BIBLIOTEKA POLSKIEJ POEZJI MIŁOSNEJ Pod redakcją Stanisława Stanucha Tom IV "Twój czar nade mną trwa..!* Antologia polskiej poezji miłosnej od Kochanowskiego do Barańczaka Tom II Wstęp, wybór i opracowanie JanMarx Bronisława Ostrowska (1881 -1929) OTWÓRZ, JANKU! Po szerokim jasnym niebie Wiatr poranny mgły przegania; I sny moje,sny kochania, Lecą z wiatrem w dal - do ciebie! Jak motyli rój skrzydlaty Przeleciały bór daleki, Przeleciały góry, rzeki, Zapukały do twej chaty: Otwórz, Janku, drzwi dębowe, Otwórz chatę twoją, Sny kochania, sny tęczowe, Ponad chatą twą się roją! Lśnią w złocistym słońca pyle Niby łzami, niby rosą, I kochania tyle! tyle! Do twej cichej chaty niosą! Otwórz , Janku, wpuść tych gości, Otwórz chatę twą odludną - One niosą ci baśń cudną, Rusałczaną baśń miłości! Z tymi gośćmi idzie słońce, Idzie wiosna w czeremch wianku, Idzie życie, bujne, wrzące, Idzie miłość. Otwórz, Janku! (Opale, 1902) ASTRY W parku wspomnienia byłem. Czy pamiętasz? Łkała jak niegdyś fontanna kamienna, Szumiała klonów aleja jesienna, I park był cały samotny, jak cmentarz. Wszystko się zdało być niby tak samo: Paw nawet krążył dokoła fontanny I przez deszcz suchych liści bezustanny Znaczył się świetną szafirową plamą. I tylko jedną nową wieść ci powiem: Klomb aster białych w wylocie alei Zasypał oddech pochmurnej zawiei Sztywnym, umarłym, jesiennym listowiem. (Poezje, 1905) "ZOSTAWCIE WY MNIE..." Zostawcie wy mnie w spokoju - Nie płaczę, nie płaczę przecie! Dobrze mi w kącie pokoju. Czego wy jeszcze chcecie? Nie męczcie mnie już daremnie - Nie płaczę przecie, nie szlocham! Czego wy chcecie ode mnie? - Kocham go! kocham! kocham! (Z teki pośmiertnej, 1910 -1913) "Z BUKÓW JESIENIĄ PŁOMIENNYCH..." Z buków jesienią płomiennych Padają, padają liście Jak krople krwi. Sen swoich nocy bezsennych, Najmiłościwsze twe przyjście Dusza ma śni. Rybacze żagle w zatoce Jak ptaków powrotnych rzesza Do brzegu mkną. Serce, co pierś mi druzgoce, Na każdym żaglu zawiesza Nadzieją swą. O przyjdź, nim zgaśnie w błękicie Żar buków krwawych na niebie I żagli rój! O przyjdź! Co nam śmierć, co nam życie: Kocham ciebie - przyjdź! Kocham ciebie, Jedyny mój... (Z teki pośmiertnej, 1910-1913) "NIE MOGĘ SOBIE DAC RADY... " Nie mogę sobie dać rady, nie mogę sobie dać rady, Nie mogę znaleźć ratunku - Wciąż myślę o twych oczach, o twojej twarzy bladej I smutnych ust pocałunku. Wciąż widzę twoich włosów czarne jak noc kaskady I tonę w nich bez ratunku - Nie mogę sobie dać rady, nie mogę sobie dać rady Bez twego pocałunku. (Z teki pośmiertnej, 1910-1913) "A JEŻELI JA CIEBIE ..." A jeżeli ja ciebie, jedyny, Pokocham, pokocham na nowo, U nóg się twoich położę Tą jesienią gobelinową. Roześmieję się w orzechach łuskanych, Zacałuję w miodowych plastrach, Zapłaczę w jaśminowych perłach I w białych astrach. I rozważę w ciężkich słonecznikach, I zakrwawię w jarzębinach na strzesze, I ziarnem z cienistych spichlerzy Odchodzącego - rozgrzeszę? (Wiersze ostatnie) "A KIEDY ĆMY ..." A kiedy ćmy wieczorem o szyby łopocą, A serce pierś rozrywa niespokojnym biciem - Czy wiesz, co mały świerszczyk gra w kominie nocą? Czy wiesz, że to bez ciebie życie nie jest życiem? (Z teki pośmiertnej, 1910-1913) "OKIENNEJ RAMY KRZYŻ..." Okiennej ramy krzyż. Firanki biała chusta. Co, drżysz? Daj usta! Łza jedynej gwiazdy drży W dalekim niebie. Nie ty... Nie ciebie. (Z teki pośmiertnej, 1910-1913) Feliks Przysiedli (1883-W^ó) GEST Gdy miasto, niby okręt strojny w czarne maszty, W bezkres gwiezdny cię niesie przy szumie kasztanów, Natenczas, o poeto, przewybornie znasz ty Ów tajemniczy szept gestów: namyśl się... zastanów... Bo gesty są jak tony w przebrzmiałej piosence, Co czasem natchną jeszcze stare fortepiany, Więc nie raz jakby obce są twe własne ręce, Jak ktoś, kto twe sekrety szepce spoza ściany. Twoje dawne przeżycie każdą chwilę nową Wciąga zręcznie w kabałę swej dziwnej intrygi I gestami, jak znaków tajemniczych mowa,, Do twego dziś z przeszłości przemawia na migi. Dziś nocą w pustkę w ulic pewien gest mię wygnał, Co, jak awanturniczy błysk szpady migoce, I, niby przejmujący z ciemnej dali sygnał, Budzi z uśpienia dawno przekochane noce. Z owych godzin wieczornych, gdy na nią czekałem, Gdy z każdą chwilą, zda się, krew z żył upływała, 1 z uniesień miłosnych, gdym porwany szałem, Życie, jak zmięty banknot, rzucał w żar jej ciała,- Jak list jej zapomniany w paltota kieszeniach, Którego gorączkowo rozrywam pieczątki,- Tyś, geście mi pozostał i w osamotnieniach Przemawiasz do mnie czarem bezcennej pamiątki. Więc prowadź mnie, o wierny cieniu mej kochanki, W głuche, opustoszałe pałace milczenia, Gdzie tylko obaj znamy tajemne krużganki, Po których dotąd błądzą jej smutne westchnienia! (Śpiew w ciemnościach, 1921) "NIGDY NIE BĘDZIESZ IMIENIEM NAZWANA..." Nigdy nie będziesz imieniem nazwana I wiem, że nigdy nie odnajdę ciebie - Kochanko moja, ziemio obiecana, Gwiazdo zbłąkana gdzieś, na jakimś niebie. W głębiach twych oczu śni wielka godzina I masz być dla mnie skarb niosącą falą, Ale nas dzieli bezbrzeżna głębina, Więc będziesz wiecznie niedościgłą dalą. O, będziesz dla mnie niedościgłą dalą, Kochanko moja, ziemio obiecana, Tęsknoty moje we łzy się krysztalą, Nigdy nie będziesz imieniem nazwana. (Śpiew w ciemnościach, 1921) EROTYK Czarne ogrody wtedy nocą Wiatr rozkołysał w całym mieście, Po coś ty do mnie przyszła, po co, I gdzieś zdobyła o mnie wieści? W smutku przeczułem cię głębinach!... Gdy pustych kątów tkliwe mroki, Koiły serce w burz godzinach, Na schodach brzmiały twoje kroki. Wtedy słyszałem pełen lęku, Jak ktoś biletu na drzwiach szuka I już trzymając klamkę w ręku Cicho, tak cicho puka, puka... Gdy pani smutnych serc, rozpusta, Sny o czymś lepszym popaliła, Nocą szeptały mi twe usta, Żeś mi to wszystko przebaczyła. I płacz twój cichy był nade mną W noce jesienne, noce słotne, Kiedy w przeznaczeń pustkę ciemną Błądziło serce me samotne. (Śpiew w ciemnościach, 1921) POWRÓT O zmierzchu, gdy oboje, znużeni rozkoszą, Leżymy obok siebie milcząco, bez słowa, Za czymż wtedy westchnienia pierś twoją podnoszą? Przed czym wzrok twój we włosy wzburzone się chowa? Ja to wówczas powracam do innego miasta, By pierwszej mej kochanki odszukać mieszkanie: Im bliżej jestem celu - tym niepewność wzrasta, Jakie będzie po latach nasze powitanie. I gdy leżę utkwiwszy wzrok w tapety pował, Nie wiesz, że muszę drżenie powstrzymywać siłą, Bo właśnie jej tłumaczę, jakem się marnował I czemu się tak wszystko fatalnie złożyło. I nagle szepcę tobie te palące słowa I dla niej wymyślone żarty i przezwiska, A kiedy się pochyli ku mnie twoja głowa, Widzę, żeś dziwnie zbladła, z oczu - łza ci błyska. Sami jedni tak smutnie patrzymy na siebie, W twych rękach drży nerwowo podana ci szklanka. O! czemuż wówczas szczerze nie zapytam ciebie, Czyś także u pierwszego bawiła kochanka. Bo jeśli tak, to kiedyś, kiedy będzie ciemno, Udawajmy ja -jego, a ty -ją, dla psoty, I wtedy on przed tobą, a ona przede mną, Spowiadać z łez się będzie, żalu i tęsknoty. (Wiersze, 1989) Kornel Makuszyński (1884-1953) ZAWIŁOŚĆ Jedną idziemy wciąż drogą, A coraz jesteśmy dalej, Po jednej błądzimy fali, Ładzie się spotkać nie mogą. Wołamy siebie imieniem, Nie znając siebie nawzajem, Jednym błądzimy wciąż krajem, Nie mogąc znaleźć spojrzeniem. Nie mamy celu podróży, A wciąż jesteśmy w pogoni, Nie chcemy połączyć dłoni, Choć jedna droga nas nuży. Cudna zaiste zawiłość! Któż pierwszy w drodze ustanie? Bo jedno mamy pytanie: Czy to nienawiść - czy miłość... (Poezje wybrane, 1988) PRZYSIĘGA Przysięgam ci w obliczu nieba, gwiazd i Boga, Że cię wszystką miłuję mocą i tęsknotą, Że mi się w skroniach straszna rozpala pożoga, Że mi się cudne węże wkoło serca plotą. Ze mam usta od pragnień chore i szalone, I że miłość jest moja jak śmierć, a kochanie Jak rozpacz obłąkana; że jak żagwie płonę I że - gdy ty odejdziesz - jedna śmierć zostanie. Przysięgam ci krwią moją na mą krew i duszę, Na wszystkie boże modły i na święte księgi, I przysięgam ci... słuchaj!... to ci przysiąc muszę, Żem nigdy nie dotrzymał - miłosnej przysięgi. (Poezje wybrane, 1988) ZDRADA Piękna niech będzie twej miłości zdrada, Jeśli mnie zdradzisz. Niechaj twój kochanek Nie będzie w masce, gdy pod dom się skrada, Niech bluszczów nie rwie w podróży na ganek. Tak czyni złodziej lub w komedii lichej Kochanek w spełzłym płaszczu Almawiwa, Tak u Boccacia wędrowały mnichy, Lecz miłość płaszczem twarzy nie zakrywa. Niech przyjdzie do mnie i w oczy mi bryźnie Krwią nienawiści. Ty z obliczem bladem Przygotuj kielich z winem, lecz w truciźnie I usta wonnym sobie namaść jadem. Niech naprzeciwko stanie mojej twarzy, I niech mi w oczy patrzy długo bardzo; Ty ze sztyletem skrycie stań na straży I patrz, czy sobie oczy nasze wzgardzą. Tragiczna będzie scena... Wśród łez zdroja Odejdę krwawiąc, żem postradał temat, Bowiem zbyt krótko trwała miłość twoja, A jam dopiero... rozpoczął poemat. (Poezje wybrane, 19SS) KSIĘŻYCOWA BALLADA Pijany minstrel jestem tu, Patrzący w noc z ukosa, Od wielu nocy szukam snu, Kochanko złotowłosa!... Fałszywym śpiewem spędzić chcę Tęczowych snów twych tysiąc, Więc śpiewam tutaj w nocnej mgle, Bo miłość chcę ci przysiąc... Więc jeśli w strasznie nudnym śnie Całujesz oczy moje... Och, zbudź się! wszakże masz tu mnie, Wszak pod twym oknem stoję. Wyjdź, choćby naga, Choćby bosa, Kochanko złotowłosa! W zwierciadlanych szyb twych szkło Rubiny słów mych rzucę, Wszak śpiewam tu przez nocy sto, Przez tysiąc jeszcze wrócę. Ulituj się! Przed oczy mi Mgły płyną strasznie szare, Roztrzaskam mą gitarę... Ulituj się, kochanko ma, Nim ranna spadnie rosa... Ja płaczę, giermek za mną łka, Kochanko złotowłosa... Ach, wyjdź, nim stary wróci król, A w zorzy już niebiosa, Na straży stanie giermek Ból, Kochanko złotowłosa! To najpiękniejsza z moich ról, Tragedia na teatrze: Wszak z męki padnie stary król, Nim mieczem na nas natrze, Ach, wyjdź, do piersi mi się tul , A za to - na me imię! - Elegię będzie miał twój król, W kunsztownym bardzo rymie. (Połów gwiazd, 1908) Tadeusz Nalepiński (1884-1918) MIŁOŚĆ - Stój!... Za mną przepaść, klątwa i zniszczenie! O moje czoło strzaskasz dumną głowę, O moje piersi skruszysz sny tęczowe... Patrz, za mną błądzą ofiar moich cienie... - Ktoś ty? mgieł czarnych złowrogie wyśnienie, Kształty nieznane, tajemne i nowe?... O nie... ten uśmiech... piersi marmurowe... Ktoś ty, kobieto?! - Jam złego nasienie... Jam była, zanim słońce światłem trysło 1 tęsknym splotem ogarnęło ziemię I barw tysiącem w tęcze się rozprysło... Jam truła wiecznie sny przeczyste, ciche, Przekleństwem było mej rozkoszy brzemię... .......................... Jam była, zanim się zrodziła Psyche... (Gaśnieme, 1910) "Z POMROKU CZARNYCH NOCY CHUST... " Quand veux - tu m 'enterrer, Debauche aux bras immondes? Baudelaire Z pomroku czarnych nocy chust wyziera blada twarz, Ustami szuka moich ust - ...ach, masz mnie, masz... Oddaje mi się jakiś cień, wychudły, siny trup - "Jam życia treść , miłości rdzeń i nocy łup"... Straszliwą rozkosz piję z warg i śliskiej piersi jej, Obłędny refren moich skarg grzmi: śmiej się, śmiej!... Potworne widmo zmysły żre, oddechem śmierci drży, I beznadziejnym krzykiem rwie Tęsknoty mojej sny... (Gaśmenie, 1910) Emil Zegadłowicz (1888-1941) GAŁĄZKA JODŁOWA Upuściłaś odchodząc gałązką jodłową u progu mojej chaty; znalazłem ją rano i podniosłem skwapliwie, jakby dobre słowo, które żniwiarzom zbożnie na szczęście wołano. Wszystko mi przypomniała ta gałąź zielona jak kolęda, co wskrzesza dnie młodości zbiegłej - więc z dziecięcą radością wziąłem ją w ramiona dziękując progom, że ją przed wichrem ustrzegły. I tak mi się wydało, że ciebie w dom niosę - i bałem się niebacznie z igieł strącić rosę, bo była jak łza twoja po szczęścia podróży. Schowałem skarb bezcenny między księgi moje; może, gdy przyjdą trwogi, bóle, niepokoje - jasną i szczęsną dolę znowu mi wywróży. (Imagines, 1919) O PIERŚCIONKU ODNALEZIONYM - zagonem, wygonem, pod płotem, za płotem toczy się pierścionek śmigliwym obrotem - zaoczył ich dwoje leżących w pszenicy - ukrył się w falbanach wzniesionej spódnicy - skrywa się, naśmiewa, a oni wciąż swoje - mieli się raz pierwszy we dwoje oboje - - zgarnęła spódnicę do znaku pomiętą - pachniała wykami, bławatem i miętą - "-gdzieś ty bywała przez całą odwieczerz - ani to udoisz, ni chleba upieczesz - " "- zbierałam pióreczka złocistych żurawi - zbierałam pióreczka krakowiackich pawi - " - pozbyrkło, pokrętło spod kupnych koronek - stoczył się pod nogi złocisty pierścionek - "- cóżeś to, ślub brała - skąd pierścionek złoty - ? " "- zarobiłam prawie za pilne roboty - " - pszenica pomięta i potaraszona - - pierścionek się podział - - ona dzi wożona - (Koledziołki beskidzkie,1923) ROZMOWY NIE WIADOMO CZYJE Zespoleni brzóz drogą, południem słonecznym, miłowaniem bezkresów kwiecistym a wiecznym, wchodzimy w mgłę źródlaną niewidzialni sami w tym równoczesnym trwaniu pod i nad lasami. "Jestem i oto wszystko - moje serce twojem - zdobyłem cię! - nie! - skryłem przed burzą i bojem!" "Jesteś i nic ponadto! - twoim sercem moje - !" - Kto mówi -! my czy brzozy - ? - ja, ty - czy oboje - ? - (Godzinki, 1926) PIERSI TWE... Piersi Twe wonne zakwitły różowym głogiem - - usta me nieprzytomne są ogniem - Niezgonne twoje oczy mijają skosem widnokrąg - - ziemia spod nóg się toczy, mija słoneczny obrąb - Stoimy w pustce, samotni - ziemia daleko przed nami, - przemień mnie w gwiazdę! - dotknij serca wargami - (Wrzosy, 1935) PRZEBUDZONA DZIEWCZYNA TAK MÓWI Kiedy mówię dzień dobry - nie słyszysz - kiedy mówię dobranoc - nie patrzysz - szept nabrzmiewa do krzyku w tej ciszy tak podobnej do głuchej rozpaczy. Czy gorączka to? sen? - czy maligna? - czy też życie z nagła odtrwonione? - któż odgadnie to i któż rozstrzygnie? - czemu w świata patrzę wschodnią stronę? Szept gorący w ciszy lodowatej w lód tężeje i w sople raniące - jak mi zimno - - W zaświatach płoną myśli i rodzą się słońca. (Poezje wybrane, 1971) LIST Papier zżółknięty bardzo - w misterne wycięty ząbki - już pismo inkaustowe przygasło, spłowiało -¦ - ponad tytułem "Droga" dwa białe gołąbki, pod nimi serce przebite strzałą------- "Droga Aninko"-------'"Twój Wacław" -¦ - w pośrodku treść radosna: -że to już, jak ją ujrzy, to w sercu kwitnie wiosna - że on gra w kapeli na fligelhornie, lecz wnet kapelmistrzem zostanie - będzie miał na dom, na jadło i na ubranie - że ona jest heska sleczinka i rostomila, że przy niej wiecznością jest każda chwila i że czasem - czasem -myśl go porywa pusta, by ją pocałować w szyję - a przede wszystkim w usta - że teraz mają manewry - czasy bardzo gorące - lecz w niedzielę niech go czeka na budziejowickiej łące------- że ona, Aninka właśnie, jest po prostu jak Wenus wyłoniona z morskiego odmętu, a on przyjedzie do niej z Pragi, wprost z regimentu------- ... i wiele innych pięknych rzeczy było w tym liście - - zapaliło się serce Aninki, bo słowa były gorące - - czekała na niego w niedzielę na budziejowickiej łące - - pobrali się oczywiście----------- (Budziejowidzkie łąki, 1932) StefanNapierski (ltiyi-1U4U) LIPIEC Figi ciepłe, otwarte, jak kobiece łona, Migdałów świeżych zieleń, jak futrzane pyszczki, Melonów ozłoconych mięsistość stłoczona, Krwawe prawie czarne porzeczki - Powiewy okien, mgliste letnie deszcze, Parność, jak ostrze w stężałym powietrzu, Krótkich błyskawic trzaskające dreszcze - To jest nareszcie miłość elektryczna. Pieszczoty są jak owoc zielony i mdły, Serca - jak bicze błyskawic, bolesne i duże - Zamiast ust do pocałunków najbezwstydniejszych, Podam ci różę. [Ziemia wolna, 1930) PARADA Czesławowi Miłoszowi Nic nie zastąpi szczęścia - Ta piszczałka, Do której palce przykłada ziębnące raz po raz, prędko, sinymi przebiera, jakby światłocień narzucając zmierzchu - słońce i potem mrok, i znowu odblask - otwory tak rozwiera i przesłania, jak gdyby tonął w naiwnej muzyce i, młody pływak, nad zieloną pianę raptem wychynął, w skos kładł się na fali tam, u zenitu płynnego - a nagle Nie ona, która wzywa ciżbę przedmieść, na tamtym brzegu stłoczoną ciekawie jak nad topielcem, co nurkuje w lustrze; nie wiatr z wieczora rozszeptany w liściach, melodia pusta przestworu, co szarpie wydęte płachty wędrownego cyrku, jak gdyby pragnąc wyrwać płótno z kołków i unieść namiot ku planecie Wenus; nie gwiazdy, które spomiędzy gałęzi wierzbowych ciekną przez szczeliny w oczy i przyzywają - dokąd? Wreszcie usnąć! Zwieszonym na trapezie z twarzą z kredy zawisnąć nad otchłanią, zastygnąć wargą otwartą krągło w niemym wrzasku. Nic szczęścia nie zastąpi; śmierć nam kłamie, kiedy na linie w cieniutkich ciżemkach za nami stąpa drobnymi krokami, niechętnie smyczkiem żaglująca skrzypiec nie istniejących! - W dole koń przebiega uczony, stawia kroki jakby tańczył: a my płyniemy z uśmiechem uśpienia pod jupiterów blask, w zenit harmonii, na elizejskich polach asfodele zrywać garściami, drzemać nad strumykiem, palce zanurzać w wodę i wybierać z przeźroczej kruche muszelki. •- Tak runąć: o! ty nam jedna podasz ton, miłości, szminkę łagodnie zetrzesz z warg i zrównasz policzków biel niewinną z marmurowym chłodem oblicza, co nas wskrzesza, Muzo. (Ziemia, siostra daleka, 1936) Maria Pawlikowska-Jasnorzewska 1881-1945 EROTYK Na rozrzuconych poduszkach z rajskich, jawajskich batików umieram słodko, bez żalu, umieram cicho, bez krzyku.- Czas za firanką ukryty porusza skrzydłem motyla, a moje czoło znużone coraz się niżej przechyla... Wreszcie dotykam bieguna i śnieg mi taje wśród włosów, a końcem lakierka dosięgam trawy szumiących lianosow... Leżę na ciepłych krajach, na gorejącym równiku i na jedwabnych poduszkach z różnobarwnego batiku... Wyciągam ręce ku Tobie, w Twoją najsłodszą stronę i czuję na rękach gwiazdy nisko nad nami zwieszone... Ogarniam Cię splątanego w pochmurny namiot niebieski, i spada niebo z hałasem, jak belki, wiązania, deski, obrzuca nas półksiężycem, słońcem, obłoków zwojem- i tak spoczywam - okryta niebem i sercem Twojem... (Niebieskie migdały, 1922) "KTO CHCE, BYM GO KOCHAŁA..." Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry. Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce, i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce. I musi też umieć ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą, gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą. Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka kuka lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powłokę buka. Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić, i śmiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści, i nie wiedzieć nic, jak ja nie wiem, i milczeć w rozkosznej ciemności i być daleki od dobra i równie daleki od złości. (Różowa magia, 1924) PORTRET Usta twoje: ocean różowy. Spojrzenie: fala wzburzona. A twoje szerokie ramiona: Pas ratunkowy... (Pocałunki, 1926) MIŁOŚĆ Nie widziałam cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza! (Pocałunki, 1926) LWY W KLATCE Lwica senna i naga nie czuje więzienia, leżąc spogląda w oczy lwu, panu stworzenia. On się przybliża, cały w greywie i męskości, a jakaś pani patrzy - i plącze. Z zazdrości! (Pocałunki, 1926) FOTOGRAFIA Gdy się miało szczęście, które się nie trafia: czyjeś ciało i ziemię całą, a zostanie tylko fotografia, to - to jest bardzo mało... (Pocałunki, 1926) LISTY Do pieca, miłosny zeszycie! Do pieca, listy - stos cały! A żeście z ognia powstały, więc w ogień się obrócicie! (Pocałunki, 1926) LIST Ktoś dostał list, komuś serce bije. Idzie czytać pod kwitnące jabłonie. Czyta. Chwyta się ręką za szyję i dno traci, i w powietrzu tonie. (Pocałunki, 1926) NIKE Ty jesteś jak paryska Nike z Samotraki, o miłości nieuciszona! Choć zabita, lecz biegniesz z zapałem jednakim wyciągając odcięte ramiona... (Pocałunki, 1926) AMORY Nagła myśl i możliwość buchająca pieśnią, O której sen ostrzegał łagodnym półgłosem... Zamiast ust, które jeszcze całować się nie śmią, - papieros zapalony drugim papierosem. Zetknięcie ramion w loży lub w głębi karety, koncentrujące życie w płonącym rękawie! Słodkie ognie bengalskie, rozkoszne rakiety, I oczy roześmiane w śmiertelnej zabawie. Shake-hand za długi nieco, a chcący trwać wiecznie, i odpychanie ludzi: nie mówcie! nie radźcie! i słowa drżące, wdzięczne, niepotrzebne, śmieszne, jak koronki i wstążki na przecudnym akcie. (Wachlarz, 1927) ZAKOCHANI NAD MORZEM Zakochani przechodzą patrząc sobie w oczy. Opaleni, chudzi, wysocy. Południe jest złote. Lecz dla nich jest czarne od marzeń o nocy. Idą prędko, poważni bez przyczyny. Uciekają od ludzi, od hotelowych gości. Tam, daleko, gdzie o miłości szumi ocean siny, usiądą przy sobie jak posążki z gliny. Powrócili. Zgubili się w tłumie. Każdy się do nich uśmiecha, lecz nikt do nich mówić nie umie, I tylko orkiestra jak siostra śpiewająca w dalekim kiosku, tylko ona jedna ich rozumie. (Wachlarz, 1927) MIŁOŚĆ Wciąż rozmyślasz. Uparcie i skrycie. Patrzysz w okno i smulek masz w oku. Przecież mnie kochasz nad życie? Sam mówiłeś przeszłego roku... Śmiejesz się, lecz coś tkwi poza tem. Patrzysz w niebo, na rzeźby obłoków... Przecież ja jestem niebem i światem? Sam mówiłeś przeszłego roku... (Wachlarz, 1927) MILCZĄCY KOCHANEK Milczący kochanek jest jak ciemna rzeka, która, słowa unosząc, przepływa. Całując kochankę milczy jak firmament, jak pilot w czasie wiraży. Kradnie jej pół szczęścia - i byłaby wiecznie ciekawa i nieszczęśliwa, gdyby nie to, że w mroku, niechcący, ramieniem łzę mu otarła z twarzy. (Profil białej damy, 1930) CIAŁO SZCZĘŚCIA Wtem, gdy się księżyc zachmurzył, dźwiękły kroki od wichru prędsze i w drzwiach tarasu, na piętrze, zapalił sięamarant elektrycznej róży. Przez szklane, ciepłym wiatrem szarpane podwoje, noc zagląda do wnętrza, gdzie w miłosnym splocie ciało szczęścia, rozdarte na dwoje, zrasta się, jak jaszczurka, po wielkiej tęsknocie. (Profil białej damy, 1930) ZAKOCHANI Wicher chmury rozwiesza, szumi zapachami, park utonął w jeziorze, drzewa w wodzie milczą. Róża półmrok fiołkowy białą farbą plami, pies wyje do księżyca melopeę wilczą. W altance nad jeziorem siedzą dwie niemowy, czekając, aby słowik niemoc ich wysłowił. (Profil białej damy, 1930) CARUSO W GARSONIERZE Dziś pobiegnę do kogoś, szczęśliwa. Ktoś mnie chwyci, ktoś płaszcz ze mnie zerwie i ustami z ust zetrze mi czerwień... Palce moje o ostrzach z lakieru ważyć będą klejnoty likierów, a Caruso będzie przyśpiewywał, jak uczynny, głodny Włoch pod oknem, w gramofonie, ze wstydem okropnym... (Profil białej damy, 1930) MIŁOSNY UŚCISK Patrz! jedna z gwiazd Leci jak głaz W przestwór głęboki i miękki... Złocisty kwiat W ciemności spadł Z mojej otwartej ręki... Pięć ramion gwiazdy. zmysłów pięć I pięć kwiatowych płatków, Miłosny smęt - I wspólna chęć Nieskończonego upadku... Złamać się, klęknąć, To nie dość, Za wielki sen i żal, My chcemy paść, Bezwładnie paść, Wskroś czarnej ziemi - Wdał... Jak przelot gwiazd, Co w łukach zgasł I białe smugi miecie, Spadnijmy w dół, Objęci wpół, Niżej niż wszystko w świecie... (Balet powojów, 1935) NIE WRÓCĘ WIĘCEJ "Nie wrócę więcej! Niech mnie Bóg odrzuci Daleko w gwiazdy! Gdyż mnie świat ten smucił Niewybaczalnie"... "Tak, lecz tu rozkwita Miłość, jak storczyk ustronny... Nie wrócisz?" (Ostatnie utwory, 1945) ZŁOTE MYŚLI KOBIETY Zalotność jest pachnąca i różowa, a mądrość żółta i sucha. Wolałabym, by mnie Mickiewicz chciał całować, niż gdyby mnie chciał słuchać. Jeśli Serafinowie, Potęgi i Trony nie patrzą na kobietę męskimi oczyma, nie warto iść do nieba po gościńcu stromym: nic tam nie ma... Niechaj śmierć mi nie będzie niewiastą w całunach, lecz mężczyzną o bujnych ramionach; a pęknę w jego ręku jak dzwoniąca struna, roześmiana i rozmarzona. Życie zaś niech mnie niesie ku złotej Cytrze na tęsknym, rozkołysanym okręcie: chcę na pokładzie bezsilnie leżeć w niekończącym się święcie... "Skamander " 1923 z-31-33 (Wiersze z czasopism, 1920-1939) EPITAFIUM ZAKOCHANEJ Obłóczona światu i jawie, Ziemskim okryta całunem, Leżała kiedyś Krzyżem na trawie, Rozpamiętując pocałunek... (Krystalizacje, 1937) Tadeusz Peiper (1891-1969) NAGA Naga, w obłoku z pościeli, wrysowana w ciszę, w kołysce z nocy, z nocy o kształcie ust, na echach słów mych, dzieł czarnego czaru, naga, na echach, gdy będziesz błyszczała złota miednica, a w niej z pereł kurz, ty, kartka papieru którą ja zapiszę lub może wcześniej rzucę ją, podpał, na ruszt, naga, w ciszę wklejona, milcz i tylko paruj. Od słów twych wyżej cenię szept twój, szept twojego ciała, woń twojego ciała, woń rzeźni i róż. (A, 1924) JA, TY Usta twoje, chodnik lśnień i uśmiechów, dzisiaj, zalutowane milczeniem, nie płoną. Miłość bywa romansem. Także telegramem. Ja chcę z ramienia mego uczynić wiosło, ty chciałabyś być żoną. Ostatnia godzina dnia czerwieni się na gzymsach, Atrament zmierzchu rozlewa się po ziemi. W chłodnych wannach ulic kąpie się spocona twarz ludzi. Daj mi twą noc dzisiejszą. Dzisiejszą Wcisnę się w ciebie, czcionka w papier, i będę dniem, kiedy poranek mnie zbudzi. (A, 1924) Kazimiera Iłłakowiczówna (1892-1983) PRAGNIENIE O, mieć w ręku upojeń czarę kryształową i ku złoconym brzegom ust nie schylić chciwych! O, mieć serce żądz pełne, pragnień pełne żywych, i przejść przez życie cicho, z podniesioną głową, i ani razu usty nie dotknąć pucharu! O, mieć w ręku ten kielich, umierać z pragnienia, czuć, jak życie tętniące idzie gdzieś przez pola, słyszeć, jak rozśpiewana ludzka poszła dola, słuchać, jak serce krwawe kona z utęsknienia, i ani razu ust spieczonych nie ochłodzić! O, mieć w ręku rozkoszy czarę i bez skargi nieść ją przez całe życie spokojnie i chłodno i twarz mieć skamieniałą, jak niebo - pogodną... Choć krew się z bólu ścina, choć drżą spiekłe wargi - ani razu nie zwilżyć ust i pragnąć skonać! (Wiersze zebrane 1971) NARZECZONA ZBRODNIARZA Ciemne, gładziutkie warkocze, wzrok, który rzęsą się mroczy: w dzień jasny, chwilą szczęśliwą Helka ma oczy siwe. Fartuszek w paski lub w kratkę, uśmiech leciutki, lecz rzadko. Jak w wiecznej lampie płomienie pali się światło jej w cieniu. Pani kontenta z Helki; spokój ma w domu wielki, w salonie i kuchni - cisza, równo ścierki wyprane wiszą. Lecz gdy Helka idzie na rynek, oglądają się za nią dziewczyny, mówi stróż do kucharki z przeciwka: "Nie ma co, warta tego dziewka!" Kiedy milcząc omija stragany, żyd kupcową trąca kolanem: "Patrzno pani, o to liczko hoże Jeden zbój drugiego zabił nożem!" Ciemne, gładziutkie warkocze... Krew ostygła, rana nie broczy, bruk zamietli, plamę zmyli, a tamtego zaraz zamknęli. Myśli Helka niosąc jarzyny: "Jak wypuszczą go - chyba zginę!" Cóż, że idąc szepcą kobiety: "Idzie Helka, narzeczona bandyty..." Byle przetrwać w ciszy najcichszej, gdzie nie dojrzy nikt, nie dosłyszy, byle skryć się z sercem zbyt pełnym, w ciasnej kuchni spokój zupełny. Byle całej w łunie nie spłonąć, byle lampą trwać niezgaszoną, we mgle żalu i tęsknot spiekach... I doczekać, doczekać, doczekać... (Popiół i perły, 1930) UMARŁA PANIENKA POKAZUJE SIĘ SPOCZYWAJĄCEMU Wieczór zapada, spokój zapada, o tobie śnię. Ktoś mi cichutko duszę wykrada i - mc ma umie. Zaplatam ręce, rozplatam ręce... Cyt-cyt!.. .cyt-cyt!... Przychodzisz słodka w jasnej sukience, jak biały świt! Pochylam głowę, opuszczam głowę w śmiertelny mrok... Twoje usteczka - takie woskowe, tak szklany wzrok! Serce pamięta, dusza pamięta woń bzów, deszcz ros... Całuję zimne twoje rączęta, złocisty włos. Szept twój daleki w sercu kołacze: Mak zimny - grób!" I gorzko płaczę, i gorzko płaczę u twoich stóp... (Wiersze zebrane, 1971) JEDWABNY LŚNIĄCY SZNUR Lękam się przyjścia nocy i własnych strasznych śnień. Przychodzisz co noc do mnie, ty czy twój złudny cień. Przychodzisz bardzo blady, zanim zapieje kur, a w ręku masz jedwabny, skręcony, lśniący sznur. I z wolna się nachylasz i mówisz słodkie słowa, leży przy mojej głowie twoja najdroższa głowa i czuję, jak twe serce na moim sercu bije! Ty sznurem śród pieszczoty oplatasz moją szyję. Rano oglądam z trwogą krwawy od stryczka ślad. Przychodzisz co noc do mnie ty czy nasłany kat i bezlitosną ręką, zanim zapieje kur, zaciskasz mi na szyi jedwabny, lśniący sznur. (Wiersze zebrane, 1971) CO SIĘ STAĆ MUSI Jeszcze się serce twe ku mnie nachyli, jeszcze będziemy ze sobą mówili o wielkim mieście leżącym na wodzie, gdzie pełne kwiatów czarne płyną łodzie, gdzie co wieczora słońce kryje głowę za niewidzialne lasy koralowe, gdzie, byle tylko trochę woda spadła, morskie na światło wychodzą dziwadła. Jeszcze będziemy w miesiącu jechali przy czarnych wiosłach po szumiącej fali gęstwią kanałów, pod zwodzone mosty, gdzie się jak węże czają wodorosty, i gdy nas pusta wesołość ogarnie, liczyć będziemy gwiazdy i latarnie, bo przy miesiącu i śród szybkiej jazdy nikt nie rozpozna promyka od gwiazdy. Jeszcze się we mnie miłość raz rozżarzy... Milczeć będziemy czasem twarz przy twarzy lub urywane prowadzić rozmowy, trwożnie od siebie odchylając głowy i bacząc pilnie, z tajnym tylko drżeniem, by się wejrzenie nie zbiegło z wejrzeniem, by z powitaniem albo też w podzięce dłużej się czasem nie zetknęły ręce. Jeszcze się płomień rozpali ostatni. Schwytani razem do śmiertelnej matni, złączeni - potem oddarci od siebie, w najgłębszym piekle, to w najwyższym niebie, miotani uczuć przeciwnych tysiącem, rażeni chłodem, paleni gorącem będziemy, nawet w najszczytniejszej chwili, jak potępieńcy do siebie tęsknili, na jednym stosie do krzyża przybici, wiecznie pragnący i nigdy nie syci! (Wiersze zebrane, 1971) "CHCĘ, ABYŚ ZGINĄŁ..." Chcę, abyś zginął przeze mnie, z mej ręki, od mojej zatrutej strzały, ażeby moje żałosne piosenki nad tobą martwym płakały. Chcę, byś umierał pobladły od męki pod różą w ogrodzie mleczną, ażeby struny u mojej luteńki spłynęły rwą krwią serdeczną. Ach kiedyż zobaczę pod różą białą, gdy rano w mym oknie stanę, na wieki zimną twarz twoją zuchwałą i usta, usta kochane! Kiedyż, ach kiedyż niesforną twą głowę dłoń moja na popiół zetrze! Ach kiedyż skrzydła moje orłowe wzbiją się wolne w powietrze! (Wiersze zebrane, 1971) ZDRADA Kochanek odejdzie, bo musi kochankę zdradzić, tak już jest, że nie może bez tego sobie poradzić, bo zatęskni się na śmierć inaczej. ... A kiedy już nie będzie to samo, chociaż się mu przebaczy i chociaż się zostanie wierną do ostatka - to nie będzie kochać miła, to kocha już tylko matka. (Wiersze zebrane, 1971) PRZEPOWIEDNIA W ciemności obok siebie będziecie leżeli, i rozdzieli was woda płynąca, i ogień bieżący rozdzieli, i rozdzielą was róże i lilie, i chrząszcze, i gęsienice, i ścieżki przez pola uprawne, i splątane miejskie ulice, i wielkie - aż po horyzont - szerokie kartofliska, i usta, co usta całują, i ręka, co rękę ściska, i przypomnienie żalu, i koral, co w oceanie ciepłym wyrósł na koralu, i kwiatowi podobna rybka w szklanym słoju, i zapach fijołków z drugiego pokoju, i obietnica kiedyś dana - kiedyś- matce... ... I ptak, co na swobodzie żył, a umarł w klatce. (Wiersze zebrane, 1971) JAPOŃSKIE DZIEWCZĘTA Zazdrościć trzeba japońskim dziewczętom, że od lat dziecięcych miłości bywają uczone, tak wcześnie, z najsłodszą pieśnią, z wtórem samisenu jednocześnie. I zakwitają w miłości bez trwogi jak wiśnie, z całym światem ptasim, owadzim i kwiatowym jednomyślnie. A z kwiatu owoc - kiedy usta wiatru płatki oberwą i zdmuchną zmieniają się - jak sen jasny w radosną jawę - leciuchno. (Wiersze zebrane, 1971) SAM NA SAM Obejmij mnie, pokochaj... Jesteśmy sami, sami... ... Wicher przebiega po włosach, wicher potrząsa oknami... Ręce mam zimne, przybiegłam - jak liść - z pustego ogrodu do ciebie, do oczu twoich o barwie ciemnego miodu. Aż tutaj wieją wichury twardo splecione warkocze... ... Zamknij okno... Skończone zaklęcia i czary smocze: smok mój ułoży się kołem w dziwaczne snu arabeski, będzie różowy jak muszla lub - jeśli każesz - niebieski, w ogromne, płetwiaste łapy jak w wieka zamknie pogrzebne wszystko, co obok istnieje dalekie i niepotrzebne, wszystko, co dzwoni i szczęka, gwiżdże i brzęczy łańcuchem, wszystko, co nie jest liściem zziębniętym i wiatru podmuchem. (Wiersze zebrane, 1971) PORTRECIK Twarzyczka szczupła, ruchliwe brwi i - jak jedwab zmięte, zwichrzone u prawego policzka -włosy niedawno obcięte; broda oparta na małej, skurczonej w kłębuszek pięści; w drugim ręku list, zgnieciony tak, że aż tutaj słychać jak chrzęści. Ktoś stanął pod oknem i podgląda; chwieje się płomień przez kogoś porzuconej świecy... Jedwabny, wiśniowy szal osunął się odsłania cudowną linię szlochających pleców. (Wiersze zebrane, 1971) JAK PRZECHOWAĆ MIŁOŚĆ Zapomnisz, jeśli przebaczysz: lśniące, kolorowe światło zmierzchnie. Lepiej jątrz serce zawsze, gniew przechowa miłość bezpiecznie. (Wiersze zebrane, 1971) Józef Aleksander Gałuszka (1893 -1939) NIE NAPISANY LIST Chciałbym ci coś napisać, lecz wszystkie słowa są puste! Poezją jest pocałunek składany na twych ustach------- Chciałbym napisać tobie o wielkiej tęsknocie mojej------- Czym to wobec łez będzie, których nie mogłaś ukoić? Wyciągasz do mnie przez dale - kochanie, trwożne ręce: wiem ile w tym sercu kwitnie uśmiechów i udręczeń------- Życie swe szare snujesz na jednej niteczce złotej rozpiętej między niebem i cichą męką Golgoty------- Mogę do ciebie pisać tylko biednymi słowami------- Czymże są wobec słów ciszy kwitnącej między nami? (Głosy ziemi, 1929) Jarosław Iwaszkiewicz (1894 -1980 ) WALC BRAHMSA Walc Brahmsa As-dur jest leitmotiwem mego życia. Grywałem go tej, która miała wrócić i nie wróciła. Grywałem i tej dla której byłem niedobry. Grałem tobie - wówczas, gdym raz na zawsze rozesłał się u twoich stóp, jak podeptana nieskończoność. Gram go, ilekroć w grze złotoskrzydłej muśniesz mnie prze- lotnym uśmiechem, który dla ciebie jest tym, czym dla obłoków nawodne odbicie. A dla mnie jest szczęściem głębokim. I gram go wówczas, gdy wiem, że jesteś ode mnie myśleniem daleka, gdy jesteś gdzie indziej wesoła i innych kochasz radosna, przelotna jak zwykle... I właśnie wtedy brzmi najdelikatniej. (Kasydy, 1925) DO LYDII Pamiętasz ten dziwny szereg słów? Już go nie odnowimy nigdy: Któż powie prawdę naszym sennym oczom... Pamiętamy tańce i uczty, i karnawał, i sny miodem dalekiej, wojowniczej wiosny, któż nam powie prawdę, że wszystko to było złudzeniem? Chowaj sny swoje słodkie, chowaj miłe blaski słowa, a nuż się ludzie nie dowiedzą, żeśmy się nigdy nie kochali? Może utrzymamy w ręku tę tajemnicę, jak złamanego skowronka, i, nie patrząc sobie w oczy, my jedni tylko będziemy wiedzieli, uwijemy wianek z bławatków, nikt nie pojmie, jakie zawiera on w sobie znaczenie. Odejdziemy w dwie różne strony i powrócimy znów może do siebie, ale mi nigdy nie mów o miłości. (Kasydy, 1925) L'AMOUR COSAQUE Największym przekleństwem natur subtelnych jest pociąg do ludzi prostych i grubych... Gaetano di Gaeta I Kazałem siodłać konie i w ciszy wieczora Pomiędzy okna kolumn patrzę hen, na szosę, Gdzie się w chłodnym powiewie pochyliły kłosy, jak gdyby je musnęła nowej wiosny hora. Pojedziesz dzisiaj ze mną. W kozackiej czerwieni Stoisz u białych stopni wysmukły. Jak pięknie. Zaraz zejdę po schodach. Czy rumak się zlęknie, Gdy spojrzymy na siebie w polu zadziwieni? Prychają już za domem prowadzone konie, Zniecierpliwiona pragnę pędu - stepu - ciebie, Chcę wszystko ci powiedzieć, kiedy tak stoimy. Stajenny się pochyla w prostackim pokłonie, Obłoki uciekają po rozległym niebie, Aja z mojej miłości tkam chamskie kilimy. II Lubię ranną przechadzkę w pogodny letni dzień - Idę powolnym krokiem w szpalerów zimny cień, Powiewnym idę krokiem, owita w sukni mgłę, Patrzę na plamy słońca przez złote face-a-main. Niebo się sine ściele nad łanem płowych ścierń - Podążasz o krok za mną: niesiesz mój szal modernę, Idziemy tak aleją, zadając myślom kłam, Aż w dole błyśnie rzeka w deseniu świetlnych plam. Ach, ty byś przecie za mną tak całe życie szedł. Na łodzi dnie rozścielasz pod moje nogi pled I gnieciesz białym wiosłem przeźrocze wodnych lustr. A gdy się łódka wedrze w pachnące tataraki, Pierzchają z cichej trzciny w słoneczność płoche ptaki. III Lato. Kochanku, pójdziemy dziś w sad, Dojrzałe głowy pochyliły śliwy, Będzie się zapach słodki na nas kładł. (O, chłopcze, jaki ty będziesz szczęśliwy.) Dojrzałych fruktów pijąc miodną woń Ustami z śliwek zetrzemy pył siwy. Narwiemy pełną słodkich płodów dłoń. (O, chłopcze, jaki ty będziesz szczęśliwy.) Ogród pod stopę twardą poda ścież, Słonecznik zerknie - niby podejrzliwy - Przez bzowy szpaler, co osłania sad. Lecz ty na trawie leż przede mną, leż - Słonecznik - słońce - radości jest rad. (O, chłopcze, chłopcze, jakiś ty szczęśliwy.) IV Miłości wielka słodycz jest w letnie dżdżyste dnie - Nalewa senny sługa brązowy płyn herbaty, Gorący wonny napój dymi w przejrzystym szkle. Rysuje deszcz na szybie perełek szklanych kratę, Gubi się puch uśmiechów na szczęśliwości tle. Za oknem błyszczą kanny, czerwone i kosmate, Czekam na oczy twoje - i usta wierne twe. Południe dzwoni zegar - leniwy schrypły gong, Na czarnym fortepianie przelotny płomień zgaśnie, Pogłaszczę twoje włosy bladością białych rąk Albo zrymuję kwiaty jak poematy właśnie. Przedwieczerz. Srebrny obiad. Świecznika płonie pąk. O zmroku ze słów twoich wysnuwam sobie baśnie, A potem w szepcie deszczu - twych ramion złoty krąg. V Ach, nie wtedy me szczęście najwięcej ponętne, Kędy w zgiełku recepcji spotykam obojętne Spojrzenie, którym mówisz, co ty wiesz i ja wiem, Czego nigdzie nikomu nigdy nie objawim. Nie wtedy czuję szczęście, kiedy twe stąpania Prędzej czucie niż ucho z daleka odsłania, Ani wtedy, gdy twoja niecierpliwa warga Naciągniętą cięciwę mej miłości targa. Ani wtedy, gdy czuję twoje ciało słodkie, Złotem miodu oblane, jedyne i wiotkie, I gdy się jak pod snopem zboża pod nim chylę. Lecz wtedy jestem pełna radości i męki, Gdy panią we mnie czując, za rozkoszy chwilę, Pochylasz się, dziękując chłopsko, do mej ręki. VI Przyszła do moich sadów już jesień w odwiedziny, Uśmiecham się przelotnie uśmiechem margrabiny: To smutno, choć przyjemnie odlecieć w siną dal, Jeszcze koralem świecą kaliny, jarzębiny. Nad wodą się zielenią wierzbiny i wikliny, Gdzieniegdzie tylko spada na nasze ścieżki liść. Więc może ci rozstania nie będzie bardzo żal; Wypada już wyjechać: po nowe szczęście iść. Odjadę sobie sama, wytworna i samotna: Jesień zostanie z tobą - może nie będzie słotna? Ja jestem niespokojny, przelotny, lotny ptak. Nim jeszcze jarzębiny spóźnionym spłoną złotem, Zajedzie nasza czwórka: na koźle ty - a potem, Zapomnę gdzieś o tobie - o mon ainour cosaque. (Księga dnia i księga nocy, 1929) AMORE SACRO Mej drogi silne przęsła rzeźbione w betonie W jakimś punkcie dalekim nad przepaścią prysły, Pójdziemy jednak dalej: weźmy się za dłonie, Nachylimy się znowu nad toń czarnej Wisły. Czekają tam kamienne słupy całe w złocie, Nieba szafirowego podpierając zręby, I młodziutki Angliczek w gumowym paltocie Ukaże nam w uśmiechu połyskliwe zęby. W żółtawej krynolinie w fioletowe wianki Dziewczyna ci spod czepka nadeśle spojrzenie Na pół przyjaznej siostry a na pół kochanki... I w granitowej ławie, tak, na zakończenie, Ujrzymy kobiet grono, ciche jak wspomnienie, W żałobie dźwigające bzów wielkie wiązanki. (Księga dnia i księga nocy, 1929) AMORE PROFANO Kotara da nam światło zielone jak woda. Smuga słońca nam powie, że jest nieskończoność. Spokojnego odblasku twardawa łagoda Spłynie na twoje ciało jak jasna zieloność. Na sinym aksamicie będziesz jak morela, Wyłuskana z szat wszelkich, spokojnie okrągła, Przyłożę do twych piersi gestem menestrela Rękę, a pierś twa zadrży jak struna pociągła. Gdy palcem znajdę ust twych jedwabną oponę, Gołębie złotych blasków przelecą sufitem I roztopią sie w oknie - pachnącym błękitem, Zielenią zadumaną i żółcią karmione. Wreszcie na bladych okien wodniste zasłony Upadnie siny wieczór w czarną noc zmieniony. (Księga dnia i księga nocy, 1929) PRZYPOMNIENIE Ich hab'im Traum geweinet... Heine I W nocy dzisiaj, nad ranem, kiedy białe palce poranku podnosiły fałdy ciężkich osłon, W śnie moim nagle drzewo boleści wyrosło, I trwałem z nim splątany niby w ciemnej walce. Ale liście i kwiaty, i owoce drzewa Razem mnie otoczyły gęstwiną, szelestem, I już nie odczuwałem, ani gdzie ja jestem, Ani czy to ma boleść, czy to drzewo śpiewa. Ból i słodycz gwałtowną, jak święta Teresa, Uczułem na przemiany w swym uśpionym ciele, I krwią spłynęła w ciele żywa rany kresa. I budząc się leniwo w cielesnym kościele, Dusza żyć zaczynała; po drodze dalekiej, Tęskniąc, łzy wycisnęła spod ciężkiej powieki. II Nie otwierałem jeszcze ociężałych powiek Ani łez nie strząsałem, które jak dwie studnie Ciepłe wytrysły lekko, chociaż płaczę trudnię, I byłbym jeszcze ciężki, pół sen a pół człowiek. Rozum nie mógł uchwycić uczuć, co tułacze Rozpierzchły się po kątach snu pełnego mgłami, Zatrzymał się niepewny w świadomości bramie I nie mógł pojąć zrazu, że po prostu płaczę. Zanim odgadnąć mogłem łez moich przyczynę I tej wielkiej boleści, która jeszcze cała I sen mój, i me ciało, oczy napełniała. Jak kiedy górską, mgłami osnutą dolinę Promień pierwszy od góry do dołu przeszywa, Obudziła się nazwa, com sądził - nieżywa. III Czasem bowiem przez lata zasnuwamy cieniem Rzeczy, które zapomnieć na zawsze pragniemy, Chowamy je w kąt serca najdalszy i niemy, Skąd wrócić nie mogą nawet i wspomnieniem. Zapomniane, nie znane ni nam, ani komu, Śpią tam; nie, raczej w ciszy czuwają - nieżywe, Nie słysząc, jak gospodarz duszy zabiegliwy Nowe meble sprowadza do starego domu. I tylko sen takowy, niespokojny, mętny, Przerywany okrzykiem i łzami żalnicy, Przypomni, że umarłe są w serca piwnicy I w duszy naszej nie sen mają obojętny, Ale śmiertelny letarg, z którego niektóre Powstają i ku ustom, oczom idą w górę. IV I rodzi się na ustach zapomniane imię. Więc znowu sny mi moje przychodzisz zamącać Oddechem twego słowa jak falą gorącą, I być, czym ciepły powiew rzekom skutym w zimie? Więc znowu z dna powstaniesz mojej świadomości I mówić mi rozpoczniesz imieniem na razie, By potem przez dzień cały obraz po obrazie, Przypomnieć, ach, przypomnieć dzieje tej miłości? Więc znowu wrócisz, imię, niosące za sobą Nie tren jedwabnej sukni, lecz żywe oddechy Pól i wiatrów, i lasów, i górskiej uciechy? O, żarliwa radości, o, słodka żałobo, Po cóż nękasz mnie, we śnie usłyszane słowo, Czy chcesz, bym znowu kochał i tęsknił na nowo? V Na próżno! Dzień nastanie zwykły, choć ubogi, Wstanę, wyjdę, odetchnę wiosennym powietrzem, Drzewu powiem: o, drzewo! wiatrowi: o, wietrze! O przypomnę z wzruszeniem polne polskie drogi. Praca moja codzienna minie do wieczora, 1 wieczorem jak co dzień siądę do wieczerzy, Myśląc, że to, co było, było, jak należy, I że teraz na uśmiech i pogodę pora. Tylko to, że przez cały pracowity dzionek Coś niby jak muzyka daleka, jak dzwonek Na stepie pojękliwy, niby gama nutek Najcichszych towarzyszyć mi będzie powszędy, I wmiesza siew mych liter pracowite rzędy I połączy z pogodą - coś jak gdyby smutek. VI To nie znaczy, bym ciągle przypominał sobie Uśmiechy twe i słowa, i wyrazy twarzy - Tylko szereg od dawna widzianych pejzaży Prześliźnie się i zwiąże łańcuchem w mej głowie. Czy to wśród pracy, czy pośród wytchnienia, Przysłonię przez dzień cały palące powieki, A widok za widokiem, jak obłok daleki, Przepłynie z mglistej dali na zenit widzenia. To miasto wydźwignione nad rzekę wysoko, To zieleń dreew, strąconą nad wodę głęboką, Ujrzę,aż sam się sobie zdam takim obrazem. I tylko raz zobaczę równe szare pole - I na wodzie odbite trzy mgliste topole - Miejsce, gdzieśmy na wiosnę kiedyś byli razem. VII Życie składa się z różnych dni pracy, zabawy, Przemija człowiek trochę i trochę się włóczy, Dojrzewa ciągle, słucha, widzi, czyta, uczy. W Warszawie chce Paryża, w Paryżu Warszawy. Myślę sobie: wraz z nocą sen przyjdzie zwyczajny I skrzydłem mnie otoczy kochanym, brat życia, Przypomnienie powróci do swego ukrycia I jutro się obudzę bez wspomnień Ukrajny. Zatrzaśnie się jak wieko bolesne myślenie O uśmiechu dawniejszym i o łzach, co płoną - Przemijanie, to prawda jedyna, osłoną I ciebie mi oddali, i twoje wspomnienie, Jeszcze myślę o tobie... a już mi uciekasz. Jeszcze powiada przysłowie, czas najlepszy lekarz. VIII Tylko jeszcze wieczorem, przed samym zaśnięciem, Inaczej niż zazwyczaj w łóżku się ułożę I pomyślę, że tobie to zawdzięczam może, Iż sen przychodzi dzisiaj jak lekkie dotknięcie. Jak przed deszczem obłoki na gasnącym niebie, Wyda mi się nadzieja, że się znowu we śnie Ocknę z twoim imieniem zrośnięty boleśnie I chociaż będę płakał, to te łzy dla ciebie. Lecz z wolna coraz głębiej zapadając, znowu Z ulgą wielką przypomnę, że się nie powtórzą Sny palące, natchnione i pachnące różą. Tylko gdy senne fale zamkną się nad głową, Imię twoje opadnie na dno świadomości, Jak rybka w noc - raz pluśnie o tej miłości. 1925 (Księga dnia i księga nocy, 1029) "UPOKARZA MNIE... " Upokarza mnie miłość. Przestaję być sobą. I myślę tylko o tym, co się dzieje ze mną, Niebo mi się wydaje przykryte żałobą, A ziemia albo zimną albo nieprzyjemną. Nie mam dla ludzi wtedy żalu ni miłości, Przeglądam się zbyt długo w przejrzystym zwierciadle, I długo wyobrażam przedmiot mej miłości, Ociągając się biernie na snu prześcieradle. Gubię się, chcę poprawić i bezradny stoję Widząc śnieg lub malachit obserwując stropów, I patrząc na samotność, z którą się rozstaję, Wciągam, chrapiąc nozdrzami, zapach heliotropów. Nie wróci długo spokój; lata całe będę Nie rozumiał mych czynów, słów i blasku ziemi, Patrzę, jak na ugoru zaniedbaną grzędę, Na mą duszę, spętaną więzami nowemi. (Lato 1932,1933) "TRZEZ CAŁY BIAŁY DZIONEK..." Przez caty biały dzionek czekam, Aż stanie wieczór w wieńcu gwiazd, Kiedy mnie zawsze z półczłowieka Zmienia w półboga sypki czas. Zanurzę się znów w czarne cienie Związany z tobą w węzeł ciał, I zatrze zbędne dnia wspomnienie, Zgniecionej rosy słodki miał. Ujrzymy gwiazdy zamiecione Podmuchem wichru w złota wir, I oddech nasz nad ziemi łonem Zmieni się w czajek ostry skwir. Wpatrzeni w noc, wsłuchani w ptaki, Czyż nie wrócimy nigdy już? Czy sen nie przyjdzie na nas taki, Że da nam przespać chłody zórz? Czekamy dnia, co jest podobny Do twoich różozłotych rąk, Zaklęci w ptactwa jęk żałobny, Zakuci w nocy czarny krąg. Bo wiatr i noc, i cień, i drzewa Splątują się w miłosne sny, I nie wiadomo co tak śpiewa - Ziemia czy ptak, czy las, czy my. (Lato 1932,1933) "DAJ RĘKĘ!... " Daj rękę! Przyłóż tutaj. Oto bije serce. Źródło mojego życia i mego myślenia, Fontanna nakręcona złą sprężyną - śmiercią, Która swoich zegarów przenigdy nie zmienia. Ustawiczne upadków moich popychadło, I szparkich wzlotów w górę stukające śmigło, Rozpoczęło swój żywot rumiane, lecz zbladło. Kiedyś kochało bardzo. Potem długo stygło. (Ciemne ścieżki, 1957) "NOC I GWIAZDY... " Noc i gwiazdy. I światło w dole, Stoimy na górze wysoko. Wszystko się zlało, wielkie czarne pole, W którym się gubi oko. Kładę rękę na twojej piersi. Serce bije. Krok za krokiem schodzimy drogą. Widzę tylko twój profil i szyję, Więcej zobaczyć nie mogę. I więcej poczuć nie mogę: I noc, i ciało twoje, i serce, i góry, I zimny powiew, który zabiega nam droee. Powiew od zimnej chmury. Noc nas ogarnia i muzyka Świerków szumiących o dniu. Ciało twoje z rąk mi się wymyka. Zostańmy tu! (Ciemne ścieżki, 1957) Julian Tuwim (1894-1953) "JESTEŚ ZNOWU... " Jesteś znowu! Mój Boże! Jak mi serce bije! Jak mi się wzrok owiośnił! Jak świat rozradował! Tyłem nocy Cię w snach, nazbyt krótkich, całował! Tyłem dni dzień ten tęsknił, co przyszedł i żyje! I jest! O - teraz właśnie! Jest ten dzień powrotny, Wypłakany, kochany nowy dzień spotkania, Dzień wszystkiej mej nadziei, całego czekania, Gdym Cię piastował w sercu, stęskniony, samotny! I jakże to wypowiem? I jakiemu słowu Powierzę ową radość, drżącą, niespodzianą, Że obudzę się jutro z duszą rozkochaną, Z uśmiechem szczęścia w ustach: "Jesteś! Jesteś! znowu!" [12 VIII 1915] (Sokrates tańczący, 1920) "ZMĘCZONY BURZ SZALEŃSTWEM..." Mais, vrai, j'al trop pleure! Rimbaud Zmęczony burz szaleństwem jak statek pijany, Już niczego nie pragnę, jeno wielkiej ciszy I kogoś, kto zrozumie mój żal nienazwany, Kogoś, kto mą bezsłowną tęsknotę usłyszy; Kogoś, kto jasną duszą życie mi przepoi, Iżbym w spokoju bożym wypoczął po męce, Kogoś, kto rozszalałe serce uspokoi, Kładąc na moje oczy miłosierne ręce. Idę po szczęście swoje. Po ciszę. Do kogo? Którędy? Ach, jak ślepiec! Zwyczajnie - przed siebie. I wiem, że zawsze trafię, którą pójdę drogą, Bo wszystkie drogi moje prowadzą do Ciebie. [16 III 1916] (Sokrates tańczący, 1920) JEŻELI Ajeżeli nic? Ajeżeli nie? Trułem ja się myślą złudną, Tobą jasną, tobą cudną, I zatruty śnię: Ajeżelinie? No to... trudno. A jeżeli coś? Ajeżeli tak? Rozgołębią mi się zorze, Ogniem cały świat zagórze Jak czerwony mak, Bo jeżeli tak, Noto... -Boże!! [5 VIII 1915] (Siódma jesień, 1922) TY Ty trzymasz mnie na ziemi, Ty wznosisz mnie do nieba, Tyś jest mi tutaj wszystkim, Po co aż tam iść trzeba. O Tobie wiem jedynie i tylko Ciebie umiem. Na świat machnąłem ręką: I tak nic nie zrozumiem! Co krok - to nowa droga, Co myśl - to odchłań wrząca. Ty jedyna odpowiadasz, Mówiąca czy milcząca. Krwi słucham twego serca, Bijącej w białej piersi I trwam miłością błędną W tym życiu, pełnym śmierci. [28 X1 1915] (Siódma jesień, 1922) PRZY OKRĄGŁYM STOLE Du holdeKunst, in wieviel grauen Stunden... Pieśń Szuberta A może byśmy tak, jedyna, Wpadli na dzień do Tomaszowa? Może tam jeszcze zmierzchem złotym Ta sama cisza trwa wrześniowa... W tym białym domu, w tym pokoju, Gdzie cudze meble postawiono, Musimy skończyć naszą dawną Rozmowę smutnie nie skończoną. Do dzisiaj przy okrągłym stole Siedzimy martwo, jak zaklęci! Kto odczaruje nas? Kto wyrwie Z nieubłaganej niepamięci? Jeszcze mi ciągle z jasnych oczu Spływa do warg kropelka słona, A ty mi nic nie odpowiadasz I jesz zielone winogrona. Jeszcze ci wciąż spojrzeniem śpiewam: "Du holde Kunst"... i serce pęka! I muszę jechać... więc mnie żegnasz, Lecz nie drży w dłoni mej twa ręka. I wyjechałem, zostawiłem Jak sen urwała się rozmowa, Błogosławiłem, przeklinałem: "Du holde Kunst! Więc tak? Bez słowa?" Ten biały dom, ten pokój martwy Do dziś się dziwi, nie rozumie... Wstawili ludzie cudze meble I wychodzili stąd w zadumie... A przecież wszystko - tam zostało! Nawet ta cisza trwa wrześniowa... Więc może byśmy tak, najmilsza, Wpadli na dzień do Tomaszowa?... (Siódma jesień, 1922) IRYSY Ciemnych irysów dostałem pęk, Nie wiem od kogo. Serce me drżący ogarnął lęk, Ciemnych irysów dostałem pęk I patrzę na nie z dziecinną trwogą: "Co też te kwiaty mi przynieść mogą?" - Lęk. I list dostałem. Słowa: "Bez słów" Jeno w nim były. ...Jak tchnienie dawnych najdroższych bzów, Żal mi przyniosły słowa: "Bez słów"... Śród wspomnienia słodkiej bezsiły Znów mi się oczy twoje przyśniły, Znów... [1913] (Siódma jesień, 1922) INTYMNY WIERSZ Warto, warto żyć. Wtedy pachniałaś bzami, Dziś znów kupiłem flakonik, Roztarłem kroplę na dłoni I przeszłość wieje nad nami Bzami. Warto, warto żyć. Mgławo jest za oknami, Zaraz listonosz zadzwoni, Ustami przypadam do dłoni, Całuję cień twojej woni... Przyjdziesz - będziemy sami, Jedyni i zakochani, Chłonąc z czułością perfumy W miłym uśmiechu intymnej zadumy: "To my? Ja - i ty?" Wiesz? Wzdycham... I przez łzy Powtarzam: warto, warto żyć... (Siódma jesień, 1922) NOC Przyjdziesz nocą, Zostaniesz do rana I otulisz mnie lekko ramiony. Ja ci powiem: o, moja nieznana. Ty mi powiesz: o, mój wytęskniony. Będziesz moja. Ustami się wpiję W wargi twoje, od nocnych róż krwawsze, Obłąkany szal szczęścia przeżyję, Ale umrze coś we mnie na zawsze. Zacałuję cię sobą! W pierścieni Splot drgający zakuję twe ciało, I uśniemy rozkoszą zmęczeni I niepomni, że wszystko się stało. Obudzimy się. Ciężką nienawiść W głuchych duszach bez słów poczujemy. Zło nam w oczach zaświeci , jak zawiść, I jak głaz będzie smutek nasz niemy. Ale nocą znów przyjdziesz. Do rana Będziesz słodko mnie tulić ramiony. Ja ci powiem: o, moja nieznana! Ty mi powiesz: o, mój wytęskniony! (Siódma jesień, 1922) ROZKAZ Z niewiadomego rozkazu nagle wyciągam ramię, by objąć świat: I obejmuję Twą kibić - życiem uderza silnie w tętnicach krew! Szybko oddycham z radości, cieszy mnie mocnych piersi dojrzały sad I prężne, owocne biodra, pełne, krągłe, jak trzony wiosennych drzew. Uroda, rodna, miłosna, wkwitniesz w oploty moje na żądny zew! Przyjmiesz mnie w siebie z tryumfem, krwią zakotłuje w sercach gwałtowny szał. W śródbiedrze, siejby spragnione, tryśnie wyczekiwany żywotny siew! I mnie i Tobie pochwała! Pochwała sprawie dwojga tworzących ciał. (Siódma jesień, 1922) LOS Taki to już los mój będzie, Takie to już miłowanie: Przywitanie, pożegnanie, Pożegnanie, wspominanie... Oczy twoje widzę wszędzie, Oczy twoje mnie całują, Z dali, z dali mnie miłują, Z dali, z dali mnie żałują, Nie przychodzą na wzywanie, Jeno błyszczą, jak w legendzie, W dali, w dali, zewsząd, wszędzie, - Taki to już los mój będzie, Takie to już miłowanie: Przywitanie... pożegnanie... 17 X1 9151 (Siódma jesień, 1922) EROTYK Już się o grzechy nocne proszą, Już z wiosny znów jak z bólu krzyczą, Nieubłaganą mnie rozkoszą Zakuj w ramiona ratownicze! A jeśli zacznę się na nowo Wyrywać zbuntowanym ciałem, Powiedz mi wreszcie pierwsze słowo, Którego nigdy nie słyszałem. Bo znów pogański samsun wieje W pędach, zawrotach, burzach, blaskach! Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję, Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj! (Treść gorejąca, 1936) PODOBIEŃSTWA Miła moja, poradź mi, poradź, Jak tę martwą niemiłość znieść? Jak się z pustym sercem uporać, Do którego się wdziera śmierć? Tak nadzieją dysząc nieskromną, Ufnie, pewnie, za krokiem krok, Za kochanką, za wiarołomną Przyjaciela podąża wzrok. Tak nikczemni czekają skrycie, Węsząc lubej korzyści plon, Żeby umarł stary właściciel i zostawił wygodny dom. (Treść gorejąca, 1936) EXEGI MONUMENTOM... Smutek mnie obrósł kamieniem I trwam, wspaniale żałobny. Kto ja jestem? Kamień nagrobny Z wyrytym Twoim imieniem. (Tresc gorejąca, 1936) MILCZĄC Zakochanemu tak szczęśliwie, Tak nieszczęśliwie, jak ja umiem, Najlepiej spędzić noc w zadumie. Nad czym? nad niczym. Ale tkliwie. Między zachodem a jutrzenką Wdać się w milczenie jak w rozmowę, I powtarzać w myśli - Norwidowe: "Nic od Ciebie nie chcę, śliczna panienko"... (Treść gorejąca, 1936) PANNY poświęcam: Pp. R.E., I.E., S.K., Z.P. Excusez!... Panny z czarnych powozów, ażurowo-przejrzyste, Panny smętnie przeciche, jak szeptania kościelne, O, narcyzy z cieplarni! panny wonne i czyste! Koronkowo-mistyczne, aksamitnie-subtelne! Jakże lubię was, panny, "niedostępne" - ponętne! Aromaty tajone! Kwiaty w czarnych powozach! Trochę smutne jakoby, a na wpół uśmiechnięte, O, przesmętne, prześliczne, jak motyle w mimozach! Excusez... mam wrażenie, że... się hm! wam po nocach! Parobkowie rzeźniccy śnią, jak lwy, muskularni, Że się często atleci marzą w słodkich przemocach, Silni, tędzy, ogromni... O, narcyzy z cieplarni! "Lecz cóż Pana obchodzi, co po nocach nam śni się?! To jest wprost... niesłychane, grubiańskie, bezczelne!..." Nic... nic... więcej nie będę! - o, kochane skromnisie, Aksamitno-misterne, koronkowo-subtelne!... (Z wierszy rozproszonych, Pisma zebrane, 1986) ZAWIEJA ...Wtedy listopadowe wieczory warszawskie wieją wiosny... Z wiersza Miłość mnie szuka po mieście, Miłość w zielonym berecie. Przepadłem jak kamień w wodę. Gdzie jestem? Wy może wiecie? Spod zielonego beretu Strzępek wichury w złocie: Ptak nieprzytomny z tęsknoty, Włosy w porywczym odlocie. Biega w rumieńcach, zdyszana, Pośpiechem drżąc gorączkowym. Miłość, zawieja wieczorna, Miłość w trenczkocie deszczowym. Wiatr jej nadążyć nie może I gończe listy rozwiesza, Pod naprężonym jej swetrem Stuka żarliwie depesza. W barach, kawiarniach, teatrach Listy i serca zostawia, Zamieć po mieście kołuje, Róże spod bruku wykrwawia. Zrywam je, moja nieznana, Cień pochylony bólem: Czerwone blaski z kałuży Oczyma podnoszę czule. (Pisma zebrane, 1988) Kazimierz Wierzyński (1891-1969) TY JESTEŚ TAKA ŁADNA Ty jesteś taka ładna i twoje dziewczęce Serce, jak bukiet, w słońcu kolorami płonie. Podniosę cię do góry i wezmę na ręce, A ty nad moją głową klaskać będziesz w dłonie. Wyszukam ci przepiórcze gniazdo w polnej trawie, Podkowę na gościńcu, miód w pszczelnej zamieci, I będziemy dziś tacy, jak śmiech przy zabawie, Dwoje w słonecznym szczęściu opalonych dzieci. (Wiosna i wino, 1919) TYŚ JEST, JAK DZIEŃ WIOSENNY Tyś jest, jak dzień wiosenny z pogodą błękitną, I majowe w swej duszy nosisz poematy, Radością zasadzone myśli w tobie kwitną Ruchliwe, jak motyle, i wonne, jak kwiaty. Lubię wspominać twoje miłosne spojrzenia Zatulone w powiekach, jak stokrocie w trawie, I krągły śmiech, co z warg ci zęby wypłomienia, Białe, jak miąższ jabłeczny, w czerwonej oprawie. Kiedyś potem - jesienią bez ciebie żałosną, Gdy smutek serce ścichłe napełni po brzegi, Niech mi się przyśnią twoje, w białych sukniach wiosno, Pocałunki słoneczne: twe maleńkie piegi. (Wiosna i wino, 1919) "JAK PŁOMIEŃ, PRZYLGNĄĆ WZDŁUŻ TWOJEGO CIAŁA... " Jak płomień, przylgnąć wzdłuż twojego ciała, Dotknąć się ciepłej, woniejącej skóry, W ramiona wpleść się i, jak oszalała Burza, w całunków rzucić się wichury! Całować szepty, i krzyk twój i śmiechy, W krew twą się wessać i w świętym zachwycie Upić się tymi grającymi echy, Które wydziera od wieczności życie! (Wiosna i wino, 1919) "PODŚCIEL TWE PYSZNE, ŚWIETNE CIAŁO..." Poddel twe pyszne, świetne ciało, Nienapatrzone, niepojęte, Pod naszą rozkosz oszalałą, Misterie, cuda, orgie święte. Upij się sobą, mną - i zamień Nas w sploty, kurcze, krzyk, płomienie, Aż w spazmach stoczym się, jak kamień, Cudowną furią w zatracenie. Huk kwi i zamęt, w oczach plamy, Palą się ręce, głowa, nogi! Gdzieś ponad światem przelatamy W dymiących splotach - ludzkie bogi. W każdym zakątku ciała, nerwie Oślepiająca biel twej skóry! Nas żaden piorun nie rozerwie, Orkan, błyskanie, szał wichury! Tężejem, giniem! Rozkosz - męka! Wir! Mnie się dłońmi chwyć obiema! Przebóg! Wir niesie! Ziemia pęka! Cud! Tchu brak w piersiach! Śmierć... Nas nie ma... (Wiosna i wino, 1919) DZIEŃ Z TOBĄ Zakołysało się, zapachniało powietrze, W ogrodzie na patykach tańczą szklane kule, Dzień się cicho położył na wietrze, Godziny przy tobie są, jak zazule. I wszystko ma twój profil ocieniony włosami, I wszystko jest czemś niewysłowionem, Jak nagie twoje ręce z puchem pod pachami, Zamglone czarnym szyfonem. (Wróble na dachu, 1921) VENUS Pierwszy raz śnisz się chłopcom, gdy późnym wieczorem Odgadną nagle finał tłustej anegdoty I nocą wizje roją w podnieceniu chórem, W białej gorączce twojej upiornej pieszczoty. Rano budzą się słabi, z rozbolała głową, Z sino podkrążonymi pierwszy raz oczyma. Drąga, megera serbska, zostaje królową Na ruinach dziedzictwa Coopera i Grimma. Odtąd żyją w romansach, w fantastycznym świecie Haremów i kurtyzan... Opętani żądzą Z lękliwie słodką myślą o nagiej kobiecie Po członkach swych rękoma febrycznymi błądzą. A kiedy przeżarci trądem twej miłości Duszą się mdlejąc w czadzie lubieżnego żaru, Jak ślepy sfinks, się do nich z nieznanej ciemności Zbliża czerwona lampa z nad drzwi lupanaru. W podejrzanych zaukach, w zamtuzach z pianolą, Wśród alfonsów czekają w sekretnym hotelu, By uklęknąć przed twoją rudą aureolą, Venus, odkryta oczom pierwszy raz w bordelu! Tu im w dzikim bezwstydzie odsłoń swoje lico I goła, wytarzana w rozpuście szkarłatu, Przyjmij ich w głębię zguby, wieczna tajemnico, Ukryta w łonie ludzkim na pohybel światu. (Wielka niedźwiedzica, 1923) UMIŁOWANIE Ojakże do tego przywyknę, O, jakże z tym się oswoję, Jak cię ogarnę przeniknę, Umiłowanie moje. Jakie ci zerwę liście, Jakim osypię pąkowiem, Co ci, jedyna, na przyjście Twoje najdroższe opowiem. Jak ci się oddam cały, Co z siebie całego powierzę, W mym szczęściu, w mym lęku nieśmiały, Dawno do ciebie należę. I tylko przywyknąć nie umiem I tylko jeszcze się boję, Jak cię ogarnę, zrozumiem, Umiłowanie moje. (Pamiętnik miłości, 1925) OBŁOK Zasnuwasz mię, zawlekasz, jak obłok wysoki, Cały światłem objęty i pełen pogody, Odbijam cię, jak woda odbija obłoki: Powtarzam w sobie każdy szczegół twej urody. I zatapiam się w tobie, najdroższy widoku, Rozprowadzam cię wkoło, roztaczam i mnożę, I poprzez pamięć czuję cię na każdym kroku I poprzez myśli czuję cię o każdej porze. I nie ma więcej szczęścia, niż w tym podobłoczu, Gdy wodzę się za tobą podróżą skrzydlatą: Wtedy w niewysłowionym spojrzeniu twych oczu Dojrzewam, promieniuję i świecę, jak lato. (Pamiętnik miłości, 1925) MIŁOSC Oto jest ziemia moja, oto niebo moje, Oto dni, co minęły, i dni, które miną, Z gwiazdami twoich imion pośród świata stoję, Niosę je, jak me szczęście i jak niepokoje, - Imiona twe pachnące i słodkie, jak wino. Oto jest wiedza wszystka, która mi wiadoma, Cała prawda z mądrości dobyta wszelakiej, - Powoli ją do góry podnoszę rękoma Tej ziemi, co zaległa mi świat nieruchoma, Temu niebu, co w jasne rozbłysło się znaki. Naprzeciw ciebie idę, święto zwiastowane, Które mi płoniesz groźnie w przestrzeni milczącej, Wszelkie szczęście mam w sercu otwarte, jak ranę, Usta mi ją zadały, usta ukochane, Otwierając w nim miłość, zakon wojujący. (Pamiętnik miłości, 1925) ROMANS Uciekła przed nimi roześmiana, Błyskały wysokie kolana, Gorąco buchało od ziemi, Trawy ostro cięły po skórze, Wiatr lipcowy ocknął się w górze I ustami ją bił miłosnemi. Ale nie chciała zgodzić się na to, Uciekała tak całe lato I kiedy wieczorem ją dopadł, Było już późno, leciały wrony W białym powietrzu, ogołocony Po polach wlókł się listopad. Stanęli naprzeciw siebie oboje, Marzły im wargi. "Ja się boję" - To wszystko, to wszystko co rzekła, I osunęła się powolutku, Zapędzona w śmierć pełną smutku Przez miłość, od której uciekła. (Tkanka ziemi, 1960) MARYLA Miłość jest tylko jedna. Skacze koń przez bruzdy, Słychać wiatr koło uszu, chrzęst kąsanej uzdy, Koń prowadzi na przełaj, zna drogę na pamięć, Noc płatami po oczach uderza, jak zamieć, Każdy liść jest twym włosem, każdy szelest mową, Powietrze upojeniem. Widzę cię na nowo. Tak dawno niewidzianą. Jesteś - czuję - przy mnie. Wyrazić to? Ach, tylko powtarzać twe imię, Zapisać nim, jak rymem, poetycki dziennik, Niech śpiewa zachwycony. ...To już las Bolcienik. Tu cię czekam, jedyna. Północ umówiona Po zegarach w twym dworze wskazówkami płynie, Nade mną dąb i ciężka w ciemności korona, Wilgoć rosy na ręku, paprocie w gęstwinie I ten powiew... To chyba ćma potrąca ciszę I puch swój gubi pylny na trawie wysokiej, Lub sama noc tak wzdycha i serce kołysze, Iż lękam się pomyśleć... Ach, to twoje kroki. Tyżeś to i tak późno? Błędną miałaś drogę Śród lasów przy niepewnym księżyca promyku... Przy tych słowach płakałem, inaczej nie mogę, Wtedy także się bałaś nocnych ptaków krzyku, Szmeru liści... Lecz przyszłaś. Czekałaś? Jak długo, Ile lat? Wiek zamierzchły czy przelotne mgnienie? Widzisz, nasz gaj porzedniał, mech pogryzł kamienie, Które tu kiedyś księżyc wyścielał nam smugą, I aleja zarosła, dla dwojga za wąska, Którędy szliśmy drżący z miłości i smutku. Gdzie ta, co się zraniła, kwitnie dziś gałązka, Czas co ranił, gdzie uszedł i miłość raniona Czy zabliźnia się w sercu, goi powolutku, Czy może całe życie jedną śmiercią kona? Tu zostałem. Tu stoję, skąd tak nagle odszedł Mój cień po ziemskiej drodze szukać swych wyroków, Tu się dopadł wiew ziemi, jej guślarski podszept, I pola malowane,podróże obłoków, Jeziora międzyleśne, pszenica i żyto, A wszystko niby noc ta spokojna i gwiezdna Płynęło ze mną w przeszłość ciemną i rozbitą Do ciebie. Miałaś przecież przyjechać do Drezna. Czy zabolał cię może dźwięk mojego rymu, Którym rozłąkę chciałem zagłuszyć w oddali, Śmiech zabawy nad morzem i sonety z Krymu, Wielkie światła w salonach przyjaciół Moskali - Jedyna! - nigdy z tobą nie mogłem się rozstać, Morzem płyniesz i lądem idziesz za mną w ślady, Noc ma twój drżący oddech, a sny twoją postać, Romansie mój i duchu wieczny mej ballady. Szukałem gwiazd północnych. Wieczorną godziną, Szukałem ich, gdzie wiodło mnie twoje widziadło, Śród jaśminów albańskich i róż Palatynu, Od nich łzy nawet pachną. Lecz wszystko przepadło, Zostałem sam w stolicy wygnańczej, śród tłumu, Co pokłuty bagnetem w ciemnej zaległ sieni, Po mieście wlókł się za mną ślepy, bez rozumu Od męki i rozpaczy. Biegli rozprószeni I wołali, bym ziemię straconą im wrócił, Cofnął lata okrutne, wskrzesił okolice, Którędy szły świecące wojny i księżyce, Bym za nich wszystkich żył tym, cieszył się i smucił. I wróciłem w głąb czasu. Czułem jak przenika Bezpowrotna mnie przeszłość siedmioma mieczami. Litwę siałem na wyspie Świętego Ludwika, Panatadeuszowy poszum ulicami, Gołębie nad katedrą wołały mnie lotem Naszego ptactwa w polu, a platan obcięty Dogorywał czerwienią bukową i złotem, Całe lasy znosiłem ty, wszystkie ponęty, I gdym paryskim brukiem błądził zadumany A wiosna krzykiem liści budziła się wcześnie Lub zimą mgłę pożółkłą niosła od Sekwany - Ów rok pamiętny we mnie powstawał boleśnie, Kraj roił się nadzieją, łuny się rozpięły Ponad ziemią ognistą, a żołnierz w habicie Namawiał do powstania. Tak przez moje życie, Przez ręce, co mi jeszcze w gorączce dygocą, Wielkim zajazdem przygód ojczystych płynęły Konie, ludzie, armaty, orły dniem i nocą. Spójrz dziś w lusterko Zosi. Tam jeszcze się marzy, Co przed tobą w serdecznym ukryłem sekrecie: Ta panna twoim ruchem, rysem twojej twarzy Jak powój się po słowach poetyckich plecie, Po oczach cieniem rzęsy i po sercu smugą Przechodzi i osnuwa uśmiech, zadumanie, Dwanaście ksiąg i śpiewów nie trwało za długo Jak na smutne kochanków na zawsze rozstanie. I dawny czas nadleciał. I stracone lata, Niby odwrotne koło w słonecznym systemie, Powtórzyły się nagle. Młodość i utrata, Gospodarstwo i lasy, obłoki i ziemie, Za guślarskim podszeptem obrodziły żyźnie, I swojską okolicą powiało w obczyźnie, I ja biegłem tamtędy ukrytym przesmykiem Przez okno ciebie witać: drzwiczki się kołyszą Świeżo trącone. Stoję ogarnięty ciszą I zachwytem - i milczę. Nie dzielę go z nikim. To mój sekret, jak ścianą, od życia odcięty, Miłość jedyna. Odtąd szedłem sam do końca Tak jak szły ziemią jęki, stłumione lamenty, I wojsko szło i grała trąba wołająca. Aż tchu zabrakło w piersiach od tego pochodu I sił u bram wysokich. Jeszcze jak za młodu Wyciągnąć chciałem dłonie za świata granice, Budzić ludy, nieść wolność, z ołowiu lać kule I świecić jak wyśnione wojny i księżyce - Lecz nagle noc zapadła. W dalekim Stambule Mroczny wiatr bił do okien. Wołałem przyjaciół, Czemu niebo tak chmurą okryło się ciemną: Czy pułk za pułkiem leci, może bój się zaczął, A może gwiazda gaśnie północna nade mną. Dokądże wtedy wracać? Dokąd w taką zamieć? Koń prowadzi na przełaj, zna drogę na pamięć, Noc płatami po oczach uderza i ślepi, Gruzy świata pode mną, serce w czarnem zimnie I ten szelest... Ach, zbliża się. Zobaczę cię lepiej. Tak dawno niewidzianą. Jesteś - czuję - przy mnie, I serce od miłości raz jeszcze mi kona. Słyszę wiatr koło uszu. Powtarzam twe imię. Tu cię czekam, jedyna: północ umówiona. (Kurhany, 1938) Antoni Słonimski (1895-1976) GRA W ZIELONE Czy masz zielone? - Nigdy go nie zapominam... A ty czy masz je? - Zawsze je na piersi noszę... Wiem, jakie lubisz liście, zobacz tedy proszę. Co dzień oto bez świeży w butonierkę wpinam. Kochasz mnie jako wprzódy? Nicżeś nie zmieniona? Nie zapomnisz mnie nigdy? - Nigdy nie zapomnę! - Dziś o pamięć nie prosisz, oczy spuszczasz skromne I chociaż nic nie mówisz, wiem... już gra skończona... Lecz nie masz zielonego - wszak już dzisiaj pomnę, Gdyś prosiła o pamięć, rzekłem: nie zapomnę... I do końcam na piersi nosił liść zielony. Dzisiaj zbędny odpinam -zakład nasz skończony... Owa gra osobliwa, w której bardziej bywa Smutnym wygrywający niż ten, co przegrywa. (Sonety, 1918) O PEWNYM PRZYJACIELU - Mój drogi - prosiłaś cicho, Patrząc mi w oczy nieśmiele - Będziemy żyli ze sobą Naprawdę jak przyjaciele. Lecz przyjaźń taka na pewno Skończy się później czy prędzej. Bo cóż mi to za przyjaciel, Co nie pożycza pieniędzy? I musi wracać do domu, Gdy bije dziesiąta godzina. I cóż mi to za przyjaciel, Który nie pije wina? I cóż mi to za przyjaciel, Co nie wychodzi bez matki Ma wachlarz, pióra na głowie I jada tylko pomadki? I cóż mi po przyjacielu, Który ma parę warkoczy, I ma najsłodsze usta I najpiękniejsze oczy? (Droga na wschód, 1924) ŻAL Gdy cię spotkałem raz pierwszy, Mokre pachniały kasztany, Zbyt długo mi w oczy patrzałaś - Ogromnie byłem zmieszany. Pod mokre płaty gałęzi Szedłem za tobą w krok. Serce me trzymał w uwięzi Twój fiołkowy wzrok. Dawno zużyte słowa Wróciły do mnie znów I zrozumiałem od nowa Znaczenie prostych słów. I tak się jakoś stało, Że bez tak pachniał - jak bez, I słowo "pachnieć" pachniało, I łzy były pełne łez. Tęsknota, słowo zużyte, Otwarło mi swoją dal... Jak różne są rzeczy ukryte W króciutkim wyrazie: żal. (Parada, 1923) O RÓŻY JERYCHOŃSKIEJ O, gdyby przez Twe oczy, jak przez morskie fale, Miłość moja przepłynąć mogła jak okręty, Już dawno bym pełnymi żaglami zuchwale Do Twego serca dobił, jak do Ziemi Świętej. Gdy na niebie zabłyśniesz mi gwiazdą poranną, W błękicie i na ziemi, i w sercu jest cicho. Tyś doliną Saronu i różą Jerycho, Tyś jest mój śnieżny Liban, ciemnowłosa panno. Rzuciłbym, jak Judei piaski i pustynie, Smutne kraje północy i czarnoziem żyzny. Oddam morze, by tonąć w Twych oczu głębinie, Za jeden pocałunek oddam dwie ojczyzny. (Droga na wschód, 1924) OCZY Kiedy tylko otworzę oczy, to Cię widzę. Włochy, Grecja i Egipt - to wszystko daremne. Całemu światu dzisiaj przyznać się nie wstydzę - Piękniejsze są Twe oczy, usta, włosy ciemne. Czasami, upojony błękitem przeźroczy, Błądząc okiem po morzu słodkim i po niebie, Zapominam o wszystkim i zamykam oczy, A kiedy zamknę oczy - znowu widzę Ciebie. (Droga na wschód, 1924) "WYBIEGNIJ ZA MNĄ..." Wybiegnij za mną, luba, jak pies przed zagrodę, Na twoje ciało blade, jaśniejące w mroku, Niechaj się patrzę idąc, jak się patrzy w wodę; Zatrzymać się nie mogę, więc dotrzymaj kroku. Biegnij blisko tuż przy mnie, jak fala potoku, Zanim się biegiem zmęczy twoje serce młode, A może zdążę wchłonąć, wypić twą urodę I obraz twój na wieki zatrzymać w mym oku. Ukryję cię w mym sercu jak w umarłej niszy: Chociaż zamknięta w grobie, lecz nie zaznasz ciszy, Gdy cię w burzliwym sercu poniosę daleko. Obraz twój kolorowy zamknę pod powieką, Co na uroki świata opadnie jak wieko Trumny, w której umarły w męce wiecznej dyszy. (Z dalekiej podróży, 1926; Poezje zebrane, 1970) LIST W obcym francuskim mieście Pijesz wino czerwone z karafki, Ciche morze oczy twe pieści, Domki małe jak białe zabawki. Jesteście tam na południu razem, Tam są twoje suknie, których nie znam, Ręce, które całowałem tyle razy, I pewnie u kapelusza woalka rzewna. Za długo już, moja jedyna... Pomyśl- trzy lata krążę Po hotelach i morskich głębinach I wiem, że uciec nie zdążę. Zabrałaś mi całą duszę. Przyznaję to cicho ze łzami. Tam daleko chcę cię wzruszyć Tymi drukowanymi literami. Przeczytasz to, co piszę, W obcym mieście przy jakimś stole. I dlaczego mnie to pociesza, Że i ciebie to także zaboli? (Z dalekiej podróży, 1926) OGNIWA Srebrna gwiazda zadrgała na niebie. Pachnie rosa, benzyna i bzy. Przytuleni idziemy do siebie I ja czuję to samo co ty. Słyszysz, wiatr, lekki wietrzyk szeleści, Ale minie za chwilę już, wiem. Wiem, że spokój, co płynie po mieście, Jest nieprawdą i tylko jest snem. Jeszcze teraz idziemy złączeni. Usta czule otula nam mrok. Nagle drgniemy we śnie obudzeni, Jakby w pustkę we śnie trafił krok. I znów dalej będziemy szli razem, Lecz te więzy, ten łańcuch już pękł W dwa ogniwa ciążące żelazem, W te dwa serca, które czują lęk. Nic się przecież, nic się nie zmieniło. I wiem wszystko, i czuję jak ty, Lecz osobno serce mi zabiło I osobno serce twoje drży. (Okno bez krat, 1935) YT OT Pamięta nasze młode ręce Stolika marmurowy blat, Gdym dłoń na Twojej dłoni kładł W tej staroświeckiej cukierence. Złocony napis. Okno niskie. R było w słowie TORTY brak. YT OT czytaliśmy wspak. O rzewne yt ot, sercu bliskie. Popatrz w młodości cień ginący, Czyż nie wydaje Ci się stąd, Jak odwróconych liter rząd, Bez sensu, śmieszny, wzruszający? (Okno bez krat, 1935) DAWNE KSIĘŻYCE Przez okno wpółotwarte w pokoju panieńskim Noc pachnąca napływa, kołysze firanką. Lecz mocniej kiedyś nocą pachniał las Ardeński, Gdy szedł leśną gęstwiną Orlando z kochanką. I okno to, i drzewa, i puste ulice, Chociaż noc tak pogodna, w gęstym mroku toną, . Bo takie już na niebie nie świecą księżyce Jak ten, co kiedyś srebrem błyszczał nad Weroną. Inne były imiona, drzewa i napoje, Inne ptaki śpiewały niebu gwiaździstemu, Gdyśmy pierwszy raz wiosną, nocą, szli we dwoje, W owych czasach odległych, dwadzieścia lat temu. (Wiersze 1924-1939) Władysław Broniewski (1897-1962) WARUM Miła ja nie mam słów, a miałem dość ich. Nie wiem, skąd bierze się znów ten lęk radości, czemu znów serce drży jak wtedy wiosną, a łzy zabłysły jak bzy, co w Polsce rosną. Tkliwość. I morza szum. I noc, co milczy. Na Schumannowskie "Warom?" - twój szept: *¦ Najmilszy!..." I trzebaż było tych mąk i tej rozpaczy, gdy dwoje splecionych rąk tak wiele znaczy? (Drzewo rozpaczające, 1945) ZE ZŁOŚCI Kochałbym cię (psiakrew, cholera!), gdyby nie ta niepewność, gdyby nie to, że serce zżera złość, tęsknota i rzewność. Byłbym wierny jak ten pies Burek, chętnie sypiałbym na słomiance, ale ty masz taką naturę, że nie życzę żadnej kochance. Kochałbym cię (sto tysięcy diabłów!), kochałbym (niech nagła krew zaleje!), ale na mnie coś takiego spadło, że już nie wiem, co się ze mną dzieje: z fotografią, jak kto głupi, się witam, z fotografią (psiakrew!) się liczę, pójdę spać i nie zasnę przed świtem, póki z grzechów się jej nie wyliczę, a te grzechy (psiakrew!) malutkie, więc (cholera!) złości się grzesznik: że na przykład, wczoraj piłem wódkę lub że pani Iks - niekoniecznie. Cóż mi z tego (psiakrew!), żem wierny, taki, co to '"ślady po stopach"?... Moja miła, minął październik, miła moja (psiakrew!), mija listopad. Moja miła, całe życie mija... Miła! miła! - powtarzam ze szlochem... To mi życie daje, to zabija, że ja ciągle (psiakrew!) ciebie kocham. (Drzewo rozpaczające, 1945) WIERSZ OSTATNI Tyś mnie kochała, ale nie tak, jak kochać trzeba, i szliśmy razem, ale nie w takt - przebacz. Ja jeszcze długo... Rok albo dwa. Potem zapomnę. Teraz, gdy boli, teraz, gdy trwa, dzwonię podzwonne. A tobie, miła, na co ten dzwon, brzmiący z oddali? Miłość niewielka, błahy jej zgon, i idziesz dalej. Cóż mam od życia? - troskę i pieśń (ciebie już nie ma). Muszę im ufać, muszę je nieść, pisać poemat. Cóż mam od życia? - chyba już wiesz, czujna i płocha? - tylko ten smutek, tylko ten wiersz, który mnie kocha. (Drzewo rozpaczające, 1945) DO... Łatwo westchnąć: '"Miła, urocza" (nie po raz pierwszy), ale te oczy i te Izy w oczach dla moich wierszy... Czarodziejskie i czarnoksięskie, topiel w błękicie, takie oczy - toż to nieszczęście: będą mi śnić się. Jak je nazwać - Gopłem czy Wisłą? Żal w nich pogański. Załzawione, jak kwiat zabłysną, ten świętojański. Za te oczy - wiersz w upominku, jak szczęście krótki: Do widzenia, śliczna dziewczynko, i dalej - w smutki. (Drzewo rozpaczające, 1945) SZCZĘŚCIE Rozmyślam coraz częściej od pewnego wieczoru, że chyba moje szczęście jest zielonego koloru. Więc niech ta zieleń we mnie rośnie i niech mnie zewsząd otoczy drapieżnie, zachłannie, miłośnie - zieleń, jak twoje oczy. Niech mi będzie życie oceanicznym dnem, gdzie pływają morskie straszydła O włosach z wodorostów - zielone! zielone niesamowicie! - i gdzie wszystko jest snem. Przeczytaj tę bajkę, nim uśniesz, jeśli chcesz. Szczęście? - to co dzień dostać jeden uśmiech i zwrócić jeden wiersz. (Drzewo rozpaczające, 1945) NA ODJEZDNE Żadne wiersze tu nie pomogą, alkohol ani łzy: pójdziemy inną drogą - ja i ty. Ale wiersz się sączy i sączy, jak krew, kazirodczo w sercu się łączy tkliwość i gniew, ale alkohol płynie: strumyczek krwi. Ja już wiem, co mnie nie ominie. Drwij. Ale łzy, prawdziwe łzy, rzewne, płyną i gdzież ich kres? Powiesz na pewno: "Szkoda łez". Odjedziesz, zapomnisz, lekkomyślna, czarowna, i tyle. Powiedz, czy jest jakiś sens w łaskawości twych rzęs, żem był jak pochodnia przez chwilę? (Drzewo rozpaczające, 1945) ŻONA Obłoki obłąkane, kolory pokłócone, drzewo przed oknem złamane i-widzę żonę. Czarnieckiego 80, parter z ogródkiem. "Czy przyjdzie na obiad, czy gdzieś się zawieruszy?" - myśli ze smutkiem. A ja idę z autobusu "M", bo muszę, bo już siebie odnalazłem i wiem, gdzie mam duszę. Żona wygląda przez drzwi od ogrodu, w oczach niepokój, a ja myślę: '"Kochana, młoda, i w sercu spokój . Pięć lat tułaczki, więzienia, ona - Oświęcim... Jakże gorzki ten na do widzenia wiersz o "świętej pamięci". (Drzewo rozpaczające, 1945) MOJA MIŁA Ja już nie chcę poetycko łgać, ja chcę widzieć to, na co patrzę, a przy tobie - śmiać się i łkać. Spojrzyj, miła, jaki biały śnieg, nad nim błękit sklepiony jak kościół. Chodź na nartach na tamten brzeg radości. W tym pokoju, pełnym słońca, bez krat, dobrze sercu, ale za ciasno... Wiesz, nie spałem tysiąc lat, teraz chcę zasnąć. Rozpalimy na szczytach gór ogromne ognie, będzie głód, pożoga i mór - ty pomyśl o mnie. Ja tak kocham, jak pada śnieg, jak świeci Orion. Nie ma drutów. Jest tamten brzeg - krematorium. (Drzewo rozpaczające, 1945) PRZYPŁYW Mais si Parlez d'amour car tout le reste est crlme Aragon W morze spienione, w szumiące morze gwiazdy spadały i nikły. Oto ci serce dzisiaj otworzę - to przypływ, miła, to przypływ! Nocy tej księżyc poszedł na przełaj przez srebrne wody Śródziemne, fala do brzegu szła i ginęła, jak giną słowa daremne, fala ginęła, fala wracała, jak miłość, której nie trzeba, i obojętna gwiazda spadała z obojętnego nieba. Miłość konała, jak na gruźlicę konają piękni i młodzi, i w konającej patrzałem lice z rozpaczą, że już odchodzi. Mówiłem sercu: "Milcz o miłości, serce uparte i dumne" - a miłość rosła we mnie jak kościół, dokąd wniesiono już trumnę. Słowa miłości, słowa rozpaczy zdławią noc głuchoniema. Kochać - to znaczy: dotknąć, zobaczyć, a ciebie nie ma... nie ma... Nocy tej przypływ bił o wybrzeże zagniewanymi falami. Byliśmy prości, byliśmy szczerzy, byliśmy smutni i sami. I słów nie było. I niepojęta tkliwość złączyła nam dłonie... Ja nie pamiętam, nie chcę pamiętać, że miłość była w agonii! Ach! ona świeci blaskiem wspaniałym w gwiazd spadających hymnie! Gwiazdy - to mało, morze - to mało, jeżeli miłość jest przy mnie, bo wtedy mogę ująć w ramiona świat od miłości mej szerszy falą wezbraną, falą szaloną nienapisanych wierszy. Miła, ja płaczę... Gwiezdny alkohol ma posmak cierpki i przykry. Fala powraca szemrząc ci: "Kocham." To przypływ, miła, to przypływ. (Drzewo rozpaczające, 1945) Felicja Kruszewska (1897-1943) PROSTYTUTKA Jak przybitą mnie trzymał do łóżka przez noc całą do szarego rana. Spadła czysta na ziemię poduszka, kiedym kładła się z nim spać pijana. Na mej twarzy gorące dyszały usta całe wódką przesiąknięte, i ramiona mnie obejmowały, jakby więzy - jak łańcuchy przeklęte. Och, gorąco było i czerwono i dymiła zgaszona świeca. Twarz miał mokrą od potu i słoną, Dolatywał przykry swąd od pieca. Bóg jest pewno nad wszystko surowszy, że tej nocy nie uczyni krótką. Kiedy zasnął, na brzeg mnie zepchnąwszy, chciałam płakać cichutko, cichutko. Kiedy wreszcie wychodził przedświtem, to mi rzucił pieniądz i wyzwisko. Coś jęczało jak w dzwonie rozbitem to daleko, to znów bardzo blisko. Pełno było dymu z papierosa, w piersiach kłuło mnie coś tak głęboko. Na stół weszłam w koszuli i bosa, otworzyłam okienko szeroko. Było cicho - cicho - błękitno. Mały wróbel po dachu skakał. Coś krzyknęłam okropnie do Boga. Bóg zrozumiał. Białym śniegiem płakał. (Przedwiośnie, 1923) BRZOSKWINIE Pijemy dziś herbatę w obrosłej winem altanie. Ja jestem bardzo poważna, mówię ci grzecznie: Panie Siedzisz niedbale w fotelu i palisz papierosa. Brzęczy gdzieś w cukiernicy łakoma duża osa. Słońce się stacza ukośnie. Za chwilę topolę minie. Podsuwam ci na paterze duże złotawe brzoskwinie. Brzoskwinie świecą w krysztale, jak ciepłe różowe latarki. Pokryte są lekkim puszkiem, jak moja skóra na karku. Lecz najpiękniejsza jest chyba ta, która leży na wierzchu, różowi się i złoci w łagodnym błękitnym zmierzchu. Okrągła, duża, pachnąca, wygląda jak zapłoniona. Jest pewno miła w dotknięciu, jak moje nagie ramiona. Bierzesz ją lekko w palce, przymrużasz trochę oczy, rozrywasz ją ostrożnie, sok ci po palcach broczy. Wyjmujesz serce - pestkę (sok w niej upojny chlusta), różowe, słodkie mięso wkładasz w najdroższe usta. Nagle pochylasz ku mnie młode, wysmukłe ciało i pytasz bardzo serdecznie: Mój Boże! Co pani się stało? Nie umiem odpowiedzieć, a łzy mi płyną, płyną... Chciałabym... Tak! Właśnie bym chciała być tą różową brzoskwinią! (Stąd - dotąd, 1925) Beata Obertyńska (1898-1943) KŁĘBEK Chcesz serce me wziąć na spytki by rzekło co się w nim kryje? Jak w kłębku ciemnej włóczki znajdź tylko koniec nitki, potem już prędko pójdzie... Serce się cicho potoczy, potula, odwije, odkręci... Nim samo to zauważy obiegnie siebie sto razy... I tym nie zdziwi się wcale że zacznie topnieć i maleć... Bez tchu, w sprężystych podskokach, w odwrotną toczy się stronę, tak się nareszcie odmota, tak się nareszcie odwinie, że go samego nie stanie, a za to, na dywanie, we czworo ciasno złożone znieruchomieje Twe imię... (Klonowe motyle, 1932) Stanisław Baliński (1899-1985) ZULEJKA WYSYŁA LIST MIŁOSNY Transkrypcja z Nizamicgo Zulejka do Jussufa po serdecznej walce Wysyła list, wezbrany od łez i zapachu Tulipanów, którymi przesycone palce Kreśliły słowa pełne miłości i strachu. Karawana wielbłądów o gwiezdnej północy Rozwinęła się w długi łańcuch serc wypukłych I odeszła. Z nią poszedł list. Za listem - oczy Zulejki, zapatrzonej w czarne grzbietów słupy. Kiedy zniknęła poczta i przepadło wszystko, Noc nachyliła nieba świecące gałęzie I gwiazdom pozwoliła sypać się jak listkom, I Zulejkę oplotła srebrzystą uwięzia. W klatce nocy szumiały groźne listu słowa, Jak ptaki czarnoskrzydłejak wichury dzikie, Przewaliły ją na wznak i rozdarły głowę: "Dlaczego list wysłałam? - zawołała z krzykiem. - O, słowa, które myślą rządzicie wieczyście, O, wysłańcy serc biednych, o, losu łabędzie, Zapłońcie, gdy was czytać będzie, promieniście Albo dajcie mi umrzeć, gdy czytać nie będzie." (Wieczorna Wschodzie, 1928) KOCHANKI POETÓW ROMANTYCZNYCH To nie jest wonny ogród ani ogród wiosny, Nie ma tu łąk kwitnących i wiatrów zielonych, Tu jest cicho i smutno, jak w książkach zgubionych, Jak w słowach, co straciły swój oddech miłosny. Tu, nad wodą zamarłą, wśród wygasłych liści, Wśród ruin nieruchomych i pustych szaletów, Mijają się ciemniejsze od zmierzchów cienistych, A jaśniejsze od nocy kochanki poetów. Między wieczorem długim a nocą splątaną Z drzew wierzchołkiem błąkają się te smutne panie; Od "jutrzenki wschodzącej" do "gwiazdy, co gaśnie", Pełne słów oszalałych i bez słowa właśnie. Niebo nad nimi zwisa granatowym ciałem, Przebite jednym cięciem przez dwie krzywe szpady: To patrzą sobie w oczy w osłupieniu białem Horyzont już blednący, księżyc jeszcze blady. A one ze słów trwalszych niż miłość poczęte, Od tych samych słów teraz muszą wiecznie gasnąć, Za wysokie o półton, nieme i zaklęte, Czekają, aż na zawsze noc pozwoli zasnąć. Ale choć dzień skończony i zmierzch drży jak wiolin, Nigdy się nie rozpocznie noc słońcu wzajemna I nigdy sen nie przyjdzie w słodkiej aureoli, Żeby zagasić oczy, co są na pół ciemne. Gdy tak mroki nie gaszą, a dzień nie zapala, Jakże trudno was pojąć, zamglone postacie; Jedyny znak świetlisty, jakim powiewacie, To imiona są wasze jak tytuły ballad. Miłe imiona wasze, kochanki wybranych, Które, przepływające liliowym szeregiem, Widzę w dawnych ogrodach jak szale rozwiane, Jak szale staroświeckie nad sadzawek brzegiem... I za wygasłą sławę waszych imion piję, Kiedy czasami w przeszłość poezji opadam, I za ciebie, do której przez Juliusza życie Powracam, Ludwiko blada. (Wieczór na Wschodzie, 1928) FIOŁKI Fijołki, u nas w lesie nie pachną tak mocno, Jak te, co zakwitają na parmeńskich targach, I zakochanych słowa pod niebem północnym Nie drżą tak niecierpliwie, jak na cierpkich wargach Łaskawego Południa, gdzie wszystko jest prostsze, Gdzie oczy - wyznaniami, usta ciałem płoną, Gdzie wszystkie, prócz zieleni, barwy są najsłodsze. U nas właśnie inaczej. U nas jest zielono. W chłodnej zieleni lasu błądzimy oboje, Patrz, pierwsze fiołki kwitną w zamrożonej rosie, Jeszcze lśnią w moich rękach a już gasną w twoich, Gdy ci je na dzień dobry daję z drżeniem w głosie. Dziękujesz, ale w głosie nie słyszę podzięki, Uśmiechasz się, a smutkiem przyjaźni powiało, I fiołki opadają na ścieżkę z twej ręki, Jak słowa niepotrzebne... Tyle z nich zostało. Ale głos wczesnej wiosny dotąd we mnie dźwięczy, Jakbym dotąd nie wierzył, żem żądał zbyt wiele; Taka już być musiała ta miłość młodzieńcza, Gorzka jak zapach fiołków i chłodna jak zieleń. (Niepokój świata, 1928-1938) WIŚNIE Kiedy u nas na Litwie Pierwsza wiśnia zakwitnie, Pierwsza wiśnia jak płatek marzenia, Spotykamy się z sobą, Ze mną ty, a ja z tobą, Zakochani z pierwszego wejrzenia. Kiedy potem na drzewach Pierwsza wiśnia dojrzewa, Pierwsza wiśnia czerwona i wonna, To mówimy do siebie, Do mnie ty, ja do ciebie, Że ta miłość już będzie dozgonna. A gdy wreszcie w ogrodzie Pora wiśni przechodzi, Razem z nią pryska miłość kapryśnie, Więc żegnamy się z sobą, Ze mną ty, a ja z tobą, A na drogę weź koszyk. To - wiśnie. (Niepokój świata, 1928-1938) O TAMTEJ... Z tamtą było kapryśnie i było niepewnie, Gdy prosiłeś o serce, drwiła z ciebie płocha, A gdy chciałeś porzucić, wzywała cię rzewnie, Trudno ją było lubić, trzeba było kochać. Ta nigdy nie jest zmienna i nie jest powiewna, Ma uśmiech pogodniejszy i słowa łaskawsze, Możesz jej ufać wiernie, nie zdradzi - rzecz pewna, A kiedy powie słowo, dotrzymuje zawsze. Tamta mnie opuściła, tamtej nie ma ze mną, Ta przyszła i uściskiem objęła serdecznie, i chociaż mi z nią dobrze i chociaż bezpiecznie, Za tamtą mi jest smutno, za tamtą mi ciemno... (Wielka podróż, 1941) TAJEMNICA WŁÓCZĘGI I SEKRET MIŁOŚCI Tajemnica włóczęgi i sekret miłości Najbliższe są nam w porze zmierzchów i poranków, Bliski jest więc włóczęga niknący na moście I bliska jest ta para spóźnionych kochanków, Co wracają dorożką po miłosnej nocy, Której czar tajemniczy poparzył im oczy I granatowe smugi położył na twarzach. Złożyli młode głowy na wiązance kwiatów I jadą tak przez miasto w cieniu dorożkarza, Jeszcze wierni miłości, a już obcy światu. (Trzy poematy o Warszawie, 1945) Jan Brzechwa (1899 -1966) DO PODLOTKA Masz dopiero szesnaście lat, A ja przeszło trzy razy więcej, Co powiedziałby na to świat, Gdybym teraz twą młodość skradł I twe głupie serce dziewczęce? Ale wie o tym każde z nas, Że różnica wieku się zmniejsza, Że gdy jakiś upłynie czas, Ja dla ciebie będę w sam raz I ty zrobisz się stateczniejsza. Mam na włosach siwizny śnieg, Spiesz się, prędzej swe włosy ośnież, Goń mój, goń mój podeszły wiek, A ja pilnie będę cię strzegł, Będę czekał, kiedy wyrośniesz. (Liryka mojego życia, 1968) WIERZĘ Wierzę w moje przeznaczenie, Które wiąże mnie z tobą. Czym ja byłem przedtem? - Cieniem, Własną moją żałobą. Wierzę w słowa, co są hymnem Na twoją wonną chwałę, Wierzę w serce twoje zimne, Wierzę w piersi twe białe... Kto przed tobą się ukorzył, Tego łaska osłania, Bóg w natchnieniu był, gdy tworzył Dzień naszego spotkania. 1942 (Liryka mojego życia, 1968) OCZEKIWANIE Czekam dzisiaj na ciebie. Czy wiesz, co to znaczy Na ciebie, miła, czekać, jak ja - nadaremnie? Nie ma gorszego smutku i większej rozpaczy, I męki, co jak płomień przepływa przeze mnie. Minuty i sekundy oczy moje liczą. Jest ich wiele. Godzina mija za godziną. A ja czekam i serce zatruwam goryczą I łzy niepowstrzymanie po twarzy mi płyną. Już nie przyjdziesz, nie przyjdziesz! Spełniłaś-tę zbrodnię, Która mnie tak okrutnie przybliża do grobu. Obok snują się twarze, mijają przechodnie... Ciebie jednej nie widać! I nie ma sposobu. Zaraz, wyjdę, pobiegnę... Może cię dopadnę Za węgłem, na ulicy i gniewem ogłuszę; I ręce ci wykręcę, ręce takie ładne, I będę wniebogłosy przeklinał twą duszę. Nikczemna! Znowu we mnie obudziłaś zwierzę, A ja tego żałuję i wstydzę się później. Już korzę się przed tobą, u stóp twoich leżę, A jeszcze się buntuję, złorzeczę i bluźnię. (Liryka mojego życia, 1968) OPACZ (fragmenty) Kochanko moja! Przyjdź i popatrz, Jak się zabija tutaj czas, I jak to dziwne stowo "Opacz" Tak nieopatrznie dzieli nas. Albo nie przychodź. Będzie lepiej, Jeśli zostanę tutaj sam. Niech serce w sobie się zasklepi, Tak przecież lepiej będzie nam. A jestem, zresztą, sam o tyle, Że nie ma ciebie. W jakąś dal Odeszły wspólne nasze chwile, Których mi nieraz bywa żal. Nie jestem sam. Od lat już wielu Przyjaciel dzieli ze mną los, I gdy zawołam: ""Przyjacielu!" Już słyszę miły jego głos. Piszemy wiersze, gramy w szachy, I wspominamy dawne dni, - A żaden z nich nie bywał błahy - I później młodość nam się śni. Niekiedy pada czyjeś imię I zapomnianą wskrzesza twarz, Co w papierosów gęstym dymie Przepływa drżąc przez pokój nasz. (...) Nie śpię. Ktoś puka w nasze okno, Adamie, otwórz! Puka ktoś! Niech dzieli z nami noc samotną, Ktokolwiek przyszedł. Idź i proś. Lecz kogo w nocy losy niosą? Pora niezwykła. Któż, to, któż? Jesteśmy obcy ludzkim losom I nikt nie tęskni do nas już. Nie wierzę oczom. Ukochana! Ty, o tej porze? Siadaj! Mów! Tak późno! Czemu? Jaka zmiana Sprowadza ciebie do mnie znów? Co? Chcesz się ogrzać? Dziecko biedne, Od dawna chłodny jest nasz dom, Po nocach z zimna drżę i blednę, A w piecu śpi wędrowny gnom Daj mi twe ręce Jakie sine! Raz już umarłem dla tych rąk, Powtórnie teraz przez nie ginę I to jest mój zaklęty krąg. I to jest twa nade mną władza, Która pomimo wszystko trwa; Co cię, najmilsza, dziś sprowadza, Siądź, mów... A ja rozpalę drwa. Stanęła przy mnie uśmiechnięta I rzekła śmiechem tłumiąc płacz. "Ja o was myślę i pamiętam, Podaj walizkę moją. Patrz, Jest chleb, warzywa, trochę kawy, Owoce, mąka, paczka «Mew»..." - Patrzyłem na ten chleb łaskawy, A w sercu ciemna stygła krew. Przestała mówić. Wicher szumiał, A ona głaszcząc moją twarz Znów rzekła: "Tyś mnie nie zrozumiał? Jak ty mnie mało jeszcze znasz! Mój każdy sen jest snem o tobie, Dla ciebie dniem się staje dzień, I spójrz! Powieki moje obie Zasnuwa twoich smutków cień..." Przerwała. Szlochem drgnęło ciało, I popłynęły łzy jak groch, I nic poza tym się nie działo, Jedynie ciałem wstrząsał szloch; Jedynie wzrok mój pilnie śledził Ramiona pełne tkliwych łask, I pieścił włosy barwy miedzi, Na które padał lampy blask. Po chwili rzekła: "To jest ładne, Że ci przynoszę chleb i sól, Że serce tkliwe, choć bezładne Odczuwa taki rzewny ból. Nas nie rozłączy żadna siła, Ni żaden los, ni żaden czas..." A potem długo mnie pieściła, I rdzawy świt nie zbudził nas. Gdy odjeżdżała, usta blade, Com je na ustach jeszcze czuł, Szepnęły: "Wkrótce znów przyjadę..." I słowa porwał turkot kół. 1941 (Liryka mojego życia, 1968) EROTYK Przez okno kwadratowe Widzę wąsate drzewa, Odkąd wdały się ze mną w rozmowę ¦ Śpiewam... Przez kwadratowe okno Widzę, że jesteś młoda, A ja noc miałem taką samotną - Szkoda! (Liryka mojego życia, 1968) WYZNANIE Piersiom twoim hosanna! I pogarda światom, Co bogów swoich wielbią w obojętnym niebie, Bo ja, choć lichszy jestem niż najlichszy atom, Żyć nie mogę bez ciebie ni umrzeć bez ciebie! Na wieczność odsączyłaś krew od mego serca, Co wszystko ci za wszystkich pragnęło przebaczyć; Nie tyś je uśmierciła, bo cud nie uśmierca, Jeno los, co mi nie dał znów ciebie zobaczyć. Ja wiem, że będziesz łzami znaczyła wspomnienia Burzy, co błyskawicą dwie odchłanie łączy, Lecz ja nie znajdę nigdy w twych łzach ukojenia, Bo rozpacz nie ma końca. I już się nie skończy! Tak cierpię, że nieledwie umieram pomału, I nie ma już modlitwy na mych wargach drżących... Piersiom twoim hosanna! I zbawienie ciału. I litość wiekuista dla serc miłujących! (Liryka mojego życia, 1968) Jan Lechoń (1899 -1956) "PYTASZ, CO W MOIM ŻYCIU Z WSZYSTKICH RZECZĄ GŁÓWNĄ... ¦ Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną, Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno. Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję. Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje. Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej, To one pędzą wicher międzyplanetarny, Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała, Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała. Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci, By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia - I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia. Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci. przypisane Wacławowi Zyndramowi - Kościółkowi (Srebrne i czarne, 1924) SPOTKANIE Dzisiaj nocą samotną, spędzoną bezsennie, Po promieniach księżyca, jakimś dziwnym tchnieniem, Sam nie wiem, jak się nagle ocknąłem w Rawennie I z dawno utęsknionym spotkałem zwidzeniem. Przez otwarte ktoś okno grał cicho na flecie, I wiatr lekki woń przyniósł duszącą, upojną - Jak w mistycznym w nią szedłem wplątany bukiecie, Pod nieba wyiskrzoną kopułę dostojną. "Będziecie wysłuchani tęskniący, więc proście!" Jak przez Boga zaklęty przymknąłem powieki - I tyłkom jakiś dziwny posłyszał szum rzeki, A później, później Danta ujrzałem na moście. "Tyżeś to, ty, mój mistrzu! Dlaczego tak blady I czemu taki dziwny niepokój cię żarzy? Przychodzę cię ubłagać o sekret twej twarzy, Nic nie wiem. Zabłądziłem. I proszę twej rady." On to rzekł, czy rzekł księżyc, czy woda to rzekła. Padłem, głowę ukrywszy rękami obiema: ""Nie ma nieba ni ziemi, otchłani ni piekła, Jest tylko Beatrycze. I właśnie jej nie ma." przypisane Marii Brydzińskiej (Srebrne i czarne, 1924) SPRZECZKA Już zimny dzień jesienny zaczyna omdlewać, I w myślach szukam kształtu twej drogiej postaci, I ból, co mną nurtuje, wszechwładną moc traci. Pójdziemy do ogrodu. Nie warto się gniewać. Patrz, księżyc nad jezioro zza chmury wypływa, W milczeniu stoi ogród jak mlekiem oblany, I tylko czasem, z trzaskiem pękają kasztany. Wsłuchajmy się w tę ziemię; jest chyba szczęśliwa. W akacje płynie fala zimnego przewiewu - Ach! Niechaj nas przepływa, ach! niechaj w nas wieje I niechaj nas oczyszcza, jak z liści aleje - Nas, ślepych na swą miłość, pobladłych od gniewu. (Srebrne i czarne, 1924) "O! JAK SIĘ STRASZNIE WLOKĄ TE DŁUGIE GODZINY... " O! Jak się strasznie wloką te długie godziny, O! Jak dzień pełen trwogi. O! Jak noc milcząca. Do dania mam tak wiele - połowę mej winy, A dłoń mi ją kochana ze wzgardą odtrąca. Lecz wierzę, że jak wszystko - i miłość się znuży, Jak dzieciństwo mgłą wspomnień zasnuje błękitną, Gdzieś w kącie utkwi serca, jak kolec od róży, Bolesne przypomnienie, że kwiaty gdzieś kwitną. (Srebrne i czarne, 1924) "NA NIEBO WYPŁYWAJĄ BIAŁYCH CHMUREK ŻAGLE..." Na niebo wypływają białych chmurek żagle, Od twojej płynie strony niebieska fregata, Nie do mnie, nie od ciebie. I poczułem nagle, Że już nigdy nie będzie, jak zeszłego lata. Noc przyjdzie księżycowa i w twoim ogrodzie Na srebrnej trawie cienie ułoży ogromnie. A później będzie koła rysować na wodzie, Gdy będziesz szła ogrodem nie ze mną, nie do mnie. przypisane Wandzie (Srebrne i czarne, 1924) NIECZYSTOŚĆ Jedno długie spojrzenie, ach! ileż potrafi Rzucone w moją stronę prawie nieostrożnie. Ach! Jakąż jest rozkoszą oglądać bezbożnie To wszystko, czego nie ma na twej fotografii. Wszystkie dnia mego sprawy są tylko marzenia, Które noc porozprasza, sen z myśli wypłoszy; Bo cóż da rozkosz wargom, gdy pragną rozkoszy. Cóż może olśnić oczy, gdy pragną olśnienia. Noc z tobą - to jest jedno, co jak haszysz działa, Tylko jedno, w co można wierzyć bezprzytomnie. I nie wiem, czy jest miłość oprócz twego ciała, I wiem, że mnie nie kochasz, że zapomnisz o mnie. (Srebrne i czarne, 1924) ZAZDROŚĆ Jest mi dzisiaj źle bardzo, jest mi bardzo smutno, Myśli mam zwiędłe, chore, jak kwiaty na grobie, Za oknem wisi niebo niby szare płótno. Nie mogę cię dziś kochać i myśleć o tobie. Między nami jest przepaść, przepaść niezgłębiona, I choćbyśmy wykochać po brzeg dusze chcieli, To wszystko, co nas łączy, jest miłość szalona, A wszystko, co jest prawdą, na wieki nas dzieli. Wiem teraz: to jest jasne jak słońce na niebie, I musi skonać serce pod ciężką żałobą, Bo nigdy cię nie wezmę na wieczność dla siebie. Ty nigdy mną nie będziesz, a ja nigdy tobą. (Srebrne i czarne, 1924) GNIEW Ty masz różne miłości, ja tylko - otchłanie, W które coraz mnie głębiej twa nieczułość strąca. A jednak tyś jest światłość, tym mrokom świecąca. Gdy cię kochać przestanę - co się ze mną stanie? Złe myśli w moim sercu jak zgłodniała lwica, Jak pod wzrokiem pogromcy cichną pod twym wzrokiem. O! wstępuj w moje serce kochaniem głębokiem, W dzień jak słońce palące, w noc - jak blask księżyca. Mówisz, że gniew mam w oczach. Bo po nocy błądzę I darmo wzrok mój światła w ciemnościach wygląda. Bo tyś jest razem piekło, gdzie rodzą się żądze, I niebo, w którym miłość niczego nie żąda. (Srebrne i czarne, 1924) APOKRYF Twych ust przeciągła słodycz, smak nie do nazwania, Twych oczu głąb bezdenna, smutek przeraźliwy, I głos twój monotonny, głęboki a tkliwy, To wszystko mnie ku tobie, zwątpiałego, skłania. I kiedy twoje usta ustami otwieram, Czuję jakbym mej duszy znów otwierał blizny, I piję z nich te słodkie, duszące trucizny, Z których moc mam do życia, od których umieram. Lecz czego chcę najwięcej, umykasz mi zdradnie I kiedy jestem z tobą o szarym wieczorze, Całuję twoje oczy i widzę w nich morze. Serce twe jest jak perła. Leży w morzu na dnie. (Wiersze rozproszone, 1917-1941) MANON Wśród burz, co już szaleją i co grożą z dali, Kiedy wszystkie się siły rozprzęgły w naturze, Ocalić można wszystko, jeśli się ocali To co nas robi ludźmi: nasze własne burze. Więc patrzaj nieulękły, jak czyha zatrata Na tle miast wspaniałych i świat cały płonie, I nie łam rąk, gdy widzisz, że się łączą dłonie I usta, niepamiętne ginącego świata. Czy słyszysz? Gdy w gruz pada, co wznosiły wieki, W Weronie pod bombami w ogromnym płomieniu Do Julii Capuletti Romeo Montecchi Wśród nocy, utęskniony, woła po imieniu. Szirneno! Której szarfa bohaterów wieńczy, Jak nic cię nie zmieniły te wojny wciąż krwawsze! O Fedro, Mario Stuart, o Beatrix Cenci! Wśród świata, co się pali, cierpicie jak zawsze. Więc ty na nic nieczuła, zawsze nieostrożna, Manon, której się serce co chwila odmienia, Spójrz na mnie ty, dla której jednego spojrzenia Przebaczę, czego nigdy przebaczyć nie można! (Aria z kurantem, 1945) MICKIEWICZ ZMĘCZONY Powróciwszy do domu od Sekwany strony, Mickiewicz się rozebrał z splamionej czamary i położył na łóżku. Nie był jeszcze stary, Lecz bardzo wiele cierpiał i był już zmęczony. I oto ledwo zasnął, a w tej samej chwili Zobaczył starą ławkę nad srebrnym jeziorem I w sukni, którą miała pamiętnym wieczorem, W lekkiej woni akacji spłynął cień Maryli. Jej wargi wyszeptały: "Nasza miłość - cmentarz, Między nami jest morze rozlane ogromnie, I za dnia tylko bitwy i wodzów pamiętasz, Lecz kiedy zamkniesz oczy, zawsze myślisz o mnie." (Aria z kurantem, 1945) ALINA Wiatr wiosenny z ulicy porwał garstkę śmieci I niesie strzępy gazet z otwartych lufcików. Nad ściekiem, gdzie się z krzykiem bawią brudne dzieci, Przystanął biedny wózek z pękami goździków. Jak welon płynie za mną smuga lekkiej woni I staje się znów żywe, co spało tajemnie. Powracasz znów, umarła, i widzę w twej dłoni Goździki, któreś wtedy dostała ode mnie. W mym sercu jak w bursztynie na zawsze przetrwały, Choć ziemią przywalone: twych włosów ozdobny Kask złoty i kształt cudny twojej ręki białej I głos twój do żadnego w świecie nie podobny. (Marmur i róża, 1954) Bruno Jasieński (1901-1939) MIŁOSC NA AUCIE Było złote, letnie rano w szumie kolnych heksametrów. Auto szło po równej szosie zostawiając w tyle kurz. Zbity licznik pokazywał 160 kilometrów. Koło nas leciały pola rozpluskanych, żółtych zbóż. Koło nas leciały lasy i zagaja, i mokradła, Jakaś łąka, jakaś rzeka, jakaś w drzewach skryta wieś. Ja objąłem Panią ręką. żeby Pani nie wypadła. Wicher zdarł mi czapkę z głowy i po polach poniósł gdzieś. Pani śmiała się radośnie błyskawicznym tremolando, Obryzgany Pani śmiechem śmiał się złoty, letni dzień I w dyskretnym cieniu ronda z żytnich kłosów ogirlandą Nasze usta się spotkały jeszcze pełne świeżych drgnień... Może pani chciała krzyczeć? Świat oszalał jak od wina... Wiatr gwałtowny bił w policzki, wiatr zapierał w piersiach dech. Auto szło wariackim tempem 160 wiorst godzina. Koło nas leciały pola, kępy drzew i czuby strzech. (But w butonierce, 1921) Julian Przyboś (1901-1970) DALEKA, CO NOC BLIŻSZA Daleka, co noc bliższa, oddaleńsza co dzień! Mój sen, jak z bromku srebra, wywołał cię z nocy. Pod pełnym, wypełniającym cały szafir księżycem pamięci spoczęłaś lekko jak tlen na moim oddechu i znikając - o wschodzie kukułki podawały sobie echa, echo echu nachylało okolicę i powietrze było jasnym przywidzeniem twojej tutaj obecności - i, znikając, ze stu niewypełnionych twoim ciałem nocy wynurzyłaś się promiennie na fotografii naga jak dzień w dwu nocach. I narcyzy zakwitły koło domu wszędzie, od wspomnienia twoich stóp do słońca. (Miejsce na ziemi, 1945) SŁOWIK Skryty w cierniach tarnin i malin naglił noc - i mijała, i szlifował swój głos i świst, i wyciągał swój śpiew w cienki włos. I wił tkliwiej i cieniej twój złocisty lok koło ucha. Słuchaj, słuchaj - dalej: przenoś, miła, słowika ze słyszenia - w widzenie: to skowronek, to świt. Oto widzę jaśniejącą twoją brew. I dotknęłaś rzęsami moich powiek. Tchnąłem słowo - odpowiedz. Spojrzyj: słowik na każdym czubku drzew znika podlatując w jednowymiarowość i najdźwięczniej, i najbezimienniej - w ciszę. "Kocham" - słyszę. (Poezje zebrane, 1978) Nina Rydzewska (1902 - 1958) MIŁOŚĆ SKOŃCZONA Obraz To ta, co go krwią swoją gorącą na wszystkie noce urzekła. Co go parzyła i piekła uścisków swoich upałem. Bez niej noce były białe i chłodne. Z nią - czerwone jak piekło, rozgrzane, jak ziemia słońcem, jej kremowym ciałem. Leży w niebieskiej pościeli, jak żyjąca umarła. Nie ciska się, nie wyje z rozkoszy i radości. Kremowe, ciepłe plecy na skrzyżowaniu rąk wsparła. Mężczyźnie serce zalały gorące przypływy miłości. Mężczyzna ma profil niebieski, kanciasty i martwy, jak kant rzeźbionego łóżka, w który wparł się czołem. Za oknem jest noc zamazana, blada i wytarta i sterczy drzewo kanciaste, malowane smołą. Mężczyzna myśli powoli, w takt wolnego walca, zaczepia oczami noc w oknie i kota na dachu. I liczy ostrożnie, cierpliwie, ciężkie minuty na palcach----------- Tak bardzo wolno wędruje słońce ze wschodu na zachód... Kuśtykają minuty rozwlekłe za czyimś pogrzebem. Coś - zabite - umarło. I coś się na zawsze skończyło. Pocałunki nie brzęczą, jak muchy, pod wypukłym niebem, bo wargi ostygłe i suche całować nie mają już siły. Z drzew dawno opadła wiosna. I serce już nie jest nabrzmiałe. Nuda sterczy za oknem i powiewa, jęcząc... Księżyc gwiazd rogiem nie bodzie, wyblakły i ospały. Kałużą noc się rozlała. Serce ściśnięte obręczą. Jest cicho. Mężczyzna już wszystkie pocałunki z ust kobiety zcałował. I jest tak, jak po skończonym dramacie w teatrze. I nie ma już o czym mówić. Spaliły się wszystkie słowa. I nie ma już na co patrzeć. Tak długo w oczy jej patrzał... (Miasto, 1929) Władysław Sebyła (1902-1940) "TYLKO RAZ KRZAKI STAJA W BIAŁYM ŚNIEGU KWIATÓW..." Tylko raz krzaki stają w białym śniegu kwiatów. Oczy są fijołkami, A wiatr głaszcze - i pachnie włosami, Wiosennym ciepłem wieje od dalekich światów. Wtedy burze są szczęściem, a słowa muzyką, A śmiech jest błękitnym niebem. I oczami są zielone gwiazdy, Największymi smutkami odjazdy, A marzeń niespełnionych ból - powszednim chlebem. I nie masz wtedy mocy, co by się oparła Nocy, Trylom płynącym z słowiczego gardła I ciszy pachnących warg. Bo oczy są fijołkami - i niebem, A wiatr pachnie suchymi włosami. I pod wiewem dalekich, błyszczących światów Zielone krzaki stają w białym śniegu kwiatów. (Poezje zebrane, 1981) TRZY MITY I. AKTEON O bezwstydna madonno, biała panno z gór, widuję cię co noc idącą do kąpieli, kiedy księżyc, ptak nocny, wychynie zza chmur nad taflę wodnej topieli. Idziesz cicho jak światło i zapadasz w prąd z pluskiem, co granie fletni przypomina, 1 płyniesz rozgarniając sennym ruchem rąk ciekły blask, szumiący w wiklinach. Przytrzymanym na smyczy zmilknąć każę psom, aż na moim wynurzysz się brzegu i uniesiesz ramiona, przesłonięte mgłą wodne kwiaty, bielsze od śniegu. O bezwstydna madonno, Diano, panno z gór, wiecznej młodości katedro, spojrzyj, niechaj jeleniem poskaczę przez bór, niech własne psy mnie rozedrą! II. SELENE A jeśli nie zabiję, to zbudzę cię ze snu pocałunkiem, o duszo, śniąca w zimnym świetle! Już mgłami mrok nadrzeczne topieliska przesnuł 1 drgają niewidzialnych chrabąszczy basetle. Zaraz spadnę na ciebie, w blasku cię roztopię i wnet budzić cię będę palcami z promieni, zmącę oddech spokojny, senny świat wytropię i wejdę weń dziewczyną, która się rumieni. Miłujesz mnie. Wraz z tobą po twoich snach płynę... Lecz twe zbudzone ciało nie dla mnie tak płonie! W snach twoich widzę! pieścisz nieznaną dziewczynę! to nie ja, to nie ja, Endymionie! III. DAFNE Na próżno mi umykasz. W lesie cię doścignę, Przy źródle śpiewającym przeźroczystym fletem, I nim zdyszany biegiem w cieniu drzew ostygnę, Boskim ramieniem ścigłą kochankę opletę. Nie trwóż się. Nie uciekaj! Zatrzymaj się, dziewko! Umiłowana moja, zbądź wstydu i lęku. Już po tropie twym biję ziemię stopą krewką... Mam cię... I tylko liście lauru ślizgają się w ręku. (Poezje zebrane, 1981) "O, SERCE SERCA MEGO!... " O, serce serca mego! Bijąca krwią krynico! Rozwiał się twój beztroski śmiech nad przepaściami. Jak szmaragdowe gwiazdy w noc twe oczy świecą. Nad wyschłym źródłem płaczę co noc rzewnymi, dziecięcymi łzami. Co wieczór śpiewa mi bijące serce odwieczną krwi piosenkę, Co wieczór kładzie sen na oszalałe serce przygniatającą rękę. Wariackie sny! czemu co noc wstajecie, by przypominać? Czemu co noc nad zbłąkaną głową tęczowy łuk się napina? Czemu co noc drażni mi nozdrza wilgotny kwiatów zapach? W kasztanach krople dżdżu szeleszczą po liści palczastych łapach? W wielkiej cichości w mroku gwiazd majestat wód się przelewa... W ogrodzie róż o gruby żwir wiosenna szumi ulewa... Czemuż co noc budzisz się młoda, o bezpowrotna wiosno? Wszak pąki nie strzelają już i drzewa przestały rosnąć. Wiem, że to tylko twe uśmiechy i oczy dziewczęce pod sklepem czaszki tkwią. O, serce serca mego! Znów utracona wiosno! Krynico bijąca krwią! (Pieśń s:czurolapa, 1930) Jan Brzękowski (1903-1983) PIERSI ANITY Tańczyła niebiesko Anita hawajka piersiami kołysząc me serce na rękach dymiła ambrą płowowłosa fajka mdła kadzielnica w wielkanocne święta syczały na nogach złote bransolety w uszach szumiały perły fluoryzujące czarniawe kobry pełzały po dżetach łoskotał powietrze gąszcz pach gorejący. patrzę jak święty drzemiący w pasztecie Anito - co ci to, jukelili - tak kwili dziwnie się plecie na tym Bożym świecie nie odpinaj piersi Anito... anito... ani... to (Na katodzie, 1928) PRAWA NEWTONA Nocą gdy widzisz we śnie piersi kobiece otwierasz niebo przybrane pawiami spadasz w nie na mocy prawa ciężkości rządzącego światem i snami blada mgła nad oczyma z sutek i ze szkła ślepym stylem powikłań zeszła ciężko oddychasz widząc schodzący po schodów poręczy sexus kobiecy - w tęczy (Na katodzie, 1928) KOBIETY MOICH SNÓW Znany jest ciężar barwa słów a jednak jest inaczej - po grzywach zbóż po ziemi siwej i spragnionej kroczyły głucho jak ciężarne klacze biodrami kołysząc z wiatrem gór kobiety moich snów niebo miedziany pożar krzyczał - krzyczał coraz szerzej a w dole rosło słońce, słońsze - jak krew słone, w usta wchodziło drżący ptak. Znad drzewa horyzont południe na niebieskiej tarczy mierzył nad zatoką zawisał mleczną piersią czerwone morze przebieliła mewa gdy - słońce ścinając głowy głowę kobiecą w widnokrąg wpuściło odciętą jak pniak. (zaciśmęte dookoła ust, 1936) Józef Czechowicz (1903-1939) MIŁOŚĆ przedświt się czule czołgał przez mroczne puszcze i chaszcze noc przed nim płynęła wołgą górą krążyła jak jastrząb u dróg ciemnych z niebem twarzą w twarz chaty toczyły się w ciżbie miłość bez gwiazd miłość tlała po izbach usta spadają na usta młotem mocno ciemność sprzęga pierwsze uściski młode nieskończoną wstęgą ciało się ciałem nakrywa pachnącym świeżą śliwą ramiona w gorącej przestrzeni zamykają się ciemnym pierścieniem tapczan twardy zgrzany jak rola orzą chyże lemiesze kolan aż zamiast pszenic wschodzących i żyt zaszemrze srebrem świt zastuka do okien biało podnieść oczy spojrzeć z uśmiechem to kwitnącej czereśni gałąź zgięła się pod strzechę (Dzień jak codzień, 1930) NARZECZONA wszedł na falę łucznik jutrzni pięść wparł w głąb ściekał długo złotą strugą migotał w łuskach w ciemnym złocie liśćmi ociekł jak strugą dąb w ciemnym świcie wichru wycie i pustka a cóżeście to tak wodę zmącili czemu kuźnia pod dębami nie dzwoni noc zesuwa się niebieska jak kilim w czarnym krzyku gniazd wronich wychodziły białe chaty na ług jeszcze stoi wielka rosa na ziołach wyjdźże młoda przestąp próg spojrzyj w ranek malowany spojrzyj bystro dookoła ukochany nie wołaj mam na oczach marę senną piękniejszą a cóżeście to tak dymy rozwiedli że w siności tej nie widać wsi całej świtem rankiem słońce sunie spod jedlin jak twarz moja zuchwale ustawiały się rzędem płoty chochołami róż kołysał zły wiatr wyjdźże młoda na jesienne zaloty spojrzyj chłopak u ściany czarnooki czeka swat ukochany me zaloty sen tęskliwy mara której nie znasz (Dzień jak codzień, 1930) EROS I PSYCHE na morzach nocy odpływ szumi pianą jak w szkło w pustkę srebrnawą przenika poranek chce wydobyć z topieli dom mój miasto wzgórza słaby i bardzo szary próżno skrzydła trudzi mimo że świt z mórz nocy świat się nie wynurza z zorzy bez horyzontu głosy dwojga ludzi słowa toczcie się do niej powiedzcie znowu serce myśl miłuję wracajcie jego słowa wonne szepnijcie mu ode mnie to samo miłuję jedno to jest od wieków głód zagłada i ty jedno to jest od wieków głód zagłada i ty wiatr wieje z siwej nicości świt nieznany ma zimny oddech aleś ty jak woda rzeźwiąca a my razem jak miecz i dłoń płaczę miłość smutek wspólne to drzewo jak chmura i grzmot pod ręką czuję twe serce smuci się równie oczy ci łzami zaszły wargi drżą tak skrzydła złamane trzepocą to ból nie smutek nie myśl bo może dlatego płaczę żeś nie widział nigdy moich łez nie słuchaj serca bo może goniłem ku tobie z prędkości miłowania zmęczyło się zapomnij o przeszłych i przyszłych opuść błyskawice szalone cóż że gwiazdę na której się unosimy niebo uroni wkrótce zapomnienie to ty ty jesteś przy mnie więc nie czeka mnie nic i nie żegna przede mną ni za mną ty wieczność głębiej szerzej niż sądzisz jesteś sprzed sił które czas wydarły z łona bogów mocna miłuję miłuję na morzach nocy odpływ szumi pianą jak w szkło w pustkę srebrnawą przenika poranek szarość stoi na lądach beznadziejną ścianą ziemia drży chce otrząsnąć się z tej tępej krzywdy po coś słuchał człowieku rozmowa dwojga zgasła w konstelacjach sekund mogłoby nie być jej nigdy (W błyskawicy, 1934) Mieczysław Jastrun (1903 - 1983) SPOTKANIE W CZASIE (fragmenty) XI Ciebie przypomnieć, nazwać ciebie, Jak pierwszą, drżącą gwiazdę, która... Jak gwiazdę na wieczornym niebie, Zanim ją zgasi chłodna chmura. Przesłonił czas twą postać lotną, Schodzącą w kręgi zapomnienia, Jak cień odcięty od istnienia, Cień rzucających - tak samotną. Możeś już w mroku zapomniała O kształcie swym, o życiu, które Jak nagły krzyk wyprute z ciała Spłynęło w groźnej krwi purpurę. XII Czyś jest tak cicho nienazwana, Tak bezszelestnie nieujęta, Że nawet rąk twych nie pamiętam, Kiedy spływały na kolana? Wyrosłaś z dziecka, tak jak drzewo Wyrasta nieświadome mocy, Co napełniła je dojrzewa Lipcowych, granatowych nocy. Jak gdybyś nigdy nie istniała, Wyszłaś z młodości swej ogrodu, I ciepły przepych twego ciała Owiała śmierć oddechem chłodu. I coraz szybciej, głębiej, dalej Odchodzić będziesz pełna cienia Nieskończonością czarnych alej, Szumiących wiatrem zapomnienia. XIII Już nie dziecko, jeszcze nie kobieta, Drzewko ledwie... owocujące... Krew wzdłuż ramion spłynęła jak słońce, Jak melodia zamknięta w dwóch fletach. Jak muzyka, muzyka daleka, Światłem przeszłaś poprzez szkło tęczowe, Przeszumiałaś w szumiącą dąbrowę, Szat szelestem wionęłaś jak rzeka. Przestrzeń pusta na długość postaci Pozostała w powietrzu po tobie - Ale czas... czy to drzewo w żałobie, Które co dzień schnie i liście traci? Śmierć któż śpiewa? Czarne fletu usta, Zatrzaśnięte dla nas, śpiewające Śpiew wymiarów... których fale drżące Odbijają niewidzialne lustra. XV Nikt nie wypowie okrucieństwa czasu, Tej wody ciemnej, co wszystko pochłania. Niechętni bliskiej chwili pożegnania, Wśród dni błądzimy jak w ciemnościach lasu. Nie to, że w chłodnej chmurze niepamięci Gaśnie niedawny pożar, nawet nie to, Że jako drzewa siekierą dnia ścięci Leżymy z nocą jak z obcą kobietą, Lecz to, że ręce nasze pełne chłodu Czas odrąbuje, oślepia źrenice... Wieczyście drżący z pragnienia i głodu, Patrzymy w siebie jak w złą tajemnicę. Już obcy sobie, już inni, dalecy, Nie poznajemy własnych rąk i twarzy, Tylko śmierć piękna jak usta kobiety Wszystkimi nieba gwiazdami się żarzy. Czy cię naprawdę kochałem, nie inną, Nie wiem - naprawdę czy kiedy cierpiałem? Każde cierpienie jest nowe. Nietrwałe Jest piękno, aby być tym, czym być winno. Ileż to razy zabiłem! Milczenie Krzykowi twemu nie odpowie echem. Nachyl się białym nade mną uśmiechem, Przebacz ostatnie, wrogie zapomnienie. (Spotkanie w czasie, 1929) WRÓŻBA Kładę się cieniem na twych oczach. Księżyca chłód na murze. Czytam w twych miękkich, jasnych włosach I z dłoni twojej wróżę. Głos twój, stłumiony mgły zasłoną, Odzywa się nieskoro. To czarna trąbka telefonu Czaruje jak jezioro. Przeczuwam: skończy się kabała Kart roztoczonych czasu. Z lękiem dotykam twego ciała I ust, i ust, co gasną. (Inna młodość, 1933) NOC LETNIA Krótka letnia noc z tobą. Błyskawica. Jak biegły godziny truchcikiem! Nad twoją uśpioną głową Okno otwarte na gwiazdy i na ogród dziki. Oczy moje czuwały nad śpiącą do wschodu. Coraz pełniej jaśniałaś w mroku, Od stóp do włosów liliowa jak na dnie topieli, Aż głuche okno Świt światłem, śpiewem ptaków pobielił Bijąc w szyby drzewami ogrodu. I przeszła krótka letnia noc, miłość i młodość. (Dzieje nieostygle, 1935) UŚMIECH Jeżeli ta, co z samych zna mnie słów, Zdoła pokochać mnie, to czegóż pragnę więcej, Jeśli umiałem już do wnętrza wejść jej snu Jak w różę silny żuk i uśmiech jej dziewczęcy Na własność wziąć odjąwszy od jej ust. (Inedita i inne wiersze z różnych lat, Poezje zebrane, 1984) SZKLANKA Piliśmy z jednej szklanki wodę, Co była w ręku moim cała, Dłoń moja twoją dłoń spotkała, I nie wiem, czy krawędzi szkła, Czy dłoni mej, gdy zadrżała, Dotknęły wargi twe, co wodę Musnęły tylko mimochodem, Aby się na krawędzi szkła Spotkać z moimi, które chłodem Przejęła przezroczystość szkła. (Sezon w Alpach i inne wiersze, Poezje zebrane, 1984) W PAMIĘCI W pamięci postać twą zabalsamować, Abyś zamknięta w jej czystym bursztynie Mogła swą piękność młodzieńczą zachować, W pamięci postać twą zabalsamować, Pomimo śmierci, która jak krew płynie Z niejednej rany, w niejednej godzinie. Blask nocy letniej bił od twoich źrenic, Róża rzucając się w płomień kąsała, W kamień wrastały łodygi zieleni, Blask nocy letniej bił od twoich źrenic - Jak umiesz dzisiaj we mnie trwać bez ciała? Ty, coś w pamięci mej siebie przetrwała. Łzy moje słone w kamień się zmieniły, Twój pierścień uwięziony w bryle soli, Ja go odkopię dzisiaj z twardej bryły, Łzy moje słone w kamień się zmieniły, Wspomnienie szczęścia już więcej nie boli I radość łzom już płynąć nie pozwoli. W pamięci mojej zabalsamowana, W pamięci mogę cię objąć - ramieniem, Róża wyrasta tam, gdzie była rana, W pamięci mojej zabalsamowana, Dzieweczką jesteś, różą i kamieniem, Dzielisz się ze mną solą i pierścieniem. (Sezon w Alpach iinne wiersze, Poezje zebrane, 1984) PODWÓJNOŚĆ Inną kobietę widział w niej, ukrytą W tej obcej, którą znał nie znając wcale. To może tamta (dla której miał litość) Szła cieniem klonów okryta jak szalem. To może tamta, którą ona sama Czuła jak żal, jak ból, jak oddalenie, Zjawiła mu się w okrągłości ramion Za opuszczonym ku ziemi spojrzeniem Lub w liniach, co zbiegały w trójkąt ciemny Pod gładką tarczą wypukłości brzucha, Gdzie była jeszcze dziewczęca i krucha I gdzie ich młodość łączył dreszcz wzajemny. (Intonacje, 1962) Jalu Kurek (1904-1986) MOJA MIŁA Dziewczyna mi się marzy. Orlonosa i smagła. Słodka. Ale o ostrych rysach twarzy. Która? Chcę aby zgadła. Imię niechaj ma polskie. Oczy - jak sarna zlękniona. Tkliwość słowiańska. Lat dwadzieścia pięć. Smukła. Nerwowa. Szalona. Indianka. Gwiazda przewodnia. Żeglarska. To będzie moja dziewczyna. Świeża jak krew krążąca w żyłach. Samotnie, wysoko śpię w górach i przez sen ją wspominam. Bądź pozdrowiona, miła. Chcę, aby była jak wiatr, co liście trąca. Mądra. I ludzka. I przyjacielska. Nie w chmurach, ale po ziemi chodząca. Jednak anielska. Brązowooka, kasztanowłosa, śmigłonoga i śniada, chcę, aby mnie bardzo lubiła. Boję się, kiedy jest ciemno lub kiedy deszcz pada, aby się moja miła beze mnie nie zgubiła. Jak wiatr niech będzie. To znaczy: zdrowa, żywiołowa i lekka. Pochwalcie ją, panny ojczyste; muzę poety. Czy jest taka gdzieś? Tyleż kobiety, ile człowieka. Błysk kwiatu, skrzydło tańca. Taką chcę śpiewać i taką chcę mieć. Kochać - to nie spać, lecz myśleć. To nie jeść, lecz czuć. Można by umizeć byleby, ona żyła. Kochać - to być pizy niej żywej i ciepłej od snu. Dobranoc, miła. (Płomień nad Wisłą, 1950) ŻONA Plecy sprężyste, chłodne, śniade, takie kocham. Piersi jawne, czyli duże, takie kocham. Kwiat, który zrywam nie w pocie czoła, w niebezpieczeństwie życia, oddaję tej, przez którą miłość topnieje, oddaję tej, przed którą miłość się ugina, oddaję tej, bez której nic nie istnieje. Żona moja zaklęta w taniec, w architekturę powietrza. Żona moja mała, malutka, ciepła od uśmiechu, smagła od kasztanowych włosów. Most, którym przechodzę do astronomii oraz do rzeczy zwyczajnych. (Strumień goryczy, 1957) JA W TOBIE Kiedy mnie zewsząd szczelne ogarnie milczenie, kiedy w atramentową, gęstą wpłynę ciemność, może się wtedy właśnie w cichy szept przemienię, wejdę w ciebie jak oddech. I znów będziesz ze mną. Jak gdybym nagle znalazł się w nie swoim domu, nie przyległy do czasów, za wczesny, za późny, sługa prawdy, co służyć nie pragnął nikomu, głos w jubilerni naraz ostrzący i w kuźni. Idź prosto naprzód, który przemawiasz mym głosem. Nie drzyj. Rozświetlaj serce, myśl nikczemną deptaj. Pij ze mnie moc, jak słońce pije z kwiatów rosę. Całe życie krzyczałem, bym w tobie mógł szeptać. Wdychasz mnie i wydychasz z powietrzem, pamiętaj. Twój ból jest moim bólem. Jaki świat jest mały! Szept mój, obiegłszy noc od traw do firmamentu, z powrotem wpływa do warg, które go wydały. (Strumień goryczy, 1957) PRZEŚWIETLONY Może twych oczu więcej nie zobaczę, warg twoich nie ucałuję. Zatruł mnie oddech twojego marzenia. Nawet kwiat, który ranną rosą płacze, także się kiedyś tobą struje. Może mi spali wyobraźnię twój wzrok, który nade mną stanął jak na obrazach płomienisty anioł. Może twój uśmiech roztopi mi zmysły, od żaru jestem na wskroś prześwietlony jak dzień w słonecznych płomieniach. Lecz nie upadnę w ciemność, blask już nie zagaśnie z mroku wytrysły, który przenika mnie do szpiku kości. Tym, co zaznałem, do szpiku kości. Stoję na progu światłości. (Strumień goryczy, 1957) CO ZNACZY KOCHAĆ Jeśliś nie oszalał, jeśliś nie bluźnił, jeśli cię nie raniono ciężko, nie znasz różnicy między dniem a nocą. Komu ciemność pisana, Hanno? Nie ufam słowu, które kłamie. Twarzy brzoskwiniowa, co gęsty warkocz nocy upinasz gwiazdami, otwórz mi drzwi do światła Ciężko jest zdobyć miłość. Zachować ją - jeszcze trudniej. Traci się przy niej rozum, odwagę i miarę, ślepnie się przy niej i chudnie. Postaw przede mną pyszną, nieulękłą górę, rzuć mi pod nogi gniewną, zbuntowaną rzekę i patrz, jak iskrą wbijam się w chmurę, jak niosą mnie skrzydła dalekie. Do dna otchłani nie sięgnie oko, myśl nie ogarnie ciemnego zamętu, lecz ostro drąży przepaść głęboką spokojna gwiazda firmamentu. Kimżeś jest bez miłości? Trzciną. Cieniem trzciny. Niczym. Szukałeś tego wszędzie, w księgach, w ołtarzach, w jelitach ziemi, a było to w twojej piersi: mały, trzepotliwy gołąbek. Znalazłeś klucz od przepaści (Strumień goryczy, 1957) DWOJE Nie znalazł klucza do jej ciała, choć ją zaklinał bzami, Petrarką i łzami, runęła w przepaść nocy zamknięta, zrozpaczona, nieosiągalna, panna utkana z ziół, pełnią księżyca usrebrzona. On zaplątany w mitach, w słowotoku, w niepokoju okłamuje się dobrym humorem za wszystko, co mu się nie udało, nawet do spania nie zdejmuje koszuli smutku. I tak oboje przy sobie wbrew sobie. (Wiersze najnowsze, 1980) Jerzy Liebert (1904-1927J MORZE I WINO Kiedyś ustami mymi Twe oczy otworzę! Po cóż podróż daleka i głębokie morze? Rzęsy jak ptaki lecą, aż wieczór je znuży. W powiekach nieba toną niby w płatkach róży. Wtedy morze fal piersią wznosi się zmęczone, Całuje gwiazdy lekko i bierze w ramiona, A ziemia, jak Twe usta, brzoskwinią i winem Napełnia welon nocy, co z księżycem płynie. Wiem, droga, że nas miłość łączy i rozwodzi, Jak wino nas upaja i jak morze chłodzi. Z naszych oczu, z ust biorąc odwieczną przyczynę - Oczy tęsknią za morzem, a usta za winem. [1924] (Druga ojczyzna, 1925) "JAK KOCHANKOWIE..." Jak kochankowie w oczy swoje zapatrzeni, Niebo chłodne ku skwarnej pochyla się ziemi, A ziemia w dreszczach słodkich do nieba się wtula - Tak zawsze nasze serca sobie obce wzajem, Ty żarom, a ja chłodom niebieskim oddajem Razem, jak dnie i noce, na rożnych półkulach. [1924] (Druga ojczyzna, 1925) KOCHANIE Miód nieba sącząc wonny na duszy słoneczność - W oczach Twych smutek widzę, a w smutku tym - I różę obejmując, i płat, i dno całe, Płatem mi usta Twoje, piersi dnem mi białe. Wnętrze lilij, które skrzydłami osłania Motyl, jest jak kochanie błękitne - kochania. I patrząc w nie, oczami Twe ścigam źrenice - Dwa z szafiru jeziora i dwie tajemnice. [lipiec 1923] (Poezje, (Pisma I), 1934) "USTA TWE..." Usta Twe, które wieczór do moich ust skłania, Całując, odnajduję dno mego kochania. I, jak ptaki spłoszone, mych źrenic podwoje W kościołach Twoich oczu gniazda wiją swoje. I serce Twoje, które kadzidłem odurza, Moja miłość płonąca, rozpięta jak róża, Nad mym sercem - Twe serce - kopułą i szczytem Urasta, w noc gwiazdami, w dzień tknie błękitem. I z palety błyszczącej biorąc farby wszystkie, W błękit zamykam, w gwiazdy, Twoje oczy czyste, I najpiękniejszą barwą wkoło ust Twych błądzę - Ustami - nie wiem, miłość znajdując czy żądzę. [10 września 1923] (Poezje, Pisma 1,1934) Konstanty Ildefons (Jatczynski (WUó-litojj PROŚBA O WYSPY SZCZĘŚLIWE A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź, wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj, ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań, we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu. Pokaż mi wody ogromne i wody ciche, rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych, dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul, myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością. 1930 (Dzieła, 1979) BALLADA ŚLUBNA I Gdyby nie te guziki, byłby zwyczajny kum z rękami jak dębczaki i z nosem jak dzwonnica, orałby czarne pole. A teraz gwar i szum: - Stangret! Wariat w cylindrze! - piszczy, tańczy ulica. Gdyby nie uprząż w różach i ta przez rzęsy biel, pomyśleć teraz można, że ot, stara kareta, szaleństwo muzealne, a w karecie poeta - ach, gdyby nie te róże, czapraki i ta biel! O, gdyby nie ta gwiazda, która upadła w zmierzch, powiedzieć mógłby człowiek, że się to przyśniło: nagły zakręt w aleję złotą i pochyłą, gdzie anioły kamienne posfruwały z wież. A gdyby nie ten wianek i welon ten, i mirt, i księżyc twojej twarzy mały, zawstydzony, mógłbym przecie pomyśleć, żem jest narzeczony, a tyś jest narzeczona i że to jeszcze flirt. A może rzeczywiście wszystko się nam przyśniło: stangret, kareta, wieczór, mój frak i twój tren, i nasz życie twarde i słodkie jak sen. Nie byłoby małżeństwa, gdyby nie nasza miłość. 1930 (Dzieła, 1979) MELODIA Wskazała na piersi palcem, swoim palcem, królem w pierścieniu, i prosiła, żeby wierszem, żeby walcem umuzycznić ją, rzewnie znieśmiertelnić. Wiec dotknąłem klawiszów palcami dla tych rzęs, dla tych ust, dla tej ręki; pod oknami i za oknami zadźwięczały tony piosenki. I pół świata stało się moim, kiedym takty strof doskonalił - o tych palcach pachnących powojem, o wieczornych rzęsach Natalii. 1934 (Dzieła, 1979) "JUŻ KOCHAM CIĘ TYLE LAT... Już kocham cię tyle lat na przemian w mroku i w śpiewie, może to już jest osiem lat, a może dziewięć - nie wiem; splątało się, zmierzchło - gdzie ty, a gdzie ja, już nie wiem - i myślę w pół drogi, że tyś jest rewolta i klęska, i mgła, a ja to twe rzęsy i loki. 1938 (Dzieła, 1979) LIST JEŃCA Kochanie moje, kochanie, dobranoc, już jesteś senna - i widzę Twój cień na ścianie, i noc jest taka wiosenna! Jedyna moja na świecie, jakże wysławię Twe imię ? Ty jesteś mi wodą w lecie i rękawicą w zimie; Tyś szczęście moje wiosenne, zimowe, latowe, jesienne - lecz powiedz mi na dobranoc, wyszeptaj przez usta senne: za cóż to taka zapłata, ten raj przy Tobie tak błogi ?... Ty jesteś światłem świata i pieśnią mojej drogi. Stalag Altengrabow, 19 Ul 1942 (Dzieła, 1979) "POKOCHAŁEM CIEBIE..." Pokochałem ciebie w noc błękitną, w noc grającą, w noc bezkresną. Jak od lamp, od serc było widno, gdyś westchnęła .kiedym westchnął. Pokochałem ciebie i boso, i w koronie, i o świcie, i nocą. Jeśli tedy kiedyś mi powiesz: Po coś, miły tak bardzo pokochał ? Powiem: spytaj się wiatru w dąbrowie, czemu nagle upadnie z wysoka i obleci całą dąbrowę, szuka, szuka: gdzie jagody głogowe ? 1945 (Dzieła, 1979) ROMANS Księżyc w niebie jak bałałajka, ech! za wstążkę by go tak ściągnąć i na serduszko - byłaby piosenka bardzo nieziemska o zakochanych aż do szaleństwa, nieludzko. Jeszcze by można rzekę w oddali i cień od dłoni, i woń konwalii dziką; ławkę przy murze, a mur przy sadzie i taką drogę, która prowadzi donikąd. 1946 (Dzieła, 1979) ROZMOWA LIRYCZNA - Powiedz mi, jak mnie kochasz. - Powiem. - Więc ? - Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec. Kocham cię w kapeluszu i w berecie. W wielkim wietrze na szosie i na koncercie. W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach. I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona. I gdy jajko roztłukujesz ładnie - nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie. W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku. I na końcu ulicy. I na początku. I gdy włosy grzebieniem rozdzielasz. W niebezpieczeństwie. I na karuzeli. W morzu. W górach. W kaloszach. I boso. Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą. I wiosną, kiedy jaskółka przylata. - A latem jak mnie kochasz ? - Jak treść lata. - A jesienią, gdy chmurki i humorki ? - Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki. - A gdy zima posrebrzy ramy okien ? - Zimą kocham cię jak wesoły ogień. Blisko przy twoim sercu. Koło niego. A za oknami śnieg. Wrony na śniegu. Leśniczówka Pranie, 1950 (Dzieła, 1979) "A JA TOBIE BAJKI OPOWIADAM..." A ja tobie bajki opowiadam, szeptów moich słuchasz bardzo rada. Lśnień dodaję twym oczom i włosom, jesteś cała jak srebrny posąg, a ja biję przed tobą pokłony, zakochany, zazdrosny, spragniony, i nazywam ciebie srebrną nocą, srebrną różą z ręki zwisającą. Loki twoje mrok barwi na modro i spokojna jest twoja mądrość. 1953 (Dzida,1979) "GDYBYŚ MNIE KIEDYŚ... " Gdybyś mnie kiedyś miała przestać kochać, nie mów mi tego. Bóg tego także nie czyni. Gdy ma zesłać zarazę i głód, On ciągle się śmieje z wysoka, choć dobrze wie, że oazy przemienia w pustynię. 1946 (Dzieła, 1979) DZIWNI LETNICY Już tamci się rozjechali, a czemu oni zostali i tak się ciągle trzymają za ręce ? Jeszcze oboje tacy młodzi, ale ona smutna i on smutny chodzi, jakby tu mieli nie wrócić więcej. Ona już sobie ust nie maluje, on pisze listy i płacze; wieczorem snują się koło domu, gryzą ich jakieś rozpacze. A przyjechali tacy szczęśliwi, on rano łowił ryby, ona czytała i nagle jakby ktoś im życie pokrzywił, w sercach siejąc trwogę i hałas. Teraz wzdłuż ścian pełnych miniatur błądzą, obcy całemu światu - o, czemu nie wracają, gdy im urlop minął! On czasem klęknie przed nią na kolanach, jakby chciał powiedzieć: " Przebacz mi, kochana", ale milczy i łzy mu płyną. Powiedziała wczoraj ciotka, ta wysoka, że się pewnie przestali kochać... spójrzcie! schodzą ku jezioru z pochyłości. Jeśli diabeł zrobił im to na złość, Ty im, Boże, serca znowu zazłoć, bo jakże dzisiaj żyć bez miłości! (D,eia,1979) Z "PIEŚNI" III Ile razem dróg przebytych? Ile ścieżek przedeptanych? Ile deszczów, ile śniegów wiszących nad latarniami? Ile listów, ile rozstań, ciężkich godzin w miastach wielu ? I znów upór, żeby powstać I znów iść, i dojść do celu. Ile w trudzie nieustannym wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń ? Ile chlebów rozkrajanych ? Pocałunków ? Schodów ? Książek ? Ile lat nad strof tworzeniem ? Ile krzyku w poematy ? Ile chwil przy Beethovenie ? Przy Corellim ? Przy Scarlattim ? Twe oczy jak piękne świece, a w sercu źródło promienia. Więc ja chciałbym twoje serce ocalić od zapomnienia. (Dzielą, 1979) Marian Piechal (1905-1990) PRAWDA Naturam expellas furca, tamen uscjue recurret. Horatius Daremne nadzieje, próżne niepokoje, nic w krwi naszej nie ma prócz soli i ognia. Ja się teraz miła oczu twoich boję. I zawsze tak będzie, jak dotąd, jak co dnia. Bo wzrok twój jak rzeka, co wszystko odbija: wiem, co lśni na fali, nie wiem, co jest na dnie, a krew niecierpliwa wije się jak żmija, zanim, śladem ciała, myślą nie owładnie. Żadne już sposoby na to nie pomogą: myśl ulega ciału, póki w ciele gości, myśl idzie tą samą, co i ciało drogą, łączy je krew z soli, ognia i miłości. (Rzecz słowicza, 1939-1954) OCZY Sny są od jawy dla marzeń łaskawsze. O sny na jawie się modlę: zabierz mnie, zabierz, o miła, na zawsze w oczu twych niebo pogodne. Noc odbijają i dzień mój dokładnie jak dwie przejrzyste krynice. Kiedy w nie spojrzę - siebie widzę na dnie, mną patrzą twoje źrenice. Siedmiokolory tęcz w nich się zdwajają, strumień podwójny nurt toczy 1 we mnie samym nurt zwielokrotniają pomnażające twe oczy. One zaś widzą, gdy na ciebie patrzę, kształt twój w mych oczach odbity. Niech w nich zostanie, zostanie na zawsze, dwojgiem mych powiek nakryty. (Rzecz słowicza, 1939-1954) "GDZIESCIE WY... " Gdzieście wy, nagłe i gwałtowne, niby wiosennych wód rozlewy, dawne wzruszenia, sny, nadzieje, miłosne niepokoje, gdzie wy ? Dwie fotografie, parę listów, liść winogradu - i to wszystko: wyblakłe, zwiędłe, poszarzałe dawnej miłości popielisko. Patrzę na żużle martwych liter, co resztek dawnych uczuć strzegą, i odczytuję je jak świeże ślady miłosnych stóp na śniegu. Tymi śladami - widzę - biegnie para młodziutka nieprzytomnie... Ach, jak podobna ona do niej! Ach, jak on podobny do mnie! 13 marca 1954 (Rzecz slowicza, 1939^1954) Stanisław Ciesielczuk (1906-1945) PYTANIE Oczy twoje w uśmiechu lśnią się, jarzą i płoną, Płatki warg twych stulone kwitną żywą czerwienią. Kto cię kochał już przedtem, kto cię tulił w pragnieniu, Kto już palce w twych włosów nurzał bujność zgęstwioną ? Masz twarzyczkę dziecięcą; gdy radośnie się śmiejesz, Jesteś taką serdeczną, taką miłą dziewczyną! Komuż w oczy z twych oczu wierna miłość powieje, Kto z ust twoich pić będzie słodycz mocną jak wino ? (Wieś pod księżycem, 1928) "MYŚLĄ DO TWOICH STÓP..." Myślą do twoich stóp pochylam się, o miła, Ty, której imię mi słowikiem w sercu dźwięczy, Milczenie łamie się, pryska mej duszy siła, Każde me słowo dziś przed tobą drżące klęczy. Wiem: jesteś pośród tych, dla których mam pogardę, Z którymi w życiu się przenigdy nie pogodzę -¦ Na nich by trzeba słów, niby kamienie, twardych, Bo kamieniami tkwią na każdej trudnej drodze. Lecz ty... o tobie dzień, o tobie noc mi śpiewa, Wspomnienie włosów twych w słoneczną urodę Wplątuje mi i drży złotawą mgłą na drzewach - Próżnom zapomnieć chciał, zapomnieć cię nie mogę! Wspomnieniem oczu twych niebo mi jasne patrzy, Twój cień tu ze mną gra, twój cień mi grozi klęską - Gdybym choć widział cię, oddychałbym inaczej, Lecz nie ma ciebie, nie, sam tedy chodzę, tęskniąc, I myślą do twych stóp pochylam się, o miła, A imię twe mi wciąż słowikiem w sercu dźwięczy... Milczenie łamie się, pryska mej dumy siła, Każde me słowo dziś przed tobą drżące klęczy. (Teatr nabity, 1937) Stanisław Ryszard Dobrowolski (1907-1985) WSPOMNIENIE Yerweile doch... W kapeluszu wciśniętym na ucho, z zerwaną przez sztachety ogrodu gałązką bzu w zębach szedłem patrzeć w twe okno, majowy włóczęga, na Chmielną czy na Hożą gdzieś, o szóstej rano. Stałem z głową zadartą w niebo -jak szczęśliwy, to tylko ja wiem dzisiaj i tamten kwiat wiedział! Tyś spała jeszcze. Gołąb w złotym oknie siedział, o gdybyż to zatrzymać można było... Gdyby! (A jeśli komu droga, 1959) Jerzy Zagórski (1907-1984) RYDWAN MOJEJ ŻONY Na szesnastolecie ślubu Jaki to metal o asfalt dzwoni, Gdy świt rozszerza źrenicę z pąsu ? Pod oknem zaprzęg z szesnastu koni, A konie mają kopyta z brązu. Można by grzbiety rumaków w skrzydła, A czoła przybrać w zadumy bruzdę I, kiedy będzie miedź z cyną stygła, Ujrzeć pegazy wzięte za uzdę. Trzeba by jeszcze złota, platyny I srebra z cynkiem dolać do miedzi, By świecił rydwan mojej dziewczyny Jak promień słońca na gołoledzi. Oto się wprzęga koń siedemnasty: Już stąpa z grzywą jak w pióropuszach. Jeszcze w pęcinach metal nie zastygł. Czas toczy koło i pojazd rusza. 3-5.1.1953 (Męska pieśń, 1954) NIEOSTROŻNI Narzeczona i narzeczony Niech nie jadą koleją w dwie strony, Bo pociągi się wloką przez ziemię Zamieszkałą przez zalotne plemię. Są po drodze stacje i przystanki, Są wieczory, noce i poranki. Pociąg w polu przystanie czasem, Czasem coś go zatrzyma w lesie. W polu różnie bywa z popasem, A po lesie echo się niesie I powoli rosnąć zaczyna Napełniona przestrzenią szczelina. Niechaj dwoje ludzi zapamięta, Kiedy ruszą w dalekie podróże: Bruzda rośnie w autach, na okrętach I jest murem samolotom w chmurze, I nie zawsze trafią z powrotem Do chwili tamtych, zgubionych w przestrzeni, Rozdzieleni kół, śmigieł obrotem Lub smugami pędnych płomieni. Ale jest jeszcze inny sposób Wędrowania, co nie oddala Dwojga w sobie tonących osób Jak podwójnie spiętrzona fala. Lunatyczna to tajemnica: Okiełznanie srebrnego promienia, Odbijanie od tarczy księżyca Posłanego sennego marzenia. Są spojrzenia dalsze niż pogoń Świateł, które grzęzną wśród ciemności, Tylko bilet płaci się drogo: Jawą dni, niepokojem wieczności. (Krawędź, 1959) Marian Czuchnowski (1909-1991) PO BALU Bez broszki babci, złotej z diamencikiem, którą zgubiła w ścisku na parkiecie, na pół boso, bo tylko w pończochach, trzymając oba pantofelki w palcach, cicho, żeby nikogo nie zbudzić, wróciła rano taksówką. Szofer mruczy nad napiwkiem. Ale dużo się musi wybaczyć kobiecie, gdy urodziwa. Trzymając, bo zimno, futerko nad głową otwiera drzwi od kuchni. Chwileczkę marudzi. A potem widzi swą twarz zgrubiałą przez szybę matową. W sukni balowej rzuca się na łóżko. Zasypia zaraz. Taka szczęśliwa, bo - to już szeptem - między prześcieradłem a poduszką- powiedział jej na balu, że ją kocha . W śnie wirują pary. Ona w białej sukni. Orkiestra skrzy się jazzem. Rytm jej w skroniach dudni. Przystojni mężczyźni w świeżych frakach. Tylko orkiestra nie jest na czarno. Wszyscy w bieli. Da, da, da. Da, da, da. Saksofon zolbrzymiony przez mikrofon bezustannie łka. Nie wie, czy na magnetofon czy tak dla niej tylko gra. Wszyscy jej chcieli. Tu mignie długi dekolt. Tam oślepiające, białe plecy. Jak plakaty się świecą. I ten przyjemny, lekki pot kobiecy. Ociera się cicho o rozwarte nozdrza. Taniec za tańcem. Sama nie wie kiedy noc przeszła szybko do rana. Czuła się taka silna i wyspana. Przyciskał ją do siebie. Poprzez cienką suknię czuła, jak był włochaty, całym ciałem. Nie jest z kredy, lecz z krwi i kości. Pierwszy raz poczuła taką moc miłości. Kandelabry gasły. To znów się paliły jasno, jakby były nie z elektryczności i brązu, ale z męskiej siły, co jej w krew przez stanik wchodziła od niego I tak była miła. Śpi teraz mocno. Wir tańca już ustał. W śnie się uśmiecha. Ma otwarte usta. Czerwone, wilgotne. W kącikach trochę piany białej, którą podkreśla, kiedy w szparach stor z wolna się rozmodrza świt. Z okna na łóżku sucho posrebrzany nocy balowej zanik. (Poezje wybrane, 1978) ZDEJMUJĄCA PODWIĄZKI Zdrowej brunetki niebieskie oczy Sypią iskry, wrą gniewem, wyrzutem pogardy, Bo niecierpliwi się nieznośnie. To bluzka ciasna, to zawadza kolczyk W loku ukryty. Znów spódnicy atłas Zbyt hałaśliwy. A czerwona warga Lekkim puchem osypana wąsa Z aksamitnej sadzy, gdy dziewczyna targa Grube, oporne, jedwabne podwiązki, Błyska w strumieniu słonecznego światła. Młoda rwie szybko czarne, aksamitne kokardy Z krągłych kolan; szeleszczące rozkosznie Miękkie sznury, chwytające zamkiem, jak srebrzystym zębem, Obcisłe pończochy. Błysła noga, śniade uda, Koncha brzucha. Widać ciała wąski ścieg, Gdy się zwalnia ponad mlecznym kłębem Biódr. Już dziewczyna w lustrze naga stoi, Przestraszonym, bladym z lęku i zieleni. Lustro nie wie, co uchwycić, czy różowe chrząstki Z pulchnych biódr, czy pierwej zęby, lub oczu odbicie, Lub piersi z wczesnych malin, albo gniazdo puchu, Jak młoda, rdzawa paproć sterczące zuchwale, Oddychają jasno piersi, usta drżą, oko się nie boi Dotknąć szyi, ciasnego stanu tężejącego w zachwycie. Dziewczyna mając na sobie tylko różowe korale, Krzyknąwszy, zamarła w bezruchu. Zmrużyła oczy. Po czym nagle cała Od szyi do stóp w lustrze się rumieni. (Motyl i zakonnica, 1953) MIŁOŚĆ Noc gwiazdami miękko pokłuta. Obłoki, serce nieba, spadają rudą, twardą salwą. W zziębnięte, białe kostki zboża, jak tkliwy pysk krowy, sen i powiew chucha. Dziewczyna pędzona mocnymi sokami, w suchej ciemności, tocząc leniwie słodką ślinę w grube wargi pastucha, jak mokrą korę żuje woal jego włosów i świeży ogród ciała rozchyla ostrożnie jak album. (Kobiety i konie, 1931) KOBIETY I KONIE Gnały błonia nagą trawą zdeptane i żyzną. W rzece jędrne kobiety, knąbrnie jak ogień pluskały nóg piękne, rosłe łodygi, i zdrowe upały piersi, kłujących bluzkę pod ostrą jak sierść zwierzęca I Powlekał niebo wonią stali szmer i połysk wód. Dołem mgły: ciszy duże, martwe wodospady. Na wzgórzach zgrzane kobyły, glebą zionące i solą, o szorstki wiatr oparły mokre zady. Nagość samca węsząc, z trawą szczypały wiosnę, zapach, chłód. (Kobiety i konie, 1931) Światopełk Karpiński (1909-1940) KWIAT PAPROCI Oto ślubna kareta czeka już przed domem, we fraku, niby bocian, brodzę po pokoju, a ty - najbielsza - usta malujesz łakome. Narysuj sobie wargi dziecinne w nastroju. I pod śliskim jedwabiem ucisz piersi płynne, a pamiętaj, że nawet stąpać musisz skromnie, bowiem moje dziewczyny zawsze są niewinne. Dobrze ci zapłaciłem, żebyś przyszła do mnie. Teraz weź mnie pod rękę, tuląc białe kwiecie, wsiądziemy, pojedziemy z turkotem wesołym, i pamiętaj, że miałaś płonić się w karecie, gdy klęknę uda twoje parząc sinym czołem! Następnie krzykniesz krwawo i cicho zapłaczesz, gryząc lilię chusteczki, co ma mokry zapach. Potem szepcząc żarliwie, choćby zwykły pacierz, masz nagle mnie wycmokać po czerwonych łapach. I jeśli wszystko będzie - od słów aż do kwiatów - jak ci w notesie wczoraj skrzętnie wypisałem, to jutro znów pomkniemy wśród trzaskania batów i znowu ja we fraku, a ty w sukni białej. Tak będziemy przeżywać ową grę zabawną złamanego cylindra, zmiętego welonu... A kiedy już się staniesz jedyną i sprawną, zostanę twoim mężem, a ty moją żoną! (Mieszczański poemat, 1935) 1900 Podaj mi stare rymy - ciotko Leokadio - jeszcze raz je spalimy nad zdziwionym tłumem. To ty pamiętasz słowa, od których się bladło i w kraju nadwiślańskim rosyjską zadumę. - Wtedy dzieci zbierały, kaszląc, muchomory. Stare panny tańczyły walce ziół jesiennych. Rozwódki też musiały chodzić na nieszpory, więc śmieli się wąsaci o policzkach pszennych. A raz po balu zgasłym u panny posażnej, ułożonej żmurkowsko w oparach przedświtu - na kałużę księżyca, czarno i poważnie wylazł kalosz... susami... i zastygł z zachwytu. - Krzyknęła! aż głęboko, w piwnicy studziennej ze świecy sfrunął płomień i ostatnim blaskiem jak chustką starł ze stołu cienie bezimienne... A za oknami, sypiąc z podków iskry z trzaskiem, w rozhukanej karecie jechał śpiew Cyganki. Rano Feliks podwiązkę znalazł w bujnej brodzie i kazał kupić pudla dla pulchnej kochanki, a gniadą klacz osiodłać - niech czeka w ogrodzie. Tam kwiaty miały wtedy innych imion wonie. Innym gestem wznosiły drzewa swe gałęzie. Panny same z konewek rosiły lewkonie... a ciotka Leokadia kochała hortensje... Bo właśnie o hortensjach pierwszy dyskurs wiodła ze swoim przyszłym mężem, który się zastrzelił. I całowany we śnie, wypłakany w modłach, w śmigłego charta "Lorda" po śmierci się wcielił. Więc hortensjami, bacząc na śmierć i rozmowę, zdobiła swoje landa na corsa kwiatowe. O! Były to zabawy słodzone zawile. Wśród ptasich piór fruwały uśmiechów motyle. Łabędzie w kapeluszach zajęły pojazdy i łatwiej o brylanty było jak o gwiazdy. Do dzisiaj hrabia niańczy tom miłosnych listów. Prawdziwa sanna dzwoni w muszlach u dentystów W wieczornych bramach baby snują opowieści, i ciotka Leokadia stare rymy pieści. (Mieszczański poemat, 1935) Jerzy Paczkowski (1909-1945) HISTORIA MIŁOŚCI J.G. Mówiłem ci umyślnie dobranymi słowy, Że miłość jest jak drzewo, które rośnie we mnie... Nagle mi szum zielony uderzył do głowy I stało siew niej szumniej, laurowi ej i ciemniej. Mówiłem, że jest ziarnem rzuconym głęboko W serce, w którym jak w glebie dojrzewa powoli... Nagle ziarno czerwoną nabrzmiało posoką I poczułem, że rośnie. Pomyśl, jak to boli! Nie wierz mi. Nie jest ziarnem miłość ani drzewem, Tylko wichrem, co sennie przeciąga po niebie... I wicher obudzonym uderzył powiewem, Obalił mnie i padłem. Ach, jak blisko ciebie! (Poezje i satyry, 1958) Stanisław Piętak (1909- 1964) MIT MŁODOŚCI 1. Długo ramiona i piersi próbowały ucieczki z ciemnej izby. Żółty sufit osuwając się ominął mnie i mój krzyk. Czarne plamy okien, plamy świateł - zapach końskiego potu wiruje przy włosach, na pytkach muzyki drży. Spazm bolesnej rozkoszy już cichy, coraz cichszy. Przepłynął czas jak ciemność. Ciała tańczących dziewczyn dla mojej rozpaczy urastały w drzwi. 2. Zmęczenie, zmęczenie przytłaczające jak czarna dal. Jakże długo musiałem tu iść! W śnieżycy leżą domy i drzewa, płynie płot, niziutki płot. Można jak w dłoń zaczerpnąć do warg chłodu, tylko spazm rozpaczy podpływa wyżej, dławi w gardle jak gąbka słodkiej krwi. Jeszcze krok, tak ciężko podźwignąć nogi. Oto znowu przybyły płateczki muzyki niematerialne jak wiew, gałązki śniegu spadają jak świece: śmierć, śmierć... Ustami tak nagle targnął strach bezbrzeżny jak wołanie w mroku I dłonie ciszej od krwi potoczyły się do śniegu. 3. Pot - to włosy tańczących dziewczyn pachną końskim potem... Była to pierwsza myśl, gdym się ocknął. Cicho wstawało serce jak płomień w białej dłoni. Nie znaczył już nic czas, nie było rozpaczy, tylko taką żałosną pustką zamarzał śnieg na mokrej skroni. Drzewa i domy spłynęły w zamieć potem niżej i tyle podeszło do sinych ust tanecznych obcych cieni. Wstałem, dźwignąłem mądrość mroku - spotkaną po raz wtóry zadumę śmierci na ziemi. Wlokły się pasma skrzypiec jak zaprzęg zabłąkanych za wsią w śniegu koni. Domy kuliły się przy drodze, tylko ominąć je było coraz trudniej, dwa kroki - przystanek - dwa kroki... Droga wydłużała sie smugami drzew, nie było dla nocy brzegów. Więc to tak... tak samotnie spływa się w cień jak struga krwi do śniegu... Nowe drzewo, jak dobrze oprzeć siebie i serce o wstrząsane wiatrem drzewo. Biała droga - wszystko jest wzniosłe wokoło jak pożegnanie dłoni. Ręce, dźwignijcie radość szlochu - przeżycie pędzi za nami zapachem potu dziewczyn białymi końmi. (Legendy dnia i nocy, 1935) Lech Piwowar (1909-1940) JESTEM BEZ CIEBIE Długie, zanurzone w złocie, wrześniowe wieczory, misy gwiazd nieruchomych i patrzących obco, odsuwałem powoli w niebyłą legendę: wczoraj. Patrzę na drzewa idące przez łąkę, jak owce, ku horyzontom ciemniejszym, jak rzeka, która ma dno ukryte, głębokie. Niby, zżółkłe, chore, pluszczące gasnącymi liśćmi drzewo, każdym krokiem obsuwam się w głąb. Na przypływające rzeki nie czekam. Ziarna kruszę bez gniewu. Więdnę. (Śmierć młodzieńca w śródmieściu, 1934) Lucjan Szenwald (1909-1944) UMARŁEJ I Wiatr porankowy wśród nocy przywiał, Rozwiał bezładnych snów niepokoje... Dzisiaj rozmawiam z Tobą jak z żywą, Usta złożywszy na serce Twoje. Przy mnie tu jesteś - w świateł topieli Tak dotykalna i rzeczywista, Jakby ten właśnie dzień nas rozdzielił, A połączyła ta noc rzęsista. Powiedz! Czy jakiś Orfeusz nowy Wywołał Ciebie w powiewach świtu? Chcę Ciebie nazwać - i źródłosłowy Plączą się w jeden wyraz zachwytu... Chcę Ciebie nazwać - znane imiona Znowu głoskami martwymi dźwięczą... Radość wzbroniona, radość miniona - Możeśmy pili ją zbyt szaleńczo? Możeśmy byli zbyt zakochani I świat takiego szczęścia nie zmieści? I znowu słowa, uwięzłe w krtani, Gasną -jedyny okrzyk boleści. II Są naokoło piękne dziewczęta, Oczy tęczowe, serca źródlane, Ale Ty byłaś we mnie zaczęta, Jak przez darń kwietną źródło przelane. Ciebie w serdecznych umyłem wodach, Tobą olśniłem wzrok mój na zawsze, I byłaś moja jak mój jest oddech, Źrenicą byłaś, przez którą patrzę. Ciebie nie znając, do Ciebie tęskniąc, Ciebie miłując - lotną, daleką, Znalazłem nagle za siódmą klęską, Za skałą bólu, za smutną rzeką. Znalazłem - aby stracić tak prędko? Znalazłem - aby wiekom poświęcić? Głupiec! Myślałem, że wstrzymałem Piękno W jego wędrówce chyżej ku śmierci! Więc niech dla innych doba za dobą Wieczność upływa w złotym dosycie - Ja tylko Tobą i tylko Tobą Pełny i pełny, na śmierć i życie! I Twoje oczy wodzą mnie w nocy, Jako podwójna gwiazda pomocy, I dokąd pójdę, cokolwiek zrobię - Rozpacz o Tobie, rozpacz o Tobie. III O, mogłaś wzbudzić we mnie, coś chciała, Bom znał Twych chęci nurt kryształowy. Ufałem ślepo w blask Twego ciała, W rytm Twego serca, w nimb Twojej głowy. Z Tobą związany, los swój rozstrzygłem, W dal obracając się mglistym czołem. Ty bohaterskim byłaś mi skrzydłem! Ty byłaś burzą, kiedy płynąłem! I dziś - jeżeli wśród krwawej waśni Przyszły słoneczny czyn mi się marzy - To na tle wizyj na moment zalśni Promienno-smutny świt Twojej twarzy. Nie wiem, czy padłaś kulą trafiona, Czy w długich mękach gasłaś jak pożar, Czy przyciskałaś dziecko do łona, Czy zbir je odciął od ciebie nożem. Nie wiem, czy dreszczem ostatnim ścięgien, Ostatnim czuciem wołałaś ku mnie - Ale wiem jedno - jedno przysięgam: Że potrafiłaś umierać dumnie, Że w oczach Twoich była pogarda, Że w sercu Twoim była odwaga - Że spojrzeniami deptałaś karła - Piękna, bolesna, gniewna i naga! IV Za dym pożogi, za gwałt rabunku, Za siny powróz na szyję braci, Za każdej rany krwawy karbunkuł - Zbir będzie płacił i zbir już płaci. W tym Sądzie, który niebawem przyjdzie,, Ażeby zadość uczynić krzywdzie; W tym boju, który wichurą ognia Osacza gniazdo, gdzie wzrosła zbrodnia; Gdy ramię zemsty tak wyolbrzymię, Ze wróg się zwali jak zgniłe drzewo: Wtenczas wypowiem całe Twe imię Melodią silną, czystą i rzewną! POST SCRIPTUM Miła! Jeżeli fatum pozwoli Do nadwiślańskiej wrócić Itaki, W kraju, wyrwanym z grobu niewoli, Pomnik - postawię Tobie nie taki! Myślą dogłębną, pracą cierpliwą Odtworzę Ciebie - taką jak byłaś - Pokażę Ciebie - mówiącą, żywą - Opowiem, jaka była ta miłość. W rozdziałach, niby w dźwięcznych ogrodach, Będę się błąkał w mrok - a gdy zasnę, Zalśni mi Twoja ciemna uroda I zagra serce -jasne, przejasne. Dywizja, 1943 (Pisma wybrane, 1955) Anna Świrszczyńska (1909 - 1984) KŁÓDKA Nasze ciała nie chcą się rozstać. Zatrzasnęły się ramionami i patrzą na nas ze zgrozą, jak dwoje dzieci patrzy na mordercę, który się zbliża. Nie rozumieją niczego. Oszalałe, mokre od łez, dygocące od szlochu, pytają, pytają bez tchu dlaczego. I nie słuchają odpowiedzi, pytają znowu bez tchu, bez tchu, jęcząc, błagając o litość. Ale my nie możemy się nad nimi ulitować. Rozetniemy kłódkę ramion, rozszarpiemy splątane włosy, odrzucimy w dwie strony pokoju dwa zdychające bezsilne strzępy. (Jestem baba, 1972) SPRĘŻYNA Największe szczęście, które mi dajesz, to szczęście, że cię nie kocham. Wolność. Wygrzewam srę przy tobie w cieple tej wolności ra godna łagodnością siły. Czuła, czujna jak sprężyna. W każdym moim przytuleniu jesl gotowość odejścia. Jak w ciele lekkoatlety przyszły skok. {Jestem baba, 1972) BRZYTWA Zdradziłam cię. Jakie szczęście, jaka ulga. Cieszmy się oboje, bo teraz będę już mogła kochać cię jak dawniej. Cieszmy sie oboje, że musiałam cię zdradzić, jak tonący musi chwycić za brzytwę. Nienawidzę cię, ponieważ cię zdradziłam. Cieszmy się oboje, że cię nienawidzę. (Jestem baba, 1972) Elżbieta Szemplińska (ur. 1910) CIAŁO Trudny dzień wiodą skłóceni kochankowie. Trudny i szorstki jak firanka przypadkiem rozerwana. Nie mogą się pogodzić spojrzeniem ni słowem, a gdy nienawiść ich zmęczy, samotnie płaczą do rana. Trudne życie wiodą przypadkiem złączeni. Trudne jest życie i szczęście i trudna śmierć we dwoje. Serce o serce zahacza, cień się bije z cieniem, a jeżeli chcą zjeść chleba, nóż krzywo chleb ukroi. Na jednym wąskim łóżku, lodowatą nocą, tak dalecy, każde z osobna, pod jednej kołdry blachą, jednym lodowatym dreszczem z osobna dygoczą grzeją samotne ręce: każde pod swoją pachą. A gdy stało się jeszcze zimniej, kochanka się podkradła, i sunąc cal po calu przez lód prześcieradła, dotarła wreszcie chytra, zziębła i nieśmiała, na granicę zimna i ciepła, na krawędź jego ciała. Że ciepło mu wykradła, tu ją lęk ogarnął, i patrząc nań, gdy we śnie leżał obumarły, jak śpiący księżyc, obcy, cichy i daleki wpośród chmur i pościeli wzburzonego mleka, weszła z ciałem w konszachty. Dotykając cudzych pleców, rąk i policzków, aby się nie zbudził błagała i szeptała drżącemi ustami: - niech śpi... tak zimno... nie zdradzisz? Bo my się gniewamy. Drży teraz cicho cała i szczęściu nie wierzy, i drżąc, i płacząc w siebie ciepło z mężczyzny przelewa. A ciało jest dobre jak zwierzę. Ciało się nie gniewa. (Wiersze zebrane, 1946) CZARY Chodzę dokoła twego domu, leniwa, chytra pajęczyca, plączę twe ślady pokryjomu, twój ogród myślą swą nasycam. Chodzę dokoła ciebie we śnie, kiedy bezbronnym leżysz, martwy, i wkoło szyi, oczu, piersi, okręcam tęskny sznur uparty. Nie jestem zła, o nie, nie jestem, Nie jestem także dobra jednak... Po prostu tęsknię za szelestem twych kroków i za blaskiem srebra, który powleka czerń twych oczu... A ty mnie szukasz, a ty czekasz, i jak ćma tłuczesz się po nocy, pod szybą moją - choć z daleka. Ty nie wiesz, nie wiesz rozgorzały, co żar twój wznieca, co podsyca... gestem leciutkim i niedbałym rozsnuwa sieć swą pajęczyca. {Wiersze zebrane, 1946) "DRŻAŁAM Z RADOŚCI..." Drżałam z radości, że tak wiele, choć nic nie było, nic nie zaszło - Noc okrywała mnie jak siostra, abym nie drżała - gwiezdnym płaszczem. Właściwie - płakać należało: kocham innego, żonę masz... Wiatr taki mocny jak twe oczy, chuchał mi śmiechem prosto w twarz. I śmiałam się , i noc się śmiała, i miasto drżało, tak, z radości - z boku się na bok chybotało, aż bulgotały w nim wnętrzności. Auta, tramwaje, noc i asfalt, i drzew paluchy rozłożyste, kiwały mi, szeptały mi: - no cóż, no tak, no - oczywiście. I nie wiem... Nie wiem, czyś ty sam, wyszeptał coś? W noc wymamrotał? Czy tramwaj zdradził? Dość że bram złe pyski jęły w głos rechotać. I gnał mnie rechot w noc przez miasto, i palce latarń wytykały... A co? A to - I ogrom cały... Choć nic nie było, nic nie zaszło... (Wiersze zebrane, 1946) SZPONY Polub mnie taką, jaka jestem. Nie próbuj zmienić, złamać, zgiąć. Pozwól mi śmiać się, kłamać, tęsknić, dobrą być czasem, często złą. Pozwól mi wracać i odchodzić, pozwól mi cierpieć, płonąć, krwawić, ja tak już muszę, ja tak zawsze, i wszystkie twoje prośby na nic. To by tak dobrze było, pięknie, i wtedy bym cię kochać mogła - Skryj, miły, w kocie poduszeczki, Twoje drapieżne szpony orła. (Wiersze zebrane, 1946) ZERWANIE Nie czekaj w bramie, nie pilnuj w oknie, nie dręcz listami i telefonem. Wszystko zerwane jest bezpowrotnie, chociaż pamiętne i nieskończone. Jak mnie kochałeś - pokochaj inną, przestań przeklinać, zapomnij wreszcie - listy podarłam, serce zgubiłam, fotografii ci nie odeślę. (Wiersze zebrane, 1946) W MYŚL OSTRZEŻENIA Dlaczego mijam cię bez spojrzenia, i jak najdalej, i lewą stroną? Tak będzie lepiej. W myśl ostrzeżenia: *"Tu skrzynie z prochem, Palić wzbroniono". (Wiersze zebrane, 1946) Czesław Miłosz (nr. 1911) MIŁOŚĆ Miłość to znaczy popatrzeć na siebie Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy, Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu. A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie, Ze zmartwień różnych swoje serce leczy, Rak mu i drzewo mówią: przyjacielu. Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć, Żeby stanęły w wypełnienia łunie. To nic, że czasem nie wie, czemu służyć: Nie ten najlepiej służy, kto rozumie. (Ocalenie, 1945) ANNALENA "Zdarzało mi się niekiedy całować w lustrach odbicie mojej twarzy, ponieważ pieściły ją ręce, usta i łzy Annaleny, twarz moja wydawała mi się bosko piękna i jakby prześwietlona niebiańską słodyczą." "L'Amoureuse Initiaton" Lubiłem twoją aksamitną yoni, Annalena, długie podróże w delcie twoich nóg. Dążenie w górę rzeki do twego bijącego serca przez coraz dziksze prądy sycone światłem chmielu i czarnych powojów. I naszą gwałtowność i triumfalny śmiech i pośpieszne ubieranie się w śaidku nocy żeby iść kamiennymi schodami górnego miasta. Oddech wstrzymany z podziwu i ciszy, porowatość zużytych głazów i portal katedry. Za furtką do plebanii ułamki cegieł i chwasty, w ciemności dotyk szorstkich oskarpowań muru. 1 później patrzenie z mostu na dói na sady kiedy pod księży- cem każde drzewo osobne na swoim klęczniku, a z tajemnego wnętrza przyćmionych topoli stuka echo wodnej turbiny. Komu opowiadamy co zdarzyło się nam na ziemi, dla kogo ustawiamy ws/ęd/ie wielkie lustra w nadziei ze napełnią się i tak zostanie? Zawsze niepewni czy to byliśmy ja i ty, Annalcna, czy ko chankowie bez imion na tabliczkach z baśniowej emalii. 1966 (Wiersze. 1985) NA POŻEGNANIE MOJEJ ŻONY JANINY Kobiety-żałobnice swoją siostrę oddawały ogniowi. 1 ogień, len sam na który patrzyliśmy razem. Ona i ja, w małżeństwie długie lata. Złączeni przysięgą na złe i dobre, ogień Kominków zimą. kampingów, palących się miast, Elementarny, czysty, z początków planety Ziemi, Zdejmował jej włosy, slrumieniejącc, siwe, Imał się ust i szyi, wchłaniał ją, ogień. Do którego języki ludzkie porównują miłość. Mnie było nie do języków. Ani do słów modlitwy. Kochałem ją, nie wiedząc kim była naprawdę. Zadawałem jej ból, goniąc za moją ułudą. Zdradzałem ją z kobietami, jej jednej wiemy. Zaznaliśmy wiele szczęścia i wiele nieszczęścia. Rozłąki, cudownych ocaleń. A [utaj ten popiół. I morze bijące o brzegi kiedy idę pustą aleją. 1 morze bijące o brzegi. I uniwersalność doświadczenia. Jak bronić się przeciw nicości? Jaka moc Przechowuje co było. jeżeli nie trwa pamięć? Boja mało pamiętam. Tak bardzo mało pamiętam. Zaiste, wrócenie chwil oznaczałoby Sąd Ostateczny, Który nam Litość chyba odracza z dnia na dzień. Ogień, wyzwolenie z ciężkości. Jabłko nie spada na ziemię. Góra porusza sie z miejsca. Za ogniem-kurtyną Baranek stoi na }ące niezniszczalnych form. Dusze w czyśćcu goreją. Heraklit szalony Patrzy jak płomień trawi fundamenty świata. Czy wierzę w ciał zmartwychstanie? Nie tego popiołu. Wzywam, zaklinam: rozwiążcie się, elementy! Ulatujcie w inne, niech przyjdzie, królestwo! Za ogniem ziemskim złóżcie się na nowo! 1986 {Kroniki, 1988) Zbigniew Bieńkowski (ur. 1913) ROZMOWA Ty jesteś częścią, a ja stroną świata, ty wiesz o Ziemi, a o mnie wie przestrzeń. Jesteśmy wzajem tak jak zysk i strata, gdy ty westchnieniem, ja jestem powietrzem. Ja mam ksztatt własny, ty nie masz go wcale, ja jesieni świateł i cieni przyczyną. Kiedy krajobraz w mych oczach zapalę, to tylko wtedy możesz go ominąć. Ty tworzysz światło, a ja formę światła, która w ciemności postać blasku weźmie i każdą gwiazdę, co z przeczuć twych spadła, wyśni na jawie, by świeciła we śnie. Ja jestem z Ziemi i na jej obszarze mogę ci niebo zbliżyć lub oddalić. Krwią swoją twoje pragnienia zagaszę, nim gmach przestrzeni od nich się zapali. Tyś jest budowlą, ja jestem jej stylem. Kiedy natchnione wzrokiem do dotyku kamienne nieba legną w ziemskim pyle, ja będę jeszcze pojęciem gotyku. Gdy wieczność stawać się zacznie na Ziemi i obowiązki serca kamień przejmie, ty będziesz trwaniem, które się nie zmieni. Ja pragnę więcej: aby żyć śmiertelnie. (Sprawa wyobraźni, 1945) Aleksander Rymkiewicz (1913-1983) HYMN NA CZEŚĆ PIERWSZEJ MIŁOŚCI W wieku sonetów czułych i wstążek nad czołem, pierwsza miłości, pięknie ciebie nazywano, dziś nie wierzący w tamte kobiece anioły, chmur czy gwiazdozbiorów słysząc huk za ścianą, leżą przy swych kochankach, a w pustym kieliszku brzask łzą pierwszą błyska. A w kinach wieczorami, po mozole we dnie, sycą małe swe serca wielkich serc tragedią nie wierzący w anioły kobiece. Stocz się, z sonetów, jak myśmy stoczyli. Widzą - rozkosz oplata jej dziewczęce plecy różą jak żmiją. I znów nad pustynią serca, gdy idą już z kina nie wierzący w anioły kobiece, niebo też odludne, chłodna hen pustynia i owoc księżyca rozcięty jak mieczem. Do nich, pierwsza miłości, powróć ozdrowieńcza, nie wiedząc o tym, oni niezabudek pragną, które rączka podaje, a serce się zaręcza, gdy los rozciąga się krzykiem żurawi od bagna. Obmyj ich dawnym szmerem słowiczych strumieni. Spójrz - nawet wybrańców losu sława nie pociesza, w czarną noc z czarnymi sercami zamierza czarna rzesza po miejskim zagonie z kamienia. Ty jedna masz tę moc tajemną i wzniosłą przemiany, jak ów miesiąc, co przez sosny złoci bujne trawy, i widzisz: oto kwiaty paproci wśród mozaikowych cieni wyrosły. I młodzieńcze serce bezbronne jeszcze w jakimś tam tobie ślubuje spełnić wiekopomne czyny, o, w śnie lunatycznym nieświadomi i cnoty, i winy! Poznają je nazbyt prawdziwie i gorzko, gdy wojna krwawym cierniem ich miasto ozdobi - i wówczas jakiś żal za utraconym gajem, na którym księżyc romantyczny słysząc szept przystaje. Zejdź, spłyń do nich wreszcie z dawnych strof,śliczna , w bieli to lata marnotrawne były, nie synowie, niechaj się podzwigną z rozświetlonej pościeli łuną, a gdy przygasła, ich słowa i noce były już tylko jak czarnych spraw czarni apostołowie. (Polskie drzewa, 1972) Juliusz Krzyżewski (1916-1944) JESIEŃ 1942 Nie płacz, Augusto, ucisz smutek... Patrz, noc nad miastem niby mamka pierś odsłoniła. Z gwiazd jak z sutek ściekają krople bez ustanku na usta twoje, co bez siły, jak kwiat uwiędły, się stuliły. Trudno uwierzyć, ale nie wątp w ten pokarm ducha, w tę grę świateł, w mleczną nad nami gwiazd ulewę, w księżyca chleb, co się pyskaty uśmiecha do nas pełną gębą, okruchy sypiąc dla gołębi. Chodź, usiądziemy na balkonie. Patrz -jaka przestrzeń, noc jak jasna! Będziemy bawić się i w dłonie z uciechy wielkiej raz w raz klaskać. Pluń, psiakrew, na noc, pluń na wszystko, na życie nasze, co jak g...o jesienny wiatr uwieńczył listkiem, żeby alfonsom, damom, k...m nie psuło wrażeń estetycznych i żeby psy, sikacze głupie, nie pobrudziły sobie dupek. O dupki psie - herbowe tarcze, O dupki pań, pachnące cate, jak pies bym wąchał je i warczał w rozkoszy mej zapamiętały!... Patrz tam, za oknem, naprzeciwko, (po co ten wstyd) za firankami panie z beau-monde'u albo dziwki do snu się kładą z kochankami... A nam nie trzeba ani nocy, ani pokoju, ani wódki i trudno się z miłości ocknąć, gdy miłość ta jest tylko smutkiem. Więc bądźmy smutni... K...a k...e - mówi przysłowie - łba nie urwie, zostawmy więc światowy b...l samemu sobie. Nas niech jesień wrześniowym chłodem swoich pieści... Chłodna jest noc. Osłoń twe piersi, me będę budził ich ustami, wargami usta me opierścień i dłonie moje włóż pod stanik. Będę cię pieścił, u twych kolan oparłszy czoła zimne blaski i myśląc o tym, ze nie zdołam uczynić zadość twoim łaskom i ze miłości naszej poryw spełnia się tylko w metaforach, które w tym wierszu, w nocnej ciszy, niby balkony i księżyce ubrane liśćmi fantastycznie, nad ulicami się kołyszą... Międzylesie 16IX1942 (Poezje, 1978) KAZIRODZTWO O, jakoż są ucieszne miłości twoje, siostro moja, oblubienico moja! O, jako daleko zacniejsze miłości twoje niż wino, a wonności maści twoich nad wszystkie rzeczy wonne! (Pieśń nad pieśniami Salomonowa IV, 10.) Krystynie Jastrzebskiej Jestem ci wierna, mój miły, dana ci jestem na własność, krew twoja płynie w mych żyłach i w skronie uderza blaskiem. Twej krwi braterskiej strumienie płyną pod naszych ciał mostem, kiedy w najtrwalszym milczeniu w sen zapadamy - brat z siostrą. Nad nami księżyc połyska jak źródło albo jak lustro i pocałunki przejrzyste składa nam czule na ustach. Ciało twe sen już wysmukla, jak strzałę chwyconą w locie, i na powieki wypukłe palców mych kładzie pieszczotę. A piersi moje kolcami ud twoich spinają płetwy, aż nieba dno ponad nami niby łuk pęka wygięty. O miły bracie srebrzysty, w kochaniu zrośnięty takim, z którego tylko najczystszą pieśń mogą wyłuskać ptaki! W tobie się cała zapadam, jak dłoń pieszcząca klawisze albo jak skrzydło owada w oddechu nocy i w ciszy. W tobie, mój miły, mój drogi, drgająca pode mną struno, gwiazdo świecąca na stogu, krwi gorejąca kolumno! A kiedy uśniesz zupełnie, zamknę się w tobie jak w trumnie, twe palce nawet wypełnię, O struno, gwiazdo, kolumno! 26 VI1941 (Poezje, 1978) "NIE PATRZ NA MNIE..." Nie patrz na mnie. Przeraża mnie spojrzenie ufne I z oczu łzy wyciska, jak światło zbyt jasne. Osłoń światło przede mną. Oczy twe i uśmiech jeśli w serce nie padną, od tez moich zgasną. I ust moich nie całuj! W ich prostym rysunku palec losu zostawił goryczy cień smutny, więc powiędły wargi twe i pocałunki jak wiązanka złożona na ustach zatrutych. A słowom moim nie wierz; łudzę pozorami. Złym duchem twoim jestem i kochać nie umiem. Jeśli w polu zobaczysz kamień wyorany, możesz o mnie pomyśleć i nic nie zrozumieć. Międzylesie 13X1942 (Poezje, 1978) IMPROWIZACJA Możesz mnie nie kochać! - Mój Boże, wiesz, co myślę o miłości: Uczucie najpiękniejsze, żywy oczu blask, rumieńce i cienie pod oczami - nieprzespanych nocy pieczęcie. Serce twoje zostawiam gołębiom. Nie kochaj mnie... Ale wódki napijesz się ze mną, ale ciałem opleciesz mnie w nocy na białym prześcieradle, na którym jesienne plamy liści księżyc rozchybocze. Wystarczy mi twe ciało. Pocałunków blaski smak zostawią mi gorzki, a pamięci węzeł zaciśnie się jak biodra kwitnące wieczorem, o które cień szeroki ćmy skrzydlatej bije. Nie cofaj się przede mną. Na nic uciekanie, na nic kłamstwo i ręce wzniesione... Przyjdę- niespodziewanie, zaspokoję, uciszę, zamilknę, ustami cię zadławię, piersią rozkołyszę, obejmę uda twoje i kolana rękami... sercem nad sercem zacisnę... Międzylesie 31 X 1942 (Poezje, 1978) FINAŁ Krystynie Połoz mi ręce twe na oczach i usta zamknij mi spojrzeniem, żebym nie prosił cię i kłamał O mej miłości nieskończonej. Żebym nie widział twego bólu, który w uśmiechu się kołysze, I palców twoich akordami ponad milczeniem mym zawisłych. Odejdź ode mnie albo zostań, ale tak cicho, jak zostaje wspomnienie śmierci lub miłości w parę tygodni po rozstaniu. Smutno mi będzie... Potem nawet zapomnę numer telefonu i głosu twego dźwięk, i zapach twych całowanych ust i dłoni. Zapomnę wszystko; gdzie i po co, i kiedy działo się, czy śniło, tylko mi zostaw słowo dobre jak pocałunek ponad siły. Warszawa 14 III 1943 (Poezje, 197S) Marian Ośniałowski (1920-1966) EROTYK II Różowe pocałunki głębokie bez dna na zawsze mi na sercu wypalają ślady. Może znów podrożeją pociągi i tramwaje. My wciąż nie znamy ceny swoich warg za bladych. A ty czasami skręcasz w za trudne dla mnie drogi. Wieczór jesl cały płaczem jakichś starych skrzypiec. Oprócz ust, rąk bezsilnych nic ci dać nie mogę. Jaka jest w dzień wartość ust, jaka pod księżycem. Nie wiem, czyby mi były tak samo potrzebne, szeleszczące o jakiejś dalekiej przygodzie drzewa, rozmawiające z chmurami i niebem, gdybym nie mógł ich odbić w twych oczach jak w wodzie. Może mógłbym się co dzień całować z pogodą, łudzić się wciąż o inne usta obojętne. Dopóki gra w krwi mojej aksamitna młodość, kochać się jakby przez sen i nic nie pamiętać. Gdzieś się ze słońcem całować pośród górskich głazów, i odejść, i porzucić to wszystko najprościej. Lecz chleba by mi zabrakło przecież od razu, mnie, który żyje chyba jedynie z miłości. (Kontrasty, 1958) "WIERZĘ TYLKO W TWOICH RAMION..." Wierzę tylko w twoich ramion aksamitny, ciepły krąg. I w brązowość twoich oczu, I w dotknięcia twoich rąk. Dzień się znowu w przepaść stoczył, to jesienny, pozłacany liśćmi mrok. To tęsknoty horyzontów, Które spłoszyłby twój krok. Drogi idą w pustkę, w mgłę. Po cóż iść mam którąś z dróg. Przecież nic nie znajdę... tam nie ma śladów twoich nóg. (Suita cygańska, 1959) "NIE CAŁUJ MNIE TAK BARDZO DŁUGO..." Nie całuj mnie tak bardzo długo ani ze sobą nie zabieraj. Bo w nas prócz nas jest innych wielu. Ktoś najpiękniejszy z nich umiera. Mysi o mnie, ust nie pamiętając. - Ani ze sobą nie zabieraj. - Bo w nas prócz nas jest innych wielu. Nie chcę od dotknięć twych umierać. (Suita cygańska, 1959) RIZLING Twoje wara są zimne jak gdyby nieprawdziwe. Albo twoje usta są jak rizling złoty. A sny są niemożliwe. Złota jak rizling chwila. Kwietnia niebieski liryzm. Lęk. Słów znaleźć nie umiemy. To minie jak życie motyla. Ty - kwiecień - miłość - rizling. (Suita cygańska, 1959) MAGIA Wypowiemy magiczne słowa: - Jesteś cudowny, wspaniały, jedyny. Serce rozżarzy się miłością purpurową, odlecimy za horyzont w świat inny. Krew się szczęściem rozdzwoni. Odlecimy helikopterem zaprzężonym w wróble i motyle. Będziemy naprawdę cudowni, na jedną, jedyną chwilę. (Suita cygańska, 1959) MASKA "nie rozkwitnięta młodość mija" Eluard Napiszę do nikogo gałązką sosnową list; nie utaj wielkim słowom, pod nimi nie ma nic. Lęk nocy rozwłoczy w przestrzeni król olch, za nim w muzyce los zmieni dur w mol. Bursztyn i rubin, i zórz teatr, Fioletowa podróż chmur. Nie każda miłość zabija, nie każda miłość jest złą. Z tych wszystkich lat, które przeżyłem, osad na rękach, brud i krew. Miejsce samotnych spacerów cmentarz. Nie zdejmę maski, dumy bluff, 'Przeminie młodość nierozkwitnięta". (Suita cygańska, 1959) Stanisław Swen Czachorowski (ur. 1920) EROTYK U TRZEŚNI łodyga snu z flamingiem złączona paradnie w anadiomenskich pianach wezbrana jak akord rytmem orfickiej strofy nad sennym petrarką trześnio lauro sarenna rozkwietniona dla mnie pytio zaklętej bieli drewniana kasandro łzawnico szklanych soków zwiśniowana kiane rozchylam twe welony i biodra drewniane obnażam głodnym wargom jak kornik rzeźb twardość znużony od pachnideł od kwiatów rozkwitły opadły z drzewnych ramion miodami zwalony niby wonią nektaru gotycki zakonnik w kantaros gron sytości na korach łożnicy bełkoczę hymnem tobie chwałę wiśni śpiewam bądź jesienna bądź letnia skrzypce łaskiś trześnia Kobyłka 1952 (Owoc z moich piasków, 1961) WINNICE scałować wargi rozbić winogrady jabłoń na skrzypce rozczesać wiatrami matczyne ręce ogrodzić przed łzami słać drogowskazem spadające gwiazdy w lustrach pieszczoty nie jesteśmy sami cienie nas plączą jak miodne owady gwiezdne dmuchawce do kolan przybladły niebo i ziemia klęczą między nami scałować wargi ochylić witraże obnażyć chwilę nim czas ją zamaże i drogowskazy wyprowadzić z ciszy w szeleście winnic których wiatr nie słyszy matczynym rękom rozpleść jabłoń skargi łzy rozprowadzić i scałować wargi (Summa strony sonetu, 1967) MUZA EROTYKU branko mych ramion biała w nagiej korze znak twojej mocy moich warg koranem chylę się tobie niespełnionym dzbanem spełń moje gliny w spełnienia jeziorze struno dźwięcząca męskich jarów orzech noc miedzy nami strąciła cyklamen i towarzyszy koronkowym pianem łzie zatrzaśniętej w ognistej komorze nimfo ze złotych ogrodów hesperyd nawo miłosna tobie zachwyt szczery za kształt i kunszta w miłosnym duecie po strunach róży słowikiem sczesana bądź pozdrowiona kapłanko różana w anadiomeńskich gołębic sonecie (Siunma strony sonetu, 1967) Krzysztof Kamil Baczyński (1921 - 1944) PRAGNIENIA Co dzień kochając cię płaczę, tęsknię za tobą - patrząc, oczy mi popieleją, wiedzą, że nie zobaczą. A z ciebie gorycz płynie jak w niebo dym spokojny, dzień jak liść kruchy się zwinie i ptak, co w śpiew niezbrojny. Przysiadają na mnie modlitwy przelotne, ach, przelotne. Elementarne bitwy, trwozne, samotne. Uczę się ciała na pamięć i umiem. Widać dusza est jeszcze, która kłamie, a we mnie śmierć porusza. Po snów kipieli ciemnej szukam cię. tak się spalam, recę mi nadaremne jak ptak, co gniazdo kala. I może by w milczeniu i w cierpieniu by może, cóż, kiedy nocy grożę, niedowidzeniu. I takim ci ja hardy jak ręce, co rycer/om przypinają kokardy, w którycli siłę nie wierzą. I takim ci ja mocarz, że kiedy stów nie trzeba, nie umiem stworzyć nieba miłością w oczach. czerwiec 42 r. (Utwory zebrane. 1979) MIŁOŚĆ O nieba płynnych pogód, o ptaki, o natchnienia. Nie wydeptana ziemia,, nie wyśpiewane Bogu te drzewa, te kaskady iskier, ten oddech nieba, w ramionach jak w kolebach zamknięty. Jak cokoły drzewa z szumem na poły; serca jak dzbany łaski, takie serca jak gwiazdki, takie oczu obłoki, taki lot - za wysoki. Słońce, słońce w ramionach czy twego ciała kryształ pełen owoców białych, gdzie zdrój zielony tryska, gdzie oczy miękkie w mroku, tak pół mnie, a pół Bogu. Twych kroków korowody w urojonych alejach twe odbicia u wody jak w pragnieniach, w nadziejach. Twoje usta u źródeł, to syte, to znów głodne, i twój uśmiech, i płakanie nie odpłynie, zostanie. Uniosę je, przeniosę jak ramionami - głosem, w czas daleki, wysoko, w obcowanie obłokom. 8 wrzesień 1942 r. (Utnory zebrane, 1979) TEN CZAS Miła moja, kochana. Taki to mroczny czas. Ciemna noc, tak już dawno ciemna noc, a bez gwiazd, po której drzew upiory wydarte ziemi - drżą. Smutne nieba nad nami, jak krzyż złamanych rąk. Głowy dudnią po ziemi, noce schoJ/ą do dnia, dni do nocy odchodzą, nie łodzie - trumny rodzą, w świat grobami odchodzą, odchodzi czas we snach. A serca - tak ich mało, -a usta - tyle ich. My sami - tacy mali, krok jeszcze - przejdziem w mit. My sami - takie chmurki w skrzyżowania dróg, gdzie armaty stuleci i krzyż, a nad nim Bóg. Te sznury, czy z szubienic? długie, na końcu dzwon - to chyba dzwon przestrzeni. I taka słabość rąk. I ulatuję - słyszę - ta moc jak piasek w szkle zegarów starodawnych. Budzimy się we śnie bez głosu i bez mocy i słychać, dudni sznur okutych maszyn burzy. Niebo krwawe, do róży podobne - leży w nas jak pokolenia gór. I płynie mrok. Jest cisza. Łamanych czaszek trzask; i wiatr zahuczy czasem, i wiek przywali głazem. Nie stanie naszych serc. Taki to mroczny czas. 10 września 1942 r. (Utwory zebrane, 1979) EROTYK W potoku włosów twoich, w rzece ust, kniei jak wieczór - ciemnej wołanie nadaremne, daremny plusk. Jeszcze w mroku owinę, tak jeszcze różą nocy i minie świat gałązką, strzępem albo gestem, potem niemo się stoczy, smugą przejdzie przez oczy i powiem: nie będąc -jestem. Jeszcze tak w ciebie płynąc, niosąc cię tak odbitą w źrenicach lub u powiek zawisłą jak łzę, usłyszę w tobie morze delfinem srebrnie ryte, w muszli twojego ciała szumiące snem. Albo w gaju, gdzie jesteś brzozą, białym powietrzem i mlekiem dnia, barbarzyńcą ogromnym, tysiąc wieków dźwigając trysnę szumem bugaju w gałęziach twoich - ptak. Dedykacja: Jeden dzień - a na tęsknotę - wiek, jeden gest - a już orkanów pochód, jeden krok - o otoś tylko jest w każdy czas - duch czekający w prochu. Mojej najdroższej Basi -Krzysztof dn.2II1942r. (Utwory zebrane, 1979) "GDY ZA POWIETRZA ZASŁONĄ..." Gdy za powietrza zasłoną dłoń pocznie kształty fałdować i czuje się wielkie ptaki rosnące za chmur kwiatami, zmierzch schodzi lekko. A ona świeci u okna głową jasną jak listek światła i śpiewa piosenkę ciszy. Długą, wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie, aż jego dosięgnie w zmroku i szept przy ustach usłyszy. "Kochany" - szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni jak włosów miękkich smuga, lilie z niej pachną tak mocno, że on, pochylony nad śmiercią, zaciska palce na broni, wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy - czuje, że skrzypce grają w nim cicho, więc idzie ostrożnie, powoli, jakby po nici światła, przez morze szumiące zmroku i coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków, aż się dopełnia przestrzeń i czuje jej głosik miękki stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągnięcie ręki. 'Kochany" - szumi piosenka, więc wtedy obejmą ramiona więcej, niż objąć można kochając jedno ciało. Dłoń wielka kształty fałduje za nieba czarną zasłoną i kreśli na niej zwierzęta linią drżącą i białą. A potem świt się rozlewa. Broń w kącie ostygła i czeka. Pnie się wąż biały milczenia, przeciągły wydaje syk. 1 wtedy budzą się płacząc, bo strzały pękają z daleka, bo śnili, że dziecko poczęli całe czerwone od krwi. 13 VII1944r. (Utwory zebrane, 1979) PIOSENECZKA Basi Kto mi odda moje zapatrzenie i mój cień, co za tobą odszedł? Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc, jak rośliny są - coraz młodsze. I niedługo już - tacy maleńcy, na łupinie z orzecha stojąc, popłyniemy porom na opak jak na przekór wodnym słojom. Czerwień krwi dziecinnie się wyśni jako wzdęte policzki wiśni. Metal burz się wywiedzie na nowo zapienioną dmuchawca głową. A tez grzmot jak lawina kamieni w małe żuki zielone się zmieni i tak w wodę się chyląc na przemian popłyniemy nieostrożnie w zapomnienie, tylko płakać będą na ziemi zostawione przez nas nasze cienie. 16.1. 42 r. (Utwory zebrane, 1979) "NIEBO ZŁOTE CI OTWORZĘ..." Niebo złote ci otworzę, w którym ciszy biała nić jak ogromny dźwięków orzech, który pęknie, aby żyć zielonymi Usteczkami, śpiewem jezior, zmierzchu graniem, aż ukaże jądro mleczne ptasi świt. Ziemię twardą ci przemienię w mleczów miękkich płynny lot, wyprowadzę z rzeczy cienie, które prężą się jak kot, futrem iskrząc zwiną wszystko w barwy burz, w serduszka listków, w deszczów siwy splot. I powietrza drżące strugi jak z anielskiej strzechy dym zmienię ci w aleje długie, w brzóz przejrzystych śpiewny płyn, aż zagrają jak wielonczel żal - różowe światła pnącze, pszczelich skrzydeł hymn. Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne - obraz dni, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi. Jeno odmień czas kaleki, zakryj groby płaszczem rzeki, zetrzyj z włosów pył bitewny, tych lat gniewnych czarny pył. 15. VI. 43 r. (Utwory zebrane, 1079) CIEMNA MIŁOŚĆ Leżymy w łożu mrocznym jak na dnie strumienia wyschłego. Włosy długie, poplątane wioną, rozdzielają się, łączą jak smugi cierpienia i niosą się jak ścieżki ku dalekim stronom. Tu u nas zła tarnina rośnie tak po brzegu biała czasem, a czasem jest jak rozpacz dłoni, i armie ciężko dzwonią jak wykute w śniegu, w księżycach jasnych sunąc. Krzyk, parskanie koni i czołgów ryk podziemny - jakby wydzierały dusz trzepot nieostrożnie pobratany z ciałem. Więc nasze ciała długie, splecione jak palce w nocnym konaniu cierpną i wiatr nam na twarze niesie płatki tarniny odstrzelone w walce, i leżą tak jak piętna pośmiertne na miłość strącone, aby wspomnieć, że nic się nie śniło, bo oczy były otwarte i we śnie. I źródła są w powietrzu, i czujemy je - to są pociski krwi, co jeszcze trysną. I łkania są w powietrzu - metalowy jęk, który się w ogniu spełnia ulewą ziarnistą. I boleść, którą kiedyś nazwiemy ojczyzną, co teraz jest jak dziecko, które nam we śnie umiera. Jeszcze oddech jego ziemi drży, bo to był mej miłości pierworodny syn. A potem długa noc. I zrywam się w ciemności bez broni, nagi taki, jakem z ziemi wstał, rozpleść łodygi naszych niespełnionych ciał i być żołnierzem nocnym wiary bez litości. I nim odejdę jeszcze, nim się broń rozpali, widzę, jak się ten obłok twego ciała żali. Bo ciemne miłowanie jest na dnie człowieczem, które pragnących traci i czystość rozdziera, a które się do dłoni bierze razem z mieczem, lecz się w nim cierpi długo, chociaż nie umiera. I znów miasta płonące i dymy, co się powoli wznoszą pnąc na stopnie niebios, i szubieniczne drzewa skrzypią, i z daleka bicz strzela, i rozcina z ziemią wraz - człowieka. A nad tym krzewy kwitną. Z pąków zielonkawe chmury płyną. Dojrzałość lepko się przelewa. Widnokręgiem o świtach ciągną kluczem drzewa. I ludzie ci żałosni w nieobeschłych gruzach pod namiotami cyrków, w świergocie karuzel unoszą się jak łachman, wśród dymu śpiew niosą weseli. Jak wyzwanie sczerniałym niebiosom. Długie, suche koryto - jest to dno strumienia, gdzie leżymy jak kamień pod kurzawą gwiazd. Tyle jeszcze milczenia strasznego jest w ziemi, że chyba go wystarczy na niejedną śmierć! Módlmy się, módlmy słowami ciemnemi. Siejmy, o siejmy chociaż ziarnem serc. 3.Y.1943 (Utwory zebrane, 1979) WYBÓR (fragment) Uczyniwszy na wieki wybór, W każdej chwili wybierać muszę. J. Liebert Noc zielona byta po dniu skwarnym głębokość jej szumiała jakby liście czarne, w których mleczny rdzeń wyrósł, i kroplami gwiazd odmierzał się powoli nieostrożny czas. Maria czekała cicho. I zdało się, płonął świat ogromny w oddechu nieba jak otchłanie, co wiało wielkim oknem na stół, na posłanie białe i nie dotknięte. Czekała. W milczeniu na piersi ręce kładła i wtedy się pienił krwi jej rozgrzany napój i owoce mleczne pęczniały pod jej dłonią, i czuła, jak bije bolesna piąstka serca. I czuła, że żyje łodyżka w niej maleńka, Usteczkami dwoma obejmująca miłość całą, jaką ona i on zamknęli w sobie. I gdy rękę niżej obsunęła, poczuła, jak ją szorstko liże płomienny język ciszy. Brzuch miała jak kroplę ogromną, w rozłożystą misę biódr zamknięty. W takiej ciszy słyszała, jak na godzin stopnie pnie się w niej ten roślinny puch, twardnieje w orzech - - to było dziecko małe, które wkołysali ciepłym swych ciał pomrukiem jak szelestem morza w jej pełnię i dojrzałość, która równa ziemi ogarnęła i rosła rączkami drobnemi, zarysem ust różowych, roślinką maleńką, którą czuła pod lekko wyciągniętą ręką i która dziś się spełni, i wzejdzie człowiekiem nad przymrużoną lekko ziemi złej powieką, żeby się stać czym? kwiatem, powłoką czy łzą? (Utwory zebrane, 1979) Zuzanna Ginczanka (1917-1944) MIŁOŚĆ (fraęmeitt) Woda W poprzek - wpław - przepłynąć życie - prując czas jak płótno piersią (wpław: najżywszą - wpław: najczulszą - wpław: najtkliwszą - wpław: najszczerszą), kochać własne mocne mięśnie w smukłych rękach, w prężnych nogach - własnym sercem jak gotykiem wkłuć się prosto w serce Boga - Nie chcieć być symfonią całą, ale dźwięcznym, głośnym tonem - nie chcieć być wszechświatem całym, ale lśniącym elektronem - drgać religią ciepłych pulsów, nerwy raniąc, serce drażniąc - żyć kochaniem, kochać życie - w poprzek - wpław - rzutami ramion. Płynąć szczerym pragnień sterem w niezniszczalność żywych tęsknot, krzyczeć: żyję, krzyczeć: pragnę, krwią namiętną wali tętno - w poprzek - wpław - przekreślić morze i do kresu przybić hardo - poznać śmierć - tętniącym życiem zachłysnąwszy się po gardło. 28 X 1933 (Wiersze, 1980) WAGA Po czym poznaje się mitość?Czy po tajemnym wzburzeniu, które ogarnia, gdy spotykasz krągłą spadzistość ramienia, słodszą niż inne siedmiokroć? Czy też po strojach skrzydlatych, które haftujesz nicią i w które zaplatasz kwiaty, żeby okazać się piękną i godną płomienia w oku ? Czy też po wiernym nawyku stopionych ze sobą kroków i zestrojonych oddechów i ręki, która spotyka zawsze gotową rękę, gdy jest spragniona dotyku? Albo być może po uldze, z jaką powrócisz z zamętu do twarzy jak do ojczyzny, do której suną okręty z bardzo dalekiej podróży? Albo być może po tym, że krzykniesz, przebity zdradą, zerwiesz się, padniesz z powrotem, znowu się zerwiesz i krzykniesz, i znów ci osłabnie ciało jak gołąb trzepoczący, przeszyty pierzastą strzałą? Po czym poznaje się miłość? Złączeni mocnym uściskiem stoją oboje strwożeni, każde tym ciałem zbyt bliskim, i milcząc szukają znaków. Dwa nieruchome posągi dojrzysz pod chmurą płynącą, nad wodą, w której dwa | gonią chmury odbicie albo noc całą, do rana, ścigają znak Koziorożca, Lwa, Ryby i Barana. Uścisk ich złączył pod chmurą, nad wodą. Ja kimże prawem? Odbici w strumieniu rwącym ważą powoli tę sprawę. Oto są oczy w oczach, oto na ustach oczy i oto usta w ustach. Jakżeż ją poznać? Po czym? Czy po tych strojach skrzydlatych, czy po tych strojach skrzydlatych, które haftujesz nicią i w które zaplatasz kwiaty? Jedno zdejmuje Znak Wagi, raz ze strumienia, raz z nieba, i mówi z ogromnym smutkiem: - Po tym, że znaku nie trzeba. Rok 1938 (Wiersze, 1980) ZDRADA Nie upilnuje mnie nikt. Grzech z zamszu i nietoperzy zawisł na strychach strachu półmysią głową w dół - O zmierzchu wymknę się z wieży, z warownej ucieknę wieży, przez cięcie ostrych os, przez zasiek zatrutych ziół - Ciężko powstaną z rumowisk tłoczące turnie przykazań, dwadzieścia piekieł Wedy, płomienie, wycie i świst, noc fanatyczną zagrozi, zakamienuje gwiazdami, rtęcią wyślizgnę się z palców. Nie upilnuje mnie nic. Ty w wilka się zmienisz, ja w pliszkę, ty w orła, ja w kręte dziwy - nieprzeniknionym zmysłem uprzedzę każdy twój pościg. Nie upilnuje mnie świat, o, luby - o, drogi - o, miły, jeśli nie zechcę sama słodkiej majowej wierności. (O centaurach, 1936) Tadeusz Różewicz (ur.1921) MIŁOŚĆ Kupiłem ci pelargonię niosę doniczkę w różowej bibułce. Idę ulicą ludzie biegną ludzie jadą ludzie krzyczą ten sprzedaje cudowny płyn na porost włosów szkaplerze trujące cukierki pornograficzne obrazki. Obok w czerwonym kościele grożą jeszcze śmieszni piekłem obiecują niebo zachwalają wiarę ojców naszych. Sprytny z rybim okiem i brodą jak lisia kita z miedzi nabił sto tysięcy nędzarzy w butelkę ogłosił bankructwo Mrowisko się mrowi. Piszą anonimy, składają fałszywe świadectwa chorują na syfilis piją wódkę i eter gwałcą i zarzynają obliczają saldo Obywatele miasta obłudnicy witają kardynała karmazynowy kardynał nie uczynił cudu wygwizdały go ptaki. Poeci grają na katarynkach prowadzą dialogi z Bogiem fałszują monetę. Na uniwersytecie profesor pod parasolem w czerwonym turbanie na głowie wykłada metafizykę, radzi wdychać prane. Bzdura obłuda fałsz. Idę ulicą jestem ci wdzięczny za miłość cieszę się pelargonią w różowej doniczce. To jest prawda: miłość uszlachetnia jestem lepszy odrobinę lepszy wierzymy w to oboje. (Niepokój, 1947) MIŁOŚĆ 1944 Nadzy bezbronni z ustami na ustach z otwartymi szeroko oczami nasłuchując płynęliśmy przez morze łez i krwi 1954 (Srebrny kłos, 1955) EROTYK Z KOŃCA XIX WIEKU Nogi dwie albo cztery Nogi na głowie Nogi na plecach Nogi na ramionach Nogi wyrzucone w powietrze Nogi uciekające Noga zgięta w kolanie Kankankankankankan Bucik za szybą czerwony pantofelek złoty but na nodze lakierowany wąs podkręcony morę ferarum kolano lwica pończocha rozpięta między palcami ręki gdybym był młodszy dziewczyno na udzie podwiązka wąsy zakręcone do góry broda binda matrona noga założona na nogę nogi skrzyżowane rąbek sukni dzieweczka drgające wąsy czarne noga w wannie noga na drzewie noga na drabinie nóżka całuję rączki między nogami fortepianu stoją gorsety abażury sztuczne kwiaty gwiazdy wypchane orły sokoły fałszywe gotyckie katedry XII 1959 (Zielona róża, 1961) EWA Wychodzisz z moich oczu rozebrana szorstkie muszle kolan z różowym środkiem otwierają się w nocy białe skrzydło pachwina anioła zamyka się powoli i słona rosa miłości pokrywa skórę (Twarz trzecia, 1968) SZKIC DO EROTYKU WSPÓŁCZESNEGO A przecież biel najlepiej opisać szarością ptaka kamieniem słoneczniki w grudniu dawne erotyki bywały opisem ciała opisywały to i owo na przykład rzęsy a przecież czerwień powinno opisywać się szarością słońce deszczem maki w listopadzie usta nocą najplastyczniejszym opisem chleba jest opis głodu jest w nim wilgotny porowaty ośrodek ciepłe wnętrze słoneczniki w nocy piersi brzuch uda Kybele źródlanym przeźroczystym opisem wody jest opis pragnienia popiołu pustyni wywołuje fatamorganę obłoki i drzewa wchodzą w lustro Brak głód nieobecność ciała jest opisem miłości jest erotykiem współczesnym lato 1963 (Twarz trzecia, 1968) "UBOGIE ŁOŻE MIAŁA..." ubogie łoże miała nasza miłość wojenna snopek słomy zgrzebną płachtę trochę księżyca chrapanie obcych ludzi zmordowanych jak pociągowe konie nasze ręce rozłączyły się przed dwudziestu laty więc skąd to światło na białych tarninach na białku przymkniętego oka czarny pociąg towarowy grzmiał na widnokręgu drobne fale na kałużach wody zmarszczki wiatru twoje suche ciepłe dłonie kruche kostki otwierałaś wargi spojrzałem za siebie od strony lasu zbliżali się w rozpiętych płaszczach żołnierze (Regio, 1969) REGIO Vestibulum vaginae w ciemnej ciepłej szorskiej wydłużającej się piwnicy wymoszczonej duszną wilgocią gniły wiosną ziemniaki puszczały ze ślepych oczek mleczne kiełki pachniało zbutwiałą słomą słodką zgnilizną tutaj odbywały się wtajemniczenia misteria dzieci jedynych mieszkańców nieba na ziemi tu natura odsłaniała tajemnicę płci odsłaniała okolice łona odbytu słodycz podpływała ciemna gęsta ciepła piwnica tutaj niewinni jak ptaki psy owady szukaliśmy gorączkowo owego wejścia przeczuwanego zamkniętego przez zaciśnięte wargi rima pudendi naśladując podpatrzone ruchy zwierząt oślepieni przeczuciem wypełzaliśmy z nory na słońce dzień łowił nas w swoją klarowną źrenicę wracaliśmy do światła przedsionek pochwy zamykał się Templum Świątynia boga miłości w Kara Korum kamienne żółwie w klepsydrze pustyni ośmioramienny tłusty owalny uśmiechnięty bóg jego pieszczoty są ustokrotnione mówią o tym wniebowzięte twarze ziemianek dalej dalej ten sam ale w innej postaci dosiada kobiety jak konia na sposób zwierzęcy nasienie w nią miota zielony miękki raj ściele się dokoła dalej ręce nogi uda na ramionach jak białe skrzydła wzniesione nad głową gdzie ziemia tam niebo w białkach odwrócone wywrócone w podłużnych nieruchomych oczach na phallus wbita jak na rożen w otwartych ustach obejmuje zaciska wargą boga śmiertelna związane w węzeł bez twarzy ciała dalej łączą się stojąc jak nagie kolumny Za czarną jedwabistą wodą pod przeźroczystą powierzchnią raju dyszy i płonie świat potępionych lecą jak liście wąskie srebrne ciała kobiet spadają w ogień wśród uśmiechniętych lwów zmrużonych tygrysów wśród puszystych lisów i wilków wśród róż i rajskich ptaków las phallusów wstaje do nieba księżyc i słońce toczą płomienne głowy po łagodnych panieńskich wzniesieniach Yestibulum vaginae -powrót dojrzewające ciała ukrywały się przed groźnym okiem brodatego boga ojca w ciemnej ciepłej wydłużającej się piwnicy narządy płciowe łączyły się w wyobraźni z rodnymi częściami zwierząt ptaków owadów z zalążkami roślin przez wybite na światło okienko na naszych oczach łączyły się w powietrzu motyle w wilgotnych trawach ropuchy czarownice odbywały się hałaśliwe psie wesela kary ogier wspinał się tańczył spadał na klacz giętki phallus wyłaniał się z czarnego futerału ruchliwy jak ogień rżenie napełniało niebo rozsadzało małe drżące ciała sinoczerwony płomień kołysał się nad ziemią obraz grzmiał wzbijał się w powietrze nasze usta były suche spalone udami ściskaliśmy obłe grzbiety galopujących zwierząt traciliśmy oddech Usta wargi Wielkie ciężkie białe toczone wznoszące się piersi Seks-Bomby w czarnym rozchylonym futrze wargi duże wargi małe słodkie życie regio okolica kraina granica strona nieba regio femoris regio orbitalis regio oralis okolica ustna w okolicy ustnej wyróżniamy czerwień wargową rubor laborlum Ovo świat był jak jaje pełne światła mrowiliśmy się jak czarne plemniki uderzaliśmy w nieprzeniknioną błonkę zamknięty rozrastał się tęczował jak bańka mydlana w której wirowała ziemia niebo pękał pod naporem naszych instynktów otwierał się przenikaliśmy w krajobraz w mięso ludzkie w ciała zwierząt barw smaków zapachów wargi rozchylały się ukazywały do raju wskoczył mały jak iskra diabeł i surowy bóg ojciec w binoklach powiedział betrachten wir unseren Leib als Tempel Gottes denn wit nicht entweihen durfen jaje świata zamknęło się opancerzyło tęgopokrywe wrogie kaleczące do krwi nasienie zostało zakopane nagość ukryta ciało rosło do bólu coraz dotkliwsze zwarły się wargi wstydliwe Mons pubis tej nocy zbliżała się wojna było to w podrzędnym lokalu rozrywkowym w wesołej dzielnicy portowego miasta tytuły w gazetach rosły z godziny na godzinę rozkazy zostały wydane okręty dwóch supermocarstw płynęły naprzeciwko strip-tease a la Paris biała twarz wykrojone w niej oczy usta kobieta oddawała się na tej sali wszystkim tytuły w gazetach rosły zbliżała się zagłada muzyka mechaniczna rozdzierała w czerwonym świetle rozbierała się jasnowłosa wysoka kobieta zdejmowała rozchylała przeźroczystą szatę jej uda świeciły fosforycznym światłem palcami dotykała ust powoli rozchylała wargi w obłoku światła dłonie złożyła na łonie toczyła dłonie od stóp do gardła wzdłuż oddawała się sobie oddawała się przedmiotom muzyce światłu które spadało na nią prostopadłe czerwone niebieskie złote ogarniała otaczała zamykała niewidzialnego ptaka białego łabędzia rubor laborium strumień światła wpadał w otwartą twarz w usta niósł w sobie wszystkich zebranych tu mężczyzn złożyła dłonie na wzgórku Wenery kiedy mężczyźni starcy i młodzieńcy w białych kołnierzykach krawatach w napięciu ziewając z kieliszkiem w dłoni z uśmiechem spłynęli po długich szczupłych palcach zakończonych rubinowymi srebrnymi pazurkami kiedy spłynęli do vestibulum vaginae kobietę pokrył obłok światła pękła czerwień wargowa w ciszę wpadła rozdzierająca ostra muzyka zapłonęły światła kobieta oddalała się na mgnienie otwierając płaszcz zmęczona uśmiechnięta z twarzą między nogami znikała za ciężką kotarą (Regio, 1969) NOCNA ZMAZA Sen mi przynosi twoje ciało sen posłuszny ciebie całą składa w moje ramiona jesteś ciepła żywa zdyszany miotam nasienie w twoje cienie odległe o całą ziemię Twoja twarz nade mną uśmiechnięta moje palce na twoich włosach owoc pęka wyrzucony z nocy zdyszany spadam zalewa mnie jawa Dzień biały rośnie i rzeczy przybywa na swoje miejsca twarze powracają trzepoczesz we mnie jak w sied wielka biała ryba na moich udach senne bezowocne nasienie uspokojenie łzy nie wstydzą się płyną (Opowiadanie traumatyczne; Duszyczka, 1979) Wacław Bojarski (1921-1943) O NATALIO Raz batalion Uderzenia, kiedy walił poprzez wieś, wychyliła się z okienka panienka, panienka w piersi twarda, w sercu miękka i westchnienia ku nim śle. Więc batalion Uderzenia, kiedy walił poprzez wieś śpiewał chórem, śpiewał chórem na Natalii pięknej cześć: O Natalio, o Natalio Bez pamięci cię uwielbia nasz batalion. O Natalio, o Natalio. Pachniesz wiatrem, leśnym szumem i konwalią. O Natalio, o Natalio. To się musi skończyć raz - wybierz wreszcie kogoś z nas. O, potraktuj go na serio i nad wdzięków twych imperium zapanować komuś daj... Panna dłonie załamała: jak jednemu serce dam, gdy się także kocham w reszcie - ach, wierzcie mi, wierzcie: w sercu swym batalion zmieszczę, wszystkim wam całusa dam. Więc batalion Uderzenia, kiedy przeszedł poprzez wieś, brzmiało echo, brzmiało echo na Natalii pięknej cześć: O Natalio... ("U" Zderzenie/, 1942; "Za Wolność i Lud" nr 411965) Tadeusz Borowski (1922-1951) "KIM JESTEŚ...?" Kim jesteś? Ręki twojej gest i uśmiech drżący w cieniu ócz znam i nie mogę w sobie kształtu odtworzyć, jakbym szedł ulicą tak dobrze znaną, że mi patrzeć na domy bliskie i otwarte na oścież oczom - nie potrzeba. A później: skąd przyszedłem tu? - w zdumieniu pytać. Tak i ty bliska mi jesteś i tak znany, że słowem ciebie nie ogarnę ani obrazem, tylko czuję w sobie idący czar od ciebie, niepokojącą ufność, dobroć i może grozę piękna, jakbym ujrzał anioła, który nagle rozwijać jął do lotu skrzydła i memu dziwił się lękowi... (Arkusz poetycki, 1943-1944 ) "WIEM..." Wiem, z nagła się otworzy krąg miłości naszej. Nieostrożny mej ręki ruch odpłoszy ciebie - wtedy odejdziesz. Każda rzecz, której dotknęłaś, nawet powiew powietrza, idącego od drzwi lekko przez ciebie otwieranych - ciebie mi będą przypominać, jak gdyby struną były, którą, przechodząc mimo, potrąciłaś... A jakim dźwiękiem będę drżał ja, który miałem cię w ramionach? "MYŚLĘ O TOBIE..." Myślę o tobie. Twoje oczy, twój głos, twój uśmiech przypominam, patrząc na niebo. Zboczem nieba zsuwa się obłok, jakbyś lekko profil zwróciła w lewo. Ówdzie drzewo wplątane w wiatr przechyla koronę twoim przechyleniem, a tam w powietrzu ptak się waży - i wiem, że tak do twarzy wznosisz dłoń w zamyśleniu. Rozproszona uroda rzeczy, błysk przelotny piękna na ziemi wiem, że w tobie uwiązl i zastygł w kształt... (Arkusz poetycki, 1943-1944) "WCIĄŻ JESTEŚ PRZY MNIE..." Wciąż jesteś przy mnie. Wszelki dźwięk i ruch tak zwykły, jak schylenie czoła ku rękom, trzepot powiek i cichy uśmiech zamyślenia - to jesteś ty. Milczenie ust, puls serca i pieszczota dłoni nie chwycą ciebie, ani słowo, które w przemożny rośnie rytm i jakby falą i ciemnością ogarnia mnie... Więc smutek, gorycz, tęsknota - czyż naprawdę jestem struną, na której "ból mijania w dźwięk się przewija? Tylko jedna ty, kiedy schylasz się nade mną uważnie patrząc w moje oczy, ucieszasz drżenie i mój ból, i chociaż ciebie nie ogarnę słowem i gestem, jest mi dobrze i mówię ci po prostu: jesteś... (Arkusz poetycki, 1943-1944) "NA ZEWNĄTRZ NOC..." Na zewnątrz noc. Goreją gwiazdy, żandarmów ostry krzyk w ciemności, aeroplanów twardy warkot i dziki tupot, jęczy bruk deptanych ulic, płoną stepy i jak potopu gniewną falą pulsuje noc zwycięzców krzykiem: to wiek, nasz wiek, przeklęty wiek rzuca wezwanie przyszłym wiekom... A przecież tylko to ocali nasz czas od zguby i od zemsty przyszłych dni grozy i rachunku i tylko to na brzeg wyrzuci, jak szczep brzemienny winną gałąź, morze dni naszych: proste słowa, że odnalazłem ciebie. Człowiek, który nadejdzie po nas, pieśni zapomni naszych, znienawidzi wołań i skarg helotów, ale gdy wyjdziesz mu naprzeciw ty, jak gdyby inna, lecz tak samo dziwna wobec gwiazd obronnym gestem i powie: odnalazłem ciebie... I moim słowem będzie mówił, moją miłością będzie kochał... (Arkusz poetycki, 1943-1944) "TAK MI SIĘ TWOJA TWARZ ROZPŁYWA... Tak mi się twoja twarz rozpływa i niknie we mnie jak widnokrąg, z którego odejść trzeba. Głos twój, twe oczy, uśmiech tak przelotny wiatr, gdy się o twarz ociera, jeszcze drży we mnie i jak ptak, który tak lekko i ostrożnie w powietrzu waży się, jak gdyby odechem był - ulata ze mnie, rozpływa się i niknie. Próżno - ty wiesz, że w szyby nocnej czerń jak w życie swoje dawne patrzę, lecz ciebie tam już nie ma. Tylko mgła, która w górę się podnosi- ^Z cyklu: Słońce oświęcimskie, Utwory zebrane, 1954) DO NARZECZONEJ Niebo - obite deskami, horyzont - ścianą nawilgły, a w lesie brzozowym za drutem, nabiegłym prądem jak rzeka, kołysze się liści seledyn, przewija się cienki świst wilgi i wiatr podbija pod liście niebieski popiół człowieka. Piękny jest obraz lata. Jak kolorowa góra letnich sukienek z perkalu jest słońca wschód i zachód. Ponad bagnami krążą gęsi wędrownych sznury i ciągną nad pastwiskami o zdrowym, dojrzałym zapachu. Świat się otwiera jak dłoń. Daleko za linią wart jest siny las, a w lesie czerwone, słodkie poziomki, wśród srebrnozielonych drzew pomarańczowe domki jak lekki rysunek artysty, pogoda, uśmiech i żart. Jakże jest dziwną miłosc, serc naszych cisza i burza, co jak gałęzie na nurcie w świat nas rzuciła i niesie. Oto jesteśmy jak dzieci zbłąkane w ogromnym lesie, jak dzieci z bajki o dzieciach i domku o łapce kurzej. Lecz czymże jest strach człowieka i krwi bojaźliwej nurt, gdy trzeba patrzeć w noc, jak w łunę ognistą i huczną, tężeje w żyłach prąd i krwią pulsuje drut, i palą się ludzkie stosy jak kupy smolnych łuczyw. Ciągną pochodem ludzie. Wagony, komora i gaz. Za wodę, za łyk powietrza sprzedają złoto żołnierzom. Oto dopełnia się w nas legenda, koszmar i baśń, a pokolenia po nas z pogardy nie będą wierzyć. Oto jest blok nabity parnym, człowieczym mięsem, żyjącym ludzkim popiołem. Wspólna jest prycza i miska, wspólne są strach i nadzieja, upał i deszcz dla wszystkich i jednakowo dłonie nad litrem zupy się trzęsą. I oto, chwalca człowieka, leżę na pryczy baraku i chwytam, jak ptaka lot, w palce legendę i mit, lecz próżno w oczy człowiecze patrzę, szukając znaku. Już tylko łopata i ziemia, człowiek i zupy litr. Już tylko ciało człowieka. Już tylko ludzki popiół, już tylko nieba ogrom, który się w oczy garnie. Oto przyszliśmy, obcy, ze wszystkich stron Europy i jedną drogą idziemy - do lasu, do ziemi umarłych. Już tylko ciało człowieka. Ręce podnoszę do twarzy i czuję ciało jak obce. Czuję jak cudzy żywioł. Liryzm kołysze się we mnie, jak ptak zraniony się waży i nim osłabnie - woła, i nim upadnie - przyzywa. Oto flegmona i tyfus, oto komora i gaz, oto jest ogień i popiół - ciało na wietrze niczyje. Oto się rodzi epos, woła tragiczny czas. Podnoszę ręce do twarzy. I milczę. Tak, Mario, żyję. (Poezje, 1972) POŻEGNANIE Z MARIĄ Jeżeli żyjesz - to pamiętaj, że jestem. Ale do mnie nie idź. W tej nocy czarnej, opuchniętej śnieg się do szyb płatami klei. I gwiżdże wiatr. I nagi kontur drzew bije w okno. I nade mną jak dym zagasłych miast i frontów płynie niezmierna, głucha ciemność. Jak strasznie cicho! Po cóż było aż dotąd żyć? Już tylko gorycz. Nie wracaj do mnie. Moja miłość jest zżarta ogniem krematorium. Stamtąd cię miałem. Twoje ciało w świerzbie, w flegmonie tak się pięło jak obłok wzwyż. Stamtąd cię miałem, z niebiosów, z ognia. Przeminęło. Nie wrócisz do mnie. Razem z tobą nie wróci wiatr, co mgłą się opił. Nie wstaną ludzie z wspólnych grobów i nie ożyje kruchy popiół. Nie chcę, nie wracaj. Wszystko było grą naszą, złudą, czczym teatrem. Krąży nade mną twoja miłość jak dym człowieka ponad wiatrem. (Inedita. "Polityka " 23-30.12.1989) Tadeusz Gajcy (1922-1944) "MIŁOŚĆ BEZ JUTRA" Mój sen śmiertelny ciałem spełniasz i słowem płochym w śnie poczętym: puszysta włosów twoich perła jak promień krągły w pościel spływa, gdzie dłoń pierzasta jak z igliwia rozdziela cienie ciał od lęku. Mówimy szeptem krwi łagodnej słuchając w sobie: niech w nas płynie, niech niesie - światło jak w roślinie prześwietli serc planety małe i obudzimy się słuchając szelestu chmur i grania wody. Bo tyle tylko jest w nas ciepła, co dłoń zdziwiona objąć zdoła, i trwogi tyle, co zakrzepła wyryje w twarzy łza jak z ognia i głosu w nas, co wydać może w kielichu warg języka ostrze. Niech płynie w nas - mówimy jeszcze ten szmer ciemności, póki księgę obłoków wiatr przegina miękką. Bo tyle tylko wiary w pieśni, ile obrazu pod powieką ziemi odbitej ostatecznie. (Utwory zebrane, 1952) NAD RANEM Od mego serca do twego droga jak listek długa, a przecież budzi nas echo grając w nas jak kukułka: ciebie o słowo za późno, mnie o pół nuty za wcześnie, Więc w twarz ci patrząc jak w lustro podwojony sam sobie jestem: Wiewiórczy ogień mnie znaczył i kropla żelaza lecąc krzyżyk nad czołem jak dzwonek wieszała, albo jak pieczęć, abym dotknięty ogniem dłonie zaciskał obie jedną o młodość za późno, drugą za wcześnie o wieczność. I obłok, co się zatrzymał we mnie jak w sennej rzece albo w wieczornej roślinie ciemność łagodną przędzie, abym jak ryba świecąc w powietrzu błądził i ustom słowo dla ciebie - zbyt wcześnie podawał - albo za późno. Od mego ciała do twego droga jak ręka prosta, lecz ciągle dzieli nas echo w sercu podwójnym i głosach, bo dym, co niebo przybliżył jak kogut nad snem moim pieje o żałość twoją - za późno, za wcześnie o moją nadzieję. (Utwory zebrane, 1952) O NAS Niebo zmalałe w łunie na ciebie i na mnie czeka jak kubek srebrny u studn albo o zmierzchu twa ręka. Gdy ognia porusza kaskiem błyszczącym i białym jak puzon, serce jak światło na maszcie w piersi kołysze się pustej. Modlimy się dłonie łącząc O pamięć otwartą jak pejzaż, niech dźwiga nas dalej młodość, choć z ognia, głodu, powietrza. Kiedy ognista kropla spłynie zachodem jak liściem, niebo, jak ścieżka ogrodu wróci nas sercu i przyjmie. Wtedy się łuna tętniąca pod brwią nieruchomą przyśni i sen jak głęboki krajobraz piorun otworzy tygrysi. (Utwory zebrane, 1952) PRZESŁANIE Wywiodę noc wiosenną przed zwalony dom - a nad nim biała stoi Niedźwiedzicy struna jak dymu wędka piękna albo kształt pioruna - i bieg ciepłego nieba otworzę pod rąk promieniem pełnym łaski. Przez pejzażu próg odejdę, rózgi olszyn zginając jak pasterz, na traw spokojny deseń, jezior sady płaskie, tam kwiat ukośny błyska jak krzemienny zdrój. Opowiem wszystkie dzieje raz jeszcze wargą pełną, przywrócę ogień ścianom, ziemi rozpacz ciał i łzę jak krwi kruszynę zawieszę pod powieką, jak On planety bryłę w księżyca zmienił kształt. Byści" n? niebo patrząc poznali ognia szyszkę i zier . nim spojoną, i twarz człowieczą w nim, i rąV luzykę niemą jak strun rozbitych skrzypiec, gd- ołów w serce mierzył jak topór srebrny w pień. i >cie przymknięciem oczu mówili: właśnie tutaj, gdzie namiot sosny burej i ornat wąskich rżysk łamali siwą młodość łagodni tak i smutni w płomieniu dom budując jak szafot albo krzyż. - Nie my, samotni w czasie, ujmiemy w rękę twardą obłoków kontur cenny i ziemi ufnej kwiat, jak rzeźba wpół-złamana", ale miażdżąca prawdą, jest trudne słowo nasze i krótki męski płacz. Wywiodę ton ostatni w tej wiosennej nocy pod Niedźwiedzicy posępnej sercem, byście mówili: narodzeni z miłości nie chcemy więcej. (Utwory zebrane, 1952) Andrzej Trzebiński (1922-1943) DO POŻEGNANEJ Domy w chromach jesieni! w jesień wiodący zaułek dziko czerwony aż kipi od dzikich win. Witraż zorzy pociętej w ogrodów deseń wróży jutro zamienione w wichurę... Wiatrak, nawijając pasma wiatru, jutro już wił. Strzępy nieba rozdarte przez wyostrzone drzew czuby w ptaki zamieniły się nagle i odleciały - niebieskie. Jak opuszczone gniazda zostają w topolach chmury, ale i tak w powietrzu utworzą się miejsca próżni. Liść każdy spada osobno: karminem, cynobrem, purpurą. Gdybyś stała tutaj, moja śnieżna - i ty byś dostała kolorów... Liść każdy spada osobno, tworząc górę pod buków górą... Pomyśl: jutro ta wichura i ten huk w bukowych borach! Rzucę dom, moja miła, w chromach dom! Parę gron dzikich win - lok nad twarzą... ach, ostrożnie, ach, ostrożnie - widzisz: dąb, musisz chodzić ponad ziemią, liście parzą. Liśćmi, ognia językami milczą drzewa, chciałbym zmienić w ogień, w ogień każdą rzecz. Pomyśl: jary w jarzębinę rozjarzyć - ? Warszawa, 17 grudnia 1941 r. (Aby podnieść róże. 1970) PIOSENKA O TERESIE Wczoraj jeszcze miałem usta twe maleńkie, Dziś - musiałem cię zamienić wprost w piosenkę... Twoje usta rozpalone w ostry mróz Ot, w piosenkę... żeby mieć cię blisko ust. I tak przeszłaś zamieniona, niepoznana, Zamieniona w leśne echo, w wojska śpiew, Każda droga W naszym marszu twym imieniem wysadzana, Jak aleja śpiewnych drzew... śpiewnych drzew. O Teresie, taka piosnka o Teresie, O Teresie, o Teresce, o Tereni. Las przejdziemy, a twe imię gdzieś po lesie Będzie rosło, aż się w końcu zazieleni... Zazieleni się, rozkrzewi i rozrośnie: O Teresie Wiatr poniesie Naszą piosnkę... Potem ze mną się rozśpiewasz gdzieś za Bugiem, Chociaż dystans do Warszawy będzie rósł... W noce długie, w marsze długie, tam za Bugiem W śpiew żołnierski cię zamienię, będę niósł... Jak najbliżej, jak najbliżej koło ust... O Teresie, taka piosnka o Teresie, O Teresie, o Teresce, o Tereni... O, jak trudno na piosenkę cię zamienić, O, jak łatwo zgubić śpiew swój w czarnym lesie... Zgubić śpiew swój, w czarny lesie gdzieś zostawić, Gdy Teresa - ta prawdziwa - jest w Warszawie. O, jak dużo trzeba śpiewu, o, Tereniu, Żeby iść tak... żeby iść tak... i wciąż iść. Jeszcze wczoraj miałem ciebie przy ramieniu, Lecz piosenka mi została z ciebie dziś. O, Tereso, o, Tereso, o, Tereso, Dni rozłąki jakże gorzkie, jakie złe są! Lecz powrócę jeszcze kiedyś w chwały dzień. Wtedy z pieśni bardzo długiej gdzieś za Bugiem, Wtedy z śpiewów roznuconych gdzieś po drzewach Znów, Tereso, w dziewczynę się zmień!... Warszawa, 15 listopad 42 r. (Abypodnieść różę... ,1970) WYMARSZ UDERZENIA A jeśli bzy już będą, to bzów mi przynieś kiść I tylko mnie nie całuj, i nie broń, nie broń iść. Bo choć mi wrosłaś w serce, karabin w ramię wrósł i ciebie z karabinem do końca będę niósł. To wymarsz Uderzenia i mój, i mój, i mój, w ten ranek tak słoneczny piosenka nasza brzmi - słowiańska ziemia miękka poniesie nas na bój - Imperium gdy powstanie, to tylko z naszej krwi. A jeśli będzie lato, to przynieś żyta kłos, dojrzały i gorący, i złoty jak twój włos, i choćby śmierć nie dała, bym wrócił kiedy żyw, poniosę z twoim kłosem słowiańskich zapach żniw. To wymarsz Uderzenia... A jeśli będzie jesień, to kalin pęk mi daj i tylko mnie nie całuj, i nie broń iść za kraj. Bo choć mi wrosłaś w serce, karabin w ramię wrósł i ciebie z karabinem do końca będę niósł. To wymarsz Uderzenia... Poniosę nad granicę kaliny, kłosy, bzy, to z nich granica będzie - z miłości, a nie z krwi, granice mieć z miłości w żołnierskich sercach U - nasz kraj się tam gdzieś kończy, gdzie w piersiach braknie tchu. To wymarsz Uderzenia... (Aby podnieść różą..., 1970) Wistowa Szymborska (ur. 1923) NIC DWA RAZY Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. Choćbyśmy uczniami byli najtępszytni w szkole świata, nie będziemy repetować żadnej zimy ani lata Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy. Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi było, jakby róża przez otwarte wpadła okno. Dziś, kiedy jesteśmy razem, odwróciłam twarz ku ścianie. Róża? Jak wygląda róża? Czy to kwiat? A może kamień? Czemu ty się zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a wiec to jest piękne. Uśmiechnięci, wpółobjęci spróbujemy szukać zgody, choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody. (Poezje wybrane, 1975) ZAKOCHANI Jest nam tak cicho, że słyszymy piosenkę zaśpiewaną wczoraj: "Ty pójdziesz górą, ja doliną..." Chociaż słyszymy - nie wierzymy. Nasz uśmiech nie jest maską smutku, a dobroć nie jest wyrzeczeniem. I nawet więcej, niż są warci, niekochających żałujemy. Tacyśmy zadziwieni sobą, że cóż nas bardziej zdziwić może? Ani tęcza w nocy. Ani motyl na śniegu. A kiedy zasypiamy, we śnie widzimy rozstanie. Ale to dobry sen, ale to dobry sen, bo się budzimy z niego. (Poezje, 1979) UPAMIĘTNIENIE Kochali się w leszczynie pod słońcami rosy, suchych liści i ziemi nabrali we włosy. Serce jaskółki, zmiłuj się nad nimi. Uklękli nad jeziorem, wyczesali liście, a ryby podpływały do brzegu gwiaździście. Serce jaskółki, zmiłuj się nad nimi. Odbicia drzew dymiły na zdrobniałej fali. Jaskółko, spraw, by nigdy nie zapominali. Jaskółko, cierniu chmury, kotwico powietrza, ulepszony Ikarze, wniebowzięty fraku, jaskółko, kaligrafio, wskazówko bez minut, wczesno-ptasi gotyku, zezie na niebiosach, jaskółko, ciszo ostra, żałobo wesoła, aureolo kochanków, zmiłuj się nad nimi. (Poezje, 1979) RESZTA Ofelia odśpiewała szalone piosenki i wybiegła ze sceny zaniepokojona, czy suknia nie pomięła się, czy na ramiona spływały włosy tak, jak trzeba. Na domiar prawdziwego, brwi z czarnej rozpaczy zmywa i -jak rodzona Poloniusza córka - liście wyjęte z włosów liczy dla pewności. Ofelio, mnie i tobie niech Dania przebaczy: zginę w skrzydłach, przeżyję w praktycznych pazurkach. Non omnis moriar z miłości. (Poezje, 1979) KOBIETY RUBENSA Waligórzanki, żeńska fauna, jak łoskot beczek nagie. Gnieżdżą się w stratowanych łożach, śpią z otwartymi do piania ustami. Źrenice ich uciekły w głąb i penetrują do wnętrza gruczołów, z których się drożdże sączą w krew. Córy baroku. Tyje ciasto w dzieży, parują łaźnie, rumienią się wina, cwałują niebem prosięta obłoków, rżą trąby na fizyczny alarm. O rozdynione, o nadmierne i podwojone odrzuceniem szaty, i postrojone gwałtownością pozy tłuste dania miłosne! Ich chude siostry wstały wcześniej, zanim się rozwidniło na obrazie. I nikt nie wiedział, jak gęsiego szły po nie zamalowanej stronie płótna. Wygnanki stylu. Żebra przeliczone, ptasia natura stóp i dłoni. Na sterczących łopatkach próbują ulecieć. Trzynasty wiek dałby im złote tło. Dwudziesty - dałby ekran srebrny. Ten siedemnasty nic dla płaskich nie ma. Albowiem nawet niebo jest wypukłe, wypukli aniołowie i wypukły bóg - Febus wąsaty, który na spoconym rumaku wjeżdża do wrzącej alkowy. (Poezje, 1979) MIŁOŚĆ SZCZĘŚLIWA Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne, czy to poważne, czy to pożyteczne - co świat ma z dwojga ludzi, którzy nie widzą świata? Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi, pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani, Że tak się stać musiało - w nagrodę za co? za nic; światło pada znikąd - dlaczego właśnie na tych a nie innych? Czy to obraża sprawiedliwość? Tak. Czy narusza troskliwie piętrzone zasady, strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca. Spójrzcie na tych szczęśliwych: gdyby się chociaż maskowali trochę, udawali zgnębienie krzepiąc tym przyjaciół! Słuchajcie, jak się śmieją - obraźliwie. Jakim językiem mówią - zrozumiałym na pozór. A te ich ceremonie, ceregiele, wymyślne obowiązki względem siebie - wygląda to na zmowę za plecami ludzkości! Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło, gdyby ich przykład dał się naśladować. Na co liczyć by mogły religie, poezje, o czym by pamiętano, czego zaniechano, kto by chciał zostać w kręgu. Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne? Takt i rozsądek każą milczeć o niej jak o skandalu z wysokich sfer Życia. Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy. Przenigdy nie zdołałaby zaludnić ziemi, Zdarza się przecież rzadko. Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej cwierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej. Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać. (Poezje, 1979) Zbigniew Herbert (ur. 1924) DWIE KROPLE Lasy płonęły - a oni na szyjach splatali ręce jak bukiety róż ludzie zbiegali do schronów - on mówił że żona ma włosy w których się można ukryć okryci jednym kocem szeptali słowa bezwstydne litanię zakochanych Gdy było bardzo źle skakali w oczy naprzeciw i zamykali je mocno tak mocno że nie poczuli ognia który dochodził do rzęs do końca byli mężni do końca byli wierni do końca byli podobni jak dwie krople zatrzymane na skraju twarzy (Struna światła, 1956) JEDWAB DUSZY Nigdy nie mówiłem z nią ani o miłości ani o śmierci tylko ślepy smak i niemy dotyk biegały między nami gdy pogrążeni w sobie leżeliśmy blisko muszę zajrzeć do jej wnętrza zobaczyć co nosi w środku gdy spała z otwartymi ustami zajrzałem i co i co jak myślicie co zobaczyłem spodziewałem się gałęzi spodziewałem się ptaka spodziewałem się domu nad wodą wielką i cichą a" tam na szklanej płycie zobaczyłem parę jedwabnych pończoch mój Boże kupię jej te pończochy kupię ale co zjawi się wtedy na szklanej płycie małej duszy czy będzie to rzecz której nie dotyka się ani jednym palcem marzenia (Hermes, pies i gwiazda, 1957) EPIZOD Idziemy nad morzem trzymając mocno w rękach dwa końce starożytnego dialogu - kochasz mnie - kocham ze ściągniętymi brwiami streszczam całą mądrość dwu testamentów astrologów proroków filozofów z ogrodów i filozofów klasztornych a brzmi to bez mała tak: - nie płacz - bądź dzielna - popatrz wszyscy ludzie wydymasz wargi i mówisz - powinieneś być kaznodzieją - i zagniewana odchodzisz nie kocha się moralistów cóż mam powiedzieć nad brzegiem małego martwego morza woda powoli wypełnia kształty stóp które znikły (Hermes, pies i gwiazda, 1957) UKŁADAŁA SWE WŁOSY Układała swe włosy przed snem i przed lustrem trwało to nieskończenie długo między jednym a drugim zgięciem ręki w łokciu mijały epoki z włosów wysypywali się cicho żołnierze drugiej legii zwanej Augusta Antoniniana towarzysze Rolanda artylerzyści spod Verdun mocnymi palcami upewniła glorię nad swoją głową trwało to tak długo że kiedy wreszcie rozpoczęła swój rozkołysany marsz ku mnie serce moje tak dotąd posłuszne stanęło i na skórze pojawiły się grube ziarna soli (Napis, 1969) Wiktor Woroszylski (ur. 1927) TWÓJ POWSZEDNI MORDERCA (fragmenty) 1 Chcę ciebie jak rozprażona ulica ulewy wszystkimi asfaltowymi potami jak osesek sutka mlekodajnego jak niemowa głosu ściśniętym gardłem jak aktor oklasków Eskimos zorzy morderca krwi chcę ciebie językiem lędźwiami krtanią bębenkami uszu fletami palców trzepotliwą gitarą rzęs chcę całym anieistwem bestialstwem całym pokorą żebrzącą łaski i przemocą głuchą chcę pożar drzewa suchego pragnę topór drzewa miękkiego co wargi rany żywicznej rozwarte piorun drzewa strzelistej sosny drzewo soli ziemi chcę jak cela więźnia na dożywocie do kamiennej piersi wszystkich zmysłów skowytem chcę wołam chodź wołam bądź wołam chcę 14 Mężczyźni którym podoba się twoja twarz nie wiedzą że to moja twarz kobiety którym podoba się moja twarz nie wiedzą że wymienieni bez reszty na każdym skrawku skóry odciśnięci odebraliśmy sobie wszystko wyraz twarzy dźwięk głosu gest ja jestem twoim śladem ty jesteś moim echem ja jestem twoim cieniem ty jesteś moim lustrem ja jestem książką którą czytasz a ty zeszytem w którym piszę ja mam ciebie na wargach ty masz mnie na dłoni ja jestem twoim tętnem ty jesteś moim oddechem ja jestem twoim słowem ty jesteś moją melodią kiedy od ciebie uciekam gonię za tobą zdradzam ciebie z tęsknoty za tobą 15 Zabiję ciebie zabiję ciebie moją czułością moim pragnieniem szaleństwem moim skarpetkami do cerowania pomysłami do podziwiania dziećmi do rodzenia jak cięciwy nerwy napinam padasz trafiona mój zegarek eksploduje ci pod nogami ciągnę za rękę chodź ręka złamana zatrzaskuję drzwi cztery ściany smutku zabiję ciebie sobą chciwym i obojętnym to czas stuka na twoją zgubę to ja opląluję cię czasem to czas to ja pożeramy ciebie łakomymi ustami zabiję zgniotę piersi rozciągnę brzuch oczy odbarwię tkliwy puszek z policzków zdmuchnę piękna moja oszpecę ciebie miłością jak ospą zabiję życie czas ja twój powszedni morderca kochana (Twójpowszedni morderca, 1962) Tadeusz ŚliwiaJt (ur. 1928) JESTEŚMY TERAZ SAMI Jesteśmy teraz sami dla siebie nie dzieląc spojrzeń pomiędzy tłum oczu nie odpychając ścian napierających niczyje słowa nie dotyczą nas • każdy ruch każde najdrobniejsze światło mamy tylko dla siebie dla siebie nasze palce nasze dłonie całą powierzchnią zuchwale sięgają biorą chwytają zachłannie słowa przestają znaczyć tracą obrys pojęć jest tylko oddech wargi rymują się z sobą spadamy unosząc się w górę coraz wyżej wyżej aż na dno które rozstępuje się przed nami jak niebo przed rozedrganą ścianą dzwonu porośnięci chityną i puchem pierza uciekamy przed sobą do siebie zamykamy się cali w sobie po krańce paznokci po włosów rozdwojenie po bezruch podobny do śmierci (Ruchoma przystań, 1971) OBIECALIŚMY SOBIE OGRÓD Obiecaliśmy sobie ogród po którym chodzi deszcz wysoki gdzie rosną porzeczki i groch o siedmiu sercach a trafi się i pokrzywa Obiecaliśmy sobie ogród przyrzekliśmy trzymać się ziemi bo niebo jest martwe i nic w nim nie rośnie a tu i wróbel przyleci świerszcz pomuzykuje Jeśli wykopiemy z ziemi wielki kamień to niech zostanie - będzie nam pod głowę przyłożymy ucho - posłuchamy co w środku czy hucząca rzeka czy stuk końskich kopyt Obiecaliśmy sobie ogród w dwóch jednakich słowach Raj - to za dużo wystarczy nam jabłoń (Rajskie wrony, 1972) Teresa Socha - Lisowska ( ur. 1928 ) ODDANIE Cała ziemia jest pode mną pod tarczą mego ciała wątłejszą niż liść całe niebo pod moją głową jak poduszka w której każde piórko harfa anielska moje włosy podniosły zwodzony most żaden z aniołów nie umknie ze srebnej góry moje włosy podniosły zwodzony most i każdy anioł śpiewa aż niebo staje się bez dna od anielskich chórów a moja ręka wznoszący się płomień ach liść nawodniony czerwoną błyskawicą opada z drzewa (Wiersze, 1958) Małgorzata Hillar (ur. 1930) WSPOMNIENIE TWOICH RĄK Kiedy wspomnę pieszczotę twych rąk nie jestem już dziewczyną która spokojnie czesze włosy ustawia gliniane garnki na sosnowej półce Bezradna czuję jak płomienie twoich palców zapalają szyję ramiona Staję tak czasem w środku dnia na białej ulicy i zakrywam ręką usta Nie mogę przecież krzyczeć (Prośba do macierzanki, 1959) ZAKOCHANA Idzie ulicą jakby tańczyła na baletowym popisie Uśmiecha się do dziecka w wózku do wróbla który stracił ogon Te kropki na sukience myśli mają kolor jego oczu Od rana powtarza najmilsze imię i wychodzi z domu w jednej pończosze (Prośba do macierzanki, 1959) MIŁOSC Jest czekaniem na niebieski mrok na zieloność traw na Czekaniem na kroki szelesty listy na pukanie do drzwi Czekaniem na spełnienie trwanie zrozumienie Czekaniem na potwierdzenie na krzyk protestu Czekaniem na sen na świt na koniec świata (Prośba do macierzanki, 1959) O SOWIE Zziębnięci pod przydrożną kapliczką w noc kiedy fiołki z zimna dygocą zawijali się szczelnie ciepłem swoich ramion Wiatr strącał im na głowy gwiazdy które osiadały we włosach jak szron Zazdrościli Matce Boskiej że ma nad głową dach Matka Boska patrzyła słuchała wyszła z kapliczki iść im ze sobą kazała poszli przez rowy kaczeńców żółtych pełne przez płoty z księżycowego drutu nad zielony staw Do stodoły ciepłej i złotej jak słoma Matka Boska sowę wrzeszczącą z dachu zdjęła Odeszła uśmiechnięta ze zgorszoną sową pod pachą (Prośba do macierzanki, 1959) Tadeusz Nowak (1930-1991) O MIŁOŚCI Nie znajdziecie takiej miłości na ziemi, Co słowa nierozważne jak dziecko sepleni i lęka się dotknąć spragnionego ciała Ręką, by ręka od pieszczot nie drżała. Lecz widziałem ludzi, co toczone słowa Przyjmowali w darze i sztuczne westchnienia, Nie wiedząc, że w słowach jest tylko połowa Miłości i druga połowa cierpienia. Taką miłość cenię, co sen zrywa z powiek, By dokończyć zdanie złamane w połowie, Dla której zbyt krótkie są lata kochania I długie jak noce - sekundy czekania. (Uczę się mówić, 1953) BALLADA O NOCY ZAKOCHANEJ Janowi Błońskiemu Jak kot puszysty noc się łasi do rąk nad ciepłą miską mleka i jabłka zrywa w drżącym sadzie, który po tysiąc razy usta pozdrawia szeptem słodkich wisien. Do okien księżyc światłem stuka i gwiazdy w kojcu nieba mruczą balladę dzieciom, które uśpił w kołyskach szept osiczyn. I tylko chłopiec w trwodze wichru nad modrą rzeką w nocy czuwa, aby nie wygasł w hutach ogień zdławiony stali burzą. A noc się zakochała w sadach, w pochyłych gruszach i jabłoniach, wśród których starzy cicho radzą i chłopcy grają na harmoniach. Do wtóru chłopcom sadu flety grały pod rytm oberka i drżał w warkoczach dziewcząt wieczór, gdy księżyc z gruszy zerkał. 1950 (Uczę się mówić, 1953) "KOŃCZY SIĘ MIŁOŚĆ..." Kończy się miłość, zaczyna się smutek i czeka na mnie siedem wysokości, siedem rozsypanych po polu stokrotek. Kto je pozbiera, czyj uśmiech ugości sekretne oczy i łakome usta? Kusi mnie jeszcze wstydliwa prostota podanej dłoni, odwróconej głowy i na dobranoc uchylone wrota, gdzie się spowiada sekret osikowy. Przeszły nade mną fosforyczne deszcze, ulatywała sierść spienionych chmur, ale choć mogłem, nie odchodzę jeszcze w uszyty dla mnie z ciemnych niebios wór. (Prorocy już odchodzą, 1956) Helena Raszka (ur. 1930) MÓWISZ DO MNIE.... Mówisz do mnie - moja - a ja jestem niczyja - jak wiosna, co skowronkom i przebiśniegom sprzyja, jak gwiazda, która wieczorem we mgle gęstej moknie, i jak smutny cień brzozy porzucony na oknie. Znajdziesz moje odbicie we wszystkich wodach świata, lecz gdy zanurzysz dłonie, ażeby je schwytać, przecieknie ci przez palce poświatą księżyca. (Inny kraj, 1962) Stanisław Czycz (ur. 1931) MARZENIE MIŁOSNE Zabawy których nie znacie Bo mimo wszystko czasem na moment nagle jakby brak mi powodów do mojej nieustającej radości Wtedy w smutku jak w zaćmieniu pozwalam przychodzić jaśniejącej Gdy już nie mogę inaczej wyjść z nagłych przygasań pozwalam ci przychodzić Inka I wstaje słońce Jego gorące fale stulasz w złote objęcia rąk w całujące usta powoli uśmiechasz się nagle uśmiechasz się Widzę czerwone zęby jakieś miękkie zęby poruszające się w oddechach widzę To jest nawet dość ładne ale walę pięścią w twarz w zęby kopię i krztuszę się w tych kopnięciach pluję krwią i szczerzę wyłamywane oddechami zęby śmieję się I pozwalam ci przychodzić Inka (Tła, 1957) TANIEC Parzone stopy podrywane gwałtowna ucieczka To tak stado ucieka w zamkniętych ścianach obory rozkwitającej ogniem gdy pijany pastuch gra na gitarze śpiewa oparty o pożar Wybiegliśmy pod gwiazdy rozpięła cienką bluzkę O gorąco powiedz o miłości mow gorąco mówiłem Kalecy odzyskują ręce odzyskują nogi ślepi światło najpiękniejsze barwy najpiękniejsze muzyki głusi słyszą cudowna wyspa trubadurów wieszczów sławiących słyszę śpiewają oparci o pożar grają Och jak grają Kochany tańczyć chodź tańczyć wybiegliśmy prosiła O miłości mów ta wyspa Ech rozpieprzyli tę głupią wysepkę tych zabawnych cudów nam nie trzeba mamy ręce i nogi ooo piękne nogi No zapnij spódniczkę My mamy och jak wódka uwzniośla wstaje we mnie głos wieszczo pasterski daj mi gitarę odejdź tańczcie w ścianach w których pełga płomień będę śpiewał odejdź śpiewam nam nie potrzeba innych wysp cudów wszyscy najbardziej ślepi już dawno przejrzeli ciszę głuchych triumfalną muzyką rozdarto kwitły cudowne kwiaty nowe ciągle rozkwitają wdychamy zapach nowoczesne światło jaskrawych strzelistych kwiatów ich pył nasze głowy świecą jak główki pręcików i czuję wiatr z dalekich zapylanych sadów lecz my nie myślmy o owocach to wyspa Bikini może o skaczące stado dość że nogi do końca wystarczą nogi kobiet do końca zdolne do rozchylań jak nasze do wojskowych marszów gram śpiewam tańczcie w ścianach jak w pąku kwiatu a ja znam nagłe rozkwitania śpiewam pijany pasterz wieszcz cały w olbrzymich kwiatach w straszliwej potędze moja ogromna władza moja zabawa o drgający tłumie nakazuję w olbrzymich kwiatach widzę daleki zapylany sad świeci jak bukiecik pali wysusza gardło tamten złotawy wiatr O dajcie co wypić (Tła, 1957) Bohdan Drozdówski (ur. 1931) MOJA MADONNA Dotykam cię niewysłowienie palcami ciepłej wyobraźni lecz w oku twoim ni na mgnienie nie zalśni nawet błysk przyjaźni zagarniam cię w ramiona wzroku węchu dotyku słuchu - biorę naręcza twych spłoszonych kroków lecz ty się zawsze wymkniesz w porę by wrócić w snach tak zwulgarniała zaborcza sucza wyuzdana jak zorza spermą rosy zlana w przepychu samiczego ciała i tak się w tobie mojej zmaga z wiotką różową i niewinną kurwa wspaniała i świątynna odziana w grzech spowiedzią naga bluźniercza wierna zabobonna od szeptu przechodząca w rechot łzom siostra chybka druchna śmiechom moja madonna 27V1969 (Opór, 1978) ŻYCIE Znów się na ciebie nakładam jak cień klasztoru na grządkę u wrótni złączeni przecie zostajemy smutni nie dowierzając nawet swemu ciału i tak cię zgarniam ku sobie zachłannie tak wtulasz barki w moich ramion cęgi jakobym ja jeden mógł cię zbyć udręki tym kołysaniem mierzonym starannie a to jest tylko krótki dreszcz majowy błysk jeden podmuch bokiem prącej burzy potem się niebo po prostu rozchmurzy powiem bądź zdrowa odpowiesz bądź zdrowy aż innej chwili o zmierzchu lub świcie zgarnę cię znowu nieoporną zgoła i dotykając pierw czołem do czoła zagadnę lubisz to wahliwe życie? (Opór, 1978) JESIEŃ Piersią nagą po mokrej przesuwasz murawie o poranku przepitym farbami jesieni Leżę patrzę oddycham wzrok i dotyk bawię twoim ciałem dymiącym moja nowa ksieni Żadna noc się nie zdarza dwakroć taka sama nasze zejścia do piekieł ni wniebowstąpienia Coś się w tobie odmienia i coś mnie przemienia dramat grzęźnie w komedii komedia brnie w dramat Włos rozpinasz na krosnach krzaka jarzębiny przędziesz głos tak jedwabny żem zmuzyczniał w tobie orkiestrując krew twoją w senny świtu krwiobieg mam ciebie mam jutrzenkę mam więc dwie dziewczyny I umieram na chwilę i cucę się znowu przysypany klaskaniem kasztanowych dłoni Zbieram krople z rzęs twoich a niesyt połowu nurzam twarz w twoich piersiach uchodząc pogoni promieni nazbyt jasnych powiewów zbyt ciepłych obłąkany lękami (to wszystko tak kruche) A potem ślad w murawie naszych ciał zakrzepły prostujemy oddechów pośpiesznych podmuchem Aż coś w nas pęka nagle i tężeje w lawę Słońce obłok wciągnęło na swą twarz sromotną Nie ma ciebie Mnie nie ma Wiatr głaszcze murawę jakby z naszym zniknięciem było mu markotno Aż rychła zima przez nas nie skończone płótno zamaluje na biało tę bajkę miłości wierutną kwiecień 1969 (Opór, 197S) Urszula Kozioł (ur.1931) PSALM uwolniony ode mnie ze mnie się nie wyzwolisz dopóki we mnie jesteś powtórzę ciebie dalej już samym dostrzeganiem przywłaszcza się A płaci pozostawianiem siebie w przyswojonym niebacznie wymiana dopełnienia drzewo w nas a my w drzewie przekazani na trwanie liść przez liście mnożeni i podzieleni słowem i ciałem rozłączeni odnajdujemy '"owo" samym oczu dojrzeniem od ciebie oddaleniem żadnym się nie oddalę dopóki jesteś we mnie gdzie to miejsce ten obszar w którym ciebie nie znajdę w ostatnim rozsypaniu podzielna przemożna się scalę (W rytmie korzeni, 1963) NADNAGOŚĆ Miałam azyl swój w lesie - już go wyrąbałeś W inne strony odeszłam - już się stały twoje. Którędy bym nie biegła zabiegałeś drogę na przejściach czatowały uprzedzone domy. Miał to być pojedynek lecz wdałeś się w zmowy teraz wszyscy jednego osaczają zwierza bez czasu ochronnego bez wyboru broni. Nie masz kto by mógł dzisiaj dachu nie odmówić nie masz kto by nie wydać mógł nie wskazać na mnie nie masz kto by nie tropił. I ubiegasz ślady nim je zdążę odcisnąć w panicznym wybiegu. Tyle mi pozostało co w zmilczanym słowie. Lecz tyś zdołał się wedrzeć w zatajone wnętrze i już nawet ze sobą nie mam dziś przymierza. Choć język zaniemówił trzewia mam stugębne. Wydają mnie gruczoły dech się mnie zapiera ciśnienie krwi spiskuje z tętnem na mą zgubę - Tyłeś wziął. Wszakźeś jeszcze nie pojmał mnie całej. Chcesz mnie dostać - śmierć zabierz. W niej jeszcze mam azyl. (Lista obecności, 1967) "W SŁOWACH ZAMIESZKAŁYCH PRZEZ MIŁOŚĆ..." W słowach zamieszkałych przez miłość kryje się nieskończona możliwość przeżywania miłości takiej samej. Coraz to inni chłopcy będą więc parzyć sobie usta o zmięty zamsz rękawiczek Marii która właśnie wychodzi za mąż coraz inna kobieta kiedy nagle i gibko wspina się na palce by nakłaniać do siebie ukochanego twardą sutką wpisze w jego naskórek dowolny werset z pieśni nad pieśniami. I choćby wszystkie słowa dawnych i nowych poetów zostały zapomniane zakochani będą umieli nadal w swoim ciemnym narzeczu porozumiewać się na odległość i przekład tego narzecza lub jego inną wersję sporządzi ten komu miłość rozkaże. I znów go nazwiemy poetą. (Wybór wierszy, 1976) Roman Śliwonik (ur. 1931) "W CZTERDZIESTOLETNIM..." W czterdziestoletnim skrzypieniu łóżek pochylamy się oglądamy swoje zmarszczki oglądamy zaplombowane zęby chudzi liczymy swoje żebra tłuści odlepiamy ręce od ciał później szarpiemy się krótkimi oddechami żeby powrócił upał pierwszej nocy żeby a dniem na wylanej słońcem ulicy idą dwudziestoletni piękni którzy nie odróżniają nas od ścian (Rdzewienie, 1961) KOBIETA, KTÓRA JUŻ TAK JEST MNĄ Kobieta już tak jest mną że moim gestem posługuje się na co dzień w jej śmiechu poznaję mój śmiech pali papierosa tak jak ja narzuca ptasz podobnie wszystko to jest trochę mniejsze lub z jakimś obcym ornamentem lecz moje kolor tych wspólnych lat upodobnił nas dopasowaliśmy czynności Część należy do niej Nasze gesty mieszczą się w określonej godzinie lub potrzebie nie potrącają się niezręcznie jak to bywa w okresie pierwszej miłości która zmieniła się w celowość również rozkoszy I snu spokojnego i teraz patrzę jak codziennie ta kobieta wykonuje wokół siebie tysiąc upiększających gestów czesze się Maluje Wchodzi i wychodzi twarzą z lustra upiększa się również czynnościami robi to już nie dla mnie codziennie dla kogoś innego i codziennie warstwy czynności nakładają się na nią znużeniem coraz wolniej wykonuje ruchy aż kiedyś znieruchomiała zobaczyłem w lustrze odbitą z jej oczu pustkę umilkła krzątanina jej palców i w ciszy w napięciu Pochylone do przodu jej ciało mówiło dookoła że przecież chciałaby czynić siebie dla kogoś trwale przez wszystkie kształty i czynności zmienne do dnia ostatecznego i kształtu i ciekawe Myślałem czy kiedyś kiedy spotka mnie w miejscu obojętnym i będzie z kimś innym czy wtedy mój gest który został u niej schowa speszona do torebki (Wyprzedaż, 1971) Andrzej Bursa (1932-1957) NASZE OGNISKO Roznieciliśmy nasze ognisko By odgrodzić swoje wieczory Od ludzi wszystkich jak od chorób Niech się kołysze i błyska Niech złote śpiewają iskry W naszym ognisku... Siedzimy wieczorami Coś niedobrze się dzieje Płomień gaśnie ciemnieje Kopeć oczernił pokój Pyta żona: Co ci kochany? - A daj mi spokój... Ja wiem czemu smutno mój drogi My lubimy bardzo czworonogi Zwierzę najlepszy przyjaciel Już na ulicy jestem jednym skokiem Przemierzam całe miasto szerokie Wracam Z ogromnym kotem pod pachą Siedzimy wieczorami Coś niedobrze się dzieje Kot straszy bursztynowym okiem Płomień gaśnie ciemnieje Przeglądamy... malarstwo włoskie... Rany Boskie... jak nudno... No - mówię - rady nie ma... Widać się do siebie nie nadajemy Koniec z naszym ogniskiem Ale sprośmy jeszcze na ostatek Wszystkich naszych starych kamratów Ze szkolnej ławy Z popijawy... Zrobimy zabawę... Przyszli goście Każdy opowiada Barwna talia się rozkłada Z prostych opowieści Chwalimy życie z całej mocy Śpiewamy pieśni do północy Pierwsza Goście już za progiem No i cóż moja droga I nam trzeba zabierać walizki... Ale popatrz... popatrz Jak się kołysze i błyska Wielkim ogniem... słoneczną iskrą Nasze ognisko... I nasz kot jest bardzo piękny z tym bursztynowym okiem (Utwory wierszem i proza, 1969) MIŁOŚĆ Tylko rób tak żeby nie było dziecka Tylko rób tak żeby nie było dziecka To nie istniejące niemowlę jest oczkiem w głowie naszej miłości kupujemy mu wyprawki w aptekach i w sklepikach z tytoniem tudzież pocztówkami z perspektywą na góry i jeziora w ogóle dbamy o niego bardziej niż jakby istniało ale mimo to ... aaa płacze nam ciągle i histeryzuje wtedy trzeba mu opowiedzieć historyjkę O precyzyjnych szczypcach których dotknięcie nic nie boli i nie zostawia śladu wtedy się uspokaja nie na długo niestety. (Utwory wierszem i prozą, 1969) SZCZURY Chcieliśmy mieć najpiękniejsze zwierzęta, Drapieżniki prężne i złote, Pokochaliśmy skok, galop i tętent, Fosforyczny blask kociego oka. Nasza stałość, której nie zmieni Nawet układ gwiazd, jakim obrazem Ma się sycić... chyba walką jeleni, podpatrywać tygrysi szmer wśród głazów. Mówiąc tak, szliśmy ulicą pusta. Zmordowani ustami, dłońmi. Gdy księżyca okrągłe lustro Zakrył obłok burzy niespokojny. Noc dusiła mściwym, późnym majem, Az na chodnik z betonowej rury Histerycznym cichym wyrajem Wyskoczyły rozpasane szczury. Szybko, zwinnie, lubieżnie... cicho sza. Szczurze pląsy, śmiertelników gii landy. Szczur się płoni, szczur na flecie gra. Szczur różami obsypuje szczurzą bandę. Łożem, salą betonowe rury. Tańce, harce, zaloty bezszelestne. Otoczyły ruchliwe wieńce szczurów Patetycznych kochanków współczesnych. 1954 (Utwory wierszem i prozą. 1969) Jerzy Harasymowicz (ur. 1933) NIE BYŁO JUZ ŚNIEGU W mieście nie było już zimy tu w górach śnieg wskazuje mi jeszcze twe błękitne siady i tropię cię jak sarnę i pędzisz i nie wiem czy to chmury skłębione czy włosy twoje I przystajesz schwytana jak łania w jagodowe gałązki pożądań I piersi twe przedwiośniem są ciężkie Lecz ty wiesz i ja wiem że mogę cię dotknąć tylko wierszem (Wiersze miłosne, 19S2) MATKO BOŻA JEJ PIERSI STRZEGĄCA Która jej piersi strzeżesz mieczem płonącym i tarczą Matko Boża na górze cudów nie gniewaj się tak bardzo Po co się mamy ze sobą w wiklinie nadrzecznej szamotać wypuść mi lepiej z koszyka jej dwie gołębice ze złota Bądź opiekunką mych planów zamysłów złodziejskich wspomożeniem i niech się nie trwożą cheruby jej piersi jagnięcych beczeniem Która jej dekoltu strzeżesz jakby swej Jasnej Góry uchyl w staniku jej furtkę gdy trzecie zapieją kury I księżyc zasłoń koroną mych palców bądź orędowniczką ja ufunduję ci za to poemat z wieżą gotycką (Wiersze miłosne, 1982) UCIEKAŁY JEJ WŁOSY Uciekały jej włosy uciekały jej oczy Był tylko jej ciała krzyk heroiczny Potem leżeli cicho wyrzuceni na dzieciństwa zielony brzeg I świat na nowo poznawali i chmury i losów swych dziwny bieg (Wiersz miłosne, 19S2) Stanisław Grochowiak (1934-1976) WDOWIEC Wziąłem twój ślubny welon, W pomiętą zwinąłem gazetę - I było to takie brutalne Jak ból. A potem pantofle najczulsze, Łódeczki najmilsze, najdroższe, I w puszce od maggi schowałem kolczyki, Dwie krople rosy. Nocą podzwaniam tą puszką, Płaczę nad paczką z welonem, Kopię z rozpaczy w krzesło Puste, Zimne, Niedobre. Mam jeszcze mydło po tobie, Którym mydliłaś piersi - Włosy mydliłaś gorące, I nos mydliłaś - i nos. Całuję ten śliski kamyczek, Pożeram ten śliski kamyczek - Na jutro mi już nie starczy, Mój Boże, i zacznie się głód. (Ballada Rycerska, 1957) PORTRET Z MNICHAMI Piękno tej kobiety zupełnie jak kula Każda noga jej - skrzydło Każda linia - noga Piękno tej kobiety jest odbijaniem Boga W coraz dalszych więc mniejszych szczegółach Gdy w ustach otwiera przepastne Afryki Uda jej błyszczą jak brzegi Grenlandii Jest życiem ujętym w obcęgi brwi Krwią spływającą po błękitnych sieciach A przecież widziałem jak szła kiedyś przez strych Leżały tam maski żałoba i strach Za każdym jej włosem uczepiony mnich O napastliwie odsłoniętych kłach (Menuet z pogrzebaczem, 1958) "NA NUTACH POŁOŻONA..." Na nutach położona lżej niżby na sianie Niebieskawa w nagości Pozbawiona twarzy Marzy mi się kobieta w czerwonych pończochach I rękawiczkach biało umieszczonych w planie Grałbym ją delikatnie od dołu do góry Każdym opuszkiem palca nabierając czasu Aż w głębi srebrnego sopranów jej lasu Nagie bym drzewo odkrył zamiast klawiatury Tak właśnie gram Ravela wysokie struktury (Rozbieranie do situ, 1959) "DELIKATNOŚĆ MIŁOŚCI..." Delikatność miłości Którą mi dała - Cytryny plasterek Nabrzmiały po brzeg To tak jakbym po ostrzach ostrych brzytew szedł Tak mnie przywabiał cienki głos jej ciała Lecz nagle głową Z wysokości spadła W czerwony otwór Moich chłonnych ust To tak jakbym z nagła wbił brutalny gwóźdź W środek na balu białego zwierciadła (Rozbieranie do snu, 1959) Z PAMIĘTNIKA I Niedopieszczona chodzi jak kot. Szyję ociera o wszystkie framugi. Psa całowała dzisiaj tak pokątnie, Że gdy wróciła, miała w oczach wierność. Potrafi ręce oglądać pod światło, Stąpa, jak gdyby Łasiła się ziemi, Jest w jej robocie na drutach - ból, A w obłuskaniu zająca - nienawiść. Potem na chwilę idzie w pokój ciemny, Zrzuca pończochy i ramiączko nawet, Stoi otulona samotnością swoją, Kolana bada. Wołają za nią, to tuli ramiona, A żebrzą u niej, to zasłania twarz, Topią się dla niej, to poprawia wodę Szybko Jak rąbek Zadartej spódnicy. II Nieraz - mówiono o niej - o świcie Lęka się biedna przybliżyć do lustra, Tafla się kłębi, Wzbiera jak przed burzą (Łagodne pazury wędrują w jej głębi). Ona jest naga I czuje swe plecy - Dziurka od klucza nadpływa posępnie, Ma usta miękkie, Przywiera jak starzec. Nieraz - mówiono o niej - o świcie Kocha się z szarym sztywnym prześcierdłem; Ono wzlatuje, Zawisa wypukło Na dwóch ciemnych skrzydłach Jak zwierzę lub rzeźba. (Agresty, 1963) LITOŚĆ Całować ranę - są raną twe wargi, Jeśli od miecza, to ostrożnie ciętą... Przestać całować, to jakby odjęto Trafionej w usta biednych praw do skargi, Biorę cię w skrzydła, choć chude te barki Dawno przeżyty swe jedyne święto, Nie wziąć cię w skrzydła, to jakby zdmuchnięto Płomień ostatniej na świecie latarki... Całować ranę - zakryć śmierć skrzydłami, Bo śmierci szukasz niespokojną stopą, Gdy wiatr północny twą grzywę rozwichrza... Bądź, złota litość, nad wszystkimi nami, Dla których rosa, a zwiastuje potop, A potop bywa rzecz nie najstraszliwsza. (Agresty, 1963) ZAPROSZENIE DO MIŁOŚCI Masz być półsenna Teraz masz być siwa Przy młodej twarzy to będzie jak gołąb Masz być napięta Tylko z twarzą gołą Którą blask wznieca to znów cień obmywa Masz być o świcie Teraz masz być bosa Przez szron biegnąca jak przez niski ogień Masz być zbłąkana Wciąż myląca drogę Jak dym przyziemny lub sarna w zakosach Masz być zgoniona Teraz masz być stara Drepcząca w kółko z różańcem przy ustach Chuda - zjadliwa Niezdarna -już tłusta W peruce W chórze W gniewie W okularach Idę do ciebie przez zbutwiałe sny W ciżmach z ołowiu - w koronie ze rdzy (Kanon, 1965) W STYLU VILLONA Wybacz mi Książę Żety- Tak delikatny Jak zjawa srebrna po własnym pogrzebie - Masz wejść w dysputy Pełne ciał jak marchwi Raz do soczystej Raz już ściętej Mrozem Chcę cię prowadzić w ogrody miłości Kiedy już jesień przeszła przez warzywnik W sadzie zasiała pełne kosze liści W niebie zaś chmurę Zimną I pobladłą I więcej żądam Abyś miał zachwyt Dla ciał kobiecych - pomarszczonych szronem Dla twarzy zimnych - na których uroda Jest plamą trudną Słońca Czy butwienia? Lecz jeśli miłość coś warta -- to wskrzesza A jeśli rozkosz - to ta co odmładza Uwierz mi Książę Nie najdziesz przygody Większej niż miłość do kobiet dojrzałych Oto myślistwo - W półstrawionym lesie Odkryć na nowo tę małą dziewczynkę Która się karmi garstką cierpkich jagód Płucze przeguby Stóp W dziewiczym źródle Oto odwaga - Rąk twych czarodziejstwem Na główce chudej Zasadzać warkocze W oczach - pokrytych jak dymem Żałobą - Niech znów przebiega złoty goniec wstydu Oto rozumność - Być czasu oprawcą Nie jałmuznikiem co wchodzi w przebraniu A gdy opadną ostatnie brokaty Zostaje nagi Z wyciągniętą ręką Mówię to Książę Ukryty za krzewem Wiosennej róży do której sprowadzasz Młódki tak ślepe jak pomiot zwierzęcy Lub jak twe dłonie zdrętwiałe ze strachu Dedykacja: AJ. Wieczorkowskiemu (Kanon, 1965) ZAPROSZENIE DO MIŁOŚCI (II) Nie ma Laury; pofrunęła W mrowisko czerwone jak ogień, Wśród milionów pancernych głów Został tylko strzępek muślinu. Gdzież Beatrix? Uniosło ją Pociemniałe przed burzą morze. Tylko na dnie, wśród szczątków ryb Kołysze się loka złotego wodorost. A wesoła Jenny, którą Burns Jak piszczałkę przykładał do ust? Czy ją deszcz rozniósł po makach, Czy też miotła Po izbie? Ot, i ona: Maryla Puttkamer; Ta się w grób jak w głaz obróciła. Ale przecie szkoda i jej pocałunków - niebożątek. Idź w poezję, jak w ciemną sień; Gdzie niekiedy śmiech dziewczęcy tryska Lub z milczenia dobiega stuk Połamanych Obcasików. Idź w poezję; idźże tam, Moich uczuć Sioło Jasne, Ja kolejną z ciężkich bram Zatrzasnę. (Nie było lata, 1969) UPOJENIE Jest wiatr, co nozdrza mężczyzny rozchyla; Jest taki wiatr. Jest mróz, co szczęki mężczyzny zmarmurza; Jest taki mróz. Nie jesteś dla mnie tymianek ni róża, Ani też "czuła pod miesiącem chwila" - Lecz ciemny wiatr, Lecz biały mróz. Jest deszcz, co wargi kobiety odmienia; Jest taki deszcz. Jest blask, co uda kobiety odsłania; Jest taki blask. Nie szukasz we mnie silnego ramienia, Ani ci w myśli "klejnot zaufania", Lecz słony deszcz, Lecz złoty blask. Jest skwar, co ciała kochanków spopiela; Jest taki skwar. Jest śmierć, co oczy kochanków rozszerza; Jest taka śmierć. Oto na rośnych polanach Wesela Z kości słoniowej unosi się wieża Czysta jak skwar, Gładka jak śmierć. (Nie było lata, 1969) POCAŁUNEK-KRAJOBRAZ Błądziłem lasem twoich włosów - zioła I płacz odkryłem. I schodziłem niżej Na białe śniegi zimowego czoła, Gdzie płacz już umilkł, a był cień lichtarzy. Potem zwiedzałem pamiątki twej twarzy, Coraz to bliżej - i coraz to bliżej Ust twoich dobrych uśpionego sioła: W nim co się zdarzy - raz tylko się zdarzy. I wszedłem w sioło. A była pogoda Pod całym niebem twego podniebienia. Gdzieś w cichym kątku umierała młoda Wstydliwośc sielska w zapachu tymianku. Nagle wróciłem - i stałem na ganku. Patrząc jak wokół krajobraz się zmienia, Jak wschodzi pierwsza gałąź bzu w ogrodach, I gną się rzęsy pod rosą poranku. (Nie było lata, 1969) SCHADZKA - Spójrz! Spływa kropla Przez wysokie lustra; Rozszerzmy oczy, pochwyćmy tę kroplę... - Zwabimy deszcze, ulewy okropne, Wzejdą pod usta. - Spójrz! W paśmie wiatru Przemyka się listek. Rozchylmy dłonie, bądźmy mu weseli. - A on nas rzuci na krzewy ogniste, Ciała spopieli. - Patrz! Mysikrólik Przysiadł na gałęzi; A więc oddechem ogrzejmy powietrze. - A on tu do nas swe sidła przywlecze I nas uwięzi. I tak strwożeni nawet kroplą szczęścia, Wchodzą bezpieczni w swe osobne domy. Ona ma w twarzy głaz nieruchomy, A on przynosi trochę żwiru w pięściach. (Nie było lata, 1969) MODEL Miłość dorosła - zawsze jak kupiona; Tak ją obracasz na zziębniętych palcach, Jak chłop obraca przed dobiciem targu Banknot nasiąkły zapachem siennika, Tak ty obracasz: główkę z porcelany, Piersi stojące na baczność z grzeczności. Miłość dorosła - między tobą: całym, A szczegółami damskiej garderoby; Romeo klipsa, Kawaler Podwiązki Teraz dopiero potrafiłbyś kochać - Kroplę na wardze, cień bzu na policzku, Zapach bijący z porannej pościeli. Spójrz, jaki żebrak: w smokingu zaledwie Z ramion fryzjera czułych wypuszczony, Jakby niesyty tej słodkiej miłości Rękę wyciąga - (Nie było lata, 1969) DWUNASTY LISTOPAD Teraz ją trzeba rozbierać z rozwagą; Znać, gdzie się kryją czułe klęski ciała, Tak by współskryta, przecież naga stała, Nie obrażona, aby była nagą. Źródłem pożądań będzie nagość czoła, Źródłem bezwstydu powiek obnażenie; A źródłem światła zestrzelone cienie W jej kruchych dłoniach jak w sennych * Widziałeś pożar - ? Dziś spoglądasz w płomień Lampy wysokiej. W gwiazdę ponad sosną. Wzywałeś gwiazdę - ? Dzisiaj masz radosną Lampę krążącą w okna nieboskłonie. Ty byłeś inny - ? Inna jest też kieska, Mniej może wielka, może bardziej wzniosła. Ponad wodami cicha mgła narosła, Duch ponad mgłami, litość jest zwycięska... * Litość ? Bądź czujny. Bądź ostrożny z ową, Która już czeka za progiem twej twarzy: Ta Ruda Wdowa, co w paluszkach waży W garstkę wyplute, twarde DOBRE SŁOWO. Inną mieć będziesz. Nie damulkę z miasta, Co na wieś jedzie, dziecko do chrztu trzyma - Lecz między starca i psimi oczyma Przeciwny Bogu most, który narasta. * Jakże wzgardliwi byliście oboje. Ty - dla twej dumy. Ona - że na wietrze Kładła profile swe od liści bledsze, A tyś je łowił, chronił w książki swoje. Myślałeś: tutaj, między tymi strony Przetrwa jej profil jak w zegarze dusza; Przecież dziś wiecie, że twarze zasusza Czas przesypany i dąb przewrócony. * Teraz ją trzeba rozbierać z powagą, Lub może lepiej czekać za jej progiem, By sama z siebie zdjęła czas i trwogę; By nagą będąc, nie była już nagą. Poczekaj! Ona. Tak, to tylko ona Spłoszoną wiarą może was ocalić. Bądźcie szczęśliwi. Dobrej nocy. Alić Ta rzecz się skończy choć jest nieskończona. Dedykacja: Żonie (Nie było lata, 1969) NAUCZAJĄCA (erotyk) Najpierw jako Kozetta w babcinych skarpetach Na porcelanowym dachu Sierocego dworku w oszmiańskim powiecie, Dziewczynką się jawi ta przyszła kobieta Poecie W dole zaś Babka: - Cip, cip! - kokoszy się boleśnie; Na dachu je się czereśnie. I taką właśnie: w księdze Elfów zaczytaną, Miękkim podbródkiem o smagłe kolano Wspartą; Wypluwającą pestki Na babci czepiec niebieski, Złotego świerszcza za kominem Wziąłem pod pierzynę. Sześć razy nas obleciał grząski nocny motyl, Sześć razy z pięt spadły Dzieciństwa saboty, Aż kiedy okiennice rozwarł świt oddżwierny, Zielony obłok nas obudził W błękitach lucerny. Dmuchawiec mi oko zmącił czy balon mydlany, Kiedym z Kozetty w kobietę oglądał gwałtowne przemiany? Była prężna. Raptowna. Zapięta w gorsecik, Z linijką do karcenia zbyt ospałych dzieci, Klaszcząc w dłonie dymiące Okruchami kredy Kordegarda w kokardach siłaczkowej biedy. Ani mnie wiodła do cnoty, ni na pokuszenie, Ani jej śmiech wstydliwy, ni słona powaga, Tylko uczniom pryszczatym znajome pragnienie. By właśnie guwernantkę Rozebrać do naga. (Bilard, 1975) Marian Grześczak (ur. 1934) EGZALTACJA Przedłużyć ciebie blasku ikon blasku świec Przeprowadzić przez czas przez wszystkie punkty nieskończone Przez wszystkie światła przepłynąć dwiema kroplami gołębi Odebrać słowom odebrać rzeczom Twoje oczy zapadające w głąb Twoje wargi w których się ciągle powtarzam Twoje biodra w których się ciągle powtarzani Rąk zbite psy proszące (Wyjście z pozorów, 1961) WIERSZ NIESKOŃCZONY Najcudowniejsze widoki pojawiają się zawsze o zmierzchu kiedy oczy miast rozkwitają fioletem czystszym niż zmatowiała od żaru przestrzeń Wydeptując z uporem płaty chodnika przed domem towarowym niecierpliwię się zanim przyjdziesz upraszczając krajobraz Podbiegasz w pewnej minucie i oczy moje łagodnieją na twój uśmiech Miasto podnosi śpiew wyższy o nasz szept na najbliższym przystanku linii pośpiesznej W poszczerbionym otworze okna przez mgłę nasze coraz zmieniające się krajobrazy Teraz przychodzi niecierpliwość którą noszę w sobie ilekroć wiem że to przyjdzie W tym milczeniu zgrzyt zamka jest serdeczny objawia nagłą bliskość której nie przeczuwasz Tu jest twoje krzesło a tu moje Drobne kwiaty rozwijają się w twoje piersi które znam Idziemy do siebie powoli i stanowczo Stwarzamy ład najcudowniej objawiający się o zmierzchu kiedy płyty chodnika niecierpliwią mnie zanim przyjdziesz (Gęste światło, 1965) Krzysztof Gąsiorowski (ur. 1935) STROFA TUŻ PRZY NOCY Owinęłaś się w sen - ciszą kwitniesz jakby z tobą można o miłości milczeć Ale taką katedrę na taki zmierzch wybrzmieć przecież ty pod tę nie-muzykę upadniesz Zbyt mało wiemy o kochających - dziewczyna tak śpiewnie przytuliła się do snu że on znieruchomiał i przyjął istnienie (Podjęcie bieli, 1962) SPACER Każda twoja miłość osiąga taki wiek jaki i ty uniesiesz kiedy będziesz umierał Lecz starzeje się prędzej - a stąd codziennie uczestniczysz w swoich przyszłych pogrzebach (Białe dorzecze, 1965) TŁO NOCY MIŁOSNEJ Kobieta i mężczyzna. Aż do ruin księżyc Naga noc miłości: Oczy niby nurek zagłębiają się w tętnie, Płosząc sny z morzem w pyskach; Ciała spowiadają się z własnej ciemności; Na horyzoncie skóry otwiera się ssące urwisko; Wiruje najłagodniejsze z słone, Dla których cieniem bywa jęk kobiecy; Wielkie zwierzęta biegną Z jaskiń czasu, coraz to bliżej, biały tętent stada... A potem wnętrze rzeczy trochę się oddala. Kobieta i mężczyzna W płaszczach z mokrej soli. Chcą teraz nazwać - by ocalić Sekret ich zmysłom zawierzony: Nagle aluzje do Historii - owo proste "*nawet nie wyobrażasz sobie..." (Tonące morze, 1967) I O TO CHODZI Już bez eksplozji nerwów i oczu; miękkie światełka błądzą wśród ciała, pot splatający się jak długie włosy. Nie znaliśmy się wcześniej, nie spotkamy się więcej. Obcy sobie, lecz bliscy bez żadnych warunków, w tym gwarnym mrowiu, co nas wszystkich dzieli. Śmiać się z nas zaczną, kiedy odpowiemy: to było jednak ważne - w swej znikomości, choć trudny będzie dzień, który minął. Niechaj się śmieją, niech mają swój udział. I o to chodzi. (Bardziej niż ty, 1975) Krystyna Godlewska (ur. 1935) SPOTKANIA List Dom jak list miłosny ciągle czeka nie otynkowany Poznasz go po czerwonym znaczku na dachu Wystarczy odklepac w nie malowaną kopertę by odpocząć w środku Tyle tu cudownych dni do zapamiętania Przyjedź Poniedziałek Dzień kwiatów Przyjechałeś A kwiaty mogą być ze wszystkiego nawet z najmodniejszego salcesonu jeśli tylko je przyniesie pies Przyjechałeś Nastał dzień kwiatów dzień świec roztańczonych w ogródku ogniem Wtorek Rozgrywamy partię w dwa dzbanki Głębokie lato. Studnia Dla wywołania zawrotu słońca biegam dokoła własnej sukienki Głęboka studnia Lato Bóg zdaje się stworzył za dużo gliny dla trudnej zabawy Środa Ptaki zawracają z pól jak kolędy najodleglejszymi zwrotkami Patrz krzyczę śpiewać nie umiem krzyczę Do wieczora chyba odkrzyczę porażenie miłością Czwartek Idziemy polem boso oklaskując nogi idziemy Pusto Jest jakby ognisko ktoś zapomniał zostawić Idziemy polem Nie patrzę w oczy Nie dotykam nieba W taki dzień ma się otwarte wszystkie drogi w twarzy Piątek Jesteś kochany to boli Wyjedź jeszcze dziś Życie raz tylko się otwiera jak siekiera dla każdego drzewa osobno Wyjedź jeszcze dziś Nie trzeba się bać Strach zdaje się na portiera awansował i od jutra za każdy parasol trzeba będzie płacić pogodne Sobota Odjechałeś Czuję jakby cyrk rozwrzeszczał się w domu emerytów lub chochoły przyjechały Cholera chochoły zawsze przyjeżdżają raz na jakąś stertę słomy w człowieku Wieczór Jeszcze ostatni krok podpalić cofnąć się w tył i zobaczyć moment nieuniknionego rozmijania stóp (Łódzka Wiosna Poetów, 1966) Halina Poświatowska (1935-1967) "JESTEM JULIĄ..." Jestem Julią mam lat 23 dotknęłam kiedyś miłości miała smak gorzki jak filiżanka ciemnej kawy wzmogła rytm serca rozdrażniła mój żywy organizm rozkołysała zmysły Odeszła jestem Julią na wysokim balkonie zawisła krzyczę wróć wołam wróć plamię przygryzione wargi barwą krwi nie wróciła Jestem Julią mam lat tysiąc żyję - (Hvmn bałwochwalczy, J958) "W TWOICH DOSKONAŁYCH PALCACH..." W twoich doskonałych palcach jestem tylko drżeniem śpiewem liści pod dotykiem twoich ciepłych ust zapach drażni - mówi: istniejesz zapach drażni - roztrąca noc w twoich doskonałych palcach jestem światem zielonymi księżycami płonę nad umarłym ociemniałym dniem nagle wiesz - że mam usta czerwone - słonym smakiem nadpływa krew - (Hymn bałwochwalczy, 1958) "WIEDZĄ O NIM..." wiedzą o nim moje nabrzmiałe piersi pocałunkiem obudzone o zmroku ramię draśnięte pamięć drzemiąca w zagłębieniu dłoni we wnętrzu moim okwitł jak kolczasty kwiat głogu zmarznięte ptaki moich nocy sfrunęły wszystkie jedzą (Dzień dzisiejszy, 1963) "KTO POTRAFI..." kto potrafi pomiędzy miłość i śmierć wpleść anegdotę o istnieniu zgarniam brunatne plastry książek nasłuchuję brzęczenia słów pomiędzy miłość i śmierć wpleść nikt nie potrafi i tylko czasem naprzeciw słońca w zmrużonych oczach błysk chwila roztrącona na tęczę twarzą w twarz naprzeciw słońca w oślepłych oczach treść niknąca... na krańcach miłość śmierć (Dzień dzisiejszy, 1963) "POWLOKŁAM LAKIEREM PAZNOKCIE..." powlokłam lakierem paznokcie i moje palce błyszczą panie mój bądź mifościw moim myślom obrysowałam ciemną kredką powieki i niebo gwiaździste odbija się w mym spojrzeniu panie mój bądź miłościw memu pragnieniu przywitałam cię pocałunkiem najprościej panie mój bądź mifościw mojej miłości (Dzień dzisiejsi, 1963) "MOJ KOCHANEK..." mój kochanek wcale nie jest piękny i charakter ma raczej trudny ale kto mi umaluje niebo w ciemny fiolet popołudnia gdy pozwolę mu odejść i nie wrócić mój kochanek ma gorące usta i rząd ostrych zębów kiedy śmiechem odpowiada na wyzwanie światu mój kochanek ma usta które wschodzą półksiężycem nad każdą z moich nocy mój kochanek nie jest czuły jego oczy w prostokącie ulicy tańczą zażega w dziewczętach płomień uczepiona u jego cienia trzymam miłość moją za włosy w jego cieniu wątłe źdźbło trawy w kwietniową jabłoń rozkwita (Dzień dzisiejszy, 1963) "MIŁOSIERNI BYLI SCYTOWIE..." miłosierni byli Scytowie gdy umarł król udusili wstążką jego ulubioną nałożnicę i jej martwe ciało rzucili na stos zmieszały się jej włosy z popiołem jego rąk jej drobne zęby z popiołem jego ust a kiedy żar pociemniał zebrali ciepły popiół i pochowali wszystek w obszernej skrzyni rzeźbionej w trawy i kwiaty w których zamieszkał wiatr (Jeszcze jedno wspomnienie, 1968) "MÓJ KOCHANY..." Mój kochany zapytał mnie: czy wierzysz w życie po śmierci? Odpowiedziałam: uwierzę, ale tylko wtedy, jeśli róża, która tego wieczoru zakwitła w naszym ogrodzie, pachnieć będzie po zgonie wszystkich swoich płatków. Mój kochany zapytał mnie: czy chcesz pójść do nieba? Zechcę - odpowiedziałam - ale tylko wtedy, jeśli niebo jest ciepłe jak twoje ramiona, przestronne jek twój oddech i dzikie jak pocałunek. Mój kochany zapytał mnie: czy zawsze bę- dziesz mnie kochała? Odpowiedziałam: jeśli wieczność jest chwilą pomiędzy moim sercem pustym a moim sercem wezbranym z miłości, nigdy nie będzie czasu, w którym nie kochałabym ciebie. (Jeszcze jedno wspomniane, 1968) "NIE POTRAFIĘ INACZEJ..." nie potrafię inaczej w środku ciała jest kot wygięty pragnieniem wołający o człowiecze ręce uspokajam go słowami kłamię o przedziwnych kolorach i dźwiękach wbija okrągłe oczy w pustą ścianę nie wierzy przeciąga się prostuje palce nie wierzy w nic i nagle wszystkie zgięte paznokcie wbija we mnie głuchy ślepy kot (Jeszcze jedno wspomnienie, 1968) "CZEKAŁAM DŁUGO... " czekałam długo wspierałam włosy na ręce podpórkę robiłam włosom z moich rąk samotnych z palców usta oszukiwałam pieszczotą kolorowej szminki czekajcie - mówiłam - ustom przyfruną pocałunki opadną rojem pszczół w wasze różowe wnętrze i piersi dotykałam ręką szeptałam w uniesione końce czekajcie - przyjdzie ten w którego rąk zagłębieniu znajdziecie przystań spokojną i nóg strzelistym wieżom odwróconym w dół kłamałam - przyjdzie i drżały - wierząc teraz - rzucam to wszystko w chłodną taflę lustra jak w głęboki staw i odwracani twarz i się śmieję (Jeszcze jedno wspomnienie, 1968) PO CO UMYŁAM PIERSI... " po co umyłam piersi i każdy włos z osobna czesała.m w wąskim lustrze puste są moje ręce i łóżko cienki scyzoryk nocy rozciął obrączkę półksiężycem zwisła pod brzemienną w pąki jabłonią szamocę się szarpię krochmaloną koszulę wydyma wielki wiatr mój brzuch jest gładkim stawem piersi - rozpieniona woda ugłaskać je - ugłaskać - ugłaskać światło dnia pijane z niemocy znajdzie moje zeschłe usta i niechętnie i obco mglisto je ucałuje - odejdzie (Jeszcze jedno wspomnienie, 1968) "JAK OGIEŃ..." jak ogień trawi lekkie drzewo tak ja oplatam twoje ciało miękka i zwinna jak płomień kochając ciebie delikatnie rozniecam twoje myśli w płomień mój zar ich zimną formę kradnie dotknięcie moje jasne niebo twych oczu zwęża w ciemny płomień tak kocham cię kochając siebie płomień powtarzam płomień płomień kaleczy usta rani dłonie i wszelki kształt pod złotem grzebie (Jeszcze jedno wspomniane, 196S) JEŚLI NIE PRZYJDZIESZ świat będzie uboższy o te trochę miłości o pocałunki które nie sfruną w otwarte okno świat będzie chłodniejszy o tę czerwień która nagłym przypływem nie rozżarzy moich policzków świat będzie cichszy o ten gwałtowny stukot serca poderwanego do lotu o skrzyp drzwi otwieranych na oścież drgający żywy świat zastygnie w kształt doskonały nieomal geometryczny (Jeszcze jedno wspomnienie, 1968) "MAM CIEBIE ..." mam ciebie w roztańczonej krwi w zębach nitkami nerwów związanych w supeł czuję - złotą namiętność twojego ciała przeciągam po nim rękę lekko lekko gnę się zewsząd z końca aż do początku i znów do końca jestem pośrodku ciebie wspięta nad tobą cała - w tobie (Jeszcze jedno wspomnienie, 1968) "TA MIŁOŚĆ..." ta miłość jest skazańcem zasądzonym na śmierć umrze za krótkie dwa miesiące na świecie jest przestrzeń i czas odejdziesz ode mnie na świecie jest niemoc i konieczność nie zatrzymam cię żadnym pocałunkiem (Jeszcze jedno wspomnienie, 106S) "ODŁAMAŁAM GAŁĄŹ MIŁOŚCI..." odłamałam gałąź miłości umarłą pochowałam w ziemi i spójrz moj ogród rozkwitł nie można zabić miłości jeśli ją w ziemi pogrzebiesz odrasta jeśli w powietrze rzucisz liścieje skrzydłami jeśli w wodę skrzelą błyska jeśli w noc świeci więc ją pogrzebać chciałam w moim sercu ale serce miłości mojej było domem moje serce otwarło moje drzwi sercowe i rozdzwoniło śpiewem swoje sercowe ściany moje serce tańczyło na wierzchołkach palców więc pogrzebałam moją miłość w głowie i pytali ludzie dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt chwyciłam miłość aby ją połamać lecz giętka była oplotła mi ręce i moje ręce związane miłością pytają ludzie czyim jestem więźniem (Jeszcze jedno wspomnienie, 1968) WSZYSTKIE MOJE ŚMIERCI ile razy można umrzeć z miłości pierwszy raz to był gorzki smak ziemi gorzki smak cierpki kwiat goździk czerwony palący drugi raz - tylko smak przestrzeni biały smak chłodny wiatr odzew kół głucho dudniący trzeci raz czwarty raz piąty raz umierałam z rutyną mniej wzniosie cztery ściany pokoju na wznak a nade mną twój profil ostry (Wiersze wybrane, 1975) Jarosław Marek Rymkiewicz (ur. 1935) EROTYK NIEMODNY Oto jest czas, bym znowu prosił o jedno westchnienie gałęzi bez zieleni Nad moją biedną rozpaloną głową, moją trzeźwą głową. Załamanie rąk i długi spacer w wieczornej mgle. Ten ruch, którym poprawia włosy, Ten, którym zdejmuje bransoletę w kształcie podkowy, Wargi, na które patrzeć tylko mogłem i szelest spłoszonych liści pod moimi stopami. Oto ja, dwudziestoletni, Wobec spraw, które rozumiem niezbyt jasno, Zaglądający w oświetlone okna miłości, Szukający schronienia pod brunatnym niebem, Tu, gdzie pasmo dymu oplata moje serce, Które już na zawsze jest, jak na starej pocztówce: Przebite strzałą i w wieńcu różyczek. (Konwencje, 1957) Tadeusz Kijonka (ur. 1936) EROTYK Przed wiatrem liści nie obronisz Przede mną nie osłaniaj ust Świetlne doliny twoich dłoni Słoneczny rozsypują kurz Przed nocą z światłem nie uciekaj Nie znikną oczy w gąszczu rzęs Cień ust uniesiesz na powiekach W rozległy niepowrotny sen Świtem się zimnym nie przerażaj Jest w oczach łez wilgotne ciepło To nic że kiedy płyną twarzą Słowa zduszone w gardle krzepną (Witraże, 1959) Edward Stachura (1937-1979) PRÓBA WNIEBOWSTĄPIENIA Przyjdź do mnie jawnogrzesznico będę cię rozdzierał powoli na wszystkie nadzieje kolorów i zespolenie może zakwitniesz nad ranem piękną duszą słonecznika (Poezja i proza, 1984) PEJZAŻ Usypia horyzont w kąciku twych ust i powracają chmury i słońce łagodniejsze półwyspy prosić o miękkie nory twoich oczu na legowisko W dalekich krajach białe dłonie mnichów zarzynają młode daniele i na kamiennych posadzkach swoich domów rozkładają skóry miękkie dla jednej stopy twojej Rano kiedy szyję podnosisz leniwie ręce złodziei podsuwają ci grzebienie z kości słoniowej i najpiękniejsze konie przybiegają pod okno (Poezja i proza, 19S4) Zbigniew Jerzyna (ur. 1938) "BĄDŹ W MOICH OCZACH..." Bądź w moich oczach wiecznie utrwalona. Poprzez cmentarze myśl umarłych świeci. Bądź w moich oczach światło zapalone, lampa, co płonie w niebo, w nieba dotyk. Bo wokół rzeczy tyle chłodu niosą, Morze i zwierzę chcą rozerwać brzegi. Życie jest ziarnem co wypadło z kłosu na ziemię suchą, na rozległe śniegi. Bądź w moich oczach wiecznie utrwalona. Tylko z miłości bywa kształt poczęty. Bo tylko miłość jest wciąż osaczona ciszą, która się wkoło jak las rodzi w śmierci. (Realność, 1967) MIŁOŚĆ OBRAŻA Miłość obraża, gdy jest nazbyt wielka; zawsze cię widzę stojącą na wzgórzu, wigóae. zasłania mi cały horyzont. I tylko morze w słuchu moim wzbiera, jak szept umarłych lub nie narodzonych. I tylko słońce oczy mi otwiera w ziemię nieznaną - co we mnie umiera. (Realność, 1967) TOBIE Słońce pasie mną rozpacz. Morze ból przemienia. Promień gwiazdy mnie spala - żłobi fakt istnienia. Krew moja się przetacza do strumienia nocy. Idę tak, jakbym patrzył - patrząc - stracił oczy. Głowie mojej lecący ptak poskąpił cienia. Więc mnie dziś zakryj ramion chłodną falą. Nogami mnie zatrzaśnij, bym czuł: to jest ziemia. Piersi twoje dwa źródła mojego pragnienia. (Realność, 1967) "JEJ PIERSI..." Jej piersi -jakżem kochał w jej oddechu pośpiech. I jej biodra - snów starych wróconą kołyskę. W jej udach odbywałem najdłuższe podróże. i kochałem jej głowy spadający owoc. Jej włosy zadławiały wokół mnie powietrze. Kochałem ja. gwałtownie -jakbym gasił źródło. (Coraz słodszy piołun. 1970) SEN O UMARŁEJ Już za nią ziemia uniosła swe góry. Już cień jastrzębia kołem ją otoczył. Już nad nią niebo zacieśniło chmury. I w światłach nieba zagasły jej oczy. Ja wciąż pamiętam kiedy stała naga. A teraz przeszła poza próg nagości: jej pocałunków kołysze się waga od realności do nierealności. (Coraz słodszy piołun, 1970) JAWNOŚĆ Kochaliśmy się jawnie Przy lampie odkrytej Odlegli coraz bardziej Bardziej powiązani Tym światłem rozszeptanym wieloma głosami Choć pokój był zamknięty na ostatnią gwiazdę I nic nas nie trwożyło Nawet krzyż okienny Nawet noc budująca niewidzialne piętno Tylko jedno: ci obcy ludzie - Nasze Oczy (Coraz słodszy piołun, 1970) "ŚMIERTELNY, CHCĘ CIĘ UKRYĆ..." Śmiertelny, chcę cię ukryć śmiertelną w ramionach. Połóż głowę na piersi, patrz - czuwają oczy. Oddech jak rozwiązana lękliwość warkoczy. Śmiertelny, chcę cię ukryć śmiertelną w ramionach. Ona przy naszym domu dłoń na klamce trzyma. Jeszcze jesteśmy wolni w naszym własnym domu. Czy to lęk nas usypia, klamka się ugina? Mam już usta bezmowne, masz duszę ze szronu. Śmiertelny, chcę cię ukryć śmiertelną w ramionach. I to co między nami jak iskierka świeci. To ogromne płynące przez żyły stuleci. Śmiertelny, chcę cię ukryć śmiertelną w ramionach. (Coraz słodszy piołun, 1970) KOCHANIE Kochał ją jak mężczyzna Jeszcze bardziej kochał Aż do bólu w ciemności Do skazy miłości Kochał ją w każdym ciała pięknie i cierpieniu Szedł w nią zmysłami Myślą Tlił się w jej płomieniu Kochał ją jak się w geście lęku dotknie Ziemi Albo gdy spojrzysz w niebo I twarz ci odmieni Kochał ją za miłosną lekkość jej oddechu Za światło wewnątrz dłoni W głosie za cień grzechu Kochał ją także w sile w słabości i w gniewie Kochał ją pocałunku listkiem w Wielkim Drzewie Kochał ją pośród nocy gdy w śnie się zwierzała Że umarła Bo sama siebie pokochała Kochał ją gdy już mieczem byli rozdzieleni Płaczem i jak krzyk niemy rozpękniętiem ziemi (Modlitwa do powagi, 1974) "KIEDY WYGASA NIEBO MIŁOŚCI..." Kiedy wygasa niebo miłości to gwiazda płacze. Więc trzeba podnieść głowę wysoko, by ją zobaczyć. Po łzach co spłyną z gwiazdy gorącej popiół zaświeci. Spróbujmy miła spojrzeć na siebie, jak patrzą dzieci. Bo nie ma grobu takiej miłości, co jest z płomienia. Nawet gdy wokół chcą ją przymusić do upodlenia. (Przesianie, 1979) Janusz Żernicki (ur. 1939) Z AUTU Trzeba się spieszyć. Idzie wiatr. Klacze ślizgają się po bruku. Jeszcze ciepłe od jego rąk uda ledwie ze snu wyjęte podcina deszcz. Sukniom przydaje świadomości. Trzeba się spieszyć. To męczące tak iść. Padł to padł. Akteon nigdy nie znał własnych psów. On też. Trzeba się spieszyć. Na rogu jest knajpka. Tam wejdź. Wdowa też tam będzie - pójdziesz z nią do domu. Ona to będzie robić tak, jak nie robiła tego nigdy. Ona to będzie robić tak, jak nie robiła jeszcze. Och, ona to będzie robić tak, aż się wieczność objawi nagle przelotnym deszczem u pokąsanych twoich warg. (Landszaft z wędrującym dnem, 1968) "GWIAZDO, KTÓRA W ŁAGODNY WPROWADZASZ DRYF..." Gwiazdo, która w łagodny wprowadzasz dryf, ławice moich mięśni po spełnionej miłości, gdyby nie natręctwo z jakim odsłaniasz na mgnienie - w przesiece czasu, w pergolach zatrzymanych świtów, niepokojąco ssący zarys moich własnych brzegów - zapomniałbym o morzu. (Kurz życie moje, 1978) Tadeusz Mocarski (ur. 1943) INWOKACJA I Czy Ci potrzebna zakonnica, Panie Którą zamknąłeś jak w trumnie w klasztorze Pozwól niech naga przed zwierciadłem stanie Pozwól jej zgrzeszyć choć raz, dobry Boże Bo chyba widzisz jak miota się nocą Po zimnej, ciemnej i samotnej celi Jak pragnie ciepła, ze strachu dygocąc Żeby jej Zbrodni ludzie nie widzieli Jak potem drżąca odmawia różaniec Czy Ci potrzebna zakonnica, Panie (Nowe widzenia, 1068) Bohdan Urbankowski (ur. 1943) EROTYK DLA NASTĘPCY I Przeprowadź ją przez pokój niby ścieżką wśród lasu na stole zapal różę dobrą jak nocna lampka Potem rozbieraj ją delikatnie z obronnych gestów z zaciśnięcia rąk drżenia ramion... Otul szeptem A jeśli kiedyś wybiegnie nagle z pokoju biegnij za nią nie pozwól ukryj jej twarz w swych wielkich rękach mów słowa dużo słów te wszystkie których ja zapomniałem których się wstydziłem Proszę cię ty którego nienawidzę który przyjdziesz po mnie by z jej drobnych piersi zdrapać ślady mych rąk rozchylić jej kolana proszę cię bądź dla niej dobry II Nie wiesz że będziesz kochał mnie że powie ci słowa wypróbowane ze mną że w jej włosach poczujesz mój oddech na jej brzuchu napotkasz nocą moje ręce I jeśli czasem wciągając cię w siebie aż do zachłyśnięcia pomyli nasze imiona - nie myśl o mnie z nienawiścią to ja uczyłem ją jak dziecko nie wstydzić się krzyku imion nagich ciał to ja czasem jeszcze mówię do ciebie wtedy myślałem że mówię tylko do niej III Ten cień w jej oczach to mój cień jej głos pełen niepokoju to mój głos gdy ona cofa się z lękiem ja powrac pamiętaj ja powracam na każde twoje słowo zbyt ostre na każdy gest nie dość szczery ja powracam pamiętaj I jeśli kiedyś sama zapłacze nocą nie wchodź do jej pokoju już ja będę przy niej (W cieniu, 1973) NIEWYSŁANY LIST 1 Trzymam w ręku niewysłany list, przekreślam jakieś słowo - zachłystuje się, milknie. Kiedyś nie wstydziliśmy się słów zanurzeni w sobie, pulsujący mocno jak krew w żyle - potrafiliśmy być dla siebie nadzy, potrafiliśmy krzyczeć i płakać i śmiać się całym ciałem naprawdę. Dziś nie potrafię już mówić - boję się słów jak nagłego szarpnięcia drzwi 2 Nie obronię niczego słowa były zbyt ciche, gesty ulotne jak muśnięcie ręką o włosy. Nic, nie zostaje po latach wspomnisz o naszej miłości jakbyś mówiła o pokoju z którego już wybiegli kochankowie: szare ściany za oknem krzywo wiszący pejzaż i tylko pogłos uderzających o framugę drzwi. 3 Przypomnij choć jedno słowo, choć... Przecież wtedy mówiłem do Ciebie potrafiłem Jeszcze szepcę słowami, które pozostały Jeszcze piszę czasami wiersz - jak wdowiec, który sprzedaje obrączki, bransoletę żony. 4 Nieobecna jesteś wciąż we mnie jak młodość w każdym pęknięciu warg w każdej zmarszczce 5 Pożółkły dworzec wypluł mnie - niedopałek - między kamienie ulic To w tym mieście byliśmy kiedyś młodzi Do starych fontann, latarń i skrzypiących tapczanów wrzucaliśmy miedziane monety Wrócimy tutaj - mówiłaś Wrócimy - odpowiadałem. Wrócimy - krzyczeliśmy razem do bólu zaciskając ręce młode, spocone jak ciała kochanków. 6 Roztrzepotani, zanurzeni w sobie jak krew w żyle byliśmy ogromnym ptakiem o dwóch głowach i nieskończonej ilości skrzydeł. Nadzy: między naszymi ciałami nie było skóry. Krew przepływała wprost z warg do warg z serca do serca. Na hotelowej ścianie pozostały nasze cienie zrzucone jak ubrania niezgrabne niepotrzebne w tym locie ku słońcu z którego już mieliśmy nie powrócić. 7 widziałem twojego męża milczeliśmy nad szarą mapą serwety w hotelowej knajpie jego twarz rozpadła się brwi i policzki spływały jak namalowane złą szminką obiecałem że nie będę cię szukać że wyjadę wtedy zaczął całować moje ręce a ja pozwalałem na to z przerażeniem myśląc jak coraz bardziej stajemy się podobni pochyleni nad mapą serwety rozbitkowie S Tamten brzeg lata: gest Twojej ręki nieśmiały jakbyś zsuwała nią przepaskę z bioder poziomki: pierwsze krople krwi Nagi chłopiec klęczący obok Ciebie ma moją twarz i moje - jakże młode - ręce Krzyczę do was nie odwracacie twarzy. Żaden głos nie dojdzie już nie dojdzie już na tamten brzeg 9 Jak wdowiec w zaciśniętej pięści ściskam kawałki papieru. To już wszystko. Nie umiem pisać Boję się słów jak nagłego szarpnięcia drzwi. Nie mogę... Moje listy są małe i tchórzliwe jak samogwałt starzejącego się mężczyzny w półmroku hotelowych ścian. (Wkręgu Erosa. Antologia, 1986) Rafał Wojaczek (1945-1971) KOBIECOŚĆ III Nie wiem, czyś Ty to dostrzegł, że słowo "kobieta" Oczywiście rymuje się ze słowem "poeta" Nie wiem, czyś się zamyślił nad tą rewelacją Nie wiem, czy tobie to się objawiło jasno Wiem tylko tyle (w proste ujmę sylogizmy Tę moją wiedzę) : znawcą nieświeżej bielizny Wszelkich brudów, rynsztoka i odwrotnej strony Medalu świata kto jest, jeżeli nie żony Matki lub dochodzące czy stale kochanki (myślę, że prawidłowe wyłożę przesłanki); Kto, jeśli nie poeta, podgląda przez dziurki Boga, aby zobaczyć go w nocnej koszuli Na nocniku; i komu nie wolno po tym stracić Wiary w swoje anielstwo; kto, żyjący, karmi Śmierć regularnie swoją księżycową krwią; Kto po imieniu, chcąc żyć, musi nazywać ją; Komu uroda świata śmierdzi zjełczałym łojem; Dla kogo każde piękno podmyte jest gnojem; Dlatego się uśmiecham, Ty moje duże dziecko Kiedy mi czasem mówisz, że chciałbyś być kobietą (Z wierszy rozproszonych) "KOCHANKOWIE MOI..." Kochankowie moi umarli poeci Gryzą ziemię u mych stóp. Chłodem wciskają się pod kołdrę. Krążą rojem rozdrażnionych much Nad kubłem gdzie cisnęłam tampon miesięczny. Wieszam majtki na sznurze wisi Jesienin. Biorę phanodorm tabletkę kradnie Traki. Kiedy otwierasz oczy wyfruwa ptak Anielska dusza Keatsa ponad wodę snu. Ich śmierć przecinkiem wciska się w tok zdania I nieustannie sylaby mi liczy. Zasypiam z ich imieniem na ustach i z nimi W ustach, przy boku, w kroczu i ciepłej macicy. I nawet teraz któryś pisze te słowa: "Bądź pochwalona pochwa twa, Madonna" (Którego nie było, 1972} BĄDŹ MI Bądź mi od stóp do głowy, od pięty do ucha Od kolana do pachwiny, od łokcia do paznokci Pod pachą, pod językiem, od łechtaczki do rzęs Bądź biegunem mojego pomylonego serca Rakiem, który mózg jedząc pozwoli poczuć mózg Bądź wodą tlenu dla spalonych płuc Bądź mi stanikiem, majtkami, podwiązką Bądź kołysanką dla ciała, niańką co kołysze Jedz mi brud zza paznokci, pij miesięczną krew Bądź żądzą i spełnieniem, rozkoszą, znowu głodem Przeszłością i przyszłością, sekundą i wiecznością Bądź chłopcem, bądź dziewczyną, bądź nocą i dniem Bądź mi życiem, radością, bądź śmiercią, zazdrością Bądź złością i pogardą, nieszczęściem i nudą Bądź Bogiem, bądź Murzynem, ojcem, matką, synem Bądź - i nie pytaj, jak Ci się wypłacę A wtedy darmo weźmiesz najpiękniejszą zdradę: Miłość, która obudzi śpiącą w Tobie śmierć (Którego nie było, 1972) JAKA BYM CI CHCIAŁA SIĘ NAPISAĆ Naga jak goła stal, czysta jak naga woda Niczym żywa krew jawna, prosta jak jasna prawda Sama jak jeden Bóg, jak sama Wenus jedna Naga jak słowo "kocham" wyrzeczone w ciżbę Pospóinych słów, niczym rzymska składnia jasna Wierna niczym Twój strach, Twoja jak wierna matka Prawdziwa jak we strachu boskie przykazanie Jedna niczym łacińska oda Mickiewicza Czysta jak wódka nawet z niedomytej szklanki Naga jak Wenus, matczyna jak wilczyca Straszna jak Bóg, kiedy Ci go zabrakło Twoja niczym szaleństwo, co mieszka na dnie Odry (Którego nie było, 1972) KOBIECOŚĆ Męskość polega na tym aby bić kobietę Zgadzam się z Tobą nadstawiam policzek Kiedy indziej klniesz moją matkę Słucham pilnie, pilnie przytakuję O mnie najczęściej opowiadasz źle Mówię że masz racją kiedy mi powtórzą Kiedy w najlepszej wierze się rozbiorę Śmiejesz się z małych piersi chudych ud A ja ci drwić pozwalam sama się śmieję Blizna po wyrostku naprawdę wstrętna Kiedy odchodzisz nie pytam kiedy wrócisz Kiedy wracasz nie pytam gdzieś był Dziwisz się gdy mówię że Cię kocham Przecież to znaczy: jestem już za wczasu wdowa (Nie skończona krucjata, 1972) KRZYŻ Ja jestem pozioma Ty jesteś pionowy Ty jesteś góra Ja jestem dolina Ja jestem Ziemia Ty jesteś słońce Ja jestem tarcza Ty jesteś miecz Ja jestem rana Ty jesteś ból Ja jestem noc Ty jesteś Bóg Ty jesteś ogień Ja jestem woda Ja jestem naga Ty jesteś we mnie Ja jestem pozioma Ale nie zawsze Ty jesteś pionowy Ale do czasu Ja jestem pionowa Góra orgazmu Ty jesteś poziomy Przy mnie (Nie skończona krucjata, 1972) PROŚBA [II] Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam I najcieńsze wspomnienie sukienki też zmyłam I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej Już w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś Ze nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś I choć nie wierzę by mógł być ktoś bardziej otwarty Dla ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz. (Nie skończona krucjata, 1972) GWAŁT Moje ciało wciągane na kół Promień bólu tkanki mi zapala Jakie konie wprzągnięte do stóp Ciągną Dobra trawa prześcieradła Nigdy jeszcze nie rósł taki krzyk Przez sufity w głuche okno nieba Teraz słyszą wszyscy Jestem dziś z Twojej łaski prawdziwa kobieta Powalona już zawsze na wznak Chcę pozostać Kość bólu już w gardle Niechaj nigdy nie skończy się gwałt Jak kół długi jest tak niech się stanie Krzyżem by się we mnie zakotwiczyć Wierzę mój krzyk kamień nieba słyszy (Nie skończona krucjata, 1972) "JESZCZE W NIĄ NIE WSZEDŁ..." Jeszcze w nią nie wszedł już nie ma jak wrócić. Ze świata jawnie wyświecony, w skóry worek wciśnięty, patrz: śliną sromotną cieknie w otwarte jej krocza okno. Kobieta nie wie, na co jeszcze czeka. On słyszy: skoblem lodu zima szczęka. Za sienią ciała tamtej w pobielone świeżo dla gościa prosi pokoje. Kobieta mówi, że nie ma wyboru. Ale on jeszcze wciąż odwraca głowę. Lecz nagle - śmierć już całą w sobie przeżył - wpada. Nie widać mu nawet pięty. (Nie skończona krucjata, 1972) PIOSENKA Z NAJWYŻSZEJ WIEŻY Piersi przekłute drutem do robótek Ma moja żona I ciągle jej rad I wciąż jej krwawe ciało wielbi kat Kuchennym nożem biodra grubo struże I parzy stopy i opala łydki Wyłuskał jabłka z kolan Żyły z ud Teraz otworzył krzywym cięciem brzuch I na widelec ponawijał kiszki I szuka dalej Wymacawszy odkrył Kość ogonową i odrąbał ją I nożyczkami do naskórków srom Wypreparował I wyłupił oczy I przez maszynkę do mielenia mięsa Przepuszcza oba pośladki I krew Wiadomo po co rozciera na szkle I każdy włos jej na czworo rozszczepi: Bo ciągle wierzy że przecież odnajdzie Takim cierpliwym oprawcą któż by Inny jak tylko poeta mógł być Znam go Nazywa się Rafał Wojaczek 1969 (Nie skończona krucjata, 1972) KWIAT ZRYWAJĄC, CIEBIE BIORĄC Kwiat zrywając, kwiat wąchając, ja zarazem Świat mijałem będąc przy tym w swoim prawie Ciebie biorąc, z Ciebie pijąc, ja o niebo Już nie dbałem wiedząc przecież, że to jedno (Inna bajka, 1970) INICJACJA Koniecznie naga więc to jest kobieta? Tych dwoje uroczyście wypukłych to są piersi? Czy tak zawsze przede mną będzie stała? Już klęczy Nieci niewymyślony ogień chyba z dłoni Jakby wiedziała że głodny syci tchnieniem I już ognisko jawny kształt jej płuc Mówi będziemy jedli i z podołka Nim zdążyłem pomyśleć bułkę bierze Ale wodę to chyba wypłaczę Bym ci przed tym mogła umyć nogi A może chcesz zacząć od sutków Mówi co zjedzone to twoje Ja wiem że nie na darmo roznieciła ogień Z dwóch stron ognia czekamy które pierwsze wejdzie (Inna bajka, 1970) MÓWIĘ DO CIEBIE CICHO Mówię do ciebie tak cicho jakbym świecił I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi Stoi mi w oczach gwiazda twojej krwi Mówię tak cicho aż mój cień jest biały Jestem chłodną wyspą dla twojego ciała które upada w noc gorącą kroplą Mówię do ciebie tak cicho jak przez sen płonie twój pot na mojej skórze Mówię do ciebie tak cicho jak ptak o świcie słońce upuszcza w twoje oczy. Mówię tak cicho jak łza rzeźbi zmarszczkę Mówię do ciebie tak cicho jak ty do mnie 11112 VI1966 (Sezon, 1969) Ponieważ niektórzy czytelnicy niniejszej antologii mo- gliby c/uć się zawiedzeni nieobecnością w tym miejscu Ewy Lipskiej, zmuszeni jesteśmy wyjaśnić, co następuje: Obowiązująca "Ustawa o prawie autorskim" w rozdz. 3. Art.16. §2 i Ar!. 18. §4 zezwala, bez pytania o zgodę twórcy, "zamieszczać w antologiach i wypisach cudze utwo- ry, opublikowane w książkach i czasopismach". Mimo to pracnąc zachować się lojalnie wobec autorki, wydawnictwo SPONSOR zwróciło się listem poleconym z dn. 21.08.1992 do p. Ewy Lipskiej z informacją o zamiarze publikacji jej wierszy w naszej antologii. Niestety otrzymaliśmy następu- jącą odpowiedź: "INSTYTUT POLSKI w Wiedniu POLNISCHES INSTITUT Am Goudę?, 1010 WIEN Wydawnictwo "SPONSOR" Os. Hutnicze 1/81B 31-917 Kraków Uprzejmie informuję, że NIE WYRAŻAM ZGODY na opublikowanie moich wierszy w antologii "Twój czar nade mną trwa" - bez względu na to w jakim stanie produkcji jest projektowana przez Państwa antologia. Z poważaniem Ewa Lipska Odpowiedź na list z dnia 21 sierpnia 1992" Odmowa zgody na umieszczenie swoich utworów w antologii nie ma dotąd precedensu w historii literatury pol- skiej. Mimo to, spełniając wolę autorki, usunęliśmy z goto- wego już składu drukarskiego wiersze: "Zaręczyny" , "Szyby", "Wolny przekład z Szekspira". Uczyniliśmy to z żalem, zdając sobie sprawę, iż zuboża to zawarty w tej książce kanon polskiej liryki miłosnej w jej historycznym przebiegu. Wydawnictwo SPONSOR Stanisław Barańczak (ur. 1946) WRZESIEŃ 1967 I jakim prawem mieliśmy w sobie aż tyle nieprzezorności, aby w bezsennym przedziale spędzić noc, wysiąść, drżąc z zimna, i znaleźć między dnem szarych chmur a warstwą rudych szpilek śliski od mżawki, pusty po sezonie camping - garść słupów do siatkówki i sklejkowych ruder, zza których grzmiało morze; aby w przemokniętym domku z dykty nie zwlekać już ani przez chwilę dłużej i paść w ubraniach na nagi materac i, niezdarnie zdzierając je z siebie, docierać do nas, odnalezionych Bóg wie jakim cudem i jakim trafem; aby nic wtedy nie przeczuć, chichotać z układanych wspólnie - senną głową przy ciepłej piersi - głupstw: ""Morze miarowo szumi, Bo niemiarowo nie umi", pod wieczór czuć nadal w ciele słony, dziki, jednostajny rytm fal, które zbijały z nóg spienionym światłem zmieszanym z piaskiem, żwirem i wodorostami, i ten rytm naśladować w spieszni ejszym narzeczu dwojga ciał; aby wargi, błądzące powoli plażą skóry, trafiły na kryształki soli z morza? z potu? nie wiedząc jeszcze jakim wiatrem i jakim trwaniem będą zdmuchnięte, spłukane; aby języki dwa bez skutku ale czule chciały się spleść, przytrzymać nawzajem, nie ulec sygnałowi z latarni morskiej, gdy nad ranem buczał przez mgłę, na znak, że wszystko ma swój brzeg, i gdy do wnętrza domku przez koślawą ramę okna sączył się z anten, kominów i drzew świt ze swoim natrętnie milczącym pytaniem, jakim właściwie cudem, jakim trafem, jakim prawem wszystko ma odtąd pozostać tym samym morzem, tym samym snem, tym samym słonym smakiem. (Widokówka z tego świata, 1988) PUSTY Kiedyś ja sama w ciebie wejdę, niczym ręka w Rękawiczkę. Jak ona, zaplanuję twoje kształty i poruszenia. I przez twoją skórę ledwie wyczuję żwir i popękany granit. Ty, tak opustoszały pomieszczeniem dla mnie, po stokroć przypuszczonej; ja, tak nieobecna w twoich półmrocznych przejściach, zakamarkach tajnych, w ich pustych odebrzmieniach, gdy uderzyć głucho. W mroku rozszerzyć siebie, rozmnożyć na wszystkie strony w tobie. Dopiero kiedyś. Jeszcze wierzysz, żeś jest i instrumentem wewnątrz futerału. To ja dopiero będę twoimi słowami. (Korekta twarzy, 1968) Alfabetyczny spis tytułów i incipitów 1900 ....................................II, 154 "A ja tobie bajki opowiadam..." ..............II, 142 "A jeżeli ja ciebie..." .......................II, 8 "A kiedy będziesz moją Żoną..." ...............I, 290 "A kiedy ćmy..." ..........................II, 8 "A kiedy przyjdzie..." .......................I, 350 "Akiedy..." .................•..............I, 301 "A ona - bywało..." .........................I, 208 "A więc na zawsze żegnasz mię?..." ............I, 352 Ach! Co za prześliczne abecadło! ..............I, 335 Akteon ..................................II, 115 Alina....................................II, 110 Amarant ..................................I, 137 Amore profano ............................II, 48 Amore sacro ..............................II, 47 Amory ..................................II, 27 Annalena ................................II, 169 Apokryf .................................II, 108 Astry....................................II, 6 Ballada o nocy zakochanej ..................II, 249 Ballada o poczciwej dziewczynie ..............I, 306 Ballada ślubna I...........................II, 137 Bądź mi .................................II, 318 Bądź w moich oczach..." ...................II, 303 "Bądźzdrowa!..." ..........................I, 333 Beatrix ...................................I, 231 Brzoskwinie..............................II, 91 Brzytwa .................................II, 164 "Byt jest krótki..." .........................I, 305 Capri ....................................I, 287 Caruso w garsonierze .......................II, 30 "Chcę, abyś zginął..." .....................II, 39 "Chciałabym z Tobą..." .....................I, 322 "Chciałbym..." ............................I, 280 "Choć pod twej piersi bielą gładką..." .........I, 376 "Ciałakobiet..." ...........................I, 387 Ciało ...................................II, 165 Ciało szczęścia ...........................II, 29 Ciemna miłość............................II, 192 Cienie ...................................I, 379 Co się stać musi...........................II, 37 Co znaczy kochać .........................II, 133 Cuda miłości...............................I, 141 Cuda miłości...............................I, 143 "Czarna jak noc gondola..." ..................I, 277 Czary ....................................I, 193 Czary ...................................II, 166 "Czasami mojej ślepej posłuszny ochocie..." .....I, 363 "Czekałam długo..." .......................II, 295 Czemu kocham.............................I, 353 Czujny ...................................I, 147 Czułość...................................I, 234 Czytelnicy ................................I, 379 "Czyż'z tobą wtedy..." .......................I, 217 Dafne................................... II, 116 "Dajmi sny Twoje..." .......................I, 320 "Daj mi wstążkę błękitną..." ..................I, 234 "Daj rękę!..." ............................II, 55 Daleka, co noc bliższa ......................II, 111 "Dalekaśmi..." ............................I, 374 Danaidy ..................................I, 180 Dawne księżyce ...........................II, 81 "Delikatność miłości" ......................II, 270 Do A(leksandry) M(oszczeńskiej) I ............I, 205 Do A(leksandry) M(oszczeńskiej) II ...........I, 206 "Do Beatr..." .............................I, 222 Do D.D...................................I, 174 Do dziewki ...............................I, 132 Do dziewki ...............................I, 150 Do jednej dworskiej klelijej ..................I, 149 Do jednej Hebrajki .........................I, 308 Do Kasi..................................I, 136 Do kobiety ................................I, 252 Do Laury .................................I, 176 Do Lydii ................................II, 43 DoM***.................................I, 170 DoMaryiP................................I, 172 Do miłości ................................I, 129 Do mojej Elizy ............................I, 223 Do narzeczonej ...........................II, 220 Do pani Joanny Bobrowej....................I, 206 Do panny .................................I, 144 Do podlotka ..............................II, 98 Do pożegnanej............................II, 226 Do*** ...................................I, 359 Do***. Na Alpach w Spliigen ................I, 182 Do*** "Z pałaców sterczących dumnie" ........I, 238 Do*** "Ty mię nie kochaj, będzie nam swobodniej..."___I, 239 Do.......................................II, 84 Dobra mama...............................I, 345 Dobranoc .................................I, 179 "Drogą mi jesteś..." ........................I, 326 Druzylla ..................................I, 138 "Drżałam z radości..." .....................II, 166 Dumka podolska ...........................I, 164 Dusza kwiatu ..............................I, 376 Dusza moja...............................I, 334 Dusze kochanek ............................I, 388 Dwie krople ..............................II, 236 Dwoje ...................................II, 134 Dwunasty listopad .........................II, 280 Dzień z tobą ..............................II, 68 Dziewczyno, pójdź .........................I, 275 "Dziś w naszego spotkania rocznicę..." .........I, 366 Dziwni letnicy ............................II, 142 Egzaltacja ................................II, 283 Ekskuza ..................................I, 181 Ekstaza ...................................I, 288 Epitafium dla zakochanej ...................II, 32 Epizod ..................................II, 238 Eros i Psyche .............................II, 121 Erotyk ..................................II, 10 Erotyk ..................................II, 102 Erotyk ..................................II, 188 Erotyk ..................................II, 24 Erotyk ..................................II, 301 Erotyk ..................................II, 62 Erotyk II ................................II, 180 Erotyk dla następcy........................II, 309 Erotyk niemodny ..........................II, 301 Erotyk u trześni ...........................II, 183 Erotyk z końca XIX wieku ..................II, 200 Ewa ....................................II, 201 Exegi monumentum........................II, 63 Expiacja..................................I, 347 Finał....................................II, 179 Fiolki ...................................II, 95 Fotografia ...............................II, 26 Fragment ("My się nie możem kochać jak gołębie!") ..I, 281 Gałązka jodłowa ..........................II, 17 "Gdy domdlewasz na łożu..." .................I, 363 "Gdy mnie ogarnia zmrok..." .................I, 268 "Gdytumójtrup..." ........................I, 183 "Gdy w twoich ustach...".....................I, 378 "Gdy za powietrza zasłoną..." ...............II, 189 "Gdybym był młodszy..." ....................I, 249 "Gdybyśmnie kiedyś..." ....................II, 142 "Gdzieś ty, o gdzieś ty!?..." ..................I, 292 "Gdzieście wy..." .........................II, 146 Gest....................................II, 9 Gniew ...................................II, 108 Gra w zielone .............................II, 76 Grzech ...................................I, 327 Gwałt ...................................II, 322 "Gwiazdo, która w łagodny wprowadzasz dryf..."___II, 308 "Hasło nasze ma dla nas swe dzieje tajemne..." ..I, 367 Herodiada.................................I, 323 Historia Miłości ...........................II, 156 Hymn na cześć pierwszej miłości .............II, 172 I o to chodzi ..............................II. 286 "Idź, idź w pokoju!..." ......................I. 258 "Im dalej idę..." ...........................I, 220 Improwizacja .............................II. 178 Inez de Castro .............................I. 323 Inicjacja .................................II, 324 Intymny wiersz ...........................II. 60 Inwokacja 1 ..............................II. 309 Irresoluto .................................I, 139 Irysy ....................................II, 59 Ja ciebie kocham! ..........................I. 248 Ja w tobie................................II, 132 •'Ja, kiedy usta..." ..........................I, 291 Ja, ty ...................................II, 33 "Jak kochankowie..."......................II, 135 "Jakogień..." ............................II, 297 "Jak płomień przylgnąć wzdłuż twojego ciała..." II, 67 Jak przechować miłość .....................II, 41 Jaka bym ci chciała się napisać...............II, 319 Janek ....................................I, 196 Japońskie dziewczęta ......................II, 40 Jawno-grzesznica ..........................I, 226 Jawność .................................II, 305 Jedwab duszy .............................II, 237 Jedwabny lśniący sznur ....................II, 36 Jej piersi .................................II, 304 Jesień 1942...............................II, 174 Jesień ...................................II, 257 Jestem bez ciebie..........................II, 158 "JestemJulią..." ..........................II, 289 "Jesteśznowu... "..........................II, 56 Jesteśmy teraz sami ........................II, 243 "Jeszcze w nią nie wszedł..." ................II, 322 Jeśli nie przyjdziesz ........................II, 297 Jeżeli ...................................II, 57 "Jeżeli kochasz..." ..........................I, 253 "Jut kocham cię tyle lat..." ..................II, 139 Kallipigos.................................I, 288 Kapryśna .................................I, 236 Kazirodztwo..............................II, 176 "Kędyzmierzasz?..." ........................I, 313 "Kiedy cię moje oplotą sny..." ................I, 333 "Kiedy wygasa niebo miłości..." .............II, 307 "Kimjesteś?..." ...........................II, 216 "Kłębami dymu niechaj się otoczę..." ..........I, 210 Kłębek ..................................II, 92 Kłódka ..................................II, 163 Kobiecość ...............................II, 320 Kobiecość ffl.............................II, 317 Kobieta która już tak jest mną ...............II, 262 Kobieta moich snów .......................II, 119 Kobiety i konie ...........................II, 153 Kobiety Rubensa ..........................II, 233 "Kochać i tracić..." ........................I, 377 "Kochałam Ciebie..." .......................I, 319 "Kochałem ciebie..." .......................I, 299 "Kocham Ciebie..." ........................I, 321 "Kocham Cię za to..." ......................I, 299 Kochanie ................................II, 136 Kochanie ................................II, 306 Kochanka.................................I, 372 Kochanki poetów romantycznych ............II, 94 "Kochankowie moi..." ......................II, 318 Komu wianuszek...........................I, 237 "Kończy się miłość..." .....................II, 250 Krzyż ...................................II, 321 Księżycowa ballada .......................II, 14 "Kto chce, bym go kochała..." ...............II, 24 Kto miłość zna?............................I, 374 "Ktopotrafi..." ...........................II, 291 Kwiat paproci.............................II, 153 Kwiat zrywając, ciebie biorąc ................II, 324 Kwiatek ..................................I, 355 L'amour cosaąue ..........................II, 44 Laura i Filon (fragment) .....................I, 153 Le soir d'amour ............................I, 380 "Ledwom cię poznał..." .....................I, 213 Legenda pierwszej miłości ...................I, 240 Lilith.....................................I, 279 Lipiec ...................................II, 22 List .....................................II, 21 List .....................................II, 26 List .....................................II, 79 List Hanusi ................................I, 295 Listjeilca ................................II, 139 List otwarty kobiety polskiej ..................I, 341 Listy ....................................II, 26 Litość ...................................II, 272 Los .....................................II, 62 "Lubię szeptać ci słowa, które nic nie znaczą..." . .1, 366 "Lubię, kiedy kobieta..." .....................I, 294 Lwica ....................................I, 322 Lwy w klatce .............................II, 26 Łaźnia ...................................I, 147 Łzy ......................................I, 326 Madrygał spod ciemnej gwiazdy ..............I. 344 Magdalena ................................I, 324 Magia...................................II, 182 "Magia mej duszy..." .......................I, 331 Majak....................................I, 373 "Mam ciebie..." ..........................II, 298 Manon ..................................II. 109 Maryla ..................................II, 72 Marzenie Miłosne .........................II, 251 Maska ...................................II, 182 Matko Boża jej piersi strzegąca ..............II, 267 Melodia .................................II, 138 Mickiewicz zmęczony .....................II, 109 "Międli nami nic nie było!..." ................I, 247 Milcząc .................................II, 64 Milczący kochanek ........................II, 28 Milczenie.................................I, 143 Miła marzy, idąca ku mnie ...................I, 371 "Miłosierni byli Scytowie..." ................II, 293 Miłosny uścisk ............................II, 30 Miłość ...................................I, 226 Miłość ..................................II, 16 Miłość ..................................II, 25 Miłość ..................................II, 28 Miłość..................................II, 70 Miłość..................................II, 119 Miłość ..................................II, 153 Miłość ..................................II, 169 Miłość ..................................II, 186 Miłość ..................................II, 195 Miłość ..................................II, 198 Miłość ..................................II, 247 Miłość ..................................II, 265 Miłość 1944 ..............................II, 200 Miłość bez jutra ...........................II, 223 Miłość i rozum.............................I, 160 Miłość na aucie ...........................II, 110 Miłość obraża.............................II, 304 Miłość skończona .........................II, 113 Miłość szczęśliwa .........................II, 234 Miłość zerwana............................I, 140 MitMłodości .............................II, 156 Model ..................................II, 279 Moja madonna............................II, 255 Mojamiła ...............................II, 130 Moja miła ...............................II, 87 Morze i wino .............................II, 135 "Moiem cię nigdy nie kochał tak szczerze..." .... I, 276 "Mójkochanek..." ........................II, 292 "Mójkochany..." .........................II, 294 Mój ostatni sonet...........................I, 228 "Mów do mnie jeszcze..." ....................I, 299 Mówię do ciebie cicho .....................II, 325 "Mówię z sobą..." ..........................I, 176 Mówisz do mnie...........................II, 251 Muza erotyku ............................II, 184 "Myślałem, ze to sen..." .....................I, 246 "Myślą do twoich stóp..." ..................II, 147 Myślę o tobie..............................I, 283 "Myślę o tobie..." .........................II, 217 Na krzyżyk na piersiach jednej panny ..........I, 142 Na kwiatki ................................I, 145 "Na niebo wypływają białych chmurek Żagle..." II, 106 "Na nutach położona..." ...................II, 270 Na odjezdne..............................II, 86 Na pocałunki miłej..........................I, 372 Na początku ...............................I, 244 Na pożegnanie mojej żony Janiny .............II, 170 Na starą ..................................I, 135 Na westchnienie............................I, 144 "Na zewnątrz noc..." .......................II, 219 Nad morzem (fragment) .....................I. 309 Nad ranem ...............................II. 224 Nadnagość ...............................II, 259 Naga ....................................II, 33 Najpiękniejsze piosnki.......................I, 251 "Najsłodszeoczy..." ........................I, 378 Narzeczona...............................//, 120 Narzeczona zbrodniarza ....................II, 34 Nasze ognisko ............................II, 263 Nauczające ...............................II, 281 Nic dwa razy .............................II, 230 "Niczegonie chcę..." .......................I, 386 Nic było już śniegu ........................II, 266 "Nie całuj mnie tak bardzo długo..." ..........II, 181 "Nie mogę sobie dać rady..." ................II, 7 Nie mów...................................I, 356 Nie napisany list ..........................II, 42 "Nie patrz na mnie..." .....................II, 177 "Niepotrafię inaczej..." ....................II, 294 Nie wiedziała..............................I, 382 "Nie wiem, gdzie jesteś..." ...................I, 268 Nie wierz!................................ I, 354 Nie wrócę więcej ..........................II, 31 "Nie, jam wcale nie kochał!..." ...............I, 279 "Niebo złote ci otworzę..." ..................II, 191 Nieczystość ..............................II, 107 Nieostrożni ..............................II, 149 Niepewność............................... I, 173 Nieraz się pytam ...........................1, 264 "Nieuczona twa postać..." ...................I, 177 Niewysłany list ...........................II, 312 "Nigdy nie będziesz imieniem nazwana..." .....II, 10 Nike ....................................II, 27 Noc ....................................II, 60 Noc letnia ...............................II, 127 "Noc taka piękna..." ........................I, 312 Nocą umówioną ...........................I, 364 "Noc i gwiazdy..." ........................//, 55 Nocna zmaza ............................II, 214 "O! Jak strasznie się wloką te długie godziny..." .II, 106 O Amarylli ................................I, 159 "O, błagam jeszcze!..." ......................I, 281 "Oczarodziejska..." ........................I, 274 O dziewczę! ...............................I, 359 "O gdybyś przyszła..."......................I, 301 O gospodyniej .............................I, 135 O miłości ................................II, 249 O nas ...................................II, 225 ONatalio ................................II, 215 "O nie! Nas Bóg urządził ku wspólnemu życiu..." .1, 184 O pewnym przyjacielu......................II, 76 O pierścionku odnalezionym.................II, 18 O Róży Jerychońskiej ......................II, 78 "O, serce serca mego!..." ...................II, 117 O sowie .................................II, 247 O świcie ..................................I, 367 O tamtej..................................II, 97 Obiecaliśmy sobie ogród....................//, 244 Obietnica ust ..............................I, 371 Obłok ...................................II, 70 Oczekiwanie.............................II, 99 Oczy i piersi ...............................I, 143 Oczy ...................................II, 145 Oczy ...................................II, 78 Oddana ..................................I, 146 Oddanie .................................II. 245 "Odłamałam gałąź miłości..." ...............II, 299 Odwiedziny ...............................I, 191 Ofiara miłości .............................I, 157 Ogniwa .................................II, 80 "Okiennej ramy krzyż..." ...................II, 8 Oni .....................................II, 326 Opacz (fragmenty) ........................II, 100 "Ophelia! Go to a nunnery!" .................I, 355 Ostatnie wspomnienie. Do Laury ..............I, 202 Oszczędność chwalebna .....................I, 160 Oświadczyny ..............................I, 314 Otwórz, Janku! ...........................II, 5 Pamiątka .................................I, 229 "Pamiętamciebie..." .......................I, 297 Panny ...................................II, 64 Parada ..................................II, 22 Parafraza .................................I, 375 Pasterka ..................................I, 166 Pasterz do Zosi .............................I, 167 "Patrzę na ciebie..." ........................I, 314 Pejzaż ...................................II, 302 Piersi Anity ..............................II, 117 Piersi twe ................................II, 19 Pieszczoty ................................I, 140 Pieśń.....................................I, 163 Pieśń o mowie naszej........................I, 337 Pieśń świętojańska o Sobótce (fragment) ........I, 133 Pioseneczka.............................. II, 190 Piosenka ..................................I, 370 Piosenka o Teresie .........................II, 227 Piosenka z najwyższej wieży.................II, 323 Po balu ..................................II, 150 "Po co umyłam piersi..." ...................II, 296 Pocałunek-krajobraz .......................II, 277 Pod wrażeniem.............................I, 295 Podobieństwa .............................II, 63 "Podściel twe pyszne, świetne ciało..." ........II, 67 Podwójność ..............................II, 129 "Pokochałem ciebie..." .....................II, 140 Polonez...................................I, 303 "Pomiędzy nami..." .........................I, 377 Pomozja..................................I, 137 Portrecik ................................II, 41 Portret ..................................II, 25 Portret z mnichami ........................II, 269 Posąg Hermesa ............................I, 289 "Potępi nas świętoszek..." ...................I, 178 "Powlokłam lakierem paznokcie..." ..........II, 292 Powrót ..................................II, 11 Pożegnanie kochanki .......................I, 385 Pożegnanie z fiołkami.......................I, 307 Pożegnanie z kochanką......................I, 165 Pożegnanie z Marią........................II, 222 Pożegnanie. Do D.D........................I, 180 Pragnienia ...............................II, 185 Pragnienie ...............................II, 34 Praktyka..................................I, 159 Prawa Newtona ...........................II, 118 Prawda ..................................II, 144 Preludium ................................I, 257 Prostytutka...............................II, 90 Prośba do mężatki ..........................I, 156 Prośba II ................................II, 321 Prośba o wyspy szczęśliwe ..................II, 137 Próba wniebowstąpienia ....................II, 302 "Próżna lwa chluba..." ......................1, 134 "Próżno wołasz..." .........................I, 320 Prządka ...................................I, 358 Przebudzona dziewczyna tak mówi ...........H. 20 Przekleństwo ..............................I, 235 Przeklęstwo. Do *** ........................I, 199 Przepowiednia ............................II, 40 Przestanie ................................II. 225 Przestroga.................................I, 250 Przeszłość.................................I, 357 Prześwietlony .............................II. 132 "Przez cały biały dzionek..." ................II. 54 Przy okrągłym stole ........................II, 58 Przyjaciółka ...............................I, 146 Przyjdź! ..................................I, 260 Przypływ ................................II, 88 Przypomnienie dawnej miłości ................I, 152 Przypomnienie .............................I, 265 Przypomnienie ............................II, 48 Przysięga ................................II, 13 Psalm ...................................II, 258 Pusty ....................................II, 328 Pytanie ...................................I, 278 Pytanie ..................................II, 146 "Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną..." ...II, 104 Regio...................................II, 204 Reszta..................................II, 233 Rezygnacja ...............................I, 179 Rezygnacja ...............................I, 244 Rizling ..................................II, 181 "Rokmój, rok szczęścia..." ..................I, 222 Romans ..................................II, 140 Romans .................................II, 71 Rozkaz ..................................II, 61 Rozłączenie ...............................I, 197 Rozłączenie ...............................I, 200 Rozmowa.................................I, 174 Rozmowa................................II, 171 Rozmowa liryczna ........................II, 141 Rozmowy nie wiadomo czyje................II, 19 Róże mistyczne ............................I, 311 Rydwan mojej żony .......................II, 148 Sam na sam ..............................II, 40 Schadzka................................ II, 278 Selene ...................................II, 116 Sen ......................................I, 175 Sen Marysi ................................I, 162 Sen o umarłej .............................II, 305 Siedem grzechów głównych ..................I, 269 Sielanka ..................................I, 315 Słowik ..................................II, 112 "Snuć miłość..." ...........................I, 183 Sonet ....................................I, 278 Spacer...................................II, 285 Spotkania ................................II, 287 Spotkanie ................................II, 104 Spotkanie w czasie (fragmenty) ..............II, 124 Sprężyna.................................II, 164 Sprzeczka ................................II, 105 Stanza do Zosie ............................I, 140 Stare dzieje................................I, 262 Stokrotki..................................I, 201 Strofa tuż przy nocy........................II, 284 Sumnienie................................I, 204 Szczęście .................................I, 334 Szczęście ................................II, 85 Szczury .................................II, 265 Szkic do erotyku współczesnego .............II, 202 Szklanka ................................II, 128 Szpony ..................................II, 167 "Szukałemciebie..." ........................I, 300 "Szukam cię zawsze..." ......................I, 298 Szyby ...................................II, 326 "Śledząnas..." ............................I, 361 "Śmierćciała niczym..." ....................I, 220 "Śmiertelny, chcę cię ukryć..." ..............II, 306 Ta łza ....................................I, 251 "Tamiłość..." ............................II, 298 Tajemnica włóczęgi i sekret miłości...........II, 97 "Tak mi się twoja twarz rozpływa..." .........II, 219 Taniec ..................................II, 253 Ten czas.................................II, 187 "Tękulę..." ...............................I, 303 Tło nocy miłosnej .........................II, 285 Tobie ...................................II, 304 Triolety ..................................I, 168 "Trudna rada w tej mierze..." ................I, 131 Trzymity ................................II, 115 Trzy strofki ...............................I, 230 Turystka ..................................I, 284 Twe złote włosy ............................I, 373 "Twójportret z lat dziecinnych..." .............I, 365 Twój powszedni morderca. (Fragmenty) .......II, 240 Ty ......................................II, 57 Ty jesteś taka ładna ........................II, 66 "Tymnie winiszdziewczyno..."...............I, 353 "Ty spisz, a ja sam na dworze..." ..............I, 130 "Tylko raz krzaki stają w białym śniegu kwiatów..." .... II, 114 Tyś jest, jak dzień wiosenny .................II, 66 Uajali ....................................I, 368 "Ubogie łoże miała..." .....................II, 203 Uciekały jej włosy .........................II, 268 Układała swe włosy ........................II, 239 Układ.....................................I, 164 Ukrzyżowanie .............................I, 358 Ułamek...................................I, 225 Ułan na widecie ............................I, 192 Umarła panienka ukazuje się spoczywającemu .. II, 36 Umarłej .................................II, 159 Umiłowanie ..............................II, 69 Upamiętnienie ............................II. 232 Upojenie ................................II, 277 "Upokarza mnie..." .......................II. 53 'Usta twe...".............................II. 136 Uśmiech.................................II. 128 Uwielbienie ...............................I. 246 Venus...................................II, 68 Virgini intaclae ............................I. 287 "Wbłękitnym konfesjonale..." ................I, 330 "Wczterdziestoletnim..." ...................II, 261 W malinowym chruśniaku ...................I, 360 W myśl ostrzeżenia ........................II. 168 W pamięci ...............................II. 128 "W słowach zamieszkałych przez miłość...".....II. 260 W stylu Villona ...........................II. 274 W sztambuchu Marii Wodzińskiej .............I, 198 W Szwajcarii (fragmenty)....................I, 208 "W twego ciała..." .........................I. 301 "W twoich doskonałych palcach..." ...........II, 290 " W twych cudnych oczach..." ................I. 272 W Weronie ...............................I, 230 Waga ...................................II, 196 Walc Brahmsa ............................II, 42 Warum ..................................II, 82 "WciąZ jesteś przy mnie..." ..................II, 218 Wdowiec ................................II, 268 Widzenie w gaju...........................I, 178 Wieczna ..................................I, 383 "Wiedzą o nim..." .........................II, 291 '"Wiem..." ...............................II, 217 Wiersz nieskończony .......................II, 283 Wiersz ostatni ............................II, 84 Wierzę..................................II, 98 "Wierzę tylko w twoich ramion..." ............II, 180 "Więc chciałaś tylko zapomnieć..." ............I, 387 "Więc możnaJcochać..." .....................I, 380 Wigilie (fragmenty) .........................I, 310 Winnice .................................II, 184 Wiśnie ..................................II, 96 Wolny przekład z Szekspira .................II, 326 Wróżba ..................................II, 127 Wrzesień 1967 ............................II, 327 Wspomnienie .........................___II, 148 Wspomnienie twoich rak ....................II, 245 Wszystkie moje śmierci ....................II, 300 "Wszystko jest głupie..." ....................I, 350 "Wszystko tak, jak miała..." ..................I, 156 "Wybiegnijza mną..."......................II, 79 Wybór (fragmenty) ........................II, 194 Wymarsz Uderzenia.......................II, 229 Wyznanie................................II, 103 Wziąłem ci wszystko .......................I, 259 "Wzywam cię..." ...........................I, 218 YT OT ...................................II, 81 Z autu...................................II, 308 "Z buków jesienią płomiennych..." ...........II, 7 "Z dłońmi tak splecionymi..." ................I, 365 Z dziejów serca ............................I, 273 "Złez..." .................................I, 300 Z nastrojów wiosennych .....................I, 336 Z pamiętnika ..............................I, 291 Z pamiętnika .............................II, 271 "Z Pieśni" (De razem dróg przebytych...") .....II, 143 Z podróży ................................I, 158 "Zpomroku czarnych nocy hust..." ...........II, 16 "Z twojego listu wypadł mały kwiatek..." .......I, 291 Zacisza .. ................................I, 293 Zaklęcie ..................................I, 227 Zaklęcie ..................................I, 364 Zakochana ................................I, 194 Zakochana ...............................II, 246 Zakochani................................II, 29 Zakochani................................II, 231 Zakochani nad morzem ....................II, 27 Zaloty ...................................I, 172 Zaproszenie do miłości .....................II, 273 Zaproszenie do miłości (II) ..................II, 276 Zaręczyny ...:........................... II, 326 Zawieja..................................II, 65 Zawiłość...........................\.... II, 12 Zawsze i wszędzie ..........................I, 219 Zazdrość.................................II, 107 "Zazdrośćmoja..." .........................I, 361 "Zdaje mi się, Ze z głową na piersi schyloną..." . .1, 286 Zdejmująca podwiązki......................II, 152 Zdrada...................................I, 381 Zdrada.................................. II, 14 Zdrada.................................. II, 39 Zdrada.................................. II, 197 Ze złości ................................II, 83 Zerwanie ................................II, 168 Zielone...................................I, 152 Złote myśli kobiety ........................II, 31 "Zmęczony burz szaleństwem..." .............II, 56 "Zmienionatporozłące?..." .................I, 362 "Znasz, co namiętność..." ...................I, 214 Znikoma uciecha snu lubego .................I, 148 "Zostawcie wy mnie..." ....................II, 6 Zulejka wysyła list miłosny .................II, 93 Żal .....................................II, 77 Żona....................................II, 131 Żona....................................II, 87 Życie ...................................II, 256 Alfabetyczny spis autorów Adamowicz Bogusław Asnyk Adam Baczyński Krzysztof Kamil Baliński Stanisław Barańczak Stanisław Berwiński Ryszard Bielowski August Bienkowski Zbigniew Bojarski Wacław Borowski Tadeusz Brodziński Andrzej Brodziński Kazimierz Broniewski Władysław Brzechwa Jan Brzękowski Jan Brzozowski Karol Brzozowski Korab Stanisław Brzozowski Wincenty (Vincent de Korab) Bursa Andrzej Ciesielczuk Stanisław Chodźko Aleksander Czachorowski Swen Stanisław Czechowicz Józef Czerwieński Bolesław Czuchnowski Marian Czycz Stanisław Czyżewski Tytus Daniłowski Gustaw Dobrowolski Stanisław Ryszard Drozdowski Bohdan Ehrenberg Gustaw Gajcy Tadeusz Gałczyński Konstanty Ildefons Gałuszka Józef Aleksander Gąsiorowski Krzysztof Ginczanka Zuzanna Godlewska Krystyna Gomulicki Wiktor Grochowiak Stanisław GrosseK-KorycKa Mana Grześczak Marian Harasymowicz Jerzy Herbert Zbigniew Hillar Małgorzata Hłakowiczówna Kazimiera Iwaszkiewicz Jarosław Jasieński Bruno Jasnorzewska Pawlikowska Maria Jastrun Mieczysław Jedlicz Józef Jerzyna Zbigniew Karpiński Franciszek Karpiński Światopełk Kasprowicz Jan Kijonka Tadeusz Kniazin Franciszek Dionizy Kochanowski Jan Kochowski Wespazjan Komornicka Maria Konopnicka Maria Kowalski Franciszek Kozioł Urszula Krasiński Zygmunt Kruszewska Felicja Krzyżewski Juliusz Kurek Jalu Lange Antoni Laskowski Kazimierz LechońJan Lemaiiski Jan Lenartowicz Teofil Leszczyński Edward Leśmian Bolesław Liebert Jerzy Lipska Ewa Makuszyński Kornel Miciński Tadeusz Mickiewicz Adam Miłosz Czesław Mocarski Tadeusz Morsztyn Jan Andrzej Morsztyn Zbigniew Nalepiński Tadeusz Napierski Stefan Niemcewicz Julian Ursyn Niemojewski Andrzej Norwid Cyprian Kamil Nowak Tadeusz Obertyńska Beata Ostrowska Bronisława Ośniałowski Marian Paczkowski Jerzy Peiper Tadeusz Perzyński Włodzimierz Piechal Marian Pietrzycki Jan Piętak Stanisław Piwowar Lech Poświatowska Halina Przesmycki (Miriam) Zenon Przyboś Juljan Przybyszew ski Stanisław Przysiecki Feliks Raszka Helena Rolicz-Lieder Wacław Różewicz Tadeusz Ruffer Józef Rydel Lucjan Rydzewska Nina Rygier Leon Rymkiewicz Aleksander Rymkiewicz Jarosław Marek Sebyła Władysław Słonimski Antoni Słoiiski Edward Słowacki Juliusz Socha - Lisowska Teresa Stachura Edward Staff Leopold Starzyński Stanisław Syrokomla Władysław Szarzyński Sęp Mikołaj Szemplińska Elżbieta Szenwald Lucjan Szukiewicz Maciej Szymborska Wisława Śliwiak Tadeusz Śliwonik Roman Świrszczyńska Anna Tetmajer Kazimierz Trzebiński Andrzej Trzeszczkowska Zofia z Mańkowskich Tuwim Julian Urbankowski Bohdan Weyssenhoff Józef Węgierski Kajetan Wierzyński Kazimierz Witwicki Stefan Wojaczek Rafał Wolska Maryla Woroszylski Wiktor Wyszkowski Stanisław Zagórski Jerzy Zaleski Józef Bohdan Zan Tomasz Zawistowska Kazimiera Zegadłowicz Emil Zimorowic Szymon Żeleński (Boy) Tadeusz Źernicki Janusz Żmichowska Narcyza Żuławski Jerzy Spis Treści Tom I Jan Marx: O polskiej poezji miłosnej............5 Jan Kochanowski Do miłości ..............................129 "Ty spisz, a ja sam na dworze..." ............130 "Trudna rada w tej mierze..." ..............131 Do dziewki ..............................132 Pieśń świętojańska o Sobótce (fragment) .....133 "Próżna twa chłuba..." ....................134 Na starą................................135 O gospodyniej ...........................135 Mikołaj Sęp Szarzyński Do Kasi ................................136 Szymon Zimorowic Pomozja ................................137 Amarant ...............................137 Druzylla................................138 Jan Andrzej Morsztyn Irresoluto ...............................139 Pieszczoty ..............................140 Stanza do Zosie ..........................140 Miłość zerwana ..........................140 Cuda miłości ("Karmię frasunkiem miłość i myśleniem...") .. 141 Na krzyżyk na piersiach jednej panny........142 Cuda miłości ("Przebóg! Jak żyję, serca już nie mając?") .... 143 Oczy i piersi .............................143 Milczenie ...............................143 Na westchnienie .........................144 Do panny ...............................144 Na kwiatki ..............................145 Przyjaciółka .............................146 Zbigniew Morsztyn Oddana.................................146 Czujny .................................147 Łaźnia .................................147 Wespazjan Kochowski Znikoma uciecha snu lubego................148 Do jednej dworskiej klelijej .................149 Do dziewki ..............................150 Zielone .................................152 Franciszek Karpiński Przypomnienie dawnej miłości ..............152 Laura i Filon (fragment) ...................153 "Wszystko tak, jak miała..." ................156 Prośba do'mężatki ........................156 Franciszek Dionizy Kniazin Ofiara miłości ...........................157 Z podróży ...............................158 Praktyka ...............................159 O Amarylli..............................159 Kajetan Węgierski Oszczędność chwalebna ...................160 Julian Ursyn Niemcewicz Miłość i rozum...........................160 Sen Marysi .............................162 Pieśń ..................................163 Stanisław Starzyński Układ..................................164 Dumka podolska .........................164 Andrzej Brodziński Pożegnanie z kochanką ...................165 Kazimierz Brodziński Pasterka ...............................166 Pasterz do Zosi ..........................167 Ibmasz Zan Triolety ................................168 Adam Mickiewicz Do M***................................170 Do Maryi P...............................172 Zaloty ..................................172 Niepewność .............................173 Do D.D..................................174 Rozmowa ...............................174 Sen ....................................175 Do Laury ...............................176 "Mówię z sobą..." .........................176 "Nieuczona twa postać..." ..................177 Widzenie w gaju .........................178 "Potępi nas świętoszek..." ..................178 Rezygnacja..............................179 Dobranoc ...............................179 Pożegnanie. Do D.D.......................180 Danaidy................................180 Ekskuza................................181 Do***. Na Alpach w Splugen ...............182 "Gdy tu mój trup...".......................183 "Snuć miłość..." ..........................183 "O nie! Nas Bóg urządził ku wspólnemu życiu..." (Z "Dziadów", cz. III) ___184 Franciszek Kowalski Odwiedziny .............................191 Ułan na widecie ..........................192 Stefan Witwicki Czary ..................................193 Józef Bohdan Zaleski Zakochana ..............................194 Aleksander Chodźko Janek ..................................196 August Bielowski Rozłączenie .............................197 Juliusz Słowacki W sztambuchu Marii Wodzińskiej ...........198 Przeklęstwo. Do *** ......................199 Rozłączenie .............................200 Stokrotki ...............................201 Ostatnie wspomnienie. Do Laury ...........202 Sumnienie ..............................204 Do A(leksandry) M(oszczeńskiej)d) ..........205 Do Adeksandry) M(oszczeńskiej)dl)......... . 206 Do pani Joanny Bobrowej..................206 "A ona - bywało..." .......................208 W Szwajcarii (fragmenty)..................208 Kłębami dymu niechaj się otoczę..." .........210 Zygmunt Krasiński "Ledwom cię poznał..." ....................213 "Znasz, co namiętność..." ..................214 "Czyż z tobą wtedy..." .....................217 "Wzywam cię..." .........................218 Zawsze i wszędzie ........................219 "Śmierć ciała niczym..." ...................220 "Im dalej idę..." ..........................220 "Rok mój, rok szczęścia..." .................222 "Do Beatr..." ............................222 Do mojej Elizy ...........................223 Gustaw Ehrenberg Ułamek .................................225 Miłość ..................................226 Ryszard Berwiński Jawno-grzesznica ........................226 Narcyza Żmichowska Zaklęcie ................................227 Cyprian Kamil Norwid Mój ostatni sonet .........................228 Pamiątka ...............................229 W Weronie ..............................230 Trzy strofki .............................230 Beatrix .................................231 "Daj mi wstążkę błękitną..." ................234 Czułość .................................234 Karol Brzozowski Przekleństwo ............................235 Teofil Lenartowicz Kapryśna ...............................236 Komu wianuszek .........................237 Władysław Syrokomla Do ("Z pałaców sterczących dumnie...").......238 Do ("Ty mię nie kochaj, będzie nam swobodniej...")......239 Adam Asnyk Legenda pierwszej miłości .................240 Na początku ............................244 Rezygnacja.............................244 Uwielbienie .............................246 "Myślałem, że to sen..." ...................246 "Między nami nic nie było!..." ..............247 Ja ciebie kocham! ........................248 "Gdybym był młodszy..." ..................249 Przestroga..............................250 Najpiękniejsze piosnki ....................251 Ta łza ..................................251 Maria Konopnicka Do kobiety ..............................252 "Jeżelikochasz..." ........................253 Preludium ..............................257 "Idź, idź w pokoju!..." .....................258 Zofia z Mańkowskich Trzeszczkowska Wziąłem ci wszystko......................259 Wiktor Gomulicki Przyjdź! ..............,.................260 Bolesław Czerwieński Stare dzieje .............................262 Jan Kasprowicz Nieraz się pytam .........................264 Przypomnienie...........................265 "Gdy mnie ogarnia zmrok..." ...............268 "Nie wiem, gdzie jesteś..."..................268 Józef Weyssenhoff Siedem grzechów głównych ................269 Zenon Przesmycki (Miriam) "W twych cudnych oczach..." ...............272 Z dziejów serca...........................273 "O czarodziejska..."...................... .274 Kazimierz Laskowski Dziewczyno, pójdź ........................275 Antoni Lange "Możem cię nigdy nie kochał tak szczerze..." . . 276 "Czarna jak noc gondola...".................277 Sonet ..................................278 Pytanie .................................278 "Nie, jam wcale nie kochał!..." ..............279 Lilith...................................279 "Chciałbym..." ...........................280 "O, błagam jeszcze!..." .....................281 Fragment ("My się nie możem kochać jak gołębie!").......281 Maria Grossek-Korycka Myślę o tobie ............................283 Andrzej Niemojewski Turystka ...............................284 Kazimierz Tetmajer "Zdaje mi się, że z głową na piersi schyloną..." . 286 Capri ..................................287 Virgini intactae ..........................287 Kallipigos ..............................288 Ekstaza .................................288 Posąg Hermesa ..........................289 "A kiedy będziesz moją żoną...".............290 "Z twojego listu wypadł mały kwiatek..." .....291 "Ja, kiedy usta..." ........................291 Z pamiętnika ............................291 "Gdzieś ty, o gdzieś ty.'?..." .................292 Zacisza .................................293 "Lubię, kiedy kobieta..."...................294 Pod wrażeniem ..........................295 List Hanusi .............................295 "Pamiętam ciebie..."...................... 297 "Szukam cię zawsze..." ....................298 "Kochałem ciebie..." ......................299 "Mów do mnie jeszcze..." ..................299 "Kocham Cię za to..." .....................299 "Z łez..." ................................300 "Szukałem ciebie...".......................300 "O gdybyś przyszła..." .....................301 "W twego ciała..." ........................301 "Akiedy..."..............................301 "Tę kulę..." ..............................303 Jan Lemański Polonez .................................303 "Byt jest krótki..." ........................305 Wacław Rolicz-Lieder Ballada o poczciwej dziewczynie.............306 Pożegnanie z fiołkami .....................307 Do jednej Hebrajki.....................___308 Stanisław Przybyszewski Nad morzem (fragment) ...................309 Wigilie (fragmenty) .......................310 Stanisław Wyszkowski Róże mistyczne ..........................311 Bogusław Adamowicz "Noc taka piękna..." ......................312 "Kędy zmierzasz?..." ......................313 Lucjan Rydel "Patrzę na ciebie..." .......................314 Oświadczyny ............................314 Maciej Szukiewicz Sielanka................................315 Kazimiera Zawistowska "Kochałam Ciebie..."......................319 "Próżno wołasz..." ........................320 "Daj mi sny Twoje..."......................320 "Kocham Ciebie...".......................321 "Chciałabym z Tobą..." ....................322 Lwica ..................................322 Herodiada ..............................323 Inez de Castro ...........................323 Magdalena..............................324 Gustaw Daniłowski "Drogą mi jesteś..." .......................326 Edward Słoński Łzy ....................................326 Grzech .................................327 "Wbłękitnym konfesjonale..." ..............330 Tadeusz Miciński "Magia mej duszy..."......................331 "Kiedy cię moje oplotą sny..."...............333 "Bądź zdrowa!..." ........................333 Maryla Wolska Dusza moja .............................334 Szczęście ...............................334 Tadeusz Żeleński (Boy) Ach! Co za prześliczne abecadło! ............335 Z nastrojów wiosennych ...................336 Pieśń o mowie naszej......................337 List otwarty kobiety polskiej ...............341 Madrygał spod ciemnej gwiazdy.............344 Dobra mama ............................345 Expiacja ................................347 "Wszystko jest głupie..." ...................350 "A kiedy przyjdzie..."......................350 Wincenty Brzozowski (Vincent de Korab) "A więc na zawsze żegnasz mię?..." ..........352 Jerzy Żuławski Czemu kocham............................353 "Ty mnie winisz dziewczyno..." .............353 Nie wierz! ...............................354 Kwiatek ................................355 "Ophelia! Go to a nunnery!" ................355 Leon Rygier Nie mów.................................356 Maria Komornicka Przeszłość...............................357 Stanisław Korab Brzozowski Ukrzyżowanie ...........................358 Prządka................................358 Do*** ..................................359 O dziewczę! .............................359 Bolesław Leśmian W malinowym chruśniaku .................360 "Śledząnas..." ...........................361 "Zazdrośćmoja..." ........................361 "Zmienionaż po rozłące?..." ................362 "Czasami mojej ślepej posłuszny ochocie..." ... 363 "Gdy domdlewasz na łożu..." ...............363 Nocą umówioną..........................364 Zaklęcie ................................364 "Z dłońmi tak splecionymi..." ...............365 "Twój portret z lat dziecinnych..." ...........365 "Lubię szeptać ci słowa, które nic nie znaczą..." ........366 "Dziś w naszego spotkania rocznicę..." .......366 "Hasło nasze ma dla nas swe dzieje tajemne..." .......367 Józef Jedlicz O świcie ................................367 "Włodzimierz Perzyński Uąjali ..................................368 Piosenka...............................370 Józef Ruffer Miła marzy, idąca ku mnie.................371 Obietnica ust ............................371 Na pocałunki miłej .......................372 Leopold Staff Kochanka ...............................372 Majak ..................................373 Twe złote włosy ..........................373 "Dalekaś mi..."...........................374 Kto miłość zna?..........................374 Parafraza ...............................375 "Choć pod twej piersi bielą gładką...".........376 Dusza kwiatu............................376 "Kochać i tracić..." ........................377 "Pomiędzy nami..." .......................377 "Gdy w twoich ustach..." ...................378 "Najsłodsze oczy...".......................378 Cienie ..................................379 Czytelnicy ..............................379 "Więc można kochać..." ....................380 Tytus Czyżewski Le soir d'amour ..........................380 Zdrada .................................381 Nie wiedziała ............................382 Edward Leszczyński Wieczna ................................383 Pożegnanie kochanki......................385 "Niczego nie chcę..." ......................386 "Więc chciałaś tylko zapomnieć..."...........387 "Ciała kobiet..."..........................387 Jan Pietrzycki Dusze kochanek .........................388 Tom II Bronisława Ostrowska Otwórz, Janku! ............................5 Astry.....................................6 "Zostawcie wy mnie..." ......................6 "Z buków jesienią płomiennych..." .............7 "Me mogę sobie dać rady..." ..................7 "Ajeżelija ciebie..." .........................8 "A kiedy ćmy..." ............................8 "Okiennej ramy krzyż..." .....................8 Feliks Przysiecki Gest .....................................9 "Nigdy nie będziesz imieniem nazwana..." .....10 Erotyk ..................................10 Powrót ..................................11 Kornel Makuszyński Zawiłość .................................12 Przysięga ................................13 Zdrada ..................................14 Księżycowa ballada ........................14 Tadeusz Nalepiński Miłość ...................................16 "Zpomroku czarnych nocy chust..." ...........16 Emil Zegadłowicz Gałązka jodłowa ..........................17 0 pierścionku odnalezionym ................18 Rozmowy nie wiadomo czyje ................19 Piersi twe................................19 Przebudzona dziewczyna tak mówi ...........20 List.....................................21 Stefan Napierski Lipiec ...................................22 Parada ..................................22 Maria Pawlikowska Jasnorzewska Erotyk...................................24 "Kto chce, bym go kochała..." ................24 Portret..................................25 Miłość...................................25 Lwy w klatce .............................26 Fotografia ...............................26 Listy....................................26 List.....................................26 Nike ....................................27 Amory ..................................27 Zakochani nad morzem ....................27 Miłość...................................28 Milczący kochanek ........................28 Ciało szczęścia............................29 Zakochani...............................29 Caruso w garsonierze ......................30 Miłosny uścisk ............................30 Nie wrócę więcej ..........................31 Złote myśli kobiety ........................31 Epitafium dla zakochanej ...................32 Tadeusz Peiper Naga ....................................33 Ja, ty....................................33 Kazimiera Iłłakowiczówna Pragnienie ...............................34 Narzeczona zbrodniarza ....................34 Umarła panienka ukazuje się spoczywającemu . 36 Jedwabny lśniący sznur ....................36 Co się stać musi ...........................37 "Chcą, abyś zginął..."........................39 Zdrada ..................................39 Przepowiednia ............................40 Japońskie dziewczęta ......................40 Sam na sam ..............................40 Portrecik ................................41 Jak przechować miłość .....................41 Józef Aleksander Gałuszka Nie napisany list ..........................42 Jarosław Iwaszkiewicz Walc Brahmsa ............................42 Do Lydii .................................43 L'amour cosaąue..........................44 Amore sacro..............................47 Amore profano............................48 Przypomnienie ...........................48 "Upokarzamnie..." ........................53 "Przez cały biały dzionek..." .................54 "Dajrękę!..." .............................55 "Noc i gwiazdy..." .........................55 Julian Tuwim "Jesteśznowu..." ..........................56 "Zmęczony burz szaleństwem..." .............56 Jeżeli ...................................57 Ty......................................57 Przy okrągłym stole.......................58 Irysy....................................59 Intymny wiersz ...........................60 Noc .....................................60 Rozkaz .................................. 61 Los .....................................62 Erotyk ..................................62 Podobieństwa ............................63 Exegi monumentum........................63 Milcząc..................................64 Panny...................................64 Zawieja .................................65 Kazimierz Wierzyński Ty jesteś taka ładna .......................66 Tyś jest, jak dzień wiosenny.................66 "Jak płomień przylgnąć wzdłuż twojego ciała..." 67 "Podśdel twe pyszne, świetne ciało..." .........67 Dzień z tobą ..............................68 Venus ...................................68 Umiłowanie ..............................69 Obłok ...................................70 Miłość ...................................70 Romans .................................71 Maryla ..................................72 Antoni Słonimski Gra w zielone .............................76 O pewnym przyjacielu......................76 Żal......................................77 O Róży Jerychońskiej ......................78 Oczy ....................................78 "Wybiegnijza mną..."......................79 List .....................................79 Ogniwa ..................................80 YTOT...................................81 Dawne księżyce ...........................81 Władysław Broniewski Warum ..................................82 Ze złości .................................83 Wiersz ostatni ............................84 Do.......................................84 Szczęście.................................85 Na odjezdne ..............................86 Żona ....................................87 Moja miła ................................87 Przypływ ................................88 Felicja Kruszewska Prostytutka ..............................90 Brzoskwinie..............................91 Beata Obertyńska Kłębek ..................................92 Stanisław Baliński Zulejka wysyła list miłosny .................93 Kochanki poetów romantycznych ............94 Fiołki ...................................95 Wiśnie ..................................96 O tamtej..................................97 Tajemnica włóczęgi i sekret miłości...........97 Jan Brzechwa Do podlotka ..............................98 Wierzę ..................................98 Oczekiwanie .............................99 Opacz (fragmenty) .......................100 Erotyk .................................102 Wyznanie...............................103 Jan Lechoń "Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną...".....104 Spotkanie ..............................104 Sprzeczka ..............................105 "O! Jak strasznie się wloką te długie godziny..." 106 "Na niebo wypływają białych chmurek żagle..." 106 Nieczystość..............................107 Zazdrość ................................107 Gniew ..................................108 Apokryf.................................108 Manon .................................109 Mickiewicz zmęczony .....................109 Alina ...................................110 Bruno Jasieński Miłość na aucie ..........................110 Juljan Przyboś Daleka, co noc bliższa .....................111 Słowik..................................112 Nina Rydzewska Miłość skończona .........................113 Władysław Sebyła "Tylko raz krzaki stają w białym śniegu kwiatów..." .. 114 Trzy mity ...............................115 Akteon .................................115 Selene ..................................116 Dafne ..................................116 "O, serce serca mego!..." ...................117 Jan Brzękowski Piersi Anity.............................117 Prawa Newtona ..........................118 Kobieta moich snów ......................119 Józef Czechowicz Miłość..................................119 Narzeczona .............................120 Eros i Psyche............................121 Mieczysław Jastrun Spotkanie w czasie (fragmenty) .............124 Wróżba.................................127 Noc letnia ..............................127 Uśmiech................................128 Szklanka ...............................128 W pamięci ..............................128 Podwójność .............................129 Jalu Kurek Moja miła...............................130 Żona ...................................131 Ja w tobie ..............................132 Prześwietlony ...........................132 Co znaczy kochać ........................133 Dwoje ..................................134 Jerzy Liebert Morze i wino ............................135 "Jak kochankowie..." .....................135 Kochanie ...............................136 "Usta twe..." ............................136 Konstanty Ildefons Gałczyński- Prośba o wyspy szczęśliwe .................137 Ballada ślubna I .........................137 Melodia.................................138 "Już kocham cię tyle lat..." .................139 List jeńca ...............................139 "Pokochałem ciebie..." .....................140 Romans................................140 Rozmowa liryczna ........................141 "Aja tobie bajki opowiadam..." .............142 "Gdybyś mnie kiedyś..."....................142 Dziwni letnicy ...........................142 Z "Pieśni" ("Ile razem dróg przebytych...") .....143 Marian Piechal Prawda .................................144 Oczy ...................................145 "Gdzieście wy..." .........................146 Stanisław Ciesielczuk Pytanie .................................146 "Myślą do twoich stóp..."...................147 Stanisław Ryszard Dobrowolski Wspomnienie ............................148 Jerzy Zagórski Rydwan mojej żony .......................148 Nieostrożni..............................149 Marian Czuchnowski Po balu.................................150 Zdejmująca podwiązki ....................152 Miłość..................................153 Kobiety i konie ..........................153 Światopełk Karpiński Kwiat paproci ...........................153 1900 ...................................154 Jerzy Paczkowski Historia Miłości..........................156 Stanisław Piętak Mit Młodości'............................156 Lech Piwowar Jestem bez ciebie ........................158 Lucjan Szenwald Umarłej ................................159 Anna Świrszczyńska Kłódka .................................163 Sprężyna ...............................164 Brzytwa ................................164 Elżbieta Szemplińska Ciało...................................165 Czary ..................................166 "Drżałam z radości..." .....................166 Szpony .................................167 Zerwanie ...............................168 W myśl ostrzeżenia .......................168 Czesław Miłosz Miłość ..................................169 Annalena ...............................169 Na pożegnanie mojej żony Janiny ...........170 Zbigniew Bieńkowski Rozmowa ...............................171 Aleksander Rymkiewicz Hymn na cześć pierwszej miłości ............172 Juliusz Krzyżewski Jesień 1942 .............................174 Kazirodztwo .............................176 "Niepatrz na mnie..." .....................177 Improwizacja ............................178 Finał...................................179 Marian Ośniałowski Erotyk II................................180 "Wierzę tylko w twoich ramion..."............180 "Nie całuj mnie tak bardzo długo..." .........181 Rizling .................................181 Magia ..................................182 Maska..................................182 Stanisław Swen Czachorowski Erotyk u trześni .........................183 Winnice ................................184 Muza erotyku ...........................184 Krzysztof Kamil Baczyński Pragnienia..............................185 Miłość..................................186 Ten czas ................................187 Erotyk .................................188 "Gdy zapowietrza zasłoną..."...............189 Pioseneczka .............................190 "Niebo złote ci otworzę..." ..................191 Ciemna miłość...........................192 Wybór (fragmenty) .......................194 Zuzanna Ginczanka Miłość..................................195 Waga ..................................196 Zdrada ................................. 197 Tadeusz Różewicz Miłość..................................198 Miłość 1944 .............................200 Erotyk z końca XIX wieku .................200 Ewa ...................................201 Szkic do erotyku współczesnego.............202 "Ubogie łoże miała..." .....................203 Regio ..................................204 Nocna zmaza ............................214 Wacław Bojarski O Natalio ...............................215 Tadeusz Borowski "Kim jesteś?..."...........................216 "Wiem..." ...............................217 "Myślę o tobie..." .........................217 "Wciąż jesteś przy mnie..." .................218 "Na zewnątrz noc..." ......................219 "Tak mi się twoja twarz rozpływa..." .........219 Do narzeczonej ...........................220 Pożegnanie z Marią.......................222 Tadeusz Gajcy Miłość bez jutra ..........................223 Nad ranem ..............................224 O nas ..................................225 Przesłanie ..............................225 Andrzej Trzebiński Do pożegnanej ...........................226 Piosenka o Teresie........................227 Wymarsz Uderzenia ......................229 Wisława Szymborska Nic dwa razy ............................230 Zakochani...............................231 Upamiętnienie ...........................232 Reszta..................................233 Kobiety Rubensa.........................233 Miłość szczęśliwa ........................234 Zbigniew Herbert Dwie krople .............................236 Jedwab duszy ...........................237 Epizod .................................238 Układała swe włosy ......................239 Wiktor Woroszylski Twój powszedni morderca. (Fragmenty) ......240 Tadeusz Śliwiak Jesteśmy teraz sami ......................243 Obiecaliśmy sobie ogród....................244 Teresa Socha - Lisowska Oddanie ................................245 Małgorzata Hillar Wspomnienie twoich rąk ..................245 Zakochana ..............................246 Miłość..................................247 O sowie ................................247 Tadeusz Nowak O miłości ...............................249 Ballada o nocy zakochanej .................249 "Kończy się miłość..." .....................250 Helena Raszka Mówisz do mnie...........................251 Stanisław Czycz Marzenie Miłosne ........................251 Taniec..................................253 Bohdan Drozdowski Moja madonna ...........................255 Życie ...................................256 Jesień ..................................257 Urszula Kozioł Psalm ..................................258 Nadnagość ..............................259 "Wsłowach zamieszkałych przez miłość..." .... 260 Roman Sliwonik "W czterdziestoletnim..." ..................261 Kobieta która już tak jest mną ..............262 Andrzej Bursa Nasze ognisko ...........................263 Miłość ..................................265 Szczury.................................265 Jerzy Harasymowicz Nie było już śniegu .......................266 Matko Boża jej piersi strzegąca .............267 Uciekały jej włosy ........................268 Stanisław Grochowiak Wdowiec................................268 Portret z mnichami .......................269 "Na nutach położona..." ...................270 "Delikatność miłości..."....................270 Z pamiętnika ............................271 Litość ..................................272 Zaproszenie do miłości ....................273 W stylu Villona ..........................274 Zaproszenie do miłości (II) .................276 Upojenie ...............................277 Pocałunek-krajobraz......................277 Schadzka ............................... 278 Model ..................................279 Dwunasty listopad .......................280 Nauczające .............................281 Marian Grześczak Egzaltacja ..............................283 Wiersz nieskończony......................283 Krzysztof Gąsiorowski Strofa tuż przy nocy ......................284 Spacer .................................285 Tło nocy miłosnej ........................285 I o to chodzi .............................286 Krystyna Godlewska Spotkania ..............................287 Halina Poświatowska "JestemJulią..." .........................289 "W twoich doskonałych palcach..." ...........290 "Wiedzą o nim..." .........................291 "Ktopotrafi..." ...........................291 "Powlokłam lakierem paznokcie..." ..........292 "Mój kochanek...".........................292 "Miłosierni byli Scytowie..." ................293 "Mój kochany..." .........................294 "Niepotrafię inaczej..." ....................294 "Czekałam długo...".......................295 "Po co umyłam piersi..." ...................296 "Jak ogień...".............................297 Jeśli nie przyjdziesz ......................297 "Mam ciebie..:"...........................298 "Ta miłość..." ............................298 "Odłamałam gałąź miłości..."...............299 Wszystkie moje śmierci ....................300 Jarosław Marek Rymkiewicz Erotyk niemodny .........................301 Tadeusz Kijonka Erotyk .................................301 Edward Stachura Próba wniebowstąpienia ...................302 Pejzaż..................................302 Zbigniew Jerzyna "Bądź w moich oczach..." ..................303 Miłość obraża ...........................304 Tobie ..................................304 "Jej piersi..." ............................304 Sen o umarłej ...........................305 Jawność ................................305 "Śmiertelny, chcę cię ukryć..." ..............306 Kochanie ...............................306 "Kiedy wygasa niebo miłości..." .............307 Janusz Żernicki Z autu .................................308 "Gwiazdo, która w łagodny wprowadzasz dryf..."___308 Tadeusz Mocarski Inwokacja I .............................309 Bohdan Urbankowski Erotyk dla następcy ......................309 Niewysłany list ..........................312 Rafał Wojaczek Kobiecość III ............................317 "Kochankowiemoi..." .....................318 Bądź mi ................................318 Jaka bym ci chciała się napisać .............319 Kobiecość ...............................320 Krzyż ..................................321 Prośba II ...............................321 Gwałt ..................................322 "Jeszcze w nią nie wszedł..." ................322 Piosenka z najwyższej wieży................323 Kwiat zrywając, ciebie biorąc ...............324 Inicjacja ................................324 Mówię do ciebie cicho .....................325 Ewa Lipska Zaręczyny ...............................326 Szyby ..................................326 Wolny przekład z Szekspira ................326 Oni ....................................326 Stanisław Barańczak Wrzesień 1967 ...........................327 Pusty ..................................328 Alfabetyczny spis tytułów i incipitów.........329 Alfabetyczny spis autorów..................359