Duć in altum — Wypłyń na głębię Wydanie drugie Parmananda Divarkar SJ O „Ćwiczeniach duchownych" świętego Ignacego Loyoli Biblioteka Jagiellońska 1000533968 Przekład Bogusław Steczek SJ Wydawnictwo WAM • Księża Jezuici Kraków 2002 Tytuł oryginału THE PATH OF INTERIOR KNOWLEDGE. REFLECTIONS ON THE SPIRITUAL EXERCISES OF ST IGNATIUS OF LOYOLA. Gujarat Sahitya Prakash, Anand, Indie, 1983 © 1982 Parmananda R. Divarkar SJ, Rome © Wydawnictwo WAM, 2002 Tłumaczono z oryginału angielskiego, ze zmianami przygotowanymi przez autora dla wydania polskiego Redaktor książki Józef Żukowicz SJ Projekt okładki Andrzej Sochacki ISBN 83-7097 Przełożony Prowinqi Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, ^ Kraków, dnia 30 stycznia 1986. IMPRIMI POTEST, ks. Bogusław Steczek SJ, prowincjał. Kuria Metropolitalna w Krakowie, L. 401/86, dnia 18 lutego 1986. IMPRIMATUR, + Jan Pietraszko, wik. gen., ks. Jan Dyduch, kanclerz. WYDAWNICTWO WAM • d. Kopernika 26 • 31-501 KRAKÓW tel. (012) 42918 88«fax (012)429 50 03 • W harmonii z takim szerokim spojrzeniem na nasze zadanie ukaże się nam potrzeba coraz głębszego uświadomienia sobie nie tylko tego, co zrobiliśmy lub czego nie zrobiliśmy. Musimy też uświadomić sobie, kim jesteśmy i jak przedstawia się nasza sytuacja życiowa, l tak dochodzimy do następnej rozmowy, do uroczystej «potrójnej rozmowy», która po raz pierwszy pojawia się w szczytowym momencie pierwszego tygodnia, w tak zwanych powtórzeniach (63 i 64), gdzie również po raz pierwszy znajdujemy modlitwę o wewnętrzne poznanie. Skierowana jest ona - w tej potrójnej rozmowie - do Najświętszej Maryi Panny, do Chrystusa, naszego Pana, i do Ojca niebieskiego. Modlitwa zawiera prośbę o łaskę w trzech sprawach, a mianowicie: o łaskę całkowitego poznania nie tylko stopnia naszego oddalenia od Boga, lecz również powodów, tkwiących w nas samych korzeni tego oddalenia, oraz zewnętrznych okoliczności, które miały tu swój wpływ. W ten sposób możemy powoli i mozolnie otrząsnąć się z przygniatającego nas ciężaru i oddać się całkowicie Bogu. Zarówno z książeczki Ćwiczeń, jak też i z innych pism wiemy, jak bardzo Ignacemu zależało na zbliżeniu się do Boga przez pośrednictwo Maryi Dziewicy i jej Syna i jak bardzo ufał w skuteczność takiego pośrednictwa. Dominującą cechą tej rozmowy jest świadomość, że Ojciec nas przyjmuje - bo Maryja i Jezus wstawiają się za nami. Być może, takie właśnie znaczenie terminu «przyjętie» czy «akceptacja» trzeba dziś szczególnie podkreślić. Nie chodzi bowiem o to, byśmy szukali schronienia u Jezusa i Maryi, ponieważ boimy się spotkania z Bogiem. To, co nam Ignacy przedstawia, jest raczej konkretną drogą potwierdzenia 77 ?T^SI l prawdy, że w Synu, który dla nas narodził się z ziemskiej Matki, jesteśmy prawdziwymi dziećmi Boga. Jeśli czujemy się dobrze z naszym Ojcem, to jesteśmy bardziej przygotowani do tego, nawet z punktu widzenia psychologii, by ujawniły się w naszej świadomości mniej przyjemne rysy naszego życia i charakteru, których w przeciwnym wypadku skłonni bylibyśmy nie dostrzegać. To pozytywne uczucie, z którego pochodzi głębsze, wewnętrzne poznanie, jest darem Ducha. Faktycznie bowiem modlimy się o Ducha Świętego, chociaż wydawać się On może dziwnie nieobecny w tekście Ćwiczeń. Z Dziennika duchowego wiemy, że widział Ignacy potrójną rozmowę jako prośbę, by mógł otrzymać Ducha. Wiemy również, że Duch jest znakiem Bożej życzliwości względem nas. Do naszej modlitwy możemy dołączyć jeszcze jedną prośbę, o następną potrójną łaskę. Po pierwsze, o uświadomienie sobie, że Bóg nas przyjmuje pomimo naszych błędów i naszej samowoli, i właśnie dlatego, że nas przyjmuje, chce, żeby dokonała się w nas przemiana i żebyśmy upodobnili się do Jego umiłowanego Syna. Po drugie, byśmy zgodzili się na samych siebie, akceptowali siebie - z naszą przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, i byśmy chcieli zmienić się nie dlatego, żeśmy się zawiedli na sobie, lecz dlatego, że złożyliśmy całą nadzieję w Bożym darze - w Duchu przybrania. I wreszcie, byśmy coraz pełniej wprowadzali Boga w nasze życie, nie traktując Go jako zagrożenia lub intruza, lecz jako wypełnienie się tego wszystkiego, czego potrzebujemy lub czego moglibyśmy zapragnąć. Długa droga nawrócenia Taka właśnie pozytywna postawa, pełne przyjęcie Boga w naszym życiu, jest oczekiwanym owocem pierwszego ty- 78 l godnia. Być może, powinniśmy raczej mówić o coraz pełniejszym przyjmowaniu Boga, ponieważ zawsze pozostanie miejsce dla wzrostu. Znaczy to, że pierwszy tydzień będzie dla nas zawsze aktualny, niezależnie od naszego duchowego lub moralnego stanu. Nie trzeba wyobrażać sobie, że jesteśmy wielkimi grzesznikami albo kimś innym, niż nam to mówi zdrowe sumienie. Wystarczy, jeśli uznamy, że możemy i powinniśmy być lepszymi ludźmi. W związku z tym trzeba sobie uświadomić, że nawrócenie niekoniecznie jest jednorazowym wydarzeniem. To raczej ciągły proces. Jesteśmy stale wzywani do tego, żeby być doskonałymi, jak Ojciec nasz niebieski jest doskonały. Chrześcijańska duchowość zwracała wielką uwagę na różne stopnie lub etapy w doświadczeniu nawrócenia. Podobnie czyniła to psychologia religii. Jest rzeczą godną uwagi, że nauka, zajmująca się tym zjawiskiem z zewnątrz, dochodziła do podobnych wniosków, jak wielcy mistrzowie życia duchowego. Jednym z tych wniosków jest wyodrębnienie trzech rodzajów nawrócenia lub trzech kolejnych jego stopni, które różnie określano: młodzieńcze, dojrzałe i mistyczne. Młodzieńcze lub moralne nawrócenie zwane jest powszechnie po prostu nawróceniem, czyli zmianą grzesznego życia lub postawy nieliczenia się z moralnym prawem - na życie, w którym uznajemy Boga za tak ważny czynnik, że nie chcemy w sposób rozmyślny z Nim zerwać. Dojrzałe lub umysłowe nawrócenie odpowiada temu, co mistrzowie życia duchowego określają czasem jako powtórne nawrócenie. Jest ono oczywiście krokiem naprzód, jest głębszym uświadomieniem sobie rzeczywistości Boga, bardziej dojrzałym i pełnym mądrości zrozumieniem. Wtedy to człowiek uznaje Boga za dominujący czynnik w życiu. To znaczy, że chociaż inne czynniki również mają swój wpływ na decyzje 79 i ogólną orientaq'ę, to jednak Bóg jest najważniejszy, i człowiek nie występuje przeciw temu, co jest przyjęte za Bożą wolę objawioną człowiekowi. Warto zauważyć, że trzeci stopień jest powszechnie nazywany mistycznym i że nauka raczej gubi się na tym poziomie, chociaż uznaje jego istnienie. Dla człowieka nawróconego mi-stycznie Bóg staje się jedynym czynnikiem jego życia i nic poza Bogiem nie ma znaczenia, chyba że jest przedłużeniem troski o sprawy Boże. Ludzie dostrzegali u mistyków pewnego rodzaju zagubienie wobec praktycznych spraw i najzwyklejszych codziennych czynności. A jednak mistycy zajmowali się nimi i wypełniali swoje codzienne obowiązki, nie przestając żyć w całkowitym zatopieniu się w Bogu. Chociaż pierwszy tydzień może doprowadzić do trzeciego rodzaju czy stopnia nawrócenia, uważa się jednak, że raczej jest to owoc całych rekolekcji - jak to wyraża trzeci stopień pokory (167) i końcowe ofiarowanie w kontemplacji do uzyskania miłości (230n) - przynajmniej w takim stopniu, w jakim owo nawrócenie może się dokonywać bez nadzwyczajnej mistycznej łaski. Istotnie, całe rekolekcje są procesem nawrócenia, wyjścia z własnego kręgu, by żyć bardziej dla Boga, być zjednoczonym z Chrystusem w coraz większej wolności w Duchu... Można by powiedzieć, że myśl: być wolnym, aby żyć i kochać - przenika tak zwane «Addycje», czyli dodatkowe uwagi, chociaż wszystko zależy od tego, jak się je odczyta. Są to krótkie, praktyczne pouczenia na temat modlitwy i pokuty, zamieszczone na końcu pierwszego tygodnia, ale mają one znaczenie dla całych rekolekcji. Addycje można traktować jako pewnego rodzaju zakładanie klap na oczy w tym celu, by osiągnąć większą skuteczność i skupić uwagę oraz wysiłki na wyznaczonym zadaniu. Innymi 80 słowy, chodziłoby o przyjęcie w sposób wolny pewnych ograniczeń, by osiągnąć większy skutek. Można jednak spojrzeć na addycje jako na zbiór rad, pomocnych do usunięcia ograniczeń poprzez wykluczenie różnego rodzaju niewłaściwych nacisków ze strony zmysłów i umysłu, dzięki czemu duch staje się wolny. Da się znaleźć usprawiedliwienie dla tego rodzaju wyjaśnienia - w fakcie, że oceniając odbyte ćwiczenie, odprawiający rekolekcje powinien zbadać nie tyle to, co zrobił, ile raczej - co wydarzyło się, „jak mi się powiodło" (77). Nie popełnimy błędu, jeśli powiemy, że według Ignacego modlitwa nie tyle polega na tym, co ktoś robi, ile raczej na tym, co się w nim dzieje, podobnie jak w wypadku zakochania. i Wiele rzeczy może pomóc w zakochaniu się: właściwa atmosfera, odpowiednia sytuacja, a zwłaszcza poczucie, że jedna osoba została stworzona dla drugiej, lecz w końcu to po prostu dzieje się, zdarza się. Wiara zapewnia nas, że Chrystus i my zostaliśmy dla siebie stworzeni: „W Chrystusie bowiem Bóg wybrał nas dla siebie przed założeniem świata" (por. Ef l, 4). Między i Chrystusem i nami istnieje już trwała więź miłości: „Ja was umiłowałem - wytrwajcie w miłości mojej" (J 15, 9). Dla bardziej intensywnego doświadczenia tej miłości my możemy tylko przygotować teren - i nic więcej: bo ono po prostu samo przychodzi. Nowe spojrzenie na pokutę Jak konkretnie wyglądać będzie owo określenie pory, jakie podejmiemy środki lub jakie wybierzemy metody modlitwy -wszystko to zależeć będzie od wielu czynników. W czasie całych Ćwiczeń Ignacy daje nam w tym zakresie bogaty zestaw wskazań. Będziemy jeszcze mieli okazję o nich wspomnieć; na Droga wewnętrznego poznania - 6 81 razie powracamy do pokuty. «Addycje» są swego rodzaju miniaturowym traktatem o niej. Niektóre z nich brzmią raczej osobliwie. Istnieje wiele zresztą powodów, dla których ludziom współczesnym trudno pojąć ten obszar chrześcijańskiego życia. Może nam niemało pomóc, jeśli uświadomimy sobie i potrafimy zrozumieć, że pokuta oznacza nawrócenie. W Ewangelii występuje słowo metanolu - przemiana serca, powrót do Boga. I odnosi się to do pokuty zarówno jako cnoty, jak i ascetycznej praktyki, czy też sakramentu. Pokuta oznacza nawrócenie, a nawrócenie jest podstawowym i stałym procesem w życiu chrześcijańskim, ponieważ jest wysiłkiem, żeby żyć zgodnie z przyjętymi na chrzcie zobowiązaniami. Przez chrzest zostajemy całkowicie oddani Bogu, zanurzeni w życiu Trójcy Świętej. Niemniej doświadczenie uczy, że do wielu obszarów naszego życia Chrystus nie ma dostępu. Duch jednak, którego otrzymaliśmy, stale działa i sprawia, że dochodzi do nas wołanie Chrystusa. Zdobywa nas dla Boga. Na nas ciąży obowiązek współpracy z Duchem Świętym, uznawania i urzeczywistniania w życiu naszej całkowitej zależności od Trójcy Przenajświętszej. Największa przeszkoda w tej współpracy bierze się z naszego przekonania o samowystarczalności, które utrwalamy mniej lub bardziej świadomie, by zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem ból lub inne rodzaje dolegliwości wskazują na naszą niewystarczalność. Przecież gdybyśmy to my rozporządzali wszystkimi środkami, od których zależy dobre samopoczucie, nigdy byśmy nie cierpieli. Cierpienie samo z siebie nie prowadzi nas do Boga, ale usuwa wielką przeszkodę, ponieważ w sposób nieunikniony przypomina nam o naszej niewystarczalności i zależności, o potrzebie naszego otwarcia się, a nie zamknięcia w sobie. W ten sposób pokuta jako ascetyczna praktyka może pomóc nam w powrocie 82 do Boga. Bóg nic nie zyskuje, gdy rezygnujemy z czegoś. To my sami możemy zyskać otwarcie się na Boga i dostęp do Boga. Pokuta, która pomaga nam powrócić do Boga, jest w pewnym sensie wynagrodzeniem za nasze poprzednie odejścia. Otwierając nas na Boga, jednocześnie czyni nas zdolnymi do przyjęcia łask, których On chętnie nam udziela, jeśli tylko gotowi jesteśmy je przyjąć. Ponadto, pokuta może przywrócić w nas równowagę, zachwianą przez zbytnie pobłażanie sobie. Takie są trzy główne owoce, które możemy wynieść z pokuty. Jeśli chodzi o praktykowanie pokuty w dzisiejszych czasach, Ćwiczenia duchowne uczą, że oprócz cierpień, które spadają na nas i których przyjęcie jest najbardziej owocne, możemy również sami dobrowolnie czegoś się pozbawić. To, z czego dla pokuty rezygnujemy, nie powinno być tym, co nam jest potrzebne do naszego normalnego działania, ani tym, co jest po prostu zbyteczne. Istnieje przecież tyle rzeczy, których możemy używać albo uwolnić się od nich - i one właśnie są obszarem praktykowania pokuty. Za wszelką jednak cenę musimy uniknąć przesadnej troski o to, co będzie z nami, jeśli pozbawimy się owych rzeczy. Sprzeciwiałoby się to wolności ducha, do której pokuta ma nas doprowadzić. Powinniśmy raczej pogłębiać postawę wpajaną nam przez cały czas ćwiczeń, czyli «obojętność», o której mowa w Fundamencie Ćwiczeń, oraz «oderwanie», którego sens wyraża trzecia para w Rozmyślaniu o trzech parach ludzi - tak byśmy nie musieli się targować z sobą, a tym bardziej z Bogiem, lecz byśmy czuli się ludźmi wolnymi w stosunku do wszystkich stworzeń. Pokuta jako sakrament umacnia i uświęca nasz wysiłek pełnego powrotu do Boga. To znaczy, jest uprzywilejowanym spotkaniem z Chrystusem jako Zbawcą, który uwalnia nas od 83 wszystkiego, co utrudniałoby dostęp do Ojca: „W Nim mamy odkupienie - odpuszczenie grzechów" (Koi l, 14). Owocem sakramentu jest absolucja, która oznacza nie tyle przebaczenie, co - wyzwolenie lub rozwiązanie. Ponieważ nic nas bardziej nie zniewala niż stan grzechu - grzech staje się szczególnym przedmiotem sakramentalnej łaski. Łaska jednak idzie znacznie dalej i jej pełnym skutkiem jest wyzwolenie. Chodzi raczej o przyszłość, a nie o przeszłość. O to, czego chcemy dokonać, a nie o to, co zrobiliśmy. Czyli chodzi o to, „co uczynię dla Chrystusa?" (53). Tradycyjnie wyrażano to mówiąc, że najważniejszą rzeczą w sakramencie pokuty jest postanowienie poprawy. Faktycznie jednak nacisk położony był na wyznanie grzechów, a sposób, w który je praktykowano, często prowadził do tego, co jest przeciwieństwem wyzwolenia, albo też do dość powierzchownego poczucia wyzwolenia, bez rzeczywistego wzrostu, nie wychodzącego poza nadzieję na wzrost łaski. Dzisiaj przywiązuje się wielką wagę do przywrócenia właściwego sensu i właściwej roli sakramentu pokuty, by stał się on prawdziwie drogą ustawicznego nawrócenia i przygotowywał nas coraz bardziej do autentycznego życia i miłości. BIADA TEMU CZŁOWIEKOWI Wezwanie do nawrócenia - to temat, który przewija się przez całe Pismo Święte. Jezus rozpoczyna swe posłannictwo od wezwań do nawrócenia, a pod koniec swego ziemskiego życia nadal walczy z zatwardziałością serc, słabością i niezdecydowaniem tych, którzy byli Jego przyjaciółmi. W Biblii znajdujemy wiele cennych pouczeń, z których możemy skorzystać w pierwszym etapie rekolekcji. l tak na przykład cierpienie Jezusa spowodowane postawą apostołów, którzy zawiedli w Jego najtrudniejszej godzinie, wzbudzić powinno w nas poczucie osobistej odpowiedzialności wobec Boga oraz pragnienie wolności, która została dla nas tak drogo okupiona na krzyżu. Mówi o tym pierwszy tydzień Ćwiczeń. Zamieszczone tu rozważania oznaczono kolejnymi numerami, jako ciąg dalszy poprzednich, dla łatwiejszego korzystania z nich. 85 4. ZAPOWIEDŹ ZDRADY Jezus doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi». Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewni, o kim mówi. Jeden z uczniów Jego - ten, którego Jezus miłował - spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: «Kto to jest? O kim mówi?». Ten oparł się zaraz na piersi Jezusa i rzekł do Niego: «Panie, kto to jest?». Jezus odparł: «To ten, dla którego umaczam kawałek chleba l podam mu». Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po spożyciu kawałka chleba wszedł w niego szatan. Jezus zaś rzekł do niego: «Co chcesz czynić, czyń prędzej!». Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego mu to powiedział. Ponieważ Judasz miał pieczę nad trzosem, niektórzy sądzili, że Jezus powiedział do niego: «Zakup, czego nam potrzeba na święto», albo żeby dał coś ubogim. A on po spożyciu kawałka chleba zaraz wyszedł. A była noc (J 13, 21-30). Z pewnością najbardziej znanym przedstawieniem Ostatniej Wieczerzy jest fresk Leonarda da Vinci. Odtwarzano go na rozmaity sposób jako wystrój dla świątyń i jadalni. Tymczasem nie ukazuje on ustanowienia Eucharystii ani paschalnej wieczerzy. Z gestów i wyrazu twarzy wynika jasno, że w obrazie tym artysta uchwycił szczególny moment bolesnego ujawnienia przez Jezusa prawdy, że jeden z Jego najbliższego otoczenia zdradzi Go. Dla Leonarda da Vinci ta chwila była o wiele bardziej dramatyczna, wstrząsająca i poruszająca niż fakt, że Jezus dał samego siebie jako pokarm i napój. Uczynienie daru z samego siebie odpowiadało opinii, jaką się cieszył: człowiek całkowicie oddany dla innych. Ale właśnie ze względu na to, kim był, stawało się rzeczą niewiarygodną, że ktoś, dopuszczony do tak bliskiej z Nim zażyłości, zdradzi Go. Pozostali apostołowie zdawali się w to nie wierzyć, a nawet wtedy, gdy dowiedzieli się o wszystkim, nigdy nie pogodzili się z tak okrutną prawdą, ponieważ nigdy jej nie pojęli. My jednak znajdujemy się w innej sytuacji. Historię Judasza znamy od dzieciństwa. To część naszego doświadczenia związanego z Chry- 87 stusem. Czegoś by nam brakowało, gdyby ją pominięto, l tak jest z każdą naszą zdradą Chrystusa. Sama w sobie jest czymś niepojętym, strasznym, ale my przyzwyczailiśmy się żyć z tą myślą i z tą rzeczywistością. Gdybyśmy widzieli niewierność tak, jak Chrystus patrzy na nią - odrzucilibyśmy ją całkowicie, przyjmując ją tylko jako smutny fakt. Samemu Judaszowi, jak się zdaje, trudno pojąć to, co się stało. Jak mogło do tego dojść? Szczerze przecież związał się z Chrystusem. Miał jednak inne wyobrażenia o tym, co znaczy przyłączyć się do Chrystusa, i nie był gotów zrezygnować z tych wyobrażeń nawet wtedy, gdy stało się jasne, że drogi Chrystusa nie są jego drogami i myśli Chrystusa nie są jego myślami, l tak z niewielkich początkowo zastrzeżeń zrodziło się oddalenie, a z rosnącego oddalenia - tragiczne zerwanie. Judasz nie pojmował tego wszystkiego, niemniej to on doprowadził do tragedii. Wobec całkowitego oddania się ze strony Chrystusa możliwa jest tylko jedna odpowiedź: całkowite oddanie się z naszej strony. Każda inna droga pełna jest niebezpieczeństw. Musimy stale pogłębiać w sobie - z pomocą łaski, która nigdy nie zawodzi - nasz obraz Chrystusa. Musimy wziąć sobie do serca zgrozę niewierności, jej głupotę i daremność, ponieważ prowadzi donikąd, a raczej może doprowadzić nas do najsmutniejszych konsekwencji. Powinniśmy utrwalać w sobie tę prawdę i żyć nią, by również inni ludzie mogli widzieć jaśniej, pomimo tylu przeciwności, które zaciemniają rzeczywistość. Chrystus jest zawsze z nami, wspomaga nas w naszych wysiłkach. Wszystko zaś pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą (2 Kor 5, 18-21). 88 5. WYJAWIENIE ZDRAJCY Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu uczniami. A gdy jedli, rzekł: "Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie zdradzi». Bardzo tym zasmuceni, zaczęli pytać jeden przez drugiego: "Chyba nie ja, Panie?». On zaś odpowiedział: «Ten, który ze Mną rękę zanurza w misie, on Mnie zdradzi. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził". Wtedy Judasz, który Go miał zdradzić, rzekł: «Czynieja, Rabbi?». Odpowiedział mu: «Takjest, ty» (Mt 26, 20-25). Nie ma w całym Piśmie Świętym bardziej przejmujących grozą słów od wypowiedzianych przez Jezusa na temat losu Judasza. Prorocy są daleko bardziej ostrzejsi i przerażający w swoich wypowiedziach, lecz tutaj spokój mrozi krew w żyłach, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, kim jest Ten, który mówi, i o kim mówi. Chrześcijańska pobożność i wyobraźnia starała się przez wieki uchwycić znaczenie tego, co zostało tak otwarcie powiedziane. Czy słowa Jezusa oznaczają, że Judasz będzie stracony na zawsze? Nie możemy tego powiedzieć o nikim. Lecz jeśli nie jest potępiony, zatem jest zbawiony i dane mu jest wieczne szczęście. Czyż więc byłoby lepiej, żeby się nie narodził? Rozwiązaniem tego sekretu wydaje się być przypuszczenie, że Jezus wcale nie ma tu na myśli ostatecznego losu Judasza. Nie mówi o konsekwencjach zdrady, lecz o przerażającej rzeczywistości, jaką jest sama zdrada. Straszną bowiem rzeczą jest zdradzić Jezusa, niezależnie od tego, jakie poniesiemy konsekwencje. Konsekwencje, jakiekolwiek by one były, pomagają nam jedynie zrozumieć wewnętrzną rzeczywistość przyczyny. Zwłaszcza kiedy mamy na uwadze, że te konsekwencje nie są czymś zewnętrznym w stosunku do przyczyny, jakby Bóg, jeśli można się tak wyrazić, schodził z właściwej sobie drogi, by pokarać zdrajcę. Są owe konsekwencje tym, co zdrajca wy- 89 rządzą samemu sobie, dokonując aktu zdrady. W rzeczy samej zdradza on samego siebie. Możemy więc powiedzieć, że mamy tu do czynienia z trzema sprawami, które należy potraktować według stopnia ich tragiczności: po pierwsze, to co grzesznik wyrządza Bogu, odrzucając Jego miłość; następnie, to co grzesznik czyni przeciw sobie, wyrządzając krzywdę własnej osobie; i wreszcie - ostateczny wynik stopniowego zerwania z Bogiem i z sobą. Tradycyjnie już zwracano szczególną uwagę na ten trzeci aspekt. Oczywiście, jest to rzeczywistość, której nie możemy stracić z oczu. Musimy jednak znacznie głębiej przejąć się tym, co prowadzi do tak smutnego końca. Grzech - każdy grzech w swojej istocie - daje początek procesowi rozkładu wnętrza grzesznika, co uzewnętrznia się wstrząsająco w fizycznej śmierci i w rozpadzie oraz znajduje swój szczytowy punkt w tym, co nazywamy wiecznym potępieniem. Czymkolwiek by ono było, wyraża prawdę, która każe się nam zatrzymać i pomyśleć, i spojrzeć wstecz, tam gdzie się to wszystko zaczęło. Straszliwy koniec nie powoduje przecież straszliwego początku. Wskazuje tylko na niego i przypomina, że powinno się go całkowicie odrzucić. Nie możemy oszukiwać Boga i narzucać Mu naszego sposobu myślenia. Pozostaje nam tylko patrzeć na rzeczywistość tak, jak On na nią spogląda, i zgodnie z tym postępować. W poznawaniu rzeczywistości bardzo pomocna nam będzie pamięć, że ostatecznym i najstraszliwszym skutkiem grzechu jest śmierć Boga, który umierając, nas zbawił. Możemy się dokładniej przypatrzeć temu ostatecznemu i decydującemu skutkowi grzechu, którym jest ukrzyżowanie Chrystusa. Możemy zapytać siebie samych, czy nie powinno to być początkiem nowego szeregu naszych odpowiedzi, czyli postępowania odwrotnego do procesu rozkładu, a mianowicie odbudowania naszego życia w Chrystusie. Zechciał Bóg... przez Niego pojednać wszystko ze sobą: przez Niego - i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża, l was, którzy byliście niegdyś obcymi dla Boga i Jego wrogami przez sposób myślenia i wasze złe czyny, teraz 90 znów pojednał w doczesnym Jego ciele przez śmierć, by stawić was wobec siebie jako świętych i nieskalanych, i nienagannych, bylebyście tylko trwali w wierze - ugruntowani i stateczni - a nie chwiejący się w nadziei właściwej dla Ewangelii, którą posłyszeliście (Koi 1,19-23). i 6. PRZEPOWIEDNIA ZAPARCIA SIĘ PIOTRA Wtedy Jezus im rzekł: « Wszyscy zwątpicie we Mnie Jest bowiem napisane. Uderzę pasterza, a rozproszą się owce. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei" Na to rzekł Mu Piotr: «Choćby wszyscy zwątpili, ale nieja!». Odpowiedział mu Jezus: "Zaprawdę, powiadam ci: dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się Mnie wyprzesz» Lecz on tym bardziej zapewniał «Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie» l wszyscy tak samo mówili (Mk 14, 27-31). Nie tylko Judasz zawiódł Chrystusa Uczynili to wszyscy. Ale szczególnie zastanawia przypadek jednego z nich, ponieważ wyróżniał się on przy tylu innych okazjach. Chodzi o Piotra. Również i w tym przypadku pytamy zdziwieni, jak do tego doszło Paradoksalnie, odpowiedź brzmi: ponieważ kochał Jezusa. Piotr był szczery w chwili, gdy wyznawał swoją dozgonną wierność Jezusowi. Wyrażał to, co czuł Podążał za głosem serca, kiedy zawrócił po ucieczce z Ogrodu i wszedł na dziedziniec pałacu najwyższego kapłana l tam nastąpił upadek. Głębokie przywiązanie do Jezusa jest rzeczą niebezpieczną1 Niebezpieczne jest również posiadanie tak bogatej osobowości, jaką miał Piotr - wspaniałomyślny, otwarty, urodzony przywódca, genialny w spontanicznym wyrażaniu swoich uczuć i myśli, oddający w jednym zdaniu to, co czuli inni: „Panie, do kogóż pójdziemy9 Ty masz słowa życia wiecznego A myśmy uwierzyli..." (J 6, 68-69). Tego rodzaju zdolności i osiągnięcia są niebezpieczne, jeżeli nie towarzyszą im inne cechy i dokonania na głębszym poziomie przenikliwe poznanie siebie i pełne wrażliwości rozumienie spraw Bożych. Tego Piotrowi brakowało Jezus upomniał go i skarcił niejeden raz Piotr musiał brać twarde lekcje i uczyć się poprzez upadki, upokorzenia i pokutę Kiedy „Pan obrócił się i spojrzał na Piotra", wtedy dopiero Piotr przypomniał sobie... „Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał" (Łk22, 61 n) Pamiętał o tym spotkaniu z pojmanym Jezusem przez całe swoje życie, a jak podaje tradycja - zawsze płakał, gdy tylko usłyszał pianie 92 koguta. Nie mógł szukać wsparcia w tym, co tak łatwo, być może zbyt łatwo, dostępne jest dzisiaj dla wielu z nas: wszelkiego rodzaju sposoby, których dostarcza współczesna psychologia, by zrozumieć lepiej samego siebie, naprawić wady charakteru i pogodzić się z własnymi ograniczeniami Byłoby wielką szkodą, gdybyśmy odpowiednio z tego nie korzystali, ponieważ może nam to bardzo pomagać w duchowym postępie. Trzeba jednak pamiętać, ze naturalna tylko skuteczność może faktycznie obrócić się przeciw naszemu największemu, czyli nadprzyrodzonemu dobru - dobru królestwa Bożego. To, co miał Piotr i co każdy z nas może i powinien mieć - to kierownictwo Ducha Świętego, który zgodnie z obietnicą Chrystusa prowadzi nas do pełnej prawdy. Do prawdy o Bogu, o nas samych, o otaczającym nas świecie ze wszystkimi jego możliwościami i pułapkami. Musimy prosić o tegoż Ducha, wzywając wstawiennictwa Najświętszej Maryi Panny Ona jest doskonałym wzorem otwarcia się na światło Ducha, o którego Jezus prosił Ojca dla nas, by Duch był z nami na zawsze, by nauczył nas wszystkiego i przypominał nam to, czego Jezus nas nauczył. W Duchu Świętym znajdziemy prawdziwy pokój. Świat nie może nam go dać, a w nas samych jest coś, co mogłoby ten pokój zniszczyć. Dopiero w blasku Ducha znajdujemy uzdrowienie i moc. Duch Święty chce nas ukształtować na obraz Syna umiłowanego przez Ojca. Nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwaty, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. Niech da wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących - na podstawie działania Jego potęgi i siły Wykazał On je, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich (Ef 1, 16-20). 93 UKIERUNKOWANIE Powszechnie przyjmuje się, że celem Ćwiczeń jest doprowadzenie rekolektanta do takiego doświadczenia Chrystusa, które nada wszystkiemu sens i przemieni wewnętrznie całego człowieka. Nie sprzeciwia się to stwierdzeniu Ignacego, wyrażonemu na początku, że chodzi o znalezienie i wypełnienie Bożej woli, bowiem wola Boga polega właśnie na tym, byśmy upodobnili się do obrazu Jego Syna i byli ożywieni Jego Duchem. Tylko Duch Święty może przeniknąć i zdobyć dla Boga pewne obszary naszego życia i głębię naszego jestestwa, tam gdzie nie może dotrzeć Boże przykazanie, rada ewangeliczna, prawo kościelne lub osobista decyzja. Mówiąc bardziej szczegółowo, wola Boga względem nas nie jest czymś, co zadecydował On od wieków i co musimy teraz odkryć i dostosować się do tego. Bóg chce bowiem, byśmy działali jako wolne osoby, byśmy cieszyli się tą wolnością, którą On obdarzył swoje dzieci, byśmy podejmowali odpowiednie decyzje. Możemy więc i tutaj przywołać zasadę, coraz powszechniej uznawaną w świeckim działaniu, że dzisiaj -z powodu niepewności co do tak wielu czynników składaj ą- 95 cych się na naszą sytuację - nie tyle mówimy o prawidłowych lub błędnych decyzjach, ile raczej o prawidłowych lub błędnych sposobach podejmowania decyzji. Prawidłowy sposób podejmowania decyzji w zakresie życia duchowego oznacza zachowanie w każdej sytuacji Chrystusowej postawy, l to jest wolą Bożą dla nas: byśmy dali się prowadzić Duchowi Chrystusa. Niezastąpioną drogą przyjęcia postawy Chrystusowej, drogą ukazaną nam przez Boga, jest spotkanie z Chrystusem w Ewangeliach. Na taką też drogę kierują nas Ćwiczenia: szukać, znaleźć i wypełnić wolę Bożą. Znaczna część rekolekcji jest wprost przeznaczona na to, by spotkać się z Chrystusem za pośrednictwem Ewangelii i dać się ogarnąć Jego Duchowi - czyniąc postępy w wewnętrznym poznawaniu Pana. Obecnie wejdziemy, posługując się raz jeszcze kluczem wewnętrznego poznania, w pierwszy etap drugiego tygodnia. Otwiera go rozważanie o królestwie Chrystusowym, czyli o «Wezwaniu króla». Po kilku ogólnych wskazówkach na temat kontemplaq'i tajemnic życia Chrystusa i podaniu materiału z tym związanego, zajmiemy się sprawą modlitwy, ze szczególnym uwzględnieniem «zastosowania zmysłów» i «trzech sposobów modlitwy ». UKSZTAŁTOWANI NA WZÓR SYNA Jako wstęp do ewangelicznego opowiadania i w celu przybliżenia odprawiającemu rekolekcje postawy Chrystusowej, Ignacy przedstawia symboliczny obraz Chrystusa, tak bardzo związany z jego osobistym życiowym doświadczeniem. Mamy na myśli Chrystusa z kontemplacji o Królestwie. Ignacy chce w niej ukazać niezwykle pociągającą osobowość Króla. Możemy zapytać, w jakim stopniu ten obraz przemawia do człowieka, który dziś odprawia rekolekcje. Czym jest dzisiaj król, nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach? Na czym polega urok wyprawy wojennej? Przypomnienie, jak przez wieki patrzono na wielkość człowieka, może nam pomóc w zrozumieniu kontemplacji o Chrystusie wzywającym pod swoje sztandary, tak jak ona była pojmowana przez Ignacego. Mówiąc bardzo ogólnie, możemy stwierdzić, że w czasach starożytnych wielkość człowieka kojarzono sobie i praktycznie utożsamiano z wysoką pozycją w społeczeństwie. Ten, kto znajdował się na szczycie, był wielki, i tak długo był wielki, jak długo na tym szczycie pozostawał. W średniowieczu akcent zostaje przesunięty z pozycji społecznej na osobiste osiągnięcia. Kto dokonał nadzwyczajnych czynów i zwyciężył nieprzyjaciół, ten uważany był za wielkiego człowieka, nawet jeśli pozostawał tylko błędnym Droga wewnętrznego poznania - 7 97 rycerzem. W późniejszych czasach kładzie się bardziej nacisk na uzdolnienia, z których wypływają wielkie czyny, niż na same dzieła. Wielkimi postaciami wczesnego okresu epoki nowożytnej byli ludzie genialni, zajmujący się niemal wszystkim: sztuką, nauką, filozofią, polityką. W tym «wszystkim» możemy zauważyć pewien postęp w kierunku uwewnątrznienia wielkości. Idąc dalej, stwierdzamy, że dzisiaj wielkość nie tyle polega na uzdolnieniach, dzięki którym jakaś osoba wybija się i wyróżnia na tle innych, ile raczej na zasadniczej postawie, która sprawia, że ma się więcej cech wspólnych z większością ludzi. Ktoś trafnie się wyraził, że wielką osobowością nie jest ten człowiek, wobec którego inni czują się mali, lecz raczej ten, który sprawia, ze inni również czują się wielcy. Obraz wielkości Chrystusa, przedstawiony przez Ignacego (dzięki porównaniu z doczesnym królem), łączy w sobie wszystkie powyższe elementy: Chrystus zajmuje wyjątkową pozycję („Wybrany przez Boga, naszego Pana, któremu okazują cześć i posłuszeństwo" - 92); podejmuje się wielkiego przedsięwzięcia („Moją wolą jest zdobyć całą ziemię" - 93); odznacza się najbardziej podziwianymi cechami i zdolnościami („Król tak szczodry i ludzki" - 94). Lecz ponad wszystko chce, by inni dzielili z nim jego trudy („Winien tak samo jak ja pracować za dnia, a czuwać po nocy" - 93). Nie ulega więc wątpliwości, że główny nacisk w Wezwaniu Króla położony jest właśnie na dzieleniu się, na współuczestnictwie („Ten, co zechciałby pójść za mną, powinien ze mną się trudzić, aby idąc za mną w cierpieniu, szedł też za mną i w chwale" - 95). Nie trzeba przypominać, że w gotowości do dzielenia się z innymi, w postawie współuczestnictwa widzi się dzisiaj tajemnicę i miarę rozwoju zdrowej, miłej i prężnej osobowości. Prawdą jest bowiem, że zdolność do dzielenia się należy do istoty osoby, jeśli właściwie rozumiemy, co znaczy być osobą. 98 Większość z nas już wcześniej poznała klasyczne w teologii rozróżnienie między «naturą» i «osobą». Niewiele z tego rozumieliśmy i prawdopodobnie nadal wszystkiego nie rozumiemy, ale był to sposób wprowadzenia nas w podstawowe tajemnice naszej wiary: Tajemnicę Trójcy Przenajświętszej i tajemnicę Wcielenia. W dzisiejszych czasach psychologia odnajduje nowe znaczenie i wartość tego rozróżnienia i uważa je za bardzo odkrywcze dla naszego rozumienia siebie. W nas również istnieje różnica między naturą, która jest złożeniem zwierzę-co-rozumnym i którą mamy wspólnie z całym rodzajem ludzkim, a osobą, która jest niedefiniowalnym i niepowtarzalnym «ja». Nie jestem moją naturą. To raczej moja natura należy do mnie. Rzeczą najważniejszą, z praktycznego punktu widzenia, jest to, że nasza natura - czyli nasze ciało ze swoimi organami i zmysłami, i nasza dusza ze swoimi władzami - może wzrastać, rozwijać się, dojrzewać, znajdować pełnię tylko w procesie nabywania, przyswajania sobie. Przyjmujemy pokarmy i napoje, poznajemy fakty, nabywamy umiejętności, lecz nasza osoba, nasze najgłębsze «ja», może znaleźć pełnię i doskonałość jedynie w odwrotnym procesie. Wzrastamy jako osoby w miarę, jak odrywamy się od siebie, zwracamy się ku innym, chcąc im służyć, dzielić się z nimi i oddać im siebie. Wywołuje to w nas samych napięcie, leżące u podstaw wszystkich ludzkich problemów - tych najbardziej osobistych, jak i najbardziej społecznych. Boimy się utracić to, co uważamy za naszą własność. Boimy się przekroczyć nasze granice, żeby nie stracić wszystkiego, żeby nie stracić samych siebie. Jednak w głębi serca zdajemy sobie sprawę, że nie znajdziemy pokoju, radości, zadowolenia i szczęścia, dopóki nie otworzymy się na innych. 99 Jezus z Nazaretu przychodzi Wiemy, gdzie leży nasze prawdziwe szczęście, a mimo to ogarnia nas łęk. Chrystus przychodzi nam jednak z pomocą -dodając odwagi, wskazując zadania, zachęcając nas stale do wielkodusznej ofiarności. „Nie bójcie się... Dlaczego jesteście zasmuceni?... Dajcie, a będzie wam dane... Dopóki ziarno, upadłszy w ziemię, nie obumrze, pozostaje tylko ziarnem, lecz jeśli obumrze, przynosi obfity plon... Ten, kto będzie chciał ocalić siebie, straci siebie... Dałem wam przykład...". Taki jest Chrystus z Ewangelii. Całe Ćwiczenia duchowne św. Ignacego mówią o takim Chrystusie. Nie podzielamy stanowiska fundamentalistów, którzy utrzymują, że wszystko, co spotykamy w Ewangelii, jest obiektywnym, przedmiotowym stwierdzeniem historycznego faktu. Przyzwyczailiśmy się do myśli, że Ewangelia jest właśnie tym, co oznacza to słowo - jest Dobrą Nowiną, radosnym obwieszczeniem triumfu zmartwychwstałego Pana, a każde wydarzenie widziane jest i przedstawiane w świetle tego triumfu. Takie spojrzenie skłania do subiektywnego, podmiotowego wyjaśnienia wielu wątków opowiadania i dlatego musimy odpowiednio do niego podejść. Nie wchodząc w szczegóły tej delikatnej kwestii, możemy stwierdzić, że Ewangelia jest przede wszystkim przekazywaniem doświadczenia. Chodzi o doświadczenie spotkania ze zmartwychwstałym Panem, Jezusem z Nazaretu, który jadł i pił ze swoimi przyjaciółmi. Oglądali oni i słyszeli, i dotykali własnymi rękami Tego, o którym wiedzieli, że umarł. Wiele się dziś mówi o pewnym stylu przekazywania innym osobistych doświadczeń, który uważa się za absolutnie obiektywny, szczery i uczciwy. Mamy z tym do czynienia, gdy ktoś oznajmia: „Uważam, że to, co mówisz, jest..."; „sposób, w jaki zbliżasz się do mnie, jest...". Zakładając dobrą wolę, bez której 100 - jak już wspomnieliśmy - nie ma w ogóle osobowej komunikacji, powyższe stwierdzenia są bezsporne w swej prawdomówności. Co więcej, jeśli istnieje zgoda wśród wielu ludzi co do sposobu, w jaki konkretna osoba zbliża się do nich - to na tej podstawie możemy wiarygodnie poznać ową osobę. Mamy obiektywną informację - w takim znaczeniu, w jakim osobowe poznanie może być obiektywne. Ewangelia stale mówi nam o zbliżaniu się Jezusa do bardzo wielu ludzi, o przemawianiu do nich. Różnorodność słuchaczy Jezusa, jak na tak krótki czas Jego publicznej działalności, była rzeczywiście zadziwiająca. Gdy wczytujemy się w Ewangelię w postawie pełnej otwarcia i zawierzenia, która jest początkiem naszej więzi z Chrystusem i naszej wiary, spotykamy sytuacje bardzo podobne do naszych. Jezus przychodzi do nas, słyszymy, jak przemawia do nas - słowem, czynem lub postawą. Zaczyna nas pociągać Jego osobowość. Odkrywamy coraz więcej zdarzeń i spotkań, poprzez które przekazuje nam swoje orędzie. Stopniowo uświadamiamy sobie, że niezależnie od sytuacji i od sposobu, w jaki Jezus reaguje na nie, jest to zawsze ten sam Jezus, który zbliża się do nas. Może być czuły lub wymagający, może płakać lub uśmiechać się, może wybuchnąć gniewem - zawsze jednak pozostaje Osobą, która się wyjątkowo o nas troszczy. Troszczy się o ludzi i o sprawy Boże. Co więcej - chce, żebym i ja był osobą, która się troszczy o innych, pochyla się nad nimi. Chce, abym był ich przewodnikiem, pośrednikiem Jego mocy i pełni. Chce, żebym był apostołem, miał udział w Jego życiu i posłannictwie. W Ewangelii doświadczenie Chrystusa dochodzi do szczytu intensywności i bezpośredniości w czasie Ostatniej Wieczerzy. Trudno uwierzyć, że w długiej mowie pożegnalnej Jezus wypowiedział wszystkie słowa przypisane Mu przez św. Jana. Nie ulega jednak wątpliwości, że w taki właśnie sposób zbliżył się 101 do apostołów przy tej nadzwyczajnej okazji. Apostołowie powracali później do tego zdarzenia i rozważali jego sens. Pożegnanie było również szczytowym punktem w innym jeszcze znaczeniu, mianowicie wskazywało ono na przejście z bardziej widocznej bliskości do bliskości mniej postrzegalnej zmysłami, przy której jednak obecność Pana w życiu apostołów stawała się obecnością o wiele bardziej rzeczywistą. Posługując się językiem Ćwiczeń, powiemy, że wewnętrzne poznanie Pana pogłębiło się u apostołów do tego stopnia, że przekształciło się w więź. Trwałym symbolem tej nowej i ściślejszej więzi jest Eucharystia, która równocześnie staje się zapewnieniem, że to wewnętrzne poznanie - najwyższe doświadczenie Chrystusa -jest dostępne dla wszystkich uczniów poprzez wieki. Świadomość Bożej obecności Pogląd na sprawę doświadczenia religijnego ulegał burzliwym zmianom w historii chrześcijańskiej duchowości. To prawda, że ceniono zawsze doświadczenie mistyczne, lecz właśnie jako coś nadzwyczajnego. Przedstawiając zaś zwykłą drogę wiernych, kładziono raczej nacisk na praktyki życia chrześcijańskiego, łącznie z przystępowaniem do sakramentów, przy czym zwracano uwagę, by były ważnie sprawowane i godnie przyjmowane. W różnych czasach z rozmaitych powodów nie doceniano osobistego doświadczenia w życiu chrześcijańskim. Wypada tu podkreślić, że definicja człowieka jako anitnal rationale (zwierzę rozumne) wywarła decydujący wpływ na pojmowanie w ciągu całych wieków ludzkiego doświadczenia, podobnie zresztą jak na pojmowanie wszystkiego, co ma związek z ludzkim bytem. Wyjaśnimy to, próbując ogólnie bodaj odpowiedzieć sobie na 102 pytanie: Co to jest obecność? Co znaczy, że ktoś jest obecny? Postrzegając człowieka jako na animal rationale - zwierzę rozumne - wyróżnimy dwa rodzaje obecności: obecność fizyczną, uważaną za rzeczywistą, gdy ktoś aktualnie tu się znajduje; i obecność intencjonalną (w myśli) - poprzez niedoskonały obraz zastępczy - gdy o drugiej osobie możemy tylko pomyśleć. Faktycznie jednak o obecności decyduje świadomość; części umeblowania pokoju nie są dla siebie obecne, ponieważ jedna rzecz nie jest świadoma istnienia drugiej; są one obecne dla nas, bo my jesteśmy świadomi ich istnienia. W odróżnieniu od rzeczy, ludzie mogą być świadomi siebie nawzajem, nie tylko wtedy, gdy dzieli ich odległość, ale także wtedy, gdy ich myśli zajęte są czymś innym. Dwie osoby, które się nawzajem kochają, są świadome jedna drugiej niezależnie od tego, gdzie się znajdują lub co robią. Taka świadomość przenika całe ich działanie. Są bowiem dla siebie nawzajem rzeczywiście obecne. To prawda, że kiedy występuje oddziaływanie na zmysły, zwiększa się zwykle świadomość, a tym samym bardziej rzeczywistą staje się obecność. Zawsze jednak decyduje świadomość. I nie musi ona zawsze być pełna; wystarczy, że w jakiś sposób daje znać o sobie, może to być tylko podświadomość. Wyjaśnijmy to na prostym przykładzie. Jeśli temperatura spadnie nagle w nocy, mogę naciągnąć na siebie koc nie budząc się. Jestem w jakimś stopniu świadom zimna, w przeciwnym wypadku nie reagowałbym. Niemniej jednak nie zdaję sobie z tego w pełni sprawy, ponieważ śpię. Taka świadomość wchodzi w zakres naszego doświadczenia. Kochać i być kochanym - to pewne doświadczenie, nawet gdy nic poza tym się nie dzieje. Możemy dowiedzieć się, że jesteśmy kochani, ponieważ czegoś dla nas dokonano. Podobnie, ponieważ kochamy, możemy na coś się zdobyć. Lecz zasadniczo miłość jest odniesieniem do kogoś, jest postawą. 103 Towarzyszy jej pewna świadomość, która może wywrzeć głęboki wpływ na nasze działanie i pozostałe nasze doświadczenia. Zgodnie z tradycyjnym rozumieniem ludzkiej istoty, jako animal rationale (zwierzę rozumne), doświadczenie może być albo zmysłowe, albo wewnętrzne. W tym drugim przypadku znajduje się w umyśle, choć nadal zależne jest od zewnętrznych wrażeń, zgodnie z klasycznym powiedzeniem, że nic nie może być w umyśle, jeśli wcześniej nie było w zmysłach. Ponieważ Bóg jest niematerialnym bytem, nie może wywierać wpływu na zmysły, i w tym znaczeniu nie można mówić o doświadczeniu Boga. Doświadczenie mistyczne należy do innego porządku i może zaistnieć dzięki nadzwyczajnej łasce. Jedyne, czego można się spodziewać w normalnej sytuacji, to doświadczenie Bożych spraw i rzeczy, które od Boga pochodzą i z których to jesteśmy w stanie wnioskować o obecności Boga. Z takim ujęciem spotykamy się jeszcze we współczesnych podręcznikach filozoficznych. Dochodzimy jednak do odmiennego stanowiska, jeśli mówimy o świadomości na poziomie osoby: nasza świadomość Bożej miłości może ożywić się dzięki jakimś zewnętrznym wydarzeniom, które ukazują troskę Boga o nas. Istotnie - jakiekolwiek zewnętrzne zdarzenie oraz każde doświadczenie, niezależnie od tego, w jakim stopniu jest samo w sobie przykre, na pewno ukazuje miłość Boga, ponieważ wiemy, że jest On obecny we wszystkim, co się nam przydarza. Sprawia On też, że wszystko obraca się na korzyść tych, którzy Go kochają. Ta wzajemna miłość między Bogiem a nami wznosi się jednak ponad wszelkie zdarzenia i jest trwałym doświadczeniem, przekształcającym każde inne doświadczenie w doświadczenie samego Boga. Zaznaczmy jasno, że to doświadczenie utrzymuje się zasadniczo na poziomie zaczątkowej, a nie pełnej świadomości. Ta 104 ostatnia wymagałaby faktycznie specjalnej łaski. Lecz i świadomość wszystkim dostępna może być bardzo intensywna i wywierać znaczący wpływ. Ignacy, kiedy mówi w Ćwiczeniach o pocieszeniu duchowym, daje nam pewne wyobrażenie tego, co rozumieć przez pojęcie «doświadczenie Boga», w jego różnych formach i stopniach intensywności. „O pocieszeniu duchownym: Pocieszeniem nazywam przeżycie, gdy w duszy powstaje pewne poruszenie wewnętrzne, dzięki któremu dusza rozpala się w miłości ku swemu Stwórcy i Panu, a wskutek tego nie może już kochać żadnej rzeczy stworzonej na obliczu ziemi dla niej samej, lecz tylko w Stwórcy wszystkich rzeczy. Podobnie i wtedy jest pocieszenie, gdy wylewa łzy, które ją skłaniają do miłości swego Pana, czy to na skutek żalu za swe grzechy, czy to współczując Męce Chrystusa, Pana naszego, czy to dla innych jakich racji, które są skierowane wprost do służby i chwały jego. Wreszcie, nazywam pocieszeniem wszelkie pomnożenie nadziei, wiary i miłości, i wszelkiej radości wewnętrznej, która wzywa i pociąga do rzeczy niebieskich i do właściwego dobra i zbawienia własnej duszy, dając jej odpocznienie i uspokojenie w Stwórcy i Panu swoim" (316). W poszukiwaniu głębszej zażyłości «Odpocznienie», o którym mówi Ignacy, nie jest działaniem, lecz raczej zaprzestaniem działania; jest stanem, postawą, pełnym miłości odniesieniem się do kogoś. Jest modlitwą w najgłębszym znaczeniu tego słowa. Modlitwa bowiem, podobnie jak miłość, nie polega w istocie na wykonywaniu czegoś. Polega na tym, by na różny sposób być tak z Bogiem, jak dwie osoby, które nawzajem troszczą się bardzo o siebie, są dla 105 siebie wzajemnie obecne. Taka wzajemna obecność może istotnie wyrazić się na wiele sposobów i może być pogłębiana przez różne formy aktywności. Z drugiej jednak strony, może owa aktywność stać się przeszkodą dla bardziej zażyte] obecności. Może utrudnić przerodzenie się kontaktu w więź. Często ogarnia nas pokusa, by zastąpić współuczestnictwo, więź - samą tylko zwykłą aktywnością, ponieważ boimy się zażyłości, bliskości. Postępujemy tak z innymi ludźmi i podobnie też zachowujemy się wobec Boga. By zaradzić temu i by zaprosić nas do odpocznienia i odnalezienia się w Bogu, Ignacy proponuje tak zwane «zastosowanie zmysłów», które powinno się pojawić na zakończenie każdego dnia poświęconego kontemplacji życia Chrystusa. Niemało jest kierowników rekolekcji, którzy z zażenowaniem przemilczają to ćwiczenie. Wielu regularnie odprawiających ćwiczenia duchowne przez wiele lat nigdy o tym nie słyszało. Od samego początku istniały różne opinie co do rozumienia i, w konsekwencji, znaczenia tej praktyki. Niektórzy utrzymują, że jest to najniższa forma modlitwy, przeznaczona na koniec uciążliwego dnia, pewien rodzaj odpoczynku duchowego, który powstrzymuje umysł od niepotrzebnego błądzenia i rozproszeń, nie narzucając mu jednocześnie dodatkowego wysiłku. Inni natomiast, a wśród nich i ci, którzy żyli blisko Ignacego - uważają, że jest to wyższa forma modlitwy, punkt szczytowy ćwiczeń całego dnia. Sam Ignacy przyczynił się w jakimś stopniu do tego zamieszania, gdyż mówi o zmysłach wyobraźni i zdaje się zakładać mniejszą aktywność intelektualną, gdy tymczasem wyjaśniając dalej tę kwestię, sprawia wrażenie, że chodzi mu o pewien rodzaj duchowych zmysłów. Jego język, jak wiadomo, nie zawsze dokładnie przystaje do tego, co chce przekazać. W tym jednak przypadku trudno go obwiniać, ponieważ do dziś jesz- 106 cze nie stworzyliśmy odpowiedniego słownictwa dla oddania osobowej rzeczywistości i często posługujemy się terminologią bardziej właściwą dla świata zmysłów i uczuć. Odważamy się podsunąć myśl, że w tym przypadku «zmysły» to el sen tir w znaczeniu typowo ignacjańskim. Zatem Ignacemu nie chodziłoby ani o cielesne, ani intelektualne zmysły, lecz raczej o osoboiue zmysły. Ćwiczenie, które proponuje, związane jest nie z jakąś aktywnością, lecz z postawą - stałą postawą otwarcia wobec Chrystusa, całkowitego ukierunkowania się na Jego Osobę, pozostawania z Nim na tej samej fali. Można to lepiej zrozumieć, gdy wyobrazimy sobie, co dzieje się w szczęśliwej i zgodnej rodzinie - lub raczej, co działo się, zanim nastała epoka telewizji - przy końcu dnia, po kolacji, po uprzątnięciu i umyciu talerzy. Wcześniej mogły toczyć się ożywione rozmowy, gdy dzieci wracały ze szkoły, lub zabawy, a przy kolacji ojciec mógł opowiadać o tym, co wydarzyło się mu w pracy. Teraz nastała cisza. Każdy siedzi w swoim kącie, zajmuje się własnymi sprawami: zadania domowe, drobne naprawy i prace itp. Każdy skupiony jest na tym, co robi, a jednak nad wszystko wybija się świadomość wzajemnej obecności. Jeden drugiemu jest bardzo bliski. I wyobraźmy sobie dalej, że wpada do nas na chwilę przyjaciel. Jeśli to naprawdę bliski przyjaciel, niewiele się zmieni w tym nastroju. Niepotrzebne są słowa i gesty. Przyjaciel zajmie swoje miejsce, oddychając atmosferą miłości panującą w tym domu. Im bardziej osoba przybywająca jest bliska, tym mniej rzeczy musi się dziać w momencie, gdy wchodzi. Nawiązuje się natychmiast więź - komunia - bez wstępnych słów, gestów i grzeczności. Co więcej, komunia taka może żywić się i ubogacać swoim własnym źródłem - jeśli tak można powiedzieć, a równocześnie pomagać do wzrostu we wszystkich dziedzinach życia. Oczywiście w różnych sytuacjach 107 wyrazy serdeczności i sympatii oraz wszelkie inne znaki miłości powinny towarzyszyć międzyludzkim spotkaniom. Metoda i treść modlitwy To wszystko jest również prawdą, gdy chodzi o nasze obcowanie z Bogiem: modlitwa powinna zawsze i szczególnie być więzią z Nim. Wszystko inne jest pomocą w tej łączności i zażyłości. Tego nas uczy ignacjańskie «zastosowanie zmysłów». Inne metody modlitwy proponowane w Ćwiczeniach, a jest tych metod wiele, są taką właśnie pomocą do osiągnięcia zażyłości. Słowo «zażyłość» to jedna z możliwości oddania znaczenia wyrażeń: conocimiento interno (wewnętrzne poznanie) i el sentir y gustar de las cosas internamente (wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy). Może się zdarzyć, że nadejdą chwile, kiedy zażyłość wyglądać będzie jak zwodniczy miraż, fatamorgana na pustyni - gdy tymczasem my umieramy z pragnienia. Jesteśmy oschli, rozproszeni i zniechęceni. Jeśli modlitwa polega na tym, że coś się dzieje - to wtedy mamy wrażenie, jakby się nic nie działo. I w takiej sytuacji może nam pomóc przypomnienie sobie, że w naszym stosunku do Boga występuje pewien rodzaj świadomości, w której uczestniczy całe stworzenie, nawet nieożywiona natura. Bez tego minimum odpowiedzi wobec Boskiej obecności, jakakolwiek rzecz nigdy nie mogłaby zaistnieć. Ten rodzaj szczątkowej, elementarnej świadomości możemy i powinniśmy zawsze zachować. Jest to bardzo skromna, bardzo pokorna odpowiedź, raczej tylko jej początek. Jakiż może być jednak lepszy początek i wstęp do modlitwy niż pokorna odpowiedź udzielona Bogu? Podziękujmy Mu za to i idźmy dalej, trwając z całym stworzeniem w Jego obecności. 108 Możemy pójść dalej, ponieważ początkowy punkt naszej drogi jest znacznie bardziej obiecujący, niż o tym wspomnieliśmy powyżej. Nie jesteśmy tylko zwykłymi stworzeniami Boskimi. Jesteśmy dziećmi Boga, a On dał nam swego Ducha, by przyszedł z pomocą naszej słabości i uczynił nas na wzór swego Syna: „Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą. Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru" (Rz 8, 26-28). Kiedy wydaje nam się, że nic się nie dzieje, dajmy Duchowi szansę i nie przeszkadzajmy Mu naszym niepokojem. Zauważmy, że oschłość i rozproszenie nie są tym, co Ignacy nazywa opuszczeniem (desolación), niechęcią do rzeczy duchowych. Jeśli tęsknimy za Bogiem, nie jesteśmy w tym stanie, niezależnie od tego, w jakiej jesteśmy rozterce i jak jesteśmy przygnębieni. I jeśli kochamy Boga, to wszystko obróci się na naszą korzyść. Z drugiej strony, bez przylgnięcia do Boga poszukiwanie metod modlitwy podobne jest do uczenia się technik wyrażania miłości bez jakiegokolwiek uczucia w sercu. To przecież jałowe. W dzisiejszych czasach gorączkowo poszukuje się metod modlitwy. Ludzie dosłownie objeżdżają cały świat, by znaleźć coś, co by ich mogło zadowolić. Chrześcijańska tradycja została ubogacona elementami z innych religii. Zaprzęgnięto z powodzeniem współczesne środki przekazu do ułatwiania kontaktu z Bogiem. Stwierdzono, że szeroki zestaw środków proponowanych przez Ćwiczenia duchowne można ubogacić innymi metodami. To wszystko inspiruje, dodaje odwagi i jest godne pochwały, jako wyraz głębokiego pragnienia, by wzrastać 109 w miłości Boga. Trzeba jednak pamiętać, że to wszystko przygotowuje tylko grunt, ustala porę - jak to wyżej określiliśmy. Warto zwrócić uwagę na to, co mówi Ignacy przedstawiając trzy sposoby modlitwy jako dostępne dla każdego, również poza rekolekcjami. O pierwszym sposobie mówi, że nie jest to jeszcze metoda właściwej modlitwy, lecz tylko pewna forma przygotowania się do niej - tak aby podobała się Bogu (238). Ale najlepszym przygotowaniem do modlitwy i jej koniecznym warunkiem - zgodnie z ignacjańskimi zasadami - jest wolność ducha i w Duchu, czyli żeby Duch Święty mógł nas wziąć w posiadanie i sam stać się naszą modlitwą. Wymaga to dyscypliny w stosunku do siebie, wyrażającej się w postawie służby, w życiu dla Boga i innych ludzi. I rzecz podstawowa: przykład Jezusa w Ewangeliach bardziej przemawia do nas i bardziej nas oświeca, niż jakikolwiek argument lub zalecenie. Chrystus był zawsze ze swoim Ojcem, lecz przyłączał się do liturgicznej wspólnoty, która trwała na modlitwie. Był zawsze dostępny dla innych, lecz znajdował czas, żeby być sam na sam z Ojcem. Znajdował na to czas niekiedy w nocy (Łk 6, 12) lub wcześnie rano (Mk l, 35), gdyż potrzebował i pragnął tego. I my potrzebujemy ustalonego, wyłącznego czasu, by przebywać sam na sam z Bogiem. Jest to wymaganie bardziej związane z naszą ludzką sytuacją niż teologiczny warunek. Możemy przyjmować różne rady co do poszczególnych sposobów modlitwy. Jest to sprawa doświadczenia. Lecz modlitwa, która przecież jest czymś więcej niż ćwiczeniem, powinna stać się treścią naszego życia i umożliwiać nam - zgodnie z ulubionym określeniem Ignacego - znajdowanie Boga we wszystkich rzeczach. 110 JA WAS WYBRAŁEM Jeżeli wewnętrzne poznanie Pana poprzez modlitewne rozważanie Ewangelii jest głównym zadaniem rekolekcji, to rozmyślanie o Ostatniej Wieczerzy i innych zdarzeniach z nią związanych powinno zajmować uprzywilejowane miejsce w kontemplacji tajemnic życia Chrystusa, ponieważ wtedy apostołowie najgłębiej poznali swojego Mistrza. Pożegnanie ze strony Jezusa jest szczytem, a zarazem rozjaśnieniem Jego pogłębiającej się zażyłości z uczniami. Otwiera ono jednocześnie nowy etap więzi, która jest mniej oczywista, ale za to bardziej brzemienna w skutki. Wszyscy w niej uczestniczymy. Ukazuje nam to stopniowo drugi tydzień Ćwiczeń. W kolejnych rozważaniach wybrano po jednym fragmencie z trzech rozdziałów Ewangelii św. Jana, które zawierają pożegnalną mowę Jezusa. 111 7. JEZUS DROGĄ DO OJCA Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczy-liście». Rzekł do Niego Filip: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Odpowiedział mu Jezus: "Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego wiec mówisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie - wierzcie przynajmniej ze względu na me dzieła! Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca» (J 14, 6-12). Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem. Przyszedł, żebyśmy mieli życie i mieli je w obfitości. Kto żyje w prawdzie, słucha Jego głosu, a prawda uczyni go człowiekiem wolnym. Jezus jest wypełnieniem wszystkich tęsknot ludzkiego serca - i to nie w jakimś bliżej nie określonym, idealistycznym sensie, jak mogłyby na to wskazywać słowa «prawda i życie», lecz bardzo konkretnym, dotykalnym i pociągającym. Nie znajduje się bowiem Jezus gdzieś daleko, na odległym krańcu naszej ziemskiej wędrówki. On sam jest Drogą, która prowadzi do ostatecznego celu - długą drogą, której nigdy całkowicie nie przemierzymy, ale po której musimy się stale posuwać naprzód, mocując się z nowymi wyzwaniami, dokonując nowych odkryć, gotowi słuchać, chociaż niekoniecznie jako wyrzutu, Jego nie dających spokoju słów: „Tak długo jestem z wami i jeszcze Mnie nie znacie?". Zażyła przyjaźń z Jezusem jest nie kończącą się nigdy przygodą. Im większe, im bardziej intensywne jest nasze doświadczenie życia z Nim, tym głębiej wnikamy w tajemnice Boga. Kto zachowuje przykazania Jezusa, będzie umiłowany przez Ojca, a Jezus sam się mu ukaże, a kto widzi Jezusa, widzi Ojca. Droga wewnętrznego poznania - 8 113 Oglądanie Ojca nie jest związane, to oczywiste, ze spostrzeganiem zmysłowym ani nie jest umysłowym ogarnięciem rzeczywistości Boga. Oglądanie Ojca - to świadomość Bożej obecności w nas, w naszym życiu i działaniu, w otaczającym nas świecie. Ta świadomość będzie zależała od naszego upodobnienia się do Chrystusa, a to z kolei będzie zależało od naszej wierności przykazaniu, które On nam zostawił nie tyle w słowach, ile w przykładzie życia - w przykazaniu, byśmy kochali się nawzajem tak, jak On nas ukochał, i oddawali się innym poprzez służbę i ofiarę. Jezus był całkowicie człowiekiem dla innych. Był również całkowicie człowiekiem Bożym. Chociaż miał głęboką świadomość, że Ojciec jest w Nim, a On w Ojcu - jako człowiek czuł potrzebę oddalenia się od czasu do czasu od innych, by być sam na sam z Bogiem. Nauczył nas, jak się mamy modlić i jak znajdywać natchnienie i siłę w obcowaniu z Bogiem. Jeśli wierzymy w Jezusa, nasza modlitwa będzie tak skuteczna jak Jego. A nawet dokonamy więcej niż On - zgodnie z Jego obietnicą. Jezus to w najwyższym stopniu człowiek wypełniający posłannictwo. Stawia przed nami szeroki program działania: wypełniać dalej Jego posłannictwo na ziemi, być narzędziem pojednania całego rodzaju ludzkiego. W tym celu dał nam swego Ducha i zaprasza nas, byśmy uczestniczyli w Jego losie - w Jego ofierze i triumfie. Przeto i my od dnia, w którym to usłyszeliśmy, nie przestajemy za was się modlić i prosić Boga, abyście doszli do pełnego poznania Jego woli, w całej mądrości i duchowym zrozumieniu, abyście już postępowali w sposób godny Pana, w pełni Mu się podobając, wydając owoce wszelkich dobrych czynów i rosnąc przez głębsze poznanie Boga. Niech moc Jego chwały w pełni was umacnia do okazywania wszelkiego rodzaju cierpliwości i stałości! Z radością dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie -odpuszczenie grzechów (Koi 1, 9-14). 114 8. JEZUS ŹRÓDŁEM l DAWCĄ ŻYCIA Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - jeśli nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić... Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali (J 15, 1-5. 15-17). Przy różnych okazjach i w różnoraki sposób mówił Jezus o głębokiej więzi, o jedności ze swymi uczniami. Teraz czyni to posługując się porównaniem do winnego krzewu i latorośli; mieści się w tym cała teologia i pełny program życia duchowego, duchowego działania i wzrostu, a to wszystko jest rozumiane w świetle życia Chrystusa. W szczególności - Chrystus pozwala nam poznać z bliska prawdziwie pozytywne znaczenie niektórych - wydawać by się mogło -negatywnych stron chrześcijańskiej duchowości: oczyszczenia czy umartwienia. To, z czego się oczyszczamy, czego się pozbywamy, jest obumarłym ciężarem, który dźwigaliśmy. Czyli jest to proces ożywienia, który sprawia, że możemy pełniej być i działać. Dyscyplina ma na celu większą wolność, a wolność prowadzi do większej skuteczności, w tym znaczeniu, w jakim skuteczność ma jedyny swój sens, a mianowicie, że przyczynia się do wypełnienia Bożego planu względem stworzeń. 115 i^ttttl ffPwf'' Do tego właśnie Chrystus nas wybrał l z tym wyborem związany jest cały sens naszego życia. Stajemy się bardziej sobą, w miarę jak nasz wolny wybór utożsamia się z wyborem wcześniej dokonanym przez Chrystusa; stajemy się bardziej sobą, gdy coraz jaśniej rozumiemy ten Chrystusowy wybór i coraz wierniej przy nim trwamy, gdy nasza wierność obejmuje wszystkich drogich Chrystusowi, wszystkich naszych braci i wszystkie nasze siostry na całym świecie Prosić Ojca w imię Chrystusa - to cos znacznie więcej, niż kończyć nasze modlitwy tradycyjną liturgiczną formułą „Przez Chrystusa, Pana naszego" Imię odnosi się do żywej osoby Chrystusa Otrzymamy to, o co prosimy, w tej mierze, w jakiej nasze prośby są przeniknięte Duchem Chrystusowym i zgodne są z wolą Chrystusa Jesteśmy powołani do doskonałego upodobnienia się do Chrystusa w naszej postawie wobec Boga i wobec naszych bliźnich Okazuje się to zarówno bardzo łatwe, jak i bardzo trudne. Wymaga od nas wiele, lecz z pewnością jest możliwe, więcej - jest konieczne. Jest to możliwe, ponieważ Jezus dał nam swego Ducha, by nas umacniał. On doprowadzi nas do wszelkiej prawdy Ostateczną prawdą jest tajemnica Boga My zaś prawdę, ze tylko Bóg jest Bogiem, mamy uczynić rzeczywistością w naszym życiu Również tę prawdę, ze Jego wezwanie nie tylko jest najwyższe, ale i absolutne. Kto zaczyna rozumieć tę prawdę, znacznie już postąpił Kto według niej żyje, staje się doskonałym. Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą (Ef 3, 14-19). 116 9. SMUTEK UCZNIÓW OBRÓCI SIĘ w RADOŚĆ Jezus poznał, ze chcieli Go pytać, i rzekł do nich "Pytacie się jeden drugiego o to, ze powiedziałem Chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znów chwila, a ujrzycie Mnie7 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam Wy będziecie płakać i zawodzie, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, ze się człowiek narodził na świat Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam. O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje' Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna» (J 16, 19-24). Jezus dobrze zdaje sobie sprawę, jak głęboko wstrząśnięci i zasmucieni są apostołowie tym nieprzewidzianym i bolesnym przebiegiem uczty paschalnej Dlatego chce wlać w ich serca nadzieję Nie zważa na siebie, chociaż cała ta rzeczywistość przede wszystkim Jego dotyka Przejęty jest Jezus całkowicie apostołami, umacnia ich i dodaje im odwagi. Nie pomniejsza jednak trudności ani nie przemilcza ciężkich chwil, które już przezywają i które jeszcze nadejdą Przygotowuje ich na przyjęcie najtrudniejszych rzeczy, które im przepowiedziało sobie Nie unikną rozgrywającej się w tym świecie tragedii, którą ich Mistrz bierze na siebie Ich radość i triumf polegają na tym, ze Jezus, przyjmując na siebie wszystkie bolesne konsekwencje zerwania przez człowieka więzi z Bogiem - przemienił te konsekwencje w środki uzdrawiające i wprowadził nas pełniej w przyjaźń z Bogiem i w rzeczywistość Bożego błogosławieństwa Jeśli cierpimy jak Chrystus i z Chrystusem, nasz smutek przemieni się w radość Najbardziej zaskakujący przejaw Bożej łaskawości - o czym mówi Pismo Święte - widoczny jest w odniesieniu do najbardziej uderzają- 117 cego skutku grzechu - śmierci. Zbawcza śmierć Chrystusa zmieniła samo znaczenie i funkcję śmierci, tak że stała się ona bramą do życia pełniejszego i dającego więcej szczęścia. W sposób mniej uderzający ta prawda obecna jest w ludzkim życiu, w każdym strapieniu i w każdym doświadczeniu słabości i ograniczeń, ponieważ miłującym Boga wszystko obraca się na korzyść. Wszystko zyskiem się staje. Nic nie może nas oderwać od miłości Boga, który staje się bliski dla wszystkich w Jezusie Chrystusie, naszym Panu. Nawet z punktu widzenia czysto ludzkiego mówi się, że tak wiele zależy od naszej postawy. Jakaś sytuacja może okazać się czymś pomyślnym lub czymś, co przynosi zawód. Wszystko zależy od tego, czy podejdziemy do niej w postawie buntu czy zgody. O ileż prawdziwsze staje się to wszystko, gdy patrzymy okiem wiary. Wtedy każde zdarzenie, nawet bolesne, możemy przyjąć jako dar pochodzący z ręki kochającego nas Ojca. Taka jest nadzieja, wiara, odwaga i taki entuzjazm, które Chrystus zdobył dla nas poprzez swoją mękę i najwyższą ofiarę. Ludzie o wyrafinowanych poglądach już dziś nie mówią, jak dawniej, o śmierci Boga. Miejmy nadzieję, że pewnego dnia uświadomią sobie fakt, że Bóg rzeczywiście umarł, a umierając dał nam życie. Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane: «Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone na rzeź». Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował, l jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła odłączyć nas od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8, 35-39). DECYZJA Według tradycyjnego poglądu całe Ćwiczenia dnchoiune prowadzą do wyboru lub decyzji, zgodnie z wyrażonym na początku zamiarem „szukania i znalezienia woli Bożej w uporządkowaniu swego życia" (1). Niektórzy jednak są zdania, że ów rozdział Ćwiczeń dotyczący wyboru jest niezależną jednostką, którą wstawiono dla wygody między drugi i trzeci tydzień. Jednym z dowodów przemawiających za takim poglądem jest fakt, że ta część posiada własny wstęp. To prawda, że fragment Ćwiczeń zaczynający się od Wstępu do dokonania wyboni (169) jest samodzielną jednostką. Lecz podobnie ma się rzecz z rachunkiem sumienia oraz sposobami modlitwy. Co więcej, wybór wpisuje się dobrze w to miejsce, w którym się znajduje. Nie mamy potrzeby rozstrzygać tej wątpliwości, bo jest to raczej kwestia akademicka. Wypada natomiast wnikliwiej rozważyć propozycję zgłaszaną przez niektórych, żeby posłużyć się «wyborem» w praktyce duchowego rozeznawania podejmowanej poza rekolekcjami. Nie tylko chodziłoby o czas poza rekolekcjami, lecz o praktykowanie «wyboru» z pominięciem zasad, które rządzą Ćwiczeniami, i bez uwzględnienia postaw przez Ćwiczenia wymaganych. 119 Otóż istnieje wtedy niebezpieczeństwo, że duchowe rozeznawanie, a zwłaszcza wspólnotowe rozeznawanie, stanie się zwykłą zabawą, łącznie z podręcznikiem zawierającym skomplikowane reguły. Wspólnotowe rozeznawanie nie występuje w Ćwiczeniach duchownych, lecz jest jak najbardziej ignacjańskie - pod warunkiem, że ożywia je odpowiedni duch. Przyjmując, że wspólnotowe rozeznawanie jest bardzo pożyteczne, a nawet konieczne w wypadku grupy pragnącej harmonijnie pracować - nie można przeoczyć, jak ważną rzeczą są nasze postawy, z którymi przystępujemy do rozeznawania. Nie trzeba też dodawać, że zawsze tak wiele zależy od naszej ogólnej postawy. Powinniśmy odznaczać się stałą wrażliwością na Ducha Chrystusa, wrażliwością troskliwie pielęgnowaną poprzez nieustanne poszukiwanie dogłębnego poznania Pana i wymaganą do tego ascezę. Na następnych stronicach zajmiemy się inną częścią drugiego tygodnia, która zaczyna się od Wstępu do rozważania o stanach żyda (135). Posługując się nadal pojęciem «wewnętrzne poznanie» jako interpretacyjnym kluczem, zwrócimy szczególną uwagę na wielkie medytacje o Dwóch sztandarach i Trzech parach ludzi oraz na rozważanie o Trzech stopniach pokory lub trzech drogach uległości. Zajmiemy się również różnymi zestawami reguł, podanymi na końcu książeczki Ćwiczeń, włączając w to reguły o rozeznawaniu duchów. BYĆ PŁOMIENNEGO DUCHA Pośród uwag dotyczących wyboru znajdujemy wskazówki na temat trzech pór lub sytuacji, w których można podjąć właściwą decyzję. Z pierwszą sytuacją wtedy mamy do czynienia, gdy otrzymujemy jasny i niewątpliwy znak od Boga. Ostatnia występuje wtedy, gdy człowiek posługuje się naturalnymi środkami, oczywiście wspomaganymi łaską, i poprzez rozumną ocenę wszystkich okoliczności dochodzi do rozsądnego wniosku. Druga zaś sytuacja mieści się pośrodku - jako bardziej złożona. Zawiera w sobie otwarcie i wsłuchiwanie się w głos Boga w głębi naszego serca, wyczuwanie drogi - aż osiągnie się „wystarczającą jasność" (176), by następnie działać na tej drodze z całym spokojem i z ufnością. Zawsze uznawano, że z pierwszą sytuacją - to znaczy z jasnym objawieniem woli Bożej - rzadko mamy do czynienia. Istotnie, możemy bowiem mieć jasne, jak nam się wydaje, pojęcie i na jego podstawie wiedzieć, co mamy robić, ale nie jest jednak pewne, czy rzeczywiście pochodzi to od Boga, i dlatego musimy to w praktyce sprawdzić, by nie ulec ewentualnym złudzeniom. Potrzebne więc jest roztropne, wyważone podejście, charakterystyczne dla trzeciej sytuacji. Dziś jednak coraz bardziej utrwala się przekonanie, że to roztropne, wyważone stanowisko nie zależy tylko od rozumnej oceny 121 rzeczywistości. Musimy też zwracać uwagę na nasze uczucia i przeczucia oraz cenić wysoko intuicję. Zatem niemal niezmiennie znajdujemy się w drugiej sytuacji, kiedy to wsłuchujemy się w siebie i otwieramy na coś głębszego w nas, i tam możemy usłyszeć prawdziwy głos Boga pośród różnego rodzaju dźwięków, szmerów i zakłóceń, które mogą utrudniać odbiór. Rekolekcje są uprzywilejowanym czasem ćwiczenia się w sztuce wsłuchiwania się w głos Boga. Jest to jednak sztuka, którą musimy uprawiać codziennie, w każdej chwili naszego życia. Obecnie lepiej niż kiedykolwiek rozumiemy, że pełnienie woli Bożej jest nie tyle sprawą odkrycia raz i na zawsze tego, co Bóg od wieków zamierzył w stosunku do nas, ile raczej - stałego badania, jakich to wolnych decyzji oczekuje Bóg od nas tu i teraz. Już wcześniej zauważyliśmy, że problem, z którym często mamy do czynienia, nie dotyczy słusznego lub błędnego wyboru, lecz prawidłowej postawy i właściwego usposobienia w czasie dokonywania wyboru. Ignacemu na tym właśnie bardzo zależało. Z wielu dokumentów można poznać, jak gorliwie oddawał się on rozeznawaniu. I wiemy, jak się do tego zabierał. W Ćwiczeniach, po przedstawieniu pór lub sytuacji związanych z wyborem, ukazuje pewne sposoby lub metody dokonywania wyboru w trzeciej sytuacji. Nie ma żadnego przepisanego sposobu dla drugiej pory, choć tam pojawia się po raz pierwszy termin «rozezna-wanie». Reguły o rozeznawaniu duchów nie podają metody, lecz tylko kilka zasad i praktycznych wskazówek. Niemniej jednak w całej książeczce Ćwiczeń znajdujemy wiele elementów dotyczących ducha lub postawy rozeznawania. Najlepszym sposobem wyjaśnienia będzie przypomnienie sobie tego, co powiedzieliśmy już o kształtowaniu się naszego charakteru oraz o typowych sposobach naszego reagowania na rzeczywistość. 122 W centrum rozeznawania Nasza pierwsza odpowiedź dawana środowisku, w którym żyjemy, dokonuje się na poziomie uczuć. Uczucia te, gdy już się zrodzą, warunkują nasze następne odpowiedzi, i z kolei same mogą być od nowych odpowiedzi uzależnione. Stopniowo dążą do stanu trwałości, przybrania wewnętrznie spójnej formy, którą niełatwo zmienić. Nabywamy pewnych nawyków, sposobów bycia, zamiłowań. Kiedy w ten proces włączy się rozum, następuje wzajemna reakcja między uczuciami i sądami, i te ostatnie również przybierają jakąś stałą formę. Mamy utrwalone pojęcia o pewnych rzeczach - przekonania, uprzedzenia. Te struktury w znacznej mierze wpływają na kształt naszych codziennych stałych postaiu, które uzależnione są również od sfery naszej podświadomości. Cały system zachowania, uformowany w ten sposób - to nasz charakter lub osobowość, która kieruje naszymi zwykłymi reakcjami wobec rzeczywistości: osób, rzeczy, sytuacji. Chodzi o to, by różne elementy, składające się na nasz charakter, były dobrze scalone i tworzyły jeden harmonijny i pełny układ, zdolny do prawidłowego reagowania. W przeciwnym wypadku - będziemy stale niespokojni i niezadowoleni. Ale nawet wtedy, kiedy istnieje harmonia i zespolenie, poszczególne elementy mogą w różny sposób reagować w jakiejś sytuacji, która nas głęboko porusza. Na przykład - zaproponowano mi nowe, ważne zajęcie. Mój obecny obiektywny sąd mówi mi, że jest to dla mnie rzecz dobra, zgodna z moimi pragnieniami, że trzeba ją przyjąć. Lecz jakieś uprzedzenie lub lęki z przeszłości, których nie jestem całkowicie świadom, powstrzymują mnie. Wrażliwy kierownik duchowny czy doradca może mi pomóc w odczytywaniu występujących reakcji i dostrzeżeniu ich powodów oraz w dokonaniu wyboru tego, 123 co pozytywne, co najbardziej autentycznie jest moje, aby ze-stroić z tym całą resztę. Wtedy będę mógł należycie i w sposób pełny odpowiedzieć. Dla zdrowia psychicznego wystarczy spójne pozytywne podejście, postawa. Lecz dla naszego duchowego dobra potrzebujemy czegoś więcej - spójności na wyższym poziomie i budowania sensu życia na Bogu. W dążeniu do osiągnięcia piękniejszej pełni, jeszcze bardziej harmonijnej osobowości może nam pomóc przypomnienie sobie, że oprócz naszego naturalnego charakteru występuje inny, o wiele głębszy i trwalszy charakter - w języku św. Pawła znamię, którym zostaliśmy opieczętowani na chrzcie. Tym znamieniem jest sam Duch Święty. Duch przebywa w głębi nas samych i udziela w nas odpowiedzi Bogu: „Abba, Ojcze!" (Rz 8, 15). Lecz dialog ten, rozgrywający się w rzeczywistym centrum naszej osobowości, przygłuszany bywa hałasem tylu różnych odpowiedzi, które dajemy na innych poziomach. I z takiego hałasu często nawet nie zdajemy sobie sprawy. Tym właśnie okrzykiem Abba! Jezus otworzył się na pełnienie woli Ojca, gdy przeżywał rozterkę w czasie swojej agonii. Wysiłek rekolekcyjny, wspomagany łaską, ma uwrażliwić nas na działanie Ducha Świętego i ukształtować w nas postawę wierności wobec znamienia chrzcielnego; ma zestroić inne stałe formy działania z tym podstawowym ukierunkowaniem; ma też usunąć, o ile możności, „wszelkie nieuporządkowane uczucia" (1), nawet najmniej świadome; ma oczyścić drogi naszej łączności z Bogiem. Proces taki pociąga za sobą wyrzeczenie się nie tylko wszystkich grzechów i grzesznych skłonności, lecz również usunięcie innych przeszkód, na przykład: różnego rodzaju zastojów lub nieodpowiednich teologicznych poglądów, które przyswoiliśmy sobie w przeszłości. 124 Ideałem jest, żeby wszystko w nas było zgodne z Duchem przybrania za dzieci Boże. Duch przybrania po to został nam dany, żebyśmy tak odpowiadali Bogu w całym naszym życiowym doświadczeniu, jak Bóg jest obecny i działa w całej rzeczywistości. Powinniśmy to spełniać nie tylko w sferze pojęć lub poszczególnych działań, chociaż i tego nie wykluczamy, co przede wszystkim na poziomie zasadniczej postawy, która przenika całą naszą aktywność. To, czego się oczekuje od chrześcijanina, nie polega na tym, by myślał i działał w ten lub inny sposób, lecz aby żył dla Boga w Chrystusie Jezusie. Dopóki nie osiągniemy tego ideału, powinniśmy być przynajmniej świadomi okoliczności, w których więź jest niedoskonała, bo widzenie jest zmącone. Rozeznanie duchowe polega na tym, by na podstawie naszych doświadczeń, poprzednich odpowiedzi dawanych Bogu, naszych «pocieszeń i strapień» (176) rozpoznać to, co prawdziwe, i to, co nie jest prawdą. W tym właśnie celu Ignacy przekazuje nam swoje reguły. Reguły rozeznania duchów (314—336) tkwią w wielkiej chrześcijańskiej tradycji, i ta sama tradycja daje im teologiczną podbudowę. Są one również w znacznej mierze owocem osobistego doświadczenia Ignacego, jego refleksji nad własnymi przeżyciami, poczynając od najwcześniejszego doświadczenia w okresie rekonwalescencji na zamku w Loyoli, jak sam o tym zaświadcza. Współczesna psychologia uznaje mądrość wielu jego zaleceń; co do niektórych wysuwa również kilka zastrzeżeń. Jedno z nich dotyczy podstawowego założenia: że oddziałują na nas dobre i złe duchy. Ignacemu jednak nie tyle zależy na pokazaniu tego, co w nas działa, ile raczej - dokąd zmierzamy. Podsuwa praktyczne sposoby sprawdzenia, czy zbliżyliśmy się do Boga, czy też oddalamy się od Niego. Możemy tutaj jeszcze wspomnieć, że w dzisiejszych czasach codzienny rachunek sumienia uważa się za podstawowe ćwi- 125 czenie w stałym rozeznawaniu, za swoisty egzamin z naszej świadomości - świadomości przed Bogiem. Zasady i praktyka wyboru W czasie rekolekcji przewidziano pewne ćwiczenia jako pomoc w duchowym rozeznawaniu. Spośród nich najbardziej znana i najbardziej ignacjańska jest medytacja O dwóch sztandarach. Można by ją pozbawić rekwizytów epoki rycerstwa, by uczynić ją strawną dla współczesnego chrześcijanina. Niezależnie jednak od tej krępującej formy, sama jej podstawowa zasada może być kwestionowana w naszej posoborowej epoce, a to stanowi już poważny problem. Czy naprawdę istnieje tak ogromne niebezpieczeństwo bogactw i zaszczytów, byśmy nie tylko musieli je odrzucać, lecz nawet wprost szukać ubóstwa i pragnąć dla nas wzgardy i szyderstwa? Byłoby to szczególnie trudne do przyjęcia dzisiaj, skoro czujemy, że należy doceniać wartości naturalne i wszelkie dobro tego świata. Byłoby trudno utrzymywać, że tak nauczał i taki przykład zostawił nam Chrystus. Pomijając już fakt, iż można zakwestionować katego-ryczność stwierdzenia, że Chrystus wybierał zawsze rzeczy trudne dla naszej ludzkiej natury - pozostaje jeszcze wyjaśnić problem: dlaczego Chrystus miałby wybrać taką drogę? Jakąś odpowiedź można znaleźć w głęboko odczuwanej przez każdego z nas potrzebie posiadania minimum bezpieczeństwa i dobrego samopoczucia. Każde stworzenie trzyma się kurczowo daru istnienia, który otrzymało od Boga. Człowiek, jako rozumne stworzenie, czyni to w sposób jeszcze bardziej świadomy i zdecydowany. Wyobraża sobie, że jedyną drogą, która zapewni mu bezpieczeństwo i pomyślność, jest posiadanie środków prowadzących do tego. Tak więc pragnie posiadać dobra materialne i rozciągać nad nimi kontrolę oraz 126 zdobywać pozycję, dzięki której będzie mógł wpływać na życie innych ludzi. Pragnie człowiek bogactw i zaszczytów. Pragnie być samowystarczalnym. Tymczasem jest prawdą, że żadne stworzenie nie może się uznać za samowystarczalne, a poczucie bezpieczeństwa i zadowolenie można odnaleźć tylko w Bogu. Wszystko inne może zawieść, i rzeczywiście zawodzi. Niełatwo to jednak przyjąć, a nawet w pełni zrozumieć. Boimy się ryzyka, a sama myśl, że będziemy musieli się na nie zdobyć - sprawia, iż kurczowo trzymamy się różnych dóbr i chcemy mieć coraz to więcej. W ten sposób zamykamy się wobec Boga. Być może nic złego nie czynimy, jak ów bogaty młodzieniec z Ewangelii, ale tracimy jednak Boga. Ten przejmujący w swej wymowie paradoks ukazany został przez Jezusa we wszystkich Ewangeliach: kto chce ocalić swe życie, straci je; kto natomiast straci swe życie dla Chrystusa, odnajdzie je (por. Mt 10, 39; 16, 25; Mk 8, 35; Łk 9, 24; J 12, 25). Każdy środek, który byłby zdolny ocalić nas od tak tragicznego końca, czyli utraty Boga, powinien być podjęty. Prawdziwym środkiem jest całkowite i bez zastrzeżeń powierzenie się naszemu Ojcu, biorąc przykład z Jego umiłowanego Syna. Im skuteczniej i gruntowniej dokonamy tego, tym lepiej. To jest właśnie «świętą nauką» (145), którą zgodnie z pragnieniem Chrystusa powinniśmy wziąć sobie do serca i szerzyć ją po całym świecie. Jesteśmy powołani to tego, by być apostołami Jezusa Chrystusa. Diua sztandary można również traktować jako udramatyzo-wane przedstawienie bardzo ważnego punktu, zaznaczonego w Regułach o rozeznawaniu; chodzi mianowicie o niebezpieczeństwo sprowadzenia nas na manowce przez pozorne dobro lub przez mniejsze i, zdawałoby się, bardziej bezpośrednie dobro. Można jeszcze dodać, że medytacja ta odsłania 127 napięcie istniejące między «naturą» i «osobą» w człowieku, o czym mówiliśmy już wcześniej. Nasza natura, z samej swej istoty, stara się zagarnąć dobra; natomiast nasza osoba nastawiona jest na dawanie. Jakiż więc błąd tkwi w naszej naturze? Żaden. Tylko że my jesteśmy czymś więcej niż animal rationale (zwierzę rozumne), jak określa nas ta klasyczna definicja. Błąd nasz polega na utożsamianiu nas samych z naszą naturą i na próbach zrównoważenia związanych z nią ograniczeń przez fałszywe poczucie samoun/starczalności. I jest to pycha, a ona rodzi w nas „wszystkie inne występki" (142). Jedna z wyraźnie fałszywych form ludzkiej samowystarczalności polega na tym, że w naszych zabiegach o posiadanie czegoś i zdobycie pozycji wikłamy się w sieci wątpliwej jakości układów społecznych, i z tej sieci nie możemy się uwolnić. Z drugiej strony - zarówno posiadanie rzeczy, jak i ich nieposiadanie może być użyte do tego, by panować nad innymi i manipulować nimi. Na przykład osoba niepełnosprawna może posługiwać się swoim kalectwem, by tyranizować resztę rodziny, budząc w niej poczucie winy itd. Rzeczywiście, nasza natura jest bardzo przebiegła. Aby umocnić odprawiającego rekolekcje w postanowieniu nieulegania naturze, proponuje się mu rozmyślanie o Trzech parach ludzi (149-155). Jest to jedyne ćwiczenie, które wydaje się być całkowicie oryginalnym tworem Ignacego. Służy ono jako środek sprawdzenia własnej postawy w obliczu pewnego problemu. W tym wypadku problem jest duchowy, a cały kontekst, w którym go ukazano, ma charakter dobitnie nadprzyrodzony. Nie przeszkadza to w niczym, by ćwiczenie samo w sobie potraktować jako czysto psychologiczne - jedyne tego rodzaju w całych ignacjańskich rekolekcjach. W obliczu wyboru, w którym nie tyle chodzi o dobro i zło, ile raczej - czy zdecydujemy się na coś lepszego, jedna para 128 ludzi nie dostrzega wagi problemu i odkłada decyzję. Inna para próbuje rozwiązać problem i podjąć decyzję - taką, która zadowoliłaby zarówno sumienie, jak i naturalne skłonności. I wreszcie - trzecia para: chce znaleźć jak najlepsze wyjście oraz gotowa jest do podjęcia bezkompromisowej decyzji, jakakolwiek by ona miała być. Warto zauważyć, że często rzecz nie w tym, by określić, którą z tych postaw my reprezentujemy, lecz by uświadomić sobie, że prawdopodobnie tkwi w nas coś z każdej z tych trzech postaw i że jest to prawie nie do uniknięcia. Liczy się więc, która z postaw zaczyna przeważać i kierować naszym postępowaniem. Oczywiście, powinna to być trzecia postawa. Możemy sobie jeszcze raz przypomnieć postawę Jezusa w czasie konania w Ogrójcu. Ujawniała się w Jezusie zrozumiała ludzka reakcja, by tego wszystkiego, co Go czekało, uniknąć. Rodziło się pragnienie, żeby znaleźć inne rozwiązanie, ale zwyciężyła w końcu Jego bezkompromisowa dążność do wypełnienia woli Ojca. Ignacy proponuje pewne radykalne środki, by rozbudzić w nas i utrwalić dążność do wypełnienia woli Bożej (157). Jeśli czujemy lęk przed czymś trudnym lub nieprzyjemnym - szukajmy tego wprost i prośmy o to. W taki właśnie sposób uderzymy w nasze negatywne postawy. Dzięki rozwojowi psychologii w naszych czasach można by z całą pewnością dodać wiele subtelnych elementów do tego zasadniczo zdrowego, lecz surowego schematu ignacjańskich Ćwiczeń. Na przykład, narzuca się pytanie, czy przyjmując zasadniczą postawę trzeciego rodzaju, nie można by znaleźć miejsca dla pewnych składników dwóch poprzednich postaw, jeśli chodzi o drugorzędne okoliczności konkretnej sprawy. Innymi słowy: czy nie należy niektórych rzeczy zostawić na boku lub czy nie będzie też lepszym rozwiązaniem problemu Droga wewnętrznego poznania - 9 129 nie dotykać wprost wszystkich jego elementów? Oczywiście, zawsze musimy mieć przed oczyma cel, jakim jest znalezienie skutecznego rozwiązania - tak jak to zakłada trzecia postawa. Chodzi nam tylko o podkreślenie, że szukamy nie abstrakcyjnego, ogólnego rozwiązania, lecz rozwiązania w konkretnej naszej sytuacji, a czasem nie jesteśmy w stanie dokonać wszystkiego naraz. Z pewnością poruszamy się tu po śliskim gruncie, gdzie łatwo oszukać samego siebie, i dlatego dobra rada jest zawsze ważna i potrzebna. Miłość, która nie zna prawa Oprócz wyżej wymienionych medytacji Ignacy zaleca rozważanie, które warto mieć na uwadze i czasami powracać do niego. Nazywa je Trzema stopniami pokory (165-168) lub poddania się woli Bożej. Dwie pierwsze drogi lub - jak je nazwano - stopnie łatwo zrozumieć i wyróżnić. Pierwszy stopień polega na posłuszeństwie prawu Bożemu, które obowiązuje pod grzechem ciężkim. Drugi stopień polega na poddaniu się woli Bożej we wszystkich sprawach, w których woli Bożej jesteśmy świadomi, niezależnie od tego, czy zobowiązuje nas ona pod grzechem, czy też nie. Po prostu chcemy tego, czego Bóg pragnie, a wobec wszystkich innych rzeczy zachowujemy postawę «obojętności». Jeśli zważymy, że już na drugim stopniu człowiek pragnie tego, czego chce Bóg, nietrudno przewidzieć, że następny stopień - zakładający i pierwszy, i drugi - stwarza trudność, przynajmniej co do sposobu, w jaki powinien być przedstawiony. Zawiera on bowiem wymaganie, byśmy się opowiedzieli za tym, co nas bardziej uczyni podobnymi do Chrystusa, zakładając, że Bóg odbiera jednakową chwałę przy jednym, jak i dru- 130 gim naszym wyborze (np. bogactwa albo ubóstwa). Narzuca się jednak pytanie: jeśli jeden rodzaj wyboru zbliża nas bardziej do Chrystusa, to jak możemy twierdzić, że obydwa przynoszą jednakową chwałę Bogu? Można by na to odpowiedzieć, że wtedy, kiedy już inne dane nie pomagają nam rozstrzygnąć, który wybór będzie się bardziej podobał Bogu, wtedy właśnie możemy sądzić, że to, co zbliża nas bardziej do Chrystusa, jest tym, czego Bóg pragnie, byśmy wybrali. Jednakże trzeci stopień to coś więcej niż jedna jeszcze przesłanka do podjęcia decyzji. Na tym etapie poddania się Bogu działa nowy duch. Dla wyjaśnienia tego problemu możemy przyjąć, że na pierwszym stopniu pokory wola Boża jest dla nas zakazem -tworzy granicę, której nie chcę przekroczyć, ale do której czuję się wolnym, by czynić to, czego pragnę. W drugim przypadku wola Boża jest dla nas nakazem. Określa ona szczegóły mojego życia. Nie czuję się wolnym, by robić to, co mi się podoba, lecz pozwalam się całkowicie prowadzić woli Bożej. Na trzecim stopniu pokory wola Boża nie jest już wcale normą. Teraz to już osoba - sama Osoba Chrystusa - staje się dla mnie wolą Bożą. Duch Chrystusa otwiera mnie na Ojca w moim istnieniu i działaniu, tak że podobam się Ojcu, jak Chrystus. Stan ów wznosi się już ponad wszelkie nakazy i zakazy i dotyka głębi, do której nie dociera reguła moralna. Chociaż wszystkie trzy stopnie pokory odnoszą się bardziej do postawy niż konkretnych działań, to trzeci stopień związany jest najmocniej z zasadniczą postawą chrześcijańską. Nie będziemy zatrzymywać się nad tym, w jakiej mierze taka postawa prowadzi nas do przyjęcia mniej przyjemnej z dwóch możliwości: ubóstwa - zamiast bogactwa, co zdaje się zakładać tekst Ignacego i co odnosi się do przykładu Chrystusa. Raczej zwróćmy uwagę na zbieżność tych trzech stopni z trzema eta- 131 parni nawrócenia, o których już wcześniej mówiliśmy. Możemy bowiem stwierdzić, że na pierwszym etapie Bóg staje się wartością większą niż inne. Na drugim staje się On wartością główną, natomiast na trzecim etapie jest jedyną wartością, tak jak był nią dla Chrystusa. Dlatego też mistyczne nawrócenie nie wykracza poza ramy ćwiczeń duchownych i leży w naszym zasięgu, jeżeli widzimy w nim pełnię chrześcijaństwa, która powinna być przecież ideałem każdego chrześcijanina. Mówiąc, że taki ideał leży w naszym zasięgu, nie chcemy bynajmniej twierdzić, że możemy go osiągnąć naszym wysiłkiem, bez żadnej pomocy. Chcemy tylko podsunąć myśl, że nie wymaga to nadzwyczajnej łaski i że każdy prawdziwy chrześcijanin może tego pragnąć i do tego dążyć poprzez odpowiedź udzielaną wszechobecnemu działaniu Ducha Świętego. Ćwiczenia są pomyślane właśnie jako pomoc dla tych osób, które chcą żyć w pełni dla Boga - w Chrystusie. Potrzeba reguł Ważnym składnikiem takiego życia dla Boga jest recta sapere (pojmować to, co słuszne, zasmakować w tym, co słuszne), czyli owa szczególna wrażliwość, o której już wcześniej wspomnieliśmy. Należy ona do istoty całej serii reguł, które znajdujemy na samym końcu Ćwiczeń. Najbardziej znane z nich są pierwsze i ostatnie - to znaczy Reguły o rozeznawaniu duchów, które już omawialiśmy, oraz tak zwane Reguły o trzymaniu z Kościołem, którymi się teraz zajmiemy. Warto zauważyć, jak często słowo sentir pojawia się w tytułach tych przeróżnych reguł: Sentir y conocer (odczuć i poznać, 313), Sentir y entender (odczuć i ocenić, zrozumieć, 345). Niestety, równie często zagubiono to słowo w wielu tłumaczeniach. I rzecz najważniejsza: Ignacy mówiąc o naszej postawie wobec Kościoła, posłu- 132 guje się słowem sentido - poczucie, czucie, trzymanie z Kościołem, a nie: myślenie z Kościołem. W rzeczy samej Reguły o trzymaniu z Kościołem wydają się być zastosowaniem do Kościoła i spraw kościelnych «zasady pierwszej i podstawowej» (fundamentu, 23), umieszczonej już na początku Ćwiczeń, bo i w tym wypadku mamy do czynienia ze sprawą podstawowej akceptacji, która jest czymś innym i czymś więcej niż aprobatą, bo dotyka poziomu o wiele głębszego niż sądy i uczucia. Zatem bardziej chodzi tu o pewną psychologiczną postcnoę niż teologiczne stanowisko, chociaż wszystko to dotyczy wielkiej prawdy wiary: Kościół jest Oblubienicą Chrystusa i żyje dzięki Jego Duchowi. Niezależnie od tego, jakie negatywne sądy i uczucia mogłyby się w nas pojawić - powinniśmy przyjąć pozytywną postawę wobec Kościoła, a konkretnie mówiąc: wobec trzech grup w Kościele, które zdają się być w ciągu wieków głównym źródłem trudności: władza, z jej ciężarem urzędu i licznymi brakami; teologowie, przedkładający różne teorie i nawzajem się zwalczający; oraz zwyczajny lud, z jego czasem zbyt ludową pobożnością. Musimy uczyć się żyć w konkretnej ludzkiej rzeczywistości Kościoła, i to żyć tak, byśmy sami mogli wzrastać i innym wzrastać pomagali, zgodnie z pięknym ideałem głoszonym przez św. Pawła: „Żyjąc prawdziwie w miłości sprawmy, by wszystko rosło ku Temu, który jest Głową - ku Chrystusowi. Z niego całe Ciało - zespalane i utrzymywane w łączności dzięki całej więzi umacniającej każdy z członków stosownie do jego miary - przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości" (Ef 4, 15-16). Kościół zatem jest środowiskiem - przez Boga przewidzianym - naszego wzrastania w wewnętrznym poznaniu Pana. Takie spojrzenie na Kościół przywodzi nam od razu na myśl postawę Najświętszej Maryi Panny, która jest obecna pośród 133 nas i jest dla nas wzorem, a w języku teologicznym jest «typem» Kościoła. Znane jest wielkie nabożeństwo Ignacego do Bożej Matki, a Jej dyskretną, lecz owocną obecność można dostrzec w całych Ćwiczeniach. Dzisiaj stwierdzamy z niemałym smutkiem, że niekiedy kult Maryi słabnie. Uważamy jednak, że to tylko Jej obecność mniej rzuca się nam w oczy, ponieważ jeszcze głębiej weszła Ona w nasze życie, i z całą delikatnością działa jako Matka. O wiele bardziej niż jakakolwiek reguła, może nam Ona ukazać, co znaczy „być płomiennego ducha i pełnić służbę Panu" (Rz 12, 11). Maryję można również widzieć jako żywe wcielenie przewodnich zasad wzrostu w duchu chrześcijańskim, przypomnianych przez Ignacego w ostatnim fragmencie, mówiącym o podjęciu decyzji lub o wyborze: „Niech każdy pomyśli o tym, że we wszystkich rzeczach duchownych uczyni postęp tylko w takiej mierze, w jakiej wyrwie się ze swej miłości własnej, ze swej woli i ze swoich własnych korzyści" (189). ABYŚCIE POKÓJ WE MNIE MIELI W czasie Ostatniej Wieczerzy szczególnie poruszają dwa czyny Jezusa: umycie nóg apostołom oraz ustanowienie Eucharystii, l Jezus pragnie, by Jego uczniowie czynili to, co On sam uczynił. Oczywiście, nie chodzi tylko o zewnętrzne odtwarzanie. Jezusowi chodzi o ducha i o całą naszą drogę życiową. Podobnie jak w czasie swej działalności, Jezus ujawnia tutaj swoje zasadnicze dążenia i ukazuje główne zasady, którymi musimy się kierować w odpowiedzi na sytuacje, z jakimi się spotykamy. Powinniśmy mieć to przed oczyma, gdy przystępujemy do «wyboru» w czasie rekolekcji. Rozważania, które tu dołączamy, podobnie jak wszystkie inne, pomyślane są nie jako forma zastępcza Ćwiczeń, lecz jako materiał uzupełniający. 135 10. UMYCIE NÓG Jezus wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy, l zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: «Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?». Jezus mu odpowiedział: «Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział». Rzekł do Niego Piotr: «Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał». Odpowiedział mu Jezus: «Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną». Rzekł do Niego Szymon Piotr: «Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę!». Powiedział do niego Jezus: «Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty, l wy jesteście czyści, ale nie wszyscy». Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: «Nie wszyscy jesteście czyści». A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: «Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie 'Nauczycielem i Panem' i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wy powinniście sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować" (J 13, 4-17). Umycie nóg przez Jezusa, według opisu św. Jana, posiada wszystkie cechy ustanowienia sakramentu, jednak nigdy nie było uważane za sakrament w ścisłym tego słowa znaczeniu. Przyczyną tego wydaje się być świadomość, że kiedy Jezus nakazał, by apostołowie czynili podobnie jak On, miał na myśli nie obrzęd, lecz całą drogę życia lub cały program działania, który można ująć w jednym słowie: służba. Służba bliźnim musi być głównym, w pewnym sensie jedynym celem chrześcijanina, jedyną cechącharakterystyczną ucznia Chrystusa, i ona czyni wiarygodnym posłannictwo chrześcijańskie. Chrześcijańska 137 służba jest poniekąd sakramentem, ponieważ zbawczą rzeczywistość Chrystusa uobecnia w świecie. Wszystkie sakramenty, nie wyłączając Eucharystii, zmierzają do tego, byśmy byli gotowi służyć i oddać nasze życie dla zbawienia świata, biorąc przykład z Chrystusa i przedłużając Jego posłannictwo. Nie każda służba sprosta temu zadaniu. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy świat wziął sobie jakoś do serca troskę o wzajemną pomoc - żadna zwyczajna służba nie będzie jeszcze wyrażała całego posłannictwa. Może tego dokonać tylko niezwykła forma służby, pojętej w duchu chrześcijańskim, a polega ona - jak widzimy to z reakcji Piotra - na całkowitym odwróceniu przyjętych ogólnie sposobów zachowania się ludzi. Tylko Duch Święty może nam powiedzieć, co to oznacza konkretnie dla każdego z nas. Z pewnością taka służba wychodzi poza granice zwykłej przyjaźni czy koleżeństwa i w pewnym sensie zakłada dotarcie do ludzi odrzuconych i opuszczonych, ludzi wyzyskiwanych i zapomnianych. Powinniśmy uznawać i doceniać wartości doczesne, tym bardziej dobro, które spotykamy w świecie. Musimy również sobie uświadomić, że to dobro może być zastąpione większym dobrem i że Bóg może chcieć i czasami faktycznie chce, byśmy zrezygnowali z mniejszego dobra, aby On mógł nam powierzyć większe, również dla naszego własnego pożytku. Drogi Boże nie są drogami ludzkimi, a myśli człowieka nie są myślami Boga. Jeśli o tym pamiętamy i żyjemy zgodnie z tą prawdą, będziemy ludźmi szczęśliwymi. Jest bowiem w Bogu mądrość i moc, której nie można dosięgnąć ludzkim tylko umysłem i wysiłkiem. Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi (1 Kor 1, 21-25). 138 11. USTANOWIENIE EUCHARYSTII A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: "Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego* (Mt 26, 26-29). Jeśli nie jest rzeczą możliwą przeniknąć do końca i w pełni wszystkie głębiny tajemnicy Chrystusa, to nie wiadomo nawet od czego zacząć, gdy staramy się pojąć Eucharystię. Tu bowiem tajemnica Chrystusa ukazana jest jako odpowiedź na podstawową ludzką potrzebę: jako pokarm i napój. Mógłby nawet ktoś powiedzieć, że Jezus popełnił pomyłkę, dopuszczając nas do tak wspaniałej rzeczywistości. W czasie Ostatniej Wieczerzy, kiedy to zwierzał się swoim uczniom, powiedział, że nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie daje za swoich przyjaciół. W Eucharystii spotykamy się z jeszcze większą miłością, przekraczającą granice śmierci, dającą się bez reszty. Miłością niewyczerpaną. Gdy w Ewangeliach czytamy o Eucharystii, uderza nas niezwykła prostota. Chrześcijańska pobożność starała się otoczyć ją mniej lub bardziej bogatymi obrzędami, które w jakiś sposób mogłyby podkreślić jej olbrzymie znaczenie. W rzeczywistości jednak jest to posiłek, posiłek, na który zaproszeni są przyjaciele. Nie polega on na zwyczajnym spożywaniu pokarmu w towarzystwie ludzi, którzy się dobrze znają, lecz jest to pełna głębokiego znaczenia czynność, dokonująca się w społeczności złączonej wiernością i oddaniem, czynność tworząca z wszystkich nieporównywalną z niczym jedność. Każdy posiłek, którym się dzielimy z innymi, oznacza zwycięstwo osobowej troski o bliźnich nad egoistycznymi pragnieniami natury. Wszystkie zwierzęta jedzą, ale tylko ludzka istota zdolna jest do dzielenia się pokarmem z innymi. Chrystus podejmuje ten symbol 139 troskliwości naszej o innych i przekształca go w skuteczny znak najwyższej troski, doskonałej miłości, całkowitego oddania się. Kiedy jesteśmy zgromadzeni w Jego imię, On chce, byśmy dzielili się między sobą najprostszym z posiłków i byśmy przypomnieli sobie, że był taki Człowiek, który przeszedł przez tę ziemię i był całkowicie Człowiekiem dla innych. Jego życie było doskonałym darem dla innych, a Jego miłość mocniejsza od śmierci, do tego stopnia, że nadal jest On wśród nas w swojej ofierze, ponawiając ją w każdym z nas i uzdalniając każdego z nas, byśmy sami stopniowo stawali się niewyczerpanym źródłem miłości dla zbawienia świata. Nasza natura może się wzbraniać przed takim ogołoceniem. Natura działa zgodnie ze swoim prawem, gdy chce uciec przed rzeczami nieprzyjemnymi, domagającymi się od nas ofiary. Ponadto, ponieważ jesteśmy obdarzeni rozumem, nasza natura może szukać wyjścia z sytuacji - może szukać jakiegoś kompromisu. Tymczasem moje prawdziwe «ja», osoba, którą jestem, przyjmuje postawę bardziej wspaniałomyślną. Jeżeli tylko potrafimy wyzwolić się od strachu i innych ujemnych wpływów, którym nasza natura podlega, możemy wtedy pozytywnie i prawdziwie skutecznie sprostać wszelkim wymaganiom. Nie jest to łatwe, ale jest możliwe. Bóg nas zapewnił, że możemy żyć na tym poziomie, którego On od nas oczekuje. Duch Święty, obecny w najgłębszych pokładach naszej istoty, mieszkający w głębi naszego serca, czyni nas zdolnymi do tego, byśmy - jak Chrystus i w Chrystusie - stawali się całkowitym «tak» dla Ojca. Bóg mi świadkiem, że w tym, co do was mówię, nie ma równocześnie «tak» i «nie». Syn Boży, Chrystus Jezus, Ten, którego głosiłem wam ja i Sylwan, i Tymoteusz, nie był «tak» i «nie», lecz dokonało się w Nim «tak». Albowiem ile tylko obietnic Bożych, w Nim wszystkie są «tak». Dlatego też przez Niego wypowiada się nasze «Amen» Bogu na chwałę. Tym zaś, który umacnia nas wespół z wami w Chrystusie i który nas namaścił, jest Bóg. On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych (2 Kor 1,18-22). 140 12. WEZWANIE DO UFNOŚCI Odpowiedział im Jezus: «Teraz wierzycie? Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie - każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną. To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat» (J 16, 31-33). Jezus chce po raz ostatni wytłumaczyć apostołom, co ma się wydarzyć. Mówi im, że właściwy czas już nadszedł, a przejmujące grozą proroctwa też się wypełnią. Jego posłannictwo zawiera jednak w sobie pokój i ufność. Ostatnie słowa Jego długiej mowy pożegnalnej brzmią: „Miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat" (J 16, 33). Czego doświadczał Jezus, co działo się w Jego umyśle i sercu, kiedy nadeszła Jego ostatnia godzina, którą nazwał po prostu «godziną»? Widzimy to teraz wyraźniej niż w czasie agonii w Ogrodzie Oliwnym: tam będziemy świadkami wewnętrznych zmagań Jezusa, przygniatających w swoim zewnętrznym wyrazie, choć niezupełnie dla nas zrozumiałych; spotkamy się tam nie tylko z przejmującą grozą tajemnicy śmierci Boga, lecz również tajemnicy życia Boga na ziemi. Mając mocne przekonanie, że Chrystus jest Bogiem, skłonni jesteśmy widzieć w Nim nadczłowieka. Tymczasem Chrystus, chociaż jest Bogiem - nie był wcale nadczłowiekiem. Był człowiekiem, podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu. Doświadczał nie tylko fizycznego bólu, lecz także wewnętrznej udręki. Jego rozterka w Ogrodzie, tak dotkliwa, w pewnej mierze była również obecna w całym Jego ziemskim życiu. Jego odwaga nie wynikała stąd, że nie odczuwał lęku, lecz stąd, że dzięki wysiłkom umiał się wznieść ponad lęk. Nie był nigdy sam, a jednak mógł odczuwać samotność i potrzebował wsparcia. Jezus nie jest nadczłowiekiem. Tak, to prawda, że żył bez grzechu. Całe Jego życie było całkowicie skierowane ku Bogu. Lecz również i tu wziął na siebie nasz ciężar. W jakiś tajemniczy sposób - o czym mówi językiem pełnym wewnętrznej mocy św. Paweł: „Bóg za nas uczynił grzechem Tego, który nie 141 popełnił żadnego grzechu". Dotykamy tu samej istoty tajemnicy konania. Jezus, zanurzony w przygniatającym bezmiarze smutku, doznawał bólu nie do zniesienia z powodu jak gdyby utożsamienia się z grzechem. Nigdy tego do końca nie zrozumiemy, ponieważ jesteśmy z grzechem oswojeni. Dla Jezusa, który rozumiał, jak nikt inny, czym jest grzech, ta bliskość grzechu była nie do zniesienia. Dla Jezusa, u którego całą treść życia stanowiła wola Ojca, bliska obecność zaprzeczenia tej woli stała się nieznośnym koszmarem, oszałamiającym, odczłowieczają-cym. Było to tym bardziej niezrozumiałe, że w jakiś tajemniczy sposób sam Ojciec tego chciał. Fizyczne cierpienie Jezusa można by przyrównać do innych, czasem jeszcze większych; natomiast tego rodzaju konania nikt nigdy nie doświadczył, i dlatego nic dziwnego, że wywołało ono tak wstrząsający skutek. Jezus stał się jak bezbronne dziecko, wołające w ciemnościach: Abba! Lecz wołaniem tym Jezus przedziera się przez ciemności, przełamuje przeszkody i walczy z trudnościami, które Go przygniatają. Nie pozbywa się ciężaru, lecz znajduje pokój i siłę, by go nieść odważnie. Dał nam Jezus przykład. Przekazał nam jednocześnie coś więcej. Dał nam swego Ducha. Ducha synowskiego przybrania, który dociera do Boga wołaniem: Abba! Pomimo wszystkich naszych ludzkich ograniczeń i przytłaczających okoliczności, w których wypada nam działać, możemy znaleźć prawdę, która nas uczyni wolnymi, nie przez przemyślne szukanie woli Bożej, lecz przez prawdziwe chrześcijańskie życie, które łączy nas z Ojcem. To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 5-8). 142 REALIZACJA W naszej epoce posoborowej powszechnie uznaje się jedność oraz centralny charakter Misterium Paschalnego. To znaczy, rozumiemy i przyjmujemy wewnętrzny związek między śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa jako jeden ciągły etap Jego przejścia z tego świata do Ojca. Uświadamiamy sobie również, że życie chrześcijańskie polega zasadniczo na włączeniu się w Misterium Paschalne. Zatem uczestniczyć mamy w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa nie tylko na samym końcu naszego życia lub na końcu czasów, lecz tu i teraz. Naszym ideałem staje się coraz bardziej „umrzeć dla grzechu i żyć dla Boga w Chrystusie Jezusie" (Rz 6, 11). W tej perspektywie niełatwo jest wyjaśnić dodatkowy -zdawałoby się - charakter trzeciego i czwartego tygodnia, nie mówiąc już o samym podziale na te dwa tygodnie. Wydaje się, że zasadnicza praca rekolekcyjna kończy się w momencie «wyboru» lub «reformy życia», a cierpienie Chrystusa, z pewnym odniesieniem do Jego triumfu, obecne jest od samego początku Ćwiczeń. Cóż więc nowego, poza przywołaniem ewangelicznych tekstów, dodają ćwiczenia tych dwu tygodni? 143 W przeszłości, kiedy przeważało podejście według schematu «trzech władz», formułowano pytanie inaczej: dlaczego nie wykorzystuje się w pełni w momencie podejmowania decyzji, która stanowi główny cel rekolekcji, motywacyjnej siły męki Jezusa? Odpowiadano wówczas, że decyzje należy podejmować mocą rozumu oświeconego wiarą, a nie pod wpływem wzruszeń. Cierpienia Chrystusa powinny być brane pod uwagę, ale na sposób ogólny, jako orientacyjna zasada. Później, kiedy już rozważnie i rozsądnie podjęliśmy decyzję i odpowiednie postanowienia, możemy zająć się konkretnymi wydarzeniami z życia Chrystusa. I wtedy też możemy posłużyć się uczuciami, by umocnić to, co podyktował nam rozum. Tego rodzaju tłumaczenie nie zadowala już dzisiaj. Gdzie indziej musimy szukać wielkiego znaczenia i doniosłości trzeciego i czwartego tygodnia. Zajmiemy się tym w obecnej części naszej książki, przyjmując, jak zawsze, wewnętrzne poznanie jako klucz interpretacyjny. Zakończymy rozważania uwagami na temat Kontemplacji dla uzyskania miłości. W TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ «Wybór» można uważać za szczytowy punkt Ćwiczeń. Nie jest to jednak kres podróży. Nie możemy zatrzymać się na szczycie. Po osiągnięciu go musimy zejść w dół, by stawić czoło twardej, codziennej rzeczywistości. Po podjęciu decyzji musimy przystąpić do jej wykonania. Posiada to ogromne znaczenie. Oczywiście, wykonanie postanowień następuje prawie zawsze po rekolekcjach. Istnieje jednak inny rodzaj realizacji, czynienia czegoś rzeczywistym: dokonuje się nie na poziomie działania, lecz postawy. To bardzo ważna rzecz w naszej sprawie. Musimy wejść - wszystko co w nas jest, łącznie z naszą decyzją - w serce Trójcy Przenajświętszej, gdzie mamy nasze prawdziwe mieszkanie. Musimy dać się bez reszty przeniknąć w całym naszym życiu - życiem Ojca, Syna i Ducha Świętego. Oznacza to: jeszcze głębiej uczestniczyć w Paschalnym Misterium śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Oczywiście, nie dokonuje się to w jednym momencie - musi się dokonywać stale. Celem trzeciego i czwartego tygodnia, jako specjalnego etapu rekolekcji, jest szczególne zwrócenie na to uwagi. Z wymienionych powodów - dla tego okresu rekolekcji właściwy jest nowy rodzaj aktyiuności lub, mówiąc inaczej, przesunięcie akcentu, tak że pada on na pewnego rodzaju bier- Droga wewnętrznego poznania - 10 145 ność i uległość. Zanurzenie się w głębiach Paschalnego Misterium nie tyle polega na tym, że my coś robimy, lecz - że poddajemy się działaniu kogoś innego. W miarę jak utożsamiamy się z Chrystusem, jak nasze serca bić będą w rytmie Jego Serca, zgodnie z ideałem trzeciego stopnia pokory - Duch Święty poprowadzi nas na drodze przejścia ze świata do Ojca, abyśmy pełniej żyli dla Boga. Odwołanie się do tego, co już wcześniej powiedzieliśmy o osobowej więzi, osobowym obcowaniu i owym głębszym poziomie, na którym urzeczywistnia się wspólnota i bliskość -może nam pomóc w zrozumieniu działania łaski w tym okresie Ćwiczeń. Bliskość pogłębia się i jest podtrzymywana przez wieloraką wymianę i dzielenie się na tym bardziej widocznym, zewnętrznym poziomie dawania i przyjmowania. Lecz kiedy bliskość przybiera formę mocnej wewnętrznej więzi, sama staje się dla siebie źródłem wzrostu i rozkwitu. Potwierdza się to również w naszym życiu duchowym, w obcowaniu z Bogiem, które w miarę wzrostu wymaga coraz mniej aktywności, a coraz bardziej zależy od Ducha Świętego, który nas ożywia. Przeoczenie tego szczególnego wymiaru bierności w tej fazie rekolekcji mogłoby stać się przyczyną rozczarowania, i to wtedy, kiedy powinniśmy się spodziewać najbardziej dojrzałych owoców. Zatem, zamiast próbować rozbudzić w nas bardziej intensywne uczucia smutku lub radości, których nam brakuje, zwłaszcza gdy podjęliśmy już pewien wysiłek w ostatnich dniach - zrobimy lepiej, pozwalając się przeniknąć przez cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie Pana. W ten sposób Jego doskonałe i całkowite wydanie siebie, Jego ofiara zespoli się z naszymi dobrymi intencjami, z pozytywną postawą, którą wypracowaliśmy w sobie, z całą naszą istotą. 146 Przez krzyż i zmartwychwstanie Najgłębsze znaczenie krzyża polega raczej na wydaniu siebie niż na bólu i upokorzeniu, chociaż nie możemy nie dostrzegać i tej strony Męki; krzyż polega na tym, że Chrystus oddaje się w ręce swego Ojca i w ręce ludzi, by wypełnić wolę Ojca. O tym, że ten właśnie rys przeważał w świadomości Chrystusa, możemy się przekonać na podstawie Jego proroctwa o ukrzyżowaniu Piotra, w którym podkreśla nie cierpienie, lecz wydanie samego siebie: „Wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz" (J 21,18). Kiedy Jezus wzywa swoich uczniów, by wzięli na siebie krzyż, wzywa ich przede wszystkim do wydania siebie. Nie mówimy tego po to, by nie dostrzegać bólu, ale by podkreślić, że tak wiele kosztuje nas otwarcie się, ponieważ tak bardzo jesteśmy skłonni zamykać się w sobie. Odczuwamy jednak również głęboką radość, gdy wydajemy samych siebie. A wydać siebie Bogu - to zwycięstwo. Podstawowym znaczeniem znmrtwychiostania jest również wydanie siebie. Chwała Chrystusa jest nie tylko nagrodą, którą On otrzymuje za swoją ofiarę. Raczej sama ofiara jest Jego chwałą - to znaczy, że jako człowiek jest obecnie całkowicie w posiadaniu Boga i że nam umożliwia podobne oddanie się bez reszty Bogu. Nie ma większego osiągnięcia i większej radości, niż należeć do Boga, i w ten sposób osiągnąć pełnię wolności, którą obdarza On swoje dzieci. W tej perspektywie śmierć chrześcijańska nabiera bogatego i bardziej pozytywnego znaczenia. Nie jest ona bolesnym progiem, wstępem do zbierania owoców naszego wydania się Bogu w tym życiu. Jest szczytowym momentem naszego życia, kiedy to, wolni od nacisków i przeszkód, od ograniczeń paraliżujących nasze działania, możemy jasno potwierdzić naszą 147 prawdziwą tożsamość i w zjednoczeniu z Chrystusem możemy w sposób pełny i wolny wydać siebie całkowicie w ręce Ojca. Każdy nieudany wysiłek i trud z przeszłości, wszystkie nasze dobre i nie spełnione zamiary znajdą swój oddźwięk w tym ostatecznym oddaniu siebie. Jest to chwila, której powinniśmy wyglądać z utęsknieniem. Stwierdziwszy to, wypada jednak od razu podkreślić, że nasz udział w śmierci i zmartwychwstaniu Pana powinniśmy mieć już tu i teraz, w obecnym życiu, w którym otrzymujemy łaskę zjednoczenia z Chrystusem w Jego misterium paschalnym. Mamy być żywymi świadkami triumfu Chrystusa, który pokonał nie tylko śmierć, lecz również wszystkie ludzkie słabości i ograniczenia. Nie pozbędziemy się tych ograniczeń, dopóki jesteśmy na tym świecie, lecz będziemy je znosić w duchu nowej wewnętrznej wolności, ponieważ „we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował... Jakiekolwiek stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym" (Rz 8, 37. 39). Owa wolność to równowaga ducha, to «obojętność» z Fundamentu Ćwiczeń, ukazana obecnie w świetle Chrystusa, to znaczy w świetle Jego całkowitego wydania siebie Ojcu, które jest uznaniem świętości Boga jako rzeczywistości absolutnej, a także w świetle całkowitej Jego - Chrystusa - władzy, którą uzyskał jako Pan wszelkiego stworzenia. Co więcej, nasze zjednoczenie z Chrystusem w Misterium Paschalnym jest nie tylko symboliczne, ale i rzeczywiste, to znaczy: Chrystus jest rzeczywiście obecny w nas i we wszystkich stworzeniach nie tylko jako Bóg, lecz również jako zmartwychwstały Pan. Troska katolików o podtrzymanie żywej świadomości rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii prowadziła niekiedy do pomniejszenia i niemal zaprzeczenia Jego rzeczywistej obecności 148 poza sakramentalnym znakiem, a przecież o takiej swojej obecności On sam wielokrotnie nas zapewniał. Rzeczywista obecność zmartwychwstałego Chrystusa w całym stworzeniu wydaje się odpowiadać pojęciu wniebowstąpienia u św. Pawła, który mówi, że Chrystus „wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić" (Ef 4, 10). Kościół zaś, głosząc, ze sakrament zawiera rzeczywistość, którą oznacza - nigdy nie twierdził, że ta rzeczywistość zawarta jest w znaku w sposób wyczerpujący i wyłączny. Byłoby to przecież niemożliwe. Wcześniejsze nasze rozważania na temat obecności w jej powiązaniu ze świadomością - mogą nam tutaj pomóc. Eucharystyczne znaki z pewnością pogłębiają naszą świadomość, czynią Chrystusa bardziej obecnym. Lecz to, co one oznaczają, to właśnie fakt, że jest On z nami zawsze i wszędzie. Jest to najbardziej przejmujący fakt w naszym życiu. Znaki głębszej rzeczywistości Zgodne jest to z tym, co mówi się dzisiaj o wszystkich sakramentach - że są one jakby wyrazami czułej miłości, które w szczególnym momencie uobecniają w naszym życiu w sposób bardziej oczywisty i skuteczny - miłość Kogoś, kto zawsze troszczy się o nas. Jeśli ktoś uściśnie i ucałuje mnie serdecznie, doświadczam wtedy mocniej i wyraźniej rzeczywistości stale obecnej, i mogę teraz na nią pełniej odpowiedzieć, a przez to przyczynić się do jej wzrostu. Niewielką pociechą byłaby dla mnie myśl, że jestem kochany tylko w chwili uścisku. Radość i siła, życiodajna moc, której źródłem jest głęboka i wierna osobowa więź, biorą się z przekonania, że chociaż tylko czasami ktoś mnie uściśnie, to jednak zawsze i coraz bardziej jestem przez niego kochany. 149 Odnosząc to do sakramentów - powinniśmy pojmować łaskę nie jako coś, co jest owocem spełnienia pewnego obrzędu, lecz jako Kogoś, samego Boga, zawsze obecnego, ogarniającego nas swoją miłością: „W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Dz 17, 28). Otwarcie się na Boga - to życie w stanie łaski. Wszystko, co dzieje się wokół nas i w nas samych, należy uznać za przejaw miłości Boga i zaproszenie, by odpowiedzieć na Jego miłość. Zatem całe nasze życie jest sakramentalne, jest wypełnione znakami, które mówią, że Bóg troszczy się o nas. Bóg dociera do nas również przez szczególne znaki, które łatwiej jest nam rozpoznać, a zwłaszcza przez swojego Syna oraz Kościół. Kościół jako Ciało Chrystusa tworzy środowisko, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Sam Kościół uważa się za powszechny sakrament zbawienia. Ale są również poszczególne sakramenty, przyjmowane przez Tradycję, które pogłębiają naszą świadomość różnych przejawów Bożej łaski i zbawczego dzieła Chrystusa. Chrzest otwiera drogę do pozostałych sakramentów. Jest to znak, który czyni bardziej obecnym, bardziej dla nas realnym i skutecznym ten ocean miłości, w którym nasze istnienie jest zanurzone. W sakramentalnych wodach „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany" (Rz 5, 5), i teraz całe nasze „życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu", zaś każdy sakrament staje się szczególnym spotkaniem z Chrystusem, „naszym życiem" (Koi 3, 3-4). Lecz sakramenty, chociaż są takim cudem, to przecież nie są ostatecznym darem Boga dla swych dzieci. Są znakiem. Wskazują one na coś głębszego. Zawierają rzeczywistość, której są znakiem, lecz równocześnie zapraszają nas i pomagają nam, byśmy poszli dalej - ku rzeczywistości czystej i prostej. Jesteśmy powołani do szczęścia niebieskiego, gdzie nie ma już znaków ani symboli, lecz tylko całkowita, pełna rzeczywistość. 150 To właśnie wyrażają słowa, że w niebie będziemy oglądać Boga twarzą w twarz. Już w tym życiu jesteśmy zanurzeni w sercu Trójcy Przenajświętszej, lecz obecnie zdajemy sobie sprawę z tego tylko w sposób pośredni, poprzez znaki Bożej miłości, które nas otaczają. „Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany" (l Kor 13, 12). Poruszano czasem zagadnienie, dlaczego życie zakonne nie jest sakramentem, tak jak jest nim małżeństwo czy kapłaństwo. Odpowiedź brzmi: życie zakonne jest wyprzedzeniem (antycypacją) życia w niebie, gdzie nie ma sakramentów, lecz tylko rzeczywistość Boga. Na to właśnie wskazuje niezgrabne wyrażenie, które mówi o eschatologicznym wymiarze życia zakonnego. Nie oznacza to, że zakonnik lub zakonnica jest człowiekiem bardziej świętym niż jakikolwiek świecki chrześcijanin. Oznacza natomiast, że stan zakonny jest bliższym celu etapem na drodze prowadzącej chrześcijanina do Boga. Pewne porównanie może nam to wyjaśnić: Chrystus w Eucharystii jest nie mniej święty i nie mniej Bogiem niż wtedy, gdy zasiada po prawicy Ojca. Lecz pod sakramentalnymi postaciami chleba i wina znajduje się On - można by powiedzieć - w sytuacji bardziej pokornej, niż w chwale niebieskiej. Miłość małżeńska to jedna z najcenniejszych rzeczywistości ludzkiego życia. Lecz oprócz tego, że jest rzeczywistością, jest również symbolem i sakramentem wyższej rzeczywistości -jedności między Chrystusem i Jego Kościołem, miłości Boga dla swego stworzenia. Ślub czystości jest nie tyle wyrzeczeniem się miłości małżeńskiej, ile pójściem dalej - ku tej Miłości, którą symbolizuje małżeńska miłość. Ślub czystości prowadzi do bardziej bezpośredniego kontaktu z Bogiem, takiego kontaktu, jaki będzie dla nas dostępny w niebie, bez zasłon, nieskończenie bogaty i ubogacający. Doprowadza on wewnętrzne poznanie do głębszej zażyłości, niemożliwej do wyrażenia w słowach, 151 ją opisywać, lecz nie da się jej zdefiniować. W pewnym sensie można ją mierzyć według zdolności, jaką posiada żywa istota, do sprostania środowisku, w którym przebywa. Minimum takiej zdolności potrzebne jest, by w ogóle przeżyć. Chociaż to tylko początek, niemniej jest to już wielkie osiągnięcie i nieodzowny warunek dalszego wzrostu. Następny etap - to zdolność wykorzystania środowiska dla własnego dobra. Coś z tej zdolności posiadamy już od początku, a wzrastające wykorzystanie zasobów natury jest jednocześnie znakiem i środkiem osobowego wzrostu. Decydujący etap, na którym dojrzałość wyraża się najpełniej, charakteryzuje się zdolnością wniesienia swojego wkładu w środowisko, zdolnością tworzenia i rodzenia. Ostatecznie dojrzałość nie polega na tym, że coś zdobywa się na własność; do dojrzałości dochodzi się raczej w procesie dawania, wyrzeczenia się siebie, a szczególnie poprzez przekazywanie życia. W tym miejscu trzeba dokonać kilku rozróżnień, odpowiadających wprowadzonemu już rozróżnieniu między «naturą» i «osobą» oraz sposobowi, w jaki natura i osoba działają. Tylko osoba może coś całkowicie dać. Lecz my nie jesteśmy tylko czystą osobą, jesteśmy osobami posiadającymi ludzką naturę. Nasza natura umożliwia nam czynienie daru z siebie, ale zarazem stawia pewne granice. Rodzina, której członków łączą przeróżne więzy, jest szkołą wielkoduszności i hojności i stwarza normalne warunki do dojrzewania i wzrostu człowieka. Jednak i ona posiada swoje ograniczenia. Trzeba się wznieść ponad rodzinę. Nie oznacza to koniecznie wyrzeczenia się rodzinnego życia; samo zaś takie wyrzeczenie nie zawsze powiększa zdolność do dawania samego siebie. Może jednak bardzo w tym pomóc. W każdym jednak przypadku ludzka dojrzałość jest nierozłącznie związana z bezinteresownością. Trzeba następnie zauważyć, że w obrębie natury dojrzałość osiąga pewien szczytowy punkt, poza którym nie tylko nie ma 153 lecz bardzo realnej. Zażyłość ta dzięki nowemu doświadczeniu Boga w wierze, Boga jako Absolutu, daje impuls do głębszej pokory i pozwala nam pójść dalej w procesie wyzwolenia. Wolność potwierdza się następnie w zachowaniu ubóstwa, w gotowości dzielenia się, przekazywania i rezygnacji na rzecz innych. Słusznie ktoś powiedział, że wolna osoba nie ma nic do stracenia. Ale właśnie taka osoba może hojnie obdarować innych i sama na tym zyskać. Wolne osoby mogą tworzyć sensowne i wartościowe wspólnoty dzięki więzi wierności i posłuszeństwa. Zakonna rodzina ma stanowić przedsmak nieba, przypominać oazę na pustyni, gdzie utrudzony pielgrzym, zdążający mozolnie do domu Ojca, może odnowić swoje siły i wejść w podnoszącą na duchu atmosferę, która jest zapowiedzią owego obcowania z Bogiem, gdy będzie On „wszystkim we wszystkich" (l Kor 15, 28) i zjednoczy wszystkich w swojej miłości. Dorastać do pełni Powołanie do świętości, jak wiemy, jest powszechne. Duch działa wszędzie, przekształcając powoli, lecz skutecznie nasze serca - „aż dojdziemy wszyscy razem do... człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa" (Ef 4,13). Co to znaczy być człowiekiem doskonałym? Słyszy się dzisiaj tyle o dojrzałości i jesteśmy świadkami gorączkowych poszukiwań dróg osobowego wzrostu. Podejmuje się różnego rodzaju pytania o duchową dojrzałość i jej związek ze zwyczajną ludzką dojrzałością, a także o współzależności między ludzką dojrzałością i codziennymi doświadczeniami człowieka w rodzinie i społeczeństwie. Dojrzałość - to nieuchwytna rzecz. Podobnie jak życia, z którym jest ściśle złączona, można jej doświadczyć i można 152 św. Jan, mówiąc: „Bóg jest Miłością". Stwierdzenie to, złożone z trzech podstawowych słów jakiegokolwiek słownika, wyraża najbardziej przejmujący paradoks - paradoks leżący u podstaw każdego innego paradoksu, każdej sprzeczności, biegunowości, konfliktu, jak również każdej formy pojednania, współpracy i owocowania. Kryje się bowiem w tym stwierdzeniu prawda, że Absolut, to znaczy niezależna od wszystkiego Istota Boga, jest doskonałością więzi osobowej, czyli miłością. Tak trzeba pojmować Trójcę Przenajświętszą, jeśli wolno nam w ogóle tak beztrosko mówić o tej najgłębszej z tajemnic. Każda filozofia, jeśli naprawdę jest filozofią, dochodzi w końcu do tej Ostatecznej Rzeczywistości - doskonale prostej, jedynej, nie dającej się nigdzie zaszufladkować. Objawienie chrześcijańskie zgadza się z tym, lecz Chrystus, który dał nam poznać wewnętrzne życie Boga, objawia coś więcej: Ostateczna Rzeczywistość polega na więzi osobowej. Ostateczna Rzeczywistość to Bóg - Ojciec, Syn i Duch Święty, doskonała jedność, mimo odrębności odniesień. Zmienia to całkowicie nasze pojęcie o tym, czym jest rzeczywistość, i to nie tylko ostatecznie, lecz w każdym wypadku. Stąd też wnioskujemy, jak powinno wyglądać nasze życie i na czym polega doskonałość - nie na zamknięciu się w sobie i samowystarczalności, lecz na harmonii i wzajemnym dawaniu siebie. Wszystko, co pochodzi od Boga, co jest realne - stanowi jedność w powiązaniu. Jeśli zejdziemy na najniższy stopień istnienia, do poziomu materii - odkrywamy, że właściwością ciał jest wzajemne tajemnicze przyciąganie, dzięki któremu jedne pozostają w odniesieniu do drugich. Nikt nie wie, czym jest lub dlaczego występuje siła ciążenia. Jest ona jednak faktem. Kiedy badamy wyższy stopień bytu, spotykamy się z nowymi formami odniesienia, nie zastępującymi, lecz przekształcającymi niższe, dającymi życie całej tej różnorod- 155 już wzrostu, lecz zaczyna się regres. Natomiast osoba jako taka nie jest koniecznie poddana prawu podobnego regresu. Gdy człowiek się starzeje, musi utrzymać równowagę między spokojnym uznaniem swojej słabnącej zdolności sprostania środowisku a stałą świeżością osobowej postawy wobec życia, ludzi i Boga. Z pewnością w naszym życiu duchowym, które polega po prostu na naszej osobowej więzi z Bogiem w Chrystusie, nie ma żadnego szczytowego punktu. Jesteśmy powołani, by być doskonałymi, jak Ojciec nasz niebieski. Koniecznie trzeba sobie uświadomić, że nie możemy i nie powinniśmy starzeć się w życiu duchowym - musimy w nim wciąż wzrastać. Może się okazać, że nie jest rzeczą łatwą zachowanie zapału młodzieńczego, kiedy zaczynają nas opuszczać siły. Ale musimy sobie wziąć do serca tę podstawową prawdę, że coraz pełniejszy owoc duchowej dojrzałości osiągamy wtedy, gdy wydajemy siebie, zapominamy o sobie. Chodzi nie tyle o to, byśmy coś czynili, lecz byśmy Bogu pozwolili w nas działać. By On rzeczywiście mógł nami zawładnąć do tego stopnia, że staniemy się naprawdę sobą i osiągniemy pełnię człowieczeństwa poprzez całkowitą przynależność do Niego. Paradoks Absolutu Ostatecznym celem naszej osobistej świętości jest: uczynić rzeczywistością w naszym życiu świętość i pełnię Bożą. To uwieńczenie procesu nawrócenia, którego doskonałą pełnię osiągniemy dopiero w niebie. Lecz już w tym życiu powinniśmy sobie uświadomić głębię Bożej prawdy. W sercu świętości Boga jest misterium, które tłumaczy tajemnicę przemiany naszego życia oraz dokonuje przełomu w naszym spojrzeniu na rzeczywistość i własne istnienie. Stwierdza to po prostu 154 najbliższy przyjaciel daje mi prezent, wtedy sprawa przedstawia się inaczej. Dar staje się dla mnie cenną rzeczą ze względu na tego, kto mi go ofiarował. Wartość prezentu związana jest z miłością, którą mi okazuje. I odpowiadam na miłość, a dar staje się dla mnie szczególną okazją do bardziej serdecznego, hojniejszego odwzajemnienia się. Wszystko w moim życiu, również i samo życie, pochodzi od Boga. Jeśli Bóg jest dla mnie kimś obcym, wtedy będę się czuł zmieszany i zaniepokojony tyloma otrzymanymi darami. Jeśli Boga traktuję jako kogoś znanego mi, miarą Jego troski o mnie będzie to, co jest dla mnie przyjemne. Jeżeli zaś pozostaję w zażyłej przyjaźni z Bogiem i jest On dla mnie Kimś najbliższym, wtedy wszystko przyjmę z Jego ręki jako znak miłości. Wszystkie moje doświadczenia będą się ostatecznie sprowadzały do doświadczenia Boga. Moja postawa i moja odpowiedź wobec rzeczywistości będzie pozytywna, ponieważ będzie to odpowiedź na nieskończoną miłość Boga w Chrystusie Jezusie. Taki jest ideał chrześcijańskiego życia. Tu kończą się rekolekcje, a zaczyna się praktyka życia przemienionego na obraz Chrystusa. Zaczyna się szukanie Boga we wszystkich rzeczach, umiłowanie wszystkich rzeczy w Bogu, gotowość do służby, zawsze z modlitwą w sercu i na ustach: „Zabierz, Panie, i przyjmij - wszystko..." (234). Zabierz, Panie, bo masz do tego słuszne prawo, i przyjmij jako mój osobisty wolny dar całą wolność moją, mnie samego jako decydującą o swym losie osobę, pamięć moją i rozum, i wolą mą całą, 157 ności. Rośliny mają swoje ukierunkowanie (tropizm), a zwierzęta instynkty. Na poziomie osoby najwyższym prawem więzi okazuje się miłość, która jest wolna i która pozwala nam przekroczyć samego siebie i odnaleźć się pełniej w drugim, na wzór życia i działania samego Boga. Tak więc całe stworzenie woła, że Bóg jest Miłością; wszędzie widzimy działanie Miłości, ubogacające rozliczne więzi. W miarę jak uświadamiamy sobie tę obecność i to działanie, cały świat staje się dla nas przejrzysty. Ukazuje nam oblicze Boga. Widzimy rzeczy tak, jak widział je Jezus. Postępując w tej wrażliwości, wchodząc coraz bardziej w sieć wzajemnych odniesień, sami stajemy się przejrzyści, otwarci wobec miłości Boga. I inni ludzie dostrzegają w nas miłość Boga. Zostaje wtedy wysłuchana ostatnia modlitwa Jezusa: aby Miłość, którą Ojciec Go ogarnia - Duch Święty - była również w nas. Tak oto urzeczywistnia się w naszym życiu zesłanie Ducha Świętego. Odnajdujemy swoje miejsce, swoje znaczenie w Bożych planach zjednoczenia wszystkiego w Chrystusie w doskonałej więzi. Taki jest również punkt kulminacyjny Ćwiczeń, zarysowany w Kontemplacji do uzyskania miłości, oraz najwyższy stopień wewnętrznego poznania: „Tutaj prosić o wewnętrzne poznanie tylu i tak wielkich dóbr otrzymanych od Boga, abym w pełni przejęty wdzięcznością, mógł we wszystkim miłować jego Boski Majestat i służyć mu" (233). Na czym polega „wewnętrzne poznanie tylu otrzymanych dóbr"? Łatwiej będzie nam to zrozumieć, jeśli zastanowimy się nad naszą postawą, gdy przyjmujemy pochodzące z różnych źródeł dary. Jeśli otrzymam prezent od człowieka obcego, jestem zaskoczony, podejrzewam podstęp i zaczynam się zastanawiać: co się za tym kryje? Jeśli prezent pochodzi od znajomej osoby, cenię sobie jego wartość i wedle tejże wartości oceniam ofiarodawcę i intencję, która nim kierowała. Lecz jeśli 156 ABY WSZYSCY STANOWILI JEDNO Chrześcijańska tradycja otacza czcią Wieczernik, ową salę na górze, jako szczególnie wybrane miejsce ustanowienia Eucharystii, w której Chrystus uprzedza swą odkupieńczą śmierć, oraz ukazywania się uczniom po zmartwychwstaniu, a także zesłania Ducha Świętego na Maryję i rodzący się Kościół. Tak więc Wieczernik jest bardzo związany z Misterium Paschalnym. Dzisiaj natomiast cały świat staje się miejscem wydarzeń, których po raz pierwszy doświadczono w Wieczerniku. W Misterium Paschalnym Jezus przekracza bowiem granice czasu i przestrzeni, i może dotrzeć do każdego z nas, by przekształcić wszystko w nowe stworzenie, obdarzone nową i nieograniczoną zdolnością do życia i miłości. Taki ideał i taka rzeczywistość ukazana jest w trzecim i czwartym tygodniu Ćwiczeń duchownych. Następujące tu rozważania, podobnie jak poprzednie, związane są szczególnie z Ostatnią Wieczerzą i Wieczernikiem. 159 bogactwo mojej duchowej natury, cokolwiek mam, co odnosi się do ciała, i co posiadam z dóbr tego świata. Twoje jest wszystko, Panie, który jesteś źródłem całej rzeczywistości. Ty mi to wszystko dałeś i nie przestaje to być Twoją własnością. Tobie to, Panie, oddają, by było jeszcze bardziej moje. Rozporządzaj tym w pełni zgodnie z Twoją wolą, która jest teraz moją własną wolą i gorącym pragnieniem. Daj mi Twą miłość, która jest Twoją prawdziwą istotą, i Twą łaskę, Twego Ducha mieszkającego we mnie - a to mi wystarczy, ponieważ prawdziwą radością jest należeć całkowicie do Ciebie w Chrystusie Jezusie. 13. ARCYKAPŁAŃSKA MODLITWA CHRYSTUSA Jezus, podniósłszy oczy ku niebu, rzekł: "Ojcze, nadeszła godzina. Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa. Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz Mnie u siebie tą chwałą, którą miałem u Ciebie pierwej, zanim świat powstał...". «Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata. Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich» (J 17, 1 -5. 24-26). Przez całe swoje ziemskie życie Jezus zmierzał ku godzinie, którą nazwał swoją godziną. Była to godzina Jego chwały, godzina, w której bez reszty mógł dać samego siebie, wyrazić swą miłość do Ojca i do nas, wydając się w ręce Ojca dla zbawienia całej ludzkości. Należał zawsze całkowicie do Boga. W słowach i czynach ukazywał, że pochodzi od Boga, lecz teraz jako człowiek i w imieniu nas wszystkich oddawał się na całkowitą własność Bogu. Na tym polegał Jego triumf i chwała, wypełnienie zleconego Mu zadania. Bardzo wiele czynników złożyło się na śmierć Chrystusa. Ale całkiem jasno Chrystus objawił, że oddaje swe życie z własnej woli. To On zdecydował się na śmierć i wybrał jej rodzaj. Jedna szczególna cecha wyróżnia ukrzyżowanie od pozostałych znanych form egzekucji, a mianowicie: nikt nie może sam siebie ukrzyżować, ktoś inny musi tego dokonać. Wydaje się, że Jezus miał to na względzie, gdy przepowiadał Piotrowi, jaką śmiercią umrze. Gdy Piotr zestarzeje się, ktoś inny będzie miał władzę nad nim. Droga wewnętrznego poznania - 11 161 który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga. Jeżeli zaś usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo (Ga 2, 19-21). Istotą ukrzyżowania jest wydanie samego siebie. Jezus, który umierał z własnej woli, wybrał tę formę wydania siebie. Kiedy wzywa swoich uczniów, by wzięli swój krzyż i szli za Nim, ma przede wszystkim na myśli nie fizyczne cierpienie, lecz wydanie samych siebie, jak ziarno pszeniczne padające na ziemię. Jezus przepowiedział również, że kiedy będzie podwyższony, przyciągnie wszystkich do siebie, l rzeczywiście, wokół kalwaryjskiego wzgórza gromadzi się cała ludzkość na tę historyczną Paschę. Spotykamy tu niewinność i grzech, żal i zatwardziałość, wielką wierność i chwiejność, odwagę i tchórzostwo, wrażliwość i gruboskórność, wszelkiego rodzaju namiętności i beznamiętne wykonywanie prac według utartych szablonów, wielkie zaangażowanie i całkowitą obojętność. To wszystko, i o wiele jeszcze więcej, było tam obecne. Wszyscy ludzie poprzez wieki, każdy należący do ludzkiej rodziny występował tam w takim lub innym charakterze. Nikt nie może nie brać pod uwagę tego olbrzymiego dramatu, rozgrywającego się w centrum historii - bo jak światło Chrystusa oświeca wszystkich, tak również cień krzyża pada na każdego człowieka. Do nas jednak należy wybór - przynajmniej w pewnych granicach - jaką rolę chcemy tu odegrać. W różny sposób jesteśmy uzależnieni od okoliczności. Nasze życie kształtują czynniki wymykające się kontroli. Niemniej jednak jesteśmy zdolni do prawdziwego wyboru: jesteśmy zdolni dać nasze życie, stracić siebie tak, jak uczynił to Jezus. Tracąc samych siebie, osiągamy pełnię życia. Taki jest paradoks Bożej mądrości, by zawstydzić pysznych tego świata. W pokorze możemy przyjmować tę najwznioślejszą naukę. Możemy się tego uczyć od samego Jezusa. Możemy zdobyć to wewnętrzne poznanie, które łączyło Go z Ojcem, a którym chce podzielić się z nami, tak by Ich wzajemna Miłość - to znaczy Duch Święty - mogła zamieszkać w naszych sercach. Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, Ilecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele/jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, 162 znamię Ducha Świętego, wyryte w głębi naszego jestestwa. Duch Święty jest dla nas darem zmartwychwstałego Chrystusa. Lecz ten dar, najwyższy dar, jest zdolnością oddania samych siebie Ojcu przez posłuszeństwo synowskie. Działanie Ducha doskonali w nas obraz Syna, upodabnia nas do Chrystusa. Zmartwychwstały Pan nie jest daleko od tych, którzy są Jego własnością, i nie kieruje ich życiem z jakiejś wyniosłej wyższości, raczej - w zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa wypełnia się Jego modlitwa, by stanowili w Nim jedno, tak jak On stanowi jedno z Ojcem, jako znak Jego miłości. Św. Paweł podsuwa myśl, że prawdziwy sens wniebowstąpienia nie polega na tym, iż Jezus wzniósł się na niebiosa i znajduje się poza naszym zasięgiem, ale - że napełnia całe stworzenie swoją obecnością. Nie tylko jako Bóg, lecz też jako zmartwychwstały Pan, niewidzialny, lecz obecny, a skuteczność Jego obecności wzrasta w nas w miarę, jak stajemy się coraz bardziej na nią wrażliwi. Dać się porwać Chrystusowi - to znaczy być człowiekiem wolnym, panem swojego przeznaczenia, ale nie poprzez ucieczkę z tego świata, bo przecież Chrystus nie chce, byśmy od tego świata byli odcięci. Człowiekiem wolnym staje się każdy z nas mocą dziwnego paradoksu, którym jest szaleństwo krzyża, czyli przyjęcie wszystkich cierpień tego świata, które przez cierpienie Chrystusa przekształcone zostały w triumf. Możemy stale doświadczać słabości, niepowodzeń w urzeczywistnianiu przyjętego ideału. Ale działa w nas ukryta moc - Duch Chrystusa, który sprawia, że żyjemy dla Boga, i który wprzęga wszystkie nasze zdolności i siły do pracy na większą chwałę Boga. Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał- tych też usprawiedliwił, a których 165 14. ZMARTWYCHWSTAŁY UKAZUJE SIĘ APOSTOŁOM Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi byty zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!». A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20, 19-23). W opowiadaniu o ukazywaniu się uczniom zmartwychwstałego Chrystusa bardzo dobitnie wyrażone zostały trzy mocne przekonania, utrwalone w Kościele wszystkich czasów i należące do jego istoty. Pierwsze i zasadnicze przekonanie: Chrystus rzeczywiście powstał z martwych, pokonał śmierć i wszelką ludzką niemoc. Jest to centralny fakt, fakt zmartwychwstania. Związane z nim są dwa inne przekonania, ukazane bardziej szczegółowo w opisie wniebowstąpienia i zesłania Ducha Świętego, a mianowicie: że Chrystus zlecił swoim uczniom posłannictwo obejmujące cały świat i że pozostaje z nimi w czasie pełnienia tej misji, polegającej na głoszeniu prawdy i przynaglaniu do jej przyjęcia, a jest to prawda, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca i że w Nim znajdujemy wszyscy zbawienie. Chwała i radość zmartwychwstałego Chrystusa nie jest nagrodą, którą otrzymuje On z zewnątrz. Nie jest to coś dodanego od Ojca, jeśli tak można się wyrazić, jako wyraz uznania za wydanie samego siebie, w którym Jezus ogołocił się i stał się posłusznym aż do śmierci krzyżowej. Chwałą i radością Zmartwychwstałego jest wydanie samego siebie, ponieważ doskonała radość i ostateczna chwała związane są z całkowitą przynależnością do Boga. Wszelkie Boże błogosławieństwo polega nie na tym, by Bóg nam coś przekazał, lecz by nam pozwolił oddać się Mu całkowicie, by nas przygarnął do siebie w Synu i Duchu. Bóg może nas uważać za swoją własność, ponieważ Chrystus wydał się również i w naszym imieniu. Bóg utrwala ten fakt przez 164 15. UCZNIOWIE z EMAUS Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: <