Andrzej Zaniewski Wyschnięte drzewa też płaczą Między życiem a śmiercią Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 Zmarłym, zamordowanym, odchodzącym - i tym, którzy o Nich pamiętają - poświęcam... Czy ktoś myśli o tych, którzy zostali sami ze swoim bólem po stracie bliskiej osoby? Co czują matki, żony, mężowie, dzieci, gdy czyjaś zbrodnicza ręka w półkroku zabierze im ich szczęście? Zostają sami. Ci, którzy im współczuli, z czasem oddalają się od nich, by nacieszyć się swoim własnym życiem... Niektórzy z osieroconych nigdy już nie podniosą się po ciosie, którego doznali; nie otrząsną się zwłaszcza ci, których organa ścigania i wymiar sprawiedliwości dodatkowo j eszcze zraniły poprzez przedmiotowe, bezduszne potraktowanie. Po samych ofiarach zbrodni po latach pozostanie tylko niejasne wspomnienie w czyjejś starczej już duszy i zatarty napis na nagrobku: „KIM MY BYLIŚMY, WY JESTEŚCIE. CZYM MY JESTEŚMY, WY BĘDZIECIE". Ten tom poświęcony jest ofiarom zbrodni, zarówno tym opłakiwanym, jak i opłakującym. Za pomysł wydania tego dzieła i wszelką spolegliwość temu towarzyszącą chylę czoła przed jego Autorem, a moim serdecznym Przyjacielem - Andrzejem Zaniewskim. Krzysztof Orszśgh prezes Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej BEZ LĘKU Czym powinno być Prawo? Skalpelem? Czy kluczem? Nożem wycinającym chore tkanki bezlitośnie? Czy otwarciem drzwi w przyszłość nawet przed grzesznikiem? Na twarzach sędziów maski. W uliczce mojego życia zatliły się inne świece, płomyki gwałtownych śmierci, tylko pozornie podobne do pozostałych świateł. Jola Brzozowska Tomek Jaworski Aladin Mujezinović Marian Brzeski Daniel Jaźwiński ...tyle płomieni po morderstwach... Za ich światłami wciąż czają się cienie, niewyjaśnione pytania, nieznani świadkowie. Gdziekolwiek j estem, o czymkolwiek myślę, są blisko. Płomyki, przechodnie, cienie w uliczce mojego życia. Spotkali się ci, którym zamordowano najbliższych, ojca, syna, matkę, córkę, brata, siostrę... Spotkali się przy stole, spotkali się w rozmowie. Tłum bolesny, tłum widm rozżalonych, i dziennikarze - kamery, mikrofony, notesy... Pytania zawsze o krok, odpowiedzi niedokończone. A każdy sam z sumieniem przebudzonym, z głosem zaciśniętym. Spotkali się wieczorem, jak myśli zbłąkane, spragnione porządku i epilogu. Spotkali się i rozeszli, i wrócili znowu, do siebie i swych pustych domów. DO ZOBACZENIA Krzysztofami Orszśghowi Głuchy telefon kwadrans po północy. Anonim z przekleństwami. Groźby krwią wypisane w windzie. Dzwonek do drzwi, kroki uciekające. Kapturowy sąd morderców wydał na ciebie wyrok śmierci. Z zemsty? Z nienawiści? Ze strachu? A może dlatego, że uczysz skrzywdzonych odwagi, a poniżonych godności? A ty? Co rano odjeżdżasz srebrzystym samochodem i mówisz: - Do zobaczenia! 10 MORDERCY PRZYCZAJENI WSROD DRZEW Lepiej nie wracaj późno, bo mordercy czekają. Na schodach, w bramie naprzeciw, na ławce pod sklepem, z drugiej strony ulicy śledzą cię uważnie. Przebiegli i zdecydowani, od dawna już chcą cię zabić. Nie pamiętają nawet kto zlecił i kto zapłaci, i dlaczego aż tak cię nienawidzi. Drażni ich, że szybkim krokiem z głową uniesioną przemierzasz ulicę na peryferiach miasta. Niekiedy zmieniasz się w ptaka, a oni tego nie potrafią. 11 Jeżeli karą za otwarcie sekretnych drzwi jest ścięcie głowy, to jak ukarzesz tych którzy ścinają głowy? 12 TRZY PROSTE PYTANIA 1. Czy jesteś za karaniem śmiercią? 2. Czy chciałbyś mieć kata w rodzinie? 3. Czy sam zabijesz? 13 PRZESTROGA, MOŻE DLA CIEBIE? Uskrzydlony przechodniu, uważaj na siebie, tłum nie lubi skrzydlatych, piór mu potrzeba do kapeluszy i puchu do pierzyn. Uważaj na ulicach, rynkach i stadionach! W bramie cię przewrócą, wyrwą lotne pióra, Dama kier przywabi uśmiechem i szminką, szczęśliwego skrępuje i skrzydła odetnie. A ty już zapomniałeś jak się zniżać i schodzić w dół, jak istnieć bez przestrzeni nad sobą, pod sobą, jak żyć bez horyzontu - tu przy ziemi... Uważaj na siebie, przechodniu uskrzydlony! 14 MORDERCY SĄ W POBLIŻU Mordercy są w pobliżu, sięgają po ten sam chleb powszedni. Mordercy są wśród nas, nie do odróżnienia. Kastet ukryty w kieszeni, sprężynowy nóż, pistolet przygotowany, a myśl szuka celu. Może ciebie? Może mnie? Mordercy zabijają nie tylko dla pieniędzy, nie tylko dla zemsty, nie tylko z nienawiści. Zabijają, bo lubią zabijać, jak ty grasz w karty lub kręgle, lub idziesz na pantomimę. Są na ulicy, w szatni, przy barze, gdzie zwierzasz się nieznajomej, w sklepie, gdzie wpadasz po lody, w metrze i na schodach w twoim domu. Patrzą w to samo gwiaździste niebo, dotykają tych samych klamek. Słyszysz ich kroki i szepty. Nawet wyczuwasz ich oddech. Nie zapominaj o nich. Zapanuj nad lękiem i żyj. 15 ...przyjaciołom ze Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni imienia Jolanty Brzozowskiej Mordercy są tuż obok, może za drzwiami? Zabijają i nie przestaną zabijać, śledzą i tropią swe ofiary, nie powstrzymasz ich. Za chwilę padnie strzał, uderzy nóż, dłoń ściągnie pętle. Zakopywanie, palenie, ćwiartowanie ciała trwa bezustannie. Nie przeszkodzisz im, nie wykręcisz rąk, nie uwięzisz. Więc dlaczego ty i ty, i ty i ja, smutni, rozgoryczeni, gniewni, kilku mężczyzn zamyślonych, kilka kobiet o przenikliwych oczach, w dziesięciometrowym pokoju zaciskamy pięści. 16 KROTKA BALLADA O NIEUFNOŚCI DO SŁÓW Przyjazne miasto i życzliwe bramy, stare karły czuwają sennie mrużąc oczy, mury gładkie i czyste, przechodnie uśmiechnięci, słowa pastelowe, ołtarzyki podwórkowe rozświetlone. Kochaj, a będziesz kochany! Wybaczaj, a i tobie wybaczą! Ufaj, a tobie też zaufają! Idź spokojny, bez lęku, jak do przyjaciół. Idź! Poszedł, i zamordowano go w przyjaznym mieście. 17 0 PUSTCE Pustka to miejsce po nim, przy stole i w myślach. Pustka to drzwi, do których nie zapuka, słowa, których nie powie, miłość, której nie spełni. Pustka - rana po nieobecności 1 koniec! Nie koniec! Coraz trwalsza, przyzwyczajona, prawie oswojona, czasem zapominana, lecz powracająca. Jest twoja, tylko twoja - sama jak odbicie w zwierciadle. Czemu zaciskasz zęby, płaczesz i nie pytasz? - A kogo mam pytać w pustce? 18 Wszyscy są muchami w pajęczynie prawa, nawet pająki stają się muchami w oczach innych paj ąków i nie są bezpieczne. Groźba ukrywa się w rysunku sieci, zagradzającej drogę, którą koniecznie chcesz przejść. Lepkie, niezauważalne, a mocne nici są jak kajdany. Możesz jednak poczekać na wiatr zrywający nitki, na płomień spalający pająki, na gałąź zrywającą sieć, na nieostrożnych, którzy wpadną przed tobą. Możesz również przelecieć bokiem, górą, spodem, udając, że nie wiesz o istnieniu pajęczyny. 19 PUŁAPKA Pająki władzy snują swe zasadzki. Nieostrożne, zachłanne wplątują się w nitki w kątach bez wyjścia. Sieć już ich nie wypuści, nie ma litości w pajęczynie prawa. Schwytane, wyssane, wyschnięte, nie ostrzegają, nie uczą, bo każdy czuje się pewny we własnym labiryncie. Pająk nie przebiera! Pożera matkę, ojca i potomstwo, jak prawo. 20 ŹRENICE MORDERCÓW SĄ JAK MASKI Źrenice nic nie mówią, są jak ciemne okna. Źrenice są zbyt małe, by zajrzeć do duszy, i chociaż błyszczą, nie ma w nich sygnału niebezpieczeństwa. Źrenice zasłaniają, zakrywają, bronią przed natrętami, nie wpuszczą cię nawet w przedsionek mózgu, nie poznasz mordercy... W ciemności rozszerzone, ale niewidoczne, w świetle zwężone jak główka od szpilki, wpatrzone w ciebie oczekują, czego ty nie przeczuwasz. I tylko w blasku noża, albo w chwili strzału, w uderzeniu siekierą, w zaciśnięciu pętli rozszerzą się na chwilę krótszą od sekundy, przez ułamek głębsze, okrągłej sze, mroczne jak po atropinie. Już! Dłonie drżąjeszcze, lecz źrenice zgasły, zbrodnia się w nich ukryła, zastygła i czyha. 21 OTWARCIE DRZWI pamięci Joli Brzozowskiej Zabijacie dziś, może zabiją cię jutro, a ty nie podejrzewasz, sądzisz że nic ci nie grozi. Nie wierzysz w nienawiść, w złość, w planowanie śmierci. Ufasz, otwierasz drzwi i mówisz: - Witam! 22 KUSZENIE - Zabij! - zaszeptał diabeł. - Nie! - zaciskałeś pięści w odpowiedzi. - Zabij! - śmiech wypełnia twój słuch. - Nigdy! - protestujesz - Odejdź! -Zabij! Zniszcz! Zdepcz! Siebie też! - namawia rozzłoszczony demon. - Nie ma cię! - krzyczysz - Nigdy cię nie było! Wypędziłeś go, uspokoiłeś się i zabiłeś. 23 TEN STUDENT Ten student ukrywa nóż pod płaszczem. Faust wie, Mefistofeles wie, i ty też podejrzewasz go o zamiar zabójstwa. Tylko student nie wie, że my wszyscy wiemy o jego morderczych planach. Gdyby się jednak dowiedział, nie uwierzyłby, że godzimy się na zbrodnię zaplanowaną po to, by nas przerazić. 24 GROZA Pod ścianą fotografie zamordowanych i blaski świec. Kosmos bólu w bocznej uliczce Warszawy, żal wciąż zapominany. Spoglądamy po sobie z przerażeniem, bo za rok będzie więcej tych zdjęć i nas. 25 OBŁĄKANY W autobusie dopadł mnie śmiech mordercy. Chłopiec o źrenicach rozjaśnionych nienawiścią pokazywał, jak poderżnąć gardło psu. Wodził dłonią po krtani i chichotał, ratlerek warczał, a przerażeni pasażerowie milczeli. Po chwili wskazał staruszkę w ciemnych okularach i też przeciągnął dłonią po szyi. Rozchylił marynarkę i zobaczyłem stalowy błysk ukryty pod pachą. Nie żartował! Wciąż myślał, jak i kogo zabić, śmiał się i cieszył zachwycony sobą. Nagle wyciągnął nóż i ciął po mistrzowsku wskos oparcie fotela od góry do dołu. Jeszcze raz się roześmiał, zamrugał, zachłysnął słowem, którego nie zrozumiałem, i wysiadł na przystanku. Patrzyliśmy po sobie z ulgą i przerażeniem, że znowu go spotkamy. 26 PRZED GMACHEM SĄDU Gmach Sądu zbudowany, lśniący, jasnozielony, szklany z napisami, cytatami o zaletach prawa. -Przyjdź! Wyjaśnimy, czym jest sprawiedliwość, co dobre, co złe, uczciwe, nieuczciwe. Jesteśmy twoim sumieniem! Proszą, lecz ty uważaj, żądają, a ty nie ufaj. Nie zawierzaj togom, hasłom, łańcuchom - o wszystko pytaj siebie, bo to ty jesteś sprawiedliwością, milionem sprawiedliwych oczu, milionem sprawiedliwych serc, milionem głosów, może i moim. - Tak lub nie - wydajesz wyrok, skazujesz w myślach. Broń tej sprawiedliwości, którą niesiesz we własnym sumieniu, bo to jest twoje prawo. 27 ZBRODNIARZA NAZYWAJ PO IMIENIU Nazywaj zbrodniarza człowiekiem. Gdyby mógł zabijać bezkarnie - zabijałby codziennie, kąpałby się we krwi, a po zatarciu śladów podliczał utarg ze zbrodni. Nie łudź się, że człowiek jest lepszy niż jest! To ty jesteś lepszy, ty i kilka cieni w pobliżu, którym zaufałeś, które kochasz. Zbrodniarz śmieje się z ciebie, nie wstydzi się nienawiści, drwi z twego przebaczenia. Ty wyrzekasz się zemsty i przebaczasz. Nie nazywaj zbrodniarzy zwierzętami, bo zwierzęta nie mogą się bronić przed oskarżeniem. Nazywaj zbrodniarza człowiekiem, tylko człowiekiem. 28 NIEŚMIERTELNY Człowiek nie ginie. Przeobraża się w echo, sen, cień. Człowiek nie umiera, lecz przez bramę zmierzchu przechodzi na inną ulicę. Nie opuściłeś mnie, tylko stałeś się światłem w pamięci I będziesz jak płomień niewidzialny wśród nas. 29 ANTYNOMIE CODZIENNE Moralność czy konieczność? Widma, sny, złudzenia stały się trwalsze niż chodnik twego dnia powszedniego. Pracujesz dla chleba, a nie dla przyszłości i wstydzisz się siebie. Lęki, przewidywania, przepowiednie i drobne, dyskretne grzechy - to twoja druga natura. Żyjesz wśród nich jak w murach chorego miasta. I dobrze ci, spokojnie i wygodnie. Tylko te pytania bezlitosne... 30 BŁĄD I PO TOBIE Znam niebezpieczne dzielnice, niebezpieczne ulice, niebezpieczne knajpy, niebezpieczne domy. Pomylisz adres i wpadasz w krzyżówkę strachu. Pytasz o drogę nieznajomych, a może to mordercy? Wsiądziesz do niewłaściwego tramwaju i już nie wrócisz. 31 HIPOTEZY O ISTNIENIU 1. Życie... Mgnienie? Błysk? Przywoływanie? Sen? Skąd? Dokąd? I dlaczego? Nie wiem. Nie wiem też, dokąd powracam po życiu nigdy nie spełnionym do końca. I czy rzeczywiście powracam? 2. Przejść? Umrzeć? Zniknąć? Odejść? Przejść nie oznacza odejść bezpowrotnie! Przejść, a może raczej być nadal, istnieć, tyle że nie tu, ale tam, w odległej tajemniczej głębi. Przejdziesz i pozostaniesz, niemal nieświadomie, chociaż to też niepewne. Nie proś o wyjaśnienia! Przewodnikiem może być tylko Nadzieja. 32 TWOJA PRAWDZIWA MIŁOSC Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, a może i sto, sto miliardów samotnych ludzi na Ziemi, skazanych narodzinami na śmierć, łapiących chwile szczęścia, rywalizujących ze sobą, pożerających świat. Przychodzą szybciej niż odchodzą, pragną przybyć, boją się odejść, chcą żyć, nie chcą umierać, chcą mieć jak najwięcej - każdy dla siebie Miliard za miliardem odpływa łodzią przez Styks. A kochasz tylko kilka twarzy, kilka głosów, kilka cieni... Kochasz najgłębiej, kochasz niewyrażalnie, kochasz naprawdę. Tylko kilka twarzy... I nie kłam, że jest inaczej. 33 PODEJRZLIWOŚĆ Twarz wśród podejrzeń, nieufności, pytań. Twarz niedokończona, niedopowiedziana, zmieniająca się, nierozwikłana. Twarz znana, lecz nie pamiętasz skąd, bliska ci, a obca, codzienna, a zaskakująca. Twarz wciąż w półmroku twoich niepewności, bo nie wiesz co ukrywa za skórą i wzrokiem czystym i szklistym. Twarz, usta, słowa, a ty nie ich słuchasz, lecz zamaskowanych poza nimi znaczeń, z drugiego, trzeciego, czwartego szeregu, gdzie kryją się intencje, uczucia sekretne i tajemnicze przejścia. Twarz jest dla ciebie tylko ścianą twarzy, odbitym blaskiem nie do uwierzenia, a prawdy nie ma. Twarz może być teatralną maską, maską pośmiertną, twarzą, którą widzisz, lub twarzą ukrywającą to, czego nie zobaczysz, lecz boisz się, że nadchodzi. 34 OBŁĘD Obłędu nie dostrzegasz, widzisz tylko chwilę wybuchu. Obłęd trwa skulony, jak ogień uśpiony w skałach. Obłęd niewidzialny, obłęd nieprzewidziany. Nie przeczuwałeś obłędu, choć długo patrzyłeś w oczy, wierząc, że mówią prawdę. A to pusty śmiech i nienawiść ukryta w oczodołach. 35 RYTUAŁ - notatki z podejrzeń 1. Najpierw poszukiwali dziewicy-ofiary i znaleźli 2. Zbliżyli się, zaprzyjaźnili, osaczyli nieświadomą i ufną. 3. Wyczekiwali odpowiedniej chwili: gdy będzie sama, bezbronna, bez szans. 4. Otworzyła im drzwi, zaprosiła, rozmawiała o przyszłości, nie wiedząc, że biurko zamieni się w stół rytualny. 5. Ogłuszyli ją kijem bejsbolowym, jak maczugą lub młotem obalano przeznaczonych na ofiarę. 6. Nakłuwanie oczu - tradycja pogańskich plemion odnowiona. 7. Przebicie nożem tętnicy -jakże nieudolne! - winna dłoń czy ostrze z nienajlepszej stali, stąd obracanie noża wewnątrz szyi. 8. Zasłonięcie twarzy umierającej, zasłonięcie oczu w obawie przed siłą jej myśli. 9. Śmierć powolna, okrutna, krwawa. 10. Już po! Obmywanie z krwi narzędzi, szat, rąk, porządkowanie wnętrza. 11. Zabranie łupów, odejście ostrożne i ciche. 12. Radość z wtajemniczenia -jedzenie mięsa, picie wina, sprzedawanie łupów. Mówisz: morderstwo, a to spełnienie ofiary, zamaskowana czarna msza w końcu XX wieku. 36 CZYTANIE Z KORY MÓZGOWEJ Alchemia nienawiści też ma swą logikę. Prawo do zabijania sam sobie nadajesz i z udanym wstydem milczysz. Lęk ofiar nie jest przecież twoim lękiem, a ich krew to tylko płyn czerwony. Nauczyłeś się, żeby nie mówić za dużo, bo pochylenie głowy bardziej się opłaca niż spojrzenia nawet niepewne. Paragrafy potrafisz wyliczać palcami, ile i za co, co odjąć, co dodać, algebrę więzienną znasz już na wyrywki. I co z tego, że nie ma znaku przebaczenia? Tobie wystarcza plus, minus, iloczyn i wyrównanie czynu i wyroku. Prawo j est czytelne j ak matematyka, sąd jak nauczyciel wystawia ocenę uczni owi-zabójcy za tajemną wiedzę. Wyrok już zapadł, już unosisz głowę, spłukujesz z sumienia ostatnie wyrzuty i czekasz. 37 SAMOTNOŚĆ NIENAZWANA Samotność to nie pustka, lecz nieobecność oczekiwanego. Samotność to tęsknota nieuspokojona, pragnienie nieugaszone, pytanie bez odpowiedzi. Samotność to brak przy tobie tej istoty najbliższej, która miała tu czekać na ciebie, a nie przyszła. Samotność może być też niespełnionym marzeniem o tej jedynej, wymyślonej, na którą czekałeś całe życie. 38 PRZYCZYNY OCENZUROWANIA Język jest niebezpieczny, język odciąć trzeba, język nie chwali, język nie dodaje. Ślepym i bez języków łatwiej wejść do nieba. 39 OSTATNIE MIEJSCE PARKOWANIA I. Podziemny parking wewnątrz twoich myśli. Nie wiesz ile pięter windą lub schodami w dół? I dokąd prowadzą szare korytarze? Kondygnacja za kondygnacją, a może niżej jeszcze? Znaki kierunku, zakazu, nakazu, strzałki białe i czarne, stop! Boisz się samotnie wjeżdżać w kręgi senne, mijać bariery i szarych strażników, i jechać aż do ostatecznego skrętu, gdzie znalazłeś swe miejsce. Boisz się, lecz nadal parkujesz codziennie, a ja boję się o ciebie, bo nie wiem, czy to ostatni poziom? Kto znał budowniczego? Czy widziałeś plany? Może za ścianą jest zjazd? Sekretne przejście? Czyżby wdarł się do duszy? do zaświadomości? Uwielbiał tajemnice! Szalony architekt, a może zbrodniarz? Dlaczego ufamy tej wieży w głąb? Tylu zaginionych, a ty zawierzyłeś mu siebie? II. Przez źrenice nie zajrzysz, słowa nie powiedzą, intuicja skłamie. Oczywiście możesz nie szukać, zgodzić się na niewyjaśnienie, tajemnicę i lęk. Lecz j esteś człowiekiem! A człowieczeństwo zobowiązuje do wątpliwości. Przecież zaparkowałeś tu swe życie przed nocą. Podejrzewasz, że za ostatnim znanym ci piętrem za betonową ścianą, kryje się zjazd, a tam ciemny bunkier Pandory, dozorcy o twarzach naznaczonych śmiercią, groźne sny obłąkanych, 40 widma niespełnionych zbrodni, życzenia złowrogie, przekleństwa, do których nigdy się nie przyznasz, nienawiść do siebie, potrzeba zabijania... Możesz stąd nigdy nie wrócić! Lecz ty pytasz: co dalej? Co dalej za bunkrem Pandory, gdzie parkuj ąjuż tylko widma?! Pytasz! Wszystko jest pytaniem, bo człowiek nie umie być szczęśliwy, jeśli nie wie. 41 KILKA SŁÓW O TYCH, KTÓRZY PRZEGRALI Nieprawda! Nie ma pokonanego! Nie ma ostatecznie pokonanego! Są ci, którzy upadli, ci, których uwięziono i wyrzekli się swych słów, matek, dzieci. I kpiarze piszący donosy na siebie, posłańcy strachu wbrew sobie. Nawet umarli nie są pokonani, bo nie ma umarłych, których nikt nie wspomina, są tylko ci, którzy odeszli i nigdy już nie powrócą - nie nazywaj ich umarłymi. Nie ma pokonanego! Nie ma pokonanych! Nawet ty, chociaż nienawidzisz, boisz się -jesteś, czekasz, żyjesz, bo nie pokonałeś sam siebie. Nawet ty! 42 ZŁO JEST CHOROBĄ SUMIENIA 43 PODSŁUCHANE ZE ZWIERZEŃ ANONIMOWEGO DIABŁA - Zaufaj mi! Przeniesiesz nienawiść z wieku dwudziestego w wiek dwudziesty pierwszy... I zaowocuje! 44 ZŁO NAJBLIŻSZE Jeżeli chcesz poznać Zło, musisz w nim uczestniczyć. Jeżeli chcesz poznać Zło, idź jego ulicami. Jeżeli chcesz poznać Zło, mów jego językiem. Kim jest Zło, dowiesz się gdy zrozumiesz, że może być tobą, a ty nie umiałeś być przeciw, nie walczyłeś, nie protestowałeś, nie mogłeś, nie chciałeś, bałeś się, uległeś. Zło oswojone, zło zachwycaj ące w dusznym miasteczku umierających myśli. Sam sobie będziesz Charonem. 45 Twoje piekło to strach, nieobliczalny strach, lecz ty wciąż szukasz piekła prawdziwego, kotłów ze smołą, płonącego koksu, rogów, ogonów, kopyt i wideł diabelskich. A to błąd niewybaczalny. 46 ON Inkwizytor śpi. Jak długo będzie jeszcze spał, ów funkcjonariusz twego czasu? Co go zbudzi? Rewolucja czy budzik niecierpliwej wdowy? A może, nie budząc się przypomni sobie, jak wielkim jest inkwizytorem? I w lunatycznym śnie podpali swój stos? Kto wie... 47 ATEIZM W niebie niewierzącego Bóg ukrywa się w szafach obłocznych. Archanioły, anioły, duchy udają, że nie istnieją. - Nie wierzysz w nas - więc nie ma nas! powtarzają chórem. W niebie niewierzącego słychać niekiedy skowyt twojego psa i ciche wołania z pustki. 48 GRANICZNE PRZEJŚCIA WCIĄŻ CZYNNE Widziałem jak wytyczali granicę między Piekłem a Moim Życiem... Nie pytaj kto! Nie zmuszaj do nieodpowiadania! Nieodpowiadanie też jest odpowiadaniem! Wytyczyli granicę - wytyczyli mi życie, ogrodzili, zabronili, wskazali cel! Została wąska ścieżka cierpienia i cisza, i sen, w którym widziałem, jak wytyczali granicę między Piekłem a Moim Życiem... Obudź się! 49 SZATAN Na betonowej płycie szczątki spalonego psa. Wczoraj witał cię szczekaniem, a dziś spopielony na chwałę tajemniczego pana. Skóra cierpnie, boisz się, ale nie dowierzasz, bo i jak uwierzyć w zło nieograniczone? Codziennie chcesz być dobry, zaliczasz szlachetne uczynki, pamiętasz o przykazaniach, modlisz się, współczujesz przestraszonym. A diabeł czeka, opanowany, spokojny, bo po co odzywać się przed czasem? Już cię kupił, otoczył banknotami, przeobraził sumienie, okłamał, że jesteś panem Ziemi, najlepszym z najlepszych we Wszechświecie, że wiesz co dobre, słuszne i sprawiedliwe, że ty jesteś prawem. Lubisz pochlebstwa, więc diabły cię chwalą, uczysz się pozytywnego myślenia, ciągłego uśmiechu, pobłażliwości, białej magii, miłości bliźniego. Budzisz się już ułożony i obnażony na osmalonej betonowej płycie... Wtedy spojrzysz mu w twarz, może go poznasz. 50 POGARDA Pogarda nie mija, pogarda nie umiera. Rodzi się szybko, odchodzi rozpaczliwie wolno. Powszechna lub szczególna. Przemknie, lecz pozostanie. Odejdzie, ale przetrwa. Przylepi się jak plakat nie do oderwania. Zaistniała przez chwilę, już jej nie wypędzisz! Owszem, są wyjątki lecz czy ty nim będziesz? 51 CZŁOWIECZEŃSTWO Ból nie twój, a przecież cię boli. Rozpacz daleka, a jednak płaczesz. Wojna niby obca, a zaciskasz pięści. Powoli stajesz się człowiekiem. 52 0 ZAWIŚCI, KTÓRA JEST OBLĘŻENIEM Zawiść zachłanna, zawiść drapieżna, zawiść jak nieustające oblężenie. Upadnie miasto, ty też upadniesz. Chcę zliczyć na palcach, przyjaciół, którzy pozostali przyjaciółmi, ale palce odcięte, tylko kikuty sterczą okrwawione. Zawiść pogryzła ci dłoń jak hiena. 1 czai się, ukryta w zaułku za słowami. To przypowiednia czy okrutny sen? 53 OKSYMORON NIEPRZEWIDZIANY Wczoraj chwaliłeś się, że nie straciłeś ani jednego dnia życia. A dzisiaj wyskoczyłeś z balkonu dziewiątego piętra. 54 DO KSIĘDZA PRZYNOSZĄCEGO MI OSTATNIE NAMASZCZENIE Jeżeli Bóg nie istnieje, to nie jesteś mi potrzebny a twoje kroki są daremne. Jeżeli Bóg istnieje, jesteś tym bardziej niepotrzebny, Bóg bowiem, istota najdoskonalsza, nie potrzebuje niedoskonałych pośredników. Jeżeli natomiast wymyśliliśmy Boga z potrzeby samotności i serca, w poszukiwaniu usprawiedliwiania siebie i gramy w tej samej komedii, przez tyle wieków nieskończonego udawania -jesteś niezbędny. A może Bóg dyktuje nam słowa zwątpienia? 55 CZAS KASY Zamiast krwią twoje serce tętni dziś bilonem, pieniądz staje się twarzą, korę mózgową porasta. Z banknotów są twe palce, z weksli twoje oczy, marzenia z numerów kąt. Bank stał się świątynią, a zysk moralnością, podliczasz siebie i mnie, i wszechświat, i miłość. Nawet we śnie liczysz: wolność, równość, braterstwo w pieniądzu. A Bóg? Najdoskonalszy księgowy, sumuje, dzieli, mnoży twe uczynki. Opłaca się być dobrym! Bóg mówi o miłości nędzarzom wyrzucanym z mieszkań przez komornika! I tak przeobrażasz się w kasę ożywioną ruchem pieniądza, i jesteś dumny, wspaniały, silny, lepszy. A może ty - to tylko srebrnik między Judaszami? 56 NA GRANICACH POEZJI 57 0 SŁOWIE Słowo to znak, dźwięk i pojęcie, niekiedy myśl, czyli okruch tajemnicy. Jeżeli wyjaśnisz je do końca, umrze jak ty. Nie zatrzymuj go dla siebie. Słowo potrzebuje wolności 1 samotności. 58 MAŁE, NIEPEWNE CREDO W drodze z nieobecności do nieobecności zmagamy się ze światłem, szarością, zmęczeniem, tak bardzo sami i tak bardzo razem, że gdy nagle zgaśnie nasze przerażenie, nic więcej już nie wiemy. Cień nawet nie istnieje. 59 NIEPEŁNA DEFINICJA POEZJI Poezja to kontrolowana schizofrenia. Chory szuka choroby, tęskni za chorobą i znajduje ją w sobie. Schizofrenik panujący nad swą schizofrenią, aż do samobójstwa? Ukradnie klucz, wymknie się wieczorem, podpali kilka straganów na rynku lub zastygnie w otępieniu i melancholii. Jeżeli go nie schwytają i wróci do siebie, będzie mądrzejszy o długą, szaloną noc, i parę wierszy jak diamenty lśniących. To co piszę nie dotyczy wszystkich schizofreników, tylko tych, którzy przewidzieli, że mądrość zawsze graniczy z szaleństwem. 60 SMUTNA CHWILA REZYGNACJI 1992 Czego nie widziałem, już nie zobaczę. Czego nie napisałem, już nie napiszę. Nie poznam miast, dróg, książek. Nie pokocham kobiet, ptaków, brzegów. Nauczyłem się rezygnacji, lecz nie przestałem iść. 61 0 MIŁOŚCI PTAKÓW Ptaki są najczulszymi kochankami 1 mogłabyś dowiedzieć się od nich o strefach dotyku, muśnięciach, uciskach, ukłuciach, pocałunkach niewyobrażalnych. Mogłabyś nauczyć się zalotów, zakochiwania, radości i unoszenia w zachwycie. Szkoła pokory też by się przydała wielkiej artystce! Tymczasem drażni cię szum skrzydeł, gruchanie i cisza, której nie rozumiesz. Przygotowania do miłości trwają... Ty zamykasz okno, a tak naprawdę zamykasz oczy, słuch, serce. 62 LEOPOLD VON SACHER-MASOCH Urodził się we Lwowie, tęsknił za otchłanią, dzisiaj rodzinne miasto o nim zapomniało. Upokorzenie było jego ojczyzną prawdziwą, upokorzenie i ból, zazdrość i cierpienie, podejrzenie zdrady, okrucieństwo kobiece. Pracował pisząc książki, marzył wśród przepaści, w bezkresie był królem aniołów. Zachwycał się niepewnością, cieszył go własny lęk, szedł granicą, gdzie łączą się miłość i poniżenie. - Kocham cię, za ukąszenie moich warg do krwi. Zbuntowane... Samotni... o załzawionych ze szczęścia oczach, przywołują go z wyobraźni w rozkoszy niewyobrażalnej. 63 W PRZECIWLEGŁYM OKNIE W oknie widzę kobietę, zawsze ją znaj duję, na ramionach ciemny las wytatuowany, wśród lian i orchidei czają się lamparty. Usta karminowe, wargi wołające, alabastrowy blask. Dlaczego na mnie patrzy, wzywa spojrzeniami, tyle błękitu rzuca mi w twarz? Kobieta z moich myśli w oknie nierzeczywistym? Dla niej jestem mężczyzną. 64 DRESZCZ Kobieta w słomkowym kapeluszu maluje Ren, spieszy się przed wieczorem, pośpiesza ruchy pędzla. Rzeka dziś zapłakana, senna, nagle prześwietlona słońcem przypomniała czerwone wino wypite wczoraj z Klausem do dna. Pod mostami szarość, coraz bliższa nocy, więc drobną dłonią przesłania oczy, szuka resztek dnia. Dalej już nie zobaczy. 65 ROZWAŻANIA FEMINISTYCZNE Kobieta jest nie tylko kobietą, w kobiecie przyczaił się mężczyzna, a w nim następna kobieta, lub następny mężczyzna, drugi, trzeci, czwarty. Mężczyzna w kobiecie może być siłaczem, jasnowidzem, starcem lub urwisem, aktorem albo detektywem. Kobieta nie lubi mężczyzny w sobie, nie lubi oficjalnie, bo tak naprawdę pozwala mu na więcej niż ukrywającej się w nim zamaskowanej kobiecie. Mężczyzna w kobiecie może być hermafrodytą, narcyzem, mistrzem karate, ekshibicjonistą, liliputem o wielkim sercu lub katem zawstydzonym swym okrucieństwem. Kobieta jest więc równocześnie sobą, ukrytym mężczyzną, i następną kobietą - wróżką w nieznajomym mężczyźnie. To nie wszystko! Kobieta jest również dzieckiem, zapłakanym, rozkrzyczanym w mężczyźnie lub w następnej kobiecie, która bawi się w chowanego sama nie wie z kim. Reszta j est taj emnicą. 66 GRONOSTAJ Nie skarży się, lśni piękny i gładki. Pogrzeb trwa na twoich ramionach. Zamordowano go, by oprawić twój uśmiech. Więc się śmiej! 67 W medalionie twarz kobiety nie do zapomnienia... Cicha jak światło odbite od pozłacanej koperty, pokorna jak liść klonu w książce zasuszony. Jej oczy zamyślone i chyba niepewne swego piękna. 68 Inkwizytor nie chciał być inkwizytorem, tylko nauczycielem języków. Żołnierz nie chciał być żołnierzem, lecz kolekcjonerem orchidei. Kat marzył o żeglowaniu na morza południowe. Górnik bał się ciemnego szybu nieskończoności. Tylko poeta za wszelką cenę chciał być poetą. Co za dramat! 69 NIEKONSEKWENCJE Mówisz: nie ma powrotu, i wracasz. Mówisz: nie kocham, a kochasz. Mówisz: nieludzkie, a jesteś człowiekiem. 70 WYOBCOWANY Z CZASU Zaglądam w twój kalendarz... Umiesz żyć na marginesie, jesteś tam jednak najbardziej widoczny. I ten strach w źrenicach przed zerwaniem kartki, na której się ukryłeś! 71 Sam siebie wygnałeś na peryferie, wypędzałeś gorliwie, aż wypędziłeś. Jesteś uchodźcą, umykasz przed myślami. Jesteś emigrantem, który nie przekroczył granicy państwa? Wyemigrowałeś w siebie, we wnętrze tajemnicze i wielkie. Przemyciłeś jednak więcej niż inni: twarz pod obojętną maską. Za wizę zapłaciłeś chwilą podłości, myślą o samobójstwie, rozpaczą. Dziś chciałbyś wrócić na stałe, ale powracasz tylko na chwilę. Dlaczego? 72 CEL Po co żyć? By wiedzieć, widzieć, być. I kochać, i być kochanym, chociaż przez chwilę kochanym. 73 PRZEBIEGŁOŚĆ Wytatuowałeś mi różę na korze mózgowej. „Odtąd będziesz odczuwał jej zapach, a optymizm będzie ci towarzyszył, aż do śmierci". Nie przewidziałeś mojej przebiegłości! Zamaskowałem korę mózgową transparentem z innej kory mózgowej, a tobie wydawało się, że to ja piszczę pod igłą. Jestem zupełnie innym szczurem niż sądziłeś. 74 EMIGRANT Wygnanie wcale nie musi być dalekie, wygnanie może być najbliższe. Wygnańcom staje się nie ten, który odchodzi, lecz ten, który zostaje, bo nie może odejść. Wygnańcom najbiedniejszym jest ten, którego myśli wygnano, i to tak skutecznie, że się ich wyrzekł. 75 INTROLIGATOR Pisarzem zostać łatwo, po prostu zapisujesz widoczne, i trochę niewidzialnego. Pisarzem szkolnych lektur staniesz się czytając słowniki i cytując większych od siebie. Plus znajomość ortografii, gramatyki i umiejętność zachowania się przy stole. Pisarzem czytanym powszechnie mianują cię czytelnicy, jeżeli napiszesz to czego oczekują. Pisarzem prawdziwym jesteś w samotności, kiedy oprawiasz swe książki w płaty własnej skóry wycinanej żywcem z zaciśniętymi zębami. 76 ARCHETYP SERCA W osamotnionym sercu wiszącym w ciemności, małym jak kruk ślepy, a już bijący skrzydłami, szumi krew. Szelest, szmer, rytm, zegar tajemniczy. Przypomina meduzę, albo szczura w pułapce. Usypia twoimi oczami, boi się twoją myślą, nie oczekuje wolności poza tobą. Zwalnia lub przyspiesza, wciąga i wydala, pompuje, pracuje... Kiedyś zatrzyma się i zabije cię błyskawicznie. 77 WIEDZA Niedawno j eszcze szukałem mistrza, a dziś szukam siebie, wiedząc że i tak zbłądzę. 78 CYWILIZACJA NIEPEWNYCH SIEBIE 79 PRZED TRZECIĄ WOJNĄ ŚWIATOWĄ Cele już namierzone, dynamit podłożony, zegar tyka donośnie, a ty wciąż liczysz pieniądze zmartwiona, że na pewno nie wystarczy ci na życie do końca miesiąca, który właśnie się zaczął. 80 PRZESŁANIE DLA POŻERACZY MIĘSA Pamiętaj! Nadchodzi już czas, gdy wszystkie zwierzęta, które zabiłeś i zjadłeś, zgromadzą się przy twym łóżku i będą patrzeć, jak umierasz. 81 SKOJARZENIE Czarny królik w klatce, zedrzesz z niego skórę. Czarny królik w klatce, przetrącisz mu grzbiet. Czarny królik w klatce, pasztet w kruchym cieście. Klatka, czarny królik i ty. A może to ty? 82 HYDE PARK Pastor, purytanin, przywódca rewolucji, a później lord-protektor 01iver Cromwell założył tu obóz wojskowy. Niedaleko krótko przystrzyżony kat ściął głowę królowi o długich włosach, a smutny las zarósł przeklęte pole. Wtedy lordowie - z wrodzonym poczuciem humoru - postanowili oddać je obłąkanym wyznawcom retoryki, fanatykom słowa, prorokom, nawiedzonym szaleńcom, kapłanom wolności istniejącej tylko w wyobraźni ubogich. Niech krzyczą ile sił, ogłaszają hipotezy lub hipostazy, opowiadają o dziejach i nadziejach bez końca, niech cieszą się barwą swego głosu i prawem do mówienia. A duch wytrawnego kaznodziei zaciera żelazne ręce i śmieje się szyderczo za wysokimi drzewami. 83 CZTERY PSY NA JAWOROWYM PNIU Siedzę na jaworowym pniu, a trzy rude suki 0 płaskich pyskach patrzą na mnie miłośnie, rozumieją słowa, gesty i spojrzenia. Odpędzaj ą przechodniów, podgryzaj ą rowerzystów, płoszą natrętne dzieci, nawet na znajomych szczerzą leniwie kły. Tak naprawdę jestem czwartym psem, ale tylko one o tym wiedzą. Zachowałem co prawda ludzkie kształty, sposób bycia i mowę, lecz sam uznałem się za psa, który jeszcze nie szczeka 1 nie aportuje, ale już jest blisko oczekiwanej chwili przeistoczenia. Dlatego przepędziły cię, szarpały za nogawki, gryzły po kostkach, rozzłoszczone twą poufałością. Nie dziw się ich zajadłości, bronią mojej psiej wolnej woli i nie chcą przeoczyć ostatniego momentu przeobrażenia, kiedy biegnąc na czterech łapach warknę na ciebie. 84 EPOKA MRÓWEK Ludzie z epoki mrówek są do nich podobni. Do czarnych, czerwonych, żółtych, rdzawych, Budują kopce, tunele, mrowiska. Uciekają przed pożarami i samotnie konają na poboczach. 85 MRÓWKA, KTÓRĄ ZNASZ Mrówka nie pyta i to jest jej siła. Szczypcami podnosi kawałki kory, źdźbła, suche liście, owady zamierające. Silna i odważna nie lęka się pracy, nie przeraża jej wielkość ciężaru, dźwiga, mierzy siły na zamiary, buduje pulsujące wzgórza, przenosi góry ziarno po ziarnie. Zapiera się odnóżami i sprytna prze jak mały Syzyf przed siebie. Coraz większa słabość, coraz większy ciężar, zmęczenie, o którym nie myślisz. Mrówka nie pyta, lecz pytania są częściami jej ciała jak głowa, odwłok, nogi, nerwy. Mrówka nie pyta, lecz boi się śmierci. 86 Zastanów się, kim jesteś? Szczurołapem czy szczurem? A może słabym dzieckiem idącym w wielkim tłumie w powietrzu rozedrganym od dźwięków fletu. 87 PRZEWROTNOŚĆ UCZNIA Jesteś młody, więc kłócisz się ze swym nauczycielem. Nie ufasz mu, wyśmiewasz jego starość, przedrzeźniasz jak się pochyla i przeciera okulary. Jego wiedza, chociaż ci pomaga, bardziej drażni. Jego szczerość uważasz za nudną i prostacką. A gdybym go nie spotkał, czy nie byłbym sobą? - pytasz. Przeklinasz swego nauczyciela, wierząc w siebie i tylko w siebie. W tym wieku wszystkich nauczycieli uważasz za wrogów. Może to i słuszne, bo od wrogów możesz nauczyć się więcej niż od przyjaciół, Czy już wiesz, że wrogowie są najlepszymi nauczycielami? 88 ONI Jeżeli mówią: - Nie idź! - ty idź dalej. Jeżeli rozkazują: -Zatrzymaj się! - zapytaj swego sumienia. Jeżeli widząc twój zachwyt pytają: - Dlaczego? - Nie odpowiadaj. Oni nie chcą cię zrozumieć i każde wyjaśnienie obrócą przeciw tobie. Jeżeli cię wyśmiewają, szydzą, gardzą tobą, zamknij drzwi swego pokoju i pracuj jak pracowałeś poprzednio. Jeżeli wyczuwasz ich złość, nie rozmawiaj z nimi, odwróć się i idź tam, dokąd chciałeś iść od początku. Jeżeli życzą ci śmierci, pamiętaj że wobec niej równi są wszyscy. Jeżeli cię prześladują - boją się ciebie, i jesteś już bliski zwycięstwa. Chcą żebyś kłamał lub milczał, cieszą się twoim cierpieniem, podliczają przekleństwa i łzy. Jeżeli nie pozwalają ci mówić - ty po prostu myśl i zapisuj swe myśli, zbieraj je, bo tylko one są twym małym bogactwem, które, być może, pozostanie. 89 WYCINANIE NASZEGO LASU Drwale zabijają drzewa, drwale mordują las, drwale są dumni ze swego rzemiosła. Szczycą się silą swych toporów, blaskiem ostrzy, szumem mechanicznych pił, pustką, którą pozostawiają za sobą. Nie słyszą i nie chcą słyszeć płaczu liści i krzyku konarów, nie widzą i nie chcą widzieć strąconych gniazd i nagle odsłoniętych mrowisk. Drwale spluwają w dłonie i wycinają, tną, piłują, zwalają... Rzeź trwa i trwa. Drwale liczą i przeliczają. Skazane drzewostany w trwodze i nienawiści czekają na jęk przygniecionego drwala, na chwilę sprawiedliwości, na krótką przerwę w zabijaniu. Nie łudź się, że las jest ci przyjazny, nie łudź się, że las zapomni, że nie będzie zemsty. - To ja, człowiek - powtarza drwal. Człowiek, to brzmi przerażająco! 90 W SKWARZE NA WRZOSOWISKU Samotny świerszcz cię woła, i samotny słowik. Samotny zaskroniec pełznie przy twych stopach. I milion samotnie zapracowanych mrówek. Samotna żmija pożera samotną ropuchę. Samotny żołnierz usnął oparty o pień uschniętej brzozy... Zapach wina w słońcu. Już nie mów mi o samotności, kiedy cię trzymam za rękę i razem szukamy cienia. 91 ARCHETYP STAREJ SUKI Stara, wierna Nadzieja też może cię pogryźć, złapać zębami dłoń, i rozerwać żyłę. Może to zrobić przypadkiem lub ze złośliwości, zapamiętała, że zbiłeś ją niesprawiedliwie i bierze odwet. Nie pamięta już za co, ale to nieważne. Przed chwilą ugryzła niby omyłkowo, a teraz łasi, się, poddaje, przeprasza pokornie leżąc do góry brzuchem. Suka o imieniu Nadzieja lubi cuchnące ochłapy, zlizuje też krew, patrzy ci w oczy prawie z miłością, a ty chcesz jej uwierzyć, bo nie masz już nikogo, kto tak umiałby patrzeć. Wolisz więc fałsz Nadziei niż wiedzę o fałszu, wolisz jej zakłamanie niż prawdę, która boli, nie chcesz zwierciadła, wolisz jej źrenice przejrzyste i spokojne jak pogodny poranek. 92 NOC Z NIEWIDZIALNYM KSIĘŻYCEM Noc jak nóż wydłużona i jak nóż błyszcząca, noc przerażająca, bo lustrzana! Noc ostra jak krawędź szklana, prędka i niebezpieczna jak bagnet w dłoniach wariata, schizofreniczna noc! Noc 15 maja 1999, która niczego nie kończy, niczego nie zaczyna, nie otwiera żadnych drzwi, trochę dusi i boli. Owszem, przeraża bombardowaniami i zabijaniem w pobliskim Belgradzie, Nowym Sadzie, Użicach, Prisztinie i tylu innych miejscach Już się przyzwyczaiłeś, oswoiłeś. Zasypiasz wiedząc, że tam ogłaszają alarm. Noc lśniąca jak klinga noża odbijającego noc, lśniącąjak klinga noża odbijającego noc lśniącą jak klinga noża odbijającego noc lśniącą jak klinga noża... 93 ŚWIADOMOŚĆ PĘTLI CZASU Rozpoczyna się i kończy w różnych momentach, lecz w punkcie tym samym, a ty opowiadasz o spirali lub pętli, po której zawędrowałeś aż tu, na przystanek tramwaju numer XXI. Tylko tu, tylko teraz i nigdy więcej. 94 PALENIE FOTOGRAFII Palenie fotografii. Trzęsą się już nie ze strachu i nie z bólu, drżą nie płacząc. Po prostu wrzucasz je w ogień, żeby ich więcej nie oglądać. Tlą się bezgłośnie, niekiedy z cichym sykiem węży. Przez chwilę żal ci parasolki nad zdziwioną twarzą kobiety, j edzącej płomienne jabłko - która nie chciała zostać twoją żoną. 95 PRZECZUCIA Zegar zwariował! Mówisz o starości, a to zwyczajne szaleństwo - strach twojego czasu, rozpuszczającego się w czasie nieskończonym. Pospolite i oczywiste, a ty - ty stałeś się nagle małym tchórzem, histerykiem podejrzliwym i czujnym. Nie panem swojej woli, nie władcą nieśmiertelnym, nie kochankiem i nie wybrańcem, nie królem wszechświata! Tylko strzępkiem płaczliwego mięsa z bliznami po uderzeniach zadanych na jawie i we śnie, i nie wiadomo kiedy. 96 ŚWIAT MOICH KOLORÓW Niebieskim grzebieniem czeszę rudego psa. Zielony dzban stawiam na żółtej serwecie. W kobaltowym kieliszku gdańska wódka z płatkami złota. Pomarańczowy zachód słońca, Adriatyk seledynowy. Białe, czarne, krwawe nekrologi. 97 SZKIELET ROPUCHY ZNALEZIONY W WYDRĄŻONYM KAMIENIU Otwór odkryła w pogoni za świerszczem. Prowadził do niszy, czuła się bezpieczna. Bez wiatru, bez głosów przerażających, sucho i ciepło. Ukryła się szczęśliwa i rzadko wracała do liści, traw i słońca. Kamień był jej pancerzem i pewnym obrońcą, wychodziła na krótkie łowy, bojąc się że ktoś zajmie jej miejsce. Aż nadszedł dzień, gdy nażarta, wypełniona owadami nie mogła wyjść. Uwięziona rozrastała się, rosła wypełniając szczelnie wnętrze kamienia. Pożerała mrówki, spijała krople w coraz potworniej szym bezruchu, Przyjmowała kształt wnętrza, wrastała w kamienne ściany. Umierała w męce niewyobrażalnej dla ciebie, jej ludzki krewniaku. 98 JUTRO 14 LIPCA 1999! Jutro minie 210 lat od zdobycia Bastylii. Po co? Czy rozumiesz bezsens tamtych wydarzeń? Daremne zburzenie wspaniałych murów! Przewodnik prowadziłby cię korytarzami twierdzy, opowiadając o królu i kardynale, żelaznej masce i nieudanych próbach ucieczki. Absolutyzm, tyrania, bezprawie, pieniądz - pojęcia nie są ci obce. Niestety! Na otwartym Placu Bastylii nie wyobrażasz sobie szerokości lochów i nadziei wolności. - Wolny i tak nie jestem! - Wolny i tak nie będziesz! Tymczasem szturm trwa, zawsze gdzieś trwa, zmieniają się tylko więzienia, mury, systemy... Następny kraj, następna Utopia. Masz chyba poczucie humoru i świadomość samooszukiwania. Kochasz złudzenia, więc niech trwają złudzenia! Prawdziwe Bastylie w twoich myślach trzymają się mocno. 99 TRZY SZKIELETY, CIEŃ I MORZE pamięci Ernesta Hemingwaya Z ryby zostaną tylko ości błyszczące na słonecznym brzegu. Ze spróchniałej łodzi czarne kikuty żeber. Po rybaku stos książek i pamięć kelnerów w hotelowych barach. lnic się nie zmieni! Byki ginąć będą na arenach, mężczyźni odchodzić na kolejne wojny, a samobójcy strzelać sobie w usta. 100 PRZY STUDNI W PRUSZKOWIE Tadeuszowi Czerwińskiemu Siedemnaście metrów pod nami lustro wody niewidoczne i ciche, nieruchome jak oko Ziemi, żyje i tęskni. Siedemnaście metrów w dół spokojnie schodzisz po żelaznych szczeblach by na chwilę rozjaśnić noc i to co tu ukrywa. Siedemnaście metrów wspinasz się wracając i przysięgasz, że z głębi czarnej wody spojrzała na ciebie srebrzysta twarz uwięzionej rusałki. 101 POLSKA 2000 Piekło wybrukowane obietnicami, szum modlitw, strajki nędzarzy zamiast wolności - mdłości. Z orła zostały pióra, puste kości nadziane azbestem. Ziemię sprzedano obcym za srebrniki, robotników wyśmiano i upokorzono. Miecze, korony, ostrogi przetopiono na bilon i brzęczą w kasach ulubione amerykańskie melodie. Tłum błaznów i złodziei obwołał się elitą, pisarzom wyznaczono miejsce w kącie historii, marzenia zasklepiono jak rany są już tylko bliznami po marzeniach. Parada oszustów trwa, a ty ciesz się, że jeszcze umiesz ufać, naiwny poeto, w świecie nieufności. 102 PRZYSPIESZENIE Przyspieszasz w obawie przed spóźnieniem i nie po to aby być wcześniej. Przyspieszasz nie dla szybkości, chociaż cieszy cię pęd, i nie dla skrócenia czasu podróży. Przyspieszasz bojąc się przyspieszenia krwi, oddechu, kroku, bo przecież nie jesteś już młody i ruch, w którym uczestniczysz, odbywa się po wyznaczonej trasie. Przyspieszasz nie wiedząc dlaczego, wbrew sobie przyspieszasz rozstanie, przed pożegnaniem. 103 ZNAJOMY WŁAŚCICIEL WARSZTATU SAMOCHODOWEGO Warsztat samochodowy otoczony drucianą siatką. W nocy zakradła się Śmierć, zacisnęła palce na mózgu i krew już płynie pulsującym strumieniem wewnątrz snu. Sparaliżowany, z czerwoną pajęczyną na oczach, bełkocąc z lęku, uciekał i walczył, aż schronił się na skrawku świadomości jak rozbitek na nieznanej wyspie. To cud! Przetrwał! Śmierć nie dokończyła pracy, zapędzona pobiegła dalej, nie patrząc za siebie. Oszalał, zwariował, ukrył się głęboko i nie umiał już wrócić. Nocą w pobliżu warsztatu słyszałem skargę, jęk bez słów, okrutny płacz mięsa pokrytego skórą, które tak chciało pozostać człowiekiem. 104 Widma, duchy, demony patrzą na ciebie z kątów wysprzątanego domu. Biesy pozamykane walą pięściami z tamtej strony lustra. Mary też chcą powrócić spod białych warstw farby. Cisza! Tylko kawki płaczą za błękitnym oknem. I psy kulą się, warczą widząc niewidzialnych, powracających, zapomnianych. Cień-tułacz stanął w progu, nie wiesz skąd go znasz? Chcą wrócić czy też przypomnieć o sobie? Istnieć czy tylko przerazić przez chwilę? Czy wystarczy im przeszłość? Czy chcą twej przyszłości? Nie pytaj, nie wiem. A jeżeli okrążacie i zażądają rezygnacji? Odejścia? Może samobójstwa? Wtedy... Co wtedy? Wyrwą mózg, wyjałowią nadzieję, pochłoną myśli... A ty? A ja? Czekasz przed szklanym stokiem zapomnianej góry marzeń jeszcze z dzieciństwa, marzeń niespełnionych, wciąż niepewny jutra, a raczej bez jutra. Nieskończone pytania wzlatująjak kruki nad rozstajnymi drogami... Lęku już się nie lękasz! To małe zwycięstwo w wielkiej przegranej. Jeszcze sięgnij po karty! Tam już tylko trefle i piki. Zmienić układ? Cofnąć się? Czy potrafisz? Czy nadal możesz? I chcesz? I próbujesz? Lustro zbielało, farba ze ścian odpada, cienie wszędzie! Czy ci pozwolą? 105 W CERKWI W JAROSŁAWIU NAD WOŁGĄ Bałem się prosić i zapalić świecę, mały płomyk na piasku wśród wielu płomieni, wykrzesany bez wiary i miłości, jedynie z nadzieją. Na ulicy przed cerkwią pusto, cicho, szaro. Patrzę wzwyż, lecz niebo nie odpowiadało. Niebo niewierzącego, pochmurne, pełne ptaków, widziane i tylko moje. Płonęły świece przed ikoną i moja świeczka utonęła w tym blasku. Bałem się niedostrzeżenia, a przecież wszystko się spełniło. 106 PRZEWARTOŚCIOWANIE Uległeś złudzeniu, że Słońce jest twym przyjacielem. A to wyrachowany, bezwzględny morderca! Prowadzi cię po swych jaskrawych bezdrożach aż do samospalenia. 107 NAJBLIŻSZE... NAJDALSZE... DALEKIE... 108 ARS PHILOSOPHIA Kiedy zbliżasz się do Najdalszego, Najbliższe staje się Dalekie. 109 JESTEM Jestem silny, jeśli chcę pamiętać, o czym powinienem zapomnieć. Jestem silny, jeżeli przyznaję się do kłamstwa. Wiem, że prawda często umiera ze strachu, a słuszność mówi szeptem. Moje pięćdziesiąt lat upokorzenia i obłudy, przygniata mi plecy - dorobek życia spod którego usiłuję się wydostać. Nie jest ani ciężki, ani lekki, nie jest ani klęską, ani wygraną. Pisz każdy wiersz, jakby to miał być twój ostatni wiersz. W kieliszku, poza wódką jest zawsze fragment kosmosu. 110 O CISZY Cisza jest nierealna, ciszy właściwie nie ma, trwa tylko w twej wyobraźni. Pragniesz ciszy, szukasz wierzysz że jest, a raczej, że jest możliwa. Gdyby naprawdę nadeszła cisza wielka, głęboka, odwieczna, uciekłbyś ogłuszony szumem krwi, biciem serca, zgiełkiem myśli, zdumieniem. 111 POD POWIEKAMI Pod powiekami noc, łoskot pociągów, przęsła, wicher i samotność. Czyżby z poprzedniego życia? Przepowiedziane? Przewidywane? Czy tylko wyśnione? Zapamiętane z dzieciństwa? Może z przeczytanej powieści lub wiersza? Nie szukam już odpowiedzi, nie potrzebuję odpowiedzi, nie chcę wiedzieć. Pytania są jak liczby, porządkują, prowadzą, lecz nie wyjaśniają. Dają poczucie ładu i harmonii nawet w oku cyklonu. Odpowiedź mogłaby zabić. 112 DOWÓD NA ISTNIENIE BOGA Nicość zmieniłeś w istnienie, więc jesteś. 113 DOWÓD NA NIEISTNIENIE BOGA Nie ma początku, nie ma końca, nie ma przyczyny, nie ma skutku, nie ma celu, nie ma... 114 NIGDY NIE ZAKOŃCZONY BIALOG Nie wiem czy wierzę Panie, ale wiem na pewno, że potrzebuję niekiedy Twego szeptu. Z bijącym sercem czekam aż mi odpowiesz. Nie rozumiem dlaczego buntuję się przeciw Tobie, a równocześnie w cichym pytaniu proszę o pomoc? Wspierasz mnie - to Ty chyba? - słowem, myślą albo zdarzeniem, spotkaniem: ptak mi zaufa, pies poliże dłoń, ktoś uśmiechnie się i przeżyję małe zmartwychwstanie. Jak trudno żyć tylko ze sobą. 115 BRAMA POKORY OTWARTA PRZED TOBĄ. Sens tej metafory trwa we mgle podejrzeń osaczony i bliski, lecz nieostateczny. Treść nieostrożna, może niebezpieczna, podrzucona przez diabła między nasze myśli. Gdyby Bóg był ptakiem, nie byłoby granic, a tu brama zmurszała i ty przygnębiony. Na wyspie ślepców światło nie ma celu, cisza pośród głuchych gubi echo. A bunt? Sens buntu jest sensem istnienia. 116 KAŻDY Każdy nosi w myślach zatopione miasto i przeżywa sny, i powtarzające się sny, 0 których nie mówił nikomu. 1 każdy wierzy, że jeszcze ma szansę, nawet jeśli nie ma już szansy i poszukuje dróg zbawienia, chociaż podejrzewa, że ten, który zbawia, nie istnieje. Wśród widm i chochołów, żywych trupów i martwych słów, stoi tłum takich jak ty i czeka na apokalipsę. 117 STAŁE POGŁĘBIANIE SAMOŚWIADOMOŚCI ...że sen jest dziełem sztuki, wiedziałem już wcześniej, ...że czas jest twoim panem, zrozumiałem teraz. ...że mogłeś żyć inaczej, godzę się niechętnie. ...że umrzesz, przeczuwałem, powoli umieram, zatrzymuję się, przecież nie odejdę cały. ...że w nieznanej komedii gram rolę człowieka. Autor wzruszony na oklaski czeka, a przed teatrem mgła. 118 DOSKONAŁOŚĆ NIEDOSKONAŁA Uwierz mi. To ty jesteś doskonałością, i dlatego tak często niszczysz siebie samego. 119 DO... Najpiękniejszą nie jest uznawana powszechnie za Najpiękniejszą. Najpiękniej sząjest Ta Nieobecna, o której wiesz, że jest lecz nigdy jej nie spotkałeś. 120 DZIEŃ NAPRAWDĘ DOBRY Największe zwycięstwo? Kiedy ptak przez ciebie wyleczony fruwa wokół twego domu. 121 Liść zakochany w wichrze nie ma wyboru. Miłość oznacza azyl albo przepaść. Liść nad przepaścią to ty. 122 Wyschnięte drzewa też płaczą. Z dłoni zabitego wywróżysz mu przyszłość. Możemy się odnaleźć nawet w pustce. Nie wyrzekaj się przyjaźni umarłych. I nie rezygnuj z niepoznawalnego. 123 Powrót? ...Jest tylko złudzenie powrotu. Miłość? ...Jest tylko nadzieja miłości. Gorycz? .. .minie j ak gorączka. Sen? ...jakże daleki kraj. Tęsknota? Nie istniałbyś bez tęsknoty i niepewności. 124 SARKAZM PRZED JUTREM Przyszłość? Wspaniały pałac zbudowany z samych poczekalni. A ty uczysz się czekać cierpliwie. 125 0 POETACH NIEPOSKROMIONYCH Poeci są nieostrożni, poeci zawsze są w niebezpieczeństwie. Wystarczy kartka, ołówek, myśl 1 już stają się siłaczami. W kaszlu, w gorączce, upokorzeni, samotni, nawet kiedy zdradzają siebie - pozostają sobą. Boisz się, że cię opiszą i to jest ich siła. Nieostrożni poeci, poeci niepokonani. 126 JĘZYK ŁUŻYCKI 1. Jakbym znalazł się nad odległą rzeką stamtąd, wśród czółen wydrążonych z pni. 2. Jakbym błysk ognia w siekierze krzemiennej uznał za wróżbę. 3. Jakbym słuchał rozmowy żaren zapracowanych na kamiennym kręgu, 4. Jakbym w źrenicach czasu odnalazł własny niepokój - grot strzały szybujący. 5. Jakbym zapytał: cóż to za myśliwi aż tu dotarli? 6. Jakbym rozmawiał z duchami olch, wierzb, dębów na granicach bagien. 7. Jakbym krążył wysoko nad szczytami, wypatrując miejsca na gniazdo. 8. Jakby fale rozcięte głową płynącego łosia z przeszłości niosły mnie w przyszłość. 127 Ty nie umierasz - ty odchodzisz! Przyszedł po ciebie czarny anioł, ten sam co w dniu twoich narodzin, wyrwał płomieniom tlącą gałąź. Przestań się pytać: skąd i dokąd? Czy sprawiedliwie? i dlaczego? On dopilnuje, żebyś spłonął aż do popiołu bezbarwnego. 128 EPILOG, KTÓREGO NIE MA Znasz miejsce dojścia do wodopoju, ale już nie ugasisz pragnienia. Masz jeszcze czas, lecz spisany na straty. Uśmiechasz się gorzko, chociaż chciałbyś inaczej. Wiesz więcej, ale nikt o tym nie wie. Epoka jeszcze trwa, a ty wciąż w poczekalni. Bóg nie znalazł dla ciebie chwili, bo o tobie nie wiedział. Czujesz się oszukany i jesteś oszukany. Serce bije i boi się. 129 KARTY NA TORACH 130 ONI GRAJĄ O... Skupione, zamyślone twarze nieznajomych. Licytacja przy stoliku najbliżej schodów. Nikt na ciebie nie patrzy i tobie nie wypada obserwować grających. - Dwa trefle. -Dwa kiery! - Trzy trefle. - Cztery piki! - Pięć trefli. - Sześć bez atu! Słowa wpadają do mózgu jak uderzenia. Odchodzisz, krążysz między stolikami, bo jesteś zbyt biedny, by zasiąść do gry. Chcesz wyjść... Uśmiechają się portierzy, a kelnerka podaje ci drinka. - Niech pan zostanie wśród nas, był pan dobrym graczem. A od stolika najbliżej schodów słyszysz łoskot bijących kart. Myślisz, że to gra obcych ci, przypadkowych gości, a oni grają o twoje życie. 131 ŚWIADOMOŚĆ GRY Z DIABŁEM Diabeł przegrywa? Diabeł przegrywa pozornie, naprawdę to ty przegrywasz. Diabeł nie jest przegrany, bo nie umiera. Spokojnie przechodzi do następnego stolika, siada do innych kart. Dlatego diabeł jest diabłem, a gracze skarżą się na brak cienia i nadciśnienie. Obojętne słońce oświetla, lecz nie oskarża, widzi, lecz nie wyjaśnia. Słońce pilnuje prawa, dodaje sił, a w końcu zabija połyskującym skalpelem promienia. 132 REZYGNACJA Diisseldorf, peron, karty rozrzucone na torach. Czy z drżących rąk pokerzysty wyrwał je pęd pociągu? A może rozgniewana wróżka wyrzuciła niechciane? Leżą grzbietami do góry, a mnie serce wali, bo przecież mogą zawierać wróżbę - czemu je dostrzegłem - czy tam na szynach czeka mój los? Niewidoczne i nieodwracalne przeznaczenie? - Skocz! - podpowiada Ciekawość. - Skocz! - prowokuje Nadzieja. Boję się... Srebrzyste strzały pociągów, rozpędzone lokomotywy co kilka minut, mógłbym nie zdążyć wdrapać się na peron. Rezygnuję. Przyjechał mój pociąg. Wsiadam. Karty leżące grzbietami do góry zostają nierozpoznane. 133 PRZEWOŻENIE PORANNE 0 brzasku wróżyłem sobie: trzy razy po siedem kart, przemieszanie pików i trefli aż do bólu serca. Za pierwszym razem: choroba, zgryzota, brak pieniędzy. Za drugim: plotki, zawiść, brak pieniędzy. Za trzecim: oszust, zdrada i brak pieniędzy. Trzykrotnie kusił mnie los 1 zawiódł trzy razy, już odkładałem karty gdy skrzydłem poruszył ptak i spadły: dwa asy czerwone, król i dama kier, dziesiątka karo, dziesiątka kier i jeszcze dziewiątka karo! Co za szczęśliwy traf! Zebrałem karty nie patrząc im w oczy, bo nie umiałem już ufać Nadziei, tej cichej powiemiczce marzeń uchylającej drzwi jak wierna suka, kiedy przychodzi mnie pocieszyć. A moja stara, posiwiała kawka siedzi mi na ramieniu i dziobem rozczesuje włosy z miłością mądrej kobiety. 134 TWOJE DROBNE ZWYCIĘSTWA Już nie grasz, ale Diabeł gra za ciebie. Już się nie modlisz, ale Bóg cię słyszy. Chcesz sprzedać duszę, lecz nie ma nabywcy. Nie masz dokąd iść, ale idziesz. Boisz się żyć i żyjesz. 135 Poznałem Damę Kier jasnowłosą, niebieskooką. Otaczały ją drobne piki, zimny karciany drobiazg. Śledził ją Król Trefl, pilnował Walet Pik, Karowy Król kusił kolią diamentową. Mówiła: kocham - ale nie kochała. Pytała, lecz nie słuchała odpowiedzi. Rozplotkowana - pogardzała plotkarzami. Rzadko opowiadała o sobie. Kłamała - patrząc ci wprost w oczy. Prześliczna Dama Kier zawsze miała coś do ukrycia, sekret, wiadomość, list, tajemnicę. W fałdach aksamitnej sukienki ukrywała sztylet. 136 PROŚBA Nie rozdzielaj nas z małymi złudzeniami, Wielki Iluzjonisto! Oszukuj nas, okłamuj dalej, wprowadzaj w ślepe uliczki, w zaułki bez celu. Nie prostuj błędów, nie wyjaśniaj pomyłek. Nie chcę poznać wszystkiego do końca. Bo jak żyć bez tajemnicy? 137 NLEODCZYTANE Podarte leżą w deszczu między śladami uczty kolorowe obrazki królów, dam, waletów, ćwiartka dżokera z szyderczym uśmiechem i znaki wiadomości niepewnych i zmiennych. Kto podarł karty? Kto skazał na śmierć nową talię o niezatartym rysunku i druku błyszczącym? Ona czy on? Tylko chichot wiatru w zaroślach i zastanowienie, nad pytaniami, których nie poznasz, nie dowiesz się, skąd ta złość i nienawiść do kart. Wywróżyły ci klęskę, a może zdradę w miłości, a może dojrzałeś twarz rywalki lub szyderstwo ze słów najcichszych? Albo - albo. Rzucone, porzucone, rozrzucone... Twoje losy, nic więcej! 138 ZAWSZE NA TAMTYM BRZEGU Z tamtego brzegu woła cię kobieta, krzyczy żałośnie, lamentuje gorzko, prosi. Na pewno piękna, może ta jedyna, którą przyzywasz w ciemności bezsennej. Echo obumiera, ty jednak wciąż płyniesz, uparty, twardy, pewny. Dopływasz. Już! Wychodzisz. Wśród muszli i kamieni zamazana karta, zarys damy z nieznanej ci talii w kolorze nieodczytywalnym. 139 ZEMSTA NIESPODZIEWANA Walet jest najgroźniejszy, walet nie przebacza. Bezczelnie mrugał do twojej kobiety aż go nazwałeś karłem - zapamięta. Co prawda odszedł z papierowym śmiechem, lecz już marzy o zemście. Czeka... Walet zawsze czeka na okazję, na sień, przez którą musisz przejść, na półmrok, na schody strome, na zagłuszający szum wiatru lub głośną muzykę, na chwilę twego zapomnienia. Tak! Cierpliwość jest bronią waletów, jak duma maską królów. Niestety! My, rzemieślnicy słowa zapracowani na krańcach codzienności, cierpliwi wbrew sobie, wyniośli w rozpaczy, nie umiemy odróżnić w szarości dnia waleta od króla. Chyba że w tej rozgrywce podglądałeś karty! 140 Siwi mężczyźni często kochają się w młodych kobietach, i przeżywają miłość rozgoryczenia i samotności. Siwi mężczyźni wstydzą się miłości, boją się uczuć i pragnień, bo jak sprostać tęsknocie kiedy się odchodzi? Siwi mężczyźni boją się szyderstwa młodych kobiet, ironii, lekceważenia, kpin i zazdrości 0 mężczyzn, którzy nie sąjeszcze siwi. Wieczorem potasuję karty, zajrzę we własne losy. Starzy królowie z kart nie wstydzą się i nie boją, otwarcie mówią o swym zakochaniu. Starzy królowie z kart tęsknią, pragną, szukają 1 nie umierają. 141 ZAWISC O SERCU Z TEKTURY Nie bój się kart, to tylko kawałki tektury lśniące, kolorowe, o namalowanych spojrzeniach. Nie przejmuj się grymasami królów i waletów, ani też wyniosłością dam - one nie mają serc. Nie ufaj jednak ich słowom, choć zaczynają się w myślach, i przebiegają ustami - później porywa je wiatr, rozprasza aż do nicości. Nie bój się kart, lecz siebie, senności, ciszy, zamyślenia, bo nie rozpoznasz do końca tych zwierząt, cieni, demonów przywoływanych przez gorcz, że to nie ty jesteś królem. 142 ZASMUCENIE Smutne są talie kart zużytych, zakurzone, zbędne. Smutne są puste plaże, chociaż rozległe i jasne. Smutne są krzesła samotne, opuszczone wspomnienia. Smutne są wiersze miłosne poetów umarłych. Smutne są myśli kobiet odchodzących, twarz za srebrną woalką i oczy, których się tylko domyślasz. 143 NIEDOKOŃCZONA DEFINICJA MIŁOŚCI A to dopiero zamieszanie i zadziwienie, zaskoczenie. Niespodziewane i nietrwałe zmyślenie. A może sen z dzieciństwa jeszcze zapamiętany, zatrzymany lecz niespełniony. W nagłym świetle jak naga Wenus podglądany. Już mnie uwodzi, już mnie zwodzi, a ty jej ufasz, bo chcesz ufać i kiedy wróży z kart i dłoni, choć niedowierzasz, przecież słuchasz. Niezwykła chociaż tak zwyczajna, bez sukni, jednak nadal w masce, zdradzi cię w myślach z twoim giermkiem. Niezawstydzona własnym kłamstwem, nieposkromiona w obietnicach, wpatrzona w lustro jak ty w nią. Zamykam oczy. Trwa i trwa zsuwanie pończoch i podwiązek, misterna, koronkowa gra, dla niej chcesz walczyć, żyć i krążyć jak jednodniowy kruchy motyl. Otwieram oczy. Za oknami jesienna szarość. Przedział pusty. Pociąg przejechał już granicę; na dworcu nikt nie będzie czekał... 144 ROZGORYCZENIE Chcesz, żeby cię kochała, szukasz, czekasz, błagasz. Potrzebujesz miłości a płacisz za kłamstwo. Jak w pokerze dobierasz karty ryzykując. Nawet obola byś jej oddał, ostatnią monetę za bilet do nieśmiertelności. 145 TEN STRACH ŚWIADOMY Mężczyzna pamięta, nawet kiedy milczy, nie zapomina, chociaż ci wybaczył. Boi się znowu przegrać, więc ucieka. Za sobą zostawił zdradę i szyderstwo, zazdrość, obłudę i fałszywe twarze, tyle znaczonych kart! Wyrachowane słowa, słowa niepotrzebne, pozorne drzwi nadziei, szachownice strzaskane. Mężczyzna chce być sam i boi się być sam. I jeszcze ten strach przed jutrem, strach przed kolejną grą, strach przed twoim uśmiechem i naciśnięciem dzwonka u drzwi, wiara w wyjście kiedy nie ma wyjścia. 146 ASY POWRACAJĄCE Asy są pewne siebie, a to wróży klęskę. Zadufane z wysoka biją innych. Chcą przewodzić, rozstrzygać i rządzić. A naprawdę, powiem ci w zaufaniu, są to płaskie potworki próżne i zarozumiałe, pracujące zawsze w określonych barwach, najcenniejsze w rękach szulerów. 147 O DAMACH KIER, KARO, PIK I TREFL Spotykałem kobiety o twarzach jak z kart. Zakochiwałem się i marzyłem, walczyłem dla nich i tęskniłem, płakałem kiedy odchodziły, wybaczałem kiedy powracały. Wyniosłe, dumne, znające swą cenę, o wyrazistym rysunku ust i brwi... Obserwowały, przewidywały, wiedziały czego chcą. Aż zrozumiałem, że to naprawdę tylko karty! 148 WYROK ZAPADA W GRZE Dziwna, mroczna talia i karty znaczone... Nie wiedziałeś, że to narada morderców! Na jawie i we śnie biesy spotykają się, licytują, decydują, wyrok zapada w grze! Sądzisz, że uwolnisz się od wyrzutów sumienia? Uważaj, byś nie utonął w głębi własnego poczucia winy! Spojrzenia zimne, taksujące, ślizgają się wzdłuż ciała, sprawdzaj ą kieszenie, odpinają guziki, odsuwaj ą suwaki. Przy kartach i przy krwi liczą biesy twoje dni, oszukują i szachrują, już twą kasą spekulują! Oczy obliczające, myśli podliczające, zabić, nie zabić, czy opłaci się? Wyrok zapada... Wyrok zapada... Wyrok zapada w grze! 149 PROTEST DWÓJKI KARO Broń się! Krzycz! Wysuń z dłoni! Nie chcesz być tylko kartą, chcesz pozostać człowiekiem, Mianowano cię atutem a ty protestujesz! To ty zabierzesz ostatnią lewę! Bądź dumny! Chciałbyś znaczyć inaczej, być sobą a równocześnie grać o więcej niż grasz przy naszym małym stoliku. Marzysz o wielkiej wygranej, a rolę masz maleńką. A sił ci brakuje nawet by zrzec się tej roli nijakiej. A może protestujesz by cię zauważono, by nie umrzeć w nicości? Smutne, przewrotne, gorzkie twoje przeznaczenie. Palec losu okazał się palcem szulera. 150 SZPIEDZY Dżoker wyrwany z talii, przedarty na pół, był naszym znakiem rozpoznawczym. Gdziekolwiek będę, dokądkolwiek dojdę, z kimkolwiek się spotkam, będą mnie śledzić z przeszłości rozdwojone oczy karcianego demona. Szpieg śledzący szpiegów wśród szpiegów pragnących zapomnieć kiedy, gdzie, kogo i za ile szpiegowali! Ironia! Szpiegowski zamęt! Nazwij jak chcesz! Zemstą! Odwetem! Szantażem! Wyrównaniem rachunku! I co, że niewiadome? Dżoker przerwany na pół śmieje się szyderczo z bezużytecznego szpiega, którego tylko on potrzebuje. Też chciałbym się śmiać, lecz nie umiem. 151 DO... Ty nie ukrywasz sztyletu, ty stałaś się sztyletem i grasz drapieżną kartą przeciw mnie. Sztuka aktorska skończona, zaczyna się gra o przetrwanie, a ja nie chcę cię zranić, więc odejdź lub... 152 NIEBEZPIECZNA PUŁAPKA DAMY KIER Dama Kier z Waletem Trefl i cieniem Króla Pik stworzą ci piekło, i już im nie umkniesz Dżokerze! 153 MASKA Spotkałem Damę Kier - fałszywą Damę Kier! Spotkałem Damę Kier z sercem Damy Trefl! Ufałem jej do końca, kochałem i słuchałem rozkazów i kaprysów naiwny, wierny błazen. A może Głupiec z tarota, a może po prostu głupiec? „Im większa jasność nade mną, tym głębsza we mnie ciemność, czy zdążą ją jeszcze rozproszyć twoje błękitne oczy?" Dialog ze złudzeniami, dusza pogmatwana jak labirynt. Gry, fortele, maski, niepokój. Czy jest możliwe szczęście w masce? Dama Kier z duszą Damy Trefl napisała kilka gorzkich wierszy i czyta je wieczorami ze łzami. 154 Mężczyźni tęsknią za Mesaliną! Ze wstydem, skrycie, odwracając głowy stanęliby w kolejce oblizując wargi. Zamaskowani kochankowie lubią stać i czekać, podniecać się i marzyć, i obliczać ilu już przeszło, ilu jeszcze nadejdzie. Mężczyźni cenią świadomość upokorzenia, poniżenia, zdeptania, zazdrości, tęsknią za Mesaliną rozkoszną i pogardliwą. W kartach zobaczysz to dokładnie, szczegół za szczegółem, na prześcieradle. Nie przyznają się, kłamią, tłumaczą wykrętnie że zabłądzili przypadkiem, że nic nie wiedzieli 0 łóżku i zapłacie. Mężczyźni lubią płacić, chociaż zaprzeczają, rozognieni klienci płacą myślami, marzeniami, krwią 1 pieniędzmi. - Nie szukam! - mówię oburzony i szukam gorliwie. 155 Nie płacz, to tylko walet odchodzi, walet w kapeluszu francuskiego muszkietera z pustym wzrokiem i podkręconym wąsem, przystanął obok dziesiątki trefl i zerka na Damę Pik. - Nie na mnie - mówisz - patrzy, lecz na tę rozkapryszoną idiotkę, głaszczącą kota pod włos. Czy naprawdę nie widzi arystokratycznej urody kierów? Skąd u ciebie ten gust plebejski? Co w niej znalazłeś błaźnie? Walet milczy, zastygł w napięciu, zdecydowany odejść wśród przetasowanych, przełożonych, rozłożonych kart kabały, której nie ufam. Jesteś przecież Damą Kier i nie powinnaś przejmować się byle waletem. 156 ZASADY DAMY KIER Jeżeli żenisz się z Damą Kier, nie dziw się, że po zdjęciu maski wciągnie cię do gry i wcześniej czy później wykorzysta przeciwko karom, treflom, pikom. Bawi j ą twój a zazdrość, cieszy upokorzenie, prowadzi cię przez wszystkie kręgi poniżenia gdy zza drzwi słuchasz bicia serc jej kochanków. Drażni ją twa ironia i śmiech z siebie samego, świadomość że stałeś się kartą w jej długich palcach, i tęsknota za innymi kobietami. Dama Kier nie przebacza, Dama Kier odchodzi, ociera usta ze szminki i na krawędzi stołu zostawia przedartą kartę, która kiedyś była człowiekiem. 157 STRAJK Zwierzęta zwane ludźmi niosły dziś sztandary. Zwyczajny pochód śpiewających ssaków, proszą, żądają, oczekują, trawią. Głodują z nadzieją, że wzbudzą współczucie, a to tylko karta z Głodomorem w dłoni starego diabła. A każdy musi pić, bo mu gardło wysycha. I każdy musi jeść, bo skona z głodu. I każdy musi spać, bo z niedospania zbliża się do schizofrenii. 158 BEZSILNOŚĆ Nie zbłękitniałe! Nie zielone! Nie jak świergot poranny! Nie jak skrzydła sowy lecącej do lasu! Nie uspokojone w chwilę po narkozie! A więc tylko nie? Nie? I nic? I nikt? I nigdzie? I jesteś pewny? I nigdy więcej? Pustka? Próżnia? Otchłań? Dół albo spalenie? Tylko złudzenie z kart znaczonych przez czas? Tylko tyle? I koniec? Już po... I mam w to uwierzyć? 159 MELODRAMAT Dwie karty król i dama, dwie karty ty i ja, i hotel zapomnianych gdzie toczy się ta gra. Dwie karty i bezsenny, niezmienny nocy bieg, ostatni choć płomienny na kartach życia szept. Dwie karty, król i dama, samotni -ty i ja i niedomknięta brama, którą zatrzasnął wiatr. 160 ASTMA NIEUSTAJĄCA 161 NARODZINY, CZYLI POCZĄTEK UMIERANIA Rodzisz się, cieszysz z narodzin, a to przecież wyrok nieodwracalny. Uczestniczysz w umieraniu a nazywasz to życiem. 0 umarłym mówisz: odszedł, a to po prostu koniec. Płodzisz śmiertelników wiedząc że są śmiertelni. Prawda jednak przeraża 1 dlatego nakładasz jej maski. 162 ATAK ASTMY O TRZECIEJ NAD RANEM Latarnia w płucach już płonie, to astma cię budzi! Jak kobieta fatalna niby czeka z boku, a czyha pewna swego żądła. Duszność przychodzi z burzą czerwcową. Niskie, ciężkie obłoki to jej szybcy zwiadowcy, nie umkniesz przed nimi. Pod przeponąjuż alarm, przerażenie czasem jaki ci pozostał. Nie uciekniesz mi, przecież jestem w tobie, zmiażdżę cię od wewnątrz, Spójrz na chmury pędzące, zaraz cię wypełnią. Uśmiecham się opuchniętą twarzą, skarżę się obrzmiałymi wargami, zapisuję drżenie rąk. 163 ATAK ASTMY W SIERPNIOWĄ NOC Cisza! Jak ciężko. Byle do rana... 164 SEN WYTŁUMACZONY CZĘŚCIOWO Śnił mi się słoń o szerokim czole, galopujący płytkim korytem rzeki. Bałem się, że mnie zadepcze i zanurkowałem między pożółkłe trzciny, lecz on przebiegł obok z pochyloną trąbą i nawet nie odczułem jego szybkości. Nieco później włochaty knur zbiegał ze skalistego wzgórza i chciał mi pożreć rękę, czarno-różowy ryj krążył za moją dłonią. Obudziłem się przed ostatecznym cięciem i z ulgą spojrzałem w słoneczne okno. - To fałszywi przyjaciele, obmowa, plotki... - wyjaśniałaś ze smutnym uśmiechem. - Uważaj przed kim otwierasz drzwi i nie zamykaj oczu jadąc pociągiem. Nie opowiedziałem ci wszystkiego: na czole słonia zauważyłem zamalowany na czarno kontur rombu z ledwie widocznym okiem, a racice knura były z żelaza. 165 CICHA PROŚBA DO PRZYJACIELA Jurkowi usypiającemu po dawce morfiny.. Nigdy nie trać nadziei, nawet gdy uciekasz, a drapieżne pająki drążą w twych kościach korytarze bólu, nawet gdy wątpimy, czy przeżyjesz noc, ty nie rezygnuj z nadziei. Nie wierzysz już w Boga ani w diabła, w lekarzy i znachorów, w przyjaciół i krewnych, ale wciąż myślisz, widzisz, wiesz, więc miej chociaż nadzieję. Nigdy nie trać nadziei, że dojdziesz powtórnie do miejsc już poznanych i do miejsc, gdzie nas jeszcze nie było, a które chciałeś zobaczyć lub zapamiętałeś ich nazwy zjawy, ze snu, ze złudzeń. Nie odpędzaj nadziei, proszę, niech pozostanie nawet kiedy przestałeś jej ufać i zapomniałeś jej imion. Nie wypędzaj nadziei dopóki podróż trwa. 166 Na Goethestrasse 15 na oknach opuszczam rolety, mój przyjaciel przymyka powieki. Na Goethestrasse 15 trzy kobiety wspominają, trzy kobiety zasmucone milczą. Na Goethestrasse 15 w ciszy szarego dnia mój przyjaciel zasnął. Na Goethestrasse 15 nerwowy sen po morfinie, niedokończony wiersz, październikowy deszcz, na Goethestrasse 15. 167 UCIECZKA Dawki morfiny coraz większe, proporcjonalnie do bólu. Morfina - ból, ból - morfina, morfiny coraz więcej, ból coraz ostrzejszy. Morfina coraz częściej i ból coraz szybszy. Ból coraz głębszy, morfina zawodzi, i tak do końca, do końca, do nieprzeniknionej ciemności, nieprzeniknionej przyszłości, chcemy się poddać, ulec, zrezygnować, i... Morfina - sen, jawa - morfina, nieprzenikniony cień, włóczęga, mistrz, znak w tabletce, niewolnik bólu, prze... 168 Z PRZESZŁOŚCI 169 SZKLANE DOMY - przy grobie Stefana Żeromskiego I Przedwiośnie trwa, lecz ludzie są zmęczeni i nawet w krokach za murem cmentarza słychać znużenie. Nikt nie zauważa kamiennej płyty wśród wierzb, brzóz i cieni. Przedwiośnie trwa, bo nie ma takiej siły, która powstrzyma nadchodzącą wiosnę. Krew niespokojna pędzi poprzez żyły i płyną szare, bolesne miesiące. Przedwiośnie trwa w uśpieniu, przedwiośnie trwa w lodzie lekceważone, przemilczane, mgliste, a jednak tętno wyczuwasz, stłumione lecz nadal żywe, chociaż po tamtym pochodzie nawet echo ścigane było i tropione, i pozostały słowa cierpkie, ciężkie, bliskie. II Znowu przychodzę na cmentarz zatroskany, jakbym chciał wyspowiadać się z milczenia, przed grobem uwięzionym we wspomnieniach na który wciąż spadają gruzy domów szklanych. Lecz to nie koniec mitu, bo mit jest bezkresny, i nie można go zabić strzałem ani słowem, choć dłonie zaciśnięte i twarze surowe, lecz nikt przecież nie chce przyznać się do klęski. Zawsze broniłeś słabych i skrzywdzonych, a dzisiaj szydzą z sosen rozdartych i zgiętych, ścinają, kaleczą lub nie dostrzegają... Ci, którzy bili w twarze, dzisiaj biją w dzwony, ci, którzy kłamali, dzisiaj chcą być pierwsi w mówieniu prawdy, w dróg odnajdywaniu... III Wiatr od morza doleciał do tej szarej płyty, tu na Wolę, w pobliżu Żytniej i Młynarskiej, gdzie nadal śnisz o przyszłym, niepodległym państwie wolnych ludzi wolnej Rzeczypospolitej. Tu, pod powieką starej Europy, gdzie zbyt długo brałem milczenie za ciszę, bezdomnych ludzi bezdomne myśli słyszę, szepty powracające jak zmęczone stopy. 170 Nie mów, że w twarzach są tylko popioły ze szklanych domów, syzyfowe prace, że tam nadzieje, a tu nasze życie, że martwe oczy, puste sny i stoły, że co nadeszło, nadeszło inaczej, nie mów, bo z czym obudzisz się o świcie. 171 TYLKO TWOJE KONIE Kazimierzowi Szemiothowi Słyszysz? To konie walą kopytami w ciągłej ucieczce przed nocą. Wąwóz dygoce, pękają ściany, głazy po zboczach się toczą. Boją się, czują śmierć przerażającą a prostą, więc rwą do przodu wbrew uzdom, uprzężom, siodłom. Chcą wymknąć się śmierci, przetrwać, błądzić po łąkach nad rzeką, słuchać jak trzciny szepcą w białym, porannym oddechu. Znowu dźwięczy podkowa spadająca w tej gonitwie spłoszonych koni galopujących za skrawkiem słońca jakby los można było przegonić. Wzywasz je po imieniu oszalałe, pokryte pianą w narastającym cieniu pod krawędzią nieubłaganą, Ciężko być jeźdźcem wśród tych skał, prowadzić niespokojny tabun, wiedząc, że pozostałeś sam, a z wnętrza myśli pełznie słabość. Ostatni zakręt i potok, i strach w źrenicach rozwartych, echa w grotach łopocą jak skrzydła aniołów upadłych. I znów ostrogi wbijasz w boki aż krwi spadają rdzawe ziarna na szare, granitowe progi przełęczy podniebnego państwa. Drżą kopyta strzaskane, rżą chrapy w zawrotnym pędzie, ze szczytu odrywa się kamień, za chwilę spadnie jeździec... 172 Poniosły cię w zmierzch i dalej, krwawy pot zawisł w półmroku, zaprzęgi, myśli, talent zerwane na skalnym uskoku... 173 Janowi Marszałkowi Spotkałem cię - pamiętasz - trzymając pod płaszczem gołębia skrzywdzonego i przerażonego. Padało kiedy go schwytałem, nogi miał spętane cienką żyłką wędkarską jak podczas wojny jeniec. Tak skrępowany mógł tylko fruwać lub pełzać. Zmęczony i brudny ciężko bił skrzydłami, zostawiając na moich palcach krwawe ślady. Dopiero w domu oczyściłem rany, usunąłem więzy przecinające skórę, zmyłem ropę i krew. Wyrywał się, lecz mocno go trzymałem. Był tak cichy jakby słuchał bólu. Nakarmiłem go - usnął. Rano podziobał mnie, uderzył skrzydłem, usiłował uciec w lustro. Jak wielki poeta, chociaż poraniony i szary, patrzył z wysoka, zdolny do lotu pomimo bólu. 174 Z WYPRAWY ROMANTYCZNEJ pamięci Jerzego Durnatta... I „Bo wiem co trzeba zapomnieć i co trzeba pamiętać"1. Śmierć czyhała w srebrnych łodygach witraży, popiół sypała w płuca - w płonące więzienie, gdzie sam byłeś więźniem, śledziła cierpienie i ciężką dłonią pot ścierała z twarzy. A ty myślałeś o gwiazdach nad Wilią i starym sercu uśpionym na Rossie, 0 cieniu roztrzaskanym pod kamiennym mostem, łączącym pamięć i przyszłość. Ktoś czekał pod oknem, słuchając oddechu, chłopiec znad morza, poeta nieznany, twój ojciec w siwej czapce legionisty, a obok matka wśród wrzosów na brzegu, młody dziennikarz nagle zakochany, Chrystus na zakręcie nieznanej uliczki. II „Aż kiedyś noc taka przyjdzie, że nie starczy pamięci ni wina". Na twoim ślubie wznosiłem toasty chińską wódką, wierząc, że sprawdzą się słowa, za oknami gęstniała mgła październikowa nie złamana przez gwiazdy i stygnące blaski. Twoja twarz stawała się żaglem w tym zmierzchu 1 tyle było pytań niezadanych, bo przerażały nas kraty i ściany, niewygasłe popioły po spalonym wierszu. Teresa słucha ciszy - odnajduje cienie po tamtych troskach, przemilczeniach, krokach i nadal czeka, choć dlaczego nie wie, na znaki, szepty, sny, uspokojenie, patrzy jak Warszawa zanurza się w mroku, gasną rozbite lampy, przeznaczenie. III „nim nadejdzie pora gdy umierają lustra". 1 Motta do sonetów pochodzą z wierszy Jerzego Durnatta (przyp. aut.) 175 Pod powiekami ukryłeś zapłakane krzyże ze wzgórza Gedymina, filaretów twarze prowadzonych z więzienia białym traktem marzeń ku słońcu przykutemu do skał na Sybirze. Słyszę kaszel szumiący jak drzewa na Rossie... To ty znowu wędrujesz po tamtych ulicach, na dziedzińcu rozmawiasz z cieniem Mickiewicza 0 budowie sonetu, wielkiej chociaż prostej. Broniły cię dłonie Matki z Ostrej Bramy, Jej zamyślenie, Jej oczekiwanie, gdy powtarzałeś: pod Twoją obronę, dzwony rozbite lecz niepokonane, jak romantyzm żyjący, chociaż ukrywany, pisanie samotne i niezakończone. IV „i cisza między nami położy się srebrna" Nagle wybuchła róża w twoich płucach, lecz ty nie czułeś, że to Śmierć nadchodzi, że Charon miejsce gotuje ci w łodzi 1 sieć milczenia na twą twarz zarzuca. Nie przeczuwałeś w szarym blasku słońca, że to ostatnie kroki i rozmowy, znużone bramy, wydeptane progi, korytarz którym dojdziesz już do końca. Jeszcze z odwagą, z uśmiechem w głąb nocy oddalasz się bez lęku. Dłonie do modlitwy nadal chcesz unieść w nieśmiertelnym słowie ostatniej nadziei, ostatniej pomocy, nagłej potrzeby zapisania myśli, której nikomu nigdy nie opowiesz. V „Ze snu powstałeś, a w pieśń się obrócisz". To była tylko chwila, błysk w ciemności, krótkie spotkanie na krańcach kosmosu, zapamiętana plątanina głosów i szare oczy pełne samotności. To była tylko kropla, ból wszechświata, gwałtowny kaszel, wstrzymanie oddechu, ostatnie spojrzenie z warszawskiego brzegu na wschód, śladem czerwcowego ptaka. Zostały rymy, rytmy, metafory, strofy notowane wieczorem w pośpiechu, 176 tych kilka myśli nigdy nie poddanych, nad Saską Kępą zapalone story chmur, biurko w redakcji i ryza papieru nie otworzona - czas niezapisany. 177 ANARCHIA - Po cóż mi państwo, które przegania mnie z ławki na ławkę? - mruczy bezdomny. - Po cóż mi państwo, które nie daje mi pracy? - pyta bezrobotny. - Po cóż mi państwo, które obiecuje szczęście w przyszłości, wykradając z kieszeni każdy grosz? - myśli biedak. - Po cóż mi państwo, w którym nie mam pieniędzy na chleb? - złorzeczy głodny. - Po cóż mi państwo, którego nie mogę opuścić, bo nie mam na paszport i bilet? - narzeka rozczarowany. - Po cóż mi państwo, w którym zawsze będę gorszy od bogatszego? - krzyczy nędzarz. - Po cóż mi państwo, z którym o krzyżu przypominają mi ci, którzy go nie niosą, bo to ja jestem ukrzyżowany. 178 CZY MYŚLIWI BĘDĄ STRZELAĆ DO BOGA? 1. Myśliwi zabijają, bo lubią zabijać, rozdawać ołowianą śmierć z lekkim zażenowaniem, lub poczuciem zachwytu nad swym rzemiosłem. Myśliwi zabijają, bo czują się wybrani do zabijania, bo czują się bogatsi o strzelby, kule, proch i prawo łowieckich związków, do których nie każdy zostaje przyjęty. Myśliwi w ciepłych kurtkach, nasyceni mięsem i gorzałką, wpatrzeni w źrenice zamordowanych, cieszą się krwią i ostatnim trzepotem powiek. Jutro znowu podniosą się zza biurek i z wrodzonym lub sztucznie wyhodowanym okrucieństwem będą zabijać dla odpoczynku i przyjemności. 2. Zejdź do rozmodlonych przed Twymi ołtarzami i powiedz: NIE ZABIJAJCIE. Przypomnij im legendy o Świętych: Franciszku i Hubercie, ucz litości, miłości, miłosierdzia, odczytaj przykazania. Wyjaśnią Ci z uśmiechem, że uczyniłeś ich panami wszelkiego stworzenia na ziemi, więc skąd pretensje? Z goryczą uniesiesz ostrzegawczo palec, zamkniesz oczy, by nie dostrzegać sumień, które służą im tylko do rozgrzeszenia z wolnej woli. Ukaż sąd ostateczny w liściach rozproszonych przez wiatr, nazwij ich pyłem i prochem. Wyśmieją cię, wyszydzą, szeptem wytłumaczą, że nie wolno Ci mówić inaczej, bo musisz przebaczać i zbawiać. W wigilię Bożego Narodzenia, odprasowani i wyperfumowani, podrzucą trochę siana sarnom, do których będą później strzelać. 3. Samochody już mkną po ośnieżonych drogach, dziewczyny w motelu wydłużają rzęsy, 179 kucharze pitraszą biały żur z kiełbasą, oni ładują sztucery i dubeltówki, zwierzęta drżą ze strachu o swoje sprzedane życie. Starzejący się poeta odwraca twarz od zamordowanej sarny związanej w pałąk. - Jestem zawsze po stronie zabijanych, usprawiedliwia się, bo też zgłodniał. 4. Jesteś dla nich Boże jak ten cietrzew wypchany, podziwiany z szacunku dla gospodarza uczty. Jesteś im potrzebny, ale tam w niebie, najwyżej, bo tu byłbyś groźbą, goryczą i cierniem. Nie schodź ze swych fortec astralnych, bo na ich muszkach będziesz następnym celem. 180 CHRYSTUS Z VUNG TAU Nad niepokornym morzem, wśród wraków zapomnianych, nad plażą płonącą w oddechu smoka, nad ryżowiskami, polami lotosu przystanął Chrystus. Uciekaj ą węże, tańczą kraby, pijawki spadają z lian, w szczelinach skał pająki walczą ze szczurami, trędowata dziewczynka chwyta mnie za rękę. Chrystusa dręczą nasze sny, łódź ostrzelana, rany w burtach krwawiące, płetwy rekinów, głębia niepewności, wiatr wciskający w usta modlitwę strachu. Głos jakby zagłuszony, szept mojej niewiedzy, Chrystus samotnym myślom podpowiada, że wiem mniej niż sądzę i nie widzę łez zaschniętych na szarej twarzy rumowiska. Aż tu dotarł w swej krzyżowej drodze, broniąc człowieka przed człowiekiem, nad miasto skrępowane drutem kolczastym, nad lotnisko, tunele, korytarze, labirynty bezsenne. Na żwirowisku skolopendra... Skorpion atakuje ostrzem! Pęka pierścień! Trzeszczy chitynowy pancerz! Jad zabija wzajemnie w płonącym słońcu... Na polu ananasów wirują maczety w zmęczonych dłoniach kobiet. Płaczą kauczukowe drzewa, sól porasta ziemię. Po niebie krążą samoloty i sępy. Spójrz! Wyciągnął ręce jakby nas chciał zasłonić przed nami, przez nas ukrzyżowany. 181 MODLITWA W listopadzie 1977 r. w katedrze w Sajgonie - obecnie Miasto Ho Szi Mina - znalazłem się przed obrazem Najświętszej Marii Panny, jaki znajduje się w każdym polskim kościele. Matko Boża z Sajgonu, jak cicho w katedrze... Odpoczywam przed Twoim łagodnym spojrzeniem i już nie boję się żyć dalej, nie boję się umierać. Matko Boża z Sajgonu, Mario Wietnamska, światło płacze nad modlącymi się, nad przerażonymi. Broń ich przed zwątpieniem, przed pogardą dla siebie samych, jak nas bronisz przez wieki. Matko Boża z Sajgonu, Mario Naszego Czasu, przed Tobą oczy skośne, ramiona skulone, łzy i prośby. Pochyl się nad nami, wygładź nasze twarze, uspokój nasze myśli, daj nam siłę przetrwania. Matko Boża z Sajgonu wśród lotosów i świec, proszę pomóż kobietom na ryżowiskach i narkomanom z obozów, i okaleczonym z niebieskich rynków, i głodnym. Matko Boża z Sajgonu - tu zrozumiałem przyczynę poezji... Nie błagam o zmianę przeznaczenia, lecz o siłę, by nie złamały mnie prawa trądu. Matko Boża z Sajgonu, dżungla jest w ludziach, dżungla uciekających węży i pająków. Ochraniaj wszystkich, którzy chcą się wyrwać z jej kolczastych lian i broń tych, którym zabrakło odwagi. Matko Boża z Sajgonu, modlę się za łódź umierającą w słońcu południowego morza, za wargi milczące, za oczy wyschnięte - zbliż nas do brzegu. Matko Boża z Sajgonu, ocal drobną dziewczynkę biegnącą za samochodem po wymiętych łodygach ryżu. Wiadra wody dźwigane po śliskiej grobli to jej modlitwa. 182 Matko Boża z Sajgonu, przywróć nadzieję staruszce o czarnych ustach, że synowie powrócą zanim oślepnie. Przemyj jej źrenice Swoim światłem. Matko Boża z Sajgonu, Mario Wietnamska, jak cicho w katedrze, aż słyszę dzwony Częstochowy, aż słyszę kuranty Gdańska... Tak nam dopomóż. 183 BOŻE NARODZENIE 1981 Mój Boże, ile ciemności we mnie na podwarszawskiej równinie... A może jesteśmy w czyśćcu, w tunelu między dobrem a złem? Tylko czy tam są gwiazdy? Z balkonu widzę jak zapaliła się pierwsza - kłębek naszej nadziei. Mój Boże, ile zmęczenia. Śnieg skamle pod twardymi butami. Windy płaczą. W nocy wysłuchamy opowieści gołębia skulonego na gzymsie. Łoskot gąsienic wnika w nerwy. Lustro jęczy przez chwilę. Trzej królowie stopami dotknęli już śniegu. Przywieźli kość słoniową, mirrę i kadzidło. Wielbłądy przyklękają. Płoną elektryczne świece. Twarz Matki niewzruszona uśmiecha się do nas, Jej dłoń pieści włosy złudzonego Boga, a Święty Józef głaszcze drewnianą kołyskę. Znowu dalekie dudnienie pojazdów. Zgrzyt odbezpieczanej broni. Rozkładasz talerze, półmiski z chlebem i rybami. Winda wspina się na piętro. Kroki. Kroki. Pukanie. Dzwonek do sąsiadów. Nie bój się, to goście przyszli, całują się z gospodarzami. Mój Boże, ile niepokoju. Pełznie wśród gałęzi czerwona smuga. Spada na twarz Jezusa. Spływa na białe polany... - Popraw - mówisz - te włosy anielskie, zsuwają się, plączą. Jakby krew oświetlała nam twarze... Siadamy. Silimy się na uśmiechy, lecz to tylko maski. Nagle chłód nas dopadł - chłód milczącego miasta - i zrozumieliśmy, jak łączą się narodziny i śmierć. Przy białym stole my i cienie dziewięciu górników. Łamiemy się opłatkiem. 184 TRENY 185 BALLADA O MOJEJ BABCI Pamięci Julii Landau Moja Babcia umierała blisko sto lat w Sarnakach, Łomży, Białymstoku, Grodnie, Wilnie, Mińsku, Warszawie, Gdańsku. Przeżyła wiele wojen, porodów i poronień, pożarów, ucieczek, epidemii. Odważna, twarda, nieprzebaczająca, dźwigała tajemnice, których już nie poznam. Budziła się pierwsza, zasypiała ostatnia, nie narzekała, nie kłamała, nie kradła. Pracowała za dziesięciu, za stu, za tysiące, jak doskonała maszyna. Uczyła mnie modlitw, przykazań, legend ze Starego i Nowego Testamentu, lecz sama nie lubiła chodzić do kościoła. Pisała skargi, podania, prośby, do sekretarzy, prezesów, dyrektorów 0 przydział węgla, zapomogę, sanatorium. Moja Babcia nie wierzyła w Boga 1 Bogu była chyba przykro, bo wierzył w Moją Babcię jak w siebie. 186 KURTKA O WIELU KIESZENIACH I PIERWSZA NARZECZONA Marianowi Brandysowi Mój wujek nosił tę kurtkę w Wołdenbergu, jenieckim obozie. Dał mija tuż przed maturą. Dwadzieścia kieszeni! Wysoki kołnierz osłaniał pierwsze pocałunki na plaży w Brzeźnie, otulał twarze przed sztormem. Nie mam już tej kurtki i nie znam losów tamtej rudowłosej, widzianej ostatni raz podczas kłamstwa. - Przyjdę jutro o szóstej - obiecała - i nie przyszła, niekiedy spotykam ją w snach... Poprzecierana, spłowiała kurtka drażni moją pamięć. Wyrzuciłem ją kilka miesięcy później. 187 POD ŚCIANĄ ŚMIERCI W BLOKU 11 Milczałem, okrążyło mnie niebo wysokie, piękne, z oświęcimskiego śniegu, mój ojciec podniósł rękę. Staliśmy obok siebie, ja i on legendarny, otoczeni mrokiem i śniegiem, niezniszczalni. To jest mój udział w wojnie, ten płacz, Oświęcim, zabity ojciec, własna twarz. 188 ZAPOMINANIE 21 marca 1943... zapomniałem o dacie śmierci mojego ojca. Zapomniałem i boli mnie to zapomnienie. Kiedy odejdę, kto będzie o nim pamiętał? Zaciskam pięści z rozczarowania sobą, z gniewu na siebie. Zapominam coraz częściej o śmierciach najbliższych, przekraczam dni w codziennych pościgach za pieniędzmi, za chwilą szczęścia. Szarość, jesień, mgła, zapomnienie... Zapominam, a później dręczy mnie poczucie winy, wyrzuty sumienia, rozgoryczenie, jakbym to ja ich skrzywdził. Jakbym też został skrzywdzony. 189 Wołasz mnie jak kartka, niezapisany arkusz ciszy. Zmierzch tymczasem sięga już do gardła wszystkich moich marzeń. I wracam, i chciałbym być z tobą, i słuchać tamtych pytań - zapomnianych. Wołasz mnie z cmentarza w Nowym Porcie i nie wiem co robić? Chwaliłaś się: mój syn jest poetą, a ja stałem się popiołem. Na kartce płonie sumienie. 190 - Trzeba ciągnąć ten wóz - mówiłaś Mamo co rano, po nocnych rozmowach z umarłymi. - Może odpocznę jak dojdę. - Trzeba ciągnąć ten wóz, jak matka Courage - żartowałaś zagryzając usta spalone słońcem. - Może odpocznę wieczorem, przed snem. - Trzeba ciągnąć ten wóz - krzyczysz przez sen, a serce pogania... dalej, dalej, dalej. - Odpocznę, przecież muszę odpocząć. - Trzeba ciągnąć ten wóz, zmęczony, zszarzały wóz mojego życia, tylko mój - powtarzam jak ty, i ciągnę. 191 - Nie przysłali nawet jego popiołów -skarżyłaś się Mamo, mówiąc o moim ojcu. W twoim Oświęcimiu rósł las krzyży wysokich, a tuż obok gaje gwiazd świetlistych. I szumiały wokół nas iskry, wichry i sny niezwyciężone. Pod stopami z pyłu spalonych kości wyrastały źdźbła - pierwsze trawy zapomnienia. 192 Jeżeli jest Bóg, Mamo, proszę by darował ci winy, wybaczył grzechy, przygarnął, przytulił, pocałował. I jeszcze żeby w tej wielkiej ciszy pozwolił ci słuchać muzyki i tańczyć. 193 NIEDOSTRZEGALNE POWRACA Wśród brzóz zobaczysz brzozę, której nie ma. Wyschła, więc ją ścięto, ale ty ją widzisz! W mieście odnajdziesz bramę, której nie ma. Dom runął ze starości, ale ty go widzisz. Wśród żyjących dostrzegasz siwy cień kobiety, choć wiesz, że jej już nie ma, ale ty ją widzisz. Czujesz spojrzenie dawno nieobecne, słyszysz głos przebrzmiały, zapomniane echo spotykasz, poznajesz i nie wiesz dlaczego boisz się o swą matkę, której nie ma. 194 SONET O WIERSZACH PISANYCH NOCĄ Te wiersze to uczucia - uczucia zdumione, że je odkryłeś i schwytałeś w mroku jakbyś zapisywał za płomykiem płomyk na kartce zmieniającej się w szarość popiołu. Wiatr ich nie porwał z litości nad tobą, bo wiatr w poezji też myśli, przeczuwa, niespodziewanie zamyka się w głowie i zamiast niszczyć i rozwiewać, słucha. Ty zaufałeś im, a one tobie, ty nie zdradziłeś ich, a one ciebie, tlą się cichutko w bezsennej nadziei oszlifowane wiersze diamentowe, te zapisane i te - szepty ledwie łowione słuchem na progu jesieni. 195 Za mną zostało morze - zasypane, i światło nad zatoką - zasłonięte szczelnie, a w portowych uliczkach marzenia skazane na klęskę. Za mną - aż tyle, a przede mną - podróż coraz krótsza... Ty na krańcu piękna i szalona tańczysz mówiąc: - Nie martw się! Do jutra! Za mną - niezapamiętane, przede mną - niespełnione, słowa niezapisane, listy spopielone. Szczęście, a raczej to, co mogło być szczęściem - nienazwane. 196 Byłaś jak mgnienie w moim życiu, Mamo, jak moment niepowstrzymany w ucieczce, jak odbijająca od brzegu chwila. Przesuwałaś się w słońcu, aż przeszłaś granicę cienia i stałaś się wspomnieniem, szeptem, zmierzchem. 197 Schizofreniczna noc trwa i trwa i słyszę Mamo jak krzyczysz, jak się męczysz we śnie. Nie żyjesz przecież - a przecież żyjesz we mnie. Serce pędzi donikąd jak oszalałe, powieki pękają z ciśnienia od wewnątrz, a ja nie umiem ci pomóc i sumienie szarpie moje myśli. Noc wokół taka sama, i krzyk wciąż ten sam na ulicy Na Zaspę, i ja zbuntowany chłopiec z Nowego Portu. 198 Coraz więcej ciszy między nami, coraz trudniej mówić. Coraz więcej pustki między nami, bez kroków i słów. Coraz więcej zmierzchu między nami, a oczy widzą już gorzej. A ty idziesz pod wiatr, między przedmiot i cień, dźwięk i echo, jawę i sen- sama w małym świetle między ciemnościami. 199 Nie umiem uciec mamo z twoich śladów, ani zapomnieć echa twego głosu, wszędzie znajduję siwe smugi włosów - we śnie, na drodze, w każdej stronie płaczu. Dziś wiem, że życie stale się zabliźnia, jak żagiel kiedy pochłania go bezkres, zamykam oczy jak w nadmorskim wietrze, kiedy uczyłaś mnie pierwszych rozmyślań. Ożyły wiedźmy i wieczorne diabły, i podróż ojca wzdłuż zmartwiałej rampy, i ciężar przeznaczenia - przemilczenie. Z daleka chciałbym dotknąć twojej twarzy, która młodnieje - to ostatnie z marzeń -jak baśń, by stać się ptakiem albo cieniem. 200 0 PIERWSZYM SONECIE WSPOMNIENIE Pierwszy mój sonet napisałem z lęku, kiedy krzyk matki w zgiełk morza się wplatał 1 ranił jak płomień w czarnych kwiatach zmusza powieki by opadły ciężko. Pierwszy mój sonet otworzyłem w morze aby odpłynąć najdalej, najciszej... Wierzyłem, że ucieknę, znajdę swoją niszę i odetnę ze zmierzchem wiążący mnie korzeń. Pierwszy mój sonet to łzy zapisane, szelesty nocne i armie zjaw szarych, i zaokienne, ginące jabłonie, w żyłach niespokojne, groźne pulsowanie, słowa nie uznające nałożonej miary - cienie biegnące przez mój pierwszy sonet. 201 O SERCU NIECIERPLIWYM Cierpliwość młodzieńcza, cierpliwość zbuntowana. Cierpliwość dojrzała, cierpliwość stateczna. Cierpliwość nakazana, cierpliwość bezowocna. Zasługi cierpliwości, przekreśla niecierpliwość, lecz cierpliwość zbyt długa staje się klęską. Zgasi, odszedł, już go nie ma, a ty nawet nie wiesz jak krępował swoje niecierpliwe serce. Serce ludzkie za małe, przy wielkości marzeń. 202 Z PRZYSZŁOŚCI Z przyszłości nadchodzi Śmierć, gra na piszczałkach wydrążonych z piszczeli. Utalentowana artystka! Spojrzy i zamieniasz się w pył, Dotknie i zatrzyma pracę twego serca. Płaszczem może cię zakryć i wchłonąć. Nieprawda, że czeka na ciebie! To ty czekasz na nią! Sądzisz, że zapomniała? Śmierć nie zapomina! Sądzisz, że nie pamięta? Śmierć nie zna pamięci! Pamięć i zapomnienie to są twoje mity, potrzebne tylko tobie. A Śmierć po prostu zabiera. Przybywa i ścina, na kogo wypadnie, dziś cię ominęła, jutro nie przepuści. Zbliża się i już nie odłoży na później. Śmierć zawsze przychodzi z przyszłości. 203 MITY CORAZ BLIŻSZE 204 PRZEJŚCIE Drogą, bezdrożem, brzegiem szedł z Drugiego w Trzecie Tysiąclecie, od punktu A do punktu B, -jak niegdyś Edyp z Delf do Teb - samotny człowiek z wieku w wiek. Ktoś gra... Orfeusz czy Szczurołap, a ty zapalasz, gasisz świecie, za tobą grzechy, szepty, cienie, śmiech nad przepaścią, przełom, przełęcz, przeobrażenia i złudzenie, i śmiecie, śmiecie, śmiecie... 205 COMMEDIA DELL' MORTE Spłodził mnie Arlekin, uratował Szczur, urodziła Colombina. Nie podejrzewałem, że to Taniec Śmierci! Arlekin zastrzelony, Colombina z rozbitą czaszką, Julia uczy mnie liter, podglądam Afrodytę, a może Artemidę... Pobiegłem za czerwonym fletem Szczurołapa, skrajem przepaści. Podpowiadali mi Faust i Mefisto, Colombina umarła na śnieżnej ulicy, Julia zasnęła nad Motławą, maski spłonęły, gmach Utopii runął, lecz pozostały talie starych kart. I gra trwa! Dzisiaj łomoce w moim sercu drobny krok Damy Kier. Wieczna amantka, tańczy w aksamitnej sukience, na najwyższych obcasach jakie widziałem. 206 ODWET NIEPRZEWIDYWANY Szczurołap zamarzł, pijany wpadł w zaspę i zasnął. Zlodowaciały, zbielały, całe ogląda go miasto. Nie słychać płaczu, śmiech ściszony, wzruszenie ramion. Łzy nad martwym Szczurołapem - po co? Z litości ktoś oczy mu zamknął. A nad brzegiem Styksu, Lety, Acherontu pisk bezgłośny, szarych widm przebudzenie, dusza Szczurobójcy umykająca, i mściwe cienie. 207 DON KICHOT Rycerz nie kłamał, to były demony, cienie czarnoksiężników, a nie skrzydła wiatraków. Nie przyznałeś mu racji, ośmieszyłeś wygnańca. Groźne nie jest szaleństwo, groźny jest kłamca. Niebezpiecznie wypędzać Prawdę. 208 OBOL Przez całe życie płacisz za istnienie, nie wiedząc nawet, że płacisz. Komu? Bogu czy Diabłu? A może? Może Nieobecnemu? Rzucasz otchłani myśli, marzenia, sny, miłość, bunt, cierpienie. Wyzbywasz się wszystkiego, aż po siebie samego. Płacisz aż do bilansu! Zerowego! 209 BIURO PODROŻY Pamiętaj! Czeka na ciebie Styks wygładzony i senny, Acheront, Erydan, łąki zawilców nad Letą, porywczy Kokytos wśród skał, Aornis, zabagniony Ereb, Pyroflegaton płonący i wiele brzegów tajemniczych gdzie kości, muszle, zbielałe gałęzie nie odezwą się pod twoją stopą, a piasek szary jak popiół i zeschnięta trawa uczą jak zapomnieć o sobie. 210 PODRÓŻNIK Przewrotne szyderstwo okaleczonych łodzi, a ty wciąż marzysz o Wyspach Andamańskich i Nikobarach, o zamku Duino nad Adriatykiem, 0 mieście Quauhnahuac w dolinie między wulkanami w Meksyku, na południe od zwrotnika Raka. Chciałbyś też odwiedzić Ormond Bar w Dublinie 1 usłyszeć podwiązki kelnerek, w Nowym Orleanie posłuchać starego jazzu, pokłonić się szczurom w świątyni Karai-Ma w Indiach, a w Chile pomodlić się na grobie niewierzącego poety oraz wejść na szczyt miasta Inków, może dopłynąć do brzegów Tasmanii... Ze wzgórza Koppenberg w Hameln spojrzeć w dół, 0 przychylność na Cyprze, Chios i w Koryncie poprosiłbym Afrodytę, w Montevideo szukałbym echa pierwszego oddechu Maldorora... 1 jeszcze ten brzeg, gdzie Lord Jim został zamordowany, i kilka innych kroków, i... Dworce, z których nie odjeżdżałeś, porty niewidziane, niewykupione bilety, samoloty wzlatujące wysoko ponad marzeniami, twarze tajemniczych kobiet, długi zliczane na palcach. Przewrotne szyderstwo okaleczonych łodzi. 211 ODPOWIEDZ BOGÓW Starzy bogowie wciąż żądają danin, oczekują zachłannie, więc nie masz wyboru, musisz ich uspokoić. Tylko skąd? Jaką złożyć daninę? Co mogą im ofiarować wygnańcy, uchodźcy, skrzywdzeni, poniżeni, pobici, chorzy, głodni, zrozpaczeni? Co jeszcze mają nędzarze? - Życie. 212 PITTIS Spod korzeni grunt znika niezauważalnie... Deszcz i Wiatr pracują nad jej śmiercią. Wysmukla i zielona patrzy ze skarpy wzywana fałszywymi głosami fal. Kuszą ją obietnice i oszustwa, chociaż boi się upadku, zerwania z brzegiem, podróży. Żwir ucieka, toczą się kamienie, glina spływa tysiącami żółtych łez, korzenie zwisają nad niespokojnym morzem. Już się pochyla - lekko, nieznacznie, jakby o jej ciało oparła się Tęcza, lub znużony słowiański bóg o czterech twarzach, jakby szukała bursztynów - śladów krwi swej matki. Posłuchaj jak trzeszczy, drży, szumi w ostatnim lęku. Coraz boleśniej odczuwa swój ciężar - każdą gałązkę, igłę, szyszkę. Czekasz na jej śmierć bezradny, wiedząc, że wystarczy delikatny dotyk, ruch skrzydła. Odrywa się, spada z płaczem łamanych gałęzi, ze skargą, która nie przyniesie ulgi, z krzykiem przerażonej rybitwy, z cząstką twój ego bólu. Patrzę na śmierć sosny i myślę o umierającej kobiecie. 213 SZEPT CHARONA DO UMIERAJĄCEGO NARKOMANA Nie wiesz, że jesteś coraz bliżej krańca niewyobrażalnego? Samotny, słaby, cichy uśnij nad szarą rzeką. Pomyśl, że to kanał miejski, i że to sen jak codzienny, a to Styks rozszeptany i przeprawa z Życia ku Śmierci. Nie masz obola? Nie martw się. Popłyniesz bez pieniędzy, zapłacisz mi kroplą krwi i blaskiem oczu oślepłych. 214 JABŁKO AFRODYCIE PRZEZNACZONE Zachwyt nad jabłkiem trwa, wszyscy o nim piszą. Ogryzek odrzucony wtapia się w szarość dnia. Jabłko w boskim żołądku przetrawione. Afrodyta odchodzi, ogryzki pozostają. 215 DWIE STARZEJĄCE SIĘ NEREIDY Poezja i Bezsenność, dwie stare kobiety, prowadzą mnie nad morze ubranego odświętnie z wygładzoną twarzą. I zostawiają, odchodzą, nie obiecują powrotu. I wtedy zaczynam się bać. 216 DELFY Słuchasz przepowiedni i stajesz się jej częścią, nadal nieufnie spoglądasz w zwierciadło, lecz wyrównujesz kroki i puls do słów zapamiętanych. Sądzisz, że jesteś sam, a wróżba trwa w tobie, zachłanna jak ziarno w długotrwałej suszy, już cię nie opuści, aż do wypełnienia. Potęga wyroku nie wynika z twojej zgody, tylko z potrzeby podporządkowania, z hierarchii, której nie jesteś pewny... Wróżba zwalnia cię z odpowiedzialności, i chcesz, by się spełniła, potrzebujesz nadziei, że się stanie - nawet przeciwko tobie - wolisz poznać prawdę o barwach jutrzejszego brzasku. Nie zrezygnujesz, nie wyemigrujesz, nie przemilczysz, nie ma obojętności, bunt też niczego nie zmieni! Jesteś formą dla oczekiwanego przeznaczenia. 217 LAJOS Na wąskiej drodze z Teb do Delf, konając spojrzysz na stopy mordercy. To on! Mój syn! Skazałem go na śmierć, przebiłem stopy rozżarzonym prętem i pastuchowi-zbój owi rozkazałem w leśnym wąwozie pozostawić przy dołach wilczych. Żałowałem, że zawierzyłem wyroczniom, i zabiłem własnego syna, tymczasem - co za pech! - on żyje i nie ustępuje nawet królewskim koniom pędzącym skalistym traktem. Pochyla się, zagląda w nieruchome oczy i ciężkimi palcami zamyka ci powieki, nieświadomy, że spełniła się pierwsza część wyroku na wąskiej drodze z Teb do Delf. 218 JOKASTA Po bliznach na stopach poznała swego syna, lecz już go pokochała, szczęśliwa z rozkoszy po pierwszej nocy w małżeńskim łożu. Nie chciała Prawdy, nienawidziła Prawdy, uciekała przed Prawdą, bała się twardych praw, słów pustych, pouczania, poniżania. Lecz Prawda już czekała przyczajona w czasie, zła, wyrachowana, podła ludzka Prawda przygotowała ci pętlę, A Edypowi wyłupiła oczy. 219 EDYP Kto nienawidził swego ojca i pragnął ciała własnej matki, zrozumie cię Edypie. Kto żył wśród obcych w gorzkiej niepewności, lecząc poranione, opuchnięte stopy, zrozumie cię Edypie. Kto nie ustępował pędzącym po wąskiej drodze, bił się, wędrował i kochał, zrozumie cię Edypie. Kogo otaczały zagadki, sny, tajemnice, śledztwo bezustanne, wyroki zakryte, zrozumie cię Edypie. Kto oślepiony szedł za Antygoną, wierną córką i siostrą, zrozumie cię Edypie. Kto w attyckiej pustelni umierał powoli, wśród starych kobiet-widm o mrocznych imionach Mścicielka, Złowroga, Niestrudzona, zrozumie cię Edypie. 220 BRACIA ANTYGONY Eteokles i Polinejkes mieli rządzić na przemian, lecz po pierwszym roku Eteokles nie przekazał władzy Polinejkęsowi, a ten rozgoryczony poprosił o pomoc sąsiadów. Eteokles - patriota walczący! Polinejkes - zdrajca na czele obcych wojsk! Znamy to wszyscy! Biel i czerń! Światło i mrok! Bóg i Szatan! Dobro i Zło! Tylko dla ich siostry nie tak oczywiste... Zginęli walcząc przeciw sobie. Kreon nagrodził Eteoklesa przemową, wieńcami, salwą nad grobem, orderem pośmiertnym. Polinej kęsa ukarał wyrzuceniem na śmietnik historii, na pożarcie sępom, psom i ludożercom. Nie przewidziałaś biedna, zbuntowana siostro tej nienawiści i prawa czuwającego nad nami. - Prawo nagradza i karze! I to jest prawo prawa. A ty chciałaś zastąpić sprawiedliwość sądu sprawiedliwością kochającej siostry. Ostatni punkt światła zamiera w betonie. 221 ANTYGONA Wystarczy zamurować drzwi w pokoju bez okien. I odejść. 222 TWÓJ SYN HAJMON Cicha, zabetonowana ściana, szara w płaszczu cementowym. Twarz Antygony biała jak światłem przemyta rana i ty stojący bez słowa. To twój syn, groźny sędzio, obok skazanej... Z żyłami podciętymi z miłości umiera... Czy to już ostatni szept Przekleństwa? 223 ISMENA Szła kilka kroków za Antygoną, czujna obserwatorka jej bólu. Żyła na drugim planie, lękliwa i blada, zawsze na drugim planie. Jej sumienie krzyczało, lecz usta milczały. Nie ma już siostry, nie ma już braci, Edyp i Jokasta nie żyją. Zostałaś sama i krzyczysz z lęku przed samotnością, a może drwiną. 224 TEREZJASZ POPEŁNIA SAMOBÓJSTWO Przepowiedział wszystko, co mógł w swej ślepocie: śmierć Antygony i zburzenie Teb. Stary przygnębiony wieszcz przewidział też swą śmierć i chciał być wierny przepowiedni. Uciekał, wiedząc, że nie ucieknie. Zatruł źródło i... pił, zapatrzony w znikający sen. Nie przeczuwał, że ja i ty domyślimy się samobójstwa. 225 HEKATE Patrzy w znajome okna i poznaje Samotność, której kiedyś nie rozumiała. Wiatr chłodzi jej chorą twarz i całuje w usta, jak chłopiec, który nie chce pamiętać. Wiatr, Księżyc, Noc, ostatni jej przyjaciele. Tęskni za chwilą czułości, dotykiem, oddechem, za jego cieniem i krokiem. Chce go mieć znowu, lecz to niemożliwe. Wychodzi o zmroku. Przez bezludne miasto, pamięć, wybrzeże, ostatnie marzenia, port, z którego już nie odpłynie - idzie sama. Staje na skrzyżowaniach i skarży się: - Jestem jesiennym liściem. Do Ziemi, Nieba, Morza, Losu, do mnie, do ciebie czuje żal - nagle pozbawiona piękna i nadziei. Czarny pies łasi się do niej w półmroku, i zaczyna go kochać. Sama, samotna nie boi się Ciemności, poszukuje Ciemności, Ciemność jest jej brzegiem, Ciemność przywraca siły, można jej zaufać, powierzyć ból skroni, pulsowanie krwi. Zbliża się do czarnej ściany. Mija ostatnie, słabe światło, ostatnią widoczną mgłę. Chorą na raka twarz ukrywa w gwiazdach. 226 LĘK ORFEUSZA Moja podróż do zamku-teatru w Przemyślu i droga Orfeusza po stracie Eurydyki, zostały w tym poemacie utożsamione, bowiem między rzeczywistością a fantazją nie ma przedziału, a dramat Orfeusza jest dramatem każdego z nas... Powoli szedłem przez jesienne wzgórze jak poeta śledzący nowy związek słów kieruje się jasnością. Byłem coraz bliżej starego zamku na kamiennej skarpie, zasłoniętego przez kurtynę drzew. Tu wśród walczących na niebie gałęzi, szukałem myśli, a właściwie klucza do myśli uśpionych. Patrzyłem za siebie jak starzec zbyt zmęczony by zawrócić - idzie więc dalej bez celu zagryzając usta. Biły mi pozdrowienia dobre, stare dzwony i czułem oddalanie szumiącego miasta, odpływy i przypływy - tyle rosło echa, że cisza zagnieżdżona w kościelnych zaułkach, służyła tylko wydobyciu kroków. Na dole zostawiłem hotelowe sny, królewski profil uśpionej Cyganki, wiersz cały z niedomówień - porzucone kartki, zarys sztuki, która może będzie napisana, jej suknię niebieską na rzeźbionym krześle, puls opadający spokojnie jak liście, płaszcz własnego znużenia, biodra fantastyczne, oddech delikatny jak najczulsza fala, zasłonięte storami, pełne szmerów wnętrze. Szedłem jak Orfeusz w rozpaczliwą jasność, już bez nadziei i z nadzieją jeszcze, wiedząc więcej niż mogłem unieść, przed siebie, patrząc wzwyż - grałem swój mit - rolę bolesną i odwieczną. Byłem więc równocześnie widzem i aktorem, osnową i wątkiem, podmiotem i rampą, improwizowałem żal, utratę, rozpacz po Cygance pozostawionej w ciężkich, chłodnych murach wśród rekwizytów najbardziej realnych, 227 przewidziałem jej nagłą ucieczkę, obawę przed zakochaniem. Każdy z nas jest aktorem w innej strefie życia i chowa w swym bagażu ten najstarszy mit o kobiecie idącej w przeciwnym kierunku, zbyt pięknej i zakochanej, by mogła być prawdziwa. Zbliżyłem się do szczytu jesiennego miasta, patrzyłem z góry na wzburzony Styks. Zmęczony stanąłem przed wysoką bramą, nie myśląc już o tym, co za mną zostało... Przede mną czekał teatr zaplątany w ruiny umarłego zamku, gdzie wiatr jest suflerem, bezludna scena i mur coraz wyższy. Na dworcu w Przemyślu nie było dziewczyny, tylko dzwon odległy bił mi pożegnania. 228 PRZESŁANIE Z PRAWDZIWEJ ŁODZI Łódź zepchnięta! Już wiosłujemy, nieważne dokąd! Drży na falach. Nabiera wody od dna. Chcemy wymknąć się z mroku, na szarą Wyspę Nadziei, gdzie nadal Orfeusz gra. 229 DO CIENIA STAREJ WROZKI Chcesz przejść z taliątarota przez rozlewiska piekielne? Sama, a może za psem, którego kochałaś, niepewnie stawiasz stopy wśród umarłych trzcin. Wokół pulsują bagna, trzęsawiska, doły - pułapki zamaskowane przez sprytne demony, niewidzialne oprzędy. Bezszelestny pająk wysysa resztki światła ze schwytanych dusz. Uważaj na siebie! Wir może cię wchłonąć! Zachłyśniesz się falą Styksu! Bagno Erebu cię wciągnie! Leta ogłuszy ciszą! Nie słuchasz przewidywań, nie chcesz nawet wiedzieć, że mogłabyś odpocząć, przystanąć na rozdrożu. 0 buncie już nie wspominam! Idziesz pomimo ostrzeżeń niepowstrzymana, stanowcza, Śmierci się nie boisz, bo już ją poznałaś, kluczysz, zawracasz, błądzisz 1 znowu przed siebie, najdalej z talią zmęczonych kart. I to jest właśnie odwaga. 230 SPIS TREŚCI BEZ LĘKU Czym powinno być Prawo? W uliczce mojego życia zatlity się inne świece Spotkali się ci, którym zamordowano najbliższych Do zobaczenia Mordercy przyczajeni wśród drzew Jeżeli karą za... Trzy proste pytania Przestroga, może dla ciebie? Mordercy są w pobliżu Mordercy są tuż obok, może za drzwiami? Krótka ballada o nieufności do słów O pustce Wszyscy są muchami w pajęczynie prawa... Pułapka Źrenice morderców są jak maski Otwarcie drzwi Kuszenie Ten student Groza Obłąkany Przed gmachem Sądu Zbrodniarza nazywaj po imieniu Nieśmiertelny Antynomie codzienne Błąd i po tobie Hipotezy o istnieniu Twoja prawdziwa miłość Podejrzliwość Obłęd Rytuał Czytanie z kory mózgowej Samotność nienazwana Przyczyny ocenzurowania Ostatnie miejsce parkowania Kilka słów o tych, którzy przegrali ZŁO JEST CHOROBĄ SUMIENIA Podsłuchane ze zwierzeń anonimowego Diabła Zło najbliższe Twoje piekło to strach, nieobliczalny strach... On Ateizm Graniczne przejścia wciąż czynne 231 Szatan Pogarda Człowieczeństwo O zawiści, która jest oblężeniem Oksymoron nieprzewidziany Do księdza przynoszącego mi ostatnie namaszczenie Czas kasy NA GRANICACH POEZJI O słowie Małe, niepewne credo Niepełna definicja poezji Smutna chwila rezygnacji 1992 O miłości ptaków Leopold von Sacher-Masoch W przeciwległym oknie Dreszcz Rozważania feministyczne Gronostaj W medalionie twarz kobiety... Inkwizytor nie chciał być inkwizytorem... Niekonsekwencj e Wyobcowany z czasu Sam siebie wygnałeś na peryferie... Cel Przebiegłość Emigrant Introligator Archetyp serca Wiedza CYWILIZACJA NIEPEWNYCH SIEBIE Przed trzecią wojną światową Przesłanie dla pożeraczy mięsa Skojarzenie Hyde Park Cztery psy na jaworowym pniu Epoka mrówek Mrówka, którą znasz Pytanie uzasadnione Przewrotność ucznia Oni Wycinanie naszego lasu W skwarze na wrzosowisku Archetyp starej suki Noc z niewidzialnym księżycem Świadomość pętli czasu Palenie fotografii Przeczucia Świat moich kolorów 232 Szkielet ropuchy znaleziony w wydrążonym kamieniu Jutro 14 lipca 1999! Trzy szkielety, cień i morze Przy studni w Pruszkowie Polska 2000 Przyspieszenie Znajomy właściciel warsztatu samochodowego Widma, duchy, demony patrzą na ciebie z kątów... W cerkwi w Jarosławiu nad Wołgą Przewartości owani e NAJBLIŻSZE... NAJDALSZE... DALEKIE... Ars philosophia Jestem O ciszy Pod powiekami Dowód na istnienie Boga Dowód na nieistnienie Boga Nigdy nie zakończony dialog Brama pokory otwarta przed tobą... Każdy Stale pogłębianie samoświadomości Doskonałość niedoskonała Do... Dzień naprawdę dobry Liść zakochany w wichrze... Wyschnięte drzewa też płaczą Powrót? Sarkazm przed jutrem O poetach niepokonanych Język łużycki Ty nie umierasz - ty odchodzisz! Epilog, którego nie ma KARTY NA TORACH Oni grają o... Świadomość gry z diabłem Rezygnacja Przewróżenie poranne Twoje drobne zwycięstwa Poznałem Damę Kier... Prośba Nieodczytane Zawsze na tamtym brzegu Zemsta niespodziewana Siwi mężczyźni często kochają się w młodych kobietach. Zawiść o sercu z tektury Zasmucenie Niedokończona definicja miłości Rozgoryczenie 233 Ten strach świadomy Asy powracające O damach kier, karo, pik i trefl Wyrok zapada w grze Protest dwójki karo Szpiedzy Do... Niebezpieczna pułapka Damy Kier Maska Mężczyźni tęsknią za Mesaliną! Nie płacz, to tylko walet odchodzi... Zasady Damy Kier Strajk Bezsilność Melodramat ASTMA NIEUSTAJĄCA Narodziny, czyli początek umierania Atak astmy o trzeciej nad ranem Atak astmy w sierpniową noc Sen wytłumaczony częściowo Cicha prośba do przyjaciela Na Goethestrasse 15 Ucieczka Z PRZESZŁOŚCI Szklane domy Tylko Twoje konie Spotkałem cię -pamiętasz... Z wyprawy romantycznej Anarchia Czy myśliwi będą strzelać do Boga? Chrystus z Vung Tau Modlitwa Boże Narodzenie 1981 TRENY Ballada o mojej Babci Kurtka o wielu kieszeniach i pierwsza narzeczona Pod ścianą śmierci w bloku 11 Zapominanie Wołasz mnie jak kartka... Trzeba ciągnąć ten wóz... Nie przysłali nawet jego popiołów... Jeżeli jest Bóg... Niedostrzegalne powraca Sonet o wierszach pisanych nocą Za mną zostało morze... Byłaś jak mgnienie w moim życiu, Mamo... 234 Schizofreniczna noc trwa i trwa... Coraz więcej ciszy między nami... Nie umiem uciec mamo z twoich śladów... O pierwszym sonecie wspomnienie O sercu niecierpliwym Z przyszłości MITY CORAZ BLIŻSZE Przejście CommediaDeir Morte Odwet nieprzewidywany Don Kichot Obol Biuro podróży Podróżnik Odpowiedź bogów Pittis Szept Charona do umierającego narkomana Jabłko Afrodycie przeznaczone Dwie starzejące sięNereidy Delfy Lajos Jokasta Edyp Bracia Antygony Antygona Twój syn Hajmon Ismena Terezjasz popełnia samobójstwo Hekate Lęk Orfeusza Przesłanie z prawdziwej łodzi Do Cienia Starej Wróżki 235