NARODY i CYWILIZACJE W serii NARODY i CYWILIZACJE ukazały się: Else Roesdahl HISTORIA WIKINGÓW Paul Johnson HISTORIA ANGLIKÓW Albert Hourani HISTORIA ARABÓW Cyril Mango HISTORIA BIZANCJUM W przygotowaniu: Philip Curtin, Steven Feierman, Leonard Thompson, Jan Yansina HISTORIA AFRYKI John King Fairbank HISTORIA CHIN MaldwynA Jores HISTORIA USA Claude Markovte HISTORIA INDII Jean Paul Roux HISTORIA TURKÓW Herwig Wolfram HISTORIA GOTÓW Georges Castellan HISTORIA BAŁKANÓW Jean Berenger HISTORIA HABSBURGÓW John o'Beirne Ranelagh HISTORIA IRLANDII Albert Grenier HISTORIA GALÓW NARODY i CYWILIZACJE Przekład Agnes Delahaye, Maria Hoffman Wydawnictwo MARABUT Oficyna Wydawnicza VOLUMEN Gdańsk-Warszawa 2002 Tytuł oryginału: LES GAULOIS Copyright © Editions Payot & Rivages 1970, 1979, 1994 Copyright © for the Polish edition by Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2002 Wydanie pierwsze w języku polskim Redakcja merytoryczna: prof. Jerzy Kolendo Redakcja: Jolanta Gadomska Korekta: Jolanta Gadomska, Hanna Kościelecka Opracowanie graficzne: Tomasz Bogusławski Opracowanie tablicy chronologicznej: Marcin Rudnicki Mapy: Michał Blaut SJ Skład: Bogusław Lichoński ISBN 83-7233-011-5 ISBN 83-916703-7-6 Oficyna Wydawnicza VOLUMEN ul. Konstancińska 3a m. 59, 02-942 Warszawa Wydawnictwo MARABUT ul. Zielony Stok 35A, 80-119 Gdańsk tel./fax (prefiks) 58 302-01-17, tel. (prefiks) 58 302-01-29 e-mail: marabut@marabut.gd.pl Adres do korespondencji: skr. poczt. 71, 80-305 Gdańsk 5 Klub Książki MARABUTA: www.marabut.gd.pl Druk: Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A. ul. Żwirki 2, 40-950 Łódź Przedmowa honorowa Kiedy w roku 1960 Albert Grenier, mój profesor w Ecole des Hautes Etudes, przystał na napisanie przedmowy do pracy LOccident romain (Rzymski zachód), którą przygotowałem dla „Bibliotheque Historique", nie przypuszczałem, iż w 8 lat później, a 6 lat po Jego śmierci właśnie mnie przyjdzie przedstawiać czytelnikom nowe wydanie jego książki Les Gaulois (Historia Galów). Czynię to dziś z wielkim wzruszeniem, z wielką pokorą i całym szacunkiem należnym Jego pamięci, świadom podwójnych więzów, jakie mnie z nim łączyły, więzów serca i umysłu. Chociaż Lotaryngia nie była dla niego, jak jest dla mnie, ziemią ojczystą, spędził tu wszak swe dzieciństwo, młodość i tu rozpoczął karierę naukową. Przemierzył ten kraj wzdłuż i wszerz i przyczynił się do wielu odkryć archeologicznych. Żywe wspomnienia wyprawy do Camp d'Affrique, na północ od Messein w Meurthe-et-Moselle, odzywają się w zamieszczonym przez niego opisie tego oppidum1. Lubił sam przypominać, iż na wydziale literatury w Nancy był uczniem mego ojca, który wykładał tam łacinę. Pamiętam, że jako dziecko odwiedziłem z ojcem Alberta Grenier, mianowanego właśnie wykładowcą na tym samym wydziale. W dziecięcej wrażliwości i dumie poczułem się wyróżniony gościnnością, uśmiechem i życzliwością tego uczonego. W trudnych latach ostatniej wojny zostałem jego studentem. Zawsze, aż do swej śmierci, zaszczycał mnie przyjaźnią, a bywało, że i rozmowami, podczas których - w będącej jego tajemnicą aurze zarazem swojskości i erudycji, pełen prostoty, zaangażowania, jowialności i serdeczności - potrafił zachować przejrzystość dość przecież skomplikowanych wywodów naukowych, bezstronność sądów, ostrożność w ocenie różnych śmiałych hipotez. oppidum - umocniony gród, ośrodek administracji i gospodarki, spełniający również funkcję miejsca kultowego Celtów, szerzej zob. s. 169 i n. (przyp. red.). Przedmowa honorowa Posiadał bowiem tę wielką mądrość, która chroniła go przed porywami przedwczesnego zachwytu - przed swego rodzaju „reklamą", której ofiarą padają niektórzy archeologowie. Potrafił się oprzeć takim impulsom i przeciwstawiał im dociekliwość umysłu; wyłącznym jego celem było odnajdywanie źródeł archeologicznych i udostępnianie ich jako dobra publicznego. Nie dodawał im tej otoczki subiektywizmu, w której kryje się niebezpieczeństwo deformacji ich natury; jednym słowem przeprowadzał drobiazgową analizę, przestrzegając najlepszych zasad naukowej krytyki. Z wykształcenia był pierwotnie filologiem. W tym samym roku 1912, w którym w „Bibliotheque des Ecoles d'Athenes et de Rome" ukazała się jego główna rozprawa Bologne villanovienne et etrusque (Bolonia w czasach kultury Villanova i Etrusków), drugą - Etudes sur la formation des composes nominaux dans le latin archaique (Tworzenie zrostów rzeczownikowych w łacinie archaicznej) zamieścił w „Annales de l'Est". Dał się wówczas poznać jako rygorystyczny i skrupulatny badacz i gramatyk oraz wybitny łacinnik. Te początkowe zainteresowania i perfekcyjna znajomość języków klasycznych tłumaczą wagę, jaką przykłada w niniejszej książce do wszystkiego, co dotyczy lingwistyki: stąd jego żywe i barwne układy na temat wspólnego pochodzenia dialektów indoeuropejskich, nazw miejsc, rekonstrukcji języka galijskiego i odczytywania inskrypcji celtyckich. Temu lingwiście nieobca jest jednak i literatura, o czym świadczy częste odwoływanie się do tekstów: przykładem jest fragment z Pro Fonteio dotyczący importu win italskich do Galii, opatrzony wzorcowym komentarzem. Wierny swemu wykształceniu gramatyka i lingwisty, Albert Grenier ze skromnością odmawiał sobie tytułu historyka. A przecież posiadał ostrożność i intuicję prawdziwego historyka, i te zapewne zalety leżą u podstaw sukcesu jego książki o Galach. Zainteresował się Galami bardzo wcześnie: już w 1904 roku obronił w Ecole des Hautes Etudes pracę zatytułowaną Habitations gauloises et villas latines dans la cite des Mediomatriques (Domostwa galijskie i wille rzymskie w kraju Mediomatryków). Wiele mówiący wybór, w którym potwierdza się zarówno jego przywiązanie do Lotaryngii, jak i żywe zainteresowanie dawnymi mieszkańcami naszej ziemi. Pracując nad swoją „wielką" rozprawą, nie porzucił bynajmniej Galów. Wspomniał o nich w paru miejscach, zwłaszcza w podsumowaniu, gdzie proponuje przypisać kulturę Villanova Umbrom, których nie chce utożsamiać z Celtami - co inni uważali za możliwe. Rozpatrywał problem związków Celtów z Umbrami, by ostatecznie całkowicie je zdezawuować. Najpełniej mógł jednak rozwinąć swe zainteresowanie Galami dopiero wówczas, gdy w roku 1919 otrzymał na Uniwersytecie w Strasburgu katedrę starożytności narodowych i nadreńskich. Zimą 1920-1921 zdecydował się poświęcić Galom cykl wykładów. Stał się on podstawową substancją książki, Przedmowa honorowa której kolejna edycja ukazuje się dzisiaj. Po raz pierwszy wydana w roku 1922, w typowym wówczas dla „Collection Payot" formacie dwunastki, w roku 1945 ukazała się ponownie w serii „Bibliotheque Historique" tej samej oficyny, w wersji poprawionej i w nowej szacie, w formacie ósemki. Po 10 latach nakład został wyczerpany; z myślą o reedycji poproszono autora o dopisanie rozdziału uwzględniającego aktualny stan wiedzy, ale uczony, pochłonięty pracą nad swym podręcznikiem archeologii galloromańskiej, zmuszony był odmówić. Aby nie zaprzepaścić niezwykłego powodzenia książki, zdecydowano się na dodruk w pierwotnej postaci. Jest to bowiem jedno z tych dzieł, w których każda przeróbka obcej ręki wypaczyłaby oryginalną myśl. Bibliografia z końca każdego rozdziału została zgrupowana na końcu pracy. Wreszcie niezbędne uzupełnienia uwzględniające nowe odkrycia, czy też modyfikacje dotyczące niektórych punktów widzenia, wynikające z nieuchronnego postępu nauki, zostaną zasygnalizowane nie w notach czy addendach, lecz w tej części przedmowy, do której teraz przejdziemy. Stosując przy opracowaniu swego ulubionego tematu - Galów - ostrożność i intuicję, zalety, które podkreśliliśmy na samym początku, Albert Grenier musiał stawić czoła wielu tendencjom reprezentowanym przez specjalistów tego działu historii: przede wszystkim zaś „mitowi liguryjskiemu", któremu dał wyraz i który rozpowszechnił w swej rozprawie Camille Jullian. Wiemy, do jak pochopnych konkluzji doprowadzić może ryzykowna teza o „liguryjskim imperium italo-celtyckim", czyli o wspólnocie - pod politycznym przewodnictwem jednego ludu, Ligurów - obejmującej społeczności italską i celtycką, osiadłe po obu stronach Alp. Albert Grenier dowodzi przekonywająco, że chodzi tu po prostu o zwyczajne „sąsiedztwo"; populacja Ligurii nie jest „czysta"; w liguryjskim kraju roiło się od najeźdźców, nie tylko celtyckich, którzy przynieśli tu swój język indoeuropejski. Rzekomo liguryjskie końcówki są albo germańskie, albo celtyckie - czyli indoeuropejskie - albo też pochodzą z innych jeszcze języków. „Tych, których D'Arbois de Jubainville i Camille Jullian nazywali Ligurami, my nazwiemy Celtami albo lepiej Protoceltami". Oto właśnie klucz do rozwiązania całego problemu. Wyjaśnieniom, które proponował Camille Jullian, jego uczeń przeciwstawił własne: Galia, już przed rokiem 600 (i rokiem 500 w wypadku Galii Środkowej) - a te daty znakomity profesor College de France dopuszczał jako najwcześniejsze z możliwych - zajęta była przez ludy zapowiadające Celtów z racji swego języka (bliskiego zresztą „językowi Italików" i będące ich przednią strażą). Termin „Protoceltowie", wprowadzony już we „Wstępie" do niniejszej książki, świetnie ilustruje zjawisko: niejednoczesny, lecz stopniowy napływ małych grup następujących po sobie, począwszy od „epoki brązu aż po zaranie epoki historycznej, czyli przez całe tysiąclecie" - tak więc w ciągu wielu wieków nakładających się na siebie kolejnymi warstwami. Nie 8 Przedmowa honorowa inaczej tłumaczymy ten fenomen dzisiaj: Jacques Heurgon2 pisze, że „zjawisko formowania się kultury pól popielnicowych z całą pewnością nie oznaczało jednej jedynej masowej inwazji, ale początek długiego ciągu infiltracji, które trwać będą przez całą pierwszą połowę II tysiąclecia i za każdym razem obok wcześniejszych mieszkańców osadzają czasem nawet bez uciekania się do oręża - nowych przybyszów. Ich siedziby zagęszczały sieć osad halsztac-kich". Albert Grenier zachowuje niewątpliwą ostrożność w ocenie związków łączących ludy kultury halsztackiej z Celtami. Niemniej jednak przyznaje, że tumuli (kurhany), które są wyznacznikiem zasięgu Hallstattu, stanowią sposób grzebania zmarłych właściwy również cywilizacji celtyckiej. Dla scharakteryzowania okresu poprzedzającego La Tene, rozpoczynającego się około roku 1100 i obejmującego następnie trzy fazy Hallstattu, stosujemy dziś powszechnie określenie „pola popielnicowe". Jednakże gdy Albert Grenier przygotowywał swoją książkę, określeniem tym dopiero zaczynano się posługiwać. Autor zmuszony był więc zaadoptować je już w trakcie pisania, w związku z czym pojawia się ono dopiero w rozdziale czwartym, przy temacie penetracji celtyckiej w Hiszpanii i powraca kilka stron dalej jako synonim „grobów ciałopalnych", które zajmują miejsce kurhanów. Nie spotykamy go natomiast przy omówieniu okresu późnego brązu (około 1100), a kiedy autor mówi o zasięgu obrządku ciałopalnego, zastępującego pochówki szkieletowe, posługuje się opisem „dość duże, pękate urny, zamykane pokrywą lub odwróconą misą", złożone w „grobach płaskich zgrupowanych w cmentarzyska". Autor pozostaje również bardzo powściągliwy, gdy chodzi o udział Ilirów w kształtowaniu się cywilizacji halsztackiej: „[...] Celtowie ulegli politycznej dominacji Ilirów, przynajmniej na pewien czas i na części swego terytorium" i dodaje: „Możliwe też, że z obszarów iliryjskich przybyła jednocześnie nowa rasa ludzi, którzy mieszali się z i tak już niejednorodnym amalgamatem, z którego mieli się wyłonić Galowie". Rzecz jasna, odkrycia dokonane już po publikacji Les Gaulois (Historia Galów) wniosły wiele nowego, uściślając czy korygując w pewnych wypadkach szczegóły tez prezentowanych przez Alberta Grenier, nigdy jednak zdecydowanie im nie zaprzeczając. Tak oto w Romanii - w Dovadola i Cassola Yalsenio -odnaleziono kilka nekropoli celtyckich z końca VI lub początku V wieku p.n.e. Świadczą one o obecności Galów na półwyspie jeszcze przed pojawieniem się Bojów, Lingonów i Senonów, ogarniętych żądzą zdobycia Rzymu i usiłujących opanować Kapitol. Należałoby więc przesunąć datę pierwszych infiltracji celtyckich na Nizinę Padańską, przyznając rację Alexandre'owi Bertrandowi, który uważał, że Celtowie byli tam już od roku 600. Albert Grenier nie wykluczał, J. Heurgon, Rome et la Meditermnee occidentale, „Nouvelle Clio", Paris, 1969, s. 94. Przedmowa honorowa iż hordy mogły przenikać do północnej Italii w okresie halsztackim, nie sądził jednak, by można było uznać za pewnik istnienie tam autentycznych grobów celtyckich sprzed roku 400. Konstatacja ta żadną miarą nie zaprzecza tezie o przybyciu najeźdźców z krain nadreńskich lub środkowej Europy przez przełęcze Brenner i Świętego Gotharda, a nie poprzez Zachodnie Alpy. A przecież w tym tkwi sedno poglądów, których Albert Grenier zawsze bronił. Wyjątkowo nieufnie traktował teorię - podtrzymywaną przez bezkrytycznie dającego wiarę Liwiu-szowi3 Camille'a Julliana - o tej wielkiej Galii celtyckiej, której plemiona wyruszyły jakoby pod wodzą Biturygów, by po drugiej stronie Alp zalać północną Italię. Profesor stwierdza: „Segowezus nie wyruszył z Galii przez Czechy, ale odwrotnie" i dalej: „Segowezus i Brennus nie byli Galami w dosłownym znaczeniu, lecz C e 11 a m i". Mimo że sam kilkakrotnie posługuje się wyrażeniem „imperium celtyckie" - nadając mu, jak myślę, wartość symbolicznej etykietki, zdolnej oddać pojęcie wspólnoty cywilizacyjnej wynikającej z jedności etnicznej - mistrz zakładał jako regułę, iż „mówienie o imperium celtyckim nie jest zasadne". Więc jednak nie akceptował tego pojęcia. Według niego ośrodkiem, z którego Celtowie rozeszli się zarówno do Galii, jak i do Italii oraz Czech, był region zachodnich Niemiec. Jeszcze jedną kwestią, której opracowywanie Albert Grenier mógł tylko rozpocząć, są odkrycia archeologiczne na terenie starożytnego miasta Marsylii. Do roku 1945, gdy książka się ukazała, odkryto zaledwie kilka fragmentów murów miejskich, w tym sławny odcinek odsłonięty w roku 1913. Uważa się, że ufundował go Criras, bogaty medyk z czasów Nerona, który ponoć - tak mówi Pliniusz Starszy4 - przekazał wielką sumę pieniędzy na budowę murów swego ojczystego miasta. Zniszczenia dokonane przez Niemców w czasie ostatniej wojny na północ od Starego Portu przyczyniły się do nowych odkryć. Ale przede wszystkim prace urbanizacyjne, prowadzone od lutego 1967 roku w dzielnicy Giełdy, odsłoniły nie tylko o wiele większe fragmenty fortyfikacji, ale też północno-wschodni przyczółek Lacydonu oraz część nabrzeży. Nie miejsce tu jednak, by bliżej zajmować się tymi umocnieniami ani też zastanawiać się, jak pogodzić tekst Pliniusza z datą (III-II wiek), którą wolno tym pozostałościom przypisać na podstawie zastosowanej techniki budowlanej. Chodzi przede wszystkim o ekonomiczną rolę Marsylii i jej oddziaływanie na Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, przeł. A. Kościółek, Wrocław 1968, l, 34 (przyp. tłum.). Pliniusz Starszy, Historia naturalna. XXIX, 5, 9 (przyp. tłum.). 10 Przedmowa honorowa Galię. Albert Grenier powątpiewał, by Massalia5 miała jakieś poważniejsze znaczenie w hellenizacji naszego kraju: podkreślał z naciskiem, że kontrolowała ona zaledwie wąską strefę wybrzeża, poza którą Ligurowie i Galowie nie pozwalali jej działać. Wyobrażał sobie, że otaczały ją pierścieniem nieodwołalnie wrogie oppida i - jego zdaniem - na szlaku galijskim handel cyną musiał być prowadzony nie przez samych Marsylczyków, lecz przez pośredników. Wypowiadał się zatem przeciwko tezie, wedle której wytwory greckie były sprowadzane do kraju Rodanem, i opowiadał się za drogą biegnącą przez przełęcze Alp środkowych lub wschodnich i doliną Dunaju. Jednakowoż prace Greniera są wcześniejsze niż słynne odkrycie w roku 1953 greckiego krateru w Vix, będące jak wiadomo, powodem euforii wśród zwolenników Marsylii; mimo to ich argumenty nie mogły całkowicie zwyciężyć, gdyż z udowodnionej w ten sposób świetności Mont Las-sois wcale nie musiał wynikać fakt rygorystycznego i wyłącznego korzystania ze szlaku rodańsko-sekwańskiego. Przejście między Vix i Dunajem musi być w dalszym ciągu brane pod uwagę, czego dowodzą ojnochoai, znajdowane w Jurze (Conliege), w południowych Niemczech i na Wyżynie Szwajcarskiej. Czy zresztą obecność jońskiej ceramiki w Pegue, tak samo jak w Ardeche, o 30 kilometrów na wschód od Rodanu, nie świadczy, że równolegle uczęszczane były różne trasy, nie tylko ten szlak wielkiej rzeki, z którego mogli czerpać korzyści Marsylczycy? Wreszcie - i jest to tendencja aktualna - nie da się przecież wykluczyć, że handel odbywał się dwiema drogami - tak Rodanem, jak przez Italię północną i przełęcze alpejskie -bądź równocześnie (VI wiek), bądź na przemian: w V stuleciu (w momencie załamania się potęgi Marsylii) przeważnie przez Etrurię, a w IV stuleciu (w okresie gwałtownego ożywienia marsylskiego handlu) głównie szlakiem Rodanu. Odkrycie z Vix i nowe możliwości interpretacyjne nie wpłynęły na stanowisko uczonego. Albert Grenier pozostał raczej na pozycjach „antymarsylskich". Wysuwał zastrzeżenia wobec wniosków, jakie niektórzy chcieli wyciągać z odkrycia w Pegue6. Rzecz jasna, gdyby miał możliwość osobiście poprawić swą książkę, z pewnością wniósłby w wielu miejscach konieczne uzupełnienia. Entremont, Gla-num i Saint-Blaise są na tych kartach ledwie wspomniane, podczas gdy dzisiaj dostarczają materiału do obszernych omówień. Wykopaliska w Entremont odsłoniły pochodzące z II stulecia, z okresu niewiele poprzedzającego podbój rzymski, prawie kompletne oppidum celtoliguryjskie, którego cywilizacja odznacza się przemieszaniem pierwiastków lokalnych, wyraźnych szczególnie Dzisiejsza Marsylia (przyp. red.). Comptes rendus de l'Academie des Inscriptions, 1959, s. 91 i n. Przedmowa honorowa 11 w kulcie, z wpływami greckimi. Prace w Saint-Blaise, w roku 1945 dopiero co rozpoczęte, odsłoniły mury równie imponujące jak marsylskie, którym mogły być niemal współczesne. Podobnie jest w Olbii. Poszukiwania w Glanum, które również okazało się osadą zhellenizowaną, podjęto w roku 1921. W książce znajduje się tylko wzmianka o „greckim mieście przykrytym warstwą rzymską" - inaczej być nie mogło, bowiem odkrywanie warstw archeologicznych odpowiadających Glanum I znajdowało się wówczas w zupełnie początkowej fazie. Jeszcze dzisiaj te prace, wymagające wielkiej precyzji, posuwają się niezwykle powoli. Jeśli natomiast chodzi o oppida w Herault, to gdyby znał Enserune, jak my od niedawna znamy, na pewno wymieniłby ją obok takich jak Pyrene, Collioure i Agde. Wspaniałe odkrycie dokonane na jednej z plaż w Finistere, gdzie znaleziono uwięzione w algach złote statery z Cyreny, zapewne przyciągnęłoby także jego uwagę i przyczyniłoby się do rozwinięcia fragmentu omawiającego szlak cynowy. Podobnie okazałby szczególne zainteresowanie cennymi przedstawieniami ikonograficznymi żniwiarek na płaskorzeźbach pochodzących z Ardenów belgijskich; ich odkrycie (Bouzenol, 1958) i dokładna identyfikacja (Arlon, 1926; Trewir, 1964) od kilkunastu lat są pomocne w interpretacji tekstów literackich. Datowane na okres wczesnego cesarstwa drewniane wota z Chama-lieres, wydobyte jesienią roku 1968 u źródeł Roches, uzupełniły analogiczne znalezisko z sanktuarium Sources de la Seine (o pięć lat wcześniejsze), i z całą pewnością przyczyniłyby się do wzbogacenia rozdziałów o religii i o sztuce Galów. W zamieszczonej na końcu książki bibliografii czytelnik znajdzie wskazówki, gdzie poszukiwać informacji wypełniających te luki, lecz samo dzieło nie wymaga żadnych zmian. Napisane przed 25 laty, zupełnie się nie zestarzało, choć autor - ze skromnością niewątpliwie nadmierną - stara się podkreślać jego „prowizoryczny" charakter. Być może nosi ono znamiona powojennego okresu, w którym obydwie wersje były redagowane: pierwsze wydanie ukazało się w roku 1922, drugie w 1945. Zapewne stan ducha zasłużonego żołnierza pierwszej z tych wojen jest przyczyną wrogości wobec Cezara, najeźdźcy odpowiedzialnego za kres niezawisłości Galii: „Czy z Cezarem może być mowa o wolności!" - oburza się Albert Grenier. Cezar jest w jego oczach podejrzany, jak każdy wróg integralności francuskiej ziemi. Niemniej - a tę zasługę trzeba docenić - ustrzegł się zgubnego nacjonalizmu, który historyków poprzedniej generacji skłonił do przedstawienia Galów jako zażartych wrogów Germanów - obcych im nie tylko postawą moralną, ale i rasą. Co do Belgów, Albert Grenier nie ukrywa ich pokrewieństwa z Germanami zza Renu; posługuje się nawet przykładami z dziedziny językoznawstwa celem udowodnienia, że wiele plemion uchodzących za germańskie nosiło nazwy celtyckie. 12 Przedmowa honorowa Tak więc od początku do końca dzieło to nacechowane jest bezstronnością i szlachetną powściągliwością uczonego, który przede wszystkim troszczył się o prawdę i który nigdy nie przestał być człowiekiem. Louis Harmand 28 lutego 1970 Przedmowa autora Książka niniejsza jest drugim wydaniem pracy o tym samym tytule, opublikowanej w roku 1922 nakładem wydawnictwa Payot. Długo wahałem się, czy ją wznowić, w końcu jednak uległem życzliwym namowom wydawcy. W tekście wprowadziłem znaczne zmiany. W ciągu dwudziestu lat moje przemyślenia, zwłaszcza dotyczące okresu przedhistorycznego, bardzo się zmieniły i, jak sądzę, wzbogaciły. Wiele zagadnień znalazło więc tutaj nową oprawę. Pierwsza wersja książki pisana była w Strasburgu w latach 1920-1921, latach szczęśliwych, pełnych zapału i - niespełnionych, niestety - nadziei. Powróciłem do tekstu latem roku 1939 w atmosferze narastającego niepokoju. I znów nastał czas wojenny. Bardziej niż kiedykolwiek obowiązek nakazywał nam wszystkim wywiązywać się ze swych zadań wszędzie tam, gdzie zastał nas los, i podtrzymywać życie narodu we wszystkich jego przejawach. Podczas gdy ważyły się losy kraju ogarniętego żałobą, ufny w przyszłość kontynuowałem moje studia nad jego galijską przeszłością, poszukując wyłącznie prawdy -jedynej użytecznej, jedynej krzepiącej wartości, jak niegdyś nauczali mnie moi mistrzowie. Duch książki pozostał więc ten sam. Redagując ją na nowo, fragment po fragmencie, starałem się zachować charakter, jaki nadany jej był w pierwszym wydaniu - pozycji przeznaczonej dla szerokiego kręgu czytelników zainteresowanych, niezależnie od poziomu wykształcenia, historią własnego narodu. Pragnąłem dać jak najwierniejszy obraz naszej przeszłości, odzwierciedlający aktualny stan wiedzy, nie zamierzając bynajmniej tworzyć dzieła ściśle naukowego. Poprzestałem na zarysowaniu najważniejszych zagadnień, zrezygnowałem z dywagacji na temat źródeł, interpretacji tekstów i faktów, a co za tym idzie, pominąłem także cały aparat naukowy, na którym oparte jest każde zawarte tu stwierdzenie. Dokumentacja pozostała w moim archiwum. Jeśli chodzi o fakty, to ograniczyłem się do najważniejszych. A gdyby udało mi się wzbudzić w czytelniku zainteresowanie i chęć do bardziej zawansowanych poszukiwań, to cel mój zostanie osiągnięty. 14 Z myślą o tych dalszych poszukiwaniach przedstawiam poniżej listę, możliwie krótką, pozycji, do których warto sięgnąć1. Zawierają one szczegóły, których u mnie zabrakło, a w większości dostarczają również dowodów na prawdziwość tez, które przedstawiam. W istocie nie widziałem konieczności powracania do objaśnień raz już zaprezentowanych. Aby uniknąć powtarzania się, chciałbym już teraz podać najważniejsze tytuły, z których stale korzystałem i z których - co czuję się w obowiązku powiedzieć - wiele zapożyczyłem, nie cytując ich wszakże, jak może powinienem był zrobić, na każdej omalże stronie. Są to przede wszystkim: CAMILLE JULLIAN, Histoire de la Gaule, t. I-YIII, Paris, Hachette, 1908-1926, a szczególnie tomy I-III. Polecam też retrospektywną pracę tegoż autora De la Gaule a la France, 256 stron, tenże wydawca, 1922. JOSEPH DECHELETTE, Manuel d'Archeologie prehistorique, celtique et gallo-romaine. Wchodzą w grę wyłącznie części dotyczące archeologii prehistorycznej i celtyckiej: t. I, 1908; t. II, Archeologie celtique ou protohistorique, w trzech częściach, 1910, 1913 i 1914; II wyd. II i III cz. t. II, w dwóch woluminach numerowanych; t. III: Premier agę du fer ou epoque de Hallstatt i t. IV: Second agę dufer ou epoque de La Tene, 1927, Paris, wyd. Picard. Warto zajrzeć także do następujących opracowań, mimo iż są one starsze i nie zawsze już aktualne: HENRI D'ARBOIS DE JUBAINYILLE, Lespremiers habitants de l'Europę d'apres les ecrivains de l'Antiquite et les travaux des linguistes, t. I-II, II wyd., Paris 1889. ALEXANDRE BERTRAND, Archeologie celtique et gauloise, II wyd., Paris 1889. ALEXANDRE BERTRAND i SALOMON REINACH, Les Celtes dans les vallees du Po et du Danube, Paris 1894. Większość źródeł została zebrana w: GEORGES DOTTIN, Les premiers habitants de l'Europę, Paris, Klinck-sieck, 1912. Tenże, Manuel pour servir a l'etude de l'Antiquite celtique, wyd. II, Paris, Champion, 1915. W pozycji tej zebrane są wszystkie teksty starożytne dotyczące Galów, jak też cenne informacje o faktach znanych nam dzięki literaturze celtyckiej Walii i Irlandii. SALOMON REINACH, Catallogue illustre du Musee des Antiquites natio-nales au Chdteau de Saint-Germain-en-Laye, t. I i II, Musees nationaux, Paris 1917, 1921. Bibliografia uaktualniona i ułożona metodycznie przez profesora Louis Harmanda znajduje się na końcu książki (przyp. Editions Payot). Przedmowa autora 15 Wreszcie dzieło znacznie obszerniejsze od mojego i o większej erudycji, którego autorem był nieodżałowany HENRI HUBERT i które ukazało się pomiędzy pierwszym i niniejszym wydaniem mojej książki: Les Celtes, t. I: Les Celtes et l'expansion celtique jusqu'a l'epoque de La Tene; t. II: Les Celtes depuis l'epoque de La Tene et la civilisation celtique, w serii „Bibliotheque Historique" prowadzonej przez H. Berr, t. 21 i 21 bis, La Renaissance du Livre (Albin Michel), Paris 1932. Praca ta, a nowa wersja mojej książki wiele jej zawdzięcza pod wieloma względami, mogłaby zastąpić moją. Nie poleciłbym bardziej innej lektury temu, kto zechciałby bliżej zająć się tematem Celtów, nie tylko w Galii. Często również korzystałem z prac autorów zagranicznych, których tutaj nie podaję, albowiem prawie wszyscy są cytowani w dziele Henri Huberta. Wymienię jedynie opracowania ogólne: EBERT, Reallexikon der Yorgeschichte i PAULY-WISSOWA-KROLL, Real-Encyclopaedie der Alterunswissenschaft. Do okresu przedhistorycznego w Hiszpanii i obecności Celtów na Półwyspie Iberyjskim odnoszą się pozycje następujące: P. BOSCH-GIMPERA, Etnologia de la Peninsula Iberica, Barcelona, Editorial Alpha, 1932 oraz pierwszy tom wielkiej pracy A. SCHULTENA, Numantia, Die Ergebnisse des Ausgrabungen, t. I: Die Keltiberer und ihre Kriege mit Rom, Miinchen, 1914. Jeśli chodzi o Celtów na Bałkanach, w dolinie Dunaju i generalnie w Europie Środkowej, wiele cennych informacji znalazłem, w podstawowym dziele YASILE PARYANA, Getica o p roto istorie a Daciei, Bucuresti, 1926 (w języku rumuńskim, z obszernym streszczeniem w języku francuskim). Praca niniejsza jest, ogólnie rzecz biorąc, przede wszystkim wprowadzeniem do studiów nad dziedziną niesłychanie złożoną, w której ostatnie słowo z pewnością jeszcze nie padło. Tak należy do niej podejść. Nie będzie może pozycją całkiem bezużyteczną, jeśli pozwoli czytelnikowi skorzystać z większym pożytkiem z prac bardziej specjalistycznych, naukowych, które przedstawiają aktualny stan badań i traktują nie tyle o osiągniętym już stanie wiedzy, ile o bieżących pracach. Choć oczywiście teksty starożytne od dawna są już dokładnie wykorzystane, pozostaje szeroka domena badań lingwistycznych i przede wszystkim archeologicznych, których eksploatacja dopiero się rozpoczyna. Możemy więc śmiało oczekiwać wielu odkryć dotyczących Galów i najstarszego rozdziału ich historii. Niech mi będzie wolno wierzyć, iż ten nowy wykład oddaje postępy, jakie mogłem poczynić w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Niemniej jednak wszelkie kwestie nadal budzące wątpliwości będą aż zbyt widoczne. Upraszam więc z góry o wybaczenie wciąż jeszcze licznych hipotez, do których zmuszony byłem się ograniczyć. Żadna próba syntezy nie może być bowiem ostateczna. 18 Wprowadzenie stanowczością, nie całkiem wiernie oddając rzeczywistość, uznał Ren za granicę między Galami i Germanami. My zachowamy tę zasadę przez niego ustanowioną, a przyjętą przez całą łacińską tradycję literacką. Będą więc dla nas Galami wyłącznie mieszkańcy Galii. Określenie „Celtowie" przyjmiemy tymczasem dla tych ich pobratymców, którzy nadal żyli poza granicami Galii: w Italii, w Hiszpanii, w dolinie Dunaju aż po Bałkany oraz po drugiej stronie kanału La Manche, na Wyspach Brytyjskich - aczkolwiek autorzy starożytni nigdy nie używali nazwy „Celtowie" w stosunku do Brytów i innych żyjących tam ludów o mowie i cywilizacji celtyckiej. Jeśli mamy prawo odstąpić od ich reguł, to dlatego, że jesteśmy w stanie doszukać się w języku wyspiarskich Brytów wyraźnego podobieństwa z mową Celtów kontynentalnych oraz że archeologia dostarcza dowodów, iż obie cywilizacje były bardzo zbliżone. Starożytni nie byli zresztą całkiem nieświadomi tego pokrewieństwa między Brytanii i Galami. Terytorialnie zatem Galowie reprezentują tylko niewielką część Celtów. Na przestrzeni wieków historia Galów odpowiada tylko jednemu - i to późnemu - etapowi historii Celtów. Rozpoczyna się ona zaledwie około piątego stulecia przed naszą erą, kiedy plemiona celtyckie, które w przyszłości utworzą lud galijski, mają już za sobą długą przeszłość, szacowaną na ponad 1000 lat. Będziemy zmuszeni zająć się tą prehistorią. Jakże bowiem poznać Galów bez wcześniejszego przestudiowania ich celtyckich początków? Nie unikniemy przecież pytań: skąd nadciągnęli, jak się uformowali w jednolity lud, jakie związki krwi, jaki klimat, jakie koleje losu zdeterminowały ich charakter fizyczny i duchowy, złożyły się na ich tradycję, ukształtowały ich język? Nie jest także możliwe rozpoczęcie historii Galii w tym dokładnie momencie, gdy staje się ona celtycka. Przed Celtami żyły przecież na tych ziemiach niezliczone pokolenia ludzi, którzy je kształtowali, dali nazwy górom i rzekom, pracowali i myśleli, mieli własną religię, prawa, kodeksy moralne, nawyki ciała i umysłu. Część swojego dorobku przekazali nowym przybyszom. Nie wydaje nam się, by te poszukiwania w przestrzeni i w czasie stanowiły odejście od tematu, czyli od Galii i Galów w ścisłym znaczeniu. Ostrożny historyk unika z zasady tego rodzaju delikatnych kwestii dotyczących pochodzenia, jakie próbujemy tu roztrząsać. Nie ukrywamy bynajmniej, że nie posiadamy w tej materii wiedzy popartej nauką. Są to raczej hipotezy niż udowodnione twierdzenia. Któż jednak ośmieliłby się negować prawo do hipotez, gdy dotyczy to prehistorii... a nawet i historii? Fakty, które zostaną wyjaśnione dzięki przyszłym badaniom, mogą część tych hipotez potwierdzić lub je zanegować. Niemniej próby ułożenia w spójny obraz śladów, których tu czy tam można się dopatrzeć, należy uznać za przydatne. Usiłujemy rozwiązać problemy jeszcze przed otrzymaniem wszystkich niezbędnych do tego przesłanek. Jednakże gdybyśmy czekali na niezbite dowody, bylibyśmy skazani na niezajmowanie się w ogóle takimi tematami. Galowie i my Składnik galijski w populacji Francji Przyjął się pogląd, że Galowie są przodkami Francuzów. Nie bez racji, ale z tym zastrzeżeniem, aby pokrewieństwu temu nadać bardzo szerokie znaczenie. W istocie byłoby nierozważnie uznać naród francuski lub choćby jego większość za potomków tych, którzy - znani pod imieniem Galów - dwadzieścia stuleci temu zajmowali ziemie przez nas dziś zamieszkiwane. Któż z nas mógłby się pochwalić takim rodowodem? Ileż innych ludów, iluż innych ludzi przybyło od tamtej pory na nasze ziemie i wymieszało się z Galami! Od czasów podboju rzymskiego do Galii wciąż przecież napływała ludność z zewnątrz. Byli to Latynowie z Italii, kupcy, żołnierze, weterani, przemieszani z przybyszami z wszystkich rzymskich prowincji. Byli to też, przynajmniej przez dwa ostatnie stulecia panowania rzymskiego, jeńcy barbarzyńscy osiedlani przez cesarzy na słabo zaludnionych ziemiach Galii: Germanowie, obarczeni obowiązkiem obrony granic przed własnymi współplemieńcami, Sarmaci, którzy jako wspomnienie po sobie pozostawili nazwy miejscowości, takie jak Sarmaize, czy jeszcze inni. Co prawda w porównaniu z masą ludności galloromańskiej imigracja ta nie była przesadnie liczna, ale trwając przez kilka wieków, bez wątpienia wprowadziła do kraju pewną ilość elementów heterogenicznych. Później przyszedł czas „wielkich wędrówek ludów", z których pierwsze nastąpiły w III wieku n.e., między rokiem 257 i 275, a następne u zarania V wieku, począwszy od roku 405. Pierwszym ich rezultatem było nie tyle osadnictwo nowych ludów, ile zdziesiątkowanie tych, które tam wcześniej mieszkały. Barbarzyńcy nie zatrzymywali się na dłużej. Dopóki istniało cesarstwo rzymskie i jego armie, byli szybko przepędzani, brani do niewoli lub masakrowani. Sami wszakże również mordowali, a co więcej, ich spustoszenia 22 Galowie i my wych wieków. Niespodziewanie w krąg światła świata śródziemnomorskiego wkraczają Celtowie z północy i wschodu Europy. Jak burza spadają na Italię, potem na Grecję. Wkrótce odnajdujemy ich na Sycylii, w Azji Mniejszej, w Egipcie, w Kartaginie. Są w Hiszpanii, są na Wyspach Brytyjskich, w sercu Europy przemieszczają się wzdłuż Dunaju, a ich ekspansja sięga aż po granice terytoriów zamieszkałych przez Scytów. Nie ma takiego ludu starożytnego, który by się z nimi nie zetknął. Począwszy od Herodota, nie ma omalże takiego historyka, któremu nie nadarzyłaby się okazja wspomnieć o nich. Mało tego, ich właśnie imię nosiła pierwsza trwała wspólnota podobnych do nas ludzi powstała na całej naszej ziemi. Galia łączyła w prawdziwej jedności narodowej różne regiony, które dziś tworzą Francję, a nawet więcej, albowiem rozciągała się nie tylko od Alp do Oceanu, ale także od Pirenejów po Ren. To prawda, że jedność ta wydaje się często bardziej wyidealizowana niż rzeczywista, niemniej jednak była chyba głęboko odczuwana przez wszystkich Galów. Widzimy ich broniących tej samej ojczyzny, której nam dziś przychodzi bronić, bijących się w tych samych miejscach, gdzie Francuzi od pokoleń walczą z wrogami tej samej proweniencji. Kierują nimi podobne do naszych uczucia. Cezar niemal ze zdziwieniem relacjonuje ich wzburzenie na wieść o „wspólnym nieszczęściu" Galii, ich wciąż na nowo organizowane spiski w imię „wspólnej wolności". Nie rozumiał, jak jedno słowo Wercyngetoryksa przywołujące święte przymierze wszystkich Galów, czyniące ich niezwyciężonymi, wystarczyło, by po ciężkiej porażce przywrócić im odwagę. My lepiej niż współczesny mu Cezar rozumiemy Wercyngetoryksa, który jest jakby jednym z nas. Dzieje jego i jego towarzyszy należą do naszej historii. Tak więc, wśród tylu plemion znanych i nieznanych, których kolejne wysiłki złożyły się na powstanie Francji, Galowie pierwsi stworzyli, wyrazili i częściowo zrealizowali ideał polityczny dziś wciąż jeszcze żywy. Oni też jako pierwsi w annałach światowych uzyskali dla nas godność narodu. To im zawdzięczamy, jeśli tak można rzec, najstarsze dokumenty stwierdzające tożsamość narodu. Portret duchowy Galów Wiele się mówiło o Galach w świecie śródziemnomorskim, gdzie posiali niepokój i od samego początku wzbudzali przerażenie. Historia starożytna nie kryje przed nami żadnej z ich wad. Z wolna zadziwienie ustępowało zainteresowaniu i kilku pisarzy, głównie greckich, opowiedziało nam o ich charakterze i obyczajach w tonie znacznie spokojniejszym. Czegóż to najpierw nie powtarzano o ich porywczości, gwałtownej i nie-umiarkowanej! Ostrożnym Grekom i znanym z rozsądnego umiaru Rzymianom Portret duchowy Galów 23 wydali się Galowie prawdziwymi szaleńcami. Ich oddziały ruszały do boju w przerażającym zgiełku wrzasków, gry na rogach, szczęku tarcz. Mężczyźni wyciągali wielkie miecze i cięli na oślep, z wielką silą, siejąc początkowo wśród legionów paniczny lęk. Później, dzięki zimnej krwi dowódców, rzymskie armie odzyskiwały karność. Legionista nauczył się zza chroniącej go tarczy zatapiać miecz w brzuchu Gala, który uderzając, całkiem się odsłaniał. Przemożnej sile natarcia przeciwstawiono taktykę. A gdy Rzymianie nauczyli się już Galów zwyciężać, zaczęli im zarzucać, że szybko się męczą, że więcej mają zapału niż siły, że brak im odporności i zdecydowania. Pierwsi autorzy antyczni widzieli w Galach jedynie bandy awanturników, przybyłych między ludy śródziemnomorskie w poszukiwaniu szczęścia. Zrobili z nich rasę rabusiów bez czci i wiary, których zapalczywość wciągała w najbardziej chimeryczne przedsięwzięcia, a buta popychała do najbardziej szalonej fanfaronady. Galowie rzucali wezwanie niebiosom i władcom, nie znali przeszkód dla swych fanaberii. Bez przerwy w ruchu, chełpliwi, swarliwi, uwielbiali śmiech i wrzawę, krzykliwe kolory, wszystko, co błyszczy, wszystko, co odurza. W swym bezprzykładnie ostentacyjnym luksusie nie skąpili sobie błyszczącego metalu, koralu, emalii, najbardziej żywych barw. Wszystko, co ich dotyczyło, wydawało się przesadne: ich wzrost, ich siła, ich porywczość, ich obżarstwo, ich gesty, ich słowa. Były to wielkie dzieci, enfants terńbles starożytności. A jednak, gdy niektórym z tych niespokojnych duchów udało się osiąść gdzieś na stale, potrafili zorganizować sobie życie równie dobrze jak inni. Mądrość króla Kawarosa z Tracji cieszyła się tak wielkim powszechnym uznaniem, iż wybrano go na rozjemcę sporu pomiędzy Bizancjum i sąsiednimi miastami greckimi. Galatom z Azji Grecy i Rzymianie przyznawali poza odwagą także tak wielkie zalety, jak prawość, hojność, łagodność i dumę z dochowywania wierności w małżeństwie. Katon Starszy pisał, że w północnej Italii Galowie cenią sobie nade wszystko sztukę wojenną, ale także i sztukę słowa. Co prawda niektórzy krytycy, opierając się zresztą na autorytecie Polibiusza, uważają, iż czytać należy: rem militarem et agriculturam, sztukę wojenną i rolnictwo, zamiast: et argute loqui, sztukę słowa. Jakkolwiek by było, ten ideał odwagi i elokwencji czy też pracy przypisywany Galom z Italii przez Katona pokrywa się całkowicie z tym, który on sam usiłował wpoić swoim rodakom. Bardziej charakterystycznych szczegółów dostarczają nam pisarze, którzy odwiedzili Galów na ich własnej ziemi, w Galii Zaalpejskiej. Jednogłośnie wychwalają ich gościnność i życzliwość dla obcych. Wędrowiec przybywający z daleka z radością był witany i z ciekawością wypytywany o nowiny ze swego kraju. Galowie uwielbiali fantastyczne historie. Prości i naiwni, z łatwością dawali wiarę najbardziej nieprawdopodobnym opowieściom i często, nie dbając o sprawdzenie faktów, wszyscy ulegali porywom entuzjazmu lub oburzenia. 24 Galowie i my Spontaniczni i impulsywni, chętnie stawali w obronie uciśnionego. Mieli w najwyższym stopniu rozwinięte poczucie rzetelności, prawa i honoru. Nie potrafili ścierpieć, by ktoś nie dochował danego słowa. Reputacja sprawiedliwych, która otaczała niektóre z plemion, między innymi Wołków Tektosagów mieszkających za Renem, sięgała daleko. Słaby być może i chwiejny charakter Galów ukazuje się jednak jako z gruntu prawy i szlachetny. Nie dałoby się tego powiedzieć o większości ludów starożytnych, łącznie z Rzymianami. Jednej cechy intelektualnej Galów, mianowicie zdolności asymilacyjnych, nikt nigdy nie kwestionował. Przy okazji oblężenia Avarlcum (Bourges) Cezar pisze o ich niesłychanej pomysłowości i wyjątkowych zdolnościach naśladowania tych, których obserwują. W III wieku p.n.e. przejęli od Greków umiejętność posługiwania się pieniądzem. Od Greków też zapożyczyli alfabet. Cezar opowiada o znalezionych w obozie Helwetów tabliczkach z zapisaną alfabetem greckim imienną listą wychodźców zdolnych do noszenia broni, jak też dzieci, starców i kobiet. Zawsze i wszędzie z wielką łatwością wchodzili Galowie w związki z innymi plemionami, chętnie przyswajając sobie ich obyczaje. Kiedy plemiona te były bardziej od nich zaawansowane, robili szybkie postępy. Tak też, przemieszani z Iberami, w walkach na południowym zachodzie Galii z legatami Cezara wykazali wyjątkową zręczność i wytrwałość. W ciągu kilku tygodni Wercyngetoryks zmusił swą armię do dyscypliny i uciążliwego wysiłku, jakiego wymagało mądre prowadzenie wojny. Wkrótce po podboju Galia skwapliwie przyjęła kulturę grekorzymską. Galom nie brakowało inteligencji; niektóre z przypisywanych im wypowiedzi błyszczą polotem. Kochali poezję. Bardowie uczestniczyli we wszystkich uroczystościach. Długie poematy epickie i dydaktyczne, przechowane w pamięci ludu, przywoływały wspomnienie przodków i zawierały kwintesencję wiedzy narodu. Mieli Galowie wielki dar słowa i świetnie się nim posługiwali. Ich mówcy z upodobaniem stosowali hiperbolę i patos. W okresie cesarstwa bywali podziwiani nawet w Rzymie. W chwili, gdy zostali pokonani przez Cezara, Galowie byli ludem jeszcze nie w pełni wykształconym, młodym, w trakcie formowania się. Nie dano im czasu, by mogli opanować rozumem niedostatki zapalczywego charakteru, uwydatnić cenne zalety intelektualne, którymi się odznaczali. Nie wolno ich sądzić według stopnia rozwoju, na jakim zaskoczył ich podbój rzymski. Wszystko, co o nich wiemy, świadczy, że zdolni byli do postępu. Aby streścić przekaz, jaki o nich pozostawili starożytni, oddajmy głos greckiemu geografowi Strabonowi. Choć pisał on u schyłku panowania Augusta, to w dużej mierze opierał się na pismach filozofa i historyka Posejdoniusza z Apamei, który odwiedził Galów i Galię około roku 80 p.n.e.: Portret duchowy Galów 25 Cała rasa, którą nazywa się teraz galijską albo galacką, jest żarliwie rozmiłowana w wojnie, dumna i skora do walki, skądinąd zaś prawa i wolna od przywar charakteru. Kiedy się ich rozdrażni, gromadzą się w zastępach gotowych do boju, zupełnie otwarcie i bez uprzedniego namysłu, łatwo więc mogą się tymi ludźmi posługiwać ci, którzy chcą ich oszukać; kiedykolwiek bowiem, gdziekolwiek i pod jakimkolwiek pretekstem zechcesz ich poderwać do walki, zawsze ich znajdziesz gotowych do narażania się na niebezpieczeństwa, nawet jeśli po swojej stronie mają tylko własną siłę i odwagę [...]. Ale tak samo, jeśli skłoni ich do tego łagodna namowa, chętnie poświęcają swą energię użytecznym zajęciom i nawet oddają się studiom literackim. Są gwałtowni, a bierze się to stąd, że mają wielkie, silne ciała i jest ich mnogość. Zbierają się tłumnie, bowiem ich naiwny i szlachetny charakter sprawia, iż za osobistą zniewagę uważają wszelkie zło czynione w ich pojęciu sąsiadowi. Dziś jednak żyją w pokoju, ujarzmieni i podporządkowani prawu rzymskiemu. Jakimi ongiś byli, sądzić możemy po dzisiejszych obyczajach Germanów, gdyż fizycznie i pod względem organizacji politycznej oba te spokrewnione ludy są podobne. Zamieszkują zresztą analogiczne ziemie, rozdzielone, co prawda, Renem, ale wykazujące te same ogólne cechy [...]. Te same przyczyny objaśniają ich wcześniejsze wędrówki: gdy widzą, że mają do czynienia z silniejszym przeciwnikiem, zbierają się wszyscy w gromadę i zabierają ze sobą rodziny. Rzymianom z większą dużo łatwością udało się podporządkować sobie Galów niż zwyciężyć Iberów [...]. Galowie atakują w masie i w masie zostają pobici, Iberowie, wręcz przeciwnie, rozdrabniali wojnę, walcząc to w jednym miejscu, to w drugim, w luźnych oddziałach, na sposób band rozbójniczych. Niemniej Galowie są z natury doskonałymi żołnierzami, lepszymi nawet jeźdźcami niż piechurami; dostarczają Rzymianom elitę jazdy. Im bardziej się posuwać ku północy, w stronę Oceanu, tym bardziej wartościowych znajduje się wojowników1. Większość współczesnych historyków, nie tylko francuskich, skłania się do opinii, iż duchowy portret Galów bardziej przypomina Francuzów niż jakikolwiek inny naród. Trudno temu zaprzeczyć. Pomimo podboju rzymskiego i inwazji germańskich, pomimo wszystkich późniejszych nawarstwień etnicznych, które nałożyły się na amalgamat galijski, Francuzi mają dziś prawo uważać się za spadkobierców Galów, jeśli tylko zgodzimy się, iż w czasach, gdy rozpoczynała się na naszej ziemi epoka historii pisanej, sami Galowie byli po prostu spadkobiercami licznych populacji, które od zarania dziejów tworzyły Francję. Jakkolwiek daleko sięgnęlibyśmy w przeszłość, aż do czasów galijskich, a nawet jeszcze wcześniejszych, mamy do czynienia z tym samym obszarem geograficznym, stanowiącym całość lub dążącym do stanowienia jednej całości, formującym ludzi w znacznej mierze sobie podobnych. Łączył ich ten sam Strabon, Geografia, przel. Z. Kubiak, IV, 4, 2. 26 Galowie i my duch, te same cnoty, te same wady, te same obawy i te same ambicje. Te dwa zespolone elementy - ziemia i ludzie - szybko wchłaniały i na swój sposób wychowywały cudzoziemców, którzy z różnych stron świata przybywali, by osiedlić się na ziemiach francuskich. Portret fizyczny Galów Powierzchowność Galów żywo uderzyła starożytnych. Celtowie przybywali z północy i legenda chętnie przydawała im miano Hyperborejczyków. Według tradycji posiadali cechy fizyczne właściwe ludom nordyckim. Mówi się o ich wielkim wzroście: są postawni, muskularni, o jasnej skórze; mają niebieskie oczy i blond lub rude włosy. Wergiliusz przedstawia nam ich portret słowami wyrytymi na tarczy Eneasza: Aurea caesaries ollis atque aurea vestis; Yirgatis lucent sagulis: tum lactea colla Auro innectuntur; duo quisąne Alpina coruscant Gaesa manu; scutis protecti corpora longis. Złote włosy ich, płonie złotych szat przepych I płaszczy prążkowanych; śnieżyste ich szyje Spina złoto; z dwu włóczni alpejskich blask bije Wokół, a długie tarcze osłaniają ciała2. Ta kaskada złota i srebra oddaje wrażenia, jakie na mieszkańcach krain śródziemnomorskich wywarły blond włosy i jasna skóra przybyszów z północy. Pewną liczbę wizerunków Galów zawdzięczamy ponadto sztuce greckiej. Na przykład serię posągów, z których część dotrwała do naszych czasów, rzeźbiarze z Pergamonu poświęcili chwale królów Atala I i Eumenesa II -zwycięzców Galatów z końca III i początku II wieku p.n.e. Muzeum Narodowe w Rzymie posiada grupę z kolekcji Ludovisi, uważaną przez dłuższy czas za Anię i Paetusa, parę Rzymian skazanych na śmierć przez cesarza Klaudiusza, o których stoickiej postawie opowiada Tacyt. W rzeczywistości przedstawia ona zwyciężonego Gala, który zabiwszy uprzednio żonę, zatapia miecz w swej własnej piersi. Wojownik ten przekładał śmierć nad niewolę swoją i swej towarzyszki. Walczył nago zgodnie z dawną tradycją, wielokrotnie sygnalizowaną w odniesieniu do Galów. Publiusz Wergiliusz Maro, Eneida, przeł. T. Korytowski, wyd. 3 zm., Wrocław 1980, VIII, w. 659-662. Portret fizyczny Galów 27 Jego ciało, smukłej sze niż ciała atletów helleńskich, znamionuje gwałtowny ruch. Grecy często porównywali Galów do tytanów rażonych przez Jupitera piorunem. Szczególnie ciekawa jest głowa. Pod gęstymi włosami szerokie, lekko cofnięte czoło i wydatne, wyraźnie zaznaczone łuki brwiowe. Od szerokich kości policzkowych same policzki zwężają się ku brodzie. Zapadnięte oczy, okazały, mocny nos, duże usta o mięsistych wargach, ocienione lekkim wąsem. Charakter całości jest raczej surowy, lecz profil odznacza się szlachetnością i finezją. Nie jest to głowa wyidealizowana według obowiązującej konwencji. Artysta miał przed oczyma żywy model, najprawdopodobniej jeńca galijskiego. Gdy przyglądamy się tej twarzy, odnosimy wrażenie, iż jest nam znajoma, że podobne rysy dzisiaj moglibyśmy spotkać u nas. Czyżby to było tylko złudzenie? Do tego samego cyklu pergameńskiego należy posąg zwany Umierającym gladiatorem z Muzeum Kapitolińskiego. Jest to wojownik galijski. Rozpoznajemy go bez trudu, a niepodważalnym dowodem jest choćby torgues, zdobiący jego szyję. Ranny, upadł na swą tarczę i próbuje oprzeć na prawej ręce słabnące ciało o rozluźnionych już mięśniach. Należy on do tego samego typu ludzi co wojownik z grupy z kolekcji Ludovisi. Wydaje się jedynie nieco mniej wysmukły, bardziej krępy i zwłaszcza bardziej nieokrzesany. Jego rysy są bardziej prostackie, włosy sztywne i potargane, jak często u dzikich satyrów w greckich rzeźbach. Małe oczy osadzone są wysoko pod samym czołem, nos duży i lekko zadarty, obfity wąs skrywa całkowicie górną wargę. Czoło, przeorane głęboką, poprzeczną bruzdą, jest jakby podzielone na dwie części, z których dolna wystaje nad oczodołami, podczas gdy górna zaokrągla się ku wysokiej i krótkiej czaszce. Typowy przykład brachycefalii. W muzeum w Kairze znajduje się przejmująca swą ekspresją, uszkodzona głowa nieznanego pochodzenia. Wydaje się nieco starsza od posągów z Per-gamonu i jest przykładem innej szkoły artystycznej. Być może należała do pomnika upamiętniającego dokonaną w roku 275 w Aleksandrii na rozkaz Ptolemeusza II masakrę 4 tysięcy zbuntowanych najemników galijskich, rekrutujących się z band, które złupiły Delfy. Głowa osadzona jest na mocnej szyi. Na drobnej twarzy, wymizerowanej może przez cierpienia, dopatrzyć się można delikatnych, ruchliwych mięśni. Wielkie, pełne bólu, niemal błędne oczy rozjaśniają głębię oczodołów. Usta, ocienione dość bujnym wąsem, otwarte jak w krzyku wyrażającym rozgoryczenie raczej niż wściekłość. Całość sprawia wrażenie powściąganego patosu. Ten barbarzyńca nie jest dzikusem. Głowa z Muzeum Chiaramonti (Watykan) prowadzi nas z powrotem do szkoły pergameńskiej. Przypuszcza się, że należała również do posągu przedstawiającego wojownika. Osobiście zupełnie w to nie wierzę. Ten dojrzały mężczyzna, o twarzy pokrytej zmarszczkami, o przyciężkiej szyi, o wymownej 28 Galowie i my fizjonomii, nie jest żołnierzem. Doszukiwałbym się tu bardziej oratora, być może barda lub kapłana, w każdym razie kogoś, kto uprawia sztukę słowa, tak cenioną przez Galów. Niektórzy niemieccy krytycy sztuki rozpoznają w tych rysach „znamiona niższej inteligencji". Również w tym wypadku nie podzielam ich zdania. Oczy są małe, ale żywe; półotwarte usta wydają się ekspresywne; wystająca broda odzwierciedla zdecydowaną wolę narzucenia racji. Ta postać zdaje się przemawiać. Sposób ułożenia włosów, bardziej staranny niż u wojownika, jest charakterystyczny dla Gala. Filozof grecki nie posiadałby tego wyrazu zarazem zatroskanego - spójrzcie na profil - jak i kostycznego - popatrzcie z przodu na pochylenie głowy i zmarszczkę w prawym kąciku ust. Natomiast rysy twarzy oratora rzymskiego cechowałaby większa koncentracja, większe zdecydowanie, wyczuwa się w nich solidniejszą logikę, mają ostrzejszy, bardziej cierpki wyraz. A tu mamy przed sobą wspaniałego mówcę galijskiego. Czyż nie przypomina on prawie współczesnego polityka francuskiego? Co najbardziej zdumiewające - te portrety Galatów z Azji Mniejszej, najeźdźców czy najemników celtyckich, przybyłych w większości raczej z Europy Środkowej niż z Galii, przedstawiają w sumie typ fizjonomii, który Francuzom, wydaje się znajomy. Nie podejmuję się wytłumaczenia tego fenomenu, a czytelnikowi pozostawiam osąd, czy moje wrażenie jest iluzją. W każdym razie wizerunki stworzone przez artystów starożytności uściślają, łagodząc przynajmniej po części, informacje pisarzy, którzy przydają Celtom cechy charakterystyczne dla rasy północnej, przedstawiając ich jako wysokich i flegmatycznych mężczyzn o jasnych włosach. W tym czasie nie myślano jeszcze o studiach nad formą czaszki. Nasi Galatowie mają głowy okrągłe, a nie długie i wąskie. W rzeczywistości rasa ta, choć różniąca się zasadniczo od ludów śródziemnomorskich, nie jest specyficznie nordycka. Wydaje się rezultatem przemieszania różnorodnych elementów, w których rasa nordycka ma, być może, mniejszy udział niż Ilirowie, zaklasyfikowani przez nowoczesną antropologię jako rasa dynarska. W Galii Celtowie wymieszali się - w różnym stopniu, zależnie od prowincji - z wcześniejszymi mieszkańcami, którzy sądząc po odnalezionych szkieletach, należeli w większości do rasy zwanej alpejską. Ich typ był więc jeszcze mniej czysty niż w wypadku Galatów, na których patrzyli rzeźbiarze greccy. Nawet nie biorąc pod uwagę wpływu środowiska naturalnego, możemy przypuszczać, że Galowie z czasów Cezara i Wercyngetoryksa przedstawiali typ ludzi dość zbliżony do dzisiejszych mieszkańców Francji. Nie powinniśmy zresztą przywiązywać do takiego materialnego wyznacznika, jakim jest wygląd zewnętrzny, większego znaczenia, niż ma on w rzeczywistości. Nie od niego zależy historia narodu i nie on decyduje o jego losach. Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów Język galijski i jemu pokrewne Galowie należą do rodziny ludów indoeuropejskich. Jak należy to rozumieć? Znaczy to tyle, że język, jakim mówili, w swoich zasadniczych cechach jest związany z grupą języków używanych na obszarze rozciągającym się między Indiami a zachodnim krańcem Europy. Naszą wiedzę o mowie starożytnych Galów zdobyliśmy dzięki nielicznym terminom, jakie przekazali autorzy greccy i łacińscy, dzięki pewnej liczbie inskrypcji, w większości zresztą trudnych do odczytania, lecz pełnoprawnie uznanych za celtyckie, oraz znacznie bardziej pokaźnej liczbie imion własnych osób i miejsc, wreszcie - i przede wszystkim - za pośrednictwem nowożytnych języków celtyckich. Są to języki z grupy goidelskiej, wciąż używane w Irlandii i w Szkocji, oraz bretoński zachowany w Walii, skąd w VI wieku n.e. został przeniesiony do Bretanii francuskiej. Studia porównawcze nad tymi dwiema grupami językowymi umożliwiły rekonstrukcję głównych elementów mowy pierwotnej, z której obie się wyodrębniły. Elementy te można było z kolei zestawić z tym, co wiemy o staroceltyckim i w ten sposób określić przynajmniej kilka charakterystycznych cech tego języka. Porównanie go z językami niektórych innych ludów starożytnych ujawniło łączące je pokrewieństwo i pozwoliło ustalić w ich obrębie pozycję języków celtyckich. W rodzinie języków indoeuropejskich celtyckie, a więc i galijski, plasują się mianowicie pomiędzy germańskimi i italskimi (ryć. 1). Między grupą germańską, która na skutek pewnych specyficznych innowacji w akcentowaniu i wymowie wyraźnie oddaliła się od pierwotnego języka indoeuropejskiego, a grupą celtycką występują dość głębokie różnice. 30 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów Jednakże mimo tych, stosunkowo późnych zresztą, przeobrażeń języka Germanów, można w obu grupach odnaleźć niemało cech wspólnych. Szczególnie podobieństwo słownictwa świadczy nie tylko o pokrewieństwie, lecz także o długotrwałym sąsiedztwie. Z dialektami italskimi natomiast podobieństwo dialektów celtyckich jest tak wymowne, że niektórzy badacze uznali za możliwą hipotezę o wspólnym ich rodowodzie. W jej świetle w okresie poprzedzającym Grupa zachodnia Grupa wschodnia osiedlenie się w Italii latyńskich ple mion Osków i Umbrów ich przodko wie oraz przodkowie Celtów mieliby mówić tym samym językiem. Pod czas gdy Latynowie, którzy pierwsi przywędrowali na półwysep, zdążyli swój dialekt zmodyfikować, Osko- wie, a zwłaszcza Umbrowie prawdo podobnie nadal żyli obok Celtów, używając bardzo podobnego języ ka. Oddzielenie się Umbrów miało- Ryc. l. Podział schematyczny języków indoeuropej- by być najpóźniejsze, a związki mię- skich według A. Meilieta dzy umbryjskim i dialektami celtyc- kimi wyjątkowo silne. Jest to wyłącznie hipoteza, którą przebadamy później. Lingwiści nie dopatrzyli się w niej zresztą wyrazistego śladu długotrwałej wspólnoty językowej, jednakże przyznają, że języki celtyckie należą do zachodniej grupy języków indoeuropejskich, do której należy również grecki, i sytuują je między germańskimi i italskimi. Do wschodniej grupy języków europejskich zalicza się bałtosłowiańskie, słowiańskie, tracko-iliryjskie, ormiański, indoirańskie. Związki, jakie z językami bałtosłowiańskimi i słowiańskimi wykazują języki germańskie i celtyckie, zobowiązują do ustawienia ich we wzajemnym sąsiedztwie. Niedawno za języki indoeuropejskie zostały także uznane: hetycki z Azji Mniejszej, którym mówiono i pisano w ciągu II tysiąclecia p.n.e., i tocharski, używany w chińskim Turkiestanie aż do VII stulecia ery chrześcijańskiej. Choć regiony, w których się je spotyka, są odsunięte daleko na wschód, oba należą do grupy zachodniej. Gramatyką, jeśli nie słownictwem hetycki jest zbliżony do łaciny; tocharski zaś wykazuje w koniugacji kilka szczególnych cech - jak na przykład: r występujące w stronie biernej - które uważano za charakterystyczne dla dialektów italskich i celtyckich. Stwierdzenie tych faktów doprowadziło do rozluźnienia więzów upatrywanych pomiędzy grupami italską i celtycką, ponieważ wspólne cechy ukazują się nie jako ich specyficzne innowacje, lecz przeciwnie, jako zjawiska ze starożytności indoeuropejskiej, które sporadycznie przetrwały w różnych językach. Język galijski i jemu pokrewne 31 Pomocny w wyobrażeniu sobie tej indoeuropejskiej wspólnoty lingwistycznej może być przykład nowożytnych języków romańskich: wszystkie wywodzą się z łaciny, a spotykamy je dziś od Ameryki, gdzie używa się francuskiego i hiszpańskiego, po Rumunię. Zasadnicza różnica polega na tym, że łacinę i jej historię znamy, gdy tymczasem twierdzenie, że istniał pierwotny język indoeu-ropejski, wynikło z długich rozważań teoretycznych. Jedynym pewnikiem jest fakt występowania w niektórych językach określonego zespołu wspólnych cech. Stanowią one wprawdzie o pokrewieństwie, jednak jego prawdziwa natura nie jest nam znana. Indoeuropejska wspólnota językowa Należy więc wyraźnie sprecyzować, iż chodzi tu wyłącznie o pokrewieństwo języków. Jedność indoeuropejska niekoniecznie musi oznaczać jedność kulturową. Jednakże na podstawie słów wspólnych różnym językom jesteśmy w stanie wyobrazić sobie w ogólnych zarysach wspólną kulturę różnych ludów indoeuropejskich. Stwierdzamy na przykład, że zajmowały się hodowlą i tą samą nazwą określały krowę. U ludów z grupy zachodniej rolnictwo stało na bardzo wysokim poziomie; znane były nie tylko zboża, lecz wiele innych roślin i u wszystkich nosiły podobne nazwy. Słownictwo wskazuje poza tym na identyczną organizację rodziny i plemienia. Istniało pojęcie sprawiedliwości i prawa. W równej mierze praktykowano kult zmarłych, także niektórzy bogowie byli wspólni. Ale stwierdzone na tej podstawie podobieństwa nie wykluczają bynajmniej znacznych różnic w wytwórczości, obowiązujących prawach i obyczajach. Nic zresztą nie upoważnia nas do stwierdzenia, że poziom cywilizacji, jaki osiągnęli Indoeuropejczycy, był charakterystyczny tylko dla nich. Być może - wręcz przeciwnie - reprezentuje on ogólny stopień rozwoju, który oprócz nich mógł być także udziałem ludów mówiących zupełnie innymi językami. Indoeuropejska wspólnota językowa nie implikuje zwłaszcza żadnej identyczności rasowej. Może obejmować ludy o rozmaitych rodowodach i całkowicie zróżnicowanych cechach fizycznych. Stwierdzenie, że Celtowie należą do rodziny indoeuropejskiej, nie oznacza absolutnie, że mieli tych samych przodków co inne ludy, które posługiwały się językami indoeuropejskimi. Czy z faktu pokrewieństwa języków romańskich wyciągamy wniosek o istnieniu romańskiej rasy, o pokrewieństwie francuskojęzycznych Kanadyjczyków z -powiedzmy - Rumunami? Aryjskość Galów polega wyłącznie na tym, że w momencie, gdy pojawili się na scenie historii, ich język należał do tej samej rodziny co język Ariów z Indii. Czym wytłumaczyć tę pierwotną wspólnotę językową ludów, które historia zastała w krainach tak bardzo od siebie odległych? 32 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów Pozornie tak to wygląda, jakby poszczególne dialekty jednego języka macierzystego straciły z nim kontakt i zaczęły funkcjonować jako odrębne języki. Jednakże lingwiści rezygnują z jednoznacznego stwierdzenia, że zrekonstruowany przez nich drogą rozumowania wspólny język w ogóle kiedykolwiek istniał. Z całą słusznością powstrzymują się od jakichkolwiek uściśleń co do czasu i miejsca, gdzie język taki mógłby być w użyciu oraz co do okoliczności powstawania dialektów i co do wydarzeń, które spowodowały rozejście się mówiących nimi plemion do różnych krajów, gdzie dialekty te zostały zaszczepione. W istocie, żaden z elementów dostarczanych przez analizę językową nie przynosi informacji na te tematy, należące już nie tyle do lingwistyki, co do historii. Archeologowie, których dociekania są z natury mniej abstrakcyjne, podjęli wszakże próbę zlokalizowania indoeuropejskiej wspólnoty językowej w czasie i przestrzeni (ryć. 2). Co do czasu, to wydaje się nie ulegać wątpliwości, że poziom kultury wszystkich ludów indoeuropejskich, na jaki wskazują badania nad ich Ryć. 2. Rozmieszczenie ludów indoeuropejskich w Europie Indoeuropejska wspólnota językowa 33 słownictwem, odpowiada dość dokładnie temu, jaki prehistoryczna Europa osiągnęła pod koniec epoki neolitu, czyli z grubsza biorąc w latach między 3000 a 2000 p.n.e. Wspólnota językowa musiała trwać jeszcze w pierwszym okresie epoki metali, gdyż we wszystkich językach indoeuropejskich to samo słowo - od ayas w sanskrycie do aes w łacinie - określa metal, lecz poszczególne metale mają już odrębne nazwy. Wyodrębnienie języków dokonało się zatem dopiero w czasie, gdy zaczęto rozróżniać miedź i brąz. Stąd wniosek, że rozproszenie osadnictwa dokonało się prawdopodobnie w epoce miedzi i być może należy je rozpatrywać łącznie z wielkimi przemianami ekonomicznymi i politycznymi, które w ówczesnym świecie wywołało odkrycie metalu - nowego surowca i nowego źródła bogactwa. Otóż początek epoki miedzi w Europie jest datowany na ogół około roku 2000. Ta data zbiega się jak najbardziej z okresem prawdopodobnego osiedlania się w różnych krajach pierwszych ludów indoeuropejskich: Hetytów w Azji Mniejszej i Ariów w Indiach około roku 2000, Hellenów w Grecji i Latynów w Italii około roku 1800. Około roku 1000 p.n.e., kiedy zostało poznane żelazo, separacja ludów indoeuropejskich była od dawna dokonana. Jedynie dwa z nich, Celtowie i Ger-manowie, pozostawały jeszcze wtedy jeśli nie we wspólnocie, to co najmniej w bezpośrednich kontaktach. Istotnie, to samo słowo określa u nich żelazo: w celtyckim isarno, w gockim eisarn, w niemieckim nowożytnym Eisen. Jeśli początek rozpadu wspólnoty przypada na epokę miedzi, to okres jej istnienia sięga końca epoki neolitu, czyli mniej więcej na III tysiąclecie p.n.e. W jakim rejonie należałoby ją umiejscowić? Można wykluczyć prowincje leżące na krańcach obszaru, na którym rozprzestrzeniły się języki pochodzenia indoeuropejskiego. Na większości tych terytoriów odkryto zresztą ślady języków o rodowodach starszych niż nałożone na nie indoeuropejskie. Pozostają jednak rozlegle obszary wewnątrz kontynentu eurazjatyckiego, między Turkiestanem, w którego wschodniej części spotykamy język tocharski, a wybrzeżem Morza Północnego, gdzie rozwinęły się języki germańskie i celtyckie. Czy jest możliwa bardziej dokładna lokalizacja na tej rozległej przestrzeni? Wykorzystano w tym celu tę samą metodę „paleontologii lingwistycznej", dzięki której ustalono czas. Wśród wspólnych różnym językom indoeuropejskim terminów poszukiwano takich, które mogły zawierać wskazówki geograficzne. Ustalono na przykład, że w większości języków nazwa buka jest derywatem od tego samego rdzenia. Wspólnota indoeuropejska rozwijałaby się zatem w rejonie, gdzie rośnie to drzewo, co wyklucza północną Europę. Buk nie rośnie także na wschód od linii łączącej Królewiec z Krymem; byłaby to więc wschodom granica pierwotnego obszaru siedzib indoeuropejskich. Indoeuropejski rdzeń ra również nazwa łososia, a ryba ta występuje tylko w rzekach wpadają- cych dVIorza Północnego; zatem Indoeuropejczycy żyliby na północ od działu w. 34 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów wodnego kontynentu europejskiego, przebiegającego przez Alpy i Karpaty. Wynikałoby z tego, że ich kolebką były tereny dzisiejszych Niemiec. Takiego rozumowania trzeba jednak poniechać. Słowo, które w większości języków indoeuropejskich oznacza buk, po grecku znaczy dąb; to, które znaczy łosoś, czasem oznacza po prostu rybę. Nie da się w sposób jednoznaczny ustalić prawidłowego znaczenia rdzeni indoeuropejskich; jest całkiem prawdopodobne, że zmieniało się ono jeszcze przed rozdzieleniem się dialektów. Stary i wspólny rdzeń otrzymał w późniejszym okresie zróżnicowane znaczenia szczegółowe, jak gdyby pierwotnie oznaczał tylko ogólne pojęcie: drzewo, ryba. Stwierdzenie tego faktu zmusza do rezygnacji z przypisywania jakichkolwiek decydujących walorów danym geograficznym, wywnioskowanym ze wspólnego słownictwa. Archeologia epoki neolitu ograniczona do obszaru występowania buka i łososia, czyli do północy i centrum kontynentu, nie dostarcza żadnych wiaro-godnych wskazówek na temat formowania się i rozwoju wspólnoty językowej. Archeolog nie ma najmniejszego pojęcia, jakim językiem mogli mówić ludzie, których materialne ślady odkrywa. Może tylko stwierdzić, przede wszystkim w Niemczech i w dolinie Dunaju, równolegle istnienie rozmaitych i licznych kultur, niemających ze sobą bliższych związków. Takie rozdrobnienie niezbyt chyba mogło sprzyjać rozpowszechnianiu się wspólnego języka. Ryć. 3. Rozmieszczenie głównych kultur pod koniec epoki neolitu (około 2000 lat p.n.e.) Indoeuropejska wspólnota językowa 35 Jednakże dwie kultury wyróżniają się wśród innych (ryć. 3). Na północy, od Jutlandii do kotliny dolnej Łaby rozwija się kultura megalitów. Wykorzystując polodowcowe głazy narzutowe, mnoży ona na wyspach i na wybrzeżu - Ryć. 4. Kultura megalityczna - dolmeny bretońskie aż po Pomorze - budowle megalityczne, podobne do dolmenów bretońskich (ryć. 4). W dolinie Dunaju natomiast ludność rolnicza, wytwarzająca ceramikę o charakterystycznych, kulistych kształtach i rytych w glinie ornamentach wstęgowych (ryć. 5), przesuwa się ku zachodowi i następnie doliną Renu Ryć. 5. Kultura naddunajska - ceramika wstęgowa. (W. Buttler, w: Sprockhoff, Handbuch der Urgeschichte Deutschlands, II, ryć. 4 i 5) 36 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów dociera do Belgii. Inne jeszcze kultury rozwijają się na obszarach południo-wo-wschodnich, w Rumunii, i północno-wschodnich, bałtyjskich. Nakładają się na to inwazje ludów przybyłych z Kaukazu i Uralu, zapuszczających się aż po Łabę i zostawiających po sobie charakterystyczne topory wojenne. Tylko arbitralnie można by orzec, iż jedni lub drudzy mówili językiem należącym do grupy indoeuropejskiej. Archeologia epoki brązu Choć trzeba przyznać, że umyka nam historyczne znaczenie zjawisk z epoki neolitu, to już w wypadku epoki brązu sprawa wygląda inaczej. Mamy podstawy, by datować ten okres w Europie na lata około od 1800 do około 900, czyli mniej więcej na II tysiąclecie p.n.e. Epokę brązu charakteryzuje przede wszystkim wielka różnorodność (ryć. 6). Ryć. 6. Rozmieszczenie głównych kultur epoki brązu (około 1500 lat p.n.e.) W północnych i środkowych Niemczech stara kultura megalityczna ulega głębokim przeobrażeniom. Zanikają groby monumentalne. Między Łabą a Wisłą formują się liczne grupy wyróżniające się własną ceramiką, narzędziami i rytuałem pogrzebowym: ceramika zdobiona odciskami sznurów, amfory o wydętym brzuścu i zwężającej się szyjce, siekiery o podwójnym ostrzu, Archeologia epoki brązu 37 jak gdyby naśladujące metalową formę, siekierki-sztylety z metalową tuleją rękojeści, groby otoczone kamiennymi płytami tworzącymi skrzynię. Wszystko to prowadzi do wykształcenia się nowej i oryginalnej kultury łużyckiej. Podczas gdy w neolicie poszczególne grupy kulturowe, odosobnione na swoich terenach, nie miały właściwie ze sobą kontaktu, od początku epoki brązu plemiona spotykają się, zderzają, mieszają. Swoistym tyglem, w którym się stapiają w jedno, były przede wszystkim południowe i zachodnie Niemcy od Renu po Łabę i Dunaj oraz Czechy. Czechy nabierają w tym czasie pierwszoplanowego znaczenia dzięki swym kopalniom miedzi. Rozwija się tam wspaniała kultura brązu, którą archeologowie nazwali unietycką - od nazwy miejscowości Unetice, położonej na południe od Pragi, gdzie znaleziono pierwsze jej świadectwa. Jak się wydaje, powstała w wyniku przemieszania wcześniejszych, nordyckich mieszkańców kraju i nowo przybyłych plemion zachodnich. Połowa szkieletów znalezionych w jej nekropolach przedstawia typ nordycki, charakteryzujący się dolichocefalią i wysokim wzrostem; drugą połowę stanowią osobnicy rozmaici, z przewagą brachycefalii. Wzdłuż Renu i na całym południowym zachodzie Niemiec, gdzie rasy były ogromnie przemieszane - dominuje brachycefalia typu zachodniego. Na tych centralnych obszarach Europy krzyżowanie się ludów było zapewne wyjątkowo intensywne. W Czechach kultura unietycką wprowadza pochówki w grobach płaskich, a od Turyngii po Lotaryngię dominują groby kurhanowe. Ich wyposażenie świadczy jednak o ścisłych kontaktach między oboma regionami. Kultura unietycką zdradza także pewne podobieństwa z kulturą ludów italskich z epoki brązu. Odnajdujemy mianowicie w ceramice ucho półksiężycowate, którego stopniowe rozprzestrzenianie się od obszarów kultury terramare z Italii północnej do Toskanii i Lacjum prześledzili paleoetnolodzy włoscy, uznając je jakby za zwiastuna kultury przyszłych Latynów. Rzeczywiście wydaje się pociągające poszukiwanie w regionie Unetic pierwotnej siedziby i punktu wyjścia mówiących językiem indoeuropejskim populacji, które w epoce brązu kolejnymi falami przemieszczały się na południe, by osiedlić się na Półwyspie Apenińskim. Jeżeli ludzi z UnStic uznamy za przodków Italików, to ci z regionu kurhanów mogą być tylko przodkami Celtów. Poznajemy ich zorganizowanych w państwie typu militarnego i - jeśli można się tak wyrazić - feudalnego. W obszernym kopcu wódz jest chowany razem z bronią i wielką ilością naczyń z gliny i brązu. Wokół niego w tym samym kurhanie spoczywają jego potomkowie, a na obrzeżu książęcego grobowca, w mniejszych kopczykach, pozostali członkowie plemienia. Ta oryginalna kultura jest następstwem wyjątkowo złożonych procesów. 38 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów Bardziej na zachód, pomiędzy górnym Dunajem i Renem, szwajcarska kultura palantów rozprzestrzenia się na gruncie stałym aż do doliny Neckaru i Menu, gdzie nazwana jest przez archeologów kulturą michelsberską. I oto w tym samym czasie widać, jak wyłaniają się nad Renem, przeprawiają przez rzekę i posuwają ku wschodowi grupy o typowych cechach kultur przedmega-litycznych zachodniej i północnej Francji. W Wormacji groby na cmentarzysku należącym do kultury adlerberskiej zawierają szkielety w znacznej większości krótkogłowe, puchary dzwonowate, kamienne siekierki-sztylety, prymitywne sztylety metalowe, groty strzał, wcześniej bardzo rzadko spotykane w tej części doliny Renu, przede wszystkim zaś - przedmiot całkiem nowy, ochraniacz nadgarstka łucznika. Ta mała, prostokątna płytka z łupku lub miękkiego kamienia, z dziurkami w każdym rogu, była prawdopodobnie używana jako osłona ręki łucznika przed uderzeniem powracającej cięciwy łuku. Wszystkie te przedmioty są charakterystyczne dla zachodnich regionów Francji. Najeźdźcy z zachodu dotarli aż do Czech i zapewne mieli swój udział w formowaniu kultury unietyckiej. Ale licznie zamieszkiwali tylko w bezpośrednich okolicach wschodniego brzegu Renu. Ta sama kultura obejmowała oba brzegi rzeki. Powstały szlaki handlowe wiodące od Bawarii do Alzacji i Lotaryngii, z Bałkanów, głównie z Ilirii, nad Dunaj i dalej, z wybrzeży Morza Północnego na wybrzeża wyspy Brytanii. Rozwinęła się metalurgia produkująca naczynia z kutego brązu, zdobione trybowanymi wzorami geometrycznymi, miecze o coraz to doskonalszej formie, biżuterię, bransolety, naszyjniki, zapinki. Uprawę ziemi uzupełniła hodowla, wykorzystująca dotychczasowe nieużytki - obszary leśne i mokradła. Pod koniec tego okresu groby płaskie zajęły miejsce kurhanów, które jednak powrócą znowu w późniejszym czasie. Pojawienie się tego nowego rytuału pogrzebowego było prawdopodobnie wynikiem obcych wpływów - być może inwazji - z północnego wschodu. W sumie na całym tym obszarze można zaobserwować zjawisko bardzo intensywnego przemieszania się rozmaitych populacji, a następnie przegrupowanie, które skupiło w nowej konfiguracji większość potomków pierwszych mieszkańców środkowej i północnej Europy. Prawdopodobnie z tego konglomeratu wyłoniły się ludy celtyckie. Francja w epoce neolitu i we wczesnej epoce metali Okres neolitu we Francji jawi się w innej postaci niż w Niemczech. Zupełnie nie widać tu przerw pomiędzy terenami zagospodarowanymi; nie dałoby się wyodrębnić wyraźnych granic obszarów cywilizacyjnych. Stanowiska archeologiczne są wyjątkowo liczne i zróżnicowane, skupione w niewielkie Francja w epoce neolitu i we wczesnej epoce metali 39 grupy, które wydają się autonomiczne. Rodzina, klan lub ograniczone liczebnie plemię na kilka lat zajmowały jakiś teren, uprawiały go, a po wyjałowieniu ziemi przemieszczały się coraz dalej, dopóki nie zostały zatrzymane przez podobnie postępujące inne grupy. Wówczas osiedlały się i starały się wyżywić ze swej ziemi, wykorzystując wszystkie jej zasoby. Zajmowano się rolnictwem, ale przy tym także polowaniem, rybołówstwem i obróbką krzemienia. Gdy surowca było dużo, zakładano prawdziwe wytwórnie, często wyspecjalizowane w produkcji takich czy innych przedmiotów: siekierek, głowni mieczy czy grotów. Prowadzono handel wymienny, często z dość odległymi rejonami. Krzemień z Grand-Pressigny w Touraine odnajdywany jest w Szwajcarii i w Belgii. Każde kolejne pokolenie wydaje się coraz bardziej przywiązane do swojej ziemi, w której w zbiorowych grobach legły szczątki ich przodków. Ludzie, którzy powoli od najdawniejszych czasów nie tylko zaludniali, ale i tworzyli Francję, byli najróżniejszego pochodzenia. Antropolodzy rozpoznają wśród nich, głównie na zachodzie kraju i na południe od Loary, potomków paleolitycznych ludzi z Cro-Magnon. Na północy przedstawiciele kultury kampińskiej, zajmujący się wydobywaniem krzemienia, częściowo przeobrazili się w rolników, podobnie jak rybacy kultury azylskiej z Dordogne i z Aisne. Rolniczy neolit sięga swymi korzeniami mezolitu. Jak ci bardzo dawni mieszkańcy poznali nową sztukę uprawy zbóż? Mało prawdopodobne, by ją sami wymyślili. Jeśli się jej od kogoś nauczyli, chętnie widzielibyśmy ich mistrzów w tych reprezentantach rasy alpejskiej o krótkich i wysokich czaszkach, ciałach średniego wzrostu, lecz mocnym kośćcu, licznie u nas występujących na obszarach centralnych, wschodnich i północnych kraju, od Masywu Centralnego po Belgię. Kolonizatorzy doliny Dunaju byli tej samej rasy, tak więc poszukiwanie jej kolebki na wschodzie jest uzasadnione. Nie mamy jednak żadnych przesłanek pozwalających sprecyzować, z jak daleka i kiedy przybyli. Możemy wszakże przypuszczać, że ci, którzy znaleźli się we Francji, poprzedzali tych znad Dunaju, stanowiących straż tylną. Pomiędzy nimi trzeba by umieścić budowniczych nawodnych osad ze Szwajcarii, nieznanych nam jako typ archeologiczny, ponieważ nie zostały odnalezione ich groby. Przypuszczalnie ścisłe związki łączyły jednak szwajcarską kulturę palafi-tów z tą, która występuje na całej wschodniej połaci Francji, od Jury, poprzez Franche-Comte, Burgundię, do Lotaryngii i Alzacji. W tych regionach, na brzegach jezior i na mokradłach, odnaleziono pale takie jak w Szwajcarii; podobne jest garncarstwo, naśladujące w glinie naczynia pierwotnie skórzane, analogiczny jest również zestaw narzędzi. Wydaje się, iż ta kultura stanowi, przynajmniej w części, bazę francuskiego neolitu, bardziej lub mniej - zależnie od regionu - przemieszaną i zniekształconą w następstwie połączenia się 40 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów jej przedstawicieli z wcześniejszymi mieszkańcami, którzy stanowili ważny składnik populacji uważanej za autochtoniczną. Jeśli chodzi o ich przynależność lingwistyczną, to musimy się zadowolić hipotezami. Co prawda aktualne tendencje im właśnie przypisują ów „substrat" obcy językom celtyckim, a nawet indoeuropejskim, tkwiący - jak się wydaje - w niektórych nazwach oznaczających miejsca lub twory natury: alpe - góra; balma - pieczara, grota; gauda - żwir; tala - ziemia. Z uwagi jednak na wielką złożoność grup ludnościowych, które uformowały społeczność francuską, kategorycznych stwierdzeń należy w tym wypadku unikać. Niebagatelny udział w rozwoju neolitu francuskiego miało również całe wybrzeże atlantyckie. Od Portugalii, przez północną Hiszpanię do francuskiej Bretanii i Wysp Brytyjskich stwierdzamy niezwykle podobieństwo kultur. Budowa dolmenów, w znacznej części identyczne garncarstwo, podobna broń i ornamentyka są dowodem bliskich stosunków pomiędzy wszystkimi tymi regionami. Łatwo z tego wywnioskować, że od końca neolitu rozwijała się żegluga atlantycka - odpowiednik śródziemnomorskiej żeglugi ludów kultury minojskiej i, być może, pozostająca z tamtą w kontakcie. Niewykluczone, iż żeglarze z zachodu zapuszczali się nawet w rejony Skandynawii i że nordyckie megality z Jutlandii można kojarzyć z megalitami z Wysp Brytyjskich, a według niektórych badaczy nawet z irlandzkimi. Wszystkie te budowle megalityczne są świadectwem nie tylko tych samych technik konstrukcyjnych, lecz i analogicznej koncepcji życia pozagrobowego, a ponadto rozwiniętej organizacji społeczeństw, niezbędnej przy korzystaniu z takich materiałów. Skądinąd ta jednorodność kulturowa nie upoważnia do doszukiwania się jakiejkolwiek wspólnoty korzeni, rasy czy języka. Dość silne wpływy kultur megalitycznych z wybrzeża atlantyckiego widoczne są w głębi kraju, nie tylko na zachodzie, lecz i na północy - w dolinach Sekwany, Oise, Aisne i Sommy. Spotyka się tutaj, oprócz licznych dolmenów, przede wszystkim kamienie-pomniki, czyli menhiry, których pojedyncze egzemplarze znajdujemy nawet w Wogezach i na nizinie nadreńskiej. Występuje także ten sam, charakterystyczny dla całej kultury megalitycznej, typ pucharów dzwonowatych, zdobionych dwoma lub trzema pasmami drobnej krateczki; układ pasów na naczyniu imituje uchwyty (ryć. 7 i 8). Siekiery krzemienne lub z twardego kamienia, groty strzał w wielkich ilościach, cały zestaw narzędzi można przyrównać do megalitycznego. Karczownicy rozległych ziem francuskich niemało się zapewne nauczyli od żeglarzy z wybrzeża. To od nich niewątpliwie otrzymali pierwsze metalowe przedmioty, najwcześniej chyba szerokie, płaskie i krótkie sztylety z miedzi. Miedź przyszła z Hiszpanii, gdzie jej złoża z całą pewnością zostały odkryte i poddane eksploatacji przez żeglarzy śródziemnomorskich, od dawna już znających metalurgię. Skutkiem tego cywilizacje zachodniej Europy, utrzymujące bezpośrednie Francja w epoce neolitu i we wczesnej epoce metali 41 lub pośrednie stosunki z Hiszpanią, wyprzedziły w rozwoju ludy z wnętrza kontynentu i uzyskały nad nimi przewagę w uzbrojeniu. Ryć. 7. Kultura dolmenów - puchar dzwonowaty z Penmarch w Finistere. (G. Goury, L 7/0-mme des Ci te s lacustres, II, ryć. 184) Ryć. 8. Puchar dzwonowaty z Moraw. (G. Goury, L'Homme des Cites lacustres, II, ryć. 185) Epoka brązu przywróciła równowagę. Zubożała kultura armorykańska przemieszcza się przez Masyw Centralny w dolinę Rodanu. Dolmeny pojawiają się w Sewennach, allees couvertes w okolicach Arles. Poza obróbką brązu ani południe, ani południowy zachód kraju nie dokonują istotnego postępu. Następuje zastój, gdy tymczasem regiony północno-wschodnie są poddane silnym wpływom kontynentalnym. Dolina Dunaju i Czechy stają się ośrodkami, z których promieniują nowe formy wytwórczości i nowe prądy artystyczne. Wówczas prawdopodobnie zaczyna się przemieszczanie mas ludności, które sprowadza do Francji plemiona zza Renu. Podobne migracje odbywają się poprzez Alpy, w kierunku północnej Italii. Chociaż badanie obiektów archeologicznych pozwala wyodrębnić wielkie obszary kulturowe, to trzeba zarazem przyznać, że każdy rejon ma swój odrębny charakter. W tym okresie nie może być jeszcze mowy o wspólnocie czy to ludności, czy cywilizacji na ziemiach, które utworzą kiedyś Galię. Ligurowie i Protoceltowie Pierwsze teksty literackie, jakie dane nam było poznać, spowodowały powstanie rozbudowanych hipotez na temat epoki brązu. Tak więc wyobrażano sobie, że po jedności indoeuropejskiej nastąpiła wspólnota językowa italocel- 42 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów tycka, którą nazwano liguryjską, a nawet mówiło się o rozległym imperium Ligurów. Pierwsze teksty geografów i historyków greckich z V wieku p.n.e. wymieniają Ligurów mieszkających na lewym brzegu Rodanu, w Alpach i na wybrzeżu Morza Śródziemnego, od ujścia rzeki aż do granicy z Etruskami w okolicach Pizy. Pewien wcześniejszy wiersz, pochodzący z VII wieku p.n.e., cytowany przez Strabona, a błędnie przypisany Hezjodowi, przedstawia ich jako jeden z trzech wielkich ludów dominujących nad światem barbarzyńskim: „Etiopowie i Ligurowie oraz Scytowie, którzy doją klacze". Obok Etiopów, którzy reprezentują ludy ciemnoskóre i Afrykę, oraz Scytów - nomadów z azjatyckich stepów, mielibyśmy zatem Ligurów - władców Europy kontynentalnej. Istotnie, mitologia wspomina o Ligurach, którzy przy ujściu rzeki Eridanos i nad brzegami rzeki Okeanos zbierają bursztyn - stężałe łzy sióstr Faetona, opłakujących brata porażonego piorunem przez Zeusa. Inne wzmianki geograficzne, całkowicie przesiąknięte mitami, widzą Ligurów nawet na atlantyckim wybrzeżu Hiszpanii oraz w Andaluzji nad rzeką Sicanus, czyli Jucar, skąd mieliby wyemigrować na Sycylię i tam dać początek ludowi Sykanów. Jest także mowa o Ligurach w centrum Italii, w miejscu dzisiejszego Rzymu; ci też mieliby przenieść się na Sycylię i tam stać się Sykulami. Fragment starożytnego poematu Festusa Avienusa, datowany na początek V stulecia naszej ery, lecz przywołujący informacje o 1000 lat starsze, wspomina o Ligurach nad Morzem Północnym, skąd jakoby przepędzili ich Celtowie. Analizując, opisując i zestawiając wszystkie te teksty, d'Arbois de Jubainville przedstawia więc Ligurów jako pierwotnych władców północy i zachodu, skąd przyszli nad Morze Śródziemne. Środkową część kontynentu wokół Alp, przede wszystkim północno-zachodnią Italię i większość ziem Francji, mieli jakoby utrzymać aż do czasów historycznych. Jako językoznawca, d'Arbois de Jubainville oparł swoje wywody na niektórych szczególnych zjawiskach gramatycznych i - zwłaszcza - na nazwach geograficznych, które spotkał na obszarze znacznie szerszym niż zajmowany niegdyś bądź to przez Latynów, bądź Celtów, a które przypisał ich poprzednikom, Ligurom. To prawda, nazwy miejsc, a już szczególnie gór i rzek -są trwalsze niż społeczności będące ich autorami. Powtarzane ze stulecia na stulecie, niezrozumiałe, ale niezniszczalne, przechowują pamięć o ludziach, którzy dawno odeszli, a którzy je kiedyś wymyślili, i o ich języku. Otóż we wszystkich okolicach, gdzie czy to legenda, czy historia sygnalizuje obecność Ligurów, napotykamy identyczne nazwy miejsc o brzmieniu obcym wszystkim znanym nam językom i o znaczeniu w tych językach niezrozumiałym. Fakt, iż są jednakowe, dowodzi wspólnego pochodzenia. Czyż nie jest możliwie odniesienie ich wszystkich do odległego czasu liguryjskiej dominacji i uznanie za świadectwo dawnej wspólnoty? Ligurowie i Protoceltowie 43 Chodzi tu przede wszystkim o nazwy z przyrostkiem -asco lub -asca niewystępującym ani w łacinie, ani w językach celtyckich. Formy te zwróciły uwagę uczonych dzięki pewnej inskrypcji łacińskiej pochodzącej z roku 117 p.n.e., z okolic Genui, czyli z regionu czysto liguryjskiego. Inskrypcja ta, „sentencja Minucii", określająca granice Genueńczyków z ich sąsiadami, zawiera cztery nazwy rzek zakończone na -asca. Spis form tego rodzaju dostarcza 250 przykładów na liguryjskim obszarze Italii i 20 w dolinie Rodanu, która także przez długi czas należała do Ligurów. Pięć czy sześć znaleziono na pozostałych terenach Francji, tyleż w północnych i zachodnich Niemczech, 30 w Szwajcarii, z czego najwięcej w kantonie Ticino, 12 w Hiszpanii. Należy zwrócić uwagę na fakt częstego występowania tego przyrostka w regionach, gdzie na element liguryjski nie nałożyły się inne populacje. W tych samych okolicach, gdzie spotykamy formy z -asco, -asca, odnotowujemy również zgodność wielu nazw geograficznych. Vesuvio na przykład i Mons Viso zawierają ten sam rdzeń, który powtarza się w imieniu bogini Vesuna, czczonej w Italii, w Perigord i w Ardenach. Monte Cimino na północ od Rzymu i Sewenny - Cimenice regio to ta sama nazwa. Dawna nazwa Tybru - Albula i Łaby - Albis są podobne. Isere w kraju liguryjskim, Oise, Isara w północnej Francji, Isar w Bawarii wykazują pokrewieństwo. Serre, dopływ Aisne i Sarre, dopływ Mozeli, nazywały się jednakowo - Sara, podczas gdy słowo Sura we Francji dało Surę, która jest dopływem rzeki Dróme, zaś w Luksemburgu Sauer... Można by tak wyliczać w nieskończoność. Żadna z tych nazw, nie bardziej niż przyrostki -asca, -asco, nie jest ani łacińska, ani celtycka. Należą zatem do języka starszego, rozpowszechnionego od Italii i Hiszpanii aż po Wyspy Brytyjskie i od wybrzeży Oceanu po Labę i Dunaj. Jedynie hipoteza o silnej i długotrwałej wspólnocie politycznej może wytłumaczyć ten fenomen. Camille Jullian konkluduje: Na dziesięć stuleci przed naszą erą plemiona znane pod imieniem Ligurów miałyby więc zalać w swej ogromnej masie wszystkie ziemie zachodu. Mieszkańców tych wielkich obszarów nie dzieliła prawdopodobnie żadna istotna różnica w mowie. Granice naturalne, choćby najbardziej wyraźne, zostały zatarte przez rzesze ludzi do siebie podobnych. Jednocząc Hiszpanię posiadającą miedź i Wyspy Brytyjskie, które dostarczały cyny, z Lasem Czeskim, bogatym we wszelakie rudy metali, imperium liguryjskie - zawdzięczające swoją potęgę produkcji brązu - mogło dominować nad całą zachodnią częścią kontynentu europejskiego tak długo, dopóki nowe warunki ekonomiczne nie przetasowały kart politycznych. Fundamentem następnego imperium, celtyckiego, było żelazo. A zatem - według hipotezy Camille'a Julliana - liguryjskie imperium brązu wyznaczałoby polityczne granice italoceltyckiej wspólnoty językowej. 44 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów Język liguryjski, o korzeniach indoeuropejskich, mógłby być z kolei uważany za pień, od którego odgałęziły się italski, celtycki i być może także germański. W późniejszym okresie - dodaje Camille Jullian - [...] w epoce celtyckiej odnajdujemy większość grup, które składały się na wspólnotę liguryjską [...]. Przypuszczalnie Celtowie nałożyli się wszędzie na populacje italo-celtyckie, o bardzo zbliżonym języku i kulturze. Niewykluczone nawet, że właśnie pokrewieństwo ze starożytnymi ludami liguryjskimi skłoniło Celtów do podboju ich terytoriów i rewindykacji imperium. Kiedy więc w Galii pojawią się Galowie, nie będą całkiem obcymi przybyszami, ponieważ kraj ten stanowił część starego imperium liguryjskiego. Ci spośród nich, którzy przybędą zza Renu, znajdą w Galii język i tradycje podobne do swoich. Okres liguryjski byłby wobec tego niepoznanym jeszcze dobrze okresem przejściowym pomiędzy pierwotną wspólnotą indoeuropejską i rozdrobnieniem epoki historycznej. Pomimo wszelkich uroków takiej hipotezy i autorytetu mistrzów, którzy ją prezentowali, chyba trzeba z niej zrezygnować. Przede wszystkim mówienie o Ligurach w Europie w epoce brązu to błąd polegający na przeniesieniu nazwy historycznej daleko poza czas i miejsca, w których potwierdza ją historia. Odpowiedzialność za tę pomyłkę spada niewątpliwie na mitologię i mitologiczną geografię Greków. Przyznajmy, że jeden wiersz pseudo-Hezjoda wymieniający Ligurow obok Etiopów i Scytów oraz jedna wzmianka w poemacie Awienusa, mit Faetona oraz etymologiczna kombinacja przenosząca Ligurow znad hiszpańskiej rzeki Sicanus na Sycylię są niezbyt wiarygodne. Pozostawmy więc Ligurow tam, gdzie zastała ich historia - na wybrzeżach Morza Śródziemnego, w zachodniej części Alp i na zachód od nich oraz w północnych Apeninach. Nazwa „Ligurowie" jest związana z tymi regionami, i to dopiero w epoce żelaza, to znaczy przez sześć lub siedem wieków poprzedzających naszą erę. Należałoby zresztą uściślić, co rozumiemy przez tę nazwę. Paleontolodzy włoscy są skłonni uważać ją za synonim rasy śródziemnomorskiej w odróżnieniu od Italików przybyłych z Europy Środkowej. U nas mówi się o Ligurach celem określenia ogółu populacji wcześniejszych niż indoeuropejskie, w większym lub mniejszym stopniu myląc przy tym problemy rasy i języka. Stąd bierze się pogląd przeciwstawiający język Ligurow dialektom celtyckim. Pozytywny efekt prac d'Arbois de Jubaimdlle polega na wykazaniu, że większość form i rdzeni przypisywanych Ligurom mieściła się w ramach indoeuropejskich. Jego następcy poszli jeszcze dalej, dowodząc, że nie są one wcale specyficznie liguryjskie. Przyrostek -asco, -asca jest wprawdzie szczególnie rozpowszechniony na terytorium liguryjskim, lecz w ogóle występuje od Portugalii po Rosję; znany jest w dialektach germańskich, a nie ma Ligurowie i Protoceltowie 45 dowodu na to, że był obcy dialektom celtyckim. Nie można go więc traktować jako przesłanki obecności Ligurów. Co do rdzeni określanych jako liguryjskie, niektóre wydają się osadzone w rozmaitych podłożach językowych, inne są po prostu indoeuropejskie. Podobieństwo takich nazw, jak Viso, Yesunna, Vesuvio po części może być przypadkowe: Yesunna w Galii i Umbrii jest raczej indoeuropejska. Viso i ewentualnie także Vesuvio mogłyby pochodzić z innych języków. Nie jest również wcale dziwne, że na terytorium germańskim płynie rzeka Albis - Łaba, we Francji Aube, zaś w Lacjum Abula, bo przecież zarówno języki germańskie, celtyckie, jak i łacina są indoeuropejskie. Żaden z niezliczonych przykładów, które można by przytoczyć, nie jest więc charakterystyczny dla języka liguryjskiego i żaden nie dowodzi obecności Ligurów na terenach uważanych za ich imperium. Hipoteza o istnieniu italoceltyckiego imperium Ligurów, sama w sobie mało prawdopodobną, jest zresztą nieprzydatna. Możemy przystać raczej na sąsiedztwo niż tożsamość języka italskiego i celtyckiego jednakowo wywodzących się z pnia indoeuropejskiego, a obok nich możemy domyślać się innych dialektów tego samego pochodzenia, które także zostały rozpowszechnione przez nieznane nam inwazje, w wyniku rozmaitych migracji plemiennych czy wszelkiego rodzaju infiltracji. Mieszkańcy liguryjskiego wybrzeża śródziemnomorskiego mogli w ten sposób przejąć któryś z języków indoeuropejskich. Nie ma wątpliwości, że takie infiltracje istotnie występowały. Rozpatrzmy choćby przypadek steli z Zignano w dolinie rzeki Vare, na południe od zatoki La Spezia - czyli w sercu liguryjskiego kraju. Przedstawia ona, dość prymitywnie zresztą, stojącą postać - boga czy człowieka, w typie rzeźbionych menhirów francuskich. Inskrypcja z V lub VI stulecia p.n.e. podaje pismem etruskim nazwę MEZV NEMVSSVS, co wyraźnie przypomina celtyckie Mężu = mediu, gdzie z odpowiada w wymowie 6 czyli celtyckiemu th, Nemussus ma związek z celtyckim rdzeniem słowa nemeton - święty gaj, występującym we wzmiankowanym przez Strabona Ne-mossos, późniejszym Augusto-nemetum (Clermont Ferrand), oraz w Nemours, a może i w Nemausus - Nimes. Określenie „liguryjski", biorąc pod uwagę jego zasięg, było najprawdopodobniej obce tym ludom, którzy przynieśli do Ligurii jakiś podobny do celtyckiego język indoeuropejski. Nowi przybysze nie wywarli wielkiego wpływu na społeczność tubylczą; zostali przez nią wchłonięci, ale jako ślad po sobie zostawili język. Podobnie jak w Ligurii mogło być w Galii. Zanim pod koniec pierwszego okresu epoki żelaza, między 600 a 500 rokiem p.n.e., przybyły tu rzesze Celtów, mniej lub bardziej głębokie przenikanie się kultur mogło wprowadzić w różne regiony kraju dialekty jeszcze nie tyle może celtyckie, ile zbliżone, po których pozostały nazwy kilku gór czy rzek -jak Sekwana, Sequa.no. z nieceltyckim qu - 46 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów zakwalifikowane jako liguryjskie. Penetracja ta była intensywna we wschodniej Francji, gdzie jej skutki wyraźnie widać w kurhanach z epoki brązu. Na innych terenach mogła być bardziej powierzchowna. W tym świetle, bez uciekania się do wspólnoty italoceltyckiej i imperium liguryjskiego, zasadne jest twierdzenie Camille'a Julliana: gdy Galowie pojawią się w Galii, nie będą tam całkowicie obcy; ci, którzy przybędą zza Renu, znajdą w kraju ludzi już trochę sobie podobnych i z łatwością narzucą im język niewiele różniący się od tego, którym mówili oni dotychczas. Kiedy we francuskich pracach na temat prehistorii czytamy o Ligurach, powinniśmy przez nich rozumieć po prostu autochtonów już przesiąkniętych wpływami indoeuropejskimi. Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich Jak to było z przybyciem Celtów do Galii Historycy z zasady datują przybycie Celtów do Galii na jakieś 600 lat p.n.e. W tym czasie w Marsylii pojawili się Fokejczycy i od tejże daty Camille Jullian rozpoczyna swoją Histoire de la Gaule (Historie Galii). Pierwszą wzmiankę o Celtach podaje Herodot, który w roku 450 p.n.e. odnotowuje ich obecność na krańcach Półwyspu Iberyjskiego. Musieli tam mieszkać już od pewnego czasu, a do południowej Hiszpanii nic mogli się dostać inaczej niż z Galii lub poprzez Galię. Ponadto tradycja związana z założeniem Marsylii mówi, że kiedy Fokejczycy wylądowali u Ligurów, znaleźli się w sąsiedztwie terytoriów zajmowanych przez Celtów, a niektóre legendy podają nawet, że z tej okazji Celtowie udzielili Grekom wsparcia przeciwko Ligurom. Z drugiej strony niektóre groby kurhanowe we Franche-Comte i w Burgundii, zupełnie słusznie uważane za celtyckie, zawierały skorupy waz attyckich czar-nofigurowych, datowanych na VI wiek p.n.e. Zatem obecność Celtów w Galii około roku 600 nie może budzić wątpliwości. Archeologowie nie są zgodni z historykami, zresztą nie zgadzają się także między sobą. Według niektórych Celtowie pojawili się nieco później, koło roku 450 p.n.e. W tym rzeczywiście okresie zachodzą w Galii dość głębokie przeobrażenia kulturowe. Zdaniem innych pierwsi Celtowie przybyli znacznie wcześniej. Zmiany w połowie V wieku byłyby tylko jedną z faz historii celtyckiej w Galii, która przynajmniej w części zasiedlona była przez Celtów już na długo przed rokiem 600. Data 450 byłaby związana po prostu z pojawieniem się nowej fali najeźdźców. Podzielamy ten drugi pogląd, z jednym jednak zastrzeżeniem: nie można sobie wyobrażać, że osiedlenie się Celtów w miejscach, gdzie zastała ich historia, było rezultatem masowej, jednorazowej inwazji -jedną drogą i w jednym 48 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich czasie. Przeciwnie, trzeba przyjąć całą serię kolejnych ruchów migracyjnych, nierównomiernie liczebnych, wychodzących z różnych miejsc w rozmaitych kierunkach, procesów w konsekwencji bardzo trudnych do dokładnego opisania. Zbyt liczna grupa ludzi nie mogłaby, zwłaszcza w tamtych odległych czasach ani wędrować, ani się żywić. Wielkie migracje, pozostawiające po sobie nie ruiny, lecz osadnictwo, nie przebiegały na podobieństwo kataklizmu. Były to, często trwające całe wieki, napływy i odpływy mas ludności, nanoszące kolejne jej warstwy, które w końcu utworzyły głęboki i solidny fundament przyszłych narodów. Ich powolne narastanie uchodzi najczęściej obserwacji archeologów, którzy uchwycić mogą tylko detale, a niekiedy także końcowy rezultat. Osadnictwo w Galii ludzi, którzy kiedyś staną się Galami, wyobrażamy sobie jako proces trwający od epoki brązu aż do brzasku historii, czyli przez ponad tysiąclecie. Celtami lub, jeśli kto woli, Protoceltami, nazwiemy tych, którym d'Arbois de Jubaimdlle i Camille Jullian nadają miano Ligurów. Pierwsi Celtowie we Francji w epoce brązu i w początkach epoki żelaza Spróbujmy wyodrębnić niektóre etapy i ustalić chociaż przybliżone ich daty. Za kolebkę przyszłych Celtów uznaliśmy region kurhanów w południowych Niemczech, między Lasem Czeskim i Renem. Lecz już w zaawansowanej epoce brązu (w latach pomiędzy 1800 a 1600) ta strefa kurhanów rozciąga się szeroko ku zachodowi, poza Ren. W archeologii tego okresu Joseph Dechelette wydziela we Francji prowincję zachodnią, którą kwalifikuje jako „prawdopodobnie celtycką". Obejmuje ona, jego zdaniem, Franche-Comte i Burgundię. Następne pochówki w kurhanach tego samego typu i o identycznym wyposażeniu co kurhany w Bawarii odkryto w Alzacji, głównie w lasach Haguenau i w całej Lotaryngii. Na zachodzie C6te-d'Or, jak pisze Franęoise Henry, która badała kurhany w tym departamencie: [...] przeszkodę dla budowniczych kurhanów burgundzkich stanowił masyw Morvan; wznosili je na jego obrzeżu, nie w głębi. Na północy i na południu granica jest trudniejsza do ustalenia. Groby z okolic Beaune i z Chalon-sur--Saóne wykazują duże podobieństwo z grobami z Morvan. Na północy strefa kurhanów rozkłada się wachlarzowato we wszystkich kierunkach, sięgając na wschodzie Lotaryngii i Alzacji poprzez płaskowyż Langres, a na zachodzie wzgórz Nivernais poprzez północny kraniec Morvan. Kurhany brązu znajdowane były w Szampanii i spotykane również w Allier, czyli bliżej dolin Sekwany i Loary. O niepokoju wywołanym przez nowo Pierwsi Celtowie we Francji w epoce brązu i w początkach epoki żelaza 49 przybyłych i zachwianiu dawnego poczucia bezpieczeństwa świadczą liczne umocnienia obronne, barykadujące przejścia miedzy dolinami, wznoszone we wszystkich regionach od końca neolitu i przez całą epokę brązu. Wyposażenie kurhanów istotnie wskazuje na lud wojowniczy: sztylety z brązu, wąskie - w kształcie liścia wierzby, i szerokie - coraz dłuższe, przechodzące wreszcie w miecze; siekierki, początkowo płaskie, później z bocznymi wypustkami, w końcu z obuchem wyraźnie oddzielonym od ostrza, czy też siekierki z tuleją. Obszar, na którym występują te siekierki z brązu, rozciąga się od Czech do Italii oraz obejmuje całą Francję. W jakiej mierze rozpowszechnienie identycznych przedmiotów, broni i ozdób należy przypisać rzeczywistej obecności jednej i tej samej populacji, a w jakiej mierze wymianie handlowej? W każdym razie jest to dowód oddziaływania regionów produkujących brąz, przy czym najważniejszym z nich nie była w tym momencie Hiszpania, lecz Czechy. Na południowym wschodzie Francji, gdzie te przedmioty występują rzadko, wcześniejsi mieszkańcy utrzymali dawny rytuał pogrzebowy: zbiorowe groby w grotach lub groby obstawione kamiennymi płytami, w których umarli spoczywają w pozycji skurczonej. Wpływy budowli megalitycznych sięgają od zachodu, poprzez Sewenny aż do doliny Rodanu, powyżej Arles. Z kolei Armoryka wydaje się sama ulegać wpływom budowniczych kurhanów. Poziome płyty dolmenów nie są już oparte na osobnych głazach, lecz na kamiennych murkach bez zaprawy, zamkniętych nadwieszonym sklepieniem, całość zaś jest osłonięta grubą warstwą drobnych kamyków lub ziemi. Są to kopce z komorą wewnętrzną. Obok nich występują kamienne groby skrzynkowe, w których znajdują się szkielety leżące w pozycji skurczonej. Wygląda na to, iż Armorykę współzamieszkiwały -jak sądzi M.J.Loth - „dwie odrębne grupy ludności lub dwie klasy społeczne. Grupa chowana w grobach skrzynkowych żyła prawdopodobnie w poddaństwie u tej z dużych kurhanów", praktykującej ten sam rytuał pogrzebowy i wyposażonej tak samo jak ludzie chowani w analogicznych grobach na wschodzie Francji. Pojawia się pytanie, czy konstruktorzy kurhanów z epoki brązu należeli do grupy ludów, które później zostaną nazwane Celtami. Poniżej zobaczymy, co przemawia za odpowiedzią twierdzącą. Chwilowo poprzestańmy na stwierdzeniu, że ta kultura drugiego okresu epoki brązu związana była z kulturą środkowej Europy, głównie Czech i Bawarii, i że objęła ona przede wszystkim wschodnie ziemie francuskie. Pod koniec epoki brązu, około roku 1000 p.n.e., w tych samych rejonach nastąpiło zasadnicze przekształcenie rytuału pogrzebowego. Pochówki szkieletowe zostały zastąpione paleniem zwłok: zamiast sypać kurhany, kopano groby w ziemi. Prochy składano w dość dużych, pękatych urnach, zamkniętych pokrywą lub odwróconą misą. Do tej samej urny wkładano często małe naczynia; 50 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich inne znajdują się obok wraz z dobytkiem zmarłego. Jak dotąd tego rodzaju groby płaskie, zgrupowane w cmentarzyska, odkryto w Allier, w Bourbonnais, w dolinach górnej Sekwany i górnej Saony; znaleziono je nawet w Hiszpanii -głównie w Katalonii. Tendencja ta nadeszła z daleka, od wschodu, jej punktem wyjścia były prawdopodobnie Łużyce; rozprzestrzeniła się ku zachodowi, poprzez południowe Niemcy i Szwajcarię oraz na południe do Słowenii, Styrii i Karyntii. Bardzo jej bliska jest kultura Italii z przełomu epok brązu i żelaza, zwana kulturą Villanova. Również w tym wypadku nie wiadomo, czy mamy po prostu do czynienia z nowym rytuałem, czy też pojawienie się tej kultury świadczy o przybyciu kolejnej fali najeźdźców, którzy poszerzyli domeny zajmowane wcześniej przez budowniczych kurhanów. A jeśli to rzeczywiście najeźdźcy, to jak się mają do Celtów? W tej rozległej prowincji zachodniej, która co najmniej w części jest protoceltycka, znajomość i wykorzystywanie nowego metalu, żelaza, rozprzestrzeniało się od około roku 800 p.n.e. przez długi jeszcze czas, rzecz jasna, równolegle z użytkowaniem brązu. Tak samo jak odkrycie pierwszego metalu wywołało w Europie głębokie zmiany, pojawienie się żelaza spowodowało zapewne nowe i poważne przemieszczenia ludów. Regiony do tej pory biedne, drugorzędne, populacje pozostające w cieniu, zdobyły niespodziewanie przewagę dzięki temu jedynie, że posiadały żelazo. Ich działalność dała Europie zalążki nowej cywilizacji, a w układzie sił politycznych spowodowała przewrót zmieniający wśród ludów podział ról*. Świat żelaza nie był już taki sam jak świat brązu. Na kontynencie prawdopodobnie najwcześniej eksploatowane były złoża rudy żelaza w Styrii, Słowenii i Karyntii, dziś już prawie opuszczone, lecz niegdyś świetnie prosperujące. To stamtąd Norikum, zasłużenie słynące z produkcji broni, sprowadzało w epoce rzymskiej żelazo. Jeśli chodzi o Francję, to eksploatację nowego metalu rozpoczęto chyba dość wcześnie w Lotaryngii, w Berry, we Franche-Comte, w Morvan, w Haute-Marne, w Nievre, jednym słowem, wszędzie, gdzie kopalnia sąsiadowała z lasem, a wiadomo jak liczne są takie miejsca, zwłaszcza na wschodzie naszego kraju. Te zatem regiony przejęły we Francji przodownictwo ekonomiczne i polityczne, poprzednio zastrzeżone dla prowincji leżących na szlakach handlowych miedzi i cyny. W Europie zaś, w tym samym czasie i z tych samych powodów, ośrodki aktywnej wytwórczości, bogactwo i potęga wojskowa przeniosły się znad brzegów Oceanu i ośrodków czeskich nad Adriatyk. Tamtejsza ludność utrzymywała kontakty z Grecją i Azją Mniejszą za pośrednictwem Bałkanów i Tracji. Iliryjska cywilizacja żelaza wprowadziła więc na kontynent europejski pewne elementy cywilizacji opisanej w epopei homeryckiej. Przetrwały one na ziemiach zachodu, podczas gdy od dawna już Pierwsi Celtowie we Francji w epoce brązu i w początkach epoki żelaza 51 0 nich zapomniano w krajach, z których się wywodziły. I tak w V stuleciu p.n.e. w Bawarii i Szampanii były w użyciu takie same wozy, jak za czasów Achillesa i Hektora na równinie trojańskiej. Jeszcze i Cezar odpierać musiał natarcia wyspiarskich Brytów pędzących na takich wozach. Przesuwanie się Ilirów wzdłuż Drawy i Sawy przerwało tę więź. Rozległe ziemie leżące na południe od Dunaju rychło odseparowały Italików od tych obszarów, na których wcześniej uformowała się grupa ludów italoceltyckich. Jeden z najwspanialszych ośrodków nowej kultury, od którego wywodzi się nazwa całego okresu, Hallstatt, znajdował się w regionie kopalń soli kamiennej koło Salzkammergut - w Górnej Austrii, nieco na południe od Dunaju i niedaleko dzisiejszej granicy Bawarii. Rozwinął się dzięki plemionom iliryjskim, których dominacja rozciągała się od północnej części Półwyspu Bałkańskiego co najmniej do okolic, gdzie Inn wpada do Dunaju. Nowe wpływowe centrum ukształtowało się w Alpach Wschodnich oraz na wzgórzach i równinach otaczających je od północy i wschodu. Przodkowie Celtów, zamieszkujący obszar w widłach górnego Renu i górnego Dunaju, znaleźli się więc w bezpośrednim kontakcie z ludźmi cywilizacji halsztackiej. Oddziaływanie na nich nowych form wytwórczości jest bardzo wyraźne. Może nawet ulegli politycznej dominacji Ilirów, przynajmniej na pewien okres i na części swego terytorium. Możliwe też, że z obszarów iliryjskich przybyła równocześnie nowa rasa ludzi, którzy zmieszali się z i tak już niejednorodnym amalgamatem, z którego mieli wyłonić się Galowie. Ludzie cywilizacji halsztackiej praktykowali początkowo i palenie zwłok, 1 pochówki szkieletowe, składając swych zmarłych w grobach. Lecz z biegiem czasu w całym rejonie od Dunaju do Alp Julijskich i Bałkanów zaczęły się pojawiać bardzo piękne i bogate kurhany. Na północ od Dunaju rytuał ciało palenia i groby płaskie, charakterystyczne dla końcowej epoki brązu, wychodzą z użycia, a powraca dawna praktyka pochówku w kurhanach. Zewnętrznie nic nie różni nowych kurhanów okresu halsztackicgo (800-500 p.n.e.) od poprzednich, z epoki brązu. Z tego powodu przez długi czas - dopóki nie określono dokładnie typu wyposażenia grobów - epoka brązu była zapoznana. Jeszcze w roku 1890 Alexandre Bertrand twierdził wręcz, że w ogóle nie istnia ła. Zawartość kurhanów pozwala dziś dokładnie wyodrębnić zabytki obydwu okresów, a badania szkieletów z epoki żelaza pozwoliły wyciągnąć znamienne wnioski. Istotnie, w kurhanach Bawarii i Wirtembergii, pochodzących z pierwszego okresu epoki żelaza, antropologowie odkryli - wśród czaszek występujących już w epoce brązu - czaszki dotychczas niespotykane. Bardzo duże i wydłużone, różnią się od nordyckich silnym zwężeniem skroni, wybitnie cofniętym czołem i bardzo wydatnymi łukami brwiowymi. Rasa ta stanowi mniej więcej jedną czwartą całej populacji. Spotykamy ją w Górnej i Dolnej Austrii, po Chorwację 52 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich i Sławonię (na południu), po Węgry (na wschodzie) i Śląsk (na północy). Ludzie ci, spoczywający w najpiękniejszych i najbogatszych grobach, należeli prawdopodobnie do klasy panującej. Być może właśnie reakcja na tę dominację iliryjską spowodowała - wprost lub pośrednio - rozkwit żywiołu celtyckiego. Ryć. 9. Puginały z antenami i groty żelazne z tumult halsztackich Nowa cywilizacja wczesnego okresu epoki żelaza rozprzestrzenia się dość jednolicie w kierunku zachodnim, najpierw po drugiej stronie Renu na większości terenów, na których znajdowały się kurhany z epoki brązu. Grobowe kopce z lasów Haguenau w Alzacji oraz z Wirtembergii i z Badenii stale dostarczają przykładów bardzo podobnego wyposażenia. Analogiczne do nich cechy mają kurhany z Lotaryngii, z Franche-Comte i z Burgundii. Stamtąd dolinami Marny i Sekwany elementy cywilizacji halsztackiej przedostają się do Normandii, a po przekroczeniu linii Saony i Loary aż do Berry i Owernii. Po stronie francuskiej badania antropologiczne były mniej systematyczne niż za Renem i ich rezultaty są mniej wyraźne. W tutejszych grobach z pierwszego okresu epoki żelaza rozpoznano - w różnych proporcjach, zależnie od prowincji - obok brachycefa-licznych czaszek autochtonów także dolicefaliczne czaszki osobników dużego wzrostu, o których trudno jednak powiedzieć, czy przedstawiają typ nordycki czy też iliryjski. Pierwsi Celtowie we Francji w epoce brązu i w początkach epoki żelaza 53 Gdyby wolno nam było identyfikować obszar występowania najstarszej halsztackiej kultury kurhanów z pierwotną domeną Celtów, to można by wyobrażać sobie ten lud jako mieszkańców swego rodzaju prehistorycznego królestwa Austrazji, rozłożonego na obu brzegach Renu, obejmującego zarazem południowo-zachodnie Niemcy i wschodnią Francję, i mającego swe przedłużenie w dolinach głównych rzek prowadzących do Morza Północnego i Oceanu. Celtowie na Wyspach Brytyjskich Choć nie istnieją historyczne teksty dotyczące okresu poprzedzającego V stulecie p.n.e., nie ma powodu, by wątpić, że zachodnia część obszaru cywilizacji halsztackiej była celtycka. Przede wszystkim dlatego, że począwszy od tego momentu, obecność Celtów jeszcze dalej niż w Galii - na Wyspach Brytyjskich i Półwyspie Iberyjskim - została udowodniona. Archeologia brytyjska i rozmieszczenie języków celtyckich za kanałem La Manche dostarczają nam nawet pewnych szczegółów na temat różnych fal celtyckiego naporu na rubieże zachodnie. Nie będzie chyba zbyt śmiałą próba przeniesienia zjawisk zaobserwowanych w Wielkiej Brytanii na scenę galijską. Wiadomo, że nie tylko języki, ale także tradycyjne obyczaje celtyckie przetrwały do dziś w Irlandii, Szkocji, Kornwalii i Walii. Celtycki język Bretanii francuskiej pochodzi z wyspy. Przynieśli go w V i VI wieku n.e. Brytowie uchodzący przed najeźdźcami anglosaskimi. Kornwalia armorykańska jest córą Kornwalii brytyjskiej. To, co przetrwało ze starych języków celtyckich, dzieli się na dwie grupy: goidelską, zachowaną w Irlandii i północnej Szkocji, oraz brytyjską w Wielkiej Brytanii i Bretanii francuskiej. Języki grupy goidelskiej są najstarsze; język galijski należał do młodszej grupy, brytańskiej. Żywioł celtycki, choć pochodzenia kontynentalnego, pozostawił ślady najwyraźniejsze i najbardziej liczne po przeciwnej stronie cieśniny. Zabytki tutejsze nie ograniczają się do języków. Istnieje, przede wszystkim w Irlandii, bogata literatura celtycka. Pochodzi ona, co prawda, z wczesnego średniowiecza, ale przechowała wszelkiego rodzaju wątki heterogeniczne składające się na ustną tradycję, w Galii zaginioną. W kompilacyjnym dziele z XI wieku, Księdze podbojów (Lebhar na Gabala}, na które zwraca uwagę między innymi Henri Hubert, odnajdujemy echa faktycznej historii Irlandii. Nie oczekując szczególnej dokładności, można próbować wydobyć z niego przynajmniej parę ogólnych wskazówek. Księga podbojów opowiada o kilku kolejnych inwazjach. Napastnicy mieli ponoć kilkakrotnie przybywać z Hiszpanii. Nie wiadomo, czy informacje te mają jakąś wartość, chodzi bowiem o czasy bardzo odległe. Może kleryk 54 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich redagujący tę kompilację inspirował się po prostu fragmentem Żywota Agrykoli Tacyta: Śniade oblicza Sylurów [jeden ze starożytnych ludów Brytanii - przyp. A. G.], przeważnie kędzierzawe włosy i położenie ich kraju naprzeciw Hiszpanii każą przepuszczać, że ongiś Iberowie tu się przeprawili i te siedziby zajęli1. Odnotujmy jednak, że już od epoki neolitu budowle megalityczne Wielkiej Brytanii, tak jak francuskie z wybrzeża Oceanu, istotnie wykazują związki z atlantyckim brzegiem Półwyspu Iberyjskiego. W każdym razie irlandzka kompilacja / całą pewnością łamie chronologię, gdy jako trzecich w kolejności przybycia wymienia Fir Bolg (Belgów) i Galiom (Galów), którzy niewątpliwie przybyli ostatni, a ich inwazja przypada mniej więcej na czas podboju Galii przez Rzymian: Belgowie jedno pokolenie przed Cezarem, Galowie bezpośrednio po nim, aby uniknąć dominacji Rzymu. Według Księgi podbojów jako piąte plemię nadeszli Goidelowie, czyli synowie Mila, i w końcu, dwie generacje później, Cruitlinig, czyli Piktowie. Goidelowie zawędrowali aż na Irlandię i pokonawszy wrogów, szukali schronienia w wielkich budowlach megalitycznych. Wynika z tego, zauważa Henri Hubert, że Goidelowie przyszli po okresie megalitów i nie byli budowniczymi tych monumentów. Na wszystkich wyspach brytyjskich archeologowie stwierdzają zresztą głębokie zmiany zachodzące pomiędzy końcem epoki neolitu i początkiem epoki brązu. W miejsce Long Barrows - kurhanów podłużnych, wywodzących się z budowli megalitycznych pojawiają się Round Barrows - kurhany koliste, zupełnie podobne do kontynentalnych. Ich wyposażenie jest charakterystyczne dla dwóch pierwszych okresów europejskiej epoki brązu. Antropologowie stwierdzają zasadnicze różnice między ludźmi pochowanymi w tych dwu rodzajach grobów. Ci z Long Barrows charakteryzują się czaszką długą i wąską, twarzą z reguły owalną, o orlim nosie, wątłymi kończynami, średnim wzrostem - 1,65 m. Szkielety z Round Barrows -przeciwnie - reprezentują typ mocny i niezgrabny: kość gruba, czoło bardzo cofnięte, łuki brwiowe silnie uwydatnione, masywne szczęki, nos oddzielony od czoła wyraźną bruzdą, czaszka całkiem krótka i atletyczne kończyny, średni wzrost powyżej 1,75 m. Typ ten jest licznie reprezentowany w Irlandii, gdzie wcześniej wymieszał się z tubylcami. Dawniejsza populacja Szkocji, składająca swych zmarłych w komorach bez wejścia, przedstawia ten sarn typ fizyczny co grzebana w Long Tacyt, Żywot Juliusza Agrykoli (De vita et moribus Julii Agricolae), rozdz. XI, [w:] Wybór pism, przeł. S. Hammer, wyd. 2, Wrocław 1956. Celtowie na Wyspach Brytyjskich 55 Barrows. Ludność późniejsza, z zaawansowanej epoki brązu, której groby stanowią skrzynie z kamiennych płyt z nasypem kurhanowym, reprezentuje typ analogiczny do tego z Round Barrows, mniej wprawdzie toporny, lecz równie krótkogłowy i bardzo podobny do tego z kurhanów francuskich epoki brązu. Wydaje się reprezentować drugą falę najeźdźców, przybyłych w jakiś czas po pierwszej, nie tak czystą i prawdopodobnie mającą za sobą wędrówkę po innych regionach, które mogły wywrzeć silniejszy wpływ niż francuskie. Te dwie kolejne i odrębne grupy najeźdźców byłyby Goidelami i Piktami znanymi z podań. Henri Hubert sądzi, że pierwsza z nich to Goidelowie, a druga to Piktowie. Goidelowie wyruszyliby znad ujścia Renu, a Piktowie z Galii, gdzie w Poitou odnajdujemy właśnie Piktonów, noszących nazwę zbliżona do Piktów. Archeologowie angielscy przeciwnie - Piktami nazywają starszych najeźdźców, tych z Round Barrows, nazwę Goidelów i Gaelów rezerwując dla tych z młodszej epoki brązu. Według znanych nam nazw własnych, takich jak nazwy ludów, miejsc i osób, jedni i drudzy mówili językiem podobnym, który dał początek językom z rodziny gaelskiej. Byli to Protoceltowie. To nie wszystko. Pod koniec epoki brązu, około 1000 roku p.n.e., gdy w Galii rozpowszechniło się ciałopalenie i pochówki w grobach płaskich, w Anglii nowe typy mieczy i toporków zdają się wskazywać na osadnictwo z kontynentu. Przeniknęło ono aż do Irlandii, gdzie wyraziło się odrodzeniem cywilizacji późnego brązu. Kilku uczonych angielskich umiejscawia tylko samo przybycie plemion goidelskich i gaelskich, które mogły przynieść z sobą na wyspę język celtycki. Jakkolwiek by było, pod koniec epoki brązu, po licznych prawdopodobnie najazdach, Irlandia i większa część Wysp Brytyjskich ukazują się nam jako celtyckie. Jeszcze później, na początku epoki żelaza, około 800 roku, nowe plemiona dołączają do pierwszych, a napływ ludności trwa przez cały okres halsztacki do VI i V wieku p.n.e. Ludność ta zdaje się przybywać z Galii i tym razem nie dociera już do Irlandii ani do kraju Piktów na północy Szkocji. Jest to pierwszy okres epoki żelaza, której trzeba przypisać wprowadzenie do Wielkiej Brytanii rodziny języków celtyckich świeższej daty, dialektów brytańskich, które się na ogół upowszechniły i utrzymały w kraju Galów i w Kornwalii. Belgowie, którzy osiedli w południowo-wschodniej części wyspy w drugim okresie epoki żelaza, mówili językiem brytańskim jak Galowie z kontynentu w chwili podboju. W epoce brązu najeźdźcy mówili gaelskim, a w epoce żelaza - brytańskim. Afortiori mamy prawo przyjąć dla Galii proces celtyzacji podobny do tego, który znamy z Wysp Brytyjskich. Kurhany z pierwszego okresu epoki brązu są tam celtyckie. Absolutnie cała epoka brązu i pierwszy okres epoki żelaza były świadkiem przybywania różnorakich plemion należących do tej samej rodziny. Nazwy gór, rzek oraz kilka reliktów znanych ze starego języka galijskiego zdają się wskazywać, że dialekty analogiczne do gaelskiego wyprzedzały w Galii 56 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich języki brytańskie. Przykładem tego jest zwłaszcza nazwa Sekwany, Seauana, która zachowała dźwięk qu zastąpiony w brytańskim przez p. Większość nazw lub rdzeni określanych jako liguryjskie należy - naszym zdaniem - do tej samej kategorii. Osiedlanie się Galów w Galii trwało ponad 1000 lat. Pierwsi przybysze, przemieszani z tubylcami, bądź to sadowili się w pobliżu ich siedzib, bądź przenosili znacznie dalej. Nowe plemiona napierały na wcześniej przybyłe, wypierając je, albo po prostu przechodziły dalej. Każde miało własny dialekt; w ciągu dziesięciu lub więcej stuleci język ulegał ewolucji i dialekty brytańskie zdominowały gaelskie. Trzeba poza tym brać pod uwagę szczątki języków wcześniejszych, nieceltyckich, zachowane bądź to w fonetyce, bądź w słownictwie. Pod względem archeologii i nazw miejscowych każdy region należy rozpatrywać oddzielnie, każdy bowiem ma swą własną prehistorię, może nawet bardziej urozmaiconą niż jego historia. U ludów italskich znany jest pewien zwyczaj, który mógł być praktykowany również przez Celtów: ver sacrum - święta wiosna. Część młodzieży lub jeden jej rocznik powierzano opiece bogów. Gdy młodzi osiągali dojrzałość, któregoś wiosennego dnia opuszczali swe plemię, by udać się na poszukiwanie szczęścia na obczyźnie. Zapewne wielu takich wybrańców „świętych wiosen" musiało porzucić ziemie zamieszkałe przez Celtów; niektórym z nich udało się przenieść swoje imię, swą krew i swoją mowę aż po krańce kontynentu europejskiego. Drugi okres epoki żelaza, czyli lateński Od V wieku p.n.e., a ściślej około roku 450, rozpoczyna się nowy okres archeologiczny, drugi w epoce żelaza. Na obszarze dawnej domeny halsztac-kiej przejawia się on nowym rytuałem pogrzebowym i charakterystycznymi zmianami wytwarzanych przedmiotów. Pochówki w wielkich jamach zastępują grzebanie w kurhanach i ciałopalenie, które dominowały pod koniec poprzedniego okresu. W miejsce miecza halsztackiego, przeznaczonego do kłucia, pojawia się broń długa i prosta. Produkcja ozdób osobistych, naszyjników, bransolet, fibuli, podporządkowuje się łatwo rozpoznawalnym kanonom. Nowa cywilizacja, naznaczona wpływami także greckimi, ale zwłaszcza italskimi, powstała na skrzyżowaniu szlaków, które wzdłuż Dunaju łączyły zachód z Pół-wyspem Bałkańskim, przez Alpy Wschodnie i Środkowe wiodły z ziem północy do Italii. Określa się ją na ogól mianem cywilizacji lateńskiej, od ważnego stanowiska archeologicznego La Tene, położonego w Szwajcarii pomiędzy jeziorami Neuchatel i Biel, gdzie została najwcześniej odkryta. Archeologowie zgodnie dzielą okres lateński na trzy podokresy. Pierwszy podokres lateński w przybliżeniu odpowiada temu, który od rzeki Marny nazywany jest marneńskim - od roku 450 do 250 p.n.e.; drugi podokres lateński Drugi okres epoki żelaza, czyli lateński 57 - od roku 250 do 100; trzeci podokres - od roku 100 p.n.e. do chwili, gdy cywilizacja rzymska zdecydowanie weźmie górę nad tradycją tubylczą. W Galii stało się to faktem około 50 lat po podboju rzymskim, czyli mniej więcej z końcem ery przedchrześcijańskiej, natomiast w środkowej Europie nigdy nie dokonało się całkowicie. Zauważmy, że tym razem daty ustalone przez archeologię zgadzają się ze znanymi wydarzeniami historycznymi. Rok 250 zapisał się najazdami Belgów na Galię. Zmiany, które nastąpiły około roku 100, są z jednej strony następstwem rzymskiego podboju Prowansji w roku 125, a z drugiej - inwazji Cymbrów i Teutonów w latach 113-101 p.n.e. Historia, która zaczyna w tej epoce relacjonować wydarzenia ze świata barbarzyńców, pozwala archeologom na niemożliwą wcześniej dokładność i pewność konkluzji. Nie ma wątpliwości, że cywilizacja okresu lateńskiego należy do Galów, a ogólnie rzecz biorąc do Celtów. Unikajmy jednak utożsamiania cywilizacji lateńskiej z celtyckim etosem. W rzeczy samej, ani nie można utrzymywać, że nowa cywilizacja była od samego początku wspólnym dziełem wszystkich Celtów, ani że w trakcie swego rozwoju nie rozciągnęła się na populacje nieceltyckie, ani też, że jest to pierwsza i jedyna cywilizacja Celtów. Pojawienie się w którymś regionie rysów charakterystycznych dla cywilizacji lateńskiej, płaskich grobów czy fibuli zwanych lateńskimi, nie może być interpretowane jako przesłanka etosu celtyckiego. Nie przeczymy, iż przeobrażenia lokalnych tradycji, dość rzeczywiście gwałtowne w Szwajcarii czy Szampanii, świadczą o zmianie populacji. Kto jednakże mógłby dowieść, że plemiona, z którymi celtyccy przybysze się połączyli lub które wyparli, nie były, one również, celtyckie? A zwłaszcza, jak udowodnić, że fakty zaobserwowane w jednym regionie odnoszą się do całego kraju, że osiedlenie się na przykład Helwetów w Szwajcarii jest równoznaczne z podbojem Galii przez nowych Galów? Początek okresu lateńskiego zbiega się z początkiem epoki historycznej, co wcale zresztą nie znaczy, by pierwsze informacje autorów klasycznych podawały wiele szczegółów lub usuwały wszelkie wątpliwości. Odwołują się one przecież do tradycji, której źródła nie znamy. W centrum Galii archeolodzy umieszczają w tym czasie liczną i dość jednolitą populację, zamieszkującą prowincję celtycką, którą opisuje Cezar. Tworzyła ona, mówi Camille Jullian, rozległe koło o średnicy 125 mil z centrum w Bourges, na jego obwodzie zaś znajdowały się Rodez, Saintes, Angers, Rouen, Soisson, Reims, Besan§on i Lyon. Liwiusz uważał, że stąd wyruszyły hordy galijskie, które osiedliły się w północnej Italii i o mało nie zdobyły Rzymu. Oto co pisze: Za panowania Trankwiniusza Starego w Rzymie Celtami, stanowiącymi trzecią cześć Galii, rządzili Biturygowie; oni dawali króla rządzącego Celtami. 58 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich Królem był wtedy Ambigatus, człowiek nad innych potężny przez swoje i swojego ludu męstwo i szczęście. Za jego panowania było w Galii takie mnóstwo plonów i ludności, że zdawało się rzeczą prawie niemożliwą rządzić tak ogromnym narodem. Na starość chciał swe królestwo odciążyć od zbyt dużego tłumu ludności i oznajmił, że wyśle swych siostrzeńców, Bellowe-zusa i Segowezusa, młodzieńców rzutkich, do innych siedzib, które bogowie wskażą przez wróżby: żeby jakiś lud nie stawił im jako przybyszom oporu, mogą sobie wziąć tylu ludzi, ile zechcą. Los naznaczył Segowezusowi Las Hercyński, Bellowezusowi zaś dali bogowie o wiele weselszą drogę do Italii. Ten zabrał ze sobą, co tylko było zbytecznego u jego ludów, a więc: Bitury-gów, Arwernów, Senonów, Eduów, Ambarrów, Karnutów i Aulerków, i ruszyli w drogę na czele tłumów piechoty i jazdy, przybywając do kraju Trykastynów. Dalej stały przed nimi Alpy2. Oczywisty jest legendarny charakter tej opowieści o swego rodzaju celtyckim Karolu Wielkim. Wydaje się, że celtyckie plemiona wyliczone tu jako podporządkowane Ambigatosowi są po prostu nazwami najważniejszych plemion galijskich znanych za czasów Liwiusza. Hegemonia Biturygów w Galii w V stuleciu nie jest jednakże nieprawdopodobna, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ich region był w kraju najbogatszy w rudy żelaza i że jeszcze Cezar podkreśla aktywność i pomysłowość tamtejszych górników. Można też przyjąć, że w tym czasie Galowie utworzyli rozległe jednostki polityczne, na które natknie się Cezar, a które kontrastują z rozdrobnieniem plemiennym z poprzednich epok, i z takich regionów jak Alpy lub podnóże Pirenejów, gdzie Celtowie nigdy chyba nie odegrali dużej roli. Nie możemy odrzucić hipotezy, że Galia była w tym czasie państwem politycznie ukonstytuowanym. W jej wypadku stanowiło to jedynie dalszy ciąg celtyckiej historii trwającej już ponad 1000 lat. W ciągu następnego stulecia posiadłości Galów, początkowo ograniczone do centrum kraju, prawdopodobnie rozszerzyły się po morskie wybrzeże i łańcuchy górskie. Cywilizacja lateńska przenikała do Armoryki, chociaż jej plemiona należały do odrębnej grupy. Terytorium każdego z nich przylegało do morza i mieszkańcy Armoryki pozostali żeglarzami, którymi zawsze byli, w przeciwieństwie do Galów, związanych przede wszystkim z ziemią. Na południowym wschodzie Galowie zawładnęli całą doliną Rodanu, zepchnąwszy w góry poprzednich mieszkańców. Wolkowie, których część jeszcze za Cezara mieszkała w Bawarii, w dolinie Dunaju, zajęli później, prawdopodobnie po roku 300, wybrzeże śródziemnomorskie od Nimes po Pireneje i przez Bramę Langwedocką dotarli do Tuluzy i Garonny. Galia celtycka okresu lateńskicgo nie ograniczała się do środkowej części kraju. W następnym rozdziale prześledzimy jej rozszerzanie się na wschód. 2 Liwiusz, op. cit., V, 31. Drugi okres epoki żelaza, czyli lateński 59 Na razie przypomnijmy tylko, że obszary pomiędzy Renem a Dunajem były pierwotnie celtyckie. Wydaje się, że w V i IV wieku domena celtycka rozciągała się na wschodzie do Soławy (dopływu Łaby), na północy prawdopodobnie objęła doliny Ems i Wezery, być może dotykała Łaby, a nawet Półwyspu Cymbryjskiego. Według starożytnego przekazu, przytoczonego przez Ammiana Marcellina, stamtąd i z wybrzeży Morza Północnego wywodzi się część Galów, zmuszonych do odejścia przez zbyt częste wojny i wysoką falę sztormową (ryć. 10). B AS TA R N ? s DACJA Singidunum (Belgrad) Sawa SCORDISQUES Ryć. 10. Obszar dominacji celtyckiej w drugim okresie epoki żelaza (około 300 lat p.n.e.). W zachodnich Niemczech, między Dunajem a Renem, można znaleźć wiele miejscowości o celtyckich nazwach Możliwość tę potwierdzają nazwy miejscowe z całego obszaru zachodnich Niemiec. Nazwy gór i rzek według wszelkiego prawdopodobieństwa są starożytne; te, które są pochodzenia celtyckiego, występują tam liczniej niż na przykład w Owernii. Nazwy miejscowości - późniejsze - wskazują, że 60 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich cywilizacja celtycka trwała tam jeszcze w czasie, kiedy Celtowie zakładali miasta. Wspominaliśmy już, że nazwa Lasu Hercyńskiego wydaje się celtycka; można w niej odnaleźć rdzeń perqu (łacińskie quercus, dąb). Nazwa lasu w okolicach Fuldy - Boconia, Buconia silva - oznacza buczynę; z epoki rzymskiej znane jest miasto Buconica, leżące na lewym brzegu Renu. Nazwa Turyngii Teuriochai, występująca u Ptolemeusza, związana jest z nazwą celtyckiego ludu Teurii, który zdaje się być tym samym co Teurones z Tours. Gabreta silva, łańcuch górski w Czechach, to Góry Kozie: z celtyckiego gobra - koza; Finne na południu Harzu wywodzi się z celtyckiego pen, hennos - głowa; w miejscu, gdzie Rodan wpływa do Jeziora Genewskiego, znajdowała się w epoce rzymskiej miejscowość Pennelacus - głowa jeziora. Być może nazwa Taunus pochodzi od celtyckiego dunum - wzniesienie. Jeszcze liczniejsze są nazwy rzek pochodzenia celtyckiego. Wszystkie prawe dopływy Renu są celtyckie: Neckar, Men, Sieg, Ruhra, Lippe. Nazwa Wezera (niem. Weser) - Yisurgis jest tą samą co Yesdre koło Liege oraz Yisera (fr. Yezere) - Wezera we Francji. Lech - Licus, Inn - Aenus w Bawarii także są nazwami celtyckimi, podobnie jak Tauber - Dubra i jej dopływ Vernodubrum - Erlenbach. Izara (niem. Isar) jest tą samą nazwą co Isara - Oise. Nazwy takie, bardzo gęsto rozsiane w dolinach Renu i Dunaju, stają się rzadsze, gdy posuwamy się w kierunku Laby. Nie ma ich w ogóle na północ od Hanoweru i we Fryzji, bądź dlatego, że Celtowie nigdy nie zajmowali tych terenów, bądź dlatego, że ich ślady zostały tu wcześnie zatarte. Jeśli chodzi o nazwy miast, to zacytujmy choćby Tarodunum - Zarten w Bawarii i Lopodunum - Ladenburg w Badenii. Najbardziej uderzające jest to, że niektóre nazwy rzek powtarzają się w nazwach kilku odległych geograficznie plemion galijskich - można sądzić, iż one niegdyś nad tymi rzekami mieszkały. Rauraci z Bazylei żyliby więc wcześniej nad brzegami rzeki Raura - Ruhra, Abńncatui z Avranches byliby ludem znad rzeki Abrinca - dzisiejsza Rheineck, lewy dopływ wpadający do Renu pod Kolonią. A cóż sądzić o nazwach ludów znajdowanych i w Galii, i na wschód od Renu? Na przykład Wolkowie - mieszkali między Nimes a Tuluzą i nad Dunajem; Bojowie w Czechach i w Gaskonii, pomijając już tych z Bolonii w Galii Przedalpejskicj. Helwienowie z Ardeche noszą to samo imię co Helwetowie, pojawiający się na prawym brzegu Renu i na południe od Neckaru jeszcze zanim znaleźli się w Szwajcarii. Powiązania między ludami starożytnej Galii i przedhistorycznej Germanii są ewidentne. Można zrozumieć, dlaczego później, gdy ludy te już się od siebie różniły, pisarze greccy wciąż mylnie nazywali je wszystkie Galatami. Znakomity archeolog z Moguncji, K. Schumacher, zafrapowany tymi zbieżnościami, sformułował pogląd, że migracje ludności odbywały się z zachodu na wschód. Oczywiście przyjął dosłownie opowieść Liwiusza o inwazjach wycho- Drugi okres epoki żelaza, czyli lateński 61 dzących z Galii za czasów króla Ambigatosa. Cywilizacja lateńska miałaby więc powstać w dolinie Rodanu w wyniku wpływów italskich i za pośrednictwem Marsylii, a jej rozpowszechnienie świadczyłoby o ekspansji Celtów galijskich. Naszym zdaniem należy zrezygnować z takiej hipotezy. Celtycki charakter nazw górskich i rzecznych jest znacznie bardziej wyraźny wokół Renu niż Rodanu. Ponadto wykopaliska w południowej Francji ukazują przeciągającą się obecność cywilizacji halsztackiej, skądinąd zresztą zubożałej. Cywilizacja lateńska występuje tam dopiero w zaawansowanej fazie rozwoju i bliżej końca niż początku IV wieku p.n.e. O wiele wcześniej pojawia się w zachodnich Niemczech: w Wirtembergii, Hesji i Nadrenii, od pasm górskich Hunsriick i Eifel po okolice Metzu. To wyprzedzenie jest na tyle oczywiste, że niemieccy archeologowie dorzucili do francuskiej chronologii okresu lateńskiego jeszcze podokres wstępny. Nasz pierwszy podokres lateński stał się u nich lateńskim drugim, poprzedzonym fazą przejściową od Hallstattu do La Tene, trwającą 400-500 lat. Istotnie, na obu brzegach środkowego Renu zmarłych chowano w wielkich kurhanach, konstruowanych jeszcze na sposób halsztacki, ale z bogatym wyposażeniem, posiadającym już cechy cywilizacji lateńskiej. Obok mężczyzn, leżących w pozycji wyprostowanej, znajdujemy resztki wozów i uprzęży, a miecze i sztylety, naszyjniki i naramienniki nie są już halsztackie. Prócz tego jest tu wiele naczyń z brązu i gliny, a wśród nich kociołki na trójnogach, wielkie wazy z brązu o dwóch uchwytach, zwane lebes, ojnochoai o trójdzielnym wylewie, produkcji greckiej lub etruskiej, oraz attyckie wazy czerwonofigurowe w stylu okresu archaicznego. Pozwalają one datować groby na początek V wieku. Kobiety noszą ozdoby ze złota lub brązu wysadzane koralem; fibule, zdobione motywem głowy ludzkiej, postaciami zwierząt albo dekoracyjnym cyzelun-kiem; pasy z metalowych ogniwek z cyzelowanymi zapięciami; posiadają przedmioty toaletowe, lusterka z polerowanego brązu. Groby z wozami znad Marny, o analogicznym wyposażeniu, nie mają już nasypów kurhanowych i wydają się późniejsze. Ta nowa i świetna cywilizacja jest na wskroś kontynentalna. Naczynia z brązu i greckie naczynia ceramiczne nie mogły tu dotrzeć przez Marsylię, gdyż w dolinie Rodanu naczyń takich nie ma lub są bardzo nieliczne. Pojawiają się dopiero we Franche-Comte, na końcu szlaku kontynentalnego. Dotarły tu prawdopodobnie nawet nie przez Adriatyk, lecz wprost z Grecji, przez Trację lub wybrzeża czarnomorskie. Wszak wiemy, jak ważne, zarówno przed, jak i po wojnach perskich, były dla handlu i rzemiosła ateńskiego te ziemie bogate w złoto i pszenicę. Oprócz wyrobów rzemiosła greckiego oraz pozostającego pod jego wpływem rzemiosła miejscowego występują elementy pochodzące z regionów o wiele bardziej odległych, mianowicie z Syberii i Chin. Niektóre żelazne sztylety 62 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich lateńskie zastanawiające przypominają syberyjskie sztylety z brązu (Dechelette, Agę du bronze, ryć. 20, s. 67). W Bouzonville koło Metzu przy dwóch greckich lebes znalezione zostały dwa celtyckie dzbany z brązu, inkrustowane koralem, zdobione emalią i reliefami przedstawiającymi zwierzęta (ryć. 6). Znajdują się one dziś w British Museum. Dyrektor działu celtyckiego, publikując te arcydzieła sztuki miejscowej, słusznie podkreślał silne wpływy scytyjskie, zwracając jednocześnie uwagę na pewne cechy charakterystyczne dla Syberii czy Chin. Emalia pochodzi z okolic Morza Czarnego; Europa poznała ją dzięki Persom i Scytom. Zwierzęta w stylu podobnym do zdobiących dzbany z Bouzonville odnajdujemy wyłącznie na Kubaniu, na północ od Kaukazu; spirale zdobiące boki i ucha są chińskie. Tak więc z początkiem V stulecia p.n.e. dotarł do krain nadreńskich prąd artystyczny z bardzo daleka, wzbogacony po drodze elementami innych kultur. Odświeżył on starą cywilizację halsztacką -która rozprzestrzeniła się aż na Daleki Wschód - i zapoczątkował na zachodzie nową cywilizację drugiego okresu epoki żelaza. Czy historycy antyczni potwierdzają te dawne kontakty Azji z Europą? Być może tak właśnie należy rozumieć pewien fragment z Herodota. Ojciec historii często mówił o Scytach i bardzo interesował się wszystkim, co działo się na północ od Pontu. Wspomniał też o Syginnach, odgrywających rolę pośredników pomiędzy odległymi ziemiami Azji i Europą Środkową: Co się tyczy obszaru dalej na północ od tego kraju, nikt nie umie dokładnie powiedzieć, jacy tam ludzie mieszkają, bo już z drugiej strony Istru (Dunaj -przyp. A.G.) kraj wygląda na niezmierzoną pustynie. Tylko o jednym ludzie poza Istrem mogłem się dowiedzieć: Są to Sigynnowie, którzy noszą szaty medyjskie (to znaczy spodnie - przyp. A. G.). Ich konie pokryte są podobno na całym ciele kudłami, długimi na pięć palców, są jednak małe, z perkatym nosem i niezdolne nosić mężów; ale zaprzężone do wozów są bardzo rącze i dlatego krajowcy jeżdżą na wozach. Granice Sigynnów mają sięgać w pobliże Enetów (Wenetów - przyp. A.G.) nad Adriatykiem. Mówią oni, że są kolonistami Medów, lecz jak od Medów w roli osadników tu przybyli, nie mogę sobie wyjaśnić, choć wszystko jest możliwe w tak długim czasie. „Sigynnami" nazywają Ligurowie, którzy mieszkają na północ od Massalii, kramarzy, Cypryjczycy zaś włócznie3. Niewykluczone - lecz jest to tylko hipoteza dotychczas niepotwierdzona -że dotarły do Galii i w kilku miejscach się osiedliły również grupy przybyłe z bardzo daleka. Takie mogłoby być pochodzenie woźniców, których ogromnie bogate groby znajduje się wokół camp de Chdlons, w najmniej atrakcyjnej części Szampanii. Herodot, Dzieje, przeł. S. Hammer, wyd. 2, Warszawa 1959, V, 9. Drugi okres epoki żelaza, czyli lateński 63 Nieliczne i ubogie kurhany z wcześniejszego okresu ustępują niespodziewanie miejsca pięknym grobowcom, w których zmarli spoczywają na swych wozach, wyprostowani na podwoziu pomiędzy kołami; po obu stronach dyszla munsztuki i ozdoby z brązu przystrajające uprząż znaczą miejsce dwóch koni. Wojownik jest w rynsztunku bojowym, z wielkim mieczem u pasa, nosi też naramienniki i naszyjnik. Często przykryty jest tarczą, w zasięgu ręki leży nóż, włócznia i kilka oszczepów; niekiedy między nogami umieszczony jest hełm. Obok, w niewielkim wgłębieniu, znajdowały się w obfitości produkty na uczty w świecie pozaziemskim. Wiatyk stanowią ćwierci wieprza i wołu, czasami cały dzik, często również pożywienie bardziej delikatne: kury, kaczki, gołębie, dziczyzna, a nawet - w pewnym grobie w Chalons-sur-Marne -żaby. Zmarły zabiera ze sobą także swe naczynia: mnóstwo miejscowych wyrobów garncarskich, wśród których trafia się czasami czarka albo malowany puchar z Grecji, a częściej - pomiędzy naczyniami z brązu o lokalnej fakturze - niektóre z tych pięknych, odlanych z brązu ojnochoai o miękkiej linii i eleganckim cyzelunku, rozpowszechnionych na kontynencie przez kupców greckich i italskich. Na dnie tych dzbanów widnieje czarniawy osad, ślad wina, do którego, jak wiemy, galijscy wojownicy zdradzali niepohamowany pociąg. Szczegół do dziś niewyjaśniony: groby te, zwłaszcza najstarsze, wypełnione są nie ziemią z wykopu, lecz czarną próchnicą, której kolor wyraziście odcina się od miejscowego gruntu kredowego - jej natury nie da się wytłumaczyć rozkładem materii organicznej. Podobnie jak krzyżowcy w średniowieczu pragnęli być pochowani z odrobiną Ziemi Świętej z Palestyny, tak Galowie grzebani w Szampanii chcieli być może spocząć na wieki w ziemi bogatszej niż ta w ich nowej ojczyźnie. Gdzie indziej natomiast, zwłaszcza w prowincjach wschodnich - Lotaryngii, Burgundii, Franche-Comte, znacznie bardziej żyznych i ludnych w pierwszym okresie epoki żelaza niż niewdzięczne krainy camp de Chdlons - nowa cywilizacja bardzo wolno przenika do grobów starego typu. Kurhany ustępują dość powoli pochówkom jamowym. Zmiany w rytuale pogrzebowym i w tradycyjnych formach wytwórczości pojawiają się stopniowo. Wszystko zdaje się wskazywać na trwanie wcześniejszej populacji, która bez wyraźnych wstrząsów, bez rewolucyjnych zmian, w drugim okresie epoki żelaza przyswajała sobie w całym kraju tę samą cywilizację. Niezależnie od odmiennej historii różne regiony Galii wydają się pozostawać w tym okresie w bliskich stosunkach. Galia centralna komunikuje się poprzez Jurę z Europą Środkową. Galowie starej daty łagodzą i uszlachetniają odrobiną piękna gwałtowny charakter i prostacki przepych nowo przybyłych, ci zaś ze swej bujnej tradycji przekazują im w zamian wzory szlachetnych uczuć wierności i absolutnego oddania, ukrytych pod zewnętrzną otoczką brutalności. 64 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich I oto we Franche-Comte i w Burgundii pojawiają się, podobnie jak to często bywało w Szampanii, groby podwójne, a nawet potrójne. Wśród osób razem pogrzebanych jeden przynajmniej szkielet należy do dorosłego mężczyzny, żeńskie natomiast są szkieletami młodych przeważnie dziewcząt. W niektórych grobach szkielety wciąż jeszcze splecione są ramionami. Trudno byłoby odsunąć hipotezę o ofierze, może nie zawsze dobrowolnej, małżonki i czasami też rodziny. Cezar relacjonuje: Pogrzeby Galów są wspaniałe i wystawne. Wszystko, co za życia drogie było sercu zmarłego, nawet zwierzęta, składa się wraz z nim do grobu. Co więcej, jeszcze do niedawna niewolnicy i klienci, których zmarły kochał, także dzielili jego los, paleni na tym samym stosie4. We wcześniejszych okresach nic takiego nie wydarzyło się w Galii. Pochówki w kurhanach zbiorowych są zawsze od siebie oddzielone i nie wydają się jednoczesne. Najokazalsze kurhany znajdują się zresztą nie w centrum Galii, lecz w Nadrenii, na prawym brzegu rzeki oraz między Renem a Mozelą. To upodobanie do ostentacji świadczy nie tylko o materialnym bogactwie, ale też o niezwykłej wyobraźni, obcej ludom prowadzącym osiadły tryb życia, a także o naiwnej pysze, zdradzającej barbarzyńcę. Cywilizacja galijska była więc mieszanką elementów heterogenicznych, których proporcje zmieniały się zależnie od prowincji. Jednakże pod koniec pierwszego podokresu lateńskiego, około roku 300 p.n.e., wszystkie te składniki tworzyły już jednorodną całość, zaszczepioną we wszystkich regionach kraju, tak samo jak plemiona różnego pochodzenia ukonstytuowały jednolity lud. Belgowie Podczas gdy w Galii część Celtów już się stabilizowała, inni, za Renem, trwali w stanie zamętu jak w czasach przedhistorycznych. Spośród wielu migracji zatrzymamy się tu tylko przy tych, które miały reperkusje w Galii. Kiedy -jak wynika z przekazów historyków antycznych - druidzi twierdzili, że Galowie są mieszanką autochtonów z przybyszami zza Renu, pamiętali, być może, tylko ostatnie inwazje, które rzymski podbój wyprzedziły o kilka zaledwie stuleci. Mieli zapewne na myśli szczególnie Belgów, w których Strabon za czasów Augusta dostrzega podobieństwo do Germanów. Znane są nam dwie inwazje zza Renu w okresie lateńskim - Belgów oraz Cymbrów i Teutonów; pierwsza uwieńczona sukcesem, druga niepowodzeniem. Są to Gajusz Juliusz Cezar, Wojna galijska, przeł. E. Konik, Wrocław 1978. Belgowie 65 dwa przykłady migracji formujących na ziemiach zachodu społeczności, które wkroczą już w okres historyczny. Belgowie przybyli bez wątpienia od północy, z wysp na krańcach kontynentu, o których mówił Ammian Marcellin - z wybrzeża fryzyjskiego lub nawet z ziem położonych na wschód od nich. To tam przecież życie było nieustanną walką z falą sztormową, która więcej pochłaniała ofiar niż wojny. Przekroczyli Ren pod Kolonią albo pod Nijmegen i posuwali się prawdopodobnie po osi wielkiego szlaku prowadzącego do Bavai, drogą, którą archeolog z XVII stulecia, Nicolas Bergier, nazwał Via Appia północy. Opór osiadłych już mas celtyckich sprawił, że Belgowie rozciągnęli się od Argonnów na wschodzie po La Manche na zachodzie. Odnajdujemy ich tak właśnie rozmieszczonych, niemal uszeregowanych w szyku bojowym. Na południe od Sommy Ambienowie (Ambiani koło Amiens), Bellowakowie (Bellovaci w Beauvais), Swessjonowie (Suessiones w Soisson) nad rzeką Aisne i Remowie (Remii w Reims) w pobliżu Marny. W drugiej linii stają Morynowie (Mońni na wybrzeżu koło Boulogne, Altrebatowie (Altre-bates w Arras), Wiromandowie (Yeromandini, Vermand i Saint-Quentin) oraz w dalszej linii Nerwiowie (Nervii ze stolicą w Bavai niedaleko Maubeuge), którzy rozsiedli się aż do ujścia Skaldy. Za Morynami wybrzeże zajmowali Menapowie (Menapu) a na wschód od Nerwiów, w Ardenach, osiedlił się lud Eburonów (Eburones), który później ustąpił koło siebie trochę miejsca kilku małym plemionom - jak Kondrusowie w Condroz - określanym przez Galów wspólnym mianem Germanów. Aduatukowie (Aduatud) w Namur uważali się za potomków grupy Cymbrów (Cimbri) pozostawionych tu na straży dobytku. Kiedy Cezar pojawił się w Galii, ludy belgijskie tworzyły swego rodzaju ligę, niezależną od Galii Celtyckiej. Jak twierdzi Prokonsul, ich język, instytucje i obyczaje były inne niż u pozostałych Galów. Niemniej ich mowa była dialektem brytańskim, podobnym do języka reszty kraju. Do obrony niepodległości Galii przystąpiły z równą żarliwością co ich pobratymcy z Galii Celtyckiej. Jeszcze przed Wercyngetoryksem przywódcą walki o powszechną wolność był Ambioryks, król Eburonów. I wysłali przecież swoje kontyngenty na odsiecz Alezji. Zasadniczo więc mieli Belgowie z Galami dużo wspólnego. Niewiele wiemy na temat ich przybycia. Nawet data nie jest pewna. Dawniej wyznaczano ją na lata około 300 p.n.e., wiążąc ją z niepokojami, które w tym czasie przyspieszyły pochód innych Celtów z Europy Środkowej na wschód i na południe. Badania archeologiczne, dotyczące rozmieszczenia przypisywanych Belgom popielnicowych płaskich grobów i ich wyposażenia, skłaniają do przesunięcia tej daty na II wiek p.n.e. Ustalenia tego rodzaju nie zapewniają wielkiej precyzji chronologicznej. Nie ma żadnych podstaw, by twierdzić, że wszyscy Belgowie przybyli razem, by ich wędrówka oraz walki, jakie musieli staczać, zanim osiedli na stałe, nie ciągnęły się przez dobre stulecie. Pewne jest 66 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich tylko, że gdy pojawiają się Cymbrowie, Belgowie, którzy ich odpierali, robią wrażenie osiadłych od wielu pokoleń. Przyjmijmy, że ich osiedlanie się trwało od roku mniej więcej 250 i najdalej do 150. Ogólnie rzecz biorąc, Belgowie są o dwa wieki opóźnieni w stosunku do mas celtyckich z centrum Galii. Czy migracja Belgów miała jakieś poważniejsze następstwa w podziałach terytorium między dawniejszymi mieszkańcami Galii? Możemy jedynie snuć przypuszczenia. Niewątpliwie ziemie podbite przez Belgów były już zajęte przez innych Galów. Na północ od Marny (w Reims) Remowie zajęli miejsce tych, których wodzowie kazali się chować na swych wozach w wielkich, bogato wyposażonych grobach. Dlaczego we Franche-Comte spotykamy Sekwanów (Sequani), których nazwa jest bliska nazwie rzeki Sequana - Sekwana? Nazwę plemienia z Metzu - Mediomatrykowie też skłonni bylibyśmy tłumaczyć jako pochodną od Matrona - Marna. Co prawda inne rzeki mogły nazywać się tak samo. W Alzacji, prowincji należącej do Mediomatryków, Moder nazywała się Matem; lecz ani Mozela, która była główną drogą wodną tego ludu, ani żadna inna ważna rzeka Lotaryngii nigdy nie nosiły nazwy Matrona. Czy można na tej podstawie wnioskować, że Sekwanowie i Mediomatrykowie zostali wyparci z basenu Sekwany i Marny na wschód i południowy wschód? Jeżeli tak się stało, to czy było to skutkiem inwazji Belgów? Odłamy innych ludów zbiegły aż do Wielkiej Brytanii zapewne z tego samego powodu. Na północ od Tamizy spotykamy Parisii - jak nad Sekwana i Catuellaumii - jak w Chalons-sur-Marne. Na południe od rzeki, do Hampshire, przyszli pewnie za nimi Belgowie. Znana jest przecież miejscowość Yenta Belgarum w okolicy Winchester. Cezar wspomina, że krótko przed jego przybyciem, król Swessjonów (Soisson) panował jednocześnie na kontynencie i na wyspie. Po podboju Galii nieprzejednany wróg Rzymian, Atrebat Kommiusz (z Arras), za którym poszła część Galów niepogodzona z utratą niezawisłości, utworzył na północy Hampshire królestwo ze stolicą Galleva (Silchester), noszące imię jego własnego ludu Atrebatów. Wenetowie z Armoryki zrobili to samo na południowym zachodzie wyspy. Tak jak w poprzednich epokach każde przemieszczenie się populacji na terenie Galii miało swe następstwa na Wyspach Brytyjskich. Jako grupę belgijską należy postrzegać również Gesatów, których spotykamy w Italii w roku 225. Ich król, Wirydomar, został zabity pod Clastidium. Nazwa „Gesatowie" była przydomkiem pochodzącym od ich oszczepów z szerokimi grotami: gaisons. Jedni mówili, że przyszli oni z obszarów alpejskich; według innych byli synami Renu. Alpy stanowiły bez wątpienia ostatni etap ich długiej wędrówki. Belgijskie były również hordy Bolgios, które spustoszyły Macedonię, a także Galatów, którzy zatrzymali się dopiero w Azji Mniejszej, gdzie utworzyli królestwo swego imienia (Galacja). Inwazja belgijska nie była niczym innym, jak powtórzeniem wielkich ruchów migracyjnych, które przez Cymbrowie i Teutoni 67 tysiąclecie uzupełniały ludność Galii i usadowiły celtycką rodzinę na przeważających obszarach kontynentu. Cymbrowie i Teutoni Na północnym wschodzie Galii Belgowie utorowali drogę nowym imigrantom, których charakteru celtyckiego nie da się tak jednoznacznie skonstatować. Czy byli to Celtowie czy Germanowie? Aż do czasów rozkwitu cesarstwa rzymskiego jest to chyba w odniesieniu do większości ludów znad Renu i z zachodniej połaci Niemiec tylko kwestia nazewnictwa. „Germanowie" to właściwie jedynie wspólna nazwa obejmująca ludy, które łączył język i wieki wspólnego życia poza granicami rzymskimi. Ich mowa była wynikiem specyficznego zniekształcenia fonetyki indoeuropejskiej. Zdaniem A. Meillet pierwsza mutacja spółgłosek, która oddzieliła germański od celtyckiego i innych dialektów indoeuropejskich, zaszła nie wcześniej niż 300 lat p.n.e. Byłaby więc równoczesna z migracjami skandynawskimi, które w tym okresie spowodowały wielkie przesunięcia populacji na północnym wschodzie Europy. Odbiły się one rykoszetem po zachodniej stronie Renu, właśnie w postaci najazdów belgijskich. Procesy migracyjne nie ustały po odejściu Belgów; w środkowych Niemczech trwały aż do wielkich inwazji w V wieku n.e. W ten sposób rozmaite ludy zostały odsunięte - przede wszystkim na zachód - i doprawdy nie wiadomo, które z nich były germańskie, a które nie. Na końcu rozdziału, w którym wylicza siły Belgów, wymienia Cezar Condruses („Condroz"), Eburones, Caeroses i Poemanes, „których nazywa się wspólnym imieniem Germanów". Zamieszkiwali oni belgijskie Ardeny na wschód od Mozy. Najpotężniejsi z nich Eburonowie byli rozłożeni po obu stronach rzeki na wysokości Maastricht. Lud ten, jak wiemy, został unicestwiony przez Cezara. Za Augusta w jego miejsce pojawili się Tongrowie -„ci, których teraz nazywamy Tongres - powiada Tacyt - a których dawniej zwano Germanami". Możliwe, że są to - pod nowym imieniem i z jakimiś domieszkami - niedobitki ludu, który Prokonsul skazał na zagładę. Dalej Tacyt dopowiada: Zresztą Germanowie to nazwa świeżej daty i niedawno nadana (vocabulum recens et nuper additum); stosowała się do pierwszych ludów, które przekroczyły Ren i przepędziły Galów. Tak więc nazwa jednego ludu, a nie rasy (na-tionis nomen non gentis) powoli się rozpowszechniła, aż wreszcie wszystkie ludy zaczęły się same określać tym wymyślonym imieniem Germanów5. Tacyt, Germania, [w:] Wybór pism, przeł. S. Hammer, wyd. 2, Wrocław 1956. 68 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich Nie wiemy, co ten wyraz znaczył. Wyjaśnienie, podane w końcówce tekstu Tacyta, oparte zresztą tylko na przypuszczeniach, nie jest pewne: rzekomo było to przezwisko, którym Galowie określali swych wrogów. Imię Germanów zostało w Rzymie wspomniane po raz pierwszy w 73 roku p.n.e., przy okazji świętowania zwycięstwa odniesionego w czasie powstania niewolników nad byłymi jeńcami - Cymbrami i Teutonami. Prawdopodobnie określano nim po prostu „ludzi pochodzących zza Renu", nie biorąc pod uwagę ani języka, ani narodowości, ani zwłaszcza odrębności rasowej. To ostatnie pojęcie było zresztą właściwie obce myśli antycznej, w każdym razie w tej epoce i w odniesieniu do barbarzyńców. Co do języka Cymbrów i Teutonów, to sądząc po imionach ich wodzów, nie ma on żadnych cech germańskich. Imiona te są celtyckie: u Teutonów Teuto, Teutobochus lub Teutobocus', u Cymbrów Boiorix, Lugins, Claodicus, Caesorix. W języku germańskim Teuto dałoby Thiudo, na przykład: Thiudorig = Teodoryk. Możemy więc określać Cymbrów i Teutonów jako Germanów, ale wiążąc to wyłącznie z faktem, iż - tak jak Eburonowie, Kondrusowie i inni jeszcze -przeprawili się przez Ren później niż Belgowie. Następnie, wciąż z tym samym zastrzeżeniem, możemy nazywać Germanami Nemetów ze Spiry i Wangionów z Wormacji, a nawet należących do hord Ariowista Tryboków z Dolnej Alzacji. Ich imiona i nazwy ich stolic są celtyckie: u Wangłonów (Yangiones) Borbe-tomagus (Wormacja) znaczy „targowisko" boga Borvo, którego imię powraca w nazwach Bourbon, Bourbonne; nazwą galijską jest również Brocomagus (Brumath) Tryboków (jeżeli to oni, a nie ich poprzednicy założyli miasto i nadali mu imię). Możemy nazwać Germanami także Uzypetów i Tenkrerów, którzy pod naporem Swebów przekroczyli Ren niedaleko ujścia i w wyniku zdrady zostali zmasakrowani przez Cezara. Germanami nazwiemy wreszcie Sy-kambrów i Ubiów (Ubii), za pryncypatu Oktawiana osadzonych przez Agryppę na północ od Trewiru, w pobliżu Kolonii, i także wypartych przez Swebów z prawego brzegu Renu. Ledwie uchwytne byty stopniowe zmiany, jakim ulegali Galowie, Belgowie i Germanowie. Inne ziemie, na których żyli, inne domieszki krwi i wpływy, którym podlegali, zwłaszcza zaś rozwój własnego języka i wieki historii odrębnej po każdej stronie Renu - który stał się granicą - sprawiły, że Celtowie i Germanowie przekształcili się z wolna w dwa różne ludy. Nie próbujmy jednak narzucać im konfliktu wcześniej niż stanie się on rzeczywistością. Na ogół uważa się, że Cymbrowie pochodzili z Półwyspu Jutlandzkiego, zwanego później Cymbryjskim Cheronezem, i że Teutoni, ich sąsiedzi od południa, mieszkali nad Łabą, gdzie za cesarstwa sygnalizowano obecność Teutovań. Towarzyszyły im zresztą inne plemiona: Ambronowie, których imię liguryjskim sojusznikom Mariusza wydawało się ich własnym, a jeszcze przez nowożytnych historyków kojarzone jest z Umbrami z Italii. Była z nimi także Cymbrowie i Teutoni 69 grupa Helwetów (Helveti) i Tygurynów, w innych tekstach występujących pod nazwą Toygeni. Wszyscy w równym stopniu robią wrażenie ludów poszukujących nowej ojczyzny. Dalekie wędrówki Galów dają się tłumaczyć ich skłonnością do przedsięwzięć zespołowych, a zwłaszcza ich zwyczajem przemieszczania się razem z rodzinami i dobytkiem, gdy tylko czują się zaatakowani na swych ziemiach przez silniejszego nieprzyjaciela6. Cymbrowie i Teutoni odznaczają się szczególnie wyraźnym brakiem skłonności do życia osiadłego. Pierwsi ruszyli się Cymbrowie. Widzimy, jak powoli przesuwają się na południe, z kilkumiesięcznymi postojami na siew i zbiór plonów. Przeprawili się przez Dunaj i zatrzymali w Norikum. Ich obecność wnet zaniepokoiła Rzymian, którzy próbowali ich odepchnąć, lecz zostali pokonani w roku 113 p.n.e. Cymbrowie i tak odeszli; udali się na zachód i po czterech latach doszli do linii Renu w miejscu, którego dokładnie nie znamy. Zabrawszy ze sobą część Helwetów, skierowali się do prowincji galijskiej, opanowanej niedawno przez Rzymian. Między barbarzyńcami i konsulem wywiązał się znamienny dialog: „Dajcie nam ziemię, gdzie moglibyśmy się osiedlić - proszą Rzymian Cymbrowie - a dostarczymy wam tylu ludzi, ilu zapragniecie". Rzymianie odpowiadają: „Mamy dość ludzi, lecz nie dość ziemi". Pozostała więc walka i Rzymianie po raz pierwszy ponieśli klęskę. W ciągu następnych lat w Langwedocji - między Tuluzą i Agen - spotykamy już tylko Helwetów. W roku 107 pod rozkazami młodego wodza Divico (z którym Cezar zmierzy się jeszcze w roku 58) pobiją nowego konsula. Nie wiadomo, co w tym czasie dzieje się z Cymbrami. Pojawiają się na nowo w roku 105, tym razem w towarzystwie Teutonów. Rzymianie - donosi Liwiusz - ogromnym wysiłkiem gromadzą 80 tysięcy ludzi. Barbarzyńcy znów proszą o pokój i ziemie pod zasiew, ale porozumienie nie jest możliwe. Klęska Rzymian pod Orange była prawdziwą katastrofą. Camille Jullian relacjonuje: Starożytni przekazali nam obraz jakby monstrualnej szarży jazdy, prawdziwego ludzkiego i zwierzęcego huraganu, wymiatającego ziemię aż do rzeki, niszczącego legiony i ich obozy, siejącego rozpacz, trwogę i śmierć. Kiedy rzymska armia przestała istnieć, kiedy jej dwa obozy zostały rozniesione, Galowie i Germanowie myśleli już tylko o bogach. Nie chcieli żadnych korzyści ze zwycięstwa ni ludzi, ni rzeczy; złoto i srebro wrzucili do Rodanu, broń i ubiory zniszczyli, jeńców powiesili na drzewach, a konie ofiarowali rzece. Wszystkie ziemskie bóstwa otrzymały należną im część zdobyczy. 6 Strabon, op. cit., IV, 4, 21, 196. 70 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich W całej Galii nastał czas włóczęgi i rabunku. Tylko Belgowie potrafili się zjednoczyć i obronić. U nich Cymbrowie i Teutoni zadowolili się wybudowaniem - prawdopodobnie w Namur - warowni, którą nazwali Aduatuca, gdzie pozostawili 6 tysięcy ludzi na straży łupów, których nie mogli zabrać ze sobą. Taki był początek plemienia Aduatuków, które w czasach Cezara liczyło 75 tysięcy dusz. Imię Cymbrów stało się w starożytności synonimem bandytów. Towarzysze Wercyngetoryksa w Alezji pamiętali dokonane przez nich spustoszenia. Trzeba postąpić - mówił w oblężeniu jeden z wodzów — jak nasi ojcowie w czasie wojny z Cymbrami i Teutonami. Oblężeni w swych oppidach i tak samo jak my dręczeni brakiem pożywienia, utrzymywali się przy życiu, żywiąc się ciałami nieużytecznych w boju starców i nie poddali się. Po dokonaniu wielkich zniszczeń Cymbrowie wycofali się i odeszli w poszukiwaniu innych ziem [...]. Fakt, iż nie potrafili zdobyć tych warowni, uniemożliwił w efekcie Cym-brom osiedlenie się. Po spustoszeniu Galii udali się do Hiszpanii, skąd Celty-berowie przegnali ich po dwóch latach (105-103). Szykowali się na przejście do Italii i wtedy natknęli się na Mariusza. Prymitywizm tych wędrownych rabusiów nie był jednak aż taki, by nie umieli przygotować rozsądnego planu inwazji. Helweci zostali wysłani do Norikum przez Alpy Julijskie. Cymbrowie w centrum mieli się przeprawić przez przełęcz Brenner i posuwać wzdłuż Adygi, gdy równocześnie Teutoni oczekiwani byli od zachodu - bądź wybrzeżem, bądź przez przełęcze w Alpach Zachodnich. Być może rozsądniej byłoby, gdyby nie rozdzielali swych sił i najpierw zmierzyli się z przeciwnikiem w Galii. Jednakże jeden region galijski nie mógł wyżywić tak wielkiej gromady, a być może zbytnio ufali w swe siły. Zwycięstwo Mariusza pod Aix-en-Provence (latem roku 102) unicestwiło Teutonów. Ale Cymbrowie dotarli do Lombardii i Wenecji Euganejskiej, gdzie mieli co łupić. Dopiero następnego lata Mariusz pobił ich pod Yercellae, a Sulla uwolnił Norikum od Helwetów, którzy mogli powrócić do Szwajcarii (rok 101). Po 15 latach wędrówek od Bałtyku nad Adriatyk, od Dunaju nad Ren i Może, przemierzywszy całą Galię i Hiszpanię, najeźdźcy zniknęli, zostawiając po sobie tylko ruiny i maleńki szczep na skraju terytorium Belgów. Jak doszło do takiej klęski? Niewątpliwie przybyli zbyt późno. Wyczerpali siły, natykając się od Norikum po Hiszpanię na ludy wcześniej osiadłe, które posiadały warownie, przykuwające je, by tak rzec, do ziemi. Błąkali się po Galii, ciągnąc za sobą tylko garstkę Helwetów. W fazie finalnej napotkali Rzymian, którzy mimo wielokrotnych porażek pojawiali się wciąż z nowymi siłami. Na zachód od Renu prehistoria dobiegła końca. Celtowie poza Galią Periodyzacja ekspansji celtyckiej w Europie Celtowie rozproszyli się nie tylko po Galii. Przemierzyli jako najeźdźcy większość obszarów Europy: niektórzy z nich zawędrowali aż do Azji Mniejszej. Przez dwa stulecia byli najpotężniejszym ludem Europy. Ustalając czas ich pierwszego pojawienia się w Galii, mieliśmy już okazję wspomnieć o kolejnych falach, które na Wyspach Brytyjskich dotarły w epoce brązu do Irlandii. W pierwszych wiekach epoki żelaza, w okresie halsztackim (800-500 p.n.e.), ich wędrówki w kierunku zachodnim trwały nadal. Nowe grupy osiedliły się w Wielkiej Brytanii, inne, odsuwane lub wyprzedzające się wzajemnie, zajęły większość obszarów Francji. Na terenach rozciągających się od zachodnich Niemiec, uważanych za kolebkę Celtów, po Meuse, Burgundię, Franche-Comte cywilizacja halsztacka nosi znamiona celtyckie. Widzieliśmy, jak z tych obszarów ciąg kurhanów zawierających charakterystyczną broń i charakterystyczne wyposażenie rozciąga się wzdłuż francuskich rzek w kierunku Oceanu, przechodzi z dorzecza Loary do dorzecza Garonny i dociera do stóp Pirenejów. Rozszerzanie się obszaru tej cywilizacji to ekspansja różnych odłamów tego samego ludu. Celtowie przemieszali się z dawniejszymi mieszkańcami, zarówno z przybyłymi w ciągu poprzednich stuleci z tego samego gniazda, jak i autochtonami osiadłymi tu w epoce neolitu. Narzucili im zwierzchnictwo, dali im swój język, włączyli ich w swoje szeregi, a stopiwszy się z nimi niebawem - stali się Galami. W drugim okresie epoki żelaza, lateńskim, którego początek przypada na połowę V wieku p.n.e., przeważająca część Francji oraz zachodnia część Niemiec między Łabą, Renem i Dunajem opanowane są przez żywioł celtycki. 72 Celtowie poza Galią Na dalszy ciąg tych wędrówek rzuca światło historia, rozpoczynająca się właśnie na kontynencie. Belgowie przybywają do północnej Galii. Cymbrowie i Teutoni przemierzają cały kraj, dochodzą do Hiszpanii, wracają, próbują się przedostać do Italii. Ponieważ zachód jest już zajęty, inwazje kierują się teraz na południe i wschód. W początkach IV stulecia zobaczymy Galów osiedlających się w Italii i w dolinie dolnego Dunaju. Posuwają się w dół biegu rzeki i w górę jej dopływów, aż na Bałkany i w Karpaty. Docierają do brzegów Morza Czarnego i przechodzą dalej, do Azji. Do wszystkich tych krajów przynoszą własną kulturę, jednoczącą w pewnym sensie świat barbarzyński, który w ten sposób przygotowany łatwo i szybko przesiąknie później cywilizacją grecko-rzymską. Chaotyczne hordy Galów torują drogę metodycznie posuwającym się legionom. Około roku 300 p.n.e. imperium Celtów przeżywa swoje apogeum; jego siła i rezerwy ludzkie wydają się niewyczerpane. W rzeczywistości jednak taka rozległość terytorium jest słabością, a jej konsekwencją rozdrobnienie. Ze wszystkich stron nacierają i spychają Celtów formujące się dopiero ludy: Germanowie od północy, Dakowie i Gotowie od wschodu, Rzymianie od południa. Z końcem III wieku Celtowie wszędzie są w odwrocie. W sto lat później pozostaną w Europie tylko rozproszone szczątki ich imperium. Nawet w Galii, na zachód od Alp aż po Garonnę i Pireneje ich dominacja jest zachwiana. Niemniej w tym kraju zakorzenili się silniej niż gdziekolwiek indziej. Galia, nawet podbita przez Rzymian od Alp do Oceanu i od Pirenejów po Ren, zawsze już pozostanie celtycka. Celtowie w Hiszpanii Zanim prześledzimy ekspansję Celtów w głąb kontynentu pod koniec drugiego okresu epoki żelaza, musimy najpierw odnotować ich wcześniejszą obecność na Półwyspie Iberyjskim. Przybyli tam z Galii lub przeszedłszy przez Galię, w okresie kultury pól popielnicowych i w okresie halsztackim, przed rokiem 500 p.n.e. Możemy to stwierdzić, dając wiarę Herodotowi, który pisząc mniej więcej w połowie V wieku, sygnalizował tu ich obecność: Ister (Dunaj - przyp. A. G.) bowiem wytryska na terytorium Celtów koło miasta Pyrene i przecina w swoim biegu Europę przez środek. Celtowie zaś mają swoje siedziby poza Słupami Herkulesa i sąsiadują z Cynesjami, którzy ze wszystkich ludów Europy najdalej na zachód mieszkają1. Powtarza tę informację zawsze w związku z Dunajem: Herodot, op. cit., II, 33. Celtowie w Hiszpanii 73 Płynie bowiem Ister przez całą Europę, biorąc początek w kraju Celtów, którzy po Cynetach ze wszystkich ludów Europy najdalej mieszkają na zachód2. Nieścisłości, jakich dopuszcza się Ojciec historii w sprawie Pirenejów i górnego biegu Dunaju, nie podważają jego autorytetu, gdy chodzi o odwiedzane przez Greków wybrzeża. Miasto Pyrene jest może tym, które później było znane pod iberyjską nazwą Illiberis - nowe miasto, a leżało w sąsiedztwie Elne w okolicach Collioure (Caucoliberis), Port-Vendres i przylądka Gerberę. Czy wówczas byli już w tych okolicach Celtowie? Jest to niemal pewne. Pytanie tylko, jaki to nurt wody mógł być uważany za źródło Dunaju. Druga część informacji budzi mniej wątpliwości. Wiemy, że istnieli sąsiadujący z Celtami Cynetowie -Cynesiens, wiemy, że mieszkali oni między Przylądkiem Świętego Wincentego i Gwadianą w rejonie Gades (Kadyks) i Tartessos, o którym Herodot podaje dużo informacji. To właśnie w Tartessos panował król srebra o celtyckim imieniu Arganthonios, który przyjaźnie powitał przybyszów z Fokai i od którego mieszkańcy Samos przywieźli kiedyś ładunek - prawdopodobnie srebra - odnotowany jako legendarny w annałach greckiej żeglugi. Na północ od Cynetów, w górnym biegu Gwadiany, po obu jej stronach, jeszcze w epoce rzymskiej geografowie sygnalizują Celti lub Celtici, którzy bez wątpienia są tymi samymi co u Herodota. Na północy półwyspu, nad Ebro, wzmiankują także celtycki lud Beronów. Pomiędzy nimi centralny płaskowyż półwyspu zajmowali Celtyberowie. Kim właściwie byli Celtyberowie? Czy Celtami, osiadłymi u Iberów i sprawującymi nad nimi zwierzchnictwo, jak nad autochtonami w Galii, czy może Celtami zepchniętymi przez Iberów w najbardziej surowe okolice i bardziej lub mniej ziberyzowanymi? Strabon pisze: Jeśli chodzi o sławne krainy, łatwo się dowiedzieć wszystkiego o wędrówkach ludów, podziałach terytoriów, zmianach nazw i tym podobnych sprawach [...]. Co się jednak tyczy ziem barbarzyńskich, odległych i do tego rozdrobnionych na wiele małych krajów, świadectwa są rzadkie i niepewne; ignorancja nasza jest tym większa, im bardziej kraje te oddalone są od Grecji3. Znaczne wzbogacenie wiedzy przekazanej przez Greków przyniosła jednakże archeologia. W Hiszpanii ujawniła ślady kilku inwazji celtyckich. Pierwsza z nich sięga końca epoki brązu, około roku 1000 p.n.e., tych czasów, gdy w Niemczech południowych, w Szwajcarii i wschodniej Galii w miejsce kurhanów pojawiają się pochówki ciałopalne - pola popielnicowe, jak je zwą archeologowie. Pola popielnicowe występują też w Katalonii i nad 2 Ibidem, IV, 49. 3 Strabon, op. cit., III, 4, 19. 74 Celtowie poza Galią Ebro, ciągnąc się dalej wzdłuż wybrzeża aż do Walencji. Istnieje jednomyślność co do tego, że ludem, który w ten sposób grzebał zmarłych, byli Celtowie lub może raczej Protoceltowie. Prawdopodobnie przywędrowali do Hiszpanii doliną Rodanu i przełęczą Pertus. Ich marsz w głąb półwyspu jest trudny do odtworzenia, mylą się bowiem ślady pozostawione przez nich i przez późniejszych najeźdźców celtyckich. Około roku 600 p.n.e. pojawili się w Hiszpanii Celtowie cywilizacji halsz-tackiej. Przybywali z zachodniej Francji przez Pireneje Środkowe, głównie przez przełęcz Roncevaux. Niektóre grupy zatrzymały się na wysokości średniego biegu Ebro: to byli Berones lub Yerones, których stolica - Vereia -strzegła jednej z przepraw przez rzekę. Inne plemiona poprzez Nową Kastylię dotarły do źródeł Duero, inne jeszcze doszły do Tagu, a później do Gwadiany. Dolinami tych rzek Celtowie dotarli nad Ocean. Ich kurhany z wyposażeniem typowym dla cywilizacji halsztackiej występują aż do południowego krańca półwyspu. O tych to Celtach musiał słyszeć Herodot. W Portugalii, na całym obszarze pomiędzy Mino i Tagiem te oppida, które przeszukano, dostarczyły obiektów i skorup halsztackich. Pomimo obecności miejscowych Luzytanów, aż do późnej epoki rzymskiej występowało w tych okolicach typowe dla tamtego okresu wzornictwo geometryczne i rytuały pogrzebowe dowodzące starej tradycji celtyckiej (jak na przykład stele domkowe). Inwazje z okresu halsztackiego wprowadziły na półwysep składnik, który zaważył na strukturze ludności. Trzecia fala najeźdźców przybyła prawdopodobnie w drugim podokresie la-teńskim, w III wieku p.n.e. W Katalonii reprezentują ją takie cmentarzyska, jak Cabrera z Mataro koło Barcelony, w Aragonii Aguilar z Anguita i z Arcobriga, w Andaluzji Torre de Yillaricos koło Almerii. Nadejście tych ostatnich najeźdźców przez wschodnie wybrzeże stanowiło kontynuację fali migracyjnej, która w Galii osadziła Wołków pomiędzy Nimes a Tuluzą. Wśród tych przybyszów byli prawdopodobnie także Belgowie. Wiadomo mianowicie, że w prowincji Tarraconensis istniało miasto Belgida, choć nie jest znane jego położenie. Inna nazwa miejscowości, Suessatium, przypomina szczep Swessjonów z Soisson w Galii Belgijskiej. U Pliniusza znajduje się wzmianka o zamieszkującej Nową Kastylię nad górną Gwadianą ludności zwanej Oretani, wśród których są też Germani. W całkiem innym regionie, w Galicii, pewna inskrypcja łacińska4 jest zadedykowana bogini Poetnana, będącej prawdopodobnie narodowym bóstwem tych Paemani, których sygnalizowano w Belgii jako jedno z plemion germańskich. Jest to epoka wielkiej, awanturniczej włóczęgi Celtów i powszechnego celtyckiego najemnictwa, a jej zwieńczeniem są rozboje Cymbrów i Teutonów Corpus Incriptionum Latinarum, II, 2573. Celtowie w Hiszpanii 75 przez dwa lata przemierzających Hiszpanię. Być może w tym okresie na półwyspie osiadły nowe plemiona celtyckie, a nawet i germańskie. Niemniej pod uwagę należy brać przede wszystkim Celtów kultury halsz-tackiej. Byli pasterzami poszukującymi rozległych terenów dla swoich stad, jak na przykład Berybraces, „lud dziki i bitny, ze swymi licznymi stadami", których źródła antyczne sygnalizowały w Aragonii i Starej Kastylii. Nie zrażała ich ani nieurodzajna ziemia, ani niedogodności klimatu. Znajdowali upragnione pastwiska na Mesecie, wyżynnej równinie w centrum półwyspu i tam osiadali na stałe. Pamięć o nich przechowują cytowane przez antycznych autorów nazwy miejscowe, rozsiane w promieniu stu mil wokół Salamanki (ryć. 11). Brigetiuńy jDeobrigula Numantiao — - Toletum Augustobńga (Toledo) Ryć. 11. Hiszpania celtycka Na północy, między Baskami i Kantabrami sygnalizowani są Allobriges, lud o homonimicznej nazwie, zapewne pokrewny Allobrogom z Sabaudii. Znajdujemy tu celtyckie nazwy miast: Alba, Yelleia, Uxama z identycznym rdzeniem jak w Uxellodunum - bardzo wysoka warownia, Segusamo (celtyckie sego - silny, zwycięski) z tym samym rdzeniem co w nazwie Seguzjawowie 76 Celtowie poza Galią z okolic Lyonu oraz w nazwach miast galijskich Segusio - Susa, Segustero -Sisteron, Segodunum - Rodez... Rozległość terytorium celtyckiego w Hiszpanii można też ocenić śledząc nazwy miast zawierające cząstkę briga, brica -wzniesienie (niem. Berg). Istnieje ich około 30 (zob. mapę), łącznie z tymi, które datowane są dopiero na epokę rzymską -jak Juliobriga albo Flaviobriga - i stanowią świadectwo trwałości pierwiastków celtyckich nawet w czasach cesarstwa rzymskiego. Iberowie rozprzestrzenili się w Hiszpanii około roku 500 p.n.e., czyli już po nadejściu Celtów halsztackich. Kim byli Iberowie? Skąd nadeszli? Wydaje się, że kwestia ta, do niedawna jeszcze dyskusyjna, znalazła swoje rozwiązanie dzięki odkryciom archeologii. Badania wykopaliskowe pozwoliły bowiem stwierdzić, że od początku epoki metali na południowym wschodzie półwyspu, wokół Almerii rozwijała się wspaniała cywilizacja związana z eksploatacją bogatych złóż metali w okolicznych górach. Kultura ta załamała się gwałtownie pod koniec epoki brązu, gdy bardziej na zachód, nad rzeką Baetis (Gwadalkiwir) pojawiło się słynne miasto Tartessos, a wkrótce potem także fenicka kolonia Gadir (Gades, Kadyks). Podobnie jak Fenicjanie mieszkańcy Tartessos przybyli do Hiszpanii prawdopodobnie z Afryki. Zniszczyli cywilizację Almerii, jej lud jednak przetrwał i zamanifestował swą siłę witalną, wyruszając w nowe strony. Tak prawdopodobnie wygląda historia pochodzenia Iberów. Ich nazwę należy oczywiście kojarzyć z nazwą rzeki Hiberus. W Hiszpanii były dwie rzeki o takiej nazwie. Jedna na południu, znajdująca się między Gwadianą i Gwadalkiwirem - obecnie Rio Tinto albo być może Rio de Huelva -wzmiankowana przez jednego tylko Awienusa: „Wielu mówi, że to od tej rzeki mają nazwę Hiberowie (Iberowie), a nie od tej, która przepływa kraj niespokojnych Basków"5. Ta druga to dzisiejsze Ebro, dawniej Iberus. Od pierwszej zatem pochodziłaby nazwa Iberów, którzy przenieśliby ją następnie na Ebro. Świadectwo Awienusa, uważane za interpolację albo dziwactwo poety, jest powszechnie odrzucane. Naszym zdaniem niesłusznie. Dlaczego nie mogłaby istnieć kiedyś starożytna Iberia, usytuowana w najbogatszym, górniczym okręgu Hiszpanii, opanowanym później przez kolonizatorów z Tartessos? W dalszych wierszach Awienus sytuuje Iberów w okolicy, gdzie ich poznali inni autorzy starożytności: na wschodnim wybrzeżu Hiszpanii, lecz już nie na jego południowym odcinku. Ich terytorium zaczyna się na Jucarze, nieco poniżej Walencji, ciągnie się ku północy, obejmuje dolinę Ebro w dolnym biegu Awienus (Ruf(i)us Festus Avienus), Wybrzeże morskie (Ora maritima), przeł. Marian Golias, w. 248 n. Utwór ten zawiera opis wybrzeży od Bretanii wzdłuż Galii i Hiszpanii aż do Marsylii, a ponieważ jest przeróbką jakiegoś oryginału greckiego, być może z VI wieku p.n.e., stanowić może źródło najstarszych wiadomości o zachodniej Europie. Polskie wydanie zob. Geografia antyczna, oprać. M.S. Bodnarski, Warszawa 1957 (przyp. red.). Celtowie w Hiszpanii 77 i sięga Pirenejów, a nawet poza nie, aż do Rodanu, gdzie Iberów zatrzymują Ligurowie. Teksty starożytne wspominają, że między Rodanem a Pirenejami Li-gurowie i Iberowie są wymieszani. Mamy tu do czynienia ze zwycięskim ludem, który sprawował zwierzchnictwo nad miejscowymi plemionami i narzucił im swoją kulturę. Jej pożywką było to wszystko, co wnosili żeglarze odwiedzający wschodnie wybrzeże, poczynając od Mykeńczyków i Jończyków, kończąc na Fokejczykach w Marsylii. Iberowie pozostawali w stałych kontaktach z Grekami, ci zaś znaną sobie nazwę nadawali wszystkim bez różnicy autochtonicznym plemionom, o których istnieniu w głębi terytorium mieli okazję się dowiedzieć. Rozpoczęta mniej więcej w roku 500 ekspansja Iberów osiągnęła swe apogeum około 300 roku p.n.e. W tym czasie można odnieść do Hiszpanii pojęcie „Celtyberowie". W dolinie rzeki Ebro obserwujemy nie mieszankę, lecz przemienne sąsiadowanie dwóch ludów. Nieco w dół rzeki od Yerei, stolicy celtyckich Beronów, spotykamy miasto o iberyjskiej nazwie Colagurris (Calahorra); ale jeszcze trochę niżej Celtowie znowu pojawiają się nad rzeką w mieście Tutela (Tudela). Na północy, między iberyjskimi ludami Ilergetes i Yascones obecność Celtów znaczą miejscowości o nazwach Segia i Forum Gallorum. Nie wszędzie jednak tak było: na większości celtyckich obszarów Celtyberowie wydają się stanowić prawdziwy stop Celtów z autochtonami. Nie trzeba koniecznie zakładać, że Iberowie podbili ziemie celtyckie, by wytłumaczyć sobie powstanie tego mieszanego ludu. Warunki towarzyszące takiemu przemieszaniu musiały być różne w różnych regionach. W sąsiedztwie wybrzeża rdzenni Iberowie mogli zdominować Celtów; gdzie indziej Celtowie przypuszczalnie wchłonęli miejscowe plemiona w mniejszym lub większym stopniu ziberyzowane. Obszerne terytoria uważane za celtyberyjskie zaczynają się w górach na prawym brzegu rzeki Ebro i obejmują obie Kastylie. Z czterech ich kantonów - mówi Strabon: [...] te położone na wschodzie i na południu są siedzibą najpotężniejszego ludu Arewaków, o imieniu skądinąd celtyckim. Na ich ziemiach znajdują się źródła Tagu. Głównym ich miastem jest Numancja, która wykazała tyle odwagi w słynnej studwudziestoletniej wojnie miedzy Celtyberami i Rzymianami. Wiemy przecież, że po zniszczeniu kilku rzymskich armii wraz z ich wodzami, oblężeni przez Scypiona Emiliana i zamknięci w murach obrońcy Numancji woleli raczej umrzeć z głodu niż się poddać . Zawzięty opór wobec rzymskiego podboju budził podziw antycznych historyków. Celtyberowie ulegli później romanizacji i choć często jeszcze nosili celtyckie imiona: Acco, Atto, Boutius, Celtus, Celtilllus, stali się za czasów 6 Strabon, op. cit. 78 Celtowie poza Galią Augusta spokojnymi „togati", godnymi noszenia togi jak najprawdziwsi Rzymianie. Celtowie w Italii Autorzy starożytni podkreślali znaczenie ochrony, jaką zapewniała Italii bariera alpejska; nowożytni nierzadko zwracali uwagę, że przejście przez góry było łatwiejsze dla przybyszów z północy i wschodu niż dla mieszkańców Italii. Istotnie, podczas epoki brązu Alpy otworzyły się przed najeźdźcami indoeuropejskimi i należy sądzić, że ich przenikanie z Europy Środkowej na półwysep nie zatrzymało się po przybyciu Latynów, Osków i Umbrów. Indoeuropejski charakter mowy Ligurów przekonał nas już, że także inni najeźdźcy dotarli przez Piemont w nadmorskie rejony Genui i Pizy. W pierwszym okresie epoki żelaza cywilizacja Italii przypomina halsztac-ką. Od jakiego momentu można mówić o obecności Celtów po południowej stronie Alp? Cytowany już w poprzednim rozdziale tekst Liwiusza7, który opowiada, jak to król Biturygów (z Bourges) wysyła swych dwóch siostrzeńców na podbój Italii i Czech, zawiera chronologiczną nieścisłość, co może nie jest pozbawione znaczenia. Według Liwiusza do wydarzenia tego doszło za panowania Tarkwi-niusza Starego: Prisco Tarquinio Romae regnante, czyli około roku 600 p.n.e. Datę tę potwierdza zbieżność pojawienia się założycieli Marsylii, Fokejczyków, o czym wzmianka znajduje się na końcu tego samego rozdziału. Co więcej, po zwycięstwie odniesionym nad Etruskami nad rzeką Ticino Galowie Bellowezu-sa znaleźli się w kraju zajętym już przez Insubrów, należących - jak precyzuje Liwiusz - do galijskiego plemienia Eduów (które w czasach Cezara zajmowało Burgundię). Oto dlaczego - mówi dalej łaciński historyk - założyli oni w tym regionie miasto Mediolanum (Mediolan). Galowie mieliby się więc znajdować w Lombardii także przed rokiem 600, kiedy to przybyły tutaj nowe plemiona galijskie. Jednakże według innej, popartej licznymi świadectwami antycznymi i chyba bardziej prawdopodobnej chronologii, Mediolan został założony przez Galów w tym samym roku, w którym Rzymianie zajęli Weje, to znaczy 396 p.n.e. Byłoby o 10 lat wcześniejsze od bitwy nad Allią, splądrowania Rzymu i próby zajęcia Kapitolu w roku 386. Sam Liwiusz zgadza się z tym przekazem w następnym rozdziale8: wiąże w czasie zajęcie Wejów i ataki celtyckich Senonów na Clusium (Chiusi) i na Rzym. Od opanowania przez Galów części Niziny Liwiusz, op. cit., V, 34. Ibidem, V, 35. Celtowie w Italii 79 Padańskiej do pierwszego ich wtargnięcia na południową stronę Apeninów musiałyby więc upłynąć dwa stulecia. Lukę tę Liwiusz wypełnił całą serią kolejnych najazdów: W ślad za pierwszymi Galami poszła wkrótce nowa grupa, złożona z Ceno-manów pod wodzą Elytowiusza, i przez te same wąwozy, dzięki życzliwości Bellowezusa, przeszła Alpy i zajęła okolice, gdzie dziś są miasta Bryksja i Werona. Za nimi osiedlili się Libnowie, a także Salluwiowie w pobliżu starego ludu Lewów Ligurów mieszkających koło rzeki Tycynus. Potem przez Alpy Penińskie przeszli Bojowie i Lingonowie, a ponieważ cała ziemia pomiędzy Padem i Alpami była już zajęta, przeprawili się na tratwach przez Pad i wypędzili z posiadłości nie tylko Etrusków, ale i Umbrów. Sami jednak nie wychylili się za Apeniny. Ostatni wreszcie przybysze, Senonowie, mieli ziemie w granicach od rzeki Utens (Montona - przyp. A. G.) do Aesis (Esino - między Rimini i Ankoną - przyp. A. G.). Ten właśnie lud, jak się dowiaduję z historii, przyszedł pod Kluzjum, a stamtąd do Rzymu. To tylko nie jest pewne, czy przybył sam, czy też wsparty przez wszystkie ludy galickie z tej strony Alp. Wiele było dyskusji na temat źródeł tych szczegółów, nie osiągnięto jednak żadnej pewności. Tak precyzyjne informacje wydają się rzetelne, lecz kiedy miały miejsce te fakty? Czyżbyśmy ze strony Liwiusza mieli tutaj do czynienia z „powtórzeniem", jakie często zauważamy we wczesnej historii Rzymu? Wiadomo w istocie, że aby wypełnić pustkę informacyjną pierwszych stuleci, kronikarze przenosili w te czasy - w nieco zmienionej wersji - fakty o wiele późniejsze. Lecz z jakiego powodu wejście Galów na Nizinę Padańską zostałoby przesunięte o dwa wieki wstecz? A z drugiej strony - skąd Liwiusz mógłby czerpać tak dokładne wiadomości o wydarzeniach, do których doszło w łatach 600-400 p.n.e.? Chciał może przypomnieć, że na długo przed wielką inwazją Galów około roku 400 wydarzyły się inne najazdy celtyckie? Sam w sobie fakt ten nie jest nieprawdopodobny, jednakże archeologia nie może go potwierdzić. W licznych grobach z Golasecca (dolina górnego Ticino) nie odkryto wcale przedmiotów specyficznie celtyckich. W Sesto Calende (ten sam rejon - południowy kraniec jeziora Maggiore), w kurhanie zawierającym szczątki wozu bojowego znaleziono miecz typu celtyckiego. Z charakteru całości wyposażenia Alexandre Bertrand wnioskował, że był to grób galijskiego wodza z roku mniej więcej 600 p.n.e. Do wyposażenia należała między innymi situla, czyli wiadro z blachy brązowej, zdobione trybowanymi punktami tworzącymi figury. Ghirardini, znakomity włoski archeolog, który badał szczegółowo ten typ naczyń i ich ornamentację, uważa, że situla z Sesto Calende nie może pochodzić sprzed roku 400 p.n.e. Nic nie stoi na przeszkodzie, by uważać, że jest to 80 Celtowie poza Galią grobowiec wodza celtyckiego, lecz byłby to wódz żyjący w okresie wielkiej inwazji, znanej nam już z epoki historycznej. Jest możliwe, powiedziałbym nawet prawdopodobne, że w okresie halsztac-kim hordy celtyckie przedostały się na południową stronę Alp. Jednakże, mimo chronologii podanej przez Liwiusza, nie można tego stwierdzić definitywnie. Około roku 600 na Nizinę Padańską przyszli nie Celtowie, lecz Etruskowie ze środkowej Italii. „Założyli tam - powiada historyk rzymski - ligę dwunastu miast, podobną do tej w regionie tyrreńskim". (Polibiusz uściśla, że Nizina Padańską znajdowała się w posiadaniu Etrusków w czasie, gdy lud ten, u szczytu swej potęgi, zajmował również Kampanię wokół Noli i Kapui). Stolicą była Bolonia, zwana przez nich Felsina. W tym wypadku archeologia całkowicie potwierdza informacje historyków. Znane są nekropole etruskie z Bolonii, datowane na podstawie znalezionych w nich greckich waz na okres od 600 do około 350 p.n.e. Wiadomo również, że Adria, Ariminum (Rimini), Rawenna i Spina na wybrzeżu Adriatyku były portami etruskimi. Na północ od Padu Mantua nad Mincio była etruską warownią na linii granicznej z Wenetami. Na południe od rzeki, Modena, Parma i Piacenza wytyczały już przyszłą Via Aemilia. W Lombardii, między Mediolanem i Treviglio, Etruskowie założyli Melpum, prawdopodobnie w miejscu nowożytnego miasteczka Melzo. W Piemoncie jedyny zabytek - etruska inskrypcja w Busca, w pobliżu Saluzzo (prow. Alessandria) - świadczy co najmniej o ich wpływach. Jednakże etruska dominacja nigdy chyba nie dotarła specjalnie głęboko na wieś - słabnie w miarę oddalania się od wybrzeża i od Bolonii. Chociaż w nekropolach nad Ticino, zwłaszcza w tych z Golasecca, znajduje się wiele wyrobów etruskich, liga dwunastu miast nie była w stanie powstrzymać ludów napierających od podnóża Alp w kierunku Apeninu Liguryjskiego. Dlatego Galowie, gdy tylko się zjawili około roku 400, mogli zniszczyć Melpum i założyć Mediolan, podczas gdy w Bolonii, Mantui i miastach wybrzeża Etruskowie utrzymali się jeszcze przez pół wieku. Groby zdecydowanie celtyckie spotykane na Nizinie Padańskiej pochodzą dopiero z drugiego, lateńskiego okresu epoki żelaza, po roku 400. Reprezentują one ten sam typ i wyposażenie co groby znad Marny i z doliny Renu. Jeżeli stary król celtycki Ambigatos rzeczywiście istniał, był współczesny Kamillusowi, a nie Tarkwiniuszowi, zaś jego siostrzeniec Bellowezus - zdobywca północnej Italii - należał do pokolenia legendarnego Brennusa, zwycięzcy znad Allii. Tekst Liwiusza wy wołuje jeszcze jedną wątpliwość, jeśli chodzi o przybycie Galów do Italii. Czy rzeczywiście przybyli oni z Galii? Żaden ze starożytnych autorów w to nie wątpił. Wszyscy mówili zawsze o Galach, nie o Celtach. Dopiero w III wieku, podczas podboju Galii Przedalpejskicj przez Rzymian wzmiankują o posiłkach Gesatów przybyłych z Alp i znad Renu. Liwiusz mówi, że wojska na wyprawę dwóch siostrzeńców Ambigatusa zbierały się w centrum Celtowie w Italii 81 Galii, wokół siedzib Biturygów. Precyzuje nawet trasę Bellowezusa: na jednym jej krańcu Tricastin (dzisiejsze Saint-Paul-Trois-Chateaux w Yaucluse) miedzy Montelimar i Orange, na drugim - Taurynowie z okolic Turynu. Galowie musieliby zatem przeprawić się przez Alpy przełęczami zachodnimi, Mont Cenis lub Mont Genevre: per saltus Juliae Alpis, powiada Liwiusz. Ale Alpy Julijskie znajdują się po przeciwnej stronie łańcucha i wiodą do Wenecji Euganejskiej. Ponieważ jeden z manuskryptów podaje iuriae Alpis, proponowano wprowadzić poprawkę - Duriae i rozumieć przez to dolinę rzeki Doria. Tylko że w takim razie Galowie przyszliby najpierw do Piemontu, a tymczasem pojawili się w Lombardii, nad Ticino, gdzie zdobyli Melpum i założyli Mediolan. Dziwne byłoby, gdyby tak po prostu przeszli przez Piemont, nie zatrzymując się i nie pozostawiając tam żadnych osadników. Bezpośrednia droga do Mediolanu wiedzie przez środkowe Alpy, przez przełęcze Simplon lub Świętego Gotarda, przez jeziora Maggiore i Como. Jej początek znajduje się w dolinie górnego Renu, tam gdzie była kolebka Celtów i skąd prawdopodobnie przeważnie wyruszali na wędrówkę. Dlaczego więc również Galowie, jak inni, nie mieliby przyjść do Italii z południowo-zachod-nich Niemiec? Plemiona celtyckie obecne na Nizinie Padańskicj niezbyt przystają do tych, które Liwiusz wymienia jako gromadzące się wokół Ambigatosa: Biturygowie, Arwernowie, Senonowie, Eduenowie, Ambarrowie, Karnutowie, Aulerkowie. Wiele z nich poznali Rzymianie dopiero o wiele później, podczas podboju Prowansji, albo nawet Trzech Galii. Najwyraźniej Liwiusz zadowolił się wyliczeniem ludów, które za jego czasów były znane w sąsiedztwie Biturygów. Na początku kolejnego rozdziału wymienia i z większą dokładnością umiejscawia zdobywców Galii Przedalpejskiej, których usytuowanie znamy zresztą z całej późniejszej historii (ryć. 12). Na północnym zachodzie, pomiędzy jeziorami i Padem, wokół Mediolanu, mieszkali Insubrowie, których nazwa pojawia się później w Galii jedynie jako nazwa jednego kantonu Eduów: pagus, Insubrius (na południe od Decize). Stanowili więc zapewne część potężnego ludu galijskiego osiadłego w Burgundii. Cenomanowie przybyli ich śladami i rozłożyli się na północ od Padu aż po ziemie Wenetów, które zaczynały się za Weroną i Mantuą. (W czasach Cezara odnajdujemy Aulerków Cenomanów w Mayenne i Sarthe). Środkowa część prowincji, między Padem i Apeninami, ze stolicą w Bolonii, była zajęta przez Bojów. Przyszli oni - objaśnia Liwiusz - przez Alpy Penińskie, czyli przez Wielką Przełęcz Świętego Bernarda, dopiero wtedy, gdy cała Nizina Padańska była już zajęta przez ich pobratymców. Rzeczywiście, podczas najazdu Cym-brów Rzymianie mieli do czynienia z Bojami (zjednoczonymi z Helwetami ze Szwajcarii). Był to lud, który nadal nazwę dzisiejszym Czechom: Bohemia, Boiohaetmum - kraj Bojów. Za czasów Cezara zajmowali oni w Galii krainę Ryć. 12. Włochy celtyckie i Galia Przedalpejska Celtowie w Italii 83 położoną na południe od siedzib Biturygów Wiwisków z Bordeaux i nazwaną od ich imienia Krajem Buch. W roku 58 Helwetowie zdecydowali się emigrować prawdopodobnie właśnie celem połączenia się z Bojami. Cezar po swym zwycięstwie osadził resztki Bojów u Eduów w rejonie Alezji zapewne dlatego, że niegdyś zajmowali oni ten kanton. Bojowie pochodzili przypuszczalnie z doliny Dunaju. Byli kiedyś licznym ludem; rozsypali się w najróżniejszych kierunkach. W północnej Italii, gdzie odgrywali rolę dominującą, zostali w większości rozgromieni przez Rzymian. Po klęsce nieliczni Bojowie mogli powrócić do swych współplemieńców w Czechach. Na zachód i południe od Bojów zbocza Apeninów zajmowali Lingonowie, podczas gdy Senonowie opanowali wybrzeże Adriatyku od północnego ramienia ujścia Padu po Ankonę. We Francji została po pierwszych nazwa regionu Langres, po drugich - regionu Sens. Około roku 400 większość tych ludów była już ulokowana w Galii, zapewne w okolicach, gdzie zastanie je historia. Ale czy wszyscy znajdowali się w Galii, czy też może zasadnicza część każdego ludu pozostała za Renem? Tak było z całą pewnością z Bojami. Czy to Segowezus, wyszedłszy z Galii, podbił Czechy, czy też Bojowie, wyszedłszy z Czech przyszli się zainstalować na terenach galijskich? Czy Bojowie italscy, a z nimi niektóre z plemion celtyckich osiadłych na Nizinie Padańskiej przybyli tu rzeczywiście z ziemi galijskiej (jak opowiadają starożytni historycy), czy też, jak plemiona osiadłe w Galii, przyszli ze swej pierwotnej ojczyzny, leżącej gdzieś pomiędzy Renem i Dunajem? Problem pozostaje otwarty. Naszym zdaniem Brennus i Segowezus byli na pewno Celtami, lecz nie Galami w dosłownym znaczeniu i pochodzili z Europy Środkowej, a nie z Galii. Jak przebiegało osadnictwo Celtów w tej nowej prowincji między Alpami i Apeninami? Z pewnością nie stało się to za jednym zamachem, nie była to jedna jedyna fala, która zalałaby od razu cały kraj. Drogę otworzyli Insubrowie. Ich kolonia w Mediolanie strzegła wylotu trasy alpejskiej i panowała nad skrzyżowaniem szlaków wiodących na wschód i południe. Inni powoli postępowali za nimi, zwabieni przykładem sukcesu i wizją owocnych wypraw do środkowej Italii. Każde plemię kolejno zdobywało ziemię dla siebie, organizowało swój handel, budowało domostwa, gdzie kobiety z dziećmi oczekiwały powrotu wojowników, gdzie ci składali swoje łupy i dokąd wracali odpocząć między dwiema wyprawami. Takie stopniowe zasiedlanie i podbój całej prowincji wymagały dość długiego czasu: mniej więcej pół wieku. Przekonujemy się o tym, badając zabytki etruskie na Nizinie Padańskiej. Etruskowie wznieśli na północ od Apeninów dość liczne miasta, w większości, jak się wydaje, warowne. Przykładem Bolonia, która pod nazwą Felsina była stolicą etruskiej ligi nadpadańskiej. Aż do połowy IV wieku Felsina roztacza w swych grobowcach przepych wciąż kwitnącego miasta i podtrzymuje ożywione kontakty ze środkową Italią 84 Celtowie poza Galią i Grecją. Tylko kilka rzeźb na stołach nagrobnych przywołuje wspomnienie walk, które musieli narzucić ludności nadchodzący barbarzyńcy: jeździec etruski, uzbrojony na sposób grecki, naciera na całkiem nagiego, kudłatego olbrzyma, który osłania się ogromną tarczą: jest to bez najmniejszych wątpliwości Gal. W Marzabotto, małej, leżącej niedaleko na południe od Bolonii osadzie etruskiej, która pozostała niezamieszkana w późniejszych czasach, pył stuleci zachował nienaruszone ślady zwycięstwa Galów. Warstwa popiołu pokrywa fundamenty domostw i świątyń; szkielety leżą porozrzucane pośród ruin albo zgromadzone na dnie studni, a obok nich znajduje się broń etruska i galijska. Tu także ciągłość zabytków zrywa się gwałtownie mniej więcej w połowie IV wieku. Wiemy skądinąd, że około roku 340 Celtowie dotarli do Morza Adriatyckiego. W tekście geograficznym - opisie wybrzeży Scylaxa, datowanym między 338 a 335 rokiem, znajduje się wzmianka o ich obecności na północ od Rawenny, między dwiema głównymi odnogami ujścia Padu - północną z Adrią i południową ze Spina. W tym więc czasie miejsce Etrurii między Apeninami i Alpami zajmowała już Galia. Grecki historyk Polibiusz odwiedził Galię Przedalpejską krótko po jej opanowaniu przez Rzym, w połowie II wieku p.n.e. i zobaczył tam potomków galijskich zdobywców. Tak opisał ten region i sposób życia jego mieszkańców: Ich żyzność nawet nie łatwo jest opisać. Taki bowiem nadmiar zboża znajduje się w tych okolicach, że w naszych czasach nieraz sycylijski korzec pszenicy kosztuje cztery obole, jęczmienia dwa, a metretes (ok. 39 1.) wina tyleż co jęczmień9. Oznacza to, że 52 litry pszenicy kosztowały 0,60 franka (sprzed roku 1914), 52 litry jęczmienia albo 39 litrów wina, 0,30 franka. Polibiusz pisze dalej: Prosa i jagieł całkiem wyjątkowa jest u nich obfitość. A mnóstwo żołędzi, których dostarczają rosnące w odstępach na równinach dąbrowy, najlepiej można z tego wymiarkować: jeżeli najwięcej świń zarzyna się w Italii, częścią dla własnego utrzymania, częścią dla zaopatrzenia wojsk, to najważniejsze ich dostawy pochodzą z tych równin. Co zaś dotyczy taniości i obfitości środków żywnościowych, to można ją poznać, gdy podróżujący po kraju zajadą do gospody, nie umawiają się co do poszczególnych potrzeb, tylko pytają, za jaką cenę gospodarz przyjmie jedną osobę. Z reguły bowiem podejmują gospodarze swych gości tak, że ci mają pod dostatkiem wszystkiego, czego im 9 Polibiusz, Dzieje, II, 15. Zob. poi. wyd.: Polibiusz, Dzieje, t. 1-2, przel. S. Hammer, M. Brożek, Wrocław 1957. Celtowie w Italii 85 potrzeba, za połowę asa (jest to czwarta część obola; cztery centymy - przyp. A. G.), a tylko rzadko przekraczają tę cenę. Polibiusz opiewa ponadto ogromną liczbę ludności Galii Przedalpejskiej, wysoki wzrost i urodę mieszkańców oraz ich waleczność. Te ludy mieszkały po wsiach bez murów i nie posiadały urządzenia domów. Śpiąc bowiem na słomie i jedząc głównie mięso, a nie mając innego zajęcia prócz wojen i uprawy roli, wiodły prosty tryb życia i nie znały żadnej innej umiejętności lub sztuki. Mienie poszczególnych stanowiło bydło i złoto, bo jedynie to można w razie przygód łatwo wszędzie z sobą uprowadzić i przenosić według własnego upodobania10. Dowiadujemy się ponadto, że wielką rolę odgrywa u nich organizacja klanowa; każdy naczelnik, który pragnie uchodzić za potężnego i siać postrach, gromadzi wokół siebie możliwie największą liczbę służby i „klientów". To ostanie zjawisko dokładnie odpowiada spostrzeżeniu Cezara na temat Galii. [...] im kto u nich znamienitszy urodzeniem i majątkiem, tym więcej ma wokół siebie niewolnej służby i klientów. Znają oni tylko taki sposób okazywania ważności i siły11. Pomimo masakry towarzyszącej podbojowi ludność galijska utrzymała zatem ważną pozycję na Nizinie Padańskiej; pod panowaniem rzymskim zachowała własne, tradycyjne obyczaje. Polibiusza uderzyły rysy najbardziej archaiczne, te, które wydają się odnosić do rzeczywistości poprzedzającej przybycie Celtów na Nizinę Padańską, a pochodzące w istocie z okresu halsztackiego, wcześniejszego o jakieś trzy do czterech stuleci. Strzeżmy się jednak przed przypisaniem przesadnego znaczenia tym wskazówkom i nie uważajmy Galów z Italii wyłącznie za lud wojowniczych pasterzy, na wpół jeszcze wędrownych. Oczywiście, posiadali stada, lecz musieli także przodować w uprawie ziemi, inaczej nie mogłoby być na Nizinie Padańskiej opisywanej przez Polibiusza obfitości. Istniało także u nich i rzemiosło, i sztuka. Galijskie grobowce w północnej Italii świadczą wręcz o tym, że pogromcy Etrusków bardzo szybko przyswoili sobie ich techniki i przejęli wystawny tryb życia jako najpiękniejszy owoc zwycięstwa. Celtyckie miecze znajdują się w tych grobach obok hełmów z brązu, często cyzelowanych; naszyjniki, bransolety i naramienniki, fibule, naczynia 10 Ibidem, II, 17 11 Gajusz Juliusz Cezar, op. c/f., VI, 15, 2. 86 Celtowie poza Galią gliniane i metalowe miejscowej produkcji sąsiadują z wykwintnymi produktami rzemiosła italo-greckiego. Celtowie nauczyli się dbać o ciało jak Grecy i Etruskowie; skrobaczka używana do usuwania oliwy, którą się nacierano, stanowi akcesorium, którego niemal nigdy nie brakuje. Toalety kobiet naśladowały elegancję etruską; wieńce ze złotych liści, złote bransolety i łańcuchy, zwierciadła, grzebienie z kości słoniowej, flakony do perfum, kości do gry, szklane guziki, kandelabry z brązu, wielkie wanny z brązu, wszelkiego rodzaju przybory - taki dobytek zabierała ze sobą na drugi świat dobrze urodzona galijska dama. Znajdujemy tu wszystkie zewnętrzne oznaki kwitnącej galijskiej cywilizacji, kontynuatorki świetności etruskiej. Styl życia arystokracji zbliżył się do wzorów śródziemnomorskich. Lud, oczarowany bajeczną płodnością ziemi, nie szczędził starań, by w pełni wykorzystać jej walory, i przywiązał się do niej. Przez ponad stulecie italscy Galowie budzili podziw wśród innych Celtów i słusznie uchodzili za obdarzonych przez bogów łaskawszym losem. Podbój rzymski położył kres tej pomyślności. Łatwo zrozumieć, że Polibiusz nie znalazł już u pokonanych tego luksusu, jaki widzimy w grobowcach, a ujrzał w Galii Przedalpejskiej tylko żyjących w rozproszeniu wieśniaków, znów, jak kiedyś, nieokrzesanych i pod naporem zwycięzców gotowych podjąć dawne życie koczownicze. Jakaż różnica między Galami ukształtowanymi przez Italię, a przekazanym nam przez starożytnych wizerunkiem na wpół dzikich hord, których pojawienie się na południowych stokach Apeninów siało postrach wśród Rzymian! Rzymianie nie mieli racji, trwając przez wieki całe pod wrażeniem terroru, jakie pozostawił po sobie Brennus. Odnosi się to tylko do określonego czasu, nie dłuższego niż pół wieku, który zabrał podbój Niziny Padańskiej. Mieszkańcy Galii Przedalpejskiej, gdy już osiedli i stali się władcami swej ziemi, pozwolili mieszkańcom Italii - jeśli pominąć wyjątkowe incydenty - żyć w spokoju. Celtowie przeprawili się przez Alpy i przyszli nad Ticino w roku 396. W 10 lat później znajdujemy ich w Toskanii oblegających Chiusi. Etruskowie z Chiusi, z tego co nam wiadomo, przywołali Rzymian na arbitrów, a wysłannicy Rzymu dali się wciągnąć jako strona do walki. To z zemsty za pogwałcenie zwyczajowych praw, hordy Brennusa poniechały Chiusi i pomaszerowały na Rzym. Przerażeni nieznanym nieprzyjacielem, Rzymianie uciekli znad Allii; Rzym został splądrowany. Ostał się tylko Kapitol, ocalony przez gęsi. Po siedmiu miesiącach beznadziejnego oblężenia Galowie przystali na okup zaproponowany w zamian za odstąpienie. Znany jest legendarny gest Brennusa rzucającego na szalę swój miecz na znak, że odmawia pokonanym wszelkich praw. Znane są także przechwałki historiografów rzymskich, obdarzających Kamillusa splendorem za całkowite zniszczenie wycofujących się sił galijskich. Celtowie w Italii 87 Obok legendy istnieje zresztą bardziej prawdopodobna wersja Liwiusza12. Oblegający i oblężeni jednakowo cierpieli głód. Co więcej, działo się to w pełni lata i Galowie stali się wkrótce ofiarami epidemii. Obozowali w niecce otoczonej górami, gdzie najlżejszy powiew wiatru podnosił zatruty pył. „Naród ten [...] wpadał w choroby i marł masowo jak bydło". Inni historycy donoszą, że niedobitkom tych hord udało się powrócić na terytorium Senonów, skąd przyszli. W ciągu następnych lat Galowie wielokrotnie jeszcze wyprawiali się do środkowej Italii, docierali nawet do Kampanii i Apulii. Ale ostatnia z tych wypraw, w czasie której założyli obóz w Górach Albańskich, odbyła się w roku 350. Poczynając od tej daty, przez całe półwiecze nie znajdujemy w historii Rzymu wzmianek o Galach. Historycy zdają się nawet napomykać 0 traktacie pokojowym między Galami i Rzymem. W każdym razie Rzymianie bez kłopotów uporali się z Samnitami i dokończyli podboju Lacjum. Można by rzec, że ziemie nad Padem wchłonęły zawieruchę celtyckich inwazji. Koniec końców Galowie oddali Rzymowi wielką przysługę. Zadali śmiertelny cios potędze etruskiej, która zagradzała Rzymianom dostęp do środkowej 1 północnej Italii. Umożliwili umocnienie się i wzrost państwa rzymskiego, a nie starczyło im mądrości, by wykorzystać trudności, z jakimi borykał się Rzym, zwłaszcza podczas pierwszej wojny punickiej, i przeciwstawić się jego rosnącej potędze. Z wyjątkiem kilku - za każdym razem nieudanych - zrywów stali się ludem pokojowym. Kiedy wreszcie podjęli próby zjednoczenia się z niedobitkami Etrusków i Samnitów, było już za późno. Celtowie w dolinie Dunaju Jeśli chodzi o początki epoki historycznej, to mamy do czynienia z dwoma niekiedy podobnymi do siebie zjawiskami: mitem i legendą. Mit jest opowieścią całkowicie fikcyjną, wymyśloną, by przekazać fakt, którego już nie potrafimy sobie wytłumaczyć - jak dajmy na to obrządek religijnych - też taki, który wyjaśnienia nie posiada - jak na przykład fenomen geograficzny. Legenda zaś zmyśloną fabułą otacza jednak ziarno prawdy; na ogół czerpie z tradycji ustnej, która zniekształciła prawdziwe wydarzenia. Zdecydowanie należy uznać za legendę dzieje potężnego króla celtyckiego Ambigatosa i jego dwóch siostrzeńców - zdobywców. Przyjmijmy więc, że faktem historycznym jest wielka wyprawa Segowezusa do Lasu Hercyńskicgo, tak samo jak Bellowezusa do Italii. Chyba możemy jednak całkowicie pominąć przypisywane tym wydarzeniom okoliczności, zwłaszcza zaś powstrzymać się od twierdzenia, jakoby 12 Liwiusz, op. cii., V, 48. 88 Celtowie poza Galią inwazje te wychodziły ze środkowej Galii. Wydaje się raczej, iż ekspansja Celtów ku wschodowi kontynentu była równoczesna z ich przemieszczaniem się na południową stronę Alp i przypadła na początek okresu lateńskiego, około roku 400 p.n.e. W tomie poświęconym drugiemu okresowi epoki żelaza Manuel d'archeologie prehistorigue, celtigue et gallo-romaine (Podręcznik archelogii prehistorycznej, celtyckiej i galloromańskiej) Dechelette dokonuje przejrzystego porównania, nakładając na siebie obrazy przedmiotów pochodzących z galijskich grobowców nad Marną i grobowców w Czechach. Nie ulega wątpliwości, że są to wytwory tej samej cywilizacji. Ta jednorodność trwa w dodatku przez cały okres lateński. Pochodzące z czasów podboju rzymskiego znaleziska z Hradiste koło Stradonic i z oppidum Mont Beuvray również dokładnie sobie odpowiadają. A więc w drugim okresie epoki żelaza Czechy, tak samo jak Galia, są ziemią celtycką. Całkiem możliwe, że zamieszkujący tam Bojowie byli bliskimi krewnymi Bojów z Italii i niewykluczone, że również Eduów z Galii. Z przekazów autorów starożytnych wynikałoby, że wyprawa Segowezusa wiedziona przez ptaki, z których lotu Galowie tak doskonale odczytywali przyszłość, zboczyła do Ilirii i część jej uczestników osiedliła się w Panonii, czyli w zachodniej części Węgier, gdzie przez długi czas musiała dawać odpór wojowniczym sąsiadom. Wyprawa dotarła ostatecznie do Macedonii i Grecji, niszcząc wszystko, co stało na jej drodze. Takie podejście oznaczałoby streszczenie w kilku słowach historii ponadstuletniej, a nawet utożsamienie dwu odrębnych faz ekspansji celtyckiej. Pierwszy etap przypada na V wiek - początek okresu lateńskiego. Inwazja Italii jest raczej jego zakończeniem niż rozpoczęciem. Druga fala, w III wieku, pokrywa i przekracza obszar zajęty przez poprzednią; należą do niej migracje Belgów w Galii. Już wówczas zapewne dołączyły do niej jakieś grupy bardziej lub mniej germańskie. Kończy się wędrówką Cymbrów i Teutonów z Jutlandii do Norikum i znad Dunaju do Hiszpanii. Spróbujmy przyjrzeć się jej skutkom na ziemiach położonych na południe i północ od Dunaju (por. ryć. 10). Na południu Celtowie byli obecni w Norikum (Styria i Karyntia) prawdopodobnie już od roku 500 p.n.e. Tak rozumiem wzmiankę Hekatajosa z Miletu, przytoczoną przez Stefana z Bizancjum: Nurox, miasto celtyckie, tym bardziej że ten właśnie tekst wydaje się tłumaczyć kronikarz rzymski, Semproniusz Asellio, kiedy precyzuje, że Noreia jest miastem galijskim. Nazwa ta (Noreia) istotnie robi wrażenie celtyckiej, a Celtowie z Norikum są dobrze znani. To oni pewnie dotarli nad Adriatyk i od połowy IV wieku byli sojusznikami Macedończyków w konflikcie przeciwko Ilirom. Oni też pierwsi poznali złote i srebrne statery z wizerunkiem Filipa Macedońskiego, które stały się wzorem dla monet galijskich, naśladowanym początkowo przez większość ludów Galii. Wcześnie również znajdujemy Bojów w Panonii, na zachód od wielkiego zakola Celtowie w dolinie Dunaju 89 Dunaju. Celtowie ci nadali nazwy Drawa i Sawa dwóm rzekom, które Herodot nazywa jeszcze Alpis i Carpis. Pierwsza fala migracji celtyckiej na północ od Dunaju datowana jest przez V. Parvana, wybitnego archeologa rumuńskiego, na koniec V stulecia. Przez Czechy i Morawy Celtowie posuwają się ku wschodowi aż do Siedmiogrodu. Przynoszą Gotom broń i ozdobne przedmioty typu zachodniego, takie same, jak znajdowano pomiędzy Marną a środkowym Renem. Z początkiem okresu lateńskiego pojawia się w północnej Dacji, w Muncaci (Munkacs), ważny celtycki ośrodek obróbki żelaza. Ta fala wielkiej wędrówki Celtów na wschód przewala się przez Dację północną i przez Karpaty, przechodzi do Galicji, Besarabii i na Ukrainę aż do Olbii nad Morzem Czarnym. Nowe hordy ciągną za pierwszymi nieprzerwanie przez cały II wiek p.n.e. Podczas dwóch ostatnich podokresów lateńskich cywilizacja w Karpatach, nad Cisą i wzdłuż Dunaju, prezentowana przez dwie wielkie gałęzie wytwórczości ludowej - metalurgię i ceramikę - staje się celtycka. Celtyckie cechy utrzymują się jeszcze nawet po wyparciu Celtów przez Getów. Nigdy Dacja nie robiła wrażenia bardziej celtyckiej niż wówczas, gdy Celtów już tam nie było. Długotrwałe kontakty sąsiedzkie, przymierza i wspólne wyprawy przeciwko Macedonii i Ilirii sprawiły, że wpływy Celtów promieniowały daleko. Cywilizacja celtycka, mająca charakter jednoznacznie zachodni, była dla Getów - konkluduje V. Parvan - „znakomitym wprowadzeniem do romanizacji. Na 200 lat przed przybyciem pierwszych kupców rzymskich Dakowie mieli już przedsmak rzymskiej cywilizacji dzięki cywilizacji celtyckiej, którą całkowicie przejęli". Drugi okres inwazji nastąpił około roku 300 i wiąże się z falą przemieszczania się ludności, z którą Belgowie dotarli do Galii i na Wyspy Brytyjskie. Nowe, głębokie przemiany dotknęły całą Europę. Pierwsze ich skutki dały się zauważyć w Ilirii. Dotychczas Ilirowie Anta-riates zwycięsko odpierali ataki Celtów, najętych przez Macedończyków. Nagle w roku 310, ogarnięci paniką, zaczęli masowo ustępować. „Rzecz wydała się tak niezwykła - powtarza Henri Hubert za Appianem - że celem jej wyjaśnienia historycy uciekali się do najdziwaczniejszych koncepcji. Chodziło tymczasem po prostu o najazd Celtów prowadzonych przez wodza Molistomosa, tyle że byli oni tym razem wyjątkowo liczni. Uchodzący Ilirowie natknęli się na Macedończyków. Król Macedonii Kassander ulokował grupę 20 tysięcy Autariates wzdłuż swych granic jako osadników wojskowych. Inni osiedlili się u Wenetów i plemion z wybrzeża dalmatyńskiego". Epizod ten stanowi prefigu-rację wielkich inwazji, które kiedyś spowodują upadek cesarstwa rzymskiego: uciekające ludy szukają schronienia za granicami wcześniej stanowiącymi dla nich przeszkodę nie do przebycia. Tak jak później Imperium Rzymskie 90 Celtowie poza Galią Macedonia już teraz wykorzystuje tych uchodźców w charakterze strażników swojej własnej granicy. Poczynając od tego momentu i szczególnie przez pierwsze ćwierćwiecze trzeciego stulecia jesteśmy świadkami bezładnej włóczęgi grabieżców. W roku 280 hordy Bolgios wdzierają się do Macedonii. W zamian za okup proponują pokój królowi Ptolemeuszowi, ten jednak żąda od nich złożenia broni. Galowie, kpiąc sobie z pogróżek, pokonują go i zabijają. Rok później inni, dowodzeni przez nowego Brennusa, grabią Delfy. „Nazbyt bogaci bogowie mogli przecież podzielić się z ludźmi" - miał oznajmić Brennus. Ten wyczyn narobił wiele szumu. Nie tylko wśród Greków, którzy szczycili się, że z pomocą Apollina udało im się ukarać nowych tytanów za tę zbrodnię, ale także w całym świecie celtyckim. Resztki ceramicznej dekoracji frontonu świątyni z Civita Alba (region Marche w Italii) przedstawiają ucieczkę Galów, których można chyba identyfikować z delfickimi łupieżcami. Trzęsienie ziemi i uderzenia piorunów wzniecają wśród nich panikę. Apollo, Artemida i Latona wysyłają za nimi strzały. Uciekający na wozie bojowym wódz galijski tratuje jednego ze swoich wojowników, którego prostokątną tarczę widać pod przednimi kopytami koni; wódz odwraca się w stronę boga kierującego ku niemu napięty łuk. Inny Gal biegnie co sił w nogach, także oglądając się na grożące mu bóstwo; jest ubrany w kurtkę z baraniej skóry i płaszcz, prawym ramieniem przyciska do boku zrabowaną wielką wazę, niewątpliwie ze szlachetnego metalu. W Galii złoto z Delf - złoto przeklęte - stało się tematem całego cyklu opowieści epickich. Przynosiło ponoć zgubę wszystkim kolejnym posiadaczom. Po serii nieszczęśliwych wypadków miało ostatecznie wpaść w ręce Tektosagów z Tuluzy, którzy, aby się go pozbyć i ułagodzić gniew Apollina, wrzucili je do jeziora. Stamtąd znowu zostało skradzione przez rzymskiego konsula Cacpiona. Za karę konsul skończył swe dni nędznie, z dala od ojczyzny i nawet jego córki zginęły śmiercią haniebną. Geograf Strabon powtarza tę historię za innymi, ale - jak grecki historyk Posejdoniusz - zwraca uwagę na fakt, że świątynia w Delfach nie mogła kryć wielkich bogactw, kiedy rabowali ją Galowie, bowiem już wcześniej, w czasie świętej wojny, została ogołocona przez Fokijczyków. W rzeczywistości złoto z Tuluzy to ofiary składane bogom przez Galów i rzucane przez nich do poświęconych jezior. Jako, że kraina ta posiada wiele kopalń złota, a mieszkańcy (nie tylko Posejdoniusz tak twierdzi) są bardzo przesądni i zarazem prowadzą bardzo skromny tryb życia, nagromadziły się w tych jeziorach skarby. Rzymianie o tym wiedzieli; kiedy stali się panami kraju, sprzedali te święte jeziora i stawy, zasilając skarb państwa i niejeden nabywca znajduje tam dzisiaj jeszcze sztaby kutego srebra na kształt młyńskich kamieni13. 13 Strabon, op. cit., IV, l, 13. Celtowie w dolinie Dunaju 91 Opuściwszy Delfy, hordy Brennusa, połączone z innymi bandami, sieją zamęt w Macedonii, Tracji i w całej wschodniej części dorzecza Dunaju. Jedni walczą przeciwko królowi macedońskiemu Antygenowi Gonatasowi, inni biją się u jego boku. Zapuszczają się aż pod granice Bizancjum i półwysep Gallipoli. Niektórzy w końcu osiadają na stałe, jak Skordyskowie, którzy zakładają nad Dunajem miasto Singidunum (Belgrad). Inni tworzą w okolicy Adrianopola pokojowe królestwo, pozostające w dobrych stosunkach z Grekami, którzy przekazali nam pochwałę jednego z ich królów, Cavarosa. Za Żelazną Bramą powstają miasta, które zachowały swe celtyckie nazwy: Bononia (Widin), Ratiaria (Arczar), Durostorum (Silistra). Po zalaniu raz jeszcze całego wschodniego dorzecza Dunaju powędrowali stepami południowej Rosji i doszli do Scytii, gdzie dali początek mieszanemu ludowi Celtoscytów. Kiedy Celtowie znajdowali ziemie dla siebie, tracili swój wojowniczy charakter. W roku 278 horda licząca około 20 tysięcy ludzi przeprawia się przez Bosfor. Obozują na równinie trojańskiej, wojują tu i ówdzie w Azji Mniejszej i w roku 276 osiadają wreszcie we wschodniej Frygii. Byli wśród nich Tekto-sagowie, najprawdopodobniej krewniacy Wołków Tektosagów z Langwedocji; to oni zajęli Ankyrę i jej okolice. Tolistobojowie, którzy zamieszkiwali dolinę górnego biegu rzeki Sangarius, byli odłamem Bojów. Trokmów - trzecie plemię, którego nazwa została podana, spotykamy wyłącznie tutaj nad rzeką Halys. Te z pewnością nie najbardziej uprzywilejowane regiony Azji Mniejszej musiały być słabo zaludnione przez ludność frygijską. Na czele tamtejszych Galów stali królowie, którym towarzyszyły rady wodzów. Istniało też ogólne zgromadzenie, zbierające się w sanktuarium zwanym Drunemeton - „dąbrowa" albo raczej „wielkie sanktuarium". Było to królestwo Galatów wojujących bez ustanku z sąsiadami z Pergamonu. Przetrwało ono mimo porażek, nie bez pewnej emfazy rozsławionych w rzeźbie pergameńskiej. Galatowie narzucili krainie nazwę Galacja i aż do końca epoki dominacji rzymskiej potrafili zachować swoje tradycje i język. Innym grupom los mniej sprzyjał. Znużone prowadzeniem wojen na własne konto, straciwszy nadzieję na znalezienie ziemi i bardziej niż na własną fortunę licząc na wspaniałomyślność królów, którym mogłyby służyć, angażowały się w charakterze najemników. W tej roli pojawiają się Galowie na całym wybrzeżu Morza Śródziemnego, na żołdzie każdego księcia i każdego państwa, które miało jakąś zniewagę do pomszczenia lub ambicję do zrealizowania. W III stuleciu nie było wojny, w której nie uczestniczyłyby - często w przeciwnych obozach -kontyngenty galijskie. I niejeden raz po skończonej wojnie, by uniknąć roszczeń najemników, zwabiano ich w pułapkę i masakrowano, jak to uczynił Ptolemeusz w Egipcie czy Senat kartagiński. Skąd się brało takie mnóstwo tych ludzi? Być może, przynajmniej częściowo, z wrodzonej płodności. Ale naprawdę nie da się tego wytłumaczyć 92 Celtowie poza Galią inaczej, jak faktem dołączania do właściwych Celtów ludności tubylczej, z którą się mieszali i którą asymilowali. Rozprzestrzenienie się w Europie żywiołu celtyckiego polegało na szczególnej zdolności Celtów do łączenia się z innymi ludami, wiązania się z nimi i narzucania im kultury, języka, a nawet imion celtyckich. Zmierzch dominacji celtyckiej Imperium galijskie, obejmujące przeważającą część Europy, zbyt było rozległe, by mogło być solidne. Coraz mniej liczebne musiały być grupy, które podbijały kolejne prowincje. Te, które - jak widzieliśmy - operowały w Macedonii i nawet osiedliły się w Galacji, były w gruncie rzeczy niewielkie. Celtowie stali się mniejszością w morzu ludności autochtonicznej. Celtotra-kowie i Celtoscytowie byli bardziej Trakami i Scytami niż Celtami. Grupki pokonanych ludów, zepchnięte na krańce terytorium, zachowały witalność i wzorując się na zwycięzcach szybko im dorównały. Dodajmy marnowanie sił, jakim było najmowanie się w służbę wszelkich potęg prowadzących wojny. W II wieku p.n.e. obserwujemy regres wszystkiego, co zwie się celtyckie. Po Celtach zza Alp i zza Renu pozostanie wkrótce jedynie ledwie widoczny ślad. W Italii widać to wyraźniej niż gdziekolwiek indziej. Po długim, więcej niż pięćdziesięcioletnim okresie pokoju, Galowie Przed-alpejscy, zachęceni przykładem wędrówek Belgów, pojawiają się znowu na półwyspie jako sojusznicy Samnitów. W roku 293 wraz ze swymi aliantami ponoszą klęskę pod Sentinum. Ich nierozważny krok rozbudził w Rzymie dawny strach przed galijskim zagrożeniem. W 9 lat później, w 284 roku, z kolei Rzymianie ruszają do ofensywy. Odbierają Senonom wybrzeże adriatyckie i odtąd stają się strażnikami najdogodniejszej drogi prowadzącej na północną stronę Apeninów. Osaczywszy z flanki całą Galię Przedalpejską, będą mogli w dogodnej dla siebie chwili wejść na Nizinę Padańską. Ta prowizoryczna sytuacja utrzymuje się przez następnych sześćdziesiąt lat. Aby zabezpieczyć się przed zakusami własnych pobratymców zza gór, Galowie z krainy przedalpejskiej biorą na żołd kilka z tych hord, jakie środkowa Europa wyrzuca w różne strony aż po krańce kontynentu. Naśladują w tym tyranów greckich i bogatą kupiecką Kartaginę. Nie rozumieją, jakim niebezpieczeństwem jest dla nich podbój terytorium Senonów przez Rzymian. Brakuje im jedności - każde z plemion żyje i działa na własny rachunek. W każdym istnieje stronnictwo pokojowe: wodzowie i starszyzna. Tylko młodzież marzy jeszcze o wojnie. I tak oto w roku 225, idąc krok w krok za grupą Gesatów, świeżo przybyłych znad Renu - za tą ostatnią falą Celtów poszukujących dla siebie miejsca na Zmierzch dominacji celtyckiej 93 ziemi - młodzi Insubrowie i Bojowie przeprawiają się przez Apeniny, pojawiają się znowu pod murami Chiusi i docierają aż do przylądka Telamon. Po raz ostatni Rzym przeżywa galijską zawieruchę. Zniszczenie barbarzyńskiej armii wydaje italską Galię w ręce Rzymian. W roku 223, mimo nowych posiłków dostarczonych przez Gesatów, Insubrowie zostają pokonani, zaś w roku następnym legiony wkraczają do Mediolanu. Na północ od Apeninów zwycięscy Rzymianie zakładają kolonie Piacenza i Cremona. Odtąd Galowie nadpadańscy nie mogli już lekceważyć niebezpieczeństwa, jakie zawisło nad ich terytorium. W tym samym prawie czasie, w latach 236-218, wroga Rzymowi Kartagina podporządkowała sobie w Hiszpanii kilka plemion celtyckich dotychczas niezależnych i narzuciła swoje zwierzchnictwo ludności celtoiberyjskiej. Po zwycięstwie nad Celtami hiszpańskimi Hannibal spodziewał się, że pójdą za nim na podbój Italii wszyscy Celtowie, także ci z Galii, znad Renu i Galii Przedalpejskiej. Tym ostatnim ofiarowywał odwet na Rzymie. Zobojętnienie czy może nieufność - skądinąd uzasadniona - wobec niego i pamięć o poddaństwie narzuconym Celtom hiszpańskim sprawiły, iż wodzowi kartagińskiemu nie udało się pociągnąć za sobą żadnej prowincji celtyckiego świata. Co prawda wysłannicy Bojów, zaangażowanych właśnie w walkę z Rzymem, odwiedzili go w jego obozie nad Rodanem i obiecywali, że gdy tylko pojawi się na południowych stokach Alp, zgromadzą się wokół niego wszyscy tamtejsi Galowie. Próżna nadzieja! Hannibalowi nigdy się nie udało zebrać więcej niż 20 tysięcy piechoty i 5 tysięcy jeźdźców, których zresztą nie omieszkał wszędzie rzucać na pierwszą linię. Jego przeciwnik, Scypion, miał w swojej armii prawie tyle samo posiłków galijskich. Jedenaście lat później, w roku 207, Hazdrubal, bardziej przez Celtów lubiany, o mało nie zdołał poderwać ich do powszechnego powstania, na które liczył jego brat. Szansę tę przekreśliła bitwa nad rzeką Metaurus. Zbyt późne ocknięcie się Galów przyspieszyło tylko ich zgubę. Natychmiast po zwycięstwie nad Kartagińczykarni pod Zamą (201) Rzymianie pospiesznie rzucili wszystkie swoje siły przeciw sprawczyni dodatkowych kłopotów, Galii Przedalpejskiej. Od 201 do 190 roku prowadzono metodyczny podbój Niziny Padańskiej, pokonując jedno po drugim wszystkie plemiona. W 197 roku Rzymianie narzucili przymierze Insubrom z Mediolanu. Mogli teraz zaatakować Bojów z Bolonii, których klęska w roku 192 przypieczętowała los Galii Przedalpejskiej. Rzymscy historycy piszą, że z Bojów ocaleli tylko starcy i dzieci; pozostałych zabito lub oddano w niewolę. Z orzeczenia Senatu Alpy miały odtąd stanowić granicę między Celtami i Italią. Italska Galia przetrwała 200 lat. Operowanie terminem „imperium celtyckie" nie jest zasadne. Plemiona, które spotykamy od Wysp Brytyjskich po Hiszpanię i Italię, od Galii po Europę Wschodnią i Azję Mniejszą, nie były świadome łączących je więzów. Ich cy- 94 Celtowie poza Galią l wilizację charakteryzuje nadzwyczajna jedność, ich sposób bycia jest podobny od krańca do krańca europejskiego kontynentu, ich języki łączy bliskie pokrewieństwo: jeszcze w IV wieku n.e. święty Hieronim stwierdza, że Trewirowie z Galii i Galatowie z Azji Mniejszej mówią tym samym językiem. Jednakże w III wieku p.n.e. Celtowie nie zdawali sobie sprawy z ogromu swego imperium i nie istniało dla nich pojęcie wspólnoty interesów. Przykład najbardziej zaawansowanych pod względem rozwoju kultury Galów z Italii dowodzi, iż nie posiadali oni ani zmysłu politycznego, ani najsłabszego poczucia solidarności etnicznej. Istniała jedynie mozaika państewek celtyckich. Działając każde dla siebie, a nawet z łatwością przeciwko sobie, nie mogły odeprzeć naporu nowych ludów. Odnosi się wręcz wrażenie, że inwazje belgijskie w III stuleciu, chociaż nie można ich porównać z siłą ekspansji żywiołu celtyckiego, zwiastują już rozpad jedności Celtów. Do tego czasu, a szczególnie na początku okresu lateńskiego, Celtowie wydają się rzeczywiście panować nie tylko na prawym brzegu Renu aż po Morze Północne, ale także od zachodnich Niemiec aż za Łabę. Koło roku 300 na północnym wschodzie Europy doszło do poważnych zaburzeń. W dorzecze Odry wkroczyły nowe siły. Zmusiły one do zmiany siedzib stare plemiona, o których wcześniej niewiele wiedziano poza tym, że w pewnym stopniu podlegały wszechobecnym wpływom celtyckim. Ta fala ludów, które zostaną nazwane Germanami, wyruszyła prawdopodobnie z Półwyspu Skandynawskiego. Badania porównawcze pyłków kwiatowych przechowanych w torfowiskach i rezultatów odkryć archeologicznych pozwoliły profesorowi R. Semanderowi z Uppsali stwierdzić znaczne oziębienie klimatu na początku skandynawskiej epoki żelaza, czyli około VI wieku p.n.e. Zjawisko takie zaobserwowano zresztą również na kontynencie. Ta zmiana temperatury spowodowała najpierw emigrację ludności z północy na południe półwyspu, a następnie przeprawę na północne wybrzeża Niemiec. Przybycie Skandynawów tłumaczyłoby zmianę umiejscowienia akcentu i mutacje fonetyki, które nadały językom germańskim ich specyficzne brzmienie. Sformowany w ten sposób trzon populacji powoli gromadził wokół siebie plemiona Meklemburgii i Pomorza. Nowe ludy podporządkowują sobie lub pociągają za sobą poprzednich mieszkańców dorzeczy Szprewy, Odry i Wisły i począwszy od III stulecia, rozciągają swoje włości jednocześnie ku południu - na Śląsk i ku zachodowi - na lewy brzeg Łaby. Oczywiście kosztem Celtów. W drugim podokresie lateńskim widzimy Celtów zepchniętych na linię biegnącą między Lasem Teutoburskim na granicy Westfalii a Lasem Turyńskim. Zostali więc wyparci znad Morza Północnego i z całych środkowych Niemiec. Uchodzące z tych obszarów plemiona zasilą odradzające się nieustannie hordy najeźdźców - Belgów, Gesatów, Galatów i innych. W następnym stuleciu Celtowie utrzymają się już tylko na południe od Menu i w Czeskim Lesie. Zmierzch dominacji celtyckiej 95 Pod koniec wieku eskapada Cymbrów i Teutonów przypieczętuje dezintegrację celtyckich posiadłości w Nadrenii. Do ostatnich najeźdźców celtyckich dołączają pierwsi Germanowie. Odnaleziono niedawno bardzo wyraźny przykład tej mieszanki: hełmy z inskrypcjami zarówno celtyckimi, jak i germańskimi. W Negau (Dolna Styria), na szlaku wiodącym z Norikum do Italii czy Ilirii, znaleziono 20 hełmów z brązu, typu zwanego etrusko-iliryjskim. Są one kuliste i brzegami spłaszczone - jak te, które przedstawiano na naczyniach z brązu, na przykład na situli pochodzącej z Certosa di Bologna i datowanej na V wiek. Hełmów tego rodzaju używano długo, znane są egzemplarze jeszcze z ostatniego stulecia p.n.e. Nie potrafimy więc dokładnie ustalić okresu, z jakiego pochodzą hełmy z Negau. Na dwóch znajdują się inskrypcje, które zdają się wykluczać datowanie wcześniejsze niż na wiek III, kiedy to alfabet pochodzenia etruskiego wszedł w regionie weneckim w powszechne użycie. Uczony norweski Marstrander, który te inskrypcje rozszyfrował, datuje je na II lub nawet I wiek p.n.e. Podają nam one imiona kolejnych posiadaczy hełmów. Na jednym imiona te są zdecydowanie celtyckie: Dubnos syn Bonnabiosa, Serranco syn Corbosa, Isarnos syn Esuviosa. Na innym Marstrander odczytał: harigasti teiva ... i. Tak jak w wypadku inskrypcji celtyckich jest to imię uzupełnione patronimikiem. Otóż imię Harigast jest wybitnie germańskie; w patronimiku również rozpoznawalne jest germańskie słowo teiva (łac. divus), które oznacza boga. Faktycznie, jednym z najważniejszych bogów Germanów kontynentalnych był Tiwaz. Zatem hełmy te należały do hordy złożonej z Celtów i Germanów. W ciągu ostatniego stulecia p.n.e. napór Germanów na nadreńskie ziemie Celtów stawał się coraz silniejszy. Helwetowie zamieszkujący dzisiejszą Bade-nię zostali odepchnięci do Szwajcarii, na lewy brzeg Renu. Swebowie Ariowista doszli do rzeki na całej jej długości. Nieco później, za Augusta, Markomanowie odbiorą Bojom Czechy. Niemniej jednak Cezar spotyka jeszcze Wołków w okolicach Lasu Hercyńskiego: „utrzymali się oni na swym terytorium aż do dziś i cieszą się reputacją sprawiedliwych i odważnych w boju". Gdy Cezar pojawił się w Galii, w Europie Środkowej ostały się zaledwie rozrzucone szczątki wielkiej domeny celtyckiej z IV wieku. Inny nieprzyjaciel zepchnął Celtów w górę Dunaju. Z południowego wschodu na północny zachód ruszyli Scytowie i Sarmaci. W tym samym czasie, gdy Ariowist dotarł do Renu, Dakowie króla-proroka Burebista pojawili się nad Inn i Izarą. Dwie nowe potęgi, Dakowie ze wschodu i Germanowie z północy, wydawały się bliskie zderzenia. Ludy te wybrały jednak porozumienie - na niekorzyść Celtów. Zawarły przymierze i Ariowist poślubił jedną z córek Burebista. 96 Celtowie poza Galią Koło roku 300 Celtowie zaczęli podupadać. W epoce żelaza zajmowali ogromną część Europy. Od Wysp Brytyjskich do Morza Czarnego i od Skandynawii po Apeniny rozpowszechnili własną, lateńską cywilizację. Narzucili swój język, którego ślady znajdujemy w nazwach licznych miast przez nich założonych. Z całą pewnością przekazali niemało swojej krwi ludom, z którymi się mieszali, a które później zajęły ich miejsce. Byli nie tylko zapalczywymi wojownikami, ale także cierpliwymi i zręcznymi rolnikami - Katon mówi tak 0 Celtach z północnej Italii, a Liwiusz powtarza to samo o tych z Ilirii. Jednakże nie stworzyli żadnej liczącej się organizacji politycznej. Odnosi się wrażenie, że podbili Europę przez przypadek i wszędzie ponieśli klęskę. W jednej z najwcześniej zajętych prowincji osiedli Celtowie na dłużej. Tutaj ich przemieszanie z ludnością miejscową okazało się bardzo ścisłe, w pewnym sensie sami stali się autochtonami; tu rozwinęła się ich świadomość narodowa, zrodził się nieomal naród. Była to Galia. W Galii starożytni poznali Celtów najlepiej i najdokładniej ich opisali; tutaj 1 my mamy największe szansę, by odnaleźć i zbadać to, co pozostało z celtyckiej cywilizacji. Nie była to cywilizacja wyłącznie celtycka, ale jednak przede wszystkim celtycka. I chociaż Galia to nie tylko Celtowie, to przecież oni się z nią zidentyfikowali, zatarli pamięć o swych poprzednikach i wchłonęli ludy, które nadciągnęły tu po nich. Epoka rzymska i późniejszy okres barbarzyński stanowią jedynie rozdziały w historii celtyckiej Galii. Tradycje celtyckie ocalały pod naporem cywilizacji grecko-rzymskiej i nawet dzisiaj nie wydają się nam całkiem obce. Prześledziwszy losy ludów celtyckich w Europie, ograniczymy się teraz do samej Galii, nie czyniąc już różnicy między Galami i Celtami. Spróbujemy opisać ich tak, jak się prezentowali w przeddzień rzymskiego podboju. Galia niezależna Charakter dzielnic galijskich Celtowie osiedlili się na całym obszarze Galii - od Renu po Pireneje i od Alp po Ocean. Ich osadnictwo było jednak niejednolite, stawało się coraz mniej intensywne, w miarę jak posuwali się na zachód. Wcześniej osiadłe plemiona, które tu napotykali, różniły się między sobą i rezultaty przemieszania się przybyszy z tamtymi populacjami również były odmienne. Inni też, o różnym stopniu rozwoju cywilizacyjnego byli sąsiedzi, których wpływy odczuwały graniczne obszary kraju. Nie można w dodatku pominąć znaczenia gleby i klimatu. Różnice pomiędzy plemionami galijskimi były popularnym tematem już w czasach starożytnych. Pierwszą o tym wzmiankę znajdujemy u Cezara: Galia jako całość dzieli się na trzy części. Jedną z nich zamieszkują Belgowie, drugą Akwitanowie, a trzecią te plemiona, które we własnym języku noszą nazwę Celtów, a w naszym Galów. Wszystkie te plemiona różnią się między sobą mową, obyczajem i prawami1. Autor nie wspomina o Galii Narbońskicj, będącej już od pół wieku prowincją rzymską. Szkoda, że nie podaje żadnych szczegółów dotyczących tych odmienności języka i systemu prawnego. Gdy w księdze VI Wojny galijskiej opowiada o obyczajach galijskich, zdaje się zapominać, że były one tak różne: mówi tylko ogólnie o Galach. Spróbujmy wychwycić charakterystyczne cechy wielkich dzielnic Galii. 1 Gajusz Juliusz Cezar, op. cit. 98 Galia niezależna Galia Narbońska Jest to Galia śródziemnomorska, mająca wyjątkowo szczęśliwy klimat i żyzną ziemię. Jej centrum znajdowało się w dolinie Rodanu. Utrzymywała kontakty drogą morską i - pomimo łańcuchów Alp i Pirenejów - również lądową z Italią i Hiszpanią, dwoma dużymi półwyspami południowej Europy. Sama też była krainą południa. W okresie przedhistorycznym zamieszkiwała ją ludność inna niż resztę Galii. Kultura epoki neolitu posiada na tej południowej ziemi szczególne cechy, wiążące ją z wybrzeżem italskim. W epoce brązu pojawiają się wpływy z północnego zachodu, przenikające poprzez Causses i Sewenny. Natomiast pierwszy okres epoki żelaza, halsztacki, nie powoduje głębokich zmian i cywilizacja tutejsza, chociaż znająca już metale, jeszcze w zaawansowanym okresie lateńskim jest bezpośrednią kontynuacją tradycji neolitycznej. W epoce historycznej nadmorski obszar Alp i pas wybrzeża śródziemnomorskiego był w posiadaniu Ligurów, ludu, który wywodził się od najstarszych mieszkańców tego regionu. Na południowym zachodzie, od ujścia Rodanu po Pireneje, żyły rozmaite szczepy nazywane również liguryjskimi, ale pokrewne raczej ludności wybrzeża hiszpańskiego. O Ligurach możemy więc mówić na wybrzeżu Prowansji i w Alpach. Próbowano widzieć w nich jeden z wielkich ludów Europy przedhistorycznej, a Camille Jullian nazywał ich imieniem domniemaną wspólnotę językową italoceltycką z epoki brązu. Naszą opinię na ten temat wyraziliśmy już w rozdziale „Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów" (s. 29^41). Ligurowie, nawet jeśli górami odcięci od świata, nie uniknęli przecież przemieszania się z innymi plemionami. Alpy nigdy nie były szczelne. Jednakże nie potrafimy określić proporcji tych mieszanek. Język Ligurów, sądząc po zachowanych nazwach miejscowych, zawierał sporo elementów indoeuropejskich, tak że trudno w większości wypadków odróżnić nazwę liguryjską od galijskiej. Jak mówi jeden z autorów starożytnych, szczep liguryjski, do którego zawitali Fokejczycy, założyciele Marsylii, nosił miano Segobrygów - Segobriges. Nazwa ta wydaje się bardziej celtycka niż liguryjska i pojawia się pytanie, czy tym, którzy przyjęli Fokejczyków, nie została ona czasem przydana arbitralnie. Ten sam rdzeń odnajdujemy w języku galijskim: sego, co oznacza siłę, oraz w niemieckim: Sieg - zwycięstwo, a także w imieniu celtyckiego boga Segomo i w galijskim imieniu własnym Segomaros. Na terenach alpejskich spotykamy szczep Segovii, nad brzegami rzeki Dora Riparia Segusini z ich stolicą Seggustro - Susa, w Forez Segusiaves. Także drugi człon, briga, jest indoeuropejski, a do- Galia Narbońska 99 kładniej - staroceltycki. U Celtyberów w Hiszpanii występuje około 30 razy, w Galii trochę rzadziej, niemniej jednak spotykamy go w departamencie Oise: Litonobriga (Creil lub Saint-Maxence), w alpejskim Brigantium (Brian9on) jako pierwszy człon nazwy i w Bregenz (Bregencja) nad Jeziorem Bodeńskim, pośrodku celtyckiej krainy. Jeśli więc rzeczywiście imię Segobriges u Ligurów występowało, stanowiłoby dowód, iż byli oni głęboko przesiąknięci wpływami indoeuropejskimi, przypuszczalnie celtyckimi. Tak samo niepewne są nazwy plemion z regionu Alp. W Susa znajduje się wyniesiony w 8 roku p.n.e. łuk upamiętniający pokój, który z Augustem zawarł król Cottius. Od jego imienia Alpy w tej części zostały nazwane Kotyjskimi. Inskrypcja na łuku wymienia nazwy 14 plemion zamieszkujących okolice. Niektóre z nich są wyraźnie celtyckie: Caturiges (tę samą nazwę znajdujemy w okolicach Bar-le-Duc, w Meuse); Medulli (ta sama nazwa w Medoc, u Biturygów Vivisci). Inne są tylko prawdopodobnie celtyckie: Ecdinii (w języku galijskim din znaczy ochrona); Yenicamii (człon veni często występuje w galijskich imionach własnych: irlandzkie fin oznacza rodzinę). O wielu, jak Savinates czy Adanates nie potrafimy powiedzieć nic decydującego. Jeszcze inne wydają się obce językowi galijskiemu: Belaci, Jemerii, Quadiates, Tebavii, Yeamini, Yesubii. Inna inskrypcja z tego samego okresu, przytoczona przez Pliniusza Starszego2, a pochodząca z Trophee des Alpes w Turbie powyżej Nicei i upamiętniająca zwycięstwo Rzymian nad plemionami zamieszkującymi Alpy, podaje nazwy 48 szczepów. W zestawie tym znajdujemy nazwy o wydźwięku galijskim oraz takie, które wydają się obce językom celtyckim: Ambisontes, Gallitce, Yelauni to nazwy galijskie; Triumpilini, Camuni, Rugusci, Brodionti i wiele innych nie wydają się galijskie. Autorzy starożytni mieli rację, mówiąc o Celtoligurach zamieszkujących góry pomiędzy Italią i Galią, jak też twierdząc, że na ziemiach sięgających Rodanu mieszkają Ligurowie przemieszani z Galami. Na wybrzeżu francuskim spotykamy nazwy o charakterze liguryjskim: Camatullici w Maures, Ligauni i Oxybii w Esterel, Deciates na północ od Antibes; natomiast w samej dolinie Rodanu przeważają nazwy galijskie. Wiemy, że plemię Salluvii, Salienów z okolic Aix-en-Province było mieszanką Ligurów i Celtów, nie potrafimy jednak określić, czy nazwa ich jest liguryjska czy celtycka. Dwa znaczne ludy galijskie, Allobroges z Delfinatu i Sabaudii oraz Voconces spomiędzy Yaison i Die, zajmowały jednocześnie doliny i zbocza górskie. Na południe od nich rozłożyły się mniejsze ludy, także celtyckie: między Yalence i Montelimar Segolauni, między Yalence i Awinionem Cavares, a nazwa Saint-Paul-Trois-Chateaux pochodzi od ludu Tricastini. Najpóźniej zjawił się lud Wołków, którzy dzielili się na Arekomików z prawego brzegu 2 Pliniusz Starszy, op. cit., III, 20, 136. 100 Galia niezależna Rodami między Orange i Narbonne oraz Tektosagów, mieszkających między Narbonne i Tuluzą. Inskrypcja rzymska zawiera oprócz Nimes, którego nazwa jest galijska, ponad 10 miejscowości o nazwach, o których nie da się bynajmniej powiedzieć tego samego, jak Andusia (Anduze), Brugenńa, Tedusia, Yatrute, Ugerni (Beaucaire), Ucetiae. Występują tu także takie, jak Sextant(io) - Sub-stantion w pobliżu Montpellier, Briginn (?), Statumae, Yirinn (?), Segusion, które robią wrażenie celtyckich. Możliwe, że te nazwy plemion i miejscowości - czy to galijskie, czy liguryjskie - mają związek z przemieszaniem ludności zarówno jednego, jak i drugiego pochodzenia. Język musiał odzwierciedlać tę mieszankę. Odnaleziono w tym regionie kilka inskrypcji, zapisanych na ogół alfabetem greckim w języku, który nie będąc łaciną, jednak ją czasem przypomina, a charakter ma zdecydowanie celtycki, ponieważ wieloma cechami jest zbliżony do galijskiego. D'Arbois de Jubainville uważał, że jest to język liguryjski. Wybitny celtysta angielski John Rhys skłaniał się do opinii, iż teksty te napisane zostały w nie do końca jeszcze rozpoznanym języku, którym posługiwała się ludność na dawnych obszarach liguryjskich i nazwał go celtican. Georges Dottin sądzi, że trudno oddzielać te teksty od innych inskrypcji celtyckich znalezionych we Francji i raczej ma rację. Prawdopodobnie jest to po prostu język galijski z pewnymi domieszkami lokalnymi pochodzenia liguryjskiego. Na przykład imię własne Kouadronia z inskrypcji w Yentabren (Bouches-du-Rhóne) odpowiada galijskiemu Petronia (gal. petor = quatour, cztery). Takie lokalne cechy mogły właśnie uchodzić za różnice językowe, o których wspominał Cezar. Również w Galii Narbońskiej, ale na zachód od Rodanu, w stronę Pirenejów, pojawiają się inne plemiona, bądź to osiadłe tu od bardzo dawna, jak Bebryces, będący prawdopodobnie Celtami przybyłymi pod koniec epoki brązu, bądź też z całą pewnością autochtoniczne, jak Sordones w Roussil-lon czy Elisyces wokół Narbonne i Beziers. Plemiona te należy uznać za pierwszych mieszkańców warowni, takich jak Enserune i Montlaures, których rozkwit na początku epoki żelaza potwierdziły wykopaliska archeologiczne. Później, w początkach V wieku, Iberowie ze wschodniego wybrzeża Hiszpanii przekroczyli Pireneje i posuwali się w kierunku Rodanu. Tradycja przechowała wspomnienie walk toczonych w tym regionie między Ligurami i Iberami. Scylax3, nazywając autochtonów Ligurami, sygnalizuje, że aż do rzeki plemiona Ligurów i Iberów były przemieszane, a miejscowe oppida zachowały z tego okresu liczne naczynia iberyjskie. W końcu na tę ludność nałożyli się Galowie. Scylax (gr. Skylaks) - pisarz grecki, na polecenie króla perskiego Dariusza I odbył w latach 519-516 p.n.e. podróż rzeką Indus oraz wzdłuż wybrzeży Zatoki Perskiej. Podróż tę opisał w dziele Periplus tes thalasses tes oikouemenes Europes kai Asias kai Libyes (Opłynięcie Europy, Azji i Libii) - przyp. red. Galia Narbońska 101 Jednakże nie wydaje się, by ich napływ był zbyt masowy. Wolkowie, zająwszy bardzo rozlegle tereny, nie mogli zaludnić ich wszędzie jednakowo gęsto. Na znajdowanych tu monetach, datowanych na III wiek p.n.e. odczytujemy imiona miejscowych królów, będące imionami celtyckimi: Bitouos, Kaiantolos. Nie wiemy, czy chodzi rzeczywiście o przywódców galijskich, czy o autochtonów, którzy przyjęli galijskie imiona. Cały ten region podporządkowany był wielkiemu szlakowi naturalnemu, wiodącemu z Hiszpanii do Italii, a znanemu z mitologii jako droga, którą Herkules powracał z ogrodów hesperyjskich. Przekraczając Rodan w krainie Crau, natknął się na Ligurów, którzy chcieli go zatrzymać, podobnie jak wcześniej Iberowie. Głazy z Crau byłyby pociskami, które zesłał Jupiter, by pomóc bohaterowi w rozproszeniu przeciwnika. W okresie rzymskim ta herku-lesowa droga nosiła nazwę Via Domitiana. Od niepamiętnych czasów służyła plemionom przemieszczającym się raz w jednym, raz w drugim kierunku, sprzyjając mieszaniu się populacji. Obraz Galii śródziemnomorskiej uzupełnia kolonizacja grecka. Wyobraźnia Hellenów koloryzowała historię przybycia Fokejczyków i założenia Marsylii. Nannas, król Ligurów Segobrygów wydawał za mąż swoją córkę Gyptis. Wybrańcem, któremu pod koniec festynu panna młoda wręczyła puchar małżeński, był dowódca Fokejczyków. W ten oto sposób zostało przypieczętowane przymierze między nowo przybyłymi i autochtonami, przymierze - jak mówi tradycja - wkrótce zakłócone przez Ligurów, próbujących objąć w posiadanie kolonię grecką. Z pomocą Marsylczykom nadeszli Galowie, znani z sympatii prohelleńskich. Tak opowiada legenda; rzeczywistość wydaje się mniej sielska. Przede wszystkim nie mamy pewności już co do samej daty przybycia Fokejczyków. Zwykle mówi się o roku mniej więcej 600 p.n.e. Ale Foka-ja zdobyta została przez wojska Cyrusa dopiero w roku 540. Uciekinierzy próbowali najpierw osiedlić się na Korsyce, lecz ich obecność na wyspie zaniepokoiła Etrusków, którzy z pomocą Kartaginy przegonili ich pięć lat później. Część wędrowców dotarła do Yelia w okolicach Rhegium (dzisiejsze Reggio) w Kalabrii, część zaś przybyła do Marsylii. Co prawda możliwe jest także, choć wcale niepewne, że Marsylię założono, zanim jeszcze upadła jej metropolia, Pokaja. Poza tym zupełnie nie wiadomo, czy Fokejczycy byli pierwszymi osadnikami greckimi na wybrzeżu prowansalskim. Starożytna legenda, powtórzona przez Pliniusza, mówi o obecności Rhodii. Mieliby oni być założycielami miasta Rhodanousia, którego dokładnego położenia nie znamy - mogło znajdować się w okolicach Beaucaire. Ci sami Rhodii nadaliby swe imię rzece Rhodanos. Czy jest to tylko etymologia mitologiczna? Zapewne nie należy kojarzyć nazwy Rhodii z Rodanem, bowiem rzeki o tej nazwie spotykamy również w regio- 102 Galia niezależna nach, gdzie Rodyjczycy nigdy się nie pojawili. Niemniej w wielu miejscach na wybrzeżu znaleziono skorupy waz jońskich, przede wszystkim z Rodos, pochodzących sprzed VI wieku, czyli sprzed przybycia Fokejczyków. Okolice te były więc uczęszczane przez kupców greckich jeszcze przed założeniem Marsylii. Tak czy inaczej, początki kolonii fokejskiej musiały być trudne. W legendzie przetrwało wspomnienie liguryjskich ataków odpieranych przez miasto. Największe znaczenie miało jednak panowanie na morzu Etrusków i ich sprzymierzeńców Kartagińczyków aż do roku 480, kiedy to Syrakuzy pokonały Kartaginę pod Himerą. Od tej chwili Hellenowie zdominowali Morze Śródziemne i dopiero teraz Marsylia mogła się swobodnie rozwijać. Greków musiała zwabić w te okolice przede wszystkim delta Rodanu, umożliwiająca kontakty z wnętrzem kraju. W oppidum Saint-Blaise, położonym pomiędzy jeziorami Berre i Lavalduc, prowadzone są obecnie wykopaliska na terenie miasta greckiego, którego nazwy nie jesteśmy jeszcze pewni, a które prawdopodobnie pochodzi z połowy V wieku. Otoczone pięknymi murami obronnymi z ciosanego kamienia, często znaczonego greckimi literami, dominowało jednocześnie nad Crau i zatoką Fos. Ceramika, którą dotąd wydobyto, datowana jest na V do II stulecia p.n.e. Miasto musiało być porzucone mniej więcej w okresie nadejścia Rzymian, nie ma w nim bowiem żadnych śladów z epoki rzymskiej. Zamieszkano w nim ponownie dopiero w czasach najazdów wizygockich, kiedy stało się schronieniem okolicznej ludności. Była to placówka Marsylii wysunięta w kierunku dolnego Rodanu. Teksty starożytne wymieniają miasto Theline - prawdopodobnie w okolicach dzisiejszego Arles -jako panujące nad deltą. Posuwając się w górę rzeki, spotykamy wzgórze Cordes, miejsce intensywnego osadnictwa. Dzisiejsza Agde na zachód od Rodanu, u ujścia Herault, była marsylską kolonią Agathe. Miejscowe oppida, ze względu na ataki piratów budowane w pewnej odległości od morza, miały swoje przedłużenia na lagunach: Yandres na południe od Beziers; Narbonne w łożysku dawnego lacus Rubresus; Pyrene-Illiberris przy ujściu Tech; Collioure - Caucoliberris u stóp Pirenejów. Stanowiły one przystań dla okrętów w drodze z Marsylii do iberyjskich kolonii Rhode, Rosas, Emporion, Ampurias. Obfitość waz greckich w oppidach świadczy o ożywionej wymianie handlowej. Na wschód od Marsylii trzeba było się strzec liguryjskich piratów. Marsyl-czycy, którym nigdy się nie udało zapewnić drogi lądowej wzdłuż wybrzeża, musieli więc zapewnić sobie drogę morską. W tym celu powstały kolonie greckie, które odnajdujemy w czasach rzymskich: Citharista - Ceyreste, wsunięta nieco w głąb lądu, ale posiadająca chyba port w dzisiejszej la Ciotat; Tauroentum, którego położenie jest sporne, Olbia, dzisiejsze Hyeres, Herac- Galia Narbońska 103 lea Coccabaria - Cavalaire, Athenopolis - Saint-Tropez, Antipolis - Antibes i najważniejsza ze wszystkich, Nicaea - Nicea. Marsylia była potęgą morską. Na pytanie, jak dalece wpływy jej docierały w głąb Galii, wciąż nie ma jednoznacznej odpowiedzi, niemniej jednak pozwolimy sobie wyrazić w tej kwestii pogląd raczej negatywny. W najpóźniej szych grobowcach halsztackich we Franche-Comte i w Bur-gundii odnaleziono kilka waz attyckich z końca VI i początku V wieku, a na dużo większym obszarze piękne przykłady greckich waz z brązu. Czy przybyły tu przez Marsylię? W okolicach Marsylii skorupy waz attyckich i greckie wazy z brązu spotyka się aż po Awinion i Orange, kilka odkryto także w dolinie Durance. Poza tym obszarem znamy tylko jedno znalezisko tego typu - biały lekyt z czarnymi palmetami z Yoiron (Isere). Nie jest to wystarczający dowód na istnienie drogi handlowej z Marsylii do Burgundii. Jeśli naniesiemy na mapę miejsca znalezienia przedmiotów greckich z tego okresu, zauważymy, iż Franche-Comte i Burgundia są tylko końcowym etapem szlaku, który przecina Szwajcarię, a jedna z odnóg sięga doliny Renu. Szlak ten wiódł wzdłuż Dunaju, przez Bawarię i Wirtembergię, nie potrafimy jednak powiedzieć, czy prowadził on bezpośrednio z Grecji wielką europejską rzeką, czy może przez Adriatyk oraz krainy Wenetów i Etrusków w północnej Italii, przekraczając Alpy Julijskie lub też alpejską przełęcz Brenner. Z tych obszarów leżących pomiędzy Adriatykiem i Dunajem wywodzi się cywilizacja halsztacka i wydaje się, że przedmioty greckie musiały dostać się do Galii za jej właśnie pośrednictwem. Naszym zdaniem nie ma żadnego dowodu na to, by od V wieku p.n.e. Marsylia pośredniczyła w handlu między Grecją a Galią. Nadejście Galów około roku 400 nie ułatwiło kontaktów; któraś z hord musiała zacząć od zdobycia i złupienia Marsylii. Legenda marsylska opowiada historię wodza galijskiego, Catumandusa czy Catumarandusa, który podczas oblężenia miasta zobaczył we śnie boginię nakazującą mu zawarcie pokoju z Marsylczykarni. Pozwolono mu wejść do miasta i złożyć hołd jego bogom. Gdy rozpoznał posąg bogini, która mu się ukazała, pospiesznie zawarł traktat o wieczystej przyjaźni. Dalej dowiadujemy się, że na wieść o zdobyciu Rzymu przez Galów Marsylczycy zebrali całe złoto i srebro pochodzące ze skarbu miasta i od mieszkańców, by pomóc Rzymianom w zapłaceniu wymaganego przez Brennusa okupu4. Cóż za szlachetny gest! J. Brunnel krytykował te legendy, uważając, że jeśli Catumandus wszedł do miasta, to zapewne na czele swych wojsk, Marsylczycy zaś oddali bogactwa po to raczej, by zapłacić okup za siebie, nie zaś za Rzymian. 4 Kodeks Justyniana (Codex Justinianus), 43. Burdigala Yesuna Ryć 13 Galia i jej różne ludy w czasie podboju rzymskiego n Bagacum m l EBURONES TREYBRI J MEDIOMARTIC1 * ~ VELLAV11 106 Galia niezależna Studia nad pieniądzem Marsylii pozwalają w istocie stwierdzić opróżnienie skarbca miejskiego mniej więcej na początku IV stulecia. W V wieku w Marsylii bito piękne drachmy o średnim ciężarze 3,75 g. Następnie ich emisja została przerwana. Gdy w IV wieku znów wchodzą w obieg nowe monety, ważą już tylko od 2,50 do 2,60 g. H. Rolland bez wahania kojarzy tę dewaluację z domniemanym przez J. Brunnela zajęciem miasta. Galowie chyba raz na zawsze pozostali kłopotliwymi sąsiadami. Marsylski archeolog Gerin-Ricard prowadził wykopaliska w kilku galijskich oppidach położonych na wzgórzach dominujących nad miastem. Stwierdził, iż w pierwszym i drugim podokresie lateńskim, to jest od IV do II stulecia p.n.e., kolonia była otoczona w promieniu 7-10 kilometrów warowniami galijskimi, które sprawowały kontrolę nad głównymi drogami dojazdowymi. Czy były one sprzymierzone, czy neutralne, czy może wrogie? Gerin-Ricard uważa, że było na przemian i tak, i tak, i jest to odpowiedź najbardziej optymistyczna z możliwych. Od początków miasta i w ciągu całej jego historii musiała więc Marsylia dawać twardy odpór swym sąsiadom, zarówno Ligurom jak i Galom. Zrozumiałe, że energicznie broniła swych starych instytucji. Strabon mówi, że: obyczaje Massaliotów były zawsze nieskomplikowane, a ich przyzwyczajenia skromne. Najlepiej świadczy o tym taka oto praktyka: największy posag może u nich sięgać stu sztuk złota, do czego dorzucić można było pięć sztuk na ubrania i pięć innych na biżuterię; więcej prawo nie dopuszcza . Nierzadko wzbudzała zdumienie niewielka liczba dzieł sztuki na terenie starożytnej Marsylii. Być może konieczna surowość codziennego życia nie dopuszczała, by miasto stało się ośrodkiem sztuki. Uznano później za aberrację ze strony Marsylczyków apel o pomoc w walce przeciw galijskim sąsiadom, jaki w 125 roku wystosowali pod adresem Rzymian. Jak sądzę, to chyba rozpacz i obawa nieuchronnej katastrofy spowodowały, że zwrócili się z prośbą do byłych sprzymierzeńców. Prócz morza Marsylia zawiadywała deltą Rodanu i w górę rzeki doliną Du-rance, położoną na północ od Alpilles. Wpływy hellenistyczne najwyraźniej występują w tej dolinie między Glanon (Saint-Remy-de-Provence) i Cabellio (Cavaillon). Przez dłuższy czas w Saint-Remy znano tylko Plateau des Antiques: łuk tryumfalny i Mauzoleum Juliuszy, które pochodziły z początków epoki rzymskiej. Dzisiaj spod warstwy rzymskiej archeolodzy wydobywają na światło dzienne pozostałości miasta greckiego. W jakim okresie mogło ono powstać? Najpierw istniała tu prawdopodobnie osada autochtonów pozostających w kontaktach z Grekami od chwili przybycia Fokejczyków, a być może jeszcze Strabon, op. cit. Galia Narbońska 107 wcześniej. Wskazywałyby na to skorupy naczyń jońskich i korynckich z VI lub nawet VII wieku. Ruiny domostwa helleńskiego wydają się pochodzić z końca III lub początku II wieku. Z tego też okresu pochodzi moneta, drachma typu marsylskiego, z legendą w alfabecie greckim Glanikon - Glanon. Jak zauważa H. Rolland, miasto greckie mogło być starsze niż jego pieniądz. Młodą kolonię nie od razu było stać na emisję własnego pieniądza. W Cavaillon i Awinionie również odnaleziono kilka tamtejszych monet. Ekspansję wpływów Marsylii można datować na III wiek, ściśle mówiąc, na jego drugą połowę, a w momencie podboju rzymskiego, pod koniec II wieku, region zdaje się zupełnie zhellenizowany. Świadczą o tym znalezione w Saint-Remy i w Cavaillon stele nagrobne w formie obelisku, podające imiona zmarłych, przeważnie galijskie, zapisane w alfabecie greckim. Wpływy marsylskie są tu oczywiste. Czy to jednak dzięki Marsylii alfabet grecki przyjął się w Galii? Cezar odnotował, że Galowie używali go powszechnie przy sporządzaniu oficjalnych dokumentów. Może należałoby skojarzyć to z faktem znajomości monet greckich? A przecież najstarszymi monetami, jakie znaleziono w Galii - poza najbliższymi okolicami Marsylii -były nie monety marsylskie, ale złote statery Filipa II Macedońskiego i ich imitacje. Były one bez wątpienia szeroko znane w świecie starożytnym. Dlaczego jednak mielibyśmy przypuszczać, że Galowie poznali je za pośrednictwem Marsylii? Czy nie jest bardziej prawdopodobne, iż spotkali się z nimi bezpośrednio w Macedonii i na Bałkanach, i że monety te szlakiem dunąjskim weszły w obieg w całym świecie celtyckim? Tak samo jak w początkach V wieku droga ta była jeszcze w wieku III najważniejszą arterią komunikacyjną między Grecją i Galią. Nie ulega wątpliwości, iż przykład Marsylii skłonił jej najbliższych celto-liguryjskich sąsiadów do przedstawiania niektórych bóstw pod postacią ludzką. Dwa posągi z sanktuarium Roquepertuse koło Velaux, leżącego w okolicy Rognac (Bouches-du-Rhóne), przedstawiają najprawdopodobniej bogów. Ich postacie - w pozycji siedzącej, ze skrzyżowany nogami, ubrane w rodzaj ornatu - nie mają w sobie nic greckiego. Z oppidum Salienów w Entremont, na północ od Aix, pochodzi płaskorzeźba jeźdźca i pewna liczba barbarzyńskich rzeźb przedstawiających obcięte głowy - pamiątki ludzkich trofeów, którymi Galowie tak się szczycili. Ostatnio odnaleziono tam również szczątki innych rzeźb pełnych, płaskorzeźb, głów w hełmach i opancerzonych biustów, z epoki poprzedzającej podbój rzymski. Co do kilku rzeźb z tego samego okresu odnalezionych w okolicach Nimes nie ma pewności, czy powstały pod wpływami marsylskimi czy iberyjskimi. Te dzieła sztuki prymitywnej występują jedynie w regionie Bas-Rhóne; gdzie indziej w Galii nie rzeźbiono raczej w kamieniu, w każdym razie nigdy nie znaleziono na to dowodu (patrz dalej s. 190). Wpływy Marsylii wydają się więc ograniczone do dość małego obszaru. Zgadza się to z tym, co mówił Strabon: 108 Galia niezależna Od początku, mając większą wiarę w korzyści, jakie mogło im zapewnić raczej morze niż rola, Marsylczycy starali się eksploatować swe położenie, tak szczęśliwe, jeśli chodzi o żeglugę i handel morski. Dopiero później, dzięki wielkiej energii i brawurze, zdołali pozyskać dla siebie część ziem otaczających miasto6. Z czego więc żyli? Pszenicę musieli importować. Stąd prawdopodobnie kontakty z autochtonami z Narbonne i Beziers, dokąd docierały zboża z Gaskonii. Począwszy od V wieku, w okolicach Tuluzy i Agen znajdują się wazy greckie, a nieco później także monety z Marsylii. Te najstarsze tradycje handlowe były niewątpliwie jedną z przyczyn, dla których Rzym zdecydował się przyłączyć Tuluzę do prowincji narbońskiej. Nie brakuje też monet marsylskich na Nizinie Padańskiej. Wiadomo, że Marsylia była obecna w Italii - zapewne poprzez Genuę i Pizę. Od początku była sprzymierzeńcem Rzymu; jej statki zawijały do portu Caere (Cerveteri), do portów środkowej Italii, a być może nawet do Grecji. Co wiozły? Oczywiście produkty, sprowadzane z Galii przez deltę Rodanu lub przez kolonie na wybrzeżu liguryjskim. Z krajami północy i zachodu łączył Marsylię handel cyną. Starożytni często wspominali o wyspach Cassiterides, centrum produkcji cyny, jednak z braku dokładniejszych wskazówek nie potrafimy określić ich położenia. Złoża cyny, eksploatowane od czasów prehistorycznych, znajdowały się zarówno w Bretanii, jak i na wyspie, w Brytanii. Eksportem cennego metalu trudnili się żeglarze atlantyccy. Transportowali go do Gades, skąd dalej zabierali go Fenicjanie i Kartaginczycy, którzy w VI wieku p.n.e. zmonopolizowali tę gałąź handlu, eliminując spod Słupów Herkulesowych żeglugę grecką. Opowiadano, jak to załoga statku fenickiego, widząc, że jej śladami podąża statek grecki, wolała osiąść na mieliźnie niż zdradzić Grekom drogę. Istniał również inny szlak wiodący z tajemniczych wysp Cassiterides. Była to droga lądowa przecinająca ziemie Galii. Fokejczycy osiedli dokładnie w miejscu, gdzie szlak ten się kończył. Wiadomości, które posiadamy na temat handlu cyną, są dużo późniejsze, pochodzą dopiero z epoki Augusta, ale możemy przypuszczać, że fakty, do których się odnoszą, miały miejsce już dużo wcześniej. Tłumaczyłoby to dobrobyt Marsylii, osiągnięty na przekór wszystkim przeciwnościom, którym musiała stawiać czoła. W Brytanii, w pobliżu przylądka zwanego Belerion, mieszkańcy są wyjątkowo przyjaźni wobec cudzoziemców, a dzięki kontaktom z kupcami z zewnątrz osiągnęli pewien poziom kultury. Ze skał, w których kopią tunele, wydobywają cynę. Po przetopieniu przewożą w formie sztabek na położoną naprzeciw Strabon, op. cit. Galia Narbońska 109 Brytanii wyspę znaną pod nazwą Ictis (później Vectis, wyspa Wight - przyp. A.G.). W czasie odpływu wyłania się stały grunt między tą wyspą a Brytanią, tak że cynę w dużych ilościach można przewozić wozami. Tu dokonuje się zakupu i stąd kupcy transportują metal do Galii. Potrzeba im trzydziestu dni, by przewieźć ładunek na końskich grzbietach do ujścia Rodanu. [...] Wielkie ilości cyny przewozi się z wyspy Brytanii na wybrzeże galijskie, skąd, przez ziemie Galii Celtyckiej, kupcy transportują metal na końskich grzbietach do Marsylii i miasta zwanego Narbonne7 ^/ Działalność ta wydaje się sięgać bardzo dawnych czasów. Być może właśnie handel cyną tłumaczy fakt, iż menhiry i dolmeny typu bretońskiego oraz groby w sztucznych grotach (jak Grota Wróżek z Fontvieille i grota z Castelet) rozpowszechniły się w epoce brązu aż po dolinę Rodanu - głównie na wzgórzu Cordes powyżej Arles, gdzie rozpoczyna się delta rzeki. Biorąc pod uwagę handlowe zwyczaje epoki przedhistorycznej, o których pisze Herodot w związku z transportem bursztynu znad Bałtyku do Grecji, możemy przyjąć, że w Galii cyna przechodziła z rąk jednego plemienia do drugiego. Na każdej granicy ładunek przejmowali nowi przewoźnicy, a Marsyl-czycy odbierali go od najbliższych swych sąsiadów. Dzięki temu nie musieli się po niego fatygować. Byłoby bardzo dziwne, gdyby Marsylczycy - Grecy i zręczni kupcy nie próbowali poznać krainy, skąd pochodziła cyna, którą handlowali. Galowie musieli jednak skrzętnie bronić swego monopolu transportowego. Kiedy w IV wieku Marsylczyk Pyteasz postanowił zwiedzić te odległe ziemie, nie wybrał się tam drogą lądową. Uniknąwszy spotkania z Kartagińczykami, przedostał się za Słupy Herkulesa. Informacje, które zdobył w czasie podróży, zwłaszcza dotyczące koła podbiegunowego i pewnej wyspy Thule, wydawały się tak nieprawdopodobne, że uznano go powszechnie za kłamcę i jego odkrycia znamy jedynie z kilku uwag, zapisanych głównie przez jego przeciwników8. W roku 218 Scypion wylądował w Marsylii. Próbował się wówczas czegoś dowiedzieć o ziemiach i wyspach zachodu. Strabon przytacza na ten temat zaginiony dziś fragment Polibiusza: Nad brzegami Loary istniał niegdyś port i targowisko zwane Corbilo (w okolicach Saint-Nazaire). Polibiusz mówi o nim, gdy wspomina o opowieściach Pyteasza na temat Brytanii. Powiada on, że Scypion zwołał Massaliotów na naradę, by wypytać ich o Brytanię, ale żaden z nich nie potrafił o tej krainie udzielić informacji choć po części zadowalających. Nie więcej też powiedzieli 7 Diodor Sycylijski (gr. Diodoros, łac. Diodorus), Biblioteka historyczna (Bibllothece histo- rica) V, 22, 38, 6. 8 Strabon, op. cit., II. 110 Galia niezależna kupcy z Narbonne i z Corbilo, chociaż były to dwa najważniejsze miasta handlowe Galii9. Możliwe skądinąd, że kupcy galijscy po prostu nie chcieli ujawnić Rzymianinowi tajemnicy swych kontaktów. To, co dotarło do naszych czasów z konstatacji geograficznych Pyteasza, dowodzi, że nie kłamał. Niedowierzanie, jakim obdarzali go rodacy, świadczy, że nie wiedzieli oni prawie nic o Galii i zupełnie nic o Brytanii, skąd pochodziła cyna. Jak więc mogliby wywierać jakikolwiek wpływ na nieznane im ziemie? Obszar wpływów greckich w Galii to przede wszystkim wybrzeże śródziemnomorskie od Pirenejów po Alpy, od Port-Vendres po Niceę, z deltą Rodanu i dolnym biegiem Durance. Miejscowi klienci Marsylii nie byli z pochodzenia Galami. Mieszkańcy zachodniej części wybrzeża tylko powierzchownie się do nich upodobnili. We wschodniej części Marsylia posiadała jedynie kolonie; Ligurowie stale opierali się jej wpływom. Nawet w dolinie Rodanu, aż po samą Marsylię, Galowie zachowali charakter ludu kontynentalnego, pozostali wojownikami, rolnikami i pasterzami. „Dzicy Salienowie" - Salyes atroces - tak określa Awienus najbliższych sąsiadów greckiej kolonii. Rzeźby z Entremont, te obcięte głowy, które prawdopodobnie zdobiły bramy ich oppidum, świadczą, że aż do końca II wieku p.n.e. epitet ten był uzasadniony. Tak Marsylczycy, jak i Galowie, pozostali wierni swym własnym tradycjom. Już w pierwszym wieku cesarstwa Galia Narbońska ukazuje się oczom Pliniusza Starszego „ze sposobu uprawy ziemi, obfitości zasobów, cnót mieszkańców bardziej jako część scalona z Italią" niż jej prowincja. Zawdzięcza to raczej zaletom ziemi i ludziom, których inteligencja rozbudzona została dwustuletnią kolonizacją rzymską, niż ziarnom kultury helleńskiej, posianym tu wcześniej przez Marsylię. Obszar greckiej Galii był zawsze wyjątkowo ograniczony. Akwitania Jak należy rozumieć termin „Akwitania" w odniesieniu do czasów niezawisłości galijskiej? Prowincja ta, choć bez wątpienia stanowiła część Galii, była w pewnym sensie obca, bardziej związana z ludnością zamieszkującą po przeciwnej stronie Pirenejów. Nie obejmowała całego obszaru późniejszej Akwitanii z epoki rzymskiej, która sięgała brzegów Loary. Zasadniczo granicą jej była Garonna. Tuluza i cała dolina górnego biegu rzeki zajęta 9 Ibidem, IV, 2, 1. Akwitania 111 przez Wołków Tektosagów przyłączona została do prowincji Narbońskiej. Do Akwitanii należała więc jedynie zachodnia część podnóża Pirenejów. Cezar bardzo przesadza, stwierdzając, że „dzielnicę tę, ze względu na rozległość ziemi i mnogość ludzi, można uważać za trzecią część Galii". Jest to oczywiste pochlebstwo przeznaczone dla Krassusa, którego synowi powierzył Prokonsul zadanie podboju prowincji. Pierwszym napotkanym przez legiony plemieniem akwitańskim byli zamieszkujący Lot-et-Garonne Sotiatowie, których oppidum znajdowało się w Sos. Posiadali - tak jak Galowie - liczną jazdę, ale walczyła ona w ścisłej współpracy z piechotą. Podobnie jak Iberowie byli Akwitańczycy mistrzami zasadzki i wojennych podstępów, które Galowie mieli w pogardzie, okazali się też bardziej od nich zawzięci i bardziej sprawni. Sąsiadami Sotiatów byli Yocates i Yasates z Bazadais, a za nimi, między rzekami Adour i Gave de Pau, mieszkali Tarusates. Gdy nadeszli Rzymianie, plemiona te natychmiast poprosiły o pomoc sąsiadów z Hiszpanii. Dowództwo powierzyli wodzom, którzy kiedyś po drugiej strome Pirenejów walczyli u boku Sertoriusza. Inne plemiona wspomniane przez Cezara i mieszkające w dorzeczu Adour to: Cocosates i Tarbelli znad brzegów Atlantyku, Elusates (Eauze), Ausci (Auch) w Gers i Bigerrioni w Bi-gorre. Nie bardzo wiemy, gdzie sytuować jeszcze inne, jak Ptiani, Gates czy Sibuzates. Jeśli dodamy do tego szczepy znane nam z innych źródeł, na przykład z Pliniusza, okaże się, że na obszarze 6 lub 7 naszych departamentów zamieszkiwało około 30 plemion. Taki stan rzeczy - bardzo odmienny od sytuacji w Galii właściwej, gdzie każde z plemion zajmowało o wiele większe terytorium - przypomina rozdrobnienie ziem między mnogimi plemionami liguryjskimi w Alpach. Pod względem ustroju politycznego Akwitańczycy i Ligurowie pozostali na takim samym etapie rozwoju. Nie tylko ich jeżyk, ale także cechy fizyczne sprawiają, że mieszkańcy Akwitanii są dużo bliżsi Iberom niż Galom; stanowią grupę całkowicie odmienną od innych ludów Galii10. Dużo później, w drugim lub nawet na początku III wieku cesarstwa, inskrypcja z Hasparren mówi o „dziewięciu ludach Akwitanii", które uzyskały zgodę cesarza na odróżnianie ich od „Galów"; w czasach późnego cesarstwa widzimy w Galii prowincję o nazwie Novempopulania, odpowiadającą mniej więcej dawniejszej Akwitanii. Tak więc nie udało się Rzymianom doprowadzić do połączenia Akwitanów z Galami. Jak w prowincji narbońskiej, tutaj także mamy do czynienia z ludnością, którą można uznać za autochtoniczną. Są to typowi górale o bardzo starym 10 Strabon, op. cit.,lV, 1,1. 112 Galia niezależna rodowodzie, którzy zeszli na podgórze. Baskowie, potomkowie Vascones, znanych nam w starożytności z południowych stoków Pirenejów, mieszkają jeszcze dziś po obu stronach tego łańcucha górskiego. Nazwy plemion spotykanych w Akwitanii nie mają wiele wspólnego z galijskimi: Ausci, Bigerriones, Co-cosates, Sibusates, Tarusates... Niektóre jednak wydają się mieć pewne cechy celtyckie. W Onobrivates na przykład odnajdujemy celtycki człon briva - most lub bród; nazwa Onesii mogłaby więc także być celtycka. Również nazwy rzek i gór często robią wrażenie celtyckich, a co najmniej indoeuropejskich. Garuna - Garonna posiada zapewne ten sam formant ono, ona, onna, który często spo tykamy w nazwach rzek galijskich. Atura - Adour, jest z pewnością pokrewna nazwie rzeki Arroux przepływającej przez Autun, a występuje także jako nazwa wielu mniejszych rzek francuskich. Nazwa Venasque, pochodząca od Yindasca, ma tę samą celtycką podstawę słowotwórczą co vindo - biały. Jednakże tak jak w wypadku Alp nie wiemy, której warstwie populacji celtyckiej przypisać te wszystkie morfemy. Wskazówki bardziej dokładne czerpiemy z kilku późniejszych nazw miejscowości. Można w nich rozpoznać morfemy iberyjskie. Nazwa Elimberńs - Auch, jest tożsama z Illiberris (wcześniejsze Pyrene, u wylotu przełęczy Pertus). Tę samą nazwę nosiły w Hiszpanii trzy miasta: jedno w prowincji Tarraconensis (dzisiaj Mataro w prowincji Barcelona), drugie w Betyce (dziś Alora w prowincji Malaga) i wreszcie trzecie to dzisiejsza Granada. Nazwę Ca- lagurńs - Saint-Martory z terytorium Consoranni (Couserans) - odnajdujemy w Hiszpanii, od Calahorry nad Ebro aż do prowincji Granada. Nazwa Iluro - Oloron pojawia się w Betyce, w prowincjach Granada i Saragossa; zawiera rdzeń prawdopodobnie ten sam co imię pirenejskiego boga Ilunus i miasto w Betyce - Ilunum. Do tej samej rodziny należą Ilurco w Baskonii i w Betyce, Ilerda u Ilergetów (Lerida w prowincji Saragossa) i Ilici (Elche w prowincji Murcja). Założyciele tych miast, Iberowie, musieli dotrzeć aż do Burdi-gala - Bordeaux, w którego nazwie odnajdujemy morfem gala/cala, ten sam, który występuje w Calagurris. Wydawało się, że wyjaśnienie tych nazw iberyjskich znaleziono we współczesnym języku baskijskim. Illiberris miałoby się rozkładać na //// (bask. iri) - miasto (skąd dzisiejsza nazwa Iruri) oraz berri - nowy. Calagurris miało by oznaczać czerwoną górę: cala - wyniesienie, gorri - czerwony. Przeciw tej hipotezie przemawia fakt, że w słowie Illiberris pierwsze i jest krótkie, a w baskijskim przechodzi w e - Elimberńs, podczas gdy pierwsza głoska baskijskiego iri jest długa i przechodzi w u. Tak więc iberyjskie Uli - elli nie odpowiadałoby baskijskiemu iri - uri. Co więcej, nazwy Illiberris nie powinno się rozdzielać na Uli + berri. Podział taki nie mógłby się w istocie odnosić do analogicznej nazwy Caucoliberris (Collioure). W tym wypadku trzeba by raczej przyjąć podział Cauco + liberris. Ten właśnie morfem - liberris, nale- Akwitania 113 żałoby wydzielić w Illiberris. Formy liberris, liber lub lib występują w wielu nazwach miejsc i starożytnych plemion w Hiszpanii i gdzie indziej, a Pliniusz kojarzy nazwę etniczną Liberrini z mieszkańcami Illiberris w Betyce. Wreszcie ostatni argument: Nowe Miasto nie może być poprawnym tłumaczeniem nazwy Illiberis, była to bowiem nazwa rzeki, która płynęła przez tę miejscowość. A jeśli często się zdarza, że miasto przyjmuje nazwę rzeki, nad którą leży, to nie wyobrażamy sobie, jak rzeka mogłaby przejąć nazwę miasta. Kwestia związków języka współczesnych Basków z mową starożytnych Ibe-rów jest zresztą problemem bardzo złożonym i aby go rozwiązać, musielibyśmy o wiele więcej wiedzieć o języku Iberów. Czy Baskowie są potomkami iberyjskiego lub też ziberyzowanego ludu Basków (Yascones), który mieszkał po południowej stronie Pirenejów Środkowych, a pod koniec VI wieku n.e. nadał imię Gaskonii? Czy też może pochodzą oni od jednego z autochtonicznych ludów Galicii (franc. Yacceens), którego język zdaje się wykazywać związki z dialektami wcześniejszymi niż iberyjski? Bez względu na to, czy za pośrednictwem języka baskijskiego możemy wytłumaczyć nazwy miejsc czy nie, przechowują one ślady Iberów na południu Galii, od wybrzeży śródziemnomorskich po atlantyckie. Podobnej analizie poddano imiona własne bóstw i osób, spotykane w Akwi-tanii w epoce rzymskiej. Jedne z nich (najmniej liczne zresztą) są celtyckie: Abellio, bóg słońca (avallo - jabłko; niem. Apfel) i są tego samego pochodzenia, co galijskie nazwy miejsc i osób. Odpowiednikiem akwitańskiego boga Ilixo jest prawdopodobnie bóg z Luxeuil - Lixovius, Lussouis. W Arpenninus rozpoznajemy morfem celtycki arę (greckie para, obok), od którego pochodzi nazwa Armorici (Armoryka) - obok morza; w połączeniu ze słowem penn -głowa, dał on Penne Jocus (głowa jeziora) nad Jeziorem Genewskim. Jeszcze dziś w całych Pirenejach pene lub pena oznacza szczyt. Andosus, galijskie ande - często występujące w imionach własnych, na przykład Ande-matunnum (Langres) - oznaczało zapewne: duży. Jednakże wiele innych nazw wydaje się obcych celtyckiemu pochodzeniu: Aherbeleste (baskijskie behz - czarny), Arixo (baskijskie arri - kamień), Astolunno, Beisirisse, Leheren (baskijskie ler, leher - pierwszy). Podobnie wymieszane są imiona osób: Anderexo (Anderix, wielki król) jest celtyckie, tak jak Attaiorix, Dannorix, Dannosus, Dannonia (w Galii właściwej Dannomarus, Dannotalos...). Cóż jednak powiedzieć o takich imionach, jak Attixsis, Axtouri, Belexconis, Bihotarris, Bulluca itd.? Wydaje się - pisze M. Lizop (s. 108) - że obok dialektu górskiego istniał dialekt nizinny, który bardziej uległ wpływom celtyckim. Teksty epigraficzne, pochodzące z terenów Ausci (Auch) i z innych krain środkowej Gaskonii, cytują więcej nazw o charakterze galijskim w miarę, jak zbliżamy się do obszarów nad środkową i dolną Garonną. Po jej wschodniej stronie brzegi Au-de i Corbieres były granicą zasięgu mowy charakterystycznej dla Akwitanii. 114 Galia niezależna Przed nadejściem Wołków Tektosagów posługiwała się nią prawdopodobnie cała ludność między Atlantykiem i Morzem Śródziemnym, być może nawet dalej, po Rodan. W ten sposób da się zestawić Tarascon nad Ariege z Tarascon nad Rodanem. Archeologia pozwala nieco uporządkować te dość niejasne informacje. Pod koniec okresu halsztackiego (VI wiek p.n.e.) Celtowie pojawiają się w rejonie Pirenejów. W około 20 stanowiskach archeologicznych odkryto groby ciałopalne z nasypem kurhanowym, zawierające wyposażenie charakterystyczne dla cywilizacji pierwszego okresu epoki żelaza. Występują one od skraju Masywu Centralnego po wybrzeża Oceanu i wzdłuż Pirenejów. W Avezac-Prat na wyżynie Lannemezan, w Camp de Ger koło Tarbes, znaleziono miecze z antenami, groty oszczepów, kilka ozdób i bardzo dużo ceramiki halsztackiej. Celtowie, którzy w tym czasie przeszli do Hiszpanii przez środkowe i zachodnie Pireneje, musieli oczywiście iść przez te okolice i pozostawić tu kilka swoich grup, które, sądząc po nekropolach, wydają się nawet dość liczebne. Ludzie ci pierwsi zdecydowali się pozostać w Starej Tuluzie i założyli nad rzeką osadę, która później stała się miastem rzymskim. Ich ślady odnajdujemy na całej wyżynie Lannemezan. W dorzeczu Adour położyli podwaliny późniejszych miast, między innymi Tarbes, Aire, Orthez, Pau, Dax. Narzucili też swą kulturę poprzednim populacjom, które nie dokonały wielkich postępów od czasów neolitu. Pierwsze elementy celtyckie w Akwitanii pochodzą z tego okresu halsztackiego, sprzed około 600 lat p.n.e. Inwazje iberyjskie nastąpiły później. Pozostawiły więcej śladów językowych niż materialnych. Ceramika lokalna z IV i III wieku przedstawia jedynie dalekie związki z naczyniami iberyjskimi. Pierwszy i drugi podokres ateński są słabo reprezentowane; trzeci trzeba prawdopodobnie łączyć z obecnością lub wpływami Wołków Tektosagów. Na wyżynach Ger i Lannemezan, cmentarzyska z końca drugiego okresu epoki żelaza sąsiadują z grobami szkieletowymi z czasów neolitu i epoki brązu. To samo zjawisko występuje bardziej na południe, w Couserans i regionie Luchon. Ludność autochtoniczna przyswoiła sobie cywilizację galijską. Ogólnie rzec można, że w momencie podboju rzymskiego w prowincji tej przeważa ta sama cywilizacja co na całości obszarów Galii, ze szczególnie wyraźnymi wpływami iberyjskimi i śródziemnomorskimi. W Tuluzie na przykład odnaleziono liczne monety świadczące, jak można tego było oczekiwać, o bardzo ożywionych kontaktach z wybrzeżem Morza Śródziemnego. Na 700 sztuk z kolekcji Azemas 1/8 monet pochodzi z Marsylii i państw greckich, 1/6 to monety plemion tubylczych z Beziers i Tarragony, 1/3 należy do Wołków i Tolozatów i zaledwie 1/30 do pozostałych plemion galijskich. Akwitania 115 Na warstwę miejscowej ludności Akwitanii niewiadomego pochodzenia nałożyły się kolejno: najpierw dość ludna inwazja Celtów kultury halsztackiej, następnie mniej znaczna inwazja iberyjska, której efekty zdają się przedłużone dzięki stałym kontaktom z ludami iberyjskimi z południowej strony Pirenejów, wreszcie - przynajmniej w części prowincji - inwazja Wołków. Nawet na tych obszarach, gdzie Wolkowie nie doszli, ich wpływy, wzmocnione oddziaływaniem innych sąsiadów galijskich, zaznaczyły się silnie. Niemniej Galowie mogli wciąż uważać Akwitanię za prowincję do zdobycia. Tam prawdopodobnie zamierzali dotrzeć Helwetowie, gdy w roku 58 wyruszyli do Galii. Ryć. 14. Moneta galijska z okolic Bayeux (E. Hucher, L'art Gaulois ou les Gaulois d'apres leurs medailles, p. II, Paris, Le Mans 1874, s. 3, ryć. 1). Deformacja galijska statera macedońskiego. Awers: głowa Apollina. Rewers: biga Filipa, triumfatora igrzysk olimpijskich Armoryka Wśród masy Galów jeszcze jedna grupa plemion stanowiła odrębną całość: liga armorykańska. Bretania uchodzi dzisiaj za kraj par excellence celtycki i w istocie język tego kraju jest celtycki. Został tu jednak zaszczepiony późno, bo dopiero w V ł VI wieku n.e., przez wyspiarskich Brytów uciekających przed anglosaskim najeźdźcą. W starożytności Bretania była niewątpliwie jedną z krain Galii najmniej ulegających wpływom celtyckim. Jest bardzo prawdopodobne, że pod względem etnicznym substrat dzisiejszej ludności - jako pochodzącej od najstarszych mieszkańców kraju - niewiele ma wspólnego z Celtami, nawet jeśli mówi językiem bretońskim. Dlatego też literackie rozprawy o celtyckiej duszy Bretończyków trzeba traktować z wielką rezerwą. W rzeczywistości przypisywany im łagodny i marzycielski charakter, ich spokojny upór, zupełnie nie godzą się z cechami, którymi tradycja zgodnie obdarza Galów, żarliwych i ciekawych wszelkich nowości, impulsywnych, a przy tym niestałych. 116 Galia niezależna Celtowie byli przede wszystkim rolnikami, Armorykanie zaś żeglarzami, i to od najbardziej zamierzchłych czasów. Jeszcze dziś rozróżnia się w Bretanii chłopa od rybaka. Starożytne ludy Armoryki żyły głównie z morza. Wskazuje na to także ich usytuowanie na półwyspie - każde plemię posiadało swój odcinek wybrzeża: Namnetes (Nantes) przy ujściu Loary, Yenetes nad zatoką Morbihan, Osismii w Finistere, Curiosolites na Cótes du Nord, Redones nad zatoką Saint-Malo, Unelli na półwyspie Cotentin, Lexovii na południe i Ca-letes na północ od ujścia Sekwany. Najstarsze osady, pochodzące z okresu przejściowego między epoką paleolitu i neolitu, znajdują się na wybrzeżu i na wyspach. Małżonkowie Saint-Just-Pequart odkryli na wyspie Teviec (Morbihan) wspaniałą nekropolę, którą słusznie uważają za mezolityczną. Jeden ze zmarłych był pochowany pod stosem poroży jelenich. Żył tam więc lud łowców, ale także rybaków, na co wskazują wyroby z muszli, służące jako nakrycie głowy, ozdoby, a nawet ubiory. Nad brzegiem morza odnaleziono sterty tych muszli oraz szczątki kuchni, z kilkoma krzemieniami, podobnymi do duńskich kjókkenmdddings. Znaleziska te należą do najstarszych - po schroniskach w jaskiniach pochodzących z epoki lodowcowej - ludzkich osad. Wzdłuż wybrzeża i przy drogach do niego wiodących wznoszą się liczne menhiry -kamienie-pomniki (tworzące niekiedy szeregi, jak w Carnac) lub dolmeny -budowle z wielkich płyt, uważane za grobowce, oraz kamienne kręgi, czyli kromlechy, które zapewne odgrywały rolę świątyń. Już 2000 lat p.n.e., w epoce neolitu i na początku epoki brązu, budowniczowie tych megalitycznych budowli żeglowali między Słupami Herkulesa a wyspami Brytanii i Irlandii; być może nawet docierali do wybrzeży skandynawskich. Dzięki swej flocie Armorykanie byli w stanie długo odpierać ataki legionów Cezara. Miasta ich były zazwyczaj tak usytuowane, że zajmując końce przylądków i cypli, nie dawały do siebie dostępu ani pieszym, ponieważ dwukrotnie w ciągu doby w odstępie dwunastu godzin nadchodził od pełnego morza przypływ, ani też statkom, ponieważ przy nadejściu pory odpływu statki ulegały uszkodzeniom na mieliznach. [...] A jeśli obrońcy musieli nawet przypadkiem ustąpić przed ogromem robót oblężniczych, gdy odparto morze za pomocą nasypu i grobli oraz dorównano wysokości murów takiego miasta, to z chwilą, gdy zaczęli tracić nadzieję na skuteczną obronę, ściągali wielkie ilości okrętów, a mieli ich pod dostatkiem, wszystek swój dobytek na nich uwozili i wycofywali się do najbliższych miast: tam od nowa się bronili w tak samo dogodnych warunkach naturalnych". Gajusz Juliusz Cezar, op. cit., III, 12. Armoryka 117 Jeśli wcześniej zjawili się tutaj Celtowie, to używając tych samych sposobów, musieli ich Armorykanie zniechęcić i odwrócić ich uwagę w stronę łatwiejszych i bardziej opłacalnych podbojów. I rzeczywiście, oprócz kilku zapożyczonych narzędzi żelaznych nie odnajdujemy w Bretanii żadnych śladów cywilizacji halsztackiej. Przetrwała tu stara cywilizacja brązu, która jednak coraz bardziej ubożała, z pewnością z powodu wyczerpywania się złóż cyny albo odkrycia gdzie indziej nowych i bogatszych. Armoryka, odseparowana od odradzającej się Galii, cierpiała na brak ożywczych kontaktów. W drugim okresie epoki żelaza pojawia się tu cywilizacja lateńska. Prawdopodobnie niektóre z plemion dostały się w tym czasie pod wpływy galijskie, jak Namnetowie, których osady Ratiatum, Condevincum, Duretiae noszą celtyckie nazwy. Sicor, jeden z ich portów na południe od ujścia Loary, i Corbilo, położone prawdopodobnie na północnym brzegu rzeki (Saint-Nazaire?), zachowały dawne nazwy. Ale Bńvotes Portus w pobliżu ujścia Yilaine, otrzymał nowe imię. Redones i ich stolica Condate (Rennes) były z pewnością galijskie. Nie można tego powiedzieć o Unelli z półwyspu Cotentin - ich miasta noszą nazwy nieceltyckie, a przynajmniej za takie przez nas uznawane: Cosedia (Coutances), Crociatonum, Coriallum. Jednocześnie nazwa Alauna (Yalognes) wygląda na celtycką. Trzy plemiona półwyspu armorykańskiego nie oparły się zwierzchnictwu celtyckiemu: Yenetes na południu, Curiosolites na północy i Osismii w Finistere. Pomijając kilka wyjątków, spotykane tam nazwy są galijskie: Darioritum (Yannes) zawiera wyraz ritum - bród, przejście; Yorgium (Carhaix) i Yorganium (koło Plouguerneau) pochodzą od słowa vergo-bretus, oznaczającego najwyższego urzędnika Eduów; wyrazami pokrewnymi są Uxantis, Uxisama (Ouessant) i Uxellodunum (prawdopodobnie Le Puy d'lssolu) u Kadurków z Quercy oraz Issoudun w Indre (wysoko położona warownia) - tu najpewniej oznacza najdalszą wyspę. W Yindilis (Belle-Isle), tak jak w Yindana Portus (Locmariaquer), rozpoznajemy vindo - biały. Gesocribate (Brest) przypomina swym pierwszym członem Gesoriacum (Boulogne). Archeologia potwierdza, że w drugim okresie epoki żelaza Celtowie byli już obecni na obszarze całej Bretanii. W grobowcach znajduje się broń i ozdoby tego samego rodzaju co w pozostałych częściach Galii. Na grobach w Finistere często stoją metrowej do dwumetrowej wysokości stele - kamienne bloki w kształcie ściętego stożka, z podłużnymi żłobieniami, a czasem także z nacięciami horyzontalnymi. Są to „lechy", które często brano za zabytki chrześcijańskie, wiele z nich bowiem zostało w późniejszych czasach użytych jako podstawa krzyża. W rzeczywistości są to jednak dawne menhiry. W ten sposób na grobach galijskich przetrwała lokalna, starożytna tradycja. Dawne ludy Armoryki, w różnym stopniu poddane celtyckim wpływom - bądź to na skutek sąsiedzkich kontaktów, bądź też przeniknięcia na ich ziemie grup 118 Galia niezależna celtyckich - musiały przy tym pozostać z gruntu takie same jak w ciągu tysiącleci epoki przedhistorycznej. Galia Celtycka i Galia Belgijska Jedyna różnica pomiędzy tymi dwiema prowincjami Galii polega na tym, iż Galowie, którzy osiedli w Galii Belgijskiej, przybyli najpóźniej. Przekroczyli Ren mniej więcej dwa stulecia po Galach z Galii Celtyckiej. W miarę, jak posuwamy się ku północy, odnosimy wrażenie, że mieszkańcy byli prymityw-niejsi i bardziej nieokrzesani, ale trudno by było wskazać inne odrębności. Nazwy miejsc i osób są takie same i świadczą, że język był prawie identyczny. Belgowie, którzy wprawdzie odmówili wykonania rozkazów Wercyngetoryksa wzywającego do powszechnego powstania, wysłali przecież posiłki i przez całe 8 lat wojny walczyli z Cezarem w ten sam sposób i tak samo zaciekle jak inni Galowie. W czasach Cezara nie sposób już wyodrębnić wcześniejszej ludności kraju od późniejszych przybyszów galijskich; wszyscy zlali się w zupełnie jednolity lud. Jedynie postęp badań archeologicznych umożliwia analizę i stwierdzenie, że proporcje składników etnicznych były inne w każdym kantonie. Od 35 lat ojciec Philippe prowadzi prace wykopaliskowe w starożytnym oppidum Fort Harrouard, położonym w Eure-et-Loir, na granicy terytorium Karnutów z Chartres i Aulerków z Eure. Prace ujawniły nieprzerwane następstwo domostw i grobów od ostatniego okresu neolitu po początek naszej ery. Przemiany cywilizacyjne są powolne; najbardziej gwałtowne zmiany zaszły w trzecim okresie epoki brązu, około roku 1000 p.n.e. Ani w okresie halsztac-kim, ani w lateńskim, ani tym bardziej w rzymskim nic nie świadczy, by miał się wydarzyć jakiś przełom. Jak stwierdza ojciec Philippe, zwyczaj chowania zmarłych wewnątrz chaty, przy palenisku, które następnie porzucano, pojawia się już w pierwszym okresie istnienia Fort Harrouard i trwa aż do ostatniego podokresu lateńskiego mimo zmian i stopniowego postępu, jakie zaznaczyły się w budownictwie, uzbrojeniu, narzędziach i ceramice. „Czyż tak długotrwałe dochowywanie wierności obrządkom pogrzebowym nie świadczy o ciągłości etnograficznej różnych populacji następujących po sobie w Fort Harrouard?" Cywilizacje zmieniały się, lecz ludność pozostawała w gruncie rzeczy ta sama. Gdzie indziej, przeciwnie, stwierdzamy, że jedne szczepy ustępują miejsca innym. Na przykład w Szampanii, w Jogasses w pobliżu Epernay, groby lateńskie rozrzucone na sporej przestrzeni zastępują znacznie bardziej skupione cmentarzyska poprzednich mieszkańców cywilizacji halsztackiej. Chociaż w Ardenach kurhany halsztackie utrzymują się jeszcze do czasów rzymskich. Czasem więc ludność wcześniejsza pozostawała na miejscu, przyswajając sobie Galia Celtycka i Galia Belgijska 119 istotę kolejnych cywilizacji występujących na całym terytorium kraju; niekiedy tam, gdzie w początkowym okresie epoki żelaza zasiedlenie było gęste, kilka stuleci później mieszkańcy zostali wypędzeni przez nowych przybyszów; gdzie indziej jeszcze najazdy z okresu lateńskiego nie spowodowały żadnych zaburzeń. W ten sposób każdy region Francji posiada przynależną mu historię i ludność. Oto jedno z największych plemion Galii Celtyckiej: Arwernowie - ci, którzy w czasie pierwszej wyprawy rzymskiej w roku 125 sprawowali hegemonię nad częścią kraju i spośród których w roku 52 wyłoniono wodza największego zrywu niepodległościowego przeciwko Cezarowi. W jakiej mierze byli oni ludem celtyckim? A. Dauzat, specjalista w dziedzinie toponomastyki, badał ostatnio tamtejsze nazwy geograficzne. W galijskiej toponimii z Owernii i Velay - mówi w swej pracy - uderza stosunkowo nikła liczba nazw, które zawierają rdzeń lub przyrostek galijski. Przeciwnie, stosunkowo liczne są morfemy zdające się sięgać wcześniejszych pokładów. Jest rzeczą naturalną, że na obszarach górskich znajdujemy więcej archaizmów niż na równinach, przez które nieustannie wędrowano. Wbrew ogólnie przyjętej opinii kolonizacja galijska musiała być tutaj w porównaniu z poprzednią dość słaba [...]. Przybywszy z nizin północy, Galowie nigdzie w dużej masie nie zapuścili się głęboko w nasze góry12. W istocie nasza znajomość języka galijskiego nie jest wystarczająca, byśmy potrafili wytłumaczyć nazwy śwętego miasta Arwernów - Anicium (Le Puy) czy też ich głównego oppidum - Gergovia albo stolicy Wellawów z Yelay - Ruessio (Saint-Paulien). Tak samo u Eduów z dzisiejszej Burgundii, rywalizujących z Arwernami o hegemonię, warownia Alesia - którą, jak powiadano, miał założyć Herkules - nosi nazwę popularną wprawdzie w Galii, lecz pochodzenia preceltyckiego. Alezja znajduje się zresztą na terytorium Mandubiów, których celtycki charakter Camille Jullian podaje w wątpliwość. Niedaleki Morvan również nie wydaje się głęboko spenetrowany przez Celtów. Odmienne warunki panowały w Galii Belgijskiej, położonej bliżej Renu. Epoka brązu jest tu po prostu kontynuacją epoki neolitu, zaś metal dotarł za pośrednictwem handlu, a nie poprzez nowe etnicznie osadnictwo. Z początkiem epoki żelaza natomiast, około roku 800 p.n.e., pojawiają się wraz z kurhanami wszystkie charakterystyczne cechy cywilizacji halsztackiej. Następnie, koło roku 500, w tym samym czasie co w Galii Celtyckiej, występują lateńskie groby płaskie. Mamy tu do czynienia z dwiema kolejnymi falami zdobywców. 12 A. Dauzet, La toponymie f ranę aise, Paris, 1939, s. 176. 120 Galia niezależna Wymieszali się oni z wcześniejszymi mieszkańcami, tak samo jak na całym pozostałym obszarze Galii. Na ten galijski już podkład nałożą się w ciągu trzeciego stulecia najeźdźcy belgijscy, przybywający według wszelkiego prawdopodobieństwa z północnych Niemiec. Jedno z ich głównych plemion, Nerwiów z Hainaut, Strabon uważał za lud germański. Cezar z kolei wspólnym mianem Germanów określał Eburonów, Kondrusów, Kerozów i Paemanów. Należy przez to rozumieć, że wszyscy oni przybyli niedawno zza Renu. Nazwa ta - Germanowie - ma oczywiście sens wyłącznie geograficzny, nie etniczny. Ambioryks, król Eburonów, uważał siebie i swój lud za rdzennych Galów. Także Belgów Strabon uważa za Galów. Od początku swojej IV księgi poświęconej Galii notuje, przecząc tym samym Cezarowi, że o ile Akwitanowie tworzą odrębną grupę, o tyle Belgowie i Celtowie odwrotnie, przedstawiają ten sam typ fizyczny i jeśli nie mówią dokładnie tym samym językiem, to ich dialekty różnią się minimalnie, a podobnie ma się rzecz z ich obyczajami i instytucjami. Zarówno u Strabona, jak u Cezara Belgowie ukazują się jako Galowie, tyle że mniej zaawansowani cywilizacyjnie niż ich pobratymcy z terenów leżących na południe od Sekwany i Marny. Pomijając może lesiste rejony Ardenów, Belgowie byli ostatnią warstwą, jaka nałożyła się na pozostałości starych populacji miejscowych. Ogólnie można powiedzieć, że element celtycki w Galii występuje coraz częściej w miarę zbliżania się do Renu. Im dalej od tej rzeki, ludność autochtoniczna, zasiedziała od epoki brązu i epoki neolitu, zachowała jakby większe znaczenie i na południe od Loary pod wierzchnią warstwą celtycką stopniowo nabiera wyrazistości. Druidzi mówili prawdę, gdy przypominali - co wiemy od Ammiana Mar-cellina, że część Galów stanowili autochtoni, a tylko część ich pochodziła zza Renu. Celtyzm w Galii przedstawiał pewien ogólny stan cywilizacji, pewien nowy system polityczny raczej niż jakąś odnowę ludności. Nie celtyckie inwazje zasiedliły Galię, ale zaludniała się ona w wielowiekowym procesie prehistorycznym. Większość mieszkańców urodziła się na tej ziemi. Dziełem Galów była przede wszystkim struktura społeczna. Galijska organizacja terytorialna i plemienna Organizację tę znamy naprawdę dopiero w takiej formie, jaka istniała w chwili pojawienia się Galów na scenie historii, czyli w okresie podboju rzymskiego na przełomie II i I wieku p.n.e. Zastajemy wówczas odrębne plemiona dobrze zorganizowane, panujące na wyraźnie określonych terytoriach. Jakich czasów sięgają te podziały? Możemy domniemywać, że w większości wypadków i w ogólnych zarysach pochodzą z początków okresu lateńskiego, Galijska organizacja terytorialna i plemienna 121 a utrwalały się w ciągu następnych stuleci. Ale ileż nadal niepewności! Czy możemy na przykład określić, kiedy Helwetowie osiedlili się na części obszaru dzisiejszej Szwajcarii, albo jak Biturygowie Wiwiskowie zawładnęli terenem w regionie Bordeaux, jakie były ich stosunki z Medullami z Medoc i skąd się wzięli Bojowie w Kraju Buch? Pozostańmy zatem przy takim obrazie Galii, jaki przekazał nam Cezar. W odróżnieniu od rozdrobnionych szczepów, zajmujących Alpy i Pireneje, plemiona Galii Celtyckiej i Belgijskiej posiadały obszerne terytoria, przez swą rozległość bliższe naszym dawnym prowincjom niż współczesnym departamentom. Było ich około 60 między Garonną i Renem. Prawie zawsze te terytoria odpowiadały wielkim, naturalnym krainom geograficznym. Ich granice są niekiedy wyznaczone przez różne formacje geologiczne. Na zachód od pasma Puys, które stanowi granicę zasięgu lawy wulkanicznej, ziemię bierze w posiadanie granit: za Owernią rozpościera się Limousin, Arwernów zastępują Lemowikowie. Camille Jullian zauważa: [...] posiadłości poszczególnych ludów nie przekraczały granic wskazanych przez samą naturę. Santonowie nie przeszli na północ przez wielkie mokradła rzeki Sevre, poza ten północny kraniec urodzajnych ziem. Kadurkowie z tarasowych terenów Quercy unikali zbyt nisko położonych stref doliny Ga-ronny tak samo jak wąwozów w Cantal. Remowie w Szampanii nie zapuszczali się w wielkie bory na północy, ich granica biegła tutaj skrajem lasów ardeńskich oddzielających Semoy od Meuse, zaś na wschodzie opierała się o rzekę Argonne. Plemiona galijskie były od siebie oddzielone najczęściej landami, lasami lub terenami bagiennymi. Naturalne przeszkody ograniczały zasięg ich podbojów [...] na niektórych ważnych drogach Francji pejzaż zmienia się dokładnie tam, gdzie znajdowały się granice posiadłości plemion galijskich. Kiedy na drodze z Orleanu do Paryża zostawiamy za sobą równinę Bauce z jej monotonnymi, niekończącymi się łanami zbóż, by znaleźć się wśród wdzięcznych pagórków niecki Etampes, opuszczamy jednocześnie kraj Karnutów, by znaleźć się na ziemi Paryzjów. Dlatego członkowie jednego plemienia, Arwernów czy Lemowików, Santonów czy Karnutów, mogli pielęgnować odrębne obyczaje, wykształcić własny charakter, podobne cechy fizyczne i jednakowe normy moralne, które zachowali jeszcze ostatni ich potomkowie. Toteż terytoria tych plemion trwały nienaruszone przez cały okres niepodległości Galii i późniejszej dominacji świata antycznego13. Na przestrzeni stuleci ziemia formowała ludzi. Organizacja plemienna była podstawą organizacji wojskowej. Poszczególne terytoria były jednostkami politycznymi i gospodarczymi. Spójność najeźdźczej grupy podtrzymała eksploatacja podbitej ziemi. Ludziom tym potrzebna była do życia ziemia pod uprawę, łąki do wypasania bydła i lasy. W związku z tym galijskie 13 C. Jullian, Histoire de la Gaule, t. II, Paris 1908, s. 30. 122 Galia niezależna terytorium plemienne obejmowało najczęściej zarówno tereny górzyste jak nizinne. Ziemie Allobrogów rozciągały się od doliny Rodanu między Wienną a Genewą po Alpy Delfinackic; Sekwanowie posiadali płaskowyż jurajski oraz nizinne krainy nad Doubs i Saoną; posiadłości Eduów wznoszą się od Saony na płaskowyż Autun, po czym schodzą nad Loarę. Każdy z ludów musiał przede wszystkim mieć dostęp do jednego przynajmniej ważnego szlaku komunikacyjnego, zwłaszcza do szlaku wodnego. Arwernowie mieli rzekę Allier. Przewaga Eduów wynikała z posiadania dostępu jednocześnie do Saony, prowadzącej do Morza Śródziemnego, i do Loary wiodącej do Atlantyku (dzisiejszy departament Saóne-et-Loire); drogą przez Alezję mogli dostać się w dorzecze Sekwany. Sąsiednie terytorium Sekwanów, z którymi Eduowie wiedli spór o Saonę, łączy dolinę Doubs z doliną Renu na odcinku między Bazyleą a Selestat. Na południu Wolkowie zajmowali obszar pomiędzy Roda-nem, Aude i Garonną. Niemało wędrówek i niemało wojen musiało się odbyć po pierwszych podbojach z początkowego okresu lateńskiego, zanim doszło do tak rozsądnego podziału kraju. Tak wielkie jednostki terytorialne Galów robią wrażenie tworów nieco sztucznych. Wewnątrz tej rzadkiej siatki dostrzegamy jednostki mniejsze -pagi; od słowa tego pochodzi francuskie pays - kraj. „Helwetowie dzielili się na cztery grupy, inaczej pagi"14. Znamy tylko imiona dwu z nich: Tygurynowie i Werbigeni. Tygurynowie mieszkali na wschód od jeziora Neuchatel, w rejonie Avanches. Ostatnio sugerowano, iż pagus Yerbigenus mógł leżeć na południe od tego jeziora, na skraju Jury, wokół Urba (dzisiejsze Orbe), co odzwierciedlałoby jego nazwę. Podział na cztery pagi stosowano chyba dosyć często; wskazywałaby na to na przykład nazwa Petrucorii (Perigueux) - cztery kantony (galijskie petru = cztery). Nie było to jednak regułą, powiedzmy, że zdarzało się najczęściej. Wiemy, że Eduowie, jedno z największych plemion, dzieliło się na sześć pagi: na zachodzie pagus Nivernus - Nivenais; na północ od niego pagus Ammonia, ciągnący się aż po lasy oddzielające Clamecy od Yezelay; Insubris, w którego nazwie odzywa się echo Insubrów z Mediolanu, leżał między Allier i Loarą; najbogatszy pagis Arebrignus w dolinie Saony; pagus o niepewnej nazwie Briennensis czy Briendonensis w Brionnais, w Charolais i prawdopodobnie w Maconnais; wreszcie, w sercu terytorium, pagus Morvinnus, gdzie na wysokości 900 metrów n.p.m., na Mont Bevray, znajdowała się Bibrakte, stolica Eduów. Dodajmy, że pomiędzy ziemiami Eduów, Biturygów i Senonów mieszkały inne, małe plemiona, mniej lub bardziej uzależnione od potężnych sąsiadów: Bojowie na zachód i Aulerkowie na północ od Loary; w Avalon Brannowie; w Alezji Mandubiowie; być może Ambibareci w Bourbonnanis; od Roanne do Lyonu Seguzjawowie mający stolicę w Feurs (Forum Segusiavo- 14 Gajusz Juliusz Cezar, op cit., I, 12, 4. Galijska organizacja terytorialna i plemienna 123 rum) Ambarowie w Ain. Również Arwernowie mieli wokół siebie małe ludy będące ich klientami: Welawów z Yelay, Gabalów z Gevaudan, Helwienów z Ardeche. Pagus jest w zasadzie tożsamy z pojęciem plemienia, bowiem w epoce rzymskiej liczne pagi podniesione zostały do rangi plemion niezależnych. Jednak zanim nastał pax Romana, dla małych plemion korzystne było organizowanie się i tworzenie większych grup lub uciekanie się pod opiekę plemienia silniejszego. W tym grupowaniu się pagi galijskich jest pewne podobieństwo do rozdziału historii greckiej znanej pod pojęciem „synojkizmu". Przedstawiciele klanów rodzinnych, mieszkających na tym samym obszarze, zbierali swych bogów w jednym akropolu, który stawał się wspólnym sanktuarium i miejscem wiecznego spoczynku dla wszystkich. W ten sposób zakładali miasto - stolicę plemienia. Nie wiemy, czy w Galii związek kilku pagi przejawiał się zawsze powstaniem miasta bądź wspólnej warowni; w każdym razie gromadzono bóstwa we wspólnym sanktuarium. Ten swego rodzaju synojkizm pagi przyczynił się prawdopodobnie do utworzenia wielkich ludów galijskich. Prawdę powiedziawszy, początkowo pagus nie był jednostką terytorialną. Słowo to oznaczało najpierw grupę ludzi, którzy jednoczyli się, by razem walczyć. Było to braterstwo broni, z pewnością najczęściej oparte na więzach pokrewieństwa. Termin pagus określał potocznie oddział armii galijskiej. Po zwycięstwie wojownicy z takiego oddziału osiadali wraz z rodzinami na ziemi otrzymanej w nagrodę, nadawali jej swoje własne imię lub też sami przyjmowali nazwę zajętego kraju. Przy wódcą pagus był pierwotnie król, który był jednocześnie wasalem silniejszego władcy i stawał się później jego podwładnym. Pagus odzwierciedlał związek między grupą ludzi i ziemią, stanowił podstawową komórkę życia społecznego Galów. Pagus, bardziej niż terytoria wielkich ludów, odpowiadał krainie naturalnej. Dziś nazwalibyśmy go „ziemią": te, których położenie w epoce starożytnej zostało potwierdzone, istotnie miały swą odrębność geograficzną. Z pewnością przybysze galijscy zadowalali się najczęściej wyznaczonymi przez naturę granicami, w obrębie których żyli ich poprzednicy, a osiedlając się, w spadku po nich otrzymywali też historię. Galijskie pagi na terytoriach wielkich ludów są żywym odbiciem stanu rozdrobnienia z okresu wcześniejszego niż inwazje z V wieku p.n.e. Są reliktami prehistorii wywodzącymi się z epoki neolitu. W średniowieczu odnajdziemy pagus jako jednostkę terytorialną w całym tego słowa znaczeniu. Nie twierdzimy bynajmniej, że wszystkie pagi średniowieczne, których lista jest nam dostępna, są odpowiednikami pagi galijskich. Niemniej, generalnie rzecz biorąc, ten podział na „ziemie" wskrzeszał na swój sposób organizację polityczną Galii z okresu poprzedzającego nadejście Celtów cywilizacji lateńskiej. 124 Galia niezależna Jedność galijska Jednym z najbardziej uderzających zjawisk, jakie na światło dzienne wydobyła archeologia, jest wyjątkowa jednolitość cywilizacyjna, panująca w okresie lateńskim od Morza Czarnego po wyspiarską Brytanię. Nie ma żadnej wątpliwości, że cywilizację lateńską należy identyfikować z cywilizacją celtycką. W jakiejkolwiek prowincji osiedli, z jakimkolwiek wymieszaliby się ludem, Celtowie żyli mniej więcej podobnie i utrzymywali między sobą stale kontakty. Używali takiej samej broni i takich samych narzędzi, nosili takie same ozdoby, mieli ten sam obrządek pogrzebowy. Widoczne są, rzecz jasna, różnice w stopniu zaawansowania tej cywilizacji, w bogactwie, ale styl życia jest i pozostaje z gruntu ten sam. Można z tego wyciągnąć wniosek, iż wszyscy Celtowie posiadali mniej czy bardziej iluzoryczną świadomość pokrewieństwa i wspólnoty. Jedność języka i wspólna religia z pewnością umacniały tę świadomość i ułatwiały kontakty. W kraju o tak wyrazistych granicach jak Galia już sama natura podtrzymywała poczucie jedności. Nawet autorzy starożytni zauważyli, że topografia zdawała się skłaniać poszczególne prowincje Galii do szczególnie bliskich stosunków. Geograf Strabon podziwia dogodny układ rzek, ułatwiający transport towarów znad jednego morza nad drugie tak wodą, jak lądem. Okoliczność ta - mówi - jest głównym elementem dobrobytu kraju, ułatwia bowiem pomiędzy zamieszkującymi go plemionami wymianę towarów niezbędnych do życia, jak też sprawia, że zaistniała między nimi wspólnota interesów [...]. Skłonni bylibyśmy nawet uwierzyć - ciągnie dalej - iż jest to bezpośredni znak działania Opatrzności, tak bardzo wydaje się bowiem nie tyle wynikiem przypadku, co powziętego planu15. Widzieliśmy przecież, z jakim zapałem każde z wielkich plemion Galii usiłowało opanować zarówno szlaki wodne, jak i lądowe. Aby móc z nich skorzystać, Galowie często walczyli o nie z bronią w ręku. Bardziej jeszcze podróżowali i handlowali, niż wojowali. Strabon mówi jedynie o stosunkach handlowych. Poza tym trzeba pamiętać o tradycjach duchowych, zwłaszcza religijnych, o pielgrzymkach i wspólnych świętach. Wszystkie ludy starożytne - Greków, Latynów i Germanów - łączyło pojęcie jedności ze wspólnotą rytuałów i sanktuariów. Na tej podstawie rozmaite plemiona, chwilowo poróżnione, odnawiały swe braterstwo. Od Renu po Pireneje, od Alp po Atlantyk 15 Strabon, op. cit., IV, l, 2, 14. Jedność galijska 125 Galowie się rozpoznawali i korzystali z każdej okazji, by wspólnie przeżywać uniesienia na wspomnienie boskiego praojca, bohaterskich czynów przodków, chwały imienia narodu, jego siły i tradycji. Czy ponad granicami niewielkich ziem, jakimi były ich pagi, ponad różnicami i rywalizacją poszczególnych ludów istniała świadomość posiadania ojczyzny, jaką była Galia - ziemia i ludzie? Wielki znawca historii Galii, Camille Jullian, nie wątpi o tym. Wręcz cofa początki tego poczucia galijskiej narodowości aż do czasów „liguryjskich", do epoki brązu. Te odległe czasy - konieczne wydaje nam się opuszczenie tu określenia „liguryjskie" - sprawiają raczej wrażenie okresu rozdrobnienia. Nawet jeśli przyjmiemy, że pierwsi najeźdźcy indoeuropejscy byli przodkami Celtów, to zbyt wiele było pomiędzy ich poszczególnymi grupami obcej przestrzeni, zbyt wielkie luki, by mogła ich łączyć jakaś świadomość narodowa. Jeśli jednak chodzi o właściwy okres galijski, nie wahamy się poprzeć Camille'a Julliana. Podniosły się przeciw niemu głośne sprzeciwy. Pierwsza część pracy (La Gaule romaine) pióra jego mistrza, Fustela de Coulanges, zatytułowana jest Qu'il n'existait pas d'unitę nationale chez les Gaulois (Nie istniała bowiem u Galów wspólnota narodowa). Natomiast Camille Jullian pisze, że: Galowie posiadali świadomość aktualnej jedności i pamięć wspólnej historii. W chwilach entuzjazmu czuli się solidarni z każdym, kto nosił to samo imię, i ze wszystkimi zmarłymi, którzy nosili je niegdyś. Mówili o całej Galii jak o osobie żyjącej, omalże nieśmiertelnej, której należało służyć, którą należało kochać i chronić. Naprawdę uważali ją za ojczyznę16. Komu wierzyć? - pytano. Komu zaufać? Zwróćmy najpierw uwagę, że La Gaule romaine, którą napisał Fustel de Coulanges, jest tylko pierwszą częścią dzieła poświęconego Lhistoire des institutions politiques de 1'ancienne France (Historii organizacji politycznej dawnej Francji). Jego celem było jedynie poznanie organizacji politycznej Galów w chwili, gdy Rzym ich sobie podporządkował. Fustel de Coulanges stwierdza, że żadna instytucja nie dowodzi istnienia w tym momencie jakiejkolwiek jedności politycznej Galów. Galia nie była więc ziemią jednego narodu. Jeśli o to chodzi, Camille Jullian całkowicie się z nim zgadza. Nie istniało żadne galijskie zgromadzenie federalne ani żaden wspólny organ polityczny. Epoka podboju rzymskiego, gdy - zapewne z wyjątkiem Alezji - zawsze jacyś Galowie byli obecni u boku Cezara, jest wystarczającym dowodem, że nie można mówić o świadomym narodzie Galii. Camille Jullian jako historyk Galii musiał rozszerzyć pole swych badań poza same instytucje polityczne. Czyż historyk nie powinien się zajmować, 16 C. Jullian, op. cit, s. 447. 126 Galia niezależna poza faktami, także ideą i uczuciami? Nie posiadając wspólnoty potwierdzonej instytucją polityczną, być może jednak zdradzali Galowie tendencje do zjednoczenia? Te właśnie tendencje postanowił wydobyć na światło dzienne i wystarczyło, że udał się śladem Cezara. Już w pierwszym roku wojny, po zwycięstwie nad Helwetami, Cezar, szykując się do ataku na Belgów, odnotował fakt, że widok wojsk rzymskich działa na niektórych Galów tak samo, jak widok hord Ariowista. W roku następnym (57-56) Wenetowie z Bretanii „podburzali pozostałe plemiona, by raczej trwały w odziedziczonej po przodkach wolności, niżby miały znosić niewolę Rzymian"17. Kiedy Dumnoryks porzucił szeregi wojsk rzymskich i Cezar kazał go zabić, Gal bronił się z mieczem w dłoni, oświadczając, że urodził się człowiekiem wolnym i obywatelem wolnego ludu18. W którymś momencie przywódcą walki o niezależność narodową stał się Ambioryks, wódz Eburonów. Zadeklarował on, że powstanie jest wynikiem „decyzji całej Galii [...] Jako Galowie nie mogliby tak łatwo sprzeciwić się innym Galom, zwłaszcza że celem podjętej decyzji okazało się odzyskanie wspólnej wolności"19. Jeśli zaś chodzi o Wercyngetoryksa, ze wszystkich jego działań jasno wynika, że stawiając sobie za cel obronę wolności galijskiej, chciałby zjednoczyć wszystkich Galów, a jego bliscy podzielają te poglądy. Nazajutrz po klęsce pod Awarikum Cezar dziwił się, że jedno słowo wodza wystarczyło, by walczącym przywrócić wiarę. Wercyngetoryks oznajmił, iż „swoimi zabiegami [...] doprowadzi do zjednoczenia całej Galii [...] i tej jedności nawet cały świat nie będzie się mógł przeciwstawić"20. Zmuszony do kapitulacji pod Alezją, Wercyngetoryks mógł oświadczyć swym towarzyszom, że (powtarzamy wciąż za Cezarem) „jeśli podjął tę wojnę, to nie dla osobistych korzyści, lecz by wywalczyć wolność dla wszystkich". Niewątpliwie udało mu się zaledwie stworzyć ligę wojskową, a nie wszystkich naprawdę poderwać w obronie ojczyzny. Nawet jeśli ojczyzna taka w rzeczywistości nie istniała, to przecież posiadali Galowie wspólny ideał narodowy. O ideale tym mówił, także w Alezji, inny wódz galijski, Krytognatus: Cymbrowie po splądrowaniu Galii i zadaniu klęski wreszcie jednak odeszli z naszych dziedzin i udali się do innych krajów, a prawa, ustawy, pola i wolność nam pozostawili. Czy Rzymianie do czegoś innego rzeczywiście dążą lub czegoś innego chcą, jeśli nie tego, by pod wpływem zawiści osiedlić się w krainach i miastach tych, o których słyszeli jako o uwielbianych z powodu sławy, a także jako o sprawnych na wojnie, i w dodatku narzucić im wieczystą 17 19 Ibidem, III, 8, 4. 18 Ibidem, V, 7, 8. Ibidem, V, 27, 5. 20 Ibidem, VII, 29, 6. Jedność galijska 127 niewolę? [...] Nasze prawa, ustawy, nasza ziemia i nasza wolność - czyż nie one stanowią duszę i ciało ojczyzny?21 Nie mieli Galowie wspólnej instytucji politycznej, ale mieli wspólną na organizację religijną. U ludów starożytnych instytucje religijne zawsze poprzedzały powstanie instytucji świeckich. Czy doroczne zgromadzenie druidów i jednolity charakter ich kapłaństwa nie dowodziły już istnienia w Galii organizacji o charakterze narodowym? „W określonej porze - pisze Cezar - w kraju Karnutów, obszar ten uchodzi za środek całej Galii, druidzi zasiadają na poświęconym miejscu dla odbycia sądów"22. J. Soyer, archeolog i archiwista Ziemi Orleańskiej, ustalił w wyniku swych poszukiwań, że to święte miejsce, w którym zbierali się druidzi z całej Galii znajdowało się w lasach Orleanu, w Saint-Benoit-sur-Loire, w pobliżu Fontaine Saint-Sebastien, a jak zauważa C. Jullian - w równej odległości od wszystkich granic Galii: od Renu, Alp, Pirenejów i Atlantyku. W tym właśnie miejscu, według innego uczonego, J. Lotha, znajdował się święty kamień, który można nazwać pępkiem Galii, na wzór omphalos z Delf, będącego idealnym środkiem Grecji. Zgromadzenie kapłanów w samym sercu kraju było w istocie pierwszym zgromadzeniem narodowym. Spełniało ono wiele z funkcji, jakie spełnia dziś władza państwowa [...] we wszystkich niemal sprawach spornych, tak publicznych jak i prywatnych, oni rozstrzygają, zwłaszcza jeśli dopuszczono się jakiegoś przestępstwa, gdy popełniono zbrodnię, jeśli toczą się spory o spadek czy miedzę, oni również wyznaczają nagrody i określają wysokość kar; jeżeli ktoś, czy jednostka, czy plemię, nie podporządkuje się ich wyrokowi, wykluczają z uczestnictwa w ofiarach. Jest to u nich najcięższa kara. Ci, których takie wykluczenie obejmuje, są stawiani na równi z bezbożnikami i zbrodniarzami, wszyscy od nich stronią, unikają zetknięcia i rozmowy z nimi, aby przez te kontakty sami nie narazili się na nieszczęście. Nie mają oni prawa dochodzić sprawiedliwości, nie powierza im się żadnej godności. [...] Tu schodzą się zewsząd wszyscy, którzy mają sprawy sporne, i poddają się ich wyrokom i orzeczeniom23. Oto wspólna jurysdykcja, obowiązująca na terenie całej Galii. Cezar mówi jeszcze: Na czele zaś wszystkich druidów stoi jeden, który cieszy się największym między nimi poważaniem. Po jego śmierci następcą zostaje albo ktoś wyróżniający się spośród reszty zasługami, albo w wypadku, gdy jest wielu sobie 21 Ibidem, VI, 13. 22 Ibidem. 23 Ibidem, VI, 13. 128 Galia niezależna równych, przez głosowanie druidów, a niekiedy nawet z bronią w ręku walczą o pierwszeństwo24. Zauważmy, że w roku 52 sygnał do walki pod wodzą Wercyngetoryksa wyszedł z lasów Karnutów, a więc z sąsiedztwa sanktuarium druidów, jeśli nie z samego sanktuarium. Choć Cezar tego nie mówi, bardzo prawdopodobne, że to druidzi, w imię tradycji narodowych, których byli depozytariuszami, wezwanie to wystosowali. Nawet w razie niesnasek między samymi Galami dostrzec można jakby echo tego ideału jedności, który realizowała już religia. Najsilniejsze plemiona pretendują do zwierzchnictwa nad całą Galią. Niegdyś udało się to Biturygom i legendarnemu Ambigatosowi. W II wieku p.n.e. hegemonia znajdowała się w rękach Arwernów. Pierwsze podboje rzymskie rozbiły jedność, a równocześnie podsyciły ambicje Eduów. Sekwanowie wezwali na pomoc Germanów właśnie dlatego, że tym ambicjom się sprzeciwiali, bowiem sami marzyli o tym samym. Gdy tylko któreś z plemion uznawało, że jest do tego zdolne, wszystkimi siłami dążyło do stworzenia wokół swych ziem związku, jaki miał na myśli Wercyngetoryks, gdy mówił, że nikt nie zdoła mu się przeciwstawić. Tę wspólnotę narodową, do jakiej dążyła Galia, ofiarowali jej w efekcie Rzymianie, wyłączając z niej jedynie prowincję narbońską. W roku 12 p.n.e. przy ołtarzu poświęconym kultowi Rzymu i Cesarza August powołał Radę Galii. Odtąd ołtarz w Lyonie, nowej stolicy, był „świętym centrum" kraju, który stał się krajem rzymskim. Tak jak do zgromadzenia druidów, do Rady Galii należeli kapłani pochodzący ze wszystkich plemion galijskich; co roku wybierali oni swego zwierzchnika. Celem ich zgromadzeń uświetnionych uroczystym rytuałem było przede wszystkim danie wyrazu lojalności prowincji. Jednakże delegaci zbierający się pod ołtarzem Rzymu i Augusta posiadali także pewne kompetencje polityczne. Mieli prawo omawiać wspólne interesy i przedkładać cesarskiemu legatowi życzenia mieszkańców Galii. Byli nawet upoważnieni do składania skargi na legata bezpośrednio cesarzowi. Instytucja ta była stworzona przez Rzymian, ale w istocie odwoływała się do tradycji narodowej Galów. Czyż przy swoim liberalizmie August mógł nie brać pod uwagę tradycji galijskich? Czyż sam Cezar nie pomyślał już o tym, by aspiracje Galów do podejmowania wspólnych decyzji obrócić na swoją korzyść, gdy co roku gromadził wokół siebie wodzów najważniejszych plemion? Sami Galowie poprosili go o zwołanie takiego zgromadzenia zaraz po klęsce Helwetów, w pierwszym roku wojny. Powołując Radę Galii, August jedynie usankcjonował tę tradycję. W ciągu stuleci wspólnego życia pod rządami Rzymu przetrwało i umocniło się przekonanie, że różne prowincje Galii naprawdę stanowią jedną całość. 24 Ibidem. Jedność galijska 129 W ramach cesarstwa wyłoniła się prawdziwa ojczyzna Galów - Galia. Kiedy w III wieku Rzym stał się niezdolny do jej obrony, mieli Galowie własnego cesarza i własne rzymskie cesarstwo Galii. W miarę, jak słabło cesarstwo, umacniała się wizja Galii. Camille Jullian pisze: Przeczytajmy autorów późnego cesarstwa, a przekonamy się, że w oczach współczesnych była Galia państwem jednolitym i zwartym. W ostatnich dniach istnienia Rzymu oddała mu największe przysługi i odegrała w jego historii piękną rolę. Dzięki swej jedności pozostała wyraźnie najsilniejszym, najbardziej świadomym narodem w osłabionym cesarstwie. Wiedziała o tym i była z tego dumna. Jej żołnierze byli bardzo przywiązani do ziemi, której bronili, niechętnie też walczyli z dala od domu. Kiedy w IV wieku mówiono „Galowie", słowo to oznaczało nie tylko obywateli galijskich prowincji; nie było, jak w wypadku Hiszpanów, Afrykańczyków czy Ilirów, jedynie określeniem geograficzno-administracyjnym; rozumiano przez nie oryginalny, silny i budzący sympatię naród25. Poczucie narodowości galijskiej, rozwinięte w czasach rzymskich, miało niewątpliwie głębokie korzenie w tradycji wielowiekowej niezależności; zrodziło się nie dzięki rzymskiej organizacji życia, ale z tradycji celtyckich. Zalążków idei jedności francuskiej w naturalnych granicach Galii trzeba szukać jeszcze u Galów żyjących w czasach przed Cezarem. Była to idea, która w 1000 lat później wyznaczała politykę dynastii Kapetyngów i pozostała aktualna aż do dzisiejszych czasów. 25 C. Jullian, Galia, s. 323. Galowie u siebie Rządy i polityka Przed podbojem rzymskim - pisze Strabon - najbardziej rozpowszechnioną wśród ludów galijskich formą rządów były rządy arystokracji plemiennej. Na mocy prastarego zwyczaju każdy z tych ludów wybierał co roku zwierzchnika, a w razie wojny również każda armia wybierała swego dowódcę1. U Eduów, a zapewne także w wielu innych plemionach, urzędnik ten nosił tytuł vergobret, co w języku galijskim prawdopodobnie znaczyło „ten, który wydaje wyroki", czyli - sprawuje władzę wykonawczą. Wergobret posiadał prawo decydowania o życiu i śmierci każdego z mieszkańców, lecz nie wolno mu było przekraczać granicy kraju, którym rządził. Niewątpliwie - albo pod jego rozkazami, albo niezależnie od niego - władzę sprawowali jeszcze inni, niżsi urzędnicy, o których w odniesieniu do okresu niezawisłości, nic jednak nie wiemy. Musiała mu także pomagać rada starszyzny podejmująca decyzje. Razem obradowali o wspólnych sprawach, ustalali podatki, a w każdym razie -jak wynika z informacji Cezara - przydzielali w przetargu dzierżawę cła i myta; decydowali o przymierzach i poselstwach, o pokoju i wojnie. Lud, który według Cezara „nie więcej się liczy niż niewolnicy", uczestniczył w rządach wyłącznie za pośrednictwem wodzów. Władzę posiadali jedynie druidzi i wodzowie, i zapewne tylko oni wybierali wergobretów. W chwili wkroczenia Cezara forma rządów w Galii nie różniła się więc zasadniczo od rzymskiej. Zasady elekcji, w każdym razie u Eduów, ustalone były w najmniejszych detalach. W roku upadku Alezji Cezar musiał interweniować, by załagodzić Strabon, op. cit. Rządy i polityka 131 wybuchową sytuację, zaistniałą po wyborach wergobreta. Dwóch potężnych pretendentów uważało się za wybranych zgodnie z prawem i można się było obawiać, że dojdzie do starć między ich zwolennikami. Jako rozjemca Cezar odwołał się do obyczajów galijskich. Wezwał do siebie adwersarzy i całą starszyznę Eduów. Obie zwaśnione strony stawiły się w otoczeniu swoich klientów, tak że prawie cała ludność plemienia - jak relacjonuje Cezar -przybyła na spotkanie. Prawo Eduów stanowiło, że jeśli jeden członek rodziny sprawował już urząd, to za jego życia żaden jego krewny nie tylko nie mógł zostać urzędnikiem, ale nawet członkiem senatu. Dochodzenie zaś wykazało, że jeden z kandydatów wybrany został przez garstkę ludzi na potajemnym zebraniu, w nieprzewidzianym przez prawo miejscu i czasie i że wybór ten został uznany za legalny przez ubiegłorocznego wergobreta, który okazał się jego własnym bratem. Cezar zmusił go więc do złożenia władzy i przyznał ją temu, który został wybrany tak, jak nakazywał obyczaj - pod przewodnictwem kapłanów i wówczas dopiero, gdy urząd wakował2. Podobne trudności pojawiły się u Eduów przy okazji wyboru dowódcy oddziału, który miał wzmocnić armię Cezara3. O funkcję spierali się Epore-doryks, „młodzieniec bardzo bogatego rodu i bardzo potężny w swoim kraju", i Wirydomaros, „w tym samym wieku i z takim samym majątkiem, ale niższego' urodzenia", a tymczasem - na skutek intryg - powierzono ją komuś trzeciemu, zwolennikowi Wercyngetoryksa. Rygorystyczne zasady nie chroniły, jak widać, przed bałaganem. Cały ten ustrój opierał się na quasi-feudalnym systemie klienteli. Już Polibiusz wspominał o znaczeniu klienteli u Galów z Italii: „Starania o klientelę stanowiły największą ich troskę, ponieważ im liczniejszą posiadało się służbę i klientelę, tym bardziej uchodziło się u nich za groźnego i potężnego". Cezar podaje takie same informacje4. „Im kto u nich znakomitszy urodzeniem i majątkiem, tym więcej ma wokół siebie niewolnej służby i klientów. Znają oni tylko taki sposób okazywania ważności i siły". Opowiada też, jak wyglądała ta zasada w praktyce. Orgetoryks helwecki, pozwany przed sąd, zjawił się z całym swym domem (familia) w sile jakichś 10 tysięcy ludzi - klientów, podkomendnych i dłużników. Spodziewał się, że pozwoli mu to uniknąć sprawiedliwości. By narzucić swój wyrok, władze zmuszone były wezwać wojsko. Wielkie rody różnych plemion zawierały między sobą przymierza. Jeden z możnowładców edueńskich, Dumnoryks, tak samo potężny jak Orgetoryks, poślubił jego córkę. „Są tacy wśród Eduów - donosi Cezarowi jeden z jego Gajusz Juliusz Cezar, op. cit., VII, 33. 3 Ibidem, VII, 39. 4 Ibidem, II, 17 i VI, 15, 2. 132 Galowie u siebie informatorów - którzy cieszą się bardzo wielkim uznaniem wśród ludu i którzy jako osoby prywatne więcej mogą zdziałać niż sami urzędnicy"5. Dumnoryks jest istotnie człowiekiem bardzo zuchwałym, wpływowym wśród ludu dzięki swej hojności [...]. Od wielu lat trzyma on w dzierżawie, za niską odpłatnością, cła i wszystkiej pozostałe podatki u Eduów, gdyż nikt nie ma odwagi podnieść stawki, kiedy on bierze udział w licytacji. Dzięki" temu powiększył swój majątek i zgromadził poważne zasoby na rozdawnictwa; na własny koszt utrzymuje i ma przy sobie znaczną liczebnie jazdę, ma on też wielkie możliwości nie tylko w ojczyźnie, ale i w krajach sąsiednich i właśnie dla wzmocnienia swego znaczenia wydał on za mąż swoją matkę do kraju Biturygów za najznakomitszego i najmożniejszego tam człowieka; sam pojął żonę z plemienia Helwetów, a przyrodnią siostrę ze strony swej matki i inne swoje krewne powydawał za mąż do innych plemion6. Potędze jednej klienteli mogła się przeciwstawić jedynie potęga innej. Przeciwnikiem Dumnoryksa był jego brat, druid Dywiejakus; zmuszony do opuszczenia kraju, udał się do Rzymu. Nawiązał tam przyjaźnie, a jedną szczególnie cenną - z Cyceronem, który wyraża się o nim jako o człowieku dostojnym, mówiąc, że chętnie z nim dyskutował o filozofii i naukach przyrodniczych. Dywiejakus wrócił do Galii z Cezarem i udzielał mu - przynajmniej w pierwszym roku wojny - cennych wskazówek. W Galii - stwierdza Prokonsul - nie tylko we wszystkich wspólnotach ple-mienno-państwowych oraz okręgach i gminach, ale niemalże w każdym domu istnieją stronnictwa polityczne. Przywódcami tych stronnictw są ludzie cieszący się - ich zdaniem - najwyższym uznaniem, których opinia i sąd stanowi ostateczną decyzję we wszystkich sprawach i zamierzeniach. Ustanowiono to - jak się zdaje - już dawno i to w tym celu, aby nikt z ludu nie był pozbawiony pomocy przeciw możnym, albowiem żaden z nich nie pozwoli uciskać i wyzyskiwać swoich podopiecznych, a gdyby postępował inaczej, nie miałby żadnego uznania wśród swoich. Te stosunki istnieją w całej Galii, wszystkie bowiem plemiona dzielą się na dwa stronnictwa7. Te dwa stronictwa należały do dwu plemion rywalizujących o hegemonię nad Galią - Eduów i Sekwanów z Franche-Comte. Tak jedni, jak drudzy szukali poparcia u innych plemion. System klienteli nie różnił się tu w sumie od znanego w Italii w czasach wielkich, pierwotnych gentes rzymskich. Uzależniał słabych od potężnych, Ibidem, I, 17, 1. Ibidem, I, 18, 3. Ibidem, VI, 12, 2. Rządy i polityka 133 biednych od bogatych, jednym zapewniając opiekę, drugim zaś większą siłę, utrudniając działania prawowitych władz. Jednak władze takie istniały i drobiazgowe przepisy prawne dowodzą troski o uniezależnienie państwa od wszechmocy jednostek i rodów: rozdział władzy cywilnej od wojskowej, coroczne wybory, zakaz kumulowania urzędów w obrębie jednej rodziny, przyznane wergobretowi prawo decydowania o życiu i śmierci. Szczegóły te świadczą także o tym, że praktyka życia politycznego miała już długą historię. Nadużycia systemu klienteli nie podważyły znaczenia obradujących zgromadzeń: „senatu" zwierzchników rodów, a także poszerzonych posiedzeń, na które przyprowadzali oni swoich klientów. Zgromadzenia te dogadzały upodobaniu Galów do krasomówstwa, o którym mówią wszyscy starożytni autorzy. Strabon wspomina pewną zasadę wewnętrznego regulaminu tych zgromadzeń: Jeżeli jeden z obecnych gwałtownie przerwie mówcy lub spowoduje jakieś zakłócenia porządku, zbliża się liktor albo strażnik publiczny z gołym mieczem w ręku i z groźną miną nakazuje ciszę; jeśli sytuacja się powtarza, liktor dwa lub trzy razy powtarza rozkaz i kończy obcięciem wichrzycielowi poły płaszcza, tak, aby nie nadawał się już do użytku8. O ile klientela była w Galii zjawiskiem starym, to ustrój arystokratyczny wydaje się nowszy. Ludy galijskie miały królów jeszcze na jedno lub dwa pokolenia przed Cezarem, a za jego czasów niektóre plemiona, dotyczy to głównie Belgów, miały ich nadal. Takich królów mogło być nawet dwóch równocześnie. Ambioryks dzielił władzę w królestwie Eburonów z Katuwolkusem. Zapewne nie całkiem mijał się z prawdą, gdy wyjaśniając Cezarowi charakter swych rządów mówił, że zbiorowość ma nad nim taką samą władzę jak on nad zbiorowością. U niektórych ludów Cezar próbował przywrócić do władzy królów, by się nimi posłużyć do swoich celów. „U Karnutów (z Orleanu) -powiada - żył pewien człowiek wysoko urodzony, którego przodkowie byli monarchami dziedzicznymi". Cezar zwrócił mu królestwo, lecz po trzech latach panowania został on zamordowany i monarchię ponownie zniesiono. Ojciec Wercyngetoryksa także został skazany na śmierć przez Arwernów za zamiar przywrócenia monarchii swych przodków. Intrygi Orgetoryksa helweckiego i przygotowania do emigracji całego ludu miały na celu proklamowanie go królem. Rewolucja stosunkowo niedawno zastąpiła monarchię ustrojem arystokratycznym, a lud wydawał się z żalem wspominać swych królów. Historycy starożytni przekazali imponujący wizerunek władców galijskich, zachowany zapewne dzięki pieśniom bardów. Luernosa, króla Arwernów, który żył około połowy II wieku p.n.e., rozsławiły jego przepych i rozrzutność. Strabon, op. cit., IV, 4, 3. 134 Galowie u siebie Diodor opowiada, że ogrodził on kwadrat o bokach mających 12 stadionów (ponad 2000 metrów), wewnątrz którego zostały złożone kadzie pełne przedniego napoju i taka ilość wiktuałów, że przez wiele dni każdy, kto chciał, mógł wchodzić i korzystać ze zgromadzonych tu zapasów, serwowanych bez przerwy. Król ustalił datę tego festynu. Jeden z poetów, których znają ci barbarzyńcy, przybył za późno, ale, dopuszczony przed króla, opiewał jego świetność, lamentując przy tym, że się spóźnił. Zachwycony król rzucił poecie sakiewkę pełną złota, ten zaś podbiegł i podniósłszy ją, zaintonował nową pieśń: „W koleinach pozostawionych przez królewski wóz ludzie zebrali plon złota i dobrodziejstw". Monarchia była z pewnością bardziej ludowi życzliwa niż arystokracja; w masach szukano oparcia przeciwko możnym. Rewolucja pogorszyła los niższych warstw społecznych. W Galii, tak jak w pierwszym okresie w Rzymie, król sprawował prawdopodobnie jednocześnie zwierzchnictwo polityczne i religijne. Był dla swego ludu przedstawicielem boga i rządził w jego imieniu. Taki pewnie był - albo tak wyobrażano go sobie - król-patriarcha Ambigatos, którego imię przetrwało w legendzie; pod koniec V stulecia p.n.e. jego władza rozciągała się ponoć na całą Galię Celtycką. System społeczny i polityczny Galii wydaje się opóźniony o trzy lub cztery stulecia w stosunku do ludów epoki klasycznej. Kiedy go poznajemy, Galia przypomina Grecję Homera; ewolucja tego systemu była analogiczna do tej, jaką znamy z historii Grecji i Rzymu. W chwili podboju Galia przeżywała transformację polityczną o tendencjach konstytucyjnych. Mimo nadużyć niedoskonałej jeszcze władzy i niedogodności związanych z oligarchią kraj cechuje wysiłek organizacyjny i ogólny postęp cywilizacyjny. Uszanowane przez Rzym miejscowe tradycje nadal rządzą w kraju przez większą część trwania cesarstwa. Wergobret lub wergobreci - bo może było ich już dwóch równocześnie - w przeciągu I wieku zostali zastąpieni przez dwóch duumviri, którym tak jak konsulom towarzyszyli kwestorzy i edylowie. Zgromadzenie szlachetnie urodzonych stało się senatem. Nie wydaje się, by wpływ rzymski miał inne skutki jak zdefiniowanie instytucji i zmiana ich nazw. Pod nadzorem Rzymu miasta rządziły się wciąż tak samo, jak robiły to plemiona w czasach niezawisłości. Ich ustrój pozostał z gruntu arystokratyczny, klientela istniała nadal, ale wodzowie, którzy musieli złożyć broń i zaniechać przemocy, stawali się zwykłymi urzędnikami municypalnymi i tracili na znaczeniu. Wzrastał natomiast dobrobyt miejskiego i wiejskiego plebsu. Pax Romana stał się czynnikiem przyspieszającym ewolucję, która dotąd powtarzała w ogólnych zarysach, choć z parusetletnim opóźnieniem, ewolucję samego społeczeństwa rzymskiego. Wojna 135 Wojna Grecy i Rzymianie poznali Galów głównie na wojnie i poprzez wojnę. Nie ulega wątpliwości, że charakter galijskich wojsk musiał się dość istotnie zmienić w okresie między początkiem IV wieku, kiedy to po raz pierwszy zetknęły się z Rzymianami, a połową I wieku, kiedy uległy legionom. Ani Liwiusz, ani Cezar nie opisują nam ich dokładnie. Cezar skąpi szczegółów, Liwiusz zaś przeważnie grzeszy oratorstwem i konwencjonalizmem. Galów, którzy zdobyli Rzym, Liwiusz przedstawia jako niezorganizowane, bezładne masy ludzkie. Jest to „nieznany wróg, niosący wojnę od wybrzeży Oceanu i z najdalszych krańców świata". Wszystko w nich jest dla Rzymian przerażające - zarówno wielka liczebność tych dalekich ludów zamieszkujących ogromne przestrzenie, jak ich wzrost i odmienna broń. „W kraju roiło się od wrogów i ten naród, który lubuje się w zgiełku, z daleka rozbrzmiewał okropnymi dźwiękami swoich dzikich pieśni i dziwacznych okrzyków". W rzeczywistości, jak się wydaje, horda atakująca Rzym była najwyżej trzydziesto-tysięczną grupą Senonów. Zarówno w marszu, jak i w walce armia galijska była przypuszczalnie ustawiona w pagi - grupy wojowników, tworzone być może na zasadzie pokrewieństwa; musiała też posiadać wozy, choćby tylko służące zaopatrzeniu. Po bitwie nad Allią jest mowa o jeźdźcach idących na czele pochodu, choć to wątpliwe, by Galowie już wówczas mieli jazdę. W toku samej bitwy, jeśli wierzyć Liwiuszowi, Brennus dał dowód godnego podziwu zmysłu taktycznego. Na uwagę zasługuje także pewien szczegół, zainspirowany może przykładem z innej, późniejszej bitwy: po zwycięstwie Galowie zabrali się do ograbiania trupów i układali broń w stosy. Jak wiemy, mieli oni zwyczaj ofiarowywać zdobycz bogom wojny. Czasami zwycięzcy zostawiali te stosy jako trofea, a czasem podpalali je, wszystko niszcząc i masakrując nawet zwierzęta, jak to zrobili Cymbrowie i Teutoni po bitwie pod Orange. Bliższych informacji dostarczono nam o tych Galach, którzy w sto lat po Allii, w roku 295 walczyli u boku Samnitów pod Sentinum. Mieli jazdę i między innymi, wozy, które Rzymianie zobaczyli wówczas po raz pierwszy. Zbrojni wrogowie pędzili na wozach z ogromnym łomotem kopyt końskich i kół, a ten niebywały huk przeraził rzymską jazdę. Tych galijskich wozów było ponoć tysiąc. W bitwie pod Telamonem w roku 225 uczestniczyło 20 tysięcy Galów, konno lub na wozach. W Szampanii i wielu innych prowincjach Galii znaleziono grobowce, w których wojownicy spoczywają na dwukołowych wozach; przed dyszlem leży uprząż dwóch koni. Groby te pochodzą z V i IV stulecia p.n.e. Cezar 136 Galowie u siebie spotka takich wojowników na wozach wyłącznie w Brytanii. Tak samo jak bohaterowie Homera Galowie korzystali z wozów głównie w drodze na pole bitwy; woźnice nie wahali się wyczyniać przeróżnych akrobacji, nawet na dyszlu. Wozy przejeżdżały całym pędem przed szeregami wrogów, wojownicy rzucali w nich oszczepami, po czym zeskakiwali na ziemię, by walczyć pieszo. Woźnica zawracał i jechał w pewnej odległości za walczącymi, tak by jego pan mógł go odnaleźć w razie potrzeby. Za czasów Cezara moż-nowładcy w Galii walczyli konno, skąd też ich nazwa equites (konni). Jazda galijska została zresztą zaskoczona posunięciem towarzyszących Cezarowi jeźdźców germańskich, którzy prowadzili ze sobą pieszych mających zabijać konie. Akwitanowie robili to samo. Galom, którzy w III wieku najechali Grecję, towarzyszyło po dwóch pachołków na koniach. Mogli oni w potrzebie zastąpić pana lub podać mu świeżego konia, a gdyby został ranny, zabrać go z pola bitwy. Gdy w roku 121 Bituitos, król Arwernów, pospieszył na czele armii galijskiej na pomoc atakowanym przez Rzymian Allobrogom, jechał na wozie zdobionym srebrem; „olśniewający blaskiem złota, broni i purpurą swych szat", w otoczeniu sfory psów używanych przy polowaniu i na wojnie. Dostrzegłszy ustawione w kwadrat wielotysięczne legiony, „w swej bucie oświadczył zarozumiale, że można by nimi od biedy nakarmić jego psy"9. Jazda była zresztą nieliczna, trzon armii galijskiej walczył pieszo. Tych zbrojnych było niekiedy 200 lub 300 tysięcy, jeśli wierzyć starożytnym historykom. Wercyngetoryks domagał się tylko 80 tysięcy ludzi. Po oblężeniu Gergowii Eduowie wysłali mu kontyngent, który wydaje się wyjątkowy, liczył bowiem 15 tysięcy konnych. Galowie byli z natury bitni; wysoko cenili sobie poświęcenie i sławę zdobytą w walce, inaczej mówiąc: szanowali odwagę i męstwo. Cezar w pełni uznaje te ich cnoty i z podziwem opowiada o ich heroizmie. W siódmym roku wojny Rzymianie przystąpili do oblężenia Avaricum (Bourges); podciągnęli pod mury machiny i wieże oblężnicze, lecz trud ich został zniweczony ogniem podłożonym przez kontratakujących Galów. Noc się kończyła, a wszędzie nadal walczono. Galów nieustannie ożywiała nadzieja na zwycięstwo. Wciąż nowe, wypoczęte oddziały zastępowały utrudzonych. Wydawało im się, że chwila ta zadecyduje o losie całej Galii. Na naszych oczach wydarzył się fakt, który wydaje nam, się godzien pamięci i którego nie powinniśmy przemilczeć. Przed jedną z bram jakiś Gal rzucał w płonącą wieżę gały łoju i żywicy, które podawano z rąk do rąk. Padł, kiedy pocisk wyrzucony ze skorpiona przeszył mu prawy bok. Zastąpił go sąsiad, stanąwszy w rozkroku nad trupem. I on z kolei upadł, również trafiony ze skorpiona, a wtedy zastąpił go trzeci, trzeciego czwarty i tak stanowisko C. Jullian, op. cit., t. III, 2, 7, według Florusa i Orosiusa. Wojna 137 wciąż było obsadzane przez wojowników aż do chwili, gdy pożar wygasł, a wróg został odepchnięty na całym froncie i walka się zakończyła10. Istotnie, Gal nie bał się śmierci. Z nauk druidów dowiadywał się, że poza grobem czeka go nowe życie, niewątpliwie wyjątkowo szczęśliwe dla tych, którzy byli nieustraszeni. Był przekonany, że śmierć jest tylko fragmentem długiej egzystencji. Gal był również żołnierzem inteligentnym. Doskonale naśladował działania podpatrzone u wroga i potrafił znaleźć sposób, by odeprzeć jego ciosy. Raz jeszcze zacytujmy Cezara opisującego obrońców Avaricum\ Nadzwyczajnemu męstwu naszych żołnierzy Galowie przeciwstawiali najrozmaitsze pomysły, gdyż naród ten obdarzony jest niezwykłym sprytem i wyjątkową zdolnością do naśladowania i podrabiania tego, co od innych przejmują. Albowiem pętlami zwalczali haki murowe i gdy je mocno uchwycili, przy pomocy kołowrotków wyciągali do wnętrza miasta, natomiast rampę oblężni-czą usuwali przez podkopy, tym bardziej że mają oni u siebie kopalnie rud żelaznych i stąd znajomość oraz wprawa w stosowaniu rozmaitego rodzaju podkopów11. Wercyngetoryks, choć nie posiadał wojskowego geniuszu Cezara, potrafił manewrować i jego strategia na ogół okazywała się dość zręczna. W pierwszych latach wojny był on - jak donosi Dion Cassius, który zaczerpnął to prawdopodobnie z zagubionych (później) rozdziałów Liwiusza - w obozie Cezara i w gronie jego przyjaciół, czyli w jego sztabie. Nie ma w tym nic nieprawdopodobnego; władze Arwernów mogły podesłać Cezarowi tego bystrego młodzieńca, za jednym zamachem uwalniając się od niego i dając zakładnika. Podobnie później Germanin Arminiusz należał do sztabu nieszczęsnego Warusa. Wercyngetoryks posiadł więc sztukę wojenną w szkole Cezara. A jednak - mimo swej odwagi i inteligencji, mimo że prawie zawsze mieli nad Rzymianami przewagę liczebną - Galowie nieustannie przegrywali i podbój Galii okazał się dla Rzymu znacznie szybszy i łatwiejszy niż podbój Hiszpanii. Czym tłumaczyć tę niższość? Dowiadujemy się tego od Strabona. Mieszkańcy Hiszpanii prowadzili walkę partyzancką; jeżeli ponosili klęskę, to tylko częściową i zawsze byli w stanie kontynuować walkę. Galowie, przeciwnie, mieli zwyczaj walczyć w masie, rzucali do bitwy wszystkie siły, a pobici popadali w stan całkowitej niemocy. Cenili walkę lojalną, uczciwą, nawet jeśli pozbawioną taktyki, natomiast jej wynik traktowali raczej jako wyrok boski. Jeśli ponosili klęskę, to dlatego, że 10 Gajusz Juliusz Cezar, op. clt. 11 Ibidem. 138 Galowie u siebie bogowie, nie pochwalając oporu, opuścili ich; należało wiec się poddać. Cezara zdumiewała czasem ich pośpieszna kapitulacja. Ledwo mu legat Sabinus zdążył donieść o zwycięstwie, a Galowie już przybiegali z deklaracją hołdu. „O ile Galowe - konkluduje - są gotowi z entuzjazmem chwytać za broń, o tyle brakuje im stanowczości i wewnętrznej siły, by znieść niepowodzenia". Inni starożytni autorzy zarzucali im wręcz, że łatwo się męczą i zniechęcają. Dawniej uwielbiali walkę podniecającą do szaleństwa, zbiorowy szturm, do którego rzucali się z niepohamowaną furią. Parli naprzód, zadając ciosy o wielkiej sile, przekonani, że gwałtowny atak przewyższa wszelkie możliwe manewry wroga i zwycięży wszystkie przeszkody. Kiedy stali się ludem cywilizowanym i osiadłym, stracili swój wigor, ale nie zmienili metod i nie nauczyli się sztuki wojowania. Charakterystyczna pod tym względem jest ostatnia bitwa, jaką stoczyła armia posiłkowa pod murami Alezji. Zaledwie przybywszy, bez żadnego rozpoznania ruszyli Galowie do natarcia na rzymskie umocnienia. Zostali odparci i już na tym poprzestali. Kuzyn Wercygetoryksa odkrył słabe miejsce w rzymskich szańcach i maskując podejście, zaatakował w południe, gdy Rzymianie zwykli wypoczywać. Było z nim 60 tysięcy Arwernów i dowodzący na tym odcinku Labienus wnet znalazł się w trudnym położeniu. Cezar nie zaryzykował wysłania mu odsieczy, gdyż obawiał się ataku w innych miejscach. Poradził tylko: „Jeśli nie możecie się już bronić, atakujcie". Ale reszta galijskiej armii nie pokazała się; pozostała na swych pozycjach, więc Cezar mógł z łatwością przywrócić porządek, osobiście prowadząc posiłki na zagrożony punkt. Na wypoczywających w obozie Galów rzucił oddział germańskich jeźdźców, niewielki, nawet nie tysięczny, ale wystarczający, by posiać panikę. Cała ta olbrzymia armia - zaskoczona - rozsypała się i uciekła. I Wercyngetoryks musiał się poddać. Galowie świetnie pamiętali zwycięstwa odniesione niegdyś nad innymi barbarzyńcami i nad armiami, które jednak nie były taką siłą jak wojska Cezara. Byli na tyle konserwatywni, że nie chcieli zmienić ani organizacji wojska, ani metody, ani uzbrojenia. Walczyli nadal jak barbarzyńcy z barbarzyńcami, choć mieli przeciwko sobie Cezara i jego legiony. Później, w czasie wojny domowej, Cezar werbował wśród nich świetnych najemników, zaś w Imperium Galowie stanowili najlepszy element rzymskich armii. Pod koniec panowania Augusta Strabon zapewniał, że Galowie są z natury znakomitymi wojownikami, a ich piechotę przewyższa w umiejętnościach tylko ich jazda: „To od nich Rzymianie ściągają dzisiaj najlepszych jeźdźców. Warte skądinąd uwagi, że tym bardziej są waleczni, im dalej mieszkają na północ i im bliżej Oceanu". Wojna 139 Nagość i uzbrojenie galijskich wojowników Jak wyglądało uzbrojenie Galów w czasach niezawisłości? Najbardziej uderzający dla starożytnych był fakt, że często stawali do boju nadzy, z wielką tarczą jako jedyną osłoną. Appian opowiada, jak to dla dodania ducha Rzymianom po oblężeniu Rzymu Kamillus pokazał im nagich Galów. „Spójrzcie - mówił - na tych ludzi wrzeszczących w czasie bitwy, szczękających bronią, wymachujących swoimi długimi mieczami, wiążących włosy w wysokie koki. Zobaczcie, jacy są ociężali i jak słabe są ich ciała [...] Naprzód!" Dionizjos z Halikarnasu tak rozwija tę przemowę Kamillusa: Nasza broń jest doskonalsza od broni naszych wrogów: posiadamy pancerze i hełmy, i nagolenniki, i solidne tarcze, które chronią całe ciało, nasze miecze są obosieczne, a przeciwko włóczniom mamy strzały, które precyzyjnie trafiają w cel. Nasze uzbrojenie obronne sprawia, że trudno nas zranić. Oni mają głowy odkryte, odkryte piersi i boki, odkryte uda i nogi aż po pięty; nie mają innej osłony niż tarcze, a jako broń zaczepną włócznie i przesadnie długie miecze (ta ostatnia cecha jest anachroniczna). Cóż złego mogą nam uczynić ich długie włosy i dzikie oczy, i grymasy, i nawet chaotyczne tańce, i szczęk broni uderzanej o broń, i brzęk tarcz, i wszystkie przekleństwa albo groźby, jakie pyszałkowata barbaria rzuca przeciwnikowi? Nieco dalej opisuje sposób walki Galów: Było w tym coś okrutnego i szalonego, i zupełny brak umiejętności posługiwania się bronią. Już to wznosząc wysoko swoje miecze uderzali ślepo, z dziką siłą, jak drwale, już to wywijali bronią próbując zadać cios z boku, jakby zamierzali za jednym zamachem przepołowić ciało wroga, a tylko szczerbili ostrza. Obrona Rzymian przed barbarzyńcami była umiejętna, a siła skierowana przede wszystkim na zabezpieczenie się. Gdy Gal podnosił broń, Rzymianin wsuwał mu się pod ramię, pochylał i podniósłszy wysoko tarczę, powodował, że wymierzony cios stawał się nieskuteczny. A potem godził Gala w bok lub w pierś i sięgał wnętrzności. Jeżeli wróg osłaniał tę część ciała, podcinał mu kolana albo pęciny i Gal padał na ziemię, straszliwie wrzeszcząc i wbijając zęby w tarczę. Galowie, nadmiernie się wysilając, męczyli się i nie mogli już utrzymać tarczy ani mieczy i nie mieli już siły, by uderzać. Zaś Rzymianie wciągnięci w wir walki przezwyciężali zmęczenie13. Często przed walką odprawiali Galowie archaiczne obrzędy i magiczne zaklęcia, dla Rzymian zupełnie już niepojęte. Dionizjos z Halikarnasu, Romaike archailogia (Starożytność rzymska), XIV, 9. 13 Ibidem. 140 Galowie u siebie Przed szeregi armii ustawionej w szyku bojowym wychodziło kilku Galów - niekiedy tanecznym krokiem - by wyzwać najlepszych spośród przeciwników na pojedynek. Wymachiwali i pobrzękiwali bronią, żeby wrogowi napędzić strachu. A kiedy któryś wojownik przyjął ich wyzwanie, intonowali pieśń o bohaterskich czynach swych przodków i o własnym męstwie, lżyli i poniżali przeciwnika, licząc, że tym sposobem osłabią w nim ducha bojowego. W rzeczywistości chodziło o to, by zaklęciami złamać siłę wroga i wzmocnić własną. Nagość bojowa także należała do magicznych rytuałów, których sami już nie rozumieli, powoli więc z niej rezygnowali. Wyjaśnienia, jakich udziela Polibiusz, są oparte na niezbyt trafnych domysłach: miałoby to być przejawem brawury albo umożliwiać poruszanie się z większą zwinnością, nawet w zaroślach. Tenże Polibiusz podaje dokładny opis galijskiego oręża w bitwie pod Telamonem w roku 225. Istotne jest rozróżnienie między Galami z Italii, a wspomagającymi ich Gesatami, pochodzącymi z prawego brzegu Renu: Bojowie i Insubrowie (to Galowie z Italii) nosili długie i szerokie spodnie i powiewające, obszerne płaszcze. Lecz zarozumiali Gesatowie zdjęli z siebie ubrania i zupełnie nadzy, tylko z bronią w ręku, tworzyli pierwszą linię. Zdumiewającym widowiskiem było pojawienie się i przemieszczanie tych ludzi nagich, pięknie zbudowanych, kipiących młodością. Ci z pierwszego rzędu nosili wszyscy naszyjniki i naramienniki ze złota [...]. W akcji ich nagość była słabością, tarcze galijskie nie osłaniały całej postaci, odkryte części ciała były szczególnie narażone na ciosy14. W bitwie pod Kannami Galowie z armii Hannibala byli nadzy do pasa, natomiast Hiszpanie nosili lniane tuniki, lśniące bielą i haftowane purpurą. Nagich wojowników galijskich ukazują nam etruskie stele z Bolonii pochodzące z IV wieku, urny pogrzebowe z Chiusi z III wieku, jak również rzeźby Galatów z Pergamonu. Cezar nigdy nic wspomina o takim obyczaju w Galii. Niektóre rzeźby z Galii okresu rzymskiego przedstawiające walki Galów z Rzymianami, na przykład płaskorzeźby z Mauzoleum Juliuszów w Saint-Remy, ukazują przeciwników ubranych i uzbrojonych tak samo, trudno więc ich rozróżnić. Wykonane są one zresztą w sposób bardzo konwencjonalny. Na łuku triumfalnym w Orange niektórzy z walczących Galów są, co prawda, przedstawieni nago, lecz nie jest to sztuka bardziej realistyczna niż w Saint-Remy. Natomiast Gal z Mondragon jest na półnagi, ma na sobie tylko kaftan z frędzlami opadającymi na brzeg tarczy, którą trzyma przed sobą. Inne rzeźby, także pochodzące z początków okresu rzymskiego, prezentują żołnierzy ubranych i uzbrojonych. Wojownik z Yachere (Hautes-Alpes) nosi 14 Polibiusz, op. cii., II, 28, 8 i 9. Wojna 141 kolczugę. Według Warrona, kolczuga była wynalazkiem galijskim. Wcześniejszy wojownik z Grezan (Bouches-du-Rhóne) nosi pancerz grecki. W czasach Wercyngetoryksa zarówno wodzowie, jak jeźdźcy oraz każdy, kogo było na to stać, musieli być ubrani i wyposażeni w broń obronną, nierzadko wzorowaną na rzymskiej. Wydaje się, że także masy walczące nie ruszały już do boju nago i zarzuciły prymitywne widowiska taneczne, magiczne zaklęcia i wyzwania na pojedynek. Czyż wszystkie te obyczaje Galów, łącznie z nagością, nie były znane w Grecji Achajom kultury mykeńskiej? Na wazach dipylońskich, pochodzących z czasów po najazdach doryckich, widzimy wojowników nagich i tak samo przedstawiają ich najstarsze statuetki etruskie z Italii. Aż do VI stulecia hoplita nie nosił pod zbroją żadnego odzienia. Tak właśnie przedstawiony jest również w Galii okresu rzymskiego bóg Mars na ołtarzu z MaMlly (C6te-d'Or): nazwijmy to nagością rytualną. Wodzowie i bogacze nosili hełmy, bądź kupowane w Italii, jak wiele innych przedmiotów z brązu, bądź wyrabiane w Galii. Najczęściej było to nakrycie głowy w formie półkuli lub stożka, niekiedy z wizjerem, ozdobione bądź poprzecznym grzebieniem, bądź kitą albo rogami. Możemy je oglądać w zdobycznych trofeach czy na płaskorzeźbach pochodzących z Galii okresu rzymskiego. Archeologowie odnaleźli kilka takich egzemplarzy z V i IV wieku p.n.e.: hełmy z Amfreville, z Berru, z La Gorge-Meillet. Dechelette mówi, że na północ od Alp hełm był przede wszystkim paradnym nakryciem głowy. Faktycznie, Diodor pisze, że hełmy Galów są zwieńczone ogromnymi ozdobami, by ten, kto je nosił, wydawał się jeszcze wyższy. Były to albo rogi, albo ptaki czy czworonogi, symbole bóstw, które miały opiekować się wojownikiem; rogi symbolizowały boga wojny, którego zwierzęce wcielenie stanowił byk. Powszechnym rynsztunkiem obronnym były wielkie tarcze, niemal wielkości człowieka, owalne lub sześciokątne, przedstawione jako trofea na łuku triumfalnym w Orange. Były one drewniane, z reguły obrzeżone żelazem i prawdopodobnie podbite skórą. Tarcza wojownika z Mondragon wygląda na wiklinową. Uchwyt był metalowy - z żelaza lub brązu - przytwierdzony ozdobnymi nitami, które na zewnątrz wyznaczały środek tarczy - umbo. Samo umbo często przedłużone było w górę i w dół żebrem o rozmaitych formach. Tarcze malowano i zdobiono przeróżnymi motywami, od najprostszych po zwierzęce. Były one jakby tarczami herbowymi wojownika albo jego oddziału. W Tamizie znalezione zostały dwie celtyckie tarcze z brązu, zdobione koralem i emalią. Galowie składani byli zwykle do grobu razem z tarczą. Bardzo często znajdujemy jej metalowe części - uchwyty, umbo i okucia. Piękny egzemplarz drewnianej tarczy, zapewne galijskiej, przechował się w suchych piaskach egipskich. Prostokątna, o zaokrąglonych krótszych bokach, 142 Galowie u siebie silnie wybrzuszona, ma 1,30 metra wysokości i 0,65 metra szerokości. Składa się z trzech warstw drewna ułożonego przemiennie jak sklejka: od środka dziesięć dużych desek wzdłuż, na nich po obu stronach wąskie poprzeczne listwy z drewna brzozowego - sprawne rzemiosło, stosujące fornirowanie, dzięki któremu drewno daje się wyginać - oraz intarsję, która spaja całość. Umbo jest także drewniane, z masywnego drewna, w kształcie rombu o wklęsłych bokach, przedłużone wąskim żeberkiem w górę i w dół tarczy. Całość była po obu stronach wyłożona wojłokiem, bardziej odpornym na uderzenia niż skóra. Uchwyt również był zrobiony z kawałka drewna. Żelaza użyto wyłącznie do wzmocnienia górnego i dolnego brzegu. W całości tarcza była lekka. Aktualnie znajduje się ona w Muzeum w Kairze. Należała zapewne do któregoś z najemnych żołnierzy galackich, którzy w III wieku p.n.e. często walczyli po stronie Ptolemeuszy. Strabon twierdzi, że uzbrojenie Galów było przystosowane do ich wysokiego wzrostu. Składało się po pierwsze z długiego miecza zawieszonego u prawego boku, z odpowiednio długiej włóczni i z rodzaju oszczepu zwanego madaris. Niektórzy posługiwali się też łukami i procami. Mieli ponadto inny rodzaj broni miotanej, drewnianą włócznię, podobną do broni lekkozbrojnej piechoty rzymskiej. Wyrzucali ją ręką, bez pomocy amentum, czyli rzemienia, a leciała ona dalej niż strzała, co sprawiało, że używali jej ze szczególnym upodobaniem, nawet polując na ptaki. Groby galijskie dostarczyły wielu egzemplarzy grotów włóczni i oszczepów oraz mieczy. W lewej ręce, równocześnie z tarczą, wojownik trzymał dwa lub trzy pociski różnych wielkości i kształtów; określano je rozmaitymi słowami: madaris lub matara i gaesum, a u autorów greckich gaison. Wirgiliusz używa terminu alpina gaesa. Przymiotnik „alpejska" jest z pewnością arbitralny, ponieważ broń ta swą nazwę zawdzięcza Gesatom nadreńskim. Autorzy greccy używają też często terminu saunion - oszczep. Słowo landa, termin celtycki, oznacza prawdopodobnie rodzaj włóczni, a nie broń miotaną. Nie wiadomo dokładnie, jaka nazwa odpowiada każdej ze znanych form: groty długie i krótkie, szerokie i wąskie. Niektóre były żłobione lub faliste, niektóre cyzelowane. Groty kończą się tuleją osadzaną na drzewcu i przeważnie przechodzącą pośrodku ostrza w wypukły grzbiet. Niekiedy malutkie ostrze, stożkowe lub czworograniaste połączone było z tuleją długim prętem żelaznym. Ta broń bardzo przypomina rzymskie pilum. Mówi się nawet o oszczepach zrobionych w całości z żelaza, lecz ich egzemplarze znaleziono wyłącznie u Celtyberów w Hiszpanii. Ulubioną, można by wręcz powiedzieć, narodową bronią Galów był miecz noszony z prawej strony, przywieszony do pasa - często metalowego łańcucha - lub do pasa przechodzącego przez ramię. Kształt miecza ulegał zmianom i może służyć jako wskazówka do określania chronologii. Wojna 143 Najstarszy miecz, używany w okresie halsztackim i na początku lateńskie-go, gdzieś do roku 350 p.n.e. był bronią krótką i cienką, przeznaczoną raczej do pchnięcia niż do cięcia, pochodną starego miecza z brązu i jak on mającą formę wydłużonego liścia. Miecze w grobach z wozami znad Marny są w większości tego właśnie typu, z pochwą obłożoną cienkimi blaszkami z brązu. Jeden z nich, znaleziony w Somme-Bionne, ma już 90 centymetrów długości, ale też jest zakończony ostrym szpicem. W drugim podokresie lateńskim, po roku 350, szpic zaznaczony jest coraz słabiej i wreszcie staje się zupełnie tępy, a miecz się wydłuża. Można nim już tylko ciąć; z obosiecznego miecza stał się jednosieczną bronią jazdy. Tę zmianę tłumaczy upodobanie Galów do walki konnej, która eliminuje w tym okresie wozy bojowe. Była to broń powszechnie używana w III podokresie lateńskim (100 p.n.e.); jej egzemplarze znaleziono wokół Alezji. Zastanawiające tylko, jakim dziwacznym trafem używała jej także galijska piechota. W relacji z wyprawy przeciwko Insubrom w roku 223, Polibiusz15 utrzymuje, jakoby Galowie mieli miecze tak podłej jakości, że się zginały przy pierwszym uderzeniu, a gdy wojownik nie zdążył swej broni na czas odgiąć nogą, drugi raz nie mógł jej już użyć. Wydaje się to mało prawdopodobne. Salomon Reinach przypuszcza, że Polibiusz powtarzał jedynie bezkrytycznie legendę, mogącą mieć swe źródło w obrzędzie, którego ślady obserwuje się w licznych grobach celtyckich. Broń, grzebaną razem z właścicielem, przyginano w kilku miejscach lub łamano na kilka kawałków, czyli ją również jakby zabijano i składano w ofierze zmarłemu. Zwyczaj ten, który od wczesnej epoki żelaza obserwuje się w większości prowincji celtyckich, spotykany jest również w północnej Italii. Możliwe, iż koloniści znajdując w galijskich grobach tak powyginane miecze, wyobrażali sobie, że zostały one wykrzywione na polu bitwy. Tymczasem miecze z La Tene dowodzą, wręcz przeciwnie, doskonałej techniki i znakomitej jakości stali. Łatwo zauważyć - stwierdza pułkownik de RefFye - że krawędź tnąca nie jest wykonana z tej samej stali co samo ostrze broni. Do ostrza, ukutego z bardzo sprężystej, wyciąganej stali, przymocowywano metodą zgrzewania wąskie kątowniki tworzące właśnie krawędź, a wykonane z miękkiego żelaza. Wojownik mógł dzięki temu wyklepać po bitwie wyszczerbione ostrze, tak właśnie jak kosiarz klepie swą wyszczerbioną kosę. Gal kochał się w zbytkownej broni. Pochwy mieczy stanowią często dzieła sztuki. Są zdobione grawerunkiem na brzegu, ale nieraz i na całej długości, aż po trewik z żelaza lub brązu, także będący elementem dekoracyjnym. Niekiedy pochwa ma dodatkowy futerał przeznaczony na nóż. Zdarzają się również 15 Ibidem, II, 33. 144 Galowie u siebie sztylety, których rękojeść - tworząca jedno z ostrzem - przedstawia w schematycznej formie postać człowieka z uniesionymi rękoma; przez archeologów zwane są sztyletami antropoidalnymi. Znane są także galijskie rogi: carnyx (cornu). Według Diodora mają one chrapliwy dźwięk, dobrze przystosowany do bitewnego zgiełku. Są to dłuższe lub krótsze, proste rury z zagiętym ustnikiem, których tuba wyrastająca ponad głowy wojowników wyobraża pysk jakiegoś fantastycznego zwierzęcia. Takie rogi bywają przedstawiane na monetach; jedną można zobaczyć na pancerzu posągu Augusta z Prima Porta, inne znajdują się wśród trofeów na triumfalnych pomnikach Galii okresu rzymskiego. Każdy oddział galijskiego wojska posiadał swoje godło - znak wspólnoty. Wbijano go w ziemię, gdy oddział się zatrzymywał. Kiedy skapitulowała Alezja, 80 tysięcy ludzi Wercyngetoryksa złożyło przed Cezarem 74 godła. Wiele z nich przedstawiono na łuku triumfalnym w Orange: były to drzewca zwieńczone wizerunkiem dzika - tak je też wyobrażano na niektórych monetach galijskich - a ponadto znamy kilka małych figurek dzika z brązu, wyposażonych od dołu w tulejkę, oraz odlane z brązu, puste w środku, figurki koni, które także zapewne służyły jako godła. Galijskie armie były wprawdzie zawsze oddziałami stosunkowo dobrze zorganizowanymi, a jednak trudnymi w dowodzeniu. Ich dalekie wyprawy często wymagały ze strony wodzów inteligentnej strategii. Aby przeprawić się przez Alpy i napaść na Italię, Cymbrowie i Teutoni podzielili się na trzy grupy mające się uzupełniać w akcji; jednakże efekt daleki był od przyjętych założeń. Podczas walk przeciwko Rzymianom w Italii działania Galów okazywały się mało owocne. Od Cezara dowiadujemy się, jak starannie przygotowywali Helweci niezbędne zaopatrzenie na swoją wędrówkę; sporządzili nawet imienny wykaz uprawnionych do otrzymania racji żywnościowych: wojowników z różnych plemion oraz osób cywilnych. Kampania Wercyngetoryksa nie powiodła się, choć wygląda na nieźle przemyślaną. Cezar przyznaje, że wódz galijski dobrze się przygotował i dobrze dowodził, ale nie zawsze znajdował zrozumienie i posłuch. Strabon świetnie oddaje wrażenia na temat wojennej historii Galów: Wszystkie plemiona rasy celtyckiej są rozmiłowane w wojnie, porywcze i skore do bitki, a poza tym są to ludzie naiwni i dobrotliwi. Wystarczy ich rozdrażnić, a wtedy natychmiast tłumem całym ruszają do boju, czynią to otwarcie i nie zachowując żadnych środków ostrożności, tak wiec szybko przegrywają z podstępem i zręcznością przeciwnika. Łatwo ich sprowokować kiedykolwiek i gdziekolwiek się chce, i pod jakimkolwiek pretekstem, bo gotowi są do podjęcia wyzwania i narażania się na niebezpieczeństwa, za całą swą broń mając tylko swą siłę fizyczną i brawurę. Ale też, gdy przemówić do nich z łagodną perswazją, bez trudu dają się namówić do działań użytecznych, czego Wojna 145 dowodem pilność, z jaką przykładają się dziś do studiów literackich i sztuki oratorskiej. Siła, o której mówiliśmy, płynie częściowo z natury fizycznej Galów, którzy wszyscy są ludźmi wysokiego wzrostu, jak też z ich wielkiej liczebności. Jeśli tak łatwo się wzburzają i gromadzą w zastępy, wynika to z ich szlachetnego charakteru, bowiem krzywdę wyrządzoną sąsiadom biorą sobie do serca jak swoją własną i czują się tak samo pokrzywdzeni [...]. Dalekie wędrówki Galów dają się tłumaczyć ich skłonnością do przedsięwzięć zespołowych, a zwłaszcza ich zwyczajem przemieszczania się razem z rodzinami i dobytkiem, gdy tylko czują się zaatakowani na swych ziemiach przez silniejszego nieprzyjaciela16. I dalej: Swą szczerość i wrodzoną porywczość Galowie łączą z wielką niefrasobliwością i fanfaronadą, a także z umiłowaniem ozdób. Obwieszają się złotymi klejnotami, na szyi noszą złote naszyjniki, ramiona i nadgarstki zdobią złotymi bransoletami, zaś ich wodzowie ubierają się w jaskrawe tkaniny przetykane złotem. Próżność ta sprawia, że w wypadku zwycięstwa ogarnia Galów nieznośna pycha, a porażka ich załamuje. Przy swej lekkomyślności posiadają jednakże pewne obyczaje okrutne i dzikie, które - co prawda - właściwe są wszystkim ludom północy. Taki przykład: po bitwie przytraczają do końskich karków głowy zabitych nieprzyjaciół, i zabierają ze sobą, aby je później przybić nad drzwiami domostw jak inne trofea. Posejdoniusz mówi, że często bywał świadkiem takiego widowiska; długo nie mógł się do tego widoku przyzwyczaić, ale w końcu i on zobojętniał. Głowy wodzów i znamienitych osobistości konserwowano w oliwie cedrowej i pokazywano z dumą cudzoziemcom, odmawiając sprzedaży nawet na wagę złota17. Ten obyczaj przechowywania głów jako trofeów potwierdzają rzeźby, na przykład w celtyckim oppidum Entremont koło Aix-en-Provence, pochodzące jeszcze sprzed roku 125 p.n.e., kiedy w te okolice przybyli Rzymianie. Głowy rzeźbione na wrotach i ścianach miejscowej warowni przypominały o tych, które niegdyś musiały być tam zatknięte. Galowie uważali, że głowa jest siedzibą ludzkiego ducha; zawładnąwszy głową zabitego wroga, ujarzmiali go i ducha trzymali w niewoli - dlatego właśnie głowy ważnych osobistości, które udało im się zdobyć, tak starannie konserwowali. Obcięta głowa z twarzą wykrzywioną grymasem jest popularnym motywem galijskiej sztuki, zwłaszcza jako aplika na wazach z brązu. Wszystkie te sprzeczne cechy znamionują proces ewolucji ludu, który obok nowości przejętych ze świata cywilizowanego zachowuje resztki barbarzyńskiej przeszłości. Takie same sprzeczności charakteryzują ich życie w okresie pokoju. 16 Strabon, op. cit., IV, 4, 2. 17 Ibidem, V, 4, 5. 146 Galowie u siebie Galowie w okresie pokoju Większość posiadanych przez nas informacji na temat Galów sprzed podboju rzymskiego pochodzi od greckiego filozofa i historyka z Azji Mniejszej, Posydoniusza lub Posejdoniusza z Apamei. Należący do szkoły filozoficznej z Rodos Posejdoniusz przybył do Rzymu około roku 80 p.n.e. Podjął się kontynuowania historii spisywanej przez Polibiusza, a poza tym, jako filozof i fizyk, bardzo interesował się Oceanem oraz zjawiskiem przypływów i odpływów morza. Z Rzymu udał się do Hiszpanii, do Gadesu (Kadyksu); odbył także podróż po Galii. Jego dzieło zaginęło, ale zachowały się fragmenty cytowane przez innych autorów. Odnosi się wrażenie, że z jego uważnych i wnikliwych obserwacji korzystało - z dużym zresztą pożytkiem - wielu z tych, którzy pisali 0 Galii, nawet jeśli nie wymieniali jego imienia. Diodor, Strabon i sam Cezar dużo mu zawdzięczają. Zapewne z Posejdoniusza zaczerpnął Diodor swój opis Galów: Są pięknej postury dzięki wysokiemu wzrostowi i proporcjonalnej budowie. Mają niski i szorstki głos, ich mowa jest zwięzła, często enigmatyczna; przeważnie posługują się aluzjami i skrótami, nadużywają przesadnych słów, zwłaszcza gdy chodzi o wychwalanie siebie i poniżanie innych. Łatwo grożą i podniecają się, lubując się w tragicznych pozach; skądinąd są inteligentni i ciekawi . Byli chciwi nowości i lubili rozmawiać z cudzoziemcami. Zgodnie ze starą tradycją najpierw ich ugaszczali i dopiero po posiłku pytali, kim są i czego sobie życzą. W plemionach najlepiej zorganizowanych - pisze Cezar19 - funkcjonowało prawo nakazujące nie powtarzać wiadomości dotyczących polityki, jakie ktokolwiek mógłby zdobyć, i pozostawiać te sprawy urzędnikom, tak aby fałszywe informacje nie ekscytowały tłumu i nie pchnęły go do pochopnych decyzji. Do urzędników należała decyzja o tym, co można rozpowszechniać, 1 o polityce wolno było dyskutować wyłącznie publicznie, w obecności rady plemienia. Galowie dbali o swój wygląd; kochali czystość; nawet najbiedniejsi nie chodzili nigdy w łachmanach; każdy, kogo było na to stać, starał się o wspaniałe stroje: tuniki w żywych kolorach i często wielobarwne; tkaniny przetykane zlotem; zależnie od pory roku płaszcze grube lub lekkie, mocowane na prawym 19 18 Diodor, op. cit., 5, 28, i n. Gajusz Juliusz Cezar, op. cit., VI, 20. Galowie w okresie pokoju 147 ramieniu fibulą, czyli rodzajem agrafy, często będącej klejnotem cyzelowanym i emaliowanym. Sagum z szorstkiej i grubej wełny nazywało się laina; od słowa tego wywodzi się francuskie laine - wełna. Podstawową częścią garderoby galijskiej, zupełnie niepodobnej do greckiej, były spodnie zwane bracca, za czasów Cezara obszerne i zwiewne, podczas gdy Germanowie, przeciwnie, nosili obcisłe. Spodnie były również narodowym strojem Persów i Scytów. Noszenie ich przez Galów można przyjąć za dowód starych kontaktów świata celtyckiego z regionami granicznymi między Europą i Azją. Spodnie przytrzymywano pasem; klamry od pasów są powszechnie spotykane w galijskich grobach. Na ramiona narzucano krótką, zakrywającą plecy lub sięgającą połowy uda, strojną tunikę z rękawami, przypominającą kurtkę czy dopasowany kaftan, a w epoce rzymskiej często uzupełnioną kapturem. Tunika kobieca to długa suknia; w talii bywała ściągnięta paskiem, bądź z metalowych ogniw jak pasy wojowników, bądź ze skóry zdobionej metalowymi aplikacjami lub - prawdopodobnie, chociaż takich nie odnaleziono - z haftowanej tkaniny. W początkach okresu halsztackiego, w niektórych przynajmniej regionach, na przykład w Alzacji, kobiety nosiły serdaki z siateczki z brązu, ze zdobieniami lub trybowaniem w formie wzorów geometrycznych, podobne do znajdowanych w Italii, w grobach pochodzących z VIII wieku p.n.e., czyli sprzed okresu etruskiego. Zarówno kobiety, jak mężczyźni nosili bogatą biżuterię; przede wszystkim galijski torques - sztywny, metalowy naszyjnik, przeważnie wykonany z dość grubego, złotego lub brązowego pręta, wygiętego, z kulkami na obu końcach. Pod koniec okresu galijskiego naszyjnik taki noszony był prawdopodobnie już tylko przez kobiety; wciąż jednak pozostawał atrybutem wodzów i bogów. Ramiona, nadgarstki i kostki ozdabiano bransoletami rozmaitych kształtów ze złota, brązu, czasami z żelaza, z bursztynu, z gagatu, niekiedy ze szkła barwionego na niebiesko, żółto lub biało. Tyle że mężczyźni nosili ich nieco mniej i były one bardziej masywne niż kobiece. Pierścienie, kolczyki, naszyjniki ze szklanych paciorków, z bursztynu, z koralu, rzadkie w okresie halsztackim, coraz częściej pojawiają się w lateńskim. Mężczyźni rozjaśniali włosy ługiem sodowym. Znali mydło i często go używali. Zapuszczali włosy i zaczesywali je do góry, zwijając duże koki na czubku głowy. „Zupełnie jak końskie grzywy" stwierdza Diodor, który niekiedy porównuje też Galów do bożka Pana lub satyrów. Istotnie, w rzeźbie antycznej Galowie zwykle posiadają owłosienie tak samo gęste i sterczące jak te bukoliczne bóstwa. Do dziś używamy określenia „wąsy a la Gal". I rzeczywiście, wśród ludów starożytnych jedynie Galowie nosili wąsy, ale nie była to u nich moda powszechna. Diodor pisze: „Niektórzy golą twarz, inni noszą krótką brodę. Najmożniejsi pozostawiają tylko opadające wąsy, które zakrywają im usta 148 Galowie u siebie i przeszkadzają w jedzeniu i piciu". Wąsatych Galów przedstawiają rzeźby z Pergamonu. Niektóre monety galijskie, zresztą nieliczne, także mają na awersie profil z wąsami. Posiadamy również opis galijskich posiłków i pewnych związanych z nimi zwyczajów. „Celtowie jedzą siedząc na ziemi, na rozrzuconym sianie, na wilczych albo psich skórach, wokół bardzo niskich stołów, na których złożono potrawy". Niektóre rzeźby galloromańskie przedstawiają bogów siedzących na ziemi z nogami skrzyżowanymi jak Budda; nie należy jednak dopatrywać się w tym jakichkolwiek wpływów Indii - była to pozycja tradycyjna, która zapewne stała się rytualną pozycją bogów. Natomiast ludzie przedstawiani na rozlicznych płaskorzeźbach siedzą na taboretach albo w fotelach z wikliny, przy stołach normalnej wysokości, przypominających gerydony. Jeśli chodzi 0 Rzymian, to wiemy, że ci jadali na leżąco. Historyk grecki pisze dalej, że Galowie „obsługiwani są przez najmłodszych spośród ich niewolników, zarówno chłopców jak i dziewczęta. W pobliżu, nad ogniem znajdują się wielkie kotły 1 rożny z dużymi kawałami mięsiwa". Jadają niewiele chleba, natomiast dużo mięsa, bądź gotowanego, bądź pieczonego na żarze lub na rożnie. Mięsa są porządnie podawane, ale oni pożerają je jak dzikusy, chwytają całe kawały obiema rękami i wgryzają się w nie; gdy nie mogą rozerwać jakiegoś kawałka, tną go małym nożem noszonym w specjalnym futerale znajdującym się na pochwie miecza. Podaje im się również ryby słodkowodne i morskie. Przyprawiają je solą, octem i kminkiem. Kminek dodają też do napojów. Nie używają oliwy, ponieważ wcale jej nie znają i nie będąc do niej przyzwyczajeni, uważają, że ma nieprzyjemny smak20. Oliwę zastępowali masłem, którego z kolei nie znały ludy śródziemnomor- skie. Służba podaje napoje w amforach o dwóch uchach, z gliny bądź srebra, które krążą z rąk do rąk. Półmiski z potrawami są z tego samego tworzywa albo jeszcze z brązu; są ponadto w użyciu koszyki z drewna albo wikliny. Jeśli chodzi o napoje, bogatsi piją wino sprowadzane z Italii i z okolic Marsylii, do którego czasem dodają troszkę wody; u ludzi uboższych jest to piwo z owsa z dodatkiem miodu, częściej jednak bez niego, nazywane corma. Wszyscy piją z jednego kielicha, małymi łykami, ale za to często. Służący podaje kielich od prawej w lewą stronę; wszystko zawsze podają w ten sposób; nawet wówczas, gdy zanoszą modły do bogów, też odwracają się w prawo21. Protokół biesiad jest rygorystycznie ustalony. Posejdoniusz opowiada: Diodor, op. cit. 21 Ibidem. Galowie w okresie pokoju 149 kiedy ucztowali w licznym gronie, siadali w kręgu; najbardziej dostojny w środku, jak prowadzący chór: to ten, który górował nad innymi czy to przez swe zasługi wojskowa, czy z racji urodzenia, czy też swego majątku. Obok niego zajmował miejsce gospodarz, a po obu ich stronach pozostali biesiadnicy według dostojeństwa. Noszący tarcze giermkowie stali za swymi panami, ale ci, którzy nosili włócznie, zasiadali w kręgu naprzeciwko panów i ucztowali wraz z nimi. Kiedy wnoszono mięsiwo, najważniejszy z uczestników sięgał po udziec, a jeśli ktoś wyrażał sprzeciw, wtedy ci dwaj mężczyźni stawali do pojedynku na śmierć i życie22. Byłżeby to powszechny zwyczaj ludów prymitywnych czy może tradycja specyficznie celtycka? Diodor Sycylijski przypomina przy tej okazji fragment Iliady, gdzie mowa 0 wynagrodzeniu Ajaksa, zwycięzcy Hektora, najlepszym kawałkiem mięsa, „całym grzbietem wołu"23. Zwracając uwagę na to porównanie, d'Arbois de Jubainville przytacza różne podobne fragmenty z eposu irlandzkiego24. Na przykład Le festin de Bricriu (Uczta Bricriu) pochodzący z XI wieku. Zbiór starszych poematów, ukazuje zebranych wokół króla wielkich panów Ulsteru 1 ich małżonki. Trzech najznakomitszych wojowników królestwa kłóci się o kęs należny bohaterowi. Cuchulainn, zmęczony wieloma bohaterskimi czynami, których właśnie dokonał, nie chciał stanąć do walki przed jedzeniem i, co za tym idzie, uzależniać przydziału sztuki mięsa od zwyczajowego pojedynku. Poemat opowiada o przeróżnych najbardziej fantastycznych próbach, którym poddawano ubiegających się o najlepszy kęs. Zwyczajowe honorowanie pierwszeństwa podczas biesiady „częścią należną królowi" lub „bohaterowi" było zjawiskiem powszechnym i nikogo nie dziwi jego występowanie zarówno u Celtów, czy to z wysp, czy z kontynentu, jak i z epoki homeryckiej. Galów wyróżniał zwyczaj typowania tego „bohatera" w trakcie krwawych turniejów. Gal dawał dowód swym upodobaniom nawet przy uroczystych okazjach; walka stanowiła dla niego jeden z elementów święta. Galowie kochali jednak również poezję, muzykę i śpiew, zwłaszcza gdy schlebiały one ich miłości własnej. Bardzo ważną osobistością wszystkich ceremonii był bard. Wszędzie, nawet na wojnę - odnotowuje Posejdoniusz -Celtowie zabierają ze sobą tych, którzy wyśpiewują hymny na ich cześć na zgromadzeniach lub też przed kimkolwiek, kto pragnie ich słuchać. Ci śpiewacy nazywają się bardami; są to poeci akompaniujący sobie muzyką wydobywaną z instrumentów przypominających lirę. 22 Ibidem. 23 Ibidem, V, 28. M. d'Arbois de Jubainville, Cours de Litterature celtique, VI, s. 35, 44-45, 62 i n. 150 Galowie u siebie Opowiadaliśmy już przygodę pewnego barda, który choć spóźnił się na ucztę wydaną przez króla Luernosa, nie został pominięty przez hojnego władcę, bowiem odśpiewał hymn na jego cześć. Kiedy w roku 121 syn Luernosa, Bituitos wysyłał do prokonsula Gnejusza Domicjusza Ahenobarbusa poselstwo mające się wstawić za Allobrogami, przyłączył do niego swojego barda, który w pieśni wychwalał najpierw króla Bituitosa, potem Allobrogów, wreszcie samego ambasadora, jego ród i jego męstwo. W bardach, wędrujących po dworach w poszukiwaniu opiekunów wśród możnych i wysławiających ich samych i ich przodków, można rozpoznać prekursorów średniowiecznych trubadurów. Sądząc z tego, co zachowało się z tych okolicznościowych pieśni, stanowiły one część poetycko-historycznej tradycji Galów. Bardowie nie żałowali zniewag wrogom swych panów, a ich złośliwości tym bardziej uważano za niebezpieczne, że przypisywano im właściwości magiczne. Potrafili szkodzić i mścić się; schlebiali pysze i czerpali z tego zaszczyty. Mniej od nich cenieni wróżbici, vates, nie byli ani muzykami, ani poetami; uchodzili za specjalistów od proroctw i przedsięwzięć natury magicznej. „Badając następstwo zdarzeń - mówi rzymski historyk, Ammian Marcellin - usiłują objaśniać tajemnice natury". W rzeczywistości zajmowali się chyba przede wszystkim tłumaczeniem snów i przepowiadaniem przyszłości naiw nemu ludowi. Ammian deformuje ich nazwę, używając określenia euhages, które z pewnością jest tylko niewłaściwą transkrypcją greckiego ouateis, odpo wiednika łacińskiego vates. Niektórzy historycy nowożytni popełnili ten sam błąd, tworząc słowo ovates, co rozumieć należy po prostu: wróżbici. Diodor zaświadcza, że cieszyli się oni ogromnym poważaniem całego ludu; kiedy Cezar twierdzi, że Galowie przywiązują wielką wagę do zabobonów, chce przez to powiedzieć, iż stosują wszelkie możliwe praktyki magiczne i przeróżne zabiegi wróżbiarskie. Właśnie wróżbici byli celebrantami tych zabobonów. Całkiem inną grupę społeczną stanowili druidzi. Byli kapłanami należącymi do zgromadzenia religijnego i tworzyli odrębną kastę. Oni również mieli swoją bogatą poezję, której zapisywania wzbraniały reguły religijne. Tej druidycznej spuścizny nowicjusze uczyli się na pamięć, co nierzadko zabierało im nawet 20 lat. Zawarte w niej było głównie to wszystko, co w pojęciu ludów starożytnych było wiedzą. Jak podaje Cezar, druidzi „oddawali się rozlicznym spekulacjom na temat gwiazd i ich ruchów, rozmiarów świata i Ziemi, natury wszelkich zjawisk, potęgi bogów i ich kompetencji": zajmowali się astronomią i bez wątpienia geografią, fizyką, filozofią oraz - rzecz jasna - teologią. Wielką wagę przywiązywali do nieśmiertelności duszy, która po śmierci przechodzi z jednego ciała do innego. „Są to ludzie bardziej inteligentni niż bardowie - przyznaje Diodor - tworzący zgromadzenie o wyraźnie określonej regule i zajmujący się studiowaniem zagadnień najtrudniejszych i najbardziej wznio- Galowie w okresie pokoju 151 słych". Ich doktryna, z tej racji, że niespisana, była wyjątkowo niestała i musiała podlegać wielu modyfikacjom. Oprócz funkcji religijnych i znacznej roli politycznej zadaniem druidów było kształcenie młodzieży. W ich szkole, zaznacza Camille Jullian, arystokrata galijski uczył się czego innego niż stosowania siły. Druidzi nauczali go, że istnieje dusza, że dusza ta jest nieśmiertelna, a śmierć nie jest niczym innym, jak przejściem z jednego ludzkiego ciała do innego. Od nich dowiadywał się niebawem, że świat jest ogromny, a ludzkość nie ogranicza się do ojcowizny i znanych mu myśliwskich czy wojennych ścieżek. I wreszcie, ci mistrzowie odkrywali przed nim naturę ludu celtyckiego, mówili o wspólnym pochodzeniu wszystkich Celtów, którzy niezależnie od tego, czy są przyjaciółmi, czy chwilowymi wrogami, są przecież potomkami jednego boskiego przodka. W ten sposób młody człowiek powoli wyrabiał sobie pojęcie o wielkości świata, o wiecznym trwaniu duszy, o jedności wszystkiego, co galijskie. Dokonywał ogromnego wysiłku, dzięki któremu jego świadomość objąć mogła szersze horyzonty niż tymczasową i ograniczoną siedzibę, jaką stanowiły ciało, posiadłość rodzicielska, miasto, w którym żyli rówieśnicy, i oddawać się kontemplacji nad perspektywą wiecznego trwania jednostki oraz wielkością własnej rasy25. Świat celtycki — twiedził Mommsen cytowany przez Camille'a Julliana -jest duchem bliższy myśli nowożytnej niż grecko-rzymskiej. Nowoczesny sposób myślenia - zgoda, jeśli będziemy przez to rozumieć przede wszystkim jego wczesne, średniowieczne stadium. Przetrwało w nim niemało okruchów tradycji świata grecko-rzymskiego, sięgających odległej, przedhistorycznej przeszłości. Miały one swój udział w procesie tworzenia się trwałej struktury społecznej na żyznych ziemiach rozległego kraju. W nich też ma swe źródło widoczna czasem niespójność galijskiej kultury. Gal był żywiołowy i bitny, ale nie był złym człowiekiem; ważną rolę przypisywał przemocy i sile, lecz miał poczucie sprawiedliwości; wykazywał upodobanie do bogactwa, był jednak szczery i hojny; jego troska o honor nie ograniczała się do przesądów czy prymitywnych zasad. Potężny otaczał opieką słabego, słaby zaś odpłacał potężnemu wiernością. Liczne były oczywiście odstępstwa i nadużycia; stworzono mające im zapobiegać reguły, ale nie zdołano ich jeszcze sobie przyswoić. Z tego punktu widzenia feudalny świat średniowiecza może robić wrażenie wskrzeszonego państwa galijskiego. Niemiecki celtolog Windisch uważał, że rycerski duch wieków średnich miał swe źródła właśnie w tradycji celtyckiej. Jeżeli chcielibyśmy ustalić, kto najbardziej przypomina Galów z czasów We-rcyngetoryksa - pisał z kolei Camille Jullian - trzeba szukać nie wśród barbarzyńców z czasów starożytnych, lecz wśród ich następców na tej samej ziemi 25 C. Jullian, Vercinqetorix, ed. I, Paris 1900, s. 96. 152 Galowie u siebie [...] Ilekroć próbowałem zrozumieć Wercyngetoryksa i jego pobratymców, przychodził mi na myśl Gaston Febus [Gaston de Foix zwany Febusem -przyp. tłum.], strojny w złoto, srebro i brokaty. Już to rzucający się w piekielną galopadę konną w otoczeniu zziajanej sfory, już to królujący wśród biesiadników przy płonącym kominku w wielkiej sali swego zamku, otoczony żołnierzami, śpiewakami, poetami, lubujący się w pięknej poezji i fantastycznych opowieściach, sam świetny bajarz i znakomity mówca, inteligentny, elokwentny, kochający śmiech, uparty, okrutny i pobożny26. Osoby i dobra Cezar informuje: W całej Galii są tylko dwie kategorie ludzi posiadających jakieś znaczenie i poważanie (druidzi i jazda; pierwsi przewodzą w sprawach religijnych, drudzy w wojennych. - uzupełnienie A.G.). Lud bowiem traktowany jest na równi z niewolnikami. Sam z własnej inicjatywy o niczym nie ma prawa decydować, nie jest dopuszczany na żadną naradę. Wielu uciskanych długami czy nadmiarem powinności, czy bezprawiem ze strony możnych, oddaje się w niewolę arystokratom; tym przysługują wobec nich wszystkie te uprawnienia, jakie mają panowie względem niewolników27. Trudno powiedzieć, na ile Cezar upraszcza zjawiska, niewątpliwie bardziej złożone i prawdopodobnie zmienne. Takie same tendencje do uciekania się pod tyrańską opiekę patronów występują w Galii okresu rzymskiego IV i V stuleciu n.e., gdy słabła rzymska dominacja. Bez trudu znajdziemy je w samym Rzymie, tak w czasach republiki jak cesarstwa. Nie wyklucza to jednak w sposób kategoryczny istnienia - obok wielkich posiadaczy ziemskich - skromnych wolnych chłopów, małej i średniej własności. Co się tyczy okresu podboju Galii, to przede wszystkim nie wiemy, od kiedy plebs znajdował się w sytuacji takiego zniewolenia. Być może uzasadnione byłoby przypuszczenie, że zwierzchnictwo arystokracji było konsekwencją zrujnowania kraju przez inwazje Cymbrów i Teutonów oraz anarchii spowodowanej upadkiem hegemonii Arwernów. Prawda to, iż od wieków wszelkie zbiorowe nieszczęścia dotykały najboleśniej maluczkich; silni podnoszą się pierwsi i odbudowują swoje fortuny na krzywdzie słabszych. W każdym razie należy przyjąć, że w okresie rzymskiego podboju masy galijskiej ludności były uzależnione od niemal wszechwładnej kasty. 26 Ibidem. 27 Gajusz Juliusz Cezar, op. c/r., VI, 13, 1. Osoby i dobra 153 Kastę tę stanowili właściciele ziemscy; przeważająca część ludności żyła na wsi. Miasta wciąż były nieliczne i słabo zaludnione. Rzemiosło zatrudniało niewielu wykwalifikowanych wyrobników, niektórzy spośród nich mogli być niewolnikami. Czasami całe oppida, czyli osady miejskie stanowiły klientelę jednego właściciela. Na przykład Lukter, oficer Wercyngetoryksa, był panem Uxellodunnum, a mieszkający tam rzemieślnicy i kupcy mogli wykonywać swój zawód wyłącznie za jego zezwoleniem i jemu płacąc podatki. Tak samo rolnicy uprawiali pańską ziemię. W Bibrakte na Mont Beuvray rozmaite gałęzie wytwórczości były usytuowane w osobnych dzielnicach: tu obróbka żelaza, ówdzie wytapianie brązu, tam emalierstwo, gdzie indziej płatnerstwo Jeszcze gdzie indziej wyrób biżuterii. Być może wynikało to z faktu, iż w stolicy Eduów każda z grup zawodowych podlegała innemu panu, który finansował koszty osiedlenia i brał na siebie ochronę rzemieślników, a być może to jeden potężny właściciel, w rodzaju Dumnoryksa, zorganizował w ten sposób życie miasta. U Strabona znajdujemy dość enigmatyczną wskazówkę: Jeśli chodzi o mężczyzn i kobiety, zadania rozdzielone są odwrotnie niż u nas; jest to osobliwość wspólna Galom i licznym innym barbarzyńskim ludom28. Czy należy przez to rozumieć, że kobiety pracowały w polu i w warsztacie, mężczyźni natomiast pozostawali w domu? Niczego takiego nie obserwujemy w epoce rzymskiej. Rzeźby ukazują zawsze mężczyzn zajętych pracą na roli i handlem. Inskrypcje nie wymieniają żadnej kobiety trudniącej się pracą zawodową. Jeden tylko napis mówi o medica, kobiecie lekarzu z Metzu i jest to z całą pewnością przypadek wyjątkowy. Trzeba zapewne przyjąć, że kobiety po prostu dzieliły z mężczyznami trud pracy. Załóżmy więc, że w Galii za Cezara większość ludności pracującej, szczególnie na roli, żyła w uzależnieniu - niekiedy bardziej, niekiedy mniej uciążliwym - od arystokracji religijnej i wojskowej. Własność Taka sytuacja społeczna wynikała z sytuacji ekonomicznej. Arystokracja była przede wszystkim klasą posiadaczy. Dominując z racji władania bogactwem, czyli środkami do życia, umożliwiała ludziom pracę i egzystencję. W owym czasie wyrazem bogactwa było bydło i ziemia. A nawet przede wszystkim ziemia, bo bez niej niemożliwa była hodowla. W jaki sposób arystokracja weszła w posiadanie ziemi? 28 Strabon, op. cit., IV, 4, 3. 154 Galowie u siebie Kwestia ta była długo dyskutowana, ale raczej w sposób anachroniczny, to znaczy poszukiwano dla czasów przedrzymskich wyjaśnienia opartego na zasadach prawa rzymskiego. Zadawano sobie pytanie, czy Galowie znali własność prywatną w takim sensie jak Rzymianie, czy też przeciwnie, w czasach niezależności ziemia była wspólną własnością. Prawo do indywidualnego posiadania czy własność kolektywna? Być może Galowie nigdy nie mieli w tej sprawie tak wyraźnej koncepcji. Wielki celtolog d'Arbois de Jubaimdlle utrzymywał, że w okresie niezawisłości Galowie znali wyłącznie własność zespołową. Fustel de Coulanges i Camiłle Jullian uważali natomiast, że znaleźli u Cezara potwierdzenie istnienia własności prywatnej. Wreszcie zdaniem Henry Huberta za czasów Cezara występowały w Galii oba typy własności. Rozumowanie d'Arbois de Jubainville'a jest wprawdzie logiczne, ale abstrakcyjne. Oto trzon jego twierdzenia: Galowie przybyli celem podboju. Czego poszukiwali? Ziemi. Zatem zwycięskie oddziały, które stanowiły zalążek plemion galijskich, wzięły ją w posiadanie i strzegły tej własności. Podobnie jak ziemie zdobyte - ager publicus - pozostawały własnością państwa rzymskiego. Naczelnicy plemion byli żywotnie zainteresowani w utrzymywaniu tej wspólnej własności, bowiem tylko oni mieli możliwość z niej korzystać. Byli - jak twierdzi Polibiusz - jedynymi posiadaczami bydła, podstawowego bogactwa Galów. Wypasali je na ziemiach plemiennych. W ich wyłącznej dyspozycji znajdowały się środki materialne niezbędne do uprawy roli: narzędzia, ziarno siewne, pracownicy. Podobnie jak arystokracja rzymska w czasach Grakchów przywłaszczyli sobie posiadłości, które miały być wspólne. Jednak było to posiadanie prekaryjne. Dopiero rzymski podbój uczynił z nich prawdziwych właścicieli. Stąd znaczny rozwój wielkiej własności ziemskiej w Galii okresu rzymskiego. Podobnie zwróćmy uwagę na fakt, że podbój galijski wydarzył się na wiele wieków p.n.e. i że zupełnie nieznane nam są warunki, w jakich się odbywał. Czy wodzowie byli w tamtym okresie klasą arystokratyczną, porównywalną z tą z czasów Cezara? W jaki sposób zdobywcy dzielili między siebie ziemię w poszczególnych prowincjach? Jak się ułożyli z poprzednimi właścicielami? Nie mamy na ten temat żadnych informacji i nic nas nie upoważnia do założenia, że formuła była jednolita. Czy w ogóle mamy prawo zakładać, że w tej odległej epoce Galowie mieli sprecyzowane pojęcia własności zespołowej lub prywatnej, własności państwowej i prekarium?29 Z tekstów, na które powołuje się Fustel de Coulange, zdaje się wynikać, że w czasach Cezara Galowie dysponowali ziemią tak, jakby posiadali ją na 29 prekarium - w średniowieczu nadanie ziemi chłopom przez możnego pana lub instytucję kościelną w zamian za czynsz i pańszczyznę (przyp. red.). Osoby i dobra 155 własność. Lecz żaden z tych tekstów nie stosuje podziału na grunty, które mogły stanowić własność prywatną i grunty należące do całej wspólnoty politycznej czy ewentualnie do pewnej grupy. Problem pozostaje więc dyskusyjny. Weźmy taki przykład: „druidzi, powiada Cezar - rozstrzygają we wszystkich sprawach spornych [...] o spadek czy miedzę30. Mogłoby to świadczyć o istnieniu gruntów prywatnych. Ale dlaczego nie miałoby dotyczyć otrzymanego w spadku prawa do posiadania lub podziału gruntów publicznych? Pewien naczelnik Trewirów, skłócony z własnym zięciem, sprzedał swe dobra na licytacji. Ziemie w ten sposób sprzedane mogły być zarówno bardziej lub mniej legalnie zajmowanymi terenami publicznymi, jak i rzeczywistą własnością prywatną. Najbardziej bodaj znaczącym tekstem jest zapis Cezara, w którym porównuje on typ posiadania Galów i Germanów: Germanowie znacznie odbiegają od tego sposobu życia. Nikt z nich nie ma ściśle wydzielonego pola albo posiadłości własnej. Podają wiele przyczyn takiego postępowania, miedzy innymi żeby możniejsi nie wyganiali uboższych z ich posiadłości, żeby nie rodziła się w nich zachłanność na pieniądze, gdyż przez to powstają stronnictwa polityczne i niezgoda31. „Tak dzieje się w Galii, gdzie biedni są ofiarami nadużyć ludzi możnych: injuria potentiorum premuntur". W odpowiedzi na to usłyszymy, że dokładnie taki stan wspólnoty własnościowej, który przetrwał w nienaruszonej postaci u Germanów, mógł również istnieć u Celtów, tyle że w Galii w czasach Cezara zniekształcony został nadużyciami możnowładców. Prawdą jest, że Fustel de Coulanges, analizując teksty Cezara, ustalił, iż generalnie nie zaprzeczają one istnieniu własności prywatnej oraz że wzmianki Prokonsula na temat Germanii są bardzo powierzchowne i wielokrotnie po prostu błędne. Pewne jest to, że opisany przez Cezara ustrój społeczny Galii, charakteryzujący się pierwszoplanową rolą arystokracji sprawującej władzę nad plebsem, uzasadnia przypuszczenie, że istniały wielkie posiadłości ziemskie, których pan - czy jako właściciel, czy tylko jako użytkownik - dawał zatrudnienie i możliwości życia ludziom, którzy dla niego rolę uprawiali i eksploatowali. Czy te posiadłości powstały z legalnego nadania, czy z przywłaszczenia? Od kiedy istniały? Jakie publiczne czy prywatne prawo nimi rządziło? Nie możemy dać odpowiedzi na takie pytania, powstające we współczesnych umysłach, a zapewne w zupełnie innych sformułowaniach jawiące się Galom. W gruncie rzeczy znamy w miarę dobrze dopiero Galię z ostatniego stulecia p.n.e. Zachowały się w niej pewne pierwotne zwyczaje, które historycy greccy i rzymscy określają jako dzikie i brutalne. Te, które dotyczą wojny 30 Gajusz Juliusz Cezar, op. cit., VI, 13, 5. 31 Ibidem, VI, 21, 1; 22, 2 i 3. 156 Galowie u siebie i życia społecznego, wykazują wyraźną zbieżność z obyczajami rządzącymi greckim światem Homera. Tak samo w halsztackiej sztuce celtyckiej odnajdujemy punkty zbieżne z geometryczną sztuką archaiczną Grecji. Nic potrafimy jednak stwierdzić, czy chodzi o równoległy rozwój dwu różnych odgałęzień wywodzących się ze wspólnego pnia, czy też o przejawy tej samej, szeroko rozpowszechnionej kultury. Próby przyrównywania społeczeństwa galijskiego do innych społeczeństw starożytnych i wyjścia poza zwykłą konstatację przypadkowych zbieżności byłyby więc nieostrożne. Fakt, że kolektywna własność ziemi była formą dominującą u Słowian i nawet u Germanów, nie przesądza jeszcze, że tak musiało być pierwotnie u Celtów w ogóle, ani tym bardziej, że tak właśnie sytuacja wyglądała u Galów. Przeciwnie - zjawiska obserwowane w Galii tuż przed rzymskim podbojem i opisany przez Cezara ustrój arystokratyczny wykazują, że ziemia i jej bogactwa miały właścicieli indywidualnych. Tej własności zawdzięczali swoją potęgę equites. Z drugiej strony nie mamy dowodów, że obok posiadłości możnych panów nie istniały inne połacie ziemi, przeważnie pastwiska i lasy, pozostające w posiadaniu zespołowym - jak to zresztą miało miejsce w okresie rzymskim. A ponadto mogła przecież występować gradacja od wielkich, poprzez średnie, do małych własności. Kiedy pojawił się Cezar, Galia zmierzała do takiego ustroju ekonomicznego, jaki w tym samym mniej więcej czasie widzimy w Italii, i jaki przetrwa w Galii okresu rzymskiego. Dlatego też społeczny i ekonomiczny ustrój Galii niezależnej przystosuje się bez zauważalnych konfliktów do rzymskiej organizacji. Ziemię w przeważającej części posiadali na własność członkowie wielkich rodów, ale prawo do własności prywatnej mieli wszyscy, a wspólnota własnościowa nie była nieznana. Ustrój społeczny. Klientela Zjawisko, które w Galii było najbardziej uderzające dla autorów antycznych, to rozwój klienteli. Rzym także znał od najdawniejszych czasów patronów i klientów. Jednakże w celtyckiej Italii północnej - mówi Polibiusz, i w Galii - mówi Cezar, instytucja ta miała wyjątkowe znaczenie. Znana była Celtom od dawna i opierała się w Galii na tradycji, która zachowała swą pierwotną formę. Klientela była związkiem łączącym dwoje ludzi - wodza z żołnierzem, silnego ze słabym, bogatego z biednym. Polegała na wzajemnych zobowiązaniach. W Akwitanii byli solidurii, o których pisał Cezar32, wódz dzielił z 6 tysiącami oddanych mu ludzi wszystkie dobra doczesne, kiedy jednak ginął gwałtowną śmiercią, wszystkich soldurii spotykał ten sam los i „za ludzkiej pamięci nie zdarzyło się, by ktokolwiek uchylił się od śmierci, gdy zginął przyjaciel, pod którego opiekę się oddał". Obowiązkiem patrona była więc hojność, klienta - 32 Ibidem, III, 22. Osoby i dobra 157 poświęcenie aż do śmierci i zapewne nawet poza śmierć, gdyż Galowie, jak twierdzi Cezar, nie wahali się udzielać pożyczek do oddania na drugim świecie. Tak prawdopodobnie należy tłumaczyć zwyczaj opisany przez historyka i filozofa greckiego, Posejdoniusza: „Niektórzy, otrzymawszy w sali ceremonialnej pewną sumę w srebrze lub złocie, czy też określoną ilość waz pełnych wina, potwierdzają uroczyście tę darowiznę, rozdzielają ją między bliskich -i przyjaciół, po czym kładą się na swej tarczy i ktoś z asysty jednym uderzeniem miecza ścina im głowę". Chodzi tu o zadzierzgnięcie więzów klienteli na przyszłe życie. Podczas tej ceremonii przynajmniej pierwsza faza jest aktem prawnym. Kandydat na klienta prosi o darowiznę. Ponieważ godzi się zostać klientem, przyszły patron nie może mu odmówić. Akt jest publiczny: odbywa się „w sali ceremonialnej", a obecność świadków ma być gwarancją zarówno darowizny, jak i obowiązków, jakie przyjmuje na siebie klient. W przypadku - z całą pewnością wyjątkowym - gdy decyduje się on na śmierć, bynajmniej nie zostaje przez to zwolniony ze zobowiązań. Mamy tu do czynienia z prawdziwie uroczystym składaniem hołdu, zapoczątkowującym ścisły osobisty związek patrona z klientem. W tekście Posejdoniusza socjolog M. Mauss rozpoznaje przeżytki prastarego obyczaju wspólnego Trakom, Germanom i Ariom z Indii („Rev. Celtique", 1926). Bohater prosi swych towarzyszy o określone dary, z których muszą się oni wywiązać pod groźbą utraty honoru. Dary te tworzą więzy obowiązujące do końca życia. Takie rytualne praktyki, które odnajdujemy także w epopei celtyckiej z późnego średniowiecza, są, jak wyjaśnia H. Hubert, mityczną adaptacją bardzo starej instytucji hołdu. W Irlandii składanie hołdu wyrażało się wymianą podarunków. Odbierający hołd daje więcej, dar jest proporcjonalny do jego pozycji, lecz wymiana prezentów nie ma końca i może się ciągnąć aż do śmierci wasala. Trudno powiedzieć, kto płaci zbyt wiele lub zbyt mało za otrzymywane korzyści. Reguły, na których opiera się klientela, przewidują zatem niekończącą się wymianę dóbr i usług, system nieustannych i obowiązkowych wzajemnych pożyczek, które nadwyrężają położenie materialne stron. Wzmiankowani przez Cezara liczni galijscy obaerati mniej przypominają, zdaniem H. Huberta, dłużników z prowincji narbońskiej zapożyczających się, by płacić podatki, bardziej natomiast tych z Irlandii, którzy pożyczając bydło, popadali w zależność od właścicieli. Czyż do niedawna jeszcze istniejący na francuskiej wsi zwyczaj pożyczania bydła nie był swego rodzaju osobistym powiązaniem właściciela i pożyczającego? Specyficzny rys galijskiej klienteli polega na składaniu hołdu, którego zasady i charakter przetrwały jeszcze w średniowieczu. Różniły one patronat galijski od rzymskiego, który był związkiem nietrwałym i wybitnie interesownym. Nie 158 Galowie u siebie da się przecenić znaczenia klienteli w Galii. To on stanowił o potędze takich możnowładców, jak Orgetoryks u Hel wetów i Dumnoryks u Eduów. Zastępował - również inne formy organizacji społecznej, takie jak gens czy klan. Kiedy jest mowa o familii któregoś celtyckiego naczelnika, należy przez to rozumieć grupę klientów, którzy złożyli mu hołd, korzystali z jego szczodrości i byli mu z tego tytułu zobowiązani. Celtycki traktat De Officiis (O obowiązkach) wymienia na pierwszym miejscu wzajemne obowiązki patronów i klientów. Rodzina We wszystkich klasach społecznych rodzina uchodziła za najważniejszą komórkę. Rodzice, żona, dzieci stanowili dla Gala najwyższe dobro; to ich przywołuje w najbardziej uroczystej przysiędze. Kiedy jeszcze przed oblężeniem Alezji jazda Eduów szykowała się do szalonej szarży na cofającą się armię Cezara, wojownicy przysięgali, „że nie wrócą pod swój dach, nie zobaczą ani dzieci, ani żon, dopóki nie przejadą tam i z powrotem przez nieprzyjacielskie szeregi". W żadnym wypadku nie można odnieść do Galów ani w ogóle do Celtów tego, co Cezar mówi o B rytach ze środkowej części wyspy, którzy jakoby praktykowali poliandrię. „W dziesięciu lub dwunastu posiadali wspólne kobiety. Byli to najczęściej bracia lub ojciec i synowie, a dzieci uważano za należące do tego, który pierwszy pojął matkę za żonę". Jeszcze bardziej prymitywni byli, według Strabona, mieszkańcy Irlandii, gdyż „są to równocześnie roślinożercy i ludożercy, nie widzą nic złego w zjadaniu ciał swych krewnych i otwarcie spółkują ze wszystkimi kobietami, nie wyłączając własnych matek i sióstr". Prawdę mówiąc, czuł się w obowiązku dodać grecki geograf, jest to oparte na niezbyt pewnych świadectwach. Należy przez to rozumieć, że informacja pochodziła od marsylskiego podróżnika Pyteasza. Aleksandryjscy Grecy gardzili nim. Dziś wiemy, że niesłusznie. Z traktatu Pyteasza znamy tylko te fragmenty, które cytowali jego przeciwnicy. I okazuje się, że za każdym razem miał on rację; tak więc może być również i w wypadku tubylców z Irlandii. Za jego czasów wyspa była od dawna celtycka; można sądzić, iż tak samo jak w Brytanii, Celtowie przyjęli obyczaje autochtonów, chyba że chodziłoby tu tylko o te miejscowe plemiona, które oparły się wpływom celtyckim. Struktura rodziny galijskiej była silna i podlegała ścisłym regułom. Tak samo jak w rodzinie rzymskiej obowiązywała zasada patriarchatu, co oznacza, że zwierzchnikiem był ojciec i przez niego zachowywana była ciągłość rodu. W oficjalnej formie imienia Gala po imieniu własnym było wymieniane imię ojca: Vercingetorix Celtillifilius. Jeśli dorzucano do tego jeszcze inne określenie, dotyczyło ono nazwy ludu: Arvernus. Nie ma to nic wspólnego z rzymską gens. O ile istniały wcześniej w Galii rozległe związki budowane na powinowactwie rodów, o tyle w znanym nam okresie nie ma już po nich śladu. Niewątpliwie Osoby i dobra 159 ich miejsce zajęła klientela pochodząca z wolnego wyboru. Nie mamy też dowodów na istnienie klanów znanych nam z Wysp Brytyjskich, które tak długo przetrwały w Szkocji. Na próżno również byłoby szukać w Galii przeżytków matriarchatu. Przypadki, kiedy tylko matki imię wymienione jest obok imienia syna, są rzadkie i pozbawione jakichkolwiek wartości dowodowych. Ojciec był zatem głową rodziny galijskiej. Posiadał -jak twierdzi Cezar -prawo decydowania o życiu i śmierci dzieci i małżonki. Wybitny prawnik rzymski Gajus zauważa, że Galatowie są jedynym ludem, u którego -jak w Rzymie -rodzicielska władza trwa aż do śmierci ojca, wyjąwszy przypadki emancypacji. Przypadek taki występuje oczywiście wówczas, gdy młody człowiek zostaje czyimś klientem. Tak też było w średniowiecznej Walii. Wychowaniem dzieci zajmowała się matka. Dopóki nie dorosły do noszenia broni, nie mogły pokazywać się publicznie u boku ojca. W wysokich kręgach społecznych edukację z reguły powierzano druidom. Wśród pospólstwa każda rodzina musiała znaleźć dla swych dzieci protektora, który zapewniłby im kawałek ziemi pod uprawę lub możliwość wykonywania jakiegoś zawodu. Mimo subordynacji, jaka obowiązywała kobietę wobec męża, jej los był zabezpieczony sensownym systemem wspólnoty majątkowej. Cezar opisuje go szczegółowo: Do pieniędzy otrzymanych tytułem posagu mąż dodaje, po uprzednim dokonaniu oszacowania, taką samą ilość ze swego majątku. Z tej całej własności prowadzi się wspólny rozrachunek, a dochody są odkładane i które z obojga małżonków pozostaje przy życiu, temu przypada w udziale część majątku należąca do drugiego, razem z dochodami za miniony okres współżycia33. To ustanowienie wspólnoty zapewniało młodemu małżeństwu pewien rodzaj niezależności w stosunku do ojca rodziny, przynajmniej w sensie materialnym. W praktyce prawo to musiało dotyczyć wyłącznie warstwy bogaczy. Do tej również warstwy mógł się odnosić rodzaj rodzinnego wymiaru sprawiedliwości, opisany dalej przez Cezara: Gdy umrze szlachetnie urodzony ojciec rodziny, schodzą się jego krewni, a jeśli okoliczności jego śmierci wzbudzają podejrzenia, poddają żonę torturom jak niewolnicę i jeśli podejrzenia sprawdzą się, poddawszy męczarniom zabijają ją przy pomocy ognia i wszelkich tortur34. Jest to prawdziwy trybunał familijny, na który przechodzi prawo wyrokowania o życiu i śmierci, należące wcześniej do ojca. 33 Ibidem, VI, 19. 34 Ibidem. 160 Galowie u siebie Nie było mowy - w każdym razie nie było już mowy w czasach Cezara - o mniej lub bardziej dobrowolnym poświęceniu się żony. Natomiast jeszcze w okresie poprzedzającym zwyczaj nakazywał, by wraz ze zmarłym spłonęło na stosie wszystko to, co było drogie jego sercu, nawet ludzie -niewolnicy lub ulubieni klienci. Pogrzeby Galów, mówi Cezar, „charakteryzują się wspaniałością i zbytkiem, jakie odpowiadają ich umiłowaniu przepychu". Istotnie prawie wszystko, co dziś posiadamy - nie tylko broń galijską, lecz także narzędzia, ozdoby i klejnoty - archeologowie znaleźli w grobach. Rytuał palenia rozpowszechnił się zresztą w Galii dopiero w trzecim podokresie lateńskim, czyli dwa pokolenia przed Cezarem, który o tym wspomina. Jednakże groby pochodzące z czasów wcześniejszych zawierają niekiedy dwa szkielety, z których jeden należał zapewne do kobiety, złożonej w ofierze po śmierci małżonka, by towarzyszyła mu w grobie i na tamtym świecie. Zauważmy, że we fragmencie poświęconym sądom rodzinnym Cezar mówi „żony", nie zaś „żona": „cum pater familiae... decessit... de uxoribus qu-aestionem habent". Wynika z tego, iż przynajmniej ojcowie możnych rodzin mogli mieć kilka żon. Jednakże znamy jeden tylko przykład, germańskiego króla Ariowista, posiadającego dwie żony, z których jedna była Galijką. Był to - dla ambitnych - sposób na zawieranie wielu przymierzy, a może także przeżytek dawniejszego systemu, co tłumaczyłoby wielką liczebność galijskiej populacji. Nie zdarzało się to już ani krótko przed podbojem rzymskim, ani później. Regułą jest monogamia. Płaskorzeźby i inskrypcje z epoki rzymskiej prezentują dwoje splecionych w uścisku małżonków, często w otoczeniu dzieci; sugerują zgodę i wzajemne oddanie. Znana jest wzruszająca historia Eponiny, żony Sabinusa, jednego z przywódców powstania z 70 roku n.e. Przez 9 lat towarzyszyła w ucieczkach i ukrywaniu się swemu pokonanemu i wyjętemu spod prawa mężowi, urodziła mu dwoje dzieci, a gdy został pojmany, postanowiła umrzeć z nim razem. Na temat Galów azjatyckich Grecy odnotowali w II wieku p.n.e. bohaterskie przykłady wierności małżeńskiej, które Plutarch zebrał w swoim traktacie O cnocie kobiet. Opowieść o Chiomarze, żonie króla Tolistobojów Ortiagona, pochodzi od historyka Polibiusza, który podobno osobiście poznał bohaterkę w Sardes. Została ona pojmana przez Rzymian i podarowana pewnemu centurionowi, który zgodził się oddać ją za wielki okup. Kiedy okup zapłacono, Chiomara dała znak jednemu ze swych ziomków, by w chwili pożegnania zabił Rzymianina. Jego głowę przyniosła mężowi. „Żono - rzekł Ortiagon - piękną rzeczą jest wierność". - „Tak, odparła, lecz piękniejszą jeszcze, bym należała do jednego tylko mężczyzny wśród żyjących". Inne opowiadania robią wrażenie bardziej zbeletryzowanych, lecz czyż obraz obyczajów przedstawiany przez powieść nie może być w jakimś stopniu prawdziwy? Do pewnej Galatki, kapłanki Artemidy, zalecał się wytrwale krew- Osoby i dobra 161 ny jej męża. Widząc, że nie uda mu się przezwyciężyć wierności kobiety, zamordował męża i był na tyle nieostrożny, że wyznał wdowie zbrodnię popełnioną z miłości do niej. Odrzuciła go z odrazą, po czym jednak okazała przychylność i wyznaczono datę ceremonii ślubnej, w czasie której małżonkowie mieli pić ze wspólnego kielicha. Kobieta zatruła napój i, umierając, pomściła swego męża. Diodor, Strabon, Ammian35, powtarzając prawdopodobnie informacje Po-sejdoniusza36, wychwalają wzrost, siłę i urodę galijskich kobiet z ostatniego stulecia p.n.e. Rodziły one dużo dzieci, dobrze je karmiły i dobrze wychowywały. Czytamy u Ammiana: Jeden Gal może stawić czoła całej bandzie obcych, wspomagany jedynie przez swą jasnowłosą połowicę, bardziej jeszcze groźną niż on sam; z wezbraną piersią, wściekła i drżąca, białym jak śnieg, krzepkim ramieniem i nogami rozdaje ciosy silne, niczym wystrzelone z katapulty. Pewne zdanie Strabona wnosi przeciwko obyczajowości Galów oskarżenie, którego wartości nie potrafimy dokładnie ocenić: „Twierdzi się, że ludy te nie wiążą żadnego pojęcia wstydu z faktem, iż młodzi chłopcy sprzedają swą miłość". Nieznane jest źródło tej informacji, a w epoce galloromańskiej nie potwierdza jej żadna wzmianka. W ogólnym ujęciu życie rodzinne w Galii przedstawia się jako wyjątkowo zrównoważone i oparte na zasadach, które do dziś szanujemy. Mężczyzna przewodził, lecz kobieta była jego aktywną towarzyszką, wychowującą dzieci i uczestniczącą w codziennych zajęciach. Ludność Jak liczna mogła być ludność Galii w chwili rzymskiego podboju? Kilku nowożytnych uczonych próbowało to obliczyć, biorąc za podstawę wymienioną przez Cezara ilość wojska. Ich oceny znacznie się różnią. Jeden z naukowców niemieckich szacuje mieszkańców Galii na 5 do 6 milionów. Pewien erudyta angielski z XVIII stulecia przesadza w drugą stronę i sądzi, że było ich 48 milionów. W istocie nie bardzo wiadomo, jaki był stosunek wojowników pod bronią do całej populacji. A ponadto, gdy jedni przyjmują dosłownie liczby podane przez Cezara, inni poważnie je kwestionują, wydaje się bowiem, że Diodor, op. cit., V, 32. Strabon, op. cit, IV, l, 2, IV, 4, 3; Ammian Marcellin (Ammianus Marcellinus), Rerum questarum libri qui supersunt (Księgi czynów, które się zachowały), XV, 12. Cyt. za: Atenajos (gr. Athenaios, łac. Athenaeus), Deipnosophistai (Sofiści przy uczcie), XIII, 79. 162 Galowie u siebie Prokonsul w swoich „komunikatach" nie wahał się zawyżać liczebności wrogich wojsk, które miał pokonać. Na autorach antycznych Galia zawsze robiła wrażenie kraju bogatego i ludnego. U Belgów na północy i na wschodzie u Helwetów czy też w centrum u Arwernów Strabon odnotowuje bardzo liczną populację. Diodor zaś podaje informację co do całości: „Galia jest zamieszkała przez wiele ludów o różnej liczebności; największe z nich mają około 200 tysięcy wojowników, najmniejsze 50 tysięcy". Zasadniczo przyjmuje się, że aby ustalić liczebność populacji, należy pomnożyć przez cztery liczbę mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Taki mnożnik przynosi oczywiście wynik minimalny: we Francji mobilizacja powszechna dała około 5 milionów żołnierzy, a przecież kraj liczy 40 milionów mieszkańców. Przyjmijmy jednak tę metodę. Na najliczniejsze ludy Galii przypadłoby w takim razie po 800 tysięcy dusz, na małe po 200 tysięcy. Zakładając, że tych większych było ze 20, a mniejszych jakieś 40, otrzymalibyśmy 16 milionów plus 8 milionów czyli razem 24 miliony. Trzeba by, rzecz jasna, mieć możliwość skontrolowania tej liczby w detalach. Tu jednak zaczynają się kłopoty. Według Strabona na przykład37 stan wojska Belgów wynosił 300 tysięcy. Właściwie odpowiada to podawanym przez Cezara - z drobnym naddatkiem - 305 tysiącom, jakie Belgowie wystawili przeciw niemu podczas kampanii w roku 5738. Jednakże ten kontyngent nie reprezentował całości sił, na jakie Belgów było stać. Tak na przykład Bellowakowie (z Beauvais) mogli wystawić 100 tysięcy ludzi, a poprzestali na wysłaniu 60 tysięcy. Jeżeli dla innych plemion utrzymamy te same proporcje między liczbą wysłanych wojsk a ich możliwościami, to 300 tysiącom stanu efektywnego odpowiadałoby w zaokrągleniu 500 tysięcy mężczyzn zdolnych do noszenia broni. W efekcie daje to co najmniej dwumilionową ludność kilkunastu zjednoczonych plemion. Liczbę plemion w Galii oblicza się na około 60, jeśli więc przyjąć dla całego kraju taką samą gęstość zaludnienia co u Belgów, otrzymalibyśmy około 10 milionów mieszkańców. Jest to oczywiście niewiele, więc albo mnożnik 4 jest za niski, albo Galia Belgijska była słabiej zaludniona niż reszta kraju. Dane, które możemy uważać za wyjątkowo rzetelne, dotyczą Helwetów, których plany emigracyjne dostarczyły Cezarowi pretekstu do interwencji w Galii. Opierają się one - Cezar mówi to wyraźnie - na imiennym spisie emigrantów, odnalezionym w obozie Galów, Helwetów miało być 263 tysiące. Przyłączyły się do nich inne plemiona lub części plemion: Raurakowie, Tulingowie, 38 37 Strabon, op. cit., IV, 4, 3. Gajusz Juliusz Cezar, op. cit., II, 4, 4. Ludność 163 Bojowie i tak dalej, razem 105 tysięcy. W sumie grupa emigrantów liczyła zatem 368 tysięcy osób. Po zwycięstwie Cezar, który twierdzi, że przeżyło 110 tysięcy Hel wetów, nakazał, by każdy wracał do siebie. 30 tysięcy Bojów uzyskało zgodę na osiedlenie się u Eduów. Straty wynosiłyby więc 228 tysięcy i taka liczba zabitych - prawie dwie trzecie sił - wydaje się bardzo duża jak na kilka tygodni walki. Być może jednak część z nich zdołała powrócić do kraju, umknąwszy rzymskiej kontroli. Trzymając się danych Cezara i nie biorąc pod uwagę ani niewolników, o których w ogóle nie wspomina, ani tych członków plemienia, którzy ewentualnie nie zdecydowali się emigrować, mamy więc 263 tysiące samych Helwetów. Wszakże, zauważa Camille Jullian, w kantonach, które powstały na dawnych ziemiach Helwetów pomiędzy Jurą i Alpami, mieszkało w roku 1850 tylko półtora miliona osób. Wiemy ponadto, że zaludnienie Szwajcarii ogromnie wzrosło w ostatnim stuleciu. W czasach Cezara populacja była więc cztery lub pięć razy mniej liczna niż w połowie XIX wieku. Raurakowie wyemigrowali w liczbie 23 tysięcy. Zaś w roku 1850 półkan-tony Bazylea - miasto i Bazylea - okręg liczyły łącznie 77 583 mieszkańców, czyli trzy do czterech razy więcej. Lecz mieszkańcy kantonu Yalais zmobilizowali przeciwko jednemu z legatów Cezara ponad 30 tysięcy wojska39, „co dzisiaj z pewnością nie byłoby możliwe" - odnotowuje Camille Jullian. „Sądzę - dodaje - iż liczba 30 tysięcy jest mocno przesadzona, z drugiej jednak strony dotyczy ona tylko dwóch z czterech szczepów kantonu". Yalais liczy obecnie 128 tysięcy mieszkańców; byłoby ich prawie tyle samo przed epoką rzymską. Podobnie 100 tysięcy uzbrojonych Bellowaków reprezentowało populację czterystatysięczną, a więc równą dzisiejszej populacji Beauvais. Armia, jaką Galowie wysłali w roku 52 na odsiecz Alezji, nie mogłaby stanowić podstawy obliczeń. Wercyngetoryks wzywał do powstania powszechnego. Jednak zliczywszy swoich wojowników, plemiona postanowiły powołać tylko ich część. Obawiano się zamieszania, jakie mogło spowodować zmobilizowanie wszystkich i trudności związanych z koniecznością wyżywienia tak wielkiej liczby ludzi. Poprzestano na ukonstytuowaniu armii złożonej z 250 tysięcy pieszych i 8 tysięcy jazdy, co prawdopodobnie odpowiadało normom wielkiej armii galijskiej. Wszelkie obliczenia dokonywane na bazie tych danych, szczególnie te, które przedstawia J. Beloch w swej książce na temat populacji świata starożytnego, trzeba uznać za zupełnie arbitralne i pozbawione jakiegokolwiek uzasadnienia. 39 Ibidem, III, 6, 2. 164 Galowie u siebie Plutarch podsumowuje zwycięstwa odniesione przez Cezara w Galii ogólną informacją, potwierdzającą wrażenie, jakie budzą te różne teksty: 10 legionów Prokonsula musiało walczyć w bardzo ludnym kraju i zwyciężyło niezliczone rzesze wrogów: W ciągu niespełna dziesięcioletniej wojny w Galii wziął siłą ponad 800 miast i podporządkował sobie 300 szczepów; musiał kolejno stawić czoła trzem milionom ludzi; jeden milion zniszczył na polach bitewnych i drugie tyle wziął w niewolę . Inspiracją tego ponurego obrazu wojny były, zdaniem Camille'a Julliana, tablice niesione w czasie triumfu Cezara. Z pewnością zawyżały one rzeczywiste cyfry, ale nie mogły ich bezczelnie fałszować. 800 miast to galijskie oppida i ważniejsze vici, które zniszczono; 300 szczepów odpowiada rzeczywiście 300 pagi, jakie liczyła Galia; 3 miliony ludzi równa się mniej więcej wszystkim kolejnym armiom wymienionym w Wojnie galijskiej. Milion zabitych, drugi milion niewolników nie zdumiewa czytelnika opowieści Cezara. Liczby tego rzędu sugerują populację liczącą 12 do 15 milionów osób; najprawdopodobniej 15 milionów, wliczając ludność Galii Narbońskiej i takie wielkie plemiona, jak Lingowie i Remowie, którzy nigdy nie podjęli walki przeciw Cezarowi. Przy 600 tysiącach kilometrów kwadratowych, jakie w przybliżeniu zajmowała Galia, otrzymujemy wobec tego średnią zaludnienia wynoszącą 20 mieszkańców na kilometr kwadratowy. Taką mniej więcej średnią, bo 21 osób na kilometr kwadratowy, przyjmuje J. Beloch dla Italii, poczynając od IV wieku p.n.e. A czyż Galia w czasach Cezara nie była na takim samym etapie rozwoju jak Italia w czasach Związku Latyńskiego? Piętnaście milionów mieszkańców to liczba, którą trzeba z pewnością przyjąć za minimalną. Przychylalibyśmy się raczej do tej, jaka wydaje się wynikać ze wskazówek Diodora: 24 miliony. Tak liczna była za Ludwika XIV populacja Francji, mniejszej przecież niż Galia. Camille Jullian operuje liczbami tego samego rzędu. „Na wschód od Renu - pisze - ziemie nieco tylko mniej łaskawe od naszej rodziły, nosiły i żywiły 20 do 30 milionów ludzi". Pomyślmy, jak liczne zabytki pozostawili we wszystkich prawie zakątkach swej ziemi dawni mieszkańcy Galii. Archeologia ukazała nam ich długie dzieje, gdy w znojnym trudzie tworzyli powoli Galię - jej pola, jej pastwiska i jej osady rzemieślnicze. Poznaliśmy zamieszkiwane przez nich krainy i sposób, w jaki swe ziemie, a nawet to, co pod ziemią, potrafili od dawna wykorzystywać. To prawda, że z epoki poprzedzającej rzymską nie zachowały się monumentalne zabytki, ale pomyślmy o tych wszystkich dolmenach i menhirach, o niezliczonych kurhanach (tumuli) i grobach płaskich, które odkrywamy przez przypadek, 40 Ibidem. Ludność 165 0 wszystkich warowniach - a większość ich pochodzi z czasów, zanim zjawili się tu Rzymianie. Camille Jullian przypomina: W dawnych czasach, w ówczesnym zdrowym klimacie, rozległe bory i bagna nie stanowiły dla ludzi przeszkody do życia; lasy i mokradła miały swych stałych mieszkańców. Galowie czy Ligurowie [...] nie bali się krainy podmokłej i cienistej [...], co zresztą nie przeszkadzało im odwiedzać wyżynne równiny i strome zbocza wiodące ku szczytom [...]. Ileż reliktów tamtej epoki odnajdujemy w okolicach niegdyś ciągle pełnych życia, które w epokach następnych na wpół opustoszały, a dziś są miejscem okolicznościowych spotkań: lodowaty wierzchołek Mont-Beuvray, nieurodzajny Larzac i kamieniste Gaus-ses, błota Medoc i piaszczyste wydmy [...]. Zadziwił się Polibiusz, gdy ujrzał, że w Alpach nawet w sąsiedztwie szczytów mieszkają ludzie, a Hannibal spotkał licznych barbarzyńców aż na przełęczy Mont Cenis. Jak na czasy starożytne gęstość zaludnienia Galii wydaje się więc wyjątkowo duża, porównywalna raczej do zaludnienia Italii niż innych prowincji barbarzyńskiego świata. Tym tłumaczy się zarówno rozwój życia politycznego 1 społecznego Galów, jak i pomysłowość mieszkańców w czerpaniu z ziemi zasobów niezbędnych do życia. Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze Domostwa. Wieś i miasto Od początku epoki historycznej, czyli od 200 lub 300 lat p.n.e., lud galijski - w trudnych do określenia proporcjach złożony z autochtonów i najeźdźców z różnych epok - jest definitywnie związany z ziemią. Jeśli Celtowie byli niegdyś koczownikami i chętnie zmieniali miejsca pobytu, to Galowie stali się ludem osiadłym. Żyli przede wszystkim z rolnictwa i zaludniali obszary wiejskie. Rodzinne domostwa stały odosobnione albo zgrupowane po kilka, albo też w większych skupiskach, odpowiadających naszym wioskom. Cezar wymienia jednocześnie aedificia - odosobnione wiejskie budynki oraz vici, stanowiące zgrupowania aedificiorum. Siedziby ich wodzów to także aedificia - powiada Cezar - najczęściej usytuowane na leśnych polanach albo nad rzekami. Oprócz rolnictwa i hodowli zajmowali się łowiectwem i rybołówstwem. Stosunek liczby domostw odosobnionych do liczby wiosek musiał się zmieniać zależnie od regionu - tak samo jak to było w czasach rzymskich i jak jest jeszcze dziś. Helwetowie, którzy mieszkali na wyżynie szwajcarskiej, pomiędzy Renem - od Bazylei do Konstancji - i Jurą, w momencie gdy udawali się na wędrówkę, posiadali 12 warownych miast - oppidów i czterysta wiosek, a poza tym zapewne niemało domostw wolno stojących. Helwetów było 263 tysiące. Każdy vicus mógł mieć najwyżej 200 do 300 mieszkańców, co daje jakieś 100 tysięcy dusz. W 12 oppidach nie mieszkało chyba zbyt dużo osób -przyjmijmy, że około 60 tysięcy. Pozostałoby zatem około 100 tysięcy żyjących w odosobnionych domostwach, czyli mniej więcej tyle samo, co w wioskach. Tak aedificia, jak i vici były po prostu albo chatami z gałęzi oblepionymi gliną, albo drewnianymi chałupami. Strabon pisał: „Zbudowane z desek i plecione z wikliny domostwa Galów są przestronne. Mają kształt rotundy, a dachy Domostwa. Wieś i miasto 167 grubo kryte słomą". Rzeczywiście, nie znali oni ani dachówki, ani zaprawy murarskiej. Podbudówka takiego domostwa bywała często wzmocniona kamiennym murkiem bez zaprawy, z dodatkowymi palami, które przytrzymywały ściany i dźwigały więźbę dachu. W dziedzinie budownictwa Galowie nie poczynili widocznych postępów od epoki neolitu. Chata najprostszego typu przypominała może nasze szałasy węglarzy, tym się od nich różniąc, że zagłębiała się w ziemię - na pół do półtora metra. Pochyły dach podtrzymywany przez ustawione na skos i wsparte jeden o drugi pale stanowił właściwie jedyną konstrukcję. Chata niekoniecznie była okrągła, mogła być wydłużona lub w kształcie podkowy, a jej średnica najczęściej wynosiła 3 do 5 metrów. Pośrodku znajdowało się palenisko, nad nim otwór w dachu, przez który uchodził dym. Niekiedy wejście osłaniał okap wsparty na żerdziach. Stojące w pobliżu domostwa szałasy mogły być przeznaczone dla zwierząt. Często też odnajdujemy doły, które służyły do magazynowania zapasów - podobne do zagłębienia chat, tyle że o mniejszej średnicy i głębsze. W niektórych przechowało się zwęglone ziarno. Na południu, na przykład w Enserune, takie doły, wykopane na podwórzu przed domem, są wypełnione glinianymi dzbanami o średnicy metra, a czasem i ponad metr, a wysokimi na co najmniej półtora metra. Częstokroć spotyka się obszerniejsze i udoskonalone typy domostw. Mają one zarys prostokąta lub wydłużonego owalu, 8-9 metrów długości i 6-7 szerokości. Ich kontur wyznaczają dziś otwory, w których tkwiły pale tworzące - nierzadko podwójne - ściany. W środku inne pale podtrzymywały dach. Wejście przesunięto w stronę węgla, a wnętrze chaty wraz z centralnym paleniskiem było osłonięte dodatkową, chroniącą od wiatru przegrodą tworzącą sień. Po przeciwnej stronie wejścia znajdowało się dodatkowe palenisko. To już nie była chata, lecz wspólna izba. Te obszerne chaty są zawsze mniej lub bardziej wkopane w ziemię -niekiedy zaledwie pół metra, niekiedy po dach. W Normandii, w Berry, Burgundii, Lotaryngii i Hesbaye (Belgia - przyp. A.G.) te zagłębienia dużych chat, przeważnie wypełnione wodą, mają głębokość 2 do 5 metrów. Nazywają się mardelles. Niektórzy uważają je po prostu za naturalne jamy i proponują rozmaite wyjaśnienia. Niemało tych mardelles zostało przez archeologów przeszukanych, zwłaszcza w Lotaryngii. Znaleziono w nich szczątki belek zadaszenia i wewnętrznych słupów nośnych oraz wiklinowych plecionek, które zapewne służyły jako przegrody, a ponadto pewną ilość przedmiotów z końca okresu galijskiego, może nawet z okresu rzymskiego. Nie każda oczywiście napotkana w lesie kałuża to mardelle, lecz bez wątpienia prawdziwe mardelles były domostwami. Te domostwa całkowicie tkwiące w ziemi były zapewne podobne do tych, jakie Tacyt oglądał u Germanów i opisuje w Germanii. 168 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze Nawet kamienie budowlane lub cegły nie są u nich w użyciu; w budownictwie posługują się nieociosanym drewnem, nie troszcząc się o ozdobność lub ładny wygląd. Niektóre tylko miejsca staranniej wylepiają gliną tak czystą i lśniącą, że wygląda na malowidło i barwne rysunki. Mają też zwyczaj kopać podziemne lochy i przywalają je z wierzchu wielką ilością nawozu. Stanowią one schronienie na zimę i służą do przechowywania ziarna, ponieważ takie miejsca łagodzą ostrość mrozów, a jeżeli nieprzyjaciel nadciągnie, pustoszy to, co stoi otworem, skrytki natomiast i podziemia albo całkiem mu są nieznane, albo dlatego właśnie przed jego wzrokiem uchodzą, że musi ich szukać'. Konstrukcje domostw są oczywiście rozmaite, uzależnione od dostępnego w regionie budulca: w okolicach leśnych szałasy z gałęzi albo drewniane chaty, na terenach skalistych - nawet gdy drewna nie brak w okolicy -chałupy z kamienia bez zaprawy. W każdym razie niełatwo było znacznie powiększyć domostwo - decydowano się raczej stawiać obok nową chatę, tak samo jak Ulisses zbudował izbę godową obok domu swego ojca. Chaty są zgrupowane w obejściu otoczonym kamiennym murem bez zaprawy. Ten typ domów spotyka się w oppidach na południu, na przykład w Enserune leżącym między Beziers i Narbonne, ale także w niektórych wioskach w Wogezach -pochodzą one co prawda z okresu rzymskiego, lecz znajdują się w leśnych ustroniach, gdzie ludność mogła pozostać wierna dawnej tradycji. Dziedziniec ma kształt nieregularnego równoległoboku o powierzchni około 50 na 25 metrów. W jednym rogu zagrodzono mały trójkąt o bokach 5-6 metrów, a znalezione tam przedmioty pozwalają domyślać się mleczarni. Wzdłuż długiego boku podwórza, po przeciwnej stronie stoją domy mieszkalne, odsunięte trochę od muru. Są to cztery izby otwierające się na podwórze. Te pomieszczenia, wszystkie prawie jednakowo głębokie - na mniej więcej 2,5 metra, są jakby zgrupowane po dwa, z których jedno, większe ma nieco ponad 7 metrów długości, zaś drugie, małe, około 4 metrów. Pod tylną ścianą jednej z dużych izb stoi kamienna ławka. Izby te zagłębione są w ziemi mniej więcej na metr. Domostwo na identycznym planie znaleziono w Bibrakte na Mont-Beuvray. Pewne wyobrażenie o konstrukcji i wyglądzie chat galijskich dają nagrobne stele domkowe. Pod dachem kątowym lub ostrołukowym można dopatrzeć się rygłówki, której konstrukcja jest prawie taka sama, jak w starych, średniowiecznych domach; przestrzeń pomiędzy belkami tworzącymi szkielet muru wypełniają albo maty, albo gałęzie, albo też kamienie bez zaprawy, powleczone gliną, tak jak to Tacyt zaobserwował u Germanów. Dopiero Rzymianie wprowadzili w Galii zaprawę murarską. W tych bardziej lub mniej przestronnych domostwach, skonstruowanych z większym lub mniejszym staraniem, Galowie mieszkali bez umeblowania. Na Tacyt, op. cit., XVI. Domostwa. Wieś i miasto 169 glinianym klepisku rozkładano słomę. „Śpią na twardej ziemi, a posilają się siedząc na słomie" - pisze Strabon. Koło paleniska znajdowały się terakotowe albo żelazne wilki ogniowe. Z głównej belki zwisał zębaty hak, jaki czasami trafia się w wyposażeniu grobów. Naczyń było w bród: kociołki z brązu, gliniane dzbany i garnki, butelki o dość wytwornych kształtach, czarne naczynia polerowane lub zdobione kolorowymi wzorami na białej angobie, talerze, półmiski, czarki, filiżanki, misy gliniane - i z pewnością równie często drewniane. Wokół domu naczelnika - na dużym dziedzińcu lub nawet w obrębie wałów przypominających obwarowania - znajdowały się zapewne chaty jego służby, giermków i części klientów oraz, rzecz jasna, obory, stajnie, stodoły i lochy z zapasami. Plebs musiał często dzielić domostwo ze swym bydłem. Miejskie domy mieszkalne niewiele się chyba różniły od wiejskich. W Bi-brakte, stolicy Eduów na Mont-Beuvray, znajdowały się ponadto warsztaty, niekiedy dość przestronne, i kramy wychodzące na ulicę, w których rzemieślnicy pracowali na oczach przechodniów niczym w dzisiejszych miastach arabskich. Bardziej obszerne budowle, z zadaszeniem sięgającym nad ulicę, to prawdopodobnie targowiska; inne, z dużym dziedzińcem, musiały być karawan-serajami. Poszczególne grupy domostw oddzielały od siebie spore przestrzenie niezabudowane. Budowano według ogólnie przyjętej zasady: podmurówka z kamieni bez zaprawy, mocny szkielet z pali oraz z pewnością maty lub gałęzie powleczone gliną. Wszystkie te zabudowania są prostokątne; wiele z nich tkwi głęboko w ziemi, jak gdyby były podpiwniczone albo częściowo podziemne. Takie same znajdowały się w Alezji. W dzielnicy zamieszkałej przez plebs znaleziono wiele piwnic drążonych w skale wapiennej. Istnieją wszelkie podstawy, by domyślać się w nich pozostałości domostw z czasów galijskich, które w epoce rzymskiej przerobiono na piwnice. Oppida Miasto tym się charakteryzuje, że stanowi oppidum, czyli miejsce obwarowane. W większości wypadków wały musiały być starsze niż samo miasto. Były zaczątkiem i racją istnienia skupiska miejskiego. Większość znanych nam miast galijskich - Bibrakte, Gergowia, Alezja -stanowiło w dawnych, prehistorycznych czasach miejsce schronienia: korzystano z nich początkowo tylko w razie niebezpieczeństwa. Później niektórzy z tych, którzy się tu schronili, już ich nie opuszczali. Pierwsi instalowali się tam przede wszystkim rzemieślnicy, wykonujący prace wymagające dość skomplikowanych urządzeń, które chcieli zabezpieczyć przed powtórnym zagrożeniem. Byli to zwłaszcza wytapiacze żelaza i brązu. Możliwe zresztą, że trzymano ich, by mieć w warowni pod ręką przynajmniej producentów broni. Także kupcy woleli mieć swoje towary w bezpiecznym miejscu. Do tego przeistoczenia miejsc chwilowej ucieczki w stałe osiedla mieszkalne mogły się przyczynić w końcu drugiego 170 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze stulecia najazdy Cymbrów i Teutonów. Co więcej, oppidum było przeważnie miejscem kultu, a uroczystości ku czci opiekuńczego bóstwa kantonu niewątpliwie ściągały pielgrzymów. Święta religijne wiązały się najczęściej z działalnością handlową, z jarmarkami. Oppidum, ośrodek rzemieślniczy, stawało się jednocześnie ośrodkiem handlowym. Jego znaczenie jako skupiska ludności musiało wzrastać proporcjonalnie do ogólnego postępu cywilizacyjnego. Łatwo daje się zauważyć, że miasta były liczniejsze i robią wrażenie starszych na południu, w pobliżu Morza Śródziemnego niż na pozostałym obszarze Galii. Są coraz rzadsze w miarę posuwania się ku północy. W chwili rzymskiego podboju wszystkie plemiona Galii Celtyckiej posiadały miasta, a nie da się tego powiedzieć o plemionach belgijskich. Skądinąd oppida różniły się między sobą. O ile Bibrakte znajdowało się na szczycie Beauvray, na wysokości 900 metrów, o tyle Avaricum (Bourges), które Galowie opiewali jako najpiękniejsze niemal ze wszystkich miast Galii, było pagórkiem wystającym z bagien, stanowiących jego ochronę. „Miejsce z natury łatwe jest do obrony. Ze wszystkich stron otoczone jest rzeką i błotami. Można się doń dostać jedynie przez bardzo wąską groblę". - zapewniali Biturygowie Wercyngetoryksa noszącego się z zamiarem spalenia miasta. Oprócz oppidum na wierzchołku góry mogło więc istnieć oppidum nad rzeką. Woda stanowi zabezpieczenie równie skuteczne jak zbocza góry. I tak Besanęon było otoczone pętlą rzeki Doubs, a oprócz rzeki dodatkowym zabezpieczeniem była wysokość: „Przestrzeń wolna od rzeki nie ma więcej jak 600 stóp - mówi Cezar (około 500 metrów) - a zamknięta jest wzniesieniem góry tak dokładnie, że rzeka obmywa ją z obu stron. Mur otaczający tę górę czyni z niej twierdzę i łączy ją z miastem". Typ rzeczny oppidum spotykamy w Galii równie często jak wyżynny. Lutecja, podobnie jak Melun na wyspie i Genabun (Orlean) za swym mostem, należą do tej kategorii. Jeśli rozważyć położenie wszystkich miast, których początki sięgają czasów galijskich, to są to naturalne bastiony. W każdym wypadku były początkowo schronieniami, które przekształciły się z czasem w stałe miejsca zamieszkania. Obwarowania Najważniejszy jest zatem w mieście galijskim otaczający je pas umocnień. Jeśli chodzi o budowę fortyfikacji, Galowie byli spadkobiercami starej tradycji. W wypadku urwistego zbocza przegradzano po prostu wałem ziemnym i fosą stok, który na ogół łączy tę ostrogę z wierzchołkiem wzniesienia. Umocnienia mogły też otaczać całe wyniesienie bądź jego część. Słabym punktem była brama, toteż jej poświęcano najwięcej starań. Wyposażona była w zygzakowato ustawione przegrody i często umiejscowiona koło narożnika. Powyżej bramy grube, masywne krawędziaki podtrzymywały ganek obronny, a może również Domostwa. Wieś i miasto 171 wieżę. Droga wiodąca do wejścia była wytyczona w ten sposób, by atakujący musieli posuwać się wzdłuż umocnień zwróceni ku obrońcom bokiem prawym, a więc nieosłoniętym tarczą. Galowie mogli nauczyć się tych elementarnych zasad fortyfikowania od ludów z epoki klasycznej, ale równie dobrze mogli wymyślić je sami. Umocnienia obronne konstruowano na różne sposoby. Najstarsze były zwykłymi nasypami z ziemi i kamieni, prawie tak samo szerokie jak wysokie: 5 do 6 metrów, na których wznosiła się prawdopodobnie palisada służąca obrońcom jako osłona. Postęp polegał na umocnieniu wału ziemnego. Stosowana w tym celu stara - datująca się może jeszcze z końca epoki brązu, koło 800 roku p.n.e. - metoda została przez archeologów nazwana „zeszkleniem"'. Prawie na całym obszarze Francji odnajdujemy takie zeszklone umocnienia, wewnątrz utwardzone bardzo ścisłą, wyprażoną masą. Wyprażenie kamienia można było osiągnąć wyłącznie paleniem na miejscu drewna w wielkich ilościach, wymieszanego z nagromadzonym budulcem, co stanowiło trudne technicznie zadanie. W krajach posiadających dogodny kamień, tak w Galii, jak i gdzie indziej, układano oczywiście w celach obronnych stosy nieociosanych brył, tak wielkich, jak to tylko było możliwe. Odnajdujemy więc mury cyklopowe pochodzące z epoki brązu i początków epoki żelaza. W drugim okresie epoki żelaza ten sposób konstrukcji był już naprawdę doskonały. Umocnienia na Mont Saint-Odile w Alzacji tworzyły bloki o długości około 1,50 metra i wysokości 0,80 metra, dość dobrze obciosane i ułożone poziomo. Były one połączone dębowymi czopami, długimi na 20-30 centymetrów, a grubymi na 5 centymetrów, przyciosanymi w jaskółczy ogon, które tkwiły w kamieniach, w otworach o tej samej formie. Technika ta była oczywiście inspirowana architekturą śródziemnomorską, która w swych wielkich budowlach łączyła doskonale ociosane bryły klamrami, najczęściej metalowymi - bez użycia zaprawy murarskiej. Znane są wypadki stosowania zamiast metalowych klamer drewnianych czopów ciosanych, jak w Sainte-Odile, w jaskółczy ogon. Taki przykład mamy w konstrukcji rostr na Forum Romanum, odnowionych w roku 44 p.n.e. przez Cezara i Antoniusza. Mur z Sainte-Odile, „Mur Pogan", jak go się zwie, dziś nadal solidny, choć jego grubość nie przekracza 1,70 metra, wznosi się na wysokość niekiedy trzymetrową i otacza rozległą równinę. Galowie wykazywali wiele pomysłowości i dokładali starań, by uzyskać jak najlepsze sposoby łączenia różnych materiałów, czego dowodzi inny jeszcze sposób budowy. Do konstrukcji umocnień używano dodatkowo belek, takich samych, jakie podtrzymywały ściany domów. Cezar opisuje: Wszystkie zaś galijskie mury obronne takiej są zazwyczaj konstrukcji. Układa się na ziemi wzdłuż proste i jednolite belki w równych odstępach odległych od 172 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze siebie na dwie stopy; (60 cm — przyp. A. G.) wiąże się je od wewnątrz i grubo przykrywa ziemią; natomiast te odstępy, o których mówiliśmy, wypełnia się od przodu wielkimi głazami. Po ich włożeniu i spojeniu układa się od góry następną warstwę, przy czym również zachowuje się ten sam odstęp, a belki opierają się na sobie, lecz w równych ułożone odstępach, poszczególne belki są ciasno powiązane leżącymi pośrodku poszczególnymi głazami. W ten sposób splata się ze sobą kolejno całą konstrukcję tak długo, aż uzyska odpowiednią wysokość muru. Konstrukcja ta wcale ładna, zarówno gdy chodzi o wystrój zewnętrzny i różnorodność budulca, dzięki ułożonym na przemian belkom i głazom zachowującym w równych szeregach swój kolejny porządek, nadzwyczaj jest odpowiednia do obrony miast, ponieważ przed ogniem chroni kamienna, a przed taranem drewniana zabudowa, której jednolitych belek, nieraz długości czterdziestu stóp (13 do 14 m - przyp. A. G.), od wewnątrz wzajemnie pospajanych, nie można ani przebić, ani rozerwać2. Tak były zbudowane wały obronne w Avaricum (Bourges), tak samo w Bibrakte i w kilkunastu innych miastach. Po drewnie oczywiście nie ma śladu, miejsca na licu wału, gdzie się ono znajdowało, są puste. Wewnątrz odnaleziono żelazne kotwy, którymi belki były połączone. Obwarowania mogły posiadać wieże. W Bourges, naprzeciwko pomostów oblężniczych Cezara, Galowie wystawili wokół murów drewniane wieże osłonięte fartuchami ze skóry. Byli znakomitymi cieślami, lecz jeszcze nie architektami. Życie w miastach i szlaki handlowe Czy rzeczywiście można mówić o życiu miejskim wewnątrz murów galijskiego oppiduml Ciekawe, jak mogło wyglądać Awarikum, to „najpiękniejsze niemal z miast Galii". Zajmujące mniejszą powierzchnię niż Bibrakte, miało chyba mniej wolnej przestrzeni pomiędzy grupami zabudowań, ale jak ono było zapewne również ośrodkiem głównie rzemieślniczym. Cezar nadmienia, jak wiele było u Biturygów kopalni rud i jak rozwinięta była u nich obróbka żelaza. Awarikum było więc prawdopodobnie miastem kowali, miejscem skupiającym zarówno rzemieślników, jak i kupców. Z wyjątkiem południa, które od dawna ulegało wpływom greckim i od końca drugiego stulecia pozostawało pod zwierzchnictwem Rzymu, miasta nie stały się jeszcze ośrodkami politycznymi. Według Strabona, Wienna Allobro-gów, leżąca w prowincji rzymskiej, posiadała już co prawda tytuł metropolii, ale aż do czasów Augusta była zwyczajnym grodem. Dopiero w okresie rzymskim rządząca arystokracja osiedlała się w miastach. Do końca okresu niezawisłości ludność Galii żyła głównie zgrupowana we wsiach. Gajusz Juliusz Cezar, op. c/f., VII, 23. Domostwa. Wieś i miasto 173 Znaczenie miast musiało jednakże rosnąć w miarę, jak intensyfikowała się wymiana handlowa. Wiadomo skądinąd, że sieć dróg zarówno wodnych, jak lądowych była rozwinięta w całej Galii. Porty istniały nie tylko na wybrzeżu śródziemnomorskim, gdzie prosperowały dzięki Grekom. Po Oceanie żeglowały statki armorykańskie, ciężkie, masywne, ale dobrze przystosowane do żeglugi morskiej i charakteru wybrzeży. W opisie Cezara odnajdujemy świetnych cieśli, jakimi byli Galowie: Natomiast ich okręty były zbudowane i wyposażone następująco: dna bardziej płaskie niż w naszych okrętach, aby mogły się łatwiej wyzwalać z mielizn i odpływów, dzioby, równie wysoko podniesione jak rufy, były przystosowane do wysokiej fali i burz; okręty były w całości zbudowane z dębiny, aby mogły wstrzymać wszelkiego rodzaju napór fal oraz urażenia; żebra z belek grubych na jedną stopę (0,30 - przyp. A.G.) były razem zbijane za pomocą żelaznych gwoździ grubości palca; kotwice były uwiązane nie na powrozach, ale na żelaznych łańcuchach; zamiast płótna żaglowego korzystano ze skór o grubej, a także i o delikatnej wyprawie, czy to z powodu niedostatku lnu, czy ze względu na nieznajomość jego przeróbki, czy też - i to jest bardziej prawdopodobne - dlatego, że ich zdaniem płócienne żagle nie mogłyby wytrzymać tak gwałtownych burz i tak silnych wichrów Oceanu oraz należycie utrzymać w ruchu okręty o tak wielkim ciężarze3. Do nawigacji rzecznej Galowie stworzyli specjalny typ barek, których wizerunki znamy z początku epoki rzymskiej. Tam, gdzie barki nie mogły przepłynąć, posługiwali się tratwami; często - zwłaszcza w dolnym biegu Rodanu - tratwami na bukłakach wypełnionych powietrzem. We wszystkich regionach najważniejsze miasta były położone przy drogach wodnych: Tuluza, której starożytne oppidum - Yieille-Toulouse (Stara Tuluza) - już w okresie halsz-tackim posiadało własny port na Garonnie; Arles i właściwie wszystkie miasta nad Rodanem; Chalon-sur-Saóne - Cabillonum, o które Eduowie wiedli spór z Sekwanami; Genabum (Orlean), Lutecja, Rotonagus (Rouen) i tak dalej. Nad Jeziorem Lemańskim istniały w epoce galijskiej porty w Genewie i Lozannie. Z całą pewnością wytyczono też porządne drogi, coś zupełnie innego niż prehistoryczne ścieżki. Camille Jullian zauważa, że szybki marsz Cezara w Galii - a zdarzało mu się przejść razem z taborami armii do 45 kilometrów dziennie - potwierdza istnienie rozwiniętej i dobrze utrzymanej sieci dróg. Galowie przygotowali Prokonsulowi dobre drogi, ułatwiające mu podbój ich ziem. Sieć rzymska opierała się przypuszczalnie w większości na traktach galijskich. Rozwój dróg jest związany z rozwojem obsługiwanych przez nie miast. To, co w odniesieniu do jednych i drugich obserwujemy przed podbojem rzymskim, świadczy nie tylko o aktywności życia gospodarczego, ale Ibidem, III, 13. 174 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze i o rozwoju społecznym, który sprzyjał grupowaniu się ludzi i kontaktom międzygrupowym. Arystokracja rządząca krajem nie mogła pozostawać na uboczu takiego procesu. Była nim zainteresowana. Niewątpliwie nadal zachowała swą niespokojną ruchliwość i wojowniczość, lecz obok niej formowała się społeczność marząca tylko o pracy w pokoju. Rolnictwo i hodowla Po inwazjach z IV i III stulecia, które pozostawiły w świecie grecko--rzymskim przerażające wspomnienia, Galowie zyskali reputację awanturników żądnych jedynie walki. Na początku okresu rzymskiego Strabon ze zdumieniem znajduje ich oddanych spokojnej pracy na roli. „Niegdyś zbroili wielkie rzesze ludzi - stwierdza na temat rozmaitych plemion galijskich - Dziś pieczołowicie uprawiają ziemię". Czyż tak trudno sobie wyobrazić, że aby zbroić wielkie rzesze ludzi, plemiona celtyckie - zarówno w samej Galii, jak i na innych obszarach kontynentu - musiały mieć czym ich żywić, kiedy nie było wojny? Uprawa ziemi była więc koniecznością. Widzieliśmy zresztą, jak Cymbrowie przykładali się do tego zajęcia podczas postojów, i jeśli się czegoś domagali od Rzymian - to właśnie ziemi pod uprawę. Ludy Europy kontynentalnej, w tym i Celtowie, znały rolnictwo i zajmowały się nim od czasów neolitu. Kiedy plemiona celtyckie osiadły w Galii, zastały tam miejscową, starą tradycję rolniczą. Powiadano, jakoby woleli stada niż ziemię. Nie ulega wątpliwości, że rozwijali hodowlę, ale wydaje się, że szybko przejęli miejscowe sposoby uprawy roli. Od legendarnych czasów króla Ambigatosa (IV lub według chronologii Liwiusza nawet VI wiek p.n.e.) Galia jest przedstawiana jako kraj o wyjątkowym dobrobycie. Później, przez 8 lat działań wojennych, Cezar stale znajdował pod dostatkiem żywności dla swoich legionów. Ówczesna Galia już wówczas zaopatrywała się w żywność, uprawiając rolę i hodując bydło. Najważniejsza była dla Galów uprawa pszenicy, z której wypiekali chleb. Dochodził do tego jęczmień, z którego warzyli piwo, a także żyto, owies, proso - w sumie wszystkie zboża, które znamy dzisiaj. Uprawiali jednak niewiele drzew owocowych, zdaje się, że mało jarzyn, nie mieli winnic, wyjąwszy okolice Marsylii. Posiadali mnóstwo bydła i jadali znacznie więcej mięsa niż Rzymianie. Liczne stada baranów dostarczały wełny, której wielką ilość eksportowali do Italii. Na wielu obszarach hodowali piękne konie. W całym kraju, w wielkich bukowych i dębowych lasach wałęsały się niezliczone stada wieprzy. „Wieprze w Galii przebywają stale na wolności, dzięki czemu są silne i biegają tak szybko, że ktoś, kogo nie znają, naraża się na niebezpieczeństwo, Rolnictwo i hodowla 175 jeśli się do nich zbliża, a nawet wilk wiele ryzykuje, gdy to robi" - zauważa Strabon. Od czasów Katona Starszego galijska peklowina była sławna w Italii. Galowie wprowadzili nawet nowe techniki rolnicze, podziwiane przez agronomów rzymskich. Stosowali meliorację gruntów przez dodawanie wapna; nawozili ziemię marglem - czyli inną ziemią - co wprawiło w zdumienie Warrona i Pliniusza. Celtycki lud Retów wynalazł radło na kołach, które z korzyścią zastąpiło radła bezkoleśne. W wielkich posiadłościach galijskich posługiwano się przy żniwach rodzajem niskiej wywrotki, z przednią burtą wyposażoną w zęby zrywające kłosy, które wpadały do wywrotki - była to prawdziwa mechaniczna żniwiarka popychana przez zwierzę. Te wynalazki potwierdzają istnienie wielkich majątków ziemskich, o które dbać musiała arystokracja. Wyniszczającą kraj wojnę większość Galów uważała zapewne w czasach niezależności za straszną plagę. Niewątpliwie bez żalu skłonni byli zaakceptować pax Romana. Rzemiosło W rzemiośle Galowie dorównywali niemal ludom śródziemnomorskim. Szczególnie rozwinięta była obróbka żelaza, każde bowiem z plemion starało się sprostać zapotrzebowaniu na ten metal, niezbędny do wytwarzania broni i narzędzi. Cezar z uznaniem wyraża się o górnikach akwitańskich i bituryjskich (Bourges), gdy relacjonuje obronę miasta: [...] naród ten obdarzony jest niezwykłym sprytem i wyjątkową zdolnością do naśladowania i podrabiania tego, co od innych przejmują. Albowiem pętlami zwalczali haki murowe i gdy je mocno uchwycili, przy pomocy kołowrotków wyciągali do wnętrza miasta, natomiast rampę oblężniczą usuwali przez podkopy, tym umiejetniej, że mają oni u siebie kopalnie rud żelaznych i stąd znajomość oraz wprawa w stosowaniu rozmaitego rodzaju podkopów4. Według Strabona inne duże kopalnie istniały w Perigord. We wszystkich niemal prowincjach Francji nagromadzone są ogromne ilości odpadów ze starożytnych hut i z tego źle oczyszczonego żużlu odzyskiwano w epoce nowożytnej zawarte w nim jeszcze żelazo. Szczególnie wymowny przykład bardzo starej i dużej kopalni z epoki galijskiej odnaleziono w pobliżu Nancy, w Camp d'Affrique - warowni pochodzącej z samych początków epoki żelaza. „Na skalistej wyżynie dominującej nad Messein - pisze lotaryński archeolog G. Goury - Celtowie zbudowali zataczające szeroki łuk podwójne vallum, wysokie na 6 metrów, wzmocnione 4 Ibidem, VII, 22, 1. 176 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze wewnątrz masą wypalanego na miejscu wapienia". Jest to przykład zeszklonego umocnienia, o jakim była mowa wyżej. Zachodni kraniec tego podwójnego vallum dotyka wapiennej skały; od wschodu ramię zewnętrzne przedłuża się na zbocze i nieco niżej otacza małą platformę o szerokości 70 metrów i długości 200 metrów. U stóp platformy tryska źródło, niegdyś bardzo obfite [...] Wyższy wał osłaniał domostwa wodzów. Znaleziono tam w kilku miejscach, przede wszystkim tuż przy wale, fundamenty chat [...]. Na stoku znajdowało się wejście do ciągnących się na długości około stu metrów sztolni, w których natrafiono na ślady eksploatacji pochodzące z całą pewnością z epoki galijskiej [...]. W obwodzie wewnętrznym krzątał się plebs; jedni ładowali rudę i podsycali ogień w piecach zbudowanych w pobliżu źródła; inni walili młotami w łupki, by uzyskać czysty metal; inni jeszcze kuli żelazo i wytwarzali zeń sztylety, miecze i wędzidła, których zapasy odnaleziono w warsztacie. Camp d'Affrique - miejsce schronienia i ośrodek wytwórczości - nie rozwinęło się w miasto, jak Bibrakte czy Awarikum (Bourges). Jest przykładem dużej galijskiej eksploatacji kopalnianej i metalurgicznej. Nie mniej niż obróbka żelaza rozwinięte były inne rzemiosła. Galowie byli zdolnymi brązownikami - rozciągali metal do wyrobu naczyń i odlewali z niego ozdoby: fibule, bransolety, naszyjniki, przede wszystkim naszyjniki ze skręconego metalu - torgues, będące w pewnym sensie godłem narodowym. W brązownictwie wprowadzili udoskonalenia; potrafili srebrzyć i cynować; posrebrzali zwłaszcza blachę brązową używaną w zdobnictwie wozów, a także naczynia. Alezja, gdzie znaleziono ślady warsztatów obróbki brązu, była ośrodkiem wynalazczości, o czym donosi Pliniusz Starszy. Także Cabillonum (Chalon-sur-Saóne) musiało być już w epoce galijskiej ważnym centrum brą-zownictwa. Wiadomo, że emalierstwo było gałęzią rzemiosła charakterystyczną dla Galii, a być może nawet zostało tutaj wynalezione. W III wieku p.n.e. czerwona emalia zastąpiła koral. Wiele warsztatów emalierskich działało w Bibrakte. O tej dziedzinie wytwórczości powiemy dalej, gdy spróbujemy dać wyobrażenie o galijskiej sztuce dekoratywnej. Eksploatowano też srebro, ale przede wszystkim złoto, które, znane już od epoki neolitu, służyło do wyrobu biżuterii. Galia słynęła jako kraj niezmiernie w złoto bogaty. Istnieją wzmianki o kopalniach tego szlachetnego kruszcu w Pirenejach, w mniemaniu Galów znacznie bardziej zasobnych niż hiszpańskie. W innych rejonach kraju złoto uzyskiwano przede wszystkim przez płukanie piasku. Diodor wyjaśnia: Rzeki, wymywając zbocza gór, nanoszą osady, w tym piaski pełne złota. Tubylcy, kiedy nie są zajęci innymi robotami, zbierają i przesiewają te piaski. Rzemiosło 177 W ten sposób Galowie gromadzą wielkie ilości złota, z którego robią ozdoby nie tylko dla kobiet, lecz i dla mężczyzn. Noszą oni złote naramienniki, naszyjniki, a nawet nagolenniki5. Proces wypłukiwania złota znany był szczególnie wśród Salassów w okolicach Aosty i wśród ludności mieszkającej nad Renem i Dunajem. W środkowym biegu Renu, od Bazylei po Moguncję rzeczywiście odnajdujemy wiele przepięknych ozdób ze złota, pochodzących z okresu lateńskiego (500-300 p.n.e.). Wzdłuż Dunaju zebrano wiele złotych monet, uformowanych z kropli metalu, wygniatanej w ten sposób, że pieniążek jest z jednej strony wklęsły, z drugiej zaś wypukły. Te złote monety archeologowie nazwali tęczowymi miseczkami (Regenbogenschue sselcheri). Najbogatsze w złoto były okolice Tuluzy. Tam spotykamy najpiękniejszą biżuterię. Surowca dostarczały pirenejskie kopalnie oraz rzeki spływające z Pirenejów i Sewennów. Złoto z Tuluzy zdobyło rozgłos (zob. wyżej, s. 90). Posej-doniusz zanotował taką niezwykłą obserwację dotyczącą Galii: w świątyniach i świętych miejscach, których pełno w kraju, obficie porozrzucano złoto ofiarne i nikt nie ośmieli się go tknąć, choćby nie wiadomo jak wielka była jego chciwość. Handel Szczodrze obdarowana bogactwami naturalnymi i zamieszkała przez pracowity lud Galia była krajem zamożnym pomimo wyniszczających ją najazdów - jak choćby Cymbrów i Teutonów - i wewnętrznych wojen. Każde z plemion z pewnością starało się we własnym zakresie wytwarzać wszystko, co potrzebne do życia, jednakże natura wyposażyła je w tak dogodne warunki komunikacyjne, że wymiana sama się wręcz narzucała. Cała wschodnia Galia, od Mozeli i Renu, miała połączenia z Marsylią i Morzem Śródziemnym poprzez doliny Saony i Rodanu. Trasa z Dijon do Alezji stanowi przejście z doliny Saony do doliny Sekwany. Yonne ma źródła w odległości kilku kilometrów - od Beuvray. Znaczenie kraju Eduów wynikało z jego położenia na skrzyżowaniu szlaków z Galii wschodniej do zachodniej i z południowej do północnej. Tak samo Arwernowie, dzięki dolinie Allier kontrolowali łączność między południem i północą. W południowej części kraju łatwą i krótką drogę od Oceanu do Morza Śródziemnego stanowiły Garonna i Aude, natomiast w zachodniej jego połowie - od Pirenejów do koryta Loary prowadziły wielkie szlaki naturalne, nie napotykając żadnych poważniejszych przeszkód. Karawany koni i mułów, 5 Diodor, op. cii. 178 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze przewożących na grzbietach cynę z Wysp Brytyjskich, przebywały Galię w ciągu 40 albo 30 dni, zależnie od tego, czy wyruszały z Gesoriacum (Boulogne) do Marsylii, czy z Corbillo leżącego u ujścia Loary do Narbonne. Grecki geograf Strabon podkreśla to korzystne względem siebie położenie regionów Galii i upatruje w nim jedną z przyczyn - i to dość ważną - ogólnego rozwoju cywilizacyjnego całego kraju. Równie rozwinięte stosunki handlowe, i to poczynając już od epoki brązu, utrzymywano z regionami położonymi poza Galią. Metale, broń i wyroby garncarskie z Półwyspu Iberyjskiego spotykane są na południowym obszarze kraju od Pirenejów po dolinę Rodanu. Od początków okresu lateńskiego z południowego wschodu - najpierw z Kampanii, potem z wysp Hyeres -przybywa koral morski. Wazy greckie i etruskie znajdywane są wokół Marsylii. Jeśli jednak chodzi o wyroby greckie i italskie, występujące we Franche-Comte i Burgundii już w okresie halsztackim, to podzielamy zdanie Dechelette'a, że nie przybyły tu przez Marsylię. Zanim Rzymianie zainstalowali się na południu Galii, co spowodowało ożywienie wymiany z Italią, główna galijska oś handlowa biegła ze wschodu na zachód. Z Europy Środkowej poprzez Nadrenię docierali do Wysp Brytyjskich. Przed nadejściem Rzymian Galia była krainą wybitnie kontynentalną. Drogami lądowymi bądź to wzdłuż Dunaju, bądź znad Adriatyku przez Alpy Julijskie, wędrowały ceramiczne naczynia greckie, których skorupy, pochodzące z VI i V stulecia, znajdujemy w kurhanach we Franche-Comte i Burgundii. Tym samym szlakiem handlowym dotarły do wschodniej Galii piękne wazy z lanego brązu, z których najstarsze, nazywane stamnoi, pochodzą z całą pewnością z Grecji. Są to wielkie naczynia o dwóch uchach, z szeroką i krótką szyjką, z korpusem w formie odwróconego stożka ściętego i o wyraźnie zaznaczonej krawędzi górnej płaszczyzny (ryć. 16). Znajduje sieje niekiedy razem ze stożkowatymi pokrywami i z trójnogami, na których je opierano. Z Grecji również pochodzą naczynia do nalewania - ojnochoai z brązu, z dzióbkiem w kształcie potrójnego liścia, z dużym, odznaczającym się elegancją linii wygięcia uchem, odchodzącym od wylewu i przyczepionym do pękatego brzuśca dzbana odlewaną palmetą, do której czasami dorzucone są figurki zwierząt, postaci ludzkich lub fantastycznych stworów. Tego rodzaju wazy z brązu spotykane są w Szwajcarii, w Wirtembergii, na obu brzegach Renu od Strasburga po Bonn, w Jurze i w Burgundii, niektóre dotarły i do Szampanii, a nawet do Bretanii i w dorzecze dolnej Garonny. Ich rozmieszczenie jednoznacznie wskazuje trasę, jaką przebyły: dolina górnego Dunaju od miejsca skrzyżowania z drogą wiodącą znad Adriatyku. Później, zawsze na tym samym szlaku, brązy greckie ustąpią miejsca kapuańskim. Usadowienie się Galów na Nizinie Padańskiej w czwartym stuleciu spowodowało nasilenie się kontaktów szlakiem alpejskim pomiędzy Italią i celtyckimi krajami kontynentu. Handel 179 Te wspaniałe wazy z brązu - stamnoi, ojnochoai, puchary z gliny produkcji attyckiej oraz inne greckie naczynia służyły do napojów: stamnos do mieszania wina z wodą, ojnochoe do nalewania. Wazy te były zapewne importowane równocześnie z winem, którego Celtowie sami nie produkowali. Bardzo jednak je lubili, choć było luksusem dostępnym wyłącznie wodzom. Aż do II wieku p.n.e. w głębi kontynentu znane były tylko wina greckie, przewożone bardzo starym szlakiem bursztynowym, tyle że w odwrotnym kierunku. Pisze Herodot: Ich dary ofiarne [...] przybywają z kraju Hiperborejczyków do Scytów; od tych przyjmują je najbliżsi sąsiedzi, zawsze jedni od drugich i odsyłają aż do najdalszego zachodu nad Morze Adriatyckie, stąd posyła się je dalej na południe, i pierwsi z Hellenów przyjmują je Dodonejczycy, od nich wędrują dary w dół do Zatoki Malijskiej i przez morze na Eubeję; tu posyła je jedno miasto do drugiego [...] W ten sposób owe dary przybywają do Delos6. Ten grecki handel z zachodem wyjaśnia istnienie etruskich portów w Rawennie, Spinie i Adrii, otwierających klasyczny szlak z Adygi przełęczą Brenner do Innsbrucku. Akwileja, leżąca nieco bardziej na wschód - w roku 101 p.n.e. kolonia rzymska - była prawdopodobnie od bardzo dawna ośrodkiem handlowym, z którego biegły wyjątkowo dogodne drogi wiodące przez Alpy Julijskie. Przewożono tędy towary nie tylko z Grecji, lecz także z całej Italii i z Sycylii. Z Akwilei karawany wyruszały w kierunku Dunaju, Laby i Renu. Tymi samymi szlakami słynne żelazo z Norikum docierało w jedną stronę do Italii, w drugą do krajów celtyckich. W północnej Szwajcarii, pomiędzy jeziorami Neuchatel i Biel, na szlaku wiodącym od Renu do Jury, znajduje się stanowisko archeologiczne La Tene. Wygląda, iż było to miejsce pobierania myta. Obfitość i długie serie znalezionych tu przedmiotów przyczyniły się do nadania nazwy „lateński" specyficznie celtyckiemu okresowi epoki żelaza. Wielka ilość broni, a szczególnie mieczy, wydaje się pochodzić z Norikum i stanowi, być może, opłatę celną od towarów wwożonych do Galii. Jest to ten właśnie wiodący na zachód szlak kontynentalny, który opisuje legenda o Argonautach. Rzecz wiadoma, że począwszy od Odysei, Grecy z upodobaniem włączali geografię do swych poematów. Heroiczne wędrówki Jazona dostarczyły im tematu do opowieści podróżniczych i przygodowych, w których prawda żywi fantazję. I tak w III wieku p.n.e. Apollonios z Rodos wyznaczył swym Argonautom trasę, która ich wiedzie najpierw w okolice Kor-fu, a potem na północny kraniec Adriatyku. Stamtąd mityczną rzeką Eridanos płyną do Rodanu. „Rzeka ta - powiada poeta - mająca swój początek na krańcach świata, u wrót Nocy, dzieli się na trzy odnogi: pierwsza płynie do 6 Herodot, op. cit., IV, 33. 180 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze Oceanu, druga (ta, którą posuwali się Argonauci) wpada do Morza Jońskiego, trzecia kieruje się ku Morzu Sardynii i siedmioma ujściami wlewa swe wody do olbrzymiej zatoki". Można się tu domyślić delty Rodanu, od bardzo dawna znanej greckim żeglarzom. W to pierwsze ramię rzeki, skierowane ku północy i Oceanowi, zapuścili się herosi, przypłynąwszy Eridanem. Najpierw przepłynęli ogromne jeziora o burzliwych wodach, które rozlewają się szeroko w kraju Celtów. Niewiele brakowało, a prąd wciągnąłby ich w odmęty Oceanu, gdyby nie interwencja Hery, która z wyżyn Gór Hercyńskich zawróciła ich statek i skierowała go w odnogę śródziemnomorską. Ta fantastyczna geografia zawiera ziarna prawdy. Wzmiankowane „jeziora o burzliwych wodach, które rozlewają się szeroko w kraju Celtów" i Góry Hercyńskie na północ od jezior nie są zmyślone. Droga Argonautów, jak zauważa Camille Jullian, jest tą samą, którą przebywali kupcy prowadzący wymianę handlową z doliną Renu. Wzdłuż Padu, potem Ticino do przełęczy Świętego Gotarda, skąd górnym biegiem Rodanu, północną stroną Lemanu do jeziora Nauchatel docierali do La Tene, gdzie prawdobodobnie obcych zatrzymywano. Pojawienie się Hery zawracającej statek na południe symbolizowałoby tę przeszkodę. Poetę zainspirowały autentyczne informacje italskich i greckich handlarzy odwiedzających tamte regiony. Po podboju rzymskim te stare, przedhistoryczne szlaki handlowe straciły na znaczeniu. Poczynając od końca II wieku p.n.e., Marsylia stałą się bramą do Galii. Nie Grecy jednak prowadzili już handel, lecz kupcy i przedsiębiorcy z Italii południowej, przede wszystkim z Kampanii. Tak w Galii, jak na innych obszarach świata - ich działalność przewyższa znacznie tę, którą byli w stanie rozwijać ich greccy czy etruscy poprzednicy. „Cóż to za wspaniałe uczucie panować nad światem" - powiada Cyceron, a w innym miejscu: „Każda sztuka srebra, która jest w obiegu w Galii, jest zapisana w księgach obywateli rzymskich". Rzymianie byli więc bankierami, zajmującymi się pośrednictwem między administracją rzymską a miastami galijskimi, przygniecionymi haraczami, grzywnami, rekwizycjami i wszelkiego rodzaju kontrybucjami, na których zapłacenie ci homines honestissimi pożyczali pieniądze na lichwiarski procent. Studia nad pieniędzmi galijskimi wykazują, że właśnie w tym okresie monety imitujące denar rzymski zastąpiły starsze, wzorowane na monetach greckich. Nadal najbardziej poszukiwanym towarem było wino, lecz teraz na rynku dominował import z południowej Italii. W oppidach znajduje się amfory ze stemplami łacińskimi. Do tego okresu odnosi się następująca informacja Dio-dora Sycylijskiego: Do wina Galowie żywią prawdziwą namiętność; spożywają je w czystej postaci, w jakiej przywożone jest przez kupców. Piją bez umiaru, aż posną albo Handel 181 stracą przytomność. Oto dlaczego liczni italscy kupcy, wykorzystując tę pożądliwość Galów, czynią z ich skłonności do wina źródło zysków. Statkami po żeglownych rzekach albo wozami po drogach lądowych przywożą wino i otrzymują w zamian za napój niewolnika, który je podaje7. Postępowali oni w gruncie rzeczy tak samo jak ci, którzy dzisiaj sprzedają alkohol Murzynom w czarnej Afryce. Szczegółów na temat tego handlu dowiadujemy się z mowy Cycero-na w obronie Fonteiusa, gubernatora rzymskiej prowincji Galii w roku 76, oskarżonego o nadużycia. Fonteius obłożył przewóz wina wysokimi opłatami, które - adwokat przyznaje to - przynosiły znaczne dochody. Naraził się więc importerom. Sprawa była poważna - „gdyż chodzi o podatek, który obciąża jedną z naszych dziedzin wytwórczości" - a dotyczyła zarówno właścicieli winnic z południowej Italii, jak i pośredników. Wielokrotnie pobierano myto na kontrolowanej przez Rzym drodze z Narbonne do Tuluzy, a na ostatniej stacji celnej rzymskie wino transportowane do Galii niezależnej podlegało dodatkowej opłacie: sześć denarów od amfory około dwudziestopięciolitrowej, co stanowiło mniej więcej drugie tyle, ile wynosiły wcześniejsze opłaty przed dotarciem do granicy. Nie wydaje się, by te należności ograniczały import. Fragmenty amfor pochodzące z końcowego okresu republiki odnaleziono w Es-salois, w Haute-Loire, w Corrent, w Gergowii, w Owernii, w Bibrakte u Eduów, nawet w Camp de Pommiers w departamencie Aisne, choć - jak twierdzi Cezar - Belgowie nie utrzymywali tak rozwiniętych stosunków handlowych z Rzymem jak Galowie. Jedna pieczęć na amforze z Perigueux i jedna z amfory znalezionej w Koblencji wyglądają na pieczęcie klientów Cycerona - Rabiriusa, którego bronił, i pewnego Galeona, po którym przejął spadek. W czasach Cezara w Orleanie zainstalowała się spora kolonia rzymskich pośredników, których wymordowano w 52 roku, w początkach powstania Wercyngetoryksa. Jeszcze przed podbojem Galia weszła w orbitę handlu śródziemnomorskiego za pośrednictwem rzymskiej prowincji. Ze swej strony żegluga armorykańska i belgijska utrzymywały stale kontakty z południowym i wschodnim wybrzeżem Brytanii. Krótko przed Cezarem król Swessjonów sprawował zwierzchnictwo nad częścią Belgii i częścią wyspy Brytanii. We wschodniej Galii Trewirowie wciąż utrzymywali stosunki z sąsiadami zza Renu, zaś na południowym zachodzie Akwitanowie kontynuowali zadzierzgnięte dawno stosunki z ludami zza Pirenejów. Włączając zachód do swego imperium, Rzym przyspieszył tylko procesy już zapoczątkowane. Nadał ramy polityczne wcześniejszym przedsięwzięciom pośredników handlowych. Galowie - lud inteligentny, nieodczuwający żadnej 7 Diodor, op. cit. 182 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze niechęci wobec cudzoziemców, w dodatku z natury ciekawy - rozwinęli z Rzymem i z Italią stosunki handlowe, których zawsze w świecie śródziemnomorskim poszukiwali. Podbój spowodował odizolowanie ich od Europy kontynentalnej i chwilowo od Brytanii. Oś wchód - zachód została zastąpiona handlową osią południe - północ. Straciła na tym sama Italia. Od pierwszego stulecia naszej ery Galia wwoziła do Italii więcej, niż stamtąd wywoziła. Bogaciła się, gdy jednocześnie Italia zaczęła podupadać. Za panowania Tyberiusza galijscy powstańcy liczyli na przewagę zamożnej Galii nad zubożałą Italią. W połowie wieku - zjawisko paradoksalne - różne gałęzie galijskiego rzemiosła, w tym ceramika, nawet na półwyspie konkurowały zwycięsko z wyrobami, które rozsławiły toskańskie Arezzo i Kampanię. Galowie przyswoili sobie w garncarstwie techniki italskie, i jeśli wygrali, to dlatego, że potrafili połączyć starożytne tradycje miejscowe i zdolność wykorzystania nauk zdobywanych od cudzoziemców, na co zwrócił uwagę Cezar. Monety galijskie Monety Galów są dokumentem świadczącym o ich handlowej aktywności. Znajdujemy je na całym obszarze świata celtyckiego, od Wysp Brytyjskich po Węgry. Spotykamy najróżniejsze ich typy i często trudno ustalić, które z nich przypisać takiemu czy innemu plemieniu; wszędzie są bardzo przemieszane. Daty ich emisji także są dyskusyjne, gdyż jeden lud mógł przecież bić różne monety. Studia nad pieniądzem galijskim są skomplikowane i mimo znacznych postępów problem ten pozostaje nie do końca wyjaśniony. Jednakże ogromna ilość i zasięg monet są wystarczającym dowodem rozwoju transakcji handlowych, w których się nimi posługiwano. Monety te są w ogóle dość późne, zaś galijskie możemy datować nie wcześniej jak na początek III wieku p.n.e. Właściwy pieniądz poprzedziły w Galii, tak jak gdzie indziej, inne środki płatnicze. Rzymianie przez długi czas używali w tym celu aes rude, czyli kawałków surowego metalu, które ważono. W Galii i na celtyckich obszarach Europy Środkowej często spotykamy w skrytkach obok siebie kawałki brązu i siekierki. Były to skrytki odlewców czy może skarbce? Siekierki są przeważnie zbyt małe lub zbyt lekkie, by uważać je za broń, są natomiast czasami jakby celowo połamane na kilka części o równym ciężarze. Wszystko przemawia za tym, że spełniały te same zadania, co później monety. Gdy w drugim okresie epoki żelaza zaprzestano produkowania siekierek z brązu, to samo przeznaczenie, jak się przypuszcza, miały brązowe naramienniki lub ich fragmenty albo krążki. W Wielkiej Brytanii Cezar napotykał sztabki żelaza spełniające funkcję pieniądza; istotnie znaleziono kilka takich egzemplarzy. Wiadomo, że w krajach cywilizacji klasycznej, w Grecji Monety galijskie 183 1 etruskiej Italii używano jako pieniądza żelaznych prętów podobnych do rożna; od słowa obelos - rożen pochodzi nazwa obola, drobnego pieniądza greckiego. W kraju celtyckim żelazne pręty mogły zupełnie dobrze zastąpić w charakterze środka płatniczego kawałki brązu i siekierki z tegoż metalu. Najstarszymi, prawdziwymi monetami w Galii były, jak można tego oczekiwać, monety greckiej kolonii Marsylii, jednak pojawiły się one nie wcześniej niż w końcu V stulecia albo nawet na początku IV. Przedtem były tam w użyciu tylko obce monety, pochodzące z rozmaitych miast Azji Mniejszej. W Auriol (departament Bouche-du-Rhóne) znaleziono skarb, na który składało się ponad 2 tysiące małych, srebrnych monet z pierwszej połowy V wieku. Kiedy Marsylia zaczęła bić własną monetę, jej awers inspirowany był głową Aretuzy z pięknych monet syrakuzańskich, rewers zaś lwem z monet sycylijskiej Elei, fokejskiej kolonii, z którą pozostawała w ścisłych kontaktach. Później, w IV wieku, pojawia się moneta z bykiem atakującym, naśladowana - pod koniec IV, a może raczej na początku III stulecia - przez plemiona z doliny Rodanu. Te małe monety z brązu, nie bite, lecz odlewane, przeniknęły aż do Eduów znad Saony, do Sekwanów z Jury i do Helwetów. Marsylskie kolonie w Hiszpanii także stworzyły własne typy monet. Pieniądze z Rhode (Rosas na wybrzeżu iberyjskim), mające na rewersie rozetę, herb miasta, a pochodzące z końca III stulecia, rozpowszechniły się w całej Langwedocji i były naśladowane przez Wołków Tektosagów z regionu Tuluzy. Na tych imitacjach rozeta przekształciła się w krzyż otoczony rozmaitymi emblematami - są to bardzo rozpowszechnione w dorzeczu Garonny małe, srebrne pieniążki, zwane „krzyżowymi". Marsylia i jej iberyjskie kolonie biły monetę srebrną. Galia Środkowa i Północna przyjęły wzorzec złoty oparty na modelu pięknego, złotego statera Filipa Macedońskiego, który wprawdzie został zamordowany w roku 336, lecz pieniądz z Amfipolis - znany i ceniony w całym świecie antycznym „filip" - nadal, jak się zdaje, był bity w wielkich ilościach. Od czasów Aleksandra Celtowie byli w kontakcie z Macedonią i właśnie jej monetę kopiowali. Kiedy i jakimi drogami „złote filipy" dotarły do Galii? Sugerowano, że wraz z Rzymianami, którzy przybyli tu w roku 125 p.n.e. Tak późna data wydaje się mało prawdopodobna. Rzymianie wprowadzili do Galii monety własne -czy też na własnych wzorowane - a nie macedońskie, choćby nawet były one bardzo popularne. Zresztą już o jedno pokolenie wcześniej Luernos, król Arwernów, rzucał ponoć w tłum ze swojego wozu złote i srebrne monety; brak oczywiście jakichkolwiek dowodów, że były to monety macedońskie. Może pieniądz znalazł się w Galii za pośrednictwem północnej Italii? To prawda, że na początku II wieku Gezatowie z Alp i znad Renu byli na żołdzie Galów z Niziny Padańskiej. Jednakże Celtowie z obu stron Alp od dawna utrzymywali stały kontakt, a nie mniej ścisłe stosunki łączyły Galów z ich pobratymcami 184 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze III z doliny Dunaju. Od czwartego stulecia galijscy najemnicy służyli helleńskim książętom; Antygonos Gonatas, król macedoński w latach 272-242, dawał każdemu ze swych najemników po sztuce złota. A może „filipy" trafiały do Galii, począwszy od III wieku wprost z Macedonii - przez środkową Europę lub ewentualnie bardzo uczęszczanym szlakiem przez Adriatyk i Alpy Julijskie? Czyli drogą, jaką od wieków transportowano wyroby greckie. Z jednym problemem specjaliści numizmatyki galijskiej przez długi czas nie mogli sobie poradzić. Monety z wyglądu najbardziej prymitywne, powinny - logicznie rzecz biorąc - być najstarsze, wszystko zaś wskazywało, że są późniejsze. I rzeczywiście były najmłodsze. Pierwsze naśladownictwa wiernie kopiowały wzór, przypuszczano nawet, że mogły być dziełem artystów greckich pozostających na usługach Galów. Potem kopie kopii stawały się coraz bardziej nieporadne. Galijscy grawerzy zastępowali model - z wolna popadający w zapomnienie - własnymi koncepcjami i wypracowali typ monety, w której tylko wprawne oko może doszukać się pierwotnych wzorów. Galijskie monety są tym młodsze, im bardziej grawerunek jest celtycki, a im mniej grecki. Egzemplarze autentycznego złotego statera macedońskiego są w Galii niezwykle rzadkie. Właściwie znane są tylko dwa: jeden pochodzący z Herault, drugi z Creuse. Natomiast w Szwajcarii znaleziono bardzo dobre stare imitacje, które można datować na koniec wieku III. Ale prawdziwy rozkwit naśladownictwa obserwuje się dopiero w drugim stuleciu. Za wzór służyły także niektóre inne monety, szczególnie z Tarentu - z motywem Amfitryty, z Dioskurami na rewersie - których kopią były galijskie statery w Belgii. W całej Galii Środkowej - u Arwernów, Sekwanów, Eduów, Biturygów, Senonów - aż po Armorykę, wszystkie lokalne emisje były inspirowane „filipami" macedońskimi. Bojowie w Czechach także bili złote „filipy", zaś Celtowie z terenu Węgier upodobali sobie jako wzorzec srebrne tetradrachmy macedońskie z tym samym motywem co statery. A. Blanchet zauważa, że zapożyczywszy motyw macedoński, Ga-lowie bynajmniej nie próbowali rozszyfrować jego znaczenia; prawdopodobnie nie mieli pojęcia, że po jednej stronie widnieje głowa Apolla, a po drugiej biga upamiętniająca zwycięstwo - bodajże w igrzyskach olimpijskich - rydwanu Filipa (ryć. 14). Przetwarzali więc te obrazy na przeróżne sposoby, a nieraz zastępowali je w ogóle innymi. Zasadniczo na rewersie zachowany jest profil, tyle że kędziory na głowie i listki wieńca laurowego są w stosunku do oryginału o wiele bujniejsze; oko uzyskuje przesadne znaczenie do tego stopnia, że niekiedy staje się jedynym rozpoznawalnym elementem; tło jest wypełnione stylizowanym ornamentem o charakterze celtyckim - kwiatonami, esownicami, potrójnymi listkami; łańcuszki lub girlandy zakończone są malutkimi główkami, przypominającymi obcięte głowy. Na rewersie, zamiast dwóch koni greckiej bigi, znajduje się tylko jeden, często bardzo zdeformowany albo posiadający ludzką głowę; z rydwanu Monety galijskie 1 85 pozostało tylko jedno koło umieszczone pod końskim brzuchem. Pojawiają się nowe atrybuty, które dla Galów zapewne miały znaczenie: najczęściej dzik, byk - być może wzorowany na monetach marsylskich, ptak, wąż, wilk, rzadziej niedźwiedź; niekiedy miecz o szerokiej głowni jakby prowadzący konia lub umieszczony pod jego brzuchem, innym razem może to być lira bądź waza, bądź też uskrzydlona postać lecąca pod koniem - prawdopodobnie relikt bogini zwycięstwa z monet greckich i rzymskich. Motywy są niezwykle liczne i zróżnicowane. Najbardziej fantazyjne transformacje znajdujemy na staterach plemion ar-morykańskich: wyłupiaste oko niemal wyskakuje z głowy, którą - niby wiązka promieni - zdobią swego rodzaju oszczepy; zniekształcone rysy twarzy stają się ornamentem geometrycznym. Wydawało się, że w tych bezładnych deformacjach można się doszukać pewnego podobieństwa z rysami, jakie średniowieczny epos irlandzki przypisuje Cuchulainnowi. W szale walki chwytają herosa spazmy zmieniające go nie do poznania. Jedno jego oko zapadło w głowę tak głęboko, że dzika czapla z trudem tylko mogłaby je dobyć z głębi czaszki na powierzchnię. Drugie oko spłynęło po policzku. Usta wykrzywiły się konwulsyjnie, policzki zaś ściągnęły się tak bardzo, że można było zajrzeć w gardło [...]. Włosy splątały się wokół głowy niby pędy kolczastego głogu w szpalerze krzewów. A taki kołtun otaczał jego głowę, że na każdy włos nadziało się jabłko. Księżyc bohatera, gruby jak osełka wojownika, szeroki jak nos, wynurzył się z jego czoła. [...] Tak długi, tak szeroki i mocny, i tak wysoki jak maszt dumnego okrętu był strumień krwi czarnej, pionowo tryskającej z samego czubka jego głowy, a tworzącej ciemną, magiczną chmurę, na podobieństwo dymu nad królewskim pałacem Te zjawiska są zdaniem M.L. Sjoestedt czystym wytworem wyobraźni: emanacje z głowy, zjeżone włosy połączone z motywem kuli, przemieszczenie oka, języki ognia tryskające z ust, a nade wszystko „księżyc bohatera" wyłaniający się z czoła i strumień czarnej krwi nad głową, mają dokładne odpowiedniki w motywach obecnych na awersie staterów armorykańskich. Czyżby to monety zainspirowały fantasmagorie eposu? Czy raczej i monety, i epos mają wspólne źródło w tradycyjnych legendach Celtów? Sądzono kiedyś, że postacie, jakie Galowie często umieszczali na monetach, przedstawiały ich bogów. Próby identyfikacji okazały się chybione. Można mieć pewność jedynie co do boga Cernunnosa na monetach z Reims. Jest na nich przedstawiony w pozycji siedzącej, ze skrzyżowanymi nogami, jak na słynnej płaskorzeźbie z tegoż miasta. Monety te pochodzą prawdopodobnie mniej więcej z okresu rzymskiego podboju. Uważano także, że na niektórych egzemplarzach, imitujących denary republiki rzymskiej, można rozpoznać 186 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze portrety. Lecz nawet w Rzymie były to po prostu głowy wyidealizowane. Dopiero Cezar w roku 44, tuż przed śmiercią, otrzymał prawo umieszczenia na monetach swego wizerunku. Głowy w hełmach bądź bez nakrycia, opatrzone imieniem Wercyngetoryksa nie odznaczają się najmniejszym indywidualnym rysem; to też są twarze wyidealizowane. A. Blanchet zwraca uwagę, jak wielką nieostrożnością ze strony wodza, już podejrzewanego o królewskie aspiracje, byłoby umieszczenie własnej podobizny na emitowanym przez siebie pieniądzu. Tak samo nie wydają się portretami profile zamieszczane na awersach, na których widnieją imiona innych wodzów znanych z Wojny galijskiej Cezara. Jeśli chodzi o legendy, to budzą one sporo wątpliwości. Pomińmy monety z Marsylii, na których widnieje nazwa miasta; są one greckie, nie galijskie. Przez długi czas jedynym napisem figurującym na pieniądzach galijskich jest imię Filipa, w różnym stopniu zniekształcone, często zredukowane do zwykłych pałeczek. Nie wcześniej niż w połowie II stulecia p.n.e., pojawiają się imiona galijskie, pisane alfabetem bądź greckim, bądź łacińskim. Najczęściej występują one zresztą w formie skrótów, których nie potrafimy dokładnie zrozumieć. Czy mamy tu do czynienia z nazwami plemion, czy też z imionami osób? Prawdopodobnie raz z jednymi, raz z drugimi. Tak na przykład zestawienie wyrazów AULIRCO na awersie i EBURO lub EBUROY na rewersie wskazuje dość przejrzyście, że chodzi o Aulerków Eburowików z Evreux, lecz na innych monetach wyraz EBUROY sąsiaduje z AMBIL1 albo z DURNAC, które są imionami osób. Nie wiadomo, czy napis CALEDU na monetach ze srebra lub brązu jest imieniem człowieka, czy szczepu Kaletów z Caux. LIXOVIO zinterpretujemy bez wahania: to Leksowie z Lisieux; MEDIO i MEDIOMA to Mediomatrykowie z Metzu; ROMO, REMOS to Remowie z Reims. Imiona osób wydają się występować częściej, jednakowoż pojawiają się prawdopodobnie dopiero w I wieku p.n.e. Poza imieniem Wercyngetoryksa znajdujemy imiona 20 galijskich wodzów wymienionych przez Cezara, ale nie ma pewności, czy chodzi rzeczywiście o nich, czy też o ludzi nam nieznanych, a o tym samym imieniu: Orgetorix, Dumnorix, Diviciacus, Correus, Espanactus itd. Na monetach z Lisieux można przeczytać, obok imienia, tytuł noszony przez obieralnych zwierzchników plemion galijskich - YERGOBRETO. Te nie budzące wątpliwości interpretacje stanowią szczęśliwe wyjątki, większość bowiem proponowanych nazw, czy to geograficznych, czy osobowych pozostaje dyskusyjna. Szczególnie trudno o rozstrzygnięcie, gdy imię może określać albo człowieka, albo boga. Tak więc AESU, ESUYIO na monetach z Jersey i z Brytanii rozumiano początkowo jako imię boga Esusa; dziś sądzi się, że chodzi o człowieka imieniem Esuvius. A słowo CAMULO na monecie Arwernów: czy dotyczy ono boga Camulosa, utożsamianego później z Marsem, czy może należy je rozwinąć w imię osobowe Camulogenos? Czy BELINOS oznaczało boga Belenosa, późniejszego Apollina, czy zwykłego śmiertelnika? Monety galijskie 187 Co do imion osób, to mogą one należeć zarówno do królów lub wodzów, jak i do funkcjonariuszy odpowiedzialnych za emisję pieniądza. W wielu wypadkach obok imienia występuje tytuł ARCANTODAN, o dokładnym znaczeniu „mistrz pieniądza"(arcanto - srebro [po franc. srebro, argent, jest homonimem pieniądza - przyp. tłum.], dań, dannos - mistrz), ale w wielu przypadkach tytuł ten mógł być pominięty. Poczynając od przybycia pierwszych kolonistów rzymskich na południe Galii pod koniec II wieku p.n.e., kiedy to handel z Italią znacznie się ożywił, najbardziej pospolitym wzorem pieniądza galijskiego stał się denar rzymski. Nie tylko w dolinie Rodanu, ale w całej Galii, oprócz złotych, mnożą się monety srebrne i ze srebra mieszanego z miedzią, nazywanego potin, a nawet z brązu. Pomimo wyraźnej wciąż tendencji do stosowania motywów fantastycznych styl grawerunku stawał się bardziej regularny i bardziej oszczędny, niekiedy nawet odznaczał się wyrazistością rysunku, rozmachem i finezją. W czasach Cezara wodzowie większości galijskich plemion bili pieniądz z całkiem poprawnym na ogół profilem na awersie i postacią, rydwanem lub jeźdźcem w sugestywnym ruchu na rewersie. Sztuka grawerska zatraciła po części ten bezładny styl, który zaskakuje na imitacjach monet macedońskich. Każde z plemion emitowało własny pieniądz, w związku z czym wzrastała ich ilość i nasilał się obrót. W większości oppidów trzeciego podokresu lateńskiego znajdujemy monety miejscowe i obce, skarby, na które składały się najrozmaitsze monety. W sąsiedztwie kilku kopalń srebra spotykamy obok sztabek surowego metalu także krążki przygotowane do wybicia i monety już gotowe do puszczenia w obieg. Kilka miast, które jak Nimes i Wienna, stały się po podboju koloniami rzymskimi, zachowało aż do czasów Tyberiusza przywilej bicia pieniądza, choć wyłącznie z brązu. Są to monety w dobrze nam znanym stylu rzymskim. W Lyonie, nowej stolicy Trzech Galii, powstała mennica rzymska, bijąca pieniądz złoty i srebrny, zlikwidowana przez Kaligulę. Spośród niegalijskich monet celtyckich na uwagę zasługują małe, wklęsłe, złote monety, przez Niemców zwane Regenbogenschuesselchen: „miseczki tęczowe". Pochodzą one z doliny górnego Dunaju - z krain między Nadrenią i Bawarią - i z Czech, to znaczy z terenów zajmowanych jeszcze za czasów Cezara przez Wołków i Bojów. Pieniążki są malutkie, nie mają więcej niż centymetr do półtora średnicy. Nie są one wprawdzie całkiem prymitywne, jednak mało precyzyjne. Wzory, jakie na nich figurują - kuleczki w różnej ilości czy wąż zwinięty wzdłuż brzegu, w różny sposób deformowane - spotykamy na monetach znajdowanych wzdłuż całego biegu Renu aż po Holandię oraz w północnej Galii. Dość zbliżony wygląd do tych naddunajskich monet mają wypukłe, przeważnie srebrne pieniądze, znaczone po prostu krzyżykiem, jakie występują pomiędzy Sekwaną i Oise, i dalej aż do Saintes, miasta Santonów. 188 Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze Z tego podobieństwa można wnioskować, że Galowie utrzymywali stałe kontakty z Celtami Europy Środkowej. Ogólnie rzecz biorąc, nawet jeśli walor artystyczny monet jest niewielki i jeśli dostarczyły one jak dotychczas niewiele informacji o wierzeniach Galów, jeśli ponadto wnioski, jakie, wydawałoby się, możemy dzięki nim formułować, są hipotetyczne, to i tak pieniądze stanowią ważne świadectwo galijskiej kultury, jej związków i wywieranych na nią wpływów. Dowodzą przede wszystkim kontaktów, jakie plemiona galijskie utrzymywały między sobą i ze swymi sąsiadami spoza wszystkich granic: zza Renu, kanału La Manche, Pirenejów i Alp. Możliwe, że imperium celtyckie w Europie nie było nigdy tworem realnym, politycznie spójnym, jednak dzięki monetom przedstawia się jako jednolity obszar kulturowy o wyraźnym obliczu i dobrze rozwiniętych stosunkach handlowych pomiędzy składającymi się nań prowincjami. Obszar celtycki był przede wszystkim wspólnotą gospodarczą. Sztuka Galów Charakterystyka ogólna Monety celtyckie same w sobie stanowią dzieła sztuki. Wprowadzane na nich deformacje profilów rytych na monetach greckich oraz motywy przedstawione na rewersach dobitnie wyrażają styl charakterystyczny dla całej sztuki celtyckiej. Kultura, która rozwijała się w Galii począwszy od V wieku p.n.e. aż do okresu dominacji Rzymu, związana jest ze swoistą i typową dla Celtów formą sztuki. Jest to sztuka zasadniczo dekoratywna, lubująca się w liniach zakrzywionych, których elementy zestawia fantazyjnie, nie dbając o realizm. W pewnej mierze przypomina ją manieryczny, oparty na kwietnych motywach styl z końca XIX wieku. Zwano go „modern styl" i jednocześnie uważano, że jest zakorzeniony w tradycji miejscowej oraz wywodzi się z naszego średniowiecza. W zasadzie roszczenie to jest słuszne i równie dobrze można by go wiązać z tradycją celtycką. Ze względu na uprzywilejowaną rolę linii lateński okres sztuki celtyckiej jest kontynuacją poprzedniego okresu, halsztackiego. Hallstatt stosował przede wszystkim linię prostą, dorzucając wszakże rozetę i spiralę do geometrycznego meandru i do - wzorowanych na greckich - kompozycji trójkątów. Chętnie przeplatał i przeciwstawiał sobie kolory. Upodobanie do koloru i wszystkie motywy geometryczne powracają w sztuce okresu lateńskiego, z tym że elementami dominującymi stają się pochodne spirali. Dodajmy do tego wpływ greckich dekoracyjnych form roślinnych - liścia i palmety. Palmetę grecką rozkładają Celtowie na elementy, układając przemiennie jej wici roślinne i zestawiają je ze spiralą, co daje esownicę, najrozmaiciej wykorzystywaną. Liście przybierają formę przypominającą rybi pęcherz. Motywy zwierzęce 190 Sztuka Galów ulegają nie mniejszym przekształceniom niż roślinne, z którymi są zresztą ściśle przemieszane; korpus wykończony jest rodzajem kwiatonu, figura jest otoczona motywami kwiatowymi lub ich pochodnymi. Świat żywych istot staje się zwyczajną dekoracją. Ta - można by rzec - abstrakcyjna, oddalona od rzeczywistości sztuka, nacechowana wybujałym ruchem, zaskakuje swoją fantazją. Niemniej udaje jej się tworzyć kompozycje najróżniejszych motywów i gra nimi z wirtuozerią. Jej styl odznacza się zarazem żywiołowością i harmonią; przy całej złożoności pozostaje elegancki i do głębi oryginalny. Jest to sztuka ludu wyczulonego na miękkość linii, rozumiejącego i doceniającego zabawę. Nie chodzi w niej nawet o wyrażenie czegoś konkretnego, a jedynie o poszukiwanie szczególnej formy piękna. Tak jak na ogół w sztuce Europy Północnej i Środkowej w całym długim okresie prehistorii jest to sztuka tylko powierzchniowa, inaczej mówiąc sztuka, która zewnętrznie zdobi tworzywo, nie zagłębiając się w nie. Tą cechą różni się od sztuki klasycznej jak gdyby docierającej w plastycznym formowaniu brązu czy bloku kamienia do samej jego głębi. Gal zadowalał się nacinaniem linii, lekkim muśnięciem powierzchni i całkiem płytkim modelowaniem; miał wyczucie linii i walorów kolorystycznych, ale nie czuł bryły. Rzeźba galijska Czy wśród Galów byli rzeźbiarze? Być może rzeźbili w drewnie: obiekty takie, jeśli nawet istniały, to oczywiście nie dotrwały do naszych czasów. Gdy chodzi o prawdziwą rzeźbę w kamieniu, odnaleziono jedynie kilka fragmentów i to wyłącznie na południu Galii. Rozpoznać w nich można wpływy Marsylii, Italii, jak też hiszpańskich Iberów. Mimo nowych odkryć monumenty są zbyt nieliczne, a znaleziska zbyt ograniczone terytorialnie, by można mówić o galijskiej rzeźbie w kamieniu. „Galowie - powiada Cezar - posiadają bardzo wiele wyobrażeń Merkurego". Co należy rozumieć przez słowo „wyobrażenie"? Posągi czy symbole? Jeżeli posągi, to byłoby zastanawiające, że w całej Galii nigdy nie odnaleziono ich śladów. Według Salomona Reinacha, wyrażenie plurima simulacra określałoby liczne menhiry czy kamienie ustawione pionowo, które istotnie mogły wyobrażać boga czy też po prostu służyć jako ołtarz dla bóstwa. Galijskie zabytki, znane jako statuy-menhiry, pochodzą z samego końca epoki brązu, albo raczej już z początków epoki żelaza (ryć. 15). Są to stele o wysokości półtora do dwóch metrów. Na jednej z płaszczyzn widnieje wyobrażenie bóstwa, najczęściej bogini, bardziej ryte niż rzeźbione. Z grubsza tylko ociosane, nawiązujące do prymitywnej sztuki z epoki neolitu i pozbawione wszelkich cech celtyckich, te statuy-menhiry charakterystyczne są dla Rzeźba galijska 191 departamentów Aveyron, Tarn, Gard i Herault, nienależących do właściwego obszaru celtyckiego. Nie są znane tego typu obiekty, które można by datować na okres lateński. Na menhirze znajdującym się w Plobanalec w Bretanii wyrzeźbiono w okresie rzymskim kilka wizerunków bóstw, wśród których figuruje też Merkury. Wywnioskowano z tego, że menhiry te reprezentują to ważne bóstwo celtyckie. Jednakże są one przeważnie o wiele wcześniejsze niż przybycie Celtów. Dechelette sądzi więc, że simulacra wspomniane przez Cezara to nie menhiry, ale wilki ogniowe z gliny zwieńczone głową barana, jakich odnaleziono wiele. W każdym razie wydaje się, że jeśli nawet Galowie mieli symbole wyobrażające ich bogów, to - w najwcześniejszym przynajmniej okresie - nie były to prawdziwe przedstawienia. Ryć. 15. Po lewej: menhir z Aveyron (epoka brązu). Po prawej: bóstwo żeńskie (bogini Matka) wyrzeźbione na ścianie groty grobowej z okolic Marny (epoka neolitu). (Cartailhac, La France prehistorique, ryć. 105, s. 242) Wszystko, co wiemy na temat wyobrażeń religijnych Galów, istotnie pozwala domyślać się, iż postać ludzką nadali swym bóstwom bardzo późno, dopiero pod wpływem sztuki Grecji i Rzymu. Grecki antropomorfizm był pierwotnie koncepcją im nieznaną. Diodor Sycylijski opowiada, że na widok posągu Apollona, umieszczonego w świątyni w Delfach, Galowie bardzo się zadziwili i długo śmiali. Nie ma sensu przypuszczać, że jak u ludów semickich, zakaz religijny nie zezwalał Galom na przedstawianie istoty boskiej. Wydaje się raczej, iż myśl taka po prostu u nich nie powstała. Menhir, dorodne drzewo, być może również wilk ogniowy zdobiący palenisko mogły być siedzibą bóstwa niewidzialnego i bezkształtnego. Chyba to właśnie Cezar miał na myśli, mówiąc o licznych wyobrażeniach. 192 Sztuka Galów Kilka kamieni, najwyraźniej świętych, posiada rzeźbione dekoracje. Kamień w Saint-Goar nad Renem, mający kształt małego obelisku, jest ozdobiony niezbyt wypukłym reliefem przedstawiającym ludzką maskę toczoną trójlistny-mi palmetami, „rybimi pęcherzami" i ornamentami esowatymi. Dechelette uważał, że pochodzi on z okresu karolińskiego, co wydaje się niesłuszne. On sam pokazuje przykłady kamieni z podobnymi motywami rytymi -jeden z Kermaria (departament Finistere), drugi z Irlandii - które są z całą pewnością celtyckie. „Średniowieczna sztuka dekoracyjna - zauważa Dechelette - wykazuje ścisłe związki ze sztuką drugiego okresu epoki żelaza". Istotnie, chodzi tu o rytowaną dekorację linearną, a nie o prawdziwą rzeźbę. Tak więc wyłącznie Galowie z południa, wymieszani z Ligurami, wykuli w kamieniu kilka posągów i popiersi. Po pierwsze, są to znalezione w pobliżu Marsylii fragmenty trójwymiarowej rzeźby ptaka i dwa dość dobrze zachowane posągi, którym brakuje jedynie głowy. Odnaleziono je w miejscowym sanktuarium Roquepertuse, znajdującym się w Velaux koło Rognac. Posąg przedstawia postać w pozycji siedzącej, z nogami podkurczonymi na sposób galijski, ubraną w swego rodzaju dal-matykę ozdobioną wzorami geometrycznymi. Z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić można, że jest to postać boga. Bliskość Marsylii tłumaczy obecność rzeźb w sanktuarium. Oprócz pozycji, która z pewnością nie była właściwa wyłącznie Celtom, ten posąg o archaicznej sztywności nie ma żadnego rysu charakterystycznego dla sztuki galijskiej. W roku 1943 na miejscu oppidum Sa-lienów w Entremont koło Aix-en-Provence odkryto wiele nowych fragmentów posągów, głowy, popiersia, jak również jedną płaskorzeźbę. Są one datowane na rok 150 p.n.e. i nie posiadają tej sztywności rzeźb z Velaux. Dwa popiersia, znalezione kilka lat wcześniej w Sainte-Anastasie koło Nimes, przedstawiają osoby w hełmach, prawdopodobnie skórzanych, mających formę obszernego kaptura z pióropuszem, opadającym na plecy. Tego rodzaju przybrania głowy nie były chyba znane wśród Galów. Rzeźba wygląda na bardzo starą i mogłaby być przypisana wpływom iberyjskim, docierającym aż do tych okolic. Fragment posągu odnaleziony w Grezan (także w departamencie Gard) jest z pewnością późniejszy i odzwierciedla wpływy greckie, a być może nawet już rzymskie. Tak jak w wypadku popiersi z Sainte-Anastasie, jest to wojownik, a nie bóg. Nosi taki sam, choć mniejszych rozmiarów, hełm-kaptur i ponadto pancerz typu grecko-italskiego, używany w Italii począwszy od IV wieku, który jednak w wypadku Galii może być o wiele późniejszy. Z całą pewnością obiekt nie powstał przed przybyciem w ten region Wołków i prawdopodobnie można go datować na II wiek p.n.e., tak jak ostatnie fragmenty z Entremont. Jest to ciągle jeszcze sztuka prymitywna, nieporównywalna z pięknym posągiem - niestety pozbawionym głowy - stojącego wojownika z Mondragon, nagą postacią skrytą za dużych rozmiarów tarczą, na którą opadają frędzle płaszcza. Przedstawienia celtyckie 193 To prawdziwe dzieło sztuki pochodzi prawdopodobnie z początków okresu rzymskiego. Dopiero Grecy i Rzymianie nauczyli Galów, jak rzeźbić posągi. Przedstawienia celtyckie Postać ludzka była początkowo dla artysty galijskiego jedynie motywem dekoracyjnym. Podobnie obcięte głowy: jakkolwiek implikowały one wspomnienia, były wyłącznie jakby martwą naturą służącą dekoracji. Zupełnie inna myśl inspiruje prawdziwy wizerunek: chodzi wówczas o to, by naśladując rzeczywistość zasugerować idee lub uczucia. Czy to będzie figura przedstawiająca boga - czyli konkretne wyrażenie koncepcji idealnej - czy portret - a więc odtworzenie wrażenia wzrokowego - w każdym wypadku chodzi 0 próbę przybliżenia się do rzeczywistości. Ten rodzaj twórczości zakłada pewien ciąg specyficznych operacji myślowych zarówno ze strony artysty, jak 1 odbiorcy, do którego dzieło jego jest adresowane. Po pierwsze, bóg musi być wyobrażony na podobieństwo człowieka. Następnie osobowość człowieka musi być przedstawiona poprzez grę światła i cienia, poprzez układ kresek i brył. Rysunek lub wymodelowanie zastępuje rzeczywistość, przywołuje ją, pozory stają się wprost rzeczywistością. Obraz jest bogiem, jest osobą. Artysta usiłuje więc najdokładniej jak można odtworzyć wygląd żywego modela. Na przykładzie sztuki greckiej, którą śledzić możemy od samych jej początków, widzimy, jak rzeźbiarz i malarz przechodzili powoli od figur najpierw schema tycznych, poprzez idealistyczne, do coraz bardziej wiernego odtwarzania natury. Nic podobnego nie występuje u Galów. Tworzenie wyobrażeń jest dla nich wyuczoną lekcją; opiera się ona na kanonach, a nie naśladowaniu naturalnych postaci. Jeszcze przed podbojem rzymskim Galowie przeszli od figury czysto dekoratywnej do takiej, która ma coś wyrażać. Rzemieślnicy pracujący w metalu byli wielkimi dekoratorami; to oni wykonali pierwsze przedstawienia za pomocą właściwych im technik: trybowania i rytowania. Z początku był to tylko rodzaj maski, bardzo jeszcze bliski przedmiotom o charakterze czysto dekoracyjnym, z tym że ich intencja była już nowa. Przykład stanowi głowa z brązu, należąca do boga raczej niż do człowieka, znajdująca się w muzeum w Tarbes i z pewnością pochodząca z tego regionu. Jest to prawdopodobnie tylko część posągu bardziej kompletnego, popiersia lub całej postaci, chyba że głowa z brązu była po prostu osadzona na drewnianym korpusie. Rysy twarzy są krańcowo schematyczne: nos o prostych krawędziach jest tylko formą geometryczną, usta zwykłym wgłębieniem bez warg, oczodoły to owalne wklęsłości obrysowane konwencjonalnym cyzelunkiem, przygotowane na wprawienie kamienia lub szkliwa. Nie zaznaczono ani łuków brwiowych, ani 194 Sztuka Galów czoła, zwisające bezpośrednio nad nosem i oczyma włosy wyobrażone są przez nakładające się na siebie podwójne spirale cyzelowane: zarost okalający policzki i brodę to drobne, faliste kreski: szyja jest zwykłym walcem. Mimo całej prymitywności rysunku i techniki wykonania intencja całości jest czytelna: mamy oto przed sobą naśladownictwo realnie istniejącego oblicza, twarzy żyjącej osoby - nieważne, czy chodzi tu o boga czy o człowieka - czyli w sumie elementy portretu. Z którego wieku pochodzi to dzieło? Jest ono całkowicie wolne od wpływów klasycznych. Motyw podwójnej spirali przedstawiającej loki należy do najbardziej popularnego celtyckiego repertuaru dekoracyjnego. Odnajdujemy ten motyw jednak i w innych okolicach, a region, z którego pochodzi głowa, znajdował się pod wpływami iberyjskimi. Brąz z Tarbes mógł równie dobrze powstać dwa lub trzy stulecia przed przybyciem Rzymian, jak i być dziełem wiejskiego rzemieślnika, pochodzącym z dużo późniejszego okresu. Zgódźmy się po prostu na określenie „akwitański". Tę samą technikę odnajdujemy w kilku innych obiektach sztuki galijskiej, których wieku również nie potrafimy dokładnie określić. Rysunek jest mniej prymitywny, próby modelowania policzków, warg, brody, podbródka wskazują na późniejszy okres; widoczne są tutaj wpływy rzymskie. Zabytki te mogą pochodzić zarówno z czasów poprzedzających podbój, gdy przykładem sztuki co najmniej równie udanej były monety, jak i z następnego stulecia. Jest to kilka masek lub głów z brązu, ze srebra lub z żelaza. Pochodzą one z Vieil-Evreux, z lasów Compiegne i z Notre-Dame d'Alencon (departament Maine et Loire). Analizował je R. Lantier w „Monuments Piot" jednocześnie z maską z Tarbes. Najbardziej udana jest głowa z brązu z dawnej kolekcji Da-nicourt, znaleziona w korycie Saony niedaleko Lyonu, dzięki płaskim włosom, dużym, wyłupiastym oczom, wyrazowi ust reprezentująca typ zdecydowanie zindywidualizowany. Przywodzi na myśl raczej portret niż wizerunek boga. Już nie trybowana, ale odlana w brązie, pochodzi zapewne dopiero z epoki rzymskiej. Wykonane jeszcze bardziej rozwiniętą techniką i wyraźnie galloromańskie w stylu jest popiersie (mężczyzny lub kobiety, wyobrażenie bóstwa lub portret) znalezione w Beaumont-le-Roger koło Evreux, a znajdujące się w zbiorach Muzeum w Saint-Germain. Jak wskazuje inskrypcja, jest to wotum: Esumopas Cnusticus v(otum) s(olvit) l(ibenter) m(erito) - imię własne, po nim patronimik i formuła dedykacyjna. Twarz o indywidualnym charakterze jest wymodelowana z pewną zręcznością. Oczy wykrojone w kształcie migdałów, jak na masce z Tarbes, tak jak tamte otoczone są maleńkimi nacięciami przedstawiającymi rzęsy; źrenice, umieszczone wysoko pod samą górną powieką, wyrażają rozmarzenie lub pobożną kontemplację; dość dobrze zarysowane są usta, ale nos wciąż jeszcze jest schematyczny. Dokonano próby zaznaczenia mięśni szyi. Loki Przedstawienia celtyckie 195 okalające twarz są jeszcze przedstawione według dawnej konwencji jako spirale lub faliste linie symetrycznie rozłożone. Celtycki styl dekoratywny połączył się z rzymską sztuką portretu. Tak jak głowa z kolekcji Danicourt popiersie to odlane jest w brązie. Najciekawszym w tej serii zabytkiem jest statuetka o wysokości 42 centymetrów, częściowo odlana, częściowo trybowana w miedzi, znaleziona w Bo-uray (departament Seine-et-Oise), odrestaurowana w Muzeum w Saint-Ger-main, opublikowana przez R. Lantier. Jest to bóg, przedstawiony w pozycji siedzącej, z nogami skrzyżowanymi. Brakuje mu tylko ramion. Pierwotnie statuetka składała się z sześciu niezależnych metalowych części: dwu trybowanych blach miedzianych na przód i tył tułowia wraz z nogami, dwu cylindrów na ramiona, wreszcie dwu dość grubych płytek odlewanych, z których jedna stanowiła twarz i tylną część czaszki i szyi, druga zaś potylicę i kark. Lutowane spojenia między poszczególnymi częściami zasłonięte są blaszkami miedzi1. Jest to wciąż jeszcze, jak się wyraził R. Lantier, „kowalska robota". Staranność, z jaką wykonane są mięśnie klatki piersiowej, kontrastuje z ledwie rozpoznawalnym zarysem nóg i stóp oraz całkowitym zignorowaniem bryły dolnej części ciała. Do głowy i torsu rzemieślnik mógł posłużyć się modelem, resztę zapewne musiał skomponować sam i to mu się nie udało. Zadowolił się bardzo przybliżonym zarysem, który w jego mniemaniu oddawał wystarczająco wymownie powszechnie znaną postawę. Głowa, stanowiąca więcej niż połowę obiektu, wspiera się na szyi świadomie zbyt masywnie ukształtowanej, będącej niczym innym jak długim walcem, którego gładką powierzchnię przerywa jedynie naszyjnik. „Masywna twarz o zastygłych, wyraźnie zaakcentowanych rysach" prawie zupełnie nie jest wymodelowana. Z nasadą nosa łączą się potężne brwi, przedłużone pełnym łukiem aż do czubków odstających uszu. Rzęsy i brwi zaznaczone są przez wykropkowane linie i żłobienia. Oczy ze szkliwa, z których jedno znajduje się jeszcze na swoim miejscu, przytwierdzone ołowiem, tkwiły w zagłębieniach oczodołów. Błękitna źrenica i biała tęczówka nadają twarzy złudzenie życia. Sądząc ze sposobu ułożenia włosów - podobnego do głowy Danicourt - posąg pochodzi prawdopodobnie dopiero z okresu rzymskiego. Niemniej jednak ma wszystkie cechy pierwszych prób galijskiej sztuki figuratywnej. Niektóre rzeźby, zwłaszcza zwierząt, służące jako godła, odlane były w brązie i w środku puste, jak na przykład dziki przedstawione na łuku triumfalnym z Orange wśród tarcz i innych trofeów galijskich. Tego typu dzik, o potężnej głowie i zjeżonej na grzbiecie szczecinie, jest stylizacją tak bardzo udaną, że R. Lantietr, Le dieu celtique de Bouray, Mon. Piot, XXXIV, 1934. 196 Sztuka Galów w okresie rzymskim kopiowano go niezliczoną ilość razy w formie małych brązów. R. Lantier opisał dwa godła innego typu, pochodzące z regionu Auxerre i Chalons-sur-Marne. Są to konie, o długości 20 do 30 centymetrów, przytwierdzone do żelaznej płytki stanowiącej podstawę. Płytka i brzuch konia są przewiercone, otwór służył do osadzenia drzewca. Istnieją dwa różne modele tych koni. Jeden płaski, o wydłużonej sylwetce, podobny do starszych, pochodzących z okresu halsztackiego; drugi, bardziej realistyczny, ale wyraźnie niezgrabny na skutek dysproporcji pomiędzy zbyt potężną piersią i zbyt chudym zadem. Nie chodzi tu o dwie różne rasy końskie, ale o dwa różne style artystyczne. Kocioł z Gundestrup Rozpatrując historię przedstawień galijskich, nie sposób pominąć czołowy zabytek odnaleziony na torfowiskach Danii - kocioł z Gundestrup. Wykonany jest ze srebra, zdobiony trybowanymi płytkami, przedstawiającymi różne obrazy i sceny. Odrestaurowany, stanowi dziś jeden z klejnotów Muzeum w Kopenhadze. Kocioł z Gundestrup jest dużym naczyniem, o średnicy 63 centymetry oraz 33 centymetry głębokim. Przeznaczenie jego było bez wątpienia religijne. Na strome zewnętrznej siedem przedstawień czterech bogów i trzech bogiń -jednej z płytek, przedstawiającej prawdopodobnie boginię, brakuje. W środku pięć większych płaskorzeźb - tu również jednej brakuje - ukazujących rozmaite sceny. Bóstwa umieszczone na zewnątrz kotła to popiersia uformowane bardzo schematycznie - nie ma mowy o ich identyfikacji. Bogowie - rozpoznawalni dzięki brodzie - mają wszyscy wzniesione ramiona. Jeden z nich ściska w garści dwa koniki morskie, inny trzyma za tylne nogi dwa jelenie, trzeci dwóch ludzi, czwarty ma również zaciśnięte dłonie, lecz dwie wolno stojące postacie znajdują się po obu stronach jego głowy, a mała postać jeźdźca harcuje na jego ramieniu. Boginie mają ramiona skrzyżowane pod maleńkimi piersiami; ich popiersia także otaczają mniejsze postacie i fantastyczne lub rzeczywiste zwierzęta. Jedna z nich podtrzymuje na ręce wyciągniętej na wysokość głowy małego ptaszka, podczas gdy dwa większe ptaki w pozie heraldycznej rozpościerają nad nią skrzydła - to bogini z ptakami. Na ramionach innej mała postać w pozie tanecznej; z drugiej strony widzimy Herkulesa bez zarostu, walczącego z lwem nemejskim. Po obu stronach trzeciej bogini małe popiersia o wzniesionych ramionach - brodaty bóg i bogini - przedstawiają, być może, jej dzieci. Sceny na wewnętrznej powierzchni kotła są bardziej złożone. Znajduje się tam bogini powtarzająca gest bogiń z ornamentów zewnętrznych; pod nią są dwie rozety, a jeszcze niżej dwa gryfony i przypuszczalnie wilk; na górze zbliżają się do niej dwa słonie, łatwo rozpoznawalne dzięki swym kłom Kociol z Gundestrup 197 i trąbom. Inna płytka pokazuje siedzące bóstwo o głowie zwieńczonej porożem jelenia; po jego prawej stronie stoi jeleń, a nad nim byk; po lewej stoją naprzeciw siebie dwa lwy, nakładają się na siebie dwa psy lub może wilki; człowiek dosiada delfina; przed nim stoi byk z wielkimi rogami. Na trzeciej płytce bóg, wciąż ujęty tylko w popiersiu, trzyma koło, które klęczący przed nim wojownik w hełmie jak gdyby stara się poruszyć; wokół - zwierzęta w ruchu: trzy skrzydlate gryfony, rogaty wąż i, na wyższym poziomie, nad nimi, dwa psy lub wilki. Wystroju dopełniają dwie sceny ze świata ludzi, a nie bogów: Przegląd armii wyruszającej do boju: powyżej czterech jeźdźców poprzedzanych przez rogatego węża; poniżej - sześciu żołnierzy piechoty i postępujący za nimi wódz, który niesie na ramieniu bodajże miecz, oraz sześciu ludzi grających na rogach. Na przedzie tego podwójnego pochodu, zajmująca całą wysokość pola gigantyczna postać trzymająca w talii i za jedną nogę malutkiego człowieczka, który za chwilę głową zanurzony zostanie w misie: ofiara przez uduszenie składana Teutatesowi, taka jaką opisuje starożytny komentator, i wreszcie polowanie czy może raczej ofiara z trzech byków: zwierzęta przedstawione zostały w bezruchu, do każdego z nich zbliża się mężczyzna kierujący ostrzec miecza w pierś zwierzęcia: przed każdym mężczyzną biegnie pies, nad bykami widać trzy gepardy w skoku. Medalion na dnie naczynia przedstawia widzianego z góry byka złożonego w ofierze, mężczyznę, który go zabił i jego psa. Na wszystkich tych płaskorzeźbach przestrzeń pomiędzy figurami wypełniona jest listkami w najczystszym stylu lateńskim. Kompozycja i wykonanie tych scen są zdecydowanie celtyckie. Inspiracja wydaje się pochodzić z różnych źródeł. Niektóre z motywów wywodzą się ze sztuki lokalnej, z rejonów Europy Środkowej, z okresu kultury halsztackiej - na przykład przegląd wojsk, wykazują ścisłe podobieństwa z analogicznymi scenami przedstawionymi na wazach z brązu z północnej Italii i Alp Julijskich, na metalowych pasach z tych samych okolic, czy też na głowni miecza z Hallstatt. Inne motywy są jednak obce. Gryfony, koniki morskie i fantastyczne zwierzęta dotarły z Jonii, być może, przez Grecję lub z wybrzeży Morza Czarnego. Lew, lampart i słonie to motywy azjatyckie. Scena walki mężczyzny z lwem stanowi przedstawienie antycznego mitu o Herkulesie. Gest uniesienia ramion, rąk trzymających czy to zwierzęta, czy to ludzi, jest gestem władcy i władczyni ludzi i zwierząt z Azji Mniejszej. Inne motywy - nie wiadomo za czyim pośrednictwem - przyszły z jeszcze dalszych okolic, bo z Mezopotamii: boginie podtrzymujące swe piersi wywodzą się z obrazu nagiej bogini babilońskiej. W sumie przeważają wpływy orientalne. Celtyckie przedstawienia są kopią wzorów egzotycznych lub, w każdym razie w większości, czerpią z nich inspirację. 198 Sztuka Galów Dostrzegamy mimo to oryginalne próby oddania czysto celtyckich wyobrażeń, a nawet odtworzenia rzeczy zaobserwowanych. Bogowie i boginie będący, jak się wydaje, pochodzenia azjatyckiego, noszą przecież torques, które określić można jako emblemat tożsamości celtyckiej. Nie są to więc jakieś nieokreślone postacie, ale z całą pewnością bóstwa Celtów. Jeden z bogów trzyma koło, atrybut niebiańskiego boga Galów; postać próbująca wprawić koło w ruch nosi hełm ozdobiony, jak hełmy Galów, rogami byka z gałkami na końcach - jest to, rzecz jasna, przedstawienie nieznanego mitu galijskiego. Bogini z ptakami i służką zaplatającą jej warkocze jest prawdopodobnie dokładnym wizerunkiem celtyckiej bogini z ptakami. Dwie postacie trzymane przez boga za jedno ramię, drugą ręką nad głową podtrzymują dzika - symbol wybitnie celtycki. Na jednej z płyt na kotle widzimy pierwsze przedstawienie galijskiego boga Cernunnosa, ukoronowanego porożem jelenia. Poznajemy tu wszystkie elementy, które spotykać będziemy później na płaskorzeźbach z okresu rzymskiego: rogaty bóg, siedzący z nogami podgiętymi, trzymający w jednej ręce węża o głowie barana, a w drugiej torques; obok niego znajdują się jeleń i byk. Na dużej płytce, przedstawiającej przegląd i defiladę wojskową, znajdujemy wiele nowych i realistycznych detali, niezapożyczonych z obcej sztuki. Grajkowie dmący w carnyx, róg galijski, którego tubę tworzy otwarta paszcza smoka, trzymają pionowo nad głową instrument wysokości człowieka. Na tej samej płytce - unikatowa scena składania ofiary ludzkiej. Piechurzy trzymają podłużne galijskie tarcze; hełmy jeźdźców zdobią rogi, koło, ptak lub małe dziki. Przed wojskiem pojawia się rogaty wąż. Zaskakuje precyzja, z jaką oddane są szczegóły ubioru, uzbrojenia, a nawet końskiej uprzęży opięty jeźdźców są uzbrojone w ostrogi - ten szczegół pozwala datować kocioł na I wiek p.n.e. Jeśli chodzi o to, gdzie i które z plemion celtyckich wykonało to dzieło, poprzestać musimy na hipotezach. Mnogość motywów pochodzenia orientalnego skierowała uwagę na dolinę dolnego Dunaju; mówiono nawet o Skordyskach, którzy w I stuleciu wędrowali między Morzem Czarnym, Drawą i Sawą. W jaki sposób kocioł dostał się do Danii? W torfie złożono go w częściach i w ten sposób mógł tu dotrzeć z bardzo daleka; każdy z nas może wyobrażać sobie jego wędrówkę na swój sposób. Gdy porównujemy styl wszystkich tych wizerunków celtyckich, masek i głów, całych postaci - jak bóg z Bouray, czy płaskorzeźb - jak te z kotła -z ornamentem czysto dekoracyjnym, uderza kontrast między nimi. Tak jak jeden jest lekki, fantazyjny i elegancki, tak drugi jest niezdarny, ociężały. Rzekłbyś, sztuka dwu różnych ludów. To samo można powiedzieć o sztuce lateńskiej i sztuce galloromańskiej. Pierwsza do przesady stylizuje formy naturalne, druga jest topornie realistyczna. W pierwszych próbach ujęć figuratywnych przejawia się ta druga tendencja. Kiedy później, pod wpływem sztuki rzymskiej, zaczęli Kocioł z Gundestrup 199 Galowie rzeźbić w kamieniu, byli w zasadzie podporządkowani modelowi. Dbałość o detale sprawiła, że zapomnieli o harmonii całości, poszukiwali raczej prawdy niż piękna. A przecież sztuka grecka i rzymska mogła ich nauczyć w równej mierze idealizmu, jak i realizmu. W przeciwieństwie do tego, czego można by oczekiwać znając ich dorobek, z ludowej tradycji Italii Galia zaadoptowała nurt naturalizmu. Jak gdyby brały teraz rewanż naturalne skłonności, stłumione przez fantazję Celtów. Nieliczne znane nam przykłady celtyckiej sztuki figuratywnej są w efekcie wyjątkami. Już ich nieudolność świadczy wymownie o tym, że próby nie posunęły się daleko, a dzieła tego rodzaju były rzadkie. Prawdziwa sztuka Celtów sprzed okresu rzymskiego była z istoty swojej dekoratywna i służyła w całości luksusowi galijskiej arystokracji. Rzemieślnik, który robił biżuterię, pracował w brązie, w emalii, odlewał metal, cyzelował, żłobił, stawiał sobie za cel nie odtwarzanie tego, co widzi, nie imitowanie życia, ale jego upiększanie. Tak więc wypada nam zająć się sztuką dekoracyjną Galów, a przede wszystkim metaloplastyką. Ornament celtycki Omawiając uzbrojenie Galów, wspominaliśmy już o charakterystycznym dla kultury lateńskiej typie sztyletu zwanego sztyletem antropomorficznym (zob. s. 142). Rękojeść przedstawia rzeczywiście małą figurkę o wzniesionych ramionach i rozstawionych nogach. Postać jest dalece stylizowana, często nawet jedynie zasygnalizowana. Inspiracją jest dekoracja, nie rzeczywistość. Podniesione ramiona są przekształconymi antenami, jakie w okresie halsztackim zdobiły rękojeść miecza. Kulista gałka rękojeści pomiędzy antenami przekształciła się w głowę ludzką, rękojeść przybrała formę korpusu, a nogi tworzą gardę. Artysta bawi się formą, nie troszczy się ani o proporcje, ani o prawdę. Dekorując płytki z brązu na pochwie miecza, puszcza wodze fantazji. Wszelkiego rodzaju motywy roślinne, esownice, trykwetry, czasem nawet -w górnej części - maleńkie postacie fantastycznych zwierząt składają się na cyzelunek, który rozwija się od góry aż do samego trewika pochwy. Wszystko to kreślone niezwykle pewną ręką, z werwą i wyczuciem ornamentu. Ten sam styl i te same ornamenty odnajdujemy na falerach, na biżuterii, a zwłaszcza na ażurowych opaskach ze złota, znalezionych w bogatych grobach w Szampanii, a przede wszystkim nad Renem. Galijska biżuteria, naszyjniki, bransolety i fibule, klamry do pasów są nierzadko prawdziwymi dziełami sztuki. „Wszędzie - pisze Dechelette - liście palmety, przyjmujące często tę samą formę łzy lub rybiego pęcherza, kreślące pełne gracji zawijasy, tworzą dekoracyjny ornament o niezaprzeczalnej elegancji". Obszar, na którym może nie tyle 200 Sztuka Galów powstał, co rozwinął się z początkiem V wieku p.n.e. styl dekoracyjny nazwany później lateńskim, mieści się nad brzegami środkowego Renu, w szczególności na lewym brzegu - pomiędzy rzeką a pasmem górskim Eifel i między Metzem nad Mozelą a Kolonią - na terenach Mediomatryków i Trewirów. Tutaj właśnie odkryto najstarsze i najbogatsze groby, a w nich piękną, złotą biżuterię oraz niezliczone mnóstwo naczyń z brązu pochodzenia greckiego i italskiego. Cenne przedmioty, które docierały do tej krainy europejskimi szlakami handlowymi, oddziaływały twórczo na miejscowych rzemieślników. Przedmioty z brązu odkryte w wielkich kurhanach pozwalają na porównanie imitacji celtyckich z wzorami greckimi. Na przykład trzy naczynia odnalezione w Bouzonville koło Metzu, znajdujące się dziś w British Museum (ryć. 16). Ryć. 16. Naczynia z brązu z Bouzonville nad Mozelą. W środku greckie stamnoi, po bokach -galijskie ojnochoai Jedno z nich jest dużym naczyniem greckim, stamnos o jajowatej formie, bez ozdób, wykonanym z bardzo cienkiej blachy o pięknej patynie, świadczącej o wysokiej jakości wykonania. Ma 40 - 45 centymetrów wysokości i odlane jest w brązie. Dwa uchwyty są z masywnego stopu. Jeden z nich jest urwany, drugi wciąż na swoim miejscu. Dwa pozostałe naczynia, również odlane w brązie, stanowią wyroby miejscowe. Są to dzbany o wysokości 38 centymetrów. Ich wklęsła sylwetka z kanciastą krawędzią korpusu, ich przeładowana ornamentyka są w stylu celtyckim. Ucha i uchwyty na pokrywach mają formy silnie stylizowanych zwierząt o uszach przypominających liście, a ponadto ozdobionych grawerowanymi ornamentami spiralnymi. Nie dałoby się powiedzieć, jakie zwierzę jest tu przedstawione. Na końcu dziobka dzbana znajduje się mała kaczuszka, podobna do tych, które często występowały w Etrurii. Sztuka ta ma swoje korzenie zarówno w Grecji, jak Italii, jednocześnie jednak dużo zawdzięcza również sztuce Europy Środkowej z wczesnej epoki żelaza.. Zdradza Ornament celtycki 201 ona także wpływy dalekich krain Wschodu, które dotarły tu za pośrednictwem Scytów, a być może Sigynnów, o których wspomina Herodot: Co się tyczy obszaru dalej na północ od tego kraju, nikt nie umie dokładnie powiedzieć, jacy tam ludzie mieszkają, bo już z drugiej strony Istru (Dunaj -przyp. A.G.) kraj wygląda na niezmierzoną pustynię. Tylko o jednym ludzie poza Istrem mogłem się dowiedzieć; są to Sigynnowie, którzy noszą szaty medyjskie (krótka tunika i spodnie: saie i braies - przyp. A. G.). Ich konie pokryte są podobno na całym ciele kudłami długimi na pięć palców, są jednak małe, z perkatym nosem, i niezdolne nosić mężów; ale zaprzężone do wozów są bardzo rącze i dlatego krajowcy jeżdżą na wozach. Granice Sigynnów mają sięgać w pobliże Enetów nad Adriatykiem2. Na tych właśnie obszarach - nad Adriatykiem, w Alpach Julijskich i w No-rikum rozwija się pod koniec pierwszego i na początku drugiego okresu epoki żelaza wybitna sztuka obróbki brązu trybowanego. Wpływy jej sięgały północnej Italii. Kwiatowe motywy dekoracyjne brązów z Este wykazują pewne analogie ze zdobnictwem celtyckim. Wschodnie przejścia przez Alpy i dolina Dunaju prowadzą nad Ren. Celtowie połączyli wzory różnego pochodzenia, aby wydobyć z nich swój własny styl. Powróćmy do naczyń z Bouzonville. Podstawa i wylew szyjki zostały ozdobione przy użyciu korala i emalii, surowców używanych prawie wyłącznie przez Celtów. Od połowy okresu halsztackiego koral pojawił się w postaci paciorków w naszyjnikach albo oprawny w metal. W pierwszym podokre-sie lateńskim bardzo się rozpowszechnił. Przybył ze wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego, prawdopodobnie dzięki pośrednikom z Kampanii lub przez Adriatyk. W późniejszym okresie wydobywa się go na wyspach Hyeres. Wreszcie, w drugim podokresie lateńskim, z nieznanej nam przyczyny koral staje się rzadkością. Być może zainteresowania handlowe Greków, którzy go dostarczali, zwróciły się od czasów Aleksandra w stronę Indii. Od tej pory miejsce koralu zajmuje jego namiastka: czerwona emalia. Nieczęsto się zdarza by, jak w Bouzonville, odnaleźć koral i emalię użyte jednocześnie. Raczej tylko jedno albo tylko drugie tworzywo zdobi fibule, bransolety i naszyjniki. Skąd u Celtów emalierstwo? Oczywiście ze wschodu, gdzie znano je już od bardzo dawna. Za pośredników trzeba pewnie znów uważać ludy, które ze stepów ukraińskich, czyli północnych wybrzeży Morza Czarnego posuwały się w górę Dunaju. W Galii emalierstwo osiągnęło wysoki stopień rozwoju i stąd właśnie dostarczano emalię do środkowej Europy w trzecim podokresie lateńskim. Emalie z Bibrakte na Mont-Beuvray odnajdujemy w Czechach, w Hradiste koło 2 Herodot, op. cit., V, 9. 202 Sztuka Galów Stradonic. W czasach rzymskich rzemiosło to staje się specjalnością Celtów z Brytanii. Być może przetrwało ono w Galii w jakiś sposób, bowiem odradza się tutaj pod koniec II i w ciągu III wieku. Obecność greckiego stamnos pozwala datować naczynia z Bouzonville na V wiek p.n.e. Potwierdza tę datę fakt, że jeszcze użyto tu koralu. Łączone z nim czerwone emalie są jednym z najstarszych znanych nam przykładów ich stosowania. Faktura naczyń świadczy o doskonałej technice, zdobnictwo zaś o oryginalnym wyczuciu piękna i elegancji. Ceramika galijska Takim samym zmysłem artystycznym odznacza się jeszcze jedna gałąź wytwórczości galijskiej: ceramika. Z pewnością większość naczyń codziennego użytku pochodziła z warsztatu rodzinnego lub miejscowego rzemieślnika, troszczącego się wyłącznie o aspekt praktyczny i była wykonana prymitywnie. W bogatych grobach znajdują się jednak naczynia o pięknych kształtach, starannej fakturze i zdobieniach, które czynią z nich prawdziwe dzieła sztuki. Przez zastosowanie gliny w różnych odcieniach - od brunatnego do czarnego - oraz idealne jej oczyszczenie i wypolerowanie ceramika ta starała się naśladować brąz. Kształtami imituje czasami kanciaste formy walcowanego i nabijanego ćwiekami metalu, czasami eleganckie krzywizny naczyń odlanych z brązu. Jest wyłącznie substytutem produktów toreutyki. Niektóre z tych luksusowych naczyń różnią się od innych techniką zdobienia. Na białym lub żółtawym podłożu mają malowane - brunatno lub czerwono - wzory podobne do spotykanych na naczyniach z brązu: duże motywy roślinne 0 skomplikowanych wolutach, esownice, czasem sylwetki zwierząt - zwłaszcza koni. Piękne przykłady takich naczyń występowały w grobach Szampanii, począwszy od wczesnego okresu lateńskiego. Wspaniałą ich kolekcję posiadało niegdyś (przed rokiem 1914) Muzeum w Reims. Naczynia malowane bardziej były rozpowszechnione pod koniec okresu niezawisłości Galii i produkowane jeszcze przez pewien czas na początku okresu rzymskiego. Znajdujemy je w Montans (departament Tarn), w Lezoux w Owernii, w departamentach Loire 1 Haute Loire, jak również w Szwajcarii. Wiele ciekawych egzemplarzy posia dają muzea w Roanne, Bazylei i Genewie. Barwy są bardziej zróżnicowane niż w początkowym okresie, do czerwieni i brązu dochodzi przede wszystkim fiolet. W Armoryce i na Wyspach Brytyjskich do dekorowania luksusowych waz stosowano relief. Ornamenty są te same, ale wykonane metodą rytowania lub odciskania. Pod koniec okresu lateńskiego taka technika zdobnicza za pomocą sztancy rozprzestrzenia się w Galii na skalę przemysłową. Motywy miniaturowych wymiarów, zredukowane czasami do zwykłych kreseczek ukośnych lub Ceramika galijska 203 ułożonych na kształt rybiego szkieletu, są wyciśnięte radełkiem na powierzchni naczynia. W Beuvray znaleziono skorupy takich naczyń. W trzecim podokresie lateńskim sztuka Galii wydaje się niezaprzeczalnie zubożała i ograniczona. Dekadencja ta jest prawdopodobnie wynikiem spustoszeń dokonanych przez Cymbrów i Teutonów, jak też niepewnej sytuacji politycznej po podboju południowych części kraju przez Rzymian. Pięknych przykładów sztuki galijskiej szukać należy w tym czasie na Wyspach Brytyjskich (ryć. 18). Ryć. 17. Galijska ceramika wstęgowa z Ardenów i znad Marny. (J. Dechelette, Manuel ^Archeologie prehistorigue, celtique et gallo-romaine, t. II, p. 3, Paris 1914, s. 1462, ryć. 659-661) 204 Sztuka Galów Wnioski Choć Galowie nie opanowali wielkiej sztuki architektury i rzeźby, chociaż nie było wśród nich artystów sensu stricte, to posiadali przecież sztukę, która była dziełem ich rzemieślników. Sami tę sztukę stworzyli, nadali jej własny, oryginalny styl, któremu pozostali wierni i który, dzięki wyrazistym cechom, jest rozpoznawalny na pierwszy rzut oka. Oryginalność sztuki galijskiej nie oznacza bynajmniej, że nie posiadała ona głębszych korzeni. Wręcz przeciwnie, jest kontynuacją prehistorycznej tradycji Europy kontynentalnej i tak jak ona poszukuje efektów zdobniczych wyłącznie w układzie linii. Roślinę, zwierzę, postać ludzką również deformowano, rozciągano i redukowano do ornamentu linearnego. W taki też sposób rytownicy galijscy wykonujący monety potraktowali profil przejęty z modelu greckiego. Wizerunek sprowadza się w ich ujęciu do sylwetki, sylwetka zaś do kompozycji kresek i ornamentów linearnych. Artysta galijski maluje, nacina, graweruje czy trybuje metal, natomiast go nie modeluje. Nie jest to objawem nieudolności, a wręcz formą wyrazu jego własnej wyobraźni. Lubi operować kolorem i ożywia nim powierzchnie zamknięte kreską. Operując prymitywnymi środkami potrafi wyrazić ruch; realizuje kompozycje złożone, często harmonijne, przeważnie dające piękny efekt dekoracyjny. Sztuka galijska wzbogaciła się - i to ją odróżnia od jej prehistorycznych poprzedniczek - głównie o wzory greckie. Nie kopiowała ich, ale czerpała z nich inspirację i na swój sposób je przetwarzała. Większość motywów rozwinęła z greckiej palmety, która w początkowym stadium jest jeszcze w galijskich imitacjach rozpoznawalna. Wkrótce jednak w miejsce liści pojawiają się zwoje, mnożące swe przeciwstawne wygięcia: ciągły ornament roślinny staje się podwójną spiralą, pojawiają się nowe, specyficznie celtyckie kompozycje. Odnosi się wrażenie, że fantazja operuje z nieskrępowaną swobodą, a przecież wszystko odznacza się perfekcyjną elegancją i podlega nowemu, zaskakującemu porządkowi. Barbarzyńska i jednocześnie czerpiąca natchnienie z kultury greckiej twórczość Celtów pozostała ich atrybutem. Dzięki temu panowała na większości ziem Europy w ciągu ostatnich stuleci przed naszą erą. W Galii była przez pewien czas stłumiona przez rozkwit sztuki rzymskiej, ale gdy cesarstwo zaczęło podupadać, powróciła z całym bogactwem swych kompozycji linii i kolorów, z emalią i barwionym szkłem - nowym substytutem koralu, z uporczywą Wnioski 205 stylizacją motywów roślinnych i zwierzęcych. Tendencje te wzmocnił napływ Germanów, którzy pozostając na poziomie kultury zbliżonym do lateńskiego, przynieśli do Galii sztukę wywodzącą się ze sztuki dawnych Celtów. Przez całe wczesne średniowiecze i okres romański odnajdujemy tradycje celtyckie, szczególnie widoczne w biżuterii. Ryć. 18. Tarcza bretońska z brązu, długości 0,80 m, znaleziona w Tamizie w Battersea (Londyn). (J. Dechelette, Manuel d'Archeologie prehistorique, celtique et gallo-romaine, t. II, s. 3, ryć. 498) Na Wyspach Brytyjskich, przede wszystkim na obszarach, na które nie dotarły legiony, a zwłaszcza w Irlandii, sztuka celtycka występuje w stanie nienaruszonym, zaledwie zmodyfikowana. Jej rozkwit trwał od VI do XII wieku. Dotyczy to zarówno malarstwa miniaturowego z rękopisów irlandzkich jak i sztuki ludowej, której wspaniałymi okazami są motywy dekoracyjne na kamiennych krzyżach wzniesionych we wszystkich rejonach kraju. Irlandzka sztuka chrześcijańska wciąż trzyma się nurtu celtyckiego. Studiując zdobnictwo krzyży irlandzkich, F. Henry odnalazła na nich wzory, które niegdyś popularne były w Galii. Uważa ona, że jeśli sztuka ta wykazuje tak silną żywotność, to dlatego, że w perfekcyjny sposób odzwierciedla duchowość Celtów. Jak pisze F. Henry: 206 Sztuka Galów Jest rzeczą wielce kuszącą, by w tej stałości motywów - wprawdzie zmieniających formę i podlegających urozmaiceniem, lecz wciąż opartych na niezmiennych zasadach - widzieć rezultat głębokiej zgodności pomiędzy pewnymi formami i pewnym sposobem myślenia [...]. Czyż analiza tej sztuki, subtelnej i harmonijnej, która lubuje się - jak przy tworzeniu paradoksu -w równoważeniu bryły przez jej przeciwieństwo, której stała gra polega na próbie ukazania ciemnym tego, co jasne i wyraźnym tego, co zamglone, która delektuje się nadawaniem pozorów szaleństwa swym najbardziej racjonalnym konstrukcjom, która bez zastanowienia przedkłada fantazję ducha nad formy natury, czy więc taka analiza nie oznacza do pewnego stopnia zdefiniowania i podsumowania wszystkiego, co wiemy o Celtach? Długa kariera sztuki lateńskiej u Galów, a później u Celtów wyspiarskich i upór, z jakim się jej trzymali, nie są dziełem zwykłego przypadku. Siła żywotna celtyckiej sztuki dowodzi istotnie, jak bardzo oryginalna była to twórczość. Dla Galów stanowiła prawdziwą sztukę narodową. Język Galów - literatura celtycka Studia porównawcze nad językami celtyckimi Nie zamierzamy tu prezentować, nawet w największym skrócie, gramatyki języka galijskiego, chcemy jedynie wskazać metody pomagające zrozumieć niektóre z jego elementów. Uzyskanie pewnych podstawowych wiadomości, jakie dziś posiadamy, poprzedzone było długotrwałymi poszukiwaniami po omacku. Studia nad szczątkami języka galijskiego budziły zainteresowanie od XVI wieku. Usiłowano go tłumaczyć posiłkując się francuskim, niemieckim, greką, łaciną, a zwłaszcza hebrajskim. W końcu XVIII wieku Court de Gebelin wpadł wreszcie na pomysł, by uciec się do pomocy nowożytnych języków celtyckich - bretońskiego i walijskiego. Badaniom tym, ekstrawaganckim i pozbawionym jakiejkolwiek metody, przyświecały z góry powzięte założenia. W ten sposób postępowali jeszcze dwaj uczeni: Le Brigant (1720-1804) i jego przyjaciel La Tour d'Auvergne-Corret (1743-1800), którzy najbardziej przyczynili się do nadania znaczenia badaniom nad językiem bretońskim. La Tour d'Auvergne, oficer armii królewskiej, później kapitan w armii republikańskiej, już po przekroczeniu wieku poborowego zaciągnął się jako zwykły żołnierz w miejsce syna przyjaciela, Le Briganta. On właśnie byt „pierwszym grenadierem Republiki" poległym pod Hohenlinden w roku 1800. Można jeszcze, przez zwykłą ciekawość, zaglądać do dzieł Le Briganta: Elements de la langue des Celto-gomerites ou Bretons. Introduction a cette langue et, par elle, a celle de tous les peuples connus (Elementy języka Celtogomerytów, czyli Bretończyków. Wprowadzenie do zagadnień tego języka 208 Język Galów - literatura celtycka i, za jego pośrednictwem, do wszystkich znanych ludów, Strasbourg 1779), oraz Observations fondamentales sur les langues anciennes et modernes ou Prospectus de I'ouvrage: La langue primitive retrouvee (Podstawowe uwagi na temat języków starożytnych i współczesnych, czyli zarys dzieła: Język pierwotny odnaleziony; 1787). Zdaniem tego autora bretoński był najstarszym z języków i stanowił klucz do wszystkich innych. Była to pierwsza próba gramatyki porównawczej, jednakże oparta na imaginacji. Według tej samej zasady i metody postępował La Tour d'Auvergne, o czym świadczy choćby tytuł jego dzieła: Ońgines gauloises, celles des plus anciens peuples de l'Europę, puisees dans leur vraie source (Galijskie początki najstarszych ludów Europy, zbadane u prawdziwego ich źródła; wyd. I, Bayonne 1792). Były to początki tego, co nazwano celtomanią. Łącząc patriotyzm z chęcią poznania, a wszystko podszywając romantycznością, usiłowano zrobić z Galów najstarszy lud świata, a z ich języka, reprezentowanego przez bretoński, język najwcześniejszy. Jeden z prekursorów tej mody tak pisał we wprowadzeniu do gramatyki bretońskiej: „Język bretoński nie był, jak inne, językiem stworzonym przez ludzi, lecz tym, który w kraju Sennar otrzymali od Boga Jafet, jego syn Gomer i jego rodzina". Obok tej entuzjastycznej postawy pojawiły się także inne tendencje. Rozwijające się nauki przyrodnicze nauczyły obserwacji i analizy. Zjawiska językowe są oczywiście odmiennej natury niż fizyczne i chemiczne, niemniej poczęto badać ich budowę i poddawać ją analizie porównawczej. W tym samym czasie i w następstwie tych samych pozytywnych trendów rozwijała się historia i myślenie historyczne. Doprowadziło to do przekonania, że wykształcanie się języków jest rezultatem ewolucji w czasie. Obserwacja faktów zastąpiła przyjmowane a priori teorie. Przystąpiono więc do systematycznego porównywania greki, łaciny, języka germańskiego i sanskrytu. Badania sanskrytu i jego wybitnie zachowawczego systemu fonetycznego pozwoliły ustalić pewne pokrewieństwa. Było to dziełem Franza Boppa, urodzonego w Moguncji w 1791 roku, który podczas długiego pobytu w Paryżu uważnie śledził prace Burnoufa zajmującego się odczytywaniem starych tekstów Awesty. Bopp, powołany na Uniwersytet Berliński w roku 1821, opublikował w 1833 pierwszy zeszyt swojej Gramatyki porównawczej, ukończonej dopiero w 1849. Nie wspomina w niej o języku celtyckim, chociaż w rozprawie przedstawionej Berlińskiej Akademii opisał swoje badania nad nim. Ale już w 1853 roku ukazała się Grammatica Celtica Gasparda Zeussa (urodzonego w Bawarii, żyjącego w latach 1806-1856), profesora szkoły średniej w Monachium i w Spirze. Zeuss był właściwym twórcą nauki o językach celtyckich. Jako pierwszy zgromadził wszystko, co przetrwało ze starożytnych celtyckich dialektów oraz porównał i sklasyfikował różne współczesne języki celtyckie. Studia porównawcze nad językami celtyckimi 209 Osiągnięty w ten sposób postęp nie przytłumił oczywiście wszelkich pseudonaukowych pomysłów, które pojawiają się nawet dziś jeszcze. Od Zeussa wywodzą się nie tylko wszyscy celtyści niemieccy - Windisch, Zimmer, Kuno Meyer, Thurneysen, lecz również angielscy, jak sir John Rhys i cała szkoła francuska od d'Arbois de Jubainville'a do J. Lotha i J. Yendryesa. Pozostałości staroceltyckiego są zbyt skąpe, by na ich podstawie dokonać jego rekonstrukcji. Autorzy greccy i rzymscy przytaczają pewne słowa jako galijskie i podają ich znaczenie. Zarówno ich świadectwa, jak i te zawarte w glosach, które powinny coś wyjaśniać, często nastręczają niemałe trudności. Oto na przykład nazwa Lyonu: Lugdunum lub Lugudunum oraz wielu innych miejscowości na obszarze celtyckim, poczynając od Saint-Bertrand-de--Comminges u podnóża Pirenejów: Lugdunum Convenarum, kończąc na Lejdzie w Holandii: Lugdunum Batavorum. Drugi człony -dunum jest jednym z najczęściej spotykanych komponentów toponimii celtyckiej. Według wielu świadectw starożytnych oznacza wzgórze, wzniesienie. Zarówno położenie Fourvieres, gdzie wznosiła się stolica Galii rzymskiej, jak i Saint-Bernard-de-Comminges można rzeczywiście określić jako „dunurn". Ale jak rozumieć należy pierwszy człon - Ługi Znamy celtyckiego boga o imieniu Ług; Lugudunum byłoby zatem „Wzgórzem Luga". Z drugiej strony jeden ze starożytnych tekstów informuje, iż po galijsku lougos oznaczało kruka. Pewien fragment wazy galloromańskiej istotnie przedstawia bóstwo opiekuńcze Końskiej kolonii jako efeba mającego u swych stóp kruka. Wiadomo, że kruk był dla Galów ptakiem świętym. Być może identyfikowany był w pewien sposób z bogiem Ługiem, chyba że zachodzi tu zniekształcenie etymologii ludowej. Niepewność wzmaga jeszcze inna informacja, pochodząca z króciutkiego glosarium celtyckiego odnalezionego w rękopisie w Wiedniu i znanego pod nazwiskiem jego odkrywcy, Endlichera. Glosarium to zawiera następujące wyjaśnienie: Lugduno: desiderato Monte, „góra nieodżałowana" czy może „upragniona", co znaczy właściwie to samo. Inny znów tekst. Vie de saint Germain (Żywot świętego Hermana) podaje: Lugdunum id est lucidus mons: Clair-mont (Jasna Góra) i rzeczywiście lug może oznaczać to samo co łacińskie lux - światło. Które więc wybrać spośród tylu starożytnych wyjaśnień? Salomon Reinach opowiadał się za Lugdunum jako Clermont, upatrując w glosie z leksykonu Endlichera wyniku pomieszania słów greckich photeinos: lucidus - jasny i potheinos: desideratus, oraz odnotowując, że Potheinos było to imię biskupa-męczennika z Lyonu, świętego Potina. Czy nie należałoby jednak przejść do porządku nad wszystkimi wskazówkami pochodzącymi ze starożytności i wybrać etymologię pozbawioną odniesień do niej, a związaną z imieniem boga Luga? 210 Język Galów - literatura celtycka Niewiele jest zresztą elementów słownictwa dostępnego nam z tych źródeł: kilka nazw roślin i zwierząt, nazwy niektórych części ciała - nazwy, które często przeszły do jeżyka francuskiego: becco - franc bęc (dziób); gamba - franc. jambe (noga); przezwiska, jak łacińskie Galba, które według Swetoniusza miało być słowem galijskim znaczącym: tłusty. Słowo to w rzeczywistości zawiera ten sam rdzeń co niemieckie Kalb, cielę. Znamy jeszcze nazwy pojazdów: reda - wóz dwukołowy, petorritum - wóz czterokołowy, z czego można wysnuć: petor = quatre (cztery) = łacińskie quattuor: nazwy przedmiotów codziennego użytku, jak brocus - franc. broc (konew); nazwy miar: arepennis - franc. arpent (morga), leuga - franc. lieue (mila); nazwy instrumentów muzycznych: carnyx - franc. trompe (róg), chrotta - franc. rotę itp. Jeśli chodzi o czasowniki to pewność mamy jedynie co do dwóch: cambiare - franc. changer (zmieniać), co Glosarium Endlichera tłumaczy rem pro re dare, oraz tannare - franc. tanner (garbować) (we współczesnym bretońskim tanne - dąb, por. niem. Tanne - jodła). Te wskazówki nie wystarczają nawet do całkowitego zrozumienia choćby tych 60 zgromadzonych inskrypcji galijskich, nawet najkrótszych. Cenny tezaurus staroceltycki zawdzięczamy niemieckiemu uczonemu Holderowi -Alt-Celtischer Sprachschatz (Skarby języka staroceltyckiego). Ukazywał się od 1891 do 1914 roku, zawiera ponad 30 tysięcy słów, w większości imion własnych, z których zresztą liczne niekoniecznie są celtyckie. Niemniej jest on niezmiernie przydatny. Georges Dottin umieścił na końcu swego traktatu La langue gauloise (Język galijski; Paris, Klincksieck 1920) niewielki leksykon, a suplement do niego, wraz ze świeżą bliografią, został opublikowany przez L. Weisgerbera w 20. „Roczniku Komisji Rzymsko-Germańskiej Instytutu Niemieckiego we Frankfurcie" w roku 1930 (s. 146-236). Język nie jest jedynie zbiorem słów. Jest również systemem głosek i form, fonetyką i morfologią. W odniesieniu do galijskiego nie można jeszcze mówić o składni. Porównanie dwu grup języków celtyckich używanych jeszcze dzisiaj - gaelskiej w Irlandii oraz brytańskiej w Walii i Bretanii francuskiej - pozwoliło stwierdzić ich pierwotną jedność. Z punktu widzenia ewolucji głosek język ga lijski wydaje się blisko spokrewniony z grupą brytańską. Stopień jego fonetyki, pozwala niezawodnie zestawić sporo słów z odpowiednikami wyspiarskimi i w ten sposób odczytać ich znaczenie. Można w pewnej mierze odnaleźć fleksję rzeczowników i - znacznie bardziej niekompletną - czasowników. Odsyłając w sprawie szczegółów do cennej książki Georges'a Dottin, zadowolimy się tutaj bardzo skrótowymi informacjami na temat fonetyki i morfologii języka galijskiego. Pozwolą nam one - tytułem przykładu - zaprezentować sens, jaki udało się uchwycić, niektórych spośród zachowanych tekstów. Elementy gramatyki języka galijskiego 211 Elementy gramatyki języka galijskiego A) Fonetyka Samogłoski Język galijski zachował krótkie samogłoski indoeuropejskie: a: gal. Allo; ir., wal. all, inny: Allobrogae, Allobrogowie, lud galijski z Sabaudii. Scholium do Juwenalisa wyjaśnia tę nazwę jako: ex alio loco translati, przeniesieni z innej okolicy. Istotnie odnajdujemy w walijskim i bretońskim słowo bro oznaczające kraj. Allobrogowie są „emigrantami", ludźmi przybyłymi z innego kraju. o: gal. doro, brama, wal. i bret. dor (por. niem. Thtire). Słowo to dało termin durum, tak często występujący w zrostach, dosłownie - brama ufortyfikowana, forteca: Isarnodurum, Żelazna Brama (isarno = żelazny), Brivodurum, dziś. Brioude, ufortyfikowane wejście na most (briva -most). W transkrypcji łacińskiej o przeszło niejednokrotnie w u. u: gal. dubro, woda; wal. dwfr, bret. dour, ir. dobur. Yernodubrum, nazwa rzeki Yerdouble: olchowa woda (verna = olcha, ir. Fern, wal. bret. Gwerri). e\ gal. seno, stary: ir. sen. wal. bret. hen (łac. senex): Senomagus, Stary Targ. i: gal. bitu, ir. bith, wal. byd, świat: Bituriges, królowie świata (lud, którego stolicą jest Bourges). Samogłoski długie mają bardziej widoczną tendencję do przegłosu: e: pierwotne długie przeszło w i: łac. rex, gal. rix; łac. verus - prawdziwy, gal. viro; ir. fix, st. bret. Guir. Dyftongi na ogół zachowały się w języku galijskim, podczas gdy w gael-skim i brytańskim zostały zredukowane do samogłoski długiej. gal. vellauno, dobry, st.bret. wallon. gal. roudo, czerwony, ir. ruad, wal. rud. gal. teuto, lud, ir. tuath (italskie touto). gal. deivo, devo, bóg. gal. Aedui, Eduowie; ir. sed, ogień (należałoby pisać Haedui). 212 Język Galów - literatura celtycka Spółgłoski Znaczniejszym modyfikacjom uległy w języku galijskim spółgłoski indoeu-ropejskie. Najbardziej uderzający jest zanik głoski p. gal. arę, przy, ir. air, st.wal. ar (grec. para, łac. prae). gal. ver, bardzo, ir. for, wal. gór (grec. huper). gal. ritu, bród, wal. rit (łac. portus). gal. lanum, równina, łac. planum. Mediolanum = Medioplanum: środek równiny lub środkowa równina. Spotykane w galijskim p pochodzi z welarnego k = franc. qu: gal. petor, franc. quatre (cztery), (quatuor)', gal. pempe = quinque, franc, ciną (pięć), gal. epo, łac. equus (koń). Inskrypcja z Yentabren (departament Bouches-du-Rhóne) przytacza literami alfabetu greckiego imię Qouadronia = Kuadronia. Imię galijskie powinno brzmieć Petronia - Yentabren leży w kraju Ligurów. Nazwy, które zachowują k welarne, jak Sequana, Sekwana, franc. Seine, wydają się wobec tego obce galijskiemu i prawdopodobnie są starsze niż osadnictwo celtyckie. Indoeuropejskie g przeszło w b: gal. bena, kobieta, grec. gune. W grupach spółgłoskowych sp i ps - p staje się gardłowe: greckiemu hupselos, bardzo wysoki, odpowiada galijskie Uxello, które znajdujemy w Uxel-lodunum, bardzo wysoka forteca; łacińskiemu Crispus, kędzierzawy, odpowiada w galijskim Crixos, w walijskim crych. W języku galijskim występuje kilka głosek specyficznych. Grupa et przeszła w cht. Odnajdujemy ją w imieniu Lucterius, po grecku pisanym przez chi. Irlandzkie słowo luchtaire jest tłumaczone jako lanista, mistrz gladiatorów; st. ir. lucht, gromada. Istniała głoska odpowiadająca angielskiemu th; zapisana grecką literą teta - 9, która w epoce rzymskiej została przekształcona w d przekreślone lub podwojone: jest również zapisywana jako s, ss, ds, sd, st. Głoskę tę znajdujemy w pierwszej literze imienia towarzyszki Apolla, bogini Strony lub Dirony (z d przekreślonym). Oddają ją również inskrypcje na monetach Yeliocassi oraz YeliocaOi, również sposoby zapisania imienia męskiego Assedomarus -Addedomarus. Także imię Yseult w galijskim przybiera formy Etthilt, Ethylt i Essylt. W języku galijskim często występowały spółgłoski podwojone lub grupy spółgłosek. W związku z tym Diodor uważał, iż mowa Celtów brzmi szorstko, zaś Rzymianin Florus uznał, że imię Wercyngetoryks znakomicie spełnia zadanie, wywołując paniczny strach. Elementy gramatyki języka galijskiego 213 B) Morfologia Deklinacja Ogólnie odpowiada ona greckiej i łacińskiej. Rozpoznawalne są tematy na a, na o lub u, na / oraz rozmaite tematy spółgłoskowe. Mianownik liczby pojedynczej posiada - lecz nie zawsze - końcówkę s; w liczbie mnogiej znajdujemy i, is lub es; biernik 1. pój. ma n, a w 1. mn. ou. Mamy formę celownika 1. mn. typu Matrebo Nemausicabo (boginiom Matkom z Nimes), możliwe zresztą, że inspirowaną łaciną. Przymiotniki Stopień najwyższy ma końcówkę -samo, łac. (s)im: mag-simus. Spotykamy zaimek dzierżawczy to, łac. tuo i zaimek enklityczny ebo, ir. ib, wasz, po przyimku. Koniugacja Można ustalić zaledwie kilka końcówek: w 1. os. 1. pój. o albo u; ir. caru, kocham; w 3. os. t lub it. W 1. os. 1. mn. mos, mo, voraimo = oravimus, w 3. os. ont; bret. caront kochają. Znajdujemy też formę z ontio, która odpowiada zapewne imiesłowowi współczesnemu. Forma legasit, zbliżona do irlandzkiego carsit, kochał, pozwala przypuszczać, że istniał czas przeszły z s: bret. carsont, kochali. Derywacja i złożenia Podobnie jak greka i łacina język galijski obficie wykorzystuje oba te sposoby tworzenia wyrazów. Jednym z charakterystycznych przyrostków galijskich jest -acus, tworzący imiona; osób i - zwłaszcza - nazwy miejsc: Dumnacus, imię męskie, por. Dum-no-rix; Senacus por. Seno-rix; Togiacus, por. Togi-rix; Congonnetiucus, por. Congonneto-dubnus. Nazwy miejscowości: Nemetacum - dziś. Arras, od nemet = sanktuarium; Turnacus - dziś. Tournai, por. Turno-durum. Jest to przyrostek, który dorzucany przeważnie do imion własnych osobowych, tworzył w epoce rzymskiej nazwy posiadłości, z nich zaś wywodzi się wiele współczesnych nazw miejscowości. Przyrostki -acus, -acum przyjęły różne formy zależnie od regionu: Floriacus dal Fleury na północy i Florae na południu; Carantiacus to dzisiejsze Carency w departamencie Pas-de-Calais, Charencey w departamencie Cóte-d-Or, Cransac w departamencie Aveyron, Cherance w departamentach Mayenne, Sarthe i Manche, Charencieu w departamencie Isere. Inny przyrostek, -cnus, wydaje się oznaczać filiację: Taranos. Taranucnos - wywodzący się od Taranosa; Tanotalos, Tanotaliknos - syn Tanotalosa; Lucotius, Loukotiknos; Toutissa, Toutissicnos. Ogromnie liczne są formy słowotwórcze, zbudowane za pomocą spółgłosek lub grup spółgłoskowych: 214 Język Galów - literatura celtycka nc: Morincum (mori, morze), Lemincum (Chambery): lemo, ir. lem, jesion; saliunca, kopytnik posp.; Bodincurn, dziś. Pad. rc: Cadurd, Aulerci. t: Nemausatis, z Nemausus, dziś. Nimes; Teutates, od teuto, lud; Loucetius, por. Leuco-Louco. nt: Carantus, ir. cara, carant, krewny; Mogontia, Moguncja, por. Mogo-unos, przydomek Apolla. rn: isarno. żelazny, ir. iarn, łac. aes, niem. Eisen, żelazo. /: Teutalus, brogilus, Giamillus, Boudillus n: Alisanus, por. Alisia; Morini, mori, morze; Caletinus, por. caletes; Cavarinus, por. Cavari; Redones, Senones itp. m: Umrna, dziś. Ouessant i Belisama, galijska Minerwa, to prawdopodobnie stopień najwyższy przymiotnika. Segomo, przydomek Marsa, pochodzi od słowa sego (niem. Sieg), zwycięstwo. Jeśli chodzi o zwycięstwo, to jest ich niezmiernie dużo. Można rozróżnić zrosty określające, w których drugi człon zachowuje wyraźną postać rzeczownika: Yinomagus, białe pole; Isarnodorus, Lugudunum; trimarchisia, grupa trzech jeźdźców; Toutiorix, król ludu; oraz zrosty dzierżawcze świadczące, że osoba lub przedmiot posiada cechy wskazane przez wyraz złożony, na przykład pempedula, pięciolistny; vergobretos. najwyższy urzędnik, na przykład u Eduów, wyraz złożony z vergo = pełniący, st. bret. gwerg i bre-to, skuteczny oraz ir. breth, sąd; słowo „wergobret" oznacza funkcjonariusza władzy wykonawczej. Inskrypcja z Moguncji określa cztery postacie jako platiodanni vici novi, co możemy przetłumaczyć „nadzorcy drogowi w nowej dzielnicy". Platia, platea, oznacza rzeczywiście ulicę lub drogę. Inna inskrypcja podaje: platea dextra euntibus Niddam: droga na prawo prowadzi do Niddy (C. XIII, 7263, 7264; platiodanni, ibid., 6776). Sygnalizowaliśmy już zapis w analogicznej formie występujący na niektórych monetach galijskich: arcantodanni, który przetłumaczyliśmy: mistrzowie pieniądza. Wyraz dannus może stać samodzielnie: per dannum Giamillum (C. XIII, 4228), oznacza rządcę posiadłości. Zrosty tworzą też w języku galijskim imiona własne i tytuły. Dorzućmy tu rozliczne zrosty z nieodmienną częścią mowy: ad: Andamatus, por. Namatius. ambi: wokół: Ambigatus, imię własne osobowe; Ambarri, nazwa ludu osiadłego na obu brzegach rzeki Ain. ande: bret. an, przedrostek intensyfikujący: Ande-camulos, por. Camulus. arę, przy, przed; arepennis, morga; Aremorici, Arverni. Elementy gramatyki języka galijskiego 215 co, con, corn, wraz, z: combennones, ludzie siedzący na jednym wozie (benna, wóz), ładunek wozu; combroges, bracia. su, dobrze (grec. heu): Sucellus, dobrze uderzający, przydomek jednego z bogów. ver, przedrostek intensyfikujący (grec. huper, łac. super): Vercassivellaunus, Vercingetorix, vernemetis. Pierwszy lub drugi człon zrostu sam może być także zrostem, jak widać w przytoczonych dwóch ostatnich imionach własnych. Morfologia galijska jest w sumie morfologią języków indoeuropejskich zachowaną w dość czystej formie. Liczebniki Znalezione wśród skorup w warsztatach ceramicznych z Graufesenque rachunki garncarzy pochodzące z epoki rzymskiej, lecz zapisane w języku galijskim, umożliwiły odtworzenie 10 pierwszych liczebników porządkowych: cintuxos, pierwszy; alos, allos, drugi (łac. alter); tńtos, trzeci; petuar, czwarty; pimpetos, piąty; svexos, szósty; sextametos, siódmy; oxtume-tos, ósmy; nametos lub nammetos, dziewiąty; decametos, dziesiąty. Odnaleziony w Coligny (departament Ain) kalendarz galijski na tablicach z brązu, bardzo poważnie zresztą uszkodzonych, podaje nazwy 12 miesięcy: Samonios, Dumann(osios?), Riuros, Anagantios, Ogroni(os), Cutios, Gia-monios, Simivisonna(cos?), Equos, Elembiv(ios), Edrinios, Cantlos. Na początku każdego miesiąca figuruje nazwa; na początku drugiej połowy miesiąca znajduje się słowo o nieznanym znaczeniu - atenoux, które prawdopodobnie określa pełnię Księżyca; człon noux może oznaczać noc. Kilka inskrypcji galijskich Pierwszą znaną inskrypcję galijską, kopiowaną od roku 1492, można było oglądać w Nevers jeszcze w XVIII wieku; potem zaginęła. Jej kopia jest bez zarzutu: ANDE Andecamulos (imię własne) CAMV LOSTOYTI Toutissicnos - imię patronimiczne, stworzone przez dodanie przyrostka cnos: syn Toutissosa SSICNOS IEVRV Ieuru(l) Znajdujący się w ostatniej linii wyraz o nieznanym znaczeniu jest oczywiście, sądząc z końcówki, czasownikiem w 1. osobie 1. pój. Można się więc 216 Język Galów — literatura celtycka domyślać: „Ja, Andecamulos, syn Toutissosa, uczyniłem [...] ofiarowałem" lub coś zbliżonego. Te przypuszczenia trzeba sprawdzić i uściślić przez porównanie z innymi tekstami zawierającymi ten sam wyraz. Dottin, n° 33, s. 160. Inskrypcja pochodząca z Alezji (Musee d'Alise). MARTIALIS DONNOTALI Martialis, syn Donnotala, imię własne, z całą pewnością ofiarodawca IEVRV VCVETE SOSIN CELICNON ETIC GOBEBDI DYCIIONTIO YCYETIN IN ALISIA w Alezji Na pierwszy rzut oka elementy zrozumiałe istnieją jedynie w pierwszej i ostatniej linii. Słowo ieuru znajduje się dokładnie tam, gdzie można się go spodziewać, jeśli znaczy: ofiarowuję lub coś analogicznego. Jedno słowo występuje dwa razy - w linii drugiej i przedostatniej, za każdym razem z inną końcówką: Ucuete i Ucuetin, Zgodnie z tym, czego się dowiedzieliśmy o deklinacji, mielibyśmy tu do czynienia z celownikiem i biernikiem, celownik stojący po ieuru, biernik za dugiiontio, albo dugeonńo (znak II, pochodzący od greckiej litery eta, często zastępuje „e"); tak jeden, jak drugi wyraz byłyby więc formami czasownika. Lecz co znaczy słowo Ucuetel Znane nam jest ono z innej, pochodzącej z Alezji inskrypcji, znalezionej w roku 1908: Deo Ucueti et Bergusiae. Najprawdopodobniej jest to bóg kowali i brązowników, których rzemiosło kwitło w Alezji. Jego imię można zestawić z legendarnym kowalem z epopei irlandzkiej, Ughdenem. Bergusia, jego towarzyszka, była z pewnością patronką kopalni. Istotnie, rozpoznajemy w jej imieniu rdzeń berg, ten sam co w słowie briga, wzgórze, góra; jest ona boginią kopalni znajdującej się na zboczu góry. Oto jak J. Toutain opisuje znalezienie łacińskiej inskrypcji w 1908 roku: Na równinie, w sercu miasta, blisko forum, do przestronnego podwórza otoczonego podcieniami o dwu kondygnacjach przylegała głęboko wydrążona w litej skale krypta, do której prowadziło wejście w formie pełnego łuku i schody, znakomicie zachowane. To sanktuarium, bardzo dobrze odsłonięte, jest jednym z najbardziej frapujących zabytków Alezji. Na środku krypty, w bloku wypalanego wapienia znaleziono kocioł, z wyrytą na nim dedykacją: „Ucuetisowi i Bergusji, Remus, syn Primusa, v(otum) s(olvit) l(ibenter) animo: wywiązał się ze swego ślubowania chętnie i z całego serca1. J. Toutain, Alesia gallo-romaine et chretienne, s. 34 i n. Kilka inskrypcji galijskich 217 Dedykacja galijska dla Ucuetisa ma zapewne taki sam charakter jak łacińska z kotła. Zakładamy roboczo, że wyraz ieuru w przybliżeniu odpowiada formule v(otum) s(olvit). Jednakże inskrypcja celtycka zawiera drugi jeszcze człon, związany z pierwszym wyrazem etic, odpowiednikom francuskiego et (i, oraz), łac. et lub atque. Następne słowo Gobebdi, na początku czwartej linii, może być przetłumaczone: kowale - w mianowniku 1. mn.; jest ono zbliżone do słowa bretońskiego gof, walijskiego gob, irlandzkiego goba, gobann, kowal; znamy też galijskie imię własne: Gobannitio. Znaczenie kolejnego wyrazu dugiiontio pozostaje nierozszyfrowane. Jest to oczywiście forma czasownika łącząca mianownik „kowale" z biernikiem Ucuetin z piątej linii: rozpoznawalna tu końcówka -ontio, forma imiesłowowa wyrażająca przynależność bardzo dobrze przystaje do kontekstu: kowale, którzy... Ucuetisa w Alezji. Nie będzie chyba zbyt śmiałe przypisanie nieznanemu słowu sensu oddającego uwielbienie lub coś zbliżonego. „Kowale, wielbiący Ucuetisa, przyłączają się do ofiary Martialis". Obiekt tej darowizny jest bez wątpienia wskazany biernikiem: sosin celic-non. Sosi jest zaimkiem wskazującym (ir. so); forma rodzaju nijakiego sosio: to, spotykana jest na innych inskrypcjach (Dottin, s. 166-172). Znaczenie rzeczownika pozostaje nieokreślone; zestawiano go z gotyckim kelikn, wieża, które było ponoć zapożyczone z celtyckiego. Inskrypcja jest wyryta na zakończonym gzymsem ze złączami w jaskółczy ogon kartuszu, który zapewne stanowi część większej całości. Odnaleziono go pomiędzy kryptą stanowiącą sanktuarium Ucuetisa i cmentarzem z późnego okresu, zajmującym część dawniejszego forum rzymskiego. Kamień ten został, być może, wyniesiony ze świątyni i użyty na cmentarzu. Tłumaczenie „wieża" jest w tym wypadku mało przekonujące; chodzi raczej o jakąś konstrukcję stanowiącą część budowli z kryptą. Przyjmijmy więc, że nie dowiemy się dokładnie, co zostało ofiarowane. Znaczenie słowa ieuru: poświęcić, ofiarować, wydaje się potwierdzone kontekstem. Odczytamy więc: Ja, Martialis, syn Dannotala, ofiarowuję ten monument(?) oraz kowale czczący Ucuetisa w Alezji Inne inskrypcje, w których to słowo występuje, mają charakter wotywny: Dottin, n° 37, s. 162; napis puncowany na uchwycie patery z brązu, znalezionej w Couchey (departament Cóte-d'Or; Musee de Dijon): DOIROS SEGOMARI IEURU ALISANU Bóg Alisanus jest znany z inskrypcji łacińskiej pochodzącej z tego samego regionu (Corpus Inscriptionum Latinorium n° 2843): Deo Alisano Paullinus pro Conte (d)oiofil(io) suo. V(otum) S(olvit) L(ibens) M(erito). Dottin, n° 38. Kamień znaleziony w Auxey (departament Cóte-d'Or) w XVIII stuleciu (Musee de Beaune). 218 Język Galów - literatura celtycka ICCAYOS. OP PIANICNOS. IEV RY.BRIGINDONI CANTALON. Iccavos syn Oppianosa Lejay tłumaczy to: „zrobił dla Brigindu ten cantalon (?)". Brigindo jest boginią, tą samą niewątpliwie co Brigantia na łacińskich inskrypcjach z Brytanii i Brigit z epopei irlandzkiej. Do ieuru przystaje zarówno znaczenie „ofiarował" jak i „zrobił". Co mogłoby znaczyć „cantalon", nie jest pewne; musi chodzić o jakiś przedmiot, być może naszyjnik, Dottin, n° 39. Kamień znaleziony w Autun; Muzeum Miejskie. (Corpus Inscriptionum Latinarium, XIII, n° 2733): LICNOS. CON końcówka patronimiku; Contextos jest przydomkiem TEXTOS. IEVRV ANYALONACY CANECOS EDLON Wiemy, że Eduowie czcili boga Anvalo lub Anvallo. Skąd tutaj ten derywat z przyrostkiem -acus oznaczającym przynależność i służącym często do formowania nazw miejscowych? Czy mamy do czynienia z imieniem bóstwa w celowniku, czy z nazwą miejsca w narzędniku? Ostatni wyraz edlon można przetłumaczyć jako sedlon = sella, siedzisko; jednakże znaczenie terminu poprzedzającego: canecos pozostaje niejasne. Czy jest to dopełniacz rzeczownika pokrewnego irlandzkiemu cain - prawo, trybunał? Czy może określa on po prostu tworzywo, z jakiego wykonano siedzisko? Mimo iż nie potrafimy sprecyzować, o jaki przedmiot chodzi, znaczenie ieuru jako „poświęcam" wydawałoby się potwierdzone. Dottin, n° 51, s. 770. Inskrypcja z Vieux-Poitiers koło Cenon (departament Yienne), wyryta na menhirze znalezionym w 1783 roku w pobliżu rzeki Clain Corpus Inscripionum Latinarium, XIII, 1171). RATIN BRIYATIOM FRONTY TARBELSONOS IEYRY Fronto, syn Tarbelsonosa Pierwszy wyraz: Ratin musi mieć związek z irlandzkim raith, rath i oznacza fortyfikację, a nawet dokładniej - nasyp ziemny; odnajdujemy go jako człon zrostu w nazwach miejscowości, takich jak Argentorate (Strasburg), Carpento-rate (Carpentras). Rzeczownik ten w bierniku występuje jako dopełnienie ieuru. Brivatiom może być albo przymiotnikiem pochodzącym od Brivates. albo - Kilka inskrypcji galijskich 219 raczej - dopełniaczem liczby mnogiej tego właśnie słowa. Wyraz briva, oznaczający bród, a później most stojący samodzielnie lub w złożeniach, utworzył wiele nazw miejscowych. Pierwszą linię można więc przełożyć: „warownia ludzi mieszkających koło brodu" lub też „strzegących brodu", a może „ludzi z Briva". Co do czasownika, znaczenie „zrobiłem" wydaje się w tym wypadku bardziej odpowiednie niż „ofiarowałem", którego jednak nie można wykluczyć. Dottin n° 7, s. 149-150. Inskrypcja w alfabecie greckim, pochodząca z Yaison (Musee Calvet w Awinionie), CEFOMAPOC OYIAAONEOC TOOYTIOYC NAMAYCATIC EIHPOY BHAH CAMI COCIN NEMHTON Segomaros syn Ouilloneosa obywatel miasta Nimes ... dla Belesamy (bogini będącej odpowiedniczką Minerwy) to/ta sanktuarium Forma eiorou wydaje się być odpowiednikiem ieuru z inskrypcji łacińskich; sens jest prawdopodobnie zawsze ten sam, a tutaj raczej „poświęcam" niż „robię". W innej inskrypcji, z Neris-les-Bains (departament Allier), występuje wyraz, który prawdopodobnie należy odczytać jako iorebe, co byłoby formą czasu przeszłego dokonanego. Niektórzy badacze uważają, że należy z nim złączyć dwie poprzedzające go litery - su i czytając suiorebe, proponują przekład: sororibus, co być może odnosi się do bogiń często tak właśnie określanych (Dottin, n° 478, s. 167). Znaczeniem, które w tych różnych tekstach najbardziej odpowiada wyrazowi ieuru jest „ofiarowuję, poświęcam". Istnieje inna jeszcze formuła, której interpretacja wzbudziła niemało dyskusji. W celu przeanalizowania jej zapoznamy się z paroma dodatkowymi tekstami galijskimi. Wszystkie one pochodzą z południowej Galii i są zapisane alfabetem greckim. Podamy tu tylko ich transkrypcję łacińską i małymi literami. Dottin, n° l, s. 146. Inskrypcja wyryta na małej steli kamiennej, pochodzącej z Orgon (departament Bouches-du-Rhóne): Ouebromaros dede Taranoou bratoude kantem. Dottin, n° 2, s. 146. Inskrypcja wyryta na steli służącej jako podpora krzyża przy wejściu do kościoła Najświętrzej Marii Panny w Grosel koło Malaucene (departament Yaucluse): ... lous.,.lliacos (G)raselou (b)ratoude kantena. 220 Język Galów - literatura celtycka Te dwie inskrypcje porównujemy ze sobą, ponieważ wydaje się, iż ostatnie słowo pierwszej winno być skorygowane według drugiej i że poprawną formą byłoby bratoude kantena. Wyraz bratoude próbuje się tłumaczyć galijskim brawd. sąd, ir. bratha, (por. vergo-bretos, powyżej, s. 214). Rozbudowaniu tego słowa posłużył morfem de. który jest bądź przyimkiem w postpozycji, bądź końcówką deklinacyjną tworząca narzędnik. Mogłoby ono odpowiadać utartym zwrotom łacińskim merita - zasłużenie, lub też ex jussu, z woli boga. Trudniej przetłumaczyć słowo kantena. Znane jest w języku galijskim słowo canto, które kojarzy się z walijskim cant, can, lśniący. Od niego być może pochodzi nazwa rzeki Cantia, franc. Cance: lśniąca. Wydaje się jednak, że cantus oznacza w galijskim również obręcz koła. Poprzez to właśnie znaczenie próbowano zrozumieć słowo cantalon (krąg, może naszyjnik), figurujące w jednej z wcześniej cytowanych inskrypcji. W kalendarzu z Coligny dwunasty miesiąc nazywa się Cantlos i być może znaczy „ten, który zamyka cykl". Trzeba przyznać, że wszystkie te zestawienia nie przynoszą żadnego zadowalającego rozwiązania. W pierwszym z dwóch tekstów zwraca uwagę forma dede stanowiąca odpowiednik łacińskiego dedi, dałem, i zapewne na nim wzorowana. Dopełnienie Taranoou jest w celowniku: dałem Taranosowi. W związku z tym forma Graselou, występująca w drugiej inskrypcji po imieniu ofiarodawcy (uszkodzonym), musi także być celownikiem. Jest to bez wątpienia imię bóstwa rzeki Grosel, której wody zasilały akwedukt w Yaison. Dottin, n° 20, s. 155; inskrypcja na bloku kamiennym znalezionym w Nimes: Kassitalos Ouersicnos dede bratoude kantena lami einoui. Dwa ostatnie wyrazy, które prawdopodobnie należy odczytać razem, są w celowniku i stanowią dopełnienie orzeczenia dede; zapewne oznaczają jakieś bóstwo. W Anglii znaleziono dedykację Lamiis tribus, dla trzech Lamii lub Lamiae. W Nimes mielibyśmy więc do czynienia z tym samym imieniem. Fakt, iż zwrot bratoude kantena występuje w tej inskrypcji na nieco innym miejscu, w niczym nie zmienia sensu, który można jej nadać. Trzy inne zapisy z Nimes powtarzają ten sam zwrot, zawsze podając imię ofiarodawcy oraz imię bóstwa w celowniku (Dottin, n° 19, 27, 28). Znajdujemy go także w kościele Najświętrzej Marii Panny w Laval koło Collias (departament Gard), wciąż w tym samym układzie (Dottin, n° 32, 159): E(k)olios Rioumanos Adoounnabo dede bratoude kantena. Forma Andouonnabo jest celownikiem liczby mnogiej tak jak w inskrypcji z Nimes (Dottin, n° 19): Kartaros lllanouiakos dede Matrebo Nemausicabo bratoude. Kilka inskrypcji galijskich 221 Przez Matrebo z całą pewnością trzeba rozumieć boginie Matki z Andooun. Jeżeli bratodue jest odpowiednikiem merito, to kantena musi być przysłówkiem odpowiadającym słowu libenter w inskrypcjach łacińskich. A, oto inne jeszcze słowo często występujące w inskrypcjach z południowej Galii, którego znaczenie może być dokładnie odczytane dzięki istnieniu, szczęśliwym zrządzeniem losu, dwujęzycznego tekstu. W inskrypcji z Saignon (Yaucluse) po kilku słowach niekompletnych czytamy: Aiotei lub Anotei karnitou. Forma Aiotei jest chyba celownikiem. Karnitou wydaje się posiadać ten sam rdzeń co walijskie carn, cairn, stos kamieni. Kolejna inskrypcja pochodząca z tych samych okolic (Dottin, n° 17) zawiera to samo zapewne słowo, lecz w formie karnitous lub kairnitous i to w środku, a nie na końcu tekstu. W klasztorze przy katedrze w Novarze (Piemont), na steli, pochodzącej przypuszczalnie z sąsiedniej miejscowości Briona, można odczytać wyraz karnitus, znajdujący się za serią imion własnych, zapisanych pismem etruskim. Jest to liczba mnoga od karnitou i najprawdopodobniej czasownik, wciąż w pierwszej osobie. Również we Włoszech, w Todi (Umbria), w regionie, który -jak się okazuje - przesiąknięty był wpływami celtyckimi, odnaleziono kamień dwustronnie zapisany (Muzeum Gregoriańskie w Watykanie). W każdej kolumnie tekst jest na górze łaciński, a na dole celtycki. Ta sama treść napisów po obu stronach kamienia umożliwia wzajemne uzupełnienie ubytków (Dottin, n° 17 bis, s. 153, 154). Jest to epitafium: Ategnati Drutjei urnum. (C)oisis Druti f(ilius), frater ejus minimus, locavit et statuit. Słowo urnum, nieznane łacinie klasycznej, może oznaczać grobowiec, kamień grobowy: „Grób Ategnatusa, syna Drutusa. Coisis, syn Drutusa, jego (Ategnatusa) młodszy brat, umieścił i wzniósł". Teksty galijskie nie są identyczne. Po jednej stronie czytamy: Atjegnati Trutikni [karjnitu locan Ko[isis Trjutiknos, po drugiej natomiast: Ategnati Trutikni karnitu artuass Koisis Trutiknos. Trutiknos = Druti filius. Słowo Karnitu znajduje się w obydwu tekstach celtyckich; w drugim artuass odpowiada słowu locan z pierwszego. Obie formy wydają się biernikiem, jeden w liczbie pojedynczej, drugi w mnogiej. Locan można zestawić z locus, loculus i byłby to odpowiednik urnum z tekstu łacińskiego; artuass jest zapewne jego synonimem i oznacza kamień grobowy (por. ir. art, kamień). Karnitu jest więc na pewno czasownikiem. Zastępuje dwa czasowniki łacińskie, locavit et statuit, jednakże, jak ieuru, jest w pierwszej osobie: „Ja, Coisis, wzniosłem grobowiec". 222 Język Galów - literatura celtycka Kilka powyższych przykładów daje wyobrażenie o języku Galów oraz trudnościach, jakie nastręcza. Nasza wiedza o nim postępuje dzięki nieustannym i wciąż pogłębianym studiom porównawczym nad żywymi dziś jeszcze językami z grupy celtyckiej. Badania te pozwoliły umieścić języki celtyckie na należnym im miejscu pośród języków indoeuropejskich. Gdy nie wystarczają żywe języki celtyckie, często właśnie te wspólne korzenie indoeuropejskie dostarczają wskazówek co do znaczenia wyrazów i imion galijskich. Sam język zniknął z kontynentu na początku okresu historycznego. Widzieliśmy, jak niewiele jego zabytków przetrwało i jak często umyka nam ich dokładne znaczenie. Zdecydowanie najbogatszy i najpewniejszy materiał stanowią celtyckie nazwy osób i miejsc. Tak więc studia nad reliktami języka galijskiego, wsparte badaniami języków Walii, Bretanii i Irlandii, potrzebne są choćby po to, byśmy mogli zrozumieć te właśnie nazwy, z których wiele przetrwało w nowożytnej toponimii. Literatura galijska i inne literatury celtyckie Fakt posiadania przez Galów literatury potwierdzają wszystkie starożytne źródła. Obfita, lecz przekazywana ustnie, nie przetrwała. Liryczna poezja bardów tylko w wyjątkowych wypadkach przeżyła swych autorów. Dłuższy żywot miały niewątpliwie dydaktyczne i epickie poematy druidów. Mistrzowie przekazywali je uczniom, którzy uczyli się ich na pamięć. Można je sobie wyobrażać na podobieństwo pierwotnej epiki Indii lub Iranu: jako zbiór fragmentów wierszowanych w ważniejszych ustępach, przeplatanych mniej lub bardziej rytmiczną prozą. Każdy recytator interpretował je po swojemu i przystosowywał do upodobań własnej generacji. Dzięki temu tradycja pozostawała żywa. Druidzi tych utworów nie zapisywali, i to bynajmniej nie w wyniku ignorancji, znajomość alfabetu greckiego była bowiem rozpowszechniona w starożytnej Galii, lecz - jak wyjaśnia G. Dumezil - żywego słowa poety nie wypadało powierzać martwej i nieruchomej literze. W momencie podboju Galii nie znalazł się żaden Rzymianin ani żaden Grek, który podchwyciłby i powtórzył echo tej twórczości. Wspominanie o tej zaginionej literaturze nie miałoby większego sensu, gdyby nie fakt, że literatury, które przetrwały na odległych, nieuzależnionych od Rzymu krańcach świata celtyckiego, były kontynuacją dorobku Galów. Wspaniały renesans język i sztuka galijska przeżyły przede wszystkim w Irlandii. Także poezja starożytnych Celtów rozkwitła na nowo na Wyspach Brytyjskich. Ta wyspiarska literatura celtycka narodziła się zapewne dopiero w średniowieczu. Najstarsze teksty zostały zredagowane nie wcześniej niż z końcem Literatura galijska i inne literatury celtyckie 223 XI lub nawet w ciągu XII wieku, lecz podobnie jak poematy druidów miały wcześniejszą, drugą tradycję ustną. Czy jednak związana jest ona z kontynentalną tradycją Galów? Czy wobec tego mamy prawo doszukiwać się w niej odbicia galijskich utworów poetyckich? Co więcej, czy wolno ją uznać za źródło uzupełniających informacji na temat Celtów w ogóle, a Galów w szczególności? Ta kwestia jest wciąż dyskusyjna. Amedee Thierry w swej pracy Histoire des Gaulois (Historia Galów), jak również Henri Martin i inni celtofile z jego szkoły przywiązywali swego czasu wielką wagę do systemu prawnego dawnej Walii, wierząc, że jego poznanie umożliwi odtworzenie prawa galijskiego sprzed naszej ery. Potem uwaga została skierowana głównie na poezję epicką Irlandii. D'Arbois de Jubainville wierzył, że można w niej odnaleźć nie tylko ślad tradycji galijskiej, lecz także obraz stosunków społecznych Celtów kontynentalnych. Celtolodzy podkreślają niezmierne bogactwo starej literatury irlandzkiej. Opowieści epickie, poematy, pieśni, żywoty świętych, kroniki, traktaty geo-graficzno-historyczne, rozprawy z zakresu geografii historycznej, zbiory praw zwyczajowych - regulujących życie publiczne i prywatne od czasów pogaństwa aż do panowania Henryka VIII - składają się na zbiór około tysiąca manuskryptów. Znajomość języka galijskiego - zauważają specjaliści - posunęła się dopiero wtedy, gdy stworzono gramatykę porównawczą języków celtyckich i gdy zestawienie dialektów umożliwiło zrekonstruowanie najstarszych form, z których się wywodzą. Tak samo więc porównywanie różnych literatur świata celtyckiego powinno doprowadzić do wyodrębnienia wątków najstarszych, które pełnoprawnie będzie można przypisać Galom. Henri Hubert twierdzi, iż literatura Celtów wyspiarskich zachowała pewne ważne elementy, sięgające okresu wcześniejszego niż osadnictwo Celtów na Wyspach Brytyjskich. Pozwalają one odtworzyć obraz czasów jeszcze dawniejszych i „pominięcie ich w badaniach byłoby postawą antynaukową". Co bardziej rygorystyczni historycy wyrażali poważne sprzeciwy wobec takiej metody porównań, a już zwłaszcza wobec wypływających jakoby z nich konkluzji. We wstępnej nocie do swej pracy Gaule romaine (Galia romańska) Fustel de Coulanges pisał: [...] nie mam takiej śmiałości, jak ci, którzy posługując się średniowiecznymi ustawami walijskimi czy irlandzkimi, wnioskują na ich podstawie, kim byli Galowie w czasach przed naszą erą [...]. Ci lekkomyślni naukowcy twierdzą, iż odnaleźli prawa starej Galii w domniemanych kodeksach irlandzkich bądź walijskich. Aliści problematyczne jest już samo ich funkcjonowanie jako kodeksów, poza tym są nam one dostępne jedynie w postaci manuskryptów z XII stulecia, a przede wszystkim należałoby najpierw zadać pytanie, czy w ogóle są to prawa pochodzące z epoki przedchrześcijańskiej. 224 Język Galów - literatura celtycka Camille Jullian wyraża identyczne wątpliwości. Bardzo się waham, czy przy interpretacji starożytnych tekstów odnoszących się do celtyckiego i galijskiego prawodawstwa, do organizacji życia politycznego i społecznego, wreszcie do samego języka, korzystać ze średniowiecznych dokumentów irlandzkich, walijskich lub innych. Akurat w tych krajach — Irlandii, Szkocji, Kornwalii i Walii podboje galijskie miały miejsce bardzo późno lub też objęły tylko niewielką część terytorium. Galijskie pochodzenie tutejszej ludności i tradycji jest sprawą w najwyższym stopniu hipotetyczną. Powtarzanie w odniesieniu do Irlandii i Armoryki określeń „Celtowie", „celtycki" jest postępowaniem arbitralnym i apriorycznym, bowiem w regionach tych znajdujemy raczej ślady życia autochtonów, starsze niż ekspansja galijska. Co więcej, gdyby nawet pokrewieństwo pomiędzy tradycją irlandzką i cywilizacją galijską zostało dowiedzione, to i tak metoda wyjaśniania tej drugiej za pośrednictwem pierwszej nie będzie poprawna: w ciągu dwunastu wieków ery chrześcijańskiej mogło nastąpić tak wiele zmian [...]. Po trzecie, trzeba zauważyć, że wszystkie te brytyjskie dokumenty, łącznie z irlandzkim cyklem mitologicznym, są sztucznymi tworami, płodami wyobraźni lub erudycji. Zawierają zbyt wiele indywidualnej inwencji, uległy zbyt wielu przeróbkom, by stanowić wiarygodne źródło [...]. Wreszcie, analogie dostrzegane pomiędzy światem galijskim i irlandzkim nie różnią się od tych, które można znaleźć pomiędzy Galami a Germanami lub Grekami [...]2. I oczywiście, to wybitne dzieło Camille'a Julliana praktycznie nigdy nie odwołuje się do celtyckiej literatury wyspiarskiej. By zagadnienie to rozstrzygnąć, trzeba się tej literaturze najpierw przyjrzeć. Śladów galijskiej kultury chętnie szukalibyśmy w Bretanii francuskiej. Trzeba jednakże wziąć pod uwagę, że celtycki język bretoński nie jest bynajmniej podobny do języka galijskiego, który - tak jak na pozostałym obszarze Galii - został w Armoryce wyparty przez łacinę. Język celtycki przyszedł tu z Anglii, razem z Brytami ustępującymi w V i VI wieku n.e. przed inwazją Anglów i Sasów. Kornwalia francuska jest niczym innym jak kolonią Kornwalii wyspiarskiej. Celtycka literatura Bretanii jest zresztą bardzo uboga. Aż do połowy XIX wieku - pisze Dottin - [...] jeżeli pominąć kilka modlitewników, zbiór starych kolęd (1650), słownik zatytułowany Catholicon (1664) [...], jedynymi uprawianymi gatunkami są tragedia i poemat. Tragedie, wzorowane na średniowiecznych misteriach, podejmują tematykę biblijną, żywoty świętych bądź epizody z rycerskiego romansu [...]. Większość z nich pochodzi z końca XVIII i początku XIX wieku. Ten teatr ludowy jest oczywiście pozbawiony wartości historycznej3. C. Jullian, Histoire de la Gaule t. II, s. 13, n. 3. G. Dottin, Les litteratures celtiques, Paris 1922, s. 39. Literatura galijska i inne literatury celtyckie 225 Odrębną całość w literaturach celtyckich stanowią poematy z Dolnej Bretanii; zarówno pod względem tematów, jak kompozycji są one specyficzne dla Półwyspu Armorykańskiego. W roku 1839 Hersent de la Villemarque opublikował zbiór najstarszych, jak mu się wydawało, zabytków historii bretońskiej. Okazało się jednak, że najwcześniejsze nie sięgają poza wiek XVI, a pozostałe prezentują wyłącznie folklor uniwersalny. W sumie twórczość ta nie zawiera niczego, co w jakimkolwiek stopniu odnosiłoby się do okresu galijskiego. Bogatsze jest piśmiennictwo Walii. Znajdujemy tam przede wszystkim zbiór praw skodyfikowanych, jak się wydaje, na początku X stulecia. Jest w nich między innymi mowa o bardach. Ale nawet jeśli prawa te zawierają jakieś cząstki tradycji staroceltyckiej, to tak bardzo przemieszane z obcymi wątkami, że poważni celtyści, jak d'Arbois de Jubainville, rezygnują z sięgania do nich. Z Walii pochodzi kilka poematów lirycznych przypisywanych poetom z V wieku. Pieśni z różnych okresów, w większości o tematyce wojennej, dotarły do nas jako utwory jednego z nich, Taliessina. Znajdujemy tam wzmianki o reinkarnacji, będącej doktryną głoszoną przez druidów. Całość jest jednak przeróbką późniejszą, zawierającą zaledwie kilka starych wątków, rozsianych pośród opowieści średniowiecznych. W XII wieku, Geoffrey, biskup Monmouth, człowiek uczony, napisał po łacinie Historię Brytanii. Występują w niej może jakieś reminiscencje starszej tradycji miejscowej, jest to jednak przede wszystkim świadectwo ówczesnego poziomu erudycji. Tego samego autorstwa jest również historia maga i poety, czarnoksiężnika Merlina. W tym przecież czasie powstawał też cykl opowieści o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu. Być może zawierają one wątki celtyckie, ale podlegały przecież także wpływom literatury rycerskiej z kontynentu. Jak spośród elementów pochodzących z czasów formowania się społeczeństwa feudalnego oraz okresu inwazji saskiej i normandzkiej wydobyć to, co może należeć do właściwej epoki celtyckiej? Najważniejszą pozycją literatury walijskiej jest zbiór utworów zwanych Mabinogion, którego różne rękopiśmienne wersje pochodzą z XII i XIII wieku. Są to krótkie opowieści przygodowe, opisy bitew, pojedynków i turniejów, splatające zdarzenia rzeczywiste ze zjawiskami cudownymi i nadprzyrodzonymi. W baśniowej formie przechowały się w nich relikty tradycji starożytnej. Cykl o dzieciach Llyra (szekspirowski król Lir), opowieść, której bohaterem jest lud, jak i inne jeszcze, nawiązują do mitologii pogańskiej. Sen Maksencjusza najwyraźniej opowiada historię uzurpatora Maksymusa, który z Brytanii udał się do Galii i przez kilka lat, od 383 do 388 roku, był cesarzem. Wreszcie, w czasie najazdu Sasów (450-510) formuje się cykl o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu, zawierający początkowo elementy innych cykli, później odrodzony pod wpływem arturiańskich romansów z kontynentu. „Odnosi się wrażenie - pisze Dottin - że autorzy Mabinogion czerpią z dawnych tradycji, 226 Język Galów - literatura celtycka których tajniki niezupełnie są im już znane". Tych opowieści absolutnie nie można traktować jako źródła informacji o starożytnej kulturze celtyckiej. Literatura kornijska, czyli z Kornwalii, jest niemal wyłącznie religijna i chrześcijańska, a w pozostałej części prezentuje tylko powszechny folkor i jako dokument pozbawiona jest jakiejkolwiek wartości. Piśmiennictwo szkockie, znacznie bogatsze, pochodzi z czasów nowożytnych. Pojawia się dopiero w XVI wieku. Zachowane w nim starsze wątki nie różnią się od irlandzkich. Organizacja społeczna szkockich klanów - taka jaką ukazują powieści Waltera Scotta - może w pewien ogólny sposób kojarzyć się z celtyckim systemem klienteli. Niemniej byłoby zuchwałością doszukiwanie się tam odpowiedników tego, co istniało w Galii 20 wieków wcześniej. Celtycki język Szkocji, tak jak Irlandii, wywodzi się z dialektu gaelskiego bardziej archaicznego niż brytański z Walii, Kornwalii i Bretanii francuskiej. Galijski zaś, jak wiadomo, należał do grupy brytańskiej. Tradycje kulturowe szkockie i irlandzkie mogą więc sięgać okresu celtyckiego starszego niż czasy podboju Galii przez Cezara. Trzeba też brać pod uwagę wszystkie możliwe późniejsze domieszki nieceltyckie. Utwory literatury irlandzkiej występują zasadniczo w formie poetyckiej. Są to poematy epickie, pisane na przemian prozą i wierszem, odpowiadające sagom skandynawskim, a także w pewnym stopniu naszym chansons de gęste. Podobnie jak opowieści walijskie wszystkie te utwory zostały zredagowane po roku 1000, lecz oparte są na znacznie starszej tradycji ustnej. Może to być tradycja pochodząca jeszcze z czasów przedchrześcijańskich, jest bowiem z gruntu pogańska i bogowie oraz druidzi pojawiają się w niej nagminnie. Te utwory bardów, obecnych w życiu Irlandii tak jak niegdyś w Galii, zachowały cechy celtyckie, bezspornie starożytne. Epopeja irlandzka dzieli się na kilka cykli: I cykl - Tuatha De Danann (Plemię bogini Danu) - stanowią czysto mito logiczne opowieści, traktujące o przybyłym z wysepek północy rodzie bogów i magów, którzy rzekomo dokonali podboju Irlandii wśród walk i niezwykłych przygód. Znany jest nam wyłącznie dzięki fragmentom i omówieniom, z których najstarsze pochodzą z wieku XI. II cykl - Feniański - opowiada o drużynie herosa Finna, którego śmierć w III wieku n.e. wzmiankują irlandzkie kroniki. Fenianowie byli wojownikami żyjącymi na marginesie istniejących struktur społecznych. Przez część roku mieszkali u ludzi i byli na ich utrzymaniu, zaś resztę czasu spędzali na polowaniach i wojnach. Walczyli o ścisłe przestrzeganie prawa, przeciwsta wiali się samowoli władców i bronili kraju przed najeźdźcą. Ich przygody, bitwy, pogonie, biesiady tworzą kanwę opowieści o charakterze epizodycznym, a obecność sił nadprzyrodzonych często upodabnia je do baśni. Z tym cyklem, który rozbudowywał się aż do XVIII stulecia, są związane pieśni osjaniczne. Literatura galijska i inne literatury celtyckie 227 Słynna publikacja Macphersona z roku 1760 jest tylko odległą parafrazą pieśni, których manuskrypty zidentyfikowano dopiero znacznie później. Osjan, któremu przypisano te przygody, był szkockim bardem, synem legendarnego króla Fingala, który zwyciężył i odepchnął Rzymian. III cykl. Najważniejszy jest cykl o Ulatach, Ulsterski, którego trzon stanowi epos o herosie Cuchulainie i królu Conchobarze. O ile cykle Tuatha De Danann i Feniański są zlepkami rozmaitych, przeważnie mitologicznych tematów, to cykl Ulsterski jest bardziej spójny i oryginalny. Mniej popularny niż Feniański, mniej też był zmieniany i w znacznej części zachował swą pierwotną formę4 Zawiera niemal wszelkie możliwe wątki: napady, bitwy, oblężenia, heroiczne śmierci, uprowadzenia, uczty, banicję, miłość. Wzmianki o niektórych osobach i zdarzeniach z tych epopei, znajdujące się w kronikach irlandzkich, wskazywa łyby, że jądro cyklu powstało przed II wiekiem n.e. Król Conchobar byłby mniej więcej współczesny Chrystusowi. Legendy utrwaliły się w swoich głównych zarysach zapewne pod koniec V wieku, co nie przeszkodziło dorzucaniu później nowych epizodów. Z tego to cyklu - całkiem słusznie - korzystano najczęściej, by uzyskać możliwie dużo wiadomości o najstarszej kulturze celtyckiej. IV cykl - Z zaświatów: Od najbardziej zamierzchłych czasów, jak daleko sięgała ich pamięć, zawsze zamieszkiwali Gaelowie samotną wyspę, na której jeziorne i rzeczne opary kryły tłum niewidzialnych istot, czasami tylko łaskawie objawiających się ludziom. Były to sidhes, wróżki, które należały niegdyś, jak głosi legenda, do dawnego plemienia bogini Dann. Mieszkały pod ziemią, we wnętrzu wzgórz lub w dawnych tumult - kurhanach wróżek. Tam roztaczały swój przepych wspaniałe, pełne skarbów pałace, które kilku wybranym śmiertelnikom dane było zwiedzić [...]. Żądni poznania niepoznawalnego, pragnęli Gaelowie zgłębić również tajemnice Oceanu i na dalekich morzach szukali drogi do wysp niewidzialnych, na których przebywają ci, co na zawsze odeszli5. Wyprawy czy przygody, żeglowanie, wizje czy uniesienia - składają się na prawdziwą epopeję z zaświatów. Zaświaty te były zaczarowaną wyspą, Równiną Radości, Krainą Młodości, wznoszącą się pośrodku morza na słupach z brązu. Pod wieloma względami przypomina ona opisywaną przez Diodora Sycylijskiego szczęśliwą krainę Hyperborejów, która w pojęciu Galów mogła być „tamtym światem". Tajemnicze perypetie, których współbohaterami są tak żyjący, jak i zmarli, są inspirowane tradycją pogańską; jedynie niektóre szczegóły i modyfikacje wyrażają idee chrześcijańskie. Z całą pewnością można w tym utworze odnaleźć przynajmniej niektóre z celtyckich wyobrażeń o życiu pozagrobowym. 4 Ibidem, s. 75. 5 Ibidem, s. 97. 228 Język Galów - literatura celtycka V cykl. Oprócz epopei istnieją parodie i - z drugiej strony - dzieła uczone, Dinsenchus czyli starożytności. Te ostatnie są -jak mówi Dottin - opowieściami epickimi o krajobrazach i zabytkach. Opisują prozą albo wierszem wszystkie legendy tłumaczące pochodzenie nazw geograficznych i imion bohaterów narodowych. Stanowią kompilację utworów znanych nam i nieznanych, dających świadectwo przywiązania Irlandczyków do własnej ziemi i historii. Dostarczają niejednej pożytecznej informacji. Literatura ta jest przedmiotem poważnych studiów dopiero od jakichś 60 lat6. Dziś już nie wątpimy ani o jej znaczeniu, ani o walorach. Jakkolwiek jest mieszaniną najrozmaitszych składników, tkwi korzeniami w odległej przeszłości, której pamięć przetrwała dzięki odosobnieniu Irlandii. Podczas gdy kontynentem wstrząsały najazdy barbarzyńców, wyspiarska kultura celtycka rozwijała się nadal, przechowując swe dawne cechy. Z całą pewnością istnieją ogólne podobieństwa pomiędzy społecznością opisaną w epopei irlandzkiej oraz tą, która - znana nam z tekstów pisarzy starożytnych - zamieszkiwała kontynent przed podbojem rzymskim. Charakter tych plemion wydaje się podobny: Cała rasa, którą nazywa się teraz galijską albo galacką, jest żarliwie rozmiłowana w wojnie, dumna i skora do walki, skądinąd zaś prawa i wolna od przywar charakteru [...]. Zawsze ich znajdziesz gotowych do narażania się na niebezpieczeństwa [...]7. Niemiecki celtolog Windisch mówi o bohaterach irlandzkiej epopei: Ci wojownicy lubują się w bitwach i cieszą się przelaną krwią; lecz są lojalni i zabijają tylko w regularnej walce z godnym siebie przeciwnikiem; oszczędzają woźnicę wroga, pozwalają odejść nieuzbrojonemu przeciwnikowi, nie czynią krzywdy ani kobietom, ani dzieciom [...]. Irlandzcy bohaterowie, jak niegdyś Galowie, wyruszają do walki na wozach; nie noszą hełmów ani pancerzy, osłaniają się wielkimi tarczami; uzbrojeni są w oszczepy, włócznie i miecze; włosy mają jasne lub rude, ubierają się z wyrafinowaniem, w jaskrawe kolory. Archeolog angielski Ridgeway wykazał, że uzbrojenie i ubiory opisane w cyklu Ulsterskim dokładnie odpowiadają wzorom latenskiej kultury galijskiej. Uczty przedstawione w epopei irlandzkiej są podporządkowane obyczajom podobnym do tych, które poznaliśmy u Galów: toczą się ostre spory o pierwszeństwo, „królewski kęs" jest przedmiotem namiętnych kłótni, czasem kończących się nawet wyzwaniem na pojedynek i walką na śmierć i życie. Praca Alberta Greniera po raz pierwszy została opublikowana w roku 1922 (przyp. red.). 7 Strabon, op. cit, IV, 4, 2. Literatura galijska i inne literatury celtyckie 229 Królowie i wodzowie - zarówno w Irlandii jak w Galii - otoczeni są wierną drużyną; bardowie opiewają szlachetność i czyny swych protektorów, ich satyry zaś sieją postrach - bowiem są jednocześnie zaklęciami ściągającymi nieszczęścia. Pojedynki rycerzy przed frontem wojsk stojących w szyku bojowym, oracje, wyzwania, wyzwiska, rytuał obcinania głów, są w epopei na porządku dziennym, tak samo jak u dawnych Celtów. Nie sposób zwłaszcza przeoczyć uderzającego podobieństwa druidów, bardów i wieszczów galijskich do kapłanów - często druidów irlandzkich, do bardów i filidów - wieszczów będących też czasem poetami, lecz najczęściej zajmujących się pospolitymi praktykami wróżbiarskimi. Ten sam pompatyczny styl, te same tradycyjne formuły przysiąg składanych przez Celtów z llirii za czasów Aleksandra i króla Ulsteru Concho-bara: Jeżeli nie dotrzymamy zobowiązań - przysięgali Galowie Aleksandrowi -niech spadną niebiosa i nas przygniotą, niech ziemia się otworzy i nas pochłonie, niech wezbrane morze nas zatopi. Jeśli firmament wraz z deszczem gwiazd nie spadnie na ziemię - mówi Conchobar - jeśli ziemia nie zadrży i nie rozstąpi się, jeśli wzburzony Ocean o błękitnych brzegach nie wzbierze nad włochatym czołem świata, doprowadzę każdą krowę do obory i każdą kobietę do domostwa. W nie mniejszym stopniu jedność duchowa obu ludów manifestuje się wspólną wiarą w nieśmiertelność duszy i podobną wizją życia pozagrobowego. Celtowie, jak wiemy, wierzyli w wędrówkę dusz. Odnajdujemy jej przykłady w epopei irlandzkiej: Tuan, syn Cairela, jest kolejno człowiekiem, jeleniem, dzikiem, sokołem, łososiem, na koniec znowu człowiekiem. W Walii postać mityczna, wcześniej występująca pod postacią różnych zwierząt, odradza się jako Taliessin. Przykładów takich nie znajdujemy u Galów, nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by przypuszczać, że i oni mogli posiadać tego rodzaju legendy. Odnajdywane w epopei ślady mitologii pogańskiej dostarczają kilku imion, które prawdopodobnie były imionami bóstw galijskich. Heros Ług, człowiek wszechstronny, znający wszystkie rzemiosła, może reprezentować boga Luga, eponim nazwy Lugdunum. Ogmios był w Galii bogiem lub herosem, którego Grecy utożsamiali z Herkulesem. Występuje on w epopei irlandzkiej jako wojownik słynący z siły. Z rzymskich inskrypcji w Brytanii znamy celtyckiego boga Nodonsa, który prawdopodobnie jest tożsamy z Nuadą, królem Tuatha De Danann. Galijska bogini Brigantia jest zwykle przyrównywana do irlandzkiej Brigit. W bitwie na Mag Tured Brigit jest niewątpliwie zwykłą kobietą, ale w innych poematach ukazuje się w potrójnej postaci, przypominającej trzy boginie Matki czczone w Galii. Niewykluczone, że pogańska Brigit przyczyniła się do wielkiej popularności kultu świętej Brygidy w Irlandii. Nemetona, towarzyszka galijskiego Marsa, byłaby odpowiedniczką heroiny Nemon, żony 230 Język Galów - literatura celtycka Neta. Galijska Catubodua, bogini wojny i hekatomby to oczywiście irlandzka Badb-Catha, która w epopei odgrywa dokładnie tę samą rolę. Można by mnożyć te zestawienia, dodając, że prawie zawsze dawni bogowie zostali w epoce chrześcijaństwa zdegradowani do rangi zwykłych herosów. W rzeźbach zdobiących wczesnośredniowieczne krzyże irlandzkie F. Henry, która prowadziła nad nimi badania, znalazła podobieństwo do wizerunków bóstw galijskich. Często pojawia się na tych krzyżach boski jeleń, związane z bogactwem i śmiercią zwierzę, które wciąga myśliwych w przeróżne tajemnicze przygody - zwierzęce wcielenie Cernunnosa, galijskiego boga z porożem jelenia. Spotykana jest także bogini Epona ze swymi źrebakami. „W legendach, epopei, opowieściach, płaskorzeźbach - pisze F. Henry - wyczuwa się ciągłość mitologii, która kiedyś była wspólna dla całego świata celtyckiego, od Irlandii do rubieży Scytii". Tak więc zapoczątkowane niegdyś przez d'Arbois de Ju-bainville'a zestawienia porównawcze cywilizacji starożytnych Celtów i Celtów średniowiecznej Irlandii, stają się liczniejsze i coraz bardziej precyzyjne. Jaki wniosek wypadałoby z tego wyciągnąć? Przede wszystkim nie ulega wątpliwości, że w Irlandii i Walii wczesnego średniowiecza mamy do czynienia z kulturą tej samej natury i tego samego charakteru, co w Galii przed Cezarem. Jednakże wymowa tych podobieństw nie jest taka dokładnie, jaką usiłowano im przypisać. Wspólne cechy Irlandczyków z epopei i Celtów kontynentalnych nie są właściwe tylko tym ludom. Obserwuje się je i w innych kulturach, niemają-cych nic wspólnego z celtycką, a reprezentujących po prostu ten sam poziom rozwoju. Nawet fakt, że Irlandczycy posługiwali się prawie taką samą bronią, jaką Galowie posiadali w okresie lateńskim, że jedni i drudzy walczyli na wozach, że zasłaniali się wielkimi drewnianymi tarczami, nie był charakterystyczny wyłącznie dla nich. D'Arbois de Jubaimdlle poświęcił cały tom swego Cours de Litterature celtique (Wyktad literatury celtyckiej) porównaniom cywilizacji Celtów i Greków z epopei Homera (t. VI La civilisation des Celtes et celle de l'epopee homerique, 1899). Ten znakomity celtolog odnajduje u Homera zarówno wodza z tytułem króla w otoczeniu świty, jak i rapsoda pełniącego funkcję barda, biesiady, podczas których najlepsze kęsy ofiarowane są temu, kto ma być uhonorowany, i pojedynki poprzedzone głośnymi wyzwiskami, lśniące uzbrojenie, wozy. Tysiące szczegółów z życia codziennego i społecznego. Wszystko składa się na obraz bardzo przypominający ten, który nam przedstawia stara literatura irlandzka. W gruncie rzeczy taka cywilizacja nie jest ani celtycka, ani homerycka; stanowi po prostu wczesną fazę rozwoju społecznego ludzkości lub - jeśli kto woli - rozwoju społeczności indoeuropejskich. Tacy byli Grecy 800 lat p.n.e., tacy pozostali Irlandczycy w 1000 lat po Chrystusie, tacy musieli być Galowie w latach między 500 a 300, w okresie, gdy ujarzmiali ogromną część Europy Literatura galijska i inne literatury celtyckie 231 kontynentalnej i grzebali swych wodzów w okazałych grobowcach w Szampanii. Nie mamy podstaw, by kwalifikować ich obyczajowość jako specyficznie celtycką. D'Arbois de Jubaimdlle zajmował się epopeją irlandzką przede wszystkim jako dziełem literackim. Byłoby niesprawiedliwością twierdzić, że jego dwuna-stotomowy Cours de Litterature celtique nic nie wnosi do wiedzy o instytucjach i zwyczajach starożytnych Galów. Jednakże byłoby też przesadą utrzymywać, iż do tego, co już wiemy z tekstów starożytnych, dodał wiele elementów nowych i niebudzących wątpliwości. Jego prace porównawcze znacznie bardziej przyczyniają się do poznania cywilizacji Irlandczyków z początków średniowiecza niż starożytnych Galów. Powstaje tylko pytanie, czy pewna ilość podobieństw stwierdzonych między jedną i drugą kulturą upoważnia do przeniesienia na Celtów kontynentalnych tych cech, które pojawiają się tylko u Celtów wyspiarskich z epoki chrześcijańskiej. Wolno nam z pewnością wyobrażać sobie cywilizację „panceltycką", istniejącą w różnych miejscach i czasach i u różnych ludów celtyckich. Tak samo, jak lingwiści zakładają obecność w rodowodzie różnych języków celtyckich jednego wspólnego języka i uważają, że język indoeuropejski byt protoplastą wszystkich języków tej rodziny. Stanowi to jednak dla nich wyłącznie hipotezę roboczą: nie ukrywają, że jest ona po prostu wyrozumowaną koncepcją. Dobrze wiedzą, że ani jednolity język indoeuropejski, ani jednolity celtycki nie istniał. Tak samo kultury panceltyckiej nie można uważać za realne zjawisko, jest bowiem pojęciem abstrakcyjnym, służącym ustaleniu i wyjaśnieniu wzajemnych związków między ludami celtyckimi i opisaniu zaobserwowanych podobieństw. Na takiej podstawie nie można przypisać wszystkim ludom uważanym za celtyckie tych wszystkich cech, które charakteryzują każdy z osobna, tak samo, jak lingwistom nie śniło się nigdy, by w każdym języku indoeuropejskim mogły istnieć wszystkie słowa zbudowane na znanych rdzeniach indoeuropejskich. Żaden z celtystów nie miał też nigdy zamiaru przypisywać Walijczykom czy Irlandczykom praw obowiązujących u Galów, jak na przykład istnienie posagu, poświadczone przez Cezara. Jak więc można by uzasadnić fakt doszukiwania się w rodzinie, plemieniu, społeczności galijskiej cech dostrzeżonych tylko w Irlandii albo wymienianych tylko w ustawodawstwie Walii? Niemniej docenić należy ogromną wartość, jaką dla poznania życia Galów mają studia nad językiem, literaturą i sztuką Celtów wyspiarskich, bez względu na to jak późne są zabytki. Klucza do języka Galów starożytnych dostarczyły nowożytne języki celtyckie. Style i tendencje sztuki okazują się takie same w Irlandii wczesnego średniowiecza, jak w okresie lateńskim. Utwory literackie nade wszystko wykazują niemało cech, jeśli nie identycznych, to w każdym razie porównywalnych. Zaniedbywanie takich porównań świadczyłoby o wy- 232 Język Galów - literatura celtycka jątkowym braku ciekawości. Zauważmy, jak cenną pomocą, szczególnie jeśli chodzi o zrozumienie religii Galów, są wątki pogańskie obecne w chrześcijańskiej epopei irlandzkiej. Elementy te są niewątpliwie poważnie zniekształcone i nie chodzi tu bynajmniej o zwykłe przeniesienie ich do Galii sprzed podboju rzymskiego. Jednak również inne wskazówki, którymi dysponujemy, pochodzą z okresu późniejszego niż ten podbój i one także zostały zniekształcone przez interpretacje greckie i rzymskie. Porównanie tych dwóch nieprecyzyjnych obrazów często umożliwia korektę i pozwala w ten sposób uchwycić obraz właściwy. Również co się tyczy prawodawstwa, zwyczajów i zasad moralnych, autorzy starożytni nie zawsze dobrze rozumieli opisywane przez siebie zjawiska i deformowali je na różne sposoby. Informacje uzyskane dzięki literaturze wyspiarskiej pozwalają czasem objaśnić, często nawet krytycznie ocenić informacje starożytnych, a w każdym razie na pewno lepiej je zrozumieć. Nie jest więc błędem odwoływanie się do wiedzy posiadanej na temat wszystkich kultur celtyckich w celu uzyskania właściwego poglądu na którąkolwiek z nich. Jeśli w ten sposób i nie zapominając o wyżej wspomnianych zastrzeżeniach, porównujemy to, co wiemy o Galach, z tym, co wnosi literatura walijska i irlandzka na temat ludów celtyckich, które ją tworzyły, z każdym dniem zdobywamy nowe, cenne wiadomości. Religia Galów Studia nad religią galijską stawiają nas wobec takich samych problemów, jakie rozwiązywaliśmy, zajmując się samymi Galami: jakie były różnice w religii - podobnie jak w wypadku ludności trzeba sobie zadać pytanie, czym różniły się wierzenia w poszczególnych prowincjach, w jakim stopniu w każdej z nich przemieszane zostały tradycje miejscowe z celtyckimi? Jednym słowem: czy należy mówić o religii Galów czy też o „religiach Galii"? Wydaje się, że wierzenia religijne podlegały w Galii temu samemu procesowi integracji co ludzie. W sensie politycznym powstał pod zwierzchnictwem Celtów co najmniej zalążek jedności narodowej. Jak widzieliśmy, na całym obszarze celtyckim styl i tendencje w sztuce przedstawiają zadziwiającą zgodność. Podobnie z religią: różne koncepcje zlały się we wspólny nurt, w którym dominowała religia Celtów. Zresztą na całym terytorium Galii, a w każdym razie na przeważającej jego części, rząd dusz sprawowali druidzi, którzy wszędzie zapewne głosili mniej więcej tę samą doktrynę. Poszukujmy zatem „religii galijskiej", nie zapominając jednak, że była ona owocem wcześniejszej, długiej i skomplikowanej ewolucji, w czasie której pierwotne idee o różnych rodowodach mieszały się z innymi, nowszymi koncepcjami. Spróbujmy wyodrębnić poszczególne jej wątki, jak poprzednio próbowaliśmy rozpoznać rozmaite grupy, z których powstała społeczność galijska. Religię Galów znamy z dokumentów trojakiego rodzaju; są nimi wzmianki autorów greckich i rzymskich, inskrypcje i zabytki figuratywne z Galii rzymskiej oraz reminiscencje starej religii pogańskiej zachowane w literaturze celtyckiej chrześcijańskiego średniowiecza. Żadne z tych źródeł nie jest jednak w pełni satysfakcjonujące. Autorzy starożytni, w przekonaniu, iż bogowie są wszędzie ci sami, a różnią się jedynie imionami, przywiązywali niewielką wagę do tego, co w religii galijskiej było oryginalne, i zniekształcali ją, przystosowując do własnych wyobrażeń. Teksty epigraficzne i ikonografia z epoki rzymskiej również uległy, 234 Religia Galów przynajmniej częściowo, skażeniu wpływami grecko-rzymskimi; dają nam po prostu rodzaj „rzymskiej wykładni" religii galijskiej. Co do wskazówek pochodzących z Walii lub Irlandii, to - jak wiemy - wstępnego rozstrzygnięcia wymaga pytanie, w jakim stopniu religie plemion wyspiarskich i Galów kontynentalnych były zbieżne? Czy nie istnieje ryzyko, że przeniesiemy na teren Galii cechy, które były właściwe nieceltyckim autochtonom Wysp Brytyjskich? Nie można więc ograniczać się do jednego tylko typu tych dokumentów; należy w każdym punkcie konfrontować dane, starając się w miarę możliwości uzupełniać lub korygować je wzajemnie. Jest to zadanie delikatne i nic dziwnego, że towarzyszyć mu będą wątpliwości. Najstarsze koncepcje religijne na ziemiach galijskich Najstarsza religijna koncepcja wydaje się o wiele dawniejsza niż sami Galowie i ich osadnictwo w Galii. Wywodzi się z epoki neolitu, należała więc do ludu, który już wcześniej żył na ziemiach dzisiejszej Francji. Świadectwa z tamtej epoki pozwalają nam stwierdzić istnienie kultu Ziemi-Matki, bóstwa życia i zarazem śmierci. Z płodnego łona boskiej Ziemi wywodzi się ród ludzki, zwierzęta i rośliny. Ziemia jest wspólną matką wszystkiego, co żyje, zaś wszystko, co żyje, ostatecznie na powrót się z nią zespala. Najpierw daje ona życie wszelkim stworzeniom, a potem przyjmuje je, by czuwać nad ich wiecznym snem. Rodzicielka jest więc także panią śmierci. Idea ta, o ogromnym ładunku poezji, nie była znamienna akurat dla neolitycznych mieszkańców Galii; spotyka się ją raczej w całym basenie Morza Śródziemnego. Powstała, aby przyciągać, przetrwała w mitach Azji Mniejszej przez całą epokę klasyczną, po czym na nowo opanowała rzymski zachód w postaci kultu Wielkiej Matki bogów. Wizerunek bóstwa Ziemi - opiekunki zmarłych znajdujemy na ścianach kilku grot grobowych z epoki neolitu, odkrytych w dolinie rzeki Petit-Morin (ryć. 15). Jest on bardzo uproszczony. „Ma - powiada Dechelette - kształt prostokąta, którego zaokrąglony wierzchołek przedstawia ludzką twarz. Rysunek tej twarzy jest jak najbardziej konwencjonalny". Pod łukami brwiowymi wyraźnie wystający nos; oczy to zwyczajne półkule, bardziej lub mniej wypukłe; usta są tylko leciutko zarysowanej albo też w ogóle niezaznaczone. Szyję zdobi naszyjnik, talię otacza pasek z frędzlami. Szczegóły pominięte w rzeźbie były z całą pewnością uzupełnione polichromią czy raczej czymś w rodzaju kolorowego tatuażu. Tak wyobrażona bogini miała sprawować pieczę nad złożonymi w grocie szkieletami zmarłych. Wyrytą w jeszcze bardziej schematycznej formie, odnajdujemy ją na kamiennych płytach podtrzymujących allees couvertes w dorzeczach Sekwany Najstarsze koncepcje religijne na ziemiach galijskich 235 i Oise. Bogatsze w szczegóły są natomiast jej wizerunki na grobach megalitycznych w departamentach Tam i Gard oraz na rzeźbionych menhirach znajdujących się w departamentach Aveyron, Tarn i Herault. Podobieństwo tych przedstawień neolitycznych z terenu Francji do ceramicznych figurek znalezionych przez Schliemanna - w drugiej w kolejności starszeństwa osadzie przykrytej homerycką Troją - jest tak uderzające, że nie można wątpić o tożsamości bóstwa, które wyobrażają. Jest to oczywiście ta sama bogini, która później, we wschodniej części basenu śródziemnomorskiego zwana będzie Kybele lub Demeter. U nas ta bogini płodnej ziemi wydaje się odgrywać szczególnie rolę strażniczki i opiekunki zmarłych. Kult ten, najstarszy wśród spotykanych na naszym obszarze, trwał, jak się zdaje - w rozmaitych formach - nieprzerwanie jako jeden z najbardziej żywych i najpopularniejszych. Znane z południowej i wschodniej Galii rzymskiej niezliczone boginie Matki, matrony, opiekunki, proxumy i wszelkie wróżki jawią się jako spadkobierczynie Ziemi-Matki czczonej w epoce neolitu. Bywa, że przedstawione są pod postacią - dziś wciąż jeszcze rozpowszechnioną w katolicyzmie - matki z niemowlęciem w ramionach. Czasem samotne, ale częściej w grupach po trzy, tulą do łona dzieci lub młode zwierzątka albo też kwiaty i owoce. Prawdopodobnie można je również uważać za boginie żałobne, bowiem ich statuetki odnajdywano niekiedy we wnętrzach grobów. Epona, bogini Matka przypisana koniom i źrebakom, także ma związki z zaświatami. Nimfa podziemnych źródeł i rzek, pani lasu, władczyni drzew i łownej zwierzyny - Arduina w Ardenach, w Schwarzwaldzie Anoba - łaskawa lub zła wróżka ze świętych samotni to tylko różne wcielenia pierwotnego wielkiego, macierzyńskiego bóstwa, Ziemi. Towarzyszem Ziemi-Matki był bóg Ojciec, prawdopodobnie bóg niebios. Na ścianach grot z doliny Petit-Morin, niekiedy obok, a raz także w obrębie wizerunku bogini, pojawia się rysunek oprawionego topora. Niektóre menhiry w południowej Francji wyglądają, jakby przedstawiały nie boginię, lecz osobę rodzaju męskiego. W Bretanii znak topora spotykany jest na dolmenach bardzo często. Wciąż we Francji, w epoce neolitu i w początkowym okresie epoki brązu możemy dostrzec, jeśli nie wpływy świata śródziemnomorskiego, to w każdym razie podobieństwa z jego najstarszymi symbolami. Na Krecie Minosa podwójny topór, symbol boga niebios, adorowany był jako znak niezmierzonej boskiej potęgi. Na dolmenach bretońskich, które nierzadko są grobami, topór przedstawia raczej boga świata podziemnego, boga zmarłych. Często zwracano uwagę na fakt, że w religiach prymitywnych, przeciwnie niż w mitologii greckiej, bogowie nie byli ściśle związani z określonymi funkcjami. Byli bogami do wszelkich poruczeń. Bóg nieba panował także na ziemi i pod ziemią, będąc bogiem zarazem żywych, jak i zmarłych. Wydaje 236 Religia Galów się, że tak samo było na Krecie i prawdopodobnie tak samo w Bretanii megalitycznej. Cezar twierdzi, że druidzi uważali wszystkich Celtów za potomków wspólnego ojca, którego utożsamia się z rzymskim Dis Pater. Dis Pater był odpowiednikiem Plutona. Bogiem-Ojcem Galów byłby więc bóg piekieł, pan śmierci, ale też życia. Być może ten wspólny przodek, do którego odwoływała się genealogia druidów, przyjął pewne cechy boga od topora z okresu megalitów, ojca rodu ludzkiego i małżonka Ziemi-Matki. Może należałoby kojarzyć prehistoryczny topór z młotem - atrybutem pewnego boga, często spotykanego w epoce rzymskiej. W inskrypcjach nosi on imię Sucellus (to znaczy ten, który uderza mocno) albo Sylwan. Topór, niegdyś najważniejsza broń, symbol olbrzymiej potęgi, stał się w czasach rzymskich niegroźnym narzędziem poczciwego bednarza, był to jednak boski bednarz, mający w swej pieczy mistyczny napój, który posilał i użyczał radości w życiu pozagrobowym. Kimkolwiek byli jego przodkowie, bóg od młota ukazuje się nam jako jedno z wielkich bóstw epoki rzymskiej; spotkamy go jeszcze. Elementy pochodzenia północnego Klasyczni autorzy często utożsamiali najstarszych Celtów z tajemniczym ludem Hyperborejów, których siedziby znajdowały się po drugiej stronie gór, tam skąd dmie wiatr północny. Grecy przez długi czas utrzymywali kontakty z mieszkańcami północnego pobrzeża Oceanu, gdzie zaopatrywali się w bursztyn. Na ich temat kilku historyków, poczynając od Herodota, zebrało dość dokładne informacje. Diodor Sycylijczyk podaje za Hekatajosem z Abdery, że najważniejszym z ich bogów był Apollo, czyli Słońce. Istotnie, niemała ilość zabytków z centralnej i północnej Europy przedstawia słońce na wozie zaprzężonym w konia lub, niczym Lohengrina, na barce ciągnionej przez łabędzie. Wodne ptactwo, koła, rozety, krzyże i swastyki przypominające szprychy koła, trykwetry, esownice cenione w galijskiej sztuce - były prawdopodobnie początkowo symbolami boga Słońca, a niesłychanie rozległy obszar, na którym występują, mówi o takimż zasięgu tego kultu. Cezar utożsamia jednego z wielkich bogów galijskich z Apollinem -bogiem Słońca i uzdrowicielem. W epoce galloromańskiej bóg ten znany był pod wieloma imionami lokalnymi: GrannuswAgue Granni, czyli Akwizgranie, i w Grand w Wogezach, Belenus, bóstwo lśniącej gwiazdy, Borvo, Bormo, Bormanus - wrzący, kojarzony z wodami leczniczymi bóg podziemnego ognia, eponim wszystkich Bourbon, Bourbonne, La Bourboule. Ciepłe źródła, bardziej nawet niż wszystkie inne, i bóg, który ogrzewał je dla ludzkiego zdrowia, od zarania dziejów stanowiły przedmiot adoracji jako bóstwa opiekuńcze. Damona Elementy pochodzenia północnego 237 obok Borvo, Dunisia w okolicy Feurs, Niskae w Amelie-les-Bains, Segeta w Saint-Galmier, Ilixo w Luchon i - prawdopodobnie to samo imię - Lugovius w Luxeuil, Ivaos w Evaux (Creuse), Moritasgus w Alezji, jak i Nemausus w Nimes, Arausio w Orange, Yasio w Yaison są uzdrawiającymi bóstwami cieplicowymi. Moritasgus to Apollo, posiadający jednocześnie cechy Dis Pater. Bóg ciepłych źródeł z Bouhy (Nievre)jest kojarzony z Marsem: Mars Bolvinnus. W pobliżu źródeł zacierały się różnice między wielkim słonecznym bóstwem Hyperborejów i starym, miejscowym bogiem od topora, w równej mierze władcą nieba co głębin Ziemi. Atrybutem galijskiego boga niebios, którego Rzymianie nazywali Jupiterem, było koło, symbol bóstwa solarnego. W Galii Północny Apollo jest nie tylko Belenusem; został również bogiem pioruna, bogiem nieba i ziemi, ojcem ludu Celtów, jak niegdyś małżonek Ziemi-Matki był nim dla ludności miejscowej. Bóg Oceanu okalającego ziemię połączył się z bogiem Morza Śródziemnego. Mówiąc o kulcie Apolla u Hyperborejów, Diodor Sycylijski dodaje, że naprzeciwko Galii, usadowiona na Oceanie pod Wielką Niedźwiedzicą, znajduje się wyspa tak wielka jak Sycylia, o płodnej ziemi i łagodnym klimacie. Mowa oczywiście o Brytanii. To tam miała się urodzić Latona; tam też miałoby się mieścić najważniejsze centrum sakralne kultu Apolla - cudowny, święty gaj i świątynia, wyróżniająca się swym okrągłym kształtem, oraz gród poświęcony bogu. Każdego dnia - powiada Diodor - mieszkańcy wyspy wielbią swojego boga, nieustannie śpiewając jego chwałę; wszyscy są w pewnym sensie kapłanami Apolla. Większość z nich gra na cytrze, bo właśnie przy dźwiękach cytry śpiewają hymny na cześć swego boga. Ta okrągła świątynia na wyspie leżącej naprzeciwko Galii to, jak się można domyślać, wielki krąg menhirów w Stonehenge, najbardziej monumentalny z kromlechów. Najnowsze wykopaliska dowodzą, że pochodzi on z epoki neolitu i był miejscem nieprzerwanie uczęszczanym aż do okresu rzymskiego włącznie. Znane nam są także inne kręgi menhirów w Anglii i Bretanii; te kromlechy zawsze pełniły rolę ośrodków kultu. Dzięki tekstowi Diodora wiemy, że były to miejsca poświęcone już prehistorycznemu kultowi solarnemu, wyznawanemu jeszcze przed przybyciem Celtów. Został przez nich przejęty i przetrwał aż do końca ery pogaństwa. Co 19 lat Apollo ukazywał się swoim wyznawcom w sanktuarium na wyspie Brytanii. Od wiosennej równonocy aż do wschodu Plejad grywał nocą na cytrze, prowadząc niebiańskie chóry. Tam z całą pewnością znajdowało się centrum kultu rozprzestrzenionego na całym wybrzeżu, gdzie od Skandynawii po Portugalię spotyka się budowle megalityczne. Menhiry, tworzące krąg jak w Stonehenge, czy jak w Carnac, ustawione jak okiem sięgnąć w rzędy, a nawet te wolno stojące, były prymitywnymi świątyniami wielkiego boga niebios, 238 Religia Galów przestrzenią lub miejscem poświęconym bóstwu, przeznaczonym na jego stałą bądź chwilową siedzibę. Kamień zamieszkiwany przez boga przejmował jego naturę i potęgę; stawał się boski, był prawdziwym wcieleniem boga. Wiadomo, że menhiry i kromlechy występują nie tylko na terytorium Bretanii. Od wybrzeża rozprzestrzeniły się na całą Galię. W Alzacji, na szczycie sąsiadującym z górą Donon odkryto ostatnio kromlech o doskonałej konstrukcji. Z tą koncepcją łączył się także kult miejsc wywyższonych. Wierzchołki wzgórz były ulubionym miejscem pobytu boga niebios. W całej Francji prehistorycznej ogrodzona przestrzeń na szczycie wzniesienia była zarazem warownią i miejscem kultu, a niekiedy służyła wyłącznie kultowi. Pierwotna wiara w siły przyrody Przy aktualnym stanie wiedzy trudno przyporządkować taką czy inną wiarę określonym populacjom, które składały się na społeczność galijską. Takie poszufladkowanie miałoby zresztą wszelkie szansę okazać się nietrafne. Koncepcje religijne przenikają od jednych ludów do innych i bardziej niż z grupą etniczną związane są z pewną formacją cywilizacyjną: wraz z nią rozprzestrzeniają się wśród rozmaitych grup etnicznych. Kult Ziemi-Matki był wspólny wszystkim ludom rozpoczynającym uprawę ziemi, zaś kult bóstwa solarnego dotyczył zarówno rolników, których praca słońcu zawdzięczała rytm i plony, jak i żeglarzy, którym wskazywało ono drogę. Musimy sobie wyobrazić prehistoryczną Europę i Galię pokrytą puszczą, w której żyją zwierzęta stanowiące zagrożenie dla człowieka i jego pracy, musimy uzmysłowić sobie ogrom wysiłków i starań tych, którzy pierwsi oswoili niektóre zwierzęta i starali się żyć z hodowli, a łatwo zrozumiemy, dlaczego najrozmaitsze plemiona miały swoje święte zwierzęta i drzewa. W Galii znajdujemy ślady tych kultów chtonicznych; najprawdopodobniej wywodziły się one z miejscowej tradycji, lecz musiały korespondować z analogicznymi wierzeniami najeźdźców celtyckich. W okresie galloromańskim bogowie często byli przedstawiani w towarzystwie zwierząt będących ich atrybutami: Merkury ma obok siebie barana; byk, jak się wydaje, poświęcony był Marsowi; jelenia widzimy u boku boga o imieniu Cernunnos (rogaty), który zresztą ukazywany jest z porożem jelenia - mógł być wcześniej bogiem-jeleniem. Głowa byka bywa często przedstawiana w kamieniu lub brązie i przeważnie z trzema rogami zakończonymi kulką. Epona, bogini koni, była pewnie dawniej - o czym świadczyć może jej imię (epos = equus, koń) - boginią-klaczą. Imię Artio (niedźwiedź) jest zapisane na pewnej skale w lesie z okolic Trewiru, a pewna statuetka z Berna przedstawia Pierwotna wiara w siły przyrody 239 niedźwiedzia zbliżającego się do siedzącej bogini, która nosi imię Artio. Na monetach widnieje czasem obraz wilka, a często dzika. Jego wizerunek znajdujemy w kilku grobach. Dzik - godło wojskowe - stał się w pewnym sensie godłem całego ludu galijskiego. Również ptaki - żurawie, kruki czy gołębie miały swoje miejsce w mitologii galijskiej. To właśnie boskie kruki wiodły Bellowezusa i Sigowezusa ku krainom, które mieli za zadanie podbić; kruki i gołębie - głównie u Eduów -jakby coś szepczą bogu na ucho. Nad brzegiem Oceanu, jak podaje Strabon, miał istnieć port zwany Portem Dwóch Kruków: białoskrzydłe ptaki rozstrzygały tam spory, odpychając albo zjadając placki ofiarowane przez spierające się strony. Wszystkie te zwierzęta, zanim zostały posłańcami czy atrybutami boskimi, były prawdopodobnie same uważane za bogów. Istnieje jednak wiele rozmaitych form kultu zwierząt. Wśród ludów pozostających na prymitywnym etapie rozwoju rozpowszechniony jest kult znany jako „totemizm". Zwierzę uznawane jest za przodka plemienia i w związku z tym oddaje mu się boską cześć, a jego wizerunek jest symbolem plemiennym. W Galii dzik, koń czy żuraw służyły jako godła wojenne i jako emblematy na tarczach. Zwierząt-totemów nie wolno było zabijać. Cezar wspomina, że z tego powodu Brytowie powstrzymywali się od spożywania zajęcy i kur. Salomon Reinach natomiast wyjaśnia, że Wercyn-getoryks dlatego odprawił swoją jazdę z Alezji, zamiast przeznaczyć zwierzęta do zjedzenia, ponieważ koń był zwierzęciem totemicznym. Można wprawdzie na to odpowiedzieć, że na początku oblężenia, zanim zamknięto okrążenie, wódz Galów nie musiał jeszcze przewidywać późniejszego głodu, a jego equites mieli przecież za zadanie zorganizować nową armię. Jedynie w pewne określone dni zwierzę totemiczne bywało obiektem wielkiego polowania. Spożywając je, lud wierzył, że na nowo jednoczy się z boską istotą i tak odnawia z nią związki krwi. Nie mamy niezbitych dowodów, że Galowie praktykowali rytuał tego typu. Wszystko, co możemy powiedzieć, to że oddawali cześć boską zwierzętom. Mieli również święte drzewa. W inskrypcjach z obszaru pirenejskiego wzmiankowany jest deus Fagus, czyli boski buk, oraz deus Sex Arbores - sześć boskich drzew. W okolicach Angouleme adorowany był boski dąb - deus Robur. Alisanus był prawdopodobnie bogiem jarzębiny, a Abellio bogiem jabłoni (abella - jabłko). Dorodny czy wyjątkowo wysoki dąb, a nawet sam jego pień pozbawiony gałęzi, uważany był w całej Galii za siedzibę najwyższego boga, zaś jemioła usadowiona na dębie, co jest rzadkością, świadczyła o obecności boga. Wszystkie te wyobrażenia stanowią podłoże najstarszych wierzeń ludowych zarówno autochtonów, jak i napływających w różnych czasach Celtów. Są po prostu religią ziemi, narzucającą się wszystkim kolejnym mieszkańcom. 240 Religia Galów Religia Celtów W odróżnieniu od autochtonicznej ludności Galii, najeźdźcy celtyccy byli ludem indoeuropejskim. Próbowano przypisać im wierzenia podobne do wierzeń innych ludów o tym samym rodowodzie. Jednakże koncepcje religijne zostały wszędzie wymieszane z tyloma obcymi pierwiastkami, że dość trudno wyłuskać z nich podstawową religię indoeuropejską. W każdym razie wiele wskazuje na to, że u ludów indoeuropejskich bóg lub bogowie nieba dominowali nad bogami Ziemi. Solarny bóg Hyperborejów musiał być indoeuropej-ski i odpowiadać greckiemu Zeusowi, rzymskiemu Jupiterowi, germańskiemu Ziu-Tyrowi, a jednocześnie Apollinowi. A kim był niebiański bóg Celtów? Ich praojciec utożsamiany był przez Cezara z Dis Pater, z czego wynika, iż uważano go za boga podziemi. Wszelako posiadał również, o czym już była mowa, atrybuty Słońca - koło i esownicę. Galijski Jupiter był zatem równocześnie bogiem niebios i świata pozagrobowego. Jak brzmiało jego imię? W przeciwieństwie do opinii Salomona Reinacha, naszym zdaniem należy poważnie traktować wskazówkę Lukana. Immitis placatur sanguine diro Teutates, horrensque feris altaribus Esus Et Taranis Scythicae non mitior ara Dianae. Krwią złowieszczą jest zjednywany okrutny Teutates i srogi Esus na dzikich ołtarzach i Taranis na nie bardziej spokojnym ołtarzu Diany Scytyjskiej1. Dwa scholia dostarczają nam komentarzy do tego ustępu i chociaż nieco się one różnią, nie powinniśmy lekceważyć zawartych w nich wskazówek: Merkury w języku galijskim nazywa się Teutates [...] i oto co robią Galowie, by go przebłagać: zanurzają głowę ofiary w naczyniu wypełnionym wodą i trzymają tak długo, aż się zadławi. Aby ułagodzić Marsa, który tu jest Esu-sem, ofiarę wiesza się na drzewie i ćwiartuje. Ku czci Taranisa pali się ludzi w drewnianych kukłach. (Jest to ofiara, o której wspomina też Cezar.) Drugie scholium daje inne objaśnienie: Lukan, Pharsalia, I, 444 i n. Religia Celtów 241 Mars jest Teutatesem; sanguine diro jest aluzją bądź do faktu, że Mars rządzi na polu bitwy, bądź do tego, że Galowie mieli kiedyś zwyczaj składać mu, podobnie jak i innym bogom, ofiary z ludzi. Merkury to u nich Esus, a w każdym razie pod tym imieniem jest czczony przez kupców. Bogiem wojny i najwyższym bogiem niebios jest Taranis-Jupiter; w dawnych czasach składano mu ofiary z ludzi, dziś zadowala się zwierzętami. Taranis, którego imię występuje zresztą w pewnej inskrypcji jako przydomek Jupitera: Jupiter Taranucnus - syn Taranisa, był więc najwyższym bogiem niebios, choć ten tekst epigraficzny czyni zeń ojca Jupitera. Ale właściwie był jednocześnie i Jupiterem, i kimś innym. Tak jak Jupiter był władcą gromów - galijskie słowo taran wydaje się oznaczać grzmot - ale był też bóstwem solarnym. Na wizerunkach z epoki galloromańskiej może w ręku trzymać równie dobrze piorun, jak koło - symbol Słońca, a raz nawet miecz - to bóg wojny, jak objaśnia scholium. Nie posiadał dostojnej powagi Zeusa czy Jupitera, był natomiast okrutny jak Saturn i panował nad światem zmarłych jak Pluton albo Dis Pater. W epoce rzymskiej przedstawiano go na zbiorowych rzeźbach, popularnych zwłaszcza na wschodzie Galii, zwanych grupą jeźdźca i giganta 0 wężonogach. Bóg ukazany był jako wojownik rzymski (kiedyś brano go za cesarza) bądź galijski, na koniu lub czasem na wozie. Jego rumak wspierał się przednimi kopytami na monstrualnym stworze, którego nogi były wężami. Ten wężonogi gigant musiał reprezentować bóstwo Ziemi. Grupa taka umieszczana była zwykle na szczycie kolumny jakby dla podkreślenia, że chodziło o boga niebios. Był to Taranis, wielki bóg Galów. A Merkury, który według Cezara był najważniejszym z galijskich bogów 1 który w epoce rzymskiej rzeczywiście był najpopularniejszy, to Teutates czy też Esus? Jak widzieliśmy, scholia wahają się między tymi dwiema interpreta cjami. Tymczasem jest on i jednym, i drugim. Zarówno identyfikacje proponowane przez Rzymian, jak i przyjęte przez nich kryteria rozróżnienia są jednakowo powierzchowne. W Galii z trudem odróżnić można Merkurego od Marsa. Na zachodzie - zwłaszcza w Normandii i w Bretanii - bogiem, do którego najczęściej wznoszono modły, był nie Merkury, lecz Mars. To on właśnie otrzymał w całym kraju najwięcej przydomków; z jego imieniem związanych było ponad 60 nazw miejscowych i imion bóstw lokalnych. Imię Teutates, które oznacza coś takiego jak „narodowy" (teuto, touto, lud), odpowiadało równie dobrze Marsowi, jak i Merkuremu. Rzymskie imiona Merkury i Mars były tylko dwoma imionami tego samego boga, opiekuna ludu i wszelkich jego poczynań, zarówno na wojnie, jak i w czasie pokoju. Merkury - pokojowy Teutates, zawdzięczał być może swoją wyższość, stwierdzoną przez Cezara, hegemonii Arwernów w III i II wieku p.n.e. Jedna z inskrypcji nadaje mu przydomek Arvernorix - król Arwernów, 242 Religia Galów a centrum jego kultu pozostało na ziemiach dawnych władców całej Galii. Najważniejsze sanktuarium było rzeczywiście położone na jednym z najwyższych szczytów Masywu Centralnego - Puy de Dóme, gdzie mieściła się świątynia Merkurego Dumiasa. Tam też albo w stolicy Arwernów - Clermont w czasach Nerona wzniesiono kolosalną rzeźbę siedzącego Merkurego, dzieło Greka Zenodora. Teutates miał więcej szczęścia niż dynastia, która przyczyniła się do jego wysokiej godności i jeszcze pod panowaniem rzymskim zachował swoją nadrzędną pozycję na większości ziem galijskich. Esus, którego dwie galloromańskie płaskorzeźby przedstawiają z bykiem, atrybutem Marsa, był utożsamiany już to z Marsem, już to z Merkurym. W wielkim ośrodku ceramiki w Lezoux (Puy-de-Dóme) znaleziono statuę przedstawiającą Merkurego: brodaty, wtłoczony w ciężki płaszcz, w wełnianej czapce na głowie, przypomina bardziej arwerniackiego chłopa niż boga. Na piersi widnieje dedykacja poświęcona Merkuremu, zaś na plecach tekst galijski: Apronios ieuru sosi Esu: Apronios ofiarował to Esusowi. Z jednego scholium dowiedzieliśmy się już, że kupcy czcili Merkurego pod imieniem Esusa. Do niego też odnosi się uwaga Cezara na temat tego galijskiego Merkurego: „Był twórcą wszelkich sztuk, panem dróg i podróżników". Za czasów Tyberiusza żeglarze z Paryża oddawali cześć Esusowi. Jedna z płaskorzeźb znalezionych pod prezbiterium katedry Notre-Dame w Paryżu przedstawia go jako drwala karczującego las i pewnie dobrego cieślę budującego barki. Teutates, Esus i Taranis tworzyli swego rodzaju trójcę o mało wyrazistych, niewiele różniących się między sobą i łatwo wymienialnych osobowościach. Główne włości Taranisa to niebo, podczas gdy Esus i Teutates władali ziemią. Lecz Taranis, Esus i Teutates, królował także na ziemi, a nawet pod ziemią; był bogiem walki tak jak Mars. Bogowie, których utożsamiano z Merkurym, byli także, jak sam Merkury, bogami podziemi. Przewodnik po drogach ziemskich, Merkury był także przewodnikiem na drodze wiodącej do piekieł. Oto trójca w równym stopniu, lecz na różne sposoby okrutna, trzej bogowie odrębni, lecz tworzący jedno bóstwo. Esus cieszył się przelaną krwią, Teutates nie chciał krwi i wolał, by jego ofiary duszono, a ofiary Taranisa palono. Jednak ich natura była podobna i spełniali wymiennie tę samą rolę. Ich ołtarze mogły znajdować się w obrębie jednego sanktuarium. W celtyckim panteonie znajdowali się jeszcze inni bogowie. Każdy z nich dominował prawdopodobnie w innej części Galii, gdzie stanowił specyficzną odmianę wielkich bóstw narodowych. Mówiliśmy już o bogu od młota, utożsamianym z Sylwanem na południu Galii, a gdzie indziej znanym pod imieniem Sucellus, czyli ten, który mocno uderza. Odnajdujemy u niego niektóre cechy Taranisa, przede wszystkim tę samą rolę boga życia i śmierci. W środkowej części Galii Celtyckiej aż po terytoria Remów spotykamy boga siedzącego w pozycji takiej samej jak Budda. Nie ma potrzeby doszukiwać się w związku Religia Celtów 243 z tym powiązań Galii z Indiami, podobna poza świadczy tylko o tym, że Hindusi tak jak Galowie i wiele innych prymitywnych ludów mieli zwyczaj siadać na ziemi. Głowa tego siedzącego boga jest zwykle ozdobiona porożem jelenia. Czy nie jest to przypadkiem dawny bóg-jeleń? Całkiem możliwe, bowiem w ludowej wyobraźni jeleń był zwierzęciem tajemniczym i baśniowym: zwodzi myśliwych na nieznane ścieżki i prowadzi aż w zaświaty; jest zwierzęciem bogactwa, ale i śmierci. Pod taką postacią ukazuje nam się Cernunnos, bóg 0 porożu jelenia. Na płaskorzeźbie z Reims siedzi on ze skrzyżowanymi nogami na niskim tronie; z worka, który trzyma na kolanach wysypuje się strumień monet, przy którym wydają się zaspokajać pragnienie jeleń i byk. Jest to więc bóg obfitości; jego worek z pieniędzmi przypomina sakiewkę, zwyczajowy atrybut galloromańskiego Merkurego. Zresztą po obu stronach przycupniętego boga stoją Apollo i Merkury przedstawieni w konwencji klasycznej. Cernunnos utrzymuje więc stosunki nie tylko z Merkurym, ale i z Apollem, bogiem Słońca 1 uzdrowicielem. Tymczasem jeleń jest chyba aluzją do świata podziemnego. Cernunnos byłby więc tak jak Merkury bogiem zaświatów i urodzaju jedno cześnie. Wciąż obracamy się w tym samym kręgu pojęciowym, co w wypadku trójcy Taranis-Teutates-Esus. Grecki satyryk Lukian pisze, że szczególną czcią otaczali Galowie Her-kulesa. Istotnie starożytne legendy przypisują mu ważną rolę w historii początków Galii. Miał jakoby założyć Alezję i poślubiwszy piękną Galateę, zostać ojcem ludu galijskiego. Ale Herkules z opisu Lukiana i z wizerunków, które były podobno liczne, lecz nie zachowały się do naszych czasów, mocno się różnił od greckiego bohatera. Galowie nazywali go Ogmios. Był to starzec prowadzący za sobą ludzi, których uszy połączone były złotymi łańcuchami z jego ustami; zatem bóg złotousty - przymiot, jakiego Grecy nigdy nie przypisywali Herkulesowi. Dość liczne monety galijskie pochodzące z południowo-zachodnich prowincji ukazują na awersie brodatą głowę owiniętą łańcuchami albo sznurami pereł, zakończonymi wieloma małymi głowami. Swego czasu chciano tu rozpoznać właśnie Ogmiosa, lecz hipotezę tę trzeba chyba odrzucić. W eposie irlandzkim występuje bohater imieniem Ogma, boski wojownik znany ze swej siły, mistrz poezji i elokwencji, który jakoby miał być wynalazcą pisma ogamicznego. Bogowie galijscy mieli czasami rysy Herkulesa. Tak właśnie wygląda jeden z nich, przedstawiony na steli odnalezionej ostatnio w słynnym sanktuarium Merkurego na Donon. Bóg ten z twarzy przypomina Herkulesa, ale obuty jest jak Merkury. W fałdach swego sagum, zarzuconego na lewe ramię jak skóra lwa nemejskiego, niesie owoce i niby Sylwan - szyszkę. W lewej ręce trzyma, również jak Sylwan, rodzaj noża ogrodniczego o rękojeści tak długiej, jak trzonek młota. Nie jest to jednak bóg od młota, ponieważ prawa jego ręka oparta jest na rogach stojącego za nim jelenia. Jest to jeszcze jedna hybrydyczna figura 244 Religia Galów - zarazem Taranis, najwyższy bóg, władca niebios, i Merkury-Cernunnos, bóg obfitości i świata podziemnego, a być może także Herkules, który u Greków i Rzymian mógł mieć niektóre kompetencje najwyższego bóstwa Galów. Z całej tej teologii, prawdopodobnie przez druidów usystematyzowanej, możemy uchwycić jedynie pojedyncze cechy. Dostępne są nam tylko reminiscencje pochodzące z późniejszych epok, zniekształcone przez obce interpretacje, stąd nasza egzegeza pozostaje zasadniczo hipotetyczna. Bóstwa żeńskie Wcześniej była już mowa o boginiach Matkach, boginkach źródeł, rzek i lasów, o dobrych wróżkach - patronkach życia codziennego. Nosiły one różne lokalne przydomki, pochodzące najczęściej od nazwy regionu, nad którym sprawowały pieczę: Matres Ubelnae - Matrony znad Huveaune (mała rzeczka w okolicach Marsylii), Matres Treverae (z Trewiru), często Matres domesticae lub nawet Paternae. Były one obiektem żarliwej czci w każdej rodzinie, w każdym okręgu, gdzie znajdowało się ich sanktuarium. Ich wizerunki -czy to płaskorzeźby, czy skromne figurki z gliny - były wszędzie niezmiernie liczne. Opiekunka koni Epona prawdopodobnie również należała do tej grupy. W epoce rzymskiej dołączano do nich i Wenus, uważaną za boginię płodności. Często nadawano im wspólne imię Junones jako żeńskim duchom opiekuńczym rodziny. Wszystkie te bóstwa ściśle związane były z ziemią, roztaczając opiekę nad mężczyzną, nad jego rodziną, dziećmi, nad żywym inwentarzem i rolą. Czuwały także nad grobami - w niektórych odkryto ich wizerunki. Osobną grupę żeńskich bóstw tworzą postacie przypisywane zwykle bogom jako towarzyszki: Rosmerta albo Maia (w zależności od regionu) przy Merkurym, Nemetona przy Marsie, Nantosuelta przy Sucellusie, Strona będąca towarzyszką Apolla, choć często przedstawiana również samotnie, Damona u boku Borvo i tak dalej. Boginie te nie mają cech indywidualnych, wydają się jedynie żeńską personifikacją bóstwa, z którym są kojarzone. Godne uwagi, że bogowie o charakterze typowo celtyckim - Taranis, Teutates, Ezus, Cernunnos - nie mają partnerki. O skojarzeniu par zdecydowały prawdopodobnie wpływy rzymskie. Cezar wymienia jedno tylko żeńskie bóstwo Galów, nazywając je Minerwą. Tak jak Minerwą, miała ta bogini nauczać pracy i zawodów. Z wyjątkiem krain nadreńskich - gdzie, jak się wydaje, przypisywano jej inne cechy - Minerwą nie cieszyła się w Gali nadmierną popularnością, o czym świadczyłaby nikła ilość zabytków jej poświęconych. Jej galijskie imię Belisama może stanowić pewną wskazówkę co do pierwotnej jej natury: odnajdujemy w nim ten sam rdzeń co w imieniu samotnego boga Belenusa - Jaśniejący, Płomienisty - z przyrostkiem Bóstwa żeńskie 245 -sama, który może być zarówno stopniem najwyższym przymiotnika, jak i odpowiednikiem greckiego homos, homoios - podobny. Belisama znaczyłoby więc albo Najjaśniejsza, albo Belenusowi podobna. Bóstwo ognia, prawdopodobnie swego rodzaju Westa, bogini ogniska domowego, a także, sądząc po uwagach Cezara, bogini wytwórczości związanej z ogniem - kowalstwa, garncarstwa, emalierstwa - rzemiosł, które jak wiadomo, stały w Galii na wysokim poziomie. W krainach położonych nad Renem Minerwa pojawia się przede wszystkim jako bóstwo wojny. W całej prawie Galii czczono boginię zwycięstwa, która była kimś więcej niż rzymska Wiktoria. Bóstwem tym jest Andarta Wokonsów z Sabaudii, tożsama z brytańską Anraste - Niezwyciężoną, którą królowa Brytów Boudicca próbowała sobie zjednać ofiarami z ludzi. Jeszcze w okresie niezależności dość często przedstawiano na rewersie monet galijskich postać kobiecą (ryć. 19), nagą lub ubraną, uskrzydloną lub nie, czasem zbrojną w miecz i tarczę, na koniu lub też lecącą ponad koniem (przedstawianym niekiedy z ludzką głową). Pojawia się ona także jako najprawdziwsza skrzydlata Wiktoria prowadząca konia. Z eposu irlandzkiego znamy okrutne boginie walki i hekatomby, jak ptaki szybujące nad wojownikami i siejące panikę w szeregach wroga. Należy do nich Badb-Catha, Wrona Bitewna, której imię odnajdujemy w imieniu Cathubodua występującej w Górnej Sabaudii, a więc będącej sąsiadką Andarty. W Irlandii boginie roztaczające swą władzę nad polem walki usianym trupami tworzą często triadę. Są to trzy Morrigan, najprawdopodobniej Lamiae Tres - Trzy Wampirzyce, do których jest skierowana pewna rzymska inskrypcja znajdująca się w Wielkiej Brytanii. Jest to także Brigit, czy też raczej są to trzy Brigit irlandzkie, których imię bardzo przypomina imię Brigantia, znane nam z wielu inskrypcji łacińskich, oraz nazwę ludu Brigantes. W Galii, w czasach rzymskich, przeistoczyły się one w liczne Bellony i Wiktorie. Groźna postać z monet galijskich, odpowiadająca wzmiankom, jakie o tych boginiach zachowały się w eposie celtyckim z czasów irlandzkiego średniowiecza, jest z pewnością dużo bliższa wyobrażeniom galijskim niż ich chłodne i opanowane rzymskie odpowiedniczki. Ryć. 19. Galijskie złote statery z okolic Falaise. Nagie bóstwo, prawdopodobnie w szale bitewnym, w późniejszym okresie przekształcone w rzymską Bellonę 246 Religia Galów Cechą wspólną wszystkich tych bóstw galijskich, zarówno męskich jak i żeńskich, jest łatwość, z jaką pozwoliły się utożsamić z bogami panteonu Greków i Rzymian. Z pewnością pierwotnie były im pokrewne: Zeus-Jupiter wywodzi się wszak z tej samej koncepcji co Taranis. Ewolucja wierzeń greckich i rzymskich była jednak głęboko odmienna od ewolucji religii celtyckich, które zatrzymały się na etapie zbliżonym do tego, jaki odnajdujemy w najstarszym Lacjum: animizm obejmujący całą przyrodę; bogowie pozbawieni szczególnych cech indywidualnych i spełniający wielorakie funkcje; abstrakcyjne - by tak rzec - siły, objawiające się w zjawiskach naturalnych, oraz bóstwa opiekuńcze poszczególnych grup społecznych, bez wyraźnie określonej osobowości. W starożytnej Italii cechy te ułatwiły połączenie miejscowych bogów z bogami Olimpu. I tak samo bogowie Galii dali się bez większych oporów przekształcić w bogów rzymskich, a przyjmując postać ludzką, powielali konwencję klasyczną. Mitologia Galów Nie ma wątpliwości, że Galowie mieli bogatą mitologię, w pewnej mierze podobną do mitologii germańskiej opisanej w Eddach skandynawskich, czy też tej, która pojawia się w eposie irlandzkim. Druidzi nadali zapewne jedynie formę poematu od dawna znanym opowieściom o herosach i bogach oraz stworzyli swego rodzaju teologię. Brak zainteresowania ze strony świata antycznego sprawił, że jedyne ślady tych mitów znaleźć dziś można w niektórych dziełach sztuki pochodzących z epoki galloromańskiej. Jest rzeczą oczywistą, że to właśnie echa wcześniejszej mitologii zainspirowały postaci tak bardzo odległe od wzoru klasycznego, jak brodaty Merkury z Lezoux czy takie przedstawienia jak trzygłowy bóg o trzech obliczach -jednym en face, dwu pozostałych z profilu, czy jeszcze byk o trzech rogach zakończonych kulkami. Cóż właściwie oznacza wizerunek o trzech twarzach? Dopuszczamy hipotezę, że była to celtycka trójca. Przy braku wskazówek z czasów starożytnych skazani jesteśmy na komentarze, jakie podsuwa nam wyobraźnia. Mity te są z pewnością bardzo stare. Ich początki muszą datować się na III-I wiek p.n.e., kiedy to Celtowie zapożyczyli od Macedonii monetę, a śródziemnomorski antropomorfizm wpłynął na celtycką koncepcję boskości. Od tego momentu również i Celtowie podejmowali próby przedstawienia wizerunku swych bogów, którzy wcześniej umykali sztuce. Z początku kopiowali wzory obcych bóstw, później podjęli wysiłek komponowania scen odpowiadających ich własnym mitom. Dowodów na to dostarcza nam zdobnictwo kotła z Gundestrup (patrz s. 196). Znajdujemy na nim węża z głową barana, którego nie mogła inspirować sztuka śródziemnomorska. Jego charakter hybrydalny odpowiada Mitologia Galów 247 za to zwyczajowym wyobrażeniom Celtów. Wąż przedstawia z pewnością powszechnie znany mit, jego podobizna pojawia się bowiem bardzo często w sztuce galloromańskiej. To samo odnosi się do boga z kołem, przede wszystkim zaś do Cernunnosa o jelenim porożu, mającego u swego boku jelenia i byka. Podobieństwo sceny ze świętego kotła i płaskorzeźby z Reims jest uderzające. Motyw ten był więc popularny w czasach rzymskich i oznaczał coś powszechnie znanego. Ale co? Tego jedynie się domyślamy. Podobnie, jeśli chodzi o poszukiwanie znaczenia kilku innych scen przedstawionych na płaskorzeźbach galloromańskich, niewątpliwie inspirowanych mitologią Celtów, możemy jedynie wysuwać hipotezy. W XVIII wieku pod prezbiterium katedry Notre Damę w Paryżu odkryto ołtarz poświęcony Tyberiuszowi. Na jednym z jego boków widoczny jest bóg Esus ścinający gałęzie drzewa, na sąsiednim zaś - wśród listowia gałęzi stanowiących przedłużenie tych ścinanych przez Esusa - widzimy byka, na którego głowie i zadzie przysiadły trzy ptaki. Tarvos trigamnos, byk z trzema żurawiami - wyjaśnia inskrypcja. Na znajdującym się w Trewirze bloku, którego ściana przednia poświęcona jest Merkuremu i jego towarzyszce Rosmercie, boczna rzeźba przedstawia drwala zamierzającego się na pień drzewa, w którego koronie siedzą trzy żurawie, w listowiu zaś zauważyć można głowę byka. Jest to oczywiście przedstawienie tej samej co na ołtarzu paryskim legendy: bóg Esus ścina las, gdzie znalazły schronienie byk i trzy ptaki, jego sojusznicy. Również jeden z epizodów eposu irlandzkiego, którego bohaterem jest Cuchulainn, opowiada 0 herosie ścigającym świętego byka i ścinającym las, w którym zwierzę się ukryło. Mamy tu więc do czynienia z ludowym mitem, mającym długą tradycję wśród Celtów wyspiarskich. Lecz w Galii, co dokładnie łączy Esusa z bykiem 1 jaką rolę odgrywają tu trzy żurawie? Epitet Trigamnos określający byka może sugerować, że obecność ptaków jest wyłącznie wynikiem etymologicznej gry słów. W języku galijskim łatwo było pomylić litery c i g. Być może rozumieć należałoby: Tricaranos, byk o trzech rogach, którego wizerunki są rzeczywiście często spotykane. Słowo Tricaranos może również oznaczać: trzygłowy. Czy nie zaszło tu czasem przemieszanie pojęć i stopniowe przejście od trójcy wyobrażonej przez trzy-głowego boga do boga-byka z trzema rogami, a następnie z trzema żurawiami? Treść tej sceny pozostaje zagadką. Niemniej jednak znaczenie jej polega na jednoczesnym przedstawieniu boga o ludzkiej postaci, zwierzęcia i świętych ptaków, jak również drzew, którym, jak wiadomo, Galowie oddawali niekiedy cześć boską. Tak u nich, jak wszędzie indziej mit ten musiał często służyć objaśnianiu rytuałów, których pochodzenie i prawdziwe znaczenie zostały już zapomniane. Nie wydaje nam się, co prawda, by mit o byku ścinającym las, zwanym Tarvos 248 Religia Galów Trigaranos, miał coś wspólnego ze zrywaniem jemioły - jednym z najbardziej znanych obrzędów galijskich. Zauważmy jednak, że w opisie tej ceremonii przez Pliniusza również odnajdujemy występujące razem: najwyższe bóstwo, drzewo i byka. Dla druidów nie ma nic bardziej świętego niż jemioła i drzewo, na którym ona rośnie, pod warunkiem, że jest to dąb. Sanktuaria mają w dąbrowach i przy spełnianiu wszelkich obrządków rytualnych zawsze posługują się liśćmi dębowymi. Wierzą, że obecność jemioły oznacza obecność boga w drzewie, na którym rośnie. Gdy znajdą jemiołę na dębie, zrywają ją z wielką ceremonią. Robią to najchętniej szóstego dnia miesiąca księżycowego, ponieważ uważają, że tego dnia planeta posiada całą swą moc, gdyż nie minęła jeszcze połowa cyklu. Pod świętym drzewem czynią przygotowania do festynu i złożenia ofiary. Podprowadzają pod nie dwa białe byki. które nigdy jeszcze nie chodziły w jarzmie. Kapłan odziany w białą szatę wspina się na drzewo: złotym sierpem ścina jemiołę, która spada na białą płachtę. Wreszcie druidzi dopełniają ofiary, prosząc bóstwo o pomyślność dla tych, którym dało jemiołę2. Obrzędy i święta. Zabobony i magia W składaniu ofiar zdaje się tkwić sedno religii Galów. Ofiara bowiem - jak wyjaśnia Cezar - stanowiła w ich mniemaniu rodzaj transakcji z bóstwem. Sądzą oni - pisał Cezar - że ludzkie życie można okupić jedynie życiem ludzkim [...], wobec tego ci, których dotknęła ciężka choroba, którzy ryzykują życie w walce czy narażają się na inne niebezpieczeństwa, składają w ofierze ludzi lub ślubują, że to uczynią. Mistrzami ceremonii są druidzi. Rytuał ten ustanowili z mocy urzędu i dla dobra ogółu3. Następnie Cezar opisuje olbrzymie, wiklinowe kukły, które wypełniano ludźmi i palono. „Za ofiary najmilsze bogom uważa się przestępców, a gdy ich brakuje, wtedy przeznacza się na ofiarę niewinnych". Była już mowa o tym, że ofiara całopalna przeznaczona była specjalnie dla Taranisa. Inni bogowie woleli odmienne formy: duszenie albo wieszanie. Rytuał składania ofiar z ludzi, przyciągający uwagę autorów starożytnych, był zresztą tylko kontynuacją obrzędów praktykowanych niegdyś zarówno w Italii, jak i w Grecji. Na wzór bogów antycznych bogowie Galów godzili się na ofiary zastępcze: zwierzęce, a nawet symboliczne, czyli na wizerunek złożony w miejsce samej ofiary. Tym tłumaczą się znalezione w sanktuariach galloromańskich liczne wota, przedstawiające nie tylko ludzi i zwierzęta, ale Pliniusz Starszy, op. cit., XVI, 249. Gajusz Juliusz Cezar, op. cit. Obrzędy i święta. Zabobony i magia 249 i części ciała: ręce, nogi, genitalia, brzuchy, oczy... Choroba była w istocie wyrazem gniewu boga, znakiem, że bóg zawładnął chorym. Aby skłonić go do odstąpienia od zdobyczy, ofiarowywano mu symbol części ciała dotkniętej schorzeniem: może zechce się nim zadowolić. Obyczaje te nie są właściwe wyłącznie Galom. Byty również szeroko praktykowane w sanktuariach Italii. Podobnie jak Grecy i Rzymianie, także Galowie oddawali się praktykom religijnym w obrębie własnych rodzin i grup społecznych. Z tej to zapewne przyczyny okres panowania rzymskiego charakteryzuje się tak wielką liczbą bogów występujących pod wieloma imionami i dlatego często imiona tych bóstw celtyckich korespondują z nazwami miejscowości albo okolic, z których pochodzą zabytki. W epoce rzymskiej każda rodzina galijska posiadała w swym domostwie lararium z posążkami własnych bogów - z brązu lub gliny. Stanowiło to przejaw pobożności, wyrażanej na sposób rzymski, choć bez wątpienia wywodzącej się z czasów dawniejszych. Jednak obrzędy miały w zasadzie charakter publiczny. Stanowiły akt zespołowy, w którym uczestniczy tłum - żarliwość religijna jest wszak zaraźliwa. Obrzęd kultowy był świętem, zaś rytuał składania ofiary jedynie jego zwieńczeniem. Odnaleziono zabytki wskazujące na to, że organizowane były procesje. Na przykład w kurhanie z Ohnenheim koło Selestat (Alzacja) znajdował się czterokołowy wóz, obficie zdobiony niezwykle starannej roboty odlewami z brązu. Nie był to pojazd codziennego użytku, lecz wóz służący do obwożenia po terytorium plemiennym wizerunku bóstwa lub - jak to widać na monetach macedońskich - wielkiego kotła. Możliwe, że ten obyczaj miał sprowadzać deszcz i zapewniać dobre zbiory. Tacyt opisuje taką procesję u Germanów znad Bałtyku, a analogiczne musiały się odbywać i w Galii: U poszczególnych szczepów nie można nic osobliwego zobaczyć, prócz wspólnej ich czci dla bogini Nerthus, to jest Ziemi-Matki [...]. Na pierwszej wyspie Oceanu znajduje się nietknięty gaj, a w nim poświęcony bogini rydwan kobiercem nakryty, a dotknąć go wolno jednemu kapłanowi. Ten spostrzega, jeżeli bogini zjawi się w miejscu najświętszym, i z głęboką czcią towarzyszy jadącej na wozie, który ciągną krowy. Wtedy są radosne dni, pełne uroczystości te miejsca, które bogini swoim przybyciem i gościną raczy zaszczycić. Ani wojen nie rozpoczynają, ani za oręż nie chwytają i wszelkie żelazo jest pod zamknięciem [...], aż ten sam kapłan nasyconą obcowaniem z ludźmi boginię do świętego przybytku z powrotem odwiezie. Potem wóz, okrycie i — jeśli się chce w to wierzyć - samo bóstwo w ustronnym jeziorze są obmywane. Usługują niewolnicy, których natychmiast to samo jezioro pochłania. Stąd tajemnicza trwoga i święta nieznajomość tego misterium, które tylko idący na śmierć ogląda4. 4 Tacyt, op. cit., rozdz. 40. 250 Religia Galów Święte miejsca to nie budowle, lecz krąg wyznaczony na landach lub polany w głębi lasu. Galijski termin nemeton oznacza po prostu ograniczoną przestrzeń. Słowo to służyło do formowania nazw miejscowych jeszcze pod panowaniem rzymskim, na przykład Augustonemetum - Clermont-Ferrand. Poza głównym sanktuarium w lasach orleańskich, na ziemi Karnutów, gdzie rokrocznie odbywało się wielkie zgromadzenie druidów, Galowie posiadali niezliczone miejsca poświęcone kultowi. Jeszcze w epoce rzymskiej było ich bardzo wiele i każde z nich miało długą tradycję. Każdy lud, każdy kanton miał własne sanktuarium, a w wielu było ich więcej niż jedno. Galowie nieustanne pielgrzymowali, o czym świadczy obfitość wotów. Te pobożne podróże, skądinąd dogadzające upodobaniu Galów do wędrówek, dowodzą ich ufności w troskliwą pieczę bogów. Daty owych spotkań religijnych, o większym lub mniejszym znaczeniu, były regularnie wyznaczane. Składano podczas nich ofiary oraz załatwiano interesy tak samo jak na uroczystym zjeździe druidów u Karnutów. Święto religijne było również świętem jarmarcznym, kult i handel szły w parze wraz z wszelakimi uciechami, jakie towarzyszą takim zgromadzeniom. W czasach rzymskich święto boga Luga, zbiegające się ze świętem Ołtarza Rzymu i Augusta, ściągało do Lyonu wielkie tłumy. Odbywały się wówczas wszelkiego rodzaju zabawy, widowiska, zawody, między innymi konkurs krasomówstwa, w którym pokonani musieli wynagrodzić zwycięzcę, wygłaszając mowę na jego cześć i nawet, jeśli zostali bardzo źle ocenieni, zlizać swoje zapiski czy też poddać się kąpieli w Rodanie. Mamy tu niewątpliwie do czynienia z echem współzawodnictwa między bardami. Nie wiadomo, czy najważniejsze doroczne święto sezonowe Irlandii, jakie celebrowano pierwszego listopada, można odnieść również do Galii. Ludność, na co dzień żyjąca w rozproszeniu, gromadziła się wtedy na kilka dni w tradycyjnym sanktuarium. Daty l listopada i l maja dzieliły rok na dwie pory: zimną (galijskie giamon) i ciepłą (galijskie samori). Podział ten obowiązywał na całym obszarze celtyckim i odnajdujemy jego ślady zarówno w galijskim kalendarzu z Coligny, jak i we współczesnych zwyczajach walijskich. Każda z tych pór roku jest z kolei podzielona - w każdym razie w Irlandii - na dwa kwartały: świętem l lutego, będącym dziś dniem świętej Brygidy, i świętem Lugnasa, wypadającym l sierpnia. Widać zatem, że kalendarz celtycki opierał się nie na roku słonecznym, na przesileniach i równonocach, lecz na roku agrarnym i pasterskim, na datach rozpoczęcia i zakończenia prac rolnych i hodowlanych. Tak więc mityczny świat Celtów opanowany był przez boginie ziemi i na próżno tu szukać bóstw solarnych5. L. Sjoestedt, Dieux et heros des Celtes, Paris 1936, s. 71. Obrzędy i święta. Zabobony i magia 251 Mniej przejrzyście przedstawiają się te sprawy w Galii. Dzięki kalendarzowi z Coligny wiemy, że to cykl księżycowy, a nie słoneczny był podstawą podziału roku na miesiące. Być może dominująca pozycja bogiń związanych z ziemią była zjawiskiem raczej wyspiarskim niż ogólnoceltyckim. Ale w Galii pierwszego sierpnia obchodzono święto Luga, odpowiadające irlandzkiemu Lugnasa. Możemy więc zakładać, iż w początkach listopada miało tu miejsce święto, znane nam i dziś jako Święto Zmarłych. Święto l listopada nie jest świętem jakiegoś konkretnego bóstwa opiekuńczego, lecz świętem całego świata duchów. Ich wtargniecie w świat ludzi niesie ze sobą poczucie zagrożenia, ma charakter wojowniczy. W czasie Samhain, u progu półrocza jałowego, ofiarowuje się duchom dziesięcinę ze zbiorów zakończonego właśnie półrocza płodnego. Ofiara staje się ciężkim haraczem narzuconym człowiekowi przez moce destrukcyjne [...]. Aż do przybycia świętego Patryka Irlandczycy ofiarowywali l listopada pierworodne z każdego miotu i najstarsze z potomstwa6. Żadnych śladów tego barbarzyństwa nie odnajdujemy w Galii. Do obłaskawienia bogów wystarczały tam widocznie ofiary z ludzi. Według epopei irlandzkiej temu krwawemu obrządkowi opartemu na strachu towarzyszył rodzaj orgiastycznego szaleństwa, w trakcie którego, „ludzie, zaatakowani przez tłum duchów, atakują z kolei ich tajemnicze siedziby, na jedną noc szeroko otwarte i wreszcie dostępne. Łącząc martwych, żywych i bogów, święto odtwarza raz jeszcze sytuacje z czasów mitycznych". Autorzy starożytni wspominają o pewnych dziwnych obrzędach praktykowanych w Galii przez kobiety, i to jedynie w pasie wybrzeża atlantyckiego. Na leżącej przy ujściu Loary wyspie Namnetów, na którą nie mieli wstępu mężczyźni, kobiety „odprawiały misteria i inne ceremonie religijne, by przebłagać boga, który je dręczy". Zwyczaj nakazywał im zdejmować raz do roku dach świątyni na wyspie i pokryć ją na nowo tego samego dnia, jeszcze przed zachodem słońca. Każda z kobiet musiała przenieść część materiałów budowlanych. Jeśli któraś upuściła swoje brzemię, była natychmiast rozszarpywana przez towarzyszki, a szczątki nieszczęsnej obnoszono wokół świątyni, dopóki atak furii nie ustąpił fizycznemu wyczerpaniu. Nie zdarzało się, by robota została ukończona bez złożenia którejś z kobiet w ofierze. Szczególne umiejętności przypisywano składającym śluby wieczystego dziewictwa 9 kapłankom z wyspy Seny. Mówiono, że posiadały moc wzburzania lub uspakajania morskich toni swoimi zaklęciami, że mogły przybierać postać zwierząt, leczyć nieuleczalne choroby, że przepowiadały przyszłość, ale tylko tym żeglarzom, którzy przypływali do nich, by poznać swój los. 6 Ibidem. 252 Religia Galów Znamy nakreślony przez Tacyta obraz przybycia armii rzymskiej na wyspę Monę (Anglesey): Na wybrzeżu stała armia nieprzyjacielska, zwarta, najeżona bronią; wśród szeregów przebiegały kobiety podobne furiom, na czarno ubrane, z włosem rozwianym i pochodniami w rękach; otaczający je druidzi wznosili ku niebu ramiona, zawodząc przeraźliwe modły7. Po zwycięstwie Rzymianie wycięli lasy „poświęcone barbarzyńskim przesądom, wiara nakazywała bowiem kapłanom wyspy, by zraszali ołtarze krwią jeńców i odczytywali wyroki boskie z ludzkich wnętrzności". O tym sposobie wróżenia u Galów wspominają rzeczywiście różni autorzy. Piszą także, że Galowie mieli zwyczaj zadawać ofierze cios mieczem pod żebra i przepowiadać przyszłość z charakteru konwulsji. Praktykowano zresztą i wszelkie inne sposoby wróżenia - ze snów, z różnych znaków, a zwłaszcza z lotu ptaków. Cicero pisał, że druid Dywicjakus opierał swe przepowiednie na obserwacji lotu ptaków i na dedukcji. Uznaną wyrocznią był król niewielkiego państwa galackiego Dejotar, klient wielkiego mówcy. Wieszczowie cieszyli się wśród Galów wielkim zaufaniem. Lud ten - pisał Cezar - całą duszą oddany jest przesądom. Wierzono we wszelkiego rodzaju talizmany - rośliny przynoszące szczęście, symbole mające odczyniać zły urok, amulety... Za talizmany uznawano także torquesy, bransolety, bursztyn, gagat, koral, kolor czerwony. Galowie nie różnili się pod tym względem od innych ludów starożytnych. Pliniusz wspomina 0 pewnym oryginalnym amulecie, jakim było jajo węża: prawdopodobnie chodzi tu o skamienielinę jezowca. Zapewniało ono powodzenie we wszelkich poczynaniach, wygraną w sporach oraz dostęp przed oblicze książąt. Należało jednak - zanim jajo, wyrzucone przez węże w powietrze dotknie ziemi - złapać je w sagum i umknąć konno, węże bowiem ścigały porywacza aż do najbliższej rzeki. Pewien żołnierz jazdy rzymskiej z kraju Wokonsów (Sabaudia) posiadał ów niezawodny talizman i podczas procesu odbywającego się przed cesarzem Klaudiuszem ukrył go w fałdach togi. Klaudiusz albo się zorientował, albo też mu rzecz doniesiono i, aby udowodnić nieskuteczność zabobonu, wymierzył nieszczęśnikowi karę śmierci. Magia, w rozkwicie za czasów rzymskich, musiała mieć nie mniejsze znaczenie w czasach niezależności. W sagach germańskich i w epopei irlandzkiej interweniuje ona we wszelkich okolicznościach. Najpotężniejsi bogowie 1 najświetniejsi spośród herosów byli czarownikami. Począwszy od Pliniusza, dla autorów rzymskich druidzi byli już wyłącznie „magami", czyli czarow nikami. Czytamy także o „druidessach", które były po prostu wieszczkami Tacyt, Roczniki, XIV, 30. Obrzędy i święta. Zabobony i magia 253 przepowiadającymi przyszłość. Również medycyna galijska była praktycznie magią. Właściwości roślin ustalano wprawdzie empirycznie, ale przypisywano im moc magiczną. Ilekroć mowa o Galach, pamiętać należy, że z każdą dziedziną ich życia związana była głęboka wiara religijna, a nawet i przesądy. Kapłani galijscy - druidzi Wielokrotnie już wspominaliśmy o druidach oraz wielkiej roli, jaką odgrywali w życiu społecznym i politycznym Galii. Mówiąc o życiu intelektualnym Galów, nie mogliśmy pominąć ich utworów poetyckich. Byli ponadto nauczycielami arystokratycznej młodzieży, i to całej, a nie tylko tej części, która przygotowywała się do kapłaństwa. Ich rola jako kapłanów polegała na przewodniczeniu obrzędom ofiarnym, ponieważ - wyjaśnia Diodor -pośrednictwo tych ludzi, znających naturę bogów i posługujących się ich językiem, uważano za niezbędne. Już sama nazwa „druidzi" oznaczała „tych, którzy wiedzą": dru to partykuła wzmacniająca, a drugi człon posiada ten sam rdzeń co łacińskie videre, widzieć, wiedzieć. Ta etymologia jest bardziej przekonująca od proponowanej przez starożytnych, którzy wywodzili słowo „druid" od greckiego drus, dąb. Druidzi byli strażnikami tradycji związanej z bogami i ich kultem. Wszyscy zgodnie uznawali w nich mistrzów ceremonii i zarządzających sprawami religii galijskiej. Cecha charakterystyczna tej formy kapłaństwa polegała na tym. że druidowie tworzyli prawdziwą kastę kapłanów, niemal kongregację. „Łączy ich wspólnota korporacyjna" - sodaliciis adstricti consortiis - powiada Ammian Marcellin. Druidzi z całej Galii uznawali prymat zwierzchnika, którego spośród siebie wybierali. Czasem narzucony on zostawał w wyniku zbrojnych starć, do jakich dochodziło, gdy chętnych było wielu. Taka organizacja stanu kapłańskiego nieznana była ani w Grecji, ani w Rzymie. Jak powstała? Na czym polegała istota tego posłannictwa? Przede wszystkim jednak - czy kapłaństwo druidów było zjawiskiem występującym tylko w Galii, czy też wspólnym wszystkim Celtom? Rzecz jasna, wszystkie ludy celtyckie miały swoich kapłanów. Byli oni obecni w północnej Italii; w epoce rzymskiej kapłani związani z konkretną świątynią lub jednym kultem nosili tytuł gutuater - prawdopodobnie celtycki, i nie byli druidami. O druidach nie mówi się nigdzie poza Galią i Brytanią. Jednakże nazwę tę wymienił jako pierwszy pewien autor grecki, który musiał słyszeć raczej o Celtach z Europy Środkowej. Wzmianka ta dotarta do nas poprzez cytat z przedmowy Diogenesa Laertiosa do jego dzieła Żywoty i poglądy słynnych filozofów. Oto ona: 254 Religia Galów Powiadają niektórzy, że filozofia narodziła się u barbarzyńców. Persowie mieli swoich magów, Babilończycy i Asyryjczycy swych Chaldejczyków, Celtowie i Galatowie druidów i semnoteów. Dowiadujemy się tego z Arystotelesowego traktatu O magii i z XXIII księgi dzieła Sotiona Sukcesja filozofów. Arystoteles mógł mówić o Chaldejczykach, zaś wzmianka o Celtach i Ga-latach należy raczej do nieznanego Sotiona - nazwa Galatowie jest późniejsza od Arystotelesa i odsyła nas do wieku III p.n.e. Słowo „semnoteowie" jest pochodzenia greckiego i oznacza tych, którzy czczą bóstwo. Może to być zarówno dokonane przez Greków, sąsiadujących z Galatami, tłumaczenie nazwy „druid", jak i tłumaczenie każdego innego terminu oznaczającego kapłana. Fakt, że około roku 200 p.n.e. druidyzm istniał wśród Celtów naddunajskich, a przynajmniej wśród niektórych z tamtejszych plemion, nie dowodzi niczego, jeśli chodzi o pochodzenie i zasięg religii. Jest zresztą całkiem możliwe, że grecki autor odnosi druidów do jednej grupy Celtów, a semnoteów do innej, mianowicie do Galatów, jak w jego czasach określano Celtów z Europy Środkowej. Powiadano, że druidyzm pochodzi ze wschodu. Celtowie jakoby zapożyczyli go od Gotów, z którymi rzeczywiście często się stykali, najczęściej jako przeciwnicy w wojnach. Istotnie znaleziono u Gotów informację dotyczącą byłego niewolnika Pitagorasa, Zalmoxisa. Głosił on ponoć doktrynę dość bliską tej, którą przypisuje się druidom. Jeden z jego uczniów „wybrał spośród rodów królewskich ludzi o szlachetnych duszach i wielkich umysłach, i przekonał ich do adoracji niektórych bóstw i honorowania ich sanktuariów"8. A nawet powiadano, że gdy Filip Macedoński najechał Gecję, na spotkanie wrogów wyszło kilku kapłanów z grona tych, których Getowie nazywali pobożnymi. Byli oni odziani w białe szaty i grając na harfach, śpiewali hymny sławiące bóstwa opiekuńcze swego ludu. Macedończycy zawarli pokój i powrócili do siebie. Ponoć też czasami druidzi rzucali się między wojska gotowe do starcia i udawało im się zapobiegać bitwom. Chociaż te interwencje rzeczywiście trochę przypominają nieudane przedsięwzięcie druidów i kapłanek z wyspy Mony, to mogą one po prostu należeć do powszechnego folkloru. Podobieństwo doktryny Getów i druidów jest dość mgliste, zaś wiadomości, jakie mamy na temat religii Dacji, są zbyt konwencjonalne, by dowieść jej związków z druidyzmem. Czyż wskazówki te mogą mieć większą wartość niż takie oto precyzyjne stwierdzenie Cezara: „Nauka druidyczna powstała w Brytanii i stamtąd, jak się przypuszcza, trafiła do Galii. Jeszcze teraz ci, którzy chcą ją poznać dogłębnie, najczęściej udają się na wyspę, by uzupełnić wykształcenie". Czy Strabon, op. cit., VII, 3, 5. Kapłani galijscy - druidzi 255 to Celtowie przynieśli ją na wyspę? A jeśli tak, to dlaczego właśnie tam rozwinęła się tak wyjątkowo wspaniale, skoro Brytowie bynajmniej nie byli najwyżej stojącym kulturalnie ludem celtyckim? Przypomnijmy, co Diodor opowiadał o czci oddawanej Apollinowi Hyperborejskiemu na wyspie położonej na wprost Galii, o cudownej świątyni i o grodzie zamieszkałym niemal wyłącznie przez grajków na cytrach, spędzających czas na śpiewaniu hymnów sławiących boga. Druidyzm byłby więc po prostu wyższą formą starego, miejscowego kultu związanego z megalitycznym kręgiem w Stonehenge. Doktryna została z czasem wzbogacona o wszystkie idee krążące w świecie celtyckim od Morza Czarnego i Bałkanów po wybrzeża Galii. Główny jej ośrodek pozostał na wyspie, ponieważ stamtąd się wywodziła. Jest to wyłącznie hipoteza, którą oczywiście dowieść byłoby trudno, ale też nie wiadomo, co można by jej zarzucić. Jaki był rzeczywisty charakter kasty kapłańskiej druidów? Nikt bardziej nie przypomina druidów jak bramini w Indiach i magowie w Iranie, chyba że Kolegium Pontyfików w Rzymie i należący do niego flami-nowie. Termin flamen oznacza to samo co termin bramin. J. Yendryes wykazał analogie terminów odnoszących się do kapłanów oraz obrzędów ofiarnych w sanskrycie i w języku celtyckim. Chodzi nawet nie tyle o porównywalne, lecz wręcz o identyczne formy kapłaństwa, które przetrwały jedynie u dwóch ludów, osiadłych na przeciwległych krańcach terytoriów indo-europejskich. Pomiędzy nimi, na przykład u Traków i Getów, zachowały się szczątki podobnych formacji kapłańskich9. Przed pół wiekiem Alexandre Bertrand przyrównał nawet organizację druidów do zakonów chrześcijańskich i zgromadzeń mnichów tybetańskich10. Zadania kapłaństwa są wszędzie podobne. Jest więc naturalne, że wszystkie instytucje duchowne łączy jakiś wspólny element, a tu i ówdzie można się nawet dopatrzyć kilku bliższych analogii. Ważny jest jednak specyficzny charakter każdej z nich i dokonując porównań, nie wolno zapominać o istotnych dzielących je różnicach. Wyeliminujmy najpierw podobieństwo z Rzymem. Jakże porównywać 7 czy 12 pontyfików rzymskich z druidami? Oczywiście, druidzi mieli swego zwierzchnika, tak jak istniał Pontifex maximus. Jednakże pontyfikowie stanowili nie kastę duchowną, a kolegium urzędników obarczonych administrowaniem religii: rekrutowano ich przez kooptację, zaś druidyzm był powołaniem. Pontyfikowie rzymscy nie mają więcej wspólnego z druidami niż z braminami. Słowo „bramin" oznaczało zapewne pierwotnie to samo co flamin, lecz bramini tworzą 9 H. Hubert, Les Celtes, t. II, Les Celtes depuis l'epoque de La Tene et la civilisation celtique, Paris, 1932, s. 229 i n. Albert Grenier opublikował po raz pierwszy swoją pracę Les Gaulois w 1922 roku (przyp. red.) 256 Religia Galów świętą kastę, a flamin był kapłanem jednego bóstwa i podlegał najwyższemu pontyfikowi, nie będąc członkiem jego kolegium. Ani jeden z terminów rzekomo tożsamych: druid, pontyfik, flamin, bramin, nie odpowiada pozostałym. Nie zapominajmy, że słowa zawierające identyczny rdzeń w różnych językach mogły przyjąć z czasem nieco inny sens. Tak jak druidzi bramini w Indiach muszą odbyć długie studia inicjacyjne; w ich wypadku ma to jednak drugorzędne znaczenie. Braminem człowiek się rodzi. Nie istnieje u nich organizacja charakterystyczna dla druidów -nie mają obieralnego zwierzchnika, nie zbierają się, jak druidzi całej Galii, na dorocznych zgromadzeniach, nie uczestniczą w życiu społecznym i politycznym. Magowie w Iranie mieli z pewnością, jak druidzi, wyłączność na odprawianie ceremonii religijnych, bez nich nie składano żadnych ofiar, lecz w przeciwieństwie do druidów stanowili klan i prawdopodobnie łączyło ich pokrewieństwo; magami stawali się z urodzenia, jak bramini. Nic takiego nie zachodziło w wypadku druidów. Druidzi stanowili w Galii klasę społeczną, której autorytet wynikał z doktryny oraz z zażyłości z bóstwem. Byli specjalistami od spraw religijnych i nie podlegali obowiązkowi służby wojskowej, niemniej wraz z wojownikami troszczyli się o sprawy polityczne. Wiedzieli, czego życzą sobie bogowie, a przecież uważano, że to bogowie kierują życiem narodu w najdrobniejszych szczegółach. Pewna informacja Diona Chryzostomosa (I wiek n.e.) mówi o druidach jako doradcach królewskich. Królowie nie mogli o niczym decydować bez druidów, biegłych we wróżbiarstwie i innych dziedzinach wiedzy, „tak iż słusznie byłoby stwierdzić, że to druidzi wydają polecenia, a królowie siedzący w swoich pałacach na złotych tronach są tylko ich ministrami, wykonawcami ich zamysłów". W Irlandii nikomu nie wolno było zabierać głosu przed królem, ale król mógł przemówić dopiero po swym druidzie. Prestiż kapłanów zmalał w Galii po rewolucji, w wyniku której miejsce monarchów zajęła arystokracja. Według Strabona druidzi zachowali autorytet arbitrów w sprawach prywatnych i waśniach politycznych wyłącznie dzięki swej moralnej wyższości i opinii sprawiedliwych. Zapewne jednak autorytet ten opierał się również na starej tradycji i świątobliwości stanu kapłańskiego. Druid nie walczył na wojnie, był człowiekiem uczonym - ale poza tym żył jak inni ludzie: nie był pozbawiony życia rodzinnego. Dywicjakus, druid Eduów, musiał udać się na wygnanie, ponieważ sprzeciwił się Ariowistowi, gdy ten zażądał jego dzieci jako zakładników. Pozostał jednak przywódcą partii politycznej, opozycyjnej w stosunku do partii swego brata, Dumnoryksa. Przynależność do kasty kapłańskiej nie ograniczała więc jego działalności. Poszukując innego jeszcze przykładu w Rzymie, tym razem w osobie rex sacrificulus, Camille Jullian proponował, by uznać druidów za spadkobierców upadłych królów 300 pagi, czyli kantonów Galii. Zwrócił uwagę na fakt, iż Kapłani galijscy - druidzi 257 pierwotnie władza polityczna i władza religijna były nierozdzielne: król był kapłanem, i właśnie dlatego, że był kapłanem, był królem - to znaczy dlatego, że pozostawał w szczególnych stosunkach z bogiem. W późniejszych czasach funkcja polityczna i wojskowa została oddzielona od religijnej: kapłan i wódz byli dwiema różnymi osobami. W ten sposób w Rzymie obok króla-władcy pojawił się król obrzędów ofiarnych. Tak samo w Galii, gdzie druidzi mieliby odziedziczyć po dawnych królach małych plemion zwierzchnictwo religijne. Można ich przyrównać do 300 doradców, którzy zbierali się przy 12 tetrarchach Galacji w miejscu zwanym drunemeton - wielkie sanktuarium. Jest oczywiście bardzo prawdopodobne, że pierwotnie królowie celtyckich pagi posiadali władzę religijną i że później oddali ją w ręce specjalistów, jakimi byli druidowie. Pozostaje jednak do wyjaśnienia pewne charakterystyczne zjawisko, a mianowicie korporacyjna wspólnota druidów. Wydaje się ona sięgać samych początków druidyzmu, bowiem gdyby było inaczej, to jak i dlaczego religijni namiestnicy różnych plemiennych władców wpadliby na pomysł stowarzyszenia się pod wspólnym zwierzchnictwem, niezależnym od organizacji plemiennej tych ludów, których bogom służyli? Henri Hubert wierzył, że udało mu się znaleźć odpowiedniki instytucji tego typu co braminizm i druidyzm w tak zwanych tajnych stowarzyszeniach z Kolumbii Brytyjskiej i z Melanezji, które w rzeczywistości są bractwami istniejącymi równolegle do totemicznych klanów i stworzonymi na ich podobieństwo. Początki każdego stowarzyszenia wiążą się z jakimś objawieniem opowiedzianym w mitach analogicznych do mitu o. Zalmoxisie czy Pitagorasie. W kolejnych pokoleniach rekrutuje się członków przez dobór i kwalifikuje poprzez inicjację. Nie dostrzegamy żadnych wspólnych cech między tymi prymitywnymi tajnymi stowarzyszeniami a oficjalnie uznanym stanem kapłańskim druidów. Czy istniała u nich inicjacja? Czy podstawą ich instytucji było objawienie? Absolutnie nic na ten temat nie wiemy. Albowiem znamy dopiero druidyzm późny, już z bardzo zaawansowanego okresu cywilizacji celtyckiej, z czasów, gdy druidowie stali się klerem oświeconym - „klasą filozofów", jak ich określają niektóre starożytne źródła. Wzmianki o nich odnoszą się wyłącznie do konkretnych terytoriów celtyckich, do Galii i Brytanii. Nic nie upoważnia do uznania druidyzmu za instytucję „panceltycką". Jest rzeczą naturalną, że poszukujemy jego korzeni i posługujemy się porównaniami. Ale Fustel de Coulanges radzi, by porównywać tylko elementy o tej samej naturze, a nie wydaje się, byśmy w indoeuropejskiej przeszłości mogli znaleźć kapłanów podobnych druidom. Siłą rzeczy musimy więc zadowolić się wskazówkami Cezara oraz kilkoma źródłami starożytnymi, choć zdajemy sobie całkowicie sprawę z tego, jak bardzo są one niekompletne i niewystarczające. 258 Religia Galów Pozostaje religijna i moralna doktryna druidów. Tu także nasze informacje są ogólnikowe, ponieważ nic się nie zachowało z długich i licznych poematów, 0 których istnieniu Cezar ledwie wspomina. Drogą przemyśleń spróbowaliśmy odtworzyć jakieś zarysy tej teologii. Tym, co najbardziej uderzyło Greków 1 Rzymian, był fakt, że - w odróżnieniu od ich własnej - religia galijska posiadała swoją etykę. Starożytni dostrzegali jej wzniosłość i streszczali ją następującym potrójnym imperatywem: „Czcij bogów - Bądź dzielny - Nie czyń niczego złego". Podkreślali wiarę druidów w nieśmiertelność duszy i przy tej okazji przywoływali imię Pitagorasa - Galowie mieli bowiem wierzyć w metempsychozę. „Jednym z głównych punktów doktryny druidów - mówi Cezar - jest wiara, że dusze nie umierają, lecz po śmierci przechodzą do innego ciała; uważają oni, że doktryna taka, głosząca pogardę śmierci, jest najlepszym źródłem odwagi". Lukan, pisząc na ten temat, mówi o „innym świecie": Waszym zdaniem - powiada, zwracając się do druidów - cienie nie dostają się do cichych zakątków Erebu i mrocznego królestwa boga podziemi; ten sam duch kieruje członkami w innym świecie; śmierć, jeśli wasze poematy mówią prawdę, jest po prostu tylko środkiem bardzo długiego życia. Wiele dyskutowano na temat ewentualnych związków między doktrynami druidów i Pitagorasa. Mamy tu jednak do czynienia wyłącznie z odległym i w sumie dość niejasnym podobieństwem, ponieważ według pitagorejczyków tylko dusze nieczyste, skazane na pokutę, powracały na świat w innym wcieleniu, podczas gdy sprawiedliwe wstępowały w niebiańskie krainy. Zresztą w tym kontekście imię Pitagorasa wspomniane było tylko przypadkowo przez autora z późnego okresu cesarstwa, Waleriusza Maksymusa. Galowie wierzyli w nieśmiertelność duszy, o czym dobitnie świadczą ich obrzędy grzebalne. Wiarę tę podzielali z wielu innymi ludami; jej naturę postaramy się opisać dokładniej nieco dalej. Ogólnie rzecz biorąc, moglibyśmy się zgodzić ze spostrzeżeniem Camille'a Julliana: W opinii starożytnych, tak skorych do pospiesznych i łatwych uogólnień, druidzi mogli uchodzić za najbardziej krwiożerczych i zarazem najmądrzejszych ze wszystkich kapłanów, podczas gdy według wszelkiego prawdopodobieństwa ich praktyki i ich teorie były wręcz banalne. Celtyckie wyobrażenia o życiu pozagrobowym Pamiętamy, że Galowie bez wahania udzielali sobie pożyczek pieniężnych do oddania na drugim świecie, że palili i grzebali wraz ze zmarłymi nie tylko przedmioty, które służyły im za życia - ozdoby, biżuterię, instrumenty, broń, Celtyckie wyobrażenia o życiu pozagrobowym 259 lecz także drogie im istoty, wyobrażali sobie więc życie po śmierci jako dość podobne do życia doczesnego. Sądząc z tego, co mówi epopeja irlandzka, świat pozagrobowy odgrywał u nich ważną rolę. Nie był całkowicie oddzielony od świata żywych. Plemię bogini Danu, Tuatha De Danann, było rodem magów posiadających zarazem cechy bogów i ludzi, mieszkającym niegdyś w Irlandii. Przypadły im w udziale kraina podziemna i kurhany, gdzie spoczywali zmarli. Świat bogów i świat magii, świat zmarłych i świat żywych pozostawały w ścisłych relacjach i wręcz się przenikały. Wróżki były boginkami, a jednocześnie duchami istot, które kiedyś żyły. Miały we wnętrzach pagórków i wzgórz pałace pełne wspaniałości; porzucały swe pielesze, by żyć ponownie między ludźmi, ale zachowywały swą boską moc. Do Królestwa Zmarłych należały także tajemnicze wyspy na Oceanie, ku którym żeglarze wyprawiali się w śmiałe podróże, lecz nigdy z nich nie wracali. Tam znajdowała się Ziemia Obiecana, Radosna Równina, Kraj Młodości, pełen uwodzicielskich dziewcząt i kobiet; tam zmarli bohaterowie znów urządzali biesiady i znów toczyli walki. Mylono czasem tajemnicze wyspy wróżek z wyspami zmarłych; bywało, zauważa Georges Dottin, że te same historie opowiadano i o wróżkach, i o zmarłych. Wierzenia te sięgają dawnych czasów. Już Plutarch w I wieku n.e. przytaczał legendy celtyckie, według których o pięć dni żeglugi od brzegów Wielkiej Brytanii miała się znajdować wyspa Saturna zamieszkała przez bóstwa. W VI wieku historyk Prokopiusz opowiadał, jak to mieszkańcy wybrzeża mają obowiązek odprowadzać dusze zmarłych na wyspę, która ma stać się miejscem ich pobytu. W środku nocy rozlega się stukanie do drzwi i jakiś głos wzywa ich po cichu. Udają się na brzeg, nie wiedząc, co za siła ich wiedzie. Znajdują tam łodzie, które wydają się puste, lecz tak są obciążone duszami umarłych, że burty ledwie wystają ponad fale. W niespełna godzinę docierają do celu podróży, choć zwykle potrzeba całego dnia, by tam dotrzeć. Na miejscu nie widzą nikogo, lecz słyszą głos, który rachuje pasażerów, każdego wzywając po imieniu". Starożytni często wspominali o Wyspach Szczęśliwości położonych na Oceanie, daleko, w stronie zachodzącego słońca. Są to legendy typowe dla narodu żeglarzy i sięgają prawdopodobnie prehistorii. Nie potrafimy powiedzieć, w jakim stopniu były znane Celtom mieszkającym na kontynencie. Ich raj przypomina zapewne germańską Walhallę. Koncepcja pozostaje wciąż ta sama, tyle tylko że miejsce szczęśliwego pobytu nie leży na wyspach. 11 Prokopiusz (gr. Prokopios, lać. Procopius) z Cezarei w Palestynie, ok. 490-560, historyk i retor grecki, autor Historii wojen oraz Historii tajemnej (przyp. red.). 260 Religia Galów Także tutaj zmarli rozpoczynają nowe, lepsze życie. Dla Galów, tak samo jak dla Gaelów, pod drzewami uginającymi się od najwspanialszych owoców miód i wino płynęły zapewne strumieniami, padał piwny deszcz. Na równinie pasły się wieprze, które ledwie zjedzone, natychmiast się odradzały, by znów trafić na stoły. Wiecznie młodzi i wiecznie piękni wojownicy posiadali najwspanialszą broń; walki były bardziej zaciekłe i bardziej okrutne niż w świecie żywych i rzeki krwi płynęły po wielkiej Równinie. Lecz życie tu nadal trwało, bez końca, ofiarowując zmarłemu wszystko, co kochał i czego pragnął żywy. Ten bardzo materialny raj galijski zgoła nie przypomina mistycznej doktryny Pitagorasa. Doktryna głosząca nieśmiertelność - pisze Dottin w swej konkluzji - nie jest owocem własnych przemyśleń druidów - filozofów, bowiem jest ona indoeu-ropejska. Odnajdujemy ją już w Wedach, a Herodot sygnalizował ją u Egipcjan i Getów. Persowie wierzyli w swe zmartwychwstanie. Wiara ta nie była specyficznie celtycka. Dottin powinien był dodać, że nie jest też bynajmniej specyficznie indoeu-ropejska, bo przecież znana tak samo w Egipcie; są to po prostu prymitywne wierzenia ludowe. Upadek druidów. Co przetrwało z religii celtyckiej? Druidzi byli depozytariuszami tradycji galijskiej. Utrata niezależności bezwzględnie musiała pociągnąć za sobą ich upadek. Przez sam fakt, iż mocarstwo rzymskie rezerwowało sobie prawo do decydowania o życiu i śmierci, pozbawiono druidów władzy sądowniczej i odebrano im możliwość składania ofiar z ludzi. Za czasów Augusta wyznawanie obcych religii, a do takich zaliczał się druidyzm, zabronione było wyłącznie obywatelom rzymskim. Ale arystokraci galijscy niczego tak bardzo nie pragnęli, jak praw obywatelskich, i zresztą wielu z nich otrzymało je od Cezara, tak więc chętnych do stanu kapłańskiego musiało być znacznie mniej. Druidów pozbawiono roli wychowawców dobrze urodzonej młodzieży. Za Tyberiusza, po roku 21 n.e., rewolta mogła ogarnąć kwiat młodzieży galijskiej kształcącej się w rzymskiej szkole w Autun. Od tej pory druidzi zostali zdegradowani do roli magów, wieszczów lub lekarzy, a przynajmniej tak byli postrzegani i jako magi zostali objęci dekretem Tyberiusza zwróconym przeciwko astrologom, magom i generalnie wszelkim obcym religiom, które zaczynały panoszyć się w cesarstwie rzymskim. Wreszcie pod pretekstem „nieludzkiego" okrucieństwa obrzędów religia druidów Upadek druidów. Co przetrwało z religii celtyckiej? 261 została całkowicie zabroniona przez Klaudiusza. Jednakże za jego panowania - jeśli wierzyć geografowi i retorowi Pomponiuszowi Meli - druidzi nauczali jeszcze w ukryciu, w grotach i lasach. Musieli ograniczać się do symulowania dawnego obrzędu i zadowolić się upuszczaniem kilku kropel krwi wybranych ofiar. Jeśli wzmianki o druidach i nawet o druidessach jeszcze się później pojawiły, to mylono ich wtedy z „magami"; chodziło już tylko o wieszczki czy wieszczów przepowiadających przyszłość albo o przydrożnych jasnowidzów. Druidyczny kler uchował się jedynie w tych częściach Brytanii, które oparły się Rzymowi. Tam przetrwały, z zachowaniem godności druidów, pewne echa ich doktryny i niejasne wspomnienia mitów. W Galii okresu rzymskiego wprawdzie pozbawiona blasku i wyznawana w ukryciu, niemniej jednak głęboko zakorzeniona, przetrwała aż do czasów triumfu chrześcijaństwa. Zaniechana przez arystokrację na rzecz religii grecko--rzymskich, znalazła schronienie u prostych ludzi z miast, ale przede wszystkim na wsi. Nieliczne, skromne i niepiękne są świadectwa, które po niej zostały, lecz obecne we wszystkich sanktuariach, przy źródłach, w ruinach domostw, w grobach drobne wota, monety i figurki z gliny świadczą o jej sile przetrwania. Odkąd na przełomie II i III stulecia wpływy rzymskie w Galii zaczynają słabnąć, pojawia się coraz więcej rzeźb inspirowanych religią galijską, jak na przykład grupa boga jeźdźca i wężonogiego giganta, dowodzące wielce żywotnej pamięci o narodowych bogach. Co najmniej część starych wierzeń celtyckich, ta najstarsza, jak się zdaje, najskromniejsza i najbardziej swojska, ta, która z dawien dawna była religią tej ziemi, adoptowaną przez wszystkich kolejnych mieszkańców, uchowała się nawet jeszcze w czasach chrześcijaństwa. Historia początków Kościoła pełna jest walk biskupów z kultem kamieni, drzew, źródeł, geniuszy pól i lasów. Wiele dawnych bóstw miejscowych przeistoczyło się w świętych. A zaczarowane kamienie, drzewa, w których mieszkają boginki, cudowne źródła, po dziś dzień mają swoich wiernych adoratorów. Gdy człowiek wędruje - pisze Renan - po jakimś ustronnym zakątku Normandii czy Bretanii, gdy przystaje przy każdej kapliczce poświeconej miejscowemu świętemu i gdy się dowiaduje od wieśniaków, jakie są lecznicze właściwości każdego z tych świętych [...], przypomina sobie o niezliczonych galijskich bogach, którzy pełnili bardzo podobne funkcje i zaczyna wierzyć, że w głębokich warstwach ludu religia niewiele się właściwie zmieniła. Podwójne zagrożenie. Rzym. Germanowie Rzymianie w Prowansji i upadek królestwa Arwernów Stan rozwoju społeczeństwa Galów w II wieku p.n.e. sprawił, że znaleźli się w położeniu ze wszech miar niekorzystnym. Przywiązali się do ziemi, prowadzili osiadły tryb życiami i oto znaleźli się w obliczu zagrożenia ze strony barbarzyńców, którzy wypierali ich ze środkowej Europy i kontynuowali marsz ku zachodowi. Na południu dobiegało właśnie końca ujarzmianie przez Rzym państw cywilizacji śródziemnomorskiej. Pomimo swych zasobów, pomimo pozorów jedności, jakie stwarzała hegemonia Arwernów, Galia nie była w stanie powstrzymać rzymskiej ekspansji. Tutejsze społeczności straciły już wojenną pasję, która stanowi o sile ludów barbarzyńskich, a nie osiągnęły jeszcze przebiegłości ani mądrej organizacji, stanowiących siłę narodów cywilizowanych. Między dwoma niebezpieczeństwami, które zawisły nad Galią, kraj żył z dnia na dzień w kręgu starych, coraz bardziej skostniałych tradycji. Niewiele interesowano się klęskami Celtów na południe od Alp i za Renem, i bez zrozumienia przyglądano się poczynaniom Hannibala. Umysły wodzów nie były zdolne wznieść się ponad nieskomplikowaną politykę lokalną. Żeby zachować wolność pomiędzy napierającą barbarią i imperialną cywilizacją, potrzebna by była Galom albo mądrość, jakiej jeszcze nie posiedli, albo siła, jaką już utracili. W ciągu niecałego stulecia wszystkie okoliczności obróciły się przeciwko Galii. W chwili gdy barbarzyńcy szykowali się do najazdu, jej opór został sparaliżowany przez atak rzymski, rozbijający jedność kraju. Cezar pojawił się wtedy właśnie, gdy całą uwagę Galów pochłaniała naruszona przez Germanów granica wschodnia. Na przemian to od północy, to od południa uderzenia wrogów kruszyły siłę kraju i przygotowywały ostateczną katastrofę. Rzymianie w Prowansji i upadek królestwa Arwernów 263 Zagrożenie rzymskie pojawiło się jako pierwsze. Rzymianie, skoro tylko uwolnili się od Hannibala, zwrócili się przeciw Galom, gdyż z ich strony mogli się obawiać najazdu. Z początkiem II wieku opanowali obszar przedalpejski. Następnie rozpoczęli podbój Hiszpanii, gdzie natknęli się na Celtyberów, których zażarty opór dał Celtom w Galii 70 lat wytchnienia. Po zajęciu Numancji (133 p.n.e.) i opanowaniu całego Półwyspu Iberyjskiego w Rzymie musiał pojawić się plan połączenia nowej prowincji z Italią szlakiem mniej ryzykownym niż morski. Czyż legenda nie opowiadała, jak to Herkules zgniótłszy Ligurów, otworzył drogę wiodącą wzdłuż wybrzeża śródziemnomorskiego, z ogrodu Hesperyd do Palatynu? Otóż Herkules był wówczas modnym bohaterem, tym, którego wodzowie chętnie widzieli jako patrona swoich zdobywczych projektów. Mummiusz złożył mu w ofierze dziesięcinę z łupów zdobytych na Koryncie. Senat mógł pomyśleć o powtórzeniu wielkich przedsięwzięć Herkulesa na zachodzie. Rzym od dawna posiadał na wybrzeżu galijskim sojusznika. Była to Marsylia, która oddała Rzymianom cenne usługi podczas walk z Kartaginą i w okresie wojen w Hiszpanii, a teraz sama zwracała się do nich o pomoc, mając poważne kłopoty z ochroną swego handlu morskiego przed piratami liguryjskimi i z obroną terytorium przed zbyt napierającymi Galami. Odpowiadając więc na apel Marsylii w 154 roku p.n.e., Rzymianie po raz pierwszy wdali się w wojnę po zachodniej stronie Alp. Plemiona liguryjskie z okolic Nicei i Antibes prowadziły oblężenie tych dwóch marsylskich kolonii. Wysłany na rozmowy rzymski parlamentariusz został przez Ligurów zraniony i przegnany. Konsul Opimusz wylądował w Antibes i kolejno pobił obydwa górskie plemiona, następnie zaś wycofał się, pozostawiając Marsylczykom wszystkie korzyści ze zwycięstwa. Znalezione w La Brague koło Antibes pozostałości monumentalnego pomnika są być może pamiątką tej pierwszej rzymskiej interwencji w Galii. O jedno pokolenie później, w roku 125, Marsylia ponowiła swój apel. Tym razem sama miała bezpośrednio do czynienia z sąsiadami, celtoliguryjskim ludem Saluwiów (Saluvii). Sytuacja w Rzymie wyglądała już wtedy inaczej. Reformy społeczne Grakchów wywołały w Mieście poważne niepokoje. Ekspedycja poza Alpy mogła stanowić odmianę, dawała możliwości znalezienia ziemi dla obywateli biednych, a dla przedsiębiorczych - nowych pól działania. Rzymianie spiesznie podążyli Marsylii z pomocą. W roku 124 konsul C. Sextius Calvinus pobił Saluwiów i zajął ich oppidum Entremont (koło dzisiejszego Aix-en-Provence). Po zwycięstwie nie powrócił do Italii. Pozostał w charakterze prokonsula i na skrzyżowaniu dróg wiodących z Italii, Marsylii i Galii założył ufortyfikowany posterunek, który później stał się uzdrowiskiem, a następnie kolonią Aguae Sextiae - dzisiaj Aix-en-Provence. Forteca rzymska osłaniała grecką kolonię przed wszelkim zagrożeniem galij- 264 Podwójne zagrożenie. Rzym. Germanowie skim, w rzeczywistości jednak odcinała ją od Galii i blokowała port od strony lądu o wiele szczelniej niż kiedykolwiek udało się to Saluwiom. Odtąd Rzym zaczął interesować się daleką Galią. Nie był to oczywiście czysty przypadek, że Eduowie z doliny Saony odrzucili wówczas zwierzchnictwo Arwernów i przyjęli od Rzymu tytuły braci i sprzymierzeńców. Allobrogowie, najpotężniejszy na lewym brzegu Rodanu lud galijski, udzielili azylu uciekinierom Saluwiów i odmówili ich wydania. W roku 122 konsul Domicjusz Ahenobarbus przekroczył Alpy z nową armią. Daremne okazały się próby interwencji ze strony Bituitosa, króla Arwernów. Allobrogowie zostali pokonani na równinie nad rzeką Sorgue. Hegemonia Arwernów nad Galią, jaką rzeczywiście, czy też we własnym mniemaniu sprawowali, zobowiązywała ich z kolei do podjęcia działań. Podczas gdy Bituitos gromadził swe wojska, druga armia rzymska, dowodzona przez Q. Fabiusza Maksymusa, połączyła się z wojskami Domicjusza. Stanowiło to razem około 30 tysięcy ludzi. Galów, którzy na ich spotkanie zeszli z Sewennów, było ponoć 300 tysięcy. Bituitos podążał na wozie zdobionym srebrem, otoczony sforą psów, pełen wiary w swą silę. „Jeżeli przychodzą jako ambasadorowie - miał powiedzieć - są zbyt liczni, jeśli mają zamiar walczyć, to ledwie ich starczy na patrochy dla moich psów". Starcie, do którego doszło w widłach Izery i Rodanu, zakończyło się druzgocącą klęską wojsk galijskich. Bogowie opowiedzieli się przeciwko Galii. Zamiast więc podjąć nowe wysiłki, Bituitos uznał, że jego obowiązkiem jest zawarcie pokoju. Był na tyle naiwny, że osobiście udał się na negocjacje. Rzymianie pojmali go wraz z synem i odesłali do Rzymu. Galia została pozbawiona wodza. Rzym mógł według własnego uznania wykroić sobie posiadłości: dolinę Rodanu aż po Wiennę i Genewę, południowe zbocza Sewennów po Tarn, a na zachodzie dolinę Garonny łącznie z Tuluzą. Była to rzymska prowincja. Jej nazwa powraca w nazwie „Prowansja". Stolicą został port Narbo, który miał konkurować z Marsylią. Konsul Domicjusz przystąpił niezwłocznie do budowy drogi łączącej wschodnie przejście przez Pireneje z doliną Rodanu, a nazwanej od jego imienia via Domina. Senat chwilowo nie wymagał więcej. Najważniejsze interesy Italii zostały zapewnione: bogata prowincja, nadająca się do grabienia i plądrowania, stanowiła szeroki pas ochronny szlaku wiodącego do Hiszpanii. Dodatkową gwarancją bezpieczeństwa była anarchia, w jakiej pogrążyła się pozbawiona zwierzchnictwa Galia. Pytanie, czy najazd Cymbrów i Teutonów w 10 lat po pierwszym zwycięstwie Rzymian nad Galią byt zwykłym zbiegiem okoliczności. Może przeciwnie - właśnie osłabienie i podziały, w jakie popadł kraj po załamaniu się hegemonii Arwernów, ściągnęły germańskie hordy. Najazd Cymbrów i Teutonów 265 Najazd Cymbrów i Teutonów Napady Cymbrów i Teutonów powtarzały się w latach 113-101 p.n.e. Cymbrowie przybyli z wybrzeży Morza Północnego, skąd wcześniej wyszli Belgowie, i z Jutlandii. Nie wiadomo, czy Teutoni byli początkowo ich sąsiadami znad Bałtyku, czy może mieli już siedziby w okolicach Menu. Fala migracyjna zagarniała sukcesywnie część napotykanych po drodze populacji. Przy przejściu przez Ren wzmocniła się helweckim plemieniem Tygurynów, a dołączyło do niej zapewne także wiele innych, których imion nie znamy. Były to więc gromady mieszane, rozmaitego pochodzenia, poszukujące ziemi i tożsamości narodowej (zob. powyżej, s. 67). Cymbrowie, wyparci przez Bojów z Bawarii i Czech, zadawszy po drodze śmiertelny cios osadom celtyckim położonym na wschód od Renu, dotarli najpierw do galijskiego państwa Norikum we wschodnich Alpach. Wydawało się, że będą posuwać się dalej na południe w poszukiwaniu drogi do Italii. Zaniepokojeni Rzymianie wysłali przeciwko nim konsula Papiriusza Karbona, ale Cymbrowie pokonali go pod Noreią (Neumarkt). Nie mieli jednak w tym momencie zamiaru przechodzić przez góry. Skorzystali ze zwycięstwa nad Rzymianami tylko po to, by swobodnie złupić Galów z Ilirii. Nie wiadomo dlaczego i jak w cztery lata później, w roku 109, znaleźli się Cymbrowie nad Renem, który udało im się przekroczyć dzięki porozumieniu z częścią Helwetów. Galia stanęła przed nimi otworem. Jednakże dynamiczni Belgowie odepchnęli ich na południe i Rzymianie znów ujrzeli, tym razem nad Rodanem, niebezpieczeństwo, które poprzednio niepokoiło ich w Norikum. Próby powstrzymania Cymbrów w Galii nie bardziej im się powiodły niż wcześniejsze w Ilirii. W latach 109-105 cztery armie rzymskie zostały kolejno zmiażdżone przez Cymbrów, Teutonów i Helwetów. Także tym razem na klęsce Rzymian ucierpieli Galowie. Wyprawy łupieżcze trwały aż do roku 102. Cymbrowie wybrali dla siebie Akwitanię i Hiszpanię, Teutonom zaś przypadła środkowa Galia. Kiedy uznali, że wyczerpały się już bogactwa tego kraju, udali się do Hiszpanii, a następnie zawrócili w kierunku Italii. Jednakże w tym czasie, gdy pochód barbarzyńców opóźniały grabieże, Rzym szykował się do obrony. Zwycięstwo Mariusza pod Aix jesienią 102 roku unicestwiło Teutonów. Kiedy wiosną roku 101 Cymbrowie, którzy szli dłuższą drogą, dotarli do Italii, także zostali przez Mariusza pokonani pod Wercelle, między Turynem a Mediolanem. Tygurynom, którzy nadciągnęli wreszcie przez Norikum i Alpy Juliańskie, ale zwlekali z atakiem, oczekując nadejścia pozo- 266 Podwójne zagrożenie. Rzym. Germanowie stałych grup, Rzymianie mogli oznajmić, iż Cymbrowie i Teutoni nie stawią się na spotkanie, „albowiem znaleźli ziemie, z których się już nie ruszą". Rzymska potęga wyszła z tych opresji bardziej niż kiedykolwiek wzmocniona, Galia natomiast była zrujnowana. Archeologia konstatuje generalne zubożenie całego kraju po tych 7 latach bezładnych walk i spustoszeń. Rozpoczynający się wówczas trzeci podokres lateński odznacza się wyraźną dekadencją w stosunku do wcześniejszych stuleci. Z grobowców zniknęło dawne bogactwo. Nawet broń nie jest już tak ładna i starannie wykonana: mieczów w metalowych pochwach zdobionych grawerunkiem nie spotyka się odtąd ani w Galii, ani w Europie Środkowej. Wyspy Brytyjskie, których nie dotknęły wstrząsy kontynentalne, jawią się w tej sytuacji jako oaza przepychu i skarbnica celtyckiej sztuki. Zło byłoby zrekompensowane z nawiązką, gdyby te bolesne doświadczenia przywróciły narodową jedność, rozbitą 20 lat wcześniej, po pierwszym zwycięstwie Rzymian nad Arwernami. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Najazd Germanów, jak można sądzić, pogłębił jedynie rozpoczęte przez Rzymian osłabienie Galii, a tym samym sprowadził dalsze nieszczęścia. Dakowie i Germanowie Czterdzieści cztery lata pozornego pokoju dzielą zwycięstwo Mariusza od przybycia Cezara do Galii (102-58 p.n.e.). Zwycięstwo nad Cymbrami pod Wercelle i nad Teutonami pod Aix zatrzymało germańskie zagrożenie u progu Italii, lecz go nie zlikwidowało. Groźba wciąż wisiała, również nad Galią, a w środku Europy wzmagała się nawet z dnia na dzień. Na wschodnich rubieżach kontynentu pojawił się nowy wróg - celtycki lud Daków, którzy pod wodzą króla-proroka Burebista podążali na podbój nizin naddunajskich. Nic nie było w stanie powstrzymać naporu mas, pałających jakąś mistyczną żarliwością. Plemiona celtyckie, osiadłe na południe od rzeki, poddawały się jedno po drugim. Około roku 60 Dakowie dotarli do wielkiego skrzyżowania szlaków środkowoeuropejskich, położonego między Wiedniem i Passau, po czym zawarli przymierze z Germanami Ariowista, przypieczętowane małżeństwem siostry króla z wodzem germańskim. W Ariowiście Germanowie znaleźli przywódcę, który - jak powiada Ca-mille Jullian: był, co prawda, tylko rozbójnikiem, lecz posiadał nieprzeciętną odwagę i inteligencję. Zacietrzewienie szło u niego w parze ze sprytem i przebiegłością. Potrafił uśpić uwagę wrogów zapewnieniami przyjaźni i szczodrymi obietnicami, jemu zaś nikt nie był w stanie czegokolwiek narzucić ani pochlebstwem, ani groźbą. Przy tym despota, choleryk, arogant, brutal, wymagający bezzwłocznego wykonywania rozkazów, w każdej chwili gotów Dakowie i Germanowie 267 nakazać tortury; najgwałtowniejszy żywioł ludzki rozszalał się wówczas na zachodzie. Od 15 lat, donosi Cezar, ani Ariowist, ani jego ludzie nie spali pod dachem. Wódz brandenburskich Swebów zgromadził wokół siebie plemiona północnych i środkowych Niemiec. Przez Turyngię i Szwabię wdarł się w głąb najstarszych dziedzin celtyckich między Dunajem i górnym Renem. Około roku 60 spotkał się nad Dunajem z Dakami; do Renu doszedł wiele lat wcześniej. Rzym natomiast od czasów Mariusza mógł być postrzegany w Galii bardziej jako protektor niż napastnik. Nie ma wątpliwości, że na ujarzmionych terenach namiestnicy i urzędnicy rzymscy bez skrupułów wyzyskiwali podporządkowanych im Galów, definitywnie zresztą skazanych na taki los, gdyż nawet wtedy, gdy doprowadzeni do ostateczności buntowali się, jak Allobro-gowie w latach 62 i 61, nie znajdowali najsłabszego nawet poparcia ze strony tych bratnich plemion, które były jeszcze suwerenne. Jednakże Senat miał inne niż Galia problemy: na wschodzie Mitrydates, na Morzu Śródziemnym piraci, Sertoriusz w Hiszpanii; w Italii wojna sprzymierzeńcza, powstania niewolników, walki wewnętrzne - dość, by całkowicie zaprzątnąć uwagę. W tym czasie Rzym nie prowadził raczej żadnej konkretnej polityki wobec Galii. Niemniej Rzymianie osiedleni w tym kraju oraz związani z nim interesami zwierzchnicy wielkich rodów rozwijali tam pewną - zresztą trochę przypadkową - aktywność. Tytuł braci ludu rzymskiego, jakim cieszyli się Eduowie, czy przyjaciela, jaki przyznano królowi Sekwanów, miały stanowić zachętę do zacieśnienia stosunków. Szczególnie zaś działalność handlowa licznych pośredników rzymskich, którzy ruszyli do Galii w ślad za armią, zaczęła powolutku tkać całą sieć interesów i intryg pomiędzy rzymską prowincją i niezawisłymi plemionami. Była to prawdziwie pokojowa penetracja, poprzedzająca i przygotowująca podbój militarny. Ariowist u Sekwanów Jaką postawę - pomiędzy groźną Germanią i obojętnym Rzymem - przyjęli sami Galowie? Nie widać z ich strony żadnej rozsądnej polityki, żadnej konsekwencji w postępowaniu. Odnosi się wrażenie, że każde z plemion galijskich było zaabsorbowane własnymi wewnętrznymi rozgrywkami i rywalizacją z sąsiadami. Co prawda, dokładne informacje posiadamy tylko na temat niektórych ludów oraz na temat tych wydarzeń, które ostatecznie wydały kraj na łup Germanów i Rzymian. Wierząc w przychylność Rzymian, Eduowie z Burgundii zamarzyli o uzyskaniu takiego zwierzchnictwa nad całą Galią, jakie niegdyś sprawowali Ar-wernowie. Ich planom szczególnie twardo przeciwstawili się najbliżsi sąsiedzi, Sekwanowie, którzy po pierwszej klęsce, żądni zemsty, zdecydowali się przy- 268 Podwójne zagrożenie. Rzym. Germanowie wołać pomoc Ariowista, cieszącego się reputacją niezwyciężonego. Wzięli na żołd jego i jedną z jego hord, i tym razem to oni zwyciężyli Eduów. Lecz ledwo odnieśli ten sukces, dotkliwie odczuli skutki swej nieroztropności. Znalazłszy się w Galii, Ariowist nie miał zamiaru jej opuścić. Przywołał innych Germanów i zażądał dla siebie i swoich ludzi południowej Alzacji, to znaczy trzeciej części terytorium Sekwanów. Sekwanowie próbowali się opierać. Pogodzili się z Eduami i razem usiłowali wyprzeć Germanów. Zostali pobici, a z tego tytułu Ariowist uznał się za zwierzchnika in spe całej Galii. Na początek domagał się od Sekwanów następnej trzeciej części ich terytorium. Także Eduom dał dotkliwie odczuć swą tyranię, żądając od nich zakładników. Tak więc ci ufni w poparcie Rzymu pretendenci do przewodzenia całej Galii zostali teraz zmuszeni do posłusznego poddania się władzy Ariowista. W tym też czasie znalazł się w Rzymie jeden z przywódców Eduów, druid Dywicjakus. Pozostając w bliskich stosunkach z wysokimi osobistościami republiki, nie omieszkał donieść im, że w Galii na nowo pojawili się Germanowie. Tym samym musiał wprowadzić Rzymian w wewnętrzne problemy Eduów i Galii. Wprawdzie nie jako banita opuścił swój kraj, lecz w każdym razie jako opozycjonista. Należał do partii arystokratycznej i nie bez powodu niepokoił się intrygami swego brata Dumnoryksa, dążącego do restauracji monarchii i objęcia tronu. Dumnoryks związał się z żywiącym taką samą ambicję Orgetoryksem, jedną z ważniejszych postaci wśród Hel wetów. Orgetoryks postanowił nakłonić swój lud do emigracji i osiedlenia się na południowym zachodzie Galii, nad brzegami Garonny, liczył bowiem na to, że w czasie wędrówki okaże się niezastąpiony jako przywódca. Ponieważ taka wyprawa nie mogła się odbyć bez walk, miał nadzieję, że przy tej okazji wszędzie po drodze mianuje królami swoich popleczników. Dywicjakus zabiegał więc o interwencję Rzymu, aby uniemożliwić takie przejęcie władzy. W ostatniej chwili, nie wiadomo z jakiego powodu, Orgetoryks popadł w niełaskę u Helwetów. Miał być sądzony, ale zadał sobie śmierć. Dumnoryks został jedynym pretendentem do tronu Galii. Mimo że pozbawieni Orgetoryksa, Helwetowie - gotowi już do wędrówki - nie zmienili zamiarów. Uważali, że w ich dolinie zrobiło się za ciasno, bowiem napływali tu uciekinierzy - w ich liczbie Bejowie - ustępujący przed Germanami. Trzeba było nieustannie bronić granic przed atakami band wrogich ludom galijskim. Zmęczeni taką sytuacją Helwetowie pragnęli spokojniejszego życia, tymczasem oni właśnie mieli na nowo sprowadzić na Galię zamęt znany z dawniejszych czasów. Wszystko było przygotowane: sporządzili spis wychodźców, zgromadzili zapas pszenicy na trzy miesiące, zbudowali wozy, spalili swoje gospodarstwa i osady, i wiosną roku 58 zebrali się w miejscu, gdzie Rodan wypływa z Jeziora Lemańskiego. Ariowist u Sekwanów 269 Osadzeni na ziemi Sekwanów Germanowie panowali nad Bramą Alzacką; Helwetowie z południa Jury przygotowywali się do przejścia przez Rodan. W większości państewek galijskich zwolennicy monarchii knuli spiski. Rzym się tym wszystkim nie interesował i nic by się zapewne nie zmieniło, gdyby nie znalazł się człowiek, który okoliczności te uznał za dogodny pretekst do zrealizowania własnych ambitnych planów. I oto w Galii pojawia się Cezar. Cezar i Ariowist Czterdziestotrzyletni Cezar nie dokonał jeszcze do tej pory żadnego wielkiego czynu, który wzbudziłby ludzki podziw. Na myśl, że w jego wieku Aleksander podbił już świat, oczy zachodziły mu łzami - opowiadają starożytni historycy. Dobiegł właśnie końca jego konsulat, on zaś nie zdołał wykazać się w pełni swymi zdolnościami. Kiedy opuszczał urząd, wraz z tytułem prokonsula otrzymał na pięć lat zwierzchnictwo nad Galią Przedalpejską i Ilirią, a Senat dodał do tego rzymską prowincję Galii Zaalpejskiej. Cezar planował kampanię w Ilirii, gdyż wojna przynosząca bogate łupy była dla niego jedynym środkiem pozbycia się ogromnych długów. W tych okolicznościach Helwetowie przedstawili mu prośbę o wyrażenie zgody na szybkie i pokojowe przejście przez Prowincję Zaalpejską. Uszczęśliwiony, że nadarza się sposobność odmowy, pospieszył nad Leman. Po bezskutecznych próbach sforsowania Rodanu Helweci pogodzili się z koniecznością przejścia na niepodległe ziemie Galii dłuższą, trudniejszą drogą, wiodącą przez Jurę oraz terytoria Sekwanów i Eduów. Było to zapewne zgodne z życzeniem Dumnoryksa. Ale obawa, że obecność Helwetów będzie sprzyjać jego projektom, wystarczyła, by wywołać protesty partii Dywicjakusa. Arystokracja Eduów poszukała więc protekcji u Cezara, tak jak swego czasu Sekwanowie wezwali na pomoc Ariowista. Prokonsul nie miał zresztą najmniejszego zamiaru wyrzekać się udziału w rozpoczętej właśnie rozgrywce. Na czele pospiesznie skompletowanych 6 legionów przekroczył zatem Rodan i zapuścił się na suwerenne dotychczas tereny Galii. Kampania przeciwko Helwetom trwała zaledwie kilka wiosennych tygodni roku 58. Najpierw na przeprawie przez Saonę Cezar dopadł tylną straż wroga i bez trudu ją rozniósł. Helwetowie podjęli na nowo próby negocjacji, prosząc wyłącznie, by pozwolono im odejść i wyrażając gotowość osiedlenia się w miejscu wskazanym przez rzymskiego wodza. Prokonsul nie chciał jednak ugody. Zarzucił Helwetom, że swego czasu, w okresie walk z Cymbrami i Teutonami, przyczynili się do hańby rzymskiej armii. Poza tym występował w charakterze rzecznika prześladowanych rzekomo Galów. Niedługo potem nastąpiło decydujące starcie, które - po dość poważnych dla Rzymian perypetiach - zakończyło 270 Podwójne zagrożenie. Rzym. Germanowie się definitywną klęską i kapitulacją wychodźców. Tym, którzy ocaleli, nakazano wrócić, skąd przyszli. Zwycięski Cezar pozostał na ziemi Eduów. Czyż nie przywołali go sami i czy nie powinni mu być wdzięczni za uwolnienie od Helwetów? Udawał wybawcę Galii i sadowił się w edueńskiej stolicy, Bibrakte. Tam - jak sam opowiada - przybywali doń wysłannicy wszystkich prawie galijskich ludów, by mu dziękować za oswobodzenie kraju od najeźdźcy. Dopraszali się 0 zgodę na zwołanie pod jego przewodnictwem zgromadzenia generalnego narodu galijskiego, ponieważ - co dawali do zrozumienia - po tej pierwszej przysłudze mieli zamiar błagać go o inną, ważniejszą jeszcze. Cezar zaś życzliwie przychylał się do wszelakich próśb tego rodzaju. Drugą przysługą miało być uwolnienie Galii od zagrożenia germańskiego. Zadanie było delikatne, bo Ariowist nosił tytuł przyjaciela ludu rzymskiego 1 był na tyle ostrożny, że zapewnił sobie w Rzymie wysokie protekcje. Przez cały miesiąc Cezar udawał lub rzeczywiście próbował negocjować z germań skim przywódcą. Domagał się powstrzymania nieustannych wypadów hord germańskich poza Ren, oddania Eduom zakładników i pozostawienia nareszcie w spokoju ich samych i ich sojuszników. Otrzymawszy wyniosłą odmowę ze strony Ariowista, przybliżył swoją armię do Renu; wkroczył na terytorium Sekwanów i zatrzymał się w Besanęon. Na wieść o tym Ariowist zaakceptował odrzucaną poprzednio propozycję spotkania. Cezar mówił ze wzruszeniem o swych przyjaciołach Eduach, od lat wiernych sprzymierzeńcach ludu rzym skiego i z dawien dawna przywódcach Galii. Tradycja Rzymu nakazywała otaczać skuteczną opieką tych, którzy okazywali mu zaufanie. Jeśli już całkiem niemożliwe było wycofanie tych Germanów, którzy do tej pory znaleźli się za Renem, niechże przynajmniej nikt więcej nie przekracza rzeki. Na ziemi galijskiej stali naprzeciw siebie rzymski wódz i Germanin. Mieli jednakowo złą wolę, ale to nie Rzymianin wyróżnił się przytomnością umysłu czy wręcz sprytem. Ariowist oświadczył, iż przejście przez Ren nie nastąpiło z jego inicjatywy; został zaproszony przez Galów: niechętnie opuścił swą ojczyznę i krewnych; ziemi, które posiadł w Galii, nie zagarnął siłą - zostały mu ofiarowane: zakładników Galowie wydali mu także z własnej woli. Później ci sami Galowie niegodziwie zaatakowali, by pozbawić go tego, co w trudzie osiągnął. To dla własnej obrony musiał sprowadzić Germanów. Byłoby niesprawiedliwością, gdyby przyjaźń ludu rzymskiego miała przyczynić się do jego upadku. Zresztą przybył do Galii wcześniej niż Rzymianie i nie przyszło mu do głowy, by wtrącać się do tego, co robią w swojej prowincji, dlaczego więc oni niepokoją go w jego włościach? Co się tyczy braterstwa Rzymian i Eduów, nie jest ani tak prymitywny, ani tak naiwny, by nie wiedzieć, o co tu naprawdę chodzi. Czy Eduowie troszczyli się o Rzym, gdy Allobrogowie wzniecili rewoltę? A Rzym, czy przejmował się Eduami podczas ich zatargów Cezar i Ariowist 271 z Sekwanami? Zainteresowanie Galami to tylko pretekst, by go zaatakować. Po przyjacielsku przestrzegł Cezara, żeby nie wdawał się w tę awanturę, gdyż sporo jest w Rzymie ludzi, których uszczęśliwiłaby jego zguba. Jemu, Ariowistowi, dano nawet do zrozumienia, że gdyby zabił Cezara, zasłużyłby na wdzięczność. Niechże więc pozostawi mu Galię, a będzie mógł wówczas w każdej sytuacji liczyć na pomoc Germanów. Cezar - jak sam twierdzi - wydał bitwę Ariowistowi właśnie w imię wolności Galii, zadekretowanej przez Senat jeszcze wtedy, gdy internowano Bituitosa. Oczywiście w roli zwycięzcy Galowie chętniej widzieli Cezara niż Swebów. Lecz gdy już groźba germańska została oddalona, Ariowist i jego hordy zepchnięte za Ren, mogli sobie zadawać pytanie, dlaczego Prokonsul nie zawrócił swej armii do Prowincji rzymskiej. Czyżby chciał osobiście dopilnować odtworzenia Galii pod zwierzchnictwem Eduów? Niechby pozwolono Galom samym rządzić się u siebie, niechby im okazano w tym pomoc, niechby ich trochę nauczono ładu, nie zmuszając do poniechania starych, narodowych tradycji - jakaż byłaby to korzyść dla Galii, dla samego Rzymu i - kto wie - może dla świata, i to nie tylko wówczas, ale i dziś! Ale czy wolność mogła wchodzić w rachubę, gdy miało się do czynienia z Cezarem? I kto w rzymskim Senacie byłby w stanie pojąć, że ochrona prowincji nie polegała bynajmniej na pozbawieniu jej wszystkiego, co w niej tej ochrony było warte? Podbój rzymski Ofensywa Belgów Ci spośród Galów, którzy wezwali na pomoc Cezara, w swej naiwności liczyli, być może, na to, iż Rzymianin zadowoli się wyrazami ich szczerej wdzięczności i sławą pogromcy Ariowista. Cezar widział sprawy inaczej. Od chwili, gdy - chwytając nadarzającą się okazję wojny w Galii - znalazł się nad Jeziorem Lemańskim, do dnia, kiedy odepchnął Germanów za Ren, jego plany powoli się konkretyzowały. Prokonsul postawił sobie za cel podbój Galii. Postanowił nie wracać do Rzymu inaczej, jak w roli tryumfatora, w pełni chwały i z pieniędzmi, które taka wyprawa mogła mu przynieść. Ta pierwsza kampania od Rodanu nad Ren była więc zaledwie początkiem. Tyle, że pozwoliła Cezarowi stanąć jedną nogą w Galii; zresztą zetknął się tylko z kilkoma tutejszymi plemionami. Belgowie bowiem na północy nie interesowali się Helwetami czy Germanami i tak samo nie mieli żadnego powodu, by wtrącać się do konszachtów, jakie z wodzem rzymskim prowadzili Eduowie i Sekwanowie. Taką samą postawę przyjęli na zachodzie zjednoczeni w swej lidze Armorykanie, których uwaga zwrócona była wyłącznie ku morzu. Akwitanowie, między Garonną, rzymską Prowincją i Hiszpanią, wystarczająco dobrze znali Rzymian, by unikać wszelkich z nimi kontaktów. Cezar musiał wziąć inicjatywę w swoje ręce. Inaczej - wobec całkiem pokojowo nastawionej Galii - jego armia stałaby bezczynnie. Najpotężniejszym ludem galijskim, cieszącym się reputacją świetnych wojowników, byli Belgowie. Swego czasu udało im się samodzielnie odeprzeć od swoich granic Cymbrów i Teutonów. Szczycili się tym i uchodzili za niezwyciężonych. Zwycięstwo nad Belgami mogło więc decydująco zaważyć na Ofensywa Belgów 273 morale całej Galii i zapewniłoby Cezarowi autorytet, którego nikt nie ośmieliłby się kwestionować. Belgowie byli, co prawda, najdalej mieszkającymi Galami i wiadomości na ich temat były mgliste, jednakże dzięki przyjaźni Eduów, armia rzymska posiadała bazę operacyjną. Podporządkowanie plemion, których nazwy ledwie były w Rzymie znane, bez wątpienia i tam poruszyłoby umysły. Realizację planów należało zatem rozpocząć od podboju tego dalekiego kraju. Zaraz po zwycięstwie nad Ariowistem Cezar powrócił do Italii, by sprawować dalej swą funkcję w Galii Przedalpejskiej, ale z myślą o przyszłej kampanii pospiesznie przygotował dwa nowe legiony, co w sumie dawało mu do dyspozycji 8 legionów w sile około 50 tysięcy ludzi. Z nadejściem wiosny, nie troszcząc się nawet o żaden pretekst, ruszył w stronę Marny, nad granicę Belgów. W Wojnie galijskiej notuje tylko, że dowiedział się jakoby Belgowie przeciw niemu spiskowali. Pierwszym napotkanym plemieniem belgijskim byli Remowie. Kompletnie zaskoczeni, niezdolni do obrony - a może z jakiegoś innego powodu - poddali się bez zwłoki. Przyrzekli Cezarowi całkowite posłuszeństwo, obiecali otworzyć mu bramy swych miast, zapewnić zaopatrzenie armii i wydać zakładników. W zamian prosili jedynie o pokój. Tak korzystne propozycje trudno byłoby odrzucić. Przyjaźń Remów oznaczała dla Rzymian możliwość zdobycia jeszcze lepszej niż dotychczasowa bazy wypadowej. A chociaż deklarację uległości wyrwano im bez wątpienia przez zaskoczenie, Remowie konsekwentnie dotrzymali słowa, można im więc wybaczyć, iż tak łatwo wyrzekli się niezależności. W międzyczasie Belgowie zgromadzili - jak mówi Cezar -300 tysięcy wojowników. Ich możliwości były znacznie większe, ale wystawić armię to nie wszystko; trzeba ją jeszcze wyżywić i przemieszczać. Najsilniejsze plemię, Bellowakowie (z Beauvais), którzy mogli uzbroić 100 tysięcy ludzi, poprzestali na wysłaniu 60 tysięcy. Swesjonowie i Nerwiowie zebrali po 50 tysięcy ludzi. Reszty dostarczyły pomniejsze plemiona, w tym Eburonowie oraz inni, również nazywani Germanami ze względu na stosunkowo niedawne przybycie zza Renu. Cezarowi przyszło więc zmierzyć się z wieloma zjednoczonymi plemionami, wzorowo dowodzonymi przez króla Swesjonów, Galbę. Belgowie byli wprawdzie odważni i liczebnie silni, ale nie posiadali umiejętności koniecznych, by stawić czoła wyszkolonej i doświadczonej armii rzymskiej. Początek kampanii nad Aisne był dla Prokonsula zwykłą igraszką. Podczas nieudolnej przeprawy przez rzekę galijska armia została rozbita w puch. I zanim jeszcze Galowie zdołali wycofać się do twierdzy Swesjonów, Rzymianie zdobyli ją z marszu. Taki sam los spotkał warownię Bellowaków. Legiony zatrzymały się dopiero nad Sommą. Cezar, pewien już teraz wyniku kampanii, mógł odesłać jeden z legionów do dyspozycji młodego Krassusa, który miał za zadanie podporządkować nadmorskie plemiona ligi armorykańskiej. Chodziło, rzecz jasna, o całkowite 274 Podbój rzymski odcięcie Galii Celtyckiej. Sam Prokonsul zmienił kierunek marszu; szlakiem biegnącym przez wszystkie ziemie Belgów udał się na północny wschód i przez dolinę Sambry doszedł do Mozy. Zostawiwszy za sobą łagodnie pofalowane tereny płaskowyżu Pikardii, Rzymianie zagłębili się w bory Nerwiów; tu jednak natknęli się na zasadzki, które o mało nie okazały się dla nich zgubne. Podczas gdy zakładali obóz, prawdopodobnie w okolicach Maubeuge, zostali znienacka zaatakowani i niemało wysiłku kosztowało Cezara ustawienie rozproszonej armii w szyku bojowym. W zażartej bitwie wytrwałość Rzymian zatriumfowała jednak nad walecznością Nerwiów. Zwycięski Cezar dotarł nad Może, gdzie rozpoczął oblężenie warowni Aduatuków - najpewniej Namur. Pod koniec drugiego roku wojny, kiedy już rozbił Nerwiów i sprzedał w niewolę Aduatuków, a młody Krassus bez trudu zhołdował ludy nadmorskiej Armoryki, Cezar mógł wreszcie oznajmić Rzymowi, iż cała Galia została podbita (jesień 57 roku). Podbój wybrzeży Oceanu Czy oświadczając, że Galia jest ujarzmiona, Cezar sam w to wierzył, czy też chodziło mu po prostu o to, aby w Rzymie o nim nie zapomniano? Zimą widzimy go w Ilirii. Być może poszukiwał tam sceny dla dalszych sukcesów i nowej drogi wiodącej do centrum Europy. W każdym razie nie rozwiązał swojej armii stacjonującej w Galii, natomiast wysłał ją w całości na kwatery zimowe na rzekomo podporządkowanych terenach jakby już z myślą 0 następnych kampaniach. Pod jego rozkazami służyło wielu Galów pochodzących z różnych ludów 1 wiele plemion galijskich okazało się wiernymi i oddanymi sojusznikami. Jednak między Galami i Rzymianami nie było jednomyślności, z czego Cezar musiał sobie szybko zdać sprawę. Każda ze stron inaczej rozumiała pojęcie poddaństwa. Dla Galów oznaczało ono rodzaj wasalstwa, porównywalnego z dość luźnym związkiem, jaki łączył często ich plemiona. Rzym natomiast od popadłych w zależność ludów wymagał ślepego posłuszeństwa oraz bezwzględ nego podporządkowania ludzi i rzeczy. Galia była skłonna uznać hegemonię Rzymu i Cezara, jak niegdyś zaakceptowała przywództwo Arwernów - Luerno- sa i Bituitosa, ale nie myślała wyrzec się ani swobód, ani tradycji narodowych. Po dwóch latach przebywania wśród Galów Cezar musiał się zorientować, iż najbardziej nawet uległe plemiona nadal nie okazują mu takiego posłuszeństwa, do jakiego chciał nagiąć cały kraj. Skutki tego nieporozumienia nie dały na siebie długo czekać. Gdy latem 57 roku młody Krassus szedł przez ziemie Armoryki z jednym tylko legionem, Podbój wybrzeży Oceanu 275 mieszkańcy bez wahania składali mu przysięgę na wierność. Kiedy jednak okazało się, że Rzymianin został na zimę i rekwiruje żywność, wtedy Armo-rykanie po prostu uwięzili oficerów rzymskich odpowiedzialnych za tę akcję i zażądali w zamian za nich wydania własnych zakładników. Należała im się więc nauczka, by więcej nie próbowali pertraktować z Rzymem jak równy z równym. Innego dowódcę niż Cezar powstrzymałaby może poważna przeszkoda. Armorykanie byli przede wszystkim marynarzami. Między innymi Wenetowie posiadali potężną flotę. Ich twierdze znajdowały się na wysepkach lub skałach, tak więc przypływy i odpływy uniemożliwiały blokadę. Jeśli do którejś z nich podchodzono zbyt blisko, ludzie ładowali dobytek na statki i przenosili się, by gdzie indziej tak samo stawić opór. Bez okrętów, które zablokowałyby wybrzeża, armia była bezsilna, a Rzym nie posiadał floty na Oceanie. Wobec tego Cezar kazał ją sobie zbudować. Latem okręty stały gotowe. Ze swej strony Wenetowie zebrali ponad 200 dużych, solidnych żaglowców o wysokich burtach. Okręty rzymskie, typu śródziemnomorskiego, były łodziami wiosłowymi. Szybsze, ale delikatniejsze i niższe, nie mogłyby mierzyć się z żaglowcami galijskimi, gdyby nie to, że zostały wyposażone w długie, wystające kosy, przeznaczone do przecinania olinowania. Unieruchomione żaglowce Galów, upodobnione do bezwładnych fortec, miały być wzięte szturmem przez znajdujących się na galerach legionistów. Okoliczności dodatkowo sprzyjały planom rzymskim. Wiatr, który popychał flotyllę Wenetów, ucichł nagle. Roje zwrotnych galer atakowały po kolei ciężkie statki, niezdolne do żadnego manewru i skazane na bierne oczekiwanie abordażu. Cezar i jego żołnierze obserwowali batalię z nadbrzeżnych, stromych skał. O zachodzie słońca flota galijska przestała istnieć. Zdobywszy panowanie na morzu, mógł Cezar zakończyć podbój wybrzeży. Młodego Krassusa wysłał na południe, do Akwitanii, gdzie czekała go trudna kampania. Przemieszani z Iberami Galowie z południa, dynamiczni i wytrwali, byli mistrzami podstępów wojennych. Dowodzili nimi dawni oficerowie Ser-toriusza. Nie potrafili się jednak zjednoczyć i w rezultacie ponosili klęskę za klęską. Cezar natomiast, posuwając się wzdłuż wybrzeża kanału La Manche i Morza Północnego, odpychał w głąb lasów Morynów i Menapów. Tym razem, pod koniec roku 56, rzeczywiście mógł uznać Galię za podbitą w całości. Galię Celtycką zdobył już w 58 roku dzięki przyjaźni Eduów i Sekwanów. W 57 zwyciężył Belgów. Dopiero co zniszczył flotę armorykańską, a jego legat Krassus szedł w zwycięskim pochodzie przez ziemie Akwitanii. Pakt, jaki z końcem roku 56 zawarł Cezar z Pompejuszem i Krassusem w Lukce, ukoronował jego triumf i przedłużał mu prokonsulat na czas nieograniczony. 276 Podbój rzymski Wyprawy za Ren i na Wyspy Brytyjskie W następnych latach podjął Cezar śmiałe i ryzykowne przedsięwzięcia. Bardziej niż kiedykolwiek wierzył w swą pomyślną gwiazdę i najwyraźniej puścił wodze swej nieokiełznanej fantazji. Chciał zagarnąć cały barbarzyński świat, który się przed nim otworzył, i oprócz Galii zawładnąć kontynentalną Germanią, jak też wyspiarską Brytanię. W roku 58 odrzucił Germanów poza Ren; w 55 wszystko wskazywało, że ma zamiar dosięgnąć ich na ich własnej ziemi, na wschód od rzeki. I oto bandy uciekinierów złożone z Uzypetów i Tenkretów, wygnanych właśnie ze swoich siedzib przez Swebów, przekroczyły rzekę i próbowały znaleźć miejsce dla siebie na lewym brzegu, między Renem i Mozą. Pozorowanymi negocjacjami Rzymianie wprowadzili w błąd nieszczęśników, po czym nikczemnie ich zmasakrowali. Niedobitki wzięto w niewolę i jako łup wysłano do Rzymu. Następnie Prokonsul po raz pierwszy przekroczył Ren. Jak wiadomo, wraz z przyjaciółmi zrobił wokół tego wydarzenia wiele wrzawy. Potem szybko dokonał rozpoznania prawobrzeżnych ziem i równie szybko się wycofał. Kampania zakończyła się lądowaniem w Brytanii, przygodą niezbyt chwalebną, gdyż przypieczętowaną pospiesznym odwrotem. Cezar skorygował swoje zuchwałe koncepcje; realizował teraz plany z przesadną wręcz ostrożnością i trafnie wybierał moment, w którym należało się wycofać. Niepowodzenia w tych dalekich krajach łatwo było ukryć przed Rzymem; wystarczyło ogłosić 20 dni nabożeństw dziękczynnych zamiast 10, jak to było przyjęte w wypadku autentycznych zwycięstw. Również Brytowie długo świętowali - z okazji ucieczki Rzymian, „którzy zniknęli jednej nocy, tak jak śnieg znika na piaskach wybrzeża". Belgowie, blisko związani z Brytami, mogli z tej wyprawy wywnioskować, iż Cezar nie był niezwyciężony. Żeby więc zastraszyć Galów, a jednocześnie podniecić wyobraźnię Rzymian nadzieją zdobycia bajecznych skarbów, jakie miały się znajdować na tej wyspie położonej na końcu świata, Prokonsul wyznaczył na następny rok nową ekspedycję do Brytanii. Przez całą zimę w portach Galii budowano i naprawiano okręty, a Hiszpania dostarczała takielunek. W tym samym czasie Cezar wojował w Ilirii, potem marudził w Italii. Powróciwszy do Galii, strawił jeszcze kilka cennych miesięcy na wyprawie przeciwko Trewirom. Wreszcie wyruszył w kierunku wybrzeża, gdzie czekała nań flota. By na czas swej nieobecności zapewnić spokój w Galii, zabrał ze sobą najważniejszych galijskich wodzów. Przywódca Eduów, Dum-noryks, usiłował zbiec. Cezar odłożył wówczas swój wyjazd do czasu, aż go złapano i zabito. Jak widać, podejmując ryzyko tej nowej zamorskiej przygody, Wyprawy za Ren i na Wyspy Brytyjskie 277 Cezar się wahał. Ale spokojna Galia nie dawała mu żadnego wiarygodnego pretekstu, by z niej zrezygnować. Zbyt dużo szumu było wokół przygotowań. Nie pozostawało nic innego, jak wyruszyć wreszcie po skarby do Brytanii. Brytowie, których prowadził mądry i ostrożny wódz Kassywellaunus, niezwykle operatywni na swych wozach bojowych, potrafili unikać bezpośredniej konfrontacji. Nieustannie za to nękali maszerującą rzymską armię, która była w stanie panować wyłącznie nad obszarem, na którym się aktualnie znajdowała. Tym niemniej Cezarowi udało się odnaleźć i zająć oppidum Kassywellauna, położone na lesistym wzgórzu otoczonym wałami obronnymi, ale jedyną zdobyczą było duże stado bydła. W tym czasie król Brytów, znajdujący się z tyłu wojsk rzymskich, zaatakował na wybrzeżu obóz chroniący okręty, lecz nie zdołał go zdobyć. Cezar przechwalał się potem, że dzięki pośrednictwu jednego z wodzów belgijskich należących do jego orszaku, w ostatecznym rozrachunku zmusił Kassywellauna do poddania się i nałożył nań trybut. Powrócił do Galii z kilkoma grupami niewolników i, być może, paroma brytańskimi perłami, o których w Rzymie tyle opowiadano. Przebudzenie się Galii. Ambioryks Po dwóch latach wojowania na granicach i poza granicami Galii sukcesy Cezara wciąż były żadne lub znikome. Gdy odpływał do Brytanii, uznał za stosowne pozostawić na kontynencie Labienusa z trzema legionami i dwoma tysiącami jazdy, by przeciwdziałać powstaniom, których możliwość brał pod uwagę. Istotnie, ileż to debat wśród Galów, lubujących się w słowach, powodować musiały wydarzenia rozgrywające się na ich ziemiach od roku 58. Jakie wzburzenie wywoływać musiała dominacja, która z każdym dniem bardziej ciążyła, coraz głębiej penetrowała życie każdego z plemion. A jednak Galia - choć przecież jeszcze nie w całości podbita i wciąż zdolna do zbiorowego wysiłku - nie zdobyła się na rzucenie wyzwania, by odzyskać niepodległość. W roku 54, po powrocie z Brytanii, Porokonsul miał okazję przekonać się o narastaniu fermentu. U Karnutów i Senonów w środkowej Galii, która dotychczas nigdy mu się nie przeciwstawiała, wymordowano lub wygnano królów przyjaznych Cezarowi. Na północy Ambioryks zaatakował legion, wysłany tam na kwatery zimowe, i zmasakrował go tak dokładnie, że szczegóły klęski poznano dużo później. Cezar dowiedział się o powstaniu dopiero od wzywającego pomocy Kwintusa Cycerona, którego obóz także był oblegany. Nie było mowy, by tak jak zamierzał, powrócił tej zimy do Italii. Należało bez zwłoki stłumić rewoltę, która dawała o sobie znać w licznych regionach. W obliczu zagrożenia Cezar podjął szybką decyzję, uprzedzając w ten sposób spisek galijski. Rzym utracił właśnie jeden legion i pięć kohort w kraju 278 Podbój rzymski Eburonów. Niezwłocznie dostano dwa razy silniejsze posiłki. Armia Prokonsula liczyła teraz i 10 legionów. Przykładną zemstą chciał Cezar raz na zawsze odebrać Galom ochotę do walki. Karnutowie i Senonowie natychmiast poprosili o przebaczenie. Cezar wydawał się kierować chwilowo cały swój gniew głównie przeciwko wodzowi Eburonów, Ambioryksowi i jego wspólnikom Trewirom. Przemaszerował przez ich ziemie podbite już wcześniej przez legata Labienusa. Chciał ostatecznie pozbawić północną Galię ewentualnego wsparcia ze strony Germanów i, pozorując marsz na ich posiadłości, po raz drugi przeszedł przez Ren na odcinku zajmowanym przez Ubiów (tam gdzie później zostanie wzniesiona Kolonia). W rzeczywistości jednak nigdy Swebów nie zaatakował, za to pozostawiwszy jeden garnizon na straży mostu, zawrócił, by całe swe siły rzucić przeciw Ambioryksowi. Przez całe lato w Ardenach i lasach północy trwały prawdziwe łowy na człowieka. Rozłożone w wachlarz legiony przeczesywały cały kraj, od Skaldy po Ocean, zacieśniając krąg wokół miejsca, gdzie spodziewano się znaleźć Ambioryksa. By wypełnić luki między legionami, Cezar wezwał zewsząd na pomoc różnych awanturników. Grupa Sykambrów pospieszyła zza Renu i mało brakowało, a zdobyłaby napotkany po drodze zaopatrzeniowy obóz legionów. Eburoni rozproszyli się i zniknęli na północy, samemu zaś Ambioryksowi udało się wymknąć. Pod koniec jesieni okazało się, że wszystko, czego dokonały legiony, to jedynie spustoszenia najbardziej dzikiej części Galii. Cezar musiał ograniczyć swoją zemstę do wydania wyroku śmierci na przywódcę Senonów, który wiosną powierzył swój los łaskawości rzymskiego wodza. Raz jeszcze, jak rok wcześniej w Brytanii, Galowie towarzyszący Cezarowi mogli się przekonać o bezsilności armii rzymskiej wobec wroga, który umiał unikać bezpośredniej walki. Wojna wyzwoleńcza. Wercyngetoryks Jesienią roku 53 Cezar znów pisał, że w Galii panuje spokój. Sam zapewne w to nie wierzył, bowiem w tym samym rozdziale Wojny galijskiej wspomina o tajnych naradach przywódców galijskich, oburzonych męczeństwem wodza Senonów i powszechnie panującą w kraju nędzą. Ale sytuacja polityczna wymagała, by pojawił się w Italii, i to w charakterze zwycięzcy. Potęga Pompejusza, jedynego konsula, zaczynała mu zagrażać. Oddany Pompejuszowi Milon zamordował właśnie Klodiusza, poplecznika Cezara, i Senat, przewidując rozruchy, zlecił pobór do wojska. Niedawna klęska Krassusa w kraju Partów uwalniała wprawdzie Cezara od ewentualnego przyszłego rywala, ale na razie również pozbawiała sojusznika. W Rzymie co światlejsze umysły dostrzegały jałowość tych jego niezwykłych rzekomo kampanii, których jedynym skutkiem Wojna wyzwoleńcza. Wercyngetoryks 279 była grabież. Po Mieście krążyły pamflety w rodzaju takiego oto epigramu: „Tak więc, niezrównany imperatorze, zapuściłeś się aż na najdalszą wyspę zachodu, by ofiarować w darze twemu przyjacielowi Mamurrusowi skarby, które niegdyś posiadała Galia włochata i Brytania [...]". Była to zapowiedź zmierzchu autorytetu Cezara. Galowie o tym wszystkim wiedzieli, a nawet przypisywali doniesieniom przesadne znaczenie. Opowiadano po tej stronie Alp, że Cezar zostanie w Italii z powodu wojny domowej i nie powróci już do Galii. W galijskich grodach uroczyście przysięgano raczej oddać życie, niż wyrzec się odwiecznej tradycji wolności i wojennej chwały. Czekano na sygnał do powstania. Aż znalazł się lud, który rzucił hasło do walki, i mąż gotów jej przewodzić. Ludem tym byli Karnutowie. Na ich terytorium znajdował się święty środek Galii; w ich lasach zbierało się zgromadzenie druidów. Z całą pewnością druidzi - słudzy boga ojca celtyckiej rasy, depozytariusze mądrości, historii i poezji narodowej, mieli swój udział w tym, że Karnutowie byli tak oddani wspólnej sprawie. Nie omieszkali odczytać znaków wróżebnych i przepowiedzieć zwycięstwa. Sami bogowie przemawiali przez Karnutów, wzywając kraj do świętej wojny o wolność. A mężem opatrznościowym był Wercyngetoryks z ludu Arwernów, syn Celtillosa, skazanego niegdyś przez swych rodaków na śmierć za próbę przywrócenia monarchii. W odczuciu Wercyngetoryksa tradycja rodzinna była nierozerwalnie związana z pamięcią hegemonii Arwernów. Pod jego przywództwem miała odrodzić się Galia sprzed 100 lat, zanim pierwsi Rzymianie pojawili się na północ od Alp, Galia nawiązująca do chwały i wspaniałości z czasów Luernosa i Bituitosa. W pierwszych latach wojny Wercyngetoryks walczył pod rozkazami Cezara. Należał do jazdy wcielonej do armii Prokonsula jak inne kontyngenty galijskie, złożone z mniej lub bardziej dobrowolnych sprzymierzeńców i zakładników wysłanych przez grody galijskie jako rękojmia lojalności. Otrzymał tytuł przyjaciela wodza rzymskiego. Sześć lat spędzonych w obozach rzymskich musiało go wiele nauczyć. Był przy tym jeszcze młodym mężczyzną - jego kariera dobiegła końca, zanim skończył 30 lat. Wygnany swego czasu z miasta przez własnego wuja, przywódcę optującej za pokojem partii arystokratycznej, musiał teraz przede wszystkim odzyskać swoją pozycję. Dzięki poparciu mas ludowych i przygodnych obieżyświatów wkroczył niebawem do rodzinnego miasta jako zwycięzca. Niezwłocznie przystąpił do organizowania wielkiego powstania galijskiego. Większość plemion Galii Celtyckiej i Armoryki przeszła pod jego rozkazy. Było to jeszcze pod koniec zimy i na przedwiośniu roku 52. Wercyngetoryks nie chciał pochopnie rozpocząć kampanii. Postanowił najpierw uniemożliwić Cezarowi połączenie się z legionami i przerwać łączność 280 Podbój rzymski między armią rzymską w Galii a Italią. W tym celu jeden z jego dowódców, Lukterius Kadurkus (z Cahors) miał uderzyć na Galię Narbońską, podczas gdy on sam próbował dotrzeć do Eduów i doglądał drogi wzdłuż Saony, którą powinien nadejść Cezar. Szybkość, z jaką zareagował Prokonsul, przekreśliła jego rachuby. Na pierwszą wieść o powstaniu Cezar poniechał spraw w Italii i pospieszył do Galii. Zwoławszy wszystkich weteranów, osiadłych jako koloniści w Galii Narbońskiej, przygotował prowincję do obrony. Lukterius, widząc, że jest oczekiwany, zwlekał z atakiem. Konsul przejął więc inicjatywę i poprzez pokryte jeszcze śniegiem Sewenny ruszył na kraj Arwernów. Wercyngetoryks, którego autorytet był zbyt świeży, nie mógł się oprzeć woli armii, pragnącej wracać na odsiecz własnemu ludowi. Musiał opuścić stanowisko obserwacyjne między Saoną i Loarą. Cezar natychmiast powrócił w dolinę Rodanu. Pospieszył w stronę Wienny, skąd bez przeszkód dotarł do legionów zimujących na ziemi Lingonów, po czym połączył się z głównymi siłami, skoncentrowanymi w Sens. Wercyngetoryks miał więc się zmierzyć nie z rozproszonymi legionami, lecz z samym Cezarem i całą jego armią. W tej sytuacji starał się narzucić taktykę, która niegdyś powiodła się Brytom, a w pewnym stopniu także Ambioryksowi: wycofać się z terenów leżących na przedzie wojsk Cezara i przejść na tyły, by odciąć go od zaopatrzenia. Galowie nie mogli się jednak zdecydować, by przyjąć plan w całości. Biturygowie (Bituriges) nie zgodzili się na poświęcenie Avaricum (Bourges) - swej stolicy, uważanej za niemal najpiękniejsze miasto całej Galii. Ich patetyczne błagania przeważyły w zgromadzeniu nad zdaniem wodza. Obrona była heroiczna. Biturygowie postanowili uratować miasto za wszelką cenę. Dorównywali Rzymianom nie tylko odwagą, ale i wytrwałością oraz pomysłowością. Mnożyli wypady i podkopywali się pod pomosty, które podpalali, uniemożliwiając wrogowi podejście do miasta, podwyższali mury, w miarę jak wznosiły się wieże oblężnicze atakujących. Wercyngetoryks rozbił obóz za bagnami, o 6 mil (24 km) od Awarikum. Jego jazda mogła stąd blokować oblegających. Ale żołnierze Cezara zdolni byli do wyrzeczeń i potrafili przezwyciężyć zmęczenie. Nie zgodzili się poniechać oblężenia, co im podobno proponował wódz naczelny i odnieśli zwycięstwo. Spośród 40 tysięcy obrońców z życiem uszło zaledwie 800 żołnierzy, którym udało się pod osłoną nocy dotrzeć do obozu Wercyngetoryksa. Z wielkim podziwem Cezar skonstatował, że ta ciężka porażka bynajmniej nie podważyła prestiżu galijskiego wodza, raczej utwierdziła jego autorytet. Czyż nie miał racji, domagając się opuszczenia i spalenia miasta? Kiedy nazajutrz po klęsce przekonywał zgromadzonych o potrzebie jedności i zaufania, nareszcie przyznano, że jego rozkazy jako głównodowodzącego nie mogą podlegać dyskusji. Wojna wyzwoleńcza. Wercyngetoryks 281 Straty poniesione pod Awarikum zostały rychło wyrównane dzięki dużej liczbie ludności Galii i kampanię kontyunuowano już zgodnie z wolą Wercyn-getoryksa. Cezar postanowił znów zagrozić ziemi Arwernów. Chcąc zmusić nieprzyjaciela do ruchu, powtórzył manewr, który tak mu się opłacił na początku wojny. Rozpoczął oblężenie najważniejszej warowni, Gergowii (Gergovia). Ale miasto leżało na szczycie wzgórza i obrońcy niewiele sobie robili z takich samych urządzeń, jakie w wypadku Awarikum okazały się skuteczne. Wercyngetoryks, który trzymał się o niecały dzień marszu za Cezarem, wyprzedził go i rozlokował się nie w samym mieście, tylko tuż obok. Gwałtowny atak przypuszczony przez armię rzymską spotkał się ze zdecydowaną obroną. Wojska Cezara stały oto bezsilne u stóp stromej góry i Prokonsul nie bardzo już wiedział, co robić, w którą stronę się zwrócić w tej Galii manifestującej coraz większą wrogość. Odniósł jednak jeden jeszcze sukces. Po zajęciu Awarikum wystał Labie-nusa, swego najlepszego legata, do kraju Paryzjów, gdzie jego zadaniem było strzec przepraw przez Sekwanę i uniemożliwić posiłkom belgijskim połączenie się z siłami wodza arwerneńskiego. Dzięki zręcznym manewrom, Labienus pokonał Paryzjów i zmusił do rozejścia się armię Belgów. Ale chociaż zwyciężył, okazało się, że jest równie odizolowany w Lutecji, jak Cezar pod Gergowią. Sytuację obydwu armii rzymskich, i tak już krytyczną, pogorszyła jeszcze zdrada najstarszych sprzymierzeńców Rzymu w Galii. Eduowie ulegli perswazjom wysłanników Wercyngetoryksa, popartym dźwięczącymi sztukami złota z wizerunkiem wodza. Porzucili Cezara i przyłączyli się do obrońców niepodległości. Wspomogli ich potęgą swojej armii, dokonując jakby konsekracji słusznej sprawy. Pokonali Rzymian stacjonujących na ich terytorium. Zaś oddział jazdy edueńskiej, wzywany rozkazem Cezara na pomoc, zajął w Nevers tabory i zapasowe konie legionów. Prokonsul tracił owoce wszystkich swych wysiłków, zdobycze wszystkich poprzednich kampanii. Nie posiadał już w Galii nawet tej bazy operacyjnej, która pozwoliła mu zainstalować się tu w roku 58. A Galia, zjednoczona pod rozkazami godnego wodza, powstawała - pomimo kolejnych klęsk doznawanych przez poszczególne plemiona - silniejsza niż kiedykolwiek w ciągu ostatniego stulecia. Cezarowi pozostała tylko własna armia. Ta armia była jego największym osiągnięciem. Stworzył ją i tchnął w nią swego ducha. Znał jej wartość i wypróbował poświęcenie. Wiedział, że pójdzie za nim wszędzie i zawsze będzie gotowa spełnić każde nowe zadanie, jakie przed nią postawi. Skoro Galia wymykała mu się z rąk, tak że wkrótce nie mógłby już wyżywić armii zjednoczonej, a rozdzielić j ą byłoby zbyt niebezpiecznie, należało przynajmniej, w oczekiwaniu bardziej pomyślnych okoliczności, doprowadzić wojska bez strat do prowincji rzymskiej. Musiał odstąpić spod Gergowii i póki jeszcze miał swobodę ruchów, połączyć się z Labienusem. Obie części rzymskiej 282 Podbój rzymski armii spotkały się na terytorium Lingonów. Cezar przewidywał, że odwrót będzie trudny pośród ruchliwych grup galijskiej jazdy, szarpiącej jego flanki i tyły. Chcąc przezornie wzmocnić jazdę, sprowadził około 1000 jeźdźców germańskich. Okazali się oni bardzo źle wyposażeni i trzeba było im oddać ostatnie konie, jakie Rzymianom pozostały. Z tak słabo chronioną piechotą Prokonsul udał się w drogę na południe, w kierunku Rodanu i prowincji rzymskiej. Zwycięstwo Wercyngetoryksa było oczywiste. Jeszcze kilka dni i jego strategia uwolniłaby Galię od Rzymu i Cezara. Alezja Czy to możliwe, by w momencie, gdy jego mądra taktyka triumfowała, Wercyngetoryks tak niespodziewanie z niej zrezygnował? Nawet Cezar mówi przecież o nim, że zamierzał rozbić wycofującą się armię rzymską. Czyżby rzeczywiście do tego stopnia upoił się zwycięstwem, on, który z zimną krwią potrafił przyjąć niepowodzenie? A może jednak wchodzi tu w grę raczej nieposłuszeństwo jego wojsk, zwłaszcza dowodzących Eduami młodych zapaleńców, którzy już wcześniej próbowali odebrać mu zwierzchnictwo? Rozkazy Wercyngetoryksa ograniczały prawdopodobnie akcję do działań zaczepnych i ataków na rzymski konwój. W tym chyba celu podzielił jazdę na trzy oddziały, które wysłał na flanki i tyły legionów, podczas gdy sam pozostał z całą piechotą w obozie. Ale ta nietrudna i rozsądna misja przekształcona została w szaloną eskapadę. Każdy z jeźdźców przysiągł na co miał najświętszego, że nie powróci do obozu, zanim nie przejedzie dwa razy przez wrogie kolumny. Nastąpiła wspaniała, lecz zgubna szarża; jej podobne nieraz jeszcze w naszej historii kończyły się katastrofą. Nawet w odwrocie armia rzymska nie dała się zaskoczyć. Poza tym jeźdźcy galijscy nie liczyli się z obecnością posiłków germańskich, o których przybyciu prawdopodobnie w ogóle nie wiedzieli. Po zręcznym manewrze Germanów Galowie byli przekonani, że znaleźli się w potrzasku. Mając teraz legiony przed sobą, a Germanów na flankach, wpadli w panikę. Ścigani i masakrowani po drodze, dopadli obozu Wercyngetoryksa, gdzie do walki wciągnięta została również piechota. Cezar nie był człowiekiem, który przepuściłby ofiarowaną przez los okazję. Zaskoczony powrotem jazdy w rozsypce, Wercyngetoryks szybko zwinął obóz, by schronić się razem z konwojem w Alezji (Alesia), warowni Mandu-biów. Cezar porzucił tabory i puścił się za nim w pogoń. Drugiego dnia po potyczce jazdy dogonił całą armię nieprzyjacielską z taborami i natychmiast rozpoczął przygotowania do oblężenia. Kolejne szarże jazdy galijskiej nie zdołały rozluźnić pierścienia blokady. Wercyngetoryksowi nie pozostawało nic Alezja 283 innego, jak zaakceptować walkę bezpośrednią, której tak bardzo starał się uniknąć. Dopóki można było jeszcze przedrzeć się przez szeregi wroga, odesłał jazdę, teraz już nieużyteczną, zobowiązując każdego z dowódców do zorganizowania masowego poboru wśród swoich ziomków. Sam, mając 80 tysięcy doborowych żołnierzy i żywności na 30 dni, zamknął się w Alezji, czekając, aż zmobilizowane wojska Galii przybędą z pomocą. Wiemy, jak wyglądały ziemne konstrukcje oblężnicze wykonane przez Rzymian wokół miasta: wały wewnętrzne chroniły przed wypadami oblężonych, zaś zewnętrzna linia wałów przed atakami z pola. Wykorzystano wszystkie osiągnięcia sztuki wojennej starożytności. Dziesięć legionów pracowało dzień i noc. Po pięciu tygodniach roboty były ukończone. W Galii źle zrozumiano lub niedokładnie wykonano rozkazy Wercynge-toryksa. Chciał on, żeby z całego kraju przybyli natychmiast wszyscy zdolni do noszenia broni, i uderzyli na wojska rzymskie, liczące 60 czy 70 tysięcy żołnierzy. Ponawiane, coraz silniejsze ataki miały nękać Rzymian aż do czasu ofensywy finalnej. Rzeczywistym oblężonym miał być Cezar, nie Wercyngetoryks. Ale Galowie zaczęli od deliberacji. Wyznaczono ograniczone kontyngenty, a niektórzy, jak Bellowakowie, odmówili podporządkowania się, łaskawie oferując, że wyślą 2 czy 3 tysiące ludzi. Wreszcie zebrano 8 tysięcy jazdy i 240 tysięcy piechoty; ostateczna organizacja miała się dokonać u Eduów. Swego czasu sami Belgowie wystawili liczebniejszą armię. Widocznie uznano, że większe siły nie będą mogły się przemieszczać i wyżywić. Podczas gdy Wercyngetoryks był oblegany w Alezji, Galia chciała wojować na swój sposób. W międzyczasie, mimo surowych ograniczeń, oblężonym zabrakło żywności. Czy mieli się poddać, czy może spróbować ostatniej szansy na przedarcie się? Żadne wiadomości nie docierały z zewnątrz i nic nie zapowiadało odsieczy. Zdecydowali trwać na posterunku, wierzyli bowiem, iż w końcu Galia ruszy w obronie własnej wolności. Zatwardziali w swej decyzji, nie cofnęli się nawet przed okrucieństwem: jako nieprzydatnych w walce wygnali z miasta kobiety, dzieci i starców. Rzymianie nie pozwolili im przejść. Długo jeszcze nieszczęsna gromada błądziła między murami miasta i rzymskimi okopami, dopóki wszyscy nie pomarli. Pomoc Wreszcie z murów oppidum ujrzano armię Galii wyłaniającą się zza sąsiednich wzgórz i schodzącą na równinę Laumes. Wojska zatrzymały się zaledwie 1000 kroków od umocnień rzymskich. Na dowód, że wciąż jeszcze są w twierdzy i gotowi do walki, żołnierze Wercyngetoryksa wyszli przed mury i zbliżyli się do rzymskich umocnień wewnętrznych. Cóż pomyśleć musiał 284 Podbój rzymski Wercyngetoryks o dowództwie galijskim, gdy zobaczył, że sama tylko jazda szarżuje na linie rzymskie? Bitwa trwała od południa do wieczora i skończyła się, rzecz jasna, odwrotem atakujących. Cezar mówi, że tego wieczora oblężeni powrócili za mury Alezji prawie całkiem pozbawieni nadziei. Następny dzień minął bez walki. Trzeciego dnia nad ranem podniósł się w obozie Galów ogromny krzyk, znak dla Wercyngetoryksa, że bitwa niebawem się rozpocznie. Z miejskich murów odpowiedział róg ogłaszający alarm. Galowie z obozu zewnętrznego, przygotowując natarcie, zasypywali Rzymian gradem pocisków; oblężeni próbowali przedrzeć się przez rzymskie umocnienia pomocnicze zbudowane po wewnętrznej stronie głównego wału. Niezupełnie im się to zresztą udało. Rzymian chroniły przed ciosami wały, palisady i wieże, a ich artyleria skutecznie rozprawiała się z masą łuczników, miotaczy i oszczepników galijskich. Koło wieczora Galowie wycofali się, nic nie osiągnąwszy. Znów zapanował spokój. Dwa razy odepchnięci, Galowie zainteresowali się w końcu fortyfikacjami, które mieli zdobyć. Bez trudu znaleźli słaby punkt: obóz usytuowany u stóp wzgórza na północ od Alezji. Ponieważ wzniesienie, ze względu na swą rozległość, nie zostało włączone w pierścień wałów, atakujący mogliby zbliżyć się niepostrzeżenie i wedrzeć do środka. Ale Galowie kontynuowali debaty i najpewniej nie doszli do porozumienia. W obozie galijskim wodzów było wielu, brakowało natomiast dowódcy. Zatem zamiast oczekiwanej decydującej bitwy doszło jedynie do częściowego ataku pod wodzą kuzyna Wercyngetoryksa, Werkassiwellauna, prowadzącego 60 tysięcy ludzi - prawdopodobnie kontyngent Arwernów. Około południa, kiedy Rzymianie odpoczywali, oddział ten znienacka napadł na obóz pod wzgórzem. Wercyngetoryks natychmiast podjął próbę przedarcia się w kierunku atakujących. Rzymianie kilkakrotnie znaleźli się w krytycznej sytuacji, to od wewnętrznej strony za sprawą Wercyngetoryksa, to od zewnątrz za sprawą Werkassiwellauna. Cezar zachował jednak swobodę ruchów, jako że zagrożony był tylko jeden punkt jego linii. Kolejne posiłki przybywały na czas - ostatnie pod dowództwem samego Prokonsula, którego purpurowy płaszcz z daleka można było rozpoznać - i za każdym razem ratowały sytuację. Pod koniec dnia i Wercyngetoryks, i jego kuzyn zostali odparci. Pojawienie się uciekinierów, za nimi Rzymian, a wreszcie szarża germańskiej jazdy wywołały zamęt w obozie galijskim. Wiele oddziałów rzuciło się do ucieczki, każdy w kierunku własnego kraju. Cezar chwali się, iż zdziesiątkował wroga, a jeśli nie zlikwidował go całkowicie - dodaje - to tylko dlatego, że nie pozwoliło mu na to nadejście nocy i zmęczenie żołnierzy. Wielka armia galijska została i rozbita, zanim jeszcze naprawdę przystąpiła do walki. Porażka Wercyngetoryksa. Utrata niezawisłości 285 Porażka Wercyngetoryksa. Utrata niezawisłości Okazało się, że bez Wercyngetoryksa Galia była niezdolna nie tylko do zwycięstwa, ale nieomal w ogóle do walki. Wódz pozostał w Alezji, tym razem ostatecznie już opuszczony. Chociaż i on, i jego ludzie dzielnie znosili trudy wojny przeciągającej się poza granice ludzkiej wytrzymałości, musieli się uznać za pokonanych. W swej szlachetności wódz postanowił się poświęcić, by uratować tych, którzy pozostali mu wierni. Nazajutrz po klęsce zwołał w Alezji radę. Oświadczył, że powstanie wywołał i walkę podjął nie dla własnej korzyści, ale dla wspólnej wolności, skoro jednak los obrócił się przeciw niemu, oddaje się do dyspozycji towarzyszy: od nich zależy, czy oddadzą go Cezarowi martwego lub żywego. Cezar przede wszystkim zażądał wydania dowódców i broni. Żołnierzy rozbrojonej armii oddał swym ludziom jako łup wojenny; opłacał ich służbę niewolnikami. Co się tyczy samego Wercyngetoryksa, dobrze znana jest scena jego oddania się w ręce zwycięzcy. Cezar o niej zaledwie wspomina, ale więcej mówią nam inni historycy starożytni. Oto jak Amedee Thierry parafrazuje teksty Plutarcha i Kassjusza Diona (autorzy ci odtwarzali zapewne zagubiony tekst Liwiusza): Wercyngetoryks nie czekał bynajmniej, aż centurioni zwiążą mu ręce i nogi i zawloką go do stóp Cezara. W bojowym rynsztunku dosiadł konia, wyjechał z miasta i galopem przebył drogę między dwoma obozami, aż do miejsca, gdzie zasiadał Prokonsul. Okrążywszy podium, zeskoczył z konia i bez słowa rzucił swój miecz, swój oszczep i hełm pod nogi Rzymianina. Gest Wercyngetoryksa, jego nagłe pojawienie się, jego postura, jego twarz dumna i wojownicza wywarły na obecnych nieoczekiwanie silne wrażenie. Cezar był zaskoczony i niemal przestraszony. Chwilę milczał, ale wnet wybuchnął inwektywami, wyrzucając Galowi zdradę dawnej przyjaźni i niewdzięczność za tyle wyświadczonego mu dobra. Wreszcie dał znak liktorom, by go skrępowali i odprowadzili do obozu. Wercyngetoryks zniósł wszystko w milczeniu [...]. Zabrano go do Rzymu i wrzucono do cuchnącego lochu, gdzie przez sześć lat czekał, aż zwycięzca przybędzie odprawić w wielkiej chwale swój tryumf na Kapitelu. Dopiero bowiem tego dnia topór kata położył kres upokorzeniom i cierpieniom wielkiego galijskiego patrioty. Patos tej sceny budzi wątpliwości krytyków. Czy prawda nie jest zawarta raczej w suchym opisie Cezara? 286 Podbój rzymski Cezar stał przed obozem. Przyprowadzono mu dowódców i oddano Wercyn-getoryksa. Pod nogi rzucono mu broń. Kazał odprowadzić na bok Eduów i Arwernów, by za ich pośrednictwem zjednać sobie ich ludy. Innych jeńców rozdzielił miedzy całą armię, po jednym każdemu żołnierzowi jako łup wojenny. Jak podkreśla Camille Jullian, nie wolno zapominać o wierzeniach i odczuciach Galów, uczestników tego dramatu. Bogowie wypowiedzieli się przeciw Galii, należało ich udobruchać, a do tego potrzebne było ostentacyjne poświęcenie. Gdy Wercyngetoryks stanął przed Cezarem, był wprawdzie wodzem pokonanym, ale się nie poddawał - składał siebie w ofierze. Przywdziawszy zatem insygnia swojej dawnej wielkości, okrąża podium z lewa w prawo, by mocą magiczną spętać swego zwycięzcę; na znak, że powierza się łasce bogów, sam się rozbraja. Czasem po bitwie Galowie zabijali się nawzajem, wierząc, iż taką ofiarą zbawią swój lud. Ta pompatyczna scena przeznaczona jest dla bogów Galii. Ani Liwiusz, ani Plutarch nie mogliby wymyśleć tego charakterystycznego dla galijskiego zwyczaju szczegółu, jakim było okrążenie przez Wercyngetoryksa podium z lewa w prawo. Scena jest niewątpliwie wyjątkowo romantyczna, niemniej jednak wydaje się prawdziwa. Gdy nie stało Wercyngetoryksa, sprawdziły się rachuby Cezara: Arwerno-wie i Eduowie natychmiast złożyli mu hołd. Inne ludy próbowały nadal walczyć, ale Cezar nie zostawił im czasu na zorganizowanie się. Pragnąc wykorzystać zwycięstwo pod Alezją, nie powrócił na zimę do Italii. Przemierzał Galię, nieubłaganie stosując terror, by nie dopuścić do walk partyzanckich, jakimi Biturygowie i Karnutowie chcieli zastąpić regularną wojnę. Bellowakowie, którzy niegdyś nie włączyli się aktywnie do powstania Wercyngetoryksa, teraz uwierzyli, że tylko oni są w stanie kontynuować kampanię. Walki trwały przez całą wiosnę i większą część lata. Teatr bitwy został w ostatnich latach odkryty dzięki pracom wykopaliskowym wokół Clermont (Oise). Galowie zajmowali oppidum. Naprzeciwko, na nizinie Nointel, Cezar wzniósł doskonale ufortyfikowany obóz, uzupełniony dodatkowymi stanowiskami dla towarzyszących mu licznych oddziałów galijskich. Odnaleziono dwie groble z faszyny, jakie - przygotowując atak na galijską twierdzę - Prokonsul usypał na mokradłach Breche, między Nointel i Clermont. Bellowakowie, w obawie przed okrążeniem, chcieli wycofać się do swej stolicy, Beauvais. Odwrót szybko zamienił się w bezładną ucieczkę. Cezar mógł powrócić w Ardeny i podjąć na nowo łowy na Ambioryksa, „aby - jak powiedział - przez te nowe spustoszenia kraju nieuchwytny wódz stał się nienawistny własnemu ludowi". Patrioci z uporem próbowali kontynuować walkę w Poitou, w Limousin i w regionie Cahors. Ostatnim epizodem była bohaterska obrona Uxellodunum Porażka Wercyngetoryksa. Utrata niezawisłości 287 (najprawdopodobniej dzisiejsze Le Puy d'Issolu). Przez długie miesiące kilka tysięcy chłopów pod wodzą dawnych towarzyszy Wercyngetoryksa - Lukteriusa i Drappesa trzymało w szachu legatów Cezara. Przybywszy na miejsce osobiście, wódz kazał odciąć źródło, z którego korzystali oblężeni, oni zaś, wierząc iż bóstwo opiekuńcze się od nich odwróciło, w końcu się poddali. Na rozkaz Cezara wszystkim obcięto prawą dłoń. Wielka bitwa o wolność rozegrała się i została przegrana pod Alezją. Spóźnione próby oporu, pojedyncze zrywy powstańcze skazane były na niepowodzenie i zgniatane jedne po drugich. Prawie wszyscy wodzowie polegli na polu walki lub wydani zostali Cezarowi. Niezłomni odeszli za Kommiuszem Atrebatem (z Arras) na wyspę brytyjską. Do przyjścia Rzymian za czasów cesarza Klaudiusza przetrwało tam królestwo galijskie, którego monety zostały odnalezione. Cała Galia była sterroryzowana okrutnymi masakrami i zrujnowana bezprzykładnymi grabieżami. „Trzy miliony wojowników" głosiły tablice niesione podczas tryumfu Cezara, „milion zabitych, milion jeńców zamienionych w niewolników". Nie wspominano o tych, którzy wprawdzie nie walczyli, ale zostali zmasakrowani lub zmarli w nędzy, jaka była skutkiem wojny. Galia została poskromiona. Triumfujący Cezar, dysponując armią i galijskimi łupami, mógł teraz pokusić się o podbój Rzymu. Tak oto w 51 roku p.n.e. lud galijski utracił niepodległość. Galowie po podboju rzymskim Nigdzie nie zakorzenili się Celtowie tak głęboko, jak właśnie w Galii. Stanowiła ona jedną z ostatnich pozostałości po imperium obejmującym niegdyś większość ziem Europy - od Bałkanów i Apeninów po Morze Północne, od Wisły po Brytanię. Nie było to imperium ustabilizowane i spójne, a najróżniejsze ludy, które się nań składały, łączyła przede wszystkim wspólnota cywilizacyjna. Rozległość terytorium i brak więzi politycznych stały się jego słabością. Napędziło strachu ludom kultury klasycznej, Grekom i Rzymianom, dostarczyło najemników wszystkim ich tyranom, i zniknęło równie szybko jak powstało. Jego apogeum i upadek zamknęły się w trzech stuleciach. Tak jak inne prowincje świata celtyckiego, choć trochę później, także Galia uległa atakującym ją na przemian barbarzyńcom ze wschodu i prowadzącym imperialną politykę Rzymianom. Ale nawet zamieniona przez Cezara w rzymską prowincję, Galią pozostała. Podbój rzymski pociągnął za sobą głębokie zmiany. Odizolowana od kontynentu europejskiego ufortyfikowaną granicą Galia wiąże się teraz z południem poprzez Alpy i Morze Śródziemne. We wszystkim stara się naśladować zwycięzców: buduje takie jak oni miasta, uprawia rolę na sposób rzymski, zakłada 288 Podbój rzymski sady i winnice, a w rzemiośle skutecznie rywalizuje z wytwórczością Italii. Przez 300 lat będzie jedną z najbardziej aktywnych zachodnich prowincji świata rzymskiego. Pod względem materialnym jej poziom życia nie odbiega jednak od przeciętności. U Galów rzymskich nie odnajdujemy już ani tej ciekawości świata, ani tej oryginalności, czasem manierycznej, dziwacznej, czasem nawet ożywianej trochę szaloną fantazją, które podnosiły wartość sztuki celtyckiej. Galia jest już tylko jedną z wielu rzymskich prowincji. Stała się na wskroś rzymska, do tego stopnia, że zarzuciła swój język i dobrowolnie przyjęła sposób życia i myślenia właściwy światu śródziemnomorskiemu. Sto lat po podboju wysyłała do Rzymu senatorów. Dała mu też mistrzów słowa. Rutyliusz Namacjanus, poeta pochodzenia galijskiego, żyjący u schyłku cesarstwa, jest autorem jednej z najpiękniejszych definicji patriotyzmu rzymskiego: Fecisti patriam diversis gentibus unam (Dla najróżniejszych narodów wspólną stałeś się ojczyzną)1. W V wieku, niedługo przed Chlodwigiem, galijscy możnowładcy, tacy jak biskup Sidonius Apollinaris, byli typowymi Rzymianami swych czasów. Jednakże celtycki styl życia i duch galijski przetrwały epokę rzymską. Nie chodzi tu o bezkompromisowy patriotyzm, który w I wieku n.e. powodował rewolty, czy może służył im jako pretekst. Nie chodzi nam też 0 przedziwny epizod z roku 69, gdy podczas pobytu w Lyonie Witeliusza, pretendenta do tronu cesarskiego, Mariccus, mistyczny prorok-cudotwórca, podający się za przywódcę Galów, zgromadził wokół siebie 7 czy 8 tysięcy chłopów. Chcemy tylko podkreślić, że tradycja żyła, przytłumiona, by rozkwit nąć, kiedy zaczęły słabnąć wpływy rzymskie. Miarą ziemi zawsze pozostał galijski arpent (arepennis), a począwszy od II wieku przy drogach pojawiły się znowu, w miejsce rzymskich, mile galijskie. Arystokracja uległa latynizacji, lecz lud w głębi duszy pozostał galijski. Dopiero pod koniec I wieku zaczął przyswajać sobie rzymskie obyczaje, a w języku - przynajmniej na wsi - zachowano bardzo wiele słów celtyckich. Rzymianie z niższych warstw społecznych przejęli nawet ubiór galijski - braie 1 saie, czyli spodnie i tunikę. Po pierwszych najazdach barbarzyńskich w drugiej połowie III wieku próbowano stworzyć odrębne cesarstwo galijskie, które przetrwało 20 lat. Nie była to może prawdziwa rewolta przeciw Rzymowi, ale z pewnością przejaw budzącej się świadomości galijskiej, pragnienia obrony kraju, nawet bez pomocy Rzymian. W IV wieku rozwinął się nowy patriotyzm galijski: wyniósł on na tron cesarski Juliana Apostatę. Otrzymawszy rozkaz opuszczenia kraju i udania się na wschód, armia zebrana w Paryżu obwołała dowódcę cesarzem, nie chciała bowiem zrezygnować z obrony własnej granicy. W sztuce powróciły wówczas, jak już wspominaliśmy, motywy dekoracyjne Rutilius Glauduis Namatianus, De reditu suo, w. 63. Galowie po podboju rzymskim 289 charakterystyczne dla ceramiki z końca okresu niezależności, zaś biżuteria i brązy, emalie i ornamenty kolorowane nawiązywały do trendów kultury lateńskiej. Ślad epoki rzymskiej i praktyka życia politycznego dopomogły Galii utwierdzić się w poczuciu własnego istnienia. Już sam kształt naturalny kraju - pisał Camille Jullian w swej pracy Galia - skłaniał do jedności; stulecia rzymskiego panowania wzmocniły nawyk życia we wspólnocie [...]. Czytając autorów z czasów późnego cesarstwa [...], przekonamy się, że w oczach swoich współczesnych Galia tworzyła państwo zwarte i jednolite. Gdy w IV wieku mówiono: „Galowie", przez pojecie to rozumiano odrębny, silny i budzący sympatię naród [...]. Trwałość tradycji celtyckiej i duch niezawisłości politycznej sprawiły, że Galia zapragnęła mieć swego własnego cesarza [...]. Galowie mieli zalety, mieli też swoje wady. Nowatorscy, elokwentni, bitni, a przy tym niepokorni i przede wszystkim impulsywni - oto jacy byli Galowie za czasów Wercyngetoryksa, i jacy byli wciąż jeszcze w czasach cesarza Juliana [...]. Po upadku cesarstwa kontynuowali po części dzieło Rzymu. Kieska militarna Wercyngetoryksa wstrzymała oryginalny rozwój Galii i spowodowała utratę politycznej autonomii na całe wieki; ale rzymski potomek nosił w sobie galijskie geny. W późniejszej historii naszej ojczyzny wielką rolę, być może nawet ważniejszą niż pierwiastek rzymski, odegrało dziedzictwo galijskie. Przetrwało ono tajemnie skryte w sercach ludu i w umysłach przywódców. Celtowie, dzięki którym na ziemiach naszych powstała Galia, posiali ziarno tożsamości narodowej. Dlatego właśnie Galowie mogą być uważani za naszych przodków, a ich historia za początek naszej. Podsumowanie Rekapitulując tę książkę, wypada stwierdzić, że historia Galów to zasadniczo zapis procesu formowania się jednolitego ludu, który z czasem stał się narodem francuskim. Jest to po prostu początek naszej historii. W każdej z francuskich prowincji staraliśmy się prześledzić kolejne składające się na nią pierwiastki i ewolucję, jakiej prowincje te podlegały. Obserwowaliśmy narodziny i rozkwit cywilizacji, to znaczy ogólnego stylu życia odzwierciedlonego zarówno w obyczajach, instytucjach, twórczości, sztuce i religii, jak również w polityce. Cywilizacja ta trwała przez pięć stuleci poprzedzających naszą erę. To jest właśnie rzeczywisty okres galijski. Następnie Galia - pokonana - stała się rzymską, ale bynajmniej nie przestała być Galią. Jeszcze później zmieniła nazwę - stała się Francją, lecz i pod nowym zwierzchnictwem wciąż była Galią. A i w naszej dzisiejszej Francji Galia nadal trwa, nawet jeśli nie w swych starych granicach, to obecna przynajmniej w swych podziałach wewnętrznych, w nazwach plemion, które stały się nazwami prowincji, wreszcie w naszych predyspozycjach psychicznych. Możemy o sobie powiedzieć, że jesteśmy spadkobiercami Galów. Galia była dziełem Celtów. To oni dali jej język, światopogląd, sztukę i nade wszystko byt polityczny. Galia, taka jaką znamy, jawi się w swej istocie celtycka. „Nazywamy Galami - mówi Cezar - tych, którzy w swoim języku mienią się Celtami". Od samego początku uważaliśmy jednakowoż za wskazane odróżniać Galów od Celtów w ścisłym rozumieniu. Celtowie są odrębnym, obcym Galii ludem, którego nazwa jest starsza. Ich terytoria były bardziej obszerne. „Kraj Celtów - notuje grecki geograf Eforos w IV wieku p.n.e. - to region w środku Europy, przecięty Renem na dwie równe części". Ze względu na język lud ten należy do rodziny indoeuropejskiej i jest blisko spokrewniony przede wszystkim z Rzymianami, a także z Grekami, Germanami, Indoirańczykami Podsumowanie 291 i Słowianami. Jak się kształtował, skąd pochodził, jak się rozrastał, niewątpliwie wchłaniając inne populacje obcego pochodzenia? Nie wiemy tego. Poznajemy go dopiero w epoce brązu, około 1500 roku p.n.e., między Dunajem, Łabą i Renem. Poczynając od tego momentu, Celtowie dokonują podboju Wysp Brytyjskich i Irlandii oraz przechodzą przez Ren na zachód, do Francji. Odtąd też, między Renem, Pirenejami i Oceanem, w grobach o charakterze celtyckim przechowywały się ślady materialne grup ludności tegoż pochodzenia. Kiedy mniej więcej 500 lat p.n.e. historia zaczyna być spisywana, Celtowie znajdują się aż na południowych krańcach Półwyspu Iberyjskiego. W tym samym okresie lub niewiele później sprawują zwierzchnictwo nad całą Francją, gdzie jeszcze w ciągu III wieku osiadają inni Celtowie - Wolkowie na południu, Belgowie na północy. Rzymianie zastają Galię całkowicie opanowaną przez żywioł celtycki i nie ma dla nich różnicy między Galami i Celtami. W rzeczy samej ani oni, ani Grecy nie mogli mieć pojęcia o odległej przeszłości Galii. My jesteśmy lepiej poinformowani, a to dzięki archeologii prehistorycznej. Wiemy, że kiedy pierwsi Celtowie zjawili się w Galii, zastali kraj dość gęsto już zasiedlony. Znaleziska najczęściej występujące na naszej ziemi pochodzą właśnie z epoki neolitu, jeszcze przedceltyckiej. Okres ten trwał najdłużej. Od tysięcy lat zaludniali kraj ludzie nieznanego nam pochodzenia, ale z pewnością nie mający nic wspólnego z Celtami. Byli przywiązani do ziemi, do której prawo nabyli swoją pracą. Zwycięzcy Celtowie mogli ich sobie podporządkować, jednak nie unicestwić. Potrzebowali ich zresztą tak w pracy, jak i w życiu. Szybko doszło do współdziałania, a po kilku następnych pokoleniach nastąpiła całkowita integracja przybyszów z poprzednimi mieszkańcami. Z tej mieszanki zrodzili się Galowie. Idąc śladami grobów, jakie pozostawili po sobie Celtowie, staraliśmy się ustalić kierunki i daty ich migracji. Stwierdziliśmy, że każdy region, każda prowincja, prawie każdy kanton ma w tym względzie własną historię. Zwłaszcza że nie chodziło o jedną masową inwazję, ale o wędrówki tam i z powrotem rozmaitych grup, z których jedne tylko przechodziły, inne zaś, niekiedy z powodzeniem, próbowały się osiedlić. Ogólnie obserwujemy stałe parcie Celtów nadreńskich ku zachodnim i południowym krainom kontynentu. Napływ rozpoczął się w drugim okresie epoki brązu i trwał nadal za czasów Cezara z tą tylko różnicą, że ostatnią falę nazwano Germanami. Jeżeli w następstwie powtarzających się inwazji żywioł celtycki zdobył przewagę liczebną na północy i wschodzie Francji, całkiem inaczej działo się na południe od Loary. Celtowie wydają się coraz mniej liczni im bliżej, czy to Pirenejów i Oceanu, czy Alp i wybrzeży Morza Śródziemnego. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia. Nowi przybysze dominowali nawet tam, gdzie stanowili mniejszość; narzucili swój język i swoją kulturę. Różne ludy czuły się w równym stopniu Galami. Zatarły się różnice między Celtami i autochtonami. Rzymianie nigdy 292 Podsumowanie nie próbowali ich rozróżniać; w ich pojęciu Galię zamieszkiwała jednolita populacja. Próbując więc wyodrębniać celtyckie i autochtoniczne pierwiastki czy przynajmniej najważniejsze z nich, składające się na każde z galijskich plemion, rozdzielamy to, co spoiły wieki wspólnego bytowania. Analiza taka jest uprawniona i słuszna: czyż nie należy docenić roli, jaką każde z nich odegrało w tworzeniu Galii? Pierwsi mieszkańcy zaludnili ten kraj i uprawiali ziemię. W miarę przywiązywania się do niej dokładali starań, by dawała plony niezbędne do nakarmienia pomnażającej się ludności. Karczowali lasy i rozpoczęli osuszanie gleby na tyle, na ile pozwalały ich prymitywne narzędzia. Nauczyli się rolnictwa i hodowli, wprowadzili rzemiosło, wytyczyli pierwsze drogi. Małymi grupami żyli w granicach wyznaczonych przez samą naturę i tak powstały te „ziemie", które w naszym odczuciu wciąż jeszcze istnieją, mimo wszystkich późniejszych podziałów administracyjnych. Historia nie wspomina 0 niezliczonych pokoleniach tych pracowitych wyrobników z zamierzchłych dni, ale pamięta o nich ziemia, którą uprawiali i w której legli na wieczny spoczynek. Studia nad naszym rodowodem nie mogą ich pominąć. Okrutni najeźdźcy, jakimi byli Celtowie, z całą pewnością dokonywali rzezi i wielkich zniszczeń. Lecz później i oni spełnili pożyteczną rolę. Przede wszystkim ich dziełem było nadanie całemu krajowi kształtu politycznego. Ich plemiona podporządkowały sobie po kilka czy kilkanaście pierwotnych kantonów, czyli „ziem", wprowadzając tam zasady życia we wspólnocie. Dzięki nim zrodziła się i otrzymała kształt Galia. Bez względu na wewnętrzne podziały utworzyli pewien rodzaj państwowości; to oni pierwsi powiedzieli, że wolność, instytucje, prawo i system prawny są wspólnym dobrem Galów i ich obrona jest obowiązkiem wszystkich. Dzięki nim społeczność Galii przestała być bezładnym zbiorowiskiem, a stała się narodem. Tradycja, której dali początek, nie przepadła. Naturalnym podsumowaniem niniejszej książki jest wdzięczna myśl o tych wszystkich, którzy od zarania dziejów przyczyniali się do budowy naszego kraju. Zamiarem naszym nie jest bynajmniej wychwalać jednych z uszczerbkiem dla drugich; chcieliśmy jedynie dać dowód pamięci na wzór antycznego podróżnika, który chylił czoło przed mogiłą swych przodków napotkaną przy rzymskiej drodze. A być może to studium naszej dalekiej przeszłości zawiera również pewne refleksje na temat nas samych. Celtowie, jak zgodnie utrzymują antyczni autorzy, byli zapalczywi i bitni, spontaniczni i nierozważni, skłonni do entuzjazmu i niegrzeszący wytrwałością. Ich poprzednicy na galijskiej ziemi wydają się ludźmi pracowitymi, cierpliwymi 1 upartymi. Ale być może dlatego, że od pokoleń ich uwagę przykuwała wyłącz nie ziemia, nie dostrzegali niczego poza bieżącymi potrzebami, bezpośrednią Podsumowanie 293 korzyścią i własnym zakątkiem kraju. Zbadajmy naszą przeszłość: odnajdziemy w niej Celtów, ale również ich poprzedników. Przyjrzyjmy się sobie samym: być może nie jest to zupełną mrzonką, jeśli rozpoznajemy w sobie zarówno cechy Celtów, jak i te, których oni nie posiadali? Dobry obserwator jest w stanie zauważyć różnice między naszymi prowincjami. Najłatwiej je chyba wytłumaczyć innymi, począwszy od czasów przedhistorycznych, proporcjami struktury etnicznej miejscowej ludności. Analiza naszych korzeni galijskich umożliwia lepsze zrozumienie wielu zjawisk mniej odległych w czasie. Wszyscy nasi praprzodkowie, nie tylko Celtowie, zaznali zmiennych kolei losu. Czasem im się wiodło, poznali szczęsne uniesienia czasu pokoju i zwycięstwa na wojnie; czasem spadały na nich nieszczęścia wszelkiego rodzaju - klęska żywiołowa czy wróg - w ciągu jednego dnia niszcząc egzystencję i dorobek ludzi. Jednak nie wszystko przepadło, owoce ich trudu przetrwały. Ich sposób widzenia świata stał się fundamentem naszej tradycji. Nie były daremne ich wysiłki, tak jak nie będą daremne także nasze; już dziś przynoszą owoce. Nie z prostej ciekawości zaglądamy w naszą przeszłość: szukamy w niej nauki i pokrzepienia. Ryć. 20. Martwy Gal. Brązowa figurka 10-centymetrowa, znaleziona w Alezji Bibliografia metodyczna (oprać. Louis Harmand) Szczegółową bibliografię dotyczącą Celtów można znaleźć w dziełach takich jak praca Henri Huberta, fundamentalna mimo daty swojego wydania (1932). Najnowszą i godną polecenia opracował i zamieścił w swojej pracy Jacques Heurgon, Rome et la Mediterrande occidentale, coli. „Nouvelle Clio", Presses Universitaires, Paris 1969, s. 21 i n. Oprócz dzieł podstawowych przywoływanych przez Alberta Greniera w „Przedmowie autora" i książki Henri Huberta warto sięgnąć do następujących prac. Czasopisma Spośród periodyków warto zapamiętać: „Revue Celtique", założone w 1870 r., zastąpione od 1936 r. przez „Etudes Celti-ques", „Ogam". Wydawane poza Francją: „Zeitschrift fur Celtische Philologie", „Celtic Review". Śledzenie na bieżąco prac wykopaliskowych umożliwiają: „Fasti Archeologici", „Revue Archeologique" i im podobne, o nieco węższym, regionalnym zakresie, takie jak „Revue archeologique de Centre-Est". Szczególnie polecam „Gallia, Fouilles et Monuments archeologiques en France metropolitarne", założone w 1942 r. przez Alberta Greniera, z własną serią „Prehistoire", i „Supplements" stanowiące właściwie monografie, które będziemy okazjonalnie przywoływać. W odniesieniu do lat czterdziestych XX w. ogólną syntezę wynikającą z poświadczeń archeologicznych opracował P.-M. Duval, Contribution des fouilles de France a 1'histoire de la Gaule, „Historia" V (1956), s. 238-253. W odniesieniu do czasów późniejszych istnieje prowadzona przez P.-M. Duvala w „Revue des Etudes Anciennes" Chronique gallo-romaine i Bulletin des Publications archeologiques, zamieszczany w „Etudes Celtiques". W tym zestawieniu nie można pominąć Les Bulletins zamieszczanych w „Revue des Etudes Latines". Spośród tomów „Memoires" opublikowanych w ostatnich latach na cześć różnych uczonych i zawierających prace przyczynkarskie dotyczące celtyzmu warto polecić te złożone w hołdzie J. Carcopino, A. Piganiolowi i M. Renardowi, a szczególnie A. Grenierowi (1962). Bibliografia metodyczna 295 Antropologia, językoznawstwo, toponimia Z zakresu etnologii: P. Dottin, Les ancienes peuples de l'Europe, 1916. E Pittard, Les races et 1'histoire, „Bibl. de Synthese hist.", vol. 5, Paris 1924. Dr H. Yallois, Anthropologie de la populationfrancaise, coli. „Connais ton pays", Paris 1944. M.R. Sauter, Les races de 1'Europe, „Bibl. Hist", Payot, 1952. Na temat przedstawień postaci Galów w sztuce: S. Reinach, Les Gaulois dans 1'art antique, „Revue Archeol.", 1888, 2, s. 273-284; 1893, l, s. 13-22, 187-203, 317-352. Z zakresu języka: G. Dottin, La langue gauloise. Grammaire, textes et glossaire, Paris 1920. A. Meillet, Les dialectes indo-europeens, Paris 1908. L. Weisgerber, Die Sprache der Festland Kelten, sprawozdanie za rok 1930 opracowane przez Deutsches archaologisches Institut, rómisch-germanische Kommission, s. 147-226. Z zakresu toponimii: L. Mirot, P. Marichal, Les noms de lieux de la France, Paris 1920-1929. A. Dauzat, Les noms de lieux; origine et evolution, Paris 1932. — La toponimiefrancaise, „Bibl. Payot", 1939. A. Yincent, Toponymie frant;aise, Bruxelles 1932. — Les nom de lieux de la Belgique, Bruxelles 1927. Ch. Rostaing, Les noms de lieux, coli. „Que sais-je?", 1945. E. Negre, Les noms de lieux en France, coli. A. Colin, 1963. A. Dauzat, Ch. Rostaing, Dictionnaire des noms de lieux de la France, Paris 1963. P. Lebel, Principes et methodes d'hydronomie francaise, these, Paris 1956. A. Holder, Altceltischer Sprachschatz, 3 vol., 1896-1913 (zawiera cenny wykaz celtyckich nazw osobowych i miejscowych). J. Whatmough, The Dialects of Ancient Gaul, Ann Arbor Univ., 1949-1951 (mikrofilm). Dzieła o charakterze ogólnym poświęcone Celtom i Galom Na temat Celtów: R. Lantier, Die Kelten, Historia mundi, t. III, Berne 1954, s. 400-458. M. Daillon, N. Chadwick, Celtic Realms. Powell, The Celts, coli. „Peoples and Places", London 1958; tłum. fr. 1961. J. Filip, Celtic colonisation and its heritage, Prague 1960; tłum. fr. 1962. J. Moreau, Die Welt der Kelten, Aufl. II, Stuttgart 1958. 296 Bibliografia metodyczna Na temat samych Galów: R. Thevenot, Les Gaulois, ed. IV, coli. „Que sais-je?", 1966 (tegoż, Les Galio--Romains, ibid. 1963). R. Pernoud, Les Gaulois, coli. „Le Temps qui court", 1957. Ekspansja celtycka Publikacje dotyczące wędrówki ludów, które spowodowały ekspansję i jej towarzyszyły: P. Bosch-Gimpera, Les Indo-Europeens, „Bibl. Hist.", Payot, 1961. — Les mouvements celtiques, essai de reconstitution, „Etudes Celtiques", t. V-VII (1950-1955). C. F. C. Hawkes, C. C. Dunning, Belgae ofGaul and Britain, „Archaeological Journal", LXXXVII (1930). Na temat pól popielnicowych: W. Kimmig, Ou en est la civiiisation des „champs d'urnes" en France, principa-lement dans l'Est?, „Revue archeologique de l'Est", II (1951), s. 65-81; III (1952), s. 7-19, 137-172, V (1954), s. 7-28, 209-229. M.E. Mertens, Oii en est la question des „champs d'urnes"?, „Antiquite Classi-que", XVII (1948), s. 413-444. Publikacje z zakresu archeologii epoki żelaza z wyjątkiem podręczników cytowanych w „Przedmowie autora" (Dechelette, Hubert): - dotyczące kultury kurhanów: F. Henry, Les tumulus du departement de la Cóte-d'Or, Paris 1932. F. A. Schaeffer, Les tertres funeraires prehistoriqu.es dans la Foret de Haguenau: 1. Les tumulus de l'agę du Bronie, 2. Les tumulus de l'dge du Fer, Haguenau, 1926-1930. M. Piroutet, Les tumulus en Franche-Comte, „Anthropologie", 1915, a także Con-tribution a Vetu.de des Celtes, ibid., 1918-1921. K. Schumacher, Siedlungs- und Kulturgeschichte der Rheinlande, l. Die vorromi-sche Zeit, Mayence 1921. D. Viollier, Les sepultures du deuxieme agę du Fer sur le Plateau suisse, „Memoi-res" opublikowane przez Fondation Schnyder von Wartensee w Zurychu, Geneve 1916. - w odniesieniu do Anglii: J. Hawkes, A Guide to the Prehistorie and Roman Monuments in England and Wales, London 1954 (współautor z C. Hawkes Prehistorie Britain). - w odniesieniu do półwyspów śródziemnomorskich: Bibliografia metodyczna 297 Włochy: Rozprawa Camille'a Juliana Les Ligures et l'unitę italo-celtique przedstawiona w „Revue des Etudes Anciennes", 1916,5.263-276; 1917, s. 125-133; 1918, s. 43-46. Krytyczna wypowiedź A. Berthelota w artykule Les Ligures, zamieszczonym w „Revue Archeologique", 1933, 2, s. 72-120, 245-303. Penetrację celtycką we Włoszech z nowego punktu widzenia prezentują: J. J. Hatt, Sur les traces des invasions celtiques en Italie du Nord, „Revue des Etudes Latines", XXXVIII (1960), s. 69-70. R. Chevalier, La Celtique du Po, position des problemes, „Latomus", XXI (1962), s. 366-370. G. A. Mansuelli, Probierni storici delia civitd gallica in Italia (w hołdzie A. Gre-nierowi), 1962, s. 1067-1093. Pożyteczna będzie lektura A. Greniera Bologne villanovienne et etrusque, „Bibl. des Ec. d'Ath. et de Rome", Paris 1912. Hiszpania: Oprócz dzieła P. Boscha-Gimpery Etnologia de la Peninsula iberica (Barcelonę 1932) można się odwołać do tomu Histoire d'Espagne Menendeza Pidala. Region bałkański: Oprócz La Dacie a l'epoque celtique („Comptes rendus de FAcad. des Insc. et B.-L.", 1926, s. 86-98) V. Parvana - dzieło tego autora cytowane przez A. Greniera w przedmowie. Zob. też: I. Nestor, Keltische Grdber bei Medias. Ein Beitrag żur Frage der fruhen keltischen Fundę in Siebenburgen, „Dacia" VII-VIII, 1937-1940; L. v. Marton, Die fruhlatene Zeit in Ungarn, „Archeologia Hungarica", XI (Budapest), 1933. Zamiast o imperium celtyckim można mówić o substracie celtyckim, który próbowaliśmy zdefiniować w jednym z pierwszych rozdziałów naszego Occident Romain, ed. II, 1969, s. 25-38. Galia niezależna Właściwym punktem wyjścia studiów na ten temat jest książeczka A. Greniera: La Gaule independante, coli. „Connais ton pays", Toulouse - Paris 1945, z którą koresponduje Gaule romaine, ibid. 1946. Można też sięgnąć do 1.1, 2 Histoire de France Lavisse'a, wydanej przez G. Blocha i wbrew dacie swego wydania (1900) tylko nieco przestarzałej. Na temat hellenizacji Galii: - w odniesieniu do Marsylii: M. Clerc, Massalia. Histoire de Marseille dans l'Antiquite, 2 vol. Marseille 1927-1930. F. Villard, La ceramique grecque de Marseille fV/e-/Ve s.). Essai d'histoire economi-que, „Bibl. Des Ecoles fr. d'Ath. et de Rome", Paris 1960. 298 Bibliografia metodyczna W odniesieniu do niedawnych wykopalisk w Marsylii (plac Giełdy) polecam artykuł P.-M. Duvala zamieszczony w «Le Monde» (5 VIII 1967) oraz broszurę opublikowaną przez 1'Institut d'Archeologie de la Faculte d'Aix. - na temat oppidów Galii Narbońskiej: J. Jannoray, Enserune. Contribution a l'etude des civilisations preromaines de la Gaule meridionale, „Bibl. des Ecoles fr. d'Ath. et de Rome", Paris 1955. F. Benoit, Entremont, capitale celto-ligure des Salyens de Provence, Aix-en-Pro- vence 1957. — Recherches sur rhellenisation de la Gaule meridionale, 1965. P. Jacobstahl, E. Neuffer, Gallia graeca. Recherches sur rhellenisation de la Pro-vence, „Prehistoire", II, l (1933), s. 1-64. Oppida północnej Galii opracowali: Sir Mortimer Wheeler, Katherine M. Richardson, Hill-forts of Northern France, 1957. G. Bulliot, Fouilles du Mont Beuvray, t. I-II i album ryć., Autun 1899. J. Dechelette, Loppidum de Bibracte, Paris 1903. Na temat wypalisk w Glanum Notice archeologique H. Rollanda (Saint-Remy-de--Provence 1961). Tegoż autora tom znakomicie ilustrowany, opublikowany w „Editions du Temps" (1960) i dwa „Supplements de Gallia", I (1946) i XI (1956). - na temat wazy z Vix i zmiany, jaką to odkrycie spowodowało w ocenie roli Marsylii i rozprzestrzeniania się wpływów śródziemnomorskich: R. Joffroy, L'oppidum de Vix et la civilisation hallstattienne finale dans l'Est de la France, Paris 1960. — Le Tresor de Vix. Histoire etportee d'une grandę decouverte, coli. „Resurrection du Passę", Paris 1962. J. Carcopino, Promenades historiques au pays de la Damę de Vix, Paris 1957. Na temat przedmiotów pochodzenia italskiego i greckiego (ojnochoai, szczególnie w typie Schnabelkanne), których występowanie według wielu archeologów wytycza obszar obecności przedmiotów helleńskich poza Marsylią, należy sięgnąć do bibliografii książek R. Joffroya. - na temat złotych staterów z Cyrene znalezionych w okolicach Finistere: J. Bousquet, Un statere sur la cóte du Finistere, „Comptes rendus de 1'Acad. des Inscr. et Belles-Lettres", 1960, s. 317-322. Por. Gallia, „Inf. Aren.", XIV (161), s. 351-352. J.-B. Colbert de Beaulieu, P. R. Giot, Un statere de Cyrenaique decouvert sur une plagę bretonne et la route atlantique de l'etain, „Buli. de la Soc. Preh. franę.", LVIII (1961), s. 324-331. Problem hellenizacji stanowił przedmiot wielu konferencji naukowych: 1. Kolokwium na temat wpływów helleńskich w Galii (Dijon, 1958). - 2. VIII Międzynarodo- Bibliografia metodyczna 299 wy Kongres Archeologii Klasycznej (Paryż, październik 1963), poświecony oddziaływaniu kultury greckiej i rzymskiej na kultury prehistoryczne. Materiały z tego kongresu (tom tekstów i tom ilustracji, Paris, De Boccard, s. 59-118, 119-184) zawierają główne sprawozdania dotyczące z jednej strony preromańskiej kultury zachodu i wpływów śródziemnomorskich na nią w epoce żelaza, a z drugiej - Galii rzymskiej, sztuki Galii i jej oryginalności. Do pierwszej grupy należy bardzo ważna praca C.F. C. Hawkesa: The Celts, Report on the study of their cultures and their mediterranean relations. Kultura Galów Na temat uzbrojenia: P. Coussin: Les armesfigurees sur les monuments romains de la Gaule meridionale, „Revue Arch.", 1923, 2, s. 29-87. — Le Gaulois de Mondragon, ibid., s. 213-221. — Bas-reliefs du Mausolee des Jules, a Saint-Remy, ibid. s. 303-321. — Lesfrises de l'Arc d'Orange, ibid., 1924, s. 29-54. — Les armes gauloises figurees sur les monuments grecs, etrusques et romains, ibid., 1927, l, s. 138-176, 301-325; 2, s. 43-79. — L'equipement de guerre des Gaulois sur les monnaies romaines, ,,Revue Numi- smatique", 1928, s. 28 i n., 161 i n. — La nudite guerriere des Gaulois, „Ann. de la Fac. des Lettres d'Aix", 1929. Powyższe pozycje należy uzupełnić o prace w tomie suplementowym „Galia" (1963) na temat Luku z Orange (A. Amy, P.-M. Duval, J. Formige, Ch. i G. Picard, A. Piganiol). Na temat organizacji struktur społecznych: J. Havet, Les Institutions et la droit speciaux aux Celtes, „Revue Celtique", 1907, s. 113-116. H. d'Arbois de Jubainville, Etudes sur le Droit celtique (t. VII i VIII jego Cours de Litterature celtique). A. Bayet, La Morale des Gaulois, 2 vol., Paris 1930. Na temat domostw, poza pracami przywoływanymi powyżej, a dotyczącymi oppi-dów, publikacje poświęcone Alezji: J. Toutain, La Gaule antique vue dans Alesia, La Charite-sur-Loire 1932. J. Le Gali, Alesia, coli. «Resurrection du passe», Paris 1963. W odniesieniu do rolnictwa liczne opracowania ma od początku słynna żniwiarka galloromańska: M. Renard, Technique et agriculture en pays trevire et remois, „Latomus", XVIII (1959), s. 77-108, 307-333. K.D. White, Gallo-roman Harvesting Machines, „Latomus", XXVI (1967), s. 633 i n. 300 Bibliografia metodyczna — The gallo-roman Harvesting Machines, Melanges Renard, II, s. 804-809. Na temat monet: A. Blanchet, Traite des monnaies gauloises, 2 vol., Paris 1905. E. Hucher, L'art gaulois ou les Gaulois d'apres leurs medailles, Paris - Le Mans 1868 i 1874. Henri de la Tour, Atlas des monnaies gauloises, in fol., 1892, do którego trzeba dołączyć obfitą twórczość drą J. Colberta de Beaulieu. Na temat stylistyki monet galijskich: R. Bianchi Bandinelli, Organicitd e astrazione, Milano 1956. Na temat sztuki: A. Yaragnac, G. Fabre, etc., L''art gaulois, coli. „Zodiaque", 1956. P. Jacobsthal, Early Celtic Art, 2 vol., Oxford 1940-1944. J.-J. Hatt, Sculptures gauloises (600 av. J.-C.-400 ap. J.-C.), Paris 1966. R. Joffroy, L art des Celtes, [w:] Les Celtes et les Germains a l'epoque paienne, Paris 1965, s. 125-151. P.-M. Duval, Lart des Celtes et la Gaule, „Art de France", IV (1964), s. 5-43. F. Benoit, Des chevaux de Mouries aux chevaux de Roquepertuse. Recherches sur 1'art et le symbolisme funeraire de la vallee du Rhóne, „Prehistoire", X (1948). — La statuaire d'Entremont, Recherches sur les sources de la mythologie celto- -ligure, „Revue d'Etudes ligures", 1948 i 1949. R. Lantier, Art celtiaue et art roman, „Mel. Martroye", Paris 1940. Na temat religii: J. Yendryes, La religion des Celtes, coli. „Mana", III, Paris 1948. P.-M. Duval, Les dieux de la Gaule, coli. „Mythes et Religions", Paris 1957. M.-L. Sjoestedt, Dieux et heros des Celtes, ibid., 1936. J. de Yries, La religon des Celtes, „Bibl. Hist." Payot, Paris 1963. Por. w tejże serii Les dieux et la religion des Germains R. L. M. Deroleza. P. Lambrechts, Contribution d l'etude des divinites celtiques („Travaux de la Fac. de Philosophie et Lettres de l'Univ. De Gand", fasc. 93), 1942. H. de Gerin-Ricard, Le santuaire romain de Roquepertuse a Velaux, et. de Proven-ce, [w:] Centenaire de la Soc. de Statistique, d'Hist. et d'Archeol. de Marseille et de Provence, 1927, s. 3-53. R. Lantier, Le dieu celtiaue de Bouray, „Mon. Piot", XXXIV, 1934. J. Toutain, Les cultes paiens dans l'Empire romain, t. III: Les cultes indigenes nationaux ex locaux. Les cultes de la Gaule romaine, Paris 1921, s. 193-454. E. Thevenot, Cultes et Sanctuaires de la Gaulle, coli. „Resurrection du passę", Paris 1969. Bibliografia metodyczna 301 — Le culte des deesses-Meres, „Revue archeologique de l'Est", 1951. Na ten temat także nasz artykuł w „Revue des Societes Savantes de Hante Normandie" (XXX, 1962), inspirowany kolekcją posążków terakotowych w Muzeum Starożytności w Rouen. Na temat kultu źródeł: L. Bonnard, Dr Percepied, La Gaule thermale, Paris 1932. Na ten temat to, co dotyczy odkrycia wielu wotów drewnianych: Cl. Vatin, Ex voto de boisgallo-romains a Chamalieres, „Revue Archeol.", 1969, l, s. 103-114. Na temat wotów ze źródeł Sekwany zob.: R. Martin, „Rev. arch. de FEst", 1963, s. 1-35. (por. „Gallia", XXXII, 1964, s. 302-6); S. Deyts, „Rev. arch. de FEst", 1966, s. 198-211. W związku z zagadnieniami dotyczącymi wspólnej podstawy indoeuropejskiej warto się powołać na dzieła z zakresu mitologii porównawczej R. Dumezila (na przykład w kwestii kapłanów). Na temat druidyzmu: T. D. Kendrick, The Druids. A study in Keltic Prehistory, London 1927. Na temat tego, jak można wykorzystać metodę porównawczą w studiach nad literaturą celtycką: G. Dottin, Les litteratures celtiques, „Bibl. Payot", Paris 1922. H. d'Arbois de Jubainville, Essai d'un catalogue de la litterature epique de 1'lrlan-de, Paris 1883. J. Loth, Contribution a l'etude des romans de la Table ronde, „Revue Celtique", 1911, s. 296 i n., 407 i n.; 1912, s. 40 i n., 249 i n. Galowie między Germanią i Rzymem Na temat Wercyngetoryksa książka C. Juliana (Paris 1900) oraz jej wznowienie z przedmową P.-M. Duvala (Paris 1963). Na temat podboju Galii przez Rzymian: Rice Holmes, Caesar's Conquest ofGaul, ed. II, Oxford 1911. Seria naszych artykułów opublikowanych na łamach „Information Historique" pt. Cesar en Gaule, przy czym pierwszy z nich, dotyczący położenia i walki Gergowiusa, ukazał się w r. 1969 (XXXI, nr 4, wrzesień-październik). Dwie rozprawy J. Harmanda, Larmee et le soldat a Rome de 107 a 50 i Une campagne cesarienne: Alesia, 1967. Tablica chronologiczna (oprać. Marcin Rudnicki) CHRONOLOGIA* WYDARZENIA HISTORYCZNE DANE ARCHEOLOGICZNE 600 500 schyłkowy Hallstatt I schyłkowy Hallstatt Ila schyłkowy Hallstatt Ilb 600 Założenie Massalii (Marsylia) przez Greków (Fokijczyków) z Azji Mniejszej Przed 540 Transformacja Massalii z faktorii handlowej w greckie miasto (polis) Przed 530 Założenie pierwszej faktorii handlowej Massalii w Arles (Theline) Ok. 500 Pierwsza wzmianka o Celtach w źródłach antycznych (Hekatajos) - Celtowie na wybrzeżu liguryjskim Epoka „celtyckich książąt" okresu późnohalsztackiego we wschodniej Francji - bogate groby pod kurhanami, kontakty ze światem śródziemnomorskim (głównie Massalia) Grób wojownika z Apremont (Haute-Saóne) - kocioł brązowy, wóz czterokołowy (ok. 600 p.n.e.) Rezydencja książęca w Chatillon-sur-Glane (ok. 550-480 p.n.e.) na szlaku handlowym łączącym Grecję i południową Anglię I faza rozwoju osady i centrum metalurgicznego w Bragny-sur-Saóne (Saóne-et-Loire) - koniec VI i początek V w. Bourges (Cher) - początki jednego z najstarszych celtyckich ośrodków protomiejskich w Galii (koniec VI w.) Początek V w. - nasilenie kontaktów handlowych pomiędzy Galią a północną Italią Osada obronna w Mont Lassois i grób księżniczki z Vix (Cóte d'Or) - luksusowe wyroby greckie i etruskie (ok. 500 p.n.e.) Cmentarzysko Les Jogasses w Chouilly (Marne) - „egalitarna" kultura Jogasses w Szampanii (ok. 530-475 p.n.e.) Migracja Celtów ze Wschodu do Szampanii, początki „egalitarnej" kultury marneńskiej - groby wojowników z rydwanami, kontakty z Grekami i Etruskami (ok. 475 p.n.e.) 460^40 400 J3 o wczesny La Tene la wczesny La Tene Ib wczesny La Tene Ila wczesny La Tene Ilb Ok. 450 Herodot lokalizuje siedziby Celtów u źródeł Dunaju i na dalekim Zachodzie Pierwsza historyczna ekspansja plemion celtyckich Ok. 400 Inwazja Celtów na północną Italię 387-386 Klęska Rzymian nad rzeką Alią, Celtowie zdobywają Rzym 369-368 Oddziały najemników celtyckich w armiach greckich Przemiany strukturalne społeczności wczesnoceltyckich - kryzys (?) arystokracji, zanik grobów książęcych, początek kultury lateńskiej Wczesny styl w sztuce celtyckiej (orientalizujące tematy i motywy inspirowane wpływami etruskimi) Druga faza rozwoju osady i centrum metalurgicznego w Bragny-sur-Saóne (Saóne-et-Loire) - II połowa V w. • Zanik kultury marneńskiej w Szampanii - porzucenie • większości cmentarzysk (ok. 400 p.n.e.) • Styl roślinny (Waldalgesheim) w sztuce celtyckiej (kontynuacyjne motywy roślinne, pelta, celtycka palmeta, zastosowanie koralu i czerwonej emalii jako elementów dekoracyjnych) • Paradny hełm z Agris (Charente) - jeden z najpiękniejszych przykładów celtyckiej sztuki złotniczej (odkryty w jaskini - zapewne depozyt kultowy) - IV w. • Zdobiony złotem i emalią hełm z Amfreville (Eure) - II tercja IV w. • * System chronologiczny dla terenów Szampanii. CHRONOLOGIA WYDARZENIA HISTORYCZNE DANE ARCHEOLOGICZNE 300 270-250 - 200 o ? l wczesny La Tene Ula wczesny La Tene IHb środkowy La Tene 335 Aleksander Wielki przyjmuje poselstwo Celtów nad brzegami Dunaju Początek III w. Migracje Celtów z terenów naddunajskich (Belgowie) do północnej i północno-wschodmej Francji 295 Rzymianie pokonują celtyckich Sennonów pod Sentinum 283 Sennonowie ostatecznie pokonani przez Rzym 279 Celtowie zdobywają Delfy 278-277 Migracja grup Celtów do Azji Mniejszej Ok. połowy III w. Migracja Yolków-Tektosagów w okolice Tuluzy po inwazji na Bałkany 225 Klęska Bojów, Insubrów i zaalpejskich Gaesatae w bitwie z Rzymianami pod Telamonem 223 Konsul G Flammiusz zdobywa kraj Insubrów 222 Ustanowienie prowincji Galha Cisalpina 218 II wojna punicka - przemarsz Hannibala i sprzymierzonych plemion celtyckich przez południową Francję i Alpy 191 Ostateczna klęska północnoitalskich Bojów - migracja ludności bojskiej do Europy Środkowej 184, 181 Rzymskie operacje wojskowe na wybrzeżu liguryjskim Sanktuarium celtoliguryjskie (Saluwiów) w Roquepertuse (koniec IV w) Gournay-sur-Aronde, świątynia i depozyt broni (II faza sanktuarium - IY/III w) Sanktuarium w Ribemont-sur-Ancre, broń i tysiące szczątków poległych w walkach pomiędzy miejscowymi Celtami a Belgami Nowe cmentarzyska w Szampanii (czworoboczne konstrukcje, pierwsze pochówki ciałopalne) -II tercja III w Styl plastyczny w sztuce celtyckiej (apogeum stylizacji przedstawień ludzkich, zwierzęcych, roślinnych, motywy abstrakcyjne, różne typy symetrii) Zniszczenie sanktuarium w Roquepertuse (koniec III w) 160-140 100 50-10 u ta ^ o schyłkowy La Tene I schyłkowy La Tene II Galia rzymska 125-120 Rzymianie w Galu Zaalpejskiej, ustanowienie prowincji Galha Narbonensis (125) 121 Zwycięstwo Rzymian nad Allobrogami, zniszczenie potężnego państwa Arwernów 120 Początek przemarszu Cymbrów i Teutonów przez terytoria celtyckie 118 Założenie rzymskiej kolonu Narbo (Narbonne) 113 Klęska Rzymian pod Noreią 105 Klęska Rzymian pod Arausio (Orange) 102 Klęska Teutonów pod Aquae Sextiae (Aix-en-Provence) 101 Klęska Cymbrów pod Yercellae (Yercelli) Ok. 75 organizacja prowincji Narbonensis (lex provmcia) Ok. 70 Najazd Germanów pod wodzą Anowista na wschodnią Galię 58-51 Cezar podbija Galię (58 - zwycięstwo nad Helwetami i Anowistem, 57 - klęska Belgów, 56 - klęska Akwitanów okupacja Bretonn i Normandii, 52 - powstanie Wercyngetoryksa i oblężenie Alezji) 51-50 Pacyfikacja Galu przez Cezara 49-48 Rzymianie zajmują Massahę - koniec autonomii miasta Ok. 40 Zwycięstwo Daków nad Bojami w Panonii Początek cywilizacji oppidów we Francji Bibracte (Mount Bevray) - oppidum plemienia Eduów (ok 150-20 pnę) Horyzont bogato wyposażonych grobów wojowników w zachodniej i północno-zachodmej części celtyckiej Europy (od schyłku II w) Kalendarz z Coligny (Am) - najdłuższy dokument pisany starożytnych Celtów (koniec II w) Paule (Cótes du Nord) - kamienna rzeźba bóstwa z lirą (przed początkiem I w) Skarb z Tayac (Gironde) - 500 złotych monet i złoty torkwes (przełom II/I w) Samt-Germain-Source-Seine (Cóte d'Or) - drewniane posążki wotywne u źródeł Sekwany (I w) Chatillon-sur-Indre (Indre) - grób „książęcy" rzymskie naczynia brązowe, miecz z antropomor- ficzną rękojeścią (II połowa I w pnę) Brązowy posąg bóstwa z nogami jelenia z Bouray-sur-Jume (Essonne) - koniec I w p n e lub I w n e Spis rycin 1. Podział schematyczny języków indoeuropejskich według A. Meilleta 30 2. Rozmieszczenie ludów indoeuropejskich w Europie 32 3. Rozmieszczenie głównych kultur pod koniec epoki neolitu 34 4. Kultura megalityczna - dolmeny bretońskie 35 5. Kultura naddunajska - ceramika wstęgowa 35 6. Rozmieszczenie głównych kultur epoki brązu 36 7. Kultura dolmenów - puchar dzwonowaty z Penmarch w Finistere 41 8. Puchar dzwonowaty z Moraw 41 9. Puginały z antenami i groty żelazne z tumuli halsztackich 52 10. Obszar dominacji celtyckiej w drugim okresie epoki żelaza 59 11. Hiszpania celtycka 75 12. Włochy celtyckie i Galia Przedalpejska 82 13. Galia i jej różne ludy w czasie podboju rzymskiego 104 14. Moneta galijska z okolic Bayeux 115 15. Menhir z Aveyron (epoka brązu) i bóstwo żeńskie (bogini Matka) wyrzeźbione na ścianie groty grobowej z okolic Marny (epoka neolitu) 191 16. Naczynia z brązu z Bouzonville nad Mozelą 200 17. Galijska ceramika wstęgowa z Ardenów i znad Marny 203 18. Tarcza bretońska z brązu, długości 0,80 m, znaleziona w Tamizie w Battersea (Londyn) 205 19. Galijskie złote statery z okolic Falaise. Nagie bóstwo, prawdopodobnie w szale bitewnym, w późniejszym okresie przekształcone w rzymską Bellonę 245 20. Martwy Gal. Brązowa figurka 10-centymetrowa, znaleziona w Alezji 293 Spis treści Przedmowa honorowa (Louis Harmand) 5 Przedmowa autora 13 Wprowadzenie 16 Definicje: Celtowie, Galatowie i Galowie 16 Galowie i my 19 Składnik galijski w populacji Francji 19 Galowie w naszej historii 21 Portret duchowy Galów 22 Portret fizyczny Galów 26 Indoeuropejskie początki - prehistoria Galów 29 Jeżyk galijski i jemu pokrewne 29 Indoeuropejska wspólnota językowa 31 Archeologia epoki brązu 36 Francja w epoce neolitu i we wczesnej epoce metali 38 Ligurowie i Protoceltowie 41 Celtowie w Galii i na Wyspach Brytyjskich 47 Jak to było z przybyciem Celtów do Galii 47 Pierwsi Celtowie we Francji w epoce brązu i w początkach epoki żelaza 48 Celtowie na Wyspach Brytyjskich 53 Drugi okres epoki żelaza, czyli lateński 56 Belgowie 64 Cymbrowie i Teutoni 67 Celtowie poza Galią 71 Periodyzacja ekspansji celtyckiej w Europie 71 Celtowie w Hiszpanii 72 Celtowie w Italii 78 Celtowie w dolinie Dunaju Zmierzch dominacji celtyckiej Galia niezależna Charakter dzielnic galijskich Galia Narbońska Akwitania Armoryka Galia Celtycka i Galia Belgijska Galijska organizacja terytorialna i plemienna Jedność galijska Galowie u siebie Rządy i polityka Wojna Galowie w okresie pokoju Osoby i dobra Ludność Praca. Domostwa. Rzemiosło. Handel i pieniądze Domostwa. Wieś i miasto Rolnictwo i hodowla Rzemiosło Handel Monety galijskie Sztuka Galów Charakterystyka ogólna Rzeźba galijska Przedstawienia celtyckie Kocioł z Gundestrup Ornament celtycki Ceramika galijska Wnioski Język Galów - literatura celtycka Studia porównawcze nad językami celtyckimi Elementy gramatyki języka galijskiego Kilka inskrypcji galijskich Literatura galijska i inne literatury celtyckie Religia Galów Najstarsze koncepcje religijne na ziemiach galijskich Elementy pochodzenia północnego Pierwotna wiara w siły przyrody Religia Celtów Bóstwa żeńskie 87 92 97 97 98 110 115 118 120 124 130 130 135 146 152 161 166 166 174 175 177 182 189 189 190 193 196 199 202 204 207 207 211 215 222 233 234 236 238 240 244 Mitologia Galów Obrzędy i święta. Zabobony i magia Kapłani galijscy - druidzi Celtyckie wyobrażenia o życiu pozagrobowym Upadek druidów. Co przetrwało z religii celtyckiej? Podwójne zagrożenie. Rzym. Germanowie Rzymianie w Prowansji i upadek królestwa Arwernów Najazd Cymbrów i Teutonów Dakowie i Germanowie Ariowist u Sekwanów Cezar i Ariowist Podbój rzymski Ofensywa Belgów Podbój wybrzeży Oceanu Wyprawy za Ren i na Wyspy Brytyjskie Przebudzenie się Galii. Ambioryks Wojna wyzwoleńcza. Wercyngetoryks Alezja Pomoc Porażka Wercyngetoryksa. Utrata niezawisłości Galowie po podboju rzymskim Podsumowanie Bibliografia metodyczna (oprać. Louis Harmand) Tablica chronologiczna (oprać. Marcin Rudnicki) Spis rycin 246 248 253 258 260 262 262 265 266 267 269 272 272 274 276 277 278 282 283 285 287 290 294 302 306 xx M DALSZE KROKI MARABUTA W serii „Narody i Cywilizacje" Philip Curtin, Steven Feierman, Leonard Thompson, Jan Vansina HISTORIA AFRYKI John King Fairbank HISTORIA CHIN Maldwyn A Jones HISTORIA USA Claude Markovits HISTORIA INDII JeanPaulRoux HISTORIA TURKÓW Herwig Wolfram HISTORIA GOTÓW Georges Castellan HISTORIA BAŁKANÓW Jean Berenger HISTORIA HABSBURGÓW John 0'Beirne Ranelagh HISTORIA IRLANDII W serii „Średniowiecze" Michel Banniard GENEZA KULTURY EUROPEJSKIEJ. V-VIII WIEK * Hartmut Boockmann ZAKON KRZYŻACKI * Philippe Contamine WOJNA W ŚREDNIOWIECZU * Georges Duby ROK TYSIĘCZNY * Malcolm Lambert ŚREDNIOWIECZNE HEREZJE * Reginę Pernoud HILDEGARDA Z BINGEN * Pierre Riche KAROLINGOWIE * W serii „Tworzenie Europy" Aron Gunewicz JEDNOSTKA W DZIEJACH EUROPY (ŚREDNIOWIECZE) * W serii ,Wokół religii" Jean Delumeau RELIGIE ŚWIATA W serii „Akademia Marabuta" Jean Delumeau REFORMY CHRZEŚCIJAŃSTWA. WIEK XVI i XVII Jean Delumeau STRACH W KULTURZE ZACHODU Karol Grunberg, Bolesław Sprengel 1939-1945. WYKŁADY Z HISTORII Jacques Le Goff KULTURA ŚREDNIOWIECZNEJ EUROPY * * w koedycji z Oficyną Wydawniczą Volumen