HANNA OLECHNOWICZ „DZIECKO WŁASNYM TERAPEUTĄ - Jak wspomagać strategie autoterapeutyczne dzieci z dysfunkcjami więzi osobistych” Natura ludzka nie jest maszyną postawioną do wykonywania wyznaczanej pracy, lecz drzewem, które rośnie i rozwija sil zgodnie z dążeniem sil wewnętrznych, które czynią ją żywą istotą. [J. S. Mill 0 wolności] I. OBJAW PATOLOGICZNY CZY STRATEGIA AUTOTERAPEUTYCZNA W książce tej autorka opisuje własne doświadczenia z terapii 14 małych pacjentów, których gł. problemem jest niezdolność do czerpania poczucia bezpieczeństwa z bliskości matki, nieumiejętność przyjęcia i odwzajemnienia miłości rodziców oraz nawiązywania znaczących kontaktów także z innymi dorosłymi i rówieśnikami. Zablokowaniu ulega porozumienie wzrokowe, dialog, zdolność do współdziałania. Zachowana jest natomiast, a nawet niekiedy wyolbrzymiona, więź cielesna. Dzieci tulą się, większość domaga się spania przy matce, zwłaszcza po przeżytym stresie. Przyczyn tych dysfunkcji więzi doszukuje się w patologii diady matka-dziecko, jak również triady z udziałem ojca. Dlatego za właściwą metodę badania tych zaburzeń uznano obserwację terapeutyczna w warunkach jak najbardziej zbliżonych do naturalnych. Takie warunki stworzono w istniejącym od 1989 r. Klubie dla Rodzin i Dzieci z problemami rozwojowymi przy Centrum Metodycznym Pomocy Psychologiczna-Pedagogicznej MEN - założonym i kierowanym przez Hannę Olechnowicz (autorkę). Pomysł zaczerpnięty został z doświadczeń NIEDYREKTYWNEJ TERAPII ZABAWĄ (V. M. Axline) oraz z psychoanalizy dziecka (Winnicott). W Polsce tego typu terapię prowadzi w Instytucie Psychologii UW zespół prof. Marii Kościelskiej. H. Olechnowicz przedstawia założenia teoretyczne oraz przede wszystkim wskazówki praktyczne, dotyczące pracy Klubu - a co najważniejsze, ilustruje je konkretnymi przykładami zachowań dzieci - uczestników zajęć. Nledyrektywność permiaywność - udztał wapomagający Do klubu uczęszczały diady: dziecko-matka, którym nic nie narzucano, nie wydawano poleceń. Jedyną zaplanowaną sytuacją , o strukturze z góry zaprogramowanej, był wspólny podwieczorek - udział w kręgu biesiadników, który jest podstawową praktyką socjalizacyjną wszystkich kulturach. Nawet tutaj jednak dzieci i rodzice mogą dowolnie wybierać miejsce przy stole, jeść lub nie, a także odmówić udziału w podwieczorku. Permisywność - założenie popularne zwłaszcza w USA w latach 40-tych, mówiące, iż dzieci nie wolno niczym frustrować; należy zrezygnować z wszelkich rygorów i tolerować impulsy. Efekt - częste nerwice, pozbawienie poczucia bezpieczeństwa, jakie daje dobrze rozumiane rozróżnienie między dopuszczalnym a niedozwolonym. Permisywność jest często przejawem braku zaangażowania w to, co się z dzieckiem dzieje. Niedyrektywność natomiast to jedynie powstrzymywanie się od wydawania poleceń w sytuacji terapeutycznej i podczas zabawy. Terapeuta (inny dorosły) jest jednak cały czas czynny: słownie lub niewerbalnie przekazuje dziecku, że widzi to, co ono robi i odczuwa, obdarzając dzieci ŻYCZLIWĄ UWAGĄ. Dziecko jest tego świadome i z kolei samo zaczyna uświadamiać sobie swoje przeżycia. Duże znaczenie miało to, że aprobującą uwagą obdarzała dziecko nie jedna osoba - matka lub terapeuta - lecz grupa kilku osób; dało to jeszcze większe poczucie bezpieczeństwa. Bierne obdarzanie uwagą jest często nie doceniane. Uważamy, że terapeuta powinien „coś robić", aby go uznawano za dobrego fachowca. Zwraca się uwagę na samorzutnie przez dzieci podejmowane strategie, będące AUTOTERAPIĄ, nie tylko niezwykle trafnie dobraną - ale i niezwykle skuteczną. Genetycznie zaprogramowane strategie rozwoju Równowaga psychiczna dziecka dąży do homeostazy. Dzieci zdrowe „wiedzą”, jakie strategie postępowania z ludźmi i regulowania napięcia należy stosować, aby zmniejszyć wewnętrzne napięcie - bronią się przed przeciążeniem płacząc, szukając pomocy matki, uciekając w sen, pomagają sobie poprzez zachowania regresyjne, zabawy socjodramatyczne, w których przepracowują i uświadamiają sobie przeżywane konflikty. Dzieci z dysfunkcjami tego nie potrafią, ale i one nie rezygnują z tych procesów (głównie z dążenia ku matce), lecz robią to inaczej niż ich zdrowi rówieśnicy. Walka o przetrwanie: na zewnątrz i wewnątrz siebie Gdy zagraża nam utrata homeostazy możemy działać na zewnątrz: gdy czujemy się samotni, odwiedzamy przyjaciół, gdy jesteśmy zaatakowani, bronimy się ? działania alloplastyczne, tj. przynoszące zmiany korzystne dla przetrwania i rozwoju na zewnątrz organizmu. Kiedy takie działania są niemożliwe, wówczas zmuszeni jesteśmy do zmian we własnej wrażliwości, we własnych strukturach osobowości ? autoplastyczne sposoby reagowania. Na przewagę reakcji autoplastycznych skazane jest małe dziecko pozbawione możliwości dokonywania pozytywnych zmian w swoim otoczeniu za pośrednictwem matki - np. dziecko osierocone lub dziecko z dysfunkcjami więzi. Bezradne dziecko dokonuje zmiany wewnątrz siebie: wygasza pragnienia i uczucia albo rozładowuje napięcia poprzez działania niecelowe. To nazwiemy objawem patologicznym - przystosowaniem do sytuacji, która jest nie do zniesienia. Jest to jednak strategia autoterapeutyczna, mechanizmem samonaprawczy, dążący do przywrócenia równowagi. Taki objaw psychopatologiczny jest czymś pozytywnym, czego nie należy tłumić, lecz wykorzystać dla przywrócenia zdrowia psychicznego (np. człowiek pierwotny tworzył rytuały, które choć bezradne wobec sił przyrody, pomagały ludziom utrzymać równowagę wewnętrzną przeciwdziałając panice) !! Tak więc „objawy patologiczne” dzieci trzeba zrozumieć, uszanować i wykorzystać. Do tego dziecko musi mieć pełną swobodę ich ujawniania, być wolne od nakazów i zakazów, ale pozostawać w znaczącym kontakcie terapeutycznym. II. KLUB JAKO ŚRODOWISKO WSPOMAGAJĄCE AUTOTERAPIĘ DZIECI I RODZICÓW Dzieci i styl pracy z nimi Najczęściej i najdłużej uczęszczały do Klubu dzieci, które wykazywały zaburzenia mechanizmów przywiązania (więzi między matką a dzieckiem), a w szczególności te, które wybiórczo unikały kontaktów z własną matką - większość z nich miała rys autystyczny lub psychotyczny (autorka jest jednak daleka od tego typu etykiet). Niektóre dzieci uczęszczały równocześnie do przedszkoli lub miały nauczanie indywidualne. Zgodnie z zasadami terapii niedyrektywnej, powstrzymywali się od wydawania dzieciom poleceń, udzielania nagan, ale też pochwał. Pochwała bowiem jest sygnałem akceptacji warunkowej - może zostać wycofana, a wtedy przekształca się w karę. Strategie autoterapeutyczne dzieci prowokowano też pośrednio, poprzez dobór wyposażenia Klubu i dostęp do różnych „tworzyw", a przede wszystkim „tworzywa społecznego” - byli nim dorośli będący do dyspozycji dziecka (terapeuci, psycholog, pedagodzy, studenci), obdarzający dzieci życzliwą uwagą, spełniający ich prośby i żądania. Nie ujawniło to jednak problemu dziecka terroryzującego. Dzieci były ożywione, pogodne, miłe i grzeczne - nie zdarzały sytuacje prowokujące do zachowań złośliwych, krzywdzących kogoś, czy niszczycielskich. Ich strategie autoterapeutyczne imponowały swoją trafnością i celowością. !!! Powodzenie terapii zależne jest przede wszystkim od jakości interakcji społecznych dzieci z ich dorosłymi partnerami. Dziecko, aby realizować swój potencjał rozwojowy musi odciskać swoją obecność na środowisku ludzi, objawiać i rozwijać swoją inteligencję społeczną, umiejętność myślenia o innych i o sobie wśród innych. Inne przekształcalne tworzywa pomocnicze: woda, piasek, masa plastyczna farby, przyrządy do baniek mydlanych. Manipulowanie nimi nie naraża dziecka na niepowodzenie, nie wymaga bowiem posiadania specyficznych sprawności i umiejętności. Inne wyposażenie: „górka" z 8 dużych materaców (inspiracja metodą V. Sherborne) oraz niskie drabinki gimnastyczne. Przeżywaniu regresji sprzyjały kosze-kołyski oraz butelki ze smoczkiem. Dzieci przebywały w przestronnym pokoju zabaw, w którym były kanapy i fotele, po których dzieci mogły skakać. Mogły też wybiegać z sali na hol. Na półkach leżały różnorodne zabawki. Dzieci nie były ganione za wprowadzanie nieporządku ani też zmuszane do porządkowania. Rodzice Zasada niedyrektywności obejmowała też rodziców (często przy dysfunkcjach więzi z dziećmi są oni narażeni na bolesne niepowodzenia; mogą się czuć winni, bezradni i niekompetentni). Mogli włączać się do zabaw, ale nie wywierano przymusu, uznając, że są bardzo zmęczeni obcowaniem z trudnym dzieckiem i potrzebny jest im odpoczynek. Terapeutycznie działała sama sposobność patrzenia na swoje dziecko, gdy jest wesołe, rozluźnione, gdy nie jest stawiane wobec wymagań, którym nie potrafi sprostać. W czasie częstych rozmów z rodzicami o dzieciach konkretnych zaleceń udzielano tylko na ich prośbę. Dzieliliśmy się z nim uwagami o tym, co się dzieje z dzieckiem tu i teraz. Celem takiego postępowania było stopniowe wytwarzanie u rodziców postawy rozumiejącej, w przeciwieństwie postawy wymuszania osiągnięć i przyrównywania ich do norm. Rodzice powinni wyciągać własne wnioski z teko, co widzą w zachowaniu dziecka oraz z obserwacji własnych odczuć. Unikaliśmy autorytatywnego narzucania poglądów na dziecko wychodząc z założenia, że rodzice mają prawo do wyrobienia sobie własnego sądu na temat tego, co widzą w Klubie. Postawy terapeutyczne częściej przekazywane były nie wprost. I tak np. tematem pierwszej rozmowy z rodzicami było ustalenie wyliczenia upodobań dziecka. Umożliwiało to wstępne rozeznanie jego potrzeb terapeutycznych, ale - co ważniejsze - została w ten sposób przekazana rodzicom w formie pośredniej pewna hierarchia wartości ? pogląd, że nie osiągnięcia dzieci, lecz ich potrzeby są w centrum naszej uwagi. Rutynowy wywiad przeprowadzany był później, gdy rodzice czuli się już w Klubie swobodnie, ponieważ mówienie o zaburzeniach dziecka i ich genezie jest zazwyczaj bardzo dla nich bolesne. Terapeuci Terapeuci też nie mieli narzuconych programów, z wykonania których byliby rozliczani. Mogli więc reagować spontanicznie na to, co robiły dzieci, odpowiadać bezpośrednio na każdą bieżącą sytuację. Dysponowali wolną uwagą i mogli czujnie reagować na każde zdarzenie. Wzajemnie sobie sugerowali, co można by w danej chwili zrobić, nie były to jednak nigdy polecenia formalne. Każda sesja klubowa uczyła czegoś nowego, otwierała możliwości głębszego rozumienia mechanizmów psychologicznych znajdujących się u podłoża działań dziecka i jego interakcji z rodzicami. W cztery oczy Dzieci już oswojone z Klubem i terapeutami często samorzutnie ujawniały potrzebę indywidualnej terapii - wybranej osobie wyjawiały swój problemy, fantazje, opowiadały o swoich lękach. Np. Wiktor w kontaktach w cztery oczy przepracowywał m.in. lęki przed szczurami - sprawdzał, czy są w piwnicy (gdyby nawet rzeczywiście na szczura natrafił, nie byłby pozostawiony sam - na ręku terapeuty; mógłby przeżyć to bez paniki). Przepracowywał też wątek czekania: terapeuta miał czekać, aż Wiktor pójdzie na górę, zagra coś na pianinie i wróci. Wtedy dużo opowiadał o swoich fantazjach. Indywidualne sesje terapeutyczne zostały „wymuszone" przez dzieci, które „rozumiały" skuteczność tej strategii terapeutycznej. Kontakty „w cztery oczy" prowadzane są niedyrektywnie, ale z elementami czynnej ingerencji terapeuty, zwłaszcza w inicjowania przyjacielskich walk. Zabawę, w której terapeuta współdziała na przemian raz z dzieckiem a raz z jego matką, nazywano trójkątem terapeutycznym. Ma ona doprowadzić do współdziałania matki i dziecka, zaś terapeuta staje się tylko życzliwym tego świadkiem. Terapia a wychowanie i kształcenie sprawności instrumentalnych Dziecko z dysfunkcjami więzi potrzebuje psychoterapii, ale też uczenia sprawności instrumentalnych oraz pomocy, aby mogła współżyć z ludźmi w sposób możliwie bezkonfliktowy nie tylko w środowisku terapeutycznym. Te dwie sprawy muszą być rozdzielone. Terapia powinna być całkowicie wolna od stawiania wymagań i zadań, zaś uczenie i stosowanie wymagań prowadzone przez inne osoby i jeśli to możliwe w innym miejscu. Dziecko musi mieć jasność, czego się od niego oczekuje i co mu wolno zarówno w konwencji terapii, jak w konwencji stawianych mu wymagań. !! Doświadczenia nawet tak rygorystycznej metody, jak modyfikacja zachowania, wskazują, że uczenie ściśle dyrektywne musi być przerywane okresami pełnej swobody. III. DIADA MATKA - DZIECKO; WIĘŹ UDAREMNIONA Punktem wyjścia dla terapii jest sytuacja w diadzie „tu i teraz” oraz odczytywanie ujawnianych przez matkę i dziecko potrzeb, którym należy wyjść naprzeciw. Były dzieci, które ignorowały matkę (wyganiały je z sali, wyzywały, nie pozwalały się przyglądać zabawie), a chętnie bawiły się z terapeutami. Jednocześnie każde z tych dzieci objawiało dążenie ku matce (całowali je, domagali się, aby z matką zasypiać, czasem tulili się do matki). Dzieci jednocześnie dążą ku i uciekają od matki. !!! Genezy tego rozbieżnego dążenia ku tuleniu się i niemożności kontaktu z wyrazistą twarzą matki doszukiwać się trzeba już w najwcześniejszym okresie życia. Żadne z dzieci od urodzenia nie miało możności nawiązywania w pełni prawidłowego kontaktu i wyzwalania w matce wrodzonych mechanizmów przywiązania - większość z nich to wcześniaki - ich zachowanie, stan zdrowia, słaba reaktywność, inny wygląd zaraz po urodzeniu nie wyzwalają w matkach spontanicznych reakcji macierzyńskich zakodowanych instynktowo; kilkoro dzieci było z porodów powikłanych, jedno z zespołem Downa, jedno było głuche; - u matek dzieci autystycznych przyczyną obniżenia spontaniczności w kontakcie z dzieckiem może być brak przewidywanej odpowiedzi dziecka lub odtrącenie przez nie zbliżenia, co wygaszało ich zachowania macierzyńskie. - winą można też obciążać instytucje - oddziały położnicze, w niczym nie ułatwiające zbliżenia między matką a noworodkiem, szpitale nie dopuszczające matek do opieki nad dziećmi. Przejawy niewygasłego dążenia ku wzajemnej bliskości Głodne bliskości dziecko i głodna macierzyńskich przeżyć matka wzajemnie blokują bliskość, stwarzając sytuację błędnego koła. I rodzice, i dzieci byli jednak gotowi do budowania więzi, choć w codziennych sytuacjach wydawało się, że ją odrzucają. Wszelkie zaburzenia więzi między matką a małym dzieckiem często nabierają intensywności sytuacji krańcowych. W dzieciach, które nie umieją, a raczej nie mogą nawiązać kontaktu empatycznego, istnieje i czeka na odblokowanie gotowość do uśmiechu - obdarzają one uśmiechem dorosłego, który odzwierciedli ich ruch lub czynność (zwłaszcza te znaczące dla dziecka). Stefan namiętnie wypijał wszystkie płyny, jakie tylko znalazły się w jego zasięgu. Uważaliśmy, że w ten sposób jakby zapełniał swoją boleśnie odczuwaną pustkę wewnętrzną i niepokój (osobie bardzo czymś wzburzonej często podajemy szklankę wody). Wzmożona potrzeba picia byłaby zatem u Stefana potrzebą autoterapeutyczną. Naśladowanie go w tym wywoływało szczery uśmiech na jego twarzy. Gdy dziecko „niezauważa matki” matki. Można zaobserwować to przy każdym pierwszym spotkaniu dziecka z matką po rozstaniu, zwłaszcza powrocie ze szpitala. Dziecko wita się ze wszystkimi, ale matki „nie widzi". Odrzuca, bo najbardziej kocha, czuje żal do niej, że zawiodła - trudno to dziecku wytłumaczyć - zrozumieć to musi matka. Za pozorną obojętnością niektórych matek kryje się gotowość do okazania czułości (matki na zewnątrz zablokowane, ukazały czułość spontanicznie, gdy ich dziecko w zabawie było niemowlęciem, a więc kimś, komu można było bezpiecznie okazać czułość, zanim nagromadziły się nieporozumienia) Matka-dziecko-terapeuta Wydaje się, że w przypadkach szczególnie trudnych potrzebny jest udział osoby trzeciej - terapeuty - w stosunku do której dziecko nie odczuwa żalu ani pretensji. Bezpieczniej jest najpierw nawiązać kontakt z osobą obcą, ale życzliwą, a potem dopiero przełożyć scenariusz na zabawę z udziałem matki. Bezpośredni kontakt nie był. jeszcze możliwy, ale pozostawało w nich pragnienie bliskości - potrzebny okazał się przedmiot pośredniczący - „mediator", zapewniający zachowanie bezpiecznego dystansu. Inny sposób przezwyciężania lęku przed kontaktem za pomocą przedmiotu pośredniczącego pokazał Wiktor, który powiedział, że laleczka żyje zamiast niego, a następnie obchodził wszystkich dorosłych prosząc, by laleczkę głaskali; sam pozwolił się pogłaskać dopiero po tygodniu. Symbolika więzi Dzieci niezdolne do zbliżenia się matki wprost rozgrywają problem na płaszczyźnie symbolicznej (np. symbolikę sznurów i wiązania) Wiktor, gdy tęsknił za matką będąc w przedszkolu, twoi fantazję na temat długiej rurki, łączącej go z matką. Przez tą rurkę przechodziła laleczka, która go całowała. Stefan przynosił dorosłym 2 zabawki i żądał, by je związywać sznurkiem. Gdy jego więź z rodzi mi zacieśniła się, „objaw" ustąpił. Dla Romka symbolem więzi było spawanie, które widział na ulicy. Nie przestawał o nim mówić. Wychylał się przez okna w nadziei zobaczenia spawaczy. Gdy ze względów bezpieczeństwa został zdjęty z parapetu, zareagował gwałtownym paroksyzm rozpaczy, niewspółmiernym pozornie da doznanej frustracji. Tu terapeuta popełnił błąd. Należało asekurować go na oknie i rozmawiać o spawaniu lub na inny temat. U c i e c z k i - to często spotykanych przejawów dysfunkcji więzi. Ucieczki te nie były czymś jednoznacznym, bo wszystkie dzieci uciekające prędzej czy później zaczynały traktować to, jako próbę odtworzenia więzi. Romek początkowa w Klubie nie kontaktował. Pierwszy raz śmiał się i współdziałał, gdy „agresyvanie" da niego powiedziałam: „a ja cię tu dopiero złapię!" Gdy goniło się Wiktora, on wołał: ;,nie łap mnie!" - i jednocześnie wyciągał do goniącego ręce, szczęśliwy, gdy go złapano. Staszek, gdy już rzadziej uciekał, prowokował matkę: udawał ucieka stojąc w otwartych drzwiach. RADA: wobec dzieci nagminnie uciekających stosować przymus fizyczny jedynie w sytuacjach niebezpiecznych, natomiast wprowadzać stopniowo zabawy z elementem wspólnego dążenia ku czemuś. Trzeba tu wykorzystać objaw, jakim są nagminne ucieczki, poprzez włączanie się w nie i stopniowe przekształcanie we wspólną zabawę, np. w berka. Bardzo istotne jest, aby moment chwycenia się w objęcia był podkreślony wyrazem żywej radości. Także przestrach, gdy dziecko ucieka powinien być dramatycznie wyrażony. Im żywsza ekspresja uczuć przy tych zabawach, tym większa ich skuteczność. „Bezbronne matki" Rodzice często w sytuacjach trudnych ulegają „paraliżowi" - ogarnia ich mechanizm wyuczonej bezradności („cokolwiek przedsięweźmiemy, będzie to nieskuteczne") . Inne źródło blokady aktywności matek to tzw. podwójne związanie (pociągane równocześnie w dwóch przeciwstawnych kierunkach, stają się niezdolne do jakiegokolwiek działania). Matka może słowami okazywać miłość, jednocześnie odpychając dziecko, które się do niej tuli. Może stać się niezdolna do sensownego, skutecznego komunikowania się z dzieckiem(autorka podkreśla, że nie są to matki wyrodne). Dążenie do kontaktu z ojcem Udział ojca w terapii jest bardzo istotny. Jeśli dziecko przeżywa żal wobec matki, która - choć nie z własnej winy - nie zaspokoiła jego potrzeb - ojciec może być tą właśnie osobą, która, będzie w stanie otworzyć dziecko na kontakty międzyludzkie. Istotną rolę może odgrywać osoba terapeuty-mężczyny. IV. PROBLEMY NADWRAŻLIWOŚCI Niekiedy silna wrażliwość na wszelkie bodźce w obrębie wszystkich receptorów może uniemożliwiać nawiązywanie normalnych kontaktów matka-dziecko. Dzieci z dysfunkcjami więzi są w chronicznym stanie lęków. Nadwrażliwość ta jest niewątpliwie cechą konstytucjonalną. Dotyk Romek reagował paniką na mycie głowy, strzyżenie, na lekki dotyk włosów. Był strzyżony we śnie. EKSPERYMENT: Ilekroć Romek koło mnie pochodził, masowałam jego głowę bardzo mocnym, niemal brutalnym ruchem szorującym. Zgodnie z przewidywaniem Romek nie protestował. Po tygodniu chłopiec obwieścił, że ma umytą głowę i co więcej sam usiłował myć sobie głowę. Osoby autystyczne często cierpią na nadwrażliwość dotykową, zaś m o c n e bodźce dotykowe tę wrażliwość zmniejszają. Jest to specyficzna, nie zagrażająca zetknięciem spojrzeń, forma szukania mocnego kontaktu dotykowego a nie „objaw autyzmu". Dzieci w Klubie wyraźnie samorzutnie poszukiwały takich doznań. Dorota wciskała się pomiędzy leżące jeden za drugim materace Tadek siadał obok dorosłego i bardzo mocno przyciskał się do niego bokiem. Inne dzieci, przeciskały się koło ludzi, potrącając ich, jakby to były meble. Dzieci, które unikają kontaktu twarzą w twarz, a także nie siadają na kolanach dorosłych przodem do nich, nigdy nie odrzucają „zaczepki" w postaci szorującego pocierania pleców z góry na dół i z dołu do góry. Oddziaływanie ciepła jest pomija w większości metod terapeutycznych. Tymczasem jest to sposobem uspokajania się, przeciwdziałania zmęczeniu i napięciu. Nadwrażliwość na łaskotanie jest w szczególny sposób związane z obniżeniem lub nawet całkowitym zniesieniem reakcji na ból (dz. autystyczne). Dziecko może być nadwrażliwe na szorstkość ubrania. N a d w r a ż 1 i w o ś ć s ł u c h u - Dzieci męczy szum, świst, nagły hałas, dźwięk odkurzacza - lęk przed dźwiękami warczącymi, mruczącymi (podłoże atawistyczne? - warczenie atakującego zwierzęcia). Dzieci uciekają od dźwięku, zasłaniają się przed nim, albo go naśladują - wówczas przestają się bać - uzyskują bowiem kontrolę nad przykrym bodźcem. S z ó s t y z m y s ł? Matka Staszka relacjonuje, że chłopiec zawsze wie, kiedy ona się już obudziła, choć śpi poza zasięg jego wzroku. Pewien autystyczny chłopiec wychodził na ganek na kilkanaście minut przed przyjazdem rodzic mimo że nie był o nim uprzedzony. W r a ż 1 i w o ś ć n a b a r w y - np. Darek w okresie pogorszenia samopoczucia unikał barw - tolerował tylko czerń i szarości - także w ubraniu. Wiktor, gdy miał różne farby do malowania palcami, zrobił brudną, jednorodną masę. „Niszczę kolory" - powiedział. Nadwrażliwość na światło - Chłopiec o bardzo obniżonej aktywności i skłonności do odcinania się świata potrzebował światła, które go pobudzało do patrzenia i działania Natomiast Romek, który niedawno przeszedł zapalenie spojówek, reagował na silne światło jak na uraz i dlatego je gasił. W obu przypadkach była to autoterapia, choć przypominająca Wybryki rozpuszczonych dzieci. Dzieci uciekają często od realności i od działania:: lęk przed dotknięciem, do którego nie są przyzwyczajone (neofobia), a zarazem chęć dotykania, jako czynności sprzyjającej realizowaniu możliwości rozwojowych. 1) Wydelikacona dłoń wymaga hartowania z zachowaniem stopniowania szorstkości materii dotykanej (od dotykania baniek mydlanych do gwałtownego pocierania dłonią o meble); 2) Dziecko ma utajoną gotowość do dotykania i działania, ale do przekroczenia progu lęku potrzebny jest mu terapeuta; podobnie człowiek skaczący z trampoliny czuje się lepiej, gdy otrzyma sygnał trenera; 3) Gdy człowiek odczuje swoje dłonie jako narzędzie dotykania, użyje ich do nawiązania i podtrzymywania kontaktu społecznego. V. DŁOŃ - NARZĘDZIE BUDOWANIA WIĘZI I ROZUMNEGO DZIAŁANIA !! Często zwracamy uwagę tylko na sprawność, z jaką dziecko manipuluje przedmiotami. Pamiętać trzeba jednak, że w toku rozwoju dziecka matka uczy je, jak posługiwać się rękami - także do budowania wzajemnej bliskości w diadzie ? noworodkowi podaje się palec do objęcia ręką, matka pozwala dotykać dziecku pierś przy ssaniu, bawi się „licząc paluszki" niemowlaka, uczy dotykania wnętrza własnych dłoni („kosi-kosi"); zabawa „sroczka kaszkę warzyła" - jest to masaż dłoni dziecka Szczególne znaczenie ma możliwość dotykania przez dziecko jedzenia (gdy jeszcze nie umie posługiwać łyżką). Lęki przed zabrudzeniem dłoni czy dotykaniem czegokolwiek są tak częste, że stworzono terapię metodą malowania 5 palcami (stosowana też na oddziałach psychiatrycznych, nie tylko dla dzieci). Metoda terapeutyczna dla osób z uszkodzeniami mózgu: terapeuta nakierowuje, naprowadza ręce dziecka, niejako działając jego rękami. W ten sposób terapeuta wyręcza dziecko w zaprogramowaniu czynności, ale jest ona przez samo dziecko wykonana. Dziecko przeżywa to jako samodzielne działanie. Podczas takich ćwiczeń następuje bliski kontakt uczuciowy i normalizacja dynamiki zachowania dziecka zarówno nadpobudliwego, jak i biernego. Materiałem do ćwiczeń są jarzyny i owoce, z których przygotowuje się posiłki. Dają one dziecku możliwość doznawania wielu bodźców: węchowych, smakowych, a także różnego rodzaju odczuć: wilgotności, lepkości, temperatury. Uznaje się też, że rozumna praca ręki jest podstawą do wykształcenia się głębokiej struktury języka. Dyskryminowanie znaczenia dłoni jako wehikułu kontaktu, narzędzia poznawania i ekspresji, jest cechą szczególną naszej kultury. W doznaniach współczesnych dzieci przeważają bodźce audiowizualne. Nawet zmechanizowane gospodarstwo domowe ogranicza pracę dłoni. !!! Tymczasem dla małego dziecka pierwszą zabawką powinna być dłoń osoby znaczącej, jej twarz i ciało. VI. TWARZ MATKI POTWIERDZENIE POCZUCIA „JESTEM I DZIAŁAM" Odzwierciedlanie działań dziecka wywiera ogromny wpływ na nie. Prekursorem lustra jest twarz matki. Gdy dziecko patrzy na jej twarz, może oglądać siebie - swoje odczucia odbite jej w ekspresji. Dlatego „kamienna twarz" jest tak gwałtownie przez dziecko odrzucana. Można zastosować zastępczą strategię odzwierciedlania gestem - potwierdzania egzystencji dziecka: „widzę cię, to, co robisz, jest dla mnie ważne, istniejesz dla mnie, a więc także siebie”. Gesty potwierdzające Gesty potwierdzające - np. punktowanie wypowiedzi rozmówcy - lekkie skłony głowy, uniesienie brwi, gesty rąk, w momentach, gdy słowo jest akcentowane, podkreślające ważne w odczuciu odbiorcy akcenty. Często są to gesty odbierane podprogowo. Gotowość do zachowań potwierdzających cechuje m.in. dobrych psychoterapeutów, a przede wszystkim kobiety, które czują się dobrze i swobodnie w swojej roli macierzyńskiej. Gdy dziecko jest tak upośledzone, że nie wykazuje żadnej aktywności, terapeuci uciekają się do odzwierciedlania jego rytmu oddechowego. Gesty potwierdzające są odbierane przez dzieci z dysfunkcjami więzi często w sposób szczególny, trudny do zrozumienia. Romek namiętnie wiruje przedmiotami. Jak sprawić, by wirowanie stało się właśnie łącznikiem, a nie aktywnością blokującą kontakt? Potwierdzałam jego działanie nucąc monotonną melodię, a gdy krążek upadał, głośno mówiłam „pyk". Romek wtedy patrzył na moją twarz wołając wyraźnie rozradowany „nie mów tak!". Po pewnym czasie zaczął patrzeć wyczekująco na moją twarz, gdy tylko krążek zaczynał chylić się już ku upadkowi. Najłatwiej potwierdzać coś uśmiechem. Jednak należy uważać na możliwość przeciążenia bodźcami - nie łączmy więc uśmiechu z mówieniem czy pieszczotą (dzieci te są przecież nadwrażliwe). Podobnie jest z długością trwania gestu - dzieci z dysfunkcją więzi początkowo kontaktują się urywkowo, błyskawicznie. Ważnym gestem potwierdzającym jest dotyk. Odczytywanie twarzy Zainteresowanie twarzą jest wrodzone. Dziecko patrząc na twarz matki, empatycznie przejmuje malujące się na niej uczucia, później je uzupełniając o własne. Mimika i głos matki uczy też struktury formalnej dialogu. Wiktor w okresie, gdy przezwyciężył już lęk przed kontaktami zaczął planowo i systematycznie uczyć się imion dorosłych w Klubie. Pomimo że znał nas od wielu miesięcy, początkowo zdarzało się, że mylił imiona osób o podobnych sylwetkach i kolorze włosów. Dzieci, które nie patrzą na twarze, same mają mimikę ubogą, bez półtonów mimicznych. Charakteryzuje je systematyczne unikanie dłuższego zatrzymywania wzroku na twarzach. Jeśli chcemy przezwyciężyć lęk dziecka przed kontaktem wzrokowym z twarzą, pierwszą zasadą jest unikanie natarczywego wpatrywania się w jego oczy. Można spróbować metody dialogu mimicznego (np. naprzemienne udawanie plucia) z elementami „walki” (np. przeciąganie sznura) - dziecko i dorosły mają równe szanse, nawiązują równoważny kontakt. VII. JA ZAPRZECZONE Darek przekreślił schemat twarzy narysowanej przez terapeutę; gdy ten powiedział na to „szkoda", Darek spokojnie dodał: „szkoda tego Darka". Chłopiec odrzucił świadomie swoją osobę. Stanowi to odpowiednik wybiórczego odrzucania matki. Podobnie unikanie zaimka „ja" to nie czynne zaprzeczenie, odrzucenie swojego Ja. Kluczową nerwacją jest zachowanie mutystycznego Darka, który przeżył silny resentyment wobec wymuszającej postawy matki, a może żal o umieszczenie go w szpitalu. Darek powtarzał echołalicznie cudze zdania, ale tylko te, które mu odpowiadały. W przeciwieństwie do dzieci autystycznych używał formy Ja. Jego załamanie wskutek hospitalizacji nastąpiło już w wieku niemowlęcym, a więc zdążył jeszcze wytworzyć elementarne poczucie Własnej tożsamości. Jego punktem bolesnym nie było jednak „ja", tylko matka. Kiedy do niej mówił, bezbłędnie unikał słów mama, stosując zawiłe omówienia. Nie używał też słowa tata. „Mamusiu" powiedział dopiero w trzecim roku terapii. Opróżnianie miejsca centralnego Interpretując rysunki dzieci przyjmujemy, że centrum arkusza w jakiś sposób symbolizuje „ja" dziecka. Dzieci dobrze zadomowione w swoim „ja" rysują swoją postać w centrum arkusza, dzieci zalęknione - na skraju. Niektóre dzieci żyjące w zakładzie rysując rodzinę siebie umieszczały na odwrocie kartki. Dzieci z dysfunkcjami więzi systematycznie opróżniały centrum - środkową część stołu, brodzika, kubełka, a nawet wynosiły rzeczy poza pokój. Znamienne, że nie było to impulsywne rzucanie, ale systematyczne działanie, wykonywane ze skupieniem. Odrzucanie jest zapewne również projekcją odrzucenia kontaktu z matką. Pozostaje otwarte pytanie, o ile odrzucanie wyraża ucieczkę swojego Ja, a o ile oznacza poczucie braku postaci centralnej, jaką jest matka związana z dzieckiem w sposób istotny. Dzieci te miały jednak poczucie istnienia własnego Ja, jedynie przeżywały je jako coś odrzuconego, jako Ja zaprzeczone. Dziecko dąży do uwolnienia się, czego dowodem są liczne strategie dążenia ku więzi z matką. Punkt centralny dla prawidłowo rozwijającego się dziecka stanowi oś porządkującą, do której odnoszone jest wszystko to, co znajduje się dokoła. Dziecko pozbawione takiego „środka świata" - punktu odniesienia porządkującego doznania ze świata zewnętrznego - odczuwa ten świat jako chaotyczny, zagrażający zdarzeniami nieprzewidywalnymi, budzącymi lęk. Neofobia i rytuały Dziecko broni się przed lękiem dwojako: najczęściej domaga się niezmienności otoczenia i toku codziennych zdarzeń, na zmiany może nawet reagować paniką (protesty przy zmianie trasy spacerów). Neofobię obserwowano u większości opisywanych dzieci. Drugi sposób obrony przed nieznanym, nieprzewidywalnym i zagrażającym to stworzenie własnego symbolicznego „środka świata". Jest nim najczęściej przedmiot wprowadzany w ruch wirowy. Potrzeba zasilania z zewnątrz Wobec braku źródła siły życiowej w postaci własnego Ja (wynik „odrzucenia” matki) istnieje potrzeba doraźnego zasilania energią z zewnątrz. Impulsem do działania może być dotyk, słowo, muzyka. Staszek wykazuje b. duże nasilenie potrzeby spontanicznego działania, ale tylko wtedy, gdy jest to realizowanie własnych emocjonalnie naładowanych obsesji: lepi np. tuziny pisuarów lub fallusów. Był spontaniczny, gdy realizował swoje potrzeby autoterapeutycze, a zależny od „zasilania" przez matkę w innych sytuacjach. Wacek miał przymus dotykania co pewien czas ściany (może to forma zasilania poprzez zetknięcie się z czymś chłodnym i stałym). VIII. KU RÓWNORZĘDNOŚCI PODMIOTOWEJ Potrzeba swobody Dzieci bierne zmusza się do aktywności - one niejako „wymuszają postawę wymuszającą". Kiedy znowu zachowanie dziecka jest tak gwałtowne, że nie może być tolerowane - to też jest „wymuszanie zakazów”. W obu przypadkach wynikiem wymagania lub krępowania swobody jest zamykanie drogi do spontaniczności dziecka, a także jego rozdrażnianie. Rodzina z dysfunkcjami więzi praktycznie ma bardzo małe możliwości uniknięcia uwikłania się w takie błędne koło. Dlatego konieczna jest terapia z wyłączeniem przymusu. Opisywany wcześniej chłopiec z mutyzmem zaczął mówić dopiero w klubie - wcześniej - zmuszany - reagował bezsłowną agresją (np. pluł na terapeutkę). Potrzeba swobody ujawniała się u kilkorga dzieci uporczywym otwieraniem i zamykaniem drzwi. Nasuwa się wyjaśnienie, że jest to projekcja dążenia do kontroli nad zamknięciem = zniewoleniem. Wymuszanie jest, jednym z powodów, dla których niektóre dzieci wybiórczo odrzucały współdziałanie z matkami. Romek zaraz po przyjściu do Klubu wyprowadzał babcię za drzwi = prawdopodobnie - w sposób symboliczny zabezpieczał się przed nakazami i zakazami. Dzieci dążyły do swobody, a z nią kojarzyły zajęcia w Klubie. Wiedziały jednak też, że pobyt w nim, to nie tylko zabawa, ale terapia. Darek mówił: „przychodzę się tu się leczyć”, a gdy stan jego znacznie się poprawił, powiedział do mamy: „ już mówię, to nie muszę tam przychodzić". Uwolnienie w pewnych okolicznościach od nakazów i zakazów można spotkać i poza terapią: takie same cele miały karnawały, a dziś jeszcze praktyka „zielonej nocy" na koloniach i obozach. RADA: niekorzystne dla rodziny i samego dziecka jest zupełne zrezygnowanie z nakazów i zakazów. Należy je jednak ograniczyć do naprawdę niezbędnych, ale konsekwentnie egzekwowanych. Dziecku potrzebne są momenty kontrolowanej swobody, by mogło się wybiegać, skakać, hałasować - ma to być zabawa, najlepiej z udziałem akceptujących rodziców, i z miłym dla dziecka ukończeniem (np. picie soku). Współdziałanie dziecka wykształcić można przez zabawy, w których jest ono partnerem równie silnym jak dorosły, a nawet silniejszym. Równorzędność osoby dorosłego i osoby dziecka To pojęcie wprowadziła psycholingwistyka rozwojowa pod nazwą „równorzędność podmiotowa". Dotyczy to układu , gdy dziecko i dorosły n a p r z e m i a n się do siebie odzywają. Wypowiedzi dorosłego są nieco dłuższe, bardziej rozbudowane, ale dziecko równie często rozpoczyna rozmowę. Odzwierciedlanie tego, co dziecko samorzutnie robi, jest niezawodnym niemal sposobem nawiązania kontaktu z dziećmi, zwłaszcza autystycznymi. Dzieje się tak ze względu na potwierdzanie działań dziecka, oraz dlatego, że odzwierciedlający dorosły, stawia się wobec niego w pozycji „równorzędnej - podmiotowej" - dzieci często proszą: : „mamo, rób tak jak ja". Skuteczną metodą terapeutyczną jest np. naprzemienne rysowanie wspólnego dzieła. Albo: dziecko wykonuje polecenie, ale potem to ono zadaje coś dorosłemu. Agresja terapeutyczna w konwencji równorzędności podmiotowej Atakowanie jest integralną częścią zachowania się ludzi, także dzieci. Problemem jest jedynie forma, jaką przyjmuje. Element agresji jest bowiem obecny w każdej działalności. Dzieci z dysfunkcjami więzi są często bezbronne i niezdolne do odpierania tych ataków. Niezdolność do czynnej obrony jest sygnalizowana u dzieci autystycznych. Dzieci te są niezdolne do wyjścia na zewnątrz - także w postaci okazywania serdeczności, mówienia, działania. Jeżeli naturalna potrzeba obrony i ataku nie może być zrealizowana, to może pojawić się w formie autoagresji. Dlatego też wprowadzono do Klubu zabawy z elementem „agresywnej” próby sił - przyjacielskie walki - w których dziecko mogło się poczuć mocniejsze (przeciąganie liny, okładanie się poduszkami). W przeciwieństwie do innych strategii autoterapeutycznych, ta grupa zabaw musiała być inicjowana przez terapeutów, gdyż dzieci nie były dojrzałe do kontaktów twarzą w twarz. Darek bazgrał na swoim arkuszu, terapeuta odzwierciedlał to samo na swoim, siedząc naprzeciw niego. W pewnej chwili terapeuta zaczął agresywnie zabazgrywać jego rysunek z wesołymi okrzykami. Darek zrozumiał intencję terapeuty i zaatakował jego arkusz; był szczęśliwy. Potem przytulił się do jego kolan. Od zbliżeń agresywnych do dialogu Znamienny przykład: incydent między Darkiem a jego matką - w czasie gdy mutyzm chłopca uległ drastycznemu pogłębieniu i chłopiec nie mówił nawet w Klubie. W pewnej chwili Darek rzucił grochem, wyraźnie „atakując" matkę. Gdy ona natychmiast mu oddała, powiedział - i to były pierwsze jego słowa w tym dniu - "nie rzucaj na mnie" (matka intuicyjnie i skutecznie zastosowała tu metodę odzwierciedlania). Agresja może też być komunikatem do matki: „mam żal do Ciebie" albo formą zaczepki. !! „Agresja terapeutyczna" powinna spełniać kilka warunków: partnerzy muszą widzieć swoje twarze, zabawę należy poprzedzić sygnałem „to jest zabawa", partnerzy powinni działać na przemian na zasadzie równorzędności podmiotowej i wreszcie dziecko musi wygrać; gdy jest dojrzalsze - już nie za każdym razem). Im więcej walk w konwencji ,,to jest zabawa", tym mniej prawdziwej wrogości i niekontrolowanych wybuchów napastliwości. Ważne jest nauczenie dziecka autokontroli agresji. Dlaczego się wspinają W Klubie leżała górka materaców. Wszystkie niemal dzieci wdrapywały się na nią i tam przesiadywały. Potrzeba bycia wyżej (noszenie dziecka „na barana”, chodzenie po murkach) wywodzi się zapewne z tego, że w sytuacji walki wręcz, tego, który jest wyżej, trudniej zaatakować znienacka i skuteczniej maże on, zeskakując, zaatakować przeciwnika; jest to wyraz potrzeby górowania. IX. REGRESJA JAKO STRATEGIA AUTOTERAPEUTYCZNA Powroty do zachowań niemowlęcych Jedną z metod jest prowokowanie dziecka do regresji terapeutycznej w obecności rodziców; w klubie był więc kosz na bieliznę (kołyska), butelka ze smoczkiem, poduszki i koce. Dzieci poszukiwały doznań mogących się kojarzyć z przeżyciami okresu płodowego. Unikały kontaktów wzrokowych, ale dążyły do tego, by ogarniało ich żywe i ciepłe ciało. Jeden z chłopców wchodził pomiędzy materace prosząc o przykrycie kocem tak, „żeby było cicho i ciemno". Inny spędzał prawie cały czas pobytu w Klubie półleżąc na kolanach rodziców. Większość tych dzieci doznała urazów okresu okołoporodowego (wcześniactwo, porody wywoływane lub z komplikacjami). Inne wykazywały konstytucjonalną nadwrażliwość. Ich możliwości przeżycia poczucia bezpieczeństwa i więzi z matką były udaremnione już od samego początku życia. Dlatego zapewne dążenie do regresji terapeutycznej, dające im „szansę nowego początku", wykazywało nasilenie wprost proporcjonalne do głębokości zaburzeń. Stanowi to potwierdzenie poglądu M. Kościelskiej - uważa ona, że każde dziecko, które doznało urazów w okresie okołoporodowym lub urodziło się z widocznymi przejawami patologii, wymaga psychoterapii. Tym bardziej dotyczy to dzieci z objawami dysfunkcji więzi. W terapii dzieci autystycznych stosuje się relaks, kojarzący się ze wzbudzeniem przeżyć bezpieczeństwa w łonie: w przyciemnionym pokoju na dywanie dziecko leży spokojnie wraz ze swoim terapeutą. Jeśli dziecko może niejako przeżyć od nowa swoje zakłócone patologią niemowlęctwo, oznacza to dla niego niekiedy nowy życiowy wraz z możnością kontynuowania prawidłowego już rozwoju więzi z osobami znaczącymi. X. SAMOREGULACJA NAPIĘCIA Dzieci z dysfunkcjami więzi pozbawione są poczucia bezpieczeństwa, jakie daje znaczący kontakt z rodzicami. Powoduje to u nich stany napięcia, które przejawiać się mogą nadruchliwością lub napinaniem mięśni, powodującym blokadę normalnej aktywności. Oba stany są męczące dla otoczenia - dzieci są często ganione (przestań, siedź spokojnie) bądź popędzane i zmuszane do działania, do którego z powodu napięcia nie zdolne. Takie naciski wywołują u dziecka przestrach a także poczucie bezsilności i wzmagają lęk przed odrzuceniem najbliższych. Dzieci te potrafią jednak samorzutnie podjąć strategie autoterapeutyczne, które obniżają dręczące je napięcia. Nie przeszkadzaj ml płakać Płacz jest naturalnym sposobem obniżania napięcia i przywracania równowagi. Dzieci z dysfunkcjami więzi nie potrafiły uspakajać się w ten sposób: raczej krzyczały. Wypłakanie się wymaga, by był ktoś, kto nas przytulił albo będzie nam współczuł - dziecko nie zapłacze dopóki nie poprawi się jego więź z matką. Wiktor w okresie wyraźnej poprawy, zaczął już płakać, a co więcej, był świadomy, że jest mu to potrzebne. Gdy matka usiłowała go kiedyś pocieszać, powiedział: „nie przeszkadzaj mi płakać". Wiktor „wiedział", że we współczesnych metodach psychoterapii ważne miejsce zajmuje wyzwalanie płaczu w obecności osób znaczących, w tym terapeutów lub uczestników grupy treningowej. Dzieci częściej uciekały się do innych strategii rozładowywania męczącego napięcia: były to pozaspołeczne formy dostarczania sobie przyjemności fizjologicznej: picie płynów poza potrzebę zaspokojenia pragnienia, w tym picie z butelki. Do tej kategorii można zapewne zaliczyć powstrzymywanie się od oddawania stolca, a także onanizm. Kojąca stymulacja końców palców Najwięcej miejsca zajmowała terapia poprzez doznania dotykowe przy zabawach tworzywami przekształcalnymi i stymulację zmysłu równowagi. Większość dzieci zaczynało pobyt w Klubie od zabawy piaskiem, grochem, wodą, masą plastyczną, farbami czy przyrządem do baniek mydlanych. Manipulowanie nimi nie naraża dziecka na niepowodzenie, nie wymaga bowiem posiadania specyficznych sprawności i umiejętności. Plastelina np. umożliwia przeżycie „jestem sprawcą", ale też pozwala na społecznie akceptowane wyładowanie napięć agresywnych i niszczycielskich. Operowanie masą dając poczucie sprawstwa, zmniejsza potrzebę przeklinania, zwłaszcza gdy towarzyszą temu „agresywne" klepania. Kontakt dłoni z takim tworzywem jest kojące. Każdy z nas kiedyś uspokajał się bawiąc się długopisem lub kluczami; w praktyce chrześcijańskiej przesuwanie w palcach ziaren różańca połączone jest z kojącym powtarzaniem monotonnych tekstów modlitw. !!! Budzenie rąk dziecka do odczuwania i działania powinno się rozpoczynać od dotknięć żywej, ciepłej dłoni matki (patrz rozdz. V). Kojce powtarzanie słów Powtarzanie „bezsensowrne i mechaniczne" słów lub zdań stosowały niektóre dzieci w Klubie w chwilach nadmiernego pobudzenia, silnej frustracji. Romek powtarzał jedno zdanie ok. 10 min, wykrzykując je z napięciem. Terapeuta powtarzał ostatnie słowo tego zdania, nie po to, by wzmocnić to zachowanie, ale w celu utrzymania kontaktu, aby dziecko nie czuło się samo wobec swojej frustracji. Kojące działanie powtarzanych słów jest wykorzystywane szczególnie w praktykach religii Wschodu pod nazwą mantry. Prowadzi ono nawet do zmiany stanów świadomości. Samoregulacja napięcia poprzez stymulację zmysłu równowagi Większość dzieci pierwsze wizyty w Klubie spędzała głównie skacząc po materacach - wydaje się to korzystniejszą formą rozładowania napięcia niż podskoki w pozycji siedzącej (element onanizmu). Zeskoki ćwiczą odwagę ruchową, zawierają też moment lekkiego przestrachu przed zeskokiem i odprężenie po bezpiecznym lądowaniu i wreszcie moment popisywania się wobec audytorium. Stymulacja zmysłu równowagi wywołuje grę odruchów labiryntowych i może przeciwdziałać patologicznym psychogennym usztywnieniom mięśni. Aby przeciwdziałać kiwaniu się dzieci zastosowano huśtanie ich w kocu - dostarczano w ten sposób dzieciom ukojenia i przyjemności, zaspokajano potrzeby doznań od zmysłu równowagi, i co najważniejsze - w kontakcie z człowiekiem. W miarę poprawy kontaktu kiwanie staje się dziecku już niepotrzebne. Powolne obroty wokół własnej osi Tego typu aktywność jest jakościowo różna od opisanych poprzednio gwałtownych form stymulacji zmysłu równowagi. Przy obrotach dość powolnych, bez elementu impulsywności, dzieci miały uderzająco nieobecny wraz twarzy puste spojrzenie. Istnieje przypuszczenie, że obracając się tak, dzieci dążą do stanu „opróżnienia świadomości” (taniec derwiszów). Fascynacja wpatrywania się w przedmioty wirujące Stefan: przez długi czas wynajdywał zabawki mające koła i leżąc na ziemi obracał je, przysuwając blisko oczu. Był wtedy odcięty od otoczenia; wpatrzony w bliski przedmiot ?ie mógł spostrzegać tego, co działo się dalej. Tego nie podtrzymywanno, raczej 'prowokując do innych zabaw, głównie ruchowych. Taki kojący sposób opróżniania świadomości jest niewątpliwie skuteczny w redukowaniu niepokoju, ale może też prowadzić do uzależnienia, podobnie jak chemiczne środki uspokajające. Kasia funkcjonuje na poziomie głębszego upośledzenia. Wirowanie jest jedyną jej czynnością samorzutnie podejmowaną; Nie jest to jednak czynność bezmyślna. Kasia często wprawia coś w ruch wirowy, na chwilę odbiega i wraca zanim zabawka upadnie. Nasuwa się wniosek, że przeszkadzanie takiemu wirowaniu jest niewskazane. Prowadzi bowiem do tego, że dziecko unika dorosłych, usuwa się z pola ich widzenia. Właściwe postępowanie to raczej włączanie się, odzwierciedlanie, albo wyręczanie dziecka w wirowaniu lub współudział w zabawie. Ważne jest, by podczas takich kontaktów dziecko i dorosły znajdowali się w ustawieniu twarzą w twarz. Tak więc wirowanie jest istotnym, znaczącym przeżyci dzieci pozbawianych oparcia w matce i własnej strukturze psychicznej. Przedmiot wirujący jest zatem zarazem ruchomy-nieruchomy. Takim przedmiotem „ruchomym-nieruchomym" są młynki modlitewne używane w świątyniach tybetańskich celem uzyskania skupienia na modlitwie i oderwania od bodźców rozpraszających. Mandale Istnieją też szczególne przedmioty „nieruchome-ruchome", jakimi są mandale (kompozycje w kole o symetrii centralnej). Jung reprodukował mandale malowane przez jego pacjentów. Zawierają one element ruchu wewnątrz okręgu koła. Potrzeba wprowadzenia do mandali elementu ruchu okrężnego jest być może symptomatyczna tylko dla pacjentów neurotycznych.. Kasia biegała wokół matki, podobnie jak „biegły" zwierzęta namalowane wokół centrum mandali, także, jak one, w kierunku przeciw słońcu. Jest to model pozostawania w bliskości z matką, a zarazem utrzymywania się w ruchu. XI. PODSUMOWANIE I WNIOSKI Podsumowanie wyników badań Opracowanie to oparte jest na doświadczeniach 4-letniej działalności Klubu dla dzieci z problemami rozwojowymi. Szczególną uwagę zwróciły dzieci, które nie podchodziły samorzutnie do swoich matek i były niezdolne do kontaktu empatycznego. * We wszystkich czternastu przypadkach dysfunkcja więzi wystąpiła już w okresie okołoporodowym. Były to wcześniaki, dzieci z porodów powikłanych oraz dzieci, których cechy konstytucjonalne (zwłaszcza nadwrażliwość receptorów) mogły utrudniać wyzwalanie w matkach wrodzonych, spontanicznych zachowań macierzyńskich. * Dzieci z reguły nie zatrzymywały spojrzenia na twarzy ludzkiej. Unikały też kontaktu wzrokowego z twarzą matki, podczas gdy prawie wszystkie czasem tuliły się do matki, niektóre chciały też razem zasypiać. Można to tłumaczyć tym, że w okresie wczesnego niemowlęctwa dziecko, matka lub oboje nie mogli odpowiadać mimicznie na sygnały partnera, który odbiera to jako „kamienną twarz" i wtedy czynnie unika zetknięcia spojrzeń. Dzieci odczuwają matkę jako należne im źródło bezpieczeństwa i zaspokojenia potrzeb. Mają pretensję i żal właśnie do nich, gdy - choć nie ze swej winy - nie mogą tych potrzeb zaspokoić. Matki wskutek licznych niepowodzeń i cierpienia w obcowaniu z dziećmi ulegają wyuczonej bezradności. Dlatego potrzebna jest osoba trzecia - ojciec lub terapeuta, nie obciążony poczuciem bezsilności wobec dziecka odmawiającego kontaktu. Objawy: patologia czy mądrość natury Dzieci z dysfunkcjami więzi - nawet te najbardziej zaburzone, instynktownie inicjują lub przyjmują takie formy kontaktu, które są dla nich metodą terapeutyczną . Strategie autoterapeutyczne stosowane przez dzieci z dysfunkcjami więzi wykazują też pokrewieństwo z wieloma obrzędami i zwyczajami utrwalonymi w formie zrytualizowanej w społeczeństwach dawnych i współczesnych - człowiek jest bezradny wobec lęku przed niebezpieczeństwami, jakie niesie życie. Jest więc zawsze zagrożony zachwianiem równowagi psychicznej, podobnie jak bezradne dziecko. Potrzebne mu są zatem, strategie, pełniące rolę psychoprofilaktyki i terapii. Opisane dzieci również - w celu przetrwania - uciekają się do mechanizmów obrony, które my jesteśmy skłonni zaliczyć do patologii, a w istocie - są skuteczną metodą przystosowania do sytuacji nie do zniesienia. Jest to więc przejaw mądrości natury, która ukierunkowuje człowieka ku realizacji jego potrzeb samozachowawczych i rozwojowych. Zachowania te to: 1 Ucieczka - atak - azyl ? trzy formy obrony w sytuacji zagrożenia, które obserwowano u dzieci. 2. Swoboda 3. Regresja terapeutyczna 4. Akty potwierdzające ? przy braku zaburzenia więzi są one instynktownie wysyłane do dziecka przez matkę - przez naśladowanie jego gaworzenia, okazywanie smutku, gdy płacze itp. Ich prostą formą w terapii jest odzwierciedlanie działań dziecka oraz potwierdzenie ich zauważania. Nie są one tożsame z pochwałami czy naganami - są niewartościujące. Komunikują dziecku, że jest akceptowane bezwarunkowo, dlatego, że jest. 5. Równorzędność podmiotowa ? zachowywana w dialogu, w przyjacielskiej walce. 6. Strategie autoterapeutyczne, regulujące stany pobudzenia ? wstrząsy, podskoki, turlanie się - wszelkiego rodzaju ruch będący środkiem uspakajającym i redukującym napięcie. 7. Strategie autoterapeutyczne odciążające nadwrażliwe receptory ? obroty dookoła własnej osi z nieobecnym wyrazem twarzy - rodzaj „opróżniania świadomości” (wirowanie derwiszów). 8. Wirowanie zabawek ? czynność o dużym ładunku uczuciowym, pozwalająca odciąć się od otoczenia. 9. Terapia przez kontakty dłoni z dłonią ? dzieciom tym potrzebna jest terapia odtwarzająca sekwencje zabiegów wychowawczych matki w okresie niemowlęctwa dziecka. Stymuluje ona ręce dziecka i kieruje nimi, ucząc porozumiewania się dotykiem. 10. Kojące oddziaływanie tworzyw przekształcalnych (woda, piasek, groch, masa plastyczna) 11. Rytmiczne kołysanie ? ruch ten ma działanie uspokajające; kiedy jest tylko wyrazem zmęczenia, przeciążenia i doraźnie ma wpłynąć na wyciszenie nie należy mu się sprzeciwiać. 12. Łaskotanie a dotyk dociskający ? kiedy u dzieci występowała nadwrażliwość np. dotykanie włosów) zastosowano „masaż” szorujący, który znosił drażniące doznania łaskotania. 13. Wpływ grupy na diadę matka-dziecko ? obecność matek podczas zabaw, bez wyznaczania im zadań. * Dzieci zostały poddane „terapii obdarzania uwagą" nie przez własną matkę lub przez terapeutę, ale przez grupę osób dorosłych, która je akceptowała. * Klub był środowiskiem bezpiecznym, w którym w warunkach pełnej swobody dzieci mogły ujawniać swoje strategie autoterapeutyczne. Strategie te były rozumiane, podtrzymywane, często też amplifikowane. Dzieci reagowały na to żywą radością. * Z założenia wykluczono wszelkie działania dydaktyczne. Klub jednak nie był alternatywą dla placówek dydaktycznych. Większość dzieci chodziła do przedszkoli lub miała nauczanie indywidualne. * Godziny terapii w Klubie, wzmacniając dzieci psychicznie, pomagały im lepiej funkcjonować poza Klubem. Już sam fakt, że mogły spędzać kilka godzin w tygodniu w atmosferze swobody, wesołości i akceptacji, jest wystarczającym argumentem, przemawiającym za celowością prowadzenia terapii kontrolowaną swobodą. W obyczajowości podobne znaczenie ma niedziela - czas odpoczynku i rozrywki; po którym łatwiej jest podjąć wysiłek. 1 1