O.ELIZEUSZ BAGIŃSKI OCD SIEWCY KĄKOLU Historia i wierzenia Świadków Jehowy Wydanie drugie przejrzane i uaktualnione (ze świadectwami) "Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby prze-kręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty!" (Ga 1, 8) Redaktor O. Sebastian Ruszczycki OCD Redakcja techniczna i skład komputerowy O. Elizeusz Bagiński OCD IMPRIMATUR + Kazimierz Nycz, vic. gen. Kraków, dnia 12 stycznia 1998 r. L. 3131/97/98 ISBN 83-7305-047-7 SPIS TREŚCI Wstęp do wydania drugiego Wstęp do wydania pierwszego Wykaz skrótów I. POCHODZENIE I HISTORIA ŚWIADKÓW JEHOWY Uwagi wstępne Adwentyzm Charles T. Russell - założyciel sekty Badaczy Lata dzieciństwa i młodości Kryzys wiary Russell i adwentyści Grupa biblijna Russella Współpraca z adwentystą N. H. Barbourem Samodzielna działalność Russella Wyznaczenie roku 1914 Rozwój organizacyjny sekty Procesy sądowe "pastora" Russella Proces o separację Handel "cudowną pszenicą" Proces przeciwko Rossowi Podróże "Pastora" i jego śmierć Działalność pisarska Russella Nauka Russella Następcy Ch. T. Russella J. F. Rutherford (1869-1942) N. H. Knorr (1905-1977) F. W. Franz (1893-1992) M. G. Henschel (ur. 1920) D. Adams (ur. 1925) II. WIERZENIA ŚWIADKÓW JEHOWY Imię Boże Natura Boga Jezus Chrystus - druga Osoba Trójcy Świętej Człowiek "Kwestia sporna" Światowa Organizacja Jehowy Ostateczne przeznaczenie ludzkości i świata DODATEK 1 Siedmiostopniowy program DODATEK 2 Świadectwa 10 dni kontaktu ze Świadkami Jehowy "Jestem w jej oczach niewierzącym" "Bogiem tatusia jest szatan" Opętali mego syna i córkę "Teraz już wiem, co znaczy Antychryst i jego nauka" Sieją przewrotne doktryny "Opuściłem tę najbardziej zakamuflowaną organizację szatana" Przez 38 lat "produkowałem" tzw. świadków Jehowy "Byłem numerem statystycznym" "Utożsamili się z szarańczą z Apokalipsy" Bibliografia SŁOWO WSTĘPNE DO WYDANIA DRUGIEGO Autor z radością oddaje do rąk czytelników to drugie już wydanie tej niewielkiej pozycji o Świadkach Jehowy. Po raz pierwszy ukazała się ona w 1998 r., i jeszcze tego samego roku doczekała się dodruku. Po wyczerpaniu całego nakładu, stało się więc koniecznością przygotowanie drugiego jej wydania. Obecne wydanie niewiele odbiega od poprzedniego. Jest to jednak wydanie przejrzane i uaktualnione. Czytelnik znajdzie w niej aktualne dane statystyczne dotyczące organizacji Świadków Jehowy, które podajemy za Sprawozdaniem z działalności Świadków Jehowy na całym świecie w roku służbowym 2001 ("Strażnica" 1/2002, s. 22). W książce pojawi się też nieco przypisów, które będą odsyłały także do nowszych pozycji naszego autorstwa (bądź innych autorów). W książkach tych czytelnik znajdzie rozwinięcie wielu zagadnień, które w niniejszej pozycji zostały, ze zrozumiałych względów, zaledwie zasygnalizowane. Obecną pozycję należy traktować jako skuteczną, jak sądzimy, szczepionkę dla tych, którzy nie zetknęli się bliżej ze Świadkami Jehowy, tzn. nie zdążyli się jeszcze "zarazić" jehowickimi naukami. Natomiast w przypadku osób, które były Świadkami Jehowy, bądź które zostały poddane nieco dłuższej indoktrynacji, np. przestudiowały ze Świadkami jakąś ich książkę, broszury, pozycja ta na pewno będzie niewystarczająca. Doświadczenie mówi, że całkowite "wyleczenie się" z jehowityzmu (to samo dotyczy chyba każdej innej sekty) jest bardzo trudne i z pewnością przekracza nasze ludzkie tylko możliwości. Nie wątpimy, że za każdym nawróceniem stoi łaska Boża. Mówią o tym sami nawróceni. My natomiast, jako wierzący chrześcijanie, możemy Panu Bogu w tym dziele nawrócenia kogoś jedynie "dopomóc" (por. J 6, 44; Jk 5, 19-20). Każda modlitwa, najlepiej połączona z jakimś wyrzeczeniem, np. postem (por. Mk 9, 28-29), w intencji osoby uwikłanej w sektę, na pewno otwiera jej drogę do nawrócenia. Ale takiej osobie trzeba również dopomóc zrozumieć, że wyznawała błędną naukę (por. 2 Tm 4, 2). Najlepszą pomocą będzie tu jakaś dobra książka, która bardziej szczegółowo omawia błędne wierzenia tej sekty i przedstawia jej prawdziwą historię [1]. Jeśli uda nam się taką osobę nakłonić do jej wzięcia i przeczytania, istnieje duża szansa, że zacznie ona krytycznie patrzeć na to, w co kazano jej w sekcie wierzyć. Jeden z byłych Świadków Jehowy określił swój stan jako "zakodowanie" - rezultat prania mózgu, które przeszedł w sekcie. "Odkodowanie" takiej osoby wymagać będzie wyprostowania w jej umyśle wielu błędnych poglądów, zwłaszcza dotyczących Kościoła (jego nauki i historii), ale także świata i innych religii. Günther Pape, autor znanej na całym świecie książki pt. Byłem Świadkiem Jehowy, przebył długą i ciężką drogę, zanim odkrył prawdę o Kościele katolickim ("Tak dotąd przeze mnie nienawidzonym" - jak wyznał) oraz uwierzył, że jest to Kościół Chrystusowy. Pape pilnie studiował nie tylko nauki Towarzystwa Strażnica (sięgając aż do samych ich początków, tj. pism Russella), ale także poznawał naukę Kościoła i jego historię. "I tak - napisze we wspomnianej książce - w wyniku mych studiów obraz Kościoła przyjął dla mnie z wolna zupełnie inną postać, niż ta jego ciemna karykatura, którą kreśli Towarzystwo Strażnica" [2]. Liczne kontakty z życzliwymi księżmi pomogły mu wreszcie zrzucić z siebie jarzmo jehowickich błędów. Pape był jednak świadomy, że w jego nawróceniu decydującą rolę odegrała łaska Boża. Swój wielki wysiłek i radość z odnalezienia prawdy w Kościele katolickim, wyraził w takich oto słowach: "Jak do tego doszło, że w wierze katolickiej i w życiu katolickiego Kościoła poczułem się jak w domu? Z pewnością poprzez własną trzeźwą refleksję, ale nie tylko. Decydująca była tu łaska Boża. Bóg dał mi łaskę poznania prawdy o Świadkach Jehowy. [...] Potrzeba wprost heroicznej odwagi, żeby zerwać pęta, które nakłada swym zwolennikom Towarzystwo Strażnica" [3]. Zwyczajem poprzednich naszych książek o Świadkach Jehowy, pragniemy i do tego wznowienia dołączyć kilka wybranych świadectw osób, które albo były związane z tą sektą, albo doświadczyły bliższego z nią kontaktu. Chrystus podał nam ważne kryterium, które pozwala skutecznie ocenić, czy ktoś uczy prawdy czy fałszu: "Poznacie ich po ich owocach" (Mt 7, 15). Włodzimierz Bednarski wylicza - w swej doskonale udokumentowanej książce o Świadkach Jehowy - kilka takich "owoców" działalności Towarzystwa Strażnica, które pragniemy tu przypomnieć [4]: Ok. 70 wyznań w świecie, które powołują się na Russella jako swego założyciela (w Polsce 5); Ok. 40 tys. Świadków Jehowy rocznie wykluczonych z organizacji (w ciągu 10 lat daje to 400 tys.), z których wielu popada w ateizm; Liczne na świecie organizacje byłych Świadków Jehowy; Setki rozbitych rodzin z powodu nie przyjęcia nauk Świadków Jehowy przez jednego z małżonków; Brak działalności charytatywnej wobec innych ludzi; Tysiące osób oderwanych od edukacji szkolnej, szczególnie studiów; Miliony osób zwiedzionych fałszywymi zapowiedziami końca świata i zmieniającymi się naukami". Przytoczone w Dodatku 2 świadectwa, mówią same za siebie. Większość z nich (6) pochodzi z trzech książek p. Tadeusza Kundy, który bez reszty poświęcił się zwalczaniu błędów tej antychrześcijańskiej, a jeszcze bardziej antykatolickiej sekty (Pan Tadeusz, inicjator i długoletni przewodniczący katolickiego Stowarzyszenia Ruch "Effatha", zmaga się ze Świadkami Jehowy już od ponad 40 lat, i to na terenie całej Polski; wielokrotnie występował z prelekcjami na temat Świadków Jehowy w Radiu Maryja - w ramach programu "Rozmowy niedokończone", które zawsze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem ze strony słuchaczy; jest także autorem wielu cenionych książek o tej sekcie) [5]. Pozostałe, poza jednym wyjątkiem, pochodzą z nieistniejącego już katolickiego pisma "Effatha". Każde z tych świadectw powinno być mocnym ostrzeżeniem dla tych, którzy chcieliby szukać u Świadków Jehowy prawdy, szczęścia i zbawienia. Nie wolno nam naiwnie sądzić, że dzisiejsza nauka Świadków Jehowy jest prymitywna i łatwa do obalenia dla przeciętnego katolika. Okazuje się, że dla wielu ludzi może być ona bardzo pociągająca i "prawdziwa". O tym, że tak jest, może się przekonać każdy, kto zapozna się z naszą ostatnią książką pt. Wiara Świadków Jehowy nie prowadzi do zbawienia (2001), w której streściliśmy podstawowe nauki Świadków zawarte w ich podręczniku pt. Wiedza, która prowadzi do życia wiecznego (1995). Warto wiedzieć, że Świadkowie Jehowy mają w swoich szeregach nawet byłych duchownych, szczególnie protestanckich (jest też jeden, dwa przypadki duchownych katolickich, ale nie z Polski), kilka byłych sióstr zakonnych i zapewne wielu byłych seminarzystów. Jeden z byłych długoletnich Świadków Jehowy, którego świadectwo zamieszczamy na końcu książki, stwierdził jasno, że nie tylko on sam dał się zbałamucić jehowickimi naukami, ale ich "prawdą" dało się zwieść wielu innych, mądrzejszych od niego. Oto co powiedział kiedyś na ten temat w Niepokalanowie: "Dzisiaj, gdy jest mi wstyd, że byłem w organizacji świadków i uwierzyłem w takie bałamutne kłamstwa, na moje pocieszenie mam tylko to, że przecież tylu jest ludzi mądrzejszych ode mnie i oni również dali się zwieść. Są wśród nich lekarze, profesorowie, są tam ludzie z wielkim polotem - i dali się również omamić..." [6] WSTĘP DO WYDANIA PIERSZEGO Świadkowie Jehowy są niewątpliwie jedną z najgroźniejszych sekt w Polsce, i to z wielu powodów. Po pierwsze, jest to sekta u nas najliczniejsza, co pozwala zająć jej trzecie miejsce pod względem liczby wyznawców, ustępując tylko katolikom i prawosławnym. Najnowsze dane opublikowane przez "Strażnicę" za rok 1997, mówią o blisko 125 tys. czynnych głosicielach przy 246 tys. obecnych na dorocznym wspomnieniu Ostatniej Wieczerzy, czyli tzw. "Pamiątce" [1]. Po drugie, Świadkowie Jehowy są "programowo aktywni", gdyż każdy z nich zobowiązany jest poświęcić pewną ilość godzin na głoszenie, z którego składa szczegółowy raport w zborze, np. w 1997 członkowie sekty w Polsce poświęcili na chodzenie od domu do domu blisko 17 mln godzin i przeprowadzili ponad 50 tys. tzw. studiów biblijnych z zainteresowanymi ich wiarą (pocieszające jest tylko to, że zaledwie 10% osób "studiujących" ze Świadkami zdecydowało się na wstąpienie do sekty) [8]. Po trzecie, Świadkowie Jehowy są bezustannie szkoleni w najskuteczniejszych sposobach przekonywania katolików i innych wyznawców, aby porzucili swoją wiarę i przyłączyli się do nich (temu celowi służą specjalne zebrania, na których odgrywa się m.in. "pokazowe scenki": jeden ze Świadków udaje np. katolika, a drugi, pod czujnym okiem doświadczonego instruktora zboru, stara się go "nawrócić". Jako czwarty powód wielkiego niebezpieczeństwa ze strony tej sekty można podać i to, że Świadkowie celowo posługują się podczas głoszenia katolickim wydaniem Pisma Świętego (najczęściej Biblią Tysiąclecia). Użycie katolickiej Biblii służy im w "uwiarygodnieniu" głoszonych przez siebie nauk (unikają w ten sposób posądzenia o posługiwanie się sfałszowanym Pismem Świętym) [9]. W jaki więc sposób można najlepiej zabezpieczyć się przed Świadkami Jehowy? Istnieje tylko jeden sposób, który daje pełną gwarancję uchronienia się przed wpadnięciem w sidła sekty. Tym sposobem jest przede wszystkim dobra znajomość własnej wiary katolickiej (najcenniejszą pomoc może tu oddać Katechizm Kościoła Katolickiego, wydany staraniem papieża Jana Pawła II w 1992 r.). Doświadczenie uczy, że Świadkowie Jehowy szczególnie unikają osób, które coś więcej wiedzą na temat ich przeszłości, i gdy przypominają im o manipulatorskim posługiwaniu się Pismem Świętym. Takie osoby mogą być pewne, że do ich domu już nigdy nie zajrzy żaden głosiciel sekty i jego dom zostanie w kartotekach zboru specjalnie oznakowany. Trzeba bowiem wiedzieć, że Świadkowie Jehowy systematycznie "opracowują swe tereny": ulica po ulicy i dom po domu; np. w "Strażnicy" z 1 stycznia 1997 r. napisali, że czynią tak "w wielu dużych miastach nawet co tydzień". Ta niewielka pozycja ma pomóc katolikom w przybliżeniu historii i wierzeń Świadków Jehowy. Głównym źródłem przy jej pisaniu była wcześniej wydana książka autora pt. Świadkowie Jehowy. Pochodzenie, historia, wierzenia (Wyd. OO. Karmelitów Bosych, Kraków 1997). W pierwszym rozdziale tej książeczki, która odpowiada pierwszej części wspomnianej wyżej książki, streszczono najważniejsze wydarzenia z historii sekty. W drugim rozdziale, poświęconym wierzeniom Świadków Jehowy, skupiono uwagę na kilku istotnych sprawach doktrynalnych, które mogą stanowić dobre wprowadzenie do samej książki (dla orientacji książka w części drugiej podejmuje następujące tematy, będące jej rozdziałami: Pan Bóg, Jezus Chrystus, Duch Święty, Trójca Święta, Maryja - Matka Boża, Biblia, Prawo Boże, Kościół, Krzyż, Szatan i "Kwestia sporna", Człowiek i jego los po śmierci, Czy piekło jest "powszechnym grobem ludzkości"?, Armagedon i koniec świata, Powrót Pana, Raj w niebie czy na ziemi?, Niebo dla 144 000 wybranych?, Oddawanie czci obrazom i figurom, Służba wojskowa, Prawdziwa religia, "Świadkowie Jehowy"). I na koniec krótka jeszcze uwaga o dialogu. Świadkowie, którzy zjawiają się w naszych domach, sami często proponują rozmowę na tematy religijne. Takie ich zachowanie sprawia wrażenie, że są otwarci na dialog z nami. W rzeczywistości nie są oni przygotowani na jakikolwiek dialog, który, aby był owocny, zakłada dobrą wolę obu stron i pozostawienie choćby niewielkiego marginesu na racje strony przeciwnej. Niestety, u Świadków Jehowy, którzy wierzą w swój zmysł nieomylności, takiego marginesu nie otrzymamy: racja musi być we wszystkich sprawach zawsze po ich stronie. Natomiast wszelką krytykę pod ich adresem traktują jako zamach na "prawdę" (lubią powtarzać, że "chodzą w prawdzie") [10]. Na szczęście zdarzają się wśród nich tacy, którzy potrafią jeszcze samodzielnie myśleć i nie pozostają głusi na przedstawiane im argumenty. Wielu z nich pozostawiło po sobie cenne świadectwa ze swego pobytu w sekcie, w których dziękują Bogu za łaskę wyzwolenia się z "niewoli" Towarzystwa Strażnica (najbardziej znane świadectwa pozostawili po sobie: W. J. Schnell, G. Pape, R. Solak, H. J. Twisselmann, K. Guindon i R. Franz) [11]. Jeden z nich, a mianowicie W. J. Schnell, doskonale opisał "siedmiostopniowy program", opracowany jeszcze za drugiego prezydenta sekty, J. F. Rutherforda, który służy podstępnemu wciąganiu nowych ludzi do sekty (zob. Dodatek 1). Nic więc dziwnego, że po takim "praniu mózgów" Świadkowie Jehowy bezkrytycznie głoszą "prawdy biblijne" Towarzystwa Strażnica. W historii chrześcijaństwa niewiele znaleźlibyśmy przykładów sekt, które z takim uporem dążyłyby do zanegowania tego wszystkiego, w co wierzą chrześcijanie. Zaznajomienie się choćby z tą niewielką książeczką powinno być wystarczającym uzasadnieniem nadanego jej tytułu: Świadkowie Jehowy są rzeczywiście "siewcami kąkolu" na Chrystusowej niwie (por. Mt 13, 24-30). WYKAZ SKRÓTÓW 1. Skróty Ksiąg Pisma Świętego podano za Biblią Tysiąclecia (BT). 2. Skróty książek Świadków Jehowy: B - Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi, Brooklyn N.Y. 1982 (wyd. polskie - 1984). Jest to były podręcznik sekty. H - Świadkowie Jehowy - głosiciele Królestwa Bożego, Brooklyn N.Y. 1995. Najnowszy podręcznik historii sekty. P - Prowadzenie rozmów na podstawie Pism, Brooklyn N.Y. 1985. Instruktażowy podręcznik każdego głosiciela. W - Wiedza, która prowadzi do życia wiecznego, Brooklyn N.Y. 1995. Najnowszy podręcznik wierzeń sekty. Uwaga Wszystkie teksty ujęte w nawiasy kwadratowe [ ] pochodzą od autora tej książki. POCHODZENIE I HISTORIA ŚWIADKÓW JEHOWY 1. UWAGI WSTĘPNE Niektórzy sądzą, że Świadkowie Jehowy biorą swój początek z niespodziewanego odkrycia Ch. T. Russella, który studiując Biblię, jako pierwszy zdał sobie sprawę z ważności roku 1914 w historii ludzkości. Jest prawdą, że ten rok i dzisiaj odgrywa kluczową rolę w wierzeniach sekty, chociaż nadano mu zupełnie odmienną interpretację. Dla Russella, założyciela sekty, rok 1914 oznaczał widzialny powrót Chrystusa czy raczej Jego "ukazanie się" (datę Jego niewidzialnego przyjścia na ziemię wyznaczono na rok 1874) i rzeczywisty koniec świata. Twórca sekty wierzył, że z tą datą rozpocznie się na ziemi tysiącletnie Królestwo Chrystusa Króla. Po jego śmierci (zm. w 1916 r.) i niespełnieniu się proroctwa, jego następca, J. F. Rutherford zinterpretował rok 1914 jako zwycięską bitwę Chrystusa w niebie nad szatanem i jego zastępami demonów. Odniesione wówczas przez Chrystusa zwycięstwo nad mocami ciemności, pozwoliło Mu objąć tron w niebie i zapoczątkować Królestwo Boże. W literaturze sekty często spotykamy się ze stwierdzeniem, że Russell trafnie przepowiedział "wydarzenia" roku 1914. Najważniejszym z tych wydarzeń miał być oczywiście wybuch I wojny światowej. Ale, jak to już zaznaczyliśmy wyżej, nie wybuchu wojny spodziewał się Russell w 1914 r., lecz czegoś całkowicie przeciwnego - chwalebnego Królestwa Bożego! Russell, owszem, zapowiadał gwałtowne konflikty przed końcem świata i powszechną anarchię, ale wszystkie te wydarzenia miały rozegrać się przed tą datą, np. wojny wiązał z czasami napoleońskimi. Rok 1914 miał być w jego zapowiedzi pierwszym rokiem prawdziwego pokoju i radości z inauguracji Królestwa Bożego. Tę sprzeczność w zapowiedzi dostrzegł Rutherford, który w książce przypisanej Russellowi - Dokonana tajemnica (1917) oznajmił, że wyznaczenie roku 1914 dokonało się z inspiracji szatańskiej! 2. ADWENTYZM Sekta Świadków Jehowy nie pojawiła się nagle i jej początków należy szukać w adwentyzmie. Dokładniejsze zapoznanie się z historią i wierzeniami adwentystów upewni nas, że sekta stanowi jedynie jedną z wielu gałęzi tego rozbudowanego w XIX wieku ruchu religijnego. Przypomnijmy więc, że twórcą adwentyzmu był baptysta William Miller (1782-1849), amerykański farmer ze stanu Nowy Jork. Miller, podobnie jak wielu innych jemu współczesnych, miał wrażenie, że świat zmierza nieuchronnie ku swemu końcowi. Istotnie, gwałtowne przemiany w świecie, spowodowane przede wszystkim wpływem tzw. rewolucji przemysłowej sprawiły, że nie brakowało takich, którzy nie nadążali z duchem czasu i z trwogą spoglądali w przyszłość. Wrażenie "końca" zdawały się potwierdzać nasilające się negatywne zjawiska, przepowiadane w Biblii na czasy końca. Głównym jednak powodem wystąpienia tych zjawisk było rosnące z dnia na dzień bogactwo wielu Amerykanów. Mnożyły się więc na niespotykaną dotąd skalę napady, gwałty i zabójstwa, o których na bieżąco informowały środki masowego przekazu. Dla Millera i takich jak on, wszystko to co się działo, było wyraźnym znakiem zbliżającego się końca świata. Twórca adwentyzmu poszukiwał więc w Biblii klucza, przy pomocy którego mógłby dokładniej odczytać datę końca świata i powtórnego przyjścia Chrystusa. Już w 1818 r. podał do wiadomości, że zdołał ustalić datę tych wydarzeń i wskazał na rok 1843. Od 1831 r. jego zwolennicy rozpoczęli na wielką skalę rozgłaszać to odkrycie. Z dnia na dzień wzrastała liczba zwolenników Millera, których zaczęto nazywać "adwentystami", czyli tymi, którzy oczekują przyjścia Pana (od łac. słowa adventus - przyjście). Po fiasku przepowiedni na rok 1843, Miller wyznaczył kolejną datę: rok 1844, a gdy i ta data zawiodła, rozczarowany farmer rozchorował się na dobre i wkrótce zmarł. Jednakże przed śmiercią zdobył się na szczerość i w otwartym liście przyznał się do błędu. Po śmierci Millera ruch adwentystyczny zaczął się rozpadać na wiele samodzielnych grupek, które ciągle modyfikowały obliczenia ojca założyciela i ogłaszały nowe końce świata. Wśród tych dat szczególne miejsce zajmuje rok 1874. Z tzw. Chrześcijan Adwentowych (było to jedno z trzech większych odłamów adwentyzmu) wyłonił się w latach 1858-1859 Ruch Okrzyku Północy, na którego czele stał Nelson H. Barbour, w niedalekiej przyszłości bliski współpracownik Russella. To właśnie członkowie tego Ruchu wierzyli w powrót Chrystusa w 1874 r. (według ich obliczeń w tym roku minie 6 tys. lat od stworzenia Adama i ma rozpocząć się tysiącletnie panowanie Chrystusa na ziemi). Gdy rok 1874 minął bez echa, Barbour dalej bronił słuszności tej daty. Swoim zwolennikom tłumaczył, że data jest prawidłowa, lecz błędna była tylko jej interpretacja: nie należało oczekiwać widzialnego powrotu Pana i dramatycznych wydarzeń (apokaliptycznych), ale należało oczekiwać niewidzialnego Jego powrotu. Barbour argumentował, że niewidzialne przyjście Chrystusa miało na celu duchowe przygotowanie grupki wybranych na Jego ostateczne i widzialne przyjście. Jednakże data tego przyjścia nie jest mu jeszcze znana i powinna być przedmiotem dalszych poszukiwań. Sytuacja, w jakiej znalazł się adwentysta Barbour po roku 1874, nie była godna pozazdroszczenia. Z każdym dniem tracił on swoich dotychczasowych zwolenników, a jego pismu "Zwiastun Poranka" groził całkowity upadek, gdyż żadne z opublikowanych na jego łamach proroctw nigdy się nie spełniło (nakład pisma spadł z 15 tys. do 200 egz.). W tym krytycznym dla niego momencie zjawił się zamożny Russell i wsparł finansowo upadające pismo. Zanim jednak podejmiemy dalszy ciąg współpracy obu tych ludzi, zatrzymajmy się przez chwilę nad dotychczasową drogą życiową pierwszego prezydenta sekty, Ch. T. Russella. 3. CHARLES T. RUSSELL - ZAŁOŻYCIEL SEKTY BADACZY PISMA ŚWIĘTEGO LATA DZIECIŃSTWA I MŁODOŚCI Ch. T. Russell urodził się w 1852 r. w Allegheny (obecnie przedmieście Pittsburgha) w USA. Wychował się w rodzinie prezbiteriańskiej - denominacji pochodzenia kalwińskiego. Po ukończeniu szkoły podstawowej pracuje już u boku swego ojca w jednym z jego sklepów. Ojciec Charlesa, który był zamożnym kupcem-hurtownikiem i właścicielem kilku sklepów, widział w nim swego następcę. Pan Russell nie widział więc potrzeby dalszego kształcenia syna uważając zapewne, że zawodu kupieckiego będzie mógł go nauczyć sam. KRYZYS WIARY W wieku szesnastu lat Charles porzucił wyznanie prezbiteriańskie, w którym się wychował, i przeszedł do kongregacjonalistów - innej denominacji chrześcijańskiej pochodzenia protestanckiego. Po roku odrzucił i to wyznanie i zapisał się do YMCA, czyli Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. Również i w tej organizacji gościł bardzo krótko. Od śmierci matki, a miał wówczas dziewięć lat, Charles przeżywał kryzys swej wiary, który pogłębiał się z latami. Jego podłożem była głównie nauka Kalwina o predestynacji, którą wyznawali prezbiterianie. Kalwin uczył, że Bóg z góry przeznaczył niektórych ludzi na potępienie. Charles nie mógł się pogodzić z myślą, że ten los mógłby spotkać jego matkę. Gdy więc w późniejszym czasie zetknie się z adwentystami, którzy odrzucają istnienie piekła, natychmiast przyłączy się do nich i będzie odtąd głosił, że nauka o piekle jest wielkim kłamstwem. Zanim jednak Russell zostanie adwentystą, przez pewien czas wyrzeknie się całkowicie chrześcijaństwa i będzie poszukiwał prawdy na gruncie religii wschodnich. Powodem porzucenia przez niego religii chrześcijaństwa była przypadkowa dyskusja z sceptykiem, który publicznie ośmielił się zanegować istnienie piekła. Charles na próżno cytował owemu niedowiarkowi teksty święte z Biblii o piekle, które jego rozmówca umiał za każdym razem tak zinterpretować, że w oczach Russella traciły one moc dowodową. Dyskusja dobiegła końca, gdy rozmówca Russella postawił mu kłopotliwe pytanie: "Jak mógł dobry Bóg kalwinów przeznaczyć do piekła miliony istnień ludzkich?" Russell nie zdołał na to pytanie udzielić odpowiedzi i jego wiara się załamała. RUSSELL I ADWENTYŚCI Niedługo po tym wydarzeniu, osiemnastoletni już Russell, zrezygnowany i zniechęcony do życia, przechadzał się w pobliżu sklepu ojca i usłyszał pieśń religijną, dobywającą się gdzieś z sali w suterenie. Od znajomych wiedział, że w tym miejscu odbywają się zebrania religijne i tego wieczoru postanowił wejść tam na chwilę, aby przekonać się, w co ci ludzie wierzą. W taki sposób Russell zetknął się po raz pierwszy z adwentystami. Wśród zgromadzonych był Jonas Wendell, wędrowny kaznodzieja adwentystyczny, który objeżdżał właśnie miasta z wykładami o wtórnym powrocie Chrystusa w 1874 r. Wendell łatwo przekonał Russella, że nie powinien obawiać się piekła, gdyż mówienie o jego istnieniu nie jest nauką biblijną. GRUPA BIBLIJNA RUSSELLA Po spotkaniu z Wendellem Russell zaczął poważnie interesować się naukami adwentystów i powrócił do lektury Biblii. Niedługo po tym spotkaniu organizuje wokół siebie własną grupę biblijną. Początkowo grupa ta liczyła tylko sześć osób, a w jej składzie byli jego ojciec i siostra. Jeśli chodzi o pozostałe osoby, to byli to jego przyjaciele, podobnie jak on sprzedawcy. Grupa biblijna Russella zajęła się tzw. "badaniem" zgodności religii chrześcijańskiej (wierzeniami różnych "kościołów") z nauką zawartą ich zdaniem w Biblii. Efektem tych "badań" było odrzucenie w krótkim czasie większości nauk chrześcijańskich, uznanych za "niebiblijne". Zaraz też członkowie grupy zaczęli rozgłaszać, że ludzie swymi naukami sfałszowali prawdziwe przesłanie Biblii (wiadomo, że nikt z tej grupy badackiej nie miał elementarnego wykształcenia biblijnego). WSPÓŁPRACA Z ADWENTYSTĄ N. H. BARBOUREM Minęło około sześć lat samodzielnych "badań" grupy biblijnej Russella. W roku 1876 Russell przeczytał w "Zwiastunie Poranka", piśmie wydawanym przez Barboura, o niewidzialnym powrocie Chrystusa w 1874 r. Artykuł głównego redaktora tak bardzo go zainteresował, że zaraz postarał się o spotkanie z nim. Do spotkania doszło w lecie tego samego roku w Filadelfii, na którym Barbour przekonał Russella o niewidzialnej obecności Pana od 1874 r. oraz pouczył go o chronologii biblijnej, na podstawie której wyznaczono tę datę. Już w roku następnym Russell pisze na ten temat broszurę pt. Cel i sposób powrotu naszego Pana. W tym samym jeszcze roku Russell zdecydował się na przyłączenie własnej grupy biblijnej badaczy do adwentystycznego ugrupowania w Rochester, kierowanej przez Barboura. Po połączeniu się, Russell zostaje wicedyrektorem pisma Barboura i ratuje je przed upadkiem, przeznaczając na jego utrzymanie znaczne sumy pieniędzy. Początkowo współpraca obu tych ludzi układała się wyjątkowo pomyślnie. Obaj napisali i wydali broszurę pt. Trzy światy i żniwo tego świata, w której zapowiedzieli powrót widzialny Chrystusa w roku 1914. W broszurze podali również dokładnie, jakich wydarzeń należy się wkrótce spodziewać. Między innymi zapowiedzieli bliski upadek wszystkich religii i systemów społeczno-politycznych (państw). Ich zdaniem kres pogłębiającej się anarchii położy dopiero zjawienie się Pana, który zainicjuje początek chwalebnego i tysiącletniego Królestwa Bożego na ziemi. Zanim to jednak nastąpi, broszura zapowiada wniebowzięcie "badaczy" na 9 kwietnia 1878 r. Rzeczywiście, w wyznaczonym dniu mieszkańcy Pittsburgha widzieli na moście jedną z takich grupek badaczy, którzy w białych szatach wyczekiwali swego "porwania na obłoki"! SAMODZIELNA DZIAŁALNOŚĆ RUSSELLA Po nieudanym wniebowzięciu, drogi Russella i Barboura zaczęły się rozchodzić. Rozpoczęły się między nimi polemiki doktrynalne, które powodowały niemałe zamieszanie wśród ich zwolenników i czytelników "Zwiastuna". Russell, nie mogąc sobie podporządkować Barboura, zrywa z nim współpracę i natychmiast zakłada (w 1879 r.) własne pismo pt. "Strażnica Syjońska i Zwiastun Obecności Chrystusa", które do dzisiaj jest podstawowym pismem doktrynalnym Świadków Jehowy (pełna nazwa pisma ulegała kilkukrotnym zmianom). Odchodząc od Barboura, Russell spowodował rozłam w redakcji "Zwiastuna" i pociągnął za sobą wielu wpływowych redaktorów. Z chwilą usamodzielnienia się, Russell zaczął uważać się za "pastora", chociaż ten tytuł mu nie przysługiwał, gdyż nie ukończył wymaganych studiów filozoficzno-teologicznych i nie otrzymał ordynacji na ten urząd. Jakkolwiek działalność "badacka" Russella rozpoczęła się w roku 1870, to jednak właściwe formowanie się sekty przypada na lata 1878-1879. W tym czasie Russell zorganizuje wokół swojej osoby i pisma "Strażnica" prężną grupę, której nada później oficjalną nazwę "Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Pisma Świętego" (zarejestrował je w Londynie w 1914 r.). Russell zbuduje swój system wiary oparty na adwentystycznych podstawach: przyjmie naukę o wtórnej niewidzialnej obecności Chrystusa od 1874 r., zaakceptuje ideę milenaryzmu (wiarę w nastanie tysiącletniego Królestwa Bożego na ziemi) oraz odrzuci istnienie piekła i duszy nieśmiertelnej w człowieku. Jego następca, J. F. Rutherford, zachowa co prawda adwentystyczny fundament wiary poprzednika, ale dokona jego modyfikacji: przesunie chronologię Russella o 40 lat do przodu, tak że dzisiejsi Świadkowie Jehowy uznają rok 1914, a nie 1874, za niewidzialny powrót Chrystusa na ziemię [12]. WYZNACZENIE ROKU 1914 Rok 1914 stanowi jak dotąd fundamentalną datę w wierzeniach Świadków Jehowy, chociaż sekta zmieniła jej pierwotną interpretację. Odpowiedzialnymi za wyznaczenie tej daty byli Barbour i Russell. Obaj redaktorzy "Zwiastuna", jak się powszechnie uważa, oparli swoje wyliczenia na identycznym rachunku, jakiego dokonał żyjący wcześniej angielski protestant J. A. Brown. Różnica w obliczeniach między nimi sprowadzała się do tego, że Brown przyjął rok 604 przed Chr. za datę zdobycia Jerozolimy przez króla Nabuchodonozora, gdy Barbour z Russellem posłużyli się rokiem 606, zgodnie z wiedzą biblijną w ich czasach. Dzisiaj wiadomo, że obie te daty są błędne i wspomniany fakt miał miejsce w roku 587/6 przed Chr. (jak widać, wahania uczonych nie przekraczają jednego roku). ROZWÓJ ORGANIZACYJNY SEKTY Początkowo Russell żył w atmosferze bliskiego końca świata (wyznaczonego na rok 1914) i spodziewał się wraz z innymi badaczami jeszcze bliższego swego wniebowstąpienia (o czym wspomnieliśmy wcześniej). Był więc przeciwny tworzeniu jakichkolwiek struktur organizacyjnych dla swoich zwolenników i ostro występował przeciwko "zorganizowanym kościołom". Jednakże napływ chętnych do sekty zmusił go do zmiany stanowiska w tej sprawie. Tak powstały "eklezje" (inaczej zwane "klasami"), które później przyjęły nazwę zborów, tak jak to jest u protestantów. Dla rozpowszechniania swoich nauk Russell założył w roku 1881 korporację wydawniczo-propagandową o nazwie "Towarzystwo Traktatowe - Strażnica Syjońska", która w trzy lata później przybrała formę spółki akcyjnej. W to przedsięwzięcie Russell zainwestował cały majątek odziedziczony po ojcu - 300 tys. dolarów (była to znaczna suma pieniędzy jak na tamte czasy). Towarzystwo Strażnica (skrót korporacji) wypuściło zaraz akcje o wartości 10 dolarów za jedną (dawała ona nabywcy "jeden głos" podczas walnych zjazdów akcjonariuszy). Jeszcze w 1912 r., a więc na cztery lata przed śmiercią Russella, na 50 tys. wypuszczonych akcji przez Towarzystwo Strażnica, 47 tys. należało, choć nie wprost, do Russella. Dzisiaj liczba akcjonariuszy sięga zaledwie kilkuset osób (ok. 400) i to oni głównie czerpią zyski z wydawniczej działalności sekty, która należy do największych na świecie (z tego faktu nie zdają sobie na ogół sprawy zwykli Świadkowie Jehowy). Sekta czerpie więc swe główne bogactwo ze sprzedaży swojej literatury, i to najpierw... swoim własnym członkom, których jest ponad 6 mln! (Świadkom Jehowy przypomina się tylko, że kupują własną literaturę po najniższej cenie, niewiele przekraczającej koszty produkcji, ale w rzeczywistości ten niewielki zysk od każdego pisemka, broszury i książki, przynosi akcjonariuszom miliony dolarów zysku) [13]. Po założeniu pisma "Strażnica" (1879) Russell zachęcał usilnie swoich czytelników, aby wzajemnie się zapoznawali i dzielili spostrzeżeniami z lektury jego tekstów. Niedługo potem zapowiedział swoją podróż do kilku stanów USA, aby móc osobiście spotkać się z czytelnikami "Strażnicy". Z tych to właśnie podróży i spotkań wyłoniły się pierwsze grupki "badaczy Pisma Świętego" (wspomniane wyżej "eklezje", "klasy"). Napływ nowych zwolenników do ruchu badackiego zmusił Russella do stworzenia pewnych ram organizacyjnych, które utrzymywałyby "porządek podczas zgromadzeń świętych". Każe więc wybrać "starszych", którym zleca nadzór nad eklezjami. Obok tworzenia eklezji, Russell od samego początku zabiegał o pozyskanie chętnych do rozpowszechniania swoich nauk. W jednej ze "Strażnic" (1881) zamieścił artykuł pt. "Potrzeba 1000 kaznodziejów". Bezustannie apelował do swoich zwolenników, aby poświęcili jego sprawie tyle czasu, ile jest to tylko możliwe. Pragnął, aby wszyscy oni włączyli się w działalność kolporterską wydawnictw Towarzystwa Strażnica. Działalność "pastora" Russella szybko wykroczyła poza granice Ameryki. Dla lepszej koordynacji działań sekty otwiera biura oddziałów Towarzystwa Strażnica w innych krajach, a wzrastająca liczba "badaczy" daje mu sposobność założenia nowej korporacji o nazwie "Stowarzyszenie Kazalnicy Ludowej" (1909). Początkowo siedziba sekty mieściła się w rodzinnym mieście Russella Allegheny. Jednakże po licznych skandalach narosłych wokół jego osoby, przenosi kwaterę do Brooklynu (dziś dzielnica Nowego Jorku), który pełni tę rolę do chwili obecnej. PROCESY SĄDOWE "PASTORA" RUSSELLA Warto już na wstępie zaznaczyć, że Russell od samego właściwie początku swej działalności, pragnął uchodzić za kogoś niezwykłego, za rodzaj posłańca Bożego na czasy ostateczne. Nie przeciwstawił się więc narastającemu wokół jego osoby kultowi jednostki, wręcz przeciwnie, uznał się za "niewolnika ["sługę" - wg BT] wiernego i roztropnego" z przypowieści Jezusa, który postawił "go nad całym swoim mieniem" (Mt 24, 45-51; dzisiaj za "niewolnika" uchodzi klasa "namaszczonych" z grona 144 000, z których wywodzi się tzw. "Ciało Kierownicze" organizacji Świadków Jehowy w Brooklynie). Nic więc dziwnego, że skandaliczne procesy, w które się uwikłał, mocno nadszarpnęły autorytet "Anioła z Laodycei" (por. Ap 3, 14-22), z którym lubił się utożsamiać (takie też określenie widnieje na jego nagrobku; zob. H 64). Spośród wielu procesów sądowych "Pastora" warto przypomnieć o trzech, bardziej znanych. PROCES O SEPARACJĘ (1906-1909) Po osiemnastu latach ścisłej współpracy państwa Russellów nad rozwojem sekty (pani Russell prowadziła obszerną korespondencję i gromadziła adresy wszystkich zainteresowanych naukami męża), ich małżeństwo rozpadło się. Russell był zaniepokojony rosnącym wpływem żony wśród Badaczy, gdyż i ona otwarcie głosiła, że Bóg zlecił jej głoszenie "prawdy": pisała artykuły do "Strażnicy" i występowała na zebraniach. Do pierwszego poważniejszego konfliktu małżeńskiego doszło prawdopodobnie po ocenzurowaniu przez Russella któregoś z jej artykułów. Russell wykorzystał też chorobę żony (wyprysk skórny, który uniemożliwiał jej publiczne wystąpienia) i oświadczył wobec innych, że Bóg chłoszcze Marię Franciszkę i nie życzy sobie, aby wykonywała urząd kaznodziejski. Coraz częstsze konflikty domowe skłoniły panią Russell do opuszczenia męża i domu. Po kilku latach separacji pani Russell wnosi sprawę swego małżeństwa przed trybunał sądu i prosi o wydanie orzeczenia o separacji ciał i dóbr. Jako powód podaje złe traktowanie ze strony męża, ograniczanie jej wolności i ubliżanie wobec osób trzecich. W rok po uzyskaniu orzeczenia pani Russell ponownie zwraca się do sądu z prośbą o przyznanie jej prawa do alimentów na własne utrzymanie. Wezwany do sądu Russell oświadczył, że jest biedny i nie stać go na wypłacanie żonie alimentów. Jako dowód przedstawił sądowi wyniki licytacji swoich akcji, które przyniosły mu zaledwie 67 dolarów! Był to oczywiście wybieg. Russell wiedząc o toczącej się sprawie w sądzie, szybko "przepisał" cały swój majątek (317 tys. dolarów) na rzecz Towarzystwa Strażnica. Jednak specjalna komisja łatwo dowiodła, że 90% akcji tego Towarzystwa figuruje na jego nazwisko. Zagrożony więzieniem, Russell wypłaca natychmiast żonie przez znajomych 9 tys. dolarów. Należy jeszcze dopowiedzieć, dlaczego pani Russell wystąpiła do sądu z prośbą o separację, a nie o rozwód, i ograniczyła dochodzenie sądowe tylko do ostatnich dwóch lat ich pożycia. Uważa się, że jej postępowanie miało na celu umożliwienie otrzymania przez nią alimentów i przeszkodzenie mężowi w ponownym ożenieniu się. Gdyby wystąpiła do sądu ze sprawą o rozwód, prawdopodobnie łatwo by dowiodła niewierności męża, który nie krył się przed nią ze swymi uczuciami do swojej sekretarki i służącej. O moralności "Pastora" świadczy najlepiej jego wypowiedź w sądzie: "Mężczyzna ma potrzebę dwunastu kobiet, gdy kobiecie wystarcza jeden"! HANDEL "CUDOWNĄ PSZENICĄ"(1908-1913) W jednym z numerów "Strażnicy" Russell zamieścił informację o pewnym rolniku, który przypadkowo odkrył pszenicę o wysokiej wydajności. Nazwano ją "cudowną pszenicą". Dla samego Russella był to widomy "znak" zbliżającego się milenium, czyli tysiącletniego Królestwa Bożego na ziemi z jego "dobrodziejstwami". Russell postanowił więc wykorzystać nadarzającą się okazję, by zdobyć tak bardzo potrzebne mu zawsze pieniądze na prowadzenie swej propagandy. Przez Badaczy zakupił nieco tej pszenicy i polecił swemu uczniowi Bohnetowi obsiać nią pole. Po dwóch latach "Strażnica" zamieściła ogłoszenie o możliwości zakupu "cudownej pszenicy". Do kasy Towarzystwa Strażnica wpłynęło wkrótce kilka tysięcy dolarów. Russell kazał sobie za tą pszenicę płacić cenę 60-krotnie wyższą od ceny rynkowej! Nic więc dziwnego, że lokalna gazeta oskarżyła "Pastora" o oszustwo i przyrównała go do nieuczciwego finansisty. Russell zaskarżył gazetę w sądzie o zniesławienie i zażądał 100 tys. dolarów odszkodowania. Powołana specjalnie komisja przebadała "cudowną pszenicę", ale nie wykryła w niej niczego niezwykłego. Nie zaobserwowano też, jak rozgłaszano, aby z jednego ziarna wyrastać miały liczne kłosy! Jakkolwiek komisja stwierdziła wyższą wydajność tej pszenicy od przeciętnej, to jednak żądana cena za jej kupno nie znajdowała żadnego ekonomicznego uzasadnienia. Sąd uznał więc za bezzasadną skargę Russella na gazetę i obciążył go kosztami procesu. Warto tu też przypomnieć, że Russell obok "cudownej pszenicy" oferował czytelnikom "Strażnicy" i swym wyznawcom sprzedaż m.in. tzw. "fasoli milenijnej", żądając aż jednego dolara za 5 sztuk! Na łamach "Strażnicy" nie zabrakło też i innych "cudowności", np. cudownych środków leczniczych na zapalenie wyrostka robaczkowego, a nawet na nowotwory! PROCES PRZECIWKO J. J. ROSSOWI (1912-1913) J. J. Ross był pastorem baptystów w Hamilton w Kanadzie, który wydał broszurę przeciwko Russellowi. Ross oskarżył Russella o bezprawne posługiwanie się tytułem "pastora" i głoszenie niechrześcijańskich nauk. Dodatkowo oskarżył go o bogacenie się kosztem naiwnych. W odpowiedzi Russell podał Rossa do sądu o zniesławienie. Na rozprawie Russell zaprzeczył wszystkim zarzutom Rossa z wyjątkiem handlu "cudowną pszenicą" (widocznie o tej głośnej sprawie w USA pisała również prasa kanadyjska). "Pastor" broniąc się przed zarzutami Rossa oświadczył w sądzie, że zna języki starożytne Biblii. Jednak gdy mu podano Nowy Testament w oryginale, tzn. po grecku, nie był nawet zdolny rozpoznać liter alfabetu tego języka i musiał ze wstydem wyznać, że nie studiował tych języków. Zaraz też zaczął się usprawiedliwiać, że do zrozumienia Pisma Świętego nie jest konieczna ich znajomość, skoro istnieją poprawne tłumaczenia Biblii w języku angielskim! Podobnie miała się sprawa z jego ordynacją na urząd pastora. Przyparty argumentami adwokata Rossa musiał przyznać, że nie ukończył wymaganych studiów i nie został przez nikogo ordynowany na ten urząd. Kolejnym kłamstwem Russella w sądzie była sprawa jego małżeństwa. Russell skłamał, gdy zaprzeczył prawdziwości historii o jego separacji z żoną i płaceniu alimentów. Sprowadzona przez obronę Rossa żona Russella potwierdziła te fakty i Russell musiał ponownie przyznać, że Ross opisał wszystko zgodnie z prawdą. Sąd uniewinnił więc Rossa i orzekł, że jego broszura nie zawiera żadnych materiałów zniesławiających osobę Russella. PODRÓŻE "PASTORA" RUSSELLA I JEGO ŚMIERĆ Charles T. Russell zmarł w 1916 r. w pociągu, gdy przemierzał Teksas z wykładem z serii "Świat się pali!" [14] Założyciel Badaczy Pisma Świętego bardzo wiele w swoim życiu podróżował. Oblicza się, że ilość przebytych przez niego kilometrów wystarczyłaby na 40-krotne okrążenie ziemi! Blisko dziesięciokrotnie odwiedzał Europę. W latach 1911-1912 odbył wraz z sześcioosobowym zespołem podróż dookoła świata. Russell najczęściej podróżował oczywiście po Stanach Zjednoczonych. Nie czynił tego z reguły sam, lecz z licznym sztabem ludzi, dochodzącym nierzadko do 250 osób! Akcyjne Towarzystwo Strażnica, którego był założycielem, głównym udziałowcem i dozgonnym prezesem, zapewniło mu jak widać wystarczające środki pieniężne nie tylko na opłacanie kosztownych podróży (przeważnie propagandowych), lecz mógł on także sfinansować wybitnie propagandowy film pt. "Fotodrama stworzenia", który kosztował go przeszło 300 tys. dolarów! Co więcej, "Pastora" stać było także na cotygodniowe opłacanie 2 tys. gazet za zamieszczanie jego kazania wraz z jego zdjęciem. Świadkowie Jehowy przechwalają się dzisiaj, że dzięki temu nauka Russella mogła docierać do "15 000 000 czytelników w USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Afryce Południowej"! (H 561). Russell nigdy nie żałował pieniędzy na swoją propagandę i na przykład jego pismo "Badacz Pisma św." było bezpłatnie rozrzucane w ilości 50 milionów egzemplarzy rocznie. DZIAŁALNOŚĆ PISARSKA RUSSELLA Podstawowym dziełem doktrynalnym Russella są jego Wykłady Pisma Świętego, opublikowane przez niego w sześciu tomach w latach 1886-1904 (siódmego i ostatniego tomu nie zdołał ukończyć). Wykłady obejmują ponad 3 tys. stron druku i miały - w zamyśle autora - zawierać całą jego naukę. Russell napisał jeszcze parę innych mniejszych pozycji. W sumie, jeśli weźmie się pod uwagę liczne jego artykuły w "Strażnicy" i innych pismach, cały jego dorobek pisarski obejmuje około 50 tys. stron książek, broszur i artykułów. NAUKA Ch. T. RUSSELLA Nauce Russella brakuje oryginalności, do czego przyznają się dzisiaj nawet przywódcy sekty. Ale w tym wypadku Brooklynowi chodzi o to, aby ze względów doktrynalnych przestano uważać Russella za założyciela nowej religii. Po zmianie nazwy w 1931 r. z Badaczy Pisma Świętego na "Świadkowie Jehowy", w sekcie obowiązuje "nowa" historia, według której pierwszym "świadkiem" na ziemi miał być już sprawiedliwy Abel! Ks. dr Stanisław Ufniarski, najwybitniejszy u nas w przeszłości znawca sekty, tak scharakteryzował naukę Russella: "Był [Russell] eklektykiem, doktryna przezeń ułożona zasługuje na nazwę kompilacji, ułożonej z dawnych i po części zapomnianych błędnych wierzeń" [15]. O jakie wierzenia tu chodzi? Przede wszystkim Russell odrzucił objawioną w Piśmie Świętym naukę o Trójcy Świętej, a w konsekwencji odmówił boskości Jezusowi Chrystusowi, naszemu Panu i Zbawicielowi; Osobę Ducha Świętego sprowadził do pewnego rodzaju energii (mocy, siły), którą posługuje się Bóg. Następnie, idąc za adwentystami, odrzucił wiarę w istnienie piekła i obecność duszy nieśmiertelnej w człowieku. Jeśli chodzi o życie przyszłe człowieka, błędnie odczytywał teksty święte i widział podział ludzi zbawionych na kilka kategorii: jednych kierował do życia w niebie (klasa uprzywilejowanych), innych umieszczał na ziemi przekształconej ponownie w raj (z pewnymi modyfikacjami Świadkowie Jehowy nadal trzymają się tej jego nauki; zob. p. 7 poświęcony ich wierzeniom). Co do losu ludzi złych, Russell idzie za adwentystami i skazuje ich na wieczne unicestwienie. Centralną i najważniejszą częścią nauki Russella był opracowany przez niego tzw. Boski Plan Wieków. Widział w nim konsekwentne działanie Boga, zmierzające do uszczęśliwienia człowieka. Uczył, że Bóg realizuje ten Plan od samego początku, lecz z chwilą upadku pierwszych ludzi przebiega on pewnymi etapami, dobrze jego zdaniem widocznymi w Biblii. Szczegółowy opis tych etapów Russell przedstawił w swoich Wykładach, szczególnie w tomie pierwszym pod tym właśnie tytułem (Boski Plan Wieków) [16]. Brak elementarnego wykształcenia biblijnego sprawił, że nie tylko tom pierwszy Wykładów, lecz i pozostałe tomy odsłaniają system religijny całkowicie obcy duchowi chrześcijańskiemu. Jest to "system religijny - pisał już dawno temu ks. dr Stefan Grelewski - pełen fantazji i sprzeczności. W Wykładach niekiedy nie wiadomo, czego autor chce dowieść, na czym się opiera, cytując obok poważnych autorów wycinki z gazet, listy nieznanych pastorów. W sposobie układu dzieła, w frapujących tytułach ujawnia się Russell kupiec, który interesującymi tytułami pragnie pozyskać nabywcę" [17]. W podobnym duchu pisze też jeden ze współczesnych znawców sekty, który po dokładnym przestudiowaniu Wykładów stwierdził, że Russell "pomieszał ze sobą Stary i Nowy Testament, nie odróżnił Prawa od Łaski, czasami pisał jak żyd, innym razem jak poganin, a bardzo rzadko jak chrześcijanin" (J. A. Monroy) [18]. 4. NASTĘPCY Ch. T. RUSSELLA J. F. RUTHERFORD (1869-1942) Po śmierci Charlesa T. Russella walne zgromadzenie akcjonariuszy Towarzystwa Strażnica wybrało w roku 1917 Rutherforda na nowego prezydenta sekty. Rutherford natychmiast uchwycił mocną ręką rozpadającą się sektę Badaczy Pisma Świętego, która przeżywała od roku 1914 głęboki kryzys po niespełnieniu się zapowiedzi Russella o końcu świata. Kryzys pogłębił się jeszcze z chwilą śmierci ojca założyciela w 1916 r. Rutherfordowi przypadła więc niełatwa rola wyprowadzenia sekty z kilkuletniego kryzysu. Ożywienie sekty mogło nastąpić jedynie przez wlanie w jej członków nowej nadziei na szybkie spełnienie się obietnic z roku 1914. Rutherford obiecał więc Badaczom koniec świata już w roku 1918 (a później w 1925). Nowego prezydenta "cechowała gwałtowność"; "według opinii swoich byłych współpracowników lubił używać ostrego i ordynarnego języka" [19]. Pomimo zdecydowanej postawy i usuwania wszystkich przeciwników, Rutherford zdołał narzucić wszystkim członkom sekty swoją wolę dopiero po wyjściu z więzienia (otrzymał wyrok 20 lat więzienia za występowanie przeciwko pełnieniu służby wojskowej; wkrótce jednak opuścił więzienie po zapłaceniu kaucji w wysokości 10 tys. dolarów). Po opuszczeniu więzienia zaczął wprowadzać tzw. teokrację, czyli "rządy Boże", które w praktyce oznaczały jego całkowitą władzę nad każdym członkiem sekty (sprowadził ich do roli posłusznych jemu funkcjonariuszy). Już w 1917 r. wydał książkę pt. Dokonana tajemnica, która miała być siódmym i końcowym tomem Wykładów Russella. W tej to książce, będącej kompilacją tekstów Russella i jego uczniów, Rutherford zapowiedział wspomniany wcześniej koniec świata w 1918 r. (po fiasku roku 1914 Russell obiecywał Badaczom koniec świata w 1915 r., a po kolejnym zawodzie zdołał jeszcze wyznaczyć rok 1918, z którego skorzystał Rutherford). Nowa książka wywołała niemałe zamieszanie wśród Badaczy, którzy dowiedzieli się, że oczekiwany przez nich przez tyle lat rok 1914, był ogłoszony z inspiracji szatana! Rutherford wziął się również za cenzurowanie Wykładów poprzednika, które nadal jeszcze cieszyły się w sekcie najwyższym autorytetem. Usunął z nich np. teksty o piramidzie Cheopsa, która była dla Russella "kamiennym świadkiem Boga", "Biblią w kamieniu", a którą Rutherford uznał za "dzieło Szatana"! (na podstawie tej piramidy Russell "wyliczył" datę końca świata, tj. rok 1914). W roku 1920 Rutherford prawie całkowicie zerwał z nauką Russella. W tym to właśnie roku wydał swoją pierwszą książkę, którą zatytułował: Miliony ludzi z obecnie żyjących nie umrą! W tej książce Rutherford zapowiedział nową datę końca świata na rok 1925 i wypełnienie się wszystkich obietnic z roku 1914. Prezydent pragnął, aby Badacze poważnie potraktowali jego zapowiedź i, pomimo że rok 1925 minął, zlecił wybudowanie w San Diego w Kalifornii luksusowego pałacyku dla patriarchów ze Starego Testamentu, których zmartwychwstanie we wspomnianej książce zapowiedział. Rutherford nazwał ten dom "Bet-Sarim" (Dom Książąt), którego uzupełnieniem były dwa luksusowe samochody dla patriarchów! Jak można się było spodziewać, patriarchowie nie zmartwychwstali ani w roku 1925, ani w wiele lat później. Rutherford nie chciał już dłużej czekać na Dawida i innych "książąt" i nabył aktem notarialnym całą posiadłość od Badaczy za 10 dolarów! Pałacyk służył prezydentowi do samego początku za zimową rezydencję i w tym też miejscu zakończył on swoje życie (w 1942 r.). Po jego śmierci Świadkowie Jehowy szybko dom sprzedali, aby pozbyć się tak niewygodnego "świadka" fałszywego proroctwa ich byłego prezydenta. W "Strażnicy" wyjaśniono szeregowym członkom organizacji, że "[Bet-Sarim] całkowicie wypełnił swoją rolę"! (H 76). Ważnym dokonaniem Rutherforda była wspomniana wcześniej zmiana nazwy z Badaczy Pisma Świętego na Świadkowie Jehowy, której dokonał podczas kongresu sekty w Columbus w USA w 1931 r. Głównym powodem tej zmiany było skuteczne odcięcie się od skompromitowanego w opinii publicznej i podzielonego ruchu badackiego, którego wiele odłamów-sekt uważało się dalej za "badaczy". Poza tym nowa nazwa była bardziej "biblijna" (por. Iz 43, 10-12) [20]. "Sędzia" (ulubiony przydomek prezydenta) był jeszcze płodniejszym pisarzem niż Russell. Na kilka lat przed śmiercią chwalił się, że w ciągu 20 lat napisał dla Świadków 99 książek i broszur. O tym, skąd Rutherford czerpał "natchnienie" do swoich dzieł, tak pisze Manzanares: "Zgodnie z twierdzeniem Rutherforda objawienia te czy nowe rozumienia podyktował mu duch, którego Bóg wysłał do niego z jednej z gwiazd należących do gromady Plejad"! [21] Nauczony przykrym doświadczeniem swego poprzednika, Rutherford starannie ukrywał swoje prywatne życie. Choć prowadził życie wystawne, tylko garstka najbliższych wiedziała o tym. Podobnie jak jego poprzednik, lubił podróżować, głównie do Europy. Publicznie pokazywał się niezwykle rzadko i czynił to najczęściej podczas kongresów sekty. Prawdopodobnie od czasu uwięzienia dręczyła go obsesja na punkcie własnego bezpieczeństwa. Ciągle obawiał się zamachów na własne życie, i to ze strony duchowieństwa! Jeśli już musiał się pokazywać publicznie (podczas wspomnianych kongresów), jego ochrona obstawiała karabinami maszynowymi podium, z którego przemawiał, a inni ze straży mieli za zadanie ostrzegać go przed każdym nadlatującym samolotem. Rutherford obawiał się, że samolot mógłby zrzucić na niego bombę! Następca Russella pragnął całkowicie wyeliminować "pozostałości" po chrześcijaństwie, z których nie zdołał się jeszcze wyzwolić jego poprzednik. Rutherford usunął więc krzyż i zastąpił go zwykłym palem, na którym miał, jego zdaniem, umrzeć Chrystus. Zakazał posługiwania się wizerunkami, które nazwał bałwanami (ale nie miał nic przeciwko rozprowadzaniu wizerunków z jego własną podobizną w miejsce wizerunków Russella, skazanego na "zapomnienie"). Zniósł święta religijne (np. Boże Narodzenie Badacze obchodzili "bardzo uroczyście" w swym Biurze Głównym w Brooklynie aż do roku 1926), a nawet obchodzenie imienin, w których dopatrzył się pogańskich korzeni! "Sędzia" pouczał wreszcie swoich Świadków, że patriotyzm jest "wymysłem Szatana", a oddawanie czci fladze i godłu państwa - bałwochwalstwem. NATHAN H. KNORR (1905-1977) Po śmierci Rutherforda w 1942 r., akcjonariusze Towarzystwa Strażnica wybrali na jego następcę Knorra, dotychczasowego wiceprezydenta sekty. Knorr wstąpił do sekty w wieku 16 lat. Nowy prezydent zrezygnował z konfrontacyjnej drogi, którą obrał jego poprzednik (agresywnych i konfrontacyjnych zachowań Świadków Jehowy wobec ludzi innych wyznań). Jego pomysłem było nadanie ścisłemu gronu kierownictwa sekty w Brooklynie miana "Ciała Kierowniczego". Wiadomo, że członkami tej kilkunastoosobowej elitarnej grupy mogą być tylko "namaszczeni" Świadkowie Jehowy, przeznaczeni do życia w niebie (tzn. należący do 144 000 wybranych przez Jehowę). Świadkowie Jehowy wierzą, że ich Ciało Kierownicze utrzymuje stały kontakt z Jehową Bogiem (ma być ono tzw. "kanałem Jehowy"), który na tej drodze przekazuje swoją wolę całej organizacji. Knorr znacznie usprawnił funkcjonowanie sekty w świecie. Całą organizację podzielił na podporządkowane sobie coraz to mniejsze jednostki, a więc wyróżnił strefy, oddziały, okręgi i obwody. Te ostatnie składają się z pewnej ilości zborów (ok. 20). Nad każdą jednostką stale czuwają nadzorcy, którzy systematycznie kontrolują pracę niższych jednostek i przesyłają szczegółowe raporty wyżej. Ostatecznie docierają one do centrali w Brooklynie [22]. Dla misjonarzy sekty prezydent założył w roku 1943 tzw. "Biblijną Szkołę Strażnicy" - Gilead. W następnych latach powstały liczne jej filie w różnych krajach świata. W efekcie tych działań liczba Świadków Jehowy przekroczyła w 1963 r. milion członków (dla porównania: w chwili śmierci Russella było ich ok. 20 tys.). Tak silny rozwój sekty był możliwy dzięki dyscyplinie wewnątrz organizacji i zmianie taktyki propagandy: zamiast konfrontacyjnych i hałaśliwych wystąpień, Knorr wprowadził składanie kulturalnych wizyt od domu do domu. Rozpoczęto więc w sekcie stałe szkolenie Świadków Jehowy w umiejętnym zachowywaniu się podczas wizyt domowych i uczono ich sposobów skutecznego przekonywania. Zadbano też o schludny wygląd głosicieli. Jeszcze jako wiceprezydent Knorr dostrzegał wielką siłę oddziaływania kongresów na aktywność Świadków Jehowy. Gdy więc został prezydentem sekty, rozpoczął na wielką skalę organizowanie zjazdów na różnych szczeblach, których nieodzownym elementem stały się widowiskowe chrzty nowych członków. Na wynajmowanych w tym celu najczęściej stadionach, wykorzystuje się najzdolniejszych mówców, którzy wręcz elektryzują zgromadzony tłum Świadków, nagradzający ich wystąpienia długo nie milknącymi oklaskami. Wzorem poprzedników także i Knorr nie oparł się pokusie wystąpienia w roli proroka. Już w roku 1966 pojawiły się pierwsze zapowiedzi o zbliżającym się "końcu", który prezydent wyznaczył najpierw na rok 1972, a ostatecznie na rok 1975. Propagandowe pismo sekty "Przebudźcie się!" pisało w związku z tym w roku 1969: "Na początku lat siedemdziesiątych dojdzie do największej katastrofy, jaką świat kiedykolwiek przeżył. To nowe, szczególne poznanie, niby drogowskaz kieruje nas znowu, chcemy czy nie chcemy, w stronę Armagedonu". Po roku 1975 sektę dotknął niezwykle głęboki kryzys, który pociągnął za sobą odejście z organizacji blisko milion zawiedzionych Świadków Jehowy. Kierownictwo sekty w Brooklynie, które wyznacza nowe daty końca świata jedynie w celu mobilizowania członków organizacji do coraz większej aktywności, jak zwykle obarczyło winą za kryzys zbyt gorliwych Świadków Jehowy, którzy głoszone przez Brooklyn "prawdopodobieństwo" przekształcili w "pewność"! [23] Najbardziej tragicznym w skutkach posunięciem Knorra dla samych Świadków Jehowy, był wprowadzony przez niego w 1945 r. zakaz transfuzji krwi. Było to wynikiem błędnego zrozumienia tekstu biblijnego, mówiącego o "zakazie spożywania krwi" (por. Dz 15, 29; 21, 25). Zakaz ten pociągnął już za sobą śmierć zapewne wiele tysięcy Świadków Jehowy, którzy mogliby żyć, gdyby nie ich sprzeciw wobec użycia krwi podczas zabiegów operacyjnych. Tragedii członków sekty dopełnia fakt, że nie pozwalają oni ratować życia nawet własnych dzieci, które, nie będąc jeszcze ochrzczone, nie są uznawane za Świadków Jehowy, a muszą umierać, tak jakby nimi byli. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że jego poprzednik Rutherford, zachwalał dobrodziejstwa transfuzji krwi! [24] Knorr nie oszczędził również Pisma Świętego. Z jego inicjatywy Świadkowie Jehowy otrzymali w 1961 r. angielski przekład Biblii w jednym tomie, który nazwano: Pismo Święte w Przekładzie Nowego Świata ("Nowego Świata", ponieważ ma być jeszcze używane w przyszłym świecie!). W języku polskim ukazał się najpierw tylko Nowy Testament, który otrzymał obco brzmiący tytuł: Chrześcijańskie Pisma Greckie (1994). Obecnie Świadkowie mają już do dyspozycji pełny przekład własnej Biblii po polsku, która ukazała się w 1997 r. Krytyka światowa jednoznacznie oceniła ten przekład i orzekła, że teksty święte zostały w bardzo wielu miejscach świadomie sfałszowane (powiemy o tym nieco więcej w następnym punkcie) [25]. W 1976 r. wykryto w mózgu prezydenta guz nowotworowy, który doprowadził do jego śmierci w roku następnym. FREDERICK W. FRANZ (1893-1992) W 1977 r. na następcę Knorra wybrano 84-letniego Fredericka W. Franza. Franz pochodził z rodziny katolicko- luterańskiej. Do sekty przyłączył się w 1913 r., a od 1920 r. pracuje w kwaterze głównej sekty w Brooklynie. W 1945 r. został wiceprezydentem Świadków Jehowy. Franz "wsławił się" przekładem Biblii na użytek sekty. Gdy był jeszcze wiceprezydentem, Knorr zlecił mu zadanie przetłumaczenia Pisma Świętego na język angielski. Komitet tłumaczy, który nigdy się nie ujawnił, miał się składać, jak podano do wiadomości, z samych "namaszczonych" Świadków Jehowy [26]. Franz uchodził w sekcie za najlepszego znawcę języków starożytnych Biblii. Nie była to jednak prawda. Raymond Franz, bratanek byłego prezydenta i wieloletni "namaszczony" członek Ciała Kierowniczego sekty, po swym wystąpieniu ujawnił, że żaden z członków Komitetu przekładu Biblii nie znał języków oryginalnych Pisma Świętego. Potwierdził tym samym to, o czym było wiadomo od samego początku. Jeśli chodzi o przekład Biblii Świadków Jehowy, to został on tak dokonany, aby "potwierdził" nauki wyznawane przez sektę. Na przykład Komitet samowolnie wprowadził do Nowego Testamentu 237 razy imię Jehowa, aby zatrzeć objawioną naukę o Bogu jako Ojcu, Synu i Duchu Świętym [27]. W przeszłości Świadkowie wielokrotnie cytowali w "Strażnicach" przekład Nowego Testamentu spirytysty J. Grebera. Specjaliści zauważają, że Nowy Testament Świadków Jehowy w wielu miejscach przypomina bardzo ten przekład, który przeinacza teksty święte mówiące o boskości Jezusa Chrystusa. Greber we wstępie do swego przekładu zaznaczył, że tłumaczył według "instrukcji, jakich udzielały mu duchy" [28]. Wspomniany wyżej bratanek byłego prezydenta, Raymond Franz, przez dziewięć lat (1971-1980) uczestniczył bezpośrednio w pracach najwyższego kierownictwa sekty w Brooklynie. Po licznych wahaniach zdecydował się opublikować swoje wspomnienia z pobytu w kwaterze głównej Świadków Jehowy. Jego książka jest bezcennym dokumentem (jak dotąd jedynym tego rodzaju), który odsłania kulisy pracy potężnej sekty. Jak to zaznaczyliśmy, był on przed opuszczeniem sekty "namaszczonym" i uczestniczył w opracowywaniu "nowych prawd wiary", w które będą musiały wierzyć miliony Świadków Jehowy na całym świecie. Jak wyznał, nie zauważył jakiegoś szczególnego działania Jehowy na niego ani na całe Ciało Kierownicze. Przeciwnie, praktyki, które stosowało kierownictwo sekty, doprowadziły go do głębokiego kryzysu sumienia i opuszczenia sekty. Jego książka zawiera wiele unikalnych i kompromitujących sektę dokumentów, które zdołał on wynieść z Brooklynu. Książka, którą opublikował w 1983 r. pod znamiennym tytułem Crisis of Conscience (Kryzys sumienia) była prawdziwym bestsellerem w Stanach Zjednoczonych. Chociaż było o niej głośno, tylko nieliczni Amerykanie mogli ją przeczytać. Świadkowie Jehowy książkę masowo wykupywali i niszczyli! Na szczęście książka Raymonda Franza ukazała się już w wielu językach. Ciekawe, że przygotowane od kilku lat polskie jej tłumaczenie z jakichś dziwnych powodów nie mogło się ukazać, pomimo starań autora! Jeden z wydawców polskich, który otrzymał prawa autorskie, zwlekał z jej wydaniem przez kilka lat. W roku 1995 R. Franz znalazł dwóch innych wydawców, ale ci zrezygnowali z jej wydania. Na szczęście ta cenna pozycja jest już dostępna w Polsce. Prezydent Frederick W. Franz dożył sędziwego wieku 99 lat i zmarł w 1992 r. MILTON G. HENSCHEL (UR. 1920) M. G. Henschel, piąty prezydent Świadków Jehowy, kieruje sektą od 1992 r. W przeszłości był osobistym sekretarzem Knorra. W 1995 r. prezydent wydał nowy podręcznik wiary Świadków Jehowy pt. Wiedza, która prowadzi do życia wiecznego (poprzedni nosił tytuł: Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi i był opracowany przez zespół Franza). Nowy podręcznik Wiedza wyraźnie unika kontrowersyjnych i trudniejszych tematów, pozostawiając dalszą indoktrynację kandydatów do sekty na czas późniejszy (Świadkowie Jehowy używają tej książki do prowadzenia tzw. domowych studiów biblijnych z zainteresowanymi wstąpieniem do sekty). Nowy prezydent odstąpił wreszcie od błędnej nauki o tzw. "tym pokoleniu" (por. Mt 24, 34). Przez dziesiątki lat jego poprzednicy niezachwianie głosili, że Jezus mówiąc o "tym pokoleniu", myślał o pokoleniu z roku 1914, które "nie przeminie", zanim nie doczeka Armagedonu i końca świata ("końca złego systemu tego świata"). Henschel był zmuszony odstąpić od tej nauki z tej prostej przyczyny, że "to pokolenie" już dawno przeminęło! (zgodnie z tą nauką Świadkowie Jehowy oczekiwali "końca" w roku 1975, 1984 i 1994). To głównie z tej "biblijnej" nauki sekta czerpała energię do niestrudzonego chodzenia po domach i głoszenia swych nauk, gdyż w miarę jak "to pokolenie" się starzało, w każdej chwili spodziewali się nadejścia strasznego, ale i zbawiennego dla nich Armagedonu i początku szczęśliwego życia w raju na ziemi. Dzisiejszemu kierownictwu sekty nie pozostaje już nic innego, jak ciągłe zapewnianie, że "koniec" jest "bardzo bliski". Nieoczekiwanie, 7 października 2000 r., Henschel rezygnuje ze stanowiska prezydenta, którą to decyzję tłumaczy się oficjalnie wewnętrzną reorganizacją Świadków Jehowy (oddzielenie obowiązków religijnych od administracyjnych). Henschel nadal pozostaje jednak członkiem Ciała Kierowniczego. Na jego miejsce wybrano Don Adamsa. DON ADAMS (UR. 1925) - AKTUALNY PREZYDENT SEKTY Poza wiekiem (75-letni Don Adams zastąpił 80-letniego Henschela), niewiele jeszcze wiadomo o nowym prezydencie Świadków Jehowy. II. WIERZENIA ŚWIADKÓW JEHOWY 1. IMIĘ BOŻE Świadkowie Jehowy przypisują podstawowe znaczenie znajomości "autentycznego" imienia Bożego, które według nich Bóg objawił ludziom w Starym Testamencie. Znajomość tego imienia nie jest więc dla nich wyrazem dowartościowania tylko wiedzy biblijnej z czasów przed pojawieniem się chrześcijaństwa. Przeciwnie, znajomość tego imienia i posługiwanie się nim, zadecyduje o zbawieniu albo potępieniu, gdyż "bez poznania tego imienia nie można być zbawionym..." (B 184). Dla Świadków Jehowy tym jedynym "własnym" imieniem Bożym, o którym mówi Biblia, jest imię "Jehowa" (P 115). Co do pozostałych imion Bożych w Piśmie Świętym, Świadkowie uważają je jedynie za tytuły Boga, mające takie samo znaczenie "jak prezydent, król czy sędzia" (B 40). Nie można oczywiście zgodzić się z ich twierdzeniem o wyłączności imienia Jahwe (taka jest poprawna forma tego imienia Bożego w Starym Testamencie) w Piśmie Świętym. Biblia mówi także i o innych imionach Bożych, np.: Odkupiciel - "Odkupiciel nasz to Twoje imię odwieczne" (Iz 63, 16). Bóg Zastępów - "... mówi Jahwe, Bóg Zastępów - to imię Jego" (Am 5, 27, wg BT wyd. 2). Święty - "Tak mówi [Bóg]..., którego stolica jest wieczna, a imię Święty" (Iz 57, 15). Zwróćmy uwagę, że Najwyższa Istota, jaką jest Bóg, wręcz domaga się wielości imion, które przybliżyłyby Jego wielkość i wspaniałość. Nietrudno zauważyć, że każde imię Boże akcentuje któryś z Bożych przymiotów i pragnie wyrazić niezgłębione bogactwo Jego osobowości. Dopiero wszystkie one, zebrane razem, dają nam pewne wyobrażenie o tym, kim Bóg jest naprawdę. To prawda, że najczęściej spotykanym imieniem Bożym w Piśmie Świętym Starego Testamentu jest imię Jahwe (pojawia się ok. 7 tys. razy). Imię "Jehowa" jest natomiast błędną formą tego imienia, która pojawiła się w średniowieczu (w XIII wieku) wskutek niewłaściwego odczytania hebrajskiego tetragramu JHWH. Przypomnijmy więc, że język hebrajski ksiąg Starego Testamentu miał tę specyfikę, że w pisowni używano wyłącznie spółgłosek, a pomijano samogłoski. Przy czytaniu takiego tekstu należało "wiedzieć", jakie samogłoski przysługują poszczególnym wyrazom w zdaniu. Niewłaściwe podstawienie samogłosek prowadziłoby często do utworzenia różnych słów, np. w języku polskim z dwóch spółgłosek "dm" można utworzyć wiele słów: dom, dym, dama, duma itd. I taka sytuacja z językiem hebrajskim trwała jeszcze kilka dobrych wieków po Chrystusie. Dopiero masoreci (żydowscy uczeni) wynaleźli system wokalizacji i akcentowania tekstu hebrajskiego. Zastosowanie tego systemu było właśnie przyczyną błędnego odczytania wspomnianego tetragramu JHWH (czterech spółgłosek), gdyż masoreci umieścili przy nim znaki samogłoskowe od innych imion Bożych (Elohim i Aedonaj, stąd powstało imię Jehowa). Postępując w ten sposób, Żydzi pragnęli ustrzec się przed przypadkowym wypowiedzeniem imienia Bożego podczas czytania tekstu świętego. Zamiast więc wypowiedzieć imię "Jahwe", wymawiano najczęściej "Adonai" (Pan). Nie wypowiadanie imienia Jahwe przez Żydów, było najpierw wyrazem ich szacunku dla tego imienia Bożego, a następnie zabezpieczeniem się przed naruszeniem przykazania Dekalogu: "Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy..." (Wj 20, 7). Dzięki wnikliwym badaniom kilku uczonych biblistów na początku XX wieku, znamy dokładnie okoliczności pojawienia się tej błędnej formy imienia Bożego w średniowieczu, która przeniknęła do różnych tłumaczeń Biblii. Dzisiaj imię Jehowa można spotkać tylko w Biblii Świadków Jehowy. Należy jeszcze odpowiedzieć na pytanie, dlaczego kierownictwo Świadków Jehowy nadal trzyma się tego błędnego imienia Bożego? Czy jest to może sentyment dla kilkuwiekowej już tradycji używania tego imienia? Wszystko wskazuje na to, że Brooklynowi wcale nie zależy na szacunku dla tego świętego imienia Bożego ze Starego Testamentu, skoro nadal posługuje się jego błędną formą Jehowa (dzisiejsi przywódcy sekty nie mają już nic przeciwko imieniu Jahwe, którym bardzo często sami się posługują w "Strażnicy" i w swoich książkach; zob. B 41, W 25). Co więc ostatecznie powstrzymuje Ciało Kierownicze Świadków Jehowy przed porzuceniem tego niebiblijnego imienia Bożego Jehowa? Jedynym powodem, który powstrzymuje przywódców sekty przed podjęciem tego kroku, jest zapewne zachowanie dotychczasowej nazwy. Gdyby więc Brooklyn zdecydował się odejść od imienia Jehowa, musiałby zmienić nazwę własnej organizacji na "Świadkowie Jahwe", co brzmi dla ucha dosyć obco, a wylansowanie nowej nazwy wymagałoby czasu i niemałych kosztów. Brooklyn - jak pokazuje historia ich organizacji - zbyt wiele zainwestował w popularność dotychczasowej nazwy, aby teraz z niej zrezygnować. Dla porównania, czy rozsądne byłoby porzucenie nazwy firmy, która przyczyniła się (i nadal przyczynia) do niebywałego sukcesu? A przecież akcyjne Towarzystwo Strażnica zdobyło pod szyldem "Świadków Jehowy" bogactwo, które może śmiało konkurować z największymi firmami świata (sekta obraca w skali rocznej sektami milionów dolarów). Wystarczy sobie tylko uświadomić, że drukarnie Świadków, które należą do największych na świecie, produkują własną literaturę religijną "w przeszło 300 językach" ("Strażnica" 1/1996, s. 17). Przykładowo w 1996 r. Świadkowie Jehowy rozprowadzili "w imię Jehowy" ponad 540 milionów czasopism, nie licząc milionowych nakładów książek, broszur i traktatów. Nad rozpowszechnieniem tej niewyobrażalnej ilości literatury sekty pracowało ponad 5 milionów Świadków Jehowy w 223 krajach świata, którzy poświęcili na ten cel ponad miliard godzin chodzenia "od domu do domu"! ("Strażnica" 1/1997, s. 21). 2. NATURA BOGA Pismo Święte objawia nam prawdę o duchowej naturze Boga, a więc o Jego niematerialności (bezcielesności), jak również o Jego wszechobecności (por. J 4, 24; Ps 139, 7-10; Dz 17, 27-28). Świadkowie Jehowy uczą czegoś przeciwnego: Jehowa Bóg nie jest czystym duchem, gdyż ma "ciało duchowe" i to "określonego kształtu", wyposażone tak jak u człowieka - w umysł ("wielki umysł") i zmysły (widzi i słyszy) (B 36). W konsekwencji Bóg Świadków Jehowy nie może być obecny w każdym miejscu "wszechświata", gdyż będąc "osobą duchową mającą ciało duchowe" ma On miejsce, w którym "przebywa". Warto przypomnieć, że Rutherford, drugi ich prezydent, wiedział dobrze, w którym miejscu wszechświata stale przebywa Jehowa na swym tronie i wskazał Świadkom Jehowy na gromadę Plejad w gwiazdozbiorze Byka. Dzisiejsze kierownictwo sekty jest bardziej powściągliwe w przekazywaniu "wiedzy" o Jehowie i ogranicza się do stwierdzenia, że przebywa On "w określonym miejscu w niebie" (B 37). Umiejscowienie Pana Boga w określonym miejscu w niebie jest oczywiście skutkiem przypisania Mu "ciała". Zauważmy, że określenia "ciało duchowe" użył św. Paweł wyłącznie w odniesieniu do człowieka (1 Kor 15, 44). Jego przeciwieństwem jest "ciało zmysłowe" (tamże), które oznacza nasze obecne ciało ulegające rozkładowi i nie postępujące według Ducha (por. Rz 8, 1-13). Jak wyjaśnia Apostoł, po zmartwychwstaniu człowiek sprawiedliwy otrzyma od Boga ciało "niezniszczalne", "chwalebne", "mocne" i właśnie "duchowe" (1 Kor 15, 42-44; warto zwrócić uwagę, że w Biblii Tysiąclecia cały rozdział 15. Listu nosi tytuł: "Wokół prawdy o zmartwychwstaniu"). Świadkowie Jehowy najwyraźniej nie wierzą, że "Bóg stworzył niebo i ziemię" (Rdz 1, 1), gdyż napisali: "Zanim [Bóg] zaczął stwarzać, był we wszechświecie sam" (B 44). Czy to oznacza, że wszechświat jest równie wieczny jak Bóg? A może to Bóg wyłonił się z tego odwiecznego wszechświata jak z jakiejś gnostyckiej pleromy? Przypomnijmy tu, że według wierzeń Świadków Jehowy pierwszym stworzeniem Boga był Jezus, Syn Boży i dopiero "za jego pośrednictwem zostało stworzone wszystko inne w niebie i na ziemi" (P 123). Jest to nauka sprzeczna z Objawieniem Bożym (por. Rdz 1, 1; J 1, 3; Kol 1, 16-17). Jehowa, Bóg Świadków Jehowy, budzi w tym miejscu wyraźne "skojarzenie z Platońskim Demiurgiem, który w akcie stworzenia ograniczony był naturą istniejącej odwiecznie materii [wszechświata]" [29]. W literaturze sekty stale czytamy, że Jehowa jest "Bogiem wszechmocnym" (P 53). Jednak ta Jego wszechmoc ma swoje ograniczenia i nie może On być obecny w różnych miejscach wszechświata (z powodu swej cielesności). Świadkowie próbują jednak uzasadnić tę wszechmoc Jehowy działaniem "ducha świętego", czyli jego "czynnej mocy (siły)", przyrównując ją do "prądu elektrycznego" wytwarzanego przez "elektrownię" (podobieństwo Jehowy). Przy pomocy tego "ducha świętego" Jehowa może więc "widzieć [z nieba] wszystko, co się dzieje" i "coś zrobić, nawet bardzo daleko..."! (B 37). 3. JEZUS CHRYSTUS - DRUGA OSOBA TRÓJCY ŚWIĘTEJ W Piśmie Świętym Nowego Testamentu stale czytamy o Bogu w trzech Osobach: Ojcu, Synu i Duchu Świętym [30]. W imię tego Trójjedynego Boga zmartwychwstały Chrystus nakazał Apostołom chrzcić "wszystkie narody" (Mt 28, 19), aby ludzie uniknęli potępienia i mogli się zbawić (zob. Mk 16, 16). Historia potwierdza, że Apostołowie i ich następcy wiernie wypełnili ostatni nakaz Chrystusa, czego dowodzi również praktyka Kościoła w naszych czasach. Dla Świadków Jehowy Jezus Chrystus nie jest drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej i nie pozostaje "jedno" z Ojcem w Bogu (J 10, 30), lecz jest zwykłym stworzeniem: "jedynym Synem stworzonym przez samego Jehowę" (P 123). Sekta wszelkimi sposobami stara się podważyć objawioną naukę o Trójcy Świętej i gdy jej się to nie udaje, sięga po "ostateczny" argument: naukę o Trójcy wymyślił szatan i z jego inicjatywy wyznawali ją poganie "na długo przed przyjściem na ziemię Jezusa"! (B 40). Powtórzmy więc w tym miejscu jeszcze raz, że nauki o Trójcy Świętej nie wymyślił ani szatan, ani żaden człowiek. Jest to oryginalna i niepowtarzalna nauka chrześcijańska, która wyrasta wprost z objawionego słowa Bożego (Mt 28, 19; por. Mt 3, 16-17; 2 Kor 13, 13). W nauce tej nie znajdziemy najmniejszego podobieństwa do pogańskich "trójc" czy innej grupy bożków [31]. W Piśmie Świętym nigdzie nie mówi się o stworzeniu Jezusa, Syna Bożego, ale zawsze o Jego zrodzeniu. Na przykład u św. Jana czytamy: "Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca..." (J 1, 18). Jeden raz św. Jan nazwał Jezusa "Początkiem stworzenia Bożego" (Ap 3, 14), co dla Świadków Jehowy jest koronnym dowodem na Jego stworzenie (P 373). A przecież tekst Apokalipsy nie to pragnie nam przekazać i św. Janowi chodziło jedynie o podkreślenie, że to Jezus, którego nazywa Bogiem (J 1, 1), dał początek każdemu stworzeniu (por. J 1, 3). Zauważmy, że "Początkiem" (i "Końcem") nazywa właśnie Apokalipsa Boga (Ap 21, 5-6; por. 22, 13). Kościół od pierwszych wieków wierzył w tę prawdę, gdy wypowiadał słowa Credo o Jezusie: "I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony a nie stworzony, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało..." Przyjęciu tej oczywistej dla chrześcijan prawdy o Synu Bożym, przeszkadza Świadkom Jehowy ich błędna koncepcja Boga, która materializuje Jego osobowość (por. p. 2). Jehowa, Bóg ich organizacji, jest dla nich osobą płci męskiej i nie mógłby przecież "zrodzić" Syna Bożego nie mając "jakiejś osoby płci żeńskiej w niebie"! [32] Kościół natomiast poucza, że "rodzenie" Syna Bożego (por. J 1, 14. 18; 3, 16. 18; 1 J 4, 9) jest tylko pojęciem analogicznym, a więc podobnym do zrodzenia ludzkiego. W Bogu zrodzenie ma charakter duchowy i oznacza, że Ojciec przekazuje w odwiecznym zrodzeniu (u Boga jest zawsze "dziś"; por. Hbr 1, 5 n; Dz 13, 33) pełnię natury boskiej, która stanowi o równości Osób Boskich w Bogu. Innymi słowy, Bóg rodzi Boga, podobnie jak człowiek rodzi (a nie stwarza) człowieka. Przeciwieństwem zrodzenia jest stworzenie. Tylko Bóg swym aktem stwórczym powołuje do istnienia nowy byt. Gdyby Syn Boży był tylko stworzeniem a nie Bogiem, nie mógłby niczego stworzyć. Tymczasem Pismo Święte mówi wyraźnie, że stworzył On "wszystko" (J 1, 3; Kol 1, 16; Hbr 1, 10). Pismo Święte w wielu miejscach mówi wprost o Boskości Chrystusa (np. J 1, 1. 18; 8, 24. 28; 10, 30; Flp 2, 6; Tt 2, 13; Hbr 1, 8), ale Świadkowie Jehowy te i inne teksty tak "przetłumaczyli" w swojej Biblii, żeby ukryć tę prawdę. Sekta nie tylko poprzekręcała liczne teksty święte, lecz je "wzbogaciła (uzupełniła)" własnymi wstawkami, np. w Kol 1, 15- 20 dodała do tego Listu św. Pawła aż czterokrotnie wyraz "inne", jak również słowa: "za jego pośrednictwem", aby "dowieść", że Jezus też został stworzony przez Jehowę jak "wszystko inne" (por. ten tekst z jehowickiej Biblii np. z Biblią Tysiąclecia). O Jezusie Chrystusie Świadkowie Jehowy uczą, że przed swoim przyjściem na ziemię był Michałem archaniołem, a więc osobą, która ich zdaniem "przewodzi w popieraniu boskiego zwierzchnictwa oraz wytracaniu nieprzyjaciół Boga [Jehowy]" (P 132). Jednak gdy ten anioł narodził się z Maryi, przestał być istotą duchową i stał się wyłącznie człowiekiem - Jezusem. Sekta nie uznaje więc prawdy o Wcieleniu Syna Bożego, który tylko przyjął ludzką naturę nie przestając być "Jednorodzonym Bogiem" (J 1, 18; por. Iz 9, 5). Dla chrześcijan Jezus Chrystus jest po prostu wcielonym Bogiem, który "istniejąc w postaci Bożej" (Flp 2, 6), wyrzekł się dobrowolnie (tu na ziemi) swej Boskiej chwały (J 17, 1. 5; Flp 2, 7-11). W jaki więc sposób nastąpiła przemiana anioła Michała w człowieka Jezusa? Nauczyciele Świadków Jehowy z Brooklynu wyjaśniają to "bardzo prosto": "Jehowa cudownie przeniósł siłę życiową i wzór osobowości swego pierworodnego niebiańskiego Syna do łona Marii"! (P 166). Szkoda tylko, że Świadkowie Jehowy nie wyjaśniają, co się stało z ciałem duchowym św. Michała i jego świadomością, gdy ustąpiła z niego "siła życiowa". Najwyraźniej sami tego nie wiedzą! Ten przykład pokazuje, że Świadkowie Jehowy oddając się swoim ludzkim tylko spekulacjom, nie tylko nie potrafią wyjaśnić wielu spraw, ale stwarzają (tymi swoimi "wyjaśnieniami") jeszcze większe problemy! Zdawałoby się, że głównym powodem wysłania Michała-Jezusa na ziemię było zbawienie ludzkości (1 J 4, 14), ale nauka Świadków Jehowy mówi o czymś zupełnie innym: "[Głównym zamierzeniem Jehowy] nie jest wybawienie ludzi, lecz usprawiedliwienie Jego imienia" (H 165; por. p. 5 o "Kwestii spornej"). W jaki więc sposób Jezus ostatecznie usprawiedliwi imię Jehowy? Dokona tego "wytracając" wszystkich przeciwników, o czym wspomnieliśmy wyżej (por. P 132). Nic więc dziwnego, że właściwy twórca Świadków Jehowy, prezydent Rutherford, nazwał Jezusa "katem Jehowy", Jego "egzekutorem". Członkowie sekty wierzą, że to dzieło "wytracania" nieprzyjaciół Boga (nie- Świadków Jehowy) rozpocznie się na skalę światową w bliskim Armagedonie, czyli wojnie wydanej przez Jehowę własnemu stworzeniu! (por. P 29-33). Świadkowie Jehowy nie negują dzieła zbawczego Chrystusa, jednak wyraźnie ograniczają jego zasięg. Z dobrodziejstw męki Chrystusa skorzystała przede wszystkim grupka 144 000 "namaszczonych", jako jedynie w pełni "wykupionych" z ziemi (B 124). A co z pozostałymi ludźmi? Wszyscy pozostali ludzie, którzy nie pójdą do nieba (w niebie znajdzie się tylko 144 000), będą mieli okazję się zbawić, jeśli pomyślnie przejdą "drugą próbę" w raju (dla ich "wypróbowania" Jehowa wypuści na nich pod koniec tysiąclecia z czeluści szatana i jego demony!; B 183). W nauce Świadków Jehowy zupełnie niezrozumiała jest nagroda, jaką miał otrzymać Michał-Jezus po wykonaniu swej misji na ziemi (por. Flp 2, 9). Skoro Jezus był przed przyjściem na ziemię "drugą z największych osobistości" (P 123), to cóż mógłby On jeszcze otrzymać od Jehowy? W myśl nauki Świadków tą "nagrodą", jak piszą, było "przywrócenie [Go] do chwały niebiańskiej", aby ponownie mógł stać się Michałem archaniołem (B 123, 132). Nie ma więc tu mowy o żadnej nagrodzie, tylko o przywróceniu Mu utraconej godności w niebie! Chyba, że Świadkom Jehowy chodzi o uzyskany przez Niego od Jehowy "przywilej", że teraz "jako Król [został] upoważniony do wytracenia wszystkich złych"! (P 123). Należy pamiętać, że wywyższenie Jezusa Chrystusa (Flp 2, 6-11) jest wywyższeniem Jego ludzkiej natury. Został On wywyższony nie jako Syn Boży, ale jako człowiek. Nie może więc otrzymać nic więcej ponad to, co otrzymał odwiecznie od swego Ojca. Wywyższenie Jezusa dokonało się zatem ze względu na Kościół, którego On jest Głową, a my jego członkami, i w którym ma On uzyskać "pierwszeństwo we wszystkim" (Kol 1, 18). To Jego wywyższenie dokonało się więc ze względu na nas, abyśmy i my, odrodzeni do nowego życia Jego Ofiarą Krzyżową, mogli sami dostąpić wywyższenia i upodobnienia się do Niego (por. 1 J 3, 2). W poprzednim podręczniku wiary Świadków Jehowy znalazła się ilustracja wagi w stanie równowagi, na której szalach umieszczono z jednej strony Adama, doskonałego człowieka, a z drugiej Jezusa, również doskonałego człowieka (B 63). Tą ilustracją Świadkowie Jehowy pragną pouczyć, że Jezus przedstawia sobą doskonale to, czym był Adam, zanim zgrzeszył. Świadkowie piszą: "[Jezus] był równy doskonałemu Adamowi [i mógł] odkupić to, co utracił Adam" (B 62- 63) [33]. Wielkim jednak błędem jest stawianie znaku równości między Jezusem a Adamem. Przecież Jezus był nie tylko doskonałym człowiekiem (w tym był z pewnością równy Adamowi), ale i Jednorodzonym Synem Bożym, domagającym się czci równej Bogu Ojcu (J 5, 23; 17, 4-5). Stąd niewątpliwie godność Jezusa Chrystusa, Boga- Człowieka, przewyższała nieskończenie godność Adama i Jego Ofiara na Krzyżu miała równie nieskończoną wartość przed Bogiem Ojcem (por. Kol 1, 15-20; 2, 3). Chrystus nie tylko zgładził grzech Adama, lecz także otwarł przed całą ludzkością niepojętą perspektywę nowego życia w łączności i przyjaźni z Bogiem (por. 1 J 3, 2). O tym zapewne myślał św. Paweł, gdy pisał, że gdzie "wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska..." (Rz 5, 20). Zatem przy Ofierze Chrystusa nie można mówić tylko o zwykłej zapłacie (obraz wagi) za grzech Adama i jego potomków [34]. 4. CZŁOWIEK Świadkowie Jehowy niezwykle rzadko poruszają biblijną prawdę o stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boże (Rdz 1, 27). A przecież stanowi ona fundament jego wielkości i godności wśród wszystkich stworzeń. Nic prawie na ten temat nie napisali nauczyciele Świadków Jehowy z Brooklynu w dwóch ostatnich swoich podręcznikach wiary ( B i W) i w instruktażowej książce każdego głosiciela Prowadzenie rozmów na podstawie Pism (P). W tej ostatniej książce jehowiccy autorzy nie uważali za godne uwagi umieszczenie hasła "Człowiek" wśród 77 "Głównych tematów", ale znaleźli miejsce na tak "ważne" tematy biblijne, jak: "Narkotyki", "Neutralność", "Niezależność", "Urodziny" itd. Niechęć do podejmowania tego tematu bierze się stąd, że człowiek w nauczaniu Świadków Jehowy jest właściwie tylko wyżej zorganizowanym zwierzęciem, tyle tylko że rozumnym [35]. Świadkowie Jehowy odrzucają wszelką myśl, że podobieństwo człowieka do Boga dotyka czegoś głębszego niż tylko sfery moralnej: praktykowania miłości i sprawiedliwości w mierze mniej doskonałej niż czyni to Jehowa. Kościół widzi w biblijnym opisie stworzenia człowieka coś więcej. Widzi bowiem w tym opisie udzielony mu przez Boga dar nieśmiertelności. Tym darem jest rozumna i nieśmiertelna dusza ludzka. Dzięki tej podwójnej naturze cielesno-duchowej, człowiek jednoczy w sobie świat materialny i duchowy, i jest zdolny do poznania i miłowania Boga, swojego ostatecznego celu. Św. Paweł wyjaśnia, że ten cel człowiek osiąga w Jezusie Chrystusie (zob. Ef 1, 3- 14). Świadkowie Jehowy nie mogą zaprzeczyć, że Pismo Święte często mówi o istnieniu duszy ludzkiej. Ale dla nich słowo "dusza" nie oznacza duchowego elementu w człowieku, tylko byt żywy (dotyczy to w jednakowym stopniu ludzi i zwierząt). Świadkowie Jehowy uczą więc, że to nie tyle człowiek ma duszę, co on sam "jest duszą". I dodają, że takimi samymi "duszami są zwierzęta" (B 78). "Skoro [człowiek i] zwierzęta są duszami, więc gdy umierają, umierają ich dusze" (tamże). W konsekwencji los ludzi i zwierząt niczym się nie różni. Ponieważ Biblia mówi jeszcze o "duchu" w człowieku, Świadkowie Jehowy spieszą z wyjaśnieniem, że jest to "siła życiowa" obecna "w każdej komórce ciała ludzi, jak i zwierząt" (B 79). Gdy więc po śmierci człowieka ten "duch" powraca do Boga (Koh 12, 7), ma to oznaczać, zdaniem Świadków, że "nasza nadzieja na przyszłe życie zależy wyłącznie od Niego [tj. Boga]" (B 79). Przypomnijmy, że w nauczaniu Kościoła duch w człowieku oznacza, że jest on od chwili swego stworzenia "skierowany ku swojemu celowi nadprzyrodzonemu, a jego dusza jest uzdolniona do tego, by była w darmowy sposób podniesiona do komunii z Bogiem" (Katechizm Kościoła Katolickiego n. 367). Pomimo tej niebiblijnej koncepcji człowieka, Świadkowie Jehowy dopuszczają możliwość zmartwychwstania pewnych kategorii ludzi, a więc nie wszystkich! "To nie znaczy - piszą w swej książce Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi - że każdy zmartwychwstanie" (B 171). I tak nie zmartwychwstaną Adam i Ewa, Judasz i wielu innych ludzi. Jest to jednak nauka wyraźnie sprzeczna z Pismem Świętym. Chrystus uczył o powszechnym zmartwychwstaniu wszystkich ludzi, których czeka sprawiedliwy Sąd: "... a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie potępienia" (J 5, 29; por. Mt 25, 31-46). W tej wypowiedzi Jezusa mieści się także prawda o przyszłym losie wszystkich ludzi, których czeka albo życie wieczne, albo wieczne potępienie [36]. Przyszłego zmartwychwstania Świadkowie Jehowy nie opierają na fundamencie osobowej i niematerialnej duszy, lecz wiążą "z odtworzeniem wzoru życia danej osoby, przechowywanego w pamięci Boga" (P 420; pamiętamy, że wcześniej Świadkowie porównywali Jehowę do elektrowni, teraz nasuwa nam się podobieństwo ich Boga do komputera o wielkiej pamięci!). Jehowa, jak uczą, będzie mógł takiego zmarłego człowieka odtworzyć "w ciele ludzkim albo w ciele duchowym" (tamże). Mamy więc tu do czynienia z dwojakiego rodzaju zmartwychwstaniem: cielesnym i duchowym. Koncepcja zmartwychwstania duchowego kłóci się z samym pojęciem zmartwychwstania. Mówienie o zmartwychwstaniu ma wówczas sens, jeśli wiąże się ono z przywróceniem do życia tego samego ciała, które umarło (zmartwychwstanie oznacza po prostu "powstać z martwych"). Najlepiej istotę zmartwychwstania widać na przykładzie Jezusa Chrystusa, którego zmarłe ciało ożyło i opuściło grób. Jednak Świadkowie Jehowy uczą o Jezusie, że zmartwychwstał On w "ciele duchowym", a Jego dotychczasowe ciało fizyczne rozpadło się w atomy. Ucząc o takim rodzaju "zmartwychwstania" Jezusa ("zmartwychwstaniu duchowym"), Świadkowie Jehowy uczą w rzeczywistości nie o zmartwychwstaniu, lecz o nowym stworzeniu: Jehowa stworzył (a raczej odtworzył) ponownie Michała archanioła. Tej nauce sprzeciwiają się świadectwa Apostołów. Na przykład św. Tomasz wcale nie pragnął "dotknąć" jakiegoś zmaterializowanego ciała Jezusa, ale chciał się przekonać, czy rzeczywiście ożyło ciało Jezusa, o którym wiedział, że zawisło na krzyżu i które teraz powinno nosić wyraźne ślady przebytej męki: przebite gwoźdźmi ręce i przebity włócznią bok. Apostoł przekonał się o rzeczywistości zmartwychwstania ciała Jezusa i wyznał Jego Bóstwo (J 20, 25-29). Duchowego zmartwychwstania, na wzór Jezusa, dostępują również "namaszczeni" Świadkowie Jehowy udający się do nieba. Jeśli, jak uczą, Jezus Chrystus powrócił do poprzedniej formy życia anielskiego (Michała archanioła), to kim staną się tak naprawdę "namaszczeni" członkowie sekty w niebie? Mają oni stać się "istotami duchowymi" (B 173). Widzimy więc, że nie będą to już ci sami ludzie jak ci, którzy zmartwychwstaną w "ciele fizycznym" w przyszłym ich raju na ziemi (B 174). Tak oto błędnie rozumiana biblijna koncepcja człowieka i jego zmartwychwstania, doprowadziła Świadków Jehowy do wyodrębnienia z ludzi nowej kategorii istot rozumnych, czegoś jakby pośredniego pomiędzy ludźmi a aniołami. A uczynili to najwyraźniej po to, aby wysyłając do nieba grupkę 144 000 swoich wybranych, zamknąć tę możliwość wszystkim pozostałym członkom sekty (jako tzw. "drugie owce" mają oczekiwać ziemskiej szczęśliwości), i aby uzasadnić bezwzględną władzę "namaszczonego" kierownictwa sekty w Brooklynie nad pozostałymi "zwykłymi" Świadkami Jehowy, czyli wspomnianymi wyżej "drugimi owcami". 5. "KWESTIA SPORNA" Świadkowie Jehowy utrzymują, że Bóg stworzył ziemię dla człowieka na wieczne dla niego zamieszkanie (cyt.: Ps 104, 5; por. W 8-9). Sekta wie dokładnie, że 3 lub 4 października 4026 r. przed Chr. Jehowa stworzył Adama, a nieco później Ewę. Uczą, że ci pierwsi ludzie mieli rozmnażać się tak długo, aż liczba mieszkańców ziemi osiągnęłaby przewidziany przez Boga stan. Po zapełnieniu ziemi Jehowa odebrałby człowiekowi dalszą zdolność rozmnażania się i ludzie od tej chwili radowaliby się przez całą już wieczność ziemską szczęśliwością. Wszyscy oni cieszyliby się doskonałym zdrowiem, młodością i mieliby zapewnioną obfitość "wybornej żywności" (B 13). Niestety, ten zamysł Jehowy wobec człowieka nie powiódł się z powodu pewnego anioła, który pełen pychy zapragnął upodobnić się do Boga i odbierać, tak jak On, cześć od drugich (B 19). Nie mogąc zapanować nad innymi aniołami, wiernymi Bogu, skierował swoją uwagę na ludzi i postanowił zdobyć nad nimi władzę. Aby ten cel osiągnąć, posłużył się "nienawistnym kłamstwem" (B 20), podsuwając ludziom myśl, że Bóg ich okłamał, gdy zabronił im spożywania owoców ze wszystkich drzew, do których mają pełne prawo (Rdz 3, 1-5). Człowiek uwierzył szatanowi i stał się jego niewolnikiem. Kłamstwo szatana zasadzało się w istocie na wmówieniu człowiekowi, że nie może umrzeć: "Na pewno nie umrzecie!" (Rdz 3, 4). I to kłamstwo - zdaniem Świadków Jehowy - jest źródłem błędnej wiary chrześcijan w istnienie w człowieku nieśmiertelnej duszy. Z upadku Adama i Ewy (Jehowa pozwolił im jeszcze wydać potomstwo, a następnie skazał ich oboje na "śmierć wieczną", czyli unicestwienie), którzy postanowili "rządzić się sami", zrodziły się pomiędzy Bogiem a szatanem "poważne kwestie sporne" (P 335). Sprowadzają się one w sumie do jednej zasadniczej: kto będzie rządził niebem i ziemią? Jehowa mógł oczywiście natychmiast zniszczyć szatana, lecz postawione przez niego "kwestie" pozostałyby nierozstrzygnięte i mogłyby "w dalszym ciągu zaprzątać umysły aniołów, którzy to wszystko obserwowali" (B 20). Jehowa wybrał więc inną drogę i, aby wykazać kłamliwość zarzutów szatana, wzbudził wśród ludzi "swoich świadków" ("świadków na rzecz Jehowy" w czasach przed Chrystusem), których zaczął - począwszy od Ch. T. Russella w XIX w. - skupiać w swojej wielkiej światowej organizacji, czyli organizacji Świadków Jehowy, kierowanej obecnie z Brooklynu w USA. Tą to właśnie organizacją posłuży się Jehowa, aby dowieść kłamliwości zarzutów szatana. 6. ŚWIATOWA ORGANIZACJA JEHOWY Wbrew pozorom, kwestii spornej nie rozstrzygnął na korzyść Jehowy Jezus Chrystus, "największy świadek Jehowy" (P 348). Jezus co prawda założył swój Kościół (Mt 16, 18), jednak wyraźnie pomylił się co do jego trwałości. Już w "niecałe 20 lat po śmierci Jezusa", jak uczą Świadkowie Jehowy, szatan zaczął rozkładać Kościół od wewnątrz i popychać coraz bardziej w "odstępstwo". Wraz ze śmiercią św. Jana, ostatniego Apostoła (pod koniec I w.), odstępstwo opanowało "bez przeszkód" Kościół i "nadzieja [...] na nadejście Królestwa wygasła" (H 33-38). Świadkowie Jehowy, jak widać, zdają się wierzyć, że to, co nie powiodło się Kościołowi, dokończy szczęśliwie ich światowa organizacja Jehowy! Z powyższej nauki Świadków Jehowy wynika, że szatan odniósł na Bogiem kolejne swe zwycięstwo, pomimo wysiłków Jezusa ("największego świadka Jehowy") i Jego Apostołów. Czy nie jest to jawne szyderstwo z osoby Jezusa i Jego zbawczego dzieła? (por. Ga 6, 8). W następnych wiekach po upadku Kościoła (Świadkowie odróżniają "chrystianizm" z I w. od "odstępczego chrześcijaństwa", które miało przyjąć pogańskie nauki "o Trójcy i o nieśmiertelności duszy"; H 37) żyli wprawdzie "ludzie miłujący prawdę" (J. Wiklif, G. Storrs i inni), lecz "o żadnym z nich - twierdzą Świadkowie Jehowy - nie możemy z całym przekonaniem powiedzieć, że był członkiem klasy 'pszenicy' z przypowieści Jezusa..." (H 44). Ta trudna sytuacja dla "prawdy", strzeżonej jednak w Biblii, zmieniła się dopiero w drugiej połowie XIX wieku wraz z pojawieniem się Ch. T. Russella. Russell był pierwszym człowiekiem od czasów apostolskich, który "prawidłowo" odczytał Biblię. Utworzona przez niego grupa Badaczy Pisma Świętego, dała początek światowej organizacji Świadków Jehowy - skutecznej przeciwwagi dla "złego systemu tego świata", zorganizowanemu i kierowanemu przez szatana, przeciwnika Jehowy. Świadkowie Jehowy są pewni, że całkowity triumf tej ich organizacji nastąpi podczas Armagedonu, kiedy to Jezus-Michał "wytraci wszystkich złych" z powierzchni ziemi i zaprowadzi wraz z "namaszczonymi" ("królami") i "książętami" (z "drugich owiec") tysiącletnie Królestwo Boże na rajskiej ziemi (P 123, 146-152). 7. OSTATECZNE PRZEZNACZENIE LUDZKOŚCI I ŚWIATA Każda religia stara się udzielić odpowiedzi na ostateczne przeznaczenie człowieka i całej ludzkości. Upraszczając nieco sprawę, odpowiedź ta sprowadza się do wyjaśnienia dalszego losu człowieka po jego śmierci. Śmierć widziana jest we wszystkich niemal religiach jako zło, które nie oszczędza nikogo. Śmierć jest prawdziwym dramatem człowieka, gdyż przeżycia osoby umierającej budzą u każdego smutek, na nierzadko bunt i grozę. Również chrześcijanie dostrzegają tragizm śmierci, ale wiara pozwala im widzieć w niej bramę wiodącą do nowego i lepszego życia. Pełni tego życia należy jednak oczekiwać dopiero przy końcu świata. Przed zmartwychwstałymi, uznanymi za sprawiedliwych, otworzy się wówczas perspektywa życia wiecznego w królestwie Bożym (Mt 24, 34). Świadkowie Jehowy mają również swoich sprawiedliwych, którzy po przekroczeniu progu śmierci, będą natychmiast uczestniczyli w szczęściu zbawionych. Ale niestety, dotyczy to tylko małej grupki 144 000 "namaszczonych duchem" Świadków Jehowy - przedstawicieli "niebiańskiego rządu". Pozostali Świadkowie Jehowy, jak zaznaczyliśmy wcześniej, oczekują swego szczęścia na rajskiej ziemi i mogą mieć tylko nadzieję, że Jehowa zachowa ich żywych podczas Armagedonu. Szansę na zmartwychwstanie w przyszłym raju na ziemi będą mieli również wszyscy wierni Świadkowie Jehowy, którzy zmarli przed Armagedonem. Tej szansy, jak zapewniają przywódcy sekty, nie otrzymają wszyscy i na pewno nie zmartwychwstaną ci, którzy odrzucili propozycję przyłączenia się do "widzialnej organizacji Jehowy", czyli Świadków Jehowy (P 226, 419-427). Kierownictwo organizacji Świadków Jehowy w Brooklynie twierdzi, że pozostaje w ciągłym kontakcie z Jehową (jest "kanałem Jehowy"). Nic więc dziwnego, że ich Ciało Kierownicze zna doskonale zamiary Jehowy względem ludzkości, których próżno byłoby poszukiwać w Biblii. Tę "wiedzę, która prowadzi do życia wiecznego" Świadków Jehowy, przekazuje Brooklyn na łamach "Strażnicy", najważniejszego pisma sekty, ukazującego się dwa razy w miesiącu w 141 językach i nakładzie ponad 23 milionów egzemplarzy! Poważnym jednak problemem, z którym kierownictwo Świadków Jehowy nie może sobie najwyraźniej poradzić, jest prawidłowy odbiór "sygnałów" od Jehowy, tzw. "światła poznania". Publikacje sekty donoszą o nasilającej się "intensywności" tego światła, co jest zrozumiałe przed szybko zbliżającym się Armagedonem, o czym informują na bieżąco artykuły w "Strażnicy". Efektem tych chyba zbyt oślepiających na "namaszczonych" działań Jehowy, są nieustanne korekty i zmiany w naukach i wierzeniach Świadków. Starsi stażem Świadkowie Jehowy są już chyba dobrze przyzwyczajeni do tych ciągłych zmian w nauczaniu (i ogłaszaniu nowych końców świata) i niczemu się nie dziwią. Nie dziwią się, gdy Brooklyn zaczyna pochwalać to, co może jeszcze wczoraj tak surowo kazał potępiać. Już Russell lubił mówić o tzw. "teraźniejszej prawdzie", czyli "prawdzie na dziś"! [37] Powracając do poglądów sekty na temat przyszłości ludzkości, Świadkowie Jehowy uczą, że plany Jehowy po buncie człowieka w raju musiały ulec pewnej korekcie. "Nowością" tego planu było ich zdaniem utworzenie dla mieszkańców ziemi specjalnego "rządu w niebie", złożonego z samych "namaszczonych" Świadków Jehowy, na którego czele Jehowa postawił "drugą z najwybitniejszych osobistości we wszechświecie", czyli Jezusa-Michała (B 126; P 123). Temu rządowi Jehowa powierzy wkrótce (po Armagedonie) ważne zadanie: "sprawować nadzór nad pracami prowadzonymi na rajskiej ziemi" (B 165). Jak można zauważyć, z "nowości" w planie Jehowy skorzystali przede wszystkim "namaszczeni", natomiast z pozostałych Świadków Jehowy (i innych kandydatów do życia w raju na ziemi) Brooklyn uczynił raz na zawsze ich "poddanych" (jeden z rozdziałów książki Będziesz mógł żyć wiecznie w raju nosi tytuł: "Jak zostać poddanym rządu Bożego"). Z powyższej nauki Świadków Jehowy wynika (pomijając już wyraźnie kastowy charakter ich przyszłego Królestwa Bożego), że "namaszczeni" Świadkowie zawdzięczają swe "niebiańskie" wyniesienie grzechowi Adama i Ewy. Istotnie, gdyby nie ich bunt w raju, nie byłoby potrzeby wysyłać 144 000 Świadków Jehowy do nieba! Tak więc "nowość" w zamierzeniach Jehowy, o której uczą Świadkowie Jehowy, utrwaliła po wieczne czasy podział ludzi na dwie kategorie: na "lepszych" - idących do nieba i "gorszych", którzy będą musieli zadowolić się ziemskim rajem. Wydaje się, że wielu Świadków Jehowy zaczyna dostrzegać ten podział i coraz częściej zgłasza chęć przynależenia do "lepszych" ku wyraźnemu zaniepokojeniu "namaszczonych" z Ciała Kierowniczego w Brooklynie! Do takiej sytuacji doszło kilka lat temu, kiedy to nieoczekiwanie w ciągu jednego roku przybyło ponad 100 chętnych Świadków Jehowy do pójścia do nieba. Swą przynależność do "małego stadka" 144 000 "namaszczonych" zadeklarowali oni publicznie, spożywając tzw. emblematy chleba i wina podczas dorocznej Pamiątki w Sali Królestwa. Według nauki Świadków Jehowy liczba "namaszczonych" (zwanych także "ostatkiem") powinna stale się zmniejszać, ale nie tak się jednak stało w latach 1996-1997. Otóż w roku 1996 było na świecie 8645 "namaszczonych", a w 1997 - już 8757! (w 2001 r. przybyło 69 osób!). Warto przypomnieć w tym miejscu, że naukę o przeznaczeniu do nieba tylko 144 000 osób wprowadził Rutherford, drugi prezydent Świadków Jehowy. Jego poprzednik, Russell, dopuszczał możliwość dostania się do nieba osób spoza sekty (widział taką szansę w "wielkim tłumie" z Ap 7, 9). Rutherford wyjaśnił Świadkom Jehowy, że kluczową datą dla "namaszczonych" był rok 1918, gdyż w tym roku Jezus oczyścił symbolicznie dziedziniec świątyni niebiańskiej (obraz organizacji Świadków Jehowy) i wszedł w chwale do jej wnętrza wraz z "namaszczonymi", którzy zmarli przed tą datą (pamiętamy, że w latach 1914-1918 sekta przeżywała najgłębszy kryzys w swej historii, spowodowany z jednej strony niespełnieniem się obietnicy końca świata w 1914 r., a z drugiej śmiercią Russella w 1916 r. i wewnętrznymi walkami różnych frakcji o władzę w sekcie; por. H 61-71). Świadkowie Jehowy uczą dziś, że jakkolwiek Królestwo Boże zostało "ustanowione w roku 1914" i Chrystus zasiadł już na swym tronie, to jednak "w chwili objęcia władzy przez rząd Boży [w 1914 r.] Szatan i jego aniołowie są jeszcze w niebie" i "przeciwstawiają się władzy Królestwa" (P 70; B 137). W rezultacie tego napięcia, "od razu wybucha wojna [w niebie]" i buntownicy "zostają wyrzuceni z nieba" (B 137). Po tej "ważnej bitwie w niebie", Świadkowie Jehowy informują nas dalej, że szatan i jego zastępy zostali zrzuceni "w pobliże ziemi" ku wielkiej radości mieszkańców niebios, ale nie ziemi, dla której "rozpoczęły się straszne udręki" (B 21, 154). Kresem tych udręk będzie Armagedon, który podobno "jest bardzo, bardzo bliski!" ("Strażnica" 1/1997, s. 11). Komuś mało zorientowanemu w tematyce jehowickiej mogłoby się wydawać, że żyjący jeszcze na ziemi "namaszczeni" Świadkowie Jehowy są w jakiś sposób wyróżniani przez Ciało Kierownicze w Brooklynie, które powierza im bardziej odpowiedzialne stanowiska w Organizacji Jehowy (będą oni przecież wkrótce "królami" w niebiańskim rządzie Bożym!). W rzeczywistości nic takiego się nie dzieje. Chociaż prawdą jest, że Ciało Kierownicze w Brooklynie musi składać się z "namaszczonych" Świadków Jehowy (pełnią oni bowiem rolę "niewolnika" rozdającego "duchowy pokarm" w odpowiednim czasie w myśl przypowieści Jezusa; por. Mt 24, 45-51), to jednak ich wyboru nie dokonują pozostali żyjący "namaszczeni" spośród swego grona. Instytucja "namaszczonych" służy w istocie grupie zaledwie kilkunastu osób ze ścisłego grona kierownictwa sekty, tzn. Ciała Kierowniczego, aby mogli oni sprawować całkowitą władzę "w imieniu Jehowy Boga" nad wszystkimi pozostałymi członkami organizacji. Gdy więc umrze któryś z członków Ciała Kierowniczego, pozostali dobierają sobie bez rozgłosu jakiegoś wypróbowanego "namaszczonego", o której to nominacji zwykli Świadkowie Jehowy dowiedzą się w odpowiednim czasie ze "Strażnicy". Jeśli zaś chodzi o wszystkich pozostałych "namaszczonych", to Brooklyn pozwala im się "ujawnić" raz do roku, gdy przyjmują "symbolicznie ciało i krew Chrystusa" podczas Pamiątki, czyli wspomnienia Wieczerzy Pańskiej (P 230). "Namaszczeni" z Ciała Kierowniczego w Brooklynie starają się wszelkimi możliwymi sposobami przekonywać pozostałych Świadków Jehowy, że ich ziemskie powołanie jako "drugich owiec", też kryje w sobie wiele uroku i niespodzianek. Przybliżeniu tego "szczęścia" służą kolorowe "obrazki z raju" w każdej niemal publikacji Towarzystwa Strażnica (por. okładkę poprzedniej książki autora). Nie powinni oni, argumentują nauczyciele Świadków Jehowy, niepokoić się, że życie w raju im się znudzi, bo czyż człowiekowi odchodzi chęć do jedzenia w miarę upływu lat?! "Drugie owce", zapewniają dalej "namaszczeni", będą miały bezpieczny byt na ziemi, gdyż "będzie [ona] rodzić obfitość wybornej żywności i nikt już nie będzie głodował" (B 12). Jehowa "zapewni odpowiedni klimat, żeby uzyskiwano dobre plony i żeby zwiększały się stada bydła"! (B 159). Po uspokojeniu "drugich owiec" co do podstawowych potrzeb, "namaszczeni" z Brooklynu mogą odsłonić inne i nie mniej "ważne" strony życia przyszłych mieszkańców raju na ziemi. A więc "drugie owce" powinny czuć się bezpiecznie, gdyż w raju "nie będzie bezrobocia [zwłaszcza po Armagedonie przy "usuwaniu ruin" starego systemu!], inflacji i wysokich cen [...], każdy będzie miał interesującą pracę". W raju zostaną też nareszcie rozwiązane "spawy mieszkaniowe", aby każdy mógł mieszkać w wygodnym domu (tamże). Dopełnieniem szczęścia "drugich owiec" w raju na ziemi, będą niezwykłe "cuda": "Jeszcze jeden cud uprzyjemni po Armagedonie panujące wtedy rajskie warunki. Takie zwierzęta jak lwy, tygrysy, lamparty i niedźwiedzie... [nie będą] niebezpieczne. Jakże przyjemnie będzie wtedy pospacerować po lesie i przez chwilę pobyć w towarzystwie lwa albo wielkiego niedźwiedzia!" (B 164). Przedstawiona wyżej wizja przyszłej szczęśliwości człowieka w raju na ziemi, nakreślona pod kierunkiem Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy w Brooklynie, nie ma oczywiście nic wspólnego z nauką zawartą w Biblii. Widzimy, że kierownictwo sekty myśli własnymi rękami zbudować po Armagedonie królestwo Boże na ziemi, które ma być dla nich nowym rajem, czyli "rajem odzyskanym". Tymczasem zauważmy, że królestwo Boże przyniesione przez Chrystusa nie pochodzi "z tego świata" (J 18, 36) i nie musi być ono zbudowane. To królestwo jest już od samego początku świata przygotowane dla wszystkich sprawiedliwych: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!" (Mt 25, 34). I to królestwo przyszło na świat wraz z pojawieniem się Chrystusa: "Lecz jeśli Ja mocą Ducha Świętego wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże" (Mt 12, 28). Warunkiem uczestniczenia w tym królestwie jest nawrócenie: "Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie" (Mt 3, 2; por. Mk 1, 14-15). Jego zewnętrzną i widzialną stroną jest założony przez Chrystusa Kościół - nowy lud Boży (Mt 16, 18-19; św. Piotr otrzymał od Jezusa "klucze królestwa niebieskiego"). Kościół - jak przepowiedział Jezus - będzie przechodził w ciągu wieków burzliwe dzieje i jego wrogowie będą usiłowali go zniszczyć, ale "bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16, 18). Po powtórnym przyjściu Chrystusa na Sąd Ostateczny, królestwo Boże objawi się w całej swej chwale wobec "wszystkich narodów" jako dar Boży dla zbawionych, przygotowany "od założenia świata" (Mt 25, 32. 34). Jednym z obrazów tego Bożego daru w Piśmie Świętym jest Święte Miasto Boże Jeruzalem "zstępujące z nieba od Boga" (Ap 21, 10). Do tego Miasta Bożego wejdą wszyscy zbawieni "ze wszystkich narodów", natomiast potępieni, świadomi swego losu (a więc nie "unicestwieni"!), znajdą się poza nim, "na zewnątrz" (Ap 21, 24-27; 22, 15; por. Mt 8, 12; 22, 13; 25, 30). W nauczaniu Chrystusa nie znajdziemy najmniejszej aluzji do utworzenia w przyszłości (w 1918 r.) jakiegoś "rządu" (tego słowa Jezus nigdy nawet nie wymówił!), złożonego z "namaszczonych duchem" Świadków Jehowy, którzy mieliby wspierać mieszkańców ziemi w sprawnym przywracaniu na niej rajskich warunków po Armagedonie [38]. Przeciwnie, Jezus pragnął przyprowadzić wszystkich ludzi do "domu Ojca" w niebie (J 14, 2). Tym "domem" jest wspomniane wcześniej Miasto Święte Jeruzalem, w którym Bóg "zamieszka" ze swoim ludem, a więc ze wszystkimi zbawionymi (zob. Ap 21, 2 n) [39]. Proponowana przez Świadków Jehowy wizja życia raju na ziemi aż razi swoją świeckością. Jest to świat zdesakralizowany. Na niezliczonych kolorowych obrazkach z przyszłego raju widzimy Świadków Jehowy, jak pracują na swoich przydomowych ogródkach (Brooklyn gwarantuje każdemu 0, 4 ha ziemi, "a z takiej powierzchni można otrzymać aż nadto żywności"!; P 427). Na innych widzimy ich spacerujących po okolicy i zachwycających się przyrodą. Kulminującym punktem "szczęścia" w raju będą, jak się zdaje, uczty w gronie rodziny i znajomych (na obrazkach widać często stoły suto zastawione "owocami z raju"). Na próżno poszukiwalibyśmy wśród tych obrazów z życia w przyszłym raju jakichś elementów religijnych. Nie zobaczymy na nich ludzi modlących się i wysławiających Boga za dobrodziejstwa raju. Tak samo nie widać na nich żadnych obiektów sakralnych, które byłyby poświęcone Bogu, ani jakichkolwiek nawet znaków czy symboli religijnych, które wskazywałyby na istnienie Boga i rzeczywistości nadprzyrodzonej. Dzisiaj Świadkowie Jehowy budują wprawdzie swoje "Sale Królestwa", ale nie są to miejsca kultu Boga, ale zwykłe sale zebrań, w których się "szkolą". Warto przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno Świadkowie Jehowy atakowali wszystkie religie, uważając je za "narzędzie Szatana" i przyczynę "wszelkiego zła" (J. W. Schnell), a w wielu krajach obnosili publicznie tablice z antyreligijnym sloganem: "Religia jest pułapką i dymną świecą" (H 434). Dzisiaj, gdy religia ma dalej wśród ludzi "wzięcie", Świadkowie Jehowy chcą uchodzić za religię, i to religię "jedynie prawdziwą"! (B 184). Wspomnieliśmy kilka razy, że przyszli mieszkańcy raju na ziemi, określani są w nauce Świadków Jehowy mianem "drugich owiec" (B 202). W nauczaniu Jezusa określenie "inne [drugie] owce" (J 10, 16) odnosiło się do pogan, którzy również są powołani do życia wiecznego (por. Jr 23, 3; Ef 2, 14 n). Pan Jezus, kierowany miłością do własnego narodu i aby wypełnić obietnice proroków, głosił Ewangelię tylko Żydom, gdyż oni pierwsi jako naród wybrany powinni ją usłyszeć: "Lecz On [Jezus] odpowiedział [pogańskiej kobiecie]: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela" (Mt 15, 24). Jednakże już po zmartwychwstaniu Jezus posyła Apostołów "na cały świat [pogański]" (Mk 16, 15). Misją uczniów Jezusa miało być wprowadzenie pogan ("drugich owiec") do jedności wszystkich wierzących w Kościele, w którym nie ma już być podziału na "Żydów i pogan" (por. Ga 3, 28). W zamyśle Bożym Kościół ma stanowić "jedną owczarnię" pod "jednym pasterzem": "Mam - mówi Jezus - także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz" (J 10, 16). Czasami można usłyszeć głosy Świadków Jehowy, którzy twierdzą, że ich ziemski raj jest bardziej pociągający i interesujący od niebiańskiego raju oczekiwanego przez chrześcijan. Kościół, w przeciwieństwie do Świadków Jehowy, nigdy nie uległ pokusie fantazjowania i nie zajmował się opisywaniem przyszłego życia zbawionych, gdyż zważa na słowa św. Pawła, który napisał: "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2, 9). Warto zaznaczyć, że powyższy tekst św. Pawła Świadkowie Jehowy odnoszą tylko do swoich "namaszczonych", którzy mają znaleźć się w niebie. Jeśli to prawda, to Jehowę Boga "miłuje" tylko 144 000 ludzi! A "drugie owce"? "Drugim owcom" Jehowa przygotował tylko ziemskie szczęście, jak przystało na istoty drugiej kategorii. "Namaszczeni" Świadkowie Jehowy mogą czuć się całkowicie zbawieni i szczęśliwi w niebie, czego nie można powiedzieć o "drugich owcach". Tym ostatnim, jeśli uda się przeżyć szczęśliwie Armagedon (mamy na uwadze obecnie żyjących Świadków), to nie oznacza, że będą od razu zbawieni. Na "drugie owce" czeka wspomniana wcześniej "druga próba" pod koniec tysiącletniego Królestwa Bożego w raju na ziemi. Będzie to próba niewiele mniej groźna niż Armagedon. Jehowa wypuści z czeluści szatana i jego demony, ci zaś zwiodą niezliczonych mieszkańców raju (samych Świadków Jehowy!), których będzie jak "piasku morskiego" (B 183). Zanim jednak dojdzie do "drugiej próby" i zapewne kolejnego spustoszenia ziemi, Świadkowie Jehowy oczekują na "bardzo bliski" Armagedon (sekta, jak pamiętamy, zdążyła jak dotąd wyznaczyć ponad 20 dat końca świata, podczas gdy jej historia, ta prawdziwa, czyli "nowożytna", liczy nieco ponad sto lat!). Armagedon w wydaniu Świadków Jehowy oznacza wojnę Jehowy Boga wydaną własnemu, choć zbuntowanemu stworzeniu, w której Jezus-Michał zwycięży w Jego imieniu wszystkich przeciwników Królestwa Bożego. "Wojnę wielkiego dnia" Jehowy przetrwa "tylko jedna organizacja - widzialna organizacja Boża [Świadków Jehowy]" (B 255). Po Armagedonie - według scenariusza sekty - ziemia będzie przedstawiała okropny widok: jedno wielkie rumowisko a zarazem i cmentarzysko! Wszystkie miasta mają lec w gruzach jak po najstraszniejszym trzęsieniu ziemi, grzebiąc dorosłych i dzieci. Publikacje sekty lubują się w ilustrowaniu tych okropności, nigdy jednak nie zapominając ukazać na ich tle szczęśliwych członków sekty, nareszcie uwolnionych od "kozłów", czyli nas, nie-Świadków Jehowy. Nastrój oczekiwania Świadków Jehowy na Armagedon, w takich oto słowach opisał były ich "starszy" zboru, Ryszard Solak: "Są [...] oddzieleni od społeczeństwa, samotnie karmią się swymi mrzonkami [...] W tej samotności kiełkuje i wzrasta ich nienawiść do wszystkich ludzi, tzw. świata, za to, że ich nie słuchają [...] Jedyna siła, która ich jednoczy, to właśnie ta nienawiść i nadzieja, że kiedyś będą górą, że przyjdzie kiedyś ten długo oczekiwany Armagedon i Jehowa wreszcie ich pomści, niszcząc cały świat, a ich pozostawiając przy życiu" [40]. Należy sądzić, że Jehowa oszczędzi cudownie Nowy Jork, a przynajmniej jego dzielnicę Brooklyn, gdzie mieści się główna kwatera "namaszczonych" przywódców Świadków Jehowy (zwana często "Biurem Głównym") i potężny kompleks wielopiętrowych budynków z kilkoma tysiącami stałych pracowników biur, wydawnictwa i ogromnej drukarni. Bez tego zaplecza, zwłaszcza administracyjno-biurowego, nie jest możliwe funkcjonowanie sekty. Każdy Świadek Jehowy ma w Brooklynie swoją "teczkę", do której napływają bez przerwy sprawozdania z jego działalności głosicielskiej, z dokładnym podaniem liczby godzin chodzenia od domu do domu, ilości rozprowadzonej literatury oraz liczby prowadzonych przez niego tzw. studiów biblijnych z zainteresowanymi wstąpieniem do ich organizacji. Po Armagedonie Brooklyn przewiduje okres siedmiu miesięcy "biblijnych" na pogrzebanie miliardów trupów ludzi i zwierząt (należy tylko współczuć pierwszym mieszkańcom raju, którzy będą musieli zająć się tą niewdzięczną pracą!). Z pomocą Świadkom Jehowy, którzy przeżyją Armagedon, przyjdą zmartwychwstali do życia w raju, których będzie przybywać po 55 tys. każdego dnia, aby można im było zapewnić "wyżywienie, odzież, mieszkanie i pracę" ("Strażnica" 8/1969, s. 10). Spośród zmartwychwstałych jako pierwsi pojawią się Żydzi. Będą oni "książętami" (obok wyższych funkcjonariuszy z "drugich owiec"), którzy obejmą funkcje kierownicze na rajskiej ziemi (wśród przyszłych "książąt" będą oczywiście Abraham, Noe, Dawid, Jan Chrzciciel...). Po Żydach zmartwychwstaną Świadkowie Jehowy z "drugich owiec", którzy zmarli przed Armagedonem, a po nich stopniowo inni, godni "drugiej próby". Niezależnie od prac oczyszczających ziemię ze zgliszczy po Armagedonie i przywracającej jej pierwotne rajskie oblicze, "drugie owce" (i wszyscy pozostali zmartwychwstali) będą przez całe tysiąclecie szkolone według "praw i pouczeń", pochodzących od rządu niebiańskiego (144 000). Ich ziemscy przedstawiciele, czyli "książęta", "zadbają o to, żeby trzymano się tych praw i pouczeń" (B 165). Tysiącletni instruktaż ma pomóc "drugim owcom" szczęśliwie przejść "drugą próbę", o której była mowa wyżej. Wraz z tym ostatnim już buntem przeciwko Jehowie Bogu, nastąpi ostateczne rozstrzygnięcie wielkiej "kwestii spornej", podniesionej przez szatana jeszcze w raju. Ziemia i cały wszechświat staną się wolne do wszelkiego zła, jak zapewniają Świadkowie Jehowy, i nie pojawi się już nikt, kto by zanegował uniwersalne władztwo Jehowy. Szatan i jego zwolennicy (demony i źli ludzie) zostaną raz na zawsze unicestwieni, zaś pozostałe "drugie owce", czyli wszyscy pozostali mieszkańcy ziemskiego raju i aniołowie zrozumieją, że już nigdy nie powinni rządzić się sami, lecz zawsze stosować się do wskazówek i poleceń Jehowy oraz Jego niebiańskich i ziemskich przedstawicieli [41]. Zakończenie wielkiego sporu szatana z Jehową, to również chwila, w której "małe stadko" (144 000) w niebie, czyli "zbór Boga żywego" (B 126), będzie mógł już bez przeszkód pełnić swoją rolę "rządu Królestwa" (B 137) nad "drugimi owcami" na ziemi. W tym samym czasie, tj. po zakończeniu tysiącletniego Królestwa Bożego, Jezus Chrystus utraci swą "władzę królewską" nad 144 000 "namaszczonych", którzy byli od 1914 r. "jego jedynymi poddanymi" (B 136). "Namaszczeni" Świadkowie Jehowy zrównają się wówczas w godności z Chrystusem, gdyż i oni będą, tak samo jak On, "królami w Bożym, dawno temu obiecanym rządzie Królestwa" (tamże). Czy rzeczywiście Pismo Święte mówi, że nasz Pan Jezus Chrystus utraci kiedyś swą "władzę królewską", jak uczą Świadkowie Jehowy? I czy prawdą jest, że głoszone przez Niego królestwo było "czymś drugorzędnym wobec zwierzchniej władzy" Królestwa Jehowy? (W 91). Teksty święte nigdzie nie zapowiadają istnienia dwóch odrębnych królestw: wiecznego królestwa Bożego i "drugorzędnego" (i przemijającego) królestwa Chrystusa. Przeciwnie, w Piśmie Świętym jest mowa o istnieniu jednego tylko królestwa zbawionych, które jest określane różnymi nazwami, np. "królestwo Boże" (Mk 4, 30-31), "królestwo niebieskie" (Mt 13, 31), "królestwo Ojca" (Mt 13, 43), "królestwo Pana naszego i Zbawcy, Jezusa Chrystusa" (2 P 1, 11), czy "królestwo Chrystusa i Boga [Ojca]" (Ef 5, 5). Istnieje więc jedno tylko królestwo Boże, które jest właśnie "królestwem Chrystusa i Boga" (Ef 5, 5; por. Iz 9, 5-6). W tym królestwie będzie obecny na wieki "tron Boga i Baranka" (Ap 22, 3), "aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu" (J 5, 23). Na koniec zauważmy, że raj ofiarowywany ludziom przez "namaszczonych" z Brooklynu ("raj odzyskany") stoi o wiele niżej od raju biblijnego, w którym żyli Adam i Ewa. Mieszkańcy raju odzyskanego, czyli "drugie owce", nigdy nie będą mieli okazji spotkać się z Bogiem, tak jak to miało miejsce w biblijnym raju, kiedy to Pan Bóg "przechadzał się po ogrodzie [Eden]" i przyjaźnie rozmawiał z naszymi prarodzicami (Rdz 3, 8 n). Jehowa, Bóg Świadków Jehowy, musi stale siedzieć na swym niebiańskim tronie na którejś z gwiazd w gromadzie Plejad! (Rutherford). Temu przykuciu Pana Boga do jakiegoś miejsca we wszechświecie, sprzeciwia się Pismo Święte. Wypowiedź np. św. Pawła na Areopagu potwierdza wyraźnie wszechobecność Boga: "Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. W Nim bowiem żyjemy, poruszamy się i jesteśmy..." (Dz 17, 27-28; por. Ps 139; Jr 23, 24). Jeden z byłych Świadków Jehowy nadał sekcie trafne miano "sprzedawców raju". Jest smutną rzeczywistością, że ten karykaturalny i niebiblijny obraz przyszłej szczęśliwości człowieka tak łatwo się sprzedaje i jego nabywców trzeba dziś liczyć na miliony. Głównym tego powodem jest oczywiście ignorancja religijna wielu chrześcijan, którzy zbyt łatwo ulegają oczarowaniu wizją sielankowego i udoskonalonego nieco życia na ziemi. Brooklyn pragnie zagwarantować każdemu to, za czym tak wielu ludzi dzisiaj się ugania i do czego tęskni: własny dom z kawałkiem ziemi, interesującą i dobrze płatną pracę, poczucie bezpieczeństwa i "doskonałe zdrowie" (B 12). Każdy chrześcijanin powinien więc mieć świadomość, że przyszłe szczęście w obiecanym przez Chrystusa królestwie Bożym, będzie jakościowo odmiennie od życia obecnego na ziemi. Nie może być zatem mowy o "budowaniu" (własnymi rękami) raju na ziemi (warto zauważyć, że to sam Bóg "zasadził" dla człowieka ogród w Edenie; por. Rdz 2, 8-9). Wcześniej wielokrotnie podkreślaliśmy, że królestwo Boże jest już przygotowane dla wszystkich zbawionych "od założenia świata" (Mt 25, 34). Istotą tego królestwa nie jest dobrobyt materialny i rozkosze zmysłowe, na które czekają Świadkowie Jehowy. Św. Paweł wyjaśnia, że "królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym" (Rz 14, 17). W nauczaniu Świadków Jehowy jest właśnie odwrotnie: wszystkim obiecuje się dobre jedzenie i picie, gdyż "ziemia będzie rodzić obfitość wybornej żywności" (B 12). Tymczasem Jezus wyjaśnił, że "o to wszystko [a więc: "co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać?"] zabiegają poganie" (Mt 6, 31-32) [42]. I na sam koniec przytoczmy jeszcze raz słowa św. Pawła, który pragnie przestrzec Filipian (i każdego z nas) przed takimi, których "dążenia są przyziemne", co tak doskonale przystaje do Świadków Jehowy: "Bądźcie, bracia, wszyscy moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas. Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego [sekta zwalcza krzyż], o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem - zagłada, ich bogiem - brzuch, a chwała - w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne. Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie" (Flp 3, 17-20). DODATEK 1 SIEDMIOSTOPNIOWY PROGRAM [Za prezydenta J. F. Rutherforda] opracowano i wprowadzono w życie tzw. siedmiostopniowy program wtajemniczenia, który był programem prania mózgów, nieodzownego procesu przekształcania normalnego człowieka w tzw. "głosiciela Królestwa". Pierwszy stopień polegał na włożeniu człowiekowi do ręki książki. Każdy sposób osiągnięcia tego celu był dobry. Nie był on trudny od osiągnięcia. Mieliśmy przeważnie do czynienia z ludźmi, którzy wyznawali chrześcijaństwo, ale bardzo niedokładnie znali podstawowe prawdy chrześcijańskie, zawarte w Piśmie Świętym. Tym chętniej zaspokajali swe sumienie kupowaniem książek religijnych, traktując ten fakt jako pewnego rodzaju wsparcie dla religii, gdyż w wielu kościołach dochód ze sprzedaży Biblii i literatury był na wynagrodzenie kaznodziejów duchownych. Fakt prześladowania nas zwiększył jeszcze sympatię ludności. Drugim stopniem było uzyskanie zgody na powtórzenie odwiedzin. Ich celem było zachęcenie nabywcy książki do jej przeczytania. W czasie powtórnej wizyty kładziono już większy nacisk na kupowanie książek. Używano nadzwyczajnych środków dla zaostrzenia apetytów na literaturę. Zgoda na powtórne odwiedziny była rejestrowana przez miejscową grupę (zbór), w celu jak najlepszego wykorzystania okazji. Specjalne sprawozdanie pozwalało budować systematycznie na tym, co już osiągnięto, z ostatecznym celem, którym był stopień trzeci. Stopień trzeci. Polegał on na uzyskaniu zgody odwiedzanego na regularne, cotygodniowe studiowanie książek razem z wyznaczonym do tego celu głosicielem. Nazywało się to "domowym studium biblijnym", ale nazwa ta była zwyczajnym oszustwem, gdyż kurs ten miał do czynienia z Pismem Świętym w minimalnym stopniu. Podstawę stanowiła książka, wydana przez "Strażnicę". Zgodnie z ustaloną praktyką, książka taka zawierała niewielką ilość tekstów biblijnych, w dodatku poprzekręcanych, zgodnie z celami "Strażnicy", przez tłumaczenia zwane "Nowym Światłem ze świątyni". To był dopiero właściwy początek nauczania, wtajemniczania. Jego celem było usunięcie rozluźnionych poprzednio dotychczasowych pojęć i praktyk religijnych. Następna książka będzie już służyła zaszczepieniu nowych idei. Człowiek, który nabył ten "bilet", stawał się w nomenklaturze "Strażnicy" "człowiekiem dobrej woli". Był on stopniowo zaopatrywany we wszystkie książki wydawane przez "Strażnicę", w miarę ich ukazywania się, a także nakłaniano go do zaprenumerowania czasopism "Strażnica" i "Przebudźcie się!" To właśnie było owe "studium biblijne". Jeżeli taki "zwiastun Królestwa" miał do przeprowadzenia dwie lekcje w tygodniu (lub więcej), wówczas przez dwu- trzykrotne powtarzanie tych samych sloganów, uczył się ich na pamięć jak automat. W ten sposób wytwarzał się klasyczny typ Świadka Jehowy z umysłem przepełnionym "prawdami Strażnicy". Tym skuteczniejsza była praca nad nowym zwolennikiem, czyli uczniem. W ten sposób wytwarzało się to, co "Strażnica" nazywała pierwotnie "myśleniem teokratycznym". Po kilku wizytach, z programu trzeciego stopnia obiekt był nakłaniany do uczynienia czwartego kroku. Tym czwartym stopniem był udział w grupowym studiowaniu książek. Takie zebrania miały zazwyczaj miejsce w piątek. Były urządzane bezpośrednio przez miejscową jednostkę organizacji. Do stosowanego dotychczas nauczania książkowego, dochodził teraz nowy czynnik: nauczanie przez pytania i odpowiedzi, czyli dyskusje. To źródło "nowego światła" było dostosowane do poziomu nowych uczestników, którym udzielano szczególnie dużo uwagi na zebraniach. Przewodnik zebrań był mianowany bezpośrednio przez Towarzystwo [Strażnica] i współpracował z miejscową jednostką. W czasie tych studiów osiągano stopniowo teokratyczne myślenie i przedstawiano teokratyczne postępowanie. Przede wszystkim posługiwano się znanymi powszechnie wydarzeniami, w celu zastąpienia normalnego obrazu człowieka [i świata] fatalistycznymi ideami końca świata. Wszystko było przedstawiane w czarnych barwach pod kątem widzenia rychłej zagłady świata. Ten rys uczyni Świadków Jehowy największymi w świecie ponurakami. Specjalizują się oni w ogłaszaniu przepowiedni, w dopatrywaniu się we wszystkim znaków czy zapowiedzi [końca świata], i w innych przesądach. Stali się podobni faryzeuszom, wyglądającym znaku z nieba. Ale znak nie będzie im dany, chyba "znak Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach" (por. Mt 24, 30), w który oni zresztą nie wierzą. Na każdą okazję mieliśmy specjalne zarzuty, oczerniające normalnych ludzi. W okresie Bożego Narodzenia ogłaszaliśmy i demonstrowaliśmy ostentacyjnie, że Jezus urodził się w październiku. W okresie Wielkiej Nocy dowodziliśmy, że było to pogańskie święto wiosny, a jajko, zajączek itp. - to pogańskie symbole. I tak cały okrągły rok obrzydzaliśmy ludziom życie. Każdego tygodnia w czasie studium obwodowego zatrzymywaliśmy się, aby zwrócić uwagę na zachowanie się nowych kandydatów. Ich wzdychania tłumaczyliśmy jako tęsknotę za Królestwem. Kiedy pranie mózgu osiągnie już wystarczający stopień, dana osoba czuje, że nie należy już do dawnej społeczności, że z ludźmi, z którymi poprzednio współżyła, może obecnie tylko walczyć i sprzeczać się. To właśnie jest moment, w którym kandydat nadaje się do nowej społeczności, do przyjęcia linii organizacyjnej i do zmiany starych pojęć na nowe działanie. Przy końcu każdego zebrania studium obwodowego, przewodnik studium rezerwował pięć minut na ogłoszenia o terminach studiowania "Strażnicy", o zebraniach w tzw. "Salach Królestwa" oraz wyznaczał grupy świadczących. W czasie studium obwodowego, prowadzonego metodą pytań i odpowiedzi, zadawano pytania dotyczące poszczególnych rozdziałów przerabianej książki, uczono sprawnego wynajdywania odpowiednich cytatów w Piśmie Świętym, polecano odczytywać na głos ważniejsze urywki z książek. Wszystko to było nowością dla świeżego przybysza i stanowiło silny kontrast z dotychczasową bierną postawą członka Kościoła chrześcijańskiego. Ambicja nakazywała im przygotować się do najbliższej lekcji i czytać ją w domu. Dopiero bliższe zapoznanie się ze Świadkami pozwoli uważnemu obserwatorowi odkryć, jakim złudzeniem jest ich znajomość Pisma Świętego, polegająca w praktyce na umiejętności sprawnego wyszukiwania niektórych tekstów! To wertowanie kartek [Biblii] w czasie studium skutecznie przesłania fakt, że tylko sześć i pół procent Pisma Świętego zawierały książki "Strażnicy", i to w formie zupełnie oderwanej od całości. Nawet te sześć i pół procent były skutecznie zniekształcone i unicestwione przez resztę - dziewięćdziesiąt trzy i pół procent żargonu "Strażnicy". W ten sposób zniszczone zostało dane od Boga przeznaczenie Pisma Świętego dla indywidualnego zbudowania duchowego [por. 2 Tm 3, 16-17] i zastąpione systemem organizacyjnym. Piątym stopniem było wprowadzenie człowieka dobrej woli w szerszy zakres nauk "Strażnicy". Polegało to na udziale w niedzielnych zgromadzeniach poświęconych studiowaniu czasopisma "Strażnica", zazwyczaj w tzw. Salach Królestwa. Jako podstawę służyły pytania drukowane na okładce "Strażnicy". Nowicjuszom - ludziom dobrej woli, poświęcano na tych zebraniach najwyższy stopień uwagi. Czyniono wszystko, aby mogli czuć się jak u siebie w domu. Wskazywano na prawa przechodniów w starożytnym Izraelu, którzy według zakonu byli traktowani na równi z domownikami. Obiecywano, że już wkrótce mogą stać się pełnowartościowymi Świadkami Jehowy, głoszącymi innym to, czego się nauczyli. Oczywiście, nie uczono niczego o Jezusie ani o zbawieniu. Raczej przekonywano ich, że Armagedon stoi już u drzwi i tylko ci, wewnątrz miasta ucieczki, którym jest Organizacja Boża [Jehowy], mieli szansę uratowania się. Warto zauważyć, że zanim ludzie ci zaczęli kupować książki "Strażnicy", zanim przeszli domowe studium [biblijne] i zaczęli uczestniczyć w studium obwodu, mieli - wprawdzie bardzo słabe, ale mieli - wyobrażenie o zbawieniu od grzechu przez Jezusa Chrystusa. Obecnie wszelka myśl o Jezusie, jako Odkupicielu, została wymazana z ich pamięci, a duszą, umysłem i ciałem przeszczepieni zostali do Sal Królestwa Świadków Jehowy. Kościoły i inne ugrupowania, z których ich oderwano, stały się obecnie - w ich przekonaniu - "organizacjami Szatana", które wkrótce zostaną zniszczone. Armagedon zgotuje jednakowy los zarówno dla "religionistów", jak i dla świeckich. Ludzie ci, stanowili więc dzięki temu zwartą grupę. Spoiwem, które ich łączyło w poczuciu bezpieczeństwa, był sposób myślenia i instrukcje dostarczane przez "Strażnice". Ostatecznym wynikiem piątego stopnia wtajemniczenia były więc: 1) myślenie i postępowanie według masowych wzorców, 2) atmosfera zamkniętego klanu i nietolerancja wobec wszystkich ludzi, 3) poczucie bezpieczeństwa, zbawienia nie przez Jezusa Chrystusa, a przez Organizację, przez pozostawanie wewnątrz niej. Tak przygotowany człowiek gotowy był do szóstego stopnia, do głoszenia. Jeżeli bowiem był zbawiony przez pozostawanie wewnątrz Organizacji, to wszyscy inni - w jego przekonaniu - byli potępieni i trzeba było ich ratować. "Idź, i ty czyń podobnie!" (Łk 10, 37), mówiono im, nadużywając jak zwykle Pisma Świętego. Szóstym stopniem było więc specjalne szkolenie do głoszenia innym "prawd Strażnicy". Służyły temu celowi specjalne zebrania, na których uczono używania odpowiednich książek i literatury, metod świadczenia, grupowego zdobywania słuchaczy w domach, skłaniania ich do powtórnych zaproszeń, a nade wszystko zbieranie pieniędzy dla Towarzystwa Strażnica. Natomiast niczego nie uczono o życiu duchowym, o modlitwie. Wystarczyła umiejętność sporządzania sprawozdań z czasu użytego dla "Strażnicy" i uzbieranych pieniędzy. Siódmy stopień był przypieczętowaniem całej "pracy" wtajemniczenia przez przyjęcie chrztu. Następowało to po stwierdzeniu, że kandydat, czyli "człowiek dobrej woli", uczęszcza regularnie na odpowiednie zebrania i jest sprawnym "głosicielem Królestwa". Aktu tego dokonują zazwyczaj w czasie zebrania okręgu. Jest to rodzaj publicznego świadectwa - ostatni stopień wtajemniczenia. Chrzest ten nie ma nic wspólnego z analogicznym obrządkiem chrześcijańskim, jako że Świadkowie Jehowy nie wierzą w odrodzenie duchowe [43]. Takim, jakim praktykują go Świadkowie, był już stosowany przed chrześcijaństwem w misteriach babilońskich. Chrzest ten, będąc pożegnaniem z własną osobowością, z niezależnością myśli, z religią Jezusa, był równocześnie przyrzeczeniem zostania dobrym głosicielem Królestwa. Według instrukcji Towarzystwa [Strażnica] miana tego nie wolno nadawać nikomu, kto nie przyjął chrztu. Śmiało można powiedzieć, że człowiek ten stracił swoją duszę, aby pozyskać cały świat przez miano członka Towarzystwa Nowego Świata, jak nazwało się Towarzystwo Strażnica w tym okresie. DODATEK 2 ŚWIADECTWA 1. 10 dni kontaktu ze Świadkami Jehowy [...] Członkowie sekty nakręcani przez Towarzystwo Strażnica z Brooklynu nowojorskiego, chociaż przez jedyne 10 dni, ale wywarli znaczący wpływ na moje życie. Po licznych spotkaniach, w których uczestniczyłem (kiedy to obrzydzano mi naszą wiarę: "prano mózg"), byłem zdruzgotany i rozbity, na krawędzi załamania, nie wiedząc, co mam robić. Zacząłem mimo wszystko poszukiwać jakiegoś wyjścia. Zaczęło się to dziać wtedy, kiedy moja dziewczyna udała się na częstochowską pielgrzymkę. Kiedy zaś wróciła, usłyszawszy ode mnie o wszystkim, oddała głos swojej koleżance, która dostarczyła mi Pańską książkę [chodzi o książkę, o której będzie mowa dalej]. A było to w sierpniu 1988 roku. Od tamtej pory rozpocząłem częste czytanie Biblii, połączone z jej szczegółowym studiowaniem, rozdział po rozdziale. Pragnę teraz przedstawić szczegółowy opis tego, co rozegrało się w ciągu owych 10 dni. Był sierpień 1988 roku. Moja dziewczyna, Agnieszka, z którą poznałem się 4 miesiące wcześniej, przygotowywała się do pielgrzymki na Jasną Górę. W dniu, gdy rozpoczynała się pielgrzymka, po pożegnaniu z nią, udałem się do domu. I chociaż nie znaliśmy się długo, to jednak już wtedy zaczęło mi jej brakować. Zazdrościłem jej bliskiego obcowania z Bogiem, z tego też powodu powstała w moim sercu tęsknota za Tym, Który nas kocha i Który pozostał na zawsze w naszych sercach. Tak się złożyło, że następnego dnia, kiedy na przystanku autobusowym oczekiwałem na autobus do pracy, zauważyłem przy pobliskim bloku stojący autokar, na którym widniał przyklejony od środka plakat z napisem: "Kongres Świadków Jehowy - Sprawiedliwość Boża" - zaciekawiło mnie to. Tego samego dnia, przypadkowo na weselu spotkałem mojego kolegę. Tak się złożyło, że nasza rozmowa sprowadziła się do tego, co zobaczyłem na szybie stojącego autokaru. Okazało się, że mój kolega ma z nimi kontakt i uczestniczył w pierwszych 2 dniach kongresu świadków Jehowy na warszawskim stadionie dziesięciolecia. Podczas naszej rozmowy kolega opowiedział mi o "wspaniałej atmosferze", jaka między nimi panuje, tzn. "uczciwość, miłość, wiara - to atrybuty typowe dla nich" - tak mi tłumaczył. I dodał, że następnego dnia tzn. w niedzielę, odbędzie się ostatni dzień kongresu "Sprawiedliwość Boża". "Jeśli chcesz - powiedział mi - to można pojechać, z Ostrołęki jadą 3 autokary". Jak wcześniej napisałem, czułem wielki głód Boga, dlatego chętnie przystałem na jego propozycję, nie wiedząc zupełnie, w co się pakuję. Gdy następnego dnia z rana dotarłem do tej grupy, wsiedliśmy do autokaru i odjechaliśmy do Warszawy. Dosłownie od razu obsiedli mnie i zaczęli wykładać mi treść swojej nauki, wprowadzając mnie w temat, a przy okazji wmawiając mi, że Kościół Katolicki głosi naukę fałszywą, pełną odstępstwa i grzechu, co jest sprzeczne z treścią Biblii. Przez cały dzień kongresu (kiedy już się tam znalazłem) przenikała mnie "idea" ich społeczności. Przekonywali mnie (w telegraficznym skrócie), że żyjemy w dniach ostatnich, i jeśli ktoś nie przyjmie ich nauki, to zostanie zgładzony przez Jehowę, tak jak cały świat, w którym żyjemy. Doskonale posługując się wyrwanymi z kontekstu wersetami Ksiąg świętych, przekonywali mnie o prawdziwości swojej nauki. Potrafili perswazyjnie wzbudzić we mnie zainteresowanie swoją nauką, a zwłaszcza czasopismami "Strażnica" i "Przebudźcie się!" Przytaczając mi niechlubne fakty z historii Kościoła Katolickiego, potrafili doskonale obrzydzić mi jego naukę i wspólnotę, jednocześnie siebie ukazując w pięknym świetle, jako nieskalanych grzechem i okrutnie "prześladowanych przez świat" głosicieli najprawdziwszej nauki: dosłownie jako "męczenników za wiarę..." Po kolejnych spotkaniach (już po kongresie), miałem straszliwie "wyprany" mózg. Byłem rozbity wewnętrznie, na granicy załamania. Strasznie cierpiałem, kiedy już [nie] znajdowałem się pod ich wpływem. Kilkakrotnie myślałem o samobójstwie, a nocami zanosiłem się od płaczu. Później coś mnie tknęło, żeby się modlić: "Boże! Błagam Cię, daj mi Cię poznać takim, jakim jesteś naprawdę". Doskonale pamiętam, jak obrzydzali mi kult krzyży, "obrazków" [świętych wizerunków], nawiązując do starotestamentowych bałwochwalczych kultów Baala i Molocha, których dopuszczali się Żydzi, odstępujący od prawdziwej wiary w Jahwe. Prawdy wiary, o jakich mi mówili, tzn.: że Jezus nie jest Bogiem; że Trójca Św. w ogóle nie istnieje [a] Duch Święty nie jest Osobą; [że] dusza ludzka umiera wraz z ciałem..., itp. To zaprzeczenie prawdom wiary przyprawiało mnie o zawrót głowy, wprawiając w przerażenie na myśl, że to, w co do tej pory wierzyłem, było po prostu kłamstwem. Jednego razu mój kolega (w czasie spotkania) opowiedział o tym, jak syn pewnego kościelnego, będąc w trudnej sytuacji, a nawet bardzo [trudnej], napuścił sobie do wanny wody i podciął sobie żyły. To, co zauważyłem wtedy, po prostu mnie przeraziło: parsknęli śmiechem, jakby ktoś opowiedział im "mocny" dowcip. Już wtedy zauważyłem [u nich] dwie wielkie sprzeczności. Gdy teraz spojrzę na to wszystko z góry [tzn. z dystansu], to odnoszę wrażenie, że za tymi ludźmi stoi jakaś dziwna, tajemnicza, demoniczna siła, która nimi kieruje. Strasznie upływały mi te dni, kiedy rozgrywały się te wydarzenia. Wreszcie po 10 dniach oczekiwania, wróciła z pielgrzymki moja dziewczyna, Agnieszka. Gdy opowiedziałem jej o wszystkim, skutek był taki, że była bardzo, bardzo smutna i powiedziała mi, że zaprosi swoją koleżankę, aby ona "otworzyła mi oczy" na ich naukę. 3 dni później, jej koleżanka, Beata, przychodząc na spotkanie ze mną, przyniosła napisaną przez Pana książkę pt. Pismo Święte przeczy nauce świadków Jehowy. Co prawda z oporami, ale przyjąłem tę książkę do przeczytania. I rzecz dziwna, kiedy zacząłem ją czytać widząc naukę Biblii w prawdziwym świetle, poczułem, że zaczynam stawać na nogi i uwalniać się od mylnych przekonań, jakie już się we mnie zakorzeniły. Po przeczytaniu całej książki, poczułem się naprawdę wolnym człowiekiem, a to, co wydarzyło się, przyczyniło się do tego, że zacząłem studiować Księgi święte Starego i Nowego Testamentu... Maciek R., Ostrołęka. 2. "Jestem w jej oczach niewierzącym" Kto dał świadkom Jehowy moralne prawo do rozbijania rodzin? Co ja mam zrobić, gdy żona moja została świadkiem Jehowy? Przez ostatnie dwa lata wciąż muszę z nią walczyć o to, w jakim duchu mają być wychowywane nasze dzieci. Ze swoich zebrań z "Sali Królestwa" przynosi coraz to nowe twierdzenia, często są to cytaty z Pisma Świętego, które ją ustawiają przeciwko mnie. Ja, wierzący i praktykujący katolik, jestem w jej oczach niewierzącym. Śmie nawet cytować mi Apostoła Pawła: "Uświęca się bowiem mąż niewierzący dzięki swej żonie" (1 Kor 7, 14), tłumacząc mi, że ona nasz związek uświęca i ma prawo do przekazywania swojej wiary. Żaden z moich argumentów nie ma w jej oczach jakiejkolwiek wartości. Żona uważa, że ma jedyną rację, i wszystko, co przeczytała w "Strażnicy", jest dla niej dogmatem. Moje argumenty zbija cytatem z Pisma Świętego albo tym, czego się nauczyła ze "Strażnicy", a gdy jedno lub drugie da się obalić, ona i tak wie, że ma rację. Już nie wiem, co robić. Jestem cały obolały i cierpiący. Przecież to wszystko dzieje się w moim małżeństwie i w mojej rodzinie, w moim mieszkaniu. Wywalczyłem sobie prawo do wychowania dzieci w wierze katolickiej, w której przecież wzięliśmy ślub. Ale jest to rozwiązanie siłowe, a żona przecież i tak będzie przemycała dzieciom swoją naukę. Zresztą otwarcie twierdzi, że czeka na ich pełnoletność. Proszę mi wierzyć, że chwilami już nie mam siły i najchętniej wziąłbym rozwód. Przed takim rozwiązaniem powstrzymuje mnie moja wiara, miłość do dzieci i żony - bo przecież nadal ich kocham (ona też deklaruje swoją miłość) - a także obowiązek właściwego wychowania moich dzieci. Jednak bardzo się boję, że nie udźwignę już tego krzyża i że w końcu rzeczywiście się rozwiodę. [...] Efektem tych wszystkich zdarzeń jest nerwica serca i rodząca się obsesja na punkcie świadków Jehowy. [...] Proszę, aby ten list był przestrogą dla całej wspólnoty wierzących w Kościele, i nie tylko w Kościele katolickim. Nie chcę, aby to, co mnie dotknęło, było udziałem innych ludzi. Codziennie przebaczam i staram się przebaczać sprawcom mojej udręki (znam ich osobiście) i uszanować ich w miłości bliźniego, ale nienawiść i żółć też się wylewa, a wtedy wszystko odżywa na nowo. 3. "Bogiem tatusia jest szatan" Pragnę podzielić się problemami, które głęboko leżą w moim sercu. Dziękuję za modlitwy w intencji mojej żony - świadka Jehowy. Myślę, że życie przy boku kogoś z organizacji Strażnica, oprócz cierpień, jest też cennym doświadczeniem. Mnie osobiście dało to bardzo dużo. Po pierwsze: sięgnąłem po Biblię zaintrygowany wypowiedziami świadków Jehowy. Po drugie: ogromna chęć udowodnienia im błędów i fałszerstw sprawiła, że sam głęboko zacząłem rozważać teksty święte. Dopiero teraz widzę bogactwo przesłań Jezusowych, sens dogmatów wiary, rzeczywistość sakramentów, mnogość darów Eucharystii. Po trzecie: życie katolika, to nie tylko chodzenie do Kościoła, ale głoszenie i świadczenie, odważne świadczenie o Jezusie wszędzie, gdzie jesteśmy: w sklepie, na ulicy, w pracy. Po czwarte: to świadkowie Jehowy swym ciągłym atakowaniem i poniżaniem Matki Bożej, zmusili mnie do rozmyślań. Skutek jest taki: oddałem się osobiście pod Jej opiekę. Chcę Jej macierzyńskiego ciepła, niech w prośbach swoich wstawia się u Swego Syna, bo któż zna Go lepiej, jak Matka. To Ona cierpiała wspólnie pod krzyżem, to Ona była wierna Jezusowi do końca, to Ona objawiła się w Lourdes, Fatimie, Gietrzwałdzie, a teraz w Medjugorie, to Ona wzywa do modlitwy i pokuty. Teraz wiem, jak byłem biedny bez Niej. Po piąte: od dwóch lat uczestniczę w spotkaniach grupy modlitewnej, prowadzonej przez dwóch wspaniałych księży. Tej radości nie da się po prostu opisać. Jak dobrze jest wspólnie wielbić Boga. Reasumując: odpowiedź na to wszystko może być jedna - Pan Jezus mnie kocha, pragnie, abym stał się żywy w żywym Jego Kościele. Nagina On moją pychę, lenistwo... i sam jeszcze nie wiem co, bym szedł i siał ziarno Jego Ewangelii. Z tego miejsca gorący apel do wszystkich ludzi będących w rozpaczy, a których najbliżsi wstąpili do organizacji Strażnica (czytałem o takich nieszczęściach w "Effacie"). Nie załamujcie rąk, Pan Jezus to wszystko widzi, a skoro pozwala, by świadkowie Jehowy obrażali Go, to znaczy, że chce się nimi posłużyć dla nawrócenia wielu. Hiob też stracił wszystko, co miał na ziemi, a potem to odzyskał z woli Bożej. To prawda, że serce pęka na taki widok, gdy dwie moje córki (4 i 6 lat) mówią: "Bogiem tatusia jest szatan" i chcą chodzić z mamusią na zebrania świadków. Kiedy poszedłem z nimi do kościoła - nie uklękły ze mną i nie przeżegnały się, a po wieczornej modlitwie, młodsza dumnie powiedziała: "Ja i tak do Jehowy się modliłam". Moja odpowiedź na to wszystko brzmi: "Bądź wola Twoja, Panie!" Ja i tak będę je kochał do końca, jak Chrystus kocha swój Kościół. Stwierdzam, że świadkowie są wielkim nieszczęściem dla całej ludzkości, lecz - poprzez cudowny plan Boży, może dla mnie i dla wielu staną się błogosławieństwem? Chwała Chrystusowi za każde doświadczenie. Lech S., Olsztyn. 4. Opętali mego syna i córkę Chcę, aby tragedia, którą przeżyłam, dotarła do rodziców i ich pociech - ku przestrodze. W życiu przeszłam niejedno, ale zawsze myślałam i wierzę, że Pan Jezus cierpiał bardziej i pocieszałam samą siebie. 1 lipca 1992 r. mój syn Maciej skoczył do wody na głowę. Nieudany skok - paraliż czterech kończyn. Lekarze walczyli o jego życie, ja natomiast szukałam ratunku u Boga i Matki Boskiej. Maciejowi lekarze dawali 2 tygodnie życia. Poświęciłam się całkowicie modlitwie. Przyjmowałam codziennie Komunię Św. Przywieziono mi z Lichenia wodę i opłatek dla chorych. Podzieliłam innych chorych i syna tym opłatkiem, dawałam mu do picia tę wodę i pocierałam mu nią ręce i nogi. Stał się cud - Maciej przeżył. Kryzys minął - powracał do zdrowia. Jednak był załamany psychicznie. Starałam się mu pomóc i przekonać, że wiara czyni cuda, aby uwierzył, że wyzdrowieje. Był dobrym synem i katolikiem, w szpitalu przyjmował Komunię Św. Za jego zdrowie oddałabym swoje życie bez chwili wahania. Przyrzekłam ordynatorowi, że nigdy przy Maćku nie zapłaczę. Tak było, lecz gdy wychodziłam ze szpitala, płakałam na głos. Teraz, gdy to wspominam, zastanawiam się, skąd miałam tyle siły, jak mogłam pogodzić tyle obowiązków. Wiem - jestem przekonana, że to łaska Boga. To On dodawał mi siły, by wytrwać w tym nieszczęściu. Po roku udałam się do lekarza, który leczył Maćka - był zaskoczony postępami w leczeniu. Zrobiliśmy zdjęcia rentgenowskie - okazało się, że Maciej uzyskał 40% poprawy zdrowia. Lekarz powiedział, że gotów jest uwierzyć w cuda. Według jego wcześniejszych rokowań Maciej miał nadawać się tylko do łóżka ortopedycznego, a jest w stanie jeździć na sportowym wózku inwalidzkim. Po powrocie do domu, syna zaczęli odwiedzać koledzy - w tym świadek Jehowy, który był niegdyś naszym sąsiadem. Nie podejrzewałam, aby świadkowie Jehowy mogli omotać mego syna. Następną tragedią była śmierć mojego męża: wyszedł do pracy i już nie wrócił. Utonął. Kolejne załamanie. Zostałam sama z trojgiem dzieci. Rozumieliśmy się jednak i pocieszaliśmy wzajemnie. Tego ciepła i harmonii teraz mi brakuje. Nadal pracowałam, pomimo tego, że jestem na rencie chorobowej. Nie mogłam dopuścić, aby czegoś brakowało moim dzieciom. Poświęciłam się dla nich całkowicie. Skończyłam też kurs samochodowy, aby w razie potrzeby móc wozić mego syna. Nie chciałam być od nikogo zależna. To wszystko robiłam dla nich, bo sądziłam, że kiedyś zostanie to docenione. Niestety spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Po tylu poświęceniach zostałam odtrącona przez Maćka i swą córkę Kasię (która także zamierza zostać świadkiem Jehowy). Stało się to potajemnie - zostali opętani przez sektę świadków Jehowy. Moje słowa i uczucia przestały mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie. Zniszczyli książeczki do nabożeństwa, różańce - nie tylko swoje, ale także moje, męża i starszego syna. Maciek powiedział mi też, że swój krzyż od bierzmowania wyrzucił do kosza na śmieci. Bardzo rozpaczałam, że wyrządzili mi taką krzywdę - byłam bliska obłędu. Prosiłam Katarzynę, aby posprzątała grób ojca, ale nie zrobiła tego, bo na cmentarzu są krzyże. Mimo że źle się czułam, musiałam zrobić to sama. Nad grobem męża ogarnął mnie żal i rozpłakałam się. Gdyby żył, nie dopuściłby do tego. Prosiłam go w myślach o radę: jak mam dalej żyć? Psychicznie załamana, wróciłam do czterech ścian i położyłam się, aby odpocząć, bo upały i zmęczenie dały o sobie znać. Po krótkim odpoczynku wstałam i upadłam. Straciłam przytomność. Mam kłopoty z sercem, więc w pierwszej chwili sądziłam, że to serce. Okropny ból w klatce piersiowej i rozległy siniak na nodze. Sama jak kołek w płocie - nikogo, kto mógłby udzielić pomocy. Okazało się, że mam pęknięte żebro. Żadnej litości i współczucia ze strony Macieja i Katarzyny - mają swoich "braci" i "siostry" - świadków Jehowy, ja jestem im nie potrzebna. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy: syn chciał mi pokazać, jak łamie się obrazy na mojej głowie. Zaczęłam płakać. W nerwach powiedziałam, że dobrze, że ma bezwładne nogi, to nie będzie mógł podeptać krzyża. Odparł, że może po nim pojeździć kołami. Zastanawiałam się, co jeszcze ci ludzie mogą mi zrobić, aby doprowadzić mnie do obłędu. Pewnej nocy miałam sen: przyśnił mi się mój mąż. Wyszedł z mgły ubrany w biały habit, przepasany brązowym sznurem - ręce trzymał w rękawach. Powiedział mi, że zostałam na ziemi, bo mam dużo do zrobienia, że nie mam prawa załamać się, że muszę walczyć. Słyszałam oddalający się głos: "Walcz, walcz, jesteś silna! Walcz!" Ten sen bardzo mi pomógł. Nie poddam się i będę walczyć z tą sektą, gdyż uważam, że są to źli ludzie. Myślę, że skrzywdzili nie tylko mnie, ale także moje dzieci, bo ich serca zamieniły się w głazy. A. S., Augustów. 5. "Teraz już wiem, co znaczy Antychryst i jego nauka" [...] Moja mama chodziła co tydzień do Komunii, prawie co dzień do kościoła, jeździła w pielgrzymkach nawet do Lichenia itp. Gdy zetknęła się ze świadkami Jehowy, bluźni na wszystko, co święte, aż krew we mnie kipi. Wszystko, co święte wyrzuca, pali, ściąga, zaprzecza i bluźni. Aż do momentu, gdy ściągnęła krzyżyk ze ściany. Dość tego! Krzyża z serca mego nie usunie. Byłem spokojny, ale do czasu, czy my jesteśmy zwierzętami? Bez wiary! Mówi, że wszystkie obrazy i krzyż to bałwany. Aż wstyd powtarzać, ale wybaczcie mi to. Ciągle mówi Babilon, Armagedon, Potop itp. Teraz już wiem, co znaczy Antychryst i jego nauka. Dość długo szukałem właśnie takiej książki, oprowadzającej po Piśmie św., ponieważ sam czytałem coś i 10 razy, ale dopiero po przeczytaniu Waszej książki [chodzi o książkę: Pismo Święte przeczy nauce świadków Jehowy] uświadomiłem sobie odpowiedź na zarzut i upewniłem się o zgodności z nauką Kościoła. Cały wic polega na tym, że księża na kazaniach (młodzi) mówią, że świadkowie postępują właściwie (dobrze się odnoszą). Wyciągam wniosek, że księża nie są należycie szkoleni. Na parafii jest obecnie po 3-5 księży i to wszystko jest obojętne, czekają, aż świadkowie ściągną Krzyż z kościoła lub naplują księżom w twarz. Pamiętam, jak babcia mi mówiła dawniej, [że] jak się zjawili, to chłopi ich przegnali, a obecnie księża mówią, bierzcie z nich przykład. (Jakbym nie słyszał, to bym nie pisał). Dość długo szukałem właśnie takiej książki. Czy my nie zauważamy, że pełne są stadiony, tak że to nie jest problem marginesowy, lecz społeczny, bo jest ich obecnie tysiące, a jutro będą miliony. Sekta ta pochodzi z Zachodu, a tam wszystko jest biznesem, są nawet w stanie wmówić koniec świata. Zająć majątki i upozorować samobójstwo lub inne nieszczęście, jak to było już w puszczach Gujany itp. Rozmawiałem ze sprzedawczynią w Katowicach, to mówi, że nawet księża się pytają o podobne książki, które obejmowałyby zarzuty i odpowiedzi... Henryk B., Chorzów. 6. Sieją przewrotne doktryny Pragnę Panu [mowa o p. Tadeuszu Kundzie] pokrótce opisać historię, która z pozoru może jest banalna, ale chciałbym, żeby była przestrogą dla innych ludzi. Otóż ponad 5 lat temu świadkowie Jehowy zapukali do moich drzwi. Kilkakrotnie żona moja, Teresa, zbywała ich, ale ja przytłoczony cierpieniami duchowymi, problemami zdrowotnymi oraz sytuacją w kraju, nie widząc sensu życia, postanowiłem ich posłuchać. Świadkowie Jehowy to dobrzy psycholodzy, bazujący głównie na problemach życia codziennego, byli wytrwali i w końcu znaleźli u mnie podatny grunt, gdyż moje cierpienia, załamanie, zachwiało potężnie moją wiarę katolicką. Zgodziłem się na zaprowadzenie u mnie tak zwanego studium biblijnego. Świadkowie Jehowy roztaczali przede mną wspaniałą wizję życia wiecznego na rajskiej ziemi. Zapewniali, że już w niedługim czasie Bóg usunie wszelkie zło i usunie inne religie, a tylko świadkowie Jehowy wejdą do nowego świata, w którym zapanuje pokój. Cytaty jakie przytaczali ze swoich publikacji, takich jak "Strażnica" i "Przebudźcie się!", znajdowały jakby potwierdzenie w Piśmie świętym. Nauki te były tak sugestywne, iż uwierzyłem, że znalazłem swoją drogę do zbawienia. Po skończonym studium, które odbywało się raz w tygodniu i trwało 1 godzinę, zawsze był czas na luźną rozmowę. Ludzie, którzy do mnie przychodzili, byli zawsze bardzo mili, serdeczni, przejawiali duże zainteresowanie moimi problemami. W ciężkich chwilach ofiarowali swoją pomoc i uwierzyłem, że nareszcie znalazłem przyjaciół. Jakież to było bardzo obłudne i fałszywe, dopiero teraz zrozumiałem. Pragnę też Pana poinformować, że w czasie takich rozmów, w delikatny sposób, mimochodem, ale zawsze mieli coś negatywnego do powiedzenia na temat księży, Kościoła lub Papieża . Spytano mnie kiedyś, czy wiem, co znaczy słowo "parafianin" - nie wiedziałem, więc ze słownika wyrazów obcych przeczytano mi to, co cytuję: "Parafianin - to człowiek parafii, przestarzale - człowiek bez ogłady, wykształcenia, zacofany i ograniczony". Koniec cytatu. Cóż, taki się też poczułem, gdyż moja wiedza religijna była minimalna. Po 2 lub 3 miesiącach studiowania książki wydanej przez świadków Jehowy pod tytułem Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi, zaczęto delikatnie naciskać na mnie, jak i na żonę, by przyłączyła się do studium. Sugerowano też, że koniec świata jest bliski. Kiedy nastąpi Armagedon, ja wejdę do nowego świata, a moja żona zginie. Tak też zaczęliśmy studiować obydwoje z żoną, a po pewnym czasie przyłączyła się do nas moja córka. Zaczęliśmy uczestniczyć w zebraniach w tzw. Sali Królestwa; czytać tak jak nam sugerowano tylko i wyłącznie wydawnictwa świadków Jehowy; pozbyliśmy się z domu wszystkich obrazów świętych, wizerunków Jezusa Chrystusa, Maryi oraz krzyża, gdyż to w oczach świadków Jehowy było bałwochwalstwem. Oboje z żoną i córką nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, ale tak ukierunkowano nasz tok myślenia i postępowania, że można śmiało powiedzieć, że robiono nam pomału, ale systematycznie, pranie mózgu. Pozbyliśmy się również z domu książek, a muszę Panu powiedzieć, że mieliśmy piękną domową bibliotekę z klasyką i beletrystyką: dzieła Sienkiewicza, Bunscha, Kraszewskiego oraz innych uznanych pisarzy. Czytaliśmy tylko to, co otrzymaliśmy od świadków. Artykuły narzucone odgórnie, nie wiadomo przez kogo napisane, bo nigdy nie były przez nikogo podpisane, były anonimowe. Zerwaliśmy też wszelkie kontakty z rodziną. Ciągle wspominano, że czas końca jest bliski. Naciskano, żebyśmy zaczęli głosić drugim o Królestwie Bożym, pomimo że nasza wiedza była minimalna. Ale do głoszenia od drzwi do drzwi zawsze chodziliśmy z doświadczonym głosicielem. Naciskano również, żebyśmy przyjęli symbole, to znaczy chrzest. Ja zrobiłem to pierwszy, żona z córką ciągle się wahały, ale po pewnym czasie i one zostały ochrzczone. Zapyta Pan, czy moje życie i mojej rodziny stało się szczęśliwsze, beztroskie? Nie! Ciągle miałem jakieś wątpliwości, miotały mną sprzeczne uczucia, ciągle mi czegoś brakowało, zerwaliśmy wszystkie kontakty z rodziną bliższą i dalszą, nie braliśmy udziału w żadnych uroczystościach rodzinnych, ale zastępcza rodzina "świadków" nam nie wystarczała. W końcu to przecież obcy ludzie, ale wmawiano nam, że stanowimy jedną rodzinę świadków Jehowy. Studiując sam z żoną Pismo święte, przyłapywałem się na tym, że wersety, które cytują świadkowie, są wyrwane z kontekstu. Zacząłem porównywać Pismo święte w wydaniu świadków Jehowy, protestanckie oraz wydanie katolickie, i tą metodą stwierdziłem, że Pismo święte świadków ma wiele nieścisłości, dodanych wyrazów, przecinków, które zmieniają sens całego zdania lub całego tekstu. Kiedy rozmawiałem o tym ze starszymi zboru, próbowano mi wmówić, że wszystko jest w porządku, że tak powinno być. Nie starczyło by czasu, Panie Tadeuszu, bym przytoczył wszystkie wątpliwości, które dręczyły mnie i moją rodzinę, oraz omówienie ich, a więc o Boskości Chrystusa, o nieśmiertelności duszy ludzkiej, czy Maryja, Matka Boża jest zwykłą kobietą (do takiej rangi zdegradowali ją świadkowie), czy jest osobą świętą, czy istnieje piekło, kwestia krzyża, tradycji chrześcijańskich i wiele, wiele innych. W modlitwie prosiłem Boga o jasność umysłu i zrozumienie, jak również o pomoc Ducha Świętego. Ta misterna budowla, jaką świadkowie starali się zbudować na mojej niewiedzy, runęła w gruzy. Miłosierny, Wszechmocny Bóg dał mnie, marnotrawnemu synowi, szansę powrotu do Jego Chrystusowego Kościoła. Tą szansę stworzyła mi nasza kuzynka, mocno stojąca w wierze, która podsunęła nam Pana książki. W chwili, kiedy wraz z rodziną podjęliśmy decyzję o wystąpieniu z organizacji i zakomunikowaliśmy to starszym zboru, zaczęły się naciski. Próbowano wszelkimi sposobami zatrzymać nas w organizacji. Proponowano nam, abyśmy przez jakiś czas byli nieaktywnymi członkami, nie chodzili do służby i nie brali żadnego udziału w życiu zborowym, a tylko modlili się o pomoc do Boga i czytali literaturę świadków, która pomoże nam przetrwać kryzys. Argumenty moje na temat fałszywych proroctw, czyli końcu świata, które tak często przepowiadali, a które nie spełniały się, zbywali wykrętami. Kolejnym argumentem było to, iż czytając tej organizacji historię, dowiedziałem się, iż świadkowie dawniej obchodzili święto Bożego Narodzenia, symbolem też ich był krzyż w koronie, który tak często widniał na okładce "Strażnicy". W roku 1936 świadkowie stwierdzili, że dostali nowe objawienie i zamienili krzyż na pal. Każda zmiana przywódcy tej organizacji niosła za sobą kolejne "objawienia" i kolejne zmiany. Nie wiem, na jakiej podstawie "prorocy" z Brooklynu obliczyli, że tylko 144 tys. ludzi wejdzie do nieba i że ten ostatek, który został, liczy sobie około 6000 osób żyjących jeszcze na ziemi. Powoływano się na werset Mt 24, 34. A więc czas jest bardzo bliski, gdyż pokolenie żyjące od 1914 roku, jest już w bardzo podeszłym wieku, [i] z chwilą, kiedy ostatni z nich umrze - nastąpi Armagedon. Ponieważ kolejne proroctwo może się nie spełnić, ci wspaniali "prorocy" wymyślili nowe objawienie, które mieli przekazać na łamach kolejnych "Strażnic". Będąc w tym roku w Ustce, zostałem zaczepiony przez kobietę świadka Jehowy, która proponowała mi czasopisma. Odmówiłem i powiedziałem, że nie chcę w ogóle rozmawiać ze świadkami, gdyż sam byłem świadkiem i w kwietniu tegoż roku wystąpiłem wraz z rodziną z organizacji. Wywiązała się między nami dyskusja i kobieta ta sama przyznała, że jest w trzecim pokoleniu [rodziny, która należy do organizacji]. Już będący świadkiem jej dziadek, w 1975 roku twierdził, że miał nastąpić koniec świata. Pożegnał się z rodziną, poszedł na miejsce zbiórki, bo miał być żywcem wzięty do nieba. Nie było żadnego cudu, dziadek wrócił nad ranem do domu. Ale u świadków jest ślepe posłuszeństwo i w Brooklynie wykręcili się, że nastąpi nowe objawienie. Rozmowa ze mną dała jej dużo do myślenia, a zwłaszcza [gdy] poprosiłem ją, aby sobie przeczytała wersety z Księgi Powtórzonego Prawa 18, 20-22, gdzie jest wyraźnie napisane, że fałszywy prorok prorokuje, ale Bóg go nie posłał i jego przewidywania się nie spełniają. Taki [prorok] zasługuje na śmierć. Miłość, o której tak chętnie głoszą świadkowie, jest bardzo obłudna i fałszywa. Z chwilą, kiedy wystąpiliśmy z organizacji ludzie ci, a z niektórymi byliśmy bardzo blisko, odwrócili się od nas, na ulicy na nasz widok odwracają głowy, udają, że nas nie widzą i nie znają, ludzie, którym nic złego nie zrobiliśmy, a muszę Panu nadmienić, że nie było żadnego biblijnego wykroczenia, żeby nas tak traktować. Za to w Kościele, kiedy postanowiliśmy odnowić akt wiary i powrócić jak te zbłąkane owieczki do owczarni, zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie. Mnie, moją żonę i córkę przy ołtarzu przywitało aż 4 księży. Była uroczysta Msza, którą celebrowało 4 księży z proboszczem na czele. Zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie i z radością. Było to wspaniałe przeżycie. Większość z nas, katolików śpi duchowo, nie śpią natomiast świadkowie Jehowy oraz inne sekty. Sieją przewrotne doktryny. Nie dajmy się wciągnąć. Dziękujemy Panu Bogu i Matce Bożej, że powołali tak wspaniałych ludzi jak Pan, Panie Tadeuszu, i tak pokierowali Pana krokami, iż potrafi Pan znaleźć odpowiedź na zarzuty świadków Jehowy oraz innych sekt. Serdecznie dziękujemy za okazaną pomoc. Szczęść Boże! Teresa, Lech N. i Beata M., Puławy. 7. "Opuściłem tę najbardziej zakamuflowaną organizację szatana" Tak się składa, że ja byłem świadkiem Jehowy przez 27 lat. Dziś jestem najbardziej szczęśliwym człowiekiem na ziemi, a to dlatego, że 8 lat temu opuściłem tę najbardziej zakamuflowaną organizację szatana. Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością . Roman S. z Włocławka. 8. Przez 38 lat "produkowałem" tzw. świadków Jehowy Wszelkie moje oświadczenia na temat organizacji świadków Jehowy są zarejestrowane w Sądzie pod przysięgą i mają charakter ostrzegawczy dla: w błąd wprowadzonych ofiar "jutrzejszych", ofiar domów dla obłąkanych, samobójców, rodzin zrujnowanych materialnie i duchowo oraz innych tysiące, których Strażnica uwiodła. Osobiście, ja sam przez 38 lat "produkowałem" w Polsce i w Niemczech tzw. świadków Jehowy, jako przewodniczący okręgu. Żałuję tego i wszystkich przepraszam. Oby Bóg raczył przebaczyć moją winę przez Jezusa Chrystusa Syna Swojego. Były świadek Jehowy - Georg N., Duisburg. 9. "Byłem numerem statystycznym" Drodzy Przyjaciele! Chciałoby się rzec: "Kochani Bracia w Chrystusie!" Dlaczego nie mogę tak powiedzieć? Ponieważ mam obciążone sumienie, bo przecież występowałem przeciwko Chrystusowi. Przemierzałem ulice, miasta, wsie na terenie Polski. Głosiłem, wtedy wydawało mi się, prawdę. Byłem nieraz używany do zadań specjalnych. Jedno z takich zadań, to były częste wyjazdy do Republik Związku Radzieckiego, i tam przemycałem tę truciznę Strażnicy, którą zaraziłem siebie i innych. Ciężka i długa była droga do Niepokalanowa, trwała 15 lat. Mój los, mój terror, jaki przeżyłem w organizacji, jest rzeczywiście doświadczeniem. Pewnego razu nie poszedłem już na zebranie, pewnego dnia postawiłem na swoim, nie tylko powiedziałem, ale napisałem list, z którego treści brzmiało jednoznacznie: występuję z organizacji. W punktach podałem dlaczego. Kochani, dziś radość wstąpiła do mego serca, dziś czuję się tak, jak bym Pana Boga za nogi złapał, ale obciążone sumienie jest nadal. Bo to nieważne, że wyście mnie przyjęli jako syna marnotrawnego i przyjęliście mnie tutaj dzisiaj, nakarmili i gościcie, a nie zlinczowaliście mnie. Ważne jest to, jakie ja mam sumienie, i co Bóg myśli w tej sprawie. [...] Kiedy byłem i kiedy działałem w organizacji, narobiłem wiele zła. Wtedy byłem przekonany, że idę z Pismem św., a ja szedłem ze "Strażnicą". Przekonanie moje polegało na stwierdzeniu, że "Strażnica" jest zgodna z Pismem św., ale stwierdzić tu trzeba, że Pismo św. nie jest zgodne ze "Strażnicą". Odnośniki ze "Strażnicy" mówią nam, że znajdujemy to w Piśmie św., ale wskazane treści Pisma św. mówią nam zupełnie co innego, niż sugeruje "Strażnica". To jest mechanizm działający przez Brooklyn, to jest synagoga szatana. Stwierdzam: Pismo św. mówi wyraźnie, że szatan zamienia się w anioła światłości [por. 2 Kor 11, 14]. Biblia podawana w ten sposób przez "Strażnicę", jest zbiorową hipnozą. Zbiorową, bo przecież opanowała 205 krajów [obecnie działają w 235]. Przed chwilą słyszeliśmy, w jakim stopniu zarażone są kraje, szczególnie Polska i Włochy [u nas jest aktualnie ponad 124 tys. Świadków, we Włoszech blisko 230 tys.]. Nawiązaliśmy kontakty z byłymi świadkami Jehowy z terenów Grecji, Włoch, Niemiec, USA, a ostatnio Czechosłowacji. Ci ludzie tak są zniewoleni, tak są potargani, że końcem tego wszystkiego jest często samobójstwo lub obłąkanie. Notuje się bardzo dużo przypadków choroby psychicznej. Dostaję tragiczne listy. [...] Tak, to prawda. Tam działa pewien mechanizm. Zaskakują szarego katolika na każdym kroku. Nie wierzcie w to, że ci ludzie przekazują prawdziwe wiadomości. Dzisiaj mówię każdemu, że na nowo się uczę. Przecież ja byłem zakodowany. Byłem numerem statystycznym. Znałem tematy tylko powierzchownie i tymi tematami operowałem. Dzisiaj powiem wam prawdę: wstyd mi, że byłem w takiej organizacji. Kiedy roztrząsam takie sprawy, jakieś tematy dotyczące organizacji świadków Jehowy, to mi wstyd, że ja w to kiedyś wierzyłem. To są tak płytkie sprawy, łatwe do obalenia Pismem św. i logiką. Bardzo mnie to ucieszyło, kiedy widziałem taką silną grupę braci w Elblągu, którzy działają i odwiedzają mieszkania świadków Jehowy. I z Biblią w ręku obalają ich fałszywe nauki. To jest coś fantastycznego. Ale takich pionierów powinno być więcej. Ubolewam nad tym, że tu na tym spotkaniu nie ma tych, którzy powinni być, a szczególnie nie ma księży z tych miejscowości, gdzie najwięcej jest zborów świadków Jehowy. Księża na ogół nie mają czasu, zajęci pracą administracyjną. Ja osobiście kilka razy byłem w mojej miejscowości u księży. Niestety, nie mieli czasu mnie wysłuchać. Nie mieli czasu nawet przeczytać tego, co przyniosłem. Chcę posłużyć się kilkoma takimi przykładami. W organizacji świadków bardzo często posługiwano się księżmi katolickimi. To znaczy adeptowi, który wkroczył już na drogę Strażnicy, lecz wahał się, mówiono: "Idź do księdza i zapytaj, daj po prostu konkretne pytanie". Wiadomą jest rzeczą, że ten ksiądz nie ma czasu. I wtedy odbywało się to w ten sposób: "Proszę księdza ja mam taką i taką sprawę". "A jaką?" I on mówi: "To z takimi głupotami przychodzisz do mnie? Daj mi spokój, nie mam czasu". Już był stracony, a dla Strażnicy pozyskany. Wtedy się mówiło: "Widzisz? Ten ksiądz nigdy ci na to pytanie nie odpowie". Ja nie stwierdzam tu dzisiaj, że ten ksiądz jest niewykształcony, że ten ksiądz jest na niskim poziomie uduchowienia, nie, ja tylko mówię to, że ten ksiądz nie potrafi wykorzystać swojej elokwencji, swego wykształcenia do rozmowy z tym sekciarzem. A on jest przecież tym pasterzem, który powinien tej trzody strzec. [...] Dzisiaj, gdy jest mi wstyd, że byłem w organizacji świadków i uwierzyłem w takie bałamutne kłamstwa, na moje pocieszenie mam tylko to, że przecież tylu ludzi jest mądrzejszych ode mnie i oni również dali się zwieść. Są wśród nich lekarze, profesorowie, są tam ludzie z wielkim polotem - i dali się również omamić. [...] W tym systemie świadek Jehowy nie może przyjąć żadnej, dosłownie żadnej innej nauki. Ja do tego stopnia byłem zniewolony, że nawet pozwoliłem, aby świadkowie starsi doświadczeniem spalili moją bibliotekę, bo w mojej bibliotece były materiały nie pochodzące z Towarzystwa Strażnica. Dzisiaj biblioteka moja jest na nowo uzupełniana. I znów się wstydzę, że do tego stopnia dałem się ogłupić. Dlaczego świadkowie Jehowy tak łatwo trafiają do ludzi? Jak to się dzieje? Na to trudno dać odpowiedź. Łatwiej jest powiedzieć na przykład, jak trafiono do mnie, do mojej żony. Jak to się stało? Do jakiej rodziny należę? Oczywiście, że rodzina nasza od prapradziadów jest rodziną katolicką. Na jakim poziomie jest ta rodzina? No cóż, w naszej rodzinie jest dwóch księży. W naszej rodzinie są artyści, malarze, poeci i muzycy, kompozytorzy i lekarze. I do takiej rodziny również zagościła Strażnica. Coś niesamowitego. Do jakich jeszcze rodzin trafiają? Do rozbitych małżeństw, do rodzin, gdzie zawitał alkoholizm, śmierć, czy choroba. Zakładają z zainteresowanym studia biblijne i prowadzą na zebrania i czynią głosicielem. Kończy się wszystko przyjęciem chrztu. Wówczas stoisz już na własnych nogach, ale nie potrafisz zrobić kroku ani w lewo, ani w prawo, bo masz narzucone "chomąto" i klapki na oczy i koniec, i ciągniesz równo. Jeśli tylko poczniesz wierzgać, od razu masz komitet sądowniczy, który do reszty wypierze twój mózg, bo był jeszcze niedoprany. Kodowanie i pranie mózgu inaczej odbywa się. Odbywa się przez okres przygotowania do chrztu, a dalej już zbiorowo. [...] Kochani, Biblią można wygrać każdą melodię. Dlatego dzisiaj po tylu latach stwierdzam, i nie mogę tego nie powiedzieć, że dla świadków Jehowy Biblia stała się bałwanem. Bo on widzi tylko litery, i mówi: tu jest napisane i tam jest napisane. A przecież popatrzmy głębiej na Biblię. Apostoł Paweł mówi: Litera zabija, Duch zaś ożywia [2 Kor 3, 6]. Wiecie dobrze, że kto zagłębił się w literaturę świadków Jehowy wysuwa z tego wniosek, że świadkowie Ducha [Świętego] nie mają, gdyż sami się Go wyrzekli [tzn. uznali Go za bezosobową "siłę Jehowy"]. A więc są pod zakonem tej literatury i święcie w nią wierzą, jak ja święcie w nią wierzyłem. [...] W Elblągu opowiadałem o takim doświadczeniu, kiedy to był nakaz w organizacji palenia instrumentów muzycznych. Były to czasy odległe, a wiecie dlaczego [je palono]? Dlatego, że jeden z braci starszych dopatrzył się, że w Piśmie św., a szczególnie w Nowym Testamencie, nigdzie nie jest powiedziane, żeby grać na instrumentach, więc instrumenty należy spalić. Jeden z grających, wywodzący się z rodziny muzyków, grał pięknie na skrzypcach i chciał je ukryć. Nie udało się, bo zapytano go: "A ty, bracie, ja swoją mandolinę połamałem i spaliłem, bo nie chciała wejść do pieca, [bo] za duża. A ty, bracie, twoje skrzypce?" A on stał, załamany, głowa w dół i nie mógł pogodzić się z tym, że piękne skrzypce, bardzo drogie, musiał spalić. Więc zobaczcie, jak sekta interpretuje Pismo św. Obecnie jest zmiana, już świadek może grać na instrumentach, a jeśli wspomnicie o tamtych czasach, to mówi się: teraz jest nowe światło [poznania]. Nowe światło nie zwróci bezcennych, zniszczonych instrumentów. [...] Czy świadek Jehowy pobiera jakieś pieniądze? Gdybym powiedział nie, bym skłamał, a gdybym powiedział tak, też bym skłamał. Więc trzeba powiedzieć coś więcej. Nie otrzymują pieniędzy wszyscy. Otrzymują pieniądze tylko ci, którzy mają dobre wyniki, a nie ten szeregowy. To są starsi zboru, to są [nadzorcy] obwodowi, to są pionierzy specjalni. Świadek Jehowy, pionier, ten pospolity, pełno czasowy, otrzymuje tylko kieszonkowe na autobusy, na pociągi, a wyżywienie musi mieć swoje. Ale ci bonzowie, którzy są na swoich terenach i mają wyniki, to mają pieniądze. Bo przecież nie raz, zresztą wielokrotnie się zdarzało, że były afery z tego "daru", za które świadkowie dadzą, bo to musicie pamiętać, że te "Strażnice", które otrzymujecie za darmo, one są zapłacone przez świadka. Tu nic za darmo nie jest. To ci z gorliwości płacą za was, a wy to rzucacie do pieca. Ale to wszystko musi być zapłacone. Najwięcej otrzymują obwodowi i ci, którzy są u steru na terenie kraju [tzn. nadzorcy okręgów, oddziałów]. [...] "Strażnica" podkłada swój kłamliwy tekst pod autorytet Pisma św., tak jak kukułka swoje jajko do cudzego gniazda... Można to tak powiedzieć: jeśli ktoś przyjmuje interpretacje Pisma św., którą daje "Strażnica" - hoduje skorpiona na własnym i rodziny organizmie. "Strażnica" prowadzi temat i do tego tematu wyszukuje wersety [biblijne], którymi pragnie potwierdzić ten temat. Ze względu na to, że jest to sprawa [dotycząca] Boga, wiary, religii, życia wiecznego - jest [to] sprawą zasadniczą. Każdy człowiek przywiązuje do tego wielką wagę i często oddaje się tej sprawie bez reszty. Jeżeli bezkrytycznie poznaje jakąś prawdę, po pewnym czasie w większości przypadków okaże się, że to prawda w cudzysłowie. Ja obecnie podając komuś do czytania "Strażnicę" powiadam: "Czytaj kłamstwo!" Chcę to wam jeszcze raz powiedzieć, że "Strażnica" to jest doskonałe kłamstwo! Fantastyczne, kapitalnie ułożone. Jest to manipulacja i sterowanie na odległość [tj. z Brooklynu]. Znacie działanie mediów: jest to działanie skuteczne, jest to zbiorowa ekstaza. Zobaczcie, jaka jest reakcja zahipnotyzowanych ludzi. I ja tak samo reagowałem. [...] I tak samo żonglują wersetami świadkowie Jehowy, tylko nie jako przez pomyłkę, ale celowo. Jest to celowość wspaniale posegregowana przez centralę w Brooklynie. Do tego należy jeszcze dodać stwierdzenie, że operuje tymi zakodowanymi ludźmi. Zobaczcie, jak się zachowują, są jakby zahipnotyzowani, jak lunatycy w zbiorowej, nieuleczalnej halucynacji... [takie nietypowe zachowanie Świadków Jehowy można zauważyć podczas trwania ich kongresów, np. na stadionach]. [...] Jak z tego filmu [mowa o demaskatorskim filmie "Świadkowie Jehowy" Leonarda Chretiena na kasecie wideo] wynika, i z różnych publikacji świadków Jehowy, wiele razy już przepowiadali zbliżający się koniec świata - ustalali i rozgłaszali dokładne terminy i wiele innych proroctw przepowiadali, i jak dotychczas żadne się nie spełniło, więc wersety te [Pwt 18, 21-22] Bożym palcem kierowane są w stronę fałszywego proroka spod szyldu "Strażnicy" z Brooklynu! Były świadek Jehowy - Edmund N. 10. "Utożsamili się z szarańczą, opisaną w Apokalipsie" Proroctwa "Strażnicy" straciły swą moc, bo żadne do tej pory nie sprawdziło się. Pokolenie, które miało pamiętać rok 1914, już prawie się wykruszyło. Nieliczni tylko [z tego pokolenia] pozostali na świecie, ale i oni prędko odejdą. [Brooklyn odszedł już od dotychczasowej nauki o "tym pokoleniu", które miało doczekać Armagedonu; por. "Strażnica" 21/ 1995, s. 10-21, 31]. Proroctwa o wielkim ucisku, też się nie spełniły. Tylko ostrzeżenie Pana Jezusa jest zawsze aktualne: "Strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł" (Mt 24, 4). Organizacja świadków Jehowy cieszy się obfitymi łowami dzięki obietnicy bliskiego raju na ziemi, jaki według nich ma niebawem nastąpić. Wiele ludzi żali się, że ze świadkami Jehowy trudno współżyć w blokach, w domach spokojnej starości, a to dlatego, że oni wykorzystują każdą sposobność do nauczania, aż do znudzenia. Trzeba wiedzieć, że są to instrukcje odgórne, płynące z Brooklynu. W jednym z numerów "Strażnicy" ["Strażnica" 7/1989, 18-19], świadkowie Jehowy utożsamili się z szarańczą opisaną w Apokalipsie, która szkodziła ludziom. Toteż nic dziwnego, że starają się oni zniszczyć wszystko, co jest w człowieku szlachetnego. Wszczepiają w serca swych członków nienawiść do całego chrześcijaństwa, a nie tylko do Kościoła katolickiego. Wszystkie wyznania chrześcijańskie określają słowem "Wielki Babilon" - ogólnoświatowe imperium religii fałszywej, a Organizację Narodów Zjednoczonych (ONZ) - bestią opisaną w Apokalipsie. Żaden świadek Jehowy nie wie, że organizacja [Towarzystwo] "Strażnica", do której należy, została zarejestrowana w ONZ w 1946 r. [por. E. Osmańczyk, Encyklopedia ONZ, Warszawa 1986, n. 3453]. Często na zebraniach były stawiane pytania: Co to jest ONZ, Babilon Wielki, bestia. I wszyscy słyszeli odpowiedzi pełne wrogości, nienawiści do wszystkiego i wszystkich, co nie należy do organizacji "Strażnica". Czy można to nazwać głoszeniem dobrej nowiny? W Ewangelii według św. Jana czytamy, że ci, którzy przyjęli Chrystusa, mają prawo stać się dziećmi Bożymi (por. J 1, 12), a nie szarańczą. I jak po kolei przemijają plagi opisane w Apokalipsie, tak też przeminie plaga szarańczy. Plagi te nie sprawiają przyjemności ludziom, ale jeśli taka jest wola Boga, to naszym obowiązkiem jest przed nią się zabezpieczyć. Św. Paweł Apostoł daje wspaniałą radę w Liście do Efezjan, by wierzący w Chrystusa przyodziali się w zbroję Bożą, wzięli na siebie tarczę wiary i miecz Ducha, jakim jest Słowo Boże (por. Ef 6, 13-16). Słowo Boże jest najskuteczniejszą bronią na atak szarańczy. Przekonał się o tym każdy, kto w życiu tę taktykę zastosował. Do tego zachęca nas prorok Izajasz: "Dowiedźcie się z księgi Pana i czytajcie!" (Iz 34, 16). "Przeciwstawiajcie się diabłu, a ucieknie od was" (Jk 4, 7). Świadkowie Jehowy boją się bardzo rozmawiać z ludźmi znającymi Pismo Święte. W takich wypadkach starają się szybko kończyć rozmowę, tłumacząc się brakiem czasu. Ja sam chodziłem do ludzi, bo uważałem się za jednego ze znających "prawdę", ale na szczęście skończyło się to wykluczeniem. Za to chwała Panu, że zerwał pęta niewoli narzucone mi przez Towarzystwo "Strażnica". Teraz dokładam wiele starań, by ostrzegać ludzi przed duchową chorobą, roznoszoną przez domokrążców antychrześcijańskiej organizacji z Brooklynu. Należy pamiętać, że choć rany się zagoją, to jednak blizny pozostaną na zawsze. Były świadek Jehowy - Kazimierz B., Wąbrzeźno. BIBLIOGRAFIA Bagiński E., OCD, Świadkowie Jehowy. Pochodzenie, historia, wierzenia, Wyd. OO. Karmelitów Bosych, Kraków 1997. Bagiński E., OCD, Królestwo Boże w nauczaniu świadków Jehowy, Wyd. Karmelitów Bosych, Kraków 1998. Bagiński E., OCD, Świadkowie Jehowy od wewnątrz, Wyd. Karmelitów Bosych, Kraków 1999. Bagiński E., OCD, Wiara Świadków Jehowy nie prowadzi do zbawienia, Wyd. Karmelitów Bosych, Kraków 2000. Bednarski W., W obronie wiary. Pismo Święte a nauka Świadków Jehowy, innych sekt i wyznań niekatolickich, Wyd. "Exter" i Wyd. "Abigail", Gdańsk-Toruń 1997. Bednarski W., Biblia Świadków Jehowy i... spirytyzm?, art. w: "Sekty i Fakty" 5-6/2000, s. 24-25. Bednarski W., Niektóre cechy Chrześcijańskich Pism Greckich w Przekładzie Nowego Świata, art. w: "Sekty i Fakty" 7/2000, s. 38-40. Czapiga T., ks., Igraszki przed dniem Armagedonu. Świadkowie Jehowy, "Ottonianum", Szczecin 1996. Fels G., Świadkowie Jehowy bez retuszu, Wyd. Ojców Franciszkanów, Niepokalanów 1995. Fiszkal R., Prawda o świadkach Jehowy, Wyd. LOGOS, Erie (USA), (nie podano r. wyd.). Franz R., Kryzys sumienia, Fundacja Słowo Nadziei, Gdynia 1997. Guindon K.. Prawda was wyzwoli, Wyd. "M", Kraków 1995. Grelewski S., ks., Wyznania protestanckie i sekty religijne w Polsce współczesnej, TN KUL, Lublin 1937, t. 19. Grzesik J., Historia Ruchu Badaczy Pisma Świętego, Lublin 1999. Kunda T., Abyś nie wpadł w sidła Złego!, Wyd. Diecezji Gdańskiej "Stella Maris", Gdańsk-Warszawa 1995. Kunda T., Wróć... synu, wróć z daleka, Wyd. "Michalineum", Gdynia-Warszawa 1995. Kunda T., Spór o Boże Imię, Apostolicum, Ząbki 1996. Kunda T. - Kromplewski R., Strzeżcie się fałszywych proroków, Apostolicum, Ząbki 1996. Kunda T., Odnalazłem zagubione owce, Apostolicum, Ząbki 1999. Kunda T., Bogarodzica zawsze Dziewica, Apostolicum, Ząbki 2000. Manzanares C. V., Prekursorzy Nowej Ery. Mały słownik, Wyd. "Verbinum", Warszawa 1994. Markiewicz M., o., Słudzy szatana a Cerkiew Boga, cz. I, Wydawca "Hajnowski Bratczyk", Puchły 1995. Pape G., Byłem świadkiem Jehowy, Wyd. Misjonarzy Klaretynów, Warszawa 1991. Pawłowicz Z., bp, Kościół i sekty w Polsce, Wyd. Archidiecezji Gdańskiej "Stella Maris", Gdańsk 1996. (Wydanie II poszerzone i zmienione). Pietrzyk T., ks., Świadkowie Jehowy - kim są?, Wyd. Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej, Wrocław 1992. Podolski C., Największe oszustwa i proroctwa Świadków Jehowy, Wyd. Mispol Sp. z o.o., Gdańsk 1996. Salij J., OP, Nadzieja poddawana próbom, Wyd. "W drodze", Poznań 1998. Schnell W. J., Trzydzieści lat w niewoli "Strażnicy", Wyd. "Słowo Prawdy" (bez r. i m. wyd.). Solak R., Prorocy z Brooklynu - wspomnienia byłego świadka Jehowy, Wyd. "Dabar", Toruń 1992. Stefańczak J., Kiedy koniec świata?, Parafia Rzymsko-katolicka pw. Ducha Świętego, Koszalin 1994. Szczepańscy H. A. - Kunda T., Pismo święte przeczy nauce świadków Jehowy, 1991 (wyd. 2 uzup. - nie podano m. wyd.). Twisselmann H. J., Od świadka Jehowy do świadka Jezusa Chrystusa, Wyd. "Słowo Prawdy", Warszawa 1994. Ufniarski S., ks., Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Pisma św. (Świadkowie Jehowy), Wyd. Mariackie, Kraków 1947.