Autorzy: - Robert Matthews i Nick Smith Tytuł: "Łatwe odpowiedzi na trudne pytania" ROZDZIAŁ 1 Astronauci, teleskopy i wszechświat - W jaki sposób zwiększa się siłę teleskopów? Krótka odpowiedź brzmi - zwiększa się ich rozmiary. Trzeba jednak uważać, jak to się robi. W latach 60. XX wieku Związek Radziecki próbował udowodnić swoją wyższość nad Zachodem, budując na Górze Pastuchowa na Kaukazie potężny teleskop. Jego zwierciadło miało średnicę 6 metrów - prawie metr więcej od słynnego teleskopu na górze Palomar w Kalifornii - i ważyło 42 tony. Niestety, przedsięwzięcie okazało się katastrofą: zwierciadło było tak wielkie, że mijały dni, zanim ustaliła się równowaga termiczna między nim a otoczeniem, a odkształcenia i drgania występowały prawie bez przerwy. Teleskop ten nigdy więc tak naprawdę nie działał. Odtąd w największych teleskopach stosuje się bardzo cienkie zwierciadło składające się z licznych segmentów, których ułożeniem steruje komputer - bliźniacze teleskopy Kecka na szczycie Mauna Kea na Hawajach mają dziesięciometrowe zwierciadła, każde złożone z 36 sześciobocznych zwierciadeł o średnicy 1,8 metra. Od końca lat 80. ubiegłego wieku astronomowie zaczęli eksperymentować z nowymi technologiami, dzięki którym teleskopy stały się jeszcze potężniejsze. Jedna z metod, zwana interferometrią, polega na zastosowaniu dwóch lub więcej zwierciadeł ustawionych w dużej odległości od siebie i łączeniu uzyskiwanych w nich obrazów w jedną całość za pomocą komputera. Planowane jest sprzężenie w ten sposób bliźniaczych olbrzymów Kecka - powstałby wówczas „wirtualny" teleskop: 11 l ze zwierciadłem o średnicy 85 metrów, a po dołączeniu mniejszych teleskopów - nawet stu. Pozwoliłoby to astronomom dostrzec szczegóły obiektów kosmicznych o rozmiarach 0,005 sekundy łuku - odpowiada to czytaniu gazety z odległości 30 kilometrów. To jednak dopiero początek: jeszcze wspanialsze rezultaty przyniesie wystrzelenie teleskopów interferencyjnych w kosmos. Obecnie największym teleskopem w przestrzeni około-ziemskiej jest dwuipółmetrowy Teleskop Kosmiczny Hub-ble'a - waży on 11 ton, czyli maksymalnie tyle, ile można wynieść na orbitę za pomocą promu kosmicznego. Składające się interferometry kosmiczne znacznie łatwiej będzie umieścić w przestrzeni wokółziemskiej. W roku 2005 w kosmosie ma się znaleźć Space Interferometry Mission (SIM), którego obrazy będą cztery razy ostrzejsze niż z Teleskopu Hubble'a, natomiast ciężar pięć razy mniejszy. Terrestrial Planet Finder (TPF), którego wystrzelenie planuje się na 2011 rok, będzie przekazywał obrazy 40 razy ostrzejsze niż Hubble. Wreszcie Planet Finder Device będzie to grupa interferometrów klasy TPF, z których każdy ma się składać z czterech ośmiometrowych teleskopów. Ich połączona moc pozwoli na dostrzeżenie planet krążących wokół odległych gwiazd. f Kto to był „Skylab Stan"? * Po trzeciej misji, opustoszała stacja Skylab przez 5 lat dryfowała w kosmosie po coraz ciaśniejszej orbicie, by 11 lipca 1979 roku w sposób niekontrolowany wtargnąć w atmosferę ziemską. Specjaliści z ośrodków lotów kosmicznych zaciskali kciuki, modląc się, by szczątki nie spadły na zaludniony obszar. Jak się okazało, satelita rozpadł się wysoko w atmosferze nad równiną Nullarbor w zachodniej Australii. Niektóre fragmenty spadły w pobliżu odległej placówki pasterskiej - Noo-doonia - niedaleko małego miasta Balladonia, 850 kilometrów na wschód od Perlh. 12 Jeden kawałek Skylaba trafił w pole golfowe w Albany w zachodniej Australii. Oferowano wówczas 10 tysięcy dolarów nagrody temu, kto pierwszy znajdzie fragment stacji kosmicznej i przywiezie go do USA. Zwycięzcą został mieszkający na farmie nastolatek, który nigdy dotąd nie opuszczał rodzinnej Australii. Zyskał sobie przydomek „Skylab Stan". Zgodnie z wymaganiami proceduralnymi, Skylab nie był jedynym egzemplarzem stacji kosmicznej tego typu. W tamtych czasach NASA zawsze budowała kopię satelity, na wypadek awarii. Skylab nie był wyjątkiem. Kompletny „bliźniak" Skylaba, przez jakiś czas trzymany w gotowości do wystrzelenia, znajduje się obecnie jako stały eksponat na wystawie w Smithsonian Air and Space Museum w Waszyngtonie. | l czego są zbudowane planetoidy? • Dotychczas tylko jedna sonda odwiedziła planetoidę - wystrzelona przez NASA NEAR Shoemaker, która w lutym 2001 roku wylądowała na planetoidzie Eros. Znajdujące się na jej pokładzie przyrządy do pomiaru promieniowania gamma umożliwiły zbadanie powierzchni, a zebrane dane potwierdziły, że planetoida jest jednolitym ciałem stałym, a nie skupiskiem gruzu. Jednakże badania dotyczyły tylko planetoidy Eros - astronomowie wiedzą zaś, że jest kilka różnych typów planetoid. Analizy światła odbitego od tych ciał niebieskich z zastosowaniem spektroskopii i polaryzacji wykazały, że większość obiektów składa się z kruchego materiału węglowego, natomiast pozostałe prawie zawsze zawierają przynajmniej trochę metalu, głównie żelaza. Analiza sygnałów radarowych odbitych od powierzchni planetoid dostarcza danych potwierdzających, że część z nich to wyłącznie czysty metal. To zróżnicowanie sprawiło, że początkowo niektórzy astronomowie uznali, iż wszystkie planetoidy wchodziły niegdyś w skład pojedynczej planety wielkości Ziemi, która we wczesnej historii Układu Słonecznego została zgruchotana 13 wskutek zderzenia. Materiał skorupy, płaszcza i jądra rozproszył się w przestrzeni i utworzył znany nam pas planetoid. Dziś jednak niewielu popiera tę koncepcję zgruchotanej planety. Uważa się raczej, że planetoidy to resztki pozostałe po procesie tworzenia się planet typu ziemskiego - wskutek działania grawitacji Jowisza nie mogły się one zbić w następną planetę. W takim przypadku, planetoidy byłyby najstarszym znanym materiałem w Układzie Słonecznym. Uważa się je także za źródło wielu znajdowanych na Ziemi meteorytów, mających taką samą budowę chemiczną jak planetoidy. Teoria mówi, że planetoidy od czasu do czasu zderzają się ze sobą, a powstałe przy tym okruchy niekiedy przecinają orbitę Ziemi i zderzają się z naszym globem. Jeden z takich „okruchów", wielkości domu, spadł w Arizonie około 49 tysięcy lat temu, wybijając słynny obecnie Krater Meteorytowy. Czy Pluton jest planetą? Fakt, że w Układzie Słonecznym znajdują się setki lodowych obiektów, nasunął astronomom koncepcję, iż Plutonowi należy odebrać przyznany mu wcześniej status planety. Definicja planety jako dużego obiektu krążącego wokół Słońca sama w sobie jest nieścisła. Na przykład: jak rozumieć słowo „duży", skoro powiedzmy taki Pluton jest mniejszy od księżyca Neptuna, Trytona? Myłeś Standish z Jet Propulsion Laboratory, należącego do NASA, wyjaśnia: „Gdzieś trzeba tę granicę postawić. Ja uważam, że Pluton jest wystarczająco duży, by uznać go za planetę, gdyż jeśli uszereguje się planety według rozmiarów, to nawet takie maluchy jak Mars, Merkury, czy Pluton są o wiele większe niż największa z planetoid - Ceres. Dlatego myślę, że rozmiar jest naturalną granicą". Dla badaczy Pasa Kuipera sprawa wygląda inaczej. „Zawsze powtarzam, że kiedy dodajemy Pas Kuipera, odejmujemy planetę!", mówi Dave Jewitt z Institute for Astronomy na 14 Hawajach. „Ludzie mówią: Och, odbieracie Plutonowi status planety. Ale to nonsens, gdyż teraz Pluton jest panującym królem Pasa Kuipera. To bardzo dobra pozycja". Spór z pewnością się zaostrzy, jeśli - a właściwie kiedy - w Pasie Kuipera uda się odnaleźć inne obiekty o rozmiarach Plutona. Jewitt mówi: „Przede wszystkim to bez znaczenia, jak nazywa się te ciała. Chodzi o to, by zrozumieć, jak powstały i jakich informacji mogą nam dostarczyć na temat wczesnych etapów historii Układu Słonecznego". l f Czy Słońce ma siostrzaną gwiazdę? • Statystycznie jest to co najmniej prawdopodobne: ostatnie badania ponad 100 podobnych do Słońca gwiazd w naszym kosmicznym sąsiedztwie wykazały, że ponad połowa z nich wchodzi w skład układów podwójnych. W końcu lat 80. XX wieku zespół amerykańskich astronomów ogłosił, że Słońce ma przypuszczalnie towarzysza, który dotąd nie został wykryty, gdyż jest ciemną gwiazdą (tzw. brązowym karłem) i krąży wokół Słońca po obszernej, bardzo wydłużonej orbicie. Pełne okrążenie trwa 26 milionów lat i w tym czasie gwiazda oddala się od Słońca o 150 tysięcy jednostek astronomicznych (j .a. - średnia odległość Ziemi od Słońca), po czym powoli powraca na odległość 30 tysięcy j.a. Takie parametry orbity przyjęto dlatego, że w jakimś sensie tłumaczą one trwające mniej więcej 26 milionów lat przerwy między kolejnymi epizodami wielkiego wymierania organizmów na Ziemi. Zdaniem astronomów gwiazda wytrąca komety z ich orbit i posyła je ku nam - zderzenie z taką kometą mogło być przyczyną wymarcia dinozaurów. Z uwagi na owo destrukcyjne działanie, hipotetyczną gwiazdę nazwano Nemezis (imię greckiej bogini odpłacającej za ludzkie uczynki). Wielu astronomów sceptycznie odnosi się do hipotezy istnienia Nemezis, zwracając uwagę, że tak wydłużona orbita nie jest stabilna i gwiazda łatwo może zostać 15 wyrwana spod wpływu Słońca. Inni badacze nie potwierdzają regularności wymierań, które miałyby się zdarzać mniej więcej co 26 milionów lat - a to odbiera Nemezis rację istnienia. Nawet jednak jeśli gwiazda taka istnieje, nie mamy się co martwić, gdyż teraz znajduje się przypuszczalnie w najdalszym punkcie swojej orbity i nie przybędzie do nas wcześniej niż za dobre 13 milionów lat. Jak długo będzie istniał na Księżycu ślad stopy Neila Armstronga? Kilkunastu astronautów, którzy w latach 1969-1972 wylądowali na Księżycu, oprócz sześciu modułów księżycowych i flag USA, niepotrzebnego sprzętu naukowego oraz plakietki podpisanej przez Richarda Nixona, pozostawiło na powierzchni Srebrnego Globu tysiące śladów stóp. I te ulotne odciski są tam bardziej trwałe niż jakakolwiek budowla wzniesiona przez człowieka na Ziemi. Możliwe, że wiele tych śladów zostało rozmiecionych przez podmuch z dysz górnego członu modułu księżycowego, który wyniósł astronautów z powrotem na orbitę, lecz pozostałe, nie poddawane działaniu wiatru lub wody - i przy nikłym prawdopodobieństwie upadku meteorytu - powinny pozostać nienaruszone przez milionlecia. Znikną dopiero za około 10 milionów lat, przysypane łagodnie opadającym pyłem mikrometeorytów - drobinek materii z kosmosu, średnicy mniejszej niż 0,1 milimetra, których osiadanie na powierzchni Księżyca przez niezliczone eony zmieniło jego krajobraz. / Kiedy i skąd najlepiej obserwować zorze polarne? * W Wielkiej Brytanii im dalej na północ, tym większa jest szansa podziwiania zórz polarnych: zwykle pojawiają się one przez ponad 20 nocy w roku w północnej Szkocji, a tylko kilka 16 razy na południu Anglii. Zorze są zjawiskiem wywoływanym przez zderzenia szybko poruszających się cząstek emitowanych przez Słońce z cząsteczkami powietrza w górnych warstwach atmosfery. Dlatego występują intensywniej w okresach wzmożonej aktywności słonecznej. Słońce przechodzi jedenastoletni cykl aktywności, którego ostatni szczyt przypadł na rok 2000. Był to więc doskonały okres na obserwowanie zórz. Najpiękniejsze zjawiska można było ujrzeć w godzinach od 21.00 do północy, wiosną i jesienią, kiedy orientacja ziemskich biegunów magnetycznych względem Słońca była najbardziej sprzyjająca. W okresie naprawdę gwałtownej aktywności Słońca zorze można zobaczyć praktycznie wszędzie: w 1909 roku zorzę północną widziano w Singapurze - zaledwie jeden stopień na północ od równika. Dla tych, którzy z takim zjawiskiem nie mieli nigdy do czynienia, efekt może być piorunujący. Kiedy w I wieku naszej ery zorza północna pojawiła się nad obszarem dzisiejszych Włoch, rzymski cesarz Tyberiusz wysłał strażaków do portu w Ostii, bojąc się, że widoczna w tym rejonie czerwona poświata oznacza, iż port stoi w ogniu. Kiedy wreszcie zobaczymy samolot kosmiczny? Firma Boeing pracuje nad uskrzydlonym statkiem kosmicznym o nazwie X-37 Advanced Technology Yehide. Statek zostanie wyniesiony na orbitę przez prom kosmiczny i będzie mógł o własnych siłach wejść w atmosferę oraz wylądować na pasie startowym. Publicznie mówi się, że zmniejszona wersja jest przygotowywana dla NASA, lecz ma to być raczej prototyp wojskowego Space Manoeuvre Yehicle (SMV), nad którym trwają prace od początku lat 90. ubiegłego wieku. Ten tajny statek kosmiczny także będzie wynoszony przez prom i wyposażony we własny zwykły silnik rakietowy oraz baterie słoneczne dostarczające energii na pozostawanie w kosmosie nawet przez miesiące. 17 Pojazdy takie, jeśli w końcu powstaną, będą przemierzały kosmos, monitorując Ziemię, unieszkodliwiając nieprzyjacielskie satelity a nawet lasery i broń masowego rażenia na Ziemi. Jednostka badawcza o nazwie Scientific Advisory Board, należąca do sił powietrznych USA zaleca, by decyzje w sprawie SMV zapadły jak najszybciej, a pierwszy lot pokazowy odbył się w 2009 roku. Zakończenie prac nad pierwszym pojazdem operacyjnym przewiduje się na rok 2015. Jeśli to się powiedzie, SMV będzie pierwszym kosmicznym „okrętem wojennym". Czy w kosmosie jest woda? i Tak - i to tłumaczy powstanie życia w ziemskich oceanach. Dowody na występowanie wody w innych niż Ziemia miejscach w Układzie Słonecznym gromadzono stopniowo od początku lat 70. XX wieku. Rozległe, „meandrujące" kaniony na Marsie pozwalały sądzić, że kiedyś na tej obecnie wyschniętej planecie płynęły rzeki. Ponadto, w 1999 roku wysłana przez NASA sonda Lunar Prospector odnalazła ślady zamarzniętej wody na biegunach Księżyca (jej zasoby oszacowano na 10-300 milionów ton, rozproszone na tysiącach kilometrów kwadratowych). Skąd jednak wzięła się ta woda? Jedną ze wskazówek stanowią komety. Analiza światła z komety Halleya wykazała, że kometa, zbliżając się do Słońca, wyrzuca w każdej sekundzie tony wody. To skłoniło niektórych astronomów do przypuszczeń, że woda znajdująca się w Układzie Słonecznym została tu zrzucona przez ulewę komet, jaka - jak się sądzi - nawiedziła planety tuż po ich powstaniu około 4,5 miliarda lat temu. Jeśli rzeczywiście tak było, to znaczy że zanurzając się w morzu, tak naprawdę kąpiemy się w resztkach komet, które miliardy lat temu zderzyły się z Ziemią. Jeden z uczonych wysnuł jeszcze bardziej szczegółowe wnioski. Doktor Louis Frank z Iowa University ma ponoć dowody, że nawet teraz co kilka sekund w górne warstwy atmo- 18 sfery wpadają minikomety wielkości domu, zrzucając kolejne porcje wody do ziemskich oceanów. Frank obliczył, że owe minikomety mogły dostarczyć całą wodę, jaka jest na Ziemi. Poglądy te mają jednak niewielu zwolenników. Jego przeciwnicy przekonują, że małe czarne kropki widoczne na zdjęciach satelitarnych to nie komety, jak uważa Frank, tylko przypadkowe zakłócenia. Tak czy siak, pogląd, że komety do pewnego stopnia zasiliły Układ Słoneczny w wodę, jest całkiem do przyjęcia. Co dobrego zawdzięczamy programowi kosmicznemu? Można iść o zakład, że na pytanie o korzyści z programu kosmicznego padnie odpowiedź: nieprzypalające się patelnie. W rzeczywistości, teflon odkryto prawie 20 lat przed lotem Sputnika l, a naczynia kuchenne pokryte teflonem sprzedawano całe lata przedtem, nim Armstrong wykonał swój ogromny skok na Księżycu. Większość użytkowych aspektów techniki kosmicznej ma bezpośredni związek z naszym codziennym życiem. Weźmy na przykład takie satelity komunikacyjne. Nawet prognozy pogody stały się bardziej wiarygodne, gdyż obecnie satelity przeprowadzają całodobowy monitoring stanu atmosfery ziemskiej, ostrzegając przed nadciągającymi groźnymi zjawiskami, chociażby takimi jak huragany, dzięki czemu można uratować mnóstwo ludzi. Rozpowszechniony Global Positio-ning System (GPS) dosłownie nigdy nie oderwałby się od ziemi, gdyby nie skonstruowano rakiet, które precyzyjnie i stosunkowo niedrogo wynoszą satelity w kosmos. A komputery? Do czasów wyścigu kosmicznego typowy komputer miał rozmiary garażu. Żądania NASA, by urządzenia te stały się na tyle małe, aby można je wysyłać w kosmos, zaowocowały rozwojem technologii mikroukładów elektronicznych, stosowanej dziś we wszystkich dziedzinach, od organizerów i palmtopów po telefony komórkowe. 19 Pragnienie uczonych, by na bieżąco badać kondycję fizyczną astronautów w kosmosie, doprowadziło do skonstruowania lekkich czujników, obecnie używanych w każdym szpitalu. Dające się ponownie ładować kardiostymulatory, regulujące tętno pacjentów chorych na serce, które można łatwo przeprogramować, to jeszcze jeden bezpośredni skutek badań kosmicznych w dziedzinie mikroelektroniki i telemetrii. Do wynalezienia praktycznych udogodnień dla zwykłych ludzi doprowadził nie tylko wyścig pomiędzy USA a ZSRR. W ramach europejskiego programu kosmicznego skonstruowano czujniki opóźnienia z powodzeniem stosowane w ABS i poduszkach powietrznych. Mimo tych sukcesów, nie ma żadnej gwarancji, że załogowe badania kosmosu będą nadal przynosiły tak istotne korzyści. Międzynarodowa stacja kosmiczna ma ponoć być miejscem, gdzie dokonają się najważniejsze przełomy we wszystkich dziedzinach - od medycyny, po metalurgię. Wielu ekspertów sceptycznie jednak odnosi się do oczekiwań, że zerowa grawitacja na pokładzie stacji okaże się rzeczywiście przydatna ludzkości. Pierwszym produktem, który mógł powstać tylko w kosmosie, była polistyrenowa kula wytworzona w warunkach mikro-grawitacji na pokładzie promu kosmicznego, nie do wykonania na Ziemi. Kula ta, nie zniekształcona przez przyciąganie ziemskie, ma bardzo dokładne wymiary, dzięki czemu doskonale nadaje się jako wzorzec standardowych miar w przemyśle. , Która z dotychczasowych katastrof pojazdów kosmicznych była najgorsza? Wystrzelenie rakiety kosmicznej zawsze jest przedsięwzięciem niebezpiecznym i może pociągnąć za sobą ofiary w ludziach. Najsłynniejszą katastrofę można było oglądać 28 stycznia 1996 roku na ekranach telewizorów, kiedy to siedmioro astronautów zginęło na pokładzie promu wahadłowca Challenger, który w kilka sekund po starcie rozerwał się w potężnej eksplozji. 20 Jednakże większość takich katastrof wydarzyła się w Chinach i Rosji, a więc tam, gdzie uczeni musieli dbać przede wszystkim o dotrzymanie terminów. Chiny miały niegdyś nadzieję na zmonopolizowanie rynku rakiet nośnych, lecz musiały ustąpić przed innymi, kiedy dwa z ich „Wielkich Marszów" rozerwały się tuż nad ziemią, zabijając ponad 100 cywilów. Większość radzieckich katastrof w okresie zimnej wojny utajniano, lecz obecnie wiadomo, że w 1980 roku zginęło 50 radzieckich techników, kiedy podczas tankowania paliwa eksplodowała rakieta pomocnicza. Najgorsza katastrofa radzieckiego programu kosmicznego miała jednak miejsce w 1960 roku, kiedy radziecki przywódca Nikita Chruszczow rozkazał wypróbować nową rakietę -zanim została ukończona. Rakieta wybuchła, na platformie startowej spłonął marszałek Mitrofan Niedielin (dowódca radzieckich sił rakietowych) i kilkudziesięciu naukowców. Co to była gwiazda betlejemska? Każdy zna biblijną opowieść o tym, jak Trzech Mędrców ze Wschodu, podążając za jasną gwiazdą, trafiło do Betlejem, by się pokłonić małemu Chrystusowi. Jak dotąd wysnuto mnóstwo teorii wyjaśniających, czym była ta „gwiazda" - od deszczu meteorów przez kometę po koniunkcję planet. W roku 1954 fizyk i pisarz science fiction Arthur C. Clarke opublikował artykuł przekonujący, że słynną gwiazdą była supernowa - potężny wybuch gwiazdy o wielkiej masie. Jednak, gdyby to rzeczywiście była supernowa, widziałoby ją więcej ludzi niż tylko Mędrcy w Arabii: astronomowie w Chinach prowadzili bowiem skrupulatne zapiski wszystkich wydarzeń na niebie całe wieki przed narodzinami Chrystusa. Badania owych zapisków przeprowadzone w 1977 roku ujawniły, że od 10 marca do 7 kwietnia 5 roku p.n.e. w pobliżu gwiazdozbioru Koziorożca Chińczycy zaobserwowali zjawisko, 21 które nazwali „gwiazdą-miotłą", utrzymujące się na niebie przez 70 dni. Rok i miesiąc doskonale pasują do daty narodzin Chrystusa ustalonej przez historyków. Problem z zaklasyfikowaniem tego zjawiska jako supernowej wynika z owych 70 dni. Stwierdzono związek między jasnością supernowej a czasem jej gaśnięcia i tak szybkie zgaśnięcie „Bożonarodzeniowej Supernowej" oznaczałoby, że nawet w najjaśniejszym okresie była ona tak słaba, iż w żadnym razie nie warto byłoby z jej powodu przemierzać całej Arabii. Największym minusem koncepcji gwiazdy betlejemskiej jako supernowej jest to, że astronomowie nie znaleźli nawet najmniejszego śladu pozostałości po eksplozji gwiazdy, która mogłaby nastąpić stosunkowo blisko Ziemi, w okresie narodzin Chrystusa. Najlepszym wyjaśnieniem okazuje się koncepcja, że gwiazda betlejemska to tak zwana nowa. Zjawisko owo, mniej spektakularne niż supernowa, następuje wówczas, kiedy wodór z jakiejś gwiazdy jest „wyrywany" przez krążącą wokół niej inną gwiazdę. W końcu, w „pasożytującej" gwieździe gromadzi się tyle dodatkowego wodoru, że eksploduje ona w olbrzymim jądrowym wybuchu, i przez kilka dni świeci 100 tysięcy razy jaśniej niż zwykle. Teoria nowej dobrze pasuje zarówno do świadectwa Ewangelii, jak i odkryć współczesnej fizyki. Według brytyjskiego astrofizyka Marka Kidgera wystąpienie takiego zjawiska potwierdzają także starożytne chińskie zapiski, w których odnotowano wybuch nowej w gwiazdozbiorze Orła w połowie marca 5 roku przed naszą erą. Gdzie są największe szansę -: na znalezienie życia pozaziemskiego? Życie mogło niegdyś istnieć na Marsie. Niewielu uczonych spodziewa się jednak znaleźć je tam dzisiaj. Miejscem, w którym badacze mają nadzieję na znalezienie żywych organizmów, 22 jest jeden z księżyców Jowisza, Europa. Pobieżny rzut oka na tego sporego - średnicy ponad 3130 kilometrów -satelitę nie daje wielkich nadziei na to, że jest tam życie: krążąc prawie 780 milionów kilometrów od Słońca rzadko osiąga on temperaturę powyżej -100 stopni Celsjusza. Dane zgromadzone w 1995 roku przez sondę NASA Galileo sugerują jednak, że pod zamarzniętą powierzchnią Europy może kryć się rozległy ocean. Woda występuje tam w stanie ciekłym wskutek ciągłego działania na Europę potężnego pola grawitacyjnego Jowisza. Siły pływowe stale zniekształcające satelitę są, jak się sądzi, wystarczająco duże, by utrzymać pod lodową skorupą stosunkowo łagodną temperaturę. Mogą one także wywoływać na Europie aktywność wulkaniczną, podobną do tej, jaką zaobserwowano na innym księżycu Jowisza, lo. Wszystko to razem zwiększa szansę na istnienie prymitywnych form życia w pobliżu otworów hydrotermalnych, takich samych jak te, w ziemskich oceanach, w których składniki odżywcze i ciepło nie pochodzą od Słońca. Aby się dowiedzieć, co tak naprawdę dzieje się na Europie, NASA planuje wysłać tam serię satelitów. Jednym z nich jest Europa Ice Clipper, który pod koniec bieżącej dekady może powrócić na Ziemię z próbkami lodu z Europy. Co to jest teoria stanu stacjonarnego? * W 1948 roku Fred Hoyle, matematyk z Cambridge, zaproponował radykalnie nową teorię wszechświata - teorię stanu stacjonarnego. Głosi ona, że wszechświat, zamiast miliardy lat temu wziąć się z niczego w Wielkim Wybuchu, istniał od zawsze, a otaczająca nas materia nieustannie się stwarza. Wprawdzie od razu widać, że jest to teoria błędna, ale okazała się zgodna z einsteinowską teorią względności i pozwoliła przewidzieć, jaki ma być wszechświat. W latach 50. i początkach lat 60. XX wieku krytycy teorii stanu stacjonarnego 23 głosili, że przewidywania te są mylne - choć przedstawiony przez nich „dowód" okazał się co najmniej wątpliwy. Ostateczny kres pierwotnej wersji teorii stanu stacjonarnego nastąpił w 1965 roku, kiedy to dwóch amerykańskich inżynierów odkryło, że wszechświat jest wypełniony promieniowaniem cieplnym - dokładnie takim, jakie przewidywała teoria Wielkiego Wybuchu (termin Big Bang - Wielki Wybuch - został wymyślony przez samego Hoyle'a jako żart). Obecnie większość uczonych porzuciła teorię stanu stacjonarnego na rzecz teorii Wielkiego Wybuchu. Cóż, los bywa przewrotny, w ciągu ostatnich 20 lat pojawiły się dowody, że Hoyle i jego koledzy mogli być bliżsi prawdy, niż sobie wyobrażali. W 1981 roku stworzono inflacyjną wersję teorii Wielkiego Wybuchu, która na gruncie efektów cząsteczkowych w początkowym stadium rozwoju wszechświata wyjaśnia gwałtowną ekspansję przestrzeni, zwaną inflacją. Ciekawe jest to, że prawa rządzące tą ekspansją są identyczne z założeniami teorii stanu stacjonarnego. Nowe obserwacje wszechświata sugerują także, iż resztę wieczności spędzi on, rozszerzając się w nieskończoność, zgodnie z prawami teorii stanu stacjonarnego, napędzany przez wciąż widoczne skutki efektów cząsteczkowych. Tak więc, obie teorie mogą się okazać prawdziwe. Wszechświat zwyczajnie rozpoczął swoje istnienie w Wielkim Wybuchu, a następnie wszedł w stan stacjonarny. Czy zaćmienie rzeczywiście uratowało życie * Krzysztofa Kolumba? Czwarta wyprawa Krzysztofa Kolumba do Ameryki była katastrofą; dotarł on do Jamajki na przeciekających okrętach, niemal bez żywności. Na domiar złego tubylcy odmówili mu pomocy. Na szczęście wiedział, że 29 lutego 1504 roku będzie zaćmienie Księżyca. Ostrzegł więc tubylców przed gniewem Boga, a kiedy zaćmienie rzeczywiście nastąpiło, upewnili się 24 oni co do jego boskich koneksji i już bez sprzeciwów owej pomocy udzielili. Zaćmienie Słońca nad Azją Mniejszą, 25 maja 585 roku przed naszą erą, zakończyło walkę między królem Medów Kyaksaresem a lidyjskim władcą Aljattesem. Armie obu krajów tak bardzo przestraszyły się nagłych ciemności, że szybko podpisały traktat pokojowy i wróciły do domów. Było to jedyne zaćmienie Słońca w tym czasie w Azji Mniejszej, więc owa bitwa jest pierwszym dokładnie datowanym wydarzeniem historycznym. Zaćmienie to jest także pierwszym dokładnie przewidzianym przez greckiego filozofa Talesa. W wersach 44 i 45 rozdziału 23 Ewangelii Łukasza także wspomniano o wydarzeniu, które mogło być zaćmieniem Słońca. „Była godzina szósta i ciemność spowiła wszystko aż do dziewiątej godziny, gdyż Słońce przestało świecić". Najdłuższe, jak dotąd, zaćmienie Słońca trwało jednak tylko 7 minut i 31 sekund, więc wielu uważa, że opisanego wydarzenia w żadnym razie nie można uznać za zaćmienie. Dlaczego na zdjęciach z powierzchni Księżyca • nie widać gwiazd na niebie? Przypuszczalnie najlepszym dowodem, że lądowanie na Księżycu nie zostało sfingowane w „fabryce snów" w Los Angeles, jest wyraźnie ciemne niebo nad postacią Edwina „Buzz"Aldrina na zdjęciach z Księżyca. Jaki hollywoodzki reżyser oparłby się bowiem pokusie umieszczenia w tle jasno świecących gwiazd, dla kontrastu z ciemną sylwetką Srebrnego Globu? Przypadkiem, na wszystkich czterech zdjęciach powierzchni Księżyca widnieje „Buzz" Aldrin - nawet na tym najsłynniejszym, na którym widać odbicie fotografującego w złocistym wizjerze hełmu astronauty. Z podekscytowania, pierwsi księżycowi spacerowicze zapomnieli użyć swojego 25 siedemdziesięciomilimetrowego aparatu do zrobienia większej liczby zdjęć Neila Armstronga (tylko cztery zdjęcia pierwszego człowieka na Księżycu to taka gafa, jakiej najwięksi kawalarze nie mogliby wymyślić). Księżyc nie ma atmosfery, która ograniczałaby ilość światła docierającego do powierzchni, więc teoretycznie powinny być widoczne na niebie nawet najdalsze gwiazdy. Jednakże wszystkie spacery odbywały się podczas księżycowego dnia, kiedy blask padającego bezpośrednio światła słonecznego był tak silny, że wszyscy astronauci musieli mieć na wizjerach specjalne filtry. Światło gwiazd po prostu w nim ginęło, a ów efekt potęgowały jeszcze promienie odbite od pyłu pokrywającego księżycową powierzchnię. Dodatkowo, silniki modułu księżycowego wymiotły cały drobniutki pył, pozostawiając tylko większe, bardziej kanciaste okruchy, które jeszcze lepiej odbijały światło. W efekcie księżycowe lądowiska nawet z orbity okołoksiężycowej wydają się wyraźnie jaśniejsze niż ich okolice. Gdyby astronauci patrzyli w stronę przeciwną do Słońca, na najciemniejszą część nieba, ujrzeliby gwiazdy - jednakże ich fotografowanie wymaga długiego czasu naświetlania, a na zdjęciach z Księżyca był on zbyt krótki, by owe gwiazdy zarejestrować. Z pewnością widok podczas księżycowej nocy jest niesamowity i dlatego planuje się umieszczenie dużego obserwatorium astronomicznego na Księżycu. ( Jakie obiekty wykonane ręką człowieka « widać z kosmosu? Z granicy między atmosferą a kosmosem, który, jak ustalono, zaczyna się 100 kilometrów nad powierzchnią Ziemi, nieuzbrojone oko widzi obiekty szerokości 30 metrów. Dlatego, w przeciwieństwie do powszechnego przekonania, Wielkiego Muru Chińskiego nie da się zobaczyć z orbity, a co dopiero 26 z Księżyca: budowla ta jest po prostu zbyt wąska. Jest jednak wiele innych sztucznych obiektów wystarczająco wielkich, by bez problemu można je było gołym okiem zobaczyć z kosmosu - począwszy od Pentagonu, siedziby amerykańskiego Departamentu Obrony, po brytyjską Kopułę Milenijną. Nawet za pomocą przyrządów optycznych nie wszystko można dostrzec z przestrzeni kosmicznej. Granice ich możliwości zależą od właściwości samego światła. Wiadomo chociażby, że (przynajmniej teoretycznie) przez teleskop średnicy 1 metra można z odległości 100 kilometrów odróżnić obiekty średnicy 6 centymetrów. Taką możliwość mają już podobno satelity szpiegowskie, na przykład z serii Keyhole. Ciekawostką jest to, że podczas ostatniego lotu statku Merkury w maju 1963 roku astronauta Gordon Cooper stwierdził, iż widział pojazd na drodze i dym z kominów. Niektórzy starali się to wyjaśnić efektem powiększenia obrazu przez załamanie promieni świetlnych w atmosferze - podobnie jak dzieje się to z obiektami w szklance z wodą. Istotnie, po dokładnych obliczeniach okazało się, że efekt taki istnieje, lecz jest zbyt mały, by spowodować zauważalną zmianę. Bardziej prawdopodobne, że Cooper uległ złudzeniu wzrokowemu -choć trzeba przyznać, że słynął z fenomenalnego wzroku, nawet biorąc pod uwagę wyjątkowo ostre wymagania stawiane astronautom. Czy astronauci widzieli UFO w kosmosie? • Są raporty mówiące o tajemniczych obiektach widzianych przez astronautów w pierwszych dniach lotów kosmicznych. Dwa najbardziej zadziwiające przypadki miały miejsce podczas realizowanego przez NASA programu Gemini w latach 60. ubiegłego wieku. W czerwcu 1965 roku, astronauta James McDivitt znajdujący się na pokładzie Gemini 4 zameldował, 27 że widzi cylindryczny obiekt, z którego wystaje coś w rodzaju anten. Kiedy wraz z drugim pilotem Edwardem White'em powrócił na Ziemię, zrobiony przez nich film zabrano. Po wywołaniu zdjęć ukazał się na nich obiekt widziany przez McDivitta. Astronauta uważał, że był to jakiś bezzałogowy satelita, lecz w spisach identyfikacyjnych amerykańskiego ministerstwa obrony nie znaleziono takiego obiektu. W grudniu 1965 roku pułkownik sił powietrznych USA Frank Borman, lecący na pokładzie statku Gemini 7, powiedział kontrolerom lotu w Houston, że widzi obiekt lecący w pobliżu jego statku. I znów usłyszał zwykłe wyjaśnienia -że jest to część rakiety pomocniczej Gemini. Nie zgadzało się to jednak z jego obserwacjami. Po pierwsze, zarówno on, jak i drugi pilot James Lovell, widzieli także obie rakiety pomocnicze. Po drugie, obiekt zajmował orbitę bardzo różniącą się od orbit którejkolwiek z odrzuconych części Gemini 7. Czy astronauci chorują w kosmosie na chorobę lokomocyjną? Oczywiście, że tak. Dokładnie z tego samego powodu, co na Ziemi - jest nim konflikt między tym, co oczy i ucho wewnętrzne przekazują mózgowi na temat pozycji ciała. Cierpiący na chorobę lokomocyjną astronauta ma uczucie ciągłego spadania. Niestety, na statku kosmicznym garść tabletek przeciwwymiotnych jeszcze mniej skutecznie powstrzymuje narastające nudności niż na pokładzie promu podczas przeprawy przez kanał La Manche. Co więcej, cierpiący astronauta nie może się niczym poratować. NASA nie pozwala bowiem swoim ludziom w kosmosie brać żadnych tabletek na tę przypadłość, gdyż prowadzi badania nad chorobą lokomocyjną w warunkach mikrograwitacji. Nic więc dziwnego, że ludzie o słabych żołądkach nie są mile widzianymi towarzyszami podróży kosmicznych. 28 , Czy bliżej Wielkiego Wybuchu przestrzeń robi się « cieplejsza? Krótka odpowiedź brzmi - tak. Piętnaście miliardów lat temu Wielki Wybuch objął cały kosmos, który do dzisiaj jeszcze całkiem po tym nie wystygł. Obecnie jego temperatura wynosi około 3 kelwinów powyżej zera absolutnego - czyli jest w nim raczej mroźnie: minus 270 stopni Celsjusza. Zgodnie z teorią Wielkiego Wybuchu, odległe od nas o miliardy lat świetlnych galaktyki są rozmieszczone w przestrzeni, która sama znajduje się miliardy lat bliżej kataklizmowej eksplozji Wielkiego Wybuchu. Jeśli więc teoria jest poprawna, przestrzeń w tamtych rejonach kosmosu powinna być cieplejsza niż w naszej „okolicy" - i to o tyle stopni, ile wynika z obliczeń opartych na równaniach teorii. W grudniu 2000 roku międzynarodowy zespół astronomów ogłosił, że zmierzył temperaturę przestrzeni wokół galaktyki tak od nas odległej, że od Wielkiego Wybuchu dzielą ją tylko 3 miliardy lat. Dokonano tego, badając światło cząsteczek gazu pobudzanego do świecenia przez ciepło z pierwotnej eksplozji - okazało się, że zmierzona temperatura wynosi 6-14 kelwinów powyżej zera absolutnego. Nadal więc jest tam niewiarygodnie zimno, choć nieco cieplej niż w pobliżu naszej Galaktyki. Wszystko to zgadza się także z przewidywaniami, w myśl których 3 miliardy lat po Wielkim Wybuchu temperatura przestrzeni powinna wynosić 9 kel-wiów. Dlaczego czasem Księżyc wydaje się taki daleki, • a czasem o wiele bliższy i większy? Księżyc od zawsze, zamiast być normalnym, zwyczajnie proporcjonalnym ciałem niebieskim, wydaje się od czasu do czasu puchnąć do niezwykłych rozmiarów, wypełniając sobą 29 omal połowę nieba i przybliżając się tak bardzo, że chciałoby się go dotknąć. Tak naprawdę nie przybliża się do Ziemi ani trochę, ani też nie jest to zjawisko powodowane przez atmosferę. To po prostu zwykłe złudzenie optyczne. Występuje tylko wówczas, kiedy Księżyc znajduje się nad horyzontem, a nasze oczy mogą jednocześnie widzieć obiekty na ziemi. Kiedy zaś wzniesie się nieco wyżej, nie mamy żadnej „miarki", do której moglibyśmy go porównać. Na horyzoncie wydaje się nienormalnie wielki w stosunku do budynków, drzew i dróg. Efekt ten ulega wzmocnieniu w naszym mózgu, ponieważ przyzwyczailiśmy się, że obiekty wielkie, choćby drapacze chmur, wydają się bardzo małe, gdy są daleko na horyzoncie. Kiedy pojawi się nad nimi Księżyc i wygląda na większy od nich, nasz mózg „przyjmuje", że w takim razie musi być naprawdę olbrzymi - i rekompensuje sobie owe mylące informacje wzrokowe, nad miarę rozdymając wielkość księżycowej tarczy. Czy tunele czasoprzestrzenne można wyjaśnić • po ludzku? Koncepcje, że czasoprzestrzeń jest zryta tunelami łączącymi różne części kosmosu, istnieją dłużej niż się może wydawać. Niemiecki fizyk Ludwig Flamm wysunął tę hipotezę w 1915 roku. Swój pomysł oparł na opublikowanej w tym samym roku ogólnej teorii względności Einsteina. Według Flamma, materia zniekształca wokół siebie czas i przestrzeń, tak jak palec wciśnięty w powierzchnię balonu i wgniatający ją do wewnątrz. Jeśli naciśnie się wystarczająco silnie, jedna strona dotknie drugiej, tworząc tunel w cztero-wymiarowej czasoprzestrzeni. Choć nikt jeszcze nie znalazł sposobu na wykonanie takiego tunelu, nikt też nie dowiódł, że nie da się tego zrobić. 30 Czy są jakieś sposoby na polecenie w kosmos bez użycia rakiet? NASA bardzo intensywnie poszukuje alternatywnych sposobów wysyłania statków na orbitę, gdyż obecne metody są bardzo kosztowne. Obiecującym i podobno tańszym rozwiązaniem może być w przyszłości tak zwana magnetyczna lewitacja. Technikę takiej lewitacji stosuje się obecnie w kolejnictwie. Wzdłuż linii kolejowych biegną namagnetyzowane zwojnice odpychające tak samo naładowane magnesy na podwoziach wagonów, dzięki czemu wagony podnoszą się nad ziemię na 1-10 centymetrów. Wówczas biegun magnetyczny w zwojni-cach zmienia się na przeciwny. Uzyskiwane w ten sposób cykliczne jedno- i różnoimienne naładowanie zwojnic i magnesów w wagonach popycha i ciągnie pociąg wzdłuż torów. Najbardziej kosztowna jest początkowa faza startu rakiety, gdyż zużywa się przy tym olbrzymie ilości paliwa. Technika magnetycznej lewitacji znacząco zmniejszyłaby te wydatki, gdyż nie wymaga użycia paliwa, a stosowane w niej urządzenia pozostają na Ziemi. Ponadto, w systemie tym nie ma ruchomych części wymagających zabiegów konserwacyjnych. W przeciwieństwie do rakiet pomocniczych, można więc wielokrotnie wykorzystywać takie urządzenia (przypuszczalnie nawet 30 lat). Miałyby one, działając tak samo jak w przypadku linii kolejowej, przyspieszać statek kosmiczny do prawie 1000 kilometrów na godzinę, po czym rakiety pomocnicze wprowadzałyby go na orbitę. NASA planuje wykorzystanie tej techniki już pod koniec następnej dekady. Jeśli tak się stanie, podróże kosmiczne staną się na tyle tanie, że być może na wakacje będzie się latać na Księżyc. Jeszcze prostsza byłaby „kosmiczna winda". Wymarzył ją sobie rosyjski nauczyciel Konstanty Ciołkowski (o ironio, uważany dzisiaj za ojca techniki rakietowej). Jest to po prostu kabel wychodzący z jakiegoś miejsca na powierzchni Ziemi 31 do znajdującego się na orbicie „punktu kotwicznego". Po kablu, naprężonym wskutek obrotu orbitującej „kotwicy", mogłyby przesuwać się w górę i w dół klatki wind. Ostatni raport NASA sugeruje, że stworzenie takiej windy jest zupełnie realne. W raporcie opisano napędzane elektromagnetycznie klatki wind przesuwających się wzdłuż kabla długości 35,5 kilometra, przymocowanego do małej planetoidy wprowadzonej na orbitę okołoziemską, działającej jako przeciwwaga. Co więcej, być może wynalezione w latach 90. XX wieku nowe materiały zwane nanorurkami węglowymi pozwolą na wyprodukowanie kabla mogącego wytrzymać olbrzymie naprężenie. Arthur C. Clark, który mówił o windzie kosmicznej w swojej powieści Fountains of Paradise z 1979 roku, przewidział nawet, kiedy będziemy mogli po prostu złapać windę w kosmos. „Kosmiczna winda - powiada - zostanie zbudowana około 50 lat po tym, jak wszyscy przestaną się z tego śmiać". f Co będzie, kiedy Słońce się wypali? * Za około 5 miliardów lat w jądrze Słońca zacznie brakować wodorowego paliwa, podtrzymującego słoneczny żar, i zacznie się ono kurczyć. Jednocześnie będzie wydzielało energię do pozostałych warstw słonecznego globu, który ulegnie podgrzaniu i wejdzie w fazę rozszerzania. Minie zaledwie następny milion lat, a nasze Słońce stanie się czerwonym olbrzymem. Będzie tak wielkie, że sięgnie orbity Ziemi, niszcząc wszelkie życie na naszej planecie. W tym samym czasie jego jądro osiągnie zaledwie 2 procent początkowych rozmiarów i będzie już tak gorące, że rozpocznie się w nim seria wybuchów, które rozerwą ginące Słońce, obdzierając jądro z otaczających je warstw materiału. Zostanie on odrzucony w eksplozji, tworząc mglistą obwódkę - mgławicę planetarną. Jądro zaś uspokoi się i pozostanie gorącym, gęstym białym karłem, który powoli wystygnie i zgaśnie. 32 Dlaczego podczas zaćmienia Księżyc robi się • czerwony? Podczas zaćmienia Księżyca Ziemia znajduje się między nim a Słońcem, zasłaniając znaczną część światła słonecznego, które zazwyczaj nań pada. Znaczną część, ale nie całe. Trochę światła omija Ziemię wskutek załamania w atmosferze i rozprasza się na zawartych w niej cząsteczkach pyłu. Ponieważ dłuższe fale mniej się rozpraszają, więc do Księżyca docierają fale światła czerwonego, zabarwiając go na krwisty kolor. Siła zabarwienia zależy od tego, jak wiele pyłu znajduje się w atmosferze Ziemi. Jeśli jest ona stosunkowo przejrzysta, Księżyc zabarwi się na żywy pomarańcz. Jednakże podczas zaćmienia 30 grudnia 1963 roku tarcza księżycowa niemal całkowicie zniknęła, gdyż prawie całe światło zatrzymał pył wulkaniczny wyrzucony w atmosferę przez wulkan Agung na wyspie Bali. Jak szybko Ziemia się kręci i czy kiedykolwiek przestanie? Średnica równikowa naszej planety wynosi 12 756 kilometrów, a punkt na równiku wykonuje pełny obrót w 23 godziny i 56 minut. Tak więc, równik obraca się z prędkością 1700 kilometrów na godzinę - tak szybko, że siła odśrodkowa zmniejsza działanie grawitacji. Odchudzające się grubasy niech się jednak nie cieszą, bo dla osoby ważącej 60 kilogramów ubytek wagi wynosi zaledwie 20 dekagramów. Mimo to, siła ta wystarcza, by zniekształcić ziemski glob - średnica równika jest około 42 kilometrów dłuższa niż średnica południków. Obroty Ziemi są jednak coraz wolniejsze - głównie wskutek grawitacyjnego oddziaływania Księżyca na oceany. Tarcie miliardów ton wody o przybrzeżne plaże przy każdym pływie w ciągu 100 tysięcy lat wydłuża każdy dzień o 1,5 sekundy. 33 Obecnie dzień ma 86 164 sekundy, więc Ziemia zatrzyma się ostatecznie za 5 miliardów lat, ale nie ma się co martwić, że dzień roboczy wydłuży się wówczas w nieskończoność. W tym samym czasie Słońce wyczerpie bowiem swoje paliwo i zaczną się poważniejsze kłopoty. Ile czasu zajęłoby odwiedzenie wszystkich galaktyk ? W 1995 roku uczeni pracujący z Teleskopem Kosmicznym Hubble'a ustalili, że w widzialnym wszechświecie jest około 10 miliardów galaktyk. Wszechświat ma zaś około 12 miliardów lat świetlnych średnicy, więc średnio pomiędzy każdymi dwiema galaktykami jest 5 miliardów lat świetlnych pustej przestrzeni. Tak więc zakładając, że podróżowalibyśmy z prędkością światła, odwiedzenie wszystkich galaktyk zajęłoby nam kilkadziesiąt biliardów (1015) lat. Nawet gdyby statek międzygwiezdny Enterprise mógł w czasie telewizyjnej emisji jednego codziennego odcinka odwiedzać jedną galaktykę, „zaliczenie" wszystkich i tak zajęłoby mu 27 milionów lat. To za długo nawet dla najwytrwalszych podróżników. Czy z Ziemi można zobaczyć satelity na orbicie? Tak - ponieważ choć są one stosunkowo małe, odbijają mnóstwo światła słonecznego. Najlepiej szukać ich nocą na południowej stronie nieba (większość satelitów znajduje się nad równikiem, a równik jest na południe od Polski). W przeciwieństwie do samolotów, z kolorowymi, migającymi światłami, satelity wyglądają jak jaskrawobiałe lub żółte „gwiazdy", przemierzające niebo zwykle ze wschodu na zachód lub odwrotnie (te, które lecą z południa na północ, to satelity badawcze lub szpiegowskie). Prędkość ruchu satelity to jeszcze jedna cecha charakterystyczna; okrążenie globu zajmuje im 34 przynajmniej 90 minut, w ciągu minuty pokonują na niebie około 4 stopni łuku - jest to równoważne przestrzeni, jaką zakrywa na niebie koniec kciuka na wyciągniętej ręce. Dlaczego powierzchnia Księżyca wygląda stale tak samo? W rzeczywistości Księżyc nie zawsze wygląda dokładnie tak samo. Choć zawsze zwraca się ku Ziemi tą samą stroną, udaje nam się zobaczyć nie 50, a 59 procent jego powierzchni -przyczyną jest zjawisko libracji, dzięki któremu możemy zajrzeć niekiedy na niewidoczną stronę. Stale widzimy więc 41 procent powierzchni, zaś 41 procent jest zawsze schowane, a 18 procent pojawia się i znika. Gdyby Słońce teraz znikneło, to po jakim czasie dowiedzielibyśmy się o tym? O tym, że znikneło nasze źródło światła i jego pole grawitacyjne, dowiedzielibyśmy się bardzo szybko i o obu zdarzeniach jednocześnie, gdyż zarówno światło, jak i grawitacja przemieszczają się w próżni z prędkością 300 tysięcy kilometrów na sekundę. Zważywszy, że odległość Ziemi od Słońca wynosi około 150 milionów kilometrów, ta okropna wiadomość dotarłaby do nas w około 500 sekund, czyli w 8 minut 1 20 sekund od wypadku. Czy ktoś jest właścicielem Księżyca? • Od czasu, kiedy Neil Armstrong i jego odziani w skafandry koledzy zaczęli spacery po Księżycu, wśród ludzi pojawiło się błędne przekonanie, że glob ten jest własnością Stanów Zjednoczonych. 35 „Dlatego, że amerykańscy astronauci zatknęli na Księżycu amerykańskie flagi, ludzie poważnie myślą, że należy on do Stanów Zjednoczonych" - mówi Trevor Raggatt z British National Space Centre. W rzeczywistości, wszystkie te ulubione przez telewizję chorągiewki, których całe mnóstwo, jak sądzą niektórzy, zostało zmiecionych przez podmuch rakiety zabierającej astronautów z księżycowej powierzchni, nigdy nie były niczym więcej niż tylko symbolem. „Artykuł mówiący o prawie do przestrzeni kosmicznej został ujęty w podpisanym w 1968 roku traktacie międzynarodowym" - mówi Raggatt. Kraje ONZ podpisały w tej sprawie traktat nr 10 „O zasadach postępowania państw w zakresie badania i wykorzystania przestrzeni kosmicznej, w tym Księżyca i innych ciał niebieskich". Artykuł drugi stanowi, że: „Przestrzeń kosmiczna (...) nie jest przedmiotem niczyjej własności ani przez wyłączność użytkowania, ani okupację, ani w żaden inny sposób". Tak więc, Księżyc i kosmos w ogóle, podobnie jak Antarktyda, którą uznano za „park światowy", należy do wszystkich i do nikogo. Dlaczego w nocy jest ciemno? Jeśli ktoś uważa, że dlatego iż część Ziemi, na której się znajduje jest odwrócona od Słońca, to niech się zastanowi przez chwilę: taka odpowiedź nie tłumaczy, dlaczego sam kosmos jest ciemny. Przecież, jak ponad 150 lat temu zauważył niemiecki astronom Heinrich Olbers, jest wiele powodów, dla których kosmos powinien być oślepiająco jasny. Przede wszystkim dlatego, że choć blask gwiazd słabnie wraz z odległością, liczba gwiazd zawartych w coraz większej objętości przestrzeni rośnie - a oba te zjawiska powinny wzajemnie się znosić. Rozciągając to rozumowanie na nieskończoną przestrzeń, dochodzi się do wniosku, że nocą niebo powinno być nieprawdopodobnie jasne. 36 Dlaczego więc tak nie jest? Sam Olbers sądził, że dzieje się tak z powodu pyłu międzygwiezdnego, który pochłania światło dalekich gwiazd. Jednakże, w takim razie pył ten musiałby się w końcu rozgrzać do takiej temperatury, że świeciłby równie jasno, co skryte za nim gwiazdy. Inne możliwe rozwiązanie owego paradoksu Olbersa pojawiło się z chwilą, gdy astronomowie odkryli, że wszechświat się rozszerza, czyli że im dalej od nas znajduje się dana galaktyka, tym szybciej oddala się od Ziemi. W pewnym momencie, galaktyki muszą więc być tak daleko - i tak szybko się poruszać - że ich światło nigdy do nas nie dociera i kosmos pozostaje ciemny. W rzeczywistości, samą ekspansją wszechświata także nie da się wytłumaczyć paradoksu, gdyż jej tempo jest po prostu zbyt małe, by efekt wygaszenia był znaczący. Obecnie astronomowie uważają, że kosmos jest ciemny z kilku różnych powodów. Najważniejszym czynnikiem jest stosunkowo młody wiek wszechświata, przez co wypełniają go gwiazdy, które dość niedawno zaczęły świecić, i ich światło nie wypełniło jeszcze rozszerzającej się przestrzeni. Niestety, nawet za kilka miliardów lat wkład młodych gwiazd w bilans świetlny będzie zbyt mały - po prostu są zbyt odległe od siebie i za małe, by wypełnić niebo jaskrawym blaskiem. Rozdział drugi Ciało Człowieka - xx39 Czy klonowanie uniemożliwi identyfikację na podstawie odcisków palców? Nawet jeśli dana osoba będzie czyimś klonem, jej odciski palców pozostaną niepowtarzalne. A to dlatego, że linie papilarne nie są uwarunkowane genetycznie - z tego powodu także identyczne bliźnięta jednojajowe o takim samym DNA mają odmienne odciski palców. Dotychczas nie udało się ustalić, od czego zależy kształtowanie się unikatowych wzorów linii papilarnych. Przypuszczalnie ma to coś wspólnego ze sposobem powstawania bruzd i grzebieni skóry, tworzących owe linie. Na każdym centymetrze kwadratowym skóry na dłoniach znajduje się ich około 400, a kształt i wielkość zależą od powierzchni, na której się rozwijają, ta zaś jest częściowo dziedziczna: bliscy krewni wykazują często podobieństwo pod tym względem. Na ostateczny obraz naszych linii papilarnych wpływają także inne czynniki -przypuszczalnie przypadkowe. Między innymi to, że substancje biochemiczne, z których powstaje skóra wewnątrz dłoni, w różnych miejscach łączą się ze sobą w różnym stężeniu. Niektórzy ludzie rodzą się bez linii papilarnych lub mają je w postaci nie w pełni wykształconej, choćby dzieci z zespołem Downa, z uwagi na nieprawidłowości rozwoju embrionalnego. Występuje też rzadka choroba skóry, powodująca, że niektórzy są od urodzenia całkowicie pozbawieni owych linii. Porównywanie odcisków palców w celu identyfikacji wprowadzono po raz pierwszy w 1870 roku w Indiach, ale dopiero w 1892 roku metoda ta zyskała podstawy naukowe - dzięki 41 pracy angielskiego antropologa sir Francisa Galtona, którego metodę klasyfikacyjną stosuje się do dzisiaj. Galton był też pierwszym człowiekiem, który obliczył prawdopodobieństwo przypadkowej identyczności odcisków palców dwóch różnych uzyskana przez niego proporcja 1 do 70 miliardów wciąż jest uważana za wiarygodną. Największym zagrożeniem dla wykorzystania odcisków palców w ściganiu przestępców stało się odkrycie z 1958 roku, kiedy to nowoorleański dermatolog stwierdził, że linie papilarne można usunąć z dłoni za pomocą głębokiego złuszczenia, stosowanego przy usuwaniu znamion z twarzy. W jaki sposób poruszają się plemniki • i jak znajdują jajeczko? Plemniki mają prostą budowę. Materiał genetyczny znajduje się w obrębie tak zwanej główki, natomiast ruchy witki umożliwiają przemieszczanie się plemnika. Za główką wyróżnia się obszar gęsto wypełniony mitochondriami - generatorami energii niezbędnej do poruszania się. Witka zawiera mikrotubule -pręcikowate struktury - ciągnące się na całej jej długości. Między nimi znajdują się małe mostki z białka, dianiny, dzięki którym mikrotubule ślizgają się po sobie. Umożliwia to wprawianie witki w ruch falisty i.... plemnik mknie do przodu. Stwierdzono, że plemniki ukwiałów trafiają na komórki jajowe dzięki „wyczuwaniu" chemicznych substancji wabiących. Uczeni usiłowali wykryć podobny mechanizm u ssaków. Szybko się jednak przekonali, że plemniki ssaków można znaleźć w obu jajowodach, a to wskazuje, że przemieszczają się one przypadkowo. Po co zęby mają nerwy - i dlaczego zębów się nie transplantuje? Nerwy w zębach są nie tylko po to, byśmy się bali dentysty -zwykle to właśnie one sygnalizują, że powinniśmy do niego 42 pójść. Są nam niezbędne, byśmy wiedzieli, jaki jest stan naszych zębów, a przede wszystkim zapewniają informację o temperaturze pokarmów i sile nacisku szczęk. Dzięki nim wiemy też, jaka jest konsystencja żutego pokarmu i kiedy mamy go przestać żuć - co jest bardzo użyteczne, jeśli nie chcemy się udławić. Nerwy współuczestniczą też w przywracaniu zębom prawidłowego stanu, na przykład po urazie, powodując cofnięcie się obszaru miazgi w głąb zęba i nabudowując nad miazgą twarde warstwy. Niestety, nie dzieje się tak w przypadku dobrze nam znanej próchnicy. Implantowanie zębów zamiast zakładania sztucznej szczęki jest możliwe i często stosowali je bogacze z epoki wiktoriańskiej, lecz duże ryzyko zakażeń i znikomy procent udanych zabiegów sprawiają nawet obecnie, że zabieg ten jest wysoce ryzykowny. Niekiedy stosuje się implanty tytanowe, wkręcając je w kość szczękową, gdzie obrastają tkanką kostną, stanowiąc dobry „korzeń" sztucznego zęba. Jedynym problemem jest to, że każdy taki ząb kosztuje tysiące złotych, a wydatków tych kasa chorych nie zwraca. Ile ciała można utracić i nadal żyć? • Zaskakująco wiele. zawiera prawie wszystkiego w nadmiarze, mówi Timothy Davidson z Department of Surgevy, University College w Londynie. Można żyć bez śledziony, wyrostka robaczkowego czy pęcherzyka żółciowego, a nawet utracić jedną nerkę i trzy z czterech gruczołów przytarczycznych. Bez żadnych poważniejszych konsekwencji można też usunąć trzy czwarte tarczycy i wątroby. Jeśli jednak usunie się całą tarczycę, nadnercza i trzustkę, do końca życia trzeba sztucznie dostarczać organizmowi niezbędne hormony. Jelito jest to właściwie rura biegnąca od żołądka do odbytu. Można usunąć większą jego część: całą okrężnicę, żołądek i spory odcinek jelita cienkiego. Jednakże, po rozległej operacji, 43 pacjenta trzeba na ogół karmić przez rurkę, co oczywiście znacznie pogarsza komfort jego życia. Narządy płciowe: macicę, jajniki, piersi, jądra i penisa także można usunąć (najczęściej w przypadku raka). Prawdę mówiąc, jedyne absolutnie niezbędne dla organizmu są: serce, płuca i mózg, choć serce i płuca można czasowo zastępować urządzeniami mechanicznymi, a serce całkowicie przeszczepić. Nawet usunięcie niewielkiej części mózgu, podczas wycinania guza lub po wypadku, wcale nie oznacza śmierci, mimo że niekiedy następuje utrata niektórych funkcji tego narządu. W Wielkiej Brytanii żyje jedna osoba, a w USA kilka, które utraciły wszystkie kończyny. Statystyki wykazują jednak, że każda amputacja skraca długość życia średnio o 5 lat, niezależnie od tego, jaka to jest kończyna i czy pacjent ma protezę. Czy możemy rosnąć bez końca, biegać coraz szybciej i być coraz silniejsi, czy też są jakieś naturalne granice tych możliwości? Obecnie ludzie są coraz wyżsi, jednak nie zawsze występowało takie zwiększanie wzrostu z pokolenia na pokolenie. Wzrost naszych przodków Homo habilńs i Homo erectus stopniowo się zwiększał, ale tylko do około 200 tysięcy lat temu. Wówczas, z przyczyn do dziś nieznanych, zaczął znowu maleć, zaś 5 tysięcy lat temu ponownie się zwiększać. Tym razem dzięki bogatszej diecie. W Wielkiej Brytanii przez ostatnie 30 lat wzrost dorosłych zwiększał się o 6 do 7 milimetrów na pokolenie, ale obecnie tendencja ta zaczęła słabnąć. W krajach rozwijających się wzrost ludzi zwiększa się jeszcze szybciej. Istnieje jednak jego górna granica - wynika ona zapewne' z faktu, że jako istoty dwunożne jesteśmy z natury mało stabilni. Powyżej pewnej granicy wzrostu, każdy upadek na .ziemię niósłby ryzyko śmiertelnej kontuzji. 44 Obliczono nawet maksymalny bezpieczny wzrost, jaki mogą osiągać ludzie - wynosi on około 3 metrów; co ciekawe, nawet najwyższy człowiek wszech czasów, Robert Wadiów (1918-1940), ze swoimi 2,72 metra, granicy tej nie osiągnął. Jesteśmy nie tylko coraz wyżsi, ale także coraz szybsi i silniejsi. Wciąż bite są rekordy, lecz przyrosty są coraz wolniejsze. Chociażby w 1953 roku rekordowy czas na 100 metrów wynosił 10,2 sekundy; w 1994 roku Leroy Burrell skrócił go do 9,85 sekundy, lecz jest to tylko o jedną setną sekundy mniej od rekordu Carla Lewisa z 1991 roku. Wygląda na to, że dzisiejsze nowe rekordy zawdzięczamy bardziej coraz doskonalszemu wyposażeniu, technikom treningu, diecie i psychologii, niż zwiększeniu możliwości ludzkiej maszynerii. Dlaczego sędziowie piłkarscy popełniają tak wiele « błędów? Wyniki badań sugerują, że sędziowie i ich pomocnicy podejmują jedną złą decyzję o ofsajdzie na pięć. Ci, którzy myślą, że lepiej by sobie poradzili, powinni wiedzieć, iż badania naukowe wykazały niemożność podjęcia przez sędziego wszystkich decyzji prawidłowych. Jeden z problemów polega na tym, że oko potrzebuje aż 0,3 sekundy na przesłanie sygnału wzrokowego do świadomości, a w tym czasie gracz nadal się przemieszcza, co sprawia, że decyzja o ofsajdzie jest natychmiast nieaktualna. Uczeni z uniewersytetu w Amsterdamie odkryli także, iż jeśli sędziowie nie znajdują się dokładnie na jednej linii z graczami biorącymi udział w ofsajdzie, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że ulegną złudzeniu optycznemu. Łatwo możemy się przekonać na czym to polega: weźmy dwie monety i trzymajmy je pionowo, po jednej w każdej dłoni. Teraz ustawmy je w jednej linii na długość wyciągniętego ramienia, tak by jedna z nich schowała się za drugą. Wyobraźmy sobie, 45 że schowana moneta to napastnik X biegnący z lewej strony na prawą, a druga to obrońca Y starający się wykonać pułapkę ofsajdową. Skądkolwiek się na nich patrzy, znajdują się oni w jednej linii, więc napastnik X jest z boku. A teraz, trzymając obie monety nieruchomo, przesuńmy głowę lekko w prawo. Widzimy, że napastnik X znajduje się po prawej stronie obrońcy Y - a więc bliżej linii bramki. Oczywiście, wciąż znajduje się on w jednej linii z obrońcą, lecz mamy wrażenie, że trafił w pułapkę ofsajdową. Przy takich optycznych trikach aż dziw, że błędnych decyzji jest tak mało. / Jaki jest najgłośniejszy dźwięk wydawany • przez człowieka? Łatwo wybaczyć pogląd, że najgłośniejszym człowiekiem jest sierżant w wojsku, lecz w rzeczywistości rekord w tej dziedzinie przypada wiotkiej Annalisie Wray z Belfastu, której krzyk zanotowany w 1994 roku sięgnął ogłuszających 121,7 decybela (dB), a więc prawie o 22 decybele więcej, niż większość ludzi może z siebie wydobyć. Tylko jedna osoba krzyczała głośniej od niej - był to Simon Robinson z Australii, którego donośny wrzask zmierzony w 1988 roku miał aż 128 dB. Dla porównania, zwykła rozmowa ma 50 dB, ruchliwa ulica 70 dB, a ciężki sprzęt mechaniczny 90 dB. Krzyki naszych rekordzistów można natomiast porównać nieomal z dźwiękiem samolotu odrzutowego. Skala decybelowa pozwala mierzyć natężenie fali głosowej, a nie jej częstotliwość. Dlatego głośność dźwięku zależy od energii, z jaką płuca danej osoby wyrzucają powietrze przez aparat głosowy. Wielkość płuc i płeć ma więc mniejsze znaczenie niż fizyczna siła mięśni klatki piersiowej. Przedłużający się hałas powyżej 150 dB może spowodować trwałą głuchotę. Poziom dźwięku powyżej 90 dB jest ogólnie zakazany w fabrykach krajów zachodnich, lecz nie przeszkadza nam dręczyć własnych uszu hałasem. Osobisty 48 odtwarzacz stereo może „bombardować" głowę dźwiękami o głośności do 125 dB. Dlaczego włosy i paznokcie rosną nawet po śmierci? • Kiedy ktoś umiera, niektóre funkcje komórek jego organizmu ustają dopiero po kilku godzinach. Dlatego przez krótki czas nadal wytwarzane są komórki włosów i paznokci. Jednakże odbywa się to tak wolno, że trudno byłoby dokonać pomiarów. Panuje też powszechne, lecz błędne przekonanie, że włosy i paznokcie rosną po śmierci bardzo długo, przypuszczalnie dlatego, iż są zrobione z „martwego" materiału. Tworzywem paznokci jest twarde białko, zwane keratyną, a włosów - komórki zawierające keratynę z różną ilością pigmentu. Po śmierci skóra ludzka zaczyna się kurczyć, co stwarza złudzenie, że włosy i paznokcie są dłuższe, niż były w chwili zgonu. Dlaczego kiedy znajdę się w nasłonecznionym • miejscu, to kicham, a potem wszystko widzę żółte? Te dwa zjawiska nie są ze sobą ściśle związane, choć istnieje wzajemny związek między patrzeniem, kichaniem a silnym światłem słonecznym. Przyczyną kichania jest podrażnienie przewodów nosowych, co pobudza nerw trójdzielny, biegnący przez twarz do mózgu. Impulsy z tego nerwu docierają do ośrodka oddechowego w rdzeniu, w górnym końcu kręgosłupa, i wyzwalają impuls kichania - niezależnie od tego, co spowodowało początkowe podrażnienie. Nerw trójdzielny „obsługuje" także oczy - kichając, równocześnie nimi mrugamy. Kiedy wychodzimy na silne słońce, oczy reagują na zwiększone światło mruganiem i kurczeniem się źrenic. Reakcję tę przechwytuje nerw trójdzielny, co może wywołać kichanie. Światło słoneczne oślepia też elementy 47 siatkówki, które odbierają kolory. Ich powrót do normalnego stanu może trwać nawet 20 minut, przy czym następuje to kolejno, więc przez jakiś czas możemy widzieć pewne kolory silniej, kosztem pozostałych. Niektórzy ludzie nie widzą żółtego, tylko czerwony lub zielony. Wszystko zależy od indywidualnych właściwości oka. Show telewizyjny może kosztować 6 milionów dolarów, a ile kosztowałoby „stworzenie" bionicznego człowieka? Podstawowe funkcje organizmu ludzkiego - oddychanie, usuwanie zbędnych produktów przemiany materii itd. - mogą być z powodzeniem wykonane przez: płucoserce i sztuczną nerkę oraz urządzenia kontrolujące zawartość toksyn we krwi. Wszystko to razem, plus zestaw najnowocześniejszych protez kończyn, sztuczne serce i podtrzymujące urządzenia komputerowe kosztowałoby znaczącą sumę 200 tysięcy funtów. Obecnie nie potrafimy odtworzyć „zdolności intelektualnych" ludzkiego mózgu - standardowy komputer nie jest w stanie tego zrobić nawet w zakresie podstawowych możliwości tego narządu. Do innych funkcji ludzkiego organizmu, których nie potrafimy sztucznie skopiować, należą: trawienie, reakcje odpornościowe i zdolność do rozmnażania się. Mamy już natomiast sztuczny nos, implanty ślimaka w uchu i sztuczne usta, które potrafią chemicznie analizować „smak". Jeśliby wszystko to połączyć, powstanie raczej dziwaczny ludzki robot, którego koszt może osiągnąć nawet ponad 300 tysięcy funtów, co i tak po przeliczeniu na dolary według obecnego kursu, w żaden sposób nie da 6 milionów. ( Jaki jest skład powietrza, które wydychamy? * Powietrze wydychane różni się od wdychanego głównie zawartością tlenu i dwutlenku węgla. Powietrze, którym wszyscy, 48 oddychamy, zawiera 79 procent azotu, 20,9 procent tlenu i 0,04 procent dwutlenku węgla, ze śladami pary wodnej, gazów szlachetnych i rozmaitych zanieczyszczeń. Powietrze wydychane zawiera 16 procent tlenu i 4 procent dwutlenku węgla - produkt uboczny oddychania komórkowego. Azot, choć absorbowany przez organizm, nie jest metabolizowany i wydychamy go w tej samej ilości, w jakiej wdychamy. Wydychane powietrze zawiera także wodę pobraną z wyściółki płuc i ma temperaturę ciała, a nie otoczenia. Powietrze to bywa wykorzystywane w celach diagnostycznych. Owocowy zapach może wskazywać na zbliżającą się śpiączkę cukrzycową, natomiast obecność bakterii w płucach, ustach lub zakażenie w przewodzie pokarmowym mogą powodować wydzielanie składników lotnych, nadających oddechowi nieprzyjemny zapach. Szczególnie użyteczna jest analiza wydychanego powietrza w przypadku atakujących żołądek bakterii Helicobacter pylon, których obecność powoduje wrzody żołądka i zwiększa ryzyko raka układu pokarmowego. Helicobacter zawiera enzym, ureazę, który pozwala mu przetrwać w kwaśnym środowisku. Produktem ubocznym działania ureazy jest dwutlenek węgla i tę dodatkową ilość łatwo wykryć w powietrzu wydychanym przez chorego. Techniki badawcze są coraz dokładniejsze. Dlatego uważa się, że z czasem analiza składu wydychanego powietrza pozwoli na rozpoznanie wielu chorób, w tym raka. Można przeszczepić serce, ale czy można przeszczepić mężczyźnie macicę? Pierwsza trudność, jaką napotyka się podczas zmiany płci z męskiej na żeńską to pochwa, której wyściółkę tworzy się z wwiniętej do środka skóry penisa (oryginalne „wypełnienie" usuwa się wraz z jądrami). Transseksualiści poddają się dodatkowo terapii hormonalnej, która pobudza wzrost piersi i modyfikuje kształt ciała. 49 Niektórzy transseksualiści chcieliby stać się stuprocentowymi kobietami w najpełniejszym znaczeniu tego słowa i rodzić dzieci. Niestety, obecnie nie jest to praktycznie możliwe, ani nie będzie możliwe w przyszłości, jak twierdzi Hm Jones, rzecznik prasowy głównego ośrodka operacyjnej zmiany płci w Wielkiej Brytanii - Charing Cross Hospital. Przyjąwszy, że znajdzie się dawca, pojawią się liczne problemy, jak przy każdym przeszczepie, a dodatkowo i ten, że mężczyzna nie ma w jamie brzusznej tyle miejsca, by się tam zmieściła macica. A nawet gdyby to miejsce się znalazło, trzeba jeszcze przeszczepić jajniki, jajowody i wreszcie, jeśli cały system ma działać - mózg, który w odpowiednim momencie będzie powodował wytwarzanie odpowiednich hormonów, zapewniających pojawianie się i odpowiedni przebieg cyklu miesiączkowego. To tak jak w tym pytaniu, które ktoś zadał w Life of Brian Monty Pythona: „No to gdzie będzie się rozwijał ten zarodek - w pudełku?". Czy kastraci mogą uprawiać seks? * Tak, mogą. Kastracja - dokładniej mówiąc usunięcie jąder -nie oznacza, że penis staje się nieużyteczny. Kastraci mogą mieć erekcję i orgazm (choć nie wytwarzają spermy). W Indiach, gdzie kastratów uważa się za świętych, mężczyznom wraz z jądrami usuwa się penisa, odcinając nożem całe przyrodzenie. Zabieg ten często bywa śmiertelny, a ci, którym udało się przeżyć, bardzo się wykrwawiają i cierpią z powodu straszliwego bólu. Czy istnieje skala mierzenia bólu i co sprawia człowiekowi największy ból? Owszem, istnieje, lecz opiera się na zadawaniu pytań paqen-tom, a nie na obiektywnych pomiarach. Jest to tak zwany 50 kwestionariusz McGilla, składający się z szeregu opisowych słów, czytanych osobie odczuwającej ból. Każdemu zestawowi od 3 do 6 słów przypisano punktację od jednego (słaby) do 20 (silny). Ostateczny wynik jest sumą punktów ze wszystkich zestawów. Na przykład słowo „pulsujący" ma najniższą punktację , natomiast „rozdzierający" najwyższą - 20. Najlepszym sposobem posługiwania się kwestionariuszem McGilla jest obliczenie tak zwanego indeksu bólu, klasyfikującego ból jako 1 - niewielki, 2 - przeszkadzający; 3 - wyczerpujący; 4 - straszny; 5 - nie do wytrzymania. Kwestionariusz McGilla definiuje osiem podstawowych typów bólu, za pomocą słów opisowych. Owe osiem kategorii to: newralgia po półpaścu, bóle fantomowe po amputacji kończyny, ból zęba, bóle nowotworowe, niektóre rodzaje bólów głowy, bóle artretyczne, porodowe i miesiączkowe. W kwestii, jaki ból jest najsilniejszy, specjaliści zajmujący się uśmierzaniem bólu podkreślają, że zależy to od indywidualnych predyspozycji danej osoby. Około 40 procent kobiet uważa bóle porodowe za znośne, jedna czwarta twierdzi, że są nie do wytrzymania. Wielu żołnierzy natomiast, którym wybuch oderwał kończynę, przez wiele godzin nie czuło żadnego bólu. Jednakże liczni lekarze są zgodni, że bólem, który nawet najwytrzymalszych rzuca na kolana, jest ten, który powodują kamienie nerkowe. Tworzą się one w nerkach z odkładających się soli, a kiedy zaczynają się przemieszczać w kierunku pęcherza, ich ostre jak brzytwa krawędzie rozcinają po drodze tkanki. Ból jest tak silny, że jego ofiary mają wrażenie, iż umierają, i jedynym sposobem jego uśmierzenia jest zwykłe zastrzyk z morfiny. Jak często występuje słuch absolutny? • Tak zwany słuch absolutny jest to umiejętność zidentyfikowania jednej nuty słyszanej pojedynczo. Uważa się, że posiada go bardzo mało osób. Rzeczywiście, znacznie powszechniej 51 występuje słuch względny, czyli umiejętność rozpoznawania różnicy między dwiema nutami. Wymyślono wiele teorii na temat, czy słuch absolutny można wykształcić, czy też jest to zdolność uwarunkowana dziedzicznie, którą mają tylko nieliczni wybrańcy. Jednakże ostatnie doniesienia sugerują, że słuch ten może nie być taką rzadkością, jak się sądzi. Amerykański psycholog Diana Deutsch uważa, że słuch absolutny bywa dość powszechny na przykład wśród osób mówiących językiem tonalnym (jednym z nich jest mandaryński). Dowodzi ona, że ponieważ zmiany dźwięku stanowią integralną część tego języka, poszczególne dźwięki kojarzą się ze słowami. Badania te mogą stanowić potwierdzenie tezy o większej powszechności słuchu absolutnego, niż dotychczas sądzono. Jak długo człowiek może wstrzymywać oddech? • W Księdze rekordów Guinnessa czytamy, że Robert Foster wstrzymywał oddech pod wodą przez 13 minut i 42,5 sekundy (po trzydziestominutowej hiperwentylacji tlenem), jednak rekord podczas nurkowania wynosi 2 minuty i 43 sekundy. W normalnych warunkach to mózg decyduje, jak długo można nie oddychać. Ubocznym produktem oddychania jest dwutlenek węgla. Kiedy nagromadzi się we krwi, to znak, że szybko trzeba dostarczyć więcej tlenu. Dwutlenek węgla rozpuszcza się we krwi, tworząc kwas węglowy. Ten zaś przenika przez barierę krew-mózg i neurony oddechowe w rdzeniu reagują na zwiększony poziom kwasu, wyzwalając reakcję oddechową. Ten automatyczny mechanizm można kontrolować i celowo wstrzymywać oddech. Do tego potrzebne są neurony z zewnętrznej części mózgu - kory mózgowej. Kontrolowanie oddechu jest konieczne podczas śpiewu, pływania, nurkowania i ćwiczeń medytacyjnych. Małe dzieci często specjalnie wstrzymują oddech, by wystraszyć rodziców i zwrócić na siebie, 52 ich uwagę. Po jakimś czasie zawsze jednak występuje reakcja rdzeniowa i przerywa akt dobrowolnego wstrzymywania oddechu. Krokodyle potrafią pozostawać pod wodą nawet przez godzinę, po prostu dlatego, że ich hemoglobina lepiej zatrzymuje tlen niż nasza. Uczeni z uniwersytetu w Cambridge prowadzą badania mające na celu wyprodukowanie „ulepszonej" hemoglobiny; być może z jej pomocą udałoby się leczyć choroby krwi u ludzi. Czy kobieta ze sztucznie powiększonym biustem • może karmić dziecko piersią? To pytanie zadaje coraz więcej osób z licznej grupy kobiet, które zdecydowały się na poprawienie swoich piersi. Ponad milion pań ma w piersiach silikonowe wkładki powiększające, a wiele z nich, poddając się temu zabiegowi nie myślało o karmieniu piersią, gdyż nie planowały jeszcze rodziny. Krótka odpowiedź na to pytanie brzmi: wszystko zależy od tego, w jaki sposób dokonano operacji. Jeśli kanaliki mleczne prowadzące do sutków zostały uszkodzone lub zablokowane, to karmienie nie będzie możliwe. Podobnie, jeśli uszkodzono nerwy lub dopływ krwi do sutków. Jednakże jeśli nic takiego nie nastąpiło, piersią będzie można karmić, mimo implantów. Wiele kobiet po najróżniejszych operacjach piersi - nie tylko zabiegach kosmetycznych - wspomina o występowaniu takich problemów jak zablokowanie kanalików mlecznych 1 tworzenie się ropni. Po wszczepieniu implantów bardzo często zdarza się utrata czucia w okolicy brodawek. To może prowadzić do zahamowania reakcji hormonalnej prolaktyny i oksytocyny, związanej z wytwarzaniem mleka. Niektóre kobiety mają implant tylko w jednej piersi, dla wyrównania wyraźnej dysproporcji. W takim przypadku nie powinno być problemu z karmieniem drugą piersią. 53 " Dlaczego u mężczyzn w średnim wieku włosy na czubku głowy wypadają, natomiast wszędzie indziej gęstnieją i ciemnieją? Czterdzieści procent mężczyzn traci część włosów na skroniach i czubku głowy, zanim ukończy 35 lat. Najpospolitsze jest łysienie dziedziczne. Jeśli ojciec utracił większość włosów przed czterdziestką, szansę syna na bujną czuprynę w tym wieku są niewielkie. Wzrost włosów jest regulowany hormonalnie. W okresie dorastania chłopcom zaczynają rosnąć ciemniejsze, grubsze włosy na twarzy, klatce piersiowej i brzuchu - jest to wynik wzrostu produkcji męskiego hormonu, testosteronu. W średnim wieku wysoki poziom testosteronu może powodować gęstnienie i ciemnienie włosów na ciele, a jednocześnie przerzedzanie włosów na głowie. Tak więc w tym sensie, łysiejący mężczyźni są bardziej „męscy". Nikt nie wie dokładnie, dlaczego takie zjawisko wykształciło się podczas ewolucji ani czy ma jakieś ewolucyjne znaczenie. Czy mogę się zarazić od osoby, która zmarła kilkaset lat temu? Dzisiaj większość zgonów w Wielkiej Brytanii następuje z powodu chorób niezakaźnych, za to w minionych wiekach ludzie umierali głównie przez choroby zakaźne, takie jak dżuma, cholera, tyfus, gruźlica, wąglik i ospa. „Organizmy powodujące cztery pierwsze choroby nie przeżywają na zewnątrz swojego gospodarza" - wyjaśnia rzecznik Public Health Laboratory Service. „Jednakże nie wiemy dokładnie, jakie ryzyko stanowią dla nas wąglik i ospa". Wąglik może przetrwać przez długi czas w warunkach małej wilgotności, a wirus ospy, jak wykazano, utrzymał się przez 13 lat w przechowywanych w laboratorium strupach. Natomiast Orthopoxvirus, ściśle spokrewniony z wirusem 54 ospy, został znaleziony w ponadstuletnich zwłokach, odkrytych w londyńskiej krypcie w 1985 roku. Public Health Laboratory Seryice nie odrzuca możliwości zarażenia się chorobą od osoby zmarłej przed wiekami. Wszystkim, którzy odsłaniają stare krypty zaleca szczepienia zapobiegawcze. Podkreśla także, iż ryzyko zarażenia wziewnego podczas wydobywania ciał może być większe w kryptach niż na wolnym powietrzu. Co powoduje, że ludzie mają naturalnie kręcone włosy? To sprawka naszych rodziców. Nie ma cudownego sposobu na zamianę włosów prostych w kręcone i odwrotnie, gdyż rodzaj włosów, tak jak ich kolor, jest uwarunkowany dziedzicznie. Ogólnie, im prostszy i bardziej okrągły jest mieszek włosowy, tym prostsze są same włosy. Zła wiadomość dla osób obdarzonych „barankiem" - proste włosy są silniejsze i bardziej odporne na działanie pogody. Wystawienie kręconych włosów na czynniki atmosferyczne najpewniej spowoduje, że skręcą się one i zjeżą, czyli nie utrzyma się dopiero co pięknie zrobiona fryzura. Woda morska, chlorowana woda w basenie, a nawet szampon, powodują to samo. John Fimage ze Scalp and Hair Clinic twierdzi, że wystarczy przeciągnąć po kręconych włosach grzebieniem, żeby je „poirytować". Na szczęście, włosy to po prostu martwe białko, więc zawsze można je obciąć i wszystko zacząć od początku. Skąd się biorą „igiełki w ciele", kiedy ścierpniemy? Odczucie, że kłują nas niezliczone igiełki w ścierpniętej kończynie jest spowodowane reakcją układu nerwowego na mniejszy niż normalnie przepływ krwi. Kiedy przyjmiemy wygodniejszą pozycję, kłucie nie ustaje natychmiast i trwa tak długo, aż organizm skoryguje przepływ krwi. W niektórych przypadkach ucisk powodujący to nieprzyjemne, 55 wrażenie może wystąpić wzdłuż nerwu i stać się chroniczny; jest to tak zwana neuropatia. Podobne uczucie może powstać wskutek działania substancji wpływających na układ nerwowy, takich jak alkohol czy kokaina. Czy można usunąć tatuaż, nie zostawiając blizn? » Tak. Wprawdzie starsze techniki usuwania tatuażu polegały na zdejmowaniu go razem z warstwą skóry, jednak obecnie stosuje się laser, który emituje światło przenikające przez warstwy skóry, lecz pochłaniane przez tusz tatuażu. Ta gwałtowna absorpcja energii światła laserowego powoduje rozkład tuszu, który następnie jest usuwany przez naturalny system filtrujący organizmu. Najnowsze gadżety w dziedzinie laserów to „Medlite Q-Switched Nd-Yag" (spróbujmy powiedzieć to bardzo szybko!) oraz lasery aleksandrytowe i rubinowe typu Q-swith. Emitują one krótkie impulsy o wysokim natężeniu, powodujące maksymalne niszczenie tuszu. Współczesny proces laserowego usuwania tatuażu powoduje niewielkie krwawienia i nie jest bezbolesny - odczucie impulsu wiązki laserowej jest porównywane do zetknięcia z kroplą gorącego smalcu. Większość pacjentów nie potrzebuje mimo to środków znieczulających. Aby usunąć amatorski tatuaż trzeba przetrwać trzy lub cztery zabiegi, a pięć - gdy był wykonany profesjonalnie. Pomiędzy zabiegami musi upłynąć co najmniej miesiąc. Niektóre kolory, jak czarny, niebieski i czerwony, usuwa się łatwiej niż inne. Najtrudniej usunąć zielony i żółty. W serialu The prisoner wieśniacy są nagle pozbawiani świadomości za pomocą „gazu • usypiającego". Czy to rzeczywiście możliwe? Najkrócej to ujmując, nie - znacznie łatwiej pozbawić człowieka świadomości poprzez nokaut. Podanie środków znieczulających to bardzo sprytna i precyzyjna procedura; niełatwo dobrać 56 odpowiednią dawkę preparatu, zwłaszcza w przypadku płynnych anestetyków, takich jak eter czy chloroform, które są bardzo lotne. Jedyna gazowa substancja, tlenek azotu (gaz rozweselający), także nie jest doskonały - trzeba go bardzo dużo, jeśli chcemy pozbawić kogoś świadomości, a nie po prostu rozśmieszyć do rozpuku. Mimo to użycie gazów, o czym przekonano się w czasie I wojny światowej, może się okazać bardzo przewrotnym sposobem pokonywania ludzi. Zdarzyło się kilka przypadków nagłej zmiany kierunku wiatru, w wyniku czego śmiertelnie trujące substancje - zamiast na linie nieprzyjaciela - zostały zwiane wprost na tych, którzy je wypuścili. Dlaczego, kiedy jesteśmy zmęczeni, • pod oczami robią nam się „wory"? Kiedy jesteśmy zmęczeni lub chorzy, cieniutkie naczynia krwionośne pod oczami mają tendencję do rozszerzania się. Jest to typowa reakcja na stres - od zakażenia po zranienie. Krew niosąca tlen oraz substancje pomagające sobie radzić ze stresem przechodzi przez owe rozszerzone naczynia i pod oczami gromadzi się więcej płynu niż zwykle. Oczy wyglądają na podpuchnięte, co robi wrażenie „worów". Skóra pod oczami jest tak cienka, że bez trudu można zobaczyć krew przepływającą przez naczynia. Ciemne kręgi pod oczami, kiedy jesteśmy niewyspani, to po prostu zastoiny krwi. Trudno się dziwić, że „rozjaśnianie oczu", czyli blefaroplastyka - usunięcie nadmiaru tłuszczu, skóry i mięśni ze zwiotczałych i opuchniętych powiek - stało się najpopularniejszym zabiegiem kosmetycznym. Dlaczego nie możemy sami siebie połaskotać? • Jest to pytanie, które - no, niech będzie - od lat łaskocze wyobraźnię wielu ludzi. Nawet Karol Darwin próbował rozwiązać tę zagadkę. Uznał, że nie możemy się sami połaskotać, ponieważ 57 sami siebie się nie boimy (rzeczywiście, trudno samego siebie przestraszyć). Według Darwina wykręcanie się i pisk, jaki wydajemy z siebie, kiedy nas ktoś łaskocze, to część naturalnej reakcji, która pozwala uciec od napastnika, gdy chwyta on za nasze wrażliwe na łaskotki części ciała. Śmiejemy się zaś dlatego, że wiemy, iż atak nie jest rzeczywisty - i dajemy o tym znać naszemu „napastnikowi". Gdybyśmy naprawdę zostali zaatakowani, także byśmy się wykręcali i wyrywali, ale już bez śmiechu. Dlaczego trzemy oczy, kiedy jesteśmy zmęczeni? Kiedy jesteśmy zmęczeni, nie wytwarzamy wystarczającej ilości wilgoci dla naszych oczu, a pocieranie pobudza gruczoły łzowe. Jeśli jednak kilka razy dziennie mamy wrażenie, że oczy są suche i szczypią, to może oznaczać, że mamy tak zwany zespół suchego oka. Przyczyną bywa zbyt małe wytwarzanie łez, zakłócona równowaga mieszaniny płynów w oku lub zbyt szybkie wyparowywanie łez. Niektórzy ludzie mają częściej „mokre oczy" niż inni, a ci, których gruczoły łzowe są mniej wydolne, zwykle cierpią na podrażnienie oczu. Przedłużająca się suchość może być spowodowana schorzeniem tarczycy, znanym jako choroba Ha-shimoto, lub zaburzeniem działania gruczołów - tak zwanym zespołem Sjógrena. Dlaczego tak trudno powiedzieć . „red lorry, yellow lorry"? Dlatego, że nasz mózg (nie nasz język) sobie z tym nie radzi. Aby się o tym przekonać, wystarczy trzy razy szybko, raz za razem, powiedzieć w myślach „red lorry, yellow lorry", nie poruszając wargami, a następnie spróbować pomyśleć „red 58 lorty, black car". Bardziej niż prawdopodobne, że mózg potknie się tylko na pierwszej frazie. Dlaczego? Ponieważ musi on „planować" każdy dźwięk w szeregu słów lub w sylabach, zanim je wypowiemy. Kiedy blisko siebie występuje kilka podobnych dźwięków, mózgowi myli się plan, a my się jąkamy, próbując wymówić taką frazę. Niektórzy ludzie nie mają jednak żadnych trudności z tymi „łamaczami języka" (a właściwie łamaczami mózgu). Brian Butterworth, profesor lingwistyki jednej z londyńskich uczelni, wspomina o studencie, który potrafił powiedzieć „Peggy Babcock" 120 razy w ciągu minuty; można samemu spróbować, jeśli nie ma się nich lepszego do roboty. Czy można się utrzymać z dostarczania spermy? • Nie w Wielkiej Brytanii, gdyż zapłata za spermę jest mała. Założony w 1990 roku Human Fertilisation and Embryology Au-thority (HFEA) ustalił maksymalną stawkę za jedną dostawę spermy na 15 funtów. Ograniczono także liczbę dostaw od jednego mężczyzny na dwie tygodniowo oraz liczbę ewentualnych dzieci od jednego ojca na dziesięcioro (by zminimalizować ryzyko spotkania się przyrodniego rodzeństwa w przyszłości). Jedna próba zapłodnienia kończy się sukcesem w 8 czy 9 procentach, więc jeden mężczyzna może oddać spermę jedynie 100 razy. Jeśli chodzi o oddawanie spermy w celach badawczych, jeden mężczyzna oddaje ją dwa razy 'tygodniowo przez półtora roku do 2 lat. W USA jednakże dawca może dostarczać spermę niemal bez ograniczeń. Na niezliczonych stronach internetowych roi się od uśmiechniętych twarzy przyszłych dawców. Typowe ogłoszenie brzmi: „Odbywam służbę w piechocie morskiej i potrzebuję 1700 dolarów, więc chętnie oddam moją spermę. Jestem przystojny i dobrze zbudowany. Nie cierpię na żadne choroby fizyczne ani psychiczne i pochodzę z długowiecznej rodziny". Wielkim problemem jest jednak to, że amerykańskie 59 przepisy nie wymagają dokładnego badania spermy -dawcy mogą więc być zakażeni wirusem HIV lub mieć wadliwe geny, a więc obdarzyć kobietę-biorcę czymś zupełnie przez nią niepożądanym. Ile może zjeść człowiek o przeciętnym żołądku podczas jednego posiłku i jak wiele zjada - przez całe życie? Spokojnie, można jeść tak długo, dopóki żołądek nie pęknie. Na szczęście, w normalnych warunkach to się nie stanie. Kiedy jedzenie trafia do żołądka, miesza się z sokami trawiennymi i staje się płynną papką, zwaną miazgą pokarmową. Żołądek ma elastyczne ścianki i może się rozciągać podczas jedzenia, mieszcząc ostatecznie do 4 litrów miazgi. Wszystko zależy więc od objętości jedzenia i napojów. Jeśli przed obiadem wypijemy półtora litra piwa, trudno będzie zjeść trzydaniowy posiłek, nie czując się przy tym nieprzyjemnie pełnym. Nasz żołądek nie może jednak pęknąć, gdyż istnieje hormonalna łączność między nim a mózgiem. Jeden z hormonów, gastryna, otwiera odźwiernik, pozwalając miazdze pokarmowej przemieścić się do dwunastnicy w celu dalszego trawienia. Inny hormon, cholecystokinina sprawia, że czujemy się najedzeni i po prostu przestajemy jeść. Przeciętnie zjadamy 2-2,5 tysiąca kalorii dziennie. Tak więc, w ciągu życia trwającego powiedzmy 75 lat jest to odpowiednik około ćwierci miliona kromek chleba grubo posmarowanego masłem. Jaka jest pojemność ludzkiej pamięci mierzona • w gigabajtach? Około 50 gigabajtów, jak twierdzi Igor Aleksander, profesor inżynierii układów neuronowych w londyńskim Imperiał College. Doszedł do tego wniosku, mnożąc liczbę około 60 10 miliardów neuronów, jaką zawiera przeciętny mózg, przez 5 bajtów, które każdy neuron może przyjąć. „To się wydaje zaskakująco mało, lecz mózg świetnie z tym funkcjonuje" -mówi profesor Aleksander. Wszyscy dorośli mają pamięć mniej więcej takiej samej pojemności, lecz istnieją wielkie różnice w jej wykorzystaniu. „Mózgi bardzo różnią się od siebie, czasem z powodu nawyków, czasem z powodu odmiennego okablowania". Czy ludzki mózg można odtworzyć w komputerze, to o wiele bardziej skomplikowana kwestia. „Jeśli chodzi o wydolność, nietrudno to zrobić" - mówi Aleksander - jednakże, by komputer działał jak ludzki mózg, to całkiem inna kwestia. Trzeba ludzkiej istoty, która miałaby ludzkie doświadczenie -maszyna może mieć tylko doświadczenie maszyny". Czy niewidomi „widzą" w snach? * Wydaje się, że to zależy od tego, kiedy utracili wzrok. „Widziałem do dziewiątego roku życia i teraz niemal w pełni widzę podczas snów" mówi Phil Jenkins, rzecznik Royal National Institute of the Blind. „Jednakże, jeśli śnię o kimś, kogo znam, lecz nigdy nie widziałem, wiem, że ta osoba jest, ale jej nie widzę - na przykład swojej partnerki". U osób niewidomych od urodzenia sprawa ma się inaczej. „Mam doskonałą wyobraźnię i moje sny są zawsze bardzo żywe - mówi Wayne Chapman. - Kiedyś śniło mi się, że byłem koło basenu. Dzieci skakały do wody; ktoś grał na gitarze, ktoś inny recytował wiersze. Przypuszczam, że sny są połączeniem dźwięku, doświadczenia i wyobraźni". Wszyscy śnimy, także i niewidomi. Podczas snu występuje przypadkowa stymulacja kory mózgowej, w tym obszaru wzrokowego. Powstają wówczas iluzyjne obrazy, dźwięki, zapachy, składające się na marzenie senne. Tak więc, ponieważ u większości osób niewidomych kora jest nienaruszona, żadne fizjologiczne przyczyny nie przeszkadzają, by miały 61 one sny (ludzie ci mają problemy z oczami, a nie z mózgiem, choć w niektórych przypadkach ślepoty występuje uszkodzenie kory wzrokowej). Niewidomi miewają jednak trudności z opisaniem swoich snów. To, co mówią, w wielkiej mierze zależy od ich doświadczeń wzrokowych. Czy jest jakaś nadzieja na wyleczenie osób cierpiących na chorobę Alzheimera? Ostatnie eksperymenty ujawniły zdolność komórek macierzystych - które w przyszłości można będzie pozyskiwać poprzez klonowanie - do poprawy czynności mózgu. Kiedy się starzejemy, tracimy aksony, włókna, poprzez które komórki mózgu komunikują się między sobą. Akson może jednak się zregenerować pod działaniem występującej naturalnie sub-stanq'i, zwanej czynnikiem wzrostowym nerwu (NGF). Podczas badań prowadzonych w University of California School of Medicine w San Diego wstrzykiwano starym małpom komórki zmodyfikowane genetycznie do produkcji NGF. Wiadomo, że małpy, starzejąc się, tracą 25 procent aksonów. Po kuracji liczba aksonów u leczonych małp była taka sama jak u młodych zwierząt, a czasem wyższa. Następny etap to próby na ludziach z chorobą Alzheimera, mające na celu sprawdzenie, czy można w ten sposób powstrzymać utratę pamięci i funkcji poznawczych. Dokonano tego na dwóch pacjentach i zespół szuka następnych ochotników. Na jaką chorobę cierpiał człowiek-słoń? • Człowiek-słoń - który naprawdę nazywał się Joseph Merrick - został w 1886 roku zabrany z jarmarcznej budy, gdzie pokazywano go za pieniądze, przez wiktoriańskiego lekarza 62 sir Fredericka Trevesa. Niestety, ani Treves, ani jego koledzy nie potrafili ustalić przyczyny strasznych przerostów i deformacji kości, które od wczesnego dzieciństwa zniekształcały ciało Merricka. Ich najlepszą sugestią było, że cierpi on na jakąś rzadką „chorobę wrodzoną". Następnie eksperci sugerowali, że była to skrajna odmiana nerwiakowłókniakowatości (NF-1), schorzenia o podłożu genetycznym, którego objawy w pewnym stopniu pokrywały się z tymi, jakie obserwowano u Merricka. Znacznie później, bo w 1986 roku uczeni z Kanady uznali, że Merrick był ofiarą niezwykle rzadkiego zespołu Proteusza - innej choroby wrodzonej, atakującej tkanki, którą zidentyfikowano w końcu lat 70. ubiegłego wieku. Niestety, ich diagnoza także nie tłumaczy wszystkich faktów - obecnie wysunięto więc nową teorię, że Merrick cierpiał na obie choroby jednocześnie. To tłumaczyłoby nie tylko większość objawów, które u niego występowały, lecz także fakt, że od tamtych czasów nie napotkano nikogo takiego jak on. Nerwiakowłókniakowatość zdarza się raz na około 2500 urodzin, natomiast zespół Proteusza u jednej osoby na 9 milionów - to znaczy, że połączenie obu chorób może wystąpić raz na 22 miliardy i 500 milionów urodzin. W takim przypadku są małe szansę, by w ciągu najbliższych co najmniej kilkuset lat urodził się ktoś taki jak Merrick. ROZDZIAŁ 3 Przygoda, podróże i odkrycia xx65 Skąd wiadomo, jak wysoki jest Mount Everest? Aż do połowy XIX wieku nawet nie wiedziano, że Mount Everest to najwyższa góra świata. Początkowo honor ten przypadał szczytowi Kangczendzónga, którego wysokość oceniano na 8534 metry nad poziomem morza (obecnie wiadomo, że jest to zaledwie trzeci co do wysokości szczyt świata). W 1852 roku przeprowadzone przez Brytyjczyków kartograficzne prace badawcze w Indiach wykazały, że na granicy Nepalu i Tybetu istnieje szczyt wyższy od Kangczendzóngi. Nazwano go Peak XV i określono jego wysokość na 8839 metrów - zaskakująco dokładnie, zważywszy że wysokość szczytu mierzono z odległości ponad 200 kilometrów. W 1865 roku górę przemianowano na Mount Everest, od nazwiska byłego kierownika pomiarów w Indiach, sir Geor-ge'a Everesta. Uznawana dzisiaj wysokość tego szczytu, ustalona na 8848 metrów nad poziomem morza, czyli zaledwie o 9 metrów przewyższająca pierwszy wynik, opiera się na pomiarach wykonanych przez B. L. Gulatee z mdii i jego kolegów z Nepalu w początkach lat 50. XX wieku. Wielkość tę długo uznawano za ostateczną - podaje ją nawet mapa National Geographic (1:50 000) tego regionu. Jednakże, w 1998 roku amerykański zespół pod kierunkiem Wally'ego Berga podjął się zadania uściślenia dotychczasowych danych i zmierzenia, za pomocą systemu GPS, wysokości najwyższej litej skały na wierzchołku Mount Everestu (obecny wierzchołek jest utworzony ze śniegu). Skała ta nazywa się Barry Bishop Ledge. Do niej właśnie Berg przymocował, 67 włączony odbiornik GPS i zaczął zbieranie danych. Ich analiza wykazała, że przyjęta dotychczas wysokość Everestu jest nieco zawyżona. Wciąż tylko nie wiadomo, o ile trzeba by ją obniżyć, lecz zgodnie z opinią zespołu Berga, nawet biorąc pod uwagę wszelkie możliwe pomyłki, szczyt nie może być wyższy niż 8830 metrów nad poziomem morza - jest więc o około 18 metrów niższy, niż napisano w podręcznikach. Nic nie szkodzi, jest to i tak najwyższa góra świata i to ze sporym zapasem. Jak działa ogólnoświatowy system pozycjonowania (GPS)? Era techniki cyfrowej dostarczyła podróżnikom przypuszczalnie najbardziej użytecznego wynalazku od czasu wynalezienia kompasu magnetycznego - mowa o GPS, przenośnym, ręcznym urządzeniu, które z dokładnością do 10 metrów wskazuje nasze położenie na kuli ziemskiej. Urządzenia te stanowią już standardowe wyposażenie takich miłośników przygód jak David Hempleman-Adams czy Marek Kamiński i Wojciech Moskal. Wokół Ziemi nieustannie krąży ponad 20 satelitów systemu GPS (ostatecznie ma ich być 30), a każdy z nich wysyła sygnały czasowe, wytwarzane przez własny, niezwykle precyzyjny zegar atomowy. Sygnały te, przemieszczające się z prędkością światła są odbierane i porównywane przez ręczne urządzenie odbiorcze, które na ich podstawie oblicza swoje dokładne położenie względem satelitów. W dowolnym miejscu na Ziemi, nad horyzontem znajdują się stale co najmniej cztery satelity GPS; dzięki temu odbiornik zawsze może określić długość i szerokość geograficzną oraz wysokość nad poziomem morza z dokładnością do 10 metrów. Przy niewielkim dodatkowym wysiłku technicznym błąd ten można by zredukować do około centymetra. 68 Co trzeba zrobić, zgubiwszy się bez kompasu i GPS? Węgierski matematyk George Polya dowiódł w 1921 roku, że każdy kto się zgubi, prędzej czy później trafi do domu, przemieszczając się losowo, po ustaleniu za pomocą rzutu monetą, w jakim kierunku ma iść. Problem w tym, że zanim mu się to uda, może się zestarzeć. Dlatego zawsze dobrze wiedzieć, w jakim kierunku idziemy. Jednakże, choć system GPS pozwala na ustalenie położenia z dokładnością do 10 metrów, wszelkie urządzenia mogą się kiedyś popsuć - zwykle dzieje się to wtedy, kiedy naprawdę ich potrzebujemy. I wtedy trzeba sobie przypomnieć stare dobre sposoby: Zegarek i słońce Jeśli mamy na ręce zegarek ze wskazówkami, a nie z tarczą liczbową, to mamy kompas. Aby ustalić, gdzie jest południe, nastawiamy zegarek na czas uniwersalny GMT (w Polsce na czas letni) i kierujemy wskazówką godzinową ku słońcu. Następnie wyobraźmy sobie linię biegnącą od środka tarczy dokładnie między wskazówką godzinową a godziną 12.00 - ta linia wskazuje kierunek południowy. Prosty zegar słoneczny Jeśli nie mamy zegarka, możemy się posłużyć patykiem (długości około metra). Wbijamy go w ziemię i zaznaczamy koniec rzucanego przezeń cienia. Następnie czekamy, aż cień przesunie się o kilka centymetrów i znowu zaznaczamy jego koniec. Linia łącząca oba znaki wskazuje kierunek wschód--zachód. Gwiazda Polarna - północ nocą Nocą możemy znaleźć geograficzną północ, orientując się na Gwiazdę Polarną. Patrząc na gwiazdozbiór Wielkiej Niedźwiedzicy (a właściwie jego część zwaną Wielkim Wozem), odnajdujemy dwie gwiazdy tworzące bok wozu najbardziej oddalony od dyszla i przedłużamy tę linię w górę do pierwszej jasnej gwiazdy - to jest właśnie Gwiazda Polarna. 69 Więcej mchu od południa Przyroda także dostarcza wskazówek, choć są mniej wiarygodne. Mech i roślinność chętniej rosną po południowej stronie drzew (bardziej wystawionej na słońce). Młode drzewa na otwartej przestrzeni mają tendencję do odchylania się od kierunku stałych wiatrów - w Polsce, gdzie wiatry są zwykle północno-zachodnie i zachodnie, oznacza to, że pochylają się one w kierunku południowo-wschodnim i wschodnim. Który obszar Ziemi został jako pierwszy • skartowany cyfrowo? W 1995 roku, 26 lat po rozpoczęciu przetwarzania 230 tysięcy map, pierwszym krajem całkowicie skartowanym cyfrowo została Wielka Brytania. Otrzymana w wyniku prac „mapa matka", zwana National Topographic Database (NTD), określa położenie 200 milionów obiektów - od gór i jezior po poszczególne budki telefoniczne i inne, równie małe obiekty. W przeciwieństwie do starych map, NTD jest stale uzupełniana danymi dostarczanymi przez zakłady użyteczności publicznej, które informują o wszelkich dokonanych zmianach. Obecnie w Wielkiej Brytanii stale działa już urząd kartograficzny, którego prace mają na celu nadanie każdemu z 40 milionów budynków własnego kodu identyfikacyjnego oraz przypisanie takich informacji, jak: data budowy, dane właściciela i przebieg połączeń z uzbrojeniem terenu. Dlaczego tak wiele czasu zabiera podróżnikom dotarcie do bieguna północnego? Wyprawa do bieguna północnego może trwać całe tygodnie dłużej niż zakładano, z uwagi na zniechęcające zjawisko zwane dryfem ujemnym. Arktyczna czapa lodowa jest to bowiem 70 skorupa lodu pływająca po powierzchni głębokiego na prawie 5 kilometrów oceanu. Czyni to z bieguna północnego ruchomy cel. W 1997 roku dwóch brytyjskich podróżników, David Mit-chell i Stephen Martin podjęło nieudaną próbę przebycia marszem czapy polarnej z Rosji do Kanady. Przez pierwsze 50 dni wyprawy wiał stały wiatr od północy, spychający kry lodowe w kierunku, z którego szli obaj podróżnicy. Jednego dnia po dziewięciu i pół godzinie marszu okazało się, że przebyli tylko 1,5 kilometra. Innym razem obudzili się rano 6,5 kilometra dalej od celu, niż byli wieczorem. Stwierdzenie każdego dnia, że nie dokonało się żadnych postępów, może złamać najbardziej żelazną wolę. Także kruchość samego lodu bardzo przyczynia się do wydłużenia odległości, jaką trzeba przebyć, zmuszając podróżników do obchodzenia grzbietów i otwartej wody między krami. Miejsce, z którego wyruszyli Mitchell i Martin, dzieliła od bieguna północnego odległość 1300 kilometrów w linii prostej. Ostatecznie przeszli prawie 1900 kilometrów, by dotrzeć do pierwszego celu podróży i zdecydować, że tego dobrego już za wiele. Kto podróżował najwięcej w całej historii? • Najwięcej na świecie podróżował John D. Clouse z Evansville w stanie Indiana, który odwiedził wszystkie istniejące w 1999 roku suwerenne państwa oraz wszystkie niesuwerenne państwa - z wyjątkiem dwóch. Clouse dorastał podczas wielkiego kryzysu lat 30. XX wieku. Jego ojciec, który odwiedził Europę, opowiedział mu o jej niezwykłościach i zaszczepił bakcyla podróży. Clouse ujrzał niektóre cuda Europy podczas II wojny światowej, lecz w nienajlepszych okolicznościach. W 1958 roku został adwokatem i wówczas po raz pierwszy odwiedził Europę jako turysta. Następnie co roku odwiedzał jej inną część. 71 Odkrył istnienie klubu podróżników, zrzeszającego tych, którzy odwiedzili 100 krajów lub grup wysp, i w 1970 roku został jego członkiem. Mania podróżowania ostatecznie się utrwaliła. Zaczął marzyć o podróżach do wszystkich krajów i terytoriów na świecie. Nie udało mu się dotrzeć tylko do dwóch miejsc - wyspy Bouvety i Wysp Paracelskich. Dwa razy był już bardzo blisko Bouvery i za każdym razem zła pogoda uniemożliwiała mu lądowanie. Na ile zostały zbadane ziemskie oceany? W mniej niż 1 procencie - przy czym większa zbadana część to obszary przybrzeżne. Oceany pokrywają ponad 70 procent powierzchni Ziemi, lecz dopiero kilkadziesiąt lat temu zaczęto ich poważną eksplorację. Pierwszą podróż w celu zbadania głębin oceanu podjął „HMS Challenger" w latach 1872-1876. Badacze ustalili, że jest tam mnóstwo najrozmaitszych organizmów i dziwnych ryb. Nowy etap badań oceanów zaczął się w latach 50. XX wieku, w okresie zimnej wojny, kiedy supermocarstwa sporządziły szczegółowe mapy głębin oceanicznych dla swoich flot podwodnych. Za pomocą echosondy ustalono, że dno morza jest tak samo zróżnicowane jak powierzchnia lądów. Odkryto pasma górskie długie na ponad 16 tysięcy kilometrów i kaniony tak głębokie, że zmieściłby się w nich Mount Everest. Rów Mariański na północno-zachodnim Pacyfiku, zbadany po raz pierwszy właśnie wtedy, ma głębokość prawie 11 kilometrów. Oceany sprawiły uczonym wiele niespodzianek. W 1979 roku francusko-amerykańska łódź podwodna odkryła obiekty nazwane później „kopcącymi kominami" - głębokomorskie otwory hydrotermalne, z których wydobywa się woda podgrzana do 350 stopni Celsjusza przez znajdującą się niżej magmę. Wokół nich gromadzą się organizmy morskie, wykorzystujące do życia siarkę i ciepło wody zamiast światła słonecznego. Na tej podstawie wysnuto teorię, że takie właśnie 72 otwory mogły się przyczynić do zapoczątkowania życia na Ziemi. Czy to prawda, że Amundsen zdobył biegun • południowy tylko dzięki swoim psom zaprzęgowym? Kiedy Roald Amundsen wyruszał na zwycięską wyprawę do bieguna południowego, w której pokonał Roberta Falcona Scotta, wziął ze sobą 97 grenlandzkich psów - Scott zaś zaopatrzył się w sanie motorowe. I ta właśnie decyzja zaważyła na jego losach, przyczyniając się do sukcesu Amundsena. Roald Amundsen wraz ze swoim norweskim zespołem wypłynęli 9 września 1910 roku i po rekordowych 4 miesiącach dotarli do Lodowca Szelfowego Rossa. Zimową bazę założył w Zatoce Wielorybiej, z której za pomocą 46 psów i 5 par sań przewoził dziennie około 10 ton zaopatrzenia do bazy podstawowej. Następnie mógł szybko założyć składy zapasów i przygotować się do długiej zimy. Kiedy więc w początkach września 1911 roku pogoda się poprawiła, 8 ludzi i sanie ciągnięte przez 86 psów wyruszyło w kierunku odległego o 772 kilometry bieguna, przebywszy w ciągu pierwszych 3 dni 48 kilometrów. „Jazda była wspaniała" - pisał Amundsen. Jednakże czwartego dnia temperatura spadła do minus 20 stopni Celsjusza. Kompasy przestały działać, a dwa psy zamarzły we śnie. Amundsen zmienił plany. Zdecydował, że sam z jedną grupą pójdzie w kierunku bieguna, a druga grupa zbada Półwysep Edwarda VII. Tak więc 20 października wyruszyły 4 pary sań, każda ciągnięta przez 13 psów. Zespół dotarł do stóp górskiego grzbietu, który Amundsen nazwał Górami Królowej Marii, a psy otrzymały w nagrodę mnóstwo foczego mięsa i tłuszczu. „Psy są dla nas najważniejsze" - pisał później Amundsen. „Wszystko zależy od nich". Dlatego wyżywienie zwierząt było dla wyprawy sprawą priorytetową, wręcz strategiczną - 73 Amundsen miał jeszcze w pamięci katastrofalną wyprawę belgijską z 1899 roku, kiedy wygłodniałe psy rzuciły się na ludzi. Do ostatecznego ataku na biegun, znajdujący się teraz w odległości 547 kilometrów, zabrał 42 psy, zapasy na 30 dni i rozpoczął wspinaczkę na górski grzbiet. Po 4 dniach wyprawa osiągnęła wierzchołek, wwożąc ze sobą tonę zaopatrzenia na wysokość 3048 metrów. W tym miejscu Amundsen zastrzelił 24 psy, gdyż nie były już potrzebne. W drodze powrotnej zastrzelił jeszcze 6 psów, by nakarmić 12 pozostałych. Grupa pozostała w „psiej jatce" (jak nazwano to miejsce) przez kilka dni, po czym ruszyła dalej w szalejącą śnieżycę. Pięciu mężczyzn i 12 psów przez 10 dni walczyło z padającym śniegiem, wiatrem wiejącym z prędkością 60 kilometrów na godzinę i gęstą mgłą, zanim dotarli do ostatniej przeszkody - Lodowca Devils Ballroom. Ludzie byli przemarznięci a psy wycieńczone, lecz wyprawa parła naprzód. O godzinie 15.00 w piątek 14 grudnia 1911 roku pomiary wykazały, że osiągnięto geograficzny biegun południowy. Zatknięto norweską flagę i zespół uczcił zwycięstwo ucztą z foczego mięsa. Scott dotarł do tego miejsca 35 dni później. Czy turyści powinni wspinać się na Kilimandżaro? Szczyt Kilimandżaro, wysokości 5895 metrów nad poziomem morza, jest prawie 3 tysiące metrów niższy od Mount Everestu, co sprawia, iż każdy sądzi, że może się nań wspiąć. Jak uważa Steve Bell, dyrektor biura podróży Jagged Globe, ten kto potrafi przejść żwawym krokiem 10 mil po brytyjskich wzgórzach, powinien sobie poradzić z wejściem na Kili (jak zdrobniale zwie się tę górę). Jednakże, nawet ktoś wysportowany jak żołnierz królewskiej marynarki powinien sobie zdawać sprawę z ryzyka. „Choroba wysokościowa zabija na Kilimandżaro kilka osób rocznie - mówi Bell - więc ludzie chcący się nań wspiąć, muszą się najpierw odpowiednio zaaklimatyzować. Dlatego trzeba 74 unikać wszelkich biur podróży oferujących czterodniowy sprint na szczyt, na zakończenie safari. Większość ludzi czuje się zbyt źle, by dotrzeć na szczyt". Bell szacuje, że na aklimatyzację trzeba co najmniej 2 dni (jego własne biuro oferuje dla zaprawy najpierw wspinaczkę na pobliską, niższą górę Meru). Sześć dni to minimum, by dotrzeć na szczyt, lecz jeśli ma się więcej czasu, tym lepiej. Mnóstwo ludzi wchodzi na sam szczyt, lecz są już wówczas zbyt wycieńczeni, by się tym naprawdę cieszyć. Który wyścig dookoła świata jest najtrudniejszy? Za najtrudniejszy wyścig dookoła świata powszechnie uważa się słynny Yendee Globe, zapoczątkowany przez francuskiego żeglarza Philippe'a Jeantota. Celem jest samotne opłynięcie globu, bez oprzyrządowania, z zachodu na wschód - zadanie bardzo ciężkie. Od czasu pierwszego rejsu na przełomie lat 1989 i 1990, ukończonego przez niespełna połowę z 13 uczestników, było już kilka zgonów i mnóstwo rozbitych jachtów. Rejs w sezonie 1996 i 1997 ukończyło tylko 6 z 16 załóg, a jego zwycięzca Christophe Auguin przebył całą trasę w rekordowym czasie 105 dni. Jeden potężny sztorm na Oceanie Południowym wywrócił 3 jachty, a następny jacht trafił na burzę nieco dalej na wschód i nigdy więcej go nie widziano. Tylko dwoje Brytyjczyków ukończyło Yendee Globe -w tym dwudziestoczteroletnia Ellen MacArthur z Anglii, która w rejsie roku 2000 na 2001 przypłynęła na metę jako druga, zostając najmłodszą i najszybszą kobietą-żeglarzem na świecie. Jak oddziałuje wysokość • na wspinaczy wysokogórskich? Podstawowym problemem zdrowotnym, z jakim borykają się wspinacze wysokogórscy, jest niedobór tlenu. Występuje on 75 dlatego, że ciśnienie atmosferyczne maleje wraz z wysokością, więc w danej objętości powietrza jest mniej cząsteczek tlenu. Na poziomie morza krew jest w normalnym stopniu nasycona tlenem. Powyżej 3 tysięcy metrów nad poziomem morza zawartość tlenu zaczyna maleć; wspinacze muszą się aklimatyzować, zanim wybiorą się wyżej. Przeciętni ludzie tracą przytomność, gdy zawartość tlenu w ich krwi spada poniżej 55 procent, lecz u wspinaczy wysokogórskich nie używających masek tlenowych granica ta jest niższa. Najłagodniejszą postacią niedomagań zdrowotnych jest tak zwana choroba wysokogórska - nieprzyjemna, lecz sama w sobie niegroźna. Jej objawy to ból głowy, utrata apetytu, mdłości i kłopoty ze snem. Często także pogarsza się wzrok. Cierpią z tego powodu niemal wszyscy himalaiści, zwykle na podejściu do obozu bazowego, zanim wyjdą wyżej w góry. Niestety, chorobie tej towarzyszy niekiedy obrzęk płuc, a nawet mózgu - spowodowany zatrzymywaniem płynu. Objawami obrzęku płuc są: bezdech, kaszel (często z krwią) i bulgocący odgłos w płucach. O obrzęku mózgu świadczą ostre bóle głowy i utrata koordynacji ruchów. Obie postacie choroby, jeśli się nie podejmie leczenia, kończą się śmiercią w ciągu kilku godzin. Jedynym skutecznym lekiem jest tlen - najłatwiej go dostarczyć, szybko schodząc na mniejszą wysokość. Co to jest „syndrom trzeciego człowieka"?U himalaistów brak tlenu może sprawić, że mózg wytwarza dziwaczne, lecz bardzo realistyczne halucynacje. Na przykład, kiedy w 1985 roku Chris Bonington był już prawie na wierzchołku Mount Everestu, ujrzał partnera swoich wypraw Douga Scotta, który zachęcał go do pośpiechu - obok niego stal teść Chrisa i jeszcze jeden, nieznany człowiek. Także Doug Scott, kiedy wspinał się w 1975 roku, doświadczył „wyjścia z ciała" - jego umysł oddzielił się od ciała i spoglądając 76 na nie w dół przez lewe ramię ponaglał nogi do szybszego ruchu. Ten tak zwany syndrom trzeciego człowieka - kiedy to wspinacze mówią o obecności nieznanej osoby - jest zaskakująco powszechny. W 1936 roku Frank Smythe przełamał tabliczkę czekolady, by się nią podzielić ze swoim wyimaginowanym towarzyszem. Co dzieje się w organizmie podczas nurkowania bez akwalungu? Jeśli nurkuje się w zimnej wodzie serce zaczyna bić wolniej -zjawisko to jest zwane reakcją nurkową ssaków. Już samo zanurzenie twarzy w zimnej wodzie wystarczy, by tętno gwałtownie zmalało. Taki sam skutek wynika z naporu wody na klatkę piersiową, odczuwanego w głębinach z powodu zwiększonego ciśnienia. Ponadto śledziona nurka kurczy się nawet o 20 procent, wydzielając dodatkową hemoglobinę. Wszystkie te reakcje mają sprawić, by organizm nurka przyswajał więcej tlenu. Największym zabójcą nurków nie posługujących się sprzętem jest jednak ciśnienie, a właściwie jego zmiany. Tak zwane omdlenie płyciznowe występuje wówczas, gdy przebywający na dużej głębokości nurek wynurza się na powierzchnię, a jego płuca, które w głębinach były ściśnięte, ponownie się rozszerzają. Następnym problemem jest głód tlenowy. Kiedy nurek się wynurza, płuca rozszerzają się i jeszcze mniej natlenionej krwi dociera do organizmu, który i tak już cierpi na niedobór tlenu. Płuca zaczynają zaś dodatkowo „wsysać" komórki krwi z całego ciała, wskutek czego więcej krwi wpływa do płuc, niż z nich wypływa. Powstaje więc silny niedobór tlenu w mózgu. Jeśli nurek znajdował się pod wodą dość długo lub szczególnie aktywnie spędził czas w wodzie, na przykład walcząc z rybą, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że na głębokości 77 3 czy 5 metrów gwałtownie straci przytomność - jego mózg po prostu się wyłączy wskutek niedoboru pokarmu. Nurka trzeba wówczas jak najszybciej wyłowić, gdyż inaczej utonie. Gdzie w Wielkiej Brytanii znajduje się • najwspanialsza jaskinia? W Walii, która szczyci się dwudziestym co do długości (25 mil) kompleksem jaskiniowym na świecie. Są to także najgłębsze jaskinie brytyjskie - ich głębokość wynosi około 330 metrów. Nazwano je Ogof Ffynnon Ddu, co oznacza po prostu „poniżej jaskini", jako że dwóch braci, Ashwell i Jeff Morgan, odkryli je za łatwiej dostępną jaskinią. Jednym z najwspanialszych elementów Ogof Ffynnon Ddu są kolumny - kilkanaście filarów z czysto białego kalcytu, łączących spąg ze stropem. Okazały się one wystarczająco cenne, by cały kompleks mianowano pierwszym podziemnym rezerwatem przyrody w Wielkiej Brytanii. W innym miejscu w Walii znajduje się szczególny kompleks Dan-yr-Ogof, z niezwykłą kaskadą nacieków mineralnych zwaną „zamarzniętym wodospadem" lub „dzwonnicą", ze stalaktytowymi „linami" zwieszającymi się z podobnych do dzwonów głazów i śladami kolonii korali, świadczącymi o tym, że skała nagromadziła się na dnie tropikalnego morza sprzed ponad 300 milionów lat. ( Co trzeba zrobić, jeśli spotka się niedźwiedzia grizzly? • Większość niedźwiedzi stara się uniknąć kontaktu z człowiekiem, a ataki na ludzi to na ogół skutek mylnej identyfikacji. Niedźwiedzie przyciąga jednak zapach jedzenia, więc wycieczkowicze w kanadyjskich lasach muszą trzymać zapasy (nawet pastę do zębów) w torbie zawieszonej wysoko na drzewie, by nie dosięgły ich ciekawskie grizzly. Gdy już nie uda nam się uniknąć spotkania i wpadniemy na niedźwiedzia, 78 w żadnym razie nie wolno uciekać: kiedy tylko się ruszymy, będziemy schwytani. Niedźwiedzie wyglądają na tłuste i nieruchawe, ale potrafią biegać z prędkością 35 kilometrów na godzinę. Jeśli jesteśmy we dwoje (lub więcej, a w krainę niedźwiedzi lepiej nie zapuszczać się samotnie), dobrze jest się zbliżyć do siebie, by sprawiać wrażenie jednej dużej istoty, a nie dwóch małych, i starać się powoli wycofać. Jeśli niedźwiedź rusza w naszą stronę, rzucamy coś - kapelusz lub część ekwipunku - to może zaabsorbować go na tyle, że zdążymy uciec. Jeśli i na to jest już za późno, najlepiej udać martwego, leżąc twarzą do ziemi, z rękami ochraniającymi głowę. Przy odrobinie szczęścia, niedźwiedź zostawi nas w spokoju. Co to tak naprawdę jest odmrożenie? « Żywa tkanka palców u rąk i nóg, wystawiona na mróz, może się oziębić do minus 5 stopni Celsjusza i zacząć zamarzać. Woda w komórkach zmienia się w lód, który zajmuje większą objętość, więc komórki pękają, dokładnie tak jak zamarznięte rury zimą. Zamarzanie komórek powoduje rozmaite skutki, w tym zmiany biochemiczne, odwodnienie i niedobór tlenu. Jeśli odmrożenie nie będzie leczone, zasięg zniszczeń może osiągnąć stadium, w którym pojawi się gangrena, a wówczas jedynym ratunkiem jest amputacja odmrożonej części ciała. W przypadku odmrożenia, obecnie zaleca się gwałtowne zanurzenie w ciepłej kąpieli wodnej. Czy Szerpa Tenzing Norgay • był pierwszym człowiekiem na Mount Evereście? Powszechnie uważa się - niezależnie od tego, co napisano w książkach - że Szerpa Tenzing wyprzedził sir Edmunda 79 Hillarego w drodze na szczyt Mount Everestu. Wieść ta krąży po Nepalu i Indiach, gdzie władze chętnie podtrzymują wersję, że to nepalski Szerpa jako pierwszy zdobył tę górę. W wywiadzie dla magazynu „Focus" sir Edmund jak zwykle stwierdza, że plotka jest nieprawdziwa. Powiedział: „Ja prowadziłem przez całą drogę wzdłuż Grani Południowej, wyrąbując stopnie, a następnie w górę na szczyt. Trzymaliśmy się za kawałek liny i ja wyszedłem na górę, a Tenzing był, jak mi się zdaje, jakieś pięć, sześć kroków z tyłu". Zgodnie z jego relacją, razem z Tenzingiem uzgodnili, że powiedzą, iż weszli na szczyt „niemal razem". A co mówi Tenzing? W swojej autobiografii z 1955 roku Tiger of the Snows tak wspomina ten moment: „Nieco poniżej szczytu Hillary i ja zatrzymaliśmy się... Nie myślałem o pierwszym czy drugim; nie powiedziałem sobie tam jest złote jabłko, odepchnę Hillary'ego i pobiegnę po nie. Ruszyliśmy powolnym, jednostajnym krokiem. I już tam byliśmy. Hillary pierwszy wkroczył na wierzchołek. A ja szedłem za nim. Marzenie się spełniło". Po wejściu na Mount Everest, Tenzing - drugi człowiek na jego szczycie - resztę życia spędził prawie w ubóstwie, ucząc wspinaczki w Darjeeling, w Indiach. Zmarł w maju 1986 roku w wieku 72 lat. Jak uniknąć „jetlag"? „Jet lag" jest to stale powtarzający się problem „długu czasowego", występujący podczas podróży lotniczych przez strefy czasowe. Podróżny przybywa do celu całkowicie nieprzystosowany do lokalnych godzin i często bywa śpiący w dzień, a zupełnie rozbudzony w nocy. Funkcje organizmu zmieniają się naturalnie z czasem w przewidywalny, cykliczny sposób, zgodny z rytmem dobowym. W ramach tego cyklu, temperatura ciała i poziom hormonów we krwi przyjmują określone wartości. Rytm ten jest regulowany 80 przez cykliczne następowanie światła i ciemności - od tego rytmu zależy, kiedy czujemy się śpiący, a kiedy wyspani. Przemierzając samolotem dużą odległość, możemy się znaleźć w miejscu, gdzie słońce wschodzi - bez względu na to, czy tam, skąd kilka godzin temu wyruszyliśmy, dopiero co robiło się widno czy ciemno. Nasz organizm potrzebuje wówczas kilku dni, by przystosować się do nowego „rozkładu" dnia i nocy, a dopóki to nie nastąpi, będą nam dokuczały objawy „jet lag". Zakłócenia rytmu snu i czuwania można jednak zmniejszyć, jeśli podróżny otrzyma dawkę hormonu, melatoniny -wydzielanej zwykle nocą przez szyszynkę - co odbywa się w odpowiednim czasie, niezależnie od ustalonego rytmu organizmu. Uważa się, że melatonina wspomaga rytm dobowy i pozwala szybciej dostosować się do jego zmian. Ochotnicy biorący udział w testach próbnych mówią, że czują się po jej przyjęciu lepiej. Jeśli jednak już cierpimy na „jet lag", bogaty w białko posiłek spożyty wcześnie rano może dodać wigoru, dostarczając tyrozyny - aminokwasu wykorzystywanego w produkcji adrenaliny i noradrenaliny, które wspomagają czuwanie. Podobnie, posiłek węglowodanowy spożyty wieczorem dostarcza tryptofanu - aminokwasu potrzebnego do produkcji serotoniny, która wspomaga sen. Ogólne porady dla osób będących w trakcie lub po długim locie samolotem: 1. Przed wyjazdem trzeba się dobrze wyspać w nocy. Następnie pobudzić krążenie poprzez szybki bieg, szybki marsz lub silne nacieranie ciała pod prysznicem. 2. Ubrać się w luźno dopasowane ubranie z włókien naturalnych, by umożliwić skórze oddychanie. 3. Dzień przed podróżą nie jeść potraw bogatych w tłuszcze, a na pokładzie samolotu wybierać lekkie potrawy. Podczas lotu nie pić też alkoholu, herbaty ani kawy. 4. Delikatne przeciąganie się i ćwiczenia oddechowe podczas lotu zapobiegają rozleniwieniu. 81 5. Słuchać relaksacyjnej muzyki, by zmniejszyć napięcie. 6. Nawilżać twarz (są w sprzedaży odpowiednie środki w aerozolu) i stosować okłady na oczy, by przeciwdziałać wysuszeniu przez suche powietrze w kabinie samolotu. 7. Przebywając w innej strefie czasowej krócej niż 48 godzin, nie należy starać się do niej zaadaptować. Na ile to możliwe trzeba jeść, pracować, odpoczywać i spać zgodnie z rytmem dobowym w miejscu zamieszkania. 8. Po podróży warto wziąć rozluźniającą kąpiel w wannie lub prysznic, co pozwoli pozbyć się zmęczenia. Czy jest jakiś sposób, by wydostać się , z zatopionego okrętu podwodnego? Tak, jeśli zanurzył się on niezbyt głęboko. Gdy znajduje się na głębokości nie większej niż około 30 metrów, marynarze mogą wypłynąć, stosując tak zwane swobodne wznoszenie, z nosem zaciśniętym specjalnym klipsem. Jest to trudniejsze i bardziej niebezpieczne, niż mogłoby się wydawać: na głębokości 30 metrów ciśnienie wynosi 3 atmosfery, a więc wywołuje silny ból w uszach. W dodatku, jeśli nie wypuszcza się powietrza w dokładnie ustalony sposób, można się nabawić poważnego uszkodzenia płuc lub utracić całe powietrze jeszcze przed dotarciem do powierzchni. Do wypłynięcia z głębokości większej niż 30 metrów konieczny jest specjalny sprzęt. Marynarka królewska opracowała skafander głębinowy o nazwie Beu/ort SEIS Mark, dzięki któremu można się wydostać z głębokości do 180 metrów. Przy większych głębiach potrzebna jest specjalna łódź, która może przywierać do wyjść awaryjnych i ratować załogę statku podwodnego z głębokości nawet do 750 metrów. Ratowanie kogokolwiek z większych głębin jest zupełnie nierealne, gdyż ciśnienie wynosi tu dziesiątki atmosfer i skorupa okrętu podwodnego po prostu pęka. 82 ( Jak osiągnąć możliwie największy • „dreszczyk" emocji? Przyłączając się do słynnego Dangerous Sports Club, założonego w Oksfordzie przez Davida Kirke'a. Klub stał się głośny w prima aprilis 1979 roku, kiedy Kirke wykonał pierwszy na świecie skok na bungee. Ubrany w kompletny garnitur, w szarym cylindrze i ściskając w ręce butelkę szampana, skoczył z mającego 74 metry wysokości mostu wiszącego Clifton w Bristolu i został natychmiast aresztowany. W końcu lat 70. i na początku 80. XX wieku klauni z Dangerous Sports Club rzadko schodzili ze szpalt gazet. Trzydziestu pięciu członków klubu, o których mówiono „prawdziwie angielscy ekscentrycy", było ucieleśnieniem poszukiwaczy rzeczywistego niebezpieczeństwa. Większość z nich studiowała w Oksfordzie, a swój czas spędzali, wymyślając szalone sposoby ryzykowania życiem. Symbolem klubu był wózek inwalidzki z krwistoczerwonym siedzeniem. Klub rozpoczął działalność uświetnionym szampanem śniadaniem na Rockall - dziewiętnastometrowym słupie skalnym, 320 kilometrów od wybrzeży Szkocji. Goście mieli opuścić przyjęcie, skacząc w morze. Kiedyś zaś jedli obiad na krawędzi wulkanu Soufriere, na wyspie St. Yincent na Morzu Karaibskim w chwili jego wybuchu. W początkach lat 80. XX wieku członkowie klubu udali się do Saint Moritz w Szwajcarii, by zademonstrować alternatywne techniki jazdy na nartach. Dwóch uroczyście ubranych panów zjechało prosto w dół, siedząc przy wielkim fortepianie i grając Mozarta. Do nart przymocowano także i spuszczono w dół drewnianego konia, wannę oraz nadmuchiwanego słonia. Członkowie klubu zbudowali kiedyś nadmuchiwany melon wysokości 4 pięter, zawierający 5 ton powietrza. Mechanizm kardanowy (do utrzymywania całości w pionie) pozwalał na sterowanie od wewnątrz. Nie uchroniło to jednak melona przed wypadnięciem z rzeki, w dół której płynął, 83 i uderzeniem w słup wysokiego napięcia, co pozbawiło prądu całe Telford. W październiku 1992 roku klub ukonstytuował się jako przedsięwzięcie komercyjne i otworzył swoje podwoje dla „okresowych" poszukiwaczy emocji, a także jak się wyrażono „naprawdę twardych głów chcących przeżyć adrenalinowy szok". Inicjacją jest skok na bungee, a członkowie są na bieżąco informowani o działalności klubu. (Jego adres internetowy: www.btinternet.com/~dafyddk/dsc.htm). Co jest trudniejsze, badanie Arktyki czy Antarktydy? Sir Ranulph Fiennes jest pierwszym człowiekiem, który zdobył obydwa bieguny pieszo. Z jego relacji wynika, że obie wyprawy były okropne, tylko każda w inny sposób. Wiatr i zimno są większym problemem na południu, natomiast w pobliżu bieguna północnego lód zawsze się kruszy i może znieść wyprawę na odległość wielu mil od celu. Kto pierwszy podjął próbę dolecenia na biegun 4 północny balonem na gorące powietrze? 11 lipca 1897 roku szwedzki uczony Saloman Andree powiedział widzom: „Nie martwcie się, jeśli nie będziecie mieć o mnie wiadomości aż do przyszłego roku". Następnie uniósł się w powietrze na swoim balonie „Ornen" - było to na plaży wyspy Danes na Spitzbergenie - rozpoczynając śmiałą próbę dotarcia do bieguna północnego. Razem z nim w otwartym koszu balonu z gorącym powietrzem znajdowali się dwaj inni szwedzcy poszukiwacze przygód, Knut Fraenkel i Nils Strind-berg. Trójki tej nikt już nigdy nie ujrzał żywej. Ekspedycja przykuła uwagę świata w czasach, kiedy Szwecja i Norwegia ścigały się, kto pierwszy stanie na biegunie. Król Szwecji Oskar II i wynalazca dynamitu Alfred Nobel 84 hojnie dotowali całe to przedsięwzięcie. Andree zbudował na wyspie Danes olbrzymi, wysoki na 60 metrów hangar, który miał chronić balon przed arktycznymi wiatrami w chwili jego nadymania. Kosz wyposażono w mnóstwo sprzętu, którego większość wyraźnie zdradzała dyletanctwo badaczy w sprawach Arktyki. Oprócz racji żywnościowych, składanej łódki, sanek i strzelb umieszczono tam między innymi 26 kilogramów czekoladowego ciasta, 32 gołębie pocztowe, pasztet z gęsich wątróbek i stroje wieczorowe, na wypadek gdyby badaczom przyszło spotkać się z monarchą jakiegoś nieznanego polarnego królestwa. Andree nie miał wielkiego szczęścia z gołębiami. Jeden z pierwszych, którego wypuścił, został zastrzelony przez kapitana norweskiego żaglowca „Alken", kiedy siadł na takielunku okrętu. Jednakże, jeszcze tego samego dnia martwy ptak został odzyskany, gdy „Alken" spotkał inny okręt i kapitan dowiedział się o wyprawie balonowej Andree. Wiadomość przymocowana do nogi ptaka nosiła datę 13 lipca i brzmiała: „Dobra prędkość na wschód, 10 stopni szerokości południowej. Na pokładzie wszystko w porządku. To jest trzeci wysyłany gołąb. Andree". Minęło ponad 30 lat, zanim znaleziono ciała zaginionych. W1930 roku grupa myśliwych na wyspie White, będącej częścią zamarzniętego archipelagu Spitzbergenu, natknęła się na małą łódkę wystającą ze śnieżnej zaspy. Wewnątrz znajdowały się zapasy żywności, dzienniki, sanki, tablice nawigacyjne i rolki naświetlonych filmów. Ciało Strindberga leżało pogrzebane pod kilkoma kamieniami, zaś szkielety Andree i Fraen-kela znaleziono w śpiworach pod zamarzniętymi resztkami namiotu. Z dzienników dowiedziano się, że lot „Ornena" trwał zaledwie 3 dni, po czym balon rozbił się na lodzie 348 kilometrów od najbliższego lądu. Przyczyną było obciążenie powłoki zamarzającą mgłą, a w dodatku skończył się gaz. Pechowym aeronautom, mimo iż nie mieli oni żadnego arktycznego doświadczenia, udało się przeżyć ponad 3 miesiące. 85 Zmarli przypuszczalnie z wyziębienia, szkorbutu lub trychinozy, której mogli się nabawić, spożywając niedogotowane niedźwiedzie mięso. A co się stało z „Omenem"? Jego powłokę z chińskiego jedwabiu nieszczęśnicy zużyli do zbudowania namiotu. I tak, balon, który wyniósł pod niebo rozdęte ambicje Andree za jego życia, stał się też jego śmiertelnym całunem. Pierwszym człowiekiem, któremu (28 maja 2000 roku) udało się dotrzeć do bieguna Północnego balonem na rozgrzane powietrze, został David Hempleman-Adams. « Jaka była największa połączona grupa akrobatów spadochronowych? Czy chcielibyście spędzić 20 minut, spadając swobodnie ku ziemi i trzymając się za ręce z 295 osobami? To niezwykłe wydarzenie sfilmowano w 1996 roku podczas udanej próby pobicia rekordu na „największą na świecie grupę akrobatów spadochronowych". Uzyskano wynik o niebo lepszy niż ustanowiony 6 lat wcześniej rekord 200 „aeronurków". Uczestnicy zwycięskiego eksperymentu wyskoczyli na wysokości 6 tysięcy metrów nad ziemią ze śmigłowców nad czarnomorskim kurortem Anapa. Aby mieć jak największą szansę na sukces, opadli na wysokość zaledwie 1800 metrów, zanim pociągnęli za wyzwalacze spadochronów - mimo to musieli podjąć aż osiem prób, a pełny 296-osobowy łańcuch istniał tylko przez 3 sekundy. Sędziowie uznali rekord po obejrzeniu taśmy wideo ze sfilmowanym skokiem. Teoretycznie, liczba „aeronurków", którzy mogą utworzyć łańcuch, jest nieograniczona, lecz trzeba jeszcze znaleźć samolot, zdolny do wyniesienia ich wszystkich na wysokość 6 tysięcy metrów. Nawiasem mówiąc, w latach 70. XX wieku uczeni z NASA stwierdzili, że 180 połączonych osób wytworzy wystarczający opór, by lądować bez spadochronów. Dziwne, ale nikt dotąd nie sprawdził tej teorii. 86 Czy to prawda, że Scott ominął biegun południowy? Każdy zna historię o tym, jak to kapitan Scott i jego towarzysze zostali w 1912 roku pobici przez zespół Norwega Roalda Amundsena w wyścigu do bieguna południowego. Nie wszyscy jednak wiedzą, że wskutek własnej pomyłki kartograficznej Scott i jego ludzie nigdy właściwie nie dotarli do bieguna. Podobnie jak w wielu innych sprawach dotyczących wyprawy, tak i w zakresie nawigacji Scott przyjął postawę „dżentelmena-amatora". Początkowo zamierzał nawet wyruszyć bez wykwalifikowanego nawigatora, lecz w ostatnim momencie zaprosił do współpracy Henry'ego Bowersa. Mimo iż Scott wiedział, że zasady nawigacji w pobliżu bieguna są zmienne wskutek zbiegania się południków, trzymał się konwencjonalnych metod. Dlatego Bowers musiał patrzeć na gwiazdy, używając teodolitu, posługiwać się logiem i wykonywać skomplikowane obliczenia, a wszystko to w strasznych warunkach. Zawsze profesjonalny Amundsen - przeciwnie, wziął ze sobą czterech doskonałych nawigatorów, prosty w obsłudze sekstans i specjalnie uproszczone tablice do szybkiego wyznaczania pozycji. Wynik nie był zaskoczeniem: 18 grudnia 1911 roku Amundsen osiągnął biegun i dokładnie upewnił się, że naprawdę jest u celu. Miesiąc później przybył wyczerpany Scott, znalazł namiot Amundsena i wbił flagę brytyjską w miejscu, które uznał za biegun. Niestety, wskutek błędu w skomplikowanych obliczeniach razem ze swoim zespołem znajdował się gdzie indziej, niż sądził. Późniejsze analizy wykazały, że ominął biegun o niespełna kilometr.xx89 ROZDZIAŁ 4 Sekrety Zwierząt - /' Czy jest możliwe ustalenie płci dinozaura? Peter Larson, paleontolog z Black Hills Institute of Geological Research uważa, że tak - przynajmniej w przypadku gatunku Tyrannosaurus rex, u którego osobniki różnej płci nieco różnią się szkieletem ogona. U mniejszych osobników, które Larson uważa za samce, pierwszy szewron (jeden z wyrostków przymocowanych do kości ogona) znajduje się bliżej podstawy ogona, natomiast u większych osobników, przypuszczalnie samic, jest nieco dalej i mniejszy, jakby dla ułatwienia przy składaniu jaj. Angela Milner z brytyjskiego muzeum historii naturalnej zgadza się z taką możliwością, lecz podkreśla, iż jest to na razie hipoteza, której trzeba dowieść. Dodaje też, że nawet w wypadku dinozaurów kaczodziobych, u których jedna płeć szczyci się kryzą lub wyrostkami na czaszce, a druga nie, trudno jak dotąd jednoznacznie rozróżnić, kto jest kim. Dlaczego w morzu jest tak mało owadów? Z 1,3 miliona sklasyfikowanych gatunków owadów, tylko kilkunastu gatunkom udało się na stałe zamieszkać w morzu. Wszystkie należące do nich owady charakteryzują się małymi rozmiarami i przeważnie występują rzadko, ograniczone tylko do mikrohabitatów, takich jak maty bakteryjne, pływające w morzu drewno lub strefa graniczna lądu i wody. Nie ma dowodów kopalnych na to, by owady morskie występowały liczniej w przeszłości. 91 Znając niezwykłą różnorodność owadów i ich śmiałość w kolonizowaniu najrozmaitszych środowisk, od pustyń po zbiorniki słodkiej wody, trudno się nie dziwić, że tak unikają morza. J.C.H. van der Hagę z uniwersytetu w Utrechcie uważa, że najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest związek z ewolucją na lądzie. Większość współczesnych owadów rozwinęła się już po pojawieniu się roślin kwiatowych lub razem z nimi i ich przeżycie zależy od tychże roślin. W morzu nie ma roślin kwiatowych, a więc i możliwości przetrwania owadów. Czy istnieje księga danych pozwalająca sklasyfikować każdy żywy organizm? Mimo trwających wieki wysiłków, uczonym nadal daleko do skatalogowania wszystkich żywych istot. Jak mówi dr Sandy Knapp, taksonom z brytyjskiego muzeum historii naturalnej: „Nawet nie wiemy, ile istnieje gatunków zwierząt". Naukową klasyfikację żywych organizmów zapoczątkował w 1757 roku Linneusz swoim dziełem Systema naturae, w którym spisał wszystkie znane w tamtych czasach zwierzęta. Przyjęte przez Linneusza podstawowe zasady opisu, w tym dwuwyrazowe nazewnictwo, do dziś stosuje się w taksono-mii. Dawno jednak porzucono koncepcję sklasyfikowania wszystkiego, co żyje. Jak uważa doktor Knapp: „Na ziemi może z powodzeniem być ponad 30 milionów gatunków. Zanim byśmy je sklasyfikowali, zdążyłyby już pewnie wymrzeć". Istnieje także ważna różnica między klasyfikacją a spisem. Klasyfikacja jest hipotezą - sugestią co do ewentualnego pokrewieństwa między poszczególnymi gatunkami. Klasyfikuje się więc małe grupy, na przykład wielkie małpy człekokształtne. Spisy mają zaś szerszy zasięg, na przykład ponad 100 tysięcy znanych gatunków mrówek lub flora Ameryki Środkowej. Tak-sonomowie łączą jedno z drugim - oba zestawy danych mają zastosowania praktyczne, choćby pomoc w próbach wychodowania 92 ras odpornych na choroby. W żadnym razie nie należy jednak oczekiwać, że kiedykolwiek powstanie olbrzymia super klasyfikacja wszystkich żywych organizmów na Ziemi. Czy można doznać odurzenia narkotycznego, liżąc ropuchy? Większość środków halucynogennych to substancje syntetyczne - na przykład DMT, Ecstasy i LSD - lecz istnieją także naturalne halucynogeny. Oprócz Stropharia cubensis (czyli czarodziejskiego grzyba, który syntetyzuje potężny halucynogen, psylocybinę), psychodeliczne substancje występują w nasionach kwiatu powoju, pasożytniczym grzybie - sporyszu (powodującym taniec św. Wita) i w turkiestańskiej roślinie Lagochilus inebrians. Także co najmniej dwa gatunki kaktusa zawierają narkotyki. Są również znane środki psychoaktywne pochodzenia zwierzęcego. Niektórzy Kalifornijczycy i Australijczycy z upodobaniem liżą skórę ropuch, by zaznać krótkotrwałego odurzenia, a starożytne ludy Ameryki Środkowej używały jadu ropuchy z pustyni Sonora jako rytualnego narkotyku. Jad ten, trujący, kiedy znajdzie się w przewodzie pokarmowym, można bezpiecznie palić w fajce, uzyskując potężne halucynacje od jego aktywnego składnika 5-metoksyN,Ndimetyltryptaminy. Podobnej, choć mniej skomplikowanej substancji do dziś używają Indianie Matse z północnego Peru. Jest to sapo, wydzielina skóry chwytnicy (płaza z rodziny rzekotek) Phyllomedusa bi-color po wtraciu w ciało wywołuje poczucie zwiększonej siły fizycznej, odporność na głód i pragnienie, oraz wyostrza zmysły. Czy delfiny są tak bystre, jak sądzimy? • Delfiny mają naprawdę doskonałą opinię. Lecz czy słusznie? I tak, i nie. Pod względem inteligencji można je porównać ze szczurami, a z 26 gatunków delfinów niektóre mają zachowania 93 podobne do ludzkich. Stąd mnóstwo opowieści o delfinach ratujących ludzi. Na przykład w 1996 roku Amerykanin Martin Richardson podczas kąpieli w Morzu Czerwonym został zaatakowany przez rekina. Na pomoc ruszył mu instruktor nurkowania - i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że wokół Martina pływają 3 delfiny, uderzając płetwami i ogonami w powierzchnię wody, trzymając tym rekina na dystans. Uczeni myślą, że takie zachowanie po prostu wskazuje na silny tak zwany instynkt stadny - delfiny starają się zapewnić swojemu gatunkowi przetrwanie, pomagając sobie wzajemnie; często dotyczy to dowolnej istoty mniej więcej ich rozmiarów. Nie zawsze bowiem dobrze się orientują, kogo lub co ratują: bywały przypadki, że zabiły rekina, po czym natychmiast starały się uratować jego martwe ciało, podtrzymując je nosami, by nie utonęło. Jednak nie zawsze można wierzyć w ich przyjaźń: to są myśliwi i potrafią się bronić. Samce butlonosów - krewniacy Flippera - są agresywne. Walczą ze sobą i popychają się, by uzyskać dominację. Kilka samców równocześnie narzuca się samicy, a kiedy ona się opiera, po prostu ją gwałcą. Dorosłe delfiny mogą odpędzić rekina, uderzając go „dziobami", taranując od tylu, z dala od groźnej głowy. Kilka współpracujących ze sobą delfinów może wystarczająco mocno uszkodzić narządy wewnętrzne rekina, by go odstraszyć, a nawet zabić. Delfiny atakowały także ludzi. Mikę Heithaus, badacz tych zwierząt w Australii, mówi: „Nieumiejętnie tresowane delfiny są niebezpieczne. Mają one takie zęby, że mogą zedrzeć skórę z ramienia, i ogon, którym mogą znokautować". Delfiny nie lubią być dotykane. Ręka wyciągnięta w dobrych zamiarach może być mylnie wzięta za atakujące szczęki, na co delfin skłonny jest odpowiedzieć ukąszeniem, uderzeniem ogonem lub, co gorsza, głową. Pierwszy zgon spowodowany przez delfina nastąpił w 1994 roku w Brazylii. W Sao Paulo pojawił się delfin, który zaczął zaprzyjaźniać się z kąpiącymi. Wkrótce też otoczyło go w wodzie około 30 osób. Zdezorientowane zwierzę wiele z nich uderzyło głową, co skończyło się śmiercią jednego z mężczyzn. 94 Jak to się dzieje, że ptaki siadające na przewodach wysokiego napięcia nie giną od porażenia prądem? Siedzenie na przewodach pod napięciem 400 tysięcy woltów wydaje się prostą drogą do spalenia się na węgiel. Jednakże ptaki mogą to robić bezkarnie, gdyż siedząc na przewodzie, nie mają kontaktu z ziemią: dotykają tylko kabla, więc mają takie samo napięcie jak on. Brak różnicy napięć oznacza brak przepływu prądu, zaś brak przepływu prądu oznacza, że nie będzie porażenia. Za to, jeśli ptak machnie skrzydłami i zahaczy o sąsiedni przewód o innym napięciu, tragicznie się to skończy. Dlatego przewody są rozmieszczane na tyle szeroko, by ptaki nie powodowały spięcia. Jaka jest najsilniejsza trucizna zwierzęca na świecie? • Jedna z australijskich ośmiornic jest wprawdzie mała, lecz wytwarza najbardziej niebezpieczną truciznę w tym regionie. Wystarczy odrobina, by w kilka minut zabić człowieka. Stworzenie to, długości 15 centymetrów, przecina skórę ofiary, po czym wypuszcza do wody śmiercionośny koktail, wydzielany przez zmodyfikowane gruczoły ślinowe. Jad atakuje układ oddechowy, niszcząc komórki nerwowe, co powoduje paraliż tego układu i uduszenie ofiary. Jak dotąd nikomu nie udało się znaleźć antidotum. Choć zwykłym ludziom raczej trudno zetknąć się z podobną trucizną, japońscy biznesmeni szczycą się tym, że jadają zwierzęta morskie, zawierające równie śmiercionośną substancję. Jest to tetrodotoksyna, tysiące razy silniejsza od cyjanku, która znajduje się w tkankach ryb rozdymek. W postaci zupy kosztuje ponad 100 funtów za talerz i dodaje dreszczyku miłej kolacji po męczącym tygodniu pracy. Jeśli jednak kucharz popełni błąd, kolacja ta może być ostatnim posiłkiem klienta, zanim jeszcze podadzą kawę i rachunek. 95 Jakie zwierzę rozmnaża się najszybciej? Jeśli chodzi o zdolność do prokreacji, to samica nornika zwyczajnego jest ferrari w królestwie ssaków. Zaczyna rozmnażanie, kiedy ma zaledwie 25 dni i może wydać na świat do 8 młodych nawet 17 razy w ciągu roku. Jednakże to jeszcze nic w porównaniu z przedstawicielami świata owadów. Łączna masa potomków mszycy kapuścianej może pod koniec roku wynieść 800 milionów ton (ponad dwa razy więcej niż masa całej populacji ludzi) - wliczając wszystkie jej dzieci, wnuki, prawnuki, praprawnuki itd. Równie szybkie są pod tym względem bakterie. Pałeczka okrężnicy (Escherichia coli) reprodukuje się na przykład co 15 minut. W jaki sposób łowcy dżdżownic wywabiają je z ziemi? Tradycyjna metoda polega na „brzękaniu" - w ziemię wbija się widelec i uderza weń, by drgał. Najwyraźniej drgania te są dla dżdżownic nieprzyjemne, gdyż przypominają uderzenia kropli deszczu o ziemię. W czasie deszczu zaś dżdżownice wychodzą na powierzchnię, by uniknąć zatopienia w norkach. Czy ryby mogą żyć bez wody? Oczywiście. Afrykańskie ryby dwudyszne nie tylko oddychają powietrzem, lecz także zagrzebują się w ziemi. Podczas pory suchej wykopują otwór w wyschniętym korycie rzeki, wciskają się weń i pozostają tam przez całe miesiące, spokojnie wdychając świeże powietrze. Skoczki mułowe także spędzają większość czasu poza wodą, wykorzystując płetwy do przemieszczania się po lądzie. Nie są one dokładnie tym, na co wyglądają. „Tak naprawdę, to trochę oszukują - mówi Jamie Olivier, biolog morski w London Aąuarium - gdyż przed wyjściem na ląd połykają olbrzymie ilości wody, która następnie przecieka przez ich skrzela". Według danych z Księgi rekordów Guinnessa najdziwaczniejszą rybą jest sum Phreatobius walkeri, który tak ukochał ląd, że jeśli się go wrzuci do wody, to natychmiast z niej wyskakuje. ( 96 Czy jakiekolwiek zwierzę może przeżyć bez głowy? «,- Pozbawione głowy karaluchy nie tylko przeżywają, lecz żyją jeszcze przez 7 dni. Można sprawić, by żyły i dłużej. W pewnym eksperymencie jednemu karaluchowi usunięto głowę, a drugiemu nogi. Beznogiego karalucha umieszczono na tułowiu tego bez głowy, oba korpusy przekłuto i „połączono" - gdy płyny fizjologiczne mogły się ze sobą mieszać, bezgłowy karaluch wykorzystywał informacje zmysłowe karalucha bez nóg. A co ze zwierzętami, które rodzą się bez głowy? W październiku 1997 roku uczeni z uniwersytetu w Bath ogłosili, że dzięki technice genetycznej udało im się wyhodować bezgłowe żaby. Nikt nie wie dokładnie, jak długo mogą one żyć, gdyż zabijano je po 3 dniach. Jednakże, jeśliby je sztucznie karmiono, nie ma biologicznych powodów, dla których nie miałyby żyć dłużej. Jeśli chodzi o ludzi, od dawna znane są opowieści o tym, jak oczy w odciętych ludzkich głowach poruszały się, kiedy głowy te pokazywano tłumowi widzów. Można by pomyśleć, że to czysta bzdura. Jednakże, zgodnie z badaniami doktora Harolda Hillmana z uniwersytetu w Surrey, w mózgu mogło być wystarczająco dużo natlenionej krwi, by świadomość - i ból - przetrwały jeszcze wiele sekund. / Czy postęp genetyczny pozwoli • na wyhodowanie latającej świni? To prawda, że w ostatnich latach uczeni uzyskali imponujące - żeby nie powiedzieć groteskowe - wyniki, począwszy od genetycznie 97 modyfikowanych muszek owocowych z nogami w miejscu, w którym powinny być oczy, po myszy z ludzkimi uszami na grzbiecie. Istnieje też wiele przykładów pojedynczych transferów między zwierzętami. Na przykład, żyją genetycznie zmodyfikowane owce, których mleko jest wzbogacone o ludzkie białko alfa-1-antytrypsynę (AAT). Białko to okazało się przydatne w leczeniu niektórych chorób płuc. Owce zaś mają tylko jeden ludzki gen i w żadnym razie nie przypominają ludzi. A jednak inżynieria genetyczna z pewnością umożliwia wyhodowanie dziwacznych zwierząt. Stosunkowo łatwe powinno być chociażby przeniesienie genu lucyferazy - substancji chemicznej, dzięki której świecą robaczki świętojańskie - do organizmu myszy i to w taki sposób, by świeciło jej tylko jedno ucho (albo nos, albo wąsy). Wyhodowanie latającej świni to jednak całkiem inna sprawa. Przede wszystkim nie wiadomo, od ilu genów zależy rozwój skrzydeł i latanie, ale z pewnością jest ich wiele. Przeniesienie dużej liczby wzajemnie współdziałających genów z osobnika jednego gatunku do drugiego obecnie przekracza możliwości inżynierii genetycznej. Inny problem to takie cechy świni, jak ciężar i kształt ciała, które mimo ewentualnego posiadania przez nią skrzydeł i umiejętności machania nimi, nie pozwolą się jej oderwać od ziemi. Mając jednak na uwadze szybkość, z jaką poszerzają się horyzonty genetyki, może lepiej nie mówić „nigdy". : W jaki sposób pająki tkają swoją sieć - i jak to się dzieje, że same się w nią nie łapią? Szacuje się, że na świecie jest 100 tysięcy gatunków pająków, przy czym niektóre z nich wcale nie tkają sieci, a wiele produkuje same nici. Tylko około 10 procent to prawdziwi „tkacze", wytwarzający sieci podobne do koła z centralną piastą i wychodzącymi od niej szprychami, oplecione siatką współśrodkowych 98 okręgów. Doktor Samuel Zschokke z uniwersytetu w Bazylei systematycznie badał, w jaki sposób pająki te budują swoje sieci. Okazało się, że mimo posiadania przez pająki kilkorga oczu, u wielu gatunków „tkaczy" wzrok jest bardzo słaby, więc pomiaru odległości i napięcia nici owady te dokonują nogami. Pająki mają wrodzone umiejętności budowania sieci w tak precyzyjnej kolejności, że napięcie nici jest jednakowe w każdym kierunku, a „piasta" pozostaje zawsze w centrum. Ukończona sieć zawiera około 40 metrów nici i choć może się wydawać jednorodna, składa się z różnorodnego materiału. Pająk rozpoczyna pracę od wypuszczenia w powietrze bardzo cienkiego jedwabnego włókna, które zaczepia się o jakiś trwały obiekt. Następnie z grubszego jedwabiu buduje ramę w kształcie litery Y, wplatając w nią małą centralną wysepkę oraz tymczasową spiralę. Wykorzystując to jako wyznacznik, zaczyna produkować kleistą nitkę i konstruować zewnętrzne partie sieci. Bliżej centralnej wysepki przymocowuje krótsze fragmenty kleistej nitki, pozostawiając także odcinki bez kleju, dzięki czemu może dotrzeć do złapanej muchy, nie wpadając we własną sieć. W jaki sposób gołąb pocztowy znajduje • drogę do domu? Gołębie pocztowe mają tak wyczulony zmysł kierunku, że potrafią trafić do swojego właściciela z odległości nawet ponad tysiąca kilometrów. Jednakże nikt nie wie dokładnie, jak one to robią. Uczeni myślą, że ptaki te wykorzystują orientację słoneczną, lecz eksperymenty z gołębiami latającymi w nocy wykazały, że to nie jest jedyny znany im sposób. Niektórzy badacze uważają, że gołębie mają jakby wbudowany kompas i znajdują drogę do domu, wyczuwając ziemskie pole magnetyczne. Inne teorie mówią o orientacji zapachowej lub nawet wykorzystywaniu dźwięków niskiej częstotliwości. 99 Wielu znakomitych hodowców wzmacnia umiejętności swoich podopiecznych za pomocą skomplikowanego szkolenia, środków chemicznych i witamin. James Higgins ze szpitala weterynaryjnego w Northside zaleca całościowy program treningowy dla młodych ptaków, obejmujący podawanie pastylek i zastrzyki. Co się stanie z rybą, jeśli spłynie ona z wodospadem? Wszystko zależy od rozmiarów ryby i gwałtowności spływu wody. Mała kaskada nie będzie dla ryby zagrożeniem, lecz mało prawdopodobne, by przeżyła ona skok z Niagary. W rzeczywistości, ryby z całych sił starają się unikać wodospadów. Zmieniają kierunek i płyną pod prąd, by znaleźć głębszy nurt wody, unikając silnych prądów i zmycia za próg wodospadu. Silne ryby, takie jak łosoś i pstrąg, są bardzo zwinne i mogą nawet skakać w górę wodospadu pod prąd. Gdyby organizowano olimpiadę owadów, • kto by wygrał? Złoto w podnoszeniu ciężarów przypadłoby rohatyńcowi, który może podnieść ciężar 850 razy większy od własnego. „Żyją tysiące tych owadów, a niektóre mniejsze są nawet w Wielkiej Brytanii" - mówi doktor John Maunder z wydziału entomologii w Cambridge. „Jednak największe i najsilniejsze są gatunki afrykańskie. One muszą być wystarczająco silne, by zdrapywać wielkie ilości ziemi i wielkie kamienie na gniazda". W sprincie niepokonane są karaluchy. Periplaneta america-na może rozwinąć prędkość 5,4 kilometra na godzinę - co w proporcji do wzrostu odpowiada człowiekowi przebiegającemu 100 metrów w jedną sekundę. Z tą prędkością karaluch biegnie na dwóch tylnych nogach. „Jest to mechanizm 100 ucieczki, który może być wykorzystywany tylko przez bardzo krótki czas" - mówi Maunder. „Karaluchy żyją przeważnie w poszyciu lasu, gdzie muszą szybko uciekać przed gryzoniami i pająkami". W skokach wzwyż mistrzem jest kocia pchła, która może skoczyć 130 razy wyżej niż sama mierzy - astronomiczne 34 centymetry. Człowiek, dla porównania, musiałby przeskoczyć nad siedemdziesięciopiętrowym drapaczem chmur. „W stawach biodrowych pchły znajduje się coś w rodzaju gumowych piłeczek, ściskanych przez potężny mięsień. Rozluźniając się, mięsień ten powoduje wyzwolenie nagromadzonej w piłeczkach energii, która rozprostowuje nogi pchły. Dzięki temu wszystkie skoki są jednakowej wysokości. Metoda ta zapewnia doskonałe skoki zarówno podczas zimnej, jak i ciepłej pogody". Skoki na taką wysokość mogą być niebezpieczne. Siła przeciążenia działająca na pchłę wynosi 100 gramów - odpowiednik przeciążenia w samochodzie przyspieszającego od 0 do 60 kilometrów na godzinę w ciągu około 0,03 sekundy. „Jednakże zewnętrzny pancerzyk owada działa jak skafander ciśnieniowy" - mówi Maunder. Po prostu jak znalazł. Które rekiny są najbardziej niebezpieczne? fc Zgodnie ze spisem International Shark Attack 23 gatunki rekinów są groźne dla ludzi, lecz najbardziej przerażający jest omal siedmiometrowej długości żarłacz biały. Zanotowano 311 ataków żarłaczy białych, zwanych ludojadami, na ludzi. Żarłacz tygrysi, którego ze względu na upodobanie do padliny nazywa się „hieną oceanów", zaatakował człowieka 104 razy. Trzeci na liście jest żarłacz tępogłowy z liczbą 69 ataków. Podobnie jak żarłacz tygrysi, nie jest zbyt wybredny w wyborze pożywienia, a także, jako jeden z niewielu rekinów, może wpływać na słodkie wody. Tawrosza większość nurków uważa za stworzenie nieszkodliwe, 101 lecz stopniowo i on zyskuje niepochlebną opinię swoimi atakami na harpunników (53 razy). Wśród rekinów, które wzięto pod obserwację, są też: krótkopłetwy rekin ostronosy - popularna oceaniczna ryba ceniona przez wędkarzy (38 ataków), rekin młot (34 ataki, większość dokonana przez wielkie osobniki), żarłacz błękitny -znany z tego, że atakuje rozbitków (30 dobrze udokumentowanych ataków, a jest ich przypuszczalnie więcej), żarłacz menisora - znany z tego, że broni swojego terytorium, odstraszając intruzów (10 ataków, jeden z wynikiem śmiertelnym, niektóre na nurków polujących na ryby). ? Dlaczego wymarły dinozaury? Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest teoria winiąca o to planetoidę, która 65 milionów lat temu zderzyła się z Ziemią, wysunięta w latach 80. XX wieku przez zespół naukowców pod kierunkiem amerykańskiego fizyka, laureata Nagrody Nobla, Luisa Alvareza. Zderzenie spowodowało pożary na skalę globalną, olbrzymie tsunami i „zimę nuklearną" na całej planecie, kiedy to pył wyrzucony w powietrze podczas zderzenia i dymy pożarów na całe miesiące przesłoniły słońce, unicestwiając roślinność. Nastąpiło przerwanie łańcucha pokarmowego, co spowodowało powszechny głód i wymieranie zwierząt. W początku lat 90. XX wieku w Chicxulub na półwyspie Jukatan w Meksyku znaleziono rozległy krater. Jego wiek oszacowano na około 65 milionów lat, więc być może to on właśnie powstał wskutek upadku fatalnej planetoidy. Wielu ekspertów uważa jednak, że trzeba było więcej niż jednej katastrofy, by zepchnąć dinozaury z ich ścieżki ewolucyjnej: przecież władały one planetą ponad 100 milionów lat, więc najprawdopodobniej zdarzało im się już przeżyć podobne zdarzenia. W ostatecznym wymarciu dinozaurów ważną rolę odegrały też zapewne potężne erupcje wulkanów, wskutek których uformowały się trapy dekańskie w Indiach. 102 Nie brak również i innych wyjaśnień. Zgodnie z teorią gazów cieplarnianych, na przykład, wybuchy wulkanów 65 milionów lat temu nasyciły atmosferę taką ilością dwutlenku węgla, że wywołało to gigantyczny efekt cieplarniany. Gorące gazy wulkaniczne mogły spowodować u niektórych dinozaurów bezpłodność, co z kolei przerwało łańcuch pokarmowy. Doktor M. L. Keith, profesor Pennsylvania State University, przypuszcza również, że gazy te zniszczyły górną warstwę ozonową w atmosferze, wskutek czego do powierzchni Ziemi docierało więcej promieniowania nadfioletowego, niż mogły wytrzymać dinozaury. Innymi słowy, wymarły one wskutek raka skóry. Istnieje również „teoria cienkich skorupek", w myśl której taki stres jak zbytnie stłoczenie zaburzył funkcjonowanie organizmów samic, które zaczynały produkować zbyt wiele estrogenu, przez co skorupki jaj stawały się zbyt cienkie i bardzo podatne na uszkodzenia. Najdziwaczniejszą ze wszystkich jest teoria kataru siennego, zgodnie z którą dinozaury wymarły wskutek alergii na rośliny kwiatowe, rozwijające się w okresie górnej kredy. Mam ochotę trzymać w domu krokodyla. Czy są • jakieś powody, dla których lepiej tego nie robić? Z pewnością są. Każdego roku krokodyle zamieszkujące wody słone zabijają około 2 tysięcy osób, a ich nilowi krewniacy około tysiąca. Słowo „słonowodny" wprowadza w błąd, gdyż krokodyle słonowodne mogą z powodzeniem żyć także w wodach słodkich; wiele osób zgninęło tylko dlatego, że o tym nie wiedziało. Zwierzęta te spotyka się 1250 kilometrów w głąb lądu i 1000 kilometrów od brzegu, w morzu. Krokodylowate pojawiły się 200 milionów lat temu. Znalezione nad Amazonką skamieniałości aligatora sprzed 8 milionów lat świadczą, że miał on 12 metrów długości i ważył 18 ton - był więc większy niż Tyrannosaurus rex. Oprócz ptaków, 103 właśnie krokodyle są najbliższymi żyjącymi dzisiaj krewniakami dinozaurów. Największe współczesne krokodyle zasiedlają rzekę Segama na północy wyspy Borneo. Krokodyle z wód słonych mogą osiągać długość nawet 10 metrów. Czy wśród zwierząt wiele jest homoseksualistów? Tak. W pięćsetstronicowym tomie Biological Exhuberance: Ani-mal Homosexuality and Natural Diversity Bruce Bagemihl opisuje rozmaite wzorce parzenia się najrozmaitszych gatunków, od ptaków i pszczół po szympansa karłowatego. U wszystkich nich obserwowano i opisano zachowania homoseksualne, w tym także kopulację osobników jednej płci. W przypadku szympansów karłowatych, wśród których każdy aspekt życia w jakiś sposób wiąże się z seksem, homoseksualność jest normą, a nie wyjątkiem. W książce opisano najrozmaitsze zachowania seksualne zarówno w męskich, jak i żeńskich parach. Ponadto te same osobniki parzą się także z tymi odmiennej płci. Dla nich, tak jak i dla ludzi, kopulacja mniej wiąże się z reprodukcją, a bardziej z budowaniem związków społecznych pomiędzy osobnikami. Bagemihl, który przedtem wykładał w University of Bri-tish Columbia w Kanadzie, opisuje nie tylko pojedyncze przypadki seksualnych zbliżeń między osobnikami tej samej płci, lecz także dłuższe związki. Zgromadził on wielką liczbę dowodów przedstawianych w prasie naukowej i czasopismach, w których także przez lata dokumentowano homoseksualne wzorce zachowań, przejawy „zakochania", związki, a nawet rodzicielstwo w parach tej samej płci. Fakt, że książka została entuzjastycznie przyjęta przez niemal wszystkich, którzy się z nią zapoznali, w tym także magazyny BBC WiZdli-fe i Time, świadczy o tym, że przekonanie o wyłącznie ludzkich skłonnościach do homoseksualizmu wynika z niewiedzy. Powiedzenie „to jest wbrew naturze" jest z gruntu nieprawdziwe. 104 Skąd roje owadów wiedzą dokąd lecieć? Pszczoły siedzą w ulu i czekają, aż zwiadowcy powiedzą im, gdzie znaleźć pożywienie. Gdy zwiadowca (a właściwie .zwiadowczym, gdyż wszystkie pszczoły robotnice są płci żeńskiej) znajdzie pokarm, powraca do ula, bzycząc z podekscytowania i ustawiając się w dziwacznej pozie - żądłem do przodu. W ten sposób pokazuje właściwy kierunek. Bardziej swobodnie poczyna sobie szarańcza, lecąc tam, dokąd zaniesie ją wiatr i zapach pożywienia. Roje szarańczy mogą zajmować przestrzeń o powierzchni 1000 kilometrów kwadratowych i wysokości 1500 metrów - w kilometrze sześciennym mieści się około 40 milionów osobników. Rój może pokonywać 100 kilometrów dziennie, zjadając na dobę tyle, ile sam waży - około 2 ton roślinności na milion osobników -i powodując niewyobrażalne szkody. Które zwierzęta mogą „powstać z martwych"? Właściwie to żadne, lecz dość niezwykłą zdolność mają ropuchy - potrafią latami przetrwać w uśpieniu. Od dawna zdarzają się doniesienia o ropuchach znajdowanych w ścianach, gdzie je przypadkiem zamurowano. Dość łatwo ustalić, kiedy budowla była stawiana. Bywa, że letarg ropuchy trwał 30 lat, a nawet więcej. Żaby potrafią przetrwać nawet w niektórych odległych pustynnych rejonach Australii, gdzie latami nie pada deszcz. Przeczekują one suszę, tkwiąc w swoich schowkach metr pod ziemią, zawinięte w kokon z wyschniętego śluzu. Do niekorzystych warunków potrafią się przystosować zarówno żaby Notaden bennetti, jak i Chiroleptes plathycephalus, kiedy przygotowują się do suszy, ich pęcherze tak się rozdymają, że mieści się w nich zapas wody na mniej więcej 7 lat. Żaba wygląda wówczas jak wypełniony wodą balon - niekiedy 105 zdarza się, że Aborygeni piją tę wodę. Pogrążone w letargu zwierzęta wyrywa ze snu dźwięk uderzających o ziemię kropel deszczu. , Kiedy pszczoła użądli, ginie. • Czy jest jakieś wyjaśnienie takiego sposobu obrony? Większość pszczół to spokojne stworzenia, które nie żądlą, jeśli ich się nie sprowokuje. Pszczoły żyjące w ulach mają swoisty system „sąsiedzkiego ostrzegania" i żądlą w obronie swoich rojów. Jednakże tylko pszczoła miodna ginie po użądleniu. Samica pszczoły miodnej ma niezwykłe kosmate żądło, wystające z odwłoka - razem z pęcherzykiem jadu. Niestety, jego utrata jest dla pszczoły śmiertelna. Ten drastyczny sposób obrony wydaje się być skierowany przeciw kręgowcom. Kiedy pszczoła miodna atakuje owady, nie traci żądła. Oderwane żądło samoczynnie coraz głębiej wbija się w ciało przeciwnika, pompując jad w ranę. Jednocześnie wysyła „feromony alarmowe". Są to substancje lotne, które ostrzegają sąsiednie pszczoły o obecności intruza i dają im sygnał do ataku. Głównym składnikiem tych feromonów jest octan izopentylu, który pachnie jak banan. Uwaga: nie należy jeść bananów w pobliżu pasieki lub trzeba mieć na sobie kombinezon pszczelarza. Czy wieloryby naprawdę roztapiają swoje głowy? W pewnym sensie tak. Głowa wieloryba zawiera ponad 2 tysiące litrów spermacetu, zmieniającego stan skupienia ze stałego na ciekły przy niewielkich zmianach temperatury. John Har-wood z wydziału badań nad ssakami morskimi w Saint Andrew University mówi: - „uważa się, że wieloryby zmieniają stan skupienia spermacetu, by zmienić swoją pływalność". 106 Wieloryby nurkują na głębokość 2 tysięcy metrów i zmiany te mogą im pomagać szybciej wznosić się lub opadać. Jednakże Harwood nie sądzi, żeby to było bardzo prawdopodobne: „Zastanówmy się, jak długo tężeje galaretka i wyobraźmy sobie dwu- lub trzytonową galaretkę wielkości głowy wieloryba. Ów proces topnienia i krzepnięcia trwa zbyt długo, żeby go do czegokolwiek wykorzystać". W jaki sposób ryby dbają o zęby? • Nie wszystkie ryby mają zęby, lecz dla tych, które je mają, bardzo ważne jest systematyczne ścieranie ich o koralowce lub skały. Jeśli tego nie zrobią, zęby mogą stać się zbyt długie. Ostatnio rybą musiał się zająć nawet dentysta, by doprowadzić jej zęby do porządku. W Chicago ryba rozdymka imieniem Eddie, która nie przyswoiła sobie nawyku skubania koralowca, nie mogła jeść, gdyż jej zęby wyrosły z ćwierci do trzech czwartych cala. Dentysta Edmond Hanley, delikatnie uniósłszy głowę Eddiego nad wodę, za pomocą diamentowego wiertła starł przerośnięte zęby, przerywając zabieg co 30 sekund. Chodziło o to, by zadać Eddiemu jak najmniej bólu, gdyż w sytuacjach stresowych rozdymki powiększają się trzykrotnie, co oznacza dla nich wielki wysiłek. Z zębami normalnej długości Eddie znowu pałaszuje swoje ulubione krewetki i inne pożywienie, odzyskując utraconą wagę. Nie będzie problemu z przeprowadzaniem następnych zabiegów dentystycznych, bowiem nowym mieszkaniem Eddiego jest akwarium w poczekalni doktora Hanleya. Ile owiec jest w Australii? • W Australii żyją nie mniej niż 132 miliony owiec, co czyni z tego kraju światowego potentata w produkcji wełny. (Na całej planecie jest ok. 1,2 miliarda owiec - jak je policzono, nie 107 wiadomo). Pod względem liczebności owce ośmiokrotnie przewyższają ludność Australii. Proporcja ta jest większa tylko w Nowej Zelandii, gdzie na każdego mieszkańca przypada 17 owiec. Czy jakieś zwierzę może żyć bez wody? » Wielbłądy mogą doskonale sobie radzić, nie pijąc wody nawet 7 dni. Jednakże nie marnują żadnej okazji, by się napić, kiedy mają do niej dostęp. Wiadomo, że wielbłąd może wypić na raz ponad 100 litrów w zaledwie 10 minut - wystarczająco dużo i szybko, by tego nie wytrzymało inne zwierzę podobnych rozmiarów. Koale także potrafią obywać się małą ilością wody, co objaśnia ich nazwę, która wywodzi się z języka Aborygenów i oznacza „bez wody". Większość niezbędnych płynów czerpią one ze zjadanych liści eukaliptusa, lecz niekiedy spotyka się je, jak piją wodę na brzegu strumienia. Z tego wynika, że prędzej czy później każde zwierzę musi się napić. Czy można gdzieś kupić obraz namalowany przez zwierzę? Wkrótce za jedyne 250 dolarów bez kłopotu będzie można dostać obraz namalowany przez jedną ze wschodzących gwiazd w tej dziedzinie: szkolonego tajskiego słonia. Rosyjscy malarze Aleks Melamid i Witalij Komar otworzyli w Tajlandii trzy szkoły malarstwa dla słoni: jedną w Lampang na północy, drugą w starożytnej tajskiej stolicy Ajutthaja, a trzecią na wyspie Phuket. Planują sprzedawać obrazy w USA, a dochody wykorzystywać poprzez fundację World Wildlife na rozwijanie szkół słoni w Tajlandii. W ostatnich latach liczba azjatyckich słoni gwałtownie 108 zmalała. Obecnie jest ich w Tajlandii 3100 - zaledwie 2 lata temu było ich o 500 więcej. Właściciele słoni wydają około 27 dolarów dziennie na samo pożywienie dla jednego zwierzęcia. Niektórzy podają im amfetaminę, by mogły pracować także w nocy. Inni zarabiają, organizując przejażdżki dla turystów. A są i tacy, których warunki zmuszają do zabijania swoich podopiecznych, kiedy nie mogą ich wykarmić. Sztuka w wykonaniu zwierząt już stała się komercyjnym sukcesem: na Zachodzie wysokie ceny osiągają obrazy malowane przez szympansy, lecz jak mówi Melamid, słonie mają bardziej abstrakcyjny styl. „Słonie nie są tak bystre jak ludzie, lecz nie wydaje mi się, że trzeba wielkiej bystrości, by dobrze malować. Tak naprawdę niektórzy najwięksi malarze byli głupi". A jak się broni przed krytyką prac swoich pupilów? „Rzecz w tym, że nikt nie wie, czym jest sztuka". Czy zwierzęta mają zdolności paranormalne? • Niektórzy uczeni uważają, że tak. Doktor Renę Peoch z Odier Foundation w Nantes badał zdolności psychokinetyczne zwierząt, czyli umiejętność wpływania umysłem na obiekty fizyczne. W swoich eksperymentach posługiwał się mechanicznym robotem, który poruszał się ruchem przypadkowym, zgodnie ze wskazaniami generatora liczb losowych. Jeśli jakieś stworzenie wykazuje zdolności psychokinetyczne, zgodnie z teorią może wpływać na przypadkowość takiego ruchu i zmusić robota, by zachowywał się zgodnie z jego życzeniem. W jednym z eksperymentów doktor Peoch wprowadził robota do wylęgarni, gdzie był on pierwszym obiektem, jaki zobaczyły kurczęta tuż po wykluciu z jaj. Uznały go za swoją mamę i chodziły za nim, zgodnie z jego przypadkowym ruchem. Po 3 dniach badacz usunął wszystkie kurczęta z wyjątkiem jednego, przy czym nie dopuszczał go do bliskiego kontaktu 109 z przybraną matką. Analiza wykazała, że robot spędzał więcej czasu w pobliżu kurczęcia niż przedtem - jakby kurczak w jakiś sposób wpływał na robota-mamę, by więcej z nim przebywał. Kiedy powtórzono eksperyment z kurczętami, które nigdy przedtem nie widziały tego robota, nie było zauważalnej zmiany w jego ruchu. Czyli nie „dostrajały" one generatora liczb robota do swoich potrzeb. Doktor Peoch przeprowadził podobne doświadczenia z królikami, które, w przeciwieństwie do kurcząt, bały się przypadkowego ruchu robota. I co się okazało? Robot spędzał więcej czasu w odległym kącie klatki, jakby króliki chciały trzymać go od siebie z daleka. Czy na świecie istnieje jakieś naprawdę nieme zwierzę? Najcichszym stworzeniem na świecie jest przypuszczalnie żyrafa, która nie potrafi wydawać głosu. Mimo swojej imponującej, choć łagodnej postaci, żyrafy w porównaniu z resztą świata zwierzęcego należą bezsprzecznie do kategorii „patrz, ale nie dotykaj". Stojąc niemal na samym szczycie sieci pokarmowej, żyrafa to taki brat-łata. Chyba że coś ją rozdrażni. Wtedy bez słowa częstuje dobrze wymierzonym kopniakiem, wystarczająco potężnym, by zabić lwa. Który ze ssaków jest najbardziej przerażający? • Według nas najniebezpieczniejszym ssakiem świata jest hipopotam. Hipopotam z kreskówek to okrągłe, miłe stworzenie z komicznymi zębami i różowym podniebieniem. W rzeczywistości jest to skłonny do gniewu, broniący swojego terytorium zabójca z olbrzymimi, ostrymi jak brzytwa kłami. Hipopotamy zabijają co roku setki ludzi, atakując całkiem niespodziewanie i bez najmniejszej prowokacji - zajadlej niż 110 wszystkie pozostałe roślinożerne zwierzęta Afryki razem wzięte. Pewnej nocy Bryan Dempster, łowca krokodyli, płynął ze swoimi pomocnikami po Zambezi, kiedy jego łódź uniosła się nad wodę. Motor „zarzęził" w powietrzu, po czym wylądował z powrotem w wodzie i zamilkł. Hipopotam zgruchotał łódź zębami i wrzucił załogę do wody. Dempster zachowywał się najciszej, jak mógł, lecz jeden z jego pomocników, Albaan, nie umiał pływać i wpadł w panikę. Dempster zobaczył, jak hipopotam szarżuje, zatrzaskuje paszczę na górnej części tułowia Albaana i wciąga nieszczęśnika pod wodę, by tam rozerwać go na kawałki. ROZDZIAŁ 5 swiat nauki xx113 Czy jakaś substancja może konkurować • z diamentem? Sztuczne diamenty wyprodukowano już w 1953 roku, lecz nawet dzisiaj są one zbyt małe, by nadawały się do czegoś więcej niż tylko do wykorzystania w przemyśle. Ponadto, mimo że takie związki chemiczne jak krystaliczny azotan boru są bliskie twardości diamentu i mogą wytrzymywać wysoką temperaturę, nic nie dorówna niezwykłej sprężystości sieci atomów węgla w diamencie. Jak na ironię, pod względem swojej najcenniejszej właściwości - blasku, „iskrzenia" i wielobarwnego „ognia" - diamenty ustępują jednak wielu znacznie tańszym materiałom. Nawet dobrze oszlifowany kawałek szkła ołowiowego może „iskrą" i „ogniem" przewyższyć źle oszlifowane diamenty sprzedawane przez jubilerów z głównych ulic miast. Problem tylko w tym, że szkło ma znacznie mniejszą twardość niż diament, a więc biżuteria kryształowa, jeśli się o nią nie dba, łatwo się porysuje i straci na wyglądzie. Ostatnimi laty pojawiły się jednak dwie substancje konkurencyjne dla diamentu - obie niemal tak twarde jak diament, ale kosztujące niewielki ułamek jego ceny. Najlepiej znany jest kryształ cyrkonii - dwutlenek cyrkonu - którego współczynnik załamania światła (inaczej mówiąc zdolność załamywania światła i „rzucania iskier") jest niemal tak duży jak diamentu. Ważniejszy jest jednak współczynnik rozproszenia, a więc zdolność tej substancji do rozszczepiania światła na barwne składowe - jest on o połowę większy niż u diamentów, dzięki 115 czemu cyrkonie mają o wiele więcej „ognia", a kosztują praktycznie grosze. Jeszcze piękniejszy jest mozanit, sztucznie wyprodukowany substytut diamentu, którego wygląd jest tak doskonały, że kiedy w początkach lat 90. XX wieku pojawił się na rynku, wielu jubilerów uległo jego czarowi. W przeciwieństwie do cyrkonii, mozanit ma niemal taką samą gęstość jak diament, lecz jego współczynniki załamania i rozproszenia światła są znacznie wyższe. Jubilerzy twierdzą jednak, że nic nie zastąpi diamentu, którego niezwykłe cechy narodziły się przed eonami w głębinach pierwotnej Ziemi. Pewnie i tak, lecz jeśli bardziej interesuje nas spektakularna biżuteria niż spektakularny wydatek, nic nie może się równać z dobrze oszlifowanym mozanitem, który kosztuje dziesięć razy mniej niż diament. Co powoduje zbaczanie piłki krykietowej • podczas lotu? Widok piłki krykietowej wyraźnie skręcającej w bok w locie jest z pewnością niezwykły, zwłaszcza kiedy w pobliżu niej nie widać niczego, co mogłoby ją zepchnąć z toru. Jednak coś takiego istnieje - jest to powietrze. Po drodze do bramki piłka musi je pokonać i jeśli z jednej strony piłki jego przepływ jest choć trochę inny niż z drugiej, różny jest też wywierany przezeń opór i piłka zbacza z toru. Szybcy miotacze potrafią stworzyć tę asymetrię, wyrzucając piłkę tak, by jej szew znajdował się nieco z boku, co powoduje turbulentny przepływ powietrza po jednej stronie. Regulamin krykieta dozwala także graczom pluć na jedną stronę piłki i polerować ją. Zabronione jest natomiast uszkadzanie powierzchni piłki, by była szorstka. Choć jednak podstawowe zasady fizyki są dobrze poznane, drobne szczegóły pozostają wciąż tajemnicą. Nadal gorąco dyskutuje się, dlaczego w wilgotnym powietrzu piłka silniej skręca lub w jaki 116 sposób tacy miotacze jak Wasim Akram i Darren Gough wymuszają „odwrotny skręt". Piłkarze, zwłaszcza David Beckham, potrafią uzyskać ten sam efekt, uderzając piłkę nieco z boku, wskutek czego po drodze do bramki obraca się ona wokół swojej osi. Powietrze przepływa szybciej po jednej stronie piłki, poruszając się w tym samym kierunku, w którym następuje obrót, a to daje tak zwany efekt Magnusa, czyli zakrzywienie trajektorii piłki. Robi to niezwykłe wrażenie: obliczenia wskazują, że możliwe jest odsunięcie piłki na 4 metry od jej prostoliniowego toru -co stanowi ponad połowę szerokości bramki i wystarczy, by zbić z tropu świetnego bramkarza. Dlaczego nigdy nie udaje się dotrzeć • do końca tęczy? Dlatego, że go nie ma. Tęcze są okręgami lub przynajmniej byłyby nimi, gdyby nie przeszkadzał im horyzont. W efekcie często wyglądają tak, jakby miały początek i koniec, lecz jest to po prostu złudzenie optyczne. Gdybyśmy lecieli samolotem, ujrzelibyśmy całą tęczę - serię koncentrycznych różnobarwnych okręgów, z cieniem samolotu w centrum. Pierwszym, który odkrył kształt tęczy, był wielki siedemnastowieczny francuski filozof i matematyk Kartezjusz. Używając szklanej kuli wypełnionej wodą, jako imitacji kropli wody, ustalił, w jaki sposób promienie światła słonecznego są zakrzywiane i odbijane z powrotem do obserwatora. To pozwoliło stwierdzić, że promienie wychodzą z każdej kropli po załamaniu o około 42 stopnie (dokładna miara zależy od długości fali, a więc od barwy światła). Stało się też oczywiste, dlaczego nie widzimy pionowej płaszczyzny kolorów: możemy zobaczyć jedynie promienie słoneczne odbite w kroplach tak rozmieszczonych w powietrzu, że światło trafia do naszych oczu pod odpowiednim kątem. Wszystkie promienie spełniające ten warunek układają się w okrąg, którego częścią jest tęcza. 117 Jeśli podrzucamy piłkę w jadącym samochodzie, • to dlaczego nie leci ona do tyłu? Wydaje się oczywiste, że piłka podrzucona w samochodzie powinna, zanim spadnie, przemieścić się na pewną odległość do tyłu. Pamiętajmy jednak, że nie tylko samochód porusza się z określoną prędkością. Z taką samą prędkością porusza się też wszystko to, co się w nim znajduje - także piłka. Dlatego spadając, nadal przemieszcza się ona do przodu, a więc względem reszty pojazdu pozostaje w spoczynku. Wszystko się jednak zmienia, kiedy podczas spadania piłki samochód przyśpiesza. Wówczas piłka rzeczywiście przemieszcza się ku jego tyłowi, gdyż spadając nie może w żaden sposób przyśpieszyć, by zrównać swoją prędkość z rosnącą prędkością pojazdu. W rzeczywistości, jeśli nie wiemy, że kierowca dodał gazu, możmy nawet pomyśleć, że pojawiła się jakaś siła, która przyśpieszyła piłkę w kierunku tyłu samochodu - co, jak się okazuje, jest kluczową ideą w einsteinowskiej teorii grawitacji, zwanej ogólną teorią względności. Einstein zauważył, że jeśli upuści się piłkę w startującej, a więc przyśpieszającej w górę rakiecie, to skutek będzie taki sam, jakby piłka wcale się nie poruszała, lecz była ściągana w dół przez grawitację. To zaś doprowadziło go do zupełnie nowego sposobu myślenia o grawitacji. Zjawisko to można odwrócić i wykorzystać do zlikwidowania grawitacji, uzyskując nieważkość. Gdybyśmy znaleźli się w windzie, w której ktoś odciął linę i uszkodził hamulce bezpieczeństwa, przyspieszalibyśmy w dół pod działaniem grawitacji. Jednakże, jeśliby podczas spadania upuścić piłkę, okazałoby się, że tkwi ona w powietrzu nieruchomo - jakby w stanie nieważkości. Wówczas bowiem i piłka, i my spadamy swobodnie pod działaniem grawitacji w tym samym tempie, więc wydaje nam się, że nic się nie dzieje (dopóki razem z piłką nie uderzymy w ziemię). 118 Czy wodospady zamarzają? Tak. Według ekspertów z Water Research Centre w Marlow (Essex) w odpowiednich warunkach wszystko mniej lub bardziej zamarza. Wodospad, którego wody niosą dużo skalnych okruchów, może zamarznąć już przy jednym lub dwóch stopniach poniżej zera, ponieważ okruchy te działają jak jądra zamarzania i wokół nich tworzy się lód. Wodospady zamarzają od krawędzi ku środkowi, a podczas tego procesu powstają sople. Zimą na Niagarze pojawiają się olbrzymie płyty lodowe grubości nawet 24 metrów. Główny nurt wody jednak nigdy nie zamarza z powodu swojej olbrzymiej objętości i prędkości - co sekundę w dół Niagary spadają setki tysięcy litrów wody - a także ze względu na głębokość kotła eworsyjnego u dołu wodospadu. Zagorzali turyści, którzy nie boją się surowej zimy, mają szansę ujrzeć olbrzymi „most" lodowy, jaki tworzy się u podstawy wodospadu i rozciąga przez część szerokości rzeki. Przyjaciel powiedział mi, że szczyt Mount Everestu - nie jest najwyższym punktem na Ziemi, czy to prawda? Tak, jeśli przez „najwyższy punkt" rozumiemy punkt najdalej oddalony od środka Ziemi. Jednakże, wskutek obrotu wokół osi, Ziemia wybrzusza się na równiku, przez co obszary równikowe znajdują się średnio o 22 kilometry dalej od środka niż bieguny. Ostatnie pomiary przeprowadzone w 1999 roku przez National Geographic Society wykazały, że szczyt Mount Everestu wznosi się 8848 metrów nad poziomem morza. Znajduje się on jednak 28 stopni na północ od równika, gdzie odległość powierzchni od środka planety jest o 4700 metrów mniejsza niż na równiku. To zaś oznacza, że musi oddać swój tytuł najwyższego punktu na planecie leżącemu tylko o l stopień od równika Chimborazo. Choć szczyt ten ma tylko 119 6267 metrów nad poziomem morza, dzięki kształtowi Ziemi zyskuje dodatkowe ponad 4 tysiące metrów, a więc znajduje się prawie o 2100 metrów dalej od środka Ziemi niż Mount Everest. Kiedy wyczerpią się zasoby ropy naftowej? Przypuszczalnie nigdy, jak uważa Michael Lynch, politolog z Massachusetts Institute of Technology. Choć bowiem szyby naftowe na całym świecie umożliwiają dzienne wydobycie około 75 milionów baryłek (dokładna liczba zależy od tego, jaką cenę chcą ustalić kraje wydobywające ropę), znaleziono nowe pola naftowe, które znacząco uzupełniają dotychczasowe zasoby. Szacuje się, że pola w Zatoce Meksykańskiej, Brazylii i Angoli mogą dostarczyć dodatkowe 75 miliardów baryłek, natomiast eksploracja głębokich złóż pod Morzem Kaspijskim jest w stanie zapewnić następne 200 miliardów baryłek - co czyni to pole jednym z największych złóż, jakie kiedykolwiek odkryto. Jak na razie to wszystko, przyjmując, że zasoby ropy są stałe. Profesor Thomas Gold z Cornell University uważa jednak, że standardowy pogląd, iż paliwa kopalne to efekt działania procesu geologicznego na martwe organizmy, za całkowicie błędny. Znalazł on dowody, że węgiel kamienny, ropa naftowa i gaz ziemny powstają w wyniku nieprzerwanego wynoszenia na powierzchnię związków bogatych w węgiel, uwięzionych głęboko w głębi planety od czasu jej powstania 4,5 miliarda lat temu. Istnieje prosty sposób sprawdzenia hipotezy Golda. Zgodnie z konwencjonalną teorią, ropę naftową można znaleźć tylko w tych regionach, gdzie 300 milionów lat temu znajdowały się mokradła. Jednakże według Golda lokalizacja nie ma znaczenia: wystarczy tylko wiercić wystarczająco głęboko, by sięgnąć do miejsc, w których ropa naftowa wciąż jeszcze powstaje. 120 W latach 80. XX wieku Gold przewidział, że można znaleźć ropę naftową w strukturze geologicznej zwanej z angielska Siljan Ring, głęboko w sercu Szwecji, i w tymże okresie przeprowadzono udane wiercenia, znajdując ropę w owej całkiem nieobiecującej „wyspie granitowej". Wielu geologów sceptycznie odnosi się do teorii Golda, lecz nie mogą zaprzeczyć, że znalazł on ropę tam, gdzie nie powinno jej być. Jeśli Gold ma rację, możemy przestać się martwić o zasoby ropy naftowej; wystarczy, że pokopiemy trochę głębiej. Dlaczego chmury nie spadają na ziemię? Chmury składają się z bardzo małych kropelek wody lub kryształków lodu, a czasem z ich mieszaniny. Powstają one wówczas, kiedy część powietrza się wznosi - zwykle kiedy stanie się cieplejsza i bardziej rozrzedzona niż warstwa leżąca wyżej. (Albo gdy powietrze napotka zbocze górskie, które wymusza wznoszenie). Ulega ono wówczas ochłodzeniu, aż w końcu uzyskuje stan zwany poziomem kondensacji. Kiedy poziom ten się ustali, powietrze osiąga stan nasycenia wilgocią i zawarta w nim para wodna zaczyna się skraplać, tworząc drobniutkie kropelki, tzw. kropelki chmurowe, a w rezultacie chmury. Gdyby więc „chmura miała spaść na ziemię, powietrze stopniowo ponownie by się nagrzało, przechodząc poza poziom kondensacji, i krople wody uległyby wyparowaniu, co oznaczałoby koniec istnienia chmury" - mówi Elizabeth Parr z British Meteorological (Met) Office. Mimo wszystko zdarza się zaleganie chmur na bardzo małej wysokości. Jak mówi dalej Parr: „Mgła to właściwie chmura przy powierzchni gruntu. Jednakże znikąd nie spadła - po prostu powietrze osiągnęło poziom kondensacji na bardzo małej wysokości. To oznacza, że uległo nasyceniu wilgocią bardzo nisko nad gruntem". 121 i Czy są jeszcze jakieś pierwiastki chemiczne 4 do odkrycia? Tylko 90 ze znanych pierwiastków chemicznych w sposób naturalny występuje w przyrodzie, z czego około jedna trzecia występuje w stanie niezwiązanym. Pozostałe spotyka się w związkach chemicznych. Jednakże nie powstrzymało to uczonych pragnących poprawiać naturę poprzez stwarzanie sztucznych pierwiastków. W czasie zimnej wojny naukowcy USA i ZSRR współzawodniczyli w dziedzinie znajdowania nowych pierwiastków, z coraz większą siłą wystrzeliwując wiązki atomów w tak zwane cele, czyli istniejące pierwiastki. Powstałe wówczas transuranowce (pierwiastki „poza uranem", który ma liczbę atomową 92) są tak niestabilne, że rozpadają się w kilka sekund. Pierwszym transuranowcem był neptun, odkryty w 1940 roku przez Amerykanina Eda McMillana. Następnie, przez ponad 25 lat prym wiódł Glenn Seaborg z uniwersytetu Ber-keley w Kalifornii, który znalazł nowe pierwiastki o numerach od 94 do 102. Obecny spis obejmuje 112 pierwiastków, brakują zaledwie dwa do Pierwiastka 114, Świętego Graala uczonych próbujących tworzyć nowe pierwiastki. Wykonane w latach 70. XX wieku obliczenia teoretyczne wskazują, że jeden z jego izotopów powinien być niezwykle stabilny. W 1999 roku fizycy z laboratorium w Dubnej ogłosili wprawdzie, że uzyskali Pierwiastek 114, lecz liczba neutronów w jego jądrze jest o 8 niższa od przewidzianej dla tego „magicznego", trwałego izotopu, podobnie jak w przypadku uzyskanego w jednym z laboratoriów Pierwiastka 116. Fakt, że transuranowce są tak efemeryczne, nie przekreśla ich walorów użytkowych. Pluton (liczba atomowa 94) jest znany ze swojej przydatności w produkcji broni jądrowej, natomiast ameryk (liczba atomowa 95) znalazł zostosowanie w czujnikach pożarowych do nadawania ładunku elektrycznego cząsteczkom dymu, co uruchamia alarm. 122 Czy słynnym naukowcom zdarzało się wywoływać - wielkie skandale obyczajowe? Wielu uczonych to prawdziwi maniacy interesujący się wyłącznie nauką, lecz niektórzy, często ci najwspanialsi, zadają kłam owemu wizerunkowi. Einstein miał magnetyczny wpływ na kobiety - podczas swoich dwóch małżeństw przeżywał liczne romanse i kiedyś oświadczył, że: „małżeństwo to nieudana próba przerobienia przypadku na coś trwałego". Z pierwszą wybranką swojego serca Milevą, ożenił się, kiedy wyszło na jaw, że zaszła z nim ciążę, a rozwiódł się już po nawiązaniu romansu ze swoją kuzynką Elsą. Wprawdzie drugie małżeństwo trwało aż do śmierci Elsy, lecz Einstein nie zaprzestał romansowania z innymi kobietami. Kim były i jak silne wzbudziły uczucia wciąż jest przedmiotem dyskusji historyków, lecz pisarze Ro-ger Higfield i Paul Carter znaleźli dowód, że należały do nich: jedna z sekretarek, Betty Newman, austriacka blond piękność Margarette Łebach i dwie bogate damy - Elsa Mendel i Estel-la Katzenellenbogen. A na dodatek: Alice Kahler, żona znanego niemieckiego historyka, powiedziała biografowi Einsteina, Denisowi Brianowi, że posiada zdjęcie Einsteina, na odwrocie którego wyraził on swój żal, że się ze sobą nie przespali. Nic dziwnego, że kochliwa natura Einsteina nie była w smak Elsie i że z tego powodu między małżonkami wybuchały gorące kłótnie. Podobnie reagowali mężowie kobiet, na które uczony zwrócił uwagę. Amerykański dramaturg Clif-ford Odets był tak wściekły na umizgi, jakimi Einstein obdarzał jego nowo poślubioną żonę, że wziął nożyczki i powycinał jego głowę ze zdjęć zrobionych podczas spotkania. Innym znanym kobieciarzem był Erwin Schródinger, austriacki fizyk i laureat Nagrody Nobla, którego równanie zapoczątkowało teorię kwantów. Ten genialny „okularnik", kiedy nie zajmował się równaniami różniczkowymi drugiego stopnia, rozwijał inne swoje zainteresowanie: seks. Jak twierdzi 123 biograf Schródingera Walter Morę, „oddawał się mu jako głównemu nienaukowemu zajęciu w swoim życiu". Dzienniki Schródingera pełne są wspomnień o romansach, po których pozostał rządek ciężarnych kobiet w całej Europie. W 1933 roku, uciekając przed nazistami - i kilkoma utarczkami z mężami - wylądował wreszcie w Institute for Advanced Studies w Dublinie, by tu pracować nad jednolitą teorią kosmosu. Wraz z nim przybyła jego żona, jego kochanka i jedno z wielu nieślubnych dzieci - z których wszystkie, jak beztrosko poinformował władze, miały być traktowane jednakowo. Kiedy zaś jego biuro zostało rozwiązane, zajął się zdobywaniem następnych kochanek. Plotka głosi, że swoich największych odkryć dokonał Schródinger w przerwach między intensywnymi sesjami miłosnymi z pewną kobietą w alpejskim szałasie. Także amerykański fizyk Richard Feynman, który w 1965 roku otrzymał Nagrodę Nobla, znalazł natchnienie w nagiej kobiecie. Mający trzy kolejne żony i niezliczone kochanki, Feynman był słynnym bywalcem kalifornijskich barów topless, w których podrywał girlsy, rozwiązując przy tym niesłychanie skomplikowane problemy wyższej matematyki. Było to przynajmniej tańsze niż romanse z żonami innych mężczyzn - o czym przekonały go sumy widniejące na rachunkach od rozwścieczonych mężów kobiet, które uwiódł. Płomienne romanse to domena nie tylko znakomitych uczonych-mężczyzn. Czwartego listopada 1911 roku Maria Skłodowska-Curie ujrzała swoje nazwisko przez całą okładkę Le Journal, jednego z najpoczytniejszych francuskich pism. „Historia miłosna: Madame Curie i profesor Langevin" głosił tytuł powyżej doniesienia o jej romansie z fizykiem Paulem Langevinem, jednym z najznakomitszych francuskich naukowców. Artykuł, napisany na podstawie pełnej oburzenia wypowiedzi teściowej Langevina, przedstawił Curie jako bezwstydną niszczycielkę ogniska domowego, która odwiodła swojego kolegę od żony i dzieci. Maria natychmiast wystosowała 124 dementi i w ciągu 24 godzin uzyskała uniżone przeprosiny. Jednakże nie dało się zaprzeczyć temu, że miała romans, i wkrótce gazety znowu ruszyły tym tropem. Dramat przybrał na sile, kiedy kilka dni później Maria została laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie chemii. List od członków komisji prawie sugerował, by nagrodę odrzuciła i nie przychodziła na ceremonię. Maria zignorowała list i na ceremonii się pojawiła. W końcu jednak rozgłos zrobił swoje i rozstała się z Langevinem. Ona powróciła do laboratorium, a on do żony, postarawszy się o nową, lecz mniej znaną kochankę. Co zrobić, jeśli podczas wycieczki złapie nas burza z piorunami? Co roku od uderzenia pioruna ginie wiele osób. Jeśli nie można szybko schronić się do domu lub samochodu, najlepiej znaleźć nisko położone miejsce, jak najdalej od drzew i napowietrznych kabli, odrzuciwszy wszelkie trzymane w rękach metalowe przedmioty - zwłaszcza parasol. Jeśli czujemy, że włosy stają nam dęba, to w krótkim czasie możemy się spodziewać uderzenia pioruna. W takim przypadku nie należy się kłaść: to może „sprowokować" piorun do uderzenia w serce i doprowadzić do natychmiastowej śmierci. Najlepiej kucnąć i skulić się, kładąc ręce na kolanach. To powinno skierować piorun do ziemi - po rękach, a nie przez serce - co uratuje nam życie i umożliwi opowiedzenie o wszystkim. Dlaczego lipiec jest najgorętszym miesiącem na półkuli północnej, skoro wówczas znajdujemy się • najdalej od Słońca? Rzeczywiście, w lipcu Ziemia znajduje się około 5 milionów kilometrów dalej od Słońca niż w styczniu. Jednakże, choć może to się wydawać dużo, stanowi tylko kilka procent promienia 125 orbity ziemskiej i ma niewielki wpływ na ilość uzyskiwanego przez nią ciepła. Znacznie ważniejszy jest efekt nachylenia osi Ziemi. Podczas letnich miesięcy półkula północna jest nachylona ku Słońcu, więc jego promienie padają na powierzchnię globu pod mniejszym kątem. W rezultacie ciepło słoneczne jest na tej półkuli bardziej skoncentrowane niż na południowej, co oznacza, że każdy metr kwadratowy powierzchni gruntu otrzymuje go więcej. A to zapewnia wyższą średnią temperaturę o tej porze roku. Dlaczego trampki zawsze tak brzydko pachną? Ten nieprzyjemny serowy zapach produkują miliony bakterii, które zagnieździły się w przepoconym trampku. Na stopach jest ponad 200 tysięcy gruczołów potowych, w takim tempie wydzielających pot podczas treningu, że może on przeinaczać tkaninę obuwia. Następnie tu już pozostaje i rozkłada się, tworząc istny raj dla bakterii. Eksperci z firmy Adidas twierdzą, że choć codzienne mycie stóp, staranne suszenie przerw między palcami i noszenie czystych skarpetek może wiele pomóc, nie jest w stanie całkiem zapobiec powstawaniu zapachu. Nie zalecają też prania tekstylno--skórzanego obuwia w pralce, gdyż można je całkowicie zniszczyć. Ile jest na świecie substancji chemicznych? Zdolność węgla do tworzenia łańcuchów oznacza, że liczba potencjalnych związków chemicznych opartych na węglu jest praktycznie nieskończona. Dotychczas zidentyfikowano ponad 4 miliony substancji, a co tydzień odkrywa się ich lub tworzy około 5 tysięcy. 126 Czy środki odkażające rzeczywiście zabijają wszystkie znane drobnoustroje? Oczywiście, jak twierdzą producenci. Jednakże ich oświadczenie lepiej brać z przymrużeniem oka. Jeśli silnych środków odkażających, takich jak wybielacze, doda się do kultury bakterii w laboratorium, to oczywiście wybiją wszystko, nawet wirusy, ale kiedy raz dziennie myje się naczynia ciepłą wodą z dodatkiem środków do zmywania lub raz w tygodniu wlewa wybielacz do sedesu, nie ma się co łudzić. Usunięcie drobnoustrojów kryjących się pod warstwami tłuszczu i przylepionych do ścianek sedesu jest raczej niemożliwe. Wybielacze i tak przestają działać mniej więcej po jednym dniu. A niektóre preparaty, w tym pachnące sosną płyny, w ogóle niczego nie uśmiercają. Istnieje tylko jeden sposób na pozbycie się wszelkich znanych drobnoustrojów: silne wyszorowanie powierzchni detergentem z bardzo gorącą wodą, by odskrobać podłoże, w którym gnieżdżą się bakterie, a następnie spłukanie wodą i polanie wybielaczem. Po takim zabiegu sedes jest tak czysty, że każdy szpital byłby z niego dumny. Ile elektryczności wytwarza się rocznie w wyniku łączenia jąder atomowych? Teoretycznie, reakcja syntezy jąder atomowych jest doskonałym źródłem energii. Zderzanie ze sobą jąder lekkich atomów, takich jak wodór i jego izotopy, przeprowadzane tak gwałtownie, że sklejają się one i wydzielają energię, rzeczywiście zapewnia dostęp do niewyczerpanych zasobów paliwa (na przykład wody morskiej), znikome odpady radioaktywne i ani śladu gazów cieplarnianych. Niestety, przez 50 lat ciągłych prób okiełznania tego źródła energii, dzięki któremu płoną gwiazdy, nie wyprodukowano w ten sposób nawet tyle elektryczności, by rozżarzyć' żarówkę. 127 Miliardy funtów wydano na odtworzenie na Ziemi takich warunków, jakie panują wewnątrz gwiazd, lecz nie udało się na tyle długo kontrolować łączenia jąder atomowych, by nadać potężnemu wypływowi energii odpowiednią formę. Temperatura niezbędna do tej reakcji wynosi niewyobrażalne 100 milionów stopni Celsjusza. Uczeni żartują między sobą, że „elektryczność z syntezy jąder, to sprawa na najbliższe 40 lat - i nigdy nie będzie inaczej". Władze państw zaczynają się niecierpliwić brakiem sukcesów. W 1998 roku USA ogłosiły, że wycofują się z międzynarodowych wysiłków okiełznania reakcji syntezy. Obecnie więcej energii elektrycznej można by uzyskać z dyskusji uczonych zaangażowanych w to przedsięwzięcie, niż z samej syntezy jąder. Czy obrazy w równoległych zwierciadłach odbijają się w nieskończoność? Teoretycznie tak, choć - z uwagi na grawitację - każde nowe •odbicie następuje odrobinę wolniej niż poprzednie. Ponadto w praktyce nie jest możliwe wyprodukowanie zwierciadła o doskonale gładkiej, jednolitej powierzchni, więc przy każdym odbiciu mała ilość energii zostanie rozproszona przez maleńkie nierówności szkła. Podobnie dzieje się z „obrazem w obrazie", kiedy to na przykład za spikerem telewizyjnym stoi telewizor nastrojony na kanał, na którym spiker występuje. Obraz w kolejnych obrazach ekranów w ekranie jest coraz mniejszy, a jednocześnie także jest coraz gorszej jakości, wskutek utraty energii na szlakach przesyłowych, konkretnie na kablach. Doktor Paul Alexander, fizyk z Cambridge, zauważa: „Jest to poważny problem w fizyce eksperymentalnej - szczególnie kiedy uczeni usiłują skonstruować przyrząd do określania wpływu grawitacji na światło". Następnie objaśnia: „Ten niewielki efekt można wykryć tylko na ogromnych dystansach, które zwykle symuluje się odbijając promień światła tam i z powrotem między zwierciadłami, 128 oraz po określonym czasie mierząc odchylenie promienia z kursu. Używane do tego lustra muszą być perfekcyjnie wykonane, dlatego wydaje się na nie olbrzymie pieniądze". Które ze zjawisk występujących na Ziemi • jest najgwałtowniejsze? Na naszej planecie regularnie występują wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi i huragany, pociągające z sobą śmierć dziesiątek tysięcy istnień ludzkich. Najgwałtowniejsze trzęsienie ziemi miało miejsce w 1906 roku w Ekwadorze. Osiągnęło 8,6 w skali Richtera i było równoważne wybuchowi 100 bomb wodorowych. Ale to jeszcze nic w porównaniu z największym w historii wybuchem wulkanu - na wyspie Tambora w Indonezji w 1815 roku - którego siłę można przyrównać do wybuchu 10 tysięcy bomb wodorowych. Nawet i ten wybuch jest jednak prawie niczym wobec „zwykłych" tropikalnych huraganów: w ciągu godziny mogą one wydzielić energię równą 100 tysiącom bomb wodorowych. Wprawdzie rozprasza się ona na rozległym obszarze, lecz mimo to nieźle uderza. Jest jednak pewne zjawisko naturalne bijące na głowę wszystkie wymienione. Upadek meteoru, który - jak się uważa - 65 milionów lat temu wybił dinozaury. Jak obliczono, wydzieliła się przy tym energia równoważna wybuchowi 10 milionów bomb wodorowych. Nic dziwnego, że dinozaury już się nie podniosły. f Czy wysokość nad poziomem morza mierzy się • podczas przypływu czy odpływu? Paul Riley z Ordnance Survey Office objaśnia, że poziom morza nieustannie się zmienia. Nie tylko podczas przypływów i odpływów, lecz także wskutek rozszerzania się i kurczenia 129 oceanów pod wpływem zmian temperatury. Powierzchnia mórz jest poza tym nierówna i ma kształt płytkich dolin i wierzchołków. Wyspy Brytyjskie leżą na przykład w „dolinie" głębokości 80 centymetrów. Z uwagi na taką zmienność, poszczególne kraje ustaliły swoje własne pomiary poziomu morza, które mogą nawet o 2 metry różnić się od wartości przyjętej globalnie. W Wielkiej Brytanii wysokość mierzy się w odniesieniu do wskaźnika pływów w Newlyn (Kornwalia), gdzie od 1915 do 1921 roku co godzinę mierzono poziom morza, by uzyskać średnią wartość. Choć wciąż bierze się pod uwagę pomiary według wskaźnika pływów, obecnie wszelkie prace Ordnan-ce Survey są dokonywane w oparciu o znacznie dokładniejszy system GPS. Dlaczego skały wewnątrz wulkanu są tak gorące? Najkrótsza odpowiedź brzmi: przyczyną jest promieniotwórczość. Wewnątrz Ziemi są zmagazynowane olbrzymie ilości promieniotwórczego uranu, toru i potasu, których ciepło rozpadu rozgrzewa wnętrze planety do bardzo wysokich temperatur. Płynne jądro Ziemi ma temperaturę około 4 tysięcy stopni Celsjusza, a około 95 procent globu ma ponad 1000 stopni. Taką temperaturę ma też większość law. Istnieje jednak kilka ich rodzajów - które stygną w różnym tempie, zależnie od natury stopionych skał, od tego ile gazu zawierają i czy miały do przebycia długą, krótką, prostą czy krętą drogę. Niektóre lawy, zwłaszcza mające dużo rozpuszczonych w sobie gazów (zwykle dwutlenku węgla), których obecność powoduje powstawanie porowatej izolującej powierzchni, zastygają grubą powłoką. Po powierzchni takich law można chodzić już po 8 godzinach. Tam, gdzie lawa wpływa do morza, jej powierzchniowa izolacja jest tak skuteczna, że woda w pobliżu pozostaje stosunkowo chłodna, nawet jeśli kilka centymetrów w głąb lawa jest rozpalona do białości. 130 Owymi izolacyjnymi właściwościami lawy można wytłumaczyć, dlaczego zdarza się, że oblane przez nią drzewa, samochody i budynki pozostają nietknięte długie minuty, zanim ostatecznie zapalą się płomieniem. To oczywiście dowodzi, że w pierwszej fazie nie dotarły do nich rozgrzane gazy. Dlaczego przedmioty pod wodą wydają się większe, • niż są w rzeczywistości? Wydają się one większe, gdyż pozornie znajdują się bliżej niż w rzeczywistości. Zwykliśmy oceniać wielkość i odległość obiektów, zakładając, że światło rozchodzi się po liniach prostych. Jednakże, kiedy promienie świetlne przechodzą z wody do powietrza, zmieniają kierunek (są załamywane). Kiedy zaś dotrą do naszych oczu, mózg przyjmuje, że odbiły się one od leżącego bliżej, większego obiektu. Z prawa załamania wynika, że przedmioty znajdujące się pod wodą powinny nam się wydawać o około 33 procent większe, niż są naprawdę. Jednakże ludzki umysł często „dostraja" wielkość tych przedmiotów i przy odrobinie praktyki możemy ich wymiary nieco zmienić. Doświadczeni nurkowie potrafią na przykład ocenić podwodny świat o wiele trafniej niż nowicjusze, a rybacy polujący z ościeniem na upatrzony przysmak automatycznie kompensują odchylenie. Czy trzęsienie ziemi można przewidzieć? Od ponad stu lat uczeni starają się określić zjawiska zapowiadające trzęsienie ziemi. Niektórzy próbowali kojarzyć duże trzęsienia ze wstrząsami wstępnymi, słabymi drganiami, które mogą być oznaką zbliżającego się uwolnienia nagromadzonej energii sejsmicznej. Inni starali się dostrzec jakieś prawidłowości w występowaniu wielkich trzęsień, uważając je za przejawy regularnych cykli. 131 W 1975 roku uczeni z Chin zaskoczyli świat swoim sukcesem: nie tylko prawidłowo przewidzieli trzęsienie ziemi, lecz także uratowali życie tysiącom ludzi, których dzięki ostrzeżeniu udało się ewakuować w bezpieczne miejsce. W Haicheng w Mandżurii, 3 lutego 1975 roku wystąpił szereg drobnych wstrząsów. Chińscy geofizycy uznali to za zapowiedź czegoś znacznie poważniejszego i ogłosili ostrzeżenie o mającym wystąpić w ciągu 2 dni silnym trzęsieniu ziemi. Nie wiadomo na pewno, jaka była reakcja władz. Niektórzy informowali o rozpoczęciu masowych ewakuacji, inni zaś utrzymują, że bezskutecznie wypatrywali jakichkolwiek znaków, że takowa rzeczywiście nastąpiła. Bezsporne jest natomiast to, że faktycznie w niecały dzień po ostrzeżeniu targnęły ziemią potężne wstrząsy o sile 7,3 w skali Richtera. Niektórzy sejsmolodzy obwołali zapowiedź trzęsienia ziemi w Haicheng pierwszą udaną próbą przewidzenia wielkiego wstrząsu i to taką, dzięki której udało się uratować życie tysiącom ludzi. Wielu pozostaje jednak sceptycznych, mówiąc, że kilka miesięcy wcześniej chińscy sejsmolodzy, na podstawie podobnego zjawiska, podali ostrzeżenie, a przewidywany wielki wstrząs nie nastąpił. Ów brak pojedynczego, dobrze określonego sposobu przewidywania trzęsień ziemi sprawił, że środowisko sejsmologów podzieliło się na tych, którzy uważają, że trzęsienia ziemi są z natury swojej nieprzewidywalne, oraz tych, którzy mają nadzieję je przewidywać - wystarczy tylko przeprowadzić więcej badań i włożyć w to znacznie więcej funduszy niż obecnie. Sceptycy wskazują na coraz mocniejsze dowody, że trzęsienia ziemi to „samoorganizująca się katastrofa" (SOK) -podobnie jak lawina, zjawisko, w którym nawet najmniejsze zakłócenie może prowadzić do katastrofalnych zmian, jeśli tak jest faktycznie, łatwo zrozumieć, dlaczego trzęsienia ziemi są tak nieprzewidywalne: podejmowane próby można przyrównać do zgadywania, które ziarenko piasku wywoła lawinę na kopcu piasku. 132 Zarówno symulacje laboratoryjne, jak i analizy zapisów dawniejszych trzęsień potwierdzają hipotezę, że są to zjawiska typu SOK, a więc z natury nieprzewidywalne. Istnieje jeszcze inne, prostsze wyjaśnienie, dlaczego prognozowanie trzęsień jest tak trudne: naprawdę wielkie wstrząsy zdarzają się bardzo rzadko. Mniej więcej raz na 50-100 lat potężne trzęsienie ziemi dotyka duże miasto wielkości Tokio czy Los Angeles. Tak więc, wszelkie systemy prognozowania łączą się z ryzykiem, że alarm będzie fałszywy - po prostu dlatego, iż najbardziej prawdopodobne jest niewystąpienie wstrząsu. Wyniki obliczeń sugerują, że system przewidywania wstrząsów byłby wiarygodny dopiero wówczas, gdyby wynikające z niego prognozy sprawdzały się 100 razy lepiej niż prognozy pogody. Cóż, jak dotychczas przewidywanie trzęsień ziemi ma wiele wspólnego z wróżeniem z fusów. Czy budynki mogą być całkiem odporne • na trzęsienia ziemi? Trzęsienie ziemi sprawia, że budynki kołyszą się, więc konstruktorzy opracowali sposoby wygaszania tych ruchów. Niektóre drapacze chmur buduje się na gumowych nośnikach; inne mają na samej górze kontrolowane komputerowo układy przeciwwag, powstrzymujących kołysanie. Niestety, póki co tylko jednemu rodzajowi budynków udało się przetrwać niezliczone trzęsienia: tradycyjnej japońskiej pagodzie. W ciągu 1400 lat zawaliły się tylko dwie z około 500 tych drewnianych budowli. Sekret polega na konstrukcji kolejnych pięter, które nie są ze sobą połączone na stałe, lecz mogą się przemieszczać; przed rozleceniem się chroni pagodę potężny biegnący przez środek filar. Podczas trzęsienia ziemi poszczególne piętra przemieszczają się, ale niszcząca energia zostaje bezpiecznie odprowadzona do ziemi. 133 Czy możemy pić „ciężką wodę"? • Woda składa się z cząsteczek zawierających dwa atomy wodoru i jeden atom tlenu. Istnieją różne rodzaje (izotopy) wodoru: zwykły „lekki" wodór i dwa „ciężkie". Woda zawierająca ciężki wodór, a więc tak zwana ciężka woda, nie nadaje się do picia. Izotopy różnią się liczbą protonów i neutronów w jądrach atomowych. Jądro lekkiego wodoru (H) ma tylko jeden proton, ale ciężki wodór deuter (D) ma już jeden proton i jeden neutron, natomiast tryt (T) jeden proton i dwa neutrony. Woda zawierająca deuter spowalnia reakcje chemiczne, a więc i metabolizm. Tryt jest jeszcze groźniejszy - jako substancja promieniotwórcza emituje cząstki beta (elektrony poruszające się prawie z prędkością światła). Kiedy cząstki te wchodzą w kontakt z żywą tkanką, oddają swoją energię, powodując olbrzymie zniszczenia. Duża dawka cząstek beta powoduje chorobę popromienną, prowadzącą nawet do śmierci. Dlaczego kolor czerwony zawsze sygnalizuje « niebezpieczeństwo lub konieczność zatrzymania się? Na znakach „stop", w światłach hamulcowych i na wszystkich skrzyżowaniach kolor czerwony zawsze oznacza niebezpieczeństwo lub nakazuje zatrzymanie się. Konwencja ta wywodzi się prawdopodobnie ze starego flagowego systemu sygnalizacji morskiej, uznanego obecnie za międzynarodowy. Kiedy na okręcie dzieje się coś, co zagraża bezpieczeństwu, na przykład załadunek amunicji, wywiesza się czerwoną flagę ostrzegawczą. Dlatego w XIX wieku w Wielkiej Brytanii wybrano kolor czerwony jako sygnał „stop" na przejazdach kolejowych i wszelkiej sygnalizacji na kolei. Dotyczy to także świateł sygnalizacyjnych, zainstalowanych w 1868 roku przed Parlamentem Brytyjskim. Istnieją także głębokie przyczyny psychologiczne, dla 134 których wybiera się kolor czerwony na oznaczenie zatrzymania lub niebezpieczeństwa. Czerwień, będąca kolorem podstawowym na końcu długich fal widma optycznego, jest widoczna z większej odległości niż inne barwy. Możemy także być na nią wrażliwi, gdyż taki kolor ma krew. Eksperymenty wykazują, że szybkość przemiany materii w naszym organizmie zwiększa się o 13 procent, kiedy patrzymy na kolor czerwony, a w obecności czerwonego światła siła uścisku dłoni wzrasta o prawie 20 procent. Któremu z pasożytów należy przyznać pierwszeństwo • w dokuczaniu człowiekowi? Jeśli rozpatrywać rzecz w kategoriach pasożyta najpowszechniej występującego, tytuł zwycięzcy należałoby przyznać gatunkowi obleńca Trichinella spiralis (włosień kręty). Skupiska włosieni, z których każdy osobnik ma długość do 3,5 milimetrów, żyją w jelitach około jednej czwartej populacji ludzi na świecie - to znaczy około 1,5 miliarda osób. W skrajnych przypadkach setki, a nawet tysiące włosieni mogą całkowicie zablokować jelita lub spowodować krwawienia, jeśli larwy migrują do innych części ciała. Tasiemiec nieuzbrojony, czyli Taenia saginata, otrzymałby nagrodę w kategorii najdłuższego pasożyta człowieka -poszczególne osobniki mogą osiągać długość nawet 6 metrów. Jeśli jako kryterium przyznania pierwszeństwa pasożytowi przyjęto by skutki epidemiologiczne, to nagrodę uzyskałyby wspólnie: żerująca na szczurach pchła Xenopsylla cheopsis -odpowiedzialna za roznoszenie zarazy morowej - oraz pasożyt malarii. Jak powstaje sól kamienna? • Sól kamienna, czyli halit to bardzo pospolity minerał, który znajduje się wszędzie, na całym świecie, i którego podróż 135 z głębin Ziemi na nasz stół zaczęła się miliony lat temu. Bogate złoża soli kamiennej uformowały się na dnie płytkich prehistorycznych mórz, które pokrywały naszą planetę. Z czasem morza te powoli się wycofywały, pozostawiając rozległe słone jeziora, które następnie zostały pokryte warstwami osadów. Złoża halitu pod powierzchnią ziemi mogą mieć miąższość od kilku do prawie 30 metrów i znajdować się bardzo głęboko. W Wielkiej Brytanii halit zalega szerokim pasem od Irlandii Północnej, przez Cheshire i Cleveland po północno-wschodnie wybrzeże. Na suchych obszarach sól ma tendencję do nawarstwiania się, z uwagi na wzmożone parowanie i znikome wymywanie. Sól kamienna może także występować w postaci słupów solnych zwanych diapirami. Powstają one w wyniku wysadzania podziemnych warstw tego minerału. Jeśli taki wysad przebija leżące nad nim skały lub skały te ulegną erozji, złoże soli zostaje odsłonięte. Sól kamienna stanowi nie tylko wartość samą w sobie, lecz także służy jako źródło informacji; geologowie poszukujący ropy naftowej szukają złóż soli w nadziei, że te zaprowadzą ich do ropy i gazu. Z uwagi na swą nieprzepuszczalność, halit zapobiega przenikaniu ropy i gazu do innych warstw, a więc uszczelnia naturalne podziemne rezerwuary, przyczyniając się do nagromadzania się tych cennych surowców mineralnych. f Która kometa ostatnio o mało co • nie uderzyła w Ziemię? W czerwcu 1770 roku francuski astronom Charles Lexell odkrył kometę poruszającą się z prędkością 140 tysięcy kilometrów na godzinę, zmierzającą wprost ku Ziemi. Dwa tygodnie później zbliżyła się ona niebezpiecznie - zaledwie 2,25 miliona kilometrów od kursu zderzenia, które zmiotłoby życie z powierzchni naszej planety. 136 Niektóre planetoidy - fragmenty skal krążące wokół Słońca głównie między orbitami Marsa i Jowisza - zbliżają się ku nam jeszcze bardziej. W maju 1996 roku jedno z tych ciał niebieskich, o nazwie katalogowej JA1, przeleciało koło Ziemi w odległości 450 tysięcy kilometrów. Jego prędkość wynosiła 80 tysięcy kilometrów na godzinę, a średnica 300 metrów. Upadek takiej planetoidy dokonałby na Ziemi zniszczeń porównywalnych z wybuchem 3 tysięcy bomb wodorowych. Astronomowie stale wypatrują innych potencjalnie niebezpiecznych planetoid - następne zbliżenie przewidywane jest na październik 2086 roku, kiedy to jedna z nich minie Ziemię w odległości 730 tysięcy kilometrów. Które miejsce w Europie jest najbardziej zagrożone • wielkim trzęsieniem ziemi i dlaczego właśnie to? Dokładny mechanizm trzęsień ziemi jest nadal tajemnicą. Kilka lat temu Mark Zoback, geofizyk ze Stanford University, napisał: „Nie mamy w zasadzie pojęcia o tym, na czym polegają trzęsienia ziemi. Po wszystkich tych latach wciąż niewiele wiemy". Wiadomo natomiast z pewnością, że trzęsienia ziemi w znacznym stopniu wynikają z powstawania naprężeń w skorupie ziemskiej wzdłuż kontynentalnych granic płyt tektonicznych, przez co właśnie te obszary są najbardziej narażone na wstrząsy, zarówno małe, jak i wielkie. W Europie takie strefy sejsmiczne znajdują się pod granicą płyty Eurazjatyckiej z Afrykańską i Arabską, przebiegającą wzdłuż wybrzeży Morza Śródziemnego i Czerwonego. Zagrożone są więc takie miasta, jak: Ateny, Ankara, Bukareszt, Lizbona, Mediolan, Neapol i Rzym. Wstrząsy zdarzają się też często w okolicach Alp i Pirenejów, gdzie warstwy geologiczne ulegają ściskaniu i wypiętrzaniu. Każdego dnia w południowej Europie występuje tak wiele małych trzęsień ziemi, że we Włoszech są one wymieniane w telegazecie. Najbardziej prawdopodobne jest wystąpienie 137 wielkiego trzęsienia w tych właśnie strefach, lecz sejsmolodzy nie potrafią określić, gdzie dokładnie należy się go spodziewać i nie ma wśród nich zgody na ten temat. Niech się jednak nie wydaje, że ludzie mieszkający poza obszarami o zwiększonej aktywności sejsmicznej mogą spać spokojnie: co roku w Wielkiej Brytanii występuje od 300 do 400 trzęsień ziemi. W 1990 roku jedno z nich osiągnęło 5,2 w skali Richtera. . Czy prognostycy mogą przewidywać pogodę • z kilkuletnim wyprzedzeniem? Meteorolodzy twierdzą, że potrafią podać wiarygodne prognozy pogody na około 10 lat. Problem w tym, że już bardzo mały błąd w pomiarach u podstawy obliczeń gwałtownie narasta, szybko pozbawiając prognozę dokładności. Nie znaczy to wcale, że uczeni nie potrafią powiedzieć, jak będzie się kształtowała pogoda na Wyspach Brytyjskich czy w Polsce w przyszłym roku: na przykład można iść o zakład, że w grudniu będzie zimniej niż w lipcu. To uzmysławia nam różnice między klimatem - długoletnim wzorcem pogody -i samą pogodą, na którą składają się te warunki, jakie panują na danym obszarze w określonym dniu. Uczeni udowadniają, że potrafią przewidzieć nieco więcej niż tylko to. Umieją oni wykazać związek między temperaturą Atlantyku a efektem atmosferycznym, zwanym „oscylacjami północnoatlantyckimi", balansującym między dwoma różnymi stanami pogody: jeden charakteryzuje się ciepłymi i wilgotnymi zimami w Europie, drugi zaś suchymi i zimnymi. W 1999 roku naukowcy z Meteorological Office w Brack-nell, sporządzający modele klimatu, odkryli, że znajomość temperatury powierzchni Atlantyku pozwala dwa razy na trzy przewidzieć wystąpienie „oscylacji północnoatlantyckich" (a bardzo silnych „oscylacji" trzy razy na cztery). Ponieważ w dodatku uważają, że potrafią przewidywać tę temperaturę 138 bardzo dokładnie na kilka lat do przodu, twierdzą również, że powinno im się udać prognozowanie „oscylacji północnoatlantyckich" - a więc typu pogody zimowej w Europie. , Dlaczego w pobliżu drapaczy chmur zawsze wieje? Przyczyną tego jest fakt, że drapacze chmur działają jak olbrzymie żagle, zmieniające kierunek wiatru, wiejącego niezauważalnie na poziomie naszych głów, czyli blisko ziemi. Wysoko zaś nie ma wielu obiektów mogących spowolnić wiatr, więc wieje on tam niekiedy trzy razy silniej niż przy gruncie. Kiedy trafia na drapacz chmur, skręca i uderza w ziemię u podstawy budynku, tworząc potężne wiry. One właśnie zrywają nam z głów kapelusze i wyrywają z rąk parasole, a zimą odmrażają policzki. Dlaczego rozkrojone jabłko brązowieje? • Kiedy wnętrze rozkrojonego jabłka zostanie wystawione na działanie powietrza, zaczyna się utlenianie kwasu garbnikowego (taniny), substancji chemicznej nadającej jabłkom lekko kwaśny smak. W połączeniu z tlenem substancja ta zmienia się w polifenole, które mają kolor brązowy - czyli im dłużej kawałek jabłka będzie poddawany działaniu powietrza, tym bardziej ściemnieje. Tanina znajduje się w wielu owocach i warzywach, więc by produkty w supermarketach wyglądały świeżo, wymyślono opakowania wypełnione specjalnymi gazami, które spowalniają zmianę koloru. r Co to są superwulkany? • Zostawiwszy w spokoju planetoidy, uczeni wzięli się ostatnio za nakłanianie rządów do rozpoczęcia poszukiwań tego, co uważają za znacznie większe zagrożenie dla ludzkości - superwulkanów 139 i wywołanej przez nie „zimy wulkanicznej". Raport Geological Society podaje, że superwulkany, z których co najmniej cztery nadal istnieją, mogą spowodować globalne zniszczenia. Wulkany takie powstają w wyniku nagromadzenia się pod powierzchnią Ziemi olbrzymiego jeziora magmy. Ciśnienie gazów w stopionych skałach narasta tak długo, aż wreszcie magma tryska nad powierzchnię w kilku miejscach, z siłą 100 razy większą niż przy normalnej erupcji. Z wulkanu zostaje tylko kaldera - zagłębiony w ziemi krater komory magmowej - w kształcie olbrzymiej doliny. Taką kaldera jest na przykład park Yellowstone. Ma ona prawie 70 kilometrów długości i około 29 kilometrów szerokości, co czyni zeń największy pojedynczy aktywny system wulkaniczny na Ziemi. Aż dotąd uczeni uważali, że istniejący tu superwulkan jest wygasły; obecnie jednak określili czas ostatnich trzech wybuchów: 2 miliony lat temu, 1,2 miliona lat temu i 600 tysięcy lat temu - tak więc teraz można się spodziewać wybuchu w każdym momencie. Wybuch superwulkanu spowodowałby wyrzucenie w powietrze słupa gazu i pyłu aż do stratosfery i wydzielenie dwutlenku siarki, z którego w połączeniu z kropelkami wody powstanie kwas siarkowy. Ten z kolei będzie odbijał promienie słoneczne i obniżał temperaturę globu. Wskutek tego wyginą rośliny i zapanuje ogólnoświatowy głód. Niektórzy eksperci od genetyki twierdzą także, iż to się już stało. Około 74 tysięcy lat temu globalna populacja ludzi została zredukowana do 70 tyś. osób, co spowodowało zmniejszenie się różnorodności naszego DNA. Ostatni wybuch superwulkanu (jezioro Tobą na Sumatrze) nastąpił właśnie około 74 tysięcy lat temu. Czyżby to była przypadkowa zbieżność? Profesor Bili McGuire, kierownik Hazard Research w Uni-yersity College w Londynie i autor Apokalipsę: A natural history of global disasters, tak wypowiada się na temat prawdopodobieństwa wybuchu superwulkanu: „Przed tym wydarzeniem pojawi się mnóstwo zjawisk ostrzegawczych, lecz mogą one wystąpić w słabo zamieszkanych regionach, tam, gdzie nie prowadzi się obserwacji. Mam stuprocentową pewność, że 140 taki wybuch się zdarzy. W przeszłości katastrofy naturalne praktycznie zmiotły populację ludzi z powierzchni Ziemi. Przy najgorszych prognozach może wystąpić trwająca 2 lata noc i globalny głód. Statystycznie możemy jednak wnioskować, i to jest dla nas bardzo pocieszające, że natura niekoniecznie musi zadziałać w ten sposób". Czy możliwe jest wyhodowanie ludzkiej skóry w laboratorium? Tak. Pierwsza na świecie sztucznie wyhodowana tkanka ludzka pojawiła się całkiem niedawno, znajdując zastosowanie w leczeniu owrzodzenia stóp. Wyhodowano ją ze skóry niemowlęcej, odciętej podczas obrzezania. Cały proces produkcji odbywa się przy użyciu cienkiej siatki z polimerowej nici stosowanej do zaszywania ran, z wszczepionymi komórkami skóry. Komórki rosną na siatce, która z czasem się rozpuszcza, a skórę przycina się do kształtu leczonej rany. Torebki z komórkami skóry stosuje się także jako „żywe bandaże", którymi opatruje się poważne oparzenia, wspomagające i przyśpieszające regenerację własnej skóry pacjenta. Inne tkanki, których sztuczną hodowlę opracowuje się w laboratoriach tkankowych, to więzadła, kości i chrząstki; ostatnim osiągnięciem jest laboratoryjne wyhodowanie ludzkiego ucha. Obecnie badacze przymierzają się do ostatecznego wyzwania - wyhodowania naturalnych stawów biodrowych, które można by wstawiać pacjentom zamiast sztucznych. Dlaczego można „strzelać z bicza"? • Po prostu powstaje wówczas niewielki grom naddźwiękowy. Pomachajmy kawałkiem jakiegoś sznurka, a wykona on ruch falisty, który rozejdzie się wzdłuż niego. „Strzał" jednak się 141 nie rozlegnie, gdyż prędkość tego ruchu nie jest wystarczająco duża, natomiast z powodzeniem możemy strzelić z bicza, gdyż zwęża się on ku końcowi. Wskutek tego energia początkowego machnięcia jest przekazywana coraz cieńszym częściom bicza, z których każda porusza się przez to szybciej niż poprzednia. Kiedy ruch dotrze do końca, jego prędkość przekracza już prędkość dźwięku, powodując powstanie gromu naddźwiękowego. Czy w środku Ziemi można osiągnąć • stan nieważkości? Jest to pytanie, z którym musiał się zmagać sam Isaac Newton po sformułowaniu swojego prawa grawitacji. Rozwiązanie tego problemu wymaga sporej dozy wyższej matematyki, lecz wynik rozważań jest dość prosty. Czy jesteśmy na Ziemi - poza nią, na niej lub w jej wnętrzu - czujemy siłę przyciągania wytwarzaną przez masę, jaka znajduje się między nami a centrum globu. Tak więc, gdybyśmy byli nieskończenie małą kropką w samym centrum Ziemi, to prawdą jest, że osiągnęlibyśmy stan nieważkości. Frajda z tego byłaby niewielka, gdyż trzeba by sobie radzić z całą tą rozpaloną magmą i płynnym żelazem tuż nad głową, naciskającymi pod działaniem grawitacji. W dodatku z praktyki wynika, że wszystko ma jakieś wymiary, więc niestety, nawet w centrum Ziemi odczuwalibyśmy działanie grawitacji. Dlaczego z niektórych naczyń woda wylewa się dobrze, a z innych się rozlewa? Nie ma znaczenia, jak ostrożnie staramy się wylewać wodę z niektórych szklanek, zawsze kończy się to jej ściekaniem po ściance i rozlewaniem po stole. Problem w tym, że kiedy ciecz 142 się wylewa, na dolnej powierzchni płynącej warstwy wytwarza się niższe ciśnienie niż na górnej - i strumień cieczy zawija się w stronę ścianki naczynia. Zaskakujące, że większe szansę na nierozlanie cieczy mamy, wylewając ją szybkim, zdecydowanym ruchem - nadając jej wystarczający pęd, by przezwyciężyła efekt różnicy ciśnienia. Z pewnością pomaga w tym specjalnie ukształtowany dzióbek, pozwalający na wylanie wystarczającej ilości cieczy z taką prędkością, że uda się uniknąć kapania. W 1998 roku studentka wzornictwa Damini Kumar z londyńskiego South Bank University opatentowała czajniczek ze specjalnie rowkowanym dzióbkiem, który, jak twierdzi projektantka, całkowicie zapobiega kapaniu.W jaki sposób działa pompa osmotyczna, używana • przez nurków pracujących w głębinie morskiej? Jeśli mamy dwa roztwory - powiedzmy wodę morską i słodką - ich cząsteczki oddzielone od siebie błoną półprzepuszczalną będą przenikały przez błonę tak długo, aż ich stężenie po obu stronach błony będzie jednakowe. Proces ten nazywamy osmozą - i poprzez jego odwrócenie - z wody morskiej można uzyskać wodę słodką. Taka odwrócona osmoza wymaga zastosowania ciśnienia, które zmusiłoby wodę morską do przejścia przez błonę półprzepuszczalną i pozostawienie wszystkich rozpuszczonych w niej soli po jednej stronie błony, tak by na drugą stronę przedostała się czysta, słodka woda. Potrzeba do tego około 70 atmosfer, a zestaw do wytwarzania odwróconej osmozy zawiera ręczne pompy zapewniające uzyskanie takiego ciśnienia. Poprzez błonę półprzepuszczalną nie mogą przeniknąć nawet najmniejsze wirusy, więc wyprodukowana w ten sposób woda jest niezwykle czysta i smakuje jak destylowana. ROZDZIAŁ 6 Historia, - obrzędy i kulturaxx145 W czym przeliczył się Guy Fawkes? Po pierwsze, było mało prawdopodobne, że Izba Lordów przestanie istnieć, nawet gdyby 4 listopada 1605 roku nie złapano Guya Fawkesa na gorącym uczynku. Przyczyna? Obecnie uważa się, że proch strzelniczy, jakim zamierzali się posłużyć Fawkes i jego ludzie, był tak wilgotny i tak kiepskiej jakości, iż mogliby uzyskać nie więcej niż zmoknięty fajerwerk. Lepszym pytaniem byłoby: dlaczego właściwie Fawkes był wplątany w spisek pozbycia się króla Jakuba I i jego rządu? Sprawa miała podłoże czysto religijne. Fawkes był członkiem grupy katolików zwanych rekuzantami, z której wywodziła się większość spiskowców. Wielu z nich szybko schwytano i za zdradę powieszono, a następnie poćwiartowano. Ciekawe, że Guy Fawkes urodził się protestantem i przeszedł na katolicyzm dopiero wówczas, kiedy jego matka wyszła za mąż za rekuzanta. Gdy go pojmano, początkowo powiedział tym, którzy go schwytali, że nazywa się John Johnson, ale później, na torturach wyznał prawdę. Co zainspirowało powstanie Apokalipsy św. Jana? • Istnieje teoria mówiąca, że „Antychrystem", centralną postacią Apokalipsy, jest Neron. Wprawdzie w 68 roku naszej ery zmuszono go, by podciął sobie gardło, lecz oczekiwano, że powróci z zaświatów i na czele armii przybędzie ze wschodu, odzyskać swój tron. Opisany w Apokalipsie zajadły atak 147 na Rzym sugeruje, że jej autorem był przypuszczalnie Jan, twórca czwartej Ewangelii - tuż po masakrze chrześcijan w ostatnich latach panowania Nerona i po wojnie żydowskiej w 60 roku naszej ery. Jest jeszcze jeden drobny fakt, który, jak uważają niektórzy, silnie przemawia za tą teorią - jeśli hebrajskim literom imienia Nero Caesar przypisać wartości numerologiczne, to uzyska się liczbę 666. Czy choć trochę posunęliśmy się do przodu «: w poszukiwaniach zaginionego świata Atlantydy? Legenda o Atlantydzie datuje się przynajmniej z czasów greckiego filozofa Platona, który 2400 lat temu twierdził, że Atlantyda była niegdyś wyspą leżącą „poza Słupami Herkulesa", a więc obecną Cieśniną Gibraltarską. Jej mieszkańcy byli wielcy i potężni, lecz zarówno ich samych, jak ich piękne miasta pochłonęła morska głębia po trzęsieniu ziemi około 9600 roku przed naszą erą. Archeolodzy znaleźli ślady rozmaitych miejsc mogących uchodzić za ślady dotkniętej katastrofą kultury Atlantów. Niektóre z nich bardzo dobrze pasują do opisu Platona, lecz większość ma z nim mało wspólnego. Wielu badaczy uważa, że Platon źle podał położenie geograficzne i że prawdziwa Atlantyda to starożytna cywilizacja minojska z Krety. Około 1600 roku przed naszą erą wybuch wulkanu na wyspie Thera (Santoryn), wywołał olbrzymie tsunami wysokości ponad 90 metrów, które zatopiło pobliską Kretę. Inni, głównie Rosjanin Wiaczesław Kudriawcew, twierdzą, że Atlantyda leżała bardziej na północ, niż podał Platon - uważając, że mogła znajdować się tuż przy południowym krańcu Kornwalii. Wiarygodne poparcie dla lokalizacji podanej przez Platona pojawiło się w 1996 roku, kiedy to zbadano kamień, najwyraźniej obrobiony rękami człowieka, znaleziony na dnie morza 148 w pobliżu wyspy Bimini na Bahamach. O powiązaniach między Bimini a Atlantydą usłyszano po raz pierwszy w 1968 roku, kiedy to miejscowy nurek odkrył u północnozachodnich wybrzeży wyspy tajemniczą „drogę" w kształcie litery „J", zbudowaną z ciasno ułożonych kamieni. Wyprawa archeologiczna, wysłana w te okolice w 1975 roku, znalazła sztucznie obrobione kamienie ze skomplikowanymi wpustami oraz marmurowe kolumny, jakich nigdy nie wdziano na Bahamach. W 1996 roku podczas badań, przeprowadzonych przez uczonych z Building Research Establishment w pobliżu Wat-ford (Wielka Brytania), w próbkach pobranych ze stanowiska znaleziono maleńkie ilości złota. Sceptycy przekonywali, że kolumny były po prostu dekoracją przeznaczoną do ozdoby domów bogatych plantatorów w Ameryce, lecz wypadły ze statków, kiedy te tonęły. Testy przeprowadzone na próbkach wykazały obecność śladów klinkieru cementowego, co sugeruje, że kolumny wykonano w początkach XIX wieku, kiedy to opracowano proces produkcji nowoczesnego cementu portlandzkiego. Jakie były dalsze losy małej dziewczynki z tego słynnego zdjęcia, na którym pokazano, • jak ucieka ze swojej wioski w Wietnamie? Ta mała dziewczynka nazywa się Phan Thi Kim Phuc. Miała 9 lat, kiedy sfotografowano ją podczas ucieczki z Tramg Bang koło Sajgonu, zbombardowanego bombami napalmowymi. Po zrobieniu zdjęcia (uhonorowanego nagrodą Pulitzera) fotograf Nick Ut zabrał Kim do szpitala, gdzie przez 14 miesięcy leczono oparzenia pokrywające jej ciało. Następnie Kim przeniosła się do Kanady, gdzie - mając już prawie 40 lat -mieszka do dzisiaj z mężem i dwójką dzieci. W 1997 roku z ramienia UNESCO Kim została ambasadorem w Wietnamie, a niedawno przybyła na otwarcie wystawy prac Nicka Uta w Science Museum w Londynie. Na wystawie, zatytułowanej „The Making of tnę Modern World" znalazło 149 się owo słynne zdjęcie z 8 czerwca 1972 roku i aparat, którego użył wówczas Ut. Czy to prawda, że Eskimosi znają setki słów • na określenie śniegu? Jest to jeden z tych wielkich mitów, w którym tkwi ziarnko prawdy. To prawda, że w języku inuickim, używanym przez większość Eskimosów, jest wiele sposobów określania śniegu, lecz wszystkie nazwy tworzy się od czterech podstawowych słów: aput (śnieg na ziemi), gana (śnieg padający), piąsirpoą (śnieg nawiewany) i ąimuąsuą (zaspa śnieżna). Liczbę tę można zwiększyć, dodając słowa z innych języków eskimoskich, lecz nigdy nie sięgnie ona setek. Jeśli zliczyć wszystko, co na temat śniegu znajduje się w eskimoskich słownikach, to uzyska się liczbę około 24 - co może brzmi imponująco, dopóki nie policzy się różnych, kojarzących się ze śniegiem słów w języku angielskim, których jest co najmniej 30. Podobny mit narodził się w odniesieniu do greki, o której się mówi, że ma cztery różne słowa na określenie miłości. Romantyczna uwaga, ale to wszystko, bowiem badania przeprowadzone przez Steve'a DeRose'a w amerykańskim Brown University pozwoliły zidentyfikować 19 różnych angielskich słów o miłości, począwszy od adoracji po pożądanie. Faktem jest, że język angielski ma większą liczbę słów, niż jakikolwiek inny język na świecie, dzięki czemu stwarza znacznie lepsze możliwości wyrażania dowolnej myśli z doskonałą dokładnością. Czy Jezus istniał naprawdę? W tej kwestii nie musimy wierzyć na słowo chrześcijanom. Sami Rzymianie mają bowiem w swoich zapiskach wzmiankę o „wichrzycielu" w Ziemi Świętej imieniem Jezus. 150 Historyk Tacyt, piszący około 70 lat po domniemanej śmierci Chrystusa, wspomina o istnieniu grupy ludzi zwanych chrześcijanami, których cesarz Neron oskarżał o spalenie Rzymu w 64 roku naszej ery. „Nazwa tej grupy pochodzi od imienia Chrystusa, którego stracił prokurator Poncjusz Piłat za panowania Tyberiusza" -wyjaśnia Tacyt, a następnie opisuje, jak ów Chrystus stworzył w Judei „chwilowo wykorzeniony szkodliwy zabobon", który w końcu rozprzestrzenił się po całym cesarstwie i dotarł do samego Rzymu. Co się działo, kiedy chrześcijaństwo dotarło do Rzymu, krótko opisuje inny historyk, Swetoniusz, w biografii cesarza Klaudiusza, napisanej także około 100 roku naszej ery. Według słów Swetoniusza, człowiek imieniem Chrystus wzniecił takie niezadowolenie wśród Żydów, że Klaudiusz zdecydował wykorzenić jego nauki zewsząd, a na koniec także z Rzymu. Także w literaturze tego okresu pojawiają się przy różnych okazjach rozmaite wzmianki o Jezusie. Józef Flawiusz, historyk cesarza Domicjana, wspomina o człowieku imieniem Jakub, „bracie Jezusa, którego zwano Chrystusem". Krótko mówiąc, na tyle, na ile pewne jest coś, co działo się 2 tysiące lat temu, możemy stwierdzić, że mniej więcej między 26 a 36 rokiem naszej ery w Ziemi Świętej żył człowiek imieniem Jezus, którego wyznawcy później przysporzyli mnóstwo kłopotów Rzymianom. Kim był w rzeczywistości Hamlet? Odpowiadając jednym słowem, nikim. Opowieść o wielkim Duńczyku, czyli o duńskim księciu, wzięła swój początek z popularnej sagi, przekazanej przez Snaebjórna, islandzkiego poetę z X wieku. Imię Hamlet pochodzi przypuszczalnie od Amletha, postaci z dwunastowiecznej rozprawy na temat wczesnej historii Danii, pióra Saxo Grammaticusa. Ów kronikarz, 151 opowiedział o tym, jak Horvendill, ojciec Amletha, został zabity przez swojego brata Fenga, który następnie ożenił się z Geruthą, wdową po ofierze. Szekspir, tak jak to często robił w swoich sztukach, zapożyczył podstawową intrygę z istniejącej historii, zmieniając Amletha na Hamleta, Fenga na Klaudiusza, a Geruthę na Gertrudę. Jednakże, choć Hamlet nigdy nie istniał, dylemat, z którym przyszło mu się zmierzyć - konieczność podjęcia trudnej decyzji, a jednocześnie brak potrzebnej do tego siły charakteru -jest aż nazbyt realny, a tę niezwykle trudną do zagrania postać sztuki Szekspira powoływali do życia najsłynniejsi aktorzy świata: Laurence Olivier, Richard Burton, Ben Kingsley, Mel Gibson, Kenneth Branagh i... Sarah Bernhardt. Dlaczego, choć w Wielkiej Brytanii jeździ się lewą stroną, na schodach ruchomych w metrze • staje się po prawej? Nie ma co do tego pewności, lecz z wyjaśnień London Transport Museum wynikałoby, że przyczyną jest konstrukcja pierwszych eskalatorów, na które wchodziło się z lewej strony. Po postawieniu prawej stopy, naturalne było przejście na prawą stronę schodów. Zasada „trzymamy się prawej", wprowadzona w londyńskim metrze, pozwala na pozostawienie po lewej stronie schodów szybkiej „ścieżki" dla tych, którzy się śpieszą. „Jednakże, tak naprawdę to nie wolno ani iść, ani tym bardziej biec po ruchomych schodach, gdyż to może spowodować wypadek" - mówi Neil Byrne z londyńskich służb transportowych. W rzeczywistości ponad jedna piąta wypadków w metrze, wymagających leczenia szpitalnego, wydarza się na ruchomych schodach lub w windach. Jest ich około 150 rocznie. Powszechne są poślizgnięcia, potknięcia i upadki. „Turyści oglądający mapy, ludzie idący po ruchomych schodach i czytający książkę, osoby odwracające się tyłem do kierunku ruchu, 152 żeby porozmawiać. Wszystko to już widziałem" - stwierdza Byrne filozoficznie. Jaka miejscowość na Ziemi ma najdłuższą • nazwę? No cóż, wierzcie lub nie, ale nie owo walijskie Llanfairpwll-gwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch grożące połamaniem języka. Ze swoimi 58 literami plasuje się dopiero na trzecim miejscu po Bangkoku. Oficjalna nazwa stolicy Tajlandii brzmi wprawdzie Kerug-tep Mahanakhan. Jednakże jest to znacznie skrócona wersja starszej nazwy - Krungthep Mahanakhon Amornratanakosin mahinthara Ayutthaya Mahadilok Phopnoppharat Ratchatha-ni Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amornphiman Awatanasathit Sakkathathiya Witsanukamprasit - która ma aż 172 litery. Najkrótsze nazwy świata mają po jednej literze: Y (wymawia się I) we Francji oraz A w Norwegii. Także owo straszliwe Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogo-gogoch skrócono obecnie do zwykłego Llanfair PG. Nazwa tej walijskej wioski w dosłownym tłumaczeniu oznacza: „Kościół św. Marii w kotlinie koło białej leszczyny, niedaleko kotła wodospadu, koło czerwonej jaskini św. Tisilia" - przy 94 literach tej wersji oryginalna nazwa walijska jest niemal karzełkiem. Czy w XX wieku był choć jeden dzień • bez wojny? Nie. Wydział badań nad wojną w Sandhurst Academy definiuje wojnę jako: „Wystąpienie zorganizowanej przemocy między dwoma lub więcej podmiotami w celu osiągnięcia korzyści politycznych". Słowo „zorganizowana" pozwala 153 odróżnić przemoc dokonywaną przez pojedynczego terrorystę i działania takich grup, jak na przykład ETA - baskijski ruch separatystyczny - a „podmioty" jest to wszystko, od su-permocarstwa po wojska niezależnego dowódcy. Natomiast przez „korzyści polityczne" rozumie się osiągnięcie celów gospodarczych, terytorialnych, kulturowych, rasowych i ideologicznych. Zgodnie z tą definicją, przez cały wiek XX nie było ani jednego dnia bez wojny. Faktycznie, w minionym stuleciu toczyło się 200 rozmaitych wojen, a jeśli dodać najważniejsze rewolucje i przewroty, to liczba ta wzrośnie do ponad 500. Trudniej określić, ile osób zginęło w tych konfliktach wskutek bezpośrednich działań militarnych oraz chorób i głodu. Bardzo ostrożne szacunki podają 200 milionów, wliczając 20 milionów podczas pierwszej i 170 milionów podczas drugiej wojny światowej. Zaskakujące jest to, że liczba wojen, w których zginęła określona liczba ludzi jest zgodna z matematycznym prawem, sformułowanym ponad 70 lat temu przez angielskiego fizyka Lewisa Fry Richardsona. W swojej książce T/ze Statistics of Deadly Quarrels Richard-son podejmuje próbę zebrania, w możliwie najbardziej obiektywnej formie, danych ze wszystkich wojen, począwszy od 1820 roku. Nanosząc na wykres liczbę wojen w zależności od zlogarytmowanej liczby ofiar, dokonał zdumiewającego odkrycia: punkty wykresu leżą na jednej linii prostej. Biorąc pod uwagę końce wykresu, dochodzi się do wniosku, że wynik jest zgodny ze zdroworozsądkowym oczekiwaniem, iż było stosunkowo niewiele wojen o olbrzymiej liczbie ofiar i wiele drobniejszych konfliktów, z których każdy pociągnął za sobą kilka tysięcy ofiar. Trudno jednak wyjaśnić, dlaczego punkty dotyczące konfliktów spomiędzy tych ekstremów leżą na tej samej prostej. Matematycy uważają, że „prawo wojny" Richardsona odzwierciedla fakt, iż nie ma sposobu, by stwierdzić, czy dany zatarg zakończy się drobnym, czy wielkim konfliktem. 154 Czy Mojżesz rzeczywiście przeszedł Morze Czerwone? W Księdze Wyjścia Starego Testamentu czytamy o tym, jak Mojżesz wyprowadził swój lud z niewoli egipskiej, przechodząc przez Morze Czerwone, którego wody rozstąpiły się przed uciekinierami, a następnie zamknęły na ścigających ich oddziałach faraona, wszystkie zatapiając. Morze Czerwone jest wąskie, ale w niektórych miejscach jego głębokość osiąga 3 kilometry, a to wystarczy, by nawet cudotwórcy na długo popadli w zamyślenie. Jednakże odnoga Morza Czerwonego u wybrzeży Egiptu -Zatoka Sueska - ma głębokość zaledwie 70 metrów. I choć obecnie przejście przez nią suchą nogą zakrawałoby na cud, jednym z wyjaśnień sukcesu Mojżesza może być to, że w ciągu 3,5 tysiąca lat, jakie minęły odkąd Mojżesz razem ze swoim ludem uciekł z Egiptu, nastąpiły duże zmiany geologiczne i klimatyczne. Bardzo możliwe, że ta część Morza Czerwonego, podobnie jak kanał La Manche i Cieśnina Beringa, była wówczas tak płytka, iż można było przez nią przejść, jeśli się wiedziało którędy. Mojżesz najwidoczniej znał drogę, a wojska faraona nie. Alternatywne wyjaśnienie tego cudu podał australijski fundamentalista chrześcijański Jonathan Geray. Uważa on, że przejście przez Morze Czerwone nastąpiło w zatoce Akaba, między Arabią Saudyjską a półwyspem Synaj. Swój pogląd wywodzi na podstawie filmu wideo zrobionego na dnie morza, na którym jakoby było widać ośmioszprychowe koła, w rodzaju tych, jakich używali egipscy faraonowie, kiedy żył Mojżesz. Z ilu cegieł zbudowano Wielki Mur Chiński? • Nikt nie wie na pewno. Mur, mający długość około 6,5 tysiąca kilometrów i szerokość około 9 metrów, wykonano nie 155 tylko z cegieł. Przez kilka wieków rozbudowywali go bowiem i remontowali kolejni cesarze, stosując ubitą ziemię, kamienie i cegły. Oszacowano, że podstawowa część Muru, którego budowę rozpoczęto w III wieku przed naszą erą, zawiera wystarczającą ilość kamienia, by zbudować z niego dwuipólmetrowej wysokości mur otaczający Ziemię. Jest jednak mało prawdopodobne, by ktoś to zrobił, gdyż trzeba było pięciu chińskich dynastii na stworzenie oryginału, pozostającego największą budowlą świata. Widać ją z bliskiej przestrzeni kosmicznej, lecz nie da się dostrzec z Księżyca, gdyż choć jest długa, ma niewielką szerokość. Jest więc zbyt nikła, by można ją było zobaczyć gołym okiem z tak wielkiej odległości. Dlaczego Lady Godhra jechała nago na koniu? Lady Godiva jest postacią historyczną, a Godiva to współczesna wersja jej prawdziwego imienia, które brzmiało Godgifu. Żyła ona w Coventry wraz ze swoim mężem, o imieniu Leo-fric, hrabią Mercji, i założyła tu klasztor. Zgodnie z relacją trzynastowiecznego historyka, Godgifu odbyła swoją słynną jazdę w 1057 roku z racji zakładu. Leofric, zirytowany jej nieustannymi prośbami o zmniejszenie daniny nałożonej na ludność Coventry, obiecał je spełnić pod warunkiem, że przejedzie ona przez miasto nago na białym koniu. Godgifu zaskoczyła go swoją zgodą, zmuszając, by wypełnił swoją obietnicę. Choć nie ma relacji naocznych świadków tego wydarzenia, badania przeprowadzone za króla Edwarda I wydają się je potwierdzać, gdyż okazało się, że w czasach Godgifu podatki w Coventry znacznie odbiegały od obowiązujących w innych regionach. Jest to tak doskonała historia, że nie powstrzymano się przed jej upiększeniem. W XVII wieku dodano wzmiankę o tym, że nagość Godivy okrywały jej długie, falujące włosy, a także epizod o Tomku Podglądaczu, który 156 oślepł, kiedy spojrzał na nagie ciało pięknej lady. Obie opowieści są jednak raczej odzwierciedleniem purytańskiej pruderii niż faktem historycznym. Pamięć o Lady Godivie jest wciąż żywa w Coventry. Posąg upamiętniający jej antypodatkową jazdę na koniu zajmuje zaszczytne miejsce koło katedry św. Michała. Czy to prawda, że Statui Wolności nie zbudowano w Ameryce? Tak, to prawda. Posąg, który obecnie jest symbolem wszystkiego, co amerykańskie, został zbudowany we Francji i podarowany Stanom Zjednoczonym dla przypieczętowania przyjaźni między obydwoma krajami po rewolucji amerykańskiej. Statuę wykonano według projektu rzeźbiarza Frederica--Auguste'a Bartholdiego. Pomagał mu Gustave Eiffel, który opracował zagadnienia konstrukcyjne, związane z ustawieniem tak olbrzymiego miedzianego posągu. Eiffel zaprojektował wewnętrzny żelazny pylon, biegnący przez całą wysokość postaci, i jej szkieletową konstrukcję. Problemy z funduszami sprawiły, że dar nie był gotowy na stulecie rewolucji amerykańskiej w 1876 roku. Statua Wolności przybyła do Nowego Jorku dopiero w 1886 roku na pokładzie fregaty „Isere" w 350 kawałkach zapakowanych w 214 skrzyń. Jej wysokość od podstawy po czubek pochodni wyniosła po złożeniu 92,9 metra. Od tego momentu Statua Wolności góruje nad portem w Nowym Jorku. Jak stary jest język migowy i czy istnieje jakiś język ogólnoświatowy? Przeciwnie niż się powszechnie uważa, język migowy nie jest uniwersalny. Istnieje jego ogólnoświatowa odmiana - 157 Gestuno - lecz nie jest zbyt popularna. Opracowano wiele różnych systemów, a ich różnorodność można porównać z różnorodnością języków mówionych, aż po regionalne dialekty. Nawet w krajach, w których mówi się tym samym językiem - jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania - istnieją różne języki migowe. Najwcześniejszą wzmiankę o komunikowaniu się za pomocą gestów spotykamy w hebrajskim Talmudzie. Jednakże porozumiewanie się w taki sposób przez australijskich Aborygenów i Buszmenów z Kalahari pozwala sądzić, że było znane już w czasach prehistorycznych. Brytyjski język migowy jest w użyciu od setek lat. Pierwszą broszurę na ten temat wydał w 1644 roku John Bulwer. Dlaczego cywilizacje z czasem • upadają? Cywilizacje chylą się ku upadkowi z najrozmaitszych przyczyn. Niektóre przechodzą długi okres schyłkowy i w końcu zanikają, inne zaś giną nagle i gwałtownie. Około 1600 roku przed naszą erą wyspa Thira (Santoryn) eksplodowała w wulkanicznej erupcji, zmiatając z powierzchni Ziemi pobliską cywilizację minojską na Krecie, która istniała tu już od 1500 lat. Równie skutecznie destrukcyjna może być także obca inwazja. Hiszpańskim konkwistadorom wystarczyło zaledwie kilkadziesiąt lat, by zniszczyć rozległe imperium Inków, które przed ich przybyciem kwitło przez ponad cztery wieki. Do cywilizacji, których koniec był dramatyczny, należy też kultura Anasazich, mieszkających niegdyś na południowym zachodzie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Lud ten - ze zbieraczy i myśliwych - przekształcił się w rolników i osiadł na ziemi około VI wieku naszej ery. Początkowo kultura Anasazich rozwijała się bujnie, lecz od roku 1125 susze i głód doprowadziły do masowych migracji ludności, a wreszcie do 158 ostatecznego upadku cywilizacji. Innym przykładem jest miasto Maszkan-szapir w Mezopotamii, którego mieszkańcy wybudowali system nawadniania łączący Tygrys z Eufratem. Uczeni uważają, że Maszkan-szapir upadł, zatruwszy własne pola uprawne, gdyż one leżały poniżej poziomu rzek i nie było z nich odpływu. Woda parowała, pozostawiając osady soli mineralnych, które do roku 2300 przed naszą erą uczyniły glebę niezdatną do użytku. Dlaczego 13 uważa się za liczbę «•• feralną? Wyniki badań sugerują, że mniej więcej jedna osoba na dziesięć jest dotknięta triskaidekafobią - obawą przed liczbą 13. Jak twierdzi doktor Thomas Fernsler z Mansfield University w Pensylwanii - uważany przez niektórych za eksperta w tej dziedzinie - z pewnością cierpiało na nią wiele sławnych osób. Tacy ludzie jak Napoleon Bonaparte, Herbert Hoover, Mark Twain i Richard Wagner bez wątpienia byli triskaideka-fobami, a Wagner miał w swoim życiorysie kilka dat - choćby rok urodzin (1813) i dzień śmierci (13 lutego 1883) - związanych z feralną trzynastką. Wielki amerykański prezydent Franklin Roosevelt był na tym punkcie szczególnie przewrażliwiony - zapraszał na obiad lub przyjęcie swoją sekretarkę, jeśli z powodu czyjejś nieobecności lub dodatkowego zaproszenia do stołu miało siąść 13 osób. Unikał też składania wizyt trzynastego, opuszczając dom, w którym gościł, nieco przed północą dwunastego. O uprzedzenie do liczby 13 często obwinia się Ostatnią Wieczerzę, kiedy to trzynastym biesiadnikiem był Judasz Iskariota. Nawet dzisiaj posadzenie przy stole 13 osób uważa się za feralne (w słynnym Hotelu Savoy posunięto się nawet do tego, że przy stole z 13 gośćmi sadza się dużego czarnego kota z drewna). Jedno z możliwych wyjaśnień głosi, że zabobon ten wziął 159 się od starożytnych Egipcjan, u których drabina wiodąca dusze do wieczności miała 13 stopni. Triskaidekafobia nie wykazuje oznak zaniku: każdy kto skorzysta z windy w ultranowoczesnym budynku Canary Wharf stwierdzi, że nie ma możliwości wyjścia na trzynastym piętrze - przyciski w tajemniczy sposób przeskakują z 12 na 14. Spotyka się też ludzi wyciągających daleko idące wnioski z faktu, że Apollo 13 został wystrzelony 11 kwietnia 1970 roku (1+1+4+7+0=13) z platformy 39 (3 razy 13) o godzinie 13.13 czasu lokalnego i nastąpił na nim wybuch 13 kwietnia. Złą nowiną dla osób, które panicznie boją się piątku - trzynastego - jest fakt, że trzynasty dzień miesiąca przypada znacznie częściej w piątek niż w inny dzień tygodnia. Twierdzenie to udowodnił matematyk S.R. Baxter - w wieku 13 lat (jakieś pytania?). Kto był ostatnim japońskim żołnierzem, • który poddał się po II wojnie światowej? Japonia poddała się oficjalnie 2 września 1945 roku, lecz dla niektórych jej oddziałów wojna trwała jeszcze wiele lat. W marcu 1974 roku z dżungli na wyspie Lubang z karabinem kalibru .25, 500 sztukami amunicji i kilkoma granatami wyłonił się starszy sierżant Hiroo Onoda, którego wysłano na Filipiny w 1944 roku. W 1959 roku w jego kraju uznano go oficjalnie za zmarłego. Jego poświęcenie dla służby zostało wkrótce przyćmione przez kapitana Fumio Nakahirę, którego w kwietniu 1980 roku - niemal 35 lat po zakończeniu wojny - znaleziono na górze Halcon w Mindoro na Filipinach. Pozostawał na posterunku tak długo, gdyż sądził, że taka wielka wojna nigdy się nie skończy. Odcięty od reszty świata na samotnej pozycji, przez tak wiele lat nie spotkał nikogo, kto wyprowadziłby go z błędu. 160 Czy krzywa wieża w Pizie kiedykolwiek się przewróci? Na razie, pewnie przez kilka najbliższych stuleci, nie - a to dzięki wysiłkom profesora Johna Burlanda z londyńskiego Imperiał College. Profesor Burland jest ekspertem od mechaniki gruntów, który uratował tę mającą 825 lat sześćdziesięciometrową budowlę, i sprawił, że latem 2001 roku, po 10 latach konserwacji, ponownie otwarto ją dla turystów. Zajął się tym dosłownie w ostatniej chwili. Kiedy w 1999 roku rozpoczęto prace ratunkowe, wierzchołek wieży odchylił się już od podstawy na około 5 metrów i cała budowla omal w każdej chwili mogła runąć. Dodatkowym problemem było niebezpieczeństwo, że marmurowa okładzina na południowej, zapadającej się stronie zostanie gwałtownie strzaskana z powodu coraz silniejszego naprężenia. Burland i jego koledzy uważali, że najwyżej kilka lat dzieliło wieżę od ostatecznej katastrofy. Budowę wieży rozpoczęto w 1173 roku. Pierwszym budowniczym udało się doprowadzić dzieło tylko do trzeciego piętra, kiedy odkryli, że piaszczysty grunt nie nadaje się do postawienia takiej konstrukcji, gdyż od razu osiadła ona i przechyliła się na jedną stronę. Kiedy prawie 100 lat później ponownie podjęto budowę, starano się skompensować nachylenie ku północy, stawiając kolejne piętra lekko ukośnie. Owe próby oszukania grawitacji do dziś są widoczne w postaci lekkiego skrzywienia wieży mniej więcej w połowie wysokości. Tym razem prace także przerwano, pozostawiając wieżę - która teraz ma już kształt banana - jeszcze bardziej nachyloną niż przedtem, ale za to w stronę południową. Następnie, w 1360 roku ktoś postanowił zamontować na jej szczycie dzwon - setki dodatkowych ton żelaza i marmuru jeszcze bardziej przechyliły wieżę ku południowi, w ciągu zaledwie kilku tygodni podwajając kąt nachylenia. 161 Trzeba było całej wszechstronności dwudziestowiecznej nauki, by jako tako naprawić skutki wieloletniej partyzanckiej budowy - profesor Burland i jego zespół bardzo ostrożnie nieco wyprostowali wieżę, usuwając spod fundamentów pewną ilość gruntu. Obecnie osiadła ona pod własnym ciężarem około 30 centymetrów, uzyskując bardziej stabilną, bezpieczniejszą pozycję. Nikt jednak nie zamierza postawić wieży całkiem pionowo - no bo jacy turyści chcieliby oglądać Doskonale Prostą Wieżę w Pizie. Co się dzieje w osławionym trójkącie bermudzkim? W latach 70. XX wieku „trójkąt bermudzki" był tematem niezliczonych książek i programów telewizyjnych. Jednakże dzisiaj prawie o nim zapomniano. Jak głosiła teoria, była to połać oceanu pomiędzy Puerto Rico na południu, Miami na północnym zachodzie i Bermudami na wschodzie, na której tajemniczo ginęły statki i samoloty. Jak to jednak bywa z większością opowieści o niewyjaśnionych zjawiskach, teoria nie znalazła potwierdzenia w rzeczywistości - przynajmniej według Mike'a Hutchinsona, współautora książki Bizarre Beliefs. „Czasem tak rzeczywiście się dzieje, lecz nie ma w tym tajemnicy" - napisał. Wiele opowieści o „znikaniu" łodzi w trójkącie bermudzkim było tak naciąganych, że trzeba by nieźle nagiąć fakty, by je potwierdzić. Chodzi nie tylko o to, że wiele tajemniczych zdarzeń miało miejsce setki kilometrów od obszaru trójkąta, lecz - zgodnie z relacjami straży przybrzeżnej - istniało absolutnie logiczne wyjaśnienie niemal każdego przypadku. Zwykle były to złe warunki atmosferyczne. To jednak nie zmniejszyło liczby zwariowanych opowieści. W 1992 roku w programie dokumentalnym Eąuinox telewizji brytyjskiej wysunięto hipotezę, że pod powierzchnią oceanu znajdują się dziwne gazy, powodujące tonięcie statków. „Nie sądzę, by 162 warto się było nad tym zastanawiać, gdyż przede wszystkim nie ma w tym nic tajemniczego" - komentuje Hutchinson. Kim był „człowiek w żelaznej masce"? Opisany 150 lat temu przez Aleksandra Dumasa „człowiek w żelaznej masce" naprawdę istniał - choć nie ma dowodów, że nosił cokolwiek innego niż tylko kawałek tkaniny zasłaniającej twarz, by ukryć swoją tożsamość. Mniej więcej od roku 1681 aż do swojej śmierci 19 listopada 1703 roku w słynnej Bastylii ów tajemniczy człowiek przebywał w rozmaitych najlepiej strzeżonych więzieniach Francji. Powstało wiele teorii na temat tożsamości tej postaci - nawet taka, że był to wydziedziczony brat bliźniak Ludwika XIV. Wydaje się, że najbardziej prawdopodobny pomysł w tej sprawie powstał w latach 90. XIX wieku, kiedy francuscy de-szyfranci wojskowi odczytali poufny list Franęoisa de Louvo-isa, ministra wojny Ludwika XIV. Minister pisał w nim, że generał Vivien de Bulonde, dowódca sił francuskich w pobliżu granicy z Włochami został oskarżony o tchórzostwo, kiedy porzucił swoich ludzi w obliczu możliwego ataku oddziałów austriackich. Z tej tajnej wiadomości wynikało, że król osobiście zażądał uwięzienia generała - oraz że Bulonde miał nosić maskę, gdy znajdował się poza celą. Kto wymyślił krzyżówki? • Pierwszą krzyżówkę zaproponowano 21 grudnia 1913 roku, czytelnikom gazety New York World. Pomysł należał do Arthu-ra Wynne'a, pracującego w tamtejszym dziale żartów i rozrywki. Wynne, który urodził się w Liverpoolu, rozwinął w ten sposób ideę zaczerpniętą z gry o nazwie magiczne kwadraty, której nauczyła go babcia. Wskazówki do pierwszych krzyżówek nie były trudne - zwykle podawano dokładną definicję 163 słowa, podobnie jak w dzisiejszych „szybkich" krzyżówkach spotykanych w wielu gazetach. Minęło aż 12 lat, zanim pojawiły się trudniejsze wersje owych ćwiczeń dla umysłu, tym razem w nowo założonej angielskiej gazecie Saturday Westminster. Pomysłodawcą był człowiek znany nam jedynie pod pseudonimem Torąuemada - od nazwiska Najwyższego Inkwizytora hiszpańskiej Inkwizycji, słynącego ze stosowania szczególnie okrutnych tortur. Styl tych nowych krzyżówek, w których spotykało się anagramy, akronimy, szyfrogramy i klasyczne aluzje, przejął The Times, który opublikował swoją pierwszą krzyżówkę 1 lutego 1930 roku. Pierwsze krzyżówki Timesa, układane przez Adriana Bella, wychodziły także po łacinie i w grece, by sprostać oczekiwaniom czytelników. Dzisiaj większość krzyżówek układa komputer. Gdzie znajdują się najstarsze na świecie malowidła jaskiniowe? Najstarszą jak dotąd sztukę prehistoryczną odkryto w jaskini Chauvet w południowofrancuskim regionie Ardeche. Jaskinię tę zbadano po raz pierwszy w 1994 roku, a datowanie metodą węglową malowideł ściennych w jej wnętrzu pozwoliło ustalić ich wiek na 32 tysiące lat. Odkrycie było wielkim szokiem dla antropologów, gdyż sztuka ta okazała się nie tylko starsza od poprzednich znalezisk, lecz także o wiele doskonalsza. Malowidła z Chauvet znacząco różnią się od wielu, które powstały całe stulecia później, stawiając pod znakiem zapytania teorię, że artystyczne umiejętności ludzi prehistorycznych rozwijały się w sposób postępowy. Wizerunki na ścianach jaskini przedstawiały głównie zwierzęta z epoki lodowej. Znaleziono tu także ślad stopy, który, jak się uważa, pozostawił dziesięcioletni chłopiec 2,5 tysiąca lat temu. Od momentu odkrycia malowideł jaskinię zamknięto dla turystów, by zapobiec ich zniszczeniu. 164 W 1997 roku archeolodzy wzbogacili wiedzę o sztuce prehistorycznej, odkrywając najstarsze na świecie zapiski najnowszych wydarzeń. W (^atal Huyuk w południowej Turcji znaleziono malowidła ścienne przedstawiające wybuch wulkanu sprzed 9 tysięcy lat. ,- Czyją twarz ma sfinks w Gizie? «• Większość egiptologów uważa, że jest to podobizna Chefrena - faraona z IV dynastii - choć nieliczni twierdzą, iż jego ojca, króla Cheopsa. Głowa Sfinksa jest stylizowanym wizerunkiem innego posągu, o którym wiadomo, że przedstawia Chefrena, więc właściwie można iść o zakład, że Sfinks to on. Mający 4,5 tysiąca lat Sfinks stoi przed miejscem pochówku Chefrena - drugą z wielkich piramid w Gizie - a jego wyrzeźbienie było genialnym rozwiązaniem dylematu estetycznego, z jakim borykali się starożytni Egipcjanie. W miejscu, gdzie obecnie stoi Sfinks, sterczała nieładna skała, która psuła widok. Ciało lwa, to symbol władzy i majestatu faraona. Jeśli zaś chodzi o zniszczony nos, to opowieść głosi, że został on utrącony przez żołnierzy Napoleona, którzy ćwiczyli celność strzałów. Jest to niezła historia, lecz dowody archeologiczne sugerują, że nosa brakowało już w średniowieczu, 500 lat przed narodzinami Napoleona. Wyjaśnienie najbardziej prawdopodobne jest jednocześnie bardzo przyziemne. Jak uważają pracownicy British Museum, nos to najbardziej wrażliwa część każdego posągu i zwykle najszybciej z niego odpada. Jaka jest najnowsza teoria na temat • zaginionej Arki Przymierza? Film Poszukiwacze zaginionej arki to być może fikcja, lecz jedno jest w nim prawdą; mnóstwo ludzi próbowało odnaleźć 165 skrzynię zawierającą Dziesięć Przykazań, danych Mojżeszowi przez Boga. Arka Przymierza, w której jakoby znajdują się kamienne tablice, ma dawać niewidzialność wojskom każdego kraju, który ją posiada, więc chęć jej odszukania zawsze była ogromna. W 1992 roku dziennikarz Graham Hancock opublikował książkę, w której ogłosił, że odnalazł Arkę w średniowiecznym kościele w Azum w Etiopii. Opisał spotkanie ze strzegącym kaplicy mnichem imieniem Gebra Makail. Człowiek ten nie pozwolił Hancockowi obejrzeć Arki ani nawet nie powiedział, jak wygląda, choć później Hancock zobaczył jej replikę obnoszoną podczas religijnej procesji. Skąd się tam wzięła? Tradycja głosi, że syn Salomona Menelik ukradł Arkę ojcu i wywiózł do Etiopii. Jednakże starożytne księgi mówią, iż setki lat po śmierci Salomona wciąż była ona w Jerozolimie -niektórzy uważają, że ukryto ją na Mount Nebo w pobliżu Synaju. Najnowsza teoria sugeruje, że Arkę ukryto pod główną świątynią Jerozolimy, kiedy Babilończycy zdobyli miasto w 586 roku przed naszą erą. Ostatnie wykopaliska w jerozolimskiej Świątyni Skały odsłoniły przypuszczalną sekretną kaplicę pod Kopułą Skały na zachodnim murze i niektórzy uważają, że tu właśnie w końcu odnajdzie się Arka. Skąd się wzięła nazwa „czarna śmierć" • i kiedy choroba ta znikneła? Nazwa wywodzi się jakoby od czarnego koloru, jaki przybierały ciała ofiar tuż przed śmiercią. Problem w tym, że ciało nie stawało się czarne. W rzeczywistości termin „czarna śmierć" pojawił się dopiero w początkach XIX wieku, około 500 lat po wystąpieniu pierwszej epidemii, w wyniku której w Europie zmarło co najmniej 75 milionów osób. „Czarna śmierć" może być po prostu błędnym tłumaczeniem czternastowiecznego 166 łacińskiego terminu atra mors, co znaczy dosłownie „straszna śmierć", gdyż słowo atra można także tłumaczyć jako „czarna". Tajemnicze jest również zniknięcie czarnej śmierci. Wyjaśnia się je stopniową poprawą warunków sanitarnych i zmniejszeniem populacji szczurów, których pchły przenosiły tę chorobę. W 1992 roku historyk, doktor Kari Konkola z University of Wisconsin wysunął najbardziej przekonujące wytłumaczenie. Otóż w drugiej połowie XVII wieku kopalnie w Niemczech zaczęły dostarczać dużych ilości arsenu - który okazał się bardzo skuteczną trucizną na szczury. Użycie tej substancji stawało się coraz powszechniejsze i liczba szczurów w domach znacząco się zmniejszyła, a wraz z nimi skończyły śmiertelne epidemie. Kto to był szczurołap z Hameln? Zgodnie z tym, co czytamy w wierszu Roberta Browninga z 1842 roku, nazywano go Pied Piper i był dziwacznie ubranym grającym na flecie przybyszem, który uwolnił średniowieczne westfalskie miasto od plagi szczurów, za przyobiecaną kwotę 1000 guldenów. Burmistrz i rajcy Hameln okazali się jednak skąpi; ujrzawszy szczury potopione w Wezerze, odmówili zapłaty. Piper, w odwecie, za pomocą tej samej techniki zwabił miejskie dzieci w pobliskie góry, gdzie zniknęły one na zawsze w tajemniczej jaskini. Opowieść ma przypuszczalnie wiele wspólnego z rzeczywistym ukróceniem fatalnej plagi szczurów w Hameln, co następnie skojarzono z rozpoczętą w 1212 roku Krucjatą Dziecięcą. Na wyprawę tę wyruszyło 40 tysięcy niemieckich dzieci, prowadzonych przez charyzmatycznego nastolatka imieniem Nicholas przez Alpy, by uratować Ziemię Świętą od innowierców. Bardzo niewiele dzieci przeżyło tę wyprawę do Jerozolimy, a jeszcze mniej z niej wróciło. Większość została schwytana i sprzedana w niewolę. 167 A może by sobie sprawić niezwykły pogrzeb? Dwudziestego pierwszego kwietnia 1997 roku na orbitę wystrzelono prochy 24 osób, w tym twórcy serialu Star Trek, Ge-ne'a Roddenberry'ego i psychodelicznego guru Hmothy'ego Leary'ego, zaś 31 lipca 1999 roku doktor Eugene Shoemaker (od słynnej komety Shoemakera-Leviego) został pierwszym człowiekiem „pogrzebanym" na Księżycu. Kapsułę zawierającą jego prochy, wyniesiono w kosmos na pokładzie wysłanej przez NASA sondy Lunar Prospector i wystrzelono na powierzchnię Księżyca w pobliżu księżycowego bieguna południowego. Wysyłanie ludzkich prochów w przestrzeń kosmiczną stało się obecnie niezłym interesem. W firmie Celestis z Houston napełnia się maleńką kapsułkę około 7 gramami popiołów z kremacji, pakuje ją do małego kanistra, a następnie wysyła w kosmos. Można sobie wybrać rozmaite miejsca ostatniego spoczynku: orbitę Ziemi, Księżyc lub daleki kosmos. Usługa obejmuje wytłoczenie na kapsule indywidualnego przesłania, zaproszenie przyjaciół na lunch, grupowy obrzęd przed wystrzeleniem i wideo z uroczystości. Jeśli ktoś jest zainteresowany, niech po prostu odwiedzi stronę www.celestis.com Dlaczego na starych filmach wszyscy poruszają się tak dziwnie i tak szybko? Szacuje się, że 80 procent pierwszych filmów niemych zaginęło na zawsze, a z tych, które się zachowały, wiele wydaje się bardzo przyśpieszonych. Zgodnie z opinią towarzystwa miłośników starych filmów „The Silent Majority", obecnie nie oglądamy starych filmów tak, jak oglądali je pierwsi widzowie. Od czasu udźwiękowienia 168 filmy puszcza się z prędkością 24 klatek na sekundę, natomiast na przełomie wieków prędkość ta wynosiła 16-18 klatek. Tak więc na dzisiejszych projektorach stare filmy przesuwają się zbyt szybko. Fizyczne zniszczenie starych taśm, na przykład porwana perforacja, może natomiast wywoływać efekt migotania. Przyśpieszenie bywa niekiedy zamierzone. Reżyserzy komedii często „podkręcali" swoje kamery, by stworzyć sceny pełne zabawnego, frenetycznego ruchu. Skąd się wziął Paragraf 22 Jest to tytuł i główny motyw pierwszej powieści Josepha Hellera, będącej satyrą na wojskową biurokrację podczas II wojny światowej. U Hellera każdy żołnierz amerykańskich sił powietrznych mógł wrócić do domu, jeśli zwariował. Musiał tylko poprosić o zwolnienie z działań bojowych. Kiedy jednak poprosił, uznawano go za zdrowego na umyśle, gdyż wykazywał racjonalną troskę o swoje bezpieczeństwo. Bohater powieści, Yossarian, kiedy mu o tym powiedziano, aż gwizdnął: „Ten paragraf dwudziesty drugi to jest coś". Lekarz oddziału zaś odpowiedział: „Bezbłędna rzecz". Powiedzenie wkrótce stało się odzwierciedleniem sytuacji, w której jakiekolwiek rozwiązanie by się wybrało, nie można było wygrać. Matematycy wymyślili nawet zasady postępowania w związku z Paragrafem 22 oraz co robić, jeśli ma się z czymś takim do czynienia. Powód, dla którego Heller wybrał liczbę 22, stał się oczywisty podczas wywiadu udzielonego przezeń kilka miesięcy przed śmiercią, w grudniu 1999 roku. Wyjaśnił wówczas, że początkowo tytuł powieści brzmiał Paragraf 18, lecz tuż przed jej ukazaniem się wydawca powiedział, że właśnie wydano nową książkę pod tytułem Mila 18. Heller, zmuszony do wybrania innej liczby, po prostu zdecydował się na 22 - a reszta to już historia literatury. 169 Kto wynalazł szkockie dudy i jak one działają? Pochodzenie dud wciąż jest dyskutowane - i to nie tylko przez Szkotów - podstawowa idea nie wzięła się bowiem ze Szkocji. Wzmianki o instrumencie dętym, do którego powietrze jest wtłaczane ze ściskanej ramieniem torby, pojawiły się po raz pierwszy w IX wieku w europejskich manuskryptach, a niektórzy historycy uważają, że instrument ten mógł już być znany za czasów rzymskich. Współczesne dudy z wyżynnej Szkocji mają cztery piszczałki: melodyczną, z dziurkami, które zatyka się palcami, wygrywając melodię, oraz trzy piszczałki burdonowe, wydające pojedyncze ciągłe dźwięki w zakresie basów i tenorów. We wszystkie cztery grający wtłacza powietrze z torby ściskanej pod pachą. Niezwykły dźwięk tego instrumentu przywodzi na myśl jego starożytne pochodzenie: wszystkie piszczałki są nastrojone na dawną skalę muzyczną, której już nie używa się w europejskiej muzyce. Cokolwiek myślimy o tym dźwięku, on to właśnie przez wieki siał strach w sercach nieprzyjacielskich żołnierzy. , Głową Kościoła katolickiego jest papież, • a kto jest przywódcą islamu? W islamie, w przeciwieństwie do Kościoła katolickiego, nie ma jednego przywódcy duchowego. Islam dopuszcza i oczekuje, by każdy z jego członków umiał interpretować Koran na swój indywidualny sposób. W krajach muzułmańskich przywództwo duchowe sprawują na ogół władze polityczne lub religijne. Niektóre odłamy, jak na przykład izmaelici z Iranu, słuchają Agi Khana, którego uważają za kolejnego następcę Proroka 170 Allacha. Bardziej rozpowszechniony szyizm ma dwóch lub trzech mądrych przywódców, lecz od czasów upadku szacha Iranu wprowadzono system lokalnego przywództwa, z wieloma mułłami, którzy zapewniają wiernym doradztwo i interpretację Koranu. Sunnici - największa sekta muzułmańska, głównie w Arabii Saudyjskiej i Egipcie - mają swojego kalifa. Jednak od czasu zlikwidowania kalifatu w początkach XIX wieku pretensje do przywództwa duchowego zgłaszają zarówno król Arabii Saudyjskiej, jak i premier Egiptu. ROZDZIAŁ siudmy xx173 ? Technika i inżynieria Dlaczego wskazówki zegara obracają się w prawo? • Dlatego, że na półkuli północnej w tę stronę przesuwa się cień na zegarach słonecznych. Pierwszy zegar słoneczny, wynaleziony około 3,5 tysiąca lat przed naszą erą, był to po prostu patyk wbity w ziemię. Egipcjanie zamieszkujący półkulę północną zauważyli, że w środku dnia słońce było na południu, czyli cień patyka padał na północ. Przemieszczanie się słońca ku zachodowi powodowało przesuwanie się cienia na wschód, a więc w prawo, czyli w kierunku, który obecnie nazywamy zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Gdyby zegary słoneczne wynaleziono na półkuli południowej, gdzie słońce zawsze znajduje się po północnej stronie nieba, dziś wskazówki zegarów poruszałyby się w przeciwną stronę. W środku dnia cień patyka jest tam skierowany na południe, a następnie przesuwa się na wschód. Zegar słoneczny z Londynu oczywiście „działa" także w Australii, ale odczytanie właściwej godziny wymaga nieco fatygi. Jak działają zegarki kwarcowe? Na zasadzie tak zwanego efektu piezoelektrycznego. Jeśli ściśniemy niektóre kryształy, na przykład kryształ kwarcu, wytwarzają one pole elektryczne (jak choćby bezprzewodowe iskrowe zapalarki do gazu). Zjawisko zachodzi też w drugą stronę: jeśli przyłoży się pole elektryczne do kryształu kwarcu, zmieni on kształt. Przykładając zaś zmienne, wystarczająco 175 szybko zmieniające się napięcie, można zmusić odpowiednio oszlifowany kryształ do drgania w czterech różnych „naturalnych częstotliwościach" od 32 tysięcy i 768 do 4 milionów i 100 tysięcy razy na sekundę. W zegarku kwarcowym drgania te pełnią funkcję „tykających sygnałów" niezbędnych do oznaczania czasu. Odliczywszy 32 tysiące i 768, mamy pełną sekundę (porównajmy to z mechanicznymi zegarkami, które mogą „tyknąć" najwyżej pięć razy na sekundę). Im szybsze są te drgania, tym dokładniejszy pomiar czasu: tani zegarek kwarcowy zachowuje dokładność jednej sekundy na miesiąc, natomiast droższe egzemplarze mogą spóźniać się lub śpieszyć o sekundę na 10 lat. Czy naprawdę to Baird wynalazł telewizję? • No cóż, i tak, i nie. Szkocki inżynier John Logie Baird z pewnością zademonstrował w 1924 roku działający system TV, a w roku 1928 kolorowe obrazy TV. Jego urządzenie w niczym jednak nie przypominało dzisiejszych telewizorów. Baird wykorzystał rozwiązanie mechaniczne - obracający się dysk wynaleziony w 1884 roku przez Paula Nipkowa, który opracował zasady telewizyjnego skanowania. Inni konstruktorzy woleli podejście elektroniczne. W 1897 roku Karl Ferdinand Braun wyemitował wąskie wiązki elektronowe w rurach katodowych, mogące kreślić wzory na ekranach fluorescencyjnych. Dziesięć lat później rosyjski uczony Borys Rosing zasugerował użycie rury katodowej jako odbiornika telewizyjnego i udało mu się uzyskać na fluorescencyjnym ekranie wzory geometryczne. Tak więc na samym początku zeszłego stulecia istniały już podstawy obecnej telewizji. W latach 20. XX wieku przebywający na emigracji rosyjski inżynier Władimir Zworykin przeprowadzał badania nad systemami TV opartymi na rurach katodowych, a w 1932 roku Radio Corporation of America (RCA) wykorzystała jego wyniki w pierwszej całkowicie elektronicznej telewizji. Już w początkach 176 lat 50. skonstruowano całkowicie elektroniczny telewizor kolorowy, który mógł też odbierać obrazy czarno-białe. Od tego momentu technologia oparta na promieniach katodowych tak się rozpowszechniła, że telewizory spotyka się niemal we wszystkich mieszkaniach na całym świecie, natomiast system Bairda stał się okazem muzealnym. Jak się robi wyprofilowane szyby do samochodów? • Szkło nie daje się tak wyginać jak metal, ponieważ jest kruche. Jednakże po podgrzaniu staje się plastyczne i znacznie bardziej podatne na gięcie. Wystarczy płytę szklaną podeprzeć na przeciwległych krawędziach, a w części środkowej podgrzać do 600 stopni Celsjusza. Kiedy szkło zmięknie, zaczyna się wyginać do dołu pod własnym ciężarem. Ostateczny, skomplikowany kształt nadaje się szybie, przykładając do niej - gdy jest gorąca - specjalną matrycę. Jest jednak pewna granica w wyginaniu szkła, jeśli chce się zachować jego gładkość. Po jej przekroczeniu szyba się pofałduje, a tego byśmy nie chcieli w swoim samochodzie. • Dlaczego, skoro „kostki" krzemowe tak bardzo się zmieniły, drukowane obwody • scalone pozostały właściwie takie same? Produkcja półprzewodników krzemowych radykalnie się zmieniła od czasów, kiedy stawiały one pierwsze kroki, jednak drukowane na nich obwody scalone wciąż powstają praktycznie w ten sam sposób. Niedawno jednak doktor Andrew Shipway, chemik z He-brew Uniyersity w Jerozolimie, opracował proces, który być może pozwoli drukować obwody scalone z papieru. „Zainteresowało mnie robienie obwodów w nanoskali i zaczerpnąłem niektóre techniki z tej dziedziny" - mówi doktor Shipway, który specjalizuje się w nanotechnologii. 177 Shipway wyjaśnia, że nowy proces jest odwrotnością dawnego sposobu wytwarzania obwodów. „Zwykle robi się coś w makroskali, a następnie pomniejsza. Teraz zaś robimy odwrotnie - zaczynamy od nanoskali". Standardowy sposób produkcji obwodów drukowanych polega na tym, że - jak mówi - „bierze się płytę miedzi" i od-krawa z niej kawałki, by uzyskać potrzebny element. Jednak doktor Shipway odwrócił to podejście „od dużego do małego" i zastosował sposób od „małego do dużego", zaczynając prawie z niczego i dodając potrzebne elementy. Shipway sugeruje, że technikę tę da się wykorzystać do produkcji tanich urządzeń, takich jak telefony komórkowe, ponieważ jednak obwody papierowe należy stosować wraz z innymi częściami, „do wyprodukowania tym sposobem kompletnego urządzenia jeszcze długa droga" - mówi. W jaki sposób automaty na monety sprawdzają, • czy moneta jest dobra? Wszystko, co wrzucimy do takiego automatu, przechodzi surową kontrolę. Szczegóły „rozpracowywania" monet są w różnych maszynach rozmaite, lecz większość zaczyna od zbadania monety pod względem grubości, średnicy, ciężaru i składu stopu. Pierwsza próba jest najprostsza, gdyż rozmiary otworu do wrzucania uniemożliwiają wprowadzenie monety zbyt dużej. Następnie, po przejściu przez otwór, czasem badane jest centrum monety, czy nie jest to podkładka pod śrubę lub czy nie ma w środku otworu, jak w niektórych monetach zagranicznych. Jeśli moneta przejdzie tę próbę zwycięsko, wpada do specjalnej kołyski. Gdy jest zbyt lekka, nie poruszy kołyski i trafi do kanału zwrotnego: jeśli zaś ma odpowiednią wagę, wpada do korytka, którym przez chwilę się toczy. W tym momencie przechodzi przez pole magnetyczne, które sprawdza skład stopu. Jeśli okaże się, że magnetyczne właściwości metalu są niewłaściwe, moneta zostanie oczywiście odrzucona 178 i trafi do kanału zwrotnego. Jednakże, jeśli wszystko jest dobrze, zostaje zaakceptowana i automat wydaje nam wreszcie bilet, napój lub znaczki. , Dlaczego cyfry na kalkulatorze i komputerze są rozmieszczone inaczej niż na telefonie? Na tarczach telefonów cyfry wpisano od góry do dołu, natomiast na klawiaturach komputerów i kalkulatorów elektronicznych poziomo, od lewej do prawej. Klawiatury te stanowią jakby reprint starych kalkulatorów mechanicznych, które musiały być konstruowane z cyfrą 9 u góry. Ułożenie to pozostawiono - produkt nie został bowiem uznany za wystarczająco istotny, by troszczyć się o jego walory ergonomiczne. Tarcza telefoniczna jest natomiast nowym wynalazkiem i przeszła setki testów ergonomicznych, sprawdzających wygodę oraz szybkość korzystania z niej. Kiedy w 1962 roku rozpoczęto próby, cyfry ustawiono w dwóch rzędach po pięć, a w 1967 roku zmieniono układ na trzyrzędowy z zerem u dołu. Po upływie następnych lat i wykonaniu dalszych prób w 1976 roku telefony przyciskowe weszły do powszechnego użytku. Po wprowadzeniu central cyfrowych na tarczy telefonu dodano gwiazdkę i krzyżyk, nadając jej znany nam współczesny wygląd. Kiedy jesteśmy już przy klawiaturach - „kuleczka" na cyfrze 5 ma pomóc osobom niewidzącym w wybieraniu numeru. Dzięki niej można odnaleźć pozostałe cyfry - na przykład 2 nad 5, a 9 w dolnym prawym rogu. Jak to się dzieje, że niektóre samoloty • są „niewidzialne" dla radarów? Najdziwaczniej wyglądającym „niewidzialnym" samolotem naszych czasów jest F-117A Nighthawk, użyty po raz pierwszy podczas amerykańskich działań w Panamie w grudniu 179 1989 roku. Jednakże ten jego kształt rodem z science fiction odgrywa kluczową rolę w „znikaniu" z nieprzyjacielskich radarów. Zwykły samolot po prostu odbija większość fal radiowych, wysyłanych jako wiązka radarowa, a tym samym daje wyraźny, silny sygnał, umożliwiający łatwą lokalizację. Trójkątna sylwetka kadłuba F-117A powoduje natomiast, że fale radiowe nie odbijają się od niego na wprost, lecz rozpraszają po niebie, rozmywając obraz na ekranie radaru. Nighthazuk jest też pokryty grubą warstwą czarnych włókien węglowych, które przechwytują większość energii wiązki radarowej i przekształcają w ciepło. Nawet kopuła kokpitu jest pokryta przezroczystym, absorbującym promieniowanie radiowe tlenkiem indu i cyny, który nie dopuszcza do tego, by hełm pilota odbił choć odrobinę promieniowania i dał jednoznaczny sygnał nieprzyjacielowi. W efekcie na ekranie radaru powstaje obraz odpowiadający wykryciu małego ptaka - setki razy mniejszy, niż gdy namierzy się konwencjonalny samolot tych samych rozmiarów co Nighthawk. Samoloty to nie jedyne wehikuły korzystające z radarowej „niewidzialności". Marynarka amerykańska opracowała „niewidzialny" okręt, a armia brytyjska nowy czołg - ACAVP (Ad-vanced Composite Armoured Vehide Platform) - wykonany z plastiku i kompozytów z włókien szklanych, dzięki czemu jest znacznie słabiej widoczny na radarach niż jego poprzednicy. Jest też znacznie lżejszy, waży zaledwie 28 ton - porównajmy to na przykład z 68 tonami czołgu Challenger II. W konflikcie w Bośni zwykłe czołgi były zbyt ciężkie, by przejechać przez większość tamtejszych mostów. Plastikowy czołg ma jednak słabe strony. Może wprawdzie wytrzymać ostrzał amunicją średniego kalibru, ale szybki pocisk przeciwczołgowy jest zdolny go unieruchomić. Za to, dzięki lepszemu stosunkowi mocy do ciężaru, szybciej może wydostać się z tarapatów niż na przykład Challenger II. Także po trafieniu pociskiem plastikowa skorupa pofałduje się, ale nie rozpadnie na śmiercionośne odłamki. 180 Czy „zimna synteza" rzeczywiście daje efekty? W marcu 1989 roku Martin Fleischmann z Southampton Uni-versity i jego amerykański kolega Stanley Pons ogłosili, że rozwiązali światowy problem energetyczny za pomocą słoika ciężkiej wody i kilku platynowych elektrod. Wielu uczonych odrzuciło pomysł jako śmieszny, a kiedy pozostałym nie udało się powtórzyć rezultatów uzyskanych przez obu uczonych, „zimna synteza" popadła w zapomnienie. Jednym z najważniejszych zarzutów był ten, że gdyby dwóm badaczom rzeczywiście udało się wywołać syntezę jąder atomowych w słoiku, powstałaby przy tym taka ilość neutronów, że zginęliby oni, zanim kogokolwiek powiadomiliby o swoim odkryciu. Tylko bardzo nieliczni wciąż wierzą, że Fleischmann i Pons rzeczywiście dokonali owej syntezy. Większość sądzi, że przypuszczalnie popełnili oni błąd, szacując energię dostarczoną i otrzymaną - dlatego uznali, że udało się im uzyskać odrobinę energii. Niezależnie od tego wszystkiego, do dzisiaj jeszcze niektóre japońskie korporacje dość poważnie traktują ten pomysł. Kto wynalazł pocisk balistyczny? Niemiecki geniusz techniczny, jeden z głównych twórców programu kosmicznego Apollo: Wernher von Braun. Ósmego września 1944 roku razem ze swoimi kolegami odpalił pierwsze pociski balistyczne z startowiska w Holandii. Te tak zwane rakiety V-2 szybko osiągały swoją maksymalną prędkość ponad 5 tysięcy kilometrów na godzinę i po kilku minutach od wystrzelenia docierały do celu, a ich jednotonowe cielska wybuchały na przedmieściach Londynu i Paryża. Było to straszliwe osiągnięcie - jednakże osławione V-2 okazały się przede wszystkim tryumfem wszechogarniającej ambicji nad wojskową skutecznością. W ciągu następnych 181 7 miesięcy wystrzelono około 3200 tych pocisków, z czego około 1300 przeciwko celom w Anglii oraz podobną liczbę przeciwko samej tylko Antwerpii. W wyniku tego ostrzału zginęło około 5 tysięcy osób - to oczywiście głęboko przygnębiające - ale biorąc pod uwagę zimne wojskowe kalkulacje, były to „zaledwie", czy „tylko", dwie osoby na jeden pocisk. Pod względem ekonomicznym pociski V-2 miały jeszcze mniejszy sens. Eksperci szacują, że każdy kosztował mniej więcej tyle co pół tuzina myśliwców. Tak więc Niemcy wydały na program V-2 mniej więcej tyle samo co alianci na budowę bomby atomowej. Jak mówi amerykański historyk rakiet V-2 Michael Neu-feld: „Budowa tych niemieckich pocisków skróciła wojnę, ułatwiając sprawę aliantom". I wreszcie, nawet geniusz von Brauna nie mógł sobie poradzić z niecelnością rakiet, gdyż wystrzelenie choćby najmniejszej głowicy z ładunkiem wymaga olbrzymich silników pomocniczych, a jednocześnie ogromnej precyzji w nakierowaniu na cel - co było znacznie poza możliwościami V-2. Najbardziej ironiczne i unikatowe w historii wojskowości jest jednak to, że więcej osób zginęło podczas produkcji owych rakiet - na ogół byli to przymusowi robotnicy z Czech - niż podczas ich ataków na cywilne cele alianckie. Które miejsce w samolocie pasażerskim • jest najbezpieczniejsze? Brytyjskie władze lotnictwa cywilnego nie dają oficjalnej odpowiedzi na to pytanie. Jednakże, jak podał jeden z rzeczników RAF-u, czarną skrzynkę z magnetofonem zapisującym wszystkie rozmowy załogi z wieżą kontrolną - i nie tylko -umieszcza się z tyłu samolotu, gdyż: „To jest zawsze ta część samolotu, która jako ostatnia ulega zniszczeniu. Wnioski proszę sobie wyciągnąć samemu". 182 Ważniejszy jednak od numeru naszego fotela jest kierunek, w którym jesteśmy zwróceni twarzą. W samolotach transportowych RAF-u wszystkie siedzenia są zwrócone przodem do ogona samolotu. Dowódca grupy, kapitan David Reader z centrum medycyny lotniczej mówi, że w RAF-ie już 30 lat temu zdecydowano się na takie ustawianie foteli, po tym, jak badając wraki po wypadkach, ustalono/ że to często ratuje życie. Pasażerowie siedzący tyłem do kierunku lotu mają amortyzowaną większą powierzchnię ciała i są mniej narażeni na poważne zranienia, ponieważ silą bezwładności wciska ich w fotel, a nie z niego wyciąga. Tak więc, aby przeżyć katastrofę, najlepiej usiąść twarzą do ogona na końcu samolotu za najgrubszą przegrodą, jaką uda się znaleźć. Kto wynalazł gitarę elektryczną i kiedy ją wyprodukowano? Pierwszą gitarę z elektrycznymi przystawkami wynalazł w 1932 roku Adolf Rickenbacker, na wzór gitary hawajskiej z siedmioma strunami, i grał na niej, trzymając ją na kolanach. Okrągły kształt i długi gryf sprowokowały muzyków do nazwania jej „patelnią". Wynalezienie pierwszej „litej" gitary (bez pudła rezonansowego) na sprzedaż przypisuje się Leo Fenderowi, który około 50 lat temu stworzył legendarne „Fender Telecaster" i „Fender Strarocaster". Orville Gibson - którego duża akustyczna gitara jazzowa miała elektyczne przystawki, zanim jeszcze „zaistniał" Fender - niechętnie się zgodził, by znakomity gitarzysta Les Paul skonstruował dla niego elektryczną gitarę z kawałka drewnianego podkładu kolejowego. Paul jest też wynalazcą pierwszego wielościeżkowego nagrania. Obecnie wszystkie trzy modele - „Rickenbacker", „Fender" i „Gibson" - pozostały praktycznie niezmienione. Seryjne egzemplarze tych klasycznych wzorów to wprawdzie nie 183 to samo, co najdroższe gitary na rynku, ale nadal są to instrumenty, które każdy chciałby mieć. Jak najlepiej sobie poradzić z odpadami • promieniotwórczymi? Kiedy powstawała energetyka jądrowa, władze nie martwiły się zbytnio, co robić z odpadami. Wszyscy byli bardziej zainteresowani zdobyciem jak największej ilości plutonu do produkcji własnej broni jądrowej. Dziś jednak odpady są problemem - tym bardziej, że po latach intensywnych badań wciąż najlepszym sposobem pozbycia się promieniotwórczych substancji jest zakopanie ich głęboko pod ziemią. Największą trudność stanowi to, że tony tych odpadów muszą pozostawać w bezpiecznym zamknięciu przez dziesiątki tysięcy lat - a nikt nie wie, co może się w tym czasie wydarzyć. Może się do nich przedostać woda i zakażeniu ulegną ujęcia wody pitnej, a ewentualna kolejna epoka lodowcowa z pewnością spowoduje zniszczenie niemal każdego składowiska. Równie złą koncepcją jest wystrzelenie tych odpadów w kosmos - rakiety nie są całkiem niezawodne, a nikt by nie chciał, żeby mu spadły na głowę tony promieniotwórczych odpadów. Na ile jednorazowe są aparaty fotograficzne • jednorazowego użytku? Jednorazowe aparaty fotograficzne, kiedy się tylko pojawiły, od razu stały się hitem na rynku - i jednym z najbardziej marnotrawnych produktów konsumenckich. Po ich wprowadzeniu w 1989 roku przez Fuji, produkcję rozpoczęły Kodak, Konica i Agfa, zachwalając swoje aparaty jako jednorazowe. Jednakże, w pierwszych modelach nawet po zrobieniu wszystkich 24 zdjęć z użyciem flesza, bateria w aparacie 184 nadal miała 90 procent mocy. Po wyjęciu filmu do obróbki aparat po prostu wyrzucano, często na lokalne wysypisko śmieci. Kiedy w latach 90. XX wieku zaczęto rygorystycznie przestrzegać ochrony środowiska, najwięksi producenci aparatów pojęli swój błąd - obecnie jednorazowe aparaty fotograficzne stały się hitem recyklingu. Około 3 milionów tych aparatów sprzedaje się rocznie w Wielkiej Brytanii, a w 1999 roku Kodak zebrał ich ponad 2 miliony z laboratoriów fotograficznych na całym świecie. Większość z nich wysyła się do kraju producenta, głównie do Chin, gdzie są ponownie ładowane i pakowane do sprzedaży. Zależnie od tego, w jakim stanie dotrą do macierzystej firmy, można je tam przygotować nawet do pięciokrotnego użycia. Jeśli aparat nie nadaje się do ponownej sprzedaży, zostaje zniszczony. W nowych modelach znacznie łatwiej wyjmuje się baterię, a konsumenci mogą rzeczywiście za swoje pieniądze otrzymać coś lepszego - w postaci prawie pełnej baterii alkalicznej. Dlaczego ser żółty tradycyjnie kroi się drucianą • krajarką, a nie nożem? Nóż jest niezwykle potężnym „przetwornikiem" siły w nacisk, zwielokrotniając przyłożoną siłę ręki w olbrzymią siłę nacisku. Im ostrzejszy nóż, tym większe zwielokrotnienie -gdyż krawędź ostrza koncentruje nacisk na małej powierzchni. Zwykłym nożem można bez trudu wywrzeć wzdłuż ostrza nacisk 1 tony na 6 centymetrów kwadratowych - proste, ale bardzo skuteczne. Jednakże ser jest lepki i - kiedy się przyklei do szerokich boków noża - zmniejsza skuteczność nacisku. Drut może być równie cienki jak nóż - i mieć równie dobre właściwości tmące - lecz ma znacznie mniejszą powierzchnię, dzięki czemu łatwiej przechodzi przez ser. 185 Jak działają wirusy komputerowe? Prawdziwy wirus komputerowy jest to zestaw instrukcji „zarażających" programy zainstalowane w komputerze, zmieniając je tak, by wbudowywał się w nie program wirusa. Wirus taki, podobnie jak biologiczny, nie ma własnego systemu reprodukcyjnego i „pożycza" ten system od zarażonego organizmu, by się rozprzestrzeniać, wykorzystuje zwykłe procesy używane przez „gospodarza" (jak startowanie lub ładowanie programów). Większość ludzi, mówiąc o wirusie komputerowym, ma na myśli dowolny program, który wnika do komputera i zakłóca jego działanie. W rzeczywistości, wirusy to tylko jedne z wielu tego typu programów, nazywanych przez ekspertów „końmi trojańskimi". Takie programy są zamaskowane i rozpowszechniane jako coś użytecznego lub interesującego, lecz następnie okazują się mniej korzystne, niż oczekiwano. „Koniem trojańskim" może być dowolny program, który niczego nie podejrzewająca ofiara wprowadza do swojego komputera, powodujący uszkodzenia takie, jak wykasowanie danych lub spowolnienie pracy. Typowy, prawidłowo napisany program wirusowy skanuje zawartość komputera, szukając zdrowych programów, które może zainfekować, a następnie sporządza w nich swoje kopie, po czym kopie te także szukają programów do zainfekowania, sporządzają swoje kopie itd. Dlaczego ludzie wymyślili wirusy komputerowe? To tylko powszechny mit, że wszyscy twórcy wirusów to nastoletni hackerzy, zbuntowani przeciw społeczeństwu. Osoby piszące te programy to najczęściej dorośli informatycy. Pierwsze wirusy powstały jako wynik eksperymentów podejmowanych 186 przez naukowców przy poszukiwaniu kodu, który mógłby się „sam budować". Bardzo niewiele wirusów tworzy się w celach profesjonalnych czy handlowych. I niewielka z nich płynie sława. Niechlubnym wyjątkiem był program - choć nie jest on stricte wirusowy - AIDS Trojan Horse. W 1989 roku kompania o nazwie PC Cyborg rozesłała 10 tysięcy kopii pakietów informacyjnych AIDS. W pakiecie był dysk z programem, który „chował się" na twardym dysku komputera użytkownika 1 w dziewięćdziesiątym starcie komputera „zasłaniał" twardy dysk, blokując całe urządzenie. Na ekranie pojawiało się przy tym żądanie pieniędzy w zamian za program odkodowujący. Przeprowadzono międzynarodowe śledztwo i wytropiono winowajców w Panamie. Kiedy uda się skonstruować samochód na wodór? O samochodach na wodór mówi się już od dawna, lecz teraz dzieli nas od nich tylko kilka lat. Ogniwo paliwowe używane do napędzania takiego samochodu składa się z dwóch elektrod zanurzonych w elektrolicie. Wodór doprowadza się przez rurkę przymocowaną do elektrody ujemnej (anody), a tlen przez elektrodę dodatnią (katodę). Na anodzie atomy wodoru rozpadają się na protony i elektrony. Protony przechodzą następnie przez elektrolit i reagują z tlenem na katodzie, a elektrony płyną przez obwód elektryczny. Powstający w ten sposób prąd może służyć do napędzania pojazdu. Coraz częściej pojawiają się prototypy samochodów z ogniwami paliwowymi. Ogniwa te wytwarzają jako produkt odpadowy tylko wodę, są więc o wiele bezpieczniejsze dla środowiska niż silniki benzynowe i o wiele oszczędniejsze. Trzeba jeszcze tylko wybudować odpowiednio dużo stacji, na których będziemy sobie uzupełniać zbiornik z wodorem. Jest to więc przede wszystkim problem logistyczny. 187 Pomimo straszliwej wizji katastrofalnej eksplozji - często błędnie wykorzystywanej do wyjaśnienia katastrofy sterowca Hindenburg, której przyczyną była w rzeczywistości niepalna farba - wodór jest bezpieczniejszy niż benzyna. Jaki pożar jest najstraszliwszy ze wszystkich? Jak uważa Chris Goodison, kierownik wydziału w brytyjskiej Fire Research and Development Group, najbardziej intensywne gorąco powstaje podczas nagłych eksplozji. W takich wypadkach odzież ochronna wykonana z włókien termoodpornych musi wytrzymać temperaturę nawet 600 stopni Celsjusza. Jak działają pociski ze zubożonym uranem? Aby wyprodukować pocisk przebijający pancerz, trzeba zręcznie umieścić dużą masę w małej objętości i wystrzelić to wszystko z wielką prędkością. Używając do tego celu uranu, którego gęstość wynosi 19 ton na metr sześcienny - co stanowi niemal dwa razy więcej niż dla ołowiu - można uzyskiwać małe, lecz bardzo ciężkie pociski. Już studwudziestomilimetrowej średnicy kula zawiera 4,5 kilograma stałego zubożonego uranu. Kiedy uderzy ona w czołg, aluminiowa osłona pęka i uranowy „penetrator" w czubku pocisku wdziera się w pancerz, rozrywając go na topiące się fragmenty o temperaturze 5 tysięcy stopni Celsjusza. Wybuch nie następuje, lecz masa pocisku i jego prędkość są na tyle duże, by podnieść trzydziestotonowy czołg na prawie pół metra. Uranowe pociski, zwane przez dowódców czołgów „srebrnymi kulami", najskuteczniej zatrzymują czołgi. Stosują je Brytyjczycy, Francuzi i Amerykanie, przy czym ci ostatni mają je na wyposażeniu czołgów Ml jako uzbrojenie. Najbardziej 188 niszczące skutki powodowały te pociski, wystrzeliwane podczas wojny w Zatoce Perskiej przez samoloty A-10 tankbuster (inaczej Warthog). Uzbrojenie tych samolotów stanowiły siedmiolufowe działka obrotowe, wyrzucające 4200 trzydziestomilimetrowych pocisków uranowych na minutę. Ze względu na szkodliwe dla zdrowia skutki uboczne, coraz częściej zamiast zubożonego uranu do wypełniania pocisków używa się wolframu - metalu o gęstości nieco większej niż gęstość uranu, lecz droższego. Czy stare części elektroniczne mają jakąkolwiek wartość? Oczywiście, że tak. Telefony komórkowe i inne gadżety elektroniczne zawierają złoto, srebro i miedź - co roku miliony ich się psują i można by te metale odzyskać. Z jednej tony zużytych mikroukładów elektronicznych da się „wydobyć" około 150 gramów czystego złota, a jeden z japońskich przedsiębiorców planuje zastosowanie magnezu zamiast plastiku na obudowy telefonów, przez co byłyby łatwiejsze do przetworzenia. Na wzór pojemników na butelki, producenci telefonów komórkowych w Wielkiej Brytanii ustawili w całym kraju czterysta pojemników na zepsute „komórki". W jaki sposób stawia się dźwigi • na placach budowy? Wszyscy widzieliśmy wysokie żurawie, które ni stąd, ni z owąd pojawiają się na ciaśniutkich placach budowy. Dźwigi te zwie się często „rosnącymi wieżami", a to z uwagi na ich cudowną właściwość wyrastania nie wiadomo skąd i jak. Tajemnica polega na tym, że przy użyciu małego ruchomego żurawia stawia się kilka pierwszych segmentów masztu (potężnej 189 struktury ze stalowej kratownicy) i dodaje przystosowaną do podnoszenia ramę, nieco większą niż standardowy element masztu. Na samej górze umieszcza się kabinę operatora, wysięgnik i przeciwwagę. Rama, która ma trzy stałe boki i - ewentualnie - czwarty bok doczepiany, jest wyposażona w ramię hydrauliczne, podnoszące kabinę i wysięgnik. W ten sposób powstaje miejsce na następny segment masztu, który wsuwa się przez otwarty bok ramy. Następnie nowy segment mocuje się do poprzedniego. Cały proces jest powtarzany tak długo, aż żuraw osiągnie odpowiednią wysokość. Połączenie trzech sekcji może zając nawet cały dzień. Dlaczego niezatapialny podobno „Titanic" zatonął? Wszyscy wiedzą, że „Titanic" zderzył się z górą lodową, lecz ten olbrzymi statek był tak skonstruowany, że powinien bez względu na wszystko utrzymać się na wodzie. Całość była podzielona na przedziały wodoszczelne i nawet zalanie czterech z nich nie mogło doprowadzić do zatonięcia statku. Jednak, jak nocą 14 kwietnia 1912 roku doświadczyli na sobie jego pasażerowie i załoga, owe wodoszczelne komory okazały się „dziurawe": u góry przegród była szczelina, przez którą woda przedostawała się z jednej komory do drugiej, powodując w końcu katastrofalny przechył i zatonięcie statku. Rozmiary dziury wybitej przez górę lodową - długości około 90 metrów - także miały w tym swój udział. Wyniki badań sugerują, że tak wielki otwór powstał w wyniku nadmiernej kruchości kadłuba statku, spowodowanej niską temperaturą zimnego północnego Atlantyku. W raporcie przedstawionym w 1993 roku w Society of Naval Architects and Marinę Engineers, budowniczy statków William Garzke stwierdził, że stop użyty do budowy „Titanica" zawierał zbyt 190 dużo siarki - powodującej jego kruchość w warunkach silnego zimna. Dodatkowo, ogień w zasieku węglowym, przy równoczesnym oddziaływaniu przechłodzonej wody na zewnątrz także powodował naprężenia w kadłubie. Garzke i Dana Yoeger z Woods Hole Oceanographic Insti-tution (instytucja, dzięki której w 1986 roku znaleziono wrak) sugerują, że uderzenie góry lodowej wybiło nity i rozpruło metalowe szwy kadłuba. Aby sprawdzić tę teorię, w 1995 roku z „Titanica" wydobyto małe fragmenty poszycia i razem z kawałkiem współczesnej stali okrętowej umieszczono w kąpieli alkoholowej, ochłodzonej do temperatury morza w noc katastrofy. Następnie w oba kawałki uderzono wahadłem o wadze 31 kilogramów. Współczesny stop został wygięty w kształt litery V, natomiast fragment z „Titanica" pękł na pół. Jak mówi Garzke, było to odkrycie, które wiele wyjaśniało. Oszacował on, że gdyby nie owa nadmierna kruchość, „Titanic" mógł utrzymać się na wodzie jeszcze kilka godzin, a najbliżej znajdujący się okręt „Carpathia" miał szansę przybyć na czas i uratować część z tych nieszczęsnych 1500 pasażerów, którzy zginęli. Dlaczego wysyłanie wiadomości internetowych • do dowolnego miejsca na świecie tak mało kosztuje? Jedną z najlepszych rzeczy w Internecie jest to, że wysłanie e-maila w dowolne miejsce na Ziemi lub serfowanie w poszukiwaniu informacji, nigdy nie kosztuje więcej niż lokalna rozmowa telefoniczna, bez względu na to, gdzie się znajdujemy. Dzwoniąc na przykład do przyjaciół w Kalifornii musimy zapłacić za rozmowę międzystrefową, ale wysyłając im e-maila lub odwiedzając ich stronę internetową, wcale nie dzwonimy do Kalifornii, lecz do swojego dostawcy usług internetowych (Internet Service Provider - ISP). 191 Co więc się dzieje z dalekimi połączeniami? Tym zajmuje się ISP, który bierze na siebie ich koszt. Ceny mogą być niskie, gdyż każdy dostawca oferuje dostęp do Internetu poprzez sieci szkieletowe, połączone dzierżawionymi liniami telekomunikacyjnymi. Całość obejmuje zasięgiem cały świat, łącząc dziesiątki milionów komputerów w sieć internetową. Przepustowość tych sieci jest ogromna, więc mogą one przesyłać wielką ilość informacji i dokonywać mnóstwa połączeń. Linie dzierżawione przez ISP są też stosunkowo tanie i działają 24 godziny na dobę, 365 dni w roku. Koszty utrzymania są więc stosunkowo niskie i na ich pokrycie w zupełności wystarczą reklamy oraz subskrypcje - pozostawiając jeszcze niezły dochód prowajderom. . Kto wynalazł teleskop? Podstawowe zasady optyczne zostały opisane po raz pierwszy w XIII wieku przez angielskiego uczonego Rogera Baco-na, choć zgodnie z tym, co napisano w podręcznikach, dopiero w 1608 roku Holender Hans Lippershey umocował soczewki w tubie i zrobił z nich pierwszy teleskop. Jednakże w 1992 roku nieżyjący już astronom-amator i historyk astronomii Colin Ronan ogłosił, że Lippershey został wyprzedzony o 13 lat przez dwóch angielskich uczonych: Leonarda i Thomasa Diggesów. Jak twierdzi Ronan, teleskop Diggesów miał być używany w wojsku i wszystkie wzmianki na jego temat zostały zakazane na mocy elżbietańskigo odpowiednika dzisiejszej ustawy o tajemnicy państwowej. Jakkolwiek było naprawdę, Galileusz udoskonalił pierwotny model teleskopu oraz dokonał pionierskich obserwacji Księżyca i Jowisza. W 1663 roku szkocki astronom James Gregory skonstruował zaś teleskop, w którym wklęsłe zwierciadło służyło do ogniskowania promieni świetlnych, a nie ich załamywania. To uwolniło obrazy teleskopowe od zmory fałszywych kolorów, jakie powstawały w szklanych soczewkach. 192 Trzeba było jednak poczekać do 1688 roku, kiedy to sir Isaac Newton jako pierwszy zbudował teleskop zwierciadłowy z prawdziwego zdarzenia. Teleskop taki, oprócz uzyskiwania lepszego obrazu, umożliwia oglądanie o wiele słabszych obiektów niż teleskop soczewkowy, gdyż łatwiej wykonać wielkie zwierciadło niż wielką soczewkę. Kto wynalazł tworzywo sztuczne? Za wynalazcę tworzywa sztucznego uważa się Amerykanina Johna Hyatta, który w 1869 roku opatentował celuloid, łatwy do formowania materiał, mogący służyć jako substytut kości słoniowej do wyrobu kuł bilardowych. Celuloid - mieszanina nitrocelulozy, alkoholu, eteru i kamfory - okazał się zadziwiająco wszechstronny; stał się podstawą wytwarzania pierwszych błon fotograficznych, kołnierzyków do koszul i... niemowlęcych grzechotek. Jego największą wadą była słaba odporność na ciepło - z łatwością buchał płomieniem. Minęło jednak 40 lat, zanim wynaleziono pierwsze tworzywo „termoutwardzalne". Był to bakelit, który przyniósł fortunę swojemu twórcy, belgijsko-amerykańskiemu chemikowi Leo Baekelandowi. Czy fale radiowe szkodzą komputerom? « To zależy od wieku komputera. Wszyscy słyszeliśmy o tym, że działanie radia można zakłócić, włączając w sąsiednim pomieszczeniu mikser. Dzieje się tak w wyniku zjawiska zwanego interferencją magnetyczną. Wszystkie obwody elektroniczne emitują nieco fal elektromagnetycznych i w pewnych warunkach mogą zakłócać pracę innych urządzeń. Dlatego nie wolno używać telefonów komórkowych ani laptopów w samolocie podczas startu; fale mogą odbić się od skrzydeł i trafić do kokpitu. 193 Kiedy coraz większą popularność zaczęły zyskiwać przenośne komputery i telefony komórkowe, powstała obawa, że w końcu otoczy nas „dżungla fal elektromagnetycznych". W Europie wprowadzono zatem zasadę kompatybilności elektromagnetycznej. Pierwszego stycznia 1996 roku weszła ona w życie w Wielkiej Brytanii. Zgodnie z nią, wszystkie nowe urządzenia elektroniczne mogą emitować tylko minimalną ilość fal i powinny być całkowicie zabezpieczone przed zakłóceniami w wyniku nagłej interferencji z falami od innego urządzenia. Czy Furby dysponuje sztuczną inteligencją? Furby to jeden z największych hitów ostatnich lat w świecie zabawek - jak dotąd sprzedano ponad 5 milionów tych gadających elektronicznych stworzeń. Ze swoimi wielkimi oczami i głupimi głosami są z pewnością okropne. Jednakże, jeśli wierzyć reklamie, wewnątrz są niezwykle skomplikowane. Furby dysponują sztuczną inteligencją, pozwalającą im uczyć się od swojego właściciela i mu odpowiadać. Ów elektroniczny twór najpierw mówi w nonsensownym języku zwanym „furbish", który stopniowo zmienia się na angielski. Sceptycy podkreślają jednak, że to nie oznacza, iż Furby się uczy: on może używać tylko prostego mikroukładu, który z czasem pozwala mu wypowiadać coraz bardziej skomplikowane zdania. Jakkolwiek jest, wynalazek ten pozwolił dostrzec podstawowe zagadnienie dotyczące sztucznej inteligencji - w jaki sposób można poznać, że jakieś urządzenie nią dysponuje? W 1950 roku brytyjski geniusz matematyczny Alan Turing ogłosił coś, co dzisiaj zwie się testem Turinga: jeśli nie można wskazać różnicy między tym, jak w danej sytuacji reaguje maszyna, a jak człowiek, to znaczy że maszyna „myśli". Jest to jednak kryterium, które sprytnie kieruje pytanie na 194 powrót do pytającego. Tak więc pięciolatek może myśleć, że Furby zdał test Turinga, ale niewielu dorosłych da się zmylić. No powiedzmy, w każdym razie nie na dłużej niż 5 minut. Czy można zmieniać pogodę? W latach 40. i 50. dwudziestego wieku prowadzono wiele badań mających na celu zlikwidowanie uciążliwej suszy za pomocą „zasiewania" chmur cząsteczkami jodku srebra lub „suchego lodu" - czyli zestalonego dwutlenku węgla. Idea była taka, że cząsteczki wody będą się gromadziły na drobinach tych substancji i spadały na ziemię w postaci dużych kropel deszczu. Tyle na temat teorii - praktyka dała mieszane rezultaty i „zasiewanie" chmur nie wydaje się zbyt obiecujące. W końcu lat 40. XX wieku amerykański chemik i laureat Nagrody Nobla Irving Langmuir wysunął jeszcze dziwaczniejszy pomysł - że za pomocą substancji chemicznych można powstrzymać huragany. Siła huraganu jest wręcz niesamowita - w ciągu jednego dnia wytwarza on więcej energii niż sieć energetyczna USA przez cały rok. Samo zjawisko powstaje jednak w wyniku procesów, które są bardzo wrażliwe na zakłócenia. W 1947 roku Langmuir sprawdził swoją koncepcję, wyleciawszy ponad tropikalny cyklon i zrzuciwszy weń około 100 kilogramów suchego lodu. Gdy przeanalizował „ewolucję" tego cyklonu, stwierdził, że zmienił on kierunek. Sceptycy odrzucili jednak jego wnioski, traktując ową zmianę jako przypadkową i przekonując, że ilość dwutlenku węgla była zbyt mała, by wpłynąć na coś tak rozległego i potężnego, jak huragan. Jednakże eksperymenty przeprowadzane w latach 50. wykazały, że huragany można znacznie osłabić, używając jodku srebra do wywołania deszczu, którego wystąpienie z kolei zmniejsza siłę wiatru. 195 Dlaczego reflektory niektórych samochodów świecą niebieskawo? Te niebieskawe reflektory, znane w handlu jako gazowe lampy wyładowcze, to wielkie osiągnięcie w dziedzinie lamp samochodowych. Wewnątrz nich, zamiast standardowego żarnika, znajduje się gaz szlachetny, ksenon, który świeci, gdy przyłoży się do niego napięcie. Światło takiego reflektora jest trzykrotnie silniejsze niż zwykłego, a jego barwa jest zbliżona do niebieskawobiałego światła dziennego. Jak stwierdza Graham Fudge z Vauxhall Cars (Wielka Brytania), niegdyś lampy wyładowcze osiągały pełną jasność dopiero po kilku sekundach, lecz obecnie świecą z całkowitą mocą natychmiast po włączeniu. W rezultacie możemy się spodziewać, że w nadchodzących latach coraz więcej samochodów będzie miało „ksenonówki", co dobrze wróży bezpieczeństwu na drogach. Jak działają wykrywacze metalu? Zwyczajne wykrywacze metali działają na zasadzie jednoczesnego indukowania i wykrywania pól magnetycznych w obiektach metalowych znajdujących się w ziemi. Końcówka wykrywacza składa się z dwóch koncentrycznych, zwojów. Zmienny prąd elektryczny przepływa przez zewnętrzny zwój „nadawczy", wytwarzając prostopadłe do niego pole magnetyczne - dokładnie tak, jak w silniku elektrycznym. Kiedy prąd zmienia kierunek przepływu, a dzieje się to tysiące razy w ciągu sekundy, pole magnetyczne także się zmienia, wnikając w ziemię jako seria magnetycznych impulsów. Impulsy te indukują wtórne, słabsze pola magnetyczne w ukrytych w ziemi przedmiotach metalowych, takich jak złote monety lub puszki po napojach. Wewnętrzny zwój 196 „odbiorczy" o końcówce wykrywacza rejestruje te indukowane pola magnetyczne w postaci prądu elektrycznego, który przepływa do skrzynki kontrolnej, gdzie jest poddawany analizie. Poszukiwacz skarbów, na podstawie uzyskanych częstotliwości, określa rodzaj znalezionego metalu, a na podstawie siły pola, głębokość na jakiej znajduje się obiekt, po czym decyduje, czy warto zamienić skomplikowany detektor na znacznie prostszy technicznie szpadel. xx199 ROZDZIAŁ 8 Zdrowie, Medycyna i Odżywianie Czy witamina C rzeczywiście poprawia zdrowie? Linus Pauling, wybitny chemik, który, tak jak Maria Skłodowska-Curie, otrzymał dwie Nagrody Nobla, z pewnością uważał, że tak. Od końca lat 60. XX wieku przyjmował codziennie 3 gramy witaminy C (pięćdziesiąt razy więcej niż zalecana dawka), a w roku 70. do tego stopnia był pod wrażeniem uzyskanych efektów, że napisał książkę - Yitamin C and the Common Cold - w której rekomendował przyjmowanie od 1 do 4 gramów witaminy C dziennie, by ustrzec się przed przeziębieniem i cieszyć się doskonałym zdrowiem. Książka odniosła natychmiastowy sukces i spowodowała olbrzymie zapotrzebowanie na witaminę C. Wywołała także burzę protestów środowiska medycznego - amerykańska instytucja rządowa Food and Drug Administration skrytykowała to zalecenie jako niemające podstaw naukowych. Obecnie lekarze nieco bardziej skłaniają się ku wnioskom Paulinga, choć nie bez pewnej rezerwy. Uczeni przyznają, że witamina C zwalcza tak zwane wolne rodniki - silnie aktywne chemicznie fragmenty cząsteczek, mogące wywoływać raka i choroby serca. Jednakże nadal nikt nie udowodnił, że przyjmowanie witaminy C w dużych dawkach może ustrzec przed tymi chorobami. Wyniki badań na ten temat, opublikowane w 2000 roku, sugerują, że przyjmowanie 1 grama witaminy C dziennie nie gwarantuje całkowitej ochrony przed przeziębieniem, lecz znacznie łagodzi jego przebieg i skraca czas trwania. Pauling bez wątpienia powiedziałby na to: „Przyjmujcie więc większe 201 dawki". W rzeczy samej, duże ilości witaminy C jakoś mu nie zaszkodziły - dożył sędziwego wieku 93 lat. Czy żywność modyfikowana genetycznie jest nam rzeczywiście potrzebna? W ostatnich latach debata na temat żywności modyfikowanej genetycznie przybrała na sile. Zdaniem szefów wielkich supermarketów konsumenci nie chcą kupować takich produktów. Duże sieci handlowe już informują swoich dostawców, że nie będą zamawiać mleka ani mięsa zwierząt karmionych paszą modyfikowaną genetycznie. Jednak niektórzy specjaliści przekonują, iż na przykład zboża będą tańsze w produkcji ze względu na mniejsze stosowanie do ich uprawy pestycydów i herbicydów. Zwolennicy przedsięwzięcia twierdzą zaś, że wkrótce będzie to jedyny sposób na wyżywienie świata -nie tylko dlatego, że więcej plonów dotrwa do zbiorów, lecz także dlatego, iż uprawy będą odporne na suszę i zasolenie gleb. Tyle tylko, że prawdziwy problem z wyżywieniem świata nie wynika z braku żywności, lecz z nierównomiernego do niej dostępu - w jednych miejscach jest jej nadmiar, a lepiej gdyby było mniej - wyszłoby to na zdrowie wielu „puszystym" Europejczykom czy Amerykanom. W innych zaś rejonach panuje dotkliwy głód. Jaka jest alternatywa dla żywności modyfikowanej genetycznie? • Uczeni chińscy zaproponowali własną alternatywę dla tak modyfikowanych plonów - olbrzymie warzywa wyrastające z nasion, które przebywały w kosmosie. Pewna jednostka badawcza zajmująca się technologią cieplarnianą, w Guangzhou w Chinach, to jedna z sześciu instytucji „rozpracowujących" hodowanie roślin z nasion, które odbyły podróż kosmiczną. Jej cieplarnie 202 pełne są melonów dwumetrowej średnicy i ogromnych papryk chili, a realizatorzy eksperymentów obiecują ponadmetrową marchewkę i jedno- lub dwukilogramowe pomidory. Do oglądania tych ogrodniczych gigantów zaprasza się chińskich rolników, którzy często mają kłopoty z produkcją dobrej jakościowo żywności. Warzywa mają też ponoć niezwykłe walory odżywcze. Próby laboratoryjne wskazują, że zawierają one dwa razy więcej witamin, 7 procent więcej żelaza i 25 procent więcej pierwiastków śladowych niż zwykłe rośliny. Chińczycy sugerują, że zmiany w nasionach wysyłanych w kosmos na 15 dni są spowodowane brakiem tlenu, zerową grawitacją i „bombardowaniem" przez promieniowanie kosmiczne. Warunki te nie są jednak obojętne dla DNA i mogą powodować mutacje genetyczne, więc brytyjscy biotechnolodzy pozostają sceptyczni. Może się okazać, że mutacje w chińskich roślinach to tylko łut szczęścia lub że niezwykłą wielkość warzyw uzyskano za pomocą wymyślnych sztuczek podczas uprawy, podobnie jak w przypadku nagradzanych w konkursach plonów z ogródków działkowych. Czy jest jakiś łatwy sposób odróżnienia tak zwanej • zdrowej żywności od innej? Nie - a przynajmniej nie można tego zrobić z całkowitą pewnością. Aby sprawdzić, czy nastąpiła modyfikacja genetyczna, trzeba bowiem za pomocą specjalnego testu DNA odnaleźć geny dodane lub zmodyfikowane. Kłopot w tym, że im krótsza jest sekwencja genów, tym trudniej ją odszukać i zbadać. Poza tym wyniki tego testu są bardziej wiarygodne, gdy bada się produkty surowe, a nie sosy czy pizze, w których łańcuchy DNA zostały zniszczone w czasie przetwarzania składników (mniej więcej to samo dzieje się w żołądku, kiedy to wszystko zjadamy). Inny problem wynika stąd, że choć testy DNA są bardzo 203 czułe - gdyż ich działanie polega na zwielokrotnianiu sekwencji genów - istnieje ograniczenie, poniżej którego zmodyfikowanego DNA nie da się wykryć. Jeśli cała sekwencja DNA w żywności została zmieniona tylko odrobinę, test może się okazać zawodny. Dlatego nigdy nie uzyskamy całkowitej pewności, że to, co jemy, nie zawiera produktów zmodyfikowanych, chyba że prześledzimy pochodzenie tej żywności. Nie ma też testów laboratoryjnych pozwalających odróżnić żywność z produkcji tak zwanej ekologicznej od innej. A to dlatego, że wytwarzanie zdrowej żywności to cały wielki system obejmujący bardzo różne czynniki, które trzeba by sprawdzić (niektórych z pewnością i tak nie udałoby się przetestować). Zamiast więc przeprowadzać badania, lepiej się rozejrzeć za etykietkami znanych producentów zdrowej żywności. To najlepsza gwarancja, by naprawdę ustrzec się modyfikowanej żywności. Czy populacja kaszalotów rzeczywiście maleje? • W 1992 roku doktor Niels Skakkebaek z uniwersytetu w Kopenhadze wywołał sensację stwierdzeniem, że od lat 30. XX wieku liczebność populacji kaszalotów zmalała. Tłumaczono, że przyczyną tego są podobne do hormonów związki chemiczne w wodzie i żywności. Jednakże późniejsze raporty podają, że w latach 1970-1994 liczebność kaszalotów wzrosła o 15 procent - przynajmniej w Ameryce. Ponadto nikt nie ma pewności, wyniki których badań są bardziej wiarygodne, choć są pewne wskazówki sugerujące, że mniej poprawny jest raport o spadku populacji. Kto to jest psychopata? Niezależnie od reputacji szaleńca z siekierą, psychopata to o wiele bardziej podstępny członek społeczeństwa. Psychopatów, 204 z ich brakiem współczucia, impulsywnością i mrożącym brakiem wyrzutów sumienia, można znaleźć wszędzie, od boiskowego tyrana po despotycznego dyktatora. Szacuje się, że około 3 procent światowej populacji może mieć cechy psychopatyczne, a jednocześnie przyczyny psychopatii - czyli „antyspołecznego zaburzenia osobowości" -pozostają tajemnicą. Istnieją pewne dowody, że mózg psychopaty nie jest dojrzały emocjonalnie, oraz poszlaki, iż może to mieć związek z niewłaściwą i zbyt słabą więzią z matką. Najprawdopodobniej jednak przyczyna tego najbardziej kłopotliwego ze schorzeń osobowości nie jest jedna. Przypuszczalnie jest ono także nieuleczalne. Co to są grupy krwi i co będzie, jeśli ktoś dostanie krew innej grupy niż jego własna? O grupie krwi decyduje rodzaj tak zwanych białek antygenowych - A, B lub ich brak (0) - znajdujących się na powierzchni krwinek czerwonych. Grupa krwi danej osoby jest uwarunkowana genetycznie - nie można mieć innej grupy niż któreś z rodziców. Jeśli mężczyzna ma 0, a kobieta A, to ich dzieci mogą mieć tylko grupę 0 lub A. Podstawowe grupy krwi to A, B, AB i 0, a ich częstość występowania jest różna w zależności od zakątka świata. Na przykład grupa 0 jest bardzo rozpowszechniona w Wielkiej Brytanii i północno-zachodniej Europie, A występuje częściej w Skandynawii, a B w centralnej Azji. Krew grupy 0, z uwagi na brak antygenów A i B na powierzchni krwinek czerwonych, można dać każdemu. Podobnie ludzie o grupie AB mogą otrzymać krew dowolnej grupy. Jednakże podanie osobie z grupą A krwi grupy B może być śmiertelne w skutkach. W 1900 roku niemiecki patolog Karl Landsteiner, pionier badań nad grupami krwi, odkrył, że krwinki czerwone zbijają się w kłaczki, jeśli wejdą w kontakt z krwią o innej grupie. 205 Po Landsteinerze inni badacze odkryli cały szereg kolejnych antygenów; choćby w 1940 roku układ antygenów Rhe-susa. Dziś znamy już około 400 antygenów charakteryzujących krwinki czerwone. Jak działa znieczulenie ogólne? To zaskakujące, ale 150 lat po tym, jak je pierwszy raz zastosowano, cudowna zdolność anestetyków do likwidowania bólu wciąż jeszcze nie jest w pełni poznana. W efekcie nadal zdarza się, że pacjent umiera z powodu przedawkowania środka znieczulającego lub, choć wydaje się być całkowicie pod wpływem leku, cały czas cierpi ból podczas operacji. Uczeni zwykli uważać, że działanie anestetyków polega w jakimś sensie na rozpuszczaniu się ich w ścianach komórek nerwowych i hamowaniu przekazywania informacji o bólu. Jednakże coraz więcej jest dowodów, że leki te osiadają na bardzo specyficznych białkach na powierzchni komórek nerwowych. Rozwiązanie tej tajemnicy mogłoby zwiększyć szansę na wyprodukowanie bezpieczniejszych anestetyków - i zakończyć zdarzające się niekiedy tragiczne powikłania podczas zabiegów chirurgicznych. Czy jakieś części ciała można operować • bez znieczulenia? Powodem, dla którego w jednych częściach ciała silniej czujemy ból niż w innych, jest różna koncentracja czuciowych komórek nerwowych: im gęściej są upakowane, tym większa szansa, że nawet niewielkie uszkodzenie zostanie przez nie wykryte. Dlatego możliwe jest bezbolesne cięcie niektórych części ciała ostrym skalpelem, a zastosowanie tępego narzędzia spowodowałoby ból nie do wytrzymania. 206 Równie ważny jest sposób ułożenia nerwów, czego dowodzi fakt, że można bezboleśnie rozcinać jelita, ale rozciąganie ich lub ściskanie boli - doskonale wiedzą o tym ludzie z chorobami przewodu pokarmowego. Zaskakujące jest też to, że nie trzeba żadnego znieczulenia przy operacji mózgu, gdyż nie ma w nim komórek reagujących na ból. Chirurg stosuje tylko miejscowe znieczulenie, gdyż musi przeciąć czaszkę, ale kiedy to zrobi, może szperać do woli, a jego pacjent, choć zachowa całkowitą przytomność, nie będzie czuł bólu. Co to jest „syndrom Zatoki"? • Wielu z tych, którzy walczyli z Irakiem w latach 1990 i 1991 cierpiało na tak zwany syndrom wojny w Zatoce. Żołnierze skarżyli się na chroniczne zmęczenie, wysypki, bóle mięśniowe, bóle głowy, problemy oddechowe i trawienne. Pentagon szacuje, że ucierpiało ponad 20 tysięcy amerykańskich żołnierzy, kiedy siły sprzymierzone bombardowały irackie pozycje broni chemicznej. Uczeni z King's College w Lodynie sugerują zaś, że chorobę mogły spowodować wielokrotne szczepienia mające chronić żołnierzy przed bronią biologiczną. Uważa się, że co najmniej 5 tysięcy weteranów wojny w Zatoce Perskiej cierpi na rozmaite schorzenia wynikające z ich służby w tym regionie, a 500 z nich zmarło z tej przyczyny. W Iraku przedłużające się skutki ówczesnych działań wojennych są jeszcze gorsze. Bezpośrednio po ich zakończeniu setki irackich niemowląt urodziło się z fizycznymi zniekształceniami, co wielu uczonych przypisuje ich ojcom - żołnierzom irackim - wystawionym na działanie 900 tysięcy amerykańskich pocisków ze zubożonym uranem (Brytyjczycy wystrzelili 88 takich pocisków). W Iraku dramatycznie wzrosła też liczba przypadków raka i bezpłodności - niektórzy lekarze obawiają się wręcz, że broń użyta w wojnie mogła spowodować anomalie genetyczne, które ujawnią się dopiero w przyszłych pokoleniach. 207 Czy burgery są rzeczywiście szkodliwe? «» Przeciętny hamburger jest dobrym źródłem białek, żelaza, cynku, witaminy Bn i niacyny; ma też niemało wapnia oraz witamin 85, 62 i C. Mniej zdrowa jest obfitość zawartych w nim tłuszczów, szczególnie nasyconych. Zbyt wielka ich ilość w diecie prowadzi do otyłości i chorób serca. Weźmy Quarter Pounder McDonakTsa, o którym firma mówi, że jest to „100 procent befsztykowej wołowiny bez żadnych dodatków, wypełniaczy, substancji zagęszczających i wzmacniaczy smaku". Burger ten ma 509 kalorii - jedną piątą dziennego zapotrzebowania energetycznego mężczyzny, które wynosi 2550 kalorii, i jedną czwartą zapotrzebowania kalorycznego kobiety (1940 kalorii). Zawiera też 26,3 grama białek - 59 procent dziennego zapotrzebowania mężczyzn i 71 procent zapotrzebowania kobiet - warto wiedzieć, że nadmiar białka odkłada się jako tłuszcz. Mała jest zawartość węglowodanów, tylko 25,2 grama - 8 procent dziennego zapotrzebowania. Jednakże ilość tłuszczu jest duża - 24,9 grama (z czego połowa to tłuszcze nasycone) - co pokrywa 25 procent zapotrzebowania mężczyzn i 33 procent zapotrzebowania kobiet. To stanowczo za dużo tłuszczu jak na jedną szybką przekąskę. Najlepiej więc jeść burgery od czasu do czasu, ale nie za dużo na raz. Burger jest niezły, ale niech nie będzie podstawą naszej diety. Nie tak łatwo tego wszystkiego uniknąć. McDonald's działa w 91 krajach - co stanowi niemal połowę krajów świata. Można by pomyśleć, że Indie, gdzie religia hinduska zabrania jedzenia wołowiny, są wolne od szybkich barów tej sieci, lecz obecnie Delhi szczyci się pierwszą na świecie restauracją Mc-Donald's, w której nie uświadczy się wołowiny, lecz gdzie można kupić Maharadżę Maca (naprawdę) z jagnięciny. Sto jeden krajów nie ma jeszcze McDonald'sa - należą do nich na przykład: Nepal, Seszele, Afganistan, Libia, Korea Północna, Irak i Iran. 208 Który produkt jest najgorszy pod względem wartości odżywczych? Każde jedzenie jest do pewnego stopnia odżywcze - chodzi o to, w jaki sposób zostanie ono włączone do naszej diety. Chipsy są na przykład dość dobrym źródłem witaminy C -stugramowa porcja daje jej 4 miligramy, czyli około 10 procent dziennego zapotrzebowania - lecz zawierają przy okazji bardzo dużo tłuszczu. Aby uzyskać swoje dzienne 40 miligramów witaminy C, należałoby zjeść kilogram chipsów, a przy tym 2750 kalorii i niesamowite 140 gramów tłuszczu. Jeśli zaś naprawdę chcemy dorobić się choroby wieńcowej, wystarczy jadać półfuntowego cheeseburgera z dużymi frytkami i koktajlem mlecznym, mówi doktor Tim Lobstein, współkierownik Food Commission i autor Fast Food Facts. Równie groźne są zapiekanki serowe, żeberka pieczone po chińsku, pieczona golonka lub inna tłusta wieprzowina. Jeśli już mamy sobie dogadzać, to lepiej idźmy na pizzę z dużą ilością różnych dodatków (dobre źródło białek i wapnia) i z małą ilością sera lub na kebab (znów mnóstwo białek i wapnia plus żelazo, cynk i witaminy) - radzi doktor Lobstein. Jak długo po czyimś kichnięciu możemy od tego kogoś złapać wirusa? Zgodnie z tym, co mówi profesor Roń Eccles, dyrektor Com-mon Cold Centre (Cardiff University), kiedy ktoś kicha, kropelki zawierające wirusy rozpylają się w powietrzu na małą odległość i pozostają tam zaledwie kilka sekund. Jeśli w tym czasie trafią do naszych oczu lub nosa, to właściwie jesteśmy od razu zarażeni. 209 Istnieje jeszcze jeden możliwy sposób złapania wirusa, choć nie tak natychmiastowy: niektóre cząsteczki przez kilka godzin po kichnięciu utrzymują się w powietrzu w postaci aerozolu. I choć nie grozi nam za ich pośrednictwem przeziębienie, możemy w ten sposób zarazić się wirusem grypy- Czy istnieje jakiś powód, by czerwone wino • „oddychało"? Nie bardzo - no, może tylko tyle, by klijentom się zdawało, iż wiedzą coś o winach. Wyciąganie korka na pół godziny przed rozlaniem wina w kieliszki jest z pewnością bezsensowne, gdyż ilość wina wystawiona na działanie powietrza jest znikoma w porównaniu z jego objętością w butelce. Dużo lepiej jest dekantować wino, gdyż wówczas miesza się ono z powietrzem, co - jak czytamy w magazynie Decanter - pozwala uzewnętrznić się zapachom i aromatom. No dobrze, może i tak - lecz podczas degustacji „na ślepo" nawet ekspert nie odczuje żadnej różnicy między winem, które „oddychało" i takim, które nalano do kieliszków ze świeżo otwartej butelki. Czy czerwone wino jest zdrowe? Pogląd, że czerwone wino jest zdrowe dla osób chorych na serce całe lata pokutował w świecie medycznym. Brało się to pewnie stąd, że czerwone wina są bogate w katechinę, która należy do grupy substancji zwanych flawonidami. Uważa się, że zwalczają one wolne rodniki, wyjątkowo aktywne chemicznie fragmenty cząsteczek, mogące mieć wpływ na rozwój choroby wieńcowej. Jest to niezła koncepcja, lecz nie da się jej obronić przy bliższym przyjrzeniu. Badania prowadzone przez uczonych z University of California, 210 polegały na porównywaniu zawartości katechiny we krwi osób, które piły wino alkoholowe i bezalkoholowe. W obu przypadkach poziom katechiny gwałtownie się podnosił, lecz spadał znacznie szybciej, jeśli substancja ta pochodziła z wina alkoholowego. Działo się tak pewnie dlatego, że alkohol powodował szybsze usuwanie lub przetwarzanie katechiny. Zbadawszy wszystkie dowody na dobroczynne działanie czerwonego wina, w American Heart Association zdecydowano, że koncepcja ta nie wytrzymuje krytyki. W styczniu 2001 roku wydano oświadczenie, że pogląd jakoby czerwone wino było dobre na serce to „powszechne, lecz nie udowodnione przypuszczenie". Dlaczego lubimy pogryzać co popadnie? Mimo że mamy dostęp praktycznie do każdego rodzaju pożywienia, jakie nam się zamarzy, dieta zachodnia wciąż zawiera o wiele więcej pokarmów słodkich i tłustych, niż powinna. Koncepcja, że nasz sposób odżywiania wciąż przypomina dietę jaskiniowców z epoki lodowej, nie ma racji bytu: człowiek nigdy nie potrzebował tylu „przekąsek". Jedna z nowszych teorii mówi, że owo „podskubywanie" pozwala nam przypomnieć sobie cudowny smak matczynego mleka, które jest słodkie i zawiera około 40 procent tłuszczu. Cechy zaskakująco podobne do zachodniej diety. Czy to prawda, że od tłustego jedzenia •> dostaje się wągrów? Dobra wiadomość: można jeść tyle chipsów, smażenin i czekoladowych batonów, ile dusza zapragnie i nie będzie z tego powodu wągrów. Te okropieństwa powstają bowiem w wyniku wysokiego poziomu hormonów, które wywołują nadprodukcję 211 tłuszczu w skórze. To, co jemy, nie ma na nią najmniejszego wpływu. Z pewnością zaś podstawowe znaczenie ma okres dojrzewania, kiedy poziom hormonów się podwyższa i nadmiar tłuszczu zatyka pory. Oczywiście, mnóstwo pryszczatych nastolatków jada mnóstwo czekolady i tłustych potraw - i to może wyjaśniać, skąd wziął się ten mit. Kiedy wynaleziono pierwszą sztuczną kończynę? Drewniane nogi były w użyciu od czasów rzymskich, lecz pierwsze realistycznie wyglądające sztuczne kończyny - protezy - wprowadził szesnastowieczny chirurg francuski, Am-broise Parę. Jedna z jego protez (a mówiąc poprawnie ortez) ręki miała nawet palce, którymi można było oddzielnie poruszać za pomocą układu dźwigni. Dwie wojny światowe nadały nowy impet konstrukcji sztucznych kończyn, gdyż wielu żołnierzy, dzięki coraz lepszej medycynie wojskowej, przeżyło amputację. Wprowadzono nowe, lekkie materiały i lepsze mechaniczne stawy, początkowo dla kończyn dolnych, a następnie - po II wojnie światowej - także dla górnych. Sztuczne biodra wprowadzono po raz pierwszy w początkach XX wieku, choć dopiero w latach 70. operacje wymiany stawu biodrowego stały się rutynowe. Bez względu na to, jak skomplikowana jest proteza lub orteza, jej użycie będzie niemożliwe, jeśli jej się dobrze nie dopasuje. Najnowszym udoskonaleniem jest tulejka Hanger Comfort Flex, wykonana z „inteligentnego" plastiku, który „zapamiętuje" kształt kikuta i się do niego dopasowuje. Tulejka ma anatomicznie zaprojektowane kanaliki i wyżłobienia, by jak najlepiej pasowała do mięśni, kości, ścięgien i naczyń krwionośnych kikuta. Wewnątrz jest elastyczna, co umożliwia dobrą stabilizację boczną oraz tył i przód. Jest też wygodna dla użytkownika, gdyż zapobiega obracaniu się sztucznej 212 kończyny oraz powstawaniu ucisku w jakimkolwiek miejscu. Osoby, u których taką tulejkę zastosowano, mówią, że dzięki niej mogą lepiej korzystać z protezy, a więc nawet powrócić do pracy oraz w pewnym zakresie uprawiać sport. Czy możemy się zabezpieczyć - przed szkodliwym promieniowaniem w domu i biurze? Z pewnością tak - choć kłopoty zdrowotne równie dobrze mogą wynikać z zamartwiania się promieniowaniem, jak z rzeczywistego promieniowania. Komputery, telefony komórkowe, telewizory i kuchenki mikrofalowe - wszystkie te urządzenia wytwarzają promieniowanie elektromagnetyczne - lecz dowody na to, iż w takim stopniu, w jakim występuje ono w domu czy biurze, jest w ogóle szkodliwe, budzą mało zaufania. To jednak nie powstrzymuje wielu firm od proponowania coraz to nowych środków ochronnych. Należą do nich: specjalna odzież z wplecionymi nylonowymi włóknami powlekanymi srebrem oraz specjalne futerały na telefony komórkowe. Włókna, wyprodukowane w Ameryce, likwidują nawet 99 procent promieniowania wysokiej częstotliwości, emitowanego przez urządzenia elektroniczne. Dlaczego bąbelki w piwie Guinness toną? Gwałtownie opadające bąbelki w kuflu guinnessa zdumiewały wielu piwoszy. Przecież pęcherzyki gazu mają mniejszą gęstość niż piwo - czyż nie powinny się więc wznosić? Uczeni z University of New South Wales w Sydney znaleźli odpowiedź, posługując się komputerowymi programami do badania dynamiki płynów. Okazuje się, że większość bąbelków w guinnessie wznosi się wzdłuż środka szklanki, lecz są one schowane w ciemnym napoju. W każdym bąbelku znajduje się odrobina płynu. Na 213 powierzchni gaz ucieka, lecz płyn jest odpychany na boki i zderzając się ze ściankami naczynia, spływa po nich w dół. I te właśnie bąbelki są widoczne. Słynny irlandzki napój jest zaś bardziej podatny na to zjawisko niż inne, gdyż im mniejsze są bąbelki, tym łatwiej schodzą w dół. A, jak stwierdził profesor Clive Fletcher, kierujący badaniami w Sydney, guinness ma bardzo dużą koncentrację małych bąbelków i jest bardziej lepki od innych piw. Dlaczego kojarzymy kolor niebieski ze smutkiem? Istnieją rozmaite wyjaśnienia: psychologiczne, mitologiczne i naukowe. Przypuszczalnie najbardziej interesujące pochodzi z testów behawioralnych przeprowadzanych na szympansach w zachodniej Afryce, w których użyto kolorowych drewnianych klocków. Badania wykazały, że w te dni, w które pogoda jest brzydka, kiedy szympanse są głodne lub zostaną oddzielone od grupy, preferują klocki szare lub niebieskie. W dniu, w którym jeden szympans zdechł, wszystkie pozostałe wybierały niebieskie klocki. Wyjaśnienie mitologiczne jest takie, że kolor niebieski symbolizuje morze, coś, czego starożytni obawiali się najbardziej (np. w Księdze Apokalipsy Bestia wyłania się z morza). Informacja o innym intrygującym związku między depresją a kolorem niebieskim pojawia się w dziewiętnastowiecznym czasopiśmie psychologicznym, w którym czytamy, że badania wykazały, iż „farbiarze pracujący z kolorem indygo stali się melancholikami". W jaki sposób środki przeciwbólowe lokalizują ból? • Środki przeciwbólowe o miejscowym działaniu docierają do enzymu, który pojawia się tylko w obszarze zranienia. Enzym 214 ten, zwany cykloksygenazą (COX), powoduje miejscową produkcję substancji zwanych prostaglandynami, które zwielokrotniają sygnał bólowy. Proste analgetyki, takie jak aspiryna, paracetamol czy ibuprofen chemicznie przytwierdzają się do COX, blokując jego funkcje i hamując wytwarzanie prostaglandyn. Kiedy dokucza nam ból głowy, jego przyczyną jest odkształcenie błon pokrywających mózg, które z jakichś powodów zostały na przykład rozciągnięte lub „pofalowane". Dzieje się to wówczas, kiedy naczynia krwionośne w czaszce obkurczają się - często jako efekt przehulanej nocy. Paracetamol to najpopularniejszy lek przeciwbólowy w Wielkiej Brytanii - co roku sprzedaje się tu 130 milionów opakowań. Jeśli jednak przyjmuje się go zbyt wiele, może się to skończyć czymś o wiele gorszym niż ból głowy - a mianowicie martwicą wątroby. W Wielkiej Brytanii umiera rocznie około 100 osób, które przedawkowały paracetamol w celach samobójczych. Co to jest ból fantomowy? • Ból można odczuwać' także w tej części ciała, którą straciliśmy. Około dwóch trzecich osób po amputacji zgłasza intensywne wrażenia, pochodzące jakby z odciętej kończyny. Ten tak zwany ból fantomowy nie ma nic wspólnego z bólem po zabiegu chirurgicznym. Może być jednak bardzo dokuczliwy i często występować wiele lat po operacji. Mózg prawdopodobnie nie potrafi sobie poradzić z brakiem sygnałów z odciętej części ciała. Bardziej powszechnym, choć nie mniej przykrym zjawiskiem jest ból przeniesiony, czyli odczuwany w innym miejscu w ciele niż to, które jest chore. Na przykład ból podczas ataku serca jest często odczuwany w lewym barku, w ramieniu lub głowie. Ostatnio okazało się jeszcze, że kobiety odbierają ten ból odmiennie niż mężczyźni - choćby myląc go 215 z przeforsowaniem mięśni pleców podczas ćwiczeń fizycznych. Skąd się bierze ból przeniesiony - nie wiadomo. Być może nerwy z obu miejsc wchodzą do tego samego pola neuronowego lub miejsce powstania sygnału jest źle rozpoznawane przez mózg. Czy znajdzie się kiedyś panaceum . na wszystkie choroby? Lek na wszystkie choroby - to brzmi jak bajka, a jednak istnieje coś, co jest już bardzo blisko: - aspiryna. W swojej naturalnej postaci kwasu salicylowego (a dokładniej: glikozydu fenolowego - zwanego salicyną) - związku występującego w korze wierzby - była używana jako remedium na bóle i gorączkę od czasów wielkiego greckiego lekarza Hipokratesa (lata 470-377 przed naszą erą). W XIX wieku kwas salicylowy był już popularnym lekiem na gorączkę reumatyczną, podagrę i artretyzm. Niestety, powodował też podrażnienie żołądka, a u niektórych osób nawet wrzody. Felix Hoffman, niemiecki lekarz z firmy Bayer, zmodyfikował więc kwas salicylowy i stworzył aspirynę (kwas acetylosalicylowy), która weszła na rynek jako pierwszy środek farmaceutyczny w 1899 roku. Aspiryna także jednak drażniła żołądek, jeśli stosowano ją w dużych dawkach, gdyż blokowała nie tylko enzym wywołujący ból - COX, lecz także ten, który odpowiada za wytwarzanie śluzu w żołądku. Minął ponad wiek i na rynek wchodzą pierwsze „super-aspiryny" - znane jako inhibitory COX-2. Unieszkodliwiają one tylko enzym wywołujący ból. Przez wszystkie te lata aspiryna okazała się jednak użytecznym lekiem nie tylko łagodzącym ból. Okazuje się, że jest bardzo wartościowym środkiem zapobiegającym atakowi serca i zawałowi. Może też wspomagać profilaktykę choroby Alzheimera i niektórych nowotworów. 216 Jaki jest sens odczuwania bólu? » Ból jest nieprzyjemny i zawsze ma jakąś przyczynę. Medycyna zna około stu przypadków osób ze skazą genetyczną -zwaną analgezją kongenitalną - polegającą na nieodczuwaniu bólu. Ludzie ci muszą przez całe życie uważać, by nie zrobić niczego, co mogłoby się skończyć uszkodzeniem ciała, gdyż nie potrafią stwierdzić, czy rzeczywiście się zranili. Najlepiej udokumentowanym przypadkiem analgezji kongenitalnej była córka kanadyjskiego lekarza, która w krótkim czasie doznawała kolejnych, poważnych urazów kolan, bioder i pleców, gdyż nie czuła żadnego uderzenia ani stłuczenia. Jej ojciec wspomina, jak kiedyś, podczas mroźnej kanadyjskiej zimy, uklękła na rozpalonym grzejniku - wskutek czego do końca swojego krótkiego życia miała na kolanach szramy po oparzeniach. Ciągle kontuzje i zranienia wkrótce zebrały żniwo. Zniszczone tkanki na nadgarstkach, kolanach i kostkach stały się pożywką dla bakterii, które dotarły aż do kości. Dziewczyna zmarła w wieku zaledwie 22 lat na praktycznie nieuleczalną, zakaźną chorobę kości, zapalenie szpiku kostnego. Tak ekstremalne przypadki są dla nas ważną przestrogą: nie zażywajmy środków przeciwbólowych, jeśli ból trwa dłużej niż jeden dzień. Zwykle bowiem sygnalizuje on, że w organizmie dzieje się coś złego - regularne zażywanie analgetyków jest bowiem jak wyłączanie alarmu przeciwwłama-niowego, zanim się sprawdzi, czy przypadkiem rzeczywiście ktoś się nie włamał. Co zrobić, żeby dobrze upiec kurczaka lub indyka? Dla wielu osób świąteczna kolacja to najlepsza okazja do zachowania dobrego nastroju, który jednak łatwo popsuć źle przygotowanym daniem. Najbardziej pospolitym błędem jest pieczenie indyka za krótko, przez co po podaniu na stół 217 jest on twardy i żylasty. Pieczenie wymaga znajomości zasad wywodzących się z biochemii i fizyki. Jeśli ptak nie będzie pieczony wystarczająco długo, włókna kolagenu, z których składają się jego mięśnie, nie zmienią się w delikatną galaretkę i mięso pozostanie żylaste. Jeśli jednak będziemy to robić zbyt długo, koagulacja będzie trwała dalej i białka skleja się ze sobą, przez co mięso znowu zrobi się twarde. Aby uniknąć obu sytuacji, trzeba piec indyka przez tyle czasu i w tak dobranej temperaturze, by całe mięso rozgrzało się do około 170 stopni Celsjusza, gdyż wówczas kolagen zmieni się w żelatynę. Oczywiście, im większy jest ptak, tym dłużej trzeba czekać, by ciepło przeniknęło do jego wnętrza. Ustalenie czasu pieczenia jest problemem z dziedziny fizyki, - z teorii dyfuzji ciepła wynika, że czas ten powinien wynosić tyle co masa indyka do potęgi dwie trzecie. To brzmi bardzo skomplikowanie, lecz na szczęście kucharze mają prostszą zasadę - godzina na każdy kilogram w temperaturze 180 stopni Celsjusza. W jaki sposób schizofrenia powoduje rozdwojenie jaźni? W rzeczywistości nic takiego się nie dzieje. Zadziwiające, jak wiele osób wciąż uważa, że schizofrenia ma coś wspólnego z rozdwojeniem jaźni. Wszystko to przez nazwę: „schizo" rzeczywiście oznacza „rozdwajać", lecz w tym przypadku chodzi o podzielenie intelektu i emocji, a nie osobowości. To prawda, że wyróżniono jednostkę chorobową o nazwie: rozszczepienie osobowości, przy której dana osoba istotnie ma podzieloną osobowość, lecz jest ona niezwykle rzadka. Ludzie cierpiący na schizofrenię mają problem ze stwierdzeniem, co jest rzeczywistością, a co nie - do tego stopnia, że pogrążają się w klasyczną formę „szaleństwa", czyli psychozy, w której tracą kontakt z otaczającym światem. Najgorsze jest to, że kiedy słyszą głosy w głowie lub mają halucynacje 218 wizualne, ma to wymiar tak realny, jakby ktoś naprawdę do nich mówił lub z nimi był. Schizofrenicy mogą też być święcie przekonani, że ktoś chce im zrobić krzywdę lub karze im krzywdzić innych. Czy zwisający za samochodem łańcuszek zapobiega chorobie lokomocyjnej? To niesamowite, ale wciąż jeszcze spotyka się samochody z tym czymś zwisającym z tyłu, co ma zapobiegać chorobie lokomocyjnej, usuwając „elektryczność statyczną". Cały ten pomysł jest oczywiście nonsensowny. Choroba lokomocyjna wynika bowiem ze sprzeczności między tym, co widzą nasze oczy, a tym, co rejestruje nasz zmysł równowagi. Na przykład, na wijącej się drodze oczy mogą patrzeć prosto przed siebie, lecz ucho wewnętrzne będzie odczuwało zmiany kierunku na zakrętach. Owa niezgodność powoduje wydzielanie hormonów stresu i... skurcze żołądka. Najlepszym sposobem uniknięcia tych sensacji jest patrzenie na drogę przed sobą i poddawanie się ruchom samochodu na zakrętach. Dlaczego nie można po prostu skleić złamanej kości? Lekarze od dawna marzą o użyciu kleju zamiast gwoździ i śrub, tradycyjnie stosowanych do zespalania złamanych kości. Kłopot w tym, że większość klejów działa na powierzchniach suchych. Natura jednak stworzyła klej, który doskonale sprawuje się przy wilgoci - jest to śluz wydzielany przez małże, pozwalający im przywierać do skał pod wodą. Jeden z gatunków, Mytilus galloprovincialis, wytwarza białko dwa razy bardziej skuteczne niż kleje wyprodukowane przez człowieka i zawierające żywice epoksydowe. Doktor Simon McQueen-Mason z York University mówi, 219 że białka klejowe spełniają swoje zadanie w wodzie, gdyż ich elastyczna struktura umożliwia wnikanie w mikroskopijne szczeliny w sklejanych powierzchniach, jednocześnie wypychając z tych szczelin cząsteczki tlenu i wody. Zespól doktora McQueena-Masona uważa, że białko to można wytwarzać na skalę przemysłową, przenosząc kodujące je geny z małży na tytoń, który po prostu się zbiera. Klej mógłby wówczas trafić do powszechnego użytku. Wspomniane białko występuje w przyrodzie, więc niemal z pewnością nie będzie niszczyło komórek kości, tak jak niektóre kleje syntetyczne. - Dlaczego lekarz nie zaleca antybiotyków • w przypadkach przeziębienia? Dlatego, że antybiotyki w takiej sytuacji nie skutkują. Są to bowiem związki zabijające bakterie: mikroskopijne organizmy, które powodują takie choroby, jak na przykład gruźlica, zapalenie płuc i rzeżączka. Przeziębienie i grypa to choroby wywoływane zaś przez wirusy, a na nie antybiotyki w żaden sposób nie działają. Niektórzy pacjenci myślą jednak, że wiedzą lepiej i żądają antybiotyku za każdym razem, gdy odrobinę drapie ich w gardle. To prawda, że niekiedy ból gardła jest spowodowany przez infekcję bakteryjną, lecz lekarze, którzy w takich przypadkach lekką ręką przepisują antybiotyk, chcą po prostu iść na łatwiznę. Takie niepotrzebne stosowanie antybiotyków przyczynia się do tworzenia mutantów bakterii powodujących wykształcają odporność na wszystkie antybiotyki - a to niewesoła perspektywa. Ile bakterii znajduje się na naszej skórze? „Zaledwie" kilka miliardów lub coś koło tego - niektóre mogłyby nas zabić, gdyby je połknąć w dużych ilościach. Mowa 220 o mikrokokach - około 30 procent z nas ma na sobie szczególnie złośliwą odmianę Staphylococcus, rozwijającą się na rękach. Na ogół nasza skóra jest czysta, dzięki rozmaitym mydłom 1 specyfikom, jednak gdy tylko się skaleczymy, możemy być zaatakowani przez Staphylococcus aureus, mikrokoka powodującego ropnie i wrzody. Jest też bardzo złośliwy i uparty gatunek Streptococcus pyogenes, który w 1994 roku spowodował kilkanaście zgonów podczas epizodu „bakteria zabójca zjada moją twarz", jaki miał miejsce w Gloucestershire. W 1941 roku Albert Alexander z Oksfordu padł ofiarą zarówno Staphylococcus aureus, jak i Streptococcus pyogenes, kiedy ukłuł się kolcem róży - był też pierwszą osobą leczoną antybiotykami. Niestety, nowo odkryta penicylina skończyła się, zanim udało się go wyleczyć. Dlaczego uważa się, że szpinak jest tak • nieprawdopodobnie zdrowy? No cóż, jest bardzo zdrowy - lecz swoją wspaniałą reputację cudownego pokarmu zawdzięcza pomyłce. Wszystko zaczęło się w 1870 roku, kiedy niemiecki badacz analizował zawartość żelaza w różnych produktach żywnościowych. Zapisując wynik uzyskany dla szpinaku, przesunął przecinek. Jednym ruchem dziesięciokrotnie zwiększył zawartość żelaza w tym liściastym warzywie - i tak zrodziła się legenda o cudownych zaletach szpinaku. W 1929 roku amerykańska twórczyni filmów rysunkowych Elzie Segar stworzyła szpinakożerną postać Popeye i dzieciaki na całym świecie miały jeść szpinak. W rzeczywistości roślina ta ma całkiem zwyczajną zawartość żelaza. Potem przekonywano, że jest ona wspaniałym źródłem kwasu foliowego - doskonałego specyfiku dla kobiet w ciąży. Nie ma jednak żadnej bohaterskiej postaci, która przekonałaby nas, że to fakt. A może jest? 221 Co to było „szaleństwo tańca"? Ze wszystkich niewyjaśnionych szaleństw, jakie dopadały zwyczajnych, spokojnych ludzi, najsłynniejsze są wielokrotne wybuchy „szaleństwa tańca" w całej Europie, w latach 1350-1700. Całe miasta nagle wypełniały się ludźmi ogarniętymi nagłym pragnieniem tańczenia dosłownie do upadłego, przez dni, a nawet tygodnie, aż padali z wyczerpania i w konwulsjach, po czym zaczynali od nowa. Średniowieczne Włochy mają własną odmianę tego szaleństwa, zwaną tarantyzmem - powodowaną przypuszczalnie ukąszeniem pająka Lycosa tarantula. Ci, którzy myśleli, że zostali ukąszeni - lub jakoś „zainfekowani" przez ofiarę tego pająka - tańczyli całymi dniami, zanim uwierzyli, że są zdrowi. Niektórzy badacze twierdzą, że takie taneczne szaleństwa były masową reakcją na ogromny stres, w jakim żyli ówcześni wieśniacy, spowodowany nieudanymi zbiorami, plagami, wojnami i nędzą społeczną na skalę niewyobrażalną dzisiaj. Inni natomiast wskazują znacznie prostsze wyjaśnienie: w średniowieczu istniało powszechne przekonanie, że taniec w pobliżu kaplic - zwłaszcza kaplicy św. Wita (sycylijskiego chłopca zamęczonego w IV wieku) - może zapewnić dobre zdrowie na cały rok. Nagle „szaleństwo tańca" stało się nie bardziej kłopotliwe niż pielgrzymka muzułmanów do Mekki. Niektórzy historycy sugerują, że szalony taniec był w rzeczywistości formą masowego protestu nie mających nic do powiedzenia warstw społecznych. Jako przykład podają przypadek jednego z najsłynniejszych wybuchów tanecznego szaleństwa w Liege, we Francji w 1374 roku. Zbiegło się to z ogólnym niezadowoleniem z powodu hipokryzji przedstawicieli miejscowego kleru, głoszących czystość, a zarazem utrzymujących konkubiny. Mieszkańcy, którzy uznali swój chrzest za bezwartościowy, zostali „opętani" przez demony i rzucili się w wir szalonego tańca - zmuszając kler, by się oderwał od kochanek i zwrócił większą uwagę na swoje owieczki. 222 Dlaczego nie pijemy świńskiego mleka? Świnie są znane z tego, że niemal każda ich część nadaje się do wykorzystania: ze szczeciny robi się pędzle do golenia, ze skóry portfele, a z mięsa kotlety schabowe. W dodatku świńskie narządy (z wyjątkiem mózgu) są pod względem rozmiarów podobne do ludzkich, uczeni starają się więc tak zmodyfikować świnie genetycznie, by pewnego dnia można było użyć ich narządów do transplantacji. Dlaczego więc nie pijemy świńskiego mleka? Nie dlatego, że jest niesmaczne - świnie należą do tego samego rzędu ssaków, co kozy, owce i krowy, więc ich mleko smakuje podobnie. Powód, dla którego nie dostajemy naszej dziennej kwaterki mleka od świni, jest - według Milk Development Council - znacznie prostsza: konia z rzędem temu, kto wydoi świnię. W przeciwieństwie do jej, z naszego punktu widzenia mlekodajnych kuzynów, świnia nie ma wymion - i jak dotąd po prostu nie udało się skonstruować urządzenia, którym można by pobierać od niej mleko. Dlaczego robi się nam niedobrze, jeśli ktoś • przy nas wymiotuje? Niewiele jest rzeczy gorszych od reakcji naszego żołądka, kiedy ktoś obok nas wymiotuje. Dlaczego nasz żołądek okazuje taką solidarność? Jest to pierwotny mechanizm obronny, którego celem jest ochrona nas przed zatruciem. Już kilka tysięcy lat temu, jeśli nasz przyjaciel zjadł coś, co mu zaszkodziło, było bardzo prawdopodobne, że i my zjedliśmy to samo. Za naszą reakcję odpowiedzialny jest nerw błędny, który działa jak kanał przesyłowy dla psychologicznej stymulacji sympatycznego układu nerwowego, przesyłanej z mózgu do żołądka. Nerw ten, biegnący przez klatkę piersiową i wokół ściany żołądka, pobudza komórki wydzielające kwas żołądkowy. Zwykle dzieje się to wówczas, gdy do żołądka dostanie się 223 jedzenie, lecz może też zadziałać wskutek reakcji emocjonalnej. Tak więc, kiedy w naszym otoczeniu ktoś ma nudności, nasz mózg przestraja organizm - serce bije szybciej, zaczynamy się pocić, ślina zbiera się w ustach, kwas wlewa się do żołądka, wywołując nudności. I niewiele można na to poradzić. Czy posypanie rany solą zapobiega zakażeniu? Sól kuchenna (chlorek sodu) była kiedyś zalecana jako środek leczniczy na rany, z tego samego powodu, dla którego od tysięcy lat ceni się ją jako konserwant żywności: zabija bakterie - mniej więcej w ten sam sposób, w jaki zabija ślimaki. Na zewnątrz komórek bakterii wysokie stężenie soli oznacza koncentrację rozpuszczonych jonów, wskutek czego woda z komórek wypływa w procesie osmozy. Bakteria wówczas albo ginie, albo znacznie wolniej się rozmnaża. Przed wynalezieniem środków antyseptycznych chorzy przeważnie umierali wskutek zakażenia po operacji. Dlatego zgadzali się cierpieć straszliwe katusze, kiedy posypywano ich rany solą - wskutek czego „wysychały" wszystkie komórki, nie tylko bakterie - aby zapobiec śmiertelnie groźnej gangrenie. Chirurdzy z Royal Navy stosowali sól na rany wychłostanych marynarzy, co bolało tak bardzo, iż marynarze przyjmowali to jako część kary biczowania. Stąd wzięło się powiedzenie „sypać sól na rany". Od czasu wprowadzenia antyseptyków w 1860 roku leczenie stało się znośniejsze - zaczęto stosować etanol jako „spirytus chirurgiczny" - co dawało ten sam skutek, co sól, tylko nie było tak bolesne. Na ile jesteśmy bezpieczni we własnym domu? Mniej bezpieczni niż nam się zdaje. Według brytyjskiej Royal Society for the Prevention of Accidents co roku około 2,5 miliona 224 mieszkańców Wielkiej Brytanii ulega zranieniu właśnie w domu. Najczęstszymi wypadkami są potknięcia, poślizgnięcia i upadki. A gdzie najczęściej to się zdarza? Na schodach. Bardzo pospolite jest też zranienie się w ogrodzie. Niemal tak samo niebezpieczne są sypialnie - rocznie około 300 tysięcy osób ulega kontuzji w łóżku. Ponad 13 tysięcy (w większości dzieci) odkrywa, że skakanie z szafy to naprawdę zły pomysł. Równie ryzykowne jest zakładanie skarpetki, gdy się stoi na śliskiej podłodze, lub jej zdejmowanie na stojąco po pijanemu - co roku około 7 tysięcy osób z tego powodu ląduje w szpitalu. Niebezpieczna może być także łazienka - i to nie tylko dla tych, którzy lubią oglądać w wannie telewizję. Około 500 osób rocznie zostaje „zaatakowanych" przez szczoteczkę do zębów, a 2,5 tysiąca przez ręcznik. W kuchni kilku osobom udaje się w tym czasie skaleczyć kapturkiem od czajnika. Jednakże tylko 4 tysiące zranień w ciągu roku pochodzi od wysokich krzeseł, za to aż 35 tysięcy użytkowników mebli odwiedza szpital z powodu „sof, kanap lub otoman". f W jaki sposób pęka „pękająca kukurydza"? « Małe brązowe ziarenko „pękającej kukurydzy" zawiera kropelkę wody, która gromadzi się wewnątrz miękkiej skrobi. Więc kiedy się ziarno podgrzeje, woda zamienia się w parę i wywiera wysokie ciśnienie na twardą powierzchnię. W końcu toruje sobie drogę, powodując rozerwanie ziarna. W tym momencie miękka skrobia z ulgą „puchnie" i ziarno „przewraca się na drugą stronę", zmieniając się w nadęty popcorn. Co powoduje epilepsję? Krótka odpowiedź brzmi: nikt tego nie wie. Jedna osoba na około 200 cierpi na epilepsję, chorobę, w której mózg zostaje 225 nagle poddany gwałtownemu wyładowaniu elektrycznemu. W niektórych przypadkach lekarze potrafią znaleźć w mózgach epileptyków anomalie spowodowane takimi chorobami, jak zapalenie opon mózgowych lub guz mózgu, albo po prostu przez narkotyki. Jednak u wiele większej liczby osób na pozór nic złego się nie dzieje. Skutecznym środkiem zaradczym okazało się podawanie leków blokujących aktywność elektryczną powodującą atak, a nawet usunięcie zniszczonej części mózgu. Co ciekawe, szczególnie u dzieci, choroba niekiedy znika równie tajemniczo, jak się pojawiła. Co to była plaga ateńska? • Około 430 roku przed naszą erą w Atenach wybuchła przerażająca epidemia, zabijając 300 tysięcy osób. Według historyka Tukidydesa - który przeżył atak choroby - pierwszym objawem było pieczenie w głowie i oczach, po czym następował suchy kaszel, pojawiały się wymioty i bąble na skórze. Większość ofiar umierała w ciągu tygodnia. Od tamtego czasu nie opisano niczego podobnego, choć ostatnio zespół amerykańskich badaczy stwierdził, że mógł to być śmiercionośny wirus Ebola, który zabił ponad 200 osób w Zairze w 1995 roku. Czy rak jest chorobą zakaźną? Przez wiele lat medycyna odrzucała pogląd, że rak może być zakaźny. Obecnie wiadomo, że miliony ludzi umierają po zarażeniu wirusami powodującymi raka. Rak wątroby, krwinek białych i układu limfatycznego ma związek z wirusami - jeden tylko ludzki wirus brodawczaka (Human Papilloma Yirus - HPV) co roku zabija w Wielkiej Brytanii ponad 1000 kobiet, powodując raka szyjki macicy. Wirus ten rozprzestrzenia się wśród kobiet poprzez ich męskich 226 partnerów seksualnych, którzy są nosicielami wirusa bez żadnych widocznych objawów. Wirus atakuje komórki wyścielające szyjkę macicy, powodując zakłócenia ich funkcji, a ostatecznie raka po 20 lub więcej latach od zarażenia. Lekarze przypuszczają, że po rewolucji seksualnej lat 60. XX wieku olbrzymia liczba kobiet została zarażona HPV - co sprawia, że rak szyjki macicy stal się najpospolitszą chorobą przenoszoną drogą płciową wśród brytyjskich kobiet, zabijając co roku ponad dziesięć razy więcej osób niż AIDS. Czy pancerniki rzeczywiście pomagają leczyć trąd? Uczeni, usiłujący zgłębić sekrety trądu, zostali zmuszeni zwrócić się ku niezwykłemu pomocnikowi: pancernikowi. Bakterie trądu nie przeżywają na szkiełku Petriego ani w organizmach większości zwierząt, więc przez dziesięciolecia jedynym źródłem tych przebiegłych, małych mikrobów było dla uczonych żywe ludzkie ciało. Po odkryciu, że bakteria trądu może przetrwać w najchłodniejszych częściach ciała, w latach 60. XX wieku badaczom udało się zarazić trądem chłodne poduszki łapek myszy i uszy chomików. Wówczas naukowcy amerykańscy wpadli na pomysł wszczepienia tych bakterii pancernikom, których temperatura ciała jest o 5 stopni Celsjusza niższa niż większości ssaków. Na nieszczęście dla pancerników pierwsze eksperymenty wykazały, że pomysł był dobry. Po zarażeniu pancerniki zostają całkowicie objęte chorobą: jedno zwierzę dostarcza milion razy więcej bakcyli trądu niż łapka myszy. Tak wielkie ilości bakterii umożliwiają uczonym wypróbowywanie nowych leków. Bakterie te także wyizolowuje się i wytwarza z nich preparat o nazwie lepromin. Można dzięki niemu stwierdzić, czy dana osoba miała kontakt z trądem i przewidzieć przebieg choroby, a następnie ustalić plan leczenia. W ostatnich latach znaleziono w USA dzikie pancerniki zarażone 227 trądem i niektórzy lekarze obawiają się, że w przyszłości mogą one spowodować wybuch epidemii tej choroby u ludzi. Czy są jakieś podstawowe zasady, które pomogłyby nam poprawić zdrowie? „Przed wyjściem do pracy zjedz jajko"... „wypijaj dziennie szklankę mleka"... „zbyt wiele cholesterolu zwiększa ryzyko choroby serca"... Którą z tych rad powinniśmy przyjąć, a którą odrzucić? To, co nam się mówi, jest praktycznie niemal tak zmienne jak pogoda. Na szczęście, niektóre zalecenia dotyczące zdrowia pozostają stałe. Lekarze są jednomyślni, jeśli chodzi o część z nich i choć myślimy, że je znamy, wiele osób - szczególnie mężczyzn - wciąż się do nich nie stosuje. W Wielkiej Brytanii należałoby drastycznie zmniejszyć spożycie cukru i tłuszczu - szczególnie tłuszczów nasyconych, pochodzenia zwierzęcego. Lepiej też spożywać złożone węglowodany ze świeżych warzyw i owoców. Największym zabójcą w Wielkiej Brytanii, po papierosach, jest dieta bogata w mięso i produkty zwierzęce, takie jak mleko i sery. Właściwe pożywienie powinno zawierać dziennie pięć porcji świeżych warzyw i owoców. Białka i dające energię węglowodany powinny pochodzić od produktów z pełnego przemiału oraz roślin strączkowych, takich jak soczewica i fasola. Najzdrowszy tłuszcz pochodzi z naturalnego, nieprzetworzonego surowca; jest nim na przykład oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia. Jeśli wciąż nam się zdaje, że w naszym pożywieniu czegoś brak, trzymajmy się zalecanych dziennych dawek witamin i minerałów, stosownie do wieku. Czy kawa bezkofeinowa jest szkodliwa? Kawa bezkofeinowa musi zawierać mniej niż 0,1 procenta kofeiny (w normalnej kawie jest to 1-1,5 procenta). To znaczy, że 228 jedna filiżanka kawy bezkofeinowej zawiera tylko 10 miligramów kofeiny - przy 80 miligramach w espresso i 150 miligramach w standardowej filiżance kawy parzonej „po turecku". Kofeina działa pobudzająco i podwyższa ciśnienie krwi. Dlatego kawę bezkofeinową zaleca się szczególnie osobom chorym na serce i z nadciśnieniem. Jednakże dawniej kawa taka zawierała szkodliwe resztki powstające w procesie dekofeinizacji. Jakiś czas temu proces oddzielania kofeiny przebiegał bowiem w obecności rozpuszczalników chemicznych, lecz obecnie stosuje się tylko wodę i tlenek węgla. Jeszcze zielone ziarna kawy wkłada się do szczelnego pojemnika i spryskuje strumieniami cieczy, co sprawia, że kofeina staje się rozpuszczalna. Następnie spływa ona przez rurę odprowadzającą, a ziarno pozbawione kofeiny jest następnie palone i suszone. ROZDZIAŁ 9 Matematyka, pieniądze i niezwykłe liczby xx231 Ile osób umiera codziennie na naszej planecie? Zgodnie ze statystykami londyńskiej organizacji charytatywnej Population Concern średnio w ciągu roku umiera na świecie 9 osób na 1000. Na Ziemi żyje nieco ponad 6 miliardów ludzi, więc można obliczyć, że każdego dnia umiera 148 tysięcy - niemal dwie osoby na sekundę. Jednak faktyczna dzienna śmiertelność dramatycznie wzrasta, jeśli zdarzy się katastrofa - na przykład milion osób zabitych w 1970 roku przez nawałnice w delcie Gangesu, w Bangladeszu i 800 tysięcy zabitych podczas trzęsienia ziemi w prowincji Shaanxi w Chinach w 1556 roku. Epidemie chorób także mogą bardzo zwiększyć liczbę zmarłych: w latach 1347-1351 „czarna śmierć" zabiła około 25 milionów ludzi w samej Europie, redukując populację na świecie o około 25 procent. Epidemia AIDS, która zabiła już ponad 16 milionów osób, także jest istotną przyczyną zwiększenia śmiertelności w ciągu ostatnich 20 lat, zwłaszcza w saharyj-skiej części Afryki. Równocześnie od początku lat 90. XX wieku na całym świecie średnia śmiertelność zmalała o 10 procent - choć ta przybliżona statystyka ukrywa kontrast między bogatymi a biednymi. Na przykład roczna śmiertelność w Japonii wynosi o 30 procent mniej na 1000 osób, niż średnia światowa; za to w Afryce Środkowej często dwukrotnie przekracza ona średnią światową i to nie tylko z powodu AIDS. 233 Gdzie kupować nieruchomości, grając w Monopol? Gra gospodarcza Monopol powstała w latach 30. XX wieku w Ameryce i do dziś sprzedaje się jej około 300 tysięcy sztuk rocznie. Celem w tej grze jest zdobycie ziemi, zbudowanie nieruchomości i pobieranie za nią czynszu od innych graczy, aż zbankrutują. Dla większości ludzi jest to tylko gra - lecz niektórzy traktują ją o wiele poważniej i podjęli starania, by ustalić, gdzie najlepiej kupować nieruchomości. Od razu widać, że należy kupować te pola, które zapewnią największy zwrot kosztów z uwagi na wysokie czynsze, oraz te, na których gracze najczęściej stają. Jednakże, ponieważ pozycja graczy zależy od wyniku rzutu kostką, wydaje się niemożliwe, by przewidzieć, gdzie znajdą się najczęściej. Narzuca się wniosek, że wszystkie pola są odwiedzane jednakowo często. Nie jest to jednak prawda, gdyż rzuca się dwiema kostkami. To z kolei oznacza, że gracze przesuwają się za każdym rzutem średnio o siedem pól (gdyż przy rzucie dwiema kostkami wyrzucenie siedmiu oczek przypada częściej niż innych liczb). Dzięki temu można zlokalizować najlepsze pola do kupowania, stosując teorię matematyczną/ zwaną teorią procesów Markowa. Jest ona właściwie sposobem określania, co się wydarzy, gdy wzięło się pod uwagę to, co się już wydarzyło w pewnym określonym momencie. Można w ten sposób ustalić, na których polach gracze mają szansę stanąć, rzuciwszy dwiema kostkami z tego samego pola „Start", a więc wybrać najlepszą strategię. W 1997 roku amerykański matematyk Tom Friddell, wykorzystując teorię procesów Markowa ustalił, że w grze Monopol najczęściej odwiedzanym miejscem jest Trafalgar Square, a więc najbardziej dochodowym dla graczy, szczególnie tych, którzy kupią je razem z dwiema innymi czerwonymi nieruchomościami: Fleet Street i Strand. Często odwiedzane są także pomarańczowe nieruchomości Vine Street, Marlborough Street i Bow Street oraz stacja Marylebone - najczęściej odwiedzana, 234 a więc i najbardziej dochodowa stacja w całej grze. A na drugim końcu skali znajduje się Whitechapel Road - najrzadziej odwiedzane i najmniej dochodowe miejsce na całej planszy. Obliczenia Friddella pokazują także, iż gracze powinni starać się budować nie więcej niż trzy domy w każdym miejscu, zanim zaczną wznosić dalsze domy i hotele, gdyż czynsze stosunkowo szybko pokrywają koszty, a to chroni przed bankructwem. Czy istnieją jakieś szyfry, których nie można by złamać? W dzisiejszej dobie potężnych komputerów, zdolnych do wykonywania tysięcy miliardów operacji na sekundę, wydaje się niemożliwe, by jakakolwiek tajna wiadomość długo taką pozostawała. Mimo to szyfr wymyślony dziesiątki lat przed wynalezieniem pierwszego komputera może wytrzymać atak nawet najpotężniejszych sztucznych mózgów, jakie można sobie wyobrazić. Prawdę mówiąc, udowodniono matematycznie, że szyfr ten jest niemożliwy do złamania (jak dotąd to jedyny szyfr mający tę właściwość). Jest to tak zwany algorytm one-time pad. Wymyślił go w 1917 roku Gilbert Yernam, a w 1918 roku major Joseph Mauborgne, ekspert od szyfrów w amerykańskiej armii wprowadził pojęcie klucza losowego - i nie mógł wymyślić nic prostszego: wystarczy napisać wiadomość i każdą literę zamienić na liczbę (powiedzmy l zamiast A, aż do 26 zamiast Z), a następnie do każdej dodać przypadkowo wybrane liczby od 1 do 9. Uzyskany galimatias jest nie do rozplątania. Jednak sekwencji przypadkowych liczb nigdy nie można użyć ponownie. Szyfr ten jest „jednorazowy". Dlaczego więc nikt go nie używa? Głównie dlatego, że losowo wybrane liczby powinny być rzeczywiście losowe, a to bardzo trudno osiągnąć - szczególnie liczby „losowe" wybierane przez komputer nie są wystarczająco dobre. Co gorsza, 235 nawet jeśli wygeneruje się rzeczywiście losowe liczby, należy informację o nich wysłać do odbiorcy, gdyż bez tego nie odczyta wiadomości, a to już grozi złamaniem szyfru. Najgorsze jest jednak to, że każdy taki drogocenny ciąg liczb losowych może być użyty tylko raz, a następnie musi zostać zniszczony - kluczowa zasada, którą podczas II wojny światowej złamał Związek Radziecki, ściągając na swoich szpiegów katastrofalne konsekwencje. Amerykańscy łamacze kodów, analizując przechwycone wiadomości spostrzegli, że ten sam ciąg liczb został użyty dwukrotnie, dzięki czemu odczytali niektóre wiadomości. To doprowadziło do zdemaskowania kilku najsłynniejszych szpiegów XX wieku, takich jak Laus Fusch i „Wspaniała Piątka" KGB: Kim Philby, Donald Maclean, Guy Burgess, Anthony Blunt i John Cairn-cross. Większość systemów kodowych używanych dzisiaj prędzej czy później daje się rozszyfrować - lecz dokonanie tego zajmuje tyle czasu, iż wiadomość zdąży się zdezaktualizować. Mimo to, choć podejmuje się wytężone działania w celu znalezienia nowego systemu, nawet informacje zaszyfrowane w bardzo prosty sposób mogą oprzeć się większości potężnych łamiących szyfry komputerów - jeśli tylko są wystarczająco krótkie. Już w 1949 roku amerykański matematyk Claude Shannon zastosował nową wersję sformułowanej przez siebie teorii informacji do rozstrzygnięcia problemu utrzymania wiadomości w sekrecie. Wykazał on, że w przypadku tekstów odpowiednio krótkich, nawet bardzo proste, losowo wybrane szyfry - gdzie na przykład G zawsze stoi w miejscu E, a H zawsze w miejscu P - mogą być nie do złamania (warunek: wiadomość może zawierać tylko kilka słów). Chodzi o to, że deszyfrant nie ma wówczas wystarczającej ilości informacji, by z pewnością stwierdzić, jaki kod zastosowano. W rezultacie nawet niektóre teksty wyryte na starych nagrobkach, a zawierające tylko kilka liter, pozostaną nieodczytane - chyba że dołączono do nich klucz. 236 Jaki jest najlepszy sposób wydostania się z labiryntu? W wielu słynnych starych labiryntach - jak w Hampton Court czy nawet Hever Castle w Kent - można znaleźć drogę do ich środka i z powrotem, jeśli idąc, po prostu stale dotyka się jedną ręką ściany. Lecz uwaga: to nie jest bardzo szybka metoda i może poprowadzić naprawdę długą drogą. W bardziej nowoczesnych labiryntach, jak te w Blenheim w Oxfordshire lub Leeds Castle w Kent trik „jedna ręka na ścianie" nie działa. Projektanci znali tę metodę i przewidzieli pułapki dla osób, które by się nią posłużyły. Bardziej skuteczne w znajdowaniu drogi tam i z powrotem w labiryncie jest zastosowanie tak zwanej reguły Tre-maux, której zasada polega na tym, że: zawsze gdy dochodzimy do nowego, nieznanego rozgałęzienia, wybieramy dowolne wyjście; napotkawszy ślepą ścianę, zawracamy; jeśli doszliśmy do rozgałęzienia, w którym byliśmy przedtem, wybieramy drogę, którą przedtem nie szliśmy (jeśli to możliwe); jeśli dochodzimy do starego rozgałęzienia drogą, którą już kiedyś szliśmy, trzeba - jeśli to możliwe - wybrać całkiem nową drogę; jeśli takiej nie ma: tę, którą szliśmy nie więcej niż raz; jeśli przeszliśmy wszystkie drogi więcej niż raz, wracamy do poprzedniego rozgałęzienia. Jeśli nie przejdziemy którąś z dróg więcej niż dwa razy, kiedyś wyjdziemy na zewnątrz. Zadziwiające, ale ta chaotyczna metoda ma pewne inne zastosowania, niż tylko wyprowadzanie ludzi z labiryntu. Sposoby wychodzenia z labiryntu należą do ogólniejszej teorii matematycznej zwanej teorią grafów, która pozwala uporządkować niektóre trudne problemy przy organizowaniu dużych przedsięwzięć. Na przykład w latach 50. XX wieku marynarka amerykańska wykorzystała teorię grafów do nawigacji swojego kosztującego wiele miliardów dolarów atomowego okrętu podwodnego „Polaris". Dzisiaj takie koncepcje jak 237 Critical Path Analysis są wykorzystywane przez przedsiębiorstwa produkcyjne do wprowadzenia produktu na rynek w możliwie najkrótszym czasie. Największy przełom w teorii grafów nastąpił w 1989 roku, kiedy to matematycy odkryli tak zwany algorytm przechodzenia grafu w głąb (DFS - deep-first search) - przepis na znalezienie najlepszego rozwiązania dla większości problemów z teorii grafów. Niezależnie od wymyślnej nazwy okazało się, że jest on identyczny z metodą Tremaux wychodzenia z labiryntów. W jaki sposób najlepiej typować numery totolotka? Wiele osób uważa, że to nieważne, jak wybierze swoje 6 liczb, gdyż każda z 49 piłek ma taką samą szansę na wyskoczenie z maszyny losującej. To prawda, lecz jeśli chce się zmaksymalizować swoją ewentualną wygraną, opłaci się wybrać liczby bardzo uważnie. To jest różnica: wygrać, powiedzmy, 16 milionów funtów samemu - czy podzielić się z innymi. Potwierdzą to ci, którzy trafili szóstkę w 1995 roku -133 osoby skreśliły wówczas liczby 7,17, 23, 32, 38 i 42 i każda z nich dostała zaledwie po 120 tysięcy funtów. W 1998 roku zespół naukowców z Southampton Univer-sity wykazał, że najczęściej skreślanym zestawem numerów jest 7, 17, 23, 32, 40 i 42. Najrzadziej natomiast wybiera się 26, 34, 44, 46, 47 i 49. Czy powinniśmy więc od dzisiaj zacząć je skreślać? No cóż, nie, nie teraz - gdyż istnieje możliwość, iż wiele osób po przeczytaniu tej książki zrobi to samo, rujnując tym samym naszą szansę na samodzielną wygraną! Najlepszym systemem skreślania numerów jest wybieranie ich bez żadnego systemu - trzeba je skreślać możliwie najbardziej przypadkowo. Wykorzystanie swojej daty urodzenia nie jest dobrym pomysłem: przecież tysiące ludzi urodziło się w tym samym dniu i mogli oni wpaść na ten 238 sam pomysł. Jednakże wybranie liczby całkiem losowo nie jest łatwe. Większość ludzi jest w tym beznadziejna i skreśla zestawy zbytnio „skupione". Skupianie jest bardzo powszechne w zestawach liczb losowych. John Haigh z Sussex University dowiódł matematycznie, że mniej więcej połowa wszystkich kuponów totolotka zawiera pary następujących po sobie liczb, na przykład 15 i 16. Ponadto, nawet jeśli ludzie unikają takich par, mają tendencję do wybierania małych liczb. Reasumując, najlepszym sposobem wytypowania naszej szóstki jest nie wymyślanie jej samemu, tylko skorzystanie z lottomaru, który wybierze ją za nas. Przynajmniej będzie wiadomo, kto jest winien. Jak określić ile są warte pieniądze? • Wszyscy słyszeliśmy, jak emeryci opowiadają, że otrzymywali za swoją pracę jakieś marne grosze - mając przy tym nadzieję, że nie przyjdzie nam do głowy, iż w tamtych czasach wszystko kosztowało mniej. Przyczyną, dla której za tę samą kwotę można dziś kupić mniej niż 10 lat temu, jest inflacja, która pożera naszą zdolność nabywczą. Jest to spirala, w której ceny stale rosną, powodując żądanie wyższych płac, co z kolei zwiększa koszty produkcji, powodując wzrost cen itd. Inflacja istnieje od tysięcy lat: skarżono się na nią nawet w cesarstwie rzymskim. Jednakże jej tempo jest rozmaite. Na przykład w połowie lat 70. XX wieku w Wielkiej Brytanii sięgało ono 25 procent, a obecnie wynosi około 3 procent. Skutek, jaki inflacja wywiera na dawną zdolność nabywczą, można mniej więcej oszacować, stosując następujące wyznaczniki: l funt był wart dwa razy więcej w 1983 roku, pięć razy więcej w 1975 roku, dziesięć razy więcej w 1968 roku, dwadzieścia razy więcej w 1949 roku, sto razy więcej w 1727 roku i pięćset razy więcej w 1500 roku. 239 Nawet kiedy tempo inflacji jest znikome - jak obecnie -nasza zdolność nabywcza stale maleje. Aby dowiedzieć się, na ile maleje - a tym samym, jak duża powinna być nasza podwyżka - można zastosować proste obliczenie. Weźmy czas, jaki minął od ostatniej podwyżki i pomnóżmy go przez średni procent inflacji. Jeśli na przykład ostatnią podwyżkę dostaliśmy 5 lat temu, powinniśmy pomnożyć tę liczbę przez 3 procent, co daje 15 procent. Zwiększamy to do 20 procent i idziemy do pracodawcy - jest szansa, że nie wpadnie na pomysł, by sprawdzić nasze obliczenia. Czy istnieje jakikolwiek sposób przewidzenia ; zbieżności liczb, osób i zdarzeń? Zbieżności takie są wynikiem przypadku, a w związku z tym podlegają prawom rachunku prawdopodobieństwa - te zaś często wykazują, że owe zbieżności są znacznie bardziej prawdopodobne, niż mogłoby się wydawać. Jest na przykład 50 procent szans, że w grupie dwudziestu trzech osób co najmniej dwie mają urodziny w tym samym dniu, a wśród zaledwie czterech osób co najmniej dwie są spod tego samego znaku zodiaku. Wykorzystując teorię prawdopodobieństwa, jeden z autorów tej książki zajął się przewidywaniem, jak wiele rozmaitych „koincydencji" można znaleźć wśród graczy i honorowych gości podczas meczów piłkarskich turnieju Premiership, jakie odbyły się pewnej soboty w 1997 roku. Zgodnie z teorią, tego dnia w pięciu meczach mieli brać udział gracze z tą samą datą urodzenia; meczy takich było w rzeczywistości sześć. Z tej samej teorii wynikało, że w jednym meczu dwie pary graczy będą miały urodziny w tym samy dniu; mecze były dwa. Miał być też jeden mecz, w którym gracz lub jeden z gości będą mieli urodziny w tę właśnie sobotę - i rzeczywiście był taki mecz. Tak więc, uzbrojeni w odrobinę matematyki, możemy wykazać, 240 że wiele zbieżności jest bardziej prawdopodobnych niż się wydają - i że można je przewidzieć. Który pokój hotelowy jest najdroższy na świecie? Najwyższa cena to niebotyczne 25 tysięcy dolarów za noc w Galactica Suitę w hotelu Crystal Pałace na Bahamach. Za tę niesamowitą sumę dostaje się kilkupokojowy apartament „wypchany" taką techniką, która zadowoliłaby najbardziej zwariowanego miłośnika gadżetów. Naciskając guziki, można osiągnąć znacznie więcej niż tylko przyciemnienie światła lub zmianę kanałów TV: łóżko lub kanapa obraca się, rozświetla się olbrzymie akwarium, ożywają rzeźby, zrywa się wirtualna burza z piorunami, na suficie zapalają się gwiazdy, a na koniec ukazuje się olbrzymi ekran wideo. Bez dodatkowej opłaty jest jeszcze robot Ursula - android w stylu Grace Jones z zachwycającym głosem Marylin Monroe. Zaprogramowany tak, by reagował na wszelkie nasze zachcianki z niezachwianą elektroniczną skutecznością - ma do pomocy całą armię lokajów, pokojówek i maitre d'hótel. Ursula z racji tego, że przebywa przy boku gościa cały czas, rejestruje w swoim banku danych jego osobiste upodobania i preferencje, a więc ciągle o krok wyprzedza wszelkie życzenia. Nawet w olbrzymiej łazience - ekstrawagancko wyposażonej w kąpiel parową, sauny i najnowszą technologię jacuzzi - stoi obok w gotowości, z oczami taktownie zwróconymi w sufit, trzymając w rękach miękki ręcznik. Jaki drobnoustrój spowodował dotychczas największe szkody i zniszczenia? Maleńka pałeczkowata bakteria Yersinia pestis, spowodowała śmierć 25 milionów ludzi w czternastowiecznej Europie. 241 Yersinia - nazwana tak od nazwiska francuskiego uczonego Alexandre'a Yersina, który zidentyfikował ją ponad 100 lat temu - wywołuje epidemię dymienicy morowej, śmiertelnej choroby przenoszonej przez pchły żyjące w sierści szczurów. Dymienica morowa wciąż od czasu do czasu daje znać o sobie - zarówno Ameryka, jak i Indie ucierpiały ostatnio wskutek epidemii. Jednakże dzięki antybiotykom, Yersinia znalazła się w odwrocie i teraz bardziej niebezpieczne są choroby wirusowe, takie jak grypa czy AIDS. Wielka epidemia grypy w 1918 roku spowodowała śmierć około 20 milionów osób - ponad dwukrotnie więcej, niż zginęło podczas I wojny światowej, która skończyła się w tym samym roku. Co to był „wielki złoty kryzys"? W 1925 roku nowy brytyjski minister skarbu, Winston Churchill, ogłosił ponowne wprowadzenie w Wielkiej Brytanii parytetu, złota zastosowanego po raz pierwszy w 1821 roku, co miało ułatwiać wymianę walutową między krajami. Określając wartość swojej waluty w złocie, każdy kraj wiedział, ile jest ona warta: za dolara zawsze można było kupić określoną ilość złota, a za funta inną - tak więc wartość dolara w stosunku do funta pozostawała niezmienna. Jednakże, choć wielu popierało decyzję Churchilla, niektórzy byli jej przeciwni. Wielki ekonomista John Maynard Keynes ostrzegał, że świat został na zawsze zmieniony przez I wojnę światową i że Wielka Brytania nie jest już taką potęgą ekonomiczną, jaką była. Jej dominacja została przełamana przez USA, więc przywrócenie parytetu złota stanowi ryzyko oddania City w niewolę Wall Street. Obawy Keynesa szybko się sprawdziły. Po prostu ponowne wprowadzenie tego parytetu zrodziło problemy: wymagało jeszcze raz ustalenia proporcji 242 dolara do funta na poziomie sprzed wojny - która była 10 procent większa niż w 1925 roku. Kiedy to uczyniono, nagły skok wartości funta silnie uderzył w eksport Wielkiej Brytanii i zachwiał równowagę handlu. Niestety, nawet Keynes nie przewidział całego zła jakie miało z tego wyniknąć. Wstrząs brytyjskiej gospodarki stał się przyczyną strajku generalnego w 1926 roku, natomiast efekt krachu na Wall Street w 1929 roku rozprzestrzenił się na drugą stronę Atlantyku, powodując zachwianie kursów banków środkowoeuropejskich oraz naciski na sam Bank Anglii. We wrześniu 1931 roku rząd brytyjski został zmuszony do przyznania, że Keynes miał rację - i na zawsze odrzucić pomysł z parytetem złota. Czy cała ludność Chin naprawdę mogłaby się zmieścić na wyspie Wight? Tak, mogłaby - gdyby się trochę ścieśniła. Wyspa Wight ma obszar 380 kilometrów kwadratowych, co oznacza, że każdy z miliarda i 300 milionów mieszkańców Chin miałby do dyspozycji kwadrat o boku około 50 centymetrów. Trochę mało dla tych nieco tęższych - ale dzieciarnia może się wcisnąć pomiędzy dorosłych. Co to jest krzywa dzwonowa? Krzywa dzwonowa jest to dosłownie krzywa w kształcie dzwonu, pojawiająca się na mnóstwie najrozmaitszych wykresów, począwszy od uczniów college'u po wielkość populacji żyraf. Po raz pierwszy uzyskał ją około 1733 roku francuski matematyk Abraham de Moivre, a następnie bardzo często wykorzystywał niemiecki matematyk Carl Gauss; wielu uczonych zna ją właśnie pod nazwą krzywej Gaussa. Mówiąc krótko, krzywa ta odzwierciedla fakt, że pomiar - powiedzmy 243 wzrostu wielu osób - da wartość średnią, z niewielką liczbą osób o wzroście powyżej lub poniżej średniej. Na pierwszy rzut oka każda krzywa z wierzchołkiem pośrodku i opadających bokach - nawet dwa boki trójkąta o wierzchołku skierowanym ku górze - może być tego ilustracją. Jednak Gauss dowiódł, że jeśli rozrzut wzrostu jest spowodowany czynnikami losowymi, to krzywa przyjmie bardzo charakterystyczny kształt - właśnie kształt dzwonu, będący wykresem wyników pomiarów ilościowych wielu naturalnych zjawisk - właściwie tak wielu, że uczeni uważali kiedyś, iż wyjaśnia je wszystkie. Dziś wiadomo, że to nieprawda - na przykład częstość występowania numeru na piłeczce do losowania totka nie jest krzywą dzwonową - jednak odzwierciedla mnóstwo zjawisk, a wyniki pomiarów układają się na krzywych, które można scharakteryzować tylko dwiema liczbami. Są to: wartość średnia, ustalająca położenie wierzchołka, i tzw. wariancję, pokazującą jak krzywa opada po obu stronach owej średniej. Wstawiając te dwie wartości do równania Gaussa, otrzymuje się powiedzmy procent mężczyzn o wzroście tyle i tyle centymetrów powyżej lub poniżej średniej. Na przykład ostatnie badania brytyjskiego ministerstwa zdrowia wykazały, że wzrost młodych mężczyzn rozkłada na krzywej dzwonowej - średni wzrost wynosi 176,6 centymetrów, a wariancja 6,95 centymetrów. Ze wzoru Gaussa wynika, że tylko 5 procent młodych mężczyzn ma wzrost ponad 188 centymetrów. W jaki sposób określić jaki dzień tygodnia przypadnie na daną datę? Dla dowolnej daty z ostatniego stulecia - powiedzmy 9 lutego 1999 roku - bierzemy dwie ostatnie cyfry roku (w tym przypadku 99), dzielimy tę liczbę przez 4 (pomijając uzyskaną resztę, jeśli taka będzie), a wynik (24) dodajemy do pierwszej 244 liczby (99 + 24 = 123). Teraz dodajemy dzień miesiąca (9) 1 dzielimy wynik przez 7, tym razem biorąc tylko resztę z dzielenia (6). Następnie dodajemy „liczbę miesiąca". Dla stycznia jest to 6 (5 w latach przestępnych), dla lutego 2 (l w latach przestępnych), dla marca 2, dla kwietnia 5, dla maja 0, dla czerwca 3, dla lipca 5, dla sierpnia i września 4, dla października 6, dla listopada 2, dla grudnia 4. Dodając więc 2 do 6, otrzymujemy liczbę 8. Ostatecznie dodajemy 2 i dzielimy przez 7, ponownie zostawiając tylko resztę. W naszym przypadku jest to 3, a więc odpowiedź brzmi - trzeci dzień, poczynając od niedzieli, czyli wtorek. Taki sam trik działa w obecnym stuleciu - tylko że dodajemy 1 zamiast 2 przed ostatecznym dzieleniem przez 7. Czy rzucona moneta kiedykolwiek stanęła - na krawędzi? Tak, i to na oczach dziesiątek widzów. Dziewiątego października 1972 roku matematyk, doktor Jeff Hamilton, wygłaszał wykład z teorii prawdopodobieństwa w Warwick University i chciał pokazać swoim studentom wynik rzutu monetą. Wyjął z kieszeni monetę dwupensową i rzucił ją wysoko w powietrze. Upadłszy moneta gwałtownie zawirowała na krawędzi. Doktor Hamilton wspomina, że owo zaskakujące zdarzenie obserwowało 40 studentów, którzy, po chwili ciszy, zaczęli głośno klaskać. Statystycy mówią, że szansa takiego zdarzenia jest jak jeden do miliarda. Skąd wiadomo, ile ludzi jest na Ziemi? Nikt nie twierdzi, że wie to dokładnie. Specjaliści szacują liczebność globalnej populacji, sumując liczby podawane przez władze poszczególnych krajów. Niektóre dane są rzetelne 245 i stanowią podstawę do oszacowania śmiertelności, przyrostu naturalnego i emigracji, co pozwala uzyskać wiarygodną wielkość ostateczną. Liczby dotyczące tejże samej liczebności populacji, ale podawane poprzez różne organizacje zwykle się różnią. Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że 12 grudnia 1999 roku liczba ludzi na świecie osiągnęła 6 miliardów, lecz amerykański Census Department przesunął ową datę na 19 czerwca tegoż roku. Sześciomiliardowa populacja świata oznacza szacunkowy przyrost o 145 procent w ciągu ostatnich 50 lat, lecz nie może stanowić podstawy prognozowania na przyszłość. Ostatni raport z Population Division ONZ stwierdza, że w ciągu następnych 50 lat światowa populacja wzrośnie z 6,1 miliarda do 9,3 miliarda. Brzmi to zatrważająco, jeśli przypomnimy sobie, że w 1984 roku mówiono, iż w końcu XXI wieku liczba osób na świecie zbliży się do 12 miliardów. World Population Conference ONZ podała w swoim czasie, że najludniejszym miastem świata jest Meksyk, w którym mieszka 17 milionów ludzi, ale na dziś liczba ta miała wynosić 26 milionów. Ponowna analiza, z 1996 roku, wykazała, że do roku 2080 liczba ludności na świecie nie będzie większa niż 11 miliardów, a następnie znowu zmaleje. Jeśli chodzi o stolicę Meksyku, to specjaliści uważają, że liczba jej mieszkańców po pierwsze nigdy nie osiągnęła 17 milionów, a po drugie nigdy nie wyniesie 26 milionów. Czy jakichś zwierząt jest więcej niż ludzi? Tak, oczywiście. Na świecie żyje dwa razy więcej kurczaków (około 12 miliardów) niż ludzi i więcej krów niż ludzi w Chinach (1,3 miliarda). Jedna owca przypada średnio na 5,62 osoby, ale np. na Falklandach na jednego człowieka przypada aż 338 owiec. 246 Niejednolite rozmieszczenie zwierząt oznacza, że w Brazylii, Argentynie, Australii i Irlandii jest więcej krów niż ludzi. W Somalii zaś jest dwukrotnie więcej kóz niż mieszkańców, a liczba świń w Danii sięga 9,5 miliona - na 5,2 miliona mieszkańców. Żaden kraj nie ma natomiast więcej wielbłądów niż ludzi, choć Somalia, ze swoimi prawie 7 milionami tych zwierząt zajmuje pierwsze miejsce. To dziwne, ale Egipt -w którym, jak się wydaje, cała turystyka opiera się na wyprawach na wielbłądach do piramid - ze swoimi 200 tysiącami znajduje się zaledwie na szesnastym miejscu pod względem liczebności tych zwierząt. Ile trzeba kolorów, by mieć gwarancje, iż na mapie żadne państwo nie będzie tego samego koloru, co któryś z sąsiadów? Weźmy arkusz papieru i narysujmy na nim naszą własną, wyimaginowaną mapę, starając się, by jak najwięcej państw miało wspólne granice. Następnie pokolorujmy mapę. Okaże się, że bez względu na to, jak bardzo jest ona skomplikowana, wystarczą cztery kolory, by mieć pewność, iż żadne dwa sąsiadujące państwa nie będą oznaczone tą samą barwą. Od 1851 roku, kiedy odkryto ten zaskakujący fakt, wielu matematyków starało się znaleźć uzasadnienie tego słynnego „twierdzenia o czterech barwach"; niektórzy nawet uważali, że je znaleźli - by po latach przekonać się, iż proponowany dowód jest błędny. Prawie 40 lat trwało udowadnianie, że wystarczy nie więcej niż pięć kolorów, a przejście ostatniego kroku, do czterech kolorów, zabrało prawie stulecie. Ostateczny wynik uzyskali w 1976 roku dwaj matematycy, Wofgang Haken i Kenneth Appel z uniwersytetu w Illinois, z pomocą superkomputera. Tak długo drążyli problem, aż zostało im 1936 ułożeń granic, które można było przekształcić w dowolną mapę. Następnie włączyli swój superkomputer, dowodząc, że z każdego takiego 247 ułożenia uzyskiwano mapę, którą można pokolorować co najwyżej czterema barwami. Wszystkie obliczenia zajęły 1000 godzin pracy superkomputera - a wydrukowano je na setkach stron. Czy mastermind to prawdziwa gra w rozszyfrowywanie kodów? Od chwili pojawienia się w sklepach z zabawkami w 1973 roku, mastermind stał się hitem. Celem gry jest odgadnięcie sekretnego kodu czterech kolorowych kołeczków, wybranych przez przeciwnika. Nie jest wskazane losowe zgadywanie: kołeczki są w ośmiu kolorach, z czego wybiera się 4, a to daje 4096 możliwych kodów do wyboru - lecz przed zgadującym jest tylko 12 prób. Dlatego konieczne jest korzystanie z potwierdzeń przeciwnika, na ile poprawnie zgadujemy. Dobrzy gracze wiedzą, że im więcej wykonają podejść, tym trudniej zgadnąć kod. Zaskakująca przydatność potwierdzeń przy odsiewaniu złych odpowiedzi i trafiania w dobre została wykorzystana przez deszyfrantów, którzy złamali kod nazistowskiej Enigmy. Mimo że maszyna szyfrująca Enigma mogła wygenerować ponad 10 milionów kombinacji, alianccy deszyfranci często potrafili przeczytać wiadomość, wykorzystując stosowaną w mastermindzie metodę „wskazówka plus potwierdzenie" . Enigma miała bowiem taką konstrukcję, że żadna litera nie mogła być zakodowana samodzielnie - to znaczy jeśli E zakodowano powiedzmy jako Y, to Y automatycznie kodowało się jako E. Zasady te były wykorzystywane przez deszyfrantów w Bletchley Park, którzy używali maszyn liczących do sprawdzania rozmaitych możliwych ustawień Enigmy - i odrzucali te, które prowadziły do zaprzeczeń zasady, na przykład takie, kiedy litera była kodowana przez siebie samą. 248 Dlaczego kolejki do damskich toalet są zawsze takie długie? Kobiety po prostu dłużej przebywają w toalecie - około 2,3 raża dłużej niż mężczyźni, jak wskazują wyniki międzynarodowych badań, które przeprowadził profesor Alexandr Kira z Cornell University. Nie znaczy to wcale, że kolejki są dłuższe 2,3 raża. W 2000 roku jeden z redaktorów magazynu Focus wykorzystał teorię matematyczną, zwaną - nomen omen - teorią kolejek, by udowodnić zasadę matematyczną, którą nazwał prawem uciążliwości: jeśli jedna kolejka przesuwa się X razy wolniej niż druga, to będzie ona co najmniej X do kwadratu razy dłuższa i ludzie będą w niej czekać średnio X do kwadratu razy dłużej. To oznacza, że w damskiej toalecie można się spodziewać kolejki co najmniej 2,3 do kwadratu, czyli krótko mówiąc, pięć razy dłuższej niż w męskiej. Jakie jest więc rozwiązanie tego tak długo dręczącego nas zagadnienia? Proste: kobiety powinny mieć 2,3 raża więcej toalet niż mężczyźni. To samo prawo uciążliwości wyjaśnia, dlaczego niektóre kolejki w supermarketach są dłuższe niż inne: jeśli kasjerka jest X razy wolniejsza od średniej - powiedzmy z braku wprawy - jej kolejka będzie X do kwadratu razy dłuższa. Tak więc, jeśli nowo przyjęta uczennica jest tylko o 25 procent wolniejsza niż jej doświadczona koleżanka, kolejka przy jej kasie będzie o ponad połowę dłuższa. Czy to prawda, że kolejka do kasy, w której <• stanęliśmy, idzie zwykle wolniej niż ta obok? Jeśli staniemy za dziesięcioosobową rodziną, robiącą zakupy na zimę, to oczywiście sami się o to prosimy, by stać dłużej. Jednak, nawet jeśli wszystkie kolejki są mniej więcej tej samej długości i przesuwają się mniej więcej w tym samym 249 tempie, to i tak zwykle okazuje się, że kolejka obok idzie szybciej. Przyczyna jest bardzo prosta: kiedy idziemy do kasy supermarketu, interesują nas tylko trzy kolejki, nasza i dwie obok, dzięki którym można sprawdzić, jak dobrze wybraliśmy. Wszystkie trzy są jednakowo wrażliwe na zakłócenia w postaci mnóstwa ludzi chcących rozmienić pieniądze, czy awarię czytnika kodów kreskowych itd. Jednak przy każdej wizycie w supermarkecie szansa, że wybierze się kolejkę najmniej na to narażoną jest jak jeden do trzech. Dwa z trzech to niemal 70 procent pewności, że któraś z sąsiednich kolejek będzie szybsza. To tak jak rzut kostką: średnio biorąc, każda liczba ma tę samą szansę, że właśnie ona wypadnie, lecz prawdopodobieństwo, że będzie to liczba, którą wybraliśmy, jest jak 1 do 6. Czy można coś na to poradzić? No cóż - nie bardzo. Nawet jeśli staniemy w kolejce przy ścianie. Wtedy będziemy mieć obok tylko jedną kolejkę, z którą możemy porównywać naszą, a nasze szansę wzrosną z 33 do 50 procent. Jak duży obszar uległby zniszczeniu, gdyby wybuchły naraz wszystkie bomby atomowe? Nie tak duży, jak można by przypuszczać. Na świecie jest około 15 tysięcy bomb atomowych, których łączna siła wybuchu wynosi około 10 tysięcy megaton. Tylko jeden brytyjski okręt podwodny „Trident" ma zdolność niszczenia 10 razy większą niż wszystkie bomby zrzucone w II wojnie światowej. Jednakże badania skutków eksplozji materiałów wybuchowych - zarówno konwencjonalnych, jak i jądrowych - doprowadziły do sformułowania zasady, która mówi, że obszar (w kilometrach kwadratowych) zniszczony przez wybuch bomby jest równy liczbie megaton bomby do potęgi dwie trzecie, pomnożonej przez 200. Tak więc, bomba o sile 10 megaton może zniszczyć obszar około tysiąca kilometrów kwadratowych. 250 Łatwo więc obliczyć, że 10 tysięcy megaton zniszczy obszar około miliona kilometrów kwadratowych -mniej niż dziesięciokrotność obszaru Anglii. Faktem jest, że aby naprawdę zmienić topografię planety, trzeba niezwykłej siły naturalnych żywiołów, takich jak wulkany, które wybuchają z o wiele większą gwałtownością i mocą, niż mogą wytworzyć ludzie. Kiedy w 1883 roku wybuchł wulkan na wyspie Krakatau w Indonezji, huk słyszano 5 tysięcy kilometrów dalej, na Madagaskarze. Jeszcze gwałtowniejsze są uderzenia meteorytów; ten, który 65 milionów lat temu zniszczył dinozaury, miał, jak się szacuje, siłę wybuchu 10 milionów bomb wodorowych. Dlaczego w naszych szufladach • jest tak wiele skarpetek nie do pary? Z powodu prawa Murphy'ego o skarpetkach nie do pary: „Jeśli skarpetki mogą się zgubić, to się zgubią" - rezultat rozważań, który ogłoszono światu w 1996 roku na łamach jednego z magazynów. Aby stwierdzić, dlaczego takie prawo ma rację bytu, wyobraźmy sobie szufladę zawierającą wyłącznie kompletne pary skarpetek. Teraz przypuśćmy, że losowo ginie jedna skarpetka (nie zastanawiamy się, która ani gdzie i kiedy - to bez znaczenia). Jej zaginięcie automatycznie pozostawi w szufladzie jedną skarpetkę bez pary. I tak się zaczyna. Kiedy ginie następna skarpetka, może to być ta samotna albo jakaś z następnej, nietkniętej dotąd pary. Prawdę mówiąc, bardziej prawdopodobne, że będzie to ta ostatnia -a tym samym w szufladzie znajdzie się jeszcze jedna wolna skarpetka. Przy czym proces ten się powtarza. Dalej można do tego podejść na gruncie kombinatoryki, a rezultaty okażą się przerażające. Przypuśćmy, że zaczynamy od szuflady z 10 parami skarpetek i losowo ginie nam 6 pojedynczych sztuk. Wówczas 100 razy bardziej prawdopodobne jest to, że przytrafi się nam najgorszy możliwy wariant 251 - 6 skarpetek bez pary - niż że zginą 3 całe pary. Ogólnie, utrata tylko połowy skarpetek z szuflady spowoduje, że pozostanie nam tylko jedna czwarta pełnych par i całe morze pojedynczych części tej garderoby. Nic dziwnego, że rano tak trudno znaleźć dwie pasujące do siebie skarpetki. Prawo Murphy'ego sprawia, że znalezienie dwóch skarpetek do pary zawsze jest wyczerpujące, nawet jeśli wyrzucimy wszystkie pojedyncze sztuki. Mając w szufladzie 10 kompletnych par, a więc 20 pomieszanych ze sobą skarpetek, trzeba przerzucić średnio około jednej trzeciej zawartości szuflady, zanim znajdzie się te dwie, które do siebie pasują. Co robić? Możemy, oczywiście, dołożyć wszelkich starań, by skarpetki nie ginęły i prać je spięte razem lub zapięte w poszewce. Jest też znane „rozwiązanie smutasa" polegające na wyrzuceniu wszystkich skarpetek, które się od siebie różnią, i zastąpieniu ich identycznymi. Matematyka na szczęście stwarza szansę na nieco mniej drakońskie rozwiązanie: wybieramy dwa rodzaje skarpetek i tylko takie kupujemy. Skarpetki każdego rodzaju będą się gubiły mniej więcej w tym samy tempie i jeśli zostanie jakaś pełna para, nie utonie ona w morzu pojedynczych „sierot". Wystarczy moment zastanowienia, a okaże się, że wyciągając naraz trzy skarpetki, zawsze znajdziemy wśród nich jakąś parę. A nie lepiej było od razu zacząć od studiowania matematyki? Jaki jest matematyczny związek ; między wzrostem populacji a produkcją żywności? W 1798 roku angielski ekonomista Thomas Malthus przeprowadził słynny dowód, że rasa ludzka będzie cierpieć głód, gdyż populacja rośnie wykładniczo - czyli jak 2, 4, 8, 16, 32 itd. - a produkcja żywności arytmetycznie, jak 2,4,6,8,10 itd. Me wziął jednak pod uwagę niezwykłych postępów rolnictwa, które pozwoliły radykalnie poprawić żyzność gleby, zwalczać szkodniki i zwiększać plony. 252 Jeden z największych przełomów nastąpił dzięki wykorzystaniu biotechnologii, która pozwoliła uprawiać rośliny tam, gdzie przedtem nie rosły. Ostatnio amerykańscy botanicy ogłosili odkrycie genu umożliwiającego hodowanie roślin na glebach zasolonych. Gleby takie są często bogate w glin, który hamuje wzrost roślin. Odkrycie to może doprowadzić do wzrostu światowego areału pszenicy o jakieś 20 milionów kilometrów kwadratowych. Chińczycy ogłosili natomiast, że znaleźli sposób na zwiększenie plonów ryżu, stosując nasiona, które przez jakiś czas przebywały w przestrzeni kosmicznej. Uczeni uważają, że równoczesne oddziaływanie niskiej grawitacji i promieniowania zmienia genetykę roślin. Być może, wkrótce będzie można też uzyskać rośliny zdatne do uprawy w regionach suchych, dzięki wykorzystaniu naturalnego, oszczędzającego wodę tzw. metabolizmu kwasowego grubosowatych (gospodarka kwasowa sukulen-tów), pozwalającego roślinom na zminimalizowanie utraty wody dzięki niższym temperaturom w nocy. Uczeni z uniwersytetu w Newadzie zidentyfikowali ostatnio setki genów, które prawdopodobnie zwiększają odporność na suszę. Wprowadzając odpowiednie geny do roślin uprawnych, mają nadzieję osiągnąć bardziej wydajną produkcję żywności w krajach narażonych na suszę. Jednak nawet bez tych ulepszeń świat produkuje więcej żywności, niż jest w stanie skonsumować. Problem w tym, że w niektórych miejscach produkuje się jej zbyt dużo, a w innych zbyt mało. Teoretycznie, lepszy system dystrybucji już dziś położyłby kres wszelkiemu głodowi. Jaka jest najdziwniejsza waluta? Prymitywne kultury miały przed usankcjonowaniem pieniędzy tak zwane fanty. Pospolitym rodzajem waluty były między innymi specjalnie ukształtowane kamienie, muszle, bydło, manille (rodzaj biżuterii) i - na Fidżi - zęby wieloryba, 253 które stanowiły walutę „ślubną". Podobne fanty jeszcze w latach 60. XX wieku były w użyciu w Ameryce Północnej. Jedną z korzyści posługiwania się w tym celu bydłem było to, że można je liczyć, tak jak monety, choć wiele plemion afrykańskich nie bierze pod uwagę ani wieku, ani wagi krowy, co sprawia, że bardzo trudno dokonywać przeliczeń. Jeszcze w minionym stuleciu Kirgizi z rosyjskich stepów jako głównej waluty używali koni, a do drobniejszych rozliczeń owiec. Czy to prawda, że mamy większą szansę wpaść pod autobus, kiedy idziemy nadać totka, niż trafić szóstkę? Zgodnie z opinią brytyjskiego ministerstwa transportu autobusy potrącają 37 osób na każde 100 milionów przejechanych kilometrów. Przypuśćmy więc, że aby nadać totka, musimy przebyć około kilometra wzdłuż drogi pełnej autobusów. Przyjmując, że każdy z nas ma jednakową szansę wpadnięcia pod autobus danej linii, można obliczyć, że istnieje prawdopodobieństwo 1 na 3 miliony, że zostaniemy przejechani w drodze do punktu Lotto. Szansa wygrania jest ponad cztery razy mniejsza i wynosi 1 do 14 milionów. Chyba lepiej nie ryzykować i zostać w domu. Jak daleko może dojechać samochód na galonie benzyny a dla lubiących dokładność dodajemy, • że jeden galon to prawie 4,55 litra? Unikatowy francuski samochód, o nazwie Microjoule, może na jednym tylko galonie benzyny przebyć 9845 mil (a na kilometry proszę sobie przeliczyć samemu, biorąc pod uwagę, że 1 mila to mniej więcej 1,609 344 kilometra). Był to jeden ze 120 samochodów (cale szczęście, że niczego nie trzeba przeliczać), które wzięły udział w ekomaratonie Shella, w którym młodzi ludzie z całego świata pokazywali, jak daleko ich pojazdy mogą 254 przejechać na jednym galonie paliwa. Microjoule kosztował swoich twórców 13 tysięcy funtów i 10 tysięcy roboczo-godzin. Problem w tym, że jest to jedyny egzemplarz takiego samochodu. Jeśli szukamy seryjnego ekologicznego wyrobu, to Volkswagen wprowadził do sprzedaży trzylitrowego Lupo TDI, który, jak twierdzi firma, może przejechać 94 mile na jednym galonie, co stanowi najlepszy wynik dla zwykłego samochodu. ROZDZIAŁ 10 xx257 Dobre Pytanie • Czy przez Teleskop Hubble'a można zobaczyć • miejsce lądowania Apolla? Dla zwolenników teorii spiskowej, szukających dowodu, że wszystkie relacje z programu Apollo NASA nagrała w hollywoodzkim studio, olbrzymia moc tego teleskopu to dar niebios. Jest on tak potężny, że może rozróżnić szczegóły o wielkości kątowej równej 0,1 sekundy łuku - 1/36 000 stopnia. Jest to równoznaczne z możliwością czytania gazety z odległości 2 kilometrów. To doprawdy imponujące, lecz kłopot w tym, że Księżyc, choć leży blisko Ziemi, znajduje się około 363 tysięcy kilometrów od niej i od teleskopu. Dlatego przy użyciu tego rewelacyjnego urządzenia można dojrzeć na powierzchni Księżyca obiekty o średnicy nie mniejszej niż około 180 metrów - niestety, średnica modułu księżycowego, w którym NASA wysłała na Księżyc astronautów, wynosi zaledwie 10 metrów. Dlaczego drogi szybkiego ruchu są oświetlane na pomarańczowo? Główny powód jest taki, że świecące pomarańczowo tak zwane wysokociśnieniowe lampy sodowe, którymi oświetla się autostrady, są bardzo wydajne - czyli wytwarzają mnóstwo światła ze stosunkowo niewielkiej ilości energii elektrycznej. Czyni to z nich idealne, niezbyt kosztowne oświetlenie dla głównych dróg Wielkiej Brytanii. Jednakże nie chodzi tylko o względy 259 ekonomiczne - znaleziono także kilka dobrych powodów naukowych. Pierwszy to ten, że nocą oko ludzkie jest bardziej wrażliwe na światło pomarańczowe - dokładnie takie, jakie dają llampy sodowe. Drugi - im dłuższa jest fala świetlna, tym mniejsze prawdopodobieństwo jej rozproszenia na kropelkach wody we mgle. Tak więc, jeśli szukamy lampy emitującej światło daleko w głęboką, mglistą listopadową noc i dającą oświetlenie najlepiej przystosowane do oczu kierowców, to idealne okażą się właśnie wysokociśnieniowe lampy sodowe. Jeśli czasem spotyka się na drodze lampy dające białe światło, to pochodzi ono z normalnie oświetlonego miejsca, w którym całą dobę trwają roboty drogowe. Dlaczego niektórzy ludzie są tacy giętcy? « Z pewnością nie dlatego, że mają podwójne stawy. Przyczyną zwiększonej ruchomości stawów są więzadła, znacznie bardziej elastyczne niż normalnie, co pozwala stawom na zginanie się pod kątem, który dla większości ludzi byłby niemożliwy. Za pomocą ćwiczeń - zwłaszcza hatha jogi - każdy z nas może spowodować w pewnym stopniu zwiększenie zakresu tej ruchomości. Wiele dzieci ma „z natury" takie stawy, gdyż ich więzadła są jeszcze miękkie i dopiero gdy się wzmocnią, będą ograniczały ruch. Osoby obdarzone tą szczególną możliwością potrafią wykonywać niezwykłe ćwiczenia, takie jak wyginanie kciuków do tyłu, odchylanie małych palców o ponad 90 stopni oraz wyginanie kolan do przodu, do tyłu i na boki. Jest to cecha dziedziczna, zwłaszcza gdy miało się wysokiego ojca. Ludzie ze zwiększoną ruchomością stawów często zostają doskonałymi gimnastykami lub tancerzami. Rzecz ma jednak i ciemną stronę - są oni znacznie podatniejsi na kontuzje i bóle oraz o wiele bardziej narażeni na zapalenie kości i stawów. 260 Czy kolor pomarańczowy został nazwany od pomarańczy, czy odwrotnie? Specjaliści z Oxford English Dictionary twierdzą, że pierwszy był owoc. Słowo pomarańcza ma tysiące lat i pochodzi od sanskryckiego słowa naranga. W języku angielskim zaś najstarsze wzmianki o jadalnych pomarańczach spotykamy w manuskrypcie napisanym w 1387 roku. Natomiast słowa „pomarańczowy" użyto po raz pierwszy na określenie koloru w poematach szkockiego poety Alexandra Mongomeriego, opublikowanych znacznie później, bo w 1600 roku. Jaki jest najostrzejszy przedmiot, który kiedykolwiek wyprodukowano? Nawet najostrzejsza igła wygląda tępo w porównaniu z żądłem pszczoły. Praktycznie nie czuć go, kiedy wbija się w skórę, gdyby nie bolesna trucizna, którą pszczoła wstrzykuje w ranę. Ono także nie jest jednak najostrzejszą rzeczą na świecie. Najostrzejsza jest elektronowa igła skanująca tunelowego mikroskopu skaningowego. Zbudowali go w 1980 roku uczeni z IBM, za co w 1986 roku otrzymali Nagrodę Nobla z fizyki. Urządzenie wykrywa niewielki prąd elektryczny przepływający między „ostrzem" mikroskopu a powierzchnią preparatu, co pozwala „zobaczyć" na niej pojedyncze atomy. Aby to było możliwe, igła musi mieć średnicę zaledwie O, 1 -milionowej milimetra - czyli kilku atomów. To dopiero jest ostre. Dlaczego na filmie koła pojazdów te niekiedy obracają się do tyłu? Wynika to z faktu, że film składa się z pojedynczych klatek, przesuwających się w tempie 24 sztuk na sekundę. Jeśli 261 koła pojazdu obracają się także z prędkością 24 szprych na sekundę, miejsce jednej ze szprych na jednej klatce zostanie zajęte przez inną w następnej klatce - i wydaje się, że nic się nie zmienia, czyli koła wcale się nie ruszają. Jednak kiedy koło obraca się nieco wolniej niż 24 szprychy na sekundę, poszczególne szprychy nie mają dość czasu, by przyjąć odpowiednie położenie, i nieco się spóźniają w następnej klatce, co wygląda, jakby koło kręciło się do tyłu. Dlaczego Mozart tak bardzo zubożał? Można by pomyśleć, że przy swoim geniuszu i niesamowitej pracowitości Mozart powinien zbić na muzyce fortunę. Przecież Andrew Lloyd Webber wyciągnął ze swojej pracy niesamowity majątek 350 milionów funtów. Na nieszczęście, Mozart żył pod koniec XVIII wieku. W owych czasach nie tylko nie było przemysłu nagraniowego, ale nawet prawa autorskiego. W efekcie, Mozart nie zarabiał ani grosza na kolejnych wykonaniach swoich symfonii ani ze sprzedaży nut. Dla odmiany Lloyd Webber robi pieniądze za każdym razem, kiedy jest wykonywany jego utwór. Mozart nigdy nie był bogaty, a pod koniec życia żył na pożyczkach, ale też nigdy nie był tak biedny, jak sam mówił. Podczas swoich najlepszych lat w Wiedniu, gdzie pracował jako niezależny muzyk, razem z żoną mieszkał w ładnym, drogim apartamencie i nigdy nie musiał obchodzić się bez służącego. Problemem - jak dla większości niezależnych twórców - były dla niego nieregularne dochody, co starał się wyrównać, dając lekcje muzyki. Niezbyt sprzyjała mu także jego niechęć do władz. Odmówił wejścia do arystokracji, co mogłoby dać mu pozycję na dworze, a jego błazeństwa irytowały tych, dla których pracował. Kiedyś powiedział swojemu ojcu: „Nasze bogactwa, które są tylko w naszym umyśle, umrą wraz z nami - i tego 262 nikt nie może nam odebrać, chyba że odetnie nam głowę". Mozart z pewnością miał rację, mówiąc o bogactwach w swojej głowie. Niestety, urodził się za wcześnie, by znalazły się one w jego kieszeni. Dlaczego czerwona farba na znakach drogowych - tak łatwo blaknie? To nie dotyczy tylko czerwonej farby na znakach drogowych: przyjrzyjmy się wszystkiemu, co ma jaskrawe kolory - samochodom, ubraniom, zabawkom - a zobaczymy, że czerwone miejsca zblakły najbardziej. Przyczyna jest taka, że światło dzienne składa się z wielu barw i obiekty czerwone odbijają do naszych oczu czerwoną składową widma - dlatego widzimy je jako czerwone. Pochłaniają natomiast wszelkie inne barwy, o mniejszej długości fali. Te zaś mają stosunkowo wysoką energię - wystarczającą, by rozbijać cząsteczki czerwonego barwnika. W efekcie, czerwień blaknie znacznie szybciej niż inne kolory. Czy arcymistrz szachowy może zapamiętać wszystkie możliwe ruchy w szachach? Tylko wówczas, gdyby jego mózg miał rozmiary wszechświata. Każde położenie szachów na planszy daje 38 możliwości dalszego ruchu - co oznacza, że w miarę zaawansowania gry, liczba ruchów rośnie w zastraszającym tempie. Jeśli na przykład każdy gracz wykonał tylko 3 ruchy, liczba dalszych możliwości wynosiła 38 do potęgi szóstej, czyli prawie 3 miliardy. W przeciętnym meczu gracze wykonują około 40 ruchów, co daje ostateczny wynik w postaci 10126. Aby jakoś sobie uzmysłowić tę wielkość policzmy, że od Wielkiego Wybuchu upłynęło tylko 1017 sekundy, a w całym kosmosie jest najwyżej 1080 wszystkich cząstek elementarnych. 263 Dlaczego więc arcymistrzowie zawracają sobie głowę studiowaniem poprzednich partii, jeśli jest to zaledwie maleńka kropla w oceanie możliwych ruchów? Dlatego, że gra w szachy nie polega na przypadkowym wykonywaniu ruchów; tu liczy się też strategia i taktyka - dzięki temu poszczególne pozycje figur na szachownicy są warte zapamiętania. Jaka jest temperatura przestrzeni kosmicznej? Sf Zależy gdzie i kiedy. W takiej odległości, w jakiej Ziemia znajduje się od Słońca, ciepło słoneczne ogrzewa przestrzeń do około 123 stopni Celsjusza (oczywiście Ziemia tyle nie otrzymuje, gdyż atmosfera i powierzchnia gruntu większość ciepła odbijają z powrotem). Jednak daleko w kosmosie, między galaktykami, temperatura spada niesamowicie nisko - do minus 270 stopni - tylko 3 stopnie powyżej zera absolutnego, najniższej temperatury, jaka jest teoretycznie możliwa. I będzie jeszcze niższa. Te 3 stopnie Celsjusza to pozostałość po niewyobrażalnym cieple Wielkiego Wybuchu, sprzed około 12 miliardów lat; czas jednak upływa i wszechświat coraz bardziej stygnie. Dlaczego kryształ ołowiowy • właśnie tak się nazywa? Pomimo swojej nazwy kryształ ołowiowy to po prostu rodzaj szkła. Okazuje się, że jest to wytworzony po raz pierwszy w latach 70. XVII wieku przez szklarza George'a Ravenscrof-ta tak zwany flint, materiał o niezwykłych właściwościach optycznych - między innymi silnie błyszczy. Początkowo każda z uzyskiwanych próbek miała jednak pęknięcia na powierzchni - problem rozwiązało dopiero dodanie tlenku ołowiu do mieszaniny. Powstało szkło o wiele bardziej błyszczące niż zwykłe i dające bardziej kolorowe „ognie" niż 264 diament. Kryształ ołowiowy wkrótce stał się popularny - robiono z niego wspaniale żyrandole, biżuterię, ozdoby i naczynia. Obecnie wiadomo, że lepiej na te piękne wyroby patrzeć, niż je użytkować. Badania wykazały, że tlenek ołowiu może wypłukiwać się z karafek i rozpuszczać w winach lub spirytualiach, co z pewnością jest szkodliwe dla naszego zdrowia i życia. Co się stanie po zjedzeniu grzyba halucynogennego? Jednego z najlepiej znanych grzybów halucynogennych - muchomora - łatwo rozpoznać. Jest czerwony i ma odstające białe plamki. Bądźmy ostrożni! W Wielkiej Brytanii grzyby te nie są dopuszczone do sprzedaży, mimo że można je często znaleźć w lesie. Ich spożycie grozi śmiertelnym zatruciem. Ci, którzy próbowali grzybów halucynogennych, mówią o żywych omamach wzrokowych, podczas których przedmioty wydają się mniejsze lub większe niż są naprawdę. Grzyby te nieobce były Lewisowi Carrollowi i być może to właśnie stanowiło inspirację niektórych przygód Alicji w krainie czarów. f Czy rośliny czują? t Rośliny są o wiele bardziej skomplikowane, niż nam się wydaje. „W czasie kiełkowania, każde - nawet najmniejsze - nasionko może wyczuwać 20 różnych czynników, takich jak pora roku i kierunek padania światła, w tym momencie mu potrzebnych" - mówi profesor Anthony Trewavas z uniwersytetu w Edynburgu. Rośliny mają także odczucia - w takim sensie, że są zdolne do wykrywania obecności innych organizmów. Najsłynniejsza roślina mięsożerna, muchołówka, wykształciła zmysł dotyku, dlatego kiedy owad otrze się o jej włoski dotykowe 265 na płatkach, „szczęki" rośliny zamykają się, chwytając nieszczęsne stworzenie. Darwin jako jeden z pierwszych sugerował, że działanie to naśladuje reakcję ludzkiego układu nerwowego. Aby sprawdzić przypuszczenia Darwina, John Burdon-Sanderson - psycholog z University College w Londynie - przymocował do „szczęk" muchołówki elektrody. Odkrył, że kiedy dotknie się włosków dotykowych, generują one impuls elektryczny, podobny do tego w ludzkim nerwie. Jednakże, szybkość reakcji jest inna. U ludzi, impuls pokonuje 100 metrów w ciągu sekundy, natomiast w roślinie jest tysiące razy wolniejszy, tylko 3 centymetry na sekundę. Przypuszczalnie, najbardziej niewiarygodny przykład „szybkiej" reakcji rośliny można zaobserwować u mimozy wstydliwej (Mimosa pudica). Rośnie ona w wilgotnych lasach równikowych na Borneo i jest uważana za roślinę „wrażliwą". Jeśli dotknie się jej liści, zwiną się one w ciągu kilku sekund. Przyczyną tego ruchu jest gwałtowny „wyrzut" wapnia do komórek. Ponad 1000 gatunków roślin z 17 różnych rodzin jest wrażliwych na dotyk. Niemal na pewno odziedziczyły one tę cechę po cyjanobakteriach, przodkach wszystkich roślin, które reagują na bodźce zewnętrzne, wytwarzając słabiutkie sygnały elektryczne. Który z organizmów żyjących na Ziemi « jest najstarszy? Sosna sędziwa lub długowieczna (Pinus longaeva). Najstarszy okaz ma prawie 4800 lat. Uczeni od dawna znają drzewa, których układ pierścieni świadczy, że żyją od wielu wieków, ale aż do lat 50. XX wieku nikt się nie spodziewał, iż te górskie sosny są tak stare. Co dziwne, najstarsze drzewo znaleziono w najbardziej suchych i najmniej gościnnych regionach, a kilka drzew ma nawet 3 tysiące 266 lat. Okazało się, że to pierwsze, odkryte w 1957 roku jest też najstarsze - wykiełkowało w 2766 roku przed naszą erą. Nazwano je Matuzalemem. Do dziś jest silne i żywe, mimo swoich 4767 lat. Aby uzmysłowić sobie, jak długo ono żyje, wystarczy pomyśleć, że miało 66 lat, kiedy faraon Cheops rozkazał zbudować Wielką Piramidę w Gizie, a połowę swojego obecnego wieku osiągnęło wówczas, gdy Ateny zawarły pokój ze Spartą. Czy to prawda, że jeśli spada się z wysokiego budynku, śmierć następuje jeszcze przed upadkiem • na ziemię? Pogląd, że spadając z wysokiego budynku umiera się jeszcze w powietrzu - od szoku - jest bardzo rozpowszechniony, ale błędny. Wprawdzie szok spowodowany upadkiem może wywołać śmiertelny atak serca, ale bardziej prawdopodobne, że śmierć nastąpi od uderzenia o ziemię. Niekiedy jednak się zdarza, że ludzie przeżywają upadki nawet z ogromnych wysokości - wszystko zależy od tego, na co się spadnie. Jeśli w śnieżną zaspę, która zamortyzuje upadek, szansę na przeżycie są o wiele większe, niż gdy się uderzy o bruk. W styczniu 1942 roku lejtnant M. Czisow spadł z wysokości 6700 m, opuściwszy wrak swojego samolotu lljuszyn 4 bez spadochronu, i przeżył - spadł na krawędź pokrytego śniegiem wąwozu i ześlizgnął się w dół, co uratowało mu życie. Rekord ten pobiła w 1972 roku stewardessa Yesna Yulowic, która przeżyła upadek z 10 tysięcy metrów bez spadochronu, kiedy samolot DC9, którym leciała, rozpadł się nad Czechosłowacją -Yesna znajdowała się wówczas w jego części ogonowej. Trzeba przy tym wiedzieć, że jeśli spadamy z wysokości większej niż 600 m, nie ma większego znaczenia, ile wysokość ta naprawdę wynosi. Opór powietrza powoduje, że prędkość spadania osiąga wartość graniczną (około 190 kilometrów na godzinę) - i nie uda nam się przyśpieszyć, bez względu na to, z jak wysoka zaczęliśmy spadać. 267 Czy jest w tym choć trochę prawdy, że czasem po uderzeniu w głowę człowiek może zacząć mówić z obcym akcentem? To dziwne, ale tak - istnieją rzadkie, lecz dobrze udokumentowane przypadki owego „syndromu obcego akcentu". W literaturze medycznej opisano około 50 takich zdarzeń. Zjawisko to może wystąpić wówczas, gdy rozmaite połączenia w ośrodku mowy po lewej stronie mózgu zostaną zniszczone i pojawia się inny wzorzec językowy. Ostatnią ofiarą jest Steward Rayner ze wschodniego Londynu. W 1997 roku doznał pęknięcia czaszki podczas wyścigów samochodowych, a kiedy odzyskał przytomność, okazało się, że nie mówi już cockneyem, lecz z akcentem południowoamerykańskim. W tym samym roku pewna Angielka, która przeżyła wylew krwi do mózgu, zaczęła mówić po francusku z doskonałym akcentem, z którym przedtem miała duże trudności. Szczególnie przykry wypadek zdarzył się podczas II wojny światowej, kiedy pewna Norweżka, uderzona w głowę niemieckim szrapnelem, po wyjściu ze śpiączki zaczęła mówić z niemieckim akcentem. W jaki sposób reprodukują się winogrona • bez pestek? Same tego nie robią. Potrzebna jest ingerencja ogrodnika, który rozmnaża roślinę z kawałków łodyg. Winogrona bez pestek - uprawiane w Chile, Grecji, Indiach i Ameryce Północnej - zostały wyhodowane przez ludzi, którzy nienawidzą plucia. Niektóre jagody mają malutkie pestki, które nieświadomie połykamy, lecz są one tylko częściowo wykształcone i nie wyrosłyby z nich nowe rośliny. Komercyjną technikę ogrodniczą - zwaną rozmnażaniem wegetatywnym - stosuje się także w hodowli bezpestkowych bananów. 268 Czy kobiety i dzieci nadal mają pierwszeństwo wsiadania do łodzi ratunkowych? Ten szczególny gest morskiej galanterii nie wynika z żadnego przepisu prawnego. Jest to po prostu dobrowolny gest przyzwoitości. Ekstremalnej przyzwoitości, bo często kosztuje życie: kiedy 14 kwietnia 1912 roku „Titanic" zderzył się z górą lodową, w łodziach ratunkowych mogła się pomieścić zaledwie połowa z 2200 osób znajdujących się na pokładzie -i mężczyźni ustępowali miejsca kobietom i dzieciom. Po roku 1914 konieczność takiego postępowania stała się mniej oczywista, kiedy to Międzynarodowa Organizacja Morska zwołała posiedzenie, by sformułować nowe prawa dotyczące bezpieczeństwa pasażerów. Rezultatem jest konwencja „Bezpieczeństwo życia na morzu", która - choć często ją przerabiano - ma moc prawną do dzisiaj. Zobowiązuje ona właścicieli statków do zapewnienia wystarczającej liczby łodzi ratunkowych, by można było ewakuować wszystkich pasażerów. Jak mówi rzecznik P&O Stena Ferries: zasada „najpierw kobiety i dzieci" wciąż jest w użyciu, nawet podczas przepraw przez kanał La Manche. Jednakże pokonując tę trasę pod powierzchnią wody, kobiety i dzieci nie mają co liczyć na szczególne względy - kompania kolejowa Eurostar, właściciel tunelu pod Kanałem stwierdza, że w przypadku awarii jedynymi, którym będzie przysługiwać pierwszeństwo będą osoby niesprawne. , Co znaczy „Ml" w symbolach MIS i MI6 -: i czy są jakieś inne oznaczenia? MI to tyle, co „military intelligence", a liczby oznaczają poszczególne wydziały. Wydział MIS założono w 1909 roku, by kontrolować niemieckich szpiegów w Wielkiej Brytanii, i do 269 dzisiaj zajmuje się bezpieczeństwem wewnętrznym. Wydział MI6 powstał w 1912 roku i oficjalnie nazywa się Secret Intelligence Sendce - jego zadaniem jest zbieranie i analizowanie danych wywiadowczych. Istniało też kilka innych wydziałów - MII zajmował się rozszyfrowywaniem nieprzyjacielskich komunikatów, MIS przechwytywał wiadomości telefoniczne, a MI9 przesłuchiwał więźniów wojennych. Były też podwydziały: MI8(a) zajmował się komunikacją bezprzewodową, MI8(b) komunikacją kablową, a MI8(c) cenzurą. Jednakże wszystkie one zostały albo rozwiązane, albo wchłonięte przez MIS i MI6. Która roślina występuje najrzadziej na świecie? Aż do chwili odkrycia w 1994 roku w Australii żywego okazu, wollemię szlachetną uważano za wymarłą. Znano ją tylko ze skamieniałości, pochodzących nawet jeszcze z czasów dinozaurów - do 200 milionów lat temu. David Noble, pracownik Służby Parków Nowej Południowej Walii, znalazł aż kilkadziesiąt tych sosen, wysokich na około 40 metrów i mających ponad 1000 lat, na dnie stupięc-dziesięciometrowej głębokości wąwozu w Blue Mountains w Nowej Południowej Walii. Z uwagi na znaczenie odkrycia władze Nowej Południowej Walii utrzymywały to miejsce w tajemnicy i wprowadziły drakońskie kary (100 tysięcy funtów i więzienie) za przekroczenie granic wydzielonego obszaru. Jednocześnie rozpoczęto program hodowania i badania tej rośliny - wszystkie ze znanych obecnie 43 drzew są identyczne pod względem genetycznym, więc w każdej chwili jakiś wirus lub inna choroba może je wszystkie naraz unicestwić. Program hodowlany powinien zakończyć się w 2005 roku, od tego momentu przetrwanie na Ziemi tej jedynej w swoim rodzaju sosny powinno być pewne. 270 Można kupić gitarę dla leworęcznych, • a fortepian? Z pewnością byłby na to popyt; wiele muzyki fortepianowej wymaga wielkiej zręczności od prawej ręki, natomiast lewa gra uzupełniające akordy - osoby leworęczne lepiej by sobie radziły, grając odwrotnie. Pianista Christopher Seed wprowadził po raz pierwszy fortepian dla leworęcznych i w lutym 1999 roku zadebiutował na nim w Queen Elizabeth Hali. Instrument ten, kosztujący 28 tysięcy funtów, jest lustrzanym odbiciem zwykłego fortepianu - jego klawisze i pedały są umieszczone odwrotnie. Seed skonstruował także moduł dla syntezatorów, który pozwala na przełączenie klawiszy z układu praworęcznego na leworęczny. Czy ktoś wyhodował trawę, która sama się kosi? Trawa nie wymagająca koszenia oraz karłowate wersje dowolnych roślin mogą znaleźć się w naszych ogrodach dzięki odkryciu genu BAS-1 przez badaczy z Salk Institute w San Diego w Kalifornii. Gen działa w ten sposób, że rozkłada brasynolid, hormon występujący w łodygach roślin. Jeśli BAS-1 jest aktywny, wzrost roślin zostaje zahamowany. Ponieważ gen znajduje się w łodydze, karłowate rośliny wyglądają normalnie. Zespół z Salk wykorzystał BAS-1 do powstrzymania wzrostu tytoniu i obniżania rośliny z 1,80 metra do 30 centymetrów - podobny wynik uzyskano także w odniesieniu do Ara-bidopsis, z rodziny gorczycowatych. Uczeni poszukują możliwości stworzenia karłowatych odmian innych roślin. Kierownik zespołu, doktor Joannę Chory mówi, że uda się w przyszłości znaleźć geny, które pozwolą całkowicie zmieniać rośliny. Ciekawe, jak mogłyby smakować fioletowe pomarańcze... albo w kropki, takie jak na muchomorze? 271 Dlaczego miejsce, do którego jedziemy, tak często znajduje się na marginesie atlasu drogowego? Dlatego, że ten „margines" - obszar wokół krawędzi strony i wzdłuż centralnego szwu - jest znacznie większy, niż się wydaje. Wyobraźmy sobie na stronie atlasu pasek szerokości tylko 10 procent całej strony, biegnący wokół jej krawędzi i po obu stronach szwu. Na kwadratowej mapie pasek zajmuje aż połowę całkowitej powierzchni. Choć jego szerokość jest stosunkowo mała, biegnie on po najdłuższych liniach na mapie. W efekcie, jego całkowita powierzchnia jest o wiele większa, niż nam się wydaje - podobnie jak szansa, że właśnie tu trafimy. Czy dinozaury rzeczywiście objadały czubki drzew, jak to pokazano na filmie Jurassic Park? Widzimy to w niektórych uroczych scenach filmu Spielberga, lecz z tego, co mówi doktor Roger Seymour z wydziału biologii środowiskowej na uniwersytecie w Adelajdzie, wynika, że jest to biologicznie niemożliwe. Twierdzi on, że dinozaury -objęte wspólną nazwą zauropodów - mogły funkcjonować tylko wówczas, gdy ich szyje były wyciągnięte poziomo. Jego pogląd opiera się na badaniach czynników determinujących wielkość serca u ssaków. Przez ostatnie 24 lata gromadził on dane na temat ciśnienia tętniczego krwi i budowy serca u gadów, ptaków i ssaków, by na tej podstawie określić wpływ tego ciśnienia na grubość ściany serca. Odkrycia Seymoura wykazują, że wielkość serca u wszystkich zwierząt zależy od dwóch czynników: wysokości, na jakiej znajduje się głowa w stosunku do serca oraz tego, czy zwierzę jest stało- czy zmiennocieplne. Na przykład żyrafa ma niezwykle wysokie ciśnienie krwi i powiększone serce, gdyż musi ono pompować krew na wysokość jej długiej szyi. 272 „Ustaliliśmy, że mięsień lewej komory ciepłokrwistego baro-zaura musiałby ważyć około 2 tysięcy kilogramów, by pompować wystarczającą ilość krwi do mózgu" - wyjaśnia Sey-mour. „A to jest niemożliwe z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, trudno byłoby zmieścić takie serce w przeznaczonym do tego miejscu; po drugie, zużywałoby ono więcej energii niż cała reszta ciała; po trzecie, jego grube ściany byłyby mechanicznie tak niewydajne, że więcej energii zużywałyby, by wykonać skurcz, niż przepompować krew". „Możliwe jest oczywiście - podsumowuje - by zauropody miały mniejsze serce, ale wówczas musiałyby mieć szyje poziome i powolną przemianę materii, typową dla gadów zmiennocieplnych". Ponownie rozpali to nieustającą debatę paleontologów na temat, czy dinozaury były zmienno- czy stałocieplne. Czy wirus komputerowy może rozpętać III wojnę światową? Nie - ale mógłby odegrać kluczową rolę, gdyby taka wojna już się zaczęła. Wirus nie ma szans rozpocząć wojny, gdyż aby tego dokonać, musiałby nie tylko zarazić komputerowy system wojskowy, lecz także go kontrolować i przekonać użytkowników, że mają do czynienia z atakiem nieprzyjaciela. Systemy uruchamiające odpalenie pocisków zawsze są kontrolowane przez ludzi, więc żaden komputer nie może samodzielnie wydać rozkazu uderzenia. Jednakże, wirusy niemal z pewnością mogą być podstawową bronią w razie wybuchu III wojny światowej. „Informacyjne działania wojenne" to gorący temat w planach militarnych dzisiejszej doby. Amerykanie wygrali wojnę w Zatoce częściowo dzięki sparaliżowaniu irackich systemów komunikacyjnych. Nie wiadomo jednak, czy dokonano tego przy użyciu wirusów. W przyszłości zapewne jednym z działań wojennych będzie wirusowe zainfekowanie sieci komputerowej nieprzyjaciela. 273 Jedną z najbardziej paranoicznych plotek, krążących wśród sił obrony krajów, którym USA sprzedawały wysoko zaawansowane oprogramowanie, jest ta, że przekazywane programy zawierają wirusowy kod, mający się zaktywizować w razie wojny i sparaliżować systemy komputerowe wszystkich, którzy wystąpią przeciw USA. ; Dlaczego włosy na głowie rosną cały czas, • a na rękach i nogach nie? Włosy są „produkowane" przez torebki włosowe w trzyetapowym cyklu. Najdłuższy okres, kiedy rosną one najszybciej, nazywa się anagen. Katagen to okres krótszy, gdy wzrost włosów ulega spowolnieniu, a talogen to okres pozostały - włosy zaczynają wówczas wypadać. Różne części ciała podlegają rozmaitym etapom tego cyklu. Skóra głowy przez 6 do 8 lat jest na etapie anagenu, zanim zacznie się katagen, a następnie talogen, który trwa najwyżej 4 miesiące, zanim znów zacznie się anagen. Dla kontrastu mieszki włosowe na rękach i innych częściach ciała znacznie mniej czasu pozostają w anagenie -zaledwie miesiąc. W efekcie, włosy w tych miejscach nigdy nie będą tak długie, jak na głowie. Gdzie najbezpieczniej się schować • w czasie burzy? Kiedy jesteśmy na wycieczce i zaczyna padać, logiczne wydaje się poszukanie schronienia pod najbliższym drzewem. Jednakże w czasie burzy jest to ostatnie miejsce, gdzie powinniśmy stanąć. Pioruny uderzają w najwyższe uziemione obiekty. Równie złym pomysłem jest chowanie się pod parasolem - zwłaszcza jeśli okolica jest płaska i w zasięgu wzroku nie ma żadnej wysokiej budowli ani drzewa. 274 Jeśli znajdziemy się na naprawdę otwartej przestrzeni, takiej jak pole golfowe, to najwyższym punktem może być nasza głowa. A jeśli nagle włosy zaczną nam stawać dęba, to znaczy że zaraz uderzy w nas piorun. Najlepsze, co można zrobić podczas burzy, to wejść do budynku lub samochodu. Kiedy nie ma się takiej możliwości, najlepiej poszukać obniżenia gruntu, na przykład rowu. Zanim się w nim ukryjemy, koniecznie sprawdźmy, czy nie ma tam wody (która przewodzi elektryczność), a następnie postarajmy się wpełznąć do rowu, kuląc się jak tylko można. Powinniśmy złączyć stopy, by całe ciało miało ten sam ładunek elektryczny - i położyć ręce na kolanach. Przy odrobinie szczęścia, nawet jeśli uderzy w nas piorun, elektryczność spłynie przez ręce do nóg, omijając serce. Buty na gumowych podeszwach nie są ochroną przed uderzeniem pioruna - wobec niesamowicie wysokiego napięcia są one bezużyteczne. Mogą jednak wiele zmienić, jeśli piorun uderzy w pobliżu. Czy są jakieś środki pozwalające symulować • śmierć? Znane z voodoo zjawisko zombie - kiedy to ludzie rzekomo powstają z martwych - jest wynikiem podania ofierze trucizny zawierającej tetrodotoksynę, wyciąg z ryb rozdymek. Ta neurotoksyna, tysiące razy silniejsza od cyjanku, może - jeśli się ją zaaplikuje w precyzyjnie odmierzonej dawce - spowolnić bicie serca i oddychanie do tego stopnia, że można je wykryć tylko skomplikowanymi przyrządami. Lekarze nie dysponujący odpowiednią aparaturą zwykle uznają taką osobę za zmarłą. W rzeczywistości jest ona całkowicie świadoma tego, co się z nią dzieje. Wyznawcy zachodnioafrykańskiego kultu bwiti wykorzystują natomiast w swoich rytuałach psychoaktywny krzew o nazwie Tabernautha iboga, osiągając stan „znalezienia się 275 obok", a więc osobistego doświadczenia śmierci. Amatorzy wrażeń szybko uzyskują satysfakcję, dzięki wielkim dawkom specyfiku serwowanym przez przywódców kultu. Ludzie, którzy chcą się do tego przyłączyć, są zmuszani do spożywania narkotyku podczas niezwykle długiej, sześciostopniowej ceremonii inicjacji, podczas której wpadają w głęboki trans. Przedawkowanie ibogi może jednak być niebezpieczne, a nawet śmiertelne. Podczas inicjacji kultu bwiti wiele osób bezwiednie wchodzi w ten stan zbyt głęboko i rzeczywiście doświadcza śmierci. Co powoduje rozszczepienie pnia drzewa i jak to się dzieje, że takie drzewo nie ginie? Drzewa mają tendencję do pękania wskutek rozkładu ich wiązek naczyniowych - tkanki umożliwiającej dostarczanie wody i składników odżywczych z korzeni do pozostałych części drzewa. Utrata dużych gałęzi podczas burzy lub od uderzenia pioruna może spowodować duże zniszczenia tej tkanki, a tym samym obumieranie miazgi twórczej tkanki drzewa, która przestaje wypełniać swoją funkcję. Osłabione drzewo może się rozszczepić. Rozszczepienie nie zawsze jest dla drzewa śmiertelne. W przypadku mającego 1200 lat dębu o nazwie Marton w Cheshire rozszczepienie pnia nastąpiło w wyniku wycinania gałęzi. Jakieś 150 czy 200 lat temu była to powszechna praktyka; górne gałęzie obcinano, by zintensyfikować wzrost drzewa (a dokładniej, by zyskać więcej drewna na opał) lub by, w przypadku dębów, mieć więcej drewna do budowy łodzi i domów. Choć uszkodzone tkanki dębu Marton są obecnie martwe, jego młodsza, zewnętrzna część wciąż żyje. Mikę Ellison z Ancient Tree Forum twierdzi, że: „Drzewo to, jeśli się nim właściwie opiekować, może żyć w nieskończoność". 276 Gdzie, kiedy, jak i dlaczego pojawił się snowboarding? m Snowboarding wynaleziono w 1963 roku, kiedy Tom Sims -chłopiec z New Jersey - ]postanowił zaprojektować nową „deskę narciarską" jako swoją pracę semestralną w pracowni stolarskiej. Trzy lata później Sherman Poppen wynalazł Snur-fera - dwie deski złączone ze sobą. Opatentował wynalazek i tak w USA zaczęło się surfowanie po śniegu. Pierwsze światowe zawody na Snurferze odbyły się 18 lutego 1968 roku w Michigan. Wyścig odbywał się szusem w dół stoku. Uczestnicy nie mieli pojęcia, że dokładnie 30 lat później snowboarding stanie się dyscypliną olimpijską. Czy ktokolwiek próbował kiedyś skrzyżować • człowieka z szympansem? Od lat krążą plotki o szalonych naukowcach próbujących stworzyć „człowiekoszympansa" - dokładnie od kiedy odkryto, że szympansy i ludzie mają ponad 98 procent jednakowych genów. Jednak jeśli ktoś naprawdę usiłował to zrobić, musiał być niezłym szaleńcem. Szympansy i ludzie mają wiele różniących ich genów, które są też odmiennie ułożone. Ludzie mają 46 chromosomów, natomiast szympansy 48. Próba połączenia tak różnych konstrukcji genetycznych i stworzenie żyjącej istoty nie jest możliwe przy użyciu dzisiejszych technik - i nigdy może nie być. Jednakże nawet dzisiaj zwolennicy teorii spiskowej uważają, że w 1996 roku szalony sen się ziścił, kiedy głośny stał się „Oliver, człowiek-szympans". Oliver, chodzący całkiem prosto i gestykulujący zadziwiająco po ludzku, występował w amerykańskim show od lat 70. XX wieku. Sensacyjne historie o tym, że jest on hybrydą, spowodowały, iż przeprowadzono szereg testów genetycznych, które wykazały, że jest w 100 procentach szympansem - choć dość niesamowitym. 277 Czy badania DNA mogą pomóc w prześledzeniu ewolucji człowieka? Tak, mogą. Dlatego, że odziedziczyliśmy nasze DNA po przodkach, okazuje się ono niezwykle przydatne dla badaczy historii człowieka. Jak dotąd, badania skupiają się na tak zwanym mitochon-drialnym DNA (mtDNA), znajdującym się wewnątrz komórki człowieka. Stanowi ono tylko maleńki fragment całkowitego DNA, a w każdej komórce istnieją zaś setki jego kopii. Dzięki temu uczeni mają o wiele większe szansę na znalezienie nienaruszonych cząsteczek mtDNA nawet w bardzo starych próbkach materiału, na przykład ze skamieniałych ludzkich kości. Mitochondrialne DNA przechodzi też mniej lub bardziej niezmienione od matki do córki - co pozwala uzyskać jaśniejszy obraz losów jego nosicielek. Dzięki temu już dzisiaj udało się odpowiedzieć na istotne pytania dotyczące początków człowieka. W 1997 roku uczonym udało się wyodrębnić mtDNA z kości neandertalczyków sprzed co najmniej 30 tysięcy lat. Analiza sekwencji łańcucha wykazała, że neandertalczycy ci byli tylko kuzynami, a nie bezpośrednimi przodkami współczesnego człowieka. Zupełnie niedawno na podstawie badań kodu genetycznego ludzi na całym świecie ustalono, że nasi prawdziwi przodkowie rozeszli się we wszystkie strony, opuszczając Afrykę dopiero 50 tysięcy lat temu - a więc znacznie później, niż myślano. Jeśli rośliny zielone wytwarzają tlen, to dlaczego • nie brakuje go nam podczas zimy? Tlen stanowi około 21 procent powietrza, którym oddychamy (praktycznie cała reszta to obojętny gaz, azot). Sezonowe różnice zawartości tlenu w powietrzu to zaledwie kilka części na 278 milion, więc bardzo trudno je wykryć. Kiedy drzewa jesienią zrzucają liście, więcej słońca dociera do gruntu - wskutek czego inne rośliny, choćby trawy, mogą zintensyfikować swoją fotosyntezę i nieco zmniejszyć „deficyt". Kiedy temperatura spada, fotosynteza przebiega wolniej, a wówczas górę bierze oddychanie - proces zużywania tlenu z powietrza. Wypadkowy rezultat jest jednak niezauważalny, bez względu na porę roku. W jaki sposób iluzjonista przecina na pół kobietę? Ten mrożący krew w żyłach trik pokazano po raz pierwszy 75 lat temu w Londynie - należał on do repertuaru iluzjonisty znanego po prostu jako Selbit. Jednakże dopiero Amerykanin, Horace Goldin, spowodował, że owa sztuczka kojarzy się z jego nazwiskiem. Metoda Goldina polegała na zaangażowaniu nie jednej, ale dwóch kobiet. Jedna była zamknięta w podstawie skrzyni, tak że publiczność widziała tylko jej nogi. Druga kobieta, która pokazywała widzom swoją twarz, tkwiła w górnej części skrzyni z nogami podciągniętymi do barków, a Goldin spokojnie przecinał skrzynię „razem" z kobietą, nie roniąc ani kropli krwi bohaterki spektaklu. Inna metoda polega na umieszczeniu w skrzyni jednej kobiety i wystawieniu z dolnej części skrzyni sztucznych nóg, albo na spreparowaniu piły. Wystarczy, by piła miała ostrze, które odłącza się automatycznie na moment przed zetknięciem się z „ofiarą", oraz drugie, pojawiające się natychmiast, kiedy piła przejdzie na drugą stronę. f Czy przemarznięcie i przemoczenie zwiększa ryzyko • przeziębienia? Następnym razem, gdy mama nam powie, byśmy wysuszyli zmoczone na deszczu włosy, możemy na nią spojrzeć z pobłażliwym 279 uśmiechem i powiedzieć: „Mamo - przeziębienia są powodowane przez wirusy, nie przez krople deszczu". I to jest prawda. Choć przemarznięcie i przemoczenie może być bardzo przykre, nie ma dowodów na to, że zwiększa ryzyko stania się ofiarą wirusa przeziębienia. Bardziej ryzykowne jest dzielenie się parasolem, by nie zmoknąć - przecież osoba, z którą chowamy się pod jedną parasolką może już być zarażona wirusem. Wirus może się też kryć w rączce parasola. Najlepszym sposobem unikania przeziębień jest unikanie kontaktu z ludźmi - albo ze wszystkim, czego dotknęli. Dlaczego więc przeziębienia nazywają się „przeziębieniami"? Nikt tego nie wie. Z Oxford English Dictionary wynika, że angielskie słowo „cold" (przeziębienie) pojawiło się po raz pierwszy w 1537 roku w dokumentach urzędowych Henryka VIII. Jednak sugestie, że król ściął głowy dwóm ze swoich sześciu żon tylko dlatego, by nie zarazić się od nich przeziębieniem, nie są na ogół traktowane poważnie przez historyków. Czy możemy wyhodować „inteligentne" rośliny, • które same nam powiedzą, kiedy należy je podlać? Umiejętność proszenia o wodę byłaby dla roślin czymś więcej niż wygodą dla leniwych właścicieli. Wiele roślin hodowlanych nie wykazuje oznak braku wody, aż do momentu, kiedy zaczynają więdnąć, a wówczas bywa za późno na ratunek. Zespół badaczy z uniwersytetu w Edynburgu ma już pewne osiągnięcia. Uczonym udało się wprowadzić fluorescencyjny gen z meduzy do liści ziemniaka - kiedy roślina ma za mało wody, wytwarza białko, które uaktywnia gen i sprawia, że liście świecą. Nie można tego zobaczyć gołym okiem, ale wystarczy mieć przenośny monitor. Nie trzeba przy tym obsadzać świecącymi ziemniakami całych pól, wystarczy tylko kilka roślin „markerów", które dadzą sygnał, że pole trzeba podlać. 280 Czy to prawda, że w świąteczny poniedziałek pogoda: jest znacznie gorsza niż w zwykły? Jeśli planujemy grilla lub wyprawę nad wodę w poniedziałek wielkanocny, robimy to tylko po to, by otworzyć upusty niebieskie i ściągnąć sobie na głowę deszcz. Czy jednak świąteczny poniedziałek jest naprawdę przykładem prawa Mur-phy'ego o pogodzie: „Jeśli w twój wolny dzień może padać, to będzie"? Meteorolog Philip Eden badał tę kwestię - i wydaje się, że wszyscy jesteśmy ofiarą tak zwanej pamięci wybiórczej, kiedy to zapamiętujemy tylko te chwile, w których nasze świąteczne plany zostały zrujnowane, a zapominamy, kiedy świeciło nad nami słońce. Eden porównywał pogodę w dni świąteczne w latach 1990-2000 z tą, jaka występowała w sąsiadujące z nimi weekendy. Okazało się, że w maju i podczas świąt późnowiosennych pogoda była lepsza niż w weekend poprzedzający i następny, natomiast w sierpniu dni świąteczne niewiele się różniły od najbliższych weekendów. Jedynie w przypadku Wielkanocy - która stale się przesuwa - sprawdziło się prawo Murphy'ego o pogodzie, i to tylko marginalnie, gdyż pogoda była gorsza tylko w 55 procentach przypadków. xx283 NOTA O AUTORACH Robert Matthews i Nick Smith studiowali razem na uniwersytecie w Oxfordzie w początkach lat 80. XX wieku. Robert został fizykiem na Aston University oraz konsultantem naukowym magazynu „Focus". Jego najlepiej znane odkrycie to wyjaśnienie, dlaczego kanapka zawsze spada posmarowaną stroną, za które otrzymał w 1996 roku nagrodę Ig Nobel. Nick zaś został najdłużej pracującym redaktorem w redakcji „Focusa". Zdobył kilka nagród dziennikarskich, a obecnie pisze książkę o kubańskich cygarach. SPIS TREŚCI PODZIĘKOWANIA ....................... 5 WPROWADZENIE........................ 7 ROZDZIAŁ pierwszy Astronauci, teleskopy i wszechświat ......... 9 ROZDZIAŁ 2 Ciało Człowieka ........................ 39 ROZDZIAŁ 3 Przygoda, podróże i odkrycia.............. 65 ROZDZIAŁ 4 Sekrety Zwierząt ....................... 89 ROZDZIAŁ 5 Świat nauki ...........................113 ROZDZIAŁ 6 Historia, obrzędy i kultura ...............145 ROZDZIAŁ 7 Technika i inżynieria ....................173 ROZDZIAŁ 8 Zdrowie, Medycyna i Odżywianie ...........199 ROZDZIAŁ 9 Matematyka, Pieniądze i Niezwykłe liczby .... 231 ROZDZIAŁ 10 Dobre pytanie! ........................257 NOTA O AUTORACH .....................283 Spis Treści - 285. Uwaga - aby szybko znaleźć rozdział należy nacisnąć ctrl plus F i w pole edycyjne znajdź należy wpisać xx i numer strony przypisanej danemu rozdziałowi Nacisnąć enter.