Aleksander Fredro O tem, jak ubożuchną kurwe obłapiał łotrzyk nikczemny Bazylego Świętego udający! Deszcz zimny pada, wichura świszcze, Wlecze sie drogą biedne kurwiszcze. Próżno wystawia lufę na sprzedaż I lamentuje: "Biedaż, oj, biedaż!" Szedł mnich, byk jurny, plugawy capek, A że o miłym smaku obłapek I ksiądz, nie tylko byk i knur wie, Tedy się kwapi frater ku kurwie. I woła, wsparty na swym fallusie: "Udziel mi dupy, siostro w Chrystusie." A ona, z wdziękiem: "Jeb gdy twa wola, Lecz wpierw ze sakwy wyłuskaj obola." "Ja mam ci płacić?" - mnich krzyknie głośno - "Nikczemna kurwo, kiecke podnoś no! Z niebam ja zstąpił, niegodna, czyli, Nie widzisz, żem ja święty Bazyli? Daj się więc zrypać, a zbawisz duszę!" Do nóg mu padła grzesznica w skrusze, Rychtuje lufę i kornie kwili: "Ciupciaj więc, ciupciaj, święty Bazyli!" On wyjął chuja, twardy pastorał, Aż po macicę w picz jej się worał. Rzygnąwszy lagrem odwala sztosik, Potem dwa jeszcze, i jeszcze cosik. Aż strzemiennego przyrżnąwszy ostro - "Bóg-że ci zapłać" - powiada - "siostro. Sto lat odpustu daję ja ci tu." Całuje kurew brzeżek habitu: "Święty Bazyli, cud proszę zróbcie: Zbawiłeś duszę, uzdrów i dupcię, Bo tak ją nieszczęść przebodła lanca, Że żre ją tryper, syf, szankier, franca, I do szpitala wlokłam się właśnie." "Syf, szankier, franca?" - mnich głośno wrzaśnie. Nuż trzeć, nuż drapać, nuż pluć na pytę. Lecz nie pomogły środki mu te. I poznał, łotrzyk, błąd po niewczasie, Gdy coś go jęło strzykać w kutasie. I kiedy wkrótce, jak u Hioba, Kutas i jajca zgniły mu oba. Nędzny szalbierzu, niegodny mnichu, Któryś niewiastę zrypał po cichu, To zapamiętaj, ty skurwysynie: Kto chujem walczy, od piczy ginie!