Maria Jarosz Władza Przywileje Korupcja WYDAWNICTWO NAUKOWE PWN WARSZAWA 2004 IISP Instytut Studiów Politycznych PAN Projekt oktadki i stron tytułowych MARYNA WIŚNIEWSKA Na oktadce wykorzystano fragment obrazu Jana Matejki Stańczyk Redaktor ELŻBIETA STAŚKIEWICZ Redaktor techniczny JOLANTA CIBOR Spis rzeczy Copyright © by Wydawnictwo Naukowe PWN SA Warszawa 2004 ISBN 83-01-14207-3 Wydawnictwo Naukowe PWN SA 00-251 Warszawa, ul. Miodowa 10 tel.: (0-22) 695-43-21, faks: (0-22) 69-54-031 e-mail: pwn@pwn.com.pl www.pwn.pl Wydawnictwo Naukowe PWN SA Wydanie pierwsze Arkuszy drukarskich 16,5 Skład: Grafini, Brwinów Druk ukończono w maju 2004 Druk i oprawa: Zaktad Poligraficzno-Wydawniczy Pozkal ul. Cegielna 10/12, 88-104 Inowrocław Od autorki 9 część pierwsza. Władza 11 . 1. Władza, demokracja, państwo 12 Refleksje nad fenomenem władzy 12 Elity władzy 17 " Dobro wspólne czy interesy grupowe? 23 Polski rok 1989: rewolucja czy przewrót? 25 Kłopoty z partiami 31 2. Patologia władzy 41 Przejawy patologii władzy 42 Grzech pierworodny rządzących: ukryty wymiar transformacji 46 Klientelizm polityczny 51 Dysfunkcje polityki gospodarczej 54 póste prawo 63 Sztuka biznesu: nie dać się wtadzy 69 3. Górnictwo: gorące kasztany władzy 73 Górnicy w latach powojennych: identyfikacja grupowa, poczucie odrębności 74 Górnicza autoagresja 77 Agresywne zachowania górników: podtoże i przejawy 82 Węglowi magnaci i działacze związkowi 85 CZĘŚĆ druga. Przywileje i 4. Przywileje 90 Definicje i pojęcia 90 nierówności 89 Przywileje w czasie i przestrzeni 91 Protekcjonizm: Daleki Wschód i kraje postkomunistyczne 92 Przywileje akceptowane i kontrowersyjne 94 Przywileje z rodowodem społecznym 99 5. Społeczne obszary nierówności 102 Przestanki i poglądy 102 Nierówności i zróżnicowania 106 Trochę historii 111 6. Dysproporcje materialne: biedni i bogaci 116 O wiarygodności urzędowych i innych źródet informacji 117 Zróżnicowania materialne 119 Wzrost dysproporcji placowych 129 Nierówność w chorobie i śmierci 131 Inny wymiar nierówności: strategia przetrwania czy rozwoju? 134 7. Bezrobotni i zmarginalizowani 138 Polskie bezrobocie: rozmiary, struktura, tendencje 138 Bezrobotni 147 Społeczny obszar marginalizacji 153 Ludzie wykluczeni ze społeczeństwa 155 8. Dziedziczenie statusu rodziny: bariery edukacyjne 161 PRL: społeczeństwo równych szans? 161 Studia wyższe: czynnik utrwalania struktury społecznej 166 Bariery kształcenia w III Rzeczypospolitej 169 9. Samobójstwa: miara kondycji społeczeństwa Śmierć samobójcza w Polsce i na świecie 178 Samobójstwa w mieście i na wsi 184 Samobójstwa w strukturze społeczno-zawodowej 192 część trzecia. Korupcja 199 10. Źródła i zasięg korupcji 200 Zagrożenia korupcją 200 Mechanizmy powstawania korupcji 206 Zachowania korupcyjne w przedsiębiorstwach i w instytucjach państwowych 11. Korupcja w środowisku wojska 220 Rodzaje zagrożeń korupcyjnych 220 Korupcja w armiach współczesnego świata 223 Korupcja w wojsku: czasy PRL-u i gospodarka rynkowa 225 Procedury korupcyjne w środowisku wojska 230 ¦ 12. Korupcja polityczna 234 Korupcja władzy: fenomen ponadczasowy 234 Korupcja rządzących 236 Rady nadzorcze: sprężenie władzy, polityki i pieniędzy Posłowie 250 Indeks osób 255 Summary 259 Pe3M)Me 262 242 176 208 Od autorki Stańczyk: „Polska, swoi, wtasne Izy ... wtasne brudy, podtość, ktam ... btaznów coraz więcej macie, nieomal btazeńskie wiece" ... Stanisław Wyspiański, Wesele, akt II, sc. 7 Jaka jest Polska - tu i teraz - na początku trzeciego tysiąclecia? Inaczej widzi sieją przez pryzmat doświadczeń obywatelskich, inaczej na podstawie wiedzy o mechanizmach procesów i zdarzeń. Ostatnio wszakże oceny sytuacji z obu punktów widzenia wyraźnie się do siebie zbliżają. Treścią tej książki jest polska rzeczywistość analizowana na podstawie materiałów źródłowych (także nie publikowanych), sondażowych, dziennikarskich oraz rozważań zawartych w bogatej literaturze przedmiotu. Wszystkie te (i niektóre inne, wynikające z moich wieloletnich badań socjologicznych) informacje i przemyślenia stały się przesłanką do jej napisania. Czy książka opisuje polskie realia (procesy ekonomiczne, polityczne i społeczne) w ujęciu całościowym? Czy właśnie taka - i tylko taka -jest dzisiejsza Polska? Na polską rzeczywistość 2004 r. składają się elementy pozytywne i negatywne oraz takie, których ocena byłaby przedwczesna. Po piętnastu latach przebudowy kraju - określanej przez socjologów jako wielka zmiana - mamy wolność, demokrację, rozwijającą się gospodarkę i integrację z Unią Europejską. To dużo. Zostały bowiem spełnione warunki brzegowe umożliwiające normalne życie w normalnym kraju. Były to warunki konieczne, ale niewystarczające, zwłaszcza dla ogromnej rzeszy Polaków, dla których „lepsze jutro było wczoraj". Określa się ich jako przegranych polskiej transformacji: biednych, bezrobotnych, zmarginalizowanych. Na życie w biedzie skazane są także ich dzieci, pokolenie pozbawione przywileju dobrego urodzenia: w rodzinie o wyższym statusie materialnym, społecznym i kulturowym. I w odpowiednim miejscu: w Polsce A, a nie tej ze ściany wschodniej, w mieście, a nie na wsi. Nierówność szans i dziedziczenie statusu rodziny stały się immanentną cechą nowego systemu, ze wszystkimi negatywnymi ich konsekwencjami. Nastroje nie tylko przegranych, ale i części beneficjentów są nie najlepsze. Największym społecznym rozczarowaniem stała się władza, która - niezależnie od partyjnej barwy - urzeczywistnia interesy własne i grupowe kosztem interesów publicznych i narodowych. Afery, korupcja i błazeńskie gesty populistycznej części posłów tworzą fatalny wizerunek rządu, parlamentu, sądownictwa. Czy zasłużony? Czy władza, przywileje, korupcja to realna triada naszych czasów? Inaczej mówiąc, ta książka to pierwsza kompleksowa (fakty, opinie, postawy i zachowania) analiza gorszej strony polskiej rzeczywistości. Myślę, że w 2004 r. warto ocenić ją z tej właśnie perspektywy. Jest czas na zmiany, na poprawę wizerunku kraju i klasy politycznej. I jakkolwiek nie mam skutecznej recepty na sanację, to przynajmniej pokazuję błędy i patologie systemu, których należało i należy unikać. Nie da się też ukryć tego, że zainteresowanie gorszą stroną rzeczywistości odzwierciedla moje naukowe preferencje. Zawsze (w latach ancien regime\\ i później, w III Rzeczypospolitej) moje badania koncentrowały się na tym co złe, niebezpieczne i niepokojące. Na nierównościach społecznych i barierach życiowych młodzieży, sieroctwie społecznym, samozniszczeniu, dezorganizacji, patologii instytucji i władzy czy dysfunkcjach transformacji i prywatyzacji'. No, może prawie zawsze koncentrowałam się li tylko na tych gorszych realiach. W pierwszej połowie lat 90. napisałam kilka książek o dobrej stronie przemian systemowych. W tym bowiem czasie, tak jak znakomita większość socjologów, widziałam „nowe" w świetle lepszym, niżby należało. Z czasem rozwiały się nader rozbudowane nadzieje społeczeństwa na to, że przemiany ustrojowe będą „lekiem na całe zło" - na plan pierwszy zaczęły wysuwać się zjawiska niekorzystne, o których w sposób udokumentowany i jak sądzę, rozważny właśnie piszę. Szkoda, że nie jest to lektura ku pokrzepieniu serc. Tyle o treści książki. A forma? Mój mistrz i nauczyciel, profesor Jan Szczepański, mawiał, że pisać trzeba z szacunkiem dla Czytelnika, który jeśli kupi książkę, to po to, żeby ją przeczytać, a nie po to, by odłożyć na półkę. Trzeba przeto pisać ciekawie, jasno i przejrzyście: wszystko (albo prawie wszystko) da się przedstawić w sposób zrozumiały. Bardzo się o to starałam. CZĘŚĆ PIERWSZA Władza 1 Mój ostatni temat badawczy, często w tej książce przywoływany, to Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje, realizowany w latach 2003-2005 dzięki grantowi KBN-u. 1 Władza, demokracja, państwo Władza jest pojęciem określającym zjawisko wieloaspektowe: jest stosunkiem społecznym a zarazem instytucją funkcjonującą, toutes proportions gardees, we wszystkich społeczeństwach, praktycznie „od zawsze". Ze względu na szeroki i złożony zakres pojęciowy, analizowany w kontekście takich cech jak wolność, przywilej i prestiż, konflikt, nierówność, a także klientelizm, korupcja itp., władza należy do terminów najbardziej kontrowersyjnych, zarówno dla socjologów i politologów, jak i dla filozofów, prawników czy historyków. Refleksje nad fenomenem władzy Dlatego też sformułowanie adekwatnej do problemu definicji pojęciowej stanowi swoistą mission impossible. Wielka Encyklopedia Powszechna PWN określa władzę - w szerszym rozumieniu -jako stosunek społeczny między dwoma grupami, w których jedna ze stron może „[...] w sposób trwały i instytucjonalnie zagwarantowany zmuszać stronę drugą do określonego postępowania [...]; istotą stosunku [...] jest możność wpływania, kierowania i kontrolowania działalności innych ludzi, uzyskiwania ich posłuszeństwa, narzucania im swojej woli, zmuszania ich do pewnych działań i zaniechania innych"1. W węższym rozumieniu władza jest stricte polityczna, jako państwowo- Wladza, w: Wielka Encyklopedia Powszechna PWN, t. 12, PWN, Warszawa 1969, s. 377. 12 -prawna gwarancja „określonego układu stosunków ekonomicznych, jak i -jako podporządkowane - pojęcie «rządzenia», tj. podejmowania decyzji przez rząd i egzekwowania ich wykonania przy pomocy odpowiednich organów [...] Władzę państwową od innych rodzajów władzy różni uniwersalność i suwerenność na pewnym terytorium oraz faktyczna zdolność zapewnienia porządku prawnego odpowiadającego interesom klas, warstw i grup społecznych [...] przy użyciu wszystkich środków przekonywania, przymusu społecznego znajdujących się w rękach aparatu państwowego"2. Późniejsza Nowa encyklopedia powszechna określa szerszy kontekst władzy podobnie - choć bardziej klarownie. Zgodnie z tą definicją władza to „stosunek społeczny między dwiema jednostkami lub dwiema grupami społecznymi, polegający na tym, że jedna ze stron może w sposób trwały i uprawniony zmuszać stronę drugą do określonego postępowania i ma środki zapewniające kontrolę tego postępowania [...]"3. Encyklopedia socjologii władzę definiuje szerzej i w pewnej mierze odmiennie niż pół wieku wcześniej wydana Wielka Encyklopedia. Zmar-ginalizowany został - mocno zakorzeniony w literaturze powojennej - klasowy wymiar władzy, szeroko natomiast potraktowano inne aspekty problemu. Autor tego hasła, Hieronim Kubiak, zwraca przy tym uwagę na ściśle sprzężone z władzą pojęcie wpływu i autorytetu. Zakres pierwszego z pojęć jest szerszy niż pojęcie władzy, skoro wpływ jest wywierany nie tylko w grupach formalnych przez polityków czy przywódców, ale służy też jako narzędzie oddziałujące dwustronnie na prasę, członków organizacji, elektorat. Autorytet „może być wzmocniony przez posiadanie władzy, ale może też być odwrotnie [...] autorytet otacza władzę, dopóki nie zostanie wyczerpana jej formuła polityczna"4. Gdy zaczyna się ona „[...] przeżywać, autorytet zanika. Władza staje się naga, dysponuje już tylko przemocą"5. Pierwsze lata trzeciego tysiąclecia w sposób aż nadto spektakularny wskazują na bezradność rządzących wobec takiego scenariusza wydarzeń. Zarysowanego zarówno w czasach rządów premiera Buźka, jak i premiera Millera. Tym ważniejsze wydaje się przeto przypomnienie (którego nie znaj- 2 Tamże, s. 377. 3 Władza, w: Nowa encyklopedia powszechna PWN, t. 6, Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 1996, s. 618. 4 H. Kubiak, Władza, w: Encyklopedia socjologii, t. 4, Oficyna Naukowa, Warszawa 2002, s. 325. 5 Tamże. 13 dujemy w encyklopedii z lat 60.6) konieczności liczenia się rządzących z rządzonymi, których „aktywne przyzwolenie" stanowi warunek sine qua non sprawowania władzy. Inaczej mówiąc, zawarty w pojęciu władzy stosunek podporządkowania nie jest zależnością jednostronną, a „asymetria stosunku władzy, rzeczywistość aktorów społecznych nie może być interpretowana jako pełna niezależność posiadających władzę od będących jej przedmiotem"7. Koresponduje z tym definicja autorstwa Piotra Sztompki. Zgodnie z nią władza to „taka relacja między jednostkami, w której istnieje prawdopodobieństwo, że jedna z nich przeprowadzi swoją wolę, nawet mimo oporu drugiej. Inaczej: możliwość wydawania wiążących dla drugiej osoby decyzji"8. Z problemem potencjalnych kosztów władzy, które społeczeństwo może zaakceptować - lub nie - wiąże się jej legitymizacja. Jednym z najważniejszych atrybutów władzy jest autorytet, którego wyczerpanie stawia na porządku dziennym prawomocność zasad rządzenia - ze wszystkimi tego stanu rzeczy konsekwencjami. Posiadanie autorytetu jest koniecznym, acz niewystarczającym warunkiem sprawowania władzy także z metodologicznego punktu widzenia. Władza bowiem jest nie tyle sumą cech i pozycji zajmowanych przez ludzi ją sprawujących, ile instytucją, określonym systemem. Z tego punktu widzenia rzeczą pierwszorzędną staje się jego zgodne z założeniami funkcjonowanie. Jak stwierdza Jadwiga Staniszkis: „Chodzi o sterowność systemu jako złożonej całości instytucjonalnej [...] Mówi się tu nie o «rządzie», ale o rządności. To ostatnie zależy przede wszystkim od jakości rozwiązań instytucjonalnych"9. Związane z władzą pojęcia (legitymizacja, wpływ, autorytet, charyzma, przywileje, interesy), a także koszty i dysfunkcje władzy (alienacja władzy, klientełizm czy korupcja) mają w rzeczywistości społecznej określony wymiar. Odmienny w zależności od miejsca i czasu, stanowiący niekiedy zgoła jego wyróżnik - swoisty signum tempore. Przedmiotem analizy literatury socjologicznej i politologicznej ostatniego dwudziestolecia (także i tej książki) jest nie tyle władza tout courtw, ile 6 Można je natomiast znaleźć w książkach socjologów, zob. zwłaszcza S. Ossowski, Zagadnienia struktury społecznej, w: Dzieta, t. 5, Warszawa 1968, rozdz.: Władza polityczna i władza ekonomiczna, s. 51-78. 7 H. Kubiak, Władza, s. 326. 8 P. Sztompka, Socjologia. Analiza społeczeństwa, Znak, Kraków 2002, s. 386. 9 J. Staniszkis, Władza globalizacji, Scholar, Warszawa 2003, s. 16. 10 W polskiej socjologicznej czy politologicznej literaturze przedmiotu dzieta skoncentrowane li tylko na władzy (z „władzą" w tytule) i poddające kompetentnej analizie mechanizm jej funkcjonowania stanowią ewenement wydawniczy. 14 władza jako element struktury społecznej: władza ekonomiczna i polityczna, władza i kontrola, władza i wolność, władza i sprawiedliwość (bądź niesprawiedliwość) społeczna, władza jako sposób rządzenia (np. totalitarny czy demokratyczny) czy też jej patologia. Fenomen władzy jest analizowany w uwikłaniu w związane z nią atrybuty. 1 to zarówno w odniesieniu do instytucjonalnego wymiaru władzy, jak i do ludzi (grup) ją sprawujących. Władza polityczna jest głównie postrzegana jako władza państwowa, sprawowana na określonym terytorium poprzez wyodrębniony aparat dysponujący środkami prawnie usankcjonowanej przemocy. Na pytanie, czy ludzie wciąż potrzebują państwa, odpowiedź jest jedna: tak, potrzebują. Po pierwsze dlatego, że jednym z zadań państwa jest zmniejszenie pola konfliktów między dużymi grupami społecznymi i zapobieganie destrukcji systemu. Państwo jest, a przynajmniej powinno być gwarantem ładu gospodarczego i społecznego. Po drugie zaś „państwo to także istotny układ odniesienia do budowania społecznej tożsamości [...] U wielu ludzi ta potrzeba państwa łączy się z poczuciem odpowiedzialności za jego losy [...] Jest też wielu takich, którzy [...] czują się po prostu bezradni. Ich świat się wali i nie mają żadnych środków, aby temu zapobiec. Wtedy domagają się pomocy od państwa"". Władza polityczna współwystępuje z władzą ekonomiczną, która - zgodnie z definicją Marksowską - jest źródłem wszelkiej władzy, ponieważ to ona właśnie umożliwia zawłaszczanie wartości dodatkowej i zgromadzenie kapitału. „Stosunki własnościowe i determinowany przez nie nierówny udział wielkich całości społecznych - klas - w podziale dóbr to [...] klucz do zrozumienia istoty polityki. Władza polityczna, tj. władza w rękach państwa, posługująca się jego instytucjami, jest nie tylko generowana przez te stosunki, ale jest gwarantem ich stabilności"12. Weberowska koncepcja władzy akcentuje przeciwstawność obu typów władzy: ekonomiczna bierze swój początek z interesów grup ją sprawujących, a polityczna - ze struktur formalnych, ściślej: z „prawowitych rządów, które jednym dają prawo do rozkazywania, a na innych nakładają obowiązek posłuszeństwa"13. " J. Reykowski, Europejczyk wielopoziomowy (rozm. W. Szacki), „Gazeta Wyborcza", 19 sierpnia 2003. 12 H. Kubiak, Władza, s. 329. 13 R. Bendix, Max Weber. Portret uczonego, tłum. K. Jakubowicz, PWN, Warszawa 1975, s. 260. 15 Współczesna literatura socjologiczna i politologiczna wywodzi się z reguły z koncepcji Weberowskiej, zgodnie z którą każdy typ władzy stanowi porządek rozdzielny. Ekonomiczny wyrasta z przywilejów wynikających z nierównej pozycji ekonomicznej (jedna grupa zdominowała drugą)14. Atrybutem władzy politycznej była - i jest - władza państwowa, sprawowana na określonym terytorium, z pomocą wyodrębnionego aparatu umożliwiającego „odwołanie się do środków zorganizowanej i zinstytucjonalizowanej prawnie przemocy"15. Wszelako - odmiennie niż w koncepcji Marksowskiej - kategorię konfliktu wypiera współcześnie kategoria konsen-su. Co więcej, prerogatywy państwa jako samodzielnej jednostki władzy są przenoszone bądź dośrodkowo - na jednostki regionalne i samorządowe; bądź odśrodkowo - na instytucje międzynarodowe. To ostatnie, wynikające z warunków wejścia Polski w 2004 r. w struktury Unii Europejskiej, zakłada przejęcie przez instytucje ponadnarodowe części suwerenności państwa i podporządkowanie go międzynarodowym normom i ustaleniom. Te oraz niektóre inne samoograniczenia są czynione w imię dobra wspólnego krajów członkowskich: zwiększenia bezpieczeństwa ekonomicznego, społecznego czy militarnego. Kwestia, co ważniejsze: władza ekonomiczna czy polityczna w świetle literatury przedmiotu nie do końca została rozstrzygnięta. Pewne światło rzuca na nią obserwacja elit sprawujących władzę. Włodzimierz Wesołowski zwraca uwagę na to, iż działania i porażki elit politycznych wywierają wyjątkowo silne piętno na będącym in statu nascendi ustroju politycznym. Co też prowadzi autora do sformułowania poglądu, że to właśnie „sfera polityczna zachowuje nadrzędną rolę w okresie transformacji i jest źródłem zmian we wszystkich sferach"16. Andrzej Rychard analizując proces przemian systemowych zauważa, że w pierwszych latach transformacji to elity polityczne uruchamiały kierunki tego procesu - w latach późniejszych zmiany rozpoczynały się od rynku. Inaczej mówiąc: kierunek od polityki zastąpił kierunek od gospodarki17. 14 S. Ossowski, Zagadnienia struktury społecznej, s. 53 i nast. 15 J. J. Wiatr, Socjologia stosunków politycznych, PWN, Warszawa 1980, s. 203. 16 W. Wesotowski, The Role of Political Elits in the Transition from Communism to Democracy. The Case of Polana1, w: Classes and Elites in Democracy and Democratisation, E. Etzioni--Halevy (red.), Garland, New York-London 1997, s. 237. 17 Zob. A. Rychard, Społeczeństwo, państwo, rynek, „Przegląd Polityczny" 1996, nr 32. 16 Elity władzy Ludzie władzy, określani potocznie jako „grupa trzymająca władzę", stanowią niezwykle ważną część „systemu politycznego, zachowań politycznych i treści decyzji politycznych. Paradygmat ten nakazuje traktować elitę (elitę polityczną) jako całość złożoną ze zróżnicowanych elementów [...] oddziaływających w sposób systematyczny i znaczący na decyzje państwowe i pozostającą w trwałych interrelacjach z innymi zbiorowymi aktorami życia społecznego"18. Do elity politycznej są z reguły zaliczani ludzie wywierający realny wpływ lub dysponujący „takimi formalnymi prerogatywami, które pozwalają im uczestniczyć w bezpośrednim formowaniu polityki państwa (także kształtowaniu jego organów)"19. W skład elity politycznej wchodzą zatem parlamentarzyści, także opozycyjni, liderzy partii, związków zawodowych, przedstawiciele rządu, hierarchii kościelnej, znani publicyści i dziennikarze wywierający ewidentny wpływ na decyzje władzy oraz mniej czy bardziej znane grono faktycznych doradców prezydenta, premiera czy przewodniczących kolejnych rządzących partii. Elitę władzy tworzą przeto obok pierwszoplanowych aktorów sceny politycznej również ludzie scenę tę kształtujący, ale pozostający często w cieniu - ludzie z politycznej mgły. Ci ostatni, drugoplanowi aktorzy sceny politycznej, wywodzą się z odmiennych niż główni decydenci sfer życia. Mimo formalnej przynależności do innych niż polityczne środowisk, odmiennych ról i środków, którymi dysponują, mają oni określone prerogatywy podejmowania decyzji albo „możliwości wywierania wpływu [...], oddziaływania na faktyczne decyzje organów państwa, a poprzez nie na życie całego społeczeństwa"20. Dotyczy to szczególnie przedstawicieli finansjery, prawdziwej elity pieniądza działającej na styku polityki i gospodarki. Wpływ na podejmowanie decyzji, także najważniejszych, mają więc ci, którzy za kulisami pociągają za sznurki, czyli niejawni aktorzy sceny 18 J. W a s i 1 e w s k i, Kontekst teoretyczno-metodologiczny i realizacja projektu «Elita rządząca i władza elity: Wzory powiązań między elitami w Polsce», w: Elita polityczna 1998, J. Wasilewski (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1999, s. 7. 1l Zob. J. Ta z b i r, Polska na zakrętach dziejów, Sic!, Warszawa 1997. 33 gólnie zaś często przejawiają ją partie charakteryzujące się niekwestionowanym udziałem czy wręcz wiodącą rolą w obaleniu starego, niedemokratycznego systemu62. Polska jest jednym z najbardziej niestabilnych pod tym względem państw nowych demokracji. Jednym z elementów rywalizacji politycznej jest tu konflikt między ugrupowaniami postkomunistycznymi i postsolidarnościowymi, który w Czechach czy na Węgrzech jest problemem czwartorzędnym. Antykomunizm jest wciąż sednem programu niektórych partii, jakkolwiek są to partie coraz mniej znaczące, o malejącym elektoracie. Jest to szczególnie widoczne, jeśli się weźmie pod uwagę agresywny charakter wyborczej kampanii prezydenckiej w 1995 r., elekcje parlamentarne i wcześniejszą izolację postkomunistów przez partie wywodzące się z dawnej opozycji. W 2004 r. „komuchy" i „solidaruchy" są oceniane równie krytycznie. Czy pragmatyzm nakaże zatem zmianę repertuaru haseł nawet tym partiom, które postkomunizm „mają w tyle głowy"? „Efektywność rządów demokratycznych - pisze Andrzej Antoszewski - wyraża się także, a może nawet przede wszystkim, w ukształtowaniu systemu partyjnego zdolnego do odwzorowania struktury interesów grupowych i podziałów społecznych, składającego się z silnych wyborczo partii politycznych oraz zapewniającego minimum ich kooperacji"63. Otóż to. Problem polega jednak na tym, że te przesłanki efektywności rządów demokratycznych nie przystają do polskich realiów. Po pierwsze, struktury interesów i podmiotów społecznych nie odzwierciedla żaden system partyjny w sytuacji nieuczestniczenia w wyborach parlamentarnych połowy potencjalnego elektoratu. Po drugie, dysproporcję w tym zakresie dodatkowo wzmacnia rozproszenie elektoratu prawej strony sceny politycznej, czego skutkiem jest nieuczestniczenie w rządach bądź udział w nich przez egzotyczną, nieakceptowaną przez znaczną część wyborców koalicję. W sytuacji trwałej (występującej już w II Rzeczypospolitej) tendencji do rozczłonkowania partii prawicowych (które, gdyby się zjednoczyły, mogłyby zyskać większą niż lewicowe szansę rządzenia). Towarzyszy temu niezgoda 62 Pisze o tym m.in. S. Huntington, zob. Trzecia fala demokratyzacji, tłum. A. Dziurdzik, Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 259 i nast. 63 A. Antoszewski, Perspektywy demokracji w Europie Śmdkowo-Wschodniej, w: Demokracje Europy Śmdkowo-Wschodniej w perspektywie porównawczej, A. Antoszewski, R. Herbut (red.), Wydaw. Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1998, s. 246. 34 - miast porozumienia partii w sprawach najważniejszych. Klasycznym (często w literaturze przedmiotu przywoływanym przykładem) jest odmowa legitymacji do uchwalenia konstytucji trzem kolejnym parlamentom. Co w konsekwencji podważa możliwość porozumienia elit w innych kluczowych dla państw sprawach. Jest to związane z brakiem jednomyślności, akceptacji reguł gry parlamentarnej, co zagraża funkcjonowaniu demokracji64. Najbardziej spektakularnym i drastycznym przykładem przedkładania interesów partyjnych nad interes państwa było oskarżenie premiera o szpiegostwo przez ministra spraw wewnętrznych wywodzącego się z opozycyjnej strony sceny politycznej. Rozpętanej nagonki politycznej nie powstrzymał również parlament - ze szkodą dla interesów Polski i oceny elit w społeczeństwie. Zauważmy, że tego typu działania (walka o dominację poprzez eliminowanie z gry przeciwników politycznych) cechują reżimy autorytarne. Wszystko to rzutuje na niemożność powstania systemu, którego cechą charakterystyczną jest zrównoważona siła rywalizujących ze sobą partii, stymulująca proces tworzenia gabinetu i jego strukturę. W systemie nierównowagi poparcie wyborców rozkłada się nierównomiernie. Jedna z partii otrzymuje znacznie większą liczbę głosów niż pozostałe. Sformowanie w tej sytuacji rządu bez tej dominującej partii jest w tej sytuacji niemożliwe. Duże problemy stwarza też system rozproszony, w którym poparcie wyborców zostało udzielone kilku partiom, bez wyróżnienia którejkolwiek z nich. W takiej sytuacji „gabinet tworzony jest w wyniku przetargów międzypartyjnych i ma charakter koalicyjny"65, choć możliwe jest też powstanie rządu mniejszościowego. Kłopoty z tworzeniem gabinetów w systemie określonym jako rozproszony, niezrównoważony - zdominowanym przez jedną partię - nie są li tylko socjotechniczne, lecz z powodów, o których była wcześniej mowa, merytoryczne, mające swój społeczny i polityczny wymiar. Rozbicie systemu partyjnego i wynikająca zeń niestabilność strategii koalicyjnych partii politycznych pociąga za sobą sytuację, „w której kumulują się czynniki niekorzystne: [...] podejmowanie niepopularnych lub niezrozumiałych decyzji, obstrukcja parlamentarna, częste zmiany rządów, prze- M Zob. szerzej S. Gebethner, W poszukiwaniu kompromisu konstytucyjnego, referat wygłoszony na konferencji pt. Dylematy i kontrowersje w procesie stanowienia nowej Konstytucji RP, Warszawa 1996, s. 41. 65 A. Antoszewski, Typologie systemów partyjnych, w: Encyklopedia politologu, t. 3, A. Antoszewski, R. Herbut (red.), Zakamycze, Kraków 1999, s. 306. 35 dłużające się konflikty między instytucjami państwowymi lub głównymi liderami politycznymi"66. Jeśli porówna się ten stan rzeczy z modelem demokratycznym, z charakterystycznym dlań funkcjonowaniem „wzorów zachowań znanych, praktycznych i akceptowanych przez wszystkich uczestników rywalizacji politycznych"67, to polska neodemokracja wyraźnie od tego modelu odstaje. Problem polega na tym, w jakim kierunku potoczą się zmiany: czy umocni się demokracja, czy też powróci reżim autokratyczny? Prorokowany przez niektórych niegdysiejszych politologów powrót do systemu komunistycznego jest oczywiście nieprawdopodobny. W Polsce i w innych państwach środko-wo-wschodniej neodemokracji. Nie można jednak wykluczyć niebezpieczeństwa nastania rządów autokratycznych. Także, a może zwłaszcza w Polsce. Pesymistyczna w tej kwestii prognoza wynika z niezamierzonej pułapki tkwiącej w samym systemie demokratycznym. W szczególnych bowiem warunkach sam proces demokracji zakłada możliwość odwrotu od niej w stronę jakiegoś wariantu reżimu autokratycznego68. Podłożem sytuacyjnym takiego kierunku przemian może się stać to wszystko, o czym była wcześniej mowa: niestabilność rządów, długotrwałe konflikty między decydentami, podejmowanie niezrozumiałych i niepopularnych decyzji oraz społeczna nieakceptacja wszystkich rządzących dotychczas elit. Elit, którym zarzuca się dbanie o interesy własne i partyjne kosztem interesu społecznego. Co dotyczy także grupy, która miała stanowić creme de la creme elity politycznej, czyli parlamentarzystów69. Jeśli temu niekorzystnemu syndromowi rządzenia towarzyszy pauperyzacja społeczna - bieda i bezrobocie, brak szans na poprawę w dającej się przewidzieć perspektywie - to poparcie dla partii populistycznych może mieć tendencje rosnące. Ludzie spauperyzowani i zrozpaczeni często wierzą demagogom rysującym perspektywy na lepsze, sprawiedliwe życie. Sukces partii populistycznych „polega na tym, że mówią o rzeczach ważnych, o których w partiach dobrze urodzonych i wychowanych mówić nie wypada [...] Jeżeli jest polemika w ważnej sprawie i jeden mówi, a drugi ma wodę w ustach, to ten co mówi, musi wygrywać" - mówi Karol Modzelewski70. 66 A. Antoszewski, Perspektywy demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej, s. 246. 67 G. O ' D o n n e 11, lllusions about Consolidation, .Journal of Democracy" 1996, t. 7, s. 36. 68 Zob. na ten temat S. Huntingto n, Trzecia fala demokratyzacji. M Zob. np. B. P o s t, Między zmysłem moralnym a stykiem posia z pieniędzmi. Polski kodeks etyki parlamentarnej, „Kultura i Społeczeństwo" 2001, nr 1. 70 Strachliwy rząd, twarde czasy. Rozmowa z prof. Karolem Modzelewskim (rozm. R. Walenciak), „Przegląd", 4 stycznia 2004. 36 To funkcjonowanie samego państwa - zdaniem Jerzego Hausnera - tworzy warunki dla populizmu umacniającego poczucie krzywdy społeczeństwa wyrządzanej przez „onych", rządzących. Do głosu dochodzą coraz radykalniejsze grupy interesów, „uciekają szansę na zbliżanie i uzgadnianie tych interesów. Dominuje sytuacja, gdy nikt już nie respektuje żadnych wymogów proceduralnych. Siła bezwzględnego radykalizmu wygrywa. Gdy obowiązuje «ratuj się kto może», pozostaje tylko wiara w to, że przyjdzie jakiś cudotwórca i zrobi z tym wszystkim porządek"71. I tak się w istocie dzieje. Demagogiczne hasła Samoobrony (a i Ligi Polskich Rodzin) zachęcające do głosowania „na tych, którzy nigdy, jeszcze nie rządzili" (z propozycjami programowymi zbliżonymi do bolszewickich pomysłów na zarządzanie finansami i gospodarką), są szczególnie niebezpieczne. Zwłaszcza że towarzyszą im hasła par excellence autokratyczne: rządy silnej ręki, ilustrowane wodzowskimi zachowaniami liderów tych partii. Hasła te - w spauperyzowanym i rozczarowanym dotychczasowym kierunkiem demokratycznych przemian - społeczeństwie nie przestają być popularne. 1 jakkolwiek niewielu jest konsekwentnych przeciwników demokracji, to problem istnieje. Sondaże opinii społecznej dowodzą, że „zaczynają [...] słabnąć mechanizmy pozwalające neutralizować zwolenników rządów autorytarnych. A jeśli guzy na polskiej demokracji nie będą wchłaniane, mogą kiedyś pęknąć"72. Latem 2003 r. jedna czwarta społeczeństwa (26%) była zwolennikami rządów silnej ręki. I jest to zła wiadomość. Dobrą wiadomością jest rozproszenie tej części elektoratu. Tylko ludzie o poglądach prosocjalno-antyklerykalnych stanowią zwartą grupę zwolenników rządów autokratycznych73. Głównym niebezpieczeństwem dla neodemokracji są postawy i zachowania relatywnie dużej części parlamentarzystów o poglądach populistycznych. W Sejmie ostatniej kadencji (wyłonionym w 2001 r.) znalazła się duża, silna grupa takich osób, autorytarnie kierowana przez swoich przywódców. Niebezpieczeństwo przejawia się głównie „w skłonnościach wyłonionych w efekcie wyborów liderów [...] do ograniczenia, a nawet zniszczenia demokracji, gdy w jej ramach nie potrafią realizować sformułowanych przez siebie celów"74. 71 J. H a u s n e r, Akt oskarżenia, „Polityka", 21 czerwca 2003. 72 T. Ż u k o w s k i, Guzy na demokracji, „Gazeta Wyborcza", 11 lipca 2003. 71 Zob. sondaż przeprowadzony przez TNS OBOP 14-16 czerwca 2003. 74 A. Antoszewski, Perspektywy demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej, s. 230. Szerzej na ten temat zob. S. Huntingto n, Trzecia fala demokratyzacji oraz W. Wesotowski, Partie: nieustanne kłopoty. 37 Wszak opiera się ona na oczywistym paradoksie: rządzić powinni najlepsi, wykształceni, etyczni, kierujący się dobrem Rzeczypospolitej. Oczywiste jest jednocześnie, że tacy ludzie stanowią mniejszość społeczeństwa. Wolne wybory, będące fundamentem demokracji, to równe dla wszystkich szansę zostania posłem i senatorem. Naród wybiera mądrych i głupich, uczciwych i hochsztaplerów - stanowią oni jego reprezentację. Jest jednak pewien, trudny do przewidzenia punkt krytyczny, kiedy szala przechyla się na stronę tych gorszych, ze wszystkimi tej sytuacji konsekwencjami. Rośnie poziom braku akceptacji demokratycznych porządków (które zaczynają być utożsamiane z bałaganem, nepotyzmem i degrengoladą państwa). Towarzyszyjej rosnące społeczne przyzwolenie dla haseł autokratycznych, zgodnie z którymi rządy silnej ręki zapewnią porządek i spokój. W praktyce dzięki wolnym wyborom do parlamentu wchodzą również ludzie nie przestrzegający reguł demokratycznych. W polskim Sejmie - zwłaszcza od 2001 r. -wyraźnie wzrosła liczba ludzi nieetycznych, ze skłonnościami do warcholstwa, pozbawionych instynktu państwowego i zdolności odróżniania tego, co jest interesem partyjnym, od tego, co wspólnym, ogólnym. Właśnie walka o własne interesy jawi się owym posłom jako obrona interesów publicznych. Scena polityczna zaczyna przypominać boisko, na którym wygrywa się niekoniecznie kopiąc piłkę, ale faulując przeciwników - co bywa skuteczne, spektakularne, i niejednokrotnie przysparzające partii zwolenników. Celem dominującym staje się bowiem zniszczenie przeciwnika per fas et nefas. Wynikające stąd niebezpieczne scenariusze sytuacyjne dotyczą wszystkich praktycznie neodemokracji. W Polsce rzecz wpisuje się dodatkowo w tradycyjny, kilkusetletni już schemat, zgodnie z którym określenie „polski sejm" jest do dziś (choćby we Francji i krajach skandynawskich) synonimem bałaganu i walki wszystkich ze wszystkimi. Zła to tradycja. Skoro jednak do polskiej tradycji należy także obrona wspólnych wartości w sytuacji poważnego i realnego ich zagrożenia, wypada wierzyć w pozytywny rozwój wydarzeń i rozpowszechnienie demokratycznych, a nie im przeciwstawnych standardów polityki. Nie jest to jednak optymizm nieograniczony. Jeśli przyjąć za teoretykami problemu, że istnieją trzy możliwe kierunki ewolucji wschodnioeuropejskiej neodemokracji (demokracja liberalna, powrót do reżimu autokratycznego bądź do demokracji formalnej)75, to wydaje się, że realnym niebezpieczeń- 75 Zob. zwtaszcza R. Da li I, Demokracja i jej krytycy, tłum. S. Amsterdamski, Znak-Fundacja im. Stefana Batorego, Kraków-Warszawa 1995; G. 0'Donnell, Illusions about Consolidation oraz A. Antoszewski, Perspektywy demokracji. 38 stwem jest umocnienie się demokracji formalnej. Jest ona wprawdzie znacznie lepsza od systemu autorytarnego (jej główną, odróżniającą ją od autorytaryzmu, właściwością są wolne wybory rywalizujących ze sobą partii), ale zdecydowanie ułomna w porównaniu z demokracją liberalną. Standardy demokracji liberalnej trudno zapewnić wtedy, kiedy polskim systemem rządzi -jak twierdzi Jerzy Hausner- zasada nieodpowiedzialności. W wymiarze społecznym oznacza to nieakceptowanie elity politycznej i niechęć do współdziałania z nią w sprawach politycznych, zatracenie instynktu państwowego i obywatelskiego. W wymiarze administracyjnym nieodpowiedzialność jest synonimem niewydolności aparatu administracyjnego, klientelizmu i powszechności korupcji. „W sferze politycznej: upartyjnienie państwa i jego agend, podporządkowanie jego działań interesom jednostek i wąskich oligarchicznych grup [...] główne sektory polskiej gospodarki, te, które decydują ojej obliczu, zdominowane są przez interesy oligarchiczne kilku rodzinnych klanów. Więcej do powiedzenia w sprawie tych sektorów mają rodzimi biznesmeni niż ministrowie odpowiadający za te sektory. Nie da się też ukryć, że w tych szczególnych powiązaniach biznesu i polityki występują, ponad wszelką miarę, wpływy stużb specjalnych"76. Śledztwa dziennikarskie prowadzone w latach 2003-2004 pokazują niepokojące podporządkowanie dobra ogólnego interesom grupowym, zwłaszcza partyjnym, a także niejasne powiązania przedstawicieli tych grup ze strukturami przestępczymi. Na regionalną, formalną strukturę zarządzania gminami i powiatami nakłada się gdzieniegdzie nieformalna struktura rzeczywistych wpływów decydentów: partyjnych „baronów" (z rozmaitych skądinąd ugrupowań) i związanych z nimi miejscowych oligarchów gospodarki i pieniądza. Dowodzą tego wyniki ogólnopolskich badań społecznych przeprowadzonych w maju i w czerwcu 2003 r. na reprezentatywnej próbie gmin i powiatów. Były to sponsorowane przez KBN badania77 analizujące sytuację, postawy i poglądy mieszkańców, przedstawicieli wtadz administracyjnych i partyjnych. Okazało się, że w części badanych gmin i miasteczek „burmistrz nie rządzi, rządzą ci, co mają prawdziwą władzę", „u nas rządzi szemrane " J.Hausner, Akt oskarżenia, zob. także A. Zybertowicz, Paradoksy niewiedzy i ukryci aktorzy, „lus et Lex" 2003, nr 1. Zdaniem Zybertowicza: „Pomijanie znaczenia stużb specjalnych jest jedną z najbardziej uderzających słabości literatury transformacyjnej" (tamże, s. 270). 77 Chodzi o kierowane przez mnie w ramach grantu KBN-u badania Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje. 39 towarzystwo, ale jeszcze dają pożyć, ale o miedzę, w powiecie, jest prawdziwa republika kolesiów", „ojcowie chrzestni są nie tylko w mafiach, ale i normalnie w terenie [...] oni rządzą wszystkimi", „władza, ale taka, co się sama wybrała, bez nas [...] ta ferajna rządzi w swoim interesie", „oni rządzą dla siebie, ci partyjni i ci naokoło, nie mamy z tego nic, tylko biedę i bezrobocie". „To są rządy kumpli, ręka rękę myje", „Tu miejscowi się rządzą tak jakby wszystko było ich, państwo też", „to, co się wyrabia, to sabotaż gospodarczy"78. Analizowana na podstawie „twardych" danych empirycznych sytuacja w terenie, jeśli nawet nie do końca potwierdza wszystkie te zarzuty, to je usprawiedliwia. Są one bowiem odbiciem realnej rzeczywistości i obserwacji realnie istniejących faktów. Tej rzeczywistości, w której partie budowały i wciąż budują swoje imperia na aparacie państwowym. Psując państwo, gospodarkę oraz wzniecając zarzewie konfliktu społecznego. Z materiałów wspomnianych badań. Patologia wtadzy We współczesnym rozumieniu dezorganizacji społecznej bądź patologii społecznej zawarte są elementy różnych koncepcji', zwłaszcza związanych z teorią kontroli społecznej i syndromem deprywacji. Przyjmuje się, że dezorganizacja (patologia) społeczna to stan zakłócenia równowagi społecznej, który charakteryzuje osłabienie więzi społecznych, systemu norm i wartości społecznych i rozregulowanie mechanizmu kontroli społecznej. Dezorganizacja społeczna nasila się w sytuacji nierównomiernego rozwoju ekonomicznego, społecznego, politycznego i kulturowego (syndrom zmiany społecznej) naruszającego istniejący ład społeczny. Ład społeczny - charakteryzujący się spójnością norm i uznawanych wartości, prawidłowym funkcjonowaniem podstawowych instytucji społecznych - to raczej kategoria rozważań teoretycznych i rzeczywistości wirtualnej niż stan istniejący we współczesnym świecie. Dlatego też termin „dezorganizacja społeczna" określa nie tyle stan rzeczy, ile zjawisko stopniowalne: proces narastania przypadków naruszeń norm społecznych prowadzących do ogólnego rozkładu instytucji regulujących zachowania jednostkowe i grupowe. Wzrost liczby negatywnych zachowań społecznych wskazuje na względną 1 Wywodzących się z teorii E. Durkheima, R. K. Mertona, R. R. Kornhauser i innych. W Polsce pierwszą książką poświęconą dezorganizacji społecznej była praca A. Podgórec-kiego Patologia życia społecznego (PWN, Warszawa 1969), a pierwszą publikacją, w której analizowano procesy dezorganizacji na podstawie polskich źródłowych materiałów statystycznych była praca zbiorowa Wybrane zagadnienia patologii społecznej (M. Jarosz [red.], GUS, Warszawa 1975). 41 dewaluację systernu obowiązujących nakazów i zakazów społecznych. Tia-endj rozwojowe zjawiska są wskaźnikiem strukturalnych zakłóceń w funkcjojono waniu społeczeństwa2. Doświadczenia kilkunastu lat transformacji wskazują trwwwalość medąanjz. mu narastania zjawisk dezadaptacyjnych towarzyszących transformacji Systemowej, i to we wszystkich krajach postkomunistycznych. Dotrotyczy to nai|jianjL się przejawów jednostkowych i grupowych postaw i zachow»wań społecznych sprzecznych z obowiązującym i społecznie akceptowanym n systemem inorm i wartości. Jednak nie tylko. Znamiona dezorganizacji sjaspołecznej %iOg3 przejawiać również (a jak wskazują doświadczenia III RSl Rzeczypospolitej, istotnie przejawiają) instytucje gospodarcze, polityczne, społtoleczne, adniijjnjst. racyjne- ponieważ „nie tyle «źli ludzie* są źródłem «złych zaj;acliowań», ie^ [, pewne instytucje-, pewne organizacyjne konstrukcje społeczne przei sw^ strukturę i rozlokowanie pozycji i ról mogą indukowaóać ' produfoOwa(; zachowania społecznie negatywne"3. Instytucjonalne rodzaje dezorganizacji społecznej wyniHiikają z dysfunkcji władzy ustawodawczej (uregulowania prawne nieadekwatne do pctnrrzeb gospodarczych i społecznych, zła jakość aktów prawnych)(ri| i wykonawczej (niekompetencja, partykularyzm, klientelizm, korupcja). Przejawy patologii władzy Dysfunkcja in stytucji publicznych i patologia władzy, kt^tórej najbaddzjej spektakularnym przejawem jest korupcja, nie są rzeczą nowj *?• WystępMwafy one „od zawsze"^ w każdym praktycznie kraju, w różnym vw wszakże zatr.j-esje i w różnym natężaniu. W PRL-u korupcjogenny był sam system niedoborów rynkowych i spos«ób osiągania dóbr trudno dostępnych. Zadzrlziwiająco sitijroki zasięg miała pato»lOgia instytucjonalna4. Naonczas - i wiatach solidarnościowej rewolucji - p.q powszechne I były nadzieje, że ocz ekiwane zmiany spowodują nie tylko wprost zarobków (i pełne półki towarów w sklepach), ale i likwidację kolejek w urzędach, łapówek i arogancji władzy. Transformacja i prywatyzacja r miały być c^ 2 Zob. szerzej M .Jarosz, Dezorganizacja społeczna, w: Encyklopedia so^tstcjologii, t. 1, tłiifjCyna Naukowa, Warszawa 1998. 1 A. P o d g ó r e c |< i, Patologia działania instytucji, w: Zagadnienia p patologii spac\.cznejt A. Podgórecki (red.), P>WN, Warszawa 1976, s. 180. 4 Zob. szerzej fcc. Da s zki e w i cz. Traktat o zlej robocie, KiW, warszawa 1981 oraz M. J a r o s z, Disfunctio^s o/Enterprises in Etiology ofEconomic Crimes, „Eurocriniriminology" 199„t| t. 3. 42 w rodzaju magicznego zaklęcia, które skłoni urzędników do udzielania pomocy ludziom tylko dlatego, że będą do tego zobowiązani i za to opłacani5. „Zakładałem - pisze Andrzej Osęka - że gdy Polska odzyska wolność, gdy system nakazowo-rozdzielczy zostanie zastąpiony przez wolny rynek, znikną urzędy z mrowiem pasożytów wyciągających łapę do petenta. Przyjdą ludzie nieprzekupni, myślący w kategoriach obywatelskiego obowiązku"6. Tymczasem niewiele się zmieniło: tyle tylko, że można pisać i nagłaśniać systemowe nieprawidłowości. Skądinąd powszechne niedocenianie roli wolnej prasy wydaje się ulegać stopniowej weryfikacji. Zwłaszcza w latach 2001-2003, kiedy dzięki prasie, radiu i telewizji ujawniono największe afery III Rzeczypospolitej. Jednym z podstawowych warunków należytego funkcjonowania państwa i gospodarki jest sterowanie nimi przez ludzi „w szerokim rozumieniu kompetentnych (wiedza, doświadczenie, charakter, charyzma osobista itp.), a następnie poddanie ich takiemu mechanizmowi kontroli, który zapewni, że będą działać zgodnie z interesem publicznym"7. Chodzi tu o kontrolę społeczną rozumianą jako sposób „oddziaływania na zachowania wykraczające poza granice społecznej tolerancji lub [...] zapobiegających pogwałceniom reguł społecznych"8. Są to jednak wymagania raczej teoretyczne, w praktyce owi zbiorowi aktorzy sceny politycznej i gospodarczej, którym stanowiska przypadły jako tup polityczny należny zwycięskiej partii, są mało efektywni, zachłanni i niezdyscyplinowani. Kontrolę społeczną - która jest przecież warunkiem sine ąua non funkcjonowania demokracji i ważnym elementem gospodarki rynkowej - zastępują z reguły działania pozorne, np. roszady stanowisk. Tak określa się mającą szeroki zakres (i reperkusje społeczne) praktykę odwoływania z posad ludzi jednej opcji politycznej i zastępowania ich innymi, związanymi silniej z nowym zwycięskim ugrupowaniem'J. 5 Zob. A miało być tak pięknie... Polska scena publiczna lat dziewięćdziesiątych, B. Lewenstein, W. Pawlik (red.), Uniwersytet Warszawski, Instytut Stosowanych Nauk Społecznych, Warszawa 1994. '' A. Osęka, Potrzebujący bardziej, „Gazeta Wyborcza", 5-6 lipca 2003. 7 A. Z. Kami ński, Dwa systemy - dwie ordynacje. Polityczne i społeczne implikacje wyboru ordynacji wyborczej. Centrum im. Adama Smitha, Warszawa 2000, maszyn, powiel., s. 9. s A. Kojder, Godność i siła prawa, Oficyna Naukowa, Warszawa 2001, s. 261. '' Jakkolwiek zasięg owych przetasowań jest rozmaity. Najdalej idące charakteryzowały rządy koalicji AWS-Unia Wolności. Ten awuesowski zwłaszcza skok na posady i kasę w myśl hasła TKM („teraz, k..., my") był zaiste niezwykle konsekwentny. Kolejna rządząca koalicja (SLD-UP-PSL) przejęła fatalne standardy działań swoich poprzedników. 43 dewaluację systemu obowiązujących nakazów i zakazów społecznych. Trendy rozwojowe zjawiska są wskaźnikiem strukturalnych zakłóceń w funkcjonowaniu społeczeństwa2. Doświadczenia kilkunastu lat transformacji wskazują trwałość mechanizmu narastania zjawisk dezadaptacyjnych towarzyszących transformacji systemowej, i to we wszystkich krajach postkomunistycznych. Dotyczy to nasilania się przejawów jednostkowych i grupowych postaw i zachowań społecznych sprzecznych z obowiązującym i społecznie akceptowanym systemem norm i wartości. Jednak nie tylko. Znamiona dezorganizacji społecznej mogą przejawiać również (a jak wskazują doświadczenia III Rzeczypospolitej, istotnie przejawiają) instytucje gospodarcze, polityczne, społeczne, administracyjne - ponieważ „nie tyle «źli ludzie» są źródłem «złych zachowań», ile [...] pewne instytucje, pewne organizacyjne konstrukcje społeczne przez swą strukturę i rozlokowanie pozycji i ról mogą indukować i produkować zachowania społecznie negatywne"3. Instytucjonalne rodzaje dezorganizacji społecznej wynikają z dysfunkcji władzy ustawodawczej (uregulowania prawne nieadekwatne do potrzeb gospodarczych i społecznych, zła jakość aktów prawnych) i wykonawczej (niekompetencja, partykularyzm, klientelizm, korupcja). Przejawy patologii władzy Dysfunkcja instytucji publicznych i patologia władzy, której najbardziej spektakularnym przejawem jest korupcja, nie są rzeczą nową. Występowały one „od zawsze", w każdym praktycznie kraju, w różnym wszakże zakresie i w różnym natężeniu. W PRL-u korupcjogenny był sam system niedoborów rynkowych i sposób osiągania dóbr trudno dostępnych. Zadziwiająco szeroki zasięg miała patologia instytucjonalna4. Naonczas - i w latach solidarnościowej rewolucji - powszechne były nadzieje, że oczekiwane zmiany spowodują nie tylko wzrost zarobków (i pełne półki towarów w sklepach), ale i likwidację kolejek w urzędach, łapówek i arogancji władzy. Transformacja i prywatyzacja miały być czymś 2 Zob. szerzej M. J a r o s z, Dezorganizacja społeczna, w: Encyklopedia socjologii, t. 1, Oficyna Naukowa, Warszawa 1998. ! A. Podgórecki, Patologia działania instytucji, w: Zagadnienia patologii społecznej, A. Podgórecki (red.), PWN, Warszawa 1976, s. 180. 4 Zob. szerzej K. Daszkiewicz, Traktat o złej robocie, KiW, Warszawa 1984 oraz M. J a r o s z, Disfunctions of Enterprises in Etiology ofEconomic Crimes, „Eurocrirninology" 1990, t. 3. 42 w rodzaju magicznego zaklęcia, które skłoni urzędników do udzielania pomocy ludziom tylko dlatego, że będą do tego zobowiązani i za to opłacani5. „Zakładałem - pisze Andrzej Osęka - że gdy Polska odzyska wolność, gdy system nakazowo-rozdzielczy zostanie zastąpiony przez wolny rynek, znikną urzędy z mrowiem pasożytów wyciągających łapę do petenta. Przyjdą ludzie nieprzekupni, myślący w kategoriach obywatelskiego obowiązku"5. Tymczasem niewiele się zmieniło: tyle tylko, że można pisać i nagłaśniać systemowe nieprawidłowości. Skądinąd powszechne niedocenianie roli wolnej prasy wydaje się ulegać stopniowej weryfikacji. Zwłaszcza w latach 2001-2003, kiedy dzięki prasie, radiu i telewizji ujawniono największe afery 111 Rzeczypospolitej. Jednym z podstawowych warunków należytego funkcjonowania państwa i gospodarki jest sterowanie nimi przez ludzi „w szerokim rozumieniu kompetentnych (wiedza, doświadczenie, charakter, charyzma osobista itp.), a następnie poddanie ich takiemu mechanizmowi kontroli, który zapewni, że będą działać zgodnie z interesem publicznym"7. Chodzi tu o kontrolę społeczną rozumianą jako sposób „oddziaływania na zachowania wykraczające poza granice społecznej tolerancji lub [...] zapobiegających pogwałceniom reguł społecznych"8. Są to jednak wymagania raczej teoretyczne, w praktyce owi zbiorowi aktorzy sceny politycznej i gospodarczej, którym stanowiska przypadły jako łup polityczny należny zwycięskiej partii, są mało efektywni, zachłanni i niezdyscyplinowani. Kontrolę społeczną - która jest przecież warunkiem sine ąua non funkcjonowania demokracji i ważnym elementem gospodarki rynkowej - zastępują z reguły działania pozorne, np. roszady stanowisk. Tak określa się mającą szeroki zakres (i reperkusje społeczne) praktykę odwoływania z posad ludzi jednej opcji politycznej i zastępowania ich innymi, związanymi silniej z nowym zwycięskim ugrupowaniem9. 5 Zob. A miało być tak pięknie... Polska scena publiczna łat dziewięćdziesiątych, B. Lewenstein, W. Pawlik (red.), Uniwersytet Warszawski, Instytut Stosowanych Nauk Społecznych, Warszawa 1994. 6 A. Osęka, Potrzebujący bardziej, „Gazeta Wyborcza", 5-6 lipca 2003. 7 A. Z. Kami ński, Dwa systemy - dwie ordynacje. Polityczne i społeczne implikacje wyboru ordynacji wyborczej, Centrum im. Adama Smitha, Warszawa 2000, maszyn, powiel., s. 9. * A. Koj der, Godność i siła prawa, Oficyna Naukowa, Warszawa 2001, s. 261. '' Jakkolwiek zasięg owych przetasowań jest rozmaity. Najdalej idące charakteryzowały rządy koalicji AWS-Unia Wolności. Ten awuesowski zwłaszcza skok na posady i kasę w myśl hasła TKM („teraz, k..., my") byt zaiste niezwykle konsekwentny. Kolejna rządząca koalicja (SLD-UP-PSL) przejęta fatalne standardy dziatań swoich poprzedników. 43 Ustalenia Okrągłego Stołu oraz przemiany społeczno-polityczne po 1989 r. nie zachwiały raczej wpływami służb specjalnych w budującej swoje podstawy III Rzeczypospolitej. Co więcej, pomimo braku większości dokumentów archiwalnych uprawniona jest teza, że już w drugiej połowie lat 80. wielu przedstawicieli wojskowych i cywilnych służb specjalnych rozpoczęto przygotowania do organizacyjnych i ekonomicznych podstaw funkcjonowania w nowej rzeczywistości10. Sprzyjały temu: wiedza o realiach gospodarczych, kontakty z Zachodem (gospodarcze, towarzyskie, finansowe), wpływ na decyzje gospodarcze, a także sprawność organizacyjna. W wyniku reorganizacji służb specjalnych po 1989 r. ich szeregi opuściło około 15 tys. pracowników, których znaczna część natychmiast zaczęła funkcjonować w nowej rzeczywistości gospodarczej, m.in. jako współwłaściciele firm polonijno-zagranicznych, indywidualni importerzy deficytowych towarów oraz przedstawiciele wielu central handlu zagranicznego. Oficerowie służb specjalnych odegrali również znaczącą rolę w prywatyzacji szeregu dziedzin życia gospodarczego i tworzeniu nowych sektorów, np. funduszy inwestycyjnych, banków, wprowadzaniu branży nowych technologii (zwłaszcza teleinformatycznych) oraz w obrocie specjalnym". Taka sytuacja doprowadziła do ukształtowania się silnej sieci powiązań personalnych opartych na przywilejach i zagwarantowała wysoką pozycję materialną wynikającą najczęściej z nieformalnych i często korupcjogennych układów (zob. rysunek 1). Można także zaobserwować tworzenie nowych mechanizmów owych niejasnych powiązań, często obudowanych normami prawnymi lub decyzjami administracyjnymi. Ich przyktadem jest obszar ochrony informacji niejawnych opanowany przez bytych oficerów Urzędu Ochrony Państwa i Wojskowych Służb Informacyjnych, a także obecność byłych oficerów służb specjalnych w firmach lobbingowych i wywiadowniach gospodarczych. Wpływy te są oparte na sieci nieformalnych powiązań ze światem polityki i biznesu, czego skutkiem jest realizacja interesów grupowych - z reguty ze szkodą dla 10 Zob. szerzej A. Zybertowicz, W uścisku tajnych stużb: upadek komunizmu i układ postnomeklaturowy, Antyk, Komorów 1993 oraz t e g o ż, Paradoksy niewiedzy i ukryci aktorzy, „lus et Lex" 2003, nr 1. " Na temat skali zjawiska zob. Informacja statystyczna o sprawach karnych, wszczętych i prowadzonych w prokuraturach wojskowych wiatach 1998-2003 o przestępstawch o tzw. charakterze korupcyjnym, Naczelna Prokuratura Wojskowa, Warszawa, luty 2004; zob. także M.Jędrzejko, Analiza działań byłych funkcjonariuszy służb specjalnych w gospodarce. Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2003, maszyn. 44 Rysunek 1. Sfery aktywności i mechanizmy wpływu byłych przedstawicieli służb specjalnych na funkcjonowanie państwa i gospodarki wielkie inwestycje kapitałowe rynek oprogramowania i teleinformatyki prywatyzacja bankowość i finanse wielkie kontrakty w sferze obronności obrót bronią i środkami bojowymi oraz technologiami stużb specjalnych ochrona mienia i ochrona informacji niejawnych doradztwo personalne doradztwo ekonomiczno-finansowe lobbing wykorzystywanie wiedzy osobowej (operacyjnej) wpływanie na decyzje personalne wpływ na kształt procedur przetargowych i specyfikacji zamówień wpływ na kształt decyzji administracyjnych oraz rozwiązań prawnych reprezentowanie interesów firm zagranicznych Źródto: Opracowanie wewnętrzne MON-u oraz MSWiA z lat 1999-2001. państwa i gospodarki. Jeśli prawdą jest to, że: „Czwartą władzą w państwie nie są żadne media, tylko służby specjalne. Służby specjalne pracują dla siebie. Ich nadrzędnym celem jest ciche sprawowanie wtadzy. To one mianują ministrów albo ich utrącają"12, to uzasadnione staje się podejrzenie Andrzeja Zybertowicza, że „są układy, na które praktycznie nie ma mocnych"13, a rządy prawa stają się w istocie fasadą bezprawia. Polska nie jest tu wyjątkiem. We wszystkich krajach postkomunistycznych, również w krajach starego kontynentu, w Stanach Zjednoczonych oraz w innych państwach i państewkach obserwuje się wzmożoną aktywność służb specjalnych. Ich dwutorowe uwikłanie w gospodarkę i politykę wszędzie pociąga za sobą jednoznacznie negatywne konsekwencje dla państwa. Są one proporcjonalne do zasięgu owych patologicznych działań. Kontrolę społeczną sprawują najczęściej media, wyciągające na światło dzienne najbardziej spektakularne przejawy dysfunkcji. Wielka to zasługa dociekliwych i kompetentnych dziennikarzy. 12 J. Dziewulskiw rozm. z K. Różyckim, „Angora", 14 grudnia 1997. 13 A. Zybertowicz, Demokracja jako fasada: przypadek III R.P., w: Los i wybór. Dziedzictwo i perspektywy społeczeństwa polskiego, A. Kojder, K. Z. Sowa (red.), Wydaw. Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2003, s. 314. 45 Powszechne wśród przegranych transformacji i adekwatne do ich sytuacji poczucie upośledzenia staje się coraz silniejsze w miarę umacniania się przekonania, że innym wszystko wolno, że tak już być musi, że „oni", ci u władzy, nie dbają o naród tylko o siebie i swoich kolesiów, że nie liczy się nic (ani zasady moralne, ani zwykła przyzwoitość) tylko kasa. Umacnia to funkcjonujące w społeczeństwie przekonanie, że system społeczny jest niesprawiedliwy, a nowe reguły gry nieczyste. Normalny, porządny człowiek niczego się w nim nie dorobi. Bogactwo nie wynika bowiem z rzetelnej pracy, wysokich kwalifikacji czy uczciwego wykonywania obowiązków, ale jest efektem przestępstwa, malwersacji czy korupcji. Szczególnie wtedy, kiedy przekonania społeczeństwa są bliskie realiom: wieloszczeblowej patologii władzy. Skutkiem tego stanu rzeczy jest psucie państwa w wymiarze społecznym, politycznym i administracyjnym. Mirosława Marody i Jerzy Hausner określają to zjawisko pojęciem instytucjonalizacji nieodpowiedzialnościM. W wymiarze społecznym rodzi to powszechny „[...] brak zaufania wobec polityki i polityków, co oznacza brak obywatelskiego wsparcia dla państwa i jego działań. W wymiarze politycznym zasadniczym problemem stało się upartyjnienie państwa i jego agend, prowadzące do podporządkowania ich działań interesom jednostek i wąskich, oligarchicznych grup. Z kolei w wymiarze administracyjnym zasadniczym problemem jest niska sprawność aparatu administracyjnego i powszechność korupcyjnych praktyk"15. Są to, najogólniej rzecz ujmując, silnie rozpowszechnione złe standardy zachowań klasy politycznej, w których mieszają się niekompetencja, arogancja i pazerność. Mają one klasyczne, podręcznikowe, rzec by można, cechy patologii władzy publicznej. Grzech pierworodny rządzących: ukryty wymiar transformacji Do najczęściej przywoływanych przejawów patologii władzy należą niekompetencja, przedkładanie interesów partyjnych i grupowych nad interes publiczny (państwa i społeczeństwa), klientelizm, korupcja. Ta ostatnia należy do najbardziej spektakularnych wskaźników dysfunkcji władzy (jej też poświęcono trzecią część tej książki). Ważne jest jednak i to, że 14 Jakość rządzenia: Polska bliżej Unii Europejskiej?, J. Hausner, M. Marody (red.), Fundacja im. Friedricha Eberta-Malopolska Szkota Administracji Publicznej Akademii Ekonomicznej w Krakowie, Kraków 2000, zob. zwłaszcza rozdz. 3: Instytucjonalizacja nie-odpowiedzialności. 15 Tamże, s. 158. 46 poszczególne rodzaje patologii występują często nierozdzielnie. Świadczy o tym np. (zamieszczona niżej) analiza działalności rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Bardzo ważnym wskaźnikiem dysfunkcji władzy jest klientelizm. Zanim do niego przejdziemy, warto się przyjrzeć zachowaniom elit mniej nagłośnionym i rzadziej przez socjologów i politologów analizowanym. Zacznijmy od odpowiedzialności klasy politycznej za niektóre ewidentne błędy transformacji, wynikające z przeniesienia do polskiej gospodarki modelu, który od początku niezbyt dobrze do niej przystawał i zaowocował niekorzystnymi, właśnie patologicznymi następstwami. Chodzi tu, najogólniej rzecz ujmując, o przyjęty w Polsce i innych krajach postkomunistycznych praktycznie ten sam (choć mniej lub bardziej konsekwentnie wdrażany) model przekształceń własnościowych, w dużej mierze także politycznych i społecznych. Joseph E. Stiglitz, noblista, któremu trudno odmówić znajomości mechanizmów reform16, twierdzi, że właśnie zaszczepienie modelu z innej tradycji było błędem. Nie należało w sposób doktrynalny narzucać tych samych rozwiązań odmiennym krajom. Reformy nie powinny być narzucane z zewnątrz, lecz aktywnie przyswajane przez kraj, jego elity i społeczeństwo. Wszystkie tworzone instytucje powinny być gospodarczo i społecznie zasymilowane, wplecione w „niewidoczną strukturę korzeni", na którą składają się stosunki międzyludzkie oraz elementy tradycji. Reformy będą skuteczne wtedy i tylko wtedy, kiedy elity i społeczeństwo zaczną się z nimi identyfikować i je współtworzyć17. Międzynarodowi doradcy reprezentujący organizacje zagraniczne nie powinni występować w roli wszystkowiedzących, wydających zunifikowane polecenia „starszych braci". A tak w dużej mierze było, zwłaszcza w krajach nie mających własnych, obdarzonych międzynarodowym autorytetem reformatorów. "' Jakkolwiek polscy przedstawiciele środowisk naukowych zarzucają Stiglitzowi brak znajomości realiów krajów, o których pisze, zob. M. Dąbrowski, S. Go mu tka, J. R ostów ski, Whence Reform? A Cńtiąue ofthe Stiglitz Perspective, .Journal of Policy Reform" 2001, t. 4, s. 339-348. 17 Zob. J. E. Stiglitz, Scan Globally, Reinvent Locally. Knowledge Infrastructure and the Localization of Knowledge, First Global Development Network Conference, Bonn, grudzień 1999 oraz tegoż: Whither Reform? Ten Years of Transition, w: Annual World Bank Conference on Development Economics 1999, B. Pleskovic, J. E. Stiglitz (red.), The World Bank, Washington, D.C 2000, s. 27-56; zob. także G. W. K o t o d k o, Globalizacja - zacofanie - rozwój, w: Globalizacja. Gospodarka. Praca. Kultura,). Gardawski.J. Polakowska-Kujawa (red.), Szkota Gtówna Handlowa, Warszawa 2003. 47 Wszelako i wiodące w gospodarczych i społecznych reformach kraje doświadczyły „ręcznego sterowania" przez międzynarodowych doradców. Janinę R. Wedel poddała wnikliwej analizie realia pomocy (finansowej, prawnej, technologicznej) krajów zachodnich dla państw Europy Środkowej i Wschodniej, zwłaszcza dla Polski, Czech i Rosji18. Interesowała ją odpowiedź na fundamentalne pytanie: w jakiej mierze pomoc ta przyczyniła się do budowy gospodarki rynkowej i demokratycznych państw, w jakiej zaś stworzyła przesłanki dla utrwalenia nomenklaturowych układów interesów sprzed 1989 r.? Punktem wyjścia oceny realizacji programów pomocy był głównie wskaźnik wydanych pieniędzy. Janinę R. Wedel stwierdziła, że - zgodnie z dogmatycznie przeniesioną na grunt krajów Europy Wschodniej doktryną - najważniejsza była prywatyzacja, z reguły przeprowadzana bez strategicznych planów i dostosowali do miejscowych warunków. Odrębną, choć rzutującą na niepowodzenie transformacji kwestią byli zachodni doradcy, czyli „konsultanci kapitalizmu". Chodzi tu o głównego ideologa Jeffreya Sachsa i związanych z nim specjalistów, którzy powtarzali te same lekcje przebudowy gospodarki w kolejnych krajach dawnego obozu sowieckiego. Dotyczy to jednak także silnej grupy przedstawicieli firm konsultingowych, wybierających i wyceniających przedsiębiorstwa do sprywatyzowania, formułujących główne tezy (bądź narzucających gotowe sformułowania) projektów aktów prawnych. Często jawnie dla Polski niekorzystnych19. Warto przytoczyć obrazowy opis tych zaszłości. Jak pisze Daniel Wincenty, „osobną grupę konsultantów stanowiła tzw. Brygada Marriotta (od nazwy hotelu w którym najczęściej zamieszkiwali w Warszawie). Owi konsultanci dzień tu-dzień tam {fly-in fly-out consultants) cechowali się zazwyczaj żenującą niewiedzą o specyficznych warunkach ekonomiczno--społecznych w krajach postkomunistycznych. Niemniej jednak byli świetnie opłacani i dopóki pomoc koncentrowała się w Polsce, Czechach i na Węgrzech, przez dłuższy czas można było zaobserwować ich przepływ w trójkącie Warszawa-Praga-Budapeszt"20. 18 Zob. J. R. W e d e 1, Collision and Collusion. The Strange Case of Western Aid to Eastern Europę, Palgrave, New York 2001. |CJ Szerzej o niebezpieczeństwach związanych z ingerencją w polskie prawo zob. A. Zybertowicz, W uścisku tajnych służb. 20 D. Wincenty, Transformacja, prywatyzacja i czołowi aktorzy, „Studia Polityczne" 2002, nr 13. 48 Układ ten był wyjątkowo groźny dla przekształcających się państw, ponieważ owi zachodni aktorzy transformacji identyfikowali się z instytucjami krajów, z których się wywodzili, i wobec nich byli lojalni często kosztem strategicznego interesu państwa, któremu doradzali. W krańcowych przypadkach wyrażało się to w działaniach na granicy prawa (szpiegostwo przemysłowe). Ten pesymistyczny obraz mechanizmu transformacji podzielają nieliczni raczej autorzy. Na szczególną uwagę zasługują rozważania Judith M. Green. Jej zdaniem „pomoc, jaką faktycznie USA zaproponowały (...], obrazuje [...] niebezpieczną wręcz nieświadomość specyficznych aspektów polskiej historii, kultury oraz współczesnej sytuacji połączoną z nieuprawnionym założeniem, iż model amerykańskich politycznych, kapitalistycznych instytucji ekonomicznych [...] reprezentuje ostateczną fazę rozwoju demokracji, do której dążyć powinny wszystkie inne kraje, łącznie z Polską"21. Ukryci zachodni aktorzy transformacji kreowali (lub wzmacniali) pozycje silnej i wpływowej grupy lokalnych przewodników owych zachodnich instytucji finansowych. Rekrutowali się oni z reguły z elit postkomunistycznych i z dawnej opozycji, a ich kapitał początkowy to sieć wcześniejszych (datujących się z okresu ancien regimeu) kontaktów z mniej lub bardziej prominentnymi ludźmi Zachodu. Nowi aktorzy transformacji działali za pośrednictwem różnego rodzaju fundacji i organizacji pozarządowych. Z czasem grupa ta spotężniała, z niej też wyłonili się późniejsi decydenci życia gospodarczego i politycznego, czyli ludzie, których dłuższa działalność na styku państwowe-prywatne niekoniecznie skłaniała do przedkładania interesów publicznych nad interesy własne. Można zaryzykować twierdzenie, że ta właśnie grupa stanowiła podstawowy trzon późniejszej elity władzy (ze wszystkimi gospodarczymi i politycznymi sukcesami i błędami rządów owych elit w rozmaitych konfiguracjach koalicyjnych). W rezultacie tych zaszłości żyjemy w nieco dziwnym państwie. Jest to fenomen złożony, którego część funkcjonuje zgodnie z klasycznym modelem wolnorynkowym, część zaś w sposób odmienny, według dawno minionych wzorców gospodarki zdalnie sterowanej. Państwo polskie 2004 r. jest zatem instytucją działającą według wzajemnie sprzecznych zasad, co samo w sobie 21 J. M. Green, Pogłębianie demokracji w Europie Środkowej: perspektywa radykalnego pragmatyzmu opartego o doświadczenia amerykańskie, w: Demokracja w Europie Środkowej, 1989-99, J. Miklaszewska (red.), Instytut Studiów Strategicznych, Kraków 2001, s. 109-110. 49 jest dysfunkcjonalne. Według Andrzeja K. Koźmińskiego mamy do czynienia z „tworem wewnętrznie sprzecznym, ponieważ z jednej strony kontynuuje odziedziczoną po poprzedniej formacji rolę «właściciela», «zarządcy», «redys-trybutora» i «rozdzielcy», z drugiej zaś wyzbyło się kontroli nad zasobami, tworząc «fundusze», «agencje», «zarządy», kasy itp., które po kolejnych wyborach wchodzą do puli łupów politycznych"22. Nie ulega wątpliwości, że w tych warunkach nie da się realizować żadnej spójnej polityki gospodarczej pro publico bono, relatywnie łatwo jest natomiast zawłaszczać środki publiczne, kierując się politycznym klientelizmem i interesami grupowymi i partyjnymi. Istnieje także druga, społeczna, strona przeszczepienia do Polski modelu obcego kulturowo. Ów przeszczep nie mógł się przyjąć w kraju o odmiennych tradycjach historycznych, politycznych i o innej mentalności obywateli. Jerzy Szacki pisząc o „imitacyjnym modelu transformacji" uważa, że „ów schemat zawierał [...] przyjęte milcząco założenie, iż ludzie w naturalny niejako sposób skłonią się do gospodarki rynkowej i liberalnej demokracji, jeśli zaś fakty świadczą na razie o czymś przeciwnym, nie dowodzi to w istocie niczego innego poza tym, że zostali przejściowo ogłupieni przez socjalistyczną ideologię lub długotrwałe życie w warunkach realnego socjalizmu"23. W rezultacie wprowadzanie w życie nowego systemu zderzyło się z oporem materii społecznej, co zaowocowało tym, że mechanizm zmiany gospodarki nie do końca zadziałał, tworząc w istocie system niejednorodny (zawierający elementy przeciwstawnych sektorów - starego i nowego), który Wacław Wilczyński nazywa „dualizmem systemowym"24. Tego rodzaju sytuacja doprowadziła do wielowymiarowych konsekwencji. Jedną z nich jest to, że prawna regulacja planowania, zarządzania i kontroli podstawowych dla transformacji procesów stanowi swoiste odzwierciedlenie owego dualizmu systemowego. Jest ona niespójna, niekonsekwentna i pato-genna. Przykładowo: do połowy października 2002 r. nie ogłoszono jednolitego tekstu ustawy prywatyzacyjnej. ,Jej czytelność - pisze Cezary Kosikow- 22 A. K. Ko ż m i ń s k i, Jaki kapitalizm dla Polski?, w: Polski ustrój spoteczno-gospodarczy. Jaki kapitalizm?, Rada Strategii Gospodarczej przy Radzie Ministrów, Warszawa 2003 (Raport nr 22), s. 26. 23 J. S z a c k i, Nauki społeczne wobec wielkiej zmiany, w: Zmiana społeczna. Teorie i doświadczenia polskie,]. Kurczewska (red.), Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1999, s. 131. 24 Zob. W. Wilczyński, Pięć lat polskiej transformacji 1989-1994, w: Pięć lat po czerwcu (praca zbiór.), Centrum im. Adama Smitha, Warszawa 1994, s. 43 i nast. 50 ski - była więc tak mocno utrudniona, iż czytelnik ustawy nie miał całkowitej pewności, czy i w jakim stopniu obowiązują jej poszczególne przepisy"25. Wpływ kiepskiego prawa na dynamikę przemian jest oczywisty, podobnie jak jego zakotwiczenie w niejasnym, dwoistym systemie transformacji. Klientelizm polityczny Terminu „klientelizm", rozumianego jako system rządzenia, w którym decyzje są podejmowane na podstawie kryteriów uznaniowych, po raz pierwszy użył Tadeusz Mazowiecki w 1995 r. w polemice politycznej. Zarzucał on rządzącej koalicji SLD-PSL kierowanie się klientelizmem właśnie, wypierającym zasady rządzenia pro publico bono, zgodne z interesem gospodarki i społeczeństwa. Najogólniej rzecz ujmując, klientelizm to układ między dwoma osobami bądź grupami o nierównym statusie ekonomicznym i społecznym. Jest to więc układ asymetryczny, którego podstawą jest osobista lojalność i zobowiązanie dotyczące wymiany usług i dóbr o nierównej wartości. Klientelizm polityczny, którego jedną stroną są ludzie związani z władzą, ma z reguły postać diady pionowej. Klientelizm jest układem nieformalnym, jednak nakłada się na formalne systemowe struktury państwa tworząc sieć perspektywicznie niebezpiecznych powiązań. W socjologicznej i politologicznej literaturze problemu na plan pierwszy wysuwa się analiza ról patrona i klienta, ich relacji oraz czynników sytuacyjnych te relacje modyfikujących. Fenomen polskiego klientelizmu jest przy tym rozważany w kontekście III Rzeczypospolitej, okresu realnego socjalizmu2fi i polski szlacheckiej27. Układ: patron-klient funkcjonuje zatem od bardzo dawna, chociaż w literaturze przedmiotu pisze się o nim rzadko. Antoni Mączak, autor książki o klientelizmie w perspektywie historycznej, zwraca uwagę na ryzyko postrzegania świata z tej właśnie perspektywy. Tu bowiem łatwo popaść w przesadę, w swoistą klientelistyczną - na wzór spiskowej - teorię 25 C. Kosikowski, Prawne aspekty prywatyzacji w Polsce, w: Pułapki prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2003, s. 41. 26 Zob. zwłaszcza J. Tarkowski, Socjologia świata polityki, t. 2: Patroni i klienci. Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1994; J. Staniszkis, Ontologia socjalizmu, In Plus, Warszawa 1989 i tej że, Postkomunizm. Próba opisu, stowo/obraz terytoria, Gdańsk 2001. 27 Zob. A. M ą c z a k, Nierówna przyjaźń. Układy klientalne w perspektywie historycznej, Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej, Wroctaw 2003 oraz J. Tazbir, Polska na zakrętach dziejów, Sic!, Warszawa 1997. 51 dziejów. Jest to jak dotąd pułapka wirtualna: w każdym razie nie wpadł w nią żaden z autorów powoływanych we Władzy. Przywilejach. Korupcji. Interesujące jest też słownictwo stosunków patron-klient. Jest ono wieloznaczne i mylące, zwłaszcza w języku polskim, w którym desygnatem nazwy „patron" jest święty, opiekun, a nazwy klient - osoba robiąca zakupy. Dużo łatwiejsze i bliższe rzeczywistości jest słownictwo francuskie. Le patron to szef, pryncypał, chlebodawca czy gospodarz, co jest bliższe pojęciu klientelizmu, w którym klient nosi znamię niższości, i dystansu wobec patrona. „W korespondencji kierowanej - czy to w rzymskim antyku czy w europejskim XVI—XVIII stuleciu - do możnego w intencji uzyskania jego protekcji uniżoność miewała charakter instrumentalny [...] obok «sługi i podnóżka* spotykamy w formułkach końcowych także klienta"28. Bardzo istotnym elementem układów klientalnych jest możliwość sięgania przez patronów do zasobów publicznych, ponieważ nieostry podział między zasobami prywatnymi czy państwowymi sprzyja „rozrostowi patronatu opartego na dysponowaniu zasobami publicznymi. Wielcy ministrowie monarchów absolutnych - Olivares, Richelieu, Mazarin i inni - budowali swą władzę na dysponowaniu lukratywnymi stanowiskami"29. Współczesny mechanizm sprzężenia polityki, pieniędzy i władzy i rozdzielania lukratywnych stanowisk państwowych jako łupów kolejnej zwycięskiej koalicji przypomina przeszłe czasy. Jeśli jednak - rezygnując z bardzo już odległych porównań - przejdziemy do klientelizmu w okresie realnego socjalizmu, to za Jackiem Tarkowskim możemy stwierdzić, że stanowił on chleb codzienny systemu30. Jakkolwiek w III Rzeczypospolitej układ klientalny nie opiera się na niedoborach rynkowych czy stosunku do Wielkiego Brata, to przecież nomenklaturowy wymiar zjawiska wciąż istnieje i rozwija się w najlepsze, niezależnie od tego, z której strony sceny politycznej wywodzi się współczesna polska nomenklatura. „Krążenie członków klasy politycznej - pisze Jadwiga Staniszkis - między stanowiskami państwowymi a pozycjami w tak zwanym sektorze publicznym (...) nie tylko zabezpiecza ich osobiście, ale stanowi podstawę rozbudowanego klientelizmu politycznego i ekonomicznego"31. Chociaż Staniszkis 28 A. M ą c z a k, Nierówna przyjaźń, s. 20. 29 Tamże, s. 43. 30 Zob. J.Tarkowski, Socjologia świata polityki. 31 J. Staniszkis, Postkomunizm, s. 122. 52 pisze tu o sytuacji w Rosji, to przecież pod tym względem polskie realia nie są zbyt odległe od rosyjskich: wszak i w III Rzeczypospolitej polityczny klientelizm i korupcja są elementami procesu zawłaszczania państwa. Dzieje się tak dlatego, że zagęszczenie sieci powiązań miedzy aktorami sceny politycznej, patronami i klientami pociąga za sobą nieprzejrzystość systemu i przepływ pieniędzy publicznych do osób prywatnych. W sposób oficjalny i półoficjalny w formie wynagrodzeń i co nie mniej ważne - synekur „tam gdzie są konfitury". Lojalność była i jest fundamentem układów klientalnych. Przypomnienie Cesarza Ryszarda Kapuścińskiego budzi refleksje na temat ciągłości i zmian owego fundamentu w różnych czasach i mniej lub bardziej hierarchicznych strukturach władzy. Czy zasada zgodnie z którą „łaskawy pan nigdy nie kierował się zasadą zdolności tylko zawsze i wyłącznie zasadą lojalności"32, nie przypomina zasad stosowanych „tu i teraz" we współczesnych społeczeństwach? Układ klientalny występuje niemal w każdym systemie ustrojowym i kształtuje się też niezależnie od opcji rządzącej elity politycznej. Klientelizm jest bowiem silniej związany z państwem niż z ideologią partii sprawujących władzę. Współczesny patron nie musi mieć prestiżu wynikającego z jego pozycji w gospodarce czy finansach. „Nowy leader często pochodzi nizin, jest produktem systemu politycznego, który potrafi zinterpretować i wykorzystać, by stać się patronem [...] Nowoczesny klientelizm polityczny żywi się państwem, a podtrzymuje go z dawna i głęboko zakorzeniony walor lojalności"33. Z teoretycznego punktu widzenia (subsystemowej Mertonowskiej analizy funkcjonalnej)34 układ klientelistycznych powiązań ma elementy funkcjonalne (dla jego aktorów kluczowych i pomniejszych, skoro zrealizuje ich interesy) oraz dysfunkcjonalne, powodujące zagrożenie dla procesów transformacji. Zwłaszcza że klientelizm, jak wskazują doświadczenia, ma skłonność do autoreprodukcji. Klientelizm -w rozmaitych formach i w różnych strukturach - rozrasta się szczególnie w latach przemian gospodarczych i społecznych z charakterystycznym dla nich chaosem politycznym i prawnym. Powstają układy odporne na zmiany i próby ich zwalczenia. Mechanizm może być także samonapędzający: jedne układy personalne i zbiorowe wymuszają I 32 R. K a p u ś c i ń s k i, Cesarz, Czytelnik, Warszawa, s. 34. 33 A. M ą c z a k, Nierówna przyjaźń, s. 393. 34 Zob. szerzej P. Sztompka, System and Function, Toward a Theory ofSociety, Academic Press, New York 1974. 53 drugie, jedna ekipa władzy zastępuje drugą i wynagradza swoich popleczników niemniej hojnie niż jej poprzednicy. „Dzisiaj mamy do czynienia - pisze Marek A. Cichocki - z zamkniętym układem personalnych interesów, lojalności i powiązań oraz jego medialną i gospodarczą klientelą, w skład której wchodzą partie określające się jako lewicowe i prawicowe, mające rodowód postkomunistyczny i solidarnościowy. Układ ten istnieje [...| w oderwaniu od demokratycznego, wyborczego mandatu"35. Bardzo interesującym przykładem klientelizmu ekonomiczno-politycz-nego są powiązania sieciowe w górnictwie węglowym36. r Dysfunkcje polityki gospodarczej Program transformacji gospodarczej, obok haseł ideologicznych, które - lakonicznie rzecz ujmując - obiecywały, że wszyscy zostaniemy kapitalistami, zawierał jedną zasadniczą, traktowaną jako uniwersalna, dyrektywę: wycofania państwa z własności podmiotów gospodarczych i z zarządzania gospodarką. Program Balcerowicza zakładał „wprowadzenie wypróbowanych przez rozwinięte kraje zachodnie instytucji gospodarki rynkowej" i przebudowę struktur własności podmiotów gospodarczych za pomocą prywatyzacji, rozumianej „jako sposób na podniesienie efektywności ekonomicznej i wzrost produkcji oraz na wchłonięcie bezrobocia", do którego - jak przewidywano - dojdzie w następstwie wdrażania programu. Celem prywatyzacji było osiągnięcie proporcji udziału sektora państwowego w gospodarce zbliżonych do występujących w krajach Unii Europejskiej37. Podjęte w ramach programu działania wprowadzające gospodarkę rynkową, tworzące dla podmiotów gospodarczych otoczenie „niewidzialnej ręki rynku" - uwolnienie cen, wycofanie dotacji, wymienialna waluta, otwarcie granic - zmierzały do ukształtowania mechanizmów ekonomicznych wymuszających restrukturyzację i następnie prywatyzację przedsiębiorstw państwowych. Podmioty państwowe znalazły się bowiem w sytuacji finansowej zdecydowanie gorszej niż podmioty prywatne. Nie dawano im ponadto szans rozwoju, własność państwową uznawano bowiem za nieefektywną ze swej istoty. 35 M. A. Cichocki, Demokracje z ograniczonym uczestnictwem, „Rzeczpospolita", 28-29 lipca 2001. 36 Zob. rozdz. 3: Górnictwo: gorące kasztany wtadzy. 37 Program gospodarczy. Główne założenia i kierunki, Rada Ministrów, Warszawa 1989, s. 5-7. 54 W rezultacie „terapii szokowej" lat 1990-1992 nastąpiło masowe załamanie kondycji finansowej przedsiębiorstw. Ciężary rozpoczętych inwestycji, nadmierne zatrudnienie, koszty utrzymania zbyt dużego majątku i finansowania zadań socjalnych, bariery dopływu kapitału oraz rosnące bariery popytu, związane z otwarciem gospodarki i wzrostem konkurencyjności stanowiły dla większości przedsiębiorstw balast nie do udźwignięcia; otwierały drogę forsownych oszczędności, radykalnej restrukturyzacji i prywatyzacji lub ograniczania produkcji i kurczenia się metodą „zjadania własnego ogona" (uruchamiania rezerw majątkowych i zmniejszania zatrudnienia). Wycofania się państwa z dotowania podmiotów gospodarczych nie dokonano ani planowo, ani konsekwentnie. Nie powstał, może w wyniku pogardy dla socjalistycznego planowania, wieloetapowy plan ograniczania i eliminowania pomocy państwa. „Na garnuszku budżetu" pozostały firmy i branże nie tyle strategiczne ze względu na ustabilizowanie i rozwój gospodarki, ile zagrażające stabilności władzy. Niekonsekwentnie przeprowadzona „terapia szokowa" podmiotów gospodarczych nie wpłynęła na stabilizację finansów państwa. Przeciwnie; wzrosły gwałtownie deficyt budżetowy i dług publiczny; państwo stopniowo traciło zdolność inwestowania, koniecznej interwencji i efektywnego finansowania transformacji. Duży deficyt, duże koszty obsługi zadłużenia publicznego, głęboka recesja wywołana przez program „stabilizacji i urynkowienia" gospodarki radykalnie zminimalizowały jej szansę rozwojowe, przede wszystkim inwestycje infrastrukturalne (fundamentalne dla rozwoju) i inwestycje w kapitał ludzki38. „Pomimo drastycznych cięć we wszystkich rodzajach wydatków w tym: społecznie i ekonomicznie najbardziej podstawowych (ochrona zdrowia, edukacja, zabezpieczenie społeczne, inwestycje infrastrukturalne) budżet państwa, jeszcze nadwyżkowy w 1990 roku, w następnych latach pogrążył się w deficycie. Pod naciskiem rosnącego deficytu kolejne projekty budżetu zakładały zwiększanie ciągle nie wystarczającego udziału podatku w PKB"39. Groźba wzrostu deficytu budżetowego i powrotu inflacji połączona z wiarą w „niewidzialną rękę rynku" i skuteczność fiskalnych narzędzi 18 Zob. szerzej W. J a k ó b i k, Zmiany systemowe a struktura gospodarki w Polsce, Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 2000. 19 J. M u j ż e I, Przekształcenia własnościowe w Polsce (1990-1992), „Poltext", Warszawa 1993, s. 13. 55 regulacyjnych sprawiały, że kolejne rządy (niezależnie od proweniencji politycznej) mimo różnych haseł programowych zmierzały niemal wyłącznie do zwiększania obciążeń podatkowych i mniej lub bardziej nieudanych prób redukcji wydatków. „W całym okresie transformacji naszej gospodarki minister finansów i prezes NBP mieli pozycję dominującą na niekorzyść ministrów zajmujących się sferą realną. Ta ostatnia miała być kształtowana - tak jak w rozwiniętych gospodarkach rynkowych - głównie przez siły rynku, chociaż, zwłaszcza na początku transformacji były one słabe i działały ze szczególnym okrucieństwem, co spowodowało wysokie społeczne koszty przemian, w tym: wysokie bezrobocie i nadmierne rozwarstwienie dochodów. Trzeba też dodać, że ideologia zdania się na siły rynku jest bardzo wygodna i nie wymaga dużej wiedzy od polityków. Równocześnie jednak rynek nie jest w stanie tworzyć długookresowych przesłanek trwałego, zrównoważonego rozwoju, ani też spójności społecznej. Te funkcje powinno kształtować i stymulować państwo"40. Programowe wycofanie się państwa z gospodarki i równoczesne uwikłanie się w zarządzanie poszczególnymi jej segmentami uzasadniane „względami społecznymi" zmniejszania zagrożenia bezrobociem hamowało rozwój gospodarczy. Gorzej: pod hasłem restrukturyzacji i dostosowania do realiów gospodarki rynkowej budowano partyjne zaplecze gospodarcze, co oczywiście sprzyjało destrukcji procesu transformacji. Nie powstał żaden spójny program restrukturyzacji gospodarki. Programy cząstkowe, tworzone od nowa przez kolejne ekipy i nie wychodzące najczęściej poza fazę planowania, zwiększały koszty restrukturyzacji i interwencji paliatywnych. Bezplanowa, prowadzona case by case, prywatyzacja znacznie zniszczyła więzi kooperacyjne, pogłębiła bariery rozwojowe przedsiębiorstw i całych segmentów gospodarki. Brak infrastruktury prawnej, skutecznie eliminującej patologię obrotu gospodarczego i konkurencji, zaowocował aferami gospodarczymi narażającymi państwo na miliardowe straty, rozwojem patologicznych sfer gospodarowania, rozrostem szarej strefy, różnych form dzikiego kapitalizmu oraz skrajnym upolitycznieniem gospodarki i korupcją. Załamały się finanse państwa, drastycznie wzrosło bezrobocie i zubożenie większości społeczeństwa. Ekipy rządzące państwem konsekwentnie, niezależnie od partyjnych 40 U. PI o w i e c, Uwagi o niektórych czynnikach rozwoju Polski w procesie integracji europejskiej, „Studia Ekonomiczne" 2003, nr 1-2, s. 149. 56 deklaracji, pod wspólnymi hasłami odchodzenia od interwencjonizmu, wycofywały się z budowania polityki gospodarczej ograniczając się do „planowania" prywatyzacji41 i przedprywatyzacyjnej restrukturyzacji sektorów „trudnych" czy „wrażliwych", tzn. takich, którymi potencjalni inwestorzy nie byli zainteresowani, których możliwa upadłość mogła grozić znaczącymi niepokojami społecznymi lub które mogły tworzyć partyjne imperia gospodarcze i kreować oligarchów. Programy transformacji poszczególnych ekip rządzących po 1990 r. zasadniczo różni niemal wyłącznie zakładane tempo prywatyzacji i stopień realizacji przyjętych w ustawach budżetowych wpływów z prywatyzacji. Wpływy z prywatyzacji systematycznie jednak rozpływały się w wydatkach budżetu poszczególnych lat i nie miały istotnego wpływu na ograniczenie konsekwentnie rosnącego deficytu budżetowego, długu publicznego, nie zostały też zainwestowane w rozwój gospodarki. Prywatyzację dużych, a więc znaczących finansowo i ważnych dla potencjału gospodarczego i powiązań kooperacyjnych przedsiębiorstw, narzucał popyt na akcje i udziały Skarbu Państwa. Inwestorzy zainteresowani byli, co oczywiste, tymi przedsiębiorstwami, które rokowały szansę szybkiego rozwoju i godziwych zysków, nie zawsze zresztą, zwłaszcza w spółkach sprywatyzowanych przez inwestorów zagranicznych, zasilających podatkami polski budżet państwa. Przemysły mięsny, paszowy, farmaceutyczny, samochodowy, cementownie, sieci handlowe, banki zostały sprywatyzowane głównie przez inwestorów zagranicznych, niekiedy na „ojcowskich" warunkach i, z reguły, bez zobowiązań utrzymania więzi kooperacyjnych z polskimi firmami. Duże i znaczące dla gospodarki przedsiębiorstwa stały się częściami międzynarodowych koncernów. Działając w zamkniętym obiegu współpracy skutecznie topią zyski w kosztach i kreują popyt kooperacyjny niemal wyłącznie na produkty zagraniczne42. Niezależnie od wielu, niewątpliwie efektywnych transakcji, przynoszących sprywatyzowanym przedsiębiorstwom wzrost pozycji konkurencyjnej i sta- 41 Dokumenty typu kierunki czy programy prywatyzacji nie miaty charakteru strategicznego. Roczne i wieloletnie programy lub kierunki prywatyzacji wskazywały te sektory i przedsiębiorstwa, które ze względu na potrzebę zasilenia budżetu można lub trzeba byto sprzedać. Zarówno kolejność sprzedaży, jak i planowany zakres prywatyzacji wynikały z doraźnych potrzeb i nie byty podporządkowane celom strategicznym. 42 Zob. Manowce polskiej prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Wydaw. Naukowe PWN-Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2001 oraz M. Jarosz, Dysfunkcje procesu prywatyzacji w wymiarze instytucjonalnym i społecznym, w: Kondycja moralna społeczeństwa polskiego, J. Mariański (red.), WAM, Kraków 2002. 57 bilizację rynkową, trudno doszukać się w decyzjach o sprzedaży majątku i tytułów własności Skarbu Państwa długookresowej strategii transformacji własnościowej, a także, co jako hasło pojawiło się dopiero w ostatnich latach, docelowego modelu sektora państwowego. „Dziś w Polsce nie ma strategicznego wymiaru myślenia o reprezentacji interesów. Transformacja rynkowa już się rozmyła. Pozostaje tylko kategorią analityczną. Kto dziś mówi o transformacji, o gospodarce rynkowej? I nie chodzi o to, że nie ma «drugiego Balcerowicza». Nie ma pomysłu, nie ma koncepcji, nie ma racji, która by przemówiła do ludzi i pozwoliła im koncentrować swe nadzieje i aktywność na czymś, co jest strategicznym wymiarem działalności państwa"43. Równie chaotyczne i raczej rozbieżne z racjami gospodarczymi były procesy restrukturyzacji sektorowej. Przemysł lekki upadł bez interwencji państwa, kolejne, mało skuteczne, programy restrukturyzacji górnictwa i innych sektorów schyłkowych realizowano kosztem przekraczających możliwości budżetu nakładów w sytuacji braku środków na wsparcie potencjalnych lokomotyw polskiej gospodarki. Pomoc państwa, inwestowanie państwa w gospodarkę miały niemal wyłącznie charakter paliatywny i obejmowały te sektory czy podmioty gospodarcze, których upadłość zagrażała spokojowi społecznemu. W żadnym przypadku terapia ta nie doprowadziła do reanimacji; przeciwnie: rosły zarówno koszty, jak i problemy społeczne oraz dług publiczny. Zgodnie z danymi Ministerstwa Finansów dług publiczny odziedziczony po PRL-u wynosił w 1989 r. 53 mld złotych. Rządy solidarnościowe (Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego, Jana Olszewskiego i Hanny Suchockiej) podniosły wartość długu publicznego do 138 mld. Koalicja SLD-PSL w latach 1993-1997 dodała do długu publicznego kolejne 84 mld i podniosła jego wartość do 222 mld. Ekipa Jerzego Buźka zwiększyła dług publiczny o 45 mld złotych. W 2001 r. wartość długu publicznego wynosiła 267 mld. Rząd Leszka Millera do końca 2002 r. zwiększył dług publiczny o 77 mld, do poziomu 344 mld. Osiągnięta wartość długu publicznego przekracza obecnie połowę wartości całego majątku Skarbu Państwa (wraz z gruntami, lasami i budynkami) oszacowaną przez Ministerstwo Skarbu Państwa na sumę około 600 mld złotych. Ponadsześciokrotny wzrost długu publicznego w latach 1989-2003 nie miał odzwierciedlenia w wartości inwestycji państwa w rozwój gospodarczy i kapitał ludzki. ' J. H a u s n e r, Akt oskarżenia, „Polityka", 21 czerwca 2003. 58 Przeciwnie, realizacja programów restrukturyzacji sektorowej oraz tzw. wielkich reform społecznych dostarcza przykładów rażącego marnotrawstwa publicznych pieniędzy. Cena opóźnień, zaniechań i nietrafionych reform jest bardzo wysoka. Przykładowo: w latach 1990-2003 odkładanie restrukturyzacji górnictwa i hutnictwa metodą dotowania kosztowało około 100 mld złotych44; dotacje dla rolnictwa osiągnęły zbliżony poziom. Jeśli dodać (nigdy dokładnie niepoliczone) koszty nieudanych reform służby zdrowia, samorządowej, oświaty, systemu emerytalnego, umarzane długi sfery budżetowej oraz inne formy wspomagania przez państwo „niewidzialnej ręki rynku" suma tych wydatków przekroczy niewątpliwie wartość długu publicznego. Żadna z czterech wielkich reform, które miały zracjonalizować życie społeczne, mimo wcześniejszych prac studialnych i eksperckich, nie została należycie przygotowana, żadna też nie doprowadziła do realizacji założonych celów. Natomiast każda pochłonęła ogromną ilość pieniędzy, które złożyły się na dziurę budżetową. Jedynym niemal wskaźnikiem wzrostu osiągniętego w wyniku wdrożenia tych reform jest zwiększenie liczby miejsc pracy w administracji i wykreowanie popytu na prace eksperckie i doradcze. W tworzeniu miejsc pracy w administracji przoduje niewątpliwie reforma samorządowa. Jak podaje GUS, 373 powiaty zatrudniły 28,7 tys. urzędników. Nowe miejsca pracy powstały nie tylko w powiatach. W 1999 r., kiedy reforma samorządowa została wdrożona, liczba urzędników administracji powiększyła się o 46 tys. Powstały nowe stanowiska w urzędach wojewódzkich i marszałkowskich. Zatrudniono wielu wiceprezydentów, wiceburmistrzów, dyrektorów i doradców. Wzmocniła się także administracja centralna, głównie o podsekretarzy stanu i doradców. W 2003 r. na stanowiskach ministerialnych (sekretarzy i podsekretarzy stanu) pracowało około 150 urzędników, co w porównaniu z krajami Unii Europejskiej lokuje nas w ścisłej czołówce. Mamy też bardzo kosztowny system parlamentarny. Jak wynika z danych Kancelarii Sejmu, w krajach Europy Zachodniej parlamenty jednoizbowe lub izby niższe parlamentu liczą średnio 238 posłów; w Polsce - 460 posłów i 100 senatorów. Obsługa jednego parlamentarzysty kosztuje rocznie budżet 650 tys. złotych45. Ograniczenie liczby urzędników i redukcja kosztów administracji oraz uwolnienie gospodarki od decyzji biurokratycznych nieodmiennie stanowiły 44 Ostatni zastrzyk finansowy dla zbuntowanych górników to 350 min złotych w akcjach TPSA. 45 Zob. K. Polarczyk, Parlament polski na tle parlamentów innych państw. Analiza statystyczna, Kancelaria Sejmu, Biuro Studiów i Ekspertyz, Warszawa 2003 (Raport BSE, nr 214). 59 punkt programu wyborczego wszystkich partii politycznych. Żadna ekipa rządząca nie spełniła jak dotąd tych obietnic. W 1990 r. liczba urzędników zatrudnionych w naczelnych i centralnych organach administracji państwowej wynosiła 34,2 tys. W 2002 r., zgodnie z danymi GUS-u, administracja centralna liczyła 118,5 tys. osób, a łączne zatrudnienie w administracji publicznej wyniosło 432,8 tys. Po 1999 r„ kiedy zredukowano liczbę województw, gwałtownie wzrosła liczba pracowników urzędów powiatowych, wojewódzkich, marszałkowskich, skarbowych, ubezpieczeń społecznych, instytucji obsługi służby zdrowia. Co gorsze, wyższych i średnich stanowisk w administracji i w gospodarce z reguły nie zajmują ludzie wyróżniający się fachowością ani też „osoby 0 dużym zaufaniu". Jest to raczej nieefektywny i kosztowny system podziału łupów i obsady stanowisk według kryterium przynależności partyjnej4f\ Od 1990 r. powstały także nowe instytucje, agencje, fundusze i środki specjalne, gospodarstwa pomocnicze, urzędy centralne służące transformacji gospodarki: Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Urząd Regulacji Energetyki, Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty, Urząd Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast, Agencja Mienia Wojskowego, Agencja Prywatyzacji, paraministerialne urzędy rzeczników, nawet tak fasadowe, bo pozbawione realnych kompetencji, jak Rzecznik Praw Dziecka. Mimo urynkowienia gospodarki utrzymały się też relikty gospodarki socjalistycznej, takie jak: Wyższy Urząd Górniczy czy Główny Inspektorat Kolejnictwa. W 2002 r. płace urzędników administracji centralnej wyniosły ponad 70% ogółu wydatków budżetu na ten cel. Utrzymanie administracji samorządowej stanowi ponad 10% budżetu samorządów i około 16% budżetu gmin. Pokłosiem czterech wielkich reform, obok rosnących obciążeń budżetu 1 pogłębienia kryzysu finansów publicznych, jest także destrukcja i wzrost patologii reformowanych systemów. Postępuje degradacja, dekapitalizacja służby zdrowia, a stan jej finansów jest krytyczny. Rozszerza się dzika prywatyzacja usług medycznych, świadczonych przez placówki publiczne, postępuje dezorganizacja pomocy medycznej, rozrasta się wszechobecna, niemal już systemowa, korupcja publicznej służby zdrowia. Reforma oświaty, która sprowadza się w efekcie do zmian organizacyjnych, alokacji szkół 46 Zob. W. Ki e ż u n, Nie tylko chcieć i móc. Prakseologiczny model transformacji, w: Kondycja społeczeństwa polskiego. Zagrożenia i szansę, Wydaw. Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego, Warszawa 2000, s. 16; zob. także tegoż, Sprawne zarządzanie organizacją, Wydaw. Szkoty Głównej Handlowej, Warszawa 1998. 60 i wydłużenia drogi uczniów do szkoły, nie spowodowała wprawdzie drastycznego wzrostu obciążeń budżetu, ale jednak niczego nie usprawniła i nie wpłynęła na unowocześnienie polskiej szkoły. Przeciwnie, niekonsekwencja w reformowaniu oświaty, brak systemowej reformy programowej, wycofanie się z przyjętych koncepcji pogłębiają zapóźnienia oświatowe i utrwalają dystans poziomu wykształcenia polskiego społeczeństwa wobec standardów unijnych. Utrzymywanie, a nawet rozbudowywanie sieci szkół zawodowych i techników, w których uczy się ponad 40% młodzieży, radykalnie ogranicza szansę absolwentów tych anachronicznych w większości szkół na rynku pracy i sprzyja wzrostowi bezrobocia47. Skandale w prywatnych szkołach wyższych, nie gwarantujących studentom ani solidnego wykształcenia, ani uznawanego dyplomu, świadczą o braku kontroli państwa nad urynkowieniem oświaty i należytej troski o jakość kapitału ludzkiego. W perspektywie budowy „gospodarki opartej na wiedzy", zdolnej konkurować na rynkach międzynarodowych, zaniedbania zarówno regulacyjne, jak i programowe, a także brak środków państwa na inwestycje w system oświaty będą stanowić główną barierę rozwoju. Ciągłe zagrożenie płynności finansowej ZUS-u, mimo umarzania długów wobec budżetu (8,14 mld złotych), niedobór środków na wypłatę świadczeń emerytalnych według starego systemu, zaległości wobec Otwartych Funduszy Emerytalnych, projekt przejęcia długów ZUS-u przez Skarb Państwa i spłaty tego długu obligacjami, niewydolność i niesprawność systemu informatycznego przekonują, że mimo ogromnych kosztów przygotowania i wdrożenia reformy jej cele nie zostały osiągnięte, a zagrożenia załamania systemu wzrosły. O chorobie systemu emerytalnego świadczą także budżetowe koszty utrzymania Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS). Wypłata świadczeń dla emerytów rolników w ponad 80% jest finansowana z budżetu państwa. Irracjonalnie korzystna dla świadczeniobiorców relacja między wartością składek ubezpieczonych w KRUS-ie a wartością wypłacanych świadczeń oraz „ojcowskie" warunki ubezpieczenia sprawiają, że mimo iż liczba gospodarstw rolnych zmniejszyła się w ciągu ostatnich sześciu lat o ponad 100 tys., liczba ubezpieczonych w KRUS-ie wzrosła w tym czasie o 200 tys., co świadczy o pogłębianiu się patologii systemu i powoduje wzrost wydatków budżetu48. 47 Zob. rozdz. 8: Dziedziczenie statusu rodziny: bariery edukacyjne. 48 Dane ze spisów rolnych przeprowadzonych w 1996 i 2002 r., zob. „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 2003". 61 Z danych spisu powszechnego przeprowadzonego w 2002 r. wynika, że w Polsce jest 5 min rencistów (w tym osoby pobierające renty rodzinne). Spośród 23 min osób w wieku produkcyjnym 3 min - 13,1% - pobiera renty zdrowotne. W krajach OECD wskaźnik ten wynosi średnio 5,7%. Na 100 pracujących Polaków przypada 87 emerytów, rencistów i klientów opieki społecznej. W co drugim gospodarstwie domowym pieniądze, które wypłaca państwo, stanowią główne źródło dochodu rodziny. Dane spisu powszechnego z 2002 r. pokazują, że blisko 12 min osób w wieku produkcyjnym utrzmuje się z dochodów z pracy, a około 11 min z rent i zasiłków. Każdy pracujący utrzymuje zatem pośrednio prawie jednego niepracującego. Jak potwierdzają prognozy demograficzne, już niedługo świadczeniobiorców będzie więcej niż pracujących. Takich proporcji żadna gospodarka, żaden budżet nie wytrzymają. Już ujawnione, a jest ich niewątpliwie znacznie więcej, afery rentowe świadczą jednak, że Polska nie jest „chorym człowiekiem Europy"; znaczna część rencistów to wytwór chorego systemu świadczeń i powszechnej korupcji. Proces transformacji gospodarczej (zwłaszcza tzw. reformy systemowe) nie pozwolił na osiągnięcie założonych celów, nie spełnił też oczekiwań społecznych. Postępujące zubożenie i rozwarstwienie społeczeństwa, bezrobocie, zagrożenie kryzysem finansów publicznych, afery korupcyjne skutecznie niwelują w odbiorze społecznym pozytywne skutki przemian. Po kilkunastu latach reform Polska stanęła wobec potrzeby przeprowadzenia radykalnej i społecznie bolesnej reformy finansów publicznych. Bez tej reformy nie będzie możliwe ani sfinansowanie wydatków sfery publicznej na minimalnym choćby poziomie, ani pokrycie kosztów integracji z Unią Europejską, ani zapewnienie środków na współfinansowanie projektów i transferów unijnych. Nie będą też możliwe żadne skuteczne działania stymulujące wzrost gospodarczy i zmierzające do ograniczenia najdotkliwszej plagi społecznej - bezrobocia. O potrzebie reformy finansów publicznych rządy, eksperci, partie polityczne dyskutują od lat. Powstają mniej lub bardziej radykalne koncepcje uzdrowienia i racjonalizacji wydatków. Jednak w każdym kolejnym budżecie rośnie deficyt. „Przeprowadzenie reform nie jest jednak proste: beneficjenci niemal wszystkich wydatków budżetowych zadbali o to, by zagwarantować prawnie ich nieustanny wzrost, niezależnie od sytuacji budżetu i gospodarki [...], a jednocześnie politycy powtarzają co roku te same szczytne hasła. Jedni 62 mówią o obniżce podatków inni o ochronie najbiedniejszych, a jeszcze inni 0 konieczności zwiększenia wydatków na rolnictwo [...] Minister Finansów przekonuje się więc, że z listy swoich oszczędnościowych pomysłów może skreślić te najważniejsze [...] Po złożeniu budżetu we wrześniu okazuje się, że zasadnicza struktura dochodów i wydatków pozostaje niezmieniona, a deficyt niebezpiecznie wzrasta [...] W 2004 roku deficyt budżetu centralnego ma zwiększyć się do 45 miliardów złotych z 39 miliardów w tym roku [2003 - M.JĄ. Zdaniem analityków: gdyby podliczyć to, co rząd ukrył, okazałoby się, że w rzeczywistości wzrósł o blisko 20 miliardów złotych (...] Dług publiczny; skumulowany owoc deficytów z poprzednich lat przekracza już połowę polskiego PKB i nadal szybko wzrasta, a zgodnie z konstytucją nie ma prawa przekroczyć 60%. [...] Odpowiedzią rządu jest informacja, że rok 2004 to już ostatni rok wzrostu deficytu, a od roku 2005 będzie on systematycznie spadać. I bardzo dobrze, problem tylko w tym, że takie same deklaracje rząd składał i rok, i dwa lata temu"49. Nadzieje na zażegnanie kryzysu finansowego państwa politycy SLD 1 Platformy Obywatelskiej wiążą z planem Hausnera, a także z Unią Europejską, traktowaną niekiedy jako panaceum na wszystkie polskie problemy. W 2003 r. premier Leszek Miller na swojej stronie internetowej napisał, że do Unii musimy wejść, bo: „Polska nie jest w stanie samodzielnie dokonać skoku cywilizacyjnego, osiągnąć dobrobyt i umocnić bezpieczeństwo socjalne i osobiste własnych obywateli". ¦ Złe prawo Mottem do tej części książki, i całego rozdziału, jest teza Mirosławy Marody, że „podstawowym problemem Polski nie jest brak stosownych przepisów, ani nawet brak stosownych instrukcji [...] Jest nim - wytwarzana przez poszczególnych aktorów społecznych - nieciągłość instytucjonalna, która prowadzi do narastania niedostosowania wewnątrz systemu instytucjonalnego jako całości"50. W Polsce przyjęła się zasada, że po wyborach zwycięzca bierze wszystko: obsadza kierownicze stanowiska w administracji centralnej i terenowej, v) W. M. Ortowski, Budżetowy dryf, „Newsweek", 21 września 2003. '" M. Marody, Mechanizmy przekształcające tad społeczny w Polsce, w: Meandry instytucjonalizacji: dostosowanie Polski do Unii Europejskiej, M. Marody, J. Wilkin (red.), Fundacja im. Friedricha Eberta-Matopolska Szkota Administracji Publicznej Akademii Ekonomicznej w Krakowie, Kraków 2002, s. 164-165. 63 w agencjach i agendach rządowych, w zarządach i radach nadzorczych dobrze płacących spółek Skarbu Państwa. W ramach ogłaszanego przez każdą nową ekipę rządową programu usprawnienia administracji tworzy się także nowe, dobrze opłacane, stanowiska kierownicze dla członków partii i klienteli wyborczej. Każdej powyborczej reformie administracji czy wdrażaniu rządowego programu polityki gospodarczej towarzyszy powstanie nowych instytucji, paraministerialnych agend, agencji i funduszy rządowych lub przynajmniej tworzenie nowych stanowisk kierowniczych w działających urzędach centralnych i terenowych. Liczbę stanowisk do rozdania nie tylko prominentom, ale także dołom partyjnym znakomicie zwiększyła reforma samorządowa. W sytuacji rosnącego bezrobocia partie polityczne pod naciskiem swoich członków starają się kreować nowe miejsca pracy, spełniając funkcje urzędów pracy dla swych krewnych i przyjaciół. Po wygranych wyborach każda partia deklaruje wolę utworzenia rządu fachowców. Delegowani na kierownicze stanowiska działacze partyjni często jednak zyskują nowe kwalifikacje dopiero w wyniku podziału stanowisk wynegocjowanego przez koalicjantów. Kariery niektórych działaczy partyjnych dostarczają zresztą zdumiewających przykładów omnipotencji (od ministra obrony po prezesa wielkiego koncernu lub od lekarza do prezesa firmy ubezpieczeniowej); przypadki takie można by mnożyć. Walka jest ostra, bo polityka stała się biznesem. Nawet mało prestiżowe stanowiska radnego gminy czy powiatu obok oficjalnych diet dają też szansę uzyskania profitów „pod stołem". Stało się też prawie regułą, że partie, które wygrały wybory i tworzą większość parlamentarną, łatwo rezygnują z reprezentowania interesów swoich wyborców. Obietnice wyborcze, zwłaszcza te populistyczne, stosunkowo szybko okazują się niemożliwe do spełnienia ze względu na stan finansów państwa lub opór koalicjanta, senatu czy prezydenta. Zdecydowanie większe zaangażowanie i skuteczność wykazują posłowie w pilnowaniu interesów partyjnych oraz interesów grup czy osób tworzących biznesowe zaplecze partii. Niektóre projekty ustaw lub ich nowelizacji, przedkładane w parlamencie służą wyraźnie - często sprzecznym z interesem społecznym - interesom grup producentów. Świetnym przykładem takich regulacji był projekt ustawy o biopaliwach, która - nawet po korektach -jest jednostronnie korzystna dla grupy związanych z PSL-em producentów. Kuriozalnym przykładem ustawowego zabezpieczenia interesów klienteli politycznej jest też regulacja własności warszawskich wyścigów konnych, przekazanych nie istniejącej spółce. 64 Jakość polskiego prawa jest powszechnie kwestionowana przede wszystkim ze względu na niejasność i błędy prawne, niestabilność unormowań (permanentne nowelizacje), delegowanie istotnych rozstrzygnięć i przepisów do kompetencji ministrów (unormowania w drodze rozporządzenia). Przyjęte w polskim parlamencie standardy tworzenia ustaw o szerokim zakresie delegacji do rozporządzeń dają ministrom możliwość tworzenia i zmiany przepisów szczegółowych poza Sejmem. Rządzenie za pomocą rozporządzeń komplikuje i destabilizuje prawo, przede wszystkim jednak umożliwia rządowi lub poszczególnym ministrom podporządkowywanie przepisów interesom partyjnym. Liczba afer ujawnianych w Polsce w ostatnich latach wskazuje, że przedstawiciele władzy możliwość tworzenia przepisów prawa wykorzystują dla realizacji „niepisanego, lecz nadrzędnego" prawa do łupów powybor-czych. To niepisane prawo jest bezwzględnie respektowane także przez partie opozycyjne, które - uznając prawa zwycięzców - czekają na swoją kolej. Walczące o władzę partie polityczne uznają wzajemnie swoje prawa do swobodnego traktowania przepisów i norm. Wymieniający się na stanowiskach rządowych przedstawiciele partii rządzących i opozycyjnych są przykładnie solidarni i tolerancyjni także w sprawie bezkarności aferzystów i ich opiekunów z „grupy trzymającej władzę". Żadna z wielkich afer (od spirytusowej po zbożową, paliwową czy medialną) nie została do końca wyjaśniona, a sprawcy (beneficjenci i patroni) nie zostali ukarani. Klasa polityczna oraz jej biznesowe zaplecze - mimo walki o władzę - tworzą względnie stabilną i względnie lojalną grupę interesów. Ona też i jej klientela respektują wzajemnie swoje prawa do powyborczych łupów i przekrętów oraz zasadę TKM. Ponad dwie trzecie ustaw uchwalonych w 2003 r. przez polski parlament to naprawiające błędy i likwidujące luki prawne nowelizacje. Średnio cztery na dziesięć ustaw kierowanych do Trybunału Konstytucyjnego zawiera unormowania sprzeczne z konstytucją. Ministrowie zalegają z wydaniem prawie pięciuset rozporządzeń do uchwalonych i już obowiązujących ustaw. Dzieje projektów ustaw o biopaliwach (z nieskreślonym fragmentem „oraz inne rośliny"), o radiofonii i telewizji (z fragmentem „lub czasopisma"), o abolicji podatkowej, o służbie cywilnej czy nowelizowana czternastokrotnie ustawa o grach losowych i zakładach wzajemnych, w której wciąż pozostawiano lub tworzono nowe, korupcyjne furtki, świadczą o silnych związkach projektodawców i legislatorów z grupami interesu. 65 Skutki niektórych unormowań czy luk prawnych są z reguły opłacalne dla elit i klienteli partyjnej oraz ich zaplecza biznesowego. Przykładowo: nowelizacja ustawy o służbie cywilnej spowodowała, że przez rok na stanowiska w tej służbie można było powoływać osoby poza konkursem i bez sprawdzania ich kwalifikacji. W efekcie zatrudniono dwudziestu nie spełniających wymogów ustawy dyrektorów generalnych ministerstw oraz urzędów centralnych i wojewódzkich. Podobne rozwiązania zastosowano w artykule 71 ustawy o zamówieniach publicznych. Zezwala on na odstąpienie od procedury przetargowej „ze względu na szczególne okoliczności gospodarcze"; w 2001 r. wykorzystano tę możliwość w trzystu zamówieniach publicznych. Dysfunkcje polskiego prawa dobrze ilustruje także system podatkowy, obfitujący w luki prawne, które otwierają furtki do nadużyć zarówno podatnikom, jak i izbom skarbowym. Podatnicy (osoby fizyczne i osoby prawne) chcąc płacić niższą daninę państwu, robią wszystko, by skorzystać z ulg. System sprawił, że sztucznie stworzone firmy generują sztuczne koszty, przynoszące straty finansom państwa. Sejmowe dzieje poszczególnych projektów ustaw wskazują, że partie i posłowie periodycznie zmieniali swój stosunek do zawartych w nich przepisów w zależności od tego, czy ich partia po kolejnych wyborach parlamentarnych znalazła się w koalicji rządzącej czy w opozycji. Posłowie opozycji z reguły przyjmują i demonstrują role obrońców interesów szerokich mas społecznych. Po wyborach i zmianie konfiguracji politycznej parlamentu opozycyjni populiści szybko zapominają o swoim posłannictwie społecznym. Najbardziej znaczącym dla kondycji polskiego społeczeństwa (obok walki z bezrobociem i obniżania podatków) hasłem wyborczym, o którym się „zapomina", jest rozwój oświaty i nauki. Deklaracjom budowania „gospodarki opartej na wiedzy" towarzyszą systematycznie malejące nakłady na naukę i oświatę oraz nie zmieniające stanu szkół reformy organizacyjne. Parlamentarzyści są realnie odpowiedzialni wyłącznie przed swoją partią, bo od jej władz zależy umieszczanie ich nazwisk na liście wyborczej. Zależność ta wyznacza posłom obowiązek posłuszeństwa wobec dyrektyw partyjnych, co przekłada się często na obowiązek psucia rządowych projektów ustaw przez zgłaszanie poprawek, często radykalnie zmieniających sens i intencje przedkładanych sejmowi rozstrzygnięć. Zgłaszane poprawki, zwłaszcza te, których intencją jest obrona różnych środowisk przed skutkami niekorzystnych przepisów, stają się ważnym orężem walki politycznej koalicji 66 i opozycji. Opozycja występując w roli pokrzywdzonych, pracuje na przyszły sukces wyborczy. „Obrońcy uciśnionych" są szczególnie aktywni w debatach budżetowych i skutecznie blokują - nawet wbrew interesowi społecznemu czy kryteriom racjonalności - wszelkie próby redukcji czy racjonalizacji wydatków. Są to działania irracjonalne, niszczące budżet państwa i funkcjonowanie państwa tout courts\ Żaden rozważny mąż stanu (ani uczciwy, rzetelny poseł) nie powinien podejmować tak destrukcyjnych działań. Szkopuł w tym, że jest ich coraz więcej. Lojalność wobec wybranych grup wyborców, choć nieraz sprzeczna z interesem społecznym, jest ściśle podporządkowana interesom partyjnym. Przed społeczeństwem posłowie nie czują się odpowiedzialni. Zasada nieodpowiedzialności posłów, rządu i klasy politycznej jest w Polsce prawem kardynalnym. Odpowiedzialność urzędników za decyzje, nawet te, których skutkiem są miliardowe straty Skarbu Państwa, jest z reguły iluzoryczna. Jaskrawych przykładów faktycznej bezkarności decydentów dostarczają choćby afery prywatyzacyjne, zmonopolizowanie handlu zbożem przez ludowych oligarchów, utopienie prawie 500 min złotych w programie „Iryda" czy skandale korupcyjne towarzyszące utworzeniu Narodowego Funduszy Ochrony Zdrowia. Warto tu także wspomnieć o aferze Rywina, lecz nie o niedoszłej propozycji łapówkarskiej, ujawniającej szokujące opinię publiczną powiązania, kontakty towarzyskie i biznesowe oraz styl działania i morale klasy politycznej, lecz o jednostronnie korzystnej dla Heritage Films współpracy z TVP. Raport Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego sporządzony na zlecenie sejmowej komisji śledczej, ujawnił, że 25% funduszu przeznaczonego przez telewizję na produkcję filmów otrzymywała firma Lwa Rywina. Heritage Films uzyskiwała też od TVP wyjątkowo wysokie dofinansowanie, korzystne warunki kontraktowe, tolerowano też, nagminne zresztą, naruszenia umowy i przekraczanie (rekordowych w polskich realiach) kosztów produkcji. Natłok ujawnianych niemal codziennie przez prasę afer, przekrętów, skandali i mataczeń przekonuje, że stają się one w Polsce niemal normą. Upowszechnia się przekonanie, że kradnie każdy, kto dysponuje majątkiem państwowym. Poszczególne przypadki różnią tylko: wartość zawłaszczonego majątku, stopień zakonspirowania afery i szczelność parasola ochronnego rozpiętego nad biznesmenami przez przedstawiciela grupy trzymającej władzę. 51 Zob. M. Belka, Co to są zdrowe finanse publiczne?, w: Polska transformacja - sukcesy i bariery (praca zbiór.), Wydaw. Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2003. 67 „Wewnętrzne podziały wśród polityków - pisze Edmund Mokrzycki - przestają" być źródłem mechanizmów kontrolnych tam, gdzie zmowa milczenia może przynieść korzyść wszystkim, a więc np. w sprawach finansowania partii, stosowanie klucza partyjnego do obsady stanowisk w gospodarce, a także w niektórych aferach korupcyjnych [...] praktycznie wszystkie głośne afery w gospodarce z udziałem znanych polityków zostały przeczekane i rozmyte [...] Nieodpowiedzialność naszej klasy politycznej jest [...] cechą systemową - sprzeczną z założeniami demokracji, ale uwarunkowaną przez społeczny kontekst jej funkcjonowania"52. Zasada nieodpowiedzialności rozszerza się też na inne formy życia społecznego; obowiązuje w stosunkach pracowniczych, międzyludzkich, a nawet rodzinnych. Upowszechnia się przekonanie, że bezkarne znaczy dopuszczalne. Przykłady coraz szerszego grona luminarzy klasy politycznej, którzy nie stracili ani majątku, ani pozycji mimo popełnienia ewidentnych (choć nie rozpatrzonych przez sądy i nie ukaranych) przestępstw, mogą dokumentować swoiste powszechne rozgrzeszenie także dla przestępców spoza klasy politycznej. Grabież, korupcja, matactwo stają się powszechną normą. Zawsze bierze górę, nawet przestępczy, interes prywatny. W ciągu piętnastu lat transformacji obok prywatyzacji oficjalnej, prowadzonej przez dysponentów majątku państwowego, dokonała się w Polsce prywatyzacja dzika, w znacznym zakresie pozaprawna. Sprywatyzowano Sejm, który służy do załatwiania spraw własnych i grupowych (od partii do rodziny). Sprywatyzowano urzędy różnych szczebli, których działalność podporządkowano interesom grup kierowniczych i trzymających władzę. Lekarze sprywatyzowali przychodnie i szpitale i prowadzą w nich praktykę prywatną. Nauczyciele prywatyzują mające dobre notowania w rankingach szkoły publiczne. Proces dzikiej prywatyzacji rozszerza się także na inne grupy podmiotów publicznych. Prowadzenie własnego lub grupowego biznesu w strukturach własności państwowej - choć trudne do zaakceptowania przez klientów, pacjentów i innych usługobiorców - jest jednak coraz powszechniej traktowane jako norma. Powoli godzimy się z tym, że żyjemy w państwie zinstytucjonalizowanej nieodpowiedzialności i usankcjonowanego bezprawia, w którym interes prywatny zawsze wygrywa ze społecznym, gdzie określone formy bezprawia są tolerowane i dopuszczalne, gdzie klasa polityczna totalnie lekceważy E. Mokrzycki, Oswajanie rynku i demokracji, w. Los i wybór, s. 89-90. 68 prawo, wymiar sprawiedliwości i opinię publiczną, mimo że partie pilnie śledzą sondaże preferencji wyborczych i podejmują fasadowe akcje walki 0 interesy elektoratu. A elektorat wybiera raz lewicowe, raz prawicowe listy, bo wyborcy, podobnie jak kandydaci na posłów, senatorów, ministrów, wojewodów, marszałków, nie stosują w swych ocenach kryteriów moralnych. Ważne jest to, co służy interesom elektoratu, skoro partie są głęboko uzależnione od swoich korzeni, twierdzi Maurice Duverger53. I zapewne ma rację. Afery kolejnych, różnej proweniencji politycznej, ekip rządzących przyzwyczaiły społeczeństwo, że zarówno łupy wyborcze, jak i prywata we wszystkich jej formach są naturalnym przywilejem i atrybutem władzy. Społeczeństwo nie lubi i nie ceni klasy politycznej, nie ma jednak możliwości jej skutecznej eliminacji z życia publicznego. Choć partie rządzące są systematycznie karane niskim wynikiem wyborczym, wracają do władzy po kolejnych wyborach. Członków elit politycznych postrzegamy (do czasu) jako superinteligentne 1 moralnie czyste jednostki, a przecież wiadomo, że procedury demokratyczne sprawiają, że nie wybieramy najmądrzejszych, że wybieramy „swoich ludzi"54. -s .-.o Sztuka biznesu: nie dać się władzy Brak obywatelskiego stosunku do państwa i poczucia odpowiedzialności za państwo są niemal powszechne. Zgodnie z zasadą, że ryba psuje się od głowy, patologia władzy przekłada się na postawy i zachowania społeczne, zwłaszcza na wzory i strategie działalności biznesowej. Dziki kapitalizm, jaki rozkwita często w małych firmach prywatnych, nie respektuje ani żadnych norm, ani zasad, ani obowiązującego prawa, ani norm obrotu handlowego, ani odpowiedzialności za jakość produktu czy usługi, ani praw pracowniczych5S. Dysfunkcyjne, nieetyczne zachowania władzy (polityków i biurokratów) są niebezpieczne nie tylko dlatego, że niszczą gospodarkę i państwo, ale również dlatego, że przemieszczają się one w dół i zarażają coraz szersze kręgi ludzi. 53 M. Duverger, Political Parties, za: B. Marks, Trzy wymiary Samoobrony, czyli źródła sukcesu partii Andrzeja Leppera, „Studia Polityczne" 2003, nr 14, s. 19. 54 Zob. J. Wódz, SLD - ostatnie otwarcie, „Przegląd", 22 czerwca 2003. 55 Por. szerzej J. Gardawski.J. Gilejko, R. Towalski, Oceny i oczekiwania różnych grup społecznych wobec polityki właścicielskiej Skarbu Państwa, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1999. 69 Mechanizm rozprzestrzeniania się tego typu dysfunkcji analizowany zarówno przez politologów, jak i przez socjologów wskazuje na wyraźne zależności decyzji instytucji państwowych (nadmiernie eksploatujących bądź zgoła niszczących prywatny biznes) od sposobów reakcji na nie polskich przedsiębiorców56. Społeczno-zawodową kategorię drobnych przedsiębiorców stworzyli głównie członkowie klas wyższych: profesjonaliści, technokraci, pracownicy administracyjni i menedżerowie wyższego, średniego i niższego szczebla. Byli to z reguły ci, którzy „znaleźli się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie", czyli w okresie transformacji własnościowej przedsiębiorstw, najczęściej w pierwszej połowie lat 90. W tym okresie dokonał się masowy przepływ technologii, środków i ludzi z sektora państwowego do prywatnego. Wielu nowych właścicieli, zajmujących w państwowym zakładzie pracy stanowiska kierownicze, korzystało ze swoistej renty transformacyjnej i patronowało przekształcaniu się go (w całości lub w części) w firmę prywatną, z reguły przez siebie kierowaną. Sektor prywatny, małe i średnie przedsiębiorstwa, szczególnie silnie dotykają systemowe problemy prywatyzacji. Polityka państwa charakteryzuje się swoistą autonomią i dynamiką, będącą ilustracją szerszych zjawisk, napięć i konfliktów ujawniających się na tle reform. Administracja uczyła i uczy się prywatyzacji w biegu, a w dodatku bynajmniej nie jest ani monolitem, ani sprawnym, dobrze naoliwionym instrumentem polityki państwa. Przeciwnie, dominują w niej często interesy, niekiedy jawnie sprzeczne z interesem społecznym. Przedsiębiorcy uskarżają się głównie na niestabilne prawo, na utrudniony dostęp do kredytów, wysokie koszty prac, niesprawiedliwe podatki. Firmy aby przetrwać, prowadzą grę z nieprofesjonalnym, ale uciążliwym aparatem skarbowym. Znaczna część przedsiębiorstw działa w szarej strefie. Ich właściciele uważają, że dopiero radykalne obniżenie podatków i obciążeń parapodatkowych spowoduje, że opłaci się im (w każdym tego słowa znaczeniu) sumienne regulowanie zobowiązań wobec państwa. Paradoksalnie: z jednej strony państwa jest zbyt wiele, by przedsiębiorcy to akceptowali, z drugiej zaś, zbyt mało, by się do końca mu podporządkowali. O ile jedni przepłacają swą dwuznaczną postawę stresem i frustracją, o tyle inni traktują tę sytuację jako dodatkową szansę na 56 Zob. zwłaszcza J. Gardawski, Powracająca klasa. Sektor prywatny w III Rzeczypospolitej, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2001 oraz K. Jasiecki, Elita biznesu w Polsce. Drugie narodziny kapitalizmu, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2002. 70 robienie interesów („choćby i lewych, co tam"). To źle, ale bardziej musi niepokoić, że w oczach wielu przedsiębiorców -jak wynika z prowadzonych w Polsce badań empirycznych - właśnie państwo traci swą wiarygodność, próbując narzucać swoje partykularne interesy (wręcz „widzimisię") biznesowi. Jest to sytuacja niewątpliwie patologiczna i źle rokująca na przyszłość. Jest zrozumiałe, że ta rzeczywistość kształtuje poglądy i zachowania klasy nowych kapitalistów, i to raczej racjonalnie. Rządzący są postrzegani jako „oni", jako ci, którzy uchwalają restrykcyjne podatki i wysysają pieniądze z polskiego biznesu. Po to zwłaszcza, żeby je roztrwonić na zaspokojenie żądań sfery budżetowej, bezrobotnych albo bankrutujących wielkich przedsiębiorstw państwowych. „Oni" (przedstawiciele marnotrawnego i nieruchawego państwa) niszczą prywatny biznes, wykorzystując „każdą możliwość podnoszenia podatków, z których środki idą po części na zaspokojenie wygórowanych potrzeb samego aparatu państwa (zwłaszcza pensji urzędniczych) po części zaś na nieracjonalne zaspokojenie żądań tych, których władza się boi (np. górników)"57. Skłonności właścicieli do dychotomicznego podziału społeczeństwa i instytucji na „nas" (przedsiębiorców) i „onych" (państwowych biurokratów i decydentów) wynikają przy tym ze szczególnej właściwości przypisywanej pazernym „onym". Jest nią ich nieuczciwość. Chodzi tu nie tylko o szeroko rozumianą korupcję władzy, ale i o wciąganie przedsiębiorców w nieuczciwe praktyki (oszustwa podatkowe, łapówki itd.), bez stosowania których prywatne firmy musiałyby zbankrutować. Funkcjonujący dotąd system fiskalny (zwłaszcza opodatkowanie pracy) zmusza właścicieli firm do łamania prawa, ale nie kłóci się z przekonaniem o własnej uczciwości. Ba, mają oni nawet poczucie pełnienia misji ratowania gospodarki, która bez oszustw podatkowych prywatnych firm przestałaby funkcjonować. W tej grze kto, kogo przechytrzy i oszuka, w dłuższej perspektywie przegrywają obie strony. I nie tylko. Płaci za nią gospodarka ponosząca straty finansowe wynikające z dysfunkcji także i tego wymiaru prywatyzacji. Płaci także społeczeństwo, na które dewaluacja prawa oraz norm etycznych regulujących zachowanie ludzi (również na styku władza-przedsiębiorcy) wywiera wpływ zdecydowanie negatywny. Można zasadnie przyjąć, że do gry kto, kogo przechytrzy, prywatni przedsiębiorcy są wciągani przez państwowych, nieuczciwych biurokratów. 57 J. Gardawski, Powracająca klasa, s. 231. 71 W tej grze uczestniczą z niezłymi czasem efektami - ale jako ofiary, a nie sprawcy. Przegrani - nawet jeśli są beneficjentami w porównaniu z rolnikami czy robotnikami? Rzecz jest złożona, trudno jednak nie przychylić się do poglądu, że biurokratom i decydentom po prostu mniej wolno i że to głównie oni, przepoczwarzający się w świadomości społecznej w skorumpowaną, złą władzę, niszczą normy etyczne i odbierają jej legitymizację, przynajmniej w polityce gospodarczej. Brak legitymizacji wynika także z przypisywanej władzy nielojalności wobec własnego społeczeństwa, ulegania „naciskom kapitału zagranicznego, któremu daje lekką ręką wakacje podatkowe, dopuszcza do nieuczciwej konkurencji, groźnej dla polskiego, małego i średniego biznesu"58. „Oni" to rządzący z obu stron sceny politycznej. I ci z prawicy, i „ci, którzy mieszają zupę w lewą stronę", wszyscy zdaniem przedsiębiorców po prostu ich lekceważą, choć sami nie zasługują na szacunek. Są to poglądy ukształtowane przez własne doświadczenia i dominujące, obiegowe sądy. Niezależnie od argumentów je uzasadniających odrębność i opozycyjność tej grupy wobec elit władzy stanowi niebagatelny problem całej (dzisiejszej i jutrzejszej) klasy politycznej. 58 J. Gardawski, Przedsiębiorcy: beneficjenci czy przegrywający?, w: Manowce polskiej prywatyzacji, s. 126. Górnictwo: gorące kasztany wtadzy Analiza górnictwa dobrze egzemplifikuje braki programowe, błędy merytoryczne, uwarunkowania polityczne, a także dysfunkcje polskiej transformacji. Zadanie opracowania programu restrukturyzacji górnictwa podejmowały wszystkie ekipy rządzące po 1989 r. Żadna jednak - poza utopieniem w górnictwie wielomiliardowych dotacji - nie osiągnęła deklarowanych efektów. Pytanie, czy deklarowanych efektów nie osiągnięto ze względu na opór materii, błędy programowe, skalę problemu, bariery społeczne, brak woli politycznej czy interesy partyjnych oligarchów jest dobrze postawione i zasadne nie tylko w przypadku górnictwa. Niewątpliwie jednak koszty budżetowe wieloletniej restrukturyzacji, rosnące zagrożenia społeczne i skala patologii są w górnictwie rekordowe, dobrze zatem, bo wyraziście, ilustrują specyfikę polskiej transformacji oraz jej uwikłania polityczne i biznesowe. Problemy z reformą górnictwa nie są polską specyfiką, miały je, jak wiadomo, także inne państwa. Nigdzie jednak proces restrukturyzacji nie osiągnął tak mizernych rezultatów w porównaniu z nakładami finansowymi. W którym jeszcze kraju węgiel wydobywany po 130 złotych za tonę eksportowano po 80 złotych czy zgoła po 40? W 2003 r. „na oddłużenie górnictwa, dofinansowanie Kompanii Węglowej i program osłonowy państwo przeznaczyło gigantyczną kwotę ponad 25 mld zł (poprzednie reformy kosztowały 40 mld zł)"'. 1 co? Ano właśnie nie wiadomo, ponieważ wszystkie dotychczasowe próby uzdrowienia sytuacji kończyły się klęską. Klęską rządów J. Paradowska, Wielkie pieniądze wielki strach, „Polityka", 20 marca 2003. 73 i społeczeństwa. Czy wygrywali górnicy? Niekoniecznie. Najwięksi gracze (z zapasowymi asami w rękawie) to śląscy magnaci, dzięki którym nieźle żyją także działacze związkowi. Zdaniem Jarosława Knapa: „Mechanizm jest prosty: kopalnia otrzymuje np. dotację na likwidację szybu w wysokości 1 min zł i ogłasza przetarg na wykonanie tych robót. Wygrywa go spółka magnata"2. 1 gra toczy się dalej. Poprzednio przedmiotem analizy była władza, zwłaszcza dysfunkcyjne przejawy jej działań. Teraz warto wziąć pod lupę socjologa drugą stronę konfliktu. W najszerszym rozumieniu problemu drugą stroną są m.in. górnicy. Warto im się przyjrzeć nie tylko jako przeciwnikom reform, ale także jako szczególnej grupie zawodowej, która ma swoje interesy i swoje racje. Górnicy w latach powojennych: identyfikacja grupowa, poczucie odrębności Górnicy wyróżniają się szczególnie silną identyfikacją zawodową i grupową, poczuciem przynależności w wymiarze społecznym, kulturowym i regionalnym. ,Jedną z najważniejszych cech tej grupy charakteryzujących tradycyjną kulturę górnośląską - ale również tradycyjną kulturę robotniczą w ogóle - jest silne poczucie przynależności grupowej i więzi z innymi członkami grupy. Elementami rzeczywistości społecznej wskazującymi na występowanie takich zjawisk mogą być między innymi [...] ulokowanie osób znaczących i ważnych wewnątrz bądź na zewnątrz grupy, poczucie dystansu do innych, do innych grup społecznych i ich członków"3. W hierarchii ważności to, co się liczy, znajduje się w najbliższym otoczeniu: rodzina, zawód i praca, ludzie ze środowiska. Polityka i życie publiczne lokują się daleko, jako sfera życia powiązana z obcymi, tymi, co rządzą. W odróżnieniu od czasów gierkowskich, wtedy, kiedy władza nie była do końca władzą „onych", w latach transformacji udział w życiu publicznym znajduje się na ostatnim miejscu hierarchii zainteresowań górników. Przynajmniej dopóty, dopóki nie trzeba - w obronie własnych interesów - owej władzy przyłożyć. Pod koniec lat 90. zbiorowość górników wyróżniała się wysokim poczuciem zagrożenia płynącego z zewnątrz, dotykającego nie tylko wymiaru 2 J. K n a p, Kolonizatorzy Śląska, „Wprost", 28 września 2003. 3 K. Faliszek, Niepewność i wybór, w: K. Faliszek, K. Łęcki, K. Wódz, Górnicy. Zbiorowości górnicze u progu zmian, „Śląsk", Katowice 2001, s. 92. > 74 materialnego, ale społecznego i psychicznego. Narastający niepokój o przyszłość współwystępował „z silniejszym poczuciem godności, silniejszym ujawnianiem się psychologicznych mechanizmów obronnych i silniejszym konformizmem grupowym"4. Wyniki wszystkich socjologicznych i politologicznych badań empirycznych5 zwracają uwagę na dominujące wśród górników postawy bierności, którym towarzyszy obarczanie odpowiedzialnością za swój los „realnych lub wyimaginowanych innych [...] i potraktowanie tego jako alibi, zwalniającego z odpowiedzialności za aktywne zmaganie się z rzeczywistością"6. Szczególnie spektakularna jest sytuacja Ślązaków. Właśnie wśród nich takie postawy kształtowały społeczne i polityczne realia przez kilkadziesiąt ostatnich lat. W czasie II wojny światowej doszło do dramatycznego zróżnicowania sytuacji Polaków, traktowanych jako niewolnicy, oraz wpisanych na volklistę Ślązaków. Ci ostatni uważani, często niesprawiedliwie, za zaprzańców i zdrajców w okresie okupacji - i później - znaleźli się po drugiej stronie barykady. „Ślązacy - pisze Kazimiera Wódz - stanowiący specyficzną grupę etniczno-kułturową o wyrazistej odrębności kulturowej, łączącej elementy polskiego etnicum z silnymi wpływami kultury niemieckiej, a także czeskiej czy morawskiej, znaleźli się na Górnym Śląsku po II wojnie światowej w sytuacji obywateli drugiej kategorii, do których «nowa» władza nie miała zaufania"7. W latach 70. Edward Gierek, były górnik, a następnie I sekretarz KC PZPR zmienił obraz górników, powołując niektórych na najwyższe stanowiska partyjne i rządowe. Lud warszawski skwitował to dowcipem: „Uwaga, uwaga, nadjeżdża pociąg z Katowic. Proszę odsunąć się od stanowisk". Były i inne korzystne zmiany, poprawiła się zwłaszcza jakość życia, którego miarą był wyższy poziom materialny, większe swobody polityczne8, 4 Tamże, s. 89. 5 Zob. zwłaszcza Warunki życia i bytu mieszkańców aglomeracji górnośląskiej, L. Frąckiewicz (red.), Uniwersytet Śląski, Katowice 1998; K. Łęcki i in. Świat społeczny Ślązaków, Katowi-ce-Warszawa 1992; Górnicy górnośląscy - ludzie zbędni, ludzie luźni?, M. Szczepański (red.), Andrzej Matczewski Publ., Kraków-Katowice 1994; Wokół śląskiej tożsamości, K. Wódz (red.), Towarzystwo Zachęty Kultury, Katowice 1995. 6 T. Zysk, Orientacja prorozwojowa, w: Orientacje społeczne jako element mentalności, J. Reykowski, K. Skarżyńska, M. Ziótkowski (red.), Instytut Psychologii PAN, Poznań 1990, s. 203. 7 K. Wódz, Kłopotliwe dziedzictwo. Stare regiony przemysłowe w epoce postindustrialnej, w: Górnicy. Zbiorowości górnicze u progu zmian, s. 28. 8 W owym czasie (i później) Polskę uważano za „najweselszy barak w catym obozie socjalistycznym", zob. s. 184. 75 wyższy poziom kultury i edukacji, co oczywiście wywierało pozytywny wpływ także na środowiska górnicze. Te „dobre lata socjalizmu" na różne klasy i warstwy społeczne oddziaływały niejednakowo. Najlepiej wpisały się w losy inteligencji, mniej jednoznaczny wpływ miały na losy robotników i chłopów (którzy z perspektywy czasu postrzegają lata gierkowskie jako najlepszy okres PRL-u). Górnicy nawet wtedy stanowili zamkniętą grupę zawodową, programowo nie integrującą się z innymi środowiskami. Wynikało to z przywiązywania ogromnej wagi do tradycji, akcentującej własną odrębność, i daleko posuniętej nieufności wobec obcych. W rezultacie środowiska górnicze - w porównaniu z innymi grupami zawodowymi - pozostawały relatywnie homogeniczne. Stan ten utrwalało przekonanie o wartości rzetelnej pracy i do niedawna lekceważenie formalnego wykształcenia9. Tworzyło to określony, niekorzystny syndrom sytuacyjny, w którym aspiracje wobec dzieci sprowadzały się najczęściej do dziedziczenia zawodu górnika, do czego średnie czy wyższe wykształcenie nie wydawało się potrzebne10. Zwłaszcza że rodzice, krewni i przyjaciele kończyli z reguły szkoły zawodowe. Motywacje edukacyjne obniżało dodatkowo posługiwanie się dzieci śląskich językiem gwarowym utrudniającym opanowanie polskiego języka literackiego. Przyczyniło się to do dyskryminowania w szkole małych Ślązaków i oczywiście umacniało mechanizm ich wyobcowania i zamykania się we własnym, górniczym środowisku. Nieco odrębną kwestią było wyniesienie na piedestał zawodu górnika. Przede wszystkim przez samych górników, ale także przez socjalistyczną ideologię, w której pełnili ważną (a niekiedy najważniejszą) rolę budowniczych socjalizmu. Byli oni częścią klasy robotniczej, budujących socjalizm robotników przemysłowych i ponosili społeczne koszty tej działalności. To oni produkowali energię elektryczną i cieplną, montowali i naprawiali sieci i urządzenia elektryczne, zatrudniali się przy produkcji i spawaniu metali, produkcji chemicznej, papierniczej oraz gałęzi z nimi związanych. Górnicy przodowali nie tylko we własnej świadomości, również w oficjalnych dokumentach partyjno-rządowych, w publicystyce, literaturze czy filmach. Nawet w pieśniach patriotycznych, sławiących budowniczych nowego sys- 9 Zob. Górny Śląsk w oczach Górnoślązaków, J. Wódz (red.), ŚIN, Katowice 1990 oraz K. Ł ę c k i i in., Świat spoteczny Ślązaków. 10 Jak wynika z badań, w ostatnim czasie sytuacja się zmienita. Górnicy chcą, by ich dzieci zdobyty wykształcenie, ma ono być szansą na lepsze życie. Zob. M. S. Szczepański, Nowy, obcy świat, „Gazeta Wyborcza", 25-26 października 2003. 76 temu, górnicy byli z reguły wymieniani na pierwszym miejscu (przed hutnikami, stoczniowcami, kolejarzami, murarzami). Problem polegał na tym, że rzeczywistość była inna, w myśl porzekadła, że „czego nie ma w życiu, to jest w pieśni". Chodzi tu najogólniej o zasadniczą rozbieżność między teoretycznie priorytetową rolą klasy robotniczej (i górników właśnie) a realiami socjalizmu, w którym pełnili oni w istocie podrzędną rolę, zwłaszcza w porównaniu z decydentami, dygnitarzami klasy rządzącej posiadającymi władzę, dobra materialne i możliwość kształtowania losów praktycznie wszystkich grup społecznych. Szacunek dla ludzi ciężkiej pracy był w istocie iluzoryczny, z czego robotnicy doskonale zdawali sobie sprawę wymuszając inne, z reguły materialne przywileje. Była to klasyczna, znana z podręczników socjologii, sytuacja „spieniężania motywów", której towarzyszyła argumentacja: Jak nas nie szanują i nie słuchają, to niech nam przynajmniej dobrze zapłacą"". Dotyczyło to także górników. W ich wszakże przypadku sytuacja była bardziej jeszcze złożona - wynikała z zachwianego poczucia dumy z wykonywania zawodu górnika, do czego przyczyniła się przymusowa praca w kopalniach więźniów PRL-u. Górnicy uznali to za poniżenie. I jakkolwiek chodzi tu o pierwszy okres industrializacji socjalistycznej, społeczne i psychologiczne skutki tego stanu rzeczy są dalekosiężne. W świadomości górników ich zawód został zdeprecjonowany: skoro praca w kopalni bywa karą, to, co z honorem i dumą związaną z wykonywaniem zawodu górnika? Wszystko to zrodziło bądź spotęgowało też niechęć do klas rządzących, do „onych", którzy nie szanują górników: ich statusu, odczuć i tradycji. Górnicza autoagresja Górnicy są grupą społeczno-zawodową, wyróżniającą się nasileniem zachowań autoagresywnych i agresywnych powstałych na podłożu silnej i długotrwałej frustracji. Nie tylko teraz, w II! Rzeczypospolitej, ale i w czasach ancien regime'u. Wspólne uwarunkowania motywów tego typu zachowań wywodzą się, najczęściej, ze zróżnicowań społeczno-zawodowych. Te właśnie różnice determinują odmienności pozycji społecznej jednostek i rodzin, a zatem ich sposobu życia, i w dużej mierze doznawanych stresów. Wpływają na nie także posiadane przywileje lub odczuwanie krzywdy. Są to czynniki, których 1' Zob. szerzej M. J a r o s z. Materiał and Social lnequality in Polano, w: Dynamics oj Deprwation, Z. Ferge, S. M. Miller (red.), Gover, Aldershot 1987. 77 kumulacja może rodzić (a jak wykazują badania empiryczne istotnie rodzi) skłonność do agresji i autoagresji. Autoagresja, której najsilniejszą postacią jest śmierć samobójcza, stanowi krańcowy przejaw społecznego nieprzystosowania, niezgody na istniejącą sytuację, której nie można zmienić, w której dalsze trwanie wydaje się bezsensowne. W polskim społeczeństwie co najmniej od lat 70.12 samobójstwa najczęściej popełniają robotnicy, wśród nich górnicy. Posłużmy się wskaźnikiem określającym, czy i w jakim stopniu różni się nasilenie zachowań autodestrukcyjnych w poszczególnych grupach zawodowych13. Jest to współczynnik określający nasilenie śmierci spowodowanej samobójstwem w wyróżnionych kategoriach społeczno-zawodowych (w przeliczeniu na 100 zgonów w danej kategorii). Podstawą analizy są dane z 1978 r. Występujące w tym roku proporcje wielkości wskaźnika samobójstw dla poszczególnych grup społeczno-zawodowych są bowiem zbliżone do wcześniejszych i późniejszych lat dekady, aż do końca lat 80. W kolejnym dwudziestoleciu proporcje te nie zostały zachwiane, przynajmniej w świetle danych szacunkowych14. W 1978 r. zmarło w Polsce w wyniku popełnionego samobójstwa 4640 osób, w 2002 r. - blisko 5500. Nasilenie samobójstw wśród poszczególnych kategorii społeczno-zawodowych, mierzone wskaźnikiem śmierci samobójczej tych kategorii, jest, jak wynika z danych zawartych w tabeli 1, zdecydowanie zróżnicowane. Zależnie od wysokości tego wskaźnika można wydzielić trzy grupy, w których skład wchodzą wyróżnione kategorie społeczno-zawodo-we. Są to: Grupa centralna, o współczynniku samobójstw zbliżonym do przeciętnej krajowej dla osób zawodowo czynnych. W grupie tej mieści się większość wyodrębnionych kategorii społeczno-zawodowych (wartość współczynnika wynosi 3,4-4,5). Są to: kierownicy administracji, gospodarki, organizacji 12 Wcześniejszych informacji statystyki nie rejestrują. Co gorsza, w III Rzeczypospolitej w statystyce zgonów zaniechano klasyfikacji wedtug grup spoteczno-zawodowych. Jest to niepojęte, zważywszy niemożność wnioskowania ze statystyki GUS-u już nie tylko o proporcjach wskaźników rolników czy górników, ale i o chorobach zawodowych stanowiących przyczynę zgonu (np. pylicy wśród osób pracujących w kopalniach). 11 Por. w tej kwestii S. Nowak, Metodologia badań socjologicznych, PWN, Warszawa 1970, s. 102-112. 14 Danych źródłowych w tej kwestii GUS już nie rejestruje. 78 Tabela 1. Samobójstwa zakończone śmiercią w 1978 r. wśród osób zawodowo czynnych według kategorii społeczno-zawodowych (na 100 zgonów w danej kategorii) Kategoria spoleczno-zawodowa Samobójstwa Ogółem 1. Kierownicy administracji, gospodarki, organizacji politycznych i społecznych ¦ < 2. Specjaliści w zawodach nietechnicznych 3. Pracownicy administracyjno-biurowi , . ,....,. 4. Specjaliści rolnictwa i leśnictwa 5. Specjaliści w zawodach technicznych 6. Pracownicy handlu i usług 3,6 ,, 3i4 ..,. 3,6 .: 3,9 3,9 4,3 4,5 7. Pracownicy transportu i łączności 8. Robotnicy budowlani 9. Robotnicy w zawodach przemysłowych i górniczych 10. Robotnicy rolni i leśni 8,4 8,5 9,2 9,4 11. Rolnicy 1,3 12. Pracownicy o niewydzielonym zawodzie 6,3 Źródło: Obliczenia własne na podstawie danych GUS-u. politycznych i społecznych, wszystkie kategorie specjalistów, pracownicy administracyjno-biurowi oraz pracownicy handlu i usług. Grupa o najwyższym współczynniku samobójstw (8,4-9,4). Są to: robotnicy rolni i leśni, robotnicy w zawodach przemysłowych i górniczych, robotnicy budowlani, pracownicy transportu i łączności. Grupa o najniższym współczynniku samobójstw (1,3). Obejmuje jedną tylko (jakościowo względnie jednorodną oraz pokaźną ilościowo) kategorię - rolników. Dokonane grupowanie miało podstawę, można by rzec, naturalną, ponieważ rozpiętości w wartościach współczynników samobójstw są w każdej z trzech skonstruowanych grup względnie niewielkie. Natomiast różnice wartości między grupami są znacznie większe, wyraźnie i ostro zarysowane. Jak widać, największe nasilenie samobójstw występuje wśród robotników rolnych i leśnych i wśród górników. Robotnicy rolni i leśni nie są grupą jednolitą. Robotnicy rolni to głównie pracownicy PGR-ów utworzonych na terenach dawnych latyfundiów, gdzie wobec niedostatku ludności wiejskiej, miejscowej, ziemia nie została rozdana chłopom. Większość robotników rolnych to ludność napływowa, 79 „zza Buga" lub z przeludnionych, rozdrobnionych gospodarstw województw wschodnich. W lasach zatrudniano także ludność miejscową. Robotnicy leśni to przede wszystkim ludzie luźni, tworzący przypadkowe zespoły robocze, wędrujące w poszukiwaniu zarobku. Autodestrukcyjne (a także agresywne) zachowania tych grup, znane również z publicystyki, są wyjątkowo zgodne z panującymi stereotypami, a także z socjologiczną teorią uwarunkowań autodestrukcyj-nych. W myśl tej teorii wzrost współczynnika śmierci samobójczej jest silnie związany z procesem migracji i ruchliwości społecznej. Tezę tę potwierdziły m.in. badania przeprowadzone w USA, Australii, Izraelu i w Polsce15. Najtrudniejszy- pozornie - problem stwarza grupa robotników przemysłowych i pokrewnych: nie zwykło się bowiem przypisywać cechy ruchliwości przestrzennej jako szczególnie wyróżniającej tę właśnie kategorię społeczno--zawodową. Do tej kategorii zalicza się także górników, charakteryzujących się wysokimi - nawet w porównaniu z kategorią robotników przemysłowych - wskaźnikami samobójstw. Czym wytłumaczyć zachowania autodestrukcyjne w tej wydawałoby się wyjątkowo ustabilizowanej kategorii zawodowej? Po pierwsze, homogeniczność górników wynikająca z ich tradycyjnego dziedziczenia zawodu i cenionej pozycji zawodu górnika nie jest do końca prawdziwa. Do zachwiania spójności tej grupy przyczyniła się głównie, o czym już była mowa, przymusowa praca w kopalniach więźniów PRL-u. Po wtóre, górnicy są - również z innych względów - grupą niejednorodną. W jej skład wchodzą bowiem, poza przedstawicielami typowych zawodów górniczych (górnicy ścianowi, szybowi, strzałowi, wrębiarze), również robotnicy zatrudnieni przy wydobywaniu ropy i gazu, przy pracach geologicznych i geofizycznych, przy produkcji torfu itp. Ta część grupy jest zatem zbiorowością o dużej ruchliwości przestrzennej. Nie jest ona jednak na tyle liczna, żeby mogła wpłynąć deformująco na strukturę samobójstw w całej badanej zbiorowości, chociaż hipotezy tej zupełnie wykluczyć nie można. Rozważając kwestie wciąż jeszcze w powiązaniu z ruchliwością przestrzenną jako czynnikiem suicydogennym, należy stwierdzić, że dostępne materiały statystyczne czy socjologiczne nie pozwalają na analizę zjawiska z tego punktu widzenia. Jeśli nawet przyjmie się założenie o zawodzie górniczym jako wyjątkowo stabilnym, trudno wykluczyć, że na samobójstwach w tej 15 Zob. szerzej M. Jarosz, Samobójstwa. Ucieczka przegranych, Wydaw. Naukowe PWN--Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2004. 80 grupie zawodowej ciążą migranci, nowo przybyli i niedostosowani do pełnienia nowej roli zawodowej i społecznej. Za taką hipotezą przemawiałyby dane statystyczne świadczące, że skłonności samobójcze przejawiają głównie młodzi i dojrzali mężczyźni o nieustabilizowanej sytuacji rodzinnej, najczęściej rozwiedzeni i wdowcy. A zatem w sytuacji, w której często zmienia się miejsce zamieszkania i miejsce pracy, próby przystosowania do nowych, zmienionych realiów nie zawsze są zakończone powodzeniem - o czym świadczą czterokrotnie częstsze samobójstwa osób rozwiedzionych i owdowiałych niż pozostających w związku małżeńskim lub wolnych. Istnieje przy tym, potwierdzone wynikami badań empirycznych, które prowadziłam w obu środowiskach (praca i dom), wysokie prawdopodobieństwo tworzenia się w szczególnie niekorzystnych warunkach negatywnego syndromu sytuacyjnego również suicydogennego. Chodzi tu, najogólniej, o mniejszą odporność ludzi wykonujących ciężką, tradycyjną pracę na unowocześnianie się, na przemiany w tradycyjnym, patriarchalnym modelu rodziny, czyli o narastającą dysproporcję między starym a nowym, pracą a domem. Przypomnijmy film Kazimierza Kutza Perta w koronie obrazujący szacunek, z jakim spracowanego, wracającego z kopalni górnika witała rodzina. Tak zapewne drzewiej bywało, póki żona nie zaczęła demonstracyjnie krytykować męża, który zamiast jak „ci mądrzejsi" znaleźć sobie zajęcie lżejsze i lepiej płatne... Inaczej mówiąc: rozluźnienie więzi rodzinnych, naruszenie systemu tradycyjnego podziału ról społecznych przez coraz bardziej (zawodowo i obyczajowo) emancypujące się kobiety może być dla górnika, hutnika, lub rolnika szczególnie trudne do pogodzenia z przyjętym systemem wartości i ocen. Jeśli na tę sytuację nałożą się problemy np. z wykonywaniem pracy w trudniejszych niż zazwyczaj warunkach czy też inne dodatkowe czynniki stresujące, to prawdopodobieństwo zachowań zmierzających do samozniszczenia jest oczywiście większe16. Warto przy tym - w takim stopniu, w jakim jest to możliwe - rozszyfrować pojęcie „dodatkowe czynniki stresujące". Są nimi: stałe zagrożenie ciężkimi wypadkami przy pracy oraz, co wydaje się w III Rzeczypospolitej, czynnikiem najważniejszym, zagrożenie zwolnieniem z pracy. Równie, a może bardziej jeszcze złożone jest podłoże agresji wśród 16 Samobójstwom jest poświęcony odrębny rozdział tej książki. Zob. także M. Jarosz, Samoniszczenie. Samobójstwo. Alkoholizm. Narkomania, Ossolineum, Warszawa 1980 oraz tej że, Suicide as an Indicator of Desintegration of Polish Society, „Polish Sociological Review" 1999, nr 3. 81 górników. Występuje ona z reguły wtedy, kiedy władza próbuje ograniczyć przywileje tej grupy, a jest najsilniejsza w sytuacji zagrożenia utratą pracy, czyli groźbą likwidacji kopalń. Agresywne zachowania górników: podłoże i przejawy Najbardziej spektakularnym przejawem zachowań agresywnych (odnotowywanych także w latach wcześniejszych17) był marsz protestacyjny górników na Warszawę we wrześniu 2003 r. To, co miało być pokojową demonstracją w obronie miejsc pracy i zamykanych kopalń, przybrało groźną postać. „Rozmowy, negocjacje zostały zastąpione koktajlami Mołotowa, kamieniami, kostką chodnikową, metalowymi prętami, styliskami od kilofów i siekier. Żądza zniszczenia i odwetu ogarnęła kilkutysięczny tłum górników (...) Starcia z policją przerodziły się w walki uliczne. Polała się krew stróżów prawa i protestujących"18. Poza zasadniczym wszak problemem - realną groźbą zamykania kopalń - zasięg i głębie górniczego protestu kształtują psychologiczne skutki transformacji. Niegdyś, w latach ancien regime'u, zarobki górników były dwa razy wyższe od przeciętnej pensji krajowej. Górnicy stanowili arystokrację robotniczą, posiadającą własne szkoły sportowe, domy wczasowe, szpitale i sanatoria, a także (co ważne w latach niedoboru towarów) własne sklepy. I własne uczelnie (w których jednak potomkowie górników byli relatywnie niedorepre-zentowani). Węgiel, który był czarnym złotem, jest teraz czarną kulą u nogi. Górnicy mają poczucie krzywdy, ale jak mają reagować, skoro kiedyś zapewniano ich, że „Polska gospodarka na węglu stoi i z węgla żyje" a dziś słyszą, że „gospodarka ma jedynie kłopoty przez górnictwo"19. Sytuacja ekonomiczna (ogromne, naruszające strukturę budżetu Polski, 17 W 1988 r. „Trybuna Ludu" powątpiewała w to, że powodem strajku górników byty tylko żądania podwyżki ptac. Żądania te to „[...] tylko pretekst, jeszcze jedna okazja do podjęcia działań osłabiających socjalistyczne państwo" (J. Bielecki, Ludzie zza bramy, „Trybuna Ludu", 5 sierpnia 1988). „Wnioski - jak pisze P. Osęka - byty zatem jasne: strajki wywoływali nieudacznicy omotani przez szpiegów [...] Protestującym zarzucano społeczny egoizm, oskarżano, że w imię partykularnych interesów [...] niszczą fundamenty nowego ładu gospodarczego. Usiłowano antagonizować społeczeństwo" (Okręt jest niezatapialny. Propaganda komunistyczna w ostatnim roku władzy, w: Władza a społeczeństwo w PRL, A. Friszke [red.], Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2003, s. 255). 18 M. F. Rakowski, Krzyk górników, „Trybuna", 20-21 września 2003. 19 J.J. Szczepanski, Górnicy anteportas, „Tygodnik Powszechny", 5 października 2003. 82 zadłużenie kopalń), społeczna (bezrobocie, dotykające także środowiska górnicze), a gdzieniegdzie określone regiony (Bytom, Siemianowice, Sosnowiec czy Zawiercie) tworzą obraz gorszej Polski. Tej części Polski, która jest postrzegana jako ogromna czarna dziura pochłaniająca wszystko: finanse publiczne, substancję gospodarczą, także nadzieje górników na normalne życie. Normalne, czyli takie jak drzewiej bywało. Sytuacja ta stanowi swoistą mieszankę wybuchową, a wyjście z niej to mission impossible dla każdej władzy. Żadnej z ekip rządzących III Rzecząpos-politą górnicy (podobnie jak szeroko rozumiana klasa robotnicza i chłopska) nie wierzyli na tyle, aby zgodzić się na reformy gospodarcze na własnym podwórku20. Niezależnie od tego, co obiecują politycy (ciągłość pracy bądź znaczące osłony socjalne, odprawy pieniężne itd.) perspektywy trwałego porozumienia się z górnikami są nikłe. Z paru względów. Po pierwsze, górnicy są, jak wiadomo, grupą społeczną szczególnie homogeniczną, bardzo silnie zintegrowaną. Żyją wciąż - i dalej chcą żyć - w swoim świecie, do którego przywykli, w świecie, który dawał poczucie bezpieczeństwa i chronił przed lękiem o przyszłość. Siermiężną, pozbawioną wielu atrybutów demokracji, ale gwarantującą pracę we własnym środowisku, także ich dzieciom. Górnik boi się zmian i związanego z nimi chaosu. „To, co zna, jest bezpieczne i przyjazne. W dodatku nowe życie trzeba układać sobie w państwie, do którego górnicy nie mają zaufania. Uważają, jak zresztą pozostali Polacy - że przeżerają je korupcja, afery i bezkarność"21. Chcą za wszelką cenę powstrzymać nadchodzące zmiany i pożyć jeszcze maksymalnie długo we własnym świecie, którego reguły są znane. Lęk przed nowym leży u podłoża działań niekiedy nieobliczalnych, wyzwala zachowania agresywne. „Agresja - jak pisze Antoni Kępiński - idzie w parze z lękiem, stanowi ona jednocześnie antidotum na lęk. W agresji bowiem człowiek wychodzi z pozycji zaszczucia [...] z wściekłością i rozpaczą uderza w świat otaczający. Zniszczenie jakiegoś fragmentu tego świata przynosi mu ulgę i poczucie, że jest zwycięzcą, że nie tylko klęska jest jego przeznaczeniem"22. 20 „Reformy, prywatyzacja? Tak, ale nie u nas. Nie w naszej fabryce, kopalni, nie na naszym terenie. Jeśli jest to konieczne, to niech to będzie prywatyzacja nasza, pracownicza". Tego typu poglądy formułowano w czasie całej dekady transformacji. Zob. szerzej Dziesięć lat prywatyzacji bezpośredniej, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2001. 21 M.S. Szczepański, Nowy, obcy świat. 22 A. Kępiński, Lęk, PZWL, Warszawa 1977, s. 292. Zob. także Przemoc i agresja jako zjawiska społeczne, M. Binczycka-Anholcer (red.), Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej, Warszawa 2003; A. Zybertowicz, W centrum czy na obrzeżach? Przemoc w III RP, „Przegląd Socjologiczny" 2003, t. 1. 83 Protest przeciwko zasadniczej i niechcianej zmianie sytuacji objął prawie całą grupę górników. Siła, integracja i wysoki stopień zorganizowania jest cechą wyróżniającą tę grupę zawodową. Do związków należą wszyscy pracownicy kopalń. Według statystyki resortowej stopień ich uzwiązkowienia przekracza 100% (niekiedy górnicy są „na wszelki wypadek" członkami dwóch związków, głównie Solidarności i OPZZ-u). Konkurujące ze sobą centrale związkowe są wyjątkowo sprawne w organizowaniu spektakularnych protestów. Nigdy jak dotąd nie zabrakło pieniędzy na wypożyczenie autokarów i opłacenie pałkarzy, skutecznie podnoszących próg agresji demonstrantów. W przeciwieństwie do relatywnie słabych pielęgniarek, którym warszawiacy (najczęstsi widzowie ulicznych protestów) współczują, marsze górników budzą grozę. Ich bunt jest skierowany przeciwko władzy - którą niezależnie od jej politycznej barwy- „próbuje się trzymać w strachu, że jak oni ruszą kopalnie, to familioki ruszą na stolicę"23. Po drugie, od akceptacji reform w górnictwie powstrzymuje górników zapewne zakłócone poczucie bezpieczeństwa, lęk o przyszłość w tym nowym zreformowanym świecie. Wszak podłoże ostrego protestu przeciw niechcianym przemianom jest podobne do tego w innych krajach epoki postindustrialnej. Tam zwłaszcza, gdzie przemysł górniczy odznaczał się podobną geograficzną koncentracją i jednocześnie zbliżonym poziomem osłon socjalnych (także jednorazowych odpraw dla górników odchodzących z pracy definitywnie). Spośród górników dołowych pracujących w 1981 r. w kopalniach angielskich i walijskich dziesięć lat później prawie połowa nie miała stałej pracy24. Jest to sytuacja wysoce niepokojąca. Tym bardziej że jak wynika z badań empirycznych, „także w innych krajach, w których procesy restrukturyzacji górnictwa przebiegały znacznie wolniej i przy zaangażowaniu ogromnej ilości środków zarówno własnych, jak i zewnętrznych (np. płynących z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej) - dawne regiony górnicze borykają się do dzisiaj z poważnymi problemami społecznymi"25. Te i inne (omawiane wcześniej) zaszłości polskiej denacjonalizacji przyczyniły się do ukształtowania w górnictwie tego, co w debacie sejmowej poseł Wacław Martyniuk określił jako „ogromne pokłady nieufności i głęboką niewiarę wobec jakichkolwiek zamierzeń czy zapowiedzi. Górnik chce mieć 23 J. D z i a d u 1, Czarny uktad, „Polityka", 27 września 2003. 24 Zob. J. D z i a d u I, Pióropusze z gtów, „Polityka", 9 grudnia 2000 oraz tegoż, Czarny uktad. 25 K. Faliszek, K. Łęcki, K. Wódz, Próba prognozy, w: Górnicy. Zbiorowości górnicze, s. 169. 84 pewność bytu. Jest pracownikiem państwowej spółki i od państwa oczekuje działań"26. Z tego punktu widzenia postawy i zachowania górników nie są irracjonalne. Węglowi magnaci i działacze związkowi Inną, bardzo ważną przesłanką agresywnych zachowań górników są ich wyjątkowo silne powiązania ze strukturami związkowymi i górniczą oligarchią. Najogólniej rzecz ujmując, chodzi o to, że na likwidacji kopalń tracą nie tylko i nie głównie górnicy, ale przedstawiciele związkowego biznesu. Górnictwo żywi bowiem nie tylko dzisiejszych działaczy, lecz także „całe tabuny byłych związkowców, działaczy gospodarczych, byłych prezesów i najwyższych urzędników państwowych. I wszyscy zarabiają, z wyjątkiem górnictwa, kopalń, górników. To podobnie jak z przydrożnym drzewem. Dobrze na nim żyją tylko jemioły i huby"27. Istotnie, zgodnie z prawem etatowi funkcjonariusze i ich związkowe biura żyją z funduszy kopalnianych kas, które de facto czerpią pieniądze z budżetu. Związkowa pensja (nie tylko w górnictwie) przekracza przeciętne miesięczne wynagrodzenie krajowe w przemyśle. Według danych Kompanii Węglowej i statystyki resortowej w całym górnictwie w 2003 r. działało 28 związków zawodowych (w jednej kopalni 16-19). Przedstawiciele największych central górniczych (związany z OPZZ-tem Związek Zawodowy Górników oraz Solidarność) zajmują blisko 100 etatów górniczych, i to bardzo dobrze płatnych: za 192 etaty związkowe przedsiębiorstwo płaci rocznie ponad 11 min złotych. Mamy, co więcej, do czynienia z wyraźnym pomieszaniem ról związkowca, właściciela, urzędnika i polityka. Świadczą o tym liczne polskie firmy, których właścicielami (i jednocześnie pracodawcami) są związki zawodowe. Działacze dominujących central wyjątkowo często są członkami zarządów i rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Jest to nie tylko źródło dodatkowych zarobków, ale też dla niektórych sposób przetrwania, swoista przechowalnia dla działaczy i polityków, którym skończyła się kadencja - do czasu następnych wyborów związkowych czy parlamentarnych28. 26 Zob. Sprawozdanie stenograficzne z 56 posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 12 września 2003, Warszawa 2003, s. 257. 27 K. Krupa, Węglowi baronowie bronią swoich interesów, „Puls Biznesu", 8 października 2003. 28 Zob. M.Jarosz, Rady nadzorcze w kleszczach interesów partyjnych i grupowych, w. Manowce polskiej prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Wydaw. Naukowe PWN-Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2001. 85 Działa tu także mechanizm zacieśniania sieci wspólnych interesów między klientami i patronami (będącymi w istocie tymi samymi osobami). Chodzi tu nie o swoistą schizofrenię tego układu, lecz o to, że mechanizm ten jest klasycznym przykładem patologii instytucjonalnej, ze wszystkimi jej ekonomicznymi i społecznymi konsekwencjami29. Jan Dziadul rysuje taki oto obraz zjawiska: „działacz związkowy trzyma parasol polityczny nad swoim prezesem, a ten przymyka oczy na jego interesy, bo przy okazji kręci podobne swoje. A po zakończeniu kadencji można liczyć na jakiś kopalniany stołek, żeby zostać w białym kołnierzyku, a nie wracać na dół w brudnych gumowcach. Można to o tyle łatwo robić, można wszystko kryć, bo układy związkowe przenikają się z politycznymi: Solidarność z AWS, OPZZ z SLD. Na zasadzie: żyj, kombinuj, daj żyć innym"30. Jerzy Hausner mówi o zjawisku „krążenia elit górniczych. Gdy jedni są u władzy, za czasów jednego rządu, to drudzy obsadzają stanowiska niższego szczebla. Potem następuje zmiana"3'. Mechanizm ten działa niezależnie od politycznego koloru władzy. Realia i kryzys polskiego górnictwa wskazują na baronów węglowych jako na źródło największych szkód finansowych. Pajęczyna spółek tych magnatów rozciąga się na większość kopalń i oni też decydują (lub przynajmniej współdecydują) o tym, że ludzie działający od lat wyraźnie wbrew interesom własnych firm i całej górniczej branży wciąż decydują o jej losach. Wynikające stąd straty budżetu państwa są jednocześnie zyskiem owych magnatów. To, że z górnictwa dobrze żyją wszystkie właściwie struktury je oplatające - poza górnikami i budżetem państwa - nie jest zatem li tylko zasługą związków zawodowych, choć to one sterują spektakularną agresją górniczych protestów. Wszelako to nie związki zawodowe ponoszą największą odpowiedzialność za kryzys w górnictwie. „Tak naprawdę - pisze Janina Paradowska - górnicze lobby powiązane polityczno-biznesowo-związkowymi więzami pasie się na długach, na hodowaniu długów i handlu nimi z wielkim i łatwym zyskiem. Wytworzył się już trwały, strukturalny wręcz mechanizm reprodukcji długów, który powoduje, że żaden z dotychczasowych programów restruk- 29 Szersza analiza tego zjawiska została przedstawiona w rozdz. 2: Patologia wtadzy. 30 J. Dziadul, Czarny uktad. 31 Zderzenia: Jerzy Hausner kontra Kazimierz Kutz. Śląsk czyli czarna dziura, „Gazeta Wyborcza" 26 września 2003. 86 turyzacji górnictwa nie osiągnął zasadniczego celu, jakim jest uczynienie tej branży rentowną"32. Procesem systematycznego zadłużania się górnictwa sterują interesy grupowe, sprzeczne z interesem państwa. Autor najbardziej konsekwentnego i dalekowzrocznego programu restrukturyzacji górnictwa, wicepremier Jerzy Hausner dowodzi, że polega to na tym, że „dług staje się przedmiotem obrotu gospodarczego, jest skupowany ze znacznym upustem |...] Ten mechanizm coraz powszechniej nazywany jest hodowlą długu. Dług może przynosić zysk - i to jest odkrycie, które pojawiło się w górnictwie i w gospodarce. Im większy dług, tym większe zyski [...] Im więcej kopalń, im większe wydobycie, im większy dług, tym lepiej, tym bezpieczniejszy i pewniejszy zysk [...] Program ratowania górnictwa naprawdę nie może po raz kolejny prowadzić do tego, że straty będą upubliczniane, a zyski prywatyzowane"33. Trudno się z tym poglądem nie zgodzić. Gorzej rysują się perspektywy wyjścia z tego strukturalnego kryzysu. Przesłanki społeczne, ekonomiczne, polityczne - i wyraźne przejawy patologii instytucjonalnej - tworzą w górnictwie swoistą kwadraturę koła, z której wydostanie się jest zadaniem nad wyraz złożonym, ale i dalsze trwanie w tej wysoce niekorzystnej sytuacji jest na dłuższą metę niemożliwe. Wypada więc wierzyć, że elity władzy, magnaci i działacze związkowi oraz ci najbardziej poszkodowani, górnicy (dla których zamknięcie kopalni to jak śmierć matki żywicielki) potrafią się porozumieć i stworzyć zręby tego, co zasługiwałoby na miano wielkiej społecznej ugody. Tertium non datur. Zwłaszcza że dalsze trwanie tej gry kto, kogo oznacza jednocześnie zaostrzenie się patologii instytucjonalnej i patologii władzy, ściślej: klien-telizmu politycznego i gospodarczego. Jednym z głównych powodów utrwalenia się w górnictwie układów klientalnych jest możliwość dostępu do niebagatelnych kwot publicznych pieniędzy. W interesie górnictwa - w przeciwieństwie do interesu publicznego - leży jak najdłuższe korzystanie z państwowych dotacji. Racje ekonomiczne, dobro wspólne, przegrywają z partykularnymi interesami. Rząd wycofuje się „z projektów restrukturyzacji kopalń, albowiem taka restrukturyzacja w znacznym stopniu ograniczyłaby liczbę stanowisk do obsadzenia [...| wyższa kadra zarządzająca 32 J.Paradowska, Wielkie pieniądze. 33 Informacja rządu o aktualnej sytuacji w górnictwie węgla kamiennego, w: Sprawozdanie stenograficzne z 56 posiedzenia Sejmu, s. 255-256. 87 i nadzorująca sektora wraz z powiązanymi przedstawicielami świata polityki tworzy zamknięty, samoodnoszący się, w pełni samoodtwarzający się system"34. Jest to jednocześnie klasyczny przykład patologii systemu powiązań klientalnych dla gospodarki i społeczeństwa. Nie dotyczy to tylko tej branży: państwowy parasol chroni też inne mamuty socjalizmu. Problem, czy utrzymywanie status quo ante stymuluje troska o ochronę zagrożonych zwolnieniem dużych grup społecznych, czy też wybiórcza dbałość patronów o interesy klientów, trudno jednoznacznie rozstrzygnąć. Tak czy inaczej, wypada zgodzić się z taką oto oceną górniczego klientelizmu: „Władza traktowana jest [...| przez ów układ w sposób instrumentalny, nie jako służba narodowi, ale jako umacnianie własnej pozycji i pozycji własnej partii"35. Rząd uzależniając od siebie oligarchów kapitałowych liczy zapewne na to, że w ten sposób powiększy swoją władzę i możliwości regulacyjne państwa. Jest to klasyczne myślenie życzeniowe, wszystkie bowiem analizy dowodzą, że skutki klientelizmu działają właśnie na rzecz kapitału i grup interesu, którym państwo volens nolens coraz bardziej się podporządkowuje. 34 K. C a d o w s k a, Zjawisko klientelizmu polityczno-ekonomicznego, Wydaw. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2002, s. 197. 35 Tamże, s. 199. ¦ '"¦ - • - CZĘŚĆ DRUGA Przywileje i nierówności I Przywileje O przywilejach bądź o ich braku mówi się bardzo dużo. Najczęściej 0 niezasłużonych przywilejach władzy, która „wszystko może, bo wszystkim rządzi", i o bogatych, którzy są uprzywilejowani „już przez to, że są majętni. A jak nakradną, to nawet prokurator ich nie ściga". I o tych biednych, starych 1 kalekich ludziach „co nawet do lekarza nie są przepuszczani bez kolejki"1. Czyli - zostali pozbawieni i tego uprawnienia. Jak to zatem jest z przywilejami we współczesnej, siermiężnej rzeczywistości? Definicje i pojęcia Encyklopedie definiują przywilej jako rodzaj korzyści2.1 to niegdysiejszej. Współcześnie odnosi się najczęściej do przywilejów i immunitetów dyplomatycznych i konsularnych, parlamentarnych, sędziowskich oraz przywilejów Kościoła katolickiego. W okresie feudalnym przywilej to „akt monarchy nadający pewnym osobom lub stanom określone uprawnienia albo uchylający w stosunku do nich prawo powszechne. Najstarsze były przywileje immunitetowe, wydawane od końca VI w. w państwie Franków, a następnie w całej Europie [...]"3. Nadawane w Polsce od XIII w. (prowincjonalne, ziemskie oraz generalne ' Wypowiedzi respondentów pochodzące z badań Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje przeprowadzonych w maju i w czerwcu 2003 r. 2 Zob. Przywilej, w: Nowa encyklopedia powszechna PWN, t. 5, Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 1996 oraz w: Wielka Encyklopedia Powszechna, t. 9, PWN, Warszawa 1967. 3 Przywilej, w: Nowa encyklopedia powszechna, s. 385-386. 90 obejmujące cały kraj) były podstawowym źródłem prawa stanowionego w okresie monarchii stanowej i feudalizmu z charakterystycznym dlań rozdrobnieniem terytorialnym. Tolerancja była jednym z przywilejów szlacheckiej Rzeczypospolitej. Miała jednak, tak jak i inne przywileje, charakter stanowy. Wolność wyznaniowa dotyczyła szlachty, czyli „herbowych współbraci", wiara poddanych zależała od uznania ich panów. Przywileje były elitarne w całej Europie praktycznie do XIX w. Polska szlachecka ze swą tolerancją wyznaniową korzystnie się na ich tle wyróżniała4. Roger Scruton definiuje pojęcie z prawnego punktu widzenia: jako przywilej prawny i szerzej, jako korzyść natury ogólniejszej. I co ważne, autor ten odnosi się nie do czasów zamierzchłych, ale do teraźniejszości. Przywilej prawny (legał privilege) „jest to upoważnienie do zrobienia czegoś bez obawy o sankcje prawne. W prawie brytyjskim członkowie parlamentu, adwokaci, związki zawodowe i wiele innych podmiotów ma przywileje, które chronią te podmioty przed pozwaniem za pewne postępki, w przeciwnym bowiem razie podmioty nie mogłyby wykonywać swoich funkcji"5. W tym rozumieniu jest to, dodajmy, przywilej powszechny, dotyczący większości krajów europejskich, w tym Polski. W sensie prawnym przywilej jest niekiedy określany jako rodzaj uprawnienia, ale nie dającego prawa do roszczeń. Roger Scruton uważa tego typu klasyfikację za mylącą „ponieważ cofnięcie przywileju nie stanowi pogwałcenia uprawnienia [...] W prawie brytyjskim nie istnieje np. prawo do strajku [...] istnieje natomiast przywilej przyznający strajkującym immunitet, który nie pozwala podjąć przeciw nim pewnych kroków prawnych, normalnie znajdujących w takich sytuacjach zastosowanie"6. Przywileje w czasie i przestrzeni W Europie Zachodniej przywilej, w szerszym rozumieniu, przyznawano za lojalność wobec suwerena, była to więc klasyczna forma klientelizmu7. Z prawa tego korzystały z reguły osoby o wysokiej pozycji społecznej 4 Zob. J. Tazbir, Reformacja-kontrreformacja-tolerancja, Wydaw. Dolnośląskie, Wroctaw 1996. 5 R. Scruton, Słownik myśli politycznej, ttum. T. Bieroń, Zysk i S-ka, Poznań 2002, s. 325. 6 Tamże. 7 Zob. rozdz. 2, podrozdz. Klientelizm polityczny oraz A. M ą c z a k, Klientela. Nieformalne systemy władzy w Polsce i Europie XVI-XVIII w., Semper, Warszawa 2000. 91 i politycznej. Jak pisze Kazimierz Tarchalski: „Prawa takie polegały na pozbawianiu lub ograniczaniu konkurencji (rynkowej, biurokratycznej, wojskowej itd.) [...] Od zarania historii pisanej władza polityczna zakazywała działalności nastawionej na zysk - aby móc sprzedać wyjątki od tej zasady (łaskę). Suweren, cesarz, car, król, książę, dyktator lub pierwszy sekretarz kreowali przywileje"8. I jakkolwiek dziś sytuacja jest inna i przywileje uzyskuje się inaczej, niż drzewiej bywało, to przecież ich istota nie uległa zasadniczej przemianie. Związaną z tym, ale odrębną wszak kwestią jest odbieranie posiadanych przywilejów. Zwłaszcza jeśli odbywa się to tak jak w Polsce powojennej - nowa rewolucyjna władza, PKWN, 6 września 1944 r. wywłaszczyła, praktycznie bez odszkodowania, polskich ziemian z majątków i gniazd rodzinnych. Ziemianie, szlachta jako klasa społeczna przez prawie trzy stulecia rządzili Polską. Z nich wywodzili się wielcy mężowie stanu, uczeni, artyści. I ludzie kultury stanowiącej jądro wszystkiego, czego uczą się dzisiejsze pokolenia9. Przywileje tej klasy ze względów politycznych zostały przez nową władzę zniesione. Podobnie jak dobra materialne. Wywłaszczenie de facto przekroczyło ramy dekretu. Parcelowano także grunty rolne, których wielkość (poniżej 50 ha) nie podlegała wywłaszczeniu, nacjonalizowano domy, meble i obrazy (także portrety przodków). Ekswłaściciele i potomkowie „obszarników" z uprzywilejowanych znaleźli się z nagła w warstwie politycznie podejrzanych, reliktów systemu zagrażających nowej „robotniczo-chłopskiej władzy". Protekcjonizm: Daleki Wschód i kraje postkomunistyczne Instytucja przywileju na Dalekim Wschodzie sięga czasów najdawniejszych. Związana jest z tradycją kulturową i obyczajową, której podstawę stanowi konfucjanizm. Fundamentem jego zasad jest głęboki i powszechny szacunek dla przodków i ludzi starszych (których wiek dowodzi mądrości i doświadczenia), a także dążenie do wysokiego poziomu moralnego, by móc być przykładem dla innych. Jednakże na co dzień zasady konfucjanizmu są stosowane raczej selektywnie. W praktyce oznaczają hipokryzję (dla zachowania twarzy), a szacunek dla starszych przekłada się na nawiązywanie i zacieś- nianie szczególnych więzi, co też prowadzi często do nepotyzmu i klien-telizmu. I oczywiście, korupcji, której wskaźniki w Chinach, Korei Południowej, Japonii i Wietnamie są szczególnie wysokie. W tej części świata „współdziałanie polityków, biurokracji wielkich banków i wielkiego biznesu (tzw. żelazny trójkąt, wzmocniony w niektórych krajach o niedoskonałą niezależność władzy ustawodawczej i wymiaru sprawiedliwości od egzekutywy) zmniejsza z jednej strony konfliktowość decyzji ekonomicznych, z drugiej zaś stwarza niebezpieczeństwo poważnego hazardu moralnego i polityzacji decyzji ekonomicznych"10. System i struktura władzy, ułomność prawa, familijne zamiast fachowych zasady kierowania przedsiębiorstwami, handlem i bankami stanowią doskonałe podłoże dla praktyk protekcjonistycznych. Skutkiem przywilejów dla wybranych jest mianowanie niewłaściwych ludzi na strategiczne (i nie tylko) stanowiska, a próby uporządkowania rynku kapitałowego przypominają azjatyckie, już niemal przysłowiowe próby „utworzenia stada z kotów domowych". Wszystko to nie tylko psuje gospodarkę i państwo, ale stanowi też poważne zarzewie konfliktu. ,Jest nim rosnące niezadowolenie społeczeństwa z przywilejów, jakie mają nie tylko panujące elity, ale też ich rodziny i krewni [...] Sprzeciw wobec nepotyzmu i wysokiego poziomu korupcji był jedną z najważniejszych przyczyn protestów studenckich na Placu Tienanmen i szerokiego ich poparcia przez innych ludzi"11. Uprzywilejowanie przyjaciół i krewnych tworzących układ korupcjogenny kosztem interesu publicznego leżał też u źródeł rozruchów społecznych, które doprowadziły w grudniu 2003 r. do obalenia w Gruzji prezydenta Eduarda Szewardnadzego. Zbliżona, a nawet jeszcze gorsza, sytuacja istnieje w Korei Południowej. Kraju, który na mapie nepotyzmu, klientelizmu i protekcjonizmu zajmuje najwyższe, acz mało zaszczytne miejsce12. Okres przechodzenia od planowania centralnego do gospodarki rynkowej charakteryzuje się przemianami również w sferze protekcjonizmu: struktury i rodzaju przywilejów. 8 K. Tarchalski, Korupcja i przywilej, Semper, Warszawa 2000, s. 40. 'J Zob. szerzej J. T a z b i r, Kultura szlachecka w Polsce, Wydaw. Poznańskie, Poznań 2002. 10 K. Tarchalski, Korupcja i przywilej, s. 95. " G. K. Becker, Etyczne problemy modernizacji Chin, tłum. J. Kowalski, w: Chiny. Rozwój społeczeństwa i państwa na przełomie XX i XXI wieku, K. Tomala, K. Gawlikowski (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN-Trio, Warszawa 2002, s. 55. 12 Zob. W. J. D z i a k, Kim Ir Sen. Dzieło i polityczne wizje, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2000. 92 93 i politycznej. Jak pisze Kazimierz Tarchalski: „Prawa takie polegały na pozbawianiu lub ograniczaniu konkurencji (rynkowej, biurokratycznej, wojskowej itd.) [...] Od zarania historii pisanej władza polityczna zakazywała działalności nastawionej na zysk - aby móc sprzedać wyjątki od tej zasady (łaskę). Suweren, cesarz, car, król, książę, dyktator lub pierwszy sekretarz kreowali przywileje"8. I jakkolwiek dziś sytuacja jest inna i przywileje uzyskuje się inaczej, niż drzewiej bywało, to przecież ich istota nie uległa zasadniczej przemianie. Związaną z tym, ale odrębną wszak kwestią jest odbieranie posiadanych przywilejów. Zwłaszcza jeśli odbywa się to tak jak w Polsce powojennej - nowa rewolucyjna władza, PKWN, 6 września 1944 r. wywłaszczyła, praktycznie bez odszkodowania, polskich ziemian z majątków i gniazd rodzinnych. Ziemianie, szlachta jako klasa społeczna przez prawie trzy stulecia rządzili Polską. Z nich wywodzili się wielcy mężowie stanu, uczeni, artyści. I ludzie kultury stanowiącej jądro wszystkiego, czego uczą się dzisiejsze pokolenia9. Przywileje tej klasy ze względów politycznych zostały przez nową władzę zniesione. Podobnie jak dobra materialne. Wywłaszczenie de facto przekroczyło ramy dekretu. Parcelowano także grunty rolne, których wielkość (poniżej 50 ha) nie podlegała wywłaszczeniu, nacjonalizowano domy, meble i obrazy (także portrety przodków). Ekswłaściciele i potomkowie „obszarników" z uprzywilejowanych znaleźli się z nagła w warstwie politycznie podejrzanych, reliktów systemu zagrażających nowej „robotniczo-chłopskiej władzy". Protekcjonizm: Daleki Wschód i kraje postkomunistyczne Instytucja przywileju na Dalekim Wschodzie sięga czasów najdawniejszych. Związana jest z tradycją kulturową i obyczajową, której podstawę stanowi konfucjanizm. Fundamentem jego zasad jest głęboki i powszechny szacunek dla przodków i ludzi starszych (których wiek dowodzi mądrości i doświadczenia), a także dążenie do wysokiego poziomu moralnego, by móc być przykładem dla innych. Jednakże na co dzień zasady konfucjanizmu są stosowane raczej selektywnie. W praktyce oznaczają hipokryzję (dla zachowania twarzy), a szacunek dla starszych przekłada się na nawiązywanie i zacieś- 8 K. Tarchalski, Korupcja i przywilej, Semper, Warszawa 2000, s. 40. 9 Zob. szerzej J. T a z b i r, Kultura szlachecka w Polsce, Wydaw. Poznańskie, Poznań 2002. 92 nianie szczególnych więzi, co też prowadzi często do nepotyzmu i klien-telizmu. 1 oczywiście, korupcji, której wskaźniki w Chinach, Korei Południowej, Japonii i Wietnamie są szczególnie wysokie. W tej części świata „współdziałanie polityków, biurokracji wielkich banków i wielkiego biznesu (tzw. żelazny trójkąt, wzmocniony w niektórych krajach o niedoskonałą niezależność władzy ustawodawczej i wymiaru sprawiedliwości od egzekutywy) zmniejsza z jednej strony konfliktowość decyzji ekonomicznych, z drugiej zaś stwarza niebezpieczeństwo poważnego hazardu moralnego i polityzacji decyzji ekonomicznych"10. System i struktura władzy, ułomność prawa, familijne zamiast fachowych zasady kierowania przedsiębiorstwami, handlem i bankami stanowią doskonałe podłoże dla praktyk protekcjonistycznych. Skutkiem przywilejów dla wybranych jest mianowanie niewłaściwych ludzi na strategiczne (i nie tylko) stanowiska, a próby uporządkowania rynku kapitałowego przypominają azjatyckie, już niemal przysłowiowe próby „utworzenia stada z kotów domowych". Wszystko to nie tylko psuje gospodarkę i państwo, ale stanowi też poważne zarzewie konfliktu. ,Jest nim rosnące niezadowolenie społeczeństwa z przywilejów, jakie mają nie tylko panujące elity, ale też ich rodziny i krewni [...] Sprzeciw wobec nepotyzmu i wysokiego poziomu korupcji był jedną z najważniejszych przyczyn protestów studenckich na Placu Tienanmen i szerokiego ich poparcia przez innych ludzi"11. Uprzywilejowanie przyjaciół i krewnych tworzących układ korupcjogenny kosztem interesu publicznego leżał też u źródeł rozruchów społecznych, które doprowadziły w grudniu 2003 r. do obalenia w Gruzji prezydenta Eduarda Szewardnadzego. Zbliżona, a nawet jeszcze gorsza, sytuacja istnieje w Korei Południowej. Kraju, który na mapie nepotyzmu, klientelizmu i protekcjonizmu zajmuje najwyższe, acz mało zaszczytne miejsce12. Okres przechodzenia od planowania centralnego do gospodarki rynkowej charakteryzuje się przemianami również w sferze protekcjonizmu: struktury i rodzaju przywilejów. 10 K. Tarchalski, Korupcja i przywilej, s. 95. " G. K. Becker, Etyczne problemy modernizacji Chin, tłum. J. Kowalski, w: Chiny. Rozwój społeczeństwa i państwa na przełomie XX i XXI wieku, K. Tomala, K. Gawlikowski (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN-Trio, Warszawa 2002, s. 55. 12 Zob. W. J. D z i a k, Kim Ir Sen. Dzieło i polityczne wizje. Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2000. 93 W gospodarkach centralnie planowanych dominowały przywileje sektorowe i jednostkowe wynikające z permanentnego niedoboru większości towarów, co praktycznie uniemożliwiało w miarę normalne zaspokajanie większości życiowych potrzeb. Ludzie jednak żyli i jakoś sobie radzili: ci nieustosunkowani stali w kolejkach, ci uprzywilejowani mieli dostęp do dóbr społecznie pożądanych. Poza przywilejami jednostkowymi istniały przywileje sektorowe, dla socjalistycznych przedsiębiorstw. Były to umowy zawierane na pograniczu prawa bądź zgoła nielegalne. Polegały one na dostawie pozaplanowych, deficytowych materiałów, ale dotyczyły też handlu wpływami ułatwiającymi funkcjonowanie firm wbrew wirtualnym, groteskowym zasadom centralnego planowania. Zajmowali się tym wykorzystujący układy „co za co" specjalni załatwiacze (po rosyjsku totkacze). Te nieformalne układy nakładały się na siatkę formalnej struktury gospodarki, pasożytując na niej, ale jednocześnie umożliwiając jej działanie. Po początkowym chaosie towarzyszącym przejściu od ancien regime\\ do gospodarki rynkowej (w którym nie wiadomo, jakie zasady i przepisy jeszcze nie obowiązują, a które już weszły w życie) nastał okres stabilizacji, bardzo niestety względnej. Paradoksalnie, w miarę rozwoju gospodarki rynkowej zjawiska patologiczne miast się zmniejszać, rosną (zob. część pierwsza). Dotyczy to także protekcjonizmu, nepotyzmu, klientelizmu (i oczywiście, korupcji). Inne jest tylko podłoże kształtowania się tych zjawisk, inne ich formy i sposoby wrastania w nowy system. Tendencje do wzrostu patologii instytucji i władzy odnotowano we wszystkich państwach dawnego obozu sowieckiego. Czy tendencje te kiedyś się odwrócą? Być może, jeśli w przewidywalnym czasie elity polityczne i gospodarcze zostaną poddane skutecznym mechanizmom kontroli, a gospodarka i państwo zaczną funkcjonować prawidłowo: w sposób przejrzysty i przewidywalny zgodny z regułami gry obowiązującymi w państwie demokratycznym i gospodarce rynkowej. Pewne nadzieje wiąże się ze wstąpieniem do Unii Europejskiej. Są to jednak oczekiwania raczej perspektywiczne niż szansa na szybką poprawę sytuacji. Przywileje akceptowane i kontrowersyjne Przywilej związany jest z posiadaniem określonego statusu, ale także ten status tworzy. Poza przywilejem prawnym w społeczeństwie dominuje 94 przywilej ekonomiczny, umożliwiający otrzymanie korzyści większej od tej, która wynikałaby z działania na konkurencyjnym rynku. Przywilej - w najszerszym rozumieniu - wiąże się (poza statusem i pozycją społeczną) także z przynależnością klasową lub partyjną. W społeczeństwach tradycyjnych status w dużej mierze decydował o dochodach. W społeczeństwach feudalnych właśnie przywilej był źródłem nierówności, szczególnie stanowych. Ponieważ to potęga państwa „zależy od zwartości tych, którzy je kontrolują, a zwartość zależy od istnienia wspólnych celów wiążących rządzącą grupę. Zaś najsilniejszym z tych więzów jest przywilej: przywilej dzielenia majątku, statusu i władzy"13. Przywilej ma bez wątpienia wymiar klasowo-warstwowy, silnie sprzęgnięty z władzą. Dlatego też jest różnie oceniany: zależnie od punktu widzenia, związanego z miejscem w strukturze społecznej i obecnymi bądź perspektywicznymi możliwościami własnej grupy uzyskiwania określonych przywilejów. Ich akceptacji ze strony aktualnych i potencjalnych beneficjentów towarzyszy, oczywiście, wrogość ze strony przegrywających w konkurencji o dostęp do pieniędzy, władzy, i przywilejów właśnie. Ta wrogość ma charakter wybiórczy lub fundamentalny, podważający legalność jakichkolwiek przywilejów. Dotyczy to z reguły przywileju politycznego, który zdaniem egalitarystów powinien być dostępny dla wszystkich, jako że wszyscy powinni mieć równe szansę obejmowania wszystkich urzędów w państwie. Roger Scruton uważa, że nierealne jest to, iżby „wszyscy rzeczywiście konkurowali ze sobą na równych warunkach, ponieważ z równych praw nie wynikają równe możliwości"14. W pewnej mierze tak zapewne jest, z tym że w szczególnych warunkach dostęp do władzy staje się paradoksalnie łatwiejszy dla ludzi, którzy teoretycznie powinni odpadać już na starcie, czyli ludzi zastępujących talentami populistycznymi brak wykształcenia, doświadczenia w rządzeniu, instynktu państwowego i kwalifikacji etycznych. W warunkach recesji finansów publicznych, pauperyzacji i nieakceptowania władzy w wyborach parlamentarnych 2001 r. tak się przecież w Polsce stało. Owi demagogiczni przedstawiciele narodu: parlamentarzyści z Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin kierują się zapewne porzekadłem „prawo prawem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie". Uzyskawszy zaś dostęp do władzy i przywilejów, bez skrupułów z tych dóbr korzystają. Zwłaszcza z immunitetu poselskiego, 13 D. C h r i s t i a n, Imperiał and Soviet Russia. Power, Privilege and the Challenge ofModerniły, St. Martin's Press, New York 1997, s. 2-3. 14 R. S c r u t o n, Słownik myśli politycznej, s. 325. 95 skutecznie chroniącego ludzi zdemoralizowanych (bądź niekiedy przestępców) przed wymiarem sprawiedliwości. Warto przypomnieć, że posłowie czwartej kadencji Sejmu dwukrotnie częściej wchodzą w konflikt z prawem niż ogół Polaków. Zdaniem wicemarszałka Sejmu Tomasza Nałęcza parlamentarzyści szczególnie „świeżo upieczeni lekceważą prawo, gdyż są przekonani, że immunitet niczym puklerz osłania ich przed działaniami wymiaru sprawiedliwości. Krótko mówiąc: hulaj dusza, piekła nie ma jest natomiast immunitet"'5. Czy nie należałoby zatem radykalnie ograniczyć immunitet do czynności ściśle związanych z wykonywanym mandatem poselskim? Wydaje się, że w III Rzeczypospolitej byłoby to ze wszechmiar wskazane. Wątpliwości budzą także przywileje sędziowskie. Czy sędzia, który popełnił przestępstwo, nie powinien odpowiadać za nie tak jak każdy obywatel? Z kolei nieusuwalność jest jedną z gwarancji niezawisłości władzy sądowniczej. Uzasadnione reperkusje i krytyczne komentarze w 2004 r. budzą też szczególne przywileje Kościoła katolickiego, umożliwiające prowadzenie nie opodatkowanej działalności gospodarczej, a także bezcłowego sprowadzania z zagranicy np. samochodów przeznaczonych niekoniecznie przecież do rozwijania kultu religijnego. Jak to jest z przywilejami tu i teraz? Które z nich dominują? Jeśli wyłączymy z rozważań takie dziedziny jak bezpieczeństwo (wewnętrzne i zewnętrzne), infrastruktura, edukacja, kultura czy zdrowie - dla których racjonalna forma uprzywilejowania stanowi warunek sine qua non bezpieczeństwa i rozwoju państwa - to dominującą dziedziną przywileju jest protekcjonizm gospodarczy. Za jego pomocą chroni się np. przemysł: nowy, wchodzący bądź też taki, który już się przeżył. Argumentem za pierwszym są oczekiwane, korzystne dla gospodarki, perspektywy jego rozwoju. Reanimacja drugiego spowodowana jest historycznymi zaszłościami, przyczynami socjalnymi, a najczęściej obawą przed niepokojami społecznymi. Tego typu protekcjonizm na dłuższą metę przynosi rezultaty odwrotne od oczekiwanych. Nierentowne kopalnie, huty czy inne mamuty socjalizmu przynoszą straty ekonomiczne, które stale rosną, a spokój społeczny jest tak czy inaczej coraz bardziej wątpliwy. Problem racjonalnego wyjścia z sytuacji zwiększającego się bezrobocia i deficytu finansowego (spowodowanego m.in. kosztami owego protekcjonizmu) to zaiste kwadratura koła. 15 Zob. T. N a t ę c z, Hulaj dusza, „Wprost", 3 sierpnia 2003. 96 Sensowne - ale też nie do końca - są natomiast przywileje prorozwojowe dla strategicznych, wchodzących dziedzin gospodarki i służących im (i nie tylko im) badań naukowych. Mają one z reguły charakter makroekonomiczny i dotyczą na ogół całych sektorów, zwłaszcza związanych z zagranicą. Na uwagę zasługują przedsięwzięcia związane z inwestycjami bezpośrednimi, z których część istotnie umacnia i rozwija strukturę gospodarki16. Szczególnie te promujące wysoką technologię, sprzężone z badaniami naukowymi. Pewne nadzieje można wiązać z rozpoczętą w połowie 2003 r. realizacją umów offsetowych towarzyszących zakupowi amerykańskich samolotów F16. Problem polega na tym, że po pierwsze, zasady doboru sektorów „pod szczególnym nadzorem" mogą być nietrafne i jak wskazują polskie realia, nie jest to niebezpieczeństwo wirtualne. Po drugie, przywileje mogą mieć (obok makroekonomicznego) także charakter mikroekonomiczny i mogą być kierowane do osób prawnych i fizycznych. Także do oligarchów mających niejasne powiązania z władzą i polityką. A w tym przypadku klientelizm i korupcja rysują się jako możliwości aż nadto realne. Po trzecie, przywileje prorozwojowe mają - jak pokazuje przykład większości instytucji związanych z władzą i biznesem - tendencję do utrwalania się. Jest to niezgodne z samą zasadą ich przyznawania: na określony czas. W praktyce przywilej uzyskuje rangę prawa nabytego, którego broni się w imię własnych i grupowych interesów, kosztem interesu publicznego. Owa obrona status quo za wszelką cenę pociąga za sobą skutki ekonomiczne i społeczne, a w ich wyniku również polityczne: dla ekip, którym przypisuje się odpowiedzialność za nieumiejętność przełamania starych schematów zarządzania gospodarką. Nieco odrębną kwestią są preferencyjne formy zachęty dla kapitału zagranicznego. Nie ulega wątpliwości, że najbardziej efektywne inwestycje w Polsce to te z udziałem partnera strategicznego pochodzącego najczęściej ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Francji, Włoch czy krajów skandynawskich. Inwestora kupującego kontrolny pakiet akcji, dysponującego wiedzą i doświadczeniem, uczestniczącego w sposób bezpośredni w zarządzaniu prywatnym (bądź sprywatyzowanym przedsiębiorstwem) i traktującego udział w nim jako inwestycję długookresową17. Jak przy tym pokazały wyniki reprezentatywnych i ogólnopolskich badań empirycznych, sytuacja głównie "' Zob. Dziesięć lat prywatyzacji bezpośredniej, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2000. 17 Kapitał zagraniczny w prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1996. 97 tych firm jest w pełni stabilna i są one zdolne do konkurowania na rynku Unii Europejskiej. W tej sytuacji przywilej niepłacenia podatków - jako forma przyciągnięcia potencjalnych inwestorów - może być w określonych przypadkach uzasadniony. Pod warunkiem wszakże, że przywilej ten jest przyznawany na określonych zasadach i jest określony w czasie. W rzeczywistości duża część firm zagranicznych tak przywykła do niepłacenia podatków, że znajduje rozmaite sposoby na maksymalne przedłużenie tego stanu rzeczy. Z reguły spółki z udziałem zagranicznych inwestorów nie wykazują zysków (lub deklarują zyski minimalne), a dane bilansowe ilustrują sytuację gorszą, niż wskazywałaby kondycja spółki18. Transfer zysków do kraju macierzystego jest praktyką powszechną - z oczywistą szkodą dla finansów polskiego państwa. Spółki z udziałem zagranicznych inwestorów (mające najwyższe wskaźniki koncentracji i konkurencyjności) osiągają też najwyższą pozycję w badanej grupie. Kapitał zagraniczny w Polsce, podobnie jak w innych krajach, koncentruje się na wybranych, nowoczesnych, perspektywicznych gałęziach gospodarki, realizując w ten sposób strategię ekspansji firmy macierzystej. Spółki kupione przez inwestorów zagranicznych zostają ściśle wkomponowane w struktury kooperacyjne koncernu; rzadko korzystają z polskich źródeł dostaw i zrywają więzi kooperacyjne firmy sprzed prywatyzacji. Transakcje spółki dokonują się wewnątrz koncernu, zarówno transakcje, jak i ceny są kontrolowane przez kierownictwo koncernu. Krajowi kooperanci i partnerzy spółki, choć oferują porównywalne jakościowo i konkurencyjne cenowo produkty, tracą zamówienia. Skutkiem jest zmniejszenie zatrudnienia, wzrost bezrobocia i pogorszenie gospodarczej sytuacji kraju. Jak wynika z kompetentnych analiz problemu, ów uprzywilejowany system promowania inwestorów zagranicznych prowadzi do nieuczciwej konkurencji i eliminacji z rynku polskich przedsiębiorstw. Także tych dobrych i rzetelnie wywiązujących się z obowiązków finansowych wobec państwa. W rezultacie system owych przywilejów był jednym z głównych źródeł „przemieszczenia" około miliona bezrobotnych z krajów zachodnich do Polski, ze wszystkimi fatalnymi skutkami tego stanu rzeczy19. Wszystko to stawia pod znakiem zapytania metody pozyskiwania inwestycji zagranicznych, zwłaszcza ich uznaniowość. Powinny być one czytelne 18 Zob. szerzej Pułapki prywatyzacji, M. Jarosz (red.). Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2003. 19 Zob. szerzej M. Kabaj, Program przeciwdziałania ubóstwu i bezrobociu, Instytut Pracy i Spraw Socjalnych, Warszawa 2000 (Raport, z. 19). 98 i skuteczne. Istnieje wszak lepsza od protekcjonizmu strategia pozyskiwania kapitału zagranicznego. Jest nią stosowanie klarownych i stabilnych przepisów prawa i relatywnie niskich, racjonalnych podatków, czyli zamiast kontrowersyjnych przywilejów dla wybranych (potencjalnych inwestorów zagranicznych) gospodarka funkcjonująca zgodnie z regułami gry. To jednak, jak dotąd, wydaje się dla elit polityki i biznesu swoistą mission impossible. Przywileje z rodowodem społecznym Lista peerelowskich przywilejów była bardzo długa. Korzystali z nich przedstawiciele władzy i ci, którzy byli jej podporą: wojsko, służby specjalne, policja. Przywileje te polegały na dostępie do szczególnie pożądanych i reglamentowanych dóbr: przydziałów mieszkań, talonów na samochody czy sklepów „za żółtymi firankami", w których można było kupić to wszystko, 0 co normalni ludzie miesiącami zabiegali w kilometrowych kolejkach. Jednak ze szczególnych świadczeń i przywilejów korzystały „przodujące warstwy klasy robotniczej", które wywalczyły i z których niezależnie od systemu politycznego i sytuacji gospodarczej kraju nie zamierzają rezygnować. Istnieje pewien obszar przywilejów budzących co prawda rozmaite kontrowersje, lecz wrośniętych, można by rzec, w polski krajobraz. Chodzi tu, po pierwsze, o cały system przywilejów branżowych dla górników, hutników, stoczniowców, kolejarzy, ale także nauczycieli i przedstawicieli innych zawodów. Są to szczególne uprawnienia związane z pracą trudną 1 niebezpieczną, a także uznaną za priorytetową. Na ich kształt wpływały również określone warunki polityczne i przypisywana pewnym grupom zawodowym zaszczytna rola wiodącego „trzonu klasy robotniczej". Transformacja systemowa zakładająca m.in. konsekwentną przebudowę i rozwój gospodarki napotyka bariery właśnie w owych branżowych przywilejach i grupach zawodowych, które stosując rozszerzającą interpretację „tego, co się słusznie należy", skutecznie blokują procesy restrukturyzacji i rozwoju kraju. Jest to zrozumiale, zważywszy że ochrona miejsc pracy i zarobkówjest -w większym czy mniejszym stopniu - zagrożona projektowanymi zmianami. Tworzy się przeto swoista kwadratura koła, w której kolejne ekipy rządowe drepczą właściwie w miejscu, a duże, liczące się i wyspecjalizowane w ogólnopolskich akcjach protestacyjnych grupy okopują własne pozycje. ¦ jakkolwiek trudno w tej sytuacji o rozsądny i skuteczny scenariusz działania, to warto przypomnieć, że warunkiem jego nakreślenia jest odrzucenie przyjmowanego a priori dogmatu o tym, że raz nadane uprawnienia trwają po 99 wsze czasy. Byłoby to bowiem jednoznaczne z petryfikacją status quo i zahamowaniem rozwoju gospodarczego i społecznego, ze wszystkimi tego stanu rzeczy niekorzystnymi konsekwencjami - również dla owych odrzucających przemiany pracowników. Czy wizja bezrobocia może zmienić poglądy i zachowania załóg i przyczynić się do upowszechnienia przekonania, że najważniejszym przywilejem pracownika jest praca? Perspektywicznie zapewne tak20. Po drugie, zbliżona, choć bardziej klarowna sytuacja dotyczy świadczeń rentalnych. W 2003 r. mieliśmy w Polsce 2,4 min rencistów. Przeciętna renta wynosi 847 złotych. Rocznie renciści otrzymują z ZUS-u 24,8 mld złotych. Nie ma żadnych podstaw do uzasadnienia poglądu, że akurat Polacy są najbardziej chorowitym narodem w Europie. Natomiast - w świetle kontroli NIK-u i wniosków postępowań prokuratorskich - zasadna najpewniej jest teza o wyłudzaniu (poprzez układy klientalne i korupcję) nienależnych świadczeń rentowych. Ich finansową skalę Bank Światowy szacuje na 3 mld rocznie. Nie ulega wątpliwości, że odebranie wyłudzaczom nienależnych rent jest sprawą ważną i pilną (jakkolwiek wymaga żmudnych i konsekwentnych działań). Zarówno dla mającego stały deficyt budżetu państwa, jak i dla społeczeństwa, które otrzymałoby czytelny sygnał, że przekręty i oszustwa są ścigane nie tylko w teorii, ale i w rzeczywistości. Co być może łącznie z innymi sygnałami skutecznego tępienia przestępstw i nadużyć przyczyni się do polepszenia klimatu społecznego. Chociaż przedsięwzięcie to z prawnego punktu widzenia jest sprawiedliwe, nasuwa pewne wątpliwości natury społecznej wobec tej grupy nieuczciwych świadczeniobiorców, którzy nie mają innych źródeł utrzymania. W imię solidaryzmu społecznego należałoby zatem im pomóc, ale źródło pomocy byłoby to samo, czyli finanse państwa. Konieczne jest odebranie innych nienależnych uprawnień: korzystanie z ubezpieczenia rolniczego KRUS przez ludzi z zupełnie innych niż chłopskie środowisk zawodowych. Szacuje się, że bezzasadnie korzysta z tego ubezpieczenia 30-32% osób. Zważywszy że przeciętne miesięczne świadczenie z tego tytułu wynosi 725 złotych21, skalę nienależnych wydatków państwa można w przybliżeniu określić jako 4,35 mld złotych rocznie. Trzeci wymiar funkcjonowania kontrowersyjnych przywilejów dotyczy szans edukacyjnych młodzieży. W okresie powojennym, w Polsce Ludowej, potomkowie rodzin chłopskich i robotniczych mieli określone preferencje 20 Zob. J. D z i a d u I, Budżetówka z sufitówką, „Polityka", 13 grudnia 2003. 21 Zob. „Biuletyn Statystyczny GUS", czerwiec 2003, s. 60, tab. 16. 100 ułatwiające osiągniecie wyższego wykształcenia. Były to tzw. punkty za pochodzenie, które w niewielkiej tylko mierze ułatwiały tej młodzieży dostanie się na studia. Przyczyny tego stanu rzeczy są analizowane w innym miejscu22, warto jednak zauważyć, że nie były to przywileje nieuzasadnione w sytuacji rosnącej rozpiętości szans edukacyjnych między młodzieżą chłopską i robotniczą a inteligencką, ale ograniczały szansę innych grup młodzieży, pochodzącej z warstw średnich, głównie rodzin inteligenckich. W III Rzeczypospolitej punkty za pochodzenie już nie obowiązują. Jest więc sprawiedliwie? Niekoniecznie, skoro zastępują je inne, nie rejestrowane wprawdzie, ale istniejące przywileje typu korporacyjnego. Chodzi o nieformalne, ale skuteczne bariery chroniące określone zawody i środowiska (lekarskie, adwokackie, artystyczne i inne) przed napływem do nich out-siderów, nie wywodzących się z określonych klanów rodzinnych. Jeśli więc nawet - co jest rzeczą niesłychanie rzadką - uda się przedstawicielom owych gorszych środowisk ukończyć studia, to i tak szansa na preferowany rodzaj pracy zawodowej jest iluzoryczna. No, chyba że chodzi tu o dzieci bogatych rodzin z kręgu biznesu lub elity władzy - przed nimi praktycznie otwarte są wrota świata. A zatem pisanym i niepisanym przywilejom towarzyszą nierówności, choć ich obszar i struktura ulegają z czasem pewnym, mniej lub bardziej określonym, przekształceniom. Warto też zauważyć, że klimat sprzyjający niezasłużonym przywilejom oligarchów finansowych umożliwiający ich nienależne, niebotyczne niekiedy zyski finansowe, a także układy umożliwiające przepływ pieniędzy z kas bogatych koncernów do rządzących partii wskazują na silne sprzężenie polityki, władzy i biznesu. Dzięki owemu sprzężeniu funkcjonujący w tych układach urzędnicy czy funkcjonariusze partyjni są niezastępowalni. W dodatku system demokratyczny na skutek tych i innych strukturalnych wynaturzeń ulega powolnej degradacji. Także w świadomości społecznej, do której dociera nie tylko uzasadniona krytyka owych dysfunkcji, ale i niebezpieczne populistyczne hasła zastąpienia rządów demokratycznych autorytarnymi rządami silnej ręki. Po to właśnie, żeby się pozbyć władzy niechcianej, pazernej i marnotrawnej. Przypomnijmy, że atrybut władzy jest jednym z najważniejszych przywilejów społecznych, a niekiedy przesłanką do zachowań nieetycznych, patologii instytucjonalnej i korupcji. W tym sensie triada władza, przywileje, korupcja to ciąg zdarzeń nie tylko teoretyczny, ale w pewnych warunkach całkiem rzeczywisty. • Zob. kolejne rozdz. tej części. Społeczne obszary nierówności Przesłanki i poglądy Problem nierówności społecznych jest jednym z tradycyjnych wątków rozważań socjologicznych. Równość społeczna i związana z nią społeczna sprawiedliwość są podstawowymi normami etycznymi nie tylko Marksow-skiego systemu wartości. Jednocześnie oba te pojęcia (podobnie jak godność człowieka, swobody demokratyczne, wolność) mają charakter uniwersalny, stający się podstawą działania wielu ruchów społecznych o odmiennych programach politycznych, ideologicznych i światopoglądowych. Stąd też oceny funkcjonowania demokracji dokonuje się przez pryzmat realizacji zasad wolności, sprawiedliwości i równości bądź tez ich naruszania. Ich naruszanie było jedną z deklarowanych przesłanek protestu robotniczego w Polsce jesienią 1980 r. Potrzebę tych zasad można zatem uznać za powszechny element systemu motywacji jednostkowych i zbiorowych postaw i zachowań społecznych. Z nieskończonej mnogości różnic, które mogą stać się podstawą nierówności, przedmiotem naszych rozważań są nierówności związane ze stratyfikacją społeczną. Każdy typ struktury społecznej stwarza określone przesłanki nierówności, tendencje ich nasilenia i łagodzenia. W społeczeństwach o ostro zarysowanych podziałach ekonomicznych, politycznych i społecznych nierówności są silniej skrystalizowane i łatwiej uchwytne. W społeczeństwach słabiej rozwarstwionych w sferze społeczno-ekonomicz-nej i w sferze świadomości społecznej także obserwujemy ostro zarysowane dychotomie, takie jak: biedni-bogaci, niewykształceni-wykształceni, rządze-ni-rządzący. Określenia te tylko w pewnym stopniu są wskaźnikiem pozycji 102 społecznej i przynależności warstwowo-grupowej umożliwiającym społeczną identyfikację jednostki. Ta część książki jest poświęcona nierównościom materialnym, społecznym, edukacyjnym, niektórym innym ich wymiarom (uczestnictwo we władzy, w kulturze, edukacji itd.), a także temu, skąd owe nierówności się biorą i jakie są ich społeczne skutki. Problemy te są analizowane w kategoriach wielkich grup społecznych wchodzących w skład współczesnego społeczeństwa polskiego. Jest to zatem próba makrosocjologicznego ujęcia tematu. Analiza problemu jest także prowadzona na poziomie ogólności o szczebel niższym, poprzez spojrzenie na sytuację rodzin polskich początku trzeciego tysiąclecia i pewnych wybranych ich kategorii (np. bezrobotnych i zmarginalizowanych). Oparłam się pokusie, aby sięgnąć w głąb i rozjaśnić obraz społeczeństwa polskiego szczegółowymi rozważaniami na temat rozwarstwienia każdej z analizowanych grup społecznych, ponieważ w tej książce nierówności społeczne zostały potraktowane jako układ stosunków i zależności między klasami i warstwami - zespołowymi aktorami dziejów. Klasowo-warstwowy punkt widzenia społeczeństwa pełni istotną rolę porządkującą. Trudno byłoby przyjmując inne kryteria podziału wyjaśnić reguły życia społecznego, przyczyny i skutki zróżnicowań wynikające z zasad „obiektywnych", a także poglądów, norm i kryteriów wartościowania. Klasy społeczne są nie tylko pojęciami teoretycznymi ułatwiającymi opis rzeczywistości, ale i bytami realnymi, których istnienia dowodzą badania empiryczne. Trudno nie zgodzić się z konstatacją iż: „Między podstawowymi segmentami podziałów klasowych [...] utrzymują się dystanse i bariery pod względem położenia materialnego, możliwości osiągania wysokich stanowisk, interesów, stylu życia, sposobów patrzenia na rzeczywistość, uznawanych wartości i posiadanych aspiracji życiowych"1. To syntetyzujące ujęcie tematu - jakkolwiek uprawnione w sensie merytorycznym i metodologicznym - oczywiście zubaża klasowo-warstwowy obraz społeczeństwa, skoro na każdą z klas składa się szereg kategorii społeczno-zawodowych. Co więcej, ich zróżnicowanie wewnętrzne może być niekiedy silniejsze niż podobieństwa między nimi. Na przykład rodziny wysoko kwalifikowanych robotników (górników, hutników czy metalowców) co do poziomu dochodów, konsumpcji, stylu i jakości życia bywają bliższe ' H. Domański, Klasy społeczne, grupy zawodowe, organizacje gospodarcze, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1991, s. 85. 103 rodzinom inteligenckim niż rodzinom robotników niewykwalifikowanych. Istnieje ponadto bardzo wyraźne zróżnicowanie dochodów w zależności od ich usytuowania w określonym dziale gospodarki, mniej lub bardziej priorytetowej gałęzi produkcji albo przynależności do regionów kraju, charakteryzujących się wyższymi lub niższymi wskaźnikami płac i dochodów. Wszystko to oraz ciągłość tradycji kulturowej związanej z określonymi zawodami i regionami kraju zachęcałoby raczej do skonstruowania wizerunku klas i warstw społecznych w całym ich bogactwie i zróżnicowaniu. Nie ma jednak takiej możliwości - przynajmniej w tej książce. Co jednak nie oznacza, że przedmiotem rozważań jest obraz wyabstrahowany z całej jego wewnętrznej struktury. Nie byłoby to zresztą możliwe przy posługiwaniu się danymi empirycznymi, w których proces społecznyjest zawsze gigantycznym splotem indywidualnych losów ludzkich zazębiających się wzajem poprzez wspólne sytuacje. Przybliżeniem niektórych elementów omawianego zjawiska (np. grupy społeczno-zawodowe, niektóre nie mieszczące się w schemacie sytuacje ekstremalne itp.) posługiwałam się wtedy, gdy zmieniało ono albo ograniczało wnioski analityczne lub niekiedy dla egzemplifikacji badanej zależności. Zarówno względy merytoryczne, jak i empiryczna analiza przytoczonych informacji uprawniają do wnioskowania o występujących istotnych zróżnicowaniach materialnych, społecznych, kulturowych między podstawowymi klasami i warstwami społeczeństwa. W ślad za statystyką GUS-u przedmiotem analiz są najpierw trzy (można by rzec podręcznikowe) kategorie analityczne: robotnicy, chłopi, pracownicy umysłowi. Jest to wnioskowanie w kategoriach bardzo ogólnych, świadomie i arbitralnie upraszczające skomplikowany obraz zjawiska. Abstrahuje się w nim bowiem m.in. od różnic dzielących poszczególne warstwy społeczne. Różnica między robotnikami niewykwalifikowanymi i wysoko kwalifikowanymi oraz pracownikami z wykształceniem średnim a inteligencją może być bardziej zasadnicza niż różnica między warstwą robotników a warstwą pracowników umysłowych traktowanymi całościowo. W III Rzeczypospolitej na te zróżnicowania nałożył się nowy podział ekonomiczny wynikający z posiadania (bądź nieposiadania) środków materialnych przez każdą z tych grup oraz podział wynikający z dostępu do władzy. Oba te układy są raczej niestabilne i całą strukturę społeczną czynią schizofreniczną. Rozważania zawarte w tym rozdziale stanowią punkt wyjścia analizy nierówności w warunkach bytowych, społecznych i edukacyjnych rodzin 104 robotniczych, chłopskich i pracowników umysłowych. Sięgnijmy do przedwojennych materiałów pamiętnikarskich. Polski emigrant zatrudniony jako robotnik w Kanadzie pisze: ,Jedno, co mi się w tym kraju podoba, że panuje demokracja. Do stołu razem do jedzenia siadają nawet inżynierowie i wysocy urzędnicy razem z robotnikami"2. Jedną z podstawowych przesłanek procesu zanikania tych i podobnych dystansów społecznych były wielkie przeobrażenia polityczne, ekonomiczne i klasowo-warstwowe, w wyniku których każda klasa społeczna uległa zasadniczym, jakościowym przekształceniom. Chodzi tu, po pierwsze, o poziom wykształcenia i kultury klasy robotniczej, który jest wprawdzie - w sensie statycznym - niższy od wykształcenia i kultury warstwy pracowników umysłowych, zwłaszcza górnych jej pięter, jednak różnice te ulegają stopniowemu zmniejszaniu. Tak przynajmniej było w pierwszym powojennym dwudziestoleciu. Później proces ten uległ wyraźnemu spowolnieniu (szczególnie w III Rzeczypospolitej). Podobnie - obyczajowe i kulturowe rozwarstwienie społeczeństwa znajdujące wyraz w demokratyzacji obyczajów. Podstawą procesu zacierania się tych różnic były zwłaszcza masowe migracje społeczeństwa, które doprowadziły z jednej strony do przemieszania środowisk, z drugiej do jakościowo nowych cech klasy robotniczej. W latach 70. zaczęli w niej dominować robotnicy co najmniej drugiego pokolenia. „Znaczny odsetek ojców obecnych młodych robotników w latach czterdziestych i pięćdziesiątych napłynął ze wsi do miast, by podjąć pracę jako robotnicy. Z kolei napływ do przemysłu ich dzieci, zwłaszcza synów, ujednolica i stabilizuje kulturowo współczesną klasę robotniczą. Różnica podstawowa między ojcami i synami polega na odmiennej drodze do zawodu i kwalifikacji"3. Można zaryzykować twierdzenie, że na początku trzeciego tysiąclecia sytuacja pod tym względem raczej się nie zmieniła. Przy zamkniętej, spetryfikowanej strukturze społecznej, w której dzieci z reguły powielają wykształcenie rodziców i dziadków, szansa wyjścia ze swojej klasy jest raczej iluzoryczna. A jeśli już - jest to z reguły „ruch w dół", do warstwy bezrobotnych i zmarginalizowanych. Cechą trzydziestu ostatnich lat jest pauperyzacja klasy robotniczej. 2 Pamiętniki emigrantów - Kanada 1-16, Warszawa 1939, cyt. za: Warunki pracy i życia w Polsce międzywojennej w świetle badań społecznych, D. Doliński (wyb. i oprać), KiW, Warszawa 1980, s. 126. 3 H.JarosińskaJ. Kulpińska, Czynniki położenia klasy robotniczej, w: Kształt struktury społecznej, W. Wesolowski (red.), Ossolineum, Wroctaw 1978, s. 110. 105 Istnieje jednak pewna szczególna cecha klasy robotniczej wyróżniająca ją od innych klas społecznych, widoczna zarówno w perspektywie czasu przeszłego, jak i teraźniejszego. Otóż nie jest to wprawdzie -jak w latach ancien regime'u - grupa liczebnie największa, ale wciąż najlepiej zorganizowana. Tak było dzięki koncentracji i uzwiązkowieniu robotników w dużych i bardzo dużych zakładach przemysłowych. „W związku z tym, jakiekolwiek zaburzenia tej siły społecznej nawet w jednym wielkim zakładzie mogą mieć [...] daleko większe następstwa niż nawet strajk w kraju kapitalistycznym"4. Teza ta znalazła potwierdzenie w 1956 r., w 1970 r., w drugiej połowie 1980 r., a także po transformacji systemowej. W 2003 r. marsze protestacyjne górników na Warszawę oraz protesty dużych, zorganizowanych środowisk robotniczych, które mają się odbyć w 2004 r., grożą destabilizacją gospodarki i systemu politycznego. Nierówności i zróżnicowania Z socjologicznego punktu widzenia nierówność społeczna jest nierównością struktury społecznej. Polega przede wszystkim na nierównym podziale dochodów i prestiżu społecznego. Zgodne z funkcjonalną teorią uwarstwienia oraz tą jej dziedziną, która została nazwana socjologią klas i warstw społecznych5: „nierówność społeczna jest |...] nieświadomie wypracowanym sposobem, dzięki któremu społeczeństwo zapewnia sobie staranną obsadę najważniejszych pozycji przez najlepiej przygotowane osoby. Każde społeczeństwo, niezależnie od tego, czy jest proste czy złożone, musi różnicować ludzi ze względu na prestiż i szacunek, musi więc wprowadzić pewną zinstytucjonalizowaną nierówność"'1. Chodzi tu zatem o system zapewniający dysponowanie środkami materialnymi oraz możliwościami nierównego ich dzielenia. Aby określona pozycja społeczna miała wysoką rangę, musi być społecznie ważna, a jej zajmowanie wymaga odpowiednio wysokich kwalifikacji lub talentu. Wówczas winna być także wysoko opłacana i zajmować wysokie miejsce w hierarchii społecznej, dające wysokie zarobki, duży prestiż, cenione i korzystne kontakty społeczne itp. 4 J. W a c t a w e k, Me umarto klasa, „Argumenty" 1982, nr 1. 5 Por. S. Ossowski, Struktura klasowa w społecznej świadomości. Łódź 1957. 6 K. Da vi s, W. M o or e, O niektórych zasadach uwarstwienia, tłum. D. Niklas, w: Elementy teorii socjologicznych, W. Derczyński, A. Jasińska-Kania, J. Szacki (wyb.), PWN, Warszawa 1975, s. 466. 106 Z teoretycznego punktu widzenia podział społeczeństwa na klasy, struktura klasowa itd. to pojęcia niejednokrotnie kwestionowane, głównie przez uczonych reprezentujących marksistowski punkt widzenia, zgodnie z którym system socjalistyczny sprzyja zacieraniu się różnic klasowych i budowie społeczeństwa bezklasowego. Interesujące, że ten utopijny pogląd na perspektywy zanikania klas podzielał również Edward Lipiński, czołowy dysydent kwestionujący hierarchię władzy w PRL-u. W wywiadzie udzielonym Krzysztofowi Czabańskiemu stwierdził: „wstrząśnięci nieprawością, niesprawiedliwością [...] tworzymy wyobrażenie o tym, co być powinno. Usiłujemy z analizy rzeczywistości wyczytać tendencje rozwojowe, tworzące się zaledwie zarysy nowych układów, które zdają się potwierdzać nasze nadzieje. Tak rodzą się nadzieje o społeczeństwie bezklasowym, w jakiś sposób egalitarnym, gdzie ustaje władza nad ludźmi i zostaje zastąpiona administracją rzeczami"7. Szkopuł w tym, że rzeczywistość krajów tzw. realnego socjalizmu czy komunizmu odesłała te koncepcje do lamusa. Inaczej mówiąc, praktyka sfalsyfikowała teorię. Jeśli zatem akademicki charakter „rozważań nasuwał pytanie, czy klasy społeczne są bytami realnymi czy też konstruktami wymyślonymi przez badaczy do opisu rzeczywistości [...] uznałbym - pisze Henryk Domański - empiryczne świadectwa przemawiające za wyodrębnieniem się klas społecznych w realnie istniejących układach nierówności"8. Między podstawowymi grupami społeczeństwa istnieją wyraźne rozpiętości materialne i społeczne, istniały i „utrzymują się dystanse i bariery pod względem położenia materialnego, możliwości osiągania wysokich stanowisk, interesów, stylu życia, sposobów patrzenia na rzeczywistość, uznawanych wartości i posiadanych aspiracji życiowych"9. Oczywiście, poza strukturą klasową (i klasowo-warstwową, którą preferuję), istnieje wiele innych płaszczyzn dzielących (bądź łączących) poszczególne segmenty społeczeństwa. Charakteryzuje się je z reguły jako zróżnicowania związane bądź współwystępujące z nierównościami (i strukturą klasową), tworzące jednak inny rodzaj zależności, przystający do innych schematów analizy10. 7 „Argumenty", 23 czerwca 1974. 8 H. Domański, Klasy społeczne, s. 85. 9 Tamże. 10 Zob. W. Buckley, Social Stratification and the Functional Theory of Social Differentation, „The American Sociological Review" 1958, nr 23(4) oraz D. H. Wrong, The Functional Theory of Stratification. Some Neglected Considerations, „The American Sociological Review" 1959, nr 6. 107 i St anisław Ossowski, a także współcześni mu teoretycy socjologii (i oczyvwiście współcześni badacze) zwracają uwagę na odmienność pojęcia „zróżnicowanie" i „nierówność" (ściślej odpowiadające pojęciu „stratyfikacja"). ^Zróżnicowanie ma miejsce w wypadku odmienności pozycji wynikającej ze społecznego podziału pracy. Jednak nie tylko. Każdy z nas różni się bowie m od innego człowieka wyglądem, cechami intelektualnymi i psychicznymi, doświadczeniem, dochodami itd. Niektóre z tych zróżnicowań są ważne w określonym miejscu i czasie, inne mają walor uniwersalności, tworząc niekiedy przesłanki dla nierówności społecznych. Nierówności, najogólniej, odnoszą się do niejednakowego podziału korzyści materialnych, władzy i prestiżu, a także do społecznej tendencji do dziedziczenia statusu przez te same klasy, warstwy czy kategorie społeczeństwa". Po-jęcie nierówności zawiera, poza przywilejem i prestiżem, również atrybiat władzy, będącej ważną determinantą przywileju. Wszystkie te i niektróre inne pojęcia tworzą pewien złożony syndrom. „Władza podkreśla własność i bogactwo, własność tworzy dochody i determinuje przywileje. Władz a może tworzyć prestiż, który może w zamian umacniać władzę"12. Ist nieje wszakże pewien ideologiczny wymiar nierówności szczególnie wyraźny w odniesieniu do podziału oraz struktury nagród i przywilejów. Domir»ujący i znajdujący wyraz w praktyce pogląd decydentów na temat kryteri ów tego, co i w jakim zakresie zasługuje na wyróżnienie, bywa powsz echnie kwestionowany i zwalczany. Nie tyle przez opozycję, ile przez duże i znaczące grupy społeczeństwa pozbawione prawa do porównywalnych gratyfikacji. Przykładem jest wymuszona przez prasę i opozycję tzw. ustawa komin«wa z 2000 r.13 Mniej skuteczna okazała się w 2003 r. nasilająca się krytyka uposażeń wysokich funkcjonariuszy państwowych przedsiębiorstw (np. kopalń) osiągających ogromne zyski mimo znacznych strat finansowych owych przedsiębiorstw. Warto wrócić także do pojęcia stratyfikacji. „Gdy przywilej, prestiż i władza - pisze Maria Hirszowicz - rozważane są w powiązaniu z istniejącą w społ -eczeństwie gradacją nagród, honoru i władzy [...] możemy rangować ludzi [. ..] tak by każda jednostka w społeczeństwie mogła być ulokowana na 1' Zlob. M. J a r o s z, Bariery życiowe młodzieży, KiW, Warszawa, 1984. Zlob. M. Ha mil ton, M. Hirszowicz, Wąsy i nierówności społeczne w perspektywie porównawczej, tłum. J. Kolbowski, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1995, s. 7. " Ograniczająca wysokość zarobków osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi. Określała ona gtównie zasady wynagradzania władz jednoosobowych spótek Skarbu Państwa. 108 odpowiedniej pozycji [...] Pojęcie «stratyfikacja» odnosi się jednakże do sposobu podziału populacji na pewną liczbę grup, pozostających względem siebie w relacji wyższości, przewagi lub niższości czy podległości"14. Tego typu grupy definiuje się z reguły jako klasy i warstwy. Z problemem nierówności społecznych - i całym syndromem czynników z nimi współwystępujących - jest związany sposób ich postrzegania i analizy. Chodzi tu, najogólniej rzecz ujmując, o teoretyczny (i ideologiczny) kontekst nierówności, o to, czy określony ich poziom jest zgodny (czy nie) z zasadami sprawiedliwości społecznej oraz to, czy w gospodarce rynkowej powoływanie się na nie ma jakikolwiek sens. Może sprawiedliwość społeczna jest li tylko hasłem z minionej epoki socjalizmu realnego (bądź socjalizmu tout court), hasłem, które jako passę i demode nadaje się tylko do lamusa? Istotnie, konsekwentni liberałowie, czy raczej liberalni fundamentaliści, opowiadają się za naturalnym, spontanicznym porządkiem społecznym, rozumianym jako ład rynkowy przeciwstawny koncepcjom sprawiedliwości społecznej. Ona bowiem jest ideą tyleż iluzoryczną co społecznie niebezpieczną - jej miejsce jest zaś co najwyżej w gospodarce planowanej '5. Z tym, że sprawiedliwość społeczna jest raczej bytem utopijnym niźli zasadą funkcjonującą w społeczeństwie - nawet centralnie planowanym - trudno się nie zgodzić. Zwłaszcza że podstawowa zasada systemu socjalistycznego „od każdego według jego możliwości, każdemu według jego pracy" była w praktyce wypierana przez zasadę „każdemu według jego potrzeb, od każdego co łaska"16. Z tym zaś, że głoszenie iluzorycznych haseł sprawiedliwości społecznej może być dla władzy wyjątkowo niebezpieczne wtedy kiedy społeczeństwo domaga się ich realizacji, trudno zaiste się nie zgodzić. Szczególnie w świetle doświadczeń Solidarności i innych ruchów społecznych obalających społecznie niesprawiedliwy system polityczny. 1 w świetle badań empirycznych nad sprawiedliwością w sensie normatywnym: sprawiedliwego podziału dóbr17. Można też - i należy - zgodzić się z tezą, że rzeczą pierwszoplanową 14 M. Ha rn i 11 o n, M. Hirszowicz, Klasy i nierówności, s. 8. 15 Zob. szerzej F. A. H a y e k, The Fatal Conceit. The Errors ofSocialism, University of Chicago Press, Chicago 1989. 16 Zob. szerzej M. Jarosz, Nierówności społeczne, KiW, Warszawa 1984. 17 Zob. szerzej G. Lissowski, P. Świstak, Choosing the Best Social Order. New Principles ofjustice and Normatwe Dimensions ofChoice, „American Political Science Review" 1995, t. 88 oraz G. Lissowski, Zasady sprawiedliwości dystrybutywnej: nowe zasady oceny sprawiedliwości, „Studia Socjologiczne" 2000, nr 1-2. 109 Stanisław Ossowski, a także współcześni mu teoretycy socjologii (i oczywiście współcześni badacze) zwracają uwagę na odmienność pojęcia „zróżnicowanie" i „nierówność" (ściślej odpowiadające pojęciu „stratyfikacja"). Zróżnicowanie ma miejsce w wypadku odmienności pozycji wynikającej ze społecznego podziału pracy. Jednak nie tylko. Każdy z nas różni się bowiem od innego człowieka wyglądem, cechami intelektualnymi i psychicznymi, doświadczeniem, dochodami itd. Niektóre z tych zróżnicowań są ważne w określonym miejscu i czasie, inne mają walor uniwersalności, tworząc niekiedy przesłanki dla nierówności społecznych. Nierówności, najogólniej, odnoszą się do niejednakowego podziału korzyści materialnych, władzy i prestiżu, a także do społecznej tendencji do dziedziczenia statusu przez te same klasy, warstwy czy kategorie społeczeństwa". Pojęcie nierówności zawiera, poza przywilejem i prestiżem, również atrybut władzy, będącej ważną determinantą przywileju. Wszystkie te i niektóre inne pojęcia tworzą pewien złożony syndrom. „Władza podkreśla własność i bogactwo, własność tworzy dochody i determinuje przywileje. Władza może tworzyć prestiż, który może w zamian umacniać władzę"12. Istnieje wszakże pewien ideologiczny wymiar nierówności szczególnie wyraźny w odniesieniu do podziału oraz struktury nagród i przywilejów. Dominujący i znajdujący wyraz w praktyce pogląd decydentów na temat kryteriów tego, co i w jakim zakresie zasługuje na wyróżnienie, bywa powszechnie kwestionowany i zwalczany. Nie tyle przez opozycję, ile przez duże i znaczące grupy społeczeństwa pozbawione prawa do porównywalnych gratyfikacji. Przykładem jest wymuszona przez prasę i opozycję tzw. ustawa kominowa z 2000 r.13 Mniej skuteczna okazała się w 2003 r. nasilająca się krytyka uposażeń wysokich funkcjonariuszy państwowych przedsiębiorstw (np. kopalń) osiągających ogromne zyski mimo znacznych strat finansowych owych przedsiębiorstw. Warto wrócić także do pojęcia stratyfikacji. „Gdy przywilej, prestiż i władza - pisze Maria Hirszowicz - rozważane są w powiązaniu z istniejącą w społeczeństwie gradacją nagród, honoru i władzy [...] możemy rangować ludzi [...] tak by każda jednostka w społeczeństwie mogła być ulokowana na 11 Zob. M.Jarosz, Bariery życiowe młodzieży, KiW, Warszawa, 1984. 12 Zob. M. Hamilton, M. Hirszowicz, Klasy i nierówności społeczne w perspektywie porównawczej, tłum. J. Kolbowski, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1995, s. 7. 13 Ograniczająca wysokość zarobków osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi. Określała ona głównie zasady wynagradzania władz jednoosobowych spółek Skarbu Państwa. 108 odpowiedniej pozycji [...] Pojęcie «stratyfikacja» odnosi się jednakże do sposobu podziału populacji na pewną liczbę grup, pozostających względem siebie w relacji wyższości, przewagi lub niższości czy podległości"14. Tego typu grupy definiuje się z reguły jako klasy i warstwy. Z problemem nierówności społecznych - i całym syndromem czynników z nimi współwystępujących - jest związany sposób ich postrzegania i analizy. Chodzi tu, najogólniej rzecz ujmując, o teoretyczny (i ideologiczny) kontekst nierówności, o to, czy określony ich poziom jest zgodny (czy nie) z zasadami sprawiedliwości społecznej oraz to, czy w gospodarce rynkowej powoływanie się na nie ma jakikolwiek sens. Może sprawiedliwość społeczna jest li tylko hasłem z minionej epoki socjalizmu realnego (bądź socjalizmu tout court), hasłem, które jako passę i demode nadaje się tylko do lamusa? Istotnie, konsekwentni liberałowie, czy raczej liberalni fundamentaliści, opowiadają się za naturalnym, spontanicznym porządkiem społecznym, rozumianym jako ład rynkowy przeciwstawny koncepcjom sprawiedliwości społecznej. Ona bowiem jest ideą tyleż iluzoryczną co społecznie niebezpieczną - jej miejsce jest zaś co najwyżej w gospodarce planowanejI5. Z tym, że sprawiedliwość społeczna jest raczej bytem utopijnym niźli zasadą funkcjonującą w społeczeństwie - nawet centralnie planowanym - trudno się nie zgodzić. Zwłaszcza że podstawowa zasada systemu socjalistycznego „od każdego według jego możliwości, każdemu według jego pracy" była w praktyce wypierana przez zasadę „każdemu według jego potrzeb, od każdego co łaska"16. Z tym zaś, że głoszenie iluzorycznych haseł sprawiedliwości społecznej może być dla władzy wyjątkowo niebezpieczne wtedy kiedy społeczeństwo domaga się ich realizacji, trudno zaiste się nie zgodzić. Szczególnie w świetle doświadczeń Solidarności i innych ruchów społecznych obalających społecznie niesprawiedliwy system polityczny. 1 w świetle badań empirycznych nad sprawiedliwością w sensie normatywnym: sprawiedliwego podziału dóbr17. Można też - i należy - zgodzić się z tezą, że rzeczą pierwszoplanową 14 M.Hamilton,M.Hirszowicz, Klasy i nierówności, s. 8. 15 Zob. szerzej F. A. H a y e k, The Fatal Conceit. The Errors ofSocialism, University of Chicago Press, Chicago 1989. 16 Zob. szerzej M. Jarosz, Nierówności społeczne, KiW, Warszawa 1984. 17 Zob. szerzej G. Lissowski, P. Świstak, Choosing the Best Social Order. New Principles ofjustice and Normatwe Dimensions ofChoice, „American Political Science Review" 1995, t. 88 oraz G. Lissowski, Zasady sprawiedliwości dystrybutywnej: nowe zasady oceny sprawiedliwości, „Studia Socjologiczne" 2000, nr 1-2. 109 jest stosowanie w systemie gospodarki rynkowej" rzetelnych i uczciwych reguł gry, jednakich dla wszystkich jej uczestników. Odchodzenie od tych zasad jest - czego staram się dowieść w tej książce - praktyką dla władzy i systemu zgoła samobójczą18. Wszystko to jednak nie jest tożsame z poglądem, że sprawiedliwość społeczna jest utopią głoszoną w interesie wrogów prawdziwej wolności, zasadniczo sprzeczną z porządkiem społecznym. Szczególnie wtedy, kiedy łączy się to z pochwałą bezrobocia (polskiego bezrobocia) podnoszącego poziom gospodarczej efektywności państwa19. Trudno nie zgodzić się z Andrzejem Walickim, dowodzącym, że nie do przyjęcia jest perspektywa, w której rynek byłby „gigantycznym komputerem wyposażonym w zdolność samokorygowania"20. Tej apoteozie rynku miałaby towarzyszyć detronizacja polityki ekonomicznej, socjalnej i edukacyjnej, a w konsekwencji pozostawienie na łasce losu i praktycznie zepchnięcie na margines zaradnego i bogatego społeczeństwa wielkich przegranych systemu: bezrobotnych, inwalidów, osób wielodzietnych i tych wszystkich, którzy (z najrozmaitszych, z reguły obiektywnych względów) nie potrafili się dostosować do reguł gospodarki rynkowej. Pozostawienie tych ludzi, wszak wielkich kategorii społeczeństwa, samym sobie Zygmunt Bauman ocenia jako „zbrodnię upokorzenia", walkę zaś „przeciw rażącym niesprawiedliwościom społecznym, mającą wytrącić «zadowoloną większość* ze stanu zadufania i samouwielbienia za jedno z najważniejszych zadań współczesnego społeczeństwa"21. I zapewne tak jest - szczególnie w społeczeństwie, w którym owi bogaci i zadowoleni są w mniejszości i kiedy realizacja pewnych okrojonych fragmentów zasad sprawiedliwości społecznej (równość szans, pomoc najuboższym) jest zapisana w programach partii nie tylko lewicowych, ale i stricte liberalnych. Istnieją liberałowie obdarzeni wrażliwością społeczną, choć są też „zwolennicy rynkowego fundamentalizmu, wśród nich administratorzy Fryderyka von Hayeka, którzy przywłaszczyli sobie tradycję liberalną"22. Oczekiwania, „by ludzie po prostu zaakceptowali dużo więcej socjalnego ryzyka i duże nierówności, nie są ani realistyczne, ani rozsądne. To prowadzi 18 Zob. m.in. rozdz. 2: Patologia wtadzy i rozdz. 12: Korupcja polityczna. 19 Zob. W. Cadomski, Keynes owszem, ale jaki?, „Gazeta Wyborcza", 15 października 2002. 20 A. W a 1 i c k i, Ideolog epoki postchlubnej, „Gazeta Wyborcza", 8-9 listopada 2003. 21 Z. B a u m a n, Świat ludzi wykluczonych, „Forum", 2-8 czerwca 2003. 22 A. W a 1 i c k i, Ideolog epoki postchlubnej. 110 do [...] społecznych konfliktów, patologii. To wyklucza nadzieję na kumulację kapitału społecznego [...] Umiarkowane nierówności są bodźcem rozwoju. Zbyt wielkie - rozwój blokują"23. Trochę historii Główną osią naszych rozważań jest społeczeństwo całkiem współczesne: suwerenne, demokratyczne, którego gospodarka jest gospodarką rynkową, a nie ręcznie sterowaną jak to drzewiej bywało. Na uwagę zasługuje wszelako także wyjątkowo interesujący syndrom kształtowania się nierówności jeszcze w systemie socjalistycznym, ściślej: w latach tzw. socjalizmu realnego, zapoczątkowanego w Polsce powojennej, w 1945 r. i trwającego (przynajmniej formalnie) do 1989 r. Był to okres sprzyjający zbliżaniu klas i warstw społecznych i - najogólniej rzecz ujmując - ukształtował się wskutek powojennej integracji całego (lub prawie całego) społeczeństwa wokół odbudowy kraju i ujednolicenia go w sensie prawnym, ekonomicznym, a zwłaszcza społecznym, a także zagospodarowania przestrzeni regionalnej w nowych granicach państwa. Ten typ integracji społecznej jest charakterystyczny dla okresu wojen, rewolucji, i właśnie odzyskiwania niepodległości, nawet w sytuacji, gdy owa niepodległość jest mocno ograniczona i w dużej mierze iluzoryczna. Jak pisze Henryk Słabek, tuż po wojnie „obok ujawniających się początkowo dość silnych różnic działały jednak już i naówczas tendencje integracyjne, działały też coraz silniej podstawowe więzi: etniczne, religijne, społeczno-zawodowe i gospodarcze. Wszystkie grupy były polskie i szczyciły się swoją przynależnością narodową, którą dokumentowały w przeszłości walką z zaborcami o polską kulturę i zjednoczoną Polskę niepodległą [...] Bardzo korzystny wpływ na zbliżenie różnych grup wywierało daleko idące podobieństwo struktury społeczno-zawodowej, pogłębione jeszcze ogólnymi przemianami powojennymi. Żadna grupa nie była na tyle inna, by uzyskać sytuację uprzywilejowaną. Wprawdzie istniały pewne różnice [...], ale zasadnicza masa nowego społeczeństwa posiadała jednak chłopsko-robot-niczo-inteligencką strukturę. Tylko we władzach nie było równego udziału a R. Bugaj, Kapitalizm tak, wypaczenia nie, „Rzeczpospolita", 2-4 maja 2003. 24 H. Słabek, Partie robotnicze wobec kwestii chłopskiej w Polsce (1882-1964), Warszawa 1983, odbitka korektowa książki, która nie ukazała się drukiem; zob. tegoż, Sprzeczności, konflikty i upadek realnego socjalizmu, „Dzieje Najnowsze" 2001, nr 4. 111 Z czasem władza coraz bardziej nabierała cech oligarchicznych, stając się strukturą wyobcowaną ze społeczeństwa. Dostęp do władzy, do stanowisk, do pożądanych dóbr materialnych był coraz wyraźniej reglamentowany i dzielony według miejsca w hierarchii partyjnej, rządowej wśród grup związanych z dworem oraz „z krewnymi i znajomymi królika". Ustrój robotniczo-chłopski z wpisaną w konstytucji równością szans w praktyce rodził rozliczne frustracje i narastające konflikty wśród tych, którzy deklaracje brali za rzeczywistość. Społeczeństwo polskie początkowo istotnie dynamiczne i otwarte (czego dowodzą wskaźniki olbrzymiej ruchliwości społecznej i międzyklasowej) od połowy lat 60. powoli zastygało, utrwalając istniejącą strukturę społeczną i reprodukując rosnące dystanse interpersonalne25. Odbywało się to w dużej mierze poprzez selekcję edukacyjną, co jest przedmiotem odrębnych rozważań, podobnie jak szansę edukacyjne dzisiejszej młodzieży26. Wszystko to było wpisane w logikę powojennych przemian. Zarówno ruchliwość społeczna (migracje i niosące wszelkie cechy awansu społecznego klas niższych przemieszczanie się całych grup społecznych na wyższe miejsca drabiny społecznej), jak i zablokowanie się tego procesu. Po pierwsze, ze względu na malejące potrzeby przemysłu i nasycenie gospodarki nowymi kadrami, wywodzącymi się z klasy robotniczej i chłopskiej, czyli ze względów obiektywnych. Po drugie zaś dlatego, że również (a może zwłaszcza) rekrutacja do kręgów władzy także już się dokonała. Ci sami, lub formalnie nowi, przywódcy i wysocy funkcjonariusze wywodzili się praktycznie z tej samej grupy sprawującej władzę, z tych samych kręgów partyjnych i opcji mającej w określonym czasie przewagę. Skostnienie, petryfikacja struktury klasowej, mniej więcej od połowy lat 60. wynikała z przyczyn obiektywnych i zamierzonych (nawet jeśli nie do końca świadomych) działań władzy. To, że głoszona przez nią ideologia równości i sprawiedliwości całkowicie do rzeczywistości nie przystawała, rodziło kolosalne społeczne frustracje. Podtrzymywanie iluzji i dysproporcji między tym, co być miało, a tym, co realnie było, stanowiło duży błąd elit władzy. Błąd racjonalnie wykorzystywany przez opozycję, zwłaszcza KOR i Solidarność, domagającą się wszak nie wydumanych przywilejów i praw, ale tych zapisanych w konstytucji i w programach rządzącej, kierowniczej partii. Można by rzec, że od tego wszystko się zaczęło, i zakończyło zmianą ustroju politycznego ze wszystkimi tej zmiany konsekwencjami. Zob. szerzej: M. J a r o s z, Nierówności społeczne. Zob. rozdz. 8: Dziedziczenie statusu rodziny: bariery edukacyjne. 112 Społeczeństwo polskie w okres transformacji weszło w stanie całkowitego rozchwiania, właściwie wszystkich procesów regulujących struktury społeczne, w tym przede wszystkim z całkowicie zdezorganizowanym rynkiem pracy, systemem wynagrodzeń, warunkami życia ludności, głęboko niezrównoważonym rynkiem konsumpcyjnym. Przede wszystkim jednak weszło w ten okres bardzo głębokich i gruntownych przemian z narastającymi zaburzeniami o charakterze demograficznym, wtedy bowiem, na przełomie lat 80. i 90., rozpoczęła się największa w historii zapaść demograficzna (liczba urodzeń żywych w 2002 r. była 0 ponad 50% niższa niż w 1983 r.), co oczywiście pogłębia proces starzenia się społeczeństwa. Sprzyja mu proces przedłużania się życia, a więc i stały wzrost udziału osób w wieku 60 lat i więcej (głównie emerytów) w strukturze ludności. Konsekwencje tego zjawiska mają nie tylko charakter demograficzny, ale także społeczno-ekonomiczny, prawny, kulturowy, cywilizacyjny 1 przede wszystkim zdrowotny. Gruntownej zmianie ulegały procesy demograficzne, w tym jeden z najważniejszych procesów przemian i odnowienia struktury ludności - migracje. Zamarła całkowicie migracja wieś-miasto, gruntownie zmieniły się także migracje zagraniczne. Podstawowe procesy ludnościowe, takie jak tworzenie, przemiany i rozpad gospodarstw domowych, w sposób znaczący uległy modyfikacji. Maleje liczba małżeństw, rośnie liczba gospodarstw domowych jednoosobowych, zmieniły się także struktura i dynamika aktywności ekonomicznej ludności i poziom zatrudnienia. Pojawiło się zjawisko nowe w tej sferze - bezrobocie, które po 1989 r. wystąpiło w skali masowej i w niektórych latach, także w 2004 r., dotknęło 3,5 min osób (w wieku 15 lat i więcej). Okazało się, że czynnikiem decydującym o pozycji, miejscu i o życiowych perspektywach każdego Polaka jest jego miejsce (i miejsce członków jego gospodarstwa domowego) na rynku pracy. Ponieważ praca i dochody z pracy stały się podstawowym źródłem utrzymania, stały się też czynnikiem, przyczyną i mechanizmem zróżnicowania dochodowego i konsumpcyjnego, ubóstwa i wykluczenia społecznego. Najbardziej brzemiennym w skutki społeczne było i jest postępujące zróżnicowanie społeczne. Konsekwencją tych zmian jest także ogromna zmiana jakości życia. W dziedzinie oświaty, która w okresie realnego socjalizmu była sztandarem sukcesu i ideologii „sprawiedliwej równości społecznej", w latach 90. i na początku XXI w. nastąpiła eksplozja kształcenia na poziomie ponadśred- 113 nim. Więcej niż trzykrotny wzrost liczby szkół wyższych (głównie prywatnych) i więcej niż czteroipółkrotny wzrost liczby studentów, głównie na studiach płatnych, stał się jednocześnie przestrzenią realizacji całkiem niesprawiedliwego podziału szans na awans społeczny poprzez kształcenie. Najbardziej elitarne, pożądane i trudno dostępne, stały się studia w bezpłatnych szkołach wyższych, do których w zasadzie dostaje się młodzież z najlepszych rodzin. Szansę studiowania zwiększają bowiem nie tyle zdolności, ile przygotowanie kulturowe i cywilizacyjne, które może dać inteligencka rodzina. Paradoksalnie, najbardziej egalitarne stały się płatne szkoły prywatne, w których większość stanowią studenci z „gorszych", robotniczych czy chłopskich, rodzin. Walka, która rozgorzała między tymi dwoma systemami edukacji, w sposób oczywisty ma zapewnić pierwszej grupie jeszcze większy dyktat i szerszy wybór najzdolniejszych, a tej drugiej jak największy zarobek na rosnącej potrzebie awansu i praktycznie jedynej szansie na awans, jaką daje wyższe wykształcenie. Zaostrza tę walkę pewność, że za kilka lat baza rekrutacyjna dla szkół wyższych skurczy się niepomiernie, a ponadto zaistnieje konkurencyjna możliwość kształcenia się w krajach Unii Europejskiej. W latach 90. i na początku XXI w. mamy zatem do czynienia z narastającym, ogromnym zróżnicowaniem społecznym i ekonomicznym ludności Polski, będącym wynikiem zarówno zakłóceń trendów demograficznych, jak i procesów transformacji systemowej. Struktura społeczna w kategoriach klasowo-warstwowych stanowi główny schemat analizy tej części książki. Rzuca ona światło na ważniejsze wymiary materialnych, społecznych i kulturowych nierówności, pozostawiając w cieniu ich wewnętrzne zróżnicowania. Jest to obraz społeczeństwa widziany z lotu ptaka, w którym na plan dalszy przesuwają się inne segmenty zróżnicowań. Wszelako niektórym z nich warto się przyjrzeć. Nawet bowiem wtedy, kiedy analizujemy najogólniejsze, najważniejsze podziały klasowo-warstwowe, konieczna jest pewna ich egzemplifikacja poprzez przybliżenie niektórych mniejszych segmentów struktury społecznej, zwłaszcza tych, które ze względów gospodarczych i społecznych zajmują szczególną pozycję w publicystyce, polityce socjalnej i polityce tout court. Przedmiotem analizy są trzy tego rodzaju grupy: bezrobotni, ludzie zmar-ginalizowani (underclass) oraz górnicy. O dwóch pierwszych kategoriach jest mowa w drugiej części książki, poświęconej przywilejom i nierównościom27. Zob. rozdz. 7: Bezrobotni i zmarginalizowani. 114 Górnicy stanowią wyjątkowo interesujący element struktury społecznej. Mają oni jednak - poza wieloma innymi - jedną cechę szczególną: są swoistym alter ego władzy, wskaźnikiem jej kłopotów, a często także nieporadności. Z tych względów rozdział dotyczący górników uzupełnia część pierwszą poświęconą władzy28, chociaż rozdział ten warto wziąć pod uwagę w rozważaniach o strukturze społecznej, przywilejach i nierównościach. Zob. rozdz. 3: Górnicy: gorące kasztany wtadzy. Dysproporcje materialne: biedni i bogaci Przechodzimy do jednej z najważniejszych i najbardziej drażliwych kwestii: skali zróżnicowania dochodów w społeczeństwie. Zagadnienie to nieco inaczej widzą ekonomiści, inaczej socjolodzy i politolodzy, inaczej też rzecz rysuje się w świadomości przeciętnego Polaka. Wagę problemu doceniają wszyscy'. Analiza nierówności materialnych i społecznych jest w tej książce (i w tym rozdziale) prowadzona w układzie dwudzielnym: beneficjentów i przegranych polskiej transformacji. W rzeczywistości istnieje także grupa trzecia, pośrednia: ludzi, którzy na przemianach ani szczególnie nie zyskali, ani też nie stracili. Nie można ich zatem zaliczyć do kategorii zamożnych lub do kategorii biednych. Poświęcono im wiele ciekawych publikacji2, inne zapewne pojawią się w księgarniach. ' Zob. Pierwsza dekada niepodległości. Próba socjologicznej syntezy, E. Wnuk-Lipiński, M. Ziólkowski (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2001; J. Frenzel--Z a górska, Demokracja, elity polityczne i nerwica transformacyjna, „Kultura i Społeczeństwo" 1994, nr 4 oraz M. J a r o s z, Niektóre problemy polskiej prywatyzacji: konflikty interesów, frustracje, dysfunkcje, „Studia Polityczne" 2000, nr 11. 2 Zob. zwłaszcza H. Domański, Społeczeństwa klasy średniej, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1994; tegoż Hierarchie i bariery społeczne w latach dziewięćdziesiątych, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2002; Jak żyją Polacy, H. Domański, A. Ostrowska, A. Rychard (red.), Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2002 oraz J. Gardawski, Powracająca klasa. Sektor prywatny w III Rzeczypospolitej, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2001; K. Janicka, W. Wesołowski, Percepcje struktury społecznej i konfliktowości w okresie przeobrażeń ustrojowych, w: Elementy nowego ładu, H. Domański, A. Rychard (red.), Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1997. 116 Przedmiotem naszych rozważań jest układ dychotomiczny, dwie krańcowe grupy dochodowe: kilkunastoprocentowa kategoria najbogatszych i zbiorowość ludzi relatywnie biednych, obejmująca według danych GUS-u blisko 50% populacji. O wiarygodności urzędowych i innych źródet informacji Analiza skali rzeczywistych zróżnicowań materialnych w Polsce to zadanie karkołomne i ryzykowne. Problem polega bowiem na tym, że dostępne źródła informacji rysują odmienne w tej kwestii obrazy. Te z założenia najbardziej wiarygodne - oficjalne dane statystyczne - dowodzą, że stosunek zarobków najniższych do najwyższych wynosił w 2002 r. 1:5, a w szczególnych przypadkach (przy bardzo wnikliwej analizie tablic płacowych za 2002 r.) 1:12 bądź 1:20. Szkopuł w tym, że GUS (podobnie jak urzędy statystyczne w wielu krajach) nie rejestruje dochodów ludzi najlepiej zarabiających (zgodnie z terminologią statystyczną tych z najwyższego decyla struktury zarobków). Inne badania, którym przypisuje się niższy stopień wiarygodności, czyli analizy szacunkowe, rysują tak dalece odmienny od gusowskiego szkic zróżnicowań płacowych, jakby chodziło o inną rzeczywistość, o całkiem inną Polskę. Jaka jest rzeczywistość? Jakimi źródłami należy się posługiwać, żeby opisać ją w sposób maksymalnie wiarygodny? „Socjolog - jak pisze Antoni Sułek - rzadko zajmuje się danymi pierwotnymi [...] zwykle analizuje dane już opracowane, a czasem i publikowane [...] Od rzetelności danych pierwotnych zależy w ostatecznym rachunku wartość danych opracowanych i opublikowanych, a błędów wówczas popełnionych całkowicie odrobić już niepodobna. Czynniki obniżające wartość danych urzędowych mogą pojawić się i na następnych etapach: kondensacja może zatrzeć istotne zróżnicowanie danych"3. Otóż to. Właśnie z powodu tego ostatniego zastrzeżenia przywykłam posługiwać się nie tylko danymi urzędowymi (publikowanymi w rocznikach statystycznych polskich - gusowskich i resortowych - i międzynarodowych), ale także nie publikowanymi informacjami źródłowymi. Dane źródłowe pochodzące ze spisów powszechnych i bieżącej statystyki GUS-u nie są bowiem jeszcze uszeregowane w sposób zacierający ważne dysproporcje A. S u t e k, Ogród metodologii socjologicznej, Scholar, Warszawa 2002, s. 134. 117 i ważne trendy zjawisk. Dotyczy to szczególnie tak drażliwych problemów, jak zróżnicowanie majątkowe czy równość szans edukacyjnych w społeczeństwie. Dużej części problemów tradycyjnie interesujących socjologa nie da się zresztą wyczytać z publikacji statystycznych, bo ich tam po prostu nie ma. Klasycznym przykładem są tu tendencje do śmierci samobójczej w ważniejszych przekrojach demograficzno-społecznych czy faktyczna skala bezrobocia. Jedynym sposobem rzetelnej analizy jest sięgnięcie do nie publikowanych informacji źródłowych. Czy zatem statystyka urzędowa jest w pełni wiarygodnym źródłem informacji? I tak, i nie. Mimo wielu ograniczeń w posługiwaniu się statystyką urzędową (a w istocie rzeczy statystycznymi wskaźnikami ilościowymi) jest ona w pewnych sytuacjach po prostu niezbędna. Chodzi tu przede wszystkim o możliwość dokonywania porównań w nasilaniu cech analizowanych układów, trendów rozwojowych, porównywanie struktur i elementów określonych sytuacji. Prezentowane ustalenia empiryczne i sformułowane na ich podstawie zależności między elementami badanych zjawisk są jednak obarczone ryzykiem błędu. Jest to ryzyko podejmowane we wszystkich analizach społecznych, w których posługujemy się wskaźnikami, a więc cechami i zdarzeniami wskazującymi tylko w przybliżeniu na istnienie bądź siłę związku między badanymi zależnościami. Dotyczy to przykładowo liczby skazań za popełnienie określonych przestępstw jako wskaźnika nasilenia przestępczości, liczby chorób odnotowanych w statystyce zdrowia jako wskaźnika ich natężenia w populacji, wysokości dochodów deklarowanych w badaniach ankietowych jako wskaźnika rzeczywistego ich poziomu itp. Dlatego też część twierdzeń formułowanych na ich podstawie jest obarczona ryzykiem błędu, podobnie jak we wszystkich pokrewnych badaniach, których autorzy posługują się wskaźnikami. A jednak cenne są zarówno dane urzędowe, jak i, paradoksalnie, ich brak. Deformacje tych danych wskazują na określone fakty społeczne: istnieją wskaźniki zmiennych odkrywające rzeczywistość wbrew intencjom kręgów usiłujących obraz jej zmanipulować. Zwłaszcza wtedy, gdy jest to ze względów politycznych opłacalne. „Im bardziej - jak pisze Donald T. Campbell - jakiś ilościowy wskaźnik społeczny jest używany do podejmowania decyzji, tym większe będą naciski na jego psucie"4. Tak czy inaczej warto się tą statystyką posłużyć analizując również mechanizm powstawania 4 D. T. C a m p b e 11, Assessing the Impact ofPlanned Social Change, „Evaluation and Program Planning" 1979, t. 2, nr 1. 118 ich deformacji. Na przykład: zawyżanie lub obniżanie wskaźników zróżnicowań materialnych poprzez ich grupowanie, co zaciera właściwe proporcje, wyeliminowanie ze statystyki zgonów ich przyczyn w układzie zawodowym, np. pylicy w odniesieniu do górników czy śmierci samobójczej w układzie klasowo-warstwowym. Niektóre z tych wad można wyeliminować albo przynajmniej znacznie ograniczyć, przesuwając punkt widzenia z danych statystyki urzędowej na reprezentatywne badania społeczne, dzięki którym można zebrać nie tylko zgodne z zasadami sztuki informacje ilościowe, ale i uzyskane za pomocą pytań otwartych dane jakościowe5. Jednak badania empiryczne, których wyniki konfrontuje się z danymi statystyki urzędowej, są relatywnie rzadkie6. Co więcej, przesłanką formułowania wniosków uogólniających (wykraczających poza casestudy) jest porównywanie (urzędowych i innych) informacji z wielu źródeł. Jest to moim zdaniem warunek konieczny, acz niestety niewystarczający. Wtedy bowiem, kiedy pod lupą socjologa znajdą się szczególnie złożone zjawiska społeczne (takie jak rozmiary i struktura bezrobocia czy dysproporcje dochodów w społeczeństwie) można i należy uzupełnić zbiór informacji o dane szacunkowe. I jakkolwiek są to informacje z drugiego rzędu, to właśnie one niekiedy umożliwiają dokładniejszą ocenę zjawiska. Tą par excellence kompleksową metodą analizy (statystyka urzędowa plus dane szacunkowe plus wyniki badań) posłużyłam się przy analizie bezrobocia i dysproporcji materialnych właśnie. Zróżnicowania materialne Skala zróżnicowań płacowych (jawnych i ukrytych) jest nie tylko kluczową kwestią polityki finansowej i społecznej, ale też jednym z najtrudniejszych problemów badawczych. Statystyka urzędowa próbuje go rozwiązać za pomocą kilku systematycznych (corocznych i reprezentatywnych) badań empirycznych. Jest to analiza dochodów w gospodarstwach domowych oraz tzw. modułowe (równoległe z budżetowym), cyklicznie powtarzane badanie sytuacji materialnej gospodarstw7. 5 Zob. na ten temat S. N o w a k, Metodologia badań socjologicznych, PWN, Warszawa 1970, s. 102-112. '' Zob. A. Sutek, Demokratyczna zmiana ustroju a rzetelność badań sondażowych, w: Sondaż polski, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2001. 7 Zob. Budżety domowe gospodarstw domowych w 2002 r., GUS, Warszawa 2003 oraz Sytuacja bytowa gospodarstw domowych w świetle wyników ankietowego badania warunków życia ludności (opracowanie analitycznej, GUS, Warszawa 2003. 119 Analizowane zróżnicowania wskazują na proces rekompozycji warunków statusu społecznego. W systemie rynkowym działa mechanizm meryto-kratycznej selekcji polegającej na „wynagradzaniu za zdolności, inwestowanie we własny rozwój i doskonalenie kwalifikacji, których najogólniejszym wskaźnikiem jest poziom wykształcenia"8. Barierą osłabiającą funkcjonowanie tego mechanizmu jest wpływ pochodzenia społecznego i statusu społecznego rodziny. Nie jest bowiem tak, że szkoła wyższa (a wcześniej średnia i podstawowa) jest sitem wyławiającym samorodne talenty, są to raczej wąskie wrota otwierające się z reguły przed dziećmi głównie z rodzin inteligenckich wynoszących z domu kapitał kulturowy, nawyki kształcenia i cały zespół cech statusowych ich rodzin. Staż pracy w sposób oczywisty wpływa na zróżnicowanie zarobkowe: młodzi pracownicy zarabiają mniej, chyba że interferują tu różne inne czynniki (wykształcenie, rodzaj kwalifikacji, stanowisko czy sektor). Płeć jest czynnikiem modyfikującym wysokość zarobków w sposób raczej stabilny. Kobiety zarabiają przeciętnie mniej od mężczyzn. Jest to uderzające przy porównaniach bardziej precyzyjnych: zarobki kobiety na kierowniczym stanowisku o podobnych (niekiedy wyższych) kwalifikacjach niż kwalifikacje kolegi mężczyzny są z reguły niższe. Różnice te pogłębia dodatkowo fakt, że kobieta ma mniejsze szansę na objęcie kierowniczego stanowiska, ale częściej grozi jej utrata pracy. Z poziomem wykształcenia wiąże się pozycja zawodowa i zajmowane stanowisko, choć wykształcenie niekoniecznie jest warunkiem sine ąua non pełnienia funkcji kierownika. Bycie kierownikiem jest wyjątkowo opłacalne ze względu na zysk finansowy, jest to także wyżej notowany rodzaj pracy. Na przełomie XX i XXI stulecia zajmowanie jakiegokolwiek stanowiska kierowniczego zwiększało przeciętnie poziom dochodów o blisko 40%, chociaż sprawowanie funkcji niższego szczebla (brygadzista, majster) wymagało mniejszych starań i poparcia z niższego szczebla niż posady dyrektora czy ministra obsadzane z klucza partyjno-towarzyskiego. Nie ulega wątpliwości, że analiza w głąb, sięgająca do różnych gałęzi omawianych działów wskazuje szereg innych zróżnicowań. Stosunek płac robotników przemysłowych przemysłu węglowego do płac robotników przemysłu odzieżowego lub paszowego kształtuje się w przybliżeniu jak 2:1. Płace pracowników nauki są zróżnicowane jeszcze bardziej, nie tylko 8 H. Domański, Hierarchie i bariery społeczne, s. 37; zob. także P. B o u r d i e u, Distinction. A Social Critiąue of the Judgement ofTaste, Harvard University Press, Cambridge, Mass. 1984. 120 w zależności od stopnia i tytułu naukowego, ale także w zależności od rodzaju placówki naukowo-badawczej zatrudniającej tych pracowników. Przykłady dalszych nie uzasadnionych merytorycznie i społecznie nie akceptowanych zróżnicowań można by mnożyć. Nie one jednak, ale nierówności klasowo-warstwowe są zasadnicze. One też okazują się względnie trwałe, podczas gdy inne ulegają powolnym modyfikacjom. Rzeczą natomiast celową i pożyteczną jest analiza fenomenu, który można by określić jako efekt kumulacji określonych zróżnicowań. Rzeczywiste rozpiętości płac stają się bardziej klarowne, gdy czynniki je różnicujące zaczynają się na siebie nakładać. Zróżnicowanie wynagrodzeń między najwięcej a najmniej zarabiającymi wynosi 4:1. Jednak różnica między kobietami z grupy najmniej zarabiających a mężczyznami z grupy najwięcej zarabiających to już 1:5, bo w najwięcej zarabiającej grupie zawodowej mężczyźni mają płace wyższe o ponad 40% (mężczyźni - około 5,8 tys. złotych; kobiety - 4,1 tys. złotych). Analiza dysproporcji płacowej w głąb pokazuje, że na poziomie dwuznakowym9 (około 26 grup zawodowych) najwyżej uposażeni są parlamentarzyści i politycy (6,3 tys. złotych), a najniżej pracownicy zatrudnieni przy pracach prostych (1,2 tys. złotych) - jest to więc już różnica mniej więcej pięciokrotna. Przy podziale na poziomie trzech znaków znowu dominują politycy zawodowi (10,8 tys. złotych), najniżej zaś usytuowane są osoby wykonujące zawód czyścibuta (903 złote) - różnica już dwunastokrotna (jest to skądinąd empiryczna weryfikacja jednego z amerykańskich mitów awansu dochodowego, czyli od czyścibuta do milionera). Jednak dopiero na poziomie pięcioznakowego zróżnicowania zawodów widoczna jest prawdziwa skala rozpiętości dochodów. Najwyżej na tej drabinie lokują się piloci statków powietrznych (ich przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosi 13,7 tys. złotych), a najniżej kuśnierze i przedstawiciele zawodów pokrewnych (760 złotych). Rozpiętość ich zarobków jest blisko dwudziestokrotna. Należy przy tym pamiętać, że rzeczywisty wymiar wynagrodzeń w grupach o wysokich płacach jest dużo większy niż wynagrodzenia oficjalne, wchodzą do nich bowiem także różnego rodzaju dobra, usługi i możliwości równorzędne płacy zasadniczej (samochody, telefony, przejazdy, seminaria, ryczałty, serwisy, fundusze reprezentacyjne, 9 Zob. wielostopniową klasyfikację zawodów i specjalności opracowaną przez GUS i Ministerstwo Pracy i Spraw Socjalnych, „Dziennik Ustaw", 20 kwietnia 1995 r., nr 48. 121 nagrody uznaniowe itd.). Tak więc rzeczywiste zróżnicowanie płac to blisko czterdziestokrotność wynagrodzenia miesięcznego. Im mniej zarabiająca grupa zawodowa, tym częściej jej przedstawiciele pobierają gołe wynagrodzenie. Odrębny problem, który rzeczywistego znaczenia nabrał dopiero w okresie transformacji, to świadczenia i dobra otrzymywane poza wynagrodzeniem podstawowym i bez opodatkowania. Analiza skali zróżnicowania wynagrodzeń skłania do refleksji nad coraz wyższymi wynagrodzeniami przedstawicieli zawodów wymagających stosownego wykształcenia (co jest realizacją merytokratycznej, korzystnej tendencji przemian) oraz nad tendencją zdecydowanie negatywną - drastycznie wysokich wynagrodzeń osób z nadania politycznego. Chodzi tu o takie grupy, jak politycy zawodowi, dyrektorzy generalni, wyżsi urzędnicy i funkcjonariusze ochrony państwa. Na dziewiątej pozycji (tzn. wysokiej w grupie decylowej) są inżynierowie górnictwa (głównie wyższy personel górniczy, czyli kierownicy). Dopiero na 30 miejscu lokują się górnicy - ostatni obok hutników i stoczniowców przedstawiciele trzonu klasy robotniczej w PRL-u. Jest to jednak i tak w strukturze wynagrodzeń najwyżej usytuowana robotnicza grupa zawodowa. Struktura ta stale się przekształcała. Górnicy i w ogóle zawody robotnicze lokują się coraz niżej, ich miejsce zajmują zawody nowoczesne, bardziej przystające do potrzeb gospodarki XXI stulecia. Ważnym źródłem wiedzy jest też analiza wynagrodzeń według zawodów10. Wynika z niej, że czynnikami różnicującymi płace są: płeć - kobiety przeciętnie zarabiają 20-30% mniej od mężczyzn; , wiek - ludzie młodzi zarabiają dwu-, trzykrotnie mniej niż starsi; staż pracy- pracownicy o krótkim stażu pracy zarabiają wyraźnie mniej; wykształcenie - wynagrodzenia pracowników z wyższym wykształceniem dwu-, trzykrotnie przewyższają wynagrodzenia pracowników z wykształceniem podstawowym; sektor własności - wynagrodzenia pracowników sektora publicznego są mniej więcej o 10-15% wyższe niż wynagrodzenia pracowników sektora prywatnego. Czy te oparte na danych źródłowych i publikowanych w GUS-ie informacje statystyczne są ścisłe i rzetelne? Zapewne tak, przekonanie to może umacniać szczegółowość i ciągłość badań, ich reprezentatywność i - w pewnych wymiarach - kompleksowość. 10 Zob. Struktura wynagrodzeń według zawodów w październiku 2002 (opracowanie analityczno- -tabelaryczne), GUS, Warszawa 2003. ... : 122 Czy są one wszakże dostateczną podstawą sformułowania wniosków uogólniających dotyczących skali rozpiętości dochodowych w Polsce? Na to pytanie nie można z czystym sumieniem odpowiedzieć twierdząco, i to z kilku względów. Po pierwsze, informacje o dochodach to ten rodzaj danych, które zbiera się na podstawie deklaracji respondentów. 1 jeśli nawet jest to, zgodnie z zasadami sztuki, grupa w pełni reprezentatywna, jeśli pytania są sformułowane prawidłowo, a ankieterzy fachowi - to nie da się uniknąć poważnych przekłamań. Problem polega na tym, że ludzie mają tendencję do (łagodnie rzecz ujmując) modyfikowania deklarowanych informacji: do zawyżania bądź, częściej, zaniżania zarobków. Z tych deformacji kierownictwo GUS-u zdaje sobie sprawę i podejmuje działania mające na celu ich ograniczenie lub przynajmniej oszacowanie skali błędów. Już w 1990 r. Jan Kordos przeprowadzając empiryczne badanie warunków życia ludności na próbie liczącej aż 130 tys. gospodarstw domowych), skonstatował, że zniekształcanie danych o zarobkach przebiega według pewnej prawidłowości: im wyższa grupa dochodowa, tym częściej - i tym bardziej - są one zaniżane. Średni wskaźnik deklarowania niższych zarobków wynosił w całej populacji 25%, w wypadku najbogatszych przekraczał 75%. Wynika stąd, że informacje statystyczne o wysokości zarobków najlepiej zarabiających są drastycznie niewiarygodne, i chociaż GUS zaniechał dalszych badań wskazujących błędy systemu, to nic nie wskazuje na ich zniwelowanie ani nawet ograniczenie ich skali". Trzeba wszakże dodać, że tego typu błędów nie ustrzegła się żadna grupa socjologów, politologów czy ekonomistów prowadzących własne badania warunków materialnych ludności. Chyba że były to analizy typu monograficznego, ale i wtedy (ze względów metodologicznych) nie uprawniały one do uogólnień w skali kraju. Drugą, nie mniej ważną kwestią - stawiającą pod znakiem zapytania merytoryczną wartość urzędowych wskaźników dochodów Polaków - jest to, że prawie nie zawierają informacji z obu krańców skali dochodowej: o najbiedniejszych i najbogatszych. Obie bowiem grupy właściwie nie istnieją w gusowskiej strukturze zarobków. Najbiedniejsi - bo poza zarabiającymi rejestruje się także otrzymujących rozmaitego rodzaju pomoc socjalną (i praktycznie tylko tych), a utrzymujący się z niezarobkowych źródeł 1' Zob. J. K o r d o s, Some Aspects ofData Quality in Poland, „Statistics in Transition" 2003, t. 6, nr 2. 123 utrzymania, żyjący na marginesie (z reguły ze statusem wykluczonych) ze statystyki po prostu wypadli. Jest ich - według danych szacunkowych - kilkanaście procent populacji. W urzędowej strukturze zarobków nie figurują też najbogatsi, czyli ci, „którzy nie dali się złapać". Informacje, które są, a zwłaszcza te, których nie ma, skłaniają do rozważań nad walorami i błędami urzędowej statystyki dochodów. Najkrócej rzec by można, że statystyka prezentuje to, co ma - odsłaniając swoje braki, czyli strukturę zarobków, w której brak krańcowych pozycji: ubóstwa i bogactwa. Można przeto na podstawie tych źródeł danych formułować sądy raczej o średnich niż o rozpiętościach. W tej ostatniej kwestii ryzyko błędu mogłoby bowiem być zbyt duże. Trzeba jednak sprawiedliwie dodać, że tego typu błędy w statystyce nie są cechą szczególnie wyróżniającą Polskę. Zdarzają się w większości krajów europejskich i w Stanach Zjednoczonych, w których informacje o skali dochodów w populacji są zbierane w sposób zbliżony do analizowanego. Zachodzi pytanie, jaka byłaby skala dysproporcji dochodowych wtedy, gdyby udało się poszerzyć analizę o grupę najbogatszych, wymykających się z pola obserwacji: wyższego personelu firm zagranicznych, banków, wyższych kategorii decydentów i rozmaitych oligarchów finansowych. Jaka wtedy byłaby skala rozpiętości miesięcznych wynagrodzeń całej populacji? Pięć-dziesięciokrotna? Stukrotna? A może jeszcze większa? Spróbujmy to ocenić. Skoro statystyka urzędowa nie rejestruje najwyższych zarobków konieczne jest oparcie sądów na innych źródłach informacji. Owa dochodowa śmietanka {creme de la creme) populacji to dwie kategorie ludzi najbardziej zamożnych. Pierwsza kategoria to osoby z ogromnymi czy wręcz gigantycznymi wynagrodzeniami, druga zaś to grupa bogatych, którzy dochody czerpią nie z zarobków, ale z zasobów, ze znacznego kapitału (czyli rentierzy). Ta druga kategoria osób znajduje się faktycznie poza granicą kontroli społecznej12 - podobnie (choć z innych względów) jak szara strefa15. Nie uwzględniamy jej przeto w dalszych rozważaniach. Na baczną uwagę zasługuje natomiast pierwsza grupa, czyli kategoria najwyżej zarabiających, którzy znaleźli się poza gusowską statystyką. Jest to zatem ów dziesiąty, brakujący, decyl rejestrowanej struktury dochodów. " Jeśli nie liczyć badań wyrywkowych przeprowadzanych niekiedy przez wyspecjalizowane agencje. '¦' Zob. szerzej M. Kataska, J. Witkowski, Praca nierejestrowana w Polsce, w: Szara gospodarka w Polsce. Rozmiary. Przyczyny. Konsekwencje (praca zbiór.), Zakład Badań Statystyczno--Ekonomicznych GUS, Warszawa 1996. 124 Dokładne oszacowanie jego wielkości jest raczej niemożliwe, według ostrożnych, orientacyjnych szacunków liczy ona 5-7% populacji. Z informacji prasowych (publikowanych głównie przez „Gazetę Wyborczą", „Rzeczpospolitą", „Politykę" i „Wprost") oraz źródeł nie publikowanych14 wynika, że skala rozpiętości dochodów jest w Polsce znaczna. Zarobki w ekstraklasie (w największych spółkach giełdowych, zarządach, radach nadzorczych15 i niektórych bankach (Millenium, dawniej BIG BG, BPH PBK, BRE Bank czy PKO SA) wynosiły w 2002 r. od kilkudziesięciu do 280 tys. złotych miesięcznie (znaczną część tej ostatniej kwoty stanowiły nagrody za „sukces w 2001 r."). Ogromne sumy zarabiają też członkowie rad nadzorczych spółek giełdowych (i nie tylko giełdowych), prezesi i menedżerowie wielkich korporacji, a niekiedy i deficytowych kopalni czy stoczni. Warto dodać, że część tej grupy dorabia do pensji, dodatkowo zasiadając w radach nadzorczych powiązanych kapitałowo spółek. Na wszystko to nakładają się niekiedy zyski z zakupu akcji pracodawcy (polskiego lub zagranicznego), specjalistów wyższego (bądź średniego-wyższego) szczebla czy odprawy dla kończących kadencję przed czasem członków zarządów spółek (zwłaszcza tych z udziałem Skarbu Państwa), niekiedy nie mniejsze niż roczna pensja członka zarządu firmy16. Z Rankingu zarobków szefów17 wynika, że w 2002 r. średnio powyżej 100 tys. złotych miesięcznie zarabiali członkowie zarządu banków giełdowych z większościowym udziałem zagranicznym. I tak: 282,7-207,7 tys. miesięcznie wynosiła średnia pensja członka zarządu dużego banku giełdowego; 119,8 tys. złotych - członka zarządu średniego banku giełdowego; 109,9 tys. - członka zarządu małego banku giełdowego z większościowym udziałem zagranicznym. Jak się zatem okazuje, obecność zagranicznego kapitału wyraźnie sprzyja zwielokrotnieniu płac menedżerskich. W najwyższej grupie zarobkowej lokowali się także członkowie zarządu największej firmy paliwowej w Polsce (średnio 190,7 tys. złotych miesięcznie), członkowie kierownictwa dużego operatora telekomunikacyjnego z udziałem kapitału zagranicznego (182,7 tys. złotych), członkowie zarządu dużej firmy papierniczej z kapitałem zagranicznym (126,4 tys. złotych) czy też członkowie zarządu jednej z największych firm ubezpieczeniowych (116,4 tys. złotych). Relatywnie mniej zarabiali nieco gorzej usytuowani menedżerowie 14 Chodzi o cząstkowe raporty spółek giełdowych. 15 Nie objętych ustawą kominową ograniczającą wysokość pensji. 16 Zob. Zarobki w ekstraklasie, „Gazeta Wyborcza", 26 sierpnia 2003, dział Gospodarka. 17 Zob. Ranking zarobków szefów, „Rzeczpospolita", 5 listopada 2003, dział Moja kariera. 125 (średnio 99,6 tys. złotych miesięcznie). Członkowie zarządu jednej z największych firm informatycznych, kombinatu miedziowego (90,7 tys. złotych) czy budowlanego (84,8 tys. złotych) zarabiali relatywnie mniej. Nadspodziewanie liczna jest grupa zarabiających od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie, posiadająca z reguły rozmaite (sygnalizowane wcześniej) dodatki do pensji: wymierne finansowo, aczkolwiek do niej nie wliczane18. Jak stwierdzono w raporcie Rady Strategii Gospodarczej: „Zasadnicza granica podziału dochodu społecznego przebiega między pracodawcami a pracobiorcami. Układ taki jest więc, z reguły, konfliktogenny"19. Warto też zauważyć rozpiętość między zarobkami szefów a gusowską przeciętną krajową. Miesięczny dochód najlepiej opłacanych prezesów krajowych i zagranicznych spółek giełdowych jest sto razy większy od owej przeciętnej. Trzeba jednak być szefem, a nie tylko członkiem zarządu w branży bankowej, którego miesięczny dochód może być dwadzieścia lub sześćdziesiąt razy niższy niż zarobki wielkiego szefa20. Na podstawie tej i wielu innych analiz gospodarczych, publikowanych informacji prasowych, uzupełnionych o skąpe, nieujawnione dane resortowe ekonomiści i statystycy podjęli próbę oszacowania faktycznych rozpiętości zarobków w Polsce. Według Zdzisława Sadowskiego skala dysproporcji dochodowych w 2002 r. wynosiła w przybliżeniu 1:300. Nic przy tym nie wskazuje na jej perspektywiczne zmniejszanie się: ani w 2003 r., ani najprawdopodobniej w latach najbliższych21. Skala dochodowych asymetrii funkcjonująca w rzeczywistości społecznej jest zatem diametralnie odmienna od tej, jaką prezentuje oficjalna statystyka, a także wszystkie dotąd publikowane prace publicystyczne i naukowe. Wynika to oczywiście z zakresu wziętych pod uwagę informacji. Te giisowskie uniemożliwiają ocenę skali rozpiętości dochodów (aczkolwiek mogą być przydatne do określenia ich poziomu). Z kolei dane szacunkowe nie są - i nie mogą być - w pełni precyzyjne. Określają one jednak rząd wielkości realnych dysproporcji dochodowych. Nasuwa się kilka pytań stanowiących komentarz do owych dysproporcji. Czy i z jakiego punktu widzenia można je uznać za uzasadnione? Czy 18 Zob. Ranking zarobków szefów. ''' Zob. Nierówności dochodowe i majątkowe. Zakres i formy redystrybucji dochodów państwa, Rada Strategii Gospodarczej przy Radzie Ministrów, Warszawa 2002 (Raport nr 49), s. 10. 20 Zob. Szef za dziesięciu, „Gazeta Wyborcza", 5 grudnia 2003, dział Gospodarka. 21 Zob. Z. Sadowski, Podatek liniowy czy progresywny, stenogram Konferencji Klubu Parlamentarnego Unii Pracy, Senat RP, Warszawa, 8 lipca 2003. 126 stymulują rozwój gospodarki? Zdaniem Grzegorza W. Kołodki zbyt duże zróżnicowania dochodowe są niekorzystne ekonomicznie i społecznie: „Państwo musi swoją polityką fiskalną i społeczną przeciwdziałać nadmiernemu rozwarstwieniu dochodów [,..]"22. Socjologiczny komentarz można w tym miejscu sprowadzić do odpowiedzi na pytanie o społeczną akceptację owych nierówności. Jak pisze Grzegorz Lissowski, „empiryczne badania socjologiczne i psychologiczne dotyczące sprawiedliwości dystrybutywnej bardzo rzadko umożliwiają ustalenie, jakie kryteria stosują ludzie oceniając podziały dóbr"23. Istnieje wszelako pewien normatywny wymiar porządkujący akceptowane zasady sprawiedliwości - od egalitarnych do konserwatywnych. Skoro tak, to powinien znaleźć odzwierciedlenie w badaniach empirycznych, i istotnie je znajduje. Ze wszystkich bowiem badań świadomości społecznej przeprowadzonych w ciągu ostatnich pięciu lat przez CBOS czy OBOP wynika, że istnieje pewien pułap rozpiętości dochodowych akceptowanych przez społeczeństwo. 1 jakkolwiek jego wysokość jest różna (zależnie od czasu i inwencji w zadawaniu pytań przez ośrodek badawczy), to z całą pewnością wielokrotnie niższa od istniejącej w rzeczywistości. Trudno przewidzieć skutki przedstawienia pod osąd opinii publicznej dysproporcji majątkowych wynoszących 1:300 (czy nawet 1:200 bądź 1:100). Respondenci uznaliby je - w wariancie optymistycznym - za pomyłkę, żart, wygłup. W wariancie pesymistycznym dotarcie tych informacji do świadomości społecznej mogłoby doprowadzić do poważnych niepokojów społecznych czy zgoła rewolty, zwłaszcza gdyby ją nagłaśniali przywódcy partii populistycznych. Sprawa ma bowiem wymiar polityczny i ogromną siłę politycznego rażenia. Może zatem lepiej bez dodatkowych badań przyjąć - graniczący z pewnością - pogląd o nieakceptowaniu przez społeczeństwo skali rzeczywistych zróżnicowań dochodowych. W zbiorze zasad sprawiedliwości dystrybutywnej uporządkowanym od zasady najsprawiedliwszej do najmniej sprawiedliwej polskie realne dysproporcje dochodowe byłyby uznane za najmniej sprawiedliwe, 22 G. W. Kotodko, Globalizacja a perspektywy rozwoju krajów posocjalistycznych, Wydaw. Naukowe Organizacji i Kierownictwa, Toruń 2001, s. 167; zob. także tegoż, «Nowa gospodarka» i stare problemy. Perspektywy szybkiego wzrostu w krajach posocjalistycznej transformacji, w: Nowa gospodarka i jej implikacje dla długookresowego wzrostu w krajach posocjalistycznych, G. W. Kotodko (red.), Wydaw. Wyższej Szkoty Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego, Warszawa 2001. 23 G. Lissowski, Zasady sprawiedliwości dystrybutywnej: nowe zasady oceny sprawiedliwości, „Studia Socjologiczne" 2000, nr 1-2, s. 137. 127 zwłaszcza że koncentracji dochodów na szczycie drabiny społecznej towarzyszy bieda na jej dole. A przecież zgodnie z amerykańską dewizą, że „przypływ unosi w górę wszystkie łodzie", narodowe bogactwo powinno wzbogacać każdego obywatela. Podobne poglądy głosi Leszek Balcerowicz. Twierdzi, że rozwój gospodarczy jest źródłem bogactwa dla wszystkich ludzi, a z rozpiętości dochodowych należy wybierać tę, która poprawi sytuację biednych. Niekoniecznie powinna być ona mała24. Niestety rzeczywistość nie potwierdziła tych oczekiwań: w USA i w Polsce tracą najbiedniejsi, traci klasa średnia i w dużej mierze całe społeczeństwo, zwłaszcza że elita pieniądza jest dziś spleciona z elitą władzy: niekoniecznie talent decyduje o karierze, ale owe szczególne patologiczne powiązania i układy polityczno-biznesowo-towarzyskie. Przykładowo: członkowie rad nadzorczych i zarządów spółek wyznaczani są z nominacji politycznej (nie zaś przez niewidzialną rękę rynku, konkurs na stanowisko czy inne przejrzyste kryteria)25. W dodatku w wielu (nagłośnionych przez prasę) przypadkach pogłębia się rozziew między złą sytuacją przedsiębiorstw a rosnącymi zarobkami ich szefów. Wszystkie te i niektóre inne elementy dysfunkcji instytucji i władzy26 pociągają za sobą zarówno konsekwencje społeczne, jak i ekonomiczne. Nie może dobrze funkcjonować gospodarka, w którą interferują struktury patologiczne, a nieczyste reguły gry wynagradzają ludzi nie tyle utalentowanych i przedsiębiorczych, ile dobrze ustawionych przez odpowiedni układ politycz-no-biznesowy. I jak było widać w 2003 r. (ale także w latach wcześniejszych), gospodarka i finanse państwa raczej kuleją, niż harmonijnie się rozwijają. Jedną z bardziej frapujących konstatacji jest (zasygnalizowane przez Zdzisława Sadowskiego27) podobieństwo między polską a amerykańską skalą dochodów. W obu krajach rysuje się ona w przybliżeniu jak 1:300. Jak twierdzi Paul Krugman28, jeden z najwybitniejszych amerykańskich ekonomistów, w Stanach Zjednoczonych sukcesowi gospodarczemu towarzyszy nędza na dole drabiny społecznej i niezasłużone bogactwo na jej szczycie29, a rozziew między biedą i bogactwem ma tendencje rosnące, co 24 Zob. L. Balcerowicz, Biedni i bogaci, „Wprost", 1 sierpnia 1993. 25 Zob. rozdz. 12, podrozdz.: Rady nadzorcze: sprzężenie władzy, polityki i pieniędzy. 26 Zob. szerzej cz. pierwsza: Władza. 27 Zob. Z. Sadowski, Podatek liniowy czy progresywny. 28 Zob. P. Krugman, America Revivals in a Replay of the Gilded Age, „The Times", ¦•6 października 2002. 29 Na świecie żyje 7,3 min osób, których majątek przekracza milion dolarów. źle rokuje perspektywicznemu rozwojowi gospodarczemu. Jeśli się zważy, że -jak dowodzi Krugman - przed piętnastoma laty dysproporcje dochodowe w Stanach Zjednoczonych były dziesięciokrotnie mniejsze (1:30), to kierunek i tempo zmian stają się niekorzystne dla dalszego rozwoju gospodarki światowej. Wzrost dysproporcji płacowych Skoro skala zróżnicowań zarobkowych w USA i w Polsce jest zbliżona, a ich narastanie odnotowano w obu krajach, warto poprzedzić analizę polskiej sytuacji kilkoma informacjami z Nowego Świata. Zgodnie z danymi źródłowymi - prezentowanymi zwłaszcza przez Paula Krugmana i Zygmunta Baumana30 - w ciągu ostatnich dwudziestu lat doszło w Stanach Zjednoczonych do drastycznych zróżnicowań dochodów. W latach 50. i 60. w amerykańskim społeczeństwie dominowała warstwa średnia. Do wyrównania poziomu dochodów przyczynił się Roosveltowski New Deal, głównie zaś II wojna światowa. Z czasem jednak, od lat 70. - co wynika z oficjalnej, urzędowej statystyki - stan średni stawał się relatywnie coraz uboższy. W ciągu dwudziestolecia 1979-1999 dochód netto najlepiej zarabiających Amerykanów wzrósł o 157%, podczas gdy średnia dochodów przeciętnego obywatela zwiększyła się zaledwie o 10%. Coraz większy odsetek dochodów - jak wynika ze statystyki - trafia do 5% najbogatszych (nieco niższy - do górnych 20% rodzin). W 1970 r. na 13 tys. najbogatszych amerykańskich rodzin przypadał w przybliżeniu taki sam dochód jak na 20 min najuboższych. W 1998 r. 13 tys. rodzin przypadał dochód 300 razy większy niż milionom żyjących w biedzie. Rekordowe w USA wskaźniki dochodów na jednego mieszkańca są głównie wynikiem rosnącego bogactwa wybranych: dochód przeciętnego gospodarstwa domowego wzrastał na przełomie XX i XXI zaledwie o 0,5% rocznie. „Nasz optymizm, wiara, że nasz kraj zawsze znajdzie w końcu właściwą drogę, bierze się z doświadczeń przeszłości - przypomina Paul Krugman - przeszłości, w której Ameryka była społeczeństwem stanu średniego. A wtedy był to całkiem inny kraj"31. 30 Zob. Z. B a u m a n, Zbędni, niechciani, odtrąceni - czyli o biednych w zamożnym świecie, „Kultura i Społeczeństwo" 1998, nr 2. 31 P. Krugman, America Revivals; zob. także E. Mączyńska, Słabnące tempo wzrostu w gospodarce światowej - sympozjum Rady Strategii Spoleczno-Gospodarczej, „Ekonomista" 2003, nr 5. 129 Co gorsza, za pieniądze kupuje się wpływ na władzę, środki masowej komunikacji i upowszechnianie w opinii publicznej pożądanych poglądów społecznych poprawiających samopoczucie elit finansowych, gospodarczych czy politycznych. To ostatnie zjawisko jest dość powszechne (choć relatywnie mniej skuteczne) w innych krajach, także w Polsce. Najważniejszą, wynikającą z empirii - przynajmniej odniesieniu do tych obu państw - konstatacją są sformułowane przez część ekonomistów prognozy, zgodnie z którymi narastanie nierówności ekonomicznych jest cechą pewnego tylko okresu. Simon Kuznets na podstawie analizy sytuacji w kilkudziesięciu krajach uznał, że wzrost rozpiętości dochodowych jest cechą początkowego okresu szybkiego wzrostu gospodarczego, później zaś sytuacja się stabilizuje i nierówności materialne systematycznie maleją32. Prognozy te były nietrafne. Niezależnie od kilkuletnich wahań rozpiętości zarobków rosną, a materialne (i nie tylko) rozwarstwienie społeczeństwa wyraźnie postępuje. Nawet urzędowa statystyka GUS-u (której mankamenty prowadzą do spłaszczenia rzeczywistej skali nierówności zarobkowych) tendencje te potwierdza. W Polsce trend narastania zróżnicowań materialnych dokonywał się z różnym nasileniem w czasie. Po 1989 r. dysproporcje te rosły aż do 1993 r. W latach 1993-1995 skala zróżnicowań płacowych spłaszczyła się i zaczęła się nieco obniżać. Był to szczególny okres: o dynamicznym rozwoju gospodarczym (wzrost PKB do poziomu 6,8) i spadku bezrobocia (do połowy jego stopy zarejestrowanej - w badaniach BAEL33 - w 2003 r.). I co szczególnie ważne, był to okres wyraźnej aktywności gospodarczej i społecznej ludzi działających jako animatorzy rozwoju, obywatele, w dużej mierze niezależnie od elit sprawujących władzę34. Po 1995 r. zaczynają powoli rosnąć nierówności materialne. Wskazują na to zarówno dane statystyki urzędowej, jak i wyliczane na ich podstawie i na podstawie dużych reprezentatywnych badań empirycznych35 miary rozkładu 32 Zob. szerzej S. Kuznets, Economic Development. The Family and Income Distribution, Cambridge University Press, Cambridge 1989; zob. także J. Kofman, W. Roszkowski, Transformacja i postkomunizm, Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1999. 33 Zob. s. 139. 34 Na temat działań obywatelskich zob. szerzej M. Ma rody, Od społeczeństwa drugiego obiegu do społeczeństwa obywatelskiego, „Studia Socjologiczne" 1999, nr 4 oraz A. Sutek, Stan społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, w: Diagnoza społeczna 2003. Warunki i jakość życia Polaków, J. Czapiński, T. Panek (red.), Rada Monitoringu Społecznego, Warszawa 2003. 35 Zob. Nierówności dochodowe i majątkowe. 130 dochodów. Najbardziej popularny (choć nie do końca precyzyjny) jest współczynnik Giniego (tym wyższy, im wyższe zróżnicowanie dochodów). Współczynnik ten w 1999 r. wynosił: w Szwecji 0,23, w Czechach i na Węgrzech 0,25, w Niemczech 0,28, w Wielkiej Brytanii 0,31, w Polsce 0,33 (przy czym w 1988 r. wynosił 0,26, a w 2000 r. 0,34)36. O wysokości zarobków grup najwyżej uposażonych była już mowa. Uzupełnijmy te dane informacją, że według danych GUS-u ponad połowa Polaków w 2003 r. miała dochody niższe od tzw. minimum socjalnego. .Jeżeli nie nastąpią poważne zmiany modelu ustrojowego i polityki gospodarczej - pisze Ryszard Bugaj - to nierówności będą się nadal powiększać [...] ludzie o niższych dochodach będą (statystycznie rzecz biorąc) sponsorować zamożniejszych"37, a społeczeństwo demokratyczne, społeczeństwo w pewnej przynajmniej mierze realizujące zasady równości szans zostanie zastąpione społeczeństwem „nierównych i równiejszych"38. Jeśli oczywiście nie dojdzie do poważnych konfliktów społecznych, których najważniejszą przesłanką jest właśnie drastyczne narastanie rozpiętości dochodowych, zwłaszcza że są one postrzegane w kategoriach klasowo-warstwowych: zarabiają nie tylko ludzie najlepiej wykształceni, ale i zajmujący w strukturze zawodowej stanowiska kierownicze średniego i wyższego szczebla39. Nierówność w chorobie i śmierci Jednym z najbardziej fundamentalnych wymiarów materialnych i społecznych zróżnicowań jest - poza jakością - długość trwania życia. Ludzie zamożniejsi żyją nie tylko relatywnie lepiej, ale i dłużej. Fakt ten jest źródłem dużego rozgoryczenia, bywa, że i miarą niesprawiedliwości. Skoro bowiem Stwórca uczynił wszystkich równymi wobec śmierci - której nie uniknie i biedak, i największy bogacz - to dlaczego ubodzy z reguły żyją krócej? 36 Zob. B. Cichomski, Płaszczyzny nierówności dochodów i wynagrodzeń w Polsce w latach dziewięćdziesiątych, w: B. Cichomski i in., Sprawiedliwość społeczna. Polska lat dziewięćdziesiątych, Scholar, Warszawa 2001. 37 R. Bugaj, Kapitalizm tak, wypaczenia nie, „Rzeczpospolita", 2-4 maja 2003. 38 Zob. szerzej Nierówni i równiejsi. Sprawiedliwość dystrybucyjna czasu transformacji w Polsce, T. Kowalik (red.), Fundacja Innowacja, Warszawa 2002. 39 Zob. szerzej K. M. Stomczy ń sk i, Pozycja zawodowa i jej związki z wykształceniem, Wydaw. IFiS PAN Warszawa 1983; tegoż, Structure and Mobility, Poland, Japan and the United States, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1989 oraz H. Domański, Hierarchie i bariery społeczne w latach dziewięćdziesiątych. 131 Jest to problem odwieczny. Pisał o nim Lucjusz Seneka. Zauważył on, że cierpienie i śmierć są czymś tak uciążliwym, że jedyną pociechą staje się to, że są powszechne, że dotyczą w tej samej mierze wszystkich ludzi40. Tak jednak nie jest - ani w czasach starożytnych, ani późniejszych, ani w III Rzeczypospolitej. Zwłaszcza w III Rzeczypospolitej, w której na ogromniejący, asymetryczny układ bogactwa i biedy nakładają się dysfunk-cyjne działania służby zdrowia i korupcja w środowiskach lekarskich. I jakkolwiek rozmiary korupcji nie są znane, to nawet ostrożne dane szacunkowe wskazują, że jest to zjawisko niebagatelne, a w świadomości społecznej właśnie lekarze stanowią korporację najbardziej skorumpowaną. Czy tak jest w istocie? Trudno rozstrzygnąć, zauważmy wszakże, że społeczne przeświadczenia o rzeczywistości w pewnej mierzeją modyfikują. Mówiąc lapidarnie, jeśli w świadomości ludzi określone sytuacje są uważane za rzeczywiste, to takie w jakiejś mierze są i takimi coraz bardziej się stają. Przykładem tego fenomenu jest narastanie nierówności materialnych, wcześniej odnotowane w badaniach opinii publicznej niż w statystyce urzędowej. Dotyczy to także wizji społeczeństwa jako krzywdzącej, konfliktowej struktury tych, co na górze i tych, co na dole, która była relatywnie bliższa rzeczywistości w socjologicznych badaniach świadomości społecznej niż w ekonomii czy statystyce41. Nie ulega też wątpliwości, że pretensje do systemu, który sprzyja beneficjentom transformacji („karierowiczom i bogatym"), a sekuje biednych, niezaradnych i chorych, są objawem traumy kulturowej towarzyszącej transformacji i rosnącego syndromu nieufności do władzy (która z władzy „naszej" przekształciła się we władzę „onych"). „Kiedy minęły radość i entuzjazm antykomunistycznej rewolty - pisze Piotr Sztompka - pojawiły się porewolucyjne dolegliwości, «syndrom następnego ranka», a z nimi - głębokie załamanie się zaufania"42. Co gorsza, sytuacja - o czym była mowa - owemu załamaniu nastrojów wyraźnie sprzyja. Służba zdrowia jest tu przykładem szczególnie drastycznym. Jej dysfunkcje wynikają z negatywnego syndromu sytuacyjnego, który tworzą zaniżane, nieadekwatne do potrzeb fundusze, wciąż mimo reform 40 Zob. L. Seneka, Myśli, tłum. S. Stabryta, Wydaw. Literackie, Kraków 1997. 41 Zob. B. Wojciszke, J. Grzelak, Feelings of Being Wronged among Poles. Models of Experience, Determinants and Consequences, „Polish Sociological Review" 1996, nr 2. 42 P. Sztompka, Trauma wielkiej zmiany. Społeczne koszty transformacji. Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2000, s. 76 oraz tegoż, Trauma kulturowa. Druga strona zmiany społecznej, w: Los i wybór. Dziedzictwo i perspektywy społeczeństwa polskiego, A. Kojder, K. Z. Sowa (red.), Wydaw. Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2003. 132 dysfunkcyjny system opieki zdrowotnej, a także pewien, wynikający z przyzwyczajeń, sprzyjający korupcji klimat społeczny. Jeżeli nawet przyjąć, że opinie o masowej korupcji lekarzy są przesadzone, to nie ulega przecież wątpliwości, że dość powszechne są przypadki, kiedy ludzie ciężko chorzy mogą oddalić od siebie perspektywę śmierci wtedy, kiedy dysponują środkami na jej zwalczanie. Początkowo wygląda to dość banalnie: trzeba po prostu wykupić lekarstwa. Ale i na to często nie starcza pieniędzy. W rodzinach osób biednych, nierzadko bezrobotnych choroba jest prawdziwym nieszczęściem, „dotyka nie tylko chorego, ale całe jego otoczenie. Budżety w tych rodzinach są tak napięte, że wykupienie lekarstw czy «lepszej» żywności dla chorego, nie mówiąc już o leczeniu specjalistycznym sprawia, że automatycznie brakuje pieniędzy na zaspokojenie innych, absolutnie podstawowych potrzeb"43. Sytuacja staje się dramatyczna wtedy, kiedy zaniechanie odpowiednich, drogich (i reglamentowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia) zabiegów medycznych grozi śmiercią. Wtedy też rysuje się cienka linia dzieląca tych, którzy mają szansę przeżycia, od tych, którzy są jej praktycznie pozbawieni. Lekarz zaś występuje w roli sędziego skazującego człowieka na śmierć lub dalsze życie. Miejscem, w którym lekarze mają okazję do odegrania takiej właśnie roli, są najczęściej kardiologiczne bądź onkologiczne oddziały renomowanych szpitali dysponujące odpowiednim wyposażeniem medycznym i wyspecjalizowaną kadrą lekarską. Skoro choroby krążenia i nowotwory złośliwe są najczęstszą przyczyną zgonów, nie ulega wątpliwości, że lęk przed śmiercią jest w takich przypadkach szczególnie częsty. Perspektywa wielomiesięcznego czekania w kolejce na chemioterapię, naświetlanie czy operację kardiochirurgiczną wtedy, kiedy liczy się każdy tydzień, uświadamia, że życie ma swoją cenę, i to finansowo wymierną. Tyle że ludzi biednych, z reguły bez wykształcenia i stosownych koneksji, nie stać na jej zapłacenie, czyli nawet wobec śmierci nie jesteśmy równi: ludzie, którym się nie powiodło, przegrywają często również i szansę życia. Odrębną kwestią jest legalny - czy zgoła kryminalny - sposób wpłacania owych pieniędzy. Możliwe, że dla pacjenta nieistotne jest to, czy nie ma ich na oficjalną wpłatę do fundacji szpitalnej, czy też na klasyczną łapówkę dla lekarza. Z etycznego i społecznego punktu widzenia różnica jest jednak kolosalna44. 43 H. P a 1 s k a, Bieda i dostatek. 0 nowych stylach życia w Polsce końca lat dziewięćdziesiątych, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2002, s. 166. 44 Zob. szerzej cz. trzecia: Korupcja, a także Klimaty korupcji, A. Kojder, A. Sadowski (red.), Centrum im. Adama Smitha-Semper, Warszawa 2002. 133 Inny wymiar nierówności: strategia przetrwania czy rozwoju? Wprowadzenie w Polsce nowego systemu ekonomicznego i społecznego stanowiło empiryczne potwierdzenie prawdy, „że nie ma nic bardziej złudnego niż wiara w proste recepty. W przypadku rozwoju gospodarczego takich recept po prostu nie ma [...] Zastosowane w praktyce rozwiązania systemowe nie okazały się [...| satysfakcjonujące, a koktail nazbyt gorzki. Czyżby zatem towarzyszący początkowemu etapowi transformacji entuzjazm bazował na złudzeniach?" - pyta Elżbieta Mączyńska45. Wszystko wskazuje na to, że istotnie tak było. „Przeniesienie" na grunt polski modelu funkcjonującego w całkiem odmiennych krajach okazało się nieefektywne gospodarczo i politycznie nietrafne46. Co więcej, przyjęcie założeń, że ów - obcy przecież polskiej mentalności i kulturze - model transformacji zostanie zaakceptowany przez społeczeństwo, było klasycznym przejawem chciejstwa, czyli myśleniem irracjonalnym. Optymizm, jak się okazało, był nieuzasadniony, a opór społeczny wyraźny, zarówno w sensie statycznym, jak i dynamicznym. W sposób spektakularny rysuje się tu pewna socjologiczna prawidłowość, polegająca, w uproszczeniu, na tym, że żadnych poważniejszych zmian nie można przeprowadzać „dla dobra ludzi" bez uzyskania ich akceptacji. Bardzo ważnym aspektem problemu stały się społeczne konsekwencje założeń, że wprowadzony w Polsce model przemian sam zadziała, chociaż już wtedy - jak pisze Kazimierz M. Słomczyński - „obserwować można było także znaczące różnice w stosunku do zachodniego wzorca"47. Polscy robotnicy są „grupą o największym natężeniu lęku i niepewności siebie. W tym sensie podążamy w znanym kierunku «wzorca zachodniego* (...) Wydaje się, iż rozwój kapitalizmu w Polsce pozbawiony jest [...] presji ideologicznej wszechstronnie legitymizującej porządek społeczny. Przy braku takiej osłony wzmocnienie zależności między położeniem w strukturze społecznej a dyskomfortem psychicznym [...] może być groźne społecznie [...] Dyskomfort psychiczny 45 E. Mączyńska, Polski ustrój gospodarczy. Pułapki modelowe, w: Polska transformacja -sukcesy i bariery (praca zbiór.), Wydaw. Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2003, s. 199. 46 Zob. szerzej rozdz. 2, podrozdz.: Grzech pierworodny rządzących: ukryty wymiar transformacji. 47 K. M. Słomczyński, Struktura społeczna a osobowość w warunkach zmiany społecznej, w: Zmiana społeczna,}. Kurczewska (red.), Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1999, s. 138. 134 w kontekście słabej legitymizacji systemu społeczno-politycznego musi prowadzić do apatii społecznej"48. Tak się też stało, na co wskazują wyniki multidyscyplinamych badań empirycznych i analizy socjologiczne, o których wcześniej była mowa. Przejdźmy do analizy przybliżającej problem: do strategii przeczekania czasu „wielkiej zmiany" bądź aktywnego w niej uczestnictwa, przyjmowanej przez określone grupy społeczeństwa. Przypomnijmy, że stosunek do transformacji systemowej jest w całym społeczeństwie wysoce krytyczny, a skutki prywatyzacji w trzech wymiarach: dla gospodarki, dla poszczególnych osób i przedsiębiorstw są uważane za niekorzystne czy wręcz negatywne. Wynika to ze wszystkich badań empirycznych prowadzonych od lat przez CBOS, a także z multidyscyplinamych badań Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje zrealizowanych (również przez CBOS) w 2003 r. Wszelako opinie o transformacji silnie różnicuje miejsce w strukturze społecznej i wiek respondentów: od zdecydowanie negatywnych (robotnicy, renciści, emeryci) do krytycznych, aczkolwiek akceptujących (inteligencja, zwłaszcza techniczna, menedżerzy, kierownicy, zwłaszcza średniego i wyższego szczebla, pracujący absolwenci szkół wyższych). Odmienne są oczywiście nie tylko poglądy, ale i postawy obu grup respondentów49. Pierwsi, przegrani transformacji, nie widząc możliwości poprawy własnej sytuacji obciążają odpowiedzialnością za nią „onych", tych którzy doprowadzili do zmiany systemu. Drudzy, beneficjenci, radzą sobie w gospodarce rynkowej całkiem nieźle. Jak pisze Piotr Kozarzewski: „Zachowania zarówno beneficjentów, jak i przegranych tworzą często swoiste mechanizmy samonapędzające, kiedy ci, którym się powiodło, dalej zwiększają swoje profity [...], ponieważ poznali mechanizmy ich osiągnięcia), natomiast przegrani, nie widząc możliwości nie tylko poprawy swojej sytuacji, lecz przede wszystkim powstrzymania jej pogorszenia, nie wiedząc, co i jak można zrobić, w ogóle przestają walczyć, swoją biernością przyspieszając własną marginalizację"50. Inaczej mówiąc, polska transformacja wyraźnie zaostrzyła istniejący od I 48 Tamże, s. 151-152. 49 Zob. Opinie o prywatyzacji, CBOS, Warszawa, październik 2003 oraz badanie CBOS-u przeprowadzone w związku z badaniami Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje, Omnibus, CBOS, Warszawa, marzec 2003. 50 P. Kozarzewski, Strategie przetrwania i rozwoju gospodarstw domowych, w: Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje. Raport z realizacji grantu KBN, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2004, s. 55. 135 zawsze podział społeczeństwa na tych zaradnych, adaptujących się do przemian, i tych drugich, niezaradnych (uważających się za ofiary przemian). Problem, w jakiej mierze ludzie są przypisani do zaklętego kręgu określonej pozycji społecznej, w jakiej zaś są sami za swą sytuację odpowiedzialni, jest otwarty. Nie ulega jednak wątpliwości, że obiektywne wyznaczniki warunków życia, miejsce w strukturze społecznej i perspektywy rozwoju, stagnacji bądź degradacji są związane z mechanizmem międzypokoleniowego dziedziczenia statusu rodziny51. A jednak postawy nawet ludzi „biednych i przegranych" powoli się zmieniają: coraz częściej szukają oni dróg wyjścia ze złej sytuacji, mimo że uznają ją za krzywdzącą i niesprawiedliwą. W badaniach przeprowadzonych w 2003 r. na reprezentatywnej ogólnopolskiej próbie najbogatszych i najbiedniejszych gmin miejsko-wiejskich w ramach badań Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje okazało się, po pierwsze, że głęboka frustracja i strategia na przeczekanie są wprawdzie udziałem biednych, ale nie po prostu robotników (z których bogatsza część ma poglądy zbliżone do kategorii beneficjentów transformacji), ale określonej, dużej grupy pracowników peryferyjnych segmentów gospodarki. Zdaniem Leszka Gilejki ta właśnie grupa to obecnie większość „polskiego salariatu"52, mająca relatywnie małe szansę na poprawę swego położenia, zarówno ze względów obiektywnych, jak i subiektywnych. Wszelako i ta grupa badanych nie jest pozbawiona aspiracji społecznych i zawodowych - największych w odniesieniu do własnych dzieci. Wyniki analizowanego badania, podobnie jak wyniki Diagnozy społecznej 2003, dowodzą, że przytłaczająca część respondentów - w tym także robotnicy i chłopi (z biednych i z bogatych gmin) - bardzo wysoko ceni wartość wykształcenia. Badani postrzegają jego brak jako dużą wadę w odniesieniu do siebie, a w odniesieniu do swoich dzieci uznają je za największą wartość. 1 bogaci (w ponad 90%), i biedni (w ponad 70%) sądzą, że to wykształcenie zapewnia dobry start potomków. Wszelako biedniejsi mniejszą wagę przywiązują do znajomości języków obcych. Nie jest to rzecz bagatelna. Po pierwsze, wskazuje ona na różnice w kompetencji kulturowej obu typów rodzin: te o wyższym statusie znają wagę znajomości języków (zwłaszcza angielskiego) w dobie globalizacji. Po drugie, świadczy po prostu o biedzie, 51 Zob. rozdz. 8: Dziedziczenie statusu rodziny: bariery edukacyjne. 52 Zob. L G i I e j k o, Robotnicy a transformacja, ocena położenia i szans, w: Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje. Raport. : 136 a ona z konieczności eliminuje potrzeby dziecka związane z kosztami, których budżet rodzinny już nie wytrzymuje. Czynnikiem zdecydowanie różniącym obie grupy są szansę realizacji owych zamiarów. W przeciwieństwie do beneficjentów przegrani transformacji o wyższym poziomie wykształcenia dzieci mogą sobie raczej tylko pomarzyć. Jeśli nawet pominiemy rolę klasycznych czynników statusowych mających wpływ na poziom kształcenia i wyłuskamy z nich tylko aspekt materialny, to i tak rokowania są pesymistyczne. Ubogie rodziny deklarują, że na wykształcenie dzieci przeznaczają 10% domowego budżetu. Są to budżety bardzo skromne, nie pokrywające z reguły podstawowych potrzeb życiowych. Licząc wedle możliwości - jedna dziesiąta budżetu to dużo. Według potrzeb - jest to wielkość nieskończenie mała, odbierająca praktycznie dzieciom szansę na osiągnięcie przyzwoitego, sprzyjającego zatrudnieniu, wykształcenia. Mimo wszystko warto zauważyć w 111 Rzeczypospolitej wprost fundamentalną zmianę poglądów na wartość wykształcenia w porównaniu z poglądami panującymi w PRL-u. W wyższych warstwach struktury społecznej wykształcenie było cenione jako wartość sama w sobie, finansowo niewymierna. Robotnicy i chłopi szanowali je bardziej w latach 50. i 60., w latach wielkich przemian klasowo-warstwowych, migracji ze wsi do miast i awansu społecznego dużych grup społeczeństwa. Później struktura społeczna skrystalizowała się i zamknęła, a wysokość zarobków stała się odwrotnie proporcjonalna do posiadanego wykształcenia. Stawało się ono coraz mniej popularne, skoro jak zauważono nie tylko na Śląsku, wcale nie opłaca się w nie inwestować. „Ten, co węgiel znajduje i opracowuje technologię jego wydobycia, zarabia mniej niż górnik. Wychodzi na to, że wyższe wykształcenie jest całkiem bez sensu"53. Diametralna zmiana w ocenie wartości wykształcenia (zwłaszcza wyższego) - między tym, co dawniej bywało, a teraźniejszością - jest jednym z najważniejszych efektów polskiej transformacji. Świadczy on o formowaniu się społeczeństwa merytokratycznego, co jest wiadomością bardzo dobrą. Jakkolwiek towarzyszy jej zła wiadomość - o postępującym zróżnicowaniu społecznym, którego ważnym źródłem jest poziom wykształcenia właśnie. \ 5! Popularne porzekadło z lat 70. Rozmaite, mniej lub bardziej lapidarne oceny siermiężnej rzeczywistości formułowali m.in. pracownicy Krakowskiej Fabryki Kabli w czasie badań nad samorządem robotniczym, zob. M.J a ro s z, Samorząd robotniczy w przedsiębiorstwie przemysłowym, PWE, Warszawa 1967 oraz tejże, Socjoloska istrażivanja radniekog samoupravljanja u Polskoj, „Sociologiśki Pregled" 1965, nr 1. 7 Bezrobotni i zmarginalizowani Bezrobocie jest jednym z najważniejszych problemów współczesnych społeczeństw. Ono też, jeśli występuje z pokolenia na pokolenie w tych samych rodzinach i tych samych dużych grupach społecznych, jest czynnikiem zagrażającym spoistości społeczeństwa. Bezrobociu towarzyszy bieda, którą w przytłaczającej większości przypadków warunkuje właśnie bezrobocie. Polskie bezrobocie: rozmiary, struktura, tendencje Procesem o największym znaczeniu dla sytuacji społecznej, ekonomicznej i politycznej był proces zmian na rynku pracy. W 1988 r. ludność aktywna ekonomicznie (zawodowo czynna) liczyła 18,5 min osób, w 2002 r. - 16,8 min. Lawinowo rośnie liczba osób zawodowo biernych - z 9,8 min w 1988 r. do 13,5 min w 2002 r. i do ponad 3 min w 2004 r. Nasilenie procesów braku aktywności zawodowej jest szczególnie duże wśród mężczyzn oraz wśród mieszkańców wsi (zob. tabela 1). Bezrobocie staje się pierwszorzędnym problemem społecznym wtedy, gdy przekracza określony, uznany za normalny, poziom (3-4% zawodowo czynnych). I wtedy, kiedy staje się długotrwałe, kiedy znaczna część osób nim dotkniętych pozostaje bez pracy ponad 12 miesięcy. Wysoka stopa bezrobocia' (przekraczająca 8-10%) ma wpływ na długość 1 Jest to procentowo ujęta relacja między liczbą zarejestrowanych bezrobotnych a liczbą osób czynnych zawodowo, czyli zdolnych do podjęcia pracy w wieku produkcyjnym. 138 Tabela 1. Współczynniki aktywności zawodowej8 wedtug płci i miejsca zamieszkania wiatach 1988 i 2002 Wyszczególnienie Osoby w wieku 15 lat i więcej Osoby w wieku produkcyjnym 1998 2002 1998 2002 Ogółem Mężczyźni Kobiety Miasto Wieś 65,3 74,3 57,0 61,2 71,8 55,5 62,3 49,2 55,0 56,3 78,6 84,9 71,8 75,1 84,6 71,7 75,1 68,0 70,9 73,1 1 Współczynnik aktywności zawodowej jest to procentowy udziat aktywnych zawodowo w ogólnej liczbie ludności danej kategorii (wyróżnionej np. ze względu na pleć, miejsce zamieszkania, wiek lub poziom wykształcenia). Źródto: Na podstawie Raportu z wyników Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2002, GUS, Warszawa 2003. jego trwania, ze wszystkimi tego stanu rzeczy (rozważanymi niżej) negatywnymi skutkami2. Rejestrowane w tej kwestii dane (przez GUS oraz prowadzone w GUS-ie od 1992 r. ankietowe badania ekonomicznej aktywności ludności, BAEL3) wskazują (zob. wykres 1) na wyraźnie rosnące bezrobocie (przy okresowych wahaniach). W ciągu całego czternastolecia zarejestrowano (niezależnie od metody analizy) znaczny wzrost bezrobocia, aczkolwiek w różnych latach wyglądało to odmiennie. W początkowym okresie transformacji ustrojowej (1990-1993) gwałtowny przyrost bezrobocia wynikał w dużej mierze z czynników demograficznych (zwiększenie się liczby ludności w wieku produkcyjnym, czyli potencjalnej siły roboczej). Sytuacja Polski - z tego punktu widzenia - jest nieporównywalna z sytuacją w żadnym kraju europejskim. Nigdzie bowiem nie odnotowano aż tak wysokiego przyrostu ludzi zdolnych do pracy. Nie mogło to oczywiście pozostać bez wpływu na kształtowanie się coraz wyższych wskaźników bezrobocia w okresie transformacji. W 2003 r. oscylujący wokół 46% poziom wskaźnika zatrudnienia rażąco odbiega od wskaźników w Unii Europejskiej i krajach do niej kandydujących. Drugi czynnik podnoszący statystyczny wymiar bezrobocia wynika z nie- * Zob. A. Rajkiewicz, Zatrudnienie w latach osiemdziesiątych a reforma gospodarcza, „Polityka Społeczna" 1985, nr 5-6. ' Wzorowane na zaleceniach Międzynarodowej Organizacji Pracy i Europejskiego Urzędu Statystycznego. 139 Wykres 1. Stopa bezrobocia rejestrowanego w urzędach pracy i według danych BAEL 40% -i 35% -30% -25% -20% -15% -10% -5% - 0% 1990 1991 1992 1993 1994 1995 1996 1997 1998 1999 2000 2001 2002 stopa bezrobocia według danych BAEL stopa bezrobocia Dane BAEL z 2002 r. dotyczą końca sierpnia. Źródło: „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 1996"; „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 2001"; BAEL w latach 1992-2001, GUS, Warszawa 2002; BAEL na koniec IV kwartału 2002, GUS, Warszawa 2003. zwykle liberalnych uregulowań prawnych. W pierwszych latach nowego systemu zarejestrować się w urzędzie pracy jako bezrobotny mógł praktycznie każdy: zajmująca się tylko własnym gospodarstwem pani domu czy też ktoś, kto nigdy dotąd nie pracował zarobkowo. W efekcie stopa bezrobocia wzrosła w 1993 r. do poziomu 16,4%. W liczbach bezwzględnych oznaczało to skok zarejestrowanych bezrobotnych z 1,1 min do ponad 2,8 min osób. 1 jakkolwiek w późniejszych latach zaostrzono (nawet drastycznie) kryteria przyznawania świadczeń (w 1990 r. otrzymywało je 79,2%; w 2002 r. tylko 16,7% bezrobotnych), to klimat przyzwolenia dla pasywnych świad-czeniobiorców zdążył się w międzyczasie rozpowszechnić. Coraz trudniejsza sytuacja na rynku pracy była spowodowana - i to bardzo wyraźnie - recesją gospodarczą. W 1990 r. zarejestrowano spadek PKB aż o 11,6%, rok później o 7,6%. I choć późniejsze lata były okresem ożywienia gospodarczego (wzrostu PKB i spadku inflacji), nie wpłynęło to, w sposób wyraźny i w miarę trwały, na poprawę sytuacji rynku pracy4. 4 Zob. A. Rajkiewicz, Zatrudnienie i rynek pracy, w: Społeczeństwo polskie w latach 1989-1995/96, A. Rajkiewicz (red.), Fundacja im. Friedricha Eberta, Warszawa 1997. 140 Wzrost gospodarczy był bowiem, jak to określają ekonomiści i politolodzy, bezzatrudnieniowy. Inaczej mówiąc, bezrobocie po 1990 r. to bezrobocie wynikające z racjonalizacji zatrudnienia. W okresie transformacji dużą grupę bezrobotnych stanowią pracownicy zwalniani z przyczyn związanych z zakładem pracy: upadłość, likwidacja stanowiska pracy bądź całego przedsiębiorstwa ze względów ekonomicznych, organizacyjnych, produkcyjnych, technologicznych czy też przejęcie zakładu przez nowego właściciela nie zatrudniającego dotychczasowych pracowników. Procesy restrukturyzacji przedsiębiorstw najbardziej ważyły na rynku pracy w pierwszych latach transformacji: do 1992 r. udział bezrobotnych zwalnianych z tych właśnie powodów rósł aż do poziomu 24,1%. W kolejnych latach zanotowano zdecydowaną tendencję spadkową: w 1997 r. bezrobotni zwalniani z przyczyn leżących po stronie pracodawcy stanowili jedynie 5,2% całej populacji. O stopniowym wyhamowaniu procesów restrukturyzacyjnych w przedsiębiorstwach może pośrednio świadczyć spadek udziału tej grupy bezrobotnych aż do 4,9% w 2002 r.5 Wszelako lata 1994-1997 wyróżniające się znacznym wzrostem gospodarczym zaowocowały także spadkiem stopy bezrobocia: w 1997 r. do poziomu 10,3%, czyli do 1,8 min osób. Kolejne lata odznaczają się malejącą dynamiką wzrostu PKB i lawinowym wzrostem bezrobocia. Jego najwyższy poziom odnotowano w 2002 r., kiedy stopa zarejestrowanego bezrobocia oscylowała wokół 19%. Oznacza to, że ponad 3 min osób nie miało pracy. Od 1999 r. znacząco maleje liczba zatrudnionych - w tempie od lat najszybszym. O przyczynach polskiego bezrobocia interesująco pisze Mieczysław Kabaj. Stwierdza on, że: „We współczesnych warunkach poziom zatrudnienia jest nie tylko funkcją popytu wewnętrznego, ale także wielkości eksportu i importu. Ogólnie biorąc, jeżeli eksport towarów i usług jest wyższy od importu, wtedy ma to korzystny wpływ na poziom zatrudnienia w danym kraju. Jeśli jednak import jest znaczne wyższy od eksportu, wtedy wystąpić może zjawisko bezrobocia [...] Deficyt w bilansie handlowym [...] w oficjalnych obrotach towarowych oznacza, że Polska jest krajem importującym na wielką skalę bezrobocie"6. Według obliczeń i analiz Mieczysława Kabaja deficyt sięgający 18-19 mld dolarów kosztował polską gospodarkę (w zależności od metody szacowania) I 5 Zob. szerzej M. Danecka, Przedsiębiorstwa wobec rynku pracy, w: Pułapki prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2003. 6 M. K a b a j, Program przeciwdziałania ubóstwu i bezrobociu, Instytut Pracy i Spraw Socjalnych, Warszawa 2000 (Raport z. 19), s. 61-62. 141 0,9-1,1 min miejsc pracy. Przełożyło się to na transfer bezrobocia z innych krajów do Polski, zwłaszcza że przewagę miał nie import inwestycyjny, import nowych technologii czy produktów wcześniej w kraju nie wytwarzanych, ale import o charakterze substytucyjnym, tzn. „zastępujący i niszczący już istniejącą produkcję krajową"7. W rezultacie długofalowy proces obniżania konkurencyjności polskich przedsiębiorstw - w kraju i poza krajem - przyczynił się do stworzenia warunków dla nieuczciwej konkurencji, w której polskie firmy zostały skazane na przegraną. I istotnie przegrały. Wszystko to skłania do refleksji nad drogami polskiej transformacji i prywatyzacji. Czyżby istotnie uznano, że własnościowe przekształcenia gospodarki są celem nadrzędnym, niezależnie od tego, czy zyska na nich kapitał polski, czy obcy? Czy niewidzialna ręka rynku miała wyręczyć państwo, niezależnie od tego, jakie będą koszty takich przedsięwzięć i procesów? Płacić przychodzi je od dawna: w postaci kryzysu finansów publicznych, najwyższego w Europie bezrobocia i kryzysu państwa tout court. Najsmutniejszy jest wszakże wniosek, że społeczne i polityczne koszty transformacji wynikają nie tylko z błędów doktrynalnych, ale i błędów kolejnych decydentów w ocenie sytuacji: z myślenia życzeniowego zamiast perspektywicznego. Odpowiedzialne są sa to wszystkie rządy i partie ostatniego piętnastolecia. Tyle że niektóre bardziej. Kolejny ważny problem związany z rozmiarami bezrobocia w Polsce nie bez kozery jest przypisywany także niedostatkom w funkcjonowaniu państwa, ściślej: sterowanej przez nie polityki socjalnej. Najogólniej rzecz ujmując, chodzi tu o (wywodzące się jeszcze z pierwszego rządu III Rzeczypospolitej) za szeroko definiowane, nie dość selektywne - o czym była mowa - kryteria zaliczania do bezrobotnych całych grup ludzi niezupełnie do tej kategorii przystających. Podobnie zresztą jak w wypadku masowego przyznawania rent inwalidzkich, skutkiem czego Polska z najwyższymi ich wskaźnikami sprawia wrażenie kraju o szczególnie dużym nasileniu kalek i niepełnosprawnych. W rezultacie status bezrobotnego (nawet, co w Polsce najczęstsze, pozbawionego prawa do zasiłku) pełni jednak rolę ochronną, dla dużej zaś grupy bezrobotnych, którzy w istocie mają inne (mniej lub bardziej legalne) źródła utrzymania, jest to status fikcyjny. Jak dowodzi Janusz Czapiński - na podstawie dużych reprezentatywnych 7 Zob. tamże, s. 62. 142 i wiarygodnych badań materialnych i społecznych warunków życia polskiego społeczeństwa - owo fikcyjne bezrobocie ma wymiar znaczący. „Bezrobotnych zarejestrowanych w wieku 18 i więcej lat wśród aktywnych zawodowo w wieku od 18 do 60 (kobiety) lub 65 lat (mężczyźni) bez emerytów, rencistów i uczących się w trybie dziennym było 19,6% [...] bezrobotnych zarejestrowanych, wyrażających gotowość podjęcia pracy, poszukujących pracy, nie pracujących w pełnym wymiarze godzin oraz z dochodem osobistym miesięcznie poniżej 850 zł, czyli tych, których uznać można za faktycznie bezrobotnych - 13,5%. Zatem różnica między stopą bezrobocia rejestrowanego i faktycznego wynosi aż 6 punktów procentowych"8. Praktycznie oznacza to, że faktyczna liczba bezrobotnych jest o jedną trzecią (o milion) mniejsza od liczby oficjalnie zarejestrowanych. Nie jest to jednak cała prawda, jeśli zważymy, że w środowisku wiejskim istnieje pokaźna liczba faktycznie bezrobotnych, ale nigdzie nie zarejestrowanych. Brak dokładniejszych danych uniemożliwiał dotychczas wiarygodną ocenę rozmiarów tego zjawiska. Wszelako - jak wynika z przeprowadzonego w 2002 r. spisu powszechnego - w rolnictwie zatrudnionych jest 2,1 min osób, a nie 4,2 min, jak do tej pory uznawano. Tak obniżone zatrudnienie w rolnictwie powoduje wzrost stopy zarejestrowanego w kraju bezrobocia przeciętnie o 2,5 punktu procentowego, w skrajnych zaś przypadkach, w układzie regionalnym aż o 10 punktów. Jest to różnica ogromna nie tylko dla przeciętnego Polaka, ale przede wszystkim dla decydentów i reformatorów polskiej gospodarki. Wielkość bezrobocia to jeden z ważniejszych elementów strategii przemian ekonomiczno-społecznych, to natomiast, dlaczego przez ponad pół roku od opublikowania danych spisowych nikt nie skorygował wskaźników bezrobocia9, pozostaje kwestią otwartą i skłaniającą do zadumy nad ważkimi informacjami statystycznymi stanowiącymi podstawę uogólnień10. Niejasność statystycznych kryteriów nie jest cechą szczególnie wyróżniającą wskaźniki polskiego bezrobocia. Kiedy na rynku pracy dochodzi do znaczącej nierównowagi (nadmiar siły roboczej towarzyszący zmniejszeniu 8 J. Czapiński, Główne wyniki i wnioski, w: Diagnoza społeczna 2003. Warunki i jakość życia Polaków,]. Czapiński, T. Panek (red.), Rada Monitoringu Społecznego, Warszawa 2003, s. 17. 9 Zob. szerzej M. J a r o s z, Narodowy Spis Powszechny 2002. Zalety i wady, „Studia Socjologiczne" 2004, nr 1. 10 Dopiero w styczniu 2004 r. - czyli osiem miesięcy po oficjalnym ogłoszeniu wyników spisu powszechnego przeprowadzonego w 2002 r. - GUS zapowiedział skorygowanie wskaźników bezrobocia za ostatnie trzy lata. 143 się popytu na nią), rządy uciekają się do rozwiązań nie ekonomicznych, lecz socjalnych. Tak było w drugiej połowie lat 90. (1995-1997) np. w Hiszpanii, Finlandii i Irlandii. W 1996 r. bezrobocie w Hiszpanii przekroczyło 21%, 14% w Finlandii i oscylowało wokół 18% w Irlandii. W latach 1997-2002 po racjonalizacji struktury rynku pracy (obejmującej częściową weryfikację zasad zaliczania określonych osób do kategorii bezrobotnych) rozmiary bezrobocia w tych krajach wyraźnie się zmniejszyły. W Hiszpanii spadło ono do poziomu 11%; w Finlandii - 9,6%; w Irlandii - około 8% (w całej Unii Europejskiej nie przekracza 10%)". W Polsce zawyżona struktura bezrobocia była związana z owym dominującym, socjalnym (kuriozalnym, jak mówią niektórzy) do niego stosunkiem, ale jednocześnie wynikała z nie rejestrowanego z reguły wiejskiego bezrobocia. Przypomnijmy, że w ciągu ostatniego czternastolecia ogólnemu spadkowi udziału osób zwalnianych z przyczyn związanych z zakładem pracy towarzyszy wysoki, oscylujący wokół 90%, udział pozostałych bezrobotnych. Są to nie tylko ludzie zwolnieni z pracy w trybie indywidualnym (także za pijaństwo, nieuczciwość, nieudolność czy lekceważenie obowiązków), ale i ci, którzy praktycznie nigdy nie pracowali. Interesujące są w tym kontekście poglądy społeczeństwa na przyczyny bezrobocia. W początkowych latach transformacji w świadomości społecznej przeważał pozytywny stereotyp bezrobotnego, traktowanego jako ofiara transformacji. Z czasem bezrobotny stał się przynajmniej współwinny za swoją sytuację, z powodu lenistwa, niechęci do pracy, lekceważenia obowiązków, pijaństwa. Tego typu poglądy wyrażają częściej ludzie młodzi, wykształceni, o wyższym statusie społecznym12. Całą sekwencję czasową lat 1992-2002 charakteryzuje zwiększanie się liczby ludzi zawodowo biernych: od 11 min w 1992 r. do 14 min po dziesięciu latach. W 2002 r. doszło, po raz pierwszy, do liczebnej przewagi biernych zawodowo (14 min osób) nad pracującymi (13,7 min). Tendencja ta stwarza niebezpieczne perspektywy poważnych zakłóceń w funkcjonowaniu państwa i gospodarki. Niezależnie jednak od przyczyn i faktycznej wielkości polskiego bezrobocia stanowi ono jeden z najpoważniejszych problemów społecznych. " Zob. badania Labom Force Survey, Luxembourg 2002. 12 Zob. Polacy '90, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1991; I. Reszke, Stereotypy bezrobotnych i opinie o bezrobociu w Polsce, Fundacja im. Friedricha Eberta, Warszawa 1995 oraz Polacy o bezrobociu i bezrobotnych. Bezrobotni o sobie, CBOS, Warszawa, kwiecień 2001. 144 Wykres 2. Bezrobocie krótko- i długookresowe w latach 1992-2002 100% n 80% "I 60% -40% . 20% - 0% 1992 1993 1994 1995 1996 1997 1998 1999 2000 2001 2002 D do 3 miesięcy ¦ od 3 do 6 miesięcy od 6 do 12 miesięcy od 12 do 24 miesięcy dłużej niż 24 miesiące W latach 1992 i 1993 czas pozostawania bez pracy (od 12 do 24 miesięcy i powyżej 24 miesięcy) byl liczony razem. Zródto: „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 1995"; „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 2001". Nawet jeśli oscylowałoby „tylko" wokół dwóch (a nie trzech) milionów ludzi. Zwłaszcza ze względu na jego cechy demograficzne i długotrwały charakter. Odrębną kwestią w teoretycznych rozważaniach - choć w praktyce związaną ze wskaźnikami bezrobocia -jest czas pozostawania bez pracy. W całej analizowanej sekwencji czasowej (zob. wykres 2) systematycznie zwiększa się udział bezrobocia długoterminowego. Widać to wyraźnie zwłaszcza od 1998 r., kiedy to w strukturze zjawiska odnotowano silną tendencję spadkową osób krótkotrwale pozbawionych pracy. Szansę zatrudnienia są z roku na rok coraz mniejsze. W 2002 r. więcej niż połowa (1,6 min) to ludzie bezrobotni od ponad roku, w tym milion osób od ponad dwóch lat. W dodatku w 2002 r. tylko 16,7% zarejestrowanych w urzędach pracy miało prawo do zasiłku, co jest cechą negatywnie wyróżniającą polski system opieki nad bezrobotnymi. Liczba zasiłkobiorców jest odwrotnie proporcjonalna do wielkości bezrobocia: w 1990 r. było ich blisko 80%, w 1995 r.-60%. Degradujące znaczenie polskiego bezrobocia polega na tym, że ponad 53% bezrobotnych (1,8 min) poszukuje pracy ponad 12 miesięcy (w tym 31% ponad 2 lata). Przeciętny czas poszukiwania pracy wynosi 16,1 miesiąca (w wypadku mężczyzn 15,1, a w wypadku kobiet 17,2 miesiąca). Najkrócej 145 (12,9 miesiąca) poszukują pracy bezrobotni z wykształceniem wyższym, a najdłużej osoby z wykształceniem gimnazjalnym i podstawowym (18,3 miesiąca, kobiety nawet 20,3 miesiąca). Większość osób poszukujących pracy to ci, którzy ją stracili w przemyśle przetwórczym (około 700 tys.), w budownictwie (około 400 tys.) i w handlu (około 500 tys.). Zdaniem Zygmunta Baumana13 bezrobotni pozostający bez pracy przez dłuższy okres nie są rezerwową armią pracy, ale rezerwową armią pomocy społecznej. Polskie bezrobocie ma charakter strukturalny i długookresowy. Im dłużej, tym gorzej, i to we wszystkich możliwych wymiarach. Po pierwsze, obniżają się kwalifikacje i umiejętności bezrobotnego, po drugie, w miarę mijającego czasu bezskutecznego poszukiwania pracy maleje wiara w jej znalezienie, co owocuje postawą bierności, rezygnacji i długotrwałymi stanami frustracji. Przypomnijmy, że od kilku lat śmiercią samobójczą umierają w Polsce najczęściej rolnicy, robotnicy i właśnie bezrobotni. Przy czym już sama perspektywa bezrobocia na wsi lub w małym miasteczku, w którym upada ostatni zakład pracy, bywa nierzadko czynnikiem skłaniającym do odebrania sobie życia M. Również trauma i stany depresyjne są wśród długotrwale bezrobotnych szczególnie częste. W rodzinach dotkniętych długookresowym bezrobociem działa mechanizm jego dziedziczenia, podobnie jak dziedziczenia biedy. I bieda, i bezrobocie15 są ze sobą bardzo silnie związane, wyznaczając dotkniętym nimi rodzinom niski status społeczny, powielany z pokolenia na pokolenie. Bardzo często oznacza to zepchnięcie poza nawias społeczeństwa, materialną, społeczną, kulturową i polityczną marginalizację, zwłaszcza że relatywnie często status bezrobotnego ma więcej niż jedna osoba w rodzinie, co dodatkowo utrwala jej ubóstwo i negatywny wizerunek społeczny. Bezrobocie niekorzystnie kształtuje cały kompleks warunków socjalno-kultural-nych, a więc oświatę, kulturę, zdrowie, turystykę i wypoczynek, nie mówiąc już o wyżywieniu i ubraniu. Bezrobocie uruchomiło też proces generowania i dziedziczenia ubóstwa, głębokiego ubóstwa i egzystencji poniżej poziomu 13 Zob. Z. B a u m a n, Zbędni, zniechęceni, odtrąceni - o biednych w zamożnym świecie, „Kultura i Społeczeństwo" 1998, nr 2. 14 Zob. szerzej: M. Jarosz, Samobójstwa. Ucieczka przegranych, Wydaw. Naukowe PWN--Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2004. 15 O zaklętym kręgu ubóstwa i bezrobocia pisze m.in.J. Witkowski, zob. Demograficzne i przestrzenne aspekty ubóstwa, w: Przeciw ubóstwu i bezrobociu: lokalne inicjatywy obywatelskie, J. Hrynkiewicz (red.), Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2002. 146 gwarantującego przeżycie. W takiej sytuacji znajduje się dzisiaj ponad 11% ludności. Kolejną cechą polskiego rynku pracy jest jego wewnętrzne zróżnicowanie: różne grupy społeczne w różnym stopniu są zagrożone bezrobociem. Inaczej rzecz wygląda na wsi i w mieście, inaczej wśród mężczyzn i kobiet, inne też szansę pracy mają ludzie wykształceni i wykwalifikowani, a inne legitymujący się wykształceniem podstawowym bądź zasadniczym zawodowym. Bezrobotni Polska na tle innych krajów europejskich wyróżnia się wysokim bezrobociem i wyjątkowo długim okresem pozostawania bez pracy. Obie te kwestie były już rozważane. Czas zatem na przyjrzenie się sylwetce bezrobotnego, ściślej jego cechom demograficzno-społecznym. Pleć i wiek bezrobotnych nie są cechą szczególnie wyróżniającą polską populację. W Polsce - tak jak w innych krajach - częściej bezrobotne są kobiety niż mężczyźni. W 1990 r. odnotowano najmniejszą w tej kwestii różnicę: w strukturze bezrobocia przewaga kobiet wyniosła niewiele ponad 21 tys. Później różnica ta rosła, jakkolwiek nie był to wzrost spektakularny. W 2002 r. poziom bezrobocia obu grup wyraźnie się do siebie zbliżył (zob. wykres 3). Wykres 3. Bezrobotni w latach 1990-2002 według płci 3,5 min - 3,0 min - 2,5 min - 2,0 min - 1,5 min . 1,0 min 0,5 min - 0,0 min 1990 1991 1992 1993 1994 1995 1996 1997 1998 1999 2000 2001 2002 bezrobotni . kobiety mężczyźni Źródło: „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 1995"; „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 2001". 147 Odrębną kwestią jest stan cywilny bezrobotnych. Zaskakują znacznie wyższe wskaźniki bezrobocia występujące wśród panien i kawalerów (34,9%) oraz rozwiedzionych (28,5%) niż wśród zamężnych i żonatych (15,5%) oraz wdów i wdowców (15,7%). Miała na to zapewne wpływ polityka socjalna: łatwiej zwolnić z pracy osobę samotną niż jedynego żywiciela rodziny. Najwyższe wskaźniki bezrobocia w gospodarstwach domowych odnotowuje się wśród osób młodych (syn, córka, synowa) - 35,9%; najniższe natomiast wśród głów gospodarstw domowych - 9,5%. Cechą wyraźnie modelującą strukturę bezrobotnych jest ich wiek. Dominują ludzie młodzi i bardzo młodzi, wchodzący na rynek pracy i mający nikłe szansę na zatrudnienie. Jest to sytuacja szczególnie deprymująca zarówno dla młodych bezrobotnych, jak i ich rodzin, często ubogich, poczuwających się wszelako do obowiązku łożenia na utrzymanie dorosłych już dzieci. Wyraźną przewagę najmłodszych odnotowano na początku analizowanej sekwencji czasowej (na co zapewne wpłynął obowiązek rejestracji absolwentów w urzędach pracy). W 1992 r. osoby w wieku do 24 lat stanowiły ponad jedną trzecią (35%) bezrobotnych, w 2002 r. - 28%. Według najnowszych informacji (pierwszy kwartał 2003 r.) wskaźniki bezrobocia dla osób w wieku 18-19 lat wyniosły 42,1%, a dla osób w wieku 20-24 lat 47,2% '6. Osoby powyżej 45 roku życia systematycznie tracą szansę na zatrudnienie: w 1991 r. stanowiły 10,4% bezrobotnych; w 2002 r. - 22,2%. W ciągu analizowanego dwunastolecia polskiej transformacji bezrobocie w relatywnie najstarszej grupie wieku wzrosło w dwójnasób, co koresponduje ze strukturą wieku tej grupy w innych industrialnych i postindustrialnych krajach świata. Nie bez wpływu na tę sytuację jest fakt, że osoby te mające większe od młodych doświadczenie zawodowe legitymują się z reguły niższym bądź bardziej jednostronnym rodzajem wykształcenia, mniej przydatnym dla potrzeb restrukturyzowanej gospodarki (zob. wykres 4). Kwalifikacje zawodowe są ważnym czynnikiem różnicującym strukturę bezrobocia. Im są one wyższe, tym jest większa szansa na znalezienie pracy, jakkolwiek obecnie nie ma (inaczej niż dawniej) żadnych w tej kwestii gwarancji. 16 Zob. szerzej Aktywność ekonomiczna ludności w II kwartale 2003, GU.S, Warszawa 2003 oraz Sytuacja na rynku pracy w II kwartale 2003, GUS, Warszawa 2003. 148 Wykres 4. Bezrobotni w latach 1991-2002 według wieku 100% n 80% - 60% - 40% " 20% - 0% _L_L 1991 1992 1993 1994 1995 1996 1997 1998 1999 2000 2100 2002 D do 24 lat ¦ 25-34 lat ¦ 35-44 lat ¦ 45-54 lat powyżej 55 lat Źródło: „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 1995"; „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 2001". Stopa bezrobocia wśród osób z wyższym wykształceniem wyniosła w pierwszym kwartale 2003 r. 6,6-6,8%, a wśród osób z wykształceniem gimnazjalnym, podstawowym i niepełnym podstawowym 28,0% (w mieście nawet 6,6%-41,5%). Szczególnie wysoką stopę bezrobocia odnotowano wśród absolwentów - w pierwszej połowie 2003 r. - ponad 46,0%, ale wśród wszystkich absolwentów szkół wyższych tylko 24,4%, natomiast wśród absolwentów szkół zasadniczych zawodowych aż 65,5%. Wśród ludności wiejskiej stopa bezrobocia dla ludności rolniczej (11,9%) jest prawie trzykrotnie niższa niż wśród ludności nierolniczej (30,1%). W tej drugiej grupie wskaźnik bezrobocia w wypadku ludzi młodych (20-24 lat) osiągnął poziom 53,1%. Również i na wsi dodatkowym czynnikiem różnicującym jest poziom wykształcenia, co oznacza, że im wyższe jest wykształcenie, tym stopa bezrobocia jest niższa. Negatywną cechą wyróżniającą polskie bezrobocie jest nikły odsetek osób podnoszących swoje kwalifikacje. W pierwszym kwartale 2003 r. spośród 3,5 min osób tylko 416 tys. brało udział w szkoleniach, w tym 185 tys. uczestniczyło w szkoleniach organizowanych przez zakład pracy. Zależność pomiędzy wykształceniem a sensowną, chcianą pracą jest w III Rzeczypospolitej powszechnie znana. Wpływa na rosnący pęd do osiągnięcia jak najwyższego poziomu wykształcenia we wszystkich prak- 149 tycznie rodzinach, także najuboższych, chociaż w tym wypadku szansę na realizację tych zamierzeń są iluzoryczne17. Polscy bezrobotni legitymują się z reguły kwalifikacjami na najniższym poziomie: wykształceniem podstawowym bądź zasadniczym zawodowym. Dotyczy to ponad 70% zarejestrowanych w urzędach pracy. Absolwenci szkół wyższych stanowią niewielki odsetek tej populacji, rosnący od 1998 r. W 2002 r. wyniósł 3,9. Aż tyle - i tylko tyle -jeśli weźmiemy pod uwagę nie tylko tendencje, ale i realny udział tej grupy w strukturze bezrobocia. Szansę na w miarę normalne życie, którego warunkiem sine ąua non jest praca, zależą nie tylko od pici, wieku i wykształcenia, ale także od miejsca zamieszkania. Są lepsze i gorsze miejsca na mapie Polski, przywilej dobrego urodzenia odnosi się bowiem nie tylko do statusu rodziny, lecz i do tego, czy jest to wieś, czy miasto, lepsza Polska A czy też Polska B, charakteryzująca się wysokimi wskaźnikami biedy i bezrobocia. Dane o bezrobociu oficjalnym wskazują na wyższy (ponad 60%) udział mieszkańców miast, co jak się wydaje wskazuje na wyższe z kolei na wsi wskaźniki bezrobocia ukrytego, ich niższą aktywność zawodową czy znaczne oddalenie przestrzenne od potencjalnych miejsc pracy. Niemniej od 1998 r. odnotowano - także w oficjalnej, rejestrowanej w urzędach zatrudnienia statystyce bezrobocia - wzrost liczby bezrobotnych wśród mieszkańców wsi. Chodzi tu o wiejską populację pozarolniczą, zwłaszcza zaś zamieszkałą w regionach popegeerowskich18, gdzie bezrobocie przejawia się dotkliwą biedą, niezaspokojeniem elementarnych potrzeb życiowych, sezonowo również głodem. Z oficjalnych danych wynika, że najwyższe wskaźniki bezrobocia zarejestrowano w województwach warmińsko-mazurskim (27,5%), zachodnio-pomor-skim (26%) i lubuskim (25,5%). Są to regiony niezbyt uprzemysłowione, słabo zaludnione i charakteryzujące się wcześniej dużym udziałem państwowych gospodarstw rolnych. Województwa mazowieckie i małopolskie (po 13,4%) są województwami o najniższych wskaźnikach bezrobocia (zob. mapa 1). Jeszcze większe rozpiętości stopy bezrobocia odnotowuje się na poziomie powiatów. Różnice występują we wszystkich województwach. W woje- 17 Świadczą o tym najnowsze badania społeczne, w których odnotowano rozbieżność w tej kwestii między marzeniami a rzeczywistością, zob. zwłaszcza Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje. Raport z realizacji grantu KBN, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2004 oraz Diagnoza społeczna 2003. 18 Zob. na ten temat E. Ta rkowska, Bieda popegeerowska, w: Zrozumieć biednego. 0 dawnej i o obecnej biedzie w Polsce, E. Tarkowska (red.), Typografika, Warszawa 2000. 150 Mapa 1. Bezrobocie w Polsce we wrześniu 2003 r. pomorskie X \ 20,9 warmińsko-mazurskie \ \ lodniopornorskie i ' TJNfN------ ^2 •) 27,5 J \ 26,0 J~ sY r kujawsko-pomorskie ¦.: J ® 21,8 ( S r t-r-r~ i podlaskie fW/ \ 14,8 ® i / mazowieckie \ / \ 13,4 ----\J lubuskie ) wielkopolskie r ~~\ ® ^^~~ 25,5 V 15,5 { \ r^ r ^ © i } łódzkie \ i Y^ 17,8 ) < lubelskie i dolnośląskie \ S r^-^u J * 14'9 Js\ 21'9 /opolskie 1 ® 1 j 18,5 ( ® ^ śląskie 16,2 ^- V świętokrzyskie j i 3^ 17,5 /-/ ^ V Polska ogółem \N ( / ® ) ® / małopolskie 1 podkarpackie / 17,5% 13,4 > 15>9 / 12 16 20 24 28% Źródto: Bezrobocie rejestrowane w III kwartale 2003, CUS, Warszawa 2003. wództwie mazowieckim stopa bezrobocia wynosiła w czerwcu 2003 r. średnio 13,7% - najniższą odnotowano w Warszawie (6,1%), a najwyższą w Szydłowcu (27,6%). W województwie pomorskim, w którym stopa bezrobocia wynosiła średnio 21,2%, minimalne wartości przybrało w Gdyni (10,0%), a maksymalne w Sztumie (37,3%). Najwyższy średni wskaźnik bezrobocia w czerwcu 2003 r. odnotowano w województwie warmińsko--mazurskim (27,9%), najniższy w Olsztynie (12,2%), a najwyższy w Gołdapi (27,9%). W całym kraju najwyższym jednostkowym wskaźnikiem bezrobocia wyróżnia się powiat (40,0%). W województwie pomorskim na 20 powiatów aż w 11 stopa bezrobocia przekraczała 30,0%. W jednym powiecie (Szcze-cin-miasto) stopa bezrobocia wyniosła 15,6%, była więc niższa niż średnia krajowa. 151 Zróżnicowania międzywojewódzkie są zatem niekiedy mniejsze niż wewnątrzregionalne. W niektórych miasteczkach wskaźniki bezrobocia zbliżają się do 40%, w innych zaś (czego przykładem jest relatywnie bogate województwo mazowieckie) bezrobocie mierzone na poziomie powiatu jest jak 1:4. Rozkład ten jest ze zrozumiałych względów zbliżony do rozkładu biedy. Najprościej rzecz ujmując: regiony o najwyższych wskaźnikach bezrobocia i biedy to z reguły obszary z dawien dawna gospodarczo zacofane, nie doinwestowane, charakteryzujące się monokulturą przemysłową lub rolną. Bezrobocie, które jak deus ex machina pojawiło się w Polsce po kilkudziesięciu latach pełnego zatrudnienia w okresie ancien regime'u, nie budziło początkowo obaw klasy politycznej. Wydawało się bowiem, że utrzyma się na poziomie kilkuprocentowym, resztę załatwi „niewidzialna ręka rynku" i kapitał zagraniczny. Rzeczywistość rozwiała te nadzieje. Inwestorzy omijali tereny Polski B. Jak pisze Marek W. Kozak, „prysnął mit 0 atrakcyjności nasilonego bezrobocia dla potencjalnych inwestorów, którzy - co było zaskoczeniem także dla wielu polskich ekonomistów - wybierali dla nowo tworzonych firm lokalizacje zapewniające dobrze wykształconą 1 solidnie pracującą siłę roboczą, sprzyjające środowisko biznesowe i społeczno-kulturowe oraz dobrą komunikację z potencjalnymi rynkami zbytu"19. W rezultacie inwestycje kapitałowe z reguły lokowano w wielkich miastach i na obszarze zachodniej i południowo-zachodniej Polski. Tereny popegeerowskie, małe, głównie wschodnie miasteczka i wsie zostały zdane na siebie, na swoje nieszczęścia i biedę. Paradoksalny wydaje się fakt, że tak lekceważona przez liberalnych ekonomistów prywatyzacja pracownicza lokowała się właśnie tam, ratując przed upadłością i bezrobociem jedyny niekiedy terenowy zakład pracy i oddalając od pracowników i ich rodzin przerażającą wizję bezrobocia. W sumie prywatyzacja znacznie zwiększyła i zaostrzyła istniejące z dawien dawna regionalne dysproporcje między lepszą a tą od macochy, gorszą Polską20. 19 M. W. K o z a k, Dysproporcje regionalne: bieda i bezrobocie, w: Manowce polskiej prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Wydaw. Naukowe PWN-Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2001, s. 174. 20 Zob. Ten Years ofDirect Privatisation, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2000. 152 Społeczny obszar marginalizacji Terminem „wykluczenie społeczne", „marginalizacja społeczna" określa się zjawisko, którego rozmiary i struktura są nie do końca znane, a uwarunkowania i skutki niepokojące zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. I jakkolwiek zjawisko to, tak lub inaczej nazywane, występowało praktycznie od zawsze, w każdym społeczeństwie, w zależności od miejsca i czasu ma pewne odmienne właściwości. Nasze rozważania odnoszą się do społeczeństw współczesnych: industrialnych i postindustrialnych. O marginalizacji i wykluczeniu pisał na początku lat 60. Gunnar Myrdal określając tę dużą i rosnącą grupę osób terminem „podklasa" (underclass)2]. Jest to termin par excellence strukturalny, kładący akcent na klasowy układ społeczeństwa, układ, z którego duża kategoria ludzi została wyłączona i stała się podklasa. Znaleźli się w niej ludzie długotrwale bezrobotni (wypchnięci z rynku pracy, fikcyjnie i niekorzystnie podzatrudnieni), bezdomni, niepełnosprawni, inne grupy biedaków nieprzystosowanych do życia w gospodarce rynkowej, a także alkoholicy, narkomani i drobni przestępcy, tworzący w zależności od cech osobowych mniej lub bardziej wyodrębnioną od reszty grupę zmarginalizowanych. „Marginalność społeczna całych segmentów struktury społecznej [...] obok bezrobocia lokuje się na czołowych miejscach list publicznych priorytetów [...] mówi się - już nie tylko w Stanach Zjednoczonych, lecz także w krajach europejskich - o powstawaniu nowej podklasy, tj. o ludziach, dla których nie ma znaczenia kondycja ich społeczeństwa, bo nie uczestniczą ani w jego sukcesach, ani w porażkach"22. Zdaniem niektórych autorów społeczeństwo współczesne {societe duale) pęka, tworzy dwie odrębne grupy działające według różnych porządków i zasad. W tych zasadach sankcjonujących nierówność szans i egoizm klasowy mieści się też skrajna bieda i wykluczenie społeczne. Jak pisze Serge Milano: „La pauvrete absolue [...] resulterait [...] d'un systeme economique qui genere des exclusions [...]"23. Inni autorzy są wobec społeczeństwa tworzącego drastyczne nierówności 21 Zob. G. Myrdal, Challenge to Ąffluence, Pantheon, New York 1962. 22 K. W. F r i e s k e, Procesy marginalizacji społecznej, w: Księga Dziesięciolecia Polski Niepodległej 1989-1999, W. Kuczyński (red.), United Publishers and Productions, Warszawa 2001, s. 1032. n S. M i 1 a n o, La pauwete absolue, Hachette, Paris 1988 s. Ml; zob. także J. Washington, I. Paylor,J. Harris, Poverty Studies in Europę and the Evolution ofthe Concept ofSocialExclusion, w: Experiencing Poverty,}. Bradshaw, R. Sainsbury (red.), Ashgate, Aldershot 2000. 153 i marginalizację społeczną bardziej tolerancyjni. Każdy system - z pewnością także system kapitalistyczny - generuje równych i równiejszych, uprzywilejowanych i pozbawionych przywilejów, a to, że na marginesie społeczeństwa znajdują się ci, którym się nie powiodło, jest w istocie rzeczy zjawiskiem normalnym24. O niesprawiedliwości społecznej można zatem w sposób uprawniony mówić wtedy i tylko wtedy, kiedy obywatele określonego społeczeństwa uznają, że jest on niesprawiedliwy, ale i naonczas rzecz jest dyskusyjna, ponieważ podklasa to konieczny koszt systemu. Większą odpowiedzialność przypisuje klasom rządzącym Ralf Dahrendorf, dla którego granica oddzielająca świat normalny od świata underclass jest wysoce konfliktogenna - co źle rokuje stabilizacji społeczeństwa25. Z socjologicznego punktu widzenia wykluczenie społeczne polega na społecznym uczestnictwie w szerszych zbiorowościach bądź społecznej izolacji od tych zbiorowości: narodu, społeczeństwa, społeczności. Ta izolacja może być dobrowolna lub wymuszona czynnikami zewnętrznymi: biedą i bezrobociem. Nieuczestniczenie jednostek czy grup społecznych w ważnych instytucjach współczesnego państwa jest świadectwem ich społecznej dezintegracji. Utrwala się bowiem podział według kryterium czynnego uczestnictwa lub wykluczenia. Na tych, którzy są w grze, i na tych, którzy są poza nią. Cichym dramatem współczesności jest zepchnięcie na margines nieprzydatności całych grup ludności26. Marginalizacja jest zatem, po pierwsze, pojęciem odnoszącym się do niekorzystania z praw i przywilejów społeczeństwa, po drugie jest cechą strukturalną, stratyfikacyjną. Najkrócej rzecz ujmując „marginalność społeczna - pisze Kazimierz W. Frieske -w nowoczesnych społeczeństwach wyznaczana jest przez warunki, jakie trzeba spełnić, aby móc korzystać z praw przysługujących, przynajmniej formalnie, ich wszystkim członkom (...) ani cechy indywidualne, ani cechy położenia społecznego nie odcinają określonych ludzi od jego [społeczeństwa - M.J.] podstawowych instytucji"27. A przynajmniej odcinać nie powinny. Ludzie mogą zostać zmarginalizowani lub też (co zdarza się nieporówna- 24 Zob. szerzej P. Poławski, Kulturowe znaczenia underclass: spór o sens terminu a polska transformacja, w: Ofiary sukcesu. Zjawiska marginalizacji społecznej w Polsce, K. W. Frieske (red.), Instytut Socjologii UW, Warszawa 1997. 25 Zob. R. Dahrendorf, Nowoczesny konflikt społeczny, ttum. S. Bratkowski i in., Czytelnik, Warszawa 1993. 26 Zob. T. Assheuer, Zatopieni w utopiach, „Forum", 2-8 czerwca 2003. 27 K. F. F r i e s k e, Wstęp, w: Ofiary sukcesu, s. 8. 154 nie rzadziej i dotyczy społeczności alternatywnych) wybrać marginalność. Wszelako również kontestacyjna marginalność z wyboru jest ważnym symptomem konfliktów w strukturze społecznej, niewydolności instytucji wychowawczych. Akceptowane wzory indywidualnego sukcesu są nie dość atrakcyjne lub dostępne tylko dla niektórych. Inni tworzą nierzadko subkultury młodzieżowe28. Marginalizacja jest nie tylko statycznym stanem rzeczy, ale i swoistą kwintesencją procesu historycznego, zaszłości, które go ukształtowały. Inaczej mówiąc, wykluczenie daje się wyjaśnić tylko przez odniesienie do przeszłości, do miejsca wcześniej zajmowanego w strukturze społecznej przez grupę lub jednostkę, przeszłych doświadczeń życiowych i ukształtowanych przez nie oczekiwań29. Ludzie wykluczeni ze społeczeństwa Zjawisko marginalizacji społecznej ani w wymiarze instytucjonalnym, ani społeczno-kulturowym nie jest dostatecznie rozpoznane. Mamy tu do czynienia z wieloma niewiadomymi, co z jednej strony sprzyja rozmaitym, często egzotycznym poglądom na temat przyczyn i skutków istnienia podklasy, z drugiej strony kieruje zainteresowanie badaczy na przedmiot relatywnie łatwiejszy: opinie o zjawisku zamiast analizy samego fenomenu. Wszelako i ten preferowany przez socjologów punkt widzenia - tak jak i inne analizy stanu świadomości społecznej - stanowi niebagatelną część wiedzy o zjawisku. Warto ją przybliżyć. W drugiej połowie lat 90. źródło materialnych przejawów marginalizacji społecznej jest przez Polaków uznawane za dysfunkcję państwa, które zgodnie z oczekiwaniami społecznymi powinno być (a nie jest) opiekuńcze. Zdaniem 89,1% respondentów obowiązkiem rządu powinno być zapewnienie pracy każdemu, kto chce pracować. 67,6% spośród nich uważa, że „obowiązkiem rządu powinno być zmniejszenie różnic pomiędzy bogatymi i biednymi", a prawie wszyscy (92,3%) są zdania, że „państwo ma obowiązek świadczyć pomoc i opiekę ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej"30. 28 Zob. D. W ó j c i k, Przestępczość i zachowania dewiacyjne młodzieży. Podkultury patologiczne, w: Księga Dziesięciolecia, s. 1023-1024. 29 Zob. D. Lepianka, Czym jest wykluczenie społeczne? Wprowadzenie do europejskich debat na temat ekskluzji, „Kultura i Społeczeństwo" 2002, nr 4, s. 18-19. 30 J. Kwaśniewski, Postrzeganie marginalizacji oraz strategii i środków kontroli społecznej, w: Kontrola społeczna procesów marginalizacji, J. Kwaśniewski (red.), Interart, Warszawa 1997, s. 232. 155 Także tym wykluczonym ze społeczeństwa (jakkolwiek oni sami są postrzegani negatywnie, i z reguły odrzucani). Tego typu roszczeniowe wobec państwa postawy mają w Polsce zadziwiająco trwałe powodzenie. Nie dotyczą one co prawda wszystkich warstw społeczeństwa: ludzie wykształceni, młodzi i w miarę dobrze sytuowani mają w tej (i nie tylko w tej) kwestii poglądy zasadniczo odmienne. Jednak wśród przegranych polskiej transformacji (czyli ogromnej rzeszy społeczeństwa) poglądy i postawy roszczeniowe są bardzo popularne, zwłaszcza że podsycają je wypowiedzi liderów partii populistycznych. 1 co ważniejsze - trafiają one do przekonań ludzi także ze względu na poczucie zagrożenia przed bezrobociem, biedą i marginalizacją. Wypowiedzi i agresywne zachowania górników, stoczniowców, hutników czy rolników są spektakularnym świadectwem pretensji wobec nie spełniającego społecznych oczekiwań państwa. Co jednak wiemy o samych zmarginalizowanych? 1 czego nie wiemy? Nie wiemy, jak liczną stanowią zbiorowość, nie ma bowiem wiarygodnych w tej kwestii danych. Jednak bez wątpienia jest to grupa rosnąca w miarę postępującego rozwarstwienia społeczeństwa, kumulujących się zaniedbań w polityce gospodarczej i socjalnej państwa. Znajduje to, maksymalnie rzecz upraszczając, wyraz w tym, że gospodarka i tylko gospodarka jest dla klas rządzących najważniejsza. „Powracające jak mantra zawołanie kolejnych rządów: najpierw gospodarka, resztą zajmiemy się później, albo w bardziej cynicznej edycji - reszta ułoży się sama (niezaradni wymrą) było zaklinaniem rzeczywistości i wyrazem ślepoty na utrwalające się mechanizmy podziałów społecznych"31. Niezależnie od tego, czy państwo opiekuńcze (w liberalnej wersji anglosaskiej; konserwatywnej - niemiecko-austriackiej lub socjaldemokratycznej - skandynawskiej) zużyło się (czy też nie) istnieją pewne elementarne funkcje, których państwo wyzbyć się nie może. Tymczasem w Polsce koszty transformacji ponoszą głównie najbiedniejsi. Z programów przezwyciężenia kryzysu finansów publicznych (także z 2003 r.) implicite wynika, że niezależnie od tego, czy konieczne cięcia wydatków dotyczą systemu podatkowego, ubezpieczeń społecznych, służby zdrowia czy opieki socjalnej, odbiją się przede wszystkim na najbiedniejszych. Nie ulega też wątpliwości, że 31 J. Cza piński, Podsumowanie. Dla kogo III RP jest matką, a dla kogo macochą?, w. Diagnoza społeczna 2003, suplement, s. 1. 156 realizacja programu tych reform przyspieszy i zaostrzy działanie mechanizmu wyłączania ze społeczeństwa dużych jego segmentów. Mechanizm ten działa, tak jak dotychczas, po pierwsze, poprzez bezrobocie. Praca jest we współczesnym społeczeństwie nie tylko sposobem utrzymania się przy życiu, ale i rodzajem instytucji wyznaczającej miejsce człowieka - i grupy - we współczesnym społeczeństwie. Stała praca jest, jak to określił Ralf Dahrendorf „biletem wstępu do świata zasobów", ale też do „kluczowych instytucji porządku społecznego [...] Zauważmy, że właśnie poprzez instytucje pracy uzyskujemy bezpieczeństwo socjalne, wyznaczone ubezpieczeniami zdrowotnymi i w dużej mierze pozbywamy się troski 0 przyszłość dzięki ubezpieczeniom emerytalnym i rentowym. Nie praca jakakolwiek, lecz wbudowanie człowieka w stabilną strukturę pracy wyznacza także jego zdolność kredytową"32. W Polsce zwycięskiej transformacji (jak mówią niektórzy) bądź potykającej się co i rusz na wyboistej drodze przemian (co akcentują inni) największe ryzyko wykluczenia społecznego dotyczy mieszkańców wsi i małych miasteczek, dzieci z rodzin wielodzietnych, ludzi dotkniętych długotrwałym bezrobociem, o niskim wykształceniu, osób w podeszłym wieku, a także niepełnosprawnych. Ubóstwo jest dominującą cechą każdej z wymienionych grup, ono też w dużej mierze jest czynnikiem je stygmatyzującym. Przyjrzyjmy się tej grupie zmarginalizowanych, której nie objęły dotychczasowe rozważania, czyli niepełnosprawnych. Trzeba wyodrębnić z niej ludzi z ciężkimi upośledzeniami zdrowotnymi, czyli z nieodwracalnym kalectwem fizycznym, w wypadku którego „deformacje cielesne są widoczne natychmiast 1 chyba najsilniej piętnowane, podczas gdy np. skutki zawału serca mogą być dostrzegane tylko przez najbliższe otoczenie inwalidy. W pierwszym przypadku możemy mieć do czynienia z wyszydzaniem w anonimowych sytuacjach społecznych (tłum w autobusie, publiczność w kinie itp.)"33. W sytuacji anonimowej inwalida o wyraźnym kalectwie nie ma szansy zaprezentowania swoich pozytywnych cech, jest postrzegany przez wszystkich jako inwalida. I z reguły wyrzucany na margines społeczeństwa ludzi fizycznie „normalnych". Ludzi częściowo niepełnosprawnych jest wielokrotnie więcej. 32 K. F. Frieske, Wstęp, s. 13. 33 M. Sokolowska, A. Ostrowska, Socjologia kalectwa i rehabilitacji, Ossolineum, Wrodaw 1976, s. 69; zob. także Rodzina a problemy zdrowia i choroby, A. Firkowska-Mankiewicz (red.), CPBP, Warszawa 1990. 157 Wzrost liczby osób niepełnosprawnych między 1988 a 2002 r. o 46,1% (do 5,5 min osób) wskazuje na ogromną skalę i ogromne konsekwencje tego zjawiska. Prawne orzeczenia niepełnosprawności zwiększyły się o 36,6%, a deklarowana biologiczna niepełnosprawność aż o 21,1%. W przeważającej mierze jest to niepełnosprawność częściowa. Trudno oprzeć się wrażeniu, że skala i zasięg niepełnosprawności pozostają w zależności przyczynowo--skutkowej z polityką społeczną, a zwłaszcza z pomocą społeczną, działaniami na rynku pracy, w gospodarce, w środowisku miejskim i wiejskim - bądź też zaniechaniem tych działań34. Nie da się jednak ukryć, że niepełnosprawność rośnie wraz z wiekiem: w grupie wiekowej 45-54 lat odsetek niepełnosprawnych wyniósł 20,7%; w grupie 55-64 lat - 34,5%; w grupie 65-74 lat - 38,5%, a w grupie 75 lat i więcej aż 48,4%. Osoby w wieku 75 lat i więcej urodziły się w latach 20.; w wieku 70 i 65 lat - w latach 30., a osoby w wieku 60 lat - w latach 40. Coraz wyraźniej przybliża się do granicy wieku produkcyjnego populacja urodzonych w najtrudniejszych latach wojny oraz urodzonych w pierwszym dziesięcioleciu socjalizmu, kiedy warunki życia, pracy, wyżywienie oraz dewastacja ekonomiczna sprzyjały powstawaniu niepełnosprawności. Tak więc przez najbliższe 10-12 lat społeczeństwo będzie płacić rentę socjalną za powojenną biedę. Obroną osób niepełnosprawnych przed wykluczeniem jest praca. Zaledwie 16,4% niepełnosprawnych pracuje, a 3,1% jest bezrobotnych. Jeżeli skala zatrudnienia niepełnosprawnych nie poszerzy się, to mechanizm podwójnego wykluczenia (niepełnosprawność i brak pracy) zacznie działać na rzecz najgorszego - ubóstwa, z którego wydostać się nie sposób. W istocie bowiem jest tak, że to ubóstwo przesądza o wykluczeniu społecznym. W Polsce można wyodrębnić trzy typy wykluczenia społecznego: wykluczenie strukturalne, o którym przesądzają miejsce zamieszkania oraz posiadanie dochodów poniżej granicy ubóstwa; wykluczenie fizyczne, o którym przesądzają wiek, życie, niepełnosprawność oraz w pewnym zakresie wykształcenie ojca; wykluczenie normatywne, które powodują alkoholizm, narkotyki, konflikty z prawem, samotność, bycie ofiarą dyskryminacji (bez względu na powód). 34 Zob. Osoby niepełnosprawne oraz ich gospodarstwa domowe, Z. Ogonowska-Musiatowicz, M. Chmielewski (oprać), GUS, Warszawa 2003, cz. 1: Osoby niepełnosprawne. 158 Najbardziej trwałe jest wykluczenie strukturalne. W 2000 i w 2003 r. dotknęło aż 76% osób. Wykluczenie fizyczne było relatywnie mniej stabilne: naznaczonych nim było 59% osób. Wykluczenie normatywne jest najczęściej odwracalne (8%), ale też społeczny przepływ przez ten obszar zagrożeń jest wielokrotnie większy. Jeśliby przyjąć, że podstawowym mechanizmem walki z wykluczeniem jest integracja, czyli przywrócenie ludziom możliwości funkcjonowania w normalnych strukturach społecznych, to przedmiotem polityki społecznej państwa powinno być przede wszystkim wykształcenie i kształcenie ustawiczne, co nie oznacza, że ten trzeci typ marginalizacji może być ograniczany wyłącznie wysiłkiem samych wykluczonych. Bezrobocie jest ściśle sprzężone z biedą, niskim poziomem wykształcenia oraz z nawykami kulturowymi i obyczajowymi funkcjonującymi w określonych grupach społecznych, także z syndromem wyuczonej bezradności, korespondującej z bezradnością autentyczną spowodowaną nieszczęściem (kalectwem lub śmiercią jedynego żywiciela, ciężką chorobą, więzieniem35 itd.). Dyskusyjny jest problem, w jakiej mierze rodziny same wpędziły się w biedę i marginalizację. Ze względu na cechy psychologiczne? Pijaństwo? Czy może wielodzietność stanowiącą w Polsce wysoki stopień prawdopodobieństwa znalezienia się w sferze ubóstwa i często społecznej marginalizacji? Cechy osobowe czy też środowisko społeczne decydują o niewydos-tawaniu się z kręgu biedy i wykluczenia? Wygląda na to, że w wysokim stopniu właśnie to drugie. Mechanizm degradacji społecznej ma (o czym była mowa) charakter strukturalny, a próby wydostania się spod jego działania są hamowane nie tylko przez cechy osobowe ludzi zdegradowanych, ale i przez wpływ otoczenia. Duża część biednych nie korzysta z należnych, skromnych świadczeń socjalnych, by nie przykleiło się do nich piętno biednego, żebraka czy naciągacza. Boją się pomocy obcych, a nawet wiedzy obcych o własnej sytuacji, bo grozi im to środowiskowym ostracyzmem. „Underclass [...], czyli nie jesteś nawet członkiem klasy niższej, zostajesz wypchnięty poza nawias [...] Na dodatek [...] wszyscy stale porównują cię z innymi [...], a także z tym co uważają za życie przyzwoite, właściwe i godne. Na tym polega zbrodnia upokorzenia"36. I stygmatyzacji, negatywnego naznaczenia ludzi biednych i zmarginalizowanych przez środowisko. 35 Zob. B. H otys t, Przestępczość w Polsce w latach 1989-2002 - prognoza do 2008 roku. Wyższa Szkoła Menedżerska, SIG, Warszawa 2003. Z. B a u m a n, Świat ludzi wykluczonych, „Forum", 2-8 czerwca 2003. 159 Wszystkie te czynniki kreują to, co jest najbardziej niepokojące: rodzinne dziedziczenie statusu społecznego37, biedy i wykluczenia społecznego. Z reguły mamy do czynienia z kumulacją elementów określonego negatywnego syndromu sytuacyjnego, ale niekiedy także jeden z nich - choćby długotrwałe bezrobocie - wystarcza, by dotknięta nim jednostka bądź grupa spadła do kategorii podklasy. Głównie dlatego, że w większości współczesnych społeczeństw kryzys rynku pracy i recesja starych regionów przemysłowych pociągają za sobą procesy degradacji i marginalizacji mieszkańców miast38. Transformacja także na wsi znacząco zwiększyła obszar tradycyjnej biedy i marginalizacji: przecież to wieś poniosła najwyższe koszty przemian. Przeciętne dochody rolników są niższe od dochodów w gospodarstwach pracowniczych o mniej więcej 50%39 (odsetek ludzi żyjących na krawędzi i poniżej minimum biologicznego jest na wsi największy40). Z tych wszystkich względów na procesy marginalizacji w szczególnym stopniu są narażeni nie tylko ludzie już niepracujący, ale całe grupy społeczne zagrożone bezrobociem ze względu na odmienne od dotychczasowych wymagania postindustrialnego rynku pracy. Mamy w Polsce regiony kraju stanowiące enklawy ubóstwa i degradacji społecznej. Rzut oka na mapę świata wystarczy, by stwierdzić, że oprócz bogatszych istnieją też państwa zajmujące trwałe miejsce skrajnie biednych i wykluczonych ze światowej gospodarki. Zachodzi pytanie, czy również w Unii Europejskiej za lat kilka określone kraje zajmą miejsce zmar-ginalizowanych lub zgoła wykluczonych z dobrobytu całej wspólnoty? I jakie będą konsekwencje zapowiadanej, choć faktycznie już realizowanej strategii rozwoju Europy „dwóch prędkości"? ¦" Zob. na ten temat rozdz. 8: Dziedziczenie statusu rodziny: bariery edukacyjne. 18 Zob. W. J. W i I s o n, Another Look at the Truły Disadvanteged, „Political Science Quarterly" I991,nr 106 oraz D. By re n, Social Exdusion, Open University Press, Buckingham 1999. 39 Zob. Zróżnicowanie warunków życia ludności w Polsce w roku 2002, GUS, Warszawa 2003. 40 Zob. L. K o c i k, Trauma i eurosceptycyzm polskiej wsi, Universitas, Kraków 2001. 8 Dziedziczenie statusu rodziny: bariery edukacyjne Równość i sprawiedliwość to pojęcia o dużym ciężarze gatunkowym, przywoływane z reguły jako postulaty określonych grup społecznych i zderzane z rzeczywistością, w której nie są realizowane. Współcześnie stają się coraz bardziej ogołocone z niegdysiejszych treści. Równość? Może wobec prawa, ale niekoniecznie, skoro niektórzy ludzie są biedni, niewykształceni, a inni bogaci, czyli równiejsi. Sprawiedliwość społeczna? I to pojęcie ubożeje w miarę dostosowywania go do rzeczywistości i deprecjonuje gdy populistyczni politycy posługują się nim jako hasłem przewrotnym, w którym nie o sprawiedliwość, ale o władzę chodzi. Istnieje jednak przynajmniej jeden powszechnie akceptowany element owej równości i sprawiedliwości. Jest nim równość szans oraz możliwość awansu społecznego i życiowego jednostek z różnych środowisk i grup społecznych. Jednym z elementów równości społecznej jest stworzenie warunków, w których pozycja społeczna rodziny nie przesądza o losach dzieci. Nieodzownym warunkiem pożądanego stanu rzeczy jest to, aby nierówność nie została wbudowana w strukturę społeczną, nie stała się przedmiotem dziedziczenia i nie wyznaczała warunków startu następnego pokolenia. PRL: społeczeństwo równych szans? Jakie są realia dzisiejszej rzeczywistości? Czy żyjemy w społeczeństwie o otwartej strukturze społecznej, stwarzającym szerokie możliwości zmian 161 zawodu, stanowiska, kariery życiowej? Z pewnością nie. Mobilność struktury społecznej nie jest cechą pozytywnie wyróżniającą kraje kapitalistyczne i gospodarkę rynkową, ale i gospodarka centralnie sterowana, powojenny system realnego socjalizmu nie uchronił się przed petryfikacją struktury społecznej. Mimo że sprawiedliwość społeczna i równość szans należały do głównych, sztandarowych haseł socjalizmu. Sprawiedliwie nie było w pierwszym okresie powojennego socjalizmu ze względu na wyłączenie niemałych grup ludzi, którzy zajmowali w strukturze społecznej pozycje „obiektywnie sprzeczne" z ideologią klasy, która Polską rządziła. Były to rodziny szlacheckie i mieszczańskie, czyli obszarnicy i kapitaliści. Byli też ci, którym przypisywano intencje i działania subiektywnie sprzeczne z panującą doktryną, ludzie, którzy z nią walczyli, a także ci, którzy w czasie wojny znajdowali się po niewłaściwej, prawicowej, stronie walki z niemieckim okupantem. Byli wreszcie ci, którzy mieli „wrogi światopogląd" bądź krewnych po niedobrej, zachodniej, stronie granicy, a także inne grupy osób podejrzanych o niesprzy-janie reżimowi. Z czasem rozmaite formy walki klasowej i politycznej zaczęły wygasać bądź kierować się przeciwko relatywnie niewielkim grupom dysydentów. Problemom pozaprawnych form walki politycznej są poświęcone szczegółowe badania historyków i bogata literatura przedmiotu. Analiza kwestii koncentrujących się wokół dyskryminacji politycznej wykracza poza obszar moich kompetencji naukowych i tematykę tej książki. Osią rozważań są w tym jej miejscu nierówności szans edukacyjnych. Przyjrzyjmy się im bliżej. Charakterystyczną cechą pierwszego powojennego dwudziestolecia (1945-1965) socjalistycznej transformacji była otwarta struktura społeczna. Otwarta do czasu. W tym pierwszym okresie przemian odnotowano dużą ruchliwość edukacyjną, czyli osiąganie przez osoby z różnych klas i warstw społecznych kolejnych szczebli wykształcenia. Łączy się ona z ruchliwością społeczną, tzn. przejściem do innych, wyższych warstw społecznych i innej grupy społecznej-zawodowej, a także z mobilnością przestrzenną, wyrażającą się przepływem ludności między wsią a miastem, ludności wiejskiej do ludności miejskiej. Zacznijmy od tego ostatniego zjawiska. Z danych informacji bieżącej o zmianach miejsca zamieszkania (na podstawie zgłoszeń meldunkowych) w ewidencji ludnościowej wynika, że w latach 1952-1980 migrowało w Polsce około 35 min osób. Jeśli przyjmie się, że jednostką statystyczną jest zmiana miejsca zamieszkania, a nie osoba migrująca i że niektóre osoby zmieniały miejsce zamieszkania wielokrotnie, można szacować, że - w przeliczeniu na osoby - w okresie powojennym przemieściła się ponad jedna trzecia populacji, co unaocznia wagę i zasięg 162 zjawiska, a także jego społeczne implikacje. Nasilenie ruchów migracyjnych było największe w województwach północnych i zachodnich, w których migracje wewnętrzne nakładały się na migracje zagraniczne, w postaci procesów osiedleńczych i procesów związanych z powojennym przemieszczaniem się grup ludności z terenów poza granicami Polski. Drugą stroną procesów migracyjnych jest - jak pisał Jan Szczepański - „fakt, że ludzie przenoszący się do rejonów uprzemysłowionych lub też wędrujący wewnątrz nich, zmieniają także swoje pozycje społeczne. Wędrówki te rozpoczynają procesy przesunięć zawodowych, warstwowych i klasowych, a zwłaszcza dwa doniosłe procesy zmieniające strukturę naszego społeczeństwa: przekształcenia klas i warstw tradycyjnych oraz tworzenia się nowych zróżnicowań społecznych, wywołanych przez nową już bazę gospodarczą1. Owe przesunięcia klasowe i warstwowe znalazły wyraz w obejmujących milionowe rzesze ludności zmianach w strukturze ekono-miczno-społecznej. Jedną z zaistniałych, koniecznych przesłanek ruchliwości pionowej i awansu społecznego jest zmiana struktury wykształcenia ludności. Ruchliwość społeczna traktowana jako ruch w górę, zmiana przynależności społeczno-zawodowej, pozycji i statusu jest bardzo wyraźnie związana z podniesieniem kwalifikacji. Osiągnięcie określonego poziomu wykształcenia, będące środkiem awansu społecznego i zawodowego, jest jednocześnie dla jednostek oraz grup awansem samym w sobie, oznacza wzrost poziomu kulturalnego, rozszerzenie horyzontów myślowych, kształtowanie nowych aspiracji i potrzeb itp. Równolegle mamy do czynienia z „produkcyjną" funkcją wykształcenia, polegającą na specyficznym rozwoju intelektu, podporządkowaniu potrzebom wynikającym ze społecznego podziału pracy. Wykształcenie pełni zatem funkcję podwójną: zaspokaja indywidualne dążenia i aspiracje, a także potrzeby gospodarki narodowej. Ociągnięcie awansu społecznego dzięki wykształceniu jest jedną najbardziej rozpowszechnionych dróg kariery zawodowo-społecznej, zwłaszcza w społeczeństwie, w którym „położenie każdego członka społeczeństwa determinowane jest głównie przez pozycję zawodową, ta jest określona w stopniu najpoważniejszym przez osiągnięte wykształcenie (i oparte na nim kwalifikacje)"2. Wykształcenie jest traktowane przez społeczeństwo ' J. Szczepański, Zmiany społeczeństwa polskiego w procesie uprzemysłowienia, Wydaw. CRZZ, Warszawa 1973, s. 81-82. 2 W. Wesolowski, Klasy, warstwy i władza, PWN, Warszawa 1966, s. 220; zob. także K. M. Stomczyński, Rola wykształcenia w procesie ruchliwości wewnątrzpokoleniowej, w: Struktura i ruchliwość społeczna, W. Wesotowski, K. M. Slomczyński (red.), Ossolineum, Wrocław 1973. 163 jako element zróżnicowania klasowego (obok nierówności w dochodach, władzy i stylu życia), ale także jako cecha behawioralna i charakterologiczna. Dla znacznej większości Polaków badanych w drugiej połowie lat 70. człowiek wykształcony był człowiekiem o wysokich kwalifikacjach zawodowych, kulturalnym, taktownym, zaradnym, a także potrafiącym współżyć z ludźmi. Dla ludzi o najniższym statusie materialnym i społecznym system dystansów interpersonalnych był związany głównie z poziomem osiągniętego wykształcenia, zajmowanego stanowiska i dochodu. Pod koniec lat 70. ludzie najbiedniejsi szukając przyczyn niepowodzeń życiowych w braku wykształcenia mówili: Jestem traktowana gorzej, bo nie mam wykształcenia", „bo nie umiem się wysłowić, ładnie mówić", „dlatego, że nie umiem wszystkiego dobrze powiedzieć, jak człowiek po szkołach", „lepiej traktowani są ludzie inteligentni, którzy umieją z urzędnikiem porozmawiać", „bo ludzie prości to jedno, a oni, ta cała inteligencja, to drugie"3. Interesujące, że mimo istniejącej w powojennej Polsce rozbieżności czynników statusu społecznego, wyrażającej się częstą dysproporcją między posiadaniem dóbr materialnych a prestiżem społecznym, wykształcenie ceniono relatywnie wysoko. Hierarchia prestiżu, zgodnie z którą w czasach PRL-u na najwyższym szczeblu lokował się profesor uniwersytetu, wskazuje na jedną z osobliwości polskiego społeczeństwa. Osiągnięcie wysokiego statusu społecznego było raczej miarą określonej pozycji zawodowej i wykształcenia niż posiadanych dochodów. Interesujące, że wysokie notowania profesora uniwersytetu utrzymały się do dziś, jakkolwiek czynniki statusu są już znacznie mniej rozbieżne. Poziom dochodu (i posiadanie liczących się koneksji politycznych i towarzyskich) wywindował się w hierarchii wartości wysoko w górę, jednak nie kosztem wykształcenia. Jest ono w polskim społeczeństwie - społeczeństwie w zasadzie merytokratycznym - postrzegane jako dobro najcenniejsze, nawet dla ludzi z warstw najuboższych4. Z czasem polska struktura społeczna straciła cechę otwartości. Polityka socjalna i edukacyjna realizując funkcje demokratyczne i egalitarne wpływa jednocześnie na spontaniczną reprodukcję nierówności. Nierówności, w których coraz istotniejszą rolę odgrywają pochodzenie społeczne, ekonomicz- 3 Zob. szerzej M. J a ro s z, Problemy dezorganizacji rodziny. Determinanty i społeczne skutki, PWN, Warszawa 1979; zob. także W. Wiśniewski, Socjologia polska wobec problemów społecznych kraju, Materiały VI Ogólnopolskiego Zjazdu Socjologicznego, Łódź 9-12 września 1981. . .. ..-¦•,¦ ,: ., . : : . ¦ I, . 4 Zob. rozdz. 6: Dysproporcje materialne: biedni i bogaci. ... ..•¦/.¦ ¦:'.¦ ... 164 Ił no-społeczna i kulturowa pozycja rodziny. Odbywa się to przede wszystkim poprzez system oświaty, który wskutek określonej selekcji edukacyjnej utrwala istniejącą strukturę społeczną i tworzy dystanse interpersonalne. Zmiana sytuacji społecznej następuje coraz częściej za pomocą ruchu, który można by nazwać jednoszczeblowym. Przykładowo: syn robotnika niewykwalifikowanego zostaje robotnikiem wykwalifikowanym. Poprawił więc swoje położenie, ale nie zmienił strukturalnego miejsca w społecznej hierarchii klasowo-warstwowej, wyznaczonej nierównością statusową. Ta ostatnia zgodnie z definicją Weberowską5 odnosi się do prestiżu społecznego, na który składa się wielość takich elementów, jak zawód, wykształcenie, pochodzenie społeczne, poziom życia. We wszystkich krajach obozu sowieckiego od drugiej połowy lat 50. lub od początku lat 60. maleją wskaźniki pionowej ruchliwości społecznej. Do połowy lat 70. mamy z reguły do czynienia ze wzrostem sytuacyjnych wyznaczników poprawy warunków bytowych całego społeczeństwa, przy utrzymujących się społecznych kryteriach stratyflkacyjnych. W Polsce i na Węgrzech6 awans społeczny dokonuje się najczęściej dzięki poprawie pozycji jednostek, strukturalne przekształcenia grupowe należą już raczej do przeszłości. Wykształcenie, którego poziom stanowi w rocznikach ONZ-u jeden z podstawowych wskaźników rozwoju kraju, było i jest w Polsce powszechne. Powinno też być jednakowo dostępne dla wszystkich członków społeczeństwa, niezależnie od ich miejsca w strukturze dochodów czy pozycji społecznej. Zasada jednakowych możliwości, równych szans miała być w PRL-u narzędziem realizacji sprawiedliwości dziejowej, ograniczającej dawne nierówności i nie dopuszczającej do utrwalania się w nowych warunkach nowych zróżnicowań. Wydawała się spełniać postulat otwarcia systemu i oparcia go na funkcjonalnym kryterium przydatności społecznej każdej jednostki, na miarę jej własnych możliwości, przygotowania i uzdolnień, miała także przeciwdziałać zjawisku międzypokoleniowego dziedziczenia nierówności. Wkrótce jednak okazało się, że w rzeczywistości, mimo egalitarnych zasad polityki społecznej w Polsce i w innych krajach realnego socjalizmu, istnieje szereg barier utrudniających określonym grupom dostęp do edukacji, a zasada równych szans nie oznacza równości autentycznych możliwości kształcenia. Niski status społeczny rodziny, niski poziom wy- 5 M. Web er, Class, Status, Party, w: Structured Social lnequality, C. S. Heller (red.), Macmillan, New York 1969, s. 25. 6 Zob. Dynamics ofDeprivation, Z. Ferge, S. M. Miller (red.), Gover, Aldershot 1987. 165 kształcenia, niski poziom materialny i kulturowy silnie ograniczają możliwości edukacji dzieci i tym samym powodują powielanie przez nie niskich pozycji społecznych ich przodków. Oczywiście mechanizm ten nie działa w sposób bezwzględny, ale ma charakter probabilistyczny. Petryfikacja struktury społecznej dotyczy nie tyle dziedziczenia statusu społecznego rodziny, ile obejmowania w pokoleniu dzieci pozycji hierarchicznie podobnych do pozycji rodziców. Prawie bezbłędnie dziatat - i działa - system mędzypokoleniowego dziedziczenia dobrych pozycji. Bardzo trudno wydostać się z kręgu złych. Było tak niegdyś, w systemie ancien regime'u, jest i teraz, w gospodarce rynkowej, tyle że teraz awans jest jeszcze dużo trudniejszy. Studia wyższe: czynnik utrwalania struktury społecznej Wprowadzenie powszechnego obowiązku szkolnego na poziomie podstawowym zaciemnia nieco procesy mobilności edukacyjnej, cała bowiem młodzież, bez względu na pochodzenie społeczne, uzyskuje minimalne wykształcenie - wykształcenie podstawowe7. Pierwszy etap mobilności edukacyjnej młodzieży z różnych środowisk klasowo-warstwowych następuje właśnie po ukończeniu szkoły podstawowej, co w znacznej mierze przesądza 0 dalszej edukacji i życiowej karierze dzieci robotniczych, chłopskich 1 inteligenckich. Część młodzieży, głównie chłopskiej i robotniczej, poprzestaje na ukończeniu szkoły podstawowej. Znacząca część absolwentów szkół podstawowych bez większych opóźnień rozpoczyna naukę w szkole średniej. Jednak pochodzenie społeczne wpływa różnicująco na wybór rodzaju szkoły. Młodzież z rodzin inteligenckich częściej wybiera szkoły ogólnokształcące niż ich rówieśnicy z rodzin robotniczych i chłopskich, a także częściej niż młodzież chłopska - średnie szkoły zawodowe. Młodzież chłopska uczy się przede wszystkim w zasadniczych szkołach zawodowych, znacznie rzadziej w średnich szkołach zawodowych i najrzadziej w średnich szkołach ogólnokształcących. Podobnie młodzież robotnicza - po ukończeniu szkoły podstawowej kontynuuje naukę w zasadniczych szkołach zawodowych, rzadziej w średnich szkołach zawodowych i najrzadziej w liceach ogólnokształcących. 7 Istnieją wprawdzie grupy młodzieży z rodzin o najniższym statusie materialnym i społecznym, których kariera szkolna kończy się z reguty na czwartej klasie szkoty podstawowej, lecz nie zmienia to obrazu populacji ogólnopolskiej. 166 Prawidłowość ta obserwowana jest i dziś, w pierwszych latach XXI w., z tym, że zainteresowanie studiami wyższymi, a więc i liceami ogólnokształcącymi, wśród młodzieży robotniczej i chłopskiej rośnie z roku na rok, co z rzadka owocuje zrealizowaniem tych aspiracji8. Proces narastania nierówności społecznych, blokada szans dla jednych, a zielone światło dla drugich zaczyna się wcześnie, w środowisku rodzinnym, szkoła natomiast istniejące zróżnicowanie między dziećmi z rodzin inteligenckich, robotniczych i chłopskich dodatkowo utrwala. Nie budzi więc zaskoczenia skład socjalny studentów. Rzeczą jednak mało znaną są rzeczywiste wskaźniki struktury - zwłaszcza coraz mniejszy w niej udział studentów pochodzenia chłopskiego i robotniczego - jeszcze w dawnym systemie. Proces ten przebiegał zaskakująco szybko. Opis jego trendów oparłam na wynikach moich autorskich badań zjawiska. Główna trudność skutecznie zniechęcająca socjologów czy politologów do podjęcia analizy problemów wynika zapewne z niedostatków statystyki gusowskiej dotyczącej także szkolnictwa wyższego. Dane o rejestrowanych w czasie PRL-u proporcjach udziału studentów z różnych środowisk na I roku studiów dziennych są uciążliwym, aczkolwiek mało precyzyjnym źródłem informacji, skoro nie można ich (ze względu na brak danych) odnieść do rzeczywistych wielkości tych grup w polskim społeczeństwie. Na podstawie danych spisu powszechnego przeprowadzonego w 1978 r. (i o dziesięć lat późniejszego) niepodobna się dowiedzieć, jaki jest udział określonych klas i warstw społecznych w poziomie osiąganego wykształcenia. W tej ostatniej kwestii dysponujemy bowiem danymi o pochodzeniu społecznym uczniów i studentów bez możliwości odniesienia ich do liczby dzieci chłopskich, robotniczych i inteligenckich w odpowiednich grupach wieku (ściślej: dysponowaliśmy, ponieważ ostatni spis, przeprowadzony w 2002 r., pozbawił nas i tych informacji). Dopiero jednak stwierdzenie, co który przedstawiciel określonej klasy i warstwy dostaje się na studia, jest informacją interesującą9. W tej analizie posługuję się wskaźnikiem, który nazwałam współczynnikiem szansy studiowania. Określa on udział absolwentów szkoły podstawowej (z rodzin robotniczych, chłopskich i inteligenckich) na I roku studiów. Zakładając, że szkoły podstawowe - o czym była mowa - kończą w zasadzie wszystkie dzieci, możemy za pomocą tego 8 Zob. szerzej rozdz. 6: Dysproporcje materialne: biedni i bogaci. 9 Te i inne podstawowe dane oparte na pracochłonnych i rzetelnych wyliczeniach szacunkowych można znaleźć w moich wcześniejszych książkach, zob. Nierówności społeczne, KiW, Warszawa 1984 oraz Bariery życiowe młodzieży, KiW, Warszawa 1986. 167 Tabela 1. Szansę zdobycia wykształcenia a pochodzenie społeczne w latach 1968-19843 Rok rozpoczęcia studiów Ogótem Pochodzenie społeczne robotnicze chłopskie inteligenckie 1973 ¦' 1976 1978 1981 1982 ... 1983 5,7 5,7 6,0 6,6 6,7 7,6 6,7 6,7 •"¦": 7,4 . . 8,8 9,2 , ; 11,0 9,3 11,4 13,5 17,5 18,3 23,4 2,6 2,6 2,5 2,4 2,4 2,6 * Współczynnik szansy studiowania określający, co który absolwent szkoły podstawowej staje się studentem I roku studiów. Źródło: Na podstawie danych GUS-u. wskaźnika ustalić, co który reprezentant klasy robotniczej, chłopskiej i inteligenckiej staje się studentem, ściślej: stawał się studentem w ostatnim ćwierćwieczu PRL-u. Jak wynika z tabeli 1, od drugiej połowy lat 70. można zaobserwować zmniejszenie udziału młodzieży w studiach wyższych. W latach 1973-1978 co piąty-szósty absolwent szkoły podstawowej był studentem I roku studiów; wiatach 1981-1982 - co szósty-siódmy; w 1983 r. -już tylko co siódmy-ósmy. Doszło zatem do przyspieszonego procesu spadku powszechności studiowania wśród całej młodzieży polskiej, co odnotowały też inne źródła. Wbrew założeniom polityki edukacyjnej PRL-u liczba przyjętych na studia wyższe spadała szybciej niż liczba roczników potencjalnych studentów (osób w wieku 19 lat). Spadek szans studiowania w najniższym - jak widać - stopniu dotyczył młodzieży pochodzącej z rodzin inteligenckich i urzędniczych: wskaźnik jej udziału w strukturze studentów w całym analizowanym okresie zmniejszył się minimalnie (z 2,4 do 2,6): studentem był niezmiennie co drugi lub co trzeci absolwent szkoły podstawowej wywodzący się z tego środowiska. Jest to wskaźnik wielokrotnie wyższy od wskaźników odnoszących się do młodzieży robotniczej czy chłopskiej. W 1983 r. co jedenasty potomek rodziny robotniczej i co dwudziesty trzeci chłopskiej był studentem pierwszego roku studiów. W późniejszych latach szansę studiowania młodzieży z rodzin niein-teligenckich zmniejszały się w przyspieszonym tempie. W 1989 r. już blisko co piętnasty potomek rodziny robotniczej i co dwudziesty dziewiąty chłopskiej stawał się studentem. 168 Bariery kształcenia w III Rzeczypospolitej Odpowiedź na pytanie, w jakiej mierze czynniki statusowe przesądzają szansę osiągnięcia pożądanego poziomu wykształcenia w Polsce początku trzeciego tysiąclecia, jest wyjątkowo trudne. 1 to nie tylko ze względów merytorycznych (z uwagi na złożoność problemu), ale głównie metodologicznych. Nie ma bowiem bądź prawie nie ma w pełni wiarygodnych informacji na ten temat. Od 1990 r. zaniechano rejestrowania w statystyce gusowskiej (także źródłowej i odnotowanej w spisach powszechnych) danych o pochodzeniu społecznym uczniów czy studentów, a także o liczebności poszczególnych klas i warstw w społeczeństwie. Jest to pokłosie wywodzącego się ze środowisk inteligenckich (dobrze osadzonych w polityce) postulatu o konieczności nieprzenoszenia z PRL-u do nowego systemu dawnych podziałów i przywilejów. Podziałów klasowo-warstwowych i przywilejów rozumianych jako punkty za pochodzenie przyznawane kandydatom na studia ze środowisk nieinteligenckich. I chociaż owe punkty nie zmieniły ogólnych tendencji (bariery kształcenia wyrastają już w dzieciństwie i szkole podstawowej), to uwrażliwienie na nie zostało. Likwidacja całego pakietu informacji źródłowych przyczyniła się natomiast do tego, że nie wiemy, w jakim żyjemy społeczeństwie, chyba że uznamy iż jest to społeczeństwo bezklasowe. Szkopuł w tym, że w żadnym środowisku nie udałoby się znaleźć sygnatariuszy tezy aż tak niedorzecznej. W rezultacie przedmiotem analizy jest to, co się w statystyce uchowało, czyli dane mocno ogołocone, które co prawda umożliwiają nakreślenie obrazu polskiej edukacji, ale raczej w kategoriach całościowych niż w jego zróżnicowaniach. Źródłem analizy są głównie dane statystyki urzędowej10 oraz informacje z reprezentatywnych badań społecznych zamieszczone w Diagnozie społecznej 2003u (i we wcześniejszej Diagnozie społecznej 2000). Piętnastolecie polskiej transformacji wyróżnia dynamiczny rozwój edukacyjny polskiego społeczeństwa. W latach 1988-2002 odnotowano pozytywną tendencję wzrostu odsetka osób z wykształceniem ponadpodstawowym 10 Zob. Oświata i wychowanie w roku szkolnym 2002/2003. Informacje i opracowania statystyczne, GUS, Warszawa 2003 oraz analogiczne publikacje z lat 1990/1991-2001/2002 oraz Raport z wyników Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań, GUS, Warszawa 2003, rozdz. 2: Struktura społeczna ludności. 11 Zob. Diagnoza społeczna 2003. Warunki i jakość życia Polaków,}. Czapiński, T. Panek (red.), Rada Monitoringu Społecznego, Warszawa 2003. 169 - z prawie 55 w 1988 r. do 67 w 2002 r. W tym czasie prawie trzykrotnie zmniejszył się udział osób z wykształceniem podstawowym nieukończonym i bez wykształcenia. Szczególnie wysoki był wzrost poziomu wykształcenia kobiet. Odsetek kobiet z wykształceniem ponadpodstawowym wzrósł z 50 w 1998 r. do ponad 62 w 2002 r. (odsetek mężczyzn - z 59 do 67). Kobiety częściej niż mężczyźni mają ukończoną szkołę średnią, natomiast wśród mężczyzn dominuje wykształcenie zawodowe. Od 2000 r. kobiety są lepiej wykształcone, wykształcenie średnie i wyższe ma o 10-12% więcej kobiet niż mężczyzn. O zmianie struktury ludności według wykształcenia zadecydowały przede wszystkim młodsze roczniki (osoby w wieku poniżej 34 lat). W tym wypadku także zanotowano największy przyrost osób z wykształceniem wyższym i największy spadek osób z wykształceniem podstawowym, niepełnym podstawowym i bez wykształcenia szkolnego. Szczególnie wysokim poziomem wykształcenia legitymują się osoby w wieku 25-49 lat. W tej grupie także odnotowano najwyższy współczynnik wykształcenia średniego i wyższego: ponad 20% populacji ma wykształcenie wyższe. Blisko jedna piąta tej grupy kontynuuje naukę, w tym 14,5% w trybie dziennym. Można bez przesady skonstatować, że w okresie transformacji dokonała się rewolucja w kształceniu na poziomie wyższym. Dowodzi jej wzrost liczby studentów z 409 tys. w 1990 r. do blisko 2 min w 2002 r. Trudno nie zgodzić się z Piotrem Sztompką, który tak oto ocenia ten fenomen: „Pęd do wiedzy, boom edukacyjny, czterokrotne zwiększenie liczby studentów, osiągnięcie przyzwoitego, europejskiego poziomu schola-ryzacji - to dla mnie najwspanialsze sprawy, które nam się przytrafiły. Mówię «przytrafiły», ponieważ są efektem przede wszystkim mobilizacji oddolnej, spontanicznej, obywatelskiej, a jak dotąd, minimalnej tylko pomocy państwa"12. Istotnie, pomoc państwa przedstawia się nie najlepiej. Rozpoczęta w 1999 r. reforma szkolnictwa dała efekty, które - po czterech latach jej wprowadzania - są nieczytelne, mało zrozumiałe i problematyczne13. W walce P. Sztompką, Chcieć i móc. Dwa imperatywy transformacji, w: Kondycja społeczeństwa polskiego, zagrożenia i szansę, Wydaw. Wyższej Szkoty Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego, Warszawa 2003, s. 4. 13 Zob. szerzej I. E. Kotowska, Warunki życia gospodarstw domowych, w. Diagnoza społeczna 2003. 170 politycznej o lepszy kształt transformacji reforma, która miała być środkiem, stała się celem. Jej skutki społeczne to obiektywnie rzecz biorąc pogłębianie zagrożenia wykluczeniem edukacyjnym dzieci ze wsi i małych miasteczek, dzieci z ubogich rodzin, dzieci rodziców o niskich kwalifikacjach, często bezrobotnych. Te niekorzystne społeczne skutki reformy szkolnictwa dotyczą całego procesu scholaryzacji. Jest to cień, ciemna strona tego procesu. Reforma sprowadza się, najogólniej rzecz ujmując, do zaostrzenia nierówności szans edukacyjnych młodzieży z różnych środowisk. Nakłada się na to zróżnicowany poziom szkół wyższych: najbiedniejsi trafiają do uczelni płatnych, ale „za to" z reguły gorszych od uczelni publicznych. Spróbujmy problem przybliżyć kontynuując podstawową analizę: nierówności szans edukacyjnych. Poziom wykształcenia bardzo wyraźnie różnicuje miejsce zamieszkania. Ludność miejska była od zawsze lepiej wykształcona od wiejskiej, w czasie transformacji różnice te jeszcze się zwiększyły. W 2002 r. 73% Polaków miało wykształcenie ponadpodstawowe (64% w 1988 r.), dotyczy to jednak głównie populacji miejskiej. Wskaźniki wyższego wykształcenia w latach 1988-2002 wrosły przy tym z 9 do 14% w mieście, na wsi zaś z 2 do 4%. Na te rozpiętości nakładają się zróżnicowania regionalne. Relatywnie lepiej wykształcona jest ludność Polski A, z województw północnych i zachodnich, znacznie gorzej - zamieszkała w Polsce B, z województw wschodnich i południowo-wschodnich. Z badań Diagnoza społeczna 2003 wynika, że w 2003 r. w 6% gospodarstw domowych dzieci po ukończeniu szkoły podstawowej nie kontynuowały nauki: w 37% było to motywowane niechęcią do dalszej nauki (co zawsze jest motywacją zastępczą), w 36% względami materialnymi, a w 21% podjęciem przez dzieci pracy (czyli jeszcze poważniejszymi względami materialnymi). Takie sytuacje zdarzają się najczęściej na wsi, w gospodarstwach rolników. Względy materialne jako przyczynę niekontynuowania nauki podawali rolnicy i utrzymujący się z niezarobkowych źródeł utrzymania (po 74%) oraz osoby z rodzin niepełnych (prawie 53%). Były to rodziny z małych miast (63%) i ze wsi (40%). Najczęściej z województw zachodniopomorskiego, podlaskiego i podkarpackiego. Podjęcie pracy jako przyczynę niekontynuowania nauki podawali użytkownicy gospodarstw rolnych (45%), z reguły mieszkający w województwach kujawsko-pomorskim i małopolskim. Warunki materialne gospodarstw miały wpływ także na sytuację dzieci, które kontynuowały naukę. Pierwsze ograniczenie to rezygnacja z korepetycji (23%) i zajęć dodatkowych (22%). Drugie ograniczenie to zawieszenie wpłat 171 na szkołę i rezygnacja ze szkolnych obiadów (&%). Ograniczenia te najczęściej musiały stosować rodziny utrzymujące się ze źródeł niezarobkowych (42% rezygnowało z korepetycji i 41% zawieszało wpłaty na szkołę). Do podobnych ograniczeń doszło w gospodarstwach pracujących na własny rachunek i nierodzinnych gospodarstwach wieloosobowych, a także w tych rodzinach, w których jeden z jej członków był bezrobotny. To, że rodzina i szkoła w dużej mierze przesądzają o późniejszych losach dziecka, o jego pozycji i statusie w społeczeństwie, jest konstatacją banalną, wielokrotnie zresztą potwierdzaną w badaniach empirycznych (także przywoływanych w tej książce). Nie ulega przeto wątpliwości, że realne szansę studiowania są dla potomków rodziców biednych i (co idzie z biedą w parze) niewykształconych relatywnie niewielkie. Główną barierą selekcji edukacyjnej jest - jak wiadomo - przejście ze szkoły podstawowej do średniej, determinujące z reguły dalszą szkolną i życiową karierę dziecka. Wtedy też w sposób mniej lub bardziej bezpośredni zostaje podjęta decyzja o kontynuowaniu lub zaprzestaniu nauki oraz wybór odpowiedniego typu szkoły ponadpodstawowej. Przesłanki tych decyzji są związane w znacznej mierze ze społeczną i materialną sytuacją rodziny14. Bieda, jak się okazuje, zderza się z aspiracjami edukacyjnymi rodziców. Zdecydowana większość pragnie, by ich dzieci ukończyły studia na poziomie magisterskim. Około 24% badanych uznaje, że średnia szkoła zawodowa to wystarczający poziom edukacji dla ich dzieci; licencjat (wyższa szkoła zawodowa) preferuje 13%. W ciągu ostatnich lat znacznie wzrósł odsetek rodziców, którzy chcą, by ich dzieci ukończyły studia magisterskie (w 2003 r. o 7% więcej niż w 2000 r.). Te wyższe oczekiwania mają najczęściej mieszkający w dużych miastach rodzice pracujący na własny rachunek (83%) i rodzice mający jedno dziecko (72%). Rosną także dążenia edukacyjne użytkowników (dzierżawców) gospodarstw rolnych. W ciągu ostatnich trzech lat nastąpił wzrost (o 26%) ich aspiracji edukacyjnych. Znacznie niższe aspiracje mają „zwyczajni" rolnicy (głównie z województwa warmińsko--mazurskiego), spośród których aż 41% oczekiwało, że ich dzieci skończą zawodowe liceum lub technikum. Z wyników spisu powszechnego przeprowadzonego w 2002 r. można wyciągnąć jednoznaczną konkluzję: kontynuowanie nauki przez dzieci jest 14 Zob. szerzej M. Jarosz, Intergenerational Trends in Deprivation and School Careers, w. Dynamics of Depńvation oraz A. Firkowska-Mankiewicz, Intelligence and Success in Life, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2002. 172 silnie zdeterminowane wykształceniem rodziców oraz liczbą dzieci w rodzinie, czyli im więcej dzieci, tym częściej się zdarza, że niektóre z nich nie uczą się w szkole dziennej. Bardzo pośrednio można zatem odpowiedzieć na pytanie o to, jakie są klasowe uwarunkowania kształcenia na poziomie ponadpodstawowym i ponadśrednim. Te i inne wybory ukazują jednocześnie system dystansów interpersonalnych związanych z poziomem wykształcenia, zajmowanego stanowiska i dochodu. Wskazują także pewien obiektywnie uwarunkowany zespół opinii i postaw wpływających na określone zachowania lub ściślej: zaniechanie zachowań, wycofanie się z działań zmierzających do polepszenia sytuacji rodziny, nieśmiałość i bezradność. W rezultacie ci, którym pomoc społeczeństwa jest najpotrzebniejsza, mają najmniejsze szansę jej osiągnięcia. Świadomość własnej niskiej pozycji ekonomicznej, społecznej, kulturowej staje się dodatkowym czynnikiem blokującym, utrwalającym tę pozycję. Jak pisał Stanisław Ossowski: „gradacja syntetyczna, właściwa «świadomości społecznej* danego środowiska, objawia się nie tylko w bezpośrednich wypowiedziach, objawia się ona w układzie stosunków społecznych, w izolacji «sfer towarzyskich*, w działaniach jednostek zmierzających do awansu społecznego lub do zachowania dotychczasowej pozycji społecznej"15. Analizowane informacje wskazują na to, że rewolucja edukacyjna lat 1990-2002 ma wyraźny wymiar klasowy i materialny. Dowodzi tego również fakt, że stypendia, które w założeniu miały trafić do rąk najzdolniejszych studentów z biednych rodzin, prawie w całości przechwycili zdolni, ale zamożni. Dokładnie tak, jak wcześniej na Węgrzech i we Francji zwyciężył interes grupowy środowisk inteligenckich16. Nie wiemy, co który potomek rodziny inteligenckiej, chłopskiej czy robotniczej jest studentem I roku studiów - w III Rzeczypospolitej dane źródłowe uniemożliwiają ustalenie tych proporcji. Z danych szacunkowych wynika jednak, że student z rodziny rolniczej czy robotniczej jest na uczelniach publicznych ewenementem. Jeśli już studiuje, to w wyższych szkołach prywatnych. Opłaty za te studia finansują częstokroć całe rodziny, kosztem potrzeb zupełnie podstawowych. Szkoły prywatne z reguły mają niższy niż publiczne poziom nauki. W rezultacie studenci biedni są jeszcze dodatkowo oszukiwani: płacą za coś, co nie daje ani szans na pracę, ani na 15 S. O s s o w s k i, Struktura społeczna w społecznej świadomości, Łódź 1957, s. 53. 16 Zob. Z. Ferge, S. M. Miller, Social Reproduction and the Dynamie of Deprivation, w: Dynamics ofDeprivation. 173 autentyczną wiedzę. Paradoks społeczny polega na tym, że szkoły płatne są bardziej dostępne niż szkoły bezpłatne, ale wysoki cenzus mają szkoły publiczne. Wszystko więc wskazuje na to, że uruchomiono mechanizm selekcji znacznie wcześniej, niż ktokolwiek pomyślał o wyrównywaniu szans dla dzieci robotniczych lub chłopskich, dla dzieci z małych miast i wsi, dla dzieci z rodzin ubogich, dla dzieci z rodzin bezrobotnych i wreszcie dla dzieci, których rodzice mają wykształcenie podstawowe albo zasadnicze zawodowe. Mamy niewątpliwie do czynienia ze zjawiskiem „dziedziczenia przynależności do podstawowych segmentów struktury społecznej"17, a bariery edukacyjne są podstawowym elementem tego dziedziczenia. Mechanizm tego dziedziczenia wynika ze stratyfikacji społecznej: systemu „trwale istniejących warstw, do których przynależność determinowana jest międzyge-neracyjnym przekazywaniem pozycji"18, podstawą struktury społecznej jest zaś rodzina, stanowiąca - zgodnie z koncepcją Talcotta Parsonsa - podstawowy, niezbędny element przekazywania pozycji materialnej i społecznej19. Nigdzie współcześnie nie ma społeczeństwa równych szans, chociaż istnieją społeczeństwa pod tym względem nieco bardziej egalitarne. Ludzie nie są równi „ani w wymiarze ekonomicznym, ani w wymiarze kulturowym. W jednym i drugim przypadku olbrzymią rolę odgrywa przynależność jednostek do pewnych określonych rodzin i pewnych określonych wspólnot [...] Każda jednostka jest wyjściowo i ekonomicznie i kulturowo «zakorze-niona» i wszelkie dalsze wybory [...] muszą rozpoczynać się od stanu zakorzenienia"20. Proces ten przebiega jednokierunkowo: petryfikacja struktury społecznej jest z czasem coraz silniejsza. Nie ulega też wątpliwości, że procesy globalizacji wyraźnie zaostrzają nierówności społeczne, materialne21 i edukacyjne22. Analizowane dwa okresy transformacji: powojennej i solidarnościowej wskazują jednoznacznie na podniesienie się w III Rzeczypospolitej ogólnego 17 H. D o m a ń s k i, Ubóstwo w społeczeństwach postkomunistycznych, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2002, s. 91. 18 M. Ziólkowski, Dziedziczenie i wybór, zwiększanie możliwości wyboru, nierówności społeczne i problemy społecznej tożsamości, „Studia Socjologiczne" 2002, nr 3, s. 11. 19 Zob. szerzej: T. Parsons, Szkice z teorii socjologicznej, tłum. A. Bentkowska, PWN, Warszawa 1972. 20 M. Ziótkowski, Dziedziczenie i wybór, s. 25-26. 21 Zob. szerzej rozdz. 6: Dyspioporcje materialne: biedni i bogaci. 22 Zob. szerzej P. Bourdieu, J.-C. Passeron, Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania, tium. Elżbieta Neyman, PWN, Warszawa 1990. 174 poziomu wykształcenia, co jest powodem do chluby. I jednocześnie na drastyczny rozziew między szansami kształcenia biednych i bogatych: tych z gorszych i tych z lepszych rodzin, czego należy się wstydzić. Tu dygresja: czyżby przejawem owego zawstydzenia było zacieranie w statystykach gusowskich struktury klasowo-warstwowej i wynikających z nich coraz ostrzejszych nierówności? Niewykluczone, że poczucie krzywdy związane z niemożnością osiągnięcia określonej pozycji społecznej było, paradoksalnie, silniejsze w PRL-u niż w III Rzeczypospolitej. W czasach ancien regime-u system deklarował równość i sprawiedliwość społeczną, zakładającą uzyskanie szeroko rozumianej korzyści jako rezultatu własnej pracy, zdolności i wysiłku, których nieodzownym warunkiem jest m.in. równość szans życiowych w osiąganiu upragnionej pozycji zawodowej. Niemożność jej osiągnięcia, niezaspokajanie rozbudzonych już potrzeb społecznych jest przesłanką poczucia krzywdy tym silniejszej, im bardziej wierzono w programowe deklaracje władzy23. Narastający proces rozczarowania i dezadaptacji społeczeństwa przyczynił się do obalenia starego systemu i zrodzenia się kolejnych iluzji związanych z funkcjonowaniem nowego systemu. Iluzje te w III Rzeczypospolitej są coraz mniejsze. Przeświadczenia jednostek i grup społecznych o sprawiedliwości czy równości szans maleją w zderzeniu z rzeczywistością gospodarki rynkowej. Czy wynika z tego wniosek, że wszystko jest w porządku, ludzie godzą się z systemem, który sami wywalczyli i nie będą próbowali go obalić? Niekoniecznie: świadczą o tym narastające konflikty społeczne24. Ponadto, jeśli nawet uznamy, że nierówności społeczne i materialne są w kapitalizmie zjawiskiem całkiem normalnym, to rzeczą władzy i elit politycznych jest proces ten spowolnić i ograniczyć. Można - i należy - podjąć próbę uruchomienia mechanizmów przeciwdziałających tendencji dziedziczenia, w skali grupowej, pozycji rodziny, czyli przeciwdziałających petryfikacji struktury społecznej niekorzystnej w każdym społeczeństwie i niebezpiecznej dla każdego systemu. Zob. J. Reykowski, Motywacja, postawy społeczne, osobowość, PWN, Warszawa 1979. Zob. rozdz. 3: Górnictwo: gorące kasztany władzy. Samobójstwa: miara kondycji społeczeństwa Śmierć samobójcza - jakkolwiek dotyka każdego człowieka z osobna - ma określony wymiar społeczny, wyraźne społeczne podłoże i uwarunkowania. Socjologiczna teoria samobójstw nie abstrahuje od szczególnych i jednostkowych motywów podjęcia decyzji samobójczych przez człowieka, takich jak osamotnienie i izolacja społeczna, różnego typu sytuacje stresowe związane z rodziną, pracą czy załamaniem się systemu przyjętych wartości społecznych. Interpretacja socjologiczna polega na poszukiwaniu wspólnych cech, generalnych uwarunkowań większości przypadków. Jest bowiem tak, że człowiek popełnia samobójstwo z najrozmaitszych powodów mniej lub bardziej uświadomionych, mniej lub bardziej ze sobą powiązanych. Bezpośrednie przyczyny sprawcze popełnionego samobójstwa bywają trudne do ustalenia nawet w indywidualnym przypadku i z pewnością nie dają się ekstrapolować na analizę szerszej zbiorowości. Skoro więc człowiek, każdy z osobna, kieruje się własnymi, indywidualnymi motywami popełniania samobójstwa, to nie jest łatwo znaleźć wspólny mianownik dla poszczególnych przypadków. Samobójstwa są jednak zjawiskiem społecznym, aktywność au-todestrukcyjna jest podejmowana tak licznie, że samobójcy stanowią znaczną kategorię w strukturze całej populacji. Jeśli więc nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie decydują się na odebranie sobie życia, to możemy - i powinniśmy - znaleźć wspólne uwarunkowania samobójstw, ich społeczny kontekst. I wprawdzie pozostanie w dalszym 176 ciągu niewyjaśniony problem, „[...] dlaczego ta właśnie jednostka, która należy do grupy potencjalnie samobójczej, samobójstwo popełnia, inne zaś jednostki z tej samej grupy samobójstwa nie popełniają"1, warto podjąć próbę ustalenia wspólnych źródeł determinujących nasilanie się zachowań samobójczych, a więc stwarzających wyższy stopień prawdopodobieństwa ich występowania w określonych sytuacjach społecznych. Z przesłanki teoretycznej, iż śmierć samobójcza nie jest efektem indywidualnych predyspozycji do samozniszczenia, lecz zjawiskiem determinowanym w dużej mierze sytuacją grup społecznych, do których samobójcy przynależą, i cechami społeczeństwa, w którym żyją, wynika, że warto przyjrzeć się im w kontekście grupowym - i społecznym właśnie. Są ku temu dwie przynajmniej przesłanki. Po pierwsze, metodologiczna: socjologiczny nurt badań fenomenu samobójstw wywodzący się ze szkoły Durkheimowskiej stworzył podstawy teoretycznej analizy społeczeństwa i rządzących zachowaniami ludzi prawidłowości. W klasycznym (opublikowanym w 1897 r.) dziele Le suicide Emile Durkheim dowodzi, że samobójstwa są zjawiskiem społecznym, determinowanym w znacznej mierze cechami grup społecznych, do których samobójcy należą, i typem społeczeństwa, w którym żyją. Samozniszczenia - podobnie jak innych zachowań ludzi i różnorodnych faktów: religijnych, moralnych, prawnych czy ekonomicznych - nie należy rozpatrywać w izolacji od rzeczywistości społecznej, której są one przejawem, ani też jako rozproszonych, bezładnych jednostkowych aktów. „Ustaliliśmy - pisze Durkheim - |...|, że każda grupa społeczna przejawia specyficzną tendencję do samobójstw, której nie wyjaśnia ani społeczno-psychologiczna konstytucja jednostki, ani natura środowiska fizycznego. Przez eliminację zatem doszliśmy do wniosku, iż musi ona zależeć koniecznie od przyczyn społecznych i sama w sobie konstytuuje zjawisko społeczne |...]"2. Po drugie zaś dlatego, że wśród różnych mierników społecznej integracji i dezintegracji i kondycji społeczeństwa trendy śmierci samobójczej są wskaźnikiem szczególnie wartościowym. Inaczej mówiąc, jest to jeden z rzadkich przypadków kiedy teoria sprawdza się w praktyce, kiedy rzeczywistość w pełni - lub prawie w pełni - potwierdza jej założenia. 1 A. Podgórecki, Patologia życia społecznego, PWN, Warszawa 1969, s. 142. 2 E. Durkheim, Samobójstwo, tłum. T. Szawiel, w: Logika analizy socjologicznej. Wybór tekstów, A. Sulek (wyb.), Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 1979, s. 46. 177 ¦ ¦¦.....rhifrffirlir Śmierć samobójcza w Polsce i na świecie Samobójstwo w żadnym ze współczesnych społeczeństw nie jest aktem wyizolowanym ani też przejawem szaleństwa osób niepoczytalnych. Choroby umysłowe są, jak wskazują badania, niezwykle rzadkim podłożem samobójstw. Codziennie tysiące ludzi na świecie umiera śmiercią samobójczą, a dziesięciokrotnie więcej próbuje samobójstwo popełnić. Zachowania autoagresywne są związane z warunkami ekonomicznymi i społecznymi kraju, strukturą społeczną i zawodową oraz cechami społecznymi samobójców. Są one zatem zachowaniami, wobec których społeczeństwo nie może przejść obojętnie, ponieważ godzą w system przyjętych wartości i norm społecznych, wśród których wysoko cenione jest zachowanie i przedłużenie życia. Nasilenie samobójstw jest wreszcie jednym z istotnych mierników dezintegracji społecznej i - najogólniej - kondycji społeczeństwa. Im jest ona większa, im integracja jest silniejsza, tym niższe są wskaźniki śmierci samobójczej. Lata przebudowy społeczeństwa, obfitujące w konflikty społeczne i frustracje, pociągają za sobą wzrost zachowań agresywnych i autoag-resywnych3. Wskaźniki samobójstw w Polsce mają wartości średnie; zajmują środkowe (a ściślej środkowo-niższe) miejsce w światowej statystyce zgonów samobójczych. Rzecz ma się zupełnie inaczej, jeśli przedmiotem rozważań jest nie statystyczny obraz zjawiska, ale jego trendy i dynamika. Przejdźmy zatem do analizy samobójstw w ujęciu dynamicznym, posługując się pełną, źródłową statystyką zgonów samobójczych w okresie ostatnich pięćdziesięciu lat. Wskazuje ona na: wzrost ilościowy zjawiska w całej populacji; szybszy wzrost liczby samobójstw wśród mieszkańców wsi; zmiany w strukturze demograficznej, polegające na zwiększonym udziale samobójstw w młodszych grupach wieku. Pierwsza z tych tendencji, wzrost ilościowy zjawiska w całej populacji, jest bardzo wyraźny (zob. tabela 1). Świadczą o tym zarówno wskaźniki, jak i dane liczbowe, jakkolwiek te ostatnie są miernikiem niezbyt precyzyjnym. Dużym bowiem uproszczeniem byłoby np. stwierdzenie na ich podstawie, iż samobójstwa w Polsce wzrosły w latach 1951-2000 o 400%. Samobójstwo, zjawisko społeczne i mające swój udział w społecznej strukturze, winno być do niej właśnie odnoszone. Skoro zatem ludność Polski wzrosła w czasie 3 Zob. szerzej M. J a r o s z, Suicide as an Indicator of Desintegration ofthe Polish Society „Polish Sociological Review" 1999, nr 3. 178 Tabela 1. Samobójstwa zakończone śmiercią w latach 1951-2000 Liczba Samobójstwa Liczba Samobójstwa Rok samobójstw na 100 tys. osób Rok samobójstw na 100 tys. osób 1951 1310 5,1 1990 4970 13,0 1955 1561 5,7 1991 5316 13,9 1960 2374 8,0 1995 5499 14,2 1970 3661 11,2 1996 5446 14,1 1979 4498 12,7 1997 5025 13,0 1980 4495 12,6 1998 5072 13,1 1981 3261 9,0 1999 5778 14,9 1985 4945 13,2 2000 5841 15,1 Źródło: Dane GUS-u. ostatniego czterdziestopięciolecia o kilkanaście milionów osób (z 25,5 min w 1951 r. do 38 min w 2000 r.), zwiększyła się przeto i liczba samobójstw. W przeliczeniu na liczbę ludności współczynnik samobójstw w omawianym czasie wzrósł zatem o 300%, czyli trzykrotnie. Tempo tego wzrostu jest nierównomierne, wskaźniki samobójstw rosły najszybciej w latach 50. i 60., w latach 70. obserwujemy pewne zahamowanie tych tendencji i niewielkie, coroczne wahania wskaźników śmierci samobójczej do 1981 r., w którym nastąpił ogromny spadek zjawiska, aż o 35%. Wynikał on najpewniej z nadziei związanych z Solidarnością i sytuacją rewolucyjną, w czasie której trzeba raczej walczyć z „onymi", niż lekkomyślnie pozbawiać się życia, które może przecież, po zwycięstwie, nabrać sensu. Spektakularny, przekraczający ponad jedną trzecią spadek współczynników śmierci samobójczej był przy tym jednocześnie wielkim eksperymentem społecznym, dowodzącym, że samobójstwa są istotnie najczulszym wskaźnikiem integracji i kondycji społeczeństwa4. Po 1982 r., w okresie stanu wojennego, nastąpił skokowy wzrost wskaźników śmierci samobójczej, co skądinąd dowodzi także aktualności Durkheimowskiej teorii samobójstw. Lata 1994-1996 były okresem stabilizacji i nieznacznego spadku liczby (i współczynników) zachowań autodestrukcyjnych. Tendencja ta może stanowić przesłankę do traktowania samobójstw jako zjawiska stabilizującego się, podobnie jak w krajach zachodnioeuropejskich. Pod warunkiem wszakże, 4 Zob. szerzej M. Jarosz, Samobójstwa. Ucieczka przegranych, Wydaw. Naukowe PWN--Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2004. 179 że trend ten się utrzyma i nie zdarzą się sytuacyjne okoliczności mogące wpłynąć na zmianę jego kierunku. Takie okoliczności istotnie nastąpiły. Kryzys finansowy i gospodarczy, pogarszanie się warunków życia dużych grup ludności, zwłaszcza zaś rosnące bezrobocie przyczyniły się do wzrostu pesymizmu społecznego i coraz wyższych wskaźników śmierci samobójczej w latach 1998-2000 (i - co wynika z danych szacunkowych - także w latach późniejszych). Polska przesunęła się z grupy państw o najniższych wskaźnikach śmierci samobójczej (w latach 50.) do państw o wskaźnikach średnich (pod koniec XX w.). Zajmujemy przeto środkowe miejsce w światowej statystyce zgonów samobójczych. Nie jest możliwe bez szczegółowych analiz zmiennych społecznych, politycznych, kulturowych czy gospodarczych wnioskować o przyczynach podobieństw czy odmienności analizowanego zjawiska w poszczególnych krajach. Czy istnieje jednak jakakolwiek hipotetyczna możliwość określenia czynników podejrzanych o wpływ na ukształtowanie omawianych konfiguracji? Omawiana w literaturze przedmiotu sezonowość samobójstw kształtująca ich roczny rytm5 oraz warunki klimatyczne w poszczególnych krajach nie przybliżają nas do wyjaśnienia problemu, podobnie jak, nieco bardziej prawdopodobne, ale mniej zbadane, czynniki ekologiczne. A co ze zmiennymi kulturowymi, zwłaszcza aksjologicznymi? Te z pewnością zmniejszają lub zwiększają prawdopodobieństwo zachowań samobójczych. Jednak pod warunkiem, że potraktujemy je jako jeden z elementów stymulujących, a nie jako główny czynnik sprawczy. Podłożem decyzji samobójczych jest bowiem szereg zazębiających się czynników. Przewodnią tezą tej książki są socjologiczne uwarunkowania zjawiska, co nie znaczy, że tylko one determinują zachowania autodestrukcyj-ne. Klasycy zagadnienia wskazują, co ważne, na światopogląd samobójców jako czynnik mniej lub bardziej predestynujący do samozniszczenia. W badaniach etiologii samobójstw analizowano wpływ religii, łącząc go z reguły z rasą ofiar. To podejście charakteryzuje zwłaszcza autorów anglosaskich, którzy różnicują zachowania samobójcze w zależności od rasy osób je przejawiających. Emile Durkheim w Le suicide zauważa, że protestanci popełniają samobójstwa częściej niż katolicy, żydzi natomiast odbierają sobie życie niesłychanie 5 Zob. B. Hotyst, Samobójstwo. Przypadek czy konieczność, PWN, Warszawa 1983 oraz M.J a rosz, Le suicide en Pologne, „Revue cTetudes comparatives est-ouest" 1978, nr 4. 180 rzadko. Prawidłowość ta wydaje się wyjątkowo oczywista i trwała. Ostatnie lata nasuwają tu jednak daleko idące wątpliwości. Zacznijmy od Żydów. Czy właśnie religia powstrzymywała ich od samobójstw, czy może raczej życie w diasporze? Niewola, pogromy, Holokaust-wszystko to z całą pewnością podnosi wartość życia. Przetrwać za wszelką cenę, wbrew „onym" (Egipcjanom, krzyżowcom, hitlerowcom, Arabom) to, być może, jest najsilniejsza motywacja przeciwdziałająca autodestrukcji. Religia staje się czynnikiem ją wspomagającym, ale nie najważniejszym. Świadczą o tym, wciąż co prawda niewielkie, wszakże wyraźnie rosnące, wskaźniki samobójstw w Izraelu, w których liczący się udział mają, tak jak w innych krajach, imigranci. Co najciekawsze, chodzi tu nie tylko i nie głównie o Rosjan, ale o nowo przybyłych żydów z Etiopii, stanowiących jedną z najbardziej ortodoksyjnych grup religijnych w całym Izraelu. Tradycyjny polski katolicyzm - chociaż z pewnością powstrzymujący od zachowań autodestrukcyjnych - nie przeciwdziała im przecież dość skutecznie, skoro samobójstwa zakończone zgonem wzrosły w Polsce w ostatnim czterdziestopięcioleciu o 300%. A co z Polakami-katolikami umierającymi śmiercią samobójczą na obczyźnie (Australia, Szwecja, Dania, Szwajcaria, USA, Francja) znacznie częściej niż obywatele tych krajów? Niejednoznaczne sygnały płyną też z analizy statystyki zachowań samobójczych w innych krajach: w każdym razie nie upoważniają do wnioskowania o religii chrześcijańskiej jako zmiennej istotnie zmniejszającej liczbę samobójstw, lecz co najwyżej jako o czynniku pośredniczącym w ich ograniczaniu. Jeszcze trudniej byłoby walor powstrzymywania od samozniszczenia przypisać innym religiom6. W rezultacie nie tyle religijne, ile raczej społeczno-demograficzne, statusowe i sytuacyjne zmienne, zwłaszcza interferowanie całego kompleksu czynników, leży u podłoża podobieństw i odmienności wskaźników samobójstw w rozmaitych krajach świata. Wydaje się, że istnieją jednak warunki i okoliczności współkształtujące sytuację pewnej, wybranej grupy krajów w odniesieniu do dewiacyjnych, suicydogennych typów zachowań. Można przypuszczać, że warunki te są, toutes proportions gardees, relatywnie zbliżone w krajach zaliczanych do postkomunistycznych. Spróbujmy je wyodrębnić - pamiętając wszakże, że obraz zjawiska mogą zmienić późniejsze wahania i trendy. ¦ 6 Por. J. J. Smolicz, Naród, państwo i mniejszości etniczne z perspektywy europejsko--muzulmańskiej, w. Komunikacja międzykulturowa. Zbliżenia i impresje, A. Kapciak, L. Korporowicz, A. Tyszka (red.), Instytut Kultury, Warszawa 1995. 181 Wykres 1. Samobójstwa zakończone śmiercią w wybranych krajach świata (na 100 tys. osób) Litwa Rosja 1 35.3 Białoruś 1 33.5 Estonia 1 33.2 Węgry 1 33.1 :•) Łotwa \ 31.4 Słowenia I ?9.7 Ukraina i ?a,8 Kazachstan I 26.8 ' :.'; . ¦¦¦' Finlandia I 23.8 Chorwacja J 21.7 Czechy i 1b./ Polska -¦¦¦ łi'A.t-- *l 14.9 0% 5% 10% 15% 20% 25% 30% 35% 40% 45% Źródło: Demographic Yearbook 1999, UN, New York 2001; „Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 2001". Jak wynika z wykresu 1, najwyższe wskaźniki zgonów samobójczych mają (poza Białorusią, Ukrainą i Kazachstanem) kraje wchodzące w skład dawnego ZSRR. Węgry - od kilkudziesięciu przynajmniej lat przodujące w statystyce samobójstw dokonanych - znajdują się za Litwą, Rosją i Estonią. Najmniej suicydogennym krajem jest, jak się okazuje, Polska, a w kolejności nasilenia samobójstw - Czechy. Szczególnie silną skłonność Węgrów do samozniszczenia poddawano wielu, mniej lub bardziej naukowym, rozważaniom: nigdzie jednak, jak dotąd, nie odkryłam wiarygodnego i przekonującego wyjaśnienia tego fenomenu. Węgry na skutek splotu wielu nie do końca znanych okoliczności nie przestały być krajem o bardzo wysokich wskaźnikach śmierci samobójczej, choć nie znajdują się już na czele tabeli. Rzut oka na wskaźniki samobójstw w dawnej Jugosławii upewnia, że są one relatywnie wysokie, jakkolwiek publikowanie w statystyce międzynarodowej danych z dwóch tylko krajów praktycznie uniemożliwia próbę jakichkolwiek sensownych uogólnień. 182 Najbardziej frapujące są ogromne rozpiętości wielkości wskaźnika autodestrukcji między Rosją, Litwą, Estonią i Łotwą a Czechami i Polską, zwłaszcza Polską. Klarowność tego rankingu załamują co prawda Kazachstan, Ukraina i Białoruś, lecz i one znajdują się przecież w grupie krajów 0 najwyższych współczynnikach śmierci samobójczej. Nie czuję się kompetentna - ze względu choćby na brak odpowiedniego zbioru informacji - do analizy przyczyn zróżnicowań zachowań autodestrukcyjnych na mapie dawnego imperium sowieckiego. Można wszakże podjąć próbę hipotetycznego wyjaśnienia stosunkowo niskiego wskaźnika samobójstw w Polsce. Być może zadecydowały o tym cechy różniące powojenny okres transformacji socjalistycznej od realizowanej w innych krajach. Jak pisze bowiem Stefan Kisielewski, ,,[...| satelicka państwowość stała się jednak dla Polski przykrywką do zachowania swej duchowej tożsamości skutecznie broniącej przed sowietyzmem [...] Na fakt ów złożyły się czynniki przeróżne: utrzymanie struktury wiejskiej, przechowującej w zadziwiający sposób tradycyjny patriotyzm szlachecki, siła katolicyzmu i Kościoła, narodowe, a nie tylko utylitarne zrywy robotnicze, żarliwa działalność inteligenckich grup opozycyjnych"7. Najogólniej mówiąc, budowa socjalizmu w Polsce przebiegała z oporami 1 wolniej, zburzyła mniej zastanych struktur i wartości niż jej model narzucony gdzie indziej. W świetle faktów i analiz historyków „[...] nie do utrzymania jest pogląd [...] o dokonującej się rusyfikacji czy choćby «sowietyzacji» narodu, jeśli przez «sowietyzację» mamy rozumieć adaptowanie się ludności do wartości obcych polskiej tradycji i polskiemu etosowi narodowemu"8. Oddając hołd historycznym zasługom Solidarności zauważmy, że nie wyrosła ona w czarnej dziurze kraju skutecznie przez okupanta zniewolonym. Jako państwo i naród Polacy „[...) przez czterdzieści pięć lat - pisze Henryk Słabek - skutecznie ratowali się sami: korzystne granice i terytorium, niemal jednonarodowe państwo, w ciągu czterdziestu lat powojennych największy w Europie przyrost naturalny i bliska podwojenia liczba ludności, rozbudowa infrastruktury gospodarczej i kulturalnej, zachowanie i umacnianie tożsamości narodowej - to niebagatelne wartości tego okresu"9. Polska industrializacja (w przeciwieństwie do industrializacji innych państw tzw. obozu socjalistycznego) nie naruszyła chłopskiej struktury włas- 7 S. Kisielewski, Bez cenzury, CDN, Warszawa 1983, s. 164. 8 H. Slabek, Intelektualistów obraz wtasny w świetle dokumentów autobiograficznych 1944-1989, KiW, Warszawa 1987, s. 198. 9 Tamże, s. 200-201. 183 nościowej10 i form gospodarowania w rolnictwie oraz nie wyeliminowała z rynku pewnych rodzajów rzemiosła. Nie zniszczyła też Kościoła i hierarchii kościelnej (mimo wielu bezskutecznych prób jej osłabienia). W Polsce stalinizm w swej totalitarnej formie skończył się praktycznie w 1956 r. Miał tu zatem nieporównanie krótszy horyzont działania niż w krajach dawnego ZSRR. Łączyło się z tym najszersze ze wszystkich krajów komunistycznych (czy realsocjalistycznych) otwarcie na świat: zwłaszcza w dziedzinie kultury i nauki. Co zaowocowało, w satyrycznym obrazie rzeczywistości, postrzeganiem Polski jako „najweselszego baraku w całym obozie socjalistycznym"". I wreszcie relatywnie wcześnie - w okresie poprzedzającym 1990 r. - rozpoczęto, choć fragmentarycznie, niespójnie i niekonsekwentnie proces reformowania polskiej gospodarki. Procesy denacjonalizacji i wprowadzanie zasad gospodarki rynkowej, plan Balcerowicza były w rezultacie mniej szokową i bardziej skuteczną formą transformacji niż przedsięwzięte w innych krajach. Pociągnęło to za sobą wprawdzie określone koszty społeczne (pauperyzacja, bezrobocie, dezadaptacja, pogłębiające się stany frustracyjne) ze wszystkimi tego konsekwencjami. Sądzę jednak, że koszty ponoszone przez społeczeństwo w innych krajach postkomunistycznych, w warunkach innych niż w Polsce zaszłości były większe - jeśli miernikiem kosztów społecznych będzie ten wskaźnik kondycji społeczeństwa, jakim są samobójstwa. Wszystko to świadczy jednak o relatywnie lepszej, nie zaś dobrej sytuacji Polski. O niższych, lecz nie o niskich wskaźnikach śmierci samobójczej, zwłaszcza że mają one w ostatnich latach tendencje rosnące. Samobójstwa w mieście i na wsi Za jeden z ważniejszych wyznaczników analizy struktury samobójstw w Polsce należy uznać rosnący w niej udział mieszkańców wsi i malejący mieszkańców miast. Przyjrzyjmy się przeto strukturze samobójców uwzględniającej miejsce ich zamieszkania: środowisko miejskie lub wiejskie. W 2000 r. udział samobójców mieszkających na wsi w porównaniu z samobójcami mieszkającymi w mieście był o blisko jedną piątą większy, podczas gdy w 1951 r. proporcje te były, w przybliżeniu, odwrotne. W drugiej połowie lat 70. zaobserwowano tendencje wyrównywania się udziału 10 Nie zmieniło jej istnienie PGR-ów i nielicznych spółdzielni produkcyjnych. " Byt to jeden z najbardziej znanych i najczęściej powtarzanych w Europie dowcipów politycznych o Polsce, którego autorstwo przypisano Bułatowi Okudżawie. 184 Tabela 2. Samobójstwa zakończone śmiercią w latach 1951--2000 według podziału miasto-wieś (na 100 tys. osób) Rok Ogółem Miasto Wieś 1951 5,1 7,2 3,8 1955 5,7 7,6 4,2 1960 8,0 10,3 5,8 1970 11,2 12,4 10,0 1979 12,7 12,1 13,5 1980 12,6 12,1 13,3 1981 9,0 8,9 9,3 1985 13,2 12,8 13,8 1990 13,0 11,4 15,7 1991 13,9 12,2 16,7 1995 14,2 12,4 17,2 2000 15,1 12,4 17,1 Źródło: Dane GUS-u. mieszkańców miast i wsi w strukturze zgonów samobójczych: w 1978 r. wskaźniki śmierci samobójczej w obu środowiskach były analogiczne (wynoszące około 50%)12, choć udział ludności miejskiej w strukturze populacji Polski w 1951 r. wynosił około 40%, a w 1978 r. - 60%. Mimo zmian w proporcji ludności miejskiej odsetek samobójstw w obydwu populacjach praktycznie nie uległ zmianie. Od drugiej połowy lat 70. mieszkańcy miast popełniają samobójstwa relatywnie rzadziej, natomiast mieszkańcy wsi relatywnie częściej. Od 1978 r. wieś (co pokazuje tabela 2) wyraźnie przoduje w nasileniu zgonów samobójczych, wykazujących w środowisku wiejskim w latach 90. silną tendencję wzrostową. Dowodzi jej zarówno statyczny obraz zjawiska, jak i obserwacja jego trendów (zob. wykres 2). O wzroście wskaźników samobójstw w całej populacji była już mowa. Znacznie bardziej interesujący jest przy tym fakt dużego udziału mieszkańców wsi w ukształtowaniu tego wzrostu: wskaźnik dla wsi w 2000 r. wynosił 17,1, a dla miast 13,9. Jeśli się zważy, że wskaźnik ogółem (na 100 tys. mieszkańców obu środowisk) stanowi 15,1, trudno nie zauważyć, że to głównie wieś, a nie miasto podwyższa strukturę samobójstw w Polsce. Jest to konstatacja empirycznie potwierdzona i to w świetle nie wyrywkowych czy przyczynkarskich badań, lecz na podstawie pełnej, opartej na 12 Zob. M. Jarosz, Samoniszczenie. Samobójstwo. Alkoholizm. Narkomania, Ossolineum, Warszawa 1980, s. 149 i nast. 185 Wykres 2. Dynamika wskaźnika samobójstw zakończonych śmiercią w latach 1951-2000 według podziału miasto-wieś (na 100 tys. osób) 18 ~ 16 1951 1955 1960 1970 1979 1980 1981 1985 1990 1991 1995 2000 I I miasto wieś ogółem Źródło: Dane GUS-u. materiałach źródłowych, analizie zjawiska w latach 1951-2000. Jednak uchwycone w ten sposób zależności mogą być nieco kłopotliwe z teoretycznego punktu widzenia. Obalają one bowiem, czy też potwierdzają Durk-heimowską teorię samobójstw? Warto rzecz tę rozważyć. Miejsce zamieszkania wyznaczające przynależność do społeczności miejskiej lub wiejskiej jest, jak wiadomo, uważane za czynnik silnie determinujący zachowania samobójcze. Z badań i z prac naukowych koncentrujących się na samozniszczeniu wynika, że nasilenie samobójstw jest znacznie większe w mieście niż na wsi (a w miastach proporcjonalnie do ich wielkości). Przyjęto nawet powszechnie uważać samobójstwo za swoisty, negatywny wytwór miejskiego stylu życia, za zjawisko specyficznie miejskie. Wynika to z tych teoretycznych przesłanek, do których założenie o typowo miejskim fenomenie samobójstw wyjątkowo dobrze przystaje. Rozstrzygają jednak fakty: nawet nie potwierdzające teorii większą mają wagę niż najbardziej uzasadnione oczekiwania. Nie ulega jednak wątpliwości, że nie miasto - a przynajmniej nie głównie miasto - przyczynia się do nasilenia samobójstw. Inaczej mówiąc: materiały empiryczne nie tylko nie potwierdzają tezy o zachowaniach autodestrukcyj-nych jako o fenomenie typowo miejskim, lecz przeciwnie, wskazują na wieś jako na środowisko bardziej jeszcze od miejskiego suicydogenne. Przynajmniej we współczesnej Polsce. Tymczasem wciąż obowiązujący socjologiczny sposób analizy problemu akcentuje z reguły właśnie ów miejski aspekt problemu. Zarówno Durk- 186 heimowska teoria anomii, jak i teoria dezorganizacji społecznej Thomasa i Znanieckiego objaśniają nasilenie samobójstw w miastach wyższym stopniem dezintegracji środowiska miejskiego, rozluźnieniem więzi rodzinnych i sąsiedzkich, niesprawnym - w porównaniu ze społecznością wiejską - funkcjonowaniem systemu kontroli społecznej. Wcześniejsze badania empiryczne, także statystyczno-socjologiczne, tezę tę potwierdzały. Wyjątki od tej prawidłowości były nieliczne. Dotyczyły przede wszystkim społeczeństwa amerykańskiego: odsetki samobójców z okręgów wiejskich stanu Michigan w latach 50. dwukrotnie przewyższały liczebnie odsetki samobójców w miastach tego stanu13. Zwrócono przy tym uwagę na charakterystyczny trend zjawiska. O ile bowiem samobójstwa w XIX w. i pierwszej połowie XX w. wyraźnie przeważają w miastach, o tyle już w 1950 r. w Stanach Zjednoczonych różnice te prawie się zatarły14. Ten nowy trend zjawiska dał przy tym asumpt Jackowi P. Gibbsowi do przewidywania perspektywicznego wzrostu liczby samobójstw w środowiskach wiejskich15. Prognozy te sprawdziły się w pewnym stopniu w Jugosławiil6, w całej rozciągłości potwierdziły je także w Polsce moje badania17. Czy jednak omawiany trend wzrostu samobójstw w środowisku wiejskim ma istotnie głębsze socjologiczne uwarunkowania, czy też istnieją jakieś inne przyczyny interferujące w ten stan rzeczy? Pierwszą narzucającą się możliwością jest kwestia wykrywalności samobójstw. Jak wiadomo, problem ten nastręcza wiele wątpliwości, nic jednak nie wskazuje na to, aby ewentualne zmiany w tym zakresie mogły istotnie zdeterminować zaobserwowane relacje. Kolejną hipotezą byłoby - związane z wyższym poziomem i nasyceniem kadrą lekarską - założenie o większych możliwościach udzielania pomocy 13 W obu kwestiach por. P. Sainsbury, B. Barraclough, Differences between Suicide Rates, „Naturę" 1968, t. 220, nr 5173 oraz W. Breed, Occupational Mobility and Suicide among White Males, „American Sociological Review" 1963, nr 28; zob. takżej. P. G i b b s, W. T. M a rt i n, Status Integration and Suicide, University of Oregon Books, Eugene, Oreg. 1964. 14 Zob. W. W. S ch r o e d e r, J. A. B e e g 1 e, Suicide. An Instance ofHigh Rural Rates, „Rural Sociology" 1953, t. 18, zob. takżej. P. G ibbs, W. T. Martin, Status Integration. 15 Zob. J. P. Gibbs, Suicide, w: Contemporary Social Problems, R. K. Merton, R. A. Nisbet (red.), Harcourt, Brace and World, New York 1961, s. 244. 16 Zob.J. Spad ijer-Dżin i i, Samoubistva u Vojvodini (1959-1963), Institut za kriminolo-ska i kriminalisticka istrazivanja, Beograd 1966. 17 Publikowałam je po raz pierwszy na przełomie lat 70. i 80., zob. M. Jarosz, Les recherches sociologique-statistiques sur la desorganisation sociale dans le milieu rural, w: materiały IX Europejskiego Kongresu Socjologii Wsi, Cordoba 1979; tejże, Uwarunkowania środowiskowe niektórych zachowań dewiacyjnych, „Wieś Współczesna" 1981, nr 1 oraz tejże, Samoniszczenie. 187 ofiarom zamachów samobójczych w mieście niż na wsi, jako o czynniku modyfikującym omawiane proporcje. Z uwagi jednak na dominujący sposób dokonywania samobójstwa (jest nim powieszenie18), możliwość pomocy samobójcy, uratowania mu życia jest raczej iluzoryczna. I tę hipotezę należałoby zatem wykluczyć. Hipotetyczna możliwość statystycznego błędu jest także mało prawdopodobna: wnioskujemy bowiem na podstawie pełnej statystyki ogólnopolskiej (liczącej ponad 5 tys. przypadków rocznie). Oczywiście nie oznacza to, że została wyczerpana pełna gama możliwości interpretacji problemu. Przy całej jednak ostrożności przy ich formułowaniu istnieją moim zdaniem bardzo silne przesłanki dla wskazania socjologicznych uwarunkowań procesu zatarcia się różnicy między nasileniem samobójstw w mieście i na wsi. Empiryczna podstawa tezy została już przedstawiona. Z punktu widzenia teorii socjologicznej kwestia jest zapewne jeszcze mniej dyskusyjna: omawiana konstatacja, jak sadzę, nie tylko nie podważa socjologicznej teorii samobójstw, ale ją rozszerza, potwierdzając określone prawidłowości w określonych, nowych warunkach. W wypadku współczesnej wsi powtórzył się najogólniej rzecz ujmując określony zespół czynników, które w mieście - historycznie - doprowadziły do nasilenia zachowań samobójczych: osłabienie więzi rodzinnych, sąsiedzkich i środowiskowych oraz związane z tym poczucie izolacji i osamotnienia, narastające procesy dezintegracyjne. Jest to więc wciąż to samo - sformułowane przez klasyków socjologii - podłoże zjawisk dewiacyjnych. Chodzi tu o okres wielkiej zmiany, pociągającej za sobą (najsilniejsze w pierwszych latach jej wprowadzania) procesy dezadaptacji, frustracji społecznych i zachowań dewiacyjnych (także samobójczych), a zatem rzecz dotyczy powstawania na wsi tych samych - co niegdyś w mieście - przesłanek wzrostu analizowanych zjawisk. Leżący u ich podłoża określony syndrom sytuacyjny zdarzył się w Polsce, historycznie rzecz ujmując, dwa razy: najpierw w okresie pierwszej, powojennej transformacji systemowej, potem w okresie powstania Solidarności, obrad Okrągłego Stołu i reform gospodarczych, zapoczątkowanych planem Balcerowicza. Pierwsza transformacja oznaczała szybką nacjonalizację, industrializację i urbanizację oraz ruchliwość przestrzenną. Ta ostatnia była wynikiem zmian terytorialnych kraju dokonanych w następstwie II wojny światowej, lecz nie 18 Przyczyną blisko 80% zgonów samobójczych było i jest powieszenie (istnieją kilkunas-toprocentowe odchylenia, uzależnione głownię od pici ofiary). 188 tylko. Bardzo silna była także korelacja procesów migracyjnych z uprzemysłowieniem, zwłaszcza z początkowym jej etapem. Rozmiary ruchliwości przestrzennej w okresie powojennym odzwierciedla liczba przemieszczeń wynosząca w latach 1951-1976 ponad 28 min przypadków migracji wewnętrznej19, czyli przeciętnie 1,1 min rocznie. Ruchliwość przestrzenna jest znaną z literatury i badań empirycznych, tradycyjną (i można by rzec, banalną) zmienną stymulującą zachowanie dewiacyjne20. Odnosząc się już bezpośrednio do wpływu ruchliwości przestrzennej na te zachowania, należy stwierdzić, że także z teoretycznego punktu widzenia związek obu zmiennych wydaje się zasadny. Chodzi tu 0 trudności adaptacyjne, zbyt słabą integrację środowiskową i idące za tym poczucie izolacji osób nowo przybyłych. Istotnie, zarówno w Polsce, jak 1 w innych krajach świata badania potwierdziły hipotezę o dodatniej korelacji między liczbą samobójstw a ruchliwością (zwłaszcza przestrzenną) populacji. W Stanach Zjednoczonych stwierdzono wyższe współczynniki samobójstw dla migrantów oraz osób przemieszczających się w ramach poszczególnych stanów niż wśród populacji stale zamieszkującej ten sam teren. Stwierdzono wzrost współczynników samobójstw proporcjonalnie do wzrostu ruchliwości pomiędzy klasami społecznymi. Wydaje się, że to zjawisko znajduje odzwierciedlenie również w strukturze samobójców środowiska wiejskiego. Do 1982 r., czyli przez cały powojenny okres pierwszej transformacji, to nie rolnicy ciążyli na strukturze samobójstw na wsi, ale ludzie przemieszczający się, w znacznym stopniu luźni, nie związani silniej z żadnym ze środowisk. Ludzie zatem - w świetle teorii socjologicznych - w znacznej mierze „predestynowani" do zachowań dewiacyjnych: również i samoniszczenia. Natomiast okres drugiej transformacji, czyli lata 90. z charakterystycznymi dla nich procesami politycznej, gospodarczej i społecznej przebudowy kraju, jest okresem nasilenia samobójstw na wsi nie tylko (i nie głównie) robotników migrantów, lecz pracowników dawnych PGR-ów: ludzi prze- " Liczby te nie są tożsame z liczbą migrantów, ponieważ jedna osoba mogła kilkakrotnie zmieniać miejsce zamieszkania. 20 Por. w literaturze polskiej: A. Podgórecki, Patologia życia społecznego; Wybrane zagadnienia patologii społecznej, M. Jarosz (red.), GUS, Warszawa 1975; M. J a r o s z, Samoniszczenie; tejże, Problemy dezorganizacji rodziny. Determinanty i społeczne skutki, PWN, Warszawa 1979; Zagadnienia patologii społecznej, A. Podgórecki (red.), PWN, 1976; Zagadnienia nieprzystosowania społecznego i przestępczości w Polsce, J. Jasiński (red.), Ossolineum, Wroctaw 1978; Między autonomią a kontrolą, A. Kojder, J. Kwaśniewski (red.), Uniwersytet Warszawski- -Polskie Towarzystwo Socjologiczne, Warszawa 1992; A. Siemaszko, Granice tolerancji. 0 teoriach zachowań dewiacyjnych, Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 1993. 189 granych i zupełnie nie przystosowanych do pełnienia nowych ról zawodowych. Bezrobocie, pauperyzacja, zachowania dewiacyjne i samoniszczące tej grupy ludzi wydają się zrozumiałe. Znacznie trudniejsza jest próba wyjaśnienia rosnących wskaźników śmierci samobójczej „prawdziwych" wiejskich gospodarzy: rolników i hodowców. A jednak i tu socjologiczna teoria samobójstw okazuje się pomocna: jaka bowiem warstwa społeczna (poza pracownikami największych i najmniej rentownych przedsiębiorstw państwowych) została tak nagle, nolens volens, zmuszona do podporządkowania się regułom gospodarki rynkowej? Regułom, które jak dotąd są dla rolników mniej korzystne, niejasne i nieprzewidywalne niż te, do których przywykli. Przynależność do środowiska wiejskiego lub miejskiego nie wyczerpuje sprawy. Badania empiryczne wskazują bowiem, że chodzi tu nie tylko o charakter, ale i o wielkość miejscowości. Przypomnijmy, że samobójstwom przypisywano z reguły cechę nie tylko miejskości, lecz zgoła wielkomiejskości. Tymczasem, jak wykazują prowadzone przeze mnie analizy, środowiska wielkomiejskie coraz rzadziej, a małomiasteczkowe coraz częściej rejestrują wysokie wskaźniki śmierci samobójczej. Współczynniki samobójstw dokonanych są odwrotnie proporcjonalne do wielkości miejscowości: najwyższe na wsi, nieco niższe w małych miasteczkach, jeszcze niższe w miastach średniej wielkości, najniższe zaś w miastach dużych, zwłaszcza największych (liczących ponad 200 tys. mieszkańców). Bardziej obrazowo przedstawia to wykres 3. Wykres 3. Wskaźniki samobójstw zakończonych śmiercią w 2001 r. w«dług kategorii miejscowości (na 100 tys. osób) 18 -i 16 • 14 " 12 - 14,4 ¦ 13,4 ¦ 12,3 11,3 .. ¦ i ' 10 " ¦ ¦ i ¦ 9,1 8 - ¦ ¦ 1 ¦ g - ^_¦¦_ wieś miasta małe miasta średnie miasta duże miasta największe miasta małe - do 10 tys. mieszkańców; miasta średnie - 10-50 tys. mieszkańców; miasta duże - 50 tys. mieszkańców; miasta największe - 200 tys. mieszkańców i więcej Źródło: Dane statystyki Komendy Głównej Policji i GUS-u. 190 Interpretacja tego stanu rzeczy jest wielowątkowa. Chodzi tu bowiem, po pierwsze, o przesłanki wcześniej już analizowane, dotyczące fenomenu przesuwania się punktu ciężkości zachowań samobójczych z miast do wsi. Wielkość miejscowości pełni tu zapewne rolę dodatkowej zmiennej pośredniczącej. Przypomnijmy, po wtóre, że podłożem czynów autode-strukcyjnych jest szereg zazębiających się zjawisk: czynniki środowiskowe łączące się ze zmiennymi demograficznymi i cechami osobowości samobójców: niższa odporność i mniejsze zdolności adaptacyjne do sytuacji nieakceptowanych itp. Istnieje jednak czynnik szczególny, zasługujący na wyodrębnienie, którego w latach powojennych po prostu w Polsce nie było21. Jest nim bezrobocie, coś nowego „dla ogromnej większości Polaków, gdyż tylko najstarsi z nich mogą znać międzywojenne bezrobocie z doświadczenia lub z obserwacji"22. W latach 90. było ono relatywnie najczęstsze na wsi i w małych miasteczkach. Likwidacja PGR-u bądź jedynego dużego przedsiębiorstwa zapewniającego zatrudnienie mieszkańcom skazywała często duże grupy ludzi na pauperyzację lub zgoła nędzę. Im większe miasto, tym perspektywa znalezienia nowej pracy jest bardziej prawdopodobna. W dużym mieście istnieją także większe możliwości pracy na czarno oraz adaptacji do sytuacji, w której znaleźli się także inni ludzie i z której - jak uczy doświadczenie - jakoś się wychodzi. Najgorszy i najbardziej suicydogenny jest, jak się okazuje, paraliżujący lęk przed perspektywą bezrobocia, często nawet wyprzedzający utratę pracy23. I właśnie bezrobocie jest, co wynika z analiz statystycznych, czynnikiem najsilniej związanym ze wskaźnikami śmierci samobójczej i współwys-tępującym z nimi. Regiony o najwyższej stopie bezrobocia, z reguły usytuowane w Polsce B - tej biednej, gospodarczo zacofanej i ewidentnie tracącej na transformacji - to jednocześnie regiony o najwyższych wskaźnikach śmierci samobójczej24. 21 Zob. szerzej A. Rajkiewicz, Zatrudnienie w Polsce Ludowej w latach 1950-1970, Warszawa 1975. 22 I. R e s z k e. Stereotypy bezrobotnych i opinie o bezrobociu w Polsce, Tact, Warszawa 1995, s. 136. 23 Por. szerzej M. Jarosz, J. Krawczyk, Niektóre przejawy patologii społecznej - samobójstwa i przestępczość, w: Prywatyzacja gospodarki w ujęciu regionalnym, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1995 oraz M.Jarosz,J. Krawczyk, Niektóre przejawy dezorganizacji społecznej w środowiskach lokalnych, w: Kapitał zagraniczny w prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 1996. 24 Zob. rozdz. 7: Bezrobotni i zmarginalizowani. 191 Samobójstwa w strukturze społeczno-zawodowej Transformacja, przy wszystkich jej niezaprzeczalnych efektach gospodarczych, drastycznie naruszyła struktury społeczne, role i hierarchie w rodzinie, zdewaluowała pozycje i prestiż wielu zawodów (co jest też swoistą repliką sytuacji, jaka zapanowała na rynku pracy). Ważnym, wynikającym z dotychczasowych analiz, wnioskiem jest wielość elementów tworzących suicydogenny syndrom sytuacyjny. Składają się nań nieoczekiwany zbieg niekorzystnych okoliczności bytowych (np. bezrobocie, bieda) i rodzinnych (nagłe osamotnienie), do których człowiek nie przywykł i z którymi nie potrafi sobie poradzić, zwłaszcza jeśli jest się mężczyzną w sile wieku, mieszkającym na wsi lub w małym miasteczku. W miejscu, do którego prywatyzacja i kapitalizm docierają, przynajmniej początkowo, jako proces wegetacji i bankructwa dotychczasowych miejsc pracy (bez pojawiających się w środowiskach wielkomiejskich alternatywnych źródeł zarobkowania). Prawdopodobieństwo śmierci samobójczej zwiększają przy tym określone cechy demograficzne: płeć (w Polsce mężczyźni pięciokrotnie częściej od kobiet umierają śmiercią samobójczą), wiek (wbrew obiegowym poglądom dominują tu roczniki średnie i średnie-wyższe) i stan cywilny (zgony samobójcze są czterokrotnie częstsze wśród osób rozwiedzionych i owdowiałych niż wśród osób samotnych bądź osób pozostających w związku małżeńskim). Także cechy osobowościowe: niski próg zdolności adaptacyjnych do zmieniających się warunków, do których nawykli ludzie wychowani w poprzednim, socjalistycznym, systemie, z omnipotencyją państwa, produkującego masowo postawy wyuczonej bezradności. Szczególnie jednak inspirująca jest analiza trendów śmierci samobójczej z punktu widzenia klasowo-warstwowej, a ściślej: społeczno-zawodowej przynależności samobójców, zwłaszcza wtedy, kiedy badamy przystosowanie bądź nieprzystosowanie do wielkich systemowych przemian społecznych dużych grup społeczeństwa: robotników, chłopów czy inteligencji. Wcześniej25 zasygnalizowano problem niepokojących tendencji górników do samobójstw. Jak jednak sprawy się mają w całym polskim społeczeństwie? Udział poszczególnych kategorii społeczno-zawodowych w strukturze zgonów spowodowanych samobójstwem analizuję na podstawie źródłowych danych statystycznych GUS-u. Punktem wyjścia jest zatem klasyfikacja zastana, której nie można ex post przeszeregować, nie zniekształcając Zob. rozdz. 3: Górnictwo: gorące kasztany wtadzy. 192 zebranych informacji. Jest przeto rzeczą niezwykle korzystną, że obowiązująca w latach 1970-1986 w statystyce państwowej klasyfikacja nie odbiega w zasadzie od postulowanego przez socjologów modelu grupowania, co jest skądinąd zrozumiałe, skoro autorami założeń do klasyfikacji byli socjologowie26. Udział poszczególnych kategorii społeczno-zawodowych w strukturze samobójstw można rozpatrywać posługując się współczynnikiem określającym proporcje udziału samobójców w poszczególnych grupach społeczno-zawodowych. Jest on przeliczany na odpowiednią liczbę osób danej grupy (ten powszechnie przyjęty wskaźnik stosowany był w tej książce w odniesieniu do polskich i światowych informacji dotyczących struktury demograficzno-społecznej samobójców). Współczynnikiem tym jednak nie możemy się posłużyć w odniesieniu do społeczno-zawodowej struktury samobójców. Statystyka zgonów (w której mieszczą się samobójstwa dokonane) była gromadzona w latach 70. zgodnie z pierwotnie przyjętym schematem kategorii społeczno-zawodowych, natomiast cała (żyjąca) populacja ludności Polski została zaliczona do kategorii o innym zakresie. Nie są to co prawda zasadnicze i radykalne różnice między oboma schematami grupowania, nietrafne byłoby jednak stosowanie mierników statystycznych do nie w pełni porównywalnych zbiorowości. Możemy natomiast posłużyć się innym wskaźnikiem określającym, czy i w jakim stopniu różni się nasilenie zachowań autodestrukcyjnych w poszczególnych grupach zawodowych27. Jest to współczynnik określający nasilenie śmierci spowodowanej samobójstwem w wyróżnionych kategoriach społeczno-zawodowych (w przeliczeniu na 100 zgonów w danej kategorii). 1 ten właśnie wskaźnik jest wykorzystywany w dalszej analizie problemu. Analizowane współczynniki zjawiska wskazują, co obrazuje tabela 3, wyraźne prawidłowości w nasileniu zachowań autodstrukcyjnych. Statystyczna zbiorowość zawodowo czynnych została uszeregowana ze względu na nasilenie jednej cechy: wskaźnika samobójstw w określonej kategorii społeczno-zawodowej. Okazało się jednak, że przeprowadzony podział jest jednocześnie podziałem międzywarstwowym, w socjologicznym rozumieniu tego terminu. 26 Por. K. Zagórski, Zmiany struktury i ruchliwość spoteczno-zawodowa w Polsce, GUS, Warszawa 1976 oraz L. A d a m c z u k, Społeczna klasyfikacja ludności, „Wiadomości Statystyczne" 1978, nr 3. 27 Por. w na ten temat S. Nowak, Metodologia badań społecznych, PWN, Warszawa 1985, s. 165-177. 193 Tabela 3. Samobójstwa zakończone śmiercią osób zawodowo czynnych w latach 1978-1986 (na 100 zgonów w danej kategorii społeczno-zawodowej) Kategoria społeczno-zawodowa Rok 1978 1981 1982 1986 Ogółem 1. Kierownicy administracji, gospodarki, organizacji politycznych i społecznych 2. Specjaliści w zawodach nietechnicznych 3. Pracownicy administracyjno-biurowi 4. Specjaliści rolnictwa i leśnictwa 5. Specjaliści w zawodach technicznych 6. Pracownicy handlu i usług 3,6 3,4 3,6 3,9 3,9 4,3 4,5 3,0 3,7 2,7 2,5 3,6 2,6 3,5 3,8 2,5 3,0 4,2 2,6 3,4 4,2 5,0 2,4 3,0 5,1 2,8 3,6 6,2 7. Robotnicy w zawodach przemysłowych i górniczych 8. Robotnicy budowlani 9. Pracownicy transportu i łączności 10. Robotnicy rolni i leśni 8,4 8,5 9,2 9,4 6,1 8,1 5,6 6,6 6,8 8,7 7,0 8,9 7,5 10,0 8,4 10,5 11. Rolnicy (i indywidualni hodowcy) 1,3 1,3 1,5 2,3 12. Pracownicy o niewydzielonym zawodzie 6,3 4,7 5,9 6,4 Źródło: Obliczenia własne na podstawie danych GUS-u. Trójczłonowy podział badanej zbiorowości, którego przesłanką było nasilenie wskaźnika samobójstw, okazał się zasadniczo zbieżny ze stratyfikacją społeczną. Zróżnicowanie zawodowe to nie tylko kwalifikacje i rodzaj pracy, lecz również dystanse miedzy podstawowymi segmentami struktury społecznej28. Grupa wyróżniona jako pierwsza, centralna, obejmuje warstwę inteligencji, grupa druga robotników, a trzecia chłopów. W pierwszej grupie znaleźli się przedstawiciele zawodów typu inteligenckiego lub umysłowego ze względu na stanowisko (funkcję) i kwalifikacje, a przede wszystkim z punktu widzenia kryterium charakteru pracy: fizycznej lub umysłowej. Kategorią zaliczoną do inteligencji są pracownicy handlu i usług. Jest to kategoria z reguły zaliczana do warstwy inteligencji, jednakże jako grupa mieszana, granicząca z robotniczą. Grupa pierwsza, centralna, w której współczynniki samobójstw są 28 Zob. H. Domański, Klasy spoktzm, grupy zawodowe, organizacje gospodarcze, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1991, s. 137. 194 zbliżone do przeciętnej krajowej dla osób zawodowo czynnych (na 100 osób zmarłych śmiercią samobójczą 3,4-4,5 w 1978 r.; 2,5-3,7 w 1981 r. i 2,4-6,2 w 1986 r.) obejmuje kierowników organizacji politycznych i społecznych, administracji i gospodarki, wszystkie wyróżnione kategorie specjalistów, pracowników administracyjno-biurowych oraz pracowników handlu i usług. Przedstawiciele wymienionych zawodów są, jak wiadomo, zaliczani do warstwy inteligencji. Pracownicy handlu i usług, z reguły do tej warstwy zaliczani, stanowią jednak grupę przejściową, graniczącą z robotnikami. Znalazło to odzwierciedlenie również i w naszym zestawieniu: pracownicy handlu i usług mają wśród inteligencji najwyższe wskaźniki samobójstw, najbardziej zbliżone do wskaźników grupy robotników, zwłaszcza w 1986 r. Zauważmy, że kierownicy (decydenci) w 1981 r. byli jedyną kategorią, w której samobójstwa wzrosły. Po 1982 r., do końca lat 80. kategoria ta, jeśli chodzi o wskaźniki samobójstw, w grupie inteligencji tak jak w latach 70., lokowała się najniżej. Grupa druga, robotnicy, to grupa o najwyższych wskaźnikach samobójstw w kraju (o wartości współczynnika 8,4-9,4 w 1978 r., 5,6-8,1 w 1981 r. oraz 7,5-10,5 w 1986 r.). Grupą trzecią są rolnicy i indywidualni hodowcy29. W grupie tej wskaźniki samobójstw są niższe (o wartości współczynnika 1,3 dla 1978 r.; 1,3 dla 1981 r. oraz 2,3 w 1986 r.). Potwierdzająca wcześniejsze wnioski konstatacja o samobójstwie jako o zjawisku najbardziej charakterystycznym dla robotników pozostaje przeto co najmniej równie trafna, jak teza o suicydogennym środowisku wiejskim. Analizowany zestaw informacji zasługuje na szerszą i głębszą interpretację, choćby dlatego, że socjologiczna teoria samobójstw, zgodnie z którą są one najczulszym wskaźnikiem integracji i kondycji społeczeństwa, uzyskała nowe empiryczne potwierdzenie. I to na skalę dotąd niespotykaną: przez pryzmat doświadczeń 1981 r., okresu konfliktu społecznego między władzą a społeczeństwem, walki o wolność, demokrację i nową, lepszą przyszłość (cokolwiek by to miało oznaczać dla różnych grup społecznych)30. Refleksje nad wskaźnikami śmierci samobójczej, które w okresie owego wielkiego 29 Jest to - zgodnie z klasyfikacją GUS-u - grupa rejestrowana łącznie, traktowana jako jednorodna. 30 Por. A. To u rai ne i in. Solidarność. Analiza ruchu społecznego 1980-1981, tłum. A. Krasiński, „Europa", Warszawa 1989 oraz S. N o w a k, Społeczeństwo polskie drugiej potowy lat 80-tych, ZG PTS, Warszawa 1987. 195 eksperymentu społecznego spadły o 35%, opublikowano w kilkunastu krajach świata31. Trendy wskaźników śmierci samobójczej: stopniowy ich wzrost (o 20%) w okresie powojennym i nagły spektakularny spadek w 1981 r. wskazują na wagę społecznego podłoża samozniszczenia (oraz innych typów zachowań dewiacyjnych). Rok 1981, okres rosnącej w siłę Solidarności i coraz większych nadziei ludzi na to, że wszystkie problemy, także ich własne, dadzą się rozwiązać w niedalekiej przyszłości, spowodowały zaniechanie (lub przynajmniej odroczenie) decyzji samobójczych. Tak jak to z reguły bywa w okresie otwartych konfliktów (wojen i rewolucji), życie ludzkie staje się cenne, nie czas na samobójczą śmierć, zwłaszcza że przyszłość będzie inna i lepsza. Najbardziej znaczące dysproporcje w strukturze samobójstw obserwujemy między dwoma krańcowymi grupami: robotników (zwłaszcza górników, stoczniowców, hutników), wśród których wskaźniki śmierci samobójczej obniżyły się najbardziej, oraz decydentów (wyższych kierowników sfery gospodarki, polityki, administracji). Ci ostatni -w konflikcie z Solidarnością, najbardziej narażeni na stresy i frustracje - byli jedyną grupą o podwyższonych w 1981 r. wskaźnikach śmierci samobójczej. Po 1982 r., w okresie stanu wojennego, integracja społeczeństwa wokół wspólnych celów i wartości zaczęła ustępować tendencjom dezintegracyjnym. Stany zniechęcenia i frustracji zaczęły się, zwłaszcza w środowiskach robotniczych i inteligenckich, wzmacniać. Znalazło to wyraz we wskaźnikach śmierci samobójczej. Od 1982 r. zaczęły one rosnąć we wszystkich środowiskach, poza kategorią decydentów, nadal wyróżniającą się, tak jak w latach ancien regitne'u, małą skłonnością do samobójstw. Natomiast od 1982 r. bardzo szybko zaczęły się podnosić wskaźniki samobójczej śmierci rolników i hodowców, które w latach 70. (także w 1981 r.) były stabilne i niewysokie. W 1989 r., który zakończył się sukcesem walki o polityczną, gospodarczą i społeczna transformację kraju, wskaźniki samobójstw spadły, podobnie jak osiem lat wcześniej. Jednak na krótko. Od 1990 r. wykazują ponownie tendencję rosnącą, zbliżoną do zarejestrowanej po 1982 r. Najnowsze tendencje zachowań autodestrukcyjnych są dla Czytelnika najbardziej chyba interesujące (zob. tabela 4). Szkopuł w tym, że podstawa rozważań struktury i tendencji samobójstw w latach 90. jest, niestety, 31 Byty to studia i analizy mojego autorstwa, zob. np. Suicides in Poland as Indicator ofSocial Disintegration, „Social Indicator Research" 1985, nr 16. 196 Tabela 4. Samobójstwa zakończone śmiercią w latach 1992-2001 według informacji o pracy lub nauce Informacje Rok o pracy lub nauce 1992 1993 1994 1995 1996 1997 1998 1999 2000 2001 Ogółem" 5453 5569 5538 5485 5334 5614 5502 4695 4947 4971 Student 0,6 0,6 0,4 0,8 0,7 19,2 18,3 16,8 13,8 14,9 Pracujący na wtasny rachunek 3,1 3,7 3,4 3,0 3,4 4,8 4,8 5,0 4,6 4,4 Uczeń 3,2 3,6 4,4 4,5 4,8 11,4 10,3 10,5 8,9 10,0 Pracownik umys- łowy 5,2 4,8 4,3 3,7 3,6 3,3 3,4 3,3 3,8 3,2 Rolnik 12,5 11,4 11,6 12,0 11,7 4,3 3,3 3,2 3,0 3,1 Bezrobotny 12,2 21,3 22,0 21,9 21,0 20,3 21,0 21,7 23,4 25,6 Pracownik fizy- czny 32,9 21,8 21,1 19,7 18,3 0,6 0,8 1,0 0,8 0,8 Inni lub brak da- nych15 30,4 32,8 32,7 34,5 36,5 36,2 38,2 38,4 41,8 38,0 a W wierszu Ogółem podano liczbę samobójstw, która stanowi 100% dla danego roku. b Grupa ta obejmuje (poza osobami zawodowo niezidentyfikowanymi) zmarłych samobójczą śmiercią więźniów, policjantów, wojskowych, emerytów, rencistów itp. Źródto: Dane statystyki policyjnej. uboższa niż dla lat wcześniejszych. Teraz bowiem, w związku z (wcześniej sygnalizowanym) zaniechaniem przez GUS gromadzenia informacji o strukturze społeczno-zawodowej samobójców, podstawą analizy są informacje policyjne. Co więcej, mniej precyzyjne są tu także wskaźniki zjawiska: współczynnik zgonów samobójczych na 100 osób w danej kategorii społeczno-zawodowej zastąpiono z konieczności jej odsetkiem w populacji zmarłych śmiercią samobójczą. Zakres analizowanych danych podporządkowany jest przeto kryteriom i zawartości statystyki Biura Informatyki Komendy Głównej Policji. Rocznie „na własne życzenie" umiera w Polsce blisko 6 tys. osób. Śmierć samobójcza jest zatem, w przeliczeniu na wskaźniki, równie powszechna jak śmierć spowodowana wypadkami drogowymi. Czy wolno uznać, że są to „normalne" koszty rozwoju i transformacji ponoszone przez „tych innych", którzy po prostu przegrali? Myślę, że na tak sformułowane pytanie żaden rozsądny mąż stanu nie odpowiedziałby twierdząco, byłoby to wszak całkowicie niepolityczne. Nie ma bowiem społecznego przyzwolenia na pozostawienie dużych grup ludzi samym sobie: z biedą, nieszczęściem, 197 rozpaczą. Nie może być tak, żeby ci niezaradni i pechowi odchodzili sami w złą ciemność. Jak im pomóc? To trudne pytanie stawiają wyborcy klasie politycznej w wielu krajach. Pod ich naciskiem opracowuje się projekty pomocy społecznej i przeciwdziałania bezrobociu. Te najbardziej radykalne są związane z szerokimi programami rozwoju gospodarczego kraju i edukacji Polaków stanowiącymi warunek sine qua non perspektywicznego obniżenia stopy bezrobocia. Jeśli się zważy, że realizacja tych programów jest złożona, pociągająca za sobą konflikty społeczne o dużym nasileniu, zachodzi pytanie, czy rząd im sprosta. I czy znalezienie się Polski w strukturach europejskich spełni oczekiwania obywateli w dwóch przynajmniej wymiarach: ograniczenia patologii instytucji i władzy (skutkujące np. zmniejszeniem skali korupcji) i stworzenia szans na poprawę szans ludzi (także bezrobotnych) w dającej się przewidzieć przyszłości? Twierdząca odpowiedź na te pytania jest dość ryzykowna, jakkolwiek pewna doza optymizmu po pesymistycznej wymowie tego rozdziału byłaby, ze względów psychologicznych, raczej wskazana. CZĘŚĆ TRZECIA Korupcja 10 Źródła i zasięg korupcji Korupcja to zjawisko obejmujące cały zbiór różnorodnych zachowań przestępczych: łapownictwo, płatną protekcję, nepotyzm, organizowanie przetargów w taki sposób, by wygrał określony kontrahent, wykorzystywanie pozycji politycznej czy ekonomicznej w celu zapewnienia intratnych stanowisk własnym (bądź partyjnym) poplecznikom, wbrew interesom państwa i społeczeństwa. Istnieją jednak wspólne cechy większości działań korupcyjnych. „Po pierwsze - jak pisze Andrzej Kojder - dokonywana między stronami korupcyjnego układu korzystna dla nich wymiana dóbr, usług lub innych świadczeń narusza prawo. Po drugie, strony angażujące się w korupcyjną interakcję nawiązują między sobą porozumienie według zasady do, ut des - daję, abyś dał. Po trzecie, partnerami układu korupcyjnego, a więc «dawcą» i «biorcą», kieruje chęć osiągnięcia osobistych korzyści i dążenie do zminimalizowania ryzyka, na jakie się narażają w wypadku ujawnienia zawartego porozumienia. Działania korupcyjne są zwykle utajoną transakcją, korzystną dla obu zaangażowanych w nią stron"1. Zagrożenia korupcją Przedstawione w poprzednich rozdziałach problemy zmian zachodzących w Polsce i związki pomiędzy tymi zmianami a zjawiskiem patologii w polityce, ' A. Koj d e r, Korupcja, w: Księga Dziesięciolecia Polski Niepodległej 1989-1999, W. Kuczyński (red.), United Publishers and Productions, Warszawa 2001, s. 1019. 200 życiu społecznym i ekonomicznym wymagają zaprezentowania konkretnych przejawów i przykładów korupcji. Pojawia się oczywiście pytanie o punkt odniesienia, według którego będą czynione porównania i prezentowane owe przykłady. Czy mogą być nim odczucia społeczne przedstawiane w licznych sondażach opinii publicznej, prasowe śledztwa ujawniające wielkie afery korupcyjne oraz budzące uzasadnione podejrzenia powiązania polityki i biznesu? Czy też lepsza jest analiza dokumentów organów ścigania bądź dokumentów analitycznych instytucji państwowych, np. NIK-u, lub pozarządowych, np. Transparency International czy Fundacji im. Stefana Batorego. Problem jest złożony, a często charakter przejawów korupcji uniemożliwia badaczowi analizowanie wszystkich aspektów tła patologii na skutek ograniczonego dostępu do dokumentów źródłowych2 oraz niezwykle skrytego mechanizmu zachowań i czynów korupcyjnych. Jednak nawet przy tych ograniczeniach ukazuje się czytelny obraz rzeczywistych zagrożeń korupcją, jako - niestety silnie zakorzenionego - elementu polskiej rzeczywistości. Wydaje się, że wszystkie źródła informujące o korupcji mają znaczenie dla prowadzenia badań i analiz, także rzetelne i wiarygodne materiały prasowe. Zauważmy, że w ostatnich latach właśnie dzięki dociekliwości dziennikarzy ujawniono wiele przypadków korupcji. W publikowanych cyklicznie wynikach sondaży Ośrodka Badania Opinii Publicznej dotyczących społecznej percepcji zjawiska korupcji ujawnia się wysoki niepokój obywateli o skalę zagrożeń korupcyjnych. W 1999 r. o wszechobecności korupcji było przekonanych 84% badanych, w 2002 r. - 86%, a w połowie 2003 r. 93%3. Dane te można zobrazować niemal codziennymi doniesieniami prasowymi i telewizyjnymi ukazującymi zjawiska korupcji na szczeblu centralnym i lokalnym. Zagrożenia korupcyjne nie są tylko wewnętrznym elementem polskiej rzeczywistości, ale również kształtują obraz kraju na arenie międzynarodowej i stymulują jego szansę rozwojowe, np. poprzez ograniczone zaufanie inwestorów, niższą pozycję w rankingach ekonomicznych oraz rzadko dostrzegany w naszych wewnętrznych analizach obraz Polski i Polaków widziany przez przeciętnego Europejczyka, Amerykanina czy Japończyka. Nie bez znaczenia dla oceny problemu jest również 2 Przykładem takiej sytuacji jest trudność rzeczywistej oceny zagrożeń korupcyjnych w wojsku na skutek braku dostępu do materiałów procesowych, analiz rynku wojskowego oraz funkcjonowania wielu wewnętrznych przepisów regulujących (ograniczających) mechanizmy rynkowe w armii. Problem ten zosta! szerzej omówiony w następnym rozdziale. 3 Zob. Zmiany w potocznej ocenie korupcji, TNS OBOP, Warszawa 2003. 201 >¦¦»'« wielokrotne wymienianie Polski w dokumentach rangi międzynarodowej (choćby sygnowanych przez ONZ), a także w analizach wielu organizacji pozarządowych, w których Polska pod względem zagrożeń korupcyjnych zajmuje znacznie wyższe miejsce niż np. inne kraje Unii Europejskiej. Co gorsza, zjawisko korupcji ma u nas charakter dynamiczny, rosnący. Według opracowanej przez Transparency International dziesięciopunktowej skali korupcji, zgodnie z którą im mniejsza liczba punktów, tym gorsza ocena, Polska uzyskała w 2003 r. ocenę 3,6, podczas gdy w 1996 r. ta ocena wynosiła 5,6. Na 133 państwa objęte rankingiem Polska znalazła się za Chorwacją, Peru i Słowacją oraz za wszystkimi (poza Rosja i Rumunią) państwami dawnego bloku sowieckiego. Trudno nie zgodzić się z Andrzejem Kojderem, że polska korupcja „stanowi przyczynę i skutek instytucjonalnej niewydolności państwa polskiego oraz etycznej degrengolady znacznej części klasy politycznej"4. Korupcja i zagrożenia z nią związane należą do centralnych obszarów zainteresowań instytucji międzynarodowych (ONZ, Unia Europejska, Bank Światowy), poszczególnych rządów, partii politycznych, programów nauko-wo-badawczych prowadzonych przez środowiska naukowe oraz ludzi całkiem zwyczajnych. Korupcja jest bowiem tym rodzajem patologii społecznej i instytucjonalnej, którego wyraźnymi cechami są internacjonalizacja, przekraczanie granic kulturowych, ideologicznych, państwowych oraz rozbudowa obszarów oddziaływania. Ostatnia dekada XX w. przyniosła jej szczególny rozwój w europejskich demokracjach na fali powstawania nowych organizmów państwowych, demilitaryzacji regionu, budowania rzeczywistości gospodarczej opartej na wolnym rynku, a także rywalizacji o wpływy polityczno-ekonomiczne. Czynnikami wzmacniającymi różnorodne mechanizmy korupcyjne w armiach (i w ich otoczeniu) na przełomie XX i XXI w. stały się także konflikty zbrojne, do jakich doszło na południu Europy (Bałkany), na Kaukazie, na Środkowym Wschodzie, a dokładnie ich oddziaływanie na rynki międzynarodowe. Korupcja jest nie tylko wynikiem braku stosownych regulacji prawnych, niedostatków organizacji życia publicznego, ale również następstwem wielu procesów polityczno-ekonomicznych i geomilitarnych oraz rozwoju innych form patologii społecznej. Warto zatem - przed zaprezentowaniem największych mechanizmów korupcyjnych i wynikających 4 A. Kojder, Przeciwdziatanie korupcji w państwach Unii Europejskiej, „Wszechnica Polska" 2003, nr 2, s. 20. 202 z nich w ostatnich latach afer - odnieść się do źródeł zjawiska oraz mało do tej pory podejmowanych etycznych aspektów korupcji. Obserwacja i analiza zmian, jakie zaszły w Polsce po 1989 r., określanych przez socjologów jako syndrom wielkiej zmiany, upoważniają do postawienia tezy, że budowaniu nowej demokracji towarzyszyło przeniesienie do realiów życia części negatywnych obyczajów społeczno-politycznych i mechanizmów gospodarczych z ancien regime'u. Co więcej, w III Rzeczypospolitej niektóre patologiczne zachowania społeczne uległy niebezpiecznemu wzmocnieniu. W literaturze przedmiotu wskazuje się wiele przyczyn takiego stanu rzeczy5. Do nich też odnoszą się refleksje Józefa Tischnera nad „nieszczęsnym darem wolności"6 czy refleksje Mieczysława Alberta Krąpca w odpowiedzi na pytanie: „czymże jest więc ta wolność, która tak wiele kosztuje?"7. Warto w tym miejscu przytoczyć opinię Janusza Mariańskiego: „Moralność - podobnie jak religia - staje się sprawą prywatną, nie tyle funkcjonuje jako zwarty system obowiązujących wartości i norm usankcjonowanych społecznie, ile jako system różnorodnych ofert «na rynku», w których jednostki mogą spokojnie wybierać w ramach procesów komunikowania społecznego i moralnego"8. Wydaje się zasadne, aby analizy zagrożeń korupcyjnych dokonywać nie tylko z perspektywy ponoszonych przez państwo i społeczeństwo strat finansowych, wynikających np. z zawyżania kosztów inwestycji lub funkcjonowania w obiegu tzw. brudnego pieniądza, ale także - a może przede wszystkim - z punktu widzenia zagrożeń natury moralnej. Rak korupcji uderza bowiem nie tylko w finanse. Niszczy zdolność odróżniania dobra od zła i relatywizuje zachowania, czyny i decyzje człowieka w zależności od potrzeb interesu osobistego, czego dobitnym przykładem są nepotyzm i partyjniactwo. W ten sposób, często niezauważalnie, tworzy się podwójny mechanizm postrzegania i kreowania rzeczywistości, w której prawa i obowiązki nie są normą powszechną, lecz zależą od kontekstu 5 Por. Conference of the Presidents of Parliaments of the Central European lnitiative Member States, Sejm Publishing Office, Warsaw 2000; Combating Corruption. Poiand's Strategies and International Lessons ofExperience, WBO, WO, Warszawa 2000, W. L. M i 11 e r, A. B. G r 0 d e 1 a n d, T. Y. Koshechkina./l Culture of Corruption? Coping with Government in Post-Communist Europę, CEU Press, Budapest 2001. 6 Por.J.Tischner, Nieszczęsny dar wolności, Znak, Kraków 1996. 7 M.A. Krąpiec, Ludzka wolność i jej granice, Red. Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 2000, s. 5. 8J. Mariański, Religia i moralność w społeczeństwie polskim. Współzależność czy autonomia?, w: Kondycja moralna społeczeństwa polskiego, J. Mariański (red.), WAM-Komitet Socjologii PAN, Kraków 2002, s. 484. 203 sytuacji oraz celów indywidualnych, partyjnych i grupowych. Umacnianie się takich trendów prowadzi wprost nie tylko do odtwarzania w nowych warunkach zachowań charakterystycznych dla państwa realnego socjalizmu (w którym obywatele funkcjonowali nierzadko obok państwa), ale i do narastania w III Rzeczypospolitej tego typu zachowań. W wypadku Polski mamy do czynienia z wieloma źródłami aktów korupcji i zachowań korupcyjnych. Z pewnością są one głęboko zakorzenione w naszej tradycji, jako następstwo zachowań charakterystycznych dla narodu znajdującego się przed długi okres w niewoli (korupcja w zaborze rosyjskim będąca trwałym elementem funkcjonowania władzy zaborców), kilkudziesięcioletniej ograniczonej suwerenności z charakterystycznym dla niej relatywizowaniem praw i obowiązków wobec państwa i obywateli. „Z całą pewnością - twierdzi Tomasz Nałęcz - korupcja jest generalnie mniejsza tam, gdzie społeczeństwo traktuje swoje państwo jak dobro wspólne, utożsamia się z państwem i jego instytucjami"9. Jeżeli dochodzi do oligarchizacji państwa i życia politycznego, jeżeli decyzje gospodarcze i polityczne są podejmowane zakulisowo, to patologia instytucji i władzy - i korupcja właśnie - systematycznie rośnie. Istnieje również wyraźny związek przyczynowo-skutkowy między różnymi przejawami patologii a korupcją oraz ich wzajemne wpływanie na siebie. Dynamika wpływu różnych przejawów przestępczości na korupcję i jej udział w czynach przestępczych jest oczywiście zróżnicowana, ale z analiz policyjnych jednoznacznie wynika, że procedery korupcyjne (po-plecznictwo, łapownictwo) stają się jednym z zasadniczych mechanizmów wikłania ludzi w działalność przestępczą. W licznych rozważaniach o zagrożeniach korupcyjnych pojawiają się często wypowiedzi o powszechności tego zjawiska w Polsce, czemu niewątpliwie sprzyjają ujawnione w latach 2002-2004 przez dziennikarzy, policję i organy bezpieczeństwa państwa afery korupcyjne, w które są zamieszani wysocy funkcjonariusze państwa lub które dotyczą spraw mających szersze społeczne odniesienie: tzw. afera Rywina, afera z biopaliwami, tzw. afera Farmus-Szeremietiew, niejasności wokół inwestycji związanych z Pocztą Polską i koncernem Orlen, „ustawianie" przetargów w wojsku, intratne zakupy terenów inwestycyjnych przez potentata finansowego z Poznania, upadek znanych firm krajowych wykupionych przez zachodnich inwestorów, 9 T. Na lecz, Łapówka bywa cnotą... (rozm. P. Wroński), „Gazeta Wyborcza", 15 grudnia 2003, dodatek „Duży Format". 204 dopłaty do rynku rolnego, lokalne afery inwestycyjne w Świętokrzyskiem i Łódzkiem o silnym zabarwieniu politycznym. Takie przykłady można mnożyć. Pokazują one złożony obraz chorego państwa, w którym interes obywateli (a wię jego publiczne powinności) zostaje zastąpiony interesem grupy politycznej (vide „grupa trzymająca władzę"), lokalnymi powiązaniami politycznymi oraz interesami grupowymi lub indywidualnymi. Warto w tym miejscu wskazać na ujawnione m.in. przez Transparency International Polska (tkwiące w organizacyjno-prawnych niedostatkach funkcjonowania państwa) przyczyny umacniania się i rozszerzania tych zjawisk. Należą do nich10: niespójność i niejednoznaczność przepisów, co umożliwia urzędnikom rozpatrywanie spraw według własnych procedur czasowych; niemożność obciążenia urzędnika odpowiedzialnością finansową za bezprawnie podjęte decyzje; nieprecyzyjność przepisów prawa budowlanego umożliwiająca prowadzenie inwestycji budowlanych bez udowodnienia przez inwestora, że jest właścicielem gruntu; wzmocnienie uprawnień inspektorów budowlanych bez równoczesnego zapewnienia kontroli ich działań, zwłaszcza wydawanych decyzji; stosowanie ograniczeń informacji o przetargach oraz wprowadzanie nieuzasadnionych wymogów technicznych ograniczających możliwość ubiegania się o zamówienia w wielu dziedzinach, zwłaszcza na rynku wojskowym; nieprecyzyjność zapisów ustawy samorządowej dotyczących działalności komisji rewizyjnych; niespójność przepisów antykorupcyjnych dotyczących ujawniania majątków urzędników i radnych, brak możliwości weryfikacji ich deklaracji majątkowych; stosowanie przepisów ustawy o ochronie danych osobowych w celu utrudnienia kontroli majątków niektórych grup urzędników oraz osiąganych przez nich przychodów (np. funkcjonariuszy służb specjalnych); ustawa o gospodarce nieruchomościami umożliwiająca zastosowanie w procedurach przetargowych nieprecyzyjnych kryteriów uznaniowych; nieprecyzyjność przepisów ustawy o lokalach ułatwiająca manipulacje prawne; nadmiernie rozbudowany system certyfikatów, dopuszczeń, zezwoleń i uprawnień ograniczający obrót handlowy; 10 Zob. Mapa korupcji w Polsce, Transparency International Polska, Warszawa 2003; Parszywa dwunastka, „Gazeta Wyborcza", 22-23 listopada 2003. 205 usankcjonowana prawem hermetyczność niektórych zawodów, czego skutkiem są niemerytoryczne zasady rekrutacji do tych zawodów (np. adwokatura, radcy prawni, komornicy). wprowadzanie nowych, często nieuzasadnionych lub zbyt restrykcyjnych przepisów w zakresie ochrony informacji w sytuacji gdy rynek ten został opanowany przez grupy wywodzące się z byłych oraz obecnych służb specjalnych. Ten szczegółowy katalog działań patologicznych, nie wyczerpujący oczywiście potencjalnych obszarów zagrożeń, dowodzi, iż szereg przesłanek korupcji można znaleźć w obowiązujących przepisach prawnych, a próby ich zmian napotykają zdecydowany opór sił i środowisk, dla których stanowią źródło kolosalnych zysków oraz umożliwiają utrzymanie władzy urzędnika nad obywatelem. Bez wątpienia rozważania nad korupcją dotyczą kondycji państwa, które wszak powinno służyć dobru publicznemu". W takim rozumieniu korupcja jest elementem uniemożliwiającym lub co najmniej utrudniającym zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego, zewnętrznego, sprawne funkcjonowanie organów publicznych oraz podważającym zaufanie do państwa i jego instytucji. Mechanizmy powstawania korupcji Polacy są przekonani, że korupcja jest wszechobecna (zob. wykres 1). Biorą wszyscy i wszędzie: skorumpowani są urzędnicy samorządowi, państwowi, sędziowie, prokuratorzy, policjanci, lekarze, posłowie i dziennikarze. Poglądom tym towarzyszy brak wiary w możliwość przezwyciężenia tego patologicznego procederu. Co gorsza, korupcja niepokoi coraz więcej osób. W 1991 r. 33% badanych uważało ją za bardzo duży problem społeczny, a w 2003 r. - blisko 70% (zob. wykres 2). A jakie są obszary największych zagrożeń korupcyjnych? Podjęcie takich rozważań jest związane z wyborem punktu odniesienia, zapewniającego maksymalną wiarygodność oraz odejście od nazbyt publicystycznego i emoc- " Zob. C. Znamierowski, Szkoła prawa. Rozważania o państwie, PAX, Warszawa 1988, s. 76-80, 98-101 oraz A. Kojder, Godność i sita prawa. Oficyna Naukowa, Warszawa 2001 i A. Z. Ka m i ń s k i. Patologia procesu prywatyzacji. Kapitalizm polityczny. Korupcja, w: Manowce polskiej prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Wydaw. Naukowe PWN-Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2001. 206 Wykres 1. Opinie o tym, co w Polsce można załatwić za pieniądze korzystną decyzję korzystną decyzję przychylność korzystny wyrok korzystny zapis w urzędzie gminy w wysokim gazet sądu ustawy sejmowej urzędzie państwowym | D łatwo U trudno M nie można w ogóle | ¦,¦•/:•¦¦• ' Źródło: Potoczny obraz korupcji, TNS OBOP, styczeń 2003 r. r jonalnego podejścia w formułowaniu ocen i wniosków. Wydaje się, że z punktu widzenia kompleksowości ocen najcenniejsze są analizy NIK-u i ekspertyzy parlamentarne. Uzupełniają je syntetyczne opracowania zawarte w coraz liczniejszej - zarówno krajowej, jak i zagranicznej - literaturze przedmiotu12. Spróbujmy zatem przedstawić sfery i przejawy korupcji w Polsce, z zastrzeżeniem, że kolejność prezentowanych problemów nie jest hierarchiczna, ponieważ korupcja bywa zmienna nawet w krótkim czasie w wyniku 12 Jeśli chodzi o prace, które w ostatnich latach ukazały się na polskim rynku wydawniczym zob. zwłaszcza K. Tarchalski, Korupcja i przywilej: zarys teorii i praktyki, Semper, Warszawa 2000; S. Rose-Ackerman, Korupcja i rządy: przyczyny, skutki i drogi reform, tłum. P. Łuków, Fundacja im. S. Batorego, Warszawa 2001; Korupcja w życiu społecznym,}. Kurczewski, B. Łaciak (red.). Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2002; P. van Buitenen, Oszustwa bez tajemnic: korupcja w Unii Europejskiej, tłum. Z. Lorenc-Patlewicz, S. Patlewicz, EON, Wrocław 2002; Monitoring the UE Accession Process: Corruption and Anticorupption Policy. Country Reports, Open Society Institute, Budapest-New York 2002; Walka z korupcją: strategie działań antykorupcyjnych dla Polski i doświadczenia międzynarodowe, M. Michalska, K. Olechowska (red.), BBŚwP, Warszawa 2000; Klimaty korupcji, A. Kojder, A. Sadowski (red.), Centrum im. Adama Smitha-Semper, Warszawa 2002; K. Cadowska, Zjawisko klientyzmupolityczno-ekonomicznego, Wydaw. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2002; Rzetelność życia publicznego. Metody zapobiegania korupcji, J. Pope (oprać), tłum. M. Pertyński, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 1999. 207 Wykres 2. Czy korupcja stanowi problem społeczny? bardzo duży raczej duży raczej maty maty trudno powiedzieć ? lipiec 1991 r. ¦ luty 2003 r. Źródło: Polacy o korupcji, lobbingu i kupowaniu ustaw, CBOS, luty 2003 r. pojawienia się w obszarze zainteresowania poszczególnych grup interesów nowych zadań, kontraktów czy rozwiązań. W przygotowanych w latach 2000-2003 raportach NIK-u13 oraz Sejmu zawarto szereg wniosków dowodzących narastania w Polsce zagrożeń korupcyjnych. Niektóre z tych zagrożeń mają znamiona korupcji systemowej, czego przykładem jest wspomniana tzw. afera Rywina związana z kształtem nowej ustawy o radiofonii i telewizji, de facto będąca wynikiem rywalizacji o wpływy i pieniądze między mediami publicznymi i prywatnymi. Zachowania korupcyjne w przedsiębiorstwach i w instytucjach państwowych Prezentacja wybranych zagrożeń korupcyjnych w ich praktycznych przejawach jest niełatwa. Trudno bowiem dokonać wyboru przykładów z kilkuset potwierdzonych procederów korupcyjnych, jakie miały miejsce w Polsce w ostatnich dziesięciu latach. Owa trudność wynika również z nieporównywal-ności czynów korupcyjnych i niemożliwości stosowania zasady porównania strat 13 Zob. Zagrożenie korupcją w świetle badań kontrolnych NIK (2002-2003). U sprawozdanie z realizacji «Programu zwalczania korupcji - strategia antykorupcyjna. Stan prac - lipiec 2003» przyjęte przez Radę Ministrów, Sprawozdanie stenograficzne z 54 posiedzenia Sejmu RP w dniu 28 lipca 2003 roku. 208 finansowych. Nie można bowiem przyjąć matematycznych wskaźników wysokości strat, ponieważ w istotę czynów korupcyjnych wpisana jest ich dalekosiężna konsekwencja oraz wykraczające poza ujawnione przez organa sprawiedliwości straty rzeczywiste. Skutkiem błędów popełnionych przy prywatyzacji zakładów jest np. zwiększające się bezrobocie, którego koszty ponosi w długiej perspektywie całe społeczeństwo. Przykładowo: podjęcie nieprawidłowej decyzji o wyborze konkretnego oprogramowania w administracji państwowej pociąga za sobą konieczność jego ciągłego unowocześniania, a wpisanie na listę leków refundowanych preparatów, które mają tańsze zamienniki, sprawia, że budżet ponosi długotrwałe koszty, których można by uniknąć. Według danych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w co dziesiątym spośród ponad 350 śledztw prowadzonych przez wchodzący w jej strukturę Departament Postępowań Karnych występowały wątki korupcyjne. Zdaniem analityków Agencji do obszarów szczególnego zagrożenia korupcją można obecnie zaliczyć: , administrację celną i skarbową; sektor rolnictwa (działania związane z dotacjami za przechowywanie płodów rolnych); politykę lękową (procedury rejestracyjne leków, refundacja leków z importu, zakup sprzętu medycznego); wymiar sprawiedliwości i organy ścigania; procedury przekształceń własnościowych, zamówienia publiczne, przyznawanie koncesji oraz prowadzenie przetargów14. Najwyższa Izba Kontroli za szczególne zagrożenia korupcyjne w sektorze publicznym uznała15: nadmierne kompetencje jednego urzędnika; ¦ dowolność w podejmowaniu decyzji; lekceważenie dokumentacji i sprawozdawczości; - "¦¦¦;• > :: :¦. słabość kontroli wewnętrznej; . ¦ ,. '¦ ; : nierówność obywateli w dostępie do informacji; <>: , ¦'i brak odpowiedzialności osobistej; ..: uchylanie się przed kontrola państwową. ¦ f W latach 1999-2003 NIK w prezentowanych corocznie wynikach najważniejszych badań kontrolnych wskazała blisko 200 spraw ujawniających 14 Tamże, s. 4-5. 15 Por. Zagrożenie korupcją w świetle badań kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonych w r. 2002, NIK, Warszawa 2003. 209 różnorodne przesłanki korupcjogenne czy zgoła procedury korupcyjne16. Dotyczą one niemal wszystkich sfer funkcjonowania państwa oraz wydatkowania środków publicznych i stanowią jedynie ułamek faktycznych czynów korupcyjnych. Nie ma natomiast rzetelnych danych na temat korupcji w firmach prywatnych, w zagranicznych podmiotach gospodarczych działających w Polsce, w mediach prywatnych i w wielu innych obszarach rynku. Nie do końca rozpoznane są również takie sfery, jak prywatne szkolnictwo średnie i wyższe, sport wyczynowy oraz rynek public relations. Prasowe sygnały o procederach korupcyjnych w tych dziedzinach pozwalają przypuszczać, że mogą być one nie mniejsze niż w sferze budżetowej. Prezentowane przykłady są więc z konieczności jedynie próbą ukazania, jak wielopostaciowa i wieloczynnikowa może być korupcja. Zwłaszcza jeśli „twarde" dane zostaną uzupełnione analizą działań korupcyjnych ujawnionych dzięki prowadzonym w latach 2001-2003 śledztwom dziennikarskim. Warto przy tym przypomnieć, że właśnie dziennikarze jako pierwsi odkryli największe afery korupcyjne ostatnich lat, co uzasadnia pytanie o zdolność instytucji ochrony bezpieczeństwa państwa do skutecznego przeciwdziałania korupcji, a także patologii instytucji i władzy. Przytoczone przykłady nieprawidłowości nie są oparte na materiałach procesowych. Nie uwzględniają zatem konsekwencji prawnych, jakie ponieśli sprawcy przestępstw. Duża część tego typu spraw pomimo oczywistych przesłanek korupcyjnych nie znalazła finału sądowego. Stworzenie w Polsce sieci szybkich pociągów Wzrost wymiany handlowej i ruchu turystycznego po 1989 r. przekonał specjalistów o konieczności szybkiej modernizacji polskich sieci kolejowych zarówno w zakresie ich infrastruktury, jak i wprowadzania nowoczesnego taboru pasażerskiego i towarowego. Już na początku lat 90. narodził się pomysł wprowadzenia na najważniejszych kierunkach sieci pasażerskich tzw. szybkich pociągów, odpowiadających standardom co najmniej kolei niemieckich i włoskich. Powstał projekt zakupu składów szybkich pociągów z wychylnym nadwoziem, które umożliwiałyby podróżowanie z prędkością przekraczającą 200 kilometrów na godzinę. W tym celu PKP rozpoczęły 16 Zob. Zagrożenie korupcją w świetle badań kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonych w r. 1999, NIK, Warszawa 2000; Zagrożenie korupcją w świetle badań kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonych w r. 2000, NIK, Warszawa 2001; Zagrożenie korupcją w świetle badań kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonych w r. 2001, NIK, Warszawa 2002; „Biuletyn Informacyjny Departamentu Strategii Kontrolnej NIK" 2003, nr 1. 210 procedury przetargowe na zakup takich zestawów, które miary być wykorzystywane na linii Gdynia-Warszawa-Katowice. Podczas przeprowadzonych kontroli17 ustalono, że PKP nie były przygotowane do sfinansowania tego przedsięwzięcia. Mimo ogromnego zadłużenia firmy w toku procesu planistycznego systematycznie podnoszono udział własny PKP w tym projekcie - z 15% w 1996 r. do 25% rok później. Dodatkowo plany wprowadzenia sieci szybkich pociągów nie zostały skorelowane z rozbudową infrastruktury, w tym z wprowadzeniem sieci odpowiednich torów, rozjazdów i przejazdów umożliwiających rozwinięcie planowanych prędkości (w 1999 r. tylko jedna piąta planowanej trasy była przygotowana do pełnego wykorzystania zdolności szybkich pociągów). Analiza prowadzonego postępowania przetargowego dowodzi, że w ciągu trzech lat od przygotowania założeń planistycznych koszty zakupu szybkich pociągów wzrosły aż o 75% w stosunku do założonych. Planowane decyzje na żadnym etapie postępowania przetargowego nie zostały wsparte profesjonalnymi analizami opłacalności takiego przedsięwzięcia. Kontrola NIK-u ujawniła również, że składane oferty odbiegały od wymagań zawartych w warunkach zamówienia. Kolejną nieprawidłowością było zlecenie przez PKP zaprzyjaźnionej firmie zadań związanych z organizacją i obsługą przetargu, a także z przygotowaniem i prowadzeniem dokumentacji przetargowej w zamian za wysokie korupcyjne wynagrodzenie, które otrzymały osoby decydujące 0 zawarciu kontraktu. Doprowadziło to do kolejnego podwyższenia kosztów całego przedsięwzięcia. Doszło także do ujawnienia firmie zewnętrznej celów 1 możliwości PKP. Ponieważ zyski firmy obsługującej kontrakt ustalono jako procent jego wysokości można domniemywać, że nie była ona zainteresowana obniżeniem kosztów przetargu. Zarząd PKP kontynuował procedury zmierzające do sfinalizowania projektu, mimo że zakwestionowała je NIK. W związku ze stwierdzonymi nieprawidłowościami (a zwłaszcza wobec braku ekonomicznej zasadności projektu) we wrześniu 1999 r., na wniosek NIK-u, wszczęto procedury unieważnienia przetargu. Przekształcenia własnościowe w Hucie Warszawa Prywatyzacja Huty Warszawa jest przykładem ciągu niekompetencji oraz podejmowania decyzji, których skutkiem są ogromne straty dla budżetu państwa. Proces prywatyzacji huty, uzasadniony czynnikami ekonomicznymi 17 Por. Zagrożenie korupcją w świetle badań kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonych w r. 1999, załącznik. 211 (bieżąca sytuacja finansowa huty, załamanie się rynków zbytu, regres w hutnictwie światowym, brak środków na jej unowocześnienie), został przeprowadzony z naruszeniem szeregu obowiązujących aktów prawnych, a na Skarb Państwa przerzucono dużą część kosztów przedsięwzięcia. W trakcie procesu przetargowego dopuszczono do wniesienia w aporcie około 150 ha gruntów otaczających zakład, które (w związku z dynamicznie rozwijającym się warszawskim budownictwem mieszkaniowym) bardzo szybko nabrały ogromnej wartości rynkowej. Nieuzasadnione było również nadmierne zaangażowanie Skarbu Państwa w tworzenie spółki z udziałem zagranicznym oraz podejmowanie zobowiązań finansowych w imieniu podmiotu, który miał je realizować. Doprowadziło to do sytuacji, w której stroną umowy z włoskim koncernem stał się organ założycielski, a nie Huta Warszawa, najpierw jako przedsiębiorstwo państwowe, a następnie spółka akcyjna. W czasie działań kontrolnych procesu prywatyzacji huty ustalono, że Skarb Państwa mógł uzyskać znacznie lepsze finansowe warunki umowy i być dysponentem wartościowych, dających się spieniężyć gruntów. Warto też dodać, że negocjacje w sprawie sprzedaży tak wielkiego przedsiębiorstwa przeprowadzono bez dokonania wyceny majątku firmy oraz inwentaryzacji mienia produkcyjnego i pozaprodukcyjnego. Wydano ogromne sumy na opłacenie doradców i ekspertyzy wykonywane dla nowego właściciela huty. . Wykorzystywanie niejawnych informacji służbowych przez urzędników MON-u W 2001 r. został zatrzymany i tymczasowo aresztowany na wodach międzynarodowych asystent sekretarza stanu, pierwszego zastępcy ministra obrony narodowej. Ustalono, że za wiedzą swojego przełożonego, z którym od wielu lat pozostawał w ścisłych kontaktach, miał nieograniczony dostęp do wszelkiej dokumentacji znajdującej się w MON-ie, zwłaszcza zaś do dokumentów handlowych (przetargowych i technicznych). Ów asystent, choć nie miał odpowiednich certyfikatów umożliwiających wgląd do dokumentów krajowych i do dokumentów NATO, za zgodą wiceministra obrony narodowej zapoznawał się z założeniami planowanych przetargów, założeniami taktyczno-technicznymi sprzętu, a następnie wiedzę tę (co jesienią 2003 r. było przedmiotem postępowania sądowego) wykorzystywał w trakcie kontaktów z przedstawicielami firm zagranicznych ubiegających się o zamówienia dla polskiej armii. Istnieje domniemanie, że w trakcie tych rozmów 212 firmom zagranicznym składano propozycje wygrania przetargu w zamian za określone korzyści. Dzięki możliwościom dostępu do dokumentów z klauzulami „tajne" i „ściśle tajne" asystent wiceministra obrony narodowej mógł zebrać pełne informacje o kierunkach i planach rozwoju techniki wojskowej, 0 skali środków, jakimi dysponuje wojsko, oraz o procesie integracji polskiej armii z NATO. Do procederu o podobnym charakterze doszło również w 2003 r. podczas realizacji zamówień dla polskiego kontyngentu wojskowego w Iraku. Oficerowie Dowództwa Wojsk Lądowych w zamian za korzyści majątkowe ustalali z przedstawicielami firm zasady dostaw, wymogi techniczne urządzeń oraz warunki finansowe. Racjonalizacja i wynalazczość w instytucjach państwowych ' Działania racjonalizatorskie i wynalazcze mają na celu aktywizację zawodową pracowników, obniżanie kosztów produkcji oraz unowocześnianie produkcji, usług i procedur. Każdego roku z budżetu państwa na gratyfikacje z tytułu wdrażanych projektów racjonalizatorskich, nowatorskich i wynalazczych wydaje się dziesiątki milionów złotych. Dzięki badaniom prowadzonym m.in. przez NIK ustalono, że w większości przedsiębiorstw działalność racjonalizatorska nie jest traktowana jako czynnik wspomagający procesy modernizacyjne 1 rozwojowe. Na przykład w 1999 r. w 24 kontrolowanych przedsiębiorstwach przyjęto do realizacji 1027 projektów, za które wypłacono twórcom ponad 26 min złotych. Ustalono, że przedstawiciele kadry kierowniczej tych przedsiębiorstw otrzymali 46% tej kwoty, choć tylko w niewielkiej części uczestniczyli w opracowaniu tych projektów. Proceder dopisywania się zwierzchników pod pracami, które wykonali ich podwładni, jest powszechny. Osoby na kierowniczych stanowiskach często też wnioskują o przyznanie niezasłużonych nagród dla własnych zespołów lub same przyznają takie nagrody. Wojewódzkie fundusze ochrony środowiska i gospodarki wodnej Fundusze ochrony środowiska należą do największych polskich funduszy celowych i są beneficjentami ogromnych kwot finansowych pochodzących ze specjalnych opłat ponoszonych przez przedsiębiorstwa. W drugiej połowie lat 90. stwierdzono istnienie przesłanek korupcyjnych związanych z zarządzaniem tymi funduszami. Najważniejsze z nich to nieprzestrzeganie zasady niełączenia stanowisk kierowniczych w urzędach wojewódzkich 213 j z funkcjami członków, prezesów i wiceprezesów zarządów wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej. Prowadziło to m.in. do zaciągania nieuzasadnionych pożyczek i przekraczania planowanych wydatków (np. w 1994 r. w województwie gorzowskim niemal sześciokrotne). Innymi przejawami korupcyjnymi było udzielanie przez fundusze wysokich pożyczek bez późniejszej weryfikacji, czy przyznane środki były rzeczywiście wykorzystywane na działania proekologiczne (np. środki przeznaczone na unowocześnienie instalacji produkcji amoniaku w rzeczywistości wydano na budowę dróg, oświetlenia i inną infrastrukturę). Powszechnie nie przestrzegano zasady, że dotacje mogły wynosić maksymalnie 30% kosztów inwestycji. Nierzadko pokrywały ich pełne koszty. Niewątpliwym czynnikiem korupcjogennym było wyznaczanie na szefów tych funduszy lub na inne stanowiska kierownicze osób z klucza partyjnego, które nie miały odpowiednich kwalifikacji zawodowych oraz stosownego przygotowania merytorycznego. W dalszym ciągu tego typu stanowiska traktowane są przez polityków jako synekury przynoszące ogromne wpływy. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) W latach 1995-1997 wydatki PFRON-u wyniosły ponad 3,1 mld złotych. Ze środków tych utworzono niespełna 48 tys. miejsc pracy, a na skutek podejmowanych działań liczba niepełnosprawnych bezrobotnych zmniejszyła się zaledwie o 7,3 tys. osób. Oznacza to, że stanowiska pracy tworzone i wspierane ze środków Funduszu należą do najdroższych w całej gospodarce. Zastrzeżenia co do celowości i zasadności wydatkowania środków PFRON-u potwierdza także ogromna rozbieżność kosztów utworzenia jednego stanowiska dla niepełnosprawnych: wahają się one od 5 do ponad 30 tys. złotych. W rzeczywistości w wielu zakładach tworzenie miejsc pracy dla niepełnosprawnych służyło obniżaniu kosztów własnych firmy. Gwałtownemu wzrostowi liczby zakładów pracy chronionej - spółek prawa handlowego i spółek cywilnych (w latach 1996-1997 o niemal 80%) - towarzyszyło dofinansowywanie zakładów ze środków budżetowych. Ponad 30% firm, które uzyskały status zakładu pracy chronionej, nie dotrzymało warunków funkcjonowania tego typu zakładów, tzn. opieki nad pracownikiem i zatrudniania osób niepełnosprawnych. W wielu przypadkach między właścicielami tych zakładów a osobami zatrudnionymi w oddziałach PFRON-u istniały (i zapewne istnieją) korup-cjogenne układy partyjne i towarzyskie. Warto dodać, że żaden organ państwowy nie dysponuje udokumentowaną i pełną wiedzą o wielkości 214 środków gromadzonych na wszystkich zakładowych funduszach rehabilitacji w zakładach pracy chronionej ani o sposobie wydatkowania tych środków. Skala problemu jest tym większa, że na szeroko rozumianą rehabilitację jednego zatrudnionego niepełnosprawnego zakłady pracy chronionej mogły wydać około 13 tys. złotych, tymczasem faktycznie wydawały znacznie mniej. W związku z preferencyjnym systemem podatkowym stosowanym wobec tych zakładów w 1997 r. na ich konta wpłynęło 2,4-3,7 mld złotych (w zależności od sposobu szacunku tych kwot). Nieprawidłowe działania Funduszu potwierdziły także przeprowadzone w 2003 r. kontrole NIK-u, które dotyczyły udzielania bezzwrotnej pomocy materialnej i finansowej niepełnosprawnym. Stwierdzono m.in. nieuzasadnione zróżnicowanie pomocy dla osób znajdujących się w porównywalnej sytuacji oraz nierówny dostęp do pomocy, a także finansowanie wyjazdów zagranicznych pracowników PFRON-u jako rzekomych misji gospodarczych (np. do Meksyku). Agencje rolne , Agencje rolne powołane przez państwo mają za zadanie m.in. prowadzenie działań interwencyjnych lub zbywanie gruntów (majątku) po państwowych gospodarstwach rolnych oraz zmniejszanie skali bezrobocia w środowiskach wiejskich. Brak czytelnych mechanizmów ekonomicznych i strategii działania sprawił, że agencje odeszły od realizacji celów, do jakich zostały powołane. Na przykład Agencja Restrukturyzacji Rolnictwa w 1992 r. wyeksportowała ponad 600 tys. ton zbóż. Susza i niski poziom zbiorów doprowadziły do znacznego wzrostu cen zarówno zbóż, jak i pasz, a w konsekwencji do spadku pogłowia trzody. Te i inne, częściowo spekulacyjne, działania przyniosły wymierne straty całej gospodarce. Innego rodzaju nieprawidłowości stwierdzono w Agencji Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa, która zamiast inwestować, lokowała pieniądze (w tym dotacje budżetowe) w bankach. NIK zakwestionowała nie tylko nieuzasadnione lokaty bankowe (w 1994 r. ponad 330 min złotych, w 1995 r. ponad 714 min, a w 1996 r. 889 min zł), ale także niekorzystne wynegocjowanie ich oprocentowania (np. lokaty w Rolbanku i Banku Gospodarki Żywnościowej były ustalone na poziomie 11-18% przeciętnego oprocentowania)18. Nieprawidłowe działania Agencji uniemożliwiały oczekiwane 1 Tamże, s. 90-91. 215 wspieranie zmian w polskim rolnictwie i opóźniały przekształcenia własnościowe. Świadczyły również nie tylko o niegospodarności, ale zapewne o ich korupcyjnym podłożu. W wypadku Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa stwierdzono liczne formalnoprawne uchybienia przy sprzedaży majątku, brak nadzoru właścicielskiego przyczyniający się do rujnowania dzierżawionych obiektów, mały odsetek sprzedanych gruntów i obiektów oraz bardzo słabe wyniki finansowe gospodarstw skarbowych. Podstawowym czynnikiem korupcjogennym było nieprzestrzeganie obowiązku publikowania wykazu nieruchomości przeznaczonych do sprzedaży oraz ogłoszeń o przetargach, co prowadziło do ograniczania konkurencji, zaniżania wyceny majątku i sprzedaży go wybranym osobom. Sprzyjały temu zawieranie końcowych umów nawet kilkanaście miesięcy po zakończeniu przetargu i niekompletna dokumentacja przetargowa. Zagrożeniem korupcyjnym była też sprzedaż przez Agencję gruntów w województwie dolnośląskim. Prywatna spółka, która je kupiła, po zmianie planu zagospodarowania przestrzennego odsprzedała grunty innej firmie z dwukrotnym zyskiem, ta zaś uzyskała niemal 80% zysku, gdy sprzedała grunty sieci hipermarketów. Doprowadziło to do uszczuplenia możliwych wpływów do Skarbu Państwa o około 20 min złotych. Paliwa Duży popyt na paliwa i ich wysokie ceny doprowadziły do powstania ogromnego rynku nielegalnego handlu paliw. Sprzedaż paliwa przeznaczonego do użytku przemysłowego i indywidualnego (olej opałowy) jako paliwa samochodowego lub rolniczego świadczy o zachowaniach korupcyjnych. Brały w nich udział instytucje i osoby kontrolujące obrót paliwami, wydające certyfikaty, a także służby celne. Korupcja paliwowa to także nielegalne stacje „uzdatniania" paliw wprowadzanych na rynek jako paliwa pełnowartościowe oraz przemyt paliw z pominięciem opłat celnych i akcyzowych. W latach 2002-2003 z powodu zaniżenia ceł i akcyz budżet państwa został uszczuplony o około 60 min złotych. Jednym z największych publicznych odbiorców paliwa jest Poczta Polska. W trakcie kontroli tego przedsiębiorstwa przeprowadzonych w latach 1999-2001 stwierdzono wiele uchybień i nieprawidłowości. Ich przykładem może być wybór dostawcy paliwa dokonany z naruszeniem reguł uczciwego przetargu. Firma, którą wybrano, zaoferowała warunki finansowe gorsze 216 o ponad milion złotych od warunków finansowych zaproponowanych przez inne firmy. Podczas przetargu nie dokonano analiz rynkowych, które są procedurą powszechną, przyczyniającą się do znacznych oszczędności. W prasie pojawiły się informacje mówiące o dużym prawdopodobieństwie powiązań między dostawcami paliwa, którzy wygrali przetarg, a międzynarodową mafią paliwową. Nielegalny hazard, zakłady sportowe i gry elektroniczne j Jest to najmniej rozpoznany obszar korupcji. Jego działalność polega na funkcjonowaniu sieci nielegalnych punktów zakładów sportowych (zakłady piłkarskie, wyścigi konne), kontrolowanych w większości przez zorganizowaną przestępczość. Roczne zyski ocenia się na 40-50 min złotych. Innym przejawem korupcji jest wprowadzanie do lokali rozrywkowych dodatkowych, nie legalizowanych gier zręcznościowych, tzw. jednorękich bandytów. Lobbing na rzecz obniżenia podatków zdaniem części posłów (w styczniu 2004 r.) także nosi wyraźne znamiona korupcji. Egzaminy na kierowców Szkolenia kandydatów na kierowców są przykładem korupcji wynikającej z nadmiaru kompetencji jednej osoby. Obowiązujące przepisy egzaminacyjne uzależniają ocenę umiejętności zdających od indywidualnej decyzji egzaminatora, którą z reguły akceptuje komisja. Uposażenie egzaminatorów jest pochodną wpływów z opłat egzaminacyjnych, co tworzy korupcjogenny mechanizm oblewania kursantów, którzy opłacają każdy dodatkowy egzamin. Według badań NIK-u niemal 12% zdających stwierdziło, że w czasie egzaminów członkowie komisji egzaminacyjnej sugerowali im, że pozytywny wynik egzaminu zależy od „wręczenia korzyści materialnej", a 4,4% istotnie ją wręczyło19. Można przypuszczać, że korupcja jest tu jeszcze powszechniejsza. '.¦; ¦/./-'•¦;;i ,.. i". -• ,-•¦¦¦. /U,;>'— .'.,.., Wojskowa Agencja Mieszkaniowa Zagrożenia korupcyjne w agencjach zajmujących się majątkiem wojskowym należy zaliczyć do poważnych. Rozpoczęty w latach 90. proces 19 Zob. Zagrożenie korupcją w świetle badań kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonych w r. 2002, s. 5-6. 217 wyprzedaży zbędnych terenów i majątku wojskowego zaowocował nielegalnym lub działającym na pograniczu prawa procederem wzbogacania się kosztem państwa. Przykładem takiej sytuacji są nieprawidłowości wykryte przez NIK w szczecińskim oddziale Wojskowej Agencji Mieszkaniowej. Chodziło o sprzedaż nieruchomości za cenę zdecydowanie niższą od rynkowej. Nabywca w krótkim czasie sprzedał nieruchomość za cenę ponad dwukrotnie wyższą od pierwotnej. Zasadnicze mechanizmy korupcjogenne polegały tu na publikowaniu informacji o przetargach w sposób utrudniający zainteresowanym uzyskanie pełnych danych oraz rzetelnych wskazówek dotyczących trybu przetargu i wartości oferowanych nieruchomości. Celem tych działań było ograniczenie liczby oferentów, co dodatkowo „wspierano" nierzetelnymi, korzystnymi dla nich wycenami. Prowadzone w Szczecinie postępowania przetargowe odbywały się z naruszeniem ustawy o gospodarce nieruchomościami. Proceder ten był korzystny dla osób z określonych kręgów partyjnych czy towarzyskich i jawnie niekorzystny dla Agencji. Porty Lotnicze Przedsiębiorstwo państwowe Porty Lotnicze należy do grupy firm, w których NIK stwierdziła istnienie mechanizmów korupcyjnych. Doprowadziły one do ogromnych strat finansowych wynikających z działań podjętych z naruszeniem prawa i niegospodarności. W przedsiębiorstwie tym tworzono spółki lub przystępowano do już istniejących bez odpowiedniej ochrony interesu ekonomicznego firmy (np. z naruszeniem prawa umorzono udziały w jednej ze spółek wynoszące ponad 13 min złotych). Dopuszczono również do poręczenia wysokiego kredytu spółce prywatnej. Bezzasadnie stosowano także upusty za korzystanie z usług portowych (lotniskowych), bez czytelnych rozwiązań prawno--organizacyjnych określających zasady udzielania takich ulg. Przykłady sytuacji i procederów korupcyjnych można by mnożyć - chociażby na podstawie materiałów źródłowych NIK-u - co wszelako nie wydaje się sensowne. Warto jednak na zakończenie tego rozdziału przypomnieć 0 patologicznym, często korupcjogennym podtekście restrukturyzacji 1 prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. One bowiem stworzyły szansę zdobycia dużego kapitału ludziom umiejącym wykorzystać luki prawne, brak nadzoru i partyjno-towarzyskie układy personalne. 218 Transakcje, na których traci Skarb Państwa, są z reguły niezwykle korzystne dla określonych osób i kręgów. Marian Cichosz analizujący dysfunkcje prywatyzacji (także w świetle materiałów NIK-u) twierdzi, że „wszelka urzędowa kontrola prawidłowości przeprowadzenia tych transakcji osiąga poziom trudności równy penetracji sportretowanej przez Polańskiego Chinatown. Gdzie też - jak w hermetycznej społeczności amerykańskich Chińczyków - nikt z zewnątrz nie wie, o co chodzi, a interesy powiązanych personalnie, biznesowo i politycznie, grup decydentów, ekspertów i kontrahentów realizują się ponad i poza prawem"20. 20 M. C i c h o s z, Zaklęte rewiry prywatyzacji, w: Manowce polskiej prywatyzacji, s. 78. ';¦ J t.'''...*łi ' :¦ ¦ .,¦»,;. .i <;.U ; -K 1.1:t.-V 11 Korupcja w środowisku wojska Korupcja psuje państwo i społeczeństwo. Niszczy armię, co ma określony wymiar polityczny i ekonomiczny. Nie ulega też wątpliwości, „iż korupcja w obszarze obronności podważa wiarygodność sił zbrojnych, które cieszą się w Polsce dużym zaufaniem społecznym"1. Korupcja w wojsku jest podobna do korupcji w środowisku cywilnym, ale ma pewne cechy szczególne. W tradycji wojskowej przed 1989 r. były zakorzenione postawy parakorupcyjne związane przede wszystkim z formalnymi i nieformalnymi przywilejami oraz brakiem przejrzystości procedur gospodarczych. Te drugie wynikały głównie z prymatu decyzji ideologicznych nad rachunkiem ekonomicznym oraz porównaniem koszt-efekt. Z tego punktu widzenia przy ocenie zagrożeń korupcyjnych w środowisku wojskowym zasadne jest przyjęcie precyzyjnych kryteriów metodologicznych, w tym określenie relacji wzajemnych, jakie zachodzą pomiędzy wojskiem a instytucjami (obszarami) zewnętrznymi. Rodzaje zagrożeń korupcyjnych W wojsku mamy do czynienia z trzema odmiennymi typami zagrożeń. Pierwszy to korupcja wewnątrzwojskowa, typ drugi to korupcyjne oddziaływanie czynników zewnętrznych na wojsko (jego przedstawicieli), a trzeci to próby działań korupcyjnych podejmowane z inicjatywy przedstawicieli wojska. ' A.Jagn i eża, Korupcja jako zagrożenie dla obszaru obronności państwa, w. Klimaty korupcji, A. Kojder, A. Sadowski (red.), Centrum im. Adama Smitha-Semper, Warszawa 2002, s. 26. 220 W znaczącej części wykrytych przestępstw te trzy rodzaje zachowań nachodzą na siebie i się przenikają. Przykładem funkcjonowania takiego mechanizmu jest wykryta (jesienią 2003 r.) korupcja związana z zakupami środków technicznych dla polskiego kontyngentu sił pokojowych w Iraku oraz podejrzenie korupcji w związku z zakupami mostów saperskich dla jednostek inżynieryjnych. Każde z tych patologicznych działań ma określone, swoiste cechy. Wojsko jako znaczący rynek zbytu, o dużej dynamice zakupów nowej techniki wojskowej, zwłaszcza po wstąpieniu Polski do NATO, znajduje się w kręgu zainteresowań wielu producentów i dostawców. Chociaż globalnie zamówienia wojska są niższe niż wielu innych działów gospodarki, to cechą zamówień wojskowych jest wysoka cena jednostkowa produktów, relatywnie częste zamówienia wieloletnie oraz pewność, że zrealizowane zamówienia zostaną niezwłocznie opłacone. Dla dostawców ważne jest również to, że najczęściej wojsko zamawia usługi serwisowe, remontowe oraz włącza się (także finansowo) w proces badawczo-rozwojowych techniki wojskowej. W środowiskowych analizach zauważa się, że zagrożenia korupcyjne w wojsku z roku na rok narastają, a wykryte przestępstwa stanowią jedynie znikomą część popełnionych czynów2. Najważniejszą grupę czynników korupcjogennych oddziałujących na wojsko (zwłaszcza zaś na procesy przygotowawcze i decyzyjne) stanowią próby wpływania na procedury opracowania nowej techniki wojskowej i wyposażenia. Celem tych działań jest wyeliminowanie lub ograniczenie konkurencji i zapewnienie kontraktu określonej firmie. Dzieje się to najczęściej przez pozyskiwanie przedstawicieli instytucji wojskowych (niekiedy wysoko w tej hierarchii ulokowanych) w celu „stymulowania" określonych dostaw, projektów, badań lub dostosowania wymogów technicznych do możliwości określonej firmy3. Łączą się z tym oczywiście określone, nieraz bardzo wysokie łapówki. Skala tego zjawiska jest bardzo szeroka - od decyzji administracyjnej po kształt projektów, terminarze wykonania określonych zamierzeń czy kosztorysy. W takich przypadkach inicjatywa wychodzi najczęściej ze strony przedstawicieli wojska lub tzw. polityczno-wojskowego 2 Zob. M.Jędrzejko, Istota i charakter zagrożeń korupcyjnych w wojsku, Komenda Główna Żandarmerii Wojskowej, Warszawa 2003 i Raport o stanie dyscypliny i zagrożeniach patologiami w wojsku, Komenda Gtówna Żandarmerii Wojskowej, Warszawa 2002. 1 Przykładem takich zabiegów byty wspomniane już kontrakty dla sil pokojowych w Iraku. Wymogi techniczne przygotowywano kierując się możliwościami określonych, z góry upatrzonych firm, co umożliwiało wyeliminowanie konkurencji i zawyżanie cen. 221 otoczenia armii. Istnieje też korupcjogenny układ wewnątrz wojska - od nepotyzmu, przez korzystanie z nieuzasadnionych przywilejów, aż po wydawanie stronniczych decyzji administracyjnych. Bez wątpienia korupcji w wojsku nie można rozpatrywać tylko jako wewnętrznego problemu sił zbrojnych. „Usytuowanie armii wśród innych instytucji państwa, finansowanie jej z budżetu oraz funkcje, jakie ma spełnić, powodują, że konsekwencje przestępstw korupcyjnych oddziałują na wiele innych dziedzin życia publicznego i gospodarczego. Mechanizmy korupcyjne w wojsku silnie implikują funkcjonowanie takich sfer jak przemysł zbrojeniowy, produkcja specjalna, funkcjonowanie lokalnych firm (zwłaszcza w małych miejscowościach, gdzie często jednostka wojskowa jest największym pracodawcą i instytucjonalnym odbiorcą) oraz wypełnianie norm ustawowych przez obywateli (np. spełnianie powszechnego obowiązku obrony)"4. Warto też zauważyć, że konsekwencją przestępstw korupcyjnych mogą być zagrożenia dla bezpieczeństwa żołnierzy oraz funkcjonowania armii tout court. W dotychczasowych badaniach zjawisko korupcji w wojsku nie zostało do tej pory w pełni zdiagnozowane5. Istnieją jedynie wewnętrzne (najczęściej utajnione) opracowania Wojskowych Służb Informacyjnych, Prokuratury Wojskowej oraz Żandarmerii Wojskowej dotyczące prowadzonych badań. W latach 2000-2003 dziennikarze ujawnili jednak kilkanaście procederów korupcyjnych w środowisku wojskowym, z największą jak do tej pory aferą: prokuratorską, sprawą Szeremietiew-Farmus, związaną z dostępem osób nieuprawnionych do tajemnicy służbowej oraz kierowaniem przez wysokich funkcjonariuszy MON-u propozycji korupcyjnych do przedstawicieli firm ubiegających się o zamówienia wojskowe. Warto dodać, że w przestrzeni wojskowej po 1989 r., a szczególnie w ostatnich trzech-czterech latach nastąpiło zdynamizowanie nie tylko zagrożeń korupcyjnych, ale również wielu innych zjawisk patologii społecznej i instytucjonalnej6. 4 M.Jędrzejko Zagrożenia korupcyjne w środowisku sil zbrojnych. Próba diagnozy problemu, Warszawa 2003, maszyn, powiel., s. 134-135. 5 W przeciwieństwie do innych niekorzystnych zachowań w wojsku, choć prace na ten temat publikuje się dopiero od kilku lat, zob. zwłaszcza A. D ę b s k a, Fala w wojsku. Ukryta struktura życia koszarowego, Bellona, Warszawa 1997 i M. Jędrzejko, Życie wedtug *fali», Bellona, Warszawa 2002. 6 Zob. A. Siemaszko, Przestępczość w okresie przemian: uboczny skutek demokracji, w: Księga Dziesięciolecia Polski Niepodległej 1989-1999, W. Kuczyński (red.), United Publishers and Produc-tions. Warszawa 2001 oraz A. Siemaszko, B. Gruszczyńska, M. Marczewski, Atlas przestępczości w Polsce, Oficyna Naukowa, Warszawa 2003 i M. J a r o s z, Patologia społeczna czasu przemian, w : Dziesięciolecie Polski. 222 Korupcja w armiach współczesnego świata Zjawiska korupcyjne w wojsku nie są cechą tylko współczesnych czasów i znane już były w starożytnej Grecji, Egipcie, Rzymie. Na skutek mechanizmów korupcyjnych nie tylko przegrywano wielkie bitwy, ale pod ich presją prowadzono operacje wojskowe, np. w trakcie amerykańsko-wietnamskiego konfliktu w Indochinach zdefraudowano znaczną część wynoszącej 4,5 mld dolarów pomocy wojskowo-gospodarczej. Na skutek nacisków dowódców południowokoreańskich jednostki amerykańskie i podległe południowemu dowództwu prowadziły działania wojskowe w okresie zbioru narkotyków, by je przechwycić przed Wietkongiem. W tradycji europejskiej mieściło się kupowanie urzędów wojskowych oraz korupcyjne pozyskiwanie zamówień dla armii. Gwałtowny rozwój tej ostatniej dysfunkcji instytucjonalnej nastąpił wraz z powstawaniem armii masowych, co było charakterystyczne dla wielkich wojen XIX i XX w. oraz takich armii jak austro-węgierska i rosyjska. W XX w. korupcja występowała w masowej skali w armii meksykańskiej, armiach krajów Ameryki Południowej (zwłaszcza w państwach dyktatorskich), a w dekadzie lat 70. i 80. szczególnie mocno uwidoczniła się w armiach państw afrykańskich i na Dalekim Wschodzie. Obszarem poważnych zagrożeń korupcyjnych w środowisku wojskowym są przede wszystkim - o czym była mowa - zamówienia związane z techniką wojskową i wyposażeniem specjalnym. W drugiej połowie XX w. można było zaobserwować zjawisko zwiększania zasięgu korupcji wynikające z rewolucji naukowo-technicznej w uzbrojeniu oraz powstania wielkich koncernów zaopatrujących nowe, rozwijające się armie. Czynnikiem stymulującym było powstanie grupy bardzo bogatych państw naftowych, które po 1970 r. realizowały ambitny program tworzenia narodowych, nowocześnie wyposażonych sił zbrojnych (Arabia Saudyjska, Irak, Kuwejt, Iran)7. Wciągu ostatnich trzech dekad XX w. w najnowocześniejszych armiach nastąpiła trzykrotna wymiana podstawowej techniki bojowej (zauważalna zwłaszcza w lotnictwie, w systemach obrony przeciwlotniczej i przeciwpancernej), a wielkość zakupów uzbrojenia przez czołowe armie świata przekracza w ostatniej dekadzie bilion dolarów rocznie. Niezwykle kosztowny proces wprowadzania nowych technologii wojskowych, prac badawczo-rozwojowych, a także bardzo wysokie jednostkowe ceny 7 Czynnikiem korupcjogennym było przechodzenie wielkich armii na nowe technologie wojskowe, co zmuszało do sprzedaży starych urządzeń wojskowych (głównie do krajów Trzeciego Świata), widoczne szczególnie w okresie zimnowojennym. Ale nie tylko wtedy. 223 uzbrojenia sprawiły, że na tym rynku rywalizacja jest ostra. Dotyczy to nie tylko państw najbogatszych, ale także ubogich, zwłaszcza dyktatorskich, w których zakupy broni i rozbudowa aparatu siłowego są traktowane jako zasadnicze cele i sposoby umacniania władzy (np. Malezja, Birma, Angola, Libia). Czynnikami korupcjogennymi w środowisku armii są także konflikty zbrojne, wywołujące lub zwiększające zainteresowanie pozyskaniem uzbrojenia i techniki na poziomie wyższym, niż posiada przeciwnik. Przykładem takiej rywalizacji są zbrojenia Indii i Pakistanu oraz Chin i Tajwanu, a w bliższym otoczeniu Polski - nowych państw bałkańskich. Ważnym obszarem procedur korupcyjnych lub zagrożeń nimi jest dozbrajanie armii (regularnych i nieregularnych) oraz grup zbrojnych walczących na kontynencie afrykańskim i Azji Południowo-Wschodniej oraz w Ameryce Południowej. W regionach tych występuje kumulowanie się potrzeb obszarów przestępczości - nielegalnego handlu bronią, narkotykami i korupcji. W takich krajach jak Boliwia, Peru, Afganistan, Pakistan, Laos, Birma często w te procedery zaangażowani byli wysocy dowódcy wojskowi. Jak już była o tym mowa, we współczesnym świecie wojsko stanowi obszar ostrej rywalizacji firm oraz rozprzestrzeniania się zagrożeń korupcyjnych. Dotyczy to nie tylko krajów dyktatorskich i rozwijających się, ale także nowoczesnych demokracji i instytucji, czego przykładem może być dymisja w latach 90. sekretarza generalnego NATO Willy'ego Claesa, a także korupcyjne tło eksportu nowoczesnych ukraińskich systemów radarowych do krajów objętych konfliktami (Irak, Syria), w co zamieszani byli wojskowi i politycy z otoczenia prezydenta Leonida Kuczmy. Klasyczne, zakrojone na szeroką skalę zjawiska korupcyjne stanowiły niemal codzienność procesu tworzenia się nowych państw (i ich armii) powstałych po upadku Związku Radzieckiego, w których nielegalny obrót i handel bronią miał wyraźnie korupcyjne tło. Przykładem takich działań jest finansowe imperium Victora Bouta, byłego oficera KGB, a dzisiaj jednego z najważniejszych graczy na nielegalnym rynku handlu bronią8. Korupcja w poszczególnych armiach znacząco się różni. Można przyjąć, że w rozwiniętych demokracjach istnieją bardziej złożone procedury i głębsze długoterminowe powiązania. Również przedmiot zainteresowań jest znacznie " Przykład Bouta (występującego także pod nazwiskami Badd, Boutov, Budd, Bulakin, Butt, Aminov) pokazuje wysoki stopień zorganizowania mechanizmów korupcyjnych, nierzadko wyprzedzających zdolności reagowania krajowego i międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości. W nielegalny obrót bronią Bout wprzągł caty system organizacyjny (wtasne firmy finansowe, linie lotnicze, biura handlowe, spedycję itp.). 224 szerszy. W krajach dyktatorskich i rejonach konfliktów mamy raczej do czynienia z tzw. szybkimi interesami, w których przeważa gratyfikacja finansowa (haracz, łapówka), podczas gdy w krajach demokratycznych szerzej eksponuje się wieloletnie i wielopłaszczyznowe sieci powiązań. Korupcja w polskiej armii ma wieloletnią tradycję (np. przedwojenna sprawa gen. Żymierskiego, zamieszanego w zakup we Francji masek przeciwgazowych nie nadających się do użytku, w której wyniku generał został zdegradowany). Historia czynów korupcyjnych jest w polskiej armii dużo starsza. W materiałach archiwalnych Muzeum Wojska Polskiego znajduje się np. uniwersał hetmana wielkiego koronnego Stanisława Jabłonowskiego, odnoszący się do występujących powszechnie pod koniec XVII w. nadużyć w wojskach Rzeczypospolitej. Skalę problemu oddaje następujący cytat: „Wiadomo czynię teraźniejszym Uniwersałem który za surowy Ordynans darzę Ich Mościom Porucznikom, Chorążym, Namiestnikom y Kompaniey Chorągwi tak husarskich jako y pancernych Wojsk Jego Królewskiej Mości Rzeczypospolitej, a by odebraniem lub ogłoszeniem wiedzieli, iż jako wydanych na stanowiskach założyłem żeby jako najprościejszym traktem iść na konfirencyję i tam gdzie dwie chorągwie nocowały w dobach aby trzecia stawać nie ważyła. Dopisok chlebów roboczych pod gardłem nie wybierać y najmniejszym wprzechodach ludzi ubogich nie grawowaćegzekucjami i krzywdami. Na stanowisku zaś żadnych ustaw trzydniówek lub kontrybucyj nie pretendować, tylko at ratinem chleba sejmowego do proporcyi taryfy podłóg kwitów ofiarnych anno domini 1696". Korupcja była w I Rzeczypospolitej bardzo rozpowszechniona. Na rosyjskiej liście płac byli nie tylko ksiądz prymas i kanclerz koronny, ale i sam król Stanisław August Poniatowski: „to było całkowite skorumpowanie warstwy rządzącej. Wychodziło w końcu Katarzynie II taniej niż utrzymanie wielkiej armii rosyjskiej w Polsce"9. Po 1945 r. polska armia przejęła liczne mechanizmy korupcyjne i przywileje charakterystyczne dla systemu sowieckiego, którym towarzyszył absolutny brak kontroli zamówień wojskowych. Korupcja w wojsku: czasy PRL-u i gospodarka rynkowa Ocena korupcji w wojsku przed 1989 r. pozwala na sformułowanie tezy o degeneracji mechanizmów gospodarczych dotyczących produkcji związanej z zaopatrzeniem sił zbrojnych i zapasami wojennymi, w której brak było 1 J. B e s a I a, Biorą nawet ryby, „Polityka", 22 marca 2003. 225 porównawczej analizy kosztów, oceny długofalowej celowości zakupów oraz powiązania nakładów finansowych z rzeczywistą wartością użytkową (bojową) zakupowanego sprzętu. Prowadziło to do tworzenia wielopoziomowych układów personalno-instytucjonalnych. Ludzie, którzy je tworzyli, decydowali o zawieraniu znaczących zamówień, nie popartych oceną perspektywicznych potrzeb armii. Często za tymi zamówieniami stały decyzje polityczne i partyjne. Przykładami takich działań były zakupy w latach 80. czołgów klasy T-55 i dużych okrętów desantowych. Ich przydatność już w latach 80. była znikoma, co powinno raczej skłaniać do systematycznego wycofywania tego sprzętu z armii. Korupcji w armii (poplecznictwu, łapownictwu, defraudacji publicznych pieniędzy) w okresie PRL-u sprzyjało wiele czynników. Przede wszystkim hermetyczność armii, uniemożliwiająca jakąkolwiek publiczną (np. parlamentarną) kontrolę procedur związanych z zamówieniami, ich odbiorem i planowaniem zakupów. Ponieważ u podstaw wielu decyzji leżały polityczne cele kierownictwa partyjno-wojskowego (a także potrzeba utrzymania status quo, w tym poziomu życia), a nie analiza walorów techniczno--bojowych sprzętu wojskowego, niemożliwe było poddanie ich właściwie rozumianym analizom ekonomicznym. Warto przypomnieć, że były one również następstwem obowiązującego w Układzie Warszawskim podziału w zakresie produkcji techniki wojskowej, na które nie zawsze miały wpływ władze polskiej armii. W materiałach dostępnych badaczom trudno jest odnaleźć informacje o korupcji w wojsku w okresie 1945-1989. Znaczna część dokumentów, które znajdowały się w posiadaniu Wojskowej Służby Wewnętrznej, zajmującej się m.in. przeciwdziałaniem przestępczości w wojsku, została zniszczona lub zagubiona. Do tej pory nie ukazało się ani jedno opracowanie naukowe dotyczące tej problematyki. W ocenie analityków wojskowych głównym czynnikiem zwiększania się procedur korupcyjnych stało się gwałtowne zmniejszenie armii, zapoczątkowane pod koniec lat 80. i trwające do dzisiaj, połączone z ograniczeniem nakładów na obronność (w tym na zakupy techniki wojskowej). Tej tendencji towarzyszyły dwie inne, związane z utrzymaniem prawie nie zmienionego potencjału przemysłu pracującego na potrzeby wojska oraz pojawienie się na rynku wielu nowych firm rywalizujących o zamówienia resortu obrony narodowej. Po rozpoczęciu wdrażania planu Balcerowicza armia stanęła wobec konieczności podjęcia zasadniczych zmian w myśleniu ekonomicznym i planowaniu rozwoju. Reformująca się gospodarka i wejście 226 na polski rynek pierwszych zachodnich inwestorów wymusiły na wojskowych decydentach10 nowe spojrzenie na rynek wojskowy, czego efektem stała się np. późniejsza zintegrowana logistyka wojskowa. Była ona zalążkiem funkcjonowania mechanizmów ekonomicznych w armii, zmiany przepisów przetargowych oraz zasad weryfikacji firm ubiegających się o kontrakty wojskowe. Jakkolwiek korupcji w wojsku najbardziej sprzyjało - i sprzyja nadal - wprowadzanie licznych certyfikatów, zezwoleń i innych form dopuszczenia do ubiegania się o zamówienia wojskowe, ponieważ ogranicza konkurencję i rozszerza zakres swobodnych decyzji urzędników. Mniejsza armia" oznaczała mniejsze zapotrzebowanie nie tylko na uzbrojenie, ale także wyposażenie indywidualne, paliwa, środki bojowe odtwarzane po procesie szkolenia, wyżywienie, mniejsze zużycie sprzętu (zwolnione tempo wymiany, obniżenie potrzeb remontowych techniki bojowej). Sytuacja ta doprowadziła do mechanizmu rywalizacji jakości i ceny produktów i usług, ale jej efektem ubocznym było stworzenie nieformalnych mechanizmów docierania do decydentów wojskowych w celu uzyskania oczekiwanych zamówień. Działania te - z reguły korupcyjne - miały często podłoże społeczne i polityczne (zagrożenie upadkiem firm, rosnącym bezrobociem, możliwością niepokojów społecznych). Najczęściej jednak były to mniej lub bardziej udane próby budowania politycznego kapitału na reformie przemysłu obronnego. W procesach przekształceń własnościowych i restrukturyzacji gospodarki po 1989 r., przebudowa przemysłu zbrojeniowego i firm realizujących duże zamówienia dla wojska miała szczególnie burzliwy przebieg (Zakłady Łucznik, Huta Stalowa Wola, Zakłady Mechaniczne Bumar, Stocznia Marynarki Wojennej). W pierwszej połowie lat 90. doszło wręcz do sytuacji, w której taka sama jak w latach 80. liczba firm zbrojeniowych realizujących zamówienia na rzecz sektora obronnego ubiegała się w poszczególnych branżach o zamówienia niższe o 20-90% niż przed dziesięcioma laty. Inny czynnik tego procesu to bardzo powolne przenoszenie na grunt wojskowy zasad rynkowych. Przyspieszenie nastąpiło dopiero w drugiej połowie lat 90., po wejściu na polski rynek wojskowy wielkich zachodnich 10 Ten zachodni kierunek współpracy zapoczątkowali pierwsi cywilni wiceministrowie obrony narodowej: Janusz Onyszkiewicz i Bronisław Komorowski. " Pod koniec lat 80. Wojsko Polskie liczyto okoto 420 tys. żołnierzy; w 1999 r. - około 196 tys.; w 2001 r. - około 183 tys. Proces ten, jak można przypuszczać, nie został zakończony, trwają bowiem prace analityczne nad modelem armii liczącej jeszcze mniej żołnierzy (za nie publikowanymi materiałami Sztabu Generalnego Wojska Polskiego). 227 producentów uzbrojenia. Te mechanizmy doprowadziły do uzdrowienia zasad i trybu ubiegania się o zamówienia wojskowe, ale jednocześnie stymulowały zwiększenie różnych form nacisku, lobbingu, tworzenia nieformalnych powiązań kierownictw firm mających problemy z restrukturyzacją i dostosowaniem się do nowych warunków realizacji zamówień na rzecz armii. W tym obszarze szczególną rolę odegrali odchodzący z armii oficerowie wojskowych i cywilnych służb specjalnych, którzy inicjowali lub współtworzyli powstawanie wielu firm działających w dziedzinie tzw. hightech. W pierwszej połowie lat 90. pojawiły się też pierwsze firmy zajmujące się lobbingiem wojskowym, wzrosło również zainteresowanie planami rozwojowymi sił zbrojnych (nazywanymi najczęściej programami modernizacji), związane ze staraniami o członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim. Większość z tych firm aktywnie uczestniczyła w prowadzonych w latach 2001-2003 największych przetargach (samolot wielozadaniowy, przeciwpancerne systemy kierowane, transporter opancerzony). Analiza zagrożeń korupcyjnych w wojsku dokonywana w świetle faktów ujawnionych przez media oraz oceny formułowane przez polityków i opracowania NIK-u pozwalają na wskazanie takich obszarów korupcyjnych jak12: remonty, inwestycje (w tym inwestycje budowlane); sprzedaż zbędnego mienia wojskowego (zwłaszcza terenów wojskowych); zaopatrzenie w części zamienne, materiały eksploatacyjne; remont techniki wojskowej; zakupy sprzętu informatycznego i biurowego; wielkie przetargi; uzyskiwanie informacji o warunkach i zasadach planowanych przetargów i zakupów; wpływanie na założenia taktyczno-techniczne oraz wymogi dotyczące sprzętu (często modyfikowane i dostosowywane do ofert konkretnych producentów); zaopatrzenie w żywność oraz w sprzęt wyposażenia indywidualnego i umundurowanie; uzyskiwanie dopuszczeń, zezwoleń i certyfikatów; zakupy techniki specjalnej; lobbing uprawiany przez byłych funkcjonariuszy wojskowych lub wykorzystanie ich kontaktów; obdarowywanie wysokich funkcjonariuszy wojska. 12 Zob. Zagrożenie korupcją w świetle badań kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonych w r. 2002, NIK, Warszawa 2003 oraz Przegląd wyników najważniejszych kontroli Najwyższej Izby Kontroli, NIK, Warszawa 2003. 228 Ten katalog nie zamyka i nie wyczerpuje wszystkich potencjalnych zagrożeń. Po pierwsze dlatego, że korupcja charakteryzuje się dynamicznym rozwojem przestrzennym i problemowym (może dotyczyć niemal każdej z dziedzin wskutek pojawiania się nowych ofert przetargowych). Po drugie zaś ze względu na brak możliwości kontroli wielu obszarów korupcjogennych (np. rezerwy obronne, dotacje celowe, finansowanie procesu badawczo-rozwojowe-go i wdrożeniowego). Dotyczy to nawet takich zjawisk jak przemyt, sprzeniewierzenie i rażące zaniedbywanie obowiązków nadzoru i kontroli właśnie. Interesującym obszarem zagrożeń korupcyjnych w wojsku jest - co sygnalizowano-lobbing13. W formie znanej na zachodzie Europy pojawił się w polskiej armii w połowie lat 90. Lobbingiem objęto wielkie firmy zachodnie (zajmujące się m.in. systemami dowodzenia i łączności, lotnictwem, systemami rozpoznania, identyfikacji, uzbrojeniem przeciwpancernym, artylerią), a pod koniec lat 90. firmy polskie zajmujące się zwłaszcza umundurowaniem, techniką samochodową, łącznością i informatyką, systemami zabezpieczeń, fizyczną ochrony obiektów. Najczęstsze działania lobbingowe w armii to pozyskiwanie jako nieformalnych współpracowników firm lobbingowych osób pełniących ważne funkcje zawodowe w wojsku (zwłaszcza osób, które mogą mieć wpływ na podejmowanie decyzji), ustalanie kierunków zmian technicznych i organizacyjnych czy planowanie wydatków. Innym przykładem tych praktyk jest zatrudnianie w roli konsultantów lub pracowników osób, które odeszły z wojska, ale mają dużą wiedzę o planach rozwojowych i dobre kontakty w dawnym środowisku. Jeszcze innym zapraszanie przedstawicieli wojska do udziału w rozmaitych imprezach i targach zagranicznych na koszt firm. Wizyty te - zwłaszcza pod koniec lat 90. - uatrakcyjniano specjalnymi programami towarzyszącymi, nieformalnymi spotkaniami i bardzo drogimi prezentami. Klasycznym przykładem nielegalnego lobbingu było przygotowanie pod koniec lat 90. - przez oficera dowództwa Wojsk Lądowych - założeń taktyczno-technicznych sprzętu rozpoznania. Po zakończonym pozytywnie przetargu ów oficer przeszedł do firmy, która obsługiwała ten kontrakt, na stanowisko doradcy do spraw obrotu specjalnego. Podobny mechanizm korumpowania odkryto w latach 2002-2003 w związku z realizacją programu wyposażenia wojsk inżynieryjnych w mosty pływające. Szef wojsk inżynieryjnych odpowiadający za opracowanie założeń technicznych sprzętu był równocześnie przewodniczącym rady nadzorczej firmy reprezentującej interesy zachodniego koncernu ubiegającego się o ten kontrakt. 13 Zob. szerzej K. Jasiecki, M. M olęd a-Zd zi ech, U. Karczewska, Lobbing, Oficyna Ekonomiczna, Kraków 2000. 229 ¦r ,,,„.,., Największe kampanie lobbingowe po 1989 r. dotyczyły m.in. programu badawczo-rozwojowego nowego systemu przeciwlotniczego, programu haubicy samobieżnej, programu samolotu wielozadaniowego oraz programu modernizacji śmigłowców bojowych. Inne działania to „ustawianie" procedur przetargowych i wpływanie na kształt założeń technicznych sprzętu wojskowego, przejawiające się na wielu płaszczyznach i w różnych formach (np. gestor-wykonawca-ośrodek badawczo-rozwojowy; decydent-autor; wykonawca-podwykonawca; produ-cent-realizator badań wdrożeniowych). Najczęstsze formy tego rodzaju korupcji to przygotowanie przez członka zespołu gestora projektu założeń taktyczno-technicznych w taki sposób, aby spełniały one jednocześnie minimalne oczekiwania gestora i maksymalne możliwości producenta (oferenta), różnorakie naciski, sugestie lub zobowiązania wobec autorów projektów (gestora). Ich efektem było zmniejszenie wymagań technicznych, jakościowych, terminowych i dodatkowe koszty. Innymi przejawami korupcji było wprowadzanie do projektów założeń zapisów prowadzących do zastosowania oczekiwanych przez producenta (oferenta) rozwiązań technicznych, organizacyjnych, gwarancyjnych, a także założeń (terminowych, jakościowych, organizacyjnych) eliminujących lub ograniczających konkurencję. W tym ostatnim wypadku stosowano najczęściej zasadę maksymalnego opóźniania informacji o produkcie finalnym (np. rozmiary mundurów), by konkurencja, czyli „obcy", zrezygnowali z udziału w przetargu. Procedury korupcyjne w środowisku wojska Wiele kontrowersji wśród przedstawicieli firm ubiegających się o zamówienia wojskowe w ostatniej dekadzie wzbudzał tryb organizowania przetargów (w tym dość częste odstępowanie od przetargu publicznego na rzecz negocjowania ceny, przetargi z wolnej ręki lub przetargi ograniczone). Co prawda wdrożony w latach 2002-2003 model postępowań przetargowych ogranicza możliwość występowania mechanizmów korupcyjnych, ale jednak pojawiają się wątpliwości, czy realizacja wielkich zamówień przez Agencję Mienia Wojskowego, której kierownictwo jest zawsze powiązane politycznie z ekipami rządzącymi, daje pełne gwarancje przejrzystości procedur, zwłaszcza że w realizację tych zamówień są zaangażowani byli oficerowie wojskowych służb specjalnych. Jest to informacja niepokojąca dla każdego socjologa czy politologa. Z literatury naukowej i publicystyki wynika jednoznaczny na ogół wniosek, że służby specjalne powinny jak najdalej 230 trzymać się od interesów państwa, przede wszystkim od interesów o podłożu przestępczym14. Do najważniejszych zastrzeżeń, jeśli chodzi o wojskowe procedury przetargowe, należy zaliczyć: organizowanie przetargów z wolnej ręki; stosowanie kryterium najniższej ceny bez porównywania jej z ceną rynkową oraz kosztami eksploatacji; ujawnianie przygotowywanych procedur i kryteriów przetargowych jednemu z oferentów; powiązania personalne pomiędzy przedstawicielami oferentów i decydentów; stosowanie w realizacji zamówień nieformalnych wymogów wobec oferentów i producentów, a także wskazanie podwykonawców. W rzeczywistość wojskową jest silnie wpisany zwyczaj obdarowywania, obecny na niemal wszystkich szczeblach dowodzenia. Największymi i najczęstszymi beneficjentami są tu przełożeni (wojskowi i polityczni). Ten mechanizm - o wielowiekowej tradycji - umocnił się w ostatnich latach w sposób szczególny. Objął polityków, wojskowych, wyższe duchowieństwo, wysokich dowódców oraz osoby mające wpływ na podejmowanie lub kształtowanie decyzji. Praktyka obdarowywania przejawia się na kilka sposobów. Jednym z nich jest wręczanie prezentów, które zakupiono ze środków budżetowych, często na podstawie fikcyjnych faktur. Drugim - sięganie po coraz wartościowsze, coraz atrakcyjniejsze, coraz bardziej okazałe podarunki (repliki historycznej białej broni, obrazy, elementy wyposażenia wnętrz, wysokiej klasy alkohole, pióra, dziczyzna, markowe zegarki). Nierzadko wręczenie prezentów jest następstwem nieformalnych zbiórek pieniędzy, często pod silną presją zwierzchników lub kolegów. Okazją do ich wręczenia są imieniny i urodziny przełożonych, ich awanse, wizyty w jednostkach i instytucjach wojskowych. Istnieją nie potwierdzone formalnie przypuszczenia, że przez wiele lat tego rodzaju prezenty kupowano z funduszy operacyjnych służb specjalnych, fikcyjnych nagród i zapomóg oraz funduszy reprezentacyjnych. Obszarem szczególnych zagrożeń korupcyjnych są zwolnienia ze służby wojskowej i jej odraczanie. Źródłem korzyści materialnych lub finansowych jest 14 Szerzej o niebezpieczeństwach współpracy ze służbami specjalnymi zob. A. Zyber-t o w i c z, W uścisku tajnych siużb: upadek komunizmu i układ postnomenklałurowy, Antyk, Komorów 1993, zob. także tegoż, Odwrócone spojrzenie: czy stużby specjalne znajdują się na marginesie transformacji ustrojowej?, „Colloquia Communia" 2002, nr 2. 231 fingowanie schorzeń, fałszowanie dokumentów poborowych w celu odroczenia służby lub przesunięcia terminu powołania do wojska. Podobnie dzieje się z przyznawaniem uprawnień rentowych z tytułu powiązań ze służba wojskową. Równie niebezpieczna jest korupcja w wojskowej służbie zdrowia, podobna do korupcji w lecznictwie powszechnym. Procedury korupcyjne można w tym wypadku podzielić na trzy grupy. Pierwsza grupa to nienależne gratyfikacje (finansowe lub materialne) od pacjentów uprawnionych do korzystania z wojskowych placówek służby zdrowia za wykonywanie standardowych usług medycznych lub zabiegów. Grupa druga to zapłata za leczenie pacjentów nieuprawnionych. Trzecia grupa to wszelkiego rodzaju inwestycje i zakupy, a także udostępnianie obiektów do prowadzenia działalności pozamedycznej. Przykładów procedur i zjawisk korupcyjnych w armii jest znacznie więcej. Można do nich zaliczyć: nepotyzm, zatrudnienie w jednostkach lub instytucjach wojskowych po znajomości, podjęcie nadterminowej służby wojskowej czy też uzyskanie skierowania do służby w misjach pokojowych poza granicami kraju, dostanie się do uczelni wojskowej15. W środowisku wojska istnieje również tzw. biała korupcja, czyli pozyskiwanie informacji służbowych i wykorzystywanie ich do celów prywatnych. Interesujących wniosków na temat zagrożeń korupcyjnych w armii dostarczają przeprowadzone w latach 2002-2003 pierwsze badania dotyczące potencjalnych zagrożeń korupcyjnych oraz opinii przedstawicieli wojska i przedsiębiorców biorących udział w przetargach na temat korupcji w armii16. W opinii przedsiębiorców największymi - de facto korupcyjnymi - utrudnieniami w działaniu na rynku wojskowym są wymogi dodatkowych certyfikatów (19% wskazań), wymogi terminowe (14% wskazań) oraz tryb prowadzenia badań wdrożeniowych i wstępnych (11%). Jak wynika z badań, niektóre oferty przetargowe były skonstruowane w taki sposób, że producent, by dotrzymać terminów realizacji przetargu, musiałby rozpocząć produkcję (lub zgromadzić większość półproduktów) jeszcze przed otwarciem oferty, co raczej jednoznacznie mogłoby świadczyć o „ustawianiu" przetargu. Należy także zwrócić uwagę na informacje przedsiębiorców o stosowanych formach gratyfikacji dla przedstawicieli wojska za pomoc w działaniach 15 Jak wynika z badań przeprowadzonych w latach 2002-2003 przez M. Jędrzejkę, spośród uczestników misji pokojowych (pracowników wojska) niemal 40% przed wyjazdem i po powrocie wręczyło nienależne gratyfikacje materialne osobom, które umożliwiły im udział w misji (zob. Wnioski z badań ankietowych, Komenda Główna Żandarmerii Wojskowej, Warszawa 2003, s. 15-20). 16 Zob. M.Jędrzejko, Zagrożenia korupcyjne w środowisku sil zbrojnych. 232 przetargowych lub lobbowaniu w armii17. Ponad 90% badanych przyznało się do wręczania upominków lub innych form gratyfikacji. Spośród nich 64% wręczyło drobne upominki, 11% upominki o większej wartości, 6% przedstawiło propozycję zatrudnienia wskazanej osoby w wypadku sukcesu handlowego, a 4% wręczyło gratyfikację finansową. Korupcja w wojsku ma, po pierwsze, wymiar finansowy (zawyżanie kosztów, straty z tytułu kosztów eksploatacji), czyli: podniesienie kosztów funkcjonowania armii. Dzieje się tak, przykładowo, na skutek błędnych decyzji, zakupu nieperspektywicznego sprzętu czy urządzeń drogich w eksploatacji. Po drugie - wymiar etyczny. Beneficjentami przywilejów i nienależnych gratyfikacji są bowiem osoby pełniące funkcje kierownicze, powołane przez władze publiczne do pełnienia urzędu o szczególnie ważnej społecznej wymowie. Koszty moralne to obecność w armii grupy ludzi działających „ponad prawem" lub „poza prawem", co wpływa demoralizująco - w myśl zasady, że przykład idzie z góry. I wreszcie są to konsekwencje społeczne, których skutkiem jest obniżenie prestiżu wojska i jego autorytetu. Skala zagrożeń korupcyjnych w wojsku doprowadziła do podjęcia szeregu działań antykorupcyjnych: zwiększenia kontroli operacyjnej procedur przetargowych, wprowadzenia do ustaw o Żandarmerii Wojskowej i Wojskowych Służbach Informacyjnych przepisów o zakupie kontrolowanym, a przede wszystkim powierzenie realizacji wielkich zakupów Agencji Mienia Wojskowego. Działania wojskowego aparatu bezpieczeństwa zaczynają przynosić efekty (w latach 2002-2003 zatrzymano ponad 20 sprawców przestępstw korupcji). Wszelako ocena funkcjonowania nowych mechanizmów przetargowych nie może być natychmiastowa, ponieważ w nowych rozwiązaniach kryją się kolejne przesłanki zachowań i zagrożeń korupcyjnych, zwłaszcza że - jak pisze Bożena Klimczak - „oprócz zamówień publicznych źródłem korupcji są zezwolenia, licencje lub koncesje, o które ubiegają się firmy. Im więcej regulacji rządowych opartych na nieprecyzyjnych, uznaniowych kryteriach, tym większe prawdopodobieństwo, że firmy (i urzędnicy) będą uciekać się do przekupstwa"18. Korzyści płynące z wykorzystywania wysokiej pozycji w strukturze władzy są tak nęcące, że niesłychanie rzadko zdarza się, że decydenci swoich wpływów nie wykorzystują. W gospodarce, polityce czy w wojsku właśnie. 17 Tamże s. 14-15. 18 B. KI i m c z a k, Etyka gospodarcza, Wydaw. Akademii Ekonomicznej im. Oskara Langego, Wrocław 1999, s. 169. 12 Korupcja polityczna Korupcja jako jeden z podstawowych elementów i wskaźników dysfunkcji państwa, gospodarki i demoralizacji społeczeństwa przewija się przez wiele rozdziałów tej książki, zwłaszcza zaś przez dwa poprzednie. Przyjrzyjmy się jej z nieco innej perspektywy. Korupcja władzy: fenomen ponadczasowy Korupcja polityczna jest tradycyjnie związana z zachowaniami ludzi, zarówno w Rzeczypospolitej szlacheckiej, jak i w czasach najnowszych. Ma charakter ponadczasowy, chociaż jej zasięg i formy zmieniają się stosownie do okoliczności. Jeden z najstarszych śladów łapówkarstwa znajdujemy u Galia Anonima: „Tymczasem Sieciech, wróciwszy do Polski [...] kusił chytrze znaczniejszych spośród nich, wielmożów śląskich obietnicami i darami i powoli przeciągał ich na swoją stronę"1. Branie łapówek przez znaczących przedstawicieli władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej nie było cechą wyróżniającą akurat polską szlachtę. W Rosji np. przez całe stulecia mówiono, że doprawdy nie jest ważne, jaką pensję otrzymuje sędzia, ważne, jakie ma dochody. W Polsce - jak pisze Janusz Tazbir - łapówkę dla sędziego „mógł stanowić zarówno rasowy koń, jak beczułka wina, szczerozłota taca pełna pomarańcz, wreszcie Cyt. za: J. B e s a I a, Biorą nawet ryby, „Polityka", 22 marca 2003. 234 kubek z talarami (...) Mniej zamożni czy bardziej wolni od skrupułów moralnych nie wahali się frymarczyć wdziękami własnych małżonek"2. Korupcja na wysokich szczeblach „naszej" i „cudzej" władzy była w czasach renesansu zjawiskiem powszechnym. Za duże pieniądze można się było wykupić nawet od kary śmierci. Przykładowo: rebelia Gdańska przeciwko Polsce w 1526 r. miała swój finał na szafocie koło Dworu Artusa, na którym ścięto „po równo" wszystkich uboższych mieszczan, którzy w niej uczestniczyli, z wyjątkiem mieszczan „równiejszych", którzy za łapówkę wymigali się od kary. Korupcja była praktyką powszechną również w środowisku wojska, skoro „przekupienie jednego czy dwóch mężów stanu kosztowało znacznie mniej niż wyprawa wielkiej armii na wojnę"3. W późniejszych czasach było różnie, interesujący wszelako jest fakt, że łapownictwo charakteryzowało początkowo raczej najwyższe szczeble władzy niż jej niższych urzędników. Warto przy tym zauważyć, że „ci sami, którzy tak ostro potępiali dawanie łapówek przez ich sądowych przeciwników, sami chętnie posługiwali się tą bronią na korzyść własnej sprawy"4. Choć we własnym gronie, w polskim świecie szlacheckim XVII i XVIII w., dominowało przekonanie, że łapówka jest w istocie rzeczy normalną transakcją finansową i jako taka nie podlega ocenie moralnej. Inaczej, jeśli ten, który ją wziął, nie wywiązywał się z przyjętego za nią zobowiązania. To bowiem - i w zasadzie tylko to - uchodziło naonczas za postępowanie nieetyczne i nieuczciwe"1. Korupcja na szczytach władzy - w zależności od historycznych uwarunkowań - rosła bądź malała. W okresie Konstytucji 3 maja zachowania korupcyjne zmniejszyły się znacząco. Przykładem tego przejawu odrodzenia narodowego była, opisana przez Tadeusza Korzona, odmowa przyjęcia przez Sejm Wielki sumy 400 tys. złotych zebranej przez mieszczan warszawskich na rzecz polskiego parlamentu. Ten jednak dobrowolną ofiarę obywateli odrzucił, potraktowawszy ją jako formę korupcji6. Fatalną pozaborową schedę z dobrodziejstwem inwentarza przyjęła 11 Rzeczpospolita. Zamach majowy Józefa Piłsudskiego miał m.in. skończyć z korupcją i przekupstwem za państwowe pieniądze. Dotyczyło to przede 2 J. Ta z b i r, Sprawiedliwe diabty, „Gazeta Wyborcza", 11-12 maja 2003. ! J. B e s a 1 a, Biorą nawet ryby. 4 J. T a z b i r, Sprawiedliwe diabty. 5 Zob. A. M ą c z a k, Nierówna przyjaźń. Układy klientalne w perspektywie historycznej. Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej, Wrocław 2003. 6 Zob. T. Korzon, Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta (1764-1794), Księgarnia L. Zwolińskiego i Spółki-Księgarnia T. Paprockiego i Spótki, Kraków-Warszawa 1897. 235 I wszystkim zlikwidowania łapownictwa w wojsku, co jednak nie zakończyło się sukcesem, nawet w sensie perspektywicznym7. W czasach PRL-u korupcja była wszechobecna: umożliwiała zakup dóbr reglamentowanych i trochę lepsze życia tym, którzy dobrze sobie radzili w systemie łapówkarskim. Nie oznacza to, że w sferze opieki socjalnej było gorzej niż w III Rzeczypospolitej. Dostęp do lekarza, szpitala, zabiegów medycznych bez finansowego haraczu był w czasach ancien regimeu łatwiejszy niż dziś. W tamtych czasach o korupcji na szczytach władzy dużo mówiono po cichu. Nie pisano jednak prawie wcale: zapewniała to wszechobecna cenzura. Nabywanie cennych nieruchomości za bezcen, budowanie domów czy remonty za psi grosz nie zostały opisane (jeśli nie liczyć podziemnych solidarnościowych biuletynów). Tak jak nie publikowano informacji o negatywnych zjawiskach społecznych wtedy, kiedy miały one nie jednostkowy, ale szeroki zasięg8. W połowie lat 70. wciąż obowiązywał zakaz ujawniania rozmiarów alkoholizmu, jeszcze dłużej - patologii instytucjonalnej w socjalistycznych przedsiębiorstwach9. Po 1989 r. korupcja nie ustała, ponieważ praktycznie żaden system nie jest w stanie jej zapobiec. Nie ustała też korupcja polityczna. Jeśli przyjmiemy najprostszą jej definicję, czyli wykorzystywanie władzy politycznej do celów prywatnych, grupowych czy partyjnych, to jej oddziaływanie można rozumieć rozmaicie. W zależności od jej mniej lub bardziej niezgodnych z prawem przejawów, a także od tego, kto korumpuje i jak do tego procederu odnosi się społeczeństwo. „Korupcja może wystąpić na wszystkich szczeblach hierarchii rządowej, w skali od całkowitego skorumpowania do bardziej zwyczajnych drobniejszych przejawów" - konstatują badacze problemu z Transparency International10. Korupcja rządzących Może warto tę część rozważań poprzedzić uwagą, skądinąd banalną, że ulokowanie w strukturach władzy ma nie tylko wymiar materialny, ale łączy 7 Zob. rozdz. 11: Korupcja w środowisku wojska. s Zob. pierwsza książka o patologii społecznej na podstawie polskich analiz empirycznych: Wybrane zagadnienia patologii społecznej, M. Jarosz (red.), GUS, Warszawa 1975. 9 Zob. szerzej M. J a r o s z, Disfunctions of Enterprises in Ełiology ofEconomic Crimes, „Eurocri-minology" 1990, t. 3. '" Rzetelność życia publicznego. Podręcznik procedur antykorupcyjnych, J. Pope (red.), tłum. M. Pertyński, Transparency Intemational-Polska, Warszawa 2000, s. 36. się z rozmaitymi przywilejami, które zazębiając się kształtują określoną, z reguły wysoką pozycję decydenta. O tej prawidłowości pisało wielu autorów. Wnikliwie ten kumulujący się mechanizm korzyści z władzy sformułował w drugiej połowie XVII wieku Samuel Pepys, pisarz i jednocześnie sekretarz admiralicji i reorganizator floty brytyjskiej. Uzasadnił on, jak ważne są pożytki płynące z wysokiej pozycji w określonych strukturach władzy. Są to: interesujące koneksje, wpływ na kształtowanie polityki admiralicji, cały szereg innych możliwości wynikających z pełnienia roli aktora sceny wojskowej i politycznej". Opis ten nasuwa refleksję, z której wnioski zamykają się w konstatacji: nihil novi sub sole. Istnieją w literaturze przedmiotu rozmaite kryteria korupcji politycznej, z których najbardziej przydatne jest moim zdaniem kryterium przedmiotowe, związane z merytorycznym zakresem obowiązków sprawowanych przez decydentów. Z tego punktu widzenia można wyróżnić dwa rodzaje zjawiska: korupcję polityczną wynikającą z politycznego charakteru sprawowanej funkcji (sukces w wyborach parlamentarnych, prezydenckich, samorządowych) i korupcję na urzędzie (o jej skali świadczą „akty sprzedajności i przekupstwa, w których sprawcą lub przedmiotem oddziaływania staje się osoba zaliczana [...] do osób pełniących określone zadania, określane różnymi terminami: urzędnik, osoba pełniąca funkcję publiczną, funkcjonariusz publiczny"12). Warto zauważyć, że te kryteria korupcji politycznej są zbieżne (a w dużej mierze tożsame) z kryteriami przyjętymi przez Bank Światowy13. Kryteria te nie są jednak nierozłączne, „często nakładają się na siebie i przenikają, gdyż liderzy partii wygrywającej wybory parlamentarne stają się zwyczajowo funkcjonariuszami publicznymi jako członkowie rządu lub inni wyżsi urzędnicy państwowi. Część z nich może jednak odgrywać ważną rolę w życiu publicznym poza administracją, np. w parlamencie"14. W wymiarze instrumentalnym korupcja polityczna różni się od innych jej rodzajów właściwością stanowienia prawa, wydawania decyzji publicznych, " Zob. szerzej J. Hochfeld, Epoka, która wydala Samuela Pepysa, w: Dziennik Samuela Pepysa, tłum. M. Dąbrowska, Warszawa 1954. 12 O. Górniok, Pojęcie korupcji, w. Zagrożenie korupcję w świetle badań kontrolnych Najwyższej Izby Kontroli przeprowadzonych w r. 1999, NIK, Warszawa 2000, s. 4; zob. także Zagrożenie korupcją w roku 2001 i 2002, „Biuletyn Informacyjny Departamentu Strategii Kontrolnej NIK" 2003, nr 1. 11 Zob. Raport Banku Światowego za 1999 r. i lata następne. 14 K. J a s i e c k i, Korupcja w procesie transformacji, w: Pułapki prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2003, s. 54. 236 237 finansowych czy kadrowych, umożliwiających niekiedy działania patogenne i korupcjogenne. Dzięki pozycji i uprawnieniom władzy (także ustawodawczej) nawet decyzje otwierające furtkę korupcji jawią się jako legalne, zgodne z obowiązującym prawem. Istnieją rozliczne przykłady działań podejmowanych przez kolejne ekipy rządowe i koalicje parlamentarne w III Rzeczypospolitej, które - mimo katastrofalnych, często przewidywalnych skutków - miały charakter legalny. Były to działania na rzecz panującej właśnie władzy, choć strategicznie były działaniami w interesie elit politycznych i gospodarczych, niezależnie od ich partyjnego koloru, czyli: w interesie władzy tout court, a nie w interesie publicznym. Do przykładów owych legalnych, ale patogennych i korupcjogennych poczynań można zaliczyć niektóre reformy państwa i gospodarki, wyraźnie preferujące interesy nowych rządzących. Chodzi tu, najogólniej rzecz ujmując, o rozbudowę agencji i funduszy wyprowadzających ze skromnego budżetu państwa duże środki finansowe (z reguły pozostające poza merytoryczną kontrolą)15, rozbudowę aparatu rządowego i terytorialnego16, a zwłaszcza o finansowe preferencje płacowe dla ludzi aparatu władzy (rządowej, samorządowej i parlamentarnej). Przez cały piętnastoletni okres transformacji częste zmiany rządu, parlamentu przyczyniały się do niesterowności systemu. Wszelako zjawiskiem stałym, dla wszystkich praktycznie elit władzy, było instrumentalne traktowanie sprawowanych stanowisk, jako źródła zaspokajania aspiracji i interesów własnych, grupowych i partyjnych, a także jako rodzaj trampoliny umożliwiającej przejście do innych partii czy na inne atrakcyjne stanowisko. Poważnym następstwem tego stanu rzeczy stała się niestabilność władzy administracyjnej i - jak pisze Krzysztof Jasiecki - „podporządkowanie państwa logice zmian politycznych, a nie jego długoterminowych interesów [...] W takim ujęciu przyczyna skali, jaką korupcja osiągnęła w Polsce, leży w zaniechaniu przez rządy solidarnościowe reformy państwa"17. Konkluzję tego stanu rzeczy formułuje także Antoni Z. Kamiński: „Błędy i zaniedbania popełnione na początku budowy nowego ustroju wywierają negatywny wpływ na szansę przyszłego rozwoju państwa i społeczeństwa"18. 15 Zob. rozdz. 10: Źródła i zasięg korupcji. 16 Zob. szerzej J. P i tera, M. Wnuk, Pola korupcji w samorządzie, w: Klimaty korupcji, A. Kojder, A. Sadowski (red.), Centrum im. Adama Smitha-Semper, Warszawa 2002. 17 K. Jasiecki, Korupcja w procesie transformacji, s. 68. 18 A. Z. Kamiński, Korupcja jako symptom instytucjonalnej niewydolności państwa i zagrożenie dla rozwoju polityczno-gospodarczego Polski, w: Dobro wspólne, władza, korupcja. Konflikt interesów w życiu publicznym, E. Poplawska (red.), Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 1997, s. 40. 238 Problem polega na tym, że na przebieg transformacji - sukcesy i błędy związane z jej realizacją, także te patogenne i korupcjogenne - największy wpływ ma klasa ludzi interesów. Interesów gospodarczych i politycznych, bo jeśli chodzi o interesy społeczne, rzecz jest już bardziej złożona. W ostatnim czasie orędownikami tych ostatnich są głównie działacze partii populistycznych, pragnący jak najszybciej znaleźć się na scenie politycznej i wykorzystać rentę władzy dzięki poparciu łatwowiernego elektoratu19. Te i inne, także korupcjogenne, cechy establishmentu wynikają ze szczególnych właściwości polskiej klasy politycznej. Zdaniem Mirosławy Marody ma ona „zasadniczo otwarty charakter, przejawiający się nie tylko w łatwości opuszczania już istniejących i tworzenia nowych organizacji (partii politycznych, związków zawodowych, inicjatyw i komitetów «obywatel-skich»), lecz również w ciągłym dopływie ludzi nowych, w dużej mierze przypadkowych, bez należytych kwalifikacji i doświadczenia [...] należałoby powiedzieć, że zajmowanie się polityką w Polsce nie jest zawodem ani powołaniem, lecz nosi cechy pospolitego ruszenia"20. Tak ciekawe uogólnienia inspirują zazwyczaj do refleksji nad empirycznymi miernikami ich trafności. Istotnie, z tego punktu widzenia wszystko się zgadza. Czy, przykładowo, ostatni, kuriozalny skład polskiego parlamentu, w którym ponad połowa osób zasiada po raz pierwszy (a wśród nich aferzyści i ludzie przedkładający własne korzyści nad dobro publiczne), nie wpisuje się w sekwencję afer korupcyjnych ujawnianych w ostatnim czasie? Oczywiście nie jest tak, że ludzie o wysokich, adekwatnych do pozycji posła czy senatora kwalifikacjach są poza podejrzeniami o działanie na szkodę państwa i społeczeństwa. Jednakże istnieje nieporównanie większe prawdopodobieństwo zagrożenia destabilizacją państwa ze strony osób o zupełnie niejasnym sposobie rozumowania, zgodnie z którym zachowania korupcyjne (w myśl logiki Kalego) nie powinny podlegać sankcjom prawnym ani osądowi moralnemu. Nic dziwnego, że Janusz Wojciechowski jako prezes NIK-u niską skuteczność walki z korupcją wiązał ze zjawiskiem „kiełkowania poczucia beznadziejności. Kontrolerzy NIK dostrzegają to |CJ Zob. na ten temat B.Marks, Trzy wymiary Samoobrony, czyli źródła sukcesu partii Andrzeja Leppera, „Studia Polityczne" 2003, nr 14. 20 M. Marody, Mechanizmy przekształcające lad instytucjonalny w Polsce, w: Meandry instytucjonalizacji: dostosowanie Polski do Unii Europejskiej, M. Marody, J. Wilkin (red.), Fundacja im. Friedricha Eberta-Matopolska Szkoła Administracji Publicznej Akademii Ekonomicznej w Krakowie, Kraków-Warszawa 2002, s. 160. 239 zjawisko. Po ujawnieniu poważnych nieprawidłowości słyszy się pytanie - no i co z tego, że to wykryliście"21. O rozmaitych rodzajach korupcji była już mowa. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na jej kilka właściwości. Po pierwsze, korupcja na wysokich, czy średnich i wyższych szczeblach władzy (w której partnerami są z reguły ludzie z tej drugiej, lepiej wykształconej grupy decydentów) jest w istocie całkiem łatwa. Głównie wskutek niespójnych przepisów prawa, braku konsekwentnej polityki właścicielskiej państwa i braku „strategii określającej «docelową» strukturę polskiej gospodarki"22. W rezultacie tego stanu rzeczy, ,jeśli potencjalny inwestor dogada się z firmą konsultingową, która dokonuje wyceny, i z urzędnikiem w ministerstwie odpowiedzialnym za przeprowadzenie prywatyzacji, to możliwości oszustw i nadużyć są nieograniczone"23. Po drugie, korupcji politycznej sprzyja lobbing. Jest on normalną i korzystną metodą wpływania na decyzje rządu i parlamentu, pod warunkiem że jest to lobbing „ucywilizowany", działający zgodnie z obowiązującym prawem: legalny i w miarę przejrzysty. Nie można tych cech przypisać gospodarczemu i politycznemu lobbingowi działającemu w Polsce. Świadczą o tym zarówno badania nad metodami korupcji24, jak i wiarygodne informacje publicystyczne. Znacznie poważniejsza, budząca większe kontrowersje i zainteresowanie jest polityczno-biznesowa łapówkarska afera związana z producentem filmowym Lwem Rywinem, który przyszedł do redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej" Adama Michnika z korupcyjną propozycją zakupu ustawy medialnej. Zainteresowania polityków są w tej (i nie tylko tej) sprawie zasadniczo odmienne od tego, co interesuje społeczeństwo. Politycy - łącznie z członkami Sejmowej Komisji Śledczej - debatują głównie nad niuansami (wymiernymi finansowo) ustawy skażonej próbą korupcji. Koncentruje się ona co prawda wokół pytania, nękającego także Komisję Śledczą, kto w Polsce stanowi „grupę trzymającą władzę" (rzekomo inspirującą korupcyjną propozycję Rywina), jednak sygnały docierające do opinii publicznej są raczej niejednoznaczne, zwłaszcza że zwykłych ludzi interesuje raczej inna 21 Cyt. za: „Decydent. Pismo lobbingowe", luty 2001, s. 14. 22 K. Jasiecki, Korupcja w procesie transformacji, zob. także M. Jarosz, M. Kozak, Konkluzje: za i przeciw prywatyzacji, w: Pułapki prywatyzacji. 23 WypowiedźJ. Wojciechowskiego, „Rzeczpospolita", 5 października 1999. 24 Zob. szerzej K. Jasiecki, Lobbing gospodarczy w Polsce, „Studia Socjologiczne" 2000, nr 4 i tegoż, Lobbing w Sejmie, w: Obciążeni polityką. Posłowie i partie, W. Wesolowski (red.), Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 2001. 240 strona zagadnienia. Sprowadza się ona, najkrócej do pytania, dlaczego -według relacji medialnych - to nie telewizja publiczna, ale prywatna spółka prasowa (Agora, wydająca m.in. „Gazetę Wyborczą") staje się rzecznikiem interesu publicznego? I z czego to wynika? Czy istnieje określony (etosowy?) monopol na wiarygodność? 1 kto tak naprawdę „trzyma władzę" bądź ma na nią wpływ? Czyżby została ujawniona cząstka mechanizmu działania skutecznego lobbingu (na rzecz mediów prywatnych) na najwyższych piętrach władzy? Złośliwym komentarzem do tych pytań jest bardzo w Warszawie popularny dowcip publicysty „Polityki", satyryka Ryszarda M. Grońskiego: „Przyszedł biznes do etosu, a etos też biznes...". Tymczasem sprawa jest poważna. Dostęp do edukacji, do kultury wyższej jest związany głównie z telewizją publiczną i jej miejscem w życiu kraju. Spór o nią toczy się tymczasem pod dyktando bieżącej polityki mającej się nijak do realnych potrzeb społeczeństwa25. „Zamiana interesu prywatnego w «dobro ogółu» - pisze Bronisław Łagowski -jest charakterystyczna dla sytuacji, jaka się wytworzyła w niektórych (a może wszystkich - nie wiem) krajach postkomunistycznych"26. Gdzieniegdzie (np. w Rosji) ma to charakter monstrualny, Polska zajmuje w tej materii nie najgorsze, ale i niezbyt honorowe średnie miejsce. Istnieje cały szereg innych (udowodnionych lub nie udowodnionych) przykładów korupcji politycznej - choćby nielegalny lobbing i podejrzane związki przedstawicieli władzy z firmami farmaceutycznymi, owocujące, jak się ocenia, miliardowymi stratami finansów państwa27. Jednak zamiast tej ciekawej, przyznajmy, wyliczanki warto przenieść się na obszar ważny i jednocześnie dobrze spenetrowany: głównie dzięki moim kilkuletnim badaniom empirycznym. Chodzi tu o rady nadzorcze spółek Skarbu Państwa, noszące cechy korupcji politycznej. Podstawą rozważań są resortowe materiały źródłowe z lat 1991-2000 i badania (z reguły nie publikowane) uzupełnione informacjami zaczerpniętymi z wywiadów z członkami rad nadzorczych, które przeprowadziłam w 2000 r.28 Część informacji (stanowiących niewielki fragment całości) 25 Zob. Strachliwy rząd, twarde czasy. Rozmowa z prof. z Karolem Modzelewskim (rozm. R. Walenciak), „Przegląd", 4 stycznia 2004. 26 B. Łagowskijednost/ca wszystkim, „Przegląd", 25 listopada 2003. 27 Zob. Dochodzenie zza oceanu oraz Niejasne związki z firmami farmaceutycznymi, „Rzeczpospolita", 21 listopada 2003. 28 W latach 2001-2003 uzupełniłam podstawową część informacji źródłowych (Ministerstwa Skarbu Państwa i NIK-u), udało mi się także przeprowadzić kilkanaście rozmów z członkami rad nadzorczych - moimi respondentami z 2000 r. 241 zawierał późniejszy raport otwarcia rządu Leszka Millera, ale do tego raportu się nie odnoszę, głównie dlatego, że byłby to rodzaj dyskusji z tezami rządowego dokumentu, może publicystycznie interesującej, ale nie wnoszącej nic nowego do tematu tego rozdziału. Rady nadzorcze: sprzężenie władzy, polityki i pieniędzy Działania elit władzy, a zwłaszcza dysfunkcje tych działań można w sposób najbardziej przejrzysty prześledzić na przykładzie rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa29. Jak obrazowo pisze Adam Grzeszczak: „Zarzut uczestnictwa w radzie nadzorczej stał się dziś groźniejszy niż podejrzenie 0 współpracę z tajnymi służbami PRL. Co to jest właściwie za instytucja, w której zasiadanie jest jednocześnie tak pożądane i tak niebezpieczne?"30. Rady nadzorcze spółek Skarbu Państwa są przykładem zawłaszczania sektora publicznego w gospodarce, swoistej kolonizacji machiny państwowej. Jest to najogólniej rzecz ujmując mające znamiona dysfunkcji podporządkowanie interesów publicznych interesom partyjnym i grupowym. Proceder ten odbywa się w rozmaitych sferach rzeczywistości, z reguły poprzez lokowanie ludzi własnych (i dyspozycyjnych) na stanowiskach eksponowanych 1 lukratywnych (klientelizm polityczny). Towarzyszy mu rozdawnictwo posad, zgoła nienomenklaturowych, nawet skromnych i mało dochodowych. Rady nadzorcze reprezentujące Skarb Państwa w państwowych i częściowo sprywatyzowanych spółkach wykonują swoje zadania w sposób odbiegający zarówno od zasad określonych przez OECD, jaki i przepisów obowiązującego kodeksu spółek handlowych. W jednoosobowych spółkach Skarbu Państwa właściciel, a także działające z jego rekomendacji rady nadzorcze przekraczają swoje kodeksowe kompetencje, przejmują uprawnienia zarządów spółek. Udział rad nadzorczych w zarządzania jest usankcjonowany przez urzędników wykonujących wobec spółek funkcje właścicielskie. Zakres działania rad nadzorczych jest równocześnie szeroki, bo opiniują one dokumenty i zajmują stanowisko w sprawach, które należą do zarządów, 29 Zob. szerzej M. Jarosz, Rady nadzorcze w kleszczach interesów partyjnych i grupowych, w: Manowce polskiej prywatyzacji, M. Jarosz (red.), Wydaw. Naukowe PWN-Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2001 oraz K. Cadowska, Zjawisko klientelizmu polityczno--ekonomicznego, Wydaw. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2002. 30 A. Grzeszczak, Goście z kraju rad, „Polityka", 30 sierpnia 2003, s. 20. 242 i ograniczony, bo część ich kodeksowych i statutowych kompetencji jest przesunięta w górę, do ministerstwa. Są więc uwikłane w sprawy „zwykłego zarządu" i ubezwłasnowolnione przez urzędników państwowego właściciela. Powszechne w tych spółkach przenoszenie administracyjnych instrumentów nadzoru i zarządzania w struktury spółek prawa handlowego prowadzi do deformacji relacji kompetencyjnych, nieprzejrzystości działania spółek i odpowiedzialności ich organów za skutki podejmowanych decyzji. Sprzyja także biernym postawom członków organów spółek: rad nadzorczych i zarządów, co powoduje niewykorzystanie możliwości rozwojowych i ograniczenie zakresu działań restrukturyzacyjnych. Wszystko to sprawia, że spółki Skarbu Państwa są niekonkurencyjne wobec spółek prywatnych. Przyjętym, zarówno przez właściciela, jak i organy spółek, celem strategicznym jest doprowadzenie do prywatyzacji. Bierne z reguły czekanie na inwestora, kapitał i strategię biznesową świadczy o słabości nadzoru właścicielskiego państwa i braku kreatywności rad nadzorczych. Z analizy działań przedstawicieli Skarbu Państwa w radach nadzorczych spółek sprywatyzowanych, w których większość akcji (lub udziałów) jest własnością prywatnych inwestorów zewnętrznych, wynika, że rady pełnią funkcję fasadową, ponieważ właściciel pakietu większościowego w wyniku prywatyzacji otrzymuje pełnię władzy w spółce. Przywileje właściciela większościowego, naruszające zasady adekwatności własności i władzy, łamią - podstawowy dla spółek - kanon równoprawnego traktowania wspólników i deformują struktury spółki. Przejściowy z założenia charakter własności Skarbu Państwa w spółkach i realizowana od 1990 r. polityka pospiesznego wycofywania się państwa z bezpośredniego udziału w podmiotach gospodarczych zadecydowały o niemal wyłącznie handlowym modelu nadzoru właścicielskiego. Spółki Skarbu Państwa są traktowane jak towar do sprzedania, a nie jak kapitał, który powinien być wykorzystany efektywnie i z pożytkiem dla wszystkich zaangażowanych w spółki i - jak określono to w dokumencie OECD - zainteresowanych ich działaniem grup społecznych: od pracowników po społeczności lokalne i całe społeczeństwo. Rady nadzorcze spółek Skarbu Państwa są zatem instytucją, która nie spełnia założeń i celów jej przypisanych, która nie ułatwia, lecz raczej deformuje procesy przekształceń własnościowych. Jest to instytucja na tyle niewydolna, że jej utrzymanie wydaje się finansowo nieopłacalne. Stanowią natomiast mechanizm korupcji politycznej, w wypadku której najważniejsze są cele partyjno-grupowe: obsadzanie rad swoimi ludźmi (swoimi - stosownie 243 do koloru rządzącej koalicji). Efekty tych działań zgodne lub sprzeczne z interesem publicznym są sprawą drugorzędną. Krytyczna ocena rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa poza ekonomicznym ma również wymiar organizacyjno-instytucjonalny i społeczny. Mamy bowiem do czynienia ze zjawiskiem, do którego przystaje podręcznikowy termin „dezorganizacja instytucjonalna". Przywołajmy niektóre z wcześniejszych ustaleń. Można więc mówić o braku odpowiedzialności za skutki decyzji właścicielskich i nadzorczych oraz o braku należytej staranności organów realizujących prawa właścicielskie w doborze kadr, które sprawują funkcje nadzorcze w radach spółek. Dobór ten bywa dokonywany według kryteriów pozamerytorycznych. W 2003 r. w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa zasiadało 8609 osób (lista rezerwowa liczyła 40 tys. kandydatów, co świadczy o atrakcyjności tej funkcji). Partie polityczne mają z reguły dużo więcej działaczy niż stanowisk, które można by im zaoferować. Stanowisko w radzie nadzorczej jest nie do pogardzenia: daje stały zysk, a obciążenia czasowe są niewielkie. Przedstawiciele Skarbu Państwa w radach nadzorczych nie są ani premiowani za kreatywność, ani karani za bierność i brak wiedzy biznesowej. Nie muszą zatem mieć żadnych szczególnych kwalifikacji, które wykraczałyby poza elementarne wiadomości z zakresu obowiązującego prawa oraz podstawy ekonomii i księgowości. Ta wiedza wystarcza do udziału w administrowaniu spółkami. Skądinąd interesująca jest liczebność rad nadzorczych: przeciętnie w ich skład wchodzi 5-7 osób. Znacznie więcej osób zasiada w spółkach dużych, bogatych i takich, które minister skarbu chce sobie podporządkować. Na przykład: rady nadzorcze banków, firm ubezpieczeniowych, specjalnych stref ekonomicznych i wielkich firm (jak KGHM „Polska Miedź" czy PZU) liczyły od kilkunastu do dwudziestu kilku osób pobierających (zgodnie z tzw. ustawą kominową) miesięczne gratyfikacje sięgające kilku (a niekiedy kilkunastu) tysięcy złotych (przeciętne wynagrodzenie za pracę w radzie nadzorczej jest równe średniej krajowej)31. Bierność rad nadzorczych ma w polskich realiach kształtowania i wdrażania polityki właścicielskiej państwa charakter strukturalny: wynika z braku jasnego sformułowania interesów Skarbu Państwa i skutecznych instrumentów ich egzekwowania. 1)1 W 2003 r. zarobki w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa wynosiły 1,9-11 tys. złotych miesięcznie. 244 Zorientowana handlowo polityka właścicielska państwa sankcjonuje bierność organów spółek i brak odpowiedzialności zarówno zarządzających, jak i nadzorujących za nieefektywne czy nie w pełni efektywne wykorzystanie kapitału wniesionego przez państwo do spółek. Rady nadzorcze i zarządy spółek Skarbu Państwa nie odczuwają presji właścicielskiej, bo państwowy właściciel nie jest ani zdeterminowany, ani nawet skutecznie zobowiązany do efektywnego wykorzystania kapitału, nie jest też faktycznie odpowiedzialny za skutki zaniechania działań proefek-tywnościowych. Minister steruje natomiast bezpośrednio spółkami uznanymi (przez wpływowe gremia polityczne) za strategiczne, wywierając nacisk na dobór preferowanych przez nie inwestorów. Uwikłane w zależności administracyjne i polityczne rady nadzorcze są w efekcie -jak wskazują badania32 - bierne i bezradne: albo administrują spółką pod dyktando ministra i jego urzędników, albo są ciałem fasadowym. Nadzór korporacyjny (właścicielski) w gospodarce wolnorynkowej ma chronić interesy właścicieli i interesy - w szerokim rozumieniu - społeczne. Zasady sformułowane w dokumentach OECD zmierzają do zapewnienia spółkom możliwie dużej autonomii wobec właścicieli, ich akcji czy udziałów. Rady nadzorcze kontrolujące spółki mają jednocześnie nie pozwolić na bezpośrednią ingerencję właścicieli w sprawy zarządu. Takie zasady formułuje również polskie prawo. Państwowy właściciel stosuje jednak reguły biurokratyczne, przyczyniające się do odgórnego zarządzania spółkami. Tworzy to system dysfunkcyjny, patologiczny. Żaden z organów spółki nie działa w sposób autonomiczny i nie realizuje swoich kompetencji. Wszystkie działania są podporządkowane „woli biurokraty", w polskich realiach: woli centrum partii politycznej, której zakładnikiem jest minister. Rady nadzorcze, zwłaszcza w jednoosobowych spółkach Skarbu Państwa, są jak się okazuje, przykładem klasycznej patologii własności, władzy i kontroli, a także korupcji politycznej. Członkowie rad są biurokratycznie lub politycznie podporządkowani Ministerstwu Skarbu Państwa. Ich autonomia jest fikcją. Przekazują spółkom odgórne polecenia i kontrolują ich wykonanie. Tworzą więc jakby delegatury terenowe urzędników sprawujących nadzór. Administrowanie spółkami przez urzędników ministerialnych likwiduje autonomię zarządów. W tej strukturze władzy żaden organ nie ponosi Zob. szerzej M. J a r o s z, Rady nadzorcze. 245 odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Kontrola społeczna praktycznie nie istnieje - z wyjątkiem incydentalnej, którą wywołują dziennikarze. Jest to ich ogromna zasługa, której wartość trudno zaiste przecenić. Szef resortu jest w Polsce odpowiedzialny prawie wyłącznie przed partią, która go desygnowała na zajmowane stanowisko. Wydawałoby się, że minister Skarbu Państwa powinien być fachowcem - i co jeszcze ważniejsze - człowiekiem niezależnym od nacisków wymuszających sprzeczne z interesem publicznym działania. Tymczasem doświadczenia ostatniego piętnastolecia są dosyć zniechęcające. Za rządów AWS-u ministrowie Emil Wąsacz i Andrzej Chronowski zostali zdymisjonowani nie za rażącą niekompetencję swoich poczynań, ale z powodu konfliktu interesów z oligarchami finansowymi i gospodarczymi. To samo spotkało ministrów kompetentnych i fachowych: Wiesława Kaczmarka i Sławomira Cytryckiego. Jak pisze Jerzy Hausner „główne sektory polskiej gospodarki, te, które decydują o jej obliczu, zdominowane są przez interesy oligarchiczne kilku rodzinnych klanów. Więcej do powiedzenia w sprawie tych sektorów mają rodzimi biznesmeni niż ministrowie odpowiadający za te sektory"33. Dowodzi to szczególnie silnego powiązania polityki i biznesu, zasięg zaś deformowania gospodarki przez interesy polityczne jest doprawdy porażający. Spółki stanowią „przechodnie" zaplecze gospodarcze partii politycznych sprawujących władzę: źródło majątku czy kapitałów, które można transferować do prywatnych spółek, kontrolowanych przez partie, oraz zbiór posad (zarządy, rady nadzorcze) dla klienteli politycznej. Trudno o wyraź-niejszy przykład patologii władzy, klientelizmu i korupcji politycznej. I jakkolwiek elementy tego stanu rzeczy istnieją w każdym współczesnym państwie, to jego nasilenie i niepokojące tendencje rozwojowe są jednym z najważniejszych problemów Polski. Spółki Skarbu Państwa są ważnym segmentem łupów politycznych partii, które wygrywają wybory. Stąd też warunkiem sine ąua non zmiany władzy jest natychmiastowa wymiana osób na intratnych stanowiskach. Rady nadzorcze poza pieniędzmi dają też możliwości korupcjogennych układów z kierownictwem zaprzyjaźnionych firm: „Polityk lub urzędnik w radzie nadzorczej może być świetnym źródłem informacji - podpowie, jakie szykują się przetargi i jak je wygrać, będzie coś wiedział o przygotowanych zmianach przepisów (...) pomoże to i owo załatwić"34. 33 J. Hausner, Akt oskarżenia, „Polityka", 21 czerwca 2003. 34 A. Grzeszczak, Goście z kraju rad, s. 22. 246 Batalie o wyegzekwowanie owych łupów rozgrywają się głównie wokół spółek dużych i dochodowych35. Funkcje właścicielskie i nadzorcze w podmiotach państwowych są przedmiotem walki i przetargów politycznych. W państwowym segmencie gospodarki polityka jest wszechobecna. Roszczenia klienteli politycznej są nadrzędne wobec racji ekonomicznych. Losy największych państwowych spółek rozstrzygają się w gabinetach liderów politycznych. Tam też powstają, niezależne od kodeksowych, regulacje działania państwowych spółek. Nie ulega wątpliwości, że zjawisko to nosi znamiona klientelizmu i korupcji politycznej, i tak jest postrzegane przez opinię publiczną36. Polityczne zawłaszczenie spółek i przedsiębiorstw dokonuje się na różnych piętrach władzy. Swoje interesy mają partie, swoje interesy mają też zarządy i inne gremia. Nadzór właścicielski państwa nad podmiotami gospodarczymi stwarza bezprzykładnie duże szansę zasilania prywatnych spółek majątkiem państwowym. Kuriozalnym przykładem jest tu potentat majątkowy i zarazem bankrut - PKP, którego kolejni szefowie „prywatyzują" majątek wzmacniając kapitałem prywatne firmy. Dysfunkcja rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa rzuca światło na drogi, którymi polityka wkrada się w życie gospodarcze kosztem interesu publicznego, wspólnego dobra społeczeństwa. Społeczny wymiar zjawiska to bezmiar szkód spowodowany psuciem państwa, dewaluacją prawa i etyki zawodowej. Co też wyraża się m.in. brakiem poszanowania reguł demokratycznych i władzy, która owe reguły nagina stosownie do swoich indywidualnych i grupowych interesów. Problem polega nie tyle na konfliktach wokół polityki właścicielskiej Skarbu Państwa37, ile na powszechnej dezaprobacie wobec gospodarczych i politycznych elit władzy, których ponadpartyjna solidarność niszczy państwo i z takim trudem kształtowane w Polsce zalążki społeczeństwa obywatelskiego. Najważniejszym dzisiaj problemem nie jest niestosowanie i tak dziurawego prawa, ale system polityczny. Jest on traktowany jak łup polityczny: „od samego dołu, gdzie przynależność partyjna bywa sposobem na uniknięcie 15 W sektorach bankowym, ubezpieczeniowym, paliwowym, chodzi również o spółki medialne oraz o LOT, KGHM „Polska Miedź" i o Polską Telewizję. 3fl Zob. szerzej rozdz. 2, podrozdz.: Klientelizm oraz M. Jarosz Właściwości i problemy polskiej prywatyzacji, w: Dziesięć lat prywatyzacji bezpośredniej, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2000. 37 Por. szerzej J. Gardawski, L. Gilejko, R. Towalski, Oceny i oczekiwania różnych grup społecznych wobec polityki właścicielskiej Skarbu Państwa, Wydaw. IFiS PAN, Warszawa 1999. 247 bezrobocia, aż do samej góry, gdzie gra idzie o ważne posady i duże pieniądze"38. W tej sytuacji tworzy się swoista próżnia normatywna i etyczna. „Miejsce osłabionego zaufania - pisze Andrzej Kojder - zajmuje cynizm; manipulacja zastępuje lojalność, a niewiara w powodzenie solidarnych działań owocuje obojętnością. Areną nieobyczajności, bezkarności, braku obywatelskiej odpowiedzialności staje się świat (...) polityki. To stamtąd płyną sygnały, że niemal wszystko jest dozwolone, że egoizm, prywata czy kłamstwo to pojęcia względne. To utrudnia kształtowanie się społeczeństwa obywatelskiego, upowszechnianie się postaw prospołecznych i respektu dla prawa"39, zwłaszcza że nadużycia władzy, afery korupcyjne - dziś nagłaśniane, ale istniejące prawie zawsze - mogą zagrozić każdej władzy. W świadomości Polaków utrwalił się obraz władzy nieuczciwej i skorumpowanej. To jej przedstawiciele, zdaniem obywateli, przechwytują pieniądze publiczne dla swoich partii (67% wskazań), obsadzają stanowiska w bankach, radach nadzorczych, urzędach i spółkach swoimi krewnymi i znajomymi (91% wskazań), załatwiają dla nich kontrakty i zamówienia rządowe (81% wskazań) oraz oczywiście bior łapówki (85% wskazań)40. I nie są to - czego dowodzi ta książka - poglądy bezzasadne. Jakie są szansę na zmniejszenie się zasięgu korupcji w Polsce? Większość obywateli wiąże je z wejściem do Unii Europejskiej. Są to nadzieje cokolwiek na wyrost i niepokojąco przypominają te związane z nowym postkomunistycznym ustrojem politycznym, w którym jak wieść gminna niosła, wszyscy będą żyli dostatnio „tak jak na Zachodzie". Z reprezentatywnych badań empirycznych przeprowadzonych w 2003 r. wynika, że oczekiwania przerastają możliwości41. Te nieuzasadnione, zbyt optymistyczne przekonania mogą zdaniem Mirosławy Marody „mieć tylko jeden skutek: za rok będzie ogromny zawód, że nic się nie zmieniło, albo nawet - w najbardziej pesymistycznym scenariuszu - zmieniło się na gorsze"42. Coś jednak w czasie dłuższym, ale dającym się przewidzieć, powinno się zmienić. Także w zachowaniach korupcyjnych. Jeśli - co potwierdzają analitycy problemu - korupcja w Polsce jest zarówno przyczyną, jak i skutkiem „instytucjonalnej niewydolności państwa polskiego oraz etycznej degrengolady znacznej części klasy politycznej"43, to wypada mieć nadzieję, że dojdzie do zahamowania mechanizmów rozwoju tych zjawisk. Po pierwsze, dzięki zbliżeniu polskiego prawa do europejskiego, wymuszającego skuteczniejszą kontrolę władzy administracyjne i politycznej. Po drugie, może się tak zdarzyć, że przynajmniej część naszej elity pod wpływem unijnych doświadczeń zmodyfikuje swój system wartości. „Polscy politycy powinni sami zrozumieć, albo być do tego zmuszeni, że w tej nowej sytuacji myślenie w kategoriach długoterminowych interesów może być bardziej korzystne niż myślenie «od wyborów do wyborów»"44. Trzeba wierzyć, że taki pozytywny proces się rozpocznie i że będzie przebiegał w miarę jednokierunkowo. Czy tak się stanie? Z pewnością - to tylko (czy aż tylko) kwestia czasu. Merytoryczna podstawa korzystnego scenariusza wydarzeń wynika głównie z dobrych prognoz gospodarczych i integracji Polski ze strukturami europejskimi. Także z racji psychologicznych. Polacy, jak wiadomo, są narodem zdającym egzamin właśnie w sytuacjach najtrudniejszych. Wiara w to, że „nam musi się udać" może, dodatkowo, zyskać walor samospełniającej się przepowiedni. 43 A. Koj d e r, Przeciwdziałanie korupcji w państwach Unii Europejskiej, „Wszechnica Polska" 2003, nr 2, s. 20. 44 M. M a r o d y, Brzydkie kaczątko, s. 6. 38 J. Paradowska, Dusze klimaty, „Polityka", 10 stycznia 2004. 19 A. Kojder, Bilans pierwszej dekady, „Rzeczpospolita", 18 stycznia 1999. 40 Aktualne problemy i wydarzenia, CBOS, grudzień 2003. 41 Zob. Diagnoza społeczna 2003. Warunki i jakość życia Polaków,}. Czapiński, T. Panek (red.), Rada Moiiitoringu Społecznego, Warszawa 2003 oraz Syndrom wielkiej zmiany i jego socjologiczne implikacje, Raport z realizacji grantu KBN, M. Jarosz (red.), Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2004. 42 M. M a r o d y, Brzydkie kaczątko Europy? (rozm. A. Jonas, W. Żygalski), „The Polish Voice" 2003, nr 38, s. 5. 248 *», -,.-.,, Posłowie Wieloletnie, empiryczne i teoretyczne, badania polskiej rzeczywistości skłaniają do refleksji wykraczających nieco poza materię tej książki. Sygnalizuję kilka ważniejszych. 1. Kilkanaście lat przebudowy gospodarki i systemu politycznego przyniosło - obok wymiernych efektów społecznych i ekonomicznych - również problemy, z którymi żadne państwo dawnego obozu sowieckiego nie potrafi się uporać. Niezależnie od specyfiki rozwoju każdego z nich wszędzie mamy do czynienia z określonymi, niekorzystnymi skutkami przemian. Nie rozwiązane problemy Polski mają wymiar ogólniejszy, odnoszący się do większości krajów zastępujących system centralnie sterowany gospodarką rynkową. Dlatego też analiza barier przebudowy a la polonaise rzuca światło także na hamulce przemian w innych krajach. W tym sensie Władza. Przywileje. Korupcja to książka o Polsce początku trzeciego tysiąclecia, stanowiąca jednocześnie punkt wyjścia rozważań w szerszym, europejskim spektrum, ponieważ układ: gospodarka-polityka-społeczeństwo nigdzie nie działa prawidłowo, a nadużycia i nieuzasadnione przywileje władzy, a także korupcja na wysokich jej szczeblach występują praktycznie wszędzie. Choć nie wszędzie analiza tego stanu rzeczy jest dokonywana w świetle jupiterów, przy udziale niezależnych mediów. 2. Najważniejszą przesłanką wiarygodnej analizy rzeczywistości jest posługiwanie się rzetelnymi źródłami wiedzy o niej. Ze wszech miar pożądana jest analiza rozmaitych, uzupełniających się informacji badawczych (o faktach, sytuacjach, zachowaniach, o postawach ludzi), w której pominięcie danych 250 urzędowych (czerpanych ze spisów powszechnych i oficjalnej statystyki) jest poważnym błędem. Problem polega tym, że, po pierwsze, wielu danych fundamentalnych dla analizy (nie tylko socjologicznej) współczesnego społeczeństwa statystyka po prostu nie zawiera, po drugie nawet te ważne informacje, które są publikowane, budzą relatywnie niewielkie zainteresowanie badaczy, dziennikarzy i polityków. Polska statystyka w okresie międzywojennym, w latach 20. i 30. minionego stulecia, cieszyła się zasłużoną renomą jednej z najlepszych w świecie. Teraz utrzymuje się w parametrach średnich raczej ocen, nie gorszych wszakże niż te z innych krajów postkomunistycznych. Klasycznym przykładem psucia statystyki (i ograniczania wiedzy o kraju, w którym żyjemy) jest zaniechanie od 1990 r. gromadzenia informacji o podstawowych klasach i warstwach społecznych. Od tego czasu chłopi, robotnicy czy inteligencja zniknęli ze statystyki, choć dwie pierwsze grupy przypominają o swojej obecności w manifestacjach ulicznych, wszystkie zaś są bytami realnie istniejącymi w gospodarce, społeczeństwie, polityce. Konsekwencją tego zubożonego statystycznego (bezklasowego?) obrazu społeczeństwa jest oczywiście niemożność analizy pochodzenia społecznego studentów, nierówności i zróżnicowań materialnych i społecznych - oraz podłoża wielu istniejących konfliktów. Żadne z badań empirycznych nie wyrównało braków w tych „twardych" danych i nie odpowiedziało kompetentnie na pytanie 0 wymiary zjawiska w całym społeczeństwie, jego trendy i dynamikę. Bywają też sytuacje odmienne - pojawiają się informacje nowe, zaskakujące i rzetelne, ale politycy (i media) kompletnie je lekceważą. Chodzi tu o pomijanie ważnych prawd o rzeczywistości, które statystyka bada 1 publikuje w wynikach spisów powszechnych i w analizach GUS-u. Prowadzi to do obniżenia poziomu elementarnej wiedzy społeczeństwa o procesach społeczno-ekonomicznych i mechanizmach nimi rządzących. Zarówno dziennikarzy, jak i polityków charakteryzuje coraz wyraźniejsza tendencja do ocen naskórkowych, zgodnych z sądami obiegowymi. Przedstawiciele elity władzy działają z reguły w oderwaniu od wiedzy, na zasadzie doraźnej politycznej kalkulacji. Niezależnie od tego, czy są to politycy prawicowi, lewicowi czy partyjni bieżeńcy. Przykładem braku zainteresowania fundamentalnymi informacjami o społeczeństwie jest to, że rok po opublikowaniu danych spisu powszechnego przeprowadzonego w 2002 r. żadna partia polityczna nie zajęła stanowiska wobec jego wyników. Chociaż powinny one być uwzględnione w planowaniu społecznym w każdym horyzoncie czasowym. Dotyczy to ogromnego wzrostu liczby gospodarstw domowych (zwłasz- 251 cza jednoosobowych), liczby niepełnosprawnych (w niektórych kategoriach ponad dwuipółkrotny) czy wreszcie nieoczekiwanego wzrostu bezrobocia rejestrowanego, wynikającego z zawyżenia (o 50%) liczby zatrudnionych w rolnictwie. Najnowszy spis powszechny korygując wcześniejsze dane dostarczył w tej kwestii informacji dobrej i złej. Dobrej z pewnością dla Unii Europejskiej. Integracja z Unią jest tym łatwiejsza, im mniej mamy rolników. Jest to jednocześnie zła wiadomość z punktu widzenia polityki socjalnej. Zwiększenie jej potencjalnej klienteli przy konieczności ograniczenia wydatków państwa to zaiste kwadratura koła. Podobnie jest z owym wzrostem liczby niepełnosprawnych: albo dane te są nieprawdziwe (należy je zweryfikować), albo jednak prawdziwe - i mamy do czynienia z ważnym problemami socjalnymi i społecznymi. Tak czy inaczej są to wiadomości, o których -jak mogłoby się wydawać - będą informować media, dyskutować parlamentarzyści i będą się nimi martwić rządzący politycy oraz ich potencjalni następcy. Tymczasem rzecz przeszła bez echa, odłożona zapewne ad calendas graecas. 3. Przykładów lekceważenia wiedzy o rzeczywistości społecznej jest oczywiście znacznie więcej. Problem polega nie na ich mnożeniu, ale na zwróceniu uwagi na pewną prawidłowość, zgodnie z którą działają kolejne ekipy władzy. Prawidłowość niepokojącą, nasuwającą obywatelom co pewien czas to samo pytanie: co się stało z klasą polityczną? Chodzi tu, w największym uproszczeniu, o to, że traci ona kontakt z rzeczywistością. Coraz mniejsze zainteresowanie budzą realne i wiarygodne wskaźniki kondycji państwa i społeczeństwa, a coraz większe informacje o kolejnych aferach, przekrętach czy korupcji. Odkrywanie i nagłaśnianie tego typu przypadków pełni ważną społeczną rolę w wykrywaniu przestępczości: chapeaux bas przed dziennikarzami, którzy je ujawniają. Nastąpiło jednak zachwianie pewnej ważnej dyrektywy działań: zachowania proporcji. Jeżeli obowiązuje konwencja walki dobra ze złem, w której wygrywa tylko jedna strona, jeśli media są zdominowane przez sensacje tak dalece, że nie widać spoza nich rzeczywistości, to konsekwencje tego stanu rzeczy są fatalne. Przed społeczną i polityczną widownią ukazuje się swoisty ponury teatr nieszczęść i nadużyć, którego aktorzy galopują w stronę absurdu. Dziennikarze kreując czarną rzeczywistość modelują jednocześnie poglądy i zachowania społeczeństwa - i w dużej mierze polityków. Na uwagę zasługują zachowania władzy, która uczestniczy w owym narzucanym przed media chocholim tańcu. Ona też, odcinając się od wiedzy, od rzetelnych informacji, reaguje ad hoc na gorące polityczne newsy, odsuwając na plan dalszy rozwiązywanie strategicz- 252 nych problemów państwa i społeczeństwa. W rezultacie media nie tylko tworzą rzeczywistość, ale kształtują priorytety i programy polityczne. Sprzyjają temu postawy propartyjne, wypierające propaństwowe. Te ostatnie są cechą mężów stanu, a tych jest coraz mniej. Rosną natomiast zastępy polityków, którzy etykę ważą sobie lekce, a ocenę zdarzeń i procesów redukują do analizy badań opinii publicznej i poglądów prominentnych dziennikarzy. Państwo (nie tylko polskie) osłabło na tyle, że utraciło kontrolę nad reformami i skutkami przemian, lecz paradoksalnie jest dostatecznie silne, aby być skutecznym narzędziem w rękach różnych grup interesów. W rzeczywistości - i w jej obrazie kreowanym przez media - społeczeństwo pełni rolę pasywnego odbiorcy politycznych newsów. Prawie nie dociera do niego wiedza o tym, jak jest, co jest wspólnym dobrem, jakie są jego granice. Docierają natomiast informacje o nagminnym przekraczaniu tych granic - przez polityków, urzędników, sędziów i innych, realizujących swoje własne, partyjne i grupowe interesy kosztem całego społeczeństwa. W świadomości dużych grup społeczeństwa rewolucja 1989 r. przegrała w wymiarze społecznym i moralnym. Wiedza nie służy ludziom, prawo nie pomaga, człowiek się nie liczy, jest coraz gorzej. „I po to Lechu skakał przez płot?". Narasta rozczarowanie całą klasą polityczną i złość rozdmuchiwana jeszcze przez partie populistyczne, obiecujące „każdemu wszystko" bądź odebranie bogatym nienależnego im bogactwa i rozliczenie ich z przeszłości. Rosnące poparcie dla tych partii stwarza realną perspektywę, że przejmą one władzę w kraju. Trudno o alternatywę bardziej niepokojącą. 4. Nie należy także zapominać o tym, że - rysowany przez media i partie populistyczne - czarny obraz Polski jest po prostu fałszywy. Istnieje oczywiście gorsza strona rzeczywistości społecznej (analizowana szeroko w tej książce), ale jest przecież i ta lepsza - charakteryzowana wolnością, rozwojem społecznym, edukacją i dużym talentem radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Mamy młode, mobilne społeczeństwo, gotowe do podnoszenia kwalifikacji i wiedzy. To ważny atrybut jego przyszłości. Społeczeństwo obywatelskie jeszcze kuleje. W przeciwieństwie do starych demokracji dominuje walka (na ogół o małe racje), a nie szukanie cech wspólnych, dialogu. Jednak już gdzieniegdzie sukcesy osiągają społeczności małych ojczyzn, a badania opinii publicznej wskazują na relatywnie wysoki potencjał nadziei na poprawę losu, własnego i rodziny. Optymistycznie też (może zbyt optymistycznie) ocenia się szansę Polski i Polaków w Unii Europejskiej jako struktury ograniczającej korupcję i przybliżającej perspektywy lepszego życia. 253 Skoro zatem rzeczywistość jest złożona, to jednostronne jej przedstawianie (dosładzanie, dosmucanie itd.) prowadzi do utrwalenia się jednostronnego, fałszywego jej postrzegania. I w konsekwencji do narastania frustracji, wściekłości bądź apatii społeczeństwa, zwłaszcza w sytuacji bombardowania go zawsze złymi informacjami. Najwyższa pora na wyciągnięcie wniosków z tej prostej prawdy, że należy i warto traktować społeczeństwo z szacunkiem, podmiotowo, a nie tylko jako potencjalny, dający sobą manewrować elektorat. Polityka musi się opierać na rzetelnej wiedzy i przewidywalnych zachowaniach władzy publicznej i partyjnej oraz na racjonalizacji postępowania w imię dobra wspólnego. Inaczej grozi nam sytuacja deja vu, czyli powtórka z historii o zmarnowanych szansach. Indeks osób (Opracowała Elżbieta Staśkiewicz) Adamczuk Lucjan 193 ' ¦ Aminov Vadim zob. Bout Victor Anatoliyevich Amsterdamski Stefan 38 Anonim, zw. Gallem 234 ¦ Antoszewski Andrzej 32, 34-38 Assheuer Thomas 154 '¦¦':. Balcerowicz Leszek 58, 128 ¦¦¦!.¦¦ Barraclough Brian 187 . , .: Bauman Zygmunt 110, 129, 146, 159 • Becker Gerhold K. 93 Beeglejoseph A. 187 Belka Marek 67 Bendix Reinhard 15 Bentkowska Alina 174 Besala Jerzy 225, 234, 235 ¦ ¦ ' Bielecki Jan Krzysztof 58 ' ¦ Bielecki Jerzy 82 Bieroń Tomasz 91 . Binczycka-Anholcer Marzena 83 Bourdieu Pierre 19, 120, 174 ¦; ; Bout Victor Anatoliyevich (Victor Anatoliyevich Badd [Boutov, Budd, Bulakin, ButOT, Butt], Vadim Aminov) 224 ¦ ¦ : ¦ ' ' Bradshaw Jonathan 153 ¦ ¦, ¦¦ ¦ ' Bratkowski Stefan 154 Breed Warren 187 Buckley Walter 107 Bugaj Ryszrd 111, 131 Buitenen Paul van 207 Buzek Jerzy 13, 58 Byren David 160 Campbell Donald T. 118 Chmielewski Mariusz 158 Christian David 95 Chronowski Andrzej 246 Cichocki Marek A. 54 Cichomski Bogdan 131 Cichosz Marian 219 Claes Willy 224 Crozier Michel 21, 22 Cytrycki Sławomir 246 Czabański Krzysztof 107 Czapiński Janusz 130, 142, 143, 156, 169, 248 Dalii Robert 38 Dahrendorf sir Ralf Gustav 154 Danecka Maria 141 ,. Daszkiewicz Krystyna 42 •, . . .. Davis Kingsley 106 ' Dąbrowska Maria 237 i Dąbrowski Marek 47 .,.¦¦¦ Derczyński Włodzimierz 106 >. ¦.,-. Dębska Anna 222 Doliński Daniel 105 Domański Henryk 103, 107, 116, 120, 131, 174, 194 Durkheim Emile41, 177, 179, 180, 186, 187 Duverger Maurice 69 Dziaduljan 84, 86, 100 Dziak Waldemar Jan 93 Dziewulski Jerzy 45 Dziurdzik Andrzej 34 255 Egeman Marian 22 Etzioni-Halevy Eva 16 Faliszek Krystyna 74, 84 Ferge Zsuzsa 77, 165, 173 Firkowska-Mankiewicz Anna 157, 172 Frąckiewicz Lucyna 75 , , Frenzel-Zagórska Janina 116 Frieske Kazimierz Wojciech 153, 154, 157 Friszke Andrzej 26 Gadomski Witold 110 Gadowska Kaja 88, 207, 242 Gali Anonim zob. Anonim Gardawski Juliusz 31, 47, 69-72, 116, 247 Gawlikowski Krzysztof 93 Gebethner Stanisław 35 Gibbsjack P. 187 Gierek Edward 74, 75 Gilejko Leszek 21,69, 136,247 Gomulka Stanisław 47 Górniok Oktawia 237 Grabowska Mirosława 18, 32 Greenjudith M. 49 Grodeland Ase B. 203 Groński Ryszard Marek 241 Gruszczyńska Beata 222 Grzelak Janusz 132 Grzeszczak Adam 242 Hamilton Malcolm 108, 109 Harris Jennifer 153 Hausner Jerzy 18, 37, 39, 46, 58, 86, 87, 246 Hayek Friedrich August von 109, 110 Heller Celia Stopnicka 165 Herbut Ryszard 32, 34, 35 Hirszowicz Maria 108, 109 Hochfeld Julian 237 Holyst Brunon 159, 180 • ..¦ Hrynkiewicz Józefina 146 ' Huntington Samuel Phillips 34, 36 Jabtonowski Stanisław, kasztelan krakowski, hetman wielki koronny 225 Jagnieża Artur 220 Jakóbik Witold 55 Jakubowicz Karol 15 . ¦ Janicka Krystyna 116 Jarosińska Hanna 105 Jarosz Maria 21, 29, 39, 41, 42, 51, 57, 77, 80, 81,83, 85,97,98, 108, 109, 112, 116, 135, 137, 143, 146, 150, 152, 164, 167, 172, 178-180, 185, 187, 189, 191, 196, 206, 222, 236, 237, 240, 242, 245, 247, 248 Jasiecki Krzysztof 70, 229, 237, 238, 240 Jasińska-Kania Aleksandra 19, 106 Jasiński Jerzy 189 Jędrzejko Mariusz 44, 221, 222, 232 Jonas Andrzej 248 Kabaj Mieczysław 98, 141 Kaczmarek Wiesław 246 Kałaska Małgorzata 124 Kamiński Antoni Zdzisław 43, 206, 238 Kapciak Alina 181 Kapuściński Ryszard 53 Katarzyna II, księżna Sophie Friederike Augus- te Anhalt-Zerbst, cesarzowa Rosji 225 Keynes John Maynard, baron of Tilton 110 Kępiński Antoni 83 Kieżun Witold 60 Kim Ir Sen (właśc. Kim Ił-Song) 93 Kisielewski Stefan 183 Klimczak Bożena 233 Knap Jarosław 74 Kocik Lucjan 160 Kofman Jan 130 Kojder Andrzej 43, 45, 132, 133, 189, 200, 202, 206, 220, 238, 248, 249 Kolbowskijan 108 Kotodko Grzegorz Witold 47, 127 Komorowski Bronisław 227 Kordosjan 123 . Kornhauser Ruth Rosner 41 Korporowicz Leszek 181 Korzon Tadeusz 235 Koshechkina Tatyana Y. 203 Kosikowski Cezary 50, 51 Kotowska Irena E. 170 : Kowalik Tadeusz 131 Kowalski Janusz 93 Kozak Marek W. 152, 240 Kozarzewski Piotr 27, 135 Koźmiński Andrzej Krzysztof 50 Krasiński Andrzej 28, 195 Krawczyk Jacek 191 Krąpiec Mieczysław Albert, dominikanin 203 Krugman Paul 128, 129 Krupa Kazimierz 85 : Kubiak Hieronim 13-15 Kuczrna Łeonid (Leonid) 224 Kuczyński Waldemar 153, 200 256 Kulpińska Jolanta 105 Kurczewska Joanna 50, 134 Kurczewska Urszula 229 Kurczewski Jacek 207 KurońJacek 28, 31 Kutz Kazimierz 81, 86 Kuznets Simon Smith 130 Kwaśniewski Jerzy 155, 189 Lachowska Dorota 18 Lepianka Dorota 155 Lepper Andrzej 69, 239 Lewnestein Barbara 43 Lipiński Edward 107 Lissowski Grzegorz 109, 127 Lorenc-Patlewicz Zofia 207 Łaciak Beata 207 Łagowski Bronisław 241 . .. Łęcki Krzysztof 74-76, 84 Łuków Paweł 207 Malinowski Roman 28 Marczewski Marek 222 Mariański Janusz, ks. 57, 203 Marks Bartłomiej 69, 239 Marks Karol (właśc. Karl Heinrich Marx) 15, 102 Marody Mirosława 18, 19, 46, 63, 130, 239, 248, 249 Martin Walter T. 187 Martyniuk Wacław 84 Mazowiecki Tadeusz 28, 51, 58 Mazurkiewicz Piotr 18 Mazzarin Jules (właśc. Giulio Mazzarini), kard. 52 Mączak Antoni 51-53, 91, 235 Mączyńska Elżbieta 129, 134 Merton Robert King 41, 53, 187 Michalska Marta 207 Michnik Adam 240 Miklaszewska Justyna 49 Milano Serge 153 Miller Leszek 13,58,63, 242 Miller Seymour Michael 77, 165, 173 Miller Williarn L. 203 Modzelewski Karol 31, 36, 241 Mokrzycki Edmund 68 Molęda-Zdziech Małgorzata 229 Moore Wilbert Ellis 106 Morawski Witold 22, 23 Mujżeljan 55 Myrdal Gunnar 153 Natęcz Tomasz 96, 204 Neyman Elżbieta 174 Niklas Dariusz 106 Nisbet Robert A. 187 Norwid Cyprian Kamil 31 Nowak Stefan 78, 119, 193, 195 0'Donnell Guillermo 36, 38 Offe Claus 24 Ogonowska-Musiatowicz Zofia 158 Okudżawa Bułat Szałwowicz 184 Olechowska Krystyna 207 Olivares Gaspar de Guzman y Pimental, hrabia, książę San Lucar 52 Olszewskijan 58 Onyszkiewicz Janusz 227 Orłowski Witold Maciej 63 Osęka Andrzej 43 Osęka Piotr 82 Ossowski Stanisław 14, 16, 106, 108, 173 Ostrowska Antonina 116, 159, 157 Palska Hanna 133 Panek Tomasz 130, 143, 169, 248 Pańków Irena 17 Paradowska Janina 73, 86, 87, 248 Parsons Talcott 174 Passeron Jean-Claude 174 Patlewicz Sławomir 207 Pawlik Wojciech 43 Paylor lan 153 Pepys Samuel 237 Pertyński Maciej 207, 236 Pitera Julia 238 Pleskovic Boris 47 Płowieć Urszula 56 Podgórecki Adam 41, 42, 177, 189 Polakowska-Kujawa Jolanta 31, 47 Polański Roman 219 Polarczyk Kazimierz 59 Poławski Paweł 154 Pope Jeremy 207, 236 Popławska Ewa 238 Post Barbara 36 Pucek Zbigniew 24 Rajkiewicz Antoni Marian 31, 139, 140, 191 Rakowski Mieczysław Franciszek 26, 82 Reszke Irena 144, 191 Reykowski Janusz 15, 75, 175 Richeiieu Armand Jean du Plessis de, książę, kard. 52 257 Roosevelt Franklin Delano 129 Rose-Ackerman Susan 207 Rostowski Jacek 47 , Roszkowski Wojciech 130 Różycki Krzysztof 45 : ¦ . ' Rychard Andrzej 16, 116 . Rywin Lew 67, 240 Sachs Jeffrey David 48 ¦ Sadowski Andrzej 133, 207, 220, 238 ! Sadowski Zdzisław 126, 128 Sainsbury Peter 187 Sainsbury Roy 153 Schroeder Widich W. 187 Scottjohn 17 ' ' ¦ ' Scruton Roger 91, 95 Seneka Mtodszy, zw. Seneką Filozofem (Uicius Annaeus Seneca) 132 Siciński Andrzej 33 Sieciech, możnowtadca małopolski, wojewoda księcia Wtadystawa I Hermana 234 Siemaszko Andrzej 189, 222 Skarżyńska Krystyna 75 Stabek Henryk 25, 30, 111, 183 Stomczyński Kazimierz Maciej 131, 134, 163 Smolicz Jerzy Jarosław 181 Sokotowska Magdalena 157 Sowa Kazimierz Zbigniew 45, 132 Spadijer-Dżinićjelena 187 Stabryta Stanisław 132 Stanisław August Poniatowski, król poi. 225 Staniszkis Jadwiga 14, 28, 51, 52 Stiglitz Joseph Eugene 47 Suchocka Hanna 58 Sutek Antoni 117, 119, 130, 177 SzackiJerzy Ryszard 50, 106 Szacki Wojciech 15 Szawiel Tadeusz 32, 177 SzczepańskiJan 10, 163 Szczepański Jan Józef 82 Szczepański Marek Stanisław 75, 76, 83 Szelenyi lvan 19 Szewardnadze Eduard Ambrosjewicz 93 Sztompka Piotr 14, 25, 53, 132, 170 Sztumski Janusz 18 Świstak Piotr 109 ... . Tarchalski Kazimierz 92, 93, 207 Tarkowska Elżbieta 150 Tarkowski Jacek 51, 52 Tazbir Janusz 33, 51, 91, 92, 234, 235 Thomas William Isaac 187 Tischner Józef, ks. 203 Tomala Karin 93 Torańska Teresa 27 Touraine Alain 28, 195 Towalski Rafał 69, 247 , Treiman Don 19 Tyszka Andrzej 181 Urban Jerzy 27 Wada wek J. 106 Walenciak Robert 36, 241 Walicki Andrzej 110 , . , .' . Wałęsa Lech 30 . ., ' Washington John 153 Wasilewski Jacek 17, 20, 21 Wąsacz Emil 246 Weber Max 15, 16, 18, 165 Wedel Janinę R. 48 Wesołowski Włodzimierz Józef 16,17,32,33, 37, 116, 163, 240 Wiatr Jerzy Józef 16 Wilczyński Wacław 50 Wilkin Jerzy 63, 239 Wilson William Julius 160 Wincenty Daniel 48 Wiśniewski Wiesław 164 Witkowski Janusz 124, 146 Wnuk Maciej 238 Wnuk-Lipiński Edmund 19-21, 29, 116 Wojciechowski Janusz 239, 240 Wojciszke Bogdan 132 Wódz Jacek 69, 76 Wódz Kazimiera 74, 75, 84 Wójcik Dobrochna 155 Wrong Dennis Hume 107 Wroński Paweł 204 Zacher Lech Wojciech 18 Zagórski Krzysztof 193 ' ; Ziółkowski Marek 75, 116, 174 ; ' Znamierowski Czesław 206 Znaniecki Florian Witold 187 Zybertowicz Andrzej 39, 44, 45, 48, 83, 231 Zysk Tadeusz 75 Żakowski Jacek 31 ¦' Żukowski Tomasz 37 Żygalski Witold 248 Żymierski Michał, gen. 225 . i . ¦ Maria Jarosz Pówer. Privilege. Corruption Summary Over a dozen years of economic and political transformation have yielded many tangible social and economic benefits. They have also given rise to many problems with which no post-soviet country has yet been able to cope successfiilly. Although each of these countries has evolved in its own separate way, they all share a number of specific, negative consequences of transformation. This book is about Polish reality, analysed on the basis of an enormous body of source materials (some of them unpublished), surveys, trustworthy journalist analyses and discussions in the rich literaturę on the subject. Fourteen years of reconstruction of the country - labelled the Great Change by the sociologists - have brought freedom, democracy, economic growth and will very shortly bring integration with the European Union. Not a bad result. The boundary conditions for normal life in a normal country have been fulfilled. These conditions were necessary but insufficient. Especially for the great masses of Poles for whom "the better tomorrow was yesterday" - the losers of the Polish transformation: the poor, the unem-ployed, the marginalized. Poland's unresolved problems have a morę generał dimension, shared with most of the countries which are in the process of substituting centrally controlled command economy with market economy. Hence analysis ofthe barriers to transformation ó la polonaise should also help to throw some light on the impediments to change in other countries. In this sense Power. Privilege. Corruption is about Poland at the beginning ofthe third millennium 259 but it is also a point of departure for discussion on a broader, European scalę. The economy-politics-society triad is not working properly anywhere but abuse of power, unjustified privileges and corruption are ubiquitous. Even if this state of affairs is not always analysed in the limelight, with the help of independent media. CONTENTS Author's foreword Part one. Power 1. Power, democracy, state (Some reflections on the phenomenon of power. The power elitę. Common good or group interests? '89 in Poland: revolution or radical change? Trouble with the parties) 2. The pathology of power (Pathology of power and its manifestations. The original sin of governance: the hidden dimension of transformation. Political clientism. Economic policy and its dysfunction. Bad law. The art of business: how to outdo the authorities) 3. Mining: the authorities' hot potato (The miners in post-war Poland: group identification, distinctiveness. Self-aggression in miners. Aggressive behaviour in miners: origins and manifestations. Mining magnates and trade unionists) Part two. Privilege and inequality 4. Privilege (Definitions and concepts. The temporal and spatial dimensions of privilege. Protectionism: the Far East and the post-communist countries. Acceptable and controversial privileges. Socially inherited privileges) 5. The social realms of inequality (Prerequisites and opinions. lnequality and diversity. Some history) 6. Materiał disproportion: the poor and the rich (How trustworthy are official and nonofficial sources of information? Materiał diversity. Increasing wagę disproportion. lnequality in the face of illness and death. lnequality's other dimension: survival strategy or developmental strategy?) 7. The imemployed and the marginalized (Unemployment in Poland: magnitude, structure, trends. The imemployed. The social realm of marginalization. Social outcasts) 8. The heredity of family status: educational barriers (The Polish People's Republic: an equal opportunity society? Higher education and the consolidation of social structure. Educational barriers in the Third Republic of Poland) 9. Suicide: the litmus paperof thecondition of society (Death by suicide in Poland and in other parts of the world. Urban and mral suicide. Suicide and socio-occupational structure) 260 Part three. Corruption 10. The origins and rangę of corruption (Risks of corruption. The mechanisms of corruption. Corruptive behaviour in state-run firms and institutions) 11. Corruption in the military (Types of risks. Corruption in contemporary armies throughout the world. Corruption in the military: communist Poland and market economy. Corruptive procedures in the military environment) 12. Political corruption (The corruption of power: a timeless phenomenon. Corruption of governance. Supervisory boards: the power-politics-money feedback loop) Epilogue Name index Bjiacrb. .Hpoiu . KoppynijHfl Pe3K)Me ITomth njiTHafluaTb jieT 3kohomhh6ckhx h nojiHTHHecKHx pec|)opM He TOjibKo k 3HaMHTejibHbiM noJio>KHTejibHbiM pe3y^bTaTaM, ho h k no»BjieHHfo npo6jieM, KOTopwe He b coctojmhh peuiHTb hh o/jHa CTpaHa 6biBiuero couHajiHCTHnecKoro Jiarepa. He3aBHCHMO ot cneuH(j)H-kh pa3BHTH» KajK/joro H3 3thx rocyaapcTB, Bcioziy BHflHbi onpeAejreHHbie HeraTHBHbie nocjiezicTBHJi nepeMeH. IlpejuiaraeMaH KHHra coaep)KHT aHaiiH3 nojibCKOH fleHCTBHTejibHOCTH Ha ocHOBe orpoMHoro KOJiHHecTBa hctomhhkob (b tom HHCJie Heony- 6jTHKOBaHHbIx), OnpOCOB oGmeCTBeHHOrO MHeHHfl, ZJO6pOCOBeCTHbIX )Kyp- HanHCTCKHX paccjiezioBaHHH, a TaFOKe pa3Mbim.neHHH h bhboaob, coaep->KaiuMxcfl b MHorowHCJieHHbix HaynHbix ny6jiHKauH>ix Ha aaHHyio TeMy. flocie noHTH n^THa/iuaTH neT pec})opM, KOTopwe couHOJiorH Ha3bi-BaroT BejiHKHMii nepeMeiiaMii. Mbi HMeeM b nojibiiie CBo6o/iy, aeivio- KpaTHK), pa3BHBaK)myFOCH 3KOHOIVIHKy H CKOpO BCTynHM B EBpOneHCKHH COFO3. 3TO - OoJTblUHe 4OCTH)KeHHa. MOKHO CKa3aTb, HTO y>Ke CO3flaHbI paMOHHbie ycjioBHJi ana Toro, htoOw >KH3Hb b Hauieft CTpaHe H. OflHaKo sto - Heo6xoflHMbie ycjioBHH, a He 6onee rjih MHornx nojiaKOB, fluH KOTopbix «jiyHiiiee Gy/iymee npouino». TaKHX mojieii mu Ha3bmaeM >KepTBaMH nojibCKHx npeo6-pa3OBaHHft: 6eflHbix, 6e3pa6oTHbix, MaprHHajiH3HpoBaHHbix. HepemeHHbie npoOneMbi FIojibiiiH hmciot 6ojiee iiiHpoKHH KOHTeKCT, pacnpocTpaH^iomHHCH Ha OojibiiiHHCTBO cTpaH, npeo6pa3yK>mHx KOMaHfl- HO-a/JMHHHCTpaTHBHyK) CHCTCMy B pblHOHHyK) SKOHOMHKy. F[O3TOMy 262 aHajiH3 npenflTCTBHH Ha nyTH npeo6pa3OBaHHH a la polonaise yKa3biBaeT Tanace Ha to, hto MeuiaeT h apyrHM nocTcoHHajiHCTHnecKHM B stom nnaHe «BjiacTb. FtpHBHjierHH. KoppynuHJi» - 3to KHHra o uie HanaJia TpeTbero TbicjrnejieTHH b 6ojiee uiHpoKoH, eBponeHCKOH nepcneKTHBe. Reno b tom, hto CBH3Ka «3KOHOMHKa-nojiHTHKa-o6mecT-bo» HHrfle He pa6oTaeT flOJi>KHbiM o6pa3OM, a 3JioynoTpe6jieHHH h He-oGocHOBaHHbie npnBHjierHH BJiacTb npeaep>KamHx, KoppynuHH b BbicuiHx cymecTByromee nojioaceHHe p,en aHanH3HpyeTCH b cBeTe coc|)htob h c yna- CTHeM He3aBMCHMbIX CpeflCTB MaCCOBOH J Ot amopa HacTb nepBaw. BjiacTb BjiacTb, aeMoicpaTiui, rocyaapcTBo (Pa3MbiuuieHHJi o cjjeHOMeHe BnacTH. 3JiHTbi. O6mee aeno hjih rpynnoBbie HHTepecw? rionbiua 1989: peBoniouHfl hjih nepeBopoT? flpoCjieMbi c na 2. FlaTOJTOi na ejiscth (ripo^BJieHHsi naTOJiorHH BjracTH. riepBopoAHbiH rpex npaBHTe- Jiefl: CKpbITOe H3MepeHHe TpaHCCJJOpMaUHH. FlojlHTHMeCKMH KJlHeHTe^H3M. 3KOHOMHMecKofi nojiHTMKH. fljioxne 3aKOHbi. HcKyccTBO BefleHHH 6H3Heca: He BJiacTH ceSa nofiMaTb) 3. ropHoioóbiisaiomaH iip(iMi.iiiurciiiiocTi>: ropHMiic KaiuTaHbi uracni (UIaxTepbi b nocjieBoeHHbie roflbi: rpynnoBaa caMOHAeHTHCjjHKauHJi, wyBCTiso o6oco6^chhocth. ABToarpeccHfl uiaxTepoB. ArpeccHBHOe noBe/ieHne uiaxTepoB: npMHMHW h YrojibHbie MarHaTbi h npoc})COK33Hbie ,aeflTejin) HacTb BTopan. npiiBii.ncriiii u HepaBencriso 4. ripiiBn.itrnii (OnpefleneHHM u noH>iTH5i. FlpHBHJierHH bo BpeMeHH h npocTpaHCTBe. npOTCKUHOHH3M: /JajlbHMH BoCTOK H nOCTCOUHajlHCTHMeCKHC CTpaHbl. IlpHeMJlCMbie h HenpneMJieMbie npnBHJiernn. flpHBHjierHH, hmcriuimc couHa^bHoe npoMCxo>KncHHe) 5. Comia.n.Hbie ccpepbi ncpai)encTBa (npeAnocbijiKH h MHeHHfl. HcpaBeHCTBO h cf>epeHUnaunfl. HeMHoro mctophh) 6. MaTepHajibHwe AHcnponopuim: óe.iHbie 11 óoi aii>it (O aoeroBepHOCTH o(})HUHajibHbix h flpyrax hctohhhkob HHcfiopMauHH. MaTepHajibHaa AH(|)(J3epeHUHauHJi. Poct ahc-nponopuHH b 3apa6oTKax. HepaBeHCTBO nepea jihuom 6o^e3HH u cMepTH. Jlpyroe n3MepeHne 263 7. Ee3pa6oTHbie h Mapi niiajnunponaiinbie (FIojitCKaa 6e3pa6oTHua: pa3Mepu, CTpy-KTypa, TeHfleHUHH. EejpaOorabie. CouHa^bHbie ctjjepw MaprnHajiH3auHH. Jlioan, Dbi6poiiieHHbie H3 o6mecTBa) 8. HacjiezioiiaHiic ceMeiiHoro cTaTyca: o6pajoBaTe.n>Hi>iH Oapi.ep (FIHP: o6mecTBO paBHbix BO3MO>KHOcTeH? Bwciiiee o6pa3OBaHHe: cpaicrop OKOCTeHeHHH couHa/ibHoii CTpyKTypw. Bapbepu o6pa3OBaHHH b TpeTbefi PeiH riocnojiHToii) 9. CaMoyóiiiicTBa: noKaiaTCib coctohhhh oSiuecTBa (CaMoy6HficTBa b Floubiue h b MHpe. CaMoy6HHCTBa b ropofle w cenbCKofi mccthocth. CouHanbHo-npo(pec- CTpyKTypa caivioy6HHu) HacTb TpeTb>i. KoppynuHH 10. HCTOHHHKH H MaCUJTafibl KOppyllUHH (OnaCHOCTb KOppynUHH. MexaHH3MbI BO3- hhkhobchhji KoppynuHH. KoppynuHH Ha npeanpHJiTHax h b rocyHpe>łcaeHH«x) 11. KoppynuHH b apMiin (BHflbi yrpo3bi KoppynuHH. KoppynuH>i b apMHax Ha KoppynuHH b apMHH: BpeMeHa FIHP w pbiHOMHaH 3KOHOMHica. KaK ocymecTBJiiieTca KoppynuHfl b 12. IIojiHTHHecKafl KoppyiiiuiM (KoppyMnHpoBaHHOCTb BJiacTH: 4>eHOMeH Bcex BpeMeH. KoppyMnHpoBaHHOCTb B/iacTb npeflep>KaiuHx. Ha6jno/iaTejibHbie cobcth: BCTpeHa ncwHTHKH h IlocjiecjioBHe hmch