JOANNA KOMOROWSKA Absolwentka Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, uzyskała w 1986 w Kanadzie dyplom hipnoterapeuty. Jest członkiem Canadian Hypnosis As-sociation (Kanadyjskie Stowarzyszenie Hipnoterapeutów), zajmuje się zawodowo hipnoterapią, prowadząc własną praktykę, publikując książki z zakresu biologii i psychologii oraz organizując wykłady i odczyty popularyzujące hipnoterapię. W swojej praktyce wykorzystuje często analizę marzeń sennych. Autorka prowadzi ponadto pracę naukową i dydaktyczną w kanadyjskich uniwersytetach, m. in. na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Simona Frasera w Vancouver. W tej książce pisze o tajemnicach snu i możliwościach wykorzystania marzeń sennych w procesie rozwoju wewnętrznego. Joanna Komorowska DROGAMI I BEZDROŻAMI SENNYCH MARZEŃ ASTER DROGAMI I BEZDROŻAMI SENNYCH MARZEŃ © by Joanna Komorowska, Coąuitlam 1994 Ilustracja na okładce: Jadwiga Pykosz Redaktor: Wojciech Pykosz ISBN 83-900978-8-5 Kraków 1995 „Aster" Spółka z o. o. 31-041 Kraków, Mały Rynek 4 Druk: Drukarnia „Dajwór" 31-052 Kraków, ul. Dajwór 14 SPIS ROZDZIAŁÓW Zamiast wstępu 5 Pomiędzy jawą a snem 12 Mistrz kamuflażu 21 Sen REM - figlarz jakich mało 26 W pustelni śpiących zmysłów 34 Sen w mitach i legendach 42 O swawolących atomach, kaprysach Goyi oraz diablim koncercie 51 W pogoni za sennym marzeniem 60 Na tropie znaczenia snów 70 Poselstwo od Morfeusza 80 Icelus i jego zwierzęcy podopieczni 88 Z wizytą w rekwizytorni Phantasusa 94 Jeszcze dalej w interpretację 102 Spytaj swój sen, on nie skłamie 111 Potęga koszmaru 119 Czy to sen czy jawa? 130 Literatura 139 „Dwoiste życie nasze sen ma świat udzielny Śród chłam nazwanych bytem i mnóstwem, Nazwanych, lecz nieznanych - sen ma świat udzielny, Z rzetelną władzą rządząc nad marnym królestwem Mary i życie biorą, i postaci noszą, Rozczulają i dręczą, i łechcą rozkoszą Troski dzienne ciężarem przy walaj ą sennym I ujmują ciężaru naszym pracom dziennym One się do istoty naszej mogą wcielić, Zabrać połowę czasu i byt nasz podzielić Jak posłance wieczności - bały i przepadną, Jako przyszłości duchy - często przyszłość zgadną Jak wróżące Sybille - ciemność do ich ręki Składa tyranskie berło rozkoszy i męki One, gdy zechcą, na to przerobie nas mogą, Czym me byliśmy nigdy, - one rażą trwogą Wywołując cień z grobów - Więc mary Sączem cienie Przeszłość nie jest z cieniem Czmże jest marzenie Robotą duszy, - dusza może wyprowadzić Z nicestwa światy nowe i na nich osadzie Doskonalsze od ziemskich kształt) promieniste, Wlać im duch trwalszy, niźli w ciała rzeczywiste Adam Mickiewicz Sen (Z Lorda Byrona) ZAMIAST WSTĘPU Sen, tajemniczy stan czasowej niemocy i bogatych przeżyć wewnętrznych, już od zamierzchłych czasów zwraca na siebie naszą uwagę Jego gasnącą popularność powodują, jak się wydaje, zagadkowe, często wręcz zaskakujące zjawiska, które mu towarzyszą Nie dość, ze „bezproduktywnie" przepędzamy w łóżku kilkadziesiąt lat cennego życia, to jeszcze pogrążamy się wówczas w dość niezwykłej rzeczywistości fakt miesza się tu z iluzją, nieprawdopodobne staje się czymś naturalnym, przestają obowiązywać prawa natury, co już zaś najbardziej niesłychane -jesteśmy przekonani o tym, ze swoje doświadczenia przezywamy na jawie Dopiero, gdy drzemka pryśnie, okazuje się, ze „egzotyczne" przygody były wyłącznie wytworem uśpionego mózgu I jak tu zaufać swoim zmysłom Właśnie sen potrafił omamie i zmusić do kapitulacji nawet największych myślicieli Nie wydaje mi się żebym teraz Soł ale me potrafię tego udowodnić pisał zdezorientowany Bertrand Russell Jednego z Taoistów w podobne zwątpienie wprawił sen o motylu Pewnego razu mnie Czuang-tse przyśniło się że jestem motylem fruwałem to tu to tam - prawdziwy motyl Byłem pewien wyłącznie mego motylego szczęścia nieświadom tego ze jestem Czu Wkrótce jednak przebudziłem się i oto znów byłem prawdziwym sobą Teraz już nie wiem czy to poprzednio byłem człowiekiem śniącym o tym ze jestem motylem czy może teraz jestem motylem śniącym o tvm że jestem człowiekiem Sny me są obce także i zwierzętom, możliwe, ze dla nich również stanowią intrygującą zagadkę bytu Gorylica Koko słynna z tego, ze porozumiewa się z ludźmi wykorzystując język migowy, samodzielnie utworzyła podobno nowy symbol dla określenia swoich sennych doświadczeń - nazywa je obrazkami snu, najprawdopodobniej więc przezywa je podobnie jak my, ludzie, to znaczy za pomocą wrażeń wzrokowych Aktywność uśpionego umysłu, mimo, że wciąż jeszcze za-gadkowa, jest dziś bliższa pełnemu poznaniu niż było to kiedykolwiek możliwe w przeszłości Po drodze nie obyło się oczywiście bez pomyłek ani zastojów, w pierwszej połowie XX wieku, wydawało się już, ze osiągnięty został punkt, skąd wiedza o me mogła się posuwać tylko ślimaczym tempem Na szczęście, począwszy od roku 1953, sytuacja uległa drastycznej zmianie jak z rękawa magika zaczęły sypać się nowe publikacje i coraz to bardziej zaskakujące doniesienia (Obecnie w samych tylko Stanach Zjednoczonych wychodzi rocznie ponad 600 artykułów i 10 książek o me ) Kto by pomyślał, ze do tej nowej fali poruszenia przyczyniły się amerykańskie noworodki (od dziś niech już nikt nie waży się wypominać tej grupie wiekowej, ze nie zapracowała sobie na utrzymanie) W pamiętnym 1953 roku Nathamel Kleitman i jego student Eugene Asermsky prowadzili na uniwersytecie w Chicago obserwacje snu u ludzkich osesków Uwagę Asennsky'ego przykuło dziwne, regularnie powtarzające się zjawisko co jakiś czas oczy każdego uśpionego dziecka zaczynały tańczyć pod zamkniętymi powiekami tak, jakby przyglądały się jakiej ś porywającej akcji Czyżby coś mu się śniło W tym momencie Kleitman i Asennsky podziękowali milusińskim za współpracę i skierowali swą uwagę na dorosłych Wykorzystując najnowszą wówczas zdobycz techniki medycznej - aparat EEG pozwalający zapisywać na papierze impulsy elektryczne wytwarzane przez komórki nerwowe, zaczęli śledzie nocną aktywność mózgu Co dzieje się w uśpionym umyśle w czasie, gdy pojawiają się się zaobserwowane u noworodków ruchy gałek ocznych Wydruki EEG jednoznacznie wskazywały na to, ze rozgrywa się coś niezwykłego, bo zapisy bioelektryczne były diametralnie różne od tych uzyskiwanych w innych okresach nocnego wypoczynku Tyle maszyna - me była ona w stanie opisać przeżyć śniącego Jedynym sposobem ich uzyskania było wyburzam pacjentów z drzemki i wyciskanie" z zaspanych głów strzępków niedawnych doznań Przypuszczenia Asennsky'ego i Kleitmana potwierdziły się w całej pełni 80% osób zbudzonych w trakcie 6 ruchów gałek ocznych donosiło o tym, ze cos im się śniło, podczas, gdy pacjenci wyrwani z drzemki w innej, spokojnej fazie, w 93 przypadkach na 100 twierdzili, ze żadnych snów nie pamiętają Uczeni triumfowali dotychczasowe przekonanie, ze nasz wypoczynek jest jednorodny na przestrzeni całej nocy, okazało się błędne Już w niedługim czasie po chicagowskim odkryciu pojawił się dość klarowny obraz tego, co rozgrywa się każdego wieczora, gdy tylko złożymy głowę do poduszki (oczywiście zakładając, ze me cierpimy na bezsenność) A dzieje się dużo Jednym z sygnałów, ze zbliża się sen, jest najczęściej przyjemny, odprężony stan, w którym przestajemy zajmować się problemami dnia powszedniego Wątek myśli zaczyna się rwać, niektórzy mają wrażenie unoszenia się i bujania na falach Inni przezywaj ą chwile wchodzenia w sen jako odczucie zapadania się - mnie przez wiele lat towarzyszyło wyobrażenie osuwania się na dno głębokiej studni To teraz przychodzą nam do głowy rożne dziwaczne, niedorzeczne myśli i skojarzenia jakby żywcem wyjęte z obrazów Hieronymusa Boscha albo Salwadora Dali Nic dziwnego - znajdujemy się u bram krainy snu, w fazie O drzemki Zapis EEG wskazuje w tym czasie obecność regularnych, drobnych fal o niskiej amplitudzie, nazwanych fałami alfa W miarę pojawiania się coraz bardziej nieprawdopodobnych i rozkojarzonych obrazów i wrażeń, sen przechodzi w tak zwana fazę l Pisak aparatu EEG nadal porusza się w arytmicznych drganiach, zapis jest jednak mniej „nerwowy" niż w fazie O poszarpana i tak bardzo przed chwilą zagęszczona linia zygzaków nieco się rozluźnia Pojawia się zapis o niskiej częstotliwości, zwany fałami theta (3-7 cykli na sekundę) Impulsy wciąż mają niską amplitudę Nasz oddech i puls uspo-kajająsię i wyrównują Obniża się ciśnienie krwi i ciepłota ciała Oto „weszliśmy właśnie do ogrodu boga snu" - zapadliśmy w drzemkę Jeśliby teraz ktoś sprowadził nas siłą do rzeczywistości (a zrobić to w tym czasie bardzo łatwo - wystarczy na przykład wymówić nasze imię), najprawdopodobniej wypar- 7 libyśmy się tego, że zmorzył nas sen. Możliwe, że usiłowalibyśmy mu nawet wmówić, że trwaliśmy w głębokim zamyśleniu, jednak EEG nie pozostawia cienia wątpliwości co do tego, że spaliśmy. Po kilku chwilach (30 s - 10 min) nadchodzi kolejny etap snu, tak zwana faza 2. „Szczyty" linii elektroencefalogramu wznoszą się teraz wyżej - podnosi się amplituda, co jakiś czas wkrada się do zapisu nowy rodzaj fal: bardzo zagęszczone, o wysokiej częstotliwości (12-14 c. n. s. ) „zlepki" określane z angielska „wrzecionami" (ang.: sleep spindles) oraz ich przeciwieństwo: wysokie, samotne piki zwane kompleksami K. Żeby nas w tej chwili obudzić, nie wystarczyłoby już spokojne wymówienie naszego imienia, sen stał się bowiem głębszy. U osób, które mają zwyczaj zasypiania z otwartymi oczami (zdarzają się i takie zdolności!) zaobserwowano w tej fazie tzw. funkcjonalną ślepotę: jeśli pokaże się pacjentowi jakiś obiekt albo skieruje w oczy snop jaskrawego światła, po obudzeniu się nie będzie nam tego miał za złe, bo niczego po prostu nie zauważy. Dociekliwi uczeni zaangażowali cały swój spryt i przemyślność by sprawdzić, na ile rozpowszechnione jest to intrygujące zjawisko: podklejali śpiącym powieki tak, że nawet w najgłębszej drzemce pozostawały one otwarte. W ten prosty, choć może nieco niewygodny dla pacjentów sposób ujawniono, że wszyscy stajemy się chwilowo „ociemniali", gdy wkraczamy w fazę 2 snu bez względu na to czy lubimy sypiać z otwartymi czy zamkniętymi oczami. Choć nasze źrenice wydają się reagować na przedstawione teraz bodźce, sygnały o tym, w jakiś tajemniczy sposób blokowane są zanim jeszcze zdążą dotrzeć do wyższych ośrodków mózgu. Jeśli oszczędzi się śpiącemu nieprzewidzianych wrażeń i pozostawi się go w spokoju, zauważyć można jeszcze inne dziwo: jego oczy zaczynaj ą wolno i rytmicznie przesuwać się to w lewo to w prawo, zupełnie tak, jakby nasz przyjaciel z uwagą rozglądał się po otoczeniu albo śledził wzrokiem lot fruwającej po pokoju muchy. Oto rozpoczął się spacer po posiadłościach boga snu, czasem nawet prawie dosłowny, bo właśnie teraz zdarzają się epizody lunatycyzmu. Nadeszła faza 3 a z nią głę-boki sen. Wskaźnik aparatu EEG nadal kreśli na papierze dość gęste i drobne zygzaki, wciąż też obecne są charakterystyczne „zlepki" i samotne kompleksy K. Bystry obserwator spostrzeże jednak, że szczyty fal wydłużyły się nieco, od czasu do czasu daje się też zauważyć nowy typ zapisu: fale delta (1-3 cykli na sekundę) będące zwiastunem kolejnej, czwartej fazy snu. Dość umownie przyjęto, że pojawia się ona w chwili, gdy przeważają wolne fale delta - „krajobraz" stworzony pisakiem elektroencefalografii zaczyna wówczas przypominać ostre szczyty i przepaści - rysunek jakby żywcem wyjęty z przewodnika po Himalajach. Weszliśmy w najgłębszy etap snu. Zajęło to nam, licząc od chwili zaśnięcia, mniej więcej 30 minut. Osiągnięty został stan maksymalnego odprężenia, mięśnie są całkowicie rozluźnione, oddychamy wolno, równomiernie i głęboko. To o takim śnie wspominał zapewne Ralph Waldo Emerson pisząc, że nasuwa mu na myśl „podróżnego wędrującego po bardzo odległej krainie". Temperatura ciała oraz ciśnienie krwi osiągają teraz poziom najniższy w ciągu całej nocy. Niełatwo przyszłoby nas wybudzić z tego głębokiego uśpienia - niektórych nie wyrwie zeń nawet głośny okrzyk czy szturchańce. Jeśli jednak łaskawy obserwator powstrzyma się od takich drastycznych akcji i pozwoli nam trwać w błogiej drzemce, uda mu się zaobserwować kolejne ciekawe zjawisko. Po około pół godzinie spędzonej w głębokim ukojeniu, nagle aktywność mózgu zaczyna się ożywiać. EEG znów wskazuje, że osiągnęliśmy fazę 3 a wkrótce potem fazę 2 snu... zaraz powinniśmy się obudzić: małe, „nerwowe" fale do złudzenia przypominają zapisy otrzymywane od osób znajdujących się w stanie czuwania. Na dodatek ruch gałek ocznych ulega wyraźnemu przyspieszeniu. Nie dość dziwów: uderzenia serca stają się nieregularne, waha się ciśnienie krwi, rozregulowuje się tak dotąd spokojny oddech, u mężczyzn następuje wzwód prącia. Mimo to ciało znajduje się w zupełnym bezwładzie możnaby rzec: omdleniu. Tylko sporadycznie palce rąk i nóg wprawiane są w drgania a na twarzy pojawiają się 9 krótkotrwałe, nieskoordynowane grymasy. Wszystko wskazuje na to, że śpiący zaraz wybije się ze snu... Nic takiego nie następuje - weszliśmy tylko w najbardziej chyba interesujący etap nocnej aktywności - fazę nagłego ruchu gałek ocznych, inaczej zwaną fazą REM (od angielskiego: RapidEye Movement). Sen REM zwany jest czasami snem paradoksalnym; określenie wydaje się jak najbardziej słuszne, jeśli wziąć pod uwagę jego sprzeczne objawy. Prawie każdy, kogo w tej chwili przywoła się do stanu pełnej świadomości, donosić będzie o tym, że coś mu się właśnie przyśniło. Nawet osoby, które z reguły nie pamiętaj ą swoich snów, ze zdziwieniem powitają wspomnienie co najmniej jednego marzenia sennego. Pierwszy okres REM jest krótki - trwa mniej więcej l O minut a wraz z jego zakończeniem zamyka się pierwszy cykl snu. Teraz znów zagłębiamy się w fazy 2, 3 i 4 aby po kilkudziesięciu minutach, w kolejnym okresie snu paradoksalnego przeżywać nowe marzenia senne. Fazom 3 i 4 nadano nazwę snu NREM (od angielskiego: Non Rapid Eye Movement - nie nagły ruch gałek ocznych) dla podkreślenia ślimaczego tempa poruszeń gałek ocznych, które im towarzyszą. Wspomniane już wcześniej objawy drzemki NREM bardziej chyba pasują do wyobrażenia, jakie mamy o śnieniu, niż dziwne paradoksalne ekscesy fazy REMU stąd etap głębokiej drzemki nazywa się też czasami mianem stanu ortodoksyjnego lub po prostu snem wolnofalowym. Im dalej w noc i bliżej poranka, tym krótsze są chwile spędzone we śnie ortodoksyjnym, tym dłużej trwa każdy kolejny stan REM i bardziej rozbudowana jest fabuła naszych przygód. Ostatni, poranny okres snu paradoksalnego trwa czasem nawet do 45 minut - jest więc „kopalnią informacji" dla tych, którzy usiłuj ą zapamiętać treść przeżyć nocnych i dowiedzieć się z nich czegoś ciekawego. O tym, że można się od snów nauczyć bardzo dużo wie niejeden naukowiec, pisarz, muzyk... słowem - wszyscy, którzy zawdzięczają im swoje niecodzienne odkrycia i pomysły. Wiedząc przydatności snów i ci, którzy przeżywając trudne chwile i nie mogąc podjąć odpowiedniej decyzji, nauczyli się 10 powierzać swe niepokoje śniącej podświadomości. Czasem mądrość naszych snów nie jest oczywista i zrozumiała na pierwszy rzut oka, trzeba ją dopiero rozszyfrowywać. Warto wówczas zaufać własnej intuicji i kilku wskazówkom, podsuwanym przez psychologów, zajmujących się interpretacją marzeń sennych. Każdy, nawet najbłahszy epizod zapamiętany z naszej nocnej drzemki może okazać się kluczem do zrozumienia jakiejś ważnej prawdy, czego dowodem może być chociażby zdarzenie opisane przez znaną badaczkę snów Ann Faraday. Jeden z uczestników grupowych spotkań psychoterapeutycznych, „sztywny biznesmen", jak go dosadnie określiła Faraday, napomknął kiedyś, że z jego ostatniego snu na pewno nie uda się wydobyć żadnego sensu. Jedyne wspomnienie, jakie mu utkwiło w pamięci, to scenka oddawania moczu na środek dywanu. Dzięki umiejętnym pytaniom psychologa już po niedługim procesie „drążenia" biznesmen uzmysłowił sobie kilka ważnych faktów. Okazało się, że zapamiętany fragment reprezentuje przekonanie pacjenta o własnej bezwartościowości i jego głębokie cierpienie wywołane tym, że daje się wykorzystywać przez pozbawionych skrupułów kolegów z pracy. (W swoim śnie mężczyzna zidentyfikował się z dywanem). W trakcie interpretacji biznesmen odkrył, że choć inni poniżają go (akt oddawania moczu) i "wycierając niego nogi" (dywan był wytarty i zużyty), gdzieś w głębi duszy wierzy on w swoje ukryte wartości (dywan, wykonany z dobrego, trwałego materiału był nadal użyteczny, chronił przed zimnem). Skojarzenia umożliwiły pacjentowi rozpoczęcie pracy nad podnoszeniem poczucia własnej wartości. Wniosek: nie bagatelizujmy żadnych, nawet z pozoru nic nie znaczących strzępków naszych nocnych przeżyć, każde z nich to przecież pełen treści list, który, jak twierdzi Talmud, tylko czeka na otworzenie. O tym jak zabrać się do odczytywania tego zajmującego przekazu z podświadomości mówi właśnie niniejsza książka. 11 POMIĘDZY JAWĄ A SNEM Obraz: tłusty karzeł tupie nogami, jakby czegoś dopominał się w złości Powrót. Tu i teraz: (drapię się po pośladku, znów mi wyskoczyła krosta)... Obraz jakaś niesamowita istota przekrzywiła głowę i robi dziwną minę, ktoś rozkłada ręce, nie widać twarzy, samo wrażenie Powrót. Tu i teraz: (drapanie się po głowie, potrzeba zmiany pozycji, sąsiad znów słucha Don Giovan-niego, całe szczęście, że to nie muzyka rap)... Obraz: białe, kłębiaste kształty, jak chmury w stylu rokoko, ogromne zwały chmur. Ktoś unosi do góry ręce i pcha te chmury pod sufit. -., głos: młode dzieci, jeszcze wczoraj czy przedwczoraj z nią byłem, chmury stają się śnieżnobiałe, zaczynają przypominać pianę z mydła do golenia... Powyższy tekst nie stanowi bynajmniej urywków z dziennika samobójcy kończącego swe życie w narkotycznym otępieniu, nie jest tez bełkotem podsłuchanym pewnej nocy pod drzwiami oddziału psychiatrycznego miejskiego szpitala. Reprezentuje on myśli dorosłej osoby, sprawującej dość odpowiedzialną funkcję w jednym z dużych zakładów pracy. Oczywiście nie znaczy to wcale, ze kluczowe stanowiska są dziś obsadzane wariatami; nasz bohater jest najzupełniej normalny i na szczęście w chwili, gdy przyłapaliśmy go na niezwykłych przemyśleniach, daleki był od podejmowania ważnych decyzji. Znajdował się we własnym łóżku, najspokojniej przygotowując się do nocnego wypoczynku... Tak oto temat rozdziału przestaje już być tajemnicą: są nim przeżycia z pogranicza jawy i snu zwane szumnie snem hypna-gogicznym. Choć możnaby mieć wątpliwości czy zacytowane 12 na wstępie majaczenia na pewno zasługują na zaszczytne miano snu, nie sposób pomylić ich z doświadczeniami w pełni czuwającego umysłu. To nic, że wiele osób wyrwanych z pierwszej drzemki gotowych byłoby zaklinać się, że nie zmrużyły jeszcze oka. Zamknięcie oczu wcale nie jest warunkiem koniecznym do wystąpienia przeżyć hypnagogicznych, potrafią nas one zaskoczyć nawet wówczas, gdy oczy mamy jeszcze szeroko otwarte, czasem nawet zanim zdążymy położyć się do łóżka! Także nad ranem, gdy leniwie przeciągając się strząsamy z powiek ślady drzemki, sen hypnagogiczny jeszcze raz plącze nam myśli i zamazuje granice między jawą a snem. U niektórych osób pierwsze wyśnione halucynacje występują stosunko-wo wcześnie - już wkrótce po pojawieniu się fazy alfa, inni muszą na ich nadejście czekać znacznie dłużej. Nawiasem mówiąc, senne zwyczaje idą w parze z cechami osobowości. Ludzie, którzy potrzebuj ą większej ilości czasu do osiągnięcia stanu półsnu, uważani są przez psychologów za niespokojnych i napiętych. Zwykle bardzo niechętnie dzielą się oni swoimi wewnętrznymi przeżyciami i mają trudności z pamiętaniem wyśnionych wizji. Moment zaśnięcia poprzedzony jest pojawieniem się w zapisie EEG fal alfa reprezentujących stan relaksu i odprężenia umysłowego. Gdy myśli zaczynają rwać się i plątać, gdy co i rusz nieopatrznie przekraczamy granice pomiędzy jawą a snem, do elektroencefalogramu wkrada się na ułamki sekundy zapis typowy dla drzemki. Początkowo momenty „sennego zachwycenia" trwają na tyle krótko, że nowy rodzaj fal jest praktycznie nie do wykrycia. Także uświadomienie sobie naszej chwilowej ucieczki w sen nie należy do najłatwiejszych przedsięwzięć. Polowanie na pierwsze sny wymaga więc nieco determinacji i praktyki, jeśli jednak powiedzie się, zaowocuje możliwością prześledzenia fascynującego, choć może nieco rozkojarzonego spaceru po peryferiach jawy i marzeń sennych. Byli już w historii zapaleńcy specjalizujący się w usidlaniu swych hypnagogicznych fantazji. Jeden z nich, myśliciel i historyk ery francuskiego pozytywizmu, Hipolit A. Taine 13 doszedł do takiej wprawy, ze mógłje chwytać w dowolnej porze, nawet podczas poobiedniej drzemki czy w chwili zadumy , Znam ten stan hypnagogiczny z własnego doświadczenia i wielokrotnie powtarzałem obserwacje, szczególnie w ciągu dnia, gdy zmęczony siedziałem w fotelu Wystarcza mi przykrycie chustką jednego oka, stopniowo obraz widziany przez to drugie zamazuje się i oko zamyka się Powoli wszelkie zewnętrzne wrażenia zaćmiewają się i znikają ( ) podczas gdy wewnętrzne wrażenia słabe i krótkotrwałe w stanie czuwania, nabierają intensywności, wyrazistości, koloru ( ) " Innemu mistrzów i oneironautyki (gr oneiros sen, marzenie senne, gr nautike żegluga), markizowi Hervey de Samt-Denys wygodniej było obserwować pierwsze senne obrazy wieczorem, zaraz po ułożeniu się do snu Czasem jego wizje przypominały zdeformowane obiekty ze świata jawy, innym razem były one na tyle abstrakcyjne, ze ich opisanie wymagało prawdziwej słownej ekwihbrystyki Jawiły mu się „świecące koła, małe słońca wirujące gwałtownie dookoła, małe kuliste twory o różnych kolorach przesuwające się w górę i w dół " Innym razem były to raczej „ cienkie miki złota, purpury i szmaragdowej zielem, które wydają się przecinać albo zwijać w tysiącach różnych symetrycznych układów wciąż wibrujących, tworzących niezliczone małe okręgi, czworokąty lub małe regularne kształty podobne do subtelnie wyrysowanych arabesek, które dekorują tło bizantyjskich obrazów" Markizowi me sprawiało trudności zasypianie w towarzystwie takich niesamowitych obrazów Współczesny znawca natury snów Steven LaBerge uwazajednak, ze dziwne hypnago-giczne wrażenia znacznie łatwiej udaje się uchwycie na przeciwległym krańcu sennej przygody w czasie wychodzenia z drzemki Zauważa on, ze nocny wypoczynek działa jak najlepszy masaż czy relaksacja odpręża wszystkie mięśnie i wycisza rozgadane myśli To dzięki temu fizycznemu i psychicznemu rozluźnieniu można właśnie przyjąć postawę mezaangazowa-nego obserwatora, niezbędną do spokojnego siedzenia wizji hyp-nagogicznych O wydajności techniki sugerowanej przez 14 LaBerge'a mógłby niewątpliwie zaświadczyć rosyjski filozof Piotr D Ouspensky, który był tak zafascynowany swoimi porannymi halucynacjami, ze ukuł nawet dla nich specjalną nazwę „stanów półsnu" Jeśli nam także zależy na zawarciu bliższej znajomości z tymi intrygującymi przeżyciami, pozwólmy sobie na bierne, medytacyjne podejście do pierwszych wizji akceptując z ufnością i spokojem to, co pojawia się przed oczyma wyobraźni Dodajmy, ze technika mezaangazowanej obserwacji przydaje się szczególnie tym, którzy maj ą ambicje na osiągniecie najwyższego stopnia oneironautycznego wtajemniczenia śmenia świadomego Wychwytywanie wizji hypnagogicznych wcale nie jest najprostsze Wystarczy czasem chwilowa utrata świadomości swego stanu aby na dobre zagłębie się w sen i bezwiednie pożegnać doznania z pogranicza dwóch rzeczywistości Do rana nie pozostanie po nich nawet najmniejszy ślad wspomnień Gdyby mimo samozaparcia i szczerych chęci nadal nie udawało się nam przyłapać na zapadaniu w sen, proponuję wykorzystanie takiej oto przemyślnej pułapki na przeżycia hypna-gogiczne* połóżmy się wygodnie na plecach z jedną ręką uniesioną wysoko nad głową Znajdźmy taką pozycję, która pozwoli na utrzymanie j ej w powietrzu przy minimalnym wysiłku mięśni (Ta dziwna, kataleptyczna poza nie przeszkadza wcale w zasypianiu - oczywiście, o ile nie przyciągnie do naszego łóżka domowników sugerujących natychmiastową wizytę w poradni zdrowia psychicznego ) Teraz nie pozostaje już mc innego, jak tylko spokojnie czekać Z chwilą, gdy pojawi się pierwszy strzępek snu hypnagogicznego, mięśnie ulegną rozluźnieniu i wyciągnięta w gorę ręka bezwładnie opuści się na posłanie Jeśli wytężymy uwagę, stosunkowo łatwo przyjdzie nam odtworzyć doznania sprzed kilku sekund Wystarczy teraz nagrać je na taśmie i pogratulować sobie sukcesu Oto wytropiliśmy swój sen hypnagogiczny Pierwsze oraz ostatnie nocne marzenia, choć w swej większości zawierająwrazema wzrokowe, angazujątez innego typu * na podstawie propozycji Ann Faraday 15 doszedł do takiej wprawy, ze mógłje chwytać w dowolnej porze, nawet podczas poobiedniej drzemki czy w chwili zadumy „ Znam ten stan hypnagogiczny z własnego doświadczenia i wielokrotnie powtarzałem obserwacje, szczególnie w ciągu dnia gdy zmęczony siedziałem w fotelu Wystarcza mi przykrycie chustką jednego oka, stopniowo obraz widziany przez to drugie zamazuje się i oko zamyka się Powoli wszelkie zewnętrzne wrażenia zaćmiewają się i znikają ( ) podczas gdy wewnętrzne wrażenia słabe i krótkotrwałe w stanie czuwania, nabierają intensywności, wyrazistości, koloru ( )" Innemu mistrzowi oneironautyki (gr oneiros sen, marzenie senne, gr nautike żegluga), markizowi Hervey de Samt-Denys wygodniej było obserwować pierwsze senne obrazy wieczorem, zaraz po ułożeniu się do snu Czasem jego wizje przypominały zdeformowane obiekty ze świata jawy, innym razem były one na tyle abstrakcyjne, ze ich opisanie wymagało prawdziwej słownej ekwihbrystyki Jawiły mu się „świecące kola, małe słońca wirujące gwałtownie dookoła, małe kuliste twory o rożnych kolorach przesuwające się w górę i w dół" Innym razem były to raczej „ cienkie nitki złota, purpury i szmaragdowej zieleni, które wydają się przecinać albo zwijać w tysiącach różnych symetrycznych układów wciąż wibrujących, tworzących niezliczone małe okręgi, czworokąty lub male regularne kształty podobne do subtelnie wyrysowanych arabesek, które dekorują tlo bizantyjskich obrazów " Markizowi nie sprawiało trudności zasypianie w towarzystwie takich niesamowitych obrazów Współczesny znawca natury snów Steven LaBerge uważa jednak, ze dziwne hypnago-giczne wrażenia znacznie łatwiej udaje się uchwycić na przeciwległym krańcu sennej przygody w czasie wychodzenia z drzemki Zauważa on, ze nocny wypoczynek działajak najlepszy masaż czy relaksacja odpręża wszystkie mięśnie i wycisza rozgadane myśli To dzięki temu fizycznemu i psychicznemu rozluźnieniu można właśnie przyjąć postawę mezaangazowa-nego obserwatora, niezbędną do spokojnego śledzenia wizji hyp-nagogicznych O wydajności techniki sugerowanej przez 14 LaBerge'a mógłby niewątpliwie zaświadczyć rosyjski filozof Piotr D Ouspensky, który był tak zafascynowany swoimi porannymi halucynacjami, ze ukuł nawet dla nich specjalną nazwę „stanów półsnu" Jeśli nam także zależy na zawarciu bliższej znajomości z tymi intrygującymi przeżyciami, pozwólmy sobie na bierne, medytacyjne podejście do pierwszych wizji akceptując z ufnością i spokojem to, co pojawia się przed oczyma wyobraźni Dodajmy, ze technika mezaangazowanej obserwacji przydaje się szczególnie tym, którzy mająambicje na osiągniecie najwyższego stopnia oneironautycznego wtajemniczenia śnienia świadomego Wychwytywanie wizji hypnagogicznych wcale nie jest najprostsze Wystarczy czasem chwilowa utrata świadomości swego stanu aby na dobre zagłębie się w sen i bezwiednie pożegnać doznania z pogranicza dwóch rzeczywistości Do rana me pozostanie po nich nawet najmniejszy ślad wspomnień Gdyby mimo samozaparcia i szczerych chęci nadal me udawało się nam przyłapać na zapadaniu w sen, proponuję w>-korzystame takiej oto przemyślnej pułapki na przeżycia hypna-gogiczne* połóżmy się wygodnie na plecach z jedną ręką uniesioną wysoko nad głową Znajdźmy taką pozycję, która pozwoli na utrzymanie jej w powietrzu przy minimalnym wysiłku mięśni (Ta dziwna, kataleptyczna poza nie przeszkadza wcale w zasypianiu - oczywiście, o ile me przyciągnie do naszego łóżka domowników sugerujących natychmiastową wizytę w poradni zdrowia psychicznego ) Teraz nie pozostaje już mc innego, jak tylko spokojnie czekać Z chwilą, gdy pojawi się pierwszy strzępek snu hypnagogicznego, mięśnie ulegną rozluźnieniu i wyciągnięta w górę ręka bezwładnie opuści się na posłanie Jeśli wytężymy uwagę, stosunkowo łatwo przyjdzie nam odtworzyć doznania sprzed kilku sekund Wystarczy teraz nagrać je na taśmie i pogratulować sobie sukcesu Oto wytropiliśmy swój sen hypnagogiczny Pierwsze oraz ostatnie nocne marzenia, choć w swej większości zawierają wrażenia wzrokowe, angazujątez innego typu * na podstawie propozycji Ann Faraday 15 doznania. Są prawdziwym eldorado halucynacji: prócz tego, że przynoszą dziwne obrazy, raczą nas także iluzjami słuchowymi: nie raz dźwięcząnam w uszach znajome i obce glosy, dają się słyszeć urywki rozmów albo fragmenty utworów muzycznych. Zdarza się wreszcie, że dryfując pomiędzy snem a jawą odczuwamy wrażenie łagodnego kołysania, do którego przy-łączająsię jeszcze inne wrażenia dotykowe; niekiedy nasz korpus wydaje się pulsować, rozszerzać lub kurczyć, zupełnie jak ciało Alicji z opowieści Lewisa Carrolla. Według amerykańskiego psychologa lana Oswalda, wrażenia towarzyszące zasypianiu do złudzeniaprzypominajądoznania osób deprawowanych sensorycznie (pozbawionych dopływu wszelkich bodźców z zewnątrz). Nie powinno to dziwić, zważywszy, że w momencie wchodzenia w sen zatracamy kontakt z otaczającą rzeczywistością i podobni odciętemu od świata pustelnikowi całą swój ą uwagę skupiamy na przeżyciach wewnętrznych. Z obecnością dziwacznych wrażeń kinestetycznych rodem z Krainy Czarów związane jest ciekawe zjawisko sennego paraliżu, który niejedną niewtajemniczoną osobę potrafi doprowadzić do największego przerażenia i paniki. W Średnich Wiekach całą winą za czasową niemoc fizyczną obarczano siły nieczyste z Inkubem i złymi wiedźmami na czele. Dziś nie da się już zrzucić odpowiedzialności na nikogo z wyjątkiem matki natury. To ona sprawia, że przekraczając granice pomiędzy stanem jawy oraz snu, zawsze musimy rezygnować z jednego zespołu przeżyć na rzecz innych doświadczeń. Jedną z takich nieuniknionych zmian jest wspomniane już zamknięcie się w świecie przeżyć wewnętrznych, w miarę hermetycznie izolujące nas od bodźców z zewnątrz. Drugim ważnym wydarzeniem jest rozluźnienie mięśni i okresowa utrata kontroli nad ich funkcjami. Na dobra sprawę możnaby przyjąć, że w fazie snu REM mięśni szkieletowych w ogóle nie mamy, bo ciało bardziej przypomina worek kamieni niż wiernego sługę gotowego podporządkować się rozkazom docierającym z mózgu. Najczęściej wszystkie doświadczenia towarzyszące tranzy-cji pomiędzy rzeczywistością snu i jawy grzecznie podróżują 16 w zwartej grupie, czasem jednak, szczególnie gdy wychodzimy już z drzemki, któremuś zdarzy się porzucić zwarte szeregi i zaburzyć gładki proces. Zwykle to senny paraliż lubi nam płatać figle i niezbyt chętnie opuszcza budzące się ciało. Zdarza się więc, że umysł zaczyna wydobywać się z uśpienia, docierajuż do nas to i owo z otaczającej rzeczywistości a mięśnie szkieletowe (z wyjątkiem tych poruszających gałki oczne oraz oddechowych) nadal znajdująsię w głębokim spoczynku. To teraz można spodziewać się przeżyć będących pomieszaniem halucynacji oraz faktów odbieranych budzącymi się zmysłami. Jeśli w tej krytycznej chwili przerazimy się swój ą fizyczną niemocą - nie można przecież ruszyć ani ręką ani nogą, nie da się nawet wydobyć głosu - uczynny umysł niechybnie podsunie nam pomysł na taką „scenkę rodzajową", która będzie dokładnie pasować do naszego nastroju. Oto wymowny przykład: Leżałam we własnym łóżku i mimo wysiłku nie mogłam się ruszyć. Nagłe spostrzegłam, że przedmioty zaczęły poruszać się jakby ożywione niewidzialną siłą, łóżko samo przesunęło się w stronę ściany. Z duszą na ramieniu, pełna strachu pomyślałam, że wszystko co się dzieje musi być snem, wciąż jednak nie mogłam się ruszać! Czułam obecność jakiejś szatańskiej siły paraliżującej mnie i dotykającej - zupełnie, jakby wiele rąk lubieżnie chwytało moje ciało w różnych miejscach. Byłam przerażona i przekonana, że wszystko dzieje się na jawie. Śniąca nie musiała poddawać się panice. W zamian mogła pozwolić sobie raczej na spokojne zaakceptowanie swej krótkotrwałej niemocy. Nie dość, że oszczędziłaby sobie wówczas niemiłych przeżyć, to jeszcze stałaby się świadomą obserwa-torkąciekawego procesu wychodzenia z drzemki i odzyskiwania władzy w sparaliżowanych członkach. Świadczy o tym kolejne doniesienie: Wrażenie cielesne kołysania, falowania, paraliżu. Jakiś mądry starzec bierze mnie na ręce i buja rytmicznie. Ja nie jestem pewna jak na to zareagować, po chwili decyduję się jednak poddać przyjemnemu wrażeniu. Uczucie jest bardzo 2 — Komorowska J • Drogami 17 specjalne. Sen zaczyna zbliżać się do końca, j a obserwuję spokojnie powrót do rzeczywistości i przywracanie czucia w moim sparaliżowanym ciele. Budzę się z milym wspomnieniem. Im więcej dowiadujemy się o śnie, tym trudniej jest nam powiedzieć na jego temat coś konkretnego i niepodważalnego, jak to sen... wciąż wymykasię naszej czuwającej świadomości. Stan hypnagogiczny nie jest w tym przypadku wyjątkiem, on także potrafi zaskoczyć czymś niewytłumaczalnym. Zdarzają się na przykład doniesienia o "prawdziwych" zjawach, nawiedzających nad ranem budzące się właśnie osoby. Nagle oczom zaspanego delikwenta ukazuje się na mgnienie aparycja, która za chwilę przepada jak przysłowiowa kamfora. Komuś objawił się stojący u wezgłowia łóżka przyjaciel, kogoś odwiedziła niedawno zmarła krewna, jeszcze innej osobie poranną wizytę złożył sam anioł. Dla niektórych ludzi takie przeżycie może wydawać się koronnym argumentem przemawiającym za istnieniem duchowego, niematerialnego wymiaru... bądź co bądź przekonania o realności tych wyjątkowych wizji nie jest w stanie rozwiać nawet powrót do rzeczywistości jawy - „nawiedzony" nadal zaklina się, że tajemnicza postać naprawdę złożyła mu wizytę. Sceptycy skłonni sąraczej przypisać niespodziewane odwiedziny z zaświatów halucynacjom niezupełnie rozbudzonego umysłu. Nawet oni nie zaprzeczająjednak, że dziwaczne fantasmagorie półsnu zasługuj ą na uwagę i dalsze badania. Wyraziste halucynacje zmysłowe sąrzadkie, o wiele łatwiej można zauważyć mniej dramatyczne wizje: bywa, że wylegując się jeszcze w pościeli i bezmyślnie rozglądając po pokoju, zatrzymamy wzrok na kwiecistej zasłonie okiennej albo stercie ubrań porzuconych na krześle ostatniego wieczoru. Nagle, jak z rogu obfitości sypać się zaczynaj ą dziwne skojarzenia i obrazy. Stylizowane róże przeistaczają się'w rycerza, długobrodego mędrca albo galopującego pegaza, tu zaś, gdzie jeszcze wczoraj wieczorem leżało nasze ubranie, widnieje teraz twarz klowna szczerzącego do nas w uśmiechu zęby z guzików... 18 Podobne fantazje rozespanego umysłu stanowią doskonałą inspirację dla znajomej mi artystki, która swoje wizje wykorzystuje później przy projektowaniu ilustracji książkowych. Ja sama korzystam z jego właściwości wówczas, gdy trudno mi zasnąć. Leżąc już w łóżku, zamiast w nieskończoność liczyć owce, celowo zaczynam sobie wyobrażać najdziwniejsze i najbardziej nieprawdopodobne obrazy typowe dla snu hypnagogicznego. Już wkrótce nie potrzebuję się do tego wcale zmuszać, podświadomość sama podchwytuje zabawę i dryfuje coraz dalej w świat zwariowanych skojarzeń. Wyjątkowo, niektóre obrazy wyniesione ze snu hypnagogicznego okazuj ą się tak klarowne, że nawet po przebudzeniu pamiętamy je z pełną wyrazistością. Towarzyszy temu czasami ciekawe wrażenie wzrokowe znane pod nazwą powidoku. Najłatwiej udaje sieje zaobserwować w stanie czuwania. Jeśli przez kilka sekund wpatrywać się będziemy w przedmiot lub punkt ostro odcinający się od tła swą barwą lub jasnością (na przykład w płomień świecy), nawet po zamknięciu powiek jeszcze przez chwilę dostrzegać będziemy jego zarysy. Obraz będzie tym wyraźniejszy, im bardziej obiekt kontrastował z tłem a barwa, w której nam się ukaże, będzie dopełnieniem barwy rzeczywistej. Jeszcze ciekawszy jest jednak powidok towarzyszący budzeniu się. On także ukazuje się w barwach dopełniających, równie wiernie odtwarza też zarysy oglądanego przed chwilą przedmiotu. Czyż nie wydaje się jednak dziwne, że tym razem replika jest odbiciem czegoś, czego tak na dobrą sprawę w ogóle nie było: iluzji, fantastycznego tworu spontanicznie powstałego w zaspanym umyśle? Jeśli przyjrzymy się zjawiskujeszcze skrupulatniej, okaże się, że nasz senny powidok jest „odwrócony podszewką do góry": dostrzegamy go w chwili otwarcia oczu a nie po ich zamknięciu. Ulotny i łatwy do przeoczenia stan półsnu wciąż jest intrygującym, nie w pełni wyjaśnionym zjawiskiem i najpewniej minie jeszcze sporo czasu zanim pozwoli nam odkryć swoją kolejną tajemnicę. Pożegnajmy go słowami Hipolita Taine'a, 19 które, choć liczą sobie z górą 100 lat, wciąż doskonale oddają charakter i atmosferę dziwnego stanu z pogranicza dwóch światów: „(...) wiem, że nadchodzi sen i że nie mogę zmącić pojawiającej się wizji; pozostaję bierny i w kilka minut jest ona kompletna. Architektura, krajobraz, poruszające się postaci przesuwają się wolno [przed oczyma wyobraźni] a czasem trwają z nieporównywalną wyrazistością formy i pełnią bytu; sen nadchodzi i nic już nie wiem o rzeczywistym świecie ". 20 MISTRZ KAMUFLAŻU „ W którymkolwiek momencie snu obudziłbym się lub został obudzony, zawsze miałem uczucie, że przerwany był w połowie jakiś sen " pisał w 1867 roku markiz Hervey de Saint-Denys, przekonany o tym, że sen trwa nieprzerwanie przez całą noc. Trzeba przyznać, że był świadkiem niezwykle wiarygodnym, bo obserwacją oraz zbieraniem swoich snów zajął się już jako nastolatek i nie porzucił tego hobby aż do śmierci. Koncepcja markiza została jednak odłożona do lamusa, kiedy w połowie XX wieku znaleziono dowody na to, że podróże po świecie nocnych marzeń odbywają się wyłącznie w fazie paradoksalnej drzemki REM. Podłączeni do wymyślnej aparatury pacjenci budzeni w pozostałych okresach uśpienia, w niewielu tylko przypadkach przytaczali przeżycia na tyle spójne, by można było uznać je za senne marzenia. Zawyrokowano więc, że niewielka garstka doniesień o nocnych obrazach pochodząca z fazy NREM musi być pozostałościąwspomnień z ostatniego snu paradoksalnego. Wydawało się, że oto jeszcze jeden zabobon na temat właściwości śnienia rozbity został w pył. Minęło osiem lat a świat nauki zdążył już zżyć się z myślą o okresowym braku marzeń nocnych, kiedy na uniwersytecie w Chicago pojawił się nowy doktorant, niejaki David Foulkes. Postanowił on jeszcze raz przyjrzeć się własnościom snu NREM. Wyniki, które uzyskał, wprawiły wszystkich w niemałe zaskoczenie; oto większość osób wybudzanych przez niego z tej właśnie fazy drzemki donosiła o obecności marzeń! Wszelkie podejrzenia o czyjąkolwiek nieuczciwość absolutnie nie wchodziły w rachubę, skąd więc tak dramatyczne różnice w wynikach młodego doktoranta oraz sztabu renomowanych badaczy? Przyczyna okazała się dość prosta: to, co inni puszczali mimo uszu traktując jako bredzenie nie pasujące do kryteriów snu, Foulkes skrzętnie wychwytywał i przesiewał przez sito dociekliwych pytań: czy tuż przed obudzeniem zaprzątało coś pani myśli? Czy doświadczył pan jakichś emocji albo uczuć 21 które, choć licząsobie z górą 100 lat, wciąż doskonale oddają charakter i atmosferę dziwnego stanu z pogranicza dwóch światów: „(...) wiem, że nadchodzi sen i że nie mogę zmącić pojawiającej się wizji; pozostaję bierny i w kilka minut jest ona kompletna. Architektura, krajobraz, poruszające się postaci przesuwają się wolno [przed oczyma wyobraźni] a czasem trwają z nieporównywalną wyrazistością formy i pełnią bytu; sen nadchodzi i nic już nie wiem o rzeczywistym świecie ". 20 MISTRZ KAMUFLAŻU „ W którymkolwiek momencie snu obudziłbym się lub został obudzony, zawsze miałem uczucie, że przerwany byl w połowie jakiś sen " pisał w 1867 roku markiz Hervey de Saint-Denys, przekonany o tym, że sen trwa nieprzerwanie przez całą noc. Trzeba przyznać, że był świadkiem niezwykle wiarygodnym, bo obserwacją oraz zbieraniem swoich snów zajął się już jako nastolatek i nie porzucił tego hobby aż do śmierci. Koncepcja markiza została jednak odłożona do lamusa, kiedy w połowie XX wieku znaleziono dowody na to, że podróże po świecie nocnych marzeń odbywają się wyłącznie w fazie paradoksalnej drzemki REM. Podłączeni do wymyślnej aparatury pacjenci budzeni w pozostałych okresach uśpienia, w niewielu tylko przypadkach przytaczali przeżycia na tyle spójne, by można było uznać je za senne marzenia. Zawyrokowano więc, że niewielka garstka doniesień o nocnych obrazach pochodząca z fazy NREM musi być pozostałościąwspomnień z ostatniego snu paradoksalnego. Wydawało się, ze oto jeszcze jeden zabobon na temat właściwości śnienia rozbity został w pył. Minęło osiem lat a świat nauki zdążył już zżyć się z myślą o okresowym braku marzeń nocnych, kiedy na uniwersytecie w Chicago pojawił się nowy doktorant, niejaki David Foulkes. Postanowił on jeszcze raz przyjrzeć się własnościom snu NREM. Wyniki, które uzyskał, wprawiły wszystkich w niemałe zaskoczenie; oto większość osób wybudzanych przez niego z tej właśnie fazy drzemki donosiła o obecności marzeń! Wszelkie podejrzenia o czyjąkolwiek nieuczciwość absolutnie nie wchodziły w rachubę, skąd więc tak dramatyczne różnice w wynikach młodego doktoranta oraz sztabu renomowanych badaczy? Przyczyna okazała się dość prosta: to, co inni puszczali mimo uszu traktując jako bredzenie nie pasujące do kryteriów snu, Foulkes skrzętnie wychwytywał i przesiewał przez sito dociekliwych pytań: czy tuz przed obudzeniem zaprzątało coś pani myśli? Czy doświadczył pan jakichś emocji albo uczuć 21 przed wybiciem się z drzemki? Dotychczas badacze lekceważyli nawet te doniesienia, których autorzy sami przyznawali, ze coś im się przyśniło, wystarczyło by to „coś" okazywało się nie dość spójne i wyraziste. Foulkes przyjął taktykę przeciwną: nawet, gdyby ktoś nie mógł sobie niczego przypomnieć, nakłaniany był do zastanowienia się i wydobycia z pamięci najdrobniejszych choćby okruchów wspomnień. Nowe podejście opłaciło się i schwytane zostały sny NREM, których istnienia współcześni w ogóle nie podejrzewali. Markiz Hervey de Saint-Denys, gdyby tylko żył, z pewnością serdecznie uścisnąłby prawicę godnego następcy. Możliwe nawet, że przypomniałby swoje poczynione przed 93 laty spostrzeżenie: „ teoria snu bez marzeń sennych opar ta jest na braku doświadczenia. " Podstawową przyczyną zamieszania wokół snu NREM wydaje się jednak nie brak doświadczenia niektórych badaczy lecz wieloznaczność samego pojęcia snu. Do anegdot trafił już przypadek, kiedy w jednym z laboratoriów zawitał kiedyś ochotnik uparcie twierdzący, że jemu na pewno nic nigdy się nie śni. Dopiero po wyrwaniu z drzemki wykrzyknął on ponoć pełen niekłamanego zdziwienia: „ach, więc to nazywacie snem!". Inną równie dydaktycznąilustracjąjest przypadek, który wydarzył się w laboratorium Eangley Porter Neuropsy- chiatric Institute w San Francisco. Kilkuletni synek badacza Joe Kamiya podłączony został przez tatusia do laboratoryjnej aparatury i po obudzeniu zapytany czy coś mu się śniło. Odpowiedź była przecząca. Kamiya nie dał jednak za wygranąi zapytał czym junior zajmował się przed chwilą. Tym razem dowiedział się, że chłopiec właśnie bawił się oponą na werandzie domu! Konfuzja wokół nomenklatury pozwoliła snom NREM długo ukrywać się przed wzrokiem współczesnych badaczy. Inną przyczyną ich doskonałego kamuflażu była nietypowość marzeń jakie nawiedzająnas we śnie ortodoksyjnym. Ci, którzy spodziewaliby się w nich przeżyć równie intensywnych i równie obficie doprawionych dreszczykiem emocji jak to bywa w przypadku snów paradoksalnych, niestety zawiodą się. Marzenia 22 NREM sąnajczęściej trywialne i rozczarowujące proste w swej fabule, brak im nawet pobudzającego wyobraźnię symbolizmu, prezentuj ą całą swą treść otwarcie i bez ogródek. Jest ona dość prozaiczna, dotyczy najczęściej rozpamiętywania problemów codziennego życia, leniwego snucia myśli, martwienia się, prowadzenia prostych rozmów. Scenki sąkrótkie, bardziej przypominają nudne reklamy telewizyjne niż atrakcyjne filmy fabularne dostarczane przez fazę REM. Nie ma się więc co dziwić, ze gałki oczne poruszają się we śnie wolnofalowym leniwie a oddech oraz uderzenia serca także ulegaj ą znacznemu spowolnieniu. Psycholog Ann Faraday zauważa jednak, ze zdarzają się również inne epizody NREM. Te zawierać mająnieokreślone, nienazywalne przeżycia, które trudno jest uchwycić i opisać, mgliste doznania bycia niewiadome gdzie, wrażenia jakby zawieszenia na pograniczu światów. Oto doniesienie o takim niekonwencjonalnym śnie NREM: Ledwo pamiętam bardzo abstrakcyjny i nieokreślony sen dotyczący jakiegoś wyboru. Dwa rozwiązania wydawały się bardzo podobne ale kiedy zdecydowałam się na jedno z nich, okazały się one krańcowo różne. Trzeba przyznać, że nawet powyższe nietypowe marzenie NREM nie należy do tych, które chciałoby się na zawsze wyryć w swej pamięci... Jednym z powodów, dla których snom NREM przez długi czas udawało się ujść uwadze badaczy, jest niezwykła ulotność wspomnień z tego etapu nocnych przygód. Jeśli dla snu paradoksalnego trzeba aż (i tylko !) dziesięciu minut by wyparował z zaspanej głowy, przeżyciom NREM wystarczą do tego zaledwie trzy minuty. Jeśli dodamy jeszcze, ze budzenie się ze snu NREM nie jest naszą naturalną skłonnością, dość oczywiste będzie, że marzenia z tej fazy nie mają zbyt wielkich szans na to, by w zwykłych warunkach wychylić się na światło dzienne. Przeżycia ortodoksyjne, choć może mało ekscytujące, nie są niezmienne, w ciągu nocy ulegaj ą powolnym transformacjom i rozbudowie: nieciekawe „reklamy", którymi raczą nas pierwsze epizody, z każdym kolejnym cyklem zaczynają się komplikować i nabierać życia, jakby ich twórca zdobywał coraz większąpewność i ważył się na coraz śmielsze rozwiązania. W ostatnich godzinach drzemki sen NREM roztacza już przed nami obrazy, których nie powstydziłby się żaden z wcześniejszych snów paradoksalnych. Był czas, gdy przypuszczano, że wiarygodnym znakiem iden-tyfikacyjnym pozwalającym uchwycić różnice pomiędzy obydwoma typami snów okaże się obecność w nich koloru -NREM miał być ponoć pozbawiony barw. Nic biedniejszego! Ostatnio okazało się, że wizje z fazy ortodoksyjnej są równie kolorowe co wizje REM. Warto może przy okazji nadmienić, ze debata na temat koloru w snach toczy się nieprzerwanie już od kilku dekad. W latach 60. pokutowało przekonanie, że nasze senne marzenia są w większości czarno-białe (no cóż, były to stare dobre czasy czarno-białej telewizji). Doniesienia z ostatnich lat sugeruj ą raczej, ze śnimy w kolorze, tyle, że często nie zwracamy na ten fakt specjalnej uwagi. Czasem trzeba wybu-dzonego pacjenta zapytać wprost, jakiego koloru było wyśnione przez niego mydło albo bukiet tulipanów, by uzyskać zdziwioną odpowiedź, ze przecież, oczywiście, mydło było różowe a tulipany żółte! Mój przyjaciel Walczak twierdzi jednak uporczywie, ze cała sprawa śnienia w kolorze jest o wiele bardziej skomplikowana niż byśmy sobie tego życzyli. Czy można na przykład mówić o tym, ze dociera do nas tykanie zegara albo szum potoku za oknem, jeśli skoncentrowani jesteśmy na czytaniu zajmującej książki? Raczej nie, usłyszymy te zewnętrzne odgłosy dopiero wówczas, gdy skupimy na nich s woj ą uwagę. Dopóki to nie nastąpi, dźwięki nie będą dla nas istnieć, choć przecież nie ogłuchliśmy nagle na okres czytania. Podobnie dzieje się z kolorem we śnie. Choć zdolni jesteśmy do zauważenia bogactwa barw jakie otaczająnas w wyimaginowanym świecie, jeśli nie skupimy na nich uwagi, nie będą one dla nas zauważalne. Ciśnie się w tym miejscu na myśl stwierdzenie pewnej niewidomej artystki nagabywanej o to, czy wykorzystuje w swoich snach 24 zmysł wzroku. Najwyraźniej zmęczona ciągłymi pytaniami wyjaśniła wreszcie, ze nie przepędza przecież życia w snach na rozpamiętywaniu swojej ślepoty, po prostu śni bez zastanawiania się nad tym, czy przypadkiem czegoś w jej doznaniach nie brakuje. Nie da się ukryć, że poczynania naukowców próbujących odkryć tajemnice snu przypominaj ą czasem zachowanie kręcącego się wkoło osiołkaAlcybiadesa, który bezskutecznie stara się schwytać własny ogon. Może więc zamiast polegać na sprzecznych doniesieniach, warto samemu zabawić się w eksperymentatora i poznać przeżycia NREM z bardziej osobistej strony. Mimo, że warunki domowe nie sąnaj idealniej szym poligonem doświadczalnym, jest prosty sposób, który przy niewielkim wysiłku pozwoli wychwycić kilka epizodów tego dziwnego snu. Cała sztuka polega na zaaranżowaniu nocnego budzenia w czasie, gdy znajdujemy się w objęciach drzemki NREM. Pełen cykl snu liczony od początku jednej fazy REM do początku kolejnej trwa mniej więcej 90 minut, każda noc przynosi więc około 5-6 takich epizodów. Tyle samo okazji będzie do schwytania snów NREM także występujących w każdym cyklu nocnej drzemki. Wystarczy więc wybudzać się w odstępach czasu, które nie są wielokrotnością 90 minut (liczonych od chwili zaśnięcia), aby uzyskać szansę trafienia na kilka marzeń ortodoksyjnych. Jeśli natychmiast po obudzeniu zapiszemy to, co zostało zapamiętane z każdego przerwanego właśnie snu, zbierzemy wystarczająco obfity połów marzeń NREM by móc im się przyjrzeć i poznać ich właściwości. Osoby śpiące lekkim snem mająwiększe szansę uchwycenia i zapamiętania snów NREM niż te śpiące głęboko. Ten, kto należy do tej drugiej kategorii, tuż przed udaniem się na spoczynek może więc wypić filiżankę herbaty czy kawy, bo te skutecznie spłycają naszą nocną drzemkę. Wytrwałym oneironautom, których nie spłoszy konieczność nocnego budzenia, sen NREM, mistrz kamuflażu, z pewnością skłonny będzie ukazać swój e-intrygujące oblicze. 25 SEN REM -FIGLARZ JAKICH MAŁO W roku 1953 jedno z najbardziej renomowanych czasopism naukowych, magazyn Science, opublikowało krótką wzmiankę, która miała niebawem zelektryzować wszystkich specjalistów zajmujących się badaniem zjawiska snu. Autorzy doniesienia, EugeneAserinsky i Nathaniel Kleitman twierdzili, że udało im się zidentyfikować okres nocnego wypoczynku odpowiedzialny za występowanie marzeń sennych. Obdarzono go wkrótce nazwą fazy REM (od ang.: Rapid Eye Movement = nagłe ruchy gałek ocznych) dla upamiętnienia szybkich poruszeń oczu towarzyszących halucynacjom uśpionego umysłu. Od pamiętnego odkryciaAserinsky'ego i Kleitmana upłynęły już cztery dekady, wystarczająca ilość czasu, by umożliwić zastępom ochotników potwierdzenie pierwszych obserwacji. Woluntariusze wybudzani z uśpienia w chwilę po tym, jak ich oczy rozpoczynają swój nocny taniec, wciąż niezmiennie donosząc tym, że coś im się przed chwiląśniło. To nieAserinsky i Kleitman byli jednak pierwszymi badaczami, którzy zauważyli u śpiących dziwną skłonność do poruszania oczami. Palma pierwszeństwa należy się w tym przypadku GeorgeTrumbull Laddowi, amerykańskiemu psychologowi wspominającemu o tym zjawisku już w 1892 roku. On to wysunął przypuszczenie, że właśnie teraz spływają na śpiącego senne marzenia. Spostrzeżenie ku wielkiemu rozczarowaniu Ladda nie spotkało się z należytym zainteresowaniem współczesnych mu badaczy, skwitowano je co najwyżej obojętnym wzruszeniem ramion. Trzeba było dopiero wynalazku elektroencefalografii oraz 60 długich lat, by można było docenić jego wartość. Nawiasem mówiąc, rozczarowanie nie ominęło również samego wynalazcy aparatu EEG, Hansa Bergera, który swoją maszynę stworzył z myśląo udokumentowaniu zjawiska telepatii. Jego trudy nie poszły jednak na marne. Wynalazek znalazł szerokie zastoso- 26 wanie w medycynie i psychologii a sam twórca zasłużył sobie na pamięć i wdzięczność następnych pokoleń. Już niedługo po odkryciu snu KEM zaczęto zastanawiać się nad tym, czy istnieje związek pomiędzy kierunkiem ruchów gałek ocznych śniącego (rejestruje się go sporządzając tzw. elektrookulogram, skr.:EOG) a tematykąsceny rozgrywającej się w jego wyobraźni. Odpowiedź wcale nie była prosta, trudno bowiem przełożyć słowny raport o sennym marzeniu na język zygzaków kreślonych przez pisak maszyny. Zdarzaj ą się jednak okazje, gdy poruszenia oczu, zwykle wyjątkowo zróżnicowane i złożone, na chwilę nabierająniezwykłej regularności. Oczywiście stają się tym samym o wiele łatwiejsze do interpretacji -skorelowanie otrzymanego EOG z treścią raportu o śnie nie powinno już sprawiać zbyt wielu kłopotów. Na takie właśnie rzadkie okazje zaczajali się badacze usiłujący rozwikłać zagadkę REM, wśród nich William C. Dement, EdwardA. Wol-pert oraz wspomniany już Nathaniel Kleitman. Wkrótce po tym, gdy śpiący zaczynał poruszać oczami w jednej płaszczyźnie, był on wybudzany z drzemki i wypytywany o treść wyobrażonej sceny. Raporty okazały się nadzwyczaj pouczające. Pionowym ruchom oczu zaobserwowanym u jednego ochotnika towarzyszył sen o wyprawie alpinistycznej. Śpiącego wyrwano z drzemki w chwili, gdy przyglądał się górołazom pokonującym wysoką i niebezpieczną ścianę skalną. Kolejny uczestnik eksperymentu, u którego przeważały poziome ruchy gałek ocznych, wyśnił towarzyską zabawę; jej uczestnicy obrzucali się nawzajem pomidorami. Ktoś inny wdrapywał się na drabinę i jak nietrudno się domyślić, podczas tej wyimaginowanej wspinaczki jego oczy wędrowały regularnie to w górę to w dół. Obserwacje wydawały się świadczyć o tym, że nasze oczy śledzą zdarzenia halucynowane przez uśpiony umysł, nie wystarczyły jednak, by przekonać opornych sceptyków zarzucających metodzie chaotyczność i brak powtarzalności. Dopiero bardzo pomysłowo zorganizowane „ekspedycje w świat drzemki" rozwiały wszelkie wątpliwości. Czołową postacią, 27 której należą się brawa za otworzenie tego nowego okna w rzeczywistość snujest Steven LaBerge - badacz specjalizujący się w odkrywaniu tajemnic snów świadomych zwanych inaczej snami wiedzy. (O snach świadomych mówi jeden z dalszych rozdziałów). W snach wiedzy jeszcze w czasie trwania drzemki mamy okazję zorientować się, że to, co dzieje się wokół jest złudzeniem, które możemy przekształcać i zmieniać według własnego kaprysu. Można więc zawczasu umówić się ze śniącym, że w chwili uzmysłowienia sobie swojego stanu przekaże do świata jawy komunikat dający się zarejestrować za pomocą aparatury pomiarowej. Doskonałą „chorągiewką sygnalizacyjną" okazały się właśnie poruszenia gałek ocznych, które transformowane są w zapis elektrookulogramu - dowód nie do obalenia nawet dla najbardziej zatwardziałych sceptyków. To właśnie dzięki takim umówionym sygnałom Steven LaBerge oraz inni świadomi oneironauci udowodnili ponad wszelką wątpliwość, że ruchy naszych oczu śledzą wyśnione obrazy. Więcej nawet -dziś już wiemy, że cały organizm współpracuje w czynieniu urojenia wiernąkopiąrzeczywistości. Czujemy we śnie radość albo strach? Możemy być pewni, że nasze procesy fizjologiczne wiernie te emocje odzwierciedlą. Stan REM pyszni się wieloma imionami. Jedno z nich to nadane mu w 1960 roku przez Michela Jouveta miano snu paradoksalnego. Przyjęło się ono wyjątkowo szybko, bo nadzwyczaj trafnie określa „kuglarskie sztuczki", którymi zaskakuje faza REM. Z jednej strony szybkie poruszenia drgających pod powiekami oczu sugerująpodniesionąaktywność umysłową, z drugiej zaś rozluźnienie mięśni dowodzi bezwładu niespotykanego w żadnym innym okresie wypoczynku. Ta fizyczna niemoc najwyraźniej wychodzi na jaw podczas nocnych koszmarów, których najbardziej chyba nieprzyjemnącechąjest nie tyle grożące nam niebezpieczeństwo, ile raczej niemożność zaradzenia groźnej sytuacji. Bywa, że w jego obliczu usiłujemy salwować się ucieczką, niestety w naj krytyczniej szym momencie nogi odmawiaj ą posłuszeństwa - choć silimy się na rączy 28 bieg odrywają się one od ziemi z takimi oporami, jakby ktoś przytwierdził do nich bryły ołowiu. Jak na ironię, nasi napastnicy, wolni od wszelkich objawów paraliżu, zbliżająsię z chy-żością chartów gotowi nas ułapić i pozbawić życia. Nawet okrzyknie chce w takiej chwili przejść przez gardło. Możnaby sądzić, że nasza czasowa niemoc j est tylko dowodem okrucieństwa natury. Gdy jednak przyjrzymy się temu, co czeka śpiącego, który panuje nad swoimi ruchami podczas snu REM, okaże się, że nasz nocny bezwład jest zbawiennym przystosowaniem. Dowodem niech będzie autentyczne zdarzenie, jakie miało miejsce kilka lat temu w jednym z typowych amerykańskich domów. Jest noc. Głęboko uśpieni, spoczywająw pościeli 54-letni mężczyzna i j ego żona. Nagle panią domu wyrywaj ą ze snu głośne okrzyki i przekleństwa. Zaskoczona siada na łóżku by w oszołomieniu stwierdzić, że kwieciste zwroty wydobywają się z ust jej własnego męża. Jakby tego było mało, szanowny małżonek otwiera nagle oczy, siada sztywno na posłaniu i posyła w stronę połowicy trzy niezdarne sierpowe - na szczęście dwa ciosy trafiająw powietrze. Natychmiast po tym niespodziewanym ataku mężczyzna kładzie się, by kontynuować sen. Podobna scena powtarza się jeszcze raz nad ranem. Wymówki rozbudzony już „winowajca" przyjmuje jako dobry żart, twierdząc, że żadnego nocnego zajścia nie pamięta. Dopiero szczegółowe badania neurologiczne wykazują, że biznesmen cierpi na rzadką chorobę degeneracyjną, objawiającą się między innymi brakiem wygaszenia kontroli mózgu nad mięśniami w okresie REM. Nietrudno sobie teraz wyobrazić jak dobroczynną rolę pełni senny paraliż. Gdyby nie jego obecność, w wielu domach co noc rozgrywałyby się dantejskie sceny w czasie, gdy śniący przeżywaliby swoje wyimaginowane przygody. Mogłoby się wydawać, że obecność ruchów gałek ocznych i równoczesny paraliż mięśni to wystarczająco nietypowa kombinacja, by sen paradoksalny zasłużył na swojąnazwę. A jednak to jeszcze nie wszystkie sztuczki na jakie go stać. Do kolekcji paradoksów należy zaliczyć nocne wzwody prącia regularnie 29 nawiedzające wszystkich przedstawicieli męskiego rodu. (Pomijam te przypadki, w których brak nocnych erekcji idzie w parze z impotencją). Gdyby przynajmniej te objawy miłosnej pasji miały związek z treściąsennych marzeń! Nic podobnego, nocne erekcje towarzyszą przeżyciom o różnej tematyce, pozbawione są ich tylko bardzo burzliwe doznania przepełnione agresją lub lękiem. Stosunkowo niedawno również u kobiet zaobserwowano objawy podniecenia seksualnego występujące w fazie REM, jednym z nich sązaś erekcje klitoris. Nocne wzwody pojawiają się w każdej fazie REM a więc nawet 5-6 razy w ciągu nocy i czasem potrafiątrwać nieprzerwanie przez kilkadziesiąt minut. Obecne są powszechnie nawet u najmłodszych przedstawicieli męskiego rodu. Zjawisko tak zaintrygowało badaczy, że sięgnęli do arsenału najbardziej pomysłowych rozwiązań i forteli, aby tylko móc je zbadać dokładniej. Wyobraźmy sobie na przykład niewielki gumowy krążek wypełniony wodąi połączony przewodem z kalibrowaną rurką. Krążek ten zakłada się na wiadomą część ciała ochotnika, po czym życzy mu się przyjemnych snów i cierpliwie czeka na dalszy rozwój wypadków. W chwili, gdy następuje nocna erekcja, ciśnienie wody w krążku podnosi się a to z kolei powoduje uniesienie słupa płynu wypełniającego rurkę. Przemyślne cacko, jego działanie zależy jednak w dużej mierze od kooperacji samego woluntariusza, dla którego zachowanie spokoju nie jest chyba najłatwiejsze. Niektórym uczestnikom badań nad nocnym wzwodem oszczędza się więc niewygody i w zamian pozwala spać nago... Choć nie wszystkie noce spędzane w laboratorium snów wymagajątak wielkiego poświęcenia, wszelkie eksperymenty zaczyna się od okresu przygotowawczego, w którym uczestnik ma możliwość przyzwyczajenia się do nowych warunków. Powszechnie wiadomo, że wyniki uzyskiwane podczas pierwszych nocy są dla badaczy snu mało wartościowe: przynoszą nietypowe marzenia i zaburzony cykl nocnego wypoczynku. Przywyknięcie do warunków laboratorium często zabiera pięć - sześć dni i dopiero po tym czasie woluntariusz pozwala sobie na bardziej normalną drzemkę. 30 Stan paradoksalny, niezwykle intrygujący dla osób zawodowo studiujących j e go naturę, ma równie dużo do zaoferowania pozostałej części ludzkiego rodu. Każdy spoczynek niesie ze sobąnowe przesłanie, którego znaczenie chciałoby się zrozumieć i wykorzystać we własnym życiu. Znana amerykańska badaczka snów, Patricia Garfield, takie oto wizje roztacza przed osobami zainteresowanymi interpretacją marzeń sennych: „ Sen może nas obdarzyć wieloma wspaniałymi podarunkami: oryginalnymi pomysłami, upojnymi przygodami, pod-wyższonązdolnością do radzenia sobie w życiu: jest osobistym laboratorium, w którym rozwijamy własne projekty. Festyn odbywa się kilkakrotnie w ciągu nocy. Jesteś jego honorowym gościem. Jedyne, czego się od ciebie oczekuje to obecności, zadowolenia, zebrania prezentów i powrotu do rzeczywistości ". Aby „nocne festyny" zostały przez nas należycie docenione, po obudzeniu musimy pamiętać, że w ogóle w nich uczestniczyliśmy. Niestety nie każdemu przychodzi to z równą łatwością. Są ludzie, którzy twierdzą, że prawie nigdy nic im się nie śni i wyrażąjąz tego powodu wielkie rozgoryczenie. „ Ubóstwo moich snów przeraża mnie. Oto Coleridge bez trudu może stworzyć lodowe kopuły, pałace rozkoszy dla Kublaj-chana i abisyńskie dziewice, i pieśni Abary... aby ulżyć swej nocnej samotności - podczas, gdy ja niczego nie mogę z siebie wykrzesać", bolał najwyraźniej rozczarowany swoim „upośledzeniem" Charles Lamb, angielski pisarz ery romantyzmu. Dziś wiemy, że to przekonanie Lamba o braku snów było błędne, wszyscy bowiem bez wyjątku spędzamy pokaźnączęść nocy na sennych marzeniach, bez względu na bogactwo wspomnień, z jakimi budzimy się następnego ranka. Dowodem jest to, że notoryczni „zapominacze" nocnych przeżyć zwykle po doprowadzeniu do laboratorium snów, są w stanie wydobyć z pamięci wspomnienie marzenia sennego. Ich raporty sąjed-nak bardziej prozaiczne i prostsze w swej treści niż doniesienia innych uczestników badań. Kusi więc wniosek, że właśnie ze względu na nieciekawą treść, sny zapominalskich szybciej 31 ulatująw niepamięć... Okazuje się jednak, że wcale tak nie jest. Choć konkluzja wydaje się sensowna, przecząjej ruchy gałek ocznych, które, jak zauważono, sąu tych osób wyjątkowo rozedrgane i niespokojne. Pozornąsprzeczność wyjaśniono dopiero śledząc poruszenia oczu mające miejsce w okresie czuwania. Osoby przyglądające się lub po prostu wyobrażające sobie jakieś przyjemne zdarzenie wykonuj ą stosunkowo niewiele takich ruchów, jeśli jednak proszone sąo śledzenie wzrokiem sceny wywołującej niepokój, ich gałki oczne wprawiane są w nerwowy, niespokojny pląs. Wynik eksperymentu zawsze jest taki sam, bez względu na to, czy oczy sązamknięte czy otwarte. Te oraz inne spostrzeżenia sugerują, że ludzie skarżący się na brak marzeń sennych, tak naprawdę mają ich tyle samo co pozostali śmiertelnicy. To treść nocnych przeżyć decyduje o braku wspomnień: jest tak nieprzyjemna, że lepiej zepchnąć j ą do podświadomości niż narażać się na dodatkowy niepokój. Pewien młody, ambitny psychiatra, który za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć nawet strzępka nocnych przygód, trafił kiedyś do laboratorium snów przy Uniwersytecie Chicago. Wizyta wydawała mu się ostatnią deską ratunku. Za specjalność obrał sobie bowiem interpretowanie snów, a tu jak na złość okazywał się niezdolny do niesienia pomocy nawet sobie samemu: ani jednego snu do analizy! Desperacja młodego człowieka sięgnęła zenitu: nic dziwnego - cała kariera wisiała na włosku. Podłączony do maszyny EEG zapadł wkrótce w sen. Po kilkudziesięciu minutach drgania pisaka zaczęły wskazywać obecność zupełnie normalnego snu REM, najwyraźniej młodemu psychiatrze coś się przyśniło. Odczekawszy stosownie parę minut wybudzono go z drzemki i poproszono o raport. W pierwszym odruchu młody człowiek zaprzeczył temu, jakoby w ogóle śnił. Po chwili jednak w jego myślach zaczęło świtać wspomnienie: „zaraz zaraz...przypominam sobie rozmowę, ktoś nazwał mnie... smutnym skurwysynem (ang.: »sad son-of-a-bitch«)". Nie dziwota - komentuj ą Montague Ullman i Stanley Krippner, z których książki pozwoliłam sobie zaczerpnąć powyższy przykład -jeśli wszystkim snom psychiatry towarzy- 32 szyły podobne treści, miał on wszelkie powody do tego, by ich nie pamiętać. Sąjednostki, którym przypomnienie marzeń nocnych przychodzi nad wyraz łatwo. Takąosobąjest na przykład wspomniana już psycholog Patricia Garfield, wykorzystująca analizę wspomnień o snach w swej praktyce terapeutycznej. Jej osobiste zapiski, skrzętnie gromadzone przez ponad ćwierć wieku w domowym archiwum, daj ą co roku żniwo około tysiąca raportów. Oznacza to, ze każdy dzień niesie ze sobą wspomnienie mniej więcej trzech rozbudowanych marzeń. Mało kto potrafi zdobyć się na tak imponujące zbiory - większość osób nie mających jeszcze wprawy w kolekcjonowaniu swoich marzeń jest w stanie przypomnieć sobie nie więcej niż jeden, dwa sny na tydzień. Choć może się to wydać nędznym plonem, stanowi zupełnie dobry początek dla tych wszystkich, którzy zamierzają zająć się na serio studiowaniem znaczenia własnych snów. Psycholodzy twierdzą, że zdolność pamiętania nocnych przeżyć związana jest z pewnymi cechami osobowości. Ci z nas, którzy nie maj ą pamięci do snów (donosząc śnie nie częściej niż raz na miesiąc) są podobno bardziej skłonni do konformizmu, mająwięcej zahamowań, silniej się kontrolują. Osoby dobrze przypominające sobie nocne marzenia sąnatomiast bardziej niespokojne i brak im pewności siebie, charaktery żuj ą się jednak większą otwartością i łatwiej wyczuwaj ą swój e stany psychiczne. Na szczęście bez względu na to, jak dobra jest nasza zdolność do pamiętania własnych snów, przy pomocy odpowiednich metod jesteśmy w stanie jąpoprawić. Wzrośnie ich ilość, okażąsię one dłuższe i bardziej interesujące a nasza podświadomość z chęciązacznie podsuwać coraz to nowe materiały do analizy. 3 — Komorowska J Drogami 33 W PUSTELNI ŚPIĄCYCH ZMYSŁÓW Choć od chwili rozpoczęcia Rewolucji Francuskiej wiele głów zdążyło już potoczyć się po bruku Paryża, wciąż nowi skazańcy wyprawiani są codziennie na tamten świat. Rewolucja zbiera swe żniwo a kat zaciera ręce. W tych właśnie okolicznościach na szafot wiedziony jest Louis Ferdinand Maury. Drżącym krokiem wchodzi na rusztowanie i posłusznie zbliża się do gilotyny, wciąż nie mogąc jeszcze do końca uwierzyć, że oto za chwilę dane mu będzie spojrzeć w oczy samej śmierci. Nagle błysk, szczęk opadającego ostrza, bolesne uderzenie w szyję... badacz podrywa się niespokojnie z pościeli. Jest rok 1840. Pól wieku dzieli Maury'ego od czasu, gdy śmiercionośna maszyna dostarczała rozrywki paryskim gapiom... Cała egzekucja okazuje się jedynie wytworem śniącego umysłu. Przygoda odeszłaby pewnie w zapomnienie, podobnie jak miliony innych wyśnionych tej nocy marzeń, gdyby nie towarzyszący jej zbieg okoliczności. Los zdarzył bowiem, że nagłe wybicie się z drzemki nastąpiło w chwili, gdy na posłanie zwalił się fragment konstrukcji łóżka, na którym spał Maury. Uderzył on śpiącego w szyję i gwałtownym rozbudzeniem zakończył jego mrożące krew w żyłach przeżycia. To nagłe wyrwanie z drzemki nikogo pewnie nie zdziwi. Bądź co bądź cios w szyję nie jest czymś, co łatwo da się zignorować, nawet jeśli przed chwiląbujaliśmy myślami w zupełnie innym świecie. Podobnej reakcji możnaby się także spodziewać w obliczu innych równie intensywnych bodźców. Nie radziłabym jednak stawiać na tę kartę całej swojej fortuny. Okazuje się bowiem, że te „równie intensywne bodźce", na przykład głośne dźwięki czy jaskrawe światło, często wcale nie przeszkadzają nam w podróżach do krainy snu. Może po prostu nie mamy się już czego obawiać - to dzięki wytępieniu naszych naturalnych wrogów i postępom cywilizacji, jesteśmy w stanie pozwolić sobie 34 na luksus beztroskiej drzemki. Opinię powyższą wydają się nawet potwierdzać pewne obserwacje: osoby mieszkające w pobliżu lotnisk zaświadczaj ą, że nie jest ich w stanie obudzić nawet huk nisko przelatującego samolotu, mieszkańcom wielkiego miasta nie przeszkadzaj ą odgłosy przejeżdżających pod oknami tramwajów i karetek pogotowia. Psycholog David Koulack doniósł, że jego snu nie przerwały nawet odgłosy zamieszania wywołanego poważnym wypadkiem samochodowym, który wydarzył się nad ranem w sąsiedztwie jego domu. Jeśli jednak przypatrzymy się doniesieniom z laboratoriów snów i poszperamy trochę we własnej pamięci, twierdzenia o domniemanym stępieniu czujności okażąsię już mniej przekonywujące. Wygląda raczej na to, że nasz umysł staje się we śnie wyjątkowo wybiórczy -jedne bodźce sąbagatelizowane, nawet, jeśli wydają się wprost niemożliwe do przeoczenia, inne natomiast zawsze, bez względu na porę dnia czy nocy są w stanie przykuć naszą uwagę. To nie stępienie zmysłów lecz raczej splot przeróżnych okoliczności wydaje się więc decydować o głębokości drzemki. Ważne okazuj ą się między innymi rodzaj bodźca, którym bombardowany jest śpiący umysł, faza wypoczynku oraz wiek badanego. Im jesteśmy młodsi, tym łatwiej przychodzi nam zignorowanie tego, co mogłoby nasz sen rozproszyć - dzieci w wieku 5-8 lat potrafiły spokojnie przespać hałas dorównujący natężeniem łoskotowi samolotu odrzutowego przekraczającego barierę dźwięku. Nie dość tego, zapis sennego EEG uzyskany od tych młodocianych pacjentów wyglądał tak, jakby na okres drzemki ogłuchli - ich mózgi wydawały się w ogóle nie rejestrować hałasu! Dorośli nie mogli już pochwalić się równie kamiennym snem: głośne dźwięki znacznie łatwiej podrywały ich na nogi. Jeszcze w roku 1870 odkryto inny czynnik wpływający na jakość i trwałość snu. Okazało się, że o głębokości drzemki w dużej mierze decyduje znaczenie jakie śniący przypisuje przedstawianym mu bodźcom. Spostrzeżenie podbudowano przykładem zaczerpniętym... prosto z młyna, zjawisko przeszło 35 więc do historii pod nazwa Efektu Młynarza (ang.: Miller's Response). Wiadomo, ze całym pokoleniom młynarzy przez wieki przygrywał do pracy nieustający klekot i skrzypienie koła młyńskiego. Turkot nie ustawał ani na chwilę nawet nocą, podczas, gdy właściciel odpoczywał po trudach dnia. Wystarczyło jednak, aby ruch koła ustał a młynarz zaalarmowany nagłą ciszą natychmiast zrywał się z posłania. Ten oraz cała plejada innych, podobnych przykładów sugeruje, że przyczyną głębokiego snu nie j est wcale stępienie zmysłów czy osłabienie naszej czujności lecz raczej proste przyzwyczajenie się do powtarzających się niegroźnych bodźców. Czym jeszcze może nas zadziwić rzeczywistość snu? Mickiewicz był przekonany, ze kiedy sen uwięzi ciało duch wolny potrafi „długie pasmo życia wjednązwić godzinę", wierząc najwyraźniej, że czas podlega wówczas innym regułom niż te obowiązujące na jawie. Do identycznego wniosku doszedł także Maury, twórca przytoczonego na wstępie snu o gilotynie. Francuz zawyrokował, że całą skomplikowaną fabułę jego marzenia włącznie z przeżytą w wyobraźni dekapitacjąnajwyraźniej wywołać musiało uderzenie spadającego fragmentu konstrukcji łóżka. Senna przygoda, która wydawała się trwać kilkanaście minut, miała więc być ścieśniona do ułamków sekundy. Jak bowiem inaczej możnaby wytłumaczyć przedziwną zbieżność pomiędzy rozgrywającą się we śnie egzekucjąi rzeczywistym wypadkiem? Nie wszystkich badaczy spekulacja Maury'ego usatysfakcjonowała, wielu usiłowało znaleźć inne, bardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Freud wysunął propozycję, że wyobrażenie powstało w umyśle śniącego już dużo wcześniej. Spoczywało sobie cichutko w jego podświadomości aby w odpowiednim momencie, z powodu nagłego uderzenia wymknąć się na światło dzienne. Niewykluczone, że ojciec psychoanalizy miał trochę racji, bądź co bądź to w wyniku nagłego olśnienia pojawiająsię czasami oryginalne pomysły i odkrycia. Przecież właśnie pod wpływem spontanicznego impulsu kąpiący się Archimedes miał 36 wykrzyknąć swoje sławne „Eureka!". Trudno wykluczyć możliwość pojawiania się równie spontanicznych „błysków z podświadomości" także w czasie drzemki. Szacunek dla słów Freuda nie powstrzymał współczesnych badaczy przed dalszymi studiami na temat upływu czasu w sennych spektaklach. Oto badania z ostatnich lat przyniosły nowe fakty wskazujące, że czas biegnie we śnie w taki sam sposób jak na jawie, sugerując tym samym, ze ani Mickiewicz ani Mau-ry nie mieli racji. W roku 1958 William C. Dement wykazał w swojej pracy doktorskiej, że raport o ostatnim sennym marzeniu zajmuje pacjentowi mniej więcej tyle samo czasu ile trwała odpowiedzialna za nie fazaREM. Także ostatnie doświadczenia z udziałem świadomych oneironautów (potrafiąoni przesyłać umówione sygnały jeszcze w czasie drzemki) wydająsię potwierdzać spostrzeżenia Dementa. Sąjednak inne studia, które świadczą raczej o całkiem niecodziennych możliwościach ludzkiego umysłu i komplikująjednoznacznąodpowiedź. Wiadomo na przykład, ze znajdując się w transie hipnotycznym możemy doświadczyć dystorsji czasu - być przekonanym, że zaczyna on płynąc szybciej albo wolniej - zgodnie z życzeniem hipnotyzera. Dlaczegóżby podobne zjawisko nie mogło mieć miejsca także we śnie, który bądź co bądź jest przecież krewnym transu hipnotycznego? Gay Gaer Luce i Julius Segal przytaczaj ą nawet doniesienia sugerujące, ze czasami zdarzają się nam sny „błyskawiczne". O tym samym wydająsię świadczyć komentarze Davida Foulkesa. Twierdzi on, że niektóre senne marzenia przypominają slajdy lub stacjonarne obrazy zawierające w sobie całe senne przesłanie. „Przeźrocze" może być na tyle bogate w treść, ze musi upłynąć parę dobrych chwil, zanim uda się nam opisać wszystkie jego szczegóły. A przecież do tego, żeby sen powstał, wystarczyły zaledwie ułamki sekundy... Jak widać opinie na temat upływu czasu we śnie są do dziś dnia podzielone a tajemnica koszmaru o gilotynie musi jeszcze poczekać na zadowalającąinterpretację. Jednemu ze znajomych markiza Hervey de Saint-Denys przyśniła się kiedyś towarzyska rozmowa. Niestety dialog oka- 37 zał się bardzo jednostronny i nad wyraz irytujący, bo każde zapytanie znajomego wyśniony rozmówca kwitował jednobrzmiącym „ho!... ho!... ho!..." Coraz bardziej zirytowanemu przyjacielowi udało się wreszcie wybić z drzemki. Dopiero wówczas uświadomił on sobie, że za głos tajemniczego rozmówcy ze snu wziął dźwięki własnego chrapania roznoszące się głośnym echem po pokoju. Wszyscy mamy tendencje do wbudowywania zewnętrznych bodźców w nasze nocne marzenia. Ktoś, komu skropiono twarz wodą, nagle w swojej sennej wędrówce napotyka więc przelotny deszcz i chroni się przed nim na moment w załomie muru, by po chwili już bez przeszkód snuć dalszy ciąg przerwanej przygody. Ta sama skłonność spowoduje, że odgłos dalekiego grzmotu przetworzymy we śnie w wybuch kuli armatniej a dźwięk syreny strażackiej weźmiemy za upojny śpiew operowej divy. Nasz umysł zadziwia kreatywnością, której nie powstydziłby się nawet najpłodniejszy artysta czy reżyser filmowy. Nie będzie więc przesadą, jeśli pochwałę twórczego zapamiętania wyrażonąprzez E. M. Fostera potraktujemy także jako apoteozę wyczynów śniącego umysłu. „ W zapamiętaniu twórczym człowiek opuszcza ciało, jak dzban czerpie ze swej podświadomości i wydobywa coś, co nie jest mu dostępne w normalnych warunkach. Łączy tę zdobycz z codziennym doświadczeniem aż uzyskanej mieszanki stwarza dzieło sztuki". Właśnie takimi dziełami sztuki są marzenia senne, które w niebywale kunsztowny sposób potrafią spleść nasze wewnętrzne przeżycia oraz sygnały docierające ze świata jawy. Już XIX-wieczni badacze wypróbowywali tę pomysłowość śpiącego umysłu karząc sobie w czasie snu podtykać pod nos przeróżne, nie zawsze przyjemnie pachnące mikstury, błyskać w oczy światłem lampy oraz szczypać i łaskotać w poszczególne okolice ciała. Znany nam już Louis Ferdinand Maury wykorzystał zapach wody kolońskiej do stworzenia snu o fabryce perfum a delikatny dźwięk pensety przekształcił w swej wyobraźni w odgłos kościelnych dzwo- nów. 38 Podobne eksperymenty prowadzili współcześni już badacze William C. Dement i Edward A. Wolpert, z tąjednak różnicą, ze za „króliki doświadczalne" woleli obrać grono woluntariuszy. Okazało się, że błyski światła i spryskiwanie wodąwbudowy-wane były przez śpiących w treść mniej więcej l /4 snów. Jeszcze inni naukowcy wykazali, że częstotliwość wykorzystywania bodźców zewnętrznych może nawet przekroczyć 50% jeśli tylko sąone dla śniących wystarczająco ważne. To zaś okazuje się istotne, co pobudza nasze emocje: im reakcja jest silniejsza, tym większe będzie prawdopodobieństwo, ze materiał, który ją wywołał, zostanie wpleciony w treść marzeń sennych. Oto dlaczego westerny oglądane przed udaniem się na spoczynek wywołują sny bogatsze w akcje niż romantyczne komedie. Jest jednak pewne odstępstwo od reguły: jeśli oglądany film jest wyjątkowo brutalny i obfituje w niepokojące sceny, śniący będzie miał skłonność do blokowania pamięci następującego po nim snu. O niepokojącej treści nocnego przeżycia świadczą wówczas jedynie gwałtowniejsze niż zazwyczaj poruszenia gałek ocznych. Umysł rejestruje znacznie więcej szczegółów niżby mogło się to nam na pierwszy rzut oka wydawać. Pewne elementy z "dziennego życia" są rejestrowane jedynie w podświadomości, nie mamy więc w ogóle pojęcia, ze zostały zapamiętane. Dopiero zręczne manewry badaczy sąje czasem w stanie odtworzyć. Psychoanalityk Charles Fisher wyświetlał swoim pacjentom slajdy, poświęcając na każde przeźrocze zaledwie 1/200 sekundy - zbyt mało czasu, żeby dało się zaobserwować jakiekolwiek detale obrazu. Każdego pacjenta proszono następnie o zapisanie wszystkiego, co zdołał zauważyć na obrazku. Także po nocnym wypoczynku ochotnik składał kolejny, szczegółowy raport z tego, co mu się przyśniło. Zadziwiające, ze sny dokumentowały nawet takie szczegóły, które w ogóle nie zostały zarejestrowane na poziomie świadomym. Najwyraźniej więc błyskawiczna prezentacja wystarczała by pobudzić odpowiednie marzenie senne. Czasem bywa, ze po głębokim zastanowieniu się zauważamy, iż pewne elementy snu dotyczą drobnych epizodów 39 zapożyczonych z wydarzeń poprzedniego dnia. Nasz śniący umysł nie zadowala się jednak byle czym. Często raczej zaskoczy niekonwencjonalnym wyborem motywów niż zniży się do zwrócenia uwagi na fakty istotne wyłącznie dla naszej czuwającej świadomości. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego na przykład ze wzruszającego filmu o pięknym księciu podświadomość Ewy wybrała przekornie motyw pierścienia, który zabłysnął na palcu jednego z drugorzędnych bohaterów? By móc na to pytanie odpowiedzieć trzebaby najpierw wypytać Ewę o to, co reprezentuje dla niej symbol pierścienia, z czym jej się kojarzy, z jakimi zdarzeniami z jej życia może być związany. Głębia naszej podświadomości i metaforyka snów -jej posłańców - są na tyle obce logice powszedniego dnia, że niełatwo je czasem rozszyfrować. Motywy wykorzystywane w scenariuszu naszego nocnego spektaklu nie są jednak dobierane ot tak sobie, bez przyczyny. Ich obecność jest znacząca i jeśli tylko umiejętnie, z cierpliwością do nich podejdziemy, ten nieświadomy wybór okaże się oczywistym, wręcz mistrzowsko pomyślanym posunięciem. Każdy ma swój własny, niepowtarzalny sposób patrzenia na świat, rozumienia i odbierania tego, co dzieje się wokół. Nic dziwnego, ze jeden i ten sam motyw zręcznie wkomponowany w senne marzenia przez podświadomość dwóch różnych osób będzie wyrażał zupełnie różne przesłanie. Dla jednej motyw wodospadów. Niagara oznaczał będzie niszczącą siłę, niebezpieczeństwo, groźbę, ktoś inny ten sam symbol wykorzysta do stworzenia marzeń odzwierciedlających radość, spontaniczność i żywiołowość. Nie uciekajmy się więc do pomocy wątpliwych źródeł i autorytetów twierdzących, ze posiadają klucz do zrozumienia wszystkich symboli snu. Propozycje w stylu sennika egipskiego są w dzisiejszej rzeczywistości prawie bezużyteczne. Ograniczaj ą one raczej niż pobudzaj ą inicjatywę naszego sennego alter ego, co najlepiej chyba podsumował CahdnHall: „ Sensu marzeń sennych nie znajdzie się w żadnej teorii snu, leży on bowiem wewnątrz samego marzenia. Nie wymusi 40 się na śnie znaczenia wyuczonego z książki, jedynym właściwym sposobem jest wyczytanie tego, co w nim samym jest zawarte ". 41 SEN W MITACH I LEGENDACH Sen od tysiącleci pobudzał ludzką wyobraźnię: wprawiał w zachwyt i intrygował swą tajemniczością niepokoił i napawał grozą. Byli tacy, którzy z utęsknieniem wypatrywali zmierzchu, bo tylko we śnie udawało im się znaleźć ucieczkę od przerażającej rzeczywistości. Zdarzali się inni, którzy oddaliby nawet bogactwo i sławę byleby uwolnić się od koszmarnych przeżyć nocnych. Dla ludów zamieszkujących Europę w pierwszych wiekach naszej ery sen był po prostu rodzajem okresowej śmierci, prawdopodobnie ze względu na fizyczny bezwład i niemoc ogarniające ciało śpiącej osoby. Stan uśpienia bywał jednak kojarzony nie tylko ze śmiercią. Bacznej uwadze starożytnych nie umknęła także niewypowiedziana swoboda myśli bujającej w obłokach podczas drzemki. Nic więc dziwnego, że rozpowszechnione było przekonanie o tym, jakoby dusza ludzka porzuciwszy nocą ciało wypuszczała się na wędrówki po obcych krainach. Przewijało się ono między innymi w mitach i wierzeniach Greków, Rzymian oraz Hebrajczyków, do dziś stanowi nieodłączną część folkloru Eskimosów, północno-amerykańskich Indian, Afrykan oraz autochtonów Australii i Nowej Zelandii, nie jest nawet obce nam, Europejczykom. Dawni mieszkańcy Indii przypisywali duszyjeszcze bardziej niesamowite zdolności. Oto w swej nocnej podróży hinduska dusza potrafiła zapędzić się na peryferie świata żywych i wejrzeć w tajniki nieśmiertelnego bytu. Podobnie było w Egipcie: duchowy pierwiastek Ka, ulepiony na kole garncarskim zręcznego boga Khum, co noc przenosił się do krainy zmarłych. Musiał się tam świetnie bawić, bo dopiero o świcie powracał do swego cielesnego mieszkania. Nie brakło starożytnym pomysłów na wyjaśnienie dziwnego stanu co noc zwalającego z nóg nawet tęgich osiłków. Naj- 42 zręczniej jednak uporali się z problemem Grecy i Rzymianie. Całą odpowiedzialnością za niejasną i skomplikowaną sprawę odpoczynku, zarówno nocnego jak i tego dłuższego, wiecznego, obarczyli po prostujednąrodzinę: opiekuna drzemki Somnusa (zwanego tez Hypnosem), jego budzącego postrach braciszka Thanatosa oraz ich matkę Nyx, boginię Nocy. Także dziatwa Somnusa gorliwie podtrzymywała tradycje rodzinne sprawując pieczę nad marzeniami sennymi. Icelus przynosił sny o zwierzętach, Phantasus wyspecjalizował się w marzeniach o obiektach nieożywionych a Morfeusz upodobał sobie wizje postaci ludzkich. Okresowe porzucanie ciała nie było zbyt bezpieczne ani dla duszy wędrowniczki ani dla jej ziemskiego okrycia. Egipcjanie, aby ustrzec się przed jadowitymi zwierzętami czyhającymi nocąna cielesną powłokę, uciekali się do pomocy bogato zdobionych amuletów. Wyryte na nich podobizny bogów gwarantowały opiekę nieśmiertelnych nad powierzonymi im ciałami. Dla innych ludów stokroć gorsze od drapieżców okazywały się demony oraz podstępne złe duchy, którym opuszczone ciało wydawało się kąskiem nie do pogardzenia. Średniowieczna Europa drżała na myśl o czarownicach upatrujących sobie za ulubione ofiary właśnie śpiących obywateli zaś autochtonów Afryki nawet dziś strasząjeszcze po nocach duchy dzikich bestii. Współczesny mieszkaniec Etiopii czy Somalii za nic nie zgodziłby się złożyć głowy w miejscu, gdzie przebywał niedawno zastęp czarnych mrówek: kto nieopatrznie popełniłby pomyłkę i zdrzemnął się w takiej niebezpiecznej okolicy, drogo musiałby za swoje roztargnienie zapłacić. Najpewniej zostałby nawiedzony przez duszę drapieżnego zwierzęcia i nie miałby już innego wyjścia jak znosić kaprysy bestii do samej śmierci. Groźbą równie realną co atak wiedźm czy niepożądanych stworów było porzucenie ciała przez jego prawowitą właścicielkę. Sama myśl o tej ewentualności musiała napawać praojców niepokojem, skoro nocny wypoczynek strzeżony był w wielu kulturach szeregiem zakazów i obwarowań a jego zakłócenie ściągało czasem bardzo surowe kary. Upaniszady, starohin- 43 duskie teksty filozoficzne, zabraniały nagłego wybudzania z drzemki, jako że czasowo nieobecna dusza mogłaby nie zdążyć z powrotem do ciała. W niektórych okolicach Europy wciąż jeszcze panuje przekonanie, że gdyby pod nieobecność duszy obrócić ciało śniącego, jego mieszkanka skazana będzie na wieczną tułaczkę i zagubienie nie umiejąc odnaleźć swej doczesnej powłoki. Nie każda dusza wydawała się jednak przejmować groźną ewentuałnościąutraty właściciela, stąd, przynajmniej wśród plemienia Irokezów, do ważnych obowiązków należało dbanie o jej dobro i komfort. W przeciwnym razie mogła ona obrazić się na swego nosiciela i na zawsze go porzucić. A jak tu żyć bez duszy...? Irokezi nie widzieli innej możliwości jak tylko posłuszne wykonywanie tego, co wymarzyło im się podczas snu, nawet, jeśli okazywało się to zupełnie nieprawdopodobne albo zgoła niebezpieczne. Wiele współczesnych plemion traktuje marzenia senne jako rzeczywiste wydarzenia, czyniąc śniącego odpowiedzialnym za czyny, które popełnił w czasie drzemki. Pół biedy, jeśli senne przygody dziejąsię w jego własnej wyobraźni - nie musi przecież chwalić się ich treścią przed całą społecznością. Gorzej, jeśli sam o tym nie wiedząc nawiedzi innego śpiącego i dopuści się wobec niego jakiegoś gwałtu albo przewinienia. Gdy więc autochtonowi z Borneo przyśni się, ze jego żona popełniła cudzołóstwo, biednej niewieście wcale niełatwo jest odpokutować za swoje grzechy. Nic to, że zaklina się i przysięga, iż była wierna swemu mężczyźnie. Żadne zapewnienia czy nawet niepodważalne alibi nie mogą równać się z dowodami pochodzącymi ze snu zazdrosnego małżonka. O niebezpieczeństwach, które niesie ze sobądrzemka wiedzą dobrze męscy członkowie afrykańskiego plemienia Ashanti, którzy wolą skrzętnie ukrywać swe erotyczne sny. Jeśli bowiem zdarzyłoby się któremuś wyśnić nawiązanie romansu z cudzą partnerką a mąż kobiety dowiedział się o wyimaginowanej schadzce, niefortunny amant zmuszony będzie zapłacić za krzywdę, jaką wyrządził poszkodowanemu. Nieżonaci mieszkańcy Kamczatki mają zaś wszelkie powody do tego, by 44 rozgłaszać swoje wyśnione mezalianse, bo lokalne wierzenia uprawniająich do odebrania „nagrody w naturze". Jeśli któremuś wyśnią się miłosne swawole w towarzystwie jednej z panien, ma ona wręcz obowiązek wyrażenia zgody na prawdziwy romans. Niesprawiedliwy zwyczaj aż prosi się o nieuczciwość ze strony mężczyzn - rzeczywiście, niektórzy z nich w przypływie szczerości wyznawali etnografom, że zdarzało im się zmyślać, byleby tylko zwabić do łóżka upodobanąprzez siebie partnerkę. Łatwo słuchać opowieści o niesamowitych przekonaniach na temat snów leniwie rozłożywszy się w fotelu, popijając kawę a może nawet chrupiąc smaczne ciasteczko. Gdyby jednak przyszło nam stanąć oko w oko z tym czy innym wyznawcą zabobonu, pewnie zrzedłaby nam mina i odechciało się kawy oraz ciastek. Nie do śmiechu było zapewne Europejczykowi prowadzącemu ekspedycję naukową w Gujanie, gdy pewnego ranka jeden z jego tragarzy śmiertelnie obraził się na swego chlebodawcę i kategorycznie odmówił jakiejkolwiek kooperacji. Przyczyna? Przyśniło mu się, że biały człowiek zmusił go do wykonania bardzo ciężkiej i niewdzięcznej pracy. W Paragwaju zaś o mały włos nie doszło z powodu snu do morderstwa: duch tamtejszego misjonarza, niejakiego W. G. Grubba tak dokuczył we śnie pewnemu tubylcowi, że tamten postanowił zemścić się srodze za swoje krzywdy i w biały dzień odpalił do księdza z pistoletu. Ojczulek nie cieszył się widocznie zbytnią sympatią okolicznej ludności bo naraził się także innemu Indianinowi, który z kolei widział we śnie, jak misjonarz zakrada się do cudzego ogrodu i rabuje dynie. Nie przeszkadzało wcale, że duchowny w żaden sposób nie zdążyłby przebyć nocą sporej odległości dzielącej misję od miejsca domniemanego przestępstwa i do-taszczyć swój łup do domu. Sen według Indianina świadczył niezbicie o winie Grubba. Nie zawsze i nie wszędzie nocne fantasmagorie były traktowane dosłownie. Starożytni mieszkańcy Starego Świata dopatrywali się w nich raczej symbolicznego przesłania od bóstw, mądrych duchów albo zmarłych przodków. Egipcjanie, Sume- 45 ryjczycy i Fenicjanie wierzyli w boskie pochodzenie sennego przekazu, podobne przekonanie rozpowszechnione było wśród starożytnych Greków, Rzymian i mieszkańców Kartaginy. Dość znana jest na przykład (podobno autentyczna!) historia snu wyśnionego przez Hannibala podczas drugiej wojny punickiej. Wielki przywódca zobaczył w nocnym zamroczeniu postać niebiańską, która przyniosła mu od bogów przesłanie wzywające do ataku na Rzym. Wódz posłuchał nakazu i rzeczywiście miasto zdobył. Także Kserksesowi, królowi potężnej Persji ujawniła się nocą zjawa wyraźnie nakłaniająca do pochodu na Grecję. Jeżeli jednak w tej ostatniej wizji nieśmiertelni rzeczywiście maczali swe palce, musieli to być chyba bogowie greccy, bo Kserkses poniósł sromotną klęskę pod Salaminą. Nie trzeba było wcale nosić dystynkcji wodza ani insygniów królewskich aby zostać zaszczyconym specjalną senną wizją. Bogom nie raz zdarzyło się zajrzeć „pod strzechy" i oddać tę czy innąprzysługę mniej sławnym obywatelom. Ci, w celu uzyskania przekazu niebios nie raz wypuszczali się w długą, często męczącąpodróż do specjalnych świątyń snu. W zaciszu świętych murów leczone były dolegliwości cielesne oraz duchowe, znajdowane odpowiedzi na dręczące pytania - wszystko dzięki prastarej sztuce inkubacji snów. Bóstwa przywoływane były i nakłaniane do zabrania głosu odpowiednimi ofiarami, modłami oraz rytuałami. W Egipcie „kuszono" więc najczęściej Izis oraz Serafisa, w Sparcie boginię Ino, Babilończycy polegali na pomocy boga Shamash. Jednym ze specjalnych sanktuariów snu był przybytek poświęcony bogini Hathor, wybudowany przez Egipcjan około 350 roku p.n.e. W antycznej Grecji i Rzymie tę samą rolę pełniły świątynie Asklepiosa. Opiekun sztuk medycznych zaczynał skromnie, bo od jednej zaledwie świątynki położonej w mieście Epidauros na Peloponezie. Moda na jego usługi w krótkim czasie osiągnęła jednak tak wielkie rozmiary, że pod koniec 2. wieku naszej ery Eskulap szczycił się już posiadaniem ponad 300 świątyń oraz względami licznej rzeszy wyznawców. W początkach swej popularności kult Asklepiosa poświęcony 46 był wyłącznie leczeniu bezpłodności, szybko jednak wierni pielgrzymi wciągnęli boga w zajęcie uzdrawiania wielu innych bolączek. Trzeba zaś wiedzieć, że sposobów na wypędzenie choroby z cierpiącego ciała było sporo - niektóre bywały dość drastyczne. Nie odstraszało to jednak wiernych, którzy gotowi byli pić cierpkie mieszanki ziołowe polecane im we śnie przez boskiego opiekuna, chodzić boso po śniegu albo nawet za jego radąodcinać sobie palce! - wszystko to w celu odzyskania utraconego zdrowia. Kult Asklepiosa trwał z górą 1000 lat i oparł się niejednej nawałnicy by dopiero około 5. wieku naszej ery stracić swą popularność. Praktyka zamawiania snów daleka była jednak od wyparcia. Podchwycili jązręcznie średniowieczni chrześcijanie zastępując tylko pogańskiego boga bliższymi swemu sercu archaniołem Michałem oraz świętym Hubertem. Jak widać sny traktowane były przez naszych przodków nie tylko jako cudowne zwierciadło pozwalające wejrzeć w przyszłe wydarzenia, służyły również jako kanał, którym można było wysyłać swoje prywatne petycje do wszechwiecznych. Ta wiara i związane z niąpraktyki nie raz osiągać musiały rozmiary epidemii, bo kapłani i religijni przywódcy ludu decydowali się czasem na wprowadzanie drastycznych ograniczeń i zakazów. Ograniczeniami obwarowane były praktyki inkubacji snów w świątyniach Grecji oraz Rzymu. Niektórzy rabini żydowscy, choć przyznawali, ze sny przewidują przyszłość i pomagają w podejmowaniu decyzji, kategorycznie zabraniali zamawiania snów, właśnie z powodu nadużywania tej procedury. Dopiero w obliczu zbiorowego nieposłuszeństwa wiernych, którzy i tak poszukiwali w swych marzeniach odpowiedzi na palące pytania, surowa postawa rabinów uległa z czasem stopniowemu złagodnieniu. Pierwsi muzułmanie spotkali się z podobnymi ograniczeniami. Zaczęło się od tego, ze Mahomet w sennym objawieniu wybrany został by dołączyć do grona proroków tego świata. Od tamtej pory twórca Islamu bardzo poważnie podchodził do swoich nocnych wizji, czego dowodem sąliczne senne proroctwa 47 zajmujące ważne miejsce w Koranie. Podsycone postawąMa-hometa zamiłowanie do interpretacji snów rozprzestrzeniło się wśród wiernych tak bardzo, że wielki prorok musiał czym prędzej zabronić wykorzystywania ich jako źródła wiedzy o przyszłości. Wczesnych chrześcijan również nie ominęły dylematy związane z podejściem do sennych objawień. Czy sąone przekazem boskim czy też diabelskim? Jeśli zaś zsyłająje niebiosa, to czy godzi się nadużywać dobroci aniołów oraz cierpliwości zmarłych przodków? Stary Testament jest bogaty w aluzje sugerujące specjalne, boskie pochodzenie komunikatów przekazywanych Izraelitom w ciągu nocy. Nocne wizje były nadal akceptowanym i pożądanym przejawem boskiej ingerencji jeszcze w 4. wieku n.e. Dopiero w czasach Średniowiecza zaczął się powolny odwrót od tego przekonania, najwyraźniej za sprawą św. Tomasza z Akwinu, odnoszącego się do snów z dużą pogardą. Mimo powszechności wiary w to, że marzenia senne sąprze-kazem od duchów, bogów, demonów, słowem istot całkiem nieziemskich, wśród ogromu powstających wciągu wieków teorii zdarzały się sugestie wyraźnie nie pasujące do rozpowszechnionego przekonania. Niektóre z tych nieortodoksyj- nych pomysłów całkowicie dyskredytowały senne przesłanie, tak jak to czyniła koncepcja autorstwa Arystotelesa przyrów-nującaje wręcz do psychicznej defekacji(l). Późniejsi myśliciele, wśród nich święty Tomasz z Akwinu, zręcznie te pomysły podchwycili i rozpropagowali. Inne, równie nowatorskie teorie nie dyskredytowały już znaczenia snów lecz rozważały możliwość ich bardziej prozaicznego pochodzenia. Sokrates, mimo, że wciąż dopatrywał się w niektórych snach nieziemskiego przesłania, w innych dostrzegał ich bardziej przyziemne początki twierdząc, że rodzą się one w wyniku dojścia do głosu brutalnych, prymitywnych popędów zamieszkujących wnętrze każdego z nas. Cicero dowodził wręcz, że nie po to dali nam bogowie rozum, by we śnie zupełnie ignorować jego istnienie i śpieszyć z przeżutą papką wskazówek życiowych. Jedyną sensowną i jakże nowoczesną możliwością wydawało mu się 48 i więc zaakceptowanie opinii, że sny są wyrażeniem wewnętrznych doznań i przeżyć samego śniącego. DlaAtanazjusza, jednego z doktorów wczesnego kościoła chrześcijańskiego, sny także miały duże znaczenie. Świątobliwy słusznie zauważył, że we śnie jawiąnam się prawdy o nas samych, odarte z pozorów, czasem niepokojąco szczere i nie zawsze łatwe do zaakceptowania. Nawet Talmud przyznawał, że sny mogą mieć swe źródło w ludzkiej psychice i sugerował, że stanowią one rzetelną informację o stanie naszego zdrowia. Przegląd koncepcji o pochodzeniu snów i ich roli w wierzeniach różnych narodów nie byłby kompletny bez wspomnienia Artemidorusa Daldianusa, lekarza greckiego działającego w 2. wieku n.e. Zasłużył się on dla potomności zgromadzeniem imponującej wiedzy o snach i wydaniem jej w pięciotomowym dziele Oneirocritica. Księgi, jak się uważa, zawieraj ą pełną ówczesną wiedzę o sennych marzeniach oraz ich interpretacji. Choć inny Grek, Synesiusz z Cyrene pisał na ten temat jeszcze celniej, to nie jego lecz właśnie Artemidorusa wspominaj ą liczne podręczniki dla oneironautów. Wszystko to za sprawąszczęś-liwego zbiegu okoliczności, który dał Daldianusowi wyraźną przewagę nad Synesiuszem. To właśnie jego dzieło a nie zapiski Cyrenejczyka zostały odkryte w XV wieku i rozpowszechnione dzięki wynalazkowi druku, stając się natychmiast ówczesnym bestsellerem. Oczywiście w Oneirocritica roi się od archaizmów i śmiesznostek mogących razić współczesnego czytelnika, zdarzaj ą się jednak i takie ustępy, które pochlebnie świadczą o spostrzegawczości swego twórcy. Słusznie na przykład zauważyłArtemidorus, że to, o czym intensywnie myślimy i czego gorąco pragniemy najawie, znajduje swoje odzwierciedlenie w treści sennego przesłania. „ Kochanek, który w ciągu dnia myśli o swej pięknej - nocą, gdy zmożony snem, spotyka te same myśli. Zdarza się także, że ten, który pości cały dzień, śni w nocy, że pożywia się a jeśli spragniony za dnia, nocną porą śni o piciu i jest tym uradowany ". Upór, z jakim uśpiony umysł powraca do problemów spotykających nas najawie może męczyć, a nawet -jak wprzy- 4— Komorowska J Drogami 49 padku wspomnianych przez Artemidorusa głodnych i spragnionych - potęgować tylko cierpienie. Sąjednak i tacy, którzy tę obsesyjność snu witaj ą radośnie i z wdzięcznością. Wiedzą, że może się ona przyczynić do rozsławienia ich imienia na cały świat. Okazję przekonania się o użyteczności sennych fantasmagorii miał August Kekule, Otto Loewi oraz Giuseppe Tarti-ni... ale ich przygody to już temat odrębnego rozdziału. 50 O SWAWOLĄCYCH ATOMACH, KAPRYSACH GOYI ORAZ DIABLIM KONCERCIE Pewien XIX - wieczny adwokat zwierzył się kiedyś doktorowi Danielowi H. Tuke, ze we śnie tworzy wiersze i rozwiązuje skomplikowane problemy czerpiąc z tego procesu niemałą satysfakcję. Niestety, jak sam z zażenowaniem wyznał, poczucie zadowolenia okazuje się bardzo nietrwałe - pryska z nastaniem poranka nie wytrzymując krytycznej oceny w pełni rozbudzonego umysłu. Inne, podobne zdarzenie przytoczyła współczesna psycho-logAnn Faraday. Jeden z jej pacjentów, chemik, który od szeregu dni usiłował znaleźć jakiś chwytliwy tytuł dla swojej nowopowstającej książki, obudził się ponoć pewnego razu pełen triumfu i nietajonej dumy. Oto przyśniło się mu wreszcie odpowiednie hasło głoszące: „Dwanaście zagłówków w poszukiwaniu odpowiedzi"...?! Nie trzeba dodawać, ze radość naukowca okazała się bardzo nietrwała. Dwie sławy z dziedziny biologii molekularnej: Francis Crick oraz Graeme Mitchison z pewnościąprzyklasnęłyby z zapałem powyższym przykładom. Według koncepcji tych dwóch panów opublikowanej w 1983 roku w prestiżowym żurnalu naukowym Naturę, sny nie sąniczym innymjak efektem procesu oczyszczania umysłu z potencjalnie szkodliwych schematów myślowych, czymś, co zaArystotelesem możnaby nazwać „myślową defekacją". W odpowiedzi na to dictum zawrzało wśród miłośników snówjak w ulu. Przecież roi się od doniesień sugerujących, że senne marzenia dopomagająw rozwiązywaniu problemów a nawet w znaj dowaniu sposobów na rozwikłanie zawiłych kalkulacji myślowych. Istotnie, nie da się zaprzeczyć, ze wielu znanych ludzi zawdzięcza snom swoje oryginalne pomysły i sławę. Śmiem nawet przypuszczać, że ten, kto zdecydowałby się ich wszystkich zebrać w jednym miejscu i czasie, miałby do czynienia z ogromnym, wielotysięcznym tłumem. W obronie snów nie zawahałby się wystąpić August Fried-rich Kekule von Stradonitz, niemiecki chemik, którego senne marzenie doprowadziło do odkrycia struktury cząsteczki benzenu. Uczony ten miał zwyczaj głębokiego zamyślania się, wchodzenia w drzemkę, w czasie której często problemy przysparzające mu kłopotu w ciągu dnia uzyskiwały swoje rozwiązanie. Jedną z powtarzających się wizji były grupy atomów pląsających w dziwnym, nieskoordynowanym tańcu. Pewnego razu w 1860 roku Kekule drzemiąc przy kominku śledził okiem wyobraźni większe zgrupowanie „swawolących", jak to sam określił, atomów, gdy nagle cząstki zaczęły układać się w dziwne formacje - ,, długie rzędy, czasem silniej do siebie przylegające; wszystkie wijące się i skręcające w wężowym ruchu. Nagle! Co to ? Jeden z węży schwytał swój ogon i kształt zawirował drwiąco przed moimi oczyma. Jak rażeniem pioruna wyrwany zostałem ze snu". Obraz wirującego węża poddał uczonemu myśl o pierścieniowej budowie cząsteczki benzenu. Kekule nigdy tej przysługi nie zapomniał. Będąc już szanowanym profesorem uniwersyteckim poradził swoim kolegom: „Nauczmy się śnić panowie a wówczas może odkryjemy prawdę". Jako kolejny świadek na rzecz snów z chęcią wystąpiłby pewnie Otto Loewi dorównujący swym naukowym prestiżem Crick' owi, także jak on laureat Nagrody Nobla. W 1903 roku Loewi wyśnił niezapomniany sen, w którym objawiło mu się przekonanie, że impulsy nerwowe rozchodząsię drogąchemicz-nąa nie, jak twierdzono dotychczas, wyłącznie na drodze elektrycznej. Intuicyjne przekonanie wielki fizjolog nosił w sobie cierpliwie przez 17 lat, do czasu, aż nowy sen przyniósł kolejną niespodziankę. Ta okazała się naprawdę bezcenna, bo bezpośrednio przyczyniła się do rozsławienia imienia Loewi'ego na całym świecie. Oto, co uczony sam powiedział o okolicznościach, w jakich pojawiło się odkrycie: 52 „ (...) obudziłem się, włączyłem światło i zrobiłem pospieszne notatki na świstku papieru. Później zapadłem ponownie w sen. O 6. rano uzmysłowiłem sobie, że w nocy zapisałem coś ważnego, lecz nie byłem w stanie odcyfrować swoich gryzmołów. Kolejnej nocy o 3. rano pomysł powrócił. Był to projekt eksperymentu, który miał zbadać, czy hipoteza o chemicznym przekazie [impulsów nerwowych], którą stworzyłem 17 lat temu była prawidłowa. Natychmiast wstałem, udałem się do laboratorium i przeprowadziłem prosty eksperyment na sercu żaby zgodny z nocnym projektem ". Doświadczenie nie pozostawiło cienia wątpliwości: hipoteza zrodzona we śnie w roku 1903 była słuszna a za swoje odkrycie Loewi otrzymał w 1936 roku nagrodę Nobla. Wśród zdobywców tej prestiżowej nagrody przynajmniej dwaj jeszcze badacze prócz wspomnianego przed chwilą Otto Loewi'ego nie ukrywali, że czerpią swą inspirację ze snów. Niels Bohr jeszcze jako student miał ponoć sen, w którym przedstawiła się mu budowa atomu a Albert Szent-Gyorgyi otwarcie dziś przyznaje, ze zdarza mu się budzić w środku nocy z rozwiązaniem problemu, który zaprzątał jego myśli poprzedniego dnia. To stwierdzenie wcale nie powinno dziwić. Marzenia senne często dotyczą zagadnień, które są dla nas w danej chwili najbardziej absorbujące - dla jednego będą to więc kłopoty z wychowaniem dziecka, dla innego zaś raczej mocowanie się z ważnym naukowym odkryciem. Najbardziej fascynujące wydaje się jednak to, że we śnie jesteśmy w stanie pokonać zahamowania i przeszkody myślowe, których nie udaje się nam uniknąć na jawie, sen przedstawia cały problem w nowym świetle nierzadko nawet podsuwając uczynnię wyjście z impasu. Liczne przykłady dowodzą, ze właściwe rozwiązanie znane jest nam często na poziomie podświadomym. Wystarczy więc uśpić czujność świadomości, tego „wielookiego smoka", który zazdrośnie strzeże dostępu do pokładów ukrytej mądrości, aby ta sama zaczęła pchać się do naszych rąk. Tak właśnie było w przypadku wynalazku Eliasa Howe - maszyny do szycia. Howe spędził wiele dni w wielkiej frustracji, nie mogąc dopra- 53 cować szczegółów niezbędnych do usprawnienia j ego prototypu. Wreszcie pewnej nocy w 1844 roku, niezadowolony ze swoich jałowych wysiłków wynalazca uraczył się bardzo wymownym koszmarem. Oto, we śnie, schwytany został przez bandę półnagich dzikusów, którzy wystąpili z następującym ultimatum: albo w ciągu najbliższej doby ukończy on swój projekt albo zginie bezlitośnie zamordowany. Mimo, że biedny Howe pocił się i stękał z wysiłku, jakoś nie był w stanie wymyślić niczego godnego uwagi. Godzina śmierci nadeszła, ciemnoskórzy wojownicy zaczęli zacieśniać krąg wokół swej ofiary, szykując się do egzekucji. Wynalazca wyraźnie widział groźne, wymalowane twarze, błyskające ostrza dzid wystawionych w jego kierunku... W pewnej chwili uzmysłowił sobie, że niebezpieczne narzędzia zbrodni mająponiżej ostrza dziwne owalne otwory. Natychmiast skojarzyło mu się to z igłą maszyny do szycia. Ależ tak! Ucho igielne nie powinno znajdować się u nasady lecz w pobliżu czubka... To proste usprawnienie wystarczyło, aby prototyp zaczął wreszcie działać. Wynalazek, jak już dziś wie każde dziecko, okazał się sukcesem a Howe mógł znowu spać spokojnym snem bez obawy, że dobrze mu życzące plemię ludobójców porwie się na jego życie. Do bardziej znanych entuzjastów marzeń sennych należał wyśmienity filozof i matematyk francuski Jean Antoine de Condorcet, współtwórca Wielkiej Encyklopedii Francuskiej. Condorcet obrał sobie ciekawy styl pracy. Jeśli jakieś wyjątkowo zawiłe kalkulacje sprawiały mu trudności, zwykle odkładał je do rana. Zamiast jednak niespokojnie rzucać się w pościeli, tak, jak uczyniłoby to wielu z nas mocując się ze skomplikowanym problemem, uczony zasypiał błogim snem niewiniątka. Z ufnościąpowierzał zagadkę swojej drzemce a ta podobno posłusznie podsuwała mu właściwe rozwiązania. Interesujące, że marzenia senne okazują się prawdziwym dobrodziejstwem także dla innych matematyków, którzy wcale nie ukrywają, że prawidłowe odpowiedzi często przychodzą do nich właśnie w środku nocy. Jedna ze znajomych mi matema-tyczek rutynowo wykorzystuje pomoc snu w swej pracy i trudno 54 jej było nawet uwierzyć, że ta świetna metoda wglądu jest powszechnie ignorowana przez specjalistów z innych dziedzin. Korzystanie z usług uczynnego Hypnosa, coś, do czego nie sąjeszcze zbyt skorzy bardziej sceptyczni i nieufni naukowcy w stylu Mitchisona i Cricka, o wiele łatwiej przychodzi braci artystycznej. Nie brak doniesień o utworach muzycznych, dziełach literackich czy obrazach, które powstały pod wpływem sennej inspiracji. Świat artystyczny jakoś nigdy nie miał specjalnych oporów przed przyznawaniem się do marzycielstwa i słuchania porad snów. Nic dziwnego, skoro właśnie te skłonności dostarczaj ą j ego przedstawicielom laurów i zaszczytów. Niejeden artysta gotów byłby pewnie zaprzedać duszę diabłu byleby tylko stworzyć unikalne i czarujące dzieło... Właśnie taka okazja nadarzyła się kiedyś osiemnaste wiecznemu kompozytorowi oraz skrzypkowi, Giuseppe Tartiniemu. Spotkał on we śnie samego Lucyfera, który, o dziwo, nie miał wobec kompozytora żadnych złych zamiarów. Ośmielony tą diabelską dobrodusznościąGiuseppe zażyczył sobie, aby władca piekieł zagrał mu coś na skrzypcach. Melodia, którą usłyszał, była tak precyzyjna i - chciałoby się powiedzieć - niebiańsko piękna, że oczarowany niąkompozytor oniemiał z zachwytu. Niestety nad ranem mimo intensywnych wysiłków udało się mu odtworzyć zaledwie jeden niewielki fragment utworu. To najego podstawie powstała słynna Diabelska Sonata, jedno z najlepszych dzieł Tartiniego. Inni kompozytorzy, choć już bez pomocy uczynnego kusiciela, równie ochoczo korzystali z dobrodziejstw przynoszonych przez drzemkę. Yincent d'Indy miał podobno zwyczaj budzenia się z mgławym wspomnieniem szybko umykających melodii, które po chwilach skupienia udawało mu się przywołać z pamięci i utrwalić na papierze. Richardowi Wagnerowi wyśniły się takty opery Trystan i Izolda oraz pomysł na uwerturę do dramatu muzycznego Das Rheingold, zaś Johannes Brahms na śnie oparł jeden ze swoich koncertów fortepianowych. Marzenia senne okazywały się inspiracją nawet dla takich mistrzów 55 pięciolinii jakAmadeusz Mozart, Ludwig van Beethoven oraz Camille Saint Saens. Mojemu przyjacielowi Walczakowi także udało się kiedyś przeżyć niezapomniane chwile triumfu z powodu sennej weny. Przyznał mi się ostatnio, że zdarzało mu się tworzyć we śnie wiersze. Jako, że nigdy przedtem nie praktykował zapisywania snów, odtworzenie tych rymów sprawiało mu początkowo wyraźną trudność. Wreszcie jednak którejś nocy w półprzytomnym stanie zwlókł się z łóżka i zapisał pamiętane strofy. Śmiem przypuszczać, że po cichu planował już wydanie ich w j akimś renomowanym piśmie literackim i nastawiał się na zebranie zasłużonych oklasków. Rano, po rozszyfrowaniu koślawych zapisków dziękował jednak opatrzności za to, że nie skorciło go przedwczesne rozgłoszenie wieści o swoim kiełkującym talencie. Wyśnione rymy okazały się na tyle bezsensownym bełkotem, że zdegustowany Walczak raz na zawsze porzucił swe artystyczne zapędy. W tę samą pułapkę dał się złapać nawet pewien rasowy poeta, o którego przygodzie wspomina XIX- wieczny badacz snów markiz Hervey de Saint -Denys. Oto fragment wyśnionego przez niego wiersza zaczerpnięty z książki markiza zatytułowanej Les Reves et les moyens de les diriger (fr.: O snach i kierowaniu nimi): Złotoskrzydły łabędź bogato roztoczywszy pióry Biegł przez kwiecie zamiast wzbić się w powietrze, Zapragnąłem uchwycić czarownąformę, która umknęła, I w międzyczasie przygarnąłem do siebie sylfopodobnąformę. Hmm... nie wydaje się by świat poezji zbytnio ucierpiał, gdyby niektóre nocne zrywy twórczego uniesienia spoczęły na zawsze w krainie zapomnianych snów. Nie wszyscy twórcy zdaj ą się jednak mieć podobne zdanie. Swoich wyśnionych utworów nie dałby już wydrwić Yoltaire, który otwarcie wyrażał zadowolenie z wierszy skomponowanych podczas drzemki. Czyżby brak samokrytycyzmu ze strony wielkiego filozofa? 56 Niekoniecznie, możliwe, że jego rymy były zupełnie udane, tak jak szereg innych dzieł literackich powstałych w sennym transie. Plonem snu okazał się na przykład poemat „Kublaj-chan" stworzony przez angielskiego poetę Samuela Taylora Cole-ridge'a. Coleridge zdrzemnął się kiedyś nad tekstem opisującym podboje mongolskiego wodza a obudziwszy się miał już podobno w głowie gotowe wiersze, tylko siadać i pisać. Także Edgar Allan Poe, Graham Greene oraz Robert Louis Steven-son musieli niejednokrotnie dziękować swoim snom za oryginalne pomysły. Stevenson nie krył nawet, że wiele zawdzięcza przyjaźni małych ludków, które wraz z nadejściem nocy zabierają się do przygotowywania pomysłów na powieści i choć skrzaty były wytworem jego wyobraźni, pisał o nich tak, jakby miał do czynienia z prawdziwymi istotami. Właśnie te poczciwe krasnoludki podsunęły mu na myśl ciekawy pomysł transformacji doktora Jekylla w jego upiorne alter-ego. Możnaby przypuszczać, że marzenia senne powinny być chlebem powszednim artysty malarza. Bądź co bądź każdemu z nas zdarza się od czasu do czasu dostrzec we śnie wizje na miarę Boscha albo Kandinsky'ego. Gdyby tylko można to było uwiecznić na płótnie... Dziwi więc, że doniesień o czerpaniu ze snów inspiracji na wielkie dzieła malarskie nie jest aż tyle, ilu możnaby się spodziewać sądząc po bogactwie naszych wyśnionych obrazów. Może sławni artyści uważali swe senne wizje za tak naturalny składnik procesu twórczego, że nie w głowie im było wspominanie o nich swoim biografom... a może po prostu woleli nie wydawać swoich tajemnic warsztatowych? Jeśli tak było istotnie, to na szczęście nie we wszystkich przypadkach. Wiadomo na przykład, że surrealiści za punkt honoru uważali,odtwarzanie swoich sennych obrazów, dla nich świat snu był równie istotnączęściąrzeczywistości co jawa. Ze swych wyśnionych pomysłów korzystał niejednokrotnie Paul Gauguin, który nie krył, ze wizerunek jednej z jego tahitańskich kobiet powstał właśnie na podstawie snu. Gdyby nie przerażające 57 koszmary trapiące nocami Francisco de Goyę nie moglibyśmy dziś podziwiać cyklu jego graficznych „Kaprysów" („Los Ca-prichos") opartych na makabreskach z sennych marzeń artysty. Drzemka pośpieszyła kiedyś z pomocąznajomemu markiza Hervey de Saint -Denys bezskutecznie walczącemu z twórczą niemocąpodczas kreowania jednego ze swoich obrazów. Pewnej nocy malarz wyśnił ponoć majestatyczną zjawę, która najwyraźniej zirytowana ślimaczym tempem pracy wtargnęła do studia, w milczeniu chwyciła za pędzel i błyskawicznie stworzyła wspaniały obraz. Choć oniemiały artysta przez długą chwilę sycił oko wyobraźni widokiem doskonałego dzieła, tylko z trudem udało mu się odtworzyć nieliczne fragmenty niepowtarzalnej kompozycji. Już to jednak wystarczyło, aby powstał najlepszy obraz jego życia. Jeden ze snów Williama Blake'a (jemu też zdarzało się malować swoje senne wizje) zamiast pomysłu na wiekopomne dzieło malarskie podsunął natomiast koncept na... zarobienie pieniędzy. Pewnej nocy artyście objawiła się postać zmarłego brata, który doradził mu jak stawiać pierwsze kroki w trudnej sztuce rozpowszechniania poezji i sztychów. Pomysł okazał się wyśmienity; prace Blake'a zdobyły sobie sporąpopularność i przez długie lata zapewniały mu godziwe źródło utrzymania. XX wiek i rozwój techniki filmowej przyniósł nowe możliwości wykorzystania sennych marzeń. Dziś wreszcie maj ą one doskonałą okazję do zaprezentowania wielu swoich ukrytych zdolności oraz talentów, o czym wydająsię wiedzieć mistrzowie srebrnego ekranu. Niektórzy, jak Ingmar Bergman i Claude Lelouch przyznają, że to drzemce zawdzięczaj ą szereg swoich oryginalnych pomysłów a korzystania z sennej inspiracji nie wyparłby się tez pewnie Federico Fellini. Inna ceniona współczesna artystka Fariba Bogzaran pod wpływem swych nocnych wizji tworzy dzieła sztuki zaskakujące nowatorstwem i niecodziennym wykorzystaniem oryginalnych technik artystycznych. Nawet świat sportu nauczył się słuchać porad snów. To właśnie sennemu marzeniu miłośnicy golfa zawdzięczają błyskotliwą karierę jednego ze swoich ulubieńców: Jacka 58 Niklausa, który przyznaje otwarcie, że gdyby nie jego sen nadal bywałby pewnie w podrzędnych klubach golfowych i nikt nie zwracałby się do niego z prośbą o autograf. Kilkanaście lat temu, za sprawą drzemki, wciąż jako przeciętny gracz, Niklaus odkrył jednak błąd w swojej technice i dowiedział się jak mu zaradzić. Kiedy następnego dnia posłusznie zastosował podsuniętą sobie wskazówkę, natychmiast znacznie poprawił swe dotychczasowe wyniki. Od tamtej pory niejeden sportowiec zdecydował się pójść za jego przykładem i wykorzystuje dziś sen jako poletko ćwiczebne trenując w uśpionej wyobraźni trudne rzuty, chwyty oraz wyskoki. Dzięki pomocy snu triki, których opanowanie zajęłoby w normalnych warunkach długie miesiące, zostająprzyswojone w przeciągu kilku tygodni. Wobec niezaprzeczalnych zasług snu jakoś nie godzi się porównywanie go z mentalną defekacją czy procesem oczyszczania umysłu. Doświadczenia wielu bardziej i mniej sławnych osób dowiodły ponad wszelką wątpliwość, że marzenia senne mogą być niezwykle przydatne w docieraniu do ukrytych pokładów wiedzy oraz pobudzaniu kreatywności. Każdy z nas .może we śnie zostać twórcą, nawet jeśli wyśnione rozwiązania oraz pomysły nigdy nie miałyby wykroczyć poza sferę naszego osobistego życia. Pójdźmy więc za mądrąradąAugustaKekule: nauczmy się śnić a prędzej czy później objawi się nam prawda, której szukamy. W razie zaś, gdyby po drodze zdarzyło się nam wyprodukować coś bardziej przypominającego bredzenie pijanej papugi niż strofy Sonetów Krymskich, nie zaszkodzi odwołanie się do pomocy swojego czuwającego umysłu. 59 W POGONI ZA SENNYM MARZENIEM Zmęczeni całonocnym czuwaniem badacze opuszczali laboratorium snów z minami wyrażającymi głębokie rozczarowanie. Nie tak wyobrażali sobie plon ostatniej sesji. Jedyną osobą, która wydawała się zadowolona z przebiegu eksperymentu okazał się ich pacjent - przespał smacznie prawie całą noc bez narażania się na towarzyszące podobnym doświadczeniom nocne budzenie. Ale... zacznijmy od początku. Sprawozdanie uzyskane z pierwszej fazy paradoksalnej snu niczym nie zapowiadało fiaska. Przypominało setki innych raportów, których osoby zgromadzone w laboratorium nie raz już miały okazję wysłuchać w swojej karierze. Jedynymi cechami wyróżniającymi opowieść z dzisiejszej nocy był może jej nieco osobisty charakter i oznaki narastającego napięcia dostrzegalne w zachowaniu zdającego swój pierwszy raport wolunta-riusza. Nieszczęśnik wiercił się niespokojnie, splatał nerwowo ręce, z coraz większą niechęcią wydobywał z siebie słowa. Jak miało się niebawem okazać, te drobnostki wystarczyły jednak w zupełności, by zrujnować całąsesję. Kolejny sen paradoksalny zawitał w laboratorium po mniej więcej godzinie i odpowiednimi zygzakami EEG zaanonsował nadejście nowego zestawu marzeń. Najczęściej odczekuje się teraz kilka chwil pozwalając snom rozgościć się na dobre w umyśle śpiącego, po czym delikwent jest budzony i wypytywany o wspomnienia. Tak miało być i tym razem. Wyobraźmy więc sobie konsternację sztabu badaczy, gdy nagle, zaledwie w trzy minuty po rozpoczęciu kolejnej fazy REM kształt linii kreślonych przez pisak EEG uległ wyraźnej zmianie: nieoczekiwanie sen paradoksalny gdzieś się zapodział zabierając ze sobą bezcenne informacje, na które polowali naukowcy. Sytuacja nie uległa już zmianie do rana. Ilekroć pojawiały się nagle ruchy gałek ocznych znamionujące obecność marzeń 60 sennych i uczeni gotowali się do wybudzenia swego ochotnika, nadspodziewanie szybkie nadejście kolejnej fazy snu skutecznie mieszało im szyki. Niepowodzenie stało się w pełni widoczne dopiero przy końcu sesji: sidła zastawione przez naukowców ziały pustką. Po obudzeniu woluntariusz doniósł jednak, że przypomina sobie jakiś sen. Oto znajduje się w nieznanym pokoju. Rozejrzawszy się dookoła dostrzega ustawiony w kącie telewizor. Przez chwilę z uwagą śledzi rozgrywającą się na ekranie scenę, wkrótce jednak postanawia zając się czymś innym i wyłącza odbiornik. Ot i wyjaśnienie wyjątkowej krótko-trwałości fazy paradoksalnej. Nasz bohater postanowił „wyłączyć swój wewnętrzny telewizor" i nie narażać się już więcej na nieprzyjemności jakie były jego udziałem w pierwszej części eksperymentu. Podświadomość spisała się na medal: nie dość, że oszczędziła mu niewygody to jeszcze zatroszczyła się o to, by nie można mu było zarzucić niechęci do współpracy (wszystko działo się przecież we śnie a więc „niezależnie od jego woli"). Zdolność do nieświadomego wpływania na sen oraz jego treści jaką wykazuj ą czasem ochotnicy, zdążyła już przyprawić o ból głowy niejednego eksperymentatora. Jeśli woluntariusz gdzieś w głębi duszy boi się przypadkowego odkrycia swoich intymnych tęsknot oraz impulsów i wolałby nie otwierać się przed obcymi, choćby wydawał się skory do kooperacji, najczęściej zawiedzie ich na całej linii. Ktoś nabawi się nagle niestrawności i trzeba go będzie szybko odesłać do domu (nie sposób przecież prowadzić doświadczeń jeśli udrapowany kablami pacjent co parę minut biegnie do toalety), ktoś inny wyzna z nieukrywaną przykrością, że w ogóle nie pamięta swoich nocnych przygód. Aby więc uniknąć podobnych niepowodzeń, niektórzy badacze dokładaj ą wszelkich starań oraz funduszy by swoje laboratoria przeistoczyć w zaciszne oazy snu pachnące domowym ogniskiem i zapraszające do nocnego wypoczynku. Okazuje się jednak, że nawet takie chwyty nie zawsze wystarczają. Pewne rodzaje snów, choć zdarzająsię powszechne jeśli śpimy we własnym łóżku (np. mary senne lub sny zakończone orgazmem) prawie nigdy nie są obserwowane w laboratoriach, 61 choćby nie wiem jak przytulnych i miłych. Problem nie umknął uwagi psycholog Gayle Delaney: „ Wyniki [testów laboratoryjnych] oznaczają, jak się powszechnie uważa, że wcale nie mocujemy się we śnie z żadnym wrzącym kotłem instynktowych popędów ani też nie porozumiewamy się z jakąś mądrą czy uniwersalną silą bytującą wewnątrz nas lub »ponad« nami. A przecież laboratoryjne studia zwykle nie zapewniają warunków pobudzających sny pełne inspiracji. Ponadto zwykle nie badają one populacji ochotników wykazujących wysoką umiejętność osiągania odmiennych stanów świadomości jakie zdarzają się podczas snu ". Szczera prawda. Na szczęście pożałowania godna sytuacja, nad którą użalała się badaczka powoli ulega zmianie. W coraz większej ilości placówek badających sny pojawiaj ą się wolunta-riusze z doświadczeniem w dziedzinie medytacji i śnienia świadomego. Ich raporty rzucająnowe światło na możliwości otwierające się przed każdym z nas w czasie drzemki. Okazuje się, że sny wcale nie muszą by ć trywialne, wręcz odwrotnie, bywa, że przynoszą ze sobąprzesłanie o ważnej, ponadczasowej treści. Oczywiście to „rewelacyjne" odkrycie nauki nie jest niczym więcej niż zwykłym truizmem dla tych oneironautów, którzy swą wiedzę wynieśli z własnego doświadczenia a nie książkowych teorii. Czy można zwiększyć ilość oraz zróżnicowanie swoich snów? Owszem, i na szczęście nie jest to takie trudne: podświadomość, która ratowała w potrzebie zaniepokojonych uczestników badań laboratoryjnych teraz również nie powinna odmówić swej pomocy. Trzebajej tylko nasze pragnienie wyraźnie zasygnalizować. Jednym z dobrych sygnałów jest podniesienie własnej motywacji; aby sny zaczęły pojawiać się z większą niż dotychczas częstotliwościąmusi nam wystarczająco silnie zależeć na ich uchwyceniu. Czytajmy więc literaturę dotyczącą tego zjawiska, rozmawiajmy o nim ze znajomymi, nie przestajmy myśleć o śnie nawet podczas zwykłych, codziennych zajęć. Wszyscy wiedzą, że wspomnienia o nocnych przygodach sąulotne, łatwo je spłoszyć, trudno skłonić do powrotu. Wys- 62 tarczy byśmy otworzyli oczy a szczegóły snu z "ponaddźwię-kową szybkością" umykają w niepamięć, pierwotnie tak klarowne wspomnienia z każdą upływającąminutązamazująsię i zniekształcają. Na szczęście zwykle budzimy się tuż po zakończeniu porannej, najdłuższej i najbogatszej w przygody fazy REM, wspomnienie jest więc na tyle świeże, że często pyszni się bogactwem szczegółów i skomplikowaną fabułą. Gdyby jednak wyrwano nas ze snu zbyt wcześnie, jeszcze zanim skończy się faza REM, brakować im będzie epilogu a tego każdy oneironauta wolałby uniknąć. Jeżeli natomiast wybudze-nie odbywa się za późno, tylko z trudem udaje się odtworzyć strzępki nocnych przeżyć. Edward A. Wolpert i Harry Trosman wykazali, że wystarczy, by od chwili zakończenia fazy paradoksalnej do momentu wybudzenia upłynęło dziesięć minut a marzenia senne już na zawsze pozostają w domenie Hypno-sa, niedostępne dla naszej pamięci. Do każdego porannego polowania trzeba się więc odpowiednio przygotować i jeszcze poprzedniego wieczora umieścić przy łóżku papier oraz długopis. Niech nas nie zwiodą pozory - może się komuś wydawać, że sen zapamiętany zostanie na całe życie jeśli zamiast zarejestrowania go na papierze kilkakrotnie powtórzy go w myślach. Nic biedniejszego - słowa te pisze osoba, która miała okazję osobiście przekonać się o zawodności swej, jak sądziła, wyśmienitej pamięci do snów. Kiedyś zdarzył mi się niezwykle wyrazisty a zarazem poruszający sen. Nie bardzo nawet widziałam sens w rejestrowaniu swojej nocnej wizji - tak silnie wryła mi się w pamięć, że trudno było sobie wyobrazić abym jąkiedykolwiek zapomniała. Całe szczęście, że nie dałam się skusić lenistwu i skrupulatnie wszystko spisałam. Upłynęło kilka miesięcy, w czasie rozmowy z przyjaciółką, równie jak ja zainteresowaną interpretowaniem snów, odtworzyłam przeżycia towarzyszące mi owej pamiętnej nocy. Po powrocie do domu zajrzałam do notatek, aby jeszcze raz nacieszyć się ich treścią. Czytałam z coraz większym niedowierzaniem. Czyżbym miała do czynienia z tym samym przeżyciem? Niewątpliwie tak, bo kilka ważnych szcze- 63 gółów wyraźnie zgadzało się z moim wspomnieniem. Reszta jednak różniła się tak znacznie, że gdybym miała jakiekolwiek skłonności do schizofrenii, zaczęłabym pewnie kogoś podejrzewać o podstępne włamanie się do domu i podrobienie moich własnych notatek. Od tamtej pory nie mam już najmniejszych wątpliwości co do tego, ze sny należy notować zaraz po przebudzeniu się. Spisujmy wszystko, co nam przychodzi do głowy, nawet te szczegóły, które w pierwszej chwili mogą sprawiać wrażenie nieistotnych czy nieciekawych. Kiedy później będziemy je interpretować, nie raz zdziwi nas jak dalece przyczynią się do zrozumienia treści snu. Często zdarza się bowiem, że jakiś z pozoru nieważny szczegół prowadzi do przypomnienia innego, bardziej istotnego epizodu. Nawet, jeśli nad ranem wydaje się nam, że zapamiętany strzępek snu nie jest wart naszego wysiłku, nie dajmy sobie wpaść w pułapkę dla leniwych - z niewielkiego fragmentu wspomnień też można sporo wyczytać. Niektórzy psycholodzy polecająposługiwanie się magnetofonem lub dyktafonem podkreślając, że pozwala to uniknąć wysiłku robienia notatek w stanie niepełnej przytomności. Są jednak osoby, którym metoda nagrywania nie odpowiada, bo o wiele trudniej przychodzi im nad ranem wyraźne mówienie niż kreślenie liter na papierze. Dla nich notatki okazuj ą się znacznie łatwiejsze do odcyfrowania niż własny rozespany bełkot. Dobrze jest więc najpierw wypróbować obydwie techniki a potem dopiero podjąć decyzję o wyborze jednej z nich. Wspomniałam już przy innej okazji, ze naszą naturalną skłonnościąjest budzenie się nad ranem z ostatniej, najdłuższej fazy REM. Czasem trwa ona nawet 45 minut i tak się szczęśliwie składa, że jest najobfitsza w rozbudowane, bogate w treść marzenia senne. Nie ma więc potrzeby czatowania po nocach na wcześniejsze odcinki sennych przygód, bo zbiór z tego jednego okresu powinien zapewnić wystarczająco bogaty materiał do interpretacji. Bywająjednak zapaleńcy wychodzący z założenia, że jeśli już coś robić, to należy włożyć w to całe serce. Tym osobom żal pożegnać się z wieloma pięknymi snami 64 przepadającymi bezpowrotnie w czeluściach nieświadomości. Dla nich wyjście jest tylko jedno: kilkakrotne budzenie się w środku nocy. Początkowo - nie ma rady - trzeba do tego celu wykorzystywać dość silne bodźce, ot, choćby szturchańce przyjaciela, który dla naszego kaprysu ofiarował się spędzić bezsenną noc przy wezgłowiu łóżka. Inne wyjście nie narażające już nas na utratę wartościowych znajomych to nocne pobudki, w których przyjaciela zastąpi stary, poczciwy budzik. Teraz jednak niebezpieczeństwem jest narobienie sobie wrogów wśród znerwicowanych sąsiadów, jeśli nasz nocny alarm przedwcześnie zerwie ich na równe nogi. Poza tym trudno jest przewidzieć, w jakim momencie nocnego cyklu przyłapie nas dźwięk dzwonka. Nie ma wcale gwarancji, że obudzimy się właśnie wówczas, gdy po naszym umyśle snuć się będą senne marzenia fazy paradoksalnej. Niepewność można nieco zminimalizować jeśli alarm dźwięczeć będzie w odstępach 60 - 90 minut, bo mniej więcej tyle czasu trwa jeden pełny cykl snu zakończony fazą REM, na którą właśnie polujemy. Najlepszym wyjściem wydaje się jednak zaapelowanie do własnej podświadomości tak, jak to niechcący zrobił zaniepokojony uczestnik eksperymentu, o którym wspomniałam na wstępie rozdziału. Jeśli odpowiednio silnie zależeć nam będzie na powodzeniu, już w krótkim czasie powinniśmy nauczyć się spontanicznego wybudzania ze snu, ilekroć tylko dobiegnie końca senne marzenie. Jedynątrudnościąbędzie teraz skłonienie się do zarejestrowania swoich wspomnień, co nawet renomowanym oneironautom może czasem przynieść trochę kłopotów. Patricia Garfield, która od lat stosuje technikę automatycznego wybudzania się w środku nocy, przypomina w jednej ze swoich książek ile trudu sprawiło jej początkowo przyzwyczajenie się do notowania nocnych doświadczeń. Bywało na przykład, ze budziła się rano z przekonaniem, iż jej sny są bezpiecznie zapisane. Wkrótce jednak przekonywała się, że kartka, na której miała je zanotować, wciąż leży nietknięta na nocnym stoliku. Najwyraźniej więc cały proces rejestracji marzeń odbywał się w wyobraźni rozespanej pani psycholog. Innym razem, gdy 5 — Komorowska J Drogami 65 w środku nocy zabrała się do dzieła, nagle uzmysłowiła sobie, ze esy i floresy kreśli palcem na własnej skórze. Mimo wszystko Garfield osiągnęła wyjątkową biegłość w usidlaniu swoich nocnych przeżyć - może jej tego pozazdrościć niejeden kolekcjoner snów. Najlepszą taktyką, która większości z nas powinna zagwarantować schwytanie wielu wspomnień, jest powolne i łagodne wybudzanie się ze snu. Nie wyskakujmy więc z łóżka jak oparzeni - nic gorszego niż starać się odtworzyć treść sennych marzeń w przerwie pomiędzy pospiesznymi ablucjami i ostatnim łykiem porannej kawy. Pozwólmy sobie raczej -jeszcze w łóżku - na kilka minut spokojnej kontemplacji (najlepiej to robić z zamkniętymi oczami) i łagodne przywoływanie na myśl ostatnich marzeń. Niejednemu z nas zdarzyło się pewnie podczas domowej krzątaniny przewędrować w drugi koniec mieszkania i nie móc sobie za żadne skarby przypomnieć co nas w te strony sprowadziło. Najczęściej dopiero powrót do punktu wyjścia powoduje, że jak za dotknięciem różdżki czarnoksiężnika nasza pamięć zostaje odblokowana. Wspomnienie powraca dzięki odtworzeniu okoliczności, w których dana myśl pojawiła się po raz pierwszy. Tę samą zasadę można z dobrym skutkiem wykorzystywać podczas przywoływania wspomnień o snach i po obudzeniu pozostać przez chwilę w tej pozycji w jakiej zastała nas jawa - powinno to ułatwić powrót wspomnień. Ostrożne przewrócenie się na drugi bok przyniesie zwykle dodatkowe skojarzenia i nowe wątki. Łagodne wybudzanie się ze snu polecam tylko tym osobom, dla których odtwarzanie marzeń sennych nie nastręcza zbyt wielu problemów (pamiętają bez wysiłku co najmniej jeden sen w miesiącu). Jeśli jednak ktoś cierpi na blokadę pamięciową, ma szansę osiągnąć lepsze wyniki wykorzystując inną technikę. JakdonosząDonald Goodenough i Atthur Shapiro, jedną z przyczyn słabej pamięci do snów może być wyjątkowo głęboka drzemka i związana z niąkonieczność odpowiednio dłuższego wybudzania się; sen nie zdąży jeszcze rozwiać się na 66 dobre, gdy marzenie już bezpowrotnie wyparuje z pamięci. Zapominalskim poleca się więc szybkie, nagle budzenie wywołane dźwiękiem budzika, który ma szansę zaskoczyć ich w chwili, gdy wciąż jeszcze królująw ich umysłach senne obrazy. Skoro już uda nam się schwytać jeden wątek snu, zwykle sypią się za nim następne (co ciekawe, najczęściej epizody pojawiająsię w kolejności odwrotnej do tej, w jakiej je wyśniliśmy). Co jednak robić jeśli nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie nawet najmniejszego okrucha snu? Nie załamywać się - to po pierwsze. Brak wspomnień nie jest jeszcze powodem do rozpaczy. Zanotujmy wrażenie, uczucie, nastrój, słowem wszystko to, co przebiegało nam przez myśl w chwili powrotu do rzeczywistości: będzie to dla podświadomości wyraźny sygnał, że nie bagatelizujemy swych snów i prosimy o więcej. Oto kilka najistotniejszych zasad rejestrowania snów: 1. Pierwsze próby chwytania snów najlepiej przeprowadzać w okresie, gdy możemy sobie pozwolić na luksus dłuższego wylegiwania się w pościeli a problemy i niepokoje dnia codziennego łatwiej dająsię odsunąć na dalszy plan. Sprzyjające okoliczności nadarzająsię najczęściej w czasie urlopu lub wakacji. Jeśli pomyślnie przejdziemy nasz proces inicjacji, nawet powrót do codziennych zajęć nie będzie nam w stanie odebrać nowej umiejętności. 2. Pogłębiajmy swojąwiedzę na temat snów i śnienia czytając odpowiednią literaturę oraz rozmawiając ze znajomymi podzielającymi nasze zainteresowanie. Utrzymajmy swą silną motywację, bo ta jest jednym z najistotniejszych elementów przyczyniających się do osiągnięcia sukcesu. 3. Pewne substancje chemiczne sąwielkimi wrogami nocnych marzeń. Wiadomo na przykład, że do tej kategorii należą środki nasenne - zaburzaj ą one między innymi cykl spoczynku. Podobnie niekorzystny wpływ ma nadużywanie niektórych środków uspokajających, te z kolei hamująpobudze- 67 nie układu nerwowego spłycając i ograniczając intensywność nocnych doznań. Może się więc zdarzyć, że ktoś za przyczynę swojej niepamięci uważajakąś wrodzoną przypadłość, wystarczy jednak, by ograniczył łykanie pigułek a dotychczasowy problem zostanie całkowicie wyeliminowany. 4. Zbyt krótki wypoczynek nie sprzyja skłonności do zapamiętywania marzeń sennych, bo uszczupla czas trwania fazy REM. Trudno poza tym zmusić się do zapisywania swoich wspomnień, kiedy przydałoby się jeszcze kilka cennych chwil drzemki - w rezultacie zasypiamy z piórem w dłoni nie zdążywszy nawet dokończyć swojego raportu. Zadbajmy więc o wystarczającą ilość snu - czasem dobrym wyjściem z impasu okazująsię krótkie poobiednie drzemki. Niektórzy twierdzą, że pozwalająone ograniczyć ich dobowe zapotrzebowanie na sen i powoduj ą przypływ dodatkowej energii. Pamiętajmy o tym by długość snu zawsze dostosowana była do potrzeb naszego organizmu. 5. Załóżmy żurnal snów, w którym co rano spisywać będziemy zapamiętane fragmenty sennych marzeń. a/ Przygotujmy długopis oraz notes (albo dyktafon jeśli taka jest nasza wola), umieśćmy je blisko łóżka. Ja na przykład wykorzystuję pojedyncze kartki papieru w linie przymocowane sprężynowym uchwytem do drewnianej podstawy. Zapisane karty wpinam następnie do żurnala snów. b/ Wieczorem przed snem warto zrobić krótką notatkę o najistotniejszych wydarzeniach dnia, jako, że one właśnie są często podstawą wyśnionych w nocy skojarzeń. Pamięć o nich może nas naprowadzić na właściwy trop przy późniejszych próbach interpretacji. cl Po zarejestrowaniu treści snu dobrze jest nadać mu krótki tytuł, zawierający informacje o najważniejszych elementach nocnego przeżycia („Rozmowa z Don Juanem", „Burmistrz przegania tańczące osły z festynu ludowego", 68 „Polskie ZOO" itp). Ten prosty chwyt ułatwia późniejsze katalogowanie i kojarzenie ważnych treści zawartych w snach. d/ Zapiszmy skojarzenia, myśli i odczucia, które towarzyszyły wyśnionym scenom. Zastanówmy się czy nasze doznania były przyjemne i pozostawiły nas w dobrym nastroju, czy może raczej kojarzą się z poczuciem niemocy albo niepokoju. Zanotujmy te spostrzeżenia. e/ Jeśli zdarzy się, że obudzimy się ze wspomnieniem jakiegoś wiersza, frazy czy dźwięku, zapiszmy je natychmiast w naszym żumalu. Należy to zrobić zanim jeszcze zabierzemy się do opisu fabuły snu - te niecodzienne „prezenty" są nad wyraz nietrwałe i wspomnienie o nich rozwiewa się znacznie szybciej niż pamięć innych fragmentów snu. Potraktujmy nasze nowe hobby jako wspaniałą zabawę pozwalającą nam lepiej zrozumieć własne potrzeby oraz poznać siebie samych i najbliższe nam osoby. Sen to przyjaciel, który w krytycznych chwilach z chęcią podsuwa nowe, oryginalne rozwiązania. Cierpliwie nam o nich przypomina do czasu aż przesłanie zrozumiemy oraz wykorzystamy i nie ustaje w swoich wysiłkach nawet wówczas, gdy proces odkrywania siebie zabiera nam wiele długich miesięcy czy nawet lat. 69 r NA TROPIE ZNACZENIA SNÓW Nigdy nie ukrywałam swojej negatywnej opinii na temat senników, co zostało perfidnie wykorzystane przez mojego przyjaciela Walczaka. Spłatał mi figla ofiarowując na gwiazdkę książkę autorstwa niejakiego Gustavusa Hindmana Millera pt. „10 000 Dreams Interpreted or What's in a Dream" („10 000 Zinterpretowanych snów czyli o tym, co zawiera sen"). Z tekstu ponad 600 zapisanych drobnym maczkiem stron dowiedziałam się, że jeśli przyśni mi się lodówka to „mój egoizm obrazi i zrani kogoś, kto usiłuje znaleźć uczciwe źródło zarobków", gdyby zaś zdarzyło mi się kiedykolwiek jeść we śnie cebulę, będzie to niewątpliwy znak, że „skutecznie oprę się opozycji". Nie dość tego: sen o miauczącym kocie ma być ostrzeżeniem przed kimś, kto „podaje się za przyjaciela ale używa wszelkich dostępnych sposobów by mi zaszkodzić". (Brr... aż skóra cierpnie na myśl o takich przyjaciołach...) Prawdziwym zaskoczeniem okazała się jednak nie sama lektura, lecz krótka wzmianka o tym, że dzieło liczące sobie prawie sto lat, zdążyło już doczekać się dwudziestu dwóch wydań. A więc ktoś takie rzeczy czyta! Wydawać by się mogło, że sennikowa wiedza nie powinna być już dziś brana do serca, a jednak... przekonanie o tym, że sny prorokują przyszłość przetrwało jakimś cudem wojny oraz pożogi, nie zdołały go nawet wytępić „szkiełko i oko" współczesnego naukowca. Skąd wzięła się ta niezwykła żywotność sennikowej twórczości? Niejedna mądra głowa włączywszy Artemidorusa Dal-dianusa, Zygmunta Freuda, Calvina Halla, Stephena LaBerge i innych równie szanowanych badaczy snu dowodziła i nadal dowodzi, że sny sączymś więcej niż bełkotem wyprodukowanym przez bezczynny umysł. Chyba nie udawałoby się sennym marzeniom zwodzić coraz to nowych pokoleń badaczy, jeśli w ich przesłaniu nie byłoby niczego, co warte jest naszej uwagi. Szkopuł jednak w tym, że jak dotąd chór specjalistów nigdy jakoś nie potrafił odśpiewać swej pieśni w tej samej tonacji. 70 Zagłuszając się nawzajem i bezpardonowo rozpychając łokciami każdy starał się udowodnić, że tylko jego podejście do interpretacji snówjest nieomylne i jedynie właściwe. Najlepszy przykład to przygoda jednego z jerozolimskich rabinów opisana przez Talmud. Rabin Bana spędził ponoć cały boży dzień w poszukiwaniu znawcy, który umiałby wytłumaczyć jego ostatni sen. Dopiero pod wieczór, po odwiedzeniu dwudziestu czterech (sic!) biegłych uzyskał w miarę zadowalające wyjaśnienie. Nie każdy ma jednak czas i pieniądze na podobne eskapady. Niejedna zagubiona i zdezorientowana dusza wołałaby więc uciec się do pomocy sennika niż próbować wyłapać z ogólnego rozgardiaszu jakieś sensowniej brzmiące przesłanie. Na szczęście sprawa nie wygląda już tak beznadziejnie, bo w ostatnich latach podejście do analizy marzeń sennych uległo dużej zmianie. Znawcy radzą teraz wsłuchać się we własny wewnętrzny głos a nie, jak to było do niedawna, polegać na cudzej poradzie. Ten, kto waży się podawać za nieomylny autorytet w dziedzinie analizy snówjest dziś obrzucany kalumniami oraz odsądzany od czci i wiary przez bardziej postępowych psychologów. Gayle Delaney nie waha się nawet nazwać podobnych „wyrodków"złodziejami cudzych marzeń. Specjalista nie będzie więc narzucał takiej interpretacji, która jemu osobiście przypadła do gustu, lecz raczej umiejętnie dopomoże w poszukiwaniu naszej osobistej symboliki. Ma to oczywiście sens, bo metafory wybierane sąprzez umysł samego śniącego, on więc tylko powinien być prawdziwym autorytetem w ich interpretacji. Przysługą, której możemy oczekiwać od innych, nie powinna więc być dogłębna analiza lecz raczej okazanie pomocy w trafianiu na trop przesłania. Pomoc ta, w postaci umiejętnie zadawanych pytań (patrz rozdział: „Jeszcze dalej w interpretację"), okazuje się często szczególnie wartościowa wówczas, gdy zaczynamy dopiero stawiać pierwsze kroki w analizowaniu własnych marzeń. Sny są niezmordowanymi wyrazicielami naszych wewnętrznych potrzeb. Co noc przekazująnam przesłanie, którego zabiegani i niezbyt skłonni do kontemplacji często świadomie nie 71 jesteśmy w stanie usłyszeć. Jeśli wzbraniamy się przed powzięciem ważnej decyzji życiowej, negujemy swe wewnętrzne potrzeby, będą one krzyczeć mocnym głosem dotąd, aż przesłanie zrozumiemy i weźmiemy do serca. Podobnie, jeśli postąpimy naprzód w osobistym rozwoju, przełamiemy ważną psychologiczną blokadę - sny nie omieszkająnas o tym powiadomić. Wykorzystajmy więc szansę i wsłuchajmy się w wewnętrzny głos docierający do nas w dziwnym, bogatym w metafory języku. A jak się do tego zabrać? Erika Fromm i Thomas M. French radzą podejść do interpretacji tak, jak bierze się do dzieła utalentowany tłumacz poezji: chwytać ulotny nastrój snu, jak najwierniej odtwarzając w "języku świadomości" specyficzną, przepełnioną poezją atmosferę podświadomego przesłania. Aby jednak takie kreatywne podejście do snów okazało się w ogóle możliwe, trzeba najpierw zapoznać się z regułami obowiązującymi podczas tworzenia nocnego spektaklu. Pojawienie się w czyimś śnie latającego krzesła albo kudłatego potworka jest przez każdą względnie rzeczową osobę traktowane jako obrazowa metafora. Symbolizm nikogo specjalnie nie szokuje i akceptowany jest jako niegroźne dziwactwo sennego komunikatu. Zdarza się jednak, ze wyśnione jabłko nie wydaje się niczym innym niż właśnie jabłkiem. Tym razem zabawa w chowanego nie obowiązuje a sen jawnie i otwarcie wyraża swą treść. Niesymboliczne marzenia senne często pełnią rolę ostrzeżenia lub przypomnienia. Jak dobry przyjaciel usiłują zwrócić uwagę śpiącego na sprawę, która umknęła z jakichś przyczyn jego świadomej uwadze albo zbyt długo czeka już na załatwienie. Dosłowny senny komunikat kilka dni temu uratował od śmierci moje domowe rośliny podsuwając mi wizję zasuszonych kikutów żałośnie sterczących z doniczek. Oczywiście rano zaalarmowana wspomnieniem złapałam za konewkę. W samąporę! Jeszcze dzień, dwa podobnego zaniedbania a nocne przesłanie okazałoby się smutną rzeczywistością. Zbyszek, zagorzały hodowca żab, wyśnił kiedyś chorobę jednej ze swych pupilek. Opiekun dopatrzył się jednak w przesłaniu treści symbolicznych a nie dosłownie wyrażonej prze- 72 strogi. Szkoda wielka, bo po kilku dniach jedno ze zwierząt zaatakowane zostało przez grzybicę i wkrótce powędrowało do żabiego raju. Przypadek? Nie sądzę. Zbyszek zarejestrował oznaki zbliżającego się niedomagania wcześniej niż to sobie uświadomił, tyle, że nie zwrócił na swoje podświadome spostrzeżenie należytej uwagi. Nauczka nie poszła jednak na marne, bo od czasu pamiętnej przygody Zbyszek zawsze na wstępie swej pracy nad interpretacją sennego przesłania sprawdza czy nie zawiera ono przypadkiem dosłownej wskazówki albo napomnienia. Temu rozsądnemu podejściu należy tylko przyklasnąć. Nie jest tajemnicą, ze senne marzenia lubią wyolbrzymiać i przejaskrawiać. Mała dolegliwość odzywa się nocąze zdwojoną siłą a sprawa, wywołująca za dnia lekki niepokój urasta w czasie drzemki do rozmiarów życiowej katastrofy. Właściwość tę zauważył już Arystoteles a niejeden śpiący miał jąokazję odczuć na własnej skórze. Współczesny badacz snów William C. Dement nie ukrywał, ze jednemu ze swoich snów zawdzięcza opamiętanie się a kto wie, może nawet życie: „Kilka lat temu paliłem trzy paczki papierosów dziennie " - wyznaje odważnie w jednej ze swoich publikacji - „ Plułem krwią. Zrobiono mi prześwietlenie, cale płuca wypełnione były rakowatą tkanką ". Choć ponura prawda okazała się tylko upiornym snem, przestroga wzięta została do serca i badacz czym prędzej pozbył się niebezpiecznego nałogu... Pora jednak powrócić do snów symbolicznych oraz bohaterów naszych metaforycznych przygód nocnych. Sny symboliczne upodobały sobie dwie rozlegle domeny życia. Czasem odzwierciedlaj ą świat zewnętrzny a więc nasz stosunek do innych i przekonanie o tym, jak sami jesteśmy przez nich postrzegani. Równie często wyśnione treści dotyczą bezpośrednio naszego wnętrza: przekonań o osobistych wartościach oraz niedoskonałościach, tęsknotach i niezaspokojonych potrzebach. Warto o tym pamiętać podczas interpretacji, bo zgryźliwa jędza albo natrętny brutal ze snu niekoniecznie muszą reprezentować naszą szefową oraz kolegę szkolnego - równie dob- 73 l rze mogą oni przedstawiać jakieś nieakceptowane części naszej własnej psychiki. Bardziej spostrzegawczy zbieracze nocnych wspomnień z pewnością zauważą, że nocne dzieła sztuki często oparte są na doświadczeniach ostatnich dni - najczęściej dnia poprzedniego. Sen traktuje więc jawę jako rekwizytornię, czerpie zeń pomysły na oprawę sceniczną nocnego spektaklu i wyszukuje bohaterów, co najłatwiej rzuca się w oczy podczas prób interpretacji. Tak więc, jeśli w naszym śnie pojawiła się postać kelnera - szybko przypomnimy sobie, że wczoraj zwróciliśmy uwagę na niezręczność personelu kawiarni. Zwiedziliśmy niedawno interesujące muzeum? Sen nie omieszka wykorzystać tej samej inscenizacji. Podobne, powierzchowne i łatwe do zaobserwowania skojarzenia niczego jednak specjalnie nie wyjaśnią, jeśli nie uda nam się dotrzeć do znacznie głębszego, zaszyfrowane-go przesłania. Symbol niezręcznego kelnera pojawił się bowiem nie bez powodu. Wybrany został spośród wielu innych kandydatów dlatego, że najcelniej w danej chwili odzwierciedla prawdę, która usiłuje nam przekazać własna podświadomość. Zrozumienie świata, bliskich nam osób i siebie samych rzadko opiera się na zdecydowanych, „czarno- białych" osądach. Nasz stosunek do rzeczywistości jest raczej pełen odcieni oraz pozornych niekonsekwencji. Nic w tym dziwnego: jedna i.ta sama sprawa może jawić się w zupełnie innych barwach w zależności od naszego nastroju czy sytuacji. Sen wiernie odtwarza tę zmieniającąsię, subiektywną rzeczywistość. Jak na przykład zasugerował j eden ze snów Magdy, postać matki reprezentowała w jej podświadomości ograniczoność punktu widzenia i nadmierny krytycyzm. Innym razem ten sam symbol odzwierciedlał już jednak pozytywne wartości: ciepło, czułość i opiekuńczość. Bądźmy uczuleni na podobne niekonsekwencje: skoro raz udało nam się zrozumieć jakąś metaforę, nie znaczy to wcale, że identyczną interpretację należy odtąd stosować zawsze, ilekroć pojawi się ona w naszym śnie. Zdarzają się symbole, które sprawiają wrażenie bardziej niezmiennych niż inne i zawsze wydaj ą się reprezentować te 74 same prawdy. Nawet w tych przypadkach przydaje się jednak trochę ostrożności i krytycyzmu. Subiektywne, osobiste opinie nie sąprzecież wyryte w kamieniu, lecz podlegaj ą stopni owym, prawie niezauważalnym przekształceniom. Równolegle z nimi zmienia się znaczenie naszych ulubionych metafor. W moich snach taka „opoką stałości" była przez szereg lat postać młodszej siostry, Kasi, jawiącej mi się jako bezradne, potrzebujące opieki dziecko. W snach występowałam więc w j ej obronie i ratowałam z opresji. Po latach Kasia wciąż jeszcze zjawia się w moich sennych marzeniach - teraz jednak w zupełnie innych okolicznościach - bardziej jako wierny przyjaciel, wyraziciel duchowych potrzeb, niż bezbronna ofiara. Jeśli nadal byłabym przywiązana do pierwotnej interpretacji, nowe przesłanie byłoby zupełnie niezrozumiałe albo wręcz mylące. Trikiem, którym nie pogardzi -śniący umysł jest korzystanie z całej kolekcji symboli dla wyrażenia tej samej, lub bardzo zbliżonej treści. Choć wydawałoby się, że podobna taktyka zamydli tylko oczy i wprowadzi w konfuzję, w rzeczywistości często ułatwia ona interpretację: wszystkie wykorzystywane zamiennie symbole posiadająbowiem jakąś wspólnącechę, na którą usiłuje nam właśnie zwrócić uwagę podświadomość. Znalezienie pomiędzy nimi punktu styczności równoznaczne będzie ze zrozumieniem dużej części przesłania. Może się również zdarzyć, że element snu zawiera w sobie cechy ambiwalentne: fortepian bardziej przypomina słonia niż instrument muzyczny a coś, co wydawało się początkowo wymyślnym kapeluszem przeistacza się nagle w ramę od obrazu. Takie transformacje sąwyraźnym komunikatem, że sprawa, którą nasz fortepian czy kapelusz reprezentują, ma więcej niż jedno oblicze albo wygląda inaczej, niż to sobie do niedawna wyobrażaliśmy. Miłośnicy wiedzy sennikowej z radością przyj mą pewnie wiadomość, że niektóre symbole są „uniwersalne" - występują w snach wielu ludzi pochodzących z tego samego kręgu kulturowego. Stosunkowo często wyrażająone zbliżone treści, co jest oczywiście znacznym ułatwieniem dla wszystkich osób za- 75 •T interesowanych interpretacją snów. Do ogólnych wytycznych warto jednak podchodzić bardzo ostrożnie właśnie dlatego, że sąone mało specyficzne. Poza tym nawet tych ogólnych znaczeń jest z reguły kilka. Weźmy na przykład symbol domu. Czasem przedstawia on nas samych (poszczególne pomieszczenia i sprzęty mogą wówczas reprezentować organy naszego ciała), innym zaś razem dotyczy on naszego związku z partnerem. Kolejna możliwość to wykorzystanie tego symbolu do odzwierciedlenia własnego życia psychicznego. Dom może wreszcie reprezentować po prostu budynek i nic ponadto, szczególnie, jeśli mamy ostatnio do czynienia z kupnem, sprzedażą lub remontem mieszkania. Ogólne wskazówki sugeruj ątylko możliwe znaczenia powszechnie występujących symboli, traktujmy je więc zawsze z rozsądkiem i ostrożnością. Zamiast bezkrytycznego rzucania się na pierwsząz brzegu interpretację (do czego szykowali się już pewnie miłośnicy mądrości sennikowych), lepiej zawsze sprawdzić czy pasuje ona do naszego snu. Bohaterowie, akcja, nastrój, inscenizacja - wszystkie te elementy marzenia powinny po rozszyfrowaniu tworzyć nierozerwalną całość. Jeśli jeden z fragmentów łamigłówki wciąż nie pasuje do pozostałych, bardzo prawdopodobne, że albo niewłaściwie go zrozumieliśmy albo też całe przesłanie nie zostało prawidłowo zinterpretowane. Kolejność rozgrywających się we śnie zdarzeń także powinna pasować do naszej szarady, śniący umysł nie łączy wypadków ot tak sobie, na chybił trafił. Mimo, że metafotycznie, wiernie opisuje rozwój akcji w takiej kolejności, w jakiej jawiła się ona w rzeczywistości. Otwierająca sekwencja reprezentuje więc przeszłość a wydarzeń bieżących doszukać się można w późniejszych epizodach snu. Najciekawsze jednak i najbogatsze w wartościowe informacje bywa zakończenie: często przewiduje ono przyszły rozwój wypadków przy założeniu, że nasza postawa i sposób podejścia do problemu nie ulegną zmianie. 1. Płynę na dużej krzepo bardzo groźnym i niespokojnym ale nie sztormowym morzu. Woda jest czarna, na niebie ciemne chmury, ani śladu slońca. 76 2. Nagle kra zaczyna rozpadać się pode mną na kawałki, z przerażeniem myślę, że zaraz utonę. 3. Pojawia się brzeg. Ciemny, posępny, nie wygląda bardziej przyjaźnie niż morze ale przynajmniej daje szansę przeżycia. Brzeg jest wysoki. Usiłuję wdrapać się na niego ale ziemia usuwa mi się spod nóg i nie mogę tego zrobić. Małgosia, inteligentna, wrażliwa ale skryta dziewczynka, w czasie, gdy przyśnił się jej powyższy sen głęboko odczuwała emocjonalnąizolację rodziców, których ciągłe kłótnie groziły rozbiciem rodziny. Pierwsza scena sugeruje, że sytuacja widziana jej oczyma wyglądała dotychczas niebezpiecznie, ale nie tragicznie (groźne, niespokojne ale nie sztormowe morze, możliwość znalezienia schronienia na krze). Scena druga odzwierciedla krytyczną sytuację, w której Małgosia znalazła się ostatnio (kra, jedyna gwarancja czasowej stabilizacji, ulega zniszczeniu). Z ostatniej sekwencji snu wynika, że próby ratowania się z opresji (wdrapywanie się na posępny, ciemny i stromy brzeg) nie odniosą skutku, jeśli sposób radzenia sobie jaki dotychczas wybierała śniąca nie ulegnie zmianie (zamykanie się w sobie, próby „zamrożenia" emocji, które podobne są wzburzonemu morzu i wcale nie dają się już tak łatwo hamować). Nie każdy sen odzwierciedla kolejność wydarzeń z równą przejrzystością. Bywa, że na pierwszy rzut oka poszczególne epizody sprawiająwrażenie zupełnie ze sobą niepowiązanych, tak, jak ma to miejsce w przykładzie marzenia Danki: 1. Siedzę w pokoju z koleżanką. Rozmawiamy. Ona opowiada mi o kilku mężczyznach, którzy najwyraźniej są nią zainteresowani. Jestem tym bardzo zaskoczona, bo nie spodziewałam się, żeby miała aż takie powodzenie. 2. Mam przy sobie mały znaczek, który okazuje się centrum uwagi i zachwytów całego zgromadzonego towarzystwa. Jestem zdziwiona i zaskoczona, bo dotąd wcale nie wydawał mi się czymś wartościowym. Przyglądam mu się bliżej i zaczynam zauważać jaki jest ładny: przypomina bardzo delikatną kameę połyskującą dziwnym, tajemniczym 11 •f" światłem. Ktoś ten znaczek upuszcza. Nie mogę go teraz znaleźć, bo upadl w stertę śmieci leżących na podłodze. Jest mi bardzo smutno. Mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z dwoma odrębnymi snami. A jednak obydwa fragmenty stanowiąkolejne sekwencje jednego snu. Pozwolił on rozszyfrować się po znalezieniu elementów wspólnych poszczególnym epizodom. (Najczęściej kluczem jest główna postać albo ważny obiekt).Tymi wiążącymi elementami okazały się postać koleżanki oraz cenna kamea. Kiedy Danka zauważyła, że obydwa symbole wyrażają dla niej identyczne treści - szlachetność i delikatność - łatwo już udało się nam połączyć wyśnione sceny. Jak sugerowała pierwsza sekwencja, do niedawna śniąca nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że posiada atrakcyjne wartości (reprezentowane przez symbol koleżanki). Scena druga przybliżyła ją do wydarzeń chwili obecnej oraz projekcji na przyszłość. Sen informował, że jeśli cenne wewnętrzne klejnoty będą nadal traktowane tak niefrasobliwie jak dotychczas, zagubiąsię pośród „bezwartościowego śmiecia", który ostatnio zaprząta całą uwagę Danki. Jeden i ten sam przekaz może być czasem rozumiany na kilku poziomach Nie powinno to dziwić, zważywszy, że sen jest prawdziwym mistrzem metaforycznej komunikacji. To zaś, czy wszystkie warstwy sennego przekładańca uda się komuś dostrzec zależy wyłącznie od jego otwartości i dociekliwości. Warto więc co jakiś czas powracać do dawno zinterpretowanych i zapomnianych przekazów. Zdarza się bowiem, że takie „odkurzone" i odświeżone marzenie niespodziewanie rozbłyśnie nowym, dotąd niedostrzeganym znaczeniem. Czasem strategie przeczekania można także zastosować w stosunku do nieroz-szyfrowanego jeszcze snu. Jeśli mimo naszych usilnych prób rozwikłania jego tajemnic nadal pozostaje on zupełną zagadką, warto odłożyć jego interpretację na kilka dni. (Nie zaszkodzi przywoływanie go na myśl w ciągu dnia, bo czasem łaskawa rzeczywistość sama uczynnię podsunie potrzebne skojarzenie.) 78 Sąspecjaliści, którzy tylko w całych seriach nocnych marzeń dopatrują się wiarygodnego źródła informacji o osobie śniącego. Dla Williama C. Dementa analiza odosobnionego snu wydaje się równie bezsensowna jak „próba odcyfrowania zawartości książki na podstawie wyrywkowo przeczytanej strony". Badacz ma niewątpliwie sporo racji: prowadzenie żurnala snów jest jedynym właściwym rozwiązaniem dla tych wszystkich, którzy chcą ze swojej pracy wyciągnąć trwale i wymierne korzyści. W swojej praktyce zauważyłam jednak, że wyjątkowo dużo pojedynczych snów, tych „przypadkowych stron" z opisu Dementa okazuje się wiele mówiącym „streszczeniem rozdziału" Często więc już jeden sen wystarcza, by naświetlić ważny problem leżący na sercu jego twórcy. Pamiętajmy, że sny nie wskazujątego, co jest nam już wiadome i w pełni zaakceptowane. W zamian odkrywająto, czego z jakichś przyczyn staramy się nie dostrzegać albo jeszcze dostrzec nie potrafimy. Są „autobiografią", która, jak twierdzi Wilhelm Stekel, jestnajcelniejsza, bo tworzona nieświadomie i jakby mimochodem. Jeśli wydająsię nieistotne, nie wnoszą niczego nowego - sygnał to, że nie udało nam się jeszcze dotrzeć do ich prawdziwego przesłania. Szanujmy więc wszystkie sny, nawet te z pozoru trywialne; zamiast ograniczać swój ą oryginalność szukaniem po sennikach cudzych interpretacji - wsłuchajmy się w swój wewnętrzny głos. Jeśli dobrze nadstawimy ucha, okaże się, że uzyskamy odpowiedź na wiele dręczących pytań. ... Nawiasem mówiąc, wczorajszej nocy przyśnił mi się miauczący kot, który przypominał przekornego Walczaka. Nie ma wyjścia, trzeba będzie umówić się na herbatę z aronii i podziękować za gwiazdkowy prezent... 79 POSELSTWO OD MORFEUSZA Symbolizm postaci ludzkiej występującej we śnie dzisiejszego Papuasa byłby niemałą zagadką dla żyjących 3 tysiące lat temu mieszkańców Asyrii. Gdyby jednak ktoś zdecydował się zebrać kolekcję marzeń pochodzących od współbraci dzielących z Papuasem domowe ognisko, niewątpliwie spostrzegłby już szereg uderzających podobieństw w sposobie dobierania przez nich sennych metafor. Oczywiście wcale nie trzeba udawać się aż na odległy kontynent by zauważyć uniwersalne skłonności w wyborze symboli snu -także nasza europejska kultura ma ich niemałą kolekcję. Brat, policjant, kierowca autobusu: nieodłączni towarzysze współczesnej codzienności pełnią te same lub zbliżone role w życiu wielu osób i nie opuszczająnas nawet podczas snucia sennych wizji. Zawsze jednak istnieją indywidualne różnice w rozumieniu wyśnionych obrazów co powoduje, ze wskazówki podsuwane przez biegłych, jeśli mają być wiarygodne, muszą być z konieczności ogólne i mniej precyzyjne niż życzyłby sobie tego niejeden oneironauta. Uwagi zamieszczone poniżej nie powinny więc być traktowane jako niepodważalne i nieomylne reguły lecz raczej jako wskazówki przyczyniające się do rozwinięcia skrzydeł własnej pomysłowości. Wraz z informacjami zawartymi w pozostałych rozdziałach powinny stanowić pakiet wiadomości pozwalający każdemu oneironaucie na wyruszenie w samodzielną podróż szlakiem własnych sennych przygód. Postaci ludzkie pojawiające się w nocnym spektaklu to emisariusze przynoszący ważne przekazy od podświadomości: często bywąjąreprezentacjąaspektównaszej osobowości, równie dobrze mogąprzedstawiać osoby, które znane sąnam z życia na jawie. Niełatwo jest zdecydować już na pierwszy rzut oka, który z tych dwóch poziomów naszej egzystencji odmalowują, czasem jednak dużym ułatwieniem w dziele interpretacji okazuje się tożsamość wyśnionych osób. Jeśli wykreowanym bohaterem jest postać fikcyjna, bardzo prawdopodobne, ze wyraża jakąś prawdę o nas samych. Pojawienie się we śnie bohatera mającego swojego sobowtóra w rzeczywistości jawy (na przykład rodzica, siostry, szefa, koleżanki), jest już nieco bardziej skomplikowane. Gdyby przyśniła nam się osoba, z którą mieliśmy ostatnio kontakt niewykluczone, że reprezentuje ona swój pierwowzór. Jej pojawienie się we śnie często uwypukla i podkreśla nasz stosunek do rzeczywistej postaci, sposób, w jaki ją postrzegamy, rolę, jaką pełni w naszym życiu. Czasem jednak sen zaskakuje nas wizjąkogoś dawno już niewidzianego. Oto na przykład nieoczekiwanie materializuje się w naszym marzeniu kolega z dzieciństwa. Jest zupełnie niezmieniony, jak przed laty paraduje w szkolnym fartuszku i ciągnie za włosy koleżanki. Nie przeszkadza nawet, że od czasu, kiedy dzieliliśmy z nim szkolną ławę minęły dekady i zdążył już dorobić się łysiny oraz pokaźnego brzuszka. Jeżeli zaszczycił nas nieoczekiwaną wizytą taki gość z przeszłości, zastanówmy się, czy ostatnio nie zdarzyło się coś, co w pewien sposób przypomina dawne czasy, z których wyśniony bohater pochodzi. Bardzo prawdopodobne, że odkryjemy wówczas znaczenie symbolu. Z reguły im ważniejszą rolę pełni ktoś w naszym obecnym życiu, im bliższy jest nam emocjonalnie, tym częściej okazuje się uwikłany w akcje naszych snów. Bywaj ą jednak wyjątki: czasem ze zdziwieniem zauważamy, że w snach ignorujemy tę najbliższą osobę tak, jakby jej w ogóle nie było. Istotnie, jak twierdzi Calvin Hali, w sennej rzeczywistości może ona nie istnieć jeśli nasz związek z niąjest ustabilizowany. Sen podchwytuje bowiem tylko te motywy, które zaprzątaj ą nasze myśli - sprawy przez nie przemilczane najwidoczniej nie sprawiająnam obecnie kłopotów, nie ma więc potrzeby obciążania nimi uwagi drzemiącego umysłu. Osoby zaludniające senne marzenia pełnią w nich przeróżne role: czasem ochoczo nam pomagająw trudnych przedsięwzięciach, służą dobrą radą, ofiarowująprezenty, innym razem zja-wiająsię gdzie ich nie proszono irytując swą obecnością albo, co gorsza, zagrażając naszemu bezpieczeństwu. Postaci przyjacielskie odzwierciedlająnasze mocne strony - aspekty osobo- 6-Komorowska J Drogami 81 wosci, wspomagające nas w poczynaniach życiowych Negatywni bohaterowie sadła odmiany reprezentacją odpychanych i melubianych obszarów psychiki Do złudzenia przypominają niesympatycznych zbirów, którzy swoimi akcjami gwałtu i przemocy zakłócaj ąnasz spokój i ograniczaj ą swobodę Inna grupa metafor odzwierciedla merozwimęte albo niedorozwinięte aspekty naszego życia Jak łatwo domyślić się, zawiera ona symbole osób niepełnosprawnych oraz dzieci Nie spieszmy się jednak z wartościowaniem przesłania Choć wydawać by się mogło, ze małe dzieci i noworodki powinny reprezentować młodość, wigor i ekspansję, zaś niepełnosprawni raczej niedorozwój i stagnację, wcale nie musi być tak zawsze To, jak symbole powinniśmy zrozumieć, bardzo zależy od kontekstu marzenia Julia na przykład upodobała sobie sny o dzieciach Trudno o piękniejsząmetaforę dotyczącąwzrostu i dojrzewania A jednak maleństwa z jej snów wcale nie były skłonne do rozwoju większość z nich okazywała się zaniedbana i niedożywiona a jeśli już trafiło się jakieś rozwinięte w miarę normalnie, było tak śmiertelnie poważne, ze przypominało raczej zgorzkniałego, przybitego cierpieniami starca niż buchającego energiąmalu-cha Roberta z kolei zaskoczyło marzenie o znajomym mu niepełnosprawnym umysłowo chłopcu Onjednak, w przeciwieństwie do Julii, wziął swoje przesłanie za dobry znak Nagłe polepszenie się stanu zdrowia wyśnionego przezeń bohatera było tego najlepszym dowodem sugerowało rozwój ukrytych dotąd talentów oraz możliwości jakich Robert w ogolę me spodziewał się w sobie znaleźć Dzieci wymagaj ą opieki oraz czułości, często są bezradne i zdane na łaskę dorosłych Jeżeli sen podkreśla właśnie dziecięcą wrażliwość i bezradność, to na te aspekty bezpośredniej rzeczywistości kieruje niewątpliwie naszą uwagę Wracam z jakiegoś spotkania towarzyskiego, przechodzę kolo domu Z Z, mojej nauczycielki ze szkolnych lat Słyszę rozpaczające dziecko Najwyraźniej dzieje mu się krzywda Choć boję się konfrontacji z nauczycielką, postanawiam ra- 82 towac to dziecko Otwieram odważnie drzwi Z pokoju na piętrze wygląda Z Z / widać miłojej, ze się zjawiłam Widzę, ze ściska za rękę małą, zapłakaną dziewczynkę Chce ją uciszyć zatykając j ej buzię Mnie serce kraje się z bólu i proszę ją, zęby tego me robiła Z Z jest wyraźnie zaskoczona ale wypuszcza dziecko z rąk Widać me wiedziała, ze to co robi jest niewłaściwe Mała dziewczynka schodzi do mnie nieśmiało po schodach Wołam ją do siebie, zaczynam zagadywać i zabawiać Czuję, ze po raz pierwszy spotyka ją od kogoś trochę ciepła i miłości Nie pozwolę jej już dłużej krzywdzić Z Z patrzy na nas i chyba zaczyna rozumieć, ze nie przemocą lecz miłością można się z tym dzieckiem najlepiej porozumieć Przesłanie pojawiło się w marzeniu Baśki, która od dłuższego czasu czuła się merozumiana, ignorowana i pozbawiona ludzkiego kontaktu - zupełnie jak mała dziewczynka z j ej snu Dotychczas tłumiła swoje emocjonalne potrzeby, ostatnio zaczęłajednak zauważać, ze wyrządza sobie w ten sposób dużą szkodę Zrozumiała, ze czułości i ciepła powinna najpierw poszukać we własnym wnętrzu We śnie udało się jej szczęśliwie nawiązać porozumienie ze skrzywdzonym i odtrącanym dzieckiem ukrywającym się w jej własnej psychice Równie często co dzieci pojawiają się w naszych snach postaci nieznajomych starców oraz staruszek i co ciekawe, z reguły nie przypominaj ą one wcale o śmierci ani procesie starzenia się Znacznie częściej reprezentuj ą mądrość, wiedzę oraz doświadczenie życiowe Obecność starych kobiet sugeruje zwykle dotarcie do zasobów kobiecej mądrości, postaci starców mogą zaś utożsamiać drzemiący w nas aspekt mędrca i przewodnika Do popularnych bohaterów marzeń sennych przeciętnego Europejczyka należą niewątpliwie stróże prawa policjant, wojskowy, strażnik, kontroler oraz osoby posiadające powszechnie uznany autorytet dyrektor, nauczyciel, urzędnik i ksiądz Oczywiście rożne atrybuty tych postaci może sen uwydatniać i one będą wówczas kluczem do zrozumienia przesłania, najczęściej jednak stróż prawa symbolizuje element sumienia, siły 83 trzymającej nas w ryzach i wzbraniającej wykroczenie przeciw normom społecznym Jeśli stróże prawa i autorytety często nasze sny zaludniająi utrudmająnam działanie swoimi surowymi nakazami i karami, może warto zastanowić się nad tym, jakiemu aspektowi naszej psychiki wzbramanajest ekspresja, co takiego usiłujemy w swoim życiu blokować Nie przegapmy tez w naszej analizie rzadkich lecz interesujących bohaterów domyślnych, którzy, choć niewidzialni, pełnią w spektaklu równie ważną rolę co niejeden policjant czy duchowny Ci niecodzienni goście mają równie niecodzienne zwyczaje, bo choć ich obecność daje się odczuć a wypadki w jakiś sposób dotyczą ich niewidzialnej postaci, tak naprawdę nigdzie nie występują om jako aktorzy wyśnionej sztuki Właśnie na tych nieobecnych podopiecznych Morfeusza warto zwrocie uwagę szczególną, często okazują się oni jednymi z najważniejszych bohaterów przesłania z podświadomości Jeśli zostaną zauważeni i zrozumiani zaprezentuj ąjakąs mepokojącąi nieprzyjemną sprawę, na którą nawet podczas drzemki zdecydowaliśmy się nie spoglądać w pełnym świetle Odkrycie tożsamości bohatera domyślnego będzie pierwszym krokiem ku rozwikłaniu kłopotu W większości snów, gdziekolwiek byśmy się znaleźli, czy we własnym domu czy na innej planecie, zawsze zarezerwo-wanejest dla nas miejsce w sennym spektaklu, zawsze jesteśmy sobą Nie przeszkadza wcale, ze bohaterowie, którzy we śnie odgrywali role odrębnych postaci, po interpretacji często także okazują się aspektami naszej własnej osobowości Jest pewne „ja", które zawsze czuje się jak „ja", bez względu na to, jakie kreacje przywdzieją inni aktorzy snu Zwykle czuje się ono dokładnie tak, jak ego z okresu jawy - zdarza się jednak, ze niespodziewanie wcieli się w skórę kogoś zupełnie innego niż za dnia Choć więc wciązjesteśmy „sobą", chwilowo stajemy się „sobą" innymi niż na jawie Zdania na temat przyczyn tych interesujących przekształceń sąpodzielone, niektórzy traktująje jako dowody reinkarnacji, inni wyłącznie jako ciekawe curiosum Mimo tych niezgodności opinii dla większości oneironautów, bez względu na ich 84 osobiste przekonania, pojawienie się takich sennych metafor zawsze jednak stanowi niezapomniane przeżycie Jak należy więc rozumieć podobne intrygujące transformacje9 Wielu badaczy uważa, ze do wodzą one bardzo silnej identyfikacji z osobą, której postać zdecydowało się przybrać senne ego Trzeba przyznać, ze istotnie szereg snów wydaje się to spostrzeżenie potwierdzać Niemniejszą wymowę co tożsamość naszych wyśnionych bohaterów maj ą ich wyśnione perypetie Jednym z dość powszechnie przewijających się wątków jest na przykład śmierć jednej z postaci snu Bywa ona alegonąunicestwiemajakiegoś obszaru naszego życia i niekoniecznie musi być sygnałem negatywnym - pamiętajmy, ze bez śmierci nie ma zmartwychwstania - aby coś nowego mogło się rozpocząć, zginąć musi to, co stało na drodze do odnowy Właśnie taki sen przytrafił się Piotrowi Niechcący uśmiercił chorąosobę znajdującąsię na oddziale intensywnej terapii Intencje były jak najlepsze, bo Piotr usiłował pacjenta ratować Niestety zabrał się do dzieła zupełnie niefachowo, nie do końca wiedząc co robi Obudził się wyraźnie wstrząśnięty wyśnioną akcją- choć bez złej woli i tylko we własnej wyobraźni, zabił przecież człowieka Jak się okazało wymowny sen nadszedł w dzień po podjęciu przez Piotra ostatecznej decyzji wycofania się z prestiżowych studiów i choć młody człowiek z uczuciem ulgi zwrócił się myślami ku nowym, bardziej dlań atrakcyjnym zajęciom, najwidoczniej nie do końca rozprawił się jeszcze z przeszłością Dopiero uśmiercając to, co do niedawna stanowiło ważną część jego egzystencji, zamknął dotychczasowy rozdział swego życia Zdarza się, ze w pewnych skrajnych przypadkach ginącą postaciąjesteśmy my sami, tak, jak stało się to w następującym śnie Zbliża się do mnie mężczyzna o ostrych rysach, w ciemnych okularach Mierzy do mnie z pistoletu Chwila lęku ze zdejmie okulary i spojrzy mi w oczy, ze stanie mi się coś złego A potem on strzela do mnie i czuję, jak kolejno dwie kule 85 zagłębiają się w moje serce - są zimne, ale po początkowym szoku okazuje się, ze to wcale me jest takie straszne, ze nie boli i ze kończy się bardzo szybko ze tak dobrze jest wreszcie umrzeć Ktoś bardzo mi bliski stoi obok zrozpaczony, chcę mu wytłumaczyć, ze me powinien martwic się ani niczego żałować, bo czuję się zupełnie spokojna - alejuz me zdążam Umarłam Sny o własnej śmierci bywaj ą sygnałem dramatycznych lecz pozytywnych i odradzających zmian w życiu Nie jest to jednak reguła W przypadku zacytowanego powyżej snu Lidki dominowało poczucie rezygnacji i beznadziejności Walka z przeciw-nosciami me wydawała się już mieć sensu Lidka czuła się tak osaczona przez wrogą rzeczywistość, ze myśl o przerwaniu życia i znalezieniu spokoju nie była wcale straszna Nie bagatelizujmy podobnych sygnałów Jeśli śni nam się, ze zostaliśmy unicestwieni i ogarnęło nas z tego powodu uczucie ulgi a na dodatek na codzien zauważamy u siebie objawy depresji, naj-wyzsząporąna poszukanie pomocy doświadczonego psychologa i podzielenie się z mm swoimi niepokojami Przesłaniem równie wymownym co śmierć jest wskrzeszenie któregoś z bohaterów snu Tym razem jakiś aspekt naszego życia, który dotychczas wyglądał na uśmiercony okazuje się wciąż żywy i na tyle energiczny, ze zwraca na siebie naszą uwagę Znów, jak w poprzednim przypadku, zależnie od kontekstu całego marzenia możemy przyjąć ten fakt z ulgą albo niepokojem Jeśli dominuje obawa, to możliwe, ze przypomina o sobie jakaś potrzeba, którącelowo postanowiliśmy wymazać z pamięci, odepchnąć czy zbagatelizować Podobny wydźwięk co sny o zmartwychwstaniu miewają marzenia, w których napada na nas banda chuliganów czy barbarzyńców Te czarne charaktery to nieakceptowane części osobowości Usiłująone zwrocie na siebie naszą uwagę i gotowe sąchwytać się naj dramatyczni ej szych sposobów, byleby tylko ten cel osiągnąć Wy starczy jednak zrozumieć, co takiego ukrywamy przed samymi sobą aby złe charaktery przestały nas dręczyć po nocach a w zamian ofiarowały swąpomoc i wsparcie 86 Sny zawierające elementy agresji mogą także wskazywać na naszą agresywnąpostawę wobec innych albo siebie samych Oczywiście nieco usprawiedliwionego gniewu nikomu nie zaszkodzi, szczególnie, jeśli znani byliśmy dotychczas z nazbyt uległego i pasywnego zachowania Gdybyjednak nasze senne marzenia naładowane były scenami gwałtu i przemocy fizycznej, może się okazać, ze złość kierujemy przeciw sobie, a to wcale nie jest zdrowym objawem Mam kilkuletniego, nieznośnego synka, który zaczyna polewać mieszkanie wodą z prysznica Jestem wściekła Biegnę do mego, jedną ręką chwytam go za gardło, drugą zakręcam kran Potrząsam dzieckiem ze złością bo wiem, ze chciało mi dokuczyć Nagle uzmysławiam sobie, ze przecież to, co robię, jest absurdalne i okrutne Nie tędy droga Pytam synka czemu polewał wodą mieszkanie W odpowiedzi dowiaduję się, ze chciał tylko moje] uwagi Rozczulam się, robi mi się go szkoda, wyznaję mu, ze bardzo go kocham i nigdy gojuz me skrzywdzę Budzę się ze Izami wzruszenia w oczach Powyższe marzenie zakończyło się dobrze Agresja, którą śniąca skierowała początkowo przeciw sobie, została rozładowana w pięknym, alegor\ cznym akcie wewnętrznego porozumienia Można tylko pogratulować Sen to wyjątkowo prawdomówna „bestia" - nie potrafi ani skłamać ani oszukać Wiernie reprezentuje to, co czujemy i przezywamy i me wyrzeknie się swej uczciwości za żadne skarby nawet, gdybyśmy świadomie usiłowali ukryć przed sobą jakąś wstydliwą prawdę Jeśli więc perypetie śniącego ego kończą się efektownym osiągnięciem fascynującąpodmebną podrożą, zawarciem przyjaźni z idolem świata muzyki albo tak, jak w przypadku snu Lidki zmianą postępowania w stosunku do ignorowanego dziecka, możemy być z siebie szczerze dumni Najwidoczniej zaczęliśmy właśnie prawidłowo wykorzystywać swe ukryte talenty i możliwości a szlak wiodący ku wewnętrznej eksploracji i rozwojowi zapowiada nowe ekscytujące przeżycia 87 ICELUS I JEGO ZWIERZĘCY PODOPIECZNI „- Dzień dobry - powiedział lis. - Dzień dobry - odpowiedział grzecznie Mały Książę i obejrzał się, ale nic nie dostrzegł. - Jestem tutaj - posłyszał głos - pod jabłonią! - Ktoś ty? - spytał Mały Książę. - Jesteś bardzo ładny. - Jestem lisem - odpowiedział lis. - Chodź pobawić się ze mną- zaproponował Mały Książę. - Jestem taki smutny... - Nie mogę bawić się z tobą- odparł lis -Nie jestem oswojony." (Antoine de Saint Exupery, „Mały Książę", tłum. Jan Szwykowski) Zwierzęcy bohaterowie snów rządzą się specjalnymi prawami. Nabieraj ą człowieczych cech, ulegaj ą cudownym transformacjom, bywa, że nawet decyduj ą się przemówić ludzkim głosem, tak, jak to zrobiła postać lisa z kart książki Saint -Exupery'ego. Dzięki swym niespotykanym zdolnościom rodem z krainy baśni, postaci zwierząt okazują się doskonałymi wyrazicielami symbolicznych treści. Choć więc ten i ów oburzyłby się przeciw antropomorfizacji zwierzęcych zachowań, jego niezadowolenie nie powinno wzruszyć doświadczonych oneiro-nautów. Wiedzą oni dobrze, że przypisanie ludzkich atrybutów wyśnionym zwierzętom jest najlepszym wytrychem do bram metaforycznego przesłania. Jeśli więc przyśnił nam się lis, zastanówmy się jakimi ludzkimi cechami został obdarzony. Może był sprytny i przebiegły jak Lis Witalis z bajki Jana Brzechwy, a może raczej okazał się miły i towarzyski, tak, jak lisi przyjaciel Małego Księcia? Każdemu z nas przyj da do głowy nieco inne określenia - bardzo dobrze, bo świat widziany oczyma dwojga różnych ludzi nie wygląda przecież identycznie. Zwierzęcy bohater często jest w stanie przekazać znacznie wymowniejsze i celniejsze przesłanie niż najbardziej nawet wysublimowana postać ludzka, czego dowodem może być następujący sen: Po podwórku biega mały, karłowaty nosorożec. To wyjątkowo uparty zwierz, uwziął się na mnie i wciąż mnie atakuje. Bez przerwy napada i nie daje spokoju. Muszę uważać, żeby uniknąć jego ciosów. Na szczęście z powodu swoich niewielkich rozmiarów nie jest wcale niebezpieczny. Ewa, autorka powyższego marzenia, uważa nosorożce za „szorstkie" i "gruboskórne" istoty, które z powodu swojej krótkowzroczności są według niej nieufne i łatwo wpadają w irytację. Nosorożec ze snu był jednak zupełnie niegroźny i jedynie jego natrętne szarże stanowiły niemiłą uciążliwość. Metafora, jak się okazało, reprezentowała narzeczonego Ewy. Witek wydawał się jej krótkowzroczny, mało wrażliwy, a poza tym obruszał się z byle powodu, zupełnie tak, jak łatwy do rozsierdzenia gruboskorzec. Symbol nosorożca przekazał przesłanie w znacznie dosadniejszy i celniejszy sposób niż byłoby to możliwe, gdyby narzeczony Ewy wystąpił bez zwierzęcego przebrania. Może się okazać, że mamy trudność z subiektywną oceną postaci ludzkiej pojawiającej się w naszym marzeniu, szczególnie, jeśli bohaterem okazuje się ktoś znajomy, kogo nasz sen odmalował w niezbyt przychylnym świetle. Z bohaterami zwierzęcymi nie ma już tego problemu: łatwiej o ich otwartą krytykę i wytknięcie im choćby najohydniej szych skłonności. Wszystko to dlatego, że nie wiemy jeszcze co lub kogo oni reprezentują. Dopiero po nazwaniu niesympatycznych cech może się okazać, ze stanęliśmy twarząw twarz z niespodziewanym odkryciem: oto brzydka ropucha reprezentuje naszą teściową a jadowity skorpion kolegę z pracy. Trudniej przyszłoby nam zaakceptować prawdę podświadomego spostrzeżenia, gdyby pełna dobrych chęci teściowa i - wydawałoby się - dobrze nam życzący kolega pojawili się w swoich naturalnych postaciach. T Czasem z krytyką naszych znajomych i bliskich można sobie jakoś poradzić, gorzej jednak jeśli sen portretuje nas samych. Nie tak znów łatwo przyznać się do własnych błędów czy ukrywanych skłonności, oczywiście o ile znów nie zechcą nam przyjść z pomocą zwierzęcy bohaterowie także i tym razem nie mający nic przeciwko odegraniu jeszcze jednej niepopularnej roli. Jeśli to właśnie nasze cechy odzwierciedla ta zwierzęca postać, może ona reprezentować „zwierzęce" instynkty i popędy albo zwracać uwagę na potrzeby seksualne. Nie jest to jednak jedyna możliwość interpretacji, bo zwierzęce symbole mogą być także dosadną alegorią emocjonalności, zdarza się, że reprezentuj ą intuicję i mądrość życiową, której nie da się wyrazić za pomocą słów. Właśnie na intuicyjnej, niewerbalnej wiedzy skupia się często przesłanie snów, w których zwierzęta decydująsię okazać nam swoje zaufanie i przyjaźń. Oswojone, łagodne bestie odzwierciedlać mogą wówczas mocne i piękne strony naszego charakteru, służące pomocąw naszej wędrówce przez życie. Nie zawsze jednak zwierzęcy bohaterowie okazująsię uosobieniem łagodności i dobrych manier. Czasem sprawiająraczej wrażenie rozwścieczonych byków królaAeetesa a już sama myśl o nich przyprawia nas o gęsią skórkę. Czyhają pod łóżkiem, bez uprzedzenia wyskakują z szafy albo bezlitośnie uganiają się za nami po korytarzach wyśnionych budynków. Jeśli istotnie prześladują nas nocami takie nieprzyjemne spotkania ze zwierzętami, może warto zastanowić się, czy przypadkiem nie obawiamy się pewnych aspektów własnej psychiki. Niewykluczone też, że w jakiś sposób ograniczamy swojąwrodzoną spontaniczność albo hamujemy emocje. Do równie agresywnego zachowania wyśnione bestie prowokuje czasem nasza opieszałość w rozwiązywaniu ważnego problemu albo zwlekanie z wykonaniem zadania, którego za wszelką cenę usiłujemy uniknąć. Bywa, że zwierzę ze snu jest istotą bardziej krnąbrną i nieposłuszną niż niebezpieczną, usiłuje wyrwać się z zamknięcia 90 albo uwolnić z więzów, podczas gdy my, pełni desperacji, staramy się przywołać je do porządku. Jeśli niesubordynowany zwierz z sennego marzenia rzeczywiście przysparza kłopotów zastanówmy się, czy przypadkiem także najawie nie usiłujemy bezskutecznie zapanować nad czymś, co wymyka się naszej kontroli. Bardzo prawdopodobne, że odkryjemy wówczas prawdziwe znaczenie przesłania. Za ilustrację niechaj posłuży marzenie pewnego psychologa. Głównymi bohaterami snu byli koń oraz jego właściciel: surowy, „usztywniony" rolnik zamierzający zaprząc zwierzę do pracy. Koń na widok zbliżającego się pana i szykującego się wysiłku zerwał się z postronka i dalejże harcować po sadzie. Choć nie odbiegał daleko, ani mu było w końskim łbie pozwolić zaprząc się do pługa. Ze zrezygnowanego, znudzonego zwierzęcia pociągowego przekształcił się w nieokiełznanego rumaka. W czasie interpretacji wyjaśniło się, że sen psychologa dotyczył jego praktyki terapeutycznej a symbol rolnika reprezentował surowe, autorytarne podejście do pacjentów, którzy zgłaszali się po pomoc. Oczywiście sztywna postawa wydatnie ograniczała polot symbolizowany przez nieposłusznego konia i jakże potrzebny w prowadzeniu terapii. Uśpiony umysł wyraźnie sugerował pozbycie się dotychczasowej sztywności, dopatrując się w tej akcji klucza do prawdziwych osiągnięć. Dość niewdzięczną rolę pełnią w marzeniach wielu osób zwierzęta niższe, czasem nawet płazy, gady czy drobne gryzonie, słowem istoty napawające większość z nas obrzydzeniem i wstrętem. Nic dziwnego, że w snach zwykle odzwierciedlają one sprawy, które skłonni jesteśmy odsunąć od siebie z obrzydzeniem albo wytępić. Jeśli jednak te „odrażające stworki" zostaną właściwie zrozumiane, natychmiast nagradzaj ą naszą odwagę i stająsię dostarczycielami mądrych rad z podświadomych obszarów umysłu. Tak właśnie było w przypadku snu o szczurzym królu i jego świcie, który przyśnił się niedawno mnie samej. Oto podjęłam w nim decyzję zniszczenia całego klanu tych gryzoni. Moja wyśniona reakcja wydała mi się co najmniej zastanawiająca, bo osobiście darzę szczury sympatią, 91 podziwiając je za inteligencję, towarzyskość (bądź co bądź jednym z moich najserdeczniejszych zwierzęcych kumpli był właśnie szczur laboratoryjny) i wielką zdolność adaptacji do warunków zewnętrznych. Co jeszcze dziwniejsze, we śnie usiłowałam wytępić ród gryzoni dlatego, że „tak wypada", „tak postąpiłby każdy w mojej sytuacji", powinnam więc zrobić to samo. W głębi duszy czułam jednak żal, wręcz rebelię przeciw porzucaniu swoich przekonań. Serce mówiło: nie zabijaj, lecz uszanuj. Analiza snu wykazała, że bezlitosne potraktowanie szczurów było parafrazą mój ego podejścia do książki, którą właśnie pisałam. Istotnie w ostatnim czasie „mordowałam" rozdział za rozdziałem zupełnie tak, jak nieszczęsną świtę szczurzego władcy. Stopniowo zabijałam ducha całej książki (reprezentowanej przez samego szczurzego króla), starając się dopasować jej treść do oczekiwań, których spodziewałam się od wydawcy. Wymowny sen pojawił się w samą porę by powstrzymać mnie w dziele zniszczenia. Specjalną kategorią symboli są postaci zwierząt młodych, delikatnych i wymagających opieki. Odzwierciedlająone prawdy podobne do tych, które symbolizowane sąprzez bohaterów dziecięcych i podkreślająwrażliwe, młode oraz rozwijające się aspekty naszego życia. Co to takiego? Rodzaj zwierzęcia, jego wygląd i zachowanie powinny naprowadzić nas na trop. Zwróćmy uwagę na sposób, w jaki traktujemy swoje wyśnione zwierzęta: czy sąone przez nas zapominane, czy raczej opiekujemy się nimi dbając o ich dobro. Jeśli sprawiaj ą wrażenie zaniedbanych i mają się źle, może czas najwyższy zająć się jakąś nie cierpiącązwłoki sprawą, którą reprezentuj ą. Wymownym tego przykładem był sen Jacka. W marzeniu pojawiło się stadko wychudzonych kociąt, które autor snu za wszelką cenę usiłował utrzymać przy życiu. Niestety zwierząt było dużo a on nie miał wystarczających zapasów mleka zęby wykarmić całą czeredę - niedożywionym kotom zagrażała śmierć głodowa. W trakcie analizy wyjaśniło się, ze Jacek bardzo przesadził z ilościązobowiązań, które wziął ostat- 92 nio na swoje barki. Marzenie ostrzegało, że jego siły sąjuż na wyczerpaniu i jeśli w porę nie ograniczy swojego apetytu na sukces, nie będzie w stanie ukończyć żadnego ze swoich projektów. Na osobną uwagę zasługuj ą symbole roślin dla wielu osób będące żywą reprezentacją wzrostu, ekspansji, siły życiowej albo odnowy. Ich symbolizm można zrozumieć na wielu płaszczyznach, nawet w sferze duchowej, tak, jak stało się to w przypadku snu Marii, pięknego i nie wymagającego żadnych dodatkowych komentarzy traktatu o odkrywaniu szczęścia. „Przyglądam się robotnikom budującym drogę. Umacniają pobocze, wbijając miotami w miękka ziemię nasypu wielką kłodę drzewa. Z żalem myślę o tym, że przecież do niedawna ten martwy pień by i żywym, pięknym drzewem. Ból z powodu okrucieństwa, jakiego jestem świadkiem staje się coraz bardziej intensywny aż w pewnej chwili spostrzegam, że kłoda zaczyna z wysiłkiem oddychać. Wyraźnie czuję teraz jej cierpienie. Nagle pień prostuj e się, unosi nad ziemią i wy puszcza-wielką bujną koronę. Czuję się szczęśliwa, oto sama jestem tym potężnym, pięknym drzewem, czuję się wolna i radosna. Jak cudownie jest żyć!" 93 Z WIZYTĄ W REKWIZYTORNI PHANTASUSA Jedną z intrygujących zagadek mojego dzieciństwa była receptura cudownej maści sprzedawanej przez wędrownych handlarzy na jarmarkach. Jeśli wierzyć zapewnieniom sprzedających, świetnie usuwała ona zgagę, jeszcze lepiej leczyła z kurząjek, skutecznie likwidowała zarówno piegi jak i tasiemca. Coś z wszechstronności tego cudownego środka ma niewątpliwie jedna z najpopularniejszych metafor snu - symbol domu. Może symbol ten nie ma aż tylu zastosowań co medykament zachwalany przez wiejskich kramarzy, mimo to daje sporo okazji do spekulacji nad zaszyfrowanym znaczeniem sennego przekazu. Czyjąś uwagę zaprząta ostatnio stan psychicznego albo fizycznego zdrowia? Śniący umysł chętnie umieści w marzeniu tej osoby metaforę domu. Kogoś innego zajmują ostatnio kłopoty małżeńskie? Nie ma sprawy, symbol znów da się z powodzeniem wykorzystać. Komuś marzą się odważne projekty na przyszłość? Nic prostszego, wyobrażenie domu i teraz spełni pokładane w nim nadzieje. Choć oczywiście wieloznaczność symbolu-wytrycha wcale nie ułatwia działania adeptom sztuki interpretacji snów, nie powinna nikogo odstraszać. Potraktujmy naszą analizę jako ciekawą przygodę i okazję do wykazania się spostrzegawczościąna miarę Hercula Poirot a na pewno nagrodzeni zostaniemy ciekawymi odkryciami. Luizie przyśnił się samotnie stojący na wzgórzu pałacyk, Zbyszkowi budowla, w której podziemiach prowadzono prace remontowe. Hanka w swoim śnie bezskutecznie usiłowała przedostać się na teren osiedla ogrodzonego potężnymi kratami. Dzięki wnikliwej interpretacji nocnej wizji Luiza zrozumiała, że dom na wzgórzu reprezentuje jej wyniosły sposób bycia skutecznie izolującyjąod innych ludzi. Zbyszek odkrył, że roboty konstrukcyjne przebiegające w jego śnie odzwierciedlająpro-ces „pracy u podstaw" - pozytywnych zmian zachodzących 94 ostatnio w jego psychice. Hania starała się zaś odgrodzić wyśnionymi kratami od nieakceptowanych pragnień i tęsknot, które zagrażały rozpadem jej małżeństwa. Jak widać, okazji na wykorzystanie metafory domu nie brakuje, sporo też będzie powodów do zdziwienia, kiedy już odkryjemy jej przesłanie: oto okaże się, że jeszcze raz udała nam się niezwykle trafna przenośnia. Czasem dane jest komuś zajrzeć we śnie do wnętrza domu, pospacerować po pokojach, trafić do kuchni albo załatwić tę czy owąpotrzebę w toalecie. Niechaj nie opuszcza nas w takich razach czujność, zapamiętajmy jakie pokoje udało nam się odwiedzić i co w nich robiliśmy. Na jawie każde pomieszczenie spełnia ściśle określoną funkcję: w kuchni przyrządza się posiłki, w salonie przyjmuje gości, na strychu gromadzi to, co chwilowo nieprzydatne. Sen także nie boi się przypisać wyimaginowanym wnętrzom konkretnego znaczenia: oto sypialnia często reprezentuje sferę wypoczynku, prywatności lub życia seksualnego. Wyśniona kuchnia może przedstawiać nasz sposób zdobywania energii oraz regenerowania sił fizycznych bądź psychicznych. Pokoje gościnne zaś okazująsię doskonałą inscenizacją dla snów traktujących o "bardziej publicznych" sferach prywatnego życia. Z reguły przedstawiają te jego aspekty, które jesteśmy gotowi zaprezentować innym, tak, jak za dnia udostępniamy im wnętrze swojego salonu. Interesujące prawdy wyczytać można w snach obierających sobie za symbol strychy i piwnice. Do tych pomieszczeń swoich gości raczej się nie zaprasza a samemu także nieczęsto zagląda. Sen zgrabnie podchwytuje wątek strychu i piwnicy ilekroć zwraca naszą uwagę na problemy, które są zapomniane, nie w pełni uzmysłowione lub celowo zepchnięte na dno podświadomości. Piwnice najczęściej bywają reprezentacją tego, co instynktowne zaś motyw poddasza albo strychu dotyczy zwykle prawd wiążących się z duchową i intelektualną sferą życia. Jeśli już dotarliśmy na wyśniony strych, warto przez chwilę pogrzebać wśród zgromadzonych tu szpargałów, może, tak jak w dzieciństwie, niespodziewanie znajdziemy tu cenne trofeum. 95 Oczywiście teraz, po latach, nie zachwyci nas już pewnie wyschnięte skrzydło motyla ani kłębek wyblakłej włóczki. W zamian sen skłonny będzie ofiarować coś o bardziej nieprzemijającej wartości. Oto możliwe, ze wskaże talenty i bogactwo wewnętrzne ukrywające się dotąd poza zasięgiem naszej świadomości. Wiadomo, że dom domowi nie równy. Niektóre wyśnione wnętrza oszałamiająprzepychem i elegancją, inne straszą zaciekami na ścianach oraz stertą śmieci na podłodze. Zwróćmy baczną uwagę na wystrój wyśnionego domu, szczególnie wnikliwie analizując odczucia, które marzeniu towarzyszyły. Sąone często ważnymi drogowskazami dla rasowych tropicieli znaczenia snów, bo wiernie naśladują te uczucia i emocje, które żywimy wobec problemu reprezentowanego przez symbol. Równie często co symbol domu przewija się po snach niejednego oneironauty motyw wody interpretowany przez specjalistów jako odzwierciedlenie uczuć albo emocji. Rzeczywiście wielu adeptów sztuki interpretacji marzeń właśnie w tym kontekście metaforę wody umieszcza tak, jak uczyniła to Małgosia, której sen o wzburzonym morzu omówiony został w rozdziale „W pogoni za sennym marzeniem". Innym razem wyśnione zbiorniki wodne reprezentująraczej energię życia i siły witalne, czego dowodem może być doniesienie Julii. Zapytana przeze mnie o to, z czym kojarzy jej się symbol oceanu pojawiający się często w jej snach, oświadczyła, że ocean stanowi „niezastąpione źródło energii, bez której nie dałoby się żyć". Już ten zwięzły opis wystarcza, by zrozumieć dlaczego w swoich marzeniach śniąca często poszukuje oceanu a zanurzenie się w jego wodach reprezentuje dla niej akcje przynoszące odnowę sił witalnych. Kolejna grupa popularnych symboli snu to środki lokomocji. Wyśnione wehikuły mogą być różne: od aut, autobusów i pociągów po czarodziejskie dywany i nadmuchiwane statki kosmiczne. Wszystkie nadająsię wyśmienicie do wyrażenia dynamicznych aspektów wydarzeń dziejących się w naszym życiu. Przez sny o pojazdach przewija się więc motyw energii, mocy, 96 posuwania się do przodu albo docierania do celu. W snach Chińczyka często pojawiają się rowery, drzemiącemu mieszkańcowi Indii nie raz śnią się pewnie podróże rikszą, dla Europejczyków najpopularniejszym symbolem pojazdu jest niewątpliwie samochód - wygodnie jest zasiąść za jego kierownicą i podążać do wytyczonego sobie celu. Jeśli jednak wyśniony pojazd psuje się na środku drogi albo niespodziewanie wpada w poślizg, najwyraźniej w naszym życiu coś szwankuje albo wymyka się kontroli. Przypomnijmy sobie, czy to my sami kierowaliśmy wyśnionym pojazdem, czy też raczej byliśmy jego pasażerami, bo każda z tych dwóch możliwości niesie ze sobąinne przesłanie. W jednym ze snów Marii auto prowadził jej mąż. Wybrał on jednak taką drogę do celu, która wydawała się jego towarzyszce zupełnie nieodpowiednia. Maria zachowała jednak dla siebie swoje wątpliwości. A szkoda: jakby na potwierdzenie j ej obaw szosa zmieniła się wkrótce w wąską, wyboistą ścieżkę, urywającą się nagle przy wiejskiej zagrodzie. Oczom zdumionej pasażerki ukazało się podwórko „udekorowane" wielką stertą gnoju, w której beztrosko tarzało się stadko świń. Maria dość szybko zorientowała się, co jej sen ilustrował. Przyznała, że istotnie w małżeństwie z Ryszardem czuje się jak bezwolny pasażer a nie równoprawna towarzyszka życia. Sen wyraźnie ostrzegał j ą przed niemiłymi konsekwencjami biernej postawy - trudno przecież o bardziej wymowne ostrzeżenie niż wizja sterty gnoju, którą śniąca obdarowana została przez drzemiącą wyobraźnię. Bogdan - miłośnik samochodów oraz pięknych kobiet -był swego czasu właścicielem eleganckiego Thunderbirda. Samochód znudził się mu jednak tak dalece, że Bogdan zdecydował się zamienić auto na inny, bardziej, jak mu się wydawało, wykwintny model Forda. Kiedy wreszcie po zawarciu transakcji wymiennej zasiadł za kierownicą nowego pojazdu zauważył z bólem serca, że nowy nabytek nie jest ani tak wygodny ani tak elegancki jak pierwotnie przypuszczał. Ot, chciałoby się powiedzieć, zamienił stryjek siekierkę na kijek... 7 — Komorowska J Drogami 97 Jak okazało się w trakcie interpretacji, autor snu niedawno rozwiódł się ze swojąpierwszążonąi wstąpił w nowy związek małżeński, który reprezentowany był w jego śnie przez nowy, lecz niewygodny model Forda. Choć Bogdan nie był skłonny przyznać się do pomyłki, zrobił to za niego sen nie ukrywający podświadomego rozczarowania z powodu zawarcia „niekorzystnej transakcji". Najwyraźniej nowe małżeństwo okazało się mniej „wygodne i eleganckie" niż pierwszy związek, z którego Bogdan tak niefortunnie zrezygnował. Ciekawie wykorzystywane sąprzez śniący umysł symbole autobusu i pociągu, nieraz podkreślające wrażenie niepełnej lub ograniczonej kontroli nad procesem osiągania życiowych aspiracji. Gdyby okazało się jeszcze, że wyśniony pociąg albo autobus umyka nam sprzed nosa albo wiezie nie tam, dokąd zamierzamy dotrzeć, warto zastanowić się czy i w życiu najawie nie czujemy się przypadkiem właśnie tak, jak spóźniony albo zagubiony pasażer. Modnymi gośćmi snów sąmetafory ubiorów. Czasem stroimy się we śnie w cudze szatki i czujemy się z tego powodu bardzo nieswojo, innym razem stwierdzamy, że to, co mamy na grzbiecie, choć tym razem jest już niewątpliwie naszą własnością, naraża nas niestety na pośmiewisko otoczenia. Ubiór może przyprawić o rumieniec zakłopotania, skrępowanie czy irytację. Cóż więc reprezentuje? Jeśli poprosić przeciętnego Polaka o wyjaśnienie roli, jaką spełnia dlań ubranie usłyszymy, że jest to okrycie ciała, które może o nas dużo powiedzieć innym - wiadomo, jak cię widzą tak cię piszą. Prawdopodobnie nasz rozmówca zauważy też, że ubiór stanowi ochronę przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi. Potraktowanie powyższej wypowiedzi jako przenośni najlepiej chyba usidli znaczenie większości sennych marzeń obierających sobie ubranie za motyw przewodni. Jak prezentujemy się otoczeniu? Jak czujemy się w swojej roli? Czy nasza postawa wydaje się nam atrakcyjna i oryginalna czy raczej pożyczona, zużyta i wyświechtana? Właśnie sen o ubraniu -jeśli tylko bliżej przyjrzy- my się jego treści - może okazać się celną odpowiedzią na te oraz podobne pytania. Niemniej wymowne co marzenia o odzieniu są sny o jego braku. Golasy biegaj ą w naszych sennych marzeniach na tyle często, że temat nagości zaliczony został przez specjalistów do kategorii najpopularniejszych, dzieląc ten zaszczyt ze snami o lataniu, egzaminach, spóźnieniu na pociąg, wypadaniu zębów i gubieniu cennych przedmiotów. Wyśniona nagość jest często przyczyną zakłopotania i zawstydzenia. Lepiej przecież byłoby zapaść się pod ziemię niż stanąć przed szefowąw kompletnym negliżu albo odkryć podczas kąpieli, że oto jakaś tajemnicza siła przeniosła nas razem z wanną w najruchliwszy punkt wielkiego miasta. Sen jednak zupełnie się nie zraża naszym zmieszaniem, taka już jego natura. Uwielbia mocne pociągnięcia i lubi nimi szafować wykorzystując nasze naiwne przekonanie, że przygody dziej ą się zupełnie na serio. To właśnie w umiejętności ukrywania prawdy o naszym rzeczywistym stanie leży część jego mocy. Przecież gdyby w porę udało się nam zorientować, że nasza prywatna wersja „Nowych Szat Cesarza" to tylko złuda, nikt nie przejmowałby się swoją golizną. Możnaby nawet całkiem przyjemnie spędzić czas drzemki czyniąc przepyszne kawały wyśnionym postaciom krewnych oraz sąsiadów Tych, którzy wzdychaj ą do podobnej ewentualności, może ucieszy wieść, że czasem pragnienie to ulega spełnieniu: oto, zainteresowanym i dostatecznie cierpliwym miłośnikom oneironau-tyki udaje się opanować sztukę śnienia do tego stopnia, że nawet podczas drzemki nie opuszcza ich świadomość. Oczywiście świadome śnienie wymaga często długotrwałych przygotowań i praktyki, w międzyczasie, nie ma rady, trzeba pogodzić się z obecnością nie zawsze przyjemnych doznań towarzyszących snom o nagości. Jeśli na swój negliż reagujemy raczej zawstydzeniem niż dostojną dumą, symbolizm przesłania wydaje się oczywisty: najpewniej w ostatnim czasie poczuliśmy się w jakiś sposób obnażeni, wyeksponowani czy pozbawieni możliwości ukrycia swojej prawdziwej twarzy. Uczucie jest z reguły bardzo niemiłe, 99 mimo to dziwnie często okazuje się, że jakoś nikt nic sobie nie robi z naszej nagości. Jeśli istotnie bohaterowie snu wy daj ą się nie zauważać tego negliżu, może podświadomość mówi nam, ze nie ma powodów do paniki - to, co mogło wydawać się na jawie nadmiernym obnażeniem i "odsłonięciem wrażliwych okolic", tak naprawdę nie było niczym, co zasługiwałoby na zmieszanie i wstyd. Oczywiście reagować na swojąwyśnioną nagość możemy zupełnie inaczej - na przykład ciekawościączy wręcz zadowoleniem. Indywidualne różnice w reakcjach wiernie odzwierciedlaj ą całą gamę możliwych sposobów potraktowania problemu sygnalizowanego we śnie. Mnie zdarzyło się niedawno paradować topless na poważnym spotkaniu towarzyskim. Muszę przyznać, ze całkiem dobrze się bawiłam a po obudzeniu wzięłam przesłanie za dobry znak. Było ono dla mnie dowodem, że oto coraz łatwiej i naturalniej przychodzi mi prezentowanie przed ludźmi własnych przekonań i poglądów bez obawy, że narażam się na słowa krytyki. Ciekawe przygody zdarzająsię także z powodu bosych stóp i choć brak obuwia nie jest już dla wielu osób równie żenujący co skąpe odzienie, nieraz potrafi pokrzyżować szyki oraz zepsuć humor. Z reguły bowiem wyśnione obuwie reprezentuje kontakt z podłożem, realiami życia, może nawiązywać do procesu poszukiwania komfortu, bezpieczeństwa czy punktu oparcia. Właśnie buty pełniły pierwszoplanową rolę w całej serii snów, którymi obdarzyła się kiedyś Grażyna. Odwiedzała znajomych, w przedpokoju zdejmowała pantofle, grzecznie zasiadała do rozmowy. Kiedy wreszcie przychodził czas na pożegnanie gościnnych progów niezmiennie okazywało się jednak, ze jej pantofle jak na złość właśnie gdzieś się zawieruszyły. Nie raz więc przyszło Grażynie grzebać w stercie cudzych kapci i bucików - na próżno. Aby móc wyruszyć w drogę powrotną zmuszona była zakładać niewygodne, pożyczone papucie, albo, co gorsza, powracać do domu boso. Interpretacja wykazała, że sny wiernie naśladowały wydarzenia zachodzące w tamtym okresie w życiu Grażyny, od pewnego czasu poszukującej zajęcia, jakie sprawiałoby j ej satys- 100 fakcję i pozwalało na osiągniecie duchowej stabilizacji. Wszelkie próby odkrycia „życiowej pasji" kończyły się jednak dezorientacją: nasłuchawszy się dobrych rad znajomych nasza bohaterka „pożyczała" ich pomysły i starała się robić z nich użytek we własnym życiu. Niestety większość koncepcji nie była dopasowana do j ej osobistych potrzeb i pragnień, tak, jak niedobrane były cudze buty ze snów. Choć proces poszukiwań zabrał Grażynie sporo czasu, zrozumiała wreszcie, że tylko samodzielnie będzie w stanie znaleźć to, czego naprawdę potrzebuj e. Już to odkrycie wystarczyło, by przestała pozostawiać swoje wyśnione obuwie w mieszkaniach wyśnionych znajomych. Widocznie też zbliża się do swojego celu, bo w jej ostatnich snach coraz częściej gościć zaczęły przyjazne postaci staruszek oraz kwitnące ogrody. 101 JESZCZE DALEJ W INTERPRETACJĘ Były już ogólne wskazówki na temat tłumaczenia snów, nie zabrakło uwag o najważniejszych symbolach sennych marzeń pora, więc na bardziej szczegółową „instrukcję obsługi". Już na wstępie trzeba jednak przyznać, że metod prowadzenia interpretacji jest sporo a wybór najwłaściwszej nie zawsze łatwy. Większość propozycji brzmi bowiem na tyle przekonywająco, że każdy, kto zapozna się z nimi pobieżnie skłonny jest przypuszczać, że oto znalazł najlepszy sposób na zrozumienie swoich nocnych przekazów. Dopiero, kiedy zabieramy się do samodzielnej pracy nad interpretacją, okazuje się często, że wymaga ona od nas dużej giętkości i pomysłowości, o których podręczniki nic już nie wspominały. Nie zdziwmy się więc, jeśli okaże się, że pierwsze próby tłumaczenia doprowadzą nas do niepełnych konkluzji albo wręcz zakończąsię niepowodzeniem. Im dłużej zajmować się będziemy pracąnad snami, tym naturalniej przychodzić nam będzie zrozumienie ich języka i łatwiej odkrywać zaczniemy ich przesłanie, możliwe wreszcie, że opracujemy własną metodę interpretacji, która okaże się znacznie lepsza od sugestii książkowych. Ja proponuję dwa sposoby interpretacji oparte na pomysłach kilku zachodnich specjalistów zajmujących się analizą snów oraz moich osobistych doświadczeniach. Podstawy pierwszej techniki opracował Fritz Perls, zmarły w 1970 roku twórca kierunku psychoterapii Gestalt podkreślający, ze najważniejszym osiągnięciem każdego z nas jest pełna akceptacja wszystkich aspektów naszej osobowości. Perls utrzymywał, ze te skłonności, do których nie chcemy się przyznać i które odpychamy i traktujemy jak intruzów, będą przysparzać problemów dotąd, aż zgodzimy sieje przygarnąć, zaakceptować i polubić. Zaproponowane przez niego „Ćwiczenie Pustego Krzesła" jest jedną z najlepszych znanych dziś metod identyfikowania przy- 102 czyn wewnętrznego konfliktu. Sposób nadaje się wyśmienicie do interpretacji wszelkich snów, szczególnie zaś koszmarów oraz innych marzeń o wyraźnie niepokojącej treści. Występujące w nich symbole „zbuntowanych" fragmentów naszej osobowości otwarcie wypowiadaj ą nam wojnę przyjmując postać oprawców, groźnych bestii czy potworów rodem z piekła. Wystarczy jednak, że zrozumiemy punkt widzenia wojujących z nami bohaterów snu a wyjaśnią się przyczyny ich fanaberii i tym samym wyłonią się podstawy dotychczasowego konfliktu wewnętrznego. Właśnie: zrozumieć znaczy przebaczyć a do swoich adwersarzy najlepiej przekonać się w procesie dyskusji i mediacji, w którym wszyscy będą mieli równe szansę wypowiedzenia swojego zdania. Oczywiście w naszym ćwiczeniu rolę każdej ze skłóconych stron odgrywać będziemy my sami. Ustawmy w tym celu dwa krzesła tak, aby znajdowały się one naprzeciwko siebie. Zasiądźmy na jednym z nich dzierżąc w garści opis wybranego przez siebie snu. Przeczytajmy uważnie swojąnotatkę a następnie opowiedzmy jej treść tak, jakbyśmy ponownie przeżywali nasze marzenie. Teraz, przyjmując rolę swojego sennego, ja" zwróćmy się do pustego krzesła wyobrażając sobie, że siedzi tam właśnie jeden z bohaterów snu. Niektórych początkowo będzie pewnie śmieszyć myśl o tym, że oto rozmawiają sobie w najlepsze z pustym krzesłem. Nie przejmujmy się tym zupełnie, najważniejsze, że metoda przynosi rezultaty - zresztą po chwili na pewno tak wczujemy się w swojąrolę, ze niedawne wątpliwości znikną bez śladu. Wypowiedzmy to, co chcielibyśmy zakomunikować negatywnej postaci, śmiało zadajmy pytania o przyczynę jej zachowania, stwórzmy warunki, w jakich puste krzesło, gdyby tylko potrafiło mówić, z niecierpliwościągotowałoby się do udzielenia wyczerpującej odpowiedzi. Zasiądźmy teraz w tym „milczącym", pustym krześle przyjmując postawę bohatera, do którego właśnie z takąemfaząprzemawialiśmy. Oto wreszcie nadeszła pora na odegranie partii naszego dotychczasowego adwersarza. Wczujmy się w swoją nową rolę i zaakceptujmy 103 nadchodzącą z podświadomości odpowiedź. Nie jesteśmy już chwilowo „miłym doktorem Jekyllem" lecz raczej „brzydkim panem Hydem", który ma właśnie okazję wyjawienia przyczyn swojego nieznośnego zachowania. Jeśli włożymy w ćwiczenie całe serce, powinny nas nagrodzić ciekawe odkrycia na własny temat. Choć więc dialog między postaciami snu będzie czasem wymagał cierpliwego krążenia pomiędzy krzesłami, nie przerywajmy ćwiczenia póki nie uda nam się zidentyfikować trapiących nas zmor i uchwycić sedna wewnętrznego konfliktu... poza tym trochę gimnastyki, której wymaga metoda „Pustego Krzesła" na pewno nikomu nie zaszkodzi. Kolejny sposób na rozszyfrowywanie nocnych kryptogra-mów sprowadza się do umiejętnego zadawania naiwnych pytań. (Metodę opracowałam na podstawie sugestii Gayle Dela-ney, Patrycji Garfield oraz Eugene T. Gendlina). Interpretację dobrze jest prowadzić w parze, wykorzystując pomoc sprawdzonego przyjaciela albo któregoś z domowników. (Nie zapominajmy o własnych dzieciach - wymarzonych partnerach zabawy w odkrywanie znaczenia snów). Do obowiązków pomocnika należeć będzie zadawanie wspomnianych wcześniej naiwnych pytań oraz sporadyczne podsumowywanie wyłaniającego się przesłania. Trudno przecenić walory zespołowej pracy nad analizą snów: dodaje ona uczestnikom motywacji, rozbudza ich ciekawość i przyspiesza proces odkrywania tajemnic nocnego przekazu... a może przy okazji nasz życzliwy towarzysz tak wciągnie się w swoje zajęcie, ze zechce dołączyć do grona entuzjastów oneironautyki. Oczywiście gdyby urodzaj na współpracowników nie dopisał, można zawsze tłumaczyć sny samodzielnie - wówczas rolę partnera przejmą kartka papieru i długopis. Cennym działaniem przygotowawczym jest wypisanie w punktach wszelkich spraw, które w ostatnim czasie zaprzątają naszą uwagę. Niech ta cenna lista znajdzie się w żurnalu snów - będziemy z niej korzystać ilekroć trafimy na marzenie należące 104 do kategorii tych bardziej opornych. Nie wahajmy się powracać regularnie do naszego spisu i uzupełniać go bądź zmieniać w razie potrzeby, bo od tej właśnie aktywności zależeć będą wyniki niejednej sesji interpretacyjnej. Każdą nową interpretację powinno rozpoczynać odtworzenie snu z pamięci - oczywiście po uprzednim przeczytaniu swoich zapisków z żurnala. (Gdyby sen okazał się wyjątkowo rozbudowany i wielowątkowy, nie zaszkodzi podzielić go na fragmenty i dopiero na zakończenie połączyć przetłumaczone już epizody w jednącałość). Jakie uczucia i emocje towarzyszą nam w czasie opisywania fabuły? Czy te same odczucia obecne były zaraz po obudzeniu? Czy sen był miły czy raczej nieprzyjemny? Postarajmy się nazwać swoje wrażenia w sposób możliwie najbardziej precyzyjny. Czy czuliśmy zdenerwowanie, panikę, czy raczej euforię albo gniew? Zastanówmy się czy ostatnio zdarzyło się w naszym życiu coś, czemu towarzyszyły przeżycia o podobnym zabarwieniu. Bywa, że już skojarzenie uczuć i emocji snu z doznaniami ze świata jawy wystarcza aby uchwycić sens nocnego przekazu i szybko uporać się z jego interpretacją. Gdyby jednak nic właściwego nie przychodziło namjeszcze do głowy, opowiedzmy lub opiszmy sen ponownie, tym razem w bardzo uproszczonej, skróconej formie, uwzględniając tylko najważniejsze zdarzenia. Dzięki temu unikniemy niebezpieczeństwa zaplątania się w gąszczu szczegółów, które na tym wstępnym etapie mogą utrudniać dotarcie do sedna przesłania. (Na zrozumienie znaczenia drobniejszych elementów przekazu będzie jeszcze czas -powrócimy do nich wówczas, gdy zacznie się już wyłaniać jego ukryty sens). Teraz czeka nas kolejny etap interpretacji: przełożenie mowy symboli na język bardziej zrozumiały dla czuwającego umysłu. Zidentyfikujmy w tym celu czołowe postaci sennego spektaklu (osoby, zwierzęta, obiekty) oraz główne akcje wspomniane w naszym streszczeniu. Wyjaśnijmy sens każdego elementu snu tak, jakbyśmy zwracali się do przybysza z odległej epoki (oczywiście założywszy, że jest on w stanie zrozumieć nasz ojczysty 105 język). Partner-pomocnik ma w tej chwili duże pole do popisu -jego zadaniem będzie zademonstrowanie swej udawanej ignorancji odpowiednio brzmiącymi pytaniami: „Cóż to takiego?", „Co to znaczy?". Niech sobie wyobrazi, że spadł właśnie z Księżyca i nie ma najmniejszego pojęcia o realiach życia na planecie Ziemia u schyłku XX wieku. Nam zaś przyda się teraz chwilowe odejście myślami od kontekstu snu. Mówmy więc o tym, z czym kojarzą nam się poszczególne obiekty, bohaterowie oraz akcje „zapominając" na moment o ich związku z wyśnionym marzeniem. Bądźmy w tym osądzie subiektywni. Jeśli cechy któregokolwiek z elementów marzenia sąunikalne, niepowtarzalne, na przykład wyśniony jeżozwierz ma skrzydła Pegaza a ciotce Matyldzie wyrosły wąsy, nie omieszkajmy wyjaśnić jak ci wyśnieni bohaterowie różnią się od swoich pierwowzorów ze światajawy. Zanotujmy trzy, cztery najważniejsze cechy każdej głównej postaci oraz obiektu snu. Zawsze warto być czujnym na wrażenia docierające z wnętrza organizmu, rodzaj drgnienia wewnętrznego, na który szczególnie wyczula Eugene T. Gendlin. Ilekroć się ono pojawi, sygnalizuje, że trafiliśmy właśnie na jakiś znaczący trop. Zwróćmy uwagę na przyczynę wewnętrznego poruszenia i nie omieszkajmy wykorzystać tej wiedzy w dalszej części analizy. Teraz zajmijmy się akcjąsnu - znowu odpowiadając na naiwne pytanie wiernego pomocnika. Wyjaśnijmy na czym polega jazda samochodem, latanie, spacer, kopanie dołów, słowem, co oznacza aktywność, w którą zaangażowane było nasze senne ego. Zastanówmy się czy przypadkiem opisana akcja nie wyglądała we śnie w jakiś szczególny sposób. Jeśli tak, nie wahajmy się zaznaczyć swego spostrzeżenia w opisie. Przebrnięcie przez etap „naiwnych pytań" oznacza, ze połowę zadania mamy już za sobą i czas na następny ważny krok: streszczenie sennego epizodu w sposób, który będzie zrozumiały dla czuwającego umysłu. Czyni się to podstawiając w miejsce sennych metafor ich wyjaśnienia uzyskane w procesie odpowiedzi na naiwne pytania. Nasze pierwotne streszczenie z konieczności nieco napęcznieje i utraci swą dotychczasową 106 precyzyjność. Nic nie szkodzi - właśnie dzięki tej transformacji stanie się ono bardziej klarowną reprezentacją wydarzeń, które stanowiły osnowę nocnych przygód. Jeśli interpretacje prowadzimy w parze, najlepiej będzie powierzyć streszczenie naszemu pomocnikowi. W przypadku, gdy działamy samodzielnie, warto zapisać tę nową, rozbudowaną wersję snu a następnie przeczytać j ą wolno na głos. Zastanówmy się nad tym co w naszym życiu pasuje do powstałego właśnie opisu. Pamiętajmy przy tym, że sen, choć często dotyczy spraw, w które jesteśmy zaangażowani swoimi akcjami, równie dobrze potrafi odzwierciedlać trudniejsze do sprecyzowania prawdy o przeżyciach wewnętrznych. Może się okazać, że nie przychodzą nam do głowy żadne pomysły. Pora wówczas na wydobycie z żurnala naszej ściągawki - listy problemów przezornie przygotowanej na podobne okazje. Nie zaszkodzi też przywołanie na myśl wspomnienia, które towarzyszyło wybudzaniu się, bo czasem tą właśnie drogą udaje się znaleźć właściwe skojarzenia pomiędzy alegoriami snu a rzeczywistością świata jawy. Bez względu na to, który element opisu naszego marzenia (emocja, bohater czy akcja) naprowadzi na właściwy trop, zawsze sprawdźmy jak do nabierającej właśnie kształtów hipotezy pasuj ą pozostałe fragmenty fabuły. Gdyby okazało się, że tylko z wysiłkiem dają się one dopasować do rodzącej się koncepcji, prawdopodobnie trafiliśmy ze s woj ą interpretacją w ślepą uliczkę. Szukajmy więc dalej, jeszcze raz cierpliwie powracając do etapu naiwnych pytań i tłumaczenia symboli snu. Niewykluczone, że jakieś ważne skojarzenie umknęło naszej uwadze i dopiero ponowne przeanalizowanie treści marzenia doprowadzi do odkryciajego prawdziwego znaczenia. Krzysztof tak oto streścił jedno ze swoich sennych przeżyć: Jestem w pięknej okolicy. W centralnym miejscu stoi spalony dom. Chodzę dookoła, zaglądam do środka i zastanawiam się jak go rozebrać. Czego dotknę, zaraz rozsypuje mi się w rękach, cała konstrukcja grozi zawaleniem. Zjawia się kolega Marcin. Chce mi zrobić przysługę i wysadzić dom 107 w powietrze. Trochę bój ę się o jego bezpieczeństwo. Na szczęście plan udaje się, budynek zostaje wysadzony w powietrze, Marcin wychodzi z przygody cało i zdrowo. Spaceruję teraz po stercie gruzu pozostałego po domu i zastanawiam się co mam na tym miejscu wybudować. Czuję się spokojnie. Na „naiwne" pytanie „Co to jest dom?" Krzysztof odpowiedział: ,,dom to prywatne, własne miejsce, oaza spokoju, zamieszkuje się go z rodziną ". Marcina, głównego bohatera swego snu Krzysztof określił zaś jako „starszego, wygadanego kolegę, który robi dużo zamieszania ale jest uczynny i miły". Opis domu wymagał dalszego uściślenia. Zapytany, jak budynek ze snu różnił się od zwykłego domu ze świata jawy, autor wyjaśnił: „Dom był pusty, nie nadawał się do zamieszkania, pachniał starzyzną ". Głównąakcjąrozgrywającąsię w marzeniu Krzysztofa było wysadzenie w powietrze rozsypującej się konstrukcji. W odpowiedzi na pytanie „Co znaczy wysadzanie w powietrze?" usłyszałam, że „jest to usuwanie czegoś z powierzchni ziemi za pomocą drastycznych środków ", dramatyczna akcja prowadząca do „zniszczenia tego, co było". Oto, jak streściliśmy teraz przesłanie wykorzystując uzyskany przed chwiląrozbudowany opis symboli, które pojawiły się we śnie: W życiu Krzysztofa jest „ coś ", co powinno być oazą spokoju a w rzeczywistości nie nadaje się do wykorzystania i trąci starzyzną. To,, coś " usuwane jest za pomocą drastycznej akcji dzięki pomocy „kogoś ", kto, choć robi dużo zamieszania, jest tak naprawdę uczynny i miły. Krzysztof jest zadowołony z wyniku akcji i zastanawia się nad stworzeniem nowej jakości. Teraz zadane zostało pytanie czy autor snu wie co w jego życiu „powinno być oazą spokoju" a w rzeczywistości nie nadaje się do użytku. To wystarczyło, by Krzysztof już bez trudu odkrył znaczenie swojego sennego przesłania. Stwierdził, ze to jego życie osobiste wygląda jak pusta, zrujnowana rudera. Ostatnio zdecydował się na dramatyczną akcję zerwania ze swoim nieudanym, rozpadającym się związkiem. We śnie decyzjaprzed- 108 stawiona została jako wysadzanie w powietrze starej rudery. Śniący umysł uczynnię podpowiadał, że Krzysztof ma już za sobą najgorsze chwile i jest wewnętrznie przygotowany do budowania nowej przyszłości bardziej odpowiadającej jego obecnym oczekiwaniom. Nie zawsze interpretacja jest łatwa i jednoznaczna. Może się zdarzyć, że podświadomie obawiamy się prawdy naszego snu. Bądź co bądź nie wszystkie odkrycia na swój temat witamy z uśmiechem zadowolenia, czasem wolelibyśmy raczej to i owo przemilczeć niż przyznać się do swoich słabostek. Sny sugerować mogą zmianę postępowania a nawet konieczność dokonania w życiu dramatycznych przekształceń, co niejedną osobę napawa zrozumiałym niepokojem. Dotarcie do znaczenia przekazu może wówczas okazać się problemem, bo skłonni będziemy bronić się przed akceptacjąniemiłej prawdy. W takich sytuacjach radziłabym wyczekać z interpretacją do chwili, kiedy czujemy się bardziej pewni siebie a tym samym chętniejsi do zaakceptowania niepokojących wieści. Warto też zastanowić się nad tym, co najgorszego mógłby nasz sen reprezentować. Często właśnie ta niemiła ewentualność stanowi trzon nocnego przesłania. Na szczęście z reguły już samo nazwanie „strasznej prawdy" wystarcza, by stała się ona łatwiejsza do zaakceptowania niż skłonni byliśmy pierwotnie przypuszczać. Walczak twierdzi, że wprawny obserwator, tak jak dobry detektyw, dowie się prawdy o ludziach na podstawie drobnych szczegółów ich sposobu bycia. Każdy z nas zachowuje się przecież inaczej ukazując cechy swojej osobowości nawet w tak niewinnych aktach jak sposób ubierania się, trzymania widelca czy wybór przyjaciół. Te same reguły dotyczą snów, które są przecież stylizowaną kopią naszego życia na jawie. Sen jak psychiczny odcisk palca identyfikuje skłonności swojego twórcy, odzwierciedlając całą kolekcję nawyków jego życia: sposób traktowania siebie samego, radzenia sobie w trudnych sytuacjach a nawet jego osobisty stosunek do ciotki Matyldy. Niech więc nikogo nie zdziwi, że na pytanie : „co z życia koja- 109 rży ci się z twoim nocnym przesłaniem?" ten i ów odpowie enigmatycznie - „wiele spraw". Bardzo to prawdopodobne. Niech też nie zaskoczy nikogo jeśli ponowne spojrzenie na dawno zinterpretowane marzenie nasunie na myśl nowe skojarzenia. Sen, jak hologram, ma zdolność ukazywania coraz to nowego oblicza w zależności od punktu, z którego nań patrzymy. Wielo-wymiarowość sennej metafory wcale nie umniejszajej wartości, wręcz przeciwnie, jasno uzmysławia jak ściśle połączone są niewidzialnymi nićmi wszystkie dziedziny naszego życia. To, w jakim stopniu uda się wykorzystać treści nocnych przekazów, zależy więc w dużej mierze od spostrzegawczości oraz odwagi ich twórców. 110 SPYTAJ SWÓJ SEN, ON NIE SKŁAMIE Czy jesteś skłonny zaufać bogowi Bes? Jeśli tak, to przygotuj równe porcje krwi krowy oraz białego gołębia, dodaj szczyptę kadzidła i mirry a następnie zmieszaj to wszystko z czarnym atramentem, cynobrem, sokiem morwy, piołunu i wyki oraz niewielką ilością wody deszczowej. Otrzymaną w ten sposób miksturą wykonaj na swej lewej dłoni rysunek dobrego Bes. Rękę owiń czarnym płótnem uprzednio poświęconym bogini Izis i nie uroniwszy ani słówka udaj się na spoczynek. Jeśli zdążyłeś przedstawić swoją petycję do bóstwa jeszcze przed wschodem słońca, tej samej nocy Nieśmiertelny ześle Ci swoją odpowiedź. Taki oto sposób na inkubacje snów domowym sposobem polecał egipski podręcznik oneiromancji - prawie tak starej jak świat sztuki zamawiania marzeń sennych. Inną równie popularną metodą ich wywoływania było dla starożytnych przesypianie nocy w świątyni snu, w gaiku oliwnym albo na grobie zmarłego przodka. (Zainteresowanych tematem odsyłam do rozdziału „Sen w mitach i legendach", w którym znalazło się więcej wiadomości na temat metod zamawiania snów w dawnych stuleciach). Większości z nas, żyjących u schyłku XX wieku Polaków, sztuczki stosowane przez pradziadówjuż nie poruszają, założę się nawet, że mało który czytelnik słyszał cokolwiek o bogu Bes. Mimo to mamy naszym przodkom dużo do zawdzięczenia, sztuka zamawiania snówjest bowiem i dziś wspaniałą metodą znajdowania odpowiedzi na dręczące pytania, odkrywania potrzeb a nawet usuwania niektórych fizycznych niedomagań. Jeśli nie możemy sobie poradzić z jakimś projektem, mamy osobiste kłopoty, poszukujemy niekonwencjonalnych pomysłów - inkubacja snów wydaje się idealną metodą wydobycia na światło dzienne wewnętrznej mądrości - oczywiście pod warun- kiem, że osiągnęliśmy już poprzedni stopień wtajemniczenia w arkana oneironautyki: umiemy interpretować swoje sny. Sztuka inkubacji pozwala czerpać ze skarbca podświadomej mądrości pełnymi garściami właśnie wówczas, kiedy nam tego najbardziej potrzeba. Dokąd zmierza mój związek z Kacprem Z.? Co przeszkadza mi w osiągnięciu sukcesu? Czemu nie mogę pozbyć się nałogu? Wszystkie te i wiele innych pytań może uzyskać właściwą, czasem nawet zaskakująca odpowiedź jeśli tylko uwierzymy, że istnieje siła, która przy pomocy snów objawi nam prawdę. Nie ważne skąd tej odpowiedzi oczekujemy: od Boga, Opatrzności, naszego wyższego Ja czy też z wnętrza swej własnej jaźni - przyjdzie ona zawsze, jeśli tylko właściwie zabierzemy się do dzieła. Wcale nie będzie trzeba wypraszać u proboszcza zezwolenia na nocne odwiedziny przykościelnego cmentarza, nie wchodzi też w rachubę sporządzanie specjalnego atramentu na podstawie egipskiej receptury. Współczesna metoda zamawiania snów obejdzie się bez zbędnych zabobonów. Myli się jednak ten, kto sądzi, że starożytne rady są zupełnie bezużyteczne. Niektóre sugestie pozostawione w zapiskach poprzednich pokoleń także i dziś okazuj ą się cennymi wskazówkami dla oneiro-nautów. Trudno na przykład przecenić korzyści wynikające ze specjalnych rytuałów i długotrwałych przygotowań do snu -wprowadzały one pielgrzymów w stan oczekiwania, doprowadzały do zenitu ich gorące pragnienie uzyskania pomocy, napawały nadziejąi przekonaniem, że oto znalazł się właściwy sposób na rozwiązanie kłopotu. Ta silna motywacja i wiara w możliwości drzemki przydadzą się także dzisiejszym miłośnikom sennych marzeń: uwierzmy więc w możliwość dotarcia do zasobów mądrości i wiedzy, sen, dobry przyjaciel, chętnie przekaże odpowiedź tym wszystkim, którzy j ą pragną uzyskać. Naszym pierwszym zadaniem będzie odkrycie tematu, na jakim zamierzamy tej nocy skupić swojąuwagę, a to najlepiej udaje się po chwili cichej kontemplacji. Znajdźmy więc w mieszkaniu kąt sprzyjający odprężeniu i wyciszeniu myśli. 112 Usiądźmy w nim na parę minut i pozwólmy pomysłowi na senne marzenie spontanicznie uformować się w słowa. Gdy już znajdziemy odpowiedni temat przedstawmy swoje życzenie w prostym, krótkim, łatwo wpadającym w ucho zdaniu. Powinno być ono jednoznaczne i precyzyjne, na przykład „Tej nocy śnię o lataniu" albo „Co powstrzymuje mnie przed utratą nadwagi?" Pamiętajmy, że sny inkubowane służąpomocątakże w przypadku filozoficznych czy metafizycznych wątpliwości. Nie wahajmy się więc tworzyć nawet takich fraz inkubacyjnych, które prosząo wyjaśnienie sensu życia czy twórczą inspirację. Formuła inkubacyjna powinna skupiać się na jednym temacie i nie przekraczać długościąjednego zdania. Zapiszmy jaw żurnalu snów i przywołujmy na pamięć w ciągu dnia w celu lepszego utrwalenia. Egipcjanie, Grecy i Rzymianie mieli swoje świątynie snu, których gościom nie dawano innego wyboru jak tylko chłonąć wszystkimi zmysłami panującąw nich atmosferę podniosłości, nawet na chwilę nie pozwalającązapomnieć o celu pielgrzymki. My takiej możliwości nie mamy - po przybytkach czczących Izis, Serafisa czyAsklepiosa zostały dziś tylko ruiny, idąc jednak za przykładem przodków możemy stworzyć na swój osobisty użytek coś na kształt domowego sanktuarium snu. Wybierzmy w tym celu kilka przedmiotów, które silnie kojarząsię nam z wybranym tematem przyszłego snu i umieśćmy je przy łóżku. Jeśli więc chcielibyśmy uzyskać odpowiedź na pytanie „dokąd zmierza mój związek z Kacprem Z.?", przyda się jedna czy dwie fotografie z podobizną naszego Kacpra, może jakiś list pisany jego ręką, przedmiot należący do jego garderoby. Gdyby interesowało nas raczej wywołanie snu o lataniu, w prywatnym sanktuarium zamiast zdjęć partnera powinny znaleźć się reprodukcje przedstawiające szybujące ptaki a zamiast jego przepoconej podkoszulki może model samolotu albo nawet uskrzydlona figurka Merkurego, słowem to, co silnie kojarzy nam się z podniebnym lotem. Nie ograniczajmy się do jednorazowego przestudiowania wybranego przez siebie tematu lecz cały swój dzień wypełnijmy 8 — Komorowska J Drogami 113 myślami oraz działaniami, które są z nim związane. Starajmy się znaleźć doznania wielozmysłowe, niechże więc dźwięki, zapachy i wrażenia dotykowe dołączą do kolekcji bodźców wzrokowych wyzwalających nasze skojarzenia. Cóż stoi na przeszkodzie byśmy wybrali się na spacer i uważnie śledzili fruwające jerzyki, studiowali ich ruchy, podziwiali swobodę z jaką wykonuj ą s woj e podniebne akrobacje? Czemu nie wspiąć się na pobliskie wzgórze i obserwować okolicy z lotu ptaka a później naszkicować na kartce papieru obrazka przedstawiającego Supermana czy Piotrusia Pana? Bądźmy twórczy w tym przygotowawczym etapie, im silniej pobudzona zostanie nasza wyobraźnia tym większa szansa, że pojawi się z góry zaplanowane marzenie. Kiedy wreszcie ułożymy się do snu i piaskowy dziadek zacznie sypać nam na powieki gwiezdny pył, po raz ostatni tego dnia skupmy się na zgromadzonych przy łóżku przedmiotach. Powtórzmy jeszcze kilkakrotnie frazę inku-bacyjnąi z ufnością oddajmy się drzemce. Nie zaszkodzi przy tym posłuchać jeszcze jednej rady starego papirusu i pogrążyć się przed snem w całkowitym milczeniu i koncentracji, nie dając się skłonić do ich przerwania pytaniami domowników ani nawet lekturą najnowszej powieści Michaela Crichtona. Zasypiajmy z jedną, jedyną myśląi pragnieniem wyrażonym w postaci obmyślonej wcześniej frazy inkubacyjnej. Dla niektórych onei-ronautów niezwykłąpomocąw przedsięwzięciu jest wsunięcie pod poduszkę kartki ze swoim zamówieniem na sen, dla innych to odwołanie się do sił wyższych wydaje się wspomagać nadejście odpowiedniego marzenia. My także pójdźmy za wewnętrznym głosem i wybierzmy tę metodę, która wydaje się nam najwłaściwsza. Inkubacja nie na wiele by się zdała, gdyby nie była zakończona interpretacją snu. Koniecznie więc - zaraz po obudzeniu - zapiszmy wspomnienia z nocy, nawet, jeśli wydaje się nam, ze nasze senne marzenia nie mają najmniejszego związku z wczorajszym zamówieniem. Sny sąmetaforami - najczęściej więc dopiero uważna interpretacja zmyje z nich barwy ochronne i pozwoli ukrytemu dotąd znaczeniu rozbłysnąć pełnym 114 blaskiem. „Co wspólnego ma na przykład obżarstwo i Lasek Bielański?" pytała mnie rozczarowana Patrycja zjawiając się ostatnio w moim mieszkaniu ze swoim nierozszyfrowanym snem. Wyśniła go na hasło „Czego muszę się nauczyć aby pohamować swój apetyt?" Dopiero wspólna interpretacja ujawniła, że uśpiony umysł Patrycji spisał się na medal i stworzył sen na zadany temat, więcej nawet - bez ogródek wyłożył przyczyny dotychczasowych problemów. „ Znalazłam się w domu mojego dzieciństwa. Ojciec upiekł wielki sernik i zapytał, czy chcę się nim poczęstować. Oczywiście powiedziałam, że tak. Sernik był pyszny i dwa razy chodziłam po dokładkę. Mój kot wskoczył w sam środek sernika i ułożył się tam wygodnie. Czym prędzej wyjęłam go stamtąd i oczyściłam z okruchów, zanim jeszcze zobaczył to ojciec. Z niewiadomej przyczyny musiałam teraz pojechać samochodem do Lasku Bielańskiego. W tym celu należało wciągnąć samochód na krawężnik. Musiałam włączyć silnik ciągnąc za dziwny kabel z rączką. Pociągnęłam kilkakrotnie za rączkę aż silnik zastartowal ale niestety prawie natychmiast stanął. Zaczęłam więc szarpać za kabel aż go urwałam. Otworzyłam maskę i zajrzałam do środka starając się wyśledzić skąd kabel wychodzi. Jakimś cudem w pobliżu znalazł się Dawid L., on zastartował swój samochód bez kłopotów, także ciągnąc za kabel z rączką. Zdaje się, że chciał mi pomóc ale udalo mi się samodzielnie odnaleźć miejsce, skąd wychodził potrzebny mi przewód. Włączyłam samochód i pojechałam do parku tak, jak zamierzałam. Patrycja przeżyła małe satori uzmysłowiwszy sobie, ze zachowuje się wobec siebie samej tak, jak robił to kiedyśjej własny ojciec: ograniczając swoje emocjonalne życie i odmawiając sobie spontaniczności. Przyznała, że w efekcie jej życie jest sformalizowane jak w najsurowszej jednostce wojskowej. Nawet zabawy z kotem Puszkiem odbywały się co do godziny. W trakcie dalszej interpretacji okazało się, że Lasek Bielański był miejscem jej młodzieńczych zabaw i kojarzył jej się z życiem 115 wypełnionym ekscytacjąi radością, do których tęskni w obecnym, dorosłym życiu. Aby dotrzeć do celu musiała najpierw wydostać swój samochód na krawężnik - pokonać ograniczenia narzucane sobie samej na każdym kroku. A tajemnicza postać Dawida L.? Najważniejszą cechą, która wyróżniała Dawida L. spośród innych ludzi, była według Patrycji jego odważna decyzja porzucenia dobrej kariery radiowej i rozpoczęcie nowego życia, bardziej odpowiadającego jego wewnętrznym potrzebom. Sen wyraźnie dawał do zrozumienia, że odważne „przestawienie się na nowe tory" będzie dla Patrycji właściwym rozwiązaniem prowadzącym do zmniejszenia łaknienia. Nie radził jednak bezmyślnego kopiowania czynów jej idola lecz sugerował samodzielne odszukanie najwłaściwszego sposobu „uruchomienia wehikułu". Działanie to miało doprowadzić do celu: dotrzeć do młodzieńczej radości i ekscytacji życiem (Lasku Bielańskiego), które gwarantowały porzucenie niezdrowego nawyku zapychania frustracji jedzeniem. Przyczyny obecnego stanu rzeczy należało szukać wewnątrz siebie (pod maską wyśnionego samochodu). Sen zrobił swoje, podsunął odpowiedź na inkubowane pytanie, wyłącznie od „świadomej" Patrycji zależało teraz jak to ważne odkrycie wykorzysta w swoim życiu. Gdyby okazało się, ze wyśniony sen nie jest odpowiedzią na zadane poprzedniego dnia pytanie - bo i tak może się przecież zdarzyć - bądźmy cierpliwi i swojąprośbę ponówmy następnej nocy. Możliwe, że symbolizm sennego przesłania nie został właściwie rozszyfrowany i trzeba będzie kolejnej drzemki aby odpowiedź przedstawiona została w nieco inny, bardziej zrozumiały sposób. Czasem - szczególnie jeśli jesteśmy jeszcze początkującymi adeptami oneironautyki - inkubacja przyniesie zadowalające plony dopiero po kilku próbach. Nawet dzieciom, które jak dobrze wiadomo sąo wiele bardziej wyczulone na sugestie niż dorośli, trzeba czasem trzech, nawet czterech tygodni aby udało im się wreszcie wyśnić swój pierwszy zamówiony sen. Nie dajmy więc za wygranąjeśli początkowo spotyka nas niepowodzenie - prędzej czy później zamierzony 116 sen nadejdzie. Z czasem na pewno opanujemy sztukę komponowania naszych sennych marzeń na tyle dobrze, że zaczniemy zbierać z tego procesu nieocenione korzyści. Choć silne pragnienie sukcesu sprzyja inkubacji snów, nadmiar, tak jak przesadna motywacja w wielu innych sferach życia, prowadzi zwykle do niepowodzenia. Nic więc dziwnego, że tym z nas, którzy zamiast ufnego i rozluźnionego oczekiwania przyjmuj ą napiętą, rozgorączkowanąpostawę, zdarza się niechcący porażka: nabawienie się krótkotrwałej bezsenności albo tak skuteczne zablokowanie swobodnego przepływu wyczekiwanych przekazów, że w żaden sposób nie są one w stanie przedrzeć się przez powłokę napięcia. Efekt to zupe'łna niepamięć marzeń sennych. Z identycznego powodu niektóre osoby, choć pełne dobrych chęci i zapału, mogą przeżywać niemiłe porażki w życiu na jawie i dochodzić do wniosku, że najwyraźniej nie sprzyja im szczęście. Pech nie jest jednak wywołany niczym innym jak nieznajomością drogi komunikacji ze swoim wielkim sprzymierzeńcem: własną podświadomością. Wystarczy, że dotychczasowy pechowiec nauczy się osiągać ufny, otwarty i odprężony stan koncentracji a jego akcje już wkrótce zaczną przynosić sukcesy. Czasem jednak nawet tym nadmiernie rozgorączkowanym osobom udaje się inkubacja snów. Zdarza się bowiem, że odpowiedź nadchodzi nieoczekiwanie właśnie wówczas, gdy już przestali się jej spodziewać, dali za wygraną i tym samym przestali skupiać się na problemie. Bywa, że już pierwszej nocy po podjęciu decyzji porzucenia wysiłków z dawna wyczekiwane przesłanie zjawia się tak, jak zapóźniony gość. Zawsze warto przyjrzeć się krytycznie odpowiedzi, która nadeszła w czasie snu. Jeśli sugestia wydaje się słuszna, „czuje się dobrze", nic nie stoi na przeszkodzie by została wykorzystana w życiu. Gdyby jednak okazała się z jakichś przyczyn niemożliwa do zastosowania, spróbujmy ponownej inkubacji odpowiednio zmieniwszy albo uściśliwszy naszą frazę wywoławczą. Wszelkie niezwykłe porady na temat zdrowia zasugerowane przez nasz uśpiony umysł dobrze będzie przedyskutować 117 z otwartym, budzącym zaufanie lekarzem, przychylnie ustosunkowanym do niekonwencjonalnych metod leczenia. Pamiętajmy przy tym, że już samo przekonanie o skuteczności polecanej przez sen metody często znacznie podnosi szansę poradzenia sobie z trapiącym nas problemem. 118 POTĘGA KOSZMARU Działający w XIX wieku francuski etnograf i badacz snów markiz Hervey de Saint-Denys, przyznał się kiedyś do nieprzyjemnego przeżycia: „Nie wiedziałem, że śnię i myślałem, że jestem ścigany przez budzące lękpotwory ". Swoje przerażenie markiz wypowiedział w jednym tchnieniu następnego zdania: „ Uciekałem przez nieskończoną serię przylegających do siebie pokoi, zawsze mając trudności z otwieraniem i zamykaniem za sobą dzielących je drzwi, słysząc zaraz, jak znów są otwierane przez obrzydliwych członków pościgu, którzy podążając za mną wyrzucali z siebie przeraźliwe okrzyki". Tożsamość powyższego snu nie jest trudna do rozszyfrowania, przeżycie było niewątpliwie klasycznym egzemplarzem koszmaru i wystarczyło, by śniący obudził się pełen przerażenia i zlany potem. Saint-Denys sam doskonale wiedział, ze potwory stworzone zostały przez jego własny umysł, był zbyt wnikliwym i doświadczonym oneironautąby ten fakt przeoczyć, mimo to pogląd o endogennych przyczynach koszmarnych snów nie był jeszcze w jego czasach zasiedziały w ludzkich umysłach. Nie dalej jak w XVIII wieku słowniki podawały przecież, że przyczyną koszmarnych snów są diabły spółkujące z kobietami i przyjmujące postać męskądla zmylenia swoich ofiar. Na opinię, że postaci pojawiające się w koszmarach naprawdę istnieją i tylko czekająokazji, aby móc pod osłoną nocy rozpocząć straszenie bezbronnych ludzi wpłynęła najpewniej niezwykła wyrazistość cechująca wszystkie dramatyczne sny. Od złośliwych demonów roiło się więc w świecie starożytnych a i do dziś mnożą się one w wierzeniach ludów zamieszkujących różne zakątki ziemskiego globu. Do głównych sprawców nocnego zamieszaniajuż od dawien dawna należała para demonów rodem ze starożytnego Rzymu. Ten duet napsuł sporo krwi naszym przodkom i z tej choćby przyczyny warto zapoznać się z nim nieco dokładniej (doskonałym opracowaniem wierzeń na temat koszmarów jest 119 książka autorstwa Ernesta Jonesa pod tytułem „On The Night-mare" -"O koszmarze". Pierwszy ze złośliwców, Inkub (łac. Incubus} był miłośnikiem amorów ze śpiącymi niewiastami zaś Sukub (łac. Succubus), jego żeński odpowiednik, upodobał sobie igraszki z męskimi przedstawicielami ludzkiego rodu Demonom musiało się powodzić całkiem nieźle, bo wcale nie miały ochoty odejść w zapomnienie wraz z upadkiem cesarstwa rzymskiego. W zamian tak rozpanoszyły się w średniowiecznej Europie, ze nawet wszechmocna instytucja kościelna drżała na myśl o ich bezbożnej działalności. Najgorsze, ze nie było na tych dwoje niegodziwców żadnego lekarstwa, bo podobno nie poddawali się oni nawet egzorcyzmom. Kościół zaliczał więc obydwa demony do najniebezpieczniejszych oddziałów szatana i ostrzegał wiernych przed sztuczkami najakie było je stać. Złośliwszym i bardziej natrętnym był niewątpliwie Inkub. Napadał na białogłowy szczególnie upodobawszy sobie dziewice oraz wdowy, a że potrafił czasem przybrać postać przystojnego młodzieńca, niejedna mu ulegała. Nie ustrzegły przed jego amorami nawet grube mury klasztorne, bo podobno jego najścia na żeńskie zakony niejednokrotnie urastały do rozmiarów prawdziwych epidemii. Ciekawe, ze doniesień o poczynaniach Sukuba było już znacznie mniej. Może ten żeński Don Juan był mniej rozogniony w swoim miłosnym zapale, a może po prostu jego męskie ofiary wolały dyskretnie przemilczeć swoje nocne schadzki z demonem... Zbyt dużo już upłynęło czasu aby udało się dojść teraz prawdy, jedno wydaje się jednak pewne: jak to zwykle bywa w przypadku wszelkich mezaliansów to nie mężczyźni lecz niewiasty musiały ponosić koszty stosunków z demonami. Nie raz zdarzało się, że ze schadzki z Inkubem rodziło się potomstwo - oczywiście jeśli wierzyć kronikom naszych pradziadów. Cała wyspa Cypr zasiedlona była podobno przez potomków Inkuba oraz kobiety śmiertelnej, z identycznego związku wywodzić się mieli Huno-wie. Czasem jednak nawet złośliwy Inkub łagodniał decydując się na ukazanie mniej diabolicznego a bardziej boskiego oblicza, bo jak donosiły dawne podania był on ojcem niektórych legen- 120 darnych postaci takich jak mądry Merlin (zrodzony z zakonnicy, dobry czarodziej ze średniowiecznych legend) a także Aleksander Wielki. Czasem nawet wśród chrześcijan zdarzali się obrońcy Inkuba. Niejaki Piotr Sinistrari jeszcze w XVII wieku dowodził, że Inkuby są istotami pośrednimi między ludźmi a aniołami, powinniśmy więc traktować ich odwiedziny jako zaszczyt a nie powód do przerażenia. Sławny demon działał pod różnymi imionami: na terenie Niemiec znany był jako Alp, w starożytnej Grecji wolał miano Efialtesa, Asyryjczycy mówili zaś o nim Ardat. Inkub zapędził się nawet na Borneo, gdzie nie raz pozostawił po sobie pamiątkę w postaci dorodnego potomka, bo jeśli nie obronił przed nim szaman, nie było na jego amory żadnego lekarstwa. W dawnej Europie bano się powszechnie jeszcze innego rodzaju upiorów, te nie przebierały w ofiarach i napadały na przedstawicieli obu płci po to tylko, aby pożywić się energią wysysaną z ich ciał. Do tej kategorii strachów należała nasza swojska zmora, która potrafiła przybierać różne kształty a w baśni Adolfa Dygasińskiego pt. „Syn Boginki" przywdziała postać wielkiego, czarnego kocura. Na zapytanie Wojtka Kręcisza co ona takiego robi, dręczony przez nią chłop odpowiedział: „- No czuję w sobie okropną duszność i strach, a nijak się obudzić nie mogę i choć chce krzyknąć, to się jeno spocę, zmorduję, ale pary ze siebie nie puszczę. Schudłem nikiej słomka, opadlem zdała". Stwory odpowiedzialne za te okropne przeżycia okazywały się często nocnym wcieleniem czarownicy, która tylko przez kogoś równego sobie siłą mogła być zmuszona do pozostawienia swojej ofiary w spokoju. W ciągu stuleci zmora zwana inaczej mara ulegała przeróżnym transformacjom aż wreszcie przyjęła postać snu o koszmarnej treści, jakąnosi do dzisiejszego dnia. O tym, ze kiedyś traktowano jąjako prawdziwe straszydło zakłócające spokój na drzemkę świadczy obecnie wyłącznie nazwa niepokojącego snu. Wywodzi się ona z Sanskrytu od słowa mara oznaczającego niszczycielską siłę. Angielskie nightmare, francuskie cauche-mar, rosyjskiej/mora (KUKUMOPA) i polskie mara nocna 121 czy koszmar, wszystkie nosząw sobie wiernie ten starohinduski rdzeń świadczący o bardzo głębokich korzeniach wiary w nocne potwory. Choć jednak czasy zmieniły się a Inkub, Sukub i zmora straciły dużo ze swojej pierwotnej mocy - wiadomo, są tylko produktem naszej śniącej wyobraźni - wciążjeszcze udaje się im oszukiwać nas podczas snu, kiedy nie w głowie nam nawet poddawać w wątpliwość ich istnienie. Wciąż tak, jak nasi dawno odeszli przodkowie, przeżywamy więc swoje perypetie jakby działy się na serio. „ Czasem cierpiący zagrzebany jest pod przytłaczającymi skałami, które gniotą go ze wszystkich stron lecz wciąż pozostawiają z przygnębiającą świadomością j ego stanu. Czasem jest oplątywany zwojami straszliwego i oślizgłego potwora o oczach pałających fosforyzującym blaskiem nieboszczyka i oddechu śmiercionośnym jak bagna Lerny. Wszystko co okropne, obrzydliwe lub przerażające w fizycznym i moralnym świecie paraduje przed nim w upiornej procesji; syczą nań węże, torturują go demony, niepokoją głuche głosy i zimny dotyk aparycji. Potężny głaz spoczywa na jego piersi i przytłacza go do ziemi w beznadziejnej agonii, wściekłe byki i tygrysy podążają śladem jego sparaliżowanych kroków: wokół niego unoszą się nieziemskie wrzaski i szwargot wiedźm, czarownic i demonów (...)." Nic dodać nic ująć z tego plastycznego opisu, który zrodził się pod piórem Roberta MacNisha. Takie właśnie i jeszcze upiorni ej sze okropności grozą każdemu, kto nieopatrznie wpadnie w szpony koszmarnego snu. Współczesnej nauce należy się duża wdzięczność, bo zdegradowała upiory nocy do poziomu fantasmagorii oraz ujawniła niezwykle interesujące prawdy o naturze i przyczynach pojawiania się koszmarnych snów. Dzieli sieje na dwie kategorie: nocne lęki zwane z łacińska/raw nocturni oraz koszmary fazy paradoksalnej (wciążjeszcze zwane czasem inkubami). Nocne lęki objawiaj ą się niewyobrażalnym uczuciem paniki i najwyższego przerażenia. Śniący rzuca się w pościeli, wydobywa z siebie przeraźliwe krzyki, często zrywa się w nagłym impulsie ciężko dysząc, zlany potem i najwyraźniej wzburzony nie- 122 dawnym przeżyciem, zwykle jednak nic z treści swego snu nie pamięta. Do niedawna uważano, ze lęki nocne zdarzaj ą się wyłącznie dzieciom. Choć rzeczywiście ich ofiarami najczęściej bywają osoby w wieku 3 do 5 lat, dziś nie ma już wątpliwości, że dotychczasowe przekonanie było tyko prawdą połowiczną: nikt, bez względu na swój wiek i życiowe doświadczenie nie może być pewien dnia ani godziny - nieprzyjemny lęk nocny może napaść każdego. Najlepszym przykładem jest Samuel Taylor Coleridge, którego poezja niejednokrotnie zainspirowana snem, była powodem zazdrości Charlesa Lamba. Z doniesień samego Coleridge'a wynikajednakjasno, że najpewniej chętnie zamieniłby się z zazdrośnikiem byleby tylko móc spać spokojnie. Tak oto pisał on do jednego ze swoich przyjaciół: „ Gdy czuwam, dzięki cierpliwości, zaangażowaniu, wysiłkowi umysłu i spacerom jestem w stanie utrzymać diabła na odległość wyciągniętej ręki; noc jest jednak moim piekłem, sen moim aniołem tortur. Trzy spośród czterech nocy to walka o to, by nie zasnąć - a moje częste nocne okrzyki uczyniły mnie nieomal dokuczliwym natrętem we własnym domu ". Podobnie przerażające były swego czasu sny Francisco de Goyi -stąd cały cykl jego graficznych „Kaprysów". Pewną pociechą dla osób cierpiących na lęki nocne może okazać się fakt, że nasze mrożące krew w żyłach przeżycia sąbardzo ulotne. Jeśli nie uczyni się świadomego wysiłku zapamiętania ich treści, do rana odejdąz pamięci śniącego, żyjąc może tylko we wspomnieniach domowników wybudzonych przeraźliwym krzykiem. Gdyby udało nam się przespać spokojnie kilka pierwszych godzin, mała szansa aby przydarzył nam się tej nocy pavos nocturnus, wzrasta za to niebezpieczeństwo przeżycia koszmaru fazy REM, stopniowo wydłużającej się w miarę upływu nocy. Koszmar REM będziemy już z pewnością pamiętać z najdrobniejszymi szczegółami upiornej fabuły i doznaniami, które mu towarzyszyły: lękiem oraz paraliżem mięśni czyniącym nas bezbronną ofiarą szybkonogich oprawców. Ani tu umknąć ani wezwać pomocy. 123 Koszmary pojawiają się niejednokrotnie na granicy snu i czuwania sugerując swe bliskie pokrewieństwo ze snami hyp-nagogicznymi. Właśnie podczas dryfowania we wczesnej drzemce zdarzyła się kiedyś mojej koleżance przygoda nie do pozazdroszczenia. Ilekroć udawało jej się na chwilę zmrużyć oczy przedstawiał się jej obrzydliwy włochaty karzeł czyhający tylko na okazję wykorzystania j ej kobiecości. Przez jakiś czas opierała się bohatersko zjawie starając się nie zasnąć, wreszcie jednak wymęczona tymi zmaganiami machnęła ręką: „Bierz co chcesz i odczep sieja idę spać" - oświadczyła potworkowi i zasnęła. Oto najprawdziwszy dowód emancypacji współczesnej kobiety! Gdyby Beata żyła w czasach inkwizycji na pewno jej lekkomyślna decyzja kwalifikowałaby ją na długie męki oraz późniejsze spalenie na stosie. Malleus Maleficium (łac.: Młot na czarownice) - najważniejszy podręcznik dla inkwizytorów bez wątpienia zaliczyłby j ą do najbardziej niegodziwej grupy ofiar Inkuba: wiedźm, które poddają się mu z własnej i nieprzymuszonej woli. Koszmarom z pogranicza snu i czuwania prócz paraliżu, przerażenia i wielkiej wyrazistości wizji towarzyszyć mogą bardzo dziwne doznania: mrowienie, brzęczenie w uszach, wibracje a nawet uczucie unoszenia się w powietrzu. Steven LaBerge i Howard Rheingold twierdzą, ze u podłoża takich niesamowitych przeżyć leży desynchronizacj a między fazą snu w jakiej znajduje się nasze ciało i stopniem uśpienia umysłu. Ciało ogarnięte jest sennym paraliżem zaś umysł wciążjeszcze nie jest w pełni zaangażowany w rzeczywistość snu. To właśnie ten dziwny stan odpowiedzialny ma być za wszelkie ostatnio bardzo modne doniesienia o podróżach astralnych i wizytach duchów. Jeśli komuś przydarzy się w tym stanie nieprzyjemna przygoda (włącznie z atakiem potwora z zaświatów, który usiłuje zawładnąć ciałem śniącego), LaBerge i Rheingold radzą spokojnie przeczekać okres desynchronizacj i i gwarantują, że wciągu kilku minut wszelkie nieprzyjemne objawy znikną, śpiący odzyska zaś pełną kontrolę nad swoim wyśnionym ciałem. Szczera prawda - sama sprawdziłam. 124 Ciekawe, że spośród obu typów nieprzyjemnych snów niewinniejsze okazują się te najbardziej przerażające - nocne lęki. Najczęściej wyrasta się z nich z wiekiem tak, jak z przyciasnego ubranka. Zwykle znikająwięc one bezpowrotnie z naszego życia jeszcze w wieku szkolnym a specjaliści traktują je jako niegroźne, przejściowe burze w młodym, dorastającym układzie nerwowym. Choć więc niektórzy lekarze sądzą, że intensywność tych lękowych epizodów może wzrastać w okresach nadmiernego stresu, z reguły poradą od specjalistówjest otoczenie potomka dużądozączułości, przede wszystkim zaś tulenie go i uspokajanie po chwilach nocnej trwogi. Z koszmarami fazy REM nie jest już tak łatwo: te, choć także zdarzają się u zupełnie zdrowych, normalnych osób, sugeruj ą istnienie poważniejszego konfliktu wewnętrznego, silnego napięcia i wewnętrznej walki. Nie ma więc na co czekać lecz wziąć się za „egzorcyzmy" (oczywiście te we współczesnym a nie średniowiecznym wydaniu). Sposoby na nocne demony bywają różne. Najpopularniejszym lecz niezbyt dobrym chwytem stosowanym zresztąjuż przez naszych pradziadów i prababki jest całkowite wybudze-nie się z nieprzyjemnego snu. Inna, zbliżona technika powstała w sypialni markiza Hervey de Saint-Denys. Ilekroć miał on ochotę zmienić treść nocnego przeżycia, w którym uczestniczyło jego senne ego, wyciągał przed siebie swoja wyobrażoną rękę i zasłaniał niąswoje wyobrażone oczy: zwykle, jak za dotknięciem różdżki, obraz znikał. Jeśli teraz wyobraził sobie temat, którym chciał zająć się w swoim śnie, jego wyobraźnia posłusznie podsuwała nowy pomysł. Markiz był zapalonym badaczem zjawiska snów, trzeba mu więc wybaczyć pewne dziwactwa, między innymi to, ze zamiast wykorzystać swoje cenne spostrzeżenie do odganiania koszmarnych wizji on stosował go raczej w celu ich przywołania! Nie przypuszczam, zęby zmuszały go do tej decyzji jakiekolwiek masochistyczne skłonności chociaż, jeśli przypatrzyć się innym sennym eksperymentom jego autorstwa, na przykład podcinaniu sobie we śnie gardła albo rzucaniu się z dachu wysokiego budynku po to, żeby sprawdzić jak przeżywa się we śnie własną śmierć, 125 moznaby zacząć podejrzewać Francuza o brak psychicznego zrównoważenia. Choć pełna polotu metoda zasłaniania oczu w pewnych warunkach wydaje się skuteczna, nie różni się w swych założeniach od zwykłego wybudzania się ze snu. I w tym przypadku nadal uciekamy przecież przed wyśnionymi potworami, tyle, że chwilowe schronienie znajdujemy w rzeczywistości snu a nie jawy. Nasza ucieczka niczego nie rozwiązała, a jej jedynym efektem jest chwilowe odwleczenie ponownej napaści. Najbardziej chwalebnąi owocną taktyką zwalczania koszmarów wydaje się odważne stawienie im czoła. Oczywiście nocna potyczka nie należy do najłatwiejszych i czasem wymaga dni przygotowań. Co tu ukrywać, nawet doświadczonych oneironautów nocne konfrontacje nie raz już przyprawiały o gęsią skórkę. Jeśli jednak uda nam się przezwyciężyć lęk, triumf okazuje się całkowity a przeciwnik rozbity na miazgę lub zdegradowany do formy pożałowania godnych strzępów. Członkowie malezyjskiego plemienia Senoi także wychodzą z założenia, że należy dzielnie stoczyć walkę z napastnikami, więcej nawet - korzystając z okazji wymuszająna swoich agresorach ofiarowanie jakiegoś prezentu: piosenki, wizji, amuletu, itp. Przednia myśl, chciałoby się powiedzieć. Z metodą przemocy jest jednak pewien poważny kłopot zauważany przez niektórych współczesnych specjalistów od interpretacji snów, między innymi Stephena LaBerge, Paula Tholey i Gayle Dela-ney. Wszystko, co obecne jest we śnie włącznie z akcją, scenerią i bohaterami powstaje przecież za sprawąjednego wszechmocnego twórcy: samego autora snu. To on wyśnił potwory, on kazał im rzucić się w pogoń za swoim wyśnionym ego. Jeśli więc teraz obraca swoich adwersarzy w pył, to tak, jakby niszczył i unicestwiał część swego własnego ja. Nie w tym sztuka, by pozbyć się niewygodnych i napawających strachem obrazów, prawdziwym kunsztem jest raczej ich zrozumienie i zaakceptowanie - nauczenie się życia w harmonii z samymi sobą. Wyśnieni nieprzyjaciele mająnam bardzo dużo do zaoferowania, w przeciwnym razie nie pojawialiby się z takąuporczy- 126 wością w naszych snach. Pamiętajmy więc, że pełne miłości potraktowanie koszmarnych bohaterów snu pomaga w zrozumieniu ukrytych w podświadomości konfliktów oraz obaw. Spróbujmy podejść do sprawców nocnych lęków ze zrozumieniem, nie wahajmy się nawiązać z nimi dialogu, jeszcze w czasie snu przekonać ich o naszych dobrych intencjach i zaoferować swą pomoc. Wysłanie pozytywnych myśli oraz otwartość pozwoląnam przekształcić „negatywnąenergię" snu i zawrzeć zgodę z wojującymi dotąd i niechcianymi aspektami własnej psychiki. Nasza osobowość zostanie wówczas wzbogacona tymi nowymi wartościami, którym dotychczas odmawialiśmy swej uwagi. Proces integracji może odbyć się wybuchowo: koszmarna postać ulega wówczas transformacji na naszych oczach: z wiedźmy w piękną księżniczkę, z potwora w kochającego ojca, może jednak przebiec mniej dramatycznie. Wówczas tylko malejąca ilość koszmarów i powiększająca się ilość snów zaludnianych przez pozytywnych bohaterów będą sugerować postępującą integrację niezrozumianych dotąd energii. W obu przypadkach, bez względu na to jak ten proces przebiegał, pojawiaj ą się nowe odkrycia na temat nas samych i naszej sytuacji życiowej oraz towarzyszący im rozwój wewnętrzny. Nie każdy z nas jest przykładem odwagi, wielu ogarnia w obliczu niebezpieczeństwa taka panika, że nawet pluton żołnierzy z karabinami nie byłby ich w stanie zmusić do spojrzenia w oczy goniącego przeciwnika. Znajdzie się jednak rada i na ten problem. Najlepiej w takiej sytuacji odwołać się do „Ćwiczenia Pustego Krzesła" opracowanego przez Fritza Perlsa i przedstawionego w rozdziale „Jeszcze dalej w interpretacje". Do zwalczania oraz transformacji powtarzających się natrętnie koszmarów można wykorzystać pomoc swej wyobraźni celowo przerabiając zakończenie upiornego scenariusza. Wystarczy w tym celu zanotować swój nieprzyjemny sen i obmyślić (najlepiej po wprowadzeniu się w nastrój zupełnego wyciszenia i relaksu) taki happy end, który nasuwa się nam na myśl. Jeśli teraz zapiszemy swój nowy udoskonalony scenariusz i jeszcze przed udaniem się na spoczynek prześledzimy go kilkakrotnie 127 w wyobraźni, wspomnienie nowej fabuły powinno tak wniknąć w naszą pamięć, że nawet w czasie trwania naj straszniejszego koszmaru będziemy w stanie przypomnieć sobie to nowe zakończenie i uzyskamy kontrolę nad wydarzeniami snu. Gdyby niepokojące sny przeżywało dziecko czasem wystarczy pozwolić mu spać z rodzicami albo na okres zasypiania pozostawić w jego pokoju włączone światło i spokojną muzykę. Nie starajmy się „hartować" potomków porzucając ich na pastwę upiorów w zupełnych ciemnościach i przy szczelnie zamkniętych drzwiach. Walczak tę wątpliwąprzyjemność testował w dzieciństwie na własnej skórze i zapewniał mnie, że paraliżującego lęku, który dane mu było przeżywać podczas zasypiania, nie życzyłby nawet najgorszemu wrogowi. Zaufajmy więc jego słowom, potrzeby wystraszonych dzieci najlepiej wyrazi zaś apel samego dziecka. Kiedy ponad sto lat temu przekonywano małą dziewczynkę, że nie powinna bać się ciemności, bo „Bóg będzie z tobą", odpowiedziała z rozbrajającą szczerością: „wolałabym, żebyście zabrali Boga a zostawili świeczkę". Pozostaje mi tylko przyłączyć się do apelu małej, wystraszonej dziewczynki: rodzice, zrozumcie groźby czające się po nocach na małych ludzi. Nie ma się co dziwić ich przerażeniu, jeśli jeszcze kilkadziesiąt lat temu nawet dorośli przekonani byli o istnieniu nocnych upiorów. Sny o wyraźnie nieprzyjemnej treści sugerują obecność w życiu śniącego silnego stresu lub niebezpieczeństwa straszącego groźnymi konsekwencjami. U dzieci koszmary mogą być wywołane konfliktem w domu albo karą wymierzoną przez rodzica, bywają także ekspresją lęku przed odrzuceniem czy wynikiem utraty kochanej osoby. Bez względu na wiek i płeć śniącego uporczywe występowanie w jego snach koszmarnych postaci i sytuacji sugeruje jednak, że w swoim codziennym życiu nie potrafi on uporać się z jakąś ważną sprawą. Dotychczasowe metody radzenia sobie z sytuacją albo problematycznym aspektem własnej osobowości sąnajwidoczniej niewystarczające lub niewłaściwe, problem wymaga więc natychmiastowej zmiany podejścia. 128 Tyle już o koszmarach napisano a przecież tak naprawdę nie zdarzająsię one zbyt często. Uszanujmy więc tych rzadkich gości nocy i umiejętnie wykorzystajmy ich siłę. Choć ich moc została już stępiona zębem czasu, jeśli będzie właściwie wykorzystana może otworzyć furtkę do lepszego zrozumienia naszych osobistych potrzeb oraz tęsknot. 9- Komorowska J.: Drogami... 129 CZY TO SEN CZY JAWA? Jednym z moich dziecięcych marzeń była podróż do mezo-zoiku i spędzenie miłego popołudnia w towarzystwie Tyrano-zaura albo podpatrywanie rodzinnego życia Pterodaktyli. Walczak, zakochany w kulturach środkowoamerykańskich nie raz zamarzył o odwiedzeniu Tenochtitlan i pogwarzeniu z Montezu-mą przy kubku xocoatl (czekoladowego napoju po aztecku). Każdy z nas, bez względu na swój wiek i pozycję społeczną miewa niestworzone fantazje i tęsknoty do czegoś, co - choć zupełnie nieosiągalne - kusi swoim blaskiem. Czyż nie byłoby pięknie móc znaleźć lampę Alladyna i wyczarować rzeczywistość dorównującą przepychem naszym najśmielszym marzeniom? Dla tych, którzy wciąż wzdychaj ą do takiej ewentualności mam pomyślną wiadomość. Wszystko to jest możliwe we śnie - dobrym dżinem z magicznej lampy Alladyna okazuje się szczególny rodzaj marzeń sennych znany pod nazwą snu świadomego albo „lucida" (od angielskiego: luciddreams). Nawet w chwili, gdy piszę te słowa szybko powiększająca się rzesza świadomych oneironautów prowadzi rozmowy ze swoimi zmarłymi bliskimi, wyczarowuje ogrody Semiramidy albo zabawia się w najlepsze z bohaterami Gwiezdnych Wojen. Nie ma więc potrzeby wyczekiwać na zabawki w stylu Pozornej Rzeczywistości, świat iluzji stoi przed nami otworem już teraz. Choć nad osiągnięciem prawdziwej maestrii w śnieniu świadomym trzeba oczywiście trochę popracować, dzięki mądrym radom sypiącym się wciąż od doświadczonych oneironautów, sztuka utrzymywania świadomości nawet w głębokim uśpieniu stała się dziś osiągalna dla każdego miłośnika snów. Trudno opisać właściwości snów świadomych, bo są one w dużej mierze zależne od widzimisie samych śniących, różne i tak niepowtarzalne jak obrazy wyczarowywane przez kalejdoskop. Wszystkim im jednak, bez względu na treść, towarzyszy przekonanie o iluzoryczności świata, w którym znajduje się 130 właśnie senne ego. Wiemy, że śnimy i ta wiedza wystarcza, by nagle możliwości przeżywania naszych nocnych przygód zwielokrotniły się i rozbłysły jak najefektowniejsze fajerwerki. „ Jest jakaś specjalna radosna jakość towarzysząca wielu świadomym snom, której nie sposób się oprzeć. " - pisze Gay-le Delaney - „Kolory są przepełnione księżycowym blaskiem i ma się często wrażenie, że wszystko jest we śnie bardziej realne i wyraziste niż w świecie jawy. Jeśli w świadomym śnie słyszysz muzykę, będzie ona prawdopodobnie słodsza niż ziemski dźwięk, który znasz. Smaki i zapachy upoją cię swoją intensywnością i zadziwi cię stopień w jakim możesz kierować zdarzeniami". Czyż można odmówić takiej kuszącej propozycji? Niejednemu już sama myśl o możliwości uzyskania nieopisanej swobody, poczucia wszechmocy oraz niezwykłej superrealności doświadczeń dostępnych w świecie świadomych snów wystarczy w zupełności by zdecydował się włożyć trochę pracy w opanowanie sztuki ich wywoływania. Sny wiedzy (jak nazwał sny świadome angielski okultysta Oliver Fox) mająjednak w zanadrzu także i inną przynętę na oneironautów. Dzięki temu, że pojawia się w nich unikalna możliwość swobodnego porozumienia świadomości z podświadomością, daj ą wyjątkową okazję do znajdowania odpowiedzi na dręczące nas pytania, odkrywania nowego podejścia do starych oraz nowych problemów a nawet leczenia fizycznych dolegliwości. Niemiecki psycholog i badacz snów Paul Tholey zauważył słusznie, że w świadomym śnie łatwiej przychodzi nam odszukać metodę poradzenia sobie z kłopotem albo uporania się z koszmarem niż jest to możliwe w zwykłym sennym marzeniu. Łatwiej jest przecież stawić czoło wzbudzającym lęk napastnikom i rozpocząć dialog z odrzucanymi dotychczas aspektami naszej własnej osobowości, skoro wiemy, że sąonejedynie wytworem naszej podświadomości. Marzenia świadome zasłużyły się nawet nauce pozwalając na... wysłanie komunikatu ze świata snu. W 1970 roku uśpiony oneironautaAlan Worsley uprzednio umówionym poruszeniem oczu zasygnalizował badaczom zgromadzonym w laboratorium, 131 że oto właśnie przeżywa senne marzenie. Wydarzenie pozwoliło przebyć ogromną i jak dotąd sądzono nieprzekraczalną przestrzeń dzielącą rzeczywistość snu oraz jawy. Dzięki temu a także dalszym, podobnym eksperymentom udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że sny świadome zdarzająsię w fazie REM, rozwiązano także szereg innych wątpliwości do niedawna otaczających zjawisko śnienia (na przykład problem synchronizacji ruchów gałek ocznych z treścią sennych obrazów oraz kwestię upływu czasu podczas drzemki). Choć to dopiero w ostatnich latach „lucida" zaczęły cieszyć się zasłużonąpopularnością, niewątpliwie były one znane i wykorzystywane przez społeczności ludzkie od wielu pokoleń. Przykład to chociażby tybetańscy Jogini, którzy (już w VIII wieku) za punkt honoru stawiali sobie dojście do perfekcji w utrzymywaniu świadomości nawet podczas najgłębszego uśpienia. Szczycili się oni umiejętnościątransformowania swojej sennej rzeczywistości zgodnie z ustalonymi w ciągu wieków tradycjami jogi. Jednym z pierwszych Europejczyków skrupulatnie badających sny wiedzy był markiz Hervey de Saint- Denys. Traktował on swoje nocne przeżycia jako żyzne poletko doświadczalne, a spisywanie marzeń było dla niego od najmłodszych lat fascynującym hobby. Najwyraźniej jednak szlachetny Francuz nie brał swej rozrywki za temat godny zainteresowania rasowego naukowca, musiał też obawiać się krytyki współczesnych, bo książkę dotyczącą swoich obserwacji opublikował anonimowo. My w przeciwieństwie do markiza, który samodzielnie i cichaczem przecierał szlaki przyszłym oneironautom mamy, do dyspozycji świetne i sprawdzone już metody utrzymywania świadomości sennej oraz tworzenia rzeczywistości, o jakiej nie śniło się nawet filozofom. Pierwszym krokiem jest nie wątpliwie zwiększenie swej zdolności pamiętania sennych epizodów. Ste-ven EaBerge, który napisał na temat świadomego śnienia kilka świetnych książek i sam jest doświadczonym oneironautą, niejednokrotnie podkreśla, że bez osiągnięcia zdolności budzenia 132 się co rano ze świeżym wspomnieniem co najmniej jednego snu nie ma co marzyć o sukcesie. Poprawienie pamięci do snów nie jest na szczęście trudne jeśli tylko zabierzemy się do pracy z ochotą i systematycznością: proces dochodzenia do wprawy powinny znacznie przyśpieszyć uwagi zawarte w rozdziale pt. „W pogoni za sennym marzeniem". Jednym z podstawowych punktów programu osiągania świadomości we śnie jest umiejętność odróżnienia snu od jawy. Może wydaje się to niektórym oczywiste - przecież wystarczy otworzyć rano oczy, by przekonać się, że dwumetrowy królik w meksykańskim kapeluszu był wytworem wyobraźni. Nie o tym jednak mowa. Naszym celem powinno być osiągniecie takiego poziomu wglądu i wyczucia, aby udało nam się przyłapać samych siebie na tym, że śnimy, jeszcze zanim sen zostanie przerwany. Teraz właśnie nadarza się okazja do prawdziwej zabawy: pomysłów na to, jak zorientować się, że otaczająca nas i jakże realna rzeczywistość jest iluzją uśpionego umysłu jest bowiem sporo. Jedna z polecanych metod ich demaskowania to na przykład uważna analiza naszego żurnala snów i wychwycenie wszelkich nieścisłości oraz dziwactw, którymi nas one dotychczas raczyły. Mogą to być dziwne wrażenia zmysłowe, nienaturalna aktywność bohaterów, jak lewitowanie czy zdolność oddychania pod wodą, dziejące się na naszych oczach transformacje obiektów i postaci albo nieprawdopodobne zdarzenia - chociażby znalezienie się oko w oko ze zmarłym członkiem rodziny. Wypiszmy te nieścisłości i znajdźmy taki rodzaj dziwactwa, który powtarza się w naszych snach wyjątkowo często. Potraktujemy je odtąd jako drogowskaz -jego obecność będzie najlepszym dowodem na to, że właśnie śnimy. Paul Tholey radzi przyjęcie w ciągu dnia postawy wątpiącego Tomasza i wielokrotne zadawanie sobie pytania „czy ja przypadkiem nie śnię?" Skupmy uwagę na otoczeniu wnikliwie testując jego realność. Czy nic nie wydaje się nienaturalne, czy nie mamy luk w pamięci? Czasami pomocne jest skupienie wzroku na jakimś elemencie otoczenia, odwrócenie na chwilę 133 oczu i ponowne zerknięcie na ten sam obiekt Może zmienił on kształt czy kolor albo zniknął nam tajemniczo z pola widzenia7 Oczywiście, jeśli istotnie czuwamy, szansę na pojawienie się dystorsji sąmimmalne Nie dajmy się jednak zwieść przekonaniu, ze cała ta zabawa w detektywa me ma sensu - za którymś razem dobra znajoma zmieni się niepostrzeżenie w wujka kulturystę a zegar wskaże niewłaściwą godzinę Jeśli nie przegapimy nadarzającej się teraz okazji, te dystorsje powinny wystarczyć by sen został zdemaskowany Identyczną technikę przyłapywama się na śnieniu wykorzystał przypadkowo Oliver Fox, który tak oto pisał o swoim przeżyciu „ ( )śmłem po prostu o tym, ze stoję przed własnym domem Spojrzawszy w dół odkryłem, ze kamienie chodnikowe w jakiś mistyczny sposób zmieniły swoje położenie - długi brzegi były teraz równolegle a nie prostopadle Wówczas rozbłysło rozwiązanie choć przepiękny letni ranek wydawał się tak realny jak to tylko było możliwe, ja śniłem1 Momentalnie wyrazistość życia wzrosła stukrotnie Nigdy morze ani niebo ani drzewa nie jaśniały tak mistycznym pięknem Nigdy me miałem się tak absolutnie dobrze, z tak jasnym umysłem, tak bosko wszechmocny " Lekarz angielski Morton Schatzman wspomina o innej ciekawej technice wynalezionej przez męczoną koszmarami dziewczynkę Mała wzięła się na sposób i ilekroć działo się wokół mej coś niemiłego podchodziła do pierwszej z brzegu osoby oświadczając odważnie „to wszystko jest snem" Jeśli zagadnięty nie oponował, dziecko wnioskowało, ze całe zajście jest wyłącznie sennym marzeniem i nie ma powodów do niepokoju Metoda, choć bardzo interesująca, nie zawsze jednak działa -dużo zależy bowiem od dobrej woli bohaterów snu, którzy niestety najczęściej będągorąco zapewniać śniące ego, iż rzeczywistość wokół jest jak najbardziej realna Celia Green, współczesna amerykańska badaczka snów doniosła kiedyś o akcji samobójczej najakąważył się z powodu zatwardziałości swej wyśnionej żony jeden z bardziej zdesperowanych oneironautów Gdy możliwości perswazji zostały wyczerpane zdecydował się 134 zademonstrować upierającej się kobiecie, ze cała historia, włącznie zjej obecnością powstała wjego własnym umyśle i odważnie wyskoczył przez okno Na szczęście to on miał rację We śnie jednej z moich klientek z podobnej przyczyny doszło nawet do zabawnej konfuzji pomiędzy bohaterkami snu „Zapytałam Gayle Hunter czy zawiezie mnie do domu na co ona odpowiedziała, ze me W tym momencie cała rzeczywistość nabrała niezwykłej wyrazistości i zorientowałam się, ze śnię »Niewazne«, odpowiedziałam więc, »przeciez wszystko jest snem Obydwie śmmy« Gayle wyglądała na zdezorientowaną i zauważyła »chciałaś powiedzieć, ze to ty śnisz«, a ja odpowiedziałam »me, wydaje mi się, ze śnimy obydwie« " Autorka snu miała dużo racji, bo jej towarzyszka, choć nie bardzo chciała się do tego przyznać, tak naprawdę była przecież czystą fantasmagorią Dobrą metodą uzyskiwania świadomości we śnie jest napisanie na swej dłoni jaskrawym flamastrem litery S (Świadomość) Ilekroć mimochodem spojrzymy w ciągu dnia na ten znak, powinniśmy zadać sobie pytanie „czy to sen czy jawa9" i postąpić podobnie jak w poprzedniej sugestii - krytycznie zbadać otoczenie poszukując nieścisłości i sygnałów, które mogłyby podważyć nasze przekonanie o realności otaczającego nas świata Nawet wątpiący towarzysze ze snu nie będąnas już w stanie oszukać Wyjątkowym sprzymierzeńcem świadomych oneironautow okazują się sny o lewitowamu Warto je wykorzystać Gdyby pojawiły się wątpliwości co do tego w której z dwóch rzeczywistości jesteśmy - postarajmy się unieść w powietrze Jeśli choć w minimalnym stopniu uda nam się przezwyciężyć siłę grawitacji i zawisnąć nad ziemią znak to niechybny, ze właśnie znajdujemy się w uśpieniu i pora wykorzystać swoje zdolności do podniebnych podróży oraz zatykających dech w piersiach przygód Oczywiście zawsze narażamy się na komentarze typu „Janek zwariował - znowu próbuje fruwać", szczególnie jeśli test przeprowadziliśmy na jawie i do tego w towarzystwie bliskich Cózjednak znaczy to niegroźne posądzenie wobec szansy 135 jaką niesie ze sobą odkrycie, że właśnie śnimy? Gorąco zachęcam do wypróbowania metody „lewitowania", bo jest onajed-nym z lepszych sposobów budzenia krytycznego zmysłu podczas drzemki. Nasze próby wzniesienia się nad ziemiąmożna zaś dla bezpieczeństwa prowadzić w miejscach odosobnionych. Przepyszną zabawą, którą ułatwia uzyskiwanie najwyższych stopni oneironautycznego wtajemniczenia, jest udawanie czarodzieja. Ilekroć znajdziemy się wjakimś wyjątkowo przyjemnym otoczeniu, pięknej okolicy, ulubionym fotelu na biegunach - postarajmy się siłą woli przekształcić jakiś element rzeczywistości, ot, choćby drzewo w Czerwonego Kapturka, szklankę herbaty w górski potok czy dźwięki młota pneumatycznego dobiegające zza okna w upojny śpiew słowika. Cokolwiek przyjdzie nam do głowy będzie właściwe. Im bardziej zwariowany jest nasz pomysł tym większy zachwyt, jeśli okaże się, że oto właśnie zostaliśmy obdarzeni mocą czarnoksięską i dokonaliśmy czegoś niemożliwego. Gdy uda się nasza kuglars-ka sztuczka zostaniemy panami całego wszechświata... przynajmniej do czasu, kiedy przerwiemy swą drzemkę. Ciekawą metodę wywoływania snów świadomych wyko-rzystujątybetańscy jogini, których tajemnice przybliżyli Walter Yeeling, Evans-Wentz oraz George Gillespie. Asceci z "Dachu świata" nie muszą wcale chwytać się na tym, że śnią bo ani na chwilę nie rozstająsię ze świadomościąswojego stanu - czuwają nawet podczas zasypiania. Metoda „tybetańska" nie jest najłatwiejsza, świadcząc tym chociażby nieudane próby prowadzone przez Hervey'a de Saint-Denys, który stwierdził, że ciągłe skupianie uwagi na procesie przekraczania granicy pomiędzy jawą a snem jest niemożliwe, gdyż snami hypnago-gicznymi rządzi proces anarchii i konfuzji. Dla poparcia swojej kwestii Saint-Denys podał przypadek genewskiego filozofa George'a Louisa de Sagę. Ten doprowadził się ponoć do granic szaleństwa usiłując dokonać podobnego czynu. Mój przyjaciel Walczak zaklinał się, że i jemu groziło z tego powodu szaleństwo. Tym większy szacunek należy się więc tybetańskim joginom oraz tym ich dzielnym naśladowcom, którzy 136 potrafią zachować pełną świadomość swojego rzeczywistego stanu nawet podczas zasypiania i budzenia się z drzemki. Autorzy Keith Harray oraz Pamela Weintraub uważają, że będzie to możliwe jeśli za przykładem joginów nauczymy się zasypiać w stanie czynnej relaksacji. W tym celu należy pozwolić ciału osiągnąć całkowity bezwład, podczas gdy umysł wciąż pozostaje czynny i śledzi kształtujące się oraz przepływające w wyobraźni obrazy. Nagroda ma być niemała, bo nawiedzą nas wyjątkowo wyraziste, superrealne sny świadome. Ktokolwiek osiągnął pierwszy stopień wtajemniczenia i zasłużył sobie już na miano świadomego oneironauty zauważy, że sztuką niemniej trudną niż uzmysłowienie sobie swojego stanu jest dłuższe utrzymanie świadomości. Tylko wówczas można' będzie wyciągnąć ze swej zdolności jakieś wymierne korzyści. Niestety przy pierwszych próbach podobni początkującemu rowerzyście co chwilę „tracimy równowagę" i zapominamy o swoim uśpieniu. Często zdarza się też, że ten i ów rozentuzjazmowany żółtodziób tak zachwyci się osiągnięciem, iż wybudzi się ze swej świadomej drzemki zanim jeszcze uda mu się nią nacieszyć. Na szczęście są sposoby i na brak doświadczenia. Najciekawszym wydaje się pomysł Stevena LaBerge, który w sytuacjach grożących nam wybudzeniem ze snu radzi rozłożyć ramiona i zawirować wokół swojej osi szalonym piruetem. (Oczywiście badacz nie każe nam zrywać się z pościeli i tańczyć po mieszkaniu, sugestia odnosi się do akcji sennego ego). Po kilku chwilach wirowania znów znajdziemy się w stabilnym świecie, który - nie zapominajmy ani na chwilę - będzie najpewniej naszym kolejnym wewnętrznym przeżyciem. Inni specjaliści sugeruj ą podobne metody przedłużenia snu i podpowiadają, że są one użyteczne także wówczas, gdy pragniemy zmienić treść naszego sennego doświadczenia. Można więc padać na plecy jak worek piachu, dotykać dłonią swojej twarzy, zamykać oczy, albo -jak radzi pisarz Carlos Castaneda znany ze swoich opowieści o Don Juanie -przypatrywać się własnym dłoniom. Nawet, gdyby zdarzyło się nam niechcący obudzić, nie wszystko jest stracone: wtedy najlepiej udawać 137 nieboszczyka Leźmy w zupełnym uspokojeniu, bez ruchu a wątek snu znów zacznie się powoli rozwijać przed naszymi oczyma i wkrótce powrócimy do krainy snów Świadomi oneironauci zauważyli i opisali sygnały informujące o zbliżaniu się końca marzenia, kiedy to mamy największą szansę wybicia się z drzemki Najlepszym znakiem okazuje się pogorszenie jakości obrazu wyśnionej sztuki Oto dotąd tak żywe i realistyczne wizje zaczynaj ą blaknąć i płowieć, spłaszczają się i tracą wyrazistość Teraz właśnie, jeśli me chce nam się jeszcze powracać do rzeczywistości a ochota na nieziemskie przygody me odchodzi, warto jeszcze raz rozpocząć senne piruety sugerowane przez LaBerge'a Szczególnym przypadkiem snów są tzw fałszywe przebudzenia (ang false awakemngs) Zdarzaj ą się one osobom, które potrafią już zorientować się, ze śnią albo znajdują się o krok od uzyskania tej zdolności Budzimy się z nich po to aby po chwili obudzić się ponownie, teraz już naprawdę Ja miałam kiedyś okazję kilkakrotnie budzie się „tak naprawdę", dopiero za czwartym razem rzeczywiście powracając do świata jawy Walczak zaś z powodu nieprawdziwego obudzenia najadł się w dzieciństwie nieco wstydu Obudził się którejś nocy i wyszedł za potrzebą do toalety Dopiero nad ranem, w czasie zakładania mokrych bamboszy odkrył niefortunną pomyłkę śniło mu się tylko, ze odbył nocną podróż do łazienki, w rzeczywistości zaś to swój własny kapeć wziął we śnie za muszlę klozetową Dobra więc rada dla tych, którym zdarzająsię nieprawdziwe przebudzenia jeśli ktoś podejrzewa, ze nadal smacznie śpi a tylko jego zmysły zabawiaj ą się jego kosztem - mech uważnie sprawdzi swoje najbliższe otoczenie Najpewniej uda mu się wówczas odkryć dystorsje, niekonsekwencje, dziwne, nienaturalne odgłosy albo wibracje ciała Zdemaskowane w ten sposób nieprawdziwe przebudzenie zamiast dotychczasowej dezorientacji przyniesie jeszcze j eden niezapomniany świadomy sen Coąwtlam, 23 czerwca 1994 138 LITERATURA Anch, M , Browman, C , Mitler, M , & Walsh, J (1988) Sleep A Scientific Perspective Englewood Cliffs, New Jersey Prentice Hali Artemidorus (197*>) The Interpretation of Dreams Oneirocntica (tłum Robert J White) Park Ridge, New Jersey Noyes Press Colher s Encyclopedw (1984) Wilham D Halsey (ed ) New York Macmillan Educational Comp Delaney, G (1991) Breakthrough Dreammg How to Tąp tłu Power ofYour 24-Hour Mmd New York Bantam Books Delaney, G (1988) Livmg Yow Dreams New York Harper Collins Encyclopedia Amencana (1989) USA Groher Incorporated Encyclopedia Bntanmca Faraday, A (1980) Dream Power Lear n to Use the Vital Self-Knowledge That Lies Stored In Your Di eams New York Berkeley Book Gackenbach, J , & Bosweld, J (1994) Controlyour Dreams How Dreammg Can Help You Uncover Your Hidden Desires and Confront Your Hidden Fears New York Harper Collins Gackenbach, J ,& LaBerge, S (eds) (1988) Conscious Mmd, Sleeping Bram Perspectwes on Lucid Dreammg New York Plenum Press Garfield, P (1974) Ci eative Dreammg New York Ballantine Books Garfield, P (1991) The Healmg Power of Dreams New York Fireside Book Gendlm, E (1986) Lei our Body Interpret Yow Dreams Wilmette, Illinois Chiron Publ Grunebaum, G E von, & Caillois, R (eds) (1966) The Dream and Human Societies Berkeley Umv of Cahfornia Press 139 Hali C., S. (1966). The Meaning ofDreams. New York: McGraw-Hill Book co. Harary, K.,& Weintraub, P. (1989). Lucid Dreams in 30 Days; The Creative Sleep Program. New York: St. Martin's Press. Hauri, P. (1979). What Can Insomniacs Teach Us About the Function of Sleep? in The Functions of Sleep. Inglis, B. (1987). The Power ofDreams. London: Grafton Books. Jacobi, J. (1993). Psychologia C. G. Junga. Warszawa: Wydawnictwo Wodnika. Jones, E. (1951). On the Nightmare. New York: Liveright Publ. Krebs, D., & Blackman, R. (1988). Psychology. A First Encounter. Orlando, Florida: Harcourt Brace Jovanovich. LaBerge, S., & Rheingold, H. (1990). Exploring the World of Lucid Dreaming. New York: Balantine Books. Mack, E. (1970). Nightmares and Human Conflict. Churchill, London: J.&A. Roediger III, H.L., Capaldi E.,D., Paris,S.G., & Polivy J. (1991). Psychology. Third Edition. New York: Harper Collins. Saint-Denys, H. de (1982). Dreams and H ów to Guide Them. (tłum z francuskiego Nicholas Fry). London: Gerald Duckworth. Strong, P. (ed.). (1988). Thirteen Authorities Tel! You What Your Dreams Mean. New Canaan, Conn.: Buli's -eye Book. Ullman, M., Krippner, S., & Yaughan, A. (eds). (1989). (second edition). Dream Telepathy. Experiments in Nocturnal ESP. Jefferson, N.C: Mc Farland& Company. Webb, W, B. (1979). Theories of Sleep Functions and Some Clinical Implications in the Functions of Sleep. W. Renę Druckner-Colin, Mario Shkurovich i M.B. Sterman(eds). Woods, R. L., & Greenhouse, H. B. (eds). (1974). The New World ofDreams. New York: MacMillan. The World Book Encyclopedia. (1993). Chicago: World Book. 140 Leo KOLORY Sonders TWOJEJ AURY ASTER Lea Sanders Kolory twojej aury Autorka jest jedną z niewielu osób, które potrafią dostrzec, zinterpretować i leczyć aury innych. W tej książce opowiada, że już w dzieciństwie widziała wokót ludzi jakby kolorowe tęcze. Każdy człowiek miał własne kolorowe widmo świetlne. Z upływem czasu zrozumiała, że każdy kolor ma swoje znaczenie i wskazuje na samopoczucie i charakter człowieka. Obserwowała, że kolorowe promieniowanie zmienia się, w zależności od stanu zdrowia człowieka. Doświadczenia, wielokrotnie wżyciu weryfikowane, opisała teraz w książce. Ćwiczenia i medytacje dowodzą, że wszyscy możemy nauczyć się dostrzec aury bliźnich. 112 str. + barwne przedstawienie czakr Oficyna Wydawnicza „Aster" ISBN 83-900978-0-K Chris Griscom CZAS JEST ZŁUDZENIEM ASTER Chris Griscom Czas jest złudzeniem Autorka mieszka w Galisteo (USA, stan Nowy Meksyk), gdzie urządziła swój słynny „Instytut Światła". Podróżując po całym świecie, podczas spotkań, wykładów i medytacji uczy nas, ze żyliśmy już wiele razy i że te „życia" nosimy w sobie. W pierwszej przetłumaczonej na język polski książce, Chris Griscom - duchowa nauczycielka Shirley McLaine - opowiada o swych własnych doświadczeniach z poprzednimi wcieleniami i o swej drodze życia. Pokazuje, że wszystko co nas spotyka w obecnym życiu i w poprzednich reinkarnacjach jest przez nas pożądane, aby dzięki tym doświadczeniom mogła wzrastać nasza świadomość. 175 str Oficyna Wydawnicza „Aster" ISBN 83-900978-1 -8 romon i BoJo i B KAMIENIE SZLACHETNE A ZNAKI ZODIAKU Shalila Sharamon i Bodo J. Baginski Kamienie szlachetne a znaki Zodiaku Tajemna moc kamieni szlachetnych i ich związki z dwunastoma znakami Zodiaku. Wyczerpujący opis kamieni szlachetnych. Znaki Zodiaku: ich podstawowe cechy, specyficzne zadania edukacyjne i optymalna forma wyrazu. Wewnętrzne zależności pomiędzy kamieniami szlachetnymi a znakami Zodiaku i ich pomoc w znalezieniu wskazanej przez horoskop drogi do doskonałości. Litoterapia: sugestie zastosowań leczniczych kamieni szlachetnych w blisko 500 objawach chorobowych. 172 str., liczne ilustracje Oficyna Wydawnicza „Aster" ISBN 83-900978-2-6 Jadwiga Pykosz Wiatr gra w bilard r- Jadwiga Pykosz Wiatr gra w bilard Czy liryka wswoim nastroju może być ezoteryczna? Znany krytyk literacki Bogdan Rogatko napisał o tej poezji: „Wiersze zrodzone z ciszy, ale pisane przeciw ciszy; wyzwanie rzucone samotności wydłużających się świtów i lęk niosących wieczorów. Wiersze najbardziej osobiste z osobistych, bo zależne tylko od drgań wypełniającej się jednością z naturą i sztuką duszy". ASTER 56 str., 8 barwnych ilustracji Oficyna Wydawnicza „Aster" ISBN 83-900978-3-4 Skuliło Shoramon i lioilo) Bopski KSIĘGA CZAKR Od podstawowego rozumienia do zastosowań praktycznych Olisswiny prądnik hoinwtóowaftffl (enlrow pop!?snlrnifb. bktfy tDitiwnieHkKktne, ?a|iocjij, techniki oiidecnwe, okowsme i notur ę i mmlylaci? ASTER Shalila Sharamon i Bodo J. Baginski Księga czakr Od podstawowego rozumienia do zastosowań praktycznych. Obszerny poradnik harmonizowania centrów energetycznych poprzez dźwięki, kolory, kamienie szlachetne, zapachy, techniki oddechowe, obcowanie z naturą, refleksotera-pię i medytację. Książka jasno i zrozumiale opisuje funkcje i sposoby działania centrów energetycznych, oferując pełnię możliwości w praktycznej pracy nad czakrami. Opisy obcowania z naturą, praktyk yogi i astrologicznych przyporządkowań dla poszczególnych czakr dopełniają temat interesującymi i inspirującymi poznaniami. 232 str., liczne ilustracje Oficyna Wydawnicza „Aster" ISBN 83-900978-4-2 Pciula Horan Paula Horan Siła Reiki Podręcznik osobistej i globalnej transformacji Reiki jest pojęciem pochodzącym z Japonii, a opisuje ono uniwersalną energię życiową. Reiki jest także opisem naturalnej metody uzdrawiania. Autorka — doświadczona, działająca na arenie międzynarodowej mistrzyni Reiki —przedstawia zastosowanie, działanie i funkcję energii Reiki, tłumaczy jak funkcjonuje duchowe uzdrawianie i pokazuje jak w ten proces można włączyć kolory, dźwięki, kryształy i różne techniki 184 str., liczne ilustracje Oficyna Wydawnicza „Aster" ISBN 83-900978-5-0 Jak zachować młodą twarz Grażyna Kołomyjska Jak zachować młodą twarz Zainteresowania naukowe i dydaktyczne autorki związane są z gerontologią. Ta książka ma optymistyczny wymiar, bowiem pozwala zrozumieć, że nasza młodość jest w naszych rękach. Każda kobieta może być atrakcyjna i interesująca, bez względu na to, ile ma lat. Jak to osiągnąć? Autorka, pełna werwy, optymizmu i życzliwości, stosująca wszelkie sposoby, aby być atrakcyjną, chętnie zdradza Czytelniczkom swoje tajemnice. ASTER Uniwersalna Energia Zyc iowa HodoJ BagmskJ l ShaLla Shardira 96 str, liczne ilustracje Oficyna Wydawnicza „Aster" ISBN 83-900978-6-9 Bodo J. Baginski i Shalila Sharamon Reiki Uniwersalna Energia Życiowa dla całościowego uzdrawiania samego siebie, pacjentów, uzdrawiania na odległość ciała, umysłu i ducha Reiki, energia dająca podstawę całemu życiu, może zostać w każdym człowieku obudzona i zaktywizowana poprzez odpowiednie wtajemniczenia. Dlatego na wszelkie szansę, by stać się prawdziwą, naturalną, ludową sztuką leczenia Autorzy opisują swe doświadczenia ze stosowaniem Reiki wobec ludzi, zwierząt i roślin oraz udzielają wielu porad jak praktykować Reiki Książka zawiera ponadto wykaz obejmujący znaczenie podłoża ponad 200 chorób z duchowego punktu widzenia 236 str, liczne ilustracje Oficyna Wydawnicza „Aster" ISBN 83-900978-7-7 ił SEN, tajemniczy stan czasowej niemocy i bogatych przeżyć wewnętrznych, już od zamierzchłych czasów wprawiał w zachwyt i intrygował swą tajemniczością, niepokoił i napawał grozą •fr SEN to inspirator i nauczyciel niejednego naukowca, pisarza, muzyka czy malarza •fr SEN potrafi jednak omamić i zmusić do kapitulacji nawet największych myślicieli •fr SEN to niezmordowany wyraziciel wewnętrznych potrzeb, docierający do nas w dziwnym, bogatym w metafory języku •fr SEN to przyjaciel, który w krytycznych chwilach z chęcią podsuwa nowe, oryginalne rozwiązania Obecnie tylko w Stanach Zjednoczonych ukazuje się rocznie ponad 600 artykulów i 10 książek o śnie Joanna Komorowska w mądrej, dowcipnie napisanej książce zaprasza na spacer po posiadłościach boga snu nie tylko wtajemniczonych w arkana oneironautyki entuzjastów żeglugi po marzeniach sennych ale i tych wszystkich Czytelników, których intrygują ci dziwni goście nocy ASTER N ISBN 83-900978-8-5