Jadwiga Courths-mahler Przez Cierpienie do szczęścia Tytuł oryginału: Durch Leid zum Gliick © Translation by Zofia Rybicka l Projekt okładki i strony tytułowej: Piotr Warisch Redakcja: Halina Kutybowa Korekta: Zofia Głowacz ISBN 83-85715-87-8 Wydanie pierwsze Wydawca:'“Akapit" Oficyna Wydawnicza sp. z o.o. Katowice 1993 Skład i łamanie: Z.U. “studio P" Katowice Ark. druk. 13,25. Ark. wyd. 14,0 Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne Rzeszów, ul. płk. L. Lisa-Kuh 19. Zam. 1987/93 Zamek Lindeck, 8 maja Moja najukochańsza Liso! Jakże się cieszę, że się już wkrótce^ znowu zobaczymy. Dostałam dziś wiadomość, że wstąpisz przejaz- dem do Lindeck, bo jedziesz do Hanoweru na ślub swojej kuzynki. Jaka szkoda, że zatrzymasz się tylko na parę godzin. Ale rozumiem Twoje powody. Ponieważ będziemy mialy mało czasu na rozmowę, opowiem Ci lepiej pisemnie o moich przeżyciach. Wcześniej nie mogłam, ale dziś nic mnie nie powstrzyma przed tym, żeby Ci się zwierzyć. A więc wyobraź sobie: Gdy miesiąc temu przyjechałam z pensji do zamku Lindeck, wszystko stało tu dosłownie na głowie. Nie zostałam przyjęta ani przez mego opiekuna, hrabiego Rudigera Lindecka, ani przez jego małżonkę, hrabinę Ursulę, tylko przez rodzeństwo hrabiego, Lothara i Lilly. A z jakiego powodu? Zdziwisz się: hrabina Ursula uciekła po prostu swojemu mał- żonkowi z rzeźbiarzem Hansem Moserem, który mieszkał dłuższy czas w zamku Lindeck, gdzie rzeźbił w marmurze popiersie hra- biny. Popiersie było prawie skończone i podobno przecudne, aleja go już nie zobaczyłam, bo hrabia Rudiger w tym swoim gniewie na niewierną małżonkę roztrzaskał je młotkiem i kazał wrzucić do stawu przy zamku. 3 Podobno wyszedł z siebie, gdy się dowiedział o ucieczce żony. Ale Lilly i Lothar powiedzieli mi, że hrabia Rudiger nie jest wart tego, żeby go żałować, bo on sam jest wszystkiemu winien, i to żaden dziw, że hrabina Ursula nie mogła już znieść życia u jego boku. Jak to wszystko na mnie podziałało, możesz sobie wyobrazić. Najchętniej bym z miejsca stąd wyjechała, bo prawie całą tę pierwszą noc w Lindecku przepłakałam. Miałam przecież zawsze takie wysokie mniemanie o hrabim Rudigerze, którego mój kochany zmarły ojciec zaszczycał tak bardzo swoją przyjaźnią i swoim zaufaniem, że go mimo jego młodego wieku, ustanowił moim opiekunem, na którego złożył całe moje szczęście i nieszczęście. A od czasu, gdy tu jestem, usłyszałam o nim tyle złego, tyle podłości, że musiałam sobie wytworzyć całkiem inny wizerunek tego człowieka i ze strachem oczekuję tej chwili, kiedy wróci do Lindecku i ja będę musiała się z nim spotkać. Jego rodzeństwa bardzo mi żal. On je tyranizuje, tak jak tyranizował swoją żonę. Jest — tak mówi jego rodzeństwo — nie- znośnym zrzędą, który wszystkich w swoim otoczeniu chce wtłoczyć w szablon. Nie pozwała nikomu na radosne życie. Nienawidzi śmiechu, ponieważ sam jest zawsze ponury i niezadowolony. I jest podobno prawdziwym sknerą, który nie chce z nikim podzielić się swoim bogactwem i każe swojemu rodzeństwu biedować. Gdyby hrabina Ursula, która sama ma kilka milionów majątku i jest ponoć dobra i hojna, nie sprawiała im czasem drobnych przyjemności, to byłoby im po prostu źle. Hrabia Rudiger jest bowiem ich bratem przyrodnim, z innej matki. Podczas gdy oni są całkiem biedni, hrabia Rudiger odziedziczył po swojej matce wielki majątek i ponadto jest ordynatem na Lindecku. A przy tym urządza podobno z powodu każdej zagubionej szpilki sąd doraźny i wylicza każdy fenig. Tymi swoimi złymi humorami, ponurym usposobieniem i napadami despotyzmu doprowadzał młodą i piękną żonę do rozpaczy, aż wreszcie nie mogła już zwyczajnie tego wytrzymać. Możesz sobie wyobrazić, Moja Liso, że podczas opowieści rodzeństwa chodziły mi po plecach bez przerwy ciarki. Lothar i Lilly bardzo ubolewają, że mam takiego opiekuna, u którego będzie mi 4 na pewno tak samo źle, jak im. Ale im jeszcze bardziej trzeba współczuć, że są zależni od takiego brata. On ich nienawidzi. Wyobraź sobie, że on nienawidził ich matki, drugiej żony swojego ojca, tylko dlatego, iż była biedna i nie wniosła Lindeckom żadnego majątku. Ja przynajmniej mam na pocieszenie to, że jestem bogata i będę pod jego opieką jeszcze tylko półtora roku. A w ogóle —jeżeli on myśli, że ja mu się dam tyranizować, to się myli! Odejdę wtedy po prostu do mojego majątku. Zamek Rottberg oddalony jest przecież od Lindecku tylko o godzinę drogi, i tam ucieknę, gdy on za bardzo zacznie sobie pozwalać. Ale oczywiście tylko wtedy — bo ostatnią wolą mojego ojca było przecież postanowione, że po opuszczeniu pensji do uzyskania pełnoletności będę w Lindecku. I chciałabym oczywiście uszanować życzenia mojego kochanego ojca. Ale pozwól, że będę teraz dalej opowiadać. No więc hrabia Rudiger natychmiast pojechał za swoją żoną i tym rzeźbiarzem, i myśmy tu już nawet słyszeli, że odbył się pono pojedynek. Ale dokładnie tego nie wiemy. Hrabia Rudiger nie daje znaku życia, depeszował tylko z Berlina, że mają mnie dobrze przyjąć, a hrabia Lothar uważa za możliwe nawet, iż Rudiger pójdzie za pojedynek do twierdzy i jeszcze długo będzie w domu nieobecny. Ale wiesz, Liso, ja uważam, że mimo wszystko to jest nieładnie ze strony hrabiny Ursuli, iż ucieka od męża z innym. Jeżeli nie chciala z nim zostać i nie mogła już znieść życia u jego boku, to powinna mu była to powiedzieć otwarcie. I dopóki jest jego żoną, nie wolno jej było przecież odejść z innym mężczyzną. Powiedziałam to też hrabiance Lilly. Ale ona broniła hrabiny i powiedziała: ,,Poznaj ty tylko najpierw Rudigera, to potem wszystko zrozumiesz. On sam jest winien, i dobrze mu tak". No więc czekam, oczywiście, w napięciu jego powrotu, i tego, jak się tu potem wszystko potoczy. Kto wie, czy hrabia Rudiger będzie chciał nawet, żebym w Lindecku pozostała, bo przecież nie ma teraz już żony, a jest stosunkowo młody, ma dopiero trzydzieści sześć lat i niedawno się ożenił z hrabiną Ursula. Z tego powodu chyba mój ojciec uznał, że będę mogła być w Lindecku. Miał do opiekuna takie wielkie zaufanie, bo już taki był, że zawsze wolał o wszystkich ludziach myśleć jak najlepiej. I ja to po moim ojcu odziedziczyłam. Dlatego bolą mnie źle opinie o hrabim Rudigerze. Nikomu innemu bym nie uwierzyła, że to potwór, ale jego rodzeństwo by przecież na pewno nie mówiło nieprawdy. Woleliby przecież chwalić niż ganić. Może ostatnio zmienił mu się charakter. Papa i ja przebywaliś- my wiele lat na południu, ze względu na chorobę papy, i długo nie widzieliśmy hrabiego Rudigera. Ponadto papie zapewne zależało na znalezieniu dla mnie opiekuna w pobliżu Rottbergu, żeby można było tam wszystkiego doglądać. Hrabia już to przecież kiedyś robił, gdy papa przebywał dłużej poza Rottbergiem. Ja pamiętam Rudigera z czasów, gdy byłam jeszcze dzieckiem, a ponownie go zobaczyłam, jak przyjechał do Menton, aby papę pochować i mnie zawieźć na pensję. Ale wtedy z bólu po moim kochanym, najukochańszym ojcu odchodziłam od zmysłów i nie zwracałam uwagi na hrabiego Rudigera. Jednak zdawało mi się, że był wówczas bardzo miły i troskliwy, tak że mam dobre o nim wspomnienie. Zawiózł mnie do pani dr Dumont do Genewy, gdzie mieli mnie wreszcie porządnie czegoś nauczyć, bo papa w obawie, że szybko umrze, nie chciał mnie puścić od siebie. Więc właściwie do tamtej pory niczego nie umiałam, jak tylko dawać mojemu biednemu ojcu trochę słońca, pielęgnować go i kochać. No to trzeba było wiele nadgonić, kiedy przybyłam na tę pensję. Było zaplanowane, że powinnam zostać u pani dr Dumont tylko dwa lata. Ale tak mi się tam podobało, odkąd Ciebie znalazłam, Moja Liso, że chętnie zostałam i przez trzeci rok, dopóki Ty też nie ukończyłaś pensji. Hrabia Rudiger nie mial nic przeciwko temu. Tak więc nie widziałam go już przez te trzy łata. Ale ciągle o nim myślałam, jako o dobrym, szlachetnym człowieku. Teraz to wszystko się we mnie rozsypało, a mnie jest bardzo smutno z tego gowodu. Tu zastałam taką strasznie nieprzyjemną sytuację. Ale jednocześnie Lothar i Lilly byli dla mnie czarujący, starali się mnie rozweselić. I chociaż im samym na pewno nie było lekko na duszy, to w miły sposób pomagali mi przebić się przez całe to zło. Jest to dwoje miłych, uroczych ludzi, i chwilami w ich towarzystwie całkiem zapominam, że mieszkam w domu takiego potwora. Co to będzie, kiedy on wróci do domu? Tak pomiatać sobą, jak on pomiata swoim biednym rodzeństwem, nie pozwolę. Strachu nie czuję — tylko mam taki niesmak. Jestem jednak bardzo ciekawa, jakie mój pan opiekun zrobi na mnie po tym wszystkim wrażenie. Ale teraz bolą mnie już palce odpisania, i muszę też zejść na dół na herbatę. Lothar i Lilly na mnie czekają. Wiesz, hrabia Lothar jest w gwardii konnej i w swoim oficerskim mundurze wygląda wspania- le. Nawet w cywilnym ubraniu wygląda bardzo szykownie — elegan- cko od stóp do głów. I jest taki szarmancki i rycerski, i taki troskliwy dla mnie. Chciałabym, żebyśmy byli w Lindecku sami, a hrabia Rudiger żeby nie wracał do domu dopóty, dopóki nie dojdę do pełnoletności. Hrabia Lothar ma jeszcze cztery tygodnie urlopu, podczas wyścigów spadł z konia i zranił sobie stopę, która już mu się dawno zagoiła, ale on to wykorzystał, żeby dostać długi urlop, bo chciał pobyć ze swoją siostrą, którą bardzo kocha. To rodzeństwo jest we wzruszający sposób do siebie przywiązane i oboje pocieszają się wzajemnie. Doprawdy — ten hrabia Rudiger musi być prawdziwym potworem. Ale teraz już na serio koniec. Do rychłego zobaczenia! Serdeczne pozdrowienia i ucałowania — Twoja Annedore Baronówna Anna Dorothea von Rottberg odłożyła pióro z wes- tchnieniem ulgi. Chciała włożyć list do koperty i przygotować do wysyłki na pocztę, ale w tym momencie wysoki głos dziewczęcy pod oknem zawołał ją po imieniu. Annedore zerwała się z krzesła i wychyliła się przez okno. Na dole stała na tarasie hrabianka Lilly, ładna, szczupła brunetka, w eleganckiej, jasnej, wiosennej toalecie, i spoglądała ku niej w górę. — Jeszcze pani nie schodzi na dół, Annedore? Czekamy na panią z utęsknieniem przy herbacie i Lothar przez niecierpliwość wysłał mnie po panią. — Zaraz przyjdę! Czy jestem już spóźniona? — Jest dziesięć minut po piątej. 7 Annedore spojrzała na zegarek. — Rzeczywiście! Proszę o wybacze- nie. Zasiedziałam się nad pisaniem listu. Zaraz będę na dole. Z tymi słowy zniknęła w oknie i zamknęła w pośpiechu teczkę z listem, nie przygotowawszy go do wysyłki. Zrobi to później. Szybko poprawiła przed lustrem, w którym odbijała się urocza postać dziew- częca, swoją suknię, aby pospieszyć potem na dół. Hrabianka Lilly tymczasem przeszła tarasem biegnącym naokoło zamku na jego drugą stronę. Tam siedział jej brat Lothar, pod letnim parasolem w szare i niebieskie pasy, przy zachęcająco nakrytym do herbaty stoliku. Był to przystojny, elegancki mężczyzna w wieku dwudziestu ośmiu lat, któremu było do twarzy nawet z monoklem w oku. Wypatrywał siostry pełen nadziei. — I co, Lilly, nasza mała baronówna przyjdzie? — Tak, zaraz przyjdzie; powściągnij swoją tęsknotę jeszcze dwie minuty — odparła, dosiadając się do brata. Hrabia Lothar roześmiał się lekkomyślnie. — Nie musisz wcale mojej tęsknoty tak ironicznie podkreślać, Lilly. To jest takie czarujące, świeże dziewczę, że można by się nawet w niej zakochać, gdyby nie była na szczęście taką bogatą dziedziczką. Hrabianka pochyliła się do przodu. Jej zimne oczy zamigotały niespokojnie. — Tym lepiej, jeżeli potrafisz się w niej zakochać, Lotharze. W każdym razie musisz dołożyć wszelkich starań, żeby ją nakłonić, by została twoją żoną, i to możliwie jak najprędzej. —' Lilly, przecież'to już uzgodnione. Jasne. Idę ku temu pełną parą. ale to się nie da tak na łeb, na szyję zrobić — odparł hrabia. Hrabianka westchnęła. — Najlepiej by było, gdybyś doszedł z nią do porozumienia, zanim wróci do domu Riidiger. Zważ, co to byłby za tryumf, gdybyś jako pan na Rottbergu został jego sąsiadem. Wówczas nie musiałbyś się przed nim korzyć, bo byłbyś co najmniej tak samo 8 bogaty, jak on. I mógłbyś mu rzucić tę całą jałmużnę pod nogi, którą on ci teraz wydziela z łaski. Hrabia Lothar odetchnął głęboko. _ Nie musisz mi wcale tego tak kusząco przedstawiać, Lilly. Łapię si? tego na oślep obiema rękami... i zrobiłbym to nawet wówczas, gdyby nasza baronówna była straszydłem. Ale tak jest mi naturalnie przyjem- niej. — Mogę sobie wyobrazić. Ona jest słodkim małym głuptaskiem i nie będzie ci tego za bardzo utrudniać. Ale, Lotharze, kiedy już będziesz panem na Rottbergu, to pomyślisz także o mnie, prawda, i wybawisz mnie z tej zależności od Riidigera? — To się rozumie samo przez się, Lilly. Pomagaj mi tylko dalej w miarę swych sił rozbrajać serduszko baronówny. Ona ma roman- tyczną główkę, i musimy dalej grać przed nią tę ckliwą komedię, aby złapała przynętę, a przede wszystkim nie uległa wpływowi Riidigera, który, naturalnie, natychmiast zacznie działać przeciwko mnie, gdy spostrzeże, jakie mam plany. On mi bynajmniej nie będzie życzył tej partii. Dlatego muszę się na dobre ulokować w jej sercu, zanim on wróci do domu. Na szczęście już blednie i czerwieni się pod wpływem mego spojrzenia. Ty zaś musisz zawsze mówić dobrze o mnie, a przede wszystkim opowiadać jej, jak haniebnie Riidiger mnie tyranizuje. Skoro tylko wywoła się współczucie takich małych marzycielek, ma się grę wygraną. One koniecznie chcą przeżyć romans. No, jesteś przecież mądrym stworzeniem, i nic na tym nie stracisz. Skoro tylko zostanę panem na Rottbergu, ty tam też będziesz miała przyjemny dom rodzinny. — Obyśmy tylko najpierw go mieli! — Tak, jeden Bóg wie, jak ja tego pragnę. Mam już dość tutejszego życia. Z drżeniem i trwogą myślę o tych tarapatach, w jakich się znalazłem. Miałem znów przeklętego pecha w grze i muszę wyspowiadać się z tego Riidigerowi. Z tego powodu wyczekuję jego powrotu. Znowu kroi się piękne kazanie, zwłaszcza teraz, gdy braciszek będzie w paskud- nym nastroju. Jestem tylko ciekaw, jak ta jego sprawa się skończy. Szkoda, że nic bliższego jeszcze nie wiemy. Hrabianka wzruszyła ramionami. — Nam to może być przecież w gruncie rzeczy obojętne. Oczy młodego hrabiego zapłonęły złym blaskiem. — Teraz rzeczywi- ście. Mogłoby nas to bardzo zainteresować tylko wtedy, gdyby pojedy- nek pomiędzy Moserem a nim, który przecież bezwarunkowo musiał się odbyć, przyjął inny obrót. Siostra popatrzyła nań jakoś szczególnie. — Masz na myśli... gdyby on w tym pojedynku zginął? — Tak... to właśnie mam na myśli. Patrzyła błędnym wzrokiem przed siebie. — Wówczas naturalnie... wówczas ty byś został ordynatem. Roześmiał się ochryple. — Nie tylko to... może jako najbliżsi krewni odziedziczylibyśmy też coś z jego majątku, bo on i Ursula nie mieli dzieci. Hrabianka westchnęła. — Nie wyobrażajmy sobie jego śmierci... bądź co bądź jest naszym bratem. I w każdym razie nie został przecież w tym pojedynku ranny. — Niestety żyje. I jest to bardzo nienaturalne, że nie możemy się z tego cieszyć. — Tak, otóż to. Ale on sam jest temu winien. Czyż tym swoim skąpstwem i surowością nie zabijał w nas każdego cieplejszego uczucia? — Zabił je. Sam żyje jak lord, a nam każe klepać biedę. Słowa te zabrzmiały nieco teatralnie. I gdy się tak patrzyło na tych dwoje elegancko ubranych, młodych ludzi, pogrążonych w słodkim nieróbstwie i siedzących przy bogato zastawionym stole do herbaty, na którym apetycznie poustawiane były rozmaite smakołyki i delikatesy, nie można było doprawdy zorientować się, w jaki sposób oni “klepią biedę". — Cicho... Annedore idzie! — szepnęła hrabianka. Hrabia Lothar zerwał się na równe nogi i wyszedł baronównie naprzeciw. — Nareszcie znowu wschodzi słońce — powiedział, z elegan- ckim ukłonem podając jej ramię. Baronówna spłonęła rumieńcem. — Pan się myli, hrabio, słońce niedługo zajdzie — powiedziała przekomarzając się. — Mam nadzieję, że moje słońce nie — odparł rozmarzony. — Czekałem na panią z utęsknieniem. Bez pani Lindeck byłby teraz dla mnie nie do zniesienia. Już zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, jak ja bym tu wytrzymał bez pani towarzystwa. 10 Uśmiechnęła się szelmowsko. — W każdym razie zniósłby pan życie m beze mnie lepiej niż ja bym je mogła znieść bez pana i hrabianki Lilly. Znamy się dopiero tak krótko, a mnie się przecież zdaje, jakbyśmy byli już długo ze sobą. ._ Dusze pokrewne związuje pierwsze spojrzenie diamentowymi więzami — wyrecytował. Baronówna, oszołomiona jego palącym spojrzeniem, odsunęła się o krok. Stał przed nią w całej krasie swojej przywykłej do zwycięstw kurtuazji, która stała się już dla niejednego młodego, dziewczęcego serca niebezpieczna. I wtedy podała mu impulsywnie rękę i powiedziała ze skromną naturalnością, która była charakterystyczna dla jej sposobu bycia: — Dziękuję panu za te słowa, hrabio Lotharze. Pan i pańska siostra zachowywaliście się wobec mnie od razu tak uprzejmie, niemal jak krewni, gdy tylko przyjechałam do Lindecku. Kto tak jak ja jest w życiu samotny, potrafi to docenić podwójnie. — Jakżeż moglibyśmy traktować panią inaczej, Annedore — zapy- tała hrabianka, obejmując młodą damę ramieniem. — Pani z miejsca zdobyła nasze serca. — Jest pani taka dla mnie dobra, Lilly — odparła serdecznie Annedore. Hrabianka, jakby ulegając uczuciu, przycisnęła ją mocno do siebie. Ale przez ramię wymieniła ze swoim bratem triumfujące spojrzenie, jakby chciała powiedzieć: “Tylko tak dalej!" — Również w przyszłości będziemy się trzymać razem mocno i wiernie, Annedore, przeciwko tyranii i despotyzmowi naszego surowe- go brata, który zapewne i pani porządnie uprzykrzy życie. Usiedli przy stoliku z herbatą. Lilly odesłała skinieniem ręki służącego, który się zjawił i chciał ich obsłużyć, ponieważ by im przeszkadzał. Sama nalała herbaty do filiżanek i podała je bratu i Annedore. — Ciągle jeszcze nie ma żadnej wiadomości od hrabiego Riidigera? •— zapytała Annedore. — Nie, ciągle jeszcze nie. On jest, jak zawsze, bardzo bezwzględny Wobec nas i wciąż w poniżający sposób daje nam odczuć, że jesteśmy tu Przez niego tylko tolerowani, chociaż Lindeck jest naszym ojcowskim domem, tak jak jego. 11 — O, to nikczemnik! — powiedziała Annedore, rozgniewana i oburzona. Hrabia Lothar westchnął. — Tak, baronówno, nasze życie tu nie jest usłane różami. A w przyszłości będzie z tym jeszcze gorzej. Dopóki była w tym domu szwagierka Ursula, trafiały nam się przynajmniej od czasu do czasu dobre chwile. Ona darzyła nas swoim współczuciem, bo była dobra i pomagała nam, jak tylko mogła. A że kochała radość, ludzi, towarzystwo, więc broniła się przed Rudigerową manią gderania i złymi humorami z właściwą sobie energią. Na szczęście była przecież bogata i pod względem finansowym od niego niezależna. Zawsze o nas trochę dbała jak dobra siostra. W ogóle... była cudowna, i Riidiger nigdy nie zasłużył sobie na takie szczęście, żeby ją mieć. A skoro teraz odwróciła się od Lindecku, będziemy musieli tu pędzić życie pokutnicze. Annedore popatrzyła na rodzeństwo, które miało zupełnie zgnębio- ne i warze, ze współczuciem. — Chciałabym móc państwa z tego wybawić. Mogłabym spakować swoje rzeczy, zanim hrabia Rudiger nie wróci do domu, i pojechać do Rottbergu. Wy oboje moglibyście mi towarzyszyć, i bylibyśmy weseli i zadowoleni. Hrabia Lothar popatrzył jej głęboko w oczy. — To brzmi jak piękna bajka, w której dobra wróżka wyzwala rodzeństwo ze złego czaru. — Tak, droga Annedore — dodała hrabianka — to byłoby cudownie! Jest pani taka dobra i ma pani szlachetne, wrażliwe serce. Annedore poczuła się zakłopotana. — Niech pani tak nie mówi. Wcale nie jestem dobra i szlachetna, ale bardzo harda i niemiła. Tylko ten, kogo lubię, ma łatwo ze mną. Hrabia Lothar pochwycił jej rękę. — Obym tak ja należał do tych ludzi... których pani lubi! Rumieniąc się Annedore cofnęła rękę. Ale przez swoją uczciwą prawdomówność, kfóra była istotnym rysem jej charakteru, powiedzia- ła: — Całkiem na pewno należy pan do nich, hrabio Lotharze, i Lilly też. Tak mi ułatwiliście tu pobyt przez swoją gościnność. I co by to ze mną było, gdyby mnie państwo tak miło nie przyjęli. Sądząc po waszych opowieściach musi być przecież w tym Lindecku strasznie pod panowa- niem hrabiego Riidigera. 12 _- No., w końcu Rudiger też ma swoje dobre strony — odparł hrabia Lothar, niby bezstronnie, aby stworzyć pozór wielkoduszności. Oczy Annedore zalśniły ciepłem. ._ To przynosi panu zaszczyt, hrabio Lotharze. Pomimo tego wszystkiego, co pański brat panu zrobił, jeszcze się pan za nim ujmuje, f o bardzo ładny odruch z pańskiej strony. Przez chwilę hrabia Lothar patrzył przed siebie jednak trochę zmieszany. Uczciwe oczy tego dziewczęcia żenowały go. Wyjął monokl i oka i zaczął go czyścić, aby zamaskować swoje zmieszanie. I spojrzał przy tym niepewnie w czystą, dumną twarz młodej damy, która miała takie subtelne, szlachetne rysy. Była rzeczywiście małą pięknością i pewnego dnia stanie się uroczą, cudowną kobietą, gdy sieją odzwyczai od tej nieco klasztornej pruderii. Podobałaby mu się jeszcze bardziej, gdyby z jej czystego, pięknie sklepionego czoła i z wielkich, ciemno- niebieskich oczu nie promieniowała uczciwość i jakaś taka mądra powaga, które zdradzały, że młoda baronówna nie patrzy na życie z tą nieco frywolną lekkomyślnością, jaką lubił u kobiet. Wobec tych oczu trzeba było bardzo się mieć na baczności. Nagle uświadomił sobie, że ona potrafi być chwilami bardzo nieprzyjemnie zasadnicza i roztropna. Hrabianka przyszła bratu z odsieczą. — Tak, rzeczywiście, An- nedore, Lothar jest pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, o wiele bardziej wspaniałomyślny niż ja. Bierze Riidigera tak często w obronę, że moja cierpliwość czasem się kończy. I to nie nasza wina, iż pomiędzy Rudigerem a nami panują takie oziębłe stosunki. Tyle razy próbowaliśmy zbliżyć się do niego. Ale on jest jak blok lodu. A wszyst- kich, którzy się chcą do niego zbliżyć, odtrąca. Pani też jeszcze tego doświadczy, Annedore. Baronówna dumnie i przekornie odrzuciła głowę do tyłu. — O, ja będę unikała zbliżania się do niego. Ja też potrafię wyraźnie zaznaczać dystans, jeżeli chcę. I ostatecznie on będzie miał chwała Bogu, jeszcze tylko przez półtora roku prawo do sprawowania opieki nade mną. — To jest w każdym razie długi okres czasu, Annedore, i Rudiger może pani ten czas mocą swej funkcji uczynić nie do zniesienia — zauważyła Lilly. — Wówczas ucieknę! — wybuchnęła Annedore z namiętną prze- korą. — Jeśli będzie sobie za wiele pozwalał, pojadę do mojej 13 przyjaciółki Lisy von Karnburg i tam pozostanę aż do pełnoletności. Może byłoby mądrzej, gdybym to zrobiła, zanim on wróci do domu. Lisa mnie przecież odwiedzi, jak już państwu mówiłam, gdy w tym tygodniu będzie tędy przejeżdżać. Wówczas mogłabym od razu do niej dołączyć. Nie był to plan wygodny dla rodzeństwa. Baronówna nie mogła wyjechać tam, gdzie mogliby się może do niej zbliżyć inni konku- renci. — Ależ niech się pani uspokoi, Annedore — opamiętała się hrabianka. — Ostatecznie Riidiger nie może podejść do pani tak blisko jak do nas. On się będzie nawet tego wystrzegał. Nie to też miałam na myśli mówiąc te słowa. Myślę tylko, że brat będzie robić pani różne trudności... na przykład, gdy zechce pani wyjść za mąż, a on nie da pani na to swojego pozwolenia. Annedore wzruszyła obojętnie ramionami. — Ach tak, to ma pani na myśli? Jeżeli tylko o to chodzi, to po prostu zaczekam z zamążpójś- ciem, dopóki nie będę pełnoletnia. Wówczas nie będę potrzebowała już jego zezwolenia. Lothar się wychylił do przodu i popatrzył jej płonącymi oczyma w twarz., — A gdyby tak przyszedł teraz jakiś mężczyzna, który by z całego serca i z gorącą tęsknotą panią pokochał i którego pani by pokochała, nie wydawałby się pani ten długi okres oczekiwania nie do zniesienia? Pokręciła przecząco głową w całej swojej niewinnej szczerości. — Półtora roku to przecież krótki okres czasu. Nie, tego się nie obawiam — powiedziała spokojnie. Ponownie popatrzył jej w oczy gorącym, zniewalającym spojrzeniem. — Pani nie zna miłości, nie wie, że dla tęsknoty miłosnej jedna minuta może być wiecznością — powiedział stłumionym głosem. Annedore ogarnęło nagle jakieś nieswoje, trwożne uczucie. Serce jej zaczęło bić szybko *i niespokojnie, a krew buchnęła do twarzy. Była bardzo wrażliwa i nie przyzwyczajona do prowadzenia z młodymi mężczyznami takich rozmów. Choć już ukończyła dziewiętnaście lat, zachowywała się jeszcze w tych sprawach całkiem po dziecinnemu. Dojrzewała wewnętrznie później niż inne młode dziewczęta. W tym czasie, gdy jej towarzyszki tej samej płci kończyły pensję, ona dopiero 14 nsję wstępowała i mieszkała z o wiele młodszymi dziewczętami. T*' najserdeczniejsza przyjaciółka Lisa miała zaledwie osiemnaście lat • też była jeszcze stworzeniem bardzo dziecinnym. Tak więc Annedore była młoda i niedoświadczona, chociaż w innych z kolei sprawach była ponad swój wiek dojrzała na skutek ciągłego obcowania ze swym cierpiącym ojcem, któremu towarzyszyła od jednego uzdrowiska do drugiego, wszędzie, gdzie on, ze względu na ciężką chorobę nerek, jeździł. Ojciec rozmawiał z nią jak z człowiekiem dorosłym, tak że w młodej duszy córki powstała owa dziwna mieszanka dojrzałości i dziecinności. Z młodymi mężczyznami, zanim spotkała hrabiego Lothara, jeszcze się nie spotykała. A jego zachowanie wobec niej było dla niej czymś nowym, czymś, do czego nie była przyzwyczajona, tak że musiała się do tego języka dopiero przyzwyczaić i przypisywała mu głębsze znaczenie, niż uczyniłyby to inne młode damy w jej wieku. — Nie chcę wcale brać czegoś takiego pod uwagę — odparła szybko. — I jeżeli hrabia Rudiger nie będzie robił żadnych innych trudności jak tylko takie, to chyba będzie w tym Lindecku znośnie. Brat i siostra wymienili między sobą ukradkiem spojrzenie, które miało powiedzieć: “Na razie nie można pójść dalej, bo inaczej ta mała zrobi się bojaźliwa". Hrabianka podjęła szybko inny temat. Zapytała, którego dnia przyjaciółka Annedore, Lisa, ma przyjechać i czy rzeczywiście zechce się w Lindecku na kilka godzin zatrzymać. — Tak — odpowiedziała Annedore, rada, że mówi o czym innym — Lisa udaje się z rodzicami w jakąś większą podróż i ma niewiele czasu. Tylko dlatego, że jej droga prowadzi tak blisko Lindecku, chce sobie wykroić kilka godzin na spotkanie ze mną. Nie będzie chyba prze- szkadzać państwu? — Na pewno nie, pani przyjaciele są naszymi przyjaciółmi, droga Annedore — powiedziała hrabianka Lilly, którą z jej dwudziestoma dwoma latami już od dawna nudziły przyjaźnie zawarte na pensji, więc uśmiechnęła się z politowaniem, ale strzegąc się, żeby Annedore niczego nie zauważyła. Po herbacie, wszyscy troje wybrali się do parku, który cudownie wVglądał w pierwszej młodej majowej zieleni. Pograli w tenisa, a potem 15 poszli do stajen. Annedore wyraziła bowiem życzenie, że chce się nauczyć jeździć konno. — Poproszę hrabiego Riidigera, żeby mi kupił konia pod wierzch. Zawsze było moim pragnieniem nauczyć się jeździć konno — powie- działa. . — Czy mogę oddać się do pani dyspozycji, baronówno, jako nauczyciel jazdy konnej? — zapytał hrabia Lothar swoim przymilnym, uwodzicielskim głosem. — Nie wiem, czy wolno mi pana fatygować, hrabio. — Wolno pani całkowicie i we wszystkich sprawach mną roz- porządzać. To będzie dla mnie wielkim szczęściem, jeżeli pani da mi sposobność służenia sobie. Szkoda, że tego życzenia nie wyraziła pani już wcześniej. Mogliśmy byli już dawno zacząć. Musimy teraz się z tym pospieszyć, zaraz jutro zaczynamy. Ja mam jeszcze tylko cztery tygodnie urlopu, i ręczę, że przez ten czas stanie się pani dosyć pewnym jeźdźcem, tak że nie będzie mnie pani jako nauczyciela potrzebowała, kiedy wyjadę. Annedore popatrzyła na niego uradowana. — Ach, to by było pięknie. Ale ja przecież jeszcze nie mam konia. — Stawiam moją Minkę do pani dyspozycji, Annedore — dorzuciła hrabianka. — Jest doskonale ujeżdżona i bardzo łagodna. Na naukę znakomicie się nadaje. — O, to bardzo miło z pani strony, Lilly. Przyjmuję pani ofertę z wdzięcznością. Jeszcze dziś ekspresem zamówię w Berlinie suknię do konnej jazdy, a także niezbędne do tego dodatki. Dała mi pani przecież adres swojego dostawcy. A może sądzi pani, że należy postarać się o zgodę hrabiego Riidigera? Hrabianka lekceważąco wzruszyła ramionami. — Mój Boże, płaci pani przecież ze swoich pieniędzy. No to chyba nie będzie się niczemu i sprzeciwiał. Najlepiej będzie, jeśli pani nie da mu wcale okazji do takiego j naruszenia prawa»i po prostu sobie zamówi, co potrzeba. Annedore kiwnęła głową, gotowa do walki. — Tak, zrobię to. nie muszę chyba pytać. Jeżeli dziś napiszę, to pojutrze już może przesyłka ekspresem nadejść. I nauka będzie mogła się zacząć natychmiast. O, jak się cieszę! Gdy już będę umiała jeździć, to pozwoli pani czasami sobie towarzyszyć w wycieczkach konnych, dobrze, Lilly? 16 Chętnie, Annedore, bardzo chętnie. Ale... już od dawna mi się • nodoba, że mówimy sobie tak ceremonialnie “per pani". To przecież onsens. Czy nie możemy mówić sobie “ty"? Annedore kiwnęła głową skwapliwie. — Jeżeli pani pozwoli, to z całą przyjemnością. Hrabianka Lilly objęła ją. — A zatem jesteśmy “na ty". Ucałowały się. Hrabia Lothar westchnął głęboko. _ Szczęśliwa, godna zazdrości Lilly! — zawołał i popatrzył przy tym tęsknie na Annedore. Ta się szybko odwróciła i z zakłopotania nie wiedziała, co ma robić. Hrabianka przyszła jej z pomocą. Wsunęła jej rękę pod pachę. — Będziemy przyjaciółkami, Annedore, będziemy się sobie szczerze ze wszystkiego zwierzały, co tylko będziemy miały na sercu. Chcesz? Annedore roztropnie popatrzyła jej w oczy. — Nie będziesz zła, Lilly, jeśli ci powiem, że ja nie jestem istotą wylewną? Wcale mi nie jest łatwo otwierać przed kimś swoje wnętrze. Dotychczas mogłam to robić tylko wobec Lisy von Karnburg, i to dopiero wtedy, gdy już przebywały- śmy ze sobą dzień po dniu przez bardzo długi czas. Ona była zawsze wobec mnie o wiele bardziej otwarta. I nie ze wszystkiego, co jest we mnie, potrafiłam się jej zwierzać. Dlatego chcę ci uczciwie powiedzieć, że tobie też nie potrafię przyrzec pełnej szczerości. Chcę być otwarta wobec ciebie, jak tylko to możliwe, ale jeżeli kiedyś będę chciała zachować coś dla siebie, nie gniewaj się. Czy się na to zgadzasz? Hrabianka roześmiała się. — Ależ oczywiście, Annedore. Z czasem nabierzesz do mnie zaufania. — Już go nabrałam. Weszły do stajen. Hrabianka podeszła do Minki i dała jej kostkę cukru. Annedore zaś radowała się, że będzie mogła wkrótce jeździć konno. Potem poszły z powrotem do zamku, i Annedore pospieszyła do swojego pokoju, aby napisać zamówienie. Rodzeństwo patrzyło za nią z bardzo szczególnymi minami. — Ona jest rzeczywiście słodkim małym głuptaskiem, Lotharze — powiedziała hrabianka. Ten westchnął. — Tak, jest diabelnie zasadnicza i uczciwa. I trzeba bardzo trzymać się w ryzach, demonstrować szlachetność równie Przesadnie, jeżeli chce się, aby się oswoiła. 17 szczęścia 2 ~ Przez ne: V- — Ale nagroda jest przecież warta tej stawki. — Naturalnie. Ja też jestem gotów podjąć tę grę. Takiego szczytu doskonałości, jakim teraz będzie zawsze twój brat, w ogóle na świecie nie ma. Mimo to nie będzie przecież wcale trudno zdobyć jej serduszko, które bije już jak młotem, gdy ona na mnie spojrzy. Żeby mi tylko Rudiger nie pokrzyżował planów. — Najważniejsze, byś był Annedore pewien. Jeśli doprowadzisz do jej zgody na małżeństwo z tobą, wówczas Rudiger nic nie będzie mógł na to poradzić. A sądząc po jej charakterze, dziewczyna słowa w każdym razie dotrzyma. Może brat nawet cię poprze. Przecież będzie rad, że odczepisz się od jego kieszeni. Narzeka ciągle, że za wiele wydajesz, kiedy przyjdzie zapłacić za ciebie parę marek. I w końcu jemu też może być tylko miło, że to ty zostaniesz panem na Rottbergu, a nie jakiś pierwszy lepszy obcy. — Otóż nie jestem tego tak bezwarunkowo pewien. On ma czasem tak cholernie niewygodne poglądy na poczucie obowiązku i tym podobne rzeczy. A przynajmniej udaje pryncypialnego. No, zobaczymy. Najmilej by mi było, gdyby nie pojawił się tu, dopóki nie będę z tą małą po słowie. Z drugiej strony bardzo mi się spieszy do jego powrotu, żebym zdążył wyłuszczyć mu pewną sprawę. Weszli do pokoju Lilly i hrabia Lothar rzucił się na fotel. Hrabianka usiadła obok. — Ile musisz znowu mieć, Lotharze? Zrobił zakłopotaną minę. — Równe dziesięć tysięcy marek — wyrzucił z siebie. Jego siostra popatrzyła na niego przerażona. — Ojej, tak dużo? A Rudiger przecież dopiero na Boże Narodzenie popłacił wszystkie twoje długi! Wzruszył ramionami. — Ależ tak, nic na to nie poradzę! Gdyby mnie Rudiger tak wciąż krótko nie trzymał, nie wpadłbym w łapy lichwiarzy i nie potrzebowałbym grać, aby się trochę odkuć. Przeważnie miałem pecha i pakowałem się jeszcze bardziej w tarapaty. Tak było i tym razem. Przegrałem osiem tysięcy marek na słowo honoru. — Na słowo honoru! — wykrzyknęła jego siostra przerażona. Kiwnął potakująco głową. — No tak, tylko się me przestrasz... Zdobyłem te pieniądze w ciągu trzech dni. Ale... za jaką cenę! 18 przez chwilę patrzył błędnym wzrokiem przed siebie. jsjo mówże — naparła nań. \Vyprostowal się. __ No więc... za te osiem tysięcy marek musiałem wystawić Machauerowi weksel na ponad dziesięć tysięcy. Będzie nłatny już 8 czerwca. Do tego czasu muszę te pieniądze mieć, w przeciw- nym razie... no tak... w przeciwnym razie koniec. A temu wszystkiemu winne jest skąpstwo Riidigera! Hrabianka objęła go za szyję. To, co w jej sercu było miejscem na miłość, należało do jej brata. Poza tym była zimna i wyrachowana, ale brata rzeczywiście kochała. — A to będzie znowu piękna scena z Rudigerem, Lotharze. On ci przecież w Boże Narodzenie powiedział, że to jest już ostatni raz, że ostatni raz płaci za ciebie twoje długi. I oświadczył to też twoim wierzycielom. Mnie w ogóle dziwi po tym wszystkim, że Machauer dał ci jeszcze pieniądze. Hrabia Lothar przetarł ręką czoło. — Toteż łatwo nie było go do tego skłonić! Ale jakkolwiek tam było, dał... i ja muszę te pieniądze mieć. — Ale Rudiger stanowczo oświadczył, że już więcej za ciebie nie będzie płacił. Hrabia Lothar zerwał się z fotela. — Bądź tak dobra i nie kracz! On mi ostatecznie już często tym groził. Zapłacić jednak będzie musiał. Przecież mnie nie zabije. — Prawdopodobnie nie. Ale w każdym razie będzie lepiej, jak sobie na wszelki wypadek zapewnisz Annedore. Gdy będziesz zaręczony z bogatą dziedziczką, dadzą ci też nowy kredyt. Hrabia Lothar zrobił znowu wesołą minę. — Słusznie, siostrzyczko, to już jest bardziej pocieszająca myśl. A małą baronównę już jakoś obłaskawię. Pomagaj mi tylko tak jak do tej pory. — To się rozumie samo przez się. — Musisz ją nieco odzwyczaić od tego zasadniczego, sumiennego sposobu życia. Jest diabelnie niewygodny. Ona ma chwilami jeszcze sobie coś z panienki z klasztoru. No, wspólnymi siłami my ją zmienimy. A jej pragnienie, żeby się nauczyć jeździć konno, bardzo mi 19 jest na rękę. Przy tym nastręczają się różne okazje do poufałości, i jeżeli dziewczyna me ma wody w żyłach zamiast krwi, to mi ulegnie. A więc liczę na twoją pomoc. — No, możesz na mnie liczyć. — To pięknie. A teraz cię opuszczam. Już czas przebrać się do kolacji. Mam nadzieję, że nadeszły świeże ostrygi. Do zobaczenia za chwilę, Lilly! Baronówna Anna Dorothea von Rottberg siedziała w swoim pokoju i ponownie rozłożyła przed sobą teczkę z papierem listowym. Szybko napisała zamówienie na suknię do jazdy konnej, potem wzięła do ręki list do Lisy von Karnburg i zaczęła go czytać jeszcze raz. I przy ponownej lekturze pojawił się na jej twarzy lekki rumieniec. “Nie, tego listu nie wyślę! Jakże ja mogłam to wszystko napisać? To nie w porządku, że będąc gościem w tym domu, robię takie nieprzychyl- ne uwagi o jego panu. Jeżeli on nawet jest potworem, nie wolno mi się tak wypowiadać o nim wobec innych ludzi. Nie jest również z mojej strony ładnie, że chcę wywlec na świat, iż żona mu uciekła. Nie jestem przecież plotkarką. Nie, napiszę szybko do Lisy inny liścik; tylko całkiem krótki, jak miło hrabia Lothar i hrabianka Lilly mnie przyjęli, i że się cieszę, iż ją znowu zobaczę". Tak więc napisała w tym właśnie sensie, i jeszcze dodała, że hrabia Rudiger i hrabina Ursula wyjechali z domu na czas nieokreślony. Przygotowała list szybko do wysyłki na pocztę i zadzwoniła na służącego, któremu oddała pocztę do wysłania. Zaś pierwszy długi list. którego postanowiła nie wysyłać, złożyła bezmyślnie w bardzo mały format i pozostawiła go w swojej teczce z korespondencją. Potem wzięła koszyczek z ręczną robótką i zawiesiła go sobie na ręku. Chciała pójść jeszcze na chwilę na taras, ponieważ na dworze było ładnie i ciepło. Potem przyszło jej na myśl, że lepiej od razu się przebrać do kolacji, wówczas będzie miała jeszcze trochę czasu. 20 Tak też uczyniła i po upływie kwadransa była gotowa. W ostatniej iii przypomniała sobie, że nie nawinęła przędzy do swojej robótki. w ieła jeden jej motek z szafki i założyła na oparcie krzesła, aby odnie nawinąć. W roztargnieniu złapała ten złożony wielokrotnie l'st zgniotła go w jeszcze mniejszy zwitek i użyła go jako szpulki do winiecia przędzy w kłębek. W kilka minut list zniknął pod grubymi nićmi przędzy. Annedore rzuciła kłębek do swojego koszyczka, który zawiesiła sobie na ręce i zeszła na dół. Na tarasie zastała Lilly, czytającą jakąś książkę. — Czy ci nie przeszkadzam, Lilly? — zapytała. Hrabianka odłożyła lekturę na stolik i uśmiechając się i wtulając się w fotel, założyła sobie ręce na karku. — Ty mi nie przeszkadzasz. Ta książka jest nudna. Chodź, siadaj! Annedore usiadła i rozłożyła swoją robótkę. Lilly przyglądała się temu z szyderczym uśmiechem. — Chcesz być pracowita? — zapytała. — Tylko troszeczkę. Chciałabym tę robótkę wnet skończyć. Jest przeznaczona na prezent urodzinowy dla mojej przyjaciółki Lisy. — Czemu nie kupisz czegoś gotowego? — O, to by przecież nie miało dla Lisy tej wartości, jak to, co ja sama zrobię. Ona wyczuje, że wplatam w to wszystkie moje dobre życzenia dla niej. Hrabianka zdławiła drwiący uśmieszek. — Tak, zapewne, zupełnie o tym nie pomyślałam. Ta robótka jest bardzo ładna i oryginalna. Aleja nie miałabym do tego cierpliwości. — Ja mam przecież tyle czasu, i to się robi naprawdę bardzo szybko. Za parę dni będę gotowa. A coś trzeba przecież robić. — Tak... trzeba? Nie rozumiem takiej potrzeby i uważam, że o wiele ttiilej jest marzyć sobie bezczynnie przez cały dzień i czekać na rzeczy, które mają się zdarzyć. — Jakie rzeczy? — zapytała Annedore, pilnie pracując. Hrabianka popatrzyła w górę na rozpięty parasol. — No więc, Annedore, jakich to rzeczy oczekujemy i o czym marzymy, my, ziewczęta? O nim, tym najwspanialszym ze wszystkich. Czekamy na S1ęcia z bajki, który obudzi nas ze snu jak tę bajkową śpiącą królewnę, ty też tęsknisz tak niecierpliwie do niego jak ja? 21 Przy tych słowach hrabianka utkwiła nagle wyczekujące spojrzenie w twarzy Annedore. Ta z uśmiechem spojrzała na moment w górę. Jej delikatne rysy miały czysty, niewinny wyraz. — Nie, Lilly, szczerze mówiąc, ja się tym w myślach jeszcze mało zajmowałam. — Ach idźże! Na pensji wyobrażałaś sobie przecież to wszystko bardzo romantycznie. — Tak, gada się zapewne czasami o tym, ale jest to tylko takie głupie gadanie. Na serio przecież się jeszcze nie myśli. — O, bardzo przepraszam, ja myślałam o tym bardzo poważnie. I przyznaję się całkiem otwarcie, że z utęsknieniem pragnę, żeby mnie ten wymarzony książę z bajki wybawił z niewoli tego domu. — Tak, z tobą jest trochę co innego, Lilly. Ty widzisz w swoim przyszłym małżonku swego wybawcę. Aleja... Nie, ja jeszcze nie tęsknię za tym, żeby wyjść za mąż. — A więc nie masz jeszcze żadnego ideału? Annedore patrzyła przed siebie w zamyśleniu. — Owszem, jeden ideał chyba mam. Czasami wyobrażałam sobie, jakiego rodzaju musiałby być mężczyzna, któremu mogłabym oddać pewnego dnia moją rękę. — I do jakiego wniosku doszłaś? Annedore cicho się roześmiała. — Jakichś bardzo określonych rysów mój ideał nie ma. Tylko jedno jest pewne: powinien to być ry- cerz bez trwogi i bez skazy, mężczyzna, którego musiałabym wysoko cenić i któremu mogłabym ufać bardziej niż wszystkim innym lu- dziom. — A jego wygląd zewnętrzny? Blondyn, szatyn, brunet? Annedore znowu się roześmiała. — Tak dokładnie to jeszcze sobie mego ideału nie wyobrażałam. Jest bez znaczenia, czy będzie to blondyn czy szatyn. Najważniejszy jest charakter. Musiałby być dobry i wielko- duszny, i bezwarunkowo uczciwy. Poza tym, oczywiście, musiałaby to być postać sympatyczna, szlachetna. I ma się rozumieć także zdrowy. To tylko tyle, bo mój ideał nie ma żadnych znaków szczególnych. — W sło- wach Annedore było urocze szelmostwo. Hrabianka się wyprostowała i bystro spojrzała na baronównę. — A więc musiałby to być ktoś taki, jak nie przymierzając mój brat Lothar — powiedziała jakby nawiasem. 22 I ku jej tajemnej satysfakcji krew buchnęła Annedore do twarzy. To k miało inną przyczynę, niż hrabianka przypuszczała. Annedore Je ja pytanie Lilly trochę za mało subtelne i niedelikatne. Ale U wiedziała sobie zaraz uspokajająco, że Lilly bardzo kocha swego brata i dlatego przywołała go dla porównania. _ Znani hrabiego jeszcze za mało, Lilly, aby móc to osądzić. Ale vierzę ci, że jest dobrym, szlachetnym człowiekiem, bez fałszu — powie- działa poważnie. ._ Tak, jest takim rzeczywiście, wspaniałomyślnym i szlachetnym w sposobie myślenia... prawdziwym rycerzem bez trwogi i skazy. Jedyną jego wadą jest, że to trochę lekoduch, który kocha ponad wszystko wesołość. — To przecież nie wada, wręcz przeciwnie. — Tak mówisz ty, Annedore — powiedziała hrabianka wzdycha- jąc. — Ale musiałabyś słyszeć, co o tym mówi Rudiger. On nie może znieść wesołych ludzi. I ze złości, że Lothar jest taki wesoły, chciałby mu ograniczać wszystkie uciechy życia. — O, jakie to brzydkie, jakie małostkowe... i jakie przykre dla niego — odparła Annedore współczująco. — Tak, masz rację, to wstrętne, Rudiger jest taki bogaty. Mógłby bez szkody dla siebie ułatwić nam życie, uprzyjemnić. Ale on nas, skąpiradło, rozlicza z każdego feniga. Mnie wyznaczył tak szczupłą sumę na drobne wydatki, że nie wiem, z czego płacić za moją gar- derobę. A Lothar dostaje od niego tak małą pensyjkę, że nie może z niej wyżyć, choć się nawet bardzo stara. Wobec tego zmuszony jest zaciągać często długi. Z obawy przed gniewem Riidigera siada potem czasami przy stoliku do gry, aby podratować swoje finanse. Ale przeważnie przegrywa i wpada w straszne tarapaty. Właśnie teraz jest znowu w okropnych opałach. Miał pecha w grze i czeka z obawą i niepokojem na powrót Riidigera do domu. Jednak kto to wie, czy ten mu pomoże. A jeżeli tego nie zrobi, to Lotharowi nie pozostanie żaden inny wybór jak tylko pożegnać się z wojskiem... albo jeszcze coś gorszego. Annedore zerwała się przerażona. — Jeszcze coś gorszego? — zapy- la z pobladłą twarzą. Lilly kiwnęła ponuro głową. — Tak, litościwa kula. 23 J Annedore krzyknęła: — Na miłość boską, Lilly... Jak ty możesz coś takiego mówić? On przecież się nie...? Hrabianka podparła głowę zatroskanym gestem. — A co mu pozostanie, jeśli Rudiger mu nie pomoże? — Mój Boże... on musi pomóc! Nie będzie przecież taki zatwar- działy, żeby skazywać brata na śmierć? Lilly głęboko westchnęła: — Bo ty właśnie nie znasz Riidigera... jego surowości i bezwzględności, jego skąpstwa. Annedore rzuciła swoją robótkę i zerwała się z fotela. — To trzeba twojemu bratu pomóc w inny sposób. Z powodu pieniędzy nie można przecież dopuścić do utraty przez człowieka życia! Lilly pochwyciła jej rękę i przytuliła przymilnie do policzka. — To się tak łatwo mówi, moja kochana, mała Annedore. To tak miło, że czujesz razem ze mną to samo. Jakie to wszystko jest okropne! Annedore pogłaskała ją. — Biedna Lilly, ja w ogóle nie miałam pojęcia, jak wielkie zmartwienie cię gnębi. Czy nie ma w ogóle żadnego wyjścia z tych opałów, jeżeli hrabia Rudiger pozostanie dalej taki surowy? Hrabianka westchnęła. — Jedno wyjście by chyba było... jeden sposób, który uwolniłby Lothara od wszystkich zmartwień. Zalecano mu, żeby się zaczął starać o pewną bardzo bogatą młodą damę, która go kocha i przyjęłaby go z otwartymi ramionami. Ale on jej nie kocha! I dla pieniędzy żenić się z nie kochaną dziewczyną, tego on nie chce zrobić za żadną cenę. Zbyt idealnie wyobraża sobie małżeństwo. Powiedział mi, że nigdy nie nauczy się tak niskiego sposobu postępowania, że woli strzelić sobie w łeb. Annedore opadła blada i zdenerwowana z powrotem na fotel. Wstrząśnięta patrzyła w twarz Lilly. Przed jej młodą duszą pojawił się po raz pierwszy koszmar biedy naświetlony w tak tragiczny sposób. Serdeczne współczucie napełniło jej miękkie serce. Brak doświadczenia nie dopuścił, żebywytworzyła sobie prawidłowy osąd sytuacji. Wierzyła we wszystko, co jej Lilly tak przekonywająco wmawiała, i nie przeczu- wała nawet, że jej nowa przyjaciółka każde ze swoich słów dobierała z wyrachowaniem, licząc na takie właśnie działanie. — Uważam, że to ładnie i szlachetnie ze strony twojego brata, Lothara, iż się nie chce sprzedać. Jakiś mniej szlachetny charakter 24 nie mógłby się oprzeć pokusie, aby się w ten sposób uwolnić od •ch trosk. On nie może zginąć, Lilly! Uspokój się! Hrabia Rudiger wsf?1'cu przecież pomoże. Musi to zrobić. Niemożliwe, żeby skazał jasnego brata na zatracenie. Hrabianka przetarła oczy, jakby wymazywała z nich ponure obrazy. Mam mało nadziei. Ale jakże mogłam tak się dać ponieść uczuciom, . . cj o tym powiedzieć. Właśnie widzę, że Lothar tu idzie. Najdroższa Annedore, on za żadną cenę nie może wiedzieć, że ci się zwierzyłam mojego zmartwienia! On tego nie chce. Myśl, że ktoś mógłby się nad nim litować, jest dla brata nie do zniesienia. Jego usta się śmieją, ale serce krwawi... tak jak moje. Tylko ja jedna wiem, co się w nim dzieje. A więc cicho sza o tym, Annedore, na miłość boską! — Bądź spokojna — szepnęła baronówna. Szybko, z uśmiechniętą twarzą hrabia Lothar podchodził do pań. — O, pani już tu jest, baronówno? Myślałem, że odpoczywa pani jeszcze w swoim pokoju. Zamówienie na amazonkę już poszło na pocztę? — zapytał. Annedore wzięła się w garść. “Usta się śmieją... serce krwawi" — nie mogła nie myśleć o tym, gdy na niego patrzyła. — Tak, zamówienie już wysłane — powiedziała cicho i niepewnie. Podniósł jej palce tkliwym gestem do ust. Rumieniąc się cofnęła rękę. — Cieszy mnie to. Wprost się palę do tego, żeby zostać pani nauczycielem konnej jazdy. Gdy dziś rano jechałem przez las, to myślałem cały czas, jak by to było pięknie jechać w pani towarzystwie. W ogóle wiele o pani myślałem, bo podczas przejażdżki podjechałem prawie pod zamek Rottberg. Widziałem go z daleka. To wspaniała stara budowla. Przysiadł się do pań i wymienił ukradkiem z siostrą wiele mówiące sPoj rżenie. Annedore ożywiła się. — Widział pan zamek Rottberg? — Tak, jak zamek z bajki w całej krasie majowego uroku. Annedore wzięła głęboki oddech. — Pańskie słowa budzą nagle we nie gorącą tęsknotę za rajem mojego dzieciństwa. Tak dawno już nie ^działam rodzinnego domu. — Jak dawno temu po raz ostatni? 25 — Siedem lat. Cztery z nich spędziłam z moim ojcem w podróży a trzy na pensji. To było wkrótce po śmierci mojej matki, gdy opuściłarr z ojcem Rottberg. — Pani matka umarła bardzo młodo? — Tak, miała dopiero trzydzieści dwa lata i umarła w wyniki skutków paskudnego przeziębienia, które pozostawiło po sobie reuma- tyzm stawów. To głównie jej odejście pognało mojego ojca w świat. On moją matkę niezmiernie kochał i nie chciał już nigdy wracać do Rottbergu, bo bał się wspomnień. Hrabia Lothar popatrzył dziewczynie głęboko w oczy. — To musi być coś cudownego, taka wielka, głęboka miłość — powiedział miękko, w rozmarzeniu. Pod wpływem jego spojrzenia zapłoniła się nagle i spuściła oczy. Wziął w rękę jej robótkę. — Co za cudeńka potrafią wyczarować takie małe, pracowite ręce kobiece. Teraz Annedore roześmiała się. — Ach nie, to naprawdę nie jest żadne cudeńko. — Ja je za takie uważam — obstawał przy swoim. — Odeszliśmy od zamku Rottberg, hrabio Lotharze. Czy ma pan jakieś pojęcie o tym, co z nim jest, czy jest całkowicie zamknięty i nie zamieszkały? Wciąż chciałam o to zapytać? — O ile wiem, mieszka w nim tylko odźwierny. — Jest tam jeszcze parę osób ze służby, Annedore, które utrzymują zamek w stanie używalności — dorzuciła hrabianka. — Więc mogłabym do niego wejść, gdybym tam pojechała konno? — zapytała skwapliwie baronówna. — Pani na pewno, baronówno, jest pani przecież panią na Rotl- bergu. Annedore uśmiechnęła się. — O, proszę, rozróżniajmy dokładnie... tylko na tyle, na ile mi mój surowy opiekun przyzna prawa właścicielki. Ale żebym mogła wejść do mojego rodzicielskiego domu, na to będzie mi chyba musiał pozwolić. Najchętniej zaraz jutro rano bym tam poje- chała. — To się da zrobić. Będziemy pani z radością towarzyszyć. Nieprawdaż, Lilly? h Tżała. Postanowiła przejechać się do Rottbergu sama. Całkiem > nie w towarzystwie ludzi, których jej rodzice nie znali. Chciała Oczywiście! I pora bardzo nam odpowiada, bo lekcji jazdy nie możecie przecież jeszcze rozpocząć. 'Annedore milczała przez moment, speszona. Tak sobie tego nie " - • . -—:i. -— -;-_u_i _:_ J_ r>_łłi———“ “ —— “ /-"“H,.:.—— chciała wejść na uświęconą wspomnieniami ziemię, w każdym Sa 'e nie w towarzystwie ludzi, których jej rodzice nie znali. Chciała bie odświeżyć wspomnienia z dzieciństwa. Niepotrzebni jej byli przy obcv. Jakkolwiek by to rodzeństwo było dla niej miłe, to przecież nie byli Jej aż tak bliscy, żeby pragnęła ich towarzystwa podczas wycieczki \v krainę swoich dziecięcych marzeń. Już dawno z przyjemnością przejechałaby się choć raz do Rottbergu, ale Lilly z bratem nie zostawiali jej właściwie nigdy ani jednej wolnej chwili. Oni rzeczywiście nie rozumieli, że nie byliby przez nią na tej wycieczce pożądani. A Annedore nie mogła też w żadnym razie sprawić im swoją odmową przykrości. Ale teraz nie miała w każdym razie ochoty na jutrzejszą wyprawę. Wolała poczekać na okazję, gdy będzie mogła się tam wybrać sama. W gruncie rzeczy była jednak trochę samotnicą, która zamyka na cztery spusty tajniki swego serca przed obcymi oczyma. Ale wrodzona subtelność powodowała, że wydawało jej się wprost nie do pomyślenia wykluczenie tak życzliwych jej osób ze swego życia wewnętrznego. Byli przecież wobec niej tacy serdeczni. I pod wpływem kokieteryjnych spojrzeń Lothara budziło się w jej samotnym sercu nieśmiało i delikatnie przekonanie, że musi to być rozkosz, tak się całkiem z ukochanym człowiekiem zjednoczyć, by móc mu wszystkie swoje sprawy powierzyć. To uczucie jednak było jeszcze niewyraźne i niejasne. Było to raczej podświadome budzenie się kobiecości pod wpływem natarczywych, zdobywczych męskich oczu, które budziło w jej duszy więcej niepokoju niż szczęścia. Tak bardzo mi się nie spieszy — powiedziała cicho, ale zdecydo- anie odmownie. — Lepiej z tym poczekam, aż hrabia Riidiger wróci do domu. I dziwna rzecz, uświadomiła sobie nagle, że towarzystwo hrabiego udigera by jej nie przeszkadzało, gdyby po długiej nieobecności cnodziła po raz pierwszy do swego rodzicielskiego domu. Starała się Zr°zumieć to uczucie. 26 27 Uli Hrabianka przypatrywała się Annedore szyderczo. — Ty zdajesz się mieć bezgraniczny respekt przed swoim opieku nem, że nie odważysz się nawet bez jego zezwolenia wejść do sweg<- rodzinnego domu. Uważaj, bo zanim się spostrzeżesz, on cię też weźmie pod taką samą surową kuratelę, jak nas. Annedore rzuciła przekornie główką do tyłu. — O nie, nie po- trzebujesz się o to obawiać. Hrabia Lothar pochwycił rękę Annedore i spojrzał na nią błagalnie. — Nie, najmilsza, droga baronówno, tak być nie może! Nie mógłbym spokojnie patrzeć, gdyby mój brat zadręczał panią i tyrani- zował. Uśmiechając się Annedore pokręciła głową. — Nie ma obawy, hrabio Lotharze. Ja mam bardzo silną wolę, szczególnie wobec ludzi, którzy chcą ją ujarzmić. — A więc jedziemy jutro do Rottbergu, Annedore? — zapytała hrabianka. Annedore pokręciła znowu przecząco głową i udowodniła od razu, że ma silną wolę. Dla niej było pewne, że po raz pierwszy nie pojedzie do Rottbergu w towarzystwie tego rodzeństwa. — Nie, jutro jeszcze nie — powiedziała zdecydowanie. A rodzeństwo musiało się do tego zastosować. Nie wracali też już w następnych dniach do planu przejażdżki do Rottbergu, raz dlatego, że nie obiecywali sobie po tym zbyt wielkiej przyjemności, a dwa dlatego, że Annedore tak zdecydowanie ten pomysł odrzuciła. Od hrabiego Rudigera nie nadeszła w następnych dniach żadna wiadomość. Ale przyjaciółka Annedore, Lisa von Karnburg, złożyła zapowiedzianą wizytę i została bardzo serdecznie przyjęta nie tylko przez Annedore, ale i przez rodzeństwo. Lisa von Karnburg była oczarowana rodzeństwem, przede wszystkim hrabią Lotharem, który zadał sobie rzeczywiście wiele trudu, żeby zrobić na przyjaciółce Annedore korzystne wrażenie. — To może' tylko naszą małą baronównę podniecić, jeżeli spost- rzeże, że również inne młode damy uważają mnie za urzekającego — powiedział do swojej siostry. Obie przyjaciółki nie miały wiele czasu, żeby się nagadać, zwła- szcza że zaledwie przez parę minut były same. I dlatego Annedore nie musiała udzielać Lisie długich wyjaśnień na temat nieobecności opie- 28 Mimo to jednak przyjaciółka dowiedziała się w trakcie roz- *' od rodzeństwa, że pomiędzy hrabią Riidigerem a jego mał- m° v doszło do poróżnienia i hrabina opuściła zamek Lindeck. Lisa Z° Karnburg przyjęła to z niejakim zdziwieniem i zapytała Anne- ° L- pozostaniesz mimo to w Lindecku, Annedore? — Decyzję muszę zostawić mojemu opiekunowi — odpowiedziała baronówna. _ Ach, Annedore, jeżeli nie możesz tu zostać, to przyjedź do Karnburga. Za cztery tygodnie wrócę razem z rodzicami z tej podróży. Wówczas nasz dom będzie stał dla ciebie otworem. Mama się ucieszy, że będę miała towarzystwo. — Z przyjemnością przyjadę, Liso, dziękuję ci z całego serca. Z tym przyjaciółki się rozstały. Hrabia Riidiger tego ranka, gdy odkrył ucieczkę swojej żony, pojechał do Berlina. W porywie gniewu i złamany bólem z powodu jej wiarołomstwa, roztrzaskał rzeczywiście wykonane przez rzeźbiarza Hansa Mosera popiersie swojej żony i kawałki marmuru kazał wrzucić do stawu przy zamku. Potem czym prędzej poczynił przygotowania do podróży, wyposażył swego rządcę we wszystkie pełnomocnictwa, prag- nął bowiem dopaść człowieka, który skalał jego żonę, by się z nim porachować. Ten na ogół tak opanowany i spokojny człowiek był w stanie n'ezrniernego wzburzenia kiedy wyjeżdżał, chociaż na zewnątrz niewiele awał po sobie poznać. Ze swym rodzeństwem wcale się nie pożegnał, a ° tym, że następnego dnia jego podopieczna Anna Dorothea von ottberg będzie oczekiwana w zamku Lindeck, w zdenerwowaniu całkowicie zapomniał. Dopiero w pociągu przypomniał sobie o niej i po przybyciu do lna nadał do Lindecku telegram z poleceniem, żeby baronównę 29 przyjęto i traktowano pod każdym względem uprzejmie i troskliwie Zanim zaś przybył do Berlina, przeczytał po drodze jeszcze kilka i azyl list, który mu małżonka przed ucieczką zostawiła: Drogi Rudigerze! Bardzo mi przykro, że muszę Cię powiadomić, iż nie mogę jtl2 żyć dłużej u Twego boku. Aby ponowne nasze połączenie, do któ- rego będziesz być może dążył, uniemożliwić, dałam się uwiesi Hansowi Maserowi. Niech to będzie dowodem, że rozstanie biorę na serio. Dopóki moje serce się nie rozbudziło, mogłam znosić życie u Twego boku, pomimo wielkiej odmienności naszych charakterów i pomimo tego, że twój sposób życia tak bezgranicznie mnie nudzil i denerwował. Nigdy mnie nie rozumiałeś, a jeżeli nawet utrzymywałeś, że mnie kochasz, to ja Cię nigdy nie kochałam, choć jako posłuszna córka mojego ojca. zgodziłam się zawrzeć ten związek z Tobą. Wtedy bowiem nie znałam jeszcze dobrze mojego serca. Twoja miłość do mnie też chyba nie była bardzo wielka, jak mi się zdaje, bo w przeciwnym razie nie oburzałbyś się tak na moje drobne kaprysy, nie osądzałbyś mnie tak surowo, gdy czasem żartobliwie kogoś trochę kokietowałam. Nie poczytywałbyś mi takich małych uciech za przestępstwo, przy swoim ciężkim sposobie bycia. Czułam się w Lindeckujak uwięziony ptak, tak że nawet Twoje rodzeństwo nie mogło mnie nie darzyć swoim współczuciem. Domagałeś się, bym weszła za Tobą w krąg Twoich idei, żeby nagięła się do Twojego sposobu życia. Równie dobrze mógłbyś o, mnie żądać, żebym tańczyła na linie. A ponieważ nie mogliśmy »._ niestety, porozumieć, czuliśmy się oboje w tym małżeństwie rozpacz- liwie nieszczęśliwi. Ty też —ja to wiem. Dlaczego więc mieliśmy z tępym uporem trwać w nieszczęść,/' skoro wymagało to przecież tylko jednego, jedynego odważnego czynu, abyśmy się uwolnili od tych więzów, które nas uciskają? Ja mam odwagę popełnić ten czyn i jedną błyskawiczną decy:]H przywracam nam wolność, dając się uwieść Hansowi Maserowi I oto znowu będzie w moim życiu trochę romantyzmu. 30 K cham Masera, a on się do mnie modli i wszystko we mnie ż za dobre i piękne. Jest to ognista, namiętna artystyczna UW się z nią żenił. Jego poważny, spokojny charakter powodował, że nie y skłonny wiele mówić o miłości. Od młodości, od śmierci swojej aJUkochańszej matki, był człowiekiem samotnym. Ojciec po śmierci 31 żony znalazł sobie bardzo prędko następczynię, kobietę małostkowa podstępną intrygantkę, chociaż piękną jak obrazek, która robi}, wszystko, żeby ojca od syna oddalić. Spostrzegła bowiem, że pasierl odnosi się do niej z krytyczną rezerwą. Mściła się za to, siejąc niezgod, pomiędzy Riidigerem a ojcem, swoje zaś własne dzieci wychowywat w nienawiści do ich przyrodniego brata. Hrabia Riłdiger cierpiał z tego powodu, aż stał się cichym, zamkniętym w sobie człowiekiem. Macocha przez skłonność do rozrzutności doprowadziła ich mają. tek prawie do ruiny, a gdy umarła, ojciec i syn nareszcie się znowu odnaleźli. Stało się to dzięki pośrednictwu barona Rottberga, ojca Annedore, który uświadomił wdowcowi, że go celowo odciągano od syna. Nastały lata prawdziwej bliskości ojca i syna. Riidiger pozostał jednak dalej tym poważnym człowiekiem, jakim go uczyniła jego samotna młodość. Wszystkie uczucia i myśli zamykał na cztery spusty w swojej duszy. Jego rodzeństwo zachowywało się wobec niego wrogo i on tak samo nie potrafił okazywać im miłości. Kiedy ojciec hrabiego Riidigera w dwa lata po swojej drugiej żonie umierał, było już dla niego jasne, że syn Lothar jest lekkomyślnym nicponiem, który przyczynił się do zrujnowania go. Na łożu śmierci prosił Riidigera, żeby nie zostawiał bez pomocy swego rodzeństwa, ale wziął Lothara w ryzy z całą surowością, na którą on sam nie potrafił się zdobyć. Rudiger mu to przyrzekł i z całą świadomością swego przyrzeczenia dotrzymywał. Ale zrozumiał, że Lothar nie da się uratować. Potem nagle się zdało, jakby w życiu hrabiego Riidigera zaświeciło jasne słońce. Zakochał się całym sercem, aż do głębi swej istoty, w baronównie Ursuli von Wardau i w krótki czas potem wprowadził ją, szczęśliwy, jako młodą żonę do Lindecku. Ale jego szczęście miało być krótkotrwałe. Już po kilku tygodniach spostrzegł, że Ursula nie była taka, jak się spodziewał, nie była istotą jego pokroju, t akceptować. A/Trno to Rudiger próbował wciąż od nowa oddziaływać na swoją H żonę. Ale ona go po prostu wyśmiewała, wymyślała mu od tępych m ° ' i zatykała sobie niegrzecznie uszy. gdy jej chciał przemówić do sllffiienia- Nie udawało mu się zaszczepić swojej młodej żonie jakichś wyższych, h rdziej idealnych wartości, i dlatego pod wpływem jej szyderczego, kapryśnego usposobienia umierała powoli jego miłość. Ta głęboka duchowa wspólnota, do której w swym małżeństwie dążył, stała się karykaturą. I czuł, że jego rodzeństwo z zapałem współdziała nad całkowitym rozkładem jego szczęścia z Ursula. Potem przybył do Lindecku Hań s Moser, aby wykuć w marmurze na życzenie Ursuli jej popiersie. Poznała go w Berlinie, gdzie w zimie spędzała zawsze parę tygodni, podczas których z jednego przyjęcia spieszyła na drugie. Zapewne hrabia Rudiger już w Berlinie zauważył, że jego żona Mosera wyróżnia szczególnie. Ale ona przecież często kokietowała mężczyzn, którzy się jej podobali, a Moser uchodził za porządnego człowieka. Tak więc Rudiger przyjął go gościnnie, opróżnił mu jeden pokój na pracownię i nie podejrzewał niczego złego. Posłuszny swojemu szlachet- nemu sposobowi myślenia, powstrzymał się od wszelkiej podejrzliwości, bo chociaż uważał swoją małżonkę za powierzchowną i lekkomyślną, nie posądzał jej jednak o brak honoru. Teraz już wiedział, że ją ciągle jeszcze zbyt wysoko oceniał, a także miał zbyt dobre mniemanie o Moserze. I gdy jechał po śladach tych dwojga ludzi, którzy go oszukali, tylko jedno uczucie go opanowywało: chciał uzyskać satysfakcję i zmazać Piamę. która przylgnęła do jego nazwiska. Przybywszy do Berlina, najpierw nadał telegram w sprawie przyjęcia nnedore. Potem wynajął samochód, zajechał przed hotel, oddał tam °ja_ walizkę i natychmiast ruszył dalej, aż za Wannsee, gdzie Hans °ser zajmował mały dom letniskowy nad jeziorem. ^urtka ogrodowa na posesji Mosera nie była zamknięta na klucz. 33 a°ia Rudiger otworzył ją i skierował się szybko ku domowi, skąd > szedł mu naprzeciw służący. 62 awpieme do szczęścia — Czy mogę mówić z panem Moserem? — zapytał hrabia na chybił trafił. i Służący popatrzył na niego trochę niepewnie. Potem szybko powiej dział: — Pan Moser wyjechał. — Dokąd? — Tego nie wiem. — A czy nie wiecie też, dokąd waszemu panu posyła się ewentualne listy? — pytał Riidiger dalej i wcisnął służącemu w rękę sztukę złota, Ten był tym tak radośnie podniecony, że cofnął się o kilka kroków kłaniając mu się z podziękowaniem. I w tym momencie hrabia miał wolny widok na słabo oświetloną sień. Jego bystre oczy odkryły na wieszaku z garderobą nie tylko kapelusz i palto, w którym Moser chodził w Lindecku, ale obok także dobrze mu znany jedwabny prochowiec swojej żony. Jednym silnym pchnięciem odsunął służącego na bok i zanim ten zdążył mu przeszkodzić, skoczył do pierwszych drzwi i je otworzył. Prowadziły do małego, przytulnego salonu, gdzie hrabia Riidigei ujrzał swoją żonę i Hansa Mosera siedzących blisko przy sobie na otomanie. Moser okrywał akurat rękę hrabiny gorącymi pocałunkami. Zaskoczeni tym nieoczekiwanym wejściem hrabiego, zerwali się z miejsc. Ale na Riidigera nagły widok tych dwojga podziałał otrzeź- wiająco. Dopadł oto wreszcie człowieka, który musi mu dać satysfakcję. Swej małżonki nie zaszczycił nawet spojrzeniem. Szybko podszedł do zaskoczonego Mosera i uderzył go w twarz. Nastąpiła teraz między dwoma mężczyznami krótka, brzemienna w konsekwencje scena, która co do swego znaczenia była aż nadto wyraźna. Pojedynek ustalono na następny ranek. Rzeźbiarz nie odmówił go swojemu rywalowi. Na ustronnej leśnej polanie stanęli ci dwaj mężczyźni naprzeciw siebie. Hrabia Riidiger był blady i spokojny. W jego kamiennej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Tylko w stalowoniebieskich, głęboko osadzonych oczach, które błyszczały pod wysokim czołem szlachetnie ukształtowanej twarzy, coś nagle zapłonęło, gdy patrzył na rywala. Ten pojedynek nie był igraszką, warunki były twarde — ścierano si? aż do całkowitej niezdolności przeciwnika do walki. Tego wymagał 34 norowy. Hans Moser był przygnębiony i niepewny. Nie miał kodekSi Sp0jrzeć swemu rywalowi w oczy. odwa? ciłdiger celował w pierś. W parę minut później Hans Moser krwi na murawie polany, jeszcze żył. Pocisk zeskoczył z żebra 1 t dził mu płuco. Zabrano rannego najszybciej, jak to tylko było 1 USżliwe, do sanatorium w Wannsee. m°Rudiger pojechał z powrotem do swojego hotelu. Kara została ierzona — chociaż prawdziwym winowajcą była chyba hrabina I ula Hrabia miał wreszcie satasfakcję. Jeszcze tego samego ranka Hal się do znanego mu adwokata, aby wszcząć kroki rozwodowe. Sprawa była całkiem jasna i adwokat zapewniał go, że z rozwodem nie będzie żadnych trudności, zwłaszcza że małżeństwo jest bezdzietne. Przed opinią publiczną nie dało się jednak tak całkiem utrzymać tajemnicy. Na krótki czas ten skandal małżeński stał się okazją do najrozmaitszych plotek, dopóki jakieś nowe sensacyjne wydarzenie nie dało materiału do gadania. Informacje w gazetach o całej aferze hrabia zdołał na szczęście utrącić w zarodku. Lekarz orzekł, że Moser wyjdzie z postrzału z życiem. A że hrabia dostał swoją satysfakcję, było mu to obojętne. Jego duszę jednak przepełniała gorycz, a cierpka, bolesna bruzda, jaka już od czasów młodości wyżłobiła się wokół jego pełnych wyrazu ust, jeszcze się w tych dniach pogłębiła. Krótką karę więzienia w twierdzy, jaką zazwyczaj wymierzano, od razu odsiedział. Przejmował go teraz i tak wstrętem natychmiastowy powrót do Lindecku, gdzie cała sprawa spowodowała niemałą sensację i wywołała plotki, i gdzie, wiedział to zbyt dobrze, czekałaby na niego radość rodzeństwa z jego nieszczęścia. Przelotnie też myślał o baronównie Rottberg, swojej podopiecznej. Ale choć na ogół był obowiązkowy, teraz myśl o niej nie mogła wpłynąć na Jego postępowanie. Na razie była przecież w Lindecku bezpieczna, On skoro tylko się trochę uspokoi, napisze do niej i podejmie wobec nieJ dalsze postanowienia. Szybciej niż się spodziewał, zwolniono go z więzienia, bo część kary rowano mu w drodze łaski. Postanowił wrócić do Lindecku. Cztery godnie go tam nie było, ale nawet ten krótki okres czasu pozwolił mu yskać równowagę psychiczną. 35 Jeszcze raz pojechał do Berlina, gdzie mieszkała kuzynka zmarłej matki, pani von Stein, wdowa po oficerze. Już słyszała o je«. sprawie. Ta rozumna i dobrotliwa kobieta zawsze darzyła hrabiegj Riidigera serdecznym zainteresowaniem, on wiedział o tym. Przv n^ potrafił mówić o swoich przeżyciach otwarcie, a ona umiała go pocieszy] W pewnym momencie Riidiger zbaczając z tematu, powiedział: — Przyszedłem, oczywiście, do ciebie, ciociu Johanno, nie tylko to, żeby z tobą porozmawiać o tych niewesołych sprawach. Jeszcze jed pilna rzecz przywiodła mni&.tutaj. Mam do ciebie prośbę. Pani von Stein popatrzyła nań w napięciu: — Mam nadzieję, że mogła ją spełnić, Riidigerze, sprawiłoby mi to przyjemność. — Wiem, ciociu Johanno. No więc zamierzam zrobić zamach twoją wolność. — Na moją wolność? , — Tak. Wiesz, że jestem opiekunem młodej baronówny Rottberj której rodziców dobrze przecież znałaś. ., — Rzeczywiście. To było co prawda dawno temu. Jej ojca znalajj lepiej niż jej matkę, którą tylko przelotnie spotykałam, bo dopóki twój; macocha rezydowała w Lindecku, ja tam nigdy nie bywałam. A barojj Rottberg ożenił się przecież dopiero po śmierci twej matki. Poza t; baronowa Rottberg zmarła bardzo młodo. Spotkałam się z nią tył parę razy tu w Berlinie. Była to miła, urocza kobieta. — Tak, to prawda. A baron Rottberg był moim dobrym przyjaci leni, był dla mnie jak ojciec, któremu wiele zawdzięczam. No więc c powierzył mi, jak wiesz, opiekę nad swoją córką i postanowił w swój ostatniej woli, że baronówna, po ukończeniu pensji u pani dr Dumo ma mieszkać aż do osiągnięcia pełnoletności lub zamążpójścia w Lind ku, pod moją opieką. — Całkiem słusznie, Riidigerze, to jest mi wiadome. A teraz dal — No więc baronówna była na pensji zamiast dwóch lat trzy la; bo tak sobie zażyczyła. Ja jej tego nie broniłem, wręcz przeciwnie, byłe z tego rad. Nie mogłem się też, choć było mi z tego powodu przykr bliżej z nią zżyć, nigdy nie pozwalałem jej przyjeżdżać do Lindecku wakacje... bo w moim domu panowały takie przykre stosunki, że chciałem wprowadzać tam tej młodej istoty prędzej, niż to będ bezwarunkowo konieczne. Ale teraz termin minął, i dłużej nie mógł 36 • • • i dala od mego domu. Tak więc poprosiłem ją, żeby trzyma^ j ^ Lindecku. Termin jej przyjazdu został ustalony na prz>jec .zje? po ucieczce mojej żony. We wzburzeniu całkowicie liaSt?I) jąłem o mającym już-już nastąpić przyjeździe baronówny. Teraz /a^° wracam, podczas gdy ona mieszka już w moim domu od około czterech tygodni. Skończyła dziewiętnaście lat, więc moja opieka trwać będzie jeszcze roku. W tej sytuacji potrzebuję na ten czas bezwarunkowo damy \ towarzystwa, pod opieką której baronówna będzie mogła żyć moim domu. Ja jestem jeszcze stosunkowo młodym mężczyzną i nie noee sam, mimo obecności mojej siostry, mieszkać razem z taką młodą damą w jednym domu. Poza tym mojemu domowi brak gospodyni. fakiejś obcej osoby jednak nie chciałbym angażować, bo te stosunki wymagają wiele taktu. I, kochana ciociu Johanno, pomyślałem egois- tycznie o tobie. Gdybyś ty przyjechała do Lindecku, miałbym wszystkie kłopoty z głowy. Czy mogę spodziewać się od ciebie takiej ofiary? Pani von Stein słuchała tego uważnie, wreszcie się uśmiechnęła. — Drogi Rudigerze, aby ci wyświadczyć przysługę, poniosłabym chętnie każdą ofiarę. Twoje przyrodnie rodzeństwo nie będzie jednak zbyt zachwycone moim przybyciem, bo nie żywimy wzajemnie do siebie sympatii, ale nie będę się tym kierować. Zawsze chętnie przebywałam w Lindecku, z wyjątkiem tego okresu, gdy rządziła tam twoja macocha. I takiej wielkiej znów ofiary wcale dla ciebie nie poniosę, jeżeli tu na jakiś czas zamknę mój cichy wdowi dom i do ciebie przyjadę. Ucałował jej rękę. — Dziękuję ci, ciociu. Zdejmujesz mi kamień z serca. Kiedy będziesz mogła przyjechać? Zastanowiła się. — No więc... parę dni będę jednak potrzebowała na uPorządkowanie tego mojego małego gospodarstwa. Zostawię je pod °Pieką swej starej służącej. Ale zbyt długo nie powinieneś na mnie ac. Dokładnego terminu nie mogę jeszcze podać, ale myślę, że , • Zlen mi wystarczy na przygotowania. W każdym razie zadepeszuję ci, y przyjadę, żebyś mógł po mnie wysłać na dworzec samochód. Hrabia Riidiger bardzo się ucieszył z tej obietnicy. W ostatnich lach pobytu w więzieniu, jeszcze pełen troski, zastanawiał się nad tym zystkirn. Teraz był spokojniejszy. I przez dobrotliwe słowa pociesze- la udało się pani von Stein go trochę uspokoić. Późną nocą przybył hrabia do Lindecku, a o świcie już wyjectiJ konno. Pognało go do Rottbergu. Ponieważ kilka tygodni go tam ii| było, chciał się rozpatrzeć, aby spotkać się z baronówną ze świadomej cią, że wszystko w jej posiadłości jest w porządku. Jego pierwsze pytanie po powrocie do domu dotyczyło baronówny! i odetchnął z ulgą, gdy służący mu powiedział, że przybyła do Lindeclgj zdrowa i że, jak się zdaje, już się tu całkiem zaaklimatyzowała. Swego przyrodniego rodzeństwa hrabia Riidiger jeszcze nie spotkał Już spali, kiedy przybył, i jeszcze spali, kiedy rano wyjeżdżał. Tak że mógł się z nimi przywitać. l Naturalnie również Annedore dotąd nie widział. Ta, jak zwykłej zjadła śniadanie z jego rodzeństwem i dopiero przy tej okazji dowiedziała, że hrabia Riidiger powrócił w nocy do domu. — Dziś rano skoro świt pojechał już znowu na pola — poinfor mowała ją hrabianka. Annedore pomyślała, iż to bardzo niegościnnie ze strony hrabiego Rudigera, najpierw się z nią nie przywitać przed opuszczeniem domu Hrabianka zdawała się odczytywać tę myśl z jej twarzy. — No i mas od razu próbkę jego bezwzględności, Annedore. Zamiast nareszcie zatroszczyć się o ciebie i cię w swoim domu serdecznie powitać, on jedzie na pola, żeby mu się tylko nie zmarnowało ani jedno ździebełki — podjudzała ją złośliwie. Zanim Annedore zdążyła coś odpowiedzieć, hrabia Lothar dodaf — Dziś rano dostałem z pocztą bardzo interesujący list od moje pułkowego kalegi, Platena, który mi wreszcie udzielił informacji temat Rudigera i Ursuli. Obie panie popatrzyły na niego w napięciu. — No mówże prędk Lotharze! — ponagliła go hrabianka. — Zaraz, Lilly. No więc Platen mi donosi, że rotmistrz vi Trauenstein z naszego pułku był za sekundanta w pojedynku pomię 38 ffl a Hansem Moserem. Riidiger przestrzelił Moserowi płuco, p.iidige bardziej honorową drogę. Nazwisko, które przyjęła dzie 0 Jej powierzonym dobrem, a to dobro trzeba zawsze, cokolwiek się ;Je> szanować. 39 sisz sobie zaangażować jakąś zręczną pokojówkę, Annedore "" - J-- T-criłCT/ła Ar\ r\r\lrr*m l usw , i 1 • ,ovvledziała, gdy weszła dojokoju Ani pokojó — O, Annedore, minęłaś się z powołaniem, bo byłby z ciebie nie?] kaznodzieja! — hrabianka nie mogła się powstrzymać, żeby tego powiedzieć. Wówczas na czole Annedore pojawiła się mała zmarszczka gnie\vt Hrabia Lothar widział to i szybko zmienił temat. Ujął jej rękę i podniós ją z wielką czcią do ust. — Ma pani rację, najdroższa baronówno, Riidiger nie mógł inacz< postąpić. A pani przekonania są godne podziwu. Szczęśliwy te mężczyzna, któremu będzie wolno złożyć cześć swego nazwiska w ta czyste ręce jak pani. Wiele jednak w tym winy Riidigera, że jegi małżeństwo uległo rozbiciu. Ale Ursula powinna była przecież najpien wyjaśnić wszystko pomiędzy sobą a swym mężem, zanim oddała si innemu. Tak czyste serce jak pani nie jest w stanie zrozumieć takie] błędów. Wypowiedział to swoim ujmującym głosem i rzucił Liii ostrzegawcze spojrzenie. “Mój Boże, co za głupia gęś", pomyślała hrabianka. Ale jednał natychmiast się opamiętała. — Może i masz rację, Annedore. Al gdybyś musiała patrzeć na to, jak Riidiger swoją żonę dręczył, też byś j; usprawiedliwiała, tak jak ja to czynię. Bardzo mi jej żal. Hrabia Lothar podjął teraz zręcznie inny temat, i obie młode dani] skwapliwie i ochoczo to podchwyciły. Gdy skończono śniadanie, hrabia Lothar zapytał: — Czy za- czynamy dziś naukę jazdy, baronówno? Pani amazonka przecież już wczoraj nadeszła, a więc nie musimy dłużej z tym zwlekać. Oczy Annedore się zaświeciły. — Jeśli mi wolno pana trudzić... to bardzo chętnie będę gotowa. Trzeba było jeszcze pewien drobiazg przy tej sukni poprawić, ale teraz to już zrobione. — Dobra. Będzie to dla mnie przyjemność. Kiedy mam ka/ać osiodłać dla pani Minkę? — Mnie odpowiada każda pora, zmierzę tylko jeszcze moją ama- zonkę. Potem'będę gotowa. — A więc powiedzmy o godzinie dziesiątej? Annedore z uśmiechem skinęła głową. — Zgoda... bardzo się cieszę Ucałował jej rękę i rozeszli się. Hrabianka Lilly odprowadziła Annedore do jej pokoju. Chciała s1? przekonać, czy ta mała poprawka wypadła ku jej zadowoleniu. 40 iedzia», gw ••—— -- r--- ., dore pokręciła z uśmiechem głową. — Ja nie potrzebuję ,ki nigdy żadna mi nie była potrzebna. Teraz ci potrzebna, jesteś przecież już dorosłą młodą "L- Ale ty też nie masz pokojówki, Lilly. Hrabianka westchnęła z rezygnacją. — Bo Riidiger żadnej dla mnie trzvma. A za te moje skromne pieniądze na drobne wydatki nie mogę hie "iei zaangażować. Do tej pory Ursula dawała mi zawsze do d ozycji swoją pokojówkę. Była to doskonała, zręczna osoba. Miała nieprawdopodobnie wiele gustu. I byłam przez nią bardzo rozpiesz- czana. Teraz muszę zadowalać się służącą, bo Ursula, oczywiście, swoją pokojówkę ze sobą zabrała. A ta służąca jest, ku mojej rozpaczy, taką niedojdą. Popatrz tylko, jaka kiepska jest moja fryzura! Annedore popatrzyła na fryzurę Lilly. — Uważam, że jest bardzo ładna. — Ach, bo ty w ogóle nie masz pojęcia, co to jest szykowna fryzura. Ty pewnie układasz sobie włosy sama? — Tak. — No, przy twoich cudownych włosach, które się kręcą z natury, to możliwe. Ale najpierw powinnaś sprawdzić, co zrobiłaby z nich zręczna pokojówka. Jeżeli chce się być nienagannie i ze smakiem ubraną i wszystko mieć bezbłędne, to trzeba mieć pokojówkę. Ty sobie przecież możesz na to pozwolić. Annedore, uśmiechając się, objęła hrabiankę. — No dobrze, poproszę hrabiego Riidigera, żeby mi zaangażował Pokojówkę, a potem będę ci ją oddawać do dyspozycji według upodobania. Hrabianka gwałtownie zaczęła ją całować. — O, jakaś ty dobra... dobra, droga Annedore! To by było urocze z twojej strony. Annedore sięgnęła po swoją amazonkę, która leżała rozłożona na le-1 pokazała hrabiance poprawione miejsce. ~~ No, spójrz na to! Czy tak jest dobrze? Hrabianka sprawdziła i kiwnęła głową zadowolona. Potem przyło- >ła do siebie suknię przed lustrem. 41 ' że mogę polubić suknię dopiero wtedy, gdy przez dłuższy czas — Jest nadzwyczaj szykowna! Ty jesteś szczęściara, możesz SQ sprawiać wszystko, co zechcesz. Pieniądze dla ciebie nie grają przeć żadnej roli. Ja, biedaczka, muszę niestety jeszcze nosić moją amazoi z ubiegłej jesieni, bo kieszonkowe na drobne wydatki nie pozwala sprawić sobie nowej. Annedore roześmiała się. — Jak tragicznie ty to powiedziałaś, Li Ja uważam, że twoja amazonka jest bardzo ładna. Takie suknie przecież zawsze z bardzo dobrego materiału. I myślę, że ten tutaj będ; mi służył przez dobrych kilka lat. Lilly uniosła ręce, drżąc ze zgrozy. — Kilka lat? Na miłość bosk Annedore, to przecież już od dawna niemodne. — Czyż strój do konnej jazdy też ma zależeć od mody, Lilly? myślę, że najważniejsza rzecz, to to żeby był praktyczny i wygodny, Hrabianka pokręciła energicznie głową. — Proszę cię na wszystk świętości, Annedore, nie wykreuj się czasem na zacofaną wieśniaczk jakich tu po sąsiednich majątkach pełno. One potrafią tak długo noi swoje amazonki, aż im całkiem zetleją, i wyglądają w nich jak strachy n wróble. Te damy noszą też w spokoju ducha jedną sukienkę wieczorów przez kilka sezonów pod rząd, przyozdabiając ją na każde przyjęcie inn; kokardą, co nazywają “modernizowaniem". Nie cierpię tego słowa Wyglądają szkaradnie w tych żałośnie zmodernizowanych paradnycl szatach. Ursula miała zwyczaj o tych damach mawiać, że zalatuj: proszkiem na mole i rupieciarnią. Annedore roześmiała się wesoło. — Och, tyś ze zgrozy zupełni pobladła, Lilly. — Nic dziwnego! Nie, Annedore, tego ci nie wolno zrobić, ni( możesz być taka zacofana. Riidiger już i tak robi mi wyrzuty, że sobii sprawiam za wiele toalet. Te niemodne strachy na wróble majaczą ntf przed oczyma jako świetlany przykład. I gdybyś ty też chciała wprow* dzić takie konserwatywne zwyczaje, to powiedziałby: “Popatr? n3 baronównę Annedore! Ona jest jedną z najbogatszych dziedziczek a wydaje na toalety mniej pieniędzy niż ty". Już słyszę w duchu te pełń* namaszczenia słowa. Nie Annedore, nie rób mi tego, proszę cię! Baronówna znowu się roześmiała. Nie potrafiła właściwie zrozumi^ strachu Lilly. Ale łagodnie ją uspokajała. — A więc w twoim interesuj będę się ubierała podług najnowszej mody, chociaż muszę otwarcie stf 42 •znać ją P0"0, teg0 nie rozumiem — odparła hrabianka kręcąc głową. — Ja "~ tniej codziennie chodziłabym w innej sukni. naJc pja mnie to byłaby raczej kara niż przyjemność. u/ tvra momencie zapukano do drzwi. Annedore zawołała, żeby •" Na progu pojawił się służący i zameldował, że hrabia Rudiger W i prosić baronównę Rottberg, żeby przyszła do jego gabinetu. a ecjore popatrzyła na Lilly. Zrobiło jej się trochę duszno przez ten eldunek. Miała uczucie, jakby coś ciężkiego legło jej na sercu. __ Zaraz przyjdę — powiedziała. Służący zniknął. Hrabianka zaś roześmiała się szyderczo. — Dostojny pan opiekun rozkazał i jego wychowanka słucha pokornie. Zrobiłaś się zupełnie blada, Annedore. Sądzę nawet, że się boisz Riidigera. — I nawet się nie zastanowiła, że to by nie było nic dziwnego, gdyby po tych wszystkich okropnościach, jakich się tu o hrabim Riidigerze nasłuchała, wkradł się do serca baronówny strach. Ale Annedore wzięła się w garść. — Ach nie, strach to to nie jest. Ale całkiem szczerze, Lilly, myślę, że było lepiej, gdy hrabiego Riidigera nie było w domu. Hrabianka westchnęła. — Masz rację. I właśnie to on mógłby teraz poczekać, aż tobie będzie to odpowiadało. Ty przecież też musiałaś czekać, kiedy jemu spodobało się cię przyjąć. A przede wszystkim to on powinien ci złożyć wizytę, zamiast po prostu tak cię wzywać przed swoje oblicze. Niestety, on zawsze robi tylko to, co mu się podoba. Jeśli będzie chciał przeciągnąć tę rozmowę dłużej, to nie będziesz gotowa do jazdy 0 dziesiątej. Annedore popatrzyła niepewnie na swoją amazonkę, — Tak, usznie! Ach, droga Lilly, będziesz chyba tak dobra i powiesz hra- w?m,U ^otnarowi) co i jak. Niech mi wybaczy, jeżeli będę niepun- — O to się nie martw. Lothar będzie czekał cierpliwie. Wiesz, on się °ardzo cieszy, że go zaakceptowałaś jako nauczciela jazdy konnej. W °góle... odkąd tu jesteś, on się dziwnie zmienił. Ja sądzę, że jesteś na naJiepszej drodze, aby stać się dla jego serca niebezpieczną. 43 Annedore popatrzyła przestraszona w twarz Lilly i zaczerwieniła sj — Ach, Lilly, jak możesz coś takiego mówić! Z szelmowskim uśmiechem hrabianka uderzyła się po ustach. — Na miłość boską, ależ ze mnie gaduła! Gdyby Lothar s domyślił, że ja wygadałam się z jego tajemnicą! Nie, Annedore, QJ możesz mnie zdradzić. Proszę, zapomnij o tym, co ci wypaplałam! Annedore przesunęła ręką po czole, jakby się jej zrobiło gorąco — Tak, chcę zapomnieć. A teraz idę do hrabiego Riidigera. D< zobaczenia potem! — Do zobaczenia, Annedore! I nie daj zapanować nad sobą tem twojemu opiekunowi. Annedore pokręciła głową i szybko wyszła. Hrabianka patrzyła z nią błyszczącymi oczyma. Zdaje mi się, że to małe serduszko plonie już dla Lothara. Wiec., tym lepiej, pomyślała. Annedore zaś stała jeszcze przez chwilę za drzwiami i przyciskała obiema rękoma walące serce. Nie wiedziała, czemu była tak bardzc przestraszona, gdy hrabianka powiedziała: “Jesteś na najlepszej drodzt do tego, żeby stać się dla jego serca niebezpieczną". Hrabia Lothar bardzo jej się podobał. Jego przymilny sposób bycia, jego zdobywcze spojrzenia i ta cała jego rzucająca się w oczy galanteria wobec niej nie były bez wpływu. Zbyt niedoświadczona i sama zbyt uczciwa, żeby umieć odróżniać szczerość od fałszu, nie wiedziała, czy jego sposób bycia jest jej miły, czy niemiły. W każdym razie uwaga Lilly zaniepokoiła ją. Po raz pierwszy w jej życiu jakiś młody mężczyzna w taki sposób z nią obcował. Hrabia Lothar był wytrawnym zdobywcą serc niewieścich i umiał swoimi wypróbowanymi środkami dobrze się posługiwać. Tu, gdzie mu bardzo zależało na osiągnięciu sukcesu, uruchomił cały swój czar. Wiedział, że ma nóż na gardle. Jeśli Riidiger mu i tym razem nie pomoże, będzie zgubiony. A po Riiigerze można się było spodziewać, że po swoje) ostatniej groźbie nic więcej już dla brata nie zrobi i słowa dotrzyma Wówczas byłby tylko jeden ratunek: szybkie zaręczyny z bogatf dziedziczką, co by mu otworzyło nowy kredyt. Annedore nie miała pojęcia, że jest przedmiotem zimnej kalkulacj1 obydwojga rodzeństwa i że współpracują oni ze sobą planowo nad t) 44 tą dziedziczkę, wpędzić w ramiona Lothara. Czuła jednak, ab-'-'ą' A je się jej l°s- I oprócz tego lękała się pierwszego spotkania /e decy R^j“erem. Niepewna jak się do niej ustosunkuje? z hrab1^ ira sne}a się energicznie z tego przygnębienia i szybko zeszła po °trZh Na dole stał w wielkiej sieni w wyczekującej postawie ten sam SC^° a który jej przekazał wiadomość od hrabiego. SłUŻ7^ał się przed nią w ukłonie i poprosił, by poszła za nim. flczeniu prowadził ją do innego skrzydła zamku, które hrabia R-^er zamieszkiwał sam, ponieważ pokoje hrabiny stały teraz pustką. Pr"ed° gabinetem hrabiego służący zatrzymał się i otworzył drzwi, meldując baronównę. Annedore westchnęła i weszła. Hrabia Riidiger podniósł się z fotela i stał wyprostowany na środku pokoju, gdy weszła Annedore. Szybko ruszył jej naprzeciw. W jego oczach, które patrzyły ze smutkiem i z bólem, niespodziewanie zabłysło zainteresowanie. W ciągu tych trzech lat, gdy jej nie widywał, wyrosła z niezgrabnego, nie rozwiniętego podlotka piękna młoda dama, która stała przed nim z dumną gracją. Annedore patrzyła wielkimi oczami na tego wysokiego mężczyznę, którego szlachetne rysy opanował wyraz, jaki widuje się tylko u nie- szczęśliwych ludzi. Doznała bardzo dziwnego uczucia na jego widok. y*° jej tak, jakby poczuła gdzieś w środku ostry ból. Nie umiała sobie ^80 uczucia wytłumaczyć, nie bardzo było nawet dla niej jasne, na utek czego się ono w jej duszy objawiło. Hrabia wyciągnął do niej ?KG. "~~ Witam w Lindecku, baronówno Annedore! Proszę mi wybaczyć, °piero teraz mogę panią powitać. Nie było mi dane zaczekać do pani >jazdu, i nie z własnej woli też musiałem być tu tak długo nieobecny. le-C proszę mi wybaczyć, że dopiero teraz się o panią zatroszczyłem! 45 Z ociąganiem złożyła swoją rękę w jego dłoni. — Ja wiem, że mi- pan poważne przeszkody, więc nie wymaga to wcale wybaczeń — odparła. — Podsunął jej fotel, a ona zauważyła, że na dźwięk jej słów czół mu nagle poczerwieniało. Oboje usiedli. Posępnymi oczyma popatrzy jej w twarz. — Słyszała pani, co mnie zatrzymało z dala od Lindecku? Skłoniła głowę i nie wiedziała, czemu serce jej tak mocno i głośni w piersi wali. — Tak... słyszałam. Wziął głęboki oddech. — Pani pozwoli, że przejdziemy nad tym d< porządku dziennego. Przeprosić muszę jeszcze panią za to, że kazałen jej tu przychodzić. Szukałem pani najpierw w pomieszczeniach ogól nych, ale dowiedziałem się, że pani już poszła do swojego pokoju. Ni< chciałem zaś dłużej już zwlekać z powitaniem pani. I w końcu jest to tej najspokojniejsze miejsce, gdzie możemy bez przeszkód ze sobą por<» mawiać. — Nie musi się pan usprawiedliwiać, hrabio Rudigerze. Skłonił się. — Gdy panią zapraszałem do Lindecku i do mojego domu, tak jak zarządził pani ojciec w swej ostatniej woli, a pragnął, by jego córka tu przebywała do osiągnięcia pełnoletności, miał ten dom jeszcze swoją panią. Niestety to się zmieniło. Nawet myślałem o tym, czy nie byłoby bardziej wskazane pozwolić pani mieszkać w Rottbergu pod opieką jakiejś damy do towarzystwa, ale wtedy ostatnie życzenie pani ojca, które jest dla mnie święte, nie byłoby spełnione. Na szczęście przyszło mi do głowy pewne wyjście. Poprosiłem kuzynkę mojej zmarłej matki, panią von Stein, o to, aby na ten okres, jaki pozostał pani do pełnoletności, przybyła do Lindecku — dla mnie jako pani domu, dla pani jako dama do towarzystwa i opiekunka. Mafl nadzieję, że się pani na to zgodzi. W przeciwnym razie nie będę pan' zmuszał do pozostania w Lindecku, tylko pozwolę pani pojechać do Rottbergu. Jeszcze przed chwilą Annedore pragnęła Lindeck opuścić. Ale gdy teraz hrabia Riidigern postawił ja przed tą decyzją i patrzyła w jeg° posępną, nieszczęśliwą twarz, to tego przekornego pragnienia nie mógł* wypowiedzieć. 46 póz ostawiam panu podjęcie decyzji, panie hrabio — powie- działa- na nją j zrozumiał, że pragnie to młode stworzenie, mi dumnymi oczami zatrzymać w Lindecku. 7 CZ7H ło ńiu się przecie, jakby szedł od Annedore von Rottberg jakiś okajający urok i rozjaśniał jego zasępioną duszę. USPOdetchnął głęboko. __ \Vobec tego proszę, żeby pani pozostała w Lindecku, baronówno edore. Pani von Stein już wkrótce obejmie swoją funkcję. Zresztą • ka sobie pani całkiem spokojnie po drugiej stronie zamku, innym skrzydle, z moją siostrą. Pani von Stein też tam będzie z paniami mieszkała. Mam błogą nadzieję, że pomimo wszystko chyba dobrze będzie się pani czuła w moim domu. Chyba już się pani z nim trochę zżyła, prawda? Skłoniła głowę. — Tak już się stało. Hrabia Lothar i hrabianka Lilly w tak niezwykle miły i serdeczny sposób zachowywali się wobec mnie, że bardzo prędko poczułam się w Lindecku, jak w domu. W jego oczach błysnął niepokój. Przenikliwie i badawczo spoczęło teraz jego spojrzenie na jej twarzy. Czy to możliwe, aby to młode stworzenie zgadzało się z jego rodzeństwem? Nie mógł w to uwierzyć. Musiałaby nie być córką swoich rodziców, żeby znajdować upodo- banie w tak powierzchownych istotach jak Lothar i Lilly, pomyślał. Oczywiście, w ciągu tych krótkich tygodni było niemożliwością, żeby baronówna poznała się na prawdziwej naturze jego rodzeństwa. Bardzo °brze wiedział, jak mądrze potrafią się oni maskować i jak potrafią być m'li i dobrotliwi, jeśli chcą. ~~ Miała pani dobrą podróż tu do nas? — zapytał. ~~ Dziękuję, wszystko poszło bardzo dobrze. Ale czy pani dr Dumont wysłała z panią swoją siostrę do arzystwa, jak to uzgodniłem, dowiedziawszy się, że sam nie mogę pani towarzyszyć? j f~~~ Tak, towarzyszyła mi aż do Lindecku i wyjechała następnego A czy niczego tu pani nie brak? Podobają się pani jej pokoje? ~~~ Dziękuję, mam wszystko i jestem zadowolona. 47 i , l! — Może ma pani jakieś życzenia, które mógłbym spełnić? Annedore popatrzyła nań niepewnie. Działo się z nią coś cafe dziwnego. Czuła, że ten mężczyzna wywiera na nią jakiś wpływ, Stv którego nie może się wydostać. I było jej teraz tak, jakby słys szyderczy głos Lilly: “Wkrótce ciebie on też weźmie w ryzy, tak i nas". Obudziło to w niej przekorę. Wyprostowała się, jakby gotowa walki. — Istotnie, mam parę życzeń. — Proszę bardzo, niech mi się pani z nich zwierzy. — Przede wszystkim chciałabym mieć konia pod wierzch. Chcę i nauczyć jeździć. Hrabia Lothar łaskawie zaofiarował się mnie uczj Strój dojazdy konnej i wszystko, co do tego potrzeba, już kazałam soi przysłać. A nauka ma się zacząć dziś. Hrabianka Lilly pożyczy mi swo Minki, do czasu aż będę miała swojego konia. Hrabia Lothar chciałbj naukę doprowadzić do końca, dopóki ma urlop, i wobec tego i chcemy z tym dłużej zwlekać. W tej swojej niepewności wyrecytowała to z wielkim zapałem, jak się bała, że on może mieć coś przeciwko temu. Lekki uśmiech przemknął wokół jego pełnych wyrazu ust. — W najgorszym razie mógłbym przecież i ja prowadzić dalej i naukę jazdy, gdyby mój brat nie zdążył jej doprowadzić do kona Zresztą już z góry przeczuwałem pani życzenie. Właśnie przed mora wyjazdem zakupiłem dla pani konia pod damskie siodło. Była ti sprzyjająca okazja, którą wykorzystałem. Ten koń stoi w rottberskif stajni. Kupiłem go od pana von Rammnitza, którego majątek granic? od wschodu z Rottbergiem tak, jak Lindeck od zachodu. Dlategi kazałem go na razie przetransportować tylko do Rottbergu. Może oi być jednak szybko dostarczony do Lindecku... już dziś w ciągu dnia Dlatego proszę panią wyrzec się jeszcze na dziś tej lekcji jazdy. Nie je* wskazane na samym początku dosiadać różnych koni. Może pojedz* pani dziś zetnną do Rottbergu. Będzie pani mogła wówczas o ty sobie tego konia. Słyszałem, że jeszcze tam pani nie była. Na pc przecież pragnie pani zobaczyć znów swój dom rodzinny, gdzie yi rzeczy będzie pani przypominało pani drogich rodziców. Zadbałem o t"! żeby tam wszystko zostało po staremu. Wszystkie pomieszczenia ^ jeszcze w tym stanie, w jakim zostały opuszczone przez pani rodzic 48 • wionę ich duchem. Jeżeli to pani odpowiada, możemy tam JeszCZlfdziś przed południem. pojecfta *nnedore się zaświeciły i ożywiły. Dziwna rzecz, ale nie było ^C ic nieprzyjemnego w tym, że miała pojechać do Rottbergu d'a warzystwie hrabiego Riidigera. NV I0 Odpowiada mi. Wobec tego powiem hrabiemu Lotharowi, że śTeszcze nie rozpoczniemy nauki jazdy. dzlSJ_ Ą ia w takim razie proszę, żeby za godzinę była pani gotowa. R i m już dziś wcześnie rano w Rottbergu i zarządziłem, żeby tam każdej porze było wszystko przygotowane na pani przybycie. _ j0 będę mogła jeździć do Rottbergu tak często, jak tylko ze- chcę? _ Naturalnie! Kto miałby pani w tym przeszkodzić? Zaczerwieniła się pod wpływem jego zdziwionego, pytającego spojrzenia. — To już pan dziś rano był w Rottbergu? — zapytała szybko, zbaczając z tematu. — Tak, to była moja pierwsza wyprawa. Ponieważ dłuższy czas byłem nieobecny i nie mogłem, jak zwykle prawie codziennie, tam zaglądać, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Musiałem szybko odrobić swoje zaniedbania. Popatrzyła na niego zdziwiona. — To tak często jeździł pan do Rottbergu? — Tak, oczywiście. Obiecałem przecież pani ojcu czuwać nad Rottbergiem tak, jak czuwam nad moją własną posiadłością. — To miał pan pewnie wiele kłopotu z tą funkcją, którą mój ojciec Pana obarczył? O to człowiek nie pyta, kiedy chętnie podejmuje się takiej funkcji. > a to funkcja honorowa, baronówno, i ja z przyjemnością się jej Jąłem, ponieważ mogłem w ten sposób wyświadczyć przysługę o°Jemu drogiemu przyjacielowi, którym był dla mnie pani ojciec, kiedy * mną za życia po ojcowsku opiekował. Aleja się stałam przez to pańską dłużniczką, hrabio Riidigerze. śc P ' baronówno, Ja miałem do spłacenia dług, dług wdzięczno- _ ani ojciec znaczył kiedyś dla mnie wiele, bardzo wiele, i wspierany 'a 1Pan' niezapomnianą matkę, pomógł mi przebić się przez ciężkie 49 rego się nie zapomina. > szczęścia Zdumionymi oczyma patrzyła Annedore mu w twarz. Wzbiera w niej jakieś ciepło, coś bardzo miękkiego, zapragnęła złapać jego m i trzymać się jej, jak ręki przyjaciela. Ale potem znowu to uczucie na» w niej zamarło. Przypomniała sobie, co o tym człowieku słys; Niestety zatruty siew zapuścił już mocne korzenie. Broniła się up^ przed tym ciepłym uczuciem i przed tym wpływem, jaki on już zaczął u nią wywierać. Może mówił tak do niej tylko dlatego, żeby poczuła s bezpiecznie. — A czy nie mógł pan nadzoru nad Rottbergiem pozostaw spokojnie rządcy? — zapytała najwyraźniej znacznie chłodniej. Uśmiechnął się jak na słowa dziecka. — Rządca jest co prawd pracowitym człowiekiem, ale to mnie powierzono odpowiedzialność 2 nadzór i ja miałem zachować w swoich rękach naczelne adminisi rowanie majątkiem. Ale niechże się pani tym nie niepokoi. To b] bardzo drogi obowiązek, który mi nigdy nie ciążył. Czy jeszcze ma pai jakieś życzenia? — Tak... ja... chciałabym mieć pokojówkę. — Nic nie stoi temu na przeszkodzie. Zaraz napiszę do pani vo. Stein i poproszę ją, żeby zaangażowała jakąś pokojówkę i przysłała ją d( Lindecku. Ona wybierze dobrze i roztropnie. — Dziękuję panu — odparła Annedore, poniekąd zdziwiona, _ wszystkie jej życzenia tak łatwo są spełniane, że przechodzą tak gładko bez żadnego sprzeciwu. — Czy czymś jeszcze mogę służyć? — dopytywał się hrabia. — Nie... na razie nie, dziękuję. Chciałabym jeszcze tylko wiedzieć skąd mogę dostać pieniądze, jeżeli czegoś będę potrzebowała. — Wystarczy tylko, że się pani do mnie zwróci, baronówno. ZreszR co miesiąc będę zaopatrywał panią w sumę, którą pani ojciec wyznaczy dla pani na stroje i drobne potrzeby, aż do osiągnięcia przez pani! pełnoletności. Trzymam się i będę się trzymał tych przepisów i zaopa1' rywał panią zawsze w odpowiednim czasie w należną jej kwotę, chyba ^ będzie pani wolała przekazywać mi po prostu swe rachunki uregulowania. — A jeśli oprócz tego będę potrzebowała trochę pieniędzy? , — Wówczas musi mi pani powiedzieć, na co je pani potrzebuj i wtedy ja będę decydował o tym, czy pani te pieniądze otrzyma, cz} r 50 się hardo, gotowa do walki. Jego ostatnie słowa ł si? y,o^w'a^cza<^ sr°S°ść charakteru opiekuna. — Tak więc /a usiała n#nu zdawać sprawę z każdego feniga, którego wydam? będ? -j z ^miechem głową. — Tak nie powinna pani tego ^°'eć- Tylk^ Jeśli będzie chodziło o większe sumy, musi mi pani r°ZU Hziec, na co Je Pam cnce zużytkować. To tylko taki środek P°wl y żeby Pam Przy tym sw°im braku doświadczenia sama sobie vrza.dzi}a szkody. Młode damy przeważnie nie znają wartości Toś ją w tych słowach drażniło, bo już była pod zgubnym wpływem hrabiego Lothara i hrabianki Lilly. _- Wartość pieniądza jest mi też całkiem obojętna... dla mnie pieniądze nie mają wcale znaczenia. Znowu uśmiech przemknął przez jego twarz. — Jak to dobrze zatem, że pani ojciec powziął postanowienie, żebym nadzorował pani wydatki. Jeszcze pani zacznie doceniać wartość pieniądza. — Chyba nie! Ja nigdy nie będę przykładała wagi do posiadania pieniędzy. Uważam za obrzydliwe takie liczenie i skąpienie ich — powie- działa z pogardą. Jej słowa poruszyły go jak naiwność dziecka. Jego posępną twarz rozjaśnił uśmiech, płynący z poczucia wyższości nad nią. — Na szczęście nigdy nie znajdzie się pani w takiej sytuacji, żeby musieć z lękiem liczyć. Ale tak obrzydliwe wcale, jak pani sądzi, pieniądze i ich wartość nie są. Niektórych przyjaciół można sobie zdobyć tylko za pieniądze. Jego słowa zdawały się być przy jej braku doświadczenia przy- znaniem się do tego, że przywiązywał się do pieniędzy, tak jak twierdziło Przyrodnie rodzeństwo. Wstała i wzruszyła ramionami. Ale już nie * dawała się w ten temat. ~~ A zatem za godzinę będę gotowa do wyjazdu do Rottbergu. 11 również wstał. — Mam nadzieję, że tam zastanie pani wszystko 0 sw°Jej myśli. Do zobaczenia zatem za godzinę! Gdy Annedore wyszła od hrabiego Rudigera, spotkała Loth; i jego siostrę w dużej sieni. Musiała najpierw przezwyciężyć l zakłopotanie, a przecież nie wiedziała, dlaczego. — Dobrze, że pana spotykam, hrabio Lotharze. Nie potrzebuje p dziś nastawiać się na naukę jazdy. Ma się ona zacząć dopiero jutro, j na moim własnym koniu. Hrabia Rudiger właśnie już kupił dla mi konia. Stoi w stajni Rottbergu. Powiedziano mi, że będzie lepiej, jeż nie będę próbowała jeździć najpierw na innym koniu. Przez twarz Lothara przeleciał zdecydowanie wyraz gniewu, a hi bianka powiedziała nienawistnie: — Mogę sobie wyobrazić, że Rudig wydał bezwarunkowo inne dyspozycje niż my. Musi przecież dać odczuć, że jest twoim opiekunem, Annedore. Ta spojrzała niepewnie hrabiemu Lotharowi w twarz. — Czy pan ti nie sądzi, że będzie lepiej, jeśli zacznę naukę jazdy konnej od razu moim własnym koniu? Dla mnie było to przekonywające. Lothar wzruszył ramionami. — O tym będę mógł zdecydowi dopiero wtedy, gdy poznam konia. Nie wiem, czy będzie się on tak sań dobrze nadawał do nauki jazdy jak Minka. — Jeszcze dziś zostanie tu przetransportowany z Rottbergu. — No dobrze, więc musimy zaczekać do jutra. — Tak. Mnie też to całkiem odpowiada, ponieważ jeszcze da przed południem wybieram się na przejażdżkę do Rottbergu. — Jedzie pani do Rottbergu? — Tak. Hrabia Lothar czekał na próżno, że Annedore go zaprosi, aby jechał z nimi. Nie zrobiła tego. Również hrabianka nie została proszona. Tak więc hrabia Lothar, żeby ukryć swój gniew, powiedz^ — Dłużej niż do jutra jednak nie powinniśmy tej nauki przesuwa' jeżeli chcemy osiągnąć dobry rezultat. — Tak, jutro na pewno! I niech się pan nie martwi, hrabio Lothai Jeśli będę bardzo złą uczennicą i będę robiła postępy bardzo wolno w najgorszym razie lekcje jazdy ze mną poprowadzi hrabia Rudiger. mi to powiedział. • j^ouiai zirytowany zagryzł wargi. — Dzieło, które ja zaczy- h 'ałbym też doprowadzić do końca, baronówno Annedore. n- c trzyła nań wystraszona. To nie było dobrze powiedziane, el się i objął ją płomiennym spojrzeniem. — Nie użyczę nikomu ^TłC v iaka mi pani okazała. I osiągnę cel, jeżeli tylko pani włoży w to tpl łflSKl* J " t. •drobinę dobrej woli. 7 rumieni^3 si? pod wpływem jego płomiennych oczu. — Zadam sobie wiele trudu, żeby pana zadowolić. Uiał JeJ r?k? ' przycisnął do ust. — Baronówno... ja się już tak bardzo cieszyłem na tę dzisiejszą lekcję jazdy. Szybko wyrwała rękę z jego dłoni i pobiegła pędem schodami na górę do swojego pokoju, aby się ubrać na przejażdżkę do Rottbergu. Hrabia Lothar popatrzył za nią pobłyskującymi zwycięsko oczyma. Jej zmieszanie, jej czerwienienie się napełniało go nadzieją. Gdy na górze zniknęła mu z oczu, podszedł blisko do swej siostry i szepnął: — Jeśli Rudiger mi nie pokrzyżuje planów, prawdopodobnie t? grę wygram. Nasza mała baronówna zdecydowanie się już rozpala. Ja się znam na tych delikatnych symptomach. — To by było wspaniale, Lotharze — odparła hrabianka cicho. — Teraz jednak pójdę za nią i posłucham, o czym ona z Riidigerem rozmawiała. Może ja też będę mogła jeszcze trochę ten ogień podsycić. — Zrób to, Lilly, to nie zaszkodzi. — Kiedy porozmawiasz z Riidigerem w sprawie tych dziesięciu tysięcy marek? Hrabia Lothar zrobił się nagle nieswój, co widać było po jego minie. Jeżeli tylko będzie to możliwe, to jeszcze dziś. Skinęła głową i poszła schodami na górę, podczas gdy jej brat udał S1? do swego pokoju. ~~ Przeszkadzam ci, Annedore? — zapytała w progu. Ta Pokręciła przecząco głową. — Nie, Lilly. To mogę jeszcze z tobą trochę pogawędzić, kiedy będziesz się Pobierała? ~~ Pewnie. Proszę, siadaj. bed • lan^a osunęła się na fotel. — Dziś przed południem nie obi ,fm^ S^ Praw^e widziały. Pewnie wrócicie z Rottbergu dopiero na 52 — Ja też tak myślę. — A w ogóle to ci nie zazdroszczę tej przejażdżki. Riidiger pot być nieprawdopodobnie nudny. On potr-afi godzinami milczeć. Annedore roześmiała się. — Ach, j& też to potrafię. Wó\vc, będziemy oboje milczeli. Nie będę czute przez to nudy. Ja potra rozmawiać sama ze sobą bardzo dobrze, jeśli tak: musi być. — Ty jednak jesteś zupełnie inna niż ja. A w ogóle to jak b u Rudigera? Pokazał pewnie należycie, kto tu jest panem. — O nie! Był bardzo poważny i wyglądał dość posępnie. Aie można przecież zrozumieć po tych jego niedawnych przeżyciach. P0 tym był całkiem miły. — Naturalnie! On jest mądry i chce, żebyś poczuła się najpien bezpiecznie. Dla swojej żony też był z początku samą miłością i do rocią, dopóki na wszystko, czego żądał, mówiła tak. Skoro jedna potem chciała okazać swoją własną wołg, zaczęła się wojna. Tak sam zrobi z tobą. Strzeż się przed nim! On ujarzmia wszystko, co tylko żyj w jego pobliżu. ni Annedore miała przy tych słowach Lilly jakieś niewyraźne 7\nf*mr\a i > ^r,-, •,«:,,. T“ “:_ i - * _i . . J ' przyjemne uczucie. - Ja nie sądzę, żeby on chciał mnie ujarzmić, Lilii — No to zobaczymy. Dopóki będziesz chciała tego czego on chd zostawi ci swobodę. Ale skoro tylko zechcesz ztobić coś, co będ sprzeczne z jego pragnieniem, będzie cię upOKarz^} tak jak nas Annedore wyprostowała się hardo. Słowa Lilly osiągnęły pożądao skutek. A Annedore me domyślała się nawet, że Lilly z wyrachowani podburzają przeciwko jej opiekunowi. Bo ta obawiała się, że Riidige tak bez zastrzeżeń me zgodzi się na związek Annedore z Lotharem IB wszelki wypadek byłoby dobrze, żeby Annedore umiała mocno mu postawić i przeprowadzić swoją wolę. — Ja na pewno nie dam się upokarzać, Lilly, o to możesz bJ zupełnie spokojna. A poza tym zostanie zaangażowana dla pokojówka.' Hrabianka spojrzała na nią uradowana. — Naprawdę? — Tak. — O, to wspaniale! Czy to Riidiger zamieści ogłoszenie w gazeci«j — Nie. Mówił o tym, że jedna z jego krewnych pani von : która mieszka w Berlinie, ma mi zaangażować jakąś pokojówkę 54 a więc pani von Stein? A nie powiedział ci, czy ta dama nie zaszczyci nas czasem tu niebawem? ?]vf'wisz to tak dziwnie. Czy ta pani von Stein nie jest miła? nka cierpko się roześmiała. — Ta kochaniutka ciotka i Boże broń... to straszna, podstępna intrygantka. Znam ją J°"a" ... , mi to było miło. To jest kuzynka matki Rudigera i chyba leniej nlzuy Ji" "~ ~' . A na to liczyła, że zostanie jej następczynią. W każdym razie z całej A v nienawidziła mojej biednej matki i intrygowała przeciwko niej... ółki z Riidigerem. Dopóki moja matka żyła, bywała bardzo rzadko i indecku. Za to Riidiger bardzo często bywał u niej w Berlinie. I oboje tu rozpętywali zawsze niezłe piekło przeciwko mojej matce. Zaledwie biedaczka umarła, kochana ciotunia Johanna pojawiła się w Lindecku i tygodniami się tu szarogęsiła. I ona, i Rudiger robili potem wszystko, co było w ich mocy, żeby Lothara i mnie oczerniać przed papą. Przeforsowali w końcu to, że Rudiger stał się znowu ukochanym dzieckiem papy i że papa przyznał mu te wszystkie prawa nad nami. Od nas całkowicie się oddalił. A kochaniutka ciotunia Johanna z tym swoim uśmieszkiem Madonny pojawia się teraz każdego lata w Lindecku na kilka tygodni. Są to najokropniejsze tygodnie w całym roku. Lothar wystrzega się przyjazdu w tym czasie do Lindecku. Ursula też jej nie mogła znieść. Ciągle była w złym humorze, kiedy ciotka Johanna zapowiadała swój przyjazd. Teraz... ty też ją poznasz. Przyjedzie na pewno również tego lata z wizytą do Lidecku. Annedore patrzyła na hrabiankę całkiem blada i wystraszona. O, Lilly... w takim razie będziesz bardzo nieszczęśliwa z powodu tego, co ci muszę wyznać. ~~ Co mi musisz wyznać? Czy ma to coś wspólnego z ciotką Johanną? - Tak. ~~ Pewnie wkrótce przyjedzie? d!u§o... Poprosił to\\ar Tak, już w najbliższych dniach, i to nie na kilka tygodni, lecz na • • na tak długo, jak długo ja będę w Lindecku. Hrabia Rudiger "l J4, by pełniła tu obowiązki pani domu i mojej damy do '2ystwa. -•-jaLwa. .^Hrabianka Lilly zapadła się bez ducha w fotelu. — O mój ty Boże! s Jeszcze mi brakowało. Czy to prawda, Annedore? 55 — Tak, hrabia Riidiger to powiedział — odparła całkiem zpaczona dziewczyna. Hrabianka wyszła z siebie. Skoczyła na równe nogi i zdenerwo\va zaczęła chodzić po pokoju tam i z powrotem. — Jakie to straszne. ja okropne! Trudno sobie to wprost wyobrazić! Ta obłudnica... a Annedore, to jest dla mnie rzeczywiście straszna wiadomość. Annedore wyglądała tak, jakby uginała się wprost pod ciężan winy. — Najdroższa Lilly, to ja jestem temu winna. Tylko ze względu t mnie hrabia Riidiger zaprosił ją do Lindecku. Tak więc byłoby chyl lepiej, gdybym się zdecydowała przenieść do Rottbergu i tam mieszk z moją damą do towarzystwa. Hrabia Riidiger pozostawił mi wól wybór. — Tak... w takim razie lepiej by było, żebyś się zdecydowała i Rottberg. Tam byłabyś jednak sama sobie panem. Annedore kiwnęła głową. Sama teraz już nie wiedziała, czemu sień zdecydowała na Rottberg. — Kochana Lilly, tylko nie bądź na mnie zła! Po prostu obawiałan się, że w Rottbergu będę sama, podczas gdy tu mam ciebie i hrabiego Lothara do towarzystwa. Hrabiance wydało się to jakby wyznaniem, że Annedore obawia sij rozłąki z Lotharem. To ją szybko udobruchało. Jeżeli jej i Lothara plant się urzeczywistnią, to i tak przecież wszystko będzie inaczej, a ona nie mi się już co obawiać pani von Stein. Objęła Annedore i ucałowała ją. — Tylko nie rób takich wystraszonych oczu, kochana Annedore, Nie mogłaś przecież wiedzieć, co wywołasz. I w końcu ta kochaniutbt ciotunia Johanna i tak pewnego dnia pojawiłaby się w Lindecku, żeby oj osiąść, bo Ursuli już tu nie ma. A więc uspokój się. My sobie nie daffl!| chodzić po głowie takiej ciotce Johannie. ni Annedore odetchnęła z ulgą. — Chwała Bogu, że się na mnie gniewasz, Lilly. — Gniewać się na ciebie? Ach, Annedore, na to za bardzo cię W międzyczasie Annedore zdążyła się przebrać. Spojrzała na c zegarek. — Mamy jeszcze pół godziny czasu. Może pójdziemy na czas na taras, Lilly? — Chętnie. Może zastaniemy na dole Lothara. On się ucieszy, jfj jeszcze przez chwilkę dotrzymasz nam towarzystwa. Już i tak był bard2"! 56 • musi się ciebie na dzisiejsze przedpołudnie wyrzec, bo . A jemu tak potrzebne jakieś drobne roz- do KUHI>VI&— *~ j—.— —- r~ —— -__- _,.. iedzi?S . ^ musj dziś wyspowiadać się Riidigerowi ze swoich^ s\eselen > ^u ^ar(jzo cjężko na duszy. An zesi to za l~° ' >re popatrzyła przed siebie w zamyśleniu. — Mam nadzieję, itrzebnie trapicie, bo hrabia Riidiger na pewno pomoże. Jest absolutnie wykluczone, żeby skazywał swego brata na 0 niw— au J J ^tracenie, jeżeli może temu zapobiec. Hrabianka westchnęła. — Tego nie jestem pewna. Riidiger nas nienawidzi. — Lilly! — krzyknęła Annedore przerażona. Hrabianka energicznie kiwnęła głową. — Tak, on nas nienawidzi, bo jesteśmy dziećmi naszej matki. On papie nigdy nie przebaczył, że się z moją matką ożenił. A my nie możemy mu przebaczyć, że naszą matkę prześladował swoją nienawiścią. Annedore wydawało się, że wreszcie rozumie antypatię tego ro- dzeństwa do hrabiego Riidigera. Sądziła, że to głównie miłość do ich zmarłej matki każe się tym dwojgu tak wrogo odnosić do opiekuna. Jeżeli nawet do tej pory zdawało się jej niekiedy, że Lilly we wrogo- ści do swego przyrodniego brata posuwała się za daleko, to teraz potrafiła to zrozumieć. Ta wrogość wypływała z dobrego, szlachet- nego uczucia: z miłości do własnej matki. Objęła więc serdecznie hrabiankę. — Biedna Lilly, jakie straszne są te stosunki dla ciebie i hrabiego Lothara. Hrabianka kiwnęła smutnie głową. — Tak, Annedore! Ja chętnie ym to wszystko zniosła, ale tak mi żal Lothara. Popatrz, on z tym Olm uwielbieniem życia, pogodnym usposobieniem, z tą swoją 1 ością do wszystkiego, co dobre i piękne, musi biedować, musi ? iern dozować sobie każdą drobną przyjemność, jaką chce sprawić, zaś gdy jegO własny brat ma wszystkiego w bród, a skąpi każdego & j którego trzeba wydać na Lothara. Nie masz pojęcia, co Lothar Zd ^cierpieć... a ja z nim. ty“ - -—.^ Annedore pogłaskała Lilly po włosach. — Gdybym s\vee m°^a Wam pomóc, Lilly — powiedziała współczująco z głębi dobrotliwego serca. I znowu wezbrała w niej złość na hrabiego 57 Riidigera, który kazał swym bliskim krewnym biedować przez n skąpstwo. A przecież naprawdę nie wygląda na człowieka o podłym cha terze, pomyślała. Znowu poczuła ten ostry ból w piersi, którego potrafiła sobie wytłumaczyć. Ramię przy ramieniu poszły teraz obie młode damy na taras. 7, zastały hrabiego Lothara, który znudzony przeglądał czasopisn Zerwał się na ich widok i wyszedł im naprzeciw. Jego rozpromieni) spojrzenie zapadło głęboko w przepełnione współczuciem serce y nedore. Zachowywała się wobec niego szczególnie miło i dobrotliwie odczuwała palące pragnienie, żeby móc przyjść mu z pomocą. Jakże łatwo mogłabym to zrobić, pomyślała. Co by to dla mn znaczyło, gdybym z mojego wielkiego majątku podjęła dziesięć tysię< marek, aby mu je dać. Wówczas wydobyłby się ze wszystkich tarapató1 Ale nie wypowiedziała na głos tej myśli. I w końcu pocieszyła się ty przekonaniem, że hrabia Riidiger mu przecież pomoże. On musi to zrobić. W przeciwnym razie będę nim pogardzała, jei tak na zimno skaże swego brata na zgubę, myślała. l Wszyscy troje gawędzili ze sobą z ożywieniem i w podnieceniij Hrabia Lothar nawet parę razy głośno się roześmiał. Wówczas A nedore znowu pomyślała: oczy się śmieją, ale serce krwawi. I dlatego ti śmiech sprawiał jej ból. W trakcie rozmowy hrabia Lothar powiedział: — Jaka szkoda, że na możemy być przy tym, kiedy pani po raz pierwszy po tak długim czas| przekroczy znowu próg swego rodzinnego domu, baronówno nedore. Wydała się sama sobie niewdzięczną, że nie tylko nie żałuje. nawet się z tego cieszy. — Może będziemy mogli w najbliższych dniach raz jeszcze pojech* do Rottbergu. Wówczas będę już tam trochę zadomowiona i będę mój? przyjąć pana i Lilly jako pani zamku. Hrabia Riidiger pozwala jeździć do Rottbergu tak często, jak tylko zapragnę. — Trzymamy panią za słowo — odparł Lothar — chętnie by1! kiedyś zwiedził zamek Rottberg. Była rada, że tą obietnicą może ulżyć swemu zgnębionemu s"i mieniu. — Powinien pan to zrobić. A jak już będę trochę pewni J 58 na koniu, pojedziemy wierzchem do Rottbergu we trójkę, się ństwo przystało na to skwapliwie. — Na to cieszę się ^°'i -P baronówno, i będę dla pani zapalonym nauczycielem, 5ZCZe" mogli już wkrótce wybrać się na tę wycieczkę — powiedział fSfpatrząc jej głęboko w oczy. W tym momencie wszedł na taras pan zamku, i jednocześnie ochód zajechał przed bramę. 5 Hrabia Riidiger przywitał się ze swoim rodzeństwem poważnie kojnie i. jak Annedore dla samej siebie skonstatowała, bez ciepła, p tem zwrócił się do niej. — Jeżeli jest pani gotowa, baronówno, to możemy zaraz wyruszać. Podniosła się natychmiast z fotela. — Jestem gotowa, wezmę jeszcze tylko z sieni kapelusz i płaszcz. Skłonił się i podał jej ramię, aby poprowadzić ją do samochodu. W sieni, kiedy ona zakładała kapelusz przed lustrem, wziął od służącego jej płaszcz i pomógł jej go założyć. Hrabia Lothar i jego siostra podeszli do balustrady tarasu i patrzyli w ich stronę. Annedore pomachała im z uśmiechem ręką, kiedy wsiadała do wozu. — Do widzenia! — zawołała serdecznie. Również hrabia Riidiger pomachał swojemu rodzeństwu. Ale Annedore wydało się to pożegnanie chłodne i powściągliwe. Przez chwilę hrabia Riidiger i Annedore siedzieli w milczeniu na- Prceciwko siebie. Teraz mieli czas i okazję, żeby się badawczo sobie przyj- ^ec. Oczy Annedore wisiały na rysach twarzy jej towarzysza jak zaklęte. obl mo§ł° to być możliwe, ażeby człowiek z tak szlachetnym 'czem, z tak bezwzględnie wytworną powierzchownością miał małos- K°^- Podłą duszę? Hr K-St C^ka tylko surowy i twardy, bo jest nieszczęśliwy, myślała. a Riidiger zwrócił nagle na nią oczy. 59 Na moment zalśniły one ciepłem, gdy spoczęły na rysach tej dziewczęcej twarzy. Uznał, że Annedore wspaniale się rozwinęła i te jej ciemnoniebieskie oczy prześwieca bogata dusza. Jakżeby się jej rodzice cieszyli, gdyby swoje dziecko takie przed sobą ujrzeli, pomyślał. I było mu jej żal, bo była sierotą. Robił sobie wyrzuty, że przez te tr* lata, gdy przebywała na pensji, nie zatroszczył się o nią osobiście, ^j było to już dziś dla niego żadnym przekonywającym usprawied liwieniem, że to stosunki w jego domu skłoniły go do tego, iż trzymał i do tej pory z dala od siebie. Westchnął ciężko. — Musi mi pani wybaczyć, droga Annedore, j jestem takim cichym towarzyszem podróży. Mam tę nieprzyjemną cecin samotnych ludzi, że jestem bardzo milczący — powiedział. W zamyśleniu popatrzyła mu w oczy. Nazwał się samotnyj człowiekiem, on, przy którym stali dotąd młoda żona, brat i siostra. — Proszę pana, panie hrabio, niech pan na mnie nie zwraca uwagi Ja też jestem naturą milczącą. Ja też jestem samotnym człowiekiem. Ugodziło go to jak wyrzut. — Czy u pani dr Dumont nie czuła sij pani dobrze? Znalazła tam pani chyba jakąś miłą przyjaciółkę, z któri nie chciała się pani rozstać. Skłoniła głowę. — Tak, znalazłam tam przyjaciółkę. Odwiedziła mnie zresztą taks na kilka godzin w Lindecku, będąc tu przejazdem. I była przez wszystkie te lata, gdy zostałam sierotą, jedynym człowiekiem, który był mi bliskij Czoło mu poczerwieniało. — To mnie ugodziło jak wyrzut, l tfll wyrzut sam już sobie robiłem. Powinienem był się więcej o pani1] troszczyć, niż to robiłem. Pokręciła przecząco głową. — Nie musi pan sobie robić tegf wyrzutu. Byłam przecież dla pana obca. — Nie powinna nią pani być, ponieważ jest pani córką swoi» rodziców. I ja nie mam żadnego innego usprawiedliwienia jak tylko t* że za bardzo byłem zajęty swoim własnym losem... i że, niestety, dane D" było się przekonać, że nie znalazłaby pani w moim domu ani kawałP ciepłego, przytulnego miejsca. W przeciwnym razie zapraszałbym pafl# żeby pani przynajmniej wakacje spędzała w Lindecku. Tak w uważałem, że lepiej będzie trzymać panią z dala od tego wszystkiej 60 , pani patrzeć w Lindecku na różne rzeczy, które mogłyby 1gla przygnębiająco na pani młodą duszę. twarz miała wyraz, który dziwnie ją wzruszył. ~ obawiam się, że i teraz przyjechałam w niedogodnym dla pana __ powiedziała. vf'leżał przez chwilę i patrzył na nią badawczo. Potem pokręcił aco głową. — Nie, na pewno nie. Nigdy nie mogłaby pani tu f*rZetechać w niedogodnym dla mnie czasie. Przykro mi tylko, że nie mogę Pani zaofiarować bardziej pogodnego nastroju. __ O, niech się pan tym nie przejmuje! Ja się do tej pory bardzo dobrze czułam w Lindecku. Znowu popatrzył na nią badawczo. — Zaprzyjaźniła się pani z moją siostrą przez te dni? Słyszałem, że jesteście na ty. Zdawało jej się, że w jego oczach czyta jakby dezaprobatę. Usztyw- niło to jej przekorę. — Tak, Lilly zaofiarowała mi uprzejmie swoją przyjaźń. Ja bym się tak zaraz nie odważyła, żeby ją o to prosić. Ale ona od razu była taka miła wobec mnie, i się tak bardzo dobrze rozumiemy. Coś lekko zadrgało wokół jego ust. — Moją siostrę nie tak łatwo zro/umieć, baronówno Annedore. Pani dopiero się nauczy ją rozumieć, jak dłużej z nią pani pobędzie. Ja z przyjemnością zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby z pani serca przepłoszyć to uczucie osamotnienia, o którym pani przedtem mówiła. Niedługo też przecież przyjedzie pani von Stein, pod której opieką będę mógł panią wprowadzić do towarzy- stwa. — Jeśli idzie o mnie, to nie musi mi pan torować drogi do zawierania za nych znajomości. Bardzo proszę nie zwracać na mnie uwagi. Już i tak mi przykro, że ze względu na mnie zechciał pan fatygować do Llndecku panią von Stein. smiechnął się. — Dzieje się to nie tylko ze względu na panią, mnie Liiina Jest gospodyni dla mojego domu... również ze względu na dób ^an* V°n ^tem cn?tme przyjedzie. Na pewno będzie się pani z nią (ja 2e /^umiała. Pani von Stein znała pani rodziców. Pani ojciec 2 Pa ^ cz?sto bywał w domu Steinów, ponieważ był zaprzyjaźniony Pa m Von Steinem, który, niestety, już znacznie wcześniej zmarł niż '" ojciec. 61 Wbrew woli Annedore jej zainteresowanie wzrastało, akurat ui go, że pani von Stein została jej przedstawiona przez dwie strony \v różny sposób. — Pani von Stein jest już od dawna wdową? — zapyt — Tak... prawie od trzydziestego roku życia. A bardzo kochi swego męża. Chociaż nie żyła po jego śmierci w cieplarniany warunkach, dochowała mężowi wierności. A mogła niejednokro^ wyjść powtórnie świetnie za mąż, bo była piękną i miłą kobietą, i jeszc dziś jest bardzo przejemną, szlachetną osobą. Dziwne uczucie ogarnęło Annedore przy tych słowach. Kto; wizerunek pani von Stein był prawdziwy? Ten nakreślony przez Lii czy ten, jaki dopiero co nakreślił hrabia Rudiger? Może prawda la pośrodku, pomyślała. W każdym razie była teraz ciekawa znajomo! z panią von Stein. Samochód tymczasem dotarł już na obszar Rottbergu. — Tu zaczyna się pani królestwo, baronówno. Znajdujemy się tera na pani ziemi — powiedział hrabia Rudiger. Rozejrzała się naokoło z żywym zainteresowaniem. —Ach... tam p drugiej stronie rosną królewskie dęby na skrzyżowaniu, skąd rozchodź się drogi do Lindecku, Rammnitzu i Rottbergu. A tam... buczynowi góra z małym pawilonem widokowym, który papa kazał wybudować — krzyknęła, owładnięta wspomnieniami. — Nachodzą panią wspomnienia ze stron rodzinnych. Zbyt dług tu pani nie było. — Tak... o wiele za długo! Odczuwam to dopiero teraz. Całkiem wyraźnie przypominam sobie, jak papa prowadził mamę i mnie po rai pierwszy na górę do tego pawilonu z pięknym widokiem. Kazał gt wybudować w zupełnej tajemnicy, ponieważ mama bardzo lubiła widol stamtąd. O, widzę go w duchu przed sobą, ten widok: w tle a pomiędzy nimi i nami srebrna wstęga rzeki. I u stóp tej buczyno^ góry, z drugiej strony, zamek, z jego wykuszami i wieżami. Czasai"1 widziałam to we śnie. Umilkła zdyszana i popatrzyła na buczynową górę. I rapte"1 odwróciła się znowu do niego. Popatrzyła w jego ciepłe oczy, i na zrobiło się jej tak dobrze na duszy. Poczucie związku ze stronami rodzinnymi, pomyślała. A szybko zapytała: 62 Ale gdzie jest Schliiderynka? ~~~ schliiderynka? — zapytał zdumiony. ~~~~ xffliała się. — Ach, nie wie pan, kto to jest Schluderynka? Mój • ia też mogłam o niej zapomnieć. Ten pawilon przypomniał ' hluderynce. Ona była tamtego dnia też z nami na górze i po- 11 ° am kawę i wafle, które ja tak lubiłam. Mam na myśli panią ^tfliider, była mamką i późniejszą garderobianą mojej matki, która /byłaz nią do Rottbergu już wtedy, kiedy wprowadzała się tam jako młoda żona. Na skutek tego dziecięcego uniesienia twarz mu się rozjaśniła. _ ĄCh tak, ma pani na myśli panią Schluder! No więc zastanie ją pani teraz w Rottbergu. Pani ojciec wyznaczył jej w testamencie dożywotnią synekurkę klucznicy w Rottbergu. _ Jakże mnie to cieszy! Ona była taka przywiązana do mojej matki. — Również do pani, baronówno Annedore. Ona mnie zawsze pytała o pani zdrowie i co się z panią dzieje, kiedy tylko mnie spotkała. W oczach Annedore pojawiło się wilgotne lśnienie. — A ja prawie o niej zapomniałam... nie mogę sobie tego wprost wybaczyć. Taka stałam się obca mojemu domowi. A teraz nagle jest mi tak, jakbym nie mogła się już doczekać tej chwili, kiedy postawię stopę na progu mego ojcowskiego domu. W chwilę potem wóz jednym szarpnięciem zatrzymał się przed wjazdem do zamku. I gdy Annedore spojrzała potem w górę, krew jej spłynęła do serca. Wejście było obramowane girlandą z zielonych liści 1 Wlosennych kwiatów, i ta girlanda wiła się także wokół wykutego w kamieniu herbu jej rodu. “Wierny i wytrwały", ta dewiza Rottbergu jypisana była na wstędze pod herbem. A pod tym wisiała wśród iatow prosta biała tarcza. Na niej czyjaś niewprawna ręka wypisała lmi literami słowa: Niech Bóg pobłogosławi powrót naszej młodej -p na l ° Wsz^st^° Podziałało na wrażliwą duszę Annedore tak mocno, że wst AVytrącona z równowagi, wybuchnęła szlochem. Stała do głębi śnięta na progu swej rodowej siedziby. żona T^ na^e si? otworzyły i w wejściu ukazał się odźwierny ze swoją kiedv' ° ^Z k^y dwie znajome Annedore twarze. Ten odźwierny był u JeJ ojca kamerdynerem, który chorego wiernie pielęgnował 63 aż do śmierci i któremu w nagrodę ojcowski testament zabezpieczy} posadę. A jego żona też była wierną sługą tego domu. Powitali oni baronównę bukietami kwiatów i rozpromieniony, oczyma, w których błyszczało serdeczne wzruszenie. Annedore z wdzięcznością uścisnęła im ręce. — Skąd wiedzieliście, że ja dziś przyjadę? — zapytała. — Pan hrabia nam dziś rano powiedział, że mamy być każdej gotowi, aby przyjąć baronównę. A potem jeszcze zatelefonował,; baronówna przyjedzie na pewno jeszcze dziś przed południem. Tośu prędko te parę kwiatów uwili na powitanie. Annedore spojrzała w górę na hrabiego Riidigera, który stał ciel z boku. Impulsywnie podała mu rękę. — Dziękuję panu! Te kwiaty i hasło powitalne nad wejściem bardzo mnie ucieszyły. Ciepło uścisnął jej małą rękę. — Musiała się pani przecież dowi dzieć, że jeszcze wierne serca biją dla pani w stronach rodzinnyd baronówno Annedore. Wprowadził ją do wielkiej, wysoko sklepionej sieni zamku, któn kolorowe witraże w oknach dawały ciepłe światło. Na kamiennycj płytach posadzki leżały piękne, stare dywany, a wokół grubych koluml z piaskowca, które służyły za podpory sklepieniu sieni, biegły pokra skórą okrągłe ławy. W głębi znajdował się ogromny kominek, przeJ którym były zgrupowane wokół owalnego stołu wygodne ciężkj krzesła, również pokryte skórą. Po drugiej stronie, w głębi, prowadziły na piętra szerokie, potężs schody z piaskowca, obramowane masywną balustradą piękni! starej kamieniarskiej roboty. A przy ciężkim, wysokim filar/e rożnym tych schodów, gdzie ustawiony był wykuty z piaskowe* wyprostowany niedźwiedź na dwóch łapach, trzymający herb R<# bergu, stała mała, pulchniutka kobieta w czarnej jedwabnej suk" i wielkim, jak na nią, białym fartuchu, u którego wisiał duży pęk klucz) Na jej rzadfdch, białych włosach upięty był czarny koronkowy czek. i Aa Gdy Annedore tę starą kobietę ujrzała, zmieszała się na moment. ^ potem na wpół śmiejąc się, na wpół płacząc, pofrunęła ku niej i ^ ceremonii zamknęła ją w ramionach, tak jak to często robiła, kiedv b)* dzieckiem. 64 Schluderynko! Kochana, dobra, stara Schluderynko! Jak to milo, że bań tu zastaję. Teraz czuję się już całkiem w domu. stara kobieta pogłaskała tę młodą jasną głowę drżącymi, pieszczot- i dłońmi. — Niech panienkę Bóg błogosławi, moja kochana mała y nówno! Że też mi jeszcze było dane tego dożyć! — powiedziała uącym się, niepewnym głosem. ia" Annedore nie mogła nie pomyśleć o tym, jak żałośnie ta Schluderyn- , “jąkała, kiedy umarła jej matka. Z taką wielką miłością przylgnęła do Wei pani, jakby to było jej własne dziecko. Niezmordowanie pielęg- nowała jej matkę podczas ciężkiej choroby, aż do samej śmierci. A gdy umarła, Schliiderynka sama ciężko zachorowała z wyczerpania i ze zmartwienia. Długo nie mogła powrócić do zdrowia, i dlatego baron Rottberg zrezygnował z tego, żeby wziąć Schluderynkę ze sobą w te swoje podróże, chociaż ona koniecznie chciała towarzyszyć kochanej małej baronównie, dla której była tak wierną strażniczką, jak kiedyś dla swej pani. — Jakże się cieszę, że cię tu mam, Schluderynko. Teraz będę miała jednak z kim rozmawiać o moich kochanych rodzicach, ile tylko dusza zapragnie. Jak ci się przez cały ten czas powodziło? — Dobrze, baronówno... bardzo dobrze. Tylko bardzo tęskniłam za moją małą baronówną. ~ A ja prawie o tobie zapomniałam. Wyłajaj mnie porządnie. ~ Strzeż mnie Bóg! Panienka miała w świecie co innego do roboty mz myśleć o mnie, starej kobiecie. Annedore rozejrzała się teraz zdumionymi oczyma po sieni. A potem biegać po pokojach i salach i odświeżać swoje wspomnienia, wchodziła do tych komnat, które zamieszkiwali jej rodzice, I i u S1^ ta^ Ufoczyście, jakby wstępowała na poświęcone miejsca. 0 Przesuwała ręką po meblach. Na toaletce jej matki siedziała 0 lustro mała, filigranowa laleczka w pożółkłej koronkowej ^ Ce- Pozostawiono ją pieczołowicie w tej samej siedzącej pozycji, coT^t' P°sa(kiła J4 zmarła pani tej komnaty, gdy się bawiła ze swoją Kc|. \nn , ^si?żniczko Ratiih... ty też tu jeszcze jesteś — szepnęła cicho d°re drżącym głosem. 65 szczęścia 2 cleT)ieme do Widziała w duchu swoją matkę, gdy pracuje nad tą laleczką. Ach, t0 wszystko spadło na nią jak burza! Święciła uroczyście swe ponowne wzruszające spotkanie ze wszystkim, co jej było miłe i miało dla niej jakąś wartość. I tę małą laleczkę wzięła ze sobą. Hrabia Riidiger chodził za nią w milczeniu. A ona uważała to % zwyczajne i oczywiste, że on przy niej był. Nie krępował jej. W gabinecie jej ojca wisiał nad jego biurkiem prawie naturalne wielkości portret matki Annedore. Milcząca i wzruszona, patrzyła Annedore na ten obraz, a hrabia Rudiger porównywał wizerunek matki z córką. Tak, były bardzo do siebie podobne. Przede wszystkim te złotoblond włosy, opadające miękkimi lokami na skronie, i te ciemno- niebieskie oczy matka i córka miały takie same. A gdy Annedore odwróciła teraz spojrzenie od wizerunku swej matki i spojrzała w dół na biurko, spostrzegła na jego blacie list. Dla mojej córki, baronówny Anny Dorothei von Rottberg. Annedore zbladła ze wzruszenia. Spojrzała na hrabiego Rudigera. — Co to jest? — List pani ojca do pani, baronówno Annedore. — Skąd on się tu wziął? Zdumionymi, poważnymi oczyma patrzyła na niego. — Ja go tu położyłem. Pani ojciec postanowił, że ma pani ten list otrzymać tego dnia, którego wróci pani z pensji w strony rodzinne. Sądzę, że tu było najlepsze miejsce, żeby ten list pani przekazać. I jeśli chce go pani teraz przeczytać, zostawię panią samą. Ja mam jeszcze coś do omówienia z rządcą. Gdy to zrobię, zabiorę panią stąd, obejrzyffl) potem pani konia. Na moment położyła sobie rękę na oczach. Potem podała ffl" impulsywnie tę rękę. — Dziękują panu za sposób, w jaki mnie pa" wprowadził z powrotem do mego rodzinnego domu. Była to bardz" subtelna, pełna zrozumienia uprzejmość. Uśmiechnął się lekko. Ten uśmiech nadał jego twarzy jeszc# bardziej bolesny wyraz. — Potrafiłem się po prostu wczuć w pani duś* baronówno Annedore. Nie mogła być pani przecież tak całki^f niepodobna w swoim sposobie myślenia i odczuwania do swo^ rodziców. Niech pani idzie ze mną, zaprowadzę panią w takie gdzie powinna pani ten list przeczytać. 66 poszła za nim bez oporu. 2aprowadził ją do wielkiej sali, na której ścianach wisiały portrety dków jej domu. Ostatni z tych obrazów przedstawiał jej ojca, gdy ał jakieś czterdzieści lat. Pod ten obraz hrabia Rudiger przysunął fotel- __ Tak, baronówno Annedore... niech pani tu usiądzie. Będzie pani miała uczucie, jakby pani ojciec mówił do pani. Ten portret jest mistrzowskim naśladowaniem natury. Ja często przed nim stawałem, ady przyjeżdżałem do Rottbergu, i zawsze pragnąłem mieć go w Lindec- ku. Za pół godziny wrócę z domu rządcy. Tymczasem do widzenia! Powiedziawszy to, skłonił się i szybko wyszedł z sali. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął. A potem opadła na fotel i spojrzała na wizerunek swojego ojca w górze. — Kochany... kochany tatusiu! — szepnęła, otworzyła list, przycis- nęła go do ust i zaczęła czytać: Moje Ukochane Dziecko! Nadejdzie taki dzień, gdy już nie będzie mnie przy Tobie... i boję się, że nastąpi to niebawem. Wówczas masz pójść do pani dr Dumont napensję, którąśmy ostatnio, będąc tam przejazdem, oglądali i gdzie wśród tych wesołych młodych panienek tak bardzo Ci się podobało. Już też będzie najwyższy czas, żebyś dostała odpowiednie wykształ- cenie, ponieważ ja Cię uczyłem trochę chaotycznie, bo Cię nie chciałem puszczać od siebie, póki jestem jeszcze przy życiu. Teraz to już pewne, że będzie mi ono dane już tylko na krótko. Kiedy ukończysz na pensji swoją edukację, znajdziesz aż do osiągnięcia pełnoletności lub Twego zamążpójścia dom w Lindecku, u Twego opiekuna, hrabiego Rudigera Lindecka. Ja nie znam na całym świecie żadnego uczciwszego, bardziej godnego zaufania 1 'epszego człowieka. Dlatego składam Twoje szczęście i Twoją Posiadłość z całym zaufaniem w jego ręce. Będzie on Ci wierną °stoną i ostoją, u niego znajdziesz zrozumienie dla wszystkiego, bo n Przeszedł przez gorzką szkolę życia i wie, jak się czuje człowiek wnotny. Ten list da Ci wówczas, gdy wrócisz do domu. Gdy °nczysz czytać, przekonasz się, że duch Twoich rodziców, ich "ość będzą z Tobą zawsze i wszędzie. 67 -J mnie to bc^li, że wkrótce będziesz musiała iśćpr?e jako zupeina sierota_ Ale jesteś mloda i przetrzymasz ból. Ą '•* Bógzech^jafcis wief^ny, czzłly małżonek zastąpi ci wszystko ^ musiałaś ~^stać pozbc^wiona icostracilaś.Dotegoczasuzwra ^ ze wszys\\żm> co Cię ^nębi, do hrabiego Rudigera, mojego drogi* młodego^zyjaciela, /^tóreg-c wartość wielokrotnie wypróbował On zaws;e chętnie bef dzie Ci służył radą i czynem, tak jak \vie i sumień^ będzje z(/"**wiady wał Twoją posiadłością. Bóg z TU Annedm^Milość rodziców będzie Twą ochroną. Błogosławię 7^ kroki i torfie się o T^woje szczęście Twój wiernv i Annedore przy^mjja jj^t pieszczotliwie do policzka i jakby w pływie tęsknoty Wyciągnęt ^a w górę rękę do portretu ojca. — Mój dtogj^ kochar*^y tatusiu... moja kochana mateńko...\t oboje moi uko^,^ spójrzcie na wasze dziecko. Jest ono całkia dzielne i nieustraszonC) w^asza miłość jest przecież przy mnie — wiedziała cich^ko. A potem r^z jeszcze przeczytała list. Na słowach, które odnositys do hrabiego Iliidigera? oc^^y jej zatrzymały się dłużej. Ja nie zna»tna caiym śv*~viecie żadnego uczciwszego, bardziej godną zaufania i lep^go czlowie^ka. Długo rozttiy siała o t/*"ch słowach i porównywała je z tymi, jai wypowiadali onim Ljjjy j grabią Lothar. Jakże inaczej one brzmiaty.C prawda, hrabja Lothar pf dowiedział: “Riidiger ma też swoje doli strony", ale tOgO nje rozg^rzeszało z tych złych słów. Kto więc wid» hrabiego Rudjgera we wja? ściwym świetle? — Sama \^ rnusiał^*^ wyrobić sobie zdanie — powiedziała" siebie. Jego Postępowanie ^ z bratem będzie mi probierzem. Ta myśl usp^ojja ją s<^howała list na sercu, rzuciła jeszcze ostatff spojrzenie ija feerunek oj'|ca i udała się do sieni zamkowej. Tam zasta)a SchliideryAnkę i odźwierną. r-miicu^i^- «t)jęia panią oumuuci lainiernem. — Będę ci^teraz cz?sto > odwiedzała, kochana, dobra Schliidery^' Będziemy sobie wte(jy gaw^dziły o mamie. Musisz mi wiele opowie^ o moich rod^arh Kx7d& e zdarzenie z przeszłości będzie dla $ interesujące, a ty wiesz pr^'^ecież wszystko o nich. 68 Annedore Oi,jęja panią Schliider ramieniem. Na P1 eWnO chętnie to zrobię. I tyle pamiątek dla panienki łam- P°wmna Je panienka wszystkie obejrzeć. głową. — A czy tobie jest aby dobrze w tym dobrze. mi jednak, gdzie mieszkasz! ""rwczas pajii Schluder powiodła baronównę do swoich pokoi. vin skrzydle zajmowała dwa jasne, przyjemne pomieszczenia, l bokich nisz:ach okiennych stały kwitnące, starannie pielęgnowane doniczkowe. Z tych okien miało się wspaniały widok na park zamkowy. Uśmiechając się Annedore usiadła na chwilkę na wysokim fotelu przy oknie. — Jakie przytulne miejsce, Schluderynko. Te piękne kwiaty, które ty wyhodowałaś! Tu cię będę często odwiedzać i z tobą sobie gadać. Ale widzę, że hrabia Riidiger już tu idzie od domu rządcy. On już odjeżdża, a ja nie chcę zabierać mu za dużo czasu. Z tymi słowy Annedore zerwała się z miejsca, wcisnęła panią Schluder w jej fotel i szybko wybiegła. Na. dole w sieni wyszła hrabiemu Rudigerowi naprzeciw. — Czy pójdziemy teraz do stajen? — zapytała. — Tak, baronówno. Wyprowadził ją na dwór i przez wielki trawnik powiódł do zabudowań gospodarczych. Wszędzie, gdzie Annedore spojrzała, pano- wat wzorowy porządek i czystość. Nigdzie nie było widać, że brakowało u latami pana. Annedore powiedziała sobie, że hrabia Riidiger zasłużył JeJ Podziękowanie za to staranne zarządzanie jej posiadłością. Na n° kosztowało go to wiele wysiłku i pracy. Wypowiedziała to na głos 'Pakowała mu. \\v °VVczas jego czoło zaczerwieniło się, a na twarzy pojawił się taki ^ '2- jakby mu to podziękowanie sprawiło przykrość. — To nie dla §a P°^zi?k°wań, baronówno. Już przecież pani mówiłem: to był nie miły obowiązek — odparował. lrn aru do stajen. Tu również panował wzorowy porządek. Wyszedł Riidj przeciw rządca Rinkleben i przywitał się z baronówną. Hrabia 8° przedstawił. Potem poprowadził Annedore do smukłej, 69 pięknie zbudowanej, złocistej kasztanki, której sierść wspaniale bfo i -* ty czała. — To jest Freya, którą dla pani przeznaczyłem. Podoba się pan, Oglądała zwierzę rozpromienionymi oczami i pogłaskała tę btyj czącą sierść na smukłej szyi. — Ten koń nazywa się Freya? — Tak. — Bardzo mi się podoba. Ale nie bardzo znam się na koniach. — To się pani tego nauczy. Freya jest półkrwi, ale jest bard; pięknie zbudowana. Dla początkującej uczennicy koń pełnej krwi byft, chyba za ognisty. Freya jest na damskim siodle dobrze ujeżdżona. D|j panny von Rammnitz, która jest bardzo odważną amazonką, Freyi była za łagodna. Ale pani, jako nowicjuszce, wyjdzie to na korzyść. — Sądzi pan zatem, że Freya bardzo dobrze się nadaje do nauki jazdy? Hrabia Lothar sądził, że Minka Lilly nadaje się znakomicie ni konia do nauki, i nie wiedział, czy mój nowy koń również będzie sit nadawał. Coś lekko zadrgało wokół jego ust. Ale powiedział całkiem spoko} nie: — Mam nadzieję, że pani mi dowierza, iż wybrałem konia dla pani starannie i ostrożnie. Oczywiście, ręczę za Freyę pod każdym względem Mój brat powinien był być pewien, że wybiorę dla pani odpowiedniego konia. Zdawało jej się, że dosłyszała w jego słowach tłumiony gniew. Chybi go złości to, że hrabia Lothar ośmielił się wtrącić, pomyślała. Hrabia Riidiger polecił stajennemu przetransportować zaraz Fre« do Lindecku. Potem pożegnał się z rządcą i poszedł z Annedort z powrotem do zamku. Tam odźwierna postawiła w sieni na stole miseczkę z wyborny"" wczesnymi poziomkami i karafką wina. Poprosiła baronówną, żeby & trochę posiliła. — To są'rottbergowskie poziomki, baronówno Annedore, słyną na całą okolicę — powiedział hrabia Riidiger uśmiechając Usiadła przy stole i skinęła głową pani Schliider, która schodziła ze schodów. — O, one muszą być bardzo smaczne. Ale pan musi mi dotrzyrn* towarzystwa, hrabio Riidigerze. 70 Us: iadł naprzeciwko niej. — Z przyjemnością — odparł z uśmie- [a mu na talerzyku kilka szczególnie pięknych owoców, a on .}nił dwa kieliszki perlistym winem. Jest pan moim pierwszym gościem, hrabio. Czuję się bardzo uroczyście — powiedziała. Wziął z uśmiechem kieliszek w rękę i podniósł go w gorę w jej l/erunku, patrząc na nią przy tym zachęcająco. — Za szczęście • pomyślność młodej pani na Rottbergu — powiedział tak ciepło i serdecznie, że zrobiło jej się bardzo przyjemnie na sercu. Popatrzyli sobie z uśmiechem w oczy i stuknęli się kieliszkami. Wydały przyjemny, jasny dźwięk. Obiad dziś jedli w Lindecku o wiele bardziej milcząco niż przez ten cały czas przedtem, od kiedy Annedore tu bawiła. Najwyraźniej obecność hrabiego Riidigera kładła się nieznośnym ciężarem na za- chowanie jego rodzeństwa. Annedore obserwowała go chciwie, jak gdyby musiała dociec, co się za tą jego nieruchomą twarzą działo. I musiała skonstatować, że jego ton wobec rodzeństwa miał w sobie coś lodowatego, podczas gdy Lilly i hrabia Lothar usiłowali zachowywać się wobec niego uprzejmie. Zdecydowanie poniżali się przed nim, i Annedore uważała, że to ^szlachetnie z jego strony, iż nie oszczędza im tego poniżenia. Złość na mego przez to jego zachowanie przybierała w niej na sile. Zaraz po eserze Riidiger wstał od stołu i pożegnał się z nimi lekkim ukłonem. ^(Jlfl l f\t"Vł n •- i-w . +»,«-. f^r~t **-* T T«-I t-v» rtł-ł-na-ł-i/-^ ć* '-rf^-t^-ifji-t J r"ł?i 1-7 mi?^1Q/"*Q lACT/~\ 1"\X7C1 V7 1 Lothar w tym samym momencie zerwał się z miejsca. Jego twarz «rumieniec zakłopotania. — Czy masz parę minut czasu dla mnie, gerze? Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. ^ Annedore serce waliło ze zdenerwowania. Domyślała się, o czym la Lothar chce ze swoim bratem mówić. 71 Hrabia Riidiger spojrzał chłodno z góry na brata, którego jeszcze trochę przewyższał wzrostem. — Znajdziesz mnie w moim gabinecie; do piątej będę tam na pewno i do twojej dyspozycji — powiedział. Annedore zrobiło się zimno od tego lodowatego dźwięku jego głosu Lothar skłonił się. — To pozwolę sobie potem do ciebie wstąpić. Hrabia Riidiger jeszcze raz skinął głową i odszedł. Przez chwilę było zupełnie cicho w pokoju, gdy drzwi się za nim zamknęły. Lothar wytarł sobie czoło, jakby mu było za gorąco. Annedore patrzyła na niego ze współczuciem. Lilly zerwała się z miejsca i objęła brata ramieniem. Nie zamienili ze sobą ani słowa, ale Annedore to trzymanie się przez nich razem wydało się wzruszające. Rozeszli się dziś wszyscy w milczeniu. Annedore przyniosła sobie ze swego pokoju koszyczek z robótką, zawiesiła go sobie na ręce i poszła do parku. Tam znała pewne idylliczne miejsce, gdzie lubiła przebywać. Gdy zeszła na dół do sieni, podeszła do niej zdenerwowana Lilly i objęła ją. — Wybacz mi, Annedore, nie mogę ci teraz dotrzymać towarzystwa. Dopóki los Lothara się nie rozstrzygnie, będę kiepską towarzyszką. Obawa, że Riidiger nie pomoże, ściska mi pierś. Annedore ucałowała ją serdecznie i ze współczuciem. — Biedna Lilly, wyobrażam sobie, jak się czujesz. Mną nie musisz się przejmować. Ja idę do parku i mam nadzieję, że spotkamy się znowu jak zwykle przy herbacie z wesołymi twarzami. Lilly westchnęła. — Pójdę jeszcze raz do Lothara i go pocieszę. Jestem mu teraz bardzo potrzebna. Ja wiem, co on czuje, ile go kosztuje to poniżanie się przed Riidigerem. Idź więc sama, najdroższa, najlepsza Annedore... i módl się za mojego brata. Powiedziawszy to, raz jeszcze pocałowała Annedore i uciekła. Ta patrzyła za nią ze współczuciem. “Biedni! Jakże ciężko mają oni w życiu, bo są biedni. MO# mogłabym im przecież odstąpić coś z mojego majątku. Ale nie, nie b?d? się tym martwić. Hrabia Riidiger na pewno pomoże, on musi pomóc • Hrabianka Lilly wstąpiła do swego barata Lothara i oboje teraz usilnie się naradzali, co będzie musiało się stać w wypadku, gdy Riidi?e rzeczywiście będzie się wzbraniał wykupić dług wekslowy Lothara- Uzgodnili przy tym między sobą, że wtedy Lothar bezwarunkow*' 72 dzie musiał możliwie jak najszybciej wywalczyć u Annedore zgodę na llżeństwo z nim. __ A jeżeli Riidiger jednak nie da swojej zgody — rozważał Lothar. __ Czy ona jest w ogóle konieczna? — zapytała hrabianka. __ Myślę, że tak. On jest przecież jej opiekunem. ___ Ale jeżeli Annedore poważnie będzie chciała, to on prawie nic ie będzie mógł przeciwko temu zrobić. A jak już raz będziesz miał . • Sj0wo, to ja już jej wolę w tym kierunku umocnię. Zresztą Riidiger musi zezwolić, jeśli sam nie zechce ci pomóc wydostać się z tych tarapatów. __ No więc zobaczymy. Grunt to, oczywiście, mieć zgodę ba- ronówny. A tę mam nadzieję dostać. — Ja też mam nadzieję. Byłoby, oczywiście, lepiej, gdybyś miał jeszcze trochę czasu na powzięcie decyzji. Ale może Riidiger ci nie odmówi, lepiej zanadto się nie spiesz. Lecz jeśli nie pomoże, musisz natychmiast przypuścić szturm do serca Annedore. I ja mam doskonały plan, jak możemy ją doprowadzić do wyrażenia zgody. — Co to za plan? Hrabianka zakomunikowała mu go szeptem. On kiwnął głową z aprobatą i zerwał się na równe nogi. — To jest rzeczywiście doskonałe! Jesteś geniuszem, Lilly. I natural- nie ty na tym nie stracisz. Z wdzięczności wyzwolę cię potem z tej nędzy lindeckiej, która będzie jeszcze straszniejsza pod berłem tej pełnej namaszczenia ciotki Johanny. Dopiero gdy będę panem na Rottbergu, wszystkie kłopoty się skończą. Ale teraz muszę już się zbierać i wejść odważnie do jaskini lwa. Może mnie tak całkiem nie zje. — Tymi słowy rąbią Lothar pożegnał się ze swoją siostrą i udał się do gabinetu swego brata. Hrabia Riidiger siedział przy swoim biurku i miał rozłożone przed ł wielkie, ciężkie księgi rachunkowe, które mu rządca przekazał do n r°li. Szukał pociechy i zapomnienia w wytężonej pracy. "roszę, siadaj i powiedz mi, jaką masz sprawę. Wiele czasu nie \\vr a ^ot^ar usiadł- Na jego ładnej, lekkomyślnej twarzy widniał Ań 2a^°Potania i skrępowania. Przez chwilę zwlekał i ociągał się. potem szybko powiedział: 73 — Drogi Riidigerze, chciałem cię o tym, co teraz mam ci (}0 powiedzenia, powiadomić zaraz po moim przyjeździe do Lindecku, ale wówczas wydarzyła się ta katastrofa z Ursulą, więc musiałem przesunąć tę sprawę do twego powrotu. Tymczasem jednak zrobiła się ona bardzo pilna i dlatego przychodzę z nią do ciebie zaraz dziś, pierwszego dnia p0 twoim powrocie. Ze zdumieniem i badawczo spojrzał mu hrabia Riidiger w twarz. — A więc proszę, streszczaj się. Podczas mojej tu nieobecności nagromadziło mi się wiele pracy, którą muszę szybko wykonać. Hrabia Lothar wziął głęboki oddech. Przejechał palcem między szyją a kołnierzykiem, jakby mu ten stał się za ciasny, potem ochrypłym głosem powiedział: — A więc krótko mówiąc. Riidigerze, muszę ci się naprzykrzać z pewną wielką prośbą. Proszę cię, przyjmij to spokojnie i nie złość się, jeśli ci powiem, że znowu miałem pecha. Nie mogłem wyżyć z mojej pensji miesięcznej i chciałem spróbować szczęścia w grze. Niestety, skończyło się to wielkim niepowodzeniem. W zdenerwowaniu grałem dalej... mając nadzieję, że powetuję sobie tę stratę. Na próżno, miałem paskudnego pecha. I gdy się w końcu od stolika gry oderwałem, miałem przegranych osiem tysięcy marek pod słowo honoru. Po wielkich trudach udało mi się wystarać o te pieniądze, ale musiałem za to wystawić weksel na dziesięć tysięcy marek... i ten weksel jest płatny l czerwca. Dłuższego terminu nie mogłem uzyskać. Teraz przeszła już prawie połowa maja... i ja muszę mieć te pieniądze. Ze strapionym sercem przychodzę do ciebie i proszę cię usilnie: pomóż mi jeszcze raz. Musisz mi pomóc, Riidigerze! Moja jedyna nadzieja w tobie. Tego weksla mi nie sprolongują... a pułkownik jest i tak już na mnie cięty. Musisz mi pomóc, Rudigerze. Twarz Riidigera była dalej nieruchoma. Tylko oczy jego patrzyły surowo i zimno w twarz brata. A gdy ten, jakby wyczerpany, uniilk'' odpowiedział spokojnie i stanowczo: — Mylisz się, wcale nie muszę, i nie pomogę. Lothar wybuchnął: Rudigerze. miejże litość! Hrabia wyprostował się z godnością. — Litość nad tobą? Nie — powiedział ostro. — Litowanie się na tobą byłoby głupią słabością. W Boże Narodzenie, kiedy ostatni & 74 ,acj}ern wszystkie twoje długi, a było tego około sześćdziesięciu tysięcy arek, powiedziałem, że to już ostatni raz ci pomagam i że w przyszłości twoja pensja miesięczna musi ci absolutnie wystarczyć na życie. Miejednokrotnie przedtem płaciłem za ciebie wysokie sumy. Poza twoją nsją wypłaciłem ci w ciągu tych niecałych czterech lat od śmierci ojca sto dwadzieścia tysięcy marek na twoje długi. Brałem te pieniądze mojego, odziedziczonego po matce majątku. Gdyby miało być tak dalej, zrujnowałbyś mnie któregoś dnia do szczętu. Niewątpliwie, jestem zamożny, albo nazwij mnie nawet bogatym, dzięki odziedziczonemu po mojej matce majątkowi. Ale jedną trzecią z tego musiałem włożyć w Lindeck, bo wskutek złej i rabunkowej gospodarki stracił na wartości i nie przynosił już dochodu. Nasz ojciec, aby sprostać rozrzutnemu życiu twojej i Lilly matki, strasznie zagmatwał swoją sytuację. Za cenę ofiar i bardzo ciężkiej pracy udało mi się tę sytuację polepszyć. Tego roku po raz pierwszy osiągnąłem nadwyżkę, jednak nie więcej, niż wystarczyło akurat na to, co wydałem na ciebie i na Lilly. Dla mnie samego nie został ani jeden fenig, a to, co sam zużywałem, brałem z odsetek od majątku po mojej matce. Zobowiązany jestem przydzielać wam tylko jedną czwartą dochodów z Lindecku. A ja oddawałem wam wszystko i ponadto zapłaciłem jeszcze, jak już mówiłem, sto dwadzieścia tysięcy marek własnych. Ty prowadzisz życie milionera, a nie niezamożnego oficera. W Boże Narodzenie zapowiedziałam: “Raz jeszcze uwolnię cię z tarapatów 1 popłacę wszystkie twoje długi, ale to już jest po raz ostatni. " przyszłości musisz wyżyć ze swojej pensji". Przyrzekłeś mi wtedy więcej długów nie robić. Nie dotrzymałeś tej obietnicy. No to ponoś eraz konsekwencje. Nie zapłacę już ani feniga za ciebie. Hrabia Lothar pod wpływem tych ciężkich słów zapadł się w sobie, ale Powiedział ochryple: Co to jest te paręset marek dla oficera pułku? rabia Riidiger popatrzył na niego posępnie. — Ja służyłem w tym ^m Pułku i nie zużywałem więcej, chociaż mogłem to robić. Boś ty żył właśnie jak pustelnik! to si? nie moze stać'Idz do hrabiego, Lilly, 1 Poda g° ' P°w^edz mu> ze cncę mu pomóc. Ja zdobędę te pieniądze... AU. UJ? J'6 tobie dl a niego. t\' ]Q ł-.^ -. —— ——' " A A rf J V 79 -luż ]e w?in ,fyjniłesz' ze względu na swego brata, i od ciebie będzie mógł tylko jakiegoś głupstwa. Powiedz mu, co chcesz, co ci przyjdzie d0 głowy. Niech nie rozpacza. To wszystko Annedore wyrzuciła z siebie w wielkim zdener\vo. waniu. — Co chcesz zrobić, Annedore? — zapytała hrabianka. — Zdobędę te pieniądze! Nie pytaj mnie teraz już więcej i nie odradzaj mi tego. Przyrzeknij mi tylko, że będziesz tu pośredniczką. Lilly krzyczała w duchu z radości. Wzburzenie Annedore zdało jej ^ wyraźnym dowodem na to, że ona kocha Lothara. Ale nie dała nic po sobie poznać i jakby w zaniepokojeniu złapała Annedore za rękę. — Ach, najdroższa Annedore, nigdy mi nie będzie za ciężko, jeżeli będę mogła uratować brata. Przyrzekam ci wszystko, co chcesz. Annedore kiwnęła pospiesznie głową i pociągnęła szybko Lilly za sobą, ku domowi. Dotarłszy do sieni zamkowej, wyprawiła Lilly do Lothara, sama zaś podeszła do jednego ze służących. — Czy hrabia Rudiger jest w domu? — Tak, baronówno — odparł ten — pan hrabia jest w swoim gabinecie. — Proszę iść zaraz do niego i powiedzieć mu, że proszę o natych- miastową krótką rozmowę. Służący pospiesznie się oddalił. Annedore nie czekała, aż wróci. Na to była zbyt niecierpliwa. Poszła wolno za nim. Gdy wyszedł z pokoju hrabiego Riidigera, stała już, czekając, pod drzwiami. Służący otworzył jej te drzwi. Szybko weszła do środka. Hrabia Rudiger pospieszył ku niej. — Czym mogę pani służyć, baronówno Annedore? Twarz jej płonęła. Popatrzył na nią zdumionymi oczami. — Potrzebuję pieniędzy, hrabio Riidigerze, większej sumy. Cz! mogę ją natychmiast otrzymać? Podsunął jej z uśmiechem fotel. Nie panowała już nad s«°lir' gniewem i bólem, że on mógł się uśmiechać, teraz, kiedy jego bra' walczył, być może, z myślą o śmierci. Na jej twarzy pojawił się wyraz zdecydowania. Powstrzymała P ręką, gdy jej podsuwał ten fotel: — Nie. nie mam czasu na siada"1 Proszę mi powiedzieć, czy mogę natychmiast dostać te pieniądze. 80 Nie mając pojęcia, do czego ona zmierza, powiedział spokojnie: __ Oczywiście, że może pani natychmiast dostać te pieniądze. Ile ma ich być? Wyprostowała się i z podniesioną głową spojrzała nań oczyma ciskającymi błyskawice. — Dziesięć tysięcy marek — powiedziała twardo. Zdumiał się i spojrzał zaskoczony w jej twarz. — Dziesięć tysięcy marek? To rzeczywiście dość znaczna suma. Wobec tego muszę najpierw prosić panią, żeby mi pani powiedziała, na co jest pani potrzebna ta suma? W jej twarzy coś zadrgało. — Czy koniecznie muszę to powiedzieć? Potrzebuję jej w pewnym szczególnym celu. — Musi mi pani ten cel podać! Gdy chodzi o tak wielką sumę, muszę się podporządkować pewnemu szczególnemu zarządzeniu pani ojca. — O, mój ojciec nie miałby nic przeciwko temu, gdyby jeszcze żył. Chodzi o uratowanie ludzkiego życia — powiedziała wzburzona. Popatrzył na nią szczególnie badawczo. — Ludzkiego życia? Kiwnęła głową na wpół hardo, ha wpół nieśmiało. — Tak... chcę podarować te pieniądze hrabiance Lilly, żeby mogła ona pomóc swojemu bratu Lotharowi, którego pan okrutnie odprawił z kwitkiem, chociaż pan wie, że go to może przyprawić o śmierć. Drgnął i popatrzył na nią takim spojrzeniem, którego nie umiała sobie wytłumaczyć. Odzywa się w nim to nieczyste sumienie, pomyślała, 1 gniewny ból przepełnił jej serce. On się szybko opanował. — A więc o to panią molestowano? ~~ zapytał posępnie. dni ^okręciła hardo głową. — Nikt mnie nie molestował. Ja już od paru z Lilly lęk i troskę o jej brata, widziałam, jak hrabia Lothar się swoimi kłopotami, nawet jeżeli tak bardzo panował nad • Jego usta się śmiały, ale serce mu krwawiło. Lilly mi się ze Wzr .^° zwierzyła. Temu nie można się przecież spokojnie i bez S]COr zerua Przyglądać. Musi pan być rzeczywiście bardzo nieczuły, nie chce pan pomóc swojemu bratu. straszm 81 is7mZ° U^miecn zaigrał wokół jego ust. — Jak mi się zdaje, jestem potworem w pani oczach. Nie powinno mnie to właściwie • do szczęścia dziwić, że patrzy pani na mnie takimi oczyma. Przebywała pani przecież stale przez kilka tygodni w towarzystwie mojego rodzeństwa. Jej oczy ciskały skry. — O, ja nie chciałam w nic złego o panu uwierzyć, ponieważ mój ojciec uważał pana za dobrego, szlachet- nego człowieka. Ale czyż trzeba jeszcze innych dowodów, że jest pan nieczuły? Ta okoliczność, że pan odmawia uratowania swego brata tą sumą od pewnej zguby, mówi przecież wystarczająco wyraźnie sama za siebie. Nie byłaby to nawet żadna ofiara dla bogatego ordynata Lindecku. Cierpka fałda wokół jego ust pogłębiła się. Ale oczu nie spuszczał z jej wzburzonej twarzy. W całym tym swoim gniewie wydawała mu się taka godna miłości, taka zachwycająca. — Jest pani jeszcze bardzo młoda, bardzo jeszcze niedoświadczona, Annedore, i chyba nie może pani wyrobić sobie prawidłowego sądu o tej sprawie. Może pani o mnie zupełnie źle pomyśleć, ale nie zgodzę się na wypłacenie, nawet dla pani sumy dziesięciu tysięcy marek. Wybuchnęła zupełnie nad sobą nie panując: — Nie chce mi pan dać tych pieniędzy? — Nie. — A dlaczegóż to nie? — Ponieważ potrzebuje ich pani na absurdalny cel. — To powinno być przecież panu obojętne! — Nie, to nie może mi być obojętne. Po pierwsze jestem zobo- wiązany czuwać nad tym, jako pani opiekun, żeby pani w tym swoim niedoświadczeniu nie naraziła na szwank swego majątku, a po drugie nie mógłbym na to pozwolić, żeby pani robiła mojemu rodzeństwu pieniężne prezenty. Na honor mojego rodzeństwa, chcę wierzyć, że oni takiego prezentu nawet by od pani nie przyjęli. Zacisnęła konwulsyjnie ręce w pięści. — Ależ tak, hrabianka Lilly by je przyjęła. Żeby uratować swego brata, poniosłaby jeszcze większe ofiary. Ja jej te pieniądze obiecałam. Proszę, niech mi pan da te pieniądze! Hrabia Lothar jest w potrzebie. On nie może umrzeć! Pan> tak, pan musiałby sam sobie robić straszne wyrzuty, gdyby on si? targnął na życie. — O to niech się pani nie martwi, mój brat nie targnie się na swój6 życie. 82 J __ Ależ on to zrobi! _ Nie, nie zrobi. Na to za bardzo siebie kocha. Nie panowała nad sobą. — Że też pan może być taki spokojny! Ja tego nie pojmuję. Musi pan być bardzo, ale to bardzo okrutny! ___ zawołała w bolesnym gniewie. Zdumionym, poważnym spojrzeniem zajrzał jej w oczy. — Nie mogę nani przeszkodzić w to wierzyć. Ale pieniędzy pani nie dostanie. Mój brat ma sobie pomóc sam, nie może wciąż zdawać się na pomoc innych ludzi. Patrzyła na niego do cna przerażona. — Toż to przecież pański brat! Niechże się pan zastanowi nad skutkami pańskiej odmowy. — Ja już wszystko rozważyłem, i zostanie, jak powiedziałem. — Tak więc rzeczywiście odmawia mi pan tych pieniędzy? — Tak. — Jakim prawem? — Prawem pani opiekuna. — O, wydaje mi się, że pan nadużywa tego prawa. — A mnie, że jest pani w błędzie. Tracąc całkowicie panowanie nad sobą, tupnęła z gniewu nogą. Ale potem przemogła się i wyciągnęła do niego w proszącym geście ręce. — Niechże się pan da uprosić! Proszę, niech mi pan da te pieniądze. Ja tak łatwo mogę się bez nich obejść. I nigdy przecież moje serce nie zaznałoby spokoju, gdybym nie mogła zapobiec tej okropności. Te pieniądze zostaną przecież rzeczywiście użyte w dobrej sprawie, jeśli uratuję nimi ludzie życie. — Łzy zabłysły w jej oczach. Hrabia Riidiger patrzył w tę proszącą, zapłakaną twarzyczkę i jakaś dziwna czułość ogarnęła go. Nigdy nie mógł spokojnie patrzeć, jak kobieta płacze. A w tych dumnych, czystych dziewczęcych oczach była taka gorąca, pełna trwogi prośba. Czyżby Annedore zakochała się w Jego bracie? Czyżby dlatego tak się bała i troszczyła o niego? W strasznym niepokoju złapał ją nagle za ręce. ~- Baronówno Annedore... niechże mi pani uwierzy, że nie wolno mi dać pani tych pieniędzy, bo pogwałciłbym nałożony na mnie °bowiąZek — powiedział miękko. 7 JeJ oczach zabłysła nagle nadzieja. Nie wyglądał w tym momencie meczułego i okrutnego, lecz na miłego i dobrego. 83 — To niech pan pomoże swojemu bratu, hrabio Rudigerze, proszę pana usilnie, nich pan to zrobi ze względu na swojego brata... i także ^ względu na samego siebie! Musiał sobie zadać gwałt wobec tych proszących spojrzeń, aby móc obstawać przy swoim. Zabolało go to, że wstawiała się za człowiekiem niegodziwym. Przez moment się wahał. Ale potem wziął się w garść i prostując się powiedział spokojnie i stanowczo: — Nie, baronówno Annedore. Może mi pani wierzyć, że mam poważne powody tak postąpić. A jeśli już raz coś uznałem za słuszne i konieczne, to nic mnie od tego nie odwiedzie. Chociaż jest mi ciężko nie spełnić pani prośby, muszę to uczynić. Cofnęła się przed nim. W jej oczach iskrzyły się łzy gniewu. — Och, teraz sama widzę, jaki jest pan okrutny i nieczuły, i bardzo mnie to boli — wyrzuciła z siebie, drżąc ze wzburzenia. I zanim zdążył coś powiedzieć, szybko poszła ku drzwiom. Patrzył za nią posępnymi oczyma z gorzkim uśmiechem. -> Czy twoją młodą duszę też już zatruto, mała Annedore? Niech Bóg strzeże twego serca, żebyś się nie zakochała w tym podłym człowieku bez charakteru, zanim się nauczysz odróżniać prawdę od pozoru, pomyślał. Pełen niepokoju chodził po swoim gabinecie tam i z powrotem. W jego duszy szalała burza. Baronówna Annedore wydała mu się w tym całym swoim szczerym gniewie taka godna miłości. Annedore pobiegła do swojego pokoju i rzuciła się z płaczem na fotel. Co właściwie przepełniało bólem i troską jej serce, nie bardzo wiedziała. Przede wszystkim była straszliwie smutna, że hrabia Riidiger rzeczywiście odpowiadał temu szkaradnemu wizerunkowi, jaki jego rodzeństwo nakreśliło. Czuła, że bardzo by ją to uszczęśliwiło, gdyby był taki, jakim go przedstawiał jej ojciec. Ale przede wszystkim odchodziła od zmysłów dlatego, że nie mogła pomóc Lotharowi! Co ma teraz powiedzieć Lilly, która przecież pokładała całą nadziej? w jej słowach. Gdyby tylko znała jakiś sposób, żeby pomóc. Nic nie byłoby dla niej za trudne. Zastanawiała się na próżno. Nic jej n'e przychodziło do głowy i w końcu z ciężkim westchnieniem poniechała tych rozmyślań. Wstała z fotela, aby odszukać Lilly, i z ciężkim serce!" wyszła z pokoju. 84 —tfa dworze, długim gankiem Lilly szła już naprzeciw. Annedore pochwyciła jej ręce. — Moja kochana Lilly... jestem taka nieszczęśliwa. Wszystko było na próżno. Tak bardzo chciatam wyprosić hrabiego Riidigera te dziesięć tysięcy marek dla siebie, żeby móc ci je dać. Ale on mi odmówił tych pieniędzy, i teraz stoję przed tobą smutna, z pustymi rękami i nie mogę ci pomóc. Lilly objęła ją zdenerwowana. — Ty moja kochana, dobra... że chciałaś to zrobić, dziękuję ci za to. Gdyby Lothar wiedział, jaką ofiarę chciałaś ponieść, bardzo by go to uradowało w tym całym nieszczęściu. Musisz mi pozwolić mu to powiedzieć. Annedore popatrzyła na nią niepewnie. —- Po co mu to mówić? Nie mogę przecież pomóc. I ty mówiłaś, że on nie chce, abym wiedziała o jego kłopotach. Lilly trochę się zmieszała, ale szybko wzięła się w garść. — A jednak muszę mu to powiedzieć. Będzie to dla niego jasna chwila przy tych jego kłopotach, że ty tak serdecznie się nim intere- sujesz. — Czy on się już trochę uspokoił? — zapytała Annedore trosk- liwie. Lilly głęboko westchnęła. — Ach, mój Boże, ty nie masz nawet pojęcia, jak to z nim jest. Błagałam go na kolanach, żeby tylko nie odbierał sobie życia. Próbował mnie uspokoić. Aleja nie uwolnię się od strachu, że on będzie szukał śmierci. Przybiegłam tylko do ciebie, żeby cię prosić, abyś ze mną do niego poszła! Jest w moim pokoju. Pociesz go, że mu nie odmawiasz swego zainteresowania. Może go to trochę podniesie na duchu. Chodź szybko, boję się go zostawiać na długo samego. w Pociągnęła spiesznie Annedore ze sobą. Ta szła za nią z drżeniem w kolanach. Gdy weszły do pokoju Lilly, zastały hrabiego Lothara desperackiej pozycji: opartego na stole i z ukrytą w rękach twarzą. Lilly objęła go. — Kochany Lotharze. W tym moim strachu o ciebie We WszYstko ją wtajemniczyłam. Lothar zerwał się jak oparzony i wpatrywał się w Annedore -°rącymi, płonącymi oczyma. — Jak mogłaś to zrobić, Lilly! Nie ,,. JrnuJ? cię. Nie powinnaś była zanudzać baronówny Annedore tą 85 Annedore podeszła nieśmiało bliżej. — Tak pan nie powinien teg0 rozumieć, hrabio! Lilly stała się moją przyjaciółką, to wolno mi przecież dzielić z nią jej troski i pomagać je dźwigać. Pochwycił jej rękę i przycisnął ją sobie najpierw do oczu, a potem do warg. — Pani jest taka dobra, baronówno! Dziękuję, że okazuje pani mojej siostrze tyle przyjaźni, niech tej przyjaźni jej pani do- chowa. Annedore zaczerwieniła się. — To oczywiste. Wy oboje też przecież okazywaliście mi przyjaźń. — O, Lotharze, ja ci muszę powiedzieć, jaką ta Annedore jest szlachetną, wspaniała istotą — powiedziała Lilly patetycznie. — Czy wiesz, co ona zrobiła? Annedore złapała ją za ramię. — Zamilczże, Lilly! Lilly pokręciła przecząco głową. — Nie, Annedore, pozwól mi to powiedzieć Lotharowi, to go uszczęśliwi. Wystaw sobie, Lotharze, że Annedore była u Riidigera, żeby wydał dziesięć tysięcy marek z jej majątku. Chciała nimi wyratować cię z tej twojej opresji. Ale Rudiger jej pieniędzy odmówił. Czoło hrabiego Lothara raptownie się zaczerwieniło. Obudziło się w nim teraz jednak coś w rodzaju palącego wstydu wobec tych czystych oczu Annedore. Ale musiał grać tę komedię dalej. Widział jeszcze tylko ratunek w tym, że zdobędzie zgodę Annedore na małżeństwo. Zadrżał, ale w sposób aż za bardzo rzucający się w oczy, i popatrzył na Annedore palącymi oczyma. — To... to pani dla mnie zrobiła! — wyjąkał, jakby nie panując nad sobą, i ukrył twarz w dłoniach. Oczy Annedore powilgotniały z wielkiego współczucia. — Niestety, nic nie wskórałam. Hrabia Rudiger odprawił mnie z niczym. Opadły mu ręce, uśmiechnął się gorzko i boleśnie. — Mój brat nie ma serca dla moich kłopotów. Tak łatwo mógłby mi pomóc, lecz tego nie zrobił. Ale to, co pani^uczyniła, najdroższa baronówno... Ach, mQ) Boże, jak ja mam pani za to dziękować! Chociaż pani nie może mi nawet pomóc... ja przecież za żadną cenę nie mógłbym wziąć od panl pieniędzy, to jednak dziękuję pani, dziękuję pani gorąco z całego serca- To mną tak wstrząsnęło, że wprost nie mam słów! Gdybym był w iw^ sytuacji... ach, Annedore, nie wolno mi o tym nawet myśleć, co by'*11 wtedy zrobił. Ale nie mogę... nie chcę. Oto stoi pani przede mną Ja świetlana postać, chciałbym wyciągnąć do pani ramiona, ale nie... Przy tei całej mojej biedzie jestem na to za dumny. Jak ja biedny chudeusz mogę w ogóle podnieść na panią oczy? Nie... niech mnie pani zostawi, niech pani nie patrzy na mnie, tak pełna dobroci, tymi swoimi kochanymi, pięknymi oczami... Och, jaki ja jestem niewypowiedzianie nieszczęśliwy. Proszę mi wybaczyć, nie mogę teraz przebywać w pani pobliżu... nie zniosę pani spojrzenia! I jakby pokonany swoimi uczuciami wypadł z pokoju. Annedore patrzyła za nim skonfundowana. Nie miała naturalnie pojęcia, że on odegrał przed nią komedię. Wytrącona zupełnie z równowagi przycisnęła ręce do serca. Ale Lilly jak szalona rzuciła się jej na pierś. — Ach, mój Boże, Annedore, proszę cię, zaklinam, biegnij za Lotharem, nie spuszczaj go z oczu. Boję się, że on ma przy sobie naładowany pistolet. Proszę, idź za nim, prędko, prędko! Ja polecę do Riidigera i rzucę mu się do nóg, żeby ratował Lothara. On nie może umrzeć... widziałaś przecież, jak bardzo był wstrząśnięty! On cię kocha, Annedore, a nie śmie przecież się o ciebie starać, bo jest biedny. Idź, idź za nim, najdroższa Annedore, i nie spuszczaj go z oczu, aż przyjdę za tobą. Ale rób tak, żeby cię nie widział... chroń go. Tylko w najgorszym wypadku mu się pokaż. Leć szybko, proszę cię! Na pewno poszedł do parku. Annedore dygotała ze zdenerwowania. Wierzyła, że ta straszna sytuacja jest prawdą. Lilly wypchnęła ją za drzwi i Annedore bez namysłu popędziła przez ganek do schodów, a potem na dół i przez sień. Przez otwarte wejście ujrzała hrabiego Lothara spieszącego na drugą stronę parku. Lilly patrzyła za nią ze schodów. W jej oczach migotał niepokój 1 nadzieja. Ani jej było w głowie iść teraz do Riidigera. Wiedziała, że ?dzie to bezcelowe poniżanie się, na które nie chciała się narazić. Miała nadzieję, ze icri plan się uda, że Lothar tak dobrze grać będzie dalej Swoją rolę, iż Annedore da mu słowo. Wszystko obgadała dokładnie z Lotharem. Ta właśnie dopiero odegrana scena była tylko prologiem. I miała nadzieję, że wszy- ° Pójdzie dobrze, tak jak tego pragnęła i mądrze sobie wykal- Kul°wała. 86 10 Nie mając pojęcia, że prowadzą z nią ukartowaną grę, Annedore skradała się cicho i ostrożnie za hrabią Lotharem do parku, wcią/ w strachu, że on może się odwrócić i ją zauważyć. Ale on się tego wystrzegał, chociaż wiedział, że Lilly wyśle za nim baronównę. Obrał sobie drogę do małego otwartego pawilonu, który stał w środku parku. Annedore szła za nim, szukając osłony za drzewami i krzakami. Właśnie dotarł do tego małego pawilonu i opadł ciężko na fotel. Niby w rozpaczy ukrył na chwilę twarz w dłoniach. Potem opuścił ręce bezwładnie i wyprostował się. Wyjął notes z kieszeni na piersi i napisał w nim parę słów. Potem kartkę tę z notesu wyrwał i położył ją na stół obciążając małym kamykiem. Annedore przekradła się za nim aż pod sam pawilon. Tylko zarośla dzieliły ją od niego. Pełna obaw usiłowała, śledząc go przez te zarośla, zajrzeć mu przez ramię i wypatrzeć, co on tam napisał. Udało się jej odczytać jednak tylko nagłówek. Moja Kochana Siostro! Przeszedł ją dreszcz. To było na pewno pożegnanie... pożegnanie z życiem. Zadrżała ze strachu. I teraz zauważyła, że hrabia Lothar rozgląda się na wszystkie strony. Na szczęście nie dostrzegł mnie — pomyślała. Skuliła się w sobie i zamarła w bezruchu. Ciężkie, głębokie westchnienie dotarło do jej uszu... i pełen tęsknoty głos: — Annedore! Całkiem wyraźnie usłyszała swoje imię i przycisnęła rękę do serca. A potem zobaczyła, jak hrabia Lothar wyciąga powoli z kieszeni na piersi jakiś ciężki przedmiot. O mało co głośno nie krzyknęła, gdy rozpoznała, że jest to pistolet. Patrzyła zdumionymi, zmartwiałymi oczyma, jak sprawdza, czy jest naładowany, i przygotowuje broń do 88 jU. Powoli ją podnosi, jakby chciał przyłożyć do skroni. Wtedy Auiiedore z krzykiem przeskoczyła przez krzaki i złapała go za rękę, z całej siły cisnąc ją w dół. _ Tego nie wolno panu zrobić, hrabio — zawołała, całkowicie wytrącona z równowagi. On zerwał się z fotela i zatoczył się przerażony. Broń wypadła mu z ręki, jakby w nagłym przestrachu. Ona się szybko po nią schyliła, podniosła ją i wyrzuciła w krzaki. — Baronówno, co pani robi? Ja... ja chciałem przecież tylko... tak, ja chciałem tylko sprawdzić, czy ta broń jest zabezpieczona — wyjąkał. Pokręciła energicznie głową, choć była blada aż po same wargi. — Nie... pan chciał zrobić coś innego, strasznego! Tego panu nie wolno. Pański brat by się przecież załamał pod ciężarem wyrzutów sumienia. I Annedore czuła się w tym momencie tak, jakby najważniejsze było dla niej to, żeby uchronić hrabiego Riidigera od wyrzutów sumienia. Hrabia Lothar pozornie z trudem starał się odzyskać równowagę. — Pani się myli, baronówno Annedore — powiedział. Wtedy złapała zdenerwowanym gestem kartkę ze stołu. Chciał jej przeszkodzić w tym, ale pokręciła przecząco głową. — Mam prawo to przeczytać, po tym, jak uchroniłam pana przed tym najgorszym. Lilly w panicznym strachu o pana wysłała mnie za panem. Sama chciała raz jeszcze wstawić się u hrabiego Riidigera. A pan chciał swojej siostrze zadać taki ból? To jest pożegnanie z Lilly. Przebiegła kartkę szybko oczyma, a potem nagle opuściła ją w dół, podczas gdy ciemny rumieniec występował jej na twarz. Na tej kartce napisane były następujące słowa: Moja Kochana Siostro! Przebacz mi, że Ci sprawiam ten ból, bądź zdrowa! Ja nie mogę już dalej żyć, moje życie jest przegrane. Kocham baronównę Annedore, a nie mam żadnej nadziei jej dla siebie zdobyć. Ona by pomyślala, że staram się o nią tylko ze względu na jej majątek. Na to jestem za dumny. Bądź zdrowa i przekaż Annedore moje ostatnie pozdrowienie. Kochałem ją tak, że nie potrafię wprost tego wyrazić. Twój nieszczęśliwy Lothar 89 Wielkimi ze zdumienia i zatrwożonymi oczyma popatrzyła mu Annedore w twarz. Stał przed nią jak człowiek zrozpaczony, który walczy o odzyskanie równowagi. — Baronówno... odchodzę od zmysłów, że pani to przeczytała, że pani przyszła tu za mną. Gdyby choć pani nie przeszkodziła mi zrobić tego, co zrobić muszę — powiedział. Annedore była wstrząśnięta do głębi. Żadne przeczucie jej nie ostrzegało. Jakże mogła przy tym wszystkim pomyśleć, że to komedia? Wszystko wydawało się jej prawdziwe i szczere, a jej młoda dusza zadrżała od tej wielkiej miłości, jaką jej tu na pozór okazywano. Siebie nie pytała, czy ona tę miłość odwzajemnia. O sobie w ogóle nie myślała. A to, że on ją tak niezmiernie kocha, przejmowało ją nabożnym dreszczem. I czuła się zobowiązana mu pomóc. Zdumionymi oczyma patrzyła na niego. — Panu nie wolno umrzeć, hrabio Lotharze, i wcale pan nie musi — powiedziała cicho. Wówczas, jakby ulegając uczuciom, podszedł do niej, padł jej do stóp i wcisnął twarz w jej ręce. — Annedore... ubóstwiana Annedore... chciałem nie dopuścić do tego, żeby pani się dowiedziała, jak bardzo panią kocham. Teraz odkryła pani moją tajemnicę. Tak, przyznaję się, zrezygnowałem z życia... chciałem umrzeć, bo nie mogę tak dalej cierpieć. A teraz mi pani utrudnia ten ostatni krok, teraz widzi mnie pani takiego słabego przed sobą. Kocham panią... kocham panią niezmiernie od pierwszej chwili, jak tylko panią ujrzałem. Ale w mojej sytuacji nie wolno mi było o panią się starać. Mogłaby pani sobie pomyśleć, że dzieje się to ze względu na pani majątek. Ach, gdyby mi pani pozwoliła umrzeć, wszystkie moje męki by się teraz skończyły. Pochyliła się nad nim pełna współczucia i litości, o wszystkim zapomniawszy, prócz pragnienia, żeby mu w jakiś sposób pomóc. — Hrabio Lotharze, niech pan wstanie... Proszę, niech pan wstanie i się uspokoi! Niech mi pan nawymyśla, że nie dopuściłam do pańskiej śmierci. Ale pan nie musi umrzeć. Pańska miłość tak mnie wzrusza jak pańskie nieszczęście. Ja chcę panu pomóc. Zerwał się na równe nogi i popatrzył na nią jak oszalały. — Annedore... czy to znaczy, że zechce pani zostać moją żoną? Czyżby po tym całym moim nieszczęściu los miał mi dać takie nie- wypowiedzianie wielkie szczęście? — wyjąkał. Oddychała głęboko, przez moment się wahała, jakby nie chciała dać się ponieść temu jakiemuś zagadkowemu uczuciu. Ale pragnienie przyjścia z pomocą wypełniało przecież całe jej serce. Sądziła, że robi coś dobrego, wielkiego, i nie chciała się małostkowo zastanawiać nad tym, czy to będzie dla niej trudne czy łatwe. Nie o sobie potrafiła teraz myśleć, lecz tylko o tym... że musi ustrzec hrabiego Rudigera przed męką od wyrzutów sumienia. I tak po krótkim wahaniu powiedziała twardo i jasno: — Tak, chcę zostać pańską żoną, hrabio Lotharze, ponieważ nie mogę pomóc panu inaczej. Jeśli się z panem zaręczę, hrabia Riidiger nie będzie mógł mi odmówić tych pieniędzy. Dla mojego narzeczonego musi mi je dać. Oczy hrabiego Lothara rozpromieniły się. Nie musiał już teraz udawać. Jeśli Annedore będzie jego narzeczoną, dostanie tyle kredytu, ile będzie potrzebował. Złapał ją za ręce i pociągnął z gwałtowną radością w ramiona. — Annedore... słodka, ubóstwiana Annedore, jakim ty mnie czynisz szczęśliwym! — wybuchnął podniecony. I jego wargi rozgniotły jej usta, zanim zdążyła uświadomić sobie, co się z nią dzieje. Ale ten pocałunek podziałał na Annedore dziwnym sposobem bardzo otrzeźwiająco. Wyrwał ją z nastroju podniosłego wzruszema. Lecz teraz było już za późno. Leżała w ramionach Lothara, a ora jej szeptał czułe, słodkie słówka. W jej duszy dokonywała się jakaś dziwna przemiana. Nie mogła pojąć, że on nagle jest taki pełen radości i zdaje się już zapominać o tym całym swoim nieszczęściu. Miała uczucie, że musi go od siebie ode- pchnąć i bronić się przed jego czułością. Jakby budząc się z ciężkiego snu, wyprężyła się i uwolniła z jego °bjęć. Odgarnęła sobie włosy z czoła i spojrzała zaniepokojonymi, Pełnymi trwogi oczyma. On chciał ją znowu do siebie przyciągnąć., ale pokręciła odmownie głową. — Musi mi pan zostawić trochę czasu, hrabio Lotharze. To wszystko potoczyło się tak prędko, muszę to sobie naJpierw w spokoju przemyśleć — powiedziała cicho. %ł w kłopocie, że ona mogłaby się rozmyślić. Dlatego było dla niego ważne, żeby potwierdzić, że ich zaręczyny to już fakt dokonany. 90 91 Potrzebny był mu przeto świadek. Ale żeby ten świadek się znalazł, jU? o to oboje z siostrą zadbali. Wyciągnął chusteczkę z kieszeni i otarł sobie czoło, jakby mu było gorąco. Był to umówiony sygnał dla Lilly. Z pewnej odległości pod- słuchiwała tę scenę, którą Annedore odegrała z prawdziwym uczuciem a hrabia Lothar jak dobry aktor. Szybko teraz do nich podeszła, tak jakby całą tę drogę przebyła w największym pośpiechu. — Ach, chwała Bogu, że cię znajduję, Lotharze — powiedziała, opadając na fotel jakby bez tchu. Hrabia Lothar szybko objął Annedore ramieniem i pociągnął ją do siostry. — Kochana Lilly, odkąd wyszedłem od ciebie, mój los się cudownie odmienił. Twój nieszczęśliwy, zrozpaczony brat jest teraz najszczęśliw- szym człowiekiem pod słońcem. I to zawdzięczam Annedore. Możesz nam pogratulować, Lilly... Annedore jest moją ukochaną narzeczoną. Hrabianka zerwała się z fotela uradowana i objęła oboje jedno- cześnie. — O mój Boże, co za szczęście, co za wielkie szczęście!. Najukochańsza, najlepsza Annedore... ty moja kochana siostro! Jak bardzo jestem szczęśliwa, że chcesz zostać żoną Lothara. Teraz wszyst- ko będzie dobrze, wszystko dobrze. Dziękuję ci, och, jak ja ci dziękuje! Objęła Annedore i całowała ją, całowała i nie mogła się jej nacałować. Annedore z dziwnie przygnębiającym przeczuciem znosiła to cierp- liwie. To błogie szczęście bowiem, jakie powinna odczuwać młoda narzeczona, jakoś wcale nie chciało się w jej sercu pojawić. Czuła się raczej .tak, jakby poniosła ofiarę, która jej już zaciążyła na sercu i nie dawała żadnego zadowolenia. Ale była zbyt delikatna, aby dać poznać ten swój nastrój. Broniła się nawet przed przygnębieniem i próbowała pocieszyć się i podnieść na duchu myślą, że uratowała ludzie życie. I w końcu ten przymilny sposób bycia hrabiego Lothara wobec niej nie pozostał na nią bez wpływu. Powiedziała sobie, że to przecież piękne być tak niewymow- nie gorąco kochaną, więc starała się odzyskać spokój. Uściski Lilly odwzajemniała bardzo serdecznie. — Nie musisz mi dziękować, Lilly, to wszystko przyszło całkiem samo z siebie. Ja nie mogłam przecież nie przyjąć oświadczyn twego brata. Tylko tak mogę mu pomóc, więc przyrzekłam swoją pomoc. 92 ^_ jesteś aif°'em'* Annedore — wydusił z siebie hrabia Lothar ,hy w najgłębszy111 Wzruszeniu i przyciskał sobie jej ręce do ust, do °C,— Pam się fl)'1'' nr~abio Lotharze, nie jestem aniołem, tylko człowie- z wieloma «adavnij — powiedziała Annedore porywczo. tklivwym «fzut'em popatrzył na nią. — Jak mnie nazywa moja Sltiu* ' ——— • • Zarum_ieniłasl? l na jej twarzy wystąpił nieśmiało odpychający “rymas. —— Musu1" P^n dać trochę czasu, Lotharze, ja się muszę dopiero do tej my śli ptzyzwyvczaić, że jestem teraz z panem na innej stopie. I musimy^ przedez 'także zawiadomić najpierw hrabiego Rudigera o naszych -.. o »asz^h zaręczynach. Hrabia Lotbar Westchnął. — Ach słusznie, Riidiger musi nam najpierw *łać s*°W zgodę. Ale to przecież tylko sprawa formalna. Twojej woli nie t1102^ przecież nic przeciwstawić! AnnecMore !iiia^a Jakieś trudne do wyjaśnienia uczucie skrępowania, gdy tylko po«y^a^ o hrabim Riidigerze. Ale potem przekornie się pocieszyła. Czyto ^ie on sam zmusił ją do tego kroku? Przecież nie zostawił j«j żatl116^0 innego wyboru. Bo spokojnie patrzeć na to, jak mtode życrie ludnie ginie, nie — tego ona nie mogła znieść. I teraz nie wolno muB się też wt^ą^ &o tegO) ze zareczyła się z hrabią Lotharem. — “Zaręczy** się?" Czuła się tak, jakby jej nałożono pęta, od których nie może się uwolnić. Ale właśnie dlatego ze nje czu}a sję wolna, przekora potęgowała się w niej. HnrabiaP-u<%ernie ma tu w ogóle prawa się wtrącać! Ona może się zaręczać, z kim d^g j przeszkód on nie może jej na tej drodze stawiać. ^-Wzięła gł?boki oddech: — NsjlepieJ niechpan zaraz idzie do hrabiego Rudigera i powie mu, żeśmy sies= zar?czy^> Lotharze — powiedziała, ulegając tej przekorze. Pocałował ja- w <"?kę. — Tak, zaraz to zrobię. I cokolwiek Rudiger Powie, A:«ined0re> 1V jesteś i pozostaniesz moją narzeczoną. Nic nas nie rozłączy, chyba tylko śmierć! — powiedział trochę teatralnie. Kiwn-^ła gł°w^ — Tak... oczywiście, tak to jest. A więc niech pan idzie, Lo«harze'- ^a przyjdę z Lilly za panem. Znajdzie mnie pan potem * pokojuzi Lilly- 93 Chciał ją jeszcze raz przyciągnąć do siebie i pocałować. Ale ona cofnęła się z przestrachem. Pomyślał, że się spłoszyła z powodu obecności Lilly, i przychylił się do tego. Tylko jej rękę przycisną} namiętnie do ust. Potem szybko odszedł. Annedore patrzyła za nim w zamyśleniu. 11 Hrabia Riidiger znajdował się tak jak przedtem w swoim gabinecie. Scena z Annedore bardzo go poruszyła. Wiedział, że widziała w nim okrutnego, nieczułego brata. Jego rodzeństwo na pewno przedstawiło go w fałszywym świetle. Wszystko to, co dotychczas zrobił dla Lothara i Lilly, na pewno przed nią przemilczeli. Znał przecież swoich krewnych. Na pewno Annedore patrzyła teraz na niego z odrazą. Tej młodej, czułej duszy jego zachowanie musiało się wydawać niezrozumiałe i okrutne. Musiał to jakoś znieść, ale sprawiało mu to ból. Właśnie dlatego, że odkrył w niej wartościowy, szlachetny charakter, bolało go to, że nie poznała się na nim. Kiedy próbował pracować, widział w duchu wciąż Annedore przed sobą, jak na niego spogląda tymi proszącymi, pobłyskującymi wilgot- nymi oczyma. Czyż nie był głupcem, że nie spełnił jej życzenia, żeby dać Lotharowi te dziesięć tysięcy marek? Wówczas nie odwróciłaby się od niego z takim gniewem i hardą przekorą. Ale nie, nie wolno mu raz jeszcze być słabym, Lothar musi wreszcie zrozumieć powagę sytuacji. Że też jednak znowu zdobył pieniądze, chociaż on sam powiedział jego wierzycielom, że już więcej za swojego brata nie będzie płacił, tego Riidiger nie mógł zrozumieć. Jeśliby wykupił ten weksel dla Lothara, to wówczas jego wierzyciele ni? wzięliby na serio jego groźby, że on już więcej nie zechce płacić, i będą dawali mu znowu pieniądze. Jeżeli zaś pozostanie dalej twardy, to nik1 już nie będzie pożyczał Lotharowi pieniędzy. Nie, postąpił jednak słusznie. Nie chce i nie wolno mu już więcej subwencjonować lekkomyślności Lothara. 94 ^e w żadnym wypadku nie wolno mu było dać Annedore pieniędzy, HÓrYch od niego zażądała, to było dla niego oczywiste. Czy Lothar wziąłby pieniądze od Annedore? — pytał samego siebie, l cierpki: pogardliwy uśmiech zaigrał mu wokół ust. Żeby móc się oddawać rozrywkom, zdolny jest on popełnić każdą nikczemność, pomyślał. Bo Lothar pozwolił się przecież obdarowywać pieniędzmi także Ursuli. Największy lęk i zmartwienie opadały Riidige- ra wówczas, kiedy pomyślał o tym, że Annedore mogłaby się zakochać w Lotharze. Na samą tę myśl robiło mu się zimno i gorąco. W jego zadumę wdarł się służący z meldunkiem, że hrabia Lothar pragnie z nim mówić w ważnej sprawie. Pomyślał, że brat raz jeszcze chce przypuścić szturm i spróbować wydostać te pieniądze. Przez moment miał zamiar kazać go odprawić. Ale potem pozwolił mu jednak wejść. Gdy Lothar pojawił się na progu, hrabia Rudiger obejrzał się na niego. — Czego sobie życzysz? — zapytał, patrząc nań badawczo. Hrabia Lothar wyglądał teraz inaczej niż przedtem. W jego za- chowaniu była harda, wojownicza pewność siebie. — Przychodzę, żeby cię o czymś powiadomić, Rudigerze, i uczynić zadość formom. Proszę, siadaj. Co masz mi do powiedzenia? Hrabia Lothar rzucił się na fotel i popatrzył na brata wyzywająco. — A więc, bez ogródek, Riidigerze, zawiadamiam cię, że się właśnie zaręczyłem z baronówną Annę Dorotheą von Rottberg. Hrabia Rudiger drgnął, twarz mu zbladła. Przez chwilę siedział Jak sparaliżowany. — Co ty zrobiłeś? — wydusił wreszcie z siebie ochryple. Lothar założył nogę na nogę i grał silniejszego. — Czyżbym wyraził Sl? niejasno? Powtarzam zatem, że zaręczyłem się z twoją wychowanicą, baronówną Annedore Rottberg. Zawiadamiam cię o tym dla porządku, Jednocześnie w imieniu mojej narzeczonej proszę cię o zezwolenie, zyskanie którego będzie, oczywiście, już tylko sprawą formalną. Hrabia Rudiger już odzyskał panowanie nad sobą. Wyprostował się ^Q energicznie. Jego oczy błysnęły jak szlifowana stal. — Ty się ważyłeś starać o rękę baronówny... teraz, po tak krótkiej znajomości? 95 Lothar rzucił hardo głową do tyłu. — Miłość nie potrzebuje długiego czasu, żeby związać dwa serca. Hrabia Rudiger wstał i podszedł tuż do niego. — Miłość? Chcesz żebym uwierzył, że ty kochasz baronównę? — Ja nie chcę cię do niczego przekonywać, żebyś uwierzył... ja ją kocham rzeczywiście. — I ty śmiesz to twierdzić, po tym, jak cię dziś przed obiadem zaskoczyłem, kiedy trzymałeś w ramionach i całowałeś jedną ze służących? Hrabia Lothar wzruszył ramionami. — Mój Boże, coś takiego się przecież nie liczy. — U ciebie może nie, ale u mnie. Ja wiem, że ty w ogóle nie jesteś zdolny do jakiejś uczciwej, głębokiej miłości, wiem, że swoje uczucia roztrwoniłeś na różnorakie miłostki. Tych twoich kilka kochanek kosztowało cię niezłą sumkę. A więc proszę cię, nie miej mnie za takiego głupka, żebym mógł uwierzyć w tę bajeczkę. Dla ciebie jedyną decydującą okolicznością było to, że jest ona bogatą dziedziczką. Chcesz w ten sposób wydostać się z tarapatów, a majątek baronówny ma ci umożliwić prowadzenie dalej lekkiego życia. Lothar zagryzł wargi. Pełne nienawiści spojrzenie poleciało ku jego bratu. — Ja cię nie mogę zmusić, żebyś uwierzył w moją miłość. Ale ostatecznie nie jestem zobowiązany zdawać ci rachunku z moich uczuć. Zawiadamiam cię po prostu, i proszę cię o twoją formalną zgodę, występuję jednocześnie w imieniu mojej narzeczonej. Hrabia Rudiger wyprostował się z dumnie podniesioną głową. — Tej zgody ci odmawiam — powiedział jasno i stanowczo. — Jakim prawem? — wybuchnął jego brat. — Takim prawem, jakie dał mi baron Rottberg, gdy mnie uczynił opiekunem swojej córki. — To cię jednak nie upoważnia do zakładania sprzeciwu, jeśli baronówna Annedore się już ze mną zaręczyła. — Owszem, upoważnia mnie. Baronównie Annedore bez mojeg0 zezwolenia nie wolno się w ogóle zaręczać, dopóki nie będzie pełńcie1' nią. Jeśli jednak to zrobi, to takie zaręczyny są nieważne. Hrabia Lothar skoczył na równe nogi. — Tego już za Uzurpujesz sobie tu prawa, których my nie będziemy uznawać. 96 Hrabia Rudiger podszedł spokojnie do swego biurka. — Będziesz musiał je uznać. Przeczytam ci, co na temat tego baron Rottberg w swej ostatniej woli postanowił. Wyjął z biurka jakiś dokument. Rozłożył go i zaczai szukać odnośnego miejsca. Ani jeden mięsień nie drgnął na jego poważnej, bladej twarzy. Gdy znalazł fragment, którego szukał, zaczai czytać: Gdyby moja córka, zanim stanie się pełnoletnia, chciała się zaręczyć i wyjść za mąż, może to uczynić tylko wówczas, jeśli jej opiekun, hrabia Rudiger Lindeck, da jej na to swoje zezwolenie. Bez tego zezwolenia zaręczyny przed uzyskaniem przez nią pełnoletności są nieważne. Stawiam hrabiemu Rudigerowi Lindeckowi za waru- nek, żeby w takim wypadku tego ewentualnego konkurenta, starają- cego się o rękę mojej córki, sumiennie i krytycznie sprawdził i tylko wtedy dał swoje zezwolenie, jeśli konkurent nie będzie wzbudzał żadnych wątpliwości, a on będzie przekonany, że ów pragnie pojąć moją córkę za żonę ze szczerej miłości i jest bezwzględnie człowie- kiem uczciwym, o nieposzlakowanym, szlachetnym charakterze. Jeżeli tylko dla hrabiego Rudigera Lindecka zaistnieje wobec któregoś z tych punktów choćby najmniejsza wątpliwość, jest on zobowiązany odmówić swojego zezwolenia. Jestem przekonany, że hrabia Rudiger Lindeck także i do tego punktu ściśle i sumiennie się zastosuje i należycie się o wartości, charakterze i stanie zdrowia danego konkurenta poinformuje. Tylko wówczas, gdy nie będzie miał żadnego z tych zastrzeżeń, może pozwolić na ten związek i dać swoją zgodę. W przeciwnym wypadku proszę go, żeby nie ukrywał przed moją córką żadnego ze swych zastrzeżeń i otwarcie jej powiedział, co decyduje o jego odmowie. Mam jego poparte słowem honoru przyrzeczenie, że on wszystkie 'noje postanowienia skrupulatnie wypełni. Hrabia Rudiger złożył ten arkusz papieru z powrotem we czworo 1 Położy} go na biurku. 97 Pozwolę oczywiście baronównie Annedore również zajrzeć 0 tych dyspozycji. Widzisz z tego, że musiałbym ci odmówić swo- ^° zezwolenia nawet wtedy, gdybym chciał ci je dać. Zamierzam 2 c'erpieme do szczęscu dotrzynać mego słowa honoru, z którym przystępowałem do s nią tej dyspozycji, i protestuję mocą mej funkcji przeciwka n'e"i tvm l zaręczynom. •n| Za- Oczy hrabiego Lothara rozgorzały nienawiścią ku bratu. słaniasz się tym postanowieniem, bo mi nie życzysz tej dobrej parti mi zazdrościsz, że zostanę panem na Rottbergu! ' ° Hrabia Rudiger popatrzył nań surowym, zimnym spojrzenie — To poniżej mej godności, żeby się bronić przed takim oskarżeniem W każdym razie nie zgadzam się na ten związek, bo ty byś baronówn unieszczęśliwił. — Kto ci to powiedział? Ona mnie kocha, i to ty byś ją unieszcześ- liwił, gdybyś jej przeszkodził zostać moją żoną. Te słowa poraziły hrabiego Rudigera jak ból, ale dalej był spokojny i opanowany. — Jeżeli ona cię kocha... tak kocha, że bez ciebie byłaby nieszczęśliwa, to przecież może na ciebie poczekać, dopóki nie osiągnie pełnoletności i będzie mogła wyjść za ciebie bez mojego zezwolenia Nieszczęście, w jakie ja mógłbym ją wtrącić swoją odmową, polegać będzie co najwyżej na tym, że narzucę jej półtoraroczny termin. Potem będzie mogła postąpić według swego uznania, a i mnie nie będzie obowiązywać wtedy już żadna odpowiedzialność. Hrabia Lothar zagryzł wargi. Tak długi termin zupełnie mu nie odpowiadał. Ale rozumiał, że będzie musiał się do tego zastosować gdyby Annedore nie udało się Rudigera przekonać. — Nie myśl jednak, że tym terminem uda ci się nas rozdzielić Annedore jest moją narzeczoną i pozostanie nią, dopóki nie pokonamy wszystkich przeszkód. — Wtedy mój obowiązek będzie spełniony i ja nie będę już w stanie niczego zmienić. Teraz jednak, dopóki jestem jej opiekunem, od- mawiam ci mojego zezwolenia na ten związek. — To jest niesłychany sposób sprawowania opieki, któremu m}sie nie podporządkujemy! — zawołał hrabia Lothar wściekły. — Będziecie musieli się podporządkować — odparł hrabia Riidig spokojnie. Lothar zagryzł wargi. Potem powiedział ochryple: — Ja wiem.ze to sprawi wielką satysfakcję, jeśli mi pokrzyżujesz plany. Ale tryumfuj, ja i tak mój cel osiągnę. 98 Hrabia Rudiger w:ZnisZy} ramionami. — Mierzysz mnie swoją .jarą. Ja odczuwałbym o wiele większą satysfakcję, gdybym mógł czystym sumieniem d^ćC| moją zgodę. — Oszczędź sobie \*/iell(lch słów, ja wiem, że tylko zazdrość i zawiść ^-zez ciebie przemawiaj^ " Zimnym, pogardliwy^ spojrzeniem popatrzył hrabia Rudiger na ^vego brata. — Czy m#S2Jeszcze jakieś życzenia? 5 — Nie. Z tym słowem hrabia Lothar obrócił się na obcasie i opuścił gabinet. Pospieszył do pokoju sn,0jej siostry, aby tam szukać Annedore. Lilly ^enerwowana wyszła mu naprzeciw, podczas gdy Annedore siedziała cj,cha i pogrążona w sot>ieaa fotelu, przywarta do jego oparcia. — No więc, Lothar ze, co powiedział Rudiger? — zapytała Lilly szybko. On podszedł do AnrJed0re; pochylił się nad nią i przycisnął sobie jej r^ce do serca i do ust. — Rudiger nie daje natn swojej zgody, Annedore, on traktuje ciebie ! jnnie jak małoletnie dzieci — wybuchnął. Annedore drgnęła. Pote^ powiedziała niepewnie: — A musimy mieć jego zgodę? — Tak, on się zasłania testamentem twojego ojca, który dał mu niesłychane pełnomocnict\va nad tobą. On ma prawo przeszkadzać nam W zawarciu legalnego zWią&u, aż do osiągnięcia przez ciebie pełnolet- ności. Annedore zrobiła simi Schliider. Annedore usadowiła starsz nią w jej fotelu prz^y okrr**16 [ usiadła u jej stóp na podeście podok Pa' nym. len- — Tak, Schludsrynk-^00' a teraz opowiadaj, jak to było wtedy ki zobaczyłaś hrabiego Ruo**^™ po raz pierwszy? ' • I pani Schliider zsaczęŁE^ opowiadać: — No więc tak: kiedyśmy, mam namyśli panienki ś\*viętej(_J pamięci panią matkę i moją skromną osób™ kiedyśmy więc tu przyjechały, to wtedy hrabia Riidiger, mógł mieć wówczas tak z czteirnaśc^iie do szesnastu lat, stał u wejścia do zamku i wielkim bukietem róż. Wręczył go mojej młodej pani z serdecznym powitaniem. — Czy mój ojci ec też^_ był Przy tym? — Naturalnie, v*vróciI.Jiśmy przecież z podróży poślubnej. Odźwier- nemu, który był wtedy l ^kamerdynerem świętej pamięci pana barona 1 mnie wolno było pauństwr "** w czasie tej podróży towarzyszyć. A wiec pan baron uściskał serde-cznie hrabiego Riidigera i wypchnął go potem przed moją młodą panią. I po*» ^iedział tak: “Musisz naszego Riidigera też razem z nami umieścić W^ sw°im sercu, moja najmilsza Doro, on jest dzieckiem prześladowań^™ Przez los. Niech ma u nas jakieś ciepłe miejsce, gdzie będzie się i:*™?* dobrze czuć". — Co powiedziała rf^a to m°Ja matka? — zapytała Annedore 2 wielkim zaintereso»\vaniie:m- — Wzięła kwiaty od hrabiego Rudigera i uśmiechając się pogłas- kała go po głowie. I ^powie^działa Przy tym serdecznie: “Przychodź teraz do nas tak często, ja^k tylHK° będziesz chciał i jak tylko będziesz czui się samotny!" A hrabia Riid:JSer pocałował ją w rękę i odpowiedział: -TC musiałbym przychodzić c^^yba codziennie, pani baronowo!" Ona to*; Dęła mu przyjaźnie g łową * odparła: “Więc przychodź codziennie, dróg1 Riidigerze". 128 r"3'611 •'c^łiliider kiwnęła głową. — Tak... ona była aniołem, dlatego palll SUli" _ ^ __^ T i-__u:_ -n.»j.-__ ._ ^ ...:_J“:“1 r»_ ' ^ła tak młodo umrzeć. I hrabia Riidiger to też wiedział. Po mu. to przyjeżdżał prawie codziennie na swoim kucyku. I jego W śliwa twarzyczka zawsze się zaraz rozjaśniała, jak tylko państwo L “.m przywitali. s- __ czeniu on był już wtedy taki nieszczęśliwy? __ O to mi moja młoda pani też wszystko opowiedziała,.. zawsze ecieżmi wszystko mówiła, co jej leżało na sercu. Hrabia Riidiger miał rzecież macochę, i ta mu życie tak utrudniała. Wyparła go z serca jego oica tak, że ten nie chciał wcale słyszeć o swoim synu. Ona robiła zawsze tylko wielki szum wokół swoich dzieci z tego drugiego małżeństwa, wokół hrabiego Lothara i hrabianki Lilly, które wtedy były jeszcze bardzo małe. Hrabianka właśnie dopiero co się urodziła. Nasz pan baron był często taki zły na macochę hrabiego Rudigera, że nazywał ją złym duchem Lindecku, bo ona podobno prawie całkiem zrujnowała swojego małżonka. Na szczęście potem w końcu umarła, zanim Lindeck całkiem podupadł. I wtedy nasz pan baron przemówił raz staremu hrabiemu porządnie do sumienia i doprowadził do pojednania między ojcem i synem. Hrabia Lindeck oddał wreszcie swojemu synowi sprawiedliwość i przyznał, że go krzywdził. Ale gdy Lothar i Lilly dorośli, tyle złego mu wyrządzali, ile tylko mogli, pomimo dobrego, jakie on im wyświadczał. Tych dwoje, to me są dobrzy ludzie, za wiele cech odziedziczyli po matce. Przed nimi musi się mieć pani na baczności, moja mała baronówno. Annedore patrzyła przygnębiona przed siebie. Potem powiedziała °' ~~ Oni może jednak nie są tacy źli, jak myślisz, Schliiderynko. arsza pani zrobiła przeczący ruch ręką. — To ja wiem lepiej. my tu przecież w domu jedną ze służących z Lindecku, śliczne, Lott "e Stworzenie' ktore hrabia Riidiger tu przysłał, bo tam młody r n'e dawał jej spokoju. No, to nie jest jednak dla pani młodych \\r-j. ^, "w.i jwj apwiv.yju. nv_ł, LW niw jvau JWUIICŁJY v*ici yu-ui im»j*jj\^ix OT ' • ° z^ewczę wyszło potem za mąż za ramnitzkiego mleczarza. ^Tab'1 ła' C° S'? tam W Lindecku za Pacami hrabiego Rudigera Jak i w °' ^a^ §° okłamywali i oszukiwali, zarówno jego rodzeństwo, 129 Je§o młoda żona. > szczęścia — Hrabina Ursula? — Tak jest. Ta mu jednak przysporzyła najwięcej zgryzoty. Na; pierw przez krótki czas dobrze im było obojgu. Wtedy szczęście mu patrzyło z oczu. Ale było to tylko szczęście pozorne i bardzo krótko- trwałe. Młoda hrabina kokietowała innych mężczyzn, i gdy hrabia Rudiger jej tego zabrania*, zatykała sobie uszy i mówiła: “ty mnie nudzisz!" Zawsze musiał być wokół niej tłum i towarzystwo, a gdj hrabia Rudiger czasem uderzał w poważny ton, to ona tupała nogami i wołała: “Ja nie chcę tych twoich nudnych, poważnych rozmów, ja chcę się śmiać i bawić!" Ona była złą, niewierną żoną i zawsze przebywała z jego rodzeństwem. I wspólnie zawsze coś wymyślali, jak by tu jeszcze można było hrabiemu Rudiger owi dopiec. A pod tym względem byli bardzo pomysłowi. Boże drogi, jaki ten biedny człowiek był nieszczęśliwy. Raz go naszłam, jak on tam po drugiej stronie, w pokoju pana barona siedział zrozpaczony jak straceniec. W obcym domu wyszukał sobie kawałek miejsca, gdzie mógłby być sam ze swoją rozpaczą. Strach mnie obleciał, bałam się, że on może sobie zrobić coś złego. I co pewien czas tam się wciąż podkradałam. Chyba siedział tak z godzinę. A potem odszedł z błędnymi oczyma i z bladą, skamieniałą twarzą. — Kiedy to było, Schluderynko? — zapytała Annedore cicho. — To było na parę dni przedtem, zanim hrabina uciekła z tym rzeźbiarzem. Przesiadywała z nim przez całe dnie. A hrabia Lothar i hrabianka Lilly urządzali z tym dwojgiem prawdziwe orgie, trwające do późna w noc, gdy hrabia Rudiger wyjeżdżał w interesach. Zdarzało się, że hrabina Ursula w przezroczystej szacie leżała na sofie, a rzeźbiarz ją obsypywał różami i pokrywał pocałunkami jej nagie aż po sarnę ramiona ręce. Rodzeństwo hrabiego Rudigera przyglądało się temu ze śmiechem. No, nie będę panience nic więcej o tym opowiadać. Całe sąsiedztwo było tymj skandalami oburzone i wszyscy żałowali hrabieg0 Rudigera. Ale nikt mu nie chciał o tym powiedzieć. A w końcu hrabin3 uciekła z tym rzeźbiarzem, a hrabia Lothar podobno sam ich zawiózł na dworzec. Pan rządca widział ich, jak przejeżdżali koło niego, kied> wcześnie rano objeżdżał konno pole. Tak, moja mała baronówno, teraz panienka wie wszystko, c^ mogłam panience powiedzieć. To są niedobre historie. Hrabia 130 jest bowiem jednym z tych zacnych, uczciwych ludzi, którzy mogą zginąć przez tych złych i lekkomyślnych, jeśli nie będą bardzo silni j twardzi. Ale mam nadzieję, że najgorsze ma już za sobą. To szczęście dla niego, że się od tej kobiety uwolnił. Powinien się jednak z nią rozwieść. Może Bóg da, że w przyszłości jeszcze się kiedyś tak naprawdę szczęśliwie zakocha. Wszyscy mu tego życzymy. Chociaż hrabia Lothar ta swoją układną twarzą do ludzi się przymila, niech mu pani nie wierzy, i hrabiance też nie! Tych dwoje to plewy, a hrabia Rudiger to pszenica. Niech się panienka trzyma tylko jego, moja mała baronówno, wtedy będzie panienka pod dobrą opieką. On tu wszystkim w posiadłości panienki sumiennie i uczciwie zarządzał i nie szczędził trudu — a to jest godne podziwu. Annedore westchnęła. — Tak, Schliiderynko, ja to też spostrzegłam. A ja byłam taka niewdzięczna, uważałam go za człowieka złego, bez serca, bo jego rodzeństwo tak mnie nastawiło. Była we mnie jakaś zła przekora, bo wierzyłam, że on swojego brata i siostrę krzywdzi. I teraz... mam za swoje. Z tymi słowy Annedore się podniosła z podestu i wyjrzała przez okno zatroskana. — Tak nie wolno panience mówić, moja mała baronówno. Niech sobie panienka nie robi wyrzutów. Jeżeli panienka była wobec hrabiego Rudigera w myślach niesprawiedliwa, to może panienka przecież wszystko naprawić. Annedore westchnęła. — Pomóż mi, Boże, żebym to mogła uczynić! W każdym razie dziękuję ci za twoją opowieść. Ale teraz już idę. Wkrótce przyjdę znowu, Schliiderynko, wówczas opowiesz mi jeszcze więcej. Chętnie to zrobię. Ale przecież chciała panienka ze mną poroz- mawiać jeszcze o tych kostiumach rokokowych. Aha, prawda! No, więc proszę, przygotuj je starannie. Może et>a tam przy nich też coś zmienić. Następnym razem przyniosę ci adne wymiary. Przy najbliższej okazji chcę tu w Rottbergu urządzić a e przyjęcie... tylko dla Lindecków i pani von Stein. I to musi być coś led r^ ^^ sobie, że ubierzemy się z tej okazji w te stroje. Muszę do ł ^eszcze s°bie to przemyśleć. Ten pomysł przyszedł mi tak nagle e mi,,, j jeszcze nie dojrzał. 131 Annedore pożegnała się wreszcie i pojechała z powrotem do Lindecku. Było jej ciężko na sercu. Kiedy pomyślała o Lothacrze, czuła się tak, jakby sama na siebie zarzuciła sieć, z której nie unniała się wyplątać. A na myśl o hrabim Rudigerze łzy jej napływały do oczu. Wówczas znowu pojawiło się w piersiach to palące uczucie b>ólu. Ale zaciskała zęby. Co się stało, to się nie odstanie. 16 Hrabia Rudiger dostawał co ranka przy śniadaniu teczkę -j. pocztą. Odkąd Annedore była w domu, jadł śniadanie ze wszystkimi . A teraz dopełniała ich małe towarzystwo przy stole jeszcze pani von Stein. Dziś również hrabia Riidiger otworzył teczkę z pocztą i zaczął rozdzielać listy. Annedore dostała list od Lisy von Karnburg, także do pani von Stein przyszło kilka listów. Wreszcie hrabia Riidiger wziął do ręki list, który był adresowany do hrabianki Lilly. Jego twars sposęp- niała. Poznał po adresie pismo hrabiny Ursuli. Ale bez słowa przesunął kopertę w stronę siostry. Potem wziął list zaadresowany do Lothara. Miał on fonmat listu handlowego, i nadruk na nim wskazywał na firmę “Siegfried IMachau- er". Hrabia Rudiger popatrzył na brata wzrokiem zdziwiony m, kiedy wręczał list. Lothar szybko wyciągnął po niego rękę. Oto była aiareszcie ta oczekiwana wiadomość od Machauera. Na pewno list zawierał także ów weksel. Lothar jednak nie miał powodu, żeby weksel wyjmować z koperty na oczach wszystkich. Dlatego schował list nie otwierając go. P«od wpły- wem badawczego spojrzenia brata zaczerwieniło mu się jednak czoło, a oczy uciekły spłoszope w bok. Zaraz po śniadaniu odbywała się zawsze wyznaczona lek«cja jazdy konnej Annedore. Kiedy ta poszła do siebie, żeby się przebrać, także Lothar udał się do swojego pokoju. Tam pospiesznie wyciągnął list z kieszeni i otworzył go. Zawierał °n tylko kartkę papieru listowego — bez weksla. Speszony roz:łożył l>st i zaczął czytać: 732 Wielce Szanowny Panie Hrabio! W uprzejmej odpowiedzi na Pańskie pismo zawiadamiam najuniżenej, że odnośny weksel, natychmiast po otrzymaniu czeku, odesldem Pańskiemu bratu do Lindecku, tak jak ten sobie w piśmie towarzyszącym życzył. Do dalszych usług jestem zawsze gotowy, ale tylko wówczas, jeżeli mi Pan, tak jak tym razem, przyniesie jako poręczenie podpis Pańskiego wielce szanownego brata, ponieważ hrabia Rudiger Lindeck raz jeszcze mnie zapewnił, że za żadne Pańskie długi nie odpowiada. A więc bez jego podpisu nie mogę Panu nic więcej już dać. Polecam się Panu Z poważaniem oddany Siegfried Machauer Hrabia Lothar, wytrącony z równowagi, opadł z pobladłą twarzą na fotel i patrzył martwym wzrokiem na list. A więc Rudiger miał ten wek- sel, miał go w swoim posiadaniu już od kilku dni. Zamiast wysłać jego list do Machauera, napisał inny i zażądał weksla na swój własny adres. Otarł sobie z czoła zimny pot. “Czyli Rudiger wie wszystko. I to jego milczenie jest niesamowite. Czemu nic o tym nie wspomniał? Co on z tym wekslem zamierza?" A potem nagle zerwał się na równe nogi, gnany strachem. “Muszę iść do niego... muszę wiedzieć, co on zamierza, choć ta droga będzie dla mnie strasznie ciężka". Powoli podszedł do szafki. Drżącymi rękami wyjął z niej butelkę ciężkiego bordeaux i napełnił nim kieliszek. Wypił go do dna, znowu napełnił i raz jeszcze wypił do dna, jakby za wszelką cenę chciał dodać sobie odwagi. Potem wyszedł wolnym, niepewnym krokiem z po- koju.Nie każąc służącemu się zapowiedzieć, zapukał do drzwi gabinetu Riidigera. Ten zawołał, żeby wejść. Gdy Lothar przestąpił próg, Rudiger się odwrócił i patrzył na niego 2 nieruchomą twarzą. Od chwili, kiedy przy śniadaniu dał mu list od Machauera, oczekiwał go. W milczeniu wstat i czekał. Hrabia Lothar zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej. Nie od razu 7nalazł właściwe słowa i widocznie zmagał się ze sobą. Tak upłynęła cała chwila w ciszy pomiędzy tymi dwoma mężczyznami. 133 Wreszcie hrabia Lothar wydusił z siebie ochrypłym głosem: — Ja... ja otrzymałem właśnie list od Machauera. Ponieważ weksel nie nadchodził, napisałem jeszcze raz do niego i zażądałem przesiania go. Tymczasem on mi dziś komunikuje, że ten weksel wysłał tobie na twoje żądanie. Czy tak jest rzeczywiście? Twarz hrabiego Riidigera była dalej kamienna i nieruchoma. — Tak, rzeczywiście tak jest! — I ty... zażądałeś tego weksla na swój adres, a więc nie wysłałeś do niego mojego listu? — Nie, nie zrobiłem tego. Tu jeszcze leży to twoje pismo. Uważa- łem, że będzie lepiej, jak ja sam do Machauera napiszę. — A dlaczegóż to? — Dlatego, że po pierwsze, raz jeszcze chciałem Machauera utwier- dzić w tym, że już nic więcej za ciebie nie zapłacę, i dlatego, że się dziwiłem, iż on po moim pierwszym stanowczym oświadczeniu w ogóle ci jeszcze pożyczył pieniędzy. Wydawało mi się, że coś tu jest nie w porządku i na wszelki wypadek wolałem sam dostać ten weksel do ręki. Hrabia Lothar opadł na fotel, bo ledwo mógł już się utrzymać na nogach. — Nie miałeś prawa wydawać Machauerowi innej dyspozycji — powiedział szorstko, z trudem zachowując spokój. Hrabia Rudiger założył ręce na piersiach. — Ponieważ zapłaciłem za ten weksel, miałem też prawo go przejąć. — A czemu nic mi nie powiedziałeś, żeś go już otrzymał? Wówczas hrabia Rudiger podszedł do niego całkiem blisko. — A temu, że chciałem milczeć o tym, temu, że nie mogło mi przejść przez usta, iż syn mojego ojca, hrabia Lindecku, jest fałszerzem weksla i oszustem. Powinieneś był jednak pogrzebać tę sprawę w milczeniu. Nie mówiłem o niej, bo się za ciebie wstydziłem. A to jest trudne i gorzkie, gdy się człowiek musi wstydzić za swojego brata, gdy musi zrozumieć, że ponosił ofiarę za ofiarą na próżno. Tak... teraz wiesz, dlaczego milczałem. Rumieniec wstydu za ciebie występuje mi na twarz. Czyś nie pomyślał o ojcu, który cię kochał aż do słabości, gdy zniesławiałeś jego nazwisko? Gdyby mój list do Machauera został inaczej sformułowany- niż, chwała Bogu, to się stało, i ten by się zorientował, że mój podpis na tym wekslu był sfałszowany, to co wtedy? Hrabia Lothar patrzył przed siebie błędnym wzrokiem. Z jego lekkomyślnej twarzy odpłynęła cała krew. — Miałem nadzieję, że będę mógł wykupić ten weksel, zanim ktoś coś spostrzeże. Byłem przecież zmuszony wstawić twoje imię do tego zobowiązania jako żyranta, bo bez tego nie dostałbym pieniędzy, które musiałem zdobyć skądś w ciągu trzech dni. Dałem przecież moje słowo honoru! — Żeby wykupić dane przy stoliku do gry słowo honoru, sprzedałeś swój honor — uciął ostro hrabia Rudiger. Teraz Lothar wyprostował się hardo. Jego oczy pałały nienawiścią. — Toś ty mnie w to wpędził! Co ty wiesz o moich kłopotach i zmaganiach. Jak się jest młodym, to się chce przecież używać życia. A wiecznie trzeba się ograniczać. Ty siedzisz zawsze na pełnej kasie, masz pieniędzy, ile tylko chcesz, i łatwo ci grać oburzonego. Czy ja jestem winien tej niesprawiedliwości losu, który jednemu bratu rzuca wszystkie skarby na kolana, a drugiego wszystkiego pozbawia. Pobieduj najpierw tak jak ja — wyrzucił zapalczywie z siebie. Twarde i posępne spojrzenie hrabiego Riidigera spoczęło na nim. — Pokażę ci księgi. Przekonasz się wtedy na ich podstawie, że ja osobiście nie zużyłem nawet połowy tej sumy, jaką za ciebie zapłaciłem. O biedowaniu wobec tego nie może być chyba mowy. Jesteś notorycz- nym utracjuszem, chociaż nie masz nic do tracenia. Tak jak twoja matka zrujnowała mojego ojca, tak chciałbyś i ty zrujnować mnie. Ale ja nie jestem twoim słabym ojcem. A ty sam się o to postarałeś, że moja braterska miłość do ciebie już dawno umarła. Nie myśl, że zapłacę za ciebie choćby jeszcze jednego feniga, oprócz przyznanej ci pensji. Te ostatnie dziesięć tysięcy marek poświęciłem tylko dlatego, żeby mojej wychowanicy nie wydać się potworem bez serca. A takim właśnie Lilly 1 ty mnie jej przedstawiliście. W tym czasie, kiedy mnie tu nie było, zasialiście w jej młodej duszy truciznę nieufności, oczerniliście mnie 1 oszkalowali. Gdybym obstawał przy mojej odmowie udzielenia ci Pomocy, odwróciłaby się ona ode mnie ze wstrętem, ponieważ nie Wledziała, jak sprawy stoją. Tylko po to, żeby odzyskać jej zaufanie, zapłaciłem te dziesięć tysięcy marek. I odtąd będę nad nią czuwał i robił szystko, co w mej mocy, żeby ją uwolnić od waszego zgubnego Ptywu. Zakarbuj to sobie. A teraz wiesz wszystko, co ci miałem do Powiedzenia. Teraz kończymy ten temat. 135 134 t Ponurymi oczyma patrzył hrabia Lothar przed siebie. Zaciskał zęby. Z wielkim wysiłkiem się przemógł i zmusił do proszącego tonu. — Daj mi ten weksel, Riidigerze, żebym mógł go zniszczyć! Nie będziesz już miał potem żadnego powodu do skargi na mnie. — Bardzo by mnie to cieszyło... ale nie mogę wierzyć twoim słowom. Za często mnie zwodziłeś takimi przyrzeczeniami. Tego weksla ci nie wydam, zatrzymam go... jako broń przeciw twojej lekko- myślności. — Jak to rozumiesz? — Powiem ci. W przyszłości dobrze zrobisz, jeśli będziesz żył tylko z pensji i nie robił żadnych długów. Jeżeli jednak pozostaniesz przy swoim życiu ponad stan, może nawet kosztem baronówny Annedore, przechwalając się późniejszymi zaręczynami z nią, czego można by się pewnie po tobie spodziewać, wówczas uniemożliwię ci z całą energią to szkodliwe działanie... za pomocą tego sfałszowanego weksla. Pod naporem oczu Riidigera, ciskających groźne błyskawice, Lothar zapadł się w sobie. — Nie będziesz chyba piętnował swojego własnego brata? — wyjąkał. Gorzki uśmiech pojawił się na twarzy Riidigera. — Teraz po- wołujesz się nagle na to, że jesteś moim bratem. Dotychczas zdawałeś się o tym zapominać. Ale się mylisz, jeżeli sądzisz, że mnie tym zmiękczysz. Powiadam ci, strzeż się raz jeszcze popaść w taką lekkomyślność! Jeżeli to zrobisz, nie oczekuj już ode mnie żadnej pobłażliwości. I wówczas będziesz musiał może na serio wykonać to, co teraz odegrałeś przed baronówną, by ją usidlić. — Co chcesz przez to powiedzieć? — wybuchnął hrabia Lothar, pokrywając swoje zakłopotanie hardością. — Co chcę przez to powiedzieć, ty tak samo dobrze wiesz, jak ja. Nie zmuszaj mnie do tego, żebym to wypowiedział. Wówczas Lothar wstał z fotela, z sercem pełnym nienawiści i złości, lecz przecież jednak świadomy swej bezsilności. — Nie rozumiem cię, ale... nie będziesz miał powodu, żeby występować przeciwko mnie — wydusił z siebie, zgrzytając zębami- — To będzie najlepsza poręka w twoim własnym interesie — odparł hrabia Rudiger. Z lakonicznym ukłonem Lothar wyszedł. 136 Rudiger patrzył posępnie za nim. To dobrze, że on uważa mnie za zdolnego do postawienia go pod pręgierzem. Gdyby wiedział, że nie zrobiłbym tego za żadne skarby świata, nie miałbym już nad nim żadnej władzy. Może strach przed tym, że mógłbym ten weksel wykorzystać na jego zgubę, przywiedzie go do rozsądku, pomyślał. Potem z powrotem usiadł przy biurku. Jego umysł jednak nie dał się tak natychmiast zmusić do pracy. Odkąd dostał ten sfałszowany weksel do rąk, było dla niego pewne, że Annedore nie może zostać żoną jego brata. I tylko jeden lęk żył w nim jeszcze: że Annedore przecież mimo to może się zakochać w Lotharze. Wprawdzie nie wydawało mu się to możliwe. Annedore zachowywała się z taką rezerwą. Ale kto tam może czytać w dziewczęcym sercu? Jeżeli go nie kocha, to powinno być mu łatwo uwolnić ją od niego. Ale jeżeli go kocha — to co wtedy? Wziął głęboki oddech. Dziś hrabia Lothar był cichy i przygnębiony, kiedy dawał Annedore lekcję jazdy konnej. Rzuciło się jej to w oczy. — Nie jest pan dziś w tak dobrym humorze jak zwykle, Lotharze. Nie czuje się pan dobrze? Jest pan taki blady — powiedziała. Wziął się w garść. — Nie opuszcza mnie dziś myśl, że za parę dni mój urlop się kończy i że przez długi czas nie będę pani widywał, Annedore — powiedział, dając swojej depresji zupełnie inną wykładnię. Udała, że coś tam robi przy cuglach. — Przyjedzie pan na Boże Narodzenie do Lindecku. — Jeżeli dostanę urlop, to tak. Ale przecież nieskończenie długo to jeszcze potrwa. Wyliczyła to po szelmowsku na palcach. r~~ Teraz mamy koniec maja... czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, Październik, listopad, grudzień... to tylko siedem miesięcy. Dla pani zdaje się to być krótki okres. Dla mnie będzie to Och, tylko bardzo krótka wieczność. Jest pani okrutna, Annedore. — Okrut- na*> xr. c^a Przecząco głową. Jej twarz zrobiła się poważna. ' Nie, taka na pewno nie jestem. 737 — Ale mnie się prawie wydaje, jakby była pani rada, że się mnie stąd wkrótce na tak długi czas pozbędzie. Zaczerwieniła się i w poczuciu winy spojrzała w bok. — Czy nie będziemy już dalej jeździli? — Pani odpowiada mi wymijająco, jak zawszć. — Pan wie, że ja nie lubię takich rozmów. — Przepraszam... zapomniałem. A więc jeździmy dalej, jak pani rozkaże. — Ja nie rozkazuję. Puściła zncwu konia stępa po kolistym torze maneżu. W chwilę później pojawiła się hrabianka Lilly. — Wydaje mi się, że już dość pewnie siedzisz w siodle, Annedore — powiedziała po chwili obserwacji. Annedore zatrzymała swego konia przy niej. — Cieszę się z twej oceny. A więc możemy teraz robić spokojnie jakieś większe wycieczki, prawda? — Na pewno, Annedore, może pani w towarzystwie jeździć konno tak daleko, jak tylko będzie miała ochotę — zapewnił hrabia. — Ach, to pojedziemy do Rottbergu... jutro albo pojutrze. Muszę najpierw porozmawiać z panią von Stein. — Co ma do tego ciotka Johanna? Annedore się roześmiała. Kiedy siedziała na koniu, była zawsze nadzwyczaj radosna. — Muszę się z nią naradzić, bo chcę na za- kończenie mojej nauki jazdy konnej wydać w Rottbergu prawdziwą małą ucztę. Hrabianka popatrzyła na nią pytająco. — Tak. Ty i Lothar jesteście jak najuroczyściej zaproszeni. Hrabia Rudiger, też oczywiście, musi być obecny. — Czy to jest bezwarunkowo konieczne? — zapytała Lilly sarkas- tycznie. Ale Annedore nie straciła swojego dobrego humoru. Myślała o zaplanowanej uczcie, którą już sobie wyobrażała bardzo pięknie. — Tak, to jest konieczne. Jest nas i tak mało osób, z ciotką Johanna tylko pięć. Ale ma to być bardzo wytworne przyjęcie, nawet z tańcam1 — Ach, to może dlatego tak się upierałaś przy tym, żebyśmy w tych dniach nauczyli się menueta? 138 Annedore kiwnęła głową. — Tak, menuet jest konieczny na moim przyjęciu. Ale teraz już nie zdradzę nic więcej, chcę wam zrobić niespodziankę. A dziś po południu jadę do Rottbergu, żeby poczynić ostatnie przygotowania. Z tymi słowy Annedore dała się zdjąć z siodła, a Lothar zagwizdał na stajennego, który zaprowadził Freyę do stajni. Rodzeństwo poszło potem z Annedore do zamku. Hrabia Rudiger stał przy oknie swego gabinetu i ukłonił się im. Śmiejąc się, Annedore spojrzała ku niemu w górę. — Panie hrabio, mam prośbę do pana! — zawołała. — Zaraz schodzę, baronówno! — odparł i zniknął. Już w sieni wyszedł im naprzeciw. — Czym mogę służyć? — zapytał, spoglądając z uśmiechem w jej świeżą, podnieconą twarz. Zdjęła z głowy czapeczkę do konnej jazdy. Grube blond warkocze były mocno splecione i ciasno upięte wokół jej pięknej głowy, tak jak to jest praktycznie i wygodnie przy konnej jeździe. — No więc, dla uczczenia zakończenia przeze mnie nauki jazdy chciałabym pojutrze wydać w Rottbergu przyjęcie. Jest pan niniejszym uroczyście na nie zaproszony. Chyba nie dostanę odpowiedzi odmow- nej? Uśmiechnął się na ten jej zapał. — O, na pewno nie. Przyjmuję zaproszenie z podziękowaniem. — Dobrze. A więc pojedziemy tam razem przed południem. I ja tam pana wspaniale ugoszczę. Pan mi przecież da wolną rękę, żebym mogła wydać tyle, ile mi wolno, i żeby to przyjęcie urządzić tak wystawnie, jak to tylko możliwe? — Ma pani wolną rękę. Czy mogę pani pomóc w przygotowaniach? — Nie, chciałabym wszystko sama zaaranżować. Tylko ciocia ohanna musi dziś po południu tam ze mną pojechać, aby wesprzeć moje niedostateczne umiejętności gospodarskie. Pojutrze jest przecież nie- 2iela, to będzie miał pan czas. Przyjęcie ma potrwać do wieczora, na tak hgo proszę wziąć sobie wolne od zajęć, dobrze? "atrzyła na niego prosząco. I on poczuł się słaby wobec tych Proszących oczu. — Niech wszystko się dzieje według pani życzenia, °aronówno. a się ucieszyła. — To ja teraz zmykam, żeby się przebrać, PO em pójdę do cioci Johanny, na konferencję w trybie doraźnym. 139 i Do niedzieli nie będę miała na nic czasu, jak tylko na przygotowania do mojego przyjęcia. — A jaką nakaże pani toaletę na tę uroczystość? — żapytaj uśmiechając się. Zrobiła bardzo tajemniczą minę. — Tego dowie się pan dopiero w Rottbergu. Rozkazuję, żebyśmy się spotkali w niedzielę przed południem o godzinie jedenastej w strojach do jazdy konnej na dworze przy balustradzie zamku... wszystko inne będzie już moja sprawą. — Jesteśmy niesłychanie ciekawi, Annedore — powiedziała hra- bianka uśmiechając się. — Och, będzie się czemu dziwić — zażartowała baronówna. Była tak urocza w tym swoim zapale, że zachwyt hrabiego Riidigera był całkiem wyraźny, co hrabiance dało powód do tego, żeby go bacznie obserwować. Rozstali się. Hrabia Riidiger chciał jeszcze przed obiadem pojechać w pole. Był już w stroju do konnej jazdy. A Annedore pospieszyła do swojego pokoju, zaś hrabianka Lilly uwiesiła się bratu u ramienia i pociągnęła go ze sobą. Weszli do jej małego salonu. — Czy chcesz czegoś ode mnie, Lilly? — zapytał Lothar, ciągle jeszcze bardzo zirytowany wykryciem sfałszowanego weksla. — Tak. Chcę ci powiedzieć, czemu Riidiger sprzeciwia się twoim zaręczynom z Annedore. Popatrzył na nią pytająco. — No więc? — Bo chce z niej zrobić swoją drugą żonę. Drgnął, zaskoczony. — Skąd ci to przyszło do głowy? — Już od dawna obserwuję, że on jej zawsze bardzo specjalnie patrzy w oczy. Najwyraźniej jest zakochany. I czemuż to nie miałby wyciągać po nią ręki? Czy to nie jest prawdopodobne, że go kusi, aby połączyć Rottberg i Lindeck pod swoim panowaniem? — Ależ on jeszcze nie rozwiódł się z Ursulą! — To przecież jest tylko kwestia czasu. Przy jawnej niewierności Ursuli na pewno nie będzie miał żadnych trudności z przeforsowanie!11 wkrótce rozwodu. Lothar wybuchnął: — Annedore należy do mnie! Ja jej z danego mi słowa nie zwolnię. Ó 140 _ On już znajdzie środki i sposoby, żeby ją od ciebie uwolnić. Moja cała nadzieja tylko w tym, że Annedore ma sumienie, bo na miłość do cie- bie za bardzo bym nie liczyła. Ona wydaje mi się z natury zimnokrwista. — Poza tym mam przecież jej pisemną obietnicę. — To bardzo dobrze... tego będzie można się trzymać. Niestety, na Rudigera ona już zdaje się nie patrzeć naszymi oczami. Darzy go już dużym zaufaniem. I jest to w nie najmniejszym stopniu dziełem ciotki Johanny. Zacisnął pięści. — Ta też nie w porę przyjechała do Lindecku. — Ona zawsze przyjeżdża nie w porę. W każdym razie byłoby bardzo źle, gdybyś nie został panem Rottbergu Przede wszystkim należy trzymać Annedore za słowo. Lothar osowiały rzucił się na fotel. — Obrzydliwość... nic się nie udaje. — No, nie musisz jeszcze tracić nadziei. Ja podczas twojej nieobec- ności będę Annedore już tak urabiała, żeby nie miała żadnych ciągot do uwolnienia się od ciebie. Nie chciałam tylko przemilczeć przed tobą moich obaw. — Lothar patrzył ponuro przed siebie. Był w bardzo złym humorze, głównie dlatego, że Riidiger zatamował jego nadzieje na zaciąganie nowych długów pod jego zaręczyny z Annedore. Riidiger był w stanie rozgłosić publicznie tę aferę z wekslem, jeżeli on znowu zaciągnie pożyczkę. Przy pomocy szantażu może go zmusić do wszystkiego... nawet do prowadzenia solidnego trybu życia. Gdybym tylko mógł ściągnąć mu ten weksel, rozmyślał. Gdzie on też go przechowuje? Na pewno w swoim biurku. Trzeba by spróbować go znaleźć i zniszczyć. Wtedy niech sobie próbuje oskarżać mnie O sfał- szowanie weksla. Bez dowodów nikt mu nie uwierzy. W jego oczach pojawiła się nadzieja. Po chwili powiedział z wes- tchnieniem: — W każdym razie dziękuję ci za ostrzeżenie, Lilly. Wściekłość mnie ogarnia, kiedy sobie pomyślę, że tak dobrze się układało, tylko mój szlachetny braciszek wszystko mi zepsuł tą swoją iłową. Ty chyba masz rację co do jego zamiarów. To samo przez się °zumiałe, że mu się zachciało majątku Annedore w dwójnasób, skoro 1 Ją odstręcza. Ale tak łatwo ja się nie dam odsunąć na boczny tor... już Prędzej go zabiję z zimną krwią. 141 Przestraszona Lilly złapała go za ramię. — Na miłość boska Lotharze! Roześmiał się twardo. — No, uspokójże się... nie będę mordercą. TO się tylko tak w złości gada. Zobaczę, jak się to wszystko potoczy. Mle martw się niepotrzebnie zawczasu. Lilly westchnęła. — Gdyby to wszystko można było naprzód przewidzieć! W końcu byłoby przecież jednak mądrzej, gdybyśmy byli nad tym popracowali, żeby Ursula została w Lindecku, zamiast sprzyjać jej ucieczce. Wówczas Riidiger nie mógłby się rozwieść. Lothar przetarł sobie ręką czoło. — Ostatecznie Ursula może przecież pewnego dnia i bez naszego udziału by się z nim pożegnała. — Możliwe. Ale może by też została. Była niezdecydowana i łatwo poddawała się wpływom! A ta sprawa z Moserem to był przecież tylko kaprys. — Nie, nie... ja ją uważałem za wielką namiętność. Lilly wzruszyła ramionami. — Ja uważam, że do prawdziwie wielkiej namiętności Ursula nie była zdolna. I Moser nie był takim mężczyzną, który mógłby ją na stałe do siebie przywiązać. — Ja sądzę, że tak... ona musi mieć mężczyznę, który będzie umiał podtrzymywać w niej zainteresowanie i nie pozostawi jej w spo- koju. — Całkiem słusznie... ale Moser tego nie potrafi, i podejrzewam, ze w tym związku następuje już rozłam. Popatrzył na nią zaskoczony. — Skąd to możesz wiedzieć? — Od niej samej. Dziś rano dostałam przecież list. — Od Ursuli? — Tak. — I ja się dowiaduję o tym dopiero teraz? — Czyż aż tak cię ona interesuje? — Oczywiście. Ursula jest najbardziej interesującą kobietą, jaką znam. Nigdy jej Riidigerowi nie życzyłem. Ale jemu wszystko przecież przypada w udziale, mimo że nie jest wart posiadania takiej fantastycz- nej istoty. Lilly się roześmiała. — Toż to brzmi bardzo namiętnie. — Ach, nonsens! Ja mam na myśli tylko to, że ja lepiej bym sobie z nią radził niż on. A ona jest piękna i bogata. Riidiger był osłem. Takiej 142 rasowej kobiety nie wolno nudzić, taka musi być zawsze czymś zajęta. A więc masz ten list od niej? _ Tak. Nie zauważyłeś, jak Riidiger zbladł, gdy mi dawał ten list? — Nie, nie zauważyłem. Cóż więc ona pisze? — To długa historia. Sam możesz przeczytać. Wstała i wzięła z biurka list. Kiedy Lothar czytał, zapaliła papierosa i rozparła się na sofie. Ursula pisała: Najdroższa Lilly! Właściwie to jestem bardzo niedobra, że nie napisałam jeszcze do Ciebie, bo przecież przede wszystkim Tobie i Lotharowi zawdzię- czam to, że udało mi się uciec z Lindecku i odzyskać wolność. Bez Was nie miałabym odwagi do jakiegoś decydującego kroku. I nie uwierzysz, jak wspaniała jest wolność po tej niewoli, którą musiałam znieść w moim małżeństwie. Naturalnie słyszałaś, że Rudiger nas ścigał i znalazł mnie u Moser a, któremu akurat składałam wizytę. Zamieszkałam w hote- lu. No więc siedziałam, uradowana moją wolnością, w małym salonie Mosera, gawędziliśmy ze sobą bardzo interesująco — gdy wtem wszedł, odpychając służącego, Rudiger. Wyglądał strasznie, mówię Ci, bałam się, że chce mi odebrać życie. A jednak nigdy nie wydawał mi się tak interesujący, jak w tym momencie. Możesz mi wierzyć —przez sekundę żałowałam, że go opuściłam. I od tamtej pory wiele razy już żałowałam. Tak, Lilly, jeśli się mężczyzn bliżej pozna, okazują się w gruncie rzeczy nudni — nawet Moser też. Moje uczucia do niego znacznie już oziębły. No więc — doszło do dramatycznej sceny pomiędzy nimi dwoma, przy czym zdecydowanie Rudiger bardziej mi zaimponował. Następstwem tego był pojedynek —strasz- nie interesujące, mówię Ci. Moser został ranny, i ja naturalnie udałam się natychmiast do szpitala, żeby go pielęgnować. Ale jeżeli myślisz, że to było bardzo romantyczne i wzniosie, to się mylisz. Moser był strasznie zdeprymowany, a minę miał prawdziwego męczennika, jakby chciał mi wytykać: to wszystko cierpię z twojego powodu! I o jakiej ś interesującej rozmowie nie było nawet co marzyć. Bo płuco Mosera zostało postrzelone, więc nie mógł wiele mówić. 143 * Tempi passati (wł.) — minione czasy (Przyp. tłum.) 144 W pierwszych dniach bawiło mnie granie siostry miłosierdzia i odważne okazywanie miłości, ale potem stawało się to coraz bardziej nudne. Moser przepoczwarzył się w zrzędnego, uciążliwego pacjenta. W zachowaniu demonstrował coraz wyraźniej wyrzut, że to z mojego powodu został zmuszony do pojedynku. Ach — gdzie się podziały te czasy, gdy rycerze z uśmiechem na ustach szli na śmierć za swoje damy i jeszcze uważali się za szczęśliwy cli, że mogli z miłości zginąć. Mówię Ci, Lilly, nabrałam doświadczenia. Teraz jednak Moser jest znowu trochę weselszy, ale to już nie ten dawny uroczy, namiętny wielbiciel. Wiecznie opowiada o swojej chorobie, chociaż jest już przecież wyleczony. W najbliż- szych dniach jedziemy do francuskiej Szwajcarii, gdzie on chce całkiem wydobrzeć. Miejmy nadzieję, że będzie wtedy znośniejszy. Ja go będę holowała, naturalnie z damą do towarzystwa, którą zaangażowałam, żeby nie trzeba było się tak krępować. I jeżeli on znowu będzie wesoły i pogodny, to może być całkiem miło tak się z nim włóczyć po świecie. Ale wiesz — czy wyjdę za niego, gdy rozwód z Rudigerem będzie już faktem dokonanym, tego jeszcze nie wiem. Wyobraź sobie, że czasem mnie wprost rozpiera tęsknota za Rudigerem. Śmieszne, nie? Ale tak jest. Widzę go wtedy naturalnie takim, jakim był w pierw- szym okresie po naszym ślubie, gdy odczytywał jeszcze z moich oczu każde życzenie. Tempi passati*! Sądzę, że jestem jednak zagadkową istotą. Proszę, daj wyczerpująco znać o sobie. Twoje listy dotrą zawsze do mnie przez mojego bankiera, którego adres przecież znasz. Jak teraz jest w Lindecku? Czy Rudiger jest jeszcze wciąż tak bardzo przygnębiony moim odejściem? Wiesz, ja myślę, że on mnie kiedyś szalenie kochał. Gdyby on tylko nie stawiał ludziom nudnych, nierealnych wymagań. Ja bowiem nie znoszę jego pryncypialności. Jak Wy teraz wytrzymujecie z Rudigerem, Ty i Lothar? Mam nadzieję, że się na Was nie mści? Wiesz, Mój Skarbie, jak Ci bed:i? w Lindecku za nudno, to przyjedziesz w zimie do mnie. Ma™ nadzieję wkrótce zamieszkać na stale w Berlinie. I wtedy będziemy się bawić na całego, obojętnie czy z Maserem, czy bez niego. Jeżeli on także nie będzie miły, to skończę i z nim. Sądzę jednak, że już nie będę wychodzić za mąż. Małżeństwo jest w gruncie rzeczy zawsze nudne. Jeśli Lothar jest jeszcze w Lindecku, to pozdrów go serdecznie ode mnie. Mam wielką nadzieję, że i jego zobaczę znowu w Berlinie. Powiedz mu to. Ty wiesz — Lothar o wiele bardziej by pasował do mnie niż Rudiger, on nigdy nie był nudny. Ale teraz już koniec. Adio*, mia bella Lilly! Zobaczymy się znowu, jak tylko to będzie możliwe Twoja Ursula Postscriptum: Napisz mi wkrótce, czy Rudiger jest bardzo przybity. estem ciekawa, czy na procesie rozwodowym musimy się raz jeszcze spotkać. Jeżeli tak, to będę go wtedy trochę kokietowała. Musi to być zabawne, jeżeli się flirtuje ze swoim rozwiedzionym mężem — ta myśl mnie bawi. A więc jeszcze raz: Adio! Hrabia Lothar opuścił list na kolana i przez chwilę patrzył za- myślony przed siebie. Hrabianka wypuszczała dym z papierosa i śledziła jego zwiewne kłębki. Potem zwróciła się do swojego brata: — No więc, jesteś taki milczący. Co myślisz o liście Ursuli? Wzruszył ramionami. — Ursulę trzeba mierzyć całkiem szczególną miarą. A Moser jest durniem. Takiej pięknej, wesołej kobiety, z takim ogromnym majątkiem, nie zanudza się przecież zrzędnymi wyrzutami. Ja bym na jego miejscu umiał się za nią wziąć całkiem inaczej. Lilly popatrzyła nań w zamyśleniu. — Ja sądzę, że wy oboje rzeczywiście byście dobrze do siebie pasowali. Lothar wstał i poszedł do lustra. Badawczo obejrzał w nim od góry do dołu swoją smukłą postać. Przed nią przynajmniej nie trzeba by było wiecznie grać czło- nka doskonałego. Mosera mógłbym od biedy wysadzić z siodła. -——-—- _ Adio, właściwie powinno być: addio, mia bella (wł.) — bądź zdrowa, moja piękna. 145 -Przez *yp tłum.) cierpienie do szczęścia W ogóle... gdyby człowiek nie miał tak przyzwoitego charakteru Myślisz, że przyszłoby mi z trudem skłonić Ursulę do flirtu ze mną? Lilly nagle się zerwała z otomany, jakby pod wrażeniem jakiegoś pomysłu. — Myślisz...? — Myślę, że to, co potrafił Moser, ja też bym potrafił. Ale jako przyzwoitemu człowiekowi nie przyszło mi to nawet na myśl, żeby odbierać żonę własnemu bratu. No więc... jeżeli będziesz pisała do Ursuli, to ją jak najserdeczniej ode mnie pozdrów. I wspomnij, że w zimie mam nadzieję spędzić wiele wesołych chwil w jej towarzystwie. — Już ja jej to przekażę. Rodzeństwo popatrzyło sobie przez chwilę milcząco w oczy, jakby czytali w swoich myślach. Hrabia Lothar trzepnął się szpicrutą po cholewie. Potem nagle obrócił się naokoło swej osi. — No to adieu*, Lilly, tymczasem! — Zobaczymy się przy obiedzie, Lotharze — odrzekła hrabianka. Hrabia Lothar wyszedł, zatopiony w myślach. 17 Annedore przebrała się i poszła szukać pani von Stein. Znalazła ją w jadalni, zajętą układaniem kandyzowanych owoców na kryształo- wych półmiskach. Uśmiechając się, Annedore podeszła do niej. — Ojej, to ja przy- chodzę w samą porę, żeby sobie trochę ukradkiem podjeść, ciociu Johanno. Czy mogę? Starsza pani kiwnęła głową z uśmiechem. — Ależ tak, Annedore. Te owoce dopiero co świeżo .przyszły i będą łasuchom smakować. Annedore złapała srebrne szczypczyki i wzięła jeden owoc, który zjadła z apetytem. — Coś z tego musi być na deser w niedzielę w Rottbergu — p°" wiedziała. * Adieu (fr.) — bądź zdrowa, zegnaj. (Przyp tłum.) 146 — W Rottebergu? — zapytała pani von Stein zdziwiona. Annedore kiwnęła wesoło głową. — Tak. Chcę wydać w niedzielę \v Rottbergu przyjęcie. I właśnie przyszłam, żeby cię prosić o pomoc. Pomożesz mi, ciociu Johanno? — Chętnie. Jakiego rodzaju ma być to przyjęcie? Annedore roześmiała się. — To będzie coś całkiem nadzwyczajnego. — Czy już zaprosiła pani gości? — Och, wiele gości nie będzie. Tylko hrabia Rudiger, hrabia Lothar, hrabianka Lilly i ty, ciociu. I niech kosztuje, ile chce. — No — powiedziała pani von Stein ze śmiechem — przyjęcie na pięć osób nie pochłonie majątku, choćby miało być nawet nie wiadomo jak wytworne. — W każdym razie chcę moich gości zaskoczyć. Tylko ciebie, ciociu, muszę wtajemniczyć, bo musisz mi pomóc. Przygotowania do tego robię już od pewnego czasu całkiem po cichu. A więc niech ciocia słucha: O godzinie jedenastej wyjeżdżamy stąd wszyscy konno. Ja przy tej okazji odbędę próbę, że moja nauka jazdy konnej została do- prowadzona do pomyślnego końca. Ty, najdroższa ciociu Johanno, pojedziesz naturalnie samochodem. Około godziny dwunastej przypu- szczalnie spotkamy się w Rottbergu. Flaga Rottbergu zostanie wciąg- nięta na maszt na powitanie gości i jako znak, że pani Rottbergu przez jeden dzień rezyduje w swym zamku. Ciocia von Stein roześmiała się. — To się zapowiada wspaniale. I co dalej? — W sieni zamku będą już przygotowane przekąski, same delikate- sy na pobudzenie apetytu i dobre wino śniadaniowe. Te przekąski będzie się jadło w strojach do konnej jazdy. A o ich zestaw i jakość musisz ty, ciociu, zadbać. Chcesz? — Chcę. — Pięknie. Później wszyscy zostaną zaprowadzeni do przygotowa- nych dla nich pokojów, Schliiderynka wszędzie kazała zrobić porządek. Każdy z moich gości znajdzie tam gotowe dla siebie paradne szaty, ze wszystkimi dodatkami. Znalazłam bowiem w Rottbergu cztery wspa- niałe kostiumy rokokowe. Schliiderynka razem z moją pokojówką Przypasowała je na miarę dla rodzeństwa Lindecków i dla mnie. szystko, co do tego potrzebne, jest tam na miejscu i gotowe. 147 — Toż to czarujący pomysł! — Prawda? Także dla ciebie, ciociu Johanno, została szata w tym samym stylu uszyta i leży tam gotowa. Po kryjomu wzięłyśmy miarę z twoich sukien. Kostiumy dla Lilly i hrabiego Riidigera są z błękitnego jedwabiu, hrabia Lothar i ja wystąpimy w jasnoróżowych, a dla ciebie, ciociu, wybrałam srebrnopopielaty brokat, który tam był, z jedwabiem w kwiaty. — No to jestem ogromnie ciekawa. I teraz wiem też, dlaczego trzeba było koniecznie nauczyć się menueta. Annedore ciągnęła dalej: — Kiedy będziemy już w tych paradnych toaletach, przyjmę moich gości w dużym salonie mojej zmarłej matki, który jest urządzony w stylu Ludwika XIV, Potem będziesz musiała, najdroższa ciociu Johanno, zagrać nam do menueta. Natępnie pój- dziemy do stołu. I troskę o to muszę tobie, ciociu, pozostawić. Bardzo cię proszę, podaj wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze. Potrzebna ci do tego służba i kucharz muszą stąd być przewiezieni ze wszystkimi zapasami żywności. Poza tym inne rzeczy są tam na miejscu. Czy mi pomożesz? Pani von Stein, uśmiechając się, pogłaskała Annedore po włosach. — Oczywiście. — Czy nie zechciałabyś, ciociu, dziś po południu pojechać ze mną, żebyś sama zobaczyła, czego tam brak? Owoce w Rottbergu są wyborne. Kwiatów też mamy całą masę. Wina różnych gatunków jest pod dostatkiem. I wszystko, co wytwarzane jest w gospodarstwie takiego majątku, śmietana, masło, jajka i tym podobne produkty też tam można dostać. Brak tylko delikatesów, ponieważ nie prowadzi się kuchni. Tak więc o wszystko, co potrzebne, będziesz musiała, ciociu, si? postarać. — Postaram się. I myślę, że to będzie urocze przyjęcie. — Mam nadzieję. Pozostaniemy tam do wieczora. Po obiedzie urządzę na tarasie oryginalne gry, które już częściowo sama wy- myśliłam. A wieczorem taras będzie iluminowany elektrycznymi la111" pionami. Przewody zostały jeszcze dawniej założone, a lampy schowane w spichrzu. Odźwierny je oczyścił i poprzykręcał. Czy nie pomyślałam o wszystkim — Tak, pomyślała pani. 148 — Ma być bardzo wesoło. Myślisz, ciociu, że hrabia Riidiger będzie uczestniczył w tej maskaradzie? — Dlaczego niby nie? On przecież nie jest z tych, co psują zabawę. — Ale on jest zawsze taki poważny. — Nie ma się co dziwić. Ma za sobą wiele ciężkich przeżyć. — Może mogłoby być dla niego uciążliwe uczestniczyć w takim przyjęciu? — Nie sądzę, żeby ciążyło mu coś,' co sprawia pani radość. — Tak, on jest bardzo dobry. — A poza tym, to mu bardzo dobrze zrobi, jeżeli go się trochę od tych jego posępnych myśli oderwie. Annedore skwapliwie kiwnęła głową. — Prawda, ja też tak sobie pomyślałam i dlatego wpadłam na pomysł tego przyjęcia. Tak mi go... tak mi go żal. Pani von Stein popatrzyła na tę młodą dziewczynę w zamyśleniu. — To bardzo miło z pani strony, Annedore. On zasługuje na współ- czucie wszystkich ludzi. Annedore popatrzyła rozmarzona w okno. Nie zauważyła, że pani von Stein obserwuje ją w zamyśleniu. Po chwili dziewczyna podniosła głowę i zdecydowała: — A więc, jedziemy dziś po południu do Rottbergu. I ty, ciociu, nie zdradzisz się nawet słówkiem o moim planie urządzenia tego przyjęcia. — Na pewno nie. Bezchmurne niebieskie niebo sprzyjało miniaturowemu przyjęciu Annedore. I można je było określić jako wspaniale udane. Wyprawa na koniach odbyła się przed południem w wesołym nastroju. Annedore w oczekiwaniu na to “swoje" przyjęcie była tak radośnie usposobiona, że wszystkich zarażała swoim beztroskim na- strojem, i hrabia Riidiger był tak ożywiony, jakim go jeszcze Annedore nie widziała. Lothar i Lilly byli zaś zbyt niefrasobliwi, żeby nie rzucać się w każdą zabawę z uciechą. Po dobrej godzinie szybkiego kłusowania mieli drogę za sobą. Policzki Annedore płonęły z radości, jaką jej dawał ten wesoły rajd. Gdy mała kawalkada zatrzymała się przed rottberskim zamkiem, rabia Riidiger pierwszy zeskoczył z konia. I dziś nie dał swojemu bratu, 149 jak zwykle, pierwszeństwa, żeby zsadzić Annedore z siodła. Szybko stanął u jej boku i pomógł jej zsiąść. Kiedy trzymał w ramionach to smukłe dziewczęce ciało, serce mu waliło jak szalone. Annedore zarumieniła się wyczuwając to. Hrabia Lothar był zły, że Riidiger go ubiegł, ale nie dał nic po sobie poznać. Przekąski, które podano w sieni, były rzeczywiście wyborne, i pra- wiono Annedore żartobliwe komplementy za tak doskonałe przyjęcie. Ona odżegnywała się od pochwał ze śmiechem i wskazywała na panią von Stein. — Pod tym podpisuje się ciocia Johanna, jako ponosząca za to wszystko odpowiedzialność. To jej się należą te komplementy. Po przekąskach gospodyni żartobliwie poleciła, żeby goście udali się do przeznaczonych dla nich pokojów i założyli przygotowane tam paradne szaty. I tak się stało. A w godzinę później najbardziej urocza pani zamku, w zachwycającym różowym jedwabnym kostiumie roko- kowym, witała swoich gości, którzy tak jak i ona, w pantofelkach na wysokich obcasach i białych perukach, z muszkami na twarzach i z wszelkimi innymi atrybutami epoki, wchodzili z powagą do salonu w stylu Ludwika XIV. Wielkie okna-drzwi prowadziły na taras, nad którym świeciło jasne, ciepłe, wiosenne słońce. Żartując i śmiejąc się uczestnicy tego przyjęcia oglądali się wzajem- nie. Młode damy poruszały się z gracją i pewnie w szatach, do których nie przywykły, jakby były do tych strojów przyzwyczajone, podczas gdy obaj panowie czuli się w jedwabnych haftowanych fraczkach i spod- niach do kolan trochę nieswojo. Ale potem pani von Stein, która w swojej brokatowej szacie wyglądała zaskakująco autentycznie i pięk- nie, zaczęła grać menueta. — Annedore komenderowała wesoło swoim partnerem. Ustawili się, i menuet się zaczął. B^ł to niezwykle uroczy obrazek. Panowie pozbyli się wreszcie swojej nieśmiałości i wczuli się w ducha epoki. Uroczyście i z gracją wiedli menueta do końca, a szło im całkiem nieźle. — Jeszcze raz... proszę... powtórzmy to jeszcze raz — prosiła z zapałem młoda gospodyni, gdy menuet się skończył. Więc powtórzono go. 150 Annedore cieszyła się jak dziecko. Była urocza w swojej głośnej radości, a oczy hrabiego Rudigera nie odrywały się od niej. Hrabia Lothar uważał również, że Annedore jest dziś zachwycająca, i na nowo się trochę w tej uroczej rokokowej damie zakochał. Annedore cieszyła się i żartowała, wtrącając całe zwroty po francus- ku, który to język był w dobie rokoka w zwyczaju. I jej goście zaczęli ją w tym naśladować. Potem udano się do stołu. Jedzenie było wyśmienite. Pani von Stein przeszła samą siebie. A najprzedniejsze wina, dobrze oziębiony szampan wprowadziły jeszcze bardziej wesoły nastrój. Hrabia Riidiger poprowadził Annedore do stołu. — Jak się panu podoba moje przyjęcie, hrabio? — zapytała z przejęciem. On się skłonił z uśmiechem, kładąc rękę na koronkowym żabocie swego jedwabnego fraka: — Cudowne... ravissant, magnifiąue super- be!* — zażartował. Pokręciła głową. — Nie, ja chcę usłyszeć pańskie zdanie na poważnie i uczciwie. — A więc całkiem poważnie i uczciwie: Uważam, że to przyjęcie jest urocze. I że zaaranżowała je pani z wielkim talentem. — Riidiger ma rację, Annedore — powiedziała Lilly. Był to czarujący pomysł z twojej strony. Takie rokokowe przyjęcie powinnaś kiedyś urządzić tu, w Rottbergu, na wielką skalę. Annedore pokręciła lekko głową. — Nie wiem jednak, czy to byłoby wtedy takie przyjemne. Ja w ogóle nie lubię dużych przyjęć. W obecności obcych ludzi czuję się, jak mi się zdaje, nie bardzo dobrze. — Musiałaby pani najpierw w czymś takim zasmakować — odparł hrabia Lothar. Niech pani przyjedzie kiedyś w karnawale do Berlina, tam się umieją na takich przyjęciach bawić. Wtuliła głowę w ramiona. — Ach nie, ja sądzę, że to nie dla mnie. Pośród takiego tłumu ludzi czuję się zawsze bardzo samotna. — To ma pani takie same odczucia jak ja, baronówno Annedore ~~ powiedział hrabia Riidiger. Ravissant, magnifiąue, superbe (fr.) — wspaniałe, cudowne, zachwycające, nad- :, znakomite, doskonałe. (Przyp. tłum.) 757 — Tyś w ogóle powinien zostać pustelnikiem, Rudigerze — za- uważyła Lilly zjadliwie. Nic na to nie odpowiedział, tylko rzekł do Annedore — Ale poznać karnawał w Berlinie pani musi. Myślę, że ciocia Johanna weźmie wtedy panią pod swoje opiekuńcze skrzydła. — Z przyjemnością to zrobię — odpowiedziała starsza pani. — Musi pani także zostać przedstawiona u dworu i wziąć udział w dworskich balach — ciągnął hrabia Riidiger dalej. Annedore spojrzała nań po szelmowsku: — Czy to konieczne? — Myślę, że tak. — No to, jeżeli pan uważa to za potrzebne, zastosuję się, oczywiście. I jeżeli ciocia Johanna weźmie mnie pod swoją opiekę, to się nie boję. — Wobec tego pojedzie pani tej zimy do Berlina. — Czy pan też tam będzie? Przez chwilę się wahał. Potem powiedział z uśmiechem: — Może. Po obiedzie na tarasie podano czarną kawę. Służący w swoich galowych liberiach, ze spodniami za kolana i w bucikach z klamrami bardzo dobrze pasowali do konwencji tego przyjęcia. Wesoły nastrój dalej się utrzymywał i żaden zgrzyt go nie zmącił. Wieczorem, gdy zasiedli do kolacji, na tarasie zapłonęły liczne kolorowe lampiony. Ciepły wieczór wiosenny wywabił tam wszystkich. Tu kazała bowiem Annedore wnieść przybraną różami czarę z kruszonem. A po- tem zdjęła ją ochota, żeby jeszcze raz zatańczyć menueta, i to na tarasie. Przyjęto pomysł z entuzjazmem. Pani von Stein usiadła w pokoju do fortepianu. Przez otwarte drzwi dolatywały miłe dla ucha dźwięki. Była to muzyka Mozarta, która swoim stylem tak dobrze pasuje do rokoka, ponieważ wywodzi się wprost z tej epoki. Po tańcach, żartując i gawędząc, skupiono się wokół czary z kruszonem. Wreszcie gdy z pobliskiego wiejskiego kościoła obwieszczono sygnaturką północ, uczestnicy przyjęcia z żalemr zamienili swoje rokokowe szaty na własne stroje do konnej jazdy, w których przyjechali tu przed południem z Lindecku. Zamiast koni czekało teraz na podjeździe zamku duże, eleganckie auto hrabiego Riidigera, które pomieściło całe towarzystwo. Lampiony na tarasie zostały pogaszone, służący biegali w tę i z po- wrotem, usuwając ostatnie ślady przyjęcia. Schliiderynka chowała stroje 752 rokokowe do szaf. Rokokowy c^ar prysł i zamek Rottberg z^apadał znowu w swój poprzedni sen. Młoda pani zamku jechała ze SW(iimi gośćmi w nowoczesnymi aucie z powrotem do Lindecku. — ^ł^ściwie to powinnam wsz^ystkich państwa kazać odnieść z powrctei*l do domu w lektykach —— po- wiedziała, gdy wsiadła do sam0c%du, a podczas jazdy by^ła tak szczęśliwa, że przyjęcie się dobfze udało, iż szczebiotała ja_k roz- radowane dziecko. Włączono w samochodzie el^tryczną lampkę. Hrabia R^iidiger patrzył w zadumie na Annedore, KtOl~a siedziała naprzeciwko nie=go. Co za pociągająca mieszanka niewinn^ dzieciństwa i kobiecości je st w tej istocie. Szczęśliwy będzie ten m^c*yzna, któremu się uda wydobyć skarby, jakie drzemią w niej jeszćze Ukryte, Lothar również nie odrywał o?zu od Annedore. Wydała mu ssie dziś o wiele bardziej ponętna niż kimkolwiek dotąd. NiejednoŁkrotnie w ciągu tego dnia próbował wyk^ystać ten jej radosny nastr- oj. Ale nawet dzisiaj trzymała się ściśle gfanic, które sobie zakreśliła, poomimo całej swobody. A on był swojej sprawy mniej P^wny niż kiedykolwiek Wyobrażał sobie, że o wiele łat^lej przezwycięży jej nieprzystespność. Ale myśl, żeby pewnego dnia zami^szkać w Rottbergu jako jego p »an, tak naprawdę na złość swojemu suro^^U bratu, kusiła go przecież Fbardzo i wydawało mu się to warte zach^"U. Przyjechawszy do Lindecku, J^egrtali się natychmiast, żeb »y udać się na spoczynek. Gdy hrabia Rud^r mówił Annedore dobrano»'C, zgiął się w ukłonie, pocałował ją w ręfó l rzekł: — Dziękuję pani za te radość6 godziny, które mi pani zgoMowała swoim przyjęciem. Popatrzyła na niego rozpromićmOnymi oczyma. — Czy pan irzeczy- wiście się dziś dobrze bawił, hrab>° Hudigerze? Popatrzył jej głęboko w oczy. ~" Bardzo... bo pani też tam* była. Słowa te rozpamiętywała Anne"0re, dopóki nie zasnęła. I u:-śmiech Pełen szczęśliwości igrał wokół jej ust. 18 Nadszedł ostatni dzień urlopu Lothara. Robił jeszcze różne próby, żeby wejść w bardziej czuły stosunek z Annedore, aby ją mocniej do siebie przywiązać, ale wszystko to rozbijało się o jej płochliwość. Nawet przemyślne, planowe mediacje Lilly na nic się tu zdały. Tak więc ostatniego dnia był narzeczonej tak samo obcy, jak pierwszego. W ostatnich dniach przed wyjazdem popisywał się wesołością na siłę. Ale w głębi duszy bardzo go gnębiła myśl, że Rudiger ma ten sfałszowany weksel i może go w każdej chwili użyć jako broni. Tym samym był całkowicie w jego ręku. Nieustannie przemyśliwał nad tym, jak by tu wejść w posiadanie tego sfałszowanego weksla. To, że Rudiger przechowywał go w swoim biurku, zdawało się nie ulegać dla niego żadnej wątpliwości. Wiedział, iż w tym biurku znajduje się taka jedna specjalna przegródka na ważne dokumenty. Na pewno Rudiger przechowuje także ów weksel w tej przegródce. Bynajmniej, Lothara nie dręczyłoby sumienie, gdyby mu ten weksel ukradł i tym samym usunął dowody swojego fałszerstwa. Ale jak dostać się niepostrzeżenie do tego biurka i skąd wziąć klucze do niego? Na próżno łamał sobie nad tym głowę. Zaobserwował, że Rudiger nigdy nie zostawiał kluczy od biurka w zamkach, kiedy wychodził z pokoju. Nieustannie przemyśliwał nad tym, jak by tu choć raz wywabić Rudigera od jego biurka na tak krótko, żeby ten zapomniał wyciągnąć klucze z szuflady. Ale do dziś nie wpadł jeszcze na żaden pomysł. Jeśli chciał odzyskać weksel, to musiał zrobić to teraz, nazajutrz wyjeżdżał. Potrzeba mu było tylko pięciu minut, żeby wprowadzić swój plan w czyn — tylko krótkich pięciu minut. I po południu stworzył wreszcie taką okazję. Hrabia Rudiger siedzfał przy biurku nad księgami rachunkowymi. Wtem w wielkim zdenerwowaniu wszedł do niego jeden ze służących i zameldował mu, że ulubiony koń hrabiego bije w stajni naokoło siebie kopytami jak szalony i nikogo do siebie nie dopuszcza. Jednego stajennego już zranił w rękę. Ponieważ pan rządca jest w polu, to przecie może pan hrabia przyszedłby szybko do stajni. 154 Rudiger zerwał się na równe nogi. Kochał swego konia bardzo i bardzo o niego dbał. Nie pomyślał o wyjęciu kluczy z biurka. Szybko wyleciał z gabinetu. Ledwo opuścił pokój, pojawiła się na dworze przy otwartym oknie blada, spięta nerwowo twarz Lothara. Gdy zobaczył, że gabinet jest pusty i klucze tkwią w biurku, jednym susem wskoczył z tarasu do środka przez okno. Nie miał pojęcia o tym, że w tym samym momencie otworzyły się cicho drzwi do znajdującej się obok gabinetu Rudigera biblioteki zamkowej, przez które weszła do niej Annedore. Unikała każdego szmeru, bo wiedziała, że biblioteka oddzielona jest od gabinetu hrabiego tylko portierą. Znajdujące się za nią rozsuwane drzwi rzadko kiedy były zasunięte, i Annedore, która przypuszczała, że hrabia Rudiger w swoim pokoju pracuje, chciała uniknąć najmniejszego nawet szmeru, żeby mu nie przeszkadzać. Przyszła tu po książkę i tak samo nie przeczuwała obecności Lothara tuż obok, jak on jej. Bezszelestnie podeszła do wysokiego regału z książkami. Tymczasem Lothar podkradł się szybko do biurka i otworzył drżącymi rękami odpowiednią przegródkę, w której spodziewał się znaleźć weksel. Skwapliwie wyjął z niej jakieś papiery i przeglądał je. Przedtem zakrzątnął się w stajni koło konia hrabiego Rudigera, przez nikogo, jak sądził, nie widziany. A potem na dworze położył się na czatach na tarasie i czekał, aż wywołają hrabiego Rudigera. Wiedział 0 Jego przywiązaniu do swego konia wierzchowego i był pewien, że brat w trosce o to cenne zwierzę czym prędzej pobiegnie do stajni, być może, nie wyciągając kluczy z biurka. Jakąś sporą chwilę więc Rudigera tam w stajni zatrzymają, i ten czas należy wykorzystać, aby wejść w posiadanie weksla. Mieniło mu się w oczach z pośpiechu i niepokoju, kiedy przerzucał te papiery. Ale plan się nie powiódł. Rudiger po drodze do stajni pomyślał 0 tym, że może będzie potrzebował szpicruty, więc zawrócił. I akurat §dy Lothar miał w ręce dokumenty z biurka, Rudiger przestąpił nagle Próg. Gniewny okrzyk wydobył się z jego ust. A tym okrzykiem prze- straszył się nie tylko Lothar, lecz także obok w bibliotece Annedore. przy regale z książkami blisko portiery na drzwiach prowa- 755 dzących do gabinetu i przerażona zacięła teraz nadsłucl^ć co się zdarzyło. — Co ty tu robisz? Co masz do szuUkania w moim biu^ — usły- szała rozgniewany głos hrabiego Rudig«:era. Annedore nie wiedziała, co robi. C^ośją skłoniło, b)P°dejść do portiery i przez wąską szparę w niej zajjrzeć do gabinetu.'oto wtedy ujrzała hrabiego Lothara, jak stoi przy" biurku Rudigera,Przy^aPany niczym włamywacz. Z jego rozdygotanych rąk wylatjivafy doku- menty. — Ja... ja chciałem... ja przyszedłe; m — jąkał Lothadstraciwszy głowę. Annedore patrzyła na tę scenę prze straszona i przer^ona- Teraz ujrzała też hrabiego Riidigera, który z bJtedą, gniewną twal^ podszedł do biurka, odsunął brata na bok i pozbierał papiery. — Ach, rozumiem — powiedział twardym, ostrym tonem, od którego Annedore przeszedł mróz po krzyżu. — SzuW2 w moim biurku tego sfałszowanego weksla, aby usunąć dowody swoPJ wmY' No toś go szukał nie we właściwym miejsci*- Ten dokument przechowuję zupełnie gdzie indziej, dlatego niepotrzebnie się tu fatygo^kś- Lothar stał przed nim z wykrzywioną twarzą, jego oczy ziały nienawiścią. — To ty... ty mnie zmuszasz do takich sposobów! Gdybyś był zniszczył ten weksel lub mi go oddał, wówczas nie potr!eb°wa^ym zakradać się do twojego biurka. Hrabia Riidiger opanował się. — Lepiej by było, żebyś teS° weksla nie sfałszował, wówczas nie potrzebowałbyś go szukać. Ja^ nawet nie chcę poczytywać za przestępstwo tego, ^e przeszukujesz iPJe biurko, aby zniszczyć dowody swej winy. Zresztą możesz być przecz całkiem spokojny. Nikt się niczego o sfałszowani^ tego weksla nied°w^' J6^1 w przyszłości będziesz prowadził życie uregulowane i n'6 będziesz popełniał dalszych głupstw, że nie powie^n: podłości. Odds^ym ci ten weksel bez wahania, gdyfiy mi nie był taK bardzo potrzebny Ja^° ^r°n przeciwko twojej lekkomyślności. Robiłbyś wtedy dalej długi, może nawet na konto baronówny Annedore, korzystając z pochopme danego ci słowa, które na niej tą swoją komedi ą z udawaaiem samobójstwa wymusiłeś. Dla ciebie przecież nic nie jes t święte, nawet to bezbronne, osierocone stworzenie. Ja cię dobrze zn^m i wiem, że na podstęp6 156 przeprowadzone zaręczyny chcesz otworzyć ssobie nowy kredyt. Tym wekslem ja ci to uniemożliwię. Ciebie można Uitrzymać w ryzach tylko mocnymi środkami. Dlatego ten weksel pozostanie w moich rękach. ]sjie będzie dla ciebie dopóty niebezpieczny, dopóki będziesz umiał się gospodarzyć swoją pensją w wysokości sześciu tysięcy marek, za które można prowadzić całkiem przyzwoite życie. A teraz opuść mój pokój, muszę zobaczyć, co się dzieje z nitoim koniem. Najwyraź- niej tyś tam też coś narozrabiał, aby mnie wyvsvabić od mojego biurka, bo widziałem cię przedtem, jak szedłeś do st^jen. A więc proszę: wyjdź stąd! Hrabia Lothar zacisnął kurczowo zęby i r~ne odpowiedziawszy już ani słowem, wyszedł wolno z pokoju. Brat patrzył za nim ze smutnym wyrazem t\?varzy. Potem spojrzał na portret swego ojca, który wisiał nad jego biurrkiem. — Ze względu na ciebie, ojcze, nie powinien on całkiem się stoczyć. Muszę to, niestety, takimi oto sposobami wyflXuszać, dla jego własnego dobra — powiedział cicho do wizerunku ojc?- Szybko zamknął biurko i wyszedł. Annedore obok oparła się bez sił o ściany- Jak urzeczona śledziła tę scenę pomiędzy braćmi i nie była w stanie tfd ejść. Co za przepaść rozwarła się przed jej csczyma? Hrabia Lothar fałszerzem, nikczemnym oszustem? Włamał się do biurka brata, żeby wykraść dowody swej winy. A hrabia Rudigej" cierpiał z tego powodu, że jego brat jest nic niewart. Jaka blada była jego twarz, jaki na niej wyraz rozgoryczenia! Ani słowa wyrzutów. Ach, jaK niebotycznie przewyższał jej narzeczonego! A ona wierzyła Lotharowi i Lilly, myślała o Rudigerze z pogardą, widziała w nim człowieka bez serca, który K^że swojemu rodzeństwu icdować. ^ przekory wobec Rudigera i ze współczucia dla Lothara dała S1? uwikłać w związek, który musiałby być nieszczęściem jej życia. dyby hrabia Riidiger, jako jej opiekun, nie przeciwstawił się temu, yiaby teraz już dawno wobec ludzi i pr^vva narzeczoną hrabiego Lothara. Ale czy i tak nie jest z nim związana? Czy itie dała mu swojego słowa? yz nawet pisemnie w owym liściku, którego od niej zażądał, nie az\vała się jego narzeczoną? 757 W jakim celu mógł chcieć tego listu? Czy było to rzeczywiście tylko pragnienie kochającego serca? Ach — w jego miłość nie mogła już p0 tym wszystkim wierzyć. Hrabia Riidiger mówił o jakiejś komedii. Czy to rzeczywiście była tylko komedia, gdy Lothar przyłożył sobie do skroni broń? I jaki cel zamierzał w ten sposób osiągnąć? Przetarła oczy, jakby przepędzała z nich jakiś zły sen. A potem opadła na fotel i ukryła twarz w dłoniach. Siedziała tak długo, nie będąc zdolna zdobyć się na żadną jasną myśl. Wzdrygnęła się z przestrachu, gdy do pokoju obok wszedł znowu hrabia Riidiger. Był z nim ktoś, do kogo powiedział: — Widocznie zrobiono sobie głupi żart, Brandner. Brandner to był rządca, który dopiero co wrócił z pola. — To już nie głupi żart, panie hrabio. To biedne zwierzę było jak oszalałe. Mogło sobie wszystko porozbijać. A stajenny wyszedł z tego z podsinionym okiem. To jest przecież podłość bezbronnemu zwierzęciu przywiązać szerszenie pod ogon. Pan hrabia musi mi pozwolić tę sprawę zbadać i winnego ukarać. — Nie, Brandner, niech pan da tej sprawie spokój. Tu są księgi, które może pan sobie zabrać. Więcej Annedore nie usłyszała. Wstała i po cichu wyszła. Poszła do swojego pokoju i zamknęła się. Opadłszy na fotel, długo patrzyła przed siebie pustym wzrokiem. Była zupełnie bezradna. Jak mogłaby się uwolnić od tego związku z Lotharem? Mogłaby — czy jej w ogóle jeszcze to wolno? Ach, gdyby choć miała jakiegoś człowieka, do którego mogłaby się w tym nieszczęściu uciec. Wprawdzie pchało ją coś do Riidigera. Jemu mogłaby wszystko powiedzieć i poprosić, żeby jp z tego wybawił. Ale nie miała odwagi. J Dlaczego niby nie? Serce jej waliło mocno. Jakby łuski spadały jej z oczu. Uświadomiła sobie w tej chwili, że kocha hrabiego Riidigera gorąco całym swyni młodym sercem — chociaż on jest jeszcze mężem innej. Co ma robić? Nie wiedziała i nie znajdowała żadnego wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. Tylko jedno wiedziała: że jest bardzo nieszczęśliwa i że nigdy jeszcze nie czuła się tak opuszczona, jak w tej chwili. 158 Obaj bracia mówili ze sobą jeszcze tylko tyle, ile było niezbędne, a przy kolacji pani von Stein prawie sama musiała podtrzymywać rozmowę. Tylko Lilly ją trochę wspierała. Zaraz potem hrabia Riidiger poszedł z powrotem do swojego pokoju. A Lothar, który bynajmniej nie był w różowym humorze, zrobił to samo. Po pewnej chwili także Lilly udała się do pokoju brata. Zastała go leżącego na kanapie i palącego papierosa. Nawet nie wstał, gdy siostra weszła. — Siadaj, Lilly. Zapalisz dla towarzystwa? Lilly kiwnęła głową i poczęstowała się papierosem, usiadłszy przedtem. — Ja nie wiem, Lotharze, ale wydawało mi się, że dziś przy stole panował wprost duszny nastrój. Czy przyczyną tego była tylko niedyspozycja Annedore, czy też pomiędzy tobą a Riidigerem jeszcze coś zaszło? — zapytała. Lothar, który zawsze miał zwyczaj swojej siostrze wszystko mówić, ani słowa nie pisnął jej o aferze z wekslem. Nie chciał w jej oczach uchodzić za fałszerza. Tak więc powiedział tylko: — Naturalnie, Rudiger wyposażał mnie na drogę w te swoje zwykłe dobre rady, czyli upomnie- nia. Nie mogę robić długów. Zagroził mi najokropniejszymi karami. Lilly wzruszyła ramionami. — Jemu jest łatwo dawać innym napomnienia! Lothar westchnął. — Jak ja mam wyżyć z tych marnych paruset marek na miesiąc, doprawdy nie wiem. — Dostaniesz przecież nowy kredyt pod ten list od Annedore. Rudiger nie musi o tym wiedzieć. Lothar wzruszył ramionami. — On przecież wywęszy tym swoim nosem wszystko. No, nie wiem, jak ja dam radę wiązać koniec z końcem. Skoro tylko Ursula wróci do Berlina, postaram się zaraz do niej zbliżyć. Ona mnie przecież nieraz wspomagała jakimś banknotem. A ja, oczywiście, będę z nią dobrze. Nie mogę zważać na jej stosunek do Riidigera. — Bo to jest też niepotrzebne, Lotharze. Może Ursula coś ci Pożyczy na konto twoich perspektyw zostania panem Rottbergu. Od nieJ Rudiger na pewno niczego się nie dowie. Lothar skoczył na równe nogi. — Jasny piorun! Lilly, ty jesteś J nak geniuszem. Na ten pomysł bym nie wpadł. To się może da zrobić. 759 Daj mi na wszelki wypadek adres Ursuli. Przymilę się do niej raz po raz jakimś liścikiem, żeby nie zasypiać naszych stosunków. A jak przyjedzie do Berlina, wejdę z nią w kontakt. Ona jest w każdym razie osobą, z którą trzeba się liczyć na przyszłość. Nie widzę powodu, dlaczego te diabelnie grubą forsę miałaby roztrwonić na innych. Lilly dała bratu adres, który ten natychmiast zanotował. Po tym humor mu się o jeden stopień poprawił. Jeszcze przez go- dzinę rodzeństwo gawędziło w ten swój ulubiony, lekko frywolny sposób. — Czy Annedore rzeczywiście źle się czuła, Lilly? — zapytał hrabia Lothar w ciągu tej rozmowy. — Tak, wyglądała bardzo mizernie. — Hm! No, wiele więcej i tak nie dałoby się z nią zrobić. Tak jak potrafi być czarująca, gdy się choć trochę rozochoci, tak jest nudna, gdy robi się poważna. Jest wtedy tak wierną kopią Riidigera, że ziewać się chce. Ta solidna zasadniczość i cnotliwość jest straszna. Jeżeli kiedyś zostanie moją żoną, muszę ją tego oduczyć. Staraj się tylko w miarę sił wpływać na nią podczas mojej nieobecności. — O to możesz być spokojny. Spodziewam się wiele po Berlinie. Tu w Lindecku ona się nie odzwyczai od swoich klasztornych manier. O to już zadbają Riidiger i ta kochaniutka, pożal się Boże, ciotunia Johanna! W Berlinie może się trochę przyzwyczai do lżejszego tonu. — Miejmy nadzieję! W najlepszej zgodzie, jak zawsze, rodzeństwo się rozstało. Następnego ranka Annedore przyszła na śniadanie dopiero wtedy, gdy już wszyscy byli przy stole. Była jeszcze bardzo blada, i wierzyło się bez zastrzeżeń, że nie czuje się dobrze. Hrabia Riidiger spoglądał na nią zatroskany. — Czy nie po- winniśmy wezwać lekarza, baronówno Annedore? — zapytał. Zaprzeczyła energicznie. — O nie... to tylko lekki ból głowy. — Ale wygląda pani tak, jakby miała gorączkę — upierał się. Pani von Stein wzięła Annedore za rękę i zbadała jej puls. Potem pokręciła uspokajająco głową. — Nie, gorączki pani nie ma, drogie dziecko. Puls jest zupełnie spokojny. Nie powinna pani tak długo przebywać w swoim pokoju. Niech pani idzie lepiej na godzinkę do parku, tam wnet się ulotni pani ból. 160 Annedore skinęła na znak zgody. Wiedziała przecież, że Lothar zaraz po śniadaniu wyjeżdża. Wówczas spokojnie będzie mogła pójść do parku, nie bojąc się, że go spotka. — Zaraz pójdę za twoją radą, ciociu Johanno — odparła. Po śniadaniu zajechał przed zamek samochód, który miał zawieźć Lothara na kolej. Lilly go odprowadzała. Lothar szybko się pożegnał z bratem i z panią von Stein. Z obu stron było to pożegnanie bez ciepła i bez serdeczności. Potem Lothar podszedł do Annedore. Podniósł jej rękę do ust i zręcznie odciągnął ją na moment od reszty towarzystwa. — Bywaj zdrowa, Annedore! Ten talizman, który mi pani dała, jedzie ze mną. Zostawiam panią w Lindecku jako moją narzeczoną i będę czekać cierpliwie na naszą wspólną przyszłość. Moja tęsknota będzie przy pani. Annedore pod wpływem jego słów zbladła. Nie była w stanie odpowiedzieć. Tylko ugodziło go jej udręczone spojrzenie, którego nie umiał sobie wytłumaczyć. Czy to coś, co widniało w jej oczach, to był ból z powodu rozłąki? — pytał sam siebie. I tak samo pytał się siebie hrabia Rudiger. Gdy Lothar z Lilly odjechali, Annedore poszła do parku. Hrabia Rudiger patrzył za nią zaniepokojony. Jaka ona była zmęczona, jak smutno zwisała jej głowa. Nie wytrzymał długo przy swojej pracy. Zerwał się i poszedł za nią. Nie obierał przy tym wyżwirowanych dróg, tylko pobiegł na przełaj przez trawniki, kierując się prosto na jej ulubione miejsce. I tak jak się spodziewał, dojrzał, podchodząc coraz bliżej, prze- świtującą przez krzaki białą suknię Annedore. Ale natychmiast stanął speszony. Zobaczył, że Annedore miała ręce przerzucone przez oparcie Jawki i ukrytą w nich twarz. Jej ciałem wstrząsało spazmatyczne łkanie. Wówczas zrobił się bardzo blady i zacisnął mocno zęby. A więc ona go jednak kocha, pomyślał i poszedł wolno z powrotem d« zamku. -Prze; 19 Lato już przeszło. Hrabia Riidiger starał się dostarczać Annedore rozrywek i okazji do rozproszenia zmartwienia. Bo że ją dręczyło jakieś utajone zmartwienie, rzuciłoby mu się to w oczy nawet wówczas, gdyby nie podpatrzył wtedy w parku jej łez. Z delikatną serdecznością, która nacechowana była miłość tego dojrzałego w bólu i cierpieniu mężczyzny, próbował rozweselić Annedore. Nie ulegało wątpliwości, że od wyjazdu Lothara Annedore bardzo się zmieniła. Była często milcząca i zatopiona w myślach, a potem znowu, gnana nieustannym niepokojem, włóczyła się po okolicy. Jak tylko mogła, szukała samotności. Na swojej Freyi przemierzała lasy albo jeździła do Rottbergu, gdzie przebywała godzinami. Zgnębiony tym hrabia Riidiger przypuszczał, że najwyraźniej znowu odmawia mu swojego, tak bardzo go uszczęśliwiającego zaufania. Przy spotkaniach z nim była zalękniona i powściągliwa, i unikała go, jak tylko mogła. Na pewno się na mnie gniewa, że nie dopuściłem do jej zaręczyn z Lotharem, bo przecież nie wie, że ją w ten sposób chciałem ustrzec przed nieszczęściem, rozmyślał. Gdy Lilly otrzymywała listy od swego brata i potem zaws/e przekazywała Annedore nadzwyczaj serdeczne pozdrowienia, Riidiger obserwował jej twarz. Widział pojawiający się rumieniec i bladość na zmianę. Dziękowała wprawdzie zawsze tylko lakonicznymi słów) i prosiła Lilly o przekazanie wzajemnych pozdrowień, ale była potem zawsze bardzo zdenerwowana i niespokojna. Gdyby Riidiger mógł to pogodzić ze swoim sumieniem, to dałb> teraz swoje pozwolenie na jej zaręczyny. Ale powtarzał sobie, ze okazałby się wówczas niewart zaufania, jakie pokładał w nim baroi Rottberg. Żadne osobiste uczucie nie powinno wpływać na niego n< tyle, żeby uczynił coś wbrew swojemu obowiązkowi. 162 Aby dać Annedore jakąś rozrywkę, nawiązał znowu stosunki okolicznymi majątkami i oficerami z pobliskiego garnizonu, chociaż \\ niego było to przykre po głośnej tu aferze z żoną i Moserem. Te na wpół ciekawskie, na wpół współczujące spojrzenia jego znajomych były dla niego udręką. Ale znosił je ze względu na Annedore, ona nie domyślała się nawet, że on się dla niej tak poświęca. Naturalnie, przyjeżdżali do Lindecku chętnie przeważnie nieżonaci oficerowie, bo już się rozeszło po okolicy, że mieszka tam wychowanica hrabiego Riidigera, bogata dziedziczka Rottbergu. O względy Annedore starało się wielu adoratorów. Ona przyj- mowała to bardzo spokojnie i była wobec wszystkich ludzi tak samo uprzejma i miła, bo to leżało w jej naturze. Potrafiła nawet w wesołym towarzystwie nieźle się bawić, ale mimo że Riidiger i Lilly bardzo uważali, nigdy przecie nie spostrzegli, żeby Annedore wyróżniała jakiegoś młodego pana. Przyszły żniwa i liście w lasach zaczynały się już mienić wspaniałymi barwami jesieni. Jeszcze utrzymywały się piękne, słoneczne dni, ale były już wyraźnie krótsze. _ Hrabianka Lilly dostała jeszcze kilka listów od hrabiny Ursuli. Riidiger dawał je jej bez słowa, ale z poważnym spojrzeniem. Pewnego ranka przyszedł kolejny list od byłej żony. Riidiger podał go siostrze przy śniadaniu przez stół. Ona od- powiedziała na jego spojrzenie złośliwym uśmiechem. Ponieważ pani von Stein i Annedore dostały także pocztę, więc wszyscy zagłębili się w swoją lekturę. Hrabia Hrabia Riidiger dostał pismo od swojego akwokata. Jego roz- wodowi nie stoją wprawdzie żadne przeszkody na drodze, ale bądź co ądź trzeba załatwić zwykłe w takich okolicznościach formalności, dwokat pisał, że rozwód będzie faktem dokonanym na pewno aJPoźniej na początku stycznia. Byłoby wskazane, by Riidiger przeby- w tym czasie w Berlinie, co mogłoby przyspieszyć bieg sprawy rozwodowej. kną nie wiedział, czy go formalności prawne raz jeszcze zet- Je§o żoną. Miał nadzieję, że nie będzie musiał raz jeszcze się 4 spotkać, chociaż czuł, że go to w głębi duszy już ani ziębi, ani 163 Gdy wszyscy już skończyli swoją lekturę, hrabia Riidiger p0(j temat wyjazdu do Berlina. — Mówiliśmy już wielokrotnie o tym, żeby w zimie wybrać się n parę tygodni do Berlina. Myślę, że zaraz po świętach Bożego Narodzę nią możemy tam pojechać, bo w styczniu odbywają się oficjalne bal i baronówna Annedore ma być przedstawiona u dworu. No i zarówno Lilly, jak i baronówna Annedore powinny się raz wreszcie dobrze wytańczyć. Co moje panie na to? Lilly natychmiast się do tego planu zapaliła, a Annedore chyba się zmiarkowała, że hrabia Riidiger chce jej sprawić przyjemność, dlatego też przystała na to z wielkim zapałem. Pani von Stein zaś powiedziała z uśmiechem: — Ja też się od tego nie uchylam, drogi Riidigerze. Całkiem otwarcie się przyznaję, że bardzo bym się chciała znowu nacieszyć trochę teatrem i koncertami. I wyobrażam sobie, że pełnienie obowiązków balowej mamy dwóch ładnych, młodych dziewcząt może być bardzo nęcące. A więc ja się też na to piszę. I proponuję, żeby obie młode damy mieszkały u mnie. Moje mieszkanie jest utrzymywane przez moją starą służącą w całkowitym porządku, tak że nie musimy obozować w hotelu. Ty, mój drogi Riidigerze, zamieszkasz przecież, jak zwykle, w “Kaiserhofie". To przecież niedaleko od mojego domu, więc możemy być stale w kontakcie. Spodziewam się, że moja propozycja zostanie zaakceptowana. Rudiger i Annedore z radością natychmiast się na to zgodzili, ale Lilly uczyniła to z wahaniem. Wprawdzie zelektryzowała ją myśl o berlińskim sezonie balowym, ale wolałaby mieszkać w hotelu. Mieszkanie u ciotki Johanny nie przypadło jej do gustu. Nie pozwoliła jednak zepsuć sobie tym nastroju. Grunt, że pojadą do Berlina. P° śniadaniu pociągnęła Annedore za sobą i zaczęła opisywać jej w pod- nieceniu zalety berlińskiego życia. — A jak się Lothar ucieszy! — powiedziała w trakcie tej roz- mowy. Na duszę Annedore świadomość, że w Berlinie będzie przecież znowu przebywać codziennie z Lotharem, podziałała paraliżująco. Ale nie mówiła o tym. A Lilly zdawała się świtać pewna myśl, która n'e pozwalała jej podtrzymywać dłużej tego tematu. Miało to związek z listem od hrabiny Ursuli, który dziś rano dostała. Zaczęła więc J112 164 • ' - c o czymś innym, a po chwili opuściła Annedore, wyciągnęła ów m°wrozparja się wygodnie w swoim fotelu i zapaliwszy papierosa, laczęła czytać: Uoja Najdroższa Lilly! Chwalą Bogu oddycham znowu berlińs- kim powietrzem! Czuję się jak ryba, która dlugo msiała żyć na suchym gruncie, a teraz zostala zwrócona właściwennijej żywiołowi. Podczas podróży z Moserem nie znalazłam tego, co sobie obiecywa- łam. Mój Boże, ależ ci mężczyźni są na dluższą metę nudni! A potem następowały długie opisy, jak i dlaczego dałanu w Lugano odprawę, i o jej nowej zarządczyni domu, pani von Hausmann, która przedtem pełniła te obowiązki u pewnej sławnej artystki, w służbie u której nauczyła się znikać zawsze w odpowiednim momencie. Pisała o jej berlińskim pensjonacie na Kurfurstendamm i o interesujących, mieszkających tam gościach. Pisała o swojej sprawie rozwodowej, i ze jest bardzo ciekawa, czy też przy tej okazji zobaczy swego ślubnego małżonka. / o najważniejszej sprawie bym o mało co zapomniała — pisała na koniec. — Wyobraź sobie, że Lothar już w drugin dniu mojego pobytu w Berlinie przysłał mi wspaniałe róże i przyszedł, żeby się dowiedzieć o godziny, w których przyjmować będę wżyty, i o moje samopoczucie. Zjedliśmy razem obiad i zrobiliśmy młą przejażdż- kę. Wynajęłam elegancki samochód. Ubawiliśmy sil niesłychanie. Jest on chyba najzabawniejszym człowiekiem, jakiego znam, który nie przewraca zaraz z oburzenia oczami, gdy się ze swego serca me robi mordowni. Od tamtej pory często wychodziliśmy razem, i żal mi, że nie możesz być z nami. On towarzyszy mi wieczorami do opery, do teatru albo na koncert, jemy potem kolację razem z moją damą do towarzystwa, która nam w naszej wesołej rozmowie wcale nie przeszkadza. On mi opowiada pikantne historyjki z berlińskiej chroniąue scandaleuse* i uważa to za wspaniale, że wyprosiłam Mosera tak energicznie za drzwi. Poza tym zaopatruje mnie * Chroniąue scandaleuse (fr.) — kronika skandali towarzyskich, (przyp. tłum.) 765 w ,, niezbędne mi teraz komplementy, przynosi ze sobą zawsze dóbr humor i jest jednym słowem całkiem czarujący. Droga Lilly, czy ni mogłabyś Rudigera wywieść w pole i przyjechać do mnie na pare tygodni do Berlina? On nie musi przecież nic o tym wiedzieć, Ze przyjeżdżasz do mnie. Jakąś “koleżankę z pensji" będziesz w Ber- linie chyba miała. Przynajmniej pro forma. Rozważ to sobie i daj nn znać. Będzie nam bardzo wesoło, nam trojgu, którzy mamy odwagę być tacy, jak nam serce dyktuje. Obiecuję Ci wspaniałe zabawy Napisz mi wkrótce i daj się ucałować przez Twoją Ursulę Postscriptum: Lothar mi opowiada o wychowanicy Rudigera, Annedore von Rottberg, która mieszka teraz w Lindecku. Mówi, że jest bardzo nudna i klasztornej surowości. No to — będzie doskonale pasowała do Rudigera i do tej “kochanej" ciotki Johanny, która się zapewne ku Twojemu zachwytowi usadowiła w Lindecku. Biedna Lilly, czy nie możesz jej stamtąd wypłoszyć? Najlepiej przyjedź do Berlina. Gdy Lilly doczytała do końca, długo siedziała jeszcze w zamyśleniu. Koniecznie dziś musi na ten list odpowiedzieć, ale wcześniej rzecz dobrze przemyśleć, jeżeli ona, Lilly, ma wszystkie nici utrzymać w ręku, wszystkie nici, których splątania hrabia Riidiger nie powinien się nawet domyślać. 20 Hrabina Ursula leżała rfe sofie w eleganckim salonie wytwornego pensjonatu dla cudzoziemców przy Kurfurstendamm. Balansowała na swej zgrabnej stopce w cieniutkiej jak pajęczyna jedwabnej pończoszce haftowanym pantofelkiem i paliła papierosa. Pod oknem siedziała, już w kompletnej toalecie dziennej, pani von Hausmann, dama do towarzystwa hrabiny Ursuli, z delikatną koron- 166 wą robótką w rękach. Hrabina Ursula rzuciła resztkę papierosa do Opielniczki i ziewnęła znudzona. _ Która godzina, najdroższa pani von Hausmann? — zapytała. _ Jest już jedenasta, pani hrabino — odparła starsza pani, która miała cudowne białe włosy i byłaby pełna godności, gdyby nie czarne oczy o nieprzyjemnie rozmigotanym spojrzeniu. Wprawdzie patrzyła przeważnie tak, jakby niczego nie dostrzegała, ale skoro tylko ktoś na nią spojrzał z zainteresowaniem, oczy nabierały ostrego, nieprzyjem- nego wyrazu. Hrabina Ursula zerwała się z sofy. — Już jedenasta? No to już czas zacząć robić toaletę. Proszę być za godzinę gotową, pani von Hausmann. Pojedziemy razem z moim szwagrem na przejażdżkę, a pot§m zjemy z nim obiad. Pani von Hausmann skłoniła się. — Będę gotowa punktualnie, pani hrabino. — Dobrze! A gdyby hrabia Lothar przyszedł, zanim będę gotowa, niech pani z nim tymczasem sobie porozmawia. Z tymi słowy hrabina opuściła salon. Pyszny, koronkowy negliż, który ciasno przylegał do pięknego ciała i kończył się długim trenem, wlokła za sobą niedbale po podłodze, nie zwracając na to uwagi. Zadzwoniła na pokojówkę i kazała się ubierać. To zabierało dość dużo czasu, i z dużym trudem przychodziło zręcznej pokojówce ją zadowolić. Hrabia Lothar był tu już sporą chwilę, gdy hrabina wreszcie się pokazała. Ale za to też przypadł mu w udziale uroczy widok. Hrabina wyglądała prześlicznie w przepysznej toalecie z miękkiego, jedwabnego szyfonu w kolorze krecim, z kremowymi koronkowymi aplikacjami na białym jedwabiu. Lothar zerwał się z fotela i ucałował jej rączkę. — Najdroższa Ursulo, za każdym razem, gdy się ciebie widzi, jest człowiek na nowo olśniony — powiedział z galanterią. Roześmiała się. — To zachwycające, Lotharze, że dajesz się olśniewać. I nigdy nie przepuszczasz okazji do powiedzenia komplemen- tu. To bardzo miło z twojej strony. Bo dlaczego istnieją piękne kobiety na świecie? Po to, żeby zawracały mężczyznom w głowie. — Ty mi zawróciłaś porządnie, droga Ursulo — odparł, patrząc na nią płomiennym wzrokiem. 167 Uderzyła go koronkową chusteczką po ramieniu. — Ty motylu! Tobie zawraca w głowie każda ładna kobieta. a] tylko dopóty, dopóki znajdujesz się w jej pobliżu. — Czy to nie na wystarczająco długo? — zapytał i śmiało pocałował ją w nagie przedramię. Pani von Hausmann zniknęła bez śladu, jakby ją ziemia pochłonęła — Siadaj, Lotharze. Jeszcze z kwadransik sobie pogawędzimy, zanim wyjedziemy. Usiedli. — Zapal mi, proszę, papierosa — powiedziała hrabina. Zrobił to i podał jej. Otworzyła usta, tak że mógł go wsunąć pomiędzy jej białe zęby. Spojrzeli sobie przy tym wzajemnie niebezpiecz- nie głęboko w oczy. Hrabina roześmiała się kokieteryjnie. — Jesteś jednak diabelnie przystojr^m mężczyzną, Lotharze... widzę to dopiero teraz — powiedziała półgłosem. — A ty jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam... i najbardziej podniecającą i niebezpieczną. — Naprawdę? — Tak, naprawdę. Riidiger był osłem... i Moser też. Zaśmiała się. — Myślisz, że ty byłbyś mądrzejszy niż oni obaj, gdyby mnie naszła ochota się w tobie zakochać? — Zdecydowanie tak. — Kto wie. — Możesz mi wierzyć. — No dobrze, wierzę ci. Ale teraz siadaj z powrotem. Chciałam ci powiedzieć, że dziś rano dostałam list od Lilly. Kazała cię pozdrowić i obiecała, że niedługo do ciebie napisze. — Dziękuję! Czy poza tym pisze jeszcze coś interesującego? — Hm! Coś mnie w tym bardzo zainteresowało. Ona mi pisze, że Riidiger, zdaje się, całkowicie o mnie zapomniał i patrzy na swoją uroczą wychowanicę nie bardzo oczami opiekuna. Czy wiesz, że na moment zrobiłam się przez to wprost zazdrosna? Popatrzył na nią zdumiony. — Zazdrosna? Ty jesteś zazdrosna o baronównę Annedore... Ze względu na Riidigera? Kiwnęła potakująco głową. — Tak jest, ze względu na Riidigera. Muszę sobie kiedyś tę Annedore Rottberg obejrzeć. Oni przyjeżdżają 168 ryczniu do Berlina. Musisz to wtedy jakoś urządzić, żebym mogła tę baronównę zobaczyć. —- To się da zrobić... w teatrze albo gdzieś w towarzystwie. Ożywiła się na to bardzo. _ Wiesz, ja sobie wyobrażam, że to po prostu niezwykle inte- resujące spotkać się teraz kiedyś znowu z Rudigerem. — Ale czy to spotkanie nie byłoby dla ciebie przykre? — Wręcz przeciwnie. I nawet bym go kokietowała. Czy ta ba- ronówna jest ładna? Zastanawiał się przez moment. Potem szybko powiedział: — Tak, ładna i urocza. — Taka ładna jak ja? Popatrzył na nią płomiennymi oczami, jakby porównywał ją w duchu z Annedore. Potem powiedział z wahaniem: — Prawie tak ładna jak ty. Ale ona jest nudna i pruderyjna. — To pasuje do Riidigera! Wiesz, jestem ogromnie ciekawa, najchętniej pojechałabym do Lindecku i się przekonała, czy Riidiger mnie rzeczywiście zapomniał i czy kocha baronównę. — Ale co to cię może interesować, skoro ty Riidigera już nie kochasz. — Ach, wiesz, ja jestem właśnie taką zagadkową naturą. Jeżeli mężczyzna kocha inną albo jest przez nią kochany... szczególnie gdy zachodzi ten ostatni przypadek, to jest wtedy dla mnie interesujący. Chciałabym wtedy zawsze spróbować, czy ja nie potrafię wywrzeć silniejszego wrażenia. Hrabia Lothar patrzył w zamyśleniu na jej kapryśną twarz. Dała mu tym właśnie wskazówkę, sama o tym nie wiedząc, jak ujarzmić jej płochy temperament. — A więc tak sądzisz? — Tak. Ta baronówna też zaczyna mnie interesować. Lilly pisze mi zresztą, że ona jest już w mocnych rękach! Czy wiesz może, co ona przez to miała na myśli? W oczach Lothara coś błysnęło. Przez moment jeszcze się za- stanawiał. Odkąd ponownie zobaczył Ursulę, jego pragnienie, aby ożenić się z Annedore, nieco przybladło. Powiedział sobie, że to by było nierozsądnie stawiać wszystko na jedną kartę. Kto to może wiedzieć, 169 czy kiedykolwiek dojdzie miedzy nimi do związku. A Ursula był ostatecznie tak samo bogata jak Annedore i poza tym znacznie bardzie zabawna. Wprawdzie jej opinia została nieco nadszarpnięta przez te aferę z Moserem, ale ostatecznie on przecież też miał coś niecoś na sumieniu przez tę historię z wekslem. A gdyby został mężem Ursuli, to mógłby zawiesić mundur na kołku i trochę zabawić się w szlachcica-ziemianina. Miała ona w Polsce p0 matce uroczy mająteczek, w którym można by dla rozrywki rżnąć w lecie przez parę miesięcy pana, chociaż nie była to taka wspaniała posiadłość jak Rottberg. Ursula miała także wielki majątek w gotówce, który był nie do pogardzenia, bo umożliwiłby mu używanie życia według jego upodobań. Latem w polskim majątku, w zimie Paryż, Nicea, Berlin czy tym podobne — to go pociągało. I Ursula była kobietą, która umiała żyć i nie liczyła się z groszem tak strachliwie. Trzeba by tylko umieć stale czymś absorbować jej trzpiotowatość i nie dawać jej wytchnąć, wówczas by się z nią wygrało. Czyż nie zazdrościł często Riidigerowi aż do szału jego pięknej i bogatej żony? A co by było, gdyby teraz tę kobietę zdobył i zrezygno- wał z nudnej Annedore? Kusiło go ogromnie poszukać szczęścia w ramionach Ursuli. Czemuż by nie? Najpóźniej w styczniu będzie wolna i gotowa do zawarcia nowego małżeństwa. Chwilowo nie musiał obawiać się żadnego rywala, a jeśli będzie mądry, nie potrzebuje się już nigdy więcej żadnego obawiać. Trzeba tylko wzbudzić w niej zazdrość, aby ją ujarzmić i nie dać jej wytchnienia, rozmyślał. Wresz- cie po chwili powiedział patrząc jej bardzo szczególnym wzrokiem w oczy: — Chciałabyś wiedzieć, w czyich to mocnych rękach jest baronówna? — Ależ tak — odparła niecierpliwie. — No to muszę się wyspowiadać, Ursulo. Spojrzała na niego zaskoczona. — Ty? A więc ciebie ma na myśli Lilly? Westchnął. — Ale z zachowaniem dyskrecji, Ursulo... no więc tak, mnie miała na myśli. Ta mała baronówna kocha mnie i czeka tylko na to, żeby być pełnoletnią i móc zostać moją żoną. Riidiger uważa mnie za zbyt lekkomyślnego, żebym mógł zostać solidnym mężem, i dlatego nie chce dać swojej zgody na nasz związek. 170 \Vjednej chwili hrabina poderwała się i usiadła prosto. W jej oczach błysnęła wrogość, gdy pomyślała o baronównie. _ A więc ty się chcesz z nią ożenić? —- Czy ja chcę, to tu się nie liczy, Ursulo. Taki biedak jak ja musi ożenić się bogato. Baronówna jest bogata, ładna i czarująca. A mogłoby być gorzej. .— Ale ty jej nie kochasz? — Och, gdy już będzie moją żoną, będę ją kochał szalenie. — Ja myślę, że ona jest nudna. — Ja ją sobie wychowam taką, jaką będę chciał mieć. Ona mnie kocha niezmiernie i dla mnie się zmieni. W oczach hrabiny Ursuli pojawiło się niespokojne, pożądliwe iskrzenie. Lothar to zauważył. “Złapała przynętę", pomyślał usatysfak- cjonowany. Jednym szarpnięciem hrabina rzuciła się z powrotem na fotel. — Zapal mi świeżego papierosa, Lotharze. Zrobił to. Założyła ręce na kark. Szerokie rękawy jej sukni opadły do tyłu i odkryły przecudne przedramię. I gdy Lothar wsuwał jej świeżego papierosa między zęby, spojrzała na niego w górę uśmiechniętymi, kuszącymi oczami. Tymi oczami trzymała go na uwięzi. Stał dalej pochylony nad nią. Wtem wyjęła powoli papierosa z ust i spojrzała nań z syrenim uśmiechem. Ale on był mądry. Takie kobiety jak ona trzeba trzymać w niepew- ności. Nie wolno im tak łatwo ulec, bo wówczas szybko się nudzą. Powoli się wyprostował. — Masz uwodzicielskie usta, Ursulo — powiedział. Znowu zaciągnęła się dymem i patrzyła nań spod wpółprzymk- niętych powiek. — Tak uważasz? — Tak, uważam tak nie od dziś. — Nie? — Nie. Roześmiała się nagle na głos i zerwała się z fotela. — A więc teraz wyjeżdżamy, a potem zjemy obiad. Kiedy masz służbę? — Dziś już nie. — Świetnie. To będziemy razem do wieczora. 171 — Tak długo, jak tylko zechcesz. — Dobrze. Zadzwoń, proszę, na moją pokojówkę. Zrobił to i gdy dziewczyna weszła, hrabina rozkazała: — Kapelusz i płaszcz. Pokojówka przyniosła wszystko, czego sobie życzyła. Ursula włoży. ła kapelusz ozdobiony drogocennymi piórami rajerów, a hrabia Lothar z dworną ceremonialnością założył płaszcz na jej piękne ramiona. Widziała w lustrze, że walczy ze sobą, czy ma wycisnąć pocałunek na wąskim pasemku jej wspaniałej szyi, odsłoniętej przez mały dekolt sukni. Dlatego szybko podniosła obszyty futrem kołnierz eleganckiego płaszcza i otuliła się nim z kokieteryjnym uśmiechem. Tych dwoje ludzi było sobie wzajemnie godnych. Oboje grali komedię, oboje wiedzieli, że to robią, a mimo to uważali tę komedię za interesującą i pociągającą. Rozumieli się znakomicie i brali życie lekko. Uśmiechając s>ię hrabina naciągnęła rękawiczki i pozwoliła je sobie Lotharowi zapiąć. Całował przy tym małe fragmenty różowego ciała, których rękawiczka nie zdołała zakryć. Potem Lothar podał hrabinie ramię, żeby zaprowadzić ją do czekającego już samochodu. Jakby wyczarowana pojawiła się gotowa do drogi pani von Hausmann i poszła za nimi. Hrabia Lothar pomógł szarmancko hrabinie wejść do auta i prze- puścił przed sobą także panią von Hausmann. Wreszcie usiadł na- przeciwko pań. Późnojesienne słońce świeciło z góry jasno i ciepło. Berlin poka- zywał tu w wytwornej zachodniej dzielnicy swoje najprzyjemniejsze oblicze. O wyjątkowo przyjemnym życiu świadczyły tu wyraźnie pa- łace, przepyszne wystawy w oknach sklepowych, elegancko ubrani ludzie, którzy snuli się po ulicach, i liczne luksusowe ekwipaże i samochody. Hrabina Ursula i hrabia Lothar rozumieli to wyzwanie i reagowali na nie aż nazbyt chętnie. 21 Nadeszły święta Bożego Narodzenia, a miały być w Lindecku, a także w Rottbergu obchodzone wyjątkowo nastrojowo. Annedore pracowała przez ostatnie tygodnie z wielkim zapałem. Chciała swojej służbie folwarcznej w Rottbergu własnoręcznie przygotować gwiazd- kowe podarunki i jeździła tam saniami codziennie. Bo grudzień pokrył lasy i pola wspaniałą białą szatą zimową. W sali reprezentacyjnej zamku Rottberg kazała ustawić wielkie stoły i porozkładać tam wszystkie prezenty, które sama kupiła. Upiekła także własnoręcznie w Rottbergu ciasto świąteczne i wszystko przystroiła gałązkami świeżej choiny. W tym zapale do uszczęśliwienia swoich ludzi i w tej radości, że może obdarowywać ich bogato, bardzo poweselała. Planowała także niespo- dzianki gwiazdkowe dla domowników Lindecku. W Lindecku oczekiwano na święta Bożego Narodzenia przyjazdu hrabiego Lothar a. Ten jednak został zatrzymany w Berlinie przez hrabinę Ursulę. Przebywała z nim codziennie i oboje prowadzili przyjemne życie. Kontynuowali przy tym tę zabawną, pełną kokieterii grę, którą zaczęli. Hrabina Ursula nie chciała puścić Lothara do Lindecku, chciała wypróbować, czy zdoła go przykuć do siebie, chociaż czekała tam na niego potajemnie z nim zaręczona narzeczona. Lothar dał się zatrzymać aż nazbyt chętnie, bo niewiele sobie obiecywał po wizycie w Lindecku. Ale opierał się dla pozoru, aby podniecić hrabinę i dać jej w końcu satysfakcję z ciężko wywalczonego zwycięstwa. Tak więc na dzień przed Bożym Narodzeniem przyszedł od niego do Lmdecku list, w którym donosił hrabiemu Riidigerowi, że nie chce spędzać świąt w Lindecku, bo ten niejasny stosunek do baronówny Annedore jest dla niego zbyt bolesny. Uważa za bardziej właściwe nie niepokoić jej swoim przyjazdem, zwłaszcza że zobaczą się wkrótce znowu w Berlinie. Hrabia Rudiger analizował te słowa w zamyśleniu. A że Lothar nie podał mu prawdziwego powodu swej nieobecności, wydawało mu się więcej niż pewne. Tak delikatny to on nie był, żeby uwzględniać stan psychiczny Annedore. Prawdziwego powodu pozos- 773 tania Lothara w Berlinie hrabia Riidiger oczywiście jednak nie odgadł Lothar napisał również do swojej siostry, ale ten list był zupełnie inne treści. Annedore dowiedziała się od Lilly i Riidigera, że Lothar nie przyjedzie na święta Bożego Narodzenia do Lindecku. Opiekun za- wiadomił ją o tym z wielką delikatnością i ostrożnością i zaraz dodał na pocieszenie, że się przecież wkrótce zobaczą w Berlinie. Ale ku jeso radości Annedore przyjęła tę wiadomość bez żadnego smutku. Zaraz po śniadaniu Riidiger chciał pojechać do Rottbergu, więc kazał zaprząc konie do sań, bo znowu była wspaniała śnieżna pogoda. Annedore miała także zamiar pojechać do Rottbergu, żeby poczynić ostatnie przygotowania do rozdania podarunków. — Czy nie zechciałby pan i mnie zabrać za jednym zamachem, hrabio Riidigerze? Za pięć minut będę gotowa — zapytała. Oczy mu zaświeciły. — Chętnie zaczekam i cieszę się, że będę mógł rozkoszować się pani towarzystwem. Pobiegła do swojego pokoju i zaczęła się szykować do drogi. W parę minut później wyszła przed portal z sieni zamkowej. Hrabia Riidiger pomógł jej troskliwie przy wsiadaniu do sań i okrył ja baranicą. Lilly stała na górze przy oknie. Annedore spojrzała ku niej w górę i po- machała jej ręką. Hrabianka przypomniała sobie list brata. “Jeśli rozumiem list Lothara, to byłoby bardzo dobrze, gdyby Annedore i Riidiger się połączyli. Wielkiej pociechy przecież z Annedore i tak nigdy nie będzie, jest zbyt nieruchawa i zasadnicza" — pomyślała Lilly. Riidiger i Annedore odjeżdżali pełni skrywanej szczęśliwości z tego przebywania razem. Riidiger powoził, więc byli zupełnie sami. I gawę- dzili o wszystkim, co dobre i piękne, i o uroku niemieckich świąt Bożego Narodzenia. —- Tym razem cieszę się całkiem szczególnie na te święta — po- wiedziała Annedore, oddychając z ulgą w trakcie tej rozmowy. — W czasie mego pobytu»na pensji święta Bożego Narodzenia były zawsze dla mnie bardzo smutne, bo moje koleżnki, a przede wszystkim moja przyjaciółka Lisa, zawsze jeździły na święta do domu. Spojrzał na nią z ukosa. — Pani słowa ugodziły mnie jak wyrzut — powiedział z westchnieniem. Szybko obróciła się ku niemu. — Dlaczego? 174 __ Dlatego, że nie powinienem był dopuścić do tego, aby pani pędzała święta samotnie na pensji. Na moje usprawiedliwienie mam do powiedzenia tylko tyle, że w Lindecku też nie mógłbym pani za- ofiarować spokojnych i przyjemnych świąt. Hrabina lubiła tylko huczne święta, podczas których na pewno by się pani dobrze nie czuła. Było to po raz pierwszy, że mówił z nią o swojej żonie. Serce jej zabiło głośno i ciężko. — Nie powinien pan robić sobie z tego powodu wyrzutów. Na pewno moja obecność hrabinie Ursuli tylko by przeszkadzała, a to byłoby dla mnie bardzo bolesne. Wobec tego na pensji było mi już lepiej. I tym piękniejsze będą te święta Bożego Narodzenia. — Czy i tu w Boże Narodzenie będzie pani czegoś brak do prawdziwej radości? — zapytał badawczo. Lekki cień przemknął przez jej twarz, bowiem przypomniała sobie, iż jest związana z mężczyzną, którym musi pogardzać. Ale powiedziała dzielnie: — Nie, niczego mi nie będzie brak. Czuł, że te słowa nie są szczere, i sądził, że jest smutna, bo Lothar nie przyjedzie. Aby ją od tych myśli odciągnąć, zapytał: — Czy nie zechciałaby pani zaprosić kiedyś swojej przyjaciółki, panny von Karn- burg, do Lindecku? Przetarła sobie czoło, jakby przepłaszała jakąś dręczącą myśl. — Lisę? O tak... jeśli pan pozwoli, chciałabym ją kiedyś zaprosić. Może na wiosnę? Uśmiechnął się. — Czyżby wątpiła pani rzeczywiście, że jej na to pozwolę? Pokręciła przecząco głową. — O nie, ja wiem, że pan jest zawsze dla mnie dobry. Twarz mu się raptem"zaczerwieniła. — Czy takie jest na pewno pani przekonanie, Annedore? Czy wierzy pani, że z całego serca dobrze jej życzę, nawet wtedy, gdy się pani może wcale tak nie zdawać? Kiwnęła potakująco głową. — Tak, ja to wiem. Do żadnego człowieka nie mam tak absolutnego zaufania jak do pana. Pochylił się do przodu i spojrzał na nią. W jego twarzy zadrgało głębokie wzruszenie, a oczy się rozpromieniły. — Czy pani wie, że mnie to bardzo uszczęśliwia? ^ 775 — Czy tak bardzo panu zależy na moim zaufaniu? — zapyta} cicho. Odetchnął głęboko i ciężko. — Tak, bardzo... zwłaszcza że wiem i> to zaufanie już raz pani do mnie całkowicie utraciła. — Skąd pan to wie? — Częściowo z pani ust, a częściowo z pani listu, który pani napisała. — Z listu? — zapytała zdumiona. — Tak. Tu muszę jednak coś najpierw pani wyznać. Znalazłem pewnego dnia w lindeckim parku na wyżwirowanej ścieżce zgnieciony zwitek papieru. Podniosłem go i rozwinąłem. Był to pani list do jej przyjaciółki Lisy. Ja go przeczytałem... od początku do końca. I z tego listu dowiedziałem się, że uważa mnie pani za bardzo złego człowieka, za potwora bez serca. Szybko się wyprostowała. — Mój Boże... ten list... on wpadł w pańskie ręce? Wyjął z portfela starannie złożony papier i podał go jej. — To bardzo długie pismo — powiedział uśmiechając się. Wzięła je i spuściła oczy, a ciemny rumieniec wystąpił na jej twarzy. — Och, jakże mi wstyd przed panem za ten list. Wprawdzie go nie wysłałam, bo po napisaniu sama powiedziałam sobie, że z domu, w którym korzysta się z gościny, nie wolno wynosić nic, co mogłoby rzucić niekorzystne światło na jego gospodarza. Ale niestety nie zniszczyłam tego listu, tylko go zgniotłam i nawinęłam na niego przędzę. I wtedy zapewne mi upadł, gdy wszystką przędzę zużyłam. Co też pan musiał sobie o mnie pomyśleć, kiedy pan przeczytał ten list! — Myślę, że była pani młoda i niedoświadczona i nie umiała odróżnić prawdy od pozoru. Nakreślono pani taki mój portret, który miał wzbudzić oburzenie na mnie. I temu uczuciu musiała dać pani wyraz. Potrafię to zrozumieć. Na pani miejscu też bym się oburzył. Nie mogła pani przecież wiedzieć, że jest to obraz fałszywy. Bojaźliwymi oczami spojrzała na niego. — Ale tym głupim, wstręt- nym listem sprawiłam panu ból, prawda? Uśmiechnął się z rezygnacją. — Tak, trochę mnie to zabolało. Ale jeżeli teraz uznała pani, że nie jestem tak zły, jak próbowano pani wmówić, to mnie to zadowala. 176 —- O, ja już od dawna wiem, że to był obraz fałszywy. Ja tylko przez jerwszy okres tak źle pana oceniałam. Ale przez ten krótki czas byłam tei mojej przekorze i oburzeniu bardzo przykra dla pana. Po cichu robiłam sobie z tego powodu ciągle wyrzuty. Dość szybko zorien- towałam się, że jest pan najlepszym, najszlachetniejszym człowiekiem, jakiego znam. — No, no, niech pani nie wpada z jednej krańcowości w drugą — zażartował, ukrywając swoje wzruszenie. — Nie, nie, teraz dobrze pana znam. Proszę, niech mi pan wybaczy i zwróci mi ten wstrętny list, żebym go mogła zniszczyć! — Nie mam pani nic do wybaczenia. Nie z własnej winy musiała pani wytworzyć sobie fałszywy sąd o mnie. I cieszy mnie, że teraz pani sama zmieniła zdanie i darzy mnie swoim zaufaniem. Szybko podała mu rękę. — Darzę. I to ładnie, że mi pan przebaczy te obrzydliwe słowa, jakie o panu napisałam. Oddał jej list. Podarła go na drobne kawałki i rzuciła na wiatr. Pofrunęły nad zaśnieżoną równiną i zawisły na drzewach i krzakach. Annedore popatrzyła za nimi. Przez chwilę było teraz całkiem cicho. A potem wynurzyły się zza Buczynowej Góry wieże Rottbergu. Hrabia Rudiger zaczął rozmowę na inny temat, o sprawach obojętnych. I Annedore ją podchwyciła. Ale oboje mówili dość chaotycznie, bo pogrążeni byli w swoich myślach. Hrabia Rudiger ciągle zastanawiał się, jak to już często bywało, czy to jest moż- liwe, że Annedore kocha człowieka, który musi przecież uchodzić w jej oczach za oszczercę. Jej szlachetną duszę na pewno to przecież gnębi, że Lothar tak obrzydliwe kłamstwa rozpowszechniał o swoim bracie. Nie wypowiedział tego jednak, bo nie chciał jej przypominać Lothara. Miłość bowiem czyni ludzi ślepymi, myślał. Czy on sam nie kochał swojej żony, nim nie poznał się na jej prawdziwej wartości? Wystar- czająco przecież ciężko przeżył to odkrycie. 777 Te jego myśli przerwała Annedore mówiąc: — Czy pojedzie pan jutro po południu razem z Lilly, panią von Stein i mną do Rottbergu na rozdanie podarunków? Myślę, że powinno to nastąpić zaraz po zapadnięciu zmroku. Potem wrócilibyśmy wystarczająco na czas do Lindecku, żeby tam kontynuować rozdawanie prezentów. 12 — Przez cierpienie do szczęścia Z tłumioną czułością popatrzył w jej proszące oczy. —. Bar, chętnie pojadę z wami. Byłbym zmartwiony, gdyby mnie pani z te wyłączyła. — O, to pięknie. Chcę was wszystkich obdarować w Rottbergu — Mnie też? Ja też dostanę coś w podarunku? — zapytał zaczepnie przekomarzając się z nią. — Naturalnie, pan też. Ja przecież tak się na to cieszę, że będę mog}a kogoś obdarować. — Pani ostatnio strasznie dużo pieniędzy wydała — przekomarza} się dalej. — Potrafiłabym wydać jeszcze więcej. — A więc cieszy się pani na jutrzejszy dzień? — Jak dziecko. — A potem do Berlina? Na to też się pani cieszy, prawda? — dopytywał się dalej. Wzruszyła ramionami. — Czasami się cieszę, a czasami ogarnia mnie lęk przed tą podróżą. Z opowiadania Lilly Berlin mało mnie nęci, ale na to, co pan i ciocia Johanna mi zapowiadacie, cieszę się. — No, w Berlinie będzie pani mogła też wybrać sobie przyjemności podług własnego gustu. — Na operę i teatr bardzo się cieszę. W Genewie bardzo rzadko chodziliśmy na jakieś dobre przedstawienie. I te bale dworskie muszą być przecież interesujące. Raz chciałabym to wszystko przeżyć. — Tylko raz? — Tak, nie sądzę, żebym potrzebowała częściej to robić. — Zobaczymy, jak to wszystko na panią podziała. Ale oto jesteśmy już u celu. Wysadzę panią przed wejściem do zamku i pojadę potem dalej, do domu rządcy. Ponieważ mam tu zajęcia na pół godziny, drogę powrotną będzie musiała pani sama odbyć. Kiedy mam przysłać po panią sanie? — Myślę, że gdzieś po*pierwszej. Wówczas zdążę jeszcze na obiad w Lindecku. Lilly chciała po mnie przyjechać. Z nią wrócę. — Dobrze. A więc do widzenia na obiedzie w Lindecku! — Do widzenia! Pomógł jej wysiąść. Gdy wchodziła na schody, zawołał za nią: — I niech mi pani przygotuje coś naprawdę ładnego! 178 Odwróciła się. __ Wcale nie wiedziałam, że pan tak lubi być obdarowywany powiedziała z uśmiechem. Oczy mu rozbłysły. — Przez każdego człowieka nie, ale przez panią bardzo. Baronówna zaczerwieniła się i wbiegła do zamku nie oglądając się już za siebie. Zaraz po obiedzie w dniu Wigilii pojechali do Rottbergu. Niebo było całe nawisie śnieżnymi chmurami i właśnie się zmierzchało, kiedy o godzinie czwartej byli na miejscu. W wielkiej sieni palił się potężny ogień na kominku. Było przyjemnie ciepło i wspaniale pachniała choinka oraz ciasto świąteczne. Schluderyn- ka i odźwierna stały w sieni w odświętnych strojach i przyjmowały gości. W pół godziny później wszyscy ludzie z majątku zebrali się w reprezentacyjnej sali, gdzie Annedore przy pomocy Schluderynki porozkładała dary. Annedore podeszła do fortepianu i zaintonowała najpiękniejszą ze wszystkich kolęd: Cicha noc, święta noc. I swoim pięknym czystym głosem zaczęła ją śpiewać. Schluderynka zawtórowała jej odważnie swoim łamiącym się altem. Młody, miękki głos i stary, drżący brzmiały jakoś szczególnie jeden z drugim. Wtem wpadł w nie dźwięczny baryton hrabiego Riidigera, więc teraz już odważyli się wszyscy inni. Uroczyście brzmiał śpiew w tym przestronnym pomieszczeniu, które rozjaśniały świeczki umocowane na wysokich choinkach. A gdy pieśń przebrzmiała, Annedore zwróciła się do swoich ludzi i wezwała ich na wyznaczone miejsca. Bogate prezenty przygotowała dla wszystkich, a teraz cieszyła się jak dziecko radośnie zdumionymi twarzami służby. Gdy już obdarowała swoich ludzi, zaprosiła ich na poczęstunek. Z uśmiechem broniła się przed wszelkimi podziękowaniami i by ich uniknąć, szybko wyszła. Zaprowadziła teraz hrabiego Riidigera, panią von Stein i Liliy do innej komnaty — do jednego z pokojów zmarłej matki. Tu stała na jednym z mniejszych stołów bardzo piękna, smukła choinka, ozdobiona tylko świeczkami i sztucznym śniegiem. 779 Z radosnym uśmiechem, który zdradzał, że lubi dawać prezent prowadziła Annedore swoich gości do stołu. Każdemu przygotowała t co mu mogło sprawić przyjemność. ' Najszczodrzej obdarowała Lilly. Dzięki kobiecej intuicji odgadł wszystkie jej życzenia i je spełniła. Dla pani von Stein Annedore zrobiła własnoręcznie przecudna chusteczkę, a oprócz tego podarowała jej komplet drogocennych starych koronek, pochodzących z zasobów swojej zmarłej matki, które kiedyś bardzo podziwiała. Miały one wielką wartość, więc pani von Stein była tym bardzo zaskoczona i ucieszona. — Właściwie to mi nie wolno przyjąć tak cennego prezentu, droga Annedore — powiedziała. Młoda dziewczyna objęła ją. — Kochana ciociu Johanno, ty mi podarowałaś o wiele cenniejsze rzeczy: swoją miłość i dobroć. A ja nie miałam możliwości podsłuchać, jakie są jeszcze inne twoje pragnienia, żeby je spełnić. Jeśli więc mogę sprawić ci, ciotuniu, choć tę drobną przyjemność, to jestem bardzo szczęśliwa. Pani von Stein ucałowała ją serdecznie. — Ja wiem, że pani to robi z serca, Annedore. I jeżeli tak, to przyjmuję te koronki bez skrupułów. Będę je bardzo szanować. Drogocenne stare koronki są bowiem moją słabością. Teraz Annedore złapała Riidigera za rękę i poprowadziła do jakiegoś dużego, płaskiego, zawiniętego przedmiotu. Szybko go rozwinęła. I oto Riidiger ujrzał malowidło olejne — portret ojca Annedore — wierną kopię obrazu z sali antenatów, namalowaną przez tego samego artystę malarza. — Ja sama nie potrafię się dość nadziękować, hrabio Riidigerze, za to, co pan dla mnie i mojej posiadłości zrobił. Więc ściągnęłam na pomoc mojego kochanego ojca. Pierwszego dnia, kiedy mnie pan tu przywiódł, powiedział pan przed portretem mojego ojca, że bardzo chciałby mieć ten obraz w Lindecku, bo ojciec jest na nim jak żywy. A ponieważ nie wiedziałam, czym poza tym jeszcze mogłabym panu sprawić przyjemność, napisałam do tego malarza i poprosiłam go, żeby namalował w Rottbergu kopię tego portretu. Udało mi się przyjazd tego malarza przed panem zataić i zrobić panu niespo- dziankę. Hrabia Riidiger długo patrzył na portret. Jego twarz drgała ze ruszenia. Przeszłość stanęła przed nim. Jakże często ze swoim pjonym sercem uciekał się do tego dobrotliwego, pełnego zro- umienia człowieka, który mu dał serdeczność, jakiej był pozbawiony przez swego własnego ojca. Przez długą chwilę milczał wzruszony. Potem ujął rękę Annedore mocnym, ciepłym uściskiem i podniósł do ust. _ Nie mnie przyjmować podziękowania, tylko je składać, ba- ronówno Annedore, ja to już kiedyś pani powiedziałem. Pani wie, kim był dla mnie pani ojciec, jak bardzo jestem mu zobowiązany. Piękniej- szego prezentu nie mogła mi pani zrobić, ani bardziej delikatnego. Dziękuję z całego serca. Oczy z tego portretu patrzą na mnie jak żywe. I moim najgorętszym staraniem będzie, żebym mógł zawsze sprostać ich spojrzeniu. — Jestem bardzo rada, że sprawiłam panu radość — powiedziała cicho i głos jej drżał. Hrabia Riidiger długo jeszcze nie mógł oderwać się od wizerunku barona Rottberga. “Jeżeli możesz mi zajrzeć do serca, mój kochany przyjacielu, który byłeś dla mnie ojcem, to wiesz także to, że dla mnie istnieje już tylko jeden cel w życiu, który wypełnia całą moją duszę — zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby zapewnić szczęście twojemu dziecku. Pomóż mi w tym. Nie o sobie chcę myśleć, tylko o niej". Annedore była szczęśliwa, że swoimi podarunkami rzeczywiście sprawiła radość. Również Lilly była zachwycona obfitymi darami, które Annedore dla niej przygotowała. Chciała je koniecznie zaraz wszystkie zabrać, żeby w Lindecku raz jeszcze rozłożyć je pod choinką. Także hrabia Riidiger nie chciał się z portretem rozstać i postanowił zabrać go ze sobą. Zaraz więc portret starannie z powrotem zawinął. Inni czynili to samo, a Annedore gorliwie im przy tym pomagała, więc wytworzył się radosny, wesoły nastrój. Pakunki musiały być załadowane na drogę powrotną. Dobrze, że przyjechali tu autem, przynajmniej wszystko się w nim zmieściło. I tak w obładowanym prezentami samochodzie wracali w wy- śmienitych humorach do Lindecku. 180 22 zkoszował się jej niepokojem i uśmiechał się. — Jest bardziej 'aca niż kiedykolwiek, a ze wzruszenia na mój widok rumieniła się Zaraz po świętach hrabia Riidiger przyjechał ze swoimi paniami d Berlina. Jak zaplanowano, Lilly i Annedore miały zamieszkać u pani von Stein, podczas gdy hrabia Riidiger ulokował się w hotelu “Kaiserhof' Lothar oczekiwał państwa na dworcu i dla dam przyniósł kwiaty a gdy witał się z Annedore, Riidiger bacznie obserwował tych dwoje I widział, że twarz Annedore to się rumieniła, to bladła, co wyglądało na głębokie wzruszenie. “Ona go jednak kocha" — pomyślał z bolesną goryczą i zrobiło mu się znowu bardzo ciężko na sercu. Hrabia Lothar obnosił się z hałaśliwą wesołością. Rozmawiał z Annedore w lekkim, żartobliwym tonie, i zapewniał ją, że dopiero teraz się dowie, co to znaczy żyć. — Powietrze berlińskie to jest eliksir życia, Annedore. Doświadczy tego pani wkrótce na sobie — powiedział. Odprowadził panie do auta i pożegnał się na razie. — Mam jeszcze służbę. Ale dziś wieczorem będę do dyspozycji. Pojadę z Riidigerem aż do “Kaiserhofu" i omówię z nim program na dzisiejszy wieczór. — I gdy panie odjechały, bracia wsiedli do innego samochodu i udali się do hotelu. Po drodze postanowili, że wieczorem pójdą razem do opery. Lothar miał zamówić lożę, a Riidiger obiecał zaraz po obiedzie pojechać do pani von Stein i wszystko z paniami omówić. -Przed wejściem do “Kaiserhofu" bracia rozstali się. Starszy wszedł do hotelu, a młodszy natychmiast pojechał do hrabiny Ursuli. Przyrzekł ją zawiadomić, gdy rodzina przyjedzie. Hrabina Ursula kazała go natychmiast prosić, gdy jej zameldowano jego przybycie. Wyszła mu naprzeciw. — No i co, Lotharze? — Przyjechali, Ursulo. — Baronówna też? — zapytała najwyraźniej zdenerwowana. — Tak, oczywiście, też. Popatrzyła nań badawczo. — No i... jesteś zachwycony, że znowu widzisz swoją tajną narzeczoną? — zapytała, na wpół szyderczo, na wpół z niepokojem, i pociągnęła go na otomanę, żeby usiadł przy niej. 182 i bladła. Tak... a więc jest czarująca? — Tak, prawie tak czarująca jak ty. Odchyliła się na oparcie otomany. — A więc jednak prawie? __ zapytała. W jej oczach pojawił się kuszący i uwodzicielski płomień. Pochylił się i pocałował ją w rękę. — Tak, tylko prawie... i... nie powinnaś tak patrzeć na mnie, Ursulo, bo b«ędzie mi trudno myśleć o baronównie. — No, twoje myśli są, mam nadzieję, chy~ba jeszcze wolne. — Właściwie to nie... właściwie należą już do baronówny, która mnie swoją małą rączką wyzwoli z tej utrapionej mizerii ubogiego porucznikowania. — To cię pewnie wiąże z nią najbardziej? — Tak... to najbardziej. — A poza tym co jeszcze? — No... jej uroda i wdzięk. Hrabina zerwała się z otomany. — Muszę tę piękną i pełną wdzięku baronównę zobaczyć możliwie jak najprędzej — wybuchnęła. W jego oczach zaiskrzyła się zaborcza żądza. — Ciągle jeszcze zazdrosna o nią... ze względu na Riidigera? — zapytał. Rzuciła się na fotel i zaczęła machać mu przed oczyma swoimi małymi stopkami, do góry i na dół. A potem spojrzała nagle nań namiętnie. — Zazdrosna? Tak. Ale nie z powodu Riidigera. Wówczas rzucił się nagle przed nią na kolana i spojrzał na nią zamglonymi oczyma. — Ursulo! Coś ty powiedziała? Przejechała dłońmi, jakby się bawiąc, po jego włosach, a on poczuł, że ręce jej drżą. — Tak, ty... ty głupi Lotharze, ja jestem rzeczywiście zazdrosna... z twojego powodu, a tę małą baronównę. Ukrył twarz w fałdach jej sukni. Potem znowu spojrzał w górę na nią. — Jeżeli nie chcesz, to nie musisz być. Jedno twoje słowo... i ja zrezygnuję z baronówny. — Naprawdę? — zapytała szeptem. — Tak, naprawdę. Powiedz mi, że zostaniesz moją żoną, gdy twój rozwód zostanie orzeczony. To musi się w tych dniach stać. Wówczas 183 zwrócę słowo baronównie. Chcę być wobec ciebie całkiem uczciwy Muszę ożenić się z bogatą kobietą, a baronówna jest bogata. Ale ty też jesteś. I ciebie wolę. Jesteś mojego pokroju, rozumiesz mnie i nje krzyczysz zaraz: Ukrzyżować, gdy jestem czasem trochę lekkomyślny Niczego mi nie brak tak, jak tych przeklętych pieniędzy! Ale kocham tylko ciebie, Ursulo! Myślę, że już od zawsze cię kochałem. I nadajemy się do siebie. Będę tak mało ograniczał twoją wolność, jak ty moją. ja wiem, że jesteś istotą, której należą się szczególne prawa. We wszystkich sprawach będziesz ze mnie zadowolona. Patrzyła przez chwilę na niego, jakby mu chciała zajrzeć aż do serca. — Kto mi zaręczy, że ty nie grasz teraz przede mną komedii, Lotharze? Jak możesz mi udowodnić, że mógłbyś rzeczywiście mieć tę baronównę? Może mówisz mi to wszystko po to tylko, aby skłonić mnie do małżeństwa. Nie wzięłiabym ci tego za złe. Ale przez ciebie nie chciałabym być pożądana tylko dla moich pieniędzy, to mnie nie pociąga, chociaż jestem w tobie rzeczywiście mocno zakochana. Że musisz mieć bogatą żonę, ja to rozumiem, i nie dziwię się, że próbujesz taką zdobyć. Aleja chcę być też kochaną, jeżeli mam się zdecydować cię poślubić. Gdybym była pewna, że ty mógłbyś mieć baronównę, która jest równie bogata jak ja, ale że wolałbyś jednak wybrać mnie... to by mogło mnie skusić. Odetchnął głęboko i zaczął pokrywać jej ręce pocałunkami. — Mogę ci udowodnić, że baronówna należy do mnie i uważa się za związaną ze mną. Będę musiał ją zranić, jeśli z nią zerwę, bo ona mnie kocha. Ale gdy mogę zdobyć ciebie, Ursulo, to nic i nikt mnie nie powstrzyma, uwolnię się od niej... dla ciebie. Jej oczy zaiskrzyły się namiętnością. — Udowodnij mi... a będę twoja — wyrzuciła z siebie podniecona. Wtedy on wyciągnął list, który kazał sobie przez Annedore napisać. — Przeczytaj to — poprosił ochryple. Zaczęła czytać: Drogi Lotharze! Nie proś na próżno. Miej tylko trochę cierpliwości do mnie. Jak minie nasz okres czekania, wszystko będzie inaczej. Przyrzekam Ci niniejszym raz jeszcze, że w dniu dojścia do pełnoletności zostanę * 184 Twoją narzeczoną i już teraz uważam się za nierozerwalnie z Tobą zmazaną. Z serdecznym pozdrowieniem Twoja Annedore von Rottberg Oczy hrabiny Ursuli zaiskrzyły się. Nie znając baronówny, zniena- widziła ją, bo podobno była piękna i czarująca... bo pragnęła Lothara mieć za męża i kochała go. A dla hrabiny tylko to zawsze miało wartość, czego inni pożądali albo chcieli jej odmówić. Wolno złożyła list i zwróciła mu go. A potem nagle ujęła jego głowę obiema rękami i zaśmiała się do niego kusząco. — Ty nicponiu! Ja mam rzeczywiście ochotę spełnić twoje pragnie- nie. Bardziej niż ty przecież nie pasuje do mnie nikt. A więc dobrze... skoro tylko mój rozwód zostanie orzeczony, zaręczymy się. A na Wielkanoc możemy wziąć ślub. Porwał ją gwałtownie w ramiona i całował aż do utraty tchu. Potem oboje popatrzyli sobie w rozpalone twarze. Odetchnąwszy wreszcie, hrabina powiedziała: — Teraz wstań! Ta Hausmann mogłaby wejść, a to niepotrzebne, żeby widziała cię przede mną na kolanach. — Ale ty jesteś godna uwielbienia, słodka Ursulo. — No dobrze. Ale na razie uwielbiaj mnie z daleka — zażartowała, pocałowała go raz jeszcze i odsunęła od siebie. Potem ciągnęła dalej: — A zatem musisz zerwać z baronówną. — To pójdzie bez trudności. — A potem musisz mi jak najszybciej stworzyć okazję do zoba- czenia jej. Chcę się przecież przekonać, czy warto wchodzić z nią w szranki. Zerwał się na równe nogi. — To można urządzić już dziś wieczorem. Rudiger idzie z paniami do opery. Ja też się na to zgodziłem i na polecenie Rudiger a zamówiłem lożę. Hrabina również wstała. — Świetnie! Więc ja się postaram o lożę naprzeciwko. Będę miała wtedy przyjemność obserwować Riidigera i baronównę razem. — To może się stać. Natychmiast zarezerwuję jeszcze lożę dla ciebie. — Dobrze. A kiedy się znowu zobaczymy? — Czy mogę przed operą wypić z tobą herbatę? 185 * — Chętnie, jeśli będziesz miał czas. Dziś wieczorem będę się przec- tpbą cieszyć tylko z daleka. — Niestety, to jest konieczne, bo dziś wieczorem muszę się p“ święcić “lindeckowcom". Inaczej się nie da. — Trudno! Czy wiesz, czego jestem ciekawa? — No czego? — Tego, co powie Riidiger, kiedy się dowie, że chcemy się pobrać Lothar podniósł głowę. — Chwała Bogu, on tu nie ma nic do gadania. Skoro tylko rozwód zostanie orzeczony, będziesz wolna... A mnie też nie może nic nakazać. Odmówił mi wtedy zezwolenia na związek z baronówną, w przeciwnym razie byłbym już dawno z nią związany... nierozerwalnie. Pożegnał się bardzo czule, a kiedy na dole wsiadł do samochodu, żeby raz jeszcze pojechać do opery, odetchnął głęboko z ulgą. Zwy- ciężył. Zapewnił sobie Ursulę, i wszystkie kłopoty się teraz dla niego skończą. Jak to dobrze, że miałem ten liścik od Annedore, rozmyślał. Bez niego tak łatwo bym Ursuli nie pokonał. Jeśli o mnie chodzi, to teraz Riidiger może sobie wsadzić tę swoją wychowanicę pod szklany klosz albo sam się z nią ożenić, jeśli ma ochotę. Mnie już nie może robić żadnych wstrętów. A z jego nędznej pomocy mogę jako małżonek Ursuli, chwała Bogu, zrezygnować. W operze odbywało się uroczyste przedstawienie. Był obecny dwór i jacyś zagraniczni książęta. W związku z tym ogromna sala wypełniła się do ostatniego miejsca. Tego dnia była wyjątkowo elegancka publiczność. Panie w przepiso- wych wieczorowych toaletach, przy których dekolt jest nieodzowny, obojętnie, czy obnażano piękne, młode ramiona i szyję, czy też stare i brzydkie. Hrabia Riidiger i jego panie zajęli małą lożę przy proscenium. Annedore śledziła to, co się działo na widowni, z zapierającym dech zainteresowaniem. Rozkoszowała się tym wszystkim nie mniej niż wido- wiskiem scenicznym. Na parę królewską czekała z niecierpliwością, za parę dni miała być im przecież przedstawiona. Na myśl o prezentacji u dworu ogarniała ją ogromna trema. 186 Hrabia Lothar, który siedział za nią, opisywił jej wysoko po- wione osobistości. Ona sama pytała też o tą i ową iiteresującą postać. S Loża naprzeciwko była jeszcze pusta. Lothar (zasami rzucał tam badawcze spojrzenie. A Lilly, którą wtajemniczył, t:ż czekała niecierp- liwie na przybycie hrabiny, Wreszcie — na kilka minut przed pojawieniem s? dworu i jego gości __ weszła do loży naprzeciwko wspaniała, fascynuftca dama i powoli, w dumnej postawie, podeszła aż do balustrady lóż/. Hrabina Ursula ze szczególną starannością dobrtła sobie na ten wie- czór toaletę. Być może nigdy nie była jeszcze tak pięlna, jak w tej chwili. Kilka lornetek teatralnych skierowało się na ti urodziwą kobietę, obok której pojawiła się pełna godności białowłosa pani von. Haus- mann, w popielatej jedwabnej sukni, z nieodzownym wycięciem. Usiadły obok siebie. Hrabia Riidiger jeszcze nie dostrzegł swej żory. Jego interesował czysty profil Annedore, a uwaga skierowana był ia nią i na Lothara. Czasami baronówna obracała się uśmiechnięta z akimś pytaniem do swego opiekuna, i ten jej wtedy, tak jak umiał, ud;ielał informacji. Na sercu czuł przygnębiający ciężar. Zauważył, że Arnedore w obecności Lothara jest niespokojna i zdenerwowana. Nagle baronówna spostrzegła w loży naprzecivko piękną kobietę. — O! Kim jest ta prześliczna dama w lóż; naprzeciwko nas? — zapytała Lothara. Hrabia Lothar udał, że dopiero teraz spostrzega hrabinę. Spojrzał na swojego brata. — Ta dama... tak... ja ją oczywiście znam, ale... Lilly udała zdumienie. — Mój Boże, to jest przecież... — Umilkła i sparzała przestraszona na Riidigera. Ten stał się teraz uważny i spojrzał na drugą stronę. I natychmiast poznał swoją żonę. Jego twarz zrobiła się o ton bledsza, ale miała wyraz zimny i niewzruszony. Na moment spojrzał ostre Lotharowi w twarz, jakby chciał zapytać: Wiedziałeś o tym? Ale Lotłur udawał, że jest tym fardzo zaskoczony. Annedore, zdetonowana, przenosiła teraz pytający wzrok z jednej twarzy na drugą. 187 Pani von Stein, która również natychmiast poznała hrabinę, zaczęł całkiem przytomnie ratować sytuację. Na moment spojrzała pytająco n Riidigera i — gdy on niezauważalnie skinął głową, powiedziała spokojnie — Ta dama naprzeciwko nas to jest hrabina Ursula Lindeck, droga Annedore. Annedore drgnęła przestraszona. Zrobiła się bardzo blada i spoi- rzała na swego opiekuna zatrwożonymi, spłoszonymi oczyma. Było jej tak, jakby musiała go strzec przez widokiem tej kobiety, która sprawiła mu tyle zmartwienia. Jego blada twarz z wyrazem przykrości i zimnej dumy sprawiała jej ból. Na szczęście weszła teraz para królewska i ściągnęła uwagę na siebie. A w małej loży każdy udawał, że przyłącza się do ogólnego zaintereso- wania tym właśnie wydarzeniem. Annedore zaś ze smutkiem myślała: Jak on musi cierpieć na widok tej kobiety, która jest taka piękna... i taka niewierna. Z lękiem spoglądała na twarz opiekuna, która była jak struchlała i taka nieruchoma. On pochwycił takie jedno zatrwożone i zalęknione spojrzenie jej oczu — i się do niej uśmiechnął. Odetchnęła wtedy głęboko i zacisnęła kurczowo ręce na kolanach. Nie odważyła się już spojrzeć na hrabinę naprzeciwko. Również pozostali już tego nie robili. Tak więc hrabina mogła teraz z całą swobodą obserwować przez lornetkę baronównę. Popatrzyła przez chwilę również na hrabiego Riidigera i podkpiwała sobie w głębi duszy z jego surowej, nieruchomej twarzy. A potem poszukała wzrokiem Lothara i z uśmiechem wymieniła z nim i z Lilly ukradkowy ukłon. Zauważyła to tylko pani von Stein, której ze Wzburzenia buchnęła krew do twarzy. Na dużej przerwie wszyscy ruszyli do foyer. Chcieli bezpośrednio z bliska obejrzeć najdostojniejsze towarzystwo. Również Lothar i Lilly wstali ze swych miejsc. — Może przejdziemy do foyer, Riidigerze? — zapytał Lothar, mając nadzieję, że ten zostanie w loży, żeby uniknąć spotkania z hrabiną. Ale hrabia Rudiger spokojnie się podniósł. — Na pewno chciałaby pani zobaczyć ich królewskie moście bezpośrednio z bliska, baronówno Annedore? 188 popatrzyła nań niezdecydowanie. Loża naprzeciwko była pusta. __ Nie muszę, hrabio Riidigerze. Jeżeli woli pan zostać w loży, to mnie to też odpowiada. Ale hrabia Riidiger wyprostował się dumnie. — Nie, me, wy- hodzimy. Pani to wszystko musi zobaczyć. Niech pani idzie z nami, baronówno Annedore. Tak więc wyszli wszyscy, hrabia Rudiger z panią von Stein i Annedore przodem, rodzeństwo za nimi. A w foyer, gdzie ludzie się tłoczyli, małżonkowie od razu się spotkali. Hrabina prawie otarła się o hrabiego Riidigera, przechodząc koło niego, i popatrzyła zdumionymi, palącymi oczami prosto w jego twarz. Ale on dumnym i zimnym spojrzeniem prześlizgnął się po niej. Wówczas utkwiła natarczywy wzrok w baronównie, która cała drżąca obserwo- wała to spotkanie. I Annedore przestraszyła się aż do głębi serca tego wrogiego spojrzenia hrabiny. Było jej tak, jakby musiała przed tą ko- bietą, którą przecież pogardzała z powodu jej niewierności, spuścić oczy, bo kochała hrabiego Riidigera. I wydawało jej się to wprost grzechem. Potem hrabina przeszła koło nich, i Annedore zauważyła, że bez żadnego zażenowania zagadnęła Lothara i Lilly. Annedore w towarzystwie Riidigera i pani von Stein poszła dalej. Z lękiem i niepokojem spojrzała na Riidigera. Wówczas odwrócił się i dostrzegł jej bladą, pełną strachu buzię. Słaby uśmiech przemknął mu przez twarz. — Niech pani tak na mnie nie patrzy, Annedore. Czuję, że pani się łaskawie o mnie martwi... z powodu tego spotkania. Ale może pani być całkiem spokojna. Pozorami nie warto się denerwować. Odetchnęła. Jej oczy promieniały ciepłym blaskiem. — Ach, ale ja się wystraszyłam, jak usłyszałam, kim jest ta dama naprzeciwko — wybuchnęła zdenerwowana. — Czemu? — zapytał cicho. — Westchnęła. — Ze względu na pana! To przecież musi pana boleć. Pokręcił przecząco głową. — Nie, już nie. To już przebolałem. Z tej strony już nic nie może mnie ugodzić. — Chwała Bogu — powiedziała cicho. Było to jakby do siebie, ale on to jednak dosłyszał. I to go wzruszyło. Ale wytłumaczył sobie, 189 że ona jest miłym, dobrym dzieckiem, które »ie może patrzeć, jak ktoś cierpi. Udało mu się teraz umożliwić Annedore przyjrzenie się z bliska ich królewskim mościom. Poza tym gawędził z nią i panią von Stein, jakby nic go nie obeszło spotkanie z żoną. Przyłączyli się też znowu do nich Lothar i Lilly. — Musieliśmy się przywitać z Ursulą, Riidigerze, ona nas zagadnęła i nie mogliśmy przecież udać, że jej nie widzimy. Wybaczysz nam to? — zapytała Lilly, jednak trochę zmieszana. — To nie wymaga wybaczenia — odparł chłodno. Ale Annedore uważała, że to rodzeństwo powinno chyba było w obecności swego brata uniknąć publicznego witania się. Hrabina w wielkim pośpiechu umówiła się z Lilly, w jaki sposób w najbliższych dniach będą mogły się zobaczyć i porozmawiać. — Najlepiej będzie, jak ty do mnie przyjdziesz, Lilly, mamy sobie wiele do powiedzenia — powiedziała. Hrabianka z radością zgodziła się na to, zaś Ursulą, uśmiechając się szyderczo, dodała: — Nie rozmawiajmy za długo, bo Riidiger gotów was pozwać przed sąd karny. Do zobaczenia! — Do zobaczenia, Ursulo! — odparła Lilly podając rękę hrabinie i szybko odchodząc. Lothar zaś podniósł rękę Ursuli do ust i spojrzał na nią roz- radowany. — Czy nie sprawiam ci bólu, Ursulo? — A to czemu? — Bo jestem zmuszony cię opuścić. Jakie by to było podniecające móc siedzieć w twej loży, a potem zjeść z tobą kolację. Zamiast tego nudzę się karygodnie w ospałej atmosferze ludzkiej doskonałości. Spojrzała na niego promiennym wzrokiem. — Ta baronówna jest rzeczywiście bardzo ładna. Jestem zadowolo- na, że mogłam się zmierzyć z tak interesującą rywalką i odnieść zwycięstwo. — Ona nie może się z tobą równać, chociaż jest rzeczywiście urocza. — Czy nie będziesz zbyt głęboko zaglądał w te jej niewinne, niebieskie jak niezabudki oczy? — przekomarzała się. — Ależ tak, będę to robił... ale tylko po to, by skonstatować, że pewne ciemne oczy są jeszcze piękniejsze. 190 — No idź już! — ponaglała go. Jeszcze raz pocałował ją w rękę. — Słodka, uwielbiana Ursulo! Uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko. Oderwał się od niej i poszedł za swoją siostrą. Przerwa się skończyła. Zajmowano z powrotem miejsca. Dwór był obecny aż do końca. Ale loża hrabiny Ursuli była po drugim akcie pusta. Jej pragnienie zostało spełnione, zobaczyła baronównę Rottberg i stwierdziła, że rzeczywiście jest to piękna istota. Świadomość tego, mimo że odniosła nad nią zwycięstwo, podniosła ją w jej własnych oczach. Wierzyła przecie, że Annedore kocha Lothara i tęskni do tego, żeby zostać jego żoną. 23 Zaraz następnego dnia hrabia Riidiger udał się do swojego ad- wokata. Dowiedział się, że sprawa została załatwiona zgodnie z jego życzeniem i że już w najbliższych dniach otrzyma akta udzielonego mu zgodnie z prawem rozwodu. Z uczuciem, że został mu zdjęty z serca wielki ciężar, opuścił adwokata i'pojechał natychmiast do pani von Stein. Chciał zabrać ją i obie młode damy na zwiedzanie pewnej wystawy obrazów. Tak więc ciotka Johanna dowiedziała się pierwsza o tym, że jego rozwód został już przeprowadzony i bez komentarza uścisnęła tylko w milczeniu siostrzeńcowi rękę. Annedore przeżywała teraz w Berlinie cały szereg radosnych i pięk- nych dni — zawsze w towarzystwie hrabiego Riidigera. Hrabia Lothar miał podejrzanie zbyt często “służbę" i rzadko się pokazywał, a Lilly także coraz częściej uwalniała się od nich pod pretekstem, że chce się spotykać z przyjaciółką z pensji. Udawała się wtedy zawsze do hrabiny Ursuli i spędzała z nią i Lotharem wesołe godziny. Tych troje wzajemnie siebie godnych ludzi układało z zapałem plany na przyszłość. Hrabina Ursulą dostała również od swego radcy prawnego wiadomość, że roz- 191 wód jest już faktem dokonanym i że w tych dniach nadejdzie pocztą orzeczenie sądowe. Zaraz potem Lothar miał iść do Riidigera i go powiadomić, że się zaręczył z hrabiną Ursulą i w przyszłości jego siostra zamieszka z nimi i nie wróci już do Lindecku. Wszyscy troje chcieli potem zostać w Berlinie do Wielkanocy. Lothar zamierzał wystąpić z wojska i w Wielkanoc miał się odbyć cichy ślub. Podczas gdy młoda para będzie w podróży poślubnej, Lilly zostanie w Berlinie pod opieką pani von Hausmann, a potem wszyscy razem spędzą lato w majątku hrabiny Ursuli w Polsce. W parę dni później Rudiger dostał orzeczenie rozwodu. Odetchnął wreszcie z ulgą. Cóż on by za to dał, żeby tę swoją odzyskaną wolność mógł złożyć w ręce Annedore. Jego miłość do niej zapuszczała korzenie coraz głębiej i marzył by z nią być i opiekować się nią na zawsze. W ostatnim czasie naszły go wątpliwości, czy powinien dalej prze- szkadzać Annedore w zawarciu związku małżeńskiego z Lotharem. Wydawało mu się nieraz, że już nie zniesie jej bolesnego spojrzenia, więc myślał, że może będzie mu łatwiej, jeśli ona rzeczywiście będzie żoną innego. Ale potem przypominał sobie nikczemy charakter Lothara, i wtedy postanawiał, że musi Annedore za każdą cenę, nawet wbrew jej woli, przed nim strzec. Około południa pojechał do pani von Stein. Przyjęła go w swoim małym, przytulnym saloniku. Tylko Annedore była z nią. Lilly poszła znowu odwiedzić swoją “przyjaciółkę" i wzięła sobie wolne na całe popołudnie. Lothar miał podobno służbę. Poprzedniego dnia w obec- ności Lothara i Lilly umówili się, że dziś nigdzie nie pójdą, ażeby po tych wszystkich napięciach trochę wypocząć. Ale Annedore czuła się dobrze i wcale nie potrzebowała wypoczynku. Poza tym był piękny, pogodny zimowy dzień i hrabia po odzyskaniu wolności był w szczególnie dob- rym humorze. Tak więc zaproponował, żeby wybrać się na przejażdżkę i żeby potem pójść coś zjeść do pewnej znanej, wytwornej winiarni. Pani von Stein i Annedore natychmiast się na to zgodziły. — Ale czy pani rzeczywiście nie jest zmęczona, baronówno An- nedore? — zapytał Rudiger. — O nie, wcale nie. Cieszę się na tę przejażdżkę. Czy nie uważa pan, hrabio, że ja tu w Berlinie zrobiłam się żądna uciech? — zapytała żartobliwie. 792 Spojrzał na nią dziwnie niespokojnymi oczyma. Była taka czarująca w tym swoim dziewczęcym wdzięku. — W końcu nie zechce pani wcale wyjeżdżać z Berlina — odparł. Pokręciła przecząco głową. — Nie, na zawsze nie chciałabym tu zostać. Nie mogę też powiedzieć, że wszystko tu mi się podoba. Niejedno uważam za okropne i przygnębiające. Ale wszystko jest przecież dla mnie nowe i wszystko chciałabym zobaczyć, żebym tak prędko nie potrzebowała znów przyjeżdżać do Berlina. Roześmiał się ciepło i serdecznie, jak jeszcze nigdy dotąd nie słyszała. Więc wsłuchiwała się w ten wesoły, swobodny śmiech przestraszona, a przecież jednak szczęśliwa. To ją samą wprawiało w wesołość. W świetnym nastroju wsiedli razem z ciotką Johanną do samochodu i wyruszyli. Po przejażdżce przez Tiergarten samochód zatrzymał się przed winiarnią, gdzie chcieli zjeść obiad. Tu wysiedli i Rudiger poprowadził panie przez kilka małych sal, szukając jakiegoś przytul- nego miejsca. Lokal był tłumnie odwiedzany i najlepsze miejsca były już zajęte. Gdy weszli do trzeciej sali, hrabia Rudiger nagle zatrzymał się w pół kroku. Patrzył zaskoczony na stolik pod oknem. Annedore i pani von Stein poszły za jego wzrokiem. I oto zobaczyły hrabiego Lothara z Lilly i hrabiną Ursulą siedzących razem w najlepszej komitywie. Wszyscy troje byli już mocno podochoceni i właśnie podnosili w górę kieliszki z szampanem. Wtedy hrabia Rudiger jednym ruchem zawrócił. Jego twarz była surowa. — Lepiej usiądźmy w pierwszej sali — powiedział spokojnie. Obie panie szybko poszły za nim, zaś trójka pod oknem wcale ich nie zauważyła. Annedore była blada jak ściana. Gdy hrabia Rudiger zatrzymał się w pierwszej sali i rozglądał się za jakimś miejscem, położyła mu rękę na ramieniu. 193 — Może byśmy poszli do innego lokalu, hrabio — zapytała cicho. Spojrzał w jej bladą twarz. Wtedy doszło do jego świadomości, że to spotkanie ją musiało przecież mocniej zranić niż jego. On widział w tym spotkaniu jeszcze tylko jeden nowy dowód na to, że jego rodzeństwo wciąż stoi po wrogiej mu stronie. Ale dla niej było to odkrycie, że Lothar ją okłamuje. Usprawiedliwiał się służbą, a wolał spędzać czas w towa- * — Przez cierpienie do szczęścia rzystwie Ursuli niż jej. Dlatego Annedore zapragnęła wyjść z tego lokalu. — Tak, pojedziemy dalej, w tych pomieszczeniach jest rzeczywiście bardzo pełno — powiedział i poprowadził panie do wyjścia. Gdy już gdzie indziej zjedli obiad, pani von Stein zaprosiła ich na filiżankę herbaty do siebie. I w przytulnym saloniku udało się jej przywrócić wreszcie znowu weselszy nastrój. Zaraz potem weszła do domu Lilly. Nie miała pojęcia, że była widziana w towarzystwie Ursuli i Lothara, więc opowiadała, gdy usiadła do herbaty, jak to uroczo było u jej przyjaciółki z pensji. Wspominały sobie szkolne lata i zamierzają się wkrótce znowu spotkać. Już się z nią umówiła popołudniu pojutrze. Jej słuchacze w trakcie tego kłamliwego opowiadania, które, ozdo- bione najrozmaitszymi szczegółami, tak gładko przechodziło jej przez usta, mieli okropne uczucie. Annedore wpatrywała się w nią przerażona. Ale tak samo jak Riidiger i ciotka Johanna nic nie powiedziała, że widzieli Lilly. Hrabia Rudiger z gorzkim, pogardliwym uśmiechem patrzył w ładną twarz siostry. ,,A więc tak wygląda kłamstwo" — myślał. Annedore to rumieniła się, to bladła. Wstydziła się za Lilly. I gdy ta po pewnej chwili poszła na parę minut do swego pokoju, patrzyła za nią zupełnie wytrącona z równowagi. Hrabia Rudiger wziął ją za rękę. — Biedna Annedore!... Zapewne nie sposób pani pojąć, że kłamstwo może człowiekowi tak gładko przechodzić przez usta. Oddychała ciężko. — Jak jest to możliwe? Jak Lilly może opowiadać nam takie bajki? Gdybym jej sama nie widziała siedzącej z hrabiną Ursulą i pana bratem w tej winiarni, to nie wierzyłabym — wybuchnęła zdenerwowana. Pogłaskał ją uspokajająco po ręce. — Nie powinna się pani tym denerwować. Lilly nie chce,»żebyśmy wiedzieli, że się spotyka z hrabiną. Lothar również nie mówił o tym może dlatego, żeby mnie oszczędzać. Ale ona pokręciła energicznie głową. — Nie, to było obrzydliwe. Powinna była milczeć, jeśli nie chciała powiedzieć prawdy. Nikt jej nie zmuszał do mówienia. A... urwała nagle, jakby zirytowana, i popatrzyła martwym wzrokiem przed siebie. 194 Spoglądał na nią zatroskany. Czy zrozumiała wreszcie, że również Lothar musi być istotą fałszywą i zakłamaną? — Kochana Annedore, niech się pani uspokoi. W tym momencie weszła Lilly. Annedore zerwała się od stołu. Przy jej uczciwym charakterze było teraz dla niej niemożliwe rozmawiać uprzejmie z Lilly. Z gwałtownie wyrzuconymi z siebie przeprosinami opuściła szybko pokój. Hrabia Rudiger i ciotka Johanna spojrzeli sobie z powagą w oczy. Ale Lilly patrzyła za Annedore zdumiona. — Co jej się stało? — zapytała. Rudiger spojrzał na nią z gniewem. — Doświadczyła właśnie wielkiego cierpienia. Ale żebyś sobie oszczędziła dalszych komedii, które ranią jej uczciwą duszę, chcę ci powiedzieć, że widzieliśmy cię siedzącą z hrabiną i Lotharem w winiarni. Myśmy bowiem też tam byli. I Annedore nie może pojąć, że ty nam z taką swadą opowiadasz bajki o tej swojej przyjaciółce z pensji. Hrabianka zrobiła się czerwona jak burak. Ale potem rzuciła przekornie głową do tyłu. — No więc śmiało, byłam razem z Ursulą i Lotharem. Ze względu na ciebie wymyśliłam tę wymówkę. I żebyś wiedział: już kilka razy byłam razem z Ursulą i... w przyszłości zostanę z nią na zawsze, nie wrócę już do Lindecku. — Z tymi słowami zerwała się od stołu i szybko opuściła pokój. Hrabia Rudiger popatrzył za nią. Potem odwrócił się do pani von Stein. — Co mam robić, ciociu Johanno? Starsza pani, zwykle tak dobrotliwa, wyglądała na bardzo roz- gniewaną. — Puścić, jeśli się nie da zatrzymać — powiedziała twardo. Wziął głęboki oddech. — Czyż nie jest moim obowiązkiem nad nią czuwać. Spojrzała nań, już znowu spokojna, poważnymi oczami. — Drogi Riidigerze, tyś przez cały ten czas robił dla swojego rodzeństwa więcej niż wymagał obowiązek. Jeśli Lilly chce cię porzucić, nie powinieneś jej zatrzymywać. Zrezygnuj z niej. W niej już nic się nie da uratować, wierz mi. Tak przewrotny i podły charakter, jaki mają Lilly i Lothar, nie jest już zdolny do odmiany. Westchnął głęboko. — Że też takiemu człowiekowi Annedore w tej swojej dziecinnej głupocie się oddała. 795 Pani von Stein wzięła go za rękę. — Nie trać nadziei, Rudigerze, Annedore pozna się i na Lotharze, tak jak poznała się na Lilly. Bo taka osoba jak ona nie może kochać kogoś, kim gardzi. Ona jeszcze dojdzie do tego odkrycia i poprosi cię wtedy z całym zaufaniem: Zerwij te pęta, które w niewiedzy i zaślepieniu dałam sobie nałożyć. Potarł nerwowo czoło. — Nie wierzę w to. Annedore należy do ludzi, którzy przyjęty na siebie obowiązek wypełniają ze wszystkimi konsek- wencjami aż do samozniszczenia. Pani von Stein patrzyła nań zatroskana. — Biedny Rudigerze, jak ty się zamartwiasz o to dziecko. — Powierzono mi je... i jest mi ono drogie, ciociu Johanno, droższe niż moje życie. Kiwnęła głową. — Zauważyłam to, Rudigerze, i nie wątpię w po- myślne rozwiązanie tej sytuacji. Annedore nie jest jeszcze zaręczona, dzięki twojemu sprzeciwowi. Jeszcze prawie roku brak do jej pełnoletno- ści. Do tej pory wiele może się stać. — Tak, ale ja widzę tylko cierpienie i walkę o nią. Ona kocha Lothara i będzie zrozpaczona,'jak się całkiem pozna na tym, że on jest nic niewart. To jej wzburzenie teraz z powodu kłamstwa Lilly dotyczyło na pewno w dużej mierze Lothara. Musi ją to przecież zaboleć, jeśli uzna, że jest niegodny jej miłości. — Ty też przeszedłeś przez te doświadczenia. — Tak, ale ja jestem mężczyzną. A ona... jak ona to zniesie? — Nie niepokój się bardziej, niż potrzeba. Przy całej jej wrażliwości uczuciowej nie jest-słabym charakterem. Hrabia Rudiger pocałował starszą panią w rękę. — Żebym jakoś mógł pomóc! Mam- tylko jedno gorące pragnienie: ujrzeć ją szczęśliwą. Pogłaskała go po ręce. — Jesteś jeszcze za młody, żeby rezygnować, mój kochany Rudigerze. I miejmy nadzieję, że jeszcze i twoje drzewo życia zakwitnie i wyda owoce. Tobie, jak do tej pory, życie jest bardzo wiele winne i jeszcze wiele ci się od niego należy. 24 Lilly jak tylko znalazła się w swoim pokoju, napisała zaraz list do Lothara. Kochany Lotharze! Rudiger, ciotka Johanna i Annedore widzieli nas dziś w południe siedzących w winiarni. Byli tam. Rudiger mi to powiedział, po tym, jak Annedore w największym oburzeniu wyszła z pokoju, gdy opowiadałam o swej wizycie u mojej przyjaciółki z pensji. Ona już na zawsze pozostanie małym głuptaskiem i to dobrze, że nie zostanie Twoją żoną. Ponieważ w międzyczasie nastąpił rozwód Ursuli i Rudigera, radzę Ci natychmiast z Rudigerem porozmawiać. Ja mu powiedziałam, że nie wracam już do Lindecku. Zrób to lakonicznie i bezboleśnie! W Twoim interesie będzie też, jeżeli szybko się oświadczysz Ursuli i z nią zaręczysz. Trzeba, aby była mocno z Tobą związana. W pośpiechu z serdecznym pozdrowieniem Twoja siostra Lilly Szybko zakleiła liścik i zaniosła go zaraz do skrzynki pocztowej. Hrabia Lothar otrzymał go następnego ranka. Przeczytał i za- gryzając usta zapatrzył się przed siebie. — No tak, żadna blaga już tu nic nie pomoże. Będzie rzeczywiście najmądrzej natychmiast z tym skoń- czyć. W godzinę później kazał się zaanonsować u hrabiego Rudigera w jego hotelowym salonie. — Co cię tak wcześnie rano do mnie sprowadza? — zapytał. Lotharowi zrobiło się jednak trochę duszno pod wpływem po- ważnego, chłodnego wzroku brata. Musiał przywołać na pomoc całą swoją bezczelność, żeby dodać sobie odwagi. — To, co mam ci do zakomunikowania, zapewne wprawi cię w zdumienie, Rudigerze. Nie będę robił długich ceregieli i wyrażę to możliwie krótko i węzłowato. 797 — Proszę cię bardzo. Lothar wziął głęboki oddech. — A więc krótko mówiąc, Riidigerze, przyszedłem tu, żeby ci powiedzieć, że się wczoraj zaręczyłem. — Zaręczyłeś się? Co to ma znaczyć? Z kim się zaręczyłeś? Lothar zmusił się, żeby zrobić obojętną minę. — Z moją byłą szwagierką... z Ursulą. Riidiger wytrzeszczył na niego oczy, jakby wątpił, czy brat jest przy zdrowych zmysłach. — Co ty mówisz? — zapytał ochryple. Lothar spuścił wzrok na swoje ręce, ponieważ nie mógł znieść spojrzenia Riidigera. — Rozumiem dobrze, że jesteś zdziwiony i wytrącony z równowagi. A więc powtarzam ci, że się wczoraj zaręczyłem z Ursulą. Lilly mi napisała, że widzieliście nas w winiarni. Gdyby nie to, odczekałbym jeszcze parę dni, zanim przyszedłbym z tym oznajmieniem do ciebie. Ale tak jest przecież dla wszystkich stron najlepiej, że się dowiadujesz o tym od razu. Ja już jakiś czas temu doszedłem z Ursulą do porozumienia i chciałem tylko dostać potwierdzenie rozwodu, zanim cię zawiadomię o naszych zaręczynach. Hrabia Riidiger podniósł się powoli i wyprostował na całą swoją wysokość. Brzydziło go to połączenie braku charakteru i podłości. Jednak nie to go teraz ugodziło najmocniej. Pomyślał o Annedore. Jak na nią podziała ta wiadomość? Ze spojrzeniem pełnym pogardy po- wiedział ostro i przejmująco: — Chyba zapomniałeś, że jesteś związany słowem z Annedore von Rottberg. Lothar również się podniósł i wyprostował wyzywająco. — Związa- ny? Nie jestem z nią związany. Ty sam się przecież nie zgodziłeś, żebym się z nią zaręczył. — Rzeczywiście nie. Ale ty wielokrotnie jej i mnie oświadczałeś, że mimo to uważasz ją za swoją narzeczoną i będziesz czekał do osiągnięcia przez Annedore pełnoletności, aby się z nią potem ożenić. Lothar wzruszył ramionami. Było mu głupio, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. — Mój Boże — powiedział od niechcenia — robiłem to, oczywi- ście, z przekory wobec twojego wtrącania się w naszą sprawę. Ale powiedziałem sobie, że to nonsens czekać na tak niepewną przysz- łość. Annedore nigdy mnie też nie zachęcała, wręcz przeciwnie. Była 198 zawsze bardzo powściągliwa i nie pozwoliła mi na najmniejszą nawet poufałość. — Czy nie rozumiesz tego? Ponieważ nie była jeszcze twoją narzeczoną, nie wolno jej było sobie na nic pozwolić. Ona się do tego nie nadaje, żeby wdawać się w miłostki. Jeżeli ja nawet, posłuszny swojemu obowiązkowi, musiałem założyć sprzeciw wobec waszych zaręczyn, to ty przecież związałeś się swoim słowem, tak jak Annedore czuła się związana swoim słowem z tobą. Lothar wzruszył ramionami. — Ja jednak nie miałem ochoty żebrać latami o jej rękę jak o łaskę. Ty mi wyraźnie powiedziałeś, że te zaręczyny są nieważne, i ja pozwoliłem sobie skorzystać z tej wolności, którą mi dałeś. Ja nie uznaję żadnych więzów i zadysponowałem moją osobą tak, jak mi się wydawało słuszne. W twarzy Rudigera zadrgała irytacja, chociaż pozornie zmuszał się do spokoju. — Oczywiście żadne prawo nie zmusza cię do dotrzymania tych zaręczyn. Jest to po prostu sprawa honoru. Lothar zrobił się o jeden odcień bledszy. — No dobrze, ja właśnie nie chcę. Czuję się wolny i związałem się gdzieś indziej. Tym samym sprawa jest dla mnie skończona, więc proszę cię tylko zawiadomić baronównę jakoś oględnie, że rezygnuję z jej ręki. Spojrzeniem pełnym pogardy Riidiger obrzucił swego brata. — Do- brze, niech będzie. Ja zaś mogę przecież tylko baronównie życzyć szczęścia, że los ją ustrzegł przed zostaniem twoją żoną. Niewątpliwie, ty lepiej pasujesz do tej kobiety, którą chcesz teraz postawić u swego boku. Ja ci nie mogę przeszkodzić jej poślubić. Ale musisz zdać sobie jasno sprawę, że w przyszłości nie może być między nami dwoma żadnego kontaktu. Lothar wyprostował się. — W tej sprawie nie mam żadnej wątpli- wości. I myślę, że obaj nie będziemy szczególnie cierpieli z powodu dalszego oziębienia stosunków między nami — powiedział z lekką drwiną. — Nie, nie będziemy. Braterskiego stosunku między nami i tak Przecież nigdy nie było. Brak mi wszelkiego zrozumienia dla twojego Postępowania, ale uważałbym za rzecz jeszcze gorszą, gdybym nie ustrzegł baronówny od czegoś gorszego niż to zło, jakie jej teraz ty wyrządzisz. Najlepiej chyba będzie, jeśli jej zaoszczędzisz wszelkiego 199 widywania się z tobą, a ja sam jej wiadomość o twoich zaręczynach tak oględnie, jak to tylko możliwe, przekażę. — Proszę cię o to. — No to nie mamy sobie już nic więcej do powiedzenia. To, co ci się jeszcze będzie należało z dochodów Lindecku. będę ci przekazywał przez bank. — To mi odpowiada. I chcę cię jeszcze powiadomić, że Lilly chciałaby w przyszłości mieszkać u mnie. Ona już nie wróci dój Lindecku. — Powiedziała to już wczoraj. Ja jej nie mogę zatrzymać i nawel nie chcę. Niech idzie bez przeszkód, dokąd chce. Należące się jej pie- niądze na drobne wydatki tak samo będę jej przekazywał prze2 bank. — Wobec tego wszystko zostało już załatwione — powiedziaj Lothar po kupiecku. — Tak, skończyliśmy ze sobą. Lothar się odwrócił, żeby odejść. Przy drzwiach się zatrzymał i ra jeszcze się odwrócił. — Mam twoje słowo, Riidigerze, że ta sprawa z wekslem pozostani^ tylko między nami dwoma. Pogardliwy, gorzki uśmiech pojawił się na twarzy Riidigera. — Mar zwyczaj dotrzymywać słowa. Zresztą... poczekaj chwilę... nie mam w tym żadnego interesu, żeby ten papier przechowywać. Czyniłem te przecież tylko po to, żeby ustrzec baronównę i żeby ze względu na nią mieć w rękach broń przeciwko tobie. Teraz już tego weksla nie potrzebuję. Lothar z zaczerwienionym czołem postąpił z powrotem w głąt pokoju. — Chciałeś...? — Ten sfałszowany weksel ci oddać... tak. Oto on... uważaj go za3! prezent ślubny ode mnie. Lothar szybko złapał papier, który Riidiger położył na środku stołu. Sprawdził, że to jest rzeczywiście ten sfałszowany weksel, i podarł go szybko na drobne kawałki. Odetchnąwszy z ulgą, odstąpił do tyłu w kierunku drzwi. — Dziej kuję ci. I jeżeli nawet nie możesz zrozumieć ani pochwalać mojegc postępowania, weź pod uwagę, że jestem tym wydziedziczonym fortunę i nie siedziałem, tak jak ty, nad pełną miską. Spróbuj wykre- ślić mnie ze swego życia bez urazy. Teraz, kiedy nasze drogi się rozchodzą na zawsze, a ja wreszcie wywalczyłem pozycję, jakiej potrzebuję, rezygnuję z mojej urazy do ciebie, jako tego wybrańca losu. Bądź zdrów! Ze zdumieniem i w milczeniu patrzył Riidiger na brata. — Bądź /drów! . . , Przez chwilę jeszcze stali naprzeciw siebie i po raz pierwszy me było we wzroku Lothara wrogości, a w oczach Riidigera był raczej smutek mz gniew. Teraz Lothar szybko się odwrócił i wyszedł. Gdy drzwi się zamknęły, starszy brat opadł na fotel. — Annedore, biedna mała Annedore, jak ty to zniesiesz! — po- wiedział szeptem do siebie. I serce go zabolało ze strachu i troski o nią. Po chwili, już uspokojony, spojrzał na zegarek, a potem przygotował się do wyjścia. 25 Annedore nie widziała już Lilly. Wieczorem ta pozostała w swoim pokoju, a następnego ranka nie zjawiła się na śniadanie. Około dwunastej przyszedł goniec z pensjonatu Ursuli. Przyniósł list dla hrabianki od jej brata. List ten brzmiał: Kochana Lilly! Sprawę z Rudigerem już załatwiłem. Wszystko poszło gładko. On przekaże Annedore wiadomość o moich zaręczynach. Rób tak żebyś mogła przed tym stamtąd się usunąć, najlepiej tak szybko, jak to tylko możliwe. Oczekujemy Cię tu u Ursuli. Ona już zamówiła pokój dla Ciebie w swym pensjonacie. Do radosnego zobaczenia! Twój wierny brat Lothar 201 200 Lilly odetchnęła. Rzeczy miała już częściowo spakowane, więc zakończyła teraz tę pracę w błyskawicznym pośpiechu. Wkrótce potem usłyszała, że przyszedł Riidiger. Otworzyła drzwi na korytarz. — Czy mogę z tobą przez parę minut porozmawiać, Riidigerze? — Jestem do dyspozycji — powiedział on, rad, że będzie miał jeszcze parę minut, zanim będzie musiał przekazać Annedore tę złą wiadomość. Wszedł do pokoju i zobaczył, że jej spakowane walizki stoją już gotowe. — Czego sobie życzysz? — zapytał spokojnie. Wzięła głęboki oddech. — Lothar mnie właśnie zawiadomił, że z tobą rozmawiał... że ty teraz już wszystko wiesz. — Tak, wiem wszystko! — Zaraz się przeniosę do Ursuli. I chciałabym się z tobą pożegnać. Annedore nie chcę już widzieć, od wczoraj nie opuszczałam mojego pokoju. Spotkanie byłoby dla nas obu tylko przykre. Proszę, powiedz jej, że kazałam ją raz jeszcze serdecznie pozdrowić... i że jej dziękuję za wszystkie okazane mi uprzejmości. — Zrobię to. — Dziękuję ci. Pożegnaj też ode mnie ciotkę Johannę. I przekaż, że dziękuję jej za gościnę. Zresztą będzie rada, że się mnie pozbędzie. Usunę się bez zwracania na siebie czyjejkolwiek uwagi. Moje rzeczy chyba mi przyślesz do pensjonatu. Tu jest adres. Wręczyła mu karteczkę, którą on sobie schował. — Zrobię to. A chcę ci jeszcze powiedzieć, że przeznaczyłem odpowiednią sumę na posag dla ciebie. Jest zdeponowana na twoje imię w banku. Jeśli będziesz miała wyjść za mąż, możesz nią rozporządzać. Do tej pory należą ci się od tej sumy odsetki i możesz je w banku podejmować razem z przysługującymi ci pieniędzmi na drobne wydatki. W każdym razie będzie ci przecież przyjemnie, jeżeli nie uzależnisz się całkowicie od przyszłej żony swojego brata. Nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć. A bynajmniej nie chcę się dowiedzieć, że żyjesz w biedzie. Dopiero teraz hrabianka zawstydziła się trochę. Zaczerwieniła się. — Cieszę się oczywiście z tego... dziękuję ci. — To nie wymaga żadnego podziękowania. Byłem to winien pamięci mojego ojca. Bądź zdrowa... i niech ci się dobrze wiedzie! 202 — Z tymi słowy opuścił jej pokój i poszedł do pani von Stein, która przyjęła go w swoim saloniku. Kiedy wszedł, szybko do niego podeszła. _ Dzień dobry, Riidigerze! Słyszałam już, że przyszedłeś. Byłeś u Lilly? _ Tak, ciociu Johanno, odbyliśmy naszą ostatnią rozmowę. — Ostatnią? — Tak, ona opuszcza twój dom. — Jeszcze dziś? — Tak... kazała cię pożegnać i podziękować za okazaną gościn- ność. Nie chciałaby spotkać się już ani z Annedore, ani z tobą. — To nam zaoszczędzi przykrych chwil. — Gdzie jest Annedore? — W swoim pokoju. Chce napisać obszerny list do swojej przyjació- łki Lisy. Kiedy jednak każę jej powiedzieć, że tu jesteś, to zaraz tu przyjdzie. — Nie... nie każ mnie jeszcze anonsować. W ten sposób będę miał czas cię poinformować o wszystkim, co się stało. Potem będziesz mi musiała umożliwić sam na sam z Annedore... mam jej do powiedzenia coś bardzo trudnego. Pociągnęła go na kanapę i usadowiła obok siebie. — Napędziłeś mi strachu, Riidigerze. Co się stało? Odetchnął głęboko i ze ściśniętym gardłem zaczął: — Najpierw to najważniejsze, ciociu Johanno: Lothar się zaręczył... z moją roz- wiedzioną żoną. Drgnęła i patrzyła nań bezradnie. — Nie, to jest przecież niemożliwe! Uśmiechnął się gorzko. — Dla takich osób, jakimi są mój brat i siostra wszystko jest możliwe, nawet to, co nam, zbyt prostolinijnie myślącym ludziom, wydaje się niemożliwe. Pokręciła bezradnie głową. — Toż to przecież niesłychane! Opowiedz mi, Riidigerze, jak się o tym dowiedziałeś? Opowiedział jej o swojej rozmowie z Lotharem i Lilly. Ujęła jego rękę ze współczuciem. — Mój biedny Riidigerze, to cię znowu kosztowało kawał wiary w ludzi. Przejechał ręką po czole. — Mnie to mniej dotknęło niż myślisz, ciociu Johanno. Lothar i Ursula do siebie pasują, a w takim razie jedno 203 i nie będzie cierpieć, gdy poniesie klęskę z winy drugiego. Oni nie wymagają od siebie więcej, niż mogą sobie dać. Ale ja się martwię niezmiernie o Annedore. Chociaż ustrzeże ją to od złego losu, to jednak musi zachwiać jej zaufanie do ludzi i sprawić ogromny ból. Boję się przynieść jej tę wiadomość. Pani von Stein patrzyła przed siebie w zamyśleniu. — Mogę sobie wyobrazić, Riidigerze, jak ciężko ci przyjdzie jej to oznajmić. Pozwól więc mi to z ciebie zdjąć. Ja jej to przekażę możliwie jak najdelikatniej. Gwałtownie pokręcił głową. — Nie, ja to muszę sam zrobić. Ja wiem, jak jesteś subtelna i taktowna, ale mam uczucie, że nikt nie mógłby jej tego przekazać tak oględnie jak ja. — No to powiedz jej to sam. I Boże dopomóż, żeby zniosła to łatwiej, niż się tego obawiasz. Zostań tutaj! Pójdę do niej i ją tu do ciebie przyślę. Nikt wam nie będzie przeszkadzał. Nie musiał długo czekać, aż Annedore wejdzie do pokoju. Wyciągnęła do niego rękę. — Dzień dobry, hrabio! Pan dziś tak wcześnie tutaj. Spodziewałam się pana dopiero później. Powiedział pan wczoraj, że przed drugą nie przyjdzie. ^Ujął jej rękę i trzymał mocno i serdecznie w swojej dłoni. — Rzeczywiście, chciałem przyjść dopiero później. Ale teraz spro- wadza mnie do pani coś szczególnego. Uśmiechnęła się do niego. — Czyż już znowu ułożył pan nowy program rozrywek dla mnie? Ugodziło go jej bolesne spojrzenie. — Wolałbym przygotowywać pani rozrywki. Ale niestety, dziś mnie tu sprowadza coś przykrego. Zaniepokojona i strapiona patrzyła na niego. — Co panu jest, hrabio? Dopiero teraz widzę... jest pan taki blady, jakby chory. Na miłość boską, chyba pan zdrów? Pokręcił przecząco głowa^ i podprowadził ją do fotela. — Nie, chory nie jestem, tylko bardzo wstrząśnięty, bardzo przy- gnębiony. Pełna trwogi ścisnęła sobie ręce. — Pan cierpi... ach, proszę, niech mi pan powie, czy nie mogę panu jakoś pomóc? — prosiła z taką żarliwością, która musiałaby mu dać do myślenia, gdyby wszystkie jego myśli nie były przy tym, jak tu osłodzić jej tę gorycz. — Nie o mnie tu chodzi, Annedore, lecz o panią. Odetchnęła i wsłuchiwała się w jego słowa, dzielnie patrząc na niego. — Niech mi pan powie, o czym ma mnie powiadomić! Ujął jej obie ręce i spojrzał na nią pełen gorącej troski, tak że serce jej zaczęło walić głośno i mocno. Potem cicho powiedział: — Kochana Annedore, ja przez cały ten czas nigdy nie mówiłem z panią o tym, co jest między panią, a moim bratem. Dziś muszę to uczynić. Jej twarz zrobiła się nagle blada i posępna. Wyglądała na dojrzalszą o wiele lat. — Co ma mi pan na ten temat do powiedzenia? — zapytała cicho. — Annedore, ja pani wtedy uniemożliwiłem zaręczyny z Lotharem. Pani jednak mimo to czuła się z nim związana, prawda? Skłoniła głowę, a jej ręce w jego dłoniach zadrżały. — Tak, dałam mu słowo, tak jak i on mnie — wyszeptała. — Odmówiłem pani mojej zgody, bo znałem mojego brata lepiej, niż pani go znała, bo wiedziałem, że on nie jest pani wart. Później nieraz się sam siebie pytałem, gdy widziałem panią taką przybitą i nieszczęś- liwą, czy nie byłoby może korzystniej, gdybym zostawił te sprawy swojemu biegowi. Da Bóg, znalazłaby pani choć pozorne szczęście u jego boku. A przecież spełniałem tylko mój obowiązek, gdy od- mawiałem mojej zgody. Niech mi pani wierzy, nie kierowały mną żadne osobiste uczucia, a tylko pytałem się siebie: Co zrobiłby ojciec Annedore na twoim miejscu? Zgodnie z tym postępowałem. Spojrzała na niego nieśmiało, ale i z zaufaniem. — Ja to wiem... nie mógł pan inaczej postępować. — Nie... nie mogłem inaczej. A teraz jestem zmuszony sprawić pani straszny ból, choć wolałbym sobie zadać największe nawet cierpienie, niż choćby nawet najmniejsze pani. Wyprostowała się nagle i wyprężyła. Jej oczy patrzyły na niego przenikliwie i badawczo. — Proszę, niech mi pan powie bez ogródek, co ma mi pan do powiedzenia! — A będzie pani dzielna? Uśmiechnęła się mimo całego swego niepokoju. — Niech pan będzie spokojny, będę bardzo dzielna. Jednym uściskiem puścił jej ręce i wyprostował się: — No to niech mnie pani posłucha, Annedore. Dziś rano mój brat był u mnie 204 205 i powiadomił mnie, że wczoraj... zaręczył się z moją rozwiedzioną żoną. Annedore drgnęła jak pod uderzeniem bata. Nie to ją dotknęło, że Lothar się zaręczył, tylko to, że zaręczył się z hrabiną Ursulą i coś takiego zrobił swojemu bratu. Przez chwilę siedziała jak osłupiała i patrzyła na niego tak, jakby nie rozumiała tego, co usłyszała. A potem zrozumiała: “Jestem wolna... jesteś wolna od więzów, które cię tak strasznie uciskały!" I wszystko to uderzyło w nią jak potężna burza i całkiem nieoczekiwanie nagle się cała rozdygotała. Wyrzuciła ramiona na stół i ukryła w nich twarz. A potem wybuchnęła płaczem, i płakała tak spazmatycznie i bezradnie, że jej ciało całe trzęsło się od tego płaczu. Rudiger zrobił się śmiertelnie blady. Zacisnął zęby i płonącymi oczyma patrzył na tę płaczącą dziewczynę. Odchodząc od zmysłów ze strachu i zmartwienia o nią, objął jej ramiona. Stłumionym głosem, przez zaciśnięte zęby, powiedział zdenerwowany: — Annedore... kochana Annedore, tak bardzo to boli? Jakie to okrutne, że to ja, akurat ja musiałem pani zadać tę ranę, ja, który najchętniej zdmuchiwałbym pani pył sprzed nóg. Bez wahania po- święciłbym szczęście mojego życia, żeby uratować pani szczęście. A jednak stoję przed panią bezsilny. Annedore... to mnie tak niezmier- nie boli, że jest pani nieszczęśliwa z powodu niewierności mojego brata. Wtedy płacz Annedore nagle umilkł. Zerwała się z miejsca i spojrzała na niego oczyma roziskrzonymi jeszcze łzami. Energicznie pokręciła głową. — Ach nie, nie! Pan całkowicie źle rozumie moje łzy, hrabio Rudigerze. Ja płaczę nie z bólu, że pański brat zaręczył się z inną... o nie! Powinnam być szczęśliwa, że odzyskałam moją wolność, gdybym nie wiedziała, jak bardzo pan musi cierpieć pod wpływaem świadomości, że pański brat zaręczył się z kobietą, która popełniła wobec pana wiarolomstwo. Patrzył na nią zupełnie wytrącony z równowagi. — Powinna pani być szczęśliwa z powodu odzyskania swojej wolności? Tak... to pani mojego brata nie kocha? Gwałtownie pokręciła przecząco głową. — Nie, o nie! Nigdy go nie kochałam. — I teraz popłynęła z jej ust długa spowiedź. Mówiła o swej 206 pomyłce, o swym zaślepieniu, o tym że ją zwiedziono, że ochoczo dała się zwieść. I o tym, jak strasznie ją to gnębiło, gdy coraz bardziej poznawała, że się związała z człowiekiem niegodnym. — Z kimś, kim w końcu, gdy mi się otworzyły oczy, gardziłam i kogo nie cierpiałam. Nie mogłam się już tak naprawdę niczym cieszyć. Często było mi tak, jakbym musiała z moim zmartwieniem uciec się do pana, żeby wszystko panu powiedzieć, prosić pana, żeby mnie pan od niego uwolnił, ale pan sam miał takie wielkie zmartwienie... i... ja sama byłam sobie winna, mojemu nieszczęściu, przez tę moją przekorę wobec pana. Bo przecież musiałam dotrzymać słowa. A nie widziałam znikąd pomocy... żadnej... a teraz... Urwała wyczerpana, rzuciła się na fotel i znowu nią wstrząsało spazmatyczne łkanie. Rudiger słuchał tego oszołomiony. Żadnym słowem jej nie przer- wał. Ale chłonął jej nerwowe słowa jak jakiś uzdrawiający balsam. Ciężka zmora spadła mu z piersi i ogarnęło go radosne uczucie szczę- ścia. Jej szloch już go nie bolał tak jak przedtem. Wiedział przecież teraz, że przynosił on jej wyzwolenie z dręczącego bólu, wiedział, że jest wywołany nie cierpieniem, lecz radością. Z gorącą serdecznością pochylił się nad nią i złapał ją za ręce. — Annedore! Annedore! Annedore!... kochana, słodka mała An- nedore! — wołał teraz ciągle bez zastanowienia i widział po niej, że zadrżała. Ich spojrzenia zawisły nagle wzajemnie na sobie — pochylili się głęboko nad swoimi duszami i pytali się wzajemnie, i badali, i dawali sobie wzajemnie odpowiedzi. Ciemny rumieniec wystąpił na jej twarzy. Rudiger wolno ją ku sobie podniósł. I ciągle jeszcze patrzyli na siebie. Ona drżała i nie mogła się od niego oderwać, a pod naporem jego wzroku oddała mu, bezsilna, całe swoje uczucie. Wtedy przycisnął ją nagle mocno do serca. — Ty... ty! Czy mogę wierzyć w to, co mi twoje oczy tak niechętnie zdradzają? — zapytał z tłumionym żarem i czułością. — Nie pytaj — powiedziała spłoszona i drżąca, jakby pod działa- niem czaru. 207 Jeszcze mocniej przycisnął ją do siebie. — Annedore, czy to możliwe, żeby mnie, samotnikowi, miało przytrafić się takie wielkie szczęście... czy to możliwe, żebyś ty mnie kochała? Przytuliła się do niego, drżąc i dygocąc. — Kocham cię, Riidigerze... tylko ciebie, od chwili, kiedy cię ujrzałam w Lindecku... Od tamtej pory cię kocham, teraz to wiem. I musiałabym umrzeć, gdyby tamten mnie zmusił, żebym dotrzymała słowa — powiedziała, do głębi serca wzruszo- na tą delikatną serdecznością, jaka promieniowała ku niej z jego oczu. W błogim zdumieniu patrzyli na siebie, jakby nie mieli jeszcze odwagi uwierzyć w ten święty cud swej miłości. I Riidiger widział, że z tego płochliwego dziecka zrobiła się w jego ramionach powabna, młoda kobieta. Z niesłychaną delikatnością zajrzał jej głęboko w oczy. — Riidiger! — wyszeptała. Wówczas scałował swoje imię z jej warg. I w tym błogim pocałunku zatonął dla nich cały świat, razem z wszelkim bólem i cierpieniem. Rozwierało się nad nimi wielkim łukiem pełne blasku niebo. Długo tak się trzymali w ciasnym uścisku, a usta ich nie chciały się od siebie oderwać, pogrążone w błogiej razkoszy. Gdy po długim czasie ciotka Johanna weszła nieśmiało, zatroskana, do pokoju, znalazła tam, ku swojemu radosnemu zdumieniu, dwoje szczęśliwych ludzi. Podeszli do niej z błyszczącymi oczyma. — Ciociu Johanno, twoja przepowiednia prędzej się spełniła, niż ty sama się chyba spodziewałaś. Drzewo mojego życia zakwitnie teraz rzeczywiście nowym kwieciem i wyda owoce. Niepotrzebnie się bałem i martwiłem o to kochane dziecko. Ona kocha nie Lothara, lecz mnie. Ciotka Johanna uściskała Annedore uradowana. — Całkiem słusznie, moja mała... ja wiedziałam, że ty po tym nic niewartym osobniku płakać nie będziesz. Ale że tak prędko poznałaś prawdziwy kamień szlachetny i że go znalazłaś, to mnie cieszy serdecz- nie. Wy oboje, kochani moi, należycie do siebie, bo nasz Pan Bóg okazał znowu zrozumienie i złączył to, co zostało dla siebie stworzone. Niech was błogosławi! Hrabia Riidiger już w następnym tygodniu wrócił z Annedore i ciotką Johanna do domu. Annedore przeniosła się z panią von Stein do 208 Rottbergu, gdzie miała pozostać aż do ślubu, który zaplanowano w Zielone Świątki. Nic już nie było w stanie zmącić szczęścia młodej pary. Otoczyli się wzajemnie tak niezmierną miłością, że była ona na wszystko, co docierało z zewnątrz, całkowicie uodporniona. O Lotharze i Lilly rzadko dochodziły wieści do Lindecku. Słyszeli tylko, że Lothar i Ursula wzięli ślub w Wielkanoc, i że Lilly mieszkała teraz ze swoim bratem i szwagierką w jej majątku w Polsce. Na krótko przed ślubem Annedore z Riidigerem nadeszło z Polski zawiadomienie o zaręczynach. Lilly zaręczyła się z pewnym bardzo bogatym polskim szlachcicem, który wprawdzie był dwa razy od niej starszy, ale za to mógł jej zaoferować upragnione bogactwo. O tym, że do tych zaręczyn mocno się przyczyniła hrabina Ursula, której na dłuższą metę Lilly, jako trzecia w tym związku, jednak nie odpowiadała, Annedore i Riidiger się nie dowiedzieli. W Zielone Świątki Riidiger i Annedore stanęli przed ołtarzem. Gdy młoda hrabina zjechała do Lindecku, ciotka Johanna wróciła do Berlina. — Już mnie teraz nie potrzebujecie i was samych jest tu dosyć — powiedziała z uśmiechem — a ja za bardzo jestem związana z Berlinem, żebym na stałe czuła się na wsi dobrze. Ale każdego lata będę do was na kilka tygodni przyjeżdżać w odwiedziny, aby się cieszyć waszym szczęściem. Niech Bóg wam je zachowa niczym nie zamącone! Słońce chyliło się ku zachodowi, znikając za drzewami lindeckieg© parku. Rudiger i Annedore stali serdecznie objęci przy balustradzie tarasu i patrzyli za samochodem, który uwoził panią von Stein. Riidiger spojrzał na swoją żonę. — Teraz będziesz całkiem sama ze mną, najdroższa. Uśmiechnęła się do niego promiennie. — Ty jesteś moim światem. Kocham w tobie cały świat, mój Riidigerze. Wówczas pociągnął ją do pokoju i objął ramionami z namiętną czułością. — Ty moje wytęsknione szczęście... ty moje wszystko. I całowali się tak, jak to czynią tylko ludzie, którzy oddają sobie wzajemnie na własność serce i dusze_jv najgłębszej intymności. UNIPROJECT Sp. z o.o. 00-490 Warszawa, ul. Wiejska 12 tel. 29-87-65; fax 21-40-32 poleca swoje wydawnictwa zwierciadło kupując “Zwierciadło" — zyskujesz przyjaciela Nasze pismo — rozumie Twoje problemy — wyczuwa marzenia — odpręża, zaciekawia, doradza Wraz z nim przyjdą do Ciebie: psycholog, architekt, kosmetyczka, lekarze różnych specjalności. Z naszego horoskopu odczytasz swoją przyszłość. W SPRZEDAŻY Kalendarz — mój pierwszy rok na 1993/94 rok Poradnik dla młodej matki pragnącej wychować zdrowe dziecko — 100 porad leka- rza, psychologa, doświadczonej matki. KSIĄŻKI Kochałam, zdradziłam, nie żałuję z autentycznymi zwierzeniami kobiet, nadesłanymi na konkurs dla szczerych i odważ- nych pn. “Moja niewierność", ogłoszony przez miesięcznik “Zwierciadło" (cena hur- towa 12.000 zł.) “Pierwsze kroki w Ameryce" Jak zdobyć kartę stałego pobytu? Jak załatwić ubezpieczenie? Ile kosztuje wynajęcie mieszkania? Co zrobić, aby dziecko mogło podjąć studia? Na te i wiele innych pytań znajdziesz odpowiedź w przewodniku wydanym przez redakcję magazynu “Zwierciadło". Jesteśmy pewni, że nasze wydawnictwo stanie się "la Państwa niezbędne podczas pobytu w Ameryce. A