JACEK KACZMARSKI, ZBIGNIEW ŁAPIŃSKI SARMATIA 1. Do Muzy suplikacja przy ostrzeniu pióra J.K. 2. Drzewo genealogiczne J.K. 3. Na starej mapie krajobraz utopijny J.K. 4. Dobre rady Pana Ojca Z.Ł./J.K. 5. Pana Rejowe gadanie J.K. 6. Dzielnica żebraków Z.Ł./J-K. 7. Czary skuteczne na swary odwieczne Z.Ł./J.K. 8. Prosty człowiek Z.Ł./J.K. 9. Warchol J.K. 10. Z pasa słuckiego pożytek (M. Karpińskiemu) Z.Ł./J.K. 11. Rokosz Z.Ł./J.K. 12. Kniazia Jaremy nawrócenie J.K. 13. Elekcja J.K. 14. Pobojowisko J.K. 15. O zachowaniu przy stole (za J. Kitowiczem) J.K. 16. Nad spuścizną po przodkach deliberacje G.F.Haendel/J.K. 17. Według Gombrowicza - narodu obrażanie J.K. 18. Z XVI-wiecznym portretem trumiennym rozmowa J.K. (...) Śpiewy te pisane były ku przerażeniu serc. Więcej tu bezlitosnej drwiny i historycznego pesymizmu niż we wcześniejszych cyklach autora „Krajobrazu po uczcie". Ostatnie songi z koncertu „Sarmatia" noszą tytuły, które mówią same za siebie: „Według Gombrowicza narodu obrażanie", „Nad spuścizną po przodkach deliberacje", „Drzewo genealogiczne". Kaczmarski dobiera się do wstydliwie skrywanych pokładów narodowego dziedzictwa. Jego cykl jest satyrą, prowokacją i gorzkim, romantycznym z ducha moralitetem. Sarmacja jest w nas, w duszyczkach ciurów historii: Nie słychać o mym rodzie w Noc Listopadową, I nie zasilał chyba styczniowych patroli; Z Syberii żaden z moich z posiwiałą głową, Nie wracał, by napisać księgę swych niedoli. (...) Nie mam blizn po kajdankach, napletek posiadam, Na świat przyszedłem w czepku, nie pod ułańskim czakiem; Po dekadzie wygnania polskim jeszcze władam, Proszę więc o dokument, że jestem Polakiem. A co, nie należy mu się? Jerzy Jedlicki w Magazynie „Gazety Wyborczej" Rękojeść karabeli pasuje do polskiej ręki. Jelce tworząc z resztą znak Pańskiej Męki, rębacza błogosławi. Ale ten krzyż podnoszono nad głowę, najczęściej zajeżdżając sąsiada. A pod jelcem na głowni Najświętsza Panienka, złoto się z talarowej monety uśmiecha. Unus defensor Mariae dostał ją pewnie w obcym jurgielcie. Na środku słowa: „Honor i Ojczyzna" Ojczyzna trochę zachlapana krwią z uszu sąsiada. Honor jeszcze ciepły od gardła wziętej po niewoli dziewki. Stary obyczaj kazał obnażać ostrze podczas czytania Ewangelii na znak, że szlachta przy Słowie Bożym wiernie stać będzie. Z większym jednak zapałem obnażano ją w karczmach i zamtuzach. Czasem pod krzyżem jelca montowano damasceńską klingę, wygiętą w muzułmański półksiężyc i arabskim alfabetem chwalącą Allacha. Obcinano nią i kozackie osełedce, i żydowskie brody. Dlatego może była oznaką stanu i godności - symbolem. Żadna z karabel nie stała się Eskaliburem lub inym słynnym kordem. Ich świadomość była rozchwiana między karmazyna-mi i hołyszami. Jednak była testowana ostatnią wolą i łamana nad grobem bezpotomnie zmarłego. I tak było do 1863 roku. Ostatnie karabele wygarniały po dworach kozackie patrole zbrojne w proste, funkcjonalne, czarne i pozbawione ozdób szaszki. Miały one ł tę zaletę, że w ręku łatwo je było zastąpić nahajką. „Dalej bracia do bułata, wszak nam dzisiaj tylko żyć, pokażemy, że Sarmata umie jeszcze wolnym być". Marek Karpiński