrażliwością. Sam Watykan też pragnął sprostać sytuacji w Związku Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933—1939 153 Sowieckim. Tam bowiem, z powodów wewnątrz- i zewnątrzpolitycznych nastał krótki okres względnego spokoju70. Antyreligijna kampania przekroczyła punkt szczytowy, Związek Bezbożników uskarżał się na malejącą liczbę członków, jego organ, „Bezbożnik", począwszy od 1934 r., przestał się nawet na cztery lata ukazywać. Hierarchia katolicka, którą zbudował d'Herbigny, była już oczywiście niemal rozbita. Po wymianie w początku 1934 r. apostolskiego administratora w Leningradzie, Antoniego Maleckiego - na polskich komunistów (Malecki zmarł osiem miesięcy później, zmogły go skutki syberyjskiego więzienia), czynni byli jeszcze dwaj spośród ustanowionych przez d'Herbigny'ego tajnych biskupów: Neveu w Moskwie oraz Frison w Sewastopolu, chwilowo ponownie zwolniony z więzienia. Neveu danym było spędzić urlop wypoczynkowy w 1934 r. w Rzymie. Papież polecił mu, aby udzielił francuskiemu proboszczowi Notre-Dame de France w Leningradzie, dominikanów! Mauri-ce'owi Jeanowi Amoudru, sakry biskupiej oraz mianował go tamże administratorem apostolskim. Znów — tajnie. Czyżby doświadczenia z tajnymi poświęceniami bis-. kupimi, udzielanymi przez d'Herbigny'ego w 1926 r. nie uzasadniły jeszcze rezygnacji z tej metody? Na początku 1935 r. moment wydawał się korzystny. Francja negocjowała ze Związkiem Radzieckim układ sojuszniczy (zawarto go w maju). Papieżowi nie podobał ńę ten sojusz. W rozmowie z francuskim ambasadorem przy Watykanie porównał go ironicznie do pozbawionych znaczenia wizytówek, wymienianych przez osoby prywatne. Okazał się on rzeczywiście nieskuteczny, kiedy Hitler rozpętał drugą wojnę światową. Jednak sceptycyzm i antykomunizm w najmniejszej mierze nie przeszkodziły papieżowi w wykorzystaniu - podobnie jak dawniej innych - także i tego łącza do Moskwy. W styczniu 1935 r. francuski dominikanin Michel Clovis Florent721 mógł udać się do Związku Sowieckiego i osiąść na najbliższych sześć lat w Leningradzie. Sowieci postawili tylko jeden warunek: ojciec Florent nie może wygłaszać kazań po rosyjsku! Akceptacja tego warunku przez Rzym była wyrazem odejścia watykańskiej polityki rosyjskiej od dawnych idei misyjnych (w stylu d'Herbigny'ego). Wszakże z metody dwutorowości wciąż jeszcze nie zrezygnowano. Wkrótce po legalnym wprowadzeniu ojca Florent, 30 kwietnia 1935 r., kiedy f przeddzień parady majowej i dwa dni przed podpisaniem francusko-sowieckiego ikładu sojuszniczego można było liczyć, że uwaga GPU nie będzie zbytnio skupiać i? na moskiewskich Francuzach - Neveu udzielił Amoudru święceń biskupich za zamkniętymi drzwiami św. Ludwika.73) Sowietom bynajmniej nie umknęło podniesienie rangi Amoudru, przy którym nie łPytano ich o zgodę. Zostawili go wprawdzie w spokoju, lecz natychmiast zakrzątnęli poprzez energiczne działania dyplomatyczne wokół sprawy jego odwołania. Rząd uski ugiął się w końcu i poprosił Watykan o „przeniesienie" Amoudru. Kilka Scy później dominikański biskup opuścił bez rozgłosu Leningrad, gdzie działał z prawie trzy dziesięciolecia i gdzie przetrwał cały ten czas dzięki najwyższej °żności i respektowaniu wszelkich ustaw sowieckich, a także dzięki swemu 'atelstwu.74) Amoudru przybył właśnie do Rzymu, kiedy nadeszła tam z wielo- Już v^CZnym opóźnieniem wiadomość o śmierci egzarchy Leonida Feodorowa, który ' marcu 1935 r. zmarł na syberyjskim zesłaniu. Tym samym zszedł ze sceny ostatni 154 Tajna dyplomacja Watykanu przedstawiciel obrządku rosyjskokatolickiego - nieszczęśliwy idealista, którego kuria rzymska, licząc się z Polakami, nigdy nie odważyła się wyposażyć w godność biskupią... Czyż^nie był to znak utraconej nadziei, kiedy obecnie, w jesieni 1936 r. papież nakazał wyświęcić na „biskupa obrządku wschodniego" (z siedzibą... w rzymskim Russicum) konwertytę, byłego carskiego dyplomatę, Aleksandra Jewreinowa? Biskup Neveu, wsiadając 31 lipca 1936 r. do pociągu w Moskwie, nie przeczuwał jeszcze, że i on nigdy już nie powróci. Miał udać się do Francji - tak to uzgodniono z sowieckim Komisariatem Spraw Zagranicznych - dla przeprowadzenia pilnej operacji, najwyżej na cztery miesiące. Obiecano mu wizę powrotną. Chociaż rau jej nigdy wyraźnie nie odmówiono, czekał na nią dziesięć lat - do śmierci w 1946 r. , Los, i to najgorszy, dosięgną! także ostatniego katolickiego biskupa w Związku Radzieckim. 2 sierpnia 1937 r. rozstrzelano Aleksandra Frisona. Urodził1 się on w 1875 r. jako syn Alzatczyka w Baden, wiosce Niemców nadwołżańskicn koło Odessy. Stracony został sześć tygodni po marszałku Tuchaczewskim i podobnie jak on -jako „niemiecki szpieg". W 1936 r. Stalin starał się jeszcze podtrzymywać ludowo-frontowe tendencje w demokracjach zachodnich, m.in. poprzez wprowadzenie do nowej konstytucji ZSR.R pewnych form demokracji, na przykład powszechnego i równego prawa wyborczego. Tym samym przywrócono obywatelskie równouprawnienie „służebników kultu religijnego", którzy dotychczas (np. według art. 69 konstytucji RSFSR z 1925 r.) pozbawieni byh' praw wyborczych, a tym samym prawa do kartek , żywnościowych, mieszkań socjalnych i niższych podatków. Jednakże w artykule 124 . nowej konstytucji stalinowskiej z 1936 r. czytano również: „...Wszystkim obywatelom przyznaje się swobodę religijnych czynności kultowych oraz swobodę antyreligijnej propagandy". Już konstytucja z 1925 roku zezwalała tylko , ateistom na szerzenie swych poglądów (propagandę), zaś wiernym pozwalała przynaj- ; mniej wyznawać; teraz, w rzekomo bardziej demokratycznej konstytucji, pozostała im już tylko swoboda „wykonywania kultów religijnych" (swoboda odprawlenija religioznych kultów).1® Inna sprawa, że prawo konstytucyjne poszło w tym punkcie jedynie w ślad za stosowaną praktyką. Szczególnie dotknięty tym został Kościół katolicki, który ' w o wiele mniejszym stopniu niż Cerkiew prawosławna zadowala się egzystencją czysto . kultowo-liturgiczną i po prostu nie może zrezygnować z nauczania wiary, kazań i ewangelizacji. Od uznania sowieckich organów państwowych miało w przyszłości zależeć, czy i na ile dopuszczą i zechcą tolerować przejawy życia religijnego jak" „czynności kultowe". W gruncie rzeczy konstytucja przypieczętowała kres zorganizowanego kościół* i papieskiego w Związku Sowieckim lat trzydziestych. O ile w 1936 r. na terytoriu* ZSRR działało jeszcze około pięćdziesięciu katolickich księży, to w 1937 r- było i® już tylko dziesięciu i jedenaście czynnych katolickich kościołów, a w 1939 r. na*e tylko dwa: moskiewski z amerykańskim asumpcjonistą, ojcem Braunem i leningradz*1 z francuskim dominikaninem, ojcem Florent.""* „Na ile znamy stosunki, nie byłoby czynnością mądrą posyłać w chwili kogoś do Rosji" - powiedział pod koniec 1937 r. generał jezuitów, Ledóchowski, Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 155 Amerykanina polskiego pochodzenia, Waltera Ciszka, który otrzymał w rzymskim Russicum święcenia kapłańskie według obrządku wschodniego i podobnie jak inni jezuici z Russicum naiwnie marzył, by „wkrótce znaleźć się w Rosji". Ciszek, który w awanturniczy;sposób usiłował później zrealizować swoje marzenie, opisuje rozczarowanie i przygnębienie, jakie zapanowały wówczas w Russicum wobec niechęci Watykanu do wszelkich eksperymentów77'. O „podboju" Związku Sowieckiego oraz przygotowaniach do „przyszłego wkroczenia [!] do Związku Sowieckiego" co - fałszując ich, sens - wyczytał z pamiętników Ciszka wschodnioberliński historyk Eduard Winter 78) -'w ogóle nie było mowy. W Polsce „misjonarze Wschodu" byli coraz Bardziej „nastawiani" na duszpasterstwo krajowe. Watykańska instrukcja z 27 maja 1937 r. uzależniała „dwuobrządkowość" od specjalnego zezwolenia papieskiego. Wprawdzie mówiło się jeszcze okazjonalnie o nadziei na „powrót Rosji" do Kościoła katolickiego - jak na przykład w papieskim liście na uroczystości 950-lecia chrztu wielkiego księcia Włodzimierza (nawiasem mówiąc Stalin - pod znakiem wzrastającego nacjonalizmu wielkorosyjskiego - też nakazał obchodzić ten jubileusz jako „wydarzenie kulturalne"), lecz nawet w najdalej wysuniętej na wschód stacji misyjnej, Albertynie, będącej tak wielkim kamieniem obrazy dla polskich nacjonalistów, siedziało w 1939 r. już tylko czterech jezuitów i nie wykuwali oni żadnych mrocznych planów podboju, lecz jako „księża na bryczkach" działali w duszpasterstwie chłopskim79'. Zatem nie ochota do ataku, raczej niepewność i obawa charakteryzowały teraz antykomunizm Watykanu, na który w coraz większym stopniu nakładały się obawy, wywoływane przez ekspansjonistyczną politykę Hitlera. Watykan znów oddalił się od „przekonania, że oddziaływanie ruchu narodowosocjalistycznego zażegnało niebezpieczeństwo niszczącego wszystko bolszewizmu", jak sądzili biskupi Austrii 18 marca 1938 r. w oświadczeniu wydanym z okazji Anschlussu („przyłączenia") kraju do Niemiec. Do dalszego otrzeźwienia kurii przyczyniła się bezwzględność, z jaką Hitler podporządkował sobie, a następnie zmiótł „katolickie państwo stanowe" w Austrii, nie bacząc na jego silny antykomunizm oraz ideologiczne pokrewieństwo /z faszyzmem'. Za swoje - bardzo tego później żałował - „Heil Hitler!" kardynał wiedeński Innitzer otrzymał ostre upomnienie od papieża80'. „Jak to możliwe, że towarzysz Thorez [szef francuskiej partii komunistycznej] jeszcze sześć .miesięcy po papieskiej encyklice przeciwko ateistycznemu komunizmowi wyciąga ręce do katolicyzmu francuskiego z widokami na powodzenie? Jak to >żliwe, że jeszcze dzisiaj generał Franco musi żądać interwencji Watykanu przeciw ichownym, nawet przeciw jednemu biskupowi i jednemu jezuicie, ponieważ stali po ronię hiszpańskich bolszewików? Dlaczego są jeszcze księża w Pradze, propagujący 'lityczną współpracę z Moskwą?" - unosił się gorliwie jeden z organów partii tlerowskiej81'. •^powiedź na takie przesadne pytania wynika z coraz większych kłopotów idności, jakie państwom europejskim, a wraz z nimi i Watykanowi, niosła 1 Hitlera. Po Austrii Hitler zaczyna niszczyć Czechosłowację. Układ Mo- *i. z pomocą którego Francja i Anglia próbują w 1938 r. udobruchać ra> Przyjęty zostaje przez .Piusa XI nie tyle jako ratunek dla pokoju, ile »oluff" Hitlera82'. Okoliczność, że Związek Sowiecki, związany przecież układami 156 Tajna dyplomacja Watykanu sojuszniczymi z Czechosłowacją i Francją, został całkiem wyłączony z gry - odebrał papież jako słabą tylko pociechę, zaś Polakom miał zdecydowanie za złe, że wzięli udział w rozkawałkowaniu Czechosłowacji. Pontifexa rzymskiego v nie interesował polityczny front ludowy, choć zgodził się na nawiązanie kontaktu również z włoskimi komunistami (w sierpniu 1938 r. podsekretarz watykańskiej Komisji Studiów Monsignore 'Mariano Rampolla del Tifidaro spotkał się w Szwajcarii w wyniku pośrednictwa chrześcijańsko-demokratycznych antyfaszystów z dwoma przedstawicielami KPI)83), poruszała go bowiem przede wszystkim myśl, aby w chwili, kiedy jego pontyfikat dobiegał końca wśród tiernnych-poUtycmych chmur "burzowych; wnieść jeszcze ostatni wkład moralny w postaci nowej encykliki przeciwka ideologii hitlerowskiej. Do tego już jednak nie dochodzi. 10 lutego 1939 r. Pius XI umiera. Przez cały okres pontyfikatu był on konfrontowany z wielkimi totalitarnymi ruchami stulecia, rozdzierany miedzy dyplomacją współistnienia a zapowiedziami walki. Czy jego następca, Eugenio Pacelli, którego sam przyciągnął, a który wstępuje teraz na papieski tron niczym dziedziczny książę-następca, łatwiej poradzi sobie z przeciwieństwami? Pius XII, z „całkiem innego drewna wyrzeźbiony", gdyż nie był człowiekiem nagłych decyzji, lecz lękliwie rozważnej, elegancko zwlekającej dyplomacji, stanął od pierwszej chwili przed tymi samymi trudnościami, co jego poprzednik. I koniec końców nie wpadł on - jak zobaczymy — na żadne inne próby rozwiązań niż te, które odpowiadały ciągłości watykańskiej polityki. Przede wszystkim jednak sformułował Pacelli hasło: „Ostrożnie". Zasadnicze nastawienie papieża ukazują dwie poufne konferencje, które wkrótce po wyborze, 619 marca 1939 r. odbył z niemieckimi kardynałami. Ich protokoły znalazły si? w publikacji akt watykańskich na temat drugiej wojny światowej. Mówił kardynałom, że jego poprzednik myślał p odwołaniu nuncjusza z Berlina... Odpowiedziałem: Wasza Świątobliwość, a co zrobimy potem? Jak będziemy utrzymywać łączność z biskupami? Zrozumiał i uspokoił się... Zerwać łatwo. Gdy zaś przyjdzie do odbudowy, trzeba pójść na Bóg wie jakie ustępstwa... Nie jesteśmy przeciw państwu niemieckiemu ani również przeciw jakiejkolwiek formie rządów. Również w Budapeszcie podkreśliłem, że Kościół, o ile Prawo Boże jest zachowywane, pozwala każdemu narodowi wybierać własną formę rządu...M Na Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie, dokąd udał się jako legat Piusa XI, Pacelli wzywał wszakże w maju 1938 r. również do tego, aby „rewolucji zaciśniętych pięści przeciwstawić pokojowe ukształtowanie serc" - co należało różu-mieć jako aluzję antykomunistyczną85'. I to w zasadzie nadal obowiązywało. A jednak papież, który w latach dwudziestych rokował z sowieckimi komunistami, a w trzydziestych - z narodowymi socjalistami, dostrzegł u progu lat czterdziestych, jak Hitlfif zmierza do wojny, w wyniku której niejeden raz zmienią się fronty miedzy mocarstwami, także między ideologicznymi przeciwnikami: najpierw w wyniku sojuszu niemie' cko-sowieckiego, potem przez niemiecki napad na Związek Sowiecki i sojusz zsssTi' kańsko-sowiecki, a wreszcie przez „zimną wojnę" miedzy Wschodem a Zachodem- ^ntykomunizm Hitlera:, złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 157 Nie było zatem dziwne, że Pius XII, który w odręcznym projekcie listu do Hitlera, zawiadamiającym - zgodnie z protokołem - o objęciu rządów, wpisał do nagłówka słowo „Fuhrer", potem przekreślił je, a w końcu jednak przywrócił8"9 rozpoczął pontyfikat od dwóch formalnych środków ostrożności: zabronił „Ossenratore Roma-no" polemizować z narodowymi socjalistami oraz zadbał, by słowa „komunizm" bądź ,socjalizm" żniknęły na następne dziesięć lat z urzędowych enuncjacji Stolicy Apostolskiej87'. Przedmurze kruszeje: każde słowo przeciw Rosji zostanie odpłacone Entuzjazm ponad trzystu tysięcy ludzi na Placu Zamkowym w Warszawie miesza się z pełnym łez wzruszeniem. Na trybunie honorowej żegna się znakiem krzyża nuncjusz papieski, obok salutuje marszałek Edward Rydz-Śmigły, który jako Naczelny Wódz przejął spadek po Piłsudskim. W tejże chwili formalny prezydent Polski, profesor Ignacy Mościcki, podchodzi do ustawionej wśród morza kwiatów srebrnej trumny. Szerokim gestem zdejmuje z własnej piersi Krzyż Wielki Orderu „Polonia Restituta" i kładzie go na trumnie. Czci w ten sposób 17 czerwca 1938 r. bynajmniej nie jakiegoś właśnie zmarłego dostojnika kraju, lecz zabitego przed prawie trzystu laty w Rosji polskiego jezuitę, Andrzeja Bobolę, którego relikwie jako „podarunek dla papieża" od Lenina przetransportowano w 1923 r. do Rzymu z wyraźnym zastrzeżeniem, by nigdy nie wróciły do Polski. W połowie kwietnia 1938 r. papież kanonizował błogosławionego Andrzeja Bobo-lę. W czerwcu srebrny relikwiarz po trwającej jedenaście dni i przerywanej coraz to nowymi uroczystościami procesji kolejowej przez Włochy, Słowenię i Węgry, przybywa do Polski8** i jest przedmiotem wspólnej, kościelno-państwowej demonstracji. Jej antyrosyjskich akcentów nie sposób przeoczyć choćby z tego względu, iż równocześnie z uroczystościami ku czci spornego misjonarza Rosji zaczyna się toczyć fala ataków na prawosławnych w Polsce. W oparciu o watykańsko-polską umowę z 20 czerwca ?38 r. (o zwrocie zabranej w czasach carskich katolickiej własności "kościelnej) tylko 'lipcu i sierpniu 1938 r. w rejonie Chełma spalono 138 cerkwi prawosławnych. Nawet tttolicko-unicki metropolita Szeptycki, zatroskany o wiarygodność swojej misji schodnie), protestuje 20 lipca u rządu warszawskiego przeciw owym „aktom rroryzmu i wandalizmu", to ponownie uwidacznia jak nierozwiązywalne są w tym akątku Europy sprzeczności narodowe - nawet kiedy wydają się pozornie pokryte WsPólnym stanowiskiem we froncie ideologicznym. Kruche jest także porozumienie miedzy Watykanem a rządem warszawskim. glinki po konflikcie wokół d'Herbigny'ego zdawały się poprawiać w latach [937 pod wpływem hiszpańskiej wojny domowej. Hasło, że Polska ma być i2^ch kurii rzymskiej „przedmurzem przeciw bolszewickiemu niebezpieczeństwu", ^Je się sloganem coraz bardziej pozbawionym treści89). Jak w klerze niemieckim, wnież w polskim niemało księży traci moralną orientację. Antykomunizm staje retekstem dla nacjonalizmu, a nawet antysemityzmu. Na przykład katolicki 158 Tajna dyplomacja Watykanu teolog, J. Pastuszek, pisze w 1938 r. o „metafizycznej perspektywę" udziału Żydów w komunizmie90'; jest to teza, która będzie wykorzystywana jeszcze w roku 1992. Dochodzi jeszcze i to, że wewnątrzpolityczna pozycja Komunistycznej Partii Polski jest faktycznie równa zeru i tak też oceniają to Sowieci. W czerwcu 1938 r. - w tym samym czasie, kiedy państwo i Kościół demonstracyjnie czczą relikwie św. Boboli jako symbol siły oporu przeciw „wschodniemu niebezpieczeństwu" - malutka KPP musi na rozkaz Kominternu sama się rozwiązać. Jej czołowych funkcjonariuszy Stalin już wcześniej zwabił do Moskwy i kazał zamordować91*. Stalin przygotowywał się bowiem do wielkiej gry z Hitlerem. Zaledwie bowiem Hitler zlikwidował Czechosłowację, a już wiosną 1939 r. zainteresował się Polską - sławionym „przedmurzem". Jeżeli Polska nie zechce otworzyć się dobrowolnie jako „brama wypadowa" dla dalszej ekspansji wschodniej Hitlera, on bramę wyłamie -jest na to zdecydowany. Co może go jeszcze powstrzymać? Ustępliwość czy twardość? Chytrze i bez ideologicznych skrupułów Stalin odkrywa trzecią możliwość -podzielenie się z Hitlerem polską zdobyczą. Polska nie chce ani ugiąć się pod niemieckim naciskiem, ani skorzystać z pomocy upiornego wschodniego sąsiada. Gdy Wielka Brytania i Francja próbują w rokowaniach ze Związkiem Sowieckim doprowadzić do koalicji, która by może zdołała skutecznie odstraszyć Hitlera, Polska dumna jest z tego, iż utrudnia te wysiłki. „To polityka polska uniemożliwia wciągnięcie Rosji do gry" - chlubi się 9 maja polski minister spraw zagranicznych w rozmowie z nuncjuszem papieskim Cortesim92'. Również Watykan nie chce dostrzec, że efekt będzie dokładnie odwrotny. Daleki od tego, aby Polsce doradzić oparcie się o Związek Sowiecki (bez jego współdziałania pomoc francusko-angielska byłaby militarnie w ogóle niewykonalna), nowy papież Pius XII niewzruszenie zachęca rząd warszawski jedynie do „umiarkowania i spokoju" wobec szantażu niemieckiego sąsiada. Zapobiec wojnie za każdą cene_- tak brzmi hasło papieża, płynące z zasadniczego umiłowania pokoju, lecz również z obawy, że wojna mogłaby jeszcze bardziej poplątać „duchowe fronty" w Europie, zwłaszcza antykomunistyczne. Na początku maja papież próbuje zainicjować nową europejską pokojową konferencję pięciu mocarstw - według wzorca monachijskiego - dla uregulowania niemiecko-polskich problemów spornych. Świadomie - i ku ubolewaniu Londynu, - wyłącza z tego wezwania Związek Sowiecki93'. 6 maja Hitler próbuje wmówić berlińskiemu nuncjuszowi, Orsenigo, że nie widzi jeszcze powodu do wojny, że może czekać - „być może do 1945 r." Obłudnie dodaje, że gdyby Mussolini i on nie interweniowali w Hiszpanii, istniałoby teraz „imperium bolszewizmu". Na nuncjuszu wydaje się to wywierać pewne wrażenie: sądzi, że gdyby Polska „uspokoiła si? i milczała", można będzie zyskać czas na rokowania94'. Jednakże już jedenaście dni później nuncjusz dowiaduje się z ust ministra spraw zagranicznych Rzeszy, von Ribbentropa, czegoś całkiem innego. Przeciwko bolszewickiej rewolucji światowej wymierzony jest pakt antykominternowski, „ale jeśli Rosja odstąpi od swej propagandy, to nic nie przeszkodzi, abyśmy się do siebie wzajemnie zbliżyli..."95) Tak więc Watykan nie będzie już zaskoczony, kiedy trzy i pół miesiąca później Ribbentrop przerazi świat podróżą do Moskwy, gdzie 22 sierpnia 1939 r. podpis^6 Antykomunizm Hitlera: złudne nadzieje, fatalne następstwa. 1933-1939 159 pakt Stalin-Hitler. Rankiem tego dnia w papieskim sekretariacie stanu pojawia się polski ambasador, Kazimierz Papce z „informacją" swego rządu, która w Watykanie mogła już tylko wywołać pełne zakłopotania potrząsanie głową: „Warszawa sądzi, że wiadomość ta [o pakcie niemiecko-sowieckim] dowodzi pragnienia Sowietów wycofania się z gry europejskiej". Dwa dni później Papce wydaje się jednak dostrzegać, że Sowieci zapewnili Hitlerowi wolną rękę (tajna umowa o rozbiorach nie jest jeszcze opinii publicznej znana): „Polska nigdy nie Uczyła na rosyjską pomoc. Oprze się przemocy i stawi czoło agresji. Pragnęłaby, aby Ojciec Święty potępił napaść..."9*9 Hitler jeszcze nie maszeruje. Czy jednak nie byłby to właściwy moment, aby papież przemówił - w chwili, kiedy zespoliły się obie wrogie Kościołowi siły, które dotąd zwalczały się i zostały przez Piusa XI w 1937 r. równocześnie napiętnowane? To pytanie zaprząta w owych sierpniowych dniach wielu moralistów, niezbyt biegłych w zawikłanym miechanizmie dyplomacji osadzonej miedzy metafizyką a polityką duszpasterską. Zapewne poprzednik Piusa XII powiedziałby mocne słowo, o ile nie powstrzymałby go kardynał sekretarz stanu, Pacelli. Ten jednak sam teraz jest papieżem. Wieczorem 24 sierpnia, o tej samej godzinie, w której Ribbentrop relacjonuje swojemu „wodzowi", jak pił ze Stalinem za zdrowie Hitlera, Pius XII przemawia przez Radio Watykan ze swej letniej rezydencji:97' Imperia, które nie są oparte na sprawiedliwości, nie zostaną przez Boga pobłogosławione. Polityka, odrywająca się od moralności, zdradzi tych, którzy się na nią powołują... Aby tę pośrednią aluzję uczynić nieco wyraźniejszą, papież wpisał do rękopisu przemówienia również takie zdanie: „Biada tym, którzy wygrywają naród przeciw narodowi... uciskają słabych i łamią dane słowo". W ostatniej chwili znów lękliwie wykreślił je z tekstu. Następnie zawołał: Niebezpieczeństwo jest wielkie, ale jeszcze jest czas. Nic nie zostało stracone w pokoju. Z wojną wszystko może zostać stracone. Oby jednak ludzie zechcieli się porozumieć, podejmując znów rokowania... Jakaś pełna zwątpienia bezsilność zawarta jest w tych słowach. Bo o czym tu jeszcze rokować? Od co najmniej ośmiu dni Watykan ma informacje, że „sprawa Gdańska Jest dla Niemiec [w ogóle] tylko pretekstem i są one zdecydowane na prowadzenie niszczycielskiej wojny przeciw Polsce. Sądzi się, że istnieje porozumienie z Rosją 0 podziale biednej Polski" (notatka kardynała sekretarza stanu, Maglione z 16 sierpnia *39 r.). Ambasador Francji prosi Watykan o publiczne wsparcie zagrożonej Polski. Jego Świątobliwość mówi, że to byłoby za wiele" - notuje prałat Domenico Tardini, *retarz do spraw nadzwyczajnych w sekretariacie stanu. „Nie wolno zapominać, że Rzeszy jest 40 milionów katolików. Deż by mieli oni do wycierpienia po takim °ku Stolicy Apostolskiej!..." W Polsce jest 30 milionów katolików. Papież przez , pełne niepokoju dni usiłuje skłonić ich rząd do ustępstw wobec Hitlera, mimo , Warszawski nuncjusz Cortesi uważa to żądanie za niemal niedopuszczalne, Mon-tt°re Tardini zgłasza poważne zastrzeżenia, a nuncjusz Orsenigo donosi z Berlina: utaj wszyscy w przerażająco zimny sposób zdecydowani są na wojnę"98). J 160 Tajna dyplomacja Watykanu Czy wszystko to nie obchodzi papieża? Wprost przeciwnie. Gdy Monsignore Tardini obawia się, że można by wyciągnąć wniosek, iż-Stolica Apostolska chce doprowadzić do „nowego Monachium", to dla Piusa XII byłoby ono właśnie niniejszym złem. Wprawdzie własne notatki z myślami papieża nie zostały nam udostępnione, lecz jego postępowanie dopuszcza właściwie tylko tę interpretację. Woli on jakieś - choćby tylko przejściowe - udobruchanie Hitlera niż wojnę, pewny rozbiór Polski, a tym samym przesuniecie się Związku Sowieckiego na zachód. Z chwilą jednak, kiedy już nic nie można zmienić, papież natychmiast nastawia się na nową sytuację: milczy uporczywie, kiedy l września Hitler uderza na Polskę i milczy tak samo, kiedy 17 września Związek Sowiecki wkracza do wschodniej Polski pod pretekstem ochrony swych białoruskich i ukraińskich braci (a w rzeczywistości na podstawie tajnego aktu rozbiorowego). Naczelny redaktor, hrabia delia Torre pisze wprawdzie 18 września w „Osservatore Romano": „Jest to tchórzliwy czyn... Czy oznacza on koniec Polski? Nie. Polska zasługuje podwójnie, aby żyć, albowiem stawia heroiczny opór". Jednak ze strony samego papieża - który w maju 1940 r. nie zawaha się jasno potępić napaści Hitlera na Belgię i Holandię - nie słychać ani słowa skierowanego na wschód. Charles-Roux, francuski ambasador przy Watykanie przekazał 2 października 1939 r. memorandum premiera Daladiera: Stolica Apostolska usiłowała dotąd tłumaczyć swój opór przed potępieniem niemieckiej agresji przeciw Polsce obawą, iż naraziłoby to katolickich Niemców na represje reżimu nazistowskiego. Nie ma takiego powodu, aby usprawiedliwić milczenie wobec akcji sowieckiej... Powód jednak istniał i to dokładnie ten sam. Objaśnił go ambasadorowi prałat Giovanni Montini (późniejszy papież Paweł VI):"1 Każde słowo przeciw Niemcom i Rosji zostałoby gorzko odpłacone katolikom, poddanym władzy reżimów w tych krajach... Po raz pierwszy od czasu leninowskiej rewolucji październikowej 11 milionów katolików podlegało odtąd sowieckim rządom we wschodniej Polsce. Byk to dla Rzymu - oraz dla Moskwy - sytuacja nowa. Czy nieco zardzewiałe narzędzia (i bronie) z minionych dwóch dziesięcioleci wystarczą, aby jej sprostać? Wyprawy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 Sowiecki marsz: Rzym milczy - Moskwa zwleka Świat oczekuje obecnie pierwszej encykliki Waszej Świątobliwości. Zjak pelną niepokoju nadzieją wczytywać się będą w ten historyczny dokument zapłakane oczy narodu polskiego, który w lepszych czasach... posluchał wezwania papieża Innocentego XI i zdruzgotał pod Wiedniem moc półksiężyca, aby w naszych czasach, na oczach późniejszego Piusa XI rozgromić w cudzie nad Wisłą nadciągające hordy bolszewickie! f 1920J Ten bastion chrześcijaństwa i kultury łacińskiej znalazł się obecnie w rękach wrogów krzyża. Dlatego okaż dobroć, Ojcze Święty, włączając do tak bardzo oczekiwanej encykliki słowa skargi nad upadkiem Polski... Wezwanie to skierował jesienią 1939 r. do Piusa XII polski prymas, kardynał Hlond0. Prymas, który uciekł z kraju wraz z rządem -przybył do Rzymu 18 września, nazajutrz po wkroczeniu Sowietów do wschodniej Polski. Niezwłocznie przedłożył Watykanowi raport o sytuacji, uwzględniający okoliczność, że 11 milionów katolików dostało się pod panowanie sowieckie, a zatem trzeba obawiać się złego. „Próba kontaktu z Rosjanami, aby zobaczyć, czy możliwe byłoby wysłanie apostolskiego wzytatora lub delegata - wydaje się dla Stolicy Apostolskiej przedsięwzięciem prawie tiemożliwym"2'. Tymi słowy Hlond odradzał próbę. W Rzymie nie posiadano jeszcze żadnych wiadomości, co faktycznie dzieje się na jenach okupowanych przez Sowietów. Pierwsze meldunki o aktach ucisku nadeszły lynie z Polski okupowanej przez Niemcy. Berliński nuncjusz Orsenigo mógł bowiem słać sekretarza na dwa dni do Warszawy dla zabezpieczenia archiwum tamtejszej cjatury. Papież był zdecydowany odczekać i redagować swą pierwszą encyklikę, i wstępny zapis powstał jeszcze przed początkiem wojny, z najwyższą ostrożno- Miała być głosem przeciw „nieograniczonemu autorytetowi państwa", który czy podstawy prawa międzynarodowego i „utrudnia pokojowe współżycie"; v wojnie, która rozlewa „krew niezliczonych, również nie uczestniczących słonków ukochanego narodu, jakim jest Polska" - narodu, który „ma prawo ^ej i braterskiej sympatii świata, a ufając Marii, patronce chrześcijan (awcilium 162 Tajna dyplomacja Watykany christianorwri) oczekuje godziny swego zmartwychwstania w sprawiedliwości i po. koju..." Dalej niż w encyklice Summus Pontificatus z 20 października 1939 r.3' papież nie posunął się również dwa miesiące później, w orędziu bożonarodzeniowym. Podnosił wprawdzie skargę przeciw „umyślnej agresji przeciw małemu, pracowitemu i pokojowemu narodowi"41, nie wyjawił jednak, jaki naród miał na myśli. Później, kiedy odwiedził papieża hitlerowski minister spraw zagranicznych, Ribbentrop, Monsignore Tardini zaprotokołował: Jego Świątobliwość przypomniał, że w swojej encyklice starał się nie obrażać Niemiec, nawet jeżeli - w oparciu o swoją misję - musiał powiedzieć prawdę. Dodał, że małym narodem, o którym wspomniał w orędziu na Boże Narodzenie, jest Finlandia (w Niemczech myślano, że to była Polska) 5\ Finlandia była daleko; potrafiła obronić się z niejakim powodzeniem przed atakiem sowieckim z końca listopada 1939 r., ponadto - nie było tam prawie żadnych katolików. Tymczasem z okupowanej przez Sowietów Europy Wschodniej dotarły do Rzymu informacje, które zdawały się sugerować powściągliwość. Jako pierwszy zameldował się arcybiskup lwowski Szeptycki, o którym kardynał Hlond mylnie meldował 12 października sekretarzowi stanu, że został „wywieziony do Rosji"61. Szeptycki zaś, pozbawiony wprawdzie władzy w obu nogach, lecz aktywny jak zawsze - urzędował w swoim lwowskim zamku biskupim i już 10 października wysłał w drogę odważnego jezuitę. Po sześciu tygodniach awanturniczej podróży przez Karpaty i wiele „zielonych granic" kurier, ojciec G. Moskwa71, dotarł z listem Szeptyckiego do Rzymu. Watykan wywnioskował z pisma - choć początkowo tylko z aluzji, które dopiero później stały się jasne - coś zdumiewającego. Nie namyślając się wiele i nie pytając papieża o pozwolenie, Szeptycki jeszcze w dniu sowieckiego wkroczenia do wschodniej Polski, 17 września 1939 r., „podzielił" cały Związek Sowiecki, rzec można, po katolicku. Powołując się na rzekomo nieograniczone pełnomocnictwa, udzielone przez Piusa X w 1907 r. [!] oraz wierny swym niewyblakłym od czasów carskich narodoworomantycznym ideom misyjnym - mianował czterech apostolskich egzarchów: biskup Czarnecki przeznaczony został dla wołyńskiej i podolskiej części Ukrainy (z Łuckiem i Kamieńcem), ojciec Klemeas Szeptycki (jego brat) dla „Wielkiej Rosji i Syberii" (z Moskwą), jezuita Antoni Nemancewycz dla Białorusi i wreszcie, jako najważniejsza postać, Josef Slipyj, rektor seminarium duchownego we Lwowie, dla „Wielkiej Ukrainy" (z Kijowem)81. Co to mogło znaczyć? Wcielenie wschodniej Polski z jej liczną ludnością białoruską i ukraińską do Związku Sowieckiego Szeptycki przyjął z jednej strony jako niebezpieczeństwo dla Kościoła,, ale równocześnie jako rodzaj szansy. „Rosjanie okupowali Polskę - więc w rzeczywistości byliśmy już w Rosji" - zachwycał się jezuita Walter Ciszek, który jako obywatel amerykański mógł stamtąd wyjechać, a jednak za zgodą Szeptyckiego przygotowywał się tej jesieni do wyruszenia - jako robotnik, z &ł" szywymi papierami - w podróż misyjną do zagłębia przemysłowego na Uralu • Lwowski arcybiskup, który przez całe życie z pewną naiwnością posługiwał ś? metodami konspiracyjnymi, powziął w pierwszej chwui nadzieję, która jeden *& awy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 163 Eugenio Pacelli (1876-1958) jako papież Pius XII - pontyfikat przypadał na lata 1939-1958. August Hlond (1881-1948), arcybiskup gnieźnieński i poznański, kardynał (od 1927), prymas Polski. - w roku 1917 - już go zawiodła. Czy nie domyślał się, że w Rzymie czegoś się nauczono z doświadczeń i że papież Pacelli nie będzie się kierował emocjami swego poprzednika? Znaczne musiało być zakłopotanie, jakie wywołał w Watykanie pierwszy znak życia Szeptyckiego, skoro oficjalna publikacja akt Stolicy Apostolskiej przemilcza jego Jrzmienie. Tylko lakoniczne zdanie prefekta Kongregacji Kościołów Wschodnich, kardynała Tisseranta, ujawnia - przy całym współczuciu dla zawikłanej sytuacji Szeptyckiego - chłodną reakcję kurii na jego obstawanie przy „pełnomocnictwach" ^907 r. „Inne nadzwyczajne oraz zwykłe pełnomocnictwa, tak sądzi się tutaj, nie są tej chwili potrzebne" - pisał Tisserant 27 listopada 1939 r.10) do Szeptyckiego, przy czym ostrożny sposób wyrażania się uwzględniał z góry możliwość przechwycenia listu w drodze... Chodziło o 'to, że pod koniec listopada papież i tak przyznał już pewne specjalne 'cłnomocnictwa kanoniczne wszystkim biskupom na terenach okupowanych : Sowiety11*; przede wszystkim - możliwość wyznaczenia, w ścisłej tajności, ^h godnych zaufania kapłanów jako ewentualnych następców na wypadek szkód w sprawowaniu urzędu, by w ten sposób nie uległa zerwaniu sukcesja &kupia. Lwowskiego arcybiskupa upoważniono również do wyświęcenia na biskupa 164 Tajna dyplomacja Watykahu „ukochanego ucznia", Slipyja. Wszystkie inne, szeroko zakrojone plany lwowskiego* metropolity wydawały się natomiast Watykanowi - choć Szeptycki nieustannie naciskał - zbyt fantastyczne, zgoła niebezpieczne, także z tego powodu, że postawa1 Sowietów wobec Kościoła papieskiego nie była jeszcze w owych miesiącach jednoznaczna, a w każdym razie nie była tak rewolucyjnie niszczycielska, jak się obawiano. „Księżom zapewnia się pełną swobodę funkcji wewnątrz Kościoła, dopóki nie głoszą kazań przeciw, reżimowi sowieckiemu" - relacjonował berlińskiemu nuncjuszowi prałat Peter Werhun, człowiek zaufania Szeptyckiego, po powrocie ze Lwowa w styczniu 1940 r.12) Natomiast z klasztorów wypędza się zakonników, rekwiruje ich własność, przy czym łacińskim katolikom wiedzie się gorzej niż ukraińskim, którzy „mniej boją się Rosjan, gdyż są antypolscy". „Elementy nazistowskie" próbują w Galicji wywołać niepokoje przeciw rosyjskiemu komunizmowi. („Obawiam się, że kler ukraiński niedostatecznie odcina się od tych knowań"). Podobne wrażenie przekazał rektor Russicum, Philippe de Regis, który w chwili wybuchu wojny przypadkowo znajdował się w Polsce; „Komuniści uchronili się przed nieroztropnością i okazali wyrozumiałość wobec religii"1*. Sam Szeptycki, który w grudniu 1939 r. zwołuje nawet synod diecezjalny, przekazał w liście do Rzymu (za pośrednictwem niemieckiej delegacji wojskowej we Lwowie) raczej obraz pełen sprzeczności14'. Z jednej strony donosi o nieporządkach, antykościelnych szykanach, samowolnych aresztowaniach i skarży się, że Sowieci uprzywile-jowują Żydów, którzy masami (w obawie przed antysemityzmem Hitlera) uciekli do Polski wschodniej... Z drugiej potwierdza, że „kler może jeszcze pracować we wszystkich parafiach i kościołach" oraz sądzi, że nawet w armii sowieckiej i pośród komunistów wzrasta zainteresowanie religią: „Wydaje się, że wszystkie te obszary stają się polem pracy duszpasterskiej, która może być bardzo owocna". Sprzeczność obrazu może wynikać z faktu, że Szeptycki nie potrafi pogodzić zdecydowania, z jakim nowi władcy sowietyzują wschodnią Polskę z ich zwlekającą taktyką wobec Kościoła. 75-letni metropolita lwowski nie może pojąć, że pod tym względem Stalin zachowuje się po prostu taktycznie mądrzej niż Hitler w „swojej" części Polski. Dostrzega w nowym systemie, który przede wszystkim Żydom wydaje się - i słusznie - ratunkiem dla życia, „masowe opętanie diabelskie" (une possession diaboliąue en masse) i całkiem poważnie prosi papieża, by zechciał wezwać zakony do... antysowieckich egzorcyzmów (d'exorciser la Russie sovietique). Żądanie to zawarte już było w jego pierwszym liście z 10 października; obecnie ukraińskokatolicki metropolita powtórzył je wraz z prośbą, aby papież w pełni formalnie zechciał „dysponować" (designer, deputer et deleguer) go „na śmierć za wiarę i jedność Kościoła", albowiem będzie dobrze, „gdy ktoś stanie się ofiarą tego najazdu"... Podobne mistyczne tęsknoty za męczeństwem zwykło się w Watykanie cenić co najwyżej z myślą o przyszłych procesach beatyfikacyjnych, lecznic dla potrzeb bieżącej polityki duszpasterskiej. Stąd papież i kuria odpowiedzieli na niezwykłe prośby # Lwowa pobłażliwym milczeniem. Na drugiej wielkiej arenie okupacji sowieckiej, w państwach bałtyckich, orientacja przychodziła Watykanowi nieco łatwiej, gdyż rozporządzał również własnymi obserwatorami w dwóch nuncjaturach. Lecz i tu pojawiły się trudności, wynikające flie ny krzyżowej nie będzie. 1939-1944 165 tvlko z obecności sowieckiej. W Wilnie, mieście zamieszkanym w większości przez Polaków, które przez dwa dziesięciolecia było przedmiotem sporu miedzy Polską a Litwą, zasiadał wówczas polski arcybiskup, Romuald Jałbrzykowski. Rząd litewski zarzucał mu, że podczas wejścia Sowietów powiewała na jego katedrze czerwona flaga (czemu nie zaprzeczono), natomiast kiedy wkroczyli Litwini (którym Sowieci 10 października 1939 r. przyznali miasto) nie było flagi litewskiej. Jałbrzykowski zabronił również bić w dzwony na cześć litewskich wyzwolicieli15'. W pałacu arcybiskupim przeczuwano zapewne, że pozorne ustępstwo wobec Litwy, opłacone sowieckimi bazami wojskowymi, nie potrwa zbyt długo. Niechęć niektórych litewskich nacjonalistów wobec równie narodowo nastawionego polskiego księcia Kościoła posunęła się tak daleko, że redaktor pewnej chrześcijańsko-demokratycznej gazety w Kownie zwrócił się do sowieckiego komisarza miasta w Wilnie z prośbą o... aresztowanie arcybiskupa. Sowieci, którzy podczas pierwszego, krótkiego pobytu w.Wilnie opierali się chętniej na polskich komunistach i lewicowych katolikach niż na Litwinach, odrzucili to żądanie1". Kiedy Wilno przeszło pod władzę litewską (tylko na osiem miesięcy, aż do likwidacji całej Litwy przez Sowiety!), rząd w Kownie nie miał większego zmartwienia niż domagać się od Watykanu, aby zabronił arcybiskupowi Jałbrzykowskiemu wzywania w litaniach Marii jako Królowej Polski (Regina Połoninę). Watykan, głęboko zaniepokojony bezsensownym starciem nacjonalizmów, z niewielkim skutkiem nawoływał obie strony do umiarkowania. Pieniactwo skończyło się, kiedy w połowie czerwca 1940 r. Armia Czerwona po ultimatum do państw bałtyckich wkroczyła bez walki na Litwę, Łotwę i do Estonii. Po raz pierwszy nuncjusz papieski obserwował na własne oczy komunistyczne przejęcie władzy. Dokumenty, które na ten temat istnieją, pozwalają rozpoznać mechanizm reakcji, które w podobny sposób powtórzyły się po drugiej wojnie światowej. Zrodzone w takiej sytuacji napięcia powracają dzisiaj, 50 lat później... „Stolica i miasto są spokojne, aczkolwiek niesłychanie zdeprymowane" -depeszuje 7 czerwca 1940 r. z wiadomością o wejściu Sowietów nuncjusz Centoz z Kowna. Papież, który w maju bądź co bądź potępił napaść Hitlera na Belgię i Holandię w pełnych współczucia depeszach do koronowanych głów owych krajów, milczał. Nawet „Osservatore Romanp" nie skomentował wydarzenia. Tymczasem nie dalej jak 13 maja, kiedy ambasador włoski Alfieri krytykował papieskie depesze do Brukseli Hagi, Pius XII oświadczył ze spokojną godnością: „Nie baliśmy się, kiedy swego asu skierowano na Nas rewolwer [aluzja do przygody Pacellego w „czerwonym" Monachium] i nie balibyśmy się również ponownie nawet obozu koncentracyjnego. "pewnych okolicznościach papież milczeć nie może..." (i7 Papa in certe circonstanze ton pud tacere)"\ „Okoliczności" prowadzące do sowietyzacji państw bałtyckich nie dają wszelako atykanowi powodu do głośnych oskarżeń; ponownie obserwuje wydarzenia ostroż- ue, wyczekująco. Na Litwie żyją ponad dwa miliony katolików (87 procent), Łotwie - pół miliona (25 procent). Osiem dni po zajęciu Litwy nuncjusz rtoz zapytuje w Rzymie, czy przekazać biskupom bałtyckim pełnomocnictwa *3alne, „które zapewniono już polskim biskupom pod Rosją". Depesza minęła 166 Tajna dyplomacja Watykanu się z telegramem kardynała sekretarza stanu Maglione, który pozostawia do uznania nuncjusza, czy udzielenie pełnomocnictw „przewidzianych tylko na wypadek rosyjskiej okupacji i reżimu bolszewickiego" jest już potrzebne18'. Nuncjusz widzi, jak „przy. spieszą się bieg spraw" i działa stosownie do tego. Watykanowi chodzi przede wszystkim o to, aby kraj znalazł się w nowej sytuacji z możliwie nietkniętą hierarchią. Pośpieszne mianowanie litewskiego biskupa pomocniczego dla Wilna, postawionego u boku Jałbrzykowskiego, z pewnością nie nastraja lepiej nowego, uległego wobec Sowietów rządu w Kownie. 6 lipca wypowiedziany zostaje konkordat z 1927 r. Jednocześnie emigracyjny ambasador polski przy Watykanie określa tę nominację biskupią jako „bolesną". Kardynał sekretarz stanu, Maglione, sądzi, że zdoła go uspokoić stwierdzeniem, że „w Wilnie zbratał teraz Litwinów i Polaków rosyjski ucisk..."19' W rzeczywistości polski arcybiskup i jego litewski sufragan będą się w Wilnie wzajemnie unikać20'. Konsekracja biskupia na sowieckiej Litwie - z nuncjuszem W ożywionej, szyfrowanej korespondencji dyplomatycznej z nuncjuszem Centozem w Kownie i nuncjuszem Arata w Rydze Watykan wydaje ostatnie polecenia przed formalnym wcieleniem państw bałtyckich do Związku Republik Sowieckich. „Ekscelencja zechce zadbać, aby trwać tak długo, jak to jest możliwe" - depeszuje 17 lipca Maglione do Centoza i zarządza konsekrację księdza Padolskisa na biskupa pomocniczego w Wyłkowyszkach bez oglądania się na nominacyjną bullę papieską. Gdy pod sowiecką okupacją we Lwowie metropolita mógł swemu koadiutorowi Slipyjowi udzielić święceń biskupich jedynie w tajemnicy, konsekracja Padolskisa celebrowana jest w pełni jawnie: „Pojechałem tam autem rankiem 4 sierpnia 1940 r. - relacjonuje nuncjusz21'. - Chociaż uroczystość religijna odbywała się nazajutrz po oficjalnym przyłączeniu Litwy do ZSRR, przebiegała w całkowicie spokojnym i głęboko pobożnym nastroju. -. Biskupi w pełnych ornatach przeszli z plebanii główną ulicą do katedry... Msza pontyfikalna z dobrą muzyką liturgiczną celebrowana była przed nabożnym tłumem. Lud, wypełniający plac przed katedrą, ukląkł i przyjął błogosławieństwo. Grupa zaledwie szesnastu mężczyzn i ośmiu kobiet, która w sześciu szeregach nadeszła z sąsiedniej ulicy, przemaszerowała główną ulicą z czerwonymi flagami i komunistycznymi pieśniami. Pół godziny później odbyła się o wiele większa sowiecka demonstracja dla uczczenia aneksji Litwy przez ZSRR. Pochód z udziałem około 400 osób, mężczyzn i kobiet, w dużej większości Żydów [zwróćmy uwagę na „bystre" oko nuncjusza!], defilował główną ulicą z flagami, transparentami, portretami Stalina i sławił pieśniami komunizm. Lud spokojnie przyglądał się pochodowi. Nie można uskarżać się na najmniejszy nawet incydent..." Watykan najwyraźniej nie pomyślał o nawiązaniu jakiegokolwiek kontaktu z nowymi sowieckimi władzami kraju. 13 sierpnia wezwano wszystkie przedstawicielstwa, dyplomatyczne w bałtyckich stolicach do wyjazdu w przeciągu dwóch tygodni- Wyprawy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 167 Nuncjusz Centoz opuszcza Litwę 25 sierpnia, nie bez uprzedniego zalecenia biskupom wszelkiej ostrożności"221. Jednak powściągliwość Watykanu wydaje się trochę opłacać. Sufragan kowieński, Yincentas Brizgys, pod koniec sierpnia przekazuje poufną drogą wiadomość do Centoza, który tymczasem znalazł się już w Rzymie: ,Konto bankowe nuncjatury zostało rozdzielone zgodnie z życzeniami Waszej Ekscelencji... Seminarium rozpoczyna pracę 16 września... Pałac arcybiskupi jeszcze nie jest zajęty. Żywimy nadzieję... Zaczyna się ruch rodziców w sprawie nauczania religii.-- Trzeba stwierdzić, że kapłani są realistyczni, lecz nie pesymistyczni - są świadomi, w jakim żyją otoczeniu, ale nie tracą odwagi. Rząd jest dotąd zadowolony z ich zachowania..." I na ostatek -jakby stanowiło to szczególną pociechę: „W nowej Radzie Komisarzy nie ma żadnego Żyda..."23) Cztery miesiące później, na początku stycznia 1941 r. biskup Brizgys przekazuje do Watykanu okrężną drogą, przez nuncjaturę berlińską obraz, który wygląda już poważniej, ale jest też bardziej zawikłany24*. Dwudziestu księży aresztowano, czterech bez powodu, pozostałych z bagatelnych przyczyn. „Wśród wysokich urzędników GPU są Polacy, co mniejszość polska wykorzystuje dla zapewnienia sobie przesadnych praw w kościołach... Wiem, że czterech czy pięciu księży zobowiązało się pisemnie dostarczać «w granicach sumienia» informacje dla GPU..." Brizgys donosi o wywożeniu i aresztowaniach wielu ludzi, o zanikaniu sympatii stanu robotniczego dla komunizmu. „Polityczni funkcjonariusze rosyjscy są bardzo fanatycznie antyreligijni... Wojskowi nie są wrodzy wobec religii, w rozmowach bez świadków niekiedy ujawniają nawet zainteresowanie i sympatie dla religii". I znowu -jak u lwowskiego metropolity, Szeptyckiego—rodzą się u Brizgysa nadzieje misyjne. Chciałby wybranych młodych księży wysłać do Russicum w Rzymie dla zdobycia odpowiedniego wykształcenia, prosi o pośrednictwo w załatwieniu wiz wyjazdowych. (W późniejszym liście z 21 marca 1941 r. Brizgys prosi o dosłanie popularnej literatury religijnej w języku rosyjskim). Równocześnie ostrzega przed pewnym rosyjsko-katoli-ckim duchownym, któremu Sowieci pozwolili wyjechać do Rzymu „prawdopodobnie, by informował ambasadę ZSRR o tym, co dzieje się wśród katolików w Rzymie, w szczególności w Russicum. „Pod tyrańskim reżimem bolszewików kierowane przez kler życie chrześcijańskie nie zostało umniejszone" - donosi papieżowi z Łotwy, patrząc wstecz, ryski Arcybiskup Springovics25). Poza śmiercią jedenastu księży - z których większość padła ofiarą GPU dopiero krótko przed wkroczeniem Niemców, w czerwcu 1941 r. - uskar- się przede wszystkim na konfiskatę dóbr kościelnych, rozwiązywanie klasztorów Taz przeszkody w nauczaniu religii. Apostolski administrator dla Estonii, eszkający w Revalu (Tallinie) biskup-jezuita Eduard Profittlich, pisze 14 stycznia "O Rzymu, że „sytuacja religijna nabiera coraz więcej cech znamiennych dla sytuacji * Rosji". %ło to zgodne z prawdą, gdyż sowieckie ustawodawstwo religijne miało być 'topniowo rozciągane również na nowe bałtyckie republiki sowieckie. Jedynie w Es-ui> gdzie było mniej niż dwa tysiące żyjących w rozproszeniu katolików, oznaczało ^niemal kres wszelkich możliwości duszpasterskich. Dlatego posiadający " Istwo niemieckie biskup Profittlich zdecydowany był w 1941 r. wyjechać wraz 168 Tajna dyplomacja Watykanu z estońskimi Niemcami, których wysiedlano. lak otwarcie napisał do Rzymu, nie odczuwał „wewnętrznej zachęty Boga", aby pozostać na miejscu, zaś rozsądek podpowiadał mu, że „moje dalsze trwanie tutaj będzie bezsensowne". Już w październiku skierował pytanie do Rzymu, otrzymując sybilińską odpowiedź, że papież pozostawia jego decyzji wybór kroku, jaki „in Domino" („w Panu") uważa za najlepszy. Teraz, w lutym 1941 r., Profituich powtarza interpelację, a Pius XII ponownie odpowiedział jak delficka wyrocznia: decyzję pozostawia Profittlichowi i ufa, że podejmie ją „inspirowany przede wszystkim dobrem powierzonych mu dusz". Profituich zrozumiał to jako papieskie wezwanie do pozostania. Pisał, iż wierzy, że jego ofiara nie pozostanie „tak czy inaczej całkiem bezowocna". Pięć miesięcy później, kiedy armie Hitlera napadły na ZSRR, Profittiicha aresztowano jako „niemieckiego szpiega" i zesłano na Syberię, gdzie jego siad - mimo późniejszych dochodzeń - urwał się na zawsze...2"9 W osobistej tragedii tego człowieka odzwierciedla się psychodrama papie-ża-dyplomaty PaceUego, który - tak w sprawach wielkiej polityki, jak i w drobnym, ludzkim zakresie - stale wzdragał się przed podjęciem pełnej odpowiedzialności i podejmowaniem decyzji, kiedy sytuacje wydawały się trudne lub nieprzejrzyste. Polityka sowiecka lat 1939-41, zarówno w krajach bałtyckich, jak i we wschodniej Polsce, dawała stosunkowo jasno do zrozumienia, że ekspansywnej rozbudowy własnego „przedpola" umożliwionej przez wojnę Hitlera na zachodzie, nie zamierza obciążać w sensie klimatycznym natychmiastowym zniszczeniem katolickiego życia kościelnego. Równie wyraźne jednak było, że sowietyzacja tych terenów - cel otwarcie deklarowany - nie była na dłuższą metę możliwa bez likwidacji wszystkich zastanych struktur, a więc również i kościelnych. A to zmierzało nieuchronnie do co najwyżej stopniowanego ograniczenia wszystkiego, co kościelne, do czystego „kultu". Watykan był wobec tego procesu bezradny. Unikał drażnienia Sowietów. Nie potłjął też jeelnak żadnej próby, aby poprzez wyjaśniające kontakty łagodzić płaszczyzny zatargów - przy zupełnie dla nich nowym! - obchodzeniu się z przeważające katolickimi terenami. A może wynikało to z przekonania papieża o „tymczasowości" sytuacji, może wiązał on pewne nadzieje z hitlerowskimi planami agresji? Coś przeciwnego raczej ukazuje dokument, odnoszący się do jedynego oficjalnego kontaktu sowiecko-watykańskiego w owym czasie. Papieska nuncjatura w Berlinie odebrała na początku stycznia 1941 r. z niemałym zdumieniem telefon z ambasady sowieckiej z zapytaniem, czy pan Władimk Gieor-gijewicz Dekanosow, nowy ambasador ZSRR, może złożyć inauguracyjną wizytę panu nuncjuszowi, ja*ko dziekanowi korpusu dyplomatycznego. Od czasu rozmów PaceUego z Krestinskim do takich spotkań już nie dochodziło. Nowi ambasadorowie sowieccy zadowalali się chłodnymi pisemnymi zgłoszeniami u dziekana. „Rozmowa rozwinęła się w bardzo uprzejmym tonie - raportował Orsenigo do Rzymu 11 stycznia 1941 r.27) - Pytał, czy chcę mu zadać jakiekolwiek pytanie - o& przykład na temat wojny. Ponieważ jednak zachęcał mnie do tego, obawiałem się, że może w tym być jakaś pułapka i zaprzeczyłem. Zapytałem natomiast o sytuację katolików w trzech republikach - Litwie, Estonii i Łotwie - które niedawno weszły w skład Rosji. Odpowiedział zaskakująco swobodnie, że sytuacja katolików jest Wyprawy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 169 niezmieniona. Aczkolwiek nie było to zgodne z moimi informacjami, sądziłem, że ^raźnie przeczyć nie powinienem, by uniknąć niebezpieczeństwa, że zostanę wezwany do przedłożenia dowodów, co mogłoby dać podstawę do represji wobec ewentualnych informatorów. Dodałem zatem tylko, że dla Kościoła katolickiego często niezbędne jest przenoszenie duchownych, zakonników i zakonnic na inne tereny i poprosiłem go, aby w takim przypadku poparł mnie w uzyskaniu potrzebnych zezwoleń. Nie odmówił, dodał jednak, że teraz lepiej pozostawać w krajach, które nie są dotknięte biczem wojny. Powiedziałem, że moje spojrzenie sięga daleko poza wojnę, która z pewnością nie będzie trwała bez końca..." Czy więc Watykan - lub przynajmniej Orsenigo - liczył się z długotrwałą obecnością sowiecką w krajach bałtyckich? Nie uszło w końcu uwagi nuncjusza, że -jak pisze w tym samym raporcie -minister spraw zagranicznych Stalina, Mołotow (z którym ambasador Dekanosow w listopadzie 1940 r. po raz pierwszy zjawił się w Berlinie) tym razem nie dogadał się z Hitlerem co do podziału przyszłych zdobyczy. Dzięki łącznikowi, wysłanemu przez szefa niemieckiego wywiadu wojskowego, admirała Canarisa (który wojnę Hitlera uważał za przestępstwo), Pius XII poinformowany był wcześniej niż wielu innych polityków Europy o hitlerowskich planach uderzenia na Związek Sowiecki28). Były też próby wychodzące z opozycyjnych kręgów niemieckiego wywiadu politycznego, aby wysondować w drodze kontaktów z generałem jezuitów, Ledóchowskim — znane były jego antykomunistyczne nastawienie oraz międzynarodowe powiązania - czy w zamian za złagodzenie wewnętrznego reżimu (również wobec Kościoła) w Niemczech możliwe byłoby zawarcie pokoju z Zachodem i współpraca przeciw Wschodowi29'. Z takimi zachętami wiosną 1941 r. pojawił się u Ledóchowskiego na polecenie tajnych służb sudecko-niemiecki hrabia Khu-en-Belasi-Liitzow. Już jesienią 1940 r. odwiedził biskupa Passawy stary znajomy, SS-Sturmbannfuhrer Albert Hartl z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy - teolog katolicki, który odszedł od wiary, a teraz oferował Kościołowi współpracę w walce z „materializmem" za cenę „otwarcie pozytywnego" nastawienia wobec narodowego socjalizmu...30' Jest więc całkiem możliwe, że ambasador sowiecki, który sam też był funkcjonariuszem tajnych służb, miał za zadanie wywiedzieć się podczas wizyty u nuncjusza, jak w Watykanie, gdzie zbiegało się wiele nici, oceniana jest perspektywa w°jny, a przede wszystkim zamiary Hitlera. Wszystko to nie skłoniło jednak papieża do rezygnacji z rezerwy. Ponieważ właśnie wiosną 1941 r. obawiał się - jak wielu poważnych obserwatorów na całym świecie - że zwycięstwo Hitlera i Mussoliniego jest prawdopodobne, perspektywa dalszego szerzenia wojny - nawet przeciwko ateistycznemu Związkowi Sowieckiemu - nie Dawała mu żadnej podstawy do nadziei. I to tym mniej, że narodowi socjaliści właśnie owych miesiącach zaostrzyli swą antykatolicką walkę z Kościołem. Ich główny 3log, Alfred Rosenberg, z pochodzenia bałtycko-niemiecki antykomunista, zano-tf w dzienniku 10 maja 1940 r., w dniu uderzenia Hitlera na Francję: „Walka *iw- Rzymowi po niemieckim zwycięstwie zostanie doprowadzona w Niemczech końca"3JJ. Można było wyobrazić sobie, czym dla tamtejszego Kościoła byłoby lenie" wschodniej Polski i krajów bałtyckich przez armie Hitlera. Co jednak kiedy Hitler, mając tyły ubezpieczone przez Sowietów, po pokonaniu Francji 170 Tajna dyplomacja Watykanu podbije również Anglię? Niemiecki ambasador przy Watykanie, von Bergen, raportował 15 lutego 1941 r., że Pius XII dostrzega „w całkowitym zniszczeniu naszych przeciwników lub w nazbyt długim trwaniu wojny niebezpieczeństwo posuwania się naprzód bolszewizmu wraz z towarzyszącymi mu zjawiskami antyreligijnymi..."321 Dwa tygodnie przed uderzeniem Hitlera na Związek Sowiecki (termin papież już znał) Pius XII - daleki od otwartego angażowania się przeciw jednej lub drugiej stronie3* - napisał do passawskiego biskupa w odpowiedzi na oferty oficera SS, Hartla: „Papież myśli tylko... dla wszystkich o pokoju, który nie ciemięży ani nie niszczy żadnego narodu"34'. Zaś do biskupów w bałtyckich republikach sowieckich skierował pisany po łacinie list, unikający wszelkich akcentów politycznych. Posyłał stosowne słowa pociechy, lecz również ostrzeżenia - przed lenistwem i chciwością kleru (nie bez powodu, jak zaznaczył autor projektu listu w objaśnieniach dla papieża!), wreszcie wezwania do wytrwania w wierze, dodając jako receptę: „Contra turpidam impietatem pura religio" — przeciw haniebnej bezbożności czysta religia. Jednak słowo turpidam (haniebna) papież przezornie skreślił z ostatecznej wersji tekstu...3S) Po napaści Hitlera: „Pomagać Sowietom, lecz nie za bardzo" Zbóje rzucili się na naszą rosyjską ojczyznę... Kościół Chrystusowy błogoslawi obronę świętej ziemi ojczystej wszystkich prawosławnych... Oby Bóg zechciał nas obdarzyć zwycięstwem!... Tę odezwę do wiernych metropolita Sergiusz ogłosił 22 czerwca 1941 r. - jeszcze w dniu napadu armii hitlerowskich36'. Stalin, który do ostatniej chwili nie wierzył w taką możliwość, dosłownie zaniemówił. Dopiero dziesięć dni po metropolicie skierował do swego narodu pierwszy apel. W Niemczech natomiast katolicki biskup polowy, Franz Josef Rarkowski napisał 29 czerwca do żołnierzy Wehrmachtu: „Miejcie świadomość swego posłannictwa! Wówczas wasze będzie zwycięstwo, zwycięstwo, które pozwoli Europie odetchnąć... Wiele państw europejskich wie, że wojna z Rosją jest europejską wyprawa krzyżów ą..."37) Znów - tym razem z krwawą powagą - krążyło po Europie to złowieszcze hasło. I choć z trudem można by uznać je za hasło papieża, to czyż nie żądało ono daniny również od niego? Edycja akt Watykanu nie ujawnia żadnej bezpośredniej, pierwszej reakcji kurii. (Możliwe, że odpowiednie dokumenty znalazły się wśród papierów, które Pius XII pod koniec wojny nakazał zaufanemu prałatowi Kaasowi palić całymi dniami w kominku Palazzo San Carlo). Nawet przekazanego przez ambasadora Bergena wezwania Hitlera, aby papież zechciał się wypowiedzieć po stronie antykomunistycznej wyprawy krzyżowej, nie sposób wystarczająco udokumentować38'. Ambasador Bergen donosi 24 czerwca o „pewnej uldze" Watykanu, gdyż obawiano się tam, że bolszewizm wyjdzie z wojny „bez szwanku, a nawet wzmocniony » awy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 171 każdym razie wkroczenie do Rosji „nie zaskoczyło" papieskiego sekretariatu stanu39'- O zaskoczeniu rzeczywiście nie mogło być mowy. Nie tylko dlatego, że istniał przeciek z kręgów wywiadu niemieckiego, lecz i dlatego, że taką wskazówkę dał papieżowi już 15 miesięcy wcześniej minister spraw zagranicznych Rzeszy. Podczas 70-minutowej audiencji 11 marca 1940 r. Ribbentrop „wiele mówił przeciw komunizmowi". Próbował pouczyć Piusa XII, że bez zwycięstwa narodowych socjalistów w Niemczech, podobnie jak w Rosji, „nie pozostałby nawet jeden kościół - co on, Ribbentrop, mógł stwierdzić na własne oczy..." Papież odparł sucho, że nie można wiedzieć, co by było „gdyby"... Zaś aluzję Ribbentropa do jego moskiewskiej podróży w 1939 r. wykorzystał, aby zapytać: „Czy Niemcy nie muszą obawiać się tego powiązania z komunizmem? Ribbentrop zaprzeczył: powiązanie jest tylko zewnętrzne i na czas wojny..."40' Obserwacja ambasadora Bergena, że w Watykanie zanotowano „pewną ulgę", kiedy Armia Czerwona - zwłaszcza w pierwszych dniach po hitlerowskim ataku z zaskoczenia - została odrzucona na wschód, z pewnością nie była całkiem fałszywa. W końcu nawet sekretarz jednej z papieskich kongregacji, arcybiskup Celso Costantini, pobłogosławił włoskich żołnierzy wysyłanych przez Mussoliniego na wschód jako bojowników przeciw „czerwonemu barbarzyństwu"41'. Papież nie miał też „żadnego powodu, aby ubolewać nad losem wystawionego na uderzenie Wehrmachtu Związku Sowieckiego, skoro przedtem podzielił wraz z Hitlerem skórę Polski" (tak formułowali to jeszcze w 1969 r. wydawcy watykańskich akt)42). Niektórzy rzymscy prałaci, jak na przykład rektor Animy, biskup Hudal, sądzili, że w tej sytuacji Hitlerowi można by dać pewną zaliczkę zaufania. Osobisty sekretarz Piusa XII, Robert Leiber SJ, napisał jednak 16 lutego 1943 r. do Hudala: „Akurat państwo rosyjskie i naród rosyjski zmuszone są prowadzić wojnę o odzyskanie i w obronie własnej ojczystej ziemi. W tym sensie przynajmniej oni mogą mówić o świętej wojnie, a co najmniej zapewne wierzące jeszcze masy rosyjskiego ludu i wojska". (Kopia oryginału ze spuścizny Hudala w archiwum Animy w posiadaniu autora.) •Papież -jak zawsze, kiedy był rozdarty między poczuciem moralnym a politycznym ozsądkiem -postawił na regułę „ostrożności". Pięć lat później będzie mógł wprawdzie ihlubić się, że w roku 1941 mimo „określonych nacisków" nie wypowiedział ani jednego słowa przyzwolenia lub zachęty dla wojny przeciw Rosji43'. . Ale też tego ataku nie potępił, podobnie jak wcześniej napaści Hitlera na Jugosławię Srecję. Papież uciekał się raczej do „Rozważań o Opatrzności Bożej w ludzkich żarzeniach". Taki tytuł nadał Pius XII posłaniu radiowemu z 29 czerwca 1941 r. święto Piotra i Pawła, kiedy armie Hitlera - po tygodniu! - osiągnęły Mińsk, • z pomocą uzbrojonych katolików litewskich44' wypędziły Sowietów z Kowna. Czuje, ściska mu się serce, kiedy myśli o cierpieniach i lękach dzisiejszego świata - tak lc>wił papież - lecz jest również •••pocieszający widok, otwierający serce ku wielkim i świętym oczekiwaniom: ku wspanialej wartości obrony kultury chrześcijańskiej i ufnej nadziei na jej triumf, l Istnieją] wielka miłość ojczyzny oraz czyny heroicznej dzielności. ..Ależ drugiej 172 Tajna dyplomacja Watykanu strony: upadek zmysłu sprawiedliwości, narody strącone w otchłań nieszczęścia, ludzkie ciała rozszarpane przez bomby i armaty... uwięzieni... uprowadzeni... głód... A nadto niewypowiedziane cierpienia i prześladowania, które Nasi ukochani synowie i córki — kapłani, zakonnicy, świeccy — muszą cierpieć w niektórych miejscach [papież napisał pierwotnie „w krajach" - i znów to skreślił]... Jak Bóg może do tego wszystkiego dopuścić?... Ufność w Bogu oznacza... wierzyć, że Bóg tutaj, na padole, dopuszcza niekiedy na pewien czas przewagę a t e iż mu i niecnoty... aby narody i osoby oczyścić poprzez pokutę... Jakkolwiek surowa może się wydawać ręka boskiego chirurga, gdy wbija miecz w żywe ciało, to przecież kieruje nią i powoduje zawsze tylko czynna miłość...45) Do kogo przemawiało tak osobliwe, medyczno-moralno-teologiczne rozpatrywanie wojny? Przedstawiciel papieski w Londynie meldował, że w krajach anglosaskich dostrzega satysfakcję, iż „żadne ze słów papieża nie może być interpretowane na korzyść propagandy niemieckiej, wychwalającej niemieckiego kanclerza jako wybawcę świata od ateistycznego bolszewizmu"46*. Charge d'affaires niemieckiej ambasady przy Watykanie usłyszał natomiast z „poinformowanej strony", że Pius XII chciał w przemówieniu wyrazić nadzieję, „iż wielkie ofiary, które pociąga za sobą ta wojna... zgodnie z wolą Opatrzności doprowadzą do zwycięstwa nad bolszewizmem"47'. Nuncjusz Orsenigo powiedział 20 sierpnia do niemieckiego sekretarza stanu: „Kto teraz mówi o pokoju, jest stalinowcem1." (Papiery Weizsackera, s. 264). Rzeczywisty tok myśli papieża oddają notatki prałata Tardiniego o rozmowie z włoskim ambasadorem Attolico, który 5 września -krótko po podróży Mussoliniego do głównej kwatery Hitlera - domagał się od Watykanu, aby nareszcie wypowiedział się jasno przeciw bolszewizmowi, zwłaszcza że Kościołowi w Niemczech wiedzie się, mimo wszystko, lepiej niż w Rosji. Tardini odpowiedział: ...że postawa Stolicy Apostolskiej wobec bolszewizmu nie wymaga żadnego nowego wyjaśnienia..., że jeśli o mnie chodzi, byłbym bardzo zadowolony, gdyby komunizm został pokonany. Jest on najgorszym, lecz nie jedynym wrogiem Kościoła. Nazizm prowadził i wciąż jeszcze prowadzi prawdziwe prześladowanie Kościoła. Właśnie z tego względu łamany krzyż nie jest krzyżem z wypraw krzyżowych... Widzę wyprawę krzyżową, ale nie widzę krzyżowców... Gdyby Stolica Apostolska przypomniała publicznie o błędach i okropnościach (errori e orrori) komunizmu, to nie mogłaby pominąć aberracji i prześladowań nazizmu faberrazioni e persecuzionij... Dlatego nie stosuję w chwili obecnej doktryny wypraw krzyżowych, lecz przysłowie: „Jeden diabeł goni drugiego" fun diavolo caccia 1'altroj. Jeśli ten drugi jest gorszy, to tym lepiej...**} Jak dalece papież zgadzał się z takim myśleniem świadczy fakt, że zwrócił tę notatk? z jednym tylko ograniczeniem: sytuacja Kościoła w Niemczech jeszcze si? pogorszyła. W oficjalnym artykule dla włoskiego czasopisma rządowego nakazuje „kręgom watykańskim" zapewniać, że o „wyprawie krzyżowej" już choćby z tego względu nie może być mowy, że Stolica Apostolska „aczkolwiek bardzo pragnęłaby Wyprawy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 173 ^eliminowania ze świata bolszewickiej zarazy, to jednak nie może chcieć, by stało ge to za cenę tak olbrzymiej, krwawej łaźni wojennej" (pot. „Relazioni Inter-nazionali", Mediolan, 2 sierpnia 1941 r.). Papież mógł być bardziej niż jego dziarski współpracownik Tardini świadom, że dwa zła" - komunizm i narodowy socjalizm - mogą mieć różny ciężar: wszystko zależy od wagi, od użycia szali Kościoła lub państwa, od miary porządku ziem- sko-politycznego lub reUgijno-pozaziemskiego - i od tego, czy oba porządki dadzą się rozdzielić. Z tą zasadniczą trudnością Watykan został skonfrontowany jesienią 1941 r. w wyniku ingerencji USA w wojnę europejską. Prezydent Roosevelt wysłał mianowicie na początku września 1941 do Rzymu swego specjalnego ambasadora, Myrona C. Taylora, z zadaniem przekonania papieża, o potrzebie ratowania Związku Sowieckiego oraz powstrzymania go przed antysowieckimi ideami wypraw krzyżowych, jeśli nie nawet nawrócenia na ideę krucjaty antynazistowskiej. Również w oczach Roosevelta Niemcy i Rosja były w równym stopniu dyktaturami, lecz - tak pisał 3 września 1941 r. do Piusa XII - „sądzę, że ta rosyjska dyktatura jest dla bezpieczeństwa naszych narodów mniej groźna niż niemiecka forma dyktatury". Tego nie można było zakwestionować, bo to jednak Hitler rozpoczął wojnę, podbił w ciągu dwóch lat osiem państw europejskich, a pięć uczynił swymi satelitami, podczas gdy Stalin -wprowadzony do gry po długiej izolacji dopiero przez Hitlera - dotarł dotychczas jedynie do starych granic państwa carów (nad Bałtykiem, w Finlandii i w Polsce wschodniej). Również w Watykanie jednoznacznie oceniono, że teza Roosevelta ,jest słuszna, jeśli rozważa się ją politycznie lub militarnie" (Tardini). Całkiem inaczej rzecz miała się jednak z drugą tezą Roosevelta: „Sądzę, że przetrwanie Rosji jest mniej niebezpieczne dla religii, dla Kościoła jako takiego oraz generalnie dla ludzkości niż przetrwanie niemieckiej formy dyktatury". Ponieważ prezydent wyczuwał, że ten - a w ostatecznym rachunku tylko ten - aspekt będzie dla kurii rzymskiej rozstrzygający, dodał argument, jego zdaniem skuteczny, który jednak w uszach watykańskich zapewne zabrzmiał niewiarygodnie naiwnie: O ile jestem poinformowany, kościoły w Rosji są otwarte. Wierzę, że istnieje realna możliwość, iż Rosja w wyniku obecnej wojny uzna wolność religii, choć oczywiście bez uznania jakiegokolwiek urzędowego wpiywu Kościoła (official intervention,l na wychowanie oraz politykę wewnątrz Rosji.*® Pełnego temperamentu prałata Tardiniego ogarnęła podczas lektury tych zdań niemal wściekłość. „Czyż nie są to znów obłuda, fikcje i kłamstwa, wypełniające tósiejsze życie polityczne? -notował z oburzeniemx>}. - Komu naprawdę leżą na sercu Moralne i religijne interesy narodu rosyjskiego, dla tego istnieje tylko jedna droga Datowania go: zniszczenie komunizmu. Lecz nie taka jest idea Roosevelta... Dla niego ako dobrego Amerykanina religia znajduje się całkowicie poza polityką. Taka jest teoria liberalna i demokratyczna. Jest fałszywa, gdyż państwo jako takie też ma obowiązki wobec Boga..." W odróżnieniu od Roosevelta Tardini widzi w osobie Stalina nie tylko rosyjskiego ayktatora, lecz także ateistycznego komunistę, który w sferze religii nie zna żadnego 174 Tajna dyplomacja Watyfcanu kompromisu, „nawet jeśli teraz wywija nie sztandarem Międzynarodówki, lecz flagą ojczyzny". Czy Niemcy Hitlera są bardziej niebezpieczne? „Służba Boża natrafia w Niemczech na mniej przeszkód niż w Rosji" - notuje Tardini. Zatem Rosja jest bardziej niebezpieczna? „To tylko sytuacja chwilowa... Gdyby nazizm był pewny swoich sił wewnątrz i na zewnątrz, bezwzględnie zrealizowałby swój antyreligijny program..." Co więc pozostaje? Nadzieja, że „Opatrzność w swej dobroci i miłosierdziu wyprowadzi z obecnej tragedii zniszczenie obydwu plag, zagrażających ludzkości, kulturze i religii: komunizmu oraz nazizmu" -pisze Tardini i powtarza to w swych uwagach, przedłożonych papieżowi wraz z projektem odpowiedzi dla Roosevelta. Czyż nie jest to jednak tylko „pobożne" życzenie? Jak właściwie wyobraża to sobie Tardini w sensie praktyczno-politycznym? Prałat, jako sekretarz do „spraw nadzwyczajnych" w sekretariacie stanu Piusa XII będący kimś w rodzaju papieskiego ministra spraw zagranicznych, gniewnie i z niepokojem boryka się z dylematem, wobec którego znalazła się watykańska polityka jak wobec zagradzającego drogę bloku skalnego. Jest za bardzo dyplomatą, aby nie wiedzieć, że w wielkiej polityce nie można uchylać się od decyzji - a już na pewno nie od wyboru między dwoma złami. Czuje, choć może niejasno, że być może Kościół mógłby sobie pozwolić na ten (w dodatku niewygodny) luksus, lecz nie państwo. Dlatego czepia się możliwości, jesienią 1941 r. bynajmniej nie nieprawdopodobnej, że Stalin („podżegacz wojenny, którego w przestępczych planach ubiegł jeszcze śmielszy przestępca") zostanie pobity przez Hitlera, a nazizm wyjdzie z walki „osłabiony i możliwy do pokonania". Jak ma dojść do tego? Tardini zapisuje receptę 15 września 1941 r. bez owych namaszczonych osłonek, które w innych wypadkach często przekształcają kurialny styl w zagadkowy szyfr: Gdybym byl blisko Roosevelta lub Churchilla, dalbym im choćby tę radę: pomóżcie Rosjanom, ale-z rozwagą. A rozwagą byłoby pomóc im tylko na tyle, ile trzeba, aby przesunąć wojenną arenę z zachodu do Rosji i aby tak osłabić komunizm oraz nazizm, jak to tylko możliwe. Nie pomagajcie im jednak n a tyle, aby zapobiec klęsce Rosji, która - w obecnych okolicznościach -jest pożądaną klęską komunizmu. (Prawdę powiedziawszy, ufam, że w gruncie rzeczy Roosevelt ma taki program...)si>. Dokładnie ten zamiar Stalin będzie imputował zachodnim sojusznikom po drugiej wojnie światowej, czyniąc go pretekstem „zimnej wojny". Tak jednoznacznie zapisywał papieski „minister spraw zagranicznych" jedynie własne protokoły przemyśleń. Wie, że papież, nawet gdyby równie konsekwentnie domyślał rzecz do końca, nigdy tego nie napisze, nie wypowie, ani nawet nie przedyskutuje ze swymi współpracownikami. Piusowi XII nie są potrzebni collaboratori, a tylko esecutori - organy wykonawcze (wspomina Tardini dwadzieścia lat później). Toteż papież, nie namyślając się długo, odrzuca - i tak tylko na poły klarowny -projekt odpowiedzi dla Roosevelta, w którym mowa o obydwu złych systemach. Papież sądzi, że lepiej będzie nie wdawać się samemu w istotę sprawy (non entrare in merita), lecz odpowiedzieć listem utrzymanym w uprzejmym, acz ogólnym tonie - „zwłaszcza, kiedy pisze się do uczestnika wojny!"52) Tak też się stało. Równocześnie jednak Tardini przekazuje krzyżowej nie będzie. 1939-1944 175 amerykańskiemu specjalnemu wysłannikowi, Taylorowi, notatkę, w której - strictly personal - przestrzega przed powstaniem po sowieckim zwycięstwie „olbrzymiego bloku komunistycznego", który następnie „nieuchronnie" sprowokuje wojnę z Anglią i Ameryką53'. Nie wiemy, czy papież widział memorandum Tardiniego, czy też prałat działał - co trudno sobie wyobrazić - na własną rękę. Nie ma również zapisu, który utrwalił to, co Pius XII naprawdę powiedział ambasadorowi Taylorowi w trakcie czterech prywatnych audiencji we wrześniu 1941 r. Pewnym jest natomiast - a o to Roosevel-towi i Stalinowi chodziło przede wszystkim - że Watykan ostatecznie nie utrudniał amerykańskiej, przez katolików USA mocno kwestionowanej***, pomocy dla znajdującego się w ciężkim położeniu Związku Sowieckiego. W formie uzasadnienia Tardini prosił apostolskiego delegata w Waszyngtonie, aby powiedział amerykańskim biskupom, iż „encyklika Divini Redemptoris z 1937 r. chciała potępić jedynie ateistyczny komunizm, a nie naród rosyjski". To zaś, że encyklika zabraniała wszelkiej współpracy z komunistami, należy interpretować według „egzegetycznej normy podstawowej", mianowicie w kontekście „naturalnego związku" z ówczesną taktyką frontów ludowych, zatem wewnątrzpolitycznie, a nie zewnątrzpolitycznie. Taką wykładnię nuncjusz ma przekazać amerykańskim biskupom jedynie ustnie, przestrzegając ich zarazem, aby posłużyli się nią Jakby od siebie", „nie powołując się w najmniejszym stopniu na Stolicę Apostolską"55'. W ślad za tym delegat apostolski w Waszyngtonie Cicognani poprosił w tajemnicy arcybiskupa Cincinnati (którego uważał za najbardziej umiarkowanego wśród amerykańskich biskupów), aby w liście pasterskim, który miał być przekazany prasie, zechciał wyjaśnić, że antykomunistyczna encyklika Divini Redemptoris „nie ma zastosowania do obecnego momentu konfliktu zbrojnego"56). Raz jeszcze w praktycznej akcji watykańskiej polityki wschodniej okazało się, że względy pragmatyczne oddziałują na nią silniej niż zasadnicze. Oczywiście, nie bez mieszanych uczuć oraz skrupułów; była to rozterka sumienia, z której Pius XII mozolnie i przede wszystkim na zewnątrz starał się uczynić cnotę neutralności. Dygresja: „bezstronność" Piusa XII Przez Piazza Colonna maszerowal oddzial żołnierzy włoskich, którzy — wycieńczeni i w cienkich płaszczach — przypominali zmiętą tekturę. Jakaś kobieta płakała. Lud przypominał wygłodzonego, padającego konia... Na porannej mszy w Maria Sopra Minerva zagadnął mnie pewien nieznajomy: mam czekać w określonym miejscu o określonej godzinie na Placu św. Piotra. Tam nieznajomy wynurzył się z fali ludzkiej. - Przepraszam, że idę po prawej stronie, chodźmy szybko. Nie możemy rzucać się w oczy. Wewnątrz, na schodach, wreszcie zapytałem, o co chodzi. — Jest zdrada — również w Watykanie. Migawka z Rzymu, czerwiec 1941 r., krótko przed wtargnięciem armii Hitlera do wiązku Sowieckiego. Skreślił ją katolicki pisarz Reinhold Schneider57'. Biskup Berlina, hrabia Konrad von Preysing, który 17 stycznia 1941 r. zapytywał listownie 176 Tajna dyplomacja Watykanu w Rzymie, czy papież nie mógłby wystąpić z apelem w obronie prześladowanych Żydów, uzyskał dla zbliżonego do kręgów ruchu oporu literata prywatną audiencję u Piusa XII. Spotkanie z papieżem - pisał - głęboko nim wstrząsnęło. Pontife* wydawał mu się , już tylko urzędem", przeduchowionym, uniesionym w niezwykłość. „Człowiek, jak promień światła", obciążony żałobą. „Za nim ciemniała noc". Z literackiego obrazowania Reinholda Schneidera oraz z innych źródeł wiemy, że pisarz odważył się zgłosić sprzeciw wobec postawy papieża i nadzieję na „przemianę od wewnątrz". Dotknął „niemal niszczącej" sprzeczności wewnątrzkościelnej między Urzędem Piętrowym a wolnością, między posłuszeństwem a sumieniem. Co na to odpowiedział papież? Spojrzał w górę: „Cóż, polityka!" Po audiencji Reinhold Schneider do końca życia unikał Wiecznego Miasta. Dwa dziesięciolecia po nim inny pisarz i moralista, Rolf Hochhuth, dotarł niewiele dalej niż do Grottaferrata, gdzie ostatnie gorzkie lata spędzał przedziwny Alois Hudal - biskup, który w pojednaniu ruchu hitlerowskiego z Kościołem widział ratunek przed bolszewikami, Żydami i liberałami, a później chronił Żydów przed ich mordercami i na koniec morderców przed ich sędziami, zaopatrując ich w paszporty Czerwonego Krzyża... Jedynie kiedy mówił o papieżu Pacellim, który niegdyś go zachęcał, a potem przyczynił się do jego upadku, gubiła się nieco hudalowa „caritas"... I tak powstał Namiestnik Rolfa Hochhutha58), obraz zimnego sceptyka, papieża, który - będąc tożsamy z instytucją, którą uosabiał - nie pozwala sobie na luksus uczuć, lecz chłodno i trzeźwo, ze świadomą wyniosłością przeprowadza kalkulacje polityczne: zbrodnie Hitlera nie mogą być potępione, aby Niemcy pozostały „godne rokowań" z Zachodem, aby nie załamał się front przeciw Wschodowi... Moralistyczne przesłanie sztuki Hochhuha wpłynęło na początku lat sześćdziesiątych jak uzdrawiający szok na samoocenę Kościoła papieskiego. Otwarto archiwa w Niemczech i w Watykanie. Po świetlanej legendzie Pacellego, którą pomógł zniszczyć Hochhuth - również mroczną jego legendę można uważać dziś za przezwyciężoną. Papież, który na zewnątrz stylizował się niekiedy na ponadludzką wyrocznię, był głęboko niepewny, wystraszony, pozbawiony odwagi przez rzeczywistość politycznego świata, w jakim żył, przez ową -jak kiedyś ją określił - „najstrasz-niejszą i najbardziej skomplikowaną z wszystkich wojen". Ponadprzeciętna inteligencja Piusa XII, będąca zarazem filtrem jego ufności w Bogu, pozwalała oczywiście rozpoznać dylemat moralno-polityczny, w jakim się znalazł - nawet jeśli dla niego, otoczonego odległym od rzeczywistości przepychem i bizantyjskim uwielbieniem, był to raczej problem teoretyczno-abstrakcyjny niż krwawiący. Pisał do arcybiskupa Fringsa w Kolonii: ...Nadludzkie wysiłki, których potrzeba, aby utrzymać Stolicę Apostolską ponad stronami oraz wprost nie dające s i € rozwikłać splątanie prądów politycznych i światopoglądowych, przemocy i prawa (w obecnym konflikcie nieporównywalnie większe niż podczas poprzedniej wojny światowej), tak, iż często boleśnie trudno r o z s t r z y g n-ą ć, czy wskazana jest powściągliwość i ostrożne milczenie, czy też otwarte słowo i energiczne działanie: wszystko to dręczy Nas jeszcze Wyprawy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 177 bardziej gorzko własnym domu...5S* niż zagrożenie spokoju i bezpieczeństwa w e Kościelna racja stanu, jak państwowa racja stanu podlegająca raczej instynktowi samozachowawczemu niż nakazom indywidualnego sumienia, pozwalała temu kapłanowi dyplomatycznie szukać wyjścia, które bardziej odpowiadało jego zawodowym uzdolnieniom. Jego celem, którego „w każdej chwili i w każdym z Naszych działań" nie spuszczał z oka, było „strzeżenie w nietkniętym stanie bezstronności Stolicy Apostolskiej"60* - rodzaju lękliwie chronionego dziewictwa pośród rozdartych sumień i ciał... Takiego papieża spotkał w czerwcu 1941 r. Reinhold Schneider: migotliwą świetlistą postać, która w oczach nastawionego na apokaliptyczne wizje pobożnego, historyzującego literata zagęściła się w chrześcijańskie zjawisko - właśnie w jej wstrząsającej sprzeczności. 30 września (armie Hitlera właśnie zbliżały się do Moskwy) Pius XII napisał do berlińskiego biskupa, który rekomendował Reinholda Schneidera: „Ogólna sytuacja polityczna w jej trudnej i często pełnej sprzeczności swoistości nakłada na głowę Kościoła powszechnego stosowną do jej obowiązków powściągliwość w oznajmieniach publicznych."61* • W roku 1940, kiedy Hitler prowadził wojnę tylko na zachodzie, papieżowi nie przeszkadzało, by jego normę postępowania, „od której nie odwiedzie Nas żaden wzgląd jakiegokolwiek rodzaju" określano jako neutralnoś Ć62). Dwa i pół roku później, w dniu niemieckiej klęski pod Stalingradem, wyżej cenił określenie bezstronność, gdyż „neutralność mogłaby zostać zrozumiana w sensie biernej obojętności, która wobec takich wydarzeń nie przystoi głowie Kościoła. Bezstronność oznacza dla Nas ocenianie spraw według prawdy i sprawiedliwości, przy czym, jeśli chodzi o oznajmienia publiczne z Naszej strony, uwzględniamy w najdalej idący sposób sytuację Kościoła w poszczególnych krajach, aby tamtejszym katolikom zaoszczędzić możliwych do uniknięcia trudności..."63* 12 maja 1942 r. papieża po raz pierwszy poinformowano o systemie masowego uśmiercania (accisioni m massa) Żydów w Niemczech, w Polsce i na Ukrainie64'. Pod koniec sierpnia 1942 r. arcybiskup Szeptycki pisał z Lwowa do papieża, że reżim niemiecki jest gorszy niż bolszewicki; liczba zamordowanych Żydów na samej Ukrainie przekroczyła 10000065'. Substytut w sekretariacie stanu, Montini - późniejszy Paweł VI - zanotował 8 września 1942 r. po rozmowie z hr. Malvezzim, który jako urzędnik włoskiego holdingu państwowego IRI przebywał na okupowanym wschodzie: mordowanie Żydów „przybrało odrażające i przerażające rozmiary i formy". 27 września amerykański specjalny wysłannik, Taylor, przekazuje odpowiedni raport żydowskiej Agencji Palestyńskiej z Genewy. „Sądzę, że nie mamy żadnych informacji, potwierdzających te ważkie wiadomości. A może?" - zapytał kardynał Maglione. „Owszem, od hrabiego Malvezzi" - odpowiada Montini66). 6 października papież nakazuje prałatowi Montiniemu, aby w odpowiedzi dla Amerykanów zechciał przygotować krótką notatkę, w której mówi się, że „Stolica Apostolska otrzymała wiadomości o surowym traktowaniu Żydów, jednakże nie może sPrawdzić ścisłości wszystkich tych informacji"619. 178 Tajna dyplomacja Watykanu Ojciec Pirro Scavizzi, który jako kapelan wojskowy wielokrotnie towarzyszył pociągowi sanitarnemu Zakonu Maltańskiego na okupowany Wschód, donosi Watykanowi 7 października: „Wyniszczanie Żydów poprzez masowe zabijanie jest niemal totalne, bez wyjątku dla dzieci, a nawet dla niemowląt..." Scavizzi oświadczył w 1964 r., że również ustnie donosił papieżowi o tych przestępstwach. „Widziałem go płaczącego jak dziecko..."68' 10 października kardynał Maglione przekazuje amerykańskiemu charge d'affaires nakazaną przez papieża notę z uwagą, iż Stolica Apostolska nie wie niczego, co dałoby się sprawdzić i wykorzystuje wszystkie swoje możliwości, aby złagodzić cierpienia nie-Aryjczyków"69'. 30 kwietnia 1943 r. Pius XII w liście do biskupa Berlina wyjawia powód swego milczenia: „Ad maiora mala vitanda" - aby uniknąć większego zła. „Nieludzkości, które od lat i dni dochodzą do Naszych uszu, leżące całkowicie poza surowymi konieczno-ściami wojny, działają w sposób stopniowo paraliżujący i budzący zgrozę." Jedynie „ucieczka w modlitwę" daje siłę, by „duchowo oprzeć się" tym wrażeniom. Na tak obciążającą próbę, jak obecnie, nigdy jeszcze nie była wystawiona szczera wola papieży, aby „w poważnych i wstrząsających sporach między potęgami tej ziemi odnieść się do wszystkich z pełną bezstronnością, a równocześnie starannie strzec interesów świętego Kościoła"70'. Zobowiązanie „niemieszania się w świeckie konflikty innych państw" przyjął Watykan w 1929 r. w układzie laterańskim (art. 24). Czy uwalniało go ono od wszelkiej konkretnej wypowiedzi także wówczas, gdy niemoralny charakter określonych „działań bojowych" mocarstw był aż nadto wyraźny? Od czasu otwarcia watykańskich archiwów z okresu wojny światowej można uznać za obalone twierdzenie, że głównie antykomunistyczne, antysowieckie motywy skłaniały papieża do milczenia. Milczał on na przykład również, kiedy koalicja antyhitlerowska przekształciła terror bombowy wobec ludności w system broni wojennej, kiedy Niemcy uderzyli na Norwegię, okupowali Danię, napadli na Jugosławię, kiedy Sowieci likwidowali państwa bałtyckie, kiedy Amerykanie okupowali Islandię, a Japończycy jak grom z jasnego nieba zaatakowali Pearl Harbor. „Obawiam się, że historia będzie miała Stolicy Apostolskiej do zarzucenia, iż prowadziła politykę wygody dla samej siebie i niewiele ponadto" pisał w prywatnym liście już w czerwcu 1940 r. kardynał Tisserant, prefekt Kongregacji Kościołów Wschodnich71', i dodawał: „Jest to w najwyższym stopniu smutne, zwłaszcza, jeśli si? żyło za Piusa XI... Nasi zwierzchnicy (nos govemants) nie chcą pojąć natury rzeczywistego konfliktu i uparcie obstają przy wyobrażeniu, że chodzi o wojnę taką, jak w dawnych czasach..." Pius XII powstrzymywał się jednak również, kiedy miał już przed oczyma wyraźnie, a nawet w sposób głęboko niepokojący i przerażający „naturę rzeczywistego konfliktu". Nie chodziło o wygodę. Wszystkim, lecz nie wygodą była pozycja, którą mozolnie i kurczowo starał się utrzymać, kiedy wzywany był do błogosławieństwa bądź to antysowieckich, bądź antynazistowskich wypraw krzyżowych. Prościej byłoby walczyć u boku przypuszczalnego zwycięzcy. Wszelako i w takim razie można by się ciężko pomylić, jak to ukazują wielokrotne zwroty szczęścia wojennego. Wyprawy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 179 Nawet ten, kto nie działa i nie zajmuje stanowiska - nie jest uodporniony na błędy. Może właśnie dlatego papież tolerował przez cały czas drugiej wojny światowej fakt, że publikatory mniej lub bardziej zbliżone do kurii, która mogła się z nimi identyfikować, ale również dystansować się od nich, przemawiały w sposób bardziej otwarty, niekiedy twardo. Na tym też opierało się wielu autorów, którzy jeszcze przed publikacją akt watykańskich próbowali prostować krytykę papieskiej „bezstronności"72*. Mogli oni cytować ostre, antysowieckie i antyfaszystowskie sądy z „Osservatore Romano", podyktowane w dużej mierze własną inicjatywą jednego z redaktorów, późniejszego długoletniego chrześcijańsko-demokratycznego ministra sprawiedliwości Włoch, profesora Guido Gonelli. Wicedyrektor pisma, Federico Alessandrini (w latach siedemdziesiątych rzecznik prasowy Watykanu) atakował pod pseudonimem Rhenano - w masce niemieckiego współpracownika pisma - narodowych socjalistów. Zaś Radio Watykan pod zwierzchnią reżyserią generała jezuitów rozdzielało na wszystkie strony ciosy tak gwałtowne, iż - jak dziś wiemy - papież wielokrotnie uważał za konieczne przyhamowywać. Jak problematyczne mogły okazać się nawet takie nieoficjalne wypowiedzi, ukazuje przykład, który po dłuższej dygresji doprowadzi nas ponownie bezpośrednio do tematu polityki wschodniej. Na początku 1941 r. sufragan kowieński wielokrotnie - zarówno bezpośrednio drogą pocztową, jak też poufnymi drogami przez nuncjaturę berlińską - prosił, aby rozgłośnia watykańska •.. .zechciała wstrzymać swe sobotnie audycje w języku litewskim; przynoszą one nam tylko nieszczęście i nic nie dają... Przede wszystkim prosimy, aby nie nadawać w języku litewskim żadnej propagandy antybolszewickiej (wykładów o marksizmie, leninizmie, anegdot itd.)... Takie audycje drażnią tutejsze wladze państwowe i tylko bardziej szkodzą znajdującemu się już w trudnej sytuacji Kościołowi na Litwie... Te informacje są, koniec końców, bardzo dalekie od prawdziwego, dokładnego obrazu rzeczywistości. Czego oczekujemy, to wiadomości ze świata katolickiego, objaśnienia katolickiej nauki... Co u nas się dzieje, wiemy somi...73) Hitler nie pozwala Rzymowi „zbierać owoców" w Rosji Tydzień minął od chwili, gdy armie niemieckie, wspierane przez dywizje słowackie, w?gierskie i rumuńskie, a wkrótce przez korpus włoski, uderzyły na Związek Sowiecki. W watykańskim sekretariacie stanu notował 29 czerwca 1941 r. prałat Tardini: Dla Stolicy Apostolskiej i dla dobra dusz byłoby konieczne, ale i pilne, aby ktoś pojechał do Rosji, do krajów bałtyckich i na Ukrainę. Kiedy Niemcy osiądą tam kiedyś definitywnie, nie będzie już możliwe, aby wysłannik Stolicy Apostolskiej mógł udać się w te okolice. Dlatego niemal jedynym sposobem jest wykorzystanie włoskich (względnie węgierskich) oddziałów, które maszerują na wschód... Trzeba to robić szybko, aby nie stracić możliwości, która dzisiaj się otwiera, a której, być może, już wkrótce nie będzie. 180 Tajna dyplomacja Watykanu Pięć dni później przygotowania objęte tytułem „Praca apostolska w Rosji" są już w pełnym toku. Zaalarmowani są kardynał Tisserant z Kongregacji Kościołów Wschodnich oraz generał jezuitów, Ledóchowski. Przystępuje się - przy współudziale generałów kapucynów i bazylianów — do poszukiwania właściwych kapłanów oraz wypracowania „planu akcji". 4 lipca włącza się sam papież. Ledóchowski po rozmowie z Piusem XII podaje, że „trzeba być bardzo ostrożnym, aby nie powstało wrażenie związku miedzy wysyłaniem księży a wkraczaniem armii i aby nie dotknąć patriotycznych uczuć Rosjan"74*. Czy zatem Watykan zamierzał kroczyć po wojennych śladach Hitlera? Na Zachodzie pojawiła się nawet pogłoska, że Watykan zawarł odpowiednie „tajne porozumienie" z Niemcami. Kardynał, sekretarz stanu Maglione mógł to z czystym sumieniem zdementować wobec rządu brytyjskiego już w marcu 1942 r.75) Również udostępnione dzisiaj dokumenty niemieckie wskazują jednoznacznie, jak bardzo miał rację Monsig-nore Tardini, z góry nie żywiąc żadnej nadziei na niemieckie wyjście naprzeciw. Hitler nie był „krzyżowcem", a Watykan nie myślał o poparciu jego rzekomej „wyprawy krzyżowej". Jednakże wciąż pragmatycznemu myśleniu kurii oraz kościelnej racji stanu odpowiadało co najmniej wykorzystanie okazji: będzie przecież „aktem sprawiedliwości", jeśli na okupowane tereny sowieckie wyjedzie dwudziestu katolickich duchownych z krajów bałtyckich, skoro właśnie dopuszczono tam tyluż duchownych prawosławnych. Nuncjusz Orsenigo w Berlinie dawał to tak usunie do zrozumienia sekretarzowi stanu, von Weizsackerowi, że ten zasięgnął informacji w Ministerstwie Rzeszy d/s okupowanych terenów wschodnich7"9. Dotarł akurat pod „właściwy" adres, gdyż szefem nowego ministerstwa był... Alfred Rosenberg, najbardziej zdecydowany wróg chrześcijaństwa wśród czołowych funkcjonariuszy narodowego socjalizmu. Jego nominacja - jak donosił ambasador Bergen 77) - wywołała właśnie „zaskoczenie w Watykanie". Już 16 lipca na konferencji, w której uczestniczył również Rosenberg, Hitler postanowił, że „działalność misjonarska [Kościoła] w ogóle nie wchodzi w grę"78). Gwałtownie polemizował ze swym byłym wicekanclerzem i sygnatariuszem konkordatu, Franzem von Papenem, który (jako ambasador w Ankarze, pozostający w ścisłym kontakcie z tamtejszym nuncjuszem Roncallim, późniejszym papieżem Janem XXIII) opowiadał się za otwarciem kościołów katolickich na okupowanych obszarach Związku Sowieckiego. Pięć dni później szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, Reinhard Heydrich, donosił o „szeroko zakrojonym" planie „wrogiego Niemcom kurialnego kardynała Tisseranta". Dotarło do niego, że włoskim i innym wojskom sojuszniczym ma się przydzielać kapelanów polowych z szczególnymi zadaniami: Duchowni mają — z jednej strony — przygotowywać na okupowanym terytorium rosyjskim grunt dla pracy watykańskiej, a z drugiej strony — wybadać równocześnie ten obszar na tyle, aby umożliwić wypracowanie dalszych planów watykańskiej pracy zagranicznej. Dalekosiężnym celem jest okrążenie Niemiec narodami katolickimi, aby - wychodząc z Rosji Wyprawy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 181 przygotować późniejszy front natarcia przeciwko germańskiej przestrzeni [życiowej]1®. Jakkolwiek fantazyjno-groteskowe były konkluzje końcowe, to jednak tak dokładne dane o planach Watykanu wywiad niemiecki mógł uzyskać od umieszczonego tam -najwyraźniej - agenta. Całą serią rozkazów z sierpnia, września i listopada 1941 r. naczelne dowództwo Wehrmachtu zabroniło kapelanom polowym Jakichkolwiek urzędowych działań kościelnych oraz propagandy religijnej w stosunku do ludności cywilnej", zaś tej ostatniej zakazało nawet uczestniczenia w nabożeństwach polowych. Należy baczyć, aby spośród włoskich, węgierskich bądź słowackich kapelanów wojskowych „ten czy ów katolicki duchowny nie zawieruszył się w kraju". Niebezpieczeństwo polega na tym - głosiło memorandum Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy - że katolicyzacja Rosji „sprowadza się do polonizacji" (!) oraz, że „w rosyjskiej, niemiecką krwią wywalczonej przestrzeni Watykan stanie się właściwym beneficjantem wojny". Inna sprawa, że ten nadmiar ideologicznej histerii nie był tak całkiem nieuzasadniony. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rzeszy dowiadywało się od pewnego referenta w ministerstwie Rosenberga: „Przejściowo i za. zezwoleniem organów Wehrmachtu, które działały bez upoważnienia, mogli wjeżdżać na okupowane tereny rosyjskie duchowni prawosławni i katoliccy. Ministerstwo Wschodu spowodowało, że duchowni ci zostali wydaleni". Właściwym motywem jest „uniemożliwienie katolikom uprawy dawnych terenów rosyjskich jak ziemi dziewiczej", jednakże jest wskazanym, by wobec nuncjusza papieskiego „nie ujawnić rzeczywistego powodu"80'. Nuncjuszowi wielokrotnie wmawiano, iż Watykan nie może „zbierać owoców" dlatego, że nie akceptuje antybol-szewickiej wojny81). Można sobie wyobrazić, co w tych warunkach mogło wyniknąć z „planu Tisseran-ta". Kardynał, który, jako były oficer, do końca życia kochał samowolne szarże, zdołał Qak podawał później historykowi Grahamowi SJ) wysłać na okupowane tereny sowieckie w sumie tylko ośmiu księży wschodniego obrządku, a i to zamaskowanych jako cywilnych „tłumaczy" włoskiej armii w Rosji. Prawdopodobnie tylko pięciu z nich w ogóle podjęło działalność, lecz i oni nie mogli ryzykować publicznego odprawienia mszy. Umundurowani duchowni armii włoskiej wkrótce zostali podporządkowani tym samym zakazom, jakie obowiązywały kapelanów niemieckich. Musieli się zadowolić sporadycznym rozdawnictwem pobożnych obrazków, jakie -na zlecenie Watykanu - wydrukowano w językach ukraińskim i rosyjskim i dawano na drogę również włoskim żołnierzom. Pewien sukces zanotował tylko rumuński prałat Markus Glaser, z pochodzenia rosyjski Niemiec będący obywatelem rumuńskim. Na prośbę bukareszteńskiego nuncjusza rumuński dyktator Antonescu pozwolił mu osiąść w dawnym katolickim kościele w Odessie. (Glaser zmarł w 1950 r. w więzieniu w lassach po przesłuchaniach *zez rumuńskich stalinowców). Również weterani polityki wschodniej Watykanu lat dwudziestych i trzydziestych mieli teraz nadzieję, że powrócą ze swego ?zylu w krajach bałtyckich na tereny Związku Sowieckiego: biskupi Sloskans Matulionis próbowali tego pod koniec 1941 r., zachęceni przez wileńskiego 182 Tajna dyplomacja Watykanu arcybiskupa Jałbrzykowskiego, którego jurysdykcji papież podporządkował Białoruś. Jednakże: „W praktyce wpuszczani są tam tylko duchowni prawosławni (sacerdotes schismatici). W zeszłym roku wielu księży, których skierowałem w okolice Mińska, Mohylewa, Witebska i Smoleńska, zostało wydalonych przez niemiecką administrację cywilną. W samym Mińsku jest ponad 17000 katolików, w okolicy ponad 50000... Dwaj duchowni, którzy tam działali, zostali ze względów politycznych deportowani do miejsca, którego nie znam... Lepsza jest sytuacja katolików za rzeką Dźwiną, gdzie administracja spoczywa nie w cywilnych, lecz wojskowych rękach... Przykładem jest ojciec-jezuita Mirski, osiadły przy kościele św. Jozafata w Połocku, w gmachu owego kolegium jezuickiego, które na ponad sto lat zajęli prawosławni... Od sierpnia do grudnia 1941 r. 6892 osoby zostały ochrzczone, zawarto 114 małżeństw, 39 osób doprowadzono po przygotowaniu od schizmy do prawdziwego Kościoła..."8i) Tak brzmiało sprawozdanie, które 14 lutego 1942 r. Jałbrzykowski przesłał z Wilna do kardynała sekretarza stanu Maglione. Kiedy list okrężnymi drogami dotarł po czterech i pół miesiącach do Rzymu - gorliwy polski arcybiskup zesłany był już z Wilna na wieś. Niewygodnego biskupa Sloskansa władze niemieckie odesłały do klasztoru w Bawarii. Matulionisowi powierzono jedno z biskupstw litewskich, a do Związku Sowieckiego dotarł wówczas, kiedy stalinowcy po powrocie zesłali go w 1946 r. na dziesięć lat na Syberię... Arcybiskup Szeptycki, ukraińsko-katolicki metropolita ze Lwowa, komunikował w sierpniu 1941 r. papieżowi, że „armię niemiecką, która uwolniła nas od reżimu bolszewickiego będziemy popierać, aż doprowadzi ona wojnę do dobrego końca, który - oby Bóg dał - przezwycięży raz na zawsze ateistyczny, wojujący komunizm. Lecz i on wkrótce musiał stwierdzić, że nie napotyka u „wyzwolicieli" na wzajemność. Już w listopadzie dawał do zrozumienia, że „doświadczenia są jeszcze dalekie od kresu" oraz, że możliwość „doprowadzenia oddzielonych braci Wielkiej Ukrainy do jedności w Kościele" są „niemal równe zeru". A jednak ponownie w otoczeniu lwowskiego metropolity unickiego rozjarzyły się iskierki dawnych nadziei misyjnych. Koadiutor Szeptyckiego, Slipyj, którego Watykan niechętnie i tylko tymczasowo.zatwierdził jako „egzarchę Wielkiej Ukrainy", pisał 12 kwietnia 1942 r. do kardynała Tisseranta w Rzymie, że stosunki na Ukrainie są wprawdzie nader ciężkie (nimis difficiles), jednakże udało mu się osadzić w Kijowie dwóch księży parafialnych; sam też stara się dotrzeć do Kijowa. Wkrótce z tego zrezygnował. Egzarcha Białorusi, jezuita Anton Nemancewycz, tuż po przybyciu do Mińska został przez policję niemiecką aresztowany i wnet rozstrzelany. Zawiodła także próba egzarchy Wołynia, Mikołaja Czarne-ckiego udania się na wskazany teren. Zaś arcybiskup Szeptycki w liście (z 29/31 sierpnia 1942 r.), należącym do najbardziej wstrząsających dokumentów historii Kościoła katolickiego, wyznał papieżowi, jak okrutnie się rozczarował: Cały kraj jest dziś zgodny, że reżim niemiecki jest ziem w stopniu wyższym, niemal szatańskim, niż zlo bolszewickie. Od poi roku nie ma dnia, aby nie popełniono najohydniejszych zbrodni. Pierwszymi ofiarami są Żydzi... Kontynuuje się reżim bolszewicki, rozszerza go i pogłębia... Mieszkańcy wsi traktowani są jak kolonialni Murzyni... Jest po prostu tak, jak gdyby banda obłąkańców lub wściekłych wilków rzuciła się na biedny naród.,. Trzeba wiele dobrowolnej ofiary krzyżowej nie będzie. 1939-1944 183 fcrwi, aby odpokutować za krew przelaną w wyniku zbrodni. Przed trzema laty Wasza Świątobliwość odmówił mi laski Błogosławieństwa Apostolskiego, dysponującego mnie na śmierć za moją diecezję... Nie nalegałem na to... Sądzę, że najlepszą, a może jedyną sposobność ku temu straciłem pod bolszewikami... Te trzy lata pouczyły mnie, że nie jestem godny takiej śmierci...H) Piszący drżącą ręką te linijki metropolita lwowski nie był jeszcze u kresu swego burzliwego żywota. Jednakże w cytowanych na końcu dokumentach odzwierciedla się część ostatniego aktu tragedii, która zaczęła się w 1917 r. pod dumnym hasłem „nawrócenia Rosji" w oparciu o złudzenie, że rewolucja Lenina przygotuje w jakimś, sensie grunt dla Kościoła rzymskiego. Złudzenie to rozwiało się równolegle ze zniszczeniem innego złudzenia: że hitlerowska polityka rozbójniczych wojen mogłaby stworzyć przestrzeń dla nawróceń religijnych i dla odnowy. Stalin odwołuje się do religii. A Rzym? W dniu uderzenia niemieckich armii na Związek Sowiecki na Uralu aresztowano obu jezuitów: Nestrowa i Ciszka (Rosjanina i amerykańskiego Polaka). Aby dotrzeć w głąb Rosji, dali się w 1940 r. na zlecenie Szeptyckiego zwerbować we Lwowie w charakterze robotników leśnych pod fałszywymi nazwiskami i z fałszywymi papierami. Gorzko zawiodła ich nadzieja, iż jakoś będą mogli pracować duszpastersko. Znaleźli się w moskiewskim więzieniu na Łubiance (tuż naprzeciw kościoła św. Ludwika), gdzie nikt nie chciał im uwierzyć, że nie są „niemieckimi szpiegami". Kiedy sowieckie NKWD sądziło, że zdemaskowało ich ostatecznie jako „szpiegów Watykanu", bo istotnie zamierzali uprawiać tajne duszpasterstwo i prace misyjne84*, naciskane przez Hitlera kierownictwo Kremla właśnie wmawiało nowemu, amerykańskiemu sojusznikowi, o czym ten ostatni starał się przekonać również Watykan, że w Związku Sowieckim panuje wolność religijna, również dla katolików. Jak istotnie wyglądało to po drugiej stronie frontu na wschodzie? 20 września 1941 r. w oparciu o listę oczywistych faktów Watykan dowodził amerykańskiemu specjalnemu wysłannikowi Taylorowi, że - wbrew optymistycznym założeniom prezydenta Roosevelta - „aż do ostatnich tygodni [utrzymywała się] antyreligijna postawa bolszewików". W całym Związku Sowieckim czynne są tylko dwa katolickie kościoły, w Leningradzie i Moskwie, przy czym ostatni - choć położony na wprost centrali policyjnej - „w ciągu niewielu miesięcy został pięciokrotnie sprofanowany przez nocne kradzieże i akty bluźnierstwa"85'. W odpowiedzi Taylor poprosił swego kolegę, Averella Harrimana, który pod koniec września przez tydzień negocjował w Moskwie ze Stalinem i Mołotowem w sprawach amerykańskiej pomocy wojennej, aby doprowadził do zmiany sowieckiej Polityki religijnej (to bring about a modification). Harriman starał się: „wszyscy Jgadzają się, przynajmniej kiwając głowami" - donosił Rooseveltowi. Sowiecki mbasador Umański zapewnił nawet, że „złagodzi się" restrykcje dotyczące swobody dtu. Spełniła się też dalsza zapowiedź Umańskiego, że nastąpi oficjalny gest w tym aerunku; rzecznik rządu moskiewskiego, Salomon Abramowicz Łosowski, zgodził się 184 Tajna dyplomacja Watykanu 4 października z opinią Roosevelta, że „element religijny" wewnątrz i na zewnątrz Związku Sowieckiego ma znaczenie dla siły obronnej kraju. Było to stwierdzenie niekoniecznie marksistowskie. Mimo to Harriman odjeżdżał z Moskwy pod wrażeniem, że „Sowieci karmią nas słowami... nie zmieniając naprawdę swych obecnych praktyk". Podczas kolacji na Kremlu Mołotow pytał poufnie ambasadora, czy Roosevelt jako człowiek inteligentny jest rzeczywiście tak pobożny... Nikt oczywiście nie stawiał takich pytań w związku z toastem Stalina, który powołał się dosłownie na „pomoc Bożą"...86) Przed wyjazdem z Moskwy Harriman rozmawiał z ojcem Leopoldem Braunern, amerykańskim proboszczem u św. Ludwika. Braun wręczył mu dwa listy (z 3 i 5 października), które Waszyngton przekazał do Watykanu. (Ich treść poznano dopiero w 1978 r. ze spuścizny ambasadora Taylora.) Po latach niemal totalnego ucisku Braun zanotował pierwsze -choćby tylko wojennym oportunizmem uwarunkowane - oznaki „psychologicznego zwrotu", wnioskując: Czy nie jest to właściwy moment do działania? Aby kuć żelazo, póki jest gorące? Mam na myśli propozycję, aby rokować na temat modus vivendi między Kościołem a tym rządem.*"1* Braun, który od ośmiu bądź co bądź lat miał oczy otwarte na Moskwę, obrazuje we wspomnieniach (dotąd nieopublikowanych, spoczywają one w archiwach zakonu w Nowym Jorku), dlaczego uznał sytuację za korzystną. Wiele kościołów prawosławnych zostało otwartych; prasa sowiecka atakowała Niemców również za mszczenie „zabytków religijnych"; czasopisma Związku Bezbożników („Bezbożnik", „Antireli-gioznik" i „Ateist") przestały się ukazywać; „Prawda" nagle wzmiankowała, bez polemiki, o wydarzeniach religijnych; rezydencja prywatna ambasadora niemieckiego została przekazana metropolicie moskiewskiemu - jego apel, wzywający do oporu, entuzjastycznie przyjęty przez Rosjan, wywarł najwyraźniej wrażenie na Stalinie. W ogóle treści narodowe i patriotyczne wysuwały się teraz silniej przed treści marksistowsko-leninowskie i to w takim stopniu, że amerykański wysłannik specjalny Taylor sądził rok później, że zdoła przekonać Watykan, iż komunizm w zasadzie zanika („communism, as such, is passing")89. Ojciec Braun nie ulegał takim złudzeniom. Naturalnie .widział taktykę w zachowaniu Sowietów, ale dostrzegał równocześnie proces, który rozpoczął się już przed laty - w gruncie rzeczy po zwycięstwie Stalina nad Trockim - przechodzenia Związku Sowieckiego od światowo-rewolucyjnego, internacjonalistycznego mocarstwa do roli „narodowo-komunistycznego" mocarstwa rosyjskiego. W tym procesie Braun upatrywał co najmniej „nową szansę" dla Watykanu, sugerując bezpośrednie kroki wobec rządu sowieckiego i podjęcie nowej próby ustalenia modus vivendi dla katolików. Wątpliwe oczywiście, czy zmieniona postawa Stalina, jego uwarunkowane wojną zwrócenie się ku tradycjom rosyjskim, mogły istotnie być punktem zaczepienia dla Watykanu, albowiem Cerkiew prawosławna, która w tych warunkach nieco odżyła, nadal pojmowała swą rolę jako „antyrzymską". Czy Stalin mógł być zainteresowany szachowaniem Cerkwi katolicyzmem? Jednak nie ten wzgląd powstrzymywał Watykan. Pius XII i jego dyplomaci kurialni w ogóle nie dostrzegli przemiany i wzbraniali Wyprawy krzyżowej nie będzie. 1939-1944 185 óe nawet przed sprawdzeniem jej zasięgu. Ojciec Braun doradzał, ale Monsignore fardini przypisał to „nacjonalistycznym uczuciom" amerykańskiego duchownego, zaś w notatce do akt westchnął: „Nieszczęście, kiedy misjonarze mieszają się do spraw politycznych!"89' W tej sytuacji na niewielkie tylko zrozumienie mógł liczyć francuski dominikanin, Michel Florent, który w połowie grudnia 1941 r. chciał osiąść w Moskwie jako „przedstawiciel generała de Gaulle'a". Parafię w Leningradzie musiał opuścić, kiedy do miasta zbliżyli się Niemcy. Obecnie Watykan powstrzymywał go przed powrotem do Związku Sowieckiego: „Przyjaciele będą mieli za złe widząc kapłana akredytowanego u Stalina; przeciwnicy Moskwy obarczą winą Stolicę Apostolską i każą jej ponosić konsekwencje" - obawiał się Monsignore Tardini90'. Później, w lipcu 1942.Ł przedstawicielstwo Wolnej Francji w Moskwie oferowało swe pośrednictwo w kontaktach między Watykanem a Kremlem. Czy zadziałała tu jakaś zachęta ze strony sowieckiej? Jeszcze dziesiątki lat po drugiej wojnie światowej w niejednej książce historycznej pokutował rzekomy „list Stalina do papieża". Władca Kremla obiecywał jakoby Piusowi XII gwarancje dla Kościoła katolickiego oraz nawiązanie stosunków. Wiadomość poszła w świat po raz pierwszy 3 marca 1942 r. z włoskiej agencji informacyjnej Urbe (przybudówki państwowej agencji Stefani). Pożądliwie rzuciła się na nią prasa anglosaska (aby ukazać dobrą wolę Stalina), ale również - prasa niemiecka (aby ukazać papieża w dwuznacznym świetle). Jakkolwiek było, kościół unickich katolików w Kijowie, zamknięty przed Wielkanocą przez niemieckie władze okupacyjne, został po „liście Stalina do papieża" ponownie otwarty91'. Sami Sowieci milczeli, Watykan dementował na wszystkie strony i był przekonany - jak na to dziś wskazują dokumenty wewnętrzne92) - że fałszywą wiadomość rozkolportowano w zamiarze przełamania rezerwy kurii. Ale kto kolportował? Podobnie jak przeciwstawne mogły być motywy, tak różni mogli być także sprawcy. Nie można całkowicie wykluczyć, że w samym Watykanie ktoś podsunął rzymskiej agencji tę pogłoskę - bądź z zamiarem spowodowania dementi sekretariatu stanu i powstrzymania Sowietów przed krokiem tego rodzaju, bądź też - w zamiarze dania Moskwie wskazówki, iż oczekuje się sowieckiej inicjatywy. Jakkolwiek prezentowała się ukryta kalkulacja, pasowała ona dobrze do obrazu roku 1942: czyż zachodni alianci nie powinni być pilnie zainteresowani podobnym krokiem Stalina? Nie ma dotąd żadnych wskazówek świadczących, że skłonni byliby zasugerować mu taki krok. Zaś sam Stalin, naciskany przez ofensywę Hitlera, która latem 1942 r. pozwoliła Niemcom dotrzeć do Stalingradu i na Kaukaz, mógł mieć tylko jeden powód uzasadniający wysunięcie czułek w stronę Watykanu. Był v trakcie uzbrajania, jako dywizji pomocniczej, katolickich Polaków, których w latach 39/40 wsadził do obozów jenieckich lub deportował za Ural. Przebywający na Lachodzie polski biskup polowy Gawlina szykował się wiosną 1942 r. do podróży do wiązku Sowieckiego, aby odwiedzić oddziały. (O tym niezwyczajnym wydarzeniu •omówimy w rozdziale następnym). ..Kierownictwo sowieckie ceni Watykan ze względu na jego siłę moralną" - sądził 'rofesor Stanisław Kot, polski historyk kultury, który spędził rok w Moskwie jako 186 Tajna dyplomacja Watykanu ambasador londyńskiego rządu emigracyjnego. Wracając na początku sierpnia 1942 r. spotkał w Teheranie delegata apostolskiego Marinę i dosłownie zakomunikował rmi tę ocenę93'. Doradził też: „Zakładam osobiście, że obecny moment jest korzystny dla zbliżenia... A jeśli ksiądz zapyta po co? Skoro nie ma żadnej wolności religijnej, a kapłan praktycznie musi żyć na marginesie społeczeństwa, to odpowiem: ma ksiądz rację, lecz misja Kościoła urzeczywistnia się często wśród jeszcze większych trudności, jeżeli zaś przedstawiciele Watykanu będą istotnie trzymać się z dala od polityki wewnętrznej (Stalin nie cierpi, by ktokolwiek mieszał się w wewnętrzne sprawy kraju), to będzie można uczynić istotny krok dla dobra wielu katolików, którzy tam żyją..." Nie sposób ustalić, czy uwagi Kota opierały się na sowieckich sondażach. W każdym razie w tym samym czasie, w lecie 1942 r., również delegat apostolski w Syrii, Lepretre, donosił, że Sowieci dali do zrozumienia francuskiemu przedstawicielstwu (de Gaulle'a) w Moskwie, iż zależałoby im na porozumieniu z Watykanem. Szef moskiewskiej misji Francuzów, Roger Garreau, zaoferował się nawet jako pośrednik. Kuria rzymska - przy całym sceptycyzmie - uznała, że jest to co najmniej warte przemyślenia. Podsekretarz stanu, Tardini, opracował po raz pierwszy coś w fóctźaju koncepcji^ W roboczej notatce dla papieża zapisał 8 sierpnia 1942 r.: po tak długim czasie prześladowań, po „prawie całkowitym zniszczeniu" katolicyzmu oraz „wielokrotnie akcentowanym potwierdzeniu ateizmu jako podstawowej zasady komunizmu" byłoby przede wszystkim wskazane „sprawdzić w praktyce, jak wolność religijna jest rzeczywiście przez rząd rosyjski respektowana i chroniona. Skoro minie już stosowny czas próby (periodo di esperimenłó), Stolica Apostolska mogłaby w oparciu o znajomość rzeczy rozstrzygnąć o swojej postawie. Oczywiście rozstrzygnięcie to - samo w sobie, jak też widziane z zewnątrz - musiałoby być motywowane i objaśniane wyłącznie nadrzędnym interesem religii, nie zaś przez ustępstwa bądź przywileje polityczne"94*. Modus vivendi z Moskwą nie był zatem całkiem wykluczony, co odpowiadało ciągłości watykańskiej polityki wschodniej. Test miał jednak polegać nie na sprawdzaniu sowieckiej gotowości do ustępstw (jak radził ojciec Braun), lecz na okazaniu przez Sowietów dowodu dobrej woli - dzisiaj nazwano by to „świadczeniami wstępnymi". Oczywiście, nader ostrożny papież uznał, że nawet tych powściągliwych przemyśleń nie zakomunikuje się apostolskiemu delegatowi w Syrii w pełnym brzmieniu dla przekazania ich do Moskwy; papież zarządził, aby delegatowi przekazać jedynie skrócone ujecie dyrektywy. Tak więc na rosyjskim froncie układ Watykanu ze stroną sowiecką miał równie małe widoki powodzenia, jak z niemiecką. Lecz i tym razem wynikało to nie tylko z wygodnej „bezstronności" Piusa "XII, lecz również z braku chętnego partnera z dobrą wolą. A może Moskwa jednak okazywała gotowość? W obawie przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 Papieskie dywizje i ksiądz u Stalina „Papież! Papież! Ile on ma dywizji?". Stalin miał ponoć pytać już o to w latach trzydziestych szefa rządu francuskiego, a ha konferencji w Jałcie w 1945 r. powtórzył to ironiczne pytanie, należące chyba do jego ulubionych powiedzonek. Jednakże w 1942 r., kiedy Niemcy stali 130 km od Moskwy i szybko zaczęli się posuwać od Donu do Wołgi, zaś Związek Sowiecki niczego nie życzył sobie z większym utęsknieniem niż drugiego frontu zachodnich sojuszników na tyłach Hitlera - pojawiło się tam coś przypominającego „papieskie dywizje". Były to owe polskie dywizje generała Władysława Andersa, którym Stalin zezwolił nie tylko na 32 katolickich kapelanów wojskowych, lecz nawet zgodził się na odwiedziny wyposażonego w papieskie zlecenia i pełnomocnictwa wizytatora. 28 kwietnia 1942 r. po raz pierwszy od ostatniej podróży do Moskwy Michela l'Herbigny'ego, znowu pojawił się w sowieckiej stolicy katolicki biskup. Był nim Józef Gawlina, polski biskup polowy, który przybył z Londynu przez Teheran. Kilka dni spędził u ojca Leopolda Brauna, jedynego katolickiego proboszcza w Moskwie, następnie zapoznał się z sytuacją w Kujbyszewie (dokąd wyniosły się organy rządowe), a latem osiadł na kilka miesięcy w Jangi-Juł pod Taśżkientem1'. Tu, w uzbeckiej stolicy, polski generał Anders założył przed niespełna rokiem Paterę główną. Na początku sierpnia 1941 r., kilka dni po podpisaniu w Londynie >rzez polskiego emigracyjnego premiera, generała Sikorskiego, porozumienia z So- letami, został on zwolniony z Łubianki i z więźnia Stalina stał się jego sojusznikiem. Szybkim, umożliwionym przez napaść Hitlera na Rosję zwrotem generał Sikorski ISl^gnął dla swego kraju coś, na co niemal nie można już było liczyć: zwolniono nie *o dziesiątki tysięcy jeńców wojennych-, bo odetchnąć mogło również prawie 1,5 Lłliona Polaków, przymusowo deportowanych w dwóch wielkich akcjach — 1939 " U r. - w sowiecką dal i trzymanych w obozach pracy lub karnych2*. Generał ers miał wystawić sześć dywizji w sile niemal 100 tysięcy żołnierzy, które obiecywał 188 Tajna dyplomacja Watykany zaangażować po stronie Sowietów. W początku grudnia 1941 r., kiedy Anders spotkał się w Teheranie z Sikorskim, delegat apostolski Marina wykorzystał okazję, aby poinformować się w sprawach duszpasterstwa wojskowego3*. - Robimy to tak, jak w domu - odpowiedział generał Anders. - Czy uzgodnił Pan to z władzami sowieckimi? - zapytał rffonstgnor Marina. - To nie było nawet potrzebne; nikt tego nigdy nie kwestionował. Ponadto walczymy wprawdzie razem z Rosjanami, ale wszystko u nas jest polskie: język, organizacja, religia; naszą religię możemy kultywować w pełnej wolności i niezależności. Zdarza się nawet często, że w niedzielę mam u siebie jakiegoś wyższego rosyjskiego oficera i muszę go na pół godziny przeprosić, aby wraz z mymi żołnierzami wypełnić obowiązek dobrego chrześcijanina; moi goście,' uwzględniając to, idą również na mszę... Biskup Gawlina, który dotarł do głównej kwatery Andersa 7 czerwca 1942 r., przybył ze zdecydowanym zamiarem uregulowania i zapewnienia również cywilnego duszpasterstwa polskim katolikom w Związku Sowieckim. Przywiózł 50 ołtarzy polowych, 572 egzemplarze Pisma Św., 53 500 krzyży, 784000 obrazków świętych oraz dużo pieniędzy. Jednakże sytuacja Polaków była w tym czasie już znacznie trudniejsza. Gdy Sowieci pragnęli możliwie szybkiego wprowadzenia wojska na cofający się front, to generał Anders trzymał swą armię na tyłach z uzasadnieniem, że formowanie jej nie jest jeszcze zakończone oraz że chciałby użyć swych żołnierzy tylko jako jednolitego korpusu annijnego, nie zaś w rozproszeniu na różnych odcinkach frpntu. Prawdopodobnie był to raczej pretekst. Nastroje w armii Andersa charakteryzowała mieszanina chęci do walki z Niemcami oraz złośliwej uciechy z rosyjskich klęsk. Stalin, który przyznał teraz Polakom zmniejszone racje zaopatrzeniowe Qakie otrzymywali czerwonoarmiści nie biorący udziału w walce), nie był w rezultacie niezadowolony, że niewygodni sojusznicy chcieli oddalić się przez Persję na zachodni front walki z Hitlerem. Już w marcu 44 000 Polaków opuściło Związek Sowiecki - wielu z nich przepełnionych „dziką nienawiścią", jak donosił spotykający ich delegat papieski w Teheranie. Biskup Gawlina mógł wszelako l lipca 1942 r. zameldować kardynałowi seK-retarzowi stanu do Rzymu, że przede wszystkim udało się uwolnić blisko połowę polskich księży z sowieckich więzień. 107 spośród nich jest do dyspozycji duszpasterstwa rodzinnego, choć zapewne również ich trzeba będzie zadeklarować jako kapelanów wojskowych. Niektórzy są gotowi pozostać jako kapłani w Rosji również p° wyjściu armii polskiej - „sub omni conditione" (bez względu na warunki)4'. Biskup, który prawie miesiąc krążył między Jangi-Juł a Samarkandą, udzielił nie tylko 1100 żołnierzom, lecz również 1496 dzieciom sakramentu bierzmowania. Ze zdumieniem zauważył, że dla przymusowo zesłanych Polaków urządzono teraz nawet szkoły z nauczaniem religii. Jego podsumowanie wszakże, które - po łacinie - wysłał do Paryża, brzmiało następująco: Niemniej sytuacja religijna jest taka, jak ją widzi Stolica Apostolska ('talis ąualem videt S. Sedis^. Prawosławni proszą naszych księży ó chrzest, którego bawię przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 189 nasi kapelani wojskowi im wzbraniają, aby przez to nie spowodować całkowitego zakazu religijnej pracy dla katolików... Dla oświetlenia sytuacji pragnąłbym dodać: funkcjonariusze NKWD pytali mnie, czy jestem jezuitą, czy jestem Ojcu Świętemu podporządkowany jedynie w wierze, czy może również w sprawach politycznych. W mieście Kermin, podczas obiadu z naszymi oficerami, powitał mnie pewien major NKWD, wygłaszając dłuższe przemówienie, ale — przedtem zamknął okno. Mimo to następnego dnia wśród mieszkańców Kermina szeroko komentowano fakt, że tytułował mnie Wasze Preswiaszczenstwo (Jaśnie Oświecony). W innych miejscowościach funkcjonariusze NKWD zachowywali się • poprawnie, ale z rezerwą... Na pytania NKWD, kiedy zamierzam odjechać, nie daję zbyt jasnych odpowiedzi. Chcę bowiem odwiedzić również ludność cywilną, mieszkającą daleko poza obszarami wojskowymi. Jak się zdaje, Gawlina nawet przez moment nie myślał o negocjowaniu z Sowietami. Jedyne watykańskie zlecenie, które posiadał, a które uzasadniałoby takie kontakty, dotyczyło włoskich i niemieckich jeńców wojennych. Nuncjusz w Teheranie, który przekazał tę instrukcję GawUnie, ubolewał, że sam nic nie taoże przedsięwziąć, ponieważ „nie ma najmniejszych kontaktów z ambasadą sowiecką". Poseł polski, który znał swych sowieckich kolegów, zniechęcił go: „Drogi monsignor, proszę nie czynić sobie żadnych złudzeń... Rosjanie sami nie wiedzą, ilu mają jeńców..." Delegat apostolski w Turcji, Angelo Roncalli (późniejszy papież Jan XXIII) już wówczas nie unikał poszukiwania kontaktu z „ludźmi z obu brzegów" - w nadziei, że „mój mały stateczek utrzyma kurs między przeciwnymi prądami". 22 marca 1943 r. odwiedził sowieckiego konsula w Stambule, Mikołaja Iwanowa i zaproponował wymianę list jeńców; kontakt ułatwił poseł polski5). Już miesiąc później zniknęła jednak nadzieja na zacieśnienie kontaktów. Odkrycie masowych grobów w Katyniu pod Smoleńskiem, gdzie zamordowano tysiące polskich oficerów, którzy znaleźli się w 1939 r. w niewoli sowieckiej, spowodowało zerwanie stosunków między emigracyjnym rządem Polski a Moskwą. Załamało się również to, co próbował załatwić biskup Gawlina i co też, w zadziwiająco łatwo uzyskała polska ludność cywilna w sowieckim Izbekistanie: po wyjściu armii Andersa możliwości duszpasterskie powróciły do stanu dla Rosji Sowieckiej „normalnego". „Rozpoczęliśmy teraz walkę z bolszewikami i mamy nadzieję, że Watykan będzie p naszej stronie." O tej wypowiedzi polskiego premiera emigracyjnego, generała Sikorskiego, z 16 czerwca 1943 r. donosił delegat apostolski w Bagdadzie61. Sikorski >oleciał do Iraku, by uspokoić wycofane na Bliski Wschód polskie oddziały i przy- ;otować je do walki. Po „sprawie Katynia" obawiały się one, że walcząc z Niemcami rzyczynią się do zwycięstwa Sowietów. Sikorskiego ostrzegano nawet, że po zawarciu ' ^erwcu 1941 r. pólsko-sowieckiego sojuszu, nie może być wśród własnych rodaków wny swego życia. Politycznie był i teraz jeszcze przekonany, że Polska, koniec onców, nie może odrodzić się wbrew woli Związku Radzieckiego, gdyż od bitwy Stalingradem klęska Hitlera była już właściwie pewna. Czy zatem wzmianka skiego wobec delegata Watykanu miała raczej charakter taktyczny? Na anty- wecki wybuch Sikorskiego delegat odpowiedział wymijająco, obiecując jedynie •ornoc moralną". 190 Tajna dyplomacja Watykanu Dwa i pół tygodnia później Sikorski już nie żył. Jego samolot w drodze powrotnej z Bliskiego Wschodu spadł przy Gibraltarze wśród nie całkiem wyjaśnionych okoliczności. Wkrótce, 15 lipca 1943 r., zachodni korespondenci w Moskwie zostali zaproszeni do pewnego świerkowego lasu nad brzegami Oki, gdzie 12000 świeżo wyposażonych w narodowe mundury i sowiecką broń polskich żołnierzy miało być właśnie zaprzysiężonych: była to dywizja im. T. Kościuszki. Stalin miał wreszcie „swoich" Polaków. Dowódcą był Zygmunt Berling, pułkownik, który nie wyszedł z armią Andersa. Polityczny ton nadawała pełna temperamentu dama, z sterowanego przez komunistów moskiewskiego Związku Patriotów Polskich, Wanda Wasilewska. Oboje . nie dowierzali sobie, gdyż wyobrażenie o przyjaznej wobec Sowietów, ale wolnej Polsce - uczciwie żywione przez pułkownika - było dla komunistki tylko taktyką. Zgadzano się co do tego, że to, co polskie, nie może być zaprezentowane bez tego, co katolickie. W ten sposób, ku zdumieniu wszystkich obcych gości, ceremonia zaprzysiężenia rozpoczęła się od uroczystej mszy pod gołym niebem. Nikt nie wiedział, że celebrujący, młody polski kapłan, Franciszek Kubsz, został uprowadzony przez sowieckich partyzantów z wiejskiej plebanii we wschodniej Polsce. Ku jego własnemu zdumieniu . nie tylko nie uczyniono mu nic złego, lecz — jak się to należy polowym kapelanom - awansowano do rangi polskiego kapitana. Proboszcz Kubsz odczytywał żołnierzom rotę przysięgi, w której przyrzekali walczyć o wolność Polski oraz dotrzymywać wierności sowieckim sojusznikom...7) Aleksander Sierow (specjalista od „spraw kościelnych" w sowieckim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych) bezskutecznie obrabiał więzionego na moskiewskiej Łubiance jezuitę Waltera Ciszka, aby zechciał pójść jako kapelan polowy do kościuszkowskiej dywizji. Jako Polak, Amerykanin i „szpieg Watykanu" mógłby on -.tak myśleli Sowieci - ustanowić niezbędne kontakty... Jednak Ciszek - bardziej uczciwy niż chytry - odrzucił nawet nęcącą ofertę, aby „udać się do Rzymu i zaaranżować konkordat miedzy papieżem a Związkiem Sowieckim". Nadajnik radiowy, który chciano mu dać na drogę, obudził jego nieufność...81 Czy Stalin był w ogóle zainteresowany poważnym kontaktem z Watykanem? Im bardziej jego armie zbliżały się w latach 1943/44 do Polski, tym bardziej palące stawało się pytanie o przyszłość katolickiego kraju, który - co do tego nie mogło być w Moskwie żadnych wątpliwości - zawsze był traktowany przez Watykan jako bastion przeciwko innowierczemu bądź niewiernemu Wschodowi. Zgodnie z trzeźwą polityczną kalkulacją, a także z uwagi ha zachodnich sojuszników, Stalin miał wszelkie powody, aby do „sprawy polskiej" podejść ostrożnie. Zdecydowany nie tolerować Polski wrogiej-wobec Sowietów, musiał próbować „zneutralizować" katolicyzm, nie angażując w to Watykanu, który i tak nie był skłonny do rozmowy. Dlatego wbrew temu, co się samo nasuwało, n i e zwrócił się do ojca Leopolda Brauna, jedynego rzeczywistego, choć nieformalnego reprezentanta Watykanu w Moskwie, lecz wykorzystał - skoro ojciec Ciszek się wzbraniał — innego duchownego polsko-amerykań-skiego, którego zesłał mu los. Moskwiczanie nie wierzyli własnym oczom, kiedy otworzyli „Prawdę" 28 kwietnia 1944 r. Ujrzeli fotografię Stalina i Mołptowa w towarzystwie katolickiego księdza, proboszcza Stanisława Orlemańskiego ze Springfield (Massachusetts, USA), który bawię przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 191 rzvbył, ,)a^y studiować problemy Polaków i polskiej armii w Związku Sowieckim".-Wieczorem tegoż dnia poczciwy proboszczunio udzielił wywiadu radiu Moskwa: nie tylko znalazł w osobie Stalina przyjaciela, ale musi także „dokonać historycznego stwierdzenia, że Stalin - jak to przyszłość pokaże - jest przyjacielem Kościoła rzymskokatolickiego". Nawet bardzo przychylni obserwatorzy -jak choćby moskiew- d korespondent BBC - odnieśli wrażenie, że Orlemański jest „albo naiwniakiem, albo kawalarzem", a w ostatecznym przypadku kimś, kto chce Kremlowi spłatać figla...9' W rzeczywistości Orlemański myślał poważnie. Zacny księżulo, którego trzej bracia również byli katolickimi księżmi, działał całkowicie prostodusznie. W sowieckim generalnym konsulacie w Nowym Jorku złożył wniosek o wizę wyjazdową, aby studiować „problemy religijne w Polsce". Stalin w odpowiedzi zaprosił go, aby dyskutować o „prześladowaniu Kościoła na całym świecie". 17 kwietnia 1944 r. Orlemański, za zgodą amerykańskiego ministra spraw zagranicznych, Cordella Hulla, poleciał przez Alaskę i Syberię do Moskwy oraz dwukrotnie — po dwie godziny - rozmawiał ze Stalinem. W liście do Stalina z 28 marca Roosevelt zapowiedział przybycie Orlemańskiego jako „prywatnego przyjaciela" - ksiądz wyjeżdżał więc z pewnością za zgodą prezydenta. Stalin zaś podziękował nawet w liście z 6 maja 1944 r. „drogiemu przyjacielowi" Rooseveltowi za przysłanie gościa. Miał powody do zadowolenia, gdyż Orlemański zaraz po powrocie zorganizował w Detroit, 12 maja, konferencję prasową, na której opowiadał, jak „otwarcie i demokratycznie" przyjął go Stalin. Rozmawiał z władcą Kremla , jak mężczyzna z mężczyzną" oraz jasno dał mu do zrozumienia, że najważniejszą sprawą współczesności jest religia. Stalin odpowiedział na to pytaniem: A jakby Pan postąpił w tej mierze? Co Pan by uczynił? • Orlemański: Czy sądzi Pan, że w walce z uciskiem i prześladowaniem Kościoła katolickiego możliwa bylaby współpraca z Ojcem Świętym, Piusem XII? Stalin: Sądzę, że byłoby to możliwe. Orlemański: Czy uważa Pan za dopuszczalne, że rząd sowiecki uprawia politykę przymusu i prześladowania wobec Kościoła katolickiego? Stalin: Jako obrońca wolności sumienia i kultu uważam taką politykę za niedopuszczalną i wykluczoną. „Prawda" nadzwyczaj szybko, już 14 maja, podchwyciła cytaty z Orlemańskiego, kwitując w ten sposób jego wypowiedzi. Lecz i to nie pomogło biednemu proboszczowi z Massachusetts, raczej wprost przeciwnie: biskup ze Springfield, Thomas O'Leary, zawiesił go jako proboszcza, zesłał na pokutę do klasztoru i zadokumentował w ten sposób przed całym światem, że Stalin zmarnował swój czas na spotkanie z out-aderem. Jednak władca Kremla, który oczywiście miał do dyspozycji poufne i dyplomatyczne kanały, wolał wybrać propagandowo skuteczniejsze, lecz w ostateczności niewiążące rozmowy z naiwnym księdzem z Ameryki. Stalin bowiem musiał mieć pewne rzeczy na względzie. W „Wielkiej Wojnie 'jczyźnianej" popierała go od 1942 r. Cerkiew prawosławna, której zezwolił w 1943 r. wybrać patriarchę. Przed patriarchatem moskiewskim nie ukryły się misjonarskie 192 Tajna dyplomacja Watykan,, - tolerowane przez Watykan - ambicje lwowskiego metropolity Szeptyckiego, który obecnie znowu z lękiem obserwował zbliżanie się Armii Czerwonej10*. Stalin byłby wprawdzie skłonny - i mógł sobie na to pozwolić - obiecać pewne ustępstwa Kościołowi katolickiemu obrządku łacińskiego w Polsce i w krajach bałtyckich. Na Ukrainie zachodniej po ponownym podboju sowieckim otworzono nawet niektóre kościoły obrządku łacińskiego, Niemcy zaś, gdy to spostrzegli, zdążyli jeszcze wpuścić do Mińska polskiego księdza katolickiego - na dwa tygodnie przed oddaniem ' miasta Sowietomll). Los Kościoła katolickiego wschodniego^ obrządku Słowiańskiego był już jednak przypieczętowany. Jak bowiem mógł Stalin lepiej (a dla niego samego - taniej) wynagrodzić wojenną wierność Kościoła prawosławnego niż obietnicą powrotu marnotrawnych, utraconych na rzecz Rzymu synów na Ukrainie i Białorusi? Również dla Stalina, „zbiegłego" seminarzysty, obowiązujące'było stare, trydycyjne równanie: katolickie = polskie, i żadne inne. To, że Watykan nie mógł negocjować na temat planowanej likwidacji Kościoła unickiego w Europie Wschodniej (który wygasłby wraz z przesunięciem polskiego terytorium państwowego na zachód), dla Kremla było równie jasne, jak i od dawna przyjęte rozeznanie, iż wielkiego przymierza przeciw Hitlerowi papież bynajmniej nie uważał za „święte". Watykańska polityka zagraniczna ściągnęła na siebie „nienawiść mas włoskich" - pisały moskiewskie „Izwiestja" l lutego 1944 r. W'kwietniu zaś - kiedy przyjeżdżał Orlemański! - gazeta patriarchatu moskiewskiego dał papieżowi również odprawę teologiczną: duchowe zaślubiny Chrystusa z jego Kościołem nie potrzebują na ziemi żadnego pośredniczącego zastępcy...12' Oszczędzać Sowiety - z uwagi na Niemców W sierpniu 1942 r. ukazał się w Moskwie błękitny, bogato ilustrowany, liczący 457 stron ozdobny album, zatytułowany Prawda o religii w Rosji1**. Jako wydawca kolportowanego w 50 000 egzemplarzy tomu występował moskiewski patriarcha. Metropolita Sergiusz pisał w przedmowie, że losem Kościoła w ciągu 25 lat władzy radzieckiej było „nie prześladowanie, lecz raczej powrót do czasów Apostołów". Ojciec Braun donosił z Moskwy do Watykanu, że pierwotnie księga ta miała ukazać się nakładem wydawnictwa antyreligijnego, jednak w ostatniej chwili została przekazana patriarchatowi14'. Była to - tak stwierdzono w Watykanie - pierwsza publikacja Kościoła prawosławnego od 1936 r., kiedy to musiał on wstrzymać wydawanie swego mizernego kalendarza synodalnego. Był to też najbardziej spektakularny znak, świadczący, że Stalin postanowił uczynić swym sojusznikiem również Cerkiew, będącą częścią narodowej tradycji rosyjskiej. Oddziałało to korzystnie na siłę obronną ZSRR przeciw wciąż prącym do przodu armiom Hitlera, wywarło dobre wrażenie na Zachodzie, przede wszystkim w Ameryce, lecz - nie w Watykanie. „Szczególny sposób", w jaki Stalin winduje się teraz do roli protektora starego prawosławia oraz pobudza ducha panslawizmu, ożywia zarazem „tradycyjną nieufność wobec katolików" - donosił z Moskwy ojciec Braun, skądinąd opowiadający się za próbą porozumienia. Głęboki sceptycyzm Kurii rzymskiej zderzył się jednak «Y obawie przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 193 i ideą, że „istnieją obecnie przesłanki ku temu, aby Rosję stopniowo na powrót przybliżyć do światowej rodziny narodów" - jak usiłował to tłumaczyć Taylor, specjalny wysłannik prezydenta Roosevelta w trakcie drugiej swej wizyty w Watykanie pod koniec września 1942 r. Wiara, że zwycięski rząd komunistyczny będzie się zachowywał po wojnie ,jak łagodne jagniątko", jest iluzją Amerykanów - notował jnensignor Tardini. „Powiedziałem Taylorowi: jeśli Stalin wygra wojnę, stanie się lwem, który połknie całą Europę..."15) Inna sprawa, że we wrześniu 1942 r.-na to się nie zanosiło; armie hitlerowskie stały jeszcze na Kaukazie i pod Stalingradem. Ambasador Taylor próbuje wytłumaczyć w Watykanie, xże Stalin nigdy s a m nie wygra wojny i że Ameryka bardziej będzie obecna w Europie niż kiedykolwiek, że będzie współporządkować sprawy. Tardini jednak dostrzega u Amerykanów tylko ignorancję, naiwność i „nacjonalizm"... W listopadzie 1942 r. zaznacza, się wszakże zwrot w przebiegu wojny: niemiecka armia stalingradzka jest odcięta. A Watykanowi wydaje się, że mogą sprawdzić się jego najgorsze obawy. W orędziu Piusa XII na Boże Narodzenie 1942 r. znowu nagle pojawia sig złowrogie słowo „wyprawa krzyżowa", co więcej - staje się ono centralną myślą orędzia. Papież wzywa do „świętej wyprawy krzyżowej dla oczyszczenia i odnowienia społeczeństwa", mówi o „ochotniczych rycerzach krzyżowych", którzy mają wypowiedzieć walkę „ciemnościom oddalenia od Boga". Poprawiony maszynopis papieskiego przemówienia, który mógłby nam może udzielić wskazówek, już nie istnieje w watykańskim archiwumls) (Pius XII kazał go zapewne spalić prałatowi Kaasowi wraz z innymi ważnymi notatkami).. Papież używa słowa „wyprawa krzyżowa" oczywiście i bez aktualnego czy tym bardziej militarnego odniesienia, jednak nie przypadkiem znalazła się w tym posłaniu również wzmianka, iż „Kościół ze względów feligijnyfch zawsze potępiał różne systemy marksistowskiego socjalizmu". Czy to było równoznaczne z dodawaniem otuchy Niemcom, którzy popadli w tarapaty pod Stalingradem? Wkrótce, podczas noworocznego przyjęcia w Wytykanie, usiłował to wybadać ambasador von Bergen. Zagadnął papieża o „światowo-historyczną rolę niemieckiej bohaterskiej walki na Wschodzie", o „śmieszność stalinowskiego ogłoszenia wolności religijnej", jednak papież nie zareagował ani słowem; zrezygnował z rezerwy dopiero, 'kiedy ambasador wspomniał o ewentualnym zagrożeniu jego własnej, Papieskiej osoby. „Dobitną akceptację wyraził papież wobec mego stwierdzenia, nawiązującego do Danego fresku Rafaela w stanzach Odparcie Attyli przez papieża Leona Wielkiego, że hordy Stalina z pewnością nie przeszłyby obok Rzymu jak jeźdźcy Attyli, lecz nie oszczędziłyby ani kościoła Św. Piotra, ani Watykanu..." - telegrafował von Bergen "do Berlina17*. Natomiast wobec przedstawiciela amerykańskiego papież chlubił się, że wreszcie ^wiedział także coś przeciw narodowym socjalistom. Istotnie, w tym samym posłaniu bożonarodzeniowym 1942 r. Pius XII zdecydował się mówić o tym, że „setki tysięcy, własnej rzeczywistej winy, tylko ze względu na narodowość lub pochodzenie, zostały na śmierć lub postępujące wymieranie". Odpowiedzialnych nie nazwał 194 Tajna dyplomacja Watykanu po imieniu, podobnie jak w następnych miesiącach, mimo swego zatroskania, nie dał się namówić, aby cokolwiek publicznie powiedzieć przeciw Sowietom. Tydzień po kapitulacji niemieckiej armii stalingradzkiej, 10 lutego 1943 r. szwajcarski minister spraw zagranicznych, Pilet-Golaz wezwał nuncjusza w Bernie, aby odmalować mu niebezpieczeństwo „nawrócenia Niemiec na komunizm" i „boi-szewizacji Europy"; neutralni, w tym papież, powinni teraz spiesznie próbować doprowadzić do pokoju. „Stolica Apostolska odczekuje i zważa na to, co się dzieje..." - zanotował monsignor Tardini na marginesie dokumentu18'". W tym czasie nadszedł też do papieża dramatyczny list węgierskiego premiera, Miklosa Kallaya, z 24 lutego 1943 r. Kallay, który daremnie usiłował wyzwolić kraj od sojuszu z Hitlerem i na czas przeprowadzić do obozu zachodniego, również dostrzegł niebezpieczeństwo „rosyjsko-niemieckiej unii komunistycznej", jeśli bol-szewizm „przejdzie pożogą przez sproletaryzowane w wyniku wojny narodowosoc-jalistyczne Niemcy". Całymi stronami cytował papieskie wypowiedzi przeciw komunizmowi począwszy od 1846 r., przekonując Piusa XII, aby „raczył kontynuować walkę przeciw komunizmowi oraz... użyć swego wszechmocnego [!?] wpływu dla zatrzymania komunizmu... przynajmniej na granicach państw chrześcijańskich..." Kallay przypominał nawet doświadczenia zebrane przez Pacellego w Monachium w 1919 r. w zetknięciu —jak sadził węgierski premier — z „prawdziwym obliczem komunizmu". I teraz jednak papież nie dał się skłonić do zmiany postawy. Odpowiedź, którą 7 marca dał ustnie posłowi węgierskiemu, została zapisana przez kardynała sekretarza stanu, Magli one. Z niemal przerażającą wyrazistością ujawniła ona zasadniczy motyw Piusa XII: ...l że Stolica Apost. nie zamyka oczu na bolszewickie niebezpieczeństwo... 2 że nie mogłaby publicznie ponowić potępienia bolszewizmu, nie mówiąc równocześnie o okrucieństwach nazizmu...19) Czy więc „oszczędzanie" Niemiec hitlerowskich miało pewnego rodzaju pierwszeństwo? Na przykład z sympatii papieża do Niemców? Papież odsłonił swoje motywy, gdy węgierski szef rządu odwiedził go osobiście w Rzymie 3 kwietnia 1943 r. W Watykanie nie ma na ten temat żadnych zapisków, za to są w Archiwum Narodowym w Waszyngtonie, gdzie przechowywana jest (zdobyta przez oddziały amerykańskie) notatka Kallaya po audiencji prywatnej (Hung. Coli. T 973/1/1-201; 1153 n.): ...Papież sądzi, że mimo reżimu sowieckiego wielka masa narodu rosyjskiego pozostała bardziej chrześcijańska aniżeli zatruta dusza narodu niemieckiego... Niemcy w postępowaniu swym utraciły wszelkie człowieczeństwo, wytworzyły totalną nieufność po stronie przeciwnej... Dopóki trwa ta nieludzka tendencja, Kościół nie widzi żadnych możliwości mediacji pomiędzy prowadzącymi wojnę- Istniał wszakże jeszcze jeden motyw, rzec można „moralno-oportunistyczny' • „Niech Pan nie zapomina, że w wojsku niemieckim są miliony katolików!" —' powiedział papież do berlińskiego korespondenta „Osservatore Romano", Eduarda Senat; ro, i wyciągnął wniosek: „Czy mam ich wtrącić w konflikty sumienia? Złożyli — bawię przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 195 rzysi?g?: $% zobowiązani do posłuszeństwa."20' Takich katolików w Związku Sowie-istotnie nie było, za to byli wśród jego zachodnich sojuszników. Z Londynu Dodczas bitwy pod Stalingradem rozległ się głos katolickiego arcybiskupa, kardynała Hinsleya: „Zgodnie z zarządzeniem papieża każdego dnia modlimy się publicznie za Rosję [Mowa o zarządzeniu Piusa XI z 1930 r. związanym u „modlitewną wyprawą krzyżową"]. To, że naród rosyjski broni teraz heroicznie swego kraju przed hań-bidelarni, zwiększa żarliwość naszych modlitw." Radio niemieckie przekręciło słowa Hinsleya w ten sposób, że trzeba „każdego dnia modlić się za bolszewizm", a trzej niemieccy biskupi pilnie poprosili Watykan o wyjaśnienie, gdyż zapanowało „wielkie zaniepokojenie w kręgach katolickich". Papież już chwycił za pióro, aby uspokoić - „propter bonum animarwn" (dla dobra dusz) - katolików niemieckich. On i jego poprzednik „wielokrotnie z jednoznaczną jasnością odrzucali ateistyczny bolszewizm"; Pius XII powołał się nawet na swoje posłanie bożonarodzeniowe z 1942 r. Zaledwie odpowiedź wyszła do Berlina, ze Stambułu nadeszła depesza nuncjusza Roncallego z wiadomością, że w rozmowie z przedstawicielem sowieckim uzyskał pewne nadzieje na otrzymanie listy włoskich jeńców wojennych. Pius natychmiast zatelegrafował do nuncjusza w Berlinie, aby nazbyt ostry antysowiecki ustęp wyjaśnienia zastąpił poniższym, osłabionym: „Pius XI i Pius XII tę samą miłość i troskę, co innym narodom, poświęcali też . narodowi rosyjskiemu. Prócz tego nauczanie Stolicy Apostolskiej na temat ateistycznego komunizmu znane jest w s z y s t k i m."21) Tak dyplomatyczną finezją stara się Pius XII utrzymać swe moralno-polityczne balansowanie między frontami drugiej wojny światowej - jako znak sprawiedliwej bezstronności co najmniej na zewnątrz. Dzisiaj jednak, kiedy z opublikowanych akt dowiadujemy się wiele więcej na temat wewnętrznych roztrząsań Kurii rzymskiej, widać wyraźnie, w jakim stopniu postawa ta była jedynie majestatyczną fasadą faktycznej bezsilności, bezradności i zwykłego lęku. Przypomnijmy prostodusz-ną nadzieję monsignora Tardiniego z 1941 r., że Hitler zechce najpierw zwyciężyć Stalina, aby następnie, w miarę osłabiony, sam stać się „możliwym do pobicia". Watykan nie stawiał jednostronnie na tę upragnioną „kolejność"; na wszelki wypadek - jak zawsze - nie zablokował sobie wszystkich możliwości również na Wschodzie. Niemniej wydarzenia po 1941 r. zniweczyły cichą nadzieję, utrwaloną na papierze Przez Tardiniego: przegranym drugiej wojny światowej będzie Hitler, a nie Stalin; teraz zaśvw 1943 r., klęska niemiecka jest już niemal matematycznie wyliczalna. Lecz ' Niemcy pozostaną jedynym zwyciężonym, czy też uda się może wspomnianą kolejność odwrócić: Hitler pobity, Stalin osłabiony i możliwy do pobicia...? Niektórzy ludzie w Europie, zwłaszcza wśród „neutrałów", uciekają się do takich >zważań. Watykan nie oddaje się tej iluzji ani przez chwilę. Przeciwnie, raczej •rzecenia siłę wschodniego mocarstwa nawet po potwornym upuście krwi. 23 marca ^ r. Kardynał Maglione „prywatnie i jako obserwator historii" (a titolo personale c°me studioso di storia) oświadcza brytyjskiemu ambasadorowi Osborne'owi, że 196 Tajna dyplomacja Watykan„ ...istnieje niebezpieczeństwo rosyjskiej hegemonii w Europie, dominacji tak strasznej jak niemiecka, a może jeszcze bardziej... Bolszewicka Rosja przejęla dążenia ekspansjonistyczne, zawsze żywione przez carów od Piotra Wielkiego.., Uprzemysłowili swój olbrzymi kraj, mają wszystkie surowce... Jeżeli uzyskają polityczną i gospodarczą dominację w Europie, to tak cenna dla Anglików równowaga w Europie zostanie zniszczona, być może na stulecia... Imperium Brytyjskie musi w gruncie rzeczy pragnąć bloku mocarstw zachodnich, wystarczająco silnego, aby przeszkodzić niemieckiej lub rosyjskiej hegemonii, {musi pragnąć} odtworzonej Francji, nie osłabionych Włoch, spokojnej Hiszpanii.23* Z „perspektywy kościelnej wieży" św. Piotra łatwo snuć takie rozważania, zwłaszcza gdy jest się - jak Watykan - zwolnionym od wszelkiej konkretnej decyzji militarno-politycznej i nie jest się zmuszonym wygrywać wojny. Jednakże - jak to brytyjskie Foreign Office wykłada Watykanowi 20 kwietnia 1943 r. — „wybór istnieje nie (co niektórzy chcą nam wmówić) między uratowaniem europejskiej kultury a wyłącznie rosyjskłm zwycięstwem, między chrześcijańską a komunistyczną Europą, lecz miedzy nazistowskim panowaniem nad Europą a wspólnym zwycięstwem zjednoczonych narodów... Nie będzie ostatecznego zwycięstwa jednego alianta, lecz wspólne... Ponadto Rosja potrzebować będzie wiele czasu na odbudowę i dojście do sił... W Europie pozostaną niewątpliwie duże brytyjskie i amerykańskie armie..."2* Jest prawdą..., że komunizm nie byłby jedynym zwycięzcą - odpowiada Brytyjczykom monsignor Tardini w nocie werbalnej z 30 maja 1943 r. - Mimo to uzasadniona jest obawa, że a) wojna zakończy się w Europie zwycięstwem w przeważającej mierze rosyjskim, , b) że rezultatem będzie szybkie rozszerzenie się komunizmu w dużej części kontynentalnej Europy oraz zniszczenie tam europejskiej cywilizacji i chrześcijańskiej kultury... W Watykanie sądzi się bowiem, przedkłada Tardini Brytyjczykom, że po zwycięstwie w Europie alianci użyją swej głównej siły do zakończenia wojny na Dalekini Wschodzie (w 1943 r. nie można przewidzieć szybkiej klęski Japonii po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę). Tardini żywi też całkiem serio przekonanie, które mogłoby przewyższyć nawet nadzieje Stalina, że militarna siła oporu narodu rosyjskiego „pozyska dla komunizmu masy robotnicze innych krajów", że Niemcy, Francuzi i Włosi „będą łatwą zdobyczą dla komunizmu" oraz że „wszyscy Pl Słowianie żywią oczywiście sympatię dla Rosji i dla komunizmu [?]". Jeśli zaś zachodni alianci przeciwstawią temu rozumowaniu okoliczność, że przecież ich armie pozostaną w Europie, „to wypadnie zapytać, czy prawdziwy byłby pokój, polegający tylko na strachu, jaki jeden sojusznik napędza drugiemu" - stwierdza przewidująco w zakończeniu nota werbalna watykańskiego podsekretarza stanu z 30 maja 1943 r. Brytyjski charge d'affakes - notował później Tardini - był „zmieszany tą argumentacją. Odpowiedział, że zbrojna siła Wielkiej Brytanii ułatw1 wzajemny respekt- Chętnie odpowiedziałbym, że taka siła jest bazą l ? ' ku, a nie respektu. Zaniechałem jednak tego..." bawię przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 197 Odkąd ta poufna wymiana poglądów z 1943 r. stała się znana dzięki publikacji akt watykańskich, za obaloną może uchodzić legenda, długo - przede wszystkim na Wschodzie - kolportowana, mówiąca, że Watykan pragnął skłonić mocarstwa ichodnie do militarnej zmiany frontu przeciwko Związkowi Sowieckiemu i do przygotowania nowej wojny". Tak prymitywnie nikt w rzymskiej Kurii nie myślał. lllimo wielu pomyłek w ocenie sytuacji Watykan przeczuwał (całkiem słusznie, jak das wiemy) nadchodzący konflikt miedzy zwycięzcami drugiej wojny światowej i obawiał się go tak samo, jak posuwania się naprzód komunizmu. W swej bezradności papież znajdował dla tej sytuacji tylko jedną, wprawdzie piękną, ale wieloznaczną odpowiedź: pokój. Podobnie jak w 1939 r., kiedy Hitler uczynił Stalina wspólnikiem swego planu wojennego, a Pius XII uważał zapobieżenie wojnie - nawet kosztem szantażowanej Polski - za jedyny ratunek, tak teraz sądził, że możliwie najszybsze zakończenie wojny zdołałoby jeszcze zapobiec zbyt dalekiemu wdarciu się wpływów sowiecko-komunistycznych do centrum Europy. Byłże więc papież za „odrębnym pokojem" Zachodu z hitlerowskimi Niemcami i ich sojusznikami? Po konferencji w Casablance (styczeń 1943) mocarstwa zachodnie odpowiedziały na hitlerowskie hasło „wojny totalnej" wolą „totalnego zwycięstwa". Wynikające z niej żądanie „bezwarunkowej kapitulacji" uważano w Watykanie za „praktycznie nierozsądne", gdyż zachęca zwyciężonych do rozpaczliwego oporu (Tardini)24'. Jako biskup Rzymu i jako Włoch papież był ze zrozumiałych względów szczególnie zainteresowany, aby Włochom, gdzie latem 1943 r. zachodnim aliantom powiodło się ładowanie, zaoszczędzono dalszych cierpień wojennych. Groźba przeżycia wojny pod własnymi drzwiami skłoniła nawet papieża do porzucenia na chwilę dyplomatycznej rezerwy: wsparł obalenie Mussoliniego i zmianę frontu przez Włochy. Okupacja Rzymu przez Niemców oraz bombardowanie miasta przez aliantów zachodnich napełniły go jednak nowymi troskami i lękami. „Żadnych przemówień!" - prosi Tardini dotychczasowego sekretarza stanu w berlińskim MSZ, barona von Weizsackera, który 5 lipca 1943 r. obejmuje niemiecką ambasadę przy Watykanie, zastępując urzędującego ponad dwadzieścia lat Diego von Bergena. Tardini zwraca Weizsackerowi tekst przemówienia, które zamierzał wygłosić na audiencji wstępnej u papieża; mowa tam o „gigantycznych zmaganiach" Niemców przeciw „bolszewizmowi, zagrażającemu zniszczeniem całemu światu"...25' Prywatną rozmowę z Weizsackerem papież prowadził „w tonie duchowej żarliwości, która tylko Przy omawianiu zwalczania bolszewików przeszła w uznanie wspólnych interesów Rzeszą" - tak w każdym razie donosi nowy ambasador do Berlina26'. Odtąd Weizsacker miał co pewien czas coś „antybolszewickiego" do zaraportowa- a z Watykanu, gdyż również jemu mówiono to, co już usłyszeli poseł angielski ^erykański ambasador specjalny. Sam Weizsacker miał cichą nadzieję na watykań- >kie pośrednictwo pokojowe: „Dla mnie jednak ważne jest tylko, czy Kuria pozostanie strachu w ślimaczej skorupie, czy też opuści ją wreszcie i podniesie głos przeciw lwale ze Wschodu" - pisze (prywatnie do matki 9 stycznia 1944 r.) i życzy sobie, 1 y Watykan wyszedł z „moralno-politycznej mgły", w jaką się spowił27'. Również * raportach do Berlina -Weizsacker usiłował uatrakcyjnić myśl o watykańskiej 198 Tajna dyplomacja Watykanu mediacji, równoważąc lęk Watykanu przed komunizmem z rzekomymi komplementami Kurii dla „niemieckiej walki przeciw Rosji Sowieckiej". W rzeczywistości papieżowi absolutnie nie zależało na tej skądinąd bezużytecznej misji, lecz na idei „pokoju poprzez porozumienie"; koalicja antyhitlerowska miałaby pominąć sprawę winy za wojnę oraz zadośćuczynienia, natomiast Niemcy zrezygnują z wszystkich podbojów. Papież wiedział doskonale, że taka koncepcja nie zainteresuje Hitlera; liczył jednak, że „maior et sanior pars" (większa i zdrowsza część) narodu niemieckiego przyklaśnie jej; tak pisał 6 stycznia 1944 r. w liście do wrocławskiego kardynała Bertrama, lecz z ostrożności skreślił to zdanie z projektu listu28'. W Watykanie domyślano się bowiem czegoś o będącym w toku spisku przeciw Hitlerowi. W swych słabych nadziejach papież uczepił się najwidoczniej takiej możliwości, która - tak sądził - mogłaby oszczędzić Niemcom całkowitej zagłady lub ponownego powstania z łaski Stalina. Tym Niemcom, z którymi Pius XII wiązał prywatną, romantyzującą sympatię, które jednak jako polityk uznawał (podobnie zresztą jak Stalin, a w odróżnieniu od Roosevelta!) za siłę wartą zachowania w centrum Europy29*. Lecz było w najwyższym stopniu wątpliwe, czy alianci oszczędziliby bezwarunkowej kapitulacji niemieckiemu rządowi bez Hitlera. Po fiasku zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 r. widoki te (papież i tak oceniał je jako „skrajnie niewielkie") znikły całkowicie. Na formalny krok mediacyjny - stosownie do traktatów laterańskich - papież mógłby sobie pozwolić i tak dopiero na prośbę przynajmniej jednej ze stron walczących. Czy jednak były takie impulsy? Z opublikowanych w 1974 r. prywatnych zapisków ze spuścizny Weizsąckera dowiedziano się po raz pierwszy czegoś bliższego o późnej, niezdecydowanej, następnie odwołanej próbie sondażowej Berlina30'. Minister spraw zagranicznych Rzeszy, Ribbentrop polecił Weizsackerowi w lutym 1945 r. podsunąć Watykanowi dla niewiążącego przekazania zachodnim aliantom ideę wspólnego z Niemcami zwrotu przeciw komunizmowi. „Jeśli Zachód przegapi ten moment, to wtedy opcja wschodnia" - a Niemcy dobrowolnie się „zbolszewizują". Aczkolwiek sam Weizsacker uważał tę inicjatywę za „produkt strachu"* to jednak l marca 1945 r. (Armia Czerwona osiągnęła już Odrę) przedłożył ją papieżowi podczas audiencji prywatnej. Następnie zanotował: Pius XII „wysłuchał mnie i wielokrotnie zapewnił o swej miłości do narodu niemieckiego, nie podając jednak, czy i co mógłby uczyni ć". Ponieważ Weizsackera poinstruowano z Berlina, by cała sprawa nie wyglądała na „demarche pokojowe" czy bezpośrednią prośbę o pośrednictwo, papież nie widział podstaw do szczególnej aktywności, a nadto - jak powiedział Weizsackerowi - między Sowietami a ich zachodnimi sojusznikami istnieją wprawdzie różnice, „lecz w chwili obecnej nie są one głębokie, a w każdym razie nie dotyczą walki przeciw Niemcom". Tardini zaś wcześniej już jasno wyłożył berlińskiemu ambasadorowi zasady Watykanu: /. nie może uczynić nic, co by działało zaostrzająca; 2. nie może się ukazać jako protektor interesów politycznych czy militarnych; 3. nie może zachowywać się naiwnie. W obawie przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 199 Cóż wiec pozostało Watykanowi do zrobienia w obliczu nie dających się powstrzymać wydarzeń? Nic, poza moralnymi apelami do - już całkiem pewnych _ zwycięzców: wołanie o rezygnację z nienawiści i zemsty, o wielkoduszność, o oszczędzenie tych, którzy nie są bezpośrednio winni - wołanie, które zabrzmiało bardzo abstrakcyjnie w Europie roku 1945... Trzeba było rzeczywiście spędzić czas drugiej wojny światowej w „wieży z kości słoniowej" watykańskiego pałacu, być otoczonym przez świat pozornie nienaruszony, aby przypisywać głoszeniu podobnej wspaniałomyślności jakąkolwiek szansę polityczną. „Ocean krwi i łez", „nieopisane okrucieństwa", „obraz piekła" - słowa, użyte przez papieża w orędziu na Boże Narodzenie 1944 r., nie były przecież abstrakcyjnymi metaforami, to była rzeczywistość, wobec której komunistyczne niebezpieczeństwo - mimo wszystkich znanych okropności - musiało zblednąć w oczach cierpiących współczesnych. (I to właśnie było zmartwieniem Watykanu!) Nie kto inny jak niemiecki dyktator rozpętał piekło, z którego po milionkroć morderczych otchłani wytaczali się ci, którzy przeżyli: Żydzi, chrześcijanie, komuniści, antykomuniści... W wojnie, od której Stalin chciał trzymać się na uboczu, aby „imperialiści" mogli ją toczyć ze sobą, najcięższe ofiary poniósł Związek Sowiecki: 20 milionów zabitych. Czy zatem w chwili zwycięstwa należało oczekiwać chrześcijańskiej łagodności i pojednania—i to w sytuacji, kiedy wezwanie rozlega się ze strony, która, choć uważała się za najwyższą instancję moralną, to jednak nigdy nie wypowiedziała się otwarcie przeciwko winnym? W Europie Wschodniej zapada kurtyna - jeszcze nie żelazna Pontyfikalny strój, falista broda obramowana białymi chryzantemami - zmarły arcybiskup hrabia Andrzej Szeptycki spoczywał w trumnie, którą kapłani wynosili z katedry Św. Jerzego we Lwowie. Galicyjska metropolia z jej ukraińsko-pol-sko-żydowsko-austriackim kolorytem, miasto, które tak wiele wycierpiało i tak mało zrozumiało z tego, co się nad nim przewaliło, oddawało 5 listopada 1944 r. hołd człowiekowi, w którego życiu i działalności odzwierciedlał się cały nieszczęsny lwowski los. Nagła odrą, która cztery dni wcześniej powaliła osiemdziesięcioletniego metropolitę, zaoszczędziła mu ostatniej goryczy. Zanim zamknął oczy, mógł nawet mieć nadzieję, że — być może — znów pomógł swemu Kościołowi przetrwać w niebezpiecz-nych czasach. I rzeczywiście: w kondukcie żałobnym, ciągnącym głównymi ulicami Lwowa, który na nowo stał się sowiecki, szli nie tylko biskupi obrządku łacińskiego wschodniego, nie tylko 150 kapłanów, 200 studentów teologii i dziesiątki tysięcy wiernych. Reprezentowane były również władze sowieckie - przez ukraińskiego skretarza partii, niejakiego Nikitę Chruszczowa, o którym dziesięć lat później ejedno jeszcze usłyszymy... pisanym po łacinie liście, nadanym na poczcie w Moskwie, następca Szepty-o, arcybiskup Slipyj poinformował Watykan również o zadziwiającym kondukcie200 Tajna dyplomacja W< — „za zezwoleniem rządu sowieckiego (annuente gubernio Sovietico)3ł). Krótko śmiercią Szeptycki próbował ostatniego ze swych wielkich skoków. Jeszcze iate 1944 r., w przededniu wkroczena Sowietów do Lwowa, oświadczył na synodzie i archidiecezja zbliża się „olbrzymimi krokami" ku największej katastrofie swej historii i to „na skutek naszego własnego postępowania". Szeptycki przyznał to spoglądając wstecz na własną, początkowo błędną, ocenę Niemców (których ukraiń! ska dywizja SS „Galizien" otrzymała kościelne błogosławieństwo). Teraz jednak, l października 1944 r., trzy miesiące po wkroczeniu Sowietów, metropolita pisze'li« pasterski: „Każda parafia zechce zebrać co najmniej 500 rubli na rannych i chorych Armii Czerwonej oraz przesłać je do l grudnia do konsystorza metropolitarnego, który przekaże je Czerwonemu Krzyżowi." Równocześnie pisał Szeptycki list do... Stalina- Cały świat skłania przed Panem głowę... Po zwycięskim marszu od Wołgi do Sanu na nowo zjednoczył Pan z Wielką Ukrainą tereny zachodnioukraińskie. Za spełnienie zapisanych w testamentach próśb i pragnień narodu ukraińskiego, który od wieków uważa się za j e d e n naród i pragnie żyć w zjednoczonym państwie - naród ten dziękuje Panu. To świetlane wydarzenie budzi również w naszym Kościele, jak w całym narodzie nadzieję, że w ZSRR pod Pana kierownictwem będą one miały pełną swobodę pracy i rozwoju...3** Również Slipyj obrał niezwłocznie kurs na modus vivendi, któremu Sowieci (potrzebujący spokoju na tyłach swojego, docierającego od Odry frontu) nie byli niechętni. „W sensie prawa boskiego Kościół nie miesza się do'spraw politycznych, militarnych i światowych..." - zapewniał Slipyj w piśmie do rządu sowieckiego, dołączając równocześnie listę życzeń, w której wymieniono też zabronioną w Związku Radzieckim naukę religii w szkołach. Czy taktyczne zamiary Stalina dałyby się zharmonizować z taktycznym zachowa;, niem Slipyja? Nowy arcybiskup gorliwie wbijał do głowy skrajnie prawicowym partyzantom (ukraiński ruch podziemny) przykazanie „Nie zabijaj". Napadali oni nie tylko na transporty sowieckie, lecz „bestialsko mordowali tysiące polskich katolików", o czym biskup wschodniopolskiej diecezji w Łucku mógł donieść dopiero dwa lata później do Rzymu33). Ponownie więc na marginesie wielkiego ludobójstwa i stymulowane przez nie zderzyły się regionalne nacjonalizmy, komplikujące przyszłość aż po dzień dzisiejszy... Również biskupowi Łucka, Adolfowi Szelążkowi, wydawało się zrazu, że postawa Sowietów stwarza widoki na wolność Kościoła (...multa signa videbantur ostendere plenom libertatem ecclesiae in Statu sovietico). Ośmieliło go to nawet do wysłania trzech księży obrządku łacińskiego na Ukrainę, do Żytomierza i Kamieńca, a więc do polskich diecezji, które po pierwszej wojnie światowej przypadły Sowietom i z powodu których było w latach dwudziestych sporo tarć. Biskup łucki sądził, że obecnie -powołując się na uzgodnienie z carem z 1847 (!) roku - mógłby znów postawić stop? na Ukrainie. „ „Nie mogłem przypuszczać, że podobna delegacja naruszała sowieckie ustawy - pisał później do Rzymu*0. Na początku stycznia 1945 r. trzej księża i on saff wylądowali w kijowskim więzieniu. Podczas gdy kapituła katedralna zdołała uratować •e przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 201 skarbiec kościelny (omnia aurea et argentea utensilia), wywożąc go na Zachód !L nową granicę polsko-sowiećką na Bugu, Sowieci gorączkowo, usiłowali ujawnić ityczne motywy ukraińskiej akcji biskupa. Podejrzewali oczyvdście powiązania )lskini antykomunistycznym ruchem podziemnym, który był w tym czasie jównie ttywny jak ukraiński (a obydwa zwalczały się jeszcze nawzajem!). Polski (łaciński) biskup z Łucka nie przeczuwał zapewne, T& wszedł w paradę ównież ukraińskiemu koledze obrządku wschodniego. Arcybiskup Slipyj, którego soczysta intronizacja przebiegła bez zakłóceń, miał nadzieję, że Kościół unicki dzięki wschodniemu obrządkowi łatwiej zdoła się na sowieckiej Ukrainie utrzymać niż [aciński. Postarał się dokończyć zarządzoną przez Szeptyckiego kolektę na rannych czerwonoarmistów. Brat Szeptyckiego wraz z dwoma innymi duchownymi zawiózł 100000 rubli do Moskwy i był bardzo rozczarowany, że sam Stalin nie przyjął delegacji; mimo to zapewniono ich na Kremlu, jak bardzo rząd sowiecki ceni sobie wkład Slipyja w walkę z ukraińskim ruchem podziemnym... Niemniej delegacja wywiozła z Moskwy wrażenie, iż związany z Rzymem Kościół obrządku wschodniego jednak był dla Sowietów niewygodny35'. Dlaczego? „Teraz, kiedy dzięki Łasce Bożej kraj rosyjski zjednoczył się znów w swych dawnych granicach, jesteście i Wy zjednoczeni z nami na zawsze" - pisał nowy patriarcha prawosławny Aleksy w specjalnym liście pasterskim z marca 1945 f., adresowanym do „kapłanów i wiernych Kościoła greckokatolickiego, którzy żyją w zachodnich regionach ukraińskiej republiki sowieckiej"36'. 27 lutego 1945 r. na miejsce zmarłego Sergiusza Aleksy został uroczyście - również z „błogosławieństwem" Stalina - obrany patriarchą Wszechrusi. Obecnie pouczał ukraińskich unitów, że zachowali wprawdzie - od czasu, gdy ich przodkowie podporządkowali się papieżowi w Rzymie - prawosławny obrządek, lecz utracili jego ducha, a. nawet „sukcesję apostolską" (ważność urzędu biskupiego!). Co więcej: Spójrzcie, drodzy ojcowie i synowie, dokąd doprowadziło was w tych historycznych czasach wasze duchowe kierownictwo... Nasz Pan wyraźnie pobłogosławił oręż tych, którzy podnieśli się przeciw Hitlerowi... Palec Boży wskazuje całemu światu kanibala, którego ostatnia godzina się zbliżać Dokąd jednak zaprowadzili was zmarły metropolita Andrzej Szepty cki i jego najbliżsi współpracownicy? Doprowadzili was do poddania się jarzmu Hitlera, uczyli was chylić przed nim głowę. A dokąd pro'wadzi was Watykan? W posłaniu na Boże Narodzenie i Nowy Rok papież mówił o braterstwie wobec faszystowskich bandytów, o miłosierdziu dla Hitlera, największego złoczyńcy w historii ludzkości.., Prosimy was zatem, bracia, zjednoczcie się w duchu, ^ pokoju z nami. Przełamcie i rozwiążcie związek Watykanem, którego religijne błędy prowadzą was w mrok i ku upadkowi duchowemu, przeciwko miłującej pokój ludzkości... "tokiej epistole można już było przewidzieć, co się następnie stanie. 11 kwietnia, i miesiąc przed końcem wojny, aresztowano Slipyja i czterech jeszcze 'kich biskupów, nieskłonnych do odwrócenia się od Rzymu; przeszukano ;ncJe i znaleziono - z czasu, kiedy żywili złudzenia - dość materiału, aby ich 202 Tajna dyplomacja Watykanu oskarżyć o „kolaborację" z niemiecką władzą okupacyjną. W marcu 1946 r. skażano-Slipyja na dożywotnie roboty przymusowe; dopiero siedemnaście lat później uwolnił go papież Jan XXIII. Na czoło tych, którzy żywili nadzieję, że przez oddzielenie od Rzymu.zdołają przynajmniej utrzymać religijną i pastoralną substancję swego Kościoła, wysunął się teraz jeden z najbardziej znanych teologów Kościoła unickiego, Gabriel Kostelnyk, który już w 1925 r., w uroczystej mowie na cześć Szeptyckiego, uskarżał się na dwoistość - na poły „łacińskich", na poły „wschodnich" - unijnych-idei Rzymu31*., Przy energicznym udziale władz sowieckich, które mimo teorii o „rozdziale Kościoła i państwa" jak za czasów carskich stały się egzekutorami życzeń prawosławia (było to bowiem politycznie wygodne), synod unicki - bez biskupów - anulował w marcu 1946 r. unię z papieżem. Mówiło się obecnie, że doszła ona do skutku dokładnie 350 lat wcześniej „pod naciskiem i siłą, w interesie Polski" - twierdzenie, które również zdaniem katolickich historyków Kościoła nie było „całkiem wzięte z powietrza"38'. Na Ukrainie Zakarpackiej, która należała do Czechosłowacji, a której wschodnia część została obecnie przyłączona do Związku Sowieckiego, wkraczający Sowieci1 natknęli się na szczególnie zręcznego i umiarkowanego biskupa katolicko-unickiegśj Theodora Romschę. Armia Czerwona została tam przyjaźnie powitana nie tylko przez lud, lecz również przez biskupa i zrazu zachowywała się przyzwoicie. Biskup Romscha wystąpił nawet jako mówca na uroczystości ku czci rewolucji w listopadzie 1944 r. Ponieważ niedawno mianowanemu biskupowi Sowieci nie mieli politycznie nic do zarzucenia, udało mu się przez dwa lata opierać naciskom na „ponowne zjednoczenie" z prawosławiem (według wzoru lwowskiego), póki nie stracił życia w - prawdopodobnie zainscenizowanym - wypadku drogowym. Ostateczne zerwanie z Rzymem zostało wymuszone dopiero w lutym 1949 r.39) Nawet na Litwie, gdzie podczas wkraczania wojsk sowieckich 30000 partyzan; tów poszło d.o lasu, trwał początkowo „krótki okres warunkowej tolerancji", co przyznają nawet zdecydowani antykomuniści. Zmiana nastąpiła dopiero w 1946 r., kiedy biskupi odmówili potępienia owego ruchu partyzanckiego, który później chlubił się otwarcie, że „niszczył mniejsze jednostki Armii Czerwonej, magazyny i zapasy broni, likwidował sowiecko-litewskich oportunistów oraz zapobiegł do 1951 r. kolektywizacji rolnictwa"40'. Skoro na terenach, które z całą pewnością miały być wcielone do 'Związku' Sowieckiego, Stalin zachowywał wyczekującą ostrożność i nie ruszał od razu Kościoła katolickiego, to jak miał zachować się w krajach, w których smodzielność angażowali się alianci zachodni? W Rumunii, gdzie Rosjanie weszli do stolicy 23 sierpni 1944 r., po tym jak sam król przeszedł na ich stronę, przez cały rok 1944 Kości^ katolicki z 1,2 milionami wiernych obrządku łacińskiego oraz 1,5 milionami unito* obrządku wschodniego nie był nagabywany. To samo dotyczyło 57 000 katolików obu obrządków w Bułgarii, dokąd Armia Czerwona weszła na początku września 19441-Sekretarz nuncjusza papieskiego w Bukareszcie, Guido del Mestri oraz pełnomoco^ delegata apostolskiego w Sofii, Francesco Galloni, pozostali na swych posterunkac i przesyłali sprawozdania - również o rozpoczynającej się, popieranej przez r obawie przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 203 akcji niewielkich komunistycznych partii Rumunii i Bułgarii, zmierzających do przechwycenia sterów państwa.*' Co jednak działo się w Polsce, gdzie 22 miliony katolików obrządku łacińskiego znalazło się pod sowiecką kontrolą? Francuski generał de Gaulle, który 30 czerwca 1944 r. odwiedził papieża, usłyszał od Piusa XII o „zdarzeniach w Galicji, gdzie wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej rozpoczęło się prześladowanie wiernych i kapłanów."41* W watykańskiej notatce z 24 lipca 1944 r., którą podsunięto niemieckiemu ambasadorowi, Weizsackerowi, mówi się, iż Polska „brana jest pod uwagę jako przyszła republika sowiecka..."42*. W rzeczywistości Watykan od dawna już nie miał „pewnych wiadomości" z Polski. Nie wiedział, że idący od Wisły do Odry Sowieci, mimo licznych lokalnych ekscesów, zważali na to, aby nie ruszać Kościoła f że to samo było dewizą owego utworzonego w Lublinie tymczasowego rządu Polski, w którym ton nadawali polscy komuniści, dokładnie wiedzący, jak słaba jest ich v pozycja w kraju. Krakowski kardynał Sapieha był tym tak samo zdziwiony, jak uprzednio arcybiskup Slipyj; tylko że jemu - w odróżnieniu od Slipyja - absolutnie nic nie groziło. Tak jak kiedyś przyjął generalnego gubernatora Franka (goszcząc go demonstracyjnie suchym chlebem), tak w styczniu 1945 r. pozwolił sowieckiemu generałowi Koraw-nikowowi złożyć sobie wizytę i nie powstrzymywał się od wyrażenia zdumienia, „że bolszewicy nie spalili wszystkich kościołów". „Dlaczego nie miało się temu krakowskiemu papieżowi wyjść naprzeciw, jeśli to nic nie kosztowało? - mówił później generał Korawnikow43'. - Wizyta u Sapiehy była przełamaniem reakcyjnego zabobonu". Czy nie nasuwało się rozwiązanie, by sam Watykan zadbał o informacje na temat sytuacji w Polsce? Formalnie działał jeszcze nuncjusz Corte&i, który co prawda przebywał w Rzymie; reprezentowany był przez pełnomocnika, lecz nie w Warszawie, tylko przy polskim rządzie emigracyjnym w Londynie. Jedynie ten rząd, a nie „komitet lubelski", był uznawany przez Watykan. „Trzeba odczekać, czy Ameryka będzie miała dość sił, aby oprzeć się wchłonięciu Polski przez wielki Związek Sowiecki" - czytamy w cytowanej już notatce watykańskiej z 24 lipca 1944 r.44' W delikatnym momencie roku 1944 nie zainicjowano najmniejszej próby znalezienia wreszcie kontaktu z Sowietami, aby - na przykład na Ukrainie i w Polsce '- wykorzystać korzystny klimat do uratowania tego, co - być może - było do uratowania. Bądź co bądź dotarł tymczasem do Rzymu sowiecki przedstawiciel Alianckiej Komisji Kontroli, nazwiskiem Miskiewicz. Jego spotkanie z biskupem ieksandrem Jewreinowem, arcypasterzem katolickich Rosjan na emigracji, który Cerował papieską akcją pomocy dla sowieckich jeńców wojennych we Włoszech, korzyło przejściowo wrażenie, że jednak coś się dzieje. Miskiewicz wypowiedział ^ak tylko uprzejme podziękowania, a na pytanie pewnego wychowanka Russicum, Q, , - ; - !° miejsca począwszy wykorzystywane są w tej książce - jeśli nie zostały wyraźnie wymienione • /rcntarne dane źródłowe — również osobiste wspomnienia współczesnych, bezpośrednich świadków, ">rymi i rozmawiał autor. 204 Tajna dyplomacja czy mógłby udać się do Związku Radzieckiego, odpowiedział tak: „Gdyby Pan był inżynierem lub lekarzem! Lecz jako ksiądz nie ma Pan tam nic do roboty."45) „Niektóre tendencje zarejestrowano z zainteresowaniem; przyjmujemy, że można zaobserwować pewne oznaki zmian - komentował rzecznik Watykanu, Jacąues Martin, latem 1944 r. rozchodzące się na Zachodzie relacje o ostrożnej polityce religijnej Sowietów. - Jednak mówiąc .ściśle, Watykan nie odnotował nowych faktów..."4*9. W połowie sierpnia 1944 r. (w czasie kiedy polska niekomunistyczna armia podziemna [AK] próbowała sama wyzwolić stolicę przed wkroczeniem Sowietów) „Osservatore Romano" w sposób jaskrawię szczegółowy dementował wiadomości o „memorandum marszałka Stalina do papieża"47'. Brytyjska agencja Reutera doniosła, że Stalin zapewnił papieża, iż Moskwa nie ma zamiaru wprowadzać sowieckiego ustroju społecznego poza swymi granicami. Watykanxze swej strony jest oczywiście świadomy, że „po wojnie Polska będzie utrzymywać ścisłe stosunki przyjaźni z Rosją"; przedwojenny nuncjusz, Cortesi, uda się wkrótce do Warszawy... Dlaczego Kuria rzymska nie zdementowała doniesień jedynie ogólnie, lecz cytowała je szczegółowo? Latem 1944 r. Pius XII dostrzegał jedynie dwie możliwości: albo Polska i pozostałe kraje Europy Wschodniej staną się republikami sowieckimi - ze wszystkimi beznadziejnymi konsekwencjami dla Kościoła, albo też (uważał to za mniej prawdopodobne) Zachód przeforsuje w tych krajach reżimy antykomunistyczne. Aby w tym sensie wesprzeć Zachód, papież uważał za konieczne zademonstrować, że nie myśli o jakimkolwiek kompromisie ze Stalinem, że nawet nie chce wysłać nuncjusza do Warszawy. Po niepowodzeniu próby wysłania incognito pewnego amerykańskiego prałata jako obserwatora do Polski -sekretariat stanu poprosił wreszcie na początku 1945 r. Brytyjczyków, aby poprzez swoją .ambasadę w Moskwie zasięgnęli dyskretnie informacji, bez zwracania się wprost do samych Rosjan (without approaching tke Soviet authorities). W ten sposób dowiedziano się w Rzymie nareszcie, choć z drugiej ręki, że „Kościół katolicki w Polsce jest traktowany bardzo ostrożnie" i że, na przykład, krakowski kardynał Sapieha został tymczasem uczczony przez czerwonego polskiego generała Żymierskiego jako wzorowy bojownik ruchu oporu przeciw nazistom (Rola-Żymierski, przedwojenny polski generał, który oddał się do dyspozycji komunistom, był pierwszym ministrem obrony powojennej Polski)481. „O wiadomościach docierających do Stolicy Apostolskiej można powiedzieć wszystko, lecz nie — że są pocieszające" — odparł monsignore Tardini 25 kwietnia 1945 r. na tę informację Brytyjczyków. Zapewne miał na myśli przede wszystkim wydarzenia we Lwowie. Z Polski centralnej doszły tymczasem informacje do Rzymu, że wszyscy biskupi, którzy przeżyli, powrócili do swoich siedzib. Jeden z nich, 73-letni biskup Łodzi, Włodzimierz Jasiński, wypędzony przez Niemców a wysoko uhonorowany przez papieża, wywiesił nawet l maja 1945 r. bez wezwania czerwoną flagę obok narodowej na swej katedrze...49'. Również takie wiadomości Watykan zaliczył oczywiście do niepocieszającycb, aczkolwiek nie sygnalizowały one bynajmniej beznadziejnej sytuacji. Fakt, że tyffl' czasowy rząd w Warszawie, w którym komuniści obsadzili cztery ważne ministerstwa, yj obawie przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 205 ^prosił prymasa, kardynała Augusta Hlońda (uwolnionego przez Amerykanów z niemieckiego internowania) do natychmiastowego powrotu do kraju — mógł dość zadziwić Kurię rzymską. Wykorzystała ona jednak - jak zobaczymy - tę szczęśliwą okoliczność,- aby zaoszczędzić sobie bezpośredniego kontaktu z nowymi panami największego katolickiego narodu Europy Wschodniej... papieski błąd i pierwsze jego skutki w Polsce Później urodzeni, którzy zawsze są mądrzejsi od współczesnych, zarzucali amerykańskiemu prezydentowi Rooseveltowi, że w lutym 1945 r'., kiedy mocarstwa zwycięskie dzieliły między siebie kontynent europejski na krymskiej konferencji w Jałcie, poczynił zbyt wielkie ustępstwa wobec Sowietów. Chwalono natomiast papieża, który to odradzał, kiedy pod koniec stycznia, w drodze do Jałty, odwiedził go doradca prezydenta, Hopkins. Ale nie przychodziło to Piusowi XII tak łatwo, jak się wydaje. W obliczu faktu, że armie Stalina stały już w zachodniej Polsce oraz głęboko na Bałkanach, miał on, podobnie jak Róosevelt, jedynie wybór między kompromisami a wojną. Z tą tylko różnicą, że dla Roosevelta (nawet gdyby był politycznie mniej naiwny) rzeczywistej alternatywy nie było; chyba że miałby pomaszerować przeciw Stalinowi w sojuszu z mordercą z Oświęcimia?!50' Dla papieża natomiast, o którego dywizje Stalin nie przypadkiem pytał szyderczo w Jałcie, wojna nie była krwawą alternatywą, pominąwszy ewentualnych męczenników, których teologicznie konsumuje się szczególnie łatwo, gdy jest się samemu bezpiecznie wolnym. Papież mógł stanąć jedynie do ducho-wo-politycznej walki o Kościół i był na to przygotowany. Nie szukał wprawdzie konfliktu, ale za cenę ustępstw nie chciał go z pewnością unikać tam, gdzie postrzegał swój Kościół jako najsilniejszy, najbardziej zdolny do oporu: w Polsce, Dwadzieścia dwa lata później minister spraw zagranicznych papieża Pawła VI, ffionsignóre Casaroli, oświadczył, spoglądając wstecz, że Stolica Apostolska w 1945 r., >,wierna swej tradycji, nie przejawiła żadnej i inicjatywy na rzecz zerwania..., nie wycofała swoich przedstawicieli z krajów, które należały wówczas do obszaru socjalistycznego, czyniła wręcz wszystko, co możliwe, aby mogli tam nadal pozostać"51*. Formalnie biorąc jest to słuszne i będziemy jeszcze rozpatrywać tę stronę watykańskiego postępowania w Pradze, Budapeszcie, Bukareszcie, Sofii, Belgradzie Tiranie. Tylko Warszawy Casaroli nie wymienił w tym kontekście; tam Pius XII faktycznie nie musiał unikać zerwania stosunków dyplomatycznych, gdyż... w ogóle ich nie odnowił. Decyzja konferencji wielkich mocarstw w Jałcie, aby tymczasowy rząd warszawski •wzbogacić" o Polaków z londyńskiej emigracji i w ten sposób demokratycznie kgitymować, była kompromisem o niewielkich widokach powodzenia. Papież nie rterzył w niego także i wówczas, kiedy katolicki doradca Roosevelta Eduard Flynn poleciał 21 marca 1945 r. wprost z Jałty do Moskwy i rozmawiał tam ; Mołotowem o stosunkach sowiecko-watykańsko-polskich. Mołotow zapewnił, e Armia Czerwona „nie naprzykrza się" polskim katolikom, ale uskarżał się 206 Tajna dyplomacja Watykanu na Watykan, który zachowuje się „całkiem nieneutralnie", a mianowicie zawsze antysowiecko. Relacja Flynna o tej rozmowie skłoniła wprawdzie Watykan do przypomnienia o memorandum (zostało ono 'przekazane Amerykanom) całej historii kontaktów sowiecko-watykańskich: od porozumienia o pomocy dla głodujących z 1922 r. przez negocjacje Pacellego w Berlinie aż po sondaże Roncallegb w Turcji52'. Ale o wznowieniu takich prób papież nie myślał. Jego ocena sytuacji wychodziła, z dwóch - pozornie niewątpliwych - czynników: /. Byl przekonany, że przechwycenie władzy w .Europie Wschodniej przez komunistów dokona się według tego samego, rewolucyjnego, radykalnie antyreligijnego wzoru, jak po 1917 r. w Rosji. Nie zauważył on, że Stalinowi, mimo jego imperialnych carskich ciągot — czy właśnie z ich powodu! — zależało bardziej na zabezpieczeniu wschodniego przedpola niż na szybkiej bolszewizacji, bardziej na przyjaznych wobec Sowietów sąsiadach niż na nowych republikach ' sowieckich. Na to, co przyznał Finlandii, mógł był pozwolić również Polsce - dopóki przyszłość Niemiec pozostawała otwarta. 2. Papież był pewny (z nim myślało tak wielu Europejczyków na Zachodzie i Wschodzie), że przetrwanie komunizmu i Związku Sowieckiego po drugiej wojnie światowej „unienlożliwi przyjazne i uporządkowane współżycie* narodów Europy oraz że w niezbyt odległej przyszłości dojdzie do nowej, tragicznej wojny" (to zanotował monsignore Tardini już w 1943 r.)53) Papież - jak wielu w tym czasie - mylił się w obu punktach: Stalin, który rozwiązał w 1943 r. Międzynarodówkę Komunistyczną, posłużył się zrazu niejasną formułą „demokracji ludowej", która z „dyktaturą proletariatu", to miała wspólnego, że komuniści nie dali się już pozbawić władzy w wyniku wyborów, natomiast pozostawiała pole dla „dróg narodowych", także dla ugrupowań odmiennych ideologicznie oraz nie czyniła obowiązującym sowieckiego modelu państwa - także w stosunku do religii54*. Niebezpieczeństwo wojny powstało, dopiero kiedy Stalin, gnany potrzebą terroru wewnątrzpolitycznego, lecz również z rzeczywistej obawy przed amerykańską bombą atomową i „polityką powstrzymywania" (containment), ożywił znów jesienią 1947 r. Międzynarodówkę Komunistyczną w postaci Kominformu (wbrew oporom Tity i Gomułki), a „demokrację ludową" uczynił w ten sposób pustą formułą oraz instrumentem, koncepcji imperialnej, zorientowanej na ekspansję. Ponieważ jednak rozpoczęła si? epoka atomowa i wielkie mocarstwa musiały unikać konfrontacji militarnej, pozostała „równowaga strachu", -jak to Dornenico Tardini przewidywał j112 w 1942 r. Taki rozwój wydarzeń był bez wątpienia zakodowany w decyzjach mocarstw zwycięskich z Jałty i Poczdamu, spośród których najbardziej spektakularnymi byty podział Niemiec oraz przesuniecie Polski ze wschodu ku zachodowi. Fakt, że dbałość o interesy duszpasterskie, którą miał wykazać papież, wychodziła zrazu z fałszywy0.. przesłanek, że nie przyłączył się on do dominującej wśród zwycięzców tendencj1 . fraternizacyjnej, wynikał tym razem nie tylko ze zwykłej ostrożności Piusa XII, lec zapewne również z rozterek sumienia, jakich właśnie ostrożność przysporzyła fl więcej pretekstów do ograniczenia pozycji Kościoła, niż by ona sama mogła sobie [ tym momencie życzyć. Albowiem węgierscy stalinowcy typu Maty asa Rakosiego, ący się do wylania dziecka z kąpielą, nie dostali jeszcze z Moskwy sygnału startu. W samolocie misji amerykańskiej, która zapewnia go po drodze, że „Węgier nie zostawi się swemu losowi", Mindszenty leci 3 listopada 1945 r. na trzy tygodnie Rzymu. „Ojciec Święty był wielce ucieszony wiadomością, że Węgry zabiegają (wznowienie stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską; jeszcze bardziej go, że mogłem o tym zameldować na zlecenie rządu" - powiedział szenty po powrocie, w wywiadzie dla katolickiej gazety „Uj Ember". W rzeczy-«>sci - zdradził to dopiero w pamiętnikach z 1974 r. - odradzał to papieżowi, który 212 Tajna dyplomacja Watykan,. „od razu chciał zaaranżować powrót nuncjusza Angela Rotty", Skłaniając go do odczekania. Mimo to w wywiadzie obwieścił: „Odpowiedź Watykanu, która byla przychylna, podałem do wiadomości panu premierowi" *'. Jest nim w owym czasie Zoltan Tildy z Partii Drobnych Rolników, kalwiński proboszcz; jego zastępcą jest komunista Rakosi. Czy jednak Mindszenty ułatwia sprawę premierowi? Na dzień przed podniesieniem go do godności kardynalskiej (24 grudnia 1945 r.) woła do węgierskich robotników: „Huż to władców panowało już na tej ziemi: Cezar, Napoleon, Hitler, Mussolini - wszyscy zniknęlil Czyż inni nie znikną!" Tydzień później w liście do Tildyego „na mocy stanowiska prawno-państwowego, należnego węgierskiemu księciu prymasowi" zaprotestował przeciwko republikańskiej konstytucji oraz „planowi zniesienia tysiącletniego królestwa węgierskiego"70'. Już w lutym 1946 r. - mów w samolocie amerykańskiego lotnictwa wojskowego - leciał Mindszenty do Rzymu na cztery tygodnie - tym razem, aby odebrać kapelusz kardynalski. Sprawa stosunków dyplomatycznych wciąż była mglista, „aczkolwiek - jak później relacjonował Mindszenty - co do formy i osoby już przyjęto uzgodnienia". W rzeczywistości relacje Mindszentyego w Rzymie przekonały papieża, że wysłanie nuncjusza nie będzie wykonalne; prawdopodobnie kardynał pragnął tak czy inaczej utrzymać sprawy we własnym ręku. W końcu obrzydził też rządowi tę kwestię przez to, iż zaprezentował opinii publicznej papieskiego przedstawiciela — opierając się na faktach z dalekiej przeszłości - wyłącznie w roli rozjemcy wewnątrzpolitycznego. Według wspomnień Mindszentyego, papież już podczas wręczania kapelusza kardynalskiego miał mu powiedzieć, że spośród 32 kandydatów będzie „pierwszym, który dozna męczeństwa". Cokolwiek Pius XII mógł mieć na myśli, to jednak pod względem psychologicznym ocenił nowego węgierskiegoprymasa trafnie... A sam papież postanowił na razie wyłączyć się ze spraw węgierskich. Całkiem inaczej miały się sprawy w Jugosławii. Komuniści Tity, nie korzystając z bezpośredniej pomocy sowieckiej, doszli już do władzy 4 objęli trudne dziedzictwo państwa wielonarodowego, którego część katolicka -Chorwacja - otwarcie paktowała z Hitlerem. Tito nie trzymał się stalinowskiej „demokratyczno-ludowej" taktyki umiarkowania, lecz z miejsca zapoczątkował własną, radykalno-rewolucyjną politykę kościelną, chętnie przyjmując okoliczność, że części chorwackiego kleru może przylepić kainowe piętno „kolaboracji z wrogiem". W czasie drugiej wojny światowej faszystowscy „ustasze" chorwackiego szefa państwa, Pavelicia, rozpętali krwawą wojnę religijną przeciw prawosławnym Serbom. Kościół katolicki i jego arcybiskup z Zagrzebia, Aloys Stepinac, sympatyzujący z reżimem ze względów narodowych, próbowali wprawdzie hamować Chorwatów, a Watykan przestrzegał przed uprawianymi przez nadgorliwych mnichów przymusowymi nawróceniami ortodoksów, ale rozpętane narodowe namiętności w końcu z całą siłą doszły do głosu71*. W 1945 T", zrozumiano w Watykanie palącą konieczność nawiązania kontaktu z Tito, aby go udobruchać. Czy był to jednak szczęśliwy pomysł, aby jako pierwszego nuncjusza wysłać do Tita akurat Amerykanina? W Watykanie sądzono, że w osobie monsignora Josept$~ Patricka Hurleya dokonano szczególnie udatnego wyboru. Był on tym biskupeiB z Florydy, który w 1941 r. - ku zmartwieniu swych kolegów biskupów - zaangażował bawię przed zwycięstwem Stalina: zawieszenie dialogu. 1944-1949 213 • tak intensywnie na korzyść amerykańskiej pomocy dla Związku Sowieckiego. Już 12 października 1945 r. Hurley przybył do Belgradu i został przyjaźnie przyjęty przez Tita. Szef państwa przedstawił mu jednak natychmiast żądanie: „Zabierzcie arcybiskupa Stepinaca, weźcie go do Rzymu, osadźcie kogoś innego w Zagrzebiu - inaczej będziemy go musieli aresztować." Papież oddalił żądanie, lecz uchylił się też od zerwania stosunków z Jugosławią -nawet kiedy Stepinaca jesienią 1946 r. aresztowano, postawiono przed sądem jako pierwszego księcia Kościoła ze wschodniej Europy 13 października i skazano na szesnaście lat pracy przymusowej. Pius XII zadowolił się wyrażeniem „wielkiej żałości" z powodu procesu oraz wykazywaniem niewinności Watykanu odnośnie do przymusowych nawróceń w Chorwacji721. Zerwanie Tita ze Stalinem (1948) oraz amerykańska sympatia dla niezaangażowa-nej Jugosławii mogły sprzyjać watykańskiej oględności. Tym większe było rozczarowanie, kiedy odmową wejścia w skład moskiewskiego bloku wschodniego nie przyniosła pożądanych wyników, lecz raczej paradoksalne: „Oderwaliśmy się od Moskwy, dlaczego wy nie możecie oderwać się od Rzymu" - zapytywał Tito pod koniec 1949 r. grupę księży'7*. Tito zaoferował latem 1951 r. Watykanowi zwolnienie Stepinaca pod warunkiem, że arcybiskup opuści kraj, lecz .gdy papież odrzucił żądanie, zwolnił jednak pod koniec 1951 r. go z więzienia i zesłał do rodzinnej wioski. Jednakże zapowiedź papieża, iż zamierza podnieść Stepinaca do godności kardynalskiej, odebrał Tito jako „prowokację". 17 grudnia 1952 r. charge d'affaires nuncjatury w belgradzie, monsignore Silvio Oddi zmuszony był ostatecznie spakować walizki. Tito zerwał stosunki z Watykanem. Lepz i teraz papież był gotów „wybaczające nie dosłyszeć obraźliwych słów" Tita - jak to powiedział wobec kardynałów 12 stycznia 1953 r. „Osservatore Romano" pisał 2 stycznia 1953 r., że każde inne państwo dawno już odwołałoby swego przedstawiciela, zaś „nieskończoną cierpliwość" Watykanu objaśniał następująco; podtrzymanie stosunków dyplomatycznych miało „umożliwić modus v iv e n di, jeżeli przez akt dobrej woli lub zrozumienie'okoliczności zostałyby stworzone niezbędne po temu przesłanki". „Zerwanie nici" przez Belgrad było całkiem niepotrzebne". Uzasadnienie brzmi zadziwiająco, jeżeli się wie, w jak niewielkim stopniu sam Watykan orientował się pod koniec drugiej wojny światowej na modus vivendi 2 komunistami i jak małą okazywał skłonność do dialogu z nimi. Jugosławia - biorąc pod uwagę ^wyczuwalny już dystans wobec Moskwy - mogła być przecież wyjątkiem. Pozostaje jeszcze Albania. Kiedy delegat apostolski w Tiranie, monsignore Leone Nigris jechał w marcu 1945 r. do Rzymu, szef rządu, Enver Hodża prosił go, y »w jego imieniu pozdrowił Ojca Świętego oraz przekazał słowa podziwu za jego >tzyjazne ludzkości dzieło"741. Prałatowi nie było jednak dane odwzajemnić połowienia. Kiedy wracał 24 maja 1945 r., Hodża pozwolił mu tylko wylądować Tiranie i... wydalił go następnym, samolotem. Tym samym dała pierwszy sygnał eJ samodzielności Albania, która dopiero o wiele później uwolniła się od Moskwy, f5 tropem Mao Tse-Tunga i na koniec ogłosiła, że jest „pierwszym na świecie całkowicie uwolnionym od religii". 214 Tajna dyplomacja Watyfcan(j W latach 1944-1947/48 niemal wszystkim zorientowanym na Moskwę rządom Europy wschodniej zależało jeszcze na okazywaniu pewnego stopnia tolerancji religijnej oraz, o ile to możliwe, nawiązaniu rozmów z Watykanem. .Nawet rząd sowiecki do 1947 r. stale ponawiał sondaże w Rzymie; dwaj" węgierscy duchowni z watykańskimi paszportami jeździli w tę i z powrotem miedzy Moskwą a Rzymem (relacjonuje to francuski zakonnik, ojciec Jean de Matha, który jako następca ojca Brauna był w latach 1947-49 proboszczem moskiewskiego kościoła Św. Ludwika)75'. Sowieccy dyplomaci Puszkin i Ossukin zaproponowali ponoć wówczas „porozumienie ramowe", którego śladem miały pójść stosowne umowy z „demokracjami ludowymi". Inną próbę zapoczątkowano w Berlinie: Josef Muller, twórca bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej CSU, doprowadził na prośbę sowieckiego generała, Leoni-da Georgiewa, do bezpośredniej rozmowy między berlińskim wikariuszem generalnym Prangem a sowieckim dyplomatą Smirnowem. Sam Muller przedłożyć podczas audiencji prywatnej Piusowi XII projekt porozumienia, o którym papież - według samego Mullera — powiedział, że „zasługuje na poważne zbadanie"76*. Sondowano również poprzez późniejszego biskupa Miśni, Heinricha Wienkena (1883-1961), który w trakcie 35 spotkań - najpierw z sowieckim generałem Czuj-kowem, potem z jego politycznym doradcą, pułkownikiem Tulpanowem oraz z późniejszym Wysokim Komisarzem, Siemionowem - wynegocjował po cichu istotne ubezpieczenia dla Kościoła katolickiego, które przetrwały do końca NRD. Do uzgodnień, jakie osiągnął Wienken, należały nie tylko zachowanie nauki religii oraz możliwość kształcenia księży, lecz również publiczne procesje i pielgrzymki^ katolickie wydawnictwo książkowe (St. Benno w Lipsku), jak również niczym nie zakłócony kontakt z Rzymem, a przede wszystkim nie wymagające żadnych uzgodnień nominacje proboszczów i biskupów. Wienken posiadał wyraźne pełnomocnictwa Watykanu, sama Kuria unikała jednak wszelkiego kontaktu77'. Strona sowiecka okazywała jeszcze wówczas pewne zainteresowanie, aby w Niemczech - nie podzielonych ostatecznie - zademonstrować stosunkowo tolerancyjną politykę religijną, a we własnej strefie okupacyjnej nawet nieco uprzywilejować mniejszość katolicką i wygrywać ją przeciw protestanckiej większości. Tego rodzaju próby poniosły wkrótce fiasko w pozostałej Europie Wschodniej nie tylko z uwagi na sceptycyzm i niechęć do rozmów Watykanu, lecz przede wszystkim w wyniku postanowienia Stalina, aby wreszcie wdrożyć szybką sowietyzacje tej części kontynentu. Jej instrumentem miało być Komunistyczne Biuro Informacyjne, pod którą to maską Stalin zgalwanizował dawną Międzynarodówkę. Podobnie jak pod koniec lat dwudziestych posługiwał się (choć w obliczu amerykańskiej polityki „powstrzymywania" z większą skutecznością) upiorem zewnętrznego z*' grożenia, aby tym mocniej przykręcić śrubę wewnątrz - tym razem w obrębie pasa własnych państw satelickich. Do znamion „zaostrzającej się walki klasowej" należał konflikt z religią i Kościołem. Wszelako co było możliwe w Związku Republik Sowieckich, to w krajach o tradycji w większości zachodniej nie udało się powtórzyć tak mechanicznie, jak to sobie myślał Stalin..., a także Watykan. kursie zimnej wojny: ponownie tajni biskupi. 1949-1955 Sprawa Schuberta i tragedia Rumunii Pochylony, zapadnięte policzki, ciężki oddech, kiedy obejmowało go dławiące wspomnienie przebytych cierpień: tego 75-letniego człowieka w znoszonym ubraniu i ciemnej koszuli spotkał autor tej książki po niemal detektywistycznych poszukiwaniach l lipca 1965 r. w małej rumuńskiej wiosce Timisul de Sus. Na dłoni, naznaczonej odciskami ciężkiej pracy, widniał złoty pierścień biskupi. Był to Joseph Schubert, Niemiec rumuński, administrator apostolski Bukaresztu, biskup tytularny Ceramussy. Jego nazwisko nie znalazło się nigdy w Annuario Pontificio, a w „Osservatore Romano" zamieszczono tylko je jeden raz, kiedy 23 lutego 1969 r., miesiąc przed śmiercią, został po raz pierwszy i ostami przyjęty przez papieża. Los biskupa Schuberta według własnej jego relacji będzie w tej książce obrazem rozleglejszej rzeczywistości historycznej0. „Mam księdzu coś ważnego do zakomunikowania" oświadczył nuncjusz papieski, biskup Gerald Patrick O'Hara, kiedy 30 czerwca 1950 r. odwiedził go - śledzony przez podejrzliwych agentów bezpieczeństwa - bukareszteński kanonik Schubert. Nuncjusz spojrzał na zegarek: „Jeszcze dziś wieczorem, powiedzmy za dwie godziny, udzielę księdzu sakry biskupiej". Schubert pobladł: „Ależ ekscelencjo! Już majowa nominacja • administratora apostolskiego Bukaresztu nie była uzgodniona z rządem. Jeżeli władze dowiedzą się o konsekracji - a przecież nie da się tego ukryć! - trafię do Nuncjusz, prostoduszny amerykański biskup, którego z diecezji Savańnach (Georgia) zeniesiono bezpośrednio do dalekiej Rumunii2', spojrzał zdziwiony na kanonika. fctepnie powiedział, starając się nadać głosowi uroczyste brzmienie: „No to pójdzie ądz jako biskup do więzienia - Kościół wszędzie potrzebuje świadectw wiary!". W ten sposób ksiądz Joseph Schubert został w tajemnicy konsakrowany na biskupa kaplicy nuncjatury bukareszteńskiej - podobnie jak przed nim sześciu innych 'olickich duchownych rumuńskich. 216 Tajna dyplomacja Watykanu Już tydzień później O'Hara wyjechał na zawsze z Rumunii,, dzięki immunitetom dyplomatycznemu bez przeszkód, choć prasa obrzucała go wyzwiskami jako „przebranego w szaty duchowne.szpiega". W-zainscenizowanym procesie, jaki wytoczono jego kierowcy, rząd oskarżył O'Harę o zbieranie „informacji wojskowych". Jak dziś wiadomo, jedno tylko było zgodne z prawdą: od duchowieństwa katolickiego w kraju (wszyscy katolicy byli bądź Węgrami, bądź Niemcami) stale dochodziły do nuncjatury wiadomości o utrudnieniach, szykanach i aresztowaniach - w tym również o nadużyciach* wojsk sowieckich, które jeszcze stacjonowały w Rumunii. Nuncjusz powtarzał te wiadomości, z których oczywiście można było wyciągać wnioski odnośnie stacjonowania Wojsk, swoim amerykańskim rodakom z "Alianckiej Komisji Kontroli. Komisja zaś, podobnie jak nuncjatura, była oczywiście na podsłuchu. Zimna Wojna między Wschodem a Zachodem osiągnęła w tym czasie punkt szczytowy (25 czerwca 19:50 t. zaczęła się „gorąca" wojna w Korei). Nigdzie w Europie Wschodniej Stalin nie realizował programu sowietyzacji tak radykalnie, jak w Rumunii, i nigdzie wśród rodzimych komunistów nie znalazł tak fanatycznych, częściowo zhisteryzowanycb, częściowo cynicznych pomocników, przy czym podskórnie położone już zostały kiełki późniejszej „herezji" w erze Ceausescu3*. Atmosfera terroru politycznego ułatwiała oczywiście nacisk i straszenie mniejszości narodowych w kraju, a to znaczyło również: nieortodoksyjnych wspólnot religijnych. Rumuńskiej cerkwii prawosławnej pod kierownictwem sprytnego patriarchy Justiniana Mariny udało się poprzez absolutną, demonstracyjną lojalność wobec nowego reżimu „zneutralizować" jego antyreligijność. Zaraz na początku zjednoczyła się z komunistami przeciwko „cudzoziemskiemu" katolicyzmowi. Według sowieckiego wzoru, zastosowanego na Ukrainie, przyłączono również w Rumunii w warunkach gwałtownego .nacisku politycznego w 1948 r. półtora miliona katolików wschodniego (rumuńskiego) obrządku do Cerkwi prawosławnej -dokładnie 250 lat po unii z Rzymem, zawartej pod delikatnym naciskiem monarchii habsburskiej. Spośród pięciu opierających się biskupów czterej zmarli w więzieniu. Piąty, Juliu Hossu, zmarł w 1970 r. w prawosławnym klasztorze; Paweł VI nadał mu pośmiertnie godność kardynalską... Aby ułatwić likwidację katolickich unitów Rumunia wypowiedziała ubezpieczający ich stary konkordat z 1927 r. (17 lipca 1948). Akt ten poprzedziła kampania przeciw Watykanowi, „którego aktywność imperialistyczna jest powszechnie znana" (szef partii Gheorgbiu-Dej). 4 sierpnia 1948 r. rząd ogłosił dekret religijny, zawierający fatalny dla 1,2 miliona katolików węgierskich i niemieckich artykuł 41: „Żadna wspólnota religijno-wyznaniowa nie może z zagranicy sprawować jurysdykcji nad wierzącymi obywatelami państwa rumuńskiego". Każdą wspólnotę kultu zobowiązano do przedłożenia w ministerstwie wyznań do zatwierdzenia stosownego statutu o swej działalności. Ujawnił się model sowiecki z lat dwudziestych. Jak niegdyś bjskup Cieplak, tak teraz biskupi rumuńscy usiłowali wynegocjować z rządem nadający się do przyjęcia statut. Pozornie znajdowali się w lepszym położeniu niż kiedyś Cieplak, albowiem był jeszcze w Bukareszcie nuncjusz, który mógł pomóc, a co najmniej mógł uzgodnić także z Rzymem nadający się do akceptacji tekst. Fatalność sytuacji wynikała nie tylko z faktu, że wysłannik papieża okazał się niezręczny. Był on wyposażony również kursie zimnej wojny: ponownie tajni biskupi. 1949-1955 217 jnstrukcje, które nawiązywały do dwutorowej metody, jaką poznaliśmy w latach dwudziestych, kiedy z jednej strony Pacelli negocjował w Berlinie z Sowietami, a jednocześnie d'Herbigny w tajemnicy miał stwarzać w Moskwie fakty dokonane., Nie dość, że nie było dowodem mądrości osadzenie na delikatnej placówce w jjukareszcie - w środku zimnej wojny - Amerykanina w charakterze nuncjusza, to na dodatek Ó'Hara nie okazywał specjalnego zainteresowania działalnością ściśle dyplomatyczną. Mozolnie wynegocjowany przez biskupów, częściowo już ograniczo-iych w sprawowaniu swych funkcji, statut Kościoła katolickiego, który miał być przez rząd po nieznacznych zmianach zaaprobowany, został przez nuncjusza odrzucony. A przecież statut ten stwierdzał, że Kościół katolicki „podejmuje działalność w zgodzie ze swymi dogmatami, przepisami prawa kanonicznego i własnymi tradycjami oraz w uzgodnieniu z prawodawstwem państwowym", w art. 2 mowa była, iż „papież jest jego najwyższym autorytetem w sprawach wiary, obyczaju i jurysdykcji religijnej", art. 13 zaś stwierdzał, iż mianowanie biskupów jest sprawą „Stolicy Apostolskiej na wniosek Kościoła katolickiego Rumunii i na podstawie aprobaty rządu rumuńskiego". Czy na takiej podstawie nie można było podjąć chociaż próby przeżycia epoki stalinowskiej? W Watykanie dostrzeżono jedynie, że statut jest „wyrafinowanym instrumentem ujarzmienia Kościoła". A może istniała jednak alternatywa? Piusowi XII wydawało się, że ją dostrzega. Nie nakazał nuncjuszowi poszukiwania modus vivendi, lecz zlecił stworzenie Kościoła katakumb. W ciągu kilku miesięcy O'Hara mianował w tajemnicy dwudziestu administratorów apostolskich i ułożył listy ewentualnych zastępców, których uznał za godnych następstwa w charakterze ordinarii substituti, w chwili kiedy poprzednik trafi do .więzienia. Na miejsce pięciu uwięzionych biskupów unickich wyświęcił sześciu tajnych biskupów, którzy już dwa miesiące później zostali aresztowani4' (pięciu przeżyło i po 18 latach więzienia wypuszczono ich na wolność, skazując na pobyt w odległych wioskach bez funkcji kapłańskich). Dla Kośctoła łacińskiego konsekrował O'Hara poza Schubertem na tajnego biskupa także księdza Adalberta Borosa z Timisoąry. Nazwisko księdza Schuberta znajdowało się na pierwszym miejscu listy nuncjusza dla (łacińskiej.) diecezji bukareszteńskiej, której arcybiskup Qsar5) zrezygnował i został zesłany na wieś. Schubert zasłużył na ten honor, gdyż wspierał bezkompromisową Unię nuncjusza - także wbrew fctórym członkom kurii biskupiej. Do ucisku zewnętrznego dołączyły się - jak to sesto bywa - wewnętrzne intrygi, różnice zdań wśród kleru, wystylizowane z moral- tt patosem i odpowiednio wykorzystane przez komunistów. Dopiero tajna konse- 'acja na biskupa wywołała wątpliwości Schuberta, czy akcja nuncjusza i w ogóle kompromisowa postawa są całkiem słuszne. Po wyjeździe nuncjusza czuł się coraz dziej izolowany, a to, czego się obawiał, nastąpiło już pół roku później. 17 lutego 1951 r. aresztowano Schuberta w Bukareszcie, a Borosa w Timisoarze. ytoczono im proces, podobnie jak wszystkim księżom z listy nuncjusza. Schuberta 0 ^szpiega Watykanu" skazano nawet na śmierć, Potem w drodze łaski zamieniono 'k na dożywotnie więzienie. Był przez całe lata torturowany, zakuty w kajdany, szany do najcięższych robót. Dopiero gdy z początkiem lat sześćdziesiątych reżim lulski zaczął się zmieniać, potraktowano go nieco łagodniej i wreszcie po trzynastu 218 Tajna dyplomacja Watykanu latach, w lipcu 1964 r., skazano na przymusowe osiedlenie w owej wsi, gdzie autor tej książki odnalazł go jako człowieka złamanego. „Gdybym wiedział to, co wiem dzisiaj, że mianowicie gdzie indziej, w Polsce, na Węgrzech, szuka się kompromisów! Gdyby Ojciec Święty dał mi choć najmniejszy znak!" - mówił rozgoryczony Schubert. Nieustannie podsuwano mu do podpisu deklaracje lojalności, w których miał ślubować wierność wobec państwa i obiecać, że będzie się kierował wskazaniami Watykanu jedynie w sprawach religijnych i moralnych. Zawsze odmawiał, choć kuszono go stolicą arcybiskupią w Bukareszcie, którego kanonicznym administratorem i tak był w rozumieniu Watykanu. Dla spokoju ducha biskupa Schuberta złożyło się może szczęśliwie, że nigdy nie wstąpił na ten tron za zgodą rządu rumuńskiego. Innym prałatom, którzy znaleźli się na wspomnianej liście nuncjusza, miano to w Watykanie bardzo za złe. Pierwszym był monsignore Traian Jovanelli (nr 3 na liście). Krótko po aresztowaniu Schuberta, w 1961 r., zwolniono go z więzienia i mógł przystąpić do pełnienia swej funkcji w Kurii arcybiskupiej, podpisawszy uprzednio przedłożoną deklarację lojalności. Dalej szedł ksiądz Franz Augustin (numer 5), który na tych samych warunkach wyszedł z więzienia. Obaj uchodzili w oczach Watykanu za odszczepieńców. Jeszcze w 1965 r. Petru Plesca, konsekrowany w Rzymie na biskupa (już za zgodą rządu), przepytywany był przez podejrzliwych rzymskich prałatów, dlaczego to nigdy nie siedział w więzieniu... Kto wychodził na wolność, ten z pewnością zapłacił komunistom jakąś cenę - takie mniemanie utrzymywało się w Kurii rzymskiej przez dłuższy czas, i nie tylko w Kurii, bo także w samej Rumunii. Trzeba aż było - jak węgierski biskup Aaron Marton z rumuńskiej diecezji Alba lulia - przejechać przez kraj na białym koniu (czego nikt nie mógł mu zabronić) i nadto wycinać rządowi różne inne legalne psikusy, aby po ułaskawieniu przez państwo znaleźć łaskę także w oczach własnych wiernych i Rzynm. Zaczęło się to stopniowo zmieniać za pontyfikatu Jana XXIII i w trakcie Drugiego Soboru Watykańskiego. Nawet sprytny Franz Augustin, który przeprowadził swą placówkę bukareszteńską (z duszpasterstwem, nauką religii i lepszą frekwencją na nabożeństwach niż w niejednym kościele Rzymu!) przez najgorsze czasy, choć był (a może dlatego, że był) deputowanym do rumuńskiego,parlamentu — otrzymał w 1964 r. w Rzymie papieskie błogosławieństwo. Finansował utrzymanie wygnanego z Bukaresztu biskupa i był tolerowany jako ordynariusz zastępczy (substytut). Jego sen o stolicy arcybiskupiej nie spełnił się jednak... Natomiast niezłomny Joseph Schubert, którego bezsensownie (a dla duszpasterstwa też bezużytecznie) narażono na trzynastoletnie więzienie, nie czyniąc nigdy n*c> by go uwolnić, na koniec nie rozumiał już ani świata, ani swojego Kościoła. Kieoy monsignore Giovanni Cheń z watykańskiego Sekretariatu Stanu przekazał w 1966 r. po rozmowach z urzędem do spraw wyznań w Bukareszcie ofertę zostaw3 arcybiskupem stolicy - i to w parze z Franzem Augustinem jako wikariusz** generalnym - odpowiedział: „To już raczej pozwolę się zabić, niż z nim!".-- Nić01 dwadzieścia lat terroru komunistycznego i błędna polityka Watykanu zatruły i napiw atmosferę także w obrębie Kościoła. Biskup Schubert zmarł 4 kwietnia 1969 r. w Monachium i tam został pochowany-Rumunię mógł opuścić śmiertelnie chory dopiero w 1969 r. 8 lutego dotarł do Rży01 M kurs'6 zimnej wojny: ponownie tajni biskupi. 1949—1955 219 Czekał dwa tygodnie, zanim uścisnął go Paweł VI - ów papież, który jako monsignore jylontini był w początku lat pięćdziesiątych podsekretarzem stanu do zwyczajnych spraw Kościoła. Jak mało kto poznał zaniedbania, w wyniku których Pius XII pozwolił wschodnioeuropejskiemu katolicyzmowi znaleźć się w ślepej uliczce, ułatwiając tylko stalinowcom grę. „Jedyna uznana przez Rzym postawa to postawa monsignora Schuberta" - pisał Domenico Tardini, sekretarz do spraw nadzwyczajnych w Sekretariacie Stanu, 10 maja 1951 r. do wątpiących kanoników katedralnych w Bukareszcie, kiedy Schubert "Znajdował się już od trzech miesięcy w więzieniu, a żaden inny biskup rumuński nie przebywał na wolności. Owa „postawa" —honorowa i posłuszna - usprawiedliwiała moralne wygodnictwo tych ludzi na Zachodzie, którzy -z pobożną zgrozą mówili o „Kościele milczenia na Wschodzie". Papież przemawia - Budapeszt i Praga milkną Czy papież milczał o wszystkich tych sprawach? Czyżby podtrzymywał swą starannie w ciągu pięciu lat zachowywaną powściągliwość („aby uniknąć gorszego") także wobec Europy Wschodniej lat pięćdziesiątych? W żadnej mierze. Zdawać się mogło, że pragnąc uwolnić się od skrupułów sumienia, teraz właśnie sięgnął po słowa ostre i mocne. Ponieważ akurat o przestępstwach wojennych pisał tylko nader ostrożnie, bądź całkowicie o nich milczał, nowe słowa zabrzmiały osobliwie nieadekwatnić i narzuciły pytanie: czyżby nagle utraciły ważność reguły, wedle których głośne protesty i wezwania do walki narażały wierzących na jeszcze większy ucisk? Pius XII zapewne sam to dostrzegł, jednakże odwrócił pytanie, mówiąc w październiku 1947 r.: To, co zdaniem wielu bylo obowiązkiem Kościoła i czego od niego w niestosowny [!] sposób się domagano, dziś -po dojściu owych ludzi do władzy - stało się w ich oczach przestępstwem i zabronioną ingerencją w wewnętrzne sprawy państwa. Mamy na myśli opór przeciwko niesprawiedliwemu uciskowi sumienia przez systemy totalitarne i potępienie ich na całym świecie... "6). Tym samym papież wskazał na sprzeczność u innych, własnej jednak nie rozwiązał. On, tak ostrożny, lękał się teraz otwarcie przemawiać przeciwko nowym reżimom Europie Wschodniej. Rozróżniał „'między narodami, które często pozbawione są :elkiej wolności, a systemami, które sprawują nad nimi rządy", z drugiej zaś strony >strzegał w „tak zwanych prawosławnych" kościołach „służalczą zależność" od Pmunistów (posłanie na Boże Narodzenie z 1948 r.)7). W sposób .niemal manichejski Stąpił do szkicowania współczesnego obrazu walki dobra ze złem, w którym po toej stronie byli tylko „dobrzy w blasku ich cnót", a po drugiej jedynie „machinacje kielnego wroga"8). ^ołał do uwięzionych biskupów ukraińskich: „Jeżeli tkwicie teraz w kajdanach, >rzemawiają one teraz wyraźniej i głośniej głosząc chwałę Chrystusa"9'. Pocieszał fupów rumuńskich, kiedy już wszyscy znaleźli się w więzieniu: „Pamiętajcie, że a was nagroda na tamtym świecie... Wiedzcie, że wraz z Nami wszyscy katolicy 220 Tajna dyplomacja Watykanu zwracają się błagalnie do Boga, by zechciał rychło położyć kres, waszym cierpieniom.. Raczej znoście dłużej zesłanie i cierpienie, niż byście mieli wyrzec się waszej wiary oraz zerwać i osłabić silne więzy, łączące was ze Stolicą Świętą." I teraz, kiedy już było za późno, rzucał w kierunku Rumunii zapewnienie, że katolicy „nie ustępują nikomu w poszanowaniu władzy państwowej i poshiszeństwie-wobec praw, jeśli nie żąda się od nich czegoś, co jest sprzeczne z prawem natury, z boskimi i kościelnymi prawami"10'. Na Węgrzech, gdzie komuniści przystąpili w 1948 r. do likwidacji legalnej opozycji i ustanawiania własnego jedynowładztwa, kardynał Mindszenty poczuł się ostatnim przywódcą - pojętego także politycznie - oporu. Papież wychwalał Węgry 30 maja 1948 r. jako „dąb odporny na burze, którego nic nie zdoła wykorzenić", wiara zaś umacnia, Węgry właśnie w chwili, „kiedy przeciwnicy imienia i panowania Bożego uciskają was z pomocą oszustwa i podstępu"11'. . Próbą sił stało się upaństwowienie przeważnie kościelnych szkół. Episkopat prosił rząd o zrozumienie, „ze ostateczna regulacja tej tak ważnej kwestii w obecnych warunkach nie jest możliwa bez interwencji Stolicy Apostolskiej"., Szef partii Rakosi - węgierski Stalin - który nie bez racji oceniał zadziornego kardynała jako swego jedynego niebezpiecznego przeciwnika, postanowił go wyeliminować. 26 grudnia 1948 r. kazał Mindszentyego aresztować, zaś papież napiętnował ten akt już tydzień później jako „niegodziwą zuchwałość". Że szczególnym rozgoryczeniem papież zareagował na niepoważny manewr Rakosiego, który oświadczył trzy dni po aresztowaniu Mindszentyego: 1) że kardynał przyznał się już do spiskpwania i szpiegostwa' (co nie było" prawdą), 2) że rząd życzy sobie zawarcia umowy z Watykanem, .' .. 3) że biskupi węgierscy powinni natychmiast rozpocząć negocjacje.. . • Papież przestrzegał biskupów węgierskich w liście otwartym: '„nie dajcie się sprowadzić ze słusznej drogi przez pozór złudnej prawdy, z pomocą której usiłuje sif wśród pokus i fałszów przynęcić serca"12). „Osservatore Romano" zaś ocenił jako niewyobrażalną myśl, że po aresztowaniu Mindszentyego można by jeszcze doprowadzić do umowy między Węgrami a Watykanem (2 stycznia 1949). 8 lutego, trzy dni przed procesem pokazowym Mindszentyego w Budapeszcie1 , który zakończył się wyrokiem dożywotniego więzienia, papież wspomni w przemówieniu do kardynałów Kurii o „lepkiej chytrości" oskarżeń i o złym stanie fizycznym kardynała, który przyznawał się do winy, co jest niemal nie do pomyślenia „bez tajnego oddziaływania, którego nawet nie wypada nazwać" (aluzja do narkoty-ków)14>. Nie ulega wątpliwości, że żądza zemsty Rakosiego i jego moskiewskich mocodawców dotknęła kardynała nieludzko, podobnie jak nie ulega wątpliwości, że kardynał nie uprawiał swej opozycji politycznej z polecenia Watykanu - jak mu to zarzucał w oskarżeniu, posługując się po części absurdalnymi przejaskrawieniami a po czes sfałszowanymi dowodami. Mindszenty opierał się na własnej, naiwno-twardogto* i odległej od spraw tego świata motywacji, czego niektórzy prałaci w Kurii rzymsloj od dawna i z obawą po nim się spodziewali. Liczył na możliwość zwrotu w poW światowej, na „ratunek dzięki Ameryce", jako zaś potwierdzenie swoich przekPfl- Na kursie zimnej wojny: ponownie tajni biskupi. 1949—1955 221 przyjmował fakt, że papież już nie milczał, jak czynił to w latach wojny. Papież zapewniał, że było to całkowicie sprzeczne z prawdą, kiedy głoszono w toku procesu, że Stolica Apostolska z żądzy władzy, wydawała rozkazy i dyrektywy przeciwko republice Węgier i jej kierownictwu... Każdy wie, że Kościół katolicki nie kieruje się sprawami tego świata, że dopuszcza każdą formę rządów, o ile nie sprzeciwia się ona boskim i ludzkim prawom'...IS). Niemniej kardynał Mindszenty, który uważał się także za dostojnika państwowego, z pewnością kierował się „względami aiemskimi", identyfikowanymi z religijnymi. Z obawy przed współodpowiedzialnością Watykan istptnie upoważnił go, aby w dużej mierze sani wyznaczał kurs polityki Kościoła aa Węgrzech. Jednakże Ruś -XII wystąpieniami publicznymi między 1945 a 1948 r. współtworzył ogólny klimat owego kursu. Tak płomiennych słów, jakie skierował papież do ludu rzymskiego na placu Św. Piotra 20 lutego 1949 r. po ogłoszeniu wyroku na Mindszentyego16*, nie usłyszano z jego ust po żadnym terrorystycznym wyroku z lat 1939-1945. Odpowiadały one nie tylko linii jego polityki powojennej, zdradzały również, jak bardzo dręczył go dawny „kompleks milczenia", do jakiego stopnia ów szok współkształtował obecną postawę papieża: Rzymianie! Kościół Chrystusowy nie wtrąca się do kwestii czysto politycznych czy gospodarczych, nie uczestniczy w sporach o pożytki lub szkodliwość tej czy innej formy rządów... Aż za dobrze jednak wiadomo, czego domaga się totalitarne, antyreligijne państwo od Kościoła w zamian za swoją tolerancję: chce mieć Kościół milczenia, kiedy jego zadaniem powinno być głoszenie..., chce mieć Kościół, który nie sprzeciwia się gwałtom zadawanym sumienu i nie broni uzasadnionych praw i prawdziwej wolności narodu, chce Kościoła, który z upokarzającą służalczością pozwoli się zamknąć w czterech ścianach swoich domów bożych... Czy możecie sobie wyobrazić następcę Piotra, który ugiąłby się wobec takich żądań? Cztery razy, jak trybun ludowy, powtórzył Pius XII na placu Świętego Piotra ytarue: „Czy papież może, czy ma prawo milczeć?" Zaś echo z tłumu, przenikliwe Nie", które było mu odpowiedzią, mogło go wprawdzie wzmocnić, lecz zapewne nie uwolniło od urazu... Dla stalinowców ze wschodniej Europy słowa takie były w każdym razie oliwą do 5&W, którym mogli podsycać walkę z Kościołem. Lecznic dość na tym: l lipca 1949 r. lPież nakazał za pośrednictwem Świętego Oficjum (niegdyś inkwizycja, dziś pod w% Kongregacja Doktryny Wiary) rzucić zgodną z prawem kanonicznym -pierw- Lw tym stuleciu - klątwę na członków, na osoby wspierające i zwolenników partii 'unistycznych, nawet na zwykłych czytelników ich gazet - tak w każdym razie iłośnie interpretowano dekret w ówczesnej antykomunistycznej -oraz komunistycz- ieJpropagandzie. ażniejsza lektura ujawnia jednak, że dekret wprowadza ścisłe rozgraniczenia: i dobrowolne członkostwo w partii komunistycznej, wspieranie 222 Tajna dyplomacja Watykanu jej, jak też lektura i rozpowszechnianie jej druków zagrożone zostało w y k l u . c z e n i e m z sakramentów. Zagrożenie ekskomuniką z powodu odejścia od wiary (apostazji) dotyczyło jednakże tylko tych „wiernych" [!], którzy opowiadali się za doktryną materialistycznego i antychrześcijańskiego komunizmu-(fedeti che professano la dottrina del comunismo materialista e anti-christianó). Można było zapytać, cóż to za „wierzący", którzy uważają siebie za chrześcijan, a jednocześnie przywiązują jakąś wagę do wykluczenia z Kościoła?! W gruncie rzeczy ów dekret antykomunistyczny zawierał całkowicie oczywistą, nic nowego nie mówiącą konstatację. Dał to delikatnie do zrozumienia arcybiskup Casaroli, „minister spraw zagranicznych" Pawła VI, w wykładzie wygłoszonym 23 lata później17'. O ile dekret pozostał bezsilny jako instrument teologiczno-kanoniczny (nawet Włoską Partię Komunistyczną przyprawiał tylko przez krótki czas o bóle głowy), to tym ostrzej oddziaływał jako broń polityczna w Europie Wschodniej. Przeciwnikom Kościoła pozwalał - po odpowiednio „grubej" interpretacji - kwestionować lojalność katolików wobec państwa i stawiać klerowi kłppotliwe pytania, czy w ogóle nie jest przeciwnikiem wszelkiej „budowy socjalizmu", a nawet wszelkiej praktycznej współpracy dla ogólnego dobra. Papież chciał dekretem uderzyć w kolaborację pełnych dobrej woli lub tylko konformizmu wierzących, którzy jako „przyjaciele pokoju", „postępowi katolicy" czy „księża pokoju" raczej przyczyniali się pod komunistycznym kierownictwem do zagmatwania frontów duchowych niż do budowania mostów. Zapewne sadził także, że wyraźniejsze zarysowanie kanonicznych granic powstrzyma biskupów we wschodniej Europie od -jak mniemał - zbyt daleko idącej ugodowości. W rzeczywistości wprawił w największe zakłopotanie tamtejszy kler (wyjąwszy naturalnie tych duchownych, którzy dążyli do totalnej konfrontacji i męczeństwa). Dekret rzymski przyspieszył nawet w Polsce i na Węgrzech próbę biskupów możliwie szybkiego ratowania wszystkiego, co jeszcze da się uratować. Tylko w Czechosłowacji było już na to za późno... Przypadek sprawił, że dla komunistów praskich szczęśliwym zbiegiem okoliczności było ogłoszenie dekretu przeciw komunizmowi 13 lipca, dokładnie w dniu, kiedy ostatni przedstawiciel Watykanu zmuszony został do opuszczenia Pragi. „Wieczorem tego dnia, kiedy [monsignore Gennaro] Yerolino na zawsze opuścił kraj, który "miał przygotować do rozpętania wojny domowej, watykańskie radio ogłosiło dekret, grożący ekskomuniką katolickim komunistom [!] i tym, którzy z nimi współpracują.•• Bez wątpienia każdy, kto zastosuje się do zarządzenia Watykanu, stanie się zdrajcą . państwa f narodu" - oświadczył minister sprawiedliwości ĆSSR, Ćepicka18', zięć tego samego prezydenta Klementa Gottwalda, który jeszcze rok wcześniej bardzo pragnął, aby arcybiskup Pragi zaintonował Te Deum na uroczystości objęcia urzędu prezydenckiego. Nigdy w latach międzywojennych stosunki między Czechosłowacją a Watykanei nie były tak dobre, jak bezpośrednio po 1945 r. Wielu osobom, także w Watykanie, wydawało się, że Stalin będzie zmuszony respektować silne demokratyczne-zachodź tradycje tego kraju. Współrządząca wielka partia komunistyczna miała oczywist szansę dojść do władzy nawet legalnie. 13 maja 1946 r. odnowiono stosunki z Waty kursie zimnej wojny: ponownie tajni biskupi. 1949-1955 223 Tranem; arcybiskup Saverio Ritter przybył do Pragi w charakterze nuncjusza. Z mądrą jlekowzrocznością mianował papież arcybiskupem Pragi Josefa Berana, uczestnika ntynazistowskiego ruchu oporu, który spędził trzy lata w niemieckich obozach koncentracyjnych. Komunistyczny minister spraw wewnętrznych już podczas uroczystej intronizacji przypiął Beranowi do sutanny order zasługi. Politycznie i psychologicznie obciążona była Słowacja, która w latach 1939-1944 stała się republiką z łaski Hitlera, - z katolickim księdzem Josefem Tiso jako prezydentem państwa19'. Pod hasłami antykomunizmu wspierał on usunie politykę eksterminacyjną Hitlera w stosunku do Żydów. W tej kwestii nie pozwalał ingerować nawet Watykanowi, który nuncjuszowi w Bratysławie nakazał składać protesty, lecz bez użycia kościelnych środków dycyplinujących w stosunku do Tiso. „Że Stolica Apostolska nie jest w stanie powstrzymać Hitlera, to rozumieją wszyscy, lecz że nie może pohamować jednego księdza, kto to zdoła pojąć?" -notował w 1942 r. mohsignor Tardini, z wyraźnie krytycznym zezem w stronę „szefa", czyli papieża20'. We wspólnym liście pasterskim biskupów słowackich przedstawiono Żydów jako szkodzących ludowi morderców Chrystusa; ich niezmienioną postawę obserwowano ;,podczas krwawego prześladowania chrześcijan w Rosji i Hiszpanii, w czym Żydzi mieli poważny udział", aczkolwiek nie należy zapominać, „że również Żydzi są ludźmi..."21'. Jednego ze słowackich biskupów, Jana Yojtaśiaka ze Spiszą, także nuncjusz uważał za „wielkiego szowinistę", ponieważ arcypasterz ten uważał humanitaryzm okazywany Polakom i Żydom za „niemal grzeszny" (humanitas nostra essetfere peccaminosa)^. Ten to Yojtaśśak był pierwszym biskupem katolickim, który już w kwietniu 1945 r. -na polecenie przewodniczącego Słowackiej Rady Narodowej, antyklerykała i komunisty Gustava Husaka - został doprowadzony do więzienia, zaś z uwagi na nastroje wśród ludności wnet znowu zwolniony. Kilka lat później im obu - Yojtassakowi Husakowi (późniejszemu szefowi partii w ĆSSR - urządzono proces: dla stalinowców nie było między nimi różnicy. Kiedy wiosną 1948 r. objęli niepodzielnie władzę, był im na rękę każdy pretekst, by uderzyć w Kościół jako taki. Czy nie był to wystarczający powód, aby nie dostarczać im pretekstów? Oto >ytanie, przed którym Watykan stawał wszędzie, także w Czechosłowacji, nie lajdując jednakże praktycznej odpowiedzi. Arcybiskup Beran skłaniał się do roz- 'Ow, nie chciał jednak i nie mógł prowadzić ich bez udziału Stolicy Apostolskiej, ora - inaczej niż w Budapeszcie czy Warszawie - reprezentowana była w Pradze •z charge d'affaires nuncjatury. W lutym zerwano rozmowy, ponieważ rząd nie l uczestnictwa przedstawiciela papieża, a także dlatego, że obstawał przy ysiędze biskupów na wierność państwu, której rota wydała się papieżowi nie do ?cia. Rząd domagał się też rehabilitacji księdza Josefa Plojhara, który bez 'olenia Kościoła został ministrem zdrowia (i wspierał na czele własnej pseudo- uckiej partii ludowej komunistów). A czyż Watykan nie pozwolił księdzu Tiso ^ować dla słowackich faszystów?... - tak brzmiały złośliwe komentarze. br " tykan w służbie amerykańskiej reakcji" - głosił tytuł jednej z urzędowych r na Słowacji; rozpoczęto kampanię przeciwko kierownikowi nuncjatury. ralnie nie umknęło uwagi tajnej policji, że monsignore Yerolino, ruchliwy 224 Tajna dyplomacja neapolitańczyk, odwiedzał biskupów w kraju, wyposażając ich w pełnomocnictwa do stworzenia zastępczej i podziemnej hierarchii, o jakich pisaliśmy już przy sposobności innych krajów. Zaledwie wydalono Yerolina i ogłoszony został antykomunistyczny dekret Watykanu, a już stalinowcy czescy mogli zrezygnować z ostatnich hamulców w latach pięćdziesiątych aresztowano niemal wszystkich biskupów, zastępując ich wikariuszami kapitulnymi lub generalnymi, których wybierało państwo (niektórzy dali się kupić lub zaszantażować, inni współpracowali, aby ratować duszpasterstwo). Arcybiskup Beran, któremu nie odważono się wytoczyć procesu, zniknął na czternaście lat, internowany na wiejskich plebaniach lub w klasztorach, Mnichów, zakonnic, studentów teologii zamykano setkami w „klasztorach koncentracyjnych" i „obozach reedukacyjnych". Były to akcje, w których objawiła się mieszanina fanatyzmu stalinowskiego i husyckiego, połączonego z normalną w tym Jcraju nadgorliwością23). Jednocześnie uruchomiono przewidziane przez Rzym rozwiązania na wypadek pilnej potrzeby. Na obszarze Czech tajnie konsekrowano na biskupa praskiego kapłana Kajetana Matouska w połowie września 1949 r.; unikał przez jakiś czas aresztowania, gdyż nie podjął swych funkcji. „Nie po to uzyskał pan sakrę biskupią,-aby się ukrywać" - zagadnął go pewnego dnia jezuicki nowicjusz, który zaliczył już czterdzieści miesięcy w wojskowej kompanii karnej. Matousek wyświęcił go w tajemnicy na księdza. Wkrótce „zdemaskowano" Matouska, odtąd mógł działać jedynie jako zwykły ksiądz. Ladislav Hlad z Pilzna, więziony od chwili tajnej konsekracji na biskupa, po odsiedzeniu dziesięciu lat mógł zostać jedynie kapelanem z zakładzie dla starców. Kareł Otćenaśek, wówczas trzydziestoletni, konsekrowany był tajnie w kwietniu 1950 r.' w Hradcu Kralove. Krótko potem aresztowany, pozostawał przez dziesięć lat w więzieniu, następnie pracował jako rozwoziciel mleka. Dopiero w 1967 r. uzyskał zgodę na podjecie pracy duszpasterskiej, jednak tylko w charakterze zwykłego księdza. Jedynie Frantilek Tomasek, tajnie konsekrowany w 1949 r., po krótkim pobycie w obozie karnym czynny jako ksiądz, mógł za zgodą państwa zostać, 28 lat później, arcybiskupem Pragi, a nawet kardynałem. W Słowacji tajnym biskupem został jezuita Pavel Hnilica, który w 1951 r. przekazał sakrę jezuicie Janowi Korecowi. Ten zaś tuż potem trafił na siedem lat do więzienia, podczas gdy Klinice zawiodły nerwy i - ku niezadowoleniu zwierzchników - uciekł przez zieloną granicę do Rzymu. 24 lata później, po upadku komunizmu, Koree został biskupem Nitry i kardynałem. Jezuita Peter Dubovsky, który w wieku 40 lat otrzymał w 1961 r. sakrę biskupią jako robotnik budowlany i wkrótce1 znikł na sześć la w więzieniu, uzyskał dopiero w latach siedemdziesiątych pozwolenie na pracę duszpasterską w charakterze wiejskiego księdza; od 1990 r. jest biskupem suiraganem w Banskiej Bystrricy. 16 sierpnia 1968 r., podczas Praskiej Wiosny, autor tej książki rozmawiał poufnie z Dubovskym, pracującym wówczas jako urzędnik w biurze, w jego prywatnym jednopokojowym mieszkaniu. Tajny biskup wypowiadał się nader krytycznie i sceptycz nie o budowie Kościoła podziemnego. Miałby on sens jedynie wówczas, gdy panowanie komunizmu w Europie Wschodniej miało trwać tylko jedno dziesięciolecie- „Lecz nawet i w takim wypadku próba była bardziej niż wątpliwa" - mówił bisku albowiem nie doceniano sprawności policji, a także ryzyka, jakie brał na siebie kaą kto bez urzędowego zezwolenia stawał się aktywny, wyświęcał księży, udoe < bierzmowań, w ogóle wypełniał swoje powinności biskupie. Po 1945 r., a kursie zimnej wojny: ponownie tajni biskupi. 1949-1955 N* 225 00 1949 r., Zachód stwarzał nam nadzieję wolności -nie tylko Radio Wolna Europa, 10 także Radio Watykan - oczywiście nie mówiąc, kiedy i jak to nastąpi. Wielu.ludzi tutaj wierzyła w to, co powtarzała również oficjalna propaganda: wojna miedzy USA j Związkiem Sowieckim jest nieunikniona. I byli tacy, co na nią nawet liczyli." \V ogłoszonej w 1978 r. spuściźnie amerykańskiego ambasadora do specjalnych poruczeń, Myrona Taylora (patrz Dodatek) są dokumenty, które potwierdzają wrażenie odniesione przez wschodnioeuropejskiego prałata: „Tylko militarna klęska Sowietów mogłaby uratować ich kraje", usłyszał od nich papieski nuncjusz Roncalli w Paryżu (późniejszy papież Jan XXIII), powtórzył to 24 maja 1949 r. Taylorowi 1 dodał: „Jestem człowiekiem pokoju i dlatego jest to straszne, że muszę coś podobnego mówić." Papież natomiast doradzał Amerykanom (w poufnym memorandum dla prezydenta USA, Trumana z 19 lipca 1948 r., aby Sowietów pozostawić samym sobie, stabilizować zachodnią Europę i „spokojnie czekać, aż wewnętrzne siły same wyprowadzą Rosję z izofacji". „Papież rzymski przedstawiany jest jako wróg waszego narodu" — skarżył się Pius XII 28 października 1951 r. w posłaniu do katolików czechosłowackich24'. „Posuwają się do oskarżania go, iż przygotowuje nową, gorszą wojnę, podczas gdy On nie przeoczą... żadnej możliwości poparcia pokoju. Niech nikt z was, umiłowani bracia i siostry, nie traci odwagi!" - wołał papież i zapowiadał, że za wierność zostaną nagrodzeni podziwem całego świata, „kiedy pewnego dnia błędy zostaną już z w y c.i ę ż o ri e, a Kościołowi zwrócona zostanie przynależna mu wolność...". ' Porozumienia w Polsce i na Węgrzech - „zgubne ustępstwa" Bardziej niż szykanami komunistów i „środkami administracyjnymi", które raczej wlbijały się od muru silnego katolicyzmu Polski w roku 1949, biskupi polscy poczuli si? w najwyższym stopniu zaalarmowani procesem Mindszentyego w Budapeszcie, wfykalną kampanią antywatykańską w Europie Wschodniej oraz, nie na ostatku, totykomunistyczną watykańską klątwą z lipca. W rządzie warszawskim ton nadawali ż tylko komuniści; stalinowcy przygotowywali się akurat do obalenia „odchyleńca narodowego", Władysława Gomułki. Daleko idące pełnomocnictwa papieskie kardynała Hlonda, rozciągające się rów- ż na negocjacje z rządem, przeszły z jego śmiercią pod koniec 1948 r. na nowego, iero 47-letniego prymasa, arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego. Wyszyński zapew- zaraz po objęciu urzędu, że" nie jest „żadnym politykiem, żadnym dyplomatą", duszpasterzem. I właśnie dlatego Uważał on dekret rzymski, na który przeciwnicy cioła rzucili się z rozkoszą, za szaleństwo z punktu widzenia duszpasterskiego stanowił - ponieważ Watykan i tak pozostawił Kościół w Polsce samemu sobie **jąć akcję ratunkową na własną rękę. Potrzeba nagliła, ponieważ rząd gotował do powołania czegoś w rodzaju „patriotycznego" ruchu księży, który mógłby °*ać episkopat. 226 Tajna dyplomacja Watykany Wyszyński chlubił się później, że on i biskupi polscy zdecydowali się na „wielkie ryzyko" wyposażenia „rządu wielkim atutem w oczach opinii światowej"; nie opierali się na „zagranicznych doświadczeniach" i „nie zakładali z góry" braku dobrej woli u komunistów (list do prezydenta państwa Bolesława Bieruta z 8 maja "l 953 r.). Odwaga Wyszyńskiego i uwzględnianie ryzyka nie wynikały w rzeczywistości z optymistycznej, lecz raczej z pesymistycznej oceny sytuacji. W każdym razie porozumienie, podpisane 14 kwietnia 1950 r. przez kościelnych i państwowych członków tzw. komisji mieszanej, okazało się - ku zdumieniu świata, a przede wszystkim papieża - wydarzeniem „bez precedensu", jak o tym słusznie pisał Wyszyński. Podczas gdy w Rumunii, na Węgrzech i w Czechosłowacji biskupi i kapłani wędrowali do więzienia, ponieważ bronili się przed aktami lojalności wobec władz komunistycznych lub co najmniej przed okazaniem politycznego dystansu wobec Watykanu, polski episkopat podpisał po stosunkowo krótkich negocjacjach i bez bezpośredniego nacisku takie miedzy innymi zdania25': Zasada, że papież jest miarodajnym i najwyższym autorytetem Kościoła, odnosi się do spraw wiary, moralności i jurysdykcji kościelnej; w innych natomiast sprawach Episkopat kieruje się polską racją stanu" (art. 5). „Wychodząc z zalożenia, że misja Kościoła może być realizowana w różnych ustrojach spoleczno-gospodarczych, ustanawianych przez władze świeckie, Episkopat poucza duchowieństwo, aby nie sprzeciwiało się rozbudowie spółdzielczości na wsi, ponieważ wszelkie organizacje spółdzielcze opierają się na etycznej podstawie natury ludzkiej, która nakierowana jest na dobrowolną solidarność społeczną i ma na celu wspólne dobro" (art. 6). „Wierny swym zasadom Kościół będzie potępiał wszelkie wystąpienia antypaństwowe i przeciwstawiał przede wszystkim nadużywaniu uczuć religijnych dla celów' antypaństwowych" (art. 7). Ustępstwa państwa sprowadzały się do zachowania nauki religii w szkołach, istnienia Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz stowarzyszeń katolickich, pielgrzymek i procesji, duszpasterstwa wojskowego i szpitalnego, a przede wszystkim „swobodnej działalności wspólnot zakonnych" (które w Czechosłowacji i_na Węgrzech właśnie zostały w całości zlikwidowane). Z uwagi na sformułowania zawarte w pełnomocnictwach papieskich, które znajdowały się w posiadaniu prymasa, nie nazwano tych uzgodnień „umową" 3in „układem", lecz „porozumieniem". Jeśli zważyć, że jeszcze kilka miesięcy wcześnie) Pius XII starał się pocieszyć biskupów polskich wersetem z psalmu, „że i w przyszłości drogi bezbożnych skończą się w upadku, a ich zamierzenia zmarnieją"26*, to można sobie wyobrazić, z jakim niezadowoleniem przyjął do wiadomości porozumienie-Zwłaszcza, że nie konsultowano się z nim, za to w jednym z decydujących punkto został - by tak rzec - zaliczony do tych, którzy będą ponosić koszty owego modus vivendi. Mowa o następującym fragmencie: Wychodząc z zalożenia, że Ziemie Odzyskane stanowią nieodłączną część Rzeczypospolitej, Episkopat zwróci się z prośbą do Stolicy Apostolskiej, aby administracje kościelne, korzystając z prawa biskupów rezydencjalnych, były zamienione na stałe ordynariaty biskupie" (art. 3). sja kursie zimnej wojny, ponownie łajni biskupi. 1949-1955' 227 Był to punkt, przy którym stalinowcy polscy mogli w każdej chwili założyć blokadę, zarzucając Episkopatowi niewypełnienie porozumienia. Wiedzieli oni bowiem dobrze, !e Pius XII nie myśli o zaspokojeniu narodowych aspiracji Polaków i rezygnacji l liczenia się z katolickimi wyborcami niemieckiego kanclerza Adenauera, ani w ogóle 0 dokonywaniu ostatecznych regulacji przed (zarysowującym się w odległej przyszłości) traktatem pokojowym. Już l marca 1948 r. ku oburzeniu także katolickich Polaków, papież nie tylko ocenił przymusowe wysiedlenie milionów Niemców z obszarów nad Odrą i Nysą jako politycznie nierozsądne, ale wypowiedział życzenie, aby ,cofnięto to, co się stało - o ile jeszcze takie cofnięcie jest możliwe"2"7*. Od czasu, kiedy rząd warszawski wzbraniał się „przyjąć do wiadomości" fakt ustanowienia przez kardynała Hlonda pięciu administratorów apostolskich na terenach Odry/Nysy, nie ustawały naciski na ostateczną,regulację; teraz rząd uzyskał zapewnienie Episkopatu -lecz Rzym wydawał się głuchy. Już w lecie 1950 r. rząd posłużył się tym pretekstem, aby podważyć porozumienie. Uderzenie przyszło 26 stycznia 1951 r.: pięciu administratorów wezwano do opuszczenia swoich siedzib. Urzędnicy państwowi pojawili się z kodeksami prawa kanonicznego pod pachą i wezwali kompetentne kapituły katedralne do wybrania wikariuszy kapitulnych. Choć wybrano przeważnie kapłanów, współpracujących ściśle z władzami, prymas Wyszyński zaakceptował wybór, aby uniknąć w Kościele podziału. Następnie udał się pilnie do Rzymu, aby uzyskać zmianę nastawienia Piusa XII. Dwa razy w ciągu dwóch tygodni w kwietniu 1951 r. papież przyjął na audiencji prywatnej polskiego prymasa. Potraktował go z wysoka, chłodno i tylko w podtekstach dawał do zrozumienia, jak bardzo zaszokowało go porozumienie z 1950 r. Cztery tygodnie zabiegał Wyszyński, by wyjaśnić Kurii rzymskiej położenie Polski - z silnym katolicyzmem, bardzo słabym komunizmem i pod wszechwładną dominacją sowiecką w ramach „obozu". Okazywano zrozumienie, lecz więcej było sceptycyzmu, na koniec zaś papież wyszedł tylko połowicznie naprzeciw: pięciu administratorów apostolskich na terenach Odry/Nysy mianowano biskupami tytularnymi. Daremnie zabiegał następnie Wyszyński, aby przekonać polskiego szefa państwa, Bieruta - w toku długiej rozmowy z 12 maja 1951 r. - że takie skromne rozwiązanie it w istocie wielkim krokiem w kierunku ostatecznego uznania przez Watykan granicy na Odrze i Nysie. Decydujący głos rozległ się z Moskwy. „Prawda" napisała [1 lipca 1951 r.: •. .papież działa nadal przez swych podwójnych agentów. Jego polityka polska jest określona z punktu widzenia imperialistów amerykańskich, dążących do władzy nad światem... Watykan wypowiada się zdecydowanie za remilitaryzacją i za powrotem reżymu faszystowskiego w Niemczech Zachodnich... Posłuszny życzeniom Piusa XII, Episkopat polski nie poparł układu Polski z NRD, w którym została uznana granica na Odrze i Nysie. Podróż Wyszyńskiego niczego w tym nie zmieniła... Klika, kierująca Kościołem katolickim w Polsce, podąża w pełni i wyłącznie linią Watykanu, który jest wrogiem pokoju i demokracji... ła ^Bytowaliśmy tak obszernie stylistyczne szczyty publicystyki stalinowskiej, gdyż lerała się w nich również instrukcja dla polskich komunistów. Od tej dopiero chwili 228 Tajna dyplomacja Watykanu ' naprawdę rozgorzała w Polsce walka z Kościołem, aczkolwiek nigdy nie osiągnęła takiego natężenia, jak w ĆSSR, na Węgrzech i w Rumunii. I teraz jeszcze WyszyńsE -jego wyniesienie do godności kardynalskiej w końcu 1952 r. komuniści potraktowali jako prowokację - był dostatecznie realistyczny, aby uniknąć tego, co byłoby zgodne z tendencją Watykanu, mianowicie aby w tajemnicy konsekrować odrzuconych w 1951 r. przez rząd biskupów tytularnych. Dokonało się to później, po aresztowaniu Wyszyńskiego (1953). Dopiero w jesieni 1954 r. biskupi Edmund Nowicki (później Gdańsk), Teodor Bensch i Bolesław Kominek (później kardynał we Wrocławiu) zostali w tajemnicy, lecz bez złych następstw konsekrowani —po śmierci Stalina, kiedy nie^ było to już tak niebezpieczne. „Jeszcze toczy się walka... Potężna Dziewica [Maria] i Pogromczyrii mocy piekielnych poprowadzi was do wspaniałych zwycięstw...". Papież sądził, że^takie tony (w piśmie apostolskim z l września 1951)28) „pomogą" polskiemu Kościołowi, kiedy sam, wcale tego nie pragnąc, przyczynił się w pewnej mierze do tego, że komunistom udało się przekształcić próbę kompromisu Wyszyńskiego z historycznego świadectwa dobrej woli - w narzędzie walki z Kościołem. < Niedobre doświadczenia Wyszyńskiego zarówno z polskimi komunistami, jakf i z prałatami rzymskimi tworzą najważniejsze psychologiczno-historyczne źródło jego późniejszej, stale rosnącej zadziorności. Ustępowała ona oczywiście w okresach skrajnego zagrożenia Polski - jak w latach 1956, 1970 i 1981 - wobec postawy pojednawczo-dyplomatycznej, dyktowanej przez rację stanu i rację Kościoła29'. I tak właśnie wyrażała się różnica między Wyszyńskim a węgierskim kardynałem Mind-szentym. Inaczej niż Wyszyński, który podczas internowania nigdy nie zobaczył murów więzienia, nie był torturowany i nie został skazany sądownie, Mindszenty był głęboko upokarzany, dręczony i izolowany30'. Jednak nawet w przypadku relatywnej swobody działania jego zręczność kościelno-dyplomatyczna nie wystarczyłaby na podjęcie podobnej próby ryzyka, jaką ukazał Wyszyński w porozumieniu z 1950-r., a również i niejednokrotnie później. Półtora roku po procesie Mindszentyego przykład Wyszyńskiego ośmielił arcybiskupa Józsefa Grosza, nowego przewodniczącego episkopatu węgierskiego, do podjęcia podobnej próby. Posiadał, podobnie jak polski prymas, niezbędne formalne upoważnienie Watykanu i podobnie jak Polak nie uzyskał wcześniej jednoznacznie aprobującej opinii Rzymu. Ponieważ papież nie poczynił konkretnych kroków, aby wesprzeć pólityczno-dyplomatycznie Kościół węgierski, a raczej dekretem antykomunistycznym z 1949 r. zadziałał w przeciwnym kierunku, biskupi poszli bez niego. „W, chwili udręczenia i izolacji pragnęli uratować jedynie to, co wydawało się możliwe do uratowania", napisali później do ministra kultury Józsefa Darvasa31). Sytuacja na Węgrzech była o wiele groźniejsza i bardziej przygnębiająca ni? w Polsce. Od wyroku na Mindszentyego dyskryminowano Kościół coraz bardziej W połowie czerwca przepędzono w'nocy tysiące zakonników z ich klasztorów-A jednak-lub może dlatego-Grosz podpisał 15 sierpnia 1950 r. umowę z ministrec kultury Darvasem. Różniła się od polskiej nie tylko tym, iż była o wiele inni konkretna i krótsza, ale też o wiele słabszym zrównoważeniem ustępstw Kościoła i państwa. Stosunków ze Stolicą Apostolską, w ogóle stosunku do papieża, nawet ai Ma kumie zimnej wojny: ponownie tajni biskupi. 1949-1955 229 wymieniono. Grosz mógł jedynie do umowy dołączyć jednostronny list wyjaśniający, w którym konferencja biskupów stwierdzała, iż „umowa niniejsza nie zmierza w żadnyrn wypadku do umniejszenia uprawnień Stolicy Apostolskiej..."321. Biskupi poparli dobitnie nową konstytucję Węgierskiej Republiki Ludowej, potępili wszelką wrogość wobec państwa i wezwali wierzących, aby „ze wszystkich sił" wsparli plan pięcioletni, także kolektywizację rolnictwa. W sprawach polityki zagranicznej episkopat obiecywał „wsparcie ruchu obrońców pokoju" i potępienie wezwań do wojny oraz użycia bomby atomowej. Rząd obiecał zapewnić swobodę kultu, co zresztą i tak było zawarte w konstytucji (i z tego 'Względu w polskim porozumieniu wcale nie zostało wymienione). Ani słowa o1 nauczaniu religii, natomiast - niby plaster na ranę - zwrot ośmiu (spośród ponad 3000) upaństwowionych szkół katolickich oraz subwencje państwowe dla Kościoła (co w Polsce wcale nie było potrzebne). Tylko w owych ośmiu szkołach dopuszczono działalność zakonników -prócz tego ani słowa o losie 53 zakonów katolickich, które dosłownie nazajutrz po, podpisaniu umowy rozwiązano rządowym dekretem (podczas gdy polskie porozumienie zapewniało w art. 9 zakonom „pełną swobodę"). Nic dziwnego, że po tej umowie Watykan był o wiele bardziej nieszczęśliwy niż po polskim porozumieniu. Inna sprawa, że Stolica Apostolska nie mogła zaoferować udręczonym biskupom żadnej alternatywy, żadnego praktycznego wyjścia - choćby "nawet próby rozwiązania. Oryginalny dokument, którego pełny tekst w przekładzie z łaciny zostanie tutaj przedstawiony, potwierdza tę prawdę w sposób niemalże dramatyczny. . W Watykanie bowiem wiadomość o zawarciu umowy przyjęto zrazu z niedowierzaniem. Dopiero kiedy episkopat o niej powiadomił - okrężnymi drogami - papież nakazał substytutowi w sekretariacie stanu, monsignorowi Angelo delTAcąua, napisać 9 października 1950 r. list (nr 699,0/50), dostarczony arcybiskupowi Groszowi za pośrednictwem włoskiej ambasady w Budapeszcie: ...przykro mi, że muszę ciebie powiadomić, iż [wiadomość o umowie] sprawiła Najwyższemu Kapłanowi niemałe zmartwienie. Ty oraz miejscowi ordynariusze przyjmiecie to do wiadomości z bólem, acz bez zdziwienia. Bowiem nawet jeśli pominąć inne względy, które też zasługiwałyby na przemyślenie, to przecież wiadomo, że definiowanie zasad (rationes publicas) obowiązujących między Kościołem a poszczególnymi narodami oraz urzeczywistnianie ich (moderari,) przystoi Stolicy Apostolskiej. Ponadto gdy chodzi o umowy, odnoszące się do kierownictwa życiem kościelnym-narodu w całej jego pełni, które zwrotnie oddziałują na rzeczywistość kościelną w innych narodach i które - co jeszcze ważniejsze - zawierają niemało [treści]... zależnych od aprobaty zwierzchności kościelnej, wszystko to wykracza —co widać —poza własną kompetencję rządów diecezji (auctoritatem dioeceseon Praesulum propriam, uti liąuet, excedunt...). dae krytyczne pouczenia z Rzymu dotarły zapewne również do uszu arcybiskupa syńskiego i polskiego episkopatu, kiedy zawarli porozumienie z kwietnia 1950 r. uPi węgierscy zostali jednak pouczeni szczególnie dotkliwie, gdyż nie wbudowali "Qowę klauzuli, odnoszącej się do Watykanu, i ponieważ praktycznie zgodzili się 230 Tajna dyplomacja Watykanu na samowolną likwidację wspólnot zakonnych. Wzajemne ustępstwa rządu w żadnej mierze nie były proporcjonalne do „zdrożnych ustępstw" biskupów* pisał delFAcąua. Jego Świątobliwość - o czym nie trzeba przypominać - doskonale rozumie trudności i zagrożenia, powstałe dla tamtejszego życia kościelnego. Nie zmniejsza to jednak nacisku wspomnianej nagany... Pontifex Maximus trwa sercem i umysłem przy umiłowanym narodzie węgierskim... i udziela biskupom, klerowi, zakonnikom i wszystkim wierzącym swego apostolskiego błogosławieństwa... Dokument został ujawniony, ponieważ niespełna rok później posłużył węgierskim stalinowcom do postawienia przed sądem człowieka, który w umowie z 1950 r. tak dalece wyszedł im naprzeciw, arcybiskupa Grosza. Policja znalazła pismo delTAcąuy pod skórzanym obiciem sofy w jego bibliotece, razem z 2500 dolarami (wsparcie z Watykanu). Autentyczność ogłoszonego w 1951 r. przez budapeszteński rząd pisma została potwierdzona wobec autora 17 września 1974 r. w archiwum watykańskiego Sekretariatu Stanu. „Zatem potępiono nawet waszą obłudną umowę!" - krzyczał prokurator 22 czerwca 1951 r. i triumfalnie okazał oskarżonemu arcybiskupowi list z Rzymu3?'. Reżyserzy procesu zdawali się nie zauważać, że list nie przystaje właściwie do tezy oskarżenia, iż mianowicie przewodniczący episkopatu jest marionetką Watykanu i na jego zlecenie (naturalnie we współpracy z ambasadą USA i Titem!) przygotował „spisek dla obalenia ludowo-demokratycznego rządu"... Piętnastoletni wyrok więzienia dla Grosza anulowano pięć lat później, a rząd narodowego komunisty i antystalinowca Imre Nagya uznał Grosza ponownie za przewodniczącego episkopatu. Tymczasem jednak Kościół węgierski został organizacyjnie zdziesiątkowany, upokorzony i sterroryzowany. Niewielu pozostających na wolności biskupów, którzy przeważnie zrezygnowali nie tylko politycznego, ale i kościelnego działania, tkwiło nadal w swych feudalnych rezydencjach, otoczonych troskliwością państwowych kontrolerów i luksusem, który na tle ich społecznego otoczenia i w obliczu ich rzeczywistej niemocy wydawał się niemal surrealistyczny. W 1955 r. Grosz internowany był przez kilka miesięcy - wraz ze zwolnionym z aresztu domowego prymasem kardynałem Mindszentym - w zamku Almassy. Mindszenty dogadał się z Groszem - także na piśmie - mimo iż ich kontakt był utrudniony. Jak Grosz informował później w prywatnych rozmowach, Mindszenty czynił mu gwałtowne wyrzuty z powodu umowy z 1950 r. Jeszcze w pamiętnikach, w których zaświadczył o dobroci i wierności Grosza, zarzucił swemu bratu w biskupstwie „chwiejną postawę". Mindszenty bowiem - o czym dowiedzieliśmy się dopiero z jego pamiętników w 1974 r. (por. rozdział 10>- odrzucił latem 1956 r. ofertę rządu-Nie chciał powrócić na swą stolicę w Esztergom, ponieważ obawiał się, że komunisc potraktują go jako „na pół swojego człowieka" oraz dlatego, że nie chciał być świadkiem „poniżenia Esztergom", które dostrzegł w fakcie odebrania miastu rang1 stolicy komitatu. Gdyby Mindszenty stanął - kilka miesięcy przed powstania węgierskim - na czele episkopatu (jak uwolniony polski prymas Wyszyński), później' sze wydarzenia przybrałyby może inny bieg, a Mindszenty podobnie jak Grosz n ja kursie zimnej wojny: ponownie tajni biskupi. 1949-1955 251 zmuszony iść na emigrację. Zakładają-oczywiście, że -jak Grosz - powściągnąłby własną dumę i okazał skłonności pojednawcze... Grosz z pewnością nie miał najlepszych doświadczeń z kompromisami - lecz co było alternatywą? - pytał siebie i prymasa. A jakie było właściwie zadanie Kościoła: duszpasterstwo czy opór polityczny? A może jedno i drugie stało się nierózdzielne, Idedy walkę „o dusze" rozgrywano na politycznym, a nawet -jak czynili to stalinowcy - na policyjnym gruncie? Czy jednak przysłużono by się wierzącym - którzy chcieli słyszeć ewangelię i przyjmować sakramenty - gdyby ich arcypasterze bezkompromisowo wydali się na łup ateistycznej władzy? Co było bardziej heroiczne: gdy pasterz dawał się pożreć wilkom oddając im trzodę, czy też wbrew sobie wył jak wilki, aby trzodę uratować? Na tego rodzaju pytania, rozważane w węgierskim - obstawionym przez policję -pałacu, nawet Biblia (Jan 10, 11-18) nie dawała wystarczającej, ponadczasowej odpowiedzi. Zwłaszcza, że posłanie ewangelii adresowane było zawsze również do takich ludzi, „którzy nie są z tej trzody". I dlatego też, że życie należy ryzykować jedynie po to, „aby je na nowo odzyskać..." Papieże w każdym razie nigdy po 1917 r. nie odpowiedzieli na podobne pytania jednoznacznie i bezkompromisowo. Pius XII, ów przezornie lękliwy dyplomata na tronie papieskim, który sadził, że po 1945 r. powinien zagłuszyć własne skrupuły głośnymi wezwaniami do walki, byłby może ostatnim, który podniesie „bezkom-promisowość" do godności generalnej zasady działania kościelno-politycznego •- o ile sprawy nie dotyczą kościelnego nauczania... Stalin i Zachód nie utrudniali papieżowi przyłączenia się do ogólnego trendu zimne} wojny; podobnie czynił jego poprzednik, Pius XI, który w latach dwudziestych i trzydziestych szedł tropem ówczesnych tendencji politycznych. Po śmierci Stalina (1953), kiedy od połowy lat pięćdziesiątych nastała nowa, na inny sposób trudna era w stosunkach Wschód-Zachód, również i ten papież zaczął wykorzystywać zmienione wiatry i rozglądać się za nowymi brzegami. Mozolny zwrot ku współistnieniu. 1955-1964 Rozpoznanie bez zadań: podróż Marcela Redinga do Moskwy „Pan chce jechać do Moskwy?". Jezuita ojciec Robert Leiber, jeden z najbliższych współpracowników Piusa XII, który nigdy nie pojawiał się na oficjalnych listach godności watykańskich, zmarszczył czoło w zamyśleniu. Przed nim stał Marcel Reding, teolog z Luksemburga, profesor teologii moralnej na uniwersytecie w Grazu. Owego czerwcowego dnia 1955 r., podczas „Dni kultury" we Florencji, ruchliwy chadecki burmistrz miasta Giorgio La Pira przedstawił Redinga Leiberowi. Objawił on — na ów czas całkiem niesłychany - projekt. Reding otrzymał z ambasady sowieckiej w Wiedniu zaproszenie rządowe do Moskwy. Ambasador Kudriawcew oświadczył, że zwrócono uwagę na Redinga, gdyż jako pierwszy raczej konserwatywny teolog na Zachodzie wypowiedział się za „rozmową" ze Związkiem Sowieckim. Odnotowano również w Moskwie, że kolega Redinga, profesor Josef Lenz z Trewiru, porównał go do owieczki, która odwiedzi nawet tygrysa i już pożerana „nawiąże z nim rozmowę przy stole"0. Kudriawcew zasugerował, by Reding przekonał się osobiście, że w Moskwie nie ma kanibali... Teolog ów, który nigdy nie angażował się politycznie, wygłosił 5 grudnia 1952 r. wykład inauguracyjny w Grazu, rychło opatrzony kościelnym imprimatur. Zestawił w nim Karola Marksa z Tomaszem z Akwinu i doszedł do zaskakującego stwierdzenia, iż miedzy obu myślicielami zachodzą „głębokie analogie" (mianowicie arystotelesow-skie), które umożliwiłyby im nawiązanie rozmowy... „A dlaczego my nie możemy?" -pytał Reding, sądząc, iż „mimo całej przeciwstaw-ności komunizmu, socjalizmu i chrześcijaństwa" powinna być możliwa „ludzk3 rozmowa"2). To przejaw „naiwnego optymizmu", oponował profesor Lenz, a Redu odpowiedział, że „należałoby przynajmniej podjąć próbę ulżenia losowi naszych braci, nie wyrzekając się choćby jednej litery z chrześcijańskiego nauczania". Debata Mozolny zwrot ku współistnieniu. 1955-1964 233 teologiczna toczyła się przeszło dwa lata wcześniej. Dlaczego w 1955 r. ponownie stała aę aktualna? Tezy Redinga nje były bynajmniej nowe. Już wiosną 1952 r. austriacki jezuita Gustav A. Wetter odkrył „wewnętrzne punkty styku" miedzy filozofią sowiecką a myślą katolicką, zaś jego niemiecki brat zakonny Klemens Brockmófler-„wyciągnął z tego rok później wniosek, którego Wetter — jako profesor papieskiego uniwersytetu w Rzymie — nie przyjął: „Gdyby Święty Paweł odkrył tyle punktów stycznych w dorobku myślowym ówczesnego pogaństwa, nie wahałby się wykorzystać ich z korzyścią dla posłania chrześcijańskiego." lin wyraźniejsze jest przeciwieństwo do komunizmu, tym bardziej otwiera się „droga rozumiejącego spotkania, naturalnie nie pomiędzy systemami, lecz pomiędzy ludźmi owych systemów"3). Wszystko to pozostałoby jedynie suchą teorią, gdyby nie śmierć Stalina w marcu 1953 r., w wyniku której zapoczątkowana została nowa faza w dziejach Związku Sowieckiego. „Walkę z przesądami religijnymi należy dziś traktować jako starcie ideologiczne między naukowo-materialistyczną ideologią a ideologią antynaukpwo-religijną... przy' czym nie -wolno ranić uczuć ludzi wierzących ani kleru. Środki nacisku szkodzą celom partii komunistycznej i przyczyniają się w ostatecznym rachunku do umocnienia przesadów". Są to zdania z oświadczenia KC sowieckich komunistów z 11 listopada 1954 r. W Watykanie nadstawiono uszu. Zrazu mówiło się lekceważąco o „propagandzie", potem, już uważniej, o „poruszeniu wahadła"^. Odgrzebany slogan Lenina o „pokojowym współistnieniu" ż krajami kapitalistycznymi, który otwierał obecnie w skali polityki światowej fazę odprężenia militarnego, zaznaczył początek przejścia od „zimnej wojny" do „zimnego pokoju", które to przejście nie pozostawiło w nietkniętym stanie również wewnętrznych stosunków w Związku Sowieckim: odwilż roztapiała, skalną zmarzlinę, jedynie kierunek przemiany nie był zbyt wyraźny. Jak zawsze przygotowywano się w Watykanie dyskretnie i ruchliwie na w s z e l k i e, także ewentualnie nowe możliwości. Pius XII przyjął na swój sposób hasło „współistnienia", z dyplomatycznym wyczuciem, ale również z ostrożnością, która była jego zwykłym schronieniem, kiedy niepewny zdawał się wynik tej czy innej sprawy. Odkąd na Wschodzie i Zachodzie stanęły naprzeciw siebie mocarstwa atomowe, bezprzedmiotowe stały się dwie obawy, żywione w Watykanie w latach 1943/44: ani trzecia wojna światowa nie wydawała się możliwa, ani też wycofanie się USA z polityki światowej i europejskiej. Współistnienie stało się więc —' choćby ze strachu — nieuniknione. Czy jednak, pytał papież w posłaniu na Boże Narodzenie 1954 r., wystarczy to do ustanowienia prawdziwego pokoju? I sam odpowiedział: „Aby usprawiedliwić to oczekiwanie, musi dojść w jakiś sposób [!] do współ-taienia w prawdzie. Lecz z prawdy można zbudować most pomiędzy tymi Wpma oddzielonymi światami, tylko jeżeli oprze się go na l u d z i a c h żyjących Jednej lub w drugiej stronie świata, nie zaś na formach rządów lub systemów Ocznych...'>S). Siedem miesięcy później doszło jednakże w Genewie do pierwszego dzy Wschodem i Zachodem spotkania rządów, choć nie form rządów. Nowe ftow sowieckie zaprosiło w początkach czerwca 1955 r. katolickiego 234 Tajna dyplomacja Watykanu niemieckiego kanclerza, Adenauera, którego przedtem uważało za swego najgroźniejszego przeciwnika w Europie, do złożenia wizyty w Moskwie. I już 27 czerwca, trzy dni przed przyjęciem zaproszenia przez Adenauera (który wcześniej; w połowie czerwca, zadbał o aprobatę USA), papież zmienił jeszcze bardziej tonację: Prawdziwie chrześcijański człowiek Zachodu żywi wobec narodów Wschodu, żyjących w obszarze materialistycznego światopoglądu wyposażonego we władzę państwową, uczucia pokoju i ndlości. Jeśli sprawa współistnienia porusza nieustannie umysły, to Nam przystoi bez zastrzeżeń zaaprobować jeden rodzaj współistnienia: wierzący ludzie Zachodu modlą się wspólnie z tymi ludźmi spoza żelaznej kurtyny, którzy jeszcze wznoszą ręce ku Bogu — a nie jest ich mało — abyśmy wszyscy mogli stać się jednością w pełnej wolności...^ Merytorycznie właściwie nie było w tym nic nowego, zabrzmiało to jednak jak rewelacja w ówczesnej atmosferze między Wschodem i Zachodem, naznaczonej jeszcze przez końcową fazę epoki stalinowskiej, zwłaszcza że papież zdystansował się zarazem nieco od świata, „który zwykło się określać jako wolny". Stara, jedynie zakurzona, zasada „niepartyjności" znowu została nieśmiało uwidoczniona. I w tych to dniach czerwca 1955 r. profesor Reding z Grazu ujawnił wobec ojca Leibera swój projekt podróży do Moskwy. Jako prywatny sekretarz Piusa XII Leiber wiedział lepiej niż inni, że papieża coraz bardziej dręczy obecnie pytanie, co dalej z ponadnarodowym Kościołem w „świecie komunizmu, amerykanizmu i nacjonalizmu". Przyzwyczajony myśleć raczej z pomocą głowy wysokiego szefa niż własnej, zdawał się Leiber przeczuwać rychłą konieczność •„zwrotu". Kościół — jak i cały świat — zapewne będzie zmuszony w tym, a może i w następnym stuleciu współżyć z komunizmem w obrębie swoich struktur. Zarazem Kościół będzie zmuszony przyspieszyć, aby znaleźć sposób prak- „ tycznego współegzystowania z komunistami, zanim będzie za późno, zanim milionom katolików na Wschodzie nie zostanie całkowicie odcięty dopływ religijnego powietrza..A Takie były rozważania, które być może wykraczały poza myślenie papieża, jednak Robert Leiber znał nie tylko lękliwą naturę Piusa XII, która z wiekiem okrywała się w coraz bardziej zdystansowaną nieprzystępność, gdyż jako uważny obserwator dostrzegał również oznaki przemiany wewnątrzwatykańskiej. Na przykład owo zakulisowe przeciąganie liny w Kurii, które zaczynało się zawsze w obliczu schyłku pontyfikatu. Oto substytut delTAcąua oraz arcybiskup Mediolanu Montini (odsunięty przez Piusa XII z Kurii) poprosili udającego się do Moskwy szefa socjalistów i laureata Nagrody Stalinowskiej, Piętro Nenniego, o pewne nie całkiem njezobowia.-żujące przysługi rozpoznawcze. Nie z gadulstwa, lecz po namyśle scharakteryzował Robert Leiber ten stan rzeczy — o którym wiedział również papież, nie zgłaszają0 sprzeciwu — wobec rzymskiego korespondenta „Frankfurter Allgemeine Zeitung > i to pomimo przewidywań, że Watykan z uwagi na włoskich ehrześcijańskicB demokratów wnet ogłosi dementi... Jak zatem ojciec Leiber mógł odpowiedzieć profesorowi Redingowi z Grazu? odradzał mu podróż do Moskwy? „Pomiędzy 1945 a 1949 r. ^Rosjanie pięć Mozolny zwrot ku współistnieniu. 1955-1964 235 sondowali ~w sprawie nawiązania stosunków dyplomatycznych i zawsze Stolica Apostolska objawiała gotowość, jednak Sowieci milkli" — powiedział Leiber Redin-gowi, jednocześnie przypominając ciągnące się latami, bezowocne rozmowy, które papież jeszcze jako nuncjusz Pacelli prowadził z Sowietami w Berlinie do 1927 r. „Nie zna papieża, kto sądzi, że kiedykolwiek zatrzaskuje drzwi na dobre. Gdyby Rosjanie naprawdę chcieli rozmawiać, mogliby to zasygnalizować kanałem dyplomatycznym. „Czy zniczy to, że nie powinienem jechać?" — zapytał Reding. „Tego nie mówię! — wycofał się Leiber. - Proszę zapytać w sekretariacie stanu." I tam jednak nie chciano dać jasnej odpowiedzi. Kiedy pośrednicząc włączył się do sprawy austriacki ambasador przy Watykanie, powiedziano mu, by Reding zwrócił się do swego lokalnego biskupa, ordynariusza Schoiswohla w Grazu. Ten dopiero, po dyskretnym zapytaniu w Rzymie, wyraził zgodę — po kflku miesiącach. * Kiedy Reding poleciał 16 grudnia 1955 r. do Moskwy, klimat dla takiego niezobowiązującego sondażu był po obu stronach przygotowany. 7 września na międzynarodowym kongresie historyków w Rzymie papież przypomniał politykę konkordatową Kościoła, zawsze nastawioną na to, aby zapewnić misji Kościoła „zabezpieczenie jurystyczne i niezbędną niezależność". Nazajutrz Konrad Adenauer zapoczątkował swą historyczną wyprawę do Moskwy. Krótko potem, w niedzielę 11 września, kanclerz niemiecki klęczał w moskiewskim kościele św. Ludwika, a polski ksiądz Buturowicz odprawiał mszę. Adenauer nie domyślał się, że jest to ta sama ławka kościelna, w której inny niemiecki katolicki kanclerz, Josef Wirth, słuchał 29 lat wcześniej mszy, odprawianej przez biskupa tajnie konsekrowanego przez Eugeniusza Pacellego... „Religia w Rosji sowieckiej jest niemal całkowicie wytępiona... Na ten temat nie wolna oddawać się iluzjom" — tak pouczano Konrada Adenauera8). Zręczna kremlowska reżyseria zadbała jednak również, aby w ten sam niedzielny poranek - 11 września 1955 r. — mogli być konsekrowani po raz pierwszy po wojnie dwaj biskupi'na sowieckiej Litwie. Cztery miesiące wcześniej, tuż po podpisaniu austriackiego układu państwowego (który był pierwszym sowieckim ustępstwem w dziedzinie polityki zagranicznej wobec Zachodu) Watykan przekazał w formie testu wiedeńskiej ambasadzie Związku Sowieckiego dwie nominacje biskupie z formalną prośbą o wyrażenie zgody9). I tym razem watykańska polityka wschodnia podążała tropem polityki Zachodu... Marcela Redinga przyjęto w Moskwie 17 grudnia 1955 r. z zaciekawieniem 1 uprzejmie. Wiceminister Igor Poljański, w Radzie do spraw wyznań odpowiedzialny za ueprawosławne wspólnoty religijne, nie odmówił sobie przyjemności towarzyszenia ^atolickiemu teologowi podczas czternastodniowych rozjazdów lotniczych. Pierwszy rpwadzi". W rzeczywistości nie chodzi wcale o „zmiękczenie" ani o wyprawę *zyżową, której papież „nigdy nie zechce zwołać ani nie pobłogosławi", lecz tylko Jedno: 240 Tajna dyplomacja Watykan,, Kościół w każdych warunkach będzie poszukiwał wszystkich możliwych środków, aby zapewnić minimum opieki duszpasterskiej na obszarach, gdzie dziś jej niema. I wkroczy na k a ż d ą drogę, która choćby w pewnej mierze mogiaby do tego doprowadzić. Będzie kroczyć każdą drogą dla dobra dusz, które nie mają dostępu do nauczania, do sakramentów; nie jest to jednak tożsame z wewnętrznym zbliżeniem i wejściem w komunizm... W każdej epoce Kościół próbował w najtrudniejszych warunkach ratować to, CQ jest do uratowania, krocząc drogami, które nadawałyby się jeszcze do kroczenia...^ Tak „skomplikowaną naukę o rozróżnieniach" w odniesieniu do pojęcia „współistnienie" trudno „będzie wyjaśnić wszystkim naszym intelektualistom, nie mówiąc już o przedstawieniu jej zwykłym ludziom" — polemizował z Gundlachem publicysta katolicki Otto Rogele M). Tymczasem nie chodziło o rozróżnienie doktrynalne, gdyż pod tą subtelnie rozwieszoną siatką ukazywał się pragmatyczny podstawowy wzór wszelkiej watykańskiej „polityki" wobec Wschodu. Fakt, że człowiek taki jak Gundlach skierował spojrzenie na ów wzór właśnie w połowie września 1956 r. (nie mówiąc przy tym nic zasadniczo nowego), wynikało z faktu, że lud kościelny — także intelektualiści — utracił go w zawirowaniach zimnej wojny z pola widzenia. Teraz jednak należało zachodnich katolików przygotować na nową sytuację, która zdawała się zarysowywać. Sześć tygodni później kardynał Wyszyński powrócił wolny do Warszawy, a kardynał Mindszenty do Budapesztu. Watykan nie wpadał w przesaŚ-ny optymizm, kiedy w końcu października 1956 r. stery rządów objęli w Polsce Władysław Gomułka, a na Węgrzech Imre Nagy — dwaj potępieni „narodowi" komuniści. Papież nie zwlekał jednak z publicznym powitaniem owych wydarzeń jako „pierwszych oznak pokojowej reorganizacji obu państw na podstawie zdrowszych zasad i lepszych praw"21) — i to w dniu l listopada. Wieczorem tegoż dnia Imre Nagy ogłosił przez radio, że wojska sowieckie (które wycofały się w obliczu krwawego powstania) ponownie zbliżają się do Budapesztu i że Węgry występują z Paktu Warszawskiego. O godzinie 20.24 — niespełna pół godziny po Nagyu — podszedł do mikrofonu budapeszteńskiego radia kardynał Mindszenty, nie mając nic innego do powiedzenia, jak tylko to, że szuka właśnie drogi „owocnego rozwiązania" i że za dwa dni wygłosi w radio „osobisty apel do narodu na temat właściwej drogi rozwiązania"M). Był to sygnał dla Watykanu, aby rankiem 2 listopada pilnie, .wyprawić radcę legacyjnego Corrado Bafile z Sekretariatu Stanu do Budapesztu, aby tam wpłynął miarkujące na Mindszentyego. Polski kardynał tegoż 2 listopada w pierwszym swym kazaniu ograniczył się do apelu w duchu wśzechobejmującej wzajemnej miłości23'. Czy Mindszenty pozwoli sobie doradzić w podobnym duchu i zrezygnuje z jakichkolwiek słów politycznych? Monsignore Bafile dotarł jedynie do granicy austriacko-węgier-skiej, gdzie przewodniczący Papieskiej Akcji Pomocy prałat Ferdinando Baldelli już bezskutecznie negocjował z dowódcą sowieckiej jednostki pancernej. Nikogo nie przepuszczano do Budapesztu, a już tym bardziej dyplomaty watykańskiego. Wieczorem 3 listopada czołgi sowieckie stały dwanaście kilometrów od Budapesz tu. Około godziny 18 Mindszenty zwrócił się do deputowanego do niemieckie Bundestagu, księcia Hubertusa zu L6wenstein:M) „Bądźcie silni, bądźcie gotowi- Klozolny zwrot ku współistnieniu. 1955-1964 241 \V przeciwnym razie los Węgier jutro może być waszym losem. Moskwa nie cofnie się przed żadnym aktem gwałtu... Jedynie większa jeszcze potęga może nas przed nią uchronić". Dwie godziny później — i osiem godzin przed otwarciem ognia na Budapeszt przez sowieckie działa! — kardynał przemawia w radio i domaga się .[natychmiastowego] przywrócenia swobody chrześcijańskiej nauki religii jak też ^wrotu instytucji i [zgromadzeń] Kościoła katolickiego, w tym także katolickiej prasy". W tonie deklaracji rządowej domagał się „nowych wyborów, wolnych od wszelkich nadużyć, w których może uczestniczyć każda partia". Narzucony w 1945 r, reżym przemocy został przez naród „zmieciony"; jego „spadkobiercy nie powinni domagać się żadnych dalszych na to dowodów" (to zdanie, zapisane na taśmie magnetofonowej,' zostało skreślone w pamiętnikach kardynała...). Pięć razy odnosił się Mindszenty polemicznie do owych „spadkobierców": do rządu komunisty Nagya (który już nazajutrz nie pełnił swych funkcji). Wszyscy winni członkowie dawnego obalonego reżymu powinni stanąć przed sądem, natomiast unikać należy „indywidualnych" aktów zemsty; tak pouczar kardynał, dodając zarazem:, jesteśmy neutralni, nie dajemy państwu rosyjsltiemu żadnego pretekstu do rozlewu krwi.;. Chcemy żyć w przyjaźni z wielkimi Stanami Zjednoczonymi Ameryki i z potężnym państwem rosyjskim". Pouczał przywódców sowieckich, „że o wiele bardziej będziemy szanować naród rosyjski, gdy nie będzie nas zniewalał". Sam wątpi, czy Kreml, dostrzegający zagrożenie dla swego imperium, da się ułagodzić, niemniej nie sądzi, by jego przemówienie w takim momencie mogło być jedynie oliwą dolaną do ognia26'. Oczywiście również bardziej obyty z cnotą mądrości kardynał nie byłby już w stanie ugasić ognia — tak pocieszano się w Watykanie. Papież, który wobec najbliższego . otoczenia nie ukrywał, że uważa zachowanie Mindszentyego za niemądre, okazał jednak zdziwienie, że węgierski prymas nazajutrz po swej płomiennej mowie nie chce być ponownie męczennikiem, lecz (powodowany zrozumiałą ludzką reakcją) ucieka do położonej w pobliżu ambasady amerykańskiej, o „konspirację" z którą komuniści zawsze go podejrzewali. Ponieważ cały świat — nawet część bloku sowieckiego — nie ukrywa oburzenia na Związek Sowiecki, również Pius XII postanowił nie narażać się na dawny zarzut milczenia. W krótkiej encyklice z 5 listopada..uskarżał się, że na Węgrzech „obca broń ponownie wepchnęła krwawiący naród w niewolnictwo"275, zaś pięć dni później - w posłaniu radiowym do wiernych całego świata — zadrżał głos osiemdziesięciolatka: „Czy świat ma się pogodzić z pozostawieniem tych braci w poniżającej niewoli?". Papież zażądał teraz nawet, aby zawarto „mocny powszechny pakt", który nie-prawiedliwych agresorów przepędzi na „pustynię izolacji", zarazem skłaniając ich jednak do „łagodniejszego postępowania"28'. ..Gdybyśmy milczeli, musielibyśmy o wiele bardziej obawiać się Sądu Bożego!" bronił się w posłaniu na Boże Narodzenie (1956) przed zarzutem przyczynienia się ^° usztywnienia frontów. W tym momencie wydawało się, że odprężenie na linii schód—Zachód ponownie i na nieprzewidywalny okres zamieniło się w zimną °Jię. Prestiż Moskwy, a nawet całego komunizmu światowego, doznał uszczerbku Podobnie jak rozwiało się złudzenie, że zachodnie mocarstwo byłoby skłonne Varantować coś więcej niż tylko status quo Unii demarkacyjnych, ustanowionych 242 Tajna dyplomacja Watykanu w 1945 r. Ten schizofreniczny stan rzeczy (który wkrótce ustąpił wobec kursu współistnienia w stosunkach Wschód—Zachód) wyraził się również w najgwałtow-niejszych emocjach politycznych, jakim kiedykolwiek uległ publicznie.Pius XII29': Jako głowa Kościoła uniknęliśmy, jak i poprzednio, wezwania chrześcijaństwa do krucjaty. Możemy jednakże domagać się pełnego zrozumienia dla faktu, że tam, gdzie religia jest żywym dziedzictwem ojców, ludzie potraktują walkę, niesprawiedliwie narzuconą przez wroga, także jako wyprawę krzyżową... Jesteśmy przekonani, że i dziś wobec przeciwnika, który zdecydowany jest narzucić narodom wszelkimi sposobami szczególną i nieznośną formę bytowania, pokój może być i będzie uratowany jedynie na drodze jednomyślnego i silnego zespolenia wszystkich, którzy miłują prawdę i dobro leszcze nigdy papież nie identyfikował się tak jednoznacznie z sojuszem zachodnim. Papież przestrzegał również, że, chrześcijanie nie powinni uprzywilejowywać taktyki „zamazywania", która realizuje się pod nazwą „dialogu", „Po co rozmawiać, gdy nie ma wspólnego języka?". Kto jednak chciałby teraz wyciągnąć wniosek, że należy zerwać wszystkie mosty, ten zapomniałby o „naturze Kościoła" (Gundlach) i o pragmatycznej głównej zasadzie watykańskiej polityki wschodniej. Papież Pacelli, który traktował dojrzałość zwykłych wiernych, a nawet „niższego kleru", co najwyżej jako arabeskę teologiczną, zakazał dialogu prostaczkom, rezerwując go dla wysokiej dyplomacji państw — i Kościoła: Zauważa się, że dobrze byłoby... podtrzymać wzajemne stosunki. Jednak dla tego celu wystarczy w zupełności to, co mężowie odpowiedzialni za politykę i państwa uznają za niezbędne w zakresie kontaktów i stosunków, aby utrzymać dla ludzkości pokój, ale nie z uwagi na jakieś szczególne interesy. Wystarcz y^ też to, co wladza kościelna uzna za niez-będne, aby zachować uznanie praw i wolności Kościoła W ostatnim zdaniu mimochodem wyartykułowano formułę, która umożliwi stosowne pobłogosławienie polskiej drogi, na którą w końcu 1956 r. wstąpili kardynał Wyszyński i komunista Gomułka. Albowiem akurat w chwili, kiedy Kuria^ rzymska nastawiała się na pełny powrót do zimnej wojny, doszło w Polsce 7 grudnia 1956 r. do nowego porozumienia między Kościołem i 'państwem. Komunikat wspólnej komisji episkopatu i rządu30' - nie wspominając o tym — nawiązywał do starego, podziurawionego porozumienia z 1950 r. Rząd, który uwolnił wszystkich skazanych duchownych, obiecał „usunąć wszystkie przeszkody, które w minionym okresie wystąpiły w toku realizacji zasady pełnej swobody życia religijnego", biskupi zaś zapewnili o „pełnym poparciu dla podjętych przez rząd wysiłków dla wzmocnienia i rozwijania Polski Ludowej, o sumiennym prze" strzeganiu praw Polski Ludowej i spełnianiu obywatelskich powinności". Dekrf z 1953 r., który uzależniał obsadę wszystkich stanowisk kościelnych od zg°d' państwa, został zastąpiony nowym, w którym państwo zastrzegło dla siebie ogranicz*: ne w czasie i merytorycznie prawo sprzeciwu3". Rząd zaaprobował też ostateczni osadzenie owych pięciu biskupów tytularnych na obszarach Odry/Nysy, któryś zwrot ku współistnieniu. 1955—1964 243 — jako półśrodek - kardynał Wyszyński uzyskał od wahającego się papieża już w 1 951 r." ponownie więc — jak w 1950 r, — doszło do kościelnego uzgodnienia z komunistami bez wcześniejszego porozumienia z Watykanem. Na bezpośredniego partnera negocjacji Wyszyński wyznaczył wręcz owego biskupa Michała Klepacza z Łodzi, który w dniu internowania kardynała w 1953 r. w charakterze nowego przewodniczącego episkopatu przyjaźnie ugościł butelką wina pułkownika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Julię (Lunę) Brystygierową (która przyniosła mu rządowe potwierdzenie nowej godności)... Klepacz złożył wówczas ślubowanie na wierność, wobec rządu, określone przez Watykan jako „obiektywnie nieważne"32'. Według nowego dekretu również biskupi diecezjalni mieli obowiązek „uroczyście" ślubować wierność wobec Polski Ludowej i jej pprządku prawnego (art. 6). 15 stycznia 1957 r. Wyszyński wezwał nawet katolickich obywateli państwa do udziału w wyborach i poparcia komunistycznej listy jedności Gomułki (która obejmowała także, po raz pierwszy, ośmiu katolików z grupy „Znak", stojących blisko kardynała). Czy można to było jeszcze pogodzić ze złowieszczym dekretem rzymskim z 1949 r., wymierzonym przeciwko współpracy z komunistami? Watykan dostrzegał kłopotiiwość, lecz i nieuchronną konieczność tego rozwiązania. „Osservatore Romano" zadziałał wyprzedzająco: ucisk Kościoła bywa „w określonych państwach mniej ciężki niż w innych", gdy — jak w Polsce — moralny opór katolików okaże się silniejszy od przeciwstawnego nacisku; „komunizm przypisuje sobie następnie jako zasługę coś, co w rzeczywistości jest jego porażką..."33'. Interpretacja ta miała się sprawdzić dopiero trzydzieści lat później, w tamtym zaś czasie nie ułatwiała ona bynajmniej pozycji polskiego kardynała. Wyszyński nie spieszył się zatem z wizytą w Rzymie — a Watykan odwlekał pilne wezwanie. Kardynał udał się w drogę dopiero pięć miesięcy później. Na dworcu rzymskim powitał go ambasador Polski Ludowej oraz trzeciorzędny wówczas urzędnik Kurii. Długi tydzień trwało oczekiwanie na spotkanie z papieżem. W tym czasie otrzymywał Wyszyński anonimowe listy z wyrzutami, że przywiózł „kompromitującego" łódzkiego biskupa Klepacza. To jedyny powód, dla którego papież zwlekał z audiencją. Wyszyński natomiast świadomie zjawił się w Rzymie nie tylko w towarzystwie poznańskiego arcybiskupa Baraniaka, którego stalinowcy traktowali szczególnie Brutalnie, ale także Klepacza i sekretarza episkopatu biskupa Choromańskiego. Za nków episkopatu ukraińskiego, którzy zmarli w komunistycznych więzieniach". 250 Tajna dyplomacja Watykanu „Sekretariat [soboru] ubolewa z powodu tego oświadczenia, tym bardziej że przeciwstawia się ono duchowi utrzymywanych i nadal podtrzymywanych kontaktów z obserwatorami; może tylko zdystansować się od niego" — oświadczył monsignore Willebrands 24 listopada45'. Niemniej tegoż dnia kardynał Gustavo Testa negocjował w „sprawie Slipyja" z oboma moskiewskimi gośćmi, których ikoniczna nieruchomość sprawiała na niektórych ojcach soboru wprost niesamowite wrażenie. Można by przecież uniknąć wystąpienia emigrantów ukraińskich, gdyby Związek Sowiecki wykonał w zakresie polityki kościelnej gest wobec Watykanu - przynajmniej uwalniając Slipyja? Testa podsunął tę możliwość pod rozwagę. Borowoj i Kotiarow postanowili poruszyć tę kwestię w Moskwie, dokąd wracali w początku grudnia. Tymczasem pojawił się w Rzymie również Norman Cousins, Amerykanin, który włączył się w akcje mediacyjne podczas kryzysu "kubańskiego, i zaoferował swoje usługi. Rozmawiał z kardynałem Tisserantem i monsignorem dęli' Acąua, do których otrzymał rekomendacje ojca Morliona. Wspomniał później: „Przedłożono mi watykańskie analizy sytuacji i poproszono zarazem, abym w Moskwie wypowiedział również własne opinie"4^.. „Nie jestem oficjalnym posłańcem i nie reprezentuję nikogo". Mówiąc to wkroczył Cousins 13 grudnia 1962 r. o godzinie 11.30 do gabinetu Chruszczowa na Kremlu. Ponad trzygodzinną rozmowę, która się wywiązała — ozdobioną licznymi, rozległymi dygresjami szefa partii — można zrekonstruować na podstawie dwudziestostronico-wego raportu, złożonego przez Cousinsa w papieskim Sekretariacie Stanu47'. Zacytujmy wyjątki: Chruszczow: To, co papież uczynił dla pokoju... przejdzie do historii Cousins: Jednak to, co zamieściła jedna z sowieckich gazet — że papież odwróci! się plecami do Zachodu, że odwrócił się od antykomunizmu — jest nieprawdą... Chruszczow: Wiem.:. Nie mogę nawracać papieża... Sam byiem w młodości religijny, Stalin był nawet seminarzystą... Walczyliśmy potem nie z religią jako taką, lecz z sytuacją, która była mocno polityczna... były też inne rzeczy... bardzo skomplikowane. Popi nie byli sługami Boga, lecz żandarmami cara... Teraz respektujemy Kościół i mamy specjalną instancję rządową dla tych spraw... • Zależy mi na zapewnieniu papieża, że dla mnie jest jasne, iż nie pragnie on wykorzystywać swego Kościoła do celów politycznych. • Cousins zapytał szefa partii bez ogródek, czy Związek Sowiecki życzy sobie nawiązać stosunki z Watykanem, na przykład nieoficjalne. Chruszczow potwierdził i zaaprobował reasumpcję rozmów, sporządzoną przez Cousinsa w pięciu punktach: 1. Związek Sowiecki docenia mediację papieża, a Chruszczow zgadza się, że chodzi nie tylko o pożyteczną mediację w ostatniej chwili podczas kryzysu, lec2 o stałą pracę papieża dla pokoju. 2. Chruszczow potwierdza, że życzyłby sobie stałej linii komunikacyjnej ze Stolicą Apostolską (communication-line) z wykorzystaniem prywatnych kontaktów. 3. Chruszczow przyjmuje do wiadomości, że Kościół respektuje zasadę rozdziaw Kościoła i państwa w poszczególnych krajach. • Mozolny zwrot ku współistnieniu. 1955-1964 251 4. Chruszczow uznaje, że Kościół chce służyć wszystkim ludziom z punktu widzenia wyższych wartości życia i interesuje się nie tylko katolikami. 5. Chruszczow uznaje, że papież okazał wielką odwagę działając tak, jak działał, ponieważ wie, iż papież ma te same problemy w obrębie Kościoła, jakie on ma w obrębie Związku Sowieckiego. Rezultat rozmowy analizowany przez dyplomatyczną lupę, wydawał się raczej skromny. Nabierał znaczenia dopiero w zestawieniu z minionymi trzema dziesięcioleciami „stosunków" sowiecko-watykańskich. Z tego względu Cousins starał się pod koniec rozmowy nawiązać również do spraw konkretnych, na przykład do kwestii nauki religii i literatury religijnej. Każę zbadać tę kwestię — odpowiedział Chruszczow. Czy nie byłoby wskazane przekazać papieżowi znak dobrej woli w sprawach wolności religii, na przykład uwalniając biskupa Slipyja? — zapytał Cousins. Chruszczow: Przypominam sobie tę sprawę... lecz nie wiem, gdzie on jest i czy jeszcze żyje. Cousins: Zapewniono mnie, że jego zwolnieniu nie będzie się nadawać rozgłosu. Chruszczow: A jednak będzie wiele smrodu! Każę zbadać sprawę, a jeżeli otrzymam gwarancję, że nie będzie się z tego robić sprawy politycznej, nie wykluczam zwolnienia. Jeszcze jeden przeciwnik na wolności nie napawa mnie lękiem... Tydzień później, 19 grudnia 1962, wzruszony papież Jan trzymał w ręce ręcznie zapisaną kartę z życzeniami świątecznymi od Chruszcżowa. Była ona „świadectwem" autentyczności raportu Cousinsa z Kremla. Sekretariat Stanu zredagował formalne, dyplomatyczne podziękowania, jednak Jan obstawał przy swym ludzkim, ujmującym i pobożnym stylu. Odpowiedź, zaniesioną przez chorwackiego jezuitę Stefana Schmid-ta 22 grudnia do rzymskiej ambasady sowieckiej, naszpikował serdecznymi słowami i łacińskimi cytatami z Pisma Świętego... Wyczucie nie zawiodło papieża: właśnie przez to, że zachowywał się jak prosty ksiądz, wzbudzał zaufanie i oczyszczał delikatne początki kontaktów z raf prestiżowych i protokolarnych. 35 lat po ostatnich rozmowach Eugenia Pacellego ź Sowietami była to może jedyna metoda, zdolna, być może, przetrzeć drogi dyplomacji kościelnej... »Asceza" soboru i uwolnienie Slipyja; wyjście z „katakumb"? W początku lutego 1963 r. dwaj duchowni poszukiwali w moskiewskim pokoju hotelowym najlepszego rozwiązania: wysłannik papieża, monsignore Willebrands oraz. biskup Slipyj, lwowski metropolita katolickich Ukraińców obrządku wschodniego. Po_ dernnastu latach uwięzienia, obozu i zesłania na Syberię „ułaskawiono" go na" Prośbę Jana XXIII, dołączając jednakże oświadczenie, które rzymski ambasador 252 Tajna dyplomacja Watykan,, •' Sowietów dostarczył Watykanowi za pośrednictwem włoskiego premiera Fanfaniego. Głosiło ono dobitnie, że nie znaleziono „nic, co by umożliwiało łagodniejsze potraktowanie występków Slipyja przeciwko narodowi sowieckiemu". Kreml nie oczekiwał nawet sukcesu propagandowego po jego uwolnieniu, obawiając się jedynie tegp, co Chruszczow określił drastycznie jako „wielki smród". Nota głosiła, iż rząd ma nadzieję, że Slipyj „nie zostanie wykorzystany na szkodę interesów Związku Sowie-ckiego". Lecz Slipyj nie chciał łaski, tylko sprawiedliwości, i wcale nie zamierzał opuszczać kraju. Trzydzieści lat wcześniej biskup Sloskans bronił się podobnie przeciwko wymianie na łotewskich komunistów. Tymczasem chodziło tu nie o wymianę, lecz o nowy początek watykańskiej polityki wschodniej. Symboliczna wartość sowieckiego gestu, doceniona przez papieża, zostałaby przekreślona, gdyby Slipyj odmówił udania się na zawsze do Rzymu. Prastary dylemat między żywotnym interesem Kościoła a świadectwem tych, którzy dlań cierpieli, pozostał nieroz-wiązalny. Slipyj chciał przynajmniej raz jeszcze pożegnać się ze swą siedzibą biskupią, Lwowem. Uzgodniono kompromis: podróż koleją do Wiednia i Rzymu przez Lwów. Kiedy metropolita błogosławił swoje miasto przez okno pociągu pospiesznego, nie przeczuwał jeszcze, co skłoni go za siedem lat do wypowiedzenia gorzkiej uwagi, iż Kościół papieski znajduje się w trakcie rewizji swego wielowiekowego pojęcia „prawowierności". Unicka idea nawrócenia prawosławia, owo wyobrażenie, w wyniku którego Kościół katolicki stale (i z tragicznymi skutkami) natykał się na nacjonalistyczne konflikty w Europie Wschodniej, odkładana była stopniowo do akt historii. Wyzwanie wschodniego ateizmu państwowego i późniejsze odkrycie długo potępianego produktu zachodniego liberalizmu — tolerancji, sprawiły że nad czysto wyznaniowymi interesami górować zaczęła stopniowo solidarność wszystkich chrześcijan. Ważne było, czy wierni we Lwowie -mieli dość swobody, aby wyznawać swą religię, a nie czy podlegali rzymskiemu bądź moskiewskiemu metropolicie. Bardziej intuicyjnie niż z rozmysłem popychał' papież Jan swój Kościół w tym kierunku. Nawet on, który zwyczajnie nie wyrzekł się ani potrójnej korony papieskiej, ani przekonań całego swojego życia, burzył się niemal na widok skutków tego, co sam — ku cichej zgrozie biurokracji kurialnej — uruchomił. Znamienny pod tym względem był przebieg wizyty, jaką 7 marca 1963 r. złożył mu wraz z córką Chruszczowa jego zięć Aleksiej Adżubej (dziennikarz i komiwojażer polityczny o krótkotrwałej sławie). Ponieważ była to pierwsza audiencja papieska, udzielona prominentnemu komuniście, wydarzenie zbulwersowało życie polityczne Włoch, "gdzie zbliżały się wybory, i spowodowało proporcjonalne niezadowolenie w watykańskim Sekretariacie Stanu. Prałaci skutecznie przeciwstawiali się późniejszej sugestii papieża, aby po prostu opublikować protokół rozmowy, sporządzony przez tłumacza, ojca Aleksandra Kulika, by w ten sposób dowieść, że nie stało się nic złego. Oczywiście protokół wywołałby nowe zamieszanie, lecz można by z niego również dowiedzieć się, jakim sposobem papież wymknął się z politycznej pułapki; oto stosowne miejsce z raportu ojca Kulika:48) Pan Adżubej powiedzieć, że audiencja ma wymiar historyczny: jak Chruszczowa uważa się za reformatora świata komunistycznego, tak papież uważany jest za Mozolny zwrot ku współistnieniu. 1955-1964 253 odnowiciela świata katolickiego. W tym miejscu zapytał Ojca Świętego, czyjego Świątobliwość nie uważa, że byłoby na czasie nawiązać dyplomatyczne stosunki między Związkiem Sowieckim a Watykanem. Na to Ojciec Święty odpowiedział: Bóg w swej wszechmocy potrzebował siedmiu dni, aby stworzyć świat. My, którzy jesteśmy o wiele mniej wszechmocni, nie możemy przyspieszać spraw, musimy postępować uważnie folcemente andarej, etapami, przygotowując , nastroje. W obecnej chwili krok taki zostałby źle zrozumiany Często i we wzruszający sposób opisywana scena, kiedy papież Jan darowuje córce moskiewskiego szefa partii "różaniec, tworzyła jedynie tło dla duszpasterskiej dyplomacji, której taktyczne wyrafinowanie mieściło się prawem paradoksu w fakcie, iż odwoływała się bardziej do opatrzności Bożej niż do instrumentów politycznych i doktryny religijnej. Dotyczy to również słynnej encykliki Pacem in terris, która przysporzyła papieżowi 11 kwietnia 1963 r. wiele oklasków w całej Europie Wschodniej, mimo iż zawierała jedynie wątki, które w Kościele katolickim były od dawna przemyślane przez innych papieży i teologów, acz może nie wysuwano ich na czoło: rozróżnienie między „błędem" a „błądzącym"; miedzy ideologiami a ich zmieniającą się „w wyniku zmiennych okoliczności" praktyką; warunkowa możliwość współpracy i dialogu z błądzącymi; zrozumienie, że również w błędzie może tkwić „coś dobrego". Nowy był jedynie prosty, powszechnie zrozumiały^ całkowicie niepolemiczny język, w jakim ujęto encyklikę. Nowe było dalekosiężne oddziaływanie, przekraczające polityczne Unie podziału. Przede wszystkim dzięki temu, że encyklika wyraźnie i wiarygodnie dokumentowała osobistą charyzmę miłującego pokój człowieka. Tym samym jednak papież Jan wyrównał zarazem ścieżki dla skutecznego działania tradycyjnej watykańskiej dyplomacji. W połowie 1963 r., przed początkiem drugiej sesji soborowej, ukazały się pierwsze rezultaty. Po podróżach sondażowych wiedeńskiego kardynała Kóniga na Węgry i do Polski (w kwietniu i maju), udał się po raz pierwszy do Budapesztu Agostino Casaroli (od 1961 r. podsekretarz stanu papieża) i uwolnił w wyniku negocjacji 9 maja 1963 r. czterech biskupów z miejsc przymusowego osiedlenia, a następnie udał się do Pragi, aby nawiązać tam pierwsze kontakty. PO raz pierwszy przybyli na .sobór biskupi bądź rządcy biskupstw z niemal wszystkich wschodnioeuropejskich krajów, wreszcie też — po osiemnastu latach — zaczął Watykan ponownie nawiązywać łączność z kapłanami i wierzącymi w tych krajach, Mogąc ?nów na miejscu informować się o rozstrzygnięciach personalnych i duszpasterskich. Milionów katolików nie wyszydzano już i nie traktowano jako zwolenników względnie „agentów wrogiego Watykanu", aczkolwiek nie przywrócono im jeszcze obywatelskiego równouprawnienia. Kiedy papież Jan zmarł w czerwcu 1963 r. („zbyt późno", jak twierdzili konserwatywni cynicy, „zbyt wcześnie", jak głosili postępowi marzyciele z jego otoczenia), azało się, że w toku krótkiego pontyfikatu przerzucił on niezbędny pomost między .Bierna epokami watykańskiej polityki wschodniej: między polityką Piusa XII, która 5ała od dyplomatycznych prób współistnienia aż do ostrych konfliktów, a polityką wła VI, który poprzez nowe bodźce dyplomatyczne nawiązał do ostatniego, skutecznego „zwrotu" Piusa XII i kontynuował tę Unię w zmienionym świecie. 254 Tajna dyplomacja Watykanu ^jiovanni Battista Montini, wybrany na papieża w czerwcu 1963 r. w wieku 66 lat, znalapąrat i sposób funkcjonowania Kurii rzymskiej nieporównanie lepiej aniżeli jego poprzednik. Był^przez trzy dziesięciolecia bezpośrednim świadkiem i współwykonawcą dyplomacji obu papieży Piusów. Ich politykę wschodnią znał zatem Paweł VI z punktu widzenia „warsztatu": był świadkiem pełnych temperamentu, zmiennych postanowień Piusa XI i podziwiał dowartościowane „eschatologicznie" dyplomatyczne ćwiczenia na równoważni Piusa XII — poczynając od 1923 r., kiedy był kilka miesięcy attache w nuncjaturze warszawskiej, potem pracując w latach 1924—1954 w „drugiejxsekcji", jakby więc w ministerstwie spraw wewnętrznych Sekretariatu Stanu, od 1937 r. w charakterze substytuta, od 1952 r. podsekretarza stanu. Z najbliższej odległości obserwował, jak obaj papieże stykali się za pośrednictwem „pierwszej sekcji" qua-si-mmisterstwa spraw zagranicznych Kurii), którą kierował na ostatku Domenico Tardini, ze światem komunizmu. „W cieniu Tardiniego" Qak scharakteryzował pozycję Montiniego jego przyjaciel, Jean Guitton) narastały w nim stopniowo wątpliwości, czy klątwa jest dobrą usługą, oddaną 70 milionom katolików na Wschodzie, a to właśnie uczynił Pius XII po drugiej wojnie światowej, kiedy chyliła się już do kresu epoka Stalina. Te ciche wątpliwości były ostatecznie również udziałem Piusa XII. Jednak „nie ma łatwych rozwiązań w sprawach, które z natury są trudne. Gdy jest się rozdartym, trzeba z miłością znieść rozdarcie" — powiedział Montini 8 września 1950 r. do Guittona. Zaś wobec Akademii Papieskiej dał w 1951 r. dyplomacji Kościoła nad dyplomacją państw („aczkolwiek jedna i druga mogą ponosić klęski") tę przewagę, „że wychodzi od ładu idealnego i do takiego dąży: do powszechnego braterstwa ludzi"4**. Dyplomacja była i pozostała także dla Montiniego papieża narzędziem duszpasterstwa, i to szczególnie wobec Wschodu, gdzie po rozlicznych katastrofach często należało już tylko „ratować, co się do uratować". Jak antykomunizm Piusa XII nigdy nie był „bezwarunkowy", tak nie była bezwarunkowa próba Pawła VI, aby ustalić w państwach rządzonych przez komunistów modus vivendi dla katolików. Jednym z zasadniczych warunków pozostawała „niemożność koegzystencji ideologicznej". Zaraz na początku pontyfikatu, zanim jeszcze zarządził w jesieni 1963 r. kontynuację prac soboru, ostrzegł papież Paweł przed nieporozumieniem — które mogło zrodzić się na tle stylu działania poprzednika — że Kościół zmienia swą ocenę szeroko rozpowszechnionych błędów, „na przykład marksistowskiego ateizmu". Przyrównał go nawet do „zakaźnej śmiertelnej choroby"-Szukanie lekarstwa oznaczało zwalczanie go „nie tylko w teorii, ale i w praktyce, następnie przechodzenie od diagnozy do terapii, aby po doktrynalnym potępieniu sięgnąć po leczniczą miłość bliźniego..."5*. O odcięcie się od „ludzi Kościoła, którzy zmieniają metody, aby dostosować się do ducha czasu", zadbali w tym samym czasie także moskiewscy komuniści. Iljiczew, przewodniczący komisji ideologicznej partii wymienił 25 listopada 1963 r. „hierarchów Kościoła katolickiego" jako tych, których pokojowa, realistyczna postawa „prowadzi do pewnego, aczkolwiek przejściowego umocnienia pozycji Kościoła". W Wilnie dziekan katedralny głosił nawet, że kodeks moralny komunistów opiera się na Biblii... Iljiczew domagał się ożywienia ateistycznej Mozolny zwrot ku współistnieniu. 1955—1964 255 edukacji i propagandy 51). Komuniści sowieccy zaczęli zatem bać się ideologicznych konsekwencji odprężenia, które było im potrzebne ze względów politycznych i militarnych- Dla Pawła VI był to jeszcze jeden powód, aby nie dawać pierwszeństwa dialogowi teoretycznemu, który w owym czasie stał się bardzo modny, zwłaszcza nie mogły polemiki doktrynalne hamować praktyczno-duszpasterskich akcji Kościoła. Kiedy dwa lata później, jesienią 1965 r. sobór zebrał się na ostatnią sesję, 297 spośród ponad 2000 ojców soborowych domagało się w przedłożeniu, że tak zwany schemat 13, traktujący o „Kościele we współczesnym świecie", również musi zająć się, problemem komunizmu" — aby nie zarzucono soborowi milczenia, Jak zarzuca się je dziś, z pewnością bez racji, Piusowi XII w stosunku do ofiar nazizmu"52). 209 propozycji poprawek domagało się nawet jednoznacznego potępienia komunizmu. Jednakże komisja soborowa odrzuciła wszystkie te wnioski na wyraźne życzenie papieża53', który zapłacił za to 251 głosami sprzeciwu podczas końcowego głosowania nad schematem. Aby zapobiec wszelkim nieporozumieniom, JPawe^VI udał się krótko przed rozpoczęciem ostatniego aktu soboru do katakumb Domhylli, gdzie Kościół rzucił niegdyś wyzwanie negatywnym mocom świata, „nie w sposób głośny i ofensywny", Tęcz „biednie, pokornie, pobożnie, uciskany i bohaterski". Tak nauczał papież, dodając następnie następujące programowe zdanie: Stolica Apostolska unika zbyt częstego i zbyt gwaltownego podnoszenia glosu słusznego protestu i ubolewania — nie z powodu nieznajomości lub lekceważenia rzeczywistego obrazu rzeczy, lecz z myślą o chrześcijańskiej cierpliwości i aby nie prowokować jeszcze większego z l a. Kościół jest zawsze gotowy do uczciwych i godnych negocjacji, do wybaczania doznanej niesprawiedliwości, gotowy do spoglądania również na teraźniejszość i przyszłość, a nie jedynie na niedawną bolesną przeszłość, skoro tylko spotka się ze skutecznymi oznakami dobrej woli".541 Przemówienie w katakumbach, nawiązujące do dobrze znanych pozycji obu papieży Piusów, zawierało podstawowe zasady polityki wschodniej Pawła VI. Orientowała się ona na zmieniony świat, którego pokój opierał się na bardziej lub mniej odprężonej równowadze atomowej. Mogło się zdawać, że katolicy w państwach komunistycznych zmuszeni będą Uczyć się z tymi realiami przez całą resztę XX wieku. Niespodziewany „zwrot" nastąpił dopiero 25 lat później... Na zakończenie soboru_ przybyło do Rzymu 89 biskupów ze wschodniej Europy — i mogli oni znowu powrócić do swoich krajów, gdzie ich sytuacja była tak zróżnicowana, jak zróżnicowany był °braz „owego" komunizmu we wschodniej Europie. Z takim też Wschodem rozpoczął papież Paweł VI dyplomatyczny dialog w poło- 6 lat sześćdziesiątych: „Nie wszędzie; nie wszędzie w tych samych formach i z tą ^ wytrwałością; nie zawsze ukoronowany wynikami. Nigdzie nie był łatwy. Peszcie jednak zdecydowany i ruchliwy w sposób — można by rzec — trudny do ^wrócenia" (Casaroli)55>. Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964—1978 Częściowe uzgodnienia z Węgrami i „rebelia" Mindszentyego Z niejakim ociąganiem monsignore Casaroli pozwolił wcisnąć sobie do ręki kieliszek, aby — zgodnie z międzynarodowym protokółem — trącić się z partnerem rozmów, węgierskim szefem urzędu do spraw kościołów Józsefem Pranterem. Niewielki był zakres spraw, co do których „minister spraw zagranicznych" papieża porozumiał się z komunistycznym ministrem, lecz znaczenie aktu było istotne. W Budapeszcie podpisano 15 września 1964 r. pierwsze porozumienie Watykanu zarządem komunistycznym od czasu umowy o pomocy dla głodujących z roku 1922. Inna sprawa, że świadomie nie nazwano dokumentu „umową". Nosił on tytuł „Akt z dołączonym protokołem" i nie został w pełnym brzmieniu opublikowany. Dlaczego? Począwszy od maja 1963 r. toczono rozmowy w pięciu turach na przemian w Rzymie i Budapeszcie i stwierdzono wnet, „iż są liczne punkty, co do których pełne porozumienie między partnerami nie jest ze względów zasadniczych i innych możliwe"0. Wedle dobrej dyplomatycznej tradycji dążono zatem do uzgodnień częściowych. Casaroli nazwał je „intesa pratica" (praktyczne porozumienie), zapewne w nawiązaniu do owego „intesa semplice" (zwykłego porozumienia), na którego podstawie w przedwojennych Węgrzech państwo rezerwowało w 1927 r. dla siebie, wzorem „patronatu królewskiego", daleko idące prawo do nominacji biskupich (papież mógł wówczas wybierać jedynie z rządowej listy nazwisk). •Komuniści, aczkolwiek dalecy od kontynuowania zwyczajów monarchii, uzależnili w dekretach z 1951 i 1957 r. nominacje biskupie od swej „wcześniejszej aprobaty", domagając się ponadto przysięgi na wierność państwu i konstytucji, bez wymieniania w rocie funkcji religijnej ślubującego. I to ów punkt, do którego nawiązał Casaroli — ku niemałemu zdziwieni partnerów, którzy nie mogli zrazu uwierzyć, że dla Watykanu ślubowanie nie Jes Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 257 Pierwsze w dziejach porozumienie Stolicy Apostolskiej z rządem państwa komunistycznego: Budapeszt, 15 września 1964. Podpisy skladają Agostino Casaroli i węgierski minister do spraw wyznań, József Pranter. tylko sprawą formalną, ani tylko sprawą politycznie istotną. Uzgodniono wprowadze-_ nie^do roty klauzuli, która ograniczyła ślubowanie wiernośo~d~ó ram Fańónicznej odpowiedzialności: „...jak przystoi biskupowi lub kapłanowi" (sicut decet Episcopum vel sacerdotem). Na tej podstawie uzgodniono następnie mozolnie procedurę, będącą kompromisem pomiędzy „swobodnym mianowaniem" a „mianowaniem z wcześniejszą aprobatą". Nominacje biskupie miały być odtąd negocjowane w bezpośrednich kontaktach między rządem a Stolicą Apostolską. Praktyczna próba procedury ujawniła wkrótce, że przewodniczący episkopatu, biskup Hamvas (mianowany arcy-'iskupem Kalocsa), mógł konsekrować pięciu nowych biskupów — pierwszych od •zternastu lat — z których trzej podobali się rządowi mniej, dwaj bardziej; wszyscy °ni zostali przez Watykan zgodnie z najlepszą wiedzą i sumieniem mianowani. Gwarancje, jakie uzyskał Watykan, były „z pewnością bardzo dalekie od życzeń olicy Apostolskiej i od potrzeb, wynikających z życia katolickiego", oświadczył warcie Casaroli tuż po podpisaniu aktu. Odnosiło się to przede wszystkim do pbody działania biskupów, ale także do spraw rozwiązanych zakonów i nauczania §u, które na Węgrzech — w przeciwieństwie do ustawodawstwa sowieckiego w szkole dopuszczalne na wniosek rodziców, choć realizacja napotykała Ważne było, iż od tej pory finansowany przez rząd Papieski Instytut 258 Tajna dyplomacja Węgierski (Pontificio istituto Ungharese) ponowjiie podporządkowano episkopatowi i że mógł on przyjmować wysyłanych przez episkopat (z Węgier) studentów teologii — o których kwalifikacjach Watykan mógł odtąd wyrobić sobie zdanie na miejscu. Casaroli mówił o „punkcie wyjścia do przyszłych postępów5!.. Na owe postępy przyszło jednak poczekać. Między innymi dlatego, że rząd węgierski, który — na krótko przed upadkiem Chruszczowa i z jego wyraźną zgodą — wyrwał się do przodu „wziął na wstrzymanie" po tym, jak w Polsce rozgorzał w 1956/66 konflikt między Kościołem i państwem, zaś dialog odprężeniowy w Czechosłowacji zdawał się przyjmować w okresie 1967-68 niekontrolowane formy. W cieniu wydarzeń praskich doszło jednak do nowych rozmów sondażowych i uzgodnieniowych; w marcu 1968 r. mógł poznawać przez dłuższy czas Węgry monsignore Luigj Bongianino, we wrześniu monsignore Giovanni Cheli, zaś minister Pranter i jego zastępca, Imre Miklos, udali się w październiku do Rzymu. Kiedy negocjatorzy watykańscy domagali się dalszych ustępstw, przede wszystkim na polu możliwości duszpasterskich, natrafiali zawsze na powtarzające się zastrzeżenie: można by wiele jeszcze uregulować, główną przeszkodą jest jednak nie wyjaśniona sprawa Mindszentyego. Konfliktowy kardynał, który tak wiele przecierpiał, a tak mało się nauczył, pjrzebywał już piętnaście lat w ambasadzie amerykańskiej w Budapeszcie; ku utrapieniu jego niedobrowolnych gospodarzy. Komuniści węgierscy, od dziesięcioleci przyzwyczajeni do bezmiernego przeceniania politycznego znaczenia religii, Kościoła i kleru, głosili wprawdzie stale, iż kraj od dawna zapomniał 0 Mindszentym, ale sam rząd węgierski w to nie wierzył. Miast zneutralizować „sprawę" politycznie poprzez dokonanie uczciwego, historyczno-prawnego obrachunku, oczekiwali, że to Watykan znajdzie „rozwiązanie", które przecież — jakiekolwiek by było — nieuchronnie zaktualizuje zapomniany casus Mindszentyego. Ówczesny węgierski minister spraw zagranicznych, Janos Peter, były biskup-kalwiński, odwiedził 17 kwietnia 1971 r. papieża. Czterdzieści minut trwała toczona po francusku rozmowa w cztery oczy. Peter powiedział otwarcie, że „problem Mindszentyego" musi zostać rozwiązany, jeżeli Kościół katolicki na Węgrzech chce Uczyć na większe swobody. Kiedy Paweł VI zakwestionował rzeczywistą wagę problemu, minister odparł, iż obiektywna waga problemu wynika niekiedy z jego subiektywnej oceny...JJkądinąd węgierski nacisk na Watykan wspierany był również przez — na ostatku niemal ultymatywny — napór rządu USA, pragnącego pozbyć się p° piętnastu latach niewygodnego gościa z ambasady. Wiedeński kardynał Kónig toczył już od 1963 r. na polecenie Watykanu regularne, powtarzane raz lub dwa razy w roku, uciążliwe rozmowy z Mindszentym w ambasadzie USA w Budapeszcie, wysłuchując — podobnie jak 1964 r. Casaroli — ostrzegawczych monologów kardynała. Kiedy w 1967 r. przybył do Budapesztu nowy ambasador amerykański Hillenbrand (wcześniej placówką kierował przez dziesięć l* charge d'affaires), Mindszenty uznał podwyższenie rangi ambasady za osobisty afront 1 zapowiedział, że opuści azyl, aby komuniści mogli go aresztować. Zdołano ternu zapobiec w ostatniej chwili. Watykan wysłał do Budapesztu kardynała Kófliga z przeciwnym rozkazem, przy czym Kónig podróżował incognito, z paszporte wystawionym na nazwisko monsignore Finkę (było to panieńskie nazwisko Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 259 Bułgarski biskup Symeon Ko-kov, administrator apostolski południowej Bułgarii w swojej rezydencji w Plowdiw. Arcybiskup, kardynał Bolesław Kominek w swojej rezydencji we Wrocławiu. 260 Tajna dyplomacja Watykanu Kardynal Josef Slipyj (1§92-1984), arcybiskup większy kościola greckokatolickiego we Lwowie, 17 lat więziony w ZSSR; od 1962 w Rzymie matki)... Na koniec, 25 czerwca 1971 r., pojawił się monsignore Cheli z watykańskiego Sekretariatu Stanu. Towarzyszył mu węgierski prałat z. Kurii, monsignore Zagon. W wydanych w 1974. r. pamiętnikach Mindszenty napisał, jak. to przez trzy dni próbowano go skłonić do opuszczenia Węgier. Rząd był gotów — podobnie jak w przypadku Slipyja Sowieci — ułatwić wyjazd poprzez akt formalnego „ułaskawienia". Nie ujawniono wobec kardynała, że zawarto nader skomplikowane porozumienie, w mysi którego Mindszenty także i w Rzymie pozostanie na razie jedynie formalnie arcybiskupem Esztergom i zostanie zwolniony z tego urzędu dopiero, kiedy Węgry przyjmą do wiadomości jego wyjazd z Budapesztu, a przekonają się o jego milczeniu (które było warunkiem zgody)2). Nazbyt chytrze ułożone porozumienie nie mogło funkcjonować choćby z tego względu, że zakładało ono rzeczywiste zrozumienie przez niemal 80-letniego kardynała nadrzędnych duszpasterskich interesów Watykanu. Tymczasem Mindszenty chciaŁ-aby postrzegano go przede wszystkim jako symbol antybolszewickiego-oporu i w tyffl przede wszystkim upatrywał swą funkcję duszpasterską. Wzbraniał się przed pod-pisaniem protokołu, który obejmował w czterech punktacrT między innymi jego rezygnację ze. składania oświadczeń, „które by mogły zakłócić stosunki Stolicy Apostolskiej z rządem węgierskim". Aczkolwiek napisał już do papieża, że chce „wziąć ten ciężki krzyż" i opuścić Węgry, jednak raz jeszcze wyprosił dla siebie czas o° Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodnie). 1964-1978 261 Finom impono ne Eccleaia Bilentii nitnium loquotur. AttanseD vox potans Synodi oloto in f«vorem et dofenaiouew eorum, qui per-uocutionera p6tin&6nLaa pasał eunt ne pnriter or&tionea pro luctan-tibu« intor vi tom «t niortem fus»«, novum vim ad pcrs«vor»viduis csąwuj •d victoi*iam finalan infunderunt. Kań j>or»»t mundua, aed fiat ius-tltin l Końcowy fragment maszynopisu przemówienia kardynala Josefa Slipyja podczas synodu biskupów w Rzymie (23 października 1971). Ostatnie zdanie: Nam pereat mundus, sedflat iustitia! (Niech zginie świat, lecz niech będzie sprawiedliwość!). namysłu i dołączył do protokołu własne warunki, choćby ten, że Watykan może rozstrzygać, które jego ewentualne wypowiedzi mogłyby okazać się „szkodliwe"... Ponieważ sam nie podpisał protokołu!, Kuria rzymska również nie poczuła się związana. Pierwsze wyobrażenie tego, co się może zdarzyć uzyskano wnet, kiedy po przybyciu do Rzymu — 28 września 1971 r. — papież osobiście i z honorami poprowadził Mindszentyego do Kaplicy Sykstyńskiej na otwarcie . synodu biskupów. Po drodze zamierzano przedstawić mu urzędującego od 1969 r. przewodniczącego episkopatu w?gierskiego, Józsefa Ijjasa, jednak Mindszenty odmówił podania ręki biskupowi. Ijjas rozpłakał się. Nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem, Mindszenty powiedział jedynie: „Ptoszę modlić się za Węgry!". Rozmowy z ukraińskim kardynałem Slipyjem, który rozgoryczony uważał się za bezsilnego , jeńca" Kurii, umocniły Mindszentyego w poątanowieniu o możliwie rychłej ucieczce spod kurateli Kurii. Niespełna trzy tygodnie po wyjeździe kardynała Budapesztu zdjęto ekskomunikę z trzech kapłanów — deputowanych do parlamentu "dapesztańskiego, a episkopat węgierski upoważniono do samodzielnej oceny ak-i politycznych kleru. Był to najwyraźniej element uzgodnień z rządem. Jeszcze Kł rozgniewało to Mindszentyego. Uparł się przy postanowieniu zamieszkania . Wiedniu — wbrew usilnym namowom Kurii, która jednakże nie zdecydowała się atrzymać kardynała. 262 Tajna dyplomacja Watykanu Rankiem przed wyjazdem, którego nie chciał przełożyć choćby z tego względu, iL była to rocznica powstania węgierskiego (23 października), kardynał został w ostatniej chwili zaproszony przez papieża na jego poranną mszę. Zrazu w cztery oczy, potem w obecności prałata Zagona, Paweł VI zapewnił Mindszentyego, że zawsze będzie go uważał za arcybiskupa Esztergom i prymasa Węgier (według innej wersji: że nadal będzie prymasem)31. To zapewnienie oznaczało, że za jego życia w Esztergom będzie rezydował jedynie administrator apostolski — co też się stało. Czy jednak kardynał zachowa również formalnie tytuł z Esztergom, z biskupstwa, w którym nie pojawił się od 23 lat, zależało od jego zachowania. Papież mówił wyraźnie o „ograniczeniach", lecz monsignore Zagon nie przetłumaczył tego kardynałowi (który ledwo-ledwo rozumiał łacinę) — przez delikatność... Postawa Watykanu wobec Mindszentyego odznaczała się niekonsekwencją złożoną z konfuzji, irytacji i respektu. Zapewniono rząd węgierski, że "Mindszenty zachowa polityczną powściągliwość, lecz nie miano odwagi wyraźnie zażądać takiej obietnicy od kardynała. Tym samym nie tylko nie zlikwidowano „kłopotu z Mindszentym", lecz w rzeczywistości stworzono go i dostarczono rządowi węgierskiemu pretekstu do powstrzymania się od dalszych kroków normalizacyjnych. Sam zaś Mindszenty wypowiadał się z Wiednia w takim duchu, w jakim upierał się również przy publikacji swych pamiętników, że stan Kościoła na Węgrzech i bez tego jest tak fatalny, iż trudno już „cokolwiek istotnego zburzyć". Tego, że frekwencja w kościołach na Węgrzech była wyższa niż w Rzymie, nie brał pod uwagę. Poza sobą dostrzegał jedynie, by tak rzec, potop... Tym bardziej zdumiewało, że negocjatorom watykańskim mimo wszystko udało się 25 lutego 1972 r. uzgodnić cztery następne nominacje biskupie i przywrócić konsekrowanego już w 1951 r. biskupa (Mihaly Endrey) po czterdziestoletnim odsunięciu od sprawowania urzędu. Po raz pierwszy mogła też udać się do Rzymu grupa 300 pielgrzymów z Węgier. Z jedenastu węgierskich diecezji, pośród których większość pod koniec lat pięćdziesiątych nie miała biskupa, teraz wszystkie były obsadzone co najmniej sufraganami lub administratorami apostolskimi, niektóre zaś miały rzeczywistych biskupów ordynariuszy. Żadną miarą nie pochodzili oni w większości z „szeregów księży patriotów", jak to zasugerował w pamiętnikach Mindszenty. Inna sprawa, że żaden nie był też „kapłanem politykującym" — w sensie tak komunistycznym, jak i antykomunistycznym. Jeden z mianowanych na ostatku, Laszló Lekai, był dawnym przyjacielem i sekretarzem Mindszentyego w czasach jego biskupstwa w Yeszprem, duchownym, o którym sam Mindszenty powiedział do zaufanej osoby, że jest .jedynym prawdziwym" biskupem. Lekaiowi też przypadło w końcu 1973 r. zadanie udania się do Wiednia i ubłaganie Mindszentyego, aby w interesie węgierskich wierzących zrezygnował ze stolicy arcybiskupiej lub z ogłoszenia pamiętników, a najlepiej z obu tych rzeczy. Kardynał nie zgodził się ani na jedno, ani na drugie. Już w lecie papież, który czytał rękopis, lecz nie odrzucił go, poprosił kardynała, aby pomyślał o skutkach ogłoszenia pamiętników. Papieże w typie Piusa XI lub Piusa XII przecięliby w takim wypadku wszelką dyskusje i władczo zmusili księcia Kościoła do milczenia. Paweł VI taki nie był: cierpliwy, Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodnie}. 1964-1978 263 zakłopotany, udręczony, próbował listownie przekonać Mindszentyego. Kardynał orzez pi?c tygodni nawet nie raczył odpowiedzieć4). W listopadzie 1973 rvudał się do Rzymu nowy szef węgierskiego urzędu do spraw kościołów, Imre Miklos. Następnie jaz jeszcze pojawili się na Węgrzech prałaci Poggi i Sodano; oczywiście sytuacja nie była całkowicie zadowalająca, istniały utrudnienia, szczególnie w nauczaniu religii w miastach, lecz to, co zostało osiągnięte — hierarchiczne ubezpieczenie duszpasterstwa oraz pozytywnie odmieniony klimat dla wierzących, którzy czuli się mniej dyskryminowani — było dostatecznie ważne i stabilne, aby nie ryzykować utraty zdobyczy. Kiedy Mindszenty stanowczo odrzucił 8 grudnia dymisję, papież dał mu do zrozumienia - wciąż jeszcze w sposób nader delikatny — że zdejmie z niego odpowiedzialność i sam ogłosi siedzibę esztergomską za „wakującą". W liście z 7 stycznia 1974 r. kardynał wzbraniał się przyjąć „wymuszoną szantażem" decyzję papieża. Że papież mógłby dać się zaszantażować — tego w tym stuleciu nie odważył się powiedzieć żaden biskup katolicki, a co dopiero napisać w liście do Rzymu. Tymczasem Paweł VI nadal nie tracił chrześcijańskiej cierpliwości. „Pochylamy się przed tobą z głębokim respektem" - pisał 30 stycznia do Mindszentyego, zarazem donosząc mu jednakże o zbliżającej się publikacji decyzji55. Niemniej papież nadal zwlekał z ogłoszeniem zdjęcia z urzędu. Miano poczekać na kolejną listowną odpowiedź kardynała, a w szczególności na zakończenie rozpoczętej w początku lutego podróży Casarolego do Polski, gdzie Watykan miał do czynienia z równie upartym, lecz wiele mądrzejszym i elastyczniejszym kardynałem. Potem jednak zdarzyło się, że nitka cierpliwości papieskiej pękła. 5 lutego 1974 r. za pośrednictwem wiedeńskiej Katolickiej Agencji Prasowej Mindszenty wystosował Apel do świata. Pretekstem było 25-lecie ogłoszenia wyroku, jaki otrzymał w budapeszteńskim procesie pokazowym (1949). Wezwanie, zredagowane jedynie po niemiecku, nie tylko oskarżało odpowiedzialnych za stalinowską komedię sprawiedliwości z 1949 r., lecz mówiło o Węgrzech jako o kraju, który jedynie „w krzywym zwierciadle starego układu jałtańskiego i nowej wiedeńskiej konferencji rozbrojeniowej" może uchodzić za wolny. Na myśli miał trwającą od 1973 r. w stolicy neutralnej Austrii konferencję Wschód-Zachód na temat zrównoważonego ograniczenia zbrojeń (MBFR). Nie było to pierwsze polityczne potkniecie kardynała w Wiedniu, lecz najbardziej kłopotliwe dla papieża, ponieważ zakłócało nie tylko stosunki Watykanu z Węgrami, lecz ukazywało w krzywym zwierciadle udział papieskiej dyplomacji w dążeniu do «talenia zasad bezpieczeństwa europejskiego (np. podczas konferencji helsińskich). Papież przestał się wahać. Jeszcze tegoż 5 lutego, kilka godzin po rozpowszechnieniu Przez dalekopisy apelu Mindszentyego, Watykan ogłosił decyzję o zdjęciu go z jego stolicy arcybiskupiej w Esztergom. Nowego arcybiskupa nie mianowano, zgodnie daną, Mindszenty'emu obietnicą. Rząd w Budapeszcie zgodził się jednak-na stanowienie administratora apostolskiego; został nim biskup Lekai, niegdyś sekretarz kardynała... . W Pamiętnikach Mindszentyego, które ukazały się na początku października 4 r., wiele spraw zostało naturalnie inaczej oświetlonych. Lecz i one niezamierzenie , że Watykan nie płacił żadnych „zaliczek" węgierskim komunistom, lecz że 264 Tajna dyplomacja Watykanu jedynie udało się watykańskiej polityce wschodniej przynajmniej w ostatniej chwili złagodzić skutki nieudanego w gruncie rzeczy rozwikłania „sprawy Mihdszentyego". „Kto nie jest posłuszny papieżowi (non est m~odoe^ienti animo), lecz powstaje przeciw niemu, staje się obrazą dla tych, którym głoszona jest ewangelia. W naszym kraju głoszeniu radosnej nowiny towarzyszą duże trudności. Tym bardziej nie należy podkopywać wiarygodności Kościoła... Niech nasz synod wreszcie nakłoni do milczenia tych, którzy — w mowie i w piśmie — szkodzą ewangelizacji Węgier" — powiedział arcybiskup Ijjas w imieniu węgierskiej konferencji biskupów 14 października podczas posiedzenia synodu rzymskiego. Jednocześnie ogłosił, że według otrzymanej w czasie synodu informacji z ambasady rząd węgierski wyraził zgodę na lekcje religii dla młodzieży dwa razy w tygodniu w kościołach. Do tej pory religii jako przedmiotu nadobowiązkowego uczyli na życzenie rodziców opłacani przez państwo nauczyciele w szkołach podstawowych. Nowa regulacja ułatwiała rodzicom decyzję wysyłania dzieci na lekcje bez wzbudzania dezaprobaty władz. Inna sprawa, że zgoda obejmowała jedynie młodzież do dwunastego roku życia. Niemniej była to pierwsza oznaka rzeczowego ustępstwa w kwestii, którą Casaroli podnosił od dziesięciu lat w rozmowach z Węgrami i którą komuniści począwszy od sowieckiego zakazu nauczania religii w latach dwudziestych zawsze uznawali za niezmiernie drażliwą. Czy najpierw musiały ukazać się pamiętniki Mindszentyego, aby nakłonić Budapeszt do — postulowanego od dawna przez Zachód — „rewanżu" za odwołanie kardynała-prymasa? Przez dłuższy czas wydawało się, że Węgrzy potraktują pamiętniki jako pretekst ułatwiający powstrzymanie się od dalszych ustępstw. W końcu jednak mogło się zdawać, że komuniści budapeszteńscy zrozumieli, iż także w wyniku ich własnych błędów w osobie uciążliwego kardynała zwróciła się przeciwko nim ich własna, nigdy historyczno-moralnie nie przezwyciężona do końca stalinowska przeszłość. Rok po zdjęciu z urzędu Mindszentyego w dwóch turach rozmów (w listopadzie 1974 r. i w styczniu 1975 r.) uzgodnili z Watykanem dalsze kroki normalizacyjne: 10 stycznia 1975 r. papież mógł podnieść pięciu administratorów apostolskich do godności biskupów rezydencjalnych, a czterech kapłanów^ do rangi biskupów suf-raganów. Tym samym po raz pierwszy od porozumienia z 1964 r. dziewięć na jedenaście diecezji węgierskich miało swoich ordynariuszy (dwa biskupstwa — Esz-tergom i Gyór — obsadzone były z woli samego Watykanu przez administratorów apostolskich). Charakterystyczne, że dwaj z czterech nowo konsekrowanych biskupów uchodzili za szczególnie miłych rządowi {lecz nie było też podstaw do kwestionowania ich wierności wobec Kościoła). Ważne było obsadzenie po długim wakacie biskupstwa Hajdudorog oraz egzarchatu Miskolc, gdzie żyło 270 000 katolików obrządku wschodniego (na Węgrzech nie oderwano unitów od Rzymu siłą- — jak w Rumunii i na Ukrainie). Jako szczególny gest rządu przyjęto podniesienie zawieszonego dwadzieścia lat w sprawowaniu urzędu, a w 1972 r. dopuszczonego jedynie w charakterze administratora biskupa Endreya do rangi biskupa rezydencjalnego w Vac, co było równoznaczne z pełną jego rehabilitacją. Kiedy kardynał Mindszenty zmarł w początku maja 1975 r:, Watykan, uzyskał to, że na tron arcybiskupi w Esztergom nie wstąpił przewodniczący konferencji biskupo* zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 265 • ' - Ijjas, lecz były sekretarz Mindszentyego, 65-letni Laszló Lekai. W maju 1976 r. papież "nadał mu godność kardynalską — miały zatem Węgry godnego, lecz i pokojowo nastawionego prymasa, zaś wszystkie stolice biskupie w liczbie jedenastu obsadzone były przez biskupów wiernych Rzymowi. Taki był dziesięć lat po pierwszych uzgodnieniach watykańsko-węgierskich rzeczywisty stan Kościoła, o którym kardynał Mindszenty głosił (w drukowanej przez „Frankfurter Allgemeine Zeitung", a w książce złagodzonej wersji pamiętnika), iż nie ma w nim już niemal „nic istotnego do zniszczenia". W początku 1975 r. doszło także z pomocą dyplomacji Watykanu do uzgodnienia między episkopatem a rządem, które umożliwiło przywrócenie nauczania religii w poszczególnych^vęgierskich parafiach, ograniczonego jednakże do 160 dzieci ^lywIeZu od 6 do 14 lat jeden raz w niedzielę i jeden raz w dniu roboczym. W 1977 r. udało się rozluźnić to ograniczenie. Imre Miklos uznał okres „konfrontacji" za zakończony, i napisał, że „konieczne jest ustanowienie kontaktów pomiędzy obu partnerami, które nie warunkują odejścia od zasad, lecz umożliwią otwartą debatę, respektującą stanowisko drugiej strony" ( „Uj Ember", 20 marca 1977). Wkrótce też rząd po raz pierwszy od trzydziestu lat zezwolił na wspólną podróż ad limina jedenastu węgierskich biskupów. Nikt w Watykanie nie żywił złudzeń, że również względna słabość węgierskiego katolicyzmu (jego tradycyjne związanie z państwem i podatność na tendencje sekula-ryzacyjne) ułatwiła budapeszteńskim komunistom okazanie Kościołowi zwiększonej tolerancji w powiązaniu z nieco rozluźnioną kontrolą. Stąd stosunki państwo-Kościół na Węgrzech nie mogły stać się modelem powszechnie obowiązującym, były natomiast najbardziej wyrazistym przykładem względnego sukcesu, odniesionego przez realistyczną, cierpliwą dyplomację wschodnią Watykanu. W tym duchu powitał 9 czerwca 1977 r. „Ojciec Święty na audiencji prywatnej pana Janosa Kadara, pierwszego sekretarz-Komitetu Centralnego Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, towarzyszącą mu małżonkę panią Marię Kadar oraz liczne osobistości..." — zgodnie z brzmieniem watykańskiej informacji protokolarnej. Był to — jak podkreślił papież w przemówieniu do Kadara — „zarazem docelowy punkt powolnego acz nieprzerwanego procesu, który w toku minionych czternastu lat stopniowo przybliżył Stolicę Apostolską i Węgierską Republikę Ludową po długim okresie dystansu i napięć, których echo nie całkiem jeszcze przebrzmiało [!]". ,,Zobaczysz, że będę miął rację!". Tak mówił w 1970 r. Mindszenty do Casarolego - według informacji samego kardynała, który po,wielkiej przemianie podsumowywał * lutego 1990. r. przeszłość. „W wyższym, że tak powiem metahistorycznym sensie" ^ardynał węgierski miał rzeczywiście rację, powiedział Casaroli w Budapeszcie, ^nakże z powodów duszpasterskich „podejmowanie decyzji było konieczne", co też Papież Paweł VI „przecierpiał". Mindszenty, którego złożono do grobu w austriackiej miejscowości Mariazell, ^naście lat po śmierci pochowany został w katedrze w Esztergom. W sierpniu 'l r. uczcił go tam Jan Paweł JI. Nie było to oczywiście pominięcie przypadkowe, "olski papież w przygotowanyrń tekście kazania nawet nie wymienił Mindszentyego. 'ero w samolocie powrotnym, zapytany przez dziennikarzy o przyczyny pomihię- •a, papież dodał siedem wierszy konwencjonalnie pobożnego wspomnienia... 266 Tajna dyplomacja Watykanu Porozumienie z Titęm: model czy przypadek szczególny? Chorwacki kardynał Stepinac, który — przegnany ze swej stolicy — zmarł w 1960 r. jako wiejski proboszcz, zapewnił w swym duchownym testamencie, że zawsze był gotów zrezygnować z archidiecezji w Zagrzebiu Jeśliby mogło to przyczynić się do polepszenia losu Kościoła w Jugosławii. Lecz ani ja, ani episkopat nie jesteśmy upoważnieni do zawierania umów: to sprawa władz państwowych i Stolicy Apostolskiej"65. Kiedy dziesięć lat później, w 1970 r., pierwszy ambasador Jugosławii przekazywał papieżowi listy uwierzytelniające, powiedział: „W wielonarodowym i wielowyznanio-wym państwie, jakim jest Jugosławia... ekumeniczne idee Drugiego Soboru Watykańskiego przyjęto z żywym zainteresowaniem w szerokich kręgach społeczeństwa. Idee te przyspieszyły w dużej mierze proces normalizacji stosunków miedzy Kościołem i państwem..."71. Pierwsze rozmowy między podsekretarzem stanu Casarolim a ambasadorem Jugosławii we Włoszech rozpoczęły się 26 czerwca 1964 r. — w czasie, kiedy w Budapeszcie dojrzewało już częściowe porozumienie między WatykanemjTWęg-rami. W bloku wschodnim chyliła się do schyłku era Chruszczowa, a w Jugosławii przypomniano sobie ponownie zasadę, głoszoną już w 1953 r. przez ideologa titoni-zmu, Edwarda Kardelja: „My, komuniści, jesteśmy ateistami, lecz ateizm nie jest naszą religią i dlatego nie jesteśmy religijnie nietolerancyjni". Tegoż lata 1964 r. szef Włoskiej Partii Komunistycznej Togliatti usiłował — krótko przed swoją śmiercią — przekonać przywódców ZSRR, że „stara ateistyczna propaganda stała się całkowicie bezużyteczna". Jeżeli komuniści nie postawią inaczej niż dotąd sprawy religii, „ich wyciągnięta do katolików ręka potraktowana zostanie jako taktyczny gest i niemal akt obłu4y" (Memorandum jałtańskie). Nigdzie echo podobnych rozważań nie brzmiało donośniej niż w Jugosławii. Zawierając formalny pokój z Watykanem Tito gotowy był udzielić określonych gwarancji 6,2 milionom przeważnie chorwackich katolików, tworzących niemal trzecią część ludności państwa. Spodziewał się tym samym złagodzić nieustające podskórne napięcie narodowe, zwłaszcza, że prawosławna Cerkiew serbska zajmowała wobec Kościoła katolickiego mniej negatywne stanowisko od kiedy Paweł VI wymienił pocałunek pokoju także z ekumenicznym patriarchą Atenagorasem (styczeń 1964 r.)8). Jednakże rozmowy napotkały zrazu trudności — podobnie jak na Węgrzech. W ciągu łącznie 38 dni negocjacyjnych podczas czterech spotkań w Rzymie i w Belgradzie (rozciągniętych na dwa lata) obrano ze względów pragmatycznych dróg? przeciwną wobec przyjętej podczas rozmów z Węgrami: nie pominięto kwestii zasadniczych, lecz szczegółowe (których zresztą nie było wiele, gdyż np. wszystkie diecezje były obsadzone)~ I choć w końcu osiągnięto porozumienie, nie ujęto g° w formie konkordatu ani modus vivendi, ponieważ strona jugosłowiańska uważała, że formalna, układowa „specjalna regulacja" z jednym tylko Kościołem byłaby sprzeczna z zapisaną w konstytucji zasadą równości wszystkich wyznań. „Protokół" (pełny tekst w Dodatku), sporządzony w kwietniu 1966 r. podpisali w Belgradzie dopiero 25 czerwca Agostino Casaroli i Milutin Morac, przewodniczący Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 267 •Komisji Związkowej do Spraw Religii. Biskupi jugosłowiańscy, przez Watykan niemal nie pytani o zdanie w, trakcie negocjacji (podczas gdy rząd belgradzki na bieżąco informował synod prawosławny), czuli się nie tylko pominięci, ale i urażeni. Arcybiskup Franjo Seper z Zagrzebia, który pospieszył 26 maja do Rzymu, błagał papieża przede wszystkim o usunięcie z protokołu sugestii opartej na — tak uważał — pomówieniu, w której „Stolica Apostolska potępia każdy akt terroru politycznego lub podobne kryminalne akty przemocy bez względu na to, kto nimi się-posługuje" (art.II,2). Po doświadczeniach wojny rządowi Tita zależało, aby Watykan zablokował na przyszłość nacjonalistyczne 'ekscesy również wśród kleru, w ogóle zaś aby zagwarantował jego odpolitycznienie. W zamian przyznał Belgrad Watykanowi pełnienie jego jurysdykcji nie tylko w sporach ściśle kościelno-politycznych, ale także w — szeroko rozumianych — „kwestiach duchowych". Papież odpowiedział na zastrzeżenia Śepara, że protokół ubezpiecza również Kościół przeciwko fałszywym politycznym i kryminalnym podejrzeniom, oddając każdy taki zarzut pod osąd jurysdykcji kościelnej ( „Środki przewidziane w takim wypadku przez prawo kanoniczne"). Oczywiście nie można było wykluczyć, że w trwających dłużej negocjacjach niejedno sformułowanie mogłoby zostać jeszcze bardziej złagodzone. Zwłaszcza, że silny człowiek, któremu z przyczyn narodo-wo-serbskkh szczególnie zależało na przytłumieniu nacjonalizmu katolicko-chorwa-ckiego, sześć dni po podpisaniu protokołu został obalony jako „centralista nacjonalistyczny": był to Aleksander Ranković, drugi człowiek obok Tita i jego rywal. Lecz właśnie upadek Rankovicia, zapoczątkowany następnie częściowy demontaż metod państwa policyjnego w Jugosławii oraz dalsze otwarcie kraju na Zachód (następnie przyhamowanie w początku lat siedemdziesiątych) sprawiły, iż uzgodnienia mogły nareszcie się sprawdzić. Ponieważ zaś głowa Kościoła katolickiego po raz pierwszy przyjęła bez protestu „do wiadomości" ujęte w dokumencie o walorze aktu międzynarodowo-prawnego „oddzielenie Kościoła i państwa", dotąd przez papieży systematycznie odrzucane, stworzone zostały warunki, które mogły również komunistom ułatwić poważne potraktowanie zasady rozdziału. Na przykład w takim rozumieniu, jakie w styczniu 1966 r. zaproponował szef Włoskiej Partii Komunistycznej, Luigi Longo: „Podobnie jak odrzucamy państwo wyznaniowe, odrzucamy również ateizm państwowy, nie godząc się, by państwo przyznawało przywileje -jakiejkolwiek ideologii i jakiemukolwiek wyznaniu religijnemu"9).' Dla rządzących komunistów, którzy swój monopol władzy zmuszeni byli uzasadniać ideologicznie, norma taka była trudna do realizowania. Również w Jugosławii >rzewidywał biskup Franie ze Splitu, że „realizacja umowy toczyć się będzie zakrętami"10). Wnet też można było zauważyć, że Kościół katolicki poczuł się w Jugosławii swobodniej i stał się bardziej aktywny, i to w stopniu, który później napełnił komunistów obawami"5. Ewolucja została wzmocniona poprzez wymianę przed-tawicieli dyplomatycznych. Do Belgradu przybył arcybiskup Mario Cagna w charak- * delegata apostolskiego, do Rzymu Vjekoslav Cvrlje jako poseł przy Stolicy °stolskiej. Cagna pilnie podróżował po kraju i — nie zawsze ku zadowoleniu skupów -= zaczął oddziaływać na Kościół chorwacki w duchu zawartego porozumie- • Przede wszystkim próbował pohamować gorliwość kardynała Śepera, który starał 268 Tajha dyplomacja Watykanu się poszerzyć oddziaływanie Kościoła na życie publiczne12). Po doświadczeniach węgierskich, a także w obliczu wydarzeń, zarysowujących się na przełomie lat 1967/^g w Czechosłowacji, Watykan doradzał zachowanie ostrożności. Nie był to też przypadek, że podskórne przeciąganie liny pomiędzy Kurią rzymską a przewodniczącym episkopatu zakończyło się 8 stycznia 1968 r. powołaniem Śepera do Rzymu na stanowisko prefekta Kongregacji Doktryny Wiary — dokładnie trzy dni przed oficjalną wizytą jugosłowiańskiego premiera Miki Spiljaka u papieża. Spiljak zapewnił papieża, „że ludzie mogą być zarazem dobrymi wierzącymi i dobrymi obywatelamj swego kraju". Paweł VI mówił o znaczeniu religii dla pomyślności państwa13^ — była to tematyka, którą w tej formie po raz pierwszy publicznie poruszono „na najwyższym szczeblu" w rozmowie z komunistą. Dwa lata później, 15 sierpnia 1970 r., kontakty wzajemne osiągnęły taki poziom, że obie strony zdecydowały się na nawiązanie „regularnych" stosunków dyplomatycznych: monsignore Cagna został pronuncju-szem14), Crvlje ambasadorem, Watykan zaś oświadczył: Kościół nie domaga się przywilejów, potrzebuje jednak- — i tego się domaga — niezbędnej przestrzeni życiowej dla wypełnienia swojej misji. Stosunki dyplomatyczne pomiędzy Stolicą Apostolską a rządami mają na celu ubezpieczenie wolności i współpracy dla dobra narodów — z poszanowaniem wzajemnych suwerennych praw. Jednak jest jasne, ze udaje się to tym skuteczniej, . im większe są możliwości Stolicy Apostolskiej, jakimi rozporządza na właściwym mii obszarze religijno-kościelnym. Komentarz ten15) zalecał niejako rozwiązanie jugosłowiańskie jako wzór zastosowania w krajach komunistycznych. W rzeczywistości Kuria rzymska nie żywiła złudzeń w kwestii, że Jugosławia pozostanie „przypadkiem szczególnym". Tito jako jedyny pośród dyktatorów komunistycznych podchodził w znacznej mierze poważnie do oddzielenia Kościoła od państwa, co zapisane było także w innych konstytucjach. Chociaż konflikt między partią i Kościołem również w Jugosławii nigdy nie wygasł całkowicie, to jednak napięcia wynikały na ogół z różnic raczej narodowych niż światopoglądowych. I co najbardziej istotne, od zerwania Tita ze Stalinem (194$) nigdy nie doszło w Jugosławii do ingerencji- w sprawy w e -wnątrzkościelne. Nawet ogłoszony rok po zerwaniu z Watykanem dekret o religii z 22 maja 1953 r. był, zdaniem „Osservatore Romano", niezbyt odległy od burżuazyjnego Iaicyzmu16). Prosekretarz stanu Tardini dostrzegłby w nim nawet punkty zaczepienia do negocjacji, gdyby akurat w 1953 r. nie osiągnęła najwyższego natężenia polemika antywatykańska (związana ze „sprawą Stepinaca"). Komuniści jugosłowiańscy nie domagali się wówczas, podobnie jak i później, prawa głosu w obsadzaniu urzędów kościelnych, nie domagali się też ślubowań, żądali jedynie_ od kleru tej samej lojalności wobec państwa, co od innych obywateli. Również nowa redakcja ustawy religijnej, z marca 1965 r., która sprecyzowała dotychczas nader rozciągliwy zapis- o „nadużyciu religii", utrzymana była na Unii nieingerencji w sprawy życia wewnątrzkościelnego i-jego zarządzania. Dzięki dyskretnym kontaktom w Belgradzie przedstawiciel papieża mógł wywrze także wpływ na ustawy kqścielne, jak również wzmocnić pozycję lokalnego episkopatu zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej, 1964-1978 269 __ np arcybiskupa Zagrzebia, który swą krytykę projektu ustawy zdołał ogłosić nawet w komunistycznej gazecie „Yjesnik" (18 marca 1977 r.). W rezultacie obowiązująca od 17 kwietnia 1978 r. ustawa kościelna miała w odniesieniu do katolickiej Chorwacji zdecydowanie kompromisowy charakter i nawet w zapalnej sprawie nauczania religii •była liberalniejsza od ustawy 'federalnej z 1953 r. Z punktu widzenia Watykanu było to zbyt mało w porównaniu z krajami, gdzie państwo i Kościół żyły w przyjaznym związku, lecz bardzo dużo w porównaniu z warunkami w innych krajach, rządzonych przez ićomunistów, lub zgoła w pobliskiej Albanii, gdzie Enver Hodża nakazał w 1967 r. zamknąć wszystkie.kościołyi ogłosił, że religia została „całkowicie zlikwidowana" (co w 1976 r. zapisano nawet w art. 37 nowej konstytucji Albanii). „Taki" komunizm, o jakim papieże Pius XI i XII urabiali sobie dosyć jednoznaczny sąd, od dawna już nie istniał. Komunistą był Enver Hodża, który studiował filozofię na Sorbonie w Paryżu. Komunistą był Josip Broz-Tito, niegdysiejszy agent Kominternu, który 29 marca 1971 r. we fraku i w cylindrze, w asyście spowitej w czarny welomnałżonki wkroczył do pałacu watykańskiego, aby złożyć wizytę Pawłowi VI. W przemówieniach jugosłowiańskiego_szefa państwa oraz papieża wiele mówiło się o polityce międzynarodowej i pokoju na świecie, a mało o religii i Kościele. W przemówieniu Tita nie było na ten temat ani słowa... Kontakty z Bukaresztem i Sofią — na przeczekanie Bez formalnych negocjacji, jedynie w wyniku kontaktów osobistych, poprawiła się sytuacja w innym kraju, który — choć był częścią bloku sowieckiego — zaczął w latach sześćdziesiątych kroczyć własnymi drogami, a w niektórych kwestiach zbliżył się do pozycji Jugosławii; była to Rumunia. Tu jednakże — podobnie jak w Związku Sowieckim — głównym problemem wszelkich starań Watykanu był los unitów. Próba uchronienia ich przed całkowitym wessaniem przez Cerkiew rumuńską nie powiodła się, podobnie, jak dążenie do ubezpieczenia Kościoła łacińskiego przez tajnych biskupów. Kiedy wiedeński kardynał Kónig, zaproszony przez patriarchę Justyniana, udał się w listopadzie 1967 r. w pierwszą podróż sondażową do Bukaresztu, uznał, że Przyczyni się dq poprawy klimatu, jeżeli nie poruszy sprawy unitów. Kiedy kilka lat później uzależnił przyjęcie drugiego zaproszenia do Bukaresztu ód objęcia programem tej właśnie kwestii, w Rumunii zrezygnowano z jego wizyty,... Inna sprawa, że komuniści rumuńscy — odkąd Nicolae Ceausescu zastąpił stalinizm typu sowieckiego dyktaturą o zabarwieniu narodowym - zdawali się spoglądać na sprawę unitów z większym dystansem. Premier Maurer nie zrezygnował 2 wizyty u papieża 24 stycznia 1968 r., mimo iż papież w początku grudnia 1967 r. •czcił publicznie zesłanego do klasztoru biskupa unickiego Hossu. Maurer oświadczył cdnak papieżowi, że Rumunia „wspierając się na własnej suwerenności", zamierza stanowić dobre stosunki z wszystkimi wspólnotami religijnymi, docenia się bowiem Bukareszcie koncyliacyjne nastawienie Watykanu i ono sprawi, że polepszy się los Wolików rumuńskich. Miesiąc nóźniej, 29 lutego 1968 r., Ceausescu przyjął „prze- "odniczących wszystkich kultów" w kraju, .pośród nich także rzymskokatolickiego 270 Tajna dyplomacja Watykanu biskupa Albą Julia, Aarona Martona, który spędził siedemnaście lat w areszcie domowym. Marton obiecał w przemówieniu, że będzie „nakłaniał wiernych jd0 spełnienia obowiązków obywatelskich". Jednakże dopiero dwa lata później.pozwolono mu udać się do Rzymu, a po czterech latach, 13 lutego 1972 r., rumuński urząd do spraw kościelnych wyraził pierwszą oficjalną zgodę na konsekrację biskupa. AntaT Jakab, kapłan, który spędził siedem lat w więzieniu, konsekrowany był w Rzymie i ustanowiony jako koadiutor Martona z prawem następstwa, które urzeczywistnił p0 śmierci biskupa w 1980 r. i sprawował aż do zwrotu w roku 1990. Natomiast próba obsadzenia „za jednym zamachem" także diecezji Jassy nie powiodła się. Kapłan Petru v Plesca konsekrowany był jawnie na biskupa w grudniu 1965 r. podczas bytności w Rzymie, jednakże rumuński urząd do spraw'kościelnych powiadomiony został dopiero po fakcie. Pozwolił działać biskupowi duszpastersko, jednakże nie uznał go w sensie prawnym. Biskup Adalbert Boros (tajnie konsekrowany w 1951 r.) mógł udać się do Rzymu, lecz w swej rumuńsko-niemieckiej diecezji Timisoarze mógł po zwolnieniu z więzienia działać jedynie jako pomocniczy kapelan. Bukareszteński szef urzędu do ~spraw kościelnych, komunista Dumitru Dogaru, który chętnie filozofował i rozprawiał o swej pobożnej matce, dawał wprawdzie stale do zrozumienia, że chce rozmawiać z Watykanem, jednakże Rzym ociągał się. Próba . wcześniejszego wyjaśnienia z prawosławiem kwestii unitów nie zaowocowała. Mon-signore Willebrands spotkał się w 1970 r. poufnie z patriarchą Justynianem (w Kolonii). W końcu 1971 r. monachijski kardynał Dópfner, będąc gościem Justynjana w Bukareszcie, mógł jedynie polepszyć klimat, lecz nawet wizyta delegacji patriarchatu rumuńskiego u papieża nie spowodowała żadnych rzeczowych postępów. Kiedy szef państw Ceausescu podczas wizyty we Włoszech-przyjęty został 26 maja 1973 r. również przez papieża, zdawało^ się, że sprawy ruszą z miejsca. Uzgodniono podjęcie rozmów. W grudniu udał .się do Bukaresztu „latający nuncjusz". Luigi Poggi, który zastąpił nadto gorliwego dyplomatę wschodniego Chelego. Nadarzała się' sposobność odbycia na marginesie konferencji rozmów z Dogaru. Wciąż jeszcze, wyczuwalne były złoża nieufności. Nawet zgoda na przywóz 500 brewiarzy dla kapłanów wałkowana. była na wszystkie strony niczym sprawa wagi państwowej: dlaczego zostały wydrukowane w Niemczech, a nie w Watykanie, który je przysyła? Dopiero w styczniu 1975 r. specjalny nuncjusz Poggi udał się na pierwsze oficjalne rozmowy do Bukaresztu, które kontynuowano następnie w październiku 1976 i w lipcu 1977 r., dojście zaś do porozumienia zdawało się zarysowywać dopiero za pontyfikatu nowego „polskiego" papieża w lipcu 1979 r. Do tamtej pory udało się wypracować projekt „statusu" łacińskiego Kościoła w Rumunii, w którym nie zacytowano (wbrew nieustannym żądaniom rządu) owego 47 artykułu ustawy państwowej o religii z 1947 r., który zabraniał wykonywania zagranicznej jurysdykcji na terytorium Rumunii. Lecz pozory były mylące. Nie tylko ewolucja sytuacji w Polsce na początku lat osiemdziesiątych zablokowała podpisane ugody, lecz przede wszystkim kwestia unitów, na którą nowy ortodoksyjny patriarcha Justyn (ustanowiony w 1977 r. przy, aktywnym nacisku ze strony reżymu) reagował jeszcze bardziej nerwowo. Podobny stan rzeczy sprawiał, że również Bułgaria pozostawała na uboczu wschodniopolitycznyeh zabiegów Watykanu. Dla mikroskopijnej mniejszości 50000 Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 271 katolików, .której wszyscy kapłani znaleźli się w więzieniach, soborowa przemiana, sprowadzona przez Jana XXIII (niegdyś delegata w Sofii), a przede wszystkim zawarcie pokoju przez Pawła VI z patriarchami Konstantynopola i Moskwy, okazało się niemal wybawieniem. Ich najwybitniejszy biskup, Evgen Bossilkow, skazany w 1952 r. na śmierć jako „szpieg Watykanu", a którego egzekucji nigdy nie ogłoszono, nie \vyszedł już żywy z więzień bułgarskich stalinowców. Kirył Kurteff, egzarcha bułgarskich unitów, którzy uniknęli likwidacji jedynie dzięki swojej znikomej liczebności (ledwo 5000 wiernych, żyjących przeważnie w wioskach wzdłuż granicy greckiej), powrócił w końcu lat pięćdziesiątych do Sofii. Pozwolono mu skontaktować się z Rzymem. W grudniu 1969 r. uzyskał zgodę na konsekrowanie mnicha, kapucyna Symeona Kokoffa, na biskupa wiernych obrządku łacińskiego i ustanowienie go wikariuszem generalnym w Płowdiwie. Kokoff zamieszkał w zakrystii „katedry" w Płowdiw. Po drugim pobycie w więzieniu był głęboko zgorzkniały i zrezygnowany. Nawet możliwość uczestniczenia w Drugim Soborze Watykańskim nie pomniejszała jego niechęci wobec wszystkich kościelnych nowinek. Odrzucił także zbliżenie do prawosławia, którego patriarcha współpracował zarówno z carskim, jak iż obecnym reżymem. Ta właśnie konserwatywna postawa sprawiła, że zdał się rządowi wygodniejszy niż ówczesny administrator apostolski Płowdiw, Bogdan Dobranow, młodszy, bardziej nowoczesny i aktywny kapłan, ó którym rząd wiedział, że był tajnie konsekrowany. Jak to często bywa ,'w atmosferze pełnej napięć, doszły jeszcze osobiste niesnaski między prałatami. Dla Watykanu zaś ważne było wówczas jedynie, aby uwolnić od znamion nielegalności pozostałą przy życiu hierarchię — zwłaszcza w tak małym i bezbronnym Kościele, jaki stanowią katolicy bułgarscy. 27 kwietnia 1965 r. rzymska Kongregacja Kościołów Wschodnich mianowała biskupa Kokoffa administratorem apostolskim południowej Bułgarii i .zdjęła z urzędu Dobranowa. Dla znawców miejscowych stosunków list kongregacji do Dobranowa (Prot. nr 100/49) zabrzmiał jak kpina, czytano w nim bowiem, „że może się udać do dowolnej miejscowości, póki znowu nie znajdzie miejsca w Winnicy Pańskiej". Oddalenie Dobranowa, któremu władze i bez tego nie stworzyły możliwości .działania w charakterze biskupa, była ceną za to, by we wrześniu 1965 r. ojciec asumpcjonista, 49-letni Dimitrow Stratiew, mógł uzyskać zgodę na konsekrację biskupią w Sofii. Po wielu latach więzienia odznaczał się nie tylko lojalnością, ale również dobrymi kontaktami z patriarchą bułgarskim. Zapewniono mu następstwo PO niemal 80-letnim egzarsze Kurteffie. Kiedy ten zmarł w 1971 r., Stratiew bez trudności przejął urząd i mógł odtąd wyjeżdżać również na rzymskie synody biskupie. Kiedy w sierpniu 1974 r. zmarł również biskup Kokoff, zdarzył się dla Watykanu nieoczekiwany -zbieg okoliczności. Bułgarski szef partii i rządu, Todor Żiwkow, podczas wizyty państwowej we Włoszech odwiedził 27 czerwca 1975 r. papieża Pawła VI i zapytał na marginesie, czy Watykan ma jakieś „życzenia odnośnie Bułgarii". Z dyktatorskim gestem, który go mało kosztował (wobec znikomej ci katolickiej) wyraził bez dyskusji zgodę na mianowanie dwóch biskupów: ółnocnej Bułgarii (Ruse-Nikopolis) Vasco Śeirecowa (który zmarł już w 1977 r., mógł zostać w 1979 r. zastąpiony przez Samuela Dżundrina, osadzonego 272 Tajna dyplomacja Watykanu w latach 1952-1964 w więzieniu jako szpieg), dla południowej Bułgarii (Płowdiw) Bogdana Dobranowa, który tym samym doczekał się późnej sprawiedliwości. RO]c później Agostino Casaroli mógł odwiedzić po raz pierwszy niemal wszystkie gminy Bułgarii (4-6 listopada 1976 r.). Nowy papież Jan Paweł II, do którego pierwszych gości ze Wschodu należał bułgarski minister spraw zagranicznych, Petar Mładenoy zapewnił gościa w mowie powitalnej z 14 grudnia 1978 r. (która wbrew protokolarnemu zwyczajowi Watykanu została opublikowana), „że uzyskano postęp przez to iż katolickiemu Kościołowi w Bułgarii umożliwia się spełnienie jego misji..." Ratować, co się da — przeciąganie liny w Pradze Poza niewidzialnymi uszami — mikrofonami — w ścianach pokoju w praskim hotelu Alcron nikt nie słyszał cichych pojękiwań starego człowieka. Pochylał się nad papierem, przedłożonym przez innego, młodszego mężczyznę, który kilka dni wcześniej niepostrzeżenie przybył z Rzymu. Był to monsignore Agostino Casaroli. Tego popołudnia, 17 lutego 1964 r., zetknął się pierwszy raz z arcybiskupem Pragi, Josefem Beranem, który od szesnastu lat nie miał prawa przekroczyć progu swej rezydencji na Hradczanach. Przenoszony z jednego miejsca internowania do drugiego, został .w październiku 1963 r., ułaskawiony, lecz nie zwolniony. Już podczas pierwszej dyskretnej wizyty w Pradze w maju 1963 r. Casaroli prosił o ulgi dla Berana i mógi papieżowi Janowi (krótko przed jego śmiercią) przekazać wiadomość, że przynajmniej niektórzy kapłani czechosłowaccy mogą udać się na sobór do Rzymu — lecz nie Beran. W styczniu 1965-r., niemal dwa lata później, Beran otrzymał w liście poleconym-z Rzymu wiadomość, że Paweł VI mianował go kardynałem. Urzędnicy praskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, którzy krótko potem pojawili się w Radvanowie pod Taborem, w miejscu internowania Berana, oświadczyli mu tylko, że nominacje kardynalskie — w przeciwieństwie do biskupich — nie interesują władz. Kiedy cztery tygodnie później wezwano Berana do Pragi, aby niezauważalnie dla opinii mógł spotkać się z Casarolim, pełnomocnik papieski miał już za sobą uciążliwe dni w praskim urzędzie do spraw kościelnych. Była to osobliwa „rozmowa" milczących, która tego zimowego dnia odbywała sif w praskim apartamencie hotelowym. Aby nie dostarczyć materiałów policyjnym uszom w ścianaęh, Casaroli formułował informacje na piśmie, a Beran zapisywał odpowiedzi na tym samym arkuszu papieru. Casaroli przedstawił Beranowi na polecenie papieża do wyboru dwie drogi, przy czym jedna była uzgodniona z rządem czechosłowackim: .1. Beran może bez problemów udać się do Rzymu, przyjąć kapelusz kardynalski, uczestniczyć w pracach soboru i zachować formalnie także tytuł arcybiskupa Pragi, jednakże nie będzie mógł już nigdy powrócić do Pragi. Osierocona od szesnastu lat diecezja otrzyma administratora apostolskiego, którego wybrała Stolica Apostolska jest nim Franti&ek Tomaśek, któremu od lat pozwalano działać tylko w charakte wiejskiego proboszcza. Wikariusz kapitulny Stehlik ustąpi, wynagrodzi mu się t' probostwem .katedralnym. (Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964—1978 273 2. Beran może odrzucie to rozwiązanie i wszystko pozostanie po dawnemu. Ojciec Święty będzie ubolewał, ponieważ rozmowy z rządem są nader trudne, a pierwszy, choćby skromny, rezultat, mógłby otworzyć widoki na przyszłość. Beran może być jednak pewny, że papież okaże zrozumienie, jeżeli zdecyduje się pozostać w Czechosłowacji na dotychczasowych warunkach. Beran poprosił ó czas do namysłu; kilka godzin zmagał się w samotności z rozterkami. Potem zapisał placet na papierze Casarolego z propozycją numer jeden, dodając na marginesie: dla archidiecezji praskiej ważniejsze jest, by otrzymała nareszcie uznawanego tak w Rzymie^ jak i w Pradze biskupa i aby została uwolniona od.Stehlika. Jest gotowy ponieść tę ciężką ofiarę. Dwa dni później, 19 lutego, poleciał razem z Cąsarolim do Rzymu. Odczekali jeszcze jeden dzień, aby przekonać się, czy/ rząd w Pradze dotrzyma obietnic. Istotnie biskup Tomaśek złożył 18 lutego przepisane ślubowanie i wprowadził się do pałacu arcybiskupiego w Pradze. Casaroli i Beran siedzieli jeszcze w samolocie, kiedy agencja ĆTK podała wiadomość o wyjeździe kardynała i mianowaniu Tomaśka. Później, w 1968 r. kardynał Beran przedstawił bieg zdarzeń nieco inaczej — tak, jak gdyby rząd w Pradze (lub nawet Watykan) przechytrzył go, sugerując możliwość powrotu po trzech tygodniach, by potem twierdzić, że pozostał za granicą na, własne życzenie18'. O takim życzeniu nie mogło być oczywiście1 mowy, raczej o własnej jego decyzji. Została mu ona przez Watykan ułatwiona, ponieważ szef praskiego urzędu do spraw kościelnych, Kareł Hruza, po raz pierwszy zasugerował możliwość rozmów z Watykanem na temat'„otwartych kwestii", także na temat, nominacji biskupiej"). Upłynął jednakże rok z okładem, nim poufne okazjonalne kontakty doprowadziły do tajnych rozmów sondażowych. Sytuacja w Czechosłowacji, z jaką zetknął się Casaroli, przedstawiała się niemal beznadziejnie. Nieudany eksperyment z tajnymi biskupami pozostawił po dwudziestu latach stalinizmu jedynie rumowisko. Na znacznych obszarach • kraju nie było żadnych duszpasterzy. Ocalona część admi-i^istracji kościelnej poddana była bezpośredniej kontroli państwa — tak ścisłej, jak nigdzie we wschodniej Europie. Wystraszeni, bezsilni, jako kapłani, a i moralnie zdyskredytowani wikariusze kapitulni dbali zaledwie o zewnętrzne pozory. Niektórzy, jak Stehlik w Pradze czy Oliva w Litomierzycach, zapewniali Stolicę Apostolską okrężnymi drogami o swej lojalności, nie znajdując jednak wiary. Księdza Josefa Plojhara (zm. 1981), który dwadzieścia lat był ministrem zdrowia, a nie potrafił przeciwstawić się nawet decyzji o usunięciu z państwowych szpitali posługi kapłańskiej dla umierających, wiązał z Rzymem co najwyżej „rzymski kołnierzyk" oraz „renesansowy" styl życia... Podczas drugiego kongresu ruchu pokojowego księży katolickich w listopadzie $ r- Plojhar czynił aluzje do tajnych rozmów z Watykanem i zażądał, aby anowieni przez rząd wikariusze kapitulni otrzymali nominacje biskupie. Kiedy asaroli w odpowiedzi zagroził zerwaniem rozmów, przedstawiciel rządu Hruza iL3pił z propozycją kompromisową. Trzy spośród sześciu nie obsadzonych bis-stw Watykan będzie mógł obsadzić kapłanami według własnego wyboru, o ile ;ech pozostałych przyjmie propozycje rządowe. Casaroli postanowił przyjrzeć się adydarom. W Pradze umożliwiono mu rozmowy w cztery oczy, w Litomierzycach 274 Tajna dyplomacja Watykanu w ostatniej chwili je odwołano (ponieważ nawet władze komunistyczne — czego Casaroli nie mógł wiedzieć —v zaczęły już podejrzliwie spoglądać na wikariusza kapitulnego Olivę...). Biskupa Litomierzyc, Stefana Trochtę, skazano w 1953 r. na 25 lat więzienia (między innymi jako „szpiega Watykanu"). W 1960 r. ułaskawiono go, pracował jako ślusarz budowlany, a po zawale serca żył jako rencista w zakładzie opieki. Jemu to, który podobnie jak szef partii Novotny ledwo wymknął się śmierci w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Mauthausen, Praga chciała znowu przyznać diecezję — lecz litomierzycką, gdzie biskup był popularny, i nie bez „dodatku" w postaci niemożliwych do zaakceptowania dodatkowych biskupów. -W tym punkcie zerwał Casaroli w lipcu 1967 r. negocjacje. Mylił się jednak, kto sądził, że Watykan chce doczekać „lepszych czasów", to znaczy, że stawiał na owe dramatyczne przemiany, które doprowadziły do Praskiej Wiosny 1968 r. W Kurii rzymskiej wiedziano aż nadto dobrze, że liberalna „koniunktura" też może być krótkotrwała. „Humanistyczny" komunizm, który zakiełkował pod rządami szefa partii Aleksandra Dubćeka, przyspieszyłby jedynie procesy sekularyzacyjne, które i bez tego znacznie były w CSSR zaawansowane. Już przed rokiem 1948 niemal 30 procent obywateli było bezwyznaniowcami. Nie Kościół, lecz państwowy urząd do spraw wyznań wystąpił 18 marca 1968 r. z tezą, że wierzący obywatele powinni uzyskać rzetelne równouprawnienie. 20 marca administrator praski, biskup Tomaśek, napisał w liście pasterskim: „Nie domagamy się przywilejów, domagamy się słusznie naszych praw w demokratycznym społeczeństwie". 22 marca ustąpił z stanowisk - „z czystym sercem", jak zapewniał - minister Plojhar, a szef urzędu do spraw kościelnych Hruza zapowiedział, że „nie zamierza ingerować". 26 marca zastąpiła go na tym stanowisku tolerancyjna komunistka Erika Kadlecova, z zawodu socjolog religii. Oświadczyła 8 kwietnia wobec agencji ĆTK: „Trudno przepowiedzieć rokowania z Watykanem, lecz jak u nas, tak i w Watykanie zaszły istotne zmiany..." Kiedy biskup Tomaśek przybył w końcu kwietnia 1968 r. na dwa tygodnie do Rzymu, zauważył ze zdumieniem, że Watykan bynajmniej nie spieszy się dotknąć „gorącego żelaza", już nie mówiąc o kuciu. Hasło brzmiało: odczekać. Miarodajni prałaci i sam papież zakładali, że Związek Sowiecki nie zaakceptuje tendencji objawionych w ĆSSR. Watykan nie ustąpił również pod naciskiem praskich katolików, domagających się jak. najszybszego powrotu kardynała Berana. Poważna choroba Berana w początkach sierpnia ułatwiła zatrzymanie kardynała. Biskup Trochta powrócił jednak w początku sierpnia do swej siedziby w Litomierzycach i naciskał na Pragę, aby wystąpiła z inicjatywą rozmów. Watykan zaproponował wreszcie termin — w październiku. Zwlekanie i ostrożność opłaciły się zrazu. Po sowieckiej interwencji w sierpniu (dubćekowskie kierownictwo uzyskało poboczne odroczenie) Kościół trwał nietknięty > jedynie październikowy termin rozmów z Watykanem przeminął bez echa. „Z radością dostrzegamy zalążek poprawy położenia Kościoła katolickiego w Czechosłowacji — powiedział papież do słowackich pielgrzymów 13 listopada 1968 r., już P° ponownym zjawieniu się w Rzymie biskupa Tomaśka z inicjatywą nadania biegu negocjacjom. Jednakże napięcia w Pradze nadal skłaniały Watykan do czekania. Kie w połowie stycznia 1969 r. samospalenie się Jana Palacha zasygnalizowało nasileni Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 275 zdeterminowanego wzburzenia w ĆSSR, 80-letni kardynał Beran skierował z Rzymu posłanie do swych praskich diecezjan, zamieszczone w „Osservatore Romano" . 26 stycznia na pierwszej stronie: Plączę razem z wami... Ten, co do was mówi, sam — jak wiecie — wiele wycierpiał. Nadeszła jednak chwila, aby zapomnieć o tym, co bylo. Nie wyczerpujmy naszej duchowej energii w nienawiści, lecz skierujmy ją ku jedności, ku pracy, ku służbie dla naszych braci, ku nowemu rozkwitowi naszego kraju! W górę serca: niech wasza siła wyrazi się w milczeniu i w nadziei! -Ostatni Ust pasterski Berana (zmarł w maju 1969 r.) zabrzmiał inaczej niż apele węgierskiego kardynała Mindszenty'ego w 1956r... Kiedy w lutym 1969 r. wydawało się przez chwilę, że dubćekowskie kierownictwo jednak przetrwa, papież postanowił wyzyskać sposobność. Wobec tysiąca słowackich pielgrzymów sformułował po raz pierwszy życzenia, adresowane do rządu. „Nie żądanie przywilejów, lecz usprawiedliwione poszerzenie naturalnych praw: dobrzy biskupi bez niestosownych restrykcji, seminaria, zakony, prasa katolicka, nauczanie religii... Okazana dotąd dobra wola dobrze rokuje na przyszłość" — mówił Paweł VI 12 lutego. Nawet dramatyczna zmiana kierownictwa w Pradze, wynosząca w kwietniu do władzy słowackiego komunistę Gustawa Husaka, który — sam będąc ofiarą stalinizmu — obiecał uratować ruch reform, nie przytłumiła zrazu nadziei. Wiedziano wprawdzie, że Husak jest antyklerykałem, lecz sprzyja normalizacji stosunków między Kościołem i państwem. We wrześniu 1969 r. dawny szef urzędu do spraw kościołów Kareł Hruza powrócił na dawne stanowisko. Ponieważ jednocześnie oświadczył biskupom, że w latach sześćdziesiątych był „praktycznie zmuszony" przez przełożonych do zajmowania znanej postawy20), to i ten fakt nie pozwalał wyciągnąć ostatecznych wniosków. Ponad rok później, 13 października 1969 r., Hruza pojawił się wreszcie w Rzymie, aby ponownie zawiązać zerwaną od trzech lat nić negocjacji z Watykanem. W towarzystwie radcy ambasady Aloisa Tychego i szefa słowackiego urzędu do spraw kościołów Karola Homoli spotkał się w nuncjaturze włoskiej (zatem nie na terenie Watykanu) z Casarolim oraz jego ekspertami do spraw wschodnich, Giovanni Chelim i Angelo Sodano. Prascy negocjatorzy ubezpieczyli się przed nieufnymi Sowietami. W jednym czasopism moskiewskich Hruza odbył rodzaj spowiedzi, zadenuncjował dubćekowskie kierownictwo urzędu do spraw kościotów, odświeżył stare zarzuty wobec Watykanu, a nawet stwierdził, że „audiencje papieskie w Rzymie z reguły automatycznie przekształcają się w demonstracje antyczechosłowackie"215. Watykan stykał się w tym okresie u komunistycznych dogmatyków nie tyle z oszołomieniem władzą, ile z ich mocno nadwerężonym od 1968/69 samopoczuciem. Kompleks niemocy politycznej przerodził się w irracjonalny lęk przed Kościołem, °ty w rzeczywistości zrezygnował już nie tylko z praw politycznych, ale nierzadko ^że kościelnych, gdyż jego zewnętrzna struktura była niemalże rozbita bądź r°zproszkowana. b W 1970 r. na Morawach spośród 2175 probostw aż 1239, czyli więcej niż połowa, 0 nie obsadzonych. Dopływ nowych księży, w 1968 r. raz jeszcze odświeżony, 276 Tajna dyplomacja Watykanu ponownie ograniczono przez wprowadzenie numerus clausus w jednych, z dwóch seminariów. Postarzałe pozostałości episkopatu niemal wymarły. Od czerwca 1971 r. nie było ani jednego biskupa na Słowacji. W diecezjach czeskich czynni byli jeszcze dwaj biskupi, którym zabroniono wszelkiej działalności poza ich terenem. Przez dwadzieścia trzy lata nie konsekrowano żadnego biskupa; można było ściśle przewidzieć chwilę, Medy w CŚSR nie będzie już nikogo, kto by mógł wyświęcać kapłanów i udzielać sakramentu .bierzmowania. Tak przedstawiała się sytuacja, kiedy Karol Hruza po osiemnastomiesięcznej przerwie wznowił 13-16 listopada 1972 r. negocjacje z Casarolim w Rzymie. Inaczej niż na Węgrzech czy zgoła w Polsce brzmiało hasło, że w Czechosłowacji należy już tylko „ratować, co się da uratować" — jak to sformułował papież. Zdawał sobie sprawę, że w ĆSSR niemało wiernych i kapłanów stanęło na stanowisku; że lepiej nie mieć żadnego biskupa niż takiego z błogosławieństwem komunistycznego państwa!"225. Rozgoryczeni i izolowani wśród indyferentnego w znacznej mierze otoczenia (które w sensie politycznym też ograniczało się jedynie do pozorowanych deklaracji), katolicy stracili z oczu coś istotnego: że jeśli ich Kościół odrzuci bez dyskusji jedyną możliwość, jaką ofiarowali mu — ze względów prestiżowych — prascy komuniści, będzie to sprzeczne z jego historyczną zasadą „żyć i przeżyć", a nade wszystko z jego świadomością struktury hierarchicznej, sukcesji apostolskiej i przekazywania pełnomocnictw sakramentalnych. Albowiem alternatywa w postaci ustanawiania tajnych biskupów miała wartość wątpliwą. W ten sposób Hruza i Casaroli uzgodnili w drugiej turze tej fazy negocjacji — od 11 do 16 grudnia 1972 r. — cztery kandydatury biskupie, t których nie wszystkie w oczach Watykanu zasługiwały na bezwarunkową akceptację. Szczególnie problematyczny był przypadek proponowanego administratora apostolskiego Ołomuńca, Josefa Yrany. Był on od 1971 r. przewodniczącym czechosłowackiego, sterowanego przez rząd stowarzyszenia księży Pacem in tenis, zaś jako wikariusz kapitulny przyjęty został przez kler z mieszanymi uczuciami. W połowie lutego 1972 i. Yrana przybył do Rzymu, aby przekazać akta procesu beatyfikacyjnego zmarłego w 1923 r. arcybiskupa Ołomuńca, Antonina Stojana. W Watykanie wykorzystano sposobność, aby w toku dłuższych rozmów zbadać wewnętrzne nastawienie i kwalifikacje kapłańskie Yrany. O konsultacje poproszono również arcybiskupa Tomaśka, który przebywał w Rzymie. Zatem nie było tak, że Watykan unikał zebrania dokładnych wiadomości 0 kandydatach na stolice biskupie. Casaroli domagał się również poufnych spotkań z pozostałymi kandydatami. 15 stycznia 1973 r. udał się do Czechosłowacji monsignore Giovanni Cheli, aby z czterema prałatami odbyć dłuższe poufne rozmowy, w bezpiecznym otoczeniu. Ponadto zasięgnął on opinii godnych zaufania duchownych. Kuria rzymska przekonała się, że jako kapłani kandydaci byli osobami w sensie kościelno-religijnyni 1 moralnym bez zarzutu. Uważali oni jednakże, że w danych warunkach nie sposób uniknąć zaangażowania politycznego, ograniczonego w zasadzie do lojalności państ-wowo-obywatelskiej, jeżeli Kościół w ĆSSR nie chce przyczynić się do własnej — lansowanej przez ateistycznych fanatyków partyjnych — izolacji, a tym samym do utraty reszty swych możliwości duszpasterskich. Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964—1978 277 Tak więc papież w końcu lutego 1973 r. ustanowił trzech słowackich duchownych, •Juliusa Gabrisa, Jana Pastora i Josefa Feraneca, jako biskupów tytularnych i administratorów apostolskich osieroconych diecezji Trnava, Nitra i Banska Bystrica, a Josefa y ranę jako biskupa tytularnego i administratora w Ołomuńcu — tego ostatniego ź ograniczeniem ad nutum sanctae sedis (co mogłoby ułatwić w sensie kanonicznym ewentualne odwołanie). Rząd praski zgodził się, aby Yrana ustąpił ze stanowiska w stowarzyszeniu Pacem in te/ris..Przyjął z pewnym wahaniem również warunek, aby cztery konsekracje zostały dokonane w Czechosłowacji przez przedstawiciela papieża, aby tym samym zademonstrować w obecności katolików czechosłowackich powiązanie z Rzymem oraz kompetencje Stolicy Apostolskiej. Tysiące/ludzi klęczało przed katedrą w Nitrze (Słowacja), kiedy Agostino Casaroli ukazał się po raz pierwszy w komunistycznym państwie w szatach biskupich. Uroczyście konsekrował trzech słowackich biskupów, po czym wraz z nimi udał się do Ołomuńca, gdzie 4 marca w asyście biskupów Trochty i Tomaśka nałożył mitrę również kontrowersyjnemu Josefowi Yranie i przekazał mu pierścień biskupi, prezent od papieża. W kazaniu wygłoszonym do nowych arcypasterzy przypomniał Casaroli z żarliwym naciskiem odwołując się do dekretów soborowych, religijne obowiązki kapłanów: „Bądźcie świadkami wiary i miłości także wobec wspólnoty ludzkiej i państwowej".. Nigdy jeszcze duszpasterskie nastawienie oraz funkcje watykańskiej polityki wschodniej nie zostały tak wyraźnie zademonstrowane, jak w owej chwili, kiedy czołowy dyplomata papieski spełniał swój papieski urząd biskupi w kraju, gdzie od ćwierćwiecza usiłowano odciąć Kościół od jego rzymskiego centrum i skazać go na obumarcie. Casaroli nie poddawał się złudzeniom, wiedział również, ile ryzykował Watykan. „Wiele problemów pozostało jeszcze nie rozwiązanych" — oświadczył po dwugodzinnej rozmowie z wicepremierem Matejem Lućanem 5 marca w Pradze. Mógł wprawdzie tegoż dnia jeszcze powiadomić w Litomierzycach biskupa Trochtę o wyniesieniu-go do godności kardynalskiej i pokazać zaproszenie do Rzymu, dostrzegł jednak niezadowolenie, jakie po „katolickich inscenizacjach w Nitrze i Ołomuńcu" żywili lękliwi dogmatycy komunistyczni. O nowym biskupie Yranie dowiedział się wnet, że 8 marca przemawiał na zgromadzeniu stowarzyszenia Pacem in tenis i zapewnił je „o swym dalszym pełnym Poparciu". Czy zatem nie zrezygnował z przewodniczenia organizacji, jak obiecał? Podczas negocjacji uzgodniono wymijającą formułę, że funkcja Yrany w Pacem m tenis nie daje się pogodzić z jego urzędem biskupim, ponieważ organizacja ta wspiera *>? jedynie na części .kleru, zaś biskup musi być „ojcem i pasterzem wszystkich wierzących i księży". Czy Yrana złamał postanowienie? Dopiero w końcu marca Przekazał telefonicznie do Wiednia, że na posiedzeniu 8 marca rzeczywiście zrezygnował z urzędu, jednakże prasa ĆSSR fakt ten zatuszowała23' - tak bardzo ???chosłowaccy komuniści obawiali się skutków odprężenia w polityce kościelnej, którym z drugiej strony* — nie mniej lękliwie — byli nadal zainteresowani. Objawiło się to ponownie, kiedy praski negocjator Kareł Hruza przybył w połowie rześnią 1974 r. do Rzymu, aby zainicjować kolejną fazę rozmów. Po śmierci ynała Trochty w kwietniu (nastąpiła kilka godzin po gwałtownym spięciu chorego 278 Tajna dyplomacja Watykanu na serce Trochty z północnoczeskim sekretarzem partii, Dlabalem), spośród trzynastu stolic, biskupich w ĆSSR siedem było całkowicie osieroconych. Nawet zaproszenie rządu czechosłowackiego dla Casarolego przyjęte z wahaniem (luty 1975), dotyczyło - l jedynie „państwa Watykan", a nie Kościoła. Podróż nuncjusza Poggi do Pragiego w lecie 1976 r. również nie dała specjalnych efektów. Dopiero kiedy praski ruch t>raw człowieka Karta 77 zwrócił uwagę opinii światowej na ograniczenia wolności w CSŚR również w zakresie życia religijnego, pobudzone zostało - cokolwiek dwuznaczne ,. — zainteresowanie rządu. Kareł Hniza zapewniał na łamach gazety KPĆ „Rude-Pravo" (23 lutego 1977 r.), że w ĆSSR „wolności religijne-są zagwarantowane", oskarżając zarazem Radio Watykan, że uczestniczy w „kampanii pomówień". Przyznał, że partia „podejmie zdecydowaną akcję, aby wyeliminować pozostałości religii... Czyż zatem są motywy, które by uzasadniały powstrzymanie się wierzących od uczestnictwa w realizacji polityki naszej partii?" — pytał Hruza z trudnym do przelicytowania cynizmem. Jego wystąpienie było paradoksalnym sygnałem startu do nowych gestów odprężeniowych. Po raz pierwszy od trzydziestu lat papież mógł 18 marca 1977 r. powitać pięciu biskupów z ĆSSR, przybyłych ze wspólną wizytą ad limina i docenić ich pracę „w szczególnych warunkach, które i Warn, i Nam są znane". Miało to tym większe znaczenie, że Hruza, obawiając się wszelkich wspólnych wystąpień biskupów, odrzucił ustanowienie czechosłowackiej konferencji biskupów. Rząd praski zgodził się na podanie do publicznej wiadomości w początku czerwca 19?7 r. nominacji kardynalskiej dla biskupa Tomaśka (zadecydowanej już wcześniej przez papieża in pectore, czyli w tajemnicy). Ambasada ĆSSR we Włoszech wydała nawet 27 czerwca przyjęcie na cześć nowego praskiego kardynała i przekazała telegram gratulacyjny szefa partii, Husaka, który zapewniał: ,jestem zainteresowany pozytywnym przebiegiem negocjacji, prowadzonych przez nasze państwo ze Stolicą Apostolską". Było to jednak zdanie, które także w latach następnych nie powodowało żadnych skutków. Werbiśta John Bukovsky, amerykański kapłan zakonny pochodzenia słowackiego, który w tych latach był jednym z najbliższych współpracowników Casarolego w zakresie polityki wschodniej, mógł w lecie 1977 r. odbyć wielotygodniową podróż do sześciu z ośmiu czechosłowackich diecezji, które pozostawały bez biskupa. Przedstawiciel biskupa był wprawdzie stale obserwowany przez policję, umożliwiono mu jednak odbycie nie kontrolowanych rozmów z księżmi. W swym bagażu dyplomatycznym przywiózł do Rzymu odpowiedzi na pisemną ankietę. Spotkał 170 księży, pośród nich także żyjących w ĆSSR „tajnych biskupów". Niemal wszyscy aprobowali osoby i działania , biskupów, mianowanych przez Watykan w 1973 r., tylko jedna trzecia krytykowała politykę wschodnią Watykanu. Bukovsky rozmawiał także kilka godzin z najbardziej „prominentnym", lecz budzącym największe wątpliwości przeciwnikiem tej polityki, z żyjącym w pobliżu Brna Feliksem Davidkiem. Udzielił on większej grupie żonatych mężczyzn najrozr maitszych zawodów, a także kobietom, świeceń kapłańskich, sakramentalnie ważnych. lecz sprzecznych z prawem kanonicznym. Rząd prasld wiedział o tym oczywiście od początku. Posługiwał się „dysydenckirn Kościołem Davidka jako narzędziem siania nieufności i tendencji rozłamowych wśród Negociacie zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964—1978 279 oficjalnego" kleru, by kwestionować jego lojalność i skłonić Watykan do interwencji ^r aferze, której w warunkach represyjnej polityki kościelnej władz ĆSSR w rzeczywistości nie dawało się wyjaśnić. Aż do swej śmierci (w 1988-r.) Davidek wysyłał do Rzymu sprawozdania w języku łacińskim; wakacje zwykł spędzać w towarzystwie swej wikariuszki generalnej w Związku Sowieckim2*. Tego rodzaj sprzeczności obciążały kontakty negocjacyjne Watykanu i Pragi. Po wrześniowej próbie rozmów z 1977 r. stało się możliwe formalne ustanowienie , kardynała Tomaśka jako arcybiskupa Pragi (do tej pory działał jedynie jako administrator apostolski) i utworzienie — obiecanej od 1928 r! — odrębnej prowincji kościelnej w Słowacji. Następnie rozmowy ponownie utknęły na prawie dwa lata, lecz i później przebiegały bez rezultatów. Rząd w Pradze mnożył na przemian obietnice i zarzuty, o odprężeniu nawet nie można było myśleć. Umocnić to, co mocne — cierpliwość wobec Polaków Papież nie wierzył własnym uszom, kiedy 13 listopada 1965 r. na zakończenie Drugiego Soboru Watykańskiego przyjął 38 polskich biskupów, a kardynał prymas Stefan Wyszynski łagodnym, mocnym głosem dokonał podsumowania, które nie tylko rozsadzało ramy protokołu, lecz zawierało niemal nieskrywaną krytykę: Marny świadomość, że urzeczywistnienie postanowień Soboru będzie w naszych l , warunkach bardzo trudne, acz nie niemożliwe. Dlatego prosimy Ojca Świętego o jedno: o pełne zaufanie do episkopatu i do Kościola w naszym kraju. Nasza prośba może wydać się niestosowna, lecz z oddalenia trudno ocenić nasze położenie. Wszystko, co wydarza się w życiu naszego Kościoła, musi być oceniane z punktu widzenia naszych doświadczeń... Jeżeli coś nas boli, t o przede wszystkim niedostatek zrozumienia u naszych braci w Chrystusie. Jeżeli coś nas rani, to przede wszystkim niedostatek zaufania, jakie niekiedy odczuwamy pomimo dowodów wierności dla Kościola i dla Stolicy Świętej, których dostarczyliśmy odrzucając ofertę łatwego, przyjemnego życia..." Paweł VI odpowiedział chłodno i oficjalnie, że nie wątpi, iż postanowienia Soboru będą także w Polsce urzeczywistniane „chętnie i skutecznie", w tym z myślą także 0 „dobru wspólnoty państwowej" (in civilis etiam societatis utilitatem). Gazecie watykańskiej polecił wydrukować jedynie własne przemówienie, nie Wyszyńskiego255. Nie potrafił sobie do końca wyjaśnić, co skłoniło warszawskiego kardynała do takiego wystąpienia. Czy było ono wynikiem poczucia izolacji, w jakiej znalazł się polski episkopat na Soborze, uznając tradycyjny kształt i wyraz Kościoła za bardziej odporny wobec ateizmu państwowego, aniżeli soborowe nowości i gotowość do dialogu? Od końca lat pięćdziesiątych, kiedy stało się jasne, że w cieniu Moskwy „narodowy konjunizm" Polaków nie doczeka się żadnego „drugiego etapu", kompromis zawarty Jrzez Wyszyńskiego z szefem partii Gomułką stawał się coraz bardziej wątpliwy. Spór e Przyjął drastycznych form z lat stalinowskich, toczył się w formie polityki Wzajemnych ukłuć, którymi Kościół kompensował swą polityczną, a partia swą 280 Tajna dyplomacja Watykanu intelektualną miemoc.26 Ponieważ gomułkowskie kierownictwo nawet xnie mogło marzyć o zdławieniu potężnego polskiego katolicyzmu drogą frontalnego ataku ateistycznego, ograniczyło się na przemian do ostrożnych bądź do gwałtownych i podstępnych prób uruchomienia procesów sekularyzacyjnycti w społeczeństwie — również z użyciem staromodnych afektów antyklerykarnych. Zdaniem Wyszyń-skiego postawa koegzystencyjna sprzyjałaby jedynie tym procesom, natomiast jawny spór — nie sięgający jednak granicy zerwania! — podtrzyma katolicką świadomość i wzmocni jej ducha oporu. Tę taktykę ułatwiały dwie okoliczności: brak jasnej koncepcji polityki kościelnej u Gomułki oraz ociąganie się Watykanu w sprawie kościelno-prawnego usankcjonowania polskich narodowych postulatów na obszarach Odry-Nysy (w tej sprawie katolicy i komuniści zajmowali jednakowe stanowisko). Przyjazne słowa papieża Jana nie wpłynęły na zmianę tej sytuacji, podobnie jak niezobowiązująca sugestia o „możliwościach konkordatowych", wygłoszona przez najbliższego współpracownika Gomułki, Zenona Kliszkę podczas wykładu w Rzymie w grudniu 1962 r. Stąd dla watykańskiej polityki wschodniej Polska była i pozostawała problemem odmiennym, o wiele mniej palącym niż na przykład Czechosłowacja czy Węgry. W Polsce nie były potrzebne akcje ratunkowe. Tu chodziło co najwyżej o ustanawianie we właściwym czasie solidnych ubezpieczeń prawnych, o zagwarantowanie w duchu norm prawa międzynarodowego stanu, o jakim Kościół katolicki nigdzie nie mógł marzyć w obrębie sowieckiego obszaru panowania: nietknięty episkopat z ponad 70 biskupami, żadnego niedostatku kleru, żadnych ograniczeń dla zakonów, niemal nie kontrolowana nauka religii w bez mała 17 tysiącach punktów katechetycznych, ponad 30 seminariów duchownych, katolicki uniwersytet w Lublinie... W Kurii rzymskiej skłaniano się jednak do poglądu, że taktyka kardynała będzie owocować już tylko przez krótki czas, że w dłuższej perspektywie napięcie oraz „mała wojna" pomiędzy państwem i Kościołem nie pobudzą, lecz zmęczą wiernych, urabiając, ich w duchu procesów sekularyzaeyjnych, które i bez komunistów narastają w społeczeństwach wraz z postępami industrializacji. Dlatego jiiż w czasie trwania Soboru doradzano Wyszyńskiemu, aby okazał większą; pojednawczość. Uradowano się zatem, w Watykanie, kiedy usłyszano jesienią 1965 r. o zapowiadanym spektakularnym posunięciu polskiego episkopatu: liście do biskupów niemieckich, w którym pierwszy raz po okropnościach drugiej wojny światowej przerzucać się będzie most do niemieckich sąsiadów. Czy na tej drodze otwierała się ewentualna możliwość, która również Watykanowi ułatwi nawiązanie rozmów z rządem w Warszawie dzięki ostatecznej regulacji kwestii administracji kościelnej na obszarach Odry i Nysy? Paweł VI nie wiedział, że w tym samym dniu, kiedy wygłaszał tak odważne słowa wobec papieża, rezerwując sobie prawo do „sporu w rodzinie", kardynał Wyszyński zdecydował się podpisać ów pojednawczy list do biskupów niemieckich, którego projekt studiował długo i z największym sceptycyzmem. Biskup Bolesław Kominek (Wrocław), rozsądny, zgodliwy, acz politycznie mało doświadczony duchowny, który był zarówno polskim patriotą, jak i przyjaznym wobec Niemców Ślązakiem, zredagował pierwotny tekst po niemiecku. Naradzał się w Rzymie z niemieckimi biskupami Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 281 IN nadziei na wywołanie pozytywnego echa. Kominek informował na bieżąco także jedynego komunistycznego przedstawiciela prasy na Soborze, Ignacego Krasickiego, człowieka zaufania władz, co więcej, przekazał mu wcześniej tekst, w przekonaniu, że rząd w Warszawie wypowie się, jeśli będzie miał zastrzeżenia. Krasicki posłał wprawdzie tekst do Warszawy nie jako poufny sondaż Kominka, ale jako „tajny dokument", w którego posiadanie wszedł okrężnymi drogami, bez wiedzy biskupów. Skutek był fatalny. Gomułka odpowiednio nastawiony przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, wyczuł natychmiast, że Kościół „chce mu wyjąć z ręki politykę niemiecką" i jedynie czekał na odpowiedź episkopatu niemieckiego, co do któjrej mógł być niemal pewny, że w kwestii granicy na Odrze i Nysie nie będzie zawierała zdecydowanego wyjścia naprzeciw.27 Tymczasem w Rzymie Kominek słyszał z ust swego pośrednika Krasickiego stale tylko jedno; Warszawa nie ma nic przeciwko listowi biskupów. Ponieważ Kominek do końca obawiał się, że niezbyt przyjazny wobec Niemców Wyszyński mógłby przekreślić cały piękny projekt, zamilczał wobec kardynała, że poinformował już rząd w Warszawie. Nie przypuszczał oczywiście, że sam został wprowadzony w błąd. Tymczasem Wyszyński sądził, że komuniści o niczym nie wiedzą. Obdarzony lepszym "wyczuciem politycznym niż Kominek, dostrzegł natychmiast, że „posłanie do niemieckich braci w urzędzie biskupim" zawiera wiele sformułowań, które mogą być politycznymi punktami zaczepienia, o ile podejdzie się do nich nie z pobożną prostotą, lecz —jak komuniści w Warszawie — z krytyczną nieufnością. Wyszyński znał dość dobrze^jnentalność swego przeciwnika w Warszawie ( a także niemieckich braci w biskupstwie), aby sobie wyuczyć, że nagłe ogłoszenie listu podziała na Gomułkę jak jrom z jasnego nieba. Skutkiem mogło być'tylko jedno z owych trzęsień ziemi, uznawanych przez kardynała Wyszyńskiego zawsze za najlepszy środek „oczyszczenia" atmosfery po myśli Kościoła oraz przypomnienia komunistom, iż są rządzącą mniejszością. Dlatego słowem nie wspomniał o znamiennym liście, kiedy na dzień przed publikacją złożył grzecznościową wizytę polskiemu ambasadorowi we Włoszech. Kardynał milczał również wobec Watykanu, gdzie nikt nie przypuszczał, że zamiast zbliżenia polsko-zachodnioniemieckiego (korzystnego dla watykańskiej polityki wschodniej) wybuchnie nowy konflikt między Kościołem i państwem w Polsce. Rok 1966, jubileusz- tysiąclecia chrystianizacji i założenia państwa polskiego, rozpoczął się więc pod znakiem dramatycznego sporu między obiema potęgami. Raz jeszcze, jak często w toku minionych niemal czterech dziesięcioleci, Polska — największy katolicki naród na Wschodzie — okazała się „przedmurzem", nie tyle Kościoła rzymskiego, ile własnych interesów narodowych w polu napięć pomiędzy Rosjanami i Niemcami. W styczniu 1966 r. odmówiono kardynałowi Wyszyńskiemu wydania zwyczajowego paszportu dyplomatycznego na podroż do Rzymu. Papieska podróż na uroczystości Tysiąclecia w Częstochowie, o której w 1965 r. wiele się jeszcze łowiło, stała się niemożliwa. Kardynał Wyszyński mniej się tym przejął niż większość :atolickich Polaków. Wyposażony w godność legata papieskiego sam dominował nad uroczystościami, które stały się demonstracją wiary milionów. Przetrwał nową próbę M.2 państwem — i też sam zawarł następny, nieformalny i tymczasowy rozejm. 282 Tajna dyplomacja Watykanu Analiza wydarzeń, sporządzona na polecenie papieża w końcu 1966 r., ukazała wyraźnie, że tendencja Piusa XII z roku 1945 .— aby pozostawić Kościół polski samemu sobie — wymaga pilnej rewizji w interesie całości polityki Stolicy Apostolskiej wobec Wschodu. Oczywiście w obliczu siły polskiego katoIicyzmu^Kuria mogła sobie nadaTpozwalać na „luksus oczekiwania", lecz nie do przyjęcia był luksus bezczynności. Z pewnością Kuria nie mogła i nigdy nie chciała pomijać polskiego episkopatu, działać ponad nim lub wbrew niemu, lecz nie mogła na dłuższą metę rezygnować z aktywnego uczestnictwa w regulowaniu polskich spraw kościelnych. Taki był punkt wyjścia nowej fazy stosunków, która zaczęła się od trzech podróży rozpoznawczych Agostina Casarolego po wygaśnięciu „sporu Tysiąclecia". Od 14 lutego do 7 marca,-od 13 do 25 marca i od 29 marca do 6 kwietnia podróżował sześć tygodni wzdłuż i wszerz Polski, rozmawiał z biskupami, także z krakowskim Karolem Wojtyłą (który krótko potem, w czerwcu 1967 r., podniesiony został do godności kardynała), odwiedzał kościoły i klasztory w miastach i na wsi, rpzmawiał z przedstawicielami katolickich ugrupowań świeckich, nawet z kontrowersyjnym przewodniczącym „PAXu", Piaseckim. Rząd, któremu zależało, aby Watykan nareszcie — po 28 latach — wyrobił sobie własne zdanie o sytuacji, nie utrudniał Casarolemu wyboru trasy podróży i prowadzenia nie kontrolowanych rozmów. Nerwowość kardynała prymasa, którą Casaroli z trudem łagodził przyjaznymi zapewnieniami, choćby z tego tylko powodu była nieuzasadniona. Ze zdumieniem stwierdził Casaroli, że Kościół w Polsce jest w jeszcze lepszej kondycji od tej, jaką spodziewał się zastać na podstawie zasłyszanych wiadomości. Stolica Apostolska nie odczuwa potrzeby pośpiechu, przyznaj to otwarcie podczas jednej z przerw w Rzymie. Problemy, o jakie chodziło, prezentowały się na tle problemów w innych krajach bloku wschodniego, jako minimalne: budowa kościołów, kościelna prasa, większa swoboda publikacji i działalności publicznej, nadanie Kościołowi osobowości prawnej, ułatwienie procedury uzyskiwania zgody na nominacje biskupie, zwrot własności kościelnej na obszarach Odry i Nysy (gdzie została upaństwowiona jako „poniemiecka"). Na czele nie rozwiązanych problemów znajdowała się jednak nadal kwestia potwierdzenia granicy na Odrze i Nysie przez odpowiednie wyznaczenie nowych granic diecezji i mianowanie biskupów ordynariuszy. Od powstania w Bonn w grudniu 1966 r. rządu wielkiej koalicji, która w deklaracji rządowej po raz pierwszy nie odwoływała się do granic z 1937 r., lecz okazywała zrozumienie dla polskiej potrzeby posiadania „bezpiecznych granic", również w Watykanie powstały widoki na rozwiązanie nabrzmiałego problemu.M) Zaczęto tu ostrożnie, lecz konsekwentnie wykorzystywać nową politykę wschodnią Bonn, która już powoli się zarysowywała, wyzyskując ją dla siebie — podobnie jak to się działo w latach dwudziestych, kiedy Watykan szedł tropami niemieckiej polityki Rapallo. Ponieważ Gomułka nie nabrał jeszcze zaufania do nowych tonów, rozlegających się z Bonn i raczej wietrzył cichą „konspirację" między Watykanem i „bońskirni rewizjonistami", zaś z drugiej strony również Kuria zamierzał postępować „krok p° kroku", doszło do nowych tarć. Brutalnie przerwał w kwietniu 1967 r. przygotowania do opracowanej w najdrobniejszych szczegółach przez ambasadę polską i Sekretariat Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 283 Stanu wizyty przewodniczącego Rady Państwa, Edwarda Ochaba, u Pawła VI — i to po tym, jak dwa miesiące wcześniej sowiecki prezydent Podgórny zjawił się na spektakularnej audiencji u papieża. Pretekstem okazał się podpis pod zdjęciem w „Osservatore Romano", który wskutek nieznajomości rzeczy obraził uczucia Polaków... Ze swej strony urażony papież przesunął o miesiąc gest, jakim chciał przyjąć Ochaba. Dopiero miesiąc później, 28 maja 1967 r. ogłoszono nominację czterech polskich administratorów apostolskich na terenach Odry-Nysy.29) - Biorąc rzecz ściśle, oznaczało to tylko potwierdzenie przez papieża aktu prawnego, stworzonego na własną odpowiedzialność w 1945 r. przez kardynała Hlonda na mocy specjalnych pełnomocnictw. Rząd w Warszawie pokwitował ten krok bez szczególnego entuzjazmu: „główna przeszkoda" nie była jeszcze usunięta. Miało upłynąć jeszcze pięć lat, nim rzeczywiście ją usunięto. Podczas niepokojów w grudniu 1970 r., które skończyły się upadkiem Gomułki, kardynał Wyszyński dowiódł jaz jeszcze, że w skrajnych przypadkach zawsze będzie współdziałał w ratowaniu kraju (oraz reżymu) przed katastrofą. Nowy szef partii, Edward Gierek, wyraził za pośrednictwem premiera Jaroszewicza 3 marca 1971 r. wyrazy uznania prymasowi za jego „patriotyczną postawę". Tymczasem w wyniku układu granicznego między Bonn i Warszawą (grudzień 1970) usunięto ostatnią przeszkodę w regulacji spraw kościelnych na ziemiach zachodnich, mogło się więc wydawać, że wreszcie nadeszła pora negocjacji. Wyszyński usłyszał od Jaroszewicza surową ocenę bezkoncepcyjnej polityki kościelnej Gomułki i uzyskał zapewnienie, że nowe kierownictwo zamierza posunąć sprawy do przodu w „trójtakcie" — wespół z Watykanem oraz Episkopatem. Jednak droga była jeszcze daleka. Pierwsza runda rozmów, na którą udał się do . Rzymu wiceminister Aleksander Skarżyński, wieloletni szef państwowego Urzędu do Spraw Wyznań, ograniczyła się między 27 a 30 kwietnia 1971 r. niemal wyłącznie do wymiany poglądów i oczekiwań. Negocjatorzy watykańscy wyczuli podskórnie, że również polityka kościelna Gierka nie opiera się na wypracowanej koncepcji i znajduje się pod naciskiem wewnątrzpartyjnym oraz sowieckim. W lecie 1971 r. Gierek zdobył się bez negocjacji na gest dobrej woli: zwrócił własność kościelną na ziemiach zachodnich. 10 października 1971 r. minister Skarżyński przedłożył w przemówieniu dwa punkty kompromisu co do zasad, który by wykraczał daleko poza dotychczasową ' komunistyczną politykę kościelną i zapewniał KLościołowi trwałość egzystencji: a. Władza Kościoła, episkopat — w zgodzie-z zaakcentowanym przez Sobór, ponadustrojowym charakterem swojej misji religijnej — konsekwentnie uznaje socjalistyczny porządek społeczny naszego kraju, polityczną orientację Polski Ludowej jako nienaruszalną, patriotycznie nadrzędną rzeczywistość. b. Państwo Ludowe będzie szanować trwały charakter religijnej działalności Kościoła i cenić społeczną wartość jego funkcji wychowawczej wśród wierzących"30' Sani Skarżyński, któremu pewien rzymski krawiec w ostatniej chwili dobrał frak, edział 17 października 1971 r. w Bazylice Św. Piotra niemal w jednym rzędzie z Polskimi i niemieckimi biskupami, uczestnicząc w akcie beatyfikacji polskiego 284 Tajna dyplomacja Watykanu męczennika z Oświęcimia, Maksymiliana Kolbego. Po krótkim spotkaniu z papieżem tuż po uroczystości szef Urzędu do Spraw Wyznań zaprosił Casarolego na nową rundę rozmów do Warszawy. Odbyły,się między 10 i 17listopada i też nie przyniosły rzeczywistych postępów. Nie dlatego, że zagrzebano się w detalach (służba wojskowa duchownych, budowa kościołów, reforma szkolnictwa, sposób opodatkowania itp.) i że kardynał Wyszyński — przebywający w tym czasie w Rzymie na synodzie biskupów — pilnował starannie, aby Kuria „nie popuszczała", ale także dlatego, że zbulwersowany sowiecki sąsiad Polski zareagował tradycyjną nieufnością na niektóre objawy warszawskiej samowoli (komunista podczas beatyfikacji!). Dyplomacja Kurii odczekiwała cierpliwie. Jednakże - jak zawsze — była też > gotowa wykorzystać sytuację, jeżeli dalsze wyczekiwanie mogło pogorszyć szansę. Zaledwie Bundestag w Bonn ratyfikował 3 czerwca 1972 r. układ graniczny z Polską, a niemiecki kardynał Dópfher w przemówieniu z 13 czerwca ośmielił Kurię ( „niechcący", jak później zapewniał), Watykan zadziałał. Biskup Dąbrowski, 'sekretarz episkopatu polskiego, który przywiózł 5 czerwca do Rzymu stanowisko rządu polskiego,.że utworzenie nowych diecezji w Koszalinie i Szczecinie Jeszcze nie jest aktualne", pojawił się 20 czerwca u rzymskiego ambasadora Polski i oświadczył, że pożądana i oczekiwana od 27 lat decyzja Watykanu będzie podjęta. Formalnie nie można było dotrzymać miesięcznego terminu, zastrzeżonego przez rząd warszawski od 1956 r. na zgłoszenie weta w sprawie utworzenia nowych diecezji. Czy jednak było to teraz tak ważne? Ambasador Polski w Rzymie uważał, że nie. Tym bardziej był zdumiony, kiedy 27 czerwca zmuszony był przekazać do Sekretariatu Stanu wiadomość, iż rząd życzy sobie jeszcze rozmów na temat powołania dwóch biskupstw pomorskich. Czy rząd — na co niejedno wskazywało — chciał dla uspokojenia Sowietów uzyskać równocześnie nowe regulacje kościelne wzdłuż swojej wschodniej granicy?31* Paweł VI rozkazał przeprowadzić dyplomatyczny zamach stanu: 28 czerwca 1972 sześciu polskich arcypasterzy na terenach Odry i Nysy zostało mianowanych bis-, kupami rezydencjalnymi, zaś granice biskupstw pomiędzy Polską a NRD narysowano na nowo. Rządowi polskiemu nie pozostało nic innego, jak robić dobrą minę, choć czuł raczej, że został „wymanewrowany". Dopiero trzy miesiące później, w październiku 1972 r. biskupi nowych pomorskich diecezji Szczecin-Kamień Pomorski i Koszalin-Kołobrzeg mogli uroczyście wkroczyć do swoich katedr — fetowani bezmiernie również przez władze lokalne. Jednakże irytacja Warszawy z powodu postawy Watykanu jeszcze oddziaływała. Ponadto:' o czym miano by jeszcze rozmawiać? Wielkie uchwytne"problemy zostały rozwiązane, wszystkie siedziby biskupie obsadzone, zaś otwarte spory lokalne (budowa kościołów, reforma szkół itp.) należały raczej do kompetencji rządu i episkopatu. Z Watykanem pozostały do uregulowania jedynie sprawy zasadnicze — a te właśnie były dla komunistów najbardziej drażliwe, np. prawny status Kościoła. Warszawskie kierownictwo państwa nie było pewne, czy będzie korzystnie, jeśli taką regulację wprowadzi się do przyszłej „socjalistycznej" konstytucji kraju, już przygotowywanej. W Watykanie, jak zawsze gdy szło o Polskę, nie spieszono się. Zwłaszcza, iż wiedziano, że jugosłowiański model uzgodnienia zasadniczego w Polsce nie wchodzi w rachub? pjegocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej.- 1964-1978 285 v choćby z tego względu, że tu zwarte katolickie społeczeństwo utożsamiało się ze społeczeństwem obywateli, a episkopat był strażnikiem tego przekonania... Po roku oczekiwania w początku lipca 1973 r. doszło do spotkania arcybiskupa Casarolego z ministrem spraw zagranicznyoh Polski, Stefanem Olszowskim w trakcie fózmów przygotowawczych przed Europejską Konferencją Bezpieczeństwa i Współpracy w Helsinkach /KBWE/. Watykan wykorzystał to forum, na którym niektórzy obserwowali jego wystąpienia początkowo ze zdziwieniem, podobnie jak wykorzystywał je Zachód: dążenie Sowietów, aby utrwalić status quo w Europie na drodze odprężenia, umożliwiało włączenie do deklaracji Wschodu i Zachodu także sprawy wolności religii — łącznie ze swobodną wymianą „informacji religijnych" — i to w taki sposób, aby sformułowanie konsumowało również sowiecką rzeczywistość konstytucyjną. Negocjacje stwarzały ponadto w Watykanie możliwość nawiązania kontaktów z czołowymi.osobistościami Wschodu. W Helsinkach Casaroli uzgodnił z Olszdwskim zapoczątkowanie nowej rundy rozmów. Ze splecionymi dłońmi, pochyloną głową i w widoczny sposób poruszony wydarzeniem, ó którym może śnił jako chłopiec służąc do mszy, lecz już niejako komunista, minister Olszowski stał-l2,listopada 1973 r. przed papieżem. Doświadczona w koś--cielnych sprawach dama, pułkownik Józefa Siemaszkiewicz z ministerstwa spraw wewnętrznych, która towarzyszyła mu w charakterze doradcy-specjalisty, pozostała przed drzwiami, kiedy Paweł VI i Olszowski wycofali się do prywatnej biblioteki papieża, jak to jest w. zwyczaju przy tego rodzaju audiencjach. Atmosfera była serdeczna, a omawiane sprawy — bez jednego krytycznego słowa na temat polskiego episkopatu — tak konkretne, że Olszowski mógł krótko potem oświadczyć dziennikarzom, że jego wizyta u papieża ma „znaczenie historyczne". Rozpoczęło się wypracowywanie modus vivendi. Do zbadania pozostaje „szeroki krąg" problemów, które będzie się „rozwiązywać w rozmowach ze Stolicą Apostolską oraz z Kościołem w Polsce", przy tym znajdujemy się „niedaleko finału". Normalizacja stosunków - „które pragnęlibyśmy zinstytucjonalizować" — będzie „naturalnie warunkiem wizyty Ojca Świętego w Warszawie". Kiedy? „Me jestem prorokiem"...32) Olszowski jednak cokolwiek zagalopował się w swej prognozie. Kiedy Casaroli leciał trzy miesiące później (4 lutego) do Warszawy — po raz pierwszy jako oficjalny gość rządu komunistycznego -^ wiedział, że uchwytnych rezultatów szybko nie można oczekiwać. Rzymska konferencja prasowa Olszowskiego wzburzyła sowieckie kwasy , i rozgniewała dogmatycznych antyklerykałów w kierownictwie polskiej partii. Kilka dni przed podróżą Casarolego do Warszawy ambasador polski w stolicy Włoch, zapytany czy Warszawa ma już jasną koncepcję polityki kościelnej, odparł zwyczajnie: „Nie". Zarazem kardynał Wyszyński metodą sprawdzonej podwójnej strategii zadbał o przygotowanie stosownego klimatu dla warszawskiej wizyty Casarolego. Mimo, iż Papież polecił poinformować go o tym, co powiedział Olszowskiemu („nic nie Postanowimy bez zgody episkopatu"), sądził, że powinien się ubezpieczyć: „Mogą Powstać korzystne sytuacje polityczne, ale to nie oznacza, że znika nasz niepokój... albowiem Kościół nie zna chwili odpoczynku" — głosił kardynał w kazaniu. Zaś na zamkniętym zebraniu księży przypomniał w grudniu 1974 r.: 286 Tajna dyplomacja Watykanu W 1949 r. wystąpiliśmy z inicjatywą rozmów z władzami państwowymi, co znalazlo wyraz w zawartym później porozumieniu. Jeśli nie dało ono owoców, to nie z winy Kościoła. Pozostanie historycznym faktem, że polski episkopat jako .pierwszy kroczył do porozumienia i przez nikogo wówczas nie został zrozumiany, krytyka rozległa się nawet w kołach katolickich. Dziś uważa się tę drogę za pozytywną i korzystną dla państwa... Okazuje się, że postawa episkopatu od początku była dokładnie taka, jak postawa zajęta w końcu 1973 r. przez rząd. Czy Wyszyński chciał uświadomić Watykanowi, że również teraz — jak w 1950 r. — najchętniej sam doprowadziłby do uzgodnień, bez Watykanu? Tak to zabrzmiało. Jednakże kardynał nie chciał być zarazem hamulcem. Zatem uczynił coś, co oczywiście zdawało się przekreślać prawo współdecydowania, przyznane mu przez papieża: wyjechał do Gniezna krótko przed przybyciem Casarolego do Warszawy... Stanęła kompania honorowa. W szary, zimowy dzień warszawski kapela wojskowa z niejakim trudem odegrała hymn papieski. Komunistyczni oficerowie salutowali, a „minister spraw zagranicznych" Pawła VI przeżegnał się, kiedy dwaj umundurowani kapelani wojskowi ponieśli jego wieniec z białożółtą wstęgą do Grobu Nieznanego Żołnierza. Jednak ani gość, ani gospodarz nie mogli nasycić się w pełni pojednawczą symboliką tej sceny. Obaj musieli liczyć się z „wielkim bratem", z kardynałem w Gnieźnie i z szefem partii na Kremlu. Należy „zbadać zewnętrzne oraz wewnętrzne przyczyny istniejących trudności" — powiedział Casaroli w pierwszym toaście. Należy je przezwyciężyć „albo co najmniej zadbać, aby się nie utrwaliły, nie zaostrzyły i nie doprowadziły do nieuleczalnych konfliktów". Tym samym zarysowany został ograniczony cel watykańskiej polityki polskiej. Casaroli próbował jednak również wyjaśnić gospodarzom, że rzeczywistym „głównym motywem" papieskich apeli o pokój i bezpieczeństwo (stale przyjmowanych przez komunistów z aplauzem) jest zawsze „prawdziwa i pełna normalizacja stosunków pomiędzy Kościołem i państwem". -• A ten właśnie motyw usiłował Olszowski zamazać, przynajmniej na zewnątrz: w tonie zdecydowanie innym niż podczas wizyty w Rzymie mówił w toastach niemal wyłącznie o pokoju w Europie i współistnieniu miedzy państwami. W trzech skąpych zdaniach wspomniał o pozytywnym wkładzie, wnoszonym przez „cały Kościół dla dobra kraju — i jako pierwszy przykład wymienił akurat nieufnie przez episkopat i Watykan traktowane Stowarzyszenie PAX, które od 25 lat cieszyło się szczególnym poparciem Sowietów. Ani słowa na temat przedmiotu negocjacji, żadnych optymis-' tycznych zapowiedzi, żadnego nawiązania do drugiego partnera rozmów, episkopatu. „Instytucjonalizacja" stosunków skurczyła się w komunikacie do wymiarów „stałych kontaktów roboczych". Casaroli zrozumiał. „Sądzę, panie ministrze, że wyrażę się również po myśli polskiego episkopatu, gdy powiem, że wspólna praca z pewnością nie będzie zdominowana przez pośpiech, ale i nie przez zwlekanie, które mogłoby okazać się niekorzystne dla oczekiwanych porozumień...". Taki toast wygłosił Casaroli w pałacu w Jab-łonnie, gdzie wydał protokolarne przyjęcie na cześć gospodarzy. Dla kardynała prymasa, który wyraźnie wzbraniał się zasiadać z ministrami swego kraju przy jednym stole i przysłał tylko sekretarza episkopatu, był to dostateczny powód, aby szybko wrócić do Warszawy. Reżyserię drugiej części wizyty Casarolego przejął Wyszyński- Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964—1978 287 Casaroli przeniósł się z hotelu rezydencji rządowej do pałacu arcybiskupiego — odprowadzany przez rządowego szefa protokołu aż do bramy. 7 lutego wieczorem Wyszyński koncelebrował z wysłannikiem papieskim mszę w przepełnionej katedrze warszawskiej. Z ambony na swój sposób skomentował wydarzenie: Sytuacja dzisiejsza jest o wiele trudniejsza niż kiedykolwiek... Wymaga znajomości wzajemnych pozycji... oraz porównania obu różnych punktów widzenia: stanowiska narodu polskiego, który w przeważającej większości jest wierzący, prowadzony pizez biskupów i kapłanów przez stulecia, oraz owego nowego światopoglądu, który chce wychowywać beż ewangelii, bez pomocy Kościoła. Czy takie porównanie daje solidne wyniki? Wydaje się, że na to potrzeba by 'wiele czasu. Tak jak Kościół służył dotąd narodowi, wywierając nawet wpływ na życie polityczne — choć nie jest to jego głównym zadaniem, lecz raczej ubocznym — ... tak i teraz musimy wyraźnie wypowiedzieć nasz pogląd. I to czynią polscy biskupi. Tego samego oczekuje Ojciec Święty, wysyłając do nas swych przedstawicieli, aby w rozmowach z przedstawicielami państwowymi tak zaprezentowali pozycję Kościoła w naszym kraju, by została właściwie zrozumiana. Możliwe, że zarysują się określone porozumienia... Ale rzeczywista normalizacja musi być wynikiem uznania istoty samoistnej misji ewangelicznej. To jest stałe dążenie Stolicy Świętej... Ile rozmów prowadziłem z Ojcem Świętym, ile z instancjami państwa i partii (nie o wszystkich wiadomo, ale są to fakty historyczne) — u papieża zawsze znajdowałem zrozumienie. Iz tego zrozumienia dla rozwiązywania trudnych spraw wynika także wysoka misja naszego kochanego i drogiego gościa, arcybiskupa Casarolego. Musimy docenić jego zabiegi, pełne cierpliwości i zręczności, i pamiętać o tym, że przybył do nas z woli Ojca Świętego. Musimy zatem ufać i modlić się...33) W dyplomatycznym opakowaniu ukazał Wyszyński swoje zastrzeżenia i swój sceptycyzm, jednakże nie budując zapór. Jegp^ zachowanie tym właśnie różniło sie_ istotnie od postawy węgierskiego prymasa MindszentyegoV~ktorego^źdjęcte^z urzędu ogłosił papież dwa dni wcześniej w Rzymie. Dla Casarolego była to informacja niespodziewana. Obawiał się, że zostaną wyciągnięte wnioski — jak to uczyniła prasa światowa — łączące dymisję bezpośrednio z jego misją warszawską. Już choćby z tego względu starannie zadbał, aby nie odpowiedzieć na ukryte pouczenia Wyszyńskiego, ograniczając swe przemówienie sprzed ołtarza katedry warszawskiej do uwag duszpasterskich, całkowicie niepolitycznych. Ani razu nie wspomniał o celu swego pobytu, 0 rozmowach z rządem. Jedno tylko słowo pozwalało wyczuć ukłucie: papieżowi Potrzebne są nie tylko miłość i modlitwa, „lecz przede wszystkim zrozumienie '.Posłuszeństw o". Polskie tłumaczenie oszczędziło wiernym tego drugiego, ueco twardego słowa (ubbidienza), gdyż prymas rozumiał po włosku...M) Lecz również rząd w Warszawie nie potrafił przekroczyć własnego cienia. Kiedy 1ceminister spraw zagranicznych Józef Czyrek rozmawiał pięć miesięcy później Rzymie z Casarolim na temat „stałych kontaktów roboczych", zgodził się zrazu na spólny komunikat końcowy, w którym mówiło się o „postępach we wzajemnych stosunkach", o „informacjach", jakie Czyrek przekazał Watykanowi, o problemach 288 Tajna dyplomacja Watyka,,,, normalizacji, a także o „woli kontynuowania rozmów z polskim episkopatem" Komunikat został już 6kwietnia 1974 r. wieczorem ogłoszony, kiedy ambasada polska w Rzymie — ponaglona telegramem z Warszawy — zmuszona była poprosić Watykan o jego wycofanie i zastąpienie lakoniczną 20-wierszową wzmianką35'. Dlaczego? Dlatego, że_Wstszawa musiała wystrzegać się wywołania (dla Sowietów tak trudnego do zrozumienia) wrażenia, że reguluje swoje „wewnętrzne sprawy" w porozumieniu z zagranicą^ tj. z Watykanem. I to tym bardziej, kiedy dzięki przeciekowi stało się jasne, że kardynał Wyszyński skłonił Watykan do zaproponowania sekretarza episkopatu polskiego, biskupa Dąbrowskiego jako przedstawiciela papieża w planowanych „kontaktach roboczych". Wprawdzie zgodzono się ostatecznie na wyposażenie nowego „latającego nuncjusza" Luigiego Poggi w stałą wizę polską, a strona polska miała w swej rzymskiej ambasadzie zainstalować specjalnie upełnomocnionego dyplomatę, Kazimierza Szablewskiego, to jednak ogłoszenie tych decyzji odwleczono jeszcze. Jednostronnie Warszawa poinformowała w końcu września 1974 r. o mianowaniu Szablewskiego — krótko przed podróżą do USA szefa partii Gierka, który zapewnił w wywiadzie dla „Time": „Kościół katolicki jest istotną i pozytywną siłą w Polsce". Potrzebna jeszczć była druga wizyta ministra Czyrka w Watykanie (5 — 6 listopada 1974 r.), aby sformalizować „stałe kontakty robocze" poprzez mianowanie obu kierowników delegacji i wreszcie je uruchomić z początkiem 1975 r. Przebywający w Rzymje kardynał Wyszyński został osobiście poinformowany przez papieża, acz nie całkiem uspokojony... Jeszcze nie było pewności, czy rozmowy w „trójkącie" będą funkcjonować. „Czekamy teraz na episkopat... Nie ma powodu do niecierpliwości i do mocnych słów" — oświadczył Gierek dziennikarzom polskim 20 listopada 1974 r. Inaczej kardynał Wyszyński. Krótko przedtem, l października, poinformował 4 synod biskupów w Rzymie: „Nie sposób przekonać sprawujących władzę, że walka, z religią nie jest bezpośrednim, lecz pośrednim przejawem doktryny marksistowskiej". Do środków samoobrony Kościoła zaliczył kardynał na pierwszym miejscu „zapobieganie nieuzasadnionym poglądom teologicznym" oraz „konserwację tradycyjnych form kultu". Również w Polsce należy „ratować, co jest do uratowania", dodał jednak zarazem: „Wszystko to pozwala nam głosić ewangelię w szerszym wymiarze niż przed wojną". Natomiast watykańskiej polityce wschodniej doradzał Wyszyński, aby wprowadziła do dyplomacji „elementy jednoznacznej chrześcijańskiej śmiałości utożsamienia się z wyznaniem": „Dyplomacja nie powinna utrudniać ewangelizacji".36) W następnych latach pełen rezerwy stosunek kardynała do dyplomacji watykańskiej zastąpiony został przez osąd bardziej pozytywny. Polska konferencja biskupów w początku lipca 1977 r. mogła po raz pierwszy stwierdzić oficjalnie, że doroczne wielotygodniowe pobyty specjalnego nuncjusza papieskiego Poggiego w Warszawie „przyspieszają" regulację otwartych kwestii między państwem i Kościołem, przy czyni Poggi „ściśle współpracuje z episkopatem". Przyczyniało się dpjego również poparcie Watykanu dla zarówno niezłomnej, jak FpójeSnawczej postawy Wyszyńskiego-Sprawdziła się ona ponownie, kiedy w lecie 1976 r. dramatyczne niepokoje robotnicze postawiły rząd wobec trudności i zainicjowały nową fazę destabilizacji w Polsce. Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 289 Szczytowym wyrazem tej fazy wzlotów i upadków we wzajemnych kontaktach było pierwsze osobiste spotkanie między kardynałem Wyszyńskim a szefem partii, Edwardem Gierkiem, 29 października 1977 r., w trakcie którego — zgodnie z brzmieniem wspólnego komunikatu — „wymieniono poglądy na najważniejsze sprawy narodu(!) j Kościoła, mającego duże znaczenie dla jedności Polaków w dążeniu do pomyślności Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". To zdanie zacytował w swoim przemówieniu Paweł VI, przyjmując l grudnia 1977 r. Gierka na audiencji prywatnej. Szef partii zapewnił papieża, że „patriotyczna jedność ponad podziałami doktrynalnymi" jest dla Polaków nie tylko „nakazem historycznym", ale wręcz „najwyższą wartością". Brzmiało to bardzo obiecująco, choć Wyszyński podkreślił 10 listopada 1977 r. wobec polskiego duchowieństwa emigracyjnego w Rzymie, że Kościół trwa w Polsce dzięki własnym siłom, a nie dzięki „tym czy innym układom". Jednakże na całościowe uzgodnienie, czy to z Watykanem, czy z episkopatem, Gierek i tak nie mógł sobie pozwolić. Potem zaś nastąpiło coś, na co nikt nie liczył: Polak został papieżem. 16 października 1978 r. kardynałowie Kościoła rzymskiego wybrali krakowskiego ar-,/cybiskupa, Karola Wojtyłę, na następcę krótko po sobie zmarłych papieży, Pawła VI i Jana Pawła I. Już w pierwszych miesiącach nowego pontyfikatu można było wyczuć, że w przypadku Polski zmieni się dotychczas niezmiernie wciąż pokomplikowany „trójkąt" .episkopat-rząd-Watykan. „Polskiego" papieża bowiem, w mniejszym jeszcze stopniu niż jakiegokolwiek innego nie da się wygrywać przeciwko episkopatowi, z drugiej zaś strony kardynał prymas nie mógł już wątpić o zrozumieniu przez Watykan polskich problemów kościelnych i decydować samodzielnie o polityce Kościoła. Jan Paweł II już podczas koronacji 22 października ujawnił własny, bezpośredni styl: „Otwórzcie drzwi przed Chrystusem! Otwórzcie przed jego wy-zwolicielską mocą granice państw, granice systemów gospodarczych i politycznych. Nie bójcie się!" Zawarte w tych zdaniach duchowe wyzwanie nie mogło nie zostać dosłyszane, tym bardziej, że po raz pierwszy w historii państwowa polska telewizja transmitowała je daleko poza granice, aż na Białoruś i do Litwy; co więcej - papież dołączył pozdrowienia, wypowiedziane po polsku, po rosyjsku i po litewsku. Tym samym „socjalizm Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej wyprodukował w ciągu N trzydziestu lat jako Jedyną sensację światową — papieża" — żartował gorzko ambasador Moskwy w Rzymie, Ryżów, który — podobnie jak inni ambasadorowie bloku wschodniego — desygnowany został przez rząd do uczestnictwa w inauguracyjnej mszy polskiego papieża. Bardziej niż kiedykolwiek od roku 1917 sowieckie pojęcie katolicyzmu zostało w erze polskiego papieża sprzężone z „polskością" (jak to w tej książce często Podkreślaliśmy). I z tego względu watykańska polityka wschodnia — choć o Polskę ' sensie duszpasterskim najmniej musiała się kłopotać — zmuszona była właśnie ' Polsce uwiarygodnić w oczach Moskwy swą gotowość znalezienia modus vivendi. 290 Tajna dyplomacja Watykanu Późny start do wschodniego Berlina Czy nie dotyczyło to również państwa sąsiadującego z Polską, w którym Kościół katolicki — bynajmniej nie silny, bo od dawna żyjący w diasporze — znalazł się pod panowaniem niemieckich komunistów? 1/4 katolikom w Niemieckiej Republice Demokratycznej oraz ich biskupom oszczędzono większych konfliktów z reżymem. Analiza głębszych przyczyn tego stanu rzeczy wyszłaby poza ramy niniejszej^ksfążkj; wiązały się one z całościową problematyką stopniowego podziału Niemiec. Dopiero kiedy podział został sformalizowany w postaci regulacji wewnątrzniemieckich, a tym samym nie można było dłużej utrzymywać fikcji jedności niemieckiej konferencji biskupów, zrodziła się dla Watykanu konieczność potraktowania rządu we wschodnun Berlinie jako bezpośredniego partnera. Do tej pory objawiły się jako trwałe improwizowane uzgodnienia, zawarte po 1945 r. przez biskupa Wienkena. Rząd NRD bez sprzeciwu przyjmował do wiadomości nominacje biskupie, nawet jeśli prezentował nojejnu w formie przewidzianej przez konkordat z Rzeszą z 1933 r., którego rząd NRD~nie~uważał za wiążący (co też pewnego razu uprzejmie, acz oficjalnie notyfikowano). Nawet w okresie napięć klimat stosunków określał poprawny chłód „niepolitycznego" w gruncie rzeczy, jedynie duszpasterstwem zainteresowanego duchownego. Kardynał Alfred Bengsch (1921 — 1979), kilka dni po wzniesieniu muru w Berlinie ustanowiony przez papieża Jana XXIII jako biskup Berlina, nie dawał się nakłonić ani do „postępowych" deklaracji (czego oczekiwali odeń niektórzy katolicy vze wschodnioniemieckiej partii CDU), ani też do starć z państwem, czego oczekiwali niektórzy zachodni berlińczycy. Ponieważ, jak powiadał, „prestiż nie jest kategorią duchową", utrzymywanie (przeważnie bezkolizyjnego) dystansu wobec komunistów przychodziło mu łatwiej niż innym książętom Kościoła we wschodniej Europie (por. jego oświadczenia soborowe w Dodatku). Watykan również konsekwentnie aprobował jego zachowanie. Jako raczej konserwatywny teolog nie miał szczególnego nabożeństwa do „kultu Kościoła lokalnego". Wobec rzymskiego synodu biskupów oświadczył w 1969 r., że wiele mówi się o centralizmie rzymskim, „podczas gdy rodzi się niebezpieczeństwo powstania nowego centralizmu narodowego". Bengscha zaskoczyło cokolwiek nieprzyjemnie spotkanie Casarolego z członkiem biura politycznego SED, Wernerem Lamberzem (24 stycznia 1973 r.), lecz wynikło to z faktu, iż owo zdarzenie rzymskie było w sposób ekscesywny interpretowane przez katolicyzm zachodnioniemiecki. Częstsze podróże do Rzymu i rozmowy z papieżem oraz jego dyplomatami pozwalały jednakże Bengsch owi na przyjęcie postawy znacznie bardziej rozumiejącej, niż to okazywał publicznie (zwłaszcza w zachpdnioberlińskiej części swojej diecezji). Konsekwencje, jakie Watykan wyciągnął 23 lipca 1973 t. z wejścia w życie Układu Zasadniczego miedzy Bonn a wschodnim Berlinem, zostały wcześniej wyczerpująco omówione z Bengschem. Mianowanie „permanentnie ustano^ wionych" administratorów apostolskich (can. 315 prawa kanonicznego) w Erfurcie, Magdeburgu i Schwerinie oddzieliło te okręgi duszpasterskie od dotychczasowy"1 diecezji zachodnioniemieckich i odpowiadało nie tylko życzeniom rządu NRD, a* także pragmatycznym potrzebom duszpasterskim Kościoła. Nie bez znaczenia było, że diecezje te wspierały także skłonność Bengscha do odcięcia Jego" Kościoła od Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 291 metod teologicznych Zachodu", do silniejszego ujęcia w karby kleru i do decydowała, co przystoi katolikom z NRD. Przeszkodą mógłby dlań być pronuncjusz papieski, którego wysłania domagał się okresami gorliwie rząd NRD podczas nieformalnych spotkań z Watykanem w Helsinkach, Belgradzie i Genewie. Watykanowi zależało wprawdzie na uaktywnieniu swej polityki wschodniej także w stosunku do NRD, aby co najmniej ubezpieczyć relatywnie korzystne status quo tamtejszych katolików. Jednakże podobnie jak w przypadku Polski nie interesował Kurii pośpiech — w każdym razie o wiele mniej, niż sadzili zachodni krytycy. Mniej również, niż rządowi NRD, któremu zależało na międzynarodowym uznaniu. Zwłaszcza Lamberz (który zginął w 1978 r. w wypadku lotniczym) dążył do zbliżenia z Watykanem. 17 kwietnia 1975 r. .powiadomił pisemnie prywatnym kanałem Casarolego, że NRD jest pilnie zainteresowana podjęciem rokowań i gotowa „życzliwie" podejść do postulatów Watykanu. Dowodem dobrej woli miało być, zdaniem Lamberza, „świadome milczenie" rządu wschodnioberlińskiego po liście pasterskim biskupów NRD z 17 listopada 1974 r., którzy energicznie skrytykowali ateistyczny monopol wychowawczy państwa37). Jednakże nawet podróż do NRD, odbyta przez Casarolego na zaproszenie ministra spraw zagranicznych, Oskara Fischera (9 — 15 czerwca 1975 r.), nie zaowocowała* przyspieszeniem. W przeciwieństwie do warszawskiego kardynała Bengsch dbał 0 możliwie nikły' własny udział w kontaktach Casarolego z rządem, pozostawiając całość spraw politycznych dyplomacji watykańskiej. Casaroli przeciwnie: nacechowana mezrozumfenTein reakcja zachodnioniemieckicn kół kościelnych skłaniała go do demonstracji możliwie znacznego udziału Bengscha. Bengsch zmuszony był więc nie tylko oddać do dyspozycji mieszkanie na kolację, wydaną przez Casarolego na cześć gospodarza, Fischera, lecz również pierwszy raz biesiadować z komunistycznym ministrem... Casaroli nie omieszkał przedstawić partnerom długiej listy postulatów Kościoła 1 dać do zrozumienia, że daleko idąca autonomia, praktycznie zagwarantowana kościołom w NRD, również domaga się ubezpieczenia prawnego, tak jak to przewidziano w konstytucji NRD (art. 39). Konkretnych rezultatów Casaroli jednak nie osiągnął. „Odmierzone zaufanie" (misurata flducia), o którym mówił po powrocie do Rzymu, opierało się na zapewnieniach premiera NRD, Horsta Sindermanna, poczynionych w toku „przyjaznej dyskusji": rząd NRD będzie, jak do tej pory, kontynuować „konstruktywną politykę kościelną", opartą na konstytucji (ADN, 10 czerwca 1975 r.). To, że z watykańskiego punktu widzenia nie nasuwały się w NRD żadne pilne problemy, zaobserwował Casaroli odwiedzając w towarzystwie Bengscha gminy katolickie we wschodnim Berlinie, w Dreźnie i w Erfurcie i stykając się tam z przejawami ożywionego życia kościelnego. Dopiero 25 września 1976 r. watykańska Kongregacja Biskupów zadekretowała tworzenie samodzielnej Berlińskiej Konferencji Biskupów złożonej z arcypasterzy [RD. Przy sposobności Watykan, aby uprzedzić krytykę, po raz pierwszy publicznie uzasadnił jedno ze swych posunięć politycznych na wschodzie: należało uwzględnić .okoliczności duszpasterskie, które są w NRD znacznie odmienne" od tych, z jakimi ttte do czynienia (zachodnia) Niemiecka Konferencja Biskupów, do której biskupi ze wschodnich Niemiec nie mogli dotąd bezpośrednio wnosić swoich doświadczeń 292 Tajna dyplomacja Watykanu i opinii. Jednakże Stolica Apostolska nie zamierza tym samym bynajmniej „wtrącać się do nie rozwiązanych spraw miedzy dwoma państwami niemieckimi, jak choćby sprawa narodowa"38). Prestiżowe zainteresowanie NRD nową regulacją spraw kościelnych zmalało ju? w tym czasie. W miarę, jak mnożyły się akty uznania NRD w rozumieniu prawa międzynarodowego, zanikało ono coraz bardziej, a tym samym nikło zainteresowanie szczególnymi ustępstwami. Stało się to jasne, kiedy w Watykanie zjawił się minister spraw zagranicznych NRD Oskar Fischer (28 października 1978 r.). Przypadkiem był pierwszym gościem z bloku wschodniego u nowego polskiego papieża. Krótko przedtem, w sierpniu 1978 r., odwołano z Rzymu pierwszego akredytowanego przy rządzie włoskim ambasadora NRD, 'Klausa Gysiego. Ponieważ Gysi, który dał się poznać jako intelektualista o szerokich horyzontach i tolerancyjny agnostyk („Skąd moi towarzysze ateiści wiedzą to tak dokładnie?") i stale podtrzymywał nieformalne kontakty z Casarolim, mogło się wydawać, że ta nić kontaktu z Berlinem wschodnim zostanie zerwana. I to w chwili, kiedy Casaroli stał się Kardynałem Sekretarzem Stanu polskiego papieża, który swą pierwszą podróżą do Polski w 1979 r. wprawił w poruszę* nie cały blok wschodni. Z tego też zapewne względu rzjd_NRD mianował swego „eksperta rzymskiego" Gysiego w listopadzie 1979 r. sekretarzem stanu^do" spraw kościelnych; jego zasługą było, iż w toku dziewięciu lat urzędowania sprytnie sprawił, by tarcia nie przemieniały się w konflikty. Zadbał też, by watykańska wizyta przewodniczącego Rady Państwa NRD, Ericha Honeckera — podczas wizyty państwowej we Włoszech — stała się czymś więcej niż tylko protokolarną formalnością. 24 kwietnia 1985 r. wkraczał Honecker po czerwonym dywaniku do pałacu papieskiego. Już wcześniej powiadomił Gasarolego, że zamierza złożyć wizytę nie tylko głowie państwa watykańskiego, lecz że — w przeciwieństwie do dotychczasowych^ komunistycznych „pielgrzymów rzymskich" — pragnie również uczcić głowę Kościoła. Bez tłumacza rozmawiał następnie niemal pół godziny z Janem Pawłem II „prywatnie", w cztery oczy. Papież był zaskoczony, słysząc, że Honecker pochodzi z katolickiej rodziny w kraju Saary, że ojciec jego był czynny w katolickich stowarzyszeniach i że tylko gmina katolicka opiekowała się jego rodziną, kiedy przebywał w więzieniu hitlerowskim. Jeszcze bardziej zdziwił się papież, kiedy szef partii i państwa NRD wręczył mu tyleż pobożny, co kosztowny prezent: starą Madonnę, arcydzieło Jana Joachima Kandlera (1706-1775), twórcy miśnieńskiej porcelany... Sowiecko-watykańska odwilż Osiemnaście lat wcześniej wjechała na dziedziniec Św. Damazego w Watykanie po raz pierwszy limuzyna z czerwonym proporczykiem, ozdobionym sierpem i młotem-Było to 30 stycznia 1967 r. Mężczyzna z orderem Bohatera Związku Sowieckiego na czarnym ubraniu, który kilka minut później spotkał się z papieżem, był głową państwa, jednak został przyjęty według uproszczonego protokołu — gdyż miedzy jego pan- Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 293 stwem a Stolicą Apostolską od pięćdziesięciu lat nie było żadnych dyplomatycznych aui oficjalnych kontaktów, Niemiej doszło do spotkania Ojca Świętego Pawła VI z Jego Ekscelencją Panem Nikołajem Podgórnym, przewodniczącym prezydium Rady Najwyższej ZSSR. Tyle można było wyczytać na pierwszej stronie „Osservatore Romano" pod niewiele mówiącym tytułem: „Nasze informacje". Do osobliwości audiencji należało, że papież rozmawiał z sowieckim prezydentem , nie z fotela tronowego, lecz przy biurku, że namiętnemu palaczowi Podgórnemu oferowano papierosa (o czym ze zgrozą szeptali dworacy kuriami!), że dla pokrycia wzajemnego zakłopotania traktowano się wzajemnymi grzecznościami. Tak było również, kiedy papież wręczył gościowi medal pamiątkowy, wybity z okazji 75 rocznicy encykliki Reriun Novarum: „Kazaliśmy go wybić na pamiątkę dokumentu, który poświęcony był doli robotników. Kochamy bowiem robotników!" — mówił papież. — „A któż ich nie kocha?! Przecież wszyscy jesteśmy robotnikami" — odparł sowiecki prezydent. Jednakże czeski pater Stefan Olśr z papieskiego Russicum przełożył jako tłumacz kilka konkretów. „W toku rozmowy, w której poruszono obszernie zagadnienie utrzymania pokoju i rozwijania lepszych stosunków między narodami Ojciec Święty zwrócił uwagę prezydenta Podgórnego również na problemy życia religijnego i obecności Kościoła katolickiego na obszarze Związku Sowieckiego" — w tak opisowej formie ujęto w komunikacie delikatną kwestię, do której jednakże Podgórny uprzejmie nie nawiązał. Czy owo spotkanie, na które wielu współczesnych spoglądało jak na wydarzenie^ - w dobrym czy w złym — przełomowe, było istotnie przełomem politycznym, czy może farsą, a może ani jednym, ani drugim? Może „hersztowie sowieckiej grupy rewizjonistów okazywali zwiększone zainteresowanie pielgrzymkami do Watykanu", ponieważ chcą „otworzyć bramy przed kapitalizmem i jego kapitałem"? Tak w każdym razie pisała chińska agencja Hsinhua nazajutrz po papieskiej audiencji Podgórnego. Natomiast'sowiecka agencja Novosti przypomniała 17 stycznia 1967 r. dawniejsze czasy: rozmowę Pizzardo-Czićzerin w Rapallo i kontakty Pacellego w Berlinie. Po zimnej wojnie zarysował się więc postęp, „nie dlatego, że straże papieskie mają halabardy, bo raczej wydaje się, że uwzględniany jest moralny prestiż Watykanu w wielu krajach, szczególnie tam, gdzie katolicy tworzą większość ludności, oraz określone przemiany w Watykanie" — pisała moskiewska agencja. Jak oczywiste jest, że papież usiłował wykorzystać odprężenie w stosunkach )Vschód-Zachód w interesie swego Kościoła na Wschodzie, tak pewne było również, s Sowieci włączyli do swych kalkulacji światowy prestiż Kościoła oraz jego apele 1 pokojowe pokonywanie konfliktów — przy czym obie strony nie oddawały się .ideologicznym" złudzeniom. Kierownictwo sowieckie pod przewodnictwem Breż- !*a, działające chłodno i pragmatycznie, całkowicie nastawione na umocnienie Perium nie wdawało się w półprywatne kontakty i uzgodnienia w rodzaju tych, e improwizował Chruszczow w latach Jana XXIII. Mało je też interesowało uczne rozróżnienie między państwem watykańskim a głową Kościoła. Kiedy wter spraw zagranicznych Andrej Gromyko przybył wiosną 1966 r. do Rzymu, ^a spekulowała długo wokół pytań, czy i jak zechce zarekomendować się 294 Tajna dyplomacja Watykanu Pierwsza wizyta głowy państwa komunistycznego w Watykanie: papież Paweł VI przyjmuje Nikolaja Podgórnego, przewodniczącego Prezydium Rady Najwyższej ZSSR (30 stycznia 1967). papieżowi. Przy tym audiencja z 27 kwietnia 1966 r. była przygotowywana bardzo formalnie po tym, jak minister przedstawiony został papieżowi 4 października 1965 r. w Nowym Jorku. Oklaskiwał tam wówczas apel pokojowy Pawła VI, wygłoszony na forum Narodów Zjednoczonych. Gromyko nie wahał się mówić w toku swej rzymskiej konferencji prasowej o papieżu jako „głowie Kościoła katolickiego" (a nie jako suwerenie państwa watykańskiego), natomiast nie chciał poinformować o rezultatach rozmowy. W przeciwnym razie zmuszony byłby ujawnić coś, co redaktor naczelny „Osservatore Romano" zasugerował l maja 1966 r. w sposób jedynie pośredni, opatrując audiencję Gromyki u papieża utrzymanym w molowej tonacji komentarzem: Wiośnie w tym zawiera się smutek i — chciałoby się rzec — nieprzezwyciężalność określonych sytuacji i ideologii, które skłaniają do cierpliwego, nieledwie heroicznego poszukiwania innych i nowych rozwiązań, nawet gdyby to miała być nigdy nie kończąca się drabina. Gromyko bowiem odparł ż najprzyjaźniejszą miną, że „nie jest kompetentny"' kiedy papież poprosił go w trakcie 45-rninutowej rozmowy o ułatwienia dla katolików w Związku Sowieckim. Niektórzy obserwatorzy sądzili później, że sowiecki minister był może urażony faktem, że papież oświadczył dzień przed wizytą Gromyki, ^ „Kościół nie ustawia się wrogo wobec chińskiej rewolucji, jest gotów zrozumieć N gocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 295 dokonania obecnej fazy historii...". Inni sądzili zgoła, że mówiąc tak, papież chciał ^grywać przeciw sobie zwaśnione potęgi komunistyczne. Tymczasem zależało mu jedynie na tym, aby właśnie w takiej chwili zaakcentować swą „bezpartyjną" pozycję. \V momencie tym nie wiedział jeszcze, że rewolucja kulturalna Mao Tse-tunga zmierzała do całkowitego zniszczenia katolickich organizacji kościelnych w Chinach, również tych, które usiłowały ratować się pod szyldem Kościoła narodowego. Ze swej strony Gromyko wiedział doskonale, że Watykan mniej jeszcze może spodziewać się od Pekinu niż od Moskwy. Jego wizyta u papieża służyła jedjnie jednemu celowi - politycznej „neutralizacji" Kurii rzymskiej, na czym Sowietom zawsze zależało, choćby z uwagi na wciąż niespokojną Polskę. Przeszło cztery lata później, 14 listopada 1970 r., Gromyko ponownie wkroczył do apartamentów papieskich, tym razem na półtoragodzinną rozmowę. Również to drugie spotkanie „Osservatore Romano" zmuszone było chronić przed wadliwymi, interpretacjami: „Założenie, że spotkanie z ministrem sowieckim oznacza zawarcie ugody z ateistycznym materializmem, równa się pomówieniu o moralną i intelektualną chwiejność, co byłoby sprzeczne z naturą Stolicy Apostolskiej". Tym razem Gromyko nie uznał siebie za niekompetentnego, lecz słuchał milcząc (podobnie jak Podgórny w 1967 r.). Trzy i pół roku później, 21 lutego 1974 r., Gromyko po raz trzeci odwiedził papieża, który powitał go niemal jak starego znajomego. Ponownie też Paweł YI po panoramicznym spojrzeniu na problemy globalne nawiązał do tematu, przy którym minister sowiecki stale udawał głuchego: do położenia katolików w Związku Sowieckim. .Tym razem Gromyko obiecał przynajmniej, że chętnie przekaże prośby i propozycje do właściwego urzędu w Moskwie. To samo powtórzyło się podczas czwartej wizyty Gromyki w Watykanie, 28 czerwca 1975 r. Był to krok drobny, niezobowiązujący, niemal nic w porównaniu z napiętymi oczekiwaniami, które zwłaszcza przez przeciwników watykańskiej polityki wschodniej traktowane były jako miara rzeczy. Takich oczekiwań zresztą nigdy nie żywiono w Sekretariacie Stanu, aczkolwiek „nadzieja" — rozumiana jako chrześcijańska cnota — zawsze należała do jego dyplomatycznego bagażu. Rzeczywistych postępów nie należało także mierzyć wedle wydarzeń spektakularnych w rodzaju wizyt Gromyki, raczej według powolnych, z trudem osiąganych zmian, które dokonują się na ogół w cichości — i tym szybciej, im mniej się o nich mówi. Odnosiło się to szczególnie do obszaru Związku Sowieckiego. Przez dziesięć, lat pomiędzy 1964 a 1974 r., w krajach bałtyckich — gdzie hierarchia kościelna niemal wymarła — udało się w siedmiu diecezjach bądź co bądź ustanowić sześciu nowych biskupów — nie w tajemnicy, lecz z milczącą albo wyraźną 2godą Moskwy; z jej rzymską ambasadą utrzymywano od czasu pierwszej wizyty Gromyki stałe kontakty. Watykan wzdragał się początkowo przed ustanowieniem w charakterze biskupów trzech wikariuszy kapitulnych, którym po raz pierwszy pozwolono udać się do Rzymu Qa drugą sesję soborową. Jednakże, pod koniec trzeciej sesji, kiedy zdołano już zebrać garść informacji personalnych, konsekrowano w Rzymie 18 listopada 1964 r. Łotysza Vaivodsa na biskupa (dla Rygi), z końcem zaś czwartej sesji soborowej 5 grudnia 1965 r. Litwina Matulaitisa-Labukasa (dla Kowna), który następnie — za zgodą 296 Tajna dyplomacja Watykanu Rzymu i Moskwy — konsekrował 21 lutego 1968 r. księdza Pletkusa (dla Telsiai), a 21 grudnia 1969 r. księży Povilonisa i Kriksciunasa (dla Wyłkowyszek i Poniewiera). Konsekracja 38-letniego Kriksciunasa była tym bardziej zdumiewająca, że skończył studia w Rzymie i powrócił na Litwę dopiero w połowie łat sześćdziesiątych. Povilonis uzyskał aprobatę władz, mimo iż w 1962 r. skazano go na wieloletnie więzienie za „nielegalną budowę kościoła". W1973 r. Watykan mógł 64-letniegoPovilonisa uczynić nawet następcą (coadiutor cum iure succesioniś) już 80-letniego Matulaitisa-Labukaśa. Również 77-letni łotewski biskup Vaivods (Ryga) otrzymał 10 listopada 1972 r. sufragana z prawem następstwa: 64-letniego rektora ryskiego seminarium duchownego, Zondaksa. Papieski „minister spraw zagranicznych" Casaroli sam celebrował konsekra-> cję w grotach rzymskiego Kościoła Św. Piotra w asyście biskupów Vaivodsai Matulaiti-sa-Labukusa, którzy pomiędzy 1964al976 r. mogli jedenaście razy przybyć do Rzymu i tym samym utrzymywać bezpośrednią łączność z zachodnią centralą swego Kościoła. Wszystko to było możliwe bez odprężenia w stosunkach Wschód-Zachód i bez nawiązującej do odprężenia polityki wschodniej Pawła VI. Lecz wszystko to miało ciasno zakreślone granice: nadal trzem biskupom w krajach bałtyckich uniemożliwia-nojpełnienie ich funkcji i mogli być czynni jedynie jako wiejscy księża (Sladkevicius, Steponavicius, Dulbinskis). Liczba księży na Litwie (dla 2,3 milionów katolików) skurczyła się z 1460 (1944) do 750 (1978), przede wszystkim wskutek zestarzenia się kleru i zaordynowanego przez władze ograniczenia przyjęć w jedynym na Litwie seminarium duchownym w Kownie. W 1950 r. ustalono granicę na 75 przyjęć, do 1966 r. obniżono ją do 25. Rosnący niepokój ludności katolickiej, zaostrzony w 1972 r. po dramatycznym samospaleniu się młodego katolika, został vwywołany przede wszystkim szykanami antyreligijnymi (głównie przeciwko nauczaniu dzieci przed pierwszą komunią), ale też przez zranioną godność narodową i wyraził się w końcu w liście protestacyjnym 1.7 000 Litwinów do Sekretarza Generalnego ONZ. „W wyniku ingerencji administracyjnych, które ranią uczucia wierzących, mogą powstać trudne do nadrobienia szkody... To nie ich wina, że odziedziczyli wiarę" — przestrzegał l sierpnia 1972 r. organ partyjny „Sowietskaja Litwa". Tajne pismo katolickie „Kronaka" (nr 4/1972) sygnalizowało, że komunistom udało się posiać również nieufność między wierzącymi i niektórymi biskupami, co do wierności których „Watykan został wprowadzony w błąd". Uczucia narodowe i religijne splotły się w mieszankę wybuchową, której władza sowiecka obawiała się już w 1944/45 r. Nieco spokojniej rozwijała się sytuacja na Łotwie; tu liczba kapłanów wzrosła od 120 (1944) do 132 (1971), aczkolwiek liczba katolików spadła w wyniku ucieczek i deportacji z 476000 do 265000. Biskup ryski, który miał zgodę na prowadzenie seminarium'duchownego z 18 studentami, mógł obsadzić łotewskimi kapłanami katolickie probostwa w Leningradzie, a nawet w gruzińskim Tibilisi, ponadto cztery parafie na Ukrainie (gdzie Sowieci nie życzyli sobie żadnych polskich księży)-Osiemdziesięciu kapłanów, przeważnie Polaków, utrzymało się na Białorusi. Jeśli podlegali diecezji pińskiej, to nie mieli biskupa od 1945 r., jeśli diecezjom w Mińsku i Mohylewie, to aż do końca lat dwudziestych. Ponieważ na tym terenie nie był° najmniejszego narybku kapłańskiego, Watykan usiłował polepszyć sytuację poprzez bezpośrednią akcję dyplomatyczną w Moskwie. • ; • • Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 297 Formalne przystąpienie Stolicy Apostolskiej do zawartego przez wielkie mocarstwa układu o zakazie rozprzestrzeniania broni jądrowej, który wszedł w życie w początku 1970 r.y stworzyło papieżowi możliwość wysłania Casarolego po raz pierwszy do Moskwy. Tam złożył — jak to jednocześnie uczynili delegaci apostolscy w Waszyngtonie i Londynie — watykański podpis pod dokumentem, poświadczając papieską wole pokoju. Zjawienie się Casarolego w Moskwie wprawiło Sowietów w zakłopotanie: dobrze wiedzieli, że interesuje go nie tylko broń jądrowa... Trudno było wymówić śi? od spotkania z wysłannikiem papieża, który wraz z sowieckim wiceministrem spraw zagranicznych Siemionem Kozyriewem stanął na Kremlu pod portretem Lenina, aby wspólnie podpisać układ. W prasie zachodniej głoszono później, że Casaroli daremnie zabiegał o spotkanie ' zGromyką; z tym „niekompetentnym" ministrem spraw zagranicznych rozmawiał już dwukrotnie w Rzymie (1966 i 1970). Chodziło o 'to, aby nawiązać kontakt z „kompetentną" osobistością — po raz pierwszy od moskiewskiej podróży d'Herbigny'ego w roku 1926. Po cichej mszy w kościele św. Ludwika, gdzie wspomniał losy ludzi związanych niegdyś z tą świątynią, Casaroli udał się do przewodniczącego Rady do spraw Kultu Religijnego przy Radzie Ministrów ZSRR, Władimira Kurojedowa (który w 1966 r. zastąpił Karpowa). Po przeciwnej strome stołu zasiadł również Piotr W. Makarcew, odpowiedzialny za kulty nieprawosławne. Casaroli oraz towarzyszący mu monsignore Silvestrini ostrożnie przedstawili swoje życzenia i oferty: ustanowienie biskupa w białoruskiej, niegdyś polskiej diecezji pińskiej oraz — akredytowanego przy rządzie sowieckim bądź przy patriarchacie prawosławnym — delegata papieskiego \y randze biskupa; z nim można by omawiać na bieżąco wszystkie sprawy dotyczące życia religijnego katolików oraz wyjaśniać nieporozumienia. Ze swej strony Watykan wyraził gotowość późniejszego dostosowania granic diecezji wileńskiej, pińskiej i lwowskiej do istniejącej od 1945 r. granicy sowiecko-polskiej. „ Partnerzy Casarolego powołali się chłodno na ten sam argument, jaki Pacelli usłyszał już 45 lat temu od Cziczerina: podobne sprawy może regulować jedynie rząd sowiecki mocą własnej suwerenności i „w ramach ustaw", bez ingerencji z zewnątrz. Casaroli poddał pod rozwagę, że komunistyczne rządy Węgier i Polski nigdy zasadniczo nie kwestionowały praw Watykanu do troszczenia się o organizację biskupstw. Nie poruszyło to specjalnie Kurojedowa i Makarcewa. Ich sposób myślenia na temat „Kościoła" przypominał tradycję czasów carskich, Zauważyli, że katolicy żyją właściwie tylko w krajach bałtyckich, a tam przecież są biskupi, a także odpowiedziami za te sprawy towarzysze. Dopiero kiedy usłyszeli, że w Polsce są administratorzy dla części diecezji pińskiej (w Drohiczynie nad Bugiem), wileńskiej (w Białymstoku) i lwowskiej (w Lubaczowie), obudzona została ich czujność, lecz bez Pragnienia zgłębienia tematu. Natomiast co chwilę słyszał Ćasaroli, jak wysoko ceni si?,tu lojalną postawę Cerkwi prawosławnej, a także zbliżenie między papieżem a patriarchą moskiewskim... „Po pięćdziesięciu latach monologu przeszliśmy do rozmowy" — zauważył Casaroli później tegoż dnia w hotelu „Sowietskaja". Jaśniej niż kiedykolwiek uświadomił sobie też istnienie barier historyczno-psychologicznych. Tu nie miało się do czynienia *• dziedzictwem husytyzmu, jak w Pradze, czy ,józennizmu", jak w Budapeszcie, ani 298 Tajna dyplomacja Watykanu z narodowym katolicyzmem Polski lub narodowym komunizmem Jugosławii. Warunkiem postępów na tym terenie było wygaśniecie poststalinowskiej biurokracji, a przede wszystkim porozumienie z rosyjskim prawosławiem — bez nadziei misjonarskich. A także bez nadziei na powrót katolickich Ukraińców? To nie wypowiedziane ostatnie pytanie czaiło się w tle wszystkich rozmów. Szok roku 1945, kiedy sowieccy komuniści stali się egzekutorami prawosławia i oderwali ukraińskich unitów od Rzymu, nie został jeszcze wyleczony. Również, u Sowietów, którym przypominał stale o newralgicznych problemach ich wielonarodowego państwa. Czyżby krzyż noszony na piersiach przez zmarłego patriarchę Aleksego, przez jego następcę Pimena posłany papieżowi za pośrednictwem Casarolego, miał być także w tej sprawie pierwszym znakiem pojednania? W 1945 r. Aleksy uznał na Ukrainie unię brzeską z 1596 r. za niebyłą. Pimen potwierdzirten akt, kiedy obrany został patriarchą przez wszechrosyjski synod w 1971 r. w Zagorsku. Kardynałowi Willeb-randsowi, który jako obserwator reprezentował Kościół rzymski podczas uroczystości w Zagorsku, umknęło to zrazu z przyczyn językowych. Mimo wszystko zauważył później, że „nie możemy podzielać tego poglądu"39), jednakże nie zaprotestował bezpośrednio. Żyjący na wygnaniu rzymskim, arcybiskup Lwowa, kardynał Slipyj, podniósł mimo to na synodzie biskupów w 1971 r. gorzkie zarzuty z powodu tego zajścia. W synodalnym przemówieniu Slipyja z 23 października 1971 r. objawił się raz jeszcze tragiczny los wschodnioeuropejskiego katolicyzmu w naelektryzowanym polu konfliktów narodowych, religijnych i ideologicznych. Slipyj miał za złe wszystkim — Rosjanom, Polakom, komunistom i Watykanowi: „Nikt nie broni katolickich Ukraińców... Teraz zaś z uwagi na negocjacje dyplomatyczne są pomijani jako niewygodni świadkowie minionego zła" — powiedział, wyrażając przekonanie, że potężny głos synodu doda prześladowanym nowych sił do „wytrwania aż do ostatecznego zwycięstwa". „Niech świat zaginie, ale sprawiedliwość musi się stać?" (por. faksymile str. 261) Mogło to być sugestywne, boleściwe wspomnienie świata, który — jak to w tej książce zostało ukazane — przeminął wraz z pobożnymi, awanturniczymi iluzjami metropolity Szeptyckiego, lecz nie mogło to być wprowadzeniem do polityki duszpasterskiej, która tylko w ten sposób zdolna była służyć temu, co da się uratować, że godziła się z utratą tego, co pozornie utracone. Wśród półtoramilionowej emigracji ukraińskiej, żyjącej w USA, Kanadzie i Europie Zachodniej, wciąż odnawiało się żądanie — oparte na motywach narodowych, ale również religijnych — aby papież mianował kardynała arcybiskupa Slipyja patriarchą Ukrainy i tym samym nadał wyraźny sygnał solidarności ze „skazanym na śmierć Kościołem". Trzy razy odmawiał Paweł Vl^yf latach 1971 i 1975 w ustach do Slipyja,' oraz 14 grudnia 1976 r. podczas audiencji dla kardynała i sześciu ukraińskich biskupów. Gdzie było to bez ryzyka możliwe, Watykan nie przemilczał losu unitów. Tak na przykład udało się skłonić bułgarskiego szefa partii Żiwkowa podczas wizyty u papieża 27 czerwca 1975 r. do zaaprobowania komunikatu, w którym była mowa o „problemach katolików obu obrządków" (zatem także o unitach — jednakże nie zakazanych Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 299 ^ Bułgarii). Podczas konferencji KBWE w Belgradzie przedstawiciel Watykanu Silvestrini przypomniał 7 października 1977 r. „niektóre otwarte rany, które pragnęlibyśmy ujrzeć zagojonymi. Tak jest w przypadku Kościoła katolickiego w niektórych wspólnotach obrządku wschodniego...". .Również papież Jan Paweł II, od ktprego kardynał Slipyj ponownie zażądał 3 listopada 1978 r. „uznania w charakterze patriarchy ukraińskiego", a nawet rewizji „opartego na fałszywych przesłankach" dialogu z moskiewskim patriarchatem („Kultura", Paryż, nr 12, 1978) — otóż także ten papież „ze Wschodu" zachował ostrożność. Rok 1990 dowiódł, że rekonstrukcja Kościoła unickiego na Ukrainie stała się możliwa jedynie w wyniku zmian ustrojowych. Polityczne działanie w tym kierunku Tan Paweł II uznawał wzorem poprzedników za tyleż nierealistyczne, co i niemoralne. Dlatego, papieże dążyli do przezwyciężenia bezprawia w szerszym sensie: poprzez nawiązanie do wspólnego dążenia wszystkich chrześcijan, także rosyjskich prawosławnych, aby wszędzie została przywrócona wolność religijna. Była ona równie ważna dla katolików obrządku wschodniego na Ukrainie, jak dla prawosławnych, których nieliczne otwarte kościoły bywały miejscem pociechy również dla katolików. Czyż przyszłość Kościoła katolickiego w Związku Sowieckim nie była nierozerwalnie związana z przyszłością wszelkiej religii w państwie sowieckim? Z takich rozważań wywodziła się watykańska polityka zbliżenia e k u m e -ni c z n e g o do patriarchatu moskiewskiego. Jednakże i ta polityka realizowała się bardzo opornie. Zmianę klimatu można było odczytać z pojedynczych zdarzeń, niemal nieuchwytnych dla szerszej opinii. Oto niektóre: profesor Eduard Huber z rzymskiego uniwersytetu Gregoriana, bawarski jezuita, uzyskał w 1965 r., a potem znowu w 1968/69 r. możliwość studiowania przez 15 miesięcy naukowego marksizmu w Moskwie; profesor Gustav A. Wetter, który na tym samym uniwersytecie papieskim od dziesięcioleci zajmował się rosyjską i sowiecką filozofią, mógł we Wrześniu 1973 r. udać się pierwszy raz do Moskwy i wygłosić wykład podczas sympozjum naukowego. Rzymskie Russicum, które w oczach Sowietów przez dziesiątki lat uchodziło jedynie za centralę „szpiegostwa i dywersji" , mogło wielokrotnie gościć młodych teologów prawosławnych z leningradzkiej akademii duchownej na oficjalnych pobytach studyjnych. W lipcu 1975 r. odwiedził papieża metropolita Leningradu Nikodem, a w październiku 1976 r. kardynał Willenbrands metropolitę Juwenalego w Moskwie oraz ormiańskiego katolikosa Yazgena I w Eczmiadzynie. W 1977 i 1982 r. jezuita John Long reprezentował jako „obserwator" Watykan podczas światowej konferencji przedstawicieli religijnych inicjatyw pokojowych. W początkach 1977 r. generał jezuitów Arrupe był Sościem. moskiewskiego patriarchatu' i ku swemu zdumieniu mógł wygłosić nawet kazanie podczas nabożeństwa. 27 maja 1978 r. arcybiskup Ramon Torrella Cascante, wiceprzewodniczący watykańskiego Sekretariatu Jedności Chrześcijan, przekazał w Zagorsku posłanie papieża (jako „biskupa Rzymu") z okazji 60-lecia ponownego stanowienia patriarchatu moskiewskiego. Kiedy zaś zmarł w początku sierpnia 1578 r. papież Paweł VI, metropolita Nikodem z Leningradu pospieszył do Rzymu, Lby w imieniu moskiewskiego patriarchy uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych, ale także w mszy inauguracyjnej nowego papieża Jana Pawła I (Lucianiego). 300 Tajna dyplomacja Watykanu Przy tym zauważono nagle, że Nikodem niespodziewanie zbliża się do zaskoczonego kardynała Slipyja i publicznie obejmuje nieprzejednanego przeciwnika rzyrn-sko-rosyjskiego zbliżenia. Tragicznym symbolem bezsilności podobnych gestów była śmierć 49-letniego Nikodema podczas serdecznej, duszpasterskiej rozmowy z Janem Pawłem I. Dotknięty zawałem serca, zmarł on dosłownie w ramionach rzymskiego papieża... Kto zna wcześniejsze dzieje, przedstawione w tej książce, potrafi docenić znaczenie tych pojedynczych znaków przemiany. A kiedy wspomni się rozwartą od stuleci przepaść między Rzymem i Moskwą, wówczas nawet skromne debaty teologiczne wydadzą się wydarzeniami. Pierwsza w grudniu 1967 r. w Leningradzie, gdzie metropolita Nikodem uczestniczył na zakończenie obrad w mszy biskupa Willebran-dsa w jedynym katolickim kościele miasta (Notrę Damę de Lourdes). Druga w 1970 r, w Bari we "Włoszech, gdzie celebrował liturgię przy grobie legendarnego i zadomowionego na równi wśród wschodnich, jak i zachodnich chrześcijan Świętego Mikołaja. Dopiero jednak podczas trzeciego spotkania — wJ973 r. w Zagorsku pod Moskwą — udało się zbudować wąski most, którego jednak nie zdołano zbytnio poszerzyć podczas czwartego spotkania w Trydencie (1975 r.). Fantastyczne spekulacje wiązano z podpisanym w Zagorsku przez oba Kościoły komunikatem, ogłoszonym 16 czerwca 1973 r. przez „Osservatore Romano": tym samym postanowiona została jakoby „praktyczna współpraca między Związkiem Sowieckim a Watykanem", komunikat sygnalizuje nawet „zwrot Rzymu w kierunku wymodelowanego po rosyjsku socjalizmu" (tak pisał R. Raffalt, „Wohin steuert der Yatican?", 1974 r.). W rzeczywistości zaś dokument ani nie był redagowany przez Watykan, ani nie uzgodniono go przed ogłoszeniem z Watykanem. Był^produktem debaty, prowadzonej bez symultanicznego tłumaczenia w różnych językach, zapisanej mozolnie przez jezuitę Johna Longa wespół z jednym uczestnikiem rosyjskim. Wprawdzie w sensie religijnym objawiło się w Zagorsku więcej zgodności niż uprzednio, jednak w sprawach politycznych^— także w kwestiach kościelnej nauki społecznej — zgodzono się tylko na najmniejszy z możliwych wspólnych mianowników: uznanie faktu, że w wielu częściach świata występuje silna tendencja w kierunku określonych form socjalizmu [zauważmy cudzysłów^ przy tym znamiennym słowie]. Uczestnicy rozmów mieli różne poglądy na naturę owych tendencji i wymiar tych wartości — nie było to jednak przedmiotem dyskusji — zgodzili się natomiast ze zdaniem, że w owych tendencjach tkwią aspekty pozytywne, które chrześcijanie będą musieli próbować uznać i zrozumieć... Uznano za słuszne, że człowiek „stworzony na podobieństwo Boga", ma czynić świat sobie poddanym i zmieniać go, aliści chrześcijanie nie redukują człowieka i wszechświata jedynie do jego widzialnego aspektu. Banały zatem, które ułatwiły stronie prawosławnej okazanie minimum dystansu wobec panującego ateizmu, a katolicyzmowi minimalne przybliżenie do systemu społecznego, którego definicja pozostała jednak kwestią otwartą. A co papież sam sądził o „socjalizmie" wyrażone zostało rok wcześniej w nauczaniu z okazji 80-lecia encykliki Rerum Novarum (Octagesłma Advenians, z 14 maja 1917 r.): Negocjacje zamiast potępień: powrót ło tradycji polityki wschodniej. 1964-1978, 301 Jeśli w marksizmie takim, jaki wprowadzany jest w życie, można rozróżnić te rozmaite aspekty i problemy, które się nasuwają chrześcijanom do rozwagi.i do działania, to jest rzeczą niesłuszną i niebezpieczną zapominać o bardzo ścisłej więzi, jaka je ze sobą łączy, czy też przyjmować poszczególne elementy analizy marksistowskiej z pominięciem ich związku z ideologią; włączać się w walkę klas w jej marksistowskiej interpretacji, nie dostrzegając, że- taka metoda prowadzi do społeczeństwa opartego na przemocy i do ustroju totalnego. Chrześcijanin, przed którym z nową siłą stają różne ideologie, powinien czerpać zasady i normy odpowiedniego postępowania ze źródeł własnej wiary i z nauczania Kościoła, by uniknąć wciągnięcia i zamknięcia w systemie, którego zawężone horyzonty i totalitarny charakter ujawniają się zbyt późno, jeśli nie zostaną rozpoznane już u ich korzeni. Ta linia Pawła VI, mimo wielu oznak niepewności i utopijnych przesłanek, które charakteryzowały jego pontyfikat w epoce kryzysu wewnątrzkościelnego, pozostała zawsze jasna. Została wstępnie wyznaczona w encyklice Ecclesiam Suam (1964), w której potępił „systemy kwestionujące Boga", lecz aprobował dialog nawet tam, gdzie byłby on „bardzo trudny, jeśli nie zgoła niemożliwy". Również w swej najwybitniejszej encyklice Populorum Progressio (1967), która radykalniej niż kiedykolwiek akcentowała katolickie zaangażowanie w świecie, domagającym się reform, nie oddalił się od tej Unii: Każda działalność społeczna wiąże się z jakąś doktryną. Chrześcijanin odrzuca doktrynę opartą na filozofii materialistycznej i ateistycznej, która nie respektuje ani myśli religijnej, kierującej życie do celu wiecznego i ostatecznego, ani wolności, ani godności ludzkiej. Tym samym Paweł VI zarysował nieprzekraczalną granicę także wobec własnej, skierowanej na Wschód polityki duszpasterskiej w jej pragmatycznych działaniach. W stosunku do Związku Sowieckiego stała się ona najbardziej widoczna i skuteczna. Nigdzie bowiem w bloku sowieckim religia i Kościół — nawet w lojalnej koegzystencji ż rzeczywistością prawną — nie były tak kwestionowane, jak w samym państwie sowieckim. Na tle takiego stanu rzeczy wszelkie dążenia ekumeniczne, wszelkie zbliżenie katolicko-prawosławne — choć ważne jako środek autoprezentacji wobec państwa — były zaledwie okruchem nadziei. Nigdzie też, jak w Związku Sowieckim, nie stawał Watykan przed zasadniczym Pytaniem: jak można politycznie uzgodnić zasady p o k oj u i sprawiedliwości, nfe ofiarując jednej za cenę drugiej. Polityka Pawła VI próbowała wytrwale przerzucić most nad tym dylematem. Albowiem — jak powiedział to jego minister spraw zagranicznych, Casaroli, w końcu października 1974 r. — „pełna sprawiedliwość w obrębie narodów i pomiędzy nimi nie jest możliwa bez pokoju", natomiast pokój bez sprawiedliwości „niesie w sobie zarodek zniszczenia". W konkretnych jednakże ytuacjach problem ten ukazuje się niekiedy w formie, „zmuszającej do podjęcia łatwych praktycznych decyzji" - dodał Casaroli40'. Ostrożnie — i wszędzie, gdzie było to możliwe — podążał Watykan tropami Polityki wschodniej państw Zachodu: niemieckiej, amerykańskiej, francuskiej, nie 302 Tajna dyplomacja Watykanu l : t Papież Pawel VI przyjmuje prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego narzucając sobie zarazem sztywnego schematu postępowania i nie uzależniają własnej aktywności od nagiej kalkulacji sukcesu. „Tu nie liczą się lata i dziesięciolecia" • — medytował Casaroli. „Rzymska tradycja «myślenia w skali wieków» nie utraciła nic ze swego nabytego doświadczenia... Stplica Apostolska nie aspiruje w tym zakresie do nieomylności. Pragnie ona jedynie, aby dawano wiarę, że czyni wszystko, aby działać na gruncie rzeczywistości takiej, jaka jest, odmierzając w chrześcijańskiej mądrości to co godne od niegodnego, to z czego można zrezygnować od tego, z czego zrezygnować nie można..."41' Elastyczna, podlegająca w konkretnych wypadkach korekcie, jednak zasadniczo wytyczona unia watykańskiej polityki wschodniej w latach siedemdziesiątych daje się zdefiniować w czterech tezach: 1. Klasyczna polityka konkordatowa nie jest już modelem uzgodnień z rządami komunistycznymi, albowiem zakładałaby większy zakres wzajemnego dostosowania, niż by to było pożądane dla obu stron. Należy preferować jasne ograniczenie Kościoła i państwa, uzgodnione oddzielenie obu sfer. 2. Rozwiązania częściowe, również takie, które nie są ujęte na piśmie bądź maja. jedynie charakter testów — choćby z tego względu, że mogą mieć konkretne skutki — należy stawiać przed rozwiązaniami całościowymi, które są trudniejsze od osiąg" .nięcia, a potem bywają na ogół mało skuteczne. Dlatego stosunki dyplomatyczne n są pożądane jako krok pierwszy, ani nie są niezbędne jako krok ostatni. Podobnie Negocjacje zamiast potępień: powrót do tradycji polityki wschodniej. 1964-1978 303 Papież Pawel VI w rozmowie z prymasem Węgier, kardynałem Józsefem Mindszentym. jak Watykan nigdy nie zerwał istniejących stosunków dyplomatycznych, tak nie odmawia nawiązania ich z państwami, które sobie tego życzą. 3. Nie prestiżowe pozycje, nie trwałość polityczna lub kolaboracja powinny być zagwarantowane, lecz praktyczne duszpasterstwo. Zakłada ono nie tylko swobodę kultu, lecz również swobodę wyznania i nauczania. Ponieważ ubezpieczenie prawa człowieka do wolności wyznania (w tym sensie) możliwe jest tylko w świecie pokojowym, uczestnictwo Watykanu w próbach odprężenia miedzy Wschodem i Zachodem staje się warunkiem jego polityki wschodniej i jego wiarygodności. 4. Pierwszeństwo przysługuje — teoretycznie — stosunkowi do Związku Sowieckiego, aczkolwiek jest najtrudniejszy do uregulowania. Moskwa udzieli kierownictwom państwowym swych wschodnich sojuszników dopiero wówczas zgodę na dalej idące, stabilniejsze rozwiązania, kiedy sama się przekona, że Kościół, którego zwierzchnik rezyduje za granicą, nie musi być czynnikiem zakłóceń wewnątrzpolitycznych (ani narodowych), że — przeciwnie — raczej wzmacnia pokój wewnętrzny, gdy si? go pozostawi w spokoju42'. Papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978—1991 W sojuszu z Casarolim: pierwsza podróż do ojczyzny Był to gest spontaniczny, niemal sentymentalny, pełen ukrytych znaczeń. Owego 10 czerwca 1979 r. telewizja transmitowała go na cały świat: rzymski papież Jan Pawef 11 i komunistyczny szef państwa, Henryk Jabłoński, objęli 'się na pożegnanie na lotnisku pod Krakowem. Spotkali się oczywiście dwaj Polacy, ale uosabiali oni również dwa światy. „Od tej chwili nic już nie będzie tak, jak dawniej" szepnął na trybunie prasowej naczelny redaktor „Polityki", Mieczysław Rakowski, później ostatni szef partii komunistycznej w Polsce... 12 lat wcześniej, w 1966 r., rząd w Warszawie nie dopuścił do wizyty papieża. Teraz przewodniczący Rady Państwa oświadczył, że przystanki dziewięciodniowej podróży papieża „utrwalą się w sercach wszystkich Polaków". Kompania honorowa armii, wchodzącej w skład bloku sowieckiego, pochyliła sztandar przed rzymskim Ponitifexem... Wybór biskupa ze Wschodu na papieża, który zaskoczył świat w 1978 r., spowodowałby w czasie zimnej wojny, w latach pięćdziesiątych usztywnienie wszystkich kontaktów państwowo-kościelnych, a nawet mógłby wywołać wzmożenie represji. Po latach ostrożnej duszpasterskiej dyplomacji Pawła VI przedstawił się jako szansa. Pojawiła się ona również jako przejaw „korzystniejszego klimatu, stworzonego przez Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy Europejskiej" (KBWE), co stwierdził przedstawiciel Watykanu, Monsignore Silvestrini 7 października 1977 r. na konferencji KBWE w Belgradzie0. Od fazy przygotowawczej aż do Aktu Końcowego w sierpniu 1975 r. Watykan, a przede wszystkim jego główny dyplomata Casarob, włączyli się aktywnie do konferencji helsińskiej. Ówczesny sekretarz generalny ONZ był nawet zdania, iż „Bez Casarolego nie dojechalibyśmy do Helsinek". Dyplomacji watykańskiej udało się uzyskać zgodę bloku sowieckiego na ważne sformułowania dotyczące praw człowieka, zwłaszcza wolności religii. Były to sformułowania, przeo którymi Moskwa nie broniłaby się tak stanowczo, gdyby ich wartość równała a? „wartości papieru", na jakim zostały zapisane (jak się tego obawiali zachodni papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 305 sceptycy). Przy tym Stolica Apostolska — jako podmiot prawa międzynarodowego i instancja religijna — mogła, jak nigdy dotąd, umocnić wiarygodność jako czynnik ugody i pośrednik pokoju pomiędzy wrogimi obozami ideologicznymi. Bez tej atmosfery, która osłabiła linię podziału Wschód-Zachód, kolegium kardynalskie Kościoła rzymskiego nie zaryzykowałoby w 1978 r. wyboru na papieża biskupa z kraju, znajdującego się pośrodku bloku sowieckiego. Jan Paweł II od początku nie dopuszczał wątpliwości, że jego osobisty, niekonwencjonalny styl, z jakim już w dniu objęcia urzędu (22 października 1978) wezwał cały świat, w tym zgromadzonych przedstawicieli rządów komunistycznych2*, ab,y bez obaw otworzyli dla Chrystusa „granice państw, systemów gospodarczych i społecznych", nie oznacza odwrotu od dotychczasowej polityki wschodniej Watykanu, lecz kontynuację — „w duchu dialogu, zapoczątkowanego przez wielkich poprzedników, których imię noszę" (telegram papieża do polskiego kierownictwa partii i państwa z 17 października 1978 r.). Ciągłość została potwierdzona i wzbogacona o nowy impuls poprzez dwa znamienne fakty: 1. mianowanie Agostina Casarolego, „architekta" polityki wschodniej Pawła VI, do godności kardynała sekretarza stanu oraz Achille Silvestriniego, najbliższego współpracownika Casarolego, na jego następcę jako sekretarza Rady do Spraw Publicznych Kościoła (ministerstwa spraw zagranicznych Kurii rzymskiej); 2. podróż papieża do Polski (2—9 czerwca 1979), wydarzenie o nieprzewidywalnym, także dalekosiężnym oddziaływaniu na przyszłość religii we wschodniej Europie, na stosunki Wsehód-Zachód i na (zależną od nich zawsze) watykańską dyplomację wschodnią. W Częstochowie papież przedstawił 4 czerwca 1979 r. setkom tysięcy wiernych Casarolego jako człowieka, „który zna drogi do Polski, drogi z Rzymu do całego europejskiego Wschodu" i „to wielkie i trudne zadanie zawsze podejmowali podejmuje w służbie Stolicy Apostolskiej"35.9 czerwca papież — w geście jak dotąd bez precedensu - przywołał Casarolego do okna pałacu watykańskiego, aby razem z nim przyjmować owację Rzymian po powrocie z triumfalnej podróży do Polski. Tym samym potwierdzona została linia polityki wschodniej, której zasadniczą trafność poznał nowy papież po przestudiowaniu odpowiednich wewnętrznych dokumentów. Wspólnie z Casarolim zredagował odpowiedź na list kierownictwa polskiego, które (po dłuższych przeciąga-niach My z uwagi na program podróży) wreszcie zaprosiło papieża do ojczyzny:' „Motywy pokoju, współżycia i współpracy między narodami i systemami są mi szczególnie bliskie — pisał 8 marca 1979 r. — Pragnę, aby moje odwiedziny w ojczyźnie przyczyniły się do umocnienia wewnętrznej jedności moich ukochanych rodaków, a także do utrwalenia świadomości miejsca, jakie naród polski zajmuje w wielkiej rodzinie narodów współczesnego świata. Ufam wreszcie, że podróż służyć °?dzie dalszemu rozwojowi stosunków między państwem i Kościołem...". Przy tym był papież oczywiście świadom, jaką trudność sprawia swym komunistycznym gospodarzom, a także, ile sam ryzykuje. Jeszcze pod koniec podróży, kiedy niemal pewny już był sukcesu, powiedział: »,To wydarzenie bez-precedensu było z pewnością aktem pewnej odwagi z obydwu stron. Jednakże naszym czasom potrzebny był taki właśnie akt odwagi. Trzeba czasem 306 Tajna dyplomacja Watykanu odważyć się pójść także w tym kierunku, w którym dotąd nikt jescze nie poszedł. Czasy nasze ogromnie potrzebują takiego świadectwa, w którym dojdzie do głosu wola zbliżenia między narodami i ustrojami jako nieodzowny warunek pokoju na świecie (przemówienie z 10 czerwca 1979 r.)4) Zdecydowanie papieża, aby dla owego otwarcia wykorzystać także „sprawdzone narzędzie" dyplomacji i negocjacji, wyraziło się już podczas pierwszych spotkań z korpusem dyplomatycznym Watykanu (20 października 1978-i 12 stycznia 1979 r.): Stosunki dyplomatyczne „pod znakiem uprzejmości, dyskrecji i lojalności" nie oznaczają „koniecznie aprobaty dla tego czy innego reżimu — nie jest to moja sprawa — ani też nie są wyrazem aprobaty wszystkich jego działań", chodzi raczej o „wolę rozmawiania" z nosicielami odpowiedzialności politycznej. Stolica Apostolska „gotowa jest otworzyć się dla każdego państwa i każdego reżimu", uwzględniając również „zmiany realiów, a także zmienione poglądy społeczne w różnych państwach". Dyplomacja watykańska próbuje w tym kierunku działać „w porozumieniu z lokalnymi biskupami, z klerem i z wiernymi". Przy tym na ogół „dochodzi się do zadowalających rezultatów, ale nie sposób nie wspomnieć o określonych Kościołach lokalnych, określonych obrządkach, których położenie, gdy mowa o wolności religii, pozostawia wiele do życzenia, o ile nie należy ich wręcz określić jako godnych pożałowania". Tak zrównoważonej i różnicującej ocenie sytuacji odpowiadały posunięcia polityczne pierwszych miesięcy nowego pontyfikatu. K^iedy papież Wojtyła przyjął 24 stycznia 1979 r. na prawie dwugodzinną rozmowę sowieckiego ministra spraw zagranicznych, Andrieja Gromykę (była to najdłuższa z pięciu, od 1966 r., wizyt vwatykańskich Gromyki), był świadom, jak kluczowe znaczenie może mieć to spotkanie. Ponieważ „katotickość" i „polskość" zawsze były dla Rosji tożsame, zarówno dla imperium sowiecko-komunistycznego, jak i dla imperium carsko-prawosławnego, i przedstawiały się jako „czynnik ryzyka" w dziedzinie bezpieczeństwa, stąd wybór Polaka na-papieża z pewnością wywołał poważne zatroskanie w Moskwie. Tym większe, kiedy okazało się, że podróż papieża do Polski jest nieunikniona i że nowy Ponufex Jan Paweł II w kazaniu podczas uroczystego objęcia urzędu (transmitowanym przez polską telewizję 22 października także daleko na Wschód) przekazał posłania powitalne również w językach rosyjskim, litewskim i ukraińskim. Mimo iż papież, bezpośrednio i swobodnie, jak żaden z jego poprzedników poruszał problemy pięciu milionów katolików w Związku Sowieckim (a nawet żyjących tam Polaków), wywarł na Gromyce wrażenie człowieka „rozsądnego, zrównoważonego" — jak to później przekazał dyplomatom z państw wschodnich. Przede wszystkim papież, rozmawiający z Gromyką po rosyjsku, zdołał wyraźnie oddzielić patriotyzm od nacjonalizmu, wierność zasadom od nietolerancji i ukazać, że poszanowanie praw człowieka i interesów religii jest możliwe w pokojowym, nie zaś w naładowanym konfliktami świecie. Teraz, kiedy w Watykanie rządzi Polak, nie ma już „żadnego kompleksu rosyjskiego" — tak w prywatnej rozmowie w maju uzasadnił swoją wolę kontynuowania ze wzmocnioną energią polityki wschodniej Pawła VI i Casarolego. Miał na myśli „kompleks" podwójnej natury: z jednej strony wzgląd Watykanu na Polskę, która zawsze — szczególnie zaś od wieku XIX — utrudniała wszystkie zabiegi papieskie w sensie uzyskania duszpasterskiego modus vivendi papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 307 z państwem rosyjskim, oraz odwrotnie — obawy Polaków (zatem również i polskiego Kościoła), że Rzym mógłby szukać porozumienia z Rosją ponad ich głowami, a nawet kosztem ich interesów narodowych. Polski papież, mający na uwadze sprawy całego Kościoła, potrafi oczywiście uniknąć każdej takiej pułapki. Ujawniło się to już podczas pierwszej rozmowy papieża Wojtyły z ukraińskim kardynałem Josifem Slipyjem, arcybiskupem Lwowa (przebywającym od 1963 r. w Rzymie). 3 listopada 1978 r. Slipyj zaapelował do papieża jako do Słowianina, który przecież powinien wiedzieć, że „Ukraińcy i Polacy mają wspólnego wroga, jest nim dzisiaj Moskwa... Polacy wiedzą, jak Rosjanie zawierają układy i jak dotrzymują słowa"^. Slipyj domagał się rewizji „ustanowionego na fałszywych podstawach dialogu z Kościołem rosyjskoprawosławnym" i utworzenia „patriarchatu ukraińskiego". W rozmowie ze Slipyjem 20 listopada odrzucił papież — podobnie jak jego poprzednik — oba żądania kardynała. Ich spełnienie zaszkodziłoby katolikom w całej Europie Wschodniej, zamknęłoby także ciasne otwarcie na „Zachód", jakie w ciągu piętnastu lat wywalczyła sobie rosyjska Cerkiew prawosławna. Jan Paweł n nie chciał rozrywać ledwo zabliźnionych ran, czuł się jednak dostatecznie suwerenny, aby o nich nie zapominać. W tym duchu napisał 19 marca 1979 r. list do Slipyja, w którym — darząc w pełni szacunkiem „cierpienia i bezprawie", jakich doświadczył kardynał — apelował do „ekumenicznego ducha", który powinien ożywiać zarówno katolickich, jak i prawosławnych Ukraińców („na których tradycję i formy pobożności Stolica Apostolska spogląda z najwyższą czcią"), a nadto należy też mieć na uwadze słowa Deklaracji Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych z 1948 r. o wolności religii*. Wolny od „kompleksu rosyjskiego", zarazem jako „pierwszy papież Słowianin", który pomaga przemówić wszystkim narodom Wschodu, „tak często zapomnianym przez Zachód", i uwidacznia „duchową jedność chrześcijańskiej Europy", jej „wielkie tradycje Wschodu i Zachodu" (kazanie w Gnieźnie, 3 czerwca 1979 r.), papież Jan Paweł II chciał potraktować podróż do Polski jako pierwszy, ba, najważniejszy sprawdzian swej polityki wschodniej. Czy mogło się to udać? Podwyższały ryzyko emocje, które zapewne ogarną papieża właśnie jako Polaka. Niektóre aluzje z kazań (jak np. 2 czerwca do „zjednoczonych mocarstw", które pozostawiły bez wsparcia powstanie warszawskie w 1944 r.) wskazywały w tym kierunku, podobnie jak określony integralizm religijny oraz — przypominające niekiedy wizję Europy gen. de Gaulle'a7) — patriotyczno-religijne poczucie misji papieża Wojtyły zdawało się nawiązywać do polskiego „mesjanizmu" (który w XIX wieku miał nastawienie ^tyrosyjskie). Jednakże tony te pozwoliły papieżowi nie tylko mobilizować masy, ale również prowadzić i dyscyplinować je. Sam zaś, wspierany dyplomatyczną oględnością Casarolego, ordynował sobie wciąż staranne korektury i dygresje, chroniące przed nieporozumieniami. Tak było, kiedy 9 czerwca zapewniał w Krakowie miliony słuchaczy: „Nie istnieje żaden imperializm Kościoła", lub gdy mówił 17 czerwca \ Oświęcimiu o swoim szacunku dla ofiar złożonych przez ludzi „różnych ideologii, Je tylko wierzących" i przypomniał udział narodu rosyjskiego „w ostatniej straszliwej *ojnie o wolność narodów", wzywając swych rodaków, aby odnosili się po bratersku 0 wszystkich ludzi i wszystkich narodów8*. 308 'Tajna dyplomacji Watykanu Wyzwanie'— nie tylko ideologiczne — dostrzegane przez Moskwę w zjawisku polskiej podróży jako takiej, było oczywiście nie do uniknięcia. Lecz choćby i z tego powodu papież Wojtyła stawiał wszystko na „polską kartę". Że religia może być czynnikiem stabilizacji, solidarności i aktywności obywatelskiej — a zatem „ środkiem pobudzającym", a nie „opium", jeśli tylko pozostawi sieją w spokoju; że Kościół „chce dojść do porozumienia z każdym systemem pracy", jeśli tylko pozwoli mu się „mówić ludziom o Chrystusie" (kazanie do robotników Huty im. Lenina w Nowej Hucie, 9 czerwca) — to wszystko, jeśli w ogóle możliwe do udowednienia z moskiewskiego punktu widzenia, należało zaprezentować właśnie tam, gdzie jak nigdzie mogło uzyskać wymiar polityczny: w Polsce. W najważniejszym z punktu widzenia polityki kościelnej i polityki wschodniej dokumencie owej pierwszej podróży do Polski, mianowicie w przemówieniu do polskiego episkopatu w Częstochowie z 5 czerwca9), papież wezwał zaskoczonych po części biskupów, aby w opisanym wyżej sensie wnieśli własny wkład do strategu polityki wschodniej Watykanu. Jeżeli episkopat polski i jego prymas, kardynał Stefan Wyszyń-ski, skłonni byli dotąd powątpiewać o kompetencji Rzymu w sprawach wschodnich i na ogół uznawali stosunki miedzy Kościołem i państwem za własną domenę, to teraz papież, któremu nie można było odmówić znajomości spraw polskich, przypomniał o swoim prymacie. Dziewięć razy zaakcentował — także wobec krytyków w obrębie Kościoła, którzy zarzucali polityce wschodniej Watykanu „przecenianie struktur" — decydujące znaczenie „hierarchicznej tożsamości i struktury" Kościoła rzymskiego: Tylko mając przed oczyma ów adekwatny i prawidłowy obraz Kościola, a w jego organicznym całokształcie właściwy obraz Stolicy Apostolskiej ~ pouczał papież biskupów - możemy w sposób również właściwy ustalać znaczenie sprawy, która od szeregu lat nabrała nowej aktualności w Polsce, mianowicie normalizacji stosunków pomiędzy Kościołem a państwem. [Episkopat polski uczynił już wiele w tym kierunku, lecz papież przypomniał, że] nie wolno mu ustawać w podejmowaniu owychważnych dla dzisiejszego Kościoła inicjatyw, [zauważając przy tym:] zdajemy sobie sprawę, że dialog ów nie może być łatwy, gdy prowadzi się go ze stanowiska diametralnie przeciwstawnych założeń światopoglądowych- I to właśnie czyniło ową próbę problematyczną. Była to gra o dużą stawkę, papież dostrzegał zarówno obecne w niej ryzyko, jak też możliwe szansę. - Pomiędzy Rzymem i Moskwą: upadek „Solidarności" „Polski sierpień nie byłby możliwy bez Polaka na stolicy Piotrowej", napisał, w 1980 r. jeden z najbliższych przyjaciół papieża Jana Pawła II, Jerzy Turowicz z Krakowa, Idedy dwa miesiące po powstaniu polskiego ruchu odnowy w państwie rządzonym przez komunistów zawiązał się pierwszy niezależny związek zawodowy10 • „Solidarność" nie była wprawdzie tworem Kościoła i papieża, lecz .produktem wewnętrznego kryzysu systemu, jednakże polski katolicyzm, dzięki polskiemu papieżowi jeszcze bardziej świadomy siebie, stał się jej akuszerem i ojcem chrzestnym. Papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 309 Dwa dni przed wyjazdem do Rzymu 23 października 1980 r. kardynał Wyszyński porozumiał się podczas pierwszego spotkania z nowym szefem partii, Kanią, że konstruktywna współpraca" miedzy państwem i Kościołem służy interesom narodu ('dlatego będzie kontynuowana dla dobra i dla bezpieczeństwa Polski". Papież, który. w .wystąpieniach publicznych zachował powściągliwość, za pośrednictwem Wyszyń-skiego skierował 8 listopada pilną prośbę do kierownictwa „Solidarności" o „większą cierpliwość i większe umiarkowanie". To zapewne sprawiło, że dramatyczne przeciąganie, liny w sprawie sądowej rejestracji „Solidarności" skończyło się 10 listopada kompromisem, który jednakże w pełni zalegalizował związek. Niemal jak wizytę państwową celebrowano następnie 15 stycznia 1981 r. w Rzymie papieską audiencję specjalną dla Lecha Wałęsy i jego ekipy kierowniczej. Papież chwalił „dojrzałość" swych rodaków,'ba, także własny „dyskretny sposób" towarzyszenia kryzysowi z oddali. Legalizacja „Solidarności" pozwoliła mu teraz publicznie uścisnąć ruch odnowy, a jednocześnie próbować - zgodnie z watykańsko-dyp-Ipmatyczną metodyką - poskromić go i ubezpieczyć: Niema — bo nie może być — sprzeczności pomiędzy tymrodzajem.autonomicznej społecznej inicjatywy robotników a strukturą systemu, który odwołuje się do pracy ludzkiej jako podstawowej wartości życia państwowego i społecznego... Tendencja owych jesiennych tygodni nie jest i nie była skierowana przeciw komukolwiek... Dz iałalność z wiązków zawodowych nie ma ż a d n e g o p o l i t y c z n e*g o charakteru, nie może być niczyim narzędziem, nie może służyć żadnej partii politycznej... Niech wam towarzyszy zawsze ta sama odwaga, która uwidoczniła się w początkach waszej inicjatywy, ale również to samo umiarkowanie i powściągliwość. ..U) Rozpad władzy partii, któremu towarzyszyły totalny spadek zaufania rządzonych oraz mnożące się oznaki katastrofy gospodarczej, spowodowały powstanie politycznej próżni, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej mobilizującej „Solidarność". Zaostrzały polaryzację rozpalające się wciąż od nowa konflikty, strajki, starcia, także jawne prowokacje. Pośrednictwo prymasa stawało się coraz trudniejsze. Kiedy „Solidarność" zapowiedziała na koniec marca strajk generalny, Jan Paweł II zdecydował się na krok ryzykowny. W telegramie do Wyszyńskiego z 28 marca donosił, że z wszystkich stron Polski dochodzą go głosy szerokich rzesz robotniczych, „wyrażających wolę pracy, a nie strajkowania". Zamach na papieża .(13 maja) i śmierć Wyszyńskiego (28 maja) zagroziły osłabieniem wpływu Kościoła nastawionego na umiarkowanie. Przez chwilę wydawało się, że z osobą prymasa, u którego trumny manifestowali żałobę katolicy i komuniści, odejdzie do grobu cała epoka. Wezwanie papieża do trzydziestodniowej żałoby i „medytacji narodowej" nie zaowocowało w kraju wyczuwalnym uspokojeniem. Nowy prymas, arcybiskup Józef Glemp, osobiście rekomendowany na następcę przez Wyszyńskiego, był zdecydowany kontynuować kurs mediacyjny, lecz wpierw musiał zdobyć autorytet swego poprzednika. Tym pilniej •abiegało kierownictwo partii o pomoc Kościoła przeciwko dalszej radykalizacji Qastrojów. Na wszystkie strony opukiwano ideę nowej odmiany „Frontu Porozumie-011 Narodowego". 13 października w Castel Gandolfo nowy minister spraw zagranicz-, Józef Czyrek, godzinami starał się przekonać ledwo wyleczonego po zamachu 310 Tajna dyplomacja Watyksou, Pan Prezes Rady Ministrów Polskiej Rzeczypospolitej ludowej Generał Armii Wojciech Jeruzelski Warszawa Wydarzenia ostatnich dni, wiadomości o zabitych i rannych Rodakach w związku ee stanem wojennym wprowadzonym od 13 grudnia, nakazują mi zwrócić się do Pana Generała z usilną prosto:; i zarazem gorącym wezwaniem o zaprzestanie dziateń, które przynoszą z sobą roa1«sw poloiciej krwi. W ciągu ostatnich zwłaszcza dwu stuleci Naród Polski ćcznał wiele krzywd, rozlano te* wiele polskiej krwi, d^iąc do rozciągnięcia władzy nad naszą Ojczyzną. Ostatnia wojna i okupacja przyniosła stratę około sześciu Bilionów Polaków, walczących o własną i niepodległą Ojczyznę. V tej perspektywie dziejowej nie BOZRS. dalej rozlewać krv:l polskiej: nie BOSB ta krew obciążać sueieć i plamić rąk Rodaków. Zvracsa się więc do P&na, Generale, z usilną prośbą i zar&caa gorącym weswaniea, ażeby sprawy związane papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 311 ł odnową społeczeństwa, które od sierpnia 1980 r. załatwiane na drodze pokojowego dialogu, wróciły aa tę drcgę. Sawet jeżeli jest ona trudna, nie jest nieccsliwa. Domaga się tego dobro całego Narodu. Domaga się tego równie* opinia całego świata, wszystkich społeczeństw, które słusznie wiążą sprawę pokoju t poszanowaniem praw człowieka i pnv narodu. Ogólno-ludzkie pragnienie pokoju przeaawia ea tya, a±«-by nie był kontynuowany "etan wojenny" w Polsce. Kotfciół jest rzecznikiem tego pragnienia. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, które od tylu pokoleń1 łączyły wszystkich synów i córki naszego Karodu przy opłatku wigilijnym. Trzeba uczynić wszystko, ażeby tegorocznych Świąt Rodacy nie wisieli spędzać pod groźbą imiercl i r«;=e«ji. Zwracam się do Pańskiego sumienia, Renftrale, i do su-mied wszystkich tych ludzi, od których zależy w tej chwili decyzja. Watykan, dnia 18 grudnia 1281 r. ?en sam epel przekazuję równocześnie na ręce P.Lecha Wałęsy, Przewodniczącego "Solidarności", a także na ręce Prycasa Polski Księdza Arcybiskupa JcSsefa Clempa dla całego Episkopatu Polski oraz Kardynała Franciszka Macharskiego, Metropolity Krakowskiego. O niniejszej interwencji powiadomię równocześnie Przedstawicieli Rządów. 312 Tajna dyplomacja Watykanu papieża o konieczności beźp o średniej współpracy politycznej (podczas gdy tego samego dnia moskiewska „Prawda" po raz pierwszy oskarżyła „reakcyjnych duchownych katolickich", że stoją za kulisami „polskiej kontrrewolucji"). Prymas Glemp, który między 16 a 21 października przebywał w Rzymie, zgadzał się z papieżem, że Kościół w żadnym wypadku nie może bezpośrednio angażować się politycznie. Niemniej 4 listopada Glemp, Wałęsa i Jaruzelski po raz pierwszy zasiedli razem przy stole rpkowań. Ale nadzieje były złudne. Radykałowie obu stron dążyli do próby sił. Wojskowy zamach'stanu z 13 grudnia, uważany przez Jaruzelskiego za „mniejsze zło", przyjęty przez rozgoryczone społeczeństwo jako straszliwe rozczarowanie, był dla dyplomacji watykańskiej od dawna spodziewanym, dla papieża jednak raczej nieoczekiwanym, szokiem. Kardynał sekretarz stanu Casaroli, który w tym czasie^ przebywał akurat w USA, rozmawiał 15 grudnia z prezydentem Reaganem i odradzał przedwczesne reakcje. Sowieckiemu szefowi partii Breżniewowi tegoż 15 grudnia dwaj profesorowie z Papieskiej Akademii Nauk przekazali opracowane w akademii oświadczenie, dotyczące rozbrojenia atomowego, które wkrótce zostało pokwitowane sowiecką pochwałą „pokojowej polityki Watykanu". Do Warszawy jednakże wysłał papież 18 grudnia specjalnego nuncjusza Poggiego, aby przekazał generałowi Jaruzelskiemu jego dramatyczny list (faksymile — str. 310-311). Generał już wcześniej otrzymał tekst dalekopisem z Rzymu, lecz zrazu nie chciał go przyjąć, gdyż w pierwotnej redakcji (powstałej pod nieobecność Casarolego) zawarte było pośrednie, krytyczne odniesienie do Sowietów. Papież zrezygnował z odniesienia, ale nie wyrzekł się niezwykłego — z punktu widzenia .dyplomacji — „post scriptum", w którym zwracał się z apelem do całego świata... Długa i uprzejma odpowiedź Jaruzelskiego, przekazana telegraficznie do Rzymu dopiero trzy tygodnie później, 9 stycznia 1982 r., mogła wprawdzie powołać się na uniknięcie większego rozlewu krwi, jednakże pozbawiona konkretnych obietnic ogólna deklaracja intencji generała potwierdziła wrażenie Watykanu, że Jaruzelskiemu nie brak woli zawarcia kompromisu z narodem, natomiast brakuje mu siły politycznej. Kiedy papież wypowiedział się już 22 grudnia za rozwiązaniem „w duchu współpracy (collaborazione) pomiędzy władzami a obywatelami",-a 11 stycznia po raz pierwszy wyraźnie zaangażował się po .stronie „Solidarności", objawione zostały oba niezbywalne, lecz — po wszystkim, co się wydarzyło — trudne do pogodzenia warunki. Sam Kościół nie mógł występować wobec reżymu jako gwarant ruchu związkowego, na którego profil polityczny już przed 13 grudnia miał jedynie ograniczony wpływ. Papież, który 13 stycznia 1982 r. zainicjował podczas środowych au4iencji generalnych zwyczaj komentowania sytuacji w Polsce w formie modlitwy, okazywał coraz większe zaniepokojenie i bezradność. 3 lutego błagał Matkę Boską Częstochowską tonem niemal .rozpaczliwym, aby otworzyła Polakom drogę do wolności: „Pokaż nam, że jest taka droga! Naucz nas, jak nią kroczyć!". Nazajutrz prymas Glemp poleciał do Rzymu. W rozmowie z papieżem zrodził się projekt nowego porozumienia (ugody społecznej), przedstawiony 27 lutego'przez konferencję biskupów całemu krajowi: Partnerami ugody są rządzące władze i wiarygodni przedstawiciele zorganizowanych grup społecznych. Nie może wśród nich brakować reprezentacji Papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 313 zawieszonych czasowo związków zawodowych, w tym „Solidarności", która cieszy się szeroką społeczną aprobatą... Zmysł realizmu i umiarkowania żąda od nas, abyśmy nie działali pod hasłem „wszystko albo nic", lecz raczej kroczyli systematycznie, wytrwale i krok po kroku. Z tego rodzi się konieczność przemyślenia problemu pracy dla wspólnego dobra, unikania nie przemyślanych reakcji zbiorowych, okazania także trzeźwości w postulatach indywidualnych... Jesteśmy świadomi, że skuteczne wypełnienie zadań zarówno przez władzę państwową, jak i przez społeczeństwo warunkują się wzajemnie... W następnych tygodniach Jan Paweł II wielokrotnie cytował — po polsku — ten dokument jako „Program życia" (tak np. 17 marca). Na konferencji KBWE w Madrycie przedstawiciel Watykanu, arcybiskup Silvio Luoni, przedstawił oświadczenie: ... problem polski zawsze był ważnym czynnikiem pomiędzy przeciwstawnymi nacjonalizmami i imperializmami... Jako sygnatariusze Aktu Końcowego (z Helsinek) zobowiązaliśmy się wszyscy wzajemnie głosić i respektować uniwersalne znaczenie podstawowych praw i wolności człowieka... Naród polski ma prawo oczekiwać, że filozofia ta zostanie zastosowana w stosunku do niego i doprowadzi do przezwyciężenia przeciwieństw, których przedmiotem i ofiarą stawał się aż nadto często... (przemówienie z 12 lutego 1982 r.). Czy diabelski krąg, w którym reżym i naród wzajemnie siebie oblegali, mógłby zostać przełamany poprzez ukazanie Polakom pojednawczej perspektywy ponownej wizyty papieskiej? Już, 8 czerwca konferencja biskupów — zaskakując rząd — wystosowała zaproszenie dla papieża dokładnie na sierpień; biskupi oświadczyli, że przyczyni się ona „do powiększenia jedności wśród Polaków i do umocnienia wspólnoty miedzy narodami". Rząd — spłoszony również przez nowe incydenty - zareagował 13 czerwca 1982 r. komunikatem Polskiej Agencji Prasowej. Uwidoczniły się w nim przesłanki debat najbliższych dwunastu miesięcy, związanych z nową wizytą papieską: Papież jako Polak będzie serdecznie witanym gościem w Ojczyźnie. Jednakże termin i program wizyty wymagają, jak w każdym państwie, nieodzownych uzgodnień pomiędzy rządem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, Stolicą Apostolską i episkopatem Polski. „Potrzebujemy papieża, aby nam dał nadzieję", głosił prymas Glemp 29 czerwca w Koszalinie, zanim w początku npca udał się ponownie do Rzymu. W tym czasie zaznaczyła się nerwowa krytyka Moskwy: TASS i „Izwiestia" przejęły ze słowackiej „Pravdy" (Bratysława) .gwałtowne zarzuty przeciwko papieżowi i polskiemu Kościołowi. Papież zareagował 14 lipca, przypominając 6 milionów polskich ofiar wojny: »,Nikt nie ma prawa o tym zapominać, także postronni: z bliska czy z daleka". Sądząc, że reakcja powinna być uspokajająca, Moskwa pozwoliła w tym momencie papieżowi mianować dwóch biskupów na sowieckiej Litwie... Tymczasem warszawskie władze wojskowe starały się w sposób niemal dramatyczny odwieść papieża od jego planów podróżnych i ograniczyć skutki rezygnacji: na 22 lipca zapowiedziano częściowe zniesienie stanu wojennego i uwolnienie większości 314 Tajna dyplomacja Watykanu internowanych. Pilnie wysłany do Rzymu minister spraw zagranicznych Czyrek 65 minut apelował 20 lipca do „realizmu" papieża i — znalazł więcej zrozumienia niż dziewięć miesięcy wcześniej. Nazajutrz ostrożnie poinformował prymas Glemp, że „Ojciec Święty sam" postanowił przesunąć swą podróż na rok 1983... Niemniej — a może właśnie z tego powodu? — „przepaść miedzy rządzącymi a rządzonymi" pogłębiła się, jak to stwierdzała konferencja biskupów z 26 sierpnia. Raz jeszcze wystosowała memorandum ostrzegawcze do Jaruzelskiego i wezwała do „wzajemnych ustępstw". Prymas Glemp odwołał demonstracyjnie podróż do Rzymu — i spotkanie z Jaruzelskim. Papież zapewnił 10 października że „Stolica Apostolska i Kościół w Polsce uczyniły wszystko, co w. ich mocy, aby nie doszło do owego pogwałcenia praw człowieka" — i zwrócił się do polskiej delegacji rządowej (która przytiyła do Rzymu na uroczystość kanonizacji męczennika z Oświęcimia, Maksymiliana Kolbego): „Mój naród nie zasługuje na1 to, by zmuszać go do wylewania łez rozpaczy". Czyżby zatem zabiegi Kościoła spełzły na niczym? „Chrześcijanin nigdy nie rezygnuje... «Solidarność» jako organizacja już nie istnieje, ale poczucie solidarności trwa", głosił Glemp 16 października. „Nikt jednak nie może żądać od Kościoła, aby zboczył z drogi pokoju... Kroczymy drogą, jaką wskazuje nam Ojciec Święty", mówił 7 listopada w Lublinie — dzień przed ponownym, mimo wszystko, półtoragodzinnym spotkaniem z generałem Jaruzelskim przy stole negocjacyjnym dla odwrócenia groźby strajku generalnego. Dwa dni później Lech Wałęsa był na wolności — lecz pozbawiony związku zawodowego. Miesiąc później zawieszono stan wojenny. Zarazem niejako „na próbę" ukazano gniewnie zrezygnowanym Polakom perspektywę drugiej wizyty papieskiej w czerwcu 1983 r. „Cenimy wkład chrześcijaństwa do naszej tożsamości narodowej i kultury, do naszych wartości etycznych... Dla Kościoła jest godne miejsce w życiu socjalistycznego społeczeństwa','. Słowa wypowiedziane przez Jaruzelskiego 9 października 1982 r., clzień po rozwiązaniu „Solidarności", nie przeszły nigdy przez usta żadnego komunistycznego szefa partii. Czy tą drogą mogło jednak dojść do porozumienia — „pomimo wszystko", jak to ujął generał? Druga podróż do Polski — pomiędzy ostrożnością a odwagą Polski ruch odnowy, który uzyskał najsilniejszy impuls w wyniku pierwszej pielgrzymki papieskiej do ojczyzny, w stanie wojennym zaś zderzył się z granicami możliwości, jakie stwarzał blok sowiecki, trwał żywy w podziemiu. Podczas swej drugiej podróży do Polski (16-23 czerwca 1983 r.) Jan Paweł II starał się złagodzić psychospołeczny szok klęski, który osłabił ruch, lecz spłoszył również słabnący stale reżym. W wystosowanym 19 marca zaproszeniu będącym owocem wielomiesięcznych negocjacji na temat programu wizyty, komunistyczny szef państwa, Henryk Jabłoński; wyraził nadzieję, że wizyta mogłaby przysłużyć się „zainicjowanemu procesowi papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 315 porozumienia narodowego". Sam Jaruzelski w rozmowie z prymasem Glempem z 5 czerwca ustawił w tym sensie zwrotnice „pielgrzymki nadziei narodowej" (wg episkopatu). Sześć tygodni później, 21 lipca, w wywiadzie dla telewizji amerykańskiej (ABC), generał uznał, że ma podstawy do sporządzenia pozornie pozytywnego bilansu: sławił papieża jako „wielkiego polskiego patriotę", jego wizyta okazała się pomyślnym ^egzaminem dojrzałości" Kościoła, państwa i narodu. Mimo różnicy stanowisk „ideologiczno-filozoficznych" odbył z papieżem „konstruktywne rozmowy ożywione przede wszystkim troską o lepsze zrozumienie i harmonijną współpracę między władzą państwową a społeczeństwem"12). Gzy był to optymizm wymuszony? Papież spotkał się z generałem dwukrotnie, 17 czerwca oficjalnie w Warszawie i 22 czerwca półprywatnie w Krakowie (z „inicjatywy strony kościelnej"). Obaj objawili później, że zrozumieli się lepiej, niż można było oczekiwać, choć porozumieć się nie mogli. Znamienne, że przy tej sposobności papież niemal nie musiał tracić słów na temat położenia Kościoła, to raczej Jaruzelski akceptował jego „szczególną pozycję" w Polsce, a w rozmowie prywatnej ukazał perspektywę prawnej regulacji statusu Kościoła. Zrazu sam przebieg wizyty pozostawił tę sprawę jako otwartą. Po raz pierwszy w dziejach państw komunistycznych szef partii odczuł potrzebę publicznego uzasadnienia swej polityki wobec papieża. Ustanowienie stanu wojennego .było „trudną, lecz konieczną decyzją in extremis". Jaruzelski zapytował bohatera polsko-amerykańskiego, Tadeusza Kościuszkę, mówiąc, iż „bywają czasy, kiedy trzeba wiele poświęcić, aby wszystko uratować" i zapewnił, że „dzieło reform i odnowy w życiu społecznym, państwowym, gospodarczym jest w sensie prawnym i faktycznym nieodwracalne". I właśnie do realizacji tego programu starał się papież zobowiązać władzę wobec milionów rodaków w toku siedmiodniowego wędrownego kazania: ... że odnowa społeczna według zasad, wypracowanych w takim trudzie w przełomowych dniach sierpnia 1980 r. i zawarta w porozumieniach dojdzie stopniowo do skutku (w Belwederze, 17 czerwca); aby nic z tego, co prawdziwe i słusznie nie zginęło... Z tą odnową naród słusznie wiąże swe nadzieje... by na nowo z odwagą podjęty został dialog społeczny (w Częstochowie, 19 czerwca); ...że człowiek nie uległ alienacji z powodu swej pracy, że nie został zniewolony... praca pomaga żyć w prawdzie i wolności (w Nowej Hucie, 22czerwca)... by piętrzące się trudności zostały stopniowo pokonane... życzę władzom państwowym, ażeby powyższe warunki... zabezpieczyły zasłużone miejsce państwa polskiego, Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, pośród narodów Europy i świata" (przed odlotem do Rzymu, 23 czerwca). Zachowując w pamięci dwoiste skutki pierwszej wizyty w ojczyźnie w 1979 r., papież poruszał się stale na wąskiej ścieżce pomiędzy ostrożnością, wystrzegając się rozniecania fałszywych nadziei, a odwagą, która daje rozczarowanym nową siłę. Nie brakowało i teraz tak trudnego do zniesienia przez komunistów tonu charyzmatycznego trybuna ludowego, jak i romantyki narodowo-religjjnej. Jedno i drugie było wyraźnie przytłumione wyostrzoną świadomością „bardzo trudnego geopolitycznego Położenia" Polski (Częstochowa, 19 czerwca). Równoważące działał również przyrost 316 Tajna dyplomacja Watykanu prestiżu międzynarodowego nadany rządowi Jaruzelskiego przez sam fakt wizyty papieskiej oraz — nie na koniec — wystąpienie Pontifexa na ziemiach wzdłuż Odry-Nysy, „które po wielu stuleciach znowu stały się częścią państwa polskiego" (tak powiedział Jan Paweł II 21 czerwca we Wrocławiu, gdzie jednocześnie przerzucił "ponad granicą — po niemiecku — hasło „Yersóhnung", pojednania)13'. Inna sprawa, że nowa demonstracja siły polskiego katolicyzmu na tle głębokiego kryzysu w kraju, objawiała duchową, ale także polityczną bezsilność pozostałości politycznego systemu państwa. Nie tylko rzecznik rządu -Urban zmuszony był przyznać, że wizyta nie szkodzi „ani ideałom socjalizmu'Vani „współpracy z naszymi sojusznikami"; również — bezprzykładny w tej formie — „komunikat" rzecznika prasowego Watykanu (datowany na Górze Św. Anny, 21 czerwca) usiłował nerwowo i kurczowo uspokajać: W niektórych międzynarodowych środkach informacji obserwuje się próby interpretowania podróży i słów papieża z powołaniem się na treści i zamierzenia o charakterze politycznym: nic nie jest bardziej sprzeczne z zamierzeniami Ojca Świętego... Również wyobrażenie, że można by zarazem wywrzeć wpływ na to, co „polityczne", a jednocześnie tego uniknąć, okazało się mylące na tle ostatniego akcentu podróży, spotkania papieża z Lechem Wałęsą. Przeforsowane przez Jana Pawła II wbrew silnym oporom rządu, było tyleż prywatne, co pozbawione skutków po oświadczeniu Jaruzelskiego, który w przededniu powiedział papieżowi, że przewodniczącego zakazanej „Solidarności" nigdy więcej nie chce — i nie może — zaakceptować jako partnera rozmów. Lech Wałęsa raz jeszcze opuszcza scenę. Możemy powiedzieć, że przegrał swą walkę... Niekiedy konieczne jest złożenie w ofierze niewygodnych osób, aby mogło z tego wyniknąć większe dobro dla wszystkich... U czcijmy ofiarą Wałęsy... To wspomnienie zadedykował przywódcy robotniczemu 24 czerwca wicedyrektor watykańskiego „Osservatore Romano", Yirgilip Levi, poinformowany przez otoczenie powracającego z podróży papieża, jednakże bez autoryzacji. Natychmiast z tego powodu usunięty ze stanowiska, mógł przecież pół roku później uznać, iż miał rację; nie domagał się przecież odejścia Wałęsy, jedynie stwierdził fakt: „Nawet papież, który uczynił Wałęsę partnerem rozmowy, nie był w stanie przywrócić mu statusu partnera rządu"14). Wprawdzie papież „ukazał realną drogę do poprawy położenia" w Polsce, jednakże „szansa autentycznego narodowego porozumienia, stworzona poprzez wizytę, nie została wykorzystana" — stwierdziła tonem rezygnacji konferencja biskupów polskich 25 sierpnia 1983 r. Bezskuteczne .okazały się także próby zakwestionowania przez episkopat szczególnych uregulowań prawnych, które zastąpiły 22 lipca prawo stanu wojennego. Również papież powstrzymywał się w następnych miesiącach od komentowania polskiego kryzysu. Wspólna komisja rządu i episkopatu ograniczyła się 26 września w Warszawie do wzmianki, że stosunki Kościół-państwo „niezależnie od powstają- papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 317 cych różnic zdań", rozwijają się w kwestiach szczegółowych „korzystnie" (w pierwszej redakcji '„zadowalająco"). Ponieważ komunizm w Polsce nie jest „zjawiskiem przejściowym, krótkotrwałym", Kościół zmuszony jest podtrzymywać dialog z władzą, oświadczył prymas Glemp 7 listopada podczas wykładu, wygłoszonego w Mediolanie, wcześniej zaś w wywiadzie dla gazety watykańskiej15) określił jako „bardzo szkodliwe" wszelkie próby uwikłania Kościoła w walkę przeciwko strukturom politycznym. W posłaniu na Boże Narodzenie16' prymas Glemp dokonał tyleż trzeźwego, co otrzeźwiającego, a dla wielu szokującego bilansu: / Niechrześcijański slogan „im gorzej, tym lepiej" prowadzi do samobójstwa. Rozumiemy, że słowo „pojednanie", które utraciło swój sens, nie zawiera dziś żadnego programu. A jednak Polskę trzeba ratować. Nie wolno rozdzierać kusego okrycia, które okrywa słabości Ojczyzny. Trzecia podróż do Polski — i pierestrojka 23-letnia córka generała Jaruzelskiego, Monika, miała na sobie protokolarny czarny welon, kiedy 13 stycznia 1987 r. towarzyszyła ubranemu w cywilne szarości ojcu podczas wizyty u „Ojca Świętego". Tak polski szef partii i państwa tytułował papieża, inna sprawa, że dopiero po audiencji prywatnej, po 70-minutowej rozmowie, kiedy lody już zostały przełamane, choć nie stopione... „Dwaj Polacy" muszą się przecież porozumieć, gdy chodzi o ich kraj i o Europę, powiedział generał, a papież oczekiwał po wizycie „pożądanych rezultatów". Jednym z nich stała" się pół roku później trzecia, podróż Jana, Pawła II do kraju. Przebiegła już ona — aczkolwiek nieoficjalnie — pod znakiem przemian, zainicjowanych przez Michaiła Gorbaczowa (od 1985 r. szefa partii w Moskwie) w imperium sowieckim. W powietrzu wisiała także religijna „pierestrojka". Jedynie w takich warunkach mogło dojść do zdarzenia, którego Józef Stalin nie zdołałby wyobrazić sobie nawet w koszmarach sennych: gigantyczny krzyż przed Pałacem Kultury w Warszawie, przekazanym w prezencie polskim komunistom, zaś przed krzyżem papież rzymski, który wobec milionów pobożnych i oczarowanych wiernych przeciwstawił chrześcijańskie posłanie „zaprogramowanemu ateizmowi", powołując się przy tym na Kościoły całego świata, w tym „z obszarów wielkiej Rosji". Ta scena z 14 czerwca 1987 r., ostatniego dnia trzecjej pielgrzymki polskiej Jana Pawła II, miałaby zapewne mniej dramatyczny wydźwięk, gdyby nie poprzedzały jej -dni, podczas których papież — po początkowo raczej ostrożnych kazaniach — występował coraz wyraźniej jako mesjaniczny, a nie tylko moralny budziciel narodu... Z pewnością zależało mu przede wszystkim na wydobyciu rodaków z poczucia bierności i rezygnacji. Wszakże nastrój, wywołany w miastach nadbałtyckich, przypominał klimat początku lat osiemdziesiątych, będący bezpośrednim skutkiem jego Pierwszej wizyty w 1979 r. i w rezultacie zaczynem masowego ruchu. Ruch ów został stłumiony przez samego generała Jaruzelskiego, który witając papieża zapewniał teraz: ••Wszystko, co w nurcie protestu z początku lat osiemdziesiątych było rdzeniem, 318 Tajna dyplomacja Watykanu Papież Jan Paweł II i generał Wojciech Jaruzelski w Belwederze (podczas trzeciej pielgrzymki papieskiej do Polski, 1987). odpowiedzialne i zgodne z interesem Polski, znajduje dziś i znajdować będzie coraz szerzej swoje miejsce w socjalistycznym życiu". W to właśnie powątpiewała większość Polaków. Nie tylko w zorganizowanym, politycznym podziemiu, lecz również w „psychologicznym" podziemiu sfrustrowanej, pomrukującej apatii, utrzymywały się niektóre ż owych romantyczno-utopijnych nadziei, którymi naród już od dawna kompensował swe cierpienia. Teraz od lat miały nazwę: „Solidarność". I właśnie to hasło powtarzał obecnie papież w sposób mający jakby sugerować, że „solidarność" to tylko filozoficzno-moralne oznaczenie wartości, pozbawione politycznej siły wybuchowej. Powiedział w Gdyni, że słowo to należy wypowiadać w „nowy sposób". Jego odwieczna treść zawiera się w jednoczeniu ludzi, a nie w rozdzielaniu ich: „Czy przyszłość może wyrosnąć z narastania różnic i przeciwieństw na drodze wzajemnej walki? Walki systemu przeciw systemowi... człowieka przeciw człowiekowi?" Również w sprawach wyścigu zbrojeń, wojny i kolektywnego samozniszczenia należy mobilizować solidarność każdego z każdym, wbrew zasadzie „wszyscy przeciw wszystkim" — nauczał rodaków, którzy już w Gdyni chcieli słyszeć w jego słowach jedynie te treści, z jakimi im samym kojarzyło się to słowo. W tekście przemówień papieskich słowo „solidarność" mogło być zapisane mate literą, aby nie identyfikowano go z nazwą zabronionego związku zawodowego. DO papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 319 Lech Walęsa — z żoną Danutą - podczas audiencji prywatnej w Watykanie. ludzi mogło ono (i miało) docierać nie inaczej, jak dużą literą, a co dopiero, kiedy ich papież wypowiadał je z jeszcze większym naciskiem w Gdańsku, gdzie siedemnaście lat wcześniej policja strzelała do robotników, a w 1980 r. powstała „Solidarność". Jlobotnicy „mają prawo do pracowniczej samorządności... do związków zawodowych niezależnych i samorządnych, jak'podkreślono właśnie tu w Gdańsku". Wiele minut trwała owacja setek tysięcy, zaś w pierwszym rzędzie siedział Lech Wałęsa, laureat Nagrody Nobla, jak delikatnie tytułował go rzecznik Watykanu. Potem owo niedwuznaczne zdanie, które poruszyło tłum ludzki niczym uderzenie wichru: „Umowy gdańskie pozostaną w dziejach Polski wyrazem narastającej świadomości ludzi Pracy... I pozostają wciąż zadaniem do spełnienia". Jeszcze w Gdyni papież demonstracyjnie nie życzył sobie aplauzu, a w Tarnowie, na południu Polski, gdzie przypomniał „Solidarność" rolników, zapewniał — odchodząc od przygotowanego tekstu: „Papież nie może o tym milczeć, nawet gdyby nie był Polakiem, a tym bardziej Papież Polak". W Gdańsku jednakże cały poddał się emocjom: To, co się zaczęło dokonywać tu w Gdańsku i na wybrzeżu... ma wielkie znaczenie dla przyszłości ludzkiej pracy" — improwizował po mszy, wśród rozlegających się co chwilę skandowanych haseł „Solidarność" — Niech modlitwa będzie jedynym wyrazem tego, co chcemy zamanifestować... jak wtedy w Stoczni Gdańskiej, 320 Tajna dyplomacja Watykanu w tych dniach decydujących. Dzisiaj, do pewnego stopnia, powtarzamy tamte dni... Niech ten dzień pozostanie do końca dniem modlitwy, niech nikt tego szczególnego charakteru nie zaklóci. Nic ani nikt... Modlę się za tych, którzy ponieśli ofiary za to, by życie ludzkie przez pracę stało się bardziej godne człowieka, aby przez to odnowić oblicze naszej polskiej ziemi — tak jak się- o to modliłem na placu Zwycięstwa w Warszawie (1979), prosząc Ducha Świętego, aby zstąpił i odnowjł oblicze tej ziemi... Proszę was, abyście byli z Papieżem również solidarni w tej «długomyślnościy>. Trzeba patrzeć w przyszłość i trzeba zachowywać siły ducha i ciała dla przyszłości..."171. Owa przyszłość zaczęła się nie tylko w Polsce, bo także w Związku Sowieckim. Hasło „aby nie .wątpić z powodu przeciwnika", rzucone przez Jana Pawłall już na początku pontyfikatu jako tyleż dyplomatyczny, co chrześcijański warunek wszelkiej polityki wschodniej Watykanu18), zostało nieoczekiwanie potwierdzone w obliczu przemian w Europie Wschodniej. Przełom w sowieckiej polityce religijnej zasygnalizował Michaił Gorbaczow podczas nieoczekiwanie serdecznego spotkania z papieżem, l grudnia 1989 r., w przededniu maltańskiego spotkania na szczycie, udał się on jako pierwszy sowieeki szef partii z oficjalną wizytą do Watykanu. Po niemal półtoragodzinnej rozmowie zaprosił papieża do Związku Sowieckiego, zapowiedział nadanie stosunkom sowiecko-watykańskim „oficjalnego statusu" i oświadczył w przemówieniu: „W Związku Sowieckim żyją ludzie wielu wyznań — chrześcijanie, muzułmanie, buddyści i inni — i wszyscy mają prawo do zaspokajania swych potrzeb religijnych. Wkrótce uchwalona zostanie w naszym kraju ustawa o wolności sumienia... Do problemów pomiędzy państwem a różnymi Kościołami chcemy podchodzić w duchu humanizmu i demokracji w ramach pierestrojki". Precyzyjniejszą nową interpretację rozdziału Kościoła i państwa przedstawił Gorbaczow 30 listopada w przemówieniu na rzymskim Kapitelu: „Wychodzimy obecnie z założenia, że wiara jest sprawą sumienia, do którego nikt nie ma prawa się mieszać, i że wartości moralne, wypracowane przez religię i niesione przez nią, mogą służyć sprawie odnowy w naszym kraju i już służą"19. Papież, który podczas rozmowy w cztery oczy z Gorbaczowem podniósł również kwestie konkretne, zrezygnował jednak z publicznego zaprezentowania swoich oczekiwań; wyraził „zwiększone nadzieje dotyczące przyszłości wspólnot wiary", także katolików wszystkich obrządków, witał „wiele obiecujące, powoli dojrzewające znaki czasu" i życzył Gorbaczowowi „błogosławieństwa Boga Wszechmogącego". Radio Watykan określiło to wydarzenie jako „magiczny moment historii"... Dojrzał on powoli, bez politycznych sztuczek czarodziejskich. Jeszcze w lecie 1987 r. w sowieckiej republice litewskiej można było celebrować uroczystości 600-lecia chrześcijaństwa jedynie w ograniczonych ramach. Udział wysłannika Watykanu czy nawet samego papieża, okresami rozważany z myśte o ułagodzeniu uczuć narodowo-religjjnych, został przez moskiewską instancję do spraw religii odrzucony z uzasadnieniem, iż Watykan nie uznał sowieckich granic w krajach nadbałtyckich — to znaczy aneksji z roku 1940. papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 321 Od samego Gorbaczowa w związku z tematem religii usłyszano jedynie wezwanie do ateistycznej „czujności" w islamskim Taszkiencie, najwyraźniej sprowokowane obawami politycznymi i odnotowane jedynie w lokalnej gazecie partyjnej2*. „Koegzystencję nowego typu" z wspólnotami religijnymi i unikanie „błędów przeszłości" zapowiedział Konstantin Charczew, przewodniczący Rady do spraw religii przy sowieckiej Radzie Ministrów po raz pierwszy w końcu sierpnia 1987 r., w toku pewnej konferencji w USA21). Religii nie można ani administracyjnie zlikwidować, ani ideologicznie zdominować, pisał następnie Charczew w styczniu 1988 r., w moskiewskim organie rządowym i zapowiedział ubezpieczoną ustawowo „nową wykładnię zasady wolności sumienia"; jednocześnie zapewnił w liście do redakcji katolickiego miesięcznika w Rzymie, że działalność jego urzędu musi być „oczyszczona z wszystkich pozostałości biurokratyzmu"22). Podobne wypowiedzi, a także drobne gesty — jak choćby wizyta w Watykanie chóru Armii Czerwonej, który 20 lutego 1988 r. zaintonował w obecności papieża Ave Maria — rejestrowane były przez papieską dyplomację wprawdzie uważnie, lecz nie przeceniano ich — podobnie jak występu moskiewskiego cyrku państwowego, który w marcu 1987 r. demonstrował Janowi Pawłowi II swoje talenty. Nasuwało się oczywiście .podejrzenie, że sowiecka agencja informacyjna „Nowosti" jeszcze 21 stycznia 1988 r. zarzuciła papieżowi, iż podczas trzeciej podróży do Polski w czerwcu 1987 r. podsycał nastroje nacjonalistyczne i antysoćjalistyczne poprzez spotkanie z Lechem Wałęsą i beatyfikację zakonnicy, zhańbionej przez carskich (!) żołnierzy. Z drugiej strony Jan Paweł II podkreślił wobec dziennikarzy zagranicznych 17 stycznia 1988 r., że warunkiem udziału Watykanu, czy nawet jego osobistego uczestnictwa w obchodach tysiąclecia chrystianizacji Rosji i Ukrainy, jest „cała prawda". Poruszył przy tym punkt najczulszy dla sowieckich komunistów i dla Cerkwi prawosławnej, mianowicie sprawę przymusowo rozwiązanego przez Stalina i patriarchat moskiewski w 1946 r. „unickiego", ukraińskokatolickiego Kościoła wschodniego obrządku, który — jak zauważył papież — „praktycznie żyje w podziemiu i którego wierność wobec Rzymu nas zobowiązuje". Do wiernych tego Kościoła skierował papież 14 lutego 1988 r. posłanie, które jednakże starannie omijało wszystkie rafy historyczno-polityczne. Papież argumentował, że unia brzeska, która w 1596 roku związała Ukrainę z Kościołem rzymskim, nie „była skierowana przeciw nikomu" i również dzisiaj nie może być przeszkodą w dialogu ekumenicznym z prawosławnymi braćmi23). Jeszcze dwa lata wcześniej kardynał Myroslav Lubachivsky, od śmierci Slipyja w 1984 r. rzymski zwierzchnik Kościoła unickiego, gwałtownie polemizował z tezą, czy to ..rzeczywiście Rosja" została schrystianizowana w 988 r. Kardynał odmówił nawet moskiewskiemu patriarchatowi prawa do świętowania jubileuszu, który właściwie jest jubileuszem ukraińskim24'. Autorytet papieża sprawił, że samowolny kardynał i nominalny arcybiskup Lwowa skłoniony został we właściwym, jeszcze momencie do ustępstw: „W duchu Chrystusa wyciągnijmy ręce do przebaczenia, do pojednania 1 miłości z narodem rosyjskim i patriarchatem Moskwy...", oświadczył Lubachivsky 5 listopada 1987 r. Dopiero po tym oświadczeniu ułatwione zostało papieżowi wysłanie 25 stycznia 1988 — trzy tygodnie przed posłaniem do katolików Ukrainy 322 Tajna dyplomacja Watykanu Jan Pawel II przyjmuje ministra spraw zagranicznych ZSSR, Andrieja Gromykę (1975) \ — listu do prawosławnych Rosjan, w którym nawiązał do delikatnego z punktu widzenia historii Kościoła tematu jubileuszu, by wznieść się ponad — jak pisał — .„trwające od stuleci nieporozumienia". „Stopniowy powrót do jedności" może „szczególnie dziś oddziałać jedynie na prawosławnych i katolickich dziedziców kijowskiego chrztu" i wywrzeć korzystny wpływ także na proces odprężenia obejmujący życie społeczne (in rei civt/i), który budzi tak „wielkie nadzieje" u wszystkich, którzy pracują w duchu pokojowego współżycia świata25). Tę niedwuznaczną aluzję do perspektyw „pierestrojki" powiązał papież z apelem o zjednoczenie Europy, której wschodnie i .zachodnie formy kultury tworzą jedność niczym „dwa płuca jednego organizmu". List nie dotykał ani słowem ateistycznego marksizmu, przed którym papież wyraźnie przestrzegał jeszcze w encyklice z 1986 r. jako przed „mrocznym znakiem śmierci na horyzoncie naszej epoki" i którego polityczne urzeczywistnienie Kongregacja Doktryny Wiary określiła w 1984 r. jako „hańbę naszych czasów"26). W ogłoszonej w połowie lutego 1988 r. encyklice społecznej objawił Jan Paweł II jednakowy dystans wobec „liberalistycznego kapitalizmu na Zachodzie" i wobec „marksistowskiego kolektywizmu na Wschodzie". Ich wspólną „skłonność do imperializmu" zalecał zwalczać środkami ludzkiej solidarności • Jednocześnie wszakże sowiecka TASS uskarżała się, że Radio Watykan sieje wśroc narodów Związku Sowieckiego „nienawiść i podziały", ponieważ nadajnik spopularyzował wezwanie katolików litewskich z okazji 70-lecia litewskiej deklaracji niepoo- papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 323 Jan Paweł II przyjmuje Michaiia Gorbaczowa - z malżanką Raisą (1989). ległośti (16 lutego 1988 r.). Jednakże dwa miesiące później sześciu katolickich biskupów Litwy otrzymało pozwolenie udania się do Rzymu; papież przyjął ich 18 kwietnia 1988 r., wygłaszając przemówienie, adresowane również do moskiewskich polityków: „Wichry odnowy zdają się powiewać w waszym społeczeństwie i budzą u milionów mężczyzn i kobiet wielkie oczekiwania. W takiej chwili chciałoby się mieć nadzieję i życzyć sobie, aby — przynajmniej na ile to możliwe — oczekiwania braci i sióstr na Litwie i też w innych okolicach, którzy tak szczerze wyznają swoją religijną wiarę, nie zostały zawiedzione i skierowane na błędne ścieżki"28. Kiedy krótko potem (29 kwietnia) Gorbaczow przyjął ha Kremlu patriarchę Pimena, dał po raz pierwszy jasno do zrozumienia, że zamierza wykorzystać chrześcijańskie obchody tysiąclecia jako sposobność pozyskania sympatii wierzących —. nie tylko prawosławnych — dla swej polityki reform: „Skorygowane zostaną błędy, które popełniono w stosunku do Kościoła i wiernych w latach trzydziestych i późniejszych", oświadczył szef partii, dodając: „Obecnie przygotowuje się ustawę o wolności sumienia, w której uwzględnione zostaną także interesy organizacji religijnych... Wierzący są ludźmi sowieckimi, są ludźmi pracy i patriotami, i słusznie należy im się Prawo godnego wyrażania swoich przekonań. Pierestrojka, demokratyzacja i otwartość (głasnosf) są także dla nich, i to w pełnym wymiarze, bez jakichkolwiek 0graniczeń"W). W Watykanie uznano te słowa za sygnał. Teraz dopiero papież przyjął 324 Tajna dyplomacja Watykanu nadesłane dosyć dawno zaproszenie moskiewskiego patriarchatu i zapowiedział 5 maja 1988 r. wysłanie szesnastoosobowej delegacji -r w tym trzech kardynałów kurialnych — „w nadziei, że uroczystości mogą stać się jutrzenką nowego dnia w dziejach Kościoła Chrystusowego!.' — według sformułowania rzymskiego komunikatu. Tym samym Agostino Casaroli, który tylko jeden raz był w Moskwie (1971 r., z okazji podpisania przez Watykan układu o zakazie rozprzestrzeniania broni atomowej), mógł zjawić się po raz drugi w sowieckiej stolicy w całkowicie innej funkcji. Podczas uroczystej akademii w Teatrze Wielkim wygłosił 10 czerwca przemówienie, które jako „dyplomatyczny majstersztyk" przykuło uwagę sowieckich słuchaczy. Kardynał,-posługując się stylem filozoficznym i zręcznością psychologiczną, sprawił, że ateistyczna publiczność zrozumiała oczekiwania Kościoła. Jest sprawą „naturalną, że ci, którzy nie podzielają punktu widzenia wiary, oceniają zjawisko chrześcijaństwa inaczej aniżeli wierzący, dla których Jezus jest światłem świata". Dodał, że chrześcijaństwo znajduje się w „bardzo wyraźnej opozycji wobec myśli współczesnej"^ jednakże „... zjawisko religii, a szczególnie chrześcijaństwa, jest zawsze bezsporną rzeczywistością. Narzuca się ono nieodparcie uwadze historyka, i nie może być pomijane przez nikogo, kto dźwiga obowiązek zajmowania się realiami • codziennego życia narodów i ich widokami na przyszłość, Tego wymaga realizm męża stanu. A także szacunek dla człowieka. Bieg dziejów doprowadził do tego, aby coraz bardziej uznawać autonomię jednostki w obrębie jej najbardziej własnego sumienia i chronić ją przed naciskami, obliczonymi na utrudnienie lub ograniczenie uprawnionych manifestacji sumienia religijnego i jego właściwego zastosowania". Wyraźnie, choć nie wymieniając jej bezpośrednio, zaliczył Casaroli ideologię narzuconego przez państwo ateizmu do dawno minionej przeszłości, przypominając zasadę z XVI-XVII wieku, wedle której władca decydował o wyznaniu swych poddanych (cuius* regio, eius religio). Od tej zasady „współczesny świat oddalał się coraz bardziej". Także „w społeczeństwie, które ukształtowało się w wyniku rewolucji październikowej 1917 r.", chrześcijański jubileusz spotyka się obecnie z „publicznym i pozytywnym uznaniem", a to przy całym sceptycyzmie, wynikłym z „wcześniejszych doświadczeń", pozwala mieć dziś nadzieję, ;,że nowe tchnienie obejmie całość stosunków sowieckiego państwa do religii w ogólności, wiec także zapowiedzianą ustawę o wolności sumienia"30'. W ten sposób papieski szef dyplomacji otworzył sobie następne drzwi. Jeszcze wieczorem tego samego 10 czerwca kardynałowie Casaroli i Willebrands mogli spotkać się w swym moskiewskim hotelu z wiernymi nielegalnego Kościoła ukraińskokatoli-ckiego, w tym z dwoma „tajnymi biskupami". Casaroli, zdecydowany wykorzystać okazję zaplanowanego na 13 czerwca spotkania z Gorbaczowem, przekazał szefowi partii list papieża wraz z załączonym Memorandum. Sumowało ono wszystkie problemy Kościoła w Związku Sowieckim (mianowanie biskupów, nauczanie religii, legalizację „unitów"), na temat których reżym sowiecki nawet nie chciał rozmawiać, odkąd w 1927 r. zawieszono tajne kontakty w Berlinie. Teraz, w rozmowie z Casaro-linij jGorbaczow zaaprobował propozycję utrzymywania „regularnych kontaktów", nawet przy zachowaniu „pozycji filozoficznych o odmiennym podłożu". Casaroli uznał, że atmosfera spotkania była tak pozytywna, iż „pozwala wygłaszać opinie, papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 325 które w innych warunkach zabrzmiałyby mniej przyjemnie", a w każdym razie udało się „przerzucić most ponad przedziałem siedemdziesięciu lat"31\ Jednakże na obiecaną przez Gorbaczowa odpowiedź na memorandum papieskie wypadło poczekać jeszcze czternaście miesięcy. Dopiero 24 sierpnia 1989 r. przekazano ją do Watykanu. „Uprzejme i serdeczne", tak scharakteryzowano w Kurii rzymskiej pismo, które odzwierciedlało nie prostą, lecz jasną tendencję rozwojową. Wcześniej ostrzegł Gorbaczow 19 Wszechzwiązkową Konferencję Partyjną (o której 11 lipca 1988 r. poinformował Watykan ambasador sowiecki we .Włoszech, Nikołaj Łunkow) przed „lekceważącym stosunkiem do duchowego świata wierzących" i przed stosowaniem „wszelkiego rodzaju nacisku administracyjnego" 'dla przeforsowania ateizmu. Ponownie zapowiedział nową ustawę religijną. Minister do spraw kościelnych Charczew apelował na początku stycznia w wywiadzie dla „Ogonioka", że „należy możliwie najszybciej pozbyć się ustawodawstwa z 1929 r., albowiem władze lokalne na jego podstawie nadal prowokują wierzących. 9 stycznia 1989 r. podczas konferencji KBWE w Wiedniu Związek Sowiecki zrezygnował z wieloletniego sprzeciwu i umożliwił przyjęcie dokumentu końcowego, który w odniesieniu do wolności religii przejął całą niemal dziesięciopunktową propozycję, przedłożoną w Wiedniu dwa lata wcześniej przez Watykan (30 stycznia 1987 r.). Papieski minister spraw zagranicznych, Angelo Sodano; mógł wiec chwalić osiągnięte postępy, które przynoszą zaszczyt „przedstawicielom narodów europejskich"33. Trudniejsze było przełożenie uzgodnionych zasad na sowiecką rzeczywistość. Jedną z głównych przeszkód był nadal problem legalizacji Kościoła ukraińsko-katofickiego, o którego losie również Sodano przypomniał we Wiedniu. Projekty nowej „ustawy o wolności sumienia", przedstawione wiosną 1989 r. kierownictwom Kościołów w Związku Sowieckim, przejmowały w części niemal dosłownie teksty z wiedeńskiego spotkania KBWE, napotykały jednak zastrzeżenia i wątpliwości komisji ideologicznej partii33). Minister Charczew, który kwestionował nawet prymat Kościoła prawosławnego i zainicjował w jego obrębie wewnętrzny proces demokratyzacyjny, niespodziewanie utracił w maju 1989 r. stanowisko; w wywiadzie dla „Ogonioka" uskarżał się w październiku gorzko na opory w aparacie partyjnym. Jeszcze na początku maja paryski kardynał Jean-Marie Lustiger, który na zaproszenie patriarchatu moskiewskiego odwiedził Leningrad, Litwę i Łotwę, nie uzyskał zgody na udanie się do stolicy Ukrainy, Kijowa, gdyż me ma tam „żadnych katolików". Jednakże 19 maja nowy minister do spraw Kościoła, Christoradnow, Przyjął osobiście delegację kapłanów ukraińskokatolickich, wśród nich trzech „tajnych biskupów", i prosił ich o cierpliwość. W lecie 1989 r. zrobiło się głośno o ukraińskich unitach w wyniku odprawionych niemal bez zakłóceń masowych nabożeństwach „za ojiąryTerroru stalinowskiego"; na tym tle prawosławny metropolita Kijowa, Filaret, zarzucił unitom antyrosyjski nacjonalizm, podczas gdy osobisty sekretarz moskiewskiego ministra do spraw Kościołów, Jurij Smirnow, zapowiedział po raz pierwszy w czasie trwania moskiewskiej konferencji Światowej Rady Kościołów, iż po przyjęciu nowej ustawy o wolności sumienia gminy ukraińskokatolickie będą mogły zarejestrować się jak wszystkie inne. Właśnie to obiecał następnie Gorbaczow l grudnia 1989 r. „prywatnie"papieżowi. 326 Tajna dyplomacja Watykanu Niemniej upłynęło dalszych dziesięć miesięcy, zanim,nowa, pozornie rewolucyjna ustawa religijna z 15 października 1990 r. weszła w życie. Z dumą zameldował o tym rezydujący w Rzymie od 17 czerwca ambasador Federacji Rosyjskiej, Jurij Karłów. Tymczasem ustawa stała się niemal bezprzedmiotowa: prześcignęła ją szybsza jeszcze zmiana rzeczywistości politycznej i kościelnej. . W niespełna dwa lata zdołał papież obsadzić wszystkie osierocone siedziby biskupie wschodniej Europy kapłanami z własnego wyboru, od Litwy po Bułgarię, od Białorusi po Syberię. Nawet w Albanii, gdzie wszelka działalność religijna była brutalnie zakazana, rezydował od jesieni 1991 r. nuncjusz (indyjski biskup tytularny Ivan Dias). Go przez dziesięciolecia było niemożliwe, bądź co uzyskiwano jedynie w wyniku mozolnych negocjacji, stało się realnością niejako za jednym zamachemM). POLSKA: Po trwających osiem i pół roku rozmowach w mieszanej komisji przedstawicieli episkopatu i rządu doszło 4 kwietnia 1989 r. do zredagowania wspólnego, uzgodnionego projektu ustawy o stosunku wzajemnym państwa i Kościoła — ha dzień przed zakończeniem rozmów przy Okrągłym Stole, które zainicjowały w Porsce~pfzemianę polityczną. W Watykanie umiano docenić, że nowa ustawa, która nadawała Kościołowi osobowość prawną, gwarantowała mu swobodę rozwijania wszelkiej działalności i deklarowała neutralność państwa w „sprawach religii oraz (także ideologicznych) przekonań" (artykuł 10), została przedłożona parlamentowi jeszcze przez komunistyczny rząd i uchwalona 17 maja (przy dwóch głosach przeciw) tuż przed politycznym trzęsieniem ziemi w wyniku czerwcowych wyborów. Premier Mieczysław Rakowski, który wkrótce miał ustąpić miejsca katolikowi Mazowieckiemu, sławił przed głosowaniem w sejmie „wielkiego Polaka na tronie papieskim" jako gwaranta dalszego pomyślnego rozwoju. Miał on doprowadzić do podpisania konkordatopodobnej umowy (konwencji). Oba akty, konwencja i ustawa kościelna,'ujęte były pierwotnie w jednolitym „pakiecie", jednakże w obliczu przemiany politycznej w Polsce pakiet rozluźniono. 11. kwietnia papież napisał do prymasa Glempa, że gotowy jest jeszcze przed podpisaniem konwencji nawiązać pełne stosunki dyplomatyczne z PRL, gdyż służyć to będzie suwerenności państwa, opartej na podmiotowości społeczeństwa — to była aluzja do zbliżającej się zmiany. W_tyrnjrybie_ mianowano 17 lipca ambasadora: został nim na krótki czas dotychczasowy komunistyczny poseł, Terźy Kuberski35. .Towarzyszył on 20 października nowemu katolickiemu szefowi rządu, Mazowieckiemu, do papieża, który rozpoznał tę audiencję — sześć tygodni przed wizytą Gorbaczowa w Watykanie — jako znak „historycznej ewolucji świata"; Trzy dni później zlikwidowano w Warszawie państwowy Urząd do spraw wyznań jako relikt minionej epoki. WĘGRY: Już pięć miesięcy wcześniej, 15 lipca 1989 r. zamknięto w Budapeszcie państwowy urząd do spraw kościelnych. „Po ciężkich błędach polityki religijnej, które posuwały się aż do przestępstw antyreligijnych" nadszedł czas na poważne posunięcia w kierunku usamodzielnienia Kościołów — oświadczył ostatiy komunistyczny szef rządu, Miklos Nemeth3S). 24_ stycznia 1990 r. parlament, jeszcze nie pochodzący z wolnych wyborów, uchwalił_Lprzy dwóch głosach sprzeciwu i jedenastu wstrzymujących się) ustawę, w-której czytamy: „Kto z użyciem siły lub groźby ogranicza1 wolność sumienia lub swobodę praktyk religijnych, popełnia przestępstwo". Dwa papież z Polski: kontynuacja, konflikt i przełom. 1978-1991 327 jniesiące później jsapież mianował włoskiego biskupa tytularnego, Angela Acerbi, nuncjuszem w Budapeszcie. CZECHOSŁOWACJA: W lecie 1989 r. można było po raz pierwszy od szesnastu lat obsadzić cztery spośród jedenastu wakujących stolic biskupich. Jeszcze 14 czerwca ostatni komunistyczny szef partii przypisał ten fakt, niezgodnie z prawdą, „elastycz-niejszej postawie Watykanu"37), z którym podjęto w jesieni negocjacje, podczas gdy manifestacje obywatelskie już wymusiły zmianę. Przełom dokonał się tak nagle i radykalnie, jak gdyby czterdzieści lat walki z Kościołem było jedynie przemijającym kaprysem reżymu. W, ciągu niewielu tygodni znikły wszystkie instancje nadzoru kościelnego. W lecie 1990 r. przybył do Pragi w charakterze nuncjusza arcybiskup Gipvanni Coppa. Śmiertelnie chory były szef partii Husak przeszedł na katolicyzm. RUMUNIA: Bukareszteński dyktator Ceausescu Jako jedyny komunistyczny szef państwa nie wysłał delegacji na uroczystość objęcia urzędu przez Jana Pawła II. Czy przeczuwał, jak „niebezpieczny" może być dla niego polski papież? Dwa miesiące po upadku Ceausescu, w lutym 1990 r., podróżował po Rumunii watykański specjalny nuncjusz Colasuonno i zapoznawał się z położeniem „wychodzącego często dosłownie z katakumb" kleru. Z listy kandydatów, przedstawionej przez nuncjusza, mógł papież mianować 14 marca 1990 r. dwunastu biskupów, w tym pięciu dla ponownie zalegalizowanego „unickiego" Kościoła obrządku wschodniego. Inna sprawa, że również odżyły dawne konflikty z rumuńskim prawosławiem. Ojciec John Bukovsky SVD, Amerykanin pochodzenia słowackiego, który wiele lat podróżował po wschodniej Europie towarzysząc dyplomatom Watykanu (Casarolemu, Poggiemu, Colasuonno), został w lecie 1990 r. mianowany nuncjuszem na nadal trudnym posterunku bukareszteńskim, w randze arcybiskupa tytularnego.-- LITWA: Już w końcu kwietnia 1988 r. arcybiskup Sladkevićius powrócił po 19 latach zesłania na swą stolicę w Kownie. Mianowany wkrótce przewodniczącym konferencji biskupów i kardynałem sądził, iż rychła wizyta papieża, o którą prosił, pomoże ubezpieczyć zagrożoną niepodległość państwa. Jednak arcykapłan rzymski okazał powściągliwość (zaplanował podróż na Litwę dopiero w roku 1993) i doradzał umiarkowanie w forsowaniu tempa zmian politycznych. Podobnie doradzał 78-letni arcybiskup Steponavićius, który po 28 latach aresztu domowego i wygnania mógł powrócić do Wilna. Wjjpczątku października 1991 r. arcybiskup Baćkis (urodzony na Litwie nuncjusz_ papieski w Holandii) podróżował do trzech republik nadbałtyckich, z którymi Watykan nawiązał obecnie stosunki dyplomatyczne. Papież i „piereśtfbjka" — wszystko dobre, co się dobrze kończy? „Watykan nie wzywa już do wypraw/krzyżowych, a'my nie będziemy już^traktować religii jako opium" pisała 21 grudnia 1989 r. moskiewska „Komsomolskaja Prawda" pośród wielkiego zamieszania po runięciu muru berlińskiego. Jednak końcowy rozdział historycznego dramatu, uchwyconego w tej książce, nie został jeszcze napisany. Polityka wschodnia u celu — i na starcie. Bilans i perspektywy. 1990-1992 Teraźniejszość ugina się pod ciężarem przeszłości i jest w ciąży z przyszłością. Leibniz Głód wolności, który sprawił, że upadły mury, może być przypisany także „wzejściu owego cierpliwego siewu, nazywanego watykańską polityką wschodnią"-Powiedział tak w styczniu 1990 r. Jan Paweł II i podkreślił: „dyplomacja ta służyła stale jednej tylko misji duszpasterskiej i żadnym celom politycznym"0. Naprawdę żadnym? Owo dopowiedzenie ukazuje rąbek migotliwego, obciążonego zmienną historią Kościoła rozumienia polityki przez Kurię rzymską. Pojęcie „polityki" było zawsze i będzie również w epoce postkomunistycznej determinowane przez samowiedzę instytucji, która nie wyprowadza swej misji z tego świata. Lecz chce działać na tym świecie. Zatem religia jedynie jako inspirator ludz-laego, a wiec i politycznego działania? Lub może także jako recepta na praktyczną politykę? Jako wzór chrześcijański, katolicki, jeśli nie zgoła narodowo-religijny — wręcz „polski"? Zatem „nowa polityka -wschodnia" w sensie „nowej ewangelizacji"? Hasło to zyskało w Watykanie, w centrali ponadnarodowego Kościoła powszechnego, szczególną aktualność, choćby z tego względu, że oswobadzająca przemiana we Europie Wschodniej spowodowała przebudzenie nie tyle religijne, ile narodowe, a nawet nacjonalistyczne (choćby odzianć w szaty religii). Dlatego synod nadzwyczajny biskupów Europy oświadczył w aprobowanym przez papieża dokumencie.końcowym: „Kościół spełniając swą zasadniczą misję musi wystrzegać się nawiązania do przestarzałych form... Rozróżnianie, acz nie rozdzielanie porządków religijnego i politycznego przyczynia się do ludzkiego postępu". Synod zrezygnował nie tylko z klerykalnej gorliwości, bo nie ustalił również jasnych duszpastersko-strategicznych wytycznych. W tej powściągliwości odzwierciedlało się nie tylko zakłopotanie, ale również świadomość nowych realiów, w której zniknął na Wschodzie dawny przeciwnik i ujawnił się nowy — lecz posiadający stare korzenie! - materiał konfliktu. Polityka wschodnia u celu -i na starcie. Bilans i perspektywy. 1990-1992 329 25 lat wcześniej Casaroli tak tłumaczył swą „zasadę nadziei": „Komuniści też są ludźmi, a ludzie się zmieniają". Oznaczało to, że zmieniają się, a nie zanikają ich problemy. Tym samym historia, również historia watykańskiej polityki wschodniej, nie dotarła do kresu, lecz znalazła się w nowej fazie. Papież zaś znalazł się wiosną 1990 r. po raz pierwszy w scenerii „ppstkomunistycz-nej": podczas krótkiej podróży do Czechosłowacji (21-22 kwietnia) wystąpił nie jako triumfator, lecz raczej jako ten, który przestrzega. Sławiąc jedność „chrześcijańskiej Europy" wskazywał, że zagrażają jej — zachodnie obecnie — zarazki, praktyczny materializm i religijny indyferentyzm: „wolność zewnętrzną bez uwolnienia wewnętrznego wytwarza jedynie chaos". Od l do 9 czerwca 1991 r., w toku czwartej podróży do Polski, papież zetknął się wprawdzie z krajem wolnym, lecz pozbawionym narodowo-religijnej harmonii; krajem z Kościołem, który stopniowo traci rolę społecznego ośrodka krystalizacji, rolę czynnika władzy. Jeżeli dotąd siła polskiego Kościoła sprawiała, iż watykańska polityka wschodnia mniej musiała troszczyć się o Polskę, która z konserwatywnego punktu widzenia wręcz narzucała się"jako „model misyjny dla świata", to teraz kraj sam najwyraźniej potrzebował „nowej ewangelizacji". Przez tę Polskę, gdzie — zgodnie z badaniami opinii — trzy czwarte ludności uznaje, że wpływy Kościoła są zbyt duże, zaś połowa mimo to nie pragnie opaniczenia jego wpływów (!), Jan Paweł II jechał nie jako „zaciskający pięści papież wypraw krzyżowych" (jak napisał Hans Kiing), lecz raczej zatroskany, bez pewności siebie i wahający się między radością; z powodu demokratycznego przełomu a lękiem przed ceną, jaką za to przyjdzie zapłacić. Wołał: przecież również pluralistyczne państwa nie mogą w ustawodawstwie i w życiu publicznym zrezygnować z norm moralnych. Jednakże uchwycenie równowagi pomiędzy „tak" dla demokracji a trwaniem przy doktrynie katolickiej powiodło mu się, nie przypadkowo, tylko w przemówieniu do korpusu dyplomatycznego 8 czerwca 1991 r. w Warszawie: v Obok wartości podstawowych — ideologicznej neutralności państwa, godności człowieka, pierwszeństwa osoby przed zbiorowością i poszanowania demokratycznych norm prawnych — trzeba dziś, tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie, wypracowywać wizję Europy jako całości duchówo-materialnej, w której przezwyciężone zostaną resentymenty i historyczne lęki, przesadny nacjonalizm i nietolerancja. ^ Nie zabrzmiało to fundamentalistycznie. I nie tak, jak niejedno słowo, wypowiedziane wkrótce przez polskich biskupów katolickich w czasie kampanii wyborczej, kiedy to zabiegali — bezskutecznie — o poparcie dla partii katolickich i dla katolickiego państwa. A papież akcentował jeszcze mocniej, udawszy się wkrótce (13—16 sierpnia 1991 r.) na Węgry. Tu bowiem, gdzie watykańska polityka wschodnia zarzuciła w latach sześćdziesiątych pierwsze kotwice, okazało się, że sama odbudowa zewnętrznych struktur kościelnych nie jest równoznaczna z odrodzeniem religijnym. Nie zmienił tej oceny fakt, że — w cieniu trwającego w tym samym czasie puczu pioskiewskiego _•- fetowano go niczym patrona Węgier, nie oddawał się złudzeniom 1 nie rozsiewał żadnych. W przemówieniu do biskupów węgierskich, starych i nowo opanowanych, ostrzegał 20 sierpnia 1991 r. tak przed „fatalistycznym pesymizmem", 330 Tajna dyplomacja Watykanu jak i przed „nostalgią za minionymi czasami". Powiedział: „Biskup węgierski staje u progu trzeciego tysiąclecia skromniejszy o wiele, niż te pełne glorii postaci biskupów z dekoracyjnych malowideł olejnych". Z konieczności uznania Węgier za kraj misyjny pragnął papież wykuć cnotę misjonarskiego porywu, „poszukiwania zagubionych owiec". Kler nie powinien swych sił „zużywać na administrowanie strukturami", lecz również wspierać kontakty z klasą robotniczą..." O^ile pokusa integralistyczna, fundamentalistyczna — a tym samym także chęć restauracji dawnych pozycji stała się w katolicyzmie wschodnioeuropejskim wielka, 0 tyle w równie poważnym zakresie rozpoznano ją w Watykanie jako zagrożenie. Nie mogła zatem, wbrew opinii krytyków Watykanu, liczyć na poparcie w Rzymie, choćby z uwagi na to, że „z dawnych dobrych czasów" wracało na światło dzienne więcej złego niż dobrego: przede wszystkim resentymenty — nacjonalistyczne, antysemickie, antyprotestanckie, klerykalne i antyklerykalne, które często wzajemnie się warunkują. Krakowski teolog, Józef Tischner, zdefiniował jako „duchowy deficyt" także polskiego katolicyzmu to, co objawiało się w innych krajach w formie jeszcze bardziej dramatycznej. Do tego stopnia, że Francesco Colasuonno, który jako wędrowny dyplomata watykański walczył w latach osiemdziesiątych o większe wolności dla wierzących, a 15 marca 1990 r. został pierwszym nuncjuszem w Moskwie, zadał pewnćmu duchownemu koledze w Watykanie zatroskane pytanie: „Czy to możliwe, że we wszystkich tych latach walczyliśmy w imię urojenia?". Od początku 1990 r. Watykan skonfrontowany był na Ukrainie z napięciami 1 konfliktami między, czterema konkurującymi Kościołami: ukraińskokatolickim (unickim), rzymskokatolickim (de facto polskim), rosyjskoprawosławnym (podporządkowanym Moskwie)i ukraińskoprawoslawnym, autokefalicznym (oddzielonym od Moskwy). Splątany i wywołujący zamieszanie był kłębek spraw spornych — od własności kościelnej aż po przezwyciężanie przeszłości. Komisja czterech w 1990 r., w której 80-letni holenderski kardynał Willebrands reprezentował Watykan, coraz to natrafiała na mury nieufności. Pewnego razu 84-letni arcybiskup Sterniuk opuścił obrady, ponieważ Watykan „okazał się zbyt kompromisowy wobec prawosławnych". Jego młodszy o 30 lat sufragan Woroński oświadczył wręcz, że: „ta komisja narobiła więcej szkód niż KGB w ciągu 44 lat..." Papież stale zabiegał 6 łagodzenie emocji, także poprzez wezwanie biskupów ukraińskich do Rzymu w 1991 r. — z jednoczesnym zatwierdzeniem na urzędach dziesięciu wcześniejszych tajnych biskupów, w tym Sterniuka i Worońskiego. Jednak ich niezadowolenie obudzone zostało na nowo, gdyż papież — zapewne dla równowagi, jak sądził — mianował pięciu biskupów dla'„łacińskiego" Kościoła w zachodniej Ukrainie, naturalnie narodowości polskiej, jak większość tamtejszych wierzących. Tym samym wywołany został wewnątrzkościelny spór między duchownymi obu obrządków. Prawicoworadykalne pismo podejrzewało nawet „spisek między Rzymem a Moskwą" — bo to przecież patriarchat moskiewski, podobnie jak Watykan, zainteresowany jest wygrywaniem polskiego narodowego katolicyzmu przeciwko ukraińskiemu... Lecz i to podejrzenie zostało zepchnięte przez inne, niemalże przeciwstawne. Po powrocie z emigracji arcybiskup Lubachivsky tym mocniej zażądał dla siebie godności patriarchy — ku oburzeniu moskiewskiego patriarchy prawosławnego polityka wschodnia u celu - i na starcie. Bilans i perspektywy. 1990-1992 331 i ku niezadowoleniu rzymskiego („polskiego") papieża. Kiedy w połowie maja 1992 r. zebrał się we Lwowie synod Kościoła ukraińskokatolickiego — pierwszy od 1946 r. — przybył z Kijowa nowy nuncjusz papieski, Antonio Franco, i przestrzegł-ojców synodu lwowskiego: Ukraina stała się w obrębie ekumeny „kamieniem probierczym dobrej woli do dialogu, tak z katolickiej, jak i prawosławnej strony". Jednakże w posłaniu do papieża synod ponownie zgłosił — prowokacyjne ż punktu' widzenia Moskwy — żądanie uznania Kościoła ukraińskokatolickiego jako odrębnego patriarchatu. Dylemat, jak zarazem delikatnie, a jednak dostatecznie stanowczo hamować gorliwość ńarodowo-religijną, nie tracąc zaufania dopiero co uwolnionych wierzących, absorbował Watykan tównież w Rosji i w innych krajach Wspólnoty Niepodległych Państw. Po podróży rozpoznawczej moskiewskiego nuncjusza Colasuonno do katolików Rosji, Syberii i Kazachstanu (wśród nich większość to Polacy i Niemcy deportowani przez Stalina), ustanowił papież w kwietniu 1991 r. trzy administratury apostolskie — nie biskupstwa! — z biskupami w Nowosybirsku, Karagandzie, a także w Moskwie, zatem niejako przed drzwiami moskiewskiego patriarchy. W Moskwie jako „administrator dla Rosji europejskiej" zainstalował się tytularny arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz, urodzony na Białorusi 46-letni Polak, który pracował w Leningradzie jako architekt, na Litwie studiował teologię, a w Rzymie otrzymał sakrę biskupią. Dla wierzących — także innych wyznań, spośród których niemała liczba osób parła do katolickiego (ponownego) chrztu — stał się wiec Kondrusiewicz „biskupem Moskwy". Ku niezadowoleniu prawosławnego patriarchy, u którego biskup — ponaglany przez Watykan — złożył wizytę wstępną dopiero po kilku miesiącach... Patriarcha Aleksy II, urzędujący od 1990 r. i od lat sześćdziesiątych czynny również w ruchu ekumenicznym, oskarżył w jesieni 1991 r. Watykan o uprawianie „religijnego kłusownictwa" w jego rewirze, w którym „za rozpowszechnianie wiary odpowiedzialna jest jedynie (!) Cerkiew rosyjskoprawosławna". Zadrażnienie odcisnęło się stopniowo na stosunku całego prawosławia do Kościoła rzymskiego. I tak niemal wszystkie Kościoły prawosławne, również Święty Synod Kościoła rosyjskiego, odmówiły wysłania delegacji na europejski synod biskupów w grudniu 1991 r. w Rzymie. Jako ich jedyny rzecznik wystąpił metropolita grecki Spirydion i w obecności papieża oskarżył Kościół katolicki o „utrzymujące się odchodzenie od II Soboru Watykańskiego". Dodał przy tym: „My prawosławni odnosimy wrażenie, że nasi katoliccy bracia traktują byłe obszary komunistyczne jako teren misyjny". Przyczyny napięć tkwią w „gwałtownej nietolerancji i w tworzeniu równoległych struktur kościelnych", s. W tej pobrzmiewającej anachronizmem konkurencji pomiędzy chrześcijanami historycznie ugruntowana terytorialno-wyłącznościowa samowiedza prawosławia zderzyła się z aspiracjami uniwersalistyczno-katolickimi oraz z ekspansjonizmem Kościołów lokalnych. Na co trzystu katolikom w Nowosybirsku własny biskup? — pytał patriarchat, a Rzym odpowiadał, że w całej Syberii, dla której ustanowiono biskupa, JLst jeszcze (lub już) 40 000 katolików. Dlaczego w polskich seminariach kształci się kapłanów dla Rosji? — pytała Moskwa, ignorując fakt, iż w Rosji nie ma jeszcze ani jednego seminarium. 332 Tajna dyplomacja Watykanu W klimacie narodowych przewrażliwień — także przytoczonych wyżej ukraiń-sko-rosyjskich - każdy, nawet niezamierzenie niezręczny ton pogłębiał brak zaufania. Wyraźnym hamulcem okazał się także fakt, iż nowy watykański kardynał sekretarz stanu, Angelo Sodano, następca Casarolego, nie posługuje się subtelno-dyplomatycz-nym językiem swego poprzednika. Kiedy Sodano na synodzie biskupów w grudniu 1991 r. odpowiadał na zarzuty prawosławia, nie wnikał w historyczno-psychologiczne tło sporu. Lecz zadowoli} się uzasadnieniem na podstawie liczb i faktów, że nowa katolicka organizacja we wschodniej Europie „nie ma najmniejszych znamion prozelityzmu", to znaczy łowienia dusz, ,Jej jedynym motywem jest duszpasterstwo". O tym jednak nadal powątpiewały nie tylko wschodnioeuropejskie, lecz wszystkie Kościoły prawosławne. Podczas spotkania prawosławia w Stambule 15 marca 1992 r. zwierzchnicy Kościołów obstawali przy zarzucie katolickiego prozelityzmu „z użyciem metod, które od dziesięcioleci są potępione i zarzucone przez wszystkich chrześcijan". Ton zaostrzyły także interwencje metropolitów serbskiego i greckiego, którzy mieli za złe papieżowi, iż w toku krwawego rozpadu Jugosławii w swoich wezwaniach do pokoju zdawał się stawać po stronie Chorwatów i Bośniaków. Grecki prymas Serafin w wywiadzie, cytowanym przez prasę serbską, mówił nawet o „spisku papieża" i uznał unitów za jego „konia trojańskiego". W początkach marca 1992 r., dwa tygodnie przed prawosławnym spotkaniem na szczycie w Genewie, doszło raz jeszcze do dłuższej rozmowy pomiędzy delegacją watykańską pod kierownictwem prefekta Sekretariatu Jedności Chrześcijan, kardynała Cassidy, a przedstawicielami patriarchatu moskiewskiego pod kierownictwem metropolity Kiryłła. Zapewniono się wzajemnie, że w przyszłości przed rozpoczęciem nowych akcji duszpasterskich przeprowadzane będą konsultacje. Jednakże w połowie 1992 r. ogólny klimat tak się pogorszył, że pojawiła się groźSa zerwania dialogu. Osiem spośród czternastu Kościołów prawosławnych odmówiło udziału w debacie teologicznej, która miała się rozpocząć 17 czerwca w jednym z libańskich klasztorów. Przesunięta ona została „najpóźniej do roku 1993..." Na takim tle, zaciemnianym jeszcze dotkliwiej przez społeczne, gospodarcze, polityczne, ale także moralne symptomy rozpadu we wschodniej Europie, ogłoszone przez Rzym hasło „nowej ewangelizacji" stało się raczej wyrazem zatroskania niż rozkazem wymarszu. Uczucie ulgi po uwolnieniu mogło skłonić wschodnioeuropejskich katolików oraz ich kler do nadgorliwości, która — w poczuciu, że Kościół powszechny i „Rzym" nas wspierają — mogłaby kompensować lęki wynikłe z zagubienia, jednakże w samym Watykanie wzrastał raczej sceptycyzm, troska i zakłopotanie. Nie bez powodu pisał papież w encyklice społecznej Centesimus Annus z l maja 1991 r., że „nie da się utrzymać twierdzenia, iż po klęsce tak zwanego realnego socjalizmu jedynym modelem organizacji gospodarczej pozostał kapitalizm". Albowiem kryzys marksizmu jeszcze nie usuwa niesprawiedliwości i ucisku z tego świata... ... podobnie jak nie czyni tego problematyka kościelna czy wyznaniowa, chciałoby się dodać. Albowiem poza granicami wszelkiej polityki, zarazem zaś w obrębie kultury politycznej, która z trudem i powoli wykształcała się w Europie Wschodniej, również Kościół płaci teraz cenę wolności i normalizacji w społeczeństwie pluralistycznym-Znaczy to konkretnie, iż również tutaj konfrontowany jest on z wszystkimi elementarni Polityka wschodnia u celu - i na starcie. Bilans i perspektywy. 1990-1992 333 kryzysu wiary i Kościoła, które przenikają z Zachodu na Wschód. Dyplomacja duszpasterska w dotychczasowym stylu, jakkolwiek pozostaje nieodzowna w innych dziedzinach, okazuje się równie bezsilna, jak dekrety watykańskich kongregacji. Charakterystyczna dla tej tendencji jest — częściowo kłopotliwa, częściowo bezsensowna — debata wewnątrzkościelna na tematy byłych wschodnioeuropejskich tajnych biskupów, podziemnych kapłanów (i kapłanek), których tragedia wymyka się miarom biurokratycznym i dogmatycznym... Przejście w Europie Wschodniej od sytuacji pilnej potrzeby do normalności również dla Watykanu wybrukowane jest nie tylko dobrymi chęciami. Lecz w większym jeszcze stopniu gorzkimi doświadczeniami. Oczywiście Rzym, traktując sprawę historycznie, ma długi oddech. Także i z tego względu, że katoliccy papieże — w przeciwieństwie do papieży komunistycznych — nigdy nie byli zmuszeni obiecywać raju na tej ziemi.