Dariusz ¯ukowski JANIK SROGI Karczma jeszcze by³a pusta, jeszcze ch³opi nie zeszli z pola po pracy, kiedy na podwórcu zaklekota³y koñskie kopyta. Zabrzmia³o kilka gromkich komend wydanych ch³opcom stajennym i drzwi wejœciowe otwar³y siê z hukiem. Gruby, ³ysy karczmarz Carl przeciera³ w³aœnie kufle i tak zastyg³, ogl¹daj¹c wielk¹ sylwetkê przyby³ego. Goœæ post¹pi³ w przód, obrzuciwszy spojrzeniem wnêtrze i skierowa³ siê do ³awy. Za nim wszed³ kolejny i jeszcze jeden. Ca³a trójka - wielcy, muskularni, odziani w grube, naæwiekowane kurty, przy pasach lub na plecach miecze, sztylety na udach, wysokie, skórzane buty… ani chybi, Wielcy Wojownicy! Wybrali ³awê w rogu, aby mieæ na oku resztê karczmy i jeden z nich, niedogolony, o d³ugich, bia³ych w³osach, szepn¹³, poprawiaj¹c fryzurê rêkawic¹ zdobn¹ k³ami kobry: - Który tym razem spektakularnie i gromko zawo³a karczmarza? - Ci¹gnijmy zapa³ki - zaproponowa³ siedz¹cy po prawej, z grub¹ blizn¹ na policzku i przenikliwych oczach, z przyczepionymi do pasa zasuszonymi g³ówkami harpii. Odby³o siê krótkie losowanie i trzeci, o upierœcienionej d³oni, butach ze smoczej skóry i postawionych na sztorc w³osach, zakrzykn¹³: - Karczmarzu, piwa i jad³a sutego, rych³o, boœmy zdro¿eni! - a zabrzmia³o to gromko i spektakularnie. Chocia¿ mo¿e nie tak gromko, jak pobrzmiewa³o w tej karczmie, kiedy byli tu przed laty i nie tak spektakularnie, jak wtedy, gdy Carl, jeszcze s³u¿¹cy, schowa³ siê w spi¿arni i za nic nie da³ siê wyci¹gn¹æ. Barman, do tej pory zastygniêty w bezruchu, od³o¿y³ kufle i pobieg³ przygotowaæ trzy zestawy Wielki Macho. Po krótkim namyœle podwoi³ porcje. Goœcie rozsiedli siê wygodnie i nonszalancko na ³awach. Ten w butach ze smoka wyci¹gn¹³ nawet nogi na brzeg sto³u. - Myœlicie, ¿e siedzimy wystarczaj¹co nonszalancko? - Czasy siê zmieniaj¹, Nanok, cholera wie. Nie jesteœmy w twoim Airemmic. Pamiêtasz tê wiochê pod Bagnami Z³a? Za³o¿y³em miecz na plecy, opar³em siê o bar, pó³usiad³em na krzeœle i mia³em posêpn¹ minê, a poza tym by³em kompletnie obcy… ch³opi nawet nie przestali na chwilê rozmawiaæ. ¯aden z nich nie przyjrza³ mi siê podejrzliwie. Gdyby to by³o z dziesiêæ lat temu! - Ten karczmarz jest obiecuj¹cy - wtr¹ci³ ten z blizn¹. - Mo¿e nie: zupe³nie strwo¿ony, ale przynajmniej zaskoczony. - Ale te praczki, Dargen, co je mijaliœmy po drodze… Do diaska, nie chichota³y. Gada³y o nowym gniadku ksiê¿nej. - Ksiê¿nej? Uwiêziona? - spyta³ Nanok z Airemmic. - Co ty? Jaka tam uwiêziona? - prychn¹³ Dargen. - No, uwiêziona… do wie¿y, przez czarownika, jak przy rzece Czerwonej Œmierci… Tlareg i Dargen parsknêli œmiechem. Karczmarz zastawi³ stó³ jad³em, wniós³ dzbany i kufle, wreszcie zmala³ ca³kiem i wycofa³ siê. - Bracie, opamiêtaj siê! - zawo³a³ Tlareg i pchn¹³ Nanoka naje¿on¹ rêkawic¹. - Rzeka Œmierci by³a w zesz³ej dekadzie! - Nie, Tlar, dwadzieœcia lat temu - wtr¹ci³ Dargen. - Dwadzieœcia lat temu, panowie… Szmat czasu. - A to i tak by³a g³upia mitomanka. Zatrzasnê³a siê na strychu i wymyœli³a tê historiê, ¿ebyœmy j¹ wziêli na ogrodowe party na dworze Frycka. - Mów z szacunkiem o naszym królu Fryderyku! - napomnia³ drwi¹co Dargen. Zamyœlili siê i opró¿nili pierwsze kufle. Nanok rzuci³: - Panowie, nie spojrzeliœmy nawet na tablicê og³oszeñ. - No co ty, og³oszenia? Dopiero co wracamy z miasta! Ochrona króla, sto z³otych za tydzieñ pracy, a ten jeszcze chce og³oszenia czytaæ. - Tlareg, Nanok ma racjê - zaripostowa³ Dargen. - W koñcu nie jesteœmy jacyœ-tam woje, ale Wielcy Wojownicy. Do naszych powinnoœci nale¿y chroniæ s³abszych i pomagaæ im. - Tyjemy i marniejemy, panowie, ot co - Nanok spochmurnia³. Zajedli œwiniakiem i opró¿nili drugie kufle. Czas p³yn¹³. Przy pi¹tym kuflu Dargen wspomnia³ Cmentarz Ghuli. - Wtedy siê poznaliœmy, pamiêtacie? Hej, Nanok, ci¹gle masz ten sztylet runiczny, który podarowa³ ci Stary Druid w zamian za pomoc? - Ha! Jasne! - Dargen chwyci³ siê za pas, pomaca³ rêkami. Zamar³, zastanowi³ siê, zacz¹³ grzebaæ w plecaku. - Do diaska… - wreszcie wybieg³ z karczmy i pogna³ ku jukom swojego bojowego rumaka. Pozostali dwaj pokiwali smutno g³owami i wychylili szóste kufle. Kwadrans póŸniej wróci³ Nanok, nios¹c sztylet w bogato zdobionej oprawie. Zdobienia nieco wyblak³y, kamienie przyœniedzia³y, aczkolwiek wci¹¿ prezentowa³ siê imponuj¹co. A przynajmniej dobrze. Ciekawie. Z pewnoœci¹ nie gorzej ni¿ odpowiednio. Có¿, Tlareg i Dargen mogli byæ innego zdania. Spojrzeli krytycznie. Tak¿e Nanok przyjrza³ siê sztyletowi w œwietle. - Ale ca³a moc tkwi wci¹¿ w jego runach! - zawo³a³ i wydoby³ ostrze. Mo¿e niezupe³nie wydoby³… Tymczasem chwyci³ rêkojeœæ i mocowa³ siê z narzêdziem przez chwilê, siad³ i przeniós³ zajêcie pod ³awê, aby inni nie mogli widzieæ. - Co ten run robi³? Zabija³ nieumar³ych czy rani³ zjawy? - spyta³ Dargen. Nanok przerwa³ szarpaninê z zatrzaskow¹ pochw¹ swojego sztyletu i zastanowi³ siê. - Nieumar³ych! Nie, zaraz… niech pomyœlê, to by³o tak dawno temu… Wreszcie cisn¹³ ¿elazo na stó³, zakl¹³ siarczyœcie, jak to Wielki Woj potrafi, i wszyscy wychylili siódme kufle, zaœ Nanok dubeltowy, raz - by dorównaæ, dwa - ze z³oœci. Zmierzcha³o powoli i ch³opi zaczynali wracaæ z pola. Od œwitania Janik wi¹za³ snopki. Bola³y go palce od zaciskania sznurka, g³owa od s³oñca, nogi od ³a¿enia po polu. Zdecydowanie nie narodzi³ siê do wi¹zania snopków. Los rzuci³ go tylko na wieœ, chocia¿ on, wiedzia³ o tym doskonale od dawna i przekonywa³ siê coraz lepiej z ka¿dym dniem ¿niw, jest b³êdnym rycerzem. Bêdzie. Bêdzie b³êdnym rycerzem na bia³ym koniu, bêdzie dzier¿y³ kopiê i miecz, i bêdzie uwalnia³ dziewoje z wie¿yc. Wypadnie na niego wielki smok, przeciw któremu… Nagle smok smagn¹³ do po plecach pazurem i… - Nie leniuchuj, Janik, wi¹¿ snopki, do ciê ekonom batem zdzieli, nie sznurkiem! Wtem zabrzmia³a tr¹bka ekonomowego pomocnika i dzieñ pracy skoñczy³ siê. S³oñce zasz³o. Nigdy wiêcej nie zwi¹¿ê snopka! - zaprzysi¹g³ w myœlach Janik. Cisn¹³ pracê daleko i ruszy³ szybko, przepe³niony z³oœci¹, do sio³a. Chcia³ pójœæ do swojej chaty, ale pomyœla³ o rozwrzeszczanych bachorach i ojcu, który chce lanie spuszczaæ za cokolwiek i odechcia³o mu siê. Postanowi³ nie czekaæ a¿ okazja do drzwi zapuka, ale samemu zacz¹æ poszukiwania drogi miecza. Poszed³ pod karczmê. Przejrzê og³oszenia - pomyœla³ i na dobry pocz¹tek kopn¹³ z moc¹. Drzwi karczmy otwiera³y siê raz za razem, wpuszczaj¹c kolejnych wieœniaków, ludzi prostych i pospolitych, odzianych w tanie p³ócienne portki i koszule. Co poniektórzy nosili s³omiane kapelusze. Ka¿dy wchodz¹cy przystawa³ i przypatrywa³ siê chwilê Wielkim Wojownikom, jeœli nie z podziwem, to ze zdziwieniem lub przestrachem, tudzie¿ nieufnoœci¹. - Patrzcie, popatruj¹ na nas jeœli nie z podziwem, to ze zdziwieniem - powiedzia³ Nanok znad kufla. - U tych dwóch widzê tylko przestrach i nieufnoœæ - skomentowa³ Tlareg. - Ech, co tam. Mo¿e lepiej wyeksponujmy orê¿ - Dargen rozgarn¹³ ramieniem puste kufle i po³o¿y³ g³oœno na stole wielk¹, dwurêczn¹ kuszê. Poprawi³ te¿ miecz na plecach, aby bardziej wystawa³ zza ramienia. Po chwili obok kuszy rzuci³ jeszcze pêk zasuszonych g³ówek harpii. - Panowie, ale po co my to wszystko robimy, na bogów? - w¹tpi¹co ozwa³ siê Tlareg. Nanok i Dargen spojrzeli na niego ze zdziwieniem jak ci wieœniacy i obaj odezwali siê jednoczeœnie: - Musimy podtrzymywaæ image! Nanok doda³: - Jeœli uczeszemy siê i ubierzemy normalnie i weŸmiemy normaln¹ broñ, to ka¿dy ch³opek pomyœli, ¿e sam siê mo¿e zasadzaæ na smoka. Czy harpiê. Albo pójœæ na ochronê do Frycka. - Szacunek i zdrowie króla Fryderyka! - Dargen wzniós³ ósmy toast i w jego œlady poszli pozostali. Kiedy opró¿nili kufle, Tlareg zasêpi³ siê wyraŸnie i zamyœli³. Tylko przyœpiewki i pogwizdywania wieœniaków m¹ci³y ciszê jego toku rozumowego. Wreszcie oznajmi³: - Panowie, przyznajmy: starzejemy siê. Potworów ubywa, brzuchy rosn¹, bandyci z traktów siê wynieœli do miast, broñ rdzewieje, wieœniacy jacyœ nie ci sami, nawet Fryca nikt nie obrzuci³ jajami przez ostatni miesi¹c… - Mi³oœæ dla moœci imperatora Fryderyka! - …i pomyœla³em sobie: ch³opaki, czas zrobiæ coœ naprawdê dobrego, pókiœmy jeszcze siê do koñca nie wypalili. - Co myœlisz? - spyta³ Nanok. - W ka¿dej dobrej historii o bohaterach jest jakiœ uczeñ wojownika, który potem staje siê równie dobry, jak on albo i lepszy. WeŸmy sobie uczniów! - Hej, wolnego, mo¿e nie trzech, mo¿e zacznijmy, powiedzmy, od jednego ucznia. Bêdzie szkolony przez nas trzech, wiêc siê trzy razy szybciej wyuczy - podsumowa³ piwn¹ logik¹ Dargen. - Dobra, mo¿e i byæ jeden. Pos³uchajcie, wszystko sobie obmyœli³em. Wiêc primo: musi wiedzieæ, co budzi u wieœniaków i ludzi w ogóle respekt, wiêc najlepiej niech sam siê wywodzi ze wsi. Secundo: musi doskonale dbaæ o swoj¹ broñ - to mówi¹c, Tlareg uniós³ nieszczêsny magiczny sztylet, a Nanok zap³on¹³ czerwieni¹ - aby unikn¹æ podobnych spraw, wiêc musi mieæ do tej broni nale¿ny szacunek. Bêdzie mia³ wtedy, jeœli nie bêdzie wczeœniej mia³ z broni¹ do czynienia. Mo¿na bêdzie ³atwo wpoiæ mi³oœæ do orê¿a. I tertio: najlepiej, jeœli bêdzie to ktoœ ca³kiem nowy w fachu. Znacie tych najemników, co to ledwie mieczem machaæ potrafi, a uwa¿a siê za mistrza, nie? - Ha, jak przy Wielkim Moœcie Strachu, coœmy… - Dobra, w³aœnie - przerwa³ Tlareg wspomnienie Nanoka i podj¹³: - Z³e nawyki trudno wykorzeniæ, wiêc zaszczepimy je ca³kiem od nowa w œwie¿ym materiale. - Tlareg, ale chyba nie³atwo bêdzie znaleŸæ takiego ucznia - zw¹tpi³ Dargen. - S³uchaj, ci wieœniacy teraz siedz¹ po chatach i ani im siê chce chodziæ na smoka. Robi¹ spokojnie w polu od rana do zmierzchu i swoje zawsze dostan¹, ¿ycia po drodze nie zgubi¹. Kto ci w dzisiejszych czasach zechce zostaæ Wielkim Wojownikiem? Tym bardziej, ¿e szkolenie i chleb nie³atwe. - Ot i tu w³aœnie mam ca³y plan: musimy zrobiæ, ¿eby uczeñ siê ³atwo przekona³ do tego, ¿e warto zostaæ wojownikiem. Musi odnieœæ jakieœ sukcesy ju¿ na pocz¹tku. A potem ju¿ jakoœ pójdzie… - Jak ma odnieœæ te sukcesy? I co dalej? - Coœ zainscenizujemy. A potem - nie wiem. Pamiêtajcie, on bêdzie kiedyœ lepszy od nas. Nauczy siê go podstaw, a potem sam sobie poradzi. My ju¿ nie przystajemy do czasów, a on tak. - Tylko znajdŸ mi tu kogoœ takiego! - No tak. Potrzebny nam ktoœ… ktoœ… Wtedy z hukiem otwar³y siê drzwi i stan¹³ w nich niepozorny, wiejski ch³opaczek. Z jego postaci bi³a jednak duma i mocne postanowienie wielkich czynów. Bi³y tak przez chwilê, dopóki odbite od œciany drzwi nie wróci³y i ³omotnê³y ch³opaczka ca³¹ powierzchni¹. - …taki! Zanim siê pozbiera³, Wielcy Wojownicy wymienili szybko kilka s³ów: - Kiedyœmy tu jechali, widzia³em jaskinie, wygl¹da³y na opuszczone, i mo¿na… - reszta utonê³a w zgie³ku karczemnym. Ch³opiec wsta³, odchrz¹kn¹³, przekroczy³ szybko próg, zanim ktoœ go zauwa¿y³. Oczywiœcie, z miejsca jego wzrok przyci¹gnêli bohaterowie. Tacy sami, jacy odwiedzili jego wieœ wiele lat temu, kiedy mia³ piêæ lat… Od tamtej chwili myœla³ o mieczu, ale dopiero teraz zamienia marzenia w rzeczywistoœæ! Jak by tu do nich… - Hej, mopanku! Nie stój jak ko³, pójdŸ tu do nas, siadaj! Janik obróci³ siê, by utwierdziæ w przekonaniu, ¿e s³owa s¹ skierowane do niego, po czym nieœmia³o post¹pi³ kilka kroków naprzód. - Nanok, miejsce dla kompana! Wojownicy rozsunêli siê i posadzili Janika na wolnym brzegu ³awy. - Dobrzy panowie, ja… - Cicho, masz tu, pij! Piwa nie pijesz? - Pijê, ale… - ¯adnych ale, do³¹cz siê! Jak ci? - Ja… ehm… - Jagran? Jarun? Jaszczur? No, mów-¿e! - Janik… Bohaterowie popatrzyli po sobie z niepewnymi minami. Tlareg wzruszy³ ramionami i wszyscy siê uœmiechnêli. - Dobra, Janik, mamy sprawê. Odk¹d ¿eœ tu wszed³ znaæ, ¿eœ nie jest tuzinkowy ch³opek. - Naprawdê? - Ba! Jasne! A tak siê sk³ada, ¿e potrzebujemy kompana. Wyruszamy na szlak pe³en przygód i samotrzeæ - za ma³o. Co ty na to? - No có¿… Mam tu cha³upê i rodzinê… - i wtedy Janik zebra³ siê w sobie, odetchn¹³, skupi³ siê. Jakiœ g³os wewn¹trz g³owy zawo³a³: „nigdy wiêcej nie zwi¹¿esz sznurka, Janik, nigdy wiêcej!” Wspomnia³ wszystkie myœlowe deklaracje, jakie w ¿yciu poczyni³ i rzek³ powa¿nym g³osem: - Dobra - jadê z wami. - No, to jest mêska decyzja, Jan! - pochwali³ Nanok. - O œwicie ruszamy. Na pocz¹tek czekaj¹ nas jaskinie, któreœmy zobaczyli nieopodal. Podobno siedz¹ tam gobliny. Siedz¹ na skarbach! - Olaboga! - Ha! No, teraz dopij piwo, Jan, i spotkamy siê o brzasku przy studni. Janik uczyni³, jak mu powiedziano i opuœci³ szybko karczmê. By³ ca³kiem sko³owany. - I co? Myœlicie, ¿e siê uda? By³ ca³kiem sko³owany - w¹tpi³ Nanok. - Hej, ka¿dy jakoœ zaczyna³. Ale, Nanok, czyœ ty zg³upia³? O œwicie siê ¿eœ z nim umówi³? W po³udnie by³o! - Nie, wszyscy bohaterowie umawiaj¹ siê o œwicie. Niech od pocz¹tku siê dobrze uczy. - Eech, g³upota. No dobra… Wielcy Wojownicy jeszcze przez nied³ugi czas przyci¹gali uwagê wieœniaków, po czym najêli izbê i przespali noc a¿ do pierwszego piania kogutów. Ranek zasta³ wojowników z bólem g³owy i nieœwie¿oœci¹ w ustach. Zwlekli siê z ³ó¿ek, narzucili kurty i uzbrojenie po czym, wzi¹wszy konie, sypi¹c z³ociszami, wyjechali na œrodek wsi. Janik czeka³ ju¿ przy studni od kilku godzin. Wygl¹da³ tak samo, jak poprzedniego dnia, z tym, ¿e teraz przy sznurze, którym zwi¹zywa³ koszulê, zaczepiony mia³ kozik. - Witaj Janik! Czemu tak siedzisz, biegnij do cha³upy, bierz miecz, kolczugê i konia i ruszamy. - Kiedy nie mam… - Ano, tak. Dargen, prze³aduj te worki diamentów z luzaka na nasze konie i daj go Janikowi. Nanok, masz jeszcze te miecze, coœmy je odebrali Najmitom Chaosu na wiosnê? Masz? To œwietnie, dawaj tu jeden, nada siê w sam raz. A tu moja stara kolczuga. Dosta³em j¹ od ojca, kiedy mia³em dziesiêæ lat. Le¿y jak ula³! - Dziêki, dobrzy panowie. - Teraz jedŸmy. Wojownicy ruszyli. Janik siedzia³ na koniu. W jednym rêku dzier¿y³ b³yszcz¹cy miecz, ornamentowany w ¿mije i czaszki, w drugim lejce, na ciele zwisa³a luŸno kolczuga. Wierci³ siê i podskakiwa³, ale koñ daleki by³ od galopu. - JedŸ! No, koniu, jedŸ! Godzinê póŸniej czterej wojownicy przemierzali trakt na pó³noc ku Bramom PowroŸniczym. Wszyscy byli potê¿ni i uzbrojeni, a w ich oczach gra³y iskry stanowczoœci. Rumaki dumnie kroczy³y, a wielki ciê¿ar skarbów i broni na ich grzbietach prawie wcale ich nie spowalnia³ - tak bardzo szlachetnej by³y krwi! Wojownicy zaœ bacznie lustrowali teren w poszukiwaniu nieprzyjacielskich zasadzek… Ale nie o nich tu bêdzie mowa. Tlareg, Nanok i Dargen stali wokó³ jucznego konia i ka¿dy na swój sposób pragn¹³ wyjawiæ Janikowi tajniki jeŸdziectwa w zarysie. - Œciœnij tu i lekko uderz… - Kiedy ruszy, musisz ci¹gn¹æ te… - Nie za mocno, bo mo¿e… Id¹cy na pole wieœniacy popatrywali na scenê podejrzliwie, niektórzy drapali siê w g³owy. Janik stara³ siê z informacyjnego szumu wy³owiæ po¿yteczne dane, jednoczeœnie bacz¹c, czy nie zbli¿a siê jego ojciec. - Nie tak, chwyæ inaczej, o tak… - Teraz piêtami musisz zrobiæ tak… Wtem drzwi dalekiej chaty otwar³y siê. Ojciec stan¹³ w drzwiach i przeci¹gn¹³ siê w s³oñcu. Janik krzykn¹³ z przera¿enia, œcisn¹³ konia piêtami, smagn¹³ na oœlep lejcami - masywne zwierzê zar¿a³o, stanê³o dêba i puœci³o siê w galop. Wojownicy spojrzeli po sobie i szybko ruszyli do koni, by goniæ Janika po szlaku na po³udnie. Dopêdzili go na czas, aby powstrzymaæ ciê¿kiego, jucznego konia przed niekontrolowanym skokiem do rzeki. Po chwili dalsza jazda odbywa³a siê spokojnie, zaœ Janik spontanicznie i przez naœladownictwo uczy³ siê sztuki kie³znania zwierzêcia. - Dobrzy panowie - odezwa³ siê w pewnej chwili - a mo¿e mi powiecie, jak siê nazywacie? - Nanok z Aimmeric. - Tlareg Vir. - Dargen. Wojownicy przeszli do porz¹dku dziennego nad w³asn¹ prezentacj¹, ale Tlareg spostrzeg³, ¿e temat nie jest zamkniêty, a Janik czeka na dalsze wyjaœnienia. - Co jeszcze? - Noo… przydomki. Bohaterowie maj¹ przydomki. Na pewno macie przydomki, prawda? Wojownicy obrzucili siê wzajemnie strwo¿onymi spojrzeniami. - No jasne, ¿e mamy! - zapewni³ Nanok. - A jakie? - docieka³ Janik. - Noo, na mnie mówi¹… ten, no… Barbarzyñca. Tlareg i Dargen spojrzeli pytaj¹co. - A to Dargen Z³y i Tlareg RzeŸnik - doda³ Nanok szybko, pewny siebie. Drugi z wymienionych otwar³ usta, po czym zamkn¹³ je, gdy but ze smoczej skóry trafi³ go w kostkê. Janik westchn¹³ z podziwem. - Te¿ chcia³bym mieæ taki przydomek! - powiedzia³. - Móg³bym byæ Janik… Janik Mœciciel albo… Janik - Pogromca, albo Janik - Pirat! - Doczekasz siê, spokojnie. I w pewnej chwili Dargen rzek³: - Panowie, oto widaæ cel naszej podró¿y! Ca³a czwórka mog³a teraz obserwowaæ du¿y, czerniej¹cy mrokiem otwór w niskich kamienistych ska³ach, wznosz¹cych siê od pó³nocy opodal traktu, którego wstêga opuszcza³a siê meandruj¹c w dó³ zbocza. Zjechali z drogi i przesuwali siê w górê trawiastym wzniesieniem, a¿ sta³o siê ono zbyt trudne dla koni. Wtedy zsiedli, a od wylotu jamy dzieli³o ich kilkadziesi¹t metrów ³atwej drogi przez ska³ki. - Janik - rzek³ Nanok - zanim pójdziemy, musisz wiedzieæ jedn¹, wa¿n¹ rzecz! - Powiesz mi, jak walczyæ, tak? - spyta³ rozgor¹czkowany ch³opak. - To te¿, w swoim czasie… ale spokojnie. Teraz ostrzegê ciê: widzisz, nie zawsze mo¿na spotkaæ w jaskiniach potwory… - Nanok poszuka³ wzrokiem pomocy. - Tak, mog³y, na przyk³ad, wyjœæ na zwiad - pospieszy³ z odsiecz¹ Tlareg. - Albo polowanie - doda³ Dargen. - Ale nawet wtedy, je¿eli ich tam nie zastaniemy - podj¹³ Nanok - pamiêtaj, ¿e najwa¿niejsza nie jest walka, ale m¹droœæ. - Przezornoœæ - doda³ Tlareg. - Braterstwo i mêstwo - rzuci³ Dargen. - Potraktujmy tê wyprawê jak rozgrzewkê, dobra? - Dobrze! - powiedzia³ powa¿nie Janik i uderzy³ piêœci¹ w pierœ. - Wszystko zapamiêta³em. - Znakomicie, ruszajmy wiêc. Wspinali siê wiêc po ska³kach, Janik pierwszy, wojownicy w tyle. Z wysokoœci mieli widok na rozleg³e ³¹ki i pola, parê staj na pó³noc nowe sio³o, od którego ktoœ nadchodzi³, przez skrêcaj¹cy trakt natomiast wlok³a siê mróweczka wozu, a wszystko sk¹pane by³o z³otym blaskiem wschodz¹cego s³oñca. Wspania³y dzieñ na walkê! - pomyœla³ nostalgicznie Dargen. Wtem pos³ysza³ z przodu: - Do mieczy, gobliny! Najpierw uœmiechn¹³ siê, ale po chwili spostrzeg³ autentyczne zdziwienie w oczach kompanów i siêgn¹³ po miecz. - Gobliny? - szepn¹³ do Nanoka. - Zobacz sam! - odpowiedzia³ smoczobuty i wskaza³ na wylot jamy. Dwa zielone, paskudne, ma³e stwory siedzia³y jak gdyby nigdy nic na kamieniach i gra³y w kulki. - A to gratka! Tylko pilnujcie mi Janika! Niech go nie porani¹, bo siê gotów zniechêciæ - szepn¹³ Tlareg i powiedzia³ do m³odzieñca: - No, Janik, bierz miecz i chodŸ nam pomóc, bo mo¿e byæ krucho we trzech przeciw stadzie goblinów. - Jasne! Ale… jak siê tym walczy? - To proste, na pocz¹tek po prostu tnij, pchaj i paruj. Jak w historiach o wojownikach. Janik pokiwa³ z powag¹ g³ow¹ i zacisn¹³ mocniej palce na rêkojeœci miecza, poprawi³ kolczugê. - Szar¿ujemy! Ca³a czwórka pobieg³a w górê i z wrzaskiem wyskoczyli na potwory. Stra¿nicy nie zd¹¿yli nawet drgn¹æ - pierwszego ci¹³ z góry w g³owê Janik, drugiego Nanok tak mocno odkopn¹³ butem, ¿e ten upad³ na ska³ê i znieruchomia³. Wpadli do groty. Wnêtrze rozœwietla³y dwie pochodnie, pod œcianami sta³y stare skrzynie, wszêdzie le¿a³y œmieci. Siedem innych goblinów zerwa³o siê z ziemi, nadbieg³o korytarzami. Mia³y pa³ki i drewniane miecze. Janik sta³ w miejscu, w¹tpi¹c w swoj¹ odwagê. ? No, atakuj - powiedzia³ Nanok i pchn¹³ go lekko w przód. 'strony, a Janik otwar³ oczy. - Zabi³eœ trzech, brawo! Walcz! Walcz! Gobliny stanê³y jak wryte. Janik spostrzeg³ trupy, spojrza³ na swój miecz, uœmiechn¹³ siê i skoczy³ naprzód. Stwory pierzchnê³y z wrzaskiem wg³¹b jaskini. Rozdzieli³y siê na dwie grupy - jedna pobieg³a w jeden, druga w s¹siedni naturalny tunel. U ich wylotów ju¿ czekali wojownicy. Gobliny gdy tylko ich dojrza³y zawróci³y prosto na Janika. Jednego Nanok pchn¹³ piêœci¹ i ten wylecia³ idealnie na miecz m³odzieñca i nadzia³ siê a¿ po jelec. Dargen z kolei szybko, ale lekko przebi³ innego sztyletem, chwyci³ cia³o i znikn¹³ w ciemnoœci korytarza. Dwa ostatnie dobieg³y do Janika i unios³y pa³ki. Nanok postêpowa³ zwinnie i cicho tu¿ za nimi. Goblin unios³y broñ, jak i m³ody wojak, jednak du¿o szybciej. Nanok szybkim ruchem przytrzyma³ w górze pa³kê pierwszego na tyle, aby Janik zd¹¿y³ ci¹æ g³êboko po gardle; w tej samej chwili lew¹ rêk¹ b³yskawicznie wyszarpn¹³ kuszê z klamer na plecach i strzeli³ prosto w szyjê drugiemu goblinowi. Ten rozwar³ szeroko oczy i usta, pa³ka wypad³a mu z r¹k i wtedy Janik potê¿nym, zamaszystym ciosem pozbawi³ go g³owy. Wtem z korytarza dobieg³o wo³anie Dargena. - Pomocy! Janik! Pomocy! M³odzieniec bez wahania pobieg³ w ciemnoœæ. Nie by³ pewny, czy bêdzie cokolwiek widzia³, ale przecie¿ w takiej chwili wa¿ne by³o tylko dzia³anie! Ciemnoœci rozstêpowa³y siê przed nim jak przed m³odym bogiem wojny, kiedy kroczy³ œpiesznie na odsiecz kompanowi. Nanok z ty³u bieg³ z pochodni¹. Ujrzeli obaj Dargena le¿¹cego na ziemi, na jego piersi zaœ siedzia³ goblin i próbowa³ wbiæ mu nó¿ w krtañ. Dargen trzyma³ jego rêce w swoich i nie by³o wiadomo, który zwyciê¿y. - Janik! Pomocy! M³odzian uj¹³ orê¿ obur¹cz i pchn¹³ potworka. Dargen szybko zrzuci³ cia³o i wsta³. Poda³ Janikowi rêkê. - Gratulacje! - Brawo! Sam zabi³eœ wszystkie gobliny! - doda³ Nanok. Janik dysza³, by³ ubrudzony krwi¹ i wystraszony, ale zadowolony. - Panowie, a gdzie Tlareg RzeŸnik? - spyta³ wreszcie. - Tu jestem - dobieg³o z komnaty. - By³em siê za³atwiæ. Ominê³o mnie coœ? - Panie RzeŸnik, mieliœmy przeprawê z goblinami! - By³o ich wiêcej ni¿ te dwa przy wejœciu? No-no, to musia³y zostawiæ skarby. A skarbów strzeg¹ pu³apki. Janik, musisz nam pomóc je odnaleŸæ! - Tlareg nieznacznie mrugn¹³ do kompanów. - Zrobiê, co w mojej mocy. Ruszyli wiêc z powrotem. - Mo¿e najpierw sprawdŸmy tu, miêdzy skrzyniami? - zaproponowa³ Vir. Janik przyklêkn¹³ i zacz¹³ rozgarniaæ rupiecie i po³amane deski. Coœ b³ysnê³o pomiêdzy nimi. M³odzieniec bezpardonowo wsadzi³ tam rêkê. Tak, to by³ jeden z tych momentów, kiedy nawet wyszkolony traper pope³nia b³¹d. D³oñ Janika zahaczy³a o gruby, przeci¹gniêty sznur. DŸwiêkn¹³ szybko zmontowany mechanizm. Ch³opak uniós³ g³owê i gapi³ siê na spadaj¹ce ostrze wielkiego topora, podobnego do tego, jaki na przyk³ad Tlareg wozi³ przy jukach. Nanok szybko przechyli³ siê nad Janikiem i upierœcieniona d³oñ chwyci³a za stylisko w momencie, kiedy ten wykonywa³ b³yskawiczny przewrót na bok, a puœci³a w chwili, gdy cia³o m³odzieñca znalaz³o siê w bezpiecznej odleg³oœci od pu³apki. - Pu³apka! Prawdziwa! Prawie mnie zabi³a! - wykrzykiwa³ ch³opak, wstaj¹c. - Ej¿e, Janik, jednak prze¿y³eœ! Zabi³eœ gobliny i rozbezpieczy³eœ pu³apkê. - Uff! Ale by³o! To co, wracamy? - Nie zapomnia³eœ o czymœ? - spyta³ Nanok. - Co? - Skarby - przypomnia³ Tlareg. - Ach, prawda - Janik klepn¹³ siê w czo³o i schyli³ ponownie w miejsce, w którym przed chwil¹ zwolni³ pu³apkê. Znowu zobaczy³ b³ysk. Zacisn¹³ rêce na woreczku i wyj¹³ go na œwiat³o pochodni. - Skarb! Jeju, prawdziwy skarb potwora! Sakiew pe³na z³ota! - gor¹czkowo rozwar³ worek i szybko przeliczy³. - Tu jest dziesiêæ z³otych! Tyle naraz jeszcze w ¿yciu nie widzia³em! To co, dzielimy siê? - Absolutnie, to ty za³atwi³eœ potwory i pu³apkê, wiêc dola jest twoja. - Hmm… no dobrze. Jasne. Dziêki! - schowa³ sakiewkê, ale po chwili znów j¹ wyj¹³, popatrzy³ i spyta³: - Panowie, ale dlaczego tu jest napisane: „T. V.”? Woje popatrzyli srogo na Tlarega, a ten prze³kn¹³ œlinê. Zapad³a cisza. Szybko przerwa³ j¹ Nanok: - Trezuary vampirze. - Co? - spytali wszyscy. - Trezuary, czyli skarby. Vampirze, bo wampirami dawniej nazywano wszelkie stwory. Zatem skarby potworów. Wojownicy odetchnêli, a Janik podziêkowa³ za wyjaœnienie i wszyscy wyszli z jaskini. Porazi³o ich jasne œwiat³o przedpo³udnia. Za³adowali siê na konie i ruszyli. Nagle Dargen zakl¹³, a jego rumak zacz¹³ utykaæ. - Nanok, pomó¿ mi z podkow¹. Wy jedŸcie, dogonimy was. Janik i Tlareg pojechali powoli na trakt, zaœ dwaj pozostali zajêli siê koniem. Kiedy ju¿ przybili podkowê, od pola nadesz³a pulchna wieœniaczka i nie zauwa¿ywszy ich, wdrapa³a siê na ska³ki i zbli¿y³a do czeluœci. JeŸdŸcy siedli na rumaki i z zaciekawieniem patrzyli na rozwój wydarzeñ. Wtem us³yszeli g³oœny krzyk i lament. - Dzieci, moje dzieci! Wszystkie nie¿ywe! Przebra³y siê jedno na festyn, a tu mordercy je zadŸgali! Dzieci, moje dzieci! Na festyn za gobliny siê przebra³y! Woje zbledli, spojrzeli po sobie i jak na komendê poszli w galop. - Tam s¹! Mordercy! £apaæ! - s³yszeli za sob¹. Po chwili dopadli stêpa jad¹cych towarzyszy. - Co jest, ch³opaki? Koñ sprawny? - spyta³ Tlareg, ale na widok min kompanów spowa¿nia³. - Janik - rzek³ Nanok - a co byœ powiedzia³ na naukê cwa³u, co? Po chwili cztery konie z jeŸdŸcami pêdzi³y majestatycznie i oddala³y siê od spokojnego sio³a, sk¹panego z³otem przedpo³udnia. Owo z³oto pocz¹tku dnia straci³o wczeœniejszy wigor i dojrza³o czerwieni¹, kiedy czterej jeŸdŸcy dotarli do kolejnej siedziby ludzkiej, wiêkszej ni¿ poprzednie, najwiêkszej spoœród tych, które Janik zdo³a³ do tej pory w ¿yciu widzieæ. Wjechali od strony targu, pustoszej¹cego pod wieczór. Uderzy³ ich zapach ryb, sma¿onych kie³bas, skór i zwierz¹t, przemieszany z woni¹ wzbijanego py³u. Do karczmy droga by³a prosta i wydeptana, wkrótce wiêc siedzieli w gwarnym wnêtrzu. Mieszczanie, ku ubolewaniu trzech weteranów, nie obdarzyli ich atencj¹, co jednak zogniskowa³o jeszcze mocniej ich uwagê Janiku. Zgodnie i bez s³ów ka¿dy rozgl¹da³ siê po karczmie, szukaj¹c nowych dróg edukacji. Wkrótce ich spojrzenia skierowa³y siê na szynkwas i k³êbi¹ce siê wokó³ niego postacie, przeœliznê³y po nich i spotka³y. Tlareg mrugn¹³, Nanok skin¹³ g³ow¹, Dargen wsta³ i odszed³ w t³um, mrukn¹wszy coœ niezrozumiale. Po chwili karczmarz poda³ piwo. Janik patrza³ wokó³ wielkimi oczami, zaœ wzrok jego co rusz zatrzymywa³ siê na d³u¿sz¹ chwilê przy barze. - Hej, Jan - rzuci³ Tlareg - chyba siê jej spodoba³eœ. - Nie, co ty… - Te, patrzy na ciebie. Pamiêtam, tak samo ostatnio zerka³a na mnie ksiê¿niczka Wanda przed wieczerz¹ - rzek³ Nanok, wzdychaj¹c. - I co? - Ha! - wyrzuci³ tylko spytany, szelmowsko spogl¹daj¹c. - Aaa! No tak… I myœlicie, ¿e siê jej podobam? - Mur-beton! - Stary, jak w gnomim banku! - Uœmiecha siê do mnie! - No, nie marnuj szansy. Jesteœ wojem, czy nie? - ponagli³ Nanok. - Wal do niej, œmia³o! - S³uchajcie, ale mo¿e ona jest z tych… no, co to, wiecie… Wróci³ Dargen i do³¹czy³ do ogólnego chóru dezaprobaty wobec ostatniej kwestii m³odego kompana. - Czysta jak ³za! - Za³o¿ê siê, ¿e dziewica! - Czaruj¹ca jak królewna! Wreszcie Janik, popychany przez kompanów, wsta³ nieœmia³o, uœmiechn¹³ siê skrêpowany do postaci przy szynkwasie, post¹pi³ kilka niepewnych kroków; stan¹³, wyprostowa³ siê, poprawi³ szatê i ruszy³ szparkim krokiem, rozpychaj¹c mieszczan, jak niemal¿e prawdziwy bohater. - Patrzcie - powiedzia³ Dargen - rozpycha siê jak niemal¿e prawdziwy bohater! Wszyscy westchnêli, obserwuj¹c poczynania Janika. G³os do nich nie dociera³, ale patrzyli z zaciekawieniem na niem¹ scenê. Dziewoja przy barze odziana by³a w czerwony, ciasno zwi¹zany gorset i czarne siatkowe poñczochy, wyzieraj¹ce spod wysoko rozciêtej spódnicy. By³a to jedna z tych kobiet, której urodê mo¿na okreœliæ jako, powiedzmy, agresywn¹, co podkreœla³a farbowaniem w³osów i makija¿em. Ch³opak zbli¿y³ siê, zaczêli rozmawiaæ. Z jednoznacznej mimiki kobiety i szczerego zdziwienia Janika wnioskowali woje, ¿e doœæ szybko konwersacja zmierza³a do pointy. Ta nast¹pi³a, kiedy dziewoja wziê³a Janika pod ramiê i poci¹gnê³a na schody prowadz¹ce do izb mieszkalnych. Wojownicy odprowadzili ich wzrokiem i wznieœli toast. - Ale nastêpnym razem nie ja p³acê - przerwa³ ciszê Dargen, ale szybko zosta³ zakrzyczany argumentami o tworzeniu nowej nadziei i zbawieniu œwiata. Pod ich naporem podda³ siê doœæ szybko. Przed œwitem wyruszyli ca³¹ czwórk¹. Tlarega, Nanoka i Dargena od mg³y, rosy i niewyspania bola³y niemi³osiernie miêœnie i koœci, twarze mieli zapuchniête i wymiête, ubranie brudne i w nie³adzie. Janik natomiast tryska³ energi¹ i œwie¿oœci¹, chocia¿ co jakiœ czas po jego twarzy przemyka³ cieñ zw¹tpienia zmieszanego z zadziwieniem, kiedy uœmiecha³ siê do w³asnych wspomnieñ. - Hm…Rita, Rita… - Co tam mruczysz, Jan? - Nie, nic takiego. Dok¹d teraz? - Có¿, na po³udniowy wschód! To jasne. - Dlaczego jasne, Nanok? - Na po³udniowym wschodzie i okolicach zawsze s¹ krainy z³a i potwory do zabicia. - Acha. Pojechali. S³oñce wstawa³o po wielokroæ i zachodzi³o, zmienia³o siê w b³yszcz¹cych oczach bohaterów, rozpala³o ognie u Janika i blak³o u pozosta³ej trójki. Jarzy³o czerwonym zmierzchem, kiedy uwalniali zak³adników Czarnego Maga, b³êkitnia³o po³udniem pod Jaszczurz¹ Jam¹, szarza³o œwitem we ³zach, wyciskanych pêdem wiatru, kiedy galopowali na odsiecz kupieckiej karawanie, atakowanej przez banitów. Wreszcie zagas³o, zast¹pione srebrzyst¹ refleksj¹ Ksiê¿yca, gdy razu pewnego stali czterej Wielcy Wojownicy daleko na po³udniu, na rozstajach dróg. Niebo by³o bezchmurne, w dali rysowa³y siê wzgórza, odciête krech¹ lasu od zachodu i fantazyjn¹ cekinad¹ fal na jeziorze ze wschodu. - Panowie, wspania³e czasy mieliœmy razem - oznajmi³ cicho Nanok, ws³uchuj¹c siê w œpiew œwierszczy. Pokiwali g³owami, konie przestêpowa³y z nogi na nogê i prycha³y lekko, rozochocone ciep³ym wiatrem znad wody. - Co za noc… Milczeli d³ugo. Tlareg pierwszy wyci¹gn¹³ d³oñ w d³ugiej, skórzanej rêkawicy, naje¿onej k³ami kobry, po³atanej i znoszonej. Nanok mocnym uœciskiem nakry³ j¹ z góry. Po chwili przy³¹czy³ siê Dargen. Patrzyli na siebie wzajemnie, wreszcie spojrzeli na Janika. I on podjecha³, wyci¹gn¹³ swe krzepkie ramiê i po³o¿y³ na trzech pozosta³ych. Uœcisn¹³ lekko i potrz¹sn¹³ nim. Rozjechali siê we cztery strony. Ponoæ Nanok powróci³ do rodzinnego Airemmic, gdzie zosta³ królem; Tlareg wreszcie napotka³ pewnego dnia potwora szybszego od siebie; Dargen zaœ osiad³ po latach w niedu¿ym miasteczku, tam, gdzie wszystko siê zaczê³o, pozna³ kobietê swego ¿ycia, od³o¿y³ miecz, zast¹pi³ go toporem drwalowskim, a w wolnych chwilach opowiada³ o swoich przygodach synom, ¿onie i podró¿nikom w karczmie. - To ty jesteœ Dargenem z opowieœci, tato! Posiwia³y, barczysty mê¿czyzna o bystrych wci¹¿ oczach, z blizn¹ na policzku, rozeœmia³ siê do dwóch m³odych ch³opców i zmierzwi³ ich czupryny. - A teraz, Fladnag, uciekaj do domu, spaæ. Ty, Enak mo¿esz jeszcze zostaæ, jesteœ ju¿ du¿y. Ja w twoim wieku… Na dworze rozleg³ siê dŸwiêk koñskich kopyt, po chwili te¿ otwar³y siê z hukiem drzwi. Odbi³y siê, ale wspania³y m¹¿ stoj¹cy w przejœciu sprawnym ruchem ramienia odtr¹ci³ je i skierowa³ siê bez pardonu ku szynkwasowi. Odziany by³ w zdobn¹ kolczugê, na plecach nosi³ miecz, przy pasie wisia³ emanuj¹cy ³agodn¹ poœwiatê sztylet, zaœ na czole, powy¿ej powa¿nych, srogich oczu, lœni³ srebrzyœcie Diadem Magicznej Protekcji. Wszyscy wieœniacy, za wyj¹tkiem mo¿e jednego, spojrzeli z przestrachem i zamilkli doskonale. M¹¿ nie zwróci³ na nich uwagi… choæ mo¿e tylko Dargen dostrzeg³ przelotny cieñ uœmiechu na jego twarzy. - Piwa i jad³a, karczmarzu! Jakem Yaen-Nick Srogi, dawnom nie by³ tak okrutnie g³odny! Kiedy stary, gruby Carl znikn¹³ poœpiesznie w kuchni, m¹¿ zasiad³ na ³awie tak, by mieæ na oku ca³e wnêtrze i wyrzek³ mocnym g³osem: - Kompana mi trzeba, kmioty! Który miecz weŸmie i na stworzy pójdzie?! Odpowiedzia³a mu cisza, zamyœlenie Dargena i pa³aj¹ce podnieceniem oczy Enaka, spogl¹daj¹ce to na ojca, to na wielkiego przybysza, to we w³asne wnêtrze, w którym od dawien dawna klu³y siê marzenia o wrogich goœciñcach i stêchliŸnie grot. Dariusz ¯ukowski Kraków, kwiecieñ 98. ? 1