John Christopher        Broń zrodzona ze snu    Uważano prawdopodobnie, że obecność przedstawiciela Armii jest niezbędna. Zaproszono właśnie mnie, być może dlatego, że kiedyś oświadczyłem - a gazety to powtórzyły - iż nie wszyscy politycy byli zidiociali i skorumpowani.    Wówczas miałem na myśli fakt, że ci z polityków, którzy nie byli kretynami, stali się ludźmi sprzedajnymi i na odwrót, ale zrozumiano to inaczej. Dość że byłem, w ten piękny wiosenny poranek, jedynym wojskowym wśród tłumu cywilów łatwo było odróżnić polityków od uczonych. Była to bowiem impreza ściśle naukowa i chociaż raz politycy nie czuli się zbyt pewnie. Profesor Norwood, którego sława była tak wielka, że nawet ja o nim słyszałem, zwrócił się do nas uprzejmie:    - Szanowni panowie, panie generale - powiedział zwracając się w tym momencie do mnie z szerokim uśmiechem - zanim przejdziemy do pokoju obok, wydaje się, że powinienem powiedzieć kilka słów. Niektórzy z panów wiedza o sprawie więcej niż ja sam, inni natomiast - tu znów uśmiechnął się do mnie - nie bardzo jeszcze wiedzą, o co chodzi. I dobrze, że tak się stało, bo oznacza to, iż tajemnica była ściśle przestrzegana. A tajemnica byle konieczna, bowiem chodziło o najpotężniejszą broń, jaka kiedykolwiek istniała.    Muszę przyznać, że zniechęciło mnie to kompletnie. Ludziom wydaje się, że wojskowi ubóstwiają dyskutować o nowych broniach, ale to tylko cywile tak to sobie wyobrażają. Dla dowódcy każda broń supernowoczesna jest zawsze nieludzka, jakakolwiek byłaby jej przydatność.    - Nasze obecne badania zostały zapoczątkowane w sposób raczej niecodzienny - mówił dalej profesor Norwood. - Wszystko zaczęło się od wystawy rysunków Leonarda da Vinci. Patrząc na te rysunki byłem po prostu urzeczony nowoczesnością koncepcji tego mistrza. Zwykły wynalazca posługuje się tym, co było wymyślone przed nim, i rozwija podobne myśli: znajduje po prostu nowe rozwiązania lub nowe zastosowania dla już istniejących teorii.    Natomiast rysunki Leonarda to coś zupełnie innego. Pomyślcie, panowie, o projekcie jego łodzi podwodnej, jego helikoptera, śruby z mutra... Są to rzeczy, które o milę przewyższają najśmielsze teorie z jego czasów.    Dla wyjaśnienia całej sprawy twierdzi się, że Leonardo da Vinci był geniuszem i kropka. Otóż zdarzyło się, że w przeddzień oglądania wystawy odczytałem sobie raz jeszcze dzieło Dunrie'a "Z doświadczeń kwestii czasu". I zaraz inne wytłumaczenie przyszło mi do głowy. Wiecie panowie dobrze, że książka Dunne'a opowiada jak on z innymi badaczami stwierdził, ponad wszelka wątpliwość, posługując się przeważnie analiza snów, istnienie pewnej wiedzy o przyszłości. Jeśliby zgodzić się z jego wnioskami, czas staje się czynnikiem zmiennym w przeciwieństwie do przyjętych obecnie teorii. Przyszłość przestaje tym samym być dla nas zamkniętą księgą.    W trakcie swego przemówienia profesor rzucał ukradkowe spojrzenia na obecnych. Słuchacze dzielili się wyraźnie na dwie kategorie: tych, co wiedzieli i tych innych. Pierwsi obgryzali paznokcie z niecierpliwości. Chodziło na pewno o rzecz olbrzymiej wagi.    - Po książce Dunne'a opublikowano pracę doktora Scala, który dowiódł istnienia snów wróżebnych u wielu osób badanych. Ale nie będę się nad tym dłużej rozwodził. Fakty te mają znaczenie jedynie dlatego, że pozwoliły mi na odnalezienie brakującego ogniwa w moim rozumowaniu dotyczącym Leonarda. A gdyby kluczem do geniuszu Leonarda da Vinci było po prostu odgadywanie przyszłości albo sny wróżebne? Przypuśćmy, że Leonardo istotnie nie zajmował się niczym innym, jak podsłuchiwaniem i podpatrywaniem najzwyklejszej fabryki przemysłu dwudziestego wieku?    Profesor Norwood znów na mnie spojrzał.    - Wystarczy sobie zdać sprawę z konsekwencji takiego faktu! Przypomniałem sobie, że właśnie w ten sam sposób wykładałem logistykę młodym oficerom Staff College'u.    - Jeśli Leonardo mógł przywłaszczać sobie wynalazki, które miały ujrzeć światło dzienne dopiero w cztery wieki później, to chyba można zrobić to samo w naszych czasach. Strzeżmy się, by nie powtórzyć błędu współczesnych Leonardowi da Vinci, którzy po prostu zignorowali przepowiednie znajdujące się przed naszymi oczyma. W dobie obecnej, oczywiście, interesujemy się bardziej uzbrojeniem niż jakimkolwiek innym odcinkiem techniki. .    Wszyscy popatrzyli na mnie. Miotem zamiar powiedzieć, że nie było prawdopodobnie ani jednego okresu w historii ludzkości, w którym by nie przejawiano takiego zainteresowania, ale pomyślałem sobie, że byłoby to brakiem taktu z mojej strony.    - Jeśli chodzi o uzbrojenie, zdają sobie panowie sprawę z ogromnej wagi zagadnienia. Historycznie rzecz biorąc, zawsze użycie nowych broni pozwalało jednemu z narodów na uzyskanie hegemonii i na to, by inny naród tej hegemonii go pozbawił. Obecnie po raz pierwszy w historii mamy okazję, by wyprzedzić wszystkie narody o sto lat co najmniej. Dałoby to nam przewagę absolutnie nienaruszalna. Dziś trzymamy się kurczowo nędznej przewagi w wyścigu zbrojeń atomowych. Pomnóżcie, panowie, tego rodzaju przewagę prze: dziesięć albo dwadzieścia - bezpieczeństwo nasze będzie całkowite i absolutne.    - Profesor wypił łyk wody i mówił dalej:    - Tyle, jeśli chodzi o teorię. A teraz zapewne chcieliby panowie wiedzieć, co praktycznie uczyniliśmy w ciągu ostatnich lat. Otóż, trzeba było wyszukać ludzi mających dar przepowiadania, nawet jeśli dar taki bywał niewyzyskany. Należało dar taki odpowiednio rozwinąć. Czynniki rządowe - tu uśmiechnął się lekko na to wspomnienie - kiedy przekonały się o słuszności teorii, bardzo nam dopomogły. Obecnie w każdej szkole stosuje się różnorodny program testów: charakterologicznych, intelektualnych, przydatności itd. Pozwolono nam na zastosowanie specjalnych testów, mających na celu wyśledzenie wśród uczniów tych jednostek, które obdarzone są właściwościami nadnaturalnymi i parapsychicznymi. Właściwości te nazwaliśmy czynnikiem "P". W ten sposób znaleźliśmy kilka jednostek obdarzonych tym czynnikiem, ale w bardzo różnych proporcjach, jeśli chodzi o jego wielkość. Zdecydowano, że te dzieci, które wykażą największe uzdolnienia przy testach, otrzymują stypendia w specjalnej, utworzonej dla nich, szkole. W szkołach tych, poza normalnym programem nauki, były poddawane badaniom na czynnik "P". Udało się nam określić różne sposoby dla wzmocnienia czynnika "P": specjalna dieta, ogólne warunki życia, odpowiednie ćwiczenia itd. Skoncentrowaliśmy nasze wysiłki na najlepszych uczniach. Kilku z nich osiągnęło znakomite rezultaty od samego początku. I właśnie te świetne wyniki w sposób paradoksalny ujawniły nam najbardziej delikatną kwestię: sprawę odpowiedniej selekcji. Otrzymywaliśmy bowiem ogromną ilość materiałów, ale niestety zupełnie ich było brak w dziedzinie, która nas najbardziej interesowała. Dziecko uzdolnione muzycznie przynosiło nam wiele interesujących fragmentów sonat i symfonii, jeszcze nie skomponowanych, ale nie przekazywało nam absolutnie niczego, co wiąże się z techniką. Trzeba było znaleźć ucznia, który by dysponował wysoką wartością czynnika "P" i posiadał dar i zainteresowanie dla nauk ścisłych. Otóż nie było takiego osobnika pośród dzieci wyselekcjonowanych. Musieliśmy raz jeszcze powrócić do szkół i zaczynać wszystko od początku.    Pewien działacz polityczny, którego nie znałem, przerwał mówcy:    - Jestem zupełnym laikiem, chciałbym mimo to zadać pewne pytanie. Jak mogliście być pewni, panie profesorze, że wyniki otrzymane są rzeczywiście wróżebne i prorocze, a nie są tylko zwykłymi płodami wyobraźni, jak to często bywa wśród zdolnych dzieci?    Profesor wskazał na teczkę, leżącą przed nim na stole:    - Mam tutaj tekst noweli - powiedział - która zredagował pewien nasz uczeń jeszcze na pierwszym roku, a więc prawie siedem lat temu. Tekst pochodzi z naszych archiwów. Trzy miesiące temu został opublikowany, aczkolwiek nigdy nikt z nas nikomu go nie pokazywali jest to jeden z rozdziałów powieści, która stała się bestsellerem. Oto dowody, jakimi dysponujemy. Ale powróćmy do przerwanego wątku mojej opowieści. Otóż, jak wspomniałem, trzeba było znaleźć połączenie czynnika "P" z uzdolnieniami do nauk ścisłych. Udało się to nam zaledwie dwa lata temu. Jednocześnie prowadziliśmy liczne badania i doświadczenia, aby móc . odnaleźć, oswoić, opanować ów czynnik "P": dowiedzieliśmy się niemało na jego temat; w każdym razie dosyć, aby dotrzeć do tego, co w nim najistotniejsze. Tak więc, kiedy natrafiliśmy na idealne połączenie, jakiego szukaliśmy od dawna, wiedzieliśmy już w jaki sposób postępować. Postawiliśmy sobie za cel odnalezienie planów najbardziej śmiercionośnej i najpotężniejszej broni, którą ludzie wymyślą za sto lat. Innymi słowy, badany chłopczyk musiał nauczyć się zasad rysunku przemysłowego, a równocześnie należało go ukierunkować w stronę najbliższej przyszłości. Odkryliśmy niebawem, że taki uczeń, pogrążony w śnie hipnotycznym, potrafi przepowiedzieć jakiś fakt z przyszłości, i to... nie myląc się ani razu.    Profesor umilkł na chwilę i spojrzenie jego prześliznęło się po wszystkich członkach naszej niewielkiej grupy.    - Proszę panów - podjął znowu otóż właśnie w dniu dzisiejszym sprawa zostanie rozstrzygnięta. Jesteśmy tego tak dalece pewni, że zaprosiliśmy wszystkich tu obecnych, aby wzięli udział w naszym wielkim sukcesie. Właśnie przed godziną chłopiec, Rudolf Leyton, znajdujący się w pokoju obok, został wprowadzony w trans hipnotyczny i otrzymał polecenie narysowania szczegółowego planu broni, przed którą drżeć będzie świat w roku 2076. A teraz zobaczymy razem, co z tego wynikło.    Ktoś zaczął mówić o możliwości niedyskrecji. Profesor podniósł rękę:    - O to proszę się nie martwić. To, co zobaczymy za chwilę, jest zapewne rzeczą tak skomplikowana, że trzeba będzie miesięcy, aby nasi specjaliści mogli zrozumieć o co chodzi. Na razie będzie to rodzaj uroczystej inauguracji. Czy możemy zaczynać?    Wszyscy się zgodzili. Profesor Norwood zszedł z katedry i przeszedł wśród nas aż do zamkniętych drzwi na końcu sali. Mijając mnie grzecznie mi się skłonił.    - Bez wątpienia grozi panu teraz bezrobocie tak samo jak pana kolegom, drogi generale! - powiedział wesoło. - Nie ma pan chyba o to do mnie żalu, co?    - Ani trochę, , panie profesorze, ponieważ tego samego panu życzę. Obawiam się jednak, że ani pan, ani ja, nie mamy tak smutnych perspektyw przed sobą.    - Wręcz przeciwnie - odpowiedział. - Generałowie potrzebują przecież, by siły n-pla były mniej więcej równe. Inaczej to ich nie bawi. A tak nie pozostaje panu teraz nic innego jak podać się do dymisji i zaciągnąć się do służby w policji.    Poszedłem za nim, starając się wyobrazić sobie, jak to niedługo będę zmuszony regulować ruch na ulicach.    Wszyscy rzucili się do drzwi i wszedłem ostatni do sąsiedniego pokoju. Stał tam duży stół kreślarski z kartami papieru rysunkowego, a po jego drugiej stronie siedział z głowa oparta na rękach mały chłopiec - nie wyobrażałem sobie przedtem, że jest taki młodziutki i spał w najlepsze.    Profesor Norwood podszedł do niego:    - Obudź się - powiedział - obudź się. No, Rudolf...    Chłopiec obudził się, podniósł głowę i popatrzył zupełnie oszołomiony na tych wszystkich ludzi, którzy wypełniali pokój. Ale obecnie nie interesowali się nim. Wszyscy cisnęli się do stołu, żeby zobaczyć kartki papieru rysunkowego. Chłopiec wstał od stołu i skierował się do wyjścia. Nikt na niego nie zwrócił uwagi. Przechodził koło mnie. Miałem parę cukierków w kieszeni więc mu je dałem. Poczym dołączyłem do innych.    Rysunek był, oczywiście. I to rysunek bezbłędny. Wszyscy nań patrzyli z ciekawością, choć ani jeden z obecnych nie miał zielonego pojęcia, co by to być mogło.    Profesor Norwood pochylał się nad papierem dobrą minutę, podumał i wyprostował się:    - Będzie trzeba nad tym popracować. No bo, jak panom mówiłem, nie można tego zrozumieć tak na pierwszy rzut oka. Zaraz zaprzęgniemy do roboty naszych najlepszych specjalistów.    Polityk, który przedtem się odezwał, znów zabrał głos:    - Doprawdy, nie chce mi się wierzyć... coś mi się zdaje, że zmarnowano olbrzymie środki finansowe. Nie jestem żadnym specjalista, ale nie wydaje mi się zupełnie, aby to był plan najbardziej potężnej broni z roku 2076.    - Dla mnie tak - powiedziałem. Wszyscy obrócili się do mnie. Sceptyczny polityk zaczął się uśmiechać:    - Chyba nie chce pan powiedzieć, panie generale - spytał profesor - że pan już doskonale wie, co to jest?    - Właśnie! - odpowiedziałem. - Będzie to najlepsza broń na całym świecie za sto lat.    I zacząłem wkładać rękawiczki, bo nie było już żadnego powodu dłużej czekać.    - Jest to bardzo dobry rysunek - powiedziałem na odchodnym - znakomity technicznie rysunek... średniowiecznej kuszy. przekład : Alexander Wołowski     powrót