Delfino Delphis Czarnobyl Tłumaczył: Tłumaczył Witold Paran Ludzie czasem popełniają błędy David, bohater filmu „Gry Wojenne” System totalitarny podejmuje fatalne w skutkach decyzje Po Polsku – Czarnobyl Po Rosyjsku – Czernobyl Po Ukraińsku - Czornobyl Tak to już jest, że w przyrodzie występują pierwiastki nietrwałe. Ich jądra rozpadają się po pewnym czasie tworząc nowe pierwiastki i uwalniając energie wiązania. Promieniują – to pierwiastki promieniotwórcze. Niektóre na rozpad czekają tysiące lat, inne rozpadają się natychmiast po powstaniu. Ciąg rozpadów kończy się na ołowiu, najtrwalszym pierwiastku. Dalszy rozpad wymagał by włożenia energii, co w naturze się nie zdarza. Rozpad pierwiastków można sztucznie przyspieszyć. Nietrwały atom trafiony np. neutronem o dużej energii potrafi rozpaść się od razu. W rzeczywistości nie jest to rozbicie jądra w klasycznym tego słowa rozumieniu. Po prostu pierwiastek pochłania neutron stając się innym izotopem, należącym do tych mniej stabilnych. Rozpada się on natychmiast na kilka części uwalniając energie wiązania. Wśród produktów rozpadu znajdują się także neutrony, które mogą rozbić kolejne atomy. Taką lawinową reakcję kolejnych rozbić nazywa się reakcją łańcuchową. Rozpady następują w zastraszającym tempie produkując ogromne ilości energii. Tą niekontrolowaną reakcje wykorzystuje się w bombach atomowych. Jednak człowiekowi udało się ujarzmić energię atomu i zawlec ją do pracy. Wkładając pomiędzy atomy pierwiastka rozszczepialnego inne, wyłapujące neutrony, można reakcje spowolnić, zahamować. Można w ten sposób kontrolować i wykorzystywać stopniowo ogromną energię zmagazynowaną w materii. To cud nauki, wspaniałe osiągnięcie geniuszu – elektrownia atomowa. Elektrownia w Czarnobylu, Ukraina, ZSRR, północ z dnia 24 na 25 kwietnia 1986 roku. Mocą rur chłodna, radioaktywna woda wpada do komory reaktora gdzie nagrzewa się do wysokich temperatur. Pod wielkim ciśnieniem przedziera się labiryntem rur do pomieszczeń w których swe ciepło oddaje innej, nieskażonej wodzie, samemu ochładzając się. Czysta woda w drugim układzie, przemieniona w parę, może być już wykorzystana do wszystkiego. Z dużą szybkością wchodzi w zakręty, mija zawory i w końcu wpada na łopatki turbin rozkręcając je. Turbiny, dzięki wykorzystaniu praw elektryczności i magnetyzmu, wytwarzają prąd. Wytwarzają go w ogromnych ilościach. Prąd – ogień naszych czasów. Daje on nam światło, ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Powstaje tu by popłynąć grubymi drutami rozwieszonymi pomiędzy majestatycznymi słupami, rozdzielając się na mniejsze linie, rozpływając się dookoła po ogólnokrajowej sieci energetycznej, trafiając do każdego domu, mieszkania i fabryki. Niewzruszony, z szybkością światła napędza naszą cywilizacje. 25 kwietnia, godzina 1.00 Anton, operator nocnej zmiany, siedział w pomieszczeniu operacyjnym patrząc ze znudzeniem na wskaźniki pracy reaktorów. Rozejrzał się dookoła. Zmęczona załoga ospale wykonywała swoje zadania, polegające zazwyczaj na ciągłym wpatrywaniu się w parametry pracy wszelkich urządzeń kompleksu. Czy można sobie wyobrazić pracę tak odpowiedzialną i zarazem tak nudną? Nawet pilot samolotu pasażerskiego, po ośmiogodzinnym wyręczaniu się autopilotem, ma trochę rozrywki lądując. W zasadzie dlaczego narzeka? Ma wysoki status społeczny i dużo mu płacą, a roboty niewiele. To przecież marzenie każdego. Jednak on nie jest pewien czy właśnie to chce robić. Idąc na studia planował karierę naukową, doktorat i prace twórczą a nie odtwórczą. On chciał tworzyć fizykę, a nie jej używać. Niestety nie wyszło. Mimo iż zdolny i inteligentny nie należał do elity i nie dostał się na studia doktoranckie. Zrobił tylko specjalizacje i wylądował tutaj. Co się przejmujesz, stary – pomyślał – w końcu mogłeś trafić znacznie gorzej. Rzut okiem na wskaźniki reaktora bloku czwartego. Reaktor ten pracuje już od grudnia 1983 roku. W rdzeniu pozostało niewiele ponad półtora tysiąca elementów paliwowych, wkrótce będzie potrzebował wyłączenia i wymiany paliwa. Uran jest bardzo wydajnym paliwem. Reaktor raz załadowany może pracować przez lata. Jest to także bardzo czyste źródło energii. Produktami rozpadu są co prawda także promieniotwórcze izotopy, jednak są one bardzo przydatne np. w medycynie, a poza tym można je całkowicie bezpiecznie składować. Nie dotyczy to paliw kopalnych, które są zupełnie niewydajne i uwalniają do atmosfery ogromne ilości trujących związków chemicznych. Moc atomu to przyszłość energetyki. - Szefie...? Czekamy... No tak, trzeba przygotować reaktor do jutrzejszego testu. Znowu ominie go zabawa. Zarządzono, że zostanie przeprowadzone doświadczenie badania spadku prądu elektrycznego wytwarzanego na zasilenie potrzeb własnych przy obniżeniu obrotów turbogeneratora w stanie powyłączeniowym. Wymaga to w końcu trochę twórczej pracy, ręcznych ingerencji w działanie systemu. A on akurat wtedy ma wolne. Ciekawe czemu nie przydzielono jemu tego zadania? Brak doświadczenia, czy może jego wątpliwa satysfakcja tym zawodem? To pewnie i tak nie ma znaczenia. Na górze decyzje podejmuje się bez głowy. - Szefie ?!? - Już, już, sprawdzam parametry. - Już sprawdziliśmy. - W porządku. Rzucił jeszcze okiem na monitor, wstał ze swojego stanowiska, podszedł do głównej konsoli i zaczął wydawać polecenia. W sali zapanował ruch. Pracownicy przy użyciu przycisków i dźwigni wydawali polecenia przeróżnym urządzeniom. Programowali komputery. W komorze reaktora bloku czwartego rozległy się dźwięki. Tysiącami kabli przemieszczały się impulsy sterujące skomplikowaną maszynerią, pompy tłoczyły ciecze do urządzeń hydraulicznych. Czujniki rejestrowały wszystkie parametry pracy, dane posyłały komputerom które podejmowały decyzje lub zostawiały je ludziom. Z głośnym zgrzytem drgnął mechanizm prętów sterujących i przy miłym dla uszu buczeniu zaczął je powoli opuszczać do rozpalonego reaktora. Ich zadaniem było wyłapywanie neutronów i utrzymywanie żądanej ich ilości. Im pręty znajdowały się głębiej, tym większa ich objętość kontrolowała reakcje. Więcej wyłapanych neutronów ochładzało atomowe ognisko wstrzymując reakcję rozszczepienia. Po chwili pręty zatrzymały się. Anton wyłapywał docierające do pomieszczenia operacyjnego sygnały. Wskazówka mocy termicznej nr 4 spoczywała na niebieskim polu wskazując 3000 megawatów. Choć wydawała się statyczna to jednak moc oscylowała. Teraz zaczęła się zmniejszać. Niczym ognisko, któremu zabierano drewno, reaktor zaczął się ochładzać. Komputery odnotowały powolny, lecz systematyczny, spadek mocy. - Przy tym tempie moc spadnie do 50% gdzieś za pół doby. - W porządku, właśnie takiego tempa, według planów, potrzebujemy. Anton usiał z powrotem na swoim miejscu i wziął głęboki łyk kawy, którą ktoś postawił mu na pulpicie sterowniczym. Więc dobra, jeszcze sześć godzin się ponudzimy. Potem przychodzi dzienna zmiana i do domu. 25 kwietnia, godzina 5.45, miasteczko Czarnobyl Niczym wiertło robiące dziurę w czaszce, ze snu wyrwał go przenikliwy dźwięk dzwonka budzika. Zerwał się z łóżka i chwiejnym krokiem pognał aby go wyłączyć. Aleksander był pewien, że gdyby zostawił budzik przy łóżku, byłby go wyłączył nieświadomie na pół przytomny i pomknąłby z powrotem w krainę błogiego snu. Patent ustawiania budzika w przeciwnej części pokoju sprawdzał się więc znakomicie. Niskie ciśnienie krwi sprawiało każdy poranek bardzo ciężkim przeżyciem. Dopiero litr mocnej kawy stawiał na nogi i umożliwiał jakiekolwiek funkcjonowanie. Nastawił czajnik. Odsłonił zasłony pozwalając porannemu słońcu wtargnąć do mieszkania. Czując się wyczerpany oparł się o ścianę i spojrzał w lustro. Zobaczył mężczyznę w wieku trzydziestu kilku lat, wyglądającego jak trup wyciągnięty z grobu. Niepotrzebnie przeglądał jeszcze wczoraj do późnych godzin program badań. Przecież zna go na pamięć. Rzucił okiem na gruby, czerwony skoroszyt leżący na podłodze przy łóżku. Zawiera on wszelkie dane dotyczące dzisiejszego eksperymentu w reaktorze bloku czwartego. Usiadł na kołdrze, z trudem przełamując uczucie zmęczenia chwycił go. Otworzył powoli, minął napis ŚCIŚLE TAJNE i zaczął kartkować. Dane techniczne, specyfikacje - przeskoczył kilkanaście stron - przebieg doświadczenia - przekartkował jeszcze dalej i znalazł wielki czerwony napis BEZPIECZEŃTWO. Nie znalazł tam nic poza formalnymi wzmiankami, które znał na pamięć. Ogólnie rzecz biorąc tego typu dokumenty nigdy nie były pisane zbyt dokładnie. Ten także był daleki od ideału. Pozostawiał wiele kwestii nierozstrzygniętych. A może nie świadczy to o niedbalstwie, lecz o zaufaniu w kompetencje jego i załogi? Dobrze by było, lecz on w to nie wierzył. Z zamyślenia wyrwał go gwizdek czajnika. Wstał i nalał sobie kawy. Po kilkudziesięciu minutach mknął już swoją Wołgą w kierunku miejsca pracy. Jak co dzień opuszczał dwunastoipółtysięczne miasto wyruszając na piętnastokilometrową podróż. godzina 7.10 Aleksander zjechał z głównej drogi jadąc teraz przez dość rzadki las. Po kilku minutach zza drzew wyłoniły się w oddali budynki elektrowni. Powoli rosły odkrywając prawdziwe rozmiary , w końcu niemałego, kompleksu. Strzeliste kominopodobne konstrukcje rzucały ostry cień na budynki administracji i hale mieszczące reaktory. Po chwili dojechał do bramy. Otwierając okno poczuł na skórze chłodny powiew wiosennego wiatru. Pokazał legitymację. To tylko formalność, strażnik zna go bardzo dobrze. Wymienili przyjazny uśmiech, po czym ruszył dalej. Po głowie przebiegła mu myśl jak łatwo można tu dokonać sabotażu. Zatrzymał się na parkingu i pozostawił samochód na swoim prywatnym miejscu. Otworzył drzwi, wysiadł. Rozprostował kości i wziął głęboki wdech świeżego powietrza. Chwycił z tylnego siedzenia swoją walizkę, zatrzasnął drzwi i zamknął na klucz. Skierował się najpierw do budynku działu kadr. Żwawo pokonał pięć stopni, prześliznął się przez ciężkie, drewniane drzwi. W środku przywitał recepcjonistkę, otworzył błękitny dziennik, odszukał swoje nazwisko i złożył przy nim podpis. Rozejrzał się po innych nazwiskach i stwierdził, że jest pierwszy z zespołu. To oczywiste, zmianę zaczynają dopiero o ósmej, ale on, jako szef, musi być wcześniej. Ze swojej półki wziął jeszcze czerwony pojemnik i wyszedł na zewnątrz. Skierował się prosto do głównego budynku. Spacerując zwolna otworzył pojemnik. Zawierał on masę niezbędnych do pracy rzeczy. Miedzy innymi znalazł tam wszelkiego rodzaju klucze, notatnik, długopis, kieszonkową latarkę, krótkofalówkę. Wyjął także plakietkę ze swoim nazwiskiem i zdjęciem. Tylko z tą plakietką mógł poruszać się po głównym budynku, przypiął ją więc sobie na piersi. Znalazł także białą kliszę która przypiął obok. Klisza ta ma za zadanie informować o zagrożeniu promieniowaniem. Poddana działaniu substancji radioaktywnej ciemnieje. Pamiętał jeszcze gdy, jako świeżo upieczony pracownik, dostał taką pierwszy raz. Jego pytanie – Czy dają nową, gdy ta zrobi się czarna – skwitowano wtedy odpowiedzią – Gdy zrobi się czarna to dają trumnę - Wziął to sobie do serca. Robiąc już ostatnie kroki w kierunku wejścia rozmyślał. Co dzień korciło go aby skrócić sobie nieco trasę przechodząc po trawniku. Zawsze powstrzymywało go jednak złowrogie spojrzenie tabliczki SZANUJ ZIELEŃ. Chyba niczego nie zaprojektowano tutaj praktycznie. Chodnik tworzył boki kwadratu, który chciało by się minąć po przekątnej. Z drugiej jednak strony ileż to wyrabia szacunku... dla zieleni. Zatrzymał się. Stał u podnóża ogromnej ściany głównego budynku kompleksu. W budynku tym mieściły się biura, centra sterownicze, hale reaktorów, turbin, pomp, maszynownie, jednym słowem prawie wszystko co istotne. Widok który roztaczał się przed jego oczami stanowił przykład konstrukcji typowo socrealistycznej. Tak jakby architekt nigdy nie słyszał, że małe jest piękne. W zasadzie wyglądało to tak, jak gdyby nie projektował tego architekt. Raczej jakiś urzędnik mający swój zamysł praktyczności. Gdy zobaczył swoje dzieło gotowe, chyba uciekł gdzieś i schował się przed światem. A może stał, tak jak Aleksander teraz, wpatrując się z dumą i podziwiając ten geniusz? Rozmyślał jeszcze chwilę gdy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Odwrócił wzrok i zobaczył przy drzwiach strażnika, który już od kilkudziesięciu sekund przyglądał mu się z zaciekawieniem. Z wyrazem zakłopotania na twarzy zasalutował mu żartobliwie, ten odpowiedział mu również żartobliwie tym samym, poczym otworzył mu drzwi. Aleksander z uśmiechem podziękował i wszedł do środka. Znalazł się w długim korytarzu z seriami drzwi po obu stronach. Oczywiście wiedział gdzie się kierować, szybkim krokiem pokonał labirynt przejść i w końcu znalazł się przed wejściem do pokoju operacyjnego. Wylegitymował się kolejnemu strażnikowi, pchnął jedno ze skrzydeł podwójnych drzwi i znalazł się w środku. Oczom jego ukazała się sala wymiarów kilkunastu metrów na kilkanaście. Wszystkie ściany pokryte były elektroniką. Dookoła stały podobne do szaf konsole, przy pulpitach kontrolnych spoczywali technicy kierującym przeróżnymi rzeczami. Było to serce elektrowni. Stąd wydawało się polecenia odnośnie funkcjonowania jej całej. Na jego widok ze swojego fotela zerwał się Anton. - Cześć Sasza! – zagadał. - Się masz! Jak spędziłeś noc? – zapytał Aleksander. - Jak zwykle. Przespałem. Uśmiechnęli się obaj. - Więc zaraz przejmujesz pałeczkę? – kontynuował Anton – Słyszałem, że mogą wam nie pozwolić wyłączyć reaktora z sieci w godzinach szczytu, przygotuj się, że wyjdziesz stąd rano. - Spokojnie, już nie raz pracowałem po 24 godziny i żyję. - Nie martwię się, stary. - Słuchaj, mam jeszcze trochę roboty papierkowej, a zostało mi niecałe pół godziny. Lecę więc do biura, postaram się nie spóźnić. - Ani mi się waż, bo powiem komu trzeba i przekażą mi część twojej doli. Aleksander spojrzał na niego z uśmiechem i skierował się do wyjścia. Mijając jednego z techników krzyknął: Hej Piotr, krawaty nadal kupuje ci żona? Rozluźniło to atmosferę wśród zmęczonej załogi nocnej zmiany. W drodze do biura dumał. Anton to miły chłopak, wydaje się mieć tyle zapału. Ale wiedział, że to raczej sztuczna radość. Nie czuje on się tutaj zbyt dobrze. Aleksander w odróżnieniu od niego zawsze pasjonował się energią atomu i właśnie to chciał robić. Czuł się wspaniale w tym zawodzie, robił to co lubił i umiał. Uważał się za osobę bardzo kompetentną i na właściwym stanowisku. Musiał zdecydować się na wiele wyrzeczeń aby osiągnąć to co ma. Nie raz musiał postępować niezgodnie z sumieniem. Ale niestety w tym kraju z czystym sumieniem nie da się zrobić kariery. Trzeba myśleć jak partia i bronić jej interesu. Wiedza i inteligencja to tylko połowa sukcesu. Drugą połową jest to, na co on nigdy nie mógł się zgodzić, podporządkowanie - co często równa się działaniu wbrew sumieniom. Nie mógł się z tym pogodzić, a jednak to robił. Pęd robienia kariery był silniejszy. Zastanawiał się, czy nie wywierało to wpływu na jego psychikę, czy nie zmieniało go w innego człowieka. Czy nie nastanie taki moment w którym dostanie alternatywę praca, albo coś bliskiego jego sercu? Co wtedy wybierze? Jak daleko można się posunąć? Gdzie jest granica samoświadomości? W którym momencie człowiek staje się bezmyślną maszyną? Ze swojego doświadczenia wiedział, że granica ta jest bardzo cienka i niezauważalna. Z jego osobistych obserwacji wynikało, że im ktoś jest wyżej postawiony w strukturach państwa tym bardziej jest odmóżdżony. Najlepsi są ludzie prości. Pewnie i oni kombinują, jak każdy, ale w stosunkach międzyludzkich są najbardziej życzliwi, bezinteresowni. Pod wpływem ucisku ludzie mobilizują się, tworzą niepisaną i niemą koalicję. Dlatego też celem systemu jest pozyskać tych, których się da pozyskać - inteligencję, ludzi mających możliwości. Zdobyć ich dla siebie, na własne cele. A robi się to bardzo łatwo. Na zasadzie tresury - nagroda i kara. Aleksander nie raz właśnie takiej tresurze był poddawany. Ciągle wybiera nagrodę, ale myśli nad każdą decyzją by nie zamienić się w automat. Zdaje sobie jednak sprawę, że będzie coraz trudniej. Z każdym sukcesem, awansem ma coraz więcej do stracenia. Będzie więc coraz agresywniej tego bronił. Przerażało go to. Przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi. Był już u siebie. Usiadł w wygodnym fotelu i położył nogi na biurku. Kolejnym kluczem otworzył szufladę i wyjął z niej plik kartek. Chwycił długopis i zaczął wypełniać, wydawało by się, losowo wybrane pola. Bardzo nużące zajęcie. Głośne pukanie do drzwi przerwało spokój. - Tak? – krzyknął. Drzwi otworzyły się i ukazał się w nich jeden z młodszych techników jego zmiany. - Szefie, już pięć po ósmej! Aleksander spojrzał na zegarek i zaklął w duchu. - Musiałem się zdrzemnąć... Czekajcie na mnie, zaraz będę. Technik zrozumiał to jako delikatny nakaz pójścia sobie, więc szybko uciekł. Aleksander zebrał wszystkie papiery, schował je w teczce, zamknął szafkę na klucz, co także, zrobił z drzwiami po opuszczeniu biura. Kręcąc się chwilę po korytarzach odnalazł pomieszczenie w którym znajdowała się jakaś umywalka. Oblał twarz zimną wodą i czym prędzej udał się do pokoju operacyjnego. Zastał tam już swoją załogę przy pulpitach sterowniczych i nieco zdenerwowanego Antona. Wpisał mu się do dziennika, w którym zaświadczał, że przejął służbę i pożegnał go. Anton także się pożegnał i otwierając drzwi krzyknął: Powodzenia! Aleksander odczekał moment, po czym stanął po środku sali i ogłosił: - Przypominam, że dzisiaj przeprowadzamy eksperyment na reaktorze bloku czwartego. Poza rutynowymi czynnościami podejmijcie więc działania według programu badań, którego kopię każdy z was otrzymał. Do godziny dwunastej chcę mieć reaktor pracujący na pięćdziesięciu procentach mocy nominalnej. Eksperyment planujemy rozpocząć około godziny piętnastej. Jakieś pytania? Cisza upewniła go, że pracuje z zawodowcami. Usiadł na swoim miejscu przy pulpicie sterowniczym. Otworzył teczkę, wyjął z niej znajomy plik papierów oraz termos z kawą. Nalał sobie sporą dawkę czarnego płynu, po czym zaczął zastanawiać się jak to wszystko ułożyć przed sobą, aby nie pospadało z pochyłej i wypełnionej wszelkiego rodzaju przyciskami elektronicznej tablicy. Dla termosu miał już opracowany patent, ustawiał go mianowicie pomiędzy dźwignią regulatora filtra wtórnego chłodzenia układu drugiego, a przełącznikiem regulatora mocy pochłaniacza. W ten sposób utrzymywał go w pozycji względnie pionowej, a i mechaniczne zabezpieczenia tych regulatorów uniemożliwiały przypadkowe przełączenie. Oczywiście według regulaminu ustawianie czegokolwiek, a tym bardziej pojemników z płynami, na pulpitach sterowniczych było surowo zabronione. Oczywiście wszelkie reguły były po to, aby je łamać. To samozachowawcze postępowaniu wchodziło w krew w tym kraju niespodziewanie szybko. Niestety pliku papierów nie udało mu się umieścić tak, aby niczego swoim ciężarem nie przełączał, wiec po prostu przechylił się do tyłu, położył nogi na pulpicie i oparł dokumenty o kolana. Zaczął powoli wypełniać rubryki, których nie przyszło mu wypełnić wcześniej. Zajęło mu to ponad godzinę. W końcu odłożył papiery i dopił resztę kawy. Rozejrzał się po sali. Załoga wydawała się być znudzona, ale sumiennie wykonywała swoje zadania. Każdy ma przydzieloną jakąś funkcję. Każdy stanowi ważne ogniwo i musi być w pełnej kondycji fizycznej. Nie można pozwolić sobie na nie funkcjonowanie jednego elementu, gdyż przez to przestaje działać cała maszyna. Podczas długich godzin pracy każdy ma prawdo do chwili przerwy. Każdy musi mieć możliwość zjedzenia obiadu. Jednak stanowisk nie mogą opuścić wszyscy na raz. Opuszczają je stopniowo, tak że zawsze na sali przebywa wystarczająca liczba osób załogi. Mimo, że wszystko jest skomputeryzowane, ludzie i tak muszą kontrolować wydarzenia. Komputery popełniają błędy. Ludzie też, ale rzadziej. Wykształcenie połączone z doświadczeniem pozwala ich unikać. Spojrzał na Borysa. Właśnie usilnie wpatruje się w monitor. To człowiek któremu naprawdę można zaufać. Rozsądny, pewny siebie. Zawsze podejmuje głęboko przemyślane i odpowiedzialne decyzje. Można zawsze skorzystać z jego rady i być pewnym pozytywnego wyniku. Potrafi on obiektywnie i zimną krwią oceniać sytuację. Nawet gdy coś nawali, choć on uprzedzał, to nigdy nie powie pretensjonalnie: A nie mówiłem? Pełni on teraz funkcje pierwszego oficera na mostku. Zastępuje Aleksandra, gdy ten z jakichś powodów nie może dowodzić. Zastępstwo którego z całą pewnością można być dumnym. Spojrzał na Iwana. To z kolei młodych chłopak, dopiero po studiach. Bardzo żywiołowy i entuzjastyczny, ale nieco narwany. Wydaje się nie bać niczego, gotów podjąć każde ryzyko. Mimo iż z pozoru bardzo spontaniczny i nieodpowiedzialny, to jednak on także uważnie waży swoje decyzje. Choć często wdają się niebezpieczne i absurdalne zawsze prowadzą do szczęśliwego, aczkolwiek na pierwszy rzut oka niedostrzegalnego, zakończenia. Można by się zastanawiać jak kogoś takiego postawiono na stanowisku operatora urządzeń zabezpieczających, ale gdy pozna się go bliżej, pozbawionego nieco sztucznej otoczki, decyzja okazuje się słuszna. - Czy dzieje się coś o czym powinienem wiedzieć? – zapytał głośno Aleksander. Odpowiedziała mu cisza, mącona tylko cichym dźwiękiem turbin. - W takim razie zrobię mały obchód. Borys przejmiesz dowodzenie? - Zawsze i wszędzie. Aleksander skinął głową, chwycił krótkofalówkę i opuścił pomieszczenie. Przeszedł kawałek korytarzem, minął grube stalowe drzwi, zrobił jeszcze kilkanaście kroków w słabo oświetlonej hali, otworzył kolejne grube stalowe drzwi i znalazł się w pomieszczeniu reaktora. Była to ogromna przestrzeń długości wielu metrów. W dwóch takich ogromnych, prawie sąsiadujących ze sobą halach stały reaktory trzeci i czwarty. Każdy z nich niczym ogromna konserwa wystawał z podziemi sięgając prawie sufitu, znajdującego się kilkanaście metrów nad głową. W rzeczywistości sam reaktor czwarty podstawę miał poniżej poziomu podłogi i nie sięgał do samego sufitu. U szczytu znajdował się mechanizm napędowy prętów sterujących oraz zbiorniki separatorów pary. Wisiały tam także pręty awaryjne. Ogromne pomieszczenie całe wypełnione było plątaniną rur, kabli i wszelkiego rodzaju stalowych konstrukcji, których przeznaczenia nawet on nie był pewien. Wszędzie wisiały tabliczki ostrzegające o promieniowaniu. Ze ścian wystawały wszelkiego rodzaju przełączniki i lampy, przy których manipulowali ubrani w niebieskie kombinezony ludzie. Dookoła otaczały go platformy i drabiny po których można było poruszać się niczym po gałęziach drzew w dżungli. Ktoś chodził w kółko prawie u szczytu reaktora badając coś licznikiem Geigera-Müllera. Aleksander krzyknął do niego, że tam można przebywać tylko przez kilka minut, ale on jedynie kiwnął głową, doskonale zdając sobie z tego sprawę. Górna część ścian hali zbudowana była z ogromnych, poustawianych w niewielkich odstępach okien, przez które jednak nie wpadało do środka za dużo światła. Były po prostu brudne i zakurzone, a nikomu nie chciało się ich umyć. Większość światła dawały rozwieszone przy samym suficie rzędami lampy jarzeniowe. Szedł dalej. Od reaktora przez środek pomieszczenia przebiegał szeroki na kilka metrów i głęboki kanał, który można było pokonać przechodząc wąskim, stalowym mostem. Pomalowany na żółto teraz wydawał się nieco przerdzewiały. Aleksander wszedł na niego stąpając po siatkopodobnych płytach. Oparł się o barierkę i spojrzał w dół. Pod spodem biegły ogromne srebrzyste rury. To jedna z nitek układu pierwotnego chłodzenia. Płynie w nich rozgrzana radioaktywna woda, wprost z reaktora. Można by było po drabinie zejść na dół, ale wolał tego nie robić bez powodu. Rury były naprawdę potężne, musiały być silnie zbrojone grubą warstwą ołowiu. Kanał kończył się przy ścianie sali, gdzie stał jakiś ogromny agregat rozbłyskujący jak choinka kolorowymi lampami. To pewnie pompa ciśnieniowa. Przechodziła przez otwór w ścianie do następnego pomieszczenia. Udał się w tamtym kierunku, żegnając reaktor. Za drzwiami znalazł się w kolejnej sali, położonej nieco niżej. W tej plątaninie rur którą tu znalazł nie mógł już nic rozpoznać. Mimo, że schematy oglądał każdego dnia na komputerze, mimo że mógł sterować bezpośrednio praktycznie każdym zaworem czy pompą, to nie potrafił w wyobraźni przenieść tych, z pozoru prostych, planów na skomplikowany system który tu widział. To tak jakby w oparciu o mapę mrowiska ktoś zbudował wielką metropolię. Zwiedzał tak kolejne pomieszczenia. Gdy już porządnie się nachodził trafił w końcu do komory turbogeneratorów. To właśnie tutaj energia cieplna zamienia się w energie elektryczną. Olbrzymie turbiny, po dwie na reaktor, kręcąc się z wielką prędkością, powodowały straszny hałas. Przy wejściu wisiały nauszniki, które szybko założył. Od razu lepiej – pomyślał. Teraz czuł jak od ruchu wirowego drży pod nim podłoga. To dopiero potęga. Dostrzegł szefa techników. Podszedł do niego i poklepał po plecach. Ten odwrócił się i odchylił jeden nausznik z jednego ucha. Aleksander zrobił to samo, po czym zaczął krzyczeć, starając się zostać dobrze zrozumianym: - Wiecie już co powodowało te wibracje przy zwiększonych obrotach? - Tak, to wina rdzy. Te cholerne rury rdzewieją trzy razy szybciej niż przewiduje to program eksploatacyjny – odkrzyczał technik, wycierając ze smaru rękę w kombinezon. - I tak nie mogliście ich wymienić przed wygaszeniem reaktora, wkrótce będzie okazja. - No mam nadzieję, lepiej żeby nam żadna z tych rur nie poszła gdy w piecu będziemy mieli po sufit uranu. Aleksander uśmiechnął się i przytaknął, po czym zmęczony hałasem udał się dalej. Rozejrzał się jeszcze dookoła i z ulgą opuścił pomieszczenie. Nim dotarł z powrotem do pokoju operacyjnego zahaczył jeszcze o mini bar, w którym skorzystał z okazji wydania ostatnich rubli na jakąś przekąskę ‘na szybko’. Na szczęście obiad przysługiwał mu za darmo. godzina 13.02 - Niewiele ponad 1600 megawatów mocy cieplnej reaktora bloku czwartego – zameldował jeden z techników – turbiny pracują już poniżej swoich optymalnych momentów obrotowych. Aleksander rzucił okiem na monitor komputera. Odszukał interesujące go dane po czym skierował swój głos w stronę sali: - W porządku, powinniśmy już chyba odłączyć turbogenerator siódmy. - Całkowicie się z tobą zgadzam – odparł Borys. Aleksander usiadł na swoim miejscu i rzucił jeszcze okiem do czerwonego skoroszytu, po czym zarządził: - Dobra, przełączcie zasilanie potrzeb własnych na szynę turbogeneratora ósmego. Tylko róbcie to stopniowo, żeby go nie przeciążyć. Nie powinien chyba mówić swojej załodze rzeczy oczywistych, choć z drugiej strony nigdy za dużo ostrożności. Samemu chwycił słuchawkę telefonu i połączył się z maszynownią. Telefon odebrał główny technik, którego poinformował o mającym nastąpić wyłączeniu generatora. Spojrzał na wskaźniki, aby ocenić zachowanie się systemu. Po przełączeniu wszystkich potrzeb własnych na barki turbogeneratora ósmego pobór mocy ustabilizował się na granicy wydolności. Prawdopodobnie będzie trzeba za chwilę trochę zmniejszyć pobieraną moc, to akurat nie stanowi wielkiego problemu. Wymienił spojrzenia z Borysem i resztą załogi po czym rozpoczął przełączanie zaworów systemu wtórnego chłodzenia. Cały czas obserwował reakcje na ekranie komputera. - Uwaga, odłączam turbinę – teraz! Przesunął jedną z dźwigni do oporu. Zapalił się las czerwonych lampek, skoczyły setki wskazówek przeróżnych wskaźników. Każdy obserwował swoją tablice kontrolną, odczytywał parametry gotów zareagować na jakiekolwiek odchylenie od normy. godz. 13.05 W momencie zamknięcia zaworów gorąca para została skierowana do turbogeneratora ósmego. Turbina siódma pozbawiona pary zaczęła słabnąć czując uchodzące z niej życie. Kręciła się już tylko siłą rozpędu. Wyłamała się z jednolitego tonu obniżając stopniowo wydawany dźwięk. Wspólnie z rytmicznie wyjącymi innymi wirnikami tworzyło kosmiczną symfonię, stworzoną przez szalonego kompozytora. W pewnym momencie, gdy jej częstotliwość spotkała się z częstotliwością drgań własnych obudowy, wpadła w rezonans. Na chwilę rozbudziła potężną ścianę, utrzymującą ją na miejscu, próbując się wyrwać na wolność. Pobudziła ją do tańca, który jednak tylko jeszcze bardziej ją wyczerpał. Gdy zwolniła wyszła z rezonansu nie będąc już w stanie pobudzać ściany. Był to jej ostatni krzyk, po którym umarła powolną śmiercią, zastygła w bezruchu. W pomieszczeniu operacyjnym wskazówka obrotów zatrzymała się na zerze. Niebieski wskaźnik mocy obniżał się aż do całkowitego zgaśnięcia. Borys kontrolował kolejno wskazówki temperatury, ciśnienia, momentu obrotowego. W końcu stwierdził, że wszystko jest w porządku. Po chwili ciszy rozpoczęły się rozmowy. - Pobór mocy w normie – ktoś zameldował. - W porządku, najprostsze mamy za sobą – odpowiedział Aleksander, przerwał mu brzęczący dźwięk. Przy telefonie zamigotał napis MASZYNOWNIA. Chwycił słuchawkę i przycisnął do ucha: - Szef kontroli, słucham? - Tu maszynownia, wszystkie systemy działają, odłączenie pomyślne. - Dziękuje, róbcie swoje. Odłożył słuchawkę i odetchnął. - Dobra, na razie mamy spokój. Czas mijał, w pomieszczeniu panowała dosyć luźna atmosfera. To dobrze, że raz na jakiś czas musimy wykonać coś ponad program – myślał Aleksander – zapobiega to popadnięciu w rutynę, jakże niebezpieczną dla funkcjonowania jakiegokolwiek zespołu ludzi. Ciągle powtarzane czynności utrwalają się w pamięci. Człowiek przestaje myśleć nad swoimi decyzjami, staja się one automatyczne, przez co lekceważące. Można po prostu przeoczyć coś istotnego, czego nie widać na pierwszy rzut oka. A w takim zawodzie nie ma miejsca na błędy. Tutaj każdy błąd może mieć ogromne konsekwencje. Rozmyślając tak wsłuchiwał się w ciche buczenie zza ściany. Składały się na nie dźwięki całego kompleksu. Po wyłączeniu turbiny brzmi trochę inaczej. Zadziwiające jest, że zwykle praktycznie nie słyszalne, teraz wydawało mu się wręcz natrętne. Czyżby więc dla słuchu także występował, powszechnie znany dla węchu, czynnik upośledzenia zmysłu? Przebywając dłuższy czas w obecności jakiegoś gazu, nawet o bardzo gryzącym zapachu, po pewnym czasie przestajemy go odczuwać. Zjawisko bardzo niebezpieczne w kopalniach. Nie spotkał się jeszcze jednak z jego odpowiednikiem dla zmysłów innych niż chemiczne. Spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Dochodziła druga. - Jak tam pobór mocy? – zapytał. - Na granicy wydolności – usłyszał odpowiedź. No cóż, było to jakimś problemem. Po zmniejszeniu mocy reaktora i wyłączeniu jednej z turbin, produkcja energii elektrowni oczywiście spadła. Nie powinno się przeciążać pozostałych systemów. Przyszło mu do głowy, że można by odłączyć jakiś nieużywany system. Kiedy dostaną pozwolenie na odcięcie reaktora od krajowej sieci energetycznej będzie można znów wszystko przywrócić... - Co możemy odłączyć? – zapytał na głos i samemu zaczął także szukać swej ofiary przeglądając elektroniczne plany na monitorze swojego komputera. W zasadzie wiedział, że nic takiego nie znajdzie z kilku powodów. Przede wszystkim gdyby coś w istocie nie było potrzebne, to już dawno było by wyłączone, chociażby z racji kryzysu energetycznego. Jakby to wyglądało – obywateli nakłania się do oszczędności, nawet czasem prewencyjnie odłącza im się prąd, czy ogrzewanie, a tutaj w zakładzie produkującym tą energię, część z niej się marnuje? Miał rację, nikt niczego nie znalazł. - No więc? – dodał ze zniecierpliwieniem. - Możemy odłączyć system awaryjnego chłodzenia i tak go nie używamy – odpowiedział mu Iwan. Pomysł ten nie ucieszył go. Odłączenie systemu bezpieczeństwa zawsze wiąże się z ryzykiem. A już chyba drugi punkt regulaminu mówi o bezpieczeństwie jako o zagadnieniu priorytetowym. Czy mógł więc tego dokonać bez naginania regulaminu? Bo o tym, że zawsze należy kierować się regulaminem mówi, bodajże punkt pierwszy. Odpowiedź jest prosta. Skoro system bezpieczeństwa w istocie sam stanowi zagrożenie powodując przeciążenie układu, to należy tego zagrożenia zażegnać, odłączając go. - Odłączamy – jak postanowił tak i powiedział. Ciarki przechodziły mu po skórze wydając to polecenie. Bydlaki – pomyślał o jego partyjnych przełożonych. To oni nas narażają, nie ja. Dobrze wiedzieli z czym wiąże się utrzymywanie reaktora na zmniejszonej mocy w, jakże spragnionej prądu, sieci energetycznej. To całe bezpieczeństwo o którym trąbi regulamin to złudzenie. Operatorzy mają związane ręce poleceniami z ‘góry’. Niech spróbują się wyłamać z jakiegokolwiek powodu, a ich kariera jest zakończona. Nie mają prawa sprzeciwiać się zarządzeniom, nieomylnej przecież, partii. Odczekał jeszcze kilka minut obserwując zachowanie się urządzeń i chwycił słuchawkę telefonu. Połączył się z pomieszczeniem dyspozytora aby przekonać się kiedy będzie można odłączyć reaktor z sieci aby przeprowadzić doświadczenie. To co usłyszał nie ucieszyło go. Prawdopodobnie dopiero pod wieczór. Tak się składa, że tylko jego ekipa przygotowana jest do przeprowadzenia eksperymentu. Będą więc musieli zostać po godzinach. Poinformował o tym załogę. - Słuchajcie. Zgodnie z naszymi obawami eksperyment rozpoczniemy dopiero wieczorem. Dlatego też zadecydowałem, że za godzinę przejmie druga zmiana. Przez ten czas radzę wam pojechać do domów i dobrze wypocząć. Czeka nas ciężka praca po godzinach. Jeżeli przyłapię kogoś na tym, że jest zmęczony, to uduszę! Ponowna zbiórka o dwudziestej pierwszej. Dobrze wiecie, że testu nie możemy przełożyć, gdyż to ostatnia okazja w tym roku, kiedy któryś z reaktorów będzie odłączany na wymianę paliwa – przebiegł oczami po zgromadzonych – to ja lecę wszystko załatwić, będę u siebie w biurze. Chwycił walizkę i opuścił pomieszczenie. Będąc już u siebie zadzwonił do dyspozytora, aby ten sprowadził drugą zmianę. Ponieważ taką sytuację przewidział już wcześniej, ekipa była poinformowana i gotowa podjąć pracę wcześniej. Potem zadzwonił do szefa nocnej zmiany i powiadomił o zaistniałej sytuacji. W jego głosie wyczuł chyba radość z nieoczekiwanego, zdobytego bez żadnego wysiłku, czasu wolnego. To chyba też jakaś przypadłość systemu. Nikomu nie chce się pracować, bo ich wysiłek nie ma większego wpływu na wynagrodzenie. Czuł, że coś tutaj nie gra. Z drugiej jednak strony wiedział, że bardziej równomierny podział dóbr eliminował wiele negatywnych ludzkich cech, chociażby skąpstwo czy zazdrość. Nigdy nie był przekonany co jest rzeczywiście lepszą alternatywą. W historii próbowano już wielu możliwości zarządzania i podziału dóbr. Najsprawiedliwszy, wydawało by się, społecznie komunizm, nigdy naprawdę nie zaistniał w rzeczywistości, czego doskonałym przykładem był kraj w którym żył i mieszkał. Zakłamanie które dostrzegał na niższych szczeblach mógł bezproblemowo przenosić na kolejne poziomy administracji, aż ku samemu szczytowi. Państwo, które twierdziło, że opiera się na ideałach marksistowskich – władzy ludu, internacjonalizmu, pokoju i powszechnej szczęśliwości, w istocie było totalitarną machiną, wyzyskującą robotników, tworzącą żelazne kurtyny i prowadzącą wojny na szeregu frontów. System, który uważał się za największe przeciwieństwo krwiożerczego kapitalizmu w istocie sam był jego zamaskowaną formą. Aparat państwowy pełnił rolę ogromnego właściciela, któremu wolno było wszystko. Trzymał w ryzach każdego obywatela, zaglądając mu w myśli i tłumiąc brutalnie wszelkie przejawy nieposłuszeństwa. Terror i strach spajał konstrukcję, która już dawno powinna była lec w gruzach. Nie uważał się jednak Aleksander za anty-komunistę. Sam w istocie głęboko wierzył w ideały marksistowskie, które wpajano mu za młodu. Miał jednak na tyle rozumu aby odróżnić teorię od rzeczywistości którą widział. W ten oto sposób propaganda paradoksalnie miała przeciwne skutki od zamierzonych. Miast pozyskiwać dla swoich celów ludzi mądrych i zdolnych, ustawiała ich przeciwko sobie, samemu werbując jedynie słabsze umysły, dające się jej omamić. To błędne koło toczyło się bez końca w atmosferze absurdu. Oczywiście Aleksander nie mógł należeć do opozycji. To oznaczało by natychmiastowy koniec kariery, a na to niewielu by się zdobyło. Musiał więc maskować swoje poglądy udając uległość i przyzwolenie. Był przekonany, że robiła tak większość jego kolegów, ale żaden by się do tego nie przyznał. Bali się wtyczek, szpicli. Partia miała dostęp do każdego, panowała wszechobecna inwigilacja. Dlatego też podświadomie tworzył się język gestów, spojrzeń, które mówiły więcej niż normalna dyskusja. Zadziwiało go jak ludzie mogą porozumiewać się bez słów. Wnioskować różne rzeczy tylko patrząc na innych. To coś na kształt ewolucji. Przeżyją tylko jednostki zdolne przystosować się do, otaczającego je, środowiska. To był kolejny aspekt ucisku. Modyfikował on ludzi, ale w zupełnie inny sposób niż było to zamierzone. Rozwijał nieznane dziedziny umysłu, otwierał nowe kanały, wydawało by się pozazmysłowe. Pukanie do drzwi... - Zapraszam – krzyknął Aleksander. W drzwiach pojawił się młody praktykant z politechniki: - Przyniosłem panu obiad, towarzyszu. - Wiesz – uśmiechnął się Aleksander – u nas w zespole jest taka zasada, że wszyscy jesteśmy na ‘ty’. Więc jak chcesz do nas należeć musisz się przystosować. - Oczywiście – odpowiedział trochę zmieszanym głosem, po czym postawił obiad na biurku i czym prędzej uciekł. - Ach ta młodzież – westchnął. Obiad oczywiście jak zwykle nie napawał optymizmem. Kawałek niedopieczonego mięsa, ziemniaki, jakaś surówka. Przełknięcie go, bez uczucia odrazy, było możliwe tylko, gdy akurat tego dnia w stołówce mieli inspekcję. Zadziwiająca korelacja. Kolejne zadanie do zbadania przez komisję o jakiejś egzotycznej nazwie, której jedynym celem istnienia jest pewnie zapewnienie miejsca pracy ludziom, dla których tej pracy nie ma. Po obiedzie dopilnował przejęcia kontroli przez drugą zmianę, po czym, wraz z pozostałymi, udał się do miasta, na spoczynek. Będąc u siebie w domu zrobił to, o czym marzył od rana, zdrzemnął się godzinkę. Potem oglądał telewizję, rozmyślając nad swoją samotnością. W tym wieku powinien już chyba założyć rodzinę, a tu ciągle praca. Zresztą, do tej pory nie znalazł tej jedynej, wymarzonej, swojej drugiej połowy. W telewizji nie było nic ciekawego, jak zwykle wystąpienia jakichś dygnitarzy, którzy mówili, językiem zupełnie niezrozumiałym, rzeczy zupełnie absurdalne. Znudzony postanowił się przewietrzyć, wziął samochód i pojechał podziwiać rozlewiska Dniepru. Gdy tak stał i rzucał kamienie w wodę przypomniało mu się, że wkrótce pierwszy maja, Święto Pracy. Pewnie warto pojechać do Kijowa, zobaczyć defilady tradycyjnie maszerujące z tej okazji. W zasadzie to przecież tylko sto dziesięć kilometrów, raptem niecałe dwie godziny jazdy. Ten kraj naprawdę ożywał tego dnia. Wszędzie flagi, kolorowe pochody, pokazy wojskowe i występy artystyczne. Mimo kryzysu, niezadowolenia społecznego, strachu, terroru władz, ciągle istniały momenty, w których zapominało się o problemach. Można było przyłączyć się do wiwatujących, mimo atmosfery absurdu i ironii, wiszącej w powietrzu. Przecież większość ludzi nie brała w tym udziału z czystej chęci, lecz dlatego, że tak wypada, lub wręcz z niemego przymusu. Położył się na miękkiej trawie i spoglądał w chmury. Z wolna przesuwały się na tle niewzruszonego ciemnego nieba. Nawet te burzowe, przesuwające się leniwie, kiedyś przeminą, pozostawiając po sobie jedynie kałuże, będące wspomnieniem deszczu. Słońce praktycznie zaszło już za horyzont. Poczuł powiew chłodnego wiatru. Mimo, że to wiosna, to nocami bywa zimno. Poleżał jeszcze chwilę, a gdy zupełnie już przemarzł, wskoczył do samochodu i pojechał do elektrowni. O dwudziestej pierwszej cała jego ekipa pracowała już na stanowiskach. Kawa lała się strugami, czekała ich cała noc ciężkiej pracy. Cięższej niż się spodziewali... godz. 23.10 Telefon w sali, chwila rozmowy, po czym głośny okrzyk: - Mamy pozwolenie, odłączamy się od sieci! Dawajcie go na stół. Jak zahipnotyzowani, kontrolerzy zaczęli wykonywać proceduralne czynności. Aleksander obserwował ich poczynania i zacierał ręce. Nareszcie. Wcześniej zaczniemy, wcześniej skończymy. Bezproduktywne oczekiwanie jest najgorsze. Po chwili reaktor był gotów do rozpoczęcia eksperymentu. - Uwaga, mamy reaktor czwarty odłączony. Kontynuujemy przygotowania. Musimy zmniejszyć moc cieplną do wartości ok. 700-1000 MW, co stanowi 30% mocy. Postępujcie zgodnie z procedurą. – ogłosił. Obserwował ze swojego stanowiska reakcje urządzeń na polecenia wydawane przez ludzi. Pręty regulacyjne powoli wsuwały się, zajmując coraz większą część objętości reaktora. Nieubłaganie hamowały reakcję, studziły go powoli, acz systematycznie. Minuty mijały, setki wskaźników dawały do zrozumienia, że wszystko idzie zgodnie z planem. Temperatura obniża się. Spada moc cieplna. Swobodne neutrony są wyłapywane nim zbytnio namieszają w rozszczepialnym paliwie. Woda opływająca rurami rdzeń nie nagrzewa się już tak bardzo, mniej energii przekazuje turbinie. Jednak nadal kręci się ona bardzo szybko. Nie sposób wychwycić różnicy w odgłosie który wydaje. 25 kwietnia, godz. 0.28 - Mamy 30% mocy! Aleksander spojrzał na wskaźniki. Teraz komputer powinien wyrównać ustawienie prętów i innych mechanizmów regulacyjnych w położeniu, które utrzyma ten stan reaktora. Nic się jednak nie działo. Program może potrzebować kilku chwil na podjęcie decyzji. Mijały sekundy. Moc na poziomie 28%. I nic. Nie wytrzymał. Podbiegł do jednego z kontrolerów: - Nie przeprogramowałeś komputera na ustabilizowanie mocy cieplnej? - Myślałem, że ekipa Griszy robi to ręcznie?!? - Co? Cholera! Więc od kilkudziesięciu minut nikt i nic nie kontroluje wygaszania reaktora? Jak ty chciałeś tym kierować bez układu regulacji lokalnej? - Nie wiem... to nie moja działka. No tak. Teraz wpadli po uszy. Reaktor leży na skraju przepaści, będzie teraz stygł aż zgaśnie zupełnie. Trzeba go za wszelką cenę ratować. Z minuty na minutę obserwował spadającą moc. Wszelkie starania jego i załogi wydawały się iść na marne. Jeżeli reakcja zostanie przerwana, reaktor stanie się bezużyteczny. Nie będzie się dało uruchomić go ponownie. Dlatego też, kiedy moc spadła do poziomu krytycznego zdecydowali się podjąć bardziej radykalne działania. Kolejno wyciągali pręty regulacyjne. Reaktor nie reagował. Ich regulacyjna moc sprawcza została już drastycznie osłabiona. godz. 0.57 - Mamy zaledwie 5% mocy! Aleksander przebiegł wzrokiem po załodze. Spojrzał na monitory. Dlaczego nic się nie dzieje? - 3%! Poczuł dreszcz emocji. Strach przed pełnym zanikiem mocy przejmował kontrolę nad jego działaniami. Coraz więcej irracjonalnych pomysłów zaczęło zwyciężać nad zdroworozsądkową kalkulacją. - Ciągle możemy wyciągnąć pozostałe pręty – ktoś krzyknął. - Uwaga, moc dosięgła dna, 1% czyli zaledwie 30 megawatów. Coś w tym momencie przeważyło w jego umyśle. Bał się dyscyplinarnych konsekwencji zgaszenia reaktora. Przecież ciągle jest szansa przywrócić wszystko do normy. Wtedy nie tylko wyjdzie zwycięsko z tej próby, ale zostanie okrzyknięty bohaterem. Wystarczyło by mu jednak, aby wszystko powróciło do normalnego stanu. Czy podejmował w tej chwili jakieś ryzyko? Być może. Jego działanie nie było przewidziane w instrukcji eksploatacyjnej. Jednak to hazardowe zagranie wydało mu się optymalne. - Dobra, wyciągnąć pręty regulacyjne. Wszystkie z wyjątkiem sześciu ostatnich. – zarządził Aleksander. - W ten sposób złamiemy procedurę! - Nie mamy wyboru. Operatorzy wydali polecenia maszynom. Reaktor nie był projektowany do pracy przy tak niskiej mocy. Właściwie nikt nie był pewien jak zareaguje.. Potężne siłowniki zaczęły ospale wyciągać masywne pręty z wnętrza reaktora. Odczuł on przypływ sił. Dzięki temu znów miał szansę się rozgrzać. Robił to jednak bardzo powoli. Zdążył zatruć go już ksenon, który samoistnie powstawał w rdzeniu. Zalegająca w rurach woda, która nie miała skąd odbierać ciepła, także hamowała wzrost mocy. godz. 1.03 - Czy przerywamy eksperyment? - Nie, reaktor już wraca do normy, poradzimy sobie. Sytuacja choć opanowana była nie do pozazdroszczenia. Rektor wymagał ręcznych ingerencji w system. - Włączamy siódmą pompę cyrkulacyjną obiegu pierwotnego. Pompy te napędzały wodę w obiegu chłodzącym reaktora. Przy ich pomocy także starano się ustabilizować reakcję. Jednak jest to zadanie bardzo trudne, gdyż nawet niewielkie zmiany w temperaturze powodują ogromne zmiany w mocy. godz. 1.07 - Dobra, włączcie ósmą pompę obiegu pierwotnego. Wskaźniki kolejny raz drgnęły gdy pompa rozpoczęła tłoczenie wody. Wskaźnik wydatku chłodziwa wszedł na czerwone pole wskazując 57000 metrów sześciennych na godzinę. - Szefie, taki przepływ wody grozi wystąpieniem kawitacji i drgań elementów układu pierwotnego. - Wiem, ale co, do cholery, mam robić? Próbuję ustabilizować ten reaktor, a on jest w jamie jodowej i robi wszystko na odwrót niż powinien. Jaką mamy teraz moc? - 200 megawatów, 7% mocy nominalnej. - Trochę za mało. I kontynuował Aleksander próby przywrócenia wszystkiego do normalności. Trwało to jeszcze parę minut. - Spójrz na wskaźniki ciśnienia w separatorach pary – odezwał się Borys. To co zobaczył zadziwiło go. Ogromne wahania ciśnienia sięgające pół megapaskala. Za to poziom wody był bardzo niski. Za niski. - Za chwilę, przy tym poziomie wody, zadziała awaryjny system automatycznego wyłączenia reaktora! – odezwał się Iwan. - Nie możemy do tego dopuścić. Odłącz ten system od wskaźnika poziomu wody i ciśnienia pary. – zarządził Aleksander. - Mam nadzieje, że wiesz co robisz... Kolejny raz odłączali system bezpieczeństwa. Aleksandrowi przychodziło to coraz łatwiej. Czyżby właśnie po to były wszelkie zabezpieczenia? Tylko pozorowały działanie? A gdy miały zadziałać odłączało się je, jak gdyby nigdy nic? Nie miał teraz czasu o tym myśleć, zaabsorbowany był pracą. - System odłączony. Reaktor nie zatrzyma się w wypadku braku wody chłodzącej. - Dlatego też macie teraz osobiście nadzorować jej poziom! - Ciekawe jak mamy to robić, skoro jej poziom jest już za niski? Ale Aleksander nie słuchał zajęty próbami ustabilizowania reaktora do testu. godz. 1.22 i 30 sekund - Dobra, możemy chyba zaczynać. Ustabilizowaliśmy go. - Mamy bardzo niski zapas reaktywności. Dużo wyjętych prętów – zauważył Borys. - Nie szkodzi. Poradzimy sobie. Musimy wykonać eksperyment w pierwszym podejściu, żeby bardziej nie mieszać. Aby uniknąć głębszego zatrucia, które uniemożliwiło by ponowny rozruch, utrzymamy reaktor na mocy, pomimo zatrzymania przebiegu we wtórnym układzie chłodzącym. W tym celu musimy jeszcze unieruchomić system awaryjnego wyłączenia reaktora w przypadku odcięcia dopływu pary do turbin. – tłumaczył Aleksander. - Nikt nie próbował jeszcze manewru ręcznego unieruchomienia układu wtórnego chłodzenia, przy działającym reaktorze. - Wiem, ale nie możemy wygasić reaktora teraz, gdy poważnie zatruł go ksenon. Musimy to zasymulować odłączając wtórny układ od obiegu pierwotnego. Sytuacja dla obiegu wtórnego będzie po prostu analogiczna do wygaszenia reaktora. Samemu reaktorowi nic nie zagrozi, gdyż nadal mamy wszystkie pompy pracujące w pierwotnym układzie chłodzenia. Zniknie jedynie wymiana energii między oboma układami. - Dobra, w takim razie odłączam system awaryjnego unieruchomienia reaktora, od mierników pary padającej na łopatki turbiny wtórnego układu chłodzenia – odpowiedział Iwan. Ostatni system bezpieczeństwa został odcięty. Teraz reaktor znajdował się już tylko w rękach operatorów. Aleksander przesunął kilka dźwigni zmniejszając znacząco wydatek wody chłodzącej. Musiał to zrobić, gdyż jej poziom był zbyt niski. Mijały sekundy. Mniejsza ilość chłodziwa powodowała wzrost jego temperatury. Z czasem równym przepływowi wody z separatorów do rdzenia pojawiła się w nim ciepła woda. W tym stanie reaktor był niestabilny. Gdy poczuł wyższą temperaturę chłodziwa zareagował alergicznie. Jego moc zaczęła gwałtownie się zwiększać. Z wyjętą większością prętów poczuł się znowu wolny. Temperatura rosła. godz. 1.23 i 4 sekundy Aleksander przesunął kilka dźwigni co, jak planował, miało odciąć dopływ pary do turbogeneratora ósmego. W momencie odcięcia pary turbina podzieliła los, wcześniej odłączonej, siódmej. Gdy ruch we wtórnym układzie chłodzącym reaktora czwartego ustał zupełnie, kręciła się ona już tylko rozpędem. Jej obroty kontrolował na jednym ze wskaźników. W tej sytuacji reaktor powinien wygasić się automatycznie, jednak oni nie chcieli do tego dopuścić. Technicy rejestrowali spadek wytwarzanej przez turbinę energii. Na jak długo wystarczy produkowanego przez nią, ostatkiem sił, prądu? Ile elementów systemu da się jeszcze w tym stanie zasilać? To była właśnie idea eksperymentu. Miał on sprawdzić przydatność elektrowni w stanie zagrożenia, np. wojny czy klęski żywiołowej. Tą doniosłą chwilę brutalnie przerwał Iwan. - Moc cieplna gwałtownie rośnie – krzyczał – no patrz! Aleksander spojrzał na wskaźniki. Zobaczył coś niesamowitego. Moc rosła w niespotykanym tempie. - Czy to nie awaria wskaźników? - Niemożliwe, wzrost mocy rejestruje każde urządzenie pomiarowe. Popatrz na temperaturę. - O cholera, niedobrze. Przerywamy test. godz. 1.23 i 10 sekund Aleksander wcisnął przycisk mający opuścić wszystkie pręty bezpieczeństwa. Włączyły się potężnie siłowniki, pręty zaczęły się opuszczać. Jednak to zadziałało jak dolanie oliwy do ognia. Dodatnia reaktywność skoczyła, reaktor oszalał. Nie minęły trzy sekundy, gdy moc cieplna osiągnęła 530 megawatów. Pod wpływem gwałtownego skoku temperatury siłowniki, po dwunastu sekundach pracy, poddały się. Z ogromnym zgrzytem pręty zatrzymały się, nie dochodząc nawet do dwóch trzecich długości. Aleksander usłyszał ich pisk, gdy rozgrzane tarły o obudowę. Rzut okiem na wskaźniki. - Zatrzymały się! Trzema skokami dopadł do ostatniej deski ratunku. Zerwał plombę i pociągnął dźwignie. Odcięło to prąd zasilający elektromagnes utrzymujący pręty. Pozbawione siły utrzymującej je wpadły z impetem na swoje miejsca w reaktorze. Jednakże było już za późno. Popełnione błędy i wady konstrukcyjne pogarszały sytuację z każdą sekundą. Wszyscy patrzeli jak zahipnotyzowani na wskaźniki mocy, których wskazania rosły w zastraszającym tempie. Zmniejszona ilość wody chłodzącej natychmiast podgrzewała się. Nastąpił kryzys wrzenia, znaczne podgrzanie paliwa jądrowego. Moc sięgnęła 48000% mocy nominalnej. W tym momencie rozgrzany do czerwoności uran rdzenia stopił się już zupełnie. Wyciekł z rozerwanych koszulek paliwowych wprost do rur wypełnionych gorącą wodą. Pod wpływem ogromnej temperatury cała woda natychmiast odparowała i rozprężyła się. Jej wielkie ciśnienie zablokowało zawory zwrotne za pompami cyrkulacyjnymi, odcinając sobie drogę ucieczki. Ogromne siły rozerwały kanały technologiczne. Resztki wody wpadły na stosy bloków grafitowych. W tym momencie podciśnienie otworzyło zawory zwrotne i woda z pomp cyrkulacyjnych znów zaczęła płynąć do rdzenia. Tym razem, jednak, poprzez porozrywane kanały, zaczęła wlewać się tonami do grafitu. godz. 1.23 i 40 sekund Wysoka temperatura i obecność pary wywołała jej gwałtowną egzotermiczną reakcję z cyrkonem. Spowodowało to eksplozje, która rozerwała powłokę reaktora. Wytworzony w reakcji wodór natychmiast połączył się z tlenem z powietrza atmosferycznego, które zaczęło wdzierać się do reaktora. Eksplozja wodoru zniszczyła cały reaktor i wywaliła ogromne ilości stopionego grafitu na dach hali elektrowni. Na kilkanaście sekund wcześniej, w sali operacyjnej wiedzieli już, że nic nie da się zrobić. Łudzili się jednak, że reaktor wytrzyma. Dwie głośne eksplozje wywołały niemal panikę. Przy drugiej tak potrząsnęło, że prawie wszyscy wylądowali na ziemi. Rozległ się głośny ryk syren. - Pozostać na stanowiskach! – krzyczał Aleksander podnosząc się. Spojrzał na wskaźniki. Wszystkie praktycznie powychylały się ku maksymalnym lub minimalnym wartościom. Nie był pewien co się stało. Co eksplodowało? Jakie są zniszczenia? Dostrzegł tylko świecący się na jaskrawo-czerwono napis: ZAGROŻENIE POŻAROWE. - Biegnę zobaczyć co się stało. – krzyknął - Dzwońcie po straż pożarną! - Czekaj, przecież to jedyne hermetyczne pomieszczenie w budynku! Nie słuchał jednak. Wybiegł z sali mijając przerażonego strażnika. W korytarzu pełno było gryzącego dymu. W uszach słyszał tylko syreny i dzwonek. Po omacku kierował się w kierunku hali reaktora. Gdy w końcu podduszony dotarł tam i odchylił drzwi zobaczył obraz ogromnego zniszczenia. Wszystko dookoła paliło się. Poczuł powiew gorącego powietrza. Poza przerażającym sykiem słyszał tylko krzyki. Dym gryzł go w oczy. Poruszał się na oślep. Wpadł na niego główny technik. - Mieliśmy tu eksplozje, są ranni! - Widzę. Ewakuujcie się szybko. Poradzicie sobie? - Chyba tak. - Macie maski tlenowe? - Już wydajemy. - W porządku. Nic tu po nim, pomyślał i wybiegł z na korytarz. Kierował się z powrotem do pomieszczenia operacyjnego. Po drodze mijał jakichś ludzi. Wydawali się biegać bez celu. Jego krzyków pewnie nawet nie słyszeli. Przez czarny dym przedzierała się poświata czerwonych świateł alarmowych. Kręciło mu się w głowie. Dopadł do drzwi i zataczając się wszedł do środka. Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Jego ludzie wydawali się przerażeni tym co zaszło. Patrzyli tępo czekając na jakieś słowo. On nic nie mógł z siebie wydusić. Starał się zebrać myśli, ale nie wychodziło mu to. Zachwiał się lekko i był o krok od upadku, ale w tej chwili dotarło do niego gdzie jest. - Iwan, Borys, zostawcie sobie tylko tylu ludzi, ilu potrzebujecie żeby kontrolować trzeci reaktor. Reszta niech zakłada maski i opuści natychmiast budynek. Prawdopodobnie będzie skażenie. Nie wiem jakie są zniszczenia. W hali reaktora mamy pożar. Nim zdążył dokończyć wszyscy rzucili się po maski tlenowe. Borys wydawał dyspozycje. Aleksander podszedł do Iwana: - Jak to wygląda? - Nie wiemy. Rdzeń chyba się stopił. Prawdopodobnie eksplodowała rozgrzana para, bo jej ciśnienie momentalnie spadło. Jeśli tak, to powietrze jest skażone. - A druga eksplozja? Przecież były dwie. - Pewnie zaszła jakaś reakcja, próbuję to ustalić. Po chwil w pomieszczeniu zostało już tylko parę osób. Aleksander krzyknął do Borysa: - Poradzicie sobie tutaj? Ktoś musi koordynować akcją ratunkową. - Poradzimy sobie. Aleksander przytaknął. Zerwał ze ściany maskę tlenową i zaczął zakładać ją na głowę. Po chwili wybiegł z pomieszczenia, nie wiedząc nawet w którą stronę się kierować. Dostrzegł kogoś niosącego, a raczej ciągnącego człowieka. Podbiegł do nich. Ponieważ nie mieli masek, oddał im swoją i pomógł wydostać się z budynku. Ranny był mocno poparzony. Jęczał przy każdym ruchu. W końcu wyszli jakoś na zewnątrz i położyli go na zimnej trawie. Rozejrzał się dookoła. Ciemność nocy rozjaśniały ogromne jęzory pożarów, strzelające wysoko w niebo. Budynek płonął, dookoła leżał gruz. Pożarów jest wiele, eksplozja musiała być naprawdę silna. - Co mu się stało? – zapytał, patrząc na rannego. - To od gorącej pary. Po eksplozji całe pomieszczenie wypełniło się nią. Co się właściwie stało? Aleksander spojrzał na niego. Chciał coś odpowiedzieć, jednak w tej chwili pojawił się pierwszy samochód straży pożarnej. Po nim przyjechały drugi i trzeci. Podbiegł do nich. Zapytał jednego ze strażaków, kto jest dowodzącym. Następnie podszedł do niego, podczas gdy pozostali rozwijali węże. - Trzy samochody nie wystarczą. Niech ściągną ekipy z Czarnobyla, Pripjatu i całego regionu kijowskiego. Dowódca przytaknął mu, widząc ogrom zniszczeń. Aleksander zawrócił. Okrążył budynek. Biegł w stronę hali reaktora czwartego. Chciał zobaczyć zniszczenia z zewnątrz. Były rzeczywiście duże. Hala praktycznie już nie istniała. Na jej miejscu pozostał krater, w którym nadal płonęło rozszczepialne paliwo. Wtedy dopiero dotarło do niego to co zaszło. Zniszczyli ten cud techniki. Zdewastowali go podejmując błędne i chybione decyzje. Wydawało im się, że są nieomylni, że wolno im robić wszystko. Wydawało im się, że tworzą z reaktorem jedność. Że podlega on w pełni ich działaniom. Że zawsze będzie posłuszny i nigdy się nie wyłamie. W tym akurat nie mylili się. Wykonywał ślepo ich rozkazy, także błędne, doprowadzając siebie do zagłady. Teraz jego już nie było, zostali tylko oni. Zostali sami, ale z ogromnym poczuciem winy. Winy za śmierć wielu ludzi, do których ta katastrofa doprowadzi. Wyrzuty sumienia mogą okazać się gorsze niż konsekwencje karne. Niestety takie są realia pracy, która z założenia naraża innych ludzi i powierza odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo. Coś, co wydawało się kiedyś tak ulotne i iluzoryczne – odpowiedzialność, teraz stała się przerażającym faktem. Biorąc się za to nie myśli się o niej. Dociera ona do człowieka dopiero, gdy może już być za późno. Nie można iść na pokerowe zagrania, gdy naraża się także innych. W pokera wolno grać tylko za swoje pieniądze. W chwili słabości, zdenerwowania i emocji musiał o tym zapomnieć. Teraz tego żałował. W duchu obiecywał sobie, że już nigdy nie narazi nikogo innego. Obserwował strażaków, gdy wspinali się na dach hali maszynowni próbując gasić pożary z góry. Nie minęło dziesięć minut, gdy przyjechały ekipy z Pripjatu. Ich dowodzący przejął kierowanie akcją. Podczas rozmowy ktoś wskazał mu na Aleksandra, a on szybko podbiegł krzycząc już z daleka. - Pożarów jest wiele, nie damy rady gasić wszystkich naraz. Próbujemy uzgodnić jakieś priorytety. - Najważniejszy jest reaktor trzeci. Trzeba koniecznie ugasić pożary na dachu hali reaktora trzeciego. Wszystko inne może poczekać – odpowiedział Aleksander. Zrozumiał chyba powagę sytuacji, gdyż natychmiast zaczął wydawać dyspozycje. Aleksander poczuł się zmęczony. Położył się na ziemi i ze łzami w oczach obserwował zmagania z żywiołem. Chciałby pomóc, jakkolwiek pozbyć się poczucia winy. Nie mógł jednak zrobić tego w żaden sposób. Jedynie by przeszkadzał. Taka bezczynność jest najgorsza. Ale teraz już nie ma dla niego zajęcia w elektrowni. Spojrzał w czerń nieba. Patrzał przez kilka chwil w jakiś punkt, który w rzeczywistości nie istniał. Nagle przebiegła mu po głowie myśl, spojrzał na swoją kliszę. Musiała być już od dawna czarna jak to niebo. Odwrócił głowę i zobaczył strażaków na dachu hali reaktora trzeciego. W tym momencie zdał sobie sprawę, że już zdążył złamać, złożoną sobie przed chwilą, obietnicę. W tej chwili z budynku wyskoczył Borys i podszedł do niego. - Opanowaliśmy sytuację w środku. Reaktor trzeci pracuje normalnie. Nie wiemy dokładnie co stało się z czwartym. Co oni robią, do cholery, na tym dachu bez żadnych zabezpieczeń? - Jeżeli nie ugaszą pożarów na dachu, może on zawalić się na reaktor trzeci, a wtedy to dopiero będzie katastrofa. – odpowiedział Aleksander. - Przecież bez żadnej ochrony oni tam zginą! - Sam nie wiesz jak będzie, może nie ma aż takiego promieniowania. - Co? Przecież tam na dachu leżą i palą się kawałki rdzenia. Na tym terenie nie ma bardziej radioaktywnej substancji niż rdzeń reaktora, a ty wmawiasz mi, że może nic się nie stanie? Widziałeś swoją kliszę? - A co mam zrobić? Te pożary trzeba ugasić. Z zabezpieczeniami, czy bez. - Trzeba ściągnąć wykwalifikowaną ekipę! - To próbuj, życzę powodzenia. Pamiętasz jak było ostatnim razem? Takiej ekipy po prostu nie ma. Mijały minuty, przyjeżdżały kolejne oddziały. Strażacy robili swoje nie zważając na ostrzeżenia, którymi próbował na nich działać Borys. Poczucie winy w Aleksandrze rosło jeszcze bardziej. Wiedział jednak, że nie może ono, nawet teraz, zwyciężyć nad zdrowym rozsądkiem. Czasami trzeba narazić kilku ludzi, aby ratować ich znacznie więcej. Trzeba wybrać mniejsze zło. Co zrobi kapitan, gdy do przepełnionej rozbitkami łodzi ratunkowej, podpłyną inni, grożąc jej wywróceniem? Poświęci ich, aby ratować tych, których uratować się da. Czy aby na pewno? Próbował w ten sposób wytłumaczyć sobie swoje działania, ale nie był przekonany. Walka z pożarem trwała do rana. O 6.35 ugaszono już wszystko z wyjątkiem rdzenia, który płonął jeszcze przez dziewięć dni dni. Wschód Słońca przyniósł istnie apokaliptyczny widok. Zdewastowana hala reaktora, dookoła unoszący się ciężki radioaktywny pył i dym ogniskujący w zaskakujący sposób światło poranka. Jednak udało się uratować reaktor trzeci, który pracował potem jeszcze przez wiele lat. W akcji wzięło udział 37 jednostek straży pożarnej, 186 strażaków i 81 wozów strażackich. Później przy pomocy piasku, żwiru i ołowiu zasypano i ugaszono rdzeń. Wielu strażaków, którzy walczyli z ogniem z budynku reaktora zginęło. Spotkało to też niektórych gaszących pożar na dachu reaktora trzeciego, jednak większość przeżyła. Dopiero po tej katastrofie powołano odpowiednie jednostki przygotowane do walki z pożarami przy radioaktywnym promieniowaniu. Zanim to nastąpiło tysiące ochotników, przy minimalnych i niewystarczających zabezpieczeniach, ręcznie usuwało radioaktywny grafit z dachu hali reaktora. Potem ochrzczono ich likwidatorami, bohaterami Związku Radzieckiego. Z ewakuacją zwlekano. Po 24 godzinach gotowe było 1100 autobusów, które miały zabrać ludność. Jednak czekały one całą noc, następne 12 godzin na decyzję, a ludzie nie wiedzieli nic. Ostatecznie przesiedlono mieszkańców w promieniu 30 km od Czarnobyla. Oficjalnie w katastrofie zginęło 31 osób. Około 600 tysięcy zostało w jakimś stopniu napromieniowane. Nikt jednak nigdy nie dowie się jakie były prawdziwe liczby ofiar wśród ratowników, likwidatorów i ludności cywilnej. Wielu z nich po prostu chorowało znacznie później i przez długie lata. W grudniu 1986 zbudowano sarkofag, pod którym zamknięto reaktor czwarty. Zanim to nastąpiło pozostałe reaktory pracowały już normalnie.