Ocalić ta, co zginęło NELLY ASTELLI HIDALGO ALEXIS SMETS SJ przekład Alina Liduchowska Ocalić to, co zginęło UZDROWIENIE WEWNĘTRZNE Wydawnictwo WAM Kraków 1998 Tytuł oryginału Sauver ce qui etait perdu La guerison interieure © 1988, Editions Saint-Paul, 6 nie Cassette, 75006 Paris Q dla wydania polskiego Wydawnictwo WAM, 1998 31-510 Kraków, ul. Kopernika 26 Redakcja Barbara Borowska Projekt okładki i stron tytułowych Joanna Wysocka-Panasiewicz ISBN 83-7097-367-1 Protołony Prowincji Pobłd Południowej Towarzystwa lenisowefo ks. Adam Żak Sl. Kraków. dŁ IC pafdaiOTiki 1998 r.. Ldz. 23K/9L A teraz, Panie (...) wyciągać będziesz swą rękę, aby uzdrawiać i dokonywać znaków i cudów przez unię świętego Sługi Twego, Jezusa. DL 4, 30 A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce spra- wiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach. Ml 3, 20 Czymże zatem jest Kościół? Jest wspólnotą ludzi bezradnych wobec zła, lecz otwierających Miłosierdziu Bożemu na oścież drzwi swoich serc. Bernard Bro OP Misją Kościoła jest dotrzeć do samych korzeni pierwotnego rozdarcia grzechu, aby dokonać tam uzdro- wienia i przywrócić, by tak rzec - stan pierwotnego pojednania. Jan Paweł II ••Her WSTĘP Jezus, który przyszedł „ocalić to, co zginęło", gorąco pragnie „zatrzymać się u nas", tak jak zatrzymał się u Zacheusza. Jakże boimy się stanąć w świetle! Jesteśmy przy- wiązani do naszych dawnych przewinień, wolimy za- kładać maski i pozorować szlachetne uczucia. Ukrywamy zastarzałe rany, choć ból wciąż daje się nam we znaki. Pozostajemy skrępowani i agresywni. Chcielibyśmy służyć Bogu, lecz nasze dotychczasowe sprzeciwianie się Jego woli czyni nas do tego niezdol- nymi. Wszystko jednak staje się możliwe, gdy Pan przycho- dzi opatrzyć nasze zranienia... Oto właśnie, co zdarzyło mi się przeżyć dzięki spotkaniu z Nelly Astelli. Gdy ją poznałem, od niemal siedmiu lat byłem już duszpasterzem więziennym. Wierzyłem, że Bóg błogosławi moim wysiłkom. Od dłuż- szego czasu pragnąłem służyć najbardziej potrzebującym i wreszcie mogłem to robić! W rzeczywistości oszukiwa- łem jednak samego siebie; nie przypuszczałem, że praca z więźniami jest ucieczką przed budzącym we mnie sprzeciw światem zewnętrznym. Stałem się kimś w rodzaju opiekuna społecznego, pochłoniętego mnóstwem posług socjalno-charyta- tywnych. W istocie rzeczy pod tym działaniem skry- wałem nieumiejętność czynienia dobra, jakiego chciałem dla więźniów. Nie mogłem już znieść ciągłych ograni- czeń w życiu więziennym i uciążliwości systemu rządzo- nego najczęściej przez głupotę i niegodziwość. Byłem nerwowy i zapalczywy. Udzielał mi się panujący w wię- zieniu duch buntu. Niezwykle gwałtowne rozruchy odebrały mi w końcu równowagę psychiczną. Dzięki Nelly pojąłem, że Jezus pragnie „zatrzymać się u mnie", by „ocalić to, co zginęło". Chciał On uleczyć moją zranioną uczuciowość, spalić w ogniu swojej miłości wszystkie lęki i urazy. W moim sercu - podobnie jak w sercach moich braci - zamierzał dokonać czegoś, co przerastało ludzkie możliwości. Wszelkie blizny i rany wychodzą na jaw nieuchronnie, mimo naszych wysiłków, by zachować je w sekrecie. Utrudniają one relacje z Bogiem i bliźnimi; paraliżują cale życie wewnętrzne. Przez modlitwę uzdrowienia Jezus przyszedł wskazać, dotknąć i uzdrowić skutki bolesnych wydarzeń mojego życia, naświetlić sytuacje konfliktowe i uwolnić od wspomnień, które ciążyły mi i które próbowałem ze- pchnąć w niepamięć. Modlitwa Nelly za mnie dała początek prawdziwemu, nowemu nawróceniu i przynoszeniu owoców; pozwoliła mi zachwycić się potęgą Zmartwychwstałego! W kilka miesięcy później Nelly zachęciła mnie do wspólnej modlitwy za osoby, które o to prosiły. Odkry- łem cudowną posługę uzdrowienia wewnętrznego. Modlitwa o uzdrowienie, która tutaj będzie przedsta- wiona, może przyjść z wydatną pomocą wielu chrześcija- nom. Może ona przynieść kapłanom nowe światło w pełnionej przez nich służbie. Drogą autentycznej mistyki wiedzie ona do życia na wskroś chrystocentrycz- nego, szeroko otwartego na działanie Ducha. Kształtuje pokolenie chrześcijan wolnych i odpowiedzialnych, wiarogodnych świadków żyjącego Chrystusa. Dziękuję, że dla mnie i dla setek innych osób, które miały szczęście ją spotkać, Nelly była wysłanniczką światłości, że otwarła nasze serca na żywe Słowo Boże i życie w Duchu Świętym. Dlatego właśnie poprosiłem ją, aby na chwałę Bożą, uczestnicząc w budowaniu Ciała Chrystusowego, podzie- Kła się z nami swoim doświadczeniem. Znajdziemy tu nieocenione skarby. Za szczególnie wartościowe uważam osobiste świa- dectwo Nelly, która opuściła wszystko, aby odpowiedzieć na wezwanie Chrystusa i żyć wyłącznie Ewangelią, służąc swoim braciom i siostrom początkowo w Chile, później także w Europie, Izraelu i w innych miejscach. Niezmierną radością było dla mnie spotkanie z tą świecką kobietą, zauroczoną postacią Chrystusa i prowa- dzącą swoich braci do poznania źródła wszelkiego uzdrowienia. Gdy Nelly mówi o Chrystusie, czyni to w sposób zdumiewający. Jest On dla niej rzeczywiście Bogiem żywym, zmartwychwstałym, obecnym w jej własnym i naszym życiu, w Kościele i w całym świecie. Imię Jezusa mieszka na jej ustach i w sercu, niosąc pokój przewyższający wszelki umysł. Na takim podłożu bez przeszkód rozwijają się dary Ducha Świętego - łaska wiary i modlitwy, ufność i pewność, wolność wewnętrzna i prostota, łaska radości. Charyzmaty objawiają się wówczas całkowicie spontanicznie. „Trzeba zachować prostotę wobec tego, co nadprzyrodzone" - lubi powtarzać Nelly. Dlaczego więc Bóg nie miałby upodobać sobie w obdarzaniu własnych dzieci, które „otwierają Miłosierdziu Bożemu na oścież drzwi swoich serc", .słowem poznania, proroctwami, mądrością i rozpoznawaniem, ą nawet darem uzdrawiania - charyzmatami koniecznymi, by dopomóc choremu bratu lub siostrze? Prawdziwym skarbem jest także optymistyczna wizja człowieka i jego przeznaczenia. Najbardziej chorego, zrozpaczonego, a nawet zdeprawowanego człowieka, który otwiera serce przed Bogiem, Pan przyjmuje w spo- sób właściwy jedynie sobie, uwalniając od wszelkiego bezużytecznego cierpienia i niosąc integralne zbawienie - ciała, duszy i ducha (por. l Tes 5, 23). Bóg jest Ojcem i tylko w Jego miłosiernej miłości człowiek odnajduje swój początek i cel ostateczny. Modlitwa o uzdrowienie to łatwy temat. Można napisać o niej wiele stron. Co przyniesie jednak ich konfrontacja z rzeczywistością; jak zostaną one przyjęte przez najbardziej doświadczonych, najbiedniejszych, zrozpaczonych i chorych? Najwspanialsze jest - i mogę to potwierdzić - że Nelly nie obawia się spotkania z tymi osobami na obszarze ich własnego ubóstwa. Właśnie wtedy Bóg dokonuje za jej pośrednictwem cudów, których świad- kiem byłem niejednokrotnie! Mogę także zaświadczyć o skutkach własnej modlitwy w szpitalach, u chorych czy też w celach więziennych - modlitwy, której nauczyła mnie Nelly. Mimo słabej wiary, wiem, że Pan usłyszał wołanie mojej prośby za wszystkich szczególnie uprzywilejowanych w Jego miłości. Jezus nadchodził ze swoim wyzwoleniem tam, gdzie z ludzkiego punktu widzenia zmiany wydawały się niemożliwe. Przywracał pokój i zaufanie, odwodził od samobójstw. Dotykał ciał, serc i ducha. Umacniał wiarę chorych, jednocząc ich ze sobą w swojej Męce. Dziękuję za to Bogu, który pozwolił nam ujrzeć wielkość i piękno swojego stworzenia, doświadczyć nieskończonej miłości swego ojcowskiego Serca. Obyśmy zrozumieli, że nie ma uzdrowienia bez radykalnego nawrócenia ku Jezusowi Chrystusowi, bez modlitwy i życia sakramentalnego! Obyśmy poznali moc przebaczenia, podstawę wszelkiego uzdrowienia wewnę- trznego! Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania] pomocy w stosownej chwili (Hbr 4, 16). A. S. Zesłanie Ducha Świętego, 1986 Odkrycie Odnowy w Duchu Świętym. Powołanie do modlitwy o uzdrowienia wewnętrzne ALEXIS SMETS — Od ponad dziesięciu lat służysz bliźnim swoją modlitwą i prowadzeniem rekolekcji w Chile i innych krajach. Czy możesz nam opowiedzieć, w jaki sposób zetknęłaś się z Odnową w Duchu Świętym? NELLY ASTELLI — Przeżywałam wtedy czas próby; byłam u kresu sił. Pewnego dnia, w moim pokoju, upadłam na kolana przed Bogiem i powiedziałam: „Jeśli nie odmienisz mojego życia, stanie się coś strasznego". W kilka dni później całkiem niespodziewanie odkry- łam Odnowę. Mąż jednej z moich sióstr zmarł wcześniej na chorobę nowotworową. Teraz ona sama była poważnie chora. Zapytałam, czy nie słyszała o którejś z grup modli- tewnych, których istnienie w naszym kraju, Chile, sygnalizowała prasa. Ktoś wreszcie poinformował nas, że w szpitalu gromadzi się na modlitwie niewielka grupa osób. Zachęciłam siostrę do udziału w ich spotkaniu i poprosiłam przyjaciółkę, by ją tam zaprowadziła. Siostra udała się na spotkanie modlitewne po raz pierwszy w życiu. Za drugim razem zdecydowałam się jej towarzyszyć. Chciałam zaczekać na zewnątrz, siostra nalegała jednak, abym weszła razem z nią. Byłam katoliczką i nie miałam najmniejszej ochoty modlić się wspólnie z grupą, którą uważałam za protestancką. Poczułam co prawda ulgę na widok prowadzących modlitwę zakonnic - Holenderki i Niemki, moje pierwsze wrażenia nie były jednak korzystne, wręcz przeciwnie! Po wyjściu długo zżymałam się na spotkanych tam ludzi, utrzymując, że zachowują się jak protestanci. To, co ujrzałyśmy, było dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Wypożyczyłam jednak w bibliotece wszystkie wydane w owym czasie publikacje na temat Odnowy Charyzma- tycznej. Był rok 1974. Książki katolickich autorów Wywodzących się z Odnowy stanowiły jeszcze rzadkość. Istniały jedynie świadectwa protestantów, Dawida Wilkersona, Nicky Cruza i innych. Największe wrażenie wywarła na mnie książka Merlina Carothersa La puissan- ce de la louange (Moc uwielbienia). Jej lektura odegrała decydującą rolę w moim życiu, gdyż samo spotkanie modlitewne raczej zniechęciło mnie do następnych. Grupa wydała mi się zbyt oryginalna, a praktyki - nie- zupełnie „katolickie". Ku mojemu ogromnemu zdumieniu, następnego wtorku, mimo wyrażonych wcześniej krytycznych uwag, to ja właśnie najbardziej chciałam uczestniczyć w modlit- wie. Podzieliłam się z siostrą spostrzeżeniem, że charyz- matycy praktykowali „wkładanie rąk", podobnie jak zielonoświątkowcy. Tych ostatnich poznałam dobrze już w dzieciństwie. Było ich wielu w naszej chilijskiej miejscowości. Zielonoświątkowcy ewangelizują tam, gdzie nie ma parafii katolickich. Do ich grup należą zazwyczaj bardzo prości ludzie. Odwiedzałam ich niejednokrotnie, obserwowałam zwyczaje, a czasem prosiłam nawet o modlitwę. Często zapraszali mnie na spotkania modlitewne, moja odpowiedź brzmiała jednak zawsze tak samo: „Jestem katoliczką, nie mogę zostać z wami". Można powiedzieć, że w pewien sposób się nimi posługiwałam. „Charyzmatycy wkładają ręce jak zielonoświątkowcy. Dlaczego nie mieliby się za ciebie pomodlić?" - zapy- tałam siostrę. Tego wtorku, ze względu na postępującą chorobę, poprosiła ona holenderską zakonnicę o modlitwę z włożeniem rąk. „Za twoją siostrę także" - dodała zakonnica, chwytając moją dłoń i sadzając mnie obok. W tym miejscu czekał na mnie Pan. Zakonnica położyła ręce na mojej głowie i zaczęła śpiewać w języ- kach. Z najwyższym zaskoczeniem stwierdziłam, że mogę przetłumaczyć słowa jej pieśni. Nie do wiary! Znaczyły one: „Moja córeczko, szukałem cię wszędzie. Gdzie się podziewałaś? Jestem szczęśliwy, że tu przy- szłaś". Zupełnie jakby Pan śpiewał mi kołysankę. Byłam olśniona. • Myślę, że przeżyłam wtedy wylanie Ducha Świętego. Nie roztrząsałam zbytnio tego, co nastąpiło później. Zaczęłam systematycznie żyć modlitwą. Oczywiście modliłam się od dzieciństwa na sposób, jaki wpoiła mi babka. Teraz jednak modlitwa stała się osobistą rozmową z Chrystusem. Moje zdumienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy otrzymałam dar śpiewu w językach. Pewna, że zwariowałam i mam urojenia, wróciłam do książki Merlina Carothersa. Czytając ją powtórnie, zrozumiałam, że autor opisywał tam własne przeżycia. Było dla mnie istotne, że mogę powiedzieć: „Doświad- czam dziś tego, co ów człowiek, i pozostaję w zgodzie ze sobą". Odkrycie śpiewu w językach było jednym z naj- ważniejszych odkryć w moim życiu. Dzięki niemu, Jezus stał się mi bliski, a napełniająca mnie podczas śpiewu obecność przynosiła głęboki pokój i niezmierzoną radość. Kosztowałam nieznanej dotąd przyjaźni z Panem. Był to początek niezwykłej przygody. Nie wiedziałam jeszcze, co się dzieje; byłam pełna obaw. Odpowiedzialni w Odnowie nie rozumieli z tego niestety więcej niż ja - chcieli nawet egzorcyzmować mnie, ponieważ otrzy- małam dary Ducha Świętego! Zebrałam wtedy kilka osób i zaczęłam organizować spotkania w kaplicy, na wzgórzu, gdzie mieszkaliśmy. Modląc się, poszcząc i korzystając z innych środków, jakich dostarcza nam życie chrześcijańskie, starałam się odgadnąć, czego oczekuje ode mnie Bóg. Z Biblii przemawiał On do mnie słowami „Ja jestem Pan!". „Tak, musisz stać się moim Panem, bo nie wiem, którędy posuwać się naprzód" - odpowiadałam. Nieco później wzięłam udział w rekolekcjach. Pozwo- liły mi one pogłębić relacje z Bogiem i przyniosły rozeznanie co do niedawnych przeżyć. Zdałam sobie sprawę, że Pan chciał mi o czymś powiedzieć. Pragnął, abym nie przykładała wagi do charyzmatów. Bóg oddaje nam je do dyspozycji, abyśmy Mu służyli. Są niezbędne. Miałam jednak nauczyć się prostoty wobec tego, co nadprzyrodzone, nie próbując przywłaszczać sobie darów Ducha Świętego. Tym lepiej, jeżeli je posiadam; równie Ocalić... - 2 dobrze, jeśli ich nie otrzymałam. Kojarzą mi się one trochę z lampkami na choince, które zapalają się i gasną. Objawiają się lub zanikają zgodnie z wolą Bożą; przy- znanie mi ich przez Pana lub Jego odmowa nie jest moim zmartwieniem. Ja także czułam w sercu pragnienie bycia narzędziem w rękach Bożych. Pomyślałam, że z gitary lub skrzypiec, na których nikt nie gra, nie wydobywa się dźwięk. Podobnie jest z każdym z nas. Jesteśmy w pełni wolni przed obliczem Pana. Chce On jednak posługiwać się nami i przez nas działać. Narzędzie, jakim jesteśmy, winno być całkowicie przezroczyste, aby Bóg mógł okazywać swoją moc i dokonywać uzdrowień, jak zech- cę | kiedy zechce. A. — W ciągu kilku lat przeżyłaś wiele nowych zasko- czeń... N. — Rzeczywiście. W latach 1974-1979 poczyniłam wszystkie fundamentalne odkrycia, którymi żyję dzisiaj; wtedy też usłyszałam wezwanie do modlitwy o uzdro- wienia wewnętrzne. Nakłoniła mnie do niej moja wspól- nota, gdy przez około półtora roku należałam już do Odnowy. Bracia i siostry przekonywali mnie, że posia- dam dar rozeznania i inne konieczne predyspozycje. A. — Czy praktykowano wtedy posługę modlitwy o uzdrowienie? N. — Tak, chodziło jednak o uzdrowienia fizyczne. W całej Odnowie obserwowano cudowne powroty do zdrowia za sprawą Bożą. Zdarzały się uzdrowienia chorych na raka, cukrzycę i inne poważne choroby. Niecodziennego uzdrowienia doznała u nas kobieta w końcowym stadium cukrzycy. Chorej groziła śmierć, gdy ktoś doradził jej, aby „poszła do modlących się w kaplicy". Bóg dotknął jej natychmiast. Cud nie polegał na zaniku cukrzycy, ale na powstrzymaniu jej rozwoju. Dziś osoba ta ma wystarczająco dużo sił do pracy, choć przedtem osłabienie przykuwało ją do łóżka. A. — Zaczęliście więc od modlitwy o uzdrowienia fizyczne? N. — Tak. Musiałam jednak sporo się nauczyć. Chcemy być dostrzegani, zdobywać uznanie, szukamy próżnej chwały! Uzdrowienie fizyczne jest bardziej spektakularne niż uzdrowienie wewnętrzne. O wiele silniej poruszyłoby nas otrzymane wkrótce po włożeniu rąk uzdrowienie osoby z ciężką chorobą płuc niż uzdrowienie wewnę- trzne. Pojawił się także nowy problem. Po trzech latach posługi, lata 1974 do 1976, zauważyliśmy, że uzdro- wienia fizyczne były rzeczywiście oszałamiające - ustę- powały schorzenia serca, nowotwory i inne nieuleczalne choroby. Równocześnie stwierdziliśmy jednak, że ci sami ludzie, którzy wcześniej doznali uzdrowienia, wracali do nas bardziej chorzy niż poprzednio. Dlaczego? Czyżby Pan nie uzdrawiał raz na zawsze? Czy popełniliśmy jakiś błąd? Zadawaliśmy sobie mnóstwo pytań... Pojęłam wtedy, że nie wolno nam przeoczyć żadnego znaku danego przez Boga. To, co się działo, było zna- kiem dla nas, Jego sług, że powinniśmy wytrwać i czynić postępy. Duch Święty nadchodzi po to, byśmy posuwali się naprzód. Nie chce On, by człowiek pozostał na brzegu, ale by wypłynął na głębię. Tajemnice i mądrość Boga nie mają granic. To my narzucamy granice Jego działaniu i darom. Doświadczenie ..uzdrowień fizycznych było więc zachętą do pogłębienia naszej służby. Jest oczywiste, że większość chorób ma charakter psychosomatyczny; objawy fizyczne bywają często znakiem, symptomem chorób psychiki lub ducha, biorących początek od jakiegoś bolesnego wydarzenia z czasów młodości, dzieciństwa, a nawet życia w łonie matki. Byłam wstrząśnięta widokiem ludzi powracających w bardziej zaawansowanym stanie chorobowym niż przed modlitwą o uzdrowienie. Bóg udzielił mi jednak łaski zrozumienia, że modliliśmy się do tej pory o uzdrowienie objawów, nie zaś przyczyn. Zagłębiłam się w lekturze książek mówiących o uzdrowieniu wspomnień; ich treść była jednak nader powierzchowna. Nie mogły mnie zadowolić. Posta- nowiłam więc rozważyć tę kwestię podczas modlitwy. Było konieczne, aby Pan ukazał nam, co leży u podstaw różnorodnych chorób. Wtedy właśnie dowiedzieliśmy się, że ich źródłem, w każdym przypadku, jest brak przeba- czenia. • A. — Docieramy tu do sedna problemu i jeszcze do nie- go powrócimy. Doświadczenie, którego nabyłaś w dzie- dzinie modlitwy o uzdrowienia, jest imponujące. Jej przebieg został opracowany przez ciebie w szczegółach. Jak ustaliłaś jej zasady? N. — Genevieve, moja siostra, cierpiała od wielu lat na depresję. Wszystkie pochmurne dni spędzała w łóżku. Matka twierdziła zawsze, że nic dobrego z niej nie będzie! Pewnego dnia zapytałam ojca Agustina, jezuitę, wspólnie z którym zaczęliśmy organizować rekolekcje, czy można jakoś jej pomóc. „Powinnaś zacząć naukę od własnej rodziny" - odpowiedział mi. Zachodziłam w głowę, jak to zrobić. Sądziłam, że modlitwa za osobę w stanie ciężkiej depresji jest przyjęciem zbyt wielkiej odpowiedzialności. Na domiar złego, siostra nie modliła się i nie przy- stępowała do sakramentów. Wierzyła w Boga, lecz nie praktykowała. Uznałam wtedy, że powinnam trwać wiernie na modlitwie w jej intencji. Musiałam zastąpić ją w tym, do czego nie była zdolna. Zaczęłam więc wsta- wiać się za nią modlitwą obejmującą czas od urodzenia aż do chwili obecnej, nie zaś modlitwą za życie płodowe, którą odkryłam później. Genevieve miała wtedy dwa- dzieścia pięć lat. A. — Po prostu przedstawiałaś Panu kolejne etapy jej życia? N. — Tak. Powierzałam Mu też wszystkie bolesne zdarzenia, jakie przeżyła. Przypomniałam sobie, że jako dwuletnie dziecko upadła na piec. Modliłam się w sąsiednim pokoju. Siostra leżała dalej w łóżku, mimo przeświadczenia lekarza o jej dobrym zdrowiu. Nie mówiła już nic, oprócz „Umrę, umrę, muszę umrzeć. Bądźcie pewni, że umrę". ,W takich chwilach modliłam się za nią w językach. Perswadowała: „Nie módl się za mnie, tracisz czas. Możesz uzdrowić wszystkich charyzmatyków, ale dla mnie trudzisz się na próżno. Zobaczysz, jak umieram, i nie będziesz mogła temu zaradzić. Ani ty, ani twój Chrystus!" Nie odpo- wiadałam, lecz modliłam się, modliłam, modliłam... W środku nocy zdarzało jej się często opuszczać łóżko i uciekać daleko od domu. Jeśli nikt jej nie powstrzy- mywał, docierała aż nad brzeg morza. Pewnego dnia miałam wizję: ujrzałam kościół na wzgórzu, a obok niego Cygankę. Zapytałam Genevieve, czy przeżyła jakieś zajście związane z Cyganką. Potwier- dziła, dodając, że nigdy nie ośmieli się o tym mówić. „Co się wydarzyło? Opowiedz!" - molestowałam. Wtedy opowiedziała mi swoją historię. Mając dwa- naście lat, uczęszczała jako licealistka do klasy pierwszej o profilu humanistycznym. Pewnego razu poszła do szkoły jak co dzień. Tego popołudnia nie było jednak lekcji. Pięć dziewcząt z tej samej klasy rozmawiało między sobą. „Niedaleko kościoła zatrzymali się Cyganie. Może poprosimy ich, aby przepowiedzieli nam przy- szłość?" Wszystkim dziewczynkom spodobał się ten pomysł. Do domu zamierzały wrócić pieszo, a pieniądze na bilety autobusowe miały wystarczyć na zapłacenie Cygankom. Genevieve znajdowała się między nimi. Gdy dotarły do obozu, Cyganki wyszły, aby im powróżyć. Jedna z nich zwróciła się do mojej siostry: „Grozi ci śmierć. Zabije cię koleżanka z tej samej klasy. Jeśli dasz mi pięć pesos, uwolnię cię od niebezpieczeństwa. Wróć do domu. Zabieram twoją rękawiczkę jako gwarancję, że przyj- dziesz z powrotem". Genevieve wiedziała, że ojciec, który był policjantem, miał wiele zatargów z Cyganami. Nie odważyła się prosić rodziców o pieniądze na zapłacenie Cygance i ukryła starannie całe zdarzenie, nikomu się z niego nie zwierzając. Odnalazłyśmy źródło jej lęku, obaw, które popychały ją do opuszczania łóżka nocą. Błagałam więc Pana, aby uleczył jej wspomnienia. O wyswobodzenie siostry od tych więzów prosiłam ojca Agustina, któremu biskup zlecił posługę wyzwalania. Wszystko wróciło do normy. Modliłam się jednak dalej. Uświadomiłam sobie, jak bardzo pewne epizody, nawet czysto przypadkowe, mogą napiętnować osobowość i wpłynąć na całe ludzkie życie! Odszukałam w życiu Genevieve jeszcze inny wstrząs, który mocno zachwiał jej poczuciem bezpieczeństwa. Siostra mojej matki zmarła w wyniku tragicznego wypadku, w czasie pożaru sklepu optycznego. Ktoś przez nieuwagę wrzucił zapaloną zapałkę do naczynia z łatwo- palnym płynem. Ogień rozprzestrzenił się w ciągu kilku minut i wszyscy klienci spłonęli żywcem. Była sobota. Siostra sprzątała właśnie salon. Włączyła radio i usłyszała głos spikera powiadamiającego o nieszczęściu. Wśród ofiar pożaru wymieniona została także nasza ciotka. Jak już mówiłam, w wieku dwu lat Genevieve miała wypadek. Upadła na piec i poparzyła sobie całą lewą rękę. Obrażenia, jakich musiała doznać nasza krewna, przypomniały siostrze o jej własnych i obudziły wspom- nienia. Genevieve przeżywała je teraz dwukrotnie silniej, co stało się zaczątkiem depresji. Ogarnęłam modlitwą całe jej życie. W ten sposób uzdrowiona została tak gruntownie, że zaczęła nawet szukać pracy! Trudno było w to uwierzyć. Pan odmienił ją radykalnie zarówno w sferze fizycznej, jak i psy- chicznej. Pomyślałam, że Bóg może uczynić dla wielu innych ludzi to, co uczynił dla mojej siostry. Razem z ojcem Agustinem postanowiliśmy więc podjąć się innego rodzaju służby. Zorganizowaliśmy „rekolekcje uzdrowie- niowe", początkowo dla pięciu osób. Ponieważ nie wiedzieliśmy nic bliższego o uzdrowieniu wewnętrznym, musieliśmy wszystkiego się nauczyć. Bóg powoli ukazy- wał nam całą złożoność ludzkiej istoty. Byłam profesorem filozofii i żyłam w świecie staro- żytnej filozofii grecko-łacińskiej, wyodrębniającej dwie części osoby ludzkiej - duszę i ciało. Ten podział zawsze wydawał mi się kontrowersyjny. Wiedziałam, że kilku mistyków nazywało ducha „ostrzem duszy". Musiała kryć się tu jakaś nieznana mi dotąd prawda. Nie mogłam ochłonąć ze zdumienia, pojąwszy, że moi filozofowie starożytni byli w błędzie! Istniał jeszcze jeden element istoty ludzkiej. Biblia wyjaśniała mi, że człowiek składa się z ciała, duszy i ducha. Wynikają stąd zresztą przeszkody na drodze do osiągnięcia pełnej wewnętrznej harmonii, jakiej pragnie dla nas Bóg. W swojej pracy (jeszcze nie wydanej) ojciec Aldunate trafnie wykłada Pawłową koncepcję struktury ciało - dusza - duch. Ciało jest ludzkie, ponieważ ożywia je ludzka dusza (por. l Kor 15, 39). Ciało i dusza tworzą całość. Duch to zdolność otwarcia się na Boga, przyjęcia Jego Świętego Ducha. Człowiek zamknięty na Ducha pozostaje człowiekiem „cielesnym", ograniczonym przez skłonności naturalne. Święty Paweł mówi wówczas o „ciele", o „dawnym człowieku", o „człowieku cielesnym", „zmysłowym", „zewnętrznym". W odniesieniu do człowieka otwierającego się na Ducha Świętego, Paweł używa określeń „duch", „nowy człowiek", „człowiek duchowy", „człowiek wewnętrzny" (por. l Kor 2, 14; 3, 3; 2 Kor 4, 16; Ga 5, 16; Ef 4, 22-24; Koi 3, 9-10). Przyrównuje on też strukturę istoty ludzkiej do glinianego naczynia, zawierającego światło poznania Chrystusa (2 Kor 4, 6-7). Ciało i dusza są więc naczy- niem glinianym, duch - jego zdolnością przyjmowania Ducha Bożego. „Człowiek zewnętrzny" nie posiada w sobie ducha, „człowiek wewnętrzny" jest człowiekiem integralnym - ciałem, duszą i duchem. Wymowa terminów św. Pawła jest identyczna z wy- mową słów Chrystusa, który ukazuje nam tę samą rzeczywistość, choć nie wyszczególnia elementów ludzkiej istoty. Wielokrotnie mówi On o tym, co dla człowieka wewnętrzne, a co zewnętrzne. Pozory nie wystarczają, trzeba jeszcze serca przemienionego, otwartego na Boga i na Jego Ducha. Człowiek jednoczy się z Bogiem w swoim wnętrzu i przyjmuje życie; na ów dar potrafi odpowiedzieć w Duchu i prawdzie. Wtedy to „Królestwo Boże pośród nas jest". Nowe życie, które zostaje nam dane, pochodzi ód mocy należącej do Boga; przewyższa ona zwykłe ludzkie możliwości i wolno o nią prosić. Bez życia Bożego nie możemy nic uczynić. Ów wewnętrzny skarb jest tak cenny, że dla zdobycia go warto poświęcić wszystko, co posiadamy. „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda" (J 6, 63; por. także Mt 23, 26; Łk 17, 21; Mk 4, 1-20; 26-29; J 15, 4-5; Mt 13, 44). Wzmianki o tej strukturze człowieka znajdujemy w przypowieści o ziarnie, które może pozostać na skraju drogi lub paść na glebę żyzną i zapuścić tam korzenie. Wspomnijmy także o synu marnotrawnym, który odjechał w dalekie strony, przedkładając świat zewnętrzny nad pobyt w ojcowskim domu. Po tym odejściu nawrócił się, wchodząc w siebie i powracając do ojca. Doszłam do przekonania, że dla miłującego, nieskoń- czenie czułego spojrzenia Boga nic w człowieku nie zasługuje na wzgardę - ani ciało, ani dusza, ani duch. Stanowią one tak zwartą całość, że choroba somatyczna może być sygnałem zranienia psychiki czy też sfery duchowej. Gdy spotykam dziś człowieka cierpiącego, zadaję sobie pytanie o podłoże, na jakim rozwinęła się jego choroba. Wieloletnie doświadczenie nauczyło mnie, że muszę prosić Boga najpierw o wskazanie źródła dolegli- wości osób, które przychodzą z prośbą o wstawiennic- two. Nie można zaczynać od modlitwy o uzdrowienie objawów. Bóg nieporównanie lepiej od nas wie, gdzie tkwią przyczyny ludzkich zranień. Do darów, które Bóg przyznaje nam wyłącznie z własnej woli, powinniśmy podchodzić z całą prostotą. Nie stwarzajmy pozornych problemów. Jest to bezcelowe. Na ogół nie wiem nic o człowieku, który przychodzi prosić mnie o modlitwę. Może to być Afrykanin, Izrael- czyk, Niemiec... Muszę oczywiście brać pod uwagę kulturę, jaka go ukształtowała. W naszej kulturze latyno- amerykańskiej na przykład wypowiada się zwykle pochopne i często bezwzględne sądy, zwłaszcza w spra- wach dotyczących płciowości. Zdumiewa mnie łatwość, z jaką Jezus przełamuje w nas bariery kulturowe! Podaje zawsze koniuszek nitki, po której możemy dotrzeć do kłębka. Mogę być spokoj- na. Jezus nigdy nie powie mi tego, czego nie mam się dowiedzieć. Gdy będzie to jednak konieczne, przemówi do nas za pomocą znaku, ponieważ nas kocha. A. — Poznawałaś antropologią objawiono^ niemal dotykalnie przekonując się o spójności i znaczeniu wszystkiego, co składa się na istotę ludzką. Jak wpłynęło to na twoją modlitwę o uzdrowienia wewnętrzne? N. — Dzięki całej tej wiedzy nie przeceniam już psycho- logicznego aspektu chorób i zranień. Dla Boga wszystko jest istotne; mogłam jednak stwierdzić, że najsilniej dotknięta chorobą bywa zazwyczaj sfera ducha. Zrozu- miałam jeszcze, że istota ludzka została stworzona przez Boga razem z wszystkimi jej zaletami. Mimo ułomności swej natury, pozostaje ona niepojętym cudem! W moim odczuciu, najpoważniejsza z chorób (ta, która skłoniła mnie do modlitwy o uzdrowienia) polega na niewiedzy o Bożej miłości do człowieka. Jest nie do pomyślenia na przykład, aby większość zakonników i kapłanów pracujących w służbie Bożej nie zdawała sobie w pełni sprawy z miłości, jaką darzy ich Pan. Chorobą współczesnego świata jest jego odcięcie od Boga. Z pewnością nie jest ono drogą do szczęścia. Możemy dostarczać sobie sztucznie wszelkich powodów do zadowolenia - komponentów tego, co nazywamy dziś „szczęściem"; są one jednak tylko złudzeniem, imitacją prawdziwego szczęścia, do jakiego powołuje nas Bóg. Przedmiotem wielkiego odkrycia, którego musi dokonać każdy z nas, jest miłość Boga do Jego dzieci takich, jakimi są. Powinniśmy jednak wiedzieć, że jeśli Pan kocha nas takimi, jakimi jesteśmy - nie chce, byśmy takimi pozostali. Uzdrowienie wewnętrzne polega na przemianie wszystkiego, co w nas chore. Bóg chce nas pojednać z nami samymi - życiem, przeszłością, bolesny- mi wspomnieniami... A. — Czy Bóg rzeczywiście może coś w nas zmienić, jeżeli zranienie nastąpiło w przeszłości? N. — Tak, ponieważ jest Bogiem żyjącym! Wszyscy wezwani jesteśmy do uświadomienia sobie tej prawdy. Bóg nie przebywa daleko; przemawia do nas przez najdrobniejsze zdarzenia naszego życia. Nie ośmielamy się wierzyć, że wspólcierpiał z nami, gdy doznawaliśmy bólu. Może On wszystko zmienić, może nas uzdrowić! Największym cudem jest jednak to, że we własnym życiu doświadczamy mocy Ewangelii i prawdziwości wszystkich Chrystusowych obietnic. Pan jest Bogiem wiernym, a Jego Słowo sprawia to, co wyrzekł. Dokonując ciągle nowych odkryć, pojęłam, że Bóg może wszystko odbudować. Kiedy mówi, że może nas odnowić, czyni to istotnie, posiada bowiem wystarczająco wiele mocy. Musimy jednak pamiętać, że nie przemienia On swoich dzieci dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiele osób chciałoby też otrzymać uzdrowienie we- wnętrzne w sposób odpowiadający współczesnym metodom psychoterapeutycznym. Spotykamy się tu z czymś odmiennym - początek uzdrowienia wewnętrznego jest wejściem na drogę wiodącą przez kolejne nawrócenia ku zdrowiu. Na drodze tej człowiek staje się „chrystocentryczny", choć wie, że nawet wtedy, gdy umieszczamy Chrystusa w centrum własnego życia, wiele drzwi w naszym wnętrzu pozostaje wciąż zamkniętych. Otworzą się, gdy Bóg tego zechce. Uzdrowienia dokonywane przez Pana są całkowicie różne od uzdrowień będących dziełem lekarzy. Lekarze leczą ciało, psychiatrzy psychikę, kapłani - ducha. Jedynie Chrystus troszczy się o całą moją istotę! Od Niego właśnie pochodzi cud uzdrowienia wewnętrznego. Przebaczenie, podstawa uzdrowienia wewnętrznego A. — Co masz na myśli mówiąc, że modlisz się o uzdro- wienie wewnętrzne? N. — Modlić się o uzdrowienie wewnętrzne, to przede wszystkim zaprosić Jezusa do wszystkich tych chwil naszego życia, w których doznaliśmy jakichś zranień. Wspominałam już, że ich najczęstszym podłożem jest brak przebaczenia. Jest to więc problem natury duchowej. U podstaw choroby nowotworowej, na przykład, leży często kwestia przebaczenia lub poczucia winy. Należy odnaleźć jego źródło, moment powstania, przyczynę. Na ogół zranienie jest głębokie. Co przez to rozumiemy? Przyjmijmy, że nie byłam dzieckiem oczekiwanym. Po moim przyjściu na świat, z braku środków materialnych i miejsca, rodzice nie mogli zatrzymać mnie w domu i powierzyli dziadkom. Ocalić... - 3 Dotkliwie cierpiałam z powodu tego odrzucenia. Gdy miałam trzy lata, wzięto mnie z powrotem do domu. Rodzice byli dla mnie wtedy obcymi ludźmi, podobnie jak rodzeństwo. Ponownie doznałam bólu odrzucenia. Kolejną raną stało się dla mnie poczucie opuszczenia przez dziadków. Później wysłano mnie do szkoły z inter- natem. W ten sposób, nawarstwiając się, zranienia wewnętrzne spowodowały rozwój choroby. Dotknięty nią człowiek może próbować wielu metod psychologicznych, które nie przywrócą mu zdrowia, ponieważ jego sercu doskwiera brak przebaczenia. Jeśli nie zostanie ono udzielone, chory nie odnajdzie pokoju ze sobą samym, z bliźnimi ani też z Bogiem. Modlić się o uzdrowienie wewnętrzne, to powrócić do wszystkich faktów, które zadały nam ból, które sprawiły, że nosimy maski, aby zadośćuczynić pewnym wymaga- niom społecznym, żądaniom określonych reakcji na określone bodźce. Sami nie jesteśmy do tego zdolni. Musimy odgrywać inną rolę we własnym domu, inną w pracy i w społe- czeństwie. Istnieją różne role społeczne - rola na- uczyciela, rodzica, kapłana, policjanta itd. Każdy z nas jest zmuszony przyjąć zasady działania, postawy, sposób ubierania się zgodne z rolą, do jakiej został powołany. Czujemy się uwikłani w ciągłą grę aktorską. Trudno nam pozostać wolnymi przed nami samymi, przed innymi, przed Bogiem. Dla mnie owocem uzdrowienia wewnętrznego jest dziecięctwo Boże. Dziecko Boże jest istotą wolną. Wolność jest bowiem jednym z najważniejszych przy- miotów Boga. Jeśli nie jestem wolna tak, jak dziecko Boże, zacieram w sobie obraz Bożego dziecięctwa. Bóg jest wolny; jego dzieci wezwane są do wolności. Uzdrowienie wewnętrzne pomoże nam wyzbyć się lęków, poczuć dobrze we własnej skórze, być sobą. Nie dlatego, że poddaliśmy się psychoterapii, lecz dlatego, że spotkaliśmy żyjącego Chrystusa, który kocha nas i nie przestaje nas kochać. Nasze potknięcia mogą być przypadkowe. Możemy zawsze podnieść się i zacząć od nowa, ponieważ otrzy- maliśmy przebaczenie. Chyba że upadamy celowo, dla popełnienia nieprawości. A. — Kilkakrotnie mówiłaś już o przebaczeniu. Co w istocie oznacza to stówo? Niektórzy twierdzą, że nie doznali krzywd, które musieliby darować bliźnim; inni - że już darowali. Podczas modlitwy natrafiamy u nich jednak na barierę w postaci braku przebaczenia. N. — Moja matka zwykła była mawiać: „Przebaczyłam, ale nie zapomniałam!" Był to swoisty sposób przeba- czania. Zabawne! Wielu ludzi utrzymuje, że trwa w po- koju wewnętrznym i nie czuje do nikogo urazy; w końcu jednak okazuje się to nieprawdą. Przebaczenie jest tym, co najbardziej zdumiewające w naszej posłudze. Stanowi ono podstawę uzdrowienia wewnętrznego. Przyczyną wszystkich zranień jest brak własnego lub cudzego przebaczenia. Ośmielę się powiedzieć, że do dziś zagadnienie to było źle interpretowane, także przez Kościół! Nie jest to zarzut, ale raczej konstatacja. Pełniąc moją posługę miałam wiele okazji, by zauważyć, że nie umiemy przebaczać. Sądzimy, że uczyniliśmy to, choć w rzeczy- wistości musimy darować jeszcze wielu osobom. Wystar- czy spojrzeć na chorych - ich organizmy nie mogły już znieść nienawiści i pretensji, gromadzących się w duszy przez całe lata. Powinniśmy zwłaszcza przyjąć do wiadomości, że przebaczenie wykracza poza sferę uczuć. Kiedy zapew- niam kogoś o konieczności przebaczenia, słyszę zwykle, iż przerasta ono ludzkie siły. Potwierdzam wtedy i mó- wię, że to prawda - sami nie jesteśmy w stanie niko- mu nic przebaczyć. Jakże moglibyśmy uczynić to bez pomocy Bożej? Doprowadzilibyśmy się tylko do utra- ty zdrowia. Wyłącznie Chrystus może uzdolnić nas do przebaczenia. Jest On jedyną drogą wiodącą do osiągnięcia go. Niektórzy dodają, że chcą przebaczyć, lecz byłoby to z ich strony hipokryzją. Dlaczego? Powtarzam: przeba- czenie wykracza poza dziedzinę uczuć. Stanowią one niższą sferę ludzkiej osobowości. Nie lekceważę ich, gdyż posiadają ogromne znaczenie i wartość. Przeba- czenie zależy jednak od woli! Muszę powziąć decyzję o przebaczeniu i prosić Jezusa, aby przyszedł i umocnił ją swoją obecnością. Trzeba robić to codziennie, nie tylko raz, przelotnie -jakże trudno nam to zrozumieć! Czym więc ostatecznie jest przebaczenie? Jest owocem łaski. Jedynie łaska Boża umożliwia nam przyjęcie postawy przebaczenia. Zagłębiając się pamięcią w historię mojego życia, poczyniłam mnóstwo odkryć związanych z uzdrowieniem wewnętrznym. Mówię często o sobie, gdyż posługa ta wymaga daleko posuniętej dyskrecji w odniesieniu do innych ludzi. Jeśli ktoś powierza mi swoje świadectwo na piśmie, wolno mi je przytoczyć. W przeciwnym wypadku czuję się zobowiązana dochować tajemnicy. Z tego właśnie powodu sięgam najczęściej po przykłady z włas- nego życia. Zauważyłam, że przebaczenie sytuuje się'na trzech poziomach: - przebaczenie bliźniemu, - przebaczenie sobie, - przebaczenie Bogu. , Uprzytomnienie sobie po raz pierwszy, że muszę wybaczyć coś innym, było dla mnie wstrząsem. Ufałam do tej pory, że nie mam nikomu nic do przebaczenia i cieszę się wewnętrznym pokojem; że mimo kilku drobnych problemów, poważne trudności w relacjach z bliźnimi są mi obce. Jak pamiętam, od dnia zerwania zaręczyn powta- rzałam sobie, że muszę przebaczyć narzeczonemu. Klękałam przed Bogiem i mówiłam, że wybaczam to i owo... Nie znałam jednak łaski przebaczenia. Trwałam w takiej postawie aż do dnia, kiedy Pan, być może zmęczony już słuchaniem mnie, która byłam tak skora do przebaczania innym, zapytał: „A ty, jakie krzywdy mu wyrządziłaś?" Ujrzałam wówczas drugą stronę medalu: sposób, w jaki traktowałam narzeczonego. Uświadomiłam sobie wszystkie przykrości, jakie mu sprawiłam. „Musiał uciekać przede mną, biedaczek!" - litowałam się nad nim. Mimo to, nie pojmowałam samej istoty przeba- czenia - zwracałam się co prawda do Boga, lecz wolałam przebywać od Niego z daleka. To cudowne, że obserwowane przez nas uzdrowienie dzieci Bożych stanowi część trwającego już od dawna procesu. Dlatego właśnie powinniśmy z uwagą śledzić znaki dane nam przez Pana, który nadchodzi, by roz- począć dzieło uzdrowienia. Zamierzał On dokonać go także dla mnie. Miałam uczestniczyć w rekolekcjach uzdrowienio- wych. Przygotowywałam się do nich prosząc Pana, aby pokazał mi, co chce uleczyć w moim sercu. Bóg znał doskonale moje zranienia, podczas gdy ja, ze swej strony, nie wiedziałam, jakie przemiany powinny we mnie nastąpić. Wykładałam filozofię, poprzednio zaś studio- wałam także psychologię i inne dziedziny wiedzy. Nigdy jednak nie interesowałam się psychoterapią; to mnie nie dotyczyło. W dwa tygodnie przed rekolekcjami Pan zaczął oddziaływać na moje serce. Ktoś zapytał mnie, dlaczego nie jestem mężatką. Odpowiedziałam, że dobrze się z tym czuję: jestem wolna, mam zawód, swobodnie dysponuję pieniędzmi, mogę podróżować. Rodzice uważali moją samotność za dowód rozsądku. Miałam szczęście! Nie byłam zobowiązana do gotowania mężowi ani do prania jego koszul... Ponad piętnaście osób indagowało mnie później w tej samej sprawie i usłyszało identyczne wyjaśnienie. Miałam oddać pewną pracę mojemu duchowemu kierow- nikowi, ojcu Aldunate, który zapytał znienacka: „Może to nie moja sprawa, Nelly, ale chciałbym wiedzieć, dlaczego nie wychodzisz za mąż. Jesteś tak radosna, masz tyle zalet... Zastanawiam się, dlaczego kobieta taka, jak ty, nie jest mężatką". Było to nieoczekiwane dotknięcie łaski. Modląc się, zrozumiałam, z jakiego powodu tak wiele osób zadało mi to pytanie. Byłam całkowicie niewrażliwa na kwestię małżeństwa. Coś we mnie uległo wypaczeniu. Wyśmie- wałam kobiety ustawicznie poszukujące męża. Wydawało mi się komiczne, że chcą w ten sposób pozbyć się swojej wolności. Tak, byłam wewnętrznie zraniona. W tym stanie ducha pojechałam na rekolekcje. W drugim dniu, podczas modlitwy o uzdrowienia, po- jęłam, że przyczyną mojej niechęci do małżeństwa była niewierność ojca wobec matki. Cierpiałam z tego powodu już w dzieciństwie. Tato był dobrym ojcem, lecz zadrę- czał mamę swoimi nie kończącymi się przygodami miłosnymi. Nieświadomie postanowiłam w głębi serca, że nie wyjdę za mąż, ponieważ nie chcę być zdradzana i oszukiwana tak jak mama. „Pomyśl, jak łatwo jest przebaczyć. Poproś Jezusa, aby przyszedł i przebaczył w tobie tym, którym winna jesteś przebaczenie" - powie- dział ktoś z modlących się za mnie. Byłam uszczęśliwiona. Przebaczyłam ojcu. Jakaż jednak ogarnęła mnie konsternacja, gdy po powrocie do domu, ujrzawszy tatę, poczułam zwykłą chęć posiekania go w kawałki. Łamałam sobie głowę nad tym, co się ze mną działo, aż uchwyciłam wreszcie sens słów Jezusa przytoczonych w Ewangelii św. Mateusza. Piotr, zapytawszy Pana, ile razy mamy przebaczać, usłyszał w odpowiedzi: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy" (Mt 18, 22). Był to dla mnie ważny znak od Boga. Jeśli „siedemdzie- siąt siedem razy" znaczy „zawsze", powinnam starać się modlić i wybaczać aż do chwili otrzymania tego daru. Póki nie zostanie mi on udzielony, muszę codziennie prosić Boga o łaskę przebaczenia mojemu ojcu. Od tej pory prosiłam dzień po dniu: „Panie Jezu, spraw, abym darowała ojcu jego przygody, niewierności i wszystko, co musieliśmy przez niego wycierpieć". W tym czasie ojciec ożenił się po raz trzeci. Modlitwa stopniowo przemieniała jednak moje uczucia; jej wpływ stawał się wyraźny, a ja byłam coraz spokojniejsza i śledziłam pozytywną zmianę, jaka zachodziła w moich relacjach z ojcem. Ostateczny wynik wprawił mnie w zdumienie. Powinnam dodać, że gdy odmawiamy komuś przeba- czenia, „związujemy" go, „zamykamy" i zachowujemy coś w rodzaju władzy nad nim. Gdy tylko zgadzamy się ją utracić, gdy cierpliwie modlimy się o przebaczenie, Pan nadchodzi, by zerwać narzucone więzy i przywrócić miłość. Byłam zachwycona działaniem Pana nie tylko w mo- im własnym sercu, lecz także w sercu mojego ojca. Zwracam uwagę na konieczność wytrwałej modlitwy o łaskę przebaczenia. Popełniamy w Odnowie fatalny błąd sądząc, że przebacza się raz na zawsze, a wówczas wszystko zostaje uporządkowane jak za wypowiedzeniem magicznego zaklęcia. Przypominam, że człowiek jest ciałem, duszą i du- chem, a rany zadane jego istocie utrudniają mu przeba- czenie. Tylko codzienna modlitwa zanoszona miesiącami, a nawet latami, może wyjednać nam umiejętność daro- wania cudzych przewin. Kiedy zauważyłam, że jestem od niego daleka, a przeszłość sprawia mi więcej bólu niż kiedykolwiek, zaczęłam prosić Boga codziennie przez dziesięć minut o łaskę zapomnienia ojcu wszystkiego, co zniosłam. Gdy modliłam się w ten sposób, Pan przywodził mi na myśl także dobre wspomnienia o ojcu. Po upływie około ośmiu miesięcy otrzymałam upragniony dar. Bóg działa za pośrednictwem swego Słowa. Na zawsze utkwił mi w pamięci fragment Księgi Syracha (3, 16), w którym mowa jest o obowiązkach dzieci wobec rodziców: „Kto porzuca ojca swego, jest jak bluźnierca, a prze- klęty przez Pana, kto pobudza do gniewu swą matkę". W owej chwili Pan zapowiedział, że chce użyczyć mi daru przebaczenia. Przez cały rok mojej systematycznej modlitwy przemieniał także serce mojego ojca. Uzmysło- wiłam sobie, że niechęć, wywołana utrapieniami, jakich przysparzał rodzinie, skłoniła mnie do odrzucenia mi- łości, którą próbował mi okazać. Pan pozwolił mi jednak odkryć ją w całej pełni. Zdarza się, że wprawiamy bliźnich w zakłopotanie naszą chęcią przebaczenia i odnowienia zerwanej więzi. Pojąwszy, że musimy wybaczyć, niecierpliwie dążymy do uczynienia kroku w stronę winowajcy. Przypominam sobie chłopca, który zwrócił się do swojej matki sło- wami: „Mamo, chcę ci przebaczyć". Matka, nie przygoto- wana do tego, poczuła się niemile zaskoczona. Trzeba prosić, aby Bóg przeniknął nasze serca swoją łaską i podpowiedział nam gesty oraz słowa, których mamy użyć w chwili pojednania. Musimy zdobyć się na to, aby uniknąć następnych zranień. Ojciec nie wiedział, ile zadał nam bólu. Nie miał pojęcia, że właśnie z jego przyczyny zostałam samotna... Jak przyjąłby słowa: „Tato, wyba- czam ci twoje zdrady małżeńskie?" Pan wysłuchał moje prośby. Ojciec mieszkał o dwie godziny drogi od naszego domu. Coś popchnęło go do odwiedzenia nas. Zmierzał właśnie w naszą stronę, gdy Bóg przemawiał do mnie słowami Pisma Świętego. Ojciec uściskał mnie w progu, zapewniając, że mnie kocha i bardzo chciał się ze mną zobaczyć. Wiedziałam, że było to owocem upragnionego daru przebaczenia. Trzeba też podkreślić, że modlitwa o przebaczenie ojcu lub matce jest nieodzowna, abyśmy uwolnili się od fałszywego obrazu ojcostwa i macierzyństwa. Pomoże nam ona odkryć w pierwszym przypadku Boga jako naszego Ojca, w drugim - Maryję jako naszą Matkę. Wielu chrześcijan pomniejsza rolę Maryi. Nie ośmie- lają się wierzyć, że Matka Boża oręduje za każdym z nas! Nie mamy odwagi o nic Ją prosić, ponieważ nasza wizja macierzyństwa uległa zniekształceniu. Gdy przebaczamy, Pan odnawia w nas obydwie te wizje. Bóg zawsze odbudowuje, nigdy nie burzy. Pozwoli nam zobaczyć w naszym ojcu zarówno to, co dobre, jak i to, co złe. Chce, aby nasz obraz ojcostwa został ponow- nie zintegrowany przez naszą pamięć. Oto cud uzdrowie- nia wewnętrznego! A. — Czy mogłabyś wyjaśnić, na czym polega przeba- czenie samemu sobie? N. — Jest ono procesem wyjątkowo złożonym ze względu na przepełniające nas poczucie winy, które może towarzyszyć człowiekowi już od matczynego łona. Na przykład świadomość odrzucenia, bycia dzieckiem niechcianym, bycia kimś innym, niż oczekiwali tego rodzice, sprawia, że sam fakt naszego istnienia budzi w nas poczucie winy. Możemy czuć się napiętnowani poniżającymi słowami, kierowanymi do nas w dzieciń- stwie przez rodziców lub wychowawców („Jesteś osłem! Do niczego się nie nadajesz! Nie ma z ciebie żadnego pożytku!"). Mogli oni także karać nas milczeniem, gdy zachowywaliśmy się w sposób przez nich potępiany. Mogli zawstydzać nas przed innymi, gdy robiliśmy coś nagannego w oczach dorosłych. Poczucie winy może mieć różnorakie źródła. Tym, co uderzyło mnie podczas pełnienia mojej posługi, były spotkania z osobami, które wiele lat wcześniej dostąpiły sakramentalnego przebaczenia, a mimo to wciąż oskarżały się o te same winy. Co więcej, nie znając prawdy o przebaczeniu, dźwigały dalej konsekwencje swoich grzechów. O co zatem chodziło? Osoby te same sobie nie prze- baczyły. Pamiętam kobietę, która od dwudziestu lat cierpiała na bezsenność. Oto, co wydarzyło się w jej życiu. Wyszła za mąż bardzo wcześnie, jako szesnastolet- nią dziewczyna, za człowieka mającego około trzydziestu lat. Małżonków dzieliła więc duża różnica wieku. Po czterech latach kobieta zakochała się w innym mężczyź- nie i zdradziła męża. Podtrzymywała potem związek, który trwał blisko dwanaście lat i trwałby wciąż, gdyby nie śmierć kochanka. Po tej przygodzie uczuciowej wróciła do życia sakramentalnego - uznała swój grzech i wyspowiadała się. Później jednak wyznawała go w sakramencie pojednania jeszcze przez całe lata, nie mogąc odnaleźć pokoju ani snu. W trakcie rekolekcji uzdrowieniowych opowiedziała mi swoją historię i prosiła o modlitwę. Wstawiając się za nią, w wizji, zobaczyłam ją z usypanym na głowie małym grobem. Chcąc przemówić do niej we właściwy sposób, zwróciłam się do Boga o pomoc. Zrozumiałam wówczas, co się dzieje, i poradziłam, by przebaczyła samej sobie. Odpowiedziała, że jest do tego niezdolna. Gdy zwierzyła mi się, że wyznała swój grzech i powtarza to przy każdej spowiedzi, zapytałam, czy zdaje sobie sprawę, co przeżywa: „Jest to pokusa! Pokusa niewiary w Boże przebaczenie!". Ponieważ zastanawiała się, czy wyjawić wszystko mę- żowi, odpowiedziałam, że sytuacja ta jest obecnie jej krzyżem. Jeśli zamierza ocalić własne małżeństwo, nie powinna o niczym wspominać. Musi w zamian za to przebaczyć sobie - prosić Jezusa o łaskę przebaczenia i pojednania ze sobą samą. Uczyniła to. Nieco później, promieniejąc radością, przyszła do mnie i powiedziała: „Nelly, po raz pierwszy w życiu przespałam całą noc!" Wierzymy najczęściej tylko w to, czego doświad- czamy. Wybaczając sobie czyn, który odcisnął na nas swoje piętno, widząc owoce takiego przebaczenia, uwierzymy być może w skuteczność naszej postawy w odniesieniu do Boga, bliźniego i do nas samych. Przypominam sobie również kobietę, która od lat chorowała na depresję. W młodości cierpiała ona wiele z powodu despotyzmu matki. Po śmierci ojca, gdy rozpo- częła pracę zawodową, wzięła matkę do siebie. Od tego czasu nie zrobiła dla niej żadnych sprawunków. Na prośbę o buty lub inną rzecz odpowiadała, że nie wystar- czy jej pieniędzy. Matka zmarła ze zgryzoty. Córka zaczęła wtedy nabywać i gromadzić w szafach sterty różnego rodzaju przedmiotów, których nigdy nie używała. Próbowała w ten sposób ukarać się za postępowanie wobec matki. Wreszcie uświadomiła sobie poczucie winy, którego przyczyną była chęć zemsty na matce. Przystąpiła też do spowiedzi. Poza tym każdego dnia modliła się, aby mocą Jezusa udzielony jej został dar przebaczenia sobie własnego grzechu. Dzięki temu została uzdrowiona. Poczucie winy niszczy nas; jesteśmy dla siebie bezlitosnymi sędziami. Oceniamy się bardziej surowo niż Bóg, który jest samą miłością i miłosierdziem. A. — Nadszedł czas, abyś powiedziała nam o przeba- czeniu Panu Bogu. Słowa, które wydają się brzmieć paradoksalnie! Bywa jednak, że uraza żywiona do Boga odbiera nam zdolność życia. N. — Czujemy niejednokrotnie bezwiedny żal do Boga i miewamy fałszywe o Nim wyobrażenie. Moja posługa uzdrawiania jest skupiona wokół miłości Boga do człowieka. Odkrywszy miłość wszechmogącego Boga, który akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy, pozbywamy się mnóstwa uporczywych problemów. Zaskoczyło mnie pewne spostrzeżenie. Mimo iż modliłam się wiele i organizowałam rekolekcje, w głębi duszy wątpiłam, że Pan kocha mnie taką, jaką jestem. Nosiłam w sercu nieufność do Boga. W jaki sposób odkryłam potrzebę przebaczenia Bogu? Możemy rzeczywiście mówić o Jego miłości, możemy rozumowo uznawać Jego bliskość; jesteśmy jednak czymś więcej niż inteligencją - jesteśmy ciałem, duszą i duchem; na wszystkich tych trzech poziomach powin- niśmy doświadczać miłości Bożej. Nie będzie to jedynie kwestia uczuć, które, jak wiemy, łatwo gasną. Gdy moja wspólnota nakłoniła mnie do modlitwy o uzdrowienia wewnętrzne, pomyślałam: „Cechą wyróż- niającą chrześcijan ma być miłość, muszę jednak przyz- nać, że nie wszystkich ludzi toleruję". Lubiłam obracać się w towarzystwie ludzi inteligentnych i posiadających dyplomy naukowe, ponieważ mogłam rozmawiać z nimi o tym, co mnie interesowało. Zaangażowałam się jednak w posługę uzdrawiania, czyli posługę miłości! Niektóre z przychodzących osób irytowały mnie powtarzaniem wciąż tych samych zdań. Zastanowiłam się, dlaczego nie potrafię ich kochać. W myśl pierwszej odpowiedzi, jaka mi się nasunęła, nie czułam się kochana przez Boga i nie kochałam siebie samej. Zawołałam wtedy: „Jezu, dlaczego nie kocham tak, jak Ty? Dlaczego nie wszystkich akceptuję? Skąd bierze się mój brak miłości?" Któregoś dnia ogarnął mnie smutek, ponieważ w cza- sie spotkania modlitewnego pewna biedna kobieta rzuciła mi się na szyję ze słowami: „Tym, co najbardziej w tobie lubię, Nelly, jest miłość i akceptacja dla wszystkich Ocalić... - 4 ludzi. Przyszłam cię uściskać, bo cię lubię i wiem, że ty także mnie lubisz". Wydałam się sobie tak obłudna, że zapragnęłam czym prędzej stamtąd uciec. Ponownie zawołałam do Jezusa: „Panie, musisz mi powiedzieć, dlaczego nie posiadam miłości tak wielkiej, jak Twoja? Jezu, czy mnie kochasz? Czy kochasz mnie naprawdę?" Modląc się o uzdrowienie wewnętrzne, mogłam dotrzeć również do owych zranień, które uniemożliwiają wszelkie życie duchowe i które nazywam „blokadą". W pewien sposób zamykają one Bogu swobodny dostęp do naszego życia. Podczas rekolekcji ignacjańskich stawiałam Panu wciąż to samo pytanie: „Powiedz mi, czy mnie kochasz?" Nic nie wydarzyło się w ciągu pierwszych dwóch dni. Trzeciego ujrzałam oczyma duszy kosz płaskich i szarych strąków grochu. Na samym wierzchu leżał okazały strączek, pełen wspaniałych ziaren. Był w odcieniu zieleni, jakiego nie spotyka się na tym świecie. Spod rozchylonej łupinki wyzierały spoczywające we wnętrzu nasiona. Podczas tego widzenia pojęłam, że dojrzałym strączkiem jestem ja. Przywłaszczałam sobie dary Boże z niezaspokojoną chciwością. Wzięłam wszystko, nie potrafiłam jednak dać niczego. Ta diagnoza Pana zasmu- ciła mnie (widzenie jest dla mnie diagnozą daną przez Boga), i słusznie - byłam zachłanna na wszelkie dobra duchowe. Nie umiałam jednak nikomu nic ofiarować, a zwłaszcza - ofiarować miłości! Musiałam zapytać Boga o przyczynę tego stanu rzeczy. Otóż byłam lękliwa i niepewna siebie. Mogłam oczywiście występować publicznie, głosić wykłady... lecz gdy mówiłam o Jezusie, czułam niepokój i byłam pełna obaw. Nikt nie chciał w to uwierzyć, ponieważ widziano mnie przemawiającą do tłumów; w rzeczywistości jednak umierałam ze strachu. Około północy Pan dał mi odpowiedź. Zobaczyłam siebie, jedenastoletnią, w bibliotece liceum, gdzie rozpo- częłam naukę w klasie o profilu humanistycznym. Mała, drobna dziewczynka przyszła tu po podręczniki szkolne. Ojciec był nadzwyczaj rozrzutny, a matka miała przez niego ciągłe kłopoty finansowe. Chciałam oszczędzić jej zmartwień i konieczności zakupu książek, których potrzebowałam w szkole. Zamierzałam wypożyczyć je w bibliotece. Nie spodziewałam się na nich jednak pieczątki „Stowarzyszenia uczniów ubogich". Owa pieczątka na pierwszej stronie wywołała u mnie trwały uraz. Na jej podstawie wszyscy mogli zorientować się, że muszę korzystać z wypożyczalni. Czyny miłosierdzia nie zawsze łączone były z dyskrecją. Tak oto powstało zranienie, które nie pozwalało mi przyjąć uzdrowienia i miłości Bożej. Ponieważ byliśmy liczną rodziną, korzystałam z po- bytu w internacie, opłaconego ze stypendium, jakie uzyskał dla mnie ojciec. Za każdym razem, gdy o coś prosiłam, odpowiadano mi: „Panna Astelli nie ma prawa się o nic upominać i wie, dlaczego". Bardzo peszyło mnie również to, że nigdy nie zwraca- no się do nas po imieniu. Mówiono do mnie „panno Astelli". Od najmłodszych lat słyszałam w szkole: „Panno Astelli, proszę do tablicy. Panno Astelli, proszę zrobić to lub owo". Stwarzano w ten sposób zbyteczny dystans między nauczycielem a dzieckiem, co odbiło się na moim późniejszym życiu duchowym i stało się przyczyną rozluźnienia więzi z Bogiem. Moje wyobrażenia o Bogu rozmijały się więc z praw- dą. Kim był On dla mnie? Bogiem nadzorującym wypeł- nienie wszystkich moich obowiązków, bo w przeciwnym wypadku stypendium zostanie mi odebrane; sędzią, który śledzi mnie krok po kroku, z lupą w dłoni, jak badacz obserwujący mrówkę, gotów rozdeptać mnie za pier- wszym moim potknięciem. Na szczęście chodziłam do szkoły świeckiej i obce mi było, wpajane przez szkoły chrześcijańskie, poczucie winy z powodu grzechu, moralności itp. Gdy uświadomiłam sobie moją fałszywą wizję Boga, poprosiłam Go o przebaczenie i sama przebaczyłam Bogu. Wydaje się herezją mówić, że przebaczamy coś Panu! Mimo to darowałam Bogu wszystko, co do tej pory Mu przypisywałam i ze swej strony prosiłam o wybaczenie mi wszelkich nieprawdziwych wyobrażeń na Jego temat. Silnie przeżyłam to pojednanie; dzięki niemu jak gdyby narodziłam się ponownie. Wiele moich zranień sięgało swymi początkami owej zniekształconej wizji Boga. Ona to właśnie przeszkadza nam w przyjęciu daru Królestwa Bożego. Dlaczego nie wierzyłam w Bożą miłość do mnie? Ponieważ miałam do Boga wiele żalu. Nasz dom zawalił się wskutek trzęsienia ziemi. Moja matka od pewnego czasu już nie żyła. Niesłusznie pozbawiono mnie zatrud- nienia... Buntowałam się przeciwko Bogu, który postępo- wał ze mną „niesprawiedliwie". Można utrzymywać, że idea „przebaczenia Bogu" jest bluźnierstwem, lecz właśnie w chwili, w której zgodziłam się Mu przebaczyć, zaczęłam powracać do zdrowia. Odmieniła się także moja wizja Boga. Powtarzałam więc: „Panie, przebaczam Ci, że nasz dom uległ zniszczeniu. Przebaczam, że zabrałeś moją matkę. Przebaczam Ci wszelkie tragiczne wydarzenia mojego życia". Ujrzałam wtedy swój grzech, opaczny sposób pojmowania wszystkiego i przestałam oskarżać Boga o to, co zaszło. Bóg nie był odpowiedzialny za zawalenie się naszego domu; prosiłam przecież ojca, aby kazał przeprowadzić niezbędne ekspertyzy, ten odmówił jednak w przekonaniu, że nic nam nie grozi. Bóg nie ponosił odpowiedzialności za śmierć matki, która była już starszą kobietą i jej odejście nie było zaskoczeniem. Gdy postanowiłam przebaczyć Bogu, odnalazłam sens życia. Wszystko powróciło w nim na właściwe miejsce. Mamy różne pretensje do Boga i oskarżamy Go o rzeczy, które w istocie wynikają z grzechu pierworodnego, z naszych grzechów osobistych lub powszechnych. Uzdrowienie pamięci i wspomnień A. — Ukazałaś nam więc wagę różnych rodzajów przebaczenia. Czy nie trzeba by jeszcze napomknąć, że modlitwa w intencji przebaczenia dociera do najdalszych zakamarków naszej istoty, przenikając także wspomnienia i pamięć? N. — Dlaczego tak trudno jest powrócić do zdrowia? „Czy zostaniemy kiedykolwiek uzdrowieni?" - wołają chorzy. Musimy wiedzieć, że droga uzdrowienia wewnę- trznego jest bardzo długa. Nie uzyskamy go od razu. Podczas naszych rekolekcji powtarzam zawsze, że nikt nie otrzyma na poczekaniu całej Bożej mocy uzdrowie- nia. Gdyby Pan powiedział mi: „Nelly, uzdrowię cię teraz z wszystkich twoich kłamstw, wszystkich grzechów i wszystkich zranień" - byłabym z pewnością jak anioło- wie w niebie! Nawet lekkie muśnięcie Bożej łaski może Ściąć nas z nóg. Pan chce uzdrawiać w nas to, co jest gotowe do przyjęcia uzdrowienia. Liczy się przy tym z naszą osobowością, przeszłością, nabytą wiedzą... Wie najlepiej, jak dotknąć naszych zranień. Nie musimy więc posługiwać się introspekcją: Bóg sam będzie działać. Naszym zadaniem jest żyć modlitwą osobistą; długą - jeśli to możliwe. Pozwalam sobie podkreślić, że modlitwą osobistą nie nazywam zwyczaju pewnych charyzmatyków, którzy skupiają myśli na Bogu przez kilka minut podczas jazdy pociągiem, autobusem czy samochodem: „Bądź uwielbiony, Panie, chwała Tobie, alleluja!" To ważne, aby tak się modlić, i sama to robię. Mówiąc jednak o modlitwie, mam na myśli zatrzymanie się przed Obliczem naszego Pana i Boga na dłuższy czas - pół godziny lub godzinę, w zależności od stopnia naszego rozwoju duchowego. Im dalej posunie się dzięki temu proces mojego uzdrowienia, tym bardziej jeszcze przybliżę się do Boga. Do uzdrowienia wewnętrznego konieczne są modlitwa i życie sakramentalne. Nie zaniedbujmy zwłaszcza tego ostatniego -Eucharystii, sakramentu pojednania, namasz- czenia chorych. Posiadają one niewyobrażalną moc uzdrowienia. Pamiętajmy również o czytaniu Słowa Bożego i kierownictwie duchowym. Uzdrowienie wewnętrzne winno być podtrzymywane za pomocą wszystkich tych oddanych nam do dyspozycji przez Kościół środków. „Niechaj nie spodziewają się łaski ci, którzy o nią nie proszą" - mawiała pewna mistyczka. To oczywiste, albowiem - powtarzam jeszcze raz - nie zdobędziemy daru uzdrowienia w sposób magiczny. Wielu chrześcijan chciałoby odzyskać zdrowie, nie pogłębiając swojej wiary. Niepodobna jednak wrócić do zdrowia bez dosłownego „uczepienia się" Chrystusa - tylko On może uczynić dla nas ten cud. Podążając za Chrystusem, kroczymy drogą nawrócenia i powolnego zdrowienia. Nie lękajmy się, choć nie wiemy, dokąd nas ona zaprowadzi. Pozostajemy przecież w ręku Boga. Z zachwytem odkrywamy dziś, że dzięki pedagogii Ducha Świętego, naszym udziałem staje się duchowość wcielona, „stojąca na twardym gruncie" - jesteśmy wszakże istotami ludzkimi, posiadającymi własną prze- szłość, żyjącymi na ziemi, w konkretnym państwie i określonych warunkach. Powinniśmy umieć żyć pośród świata. Jedynym zaś sposobem realizacji tej koniecznoś- ci jest trwać przy Chrystusie, w wolności dzieci Bo- żych, nawet gdybyśmy zostali uwięzieni. Dziecko Boże nie przestaje być wolne w zamknięciu ani w żadnych innych okolicznościach. Chrześcijanie udowodnili, że można osiągnąć duchowość wcieloną, być świadkami i nauczać za pomocą świadectwa! Nie zostaliśmy weź- wani do stwarzania pozorów, lecz do autentycznego życia naszą prawdą. Słysząc nieprzychylne opinie o praktyce uzdrowienia wewnętrznego, myślę o długich zmaganiach, które tylu już ludziom przyniosły duchowe ubóstwo, pokorę, czystość oraz inne wartości, kultywowane przez świętych. I wiem, że zdążamy we właściwym kierunku! Trzeba dodać, że nowa pedagogia Ducha Świętego kształtuje dzisiaj Kościół za sprawą kapitału modlitw całego świata i wszystkich dotychczasowych/.cierpień ponoszonych przez świętych. Bóg zachęca jednak do pójścia za sobą jeszcze dalej. Objawił nam rzeczy niemal niewiarogodne, jak udział mocy przebaczenia w uzdrowieniu pamięci. Warto wskazać różnicę między pamięcią a wspomnie- niem. Ograniczając się do tego, co najistotniejsze, nie będę wprowadzała uczonych rozróżnień. Pozostawmy specjalistom naukowe polemiki; mnie wystarcza obecność Chrystusa. Pamięć - jest przechowalnią wspomnień, czyli trwaniem naszej przeszłości. Wspomnienie - to jak gdyby klisza, na której wyda- rzenie zostało zarejestrowane w pamięci. Mogło ono być dla nas szczęśliwe lub nie. Wydarzenie szczęśliwe jest zapamiętywane bez zakłóceń i staje się integralną częścią naszego życia. Dodajmy, że Bóg wykorzystuje pomyślne wydarzenia, aby uzdrowić to, co w nas chore. Przykre wspomnienia zapisują się w naszej pamięci i ranią uczuciowość. Będąc śladem po doznanych frustra- cjach lub braku miłości, przenikają naszą istotę i czynią ją chorą. Uważamy na ogół, że pamięć mieści się w mózgu, najbardziej uprzywilejowanym miejscu, ale w modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne przekonaliśmy się jednak, że pamięć obejmuje całe nasze wnętrze, dlatego właśnie tak trudno zabliźnić się niektórym zranieniom. Wiemy, że idee powstają za pośrednictwem zmysłów. Podobnie możemy mówić o poziomie wzrokowym, słuchowym, węchowym, smakowym i dotykowym pamięci. Musimy również brać pod uwagę jej poziom cenestetyczny, mówi się, że cała nasza pamięć jest wpisana w skórze. Odkrycie to przechodzi wszelkie nasze wyobrażenia dotyczące na przykład mechanizmów obronnych, które wykształcamy sobie w różnym wieku. Oto świadectwo osobiste: za każdym razem, gdy wchodziłam do sklepu, kierowałam się ku stoisku z damską odzieżą. Miałam manię gromadzenia bluzek. Kupowałam najładniejsze, w najrozmaitszych kolorach. Pewnego dnia, wróciwszy z podróży, zaczęłam szukać ich w szafie. Znalazłam tylko sześć. Zdenerwowałam się na matkę, gdyż to ona rozdała w międzyczasie moje bluzki, uważając, że mam ich za dużo. Ponieważ nie należałam jeszcze do Jezusa, wpadłam we wściekłość. Gdy byłam w Europie, znajomi zaprosili mnie kiedyś na kolację. Jedna z przyjaciółek przyjechała właśnie z Chile. Przed wyjściem uprzedziłam ją, że idę się przebrać. „Nelly, zmieniasz bluzkę już trzeci raz w ciągu kilku godzin!" - zauważyła z zaskoczeniem. Odrzekłam, że nie jest już całkiem świeża. „Ale przebierasz się po raz trzeci! Twoje ubranie nie jest przecież brudne!", nie dawała za wygraną moja przyjaciółka. Jej słowa wpra- wiły mnie w zakłopotanie. Czułam się nieswojo. Przebrałam się mimo wszystko, myśląc, że jest w tym coś nienaturalnego. Policzyłam swoje bluzki. Było ich pięćdziesiąt! Poszłam na kolację, miałam jednak zepsuty wieczór. Byłam szczęśliwa, mogąc wrócić do siebie i zapytać Pana, co mi dolega. Pomodliłam się i otrzyma- łam słowo poznania, brzmiące „brudna szyja". O co chodziło? Jak daleko sięgam pamięcią, miałam cerę tłustą, wydzielającą ogromne ilości łoju. Każda czysta bluzka, gdy ją zakładałam, była nieświeża po upływie pół godziny. Matka oddawała czasami bieliznę do wyprania pewnej kobiecie, mówiąc: „uważaj na te bluzki, Nelly mocno je brudzi". Gdy przechodziłam przez podwórko, praczka przezywała mnie „górą tłuszczu". Złościłam się wtedy. Ponieważ miałam zawsze ostatnie słowo w kłót- niach z rodzeństwem, Alicia, jedna z moich starszych sióstr, brała na mnie odwet, donosząc: „Mamo, Nelly wzięła prysznic, ale nie umyła sobie szyi!" „Idź się umyć!" - mówiła do mnie matka. Na próżno tłuma- czyłam jej, że już to zrobiłam; matka była nieodmiennie przekonana, że moja szyja jest brudna. Gdy rozpoczynałam szkołę średnią, matka uprzedziła wychowawczynię w internacie, że trzeba dopilnować, abym dobrze myła szyję. Przez wszystkie lata nauki byłam niezmiernie wylękniona, bo mówiono mi o tym bez przerwy. Mycie szyi stało się moją obsesją. Kiedy zaczęłam pracować na uczelni, okazało się, że studenci bardzo lubią moje żywe i pełne humoru wykłady. Po ich zakończeniu dosłownie okupowali mój gabinet; ja jednak myślałam podejrzliwie: „na pewno przyszli zobaczyć moją szyję". Odpychałam ich jednym gestem i nie pozwalałam się do siebie zbliżyć. Podczas modlitwy zrozumiałam, że moja pamięć wzrokowa i słuchowa uległy zranieniu. Musiałam przeba- czyć personelowi internatu, praczce, rodzeństwu i wszy- stkim, którzy dokuczali mi z powodu mojej szyi. Co stało się później? Sprawiałam sobie wciąż nowe bluzki, ale moje postępowanie utraciło już charakter patologiczny. Zaczęłam usuwać tłuszcz za pomocą waty i wody kolońskiej. W tej chwili jestem całkowicie pojednana z moją cerą, rodzeństwem, matką, internatem i wszystkimi ludźmi, którzy mnie zranili. Modliłam się przez trzy miesiące tym usilniej, że przypomniałam sobie, jak to w internacie wstawałam każdej nocy, prałam bluzkę i wkładałam pod materac, aby się wyprasowała! A. — Uzdrowienie pamięci roztacza przed nami nie- zwykle możliwości - dotyka wielu dziedzin życia i wielu cierpień. Należałoby dodać, że w przypadku modlitwy za narkomanów dobrze jest prosić o uzdrowienie ich pamięci smakowej. N. — Dane mi było widzieć na własne oczy powrót do zdrowia niektórych osób uzależnionych wcześniej od narkotyków. Człowiek zostaje uzdrowiony natychmiast, gdy Jezus przecina więzi uzależnienia. Ważne jest jednak, by modlić się o uzdrowienie pamięci smakowej i węchowej, przeciwdziałając ryzyku nawrotów, spo- wodowanych zranieniami na poziomie tych zmysłów. Po- dobnie rzecz ma się z alkoholizmem. Inny przypadek: gwałt. Niektóre kobiety nigdy nie pogodzą się z wydarzeniem tak destruktywnym dla całej ich istoty. Można jednak prosić Jezusa, aby mając na względzie ten fakt, uzdrowił ich pamięć cenestetyczną. Jedynie Bóg może pogodzić człowieka z nim samym po tego rodzaju przeżyciach. Wśród wszystkich typów pamięci zmysłowej, najczę- ściej zraniona bywa pamięć słuchowa. Któż z nas nie słyszał epitetów: „brzydalu, krętaczu, kłamczuchu, malu- chu..."? Spotkałam kiedyś księdza, który cierpiał nie- wymownie z powodu przezwiska, jakie nadano mu, gdy był dzieckiem. Przezwisko może zabić. Jezus powiedział przecież, że nie mamy prawa zwracać się do bliźniego nawet słowem raka (por. Mt 5, 22). Przezwisko może zdeptać osobowość. Najgorsze jednak, że słowo doko- nuje wszystkiego, co oznacza. To prawda. Jestem o tym w każdym razie przeświadczona, gdy chodzi o prze- zwiska. Kiedy zaś matka mówi do swojej córki lub syna:,,Nie jesteś już moim dzieckiem!" - zadaje najgłębszą ranę jego sercu i całej jego istocie. ' „Głupcze" Biblia poucza nas o ojcowskim i macierzyńskim błogosławieństwie i przekleństwie (por. Syr 3). Nie wypowiadajmy więc nierozważnych słów, gdyż wszystko jest zapisywane w pamięci słuchowej i przenika do serca. Słuchamy, rejestrujemy i czujemy się zdetermi- nowani: „Zostałem przeklęty!" Znam kobietę, na którą ktoś rzucił przekleństwo przed zawarciem przez nią ślubu. Jej dzieci przyszły na świat z wrodzonym upośle- dzeniem. Co stało się powodem nieszczęścia? Jej własne obawy czy przekleństwo? Stykamy się tu z tajemnicą. Oglądajmy wszystko przez pryzmat miłości, gdyż to ona jest kluczem do istoty ludzkiej. Jesteśmy przecież stworzeni dla królestwa Światłości Bożej, a złorzeczyć, to opowiedzieć się po stronie zła. A. — Mówisz czasem o rekonwalescencji pamięci. Co kryje się za tym określeniem? N. — Jest to bardzo ważny element uzdrowienia. Pod- kreślałam już, że nasza przeszłość wpisana jest w całą naszą istotę. Zranienie na poziomie wzrokowym lub słuchowym dotyka również psychiki i ducha; przysparza nam cierpień, a proces powrotu do zdrowia będzie długotrwały. Jeśli w trakcie modlitwy Pan wskazuje nam jakąś ranę, jej wspomnienie ma zostać uleczone bezzwłocznie; pozostaje ona jednak zapisana w pamięci jako nośnik bardziej lub mniej dokuczliwego cierpienia. Takie obciążenie uczuciowe sprawia nam ból i pociąga za sobą pewne reakcje. Człowiek, który przeszedł chorobę somatyczną - na przykład tyfus - nie może od razu jeść wszystkiego, co zapragnie; w okresie rekonwalescencji powinien przes- trzegać diety. Podobnie gdy Pan dokonuje uzdrowienia, gdy przychodzi uzdrowić wspomnienie czegoś, co odcis- nęło się na całej naszej przeszłości, potrzebujemy czasu, aby osiągnąć pojednanie na wszystkich poziomach włas- nej istoty. Czas trwania rekonwalescencji będzie zależał od naszej wierności modlitwie osobistej i życiu sakramental- nemu. Najtrudniejsze bowiem do pokonania są wywołane przez to zranienie postawy wobec nas samych, wobec bliźnich i wobec Boga. Uzdrowienie powinno dotyczyć więc także naszych niewłaściwych postaw. Nie dokona się to z dnia na dzień. Załóżmy, że byłam świadkiem gwałtownej kłótni między rodzicami. Doznane stresy zapisały się u mnie w pamięci słuchowej i wzrokowej. Wiele zachowań, wyrażających Ocalić... - 5 zazdrość, gniew, nienawiść, urazy - bierze początek r naszego dzieciństwa. Pamiętam, że modliłam się kiedyś za pewną kobietę. Utraciła ona matkę bardzo wcześnie. Ojciec ożenił się powtórnie, a macocha przyprawiała ją o prawdziwe tortury, grożąc na przykład: „Jeśli powiesz ojcu, że cię zbiłam, wsypię mu do zupy kawałki potłuczonego szkła i umrze". Już w okresie dorosłości owa kobieta przeży- wała silne stany lękowe, nie wiedząc jednak, co leży u ich podstaw. W głębi duszy obawiała się wciąż, że macocha uśmierci jej ojca. Dziecko wierzy we wszystko, co słyszy. To, że macocha nosi się z zamiarem zabicia swojego męża, było niezupełnie prawdą, lecz dziewczyn- ka tak myślała. Wspomnieniu, które pojawiło się w trak- cie modlitwy, towarzyszyły także wspomnienia wzroko- we. Osoba ta widziała ponownie talerze z podawanymi jej ojcu posiłkami, w których, jak sądziła, znajdowało się potłuczone szkło. Doradziłam jej, aby nie ustawała w modlitwie, nawet całymi miesiącami, jeśli będzie to możliwe. W dalszym ciągu obawiała się ona wszystkich ludzi, szczególnie zaś tych, którzy podawali jej pożywie- nie. Im dłużej się jednak modliła, tym gruntowniej była uzdrawiana, gdyż Pan złożył w jej sercu przebaczenie dla macochy i uleczył wspomnienia wszystkich chwil lęku przed grożącym ojcu niebezpieczeństwem. Przeżyła ona autentyczną rekonwalescencję pamięci. Wielu sądzi, że Bóg po prostu zaciera nagromadzone w naszej pamięci złe wspomnienia. Bóg pomaga nam jednak zaakceptować ich treść. Można powiedzieć, że ponownie wpisuje On w ludzką pamięć dawne wyda- rzenia, ułatwiając nam pogodzenie się z nimi. Nie zmieni On wspomnień i nie wymaże bolesnych doświadczeń, gdyż pozbawiłby nas własnej, osobistej przeszłości. A. — Co rozumiesz przez „ponowny zapis wydarzeń w pamięci"? N. — Chcę przez to powiedzieć, że pamięć rejestru- je zdarzenie minione w chwili teraźniejszej, to zna- czy obecnie, nie zaś w tych latach, w których ono na- stąpiło. Pomyślmy o siedmioletniej dziewczynce, którą macocha straszyła zamiarem zabicia ojca. W dniu modlitwy dziewczynka ta była już dorosłą kobietą, zdobią do oceny owych pogróżek, do spojrzenia na nie oczyma miłości i przebaczenia. Potrafiła też zrozumieć, że Bóg darzący ją swoją miłością kocha również osobę, która ją skrzywdziła taką, jaka ona jest. Dzięki temu wspomnienie przestaje nas trapić, a fakty powracają na stosowne dla siebie miejsce w przeszłości. Pan przybywa zawsze, by dotknąć rany, która może zostać uzdrowiona, ból zaś ustępuje. A. — Mówisz, że Bóg dotyka tych zranień, które mogą zostać uzdrowione. Nie musimy więc spędzać czasu na wyszukiwaniu doznanych krzywd. Uzdrowienie wewnę- trzne nie jest równoznaczne z introspekcją. N. — Zaznaczam, że drogi Boże są całkowicie różne od metod stosowanych w psychologii. Nie mamy przeprowa- dzać introspekcji, ale zintegrować całą naszą istotę - ciało, duszę i ducha. Powtarzam znowu - Bóg daje nam pewne znaki, zapowiedzi uzdrowienia. Nie ma ono nic wspólnego z psychoterapią. Jeśli regularnie się modlimy, prowa- dzimy życie sakramentalne i poddajemy duchowemu kierownictwu, możemy z czasem zauważyć, że określone sytuacje wywołują w nas wewnętrzne opory. Trzeba wówczas prosić Boga tak długo, jak długo jest to ko- nieczne, aby wskazał nam źródło tego zjawiska. Pozostawieni samym sobie nie możemy nic uczynić. Zranienia są właściwe każdej ludzkiej egzystencji. Nikt nie może JJówiedzieć, że nigdy nie spotkała go żadna krzywda. " Nie powinno nas to jednak niepokoić. Swoją światłoś- cią Chrystus wydobywa na jaw te rany, które gotowe są otrzymać uzdrowienie. Pan doskonale zna nas samych, naszą osobowość i sposób, w jaki przebiegało nasze życie. Towarzyszył nam nieustannie, żył w nas; wie o wszystkim - również o tym, że od dzieciństwa wiele doznań chowaliśmy na dnie serca. Spychaliśmy je w podświadomość i rozwinęliśmy różnorodne mechaniz- my obronne. Zakładaliśmy maski i obnosiliśmy je całymi latami, by zadowolić oczekiwania społeczeństwa, ro- dziny, środowiska szkolnego i zawodowego. Nigdy nie stosowałam psychoterapii i właśnie to pozwoliło mi uchwycić Boże wymagania co do mnie samej. Nie chce On, bym dokonywała introspekcji i szukała nagromadzonych w mojej pamięci stresów. Koncentrowałabym się w ten sposób na sobie. Pan pragnie, bym obracała wzrok wytrwale na Niego, w Nim zaś - dostrzegała moich braci. Nadmierne skupienie na sobie może zamienić mnie w egocentryczkę i egoistkę. Droga Pańska została ściśle wyznaczona - Bóg chce obdarzyć nas wolnością dzieci Bożych. By nas uwolnić, przychodzi uzdrawiać nasze rany i posługuje się znakami odpowiednimi dla naszego umysłu. Stara się zawsze dać nam do zrozumienia, że uzdrowi wspomnienie określonego wycinka naszego życia. Pochodzące od Niego znaki są różnorodne. Należą do nich charyzmaty, jak na przykład dar wiedzy o tym, co wiąże się z uzdrowieniem wewnętrznym, czy też słowo poznania usłyszane w głębi serca lub wypowie- dziane przez inną osobę. Przychodzi mi na pamięć słowo „zając". Co może ono oznaczać? Zając jest zwierzęciem nieśmiałym i lękliwym. Czy jestem lękliwa? Kiedy pojawił się u mnie taki sposób bycia? Bez wątpienia jakąś rolę musiała odegrać tutaj władza ojcowska. Za pośrednictwem wyrazu tak osłuchanego, Bóg chce dać mi uzdrowienie i dopełnić mojego pojednania z ojcem. Znakiem od Pana może być także proroczy sen. Sny tego rodzaju zdarzają mi się czasem około trzeciej nad ranem. Po przebudzeniu, zostawiają w pamięci ślad tak wyrazisty, że nie mogę ich zapomnieć. Nawet gdy mi się to udaje, Bóg powtarza je aż do chwili, w której zaczy- nam interesować się ich wymową. Przypominam sobie sen, powracający przez sześć miesięcy, póki nie uświadomiłam sobie, że Jezus chce mi coś przez niego powiedzieć. Oglądałam we śnie nadjeż- dżające w moją stronę na czymś w rodzaju mechanicz- nych taśm ogromne ilości butów. Widziałam je wyraźnie, lecz nie zadawałam żadnych pytań. Po sześciu miesiącach zaczęłam wreszcie pytać Boga o znaczenie tej wizji. Odnalazłam wówczas w umyśle wyraz „saboty". „Gdzie są twoje saboty?" - pytała matkę moja babka mówiąc o dziewczynkach. W Chile rodzina posiadająca licznych synów wzbudza ogólny podziw. Ale dziewczęta?... „Kogo urodziła ci żona, chłopca czy dziewuchę?" - zwracają się do młodego ojca znajomi, zastępując to ostatnie słowo wyrazem „sabot". Babka mówiła więc do matki: „Zadzwoń po mnie, jeśli urodzisz syna. Przyjadę go zobaczyć. Jeśli będzie kolejny sabot, nie trać czasu". Słowo „sabot" raniło zarówno mnie, jak i moje siostry. Nasze rodzeństwo liczyło dwóch „książąt" i siedem dziewczynek. Ów proroczy sen uzdrowił naszą pamięć słuchową. Bóg może dać nam znak w postaci czyjegoś niedys- kretnego pytania. Pamiętam pewną kobietę, mającą pięć córek i ani jednego syna. Zanim znalazła się w Odnowie, powtarzała wszystkim, że czuje się szczęśliwa. Zapytałam ją, czy nie jest rozgoryczona z powodu braku chłopca. „Ach, Nelly, to nieważne!" „Tak sądzisz?" - nalegałam. - „Dobrze jest stanąć w prawdzie przed Bogiem". Pewnego dnia, gdy grała w kanastę przy podwieczorku, ktoś wypalił raptownie: „Szkoda, że masz same córki!" Uświadomiła sobie wtedy swój stłumiony bunt i przyznała, że martwi ją ten fakt. Bóg może przemówić do nas nawet przez czyjś złośliwy żart. Najpotężniejszym środkiem, jakim posługuje się Bóg, jest Pismo Święte. Gdybyż chrześcijanie mogli poznać uzdrawiającą moc Słowa Bożego! Jest ono owocne i żywe. Poważnym błędem katolików jest jednak przeko- nanie, że Słowo Pańskie przemienia nasz umysł i sposób pojmowania, nie mając wpływu na całą istotę ludzką. Odnajdując w Słowie Pańskim narzędzie uzdrowienia, doświadczamy cudów. Mówi o tym fragment Listu do Hebrajczyków: Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by przed Nim było niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek (Hbr 4, 12-13). O mocy Słowa Bożego przekonuję się podczas rekolekcji ignacjańskich, których uczestnicy otrzymują każdego dnia zaledwie kilka fragmentów Pisma Święte- go. Pozornie znanym tekstem Bóg dotyka wspomnienia faktów, mogących być przyczyną choroby, buntu lub głębokiego zranienia od dawna rujnującego nam życie. W jaki sposób Słowo Pańskie może uzdrawiać? Weźmy dwa pierwsze rozdziały Ewangelii św. Łukasza, zwane Ewangelią Dzieciństwa. Mogą one przynieść uzdrowienie osobie, która wciąż jeszcze się „nie urodziła", jak gdyby nie zerwała pępowiny łączącej ją z matką lub pozostaje zbyt mocno przywiązana do swojego ojca. Pan może posłużyć się '• najmniej oczekiwanymi środkami, aby uzdrowić w nas to, co w danej chwili ma zostać uzdrowione. Musimy być niezwykle uważni na sposób, w jaki Bóg przemawia do nas podczas modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne, możemy bowiem zadać wiele cierpień innemu człowiekowi, nie licząc się z jego osobowością ani z wolą Bożą. To bardzo istotne, zwłaszcza gdy wstawiamy się za ludzi głęboko zranionych, gdyż im właśnie najtrudniej będzie wejść na drogę uzdrowienia. Jest tak między innymi w przypadku bliźniaków - nie- ustannie poszukują oni swojej tożsamości. Mogłabym wymienić trzy lub cztery osoby, które definitywnie pozbyły się tego problemu w czasie modlitwy o uzdro- wienie. W modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne ludzie dopatrują się często terapii psychologicznej. Widząc jednak, że chodzi o duchowe nawrócenie i przyjęcie osobistej odpowiedzialności przed Bogiem żywym - rezygnują. A. — Chodzi przecież o to, by osiągnąć dorosłość. N. — Tak, związaną z poczuciem odpowiedzialności. Kiedy bowiem stajemy się odpowiedzialnymi chrześci- janami, podejmujemy zaangażowanie wobec Kościoła i wobec bliźniego. Zaczynamy wypełniać nasze indywi- dualne zadania wewnątrz Ciała Chrystusowego, tak jak wypełniają je, w myśl słów św. Pawła, oczy, ręce lub nogi tego wielkiego organizmu. Jako dojrzali chrześci- janie, jesteśmy zdolni sprostać przeznaczonej nam roli w Kościele i wziąć udział w uzdrawianiu tego Ciała. Uzdrowienie wewnętrzne potrzebne jest całemu Kościołowi! Biorąc na siebie swoją część odpowiedzial- ności, chrześcijanin jest w stanie odpowiedzieć, dać odpowiedź całemu Ciału Chrystusowemu i przyjąć odpowiedź innych jego części. Staje się on jednym z żywych kamieni, z których powstaje Królestwo - dar nie zasłużonej niczym łaski, z Królestwa tego zaś nikt nie będzie wyłączony. Wszyscy jesteśmy wezwani do uczestnictwa w jego budowaniu. Mechanizmy obronne A. — Nelly, czy chciałabyś teraz powiedzieć nam coś o mechanizmach obronnych? N. — Zaczynamy tworzyć je sobie już w łonie matki. Jesteśmy doprawdy bardzo przemyślni! Cztero- lub pięcioletni maluch uderzony w przedszkolu przez kolegę potrafi wypracować swój „system obronny". W jaki sposób nauczyliśmy się poznawać świat? Przez „okna na świat", jakimi byli dla nas matka i ojciec. Czynnikami wpływającymi na mój rozwój były wycho- wanie, kultura, szkoła. Urodziłam się w pewnym środo- wisku. Domagało się ono ode mnie postępowania adekwatnego do jego norm i zapatrywań. Nie potrafiłam zharmonizować odpowiedzi na wszystkie jego oczeki- wania. Rodzina wymagała innych zachowań niż szkoła; społeczeństwo, swymi żądaniami, zmuszało mnie do wykształcenia mechanizmów obronnych. Mogą one być wielorakie. Z rozbawieniem przypo- minam sobie, że nosiłam zawsze jedną chusteczkę za paskiem i drugą w rękawie. Potrzebowałam ich pilnie, gdy przy stole nagle zaczynało mi kapać z nosa. Miałam imponujące ilości chusteczek pięknie haftowanych w kwiatki, z literą N w rogu. Pewnego dnia ojciec Aldunate poprosił mnie, abym towarzyszyła mu podczas pewnych rekolekcji. Rozpoczynając wykład, otworzyłam torebkę, aby wyjąć z niej ołówek. Co znalazłam? Mnós- two chusteczek! Pomyślałam, że noszenie przy sobie aż takiej rezerwy chusteczek nie jest normalne. Po wykła- dzie, wróciwszy do swojego pokoju, uklękłam do modlit- wy i zwierzyłam się Jezusowi, że chyba nie powinnam mieć dziesięciu chusteczek w torebce, a na dodatek trzydziestu pięciu w walizce. Było lato, mogłam więc je prać. Dlaczego zabrałam aż tyle? Po dłuższej modlitwie o wskazanie mi źródeł tej obsesji, usłyszałam w duchu: „baran z cieknącym nosem". Oniemiałam z wrażenia. Co mogły oznaczać te słowa? Moi rodzice hodowali owce. W rodzinie tak licznej, jak nasza, dzieci zadają sobie nawzajem wiele ran. Przypuszczam, że nie wycierałam nosa, gdy było to konieczne i podczas kłótni bracia rzucali w moją stronę: „Baran z cieknącym nosem!" Wiem, że wołali do mnie czasami: „Idź do twoich baranów, wytrzyj pyski swoim przyjaciołom baranom!" Modliłam się przez sześć miesięcy o zabliźnienie tej rany. Jestem dziś od niej wolna. Zapominam nawet o zabraniu chusteczek, a mój nos już nie cieknie. Oto, czym są mechanizmy obronne. Myślę także o innym mechanizmie obronnym: zaniku wrażliwości na bodźce. Jest on częsty. W krajach ubo- gich spotykamy na przykład dzieci, które cierpią z powo- du zimna, ale nie odczuwają go. Jak to się dzieje, że potrafią osiągnąć tak daleko posuniętą niewrażliwość na zimno? Kiedy zaś dziecko płacze z głodu, a egoistycz- nym rodzicom zdarzy się je uderzyć, dziecko rozwinie w sobie niewrażliwość na głód, który będzie kojarzył mu się z bólem. Inny rodzaj mechanizmu obronnego, to ucieczka przed określoną sytuacją. Wycofując się, nie znamy przyczyn naszego zachowania. Pamiętam przedszkolankę, która w chwili modlitwy miała około czterdziestu pięciu lat. Jej wybór zawodu był podświadomą ucieczką. Przez całe życie wykazywała ona tendencje samotnicze. Stworzyła też grupę Odnowy, odsuwając się od pozostałych jej członków pod pretek- stem, że nie słuchano jej świadectwa. Postępowała zawsze odwrotnie niż wszyscy; miała zresztą silną osobowość i budziła respekt. Pewnego dnia usłyszeliśmy słowo poznania: Bóg chciał uzdrowić osobę, która doznała szoku w wieku czterech lat, gdy zmuszono ją do pochylenia się nad leżącym w otwartej trumnie zmarłym. Przedszkolanka zaczęła wówczas krzyczeć przeraźliwie. Podeszłam do niej, by się pomodlić, i poradziłam, aby zaprosiła Jezusa do owego dramatycznego epizodu z przeszłości. Co się zatem stało? Po śmierci jej matki, wujek wziął dziewczynkę na ręce i trzymając nad trumną, kazał ucałować zwłoki. Po pewnym czasie zerwała ona wszel- kie kontakty ze swoim krewnym. Musiała więc przebaczyć Bogu, że tak wcześnie utraciła matkę, i przebaczyć wujowi, do którego nie odezwała się od trzydziestu pięciu lat. Bóg pokazał jej, że wypracowała sobie mechanizm ucieczki. Dziś jest uzdrowiona. Innym jeszcze mechanizmem jest sublimacja. Może ona polegać na tym, że nie chcemy dostrzec w naszych rodzicach żadnych wad. Ileż osób pośpiesznie wstępuje do zakonu, by umknąć przed władzą macierzyńską lub ojcowską! Już jako zakonnicy i zakonnice przypisują oni swoim rodzicom wszelkie możliwe zalety. Takie samo- okłamy wanie się może pociągnąć za sobą bardzo przykre konsekwencje... A. — Mówiąc o uzdrowieniu wewnętrznym, wspominasz często o destabilizacji. Czy możesz wyjaśnić nam, o co chodzi? N. — Trudno jest pogodzić się z destabilizacją, polega- jącą na przejściu od „dawnego" do „nowego człowieka". Znam „dawnego człowieka", jakim jestem, lecz nie potrafię zaakceptować istoty, której Jezus chce dać życie. Aby stać się dzieckiem Ducha Świętego, muszę porzucić wszystkie swoje maski, pancerze - i przywdziać nowego człowieka. Nie jest to łatwe. Stare odzienie pasowało do „dawnego człowieka", znającego świetnie swoje sekretne miejsca, próbującego jeszcze ukrywać się i wymykać. Chce on pozostać takim, jakim był. Życie duchowe jest jednak walką. Nie możemy podtrzymywać dawnego stanu, trwając we wszystkicn naszych winach i grzechach. Niektóre osoby proszące o modlitwę w intencji własnego uzdrowienia wewnętrznego nie mają poczucia grzechu, a ich postępowanie jest nieszlachetne. Wiedzą, że dopuszczają się przewinień wobec Boga, są jednak zdania, że wystarczy spowiedź, aby być w porządku. Jest naprawdę konieczne, abyśmy zaprzestali czynie- nia jakiegokolwiek zła. Nasze niewłaściwe przyzwy- Ocalić... - 6 czajenia odcinają nas od pełni życia Bożego, od Bożej miłości i czułości dla człowieka. Jeśli na przykład uparcie osądzamy bliźnich, pozostaniemy zamknięci na miłość, jaką chce obdarzyć nas Jezus. Zerwanie z wszystkimi złymi czynami dawnego człowieka przynosi poczucie destabilizacji - nie znamy przecież nowej osobowości, jaką otrzymamy. Istnieją również pokusy i potknięcia. Jeśli jednak, podawszy dłoń Jezusowi, podążymy w ślad za Nim, grzech będzie zaledwie przypadkiem w naszym duchowym życiu, a słabości zaczną stopniowo zanikać. A. — Do tej pory niewiele mówiłaś o grzechu... N. — W czasie modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne stajemy z nim twarzą w twarz. Poznajemy własną grzeszną naturę, nieumiejętność czynienia dobra, naszą nicość przed Bogiem. Grzeszymy oczyma, słuchem, całą naszą istotą. Jezus musi wziąć nas w swoje ręce, uzdro- wić i odnowić. Każde zwycięstwo nad sobą zawdzię- czamy wyłącznie Jego łasce. Nasze rozumienie grzechu bywa często niepełne. Podstawowy grzech polega na odrzuceniu miłości Bożej. Świadomi, że Bóg nas kocha, pojmujemy, iż są rzeczy, których nie wolno nam już powtarzać. Czasami też, w trakcie modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne, przypomina nam się konkretny grzech popełniony w przeszłości; czyn, który uznawaliśmy za naturalny, a który postrzegamy dziś jako zło. Ważne jest, aby wyznać go na spowiedzi i w tej właśnie sprawie pojednać się z Bogiem. Modlitwa wyciszenia, modlitwa cząstkowa i modlitwa chronologiczna A. — Czy możesz teraz przedstawić nam różnice między modlitwą wyciszenia, modlitwą cząstkową i modlitwą ł?ii chronologiczną? , ^* N. — Gdy ktoś prosi o wstawiennictwo naszą grupę modlitewną, orientuję się szybko, po który z tych trzech rodzajów modlitwy należy sięgnąć. Najprostszą i najłatwiejszą modlitwą, na która stać każdego z nas, jest modlitwa wyciszenia. Na czym ona polega? Odwiedziła nas kiedyś pewna kobieta. Modliliśmy się wszyscy w otwartej kaplicy, ona zaś pozostawała w głębi nawy. Gdy zaczęłam wykład o miłości Boga do czło- wieka, osoba ta rozzłościła się na mnie, zarzucając, że niepodobna mówić o Bożej miłości, skoro ludzkość nękana jest przez tyle nieszczęść - tortury, pozbawienie wolności, handel bronią... Jak mogę powoływać się na miłość Bożą, wiedząc o całym udręczeniu świata? Uznałam, że dyskusja nie przyniesie żadnych rezulta- tów. Zapytałam tylko, czy chce, abyśmy się za nią pomodlili i zachęciłam, by usiadła. Rozpoczęłam modlit- wę wyciszenia słowami: „Panie, stawiam przed Tobą Twoją córkę. Znasz dobrze ją samą i jej przeszłość. Proszę, napełnij jej serce, umysł, całą jej istotę, Twoją miłością i czułością". Kobieta płakała przez niemal kwadrans, gdy śpiewaliśmy w językach, a przyjąwszy łaskę nawrócenia, uczestniczyła odtąd w spotkaniach naszej grupy. Modlitwa wyciszenia jest nieskomplikowana. Wystar- czy, że poprosimy Jezusa, by obdarzył swoim pokojem osobę, za którą orędujemy. Gdybyśmy odważali się częściej przekazywać innym to, co zostało nam dane mimo naszego ubóstwa, zebralibyśmy o wiele obfitszy plon nawróceń. W odmienny sposób przebiega modlitwa cząstkowa. Służę nią osobom nie należącym do Odnowy w Duchu Świętym. Tak jak poprzedni rodzaj modlitwy, bywa ona zaczątkiem ludzkich powrotów do Boga. Proszę zaintere- sowaną osobę, by opisała swoje przeżycia, zwłaszcza zaś te, które najmocniej ją zraniły. Następnie ogarniam modlitwą każdy z powierzonych mi faktów. Modlitwa cząstkowa dotyczy więc zapamiętanych zdarzeń, które boleśnie odbiły się na naszym życiu. Modlitwa chronologiczna o uzdrowienie jest modlitwą o szerszym zasięgu, do której nie wszyscy jesteśmy przygotowani. Aby zrozumieć ją i przeżyć w sposób odpowiedzialny, trzeba jakiś czas należeć do Odnowy w Duchu Świętym, regularnie modlić się i przystępować do sakramentów. Modlitwa ta obejmuje całe życie człowieka od poczęcia aż do chwili obecnej. Wiemy, że Bóg dotknie wszystkich zdarzeń naszej przeszłości gotowych do przyjęcia uzdrowienia; dotknie naszych wspomnień. Rozpoczynamy wiec od modlitwy za moment poczę- cia. Dalej modlimy się za każdy miesiąc spędzony przez dziecko w łonie matki i za każdy rok późniejszego życia, na ogół po pięć kolejnych lat. Pamiętajmy, że okres ciąży oraz dziesięć pierwszych lat wywierają dominujący wpływ na cały rozwój osobowości. Podczas modlitwy przyjmujemy dary Ducha, których zechce nam On udzielić. Bóg objawia nam zdarzenia, jakich człowiek ten nie ma odwagi wyznać, a także inne, znajdujące się poza kręgiem jego świadomości; wszystkie te sytuacje, które zraniły go lub doprowadziły w jego zachowaniach do pewnych odchyleń od normy. Dobrze jest modlić się bez pośpiechu, zgodnie z indywidualnym rytmem danej osoby. Można robić to nawet przez cały rok, jeżeli przeżycie uzdrowienia było zbyt intensywne i konieczny jest dłuższy okres na przyswojenie odebranych łask. W każdym razie należy posuwać się krok po kroku, przypominając wciąż o po- trzebie życia modlitwą i sakramentami w czasie dzielą- cym poszczególne spotkania. Modlitwa chronologiczna o uzdrowienie musi więc być kontynuowana niejednokrotnie przez cały rok. Jej trwanie zależeć będzie od duchowej i psychicznej dojrzałości danego człowieka. Oferuje nam ona wiele możliwości i trzeba wiedzieć, że jest to przedsięwzięcie, które nigdy nie zostanie ukończone. Jedyną drogą do coraz pełniejszego zdrowia jest przyjęcie odpowiedzialności i znaków, które Bóg daje nam zgodnie ze swoją wolą w ciągu całego naszego życia, tak bogatego w wydarzenia. Jestem bardzo zaskoczona, że mimo wieloletniej służby, podczas wszystkich prowadzonych przeze mnie spotkań i rekolekcji, Bóg dotyka w mojej pamięci coraz to innych faktów przysparzających mi cierpień, choć zapomnianych lub zepchniętych w podświadomość. Przypomnijmy, że modlitwa taka wywołuje silne poczucie destabilizacji. Boże oczyszczanie przebiega czasem w sposób niełatwy do zniesienia. Rzadko gotowi jesteśmy odstąpić od wszystkich naszych mechanizmów obronnych. Nie chcemy pozostać bezradni wobec innych ludzi i wobec życia. Nie wiemy, jakie mielibyśmy wtedy przyjąć zasady postępowania. Jeśli jednak dochowamy wierności, Bóg wkrótce postawi nas na nogi i uczyni wolnymi! Nie bójmy się, że utracimy cokolwiek. Od Boga otrzymamy wszystko, a życie odmieni wówczas swoje oblicze. A. — Powiedz nam, proszę, coś o modlitwie dotyczącej życia w tonie matki. N. — Modlitwa ta jest najpiękniejszą częścią mojej posługi. Przynosi niebywałą ilość uzdrowień! Powinniśmy wiedzieć, że cierpienia spotykały nas już od chwili poczęcia. Choć może się to wydawać niepraw- dopodobne, także w łonie matki jesteśmy wolni. Nie chodzi oczywiście o wolność w rozumieniu psychologicz- nym, o zdolność dokonywania wyboru między A i B, między „czarnym" i „białym". Wolność taka jest zaled- wie częścią naszego „ja". Wolność, o której mówię i którą odkryłam (niektórzy psychologowie i psychiatrzy na pewno podadzą to w wątpliwość), jest wolnością w Chrystusie, wpisaną w całą naszą istotę i w pewien sposób zawiera w sobie naszą wolność psychiczną, gdy zaczynamy działać. Na czym zasadza się wolność w Chrystusie? Jest to wolność, którą Chrystus zdobył dla nas swoją śmiercią i zmartwychwstaniem. Powołajmy się na fragment Księgi Powtórzonego Prawa: Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył (...) (Pwt 30, 15-16). W Księdze Syracha znajdujemy inny cytat mówiący o ludzkiej wolności: Położył przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci dane" (Syr 15, 16-17). Znaczenie tej wolności w Chrystusie polega na uzdolnieniu nas do wyboru życia. W każdych warunkach możemy dokonać wyboru między życiem i śmiercią. Co dzieje się w łonie matki? Wystarczy czasem wypadek, a nawet zupełnie błahe zdarzenie, abyśmy wybrali śmierć. Przypuśćmy, że kobieta oczekująca dziecka znajduje się w domu sama. Nagle ktoś wkrada się i grozi, że ją zabije. Kobieta mdleje, mężczyzna z jakiegoś powodu ucieka. Dziecko w jej łonie przejęło na siebie jednak cały lęk, jakiego doświadczyła matka. Będzie nacechowane nim do końca życia. Ze względu na ów szok, dziecko w matczynym łonie wybierze śmierć, przerażenie i strach. Wiemy, że w Ameryce Łacińskiej najgorętszym pragnieniem rodziców oczekujących dziecka jest mieć syna. Jak już mówiłam, w naszej rodzinie było siedem dziewcząt i dwóch chłopców. Urodziły się więc pierwsza, druga, trzecia dziewczynka... byłam nią ja. Babka robiła wiele przykrości mojej bardzo młodej wtedy matce. Nakazywała ojcu mieć syna, który nie przychodził wciąż na świat. Podczas modlitwy o uzdrowienie czułam, że oczekiwano mnie jako chłopca, a nie jako dziewczynkę. Całej ciąży mojej matki towarzyszył lęk. Modląc się, słyszałam w głębi duszy jej obsesyjne pytanie: „Czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka?" Nadszedł moment rozwiązania. Nie chciałam się jednak urodzić, ponieważ byłam dziewczynką. Wybrałam śmierć; odmawiałam przyjęcia życia, które otrzymałam. Później walczyłam zawsze z wszystkimi, nigdzie nie było mi dobrze, nosiłam w sercu poczucie odrzucenia. Możemy w ten sposób odnaleźć wiele stresów, jakie dotknęły nas podczas życia płodowego. Modląc się za kolejne miesiące istnienia maleńkiego człowieka w łonie matki, widzimy wszystkie niewiarogodne zranienia, które odsłania przed nami Bóg. Modlitwa ta pociąga za sobą prawdziwe uzdrowienia fizyczne. Do niedawna na przykład często chorowałam na wątrobę. Pewnego dnia czułam się bardzo źle, badania nie wykazały jednak nic szczególnego. Ponieważ zajmo- wałam się formacją grup modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne, postanowiłam poprosić braci i siostry, aby się za mnie modlili. Jedna z sióstr w Panu otrzymała rozeznanie, zgodnie z którym moja matka miała żółtaczkę, gdy w moim organizmie formowała się wątroba (drugi lub trzeci miesiąc życia płodowego). Najwłaściwszym rozwiąza- niem było rzecz jasna prosić Boga, aby wziął w swoje dłonie moment formowania się tego organu, uzdrawiając go ze skutków przebytej przez matkę choroby. Wkrótce potem lekarze stwierdzili, że jest on w doskonałym stanie. Szybko wróciłam do całkowitego zdrowia. Dziecko odczuwa więc każdy wstrząs, cierpienie lub wypadek, zdarzający się jemu samemu i matce, pod której sercem przebywa. Pomyślmy, co czuje dziecko, którego matka zmuszona jest leżeć w łóżku, aby zacho- wać ciążę. Pomyślmy także o matkach - ofiarach poważ- i l nych wypadków drogowych lub tych, które utraciły właśnie kogoś bliskiego. Mała istotka w ich łonie będzie naznaczona piętnem śmierci, lękiem przed śmiercią. Pamiętajmy też o wpływie serca matki na rozwój dziecka. Przez cały czas życia płodowego mały człowie- czek słyszy odgłos uderzeń, będących znakiem matczynej obecności. Pomyślmy o wszystkich doznaniach odbieranych wprost lub za pośrednictwem matki, o wstrząsach, poczuciu opuszczenia... Niektóre kobiety zdają sobie sprawę ze swojej ciąży dopiero w czwartym lub piątym miesiącu. Dziecko, które nie czuje się oczekiwane, rozwija w sobie emocje negatywne. Z najwyższym zdumieniem przekonujemy się, jak olbrzymią, nieocenioną wagę może posiadać modlitwa za życie płodowe. Warto wreszcie podkreślić znaczenie chwili narodzin. Lekarze powinni za wszelką cenę znaleźć sposób, aby złagodzić stres, jakim dla noworodka jest poród. Jak opisać strach wywołany przez pierwszy kontakt z chło- dem tego świata? Narodziny dziecka zagrażają czasem życiu matki. Po porodzie natychmiast odsuwa się dziecko, by czuwać nad zdrowiem kobiety. Może to wpłynąć niekorzystnie na niemowlę: „Nie kochacie mnie, pozostawiacie samego, trudno, muszę sobie jakoś radzić". Ewolucja tego czło- wieka w wieku dojrzałym postępować będzie w kierunku głębokiej depresji. Nikt nie jest przecież w stanie polegać wyłącznie na własnych siłach. Wielkim szokiem dla dziecka jest użycie kleszczy porodowych. Następuje wówczas wtargnięcie do miejsca jego schronienia, dziecko zostaje pochwycone za główkę i odbiera to jako agresję. Jeśli noworodek nie jest odpowiednio rozwinięty, umieszcza się go w inkubatorze. Dziecko doznaje wtedy rozdzierającego poczucia opusz- czenia. Nową ranę może zadać mu odmowa karmienia piersią... Możemy zostać zranieni na różne sposoby, nawet jeśli matka zrobiła wszystko, by nas przyjąć. Pan w swojej dobroci przybywa, aby ukazać nam nasze życie płodowe i korzenie obecnych cierpień, sięgające najgłębszych sfer naszej istoty. Uzdrawia choroby i wszelkie zachowania odbiegające od normy, czyniąc to dla naszego dobra i na swoją chwałę. Związki między uzdrowieniem wewnętrznym a psychologią, uzdrowieniem fizycznym i wzrostem duchowym A. — Przejdźmy teraz, proszę, do innego tematu. Chciał- bym, abyś porównała uzdrowienie wewnętrzne z osiąg- nięciami psychologii. N. — Wielu ludzi interesuje się psychoterapią oraz innymi metodami stosowanymi przez psychologię. Gotowi są zapłacić słono, aby poddać się tym popular- nym dziś sposobom leczenia. Wypróbowawszy każdy z nich w swoim dążeniu do większej harmonii wewnę- trznej, zachowują mimo wszystko wiele zranień. Jedyną osobą, która może przynieść nam uzdrowienie, jest Chrystus, nikt inny! Nie ujmuję zasług psychologii, moja służba ma jednak charakter duchowy. Osoby, które przeszły leczenie tego rodzaju, dostępują często uzdrowienia wewnętrznego na poziomie psycholo- gicznym. Ich droga uzdrowienia jest drogą psychoterapii. Zasadnicza różnica leży w tym, że uzdrowienie wewnętrzne jest spotkaniem z Chrystusem, Bogiem żywym, który uzdrawia nas i stopniowo nawraca. Wy- obraźmy sobie, że może On doprowadzić w krótkim czasie do rezultatów uzyskiwanych przez psychologów lub psychiatrów po dziesięciu latach lub jeszcze dłuż- szym czasie leczenia! W trakcie naszych modlitw Bóg posługuje się charyzmatami. Sam Kościół nie zawsze rozumie te ostatnie i ma skłonność do ich odrzucania. Przemieniając ducha, Jezus przemienia również ciało i duszę. Nie jestem wcale zaskoczona, gdy u osoby wyzwolonej od poczucia winy, raniącego zwykle ducha, duszę i ciało - następuje zanik nowotworu. Jednym dotknięciem Bóg uzdrawia całą naszą osobę. Powtarzam z naciskiem, że trudno odmówić znaczenia psychologii. Niektórzy zostali zranieni tak głęboko, że trzeba cierpliwej pracy psychologa lub psychoanalityka, by pomóc im ponownie narodzić się do życia; pod warunkiem, że wysiłkowi temu towarzyszyć będzie wytężona modlitwa. Przyznajmy, że do modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne konieczne jest pewne mi- nimum zdrowego rozsądku i rozeznania naturalnego oraz wiele miłości. Są to zarazem cechy dobrego psychologa. Ludziom prostym, jakich spotyka się na co dzień" w Ameryce Łacińskiej i tu, w Europie, ludziom, któryctf zranienia są na szczęście powierzchowne, oraz tym, którzy modlą się i godzą naśladować Jezusa - modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne wystarczy w zupełności. Trzeba podkreślić, że pierwotną przyczyną wszelkich chorób jest odejście od Boga. Grzech pierworodny, odcinając nas od Stwórcy, otworzył dostęp do świata złu i śmierci. Jedynym sposobem odzyskania zdrowia jest powrót na drogi Boże, nawrócenie i podjęcie wszystkie- go, od czego odstąpiliśmy. Uzdrowienie wewnętrzne otwiera nam oczy na skarby Kościoła i życia sakramen- talnego, na wartości duchowego życia świętych. Dzięki niemu dokonujemy ponownego odkrycia utajonych bogactw. Na przykład wielu jezuitów związanych z Od- nową w Duchu Świętym z radością doświadczyło mocy uzdrowienia kryjącej się w Ćwiczeniach ignacjańskich. Czy pomniejszam rolę psychologii? Psychologia nie jest moją domeną. Naszym Panem jest Bóg! Jezus jest sprawcą uzdrowienia. My sami pozostajemy tylko narzędziami, przez które przepływa Jezusowa moc uzdrowienia. To Jemu przypada inicjatywa dotknięcia ludzkiego ducha lub psychiki. Nie uważam się za psychologa, trudno jednak powie- dzieć, że się nie modlę lub ignoruję znaki Boże. Nie mogę też kwestionować owoców mojej posługi, za które wielbię Boga. Ocalić... - 7 A. — Widzę jednak, że nie lekceważysz podstawowych zasad psychologii. Okazujesz także najwyższą ostrożność w swoim podejściu do osób ciężko chorych. N. — Oczywiście. Członkowie Odnowy nie muszą być profesjonalistami w każdej dziedzinie. Wnikliwe rozezna- nie jest nieodzowne. Musimy za wszelką cenę unikać podejścia czysto psychologicznego. Nasza droga jest drogą duchową, zachętą do nieustannych nawróceń. Wyobraźmy sobie człowieka ciężko chorego, o zupeł- nie zniszczonych płucach. Ktoś radzi mu, aby poprosił grupę Odnowy w Duchu Świętym o nałożenie rąk i modlitwę o uzdrowienie. Dowie się on, że do grupy należy „niezwykła kobieta, posiadająca nadzwyczajne charyzmaty". Jego płuca zostaną być może uzdrowione. Powtarzam, że jestem zdziwiona odchodzeniem od grup modlitewnych osób, które doznały uzdrowienia. Są one jakby „konsumentami" Bożej rzeczywistości. Człowiek ten odzyskał zdrowie i wierzy, iż Bóg miał go uzdrowić. Odchodzi i nie dochowuje wierności w modlitwie. Dzięki uzdrowieniu wewnętrznemu, przemianie podlega cała istota ludzka. Znamy nasz stan i mamy świadomość stanu, w którym znajdowaliśmy się poprzed- nio. Osobiście nie chciałabym do niego powrócić. Byłam intelektualistką walczącą bronią racjonalizmu. Wiem, od czego uwolnił mnie Jezus. Nikt nie może powiedzieć, że Jezus nie uzdrawia. Przekonałam się o tym na podstawie doświadczeń własnych i mojej rodziny. Zamykając temat, chciałam dodać, że w dniu, w któ- rym psychologowie staną się autentycznymi narzędziami w ręku Boga, na nowo odkryjemy sens przebaczenia. Kiedy zapomną oni o sobie i zechcą być narzędziami Bożymi, Pan dokona za ich pośrednictwem licznych cudów. Już dzisiaj Jezus czyni cuda przez lekarzy gotowych złożyć swoją wiedzę u Jego stóp. A. — Proszę, przedstaw nam teraz związek pomiędzy uzdrowieniem wewnętrznym a uzdrowieniem fizycznym. N. — Wracam do prawdy, o której już wspominałam: istota ludzka składa się z ciała, duszy i ducha. Jest powszechnie wiadome, że większość chorób ma charakter psychosomatyczny. Znaczy to, że choroba fizyczna swymi korzeniami sięga głębszych warstw naszej osobowości. Bóg zna nas na wylot. Wie, co możemy przyjąć. Są tacy, którym do nawrócenia potrzebne jest uzdrowienie fizyczne. Nie wszyscy jednak ludzie uzdrowieni na ciele pozostają wierni Bogu. Podczas rekolekcji natomiast zdarza się często, że Bóg dotyka samych korzeni cho- roby. W jednej chwili przywraca On harmonię całej istoty: ciała, duszy i ducha. Myślę w tej chwili o pewnej chorobie uznanej przez medycynę za nieuleczalną. Zakonnica, która przyjechała kiedyś odbyć rekolekcje, cierpiała tak bardzo, że nie była w stanie nawet uklęknąć. Razem z ojcem prowadzącym rekolekcje wyjaśnialiśmy jej, na czym polega przeba- czenie. Powtarzaliśmy, że nie zależy ono od uczuć i można zdobyć się na nie mimo drzemiącego w nas buntu. Sam Chrystus chciał pomóc jej w uczynieniu tego kroku pojednania. Zakonnica postanowiła zrobić go w oparciu o moc Pana. W cztery dni później zaczęła odczuwać pokój wewnętrzny. Opuścił ją dziwny ciężar. Zaproponowaliśmy wtedy modlitwę o uzdrowienie fizyczne, która odniosła natychmiastowy skutek. Zakon- nica mogła też przekonać się, do jakiego stopnia niewłaś- ciwa postawa wobec innych, a głównie brak przeba- czenia, naruszyły jej zdrowie fizyczne. Jej organizm został uzdrowiony wbrew niepomyślnym przewidywa- niom lekarzy; odzyskała równowagę psychiki oraz ducha, gdyż przebaczenie dotyczy zwłaszcza naszej sfery cfachowej. Ukoronowaniem wszystkiego stały się dla niej spowiedź i sakrament namaszczenia chorych. Dziś jest uzdrowiona fizycznie, psychicznie i duchowo. ' Uzdrowienie to nie wyeliminowało jednak skutków około sześćdziesięcioletniej historii cierpień. Wiele innych rzeczy potrzebowało jeszcze przemiany w jej sercu; dzięki uzdrowieniu poznała ona jednak Bożą miłość i czułość dla człowieka. A. — Chciałbym prosić cię teraz o ostatnie porównanie - uzdrowienia wewnętrznego ze wzrostem duchowym... N. — Uzdrowienie wewnętrzne jest organicznie związane ze wzrostem duchowym. Powtarzam jeszcze raz: uzdro- wienie wewnętrzne mocą żyjącego Chrystusa przywraca równowagę całej istoty ludzkiej (ciała, duszy i ducha). Dążąc do uzdrowienia wewnętrznego, powoli staję się „chrystocentryczna", zachowując oczywiście wiele zamkniętych furtek w swoim sercu. Pozostaje w nim mnóstwo więzów, zatrzaśniętych zamków, „nie" po- wiedzianych Bogu, mnóstwo nieuporządkowanych przywiązań. Bóg jest jednak cierpliwy. Wiem dobrze, że jeśli dochowam wierności modlitwie i życiu sakramental- nemu, coś we mnie ulegnie przemianie. Ponieważ ma ona być dogłębna, nie obędzie się przy tym bez trudu i cier- pień. Muszę pozwolić Bogu zawładnąć mną i dopuścić światło w zakamarki mojej przeszłości. W miarę jak Bóg ukazuje mi nieznaną ranę, jestem coraz bardziej wolna. Wzrastam duchowo i powoli ustępuję z moich pozycji obronnych. Coraz jaśniej oświetla mnie blask Boga żywego, który zachęca każde- go człowieka do coraz większego oddania, do bycia „chrystocentrycznym" - ugruntowanym w Chrystusie. Na ogół nie zastanawiam się nad własną świętością. Nie robię tego, ponieważ świętość pochodzi od Boga. Jezus polecił nam jednak być doskonałymi, jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski. Powinniśmy dobrze zrozumieć Jego słowa - mamy miłować tak, jak miłuje Bóg. Doskonałość leży w miłości; łaska Boża pozwala nam osiągnąć miłość w Chrystusie, całkowicie otwartą na Boga Ojca i bliźniego, okazującą troskę o wszystkich bez wyjątku i patrzącą na cały świat Jezusowymi oczyma. Zdobędziemy prawdziwe szczęście dopiero wtedy, gdy razem ze św. Pawłem będziemy mogli powiedzieć „...już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ga 2, 20). Fascynuje mnie przypadek świętego Piotra. Do jakiego stopnia nawrócenia udało mu się dojść, skoro nawet jego cień przywracał zdrowie leżącym na drodze chorym! Czy charyzmatycy modlący się dziś o uzdrowienie potrafią tak dalece zapomnieć o sobie i pozwolić działać Jezusowi z Jego mocą uzdrawiania? Czy nie 'szukają próżnej chwały, czy obumierają sobie samym? Nie jestem wcale pewna, że mnie się to udaje! Chciałabym więc kochać bliźnich jak Jezus, nie odrzucając nikogo. W takiej właśnie postawie tkwi istota świętości. A. — Czy to, o czym mówisz, ma związek z życiem mistycznym? N. — Określenie „mistyka" kojarzy nam się z wycią- gniętymi ku górze ramionami, ze świętą Teresą z Avila i świętym Janem od Krzyża. Mistyk żyje tajemnicami niewidzialnymi, lecz bardziej realnymi niż to, co postrzegają nasze zmysły. Usiłujemy ogarnąć mistykę naszym intelektem. Za każdym razem jednak, gdy sięgamy po dary Ducha Świętego, stajemy się mistykami. To jasne jak na dłoni! A. — W czasie modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne pro- simy często Jezusa, aby obdarzyl serce danej osoby cala miłością ojcowską, jakiej potrzebuje; w wielu przypad- kach modlimy się też do Maryi, aby wlala weń swoją ma- cierzyńską miłość. Czy doświadczenie miłości Boga Ojca i Maryi jest nieodłącznym składnikiem uzdrowienia? N. — Przekonaliśmy się dzięki modlitwie, że Bóg chce odnowić w każdym człowieku swój obraz jako Ojca, a także odnowić obraz Maryi. Postrzegamy świat tak, jak postrzegaliśmy naszych rodziców. Człowiek, który miał apodyktycznego ojca, pozostanie napiętnowany jego władzą. Ten, kto nie miał ojca, w wieku dorosłym doświadczać będzie skutków jego nieobecności. Syn, który nie był kochany dlatego, że ojciec życzył sobie mieć córkę, odczuwać to będzie również w późniejszym swoim życiu. Człowiek może cierpieć z powodu zaborczości matki, która do reszty zdusiła jego osobowość. Oto cała seria czynników wpływających na życie człowieka w dzieciństwie i wieku dojrzałym. Nawet wielki uczony może zachować w podświadomości uczucia dwu- lub trzylatka zranionego przez wydarzenie, które zablokowało rozwój jego osobowości. Nad naszym rozwojem może zaciążyć zniekształcony obraz ojcostwa, który rzutować będzie na wyobrażenie o Bogu, naszym Ojcu. Jeśli ojciec był zawsze nieobecny, Bóg Ojciec będzie całkowicie obcy naszemu życiu. Jeżeli natomiast dziewczynka doznała jakiejś krzywdy ze strony dorosłego mężczyzny, Jezus Chrystus przestanie być i nigdy nie stanie się bliski jej sercu. Dziecko natomiast, w którego życiu nieobecna jest Maryja, zostało zranione w swoich relacjach z matką. W jakim kierunku przebiega proces uzdrowienia wewnętrznego? Cudownie jest przekonywać się, że Bóg pragnie odnowić w nas wizję macierzyństwa i ojcostwa. Nadchodzi, by złożyć w sercu człowieka dorosłego zdolność przebaczenia rodzicom (lub wszystkim, którzy w jakiś sposób ich zastępowali), pomagając mu pojednać się z obiektywnym obrazem jego ojca lub matki. Na początku modlitwy o uzdrowienie nie posiadamy zwykle jasnego rozeznania, które pojawi się jednak wkrótce. Na przykład oschłość ojca wobec dzieci wynika często z braku jego własnego doświadczenia ojcowskiej czułości. Czy mógł dać nam więcej, niż otrzymał? Odnowienie obrazu rodzicielstwa poszerza nasz świat duchowy, wybitnie przyczyniając się do wzrostu wewnę- trznego i pozwalając człowiekowi zjednoczyć się z całą Trójcą - Ojcem, Synem i Duchem, a także z Maryją i świętymi. Umożliwia nam ono przyjęcie wszystkich duchowych skarbów wiary chrześcijańskiej. Filary uzdrowienia wewnętrznego l ŻYCIE w DUCHU. PROWADZENIE PRZEZ DUCHA ŚWIĘTEGO A. — Jezus jest naszą drogą do Ojca; Maryja jest naszą matką. Co mogłabyś dodać na temat życia w Duchu Świętym? N. — Jesteśmy wezwani do tego, by w Duchu Świętym podążać ku uzdrowieniu wewnętrznemu. Słowo Boże głosi, że Duch prowadzi nas do całej prawdy. Jest naszym przewodnikiem. Życie w Duchu ma dla nas decydujące znaczenie, ponieważ od Ducha Świętego otrzymujemy wszystko. To On otwiera nasze oczy na poznanie Boga i objawia nam Jego tajemnice. To On czyni z nas chrześcijan wcielających w życie swą wiarę, oczyszcza nasze spojrzenie i snach. Duch Święty prowa- dzi do Jezusa. Niezmiernie ważne jest, aby każdy człowiek zrozu- miał, że Duch Święty to osoba, trzecia osoba Trójcy. s Poddać się Duchowi Świętemu, to pozwolić się Mu prowadzić. Nasz Ojciec w niebie chce, abyśmy prosili Go o tę łaskę; pragnie nam jej udzielić, abyśmy byli dosko- nali tak, jak On sam jest doskonały. Bóg jest miłością; miłość to podstawa całego życia chrześcijańskiego. Powinniśmy prosić o łaskę prowadzenia przez Ducha Świętego, ponieważ zostaliśmy powołani do świadczenia o Bogu naszym życiem. Jeśli uda nam się ożywić czyjąś wiarę, nie stanie się to dzięki mnożeniu słów, ale dzięki świadectwu naszego życia, przemianie dokonanej przez Ducha Świętego w nas samych. Na czym polega więc prowadzenie Ducha Świętego? Jest to Jego specjalne kierownictwo, przeznaczone dla wszystkich chrześcijan - prostowanie, nauczanie, oczysz- czanie i wskazywanie grzesznych przyzwyczajeń, wyraża- nie woli Bożej za pośrednictwem znaków (natury fizycz- nej i innych), Jego Słowa, charyzmatów, modlitwy, sakramentów itd. Prowadzenie Ducha Świętego jest tak czytelne, że niepodobna zignorować je, gdy zostanie nam objawione. Zrozumiemy bez trudu, że nie chodzi tu o zachowy- wanie pozorów. Jezus zachęca nas, abyśmy byli żywym Słowem dzięki świadectwu, jakie dajemy bliźnim. Chcąc być świadkami, musimy pozwolić, aby przemieniał nas w siebie. Taka przemiana wymaga z naszej strony l Żyje On i posiada wszystkie przymioty Boskie. Duch Święty mieszka w nas, my zaś jesteśmy Jego świątynią. A. — Nadszedł chyba moment, abyś powiedziała nam o tym, j& nazywasz „prowadzeniem przez Ducha Świę- tego". N. — Dla mnie odkrycie Ducha Świętego było naj- ważniejszym odkryciem życia. Powiódł mnie On ścieżką duchowego wzrostu. Także wtedy, gdy stajemy się coraz bardziej chrystocentryczni, powinniśmy zwracać uwagę na wszystkie istniejące w nas przeszkody. Tak wiele przyzwyczajeń ogranicza naszą wolność wobec Boga, bliźnich i wobec nas samych! Posłuszeństwo Duchowi Świętemu to niezawodny sposób, aby pokonać wszystkie bariery na drodze na- szego duchowego rozwoju. Wiemy, co znaczy posłuszeństwo. Być posłusznym Duchowi Świętemu, to zgodzić się podporządkować Mu naszą wolę. Na ogół nie podobają nam się te słowa. I nie jest grą pozorów prosić Ducha Świętego, aby nas sobie podporządkował. Czytamy w Ewangelii św. Jana: A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec po- śle w moim imieniu, On was wszystkiego1 nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14,26). • , go uwieńczyłeś" (Ps 8, 6). Duch Święty ukazuje nam nasze przewinienia z wielką łagodnością, respektując naszą naturę. Nie zatrzymuje się jednak na tym i ujawnia całą prawdę, wskazując ich źródło - chwilę i motywy ich powstawania. Każdy człowiek został stworzony do pełnego udziału w miłości. Jeżeli to podstawowe dążenie naszej istoty nie zostało zaspokojone, doznajemy silnego braku miłości i trudno nam zaakceptować siebie samych. Zaczynamy odgrywać różne role, przesłaniamy twarze maskami, by odpowiedzieć na oczekiwania innych ludzi. Odpowiedzi, jakie wymuszają na nas rodzice, szkoła, społeczeństwo, prowadzą do niewłaściwych zachowań, które szybko utrwalają się i stają jak ubranie, jak druga natura. Kiedy szczęśliwie udaje nam się spotkać i poznać żyjącego Boga, odgrywamy przed Nim dalej nasze gry, staramy się wywoływać podziw, szukamy próżnej chwały. Posłu- szeństwo Duchowi Świętemu nabiera wtedy szczególnego znaczenia, pomagając nam zerwać z twarzy maski noszone od wielu lat. Jednym z najbardziej znamiennych sygnałów przesy- łanych nam przez Ducha, gdy popadamy w słabość lub grzech, gdy odpowiadamy agresją na miłość, jest smutek - „Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego" - napomi- na św. Paweł (Ef 4, 30). szczerego pragnienia pójścia za Chrystusem. Tego samego, rzecz jasna, oczekuje od nas Pan. Stając przed Nim, uświadamiamy sobie, ile zostało w nas jeszcze do naprawienia. Musimy więc wytrwale pogłębiać doświadczenie Bożej obecności. Bóg jest osobą najbardziej zainteresowaną tym, abyśmy stali się w pełni Jego dziećmi. Jedną z najważ- niejszych cech dziecka Bożego jest wolność. „Jeśli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni" (J 8, 36). Powołani, by coraz bardziej upodabniać się do Chrystusa, widzimy ł słyszymy wciąż źle, po- pełniamy te same błędy w wyborze. Nie możemy wzra- stać, jeśli brak nam duchowej higieny. Jezus powiedział: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy" (J 16, 13). Duch nadchodzi nie po to, by nas potępić lub zdruzgotać, ale by oświecić nas jeszcze jaśniej swoim blaskiem, czynić coraz bardziej skłonnymi do poświęceń, chrystocentrycznymi, otwartymi na społeczność miłości, z której nikt nie został wyklu- czony. Czym w praktyce odznacza się prowadzenie człowieka przez Ducha Świętego? Przypomina ono nieco światła drogowe. Wspaniale jest widzieć, z jaką pieczołowitością stworzył nas Bóg. Psalmista powiada: „Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią tem, iż była to najgorsza rada, jaką ode mnie usłyszeli. Mnogość dotyczących jej świadectw dowodzi, jak zobo- wiązującą rzeczą jest opowiedzieć się po stronie Boga. Przykładem będzie relacja, jaką usłyszeliśmy od pewnego mężczyzny po trzech miesiącach od opisanego w niej zdarzenia. Udał się on kiedyś w Chile do super- marketu, aby poczynić różne sprawunki. Kasjerka przy wyjściu pomyliła się o 3000 pesos. Gdy szedł do samo- chodu, cieszył się niespodziewanym zyskiem, ale wró- ciwszy do domu, przypomniał sobie moje nauczanie. Pojechał czym prędzej do supermarketu; wejście zastał już zamknięte. Następnego dnia odszukał kasjerkę, która powiedziała mu o swoich tarapatach. 3000 pesos miały zostać jej potrącone z pensji. Już od lat doświadczam prowadzenia Ducha Świętego i wiem, że z moją grzeszną naturą mogłabym bezustannie popełniać złe uczynki, gdyby w porę nie ostrzegało mnie przed nimi Jego „czerwone światło". Duch uświadamia mi niewłaściwe aspekty mojego postępowania i myślenia. Z pewnością przykro jest zobaczyć swoje grzechy i nędzę, tym jednak, co w zamian proponuje nam Duch Święty - jest wolność. Gdy zaczęłam modlić się o uzdrowienie wewnętrzne, szukałam jeszcze ludzkiego uznania. Nosiłam w sercu wiele zranień i pragnęłam, aby mnie doceniano. Ocalić... - 8 Przypominam sobie^że któregoś dnia poproszono mnie w domu o zrobienie zakupów w sklepie warzywni- czym. Sprzedawca pomylił się w rachunku o mniej więcej dwanaście pesos. Widząc to, ucieszyłam się i pomyślałam: „Tym gorzej dla niego!" Zamknęłam uszy na głos Ducha, który nie chciał milczeć, wyrzucając mi kradzież tej sumy. Dziecku Bożemu nie wolno jednak czynić podobnych rzeczy. Ogarnął mnie smutek. Po dwóch godzinach powiedziałam siostrze, że zwrócę pieniądze. „Zwariowałaś? - odpowiedziała mi - nie widzisz, że warzywa są w połowie przegniłe? To ty zostałaś okradziona!" (Zauważmy interwencję szatana u samego początku nawrócenia...) Nie mogłam odzyskać spokoju, coś mnie uwierało. Zaczęłam się modlić. Otwierając Biblię, natrafiłam na słowa: „Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy?" (Łk 16, 11). Zdanie to poruszyło mnie do głębi. Postanowiłam wrócić do sklepu. Sprzedawca był niewymownie zdumio- ny, gdy usłyszał, że pomylił się o dwanaście pesos, które właśnie zamierzałam mu oddać. Poczułam ogromną radość. Ważne jest, by zdawać sobie sprawę z owego prowa- dzenia przez Ducha Świętego. Jest ono częstym przed- miotem moich wykładów. Słuchacze mówią później żar- dzenie Ducha Świętego, który właśnie odpowiedział na moją prośbę. Bóg, który mnie kocha, będzie cierpliwie mnie korygował, aby umożliwić swemu dziecku duchowy postęp. Bóg uzdrawia za pomocą niektórych znaków. Ojciec Agustin często irytował mnie, gdy zaczynałam z nim współpracować. Uczestnicząc w organizowanych przez niego, bardzo wyczerpujących rekolekcjach, poczułam się źle. Denerwowało mnie wszystko. Byłam wręcz wściekła na tego kapłana, który miał zwyczaj poruszania dłońmi w czasie modlitwy. Szemrałam w duchu sądząc, że chce on koniecznie dołączyć jakiś własny element do tak pełnego przecież mocy działania Bożego. W sześć miesięcy później zaproszono mnie do pewnego miasteczka, abym wygłosiła tam naukę. Korzys- tając z mojej obecności, animator Odnowy postanowił zorganizować modlitwę o uzdrowienia. Po krótkim wstępie, zaczęłam się modlić i wzniosłam ręce ku górze. Jakież było moje zdumienie, gdy stwierdziłam, że nie mogę zapanować nad samorzutnie poruszającymi się dłońmi! Byłam naprawdę zaskoczona, natychmiast otrzymałam jednak wyjaśnienie Ducha Świętego: „Przy- pominasz sobie, co myślałaś o ojcu Agustinie? Proś teraz, abym ci przebaczył". Przeprosiłam więc Boga za osądza- nie Jego tajemnic. W tym samym momencie moje dłonie Pewnego dnia pomyślałam, że powinnam koniecznie wygłaszać wspaniałe proroctwa. Postanowiłam zapamię- tać kilka zdań, aby powtórzyć je w odpowiednim mo- mencie. Wszyscy na pewno zachwycali by się: „Jak pięknie prorokuje Nelly!" Zapominając o posłuszeństwie Duchowi Świętemu, oglądałam już tę scenę oczyma duszy. Nauczyłam się więc na pamięć: „Proście, a otrzyma- cie...". Było to przed Zesłaniem Ducha Świętego. Pod- czas czuwania, w chwili ciszy, zaczęłam recytować swoje „proroctwo". Nie zdążyłam jednak skończyć, gdy po- czułam, że mój język jest jakby sparaliżowany (jeden ze znaków, za pomocą których Duch okazuje nam swoją dezaprobatę co do niektórych naszych słów i gestów). Przestraszyłam się i zaczęłam drżeć. Poprosiłam braci i siostry o modlitwę. Lęk nie ustępował. Wiedziałam, że Duch Święty dał mi znak i przez trzy dni modliłam się bez odpowiedzi. Ta, którą w końcu otrzymałam, na całe życie wpoiła mi szacunek dla Słowa Bożego! Werset 16 psalmu 50 przemawiał do mnie następująco: „A do grzesznika Bóg mówi: «Czemu wyliczasz moje przy- kazania i masz na ustach moje przymierze ty, co nie- nawidzisz karności i moje słowa rzuciłeś za siebie?»". Trudno było mi przyjąć tę naganę, zostałam jednak wyleczona. Przypomniałam sobie, że prosiłam o prowa- Znam swoją niewiedzę, ograniczoność, nędzę i grzesz- ność, wiem jednak, że Duch czuwa w moim wnętrzu, przemawia i daje mi swoje natchnienia. Nie jestem pewna, czy bardziej niż poprzednio opłakuję swoje winy, z niczym nie da się jednak porównać uzdrowienia i wolności, jakie przynosi nam prowadzenie Ducha Świętego! A. — Wypowiedziałaś słowa, które na ogół rzadko padają z twoich ust. Mówiłaś przed chwilą o szatanie, o złym duchu. Modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne umieszcza na właściwym miejscu obecność i działanie szatana. Nawet, jeśli prosimy o uwolnienie od jego wpływu, nie koncentrujemy się na samej jego obecności. N. — Oczywiście. Aby wyczerpać ten temat, trzeba by napisać osobną książkę. Poruszając go, należy zachować ostrożność. Nie bądźmy nadmiernie zaprzątnięci obecnością szatana. To prawda, że w niektórych grupach przywiązuje się większą wagę do działania złego ducha niż do obecności Chrystusa. Im bardziej skupiamy uwagę na Jezusie, tym bardziej staje się On ośrodkiem naszego życia; tym mocniej wierzymy w potęgę Zbawiciela zasiadającego po prawicy Ojca. znieruchomiały, a co najważniejsze - przestałam wypo- wiadać sądy na temat Kościoła Chrystusowego. Prowadzenie Ducha Świętego może objawiać się na różne fizyczne sposoby, między innymi - za pośred- nictwem bólu. Kiedy zaczęłam modlić się w intencji chorych, Jezus wysłuchiwał mnie tak cudownie, że niekiedy przypisywałam sobie Jego działanie. Pewnego dnia pomodliłam się za kobietę, która została uzdrowiona błyskawicznie. „Brawo, Nelly, świetnie! Dobrze wstawia- łaś się za tą osobą" - pogratulowałam sobie. Natychmiast poczułam zesztywnienie i ból rąk. Nie od razu skoja- rzyłam te odczucia z myślą, która przyszła mi do głowy. Wróciwszy do domu, zamknęłam się w pokoju, aby porozmawiać z Jezusem o tym, co się zdarzyło. Może było to dziełem złego ducha, może choroby? Bałam się. Już na samym początku usłyszałam słowa Pana: „Nelly, kto dokonuje uzdrowienia? Kto udziela przez ciebie swojej mocy?" Cała we łzach, zawołałam: „To Ty, Ty uzdrawiasz!" Moje ręce odzyskały nagle swobodę ruchów. Otrzymałam nauczkę, której nigdy nie zapomnę. Wspaniale jest więc prosić Ducha Świętego, aby nas prowadził, gdyż skłonność do kłamstwa, do ucieczki przed Bogiem żywym i wymagającym nigdy nas nie opuszcza. Jakąż jednak wolność ofiarowuje nam Duch Święty! go nie zauważać. Szatan działa także za pośrednictwem osób odmawiających świeckim prawa do wszelkiej aktywności. Jako człowiek świecki wiem doskonale, że nie wolno mi dokonywać egzorcyzmów. Leży to w wyłą- cznej gestii biskupa; ochrzczony człowiek świecki powinien jednak używać innych darów ofiarowanych mu przez Boga. Według Tertuliana, wierzący niezdolny wygnać złego ducha nie zasługuje na miano chrześci- janina, ale na śmierć... Powinniśmy na nowo odkryć całą moc otrzymaną podczas chrztu. Jestem wdzięczna moim rodzicom i mądrości Kościoła, że w najwcześniejszym okresie mojego życia uczynili mnie dzieckiem Bożym. Zrozumie- nie, że Jezus jest Bogiem żyjącym, odnawia w nas łaskę chrztu. Dostrzegamy dzięki temu całą sferę życia chrześ- cijańskiego, którą dziecko Boże, człowiek ochrzczony, ma prawo wyzwalać od ciemności, zwłaszcza u siebie samego, lecz także w życiu bliźnich. Na mocy naszego chrztu wolno nam dokonywać zupełnie prostych wyzwoleń. Czując na przykład rosnącą we mnie złość lub bunt, mogę poprosić: „Mocą mojego chrztu, Jezu, uwolnij mnie od ducha buntu i agresji!" Chrystus, powtórnie przemierzając z nami historię naszego życia, chce uwolnić nas od wszelkich nieupo- rządkowanych przywiązań. j*i&ew Chrystusa jest dla nas niewyobrażalną osłoną przed ziem. Wierząc coraz silniej w Jezusową moc uzdrowienia, pozbawiamy szatana jego wpływu. Dzięki swej ofierze, Chrystus stał się Zbawicielem świata, wszystkiego, co na niebie, na ziemi i w otchłani. Jego moc ogarnia wszechświat. Rozpoczynając życie duchowe, angażujemy się w walkę z szatanem. Jest on naszym oskarżycielem, pragnie zatrzymać nas w swojej sieci. Łatwiej przychodzi nam karmić się złudzeniami i uważać za wolnych, gdy w rzeczywistości pozostajemy niewolnikami zła. Jak powiedziano trafnie, „najperfidniejszy podstęp szatana polega na utwierdzeniu nas w myśli o jego własnym nieistnieniu". Czyni on wtedy spustoszenie w duszach i korzysta z naszych zranień. Jest obecny w każdym momencie duchowej walki, a zwłaszcza, gdy dążymy do uzdrowienia wewnętrznego, które, powtarzam - nieodmiennie wiąże się z nawróceniem. Świat oferuje nam tyle możliwości! W chwili nawró- cenia diabeł szeptał mi do ucha: „Wszystko to bzdura, a tymczasem kto inny proponuje ci zyski. Nie wchodź na drogę Bożą!" Rzeczywistość złego ducha jest mroczna i tajemnicza. Może on spowodować tyleż szkód u ludzi, którzy widzą go wszędzie, co u tych, którzy upierają się, by w ogóle uwolnienia z egzorcyzmem. Bądźmy jednak pewni mocy Chrystusowej: Jezus zwyciężył! Samo Jego imię jest niezawodną bronią dla odparcia każdego ataku złego ducha. Wiedząc, że królestwo ciemności istnieje, nie zapomi- najmy o Królestwie Bożej Światłości! Czego mielibyśmy się lękać, skoro poznaliśmy żyjącego Chrystusa? Bardziej niż szatan i konieczność uwolnienia spod jego wpływu osób, za które się modlę, absorbują mnie ich zranienia. Oglądając je w świetle Chrystusowej łaski, mogę przewidywać bliskie uzdrowienie i wyzwolenie ciała, duszy i ducha. Dlaczego niektórzy ludzie pasjonują się astrologią lub okultyzmem? Być może dlatego, że szukają miłości, której nie spotkali w domu, w środowisku zawodowym ani w całym swoim życiu. Cierpią z powodu samotności. Właśnie ta choroba współczesnego świata skłania ich do kaleczenia się i zatruwania własnego wnętrza, nie znają bowiem Jezusa - Miłości, Drogi, Prawdy i Życia. Zły duch? Jego moc na pewno jest wielka. Panem wszakże jest Jezus; to On zwyciężył świat! *,i oo s. - Przypominam sobie swój niepohamowany apetyt na czekoladę. Nie potrafiłam nigdy oprzeć się tej pokusie. Bóg wymaga jednak, abyśmy zachowywali umiar w je- dzeniu. Pomodliłam się więc słowami: „Jezu, mocą mojego chrztu, zrywam wszelkie nadmierne uzależnienie od słodyczy". Dzisiaj nie jestem już łakoma i jem czekoladę w niewielkich ilościach. Podobnie postępujemy w naszych relacjach z innymi ludźmi. Mając do czynienia z osobą wyjątkowo napastli- wą, modlę się cicho, a Bóg zawsze mnie wysłuchuje: „Panie, przez łaskę chrztu i łaskę bycia Twoim dziec- kiem, wypędzam ducha buntu i niewiary, składając je u stóp Twego krzyża, abyś nad nimi zapanował". Zwykle coś się wydarza i mogę kontynuować rozmowę. Jej rezultat z pewnością będzie pozytywny. Ileż razy spotykaliśmy osoby sparaliżowane nieśmia- łością, strachem, niepokojem, poczuciem winy! Wystar- czała wówczas modlitwa o wyzwolenie mocą chrztu, aby Pan zaczął działać i otwierał zamknięte bramy serc. Jestem przekonana, że dzieciom Bożym powierzone zostały wszystkie skarby Królestwa. Do całego tego bogactwa należy również moc zawarta w łasce naszego chrztu. Świadomi, że wypadki prawdziwego opętania zdarzają się rzadko, pozostańmy ostrożni i nie utożsamiajmy Częścią tej modlitwy powinno być uwielbienie. Uwielbianie Boga nie sprowadza się do hałaśliwych podziękowań; jest ono bardzo wymagającą formą spotka- nia z Bogiem i prawdziwym odkryciem, jakie przeznacza nam Pan. Ważne jest, byśmy pamiętali, że Bóg stworzył nas wolnymi. Wolność wpisana została w najgłębsze warstwy naszej istoty. Bóg wiedział, że zrobimy z niej zły użytek i że będziemy zrzucać na Niego odpowiedzialność za wszystkie cierpienia i nieszczęścia świata. Nasze rzeczy- wiste uzdrowienie rozpoczyna się w chwili, gdy uświada- miamy sobie, że Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy. Zaczynamy wracać do zdrowia, gdy pojmujemy, iż nic nie należy do nas naprawdę, oprócz woli, zdolnej odpo- wiedzieć Bogu „tak". Uwielbiać Boga, to dostrzec wszystkie Jego dobro- dziejstwa i obecność, we wszelkich - szczęśliwych i nieszczęśliwych - zdarzeniach naszej przeszłości. Przeżywamy niejednokrotnie czas próby. Jeśli udaje nam się przebrnąć przez nią z uwielbieniem na ustach, otrzymujemy lekcję oczyszczającą i pełną błogosła- wieństwa. Gdy uwielbiamy Boga we wszystkim, jesteśmy posłuszni Jego przykazaniu: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie UWIELBIENIE A. — Aby nasze wstawiennictwo przynosiło owoce, musimy kultywować autentycznego ducha modlitwy. Mówisz często o uwielbieniu. Wprowadź nas w jego tajniki. N. — Kto zaniedbuje modlitwę, nie może spodziewać się Jezusowych łask. Chrześcijanie za wszelką cenę powinni przekonać się o znaczeniu modlitwy w ich życiu; modlit- wy długiej, wzbogaconej lekturą Słowa Bożego, charyz- matami, glosolalią itd. W swoich Ćwiczeniach duchownych święty Ignacy Loyola wymienia różne rodzaje modlitwy. Każdy czło- wiek powinien dobrać sobie ten, który najbardziej mu odpowiada. Musimy w każdym razie przejść od wygła- szania monologów przed Bogiem do głębokiego i bez- pośredniego dialogu. Trzeba czasu, aby wyostrzyć swój duchowy słuch i zrozumieć, co Pan chce nam przekazać. Modlitwa osobista powinna stać się bardzo naturalną czynnością w naszym życiu. Powtarzam: Bóg zaprasza nas na dłuższe spotkania, każdego poranka i wieczoru, trwające przez co najmniej pół godziny. niałam już mówiąc o przebaczeniu, nie należy opierać się na uczuciach, lecz szukać zawsze woli Bożej. Podkreślam, że modlitwa uwielbienia wprowadza nas w świat głębokich doświadczeń duchowych, pozwalając Bogu na dokonanie zmian w naszym życiu. Nie wysławiamy Boga za nieszczęścia, ale za to, że jest z nami, w każdej opresji, każdym tragicznym położeniu. Był obecny w zranieniach mojej przeszłości, gdy czułam się opuszczona przez bliskich. Zostałam upokorzona? I wtedy był ze mną, nie odstępował mnie nawet na krok. W obliczu nieszczęścia możemy przybrać dwie postawy: - uwielbiać Boga i wypełnić tym Jego wolę. W odpo- wiedzi Bóg zsyła nam strumienie łask i darów Ducha Świętego; - wybrać drogę urazy i rozgoryczenia, a w ten sposób dać przystęp do naszego serca złu. Konsekwencją tego wyboru są grzechy, nienawiść, obecność ducha śmierci. Chciałabym opowiedzieć o czymś, co zdarzyło się podczas ostatniego trzęsienia ziemi w Chile. Prowadziłam wtedy rekolekcje, w których uczestniczył młody semina- rzysta. Nie wiedział on nic o charyzmatycznym, pełnym niezwykłych przeżyć, uwielbianiu Boga. 3 marca 1985 roku, około siódmej dwadzieścia, miało miejsce jedno Chrystusie względem was" (ITes 5, 18). Święty Ignacy powiada, że człowiek został stworzony, by uwielbiać Boga, swego Pana, szanować Go i służyć Mu. Oto słowa pełne mocy. Oczywiście zdarzają się sytuacje, w których nie potrafimy uwielbiać Boga. Skłaniając jednak serce ku modlitwie uwielbienia, wkrótce staniemy się zdolni, by wysławiać Go i błogosławić w najmniej sprzyjających warunkach, czy będzie to porażka, poniżenie, czy też utrata kogoś bliskiego lub wypadek, który przyprawił nas o kalectwo. Słyszę już obiekcje: „Po co uwielbiać Boga? Wielbiąc Go, niczego Mu nie dodaję. Dlaczego mam to czynić, skoro w niczym Boga tym nie wzbogacam?" Nie rozu- miemy, że uwielbianie Boga przynosi korzyść nam samym. Powinniśmy wysławiać Go, aby mógł przemie- niać nasze serca i otworzyć nam prowadzącą do Niego drogę. Jak umiejętnie bronimy się przed Panem! Roz- pinamy nad głowami parasole dla ochrony przed desz- czem łask, mogących zmienić nasze życie. Słyszy się też: „Dlaczego miałbym wielbić Boga w doświadczeniach? Byłoby to hipokryzją! Jak uwielbiać Go, kiedy wszystko się we mnie burzy?" yf " Przekonałam się, że Bóg jest obecny we wszystkich / wydarzeniach, pomyślnych i niepomyślnych. Jak wyjaś- śmierci i chwile zmartwychwstania. Uwielbienie pozwala nam przejść ze śmierci do życia tak, jak uczynił to Chrystus. Krzyż, który zdawał się być największą przegraną, stał się przecież najwspanialszym źródłem życia! Właśnie krzyż objawia nam, że Jezus jest Panem. Jako dzieci Światłości, zostaliśmy wezwani do kroczenia wytyczoną przez Nią drogą. Słowa te nie są owocem duchowości oderwanej od życia. Płyną z doświadczenia. Gdy uwielbiamy Boga mimo rozmaitych nieszczęść, nasze uczucia odmieniają się i widzimy spoczywającą na nas Jego rękę. Miłość Boga towarzyszy nam wśród wszelkich katastrof; pozos- tajemy bezpieczni w Jego dłoniach. Zbyt często postrzegamy Jego łaski jako rodzaj „supermarketu", stworzonego, aby zapewnić nam dosta- tek różnorodnych dóbr. Bóg jest jednak przede wszys- tkim pełen czułości i uwagi na wszystko, co dzieje się z Jego dziećmi w nieszczęściu i utrapieniu. Gdy zaczy- namy wypełniać Jego wolę, gdy przychodzimy do Niego jak do Ojca, który może nam pomóc, Bóg w swoim miłosierdziu zasypuje nas niezwykłymi darami. Bardzo często nie wiemy, jaki pożytek wyniesiemy z trudnego dla nas położenia. Lubiłam głosić w grupach modlitewnych naukę o uwielbieniu. Przemawiając, byłam pełna zapału i czu- z najpoważniejszych (biorąc pod uwagę zwłaszcza straty materialne) trzęsień ziemi w naszej historii. Ponieważ zaczęliśmy już modlitwę, wielbiliśmy Boga przez wszystkie nie kończące się minuty wstrząsów sejsmicznych, uznając Go za naszego obrońcę, naszą skałę. Wierzyliśmy w Jego obecność pośrodku tego nie- opisanego kataklizmu. „Alleluja! Chwała Tobie, Panie, bo jesteś z nami! Ty jesteś naszym Bogiem, my zaś Twoim ludem; spoglądasz na nas i kochasz nas, Panie nasz i Boże!" - śpiewaliśmy. Seminarzysta był nadzwyczajnie poirytowany. Pod- szedł do mnie złoszcząc się, że można chwalić Boga w tak beznadziejnym położeniu. „Czemu to służy?" - krzyczał. Wyjaśniłam mu, że myśl o Bożej opiece wśród niebezpieczeństw napełnia nam dusze radością i pokojem. Istotnie, wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie kosztowałam tak głębokiego pokoju wewnętrznego jak w owej chwili, gdy prawie nie mogłam utrzymać się na nogach. Należy więc chwalić Boga nie tylko dlatego, że może On zmienić określony stan rzeczy, ale i dlatego, że posłuszeństwo Jego woli uczy nas życia w Nim. Mod- litwa taka nie gwarantuje nam cudownej interwencji Bożej i nie odbiera kielicha goryczy, który został nam przeznaczony. Całe życie duchowe obfituje w chwile Im dłużej chwaliłam Boga za wszystko, tym bardziej napełniałam się radością i pokojem. W trzy miesiące później odebrałam telefon od najlepszej przyjaciółki. „Nelly, podjęłam pensję i chciałam dać ci pieniądze. Bóg podpowiedział mi jednak co innego: mam odnowić pokrycie twoich materaców!" - usłyszałam w słuchawce. Odnalazłam wówczas potęgę uwielbienia. Istotnie, ła- two jest przeczytać Moc uwielbienia Merlina Carothersa, trudniej jednak wielbić Boga bez względu na okolicz- ności! W swojej książce Carothers pomija pewną prawdę: nie uwielbiamy Boga za nieszczęścia, ale za to, że jest z nami pośród nich obecny. Uwielbienie jest drogą duchową, nie przynosi jednak rezultatów w sposób magiczny, na zawołanie. Nie bądźmy powierzchowni. Musimy przyjąć cały Boży plan miłości, gdyż to ona uzdrawia i jest jedyną rzeczywistością, która nigdy nie ustanie (lKor 13, 8). Wielbiąc Boga, stajemy się uwielbieniem, wchodzimy w jedność z Bogiem i światem stworzonym. Droga uwielbienia wiedzie przez ubóstwo i wyzucie się z wszystkiego. Bóg zachęca nas do porzucenia rozpaczy, buntu, fałszywych krzyży, błędnych systemów wartości, próżności, intelektualizmu, do otwarcia bram Ocalić...-9 łam na sobie niewidzialną dłoń Ducha Świętego. Wiele osób doznawało przemiany dzięki moim słowom, sama jednak nie wcielałam w życie tego, o czym mówiłam. Co więcej, wzburzenie wywołane spotykającymi mnie przeciwnościami do szczętu odbierało mi zdolność modlitwy. Od pewnego czasu nie miałam pracy. Matka zmarła, ojciec ożenił się ponownie. Razem z siostrami żyłyśmy z niewielkiej sumy, którą ojciec przekazywał nam co miesiąc. Wystarczała najedzenie, była jednak zbyt niska, aby zapewnić utrzymanie domu. Jedyną moją pracą było codzienne ścielenie łóżek. Każdego dnia brałam do ręki igłę, by zreperować matera- ce, które coraz bardziej się darły. Wiedziałam dobrze, że następnego dnia będę musiała powtórzyć tę samą czyn- ność. Szyjąc, płakałam i obrzucałam Jezusa wyrzutami! ^* Pewnego dnia zastygłam z igłą w powietrzu. Za- częłam płakać jak zwykle, kiedy mój umysł przeszyło pytanie: „Nelly, czy wierzysz w to, czego nauczasz? Wierzysz, że Bóg jest obecny w tej sytuacji? Sądzisz, że chce On, aby Jego dzieci sypiały w tak niegodziwych warunkach?" „Jezu, nie będę już płakać, nie będę rozpaczać, chcę Cię uwielbiać, ponieważ widzisz, jak naprawiam materace" - postanowiłam., , stępnym tygodniu nasza siostra w Panu opowiadała o cudownym połowie ryb, jaki przydarzył się jej synowi. Jeśli Bóg może zaradzić ludzkim problemom dzięki naszej wytrwałej modlitwie uwielbienia, może On także oddziaływać na nasze zdrowie, mieć wpływ na pojedna- nie w rodzinie, państwie i na całym świecie. Gdy uwielbienie stanie się jak gdyby naszym „ciałem i krwią", odzyskamy wolność dzieci Bożych, współdzie- dziców Jezusa Chrystusa, dziedziców Królestwa, mają- cego początek już na tej ziemi. WSTAWIENNICTWO, MODLITWA WSPÓLNOTOWA A. — Opowiedziałaś nam o modlitwie uwielbienia, co chciałabyś dodać na temat wstawiennictwa w modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne? N. — Nie sposób odgraniczyć modlitwę wstawienniczą od modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne, gdyż każdy, kto godzi się być narzędziem Pana i modlić za brata - wsta- wia się za nim, a Chrystus nadchodzi ze swoją łaską, by spełnić jego prośbę. v.. i serca dla prawdziwej Mądrości. Nie zatrzymujmy się na tym, co Bóg uczyni. To Jemu przysługuje inicjatywa. Dzięki uwielbieniu przeprowadzi nas przez próby i hojnie obdarzy łaskami, owocami Ducha, jakich nawet się nie spodziewamy. Gotowi wielbić Go, przyjmijmy pokój przewyższający wszelki umysł! Ośmielmy się także uznać, że Bogu nieobce są nasze potrzeby. On zna lepiej niż my sami nasze przeszłe życie. Nie mamy odwagi wierzyć, że dla każdego z nas, tu i teraz, Pan chce dokonywać cudów, ponieważ jest „li- tością i miłosierdziem". Jakże często zapędzamy się w ślepy zaułek z braku wiary w konkretną pomoc Bożą! Pewnego dnia jedna z członkiń naszej grupy modli- tewnej poskarżyła się, że jej syn, będący rybakiem, nie złowił nic w ciągu ostatniego tygodnia. Sytuacja stawała się coraz bardziej krytyczna. Zapytałam naszą siostrę, co zrobiła do tej pory. Odpowiedziała mi, że się modliła. Zrozumiałam jednak, że jej modlitwa była raczej próbą manipulacji Bogiem. Poprosiłam, aby zaczęła modlić się inaczej, wychodząc zawsze od dziękczynienia za wspa- niałe ryby, jakie złowi jej syn. To niewiarogodne, co się dzieje, gdy zaczynamy żyć dynamizmem Ewangelii - „wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie" (Mk l łi>,34). Już w na- do prośby w jej intencji. Gdy postąpiłam zgodnie z Jego wolą, wizja zaczęła powracać coraz natarczywiej. Co się okazało? Moja siostra spadła ze schodów z wysokości drugiego piętra i nie odniosła żadnego poważnego obrażenia. Wszyscy zastanawiali się, co uratowało ją przed złamaniem. Ja wiedziałam natomiast, że Bóg kazał mi uprzedzić wypadek modlitwą i w ten sposób uchronił siostrę przed jego konsekwencjami. Często nie rozumiemy Bożych wezwań. Bóg ukazuje nam potencjalne zagrożenia, którym jesteśmy w stanie zapobiec naszą modlitwą. Wyobraźmy sobie, że Bóg ostrzega nas przed katas- trofą w jakimś kraju. Wizja taka nie będzie miała charak- teru „parapsychologicznego jasnowidztwa", lecz będzie dla nas znakiem Bożej miłości, zachętą do wspólnej modlitwy o powstrzymanie owych brzemiennych w sku- tki wydarzeń. Bóg uprzedza o ewentualnym ich nadej- ściu, ponieważ chce, aby Jego dzieci żyły w pokoju i bezpieczeństwie. Tak właśnie zapowiadał On w naszej grupie modli- tewnej możliwość wybuchu wojny między Chile a Ar- gentyną. Nie uważaliśmy tego konfliktu za nieunikniony, prosiliśmy jednak, aby nigdy do niego nie doszło. Nie jesteśmy dostatecznie otwarci na Boże natchnie- Im bardziej poddamy się Duchowi Świętemu, tym Modlitwa wstawiennicza ma dla nas doniosłe zna- czenie. Może wyjednać nam moc żyjącego Chrystusa, który pragnie uzdrawiać swój lud i przywracać równo- wagę w zranionych sercach. Nie odważamy się prosić, nie dość wierzymy w naszą odpowiedzialność związaną z modlitwą wstawienniczą. Nie dopuszczamy myśli, że Jezus wysłucha nasze prośby. Mimo to pragnie On wkroczyć w najdrobniejsze szczegóły ludzkiego życia. Oczekujemy nadzwyczajnych łask, to zrozumiałe - stwierdziłam jednak ze zdziwieniem, że Bóg wysłu- chuje mnie nawet wtedy, gdy proszę o rzeczy mniej istotne. Jezus udziela mi wszystkiego, czego potrzebuję! Podjąwszy się modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne, powoli uświadamiamy sobie wagę wstawiennictwa. Jeśli będziemy wierni natchnieniom Ducha Świętego, zechce On posłużyć się nami w każdych warunkach i uczyni wszystko, aby objawić nam darmo dane skarby Króles- twa, które możemy otrzymać będąc współdziedzicami Chrystusa. Jeśli dochowuję posłuszeństwa Duchowi Świętemu w mojej modlitwie za braci, mogę usłyszeć Jego polece- nia - „zrób określoną rzecz, oręduj w danej sprawie" itp. Przypomina mi się pewna wizja otrzymana podczas modlitwy. Oglądałam twarz jednej z moich sióstr zde- formowaną jak gdyby przez wypadek. Bóg zachęcał mnie Jego ludu. Gdy zachęca nas On do prośby za kimś lub w jakiejś sprawie, przyjmijmy tę odpowiedzialność i pomódlmy się! A. — Czy utwierdzenie się w lasce uzdrowienia wewnę- trznego wymaga przynależności do grupy modlitewnej? N. — Ma ona niebagatelne znaczenie. Wspólnota jest miejscem, w którym Bóg udziela nam łaski coraz pełniej- szego uzdrowienia. Grupa modlitewna to zgromadzenie charyzmatyczne, w którym działa Duch Święty. Zna On nasze potrzeby. Nasze wierne uczestnictwo w modlitwie Jezus wynagra- dzać będzie uzdrowieniem. Jestem zaskoczona ilością darów, jakie Pan zesłał mi podczas tych cotygodniowych spotkań. Zdani na siebie samych, nie potrafimy wstąpić na drogę uzdrowienia ani wytrwale nią kroczyć. Potrzebu- jemy wspólnoty. Do każdej grupy należy zwykle choć jedna osoba posiadająca wiele doświadczenia, która pomoże wzrastać swoim siostrom i braciom. Niestety, Europejczykom brak prostoty; ukrywają oni wiele rzeczy. Nie ma jednak nic ukrytego przed Bogiem. Uczestnictwo w spotkaniu modlitewnym dostarczy nam także nowych sił dzięki poczuciu przyjaźni i dziele-r swobodniej będzie On mógł nami dysponować. W sposób całkowicie naturalny, Duch zainspiruje nas do modlitwy za sprawy i wydarzenia, jakie dziś trudno nam sobie nawet wyobrazić. Może On na przykład powiedzieć do nas tak jak kiedyś do mnie: „Udaj się pod numer X przy ulicy Y; spotkasz tam kobietę, która woła do mnie ze wszystkich sił". Ponieważ nie byłam jeszcze przyzwyczajona do takich poleceń, poprosiłam o znak. Było to przed Bożym Narodzeniem; znajdowałam się na poczcie wypełnionej tłumem ludzi. „Jeśli to wezwanie rzeczywiście pochodzi od Ciebie, spraw, abym została obsłużona w ciągu pięciu minut" - zwróciłam się do Pana. Kolejka była długa. Większość stojących w niej osób nagle opuściła pocztę i zostałam obsłużona natychmiast. Nie pozostawało mi nic innego, jak udać się pod wskazany adres! Weszłam do mieszkania kobiety, która leżała i oczekiwała śmierci. „Jeśli istniejesz, poślij kogoś, kto opowie mi o Tobie!" - wołała do Boga. Pan chciał, abym zaniosła jej prawdę o Zbawieniu. Nasza rozmowa stała się dla niej począt- kiem autentycznego nawrócenia. Nie komplikujmy bez potrzeby zagadnienia wstawien- nictwa. Mamy skłonność do roztrząsania i analizowania wszystkiego... Zatracamy prostotę i przestajemy być dziećmi Boga, wybranymi przezeń do dzieła uzdrawiania N. — Kilka lat temu, gdy podjęliśmy pierwsze próby modlitwy o uzdrowienia wewnętrzne, nie podejrzewa- liśmy nawet, jaka moc uzdrowienia i bogactwo kryją się w sakramentach, powierzonych przez Pana Jego Kościo- łowi. Od czasu do czasu w modlitwie o uzdrowienie pojawia się bariera nie do pokonania. Na próżno wysi- lamy się na wszystkie możliwe rodzaje modlitwy; nic nie skutkuje. Jedynym ratunkiem jest wtedy sakrament pojednania. Mamy wówczas do czynienia z grzechem lub sytuacją udaremniającą wszelkie wstawiennictwo. Istnieją ludzie tak zablokowani w swoim cierpieniu, że tylko sakrament namaszczenia chorych umożliwi im powrót do zdrowia i przywróci pokój ducha. Namaszczenie chorych jest dla Kościoła źródłem wielkich błogosławieństw, a jednak unikamy go! Powin- niśmy raz na zawsze przestać uważać je za sakrament umierających i dostrzec w nim namaszczenie Boże dla żywych. Bóg przychodzi, aby wylać swój olej uzdrowie- nia, swoje błogosławieństwo, na wszystkie rany, których nie potrafimy już znieść. Dzięki sakramentom, Bóg rozpościera przed nami bogactwo swojej łaski; Jego moc uzdalnia człowieka do ogarnięcia spojrzeniem siebie samego, wyprostowania się i wyboru drogi wiodącej do życia. l niu się Słowem Bożym. Słowo Boże uzdrawia, dodaje otuchy i umacnia. Za każdym razem, gdy odwiedzam nieznany mi kraj lub okolice, pytam o najbliższe miejsce spotkań modlitewnych, aby odnaleźć tam obecność zarówno Pana, jak i braci. Oczywiście nie wystarczy modlić się raz w tygodniu. Wiele osób do tego się ogranicza, dodając codziennie najwyżej kilka Ojcze nasz i Zdrowaś Mario. Wytrwała modlitwa jest filarem życia w Duchu Świętym. Uczestni- cząc w modlitwie wspólnej, odkryjemy sens dialogu z Bogiem, tak bardzo lubiącym rozmawiać ze swymi dziećmi, oraz rolę, jaką modlitwa ta odgrywa na równi z życiem wspólnotowym i sakramentalnym. Grupy modlitewne są żywo krytykowane. Dzięki nim jednak setki tysięcy chrześcijan powróciły do modlitwy i sakramentów, poznały istotę Kościoła oraz braterskiej miłości. SAKRAMENTY A. — Po długich wyjaśnieniach na temat modlitwy, być może, wypadałoby dorzucić kilka słów o sakramentach? sobie przez nich nawzajem sakramentu? Możemy także sięgnąć ponownie po moc daną nam w sakramencie chrztu, który uczynił z nas dzieci Boże i dzieci Kościoła. CHARYZMATY A. — Charyzmaty bywają często źródłem nieporozumień. Jakie miejsce przeznaczasz dla nich w modlitwie o uzdro- wienie wewnętrzne? N. — Obszernie wyjaśniałam już związek między charyz- matami a modlitwą o uzdrowienie. Praktykując ją, używamy charyzmatów niemal wszyscy. Ważne jest, aby zachować prostotę i posłuszeństwo działaniu Ducha Świętego, nie starać się przywłaszczać sobie łask Bożych, przeciwnie - być dobrymi szafarzami darów, jakie Bóg zsyła swojemu ludowi. Pan przyznaje nam charyzmaty, jak i kiedy zechce. Inicjatywa należy do Niego. Uzdrowienie pewnych osób może być nawet bardziej radykalne, jeśli nie użyjemy charyzmatów. Nikt nie ma obowiązku przyjęcia tych znaków Bożej miłości. Niektórych dziwią one lub wręcz Cóż więcej można powiedzieć o Eucharystii niż to, że jest Ona kulminacją uzdrowienia - Jezus staje się moim ciałem i krwią, uświęca mnie, umacnia, przynosi uzdro- wienie fizyczne, psychiczne i duchowe. Zrozumiemy istotę uzdrowienia wewnętrznego, gdy uświadomimy sobie, że jest ono drogą nawrócenia, wiodącą przez Kościół do Chrystusa, źródła naszego życia. Nawrócenie łączy się z uzdrowieniem, przebaczeniem i pojednaniem sakramentalnym. Długo jeszcze można by mówić o mocy sakramentów; chcę tylko dodać, że wielu księży nie domyśla się nawet, jakie skarby zostały oddane przez Boga do ich dyspo- zycji. Gdyby na przykład mieli odwagę udzielać częściej sakramentu namaszczenia chorych, wiele rzeczy zmieni- łoby się w Kościele Chrystusowym. A. — W modlitwie prosimy także, aby Pan przywrócił nam całą moc sakramentu naszego chrztu, małżeństwa, kapłaństwa. N. — Tak. Możemy odzyskać pełnię mocy, płynącej z każdego już otrzymanego sakramentu, a częściowo utraconej z powodu rutyny, obojętności lub grzechu. Co zatem innego oznaczać może uzdrowienie małżeństwa niż przywrócenie małżonkom całej skuteczności udzielonego wiać. Było to przejawem działania daru wiedzy. Kobieta zaczęła nagle płakać. Wyznała, że mąż był nałogowym pijakiem, wskutek czego zmarł, roztrwoniwszy uprzednio cały wspólny majątek. Słowo poznania może zostać zastąpione pewnymi odczuciami. Modląc się kiedyś za dwunastoletniego chłopca, poczułam, że ogarnia mnie lęk. Dziecko było szalenie blade, nie znałam jednak przyczyny odebranego wrażenia. Dopiero po dłuższej modlitwie zrozumiałam, że było ono daną mi przez Boga wskazówką. Gdy nieco później znowu modliłam się za chłopca, Pan objawił mi niespodziewanie, że dziecko jest codziennie bite przez ojca. Odczuwany przeze mnie lęk odzwierciedlał parali- żujący je strach przed życiem. Bóg może przemówić do nas za pomocą pewnych wyobrażeń. Czasami posiadają one niecodzienną treść, zawsze jednak mówią nam coś o osobie, za którą pro- simy. Myślę teraz między innymi o wizji mężczyzny niosącego na głowie lichtarzyk z zapaloną świecą; gdy świeca spadała, podnosił ją i ustawiał na tym samym miejscu. Był to człowiek, który nie chciał poddać się prowadzeniu Ducha Świętego, podsycał swój wewnętrzny niepokój, intelektualizował relacje z Bogiem. Patrząc na niektórych ludzi, miewam wizję strusia chowającego głowę w piasek. W ten sposób Pan daje mł bulwersują. Musimy więc być rozważni w przypadku zarówno śpiewu w językach, jak i słów poznania, których sens możemy wyjawić lub zataić. W takich chwilach prośmy o mądrość, która podpowie nam, czy mówić i dzielić się, czy też przemilczeć rozeznanie, jakie Pan nam podsuwa. Zapytajmy również osobę, za którą się modlimy, czy to, co wydaje nam się słyszeć w duchu, jest zgodne z prawdą. Moje doświadczenie pozwala mi mówić o swego rodzaju „lokalizacji" rozeznania. Aby oszczędzić czas i pomóc w szybkim dotarciu do sedna sprawy, Bóg daje mi przejściowe uczucie bólu w różnych miejscach. Ból w dłoni sygnalizuje na przykład, że dana osoba nie akceptuje siebie samej; w prawym przedramieniu - że powinna przebaczyć swojemu ojcu lub jakiemuś męż- czyźnie; w ramieniu - że ma coś do „przebaczenia" Bogu itd. Czasem rozeznanie może objawić się za pośred- nictwem jakiejś wyraźnej woni. Poznałam kiedyś starszą, dosyć elegancką panią. Kładąc dłoń na jej ramieniu poczułam nagle silny zapach wina. Osoba ta z pewnością nie nadużywała alkoholu. Pomodliłam się o wyjaśnienie. Co Bóg chciał powiedzieć mi przez to wrażenie wę- chowe? Zapytawszy ją o męża, dowiedziałam się, że od dawna nie żyje. Czułam, że powinnyśmy o nim porozma- Temu, kto otwiera się na łaskę Bożą i postanawia na- wrócić, Pan udziela wszystkiego, co potrzebne jest do uzdrowienia. Na przeszkodzie staje nie Bóg, ale nasze grzechy. Bóg uczynił nas współdziedzicami swojego Sy- na; możemy oczekiwać z Jego strony wszelkiego dobra. Aby słowo poznania stało się dla nas zrozumiałe, musi upłynąć nieraz wiele czasu. To Pan wybiera odpo- wiednie chwile, ponieważ nie zawsze jesteśmy gotowi przyjąć Jego światło. Jego drogi nie są naszymi drogami. Dodajmy jeszcze, że ludzie proszący o modlitwę uzdro- wienia, zwłaszcza w trakcie wielkich spotkań, nieko- niecznie mają ochotę się nawrócić. Warunkiem uzdro- wienia jest przylgnięcie do Chrystusa. To my służymy Bogu, nie odwrotnie. Uzdrowienie jest czymś różnym od magii. „Szukacie Mnie dlatego, żeście jedli chleb do sytości" - powiedział Jezus do podążających za Nim tłumów. Można powiedzieć jeszcze wiele o darze poznawania, mamy jednak kilka dobrych opracowań tego przedmiotu (np.: Philippe Mądre, Le charisme de connaissance [Charyzmat poznania] Ed. du Lion de Juda, Nouan-le- -Fuzelier, 1985). Podobnie jak uzdrowienie wewnętrzne, słowo poznania jest drogą duchowego rozwoju. Nie wystarczy usłyszeć je, trzeba jeszcze przyjąć i pogłębić to, co zostało nam dane. „Nie rzucajcie swych pereł znać, że osoba ta nie osiągnęła jeszcze dorosłości i po- winna zgodzić się na życie. W swojej dobroci, trosce i miłości Jezus objawia mi sytuację tych, za których się modlę. Czyni to z nie- słychaną prostotą. Jeśli pozwalamy się Mu prowadzić, nic nie będzie dla nas zbyt trudne. Do słowa poznania trzeba podchodzić z całą ostroż- nością. W niektórych grupach słyszy się na przykład: „Pan uzdrawia właśnie wszystkich cierpiących na bez- senność". Bóg może uzdrowić w okamgnieniu. Chce On jednak dotknąć również najgłębszych przyczyn owej bezsenności. Jestem zdziwiona, gdy słyszę: „Pan uzdro- wił". Należałoby powiedzieć raczej, że Bóg chce uzdro- wić kogoś z takiego czy innego cierpienia. Człowiek, którego dotyczy ta zapowiedź, może przejść jeszcze długą, nawet wieloletnią drogę do pełnego zdrowia. Czas ten w niczym nie umniejsza wartości wyrzeczone- go w danej chwili słowa poznania. Na przykład, słowo poznania skierowane niegdyś przez Boga do osoby ze Wspólnoty Lwa Judy* spełniło się dopiero w trak- cie odbywanych przez nią w Belgii rekolekcji ignacjań- skich. ' Obecnie „Wspólnota Błogosławieństw". A. — Powróćmy do charyzmatów. Sądzę, że chciałabyś powiedzieć nam jeszcze coś o pozostałych. N. — Owszem. Chciałabym zaznaczyć, że w modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne pewną rolę odgrywa dar proroctwa. Niektórzy ludzie są tak nieszczęśliwi, noszą w sercu tak dotkliwe rany, że potrzebują specjalnego umocnienia. Bóg zsyła wówczas słowo, które dodaje im odwagi i siły. Może to być pocieszenie w rodzaju: .Jestem z tobą, nie lękaj się", lecz także fragment Pisma Świętego przynoszący otuchę i rozeznanie. Chciałabym także wymienić dar wymagający najwyż- szej rozwagi - „odpoczynek w Duchu". Jego działanie przenika nas tak dogłębnie, że nie podejrzewamy nawet, jak odległych sfer naszej osobowości Bóg dotknie za jego pomocą*. Istotnie, możemy pozostać bardzo powierzchowni w naszym rozumieniu charyzmatów. Duch Święty prag- * Biorąc po uwagę dyskusyjny charakter tego daru sygnalizujemy: -ir,1 - że zjawisk posiadających aspekty psychosomatyczne nie można sprowadzić do tych ostatnich; działająca w nich łaska może być rozpoznawana po owocach, a także po autentyczności kontekstu; - szczególna roztropność jest konieczna w przypadku objawiania się tego daru w grupie osób. Należy wystrzegać się grupowych manipulacji, nadmier- nych emocji, obsesji na tle niezwykłości, pogoni za darem uzdrowienia w oderwaniu od doświadczonego kierownictwa duchowego (o czym mowa na kolejnych stronicach książki). Ocalić... -10 przed świnie" - mógłby powiedzieć Chrystus również nam, którzy nazbyt często depczemy Jego łaski. A. — Czy istnieje związek między prawością człowieka a udzielonymi mu charyzmatami? N. — Szatan uwielbia wciągać nas w pewną grę. Ludzie nie posiadający charyzmatów twierdzą, że nie zasłużyli na nie. Gdy je otrzymują, zły duch przekonuje ich, że są niegodnymi grzesznikami. Kto zdaje sobie sprawę, że Chrystus przyszedł dla nas; kto prosi Boga o łaski - dostępuje spełnienia swojej prośby. Szatan podpowiada mu wtedy, że udzielone przez Boga charyzmaty są dowodem osobistej świętości i usprawiedliwiają działanie zgodne z ludzką wolą. ! Zwróćmy uwagę, jak reagują wspólnoty na otrzymani przez kogoś charyzmatu. Człowiek taki zostaje obwx? łany świętym. Powtarzam, że świętość pochodzi od Bo- ga. Tym, do czego mamy dążyć dla dobra naszych braci, jest oczyszczenie, bycie drogą przepływu krystalicznej, niczym nie skażonej wody. Prowadzi to do świętości, a świętość jest darem Boga. Pamiętajmy o proboszczu z Ars, całkowicie nieświadomym własnej świętości i przypisującym wszystkie cuda orędownictwu świętej Filomeny! '. dlitw o uzdrowienie, jest on przeżywany jak najzwyczaj- niej. Osoby, które go doświadczają, mogą otrzymać łaskę definitywnej przemiany. Spostrzegliśmy jednak, że łaska ta odbierana jest na różnych poziomach i że posługiwanie się technikami relaksacji w modlitwie o uzdrowienie stanowi pewne niebezpieczeństwo. Pozwólmy działać Panu, gdyż to On dokonuje nadzwyczajnych uzdrowień. U niektórych osób odpoczynkowi w Duchu towarzy- szy przypomnienie zatartych w pamięci wydarzeń, a tak- że zrozumienie ich wpływu na wizję świata i bliźnich. Oto przykład: na spotkanie naszej grupy modlitewnej przyszedł kiedyś mężczyzna w wieku około czterdziestu pięciu lat. Źle funkcjonował on w życiu, nie tylko w środowisku rodzinnym, lecz także zawodowym. Żywił zapamiętałą nienawiść do ojca. Odmawiał mu jakich- kolwiek cech dodatnich. Nazywał go nie inaczej, jak „nieodpowiedzialnym pijakiem". Jego samego przerażała niekiedy własna niepohamowana wściekłość na ojca. Rodzice rozstali się, kiedy miał trzy lata. Chłopiec pozostał u matki. Ojciec odwiedzał go i usiłował pozy- skać sobie miłość dziecka. Przy okazji każdej wizyty obiecywał w podarunku piłkę do futbola, której w końcu nigdy mu nie sprezentował. W czasie odpoczynku w Duchu Pan pokazał, że u podstaw nienawiści do ojca, a także u podstaw nie- nie jednak, abyśmy posunęli się dalej. Mówiłam już o słowach poznania. Jak mało wierzymy w skuteczność darów Ducha Świętego! Bóg może przez trzy lub nawet cztery lata posługiwać się tym samym słowem poznania, prowadząc osobę, która je otrzymała, do szczęścia i do zdrowia, fizycznego i duchowego! Nie wiemy, które wspomnienia ulegną przemianie pod wpływem odpoczynku w Duchu. Posiadamy tak ograni- czoną znajomość siebie samych, nie wiemy, do jakiego stopnia zraniły nas, ile spustoszeń poczyniły w naszym wnętrzu pewne fakty z okresu dzieciństwa, a nawet pobytu w matczynym łonie! Jedyną rzeczą, jaką sobie uświadamiamy, jest zapis określonego wydarzenia w pamięci, wynikające z niego zachowania, projekcja naszego zranienia na innych ludzi i przyswojenie sobie w jego następstwie pewnych kryteriów oceny. Jesteśmy silnie napiętnowani. Jedynym sposobem dotarcia do prawdy o sobie jest pozwolenie Panu, aby nas uzdrowił; Bóg pojedna nas z naszą przeszłością i ponownie zapisze w pamięci wyłaniający się z niej fakt. Upływ czasu jest niezbędny dla usunięcia piętrzących się przeszkód i otwarcia wszystkich zamkniętych drzwi. Wypowiedziano już wiele mylnych sądów na temat odpoczynku w Duchu. W Chile, podczas naszych mo- podświadomości skutków zranień i wynikającej z nich często goryczy i smutku. Po odpoczynku w Duchu nierzadko obserwuje się radykalną przemianę życia. 3. Aby uleczyć najboleśniejsze wspomnienia w naszej pamięci, Bóg sprawia czasami, że odpoczynkowi w Du- chu towarzyszy rodzaj nieświadomości. Stanowi to jeden z Bożych sposobów działania. Kiedy jednak nadejdzie moment przyjęcia dokonanego przez Jezusa uzdrowienia, człowiek ten będzie przeżywać trudne chwile i potrzebować z naszej strony troskliwego prowadzenia, a także gorliwej modlitwy o pokój wewnę- trzny, o Bożą interwencję i ponowny zapis wspomnień. Podczas odpoczynku w Duchu pewna kobieta naśla- dowała ruchy płodu, wydawała się dusić i mieć mdłości. Postanowiliśmy rozpocząć modlitwę za dziewięć mie- sięcy życia płodowego. Obejmując modlitwą czas narodzin, poprosiliśmy, aby Pan dał jej łaskę zgody na życie, wolność dzieci Bożych oraz odwagę do głębokiego wdychania powietrza dla zapewnienia całkowitej wenty- lacji płuc. Gdy odzyskała zmysły, pojęła, że nie mogła dotąd w pełni narodzić się do życia. Co się okazało? Jej rodzice byli nastawieni nad wyraz materialistycznie. Pewnego dnia ojciec znalazł w prasie informację, że wszystkie kobiety, których poród przy- prawdziwej wizji Boga leży owa piłka, której człowiek ten pragnął z całej swojej dziecięcej duszy i której domagała się wciąż jego podświadomość. Rozpłakał się z radości i skruchy, gdy odczuł płynącą z Chrystusowego Serca moc pojednania. Odpoczynek w Duchu pozwala doświadczyć głębo- kiego uzdrowienia wewnętrznego. Ważne jest jednak, by umieć odróżniać go od zwykłych zjawisk psycho- pochodnych. Oto kilka szczegółów. 1. Na rekolekcjach zauważamy, że w chwili modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne pewne osoby zapadają w twardy sen. Jak stwierdziliśmy, przeżyte kiedyś stresy zwykle powodują u nich wzmożone napięcie mięśniowe, nerwowe i psychiczne. Ludzie ci nie są jeszcze predyspo- nowani do przyjęcia Bożego działania, a sen jest tylko efektem relaksacji. 2. W czasie odpoczynku w Duchu dana osoba traci kontrolę nad mięśniami i upada na plecy. Pozostaje całkowicie świadoma, nie jest jednak w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Jeśli nie stawia oporu działaniu Ducha Świętego, otrzyma wielkie łaski - radości, pokoju, skruchy lub pojednania oraz odczucie bezpośredniej bliskości Boga. Dotknie On zakorzenionych ty naszej 5. Celem odpoczynku w Duchu może być zachęta do modlitwy wstawienniczej. Taki odpoczynek w Duchu wyróżniał się czasem szczególnymi przejawami zewnę- trznymi. Aby to zilustrować, podaję przykład. Gdy prowadziliśmy rekolekcje w wiosce u ojca Hurtado, pewna osoba upadła bezwładnie na ziemię. Leżąc, szeptała bez przerwy: „Mój syn, mój syn!" Zaczęliśmy modlić się za nią, a ponieważ wiedzieliśmy, że ma tylko jednego syna - prosić Boga także w jego intencji. Co działo się dokładnie w tej samej chwili? Po pewnym czasie dotarła do nas wiadomość, że młodego człowieka spacerującego po opustoszałej ulicy Santiago zaatakowało brutalnie dwóch mężczyzn. Uzbrojeni w noże bandyci ograbili go ze wszystkiego, co miał przy sobie. Mamy pewność, że jego życie zostało ocalone dzięki połączonemu ze wstawiennictwem odpoczynkowi w"Duchu, jakiego doświadczyła jego matka. "" 6. Stany analogiczne, choć nie mające nic wspólnego 'iii' zodpoczynkiem w Duchu, mogą być wywołane hipnozą. Upadek na plecy zostaje spowodowany przez kogoś siłą sugestii. Uważam, że nie powinniśmy kłaść dłoni na głowie podczas modlitwy ze względu na wykazywaną przez padnie w określonym czasie, będą korzystać z 25-pro- centowego dodatku dla każdego dziecka i otrzymają dodatkowe 25 procent, jeśli przyjdzie ono na świat w styczniu. Rozwiązanie miało przypaść w okolicach Bożego Narodzenia. Na żądanie męża lekarze opóźnili poród, tak, że nastąpił on w początkach następnego miesiąca. Nowo narodzona dziewczynka czuła niechęć do siebie samej, była pozbawiona poczucia bezpieczeństwa i miała trudności z oddychaniem. Dzięki odpoczynkowi w Duchu Pan dokonał w duszy owej kobiety autentycznego pojednania na poziomie życia w łonie matki i relacji z rodzicami. Bez tego nigdy nie dowiedziałaby się, że jej brak pewności siebie wynika z tak oddalonych w czasie faktów. Żyjemy w oderwaniu od rzeczywistości! To, że sami dowiedzieliśmy się tak wiele, zawdzięczamy odpo- czynkowi w Duchu, podczas którego Jezus przemienia nas na wskroś i pokazuje, kiedy i jak zostaliśmy zranieni oraz jakie zachowania są tego rezultatem. Ten sposób (Iziałania Boga jest doprawdy niepojmowalnym cudem. 4. Istnieje odpoczynek w Duchu, podczas którego Pan udziela nam pewnych darów. Należy do nich między VV ! ! jhnymi łaska modlitwy, rozumienia Słowa Bożego i dar wyjaśniania go. Wiadomo też, że gdy ktoś otrzymuje Bożą łaskę, należy otoczyć go modlitwą. Pięciodniowe rekolekcje wystarczają na odzyskanie pełnej równowagi. Jeśli Bóg odebrał nam świadomość po to, by dotrzeć do samego dna naszej podświadomości, w pewnej chwili doprowadzi nas także do odkrycia faktów, których dotknął wówczas bez naszej wiedzy. Mógł to być gwałt, poczucie odrzucenia w łonie matki, jej trudny poród, w dalszej perspektywie powodujący w nas nieśmiałość lub stany lękowe. Nie wiemy nigdy, co będzie przed- miotem Bożej ingerencji. Po odpoczynku w Duchu i ponownym zapisie w pa- mięci, do jakiego prowadzi nas Jezus, zaczyna się rekonwalescencja pamięci i głęboka reedukacja w dzie- dzinie zachowań. Wszystko to staje się możliwe dzięki obecności kochającej i rozmodlonej wspólnoty. Łaska odpoczynku w Duchu, podobnie jak cała rzeczywistość wiary, skrywa przed nami jeszcze wiele tajemnic. Musimy postępować roztropnie w obliczu sekretów Bożych, do których przeżywania zostaliśmy przecież wezwani. Chociaż niewidzialne, pozostają one nie mniej realne. Bóg, który daje nam charyzmaty, chce, abyśmy je przyjęli, nawet jeśli wydają się czymś nie- zwykłym. Dary te są częścią pedagogii obranej przez niektóre osoby wrażliwość. To istotne, ponieważ niebez- piecznie jest oddawać się pewnym manipulacjom. Są one niezgodne z wolą Bożą. 7. „Odpoczynek" przez sugestię lub sugestię kolek- tywną ma miejsce zwłaszcza podczas rekolekcji dla młodzieży. Wielu sądzi, że może sprowadzić go samo dotknięcie sąsiada: „Dotknąłeś mnie w Duchu Świętym i upadłem!" Ci młodzi ludzie nie są usatysfakcjonowani, póki się nie przewrócą. Działanie Boże przenika nas jednak na wskroś również bez odpoczynku w Duchu. Jak wynika z mojego doświadczenia, odpoczynek w Duchu, owa szczególna łaska Boża, powinien być przedmiotem czujnego rozeznania. W przeciwnym wypadku, zjawisko to może spowodować wiele szkód. Inicjatywa należy do Boga, który wybierze sprzyjający moment dla udzielenia swego daru. W Chile właściwie nigdy nie kładziemy rąk na gło- wie. Odpoczynek w Duchu jest samoistny, a specjalne grupy dbają o to, by nikt nie odczuwał zesztywnienia mięśni, związanego z nieprawidłowym ułożeniem lub zbyt długim trwaniem w pozycji leżącej, gdy podnie- sie się. Czas odpoczynku w Duchu jest różny w poszcze- gólnych przypadkach i waha się od dziesiecau minut do ._. ... f . lx siedmiu godzin. Posługa uzdrowienia i jej etyka A. — Jak dowiedzieć się, czy Bóg wzywa daną osobę do posługi uzdrowienia wewnętrznego? N. — Rozeznanie, kogo powołał Bóg do konkretnej posługi, należy w moim odczuciu do wspólnoty. Czło- wiek nie wybiera swojej posługi. Byłam szczerze zdu- miona, kiedy wysłano mnie do Yalparaiso celem prowa- dzenia modlitwy o uzdrowienia wewnętrzne. Nie wie- działam o niej prawie nic. Gdy wypytywałam braci i siostry we wspólnocie, odpowiedzieli mi: „rozezna- liśmy, że możesz się tego podjąć". Kościół nie myli się pod warunkiem, ^te trwa na modlitwie. Człowiek może mylić się cćPdo własnej osoby, wspólnota - nie. Ta ostatnia widzi postępy swoich członków, ich równowagę psychiczną lub jej brak oraz konieczne do sprawowania posługi wartości duchowe i ludzkie. Jej to przypada zadanie wyboru ludzi, którzy najlepiej wywiązywać się będą z danej służby. Ducha Świętego w epoce rzucającej rozmaite wyzwania chrześcijaństwu. A. — Co odpowiedziałabyś na pytanie: „Czy należy prosić Boga o charyzmaty?" N. — Moim punktem odniesienia są słowa Pisma Świętego. Jezus powiedział: „Proście, a będzie wam dane"! (Mt 7, 7). Musimy jednak oczyścić nasze pobud- ki. Czy jesteśmy pewni, że nie szukamy uznania braci ani próżnej chwały? Czy naprawdę chcemy służyć Panu i budować Jego królestwo? Jako dzieci Boga jesteśmy wolni. Każdy człowiek może dostąpić Bożych łask. Logiczną konsekwencją naszego wyjścia ku bliźnim z kręgu własnego „ja" będą dary, jakimi w obfitości wynagrodzi nas Pan. Otrzymanie charyzmatu nie jest przywłaszczeniem sobie Bożej mocy. Wielu ludzi stara się uchodzić za „właścicieli" charyzmatów, za „profesjonalnych charyz- matyków", podczas gdy Bóg chce po prostu uszczęśliwić swój lud. wymagania, jakie stawia przed nami modlitwa o uzdro- wienie. N. — Najważniejszym z nich jest dyskrecja, zwłaszcza we wszystkim, co dotyczy pojedynczych osób. Jej brak może zahamować proces uzdrowienia, wywołać rozgo- ryczenie i spowodować mnóstwo niepotrzebnych cier- pień. Można wyrządzić wiele zła ludziom, którym zamierzało się pomóc. Człowiek wstawiający się o uzdro- wienie, który nie został oczyszczony jako Boże narzę- dzie, próbuje czasem dowieść, że Bóg uzdrawia za jego pośrednictwem. Dobrze jest w każdym razie poczekać na wyraźne rezultaty naszej modlitwy, zanim poprosimy kogoś o świadectwo. Wymagane zbyt wcześnie, może ono zniweczyć rozpoczęte przez Pana dzieło uzdrowienia. Osobę, która zdała sobie sprawę z wszystkiego, co Bóg dla niej uczynił, powinniśmy jednak zachęcić do złożenia pisemnej relacji - na chwałę Bożą, a także z myślą o przyszłej pracy ewangelizacyjnej. Pan posyła nas, abyśmy świadczyli o tym, czego dokonał w naszym życiu. Powtórzmy: wszystko to powinno być czynione Z najwyższym taktem. Dlatego też nigdy nie żądałam Możemy osobiście usłyszeć to, co nazywamy głosem powołania, ważne jest jednak, by znać jego źródło i własne motywacje. Każde powołanie - do życia konse- krowanego, do małżeństwa czy też do pełnienia posługi winno być rozeznane, najlepiej podczas rekolekcji. Modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne w grupach modlitewnych posiada odmienny charakter, ponieważ Bóg przyznaje grupie zawsze to, czego jej potrzeba. Posyłając do niej cierpiących, pragnie ich uzdrowić. Objawia moc charyzmatów i przygotowuje w ten sposób swoje narzędzia; buduje wspólnotę i sukcesywnie rozwija poszczególne rodzaje posługi. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak zdać się na Boga, nawracać coraz gruntowniej, dążyć do psychicznej i duchowej równowagi oraz przyjąć wyznaczoną nam odpowiedzialność w modlitwie indywidualnej i wspól- notowej. Grupy modlitewne nie dość starannie rozeznają posiadane charyzmaty. Niektórym z nich dana jest posługa czynienia pokoju, pobudzania skruchy, wstawien- nictwa, innym - odwiedzania chorych itd. >\ ^L — Mówiąc o uzdrpwieniach wewnętrznych, poruszasz często temat etyki,, Myślę, Jfye dobrze byłoby określić W służbie ubogim A. — Podchwytliwe pytanie: czy to prawda, że charyz- maty cy nie interesują się kwestiami społecznymi? A może właśnie modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne stawia nas oko w oko z różnymi rodzajami ubóstwa? N. — Takie zarzuty kierowane przeciw charyzmatykom są nieprawdziwe i powierzchowne. Wychodzą zawsze od osÓb, które w istocie nie znają Odnowy w Duchu Świę- tym. Do grup modlitewnych przychodzą często ludzie prze- żywający jakieś próby. Są to ubodzy Pańscy. Ci, którzy w żadnym z Kościołów nie znajdują nikogo, kto chciałby poświęcić im choć odrobinę uwagi. Którzy zrazili sobie własną rodzinę swoją depresją, których niepowodzenia spowodowały odejście przyjaciół, których zwolniono z pracy ze względu na zły stan zdrowia... Ubodzy! Charyzmatykom przypisuje się ciągłe uwielbianie Boga przy jednoczesnym zamykaniu oczu na ubóstwo. świadectwa od osoby, która została uwolniona od homo- seksualizmu. Wystrzegam się tego również w przypad- kach kazirodztwa lub gwałtu. Do delikatnych spraw należy podchodzić z niczym nie ograniczoną dyskrecją. Im głębsze jest uzdrowienie, którego dostępujemy, tym bardziej gotowi jesteśmy o nim mówić. Pan uzdrowił we mnie wiele ran i kiedy nauczam o uzdrowieniu wewnętrznym, powołuję się na własne doświadczenia. Pewna Argentynka zarzucała mi publiczne obnoszenie się z całym życiem osobistym. Zrozumiałam, że w ten sposób próbuje ona stawiać opór Bożemu działaniu w jej własnym sercu. Ile już uzdrowień miało miejsce dzięki świadectwu o tym, co uczynił we mnie Jezus Chrystus! Składamy więc świadectwo na chwałę Bożą, zacho- wując przy tym dyskrecję. Wolno nam mówić o własnym uzdrowieniu, nie ujawniając nigdy, co zaszło w życiu innych ludzi, chyba że w pełni się na to zgadzają i zosta- liśmy do tego przez nich upoważnieni. wyobraźni już dziś oglądam świat, w którym politycy należeć będą do grup modlitewnych i wspólnie z nimi zastanawiać się, czy ustawodawstwo respektuje prawa ubogich i czy jego rozwiązania są zgodne z duchem Ewangelii. Musimy więc osiągnąć najpierw indywidualne uzdro- wienie, później zaś określać swoją przynależność, pamiętając, że istnieją różne rodzaje ubóstwa. Są ubodzy, którzy przychodzą do grup modlitewnych i właśnie oni zaliczają się do najbardziej potrzebujących. Spotkałam kiedyś księdza bez reszty oddanego teologii wyzwolenia. W czasie rozmowy nagle stał się wobec mnie bardzo agresywny. Chodziło o moją przyna- leżność do Odnowy w Duchu Świętym. Z odwagą, jaką daje nam Bóg, zapytałam o przyczynę tego wybuchu wrogości. Odpowiedział, że powinnam znać jego niechęć do charyzmatyków. Miał on w swojej parafii współpra- cownicę, bardzo dynamiczną i aktywną działaczkę społeczną, która żywo wspierała jego poczynania. Pewnego dnia poszła na spotkanie grupy modlitewnej i zmieniła się krańcowo, przybierając nowe, łagodne usposobienie. Jej zapalczywość i pasja rozwiały się bezpowrotnie. „Rozumie pani chyba, że utraciłem wspaniałe narzędzie uświadamiania" - argumentował. Ocalić...-11 EUL(ZOO •nui3OBjqXyY^ iM.opojB|>j afep Sog spfBf 'p D[.repOdSO§ ApBSBZ 3UM9d Auiafnp •ApMBJd f3MOsn}sXaij3 gjjaiMs M nui3iuziiq BSnjsoj -BiusiMOJpzn oSazog od tutSoąn 9tqzn^s 5is pioSiMSod faids] 3Z ' •9M/(zsjBj npafod qDi M łssf 'psgrai 3iu tum M 5is OO B '[iuXAV 'ugziuod i BMjsoqn 3UO X^BUZBZ 9Z '9MBjds 9iqOS XlII9fBpZ OJS5Z3 'IUIIU BZ 9AV}IJpOUI O UI9SBZO 3IUUI OUOZSOJd B - niUZIS5[JBUI giuojjs od 9is /^BizpgiModo pB|5[/(zjd BU - ifodo X^Buo5[op 9JOjjj 'qoBqoso o in •npXz nui9USB{M nsugs BTUBPBU Bjp nuBps -5zozs9iu au^zpno 5is /ftusfnSnjsod 9Z 'BA\Xg ^qoi§oqn Z09ZJ BU XoBjd M 9iq9IS qO/(UIBS B(B5[nZS 9IU 9Z 'lUM3d BS XZQ ^qoXuUI Bjp §3Bjd Z3Zjd BZBp O§9ZO OQ ^ZSBIpJBS -ZOJ U9J X|BO /(uXzO^Zjd f3I5[Bf Z i,^IUBlBIzP 1°! UI9JOJ -OUI JS9J" 03 'pSOUM/(}5[B foMO5[ZOBJ03 5lS qO/(OBfBppO I 9iuzo9{ods qo/(oBfnoBJd izpnj SfnpiM - •iuiXuzoyCjBtuos iureqojoqo BS 'feuzoajods feqojoqo jsaf OMjsoqn aż ' nie angażuje się w życie społeczne. W jakim sensie? Kto modli się o wyjście z każdego trudnego położenia politycznego? Kto modli się w czasie powodzi, trzęsień ziemi? Charyzmatycy! Prosimy Boga i pościmy w inten- cji każdego problemu o zasięgu lokalnym, państwowym i międzynarodowym. Podczas modlitwy otrzymujemy czasem wizję przy- szłych wydarzeń. Myślę między innymi o ministrze chilijskim, który został ocalony dzięki wstawiennictwu charyzmatyków. Bóg ostrzegł nas o zamachu na jego osobę. Modlitwą uratowaliśmy ludzkie życie. Duch Święty uprzedził nas także o trzęsieniu ziemi. Niewielka liczba ofiar śmiertelnych była niewątpliwie zasługą modlitwy grup Odnowy. Czyż nie jest to zaangażowanie społeczne? Aby uprzedzić wszelkie niesłuszne posądzenia o ilu- minizm i bezczynność, dodaję niezwłocznie, że właśnie z modlitwy czerpiemy odwagę do poświęceń, wyrzeczeń, siłę do świadczenia sobie wzajemnej pomocy w projekto- waniu i realizowaniu inicjatyw, które pociągają za sobą zmianę struktur społecznych (jako przykład może po- służyć tu El Paso, a także wiele innych podjętych przez wspólnoty Odnowy zobowiązań). Nie wiem, czy europejską Odnowę w Duchu Świętym cechuje zaangażowanie społeczne. Z pewnością odzna- Jaką rolę mamy odgrywać w parafii? Być narzędziem uświadamiania czy ewangelizacji? Słysząc o kapłanach i zakonnicach walczących i wyniszczających się dla ubogich, nie mogę doszukać się w samej ich ofiarności chrześcijańskiego uzasadnienia całego tego aktywizmu. Ich praca wynoszona jest pod niebiosa, gdy jednak pytam: „O której godzinie stajecie do modlitwy? Kiedy prosicie Ducha Świętego o rozwią- zanie problemów ludzi ubogich, o to, by zaradził ich cierpieniu?" - patrzą na mnie zaskoczeni, nie wiedząc, co odpowiedzieć*. Ubóstwo jest wymagającą naprawy chorobą społeczną. Mamy dążyć do jej uzdrowienia tak, jak dążymy do uzdrowienia wewnętrznego. Bóg może uwolnić państwo od katastrofalnej sytuacji ekonomicznej; może wyzwolić je od ubóstwa. Gdy przypisuje się nam szaleństwo na punkcie modlitwy, posądza o obojętność wobec ubogich, mówię, że nie jest to prawdą, ponieważ nikt w równym stopniu * Mowa o zwolennikach teologii wyzwolenia, z którymi autorka, pochodząca z Ameryki Południowej, musiała zetknąć się wielokrotnie. Cały fragment nie służy pomniejszeniu wartości czynnej służby ubogim i potrzebującym, ale uwydatnieniu potrzeby zachowania równowagi między działalnością a modlit- wą - przyp. tłum. Przeszkody w uzdrowieniu A. — Czy mogłabyś na koniec powiedzieć nam, co stoi na przeszkodzie uzdrowieniu? N. — Powtarzałam już kilkakrotnie, że wolą Pana jest uzdrawiać Jego dzieci. Gdy poznajemy żyjącego Chrys- tusa, wiara podpowiada nam, iż nic nie przeszkodzi Mu w udzieleniu nam pomocy w każdych warunkach. Jeśli to prawda, dlaczego zdarza się tak mało uzdro- wień, dlaczego wciąż tyle chorób i tak niewiele cudów? Przyczyną są nasze własne wewnętrzne bariery. Pierwsza z nich, to niedostatek wiary. Sądzimy, że łaski przeznaczone są dla innych. Brak nam ufności w rozpoczęte przez Pana uzdrowienie, którego proces zostanie zakończony być może dopiero po kilku latach. Nikt nie może przyjąć w jednej chwili całej Bożej mocy. Powrót do zdrowia jest stopniowy. Przebiega on ewolu- cyjnie w sposób dostosowany do osobowości. Bóg nie zamierza poddać nas szokowi, ale uzdrowić. czają się nim, pochodzący z wszystkich środowisk społecznych, członkowie grup modlitewnych w Chile. Początkowo Odnowa rozwijała się raczej wśród ludzi ubogich. Stopniowe uzdrawianie przez Pana skłaniało ich do wyjścia ku jeszcze uboższym. Tą samą drogą Bóg poprowadzi być może Europę. Jest dla mnie oczywiste, że ten, kto posiada dobra materialne, powinien się nimi dzielić. Jesteśmy szafarzami dóbr, jakie powierzył nam Pan. Aby umieć je rozdawać, musimy przeznaczyć Bogu centralne miejsce w życiu naszej rodziny. W Chile wszyscy jesteśmy ubodzy. Pan przygotował jednak swój plan dla każdego kraju. Gdy tylko zasiane zostanie ziarno uzdrowienia, trzeba prosić Boga, aby wzrosło ono wszędzie. Oto czego brakuje Europie: ewangelizacji. Tutejsi członkowie Odnowy z większą odwagą powinni składać świadectwo Ewangelii. Do wsi, W której mieszkali wujostwo, prowadziła dłu- ga droga przez pole. Pewnego razu, wędrując po spra- wunki, dziewczynka znalazła się oko w oko z mężczyz- ną, który okazywał wobec niej złe zamiary. Porzucając wszystko, co miała w ręku, zerwała się do ucieczki i wdrapała na drzewo. Pijany mężczyzna potrząsał nim, aby ją zrzucić. Na szczęście nie zdołał wspiąć się po pniu. Dziewczynka zaczęła krzyczeć, na pustkowiu nikt nie słyszał jednak jej wołania. Pijak pozostał jeszcze kilka godzin u stóp drzewa, usiłując strącić z niego dziecko. Wreszcie zmęczył się i odszedł. Ogarnięta prze- rażeniem dziewczynka spędziła resztę dnia wśród gałęzi. Pan obudził w jej umyśle to wspomnienie, aby zdała sobie sprawę, że w pewnym sensie „siedzi" wciąż na swoim drzewie. Bóg sprowadził ją stamtąd, jak Zache- usza. Jej małżeństwo, a zwłaszcza sprawa pożycia zostały uzdrowione. Wcześniej nie byłaby ona zdolna odtworzyć w pa- mięci tego faktu. Zarzucanie jej braku wiary prowa- dziłoby donikąd. W swojej mądrości, Jezus wybrał najdogodniejszy moment. Bóg dysponuje czasem i nie chce zrobić nam krzywdy. Oczekuje od nas cierpliwości i rezygnacji z posądzania bliźnich o niedowiarstwo. Inne przeszkody w uzdrowieniu to grzech i brak pojednania. Powinniśmy starać się o pojednanie z Bo- Niektórzy sądzą często, że nic się nie dzieje. Nie uzyskali uzdrowienia, mimo że modlił się za nich ojciec Tardif, Efraim czy też Nelly! Obwiniają wtedy modlą- cego się o brak wiary. Trzeba jednak niekiedy wielu lat, abyśmy ujrzeli niektóre zranienia w pełnym świetle. Chcąc dotknąć ich, Bóg musi najpierw je odsłonić. Gdy wkracza On w nasze życie z całą mocą, reagujemy zaskoczeniem i trudno jest nam przebaczyć ludziom, ze strony których doznaliśmy jakiś krzywd. W wybranym przez Boga czasie potrafimy jednak znieść prawdę, której nie wytrzymalibyśmy poprzednio. Podczas rekolekcji pewna kobieta podzieliła się ze mną wrażeniem panującego w jej życiu zastoju. Pomyślą- łam, że jest to być może moment, w którym Pan chce uzdrowić jakąś zadawnioną ranę, mającą wpływ na całą jej przeszłość. Osoba ta doświadczała problemów w mał- żeństwie, związanych głównie z dziedziną pożycia. Zachęciłam, aby poprosiła Ducha Świętego o rozeznanie. Pewnego dnia Jezus pokazał jej fakt, który zrodził wszystkie trudności w relacjach z mężem. Mając sześć lat, osierocona przez obydwoje rodziców, została przyjęta przez wujka i ciotkę mających własne dzieci i stała się niemal członkiem rodziny. Gdy jednak kuzynom wolno było leżeć rano w łóżkach, musiała ubierać $ię i iść po zakupy. służonym darze królestwa. Ponieważ zawsze za wszystko płacimy, wydaje nam się, że pewnego dnia Bóg prze- dłoży nam rachunek. Pan przychodzi, aby nas uzdrowić, my zaś podejrzewamy, że będzie domagać się czegoś w zamian. Obawiałam się, że kategorycznie zażąda ode mnie pójścia do zakonu. Nie uważałam tego za najgorszy rodzaj losu, w żadnej mierze jednak nie czułam się do niego powołana. Prosiłam Boga o poznanie Jego woli i pojęłam, że do niczego mnie nie zmusza! Czego ode mnie oczekiwał? Abym pozwoliła się kochać! Jesteśmy całkowicie wolni co do naszego pójścia za Chrystusem. Możemy przyjąć Jego uzdrowienie lub je odrzucić. Nie chcemy jednak wyzdrowieć, ponieważ dobrze nam jest w naszym Egipcie. Wielu ludzi szuka Bożej pomocy, lecz nie zamierza się nawrócić, stawiając kolejną tamę uzdrowieniu. „Uzdrów mnie i zostaw w spokoju!" - oto podejście wielu chrześcijan. Dlatego właśnie, po pewnym czasie, stan ich zdrowia jest gorszy niż przed modlitwą. Nie ma uzdrowienia bez nawrócenia. Jeśli zostałam uzdrowiona, lecz nie chcę naśladować Jezusa, rozchoruję się ponow- nie. Nie wyzdrowieję, jeżeli nie powrócę do Boga. Co da nam bunt przeciwko Bogu, jeśli grzech uniemo- żliwia nam otwarcie się na źródło życia? Nie mogę Ocalić... -12 giem, bliźnimi ia. nami samymi. Odejście od Boga jest jednym z podstawowych czynników przedłużania się chorób. Ileż osób woli trwać w swoich grzechach! Uzdrowienie może być wstrzymywane przez poczucie winy. Niektórzy ludzie czują się niegodni powrotu do zdrowia. Pamiętam kobietę, której stłuczone kolano zagoiło się. Potknęła się jednak po raz wtóry, miała bowiem podświadomą potrzebę bycia chorą. Czuła się odpowiedzialna za śmierć pewnej osoby i chciała ponieść za to karę! Proces uzdrowienia jest czasem hamowany przez lęk. Boimy się wyjść z naszego „Egiptu". Mieliśmy tam w bród mięsa, cebuli i innych dostatków. Urasta to do rangi problemu, gdy zaczynamy wracać do zdrowia - wyruszamy na pielgrzymkę do Ziemi Obiecanej, ziemi mlekiem i miodem płynącej, lecz jeszcze do niej nie dotarliśmy! Jesteśmy wezwani do walki duchowej, duchowego wzrostu, do nawrócenia, porzucenia „dawnego" i przy- obleczenia „nowego człowieka", do odkrycia naszego dziecięctwa Bożego, odnalezienia Prawdy, mówiąc zwięźle - do bezwarunkowego powierzenia się Bogu. Kiedy otrzymałam najważniejsze uzdrowienie w moim życiu, zaczęłam z niepokojem zastanawiać się, czego oczekuje ode mnie Bóg. Nie wiedziałam jeszcze o nieza- Wiele osób przychodziło do mnie prosząc o uzdrowienie. „O ile mi wiadomo, nigdy nikogo nie uzdrowiłam! - odpowiadałam - zaszła jakaś pomyłka. Źle was po- informowano". „Ale - kontynuowali moi rozmówcy - choruję od dawna... nie sypiam... nie mogę dłużej tak żyć! Proszę więc Boga, aby mnie uzdrowił. To moja jedyna nadzieja". Kiedy pytam, czy się modlą: „Kilka Zdrowaś Mario, jeśli nie jestem nadto zmęczony..." „Czym jest więc dla ciebie uzdrowienie wewnętrzne?" „Hm... Ktoś dotyka mnie, a choroba pierzcha!" Jak gdyby uzdrowienie było wynikiem jakiegoś magicznego rytuału. Czasem, gdy ktoś prosi mnie o modlitwę za obłożnie chorego, widzę nagle, że jest on mocno przywiązany do swojej choroby i odrzuca możliwość wyzdrowienia. Jest to sposób na zdominowanie rodziny, żałosna próba wzbudzenia litości, udowodnienia sobie, że się żyje. Człowiek ten unieszczęśliwia swoje otoczenie. Zapytany, czy chce powrócić do zdrowia, zapewnia energicznie, że tak. W istocie jednak nie chce tego, gdyż przestałby być ośrodkiem zainteresowania swoich bliźnich. Pewna Meksykanka miała chorą nogę. Została uzdro- wiona i ukryła to. Jakże mogłaby żyć dalej bez swojej choroby? Kogo jeszcze by obchodziła? Wolała być wożona na wózku inwalidzkim. Pewnego dnia kazała się l powiedzieć „Jezu, uzdrów mnie", a następnie „Żegnaj, Panie Jezu!". Oto powód, jak sądzę, dla którego nie dostępują uzdrowienia fizycznego ludzie wypowiadający Bogu posłuszeństwo. Pytałam pewną osobę, czy należy do grupy modli- tewnej. „Nie - odpowiedziała mi - bo gdy zaczęłam przychodzić na spotkania, w moim życiu pojawiło się cierpienie". Czym jest cierpienie? Boimy się krzyża, ukrzyżo- wania. Wiedzmy, że nie wszyscy zostaliśmy powołani do cierpienia, ale wszyscy - do uwolnienia się od złych, niepotrzebnych, bezowocnych cierpień, cierpień złego łotra. Istnieje tylko jedno prawdziwe cierpienie: odku- pieńcze cierpienie Chrystusa, który zbawił świat. „Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas" (Łk 23, 39). Buntując się, zły łotr przysparza cierpień innym osobom. Dobry łotr, świadom swojej rozpaczliwej sytuacji, zwraca się do Chrystusa słowami: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa" (Łk 23, 42). Znamy odpowiedź Jezusa: „Dziś ze Mną będziesz w raju" (Łk 23, 43). Rozpoznane jako zło i oddane Chrystusowi cierpienie staje się źródłem praw- dziwych bogactw - pojednania, pokoju i radości. Inną jeszcze przeszkodą w uzdrowieniu jest przypisy- wanie go człowiekowi. Uzdrowienie jest dziełem Bożym. domie, że musi być chora, by zdobyć ich miłość. Jej stan pogorszył się, gdy sama urodziła dziecko. Tym; co najwspanialsze, było ukazanie nam przez Pana źródeł jej choroby. Dziś jest ona dojrzałą kobietą o dobrym samo- poczuciu. Jezus dowiódł jej, że chciała być chora, aby skupiać na sobie uwagę innych ludzi. Przebaczyła też bratu odczuwany z jego powodu mimowolny ból i rozża- lenie. Przeszkodą w uzdrowieniu może być nasza mylna diagnoza. Dostrzegamy symptomy zewnętrzne, na przykład depresję. Jeśli nie odnajdziemy jednak praw- dziwej przyczyny, nic się nie zmieni. Człowiek może być zatopiony w bezbrzeżnym smutku, naszym zadaniem jest jednak doszukać się jego źródeł, zanim zaczniemy prosić Boga o jego ustąpienie. Mam w tej chwili na myśli dziewczynkę, która musiała zawsze bawić się w ukryciu, bo matka systema- tycznie ją za to karała. Ponieważ dzieci kochają swoje zabawki, cierpiała okrutnie, gdy matka wyrzucała którąś z nich do kosza na śmieci, uznawszy za zniszczoną. Jest rzeczą wiadomą, że najstarsze zabawki posiadają w o- czach dziecka najwyższą wartość. Ich utrata może być dla niego prawdziwą tragedią. Myślę także o tym, co spotyka czasem dzieci żyjące na wsi. Mogą one otrzymać w podarunku zwierzątko, zawieźć do naszej kaplicy. Tam zrozumiała, że odmawia przyjęcia uzdrowienia, ponieważ chce podporządkować sobie rodzinę za pomocą swojej dolegliwości. Wyspo- wiadała się i zaakceptowała własny powrót do zdrowia. Dziś miewa się doskonale. Na zawadzie uzdrowieniu stoi także modlitwa o usu- nięcie symptomów choroby, nie zaś jej korzeni. Duch Święty pragnie, abyśmy modlili się rzetelnie. Załóżmy, że ktoś cierpi na chorobę nerek. Mogę powiedzieć Panu: „Stawiam przed Tobą tego człowieka. Choroba mocno daje mu się we znaki, przyjdź, uzdrów go, bo nie może sypiać i bardzo się męczy!". Mogę prosić Boga o ustąpienie objawów, ignorując najgłębsze ich przyczyny. Modliliśmy się kiedyś za kobietę chorą na to scho- rzenie. Prosiliśmy, aby Bóg wskazał nam podłoże jej niedomagań. Jedno z nas miało wizję małej dziewczynki siedzącej obok młodszego braciszka. Zapytaliśmy ją o brata i jej wiek w dniu przyjścia chłopca na świat. Okazało się, że skończyła wtedy trzeci rok życia i nie potrafiła pogodzić się z obecnością noworodka, który, jak myślała, chciał odebrać jej miłość ojca i matki. Braciszek chorował bezustannie na nerki i moczył łóżeczko. Zrozumieliśmy więc, że w dzieciństwie osoba ta poczuła się opuszczona przez rodziców. Sądziła podświa- * Czynnikiem udaremniającym modlitwę o uzdrowienie bywa czasem otoczenie rodzinne osoby cierpiącej. Wprowadzam często na drogę uzdrowienia osobę, której rodzina dźwiga swoje własne ciężary. Przyjęte uzdrowienie zakłócane jest wtedy przez powtarzające się nawroty choroby. Podobnie przedstawia się wpływ otoczenia zawodo- wego. Ci, którzy mieli na przykład despotycznego ojca i których zwierzchnik odznacza się tą samą cechą charakteru, nie mają większych szans na szybkie wyzdro- wienie. Ktoś, kto cierpi z powodu swojej przynależności społecznej, komu wypominane jest pochodzenie z ubo- giego środowiska, będzie doświadczał również wielu trudności z całkowitym powrotem do zdrowia. Nieodzowne jest czasem odejście z otoczenia, w które czujemy się uwikłani. Dzielnica, wioska, miasteczko, gdzie dorastaliśmy, może być miejscem przeszka- dzającym w uzdrowieniu lub hamującym je. W nie- których wypadkach dobrze jest zerwać ze środowiskiem, z pewnymi osobami lub przyzwyczajeniami. Prośmy Boga, aby dał nam zrozumieć, że uzdrowienie wewnętrzne jest procesem, który trwa w nas każdego dnia. Jeśli ufamy Bogu i pozostajemy wierni modlitwie, uzdrowienie będzie drogą nawrócenia. Prośmy także kózkę lub owieczkę... Zaprzyjaźniają się z nią. Oswajają, karmią, opowiadają jej o sobie i są szczęśliwe. Pewnego dnia po powrocie ze szkoły dowiadują się, że ukochane zwierzę zostało zabite i będzie podane na stół. Przeżycie tak dramatyczne dla dziecka może pociągnąć za sobą silne zaburzenia chorobowe. Musimy więc dążyć zawsze do postawienia trafnej diagnozy. Ktoś, kto nie jest w stanie przyjąć uzdrowienia, nie może się też go spodziewać. Powtarzam uparcie, że lekceważenie codziennej modlitwy może pozbawić nas daru uzdrowienia. Czasem niepodobna rozeznać, co dzieje się w naszym życiu. Wszystko osnute jest ciemnością i mgłą. Ktoś musi dopomóc nam w przeniknięciu ich wzrokiem. Nie sposób przejść drogi uzdrowienia samemu, nigdy nie otwierając przed nikim swojego serca. Ileż razy samo powierzenie komuś własnych trosk pomagało mi znaleźć odpowiednie wyjście! Jest oczywiste, że ogromną rolę odgrywa wtedy obecność wspólnoty. Znajdujemy w niej przyjaźń, współczucie i orędownictwo braci i sióstr. Wstawiający się o uzdrowienie koniecznie powinni także prosić grupę o modlitwę za siebie samych - do pełnienia tej niełatwej służby potrzebują oni wiele mocy Ducha Świętego. ZAKOŃCZENIE Jezus fundamentem uzdrowienia wewnętrznego A. — Czy moglibyśmy podsumować całą naszą rozmowę stwierdzeniem, że Jezus - i tylko On - jest źródlem i fundamentem uzdrowienia wewnętrznego? N. — Gdy Jezus przyszedł do Nazaretu, wziął księgę proroka Izajasza i zaczął czytać: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, ą niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana" (Łk 4, 18-19). „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli" (Łk 4, 21). One spełniają się dalej. Czytając Ewangelię, poznajemy sposobów jaki uzdrawiał Jezus, Jego bliskość, o świadomość, że do Boga należy zarówno moment, jak inicjatywa uzdrowienia naszych ran. Niech Pan wyposaży nas w cierpliwość i dyspozycyjność. Nadejdzie dzień, w którym zostaniemy uzdrowieni - pod warunkiem, że mamy nadzieję w Bogu i potrafimy czekać. nie przylgnęliśmy do Ojca, Jezusa, Ducha Świętego i Najświętszej Maryi Panny; jeżeli odwracamy oczy od całego bogactwa życia duchowego. Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem. Dobra tego świata zapewnią nam być może przejściowe ukojenie, lecz tylko Jezus może ofiarować człowiekowi „pokój przewyż- szający wszelki umysł". Jedynie On może obsypać nas darami Ducha, uświadomić, że wszystko jest łaską. Gdy odkrywamy Jezusa i wszystkie skarby wiary, życie staje się proste. To właśnie brak prostoty odbiera nam ufność w ów niezawodny fundament, jakim jest dla nas Jezus Chrystus. Ludzie pytają czasem o przyczynę mojej radości, a na wieść o jej Bożym pochodzeniu uznają mnie za szaloną. Tym, którzy chcą poznać z kolei fundament mojego wewnętrznego rozwoju i psychicznej równowagi, wska- zuję na Jezusa, by usłyszeć w odpowiedzi, że to nie- możliwe. Otóż Jezus jest rzeczywiście samą prostotą i prawdą. My, ludzie, nie wiemy jednak, co znaczy prostota i wspaniałomyślność. Dla Niego nie musimy gromadzić zasług. Jezus daje nam wszystko. Zdumiewa mnie coraz bardziej, że gdy upadam - nazywam to upadkiem - Bóg nigdy nie osądza mnie, ale stawia na nogi, a nawet - podnosi wyżej! niezliczone sposoby zbawiania i wyzwalania, dosto- sowane do potrzeb każdego człowieka. Jezus będzie zawsze źródłem naszego uzdrowienia, gdyż „w Jego ranach jest nasze zdrowie" (Iz 53, 5). Odkrycie żyjącego Jezusa napełnia nas zdumieniem. Pan nie chce jednak, abyśmy się na tym zatrzymali. Chce, abyśmy przyszli do Niego, stali się Mu bliscy, z Nim się zaprzyjaźnili, abyśmy przyjęli owoce Jego ofiary, ponie- sionej z Miłości. Pragnie, abyśmy czerpali dobrodziejstwa pojednania ż całą naszą przeszłością, historią naszego życia, pomimo wszelkich doznanych krzywd. Dzięki Niemu wszystko zostaje na nowo stworzone, odnowione; może On od- budować z gruzów każde ludzkie życie. Pozostaną oczy- wiście blizny, które jednak nie otworzą się nigdy, jeżeli to Jezus dokonał uzdrowienia. Nauczmy się rozpoznawać oblicze Chrystusa-jest On samą łagodnością i delikatnością. To On pyta niewido- mego: „Co chcesz, abym ci uczynił?" (Mk 10, 51). Nie wkracza nigdy do naszego życia, aby sprawić nam ból. Dąży do tego, by zgromadzić w jedno rozproszone dzieci Boże i zaprowadzić je do Ojca. Jezus ukazuje nam ojcowską czułość Boga, Jego Miłosierdzie. Uzdrowienie pozbawione jest sensu, jeżeli F SPIS TREŚCI WSTĘP (7) Odkrycie Odnowy w Duchu Świętym. Powołanie do modlitwy o uzdrowienia wewnętrzne (13) Przebaczenie, podstawa uzdrowienia wewnętrznego (33) Uzdrowienie pamięci i wspomnień (55) Mechanizmy obronne (77) Modlitwa wyciszenia, modlitwa cząstkowa i modlitwa chronologiczna (85) Związki między uzdrowieniem wewnętrznym a psychologią, uzdrowieniem fizycznym i wzrostem duchowym (95) Znalazłszy oparcie w Jezusie, Synu Bożym, Kapłanie, Proroku i Królu, otrzymamy pełne uzdrowienie jako prawdziwi członkowie Kościoła, mistycznego Ciała Chrystusa. Wszyscy, którzy z racji naszego chrztu jesteśmy uczniami, kapłanami Pańskimi (por. 1P 2, 9), głosicie- lami Jego Słowa, wysłannikami niosącymi Dobrą Nowinę o królestwie - należymy do Kościoła. Wszelkie uzdrowienie pochodzi od Pana. Nie jesteśmy w stanie nic zdziałać bez Chrystusa. Niech będzie to oczywiste dla nas w chwilach modlitwy. Bez Niego nie możemy nic uczynić! I wszystko jest łaską! WYDAWNICTWO WAM POLECA: Augusto Drago DARY DUCHA ŚWIĘTEGO seria: Człowiek i Wiara ss. 218, format 124x194 mm, cena det. 14.60 zł ISBN 83-7097^59-7 Książka w nowy i przystępny sposób przedstawia klasyczną doktrynę siedmiu darów Ducha Świętego. Uważnie snuje refleksje nad odpowiadającymi poszcze- gólnym darom, ewangelicznymi błogosławieństwami. Doniosłość darów Ducha Św. w życiu człowieka wie- rzącego ukazuje na przykładzie świętych, przede wszys- tkim św. Franciszka z Asyżu oraz św. Teresy od Dzie- ciątka Jezus. Godna polecenia dla Czytelników przygoto- wujących się do bierzmowania oraz pragnących osiągnąć pełną dojrzałość chrześcijańską. Władysław Kubik SJ DUCH ŚWIĘTY Jak odkrywam Jego działanie? ss. 232, format 146x202 mm, cena det. 9.70 zł ISBN 83-7097^ł49-X Książka ta ma stanowić wkład w rozważania na temat Ducha Świętego w roku 1998, roku szczególnie Jemu po- święconym. Inspiracją do jej powstania były słowa Jana Pawła U, który wzywa do głoszenia Ducha Świętego. Głoszenie dokonuje się także, a może głównie na zasa- dzie dawania świadectwa. Niniejsza publikacja zawiera kilkaset wypowiedzi młodych osób. Filary uzdrowienia wewnętrznego (107) Życie w Duchu. Prowadzenie przez Ducha Świętego (107) Uwielbienie (122) Wstawiennictwo, modlitwa wspólnotowa (131) Sakramenty (136) Charyzmaty (139) Posługa uzdrowienia i jej etyka (155) W służbie ubogim (159) Przeszkody w uzdrowieniu (165) ZAKOŃCZENIE Jezus fundamentem uzdrowienia wewnętrznego (177) Kazimierz Bukowski ZWYKLI CZY NIEZWYKLI Sylwetki osób współczesnych ss. 344, format 146x202 mm, cena det. 23.00 zł ISBN 83-7097-398-1 Na książkę tę składają się artykuły poświęcone oso- bom nam współczesnym - świeckim i duchownym - których życie i czyny, jak pisze autor, zasługują na wdzięczną pamięć. Znajdziemy tu także artykuł omawia- jący zagadnienie świętości na przykładzie wybranych świętych wyniesionych na ołtarze przez Ojca Świętego Jana Pawła H. Zamówienia pisemne lub telefoniczne należy kierować na adres: WYDAWNICTWO WAM KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA ul. Kopernika 26 31-501 Kraków tel.: (012) 429 18 88 fax: (012) 429 50 03 KOSZTY WYSYŁKI POKRYWA WYDAWNICTWO!!!