RUDOLF STEINER DUCHOWE HIERARCHIE I ICH ODZWIERCIEDLENIE W ŚWIECIE FIZYCZNYM RUDOLF STEINER Duchowe hierarchie i ich odzwierciedlenie w świecie fizycznym Zwierzyniec, planety, kosmos /O *:. "r," U* n ••; Wydawnictwo „GENESIS" Gdynia, 1995 Rudolf Steiner: Duchowe hierarchie i ich odzwierciedlenie w świecie fizycznym Zwierzyniec, planety, kosmos Wykłady wygłoszone 12-18.04.1909 r. w Dusseldorfie (tom GA110 w katalogu Dzieł Zebranych Rudolfa Steinera) f*'," Tytuł orginału: Geistige Hierarchien und ihre Wiederspiegelung in der physischen Welt Tierkreis, Planeten, Kosmos Copyright © 1981 by Rudolf Steiner-NachlaBverwaltung, Dornach/Schweiz Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo GENESIS, Gdynia V&5 Translation Copyright © by Wydawnictwo GENESIS, Gdynia 1995 Redakcja: Michał Waśniewski Ilustracja na okładce Ninetta Sombart, Himmelfahrt ISBN-83-86132-08-6 Wydawnictwo „GENESIS" 81-401 Gdynia, uLŚwiętojańska 130/9 Drukarnia EXIT 00-635 Warszawa, ul. Polna 40 Spis treści Wykład I, Dusseldorf, 12.04.1909 .................... 7 Pramadrość a zagadka człowieka. Nowy impuls rozwoju wniesiony przez Chrystusa. Braterstwo tajemnych szkół Zachodu jako ochrona nowych misteriów. Mędrcy starych misteriów i wzajemne przenikanie się duchowych i materialnych prądów. Nauka Dionizjusza Aeropagity o hierarchiach duchowych i ciałach niebieskich. Wykładll, 12.04.1909 ......................... 21 Objaśnienie nauki świętych Rischi na przykładzie Bhagawad Gity. Cztery żywioły elementarne. Duchowe badanie ognia. Praca istot elementarnych i ich stopniowe uwolnienie przez duchową pracę człowieka. Głębokie znaczenie starych zwyczajów składania ofiar. Istoty elementarne dnia i nocy, rosnącego i malejącego Księżyca, obiegu Słońca. WykladHI, 13.04.1909 ........................ 37 Kolejne wcielenia planetarne Ziemi. Zadanie Ziemi jako urzeczywistnienie człowieczeństwa w istocie jaźniowej. Kolejne stopnie jestestw duchowych. Droga dawnego Saturna od wewnętrznego ciepła duszy do ciepła zewnętrznego. Uwolnienie planet przez hierarchię Tronów. Człowieczeństwo Archaniołów na dawnym Słońcu. Słoneczna noc i słoneczny dzień. Wykład IV, 13.04.1909 ........................ 51 Działanie Duchów Osobowości na dawnym Saturnie. Powstanie światła na dawnym Słońcu poprzez działanie Archaniołów. Współdziałanie Potęg, Mocy i Duchów Panowania przy kierowaniu formą, ruchem i życiem na dawnym Słońcu. Pierwsze zalążki królestwa zwierząt jako odbicie Zwierzyńca na dawnym Słońcu. WykładY, 14.04.1909 ......................... 63 Rozwój systemu słonecznego aż do Wulkana. Dojrzałość do ofiary w celu stworzenia nowego świata. Przejęcie przez Serafiny od Trójcy Św. najwyższej idei budowy świata. Oddzielenie dawnego Księżyca jako skutek duchowego „sporu na niebie". Wykład VI, 15.04.1909 ......................... 75 Obszar działania trzeciej hierarchii jestestw duchowych. System kopernikański a system ptolemejski. Schematyczny wykres znaków granicznych planet jako obszaru oddziaływania duchowych hierarchii. Wykład VII, 16.04.1909 ........................ 91 Siedem członów człowieka. Duchowe odzwierciedlenie fizyczności: Aniołów — w wodzie, powietrzu i ogniu; Archaniołów — w wietrze i ogniu; Archai — w ogniu. Oddziaływanie duchowych hierarchii na ludzi w okresie lemuryjskim i atlantyckim. Manu i siedmiu Rischi. Inspirowanie ludzi przez wyższe jestestwa duchowe. Wykład VIII, 17.04.1909 ....................... 105 Dawny Saturn jako przykład powstawania ciał kosmicznych. Pierwotne założenia dla późniejszych organów ludzkiego ciała fizycznego. Powstanie założeń ciała eterycznego na dawnym Słońcu. Zalążki ciała astralnego człowieka na dawnym Marsie, początek świadomości. Ziemia i zapoczątkowanie jaźfli<.,; Wykład IX, 18.04.1909 ........................ 119 , Stopniowe kształtowanie założeń członów ludzkiego ciała fizycznego. PWWirtlzi-wy człowiek kosmiczny. Karma ciał niebieskich. Rozwój od stworzenia do stwórcy. Wykład X, 18.04.1909 ........................ 133 Ewolucja indywidualności. Przeznaczenie ziemskiej materii, jej zanikanie w centrum i pojawianie się na obrzeżach. Uran i Neptun. Miejsce boskiej Trójcy. Walka na niebie. Możliwość powstania zła przez wpływ na ciało astralne człowieka. Walka Archanioła Michała ze smokiem. Wolność jaźni jako oddziaływanie śmierci Chrystusa. Wybawienie Lucyfera. Cykl tych wykładów poprowadzi nas w wysokie rejony życia duchowego. Przeniesie nas z Ziemi, którą zamieszkujemy, nie tylko w fizyczne światy przestrzeni, ale zawiedzie wzwyż w światy duchowe, z których fizyczny świat przestrzeni, jak wiemy, wziął swój początek. Właśnie taki cykl wykładów wykaże nam, że wszelka wiedza, wszelka mądrość zmierza w gruncie rzeczy do rozwiązania wielkiej, największej zagadki — zagadki człowieka. Trzeba bowiem sięgnąć daleko, bardzo daleko, aby człowiek stał się dla nas zrozumiały. Niezbędne jest, aby biorący udział w tym kursie rozporządzali pewnymi podstawowymi pojęciami wiedzy duchowej, ale przecież w gruncie rzeczy rozporządzacie nimi wszyscy. I może dlatego wolno nam wznieść się w tym cyklu w szczególnie wysokie rejony duchowe, chociaż trzeba się będzie ciągle starać, aby rzeczy, po które tak daleko musimy sięgać, podać w możliwie najbardziej zrozumiałej formie. Skoro mamy mówić o tym, co określamy jako duchowe hierarchie, powinniśmy wznieść nasz duchowy wzrok ku tym jestestwom, które mają swój byt ponad żyjącym na Ziemi człowiekiem. Odwołując się do naszych fizycznych oczu możemy widzieć tylko te jestestwa, które przedstawiają cztery stopnie jednej hierarchii: świat mineralny, roślinny, zwierzęcy i ludzki. Ponad człowiekiem rozpoczyna się świat jestestw niewidzialnych, ale przez poznanie nadzmysłowe człowiek może wznieść się tak daleko, jak to jest dla niego możliwe ku tym mocom i jestestwom, które w świecie nadzmysłowym, w świecie niewidzialnym stanowią dalszy ciąg czterech stopni istot znajdujących się na Ziemi. Wiedza, badania, które wiodą nas w te dziedziny, nie są czymś, co dopiero w naszych czasach weszło w rozwój człowieka. Istnieje, możemy to tak nazwać, pewna pramądrość. Wszystko, co człowiek może zgłębić, co może wiedzieć i poznać, co zdobywa w zakresie pojęć i idei, w zakresie jasnowidzeniowej imaginacji, inspiracji i intuicji, wszystko to przeżywa tylko niejako powtarzając. Przeżywały i wiedziały to już przedtem stojące ponad człowiekiem jestestwa. Jeżeli chcielibyśmy odwołać się do banalnego porównania, moglibyśmy powiedzieć, że zegarmistrz ma najpierw ideę i pomysł zegara, a dopiero potem zgodnie z nimi wykonuje zegar. Zegar zbudowany jest według myśli zegarmistrza, która istniała wcześniej. Potemmoże ktoś ten zegar rozłożyć, może go analizować i studiować, według jakiej idei zegarmistrza powstał? Taki człowiek odtwarza więc myśli zegarmistrza. Tylko tak w gruncie rzeczy można w dzisiejszym stadium rozwoju ustosunkować się do pramądrości stojących ponad człowiekiem jestestw duchowych. To one miały najpierw imaginacje, inspiracje, intuicje, idee i myśli, według których zbudowany jest nasz świat, jaki roztoczyły one wokół nas. Człowiek odnajduje znowu w tym świecie ich myśli i idee. A kiedy wzniesie się do oglądu jasnowidze - niowego, odnajdzie również te imaginacje, inspiracje, intuicje, dzięki którym ponownie wnika w świat duchowych jestestw. Możemy wobec tego powiedzieć, że zanim powstał nasz świat, istniała owa mądrość. Jest ona planem świata. Dokąd zatem musimy się cofnąć, aby pozostając w ramach rzeczywistości znaleźć ową pramądrość świata? Czy mamy się cofnąć do jakiejś historycznej epoki, kiedy nauczał ten czy inny wielki nauczyciel ludzkości? Możemy niewątpliwie dużo się nauczyć, gdy cofniemy się do tej czy innej epoki historycznej i staniemy się uczniami owych wielkich nauczycieli. Aby jednak odnaleźć pramądrość świata w jej prawdziwej najwyższej postaci, musimy iść wstecz aż do czasów, kiedy nie istniała jeszcze żadna zewnętrzna, widzialna Ziemia, kiedy wokół nas nie istniał dla naszych zmysłów żaden świat. Bowiem z tej właśnie mądrości wyłonił się cały świat. Ale mądrość, według której bosko-duchowe jestestwa utworzyły świat, stała się później również udziałem człowieka. Człowiek mógł oglądać myśli, mógł postrzegać myśli, zgodnie z którymi bogowie kształtowali świat. Owa pramądrość, owa mądrość stwórców wszechświata przeszła później przez różne formy i doszła w pewien sposób, o czym wielu spośród was wie, do dawnych świętych Rischi, którzy byli wielkimi nauczycielami Indii w pierwszej kulturze poatlantyckiej. Pramądrość świata występowała wówczas u owych wielkich, wzniosłych Rischi w postaci, o której dzisiejsza ludzkość może mieć tylko bardzo słabe wyobrażenie. Ludzkie zdolności myślenia, ludzkie zdolności odczuwania zmieniły się bowiem bardzo od czasu, kiedy wielcy nauczyciele Indii nauczali ludzkość poatlantycką. I gdyby dzisiaj tak po prostu wygłaszano to, co płynęło z ust świętych Rischi, to na całej Ziemi niewiele byłoby dusz, które usłyszałyby coś więcej niż tylko słowa. Aby naprawdę zrozumieć mądrość, która dana została poatlantyckiej ludzkości, potrzeba innych uz- 8 dolmen w zakresie odczuwania niż te, jakie dzisiaj posiadani}. Wszystko, co zostało z tej mądrości utrwalone, co zostało spisane w najpiękniejszych i najlepszych księgach, wszystko to jest tylko słaby m podźwiękiem samej pramądrości świata. Jest to mądrość pod wieloma względami zmącona, zaciemniona. I chociaż tak bardzo piękne, tak bardzo wzniosłe są jeszcze Wedy, chociaż tak pięknie brzmią pieśni Zaratustry, chociaż tak wspaniale przemawia jeszcze do nas prastara mądrość Egiptu — musimy to jak najbardziej podziwiać — jednak wszystko, co zostało spisane, daje nam tylko w zmąconym świetle mądrość Hermesa, wielką mądrość Zaratustry, a tym bardziej owe wzniosłe poznanie, które wieścili dawni Rischi. A jednak ta wzniosła mądrość została przez ludzkość zachowana. Istniała ona zawsze w pewnych, choć niewątpliwie wąskich kręgach, które strzegły świętych tajemnic, bo tak nazyw amy owo poznanie. Wszystko, co stanowi pramą- • drość ludzi, przechowane zostało w misteriach Indii, Persji, Egiptu, Chaldei, w misteriach chrześcijańskich i tak dalej aż po nasze czasy. Jeszcze do niedawna właściwie tylko w tych wąskich kołach można było dowiedzieć się czegoś o żywej, nie tylko książkowej mądrości. Z przyczyn, które właśnie w obecnym cyklu wykładów mogą być wyjaśnione, nastała w naszych czasach epoka, w której powinno przenikać w szersze kręgi ludzkości to, co w wąskich kołach przechowywane było jako coś żywego. Nigdy bowiem nie zamarła pramądrość świata, jaką głosili np. święci Rischi. Na początku naszej ery przeszła ona przez okres, w którym płynęła jakby ze świeżego źródła. Ta prastara święta mądrość, która ongiś spłynęła na ludzkość, znalazła swój dalszy ciąg u Zaratustry i jego uczniów, u chaldejskich i egipskich nauczycieli, wpłynęła w to, co wieścił Mojżesz i wystąpiła niby ze świeżego źródła z zupełnie nowym impulsem dzięki pojawieniu się Chrystusa na Ziemi. Ale w związku z tym stała się ona również tak głęboka, tak bardzo wewnętrzna, ze na razie może przepajać ludzkość tylko stopniowo. Widzimy zatem, że od czasu chrześcijańskiego objawienia powoli, stopniowo, począwszy od rzeczy najbardziej elementarnych, wpływa zewnętrznie w ludzkość pramądrość świata. Istniała ona w tym, co zostało ludzkości objawione. Istnieje w Ewangeliach i w innych pismach chrześcijańskich, które mądrość świętych Rischi podają w odnowionej postaci, jakby na nowo narodzoną, płynącą ze świeżego źródła. Jak mogli jednak ludzie zrozumieć te objawienia w pierwszym okresie, tzn. w tym właśnie okresie, dla którego oczyszczenia chrześcijaństwo powstało? W nieznacznej, tylko w bardzo nieznacznej mierze rozumiane było zwiastowanie przez Ewangelie i dopiero stopniowo dopracowują się one dalszego zrozumienia, choć pod wieloma względami są dalej zaciemniane. Ewangelie są dzisiaj w gruncie rzeczy właśnie tymi księgami, które dla szerokich kręgów ludzkości są nadal zakryte. Dopiero przyszłość może odświeżyć w nich pramądrość świata i ponownie je zrozumieć. Skarby zawarte w katakumbach chrześcijańskiego objawienia zostały jednak zachowane. Są to te same skarby, które zawierała mądrość Wschodu zrodzona teraz na nowo dzięki świeżym siłom. Przechowane zostały w małych kołach, w owych małych kołach, które znalazły swoją kontynuację w różnych grupach misteryjnych, jak np. w bractwie św. Grała, a wreszcie w Bractwie Różokrzyżowców. Owe skarby prawdy zostały przechowane, ale dostęp do nich mieli jedynie ci, którzy przez ciężkie próby przygotowali się do żywej mądrości. W ten sposób od początku naszej rachuby czasu skarby mądrości Wschodu i Zachodu przez wiele stuleci rozwoju ludzkości były niedostępne dla wielkich rzesz ludzi żyjących w świecie zewnętrznym. Tylko niewiele przesączało się tu i tam do wielkiego świata. Ogólnie mówiąc mądrość ta stanowiła tajemnicę nowych misteriów. Nadszedł jednak czas, kiedy do większej liczby ludzi można było mówić o pramądrości świata w zrozumiałej dla nich mowie. Czas, kiedy o pramądrości świata można było mówić w formie mniej lub bardziej jawnej, nadszedł w ostatniej, trzeciej części XIX wieku. Właśnie wówczas rozegrały się pewne zdarzenia w świecie duchowym i dzięki temu pramądrość świata mogła być w pewnej mierze ujawniona przez ludzi strzegących misteriów. Wszyscy znacie drogę rozwoju teozofii. Wiecie, że pierwsze lody tego ruchu przełamane zostały przez mądrości objawione w sposób, którego dzisiaj nie potrzebuję tu opisywać, w tak zwanych strofach Dzyan. Te strofy Dzyan „Wiedzy tajemnej" zawierają w sobie istotnie najgłębszą, najdonioślejszą mądrość, zawierają wiele z tego, co wychodząc z nauki świętych Rischi spłynęło w dół jako mądrość Wschodu. Zawierają one również wiele z tego, co spłynęło następnie do europejskiego Zachodu po chrześcijańskim odnowieniu. W strofach Dzyan zawarta jest nie tylko mądrość, która zachowana została w jakiejś mierze na Wschodzie, lecz wiele z tego, co w jasnym świetle promieniowało przez stulecia naszej rachuby czasu, przez Średnio- 10 wiecze, v\ tajemnych szkołach Zachodu. I uiejeduo, co zawierają strofy Dzyan, dopiero stopniowo zostanie zrozumiane w swojej głębi. Wolno tu bowiem wreszcie powiedzieć, że w strofach tych zawarta jest mądrość, której głębi nie da się jeszcze dzisiaj wyczerpać, jeśli rozporządza się tylko egzoterycznymi uzdolnieniami. Poznanie podłoża tego doniosłego świata przy odwoływaniu się do uzdolnień egzoterycznych jest przedsięwzięciem skazanym na niepowodzenie. Kiedy w ten sposób przełamane zostały niejako pierwsze lody, nadszedł również czas, w którym można było mówić odwołując się do źródeł zachodniej ezoterii, która nie jest niczym innym jak dalszym ciągiem ezoterii wschodniej, uwzględniającej procesy duchowego i fizycznego życia. Można było mówić odwołując się do źródeł żywej ezoterii, która strzeżona była wiernie w misteriach rózokrzyżowców. Nie ma takiej mądrości Wschodu, która nie przeszłaby do ezoterii Zachodu. W nauce rózokrzyżowców i jej badaniach znajdziecie bez reszty wszystko, co przechowywali kiedykolwiek wielcy mędrcy Wschodu. W mądrości Zachodu nie brakuje niczego, o czym można dowiedzieć się z mądrości Wschodu. Istnieje tylko ta różnica, jeżeli chcemy mówić o jakiejkolwiek różnicy, że mądrość Zachodu musi zebrać całąnaukę Wschodu, całą mądrość Wschodu, wszystkie badania Wschodu i — nie utraciwszy z nich niczego — oświetlić je światłem, jakie w ludzkości wzniecił impuls Chrystusowy. Gdy mowa więc o zachodniej ezoterii, o tym, co pod pewnym względem pochodzi od ukrytych Rischi Zachodu, których nie widzą oczy, to niech nikt nie mówi, że brak w niej czegokolwiek, choćby jednej kreski z ezoterii Wschodu. Nie brakuje tam niczego, zgoła niczego. Wszystko to musi się tylko na nowo zrodzić ze świeżego źródła impulsu Chrystusowego. Wszystkie owe wielkie mądrości o światach nadzmysłowych, o nadzmysłowych bytach, które najpierw wypowiedziane zostały do ludzi przez usta świętych Rischi, muszą być znowu zawarte w tym, co jest do powiedzenia o duchowych hierarchiach oraz o tym, co jest ich cieniem, odbiciem w świecie fizycznym. Tak właśnie jak geometria starego Euklidesa nie stała się czymś innym, chociaż dzisiaj uczymy jej i przyswajamy ją sobie odwołując się do nowych uzdolnień, tak też i mądrość świętych Rischi nie stała się czymś innym przez to, że uczymy jej i przyswajamy ją sobie odwołując się do uzdolnień, jakie zawdzięczamy impulsowi Chrystusa. Tak więc znaczną część tego, co 11 mamy do powiedzenia o światach duchowych, możemy spokojnie nazwać mądrością Wschodu. Nie wolno bowiem tych spraw fałszywie rozumieć, a łatwo jest tu o takie złe zrozumienie. Ci, którzy nie chcą postępować naprzód, nie chcą dojść do właściwego zrozumienia, łatwo mogą źle zrozumieć np. to, co powiedziałem wczoraj w wykładzie wielkanocnym. Mogą przyjść tacy ludzie, muszę o tym wspomnieć, którzy nie chcą dążyć ku pełnemu zrozumieniu i mogą powiedzieć: „Wczoraj mówiłeś o tzw. wielkich, świętych prawdach Buddy. Mówiłeś, że Budda uczył, iż objawił święte prawdy o życiu i cierpieniu: narodziny są cierpieniem, choroba jest cierpieniem, starość jest cieipieniem, śmierć jest cierpieniem, być odłączonym od tego, co się kocha, jest cierpieniem, nie być złączonym z tym, co się kocha, jest cierpieniem, nie otrzymać tego, czego się pożąda, jest cierpieniem. Mówiłeś nam wczoraj, abyśmy spojrzeli teraz na czasy po Chrystusie, na tych, którzy naprawdę zrozumieli impuls Chrystusowy. Abyśmy sobie uświadomili, że przez zrozumienie tego impulsu Chrystusowego i przepojenie się nim dawne święte prawdy Buddy o cierpieniu życia nie miały jakby już swojej pełnej ważności, że przez impuls Chrystusowy stworzony został jakby jakiś leczniczy środek przeciw cierpieniu życia. Mówiłeś" — mógłby ktoś powiedzieć — „że Budda uczy, iż narodziny są cierpieniem, ale ludzie rozumiejący Chrystusa odpowiadają: Przez narodziny wkraczamy w takie życie, w którym łączymy się z Chrystusem, a przez łączenie się z Chrystusem cierpienie zostaje przezw> cięzo-ne. Tak samo przez siłę uzdrawiającą impulsu Chrystusów ego przezwyciężona zostaje choroba i dla człowieka rozumiejącego Chrystusa choroba nie jest już więcej cierpieniem, dla człowieka rozumiejącego Chrj stusa śmierć nie jest już cierpieniem itd." Potem jednak mógłby ktoś na to powiedzieć: „A ja, stojąc na gruncie Pisma Świętego wykażę, że w Ewangeliach wypisane są te same zdania co w pismach Buddy. Można udowodnić, że Ewangelie mówiąrównież, że życie jest cierpieniem, choroba jest cierpieniem itd. Ujmując rzecz zewnętrznie można by powiedzieć, że mamy nowe dokumenty religijne, ale ich treść odnajdujemy już w buddyzmie. Zatem w religiach nie ma żadnego postępu, żadnego rozwoju. Wszystkie religie zawierają w sobie to samo. A tymczasem ty mówiłeś o postępie, mówiłeś nam jakoby stare, święte prawdy buddy zmu nie powinny już ze względu na chrześcijaństwo być prawdziwe." Takie postawienie sprawy oznaczałoby straszne 12 nieporozumienie, ponieważ nie zostało to nigdy powiedziane. Mogłem mówić wszystko, ale ostatnie zdanie nigdy nie było powiedziane. Bardzo ważne jest, aby dokładnie rozumieć to, co dotyczy tak bardzo subtelnej dziedziny. Fanatyk nigdy nie może zrozumieć właściwie; może to uczynić tylko człowiek obiektywny. Żaden człowiek odwołujący się do źródła mądrości różokrzyżowców i do ich badań nie powie, że należałoby zwalczać cokolwiek z tego, co stanowi treść pism wielkiego Buddy, że nie wszystko w pismach wielkiego Buddy było prawdą. Każdy, kto odwołuje się do różokrzyżowieckiego źródła, podziela przekonanie Buddy i całej mądrości Wschodu, nie przeczy niczemu i mówi: "Wszystkie prawdy o cierpieniu życia, jakie ty wielki Buddo widziałeś w swoim wnętrzu dzięki oświeceniu, są bez reszty słuszne, są w każdym słowie, w każdej kresce słuszne. Nic z tego nie zostaje usunięte; wszystko pozostaje tak, jak jest." I właśnie dlatego, że wszystko pozostaje niezmienione, że prawdą jest to, co powiedział Budda, iż narodziny są cierpieniem, cierpieniem jest choroba, cierpieniem jest starość, cierpieniem jest śmierć itd., właśnie dlatego impuls Chrystusowy jest dla nas owym potężnym i ważnym środkiem leczniczym. Jest on bowiem tym, co przezwycięża cierpienia. Prawdą jest, że one istnieją, jeżeli ó\v wielki impuls nie wydźwignie świata ponad te cierpienia. Dlaczego działał Chrystus? Budda mówił prawdę, ludzkość musiała być sprowadzona z wyżyn duchowych w dół, gdzie działała pramądrość świata w czystej postaci. Musiała być prowadzona do samodzielności, w dół do bytu fizycznego i w ten sposób życie stało się cierpieniem, cierpieniem stała się choroba, ale też w dalszym rozwoju musiał przyjść wielki środek leczniczy, by przeciwstawiać się tym niezaprzeczalny m faktom. Czy przeczy jakiejś rzeczywistości ten kto mówi: Tak, słuszne jest to, co o tej rzeczywistości zostało powiedziane, ale równocześnie dany jest nam środek leczniczy, aby doprowadzić fakty wy rażone w tych prawdach do zdrowego rozwoju. — Tam, na wyżynach bytu, w których szukać musimy sfer duchowych hierarchii, tam nie mówi się: buddyzm przeciw chrześcijaństwu, chrześcijaństwo przeciw buddyzmowi, tam Budda podaje rękę Chrystusowi i Chrystus podaje rękę Buddzie. Wszelkie poznanie rozwoju ludzkości, rozwoju wiodącego wzwyż jest równoznaczne z poznaniem duchowego czynu, jaki dokonany został w naszym rozwoju, czynu Chrystusa. Nie można znaleźć nic takiego, czemu w czym- 13 kolwiek zaprzeczałaby mądrość Wschodu, która przez tak długie okresy czasu sprowadzała w dół objawienia świętych Rischi, a tym samym i pramądrość świata. W tych długich okresach czasu, w których mądrość zawsze spływała w ludzkość, trudno było jednak dojść do porozumienia z wielkimi masami ludzi, którzy nie byli w stanie dotrzeć do źródeł świętych misteriów. W czasach przedatlantyckich, przed wielką katastrofą, kiedy duże rzesze ludzi rozporządzając jasnowidzeniem miały jeszcze w tym mrocznym jasnowidzeniu wgląd w przestrzenie nieba, w świat duchowych hierarchii, inaczej widziano świat niż potem w czasach poatlantyckich, kiedy u ludzi zanikało jasnowidzenie, kiedy w fizyczne przestrzenie nieba można było patrzeć tylko fizycznymi oczami. Dlatego też w czasach poprzedzających atlantycką katastrofę mówienie o ciałach niebieskich, które dzisiaj występują w przestrzeni, nie miałoby żadnego sensu. Jasnowidzące oko człowieka patrzyło w dale nieba, które były światami duchowymi. W owych czasach nie miałoby żadnego sensu mówienie o Merkurym, Neptunie albo o Saturnie tak, jak mówi nasza astronomia. Nasza astronomia mówiąc o przestrzeni wszechświata i o tym, co ona w sobie zawiera, opisuje nam to, co widzi fizyczne oko patrząc zmysłowo w przestrzenie nieba. Nie tak widziała ludzkość w swoim jasnowidzeniu w czasach atlantyckich. Wznosząc wówczas wzrok do góry nie widziano fizycznie ograniczonych świecących gwiazd. To, co dzisiaj widzi fizyczne oko, jest niejako zewnętrznym wyrazem duchowości, którą wówczas widziano. Gdy dzisiaj skierujemy nasz fizyczny wzrok w górę, gdy patrzymy przez lunetę w miejsce, gdzie znajduje się Jowisz, to widzimy fizyczną kulę, którą otaczają księżyce. Tak widzi dzisiejsze oko fizyczne. A czym było to dla człowieka dawnych atlantyckich czasów, gdy skierował swój — wtedy jeszcze jasnowidzący — wzrok na ten sam punkt, na który dziś patrzy nasz fizyczny wzrok? Tego, co widzi nasze fizyczne oko, nie widziałoby oko człowieka czasów atlantyckich, tak samo jak nasze fizyczne oko nie widzi samego źródła światła w czasie gęstej jesiennej mgły. Widzi ono jakby mglistą aurę wokół światła, samo zaś światło rozprasza się w barwnych kręgach, które je otaczają. Tak samo właśnie oko człowieka atlantyckiego nie widziało Jowisza jako gwiazdy fizycznej. Widziało natomiast to, co i dzisiaj związane jest z Jowiszem, a czego obecni ludzie nie mogą widzieć. Widziało aurę Jowisza, sumę 14 duchowych jestestw, których fizyczny Jowisz jest tylko wyrazem. Przed katastrofą atlantycką duchowe oko człowieka przemierzało przestrzenie świata i wszędzie widziało duchowość. Można było mówić tylko o duchowości, bo byłoby bez sensu mówić o gwieździe fizycznej, gdy fizyczne oko nie było jeszcze otwarte tak jak dzisiaj. Patrzono w przestrzenie świata i widziano tam duchowe jestestwa, duchowe hierarchie. Widziano jestestwa! Dalszy rozwój możemy sobie przedstawić odwołując się do porównania. Przypuśćmy, że wychodzimy na dwór w czasie gęstej mgły. Nie widzimy pojedynczych świateł. Wszystko jest otulone mglistą aurą. Potem mgła się rozchodzi i same światła stają się widoczne, natomiast aury stają się niewidoczne. Mamy tu proces fizyczny, który służyć ma tylko jako porównanie. W przypadku Jowisza oko widziało dawniej aurę, widziało w aurze duchowe jestestwa, które należały do Jowisza w wyniku pewnego . stopnia rozwoju. Następnie ludzkość rozwinęła się tak, że człowiek widzi teraz w sposób fizyczny. Aura pozostała, ale ludzie nie potrafią jej już dostrzec. Natomiast ciało fizyczne, znajdujące się w środku, stawało się coraz wyraźniejsze. Zanikało to, co duchowo do niego należy, a widoczne stawało się to, co jest fizyczne. Wiedza o duchowości wokół gwiazdy, o jestestwach otaczających gwiazdę przechowywana była w świętych misteriach. O tej wiedzy mówią wszyscy świeci Rischi. W czasach, gdy ludzie widzieli już tylko fizycznie, święci Rischi mówili o duchowych atmosferach, o jestestwach zamieszkujących globy niebieskie rozłożone w przestrzeni. A teraz rozpatrzcie sytuację, jaka się wytworzyła. W przybytkach wiedzy mówiono o duchowych jestestwach w obrębie globów. W świecie zewnętrznym, gdzie zmysłowe oko stawało się ostrzejsze, mówiono coraz częściej o gęstej fizycznej materii. Gdy święci Rischi wymawiali dawniej słowo Merkury — naturalnie nie wypowiadali oni tego słowa, ale przyjmijmy je, aby łatwiej było się porozumieć — czy mieli wtedy na myśli to ciało niebieskie? Stanowczo nie. Nie, nawet dawni Grecy, gdy mówili o Merkurym, nie mieli na myśli fizycznego ciała, ale całość związanych z nim duchowych jestestw. Gdy w przybytkach poznania wymawiano słowo Merkury, chodziło o duchowe jestestwa. Ci, którzy byli uczniami w szkołach poznania, wymawiali słowa: Księżyc, Merkury, Słońce, Wenus, Mars, Jowisz, Saturn, a kiedy wypowiadali je w różnych językach, określali oni 15 szereg stopni duchów) ch jestestw. Kto takie słowo wypowiada na sposób dzisiejszy i określa nim fizyczne ciało, ten określa nim tylko najgrubszą treść tego, co rozumiano pierwotnie, gdy mówiono o Księżycu, Merkur>m, Wenus itd. Dzisiaj człowiek nie określa tym słowem tego, co najważniejsze. Gdy dawny nauczyciel mądrości wypowiadał słowo Księżyc , to wiązał z tym słowem wyobrażenie wielkiego świata duchowego. A gdy wymawiając słowo Księżyc wskaż} wał miejsce na niebie, w którym znajdowała się tarcza Księżyca, to w swojej świadomości wiedział, że oto tu jest najniższy stopień duchowych hierarchii. Kiedy zaś później człowiek, który przez stopniowy wzrost roli spostrzegania zmysłowego oddalił się bardzo od tego duchowego oglądu, patrzył w górę, widział jedynie fizyczną tarczę Księżyca i nazywał ją Księżycem, l tak jedno słowo służy do wyrażenia dwóch rzeczy, które wprawdzie związane są ze sobą, ale budzą w człowieku zupełnie różne wyobrażenia. I tak samo było, gdy mędrcy przybytków poznania wznosili wzrok do Merkurego, Słońca, Marsa. Prąd duchowy opisywał tym samym słowem coś zupełnie innego niż prąd materialistyczny. Widzimy, że oba prądy coraz bardziej oddalały się od siebie. W misteriach pod słowami, które potem określały nasze zewnętrzne ciała niebieskie, rozumiano zawsze duchowe światy, rozumiano szeregi stopni duchowych światów. Świat zewnętrzny natomiast rozumiał pod nimi zawsze coś materialnego, aż do naszej dzisiejszej mitologii — używam tego określenia świadomie — którą nazywamy nowoczesną astronomią; a że wiedza duchowa uznała w pełni wartość innych mitologii, zrozumiecie, że uznaje ona również i tę nowoczesną mitologię astronomiczną, która widzi tylko przestrzeń z fizycznymi kulami. Dla człowieka, który poznał rzeczywisty stan rzecz}-, nie jest ona jednak niczym innym jak pewną szczególną fazą wszystkich mitologii. Prosta linia prowadzi od tego, co dawni mieszkańcy Europy mówili w swoich podaniach dotyczących bogów, gwiazd i wszechświata, co przekazali nam Grecy i Rzymianie w swoich mitologiach, co dało nam średniowiecze w swoich mniej czy więcej zmąconych mitologiach aż do mitologii wprowadzonej przez Kopernika, Keplera i Galileusza, która nadaje się w pełni do stosowania ijestnajzupełniej do tego uprawniona i godna podziwu. Przyjdzie jednak czas, kiedy o tej nowoczesnej mitologii będzie się mówić w taki sposób: „Żyli kiedyś ludzie, którzy uważali za słuszne umiejscowić Słońce w środkowym punkcie i pozwolić planetom 16 krążyć wokół niego po elipsach oraz wirować w różny sposób. Stworzyli oni pewien system nadający się do ujmowania wszechświata tak właśnie, jak to czyniono w dawniejszych czasach. Dzisiaj"—tak będą mówili ludzie oczywiście w przyszłości — „wszystko to jest raczej tylko podaniem i bajką." Naprawdę i ten czas nadejdzie kiedyś, chociaż nowoczesny człowiek z taką pogardą odnosi się do dawnych mitologii, a przysięga na słuszność swojej mitologii, chociaż wydaje mu się niemożliwe, aby można było mówić o mitologii kopernikańskiej. Ale to właśnie pozwoli nam zrozumieć, jak ludzie tymi samymi słowami przedstawiali coraz to inne wyobrażenia. To, co stanowi pramądrość świata, istniało jednak nadal i było kontynuowane. Tylko że mądrość ta była egzoterycznie coraz to mniej rozumiana. Była ona interpretowana i wyjaśniana w sposób coraz to bardziej materialny, gdyż w coraz mniejszym stopniu dostrzegano w niej to, co duchowe. Aby jednak nie dopuścić do zerwania związku z pierwotną duchową mądrością, z początkiem naszej rachuby czasu, kiedy przyszło odświeżenie pramądro-ści świata, wskazano ludziom w ostrych słowach na to, że gdy człowiek skieruje swój wzrok w górę, to tam, gdzie jego fizyczne oko widzi jedynie rzeczy materialne, tam istnieje duchowość wypełniająca przestrzeń. Dioni-zjusz Aeropagita, który był najbliższym uczniem św. Pawła Apostoła, wypowiedział w Atenach te w najwyższej mierze ostre słowa: „W przestrzeni świata zewnętrznego istnieje nie tylko materialność. Kiedy przeczuwająca dusza ludzka patrzy w górę w przestrzenie świata, to widzi, że tam w świecie jest duchowość, która w rozwoju bytu stoi wyżej niż człowiek." Użył on słów, które musiały jednak brzmieć inaczej, bo gdyby użył tych dawnych słów, to ludzie nie ujrzeliby w nich nic innego jak tylko materialność. Święci Rischi mówili o duchowych hierarchiach tak, że w swoich słowach wyrażali to samo, co wyrażała również mądrość grecka i rzymska, kiedy mówiła o wznoszącym się świecie Księżyca, Merkurego, Marsa, Wenus, Jowisza, Saturna. Dionizjusz, uczeń Apostoła Pawła, miał na myśli te same światy co święci Rischi, tylko ostro podkreślił, że ma się do czynienia z duchowością i dlatego użył słów, które dały mu pewność, że będą rozumiane w sposób duchowy. Mówił więc o Aniołach, Archaniołach, Potęgach, Prasiłach, Mocach, Panowaniach, Tronach, Cherubinach, Serafinach. Ale teraz ludzie znowu zapomnieli, naprawdę zapomnieli to, co ongiś 17 ludzkość wiedziała. Gdyby ludzie rozumieli związek tego, co widział Dio-nizjusz Aeropagita z tym, co widzieli święci Rischi, to słyszeliby niejako z jednej strony określenie Księtyc, a w innych misteriach słyszeliby określenie świat Aniołów i wiedzieliby, że to jest to samo. Słyszeliby z jednej strony słowo Merkury, a z drugiej słowo Archanioł i wiedzieliby, że to jest to samo. Słyszeliby słowo Archai z jednej strony i słowo Wenus z drugiej i wiedzieliby, że to jest to samo. Słyszeliby słowo Słońce z jednej strony, a z drugiej strony słowo Potęgi i wiedzieliby, że tymi słowami określone są te same światy. Gdyby słyszeli słowo Mars, to odczuwaliby, że tutaj trzeba się wznieść do Mocy (Dynamis). Gdyby słyszeli słowo Jowisz, byłoby to równoznaczne z tym, co miano na myśli w szkole Dionizjusza, gdy była mowa o Panowaniach (Kyriotetes). Słowu Saturn odpowiadało tu słowo Trony. Ale nie wiedziano już o tym w szerszych kołach, nie można już było tego wiedzieć. W ten sposób z jednej strony istniała wiedza o rzeczach materialnych, która stawała się coraz bardziej materialna. Zachowała ona również dawne nazwy oznaczające niegdyś duchowość stosując je do rzeczy materialnych. Z drugiej zaś strony istniało życie duchowe, które mówiło o duchowości, o Archaniołach, Aniołach itd., ale zatraciło ono związek z tym, co stanowi fizyczny wyraz tych duchowych jestestw. Widzimy jak pramą-drość świata przenika do szkoły, którą założył św. Paweł działając przez Dionizjusza. Widzimy, że chodzi tylko o to, aby to, co powstało na nowo, przepoić dawną duchowością. Ale jest to zadaniem nowoczesnej wiedzy duchowej, antropozofii. Zadaniem jej jest wyznaczenie drogi łączącej fizy-czność z duchowością, świat Ziemi z duchowymi hierarchiami. Dla tych, którzy nie wiedzą skąd pochodzą wyobrażenia dotyczące zewnętrznego zmysłowego świata, poznanie tej drugiej duchowej strony wiedzy jest niemożliwe. Jest to szczególnie widoczne, gdy mamy do czynienia z pismami, które wyszły z pramądrości i chociaż zawierają tylko słaby jej podźwięk, mogą być naprawdę zrozumiane tylko dzięki tej pramądrości. Ze względu na trudność zrozumienia owych pism, które pochodzą z pramądrości świata, pozwólcie mi przytoczyć jako przykład pewien ustęp z boskiej pieśni „Bhagawad Gita", który w głęboki, w posiadający doniosłe znaczenie sposób oświetla życie ludzkie w związku z duchowymi hierarchiami. Ustęp 18 ten brzmi (rozdz.8, wers. 23): „Chcę ci wyjaśnić, o ty prawdy szukający człowieku" — tak bywa zazwyczaj tłumaczony — „w jakich okolicznościach ci, którzy wznieśli się do Boga, kiedy opuszczą Ziemię przez wrota śmierci, idą dalej, aby się narodzić na nowo albo nie. Chcę ci powiedzieć: Patrz, widzisz ogień, widzisz dzień, widzisz czas rosnącego Księżyca, widzisz połowę roku, w której Słońce stoi wysoko. Ci, którzy umierają w tym czasie, jako że umierają w ogniu, w dzień, w czasie rosnącego Księżyca, w porze gdy Słońce stoi wysoko, ci wchodząprzez wrota śmierci w Brahmę, ale ci, co umierają w znaku dymu, w nocy, w czasie malejącego Księżyca, w tej połowie roku, w której Słońce stoi nisko, porzucając Ziemię idą przez wrota śmierci tylko w światło Księżyca i powracają z powrotem na ten świat." Moi drodzy przyjaciele, macie tu miejsce w pieśni „Bhagawad Gita", w którym powiedziano, że sposób, w jaki kształtuje się dalsza droga człowieka, że jego ponowne narodziny zależą od tego, czy umiera w znaku światła, w dzień, przy rosnącym Księżycu, w tej porze roku, kiedy Słońce stoi wysoko, czy też umiera w znaku dymu, w nocy, przy malejącym Księżycu albo w czasie, kiedy Słońce stoi nisko. Tak jest powiedziane, to jest sens materialny. O tych, którzy przechodząprzez wrota śmierci w znaku ognia, w dzień, przy rosnącym Księżycu, wtedy kiedy Słońce stoi wysoko, o tych powiedziano, że nie potrzebują wracać na Ziemię. O innych, którzy umierają w znaku dymu, w nocy, przy malejącym Księżycu albo w tej połowie roku, w której Słońce stoi nisko, o tych powiedziano, że nie mogą się wznieść na wyżyny Brahmy, ale tylko na wyżyny Księżyca i muszą znów powracać. Wszystkim, prawie wszystkim, którzy pragną ten ustęp w boskiej pieśni Wschodu wyjaśnić na gruncie życia egzoterycznego, sprawia to największe trudności. Można go wyjaśnić tylko wtedy, gdy zostanie oświetlony światłem poznania duchowego, które w gruncie rzeczy tkwi u podłoża wypisanych słów, światłem promieniującym w szkołach tajemnych, które trwa nadal i doznaje odmłodzenia przez chrześcijaństwo wytwarzając pomost między nazwami: Księżyc — Anioł, Merkury — Archanioł, Wenus — Archai itd. Znajdziemy klucz do wszystkich tego rodzaju tekstów — ustęp przytoczony obecnie weźmiemy jako przykład — gdy oświetlimy go światłem duchowym. Rozważania, jakie podejmiemy w dzisiejszy wieczór, rozpoczniemy od wyjaśnienia tego ustępu boskiej pieśni, od wyjaśnienia 19 tego ustępu Bhagawad Gity, które jest niemożliwe na gruncie życia egzo-terycznego. A potem, gdy już będziemy mieli klucz, wzniesiemy się do duchowych hierarchii. II Nauka, jaką wieścili święci Rischi w okresie pierwszej kultury czasów poatlantyckich, była poznaniem zaczerpniętym w pełni z duchowych źródeł bytu. W nauce, w badaniach z początków czasów poatlantyckich doniosłe znaczenie ma właśnie to, że wnikały one tak głęboko we wszystkie procesy przyrody, iż umiały rozpoznać to, co w procesach przyrody czynne jest w sposób duchowy. W gruncie rzeczy zawsze otoczeni jesteśmy duchowymi zdarzeniami i duchowymi istotami. Wszystko, co dzieje się materialnie, jest przecież tylko odbiciem duchowych faktów i wszystkie rzeczy, z jakimi mamy materialnie do czynienia, stanowiąjedynie zewnętrznąosłonę duchowych jestestw. Gdy zatem w owej prastarej, świętej nauce mowa była o otaczających nas zjawiskach, jakie postrzegamy w naszym otoczeniu, to zawsze wskazywano zwłaszcza na jedno zjawisko, najważniejsze i najdonioślejsze ze wszystkich, jakie otaczają człowieka na Ziemi. Za najważniejsze zaś zjawisko przyrody uważała owa wiedza duchowa ogień. Przy wszystkich wyjaśnieniach tego, co dzieje się na Ziemi, jako punkt centralny stawiano duchowe rozważanie o ogniu. Jeżeli jednak chcemy zrozumieć tę — można tak powiedzieć — wschodnią naukę o ogniu, która miała wielkie znaczenie w dawnych czasach dla wszelkiego poznania, a także dla wszelkiego życia, jeżeli chcemy zrozumieć tę naukę o ogniu, to musimy popatrzeć trochę na inne zjawiska i obiekty przyrody, by zorientować się, jak na nie patrzyła owa prastara, ale jeszcze do dzisiaj dla wiedzy duchowej w pełni ważna nauka. Wszystko, co otacza człowieka w świecie fizycznym, sprowadzane było do tak zwanych czterech elementów. Nasza nowoczesna wiedza nie uwzględnia tych czterech elementarnych żywiołów. Wszyscy wiecie, że te cztery elementy określano słowami: ziemia, woda, powietrze i ogień. Tam, gdzie kwitła wiedza duchowa, nie rozumiano jednak pod słowem ziemia tego, co rozumie się dzisiaj. Słowem tym określano pewien stan bytu materialnego, a mianowicie stan stały. Wszystko, co dziś nazywamy stanem stałym materii, nazywano w wiedzy duchowej ziemią. Zatem stały grunt orny, kawałek kryształu górskiego, kawałek ołowiu czy złota, wszystko co stałe określano jako ziemię. Wszystko co płynne — nie tylko dzisiejszą wodę — określano jako wodniste albo jako wodę. Gdy macie np. żelazo i 21 rozżarzycie je tak, ze stopniowo pod wpływem gorąca roztapia się i zaczyna płynąć, to takie płynące żelazo jest dla wiedzy duchowej wodą. Wszystkie metale, gdy przechodziły w stan płynny, określane były jako woda. Wszystko, co dzisiaj nazywamy ciałem lotnym, stan określany też jako gazowy, wszystko to określane było jako powietrze, niezależnie od substancji, z jaką się miało do czynienia, niezależnie od tego czy był to tlen, wodór, czy inny gaz. Za czwarty element uważano ogień. Dzisiejsza nauka — wiedzą o tym wszyscy, którzy pamiętają podstawowe pojęcia fizyczne — nie widzi w ogniu żadnej substancji, którą by można porównać z ziemią, powietrzem albo wodą. Uważa ona ogień tylko za pewien stan ruchu. Wiedza duchowa widzi natomiast w cieple albo w ogniu coś, co ma substancję, tylko że ta substancja jest subtelniejsza niż powietrze. Jak element ziemi przemienia się w płyn, tak samo właśnie dla wiedzy duchowej substancja lotna przechodzi stopniowo w stan ognia; a ogień jest elementem tak subtelnym, że przenika wszystkie pozostałe elementy. Ogień przenika powietrze i czyni je ciepłym, podobnie przenika wodę albo ziemię. Podczas gdy pozostałe trzy elementy rozmieszczone są niejako oddzielnie, element ognia przenika wszystko. Dawna, a także i nowa wiedza duchowa mówi, że istnieje jeszcze inna zasadnicza różnica pomiędzy tym, co określamy jako ziemię, wodę, powietrze, a tym, co określamy jako ogień albo ciepło. Jakże postrzegamy ziemię, czyli coś stałego? Rzeczy stałe postrzegamy w taki sposób, że gdy je dotykamy, stawiają nam opór. To samo dotyczy elementu wody. Poddaje się on wprawdzie łatwiej i jego opór nie jest tak wielki, jednak odczuwamy go jako coś zewnętrznego, jako coś stawiającego opór. Podobnie też przedstawia się sprawa z elementem powietrza. I ten element postrzegamy tylko zewnętrznie. Z ciepłem natomiast jest inaczej. Trzeba tu podkreślić coś, do czego dzisiejszy pogląd na świat nie przywiązuje większej wagi, a co należy uznać za rzecz ważną, jeżeli chce się uzyskać wgląd w rzeczywiste zagadki bytu. Ciepło postrzegamy również wtedy, gdy nie odwołujemy się do zewnętrznego dotyku i to jest najistotniejsze. Ciepło możemy postrzegać dotykając przedmiotu, który ma pewien stopień ciepłoty. Możemy zatem postrzegać ciepło zewnętrznie podobnie jak trzy pozostałe elementy, ale ciepło odczuwamy również w naszym wewnętrznym stanie. Toteż dawna 22 mądrość już u*Hindusów głosiła: Ziemię, wodę i powietrze postrzegasz jedynie w świecie zewnętrznym; ciepło jest pierwszym elementem, który daje się postrzegać także wewnętrznie. — A więc ciepło, czyli ogień, ma niejako dwie strony. Jedną, która ukazuje się nam, gdy postrzegamy je zewnętrznie i drugą, wewnętrzną, którą postrzegamy, gdy siebie samych odczuwamy w pewnym stanie ciepła. Bo przecież człowiek odczuwa stan swojego wewnętrznego ciepła; jest mu ciepło, względnie zimno. Mało natomiast troszczy się świadomie o substancje lotne, płynne i stałe, jakie się w nim znajdują, a zatem o to, co jest w nim powietrzem, wodą, ziemią. Zaczyna on niejako odczuwać siebie w żywiole ciepła. Element ciepła ma zatem rzeczywiście stronę wewnętrzną i zewnętrzną. Dlatego też dawna, a wraz z nią nowa wiedza duchowa mówią: Ciepło, czyli ogień jest tym elementem, w którym matenalność zaczyna mieć charakter duszny. Możemy zatem w prawdziwym znaczeniu tego określenia mówić o ogniu zewnętrznym, który postrzegamy tak jak inne elementy i możemy mówić o wewnętrznym ogniu duszy w nas samych. Dla wiedzy duchowej ogień stanowił wobec tego zawsze pomost pomiędzy tym, co jest zewnętrznie materialne, a tym, co jest duszne, co człowiekmoże postrzegać tylko wewnętrznie. Przy rozpatrywaniu przyrody stawiano zawsze ogień albo ciepło w punkcie centralnym, ponieważ ogień jest niejako bramą, przez którą idąc od rzeczy zewnętrznych przenikamy do wnętrza. Ogień jest naprawdę bramą. Stojąc przed nią widzimy ją od zewnątrz, ale możemy ją otworzyć i patrzeć od wewnątrz. Oto czym jest ogień pośród zjawisk przyrody. Gdy dotykamy jakiegoś zewnętrznego przedmiotu, to poznajemy ogień, który na równi z pozostałymi trzema elementami przychodzi do nas od zewnątrz. Gdy postrzegamy ciepło wewnętrzne, to odczuwamy je jako coś, co przynależy do samego siebie. Stajemy po wewnętrznej stronie bramy i wstępujemy w dziedzinę duszy. Tak ujmowała tę sprawę wiedza o ogniu. Dlatego też w ogniu widziano coś, w czym wspólnie rozgrywa się materialność i to, co duszne. To, co obecnie staramy się postawić przed naszą duszą, stanowi naprawdę elementarną lekcję pierwszej ludzkiej mądrości. Dawniej nauczyciele mówili mniej więcej tak: Spójrz na płonący przedmiot trawiony przez ogień! Widzisz w nim dwie rzeczy. Jedną z nich jest to, co w owych dawnych czasach określano jako dym i co dzisiaj również można tak określić; drugą 23 nazywano światłem. Oba te zjawiska przyrody występują, gdy jakiś przedmiot trawiony jest przez ogień. Z jednej strony mamy światło, z drugiej dym. Człowiek uprawiający wiedzę duchową patrzył zatem na ogień jako na coś, co stoi w środku pomiędzy światłem a dymem. Nauczyciel mówił: Z płomienia równocześnie rodzi się z jednej strony światło, a z drugiej dym. W odniesieniu do światła, które rodzi się z ognia, musimy sobie jednak uzmysłowić pewien bardzo prosty, ale ważny fakt. Wielu ludzi zapytanych czy widzą światło, odpowiedziałoby najprawdopodobniej, że je widzą. A jednak odpowiedź taka jest całkowicie fałszywa. W rzeczywistości bowiem żadne oko fizyczne nie widzi światła. Absolutnie niesłuszne jest mówienie, że widzi się światło. Światło umożliwia widzenie przedmiotów, które są stałe, płynne, lotne, ale nie widzi się samego światła. Wyobraźcie sobie przestrzeń wszechświata prześwietloną światłem w taki sposób, że źródło światła jest niewidoczne, znajduje się z tyłu. Czy patrząc w tę przestrzeń wszechświata prześwietloną światłem widzielibyście światło? Nie widzielibyście niczego. Zobaczycie coś dopiero wtedy, gdy w tej prześwietlonej przestrzeni znajdować się będzie jakiś przedmiot. Nie widzi się światła, ale dzięki niemu widzi się to, co jest stałe, płynne lub lotne. W rzeczywistości zatem fizycznymi oczami nie widzi się w ogóle fizycznego światła. Jest to sprawa, która przed wzrokiem duchowym występuje ze szczególną jasnością. I dlatego wiedza duchowa mówi: Światło czyni wprawdzie wszystkie rzeczy widzialnymi, ale samo jest niewidzialne. Jest to ważne zdanie. Światło jest niepostrzegalne, nie można go postrzegać zewnętrznymi zmysłami. Można postrzegać rzeczy stałe, płynne, lotne, można wreszcie postrzegać zewnętrznie ten ostatni element tj. ciepło, czyli ogień, ale ciepło można już zacząć widzieć wewnętrznie. Nie można natomiast postrzegać zewnętrznie samego światła. Jeżeli sądzicie, że widząc słońce widzi się światło, to wyobrażacie sobie fałszywie. Widzi się płonące ciało, gorejącą substancję, z której wypływa światło. Gdybyście tę sprawę zbadali, przekonalibyście się, że macie do czynienia z czymś lotnym, płynnym, stałym. Nie widzicie światła, ale to, co płonie. A zatem, gdy tak wznosimy się od ziemi poprzez wodę, powietrze do ognia, a następnie do światła, to przechodzimy od tego, co jest zewnętrznie postrzegalne, widzialne, do tego, co jest zewnętrznie niepostrzegalne, ete-ryczno-duchowe. Tak mówi wiedza duchowa. I dlatego też mówi się, że 24 ogień stoi na granicy pomiędzy tym, co jest zewnętrznie postrzegalne, materialne, a tym, co eteryczno- duchowe, co nie jest już zewnętrznie postrzegalne. Co czyni zatem ciało trawione przez ogień? Cóż dzieje się, gdy coś się pali? Kiedy coś się pali, to widzimy jak z jednej strony powstaje światło będące czymś zewnętrznie niewidzialnym, czego działanie sięga w świat duchowy. Ciepło, gdy jest tak silne, że staje się źródłem światła, wytwarza to, co nie jest zewnętrznie materialne. Oddaje ono coś, co jest niewidzialne, co nie może być postrzegane zewnętrznie. Musi to jednak opłacić wytwarzając dym. Z tego, co było poprzednio przezroczyste, prześwietlone, musi powstać coś nieprzezroczystego, coś o charakterze dymu. Widzimy więc, że ciepło, czyli ogień, ulega zróżnicowaniu, podziałowi. Rezultatem tego podziału jest z jednej strony światło, przez które ciepło otwiera drogę w świat nadzmysłowy. Ciepło wysyłając światło w górę, w świat nadzmysłowy, musi zsyłać coś w dół, w świat materialny, w świat rzeczy nieprzezroczystych, widzialnych. Nic nie powstaje w świecie w sposób jednostronny. Wszystko, co powstaje, ma dwie strony. Jeżeli z ciepła powstaje światło, to z drugiej strony powstaje zmącenie, powstaje ciemna materia. Taka jest prastara nauka wiedzy duchowej. Należy sobie jednak zdać sprawę, że opisany teraz proces stanowi tylko stronę zewnętrzną, jest tylko fizyczno-materialnym procesem. U podstaw tego fizyczno-materialnego procesu leży jednak coś zupełnie innego. Gdy macie przed sobą tylko samo ciepło, a więc coś, co jeszcze nie świeci, to postrzegacie je pod pewnym względem jako coś zewnętrznie fizycznego, ale wewnątrz jest coś duchowego. Kiedy to ciepło stanie się tak silne, że występuje świecenie i wytwarza się dym, to coś z tej duchowości, która była w cieple, musi przejść w dym. A duchowość, która była w cieple, która przechodzi w dym, w element powietrzny, a zatem w coś, co stoi poniżej ciepła, jest teraz zaczarowana w tym, co przedstawia się jako zmącenie. Duchowe istoty złączone z ciepłem muszą się niejako z tym pogodzić, że zostają zaczarowane w to, co staje się gęste, co staje się dymem. Zaczarowanie duchowych istot łączy się ze wszystkim, co wydziela się z ciepła jako zmącenie, jako zmaterializowanie. Możemy to ująć w sposób bardziej jaskrawy. Przyjmijmy, że doprowadzamy powietrze do stanu płynnego, co dzisiaj jest już możliwe. Samo powietrze jest niczym innym jak zagęszczonym ciepłem. Powstaje ono z ciepła, gdy tworzy się dym. W ten dym została 25 tu wczarowana duchowość, która powinna być właściwie w ogniu. Duchowe istoty, które nazywamy też istotami elementarnymi, zostały wczarowane w powietrze i wciąż nadal są wczarowywane w byt jeszcze niższy, gdy powietrze przeistoczone zostaje w wodę. Dlatego też wiedza duchowa we wszystkim, co daje się postrzegać zewnętrznie, widzi coś, co powstało z pewnego pierwotnego stanu ognia albo ciepła. Dopiero później stało się powietrzem, dymem albo gazem, kiedy ciepło zagęściło się do gazu, gaz do cieczy, a ciecz do substancji stałej. Spójrzcie wstecz — tak mówi badacz wiedzy duchowej — na jakąkolwiek substancję stałą. Kiedyś była ona płynna. Stan stały osiągnęła dopiero z biegiem ewolucji. To zaś, co jest płynne, znajdowało się niegdyś w stanie gazowym, a substancja gazowa wytworzyła się jako dym z ognia. Należy jednak pamiętać, że z tym zagęszczaniem się, z tym przechodzeniem w stan gazowy, w stan stały, związane jest zawsze zaczarowanie duchowych istot. Spójrzmy teraz na otaczający nas świat. Zastanówmy się nad twardym kamieniem, nad płynącym prądem wody, nad tym, co paruje z wody jako mgła, nad powietrzem. Zastanówmy się nad wszystkim, co jest stałe, płynne, lotne i ogniste. Stwierdzimy, że nie mamy do czynienia z niczym innym jak tylko z ogniem. Wszystko jest ogniem, tylko że ogniem zagęszczonym. Złoto, srebro, miedź są zagęszczonym ogniem. Wszystko było niegdyś ogniem. Wszystko zrodziło się z ognia, ale w każdej zagęszczonej substancji tkwi zawsze duchowość, spoczywa w niej zaczarowana duchowość! W jaki więc sposób bosko-duchowe jestestwa, które znajdują się wokół nas, osiągają to, że powstają rzeczy stałe, jakie widzimy na naszej planecie, że powstają rzeczy płynne i lotne? Zsyłają one w dół duchy elementarne żyjące w ogniu. Zamykają je w powietrzu, w wodzie i w ziemi. Są to posłowie, elementarni posłowie twórczych jestestw, które budują świat. Owe istoty elementarne przebywają pierwotnie w ogniu. Wyrażając to obrazowo można stwierdzić, że w ogniu czują się one jeszcze dobrze. I oto zostały niejako skazane, aby żyć jako istoty zaczarowane. Patrzymy więc wokół siebie i mówimy: Owe istoty, którym zawdzięczamy wszystko, co nas otacza, musiały zejść z elementu ognia w dół i są zaczarowane w rzeczach. Czy my, jako ludzie, możemy uczynić coś dla tych istot elementarnych? Jest to wielkie pytanie, jakie stawiali sobie świeci Rischi. Czy 26 możemy coś uczynić, aby wybawić to, co zostało tam zaczarowane? Tak, możemy! To bowiem, co my ludzie czynimy w świecie fizycznym, w gruncie rzeczy jest tylko wyrazem procesów duchowych. Wszystko, co tu czynimy, ma równocześnie znaczenie w świecie duchowym. Rozważmy rzecz następującą. Jakiś człowiek ma przed sobą kryształ górski, względnie kawałek złota albo inny przedmiot i patrzy nań. Co dzieje się, gdy człowiek wpatruje się w jakiś zewnętrzny przedmiot? Co się wtedy dzieje? Co się tam ustawicznie rozgrywa pomiędzy zaczarowanymi duchami elementarnymi a człowiekiem? Człowiek oraz to, co jest zaczarowane w materii, mają ze sobą wzajemnie coś do czynienia. Przyjmijmy, że człowiek tylko wpatruje się w ten przedmiot i zadawala się tym, co samo dociera do jego oczu. Wówczas ciągle, od rana do wieczora, przenika w niego coś z tych zaczarowanych istot elementarnych. Kiedy coś postrzegacie, z otoczenia przechodzi w was . ustawicznie rój istot elementarnych, które były i są ciągle zaczarowywane na skutek procesów zagęszczania, jakie dokonują się w świecie. Przyjmijmy, że człowiek, który patrzy na przedmioty, nie ma skłonności do tego, aby się nad nimi zastanawiać, aby w swojej duszy ożywić coś z ducha tych rzeczy. Nie zadaje on sobie trudu, idzie przez świat nie troszcząc się o rzeczy. Nie przepracowuje w sposób duchowy tego, co widzi, nie przepaja ideami ani uczuciami, nie przepaja tego niczym. Zadawala się tym, że patrzy w sposób materialny na to, co stoi przed nim w świecie. Owe duchy elementarne wnikają wówczas w niego, tkwią w jego wnętrzu i nic nie zyskały we wszechświatowym procesie. Przeszły tylko ze świata zewnętrznego w człowieka. A teraz przyjmijmy, że mamy do czynienia z człowiekiem, który przepracowuje duchowo doznania świata zewnętrznego, który odwołując się do swoich idei, do swoich pojęć, wytwarza sobie wyobrażenia dotyczące duchowego podłoża świata. Nie zadawala się tym, że widzi kawałek metalu, ale rozmyśla nad jego istotą, odczuwa piękno zjawiska i przepełnia duchem swoje doznania. Cóż się wówczas dzieje? Człowiek, który ma taki stosunek do rzeczy, wyzwala dzięki własnemu procesowi duchowemu istoty elementarne wnikające weń ze świata zewnętrznego i podnosi je wzwyż do tego, czym były poprzednio. Wyzwala je ze stanu zaczarowania. W ten sposób możemy istoty zaczarowane w powietrzu, wodzie i ziemi zamknąć w naszym wnętrzu nie wywołując w nich żadnej zmiany albo poprzez to, że sami coraz bardziej przepajamy się duchem 27 wyswobodzić, wyzwolić i sprowadzić je z powrotem do ich własnego elementu. Przez cały okres życia wnikają w człowieka ze świata zewnętrznego duchy elementarne. W tej mierze, w jakiej człowiek ogranicza się do samego patrzenia na rzeczy, w tej samej mierze pozwala tym duchom po prostu wnikać w siebie nie zmieniając ich wcale. Z drugiej strony w tej mierze, w jakiej człowiek stara się przepracować rzeczy świata zewnętrznego w swoim duchu przez idee, pojęcia, przez poczucie piękna itd., w tej samej mierze wyzwala, uwalnia owe duchowe istoty elementarne. Cóż dzieje się dalej z tymi duchowymi istotami elementarnymi, które z rzeczy przeszły niejako w człowieka? Cóż się z nimi dzieje? Na razie są one w człowieku. Również i te wyzwolone muszą na razie pozostać w człowieku, ale tylko do jego fizycznej śmierci. Kiedy przechodzi on przez wrota śmierci, występuje różnica pomiędzy istotami elementarnymi, które weszły w człowieka i nie zostały przez niego z powrotem wydźwignięte do wyższego elementu, a tymi, które człowiek dzięki własnemu przeduchowie-niu przeniósł do elementu, w jakim znajdowały się pierwotnie. Istoty elementarne, które nie zostały przemienione, nic na razie nie zyskały przez to, że z rzeczy przeszły w człowieka; te drugie zyskały to, że wraz z jego śmierciąmogąpowrócić znowu do świata, w którym znajdowały się poprzednio. Człowiek stanowi dla nich w swoim życiu punkt przejściowy. A gdy przejdzie przez świat duchowy i inkarnuje się znowu idąc przez wrota narodzin, wówczas wszystkie istoty elementarne, których nie uwolnił poprzednio, powracają z powrotem w świat fizyczny. Tych natomiast, które wyswobodził, nie przynosi już ze sobą zstępując w dół. Te powróciły do swojego pierwotnego elementu. Widzimy zatem, że od człowieka zależy, czy przez swój rozwój, przez sposób, w jaki odnosi się do zewnętrznej przyrody, uwalnia zaczarowane istoty elementarne, bez których nie mógłby powstać nasz ziemski byt, czy też wiąże je z Ziemią jeszcze silniej niż były związane dotychczas. Cóż więc czyni człowiek, gdy patrząc na jakiś zewnętrzny przedmiot wyzwala z niego ducha elementarnego przez to, że go uwalnia? Duchowo czyni on coś przeciwnego niż poprzednio. Gdy poprzednio wytwarzał się z ognia dym, teraz człowiek wytwarza duchowy ogień z dymu, tylko że ogień ten oddaje dopiero po swojej śmierci. Pomyślcie teraz jak nieskończenie głębokie i mądre są stare obrzędy ofiarne, gdy rozpatrujemy je w świetle pradawnej 28 świętej wiedzy duchowej! Wyobraźcie sobie kapłana przy ołtarzu ofiarnym w owych czasach, w których religia opierała się na rzeczywistym poznaniu praw duchowych. Wyobraźcie sobie, że kapłan roznieca ogień i dym unosi się w górę, a wznoszenie się dymu ujęte jest naprawdę jako ofiara, tzn. ze towarzyszą mu modły. Cóż się tu dzieje? Co dzieje się z taką ofiarą? Kapłan stoi u ołtarza, gdzie wytwarzany jest dym. Tam, gdzie z ciepła powstaje substancja stała, zaczarowany zostaje jakiś duch. Ale równocześnie, na skutek tego, że człowiek śledzi cały ten proces modląc się, duch ten zostaje przejęty tak, że po śmierci człowieka wznosi się znowu w wyższy świat. Cóż więc mówił człowiek posiadający dawną mądrość tym, którzy byli powołani do rozumienia tego, co się tam dokonywało? Mówił on: Jeżeli patrzysz na świat zewnętrzny tak, że twój proces duchowy nie polega na samym patrzeniu na dym, lecz na podniesieniu duchowości do elementu ognia, to po śmierci uwalniasz ducha zaczarowanego w dymie. Rozumiejący tę sprawę mówił o zaczarowanym duchu, który z dymu przeszedł w człowieka. Jeżeli pozostawiłeś ducha takim, jakim był w dymie, musi on przy twoim najbliższym narodzeniu się zejść na Ziemię i nie może po twojej śmierci powrócić do świata duchowego. Jeżeli wyswobodziłeś go z powrotem do ognia, to po twojej śmierci wzniesie się on do duchowych światów i nie potrzebuje przy twoich narodzinach powracać na Ziemię. Macie tu część owych głębokich zdań Bhagawad Gity, które przytoczyłem w poprzednim wykładzie. Nie odnoszą się one wcale do ludzkiej jaźni. Odnoszą się do owych istot przyrody, do istot elementarnych, które przechodzą w człowieka ze świata zewnętrznego. Powiedziane tam jest: Patrz w ogień, patrz na dym. To, co człowiek przez swoje procesy duchowe przetwarza w ogień, są to duchy, które wraz ze swoją śmiercią uwalnia. To, co pozostawia w dymie takim jakim jest, musi przy jego śmierci pozostać z nim złączone i narodzić się znowu, kiedy on się narodzi. Przytoczone słowa Bhagawad Gity mówią nam zatem o losie duchów elementarnych. Przez mądrość, jaką człowiek w sobie rozwija, uwalnia wraz ze swoją śmiercią duchy elementarne, które ustawicznie w siebie przyjmuje. Przez brak mądrości, przez to, że tkwi w zmysłowej ułudzie, wiąże ze sobą duchy elementarne i zmusza je do tego, aby powracały z nim ciągle na ten świat, aby się ciągle wraz z nim rodziły. 29 Takie elementarne istoty związane są nie tylko z ogniem i z tym, co się z nim wiąże. Są one posłami wyższych bosko-duchowych jestestw, posłami we wszystkich sprawach zewnętrznie zmysłowych. Nigdy np. nie mogłoby w świecie nastąpić współdziałanie sił, które spowodowały następstwo dnia i nocy, gdyby istoty elementarne nie pracowały w dużych zastępach, tocząc w odpowiedni sposób planety w świecie właśnie po to, aby zaistniało następstwo dnia i nocy. Wszystko co się dzieje, wywołane jest działalnością niższych i wyższych jestestw duchowych hierarchii. Obecnie zajmujemy się najniższymi istotami, które są posłami. Gdy z nocy powstaje dzień, a z dnia powstaje noc, również w tym procesie biorą udział istoty elementarne. Dzieje się tak, że i tutaj człowiek stoi w związku z istotami królestwa elementarnego, które współpracują nad tym, aby był dzień i aby była noc. Kiedy człowiek jest ociężały, leniwy, kiedy odnosi się do życia biernie, oddziaływuje na istoty elementarne mające do czynienia z dniem i nocą inaczej niż wtedy, kiedy jest aktywny, pracowity, pilny, produktywny. Kiedy człowiek jest leniwy, łączy się w szczególny sposób z pewnymi zupełnie określonymi istotami elementarnymi — nazwijmy je istotami elementarnymi drugiej klasy — i łączy się z nimi również, kiedy jest pilny. Te spośród istot drugiej, obecnie omawianej klasy, które rozwijają swoje życie w dzień, które niejako toczą dzień, znajdują się w swoim wyższym elemencie. Ale tak jak istoty elementarne pierwszej klasy, których właściwym elementem jest ogień, zostają związane z powietrzem, wodą i ziemią, tak też pewne istoty elementarne drugiej klasy zostają związane z ciemnością. Dzień nie mógłby być oddzielony od nocy, gdyby istoty elementarne nie zostały niejako uwięzione w nocy. Człowiek może się cieszyć dniem dzięki temu, że bosko-duchowe jestestwa wydaliły owe istoty elementarne i związały je z porą nocną. Gdy człowiek jest leniwy, wpływają weń ustawicznie istoty elementarne, a on pozostawia je takimi, jakimi są. Człowiek leniwy pozostawia istoty elementarne przykute do pory nocnej, do ciemności, pozostawia je takimi, jakimi są. Jeżeli wchodzą weń, gdy jest aktywny, gdy jest pracowity, gdy coś czyni, sprowadza je duchowo z powrotem do dnia. Taki człowiek wyzwala zatem ustawicznie owe istoty drugiej klasy z pęt, jakimi były skrępowane. Przez całe życie nosimy w sobie wszystkie istoty elementarne, które weszły w nas w czasie, gdy byliśmy ociężali oraz te, które weszły w nas, kiedy pracowaliśmy aktywnie. Gdy 30 przejdziemy przez wrota śmierci, to istoty, które dzięki nam przeniesione zostały znowu w porę dzienną, mogą powrócić do świata duchowego, natomiast te, które przez nasze lenistwo zostały w nocy, pozostają z nami związane i przynosimy je z powrotem przy naszym następnym wcieleniu. Te zewnętrzne istoty elementarne, które wpłynęły w nas, gdy byliśmy w stanie czysto zmysłowej ułudy, zostaną na skutek naszego lenistwa i ociężałości narodzone ponownie wraz z naszym ponownym wcieleniem. Właśnie o tym jest mowa w drugim punkcie Bhagawad Gity. Ten punkt również me dotyczy ludzkiej jaźni, ale istot elementarnych, na które wskazują słowa: Przypatrz się dniu i nocy. To, co sam wyzwalasz przemieniając dzięki pilności istoty nocne na dzienne, co przy twojej śmierci związane jest z dniem, idzie w wyższy świat; to zaś, co przeniesiesz ze sobąjako istoty nocy, skazujesz na ponowne narodzenie się wraz z tobą. Uwagi powyższe pozwalają przeczuwać, jak omówiona zasada rozciąga się również na inne dziedziny. Podobnie, jak we wskazanych powyżej zjawiskach, jest np. z tym, co powoduje 28-dniowy cykl Księżyca, gdzie mamy do czynienia z rosnącym i malejącym Księżycem. Całe zastępy istot elementarnych musiały współdziałać, aby Księżyc wprawić w taki ruch, który umożliwił powstanie naszego czasu księżycowego oraz tego wszystkiego, co na naszej widzialnej Ziemi rzeczywiście wiąże się ze zmianami Księżyca. Dlatego pewne istoty spośród duchowych jestestw musiały być znowu zaczarowane, skazane, skrępowane. Jasnowidzący wzrok widzi zawsze, jak duchowe jestestwa przechodząz niższego królestwa do wyższego, gdy Księżyc rośnie. Aby jednak panował ład, inne duchowe istoty muszą być zaczarowane w niższe królestwa. Mamy tu zatem trzecie królestwo istot elementarnych będących z człowiekiem we wzajemnym stosunku. Kiedy człowiek jest wesoły, zadowolony ze świata, kiedy rozumie świat w taki sposób, że obejmuje wszystkie rzeczy w pogodnym usposobieniu, ustawicznie wyzwala istoty, które są związane z malejącym Księżycem. Jestestwa te wchodzą w niego i są nieustannie wyzwalane przez spokój jego duszy, przez wewnętrzne zadowolenie, przez harmonijne poczucie świata i harmonijny pogląd na świat. Natomiast istoty, które wchodzą w człowieka, gdy jest on zniechęcony, kiedy jest zgryźliwy, kiedy go nic nie zadawala i wszystko zniechęca, pozostają w stanie zaczarowania, w jakim znajdowały się przy malejącym Księżycu. Istnieją ludzie, którzy przez to, że doszli do 31 harmonijnego poczucia świata i mają pogodne usposobienie, uwalniają bardzo dużą ilość istot elementarnych powstałych w omówiony właśnie sposób. Przez harmonijne poczucie świata, przez wewnętrzne zadowolenie ze świata staje się człowiek wyswobodzicielem duchowych istot elementarnych. Przez swoją zgryźliwość, przez swoje zniechęcenie i tchórzostwo życiowe niewoli on istoty elementarne, które mogłaby wyzwolić jego radość. Widzicie zatem, że nastrój duszy ma znaczenie nie tylko dla samego człowieka. Radość albo zgryźliwość jest czymś, co wypływa z jego istoty jako siła wyzwalająca albo pętająca. To, co człowiek czyni tylko przez nastroje swej duszy, przechodzi w duchowość we wszystkich kierunkach świata. Mamy tu trzeci punkt owej ważnej nauki Bhagawad Gity: Patrz, jeżeli człowiek przez nastrój swojej duszy działa w taki sposób, że wyswa-badza duchy, podobnie jak wyswobodzone zostająprzy rosnącym Księżycu, to mogą powrócić do wyższego świata, gdy przejdzie on przez wrota śmierci. Jeżeli człowiek przez brak odwagi życiowej, przez swoje hipochon-drie przyjmuje w siebie duchy znajdujące się w otoczeniu pozostawiając je takimi, jakimi są i jakimi musiały być, aby mógł się wytworzyć porządek właściwy Księżycowi, wówczas duchy te pozostają z nim związane i muszą narodzić się znowu, gdy wstąpi on w nowy ziemski byt. Mamy tu zatem trzeci stopień duchów elementarnych, które wraz ze śmiercią człowieka zostają wyswobodzone i powracają do swojej krainy albo też muszą znowu wraz z człowiekiem narodzić się w tym świecie. Mamy wreszcie jeszcze czwarty rodzaj istot elementarnych. Są to duchy współdziałające z tym, co wytwarza roczny obieg Słońca, aby mogło ono w porze letniej zsyłać swoje światło na Ziemię budząc ją i zapładniając; aby to, co się od wiosny do jesieni rozradza, mogło się rzeczywiście rozrodzić. W tym celu pewne duchy musiały zostać uwięzione w zimie, musiały być zaczarowane w czasie słońca zimowego. W ten sam sposób, jak to opisaliśmy, działa człowiek w odniesieniu do innych stopni duchowych istot królestwa elementarnego. Weźmy człowieka, który wkraczając w okres zimy mówi sobie: Noce stają się dłuższe, dnie stają się krótsze; dochodzimy do tej części rocznego obiegu słonecznego, w której Słońce odbiera niejako Ziemi swoje siły zapładniające. Zewnętrzna Ziemia zamiera, ale wobec tej zamierającej Ziemi czuję się tym bardziej zobowiązany do rozbudzenia w sobie życia duchowego. Teraz muszę coraz więcej przyjmo- 32 wać w siebie ducha. Weźmy człowieka, który w miarę zbliżania się święta Bożego Narodzenia rozwija w sobie coraz bardziej pobożny nastrój świąteczny, który stara się rozumieć to święto tak, że wtedy, gdy zewnętrzny świat zmysłowy jest najbardziej obumarły, duch musi być najbardziej żywy. Przypuśćmy, że człowiek przeżył porę zimową aż do Wielkanocy. Pamięta on, że wraz z ożywaniem tego, co zewnętrzne, wiąże się śmierć tego, co duchowe. Przeżywa on Wielkanoc ze zrozumieniem. Taki człowiek ma nie tylko zewnętrzną religię, ale ma też religijne zrozumienie procesów zachodzących w przyrodzie. Rozumie on władającego w przyrodzie ducha i przez duchowość, przez pobożność wyzwala czwarty rodzaj istot elementarnych związanych z biegiem Słońca, które ciągle wypływają z człowieka i wpływają w niego. Jeżeli człowiek nie jest pobożny w powyższym rozumieniu, jeżeli zaprzecza duchowi albo go nie odczuwa, jeżeli pogrąża się w mate-rialistycznym chaosie, wpływające w niego istoty czwartego stopnia pozostają takimi, jakimi są. A gdy człowiek umrze, owe duchy elementarne czwartego stopnia zostają wyswobodzone i powracajądo swojego elementu albo też związane zostają z człowiekiem i znowu muszą się tutaj pojawić, kiedy on ponownie się wciela. A zatem, gdy człowiek wiąże się z duchami zimy i nie przemienia ich w duchy lata, nie wyzwala ich swoją duchowością, skazuje je na ponowne przyjście, podczas gdy w przeciwnym razie nie musiałyby powracać, rodzić się ponownie wraz z człowiekiem. Patrz w ogień i dym! Jeżeli łączysz się ze światem zewnętrznym w taki sposób, że duchowo-dusznie przeżywasz powstawanie ognia i dymu i sam przepajasz duchem rzeczy w procesie poznawania i odczuwania, wówczas pomagasz wznosić się pewnym duchowym istotom elementarnym. Jeżeli natomiast łączysz się z dymem, skazujesz je na to, by się ponownie rodziły. Jeżeli łączysz się z dniem, wyzwalasz odpowiednie duchy dnia. Patrz na światło, patrz na dzień, patrz na rosnący Księżyc, na słonecznąpołowę roku. Jeżeli działasz tak, że istoty elementarne sprowadzasz znowu do światła, do dnia, do rosnącego Księżyca, do letniej pory roku, wyswobadzasz istoty, które są ci tak potrzebne, a wraz z twoją śmiercią wznoszą się one do świata duchowego. Jeżeli zwiążesz się z dymem i patrzysz z uporem tylko na to, co jest stałe, jeżeli zwiążesz się z nocą przez swoją ociężałość, jeżeli zwiążesz się z duchami malejącego Księżyca przez swoje zniechęcenie, jeżeli zwiążesz się z duchami, które uwięzione zostały w zimowej porze 33 roku przez swoją bezbożność albo przez swoją bezduszność, skazujesz te istoty elementarne na to, że muszą narodzić się ponownie. Teraz dopiero wiemy, o czym właściwie jest mowa w tym ustępie Bhagawad Gity. Kto myśli, że jest tu mowa o człowieku, ten nie rozumie Bhagawad Gity. Kto wie, że wszelkie ludzkie życie jest dzianiem się, które rozgrywa się właściwie pomiędzy człowiekiem a duchami zaczarowanymi w to, co nas otacza i wie, że duchy te muszą być odczarowane, widzi wznoszenie albo ponowne wcielanie się czterech grup istot elementarnych. W tym ustępie Bhagawad Gity jest tajemnica najniższego rodzaju duchowych hierarchii. Skoro musi się sięgać do pramądrości, aby zrozumieć to, co przekazały nam wielkie dokumenty religijne, to widzi się, jak wzniosła jest treść tych dokumentów i jak dalece nie mają racji ludzie, którzy rozumieją je powierzchownie, względnie nie chcą rozumieć ich rzeczywistej głębi. Dopiero wtedy ustosunkujemy się do nich w sposób właściwy, gdy powiemy: Żadna mądrość nie jest dość wysoka, aby wydobyć to, co jest w nich utajone. Wtedy dopiero przepoją się te dokumenty zaczarowanym tchnieniem prawdziwie pobożnych uczuć, dopiero wtedy staną się w prawdziwym tego słowa znaczeniu tym, czym być powinny — środkiem uszlachetniającym i rozjaśniającym rozwój człowieka. Często też wskazują one na niezmierzone głębie ludzkiej mądrości. A to, co począwszy od naszych czasów może wpłynąć w ludzkość ze źródeł szkół wiedzy tajemnej i misteriów, jest tylko odblaskiem, bo jest to przecież tylko odblask pramądrości świata, pozwalający zajaśnieć jej w całej wielkości i jasności. Trzeba było, abyśmy na trudnym stosunkowo przykładzie wykazali, że w pramądrości świata widzimy, jak współdziałają wszystkie te duchy, które nas otaczają, które są wszędzie, które wypływają i wpływają w człowieka. W tej pramądrości widziano również, że czyny człowieka przedstawiają wzajemny związek pomiędzy światem duchowym a własnym wewnętrznym światem człowieka. Dopiero na tle tej mądrości zagadka człowieka staje się ważna, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że przez wszystko, co czynimy, a nawet przez to jaki mamy nastrój, oddziałujemy na cały Kosmos, że ten nasz mały świat ma nieskończenie wielkie znaczenie dla wszelkiego dziania się w makrokosmosie. Wzmożenie poczucia odpowiedzialności stanowi właśnie najpiękniejszą i najważniejszą korzyść, jaką możemy zdobyć dzięki wiedzy duchowej. To poczucie odpowiedzialności uczy nas, jak 34 ujmować życie w jego prawdziwym znaczeniu, uczy nas, by wnoszenie go w prąd rozwojowy traktować jako sprawę ważną, jako coś w najwyższej mierze doniosłego. III Koniec wczorajszego wykładu, odnoszący się do najniższego królestwa duchowych hierarchii, w niejednej duszy wzbudził z pewnością myśli, narzucił pytania. Jest to zupełnie naturalne, ponieważ w zestawieniu z myślami i wyobrażeniami, jakie może mieć dzisiaj człowiek, niejedno, co zostało powiedziane, budzi pytania, względnie trudne jest do zrozumienia. Dalszy ciąg tych wykładów rzuci światło na wiele szczegółów, jednak już dzisiaj jedno trzeba powiedzieć jako wskazówkę, aby mieć odpowiednie nastawienie wobec tego rodzaju spraw. Człowiek może sobie dziś postawić następujące pytanie, które się samo nasuwa: Jeżeli naprawdę wydobędziesz z kamienia zaczarowaną w nim istotę dzięki temu, że się nad nim zastanawiasz, że o nim rozmyślasz i wyswabadzasz niejako tę zaczarowaną w nim istotę, to co pozostanie w tym kamieniu? Czy ta istota jeszcze się tam znajduje i co z tym kamieniem w ogóle się stało? A co się dzieje, gdy przyjdzie inny człowiek i powtórzy z tym kamieniem ten sam proces? To pytanie mogłoby powstać u bardzo wielu ludzi. Jak już powiedziałem, w trakcie tych wykładów niejedno takie pytanie znajdzie swoją odpowiedź. Trzeba jednak powiedzieć, że sprawy te nie dadzą się jeszcze ująć przy pomocy tego, co człowiekowi daje do myślenia Ziemia. Na Ziemi bowiem wszystko jest zakryte, wszystko jest ubrane w maję i rzeczy przedstawiają się myślom zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Nie jest winą faktów, że pytania pozostają bez odpowiedzi. Pytania stawiane są fałszywie, ale z czasem osiągniemy kryteria do właściwego ich stawiania. Sprawy przedstawiają się zupełnie inaczej, gdy uzyskamy wgląd w stany, w których to wszystko nie jest jeszcze tak zakryte w iluzji. Na Ziemi wszystko wzajemnie się przenika. Ludzkie myślenie ulega przez to ciągłym omyłkom. Czyste wyobrażenia o rzeczach otrzymujemy wtedy, gdy cofamy się wstecz w dawniejsze czasy. Tak, jak człowiek przechodzi jedno wcielenie po drugim, jedną metamorfozę po drugiej, tak też wszystkie jestestwa świata, od najmniejszego do największego, przechodzą wcielenia za wcieleniem. Takie jestestwo jak nasza Ziemia, a zatem jestestwo planetarne, również przechodzi wcielenia. Nasza Ziemia nie od razu była taka jak dzisiaj. Poprzedził ją inny stan. W naszych kołach dużo mówi się o tym, że tak jak człowiek w tym bycie jest 37 ponownym wcieleniem poprzedniego życia, tak też i Ziemia jest ponownym wcieleniem dawnej planety, która istniała wcześniej. Tę planetę poprzedza-jącąZiemięnazywamy dawnym Księżycem. Pod tą nazwanie należy jednak rozumieć dzisiejszego Księżyca, który stanowi tylko część, tylko pozostałość dawnego Księżyca, lecz poprzedni stan naszej Ziemi. Stan ten istniał kiedyś i przeszedł następnie przez życie duchowe, które określane bywa zazwyczaj słowem „pralaja" — tak jak człowiek przechodzi po śmierci przez pewien duchowy stan. Planeta, jaką był dawny Księżyc, narodziła się ponownie, tak jak ponownie rodzi się człowiek. A to, co nazwaliśmy stanem księżycowym, było z kolei ponownym wcieleniem poprzedniego stanu planetarnego, który określamy jako dawne Słońce. To Słońce — a więc nie dzisiejsze Słońce, lecz zupełnie inne jestestwo — jest ponownym wcieleniem planety, do której najpierw sięgamy wzrokiem, kiedy mówimy o wcieleniach naszej Ziemi. Tą planetą był dawny Saturn. Mamy więc cztery następujące po sobie wcielenia: Saturn, Słońce, Księżyc, Ziemia. Często wskazy waliśmy, że każdy stan planetarny ma pewne określone zadanie. Jakież więc zadanie ma nasza Ziemia? Jej zadaniem jest umożliwienie człowiekowi, tzn. tej istocie, którą dzisiaj nazywamy człowiekiem, jego byt człowieczy. Wszystkie oddziaływania Ziemi są tego rodzaju, że dzięki nim człowiek staje się istotą jaźniową. Nie działo się tak w poprzednich stanach planetarnych, w których człowiek uczestniczył. A zatem dopiero na naszej Ziemi człowiek stał się w dzisiejszym znaczeniu tego słowa człowiekiem. Poprzednie stany planetarne Ziemi miały podobne zadania, tylko że na innych planetach inne jestestwa stały na stopniu człowieczeństwa, które dzisiaj stoją wyżej niż człowiek. Może pamiętacie to, co podałem w swojej książce „Chrześcijaństwo jako fakt mistyczny", że pewien mędrzec egipski mówiąc do Solona wypowiedział dziwne zdanie, jako prawdę znaną w misteriach. Powiedział on Solonowi ważną prawdę, że bogowie byli kiedyś ludźmi. Należało to do prawd, jakie już w starożytności przyjmować musiał uczeń misteriów — bogowie, którzy dzisiaj stoją wysoko w duchowych wyżynach, nie zawsze byli bogami, ale wznosili się w górę i kiedyś też byli ludźmi, czyli przechodzili stopień człowieczeństwa. Naturalnie, wynika z tego bezpośrednio niebezpieczna prawda, którą uczniowie misteriów musieli również wprowadzić jako konsekwencję, a mianowicie to, że ludzie też będą kiedyś bogami. Ze względu na taką właśnie 38 LI konsekwencję uważano tę prawdę za niebezpieczną. Trzeba sobie bowiem równocześnie powiedzieć, że człowiekmoże stać się bogiem dopiero wtedy, kiedy do tego dojrzeje, a jeżeli w jakimś momencie wyobrazi sobie, że jest bogiem, jeżeli uroi to sobie zanim do tego dojrzeje, wtedy będzie nie bogiem, lecz głupcem. A wobec tego otwierają się przed człowiekiem dwie drogi. Żyć cierpliwie tak, aby zmierzać do swojej deifikacji, jak to określa Dionizjusz, a więc do tego, aby stać się bogiem albo też uroić sobie wcześniej, że już jest się bogiem. Pierwsza droga prowadzi rzeczywiście do przebóstwienia człowieka, druga prowadzi do głupoty, do błazeństwa. Wypowiedzi czasów starożytnych prowadzą często do nieporozumień, gdyż w naszych czasach nie rozróżnia się już różnych stopni bosko-ducho-wych jestestw. Mędrzec egipski, który mówił o bogach, nie miał na myśli tylko jednego stopnia bogów, względnie jednego Boga, ale cały szereg stopni bosko- duchowych jestestw. Dionizjusz Aeropagita, a także wschodni mędrcy zawsze rozróżniali stopnie bosko- duchowych jestestw. Nie ma znaczenia czy mówimy o Aniołach, czy o Dhyan-Chohans, gdyż ci, którzy uznają jedność mądrości świata wiedzą, że są to tylko różne nazwy tego samego. Ale również i w tym królestwie należy wprowadzić dalsze rozróżnienia. Jestestwa, które są niewidzialne i stoją bezpośrednio nad człowiekiem, tzn. o jeden stopień wyżej niż człowiek, noszą w ezoterii chrześcijańskiej nazwę Aniołów, Angeloi, Posłów, posłów bosko-duchowego świata. Jestestwa, które stoją znowu o jeden stopień wyżej, a zatem dwa stopnie ponad człowiekiem, noszą nazwę Archaniołów, Archangeloi, a także Duchów Ognia. Jestestwa, które stoją o jeszcze jeden stopień wyżej niż Archamołowie — o ile przejdą normalny rozwój — nazywamy Duchami Osobowości, Duchami Prapoczątku, Prasiłami lub Archai. Mamy więc trzy rodzaje jestestw stojących ponad człowiekiem. Wszystkie one przeszły swoje człowieczeństwo, były niegdyś na stopniu człowieczeństwa. Jestestwa, które dzisiaj są Aniołami, przechodziły swoje człowieczeństwo stosunkowo niedawno, jeżeli stosuje się wszechświatową miarę czasu. Były one na stopniu człowieka na dawnym Księżycu. I tak jak wy, dzięki stosunkom panującym na Ziemi, możecie po tej Ziemi chodzić jako ludzie, tak też Aniołowie będąc na swoim stopniu człowieczeństwa mogli zamieszkiwać dawny Księżyc. Archaniołowie przeszli swój stopień człowieczeństwa na dawnym Słońcu, a Duchy Prapoczątku, Duchy Osobowości na 39 dawnym Saturnie. Tak więc duchy te wznosiły się od człowieczeństwa stopniowo w górę i dzisiaj sąjestestwami należącymi do hierarchii stojących wyżej od człowieka. A gdy wyuczymy kolejne stopnie królestw świata w sensie duchowym, to możemy powiedzieć, że na Ziemi mamy królestwo minerałów, roślin, zwierząt i człowieka jako królestwa widzialne, a potem rozciąga się to w sfery niewidzialne i mamy tam królestwo Aniołów, Duchów Ognia, czyli Archaniołów, Prasił, czyli Duchów Osobowości albo inaczej Archai. Podczas gdy jestestwa te postępowały naprzód pod względem swojego wewnętrznego rozwoju, pod względem swojej istoty i wychodząc ze stanu człowieczeństwa stały się bogami, stały się posłami bogów — bo dla tych jestestw właśnie to określenie jest właściwe — gdy wznosiły się one do bytu duchowego, zmieniały się warunki na planecie, na której i dla której żyły. Kiedy spojrzymy na dawnego Saturna, na którym Archai były ludźmi, to przekonamy się, że wyglądał on zupełnie inaczej niż nasza Ziemia. Wczoraj była mowa o tym, że na naszej Ziemi rozróżniamy cztery elementy: ziemię, wodę, powietrze i ogień albo ciepło. Na dawnym Saturnie trzy pierwsze elementy spośród wymienionych w ogóle nie istniały. Istniał tam jedynie ogień, czyli ciepło. Dzisiejszy filozof materialistyczny powie na to, że przecież ciepło możemy wyczuć tylko na zewnętrznych przedmiotach. Może istnieć ciepłe ciało stałe, ciepła woda, ale nie może istnieć ciepło samo w sobie. Materialistyczny filozof wierzy w to, ale nie jest to prawda. Jakże przedstawiałby się dawny Saturn, gdybyście mogli go obserwować przy pomocy dzisiejszych zmysłów? Przyjmijmy jako hipotezę, że przelatywalibyście przez przestrzeń" wszechświata w czasie dawnego Saturna. Przelatując tarn mielibyście tylko jedno doznanie—tutaj jest ciepło. Gdybyście przelatywali przez Saturna, mielibyście wrażenie, że przelatujecie przez ogrzaną przestrzeń pieca do pieczenia chleba. Nie moglibyście odczuć żadnego ruchu powietrza, nie moglibyście pływać, ponieważ nie było wtedy ani powietrza, ani wody. Nie mielibyście na czym stawiać waszych stóp, ponieważ nie było jeszcze ziemi. Wasze ręce nie mogłyby niczego dotykać. Cała kula była tylko ciepłem. A zatem dawny Saturn miał w sobie tylko element ciepła, czyli ognia. I tak samo nasz ziemski byt w czasie swojej pierwszej metamorfozy był najpierw cieplną planetą. Zwróćcie uwagę, jak słuszne jest to, co mówił np. stary Heraklit, że wszystko powstało z ognia. 40 Oczywiście! Skoro Ziemia jest przeobrażonym dawnym Saturnem, to wszystko wytworzyło się na Ziemi z ognia. Prawdę tę przejął Heraklit z dawnych misteriów. Powiedziano również, że księgę, w której tę prawdę napisał, poświęcił bogini w Efezie i złożył ją tam na ołtarzu. Heraklit wiedział, że prawdę tę zawdzięcza misteriom w Efezie, gdzie naukę o praogniu saturno-wym podawano jeszcze w całej jej czystości. Gdy uwzględnicie to, co zostało powiedziane, możecie sobie zdawać sprawę, że jestestwa, które nazywamy Duchami Prapoczątku, Duchami Osobowości czy Archai, przechodziły swoje człowieczeństwo w zupełnie innych warunkach niż dzisiejszy człowiek. Dzisiaj człowiek ma możliwość włączenia w swoją cielesność, w swój system kostny, w swoją krew element stały, płynny i lotny. Człowiek satumowy, Duch Osobowości, musiał budować swoje ciało tylko z ciepła, z ognia. I tak też czynił. Duch Osobowości miał na dawnym Saturnie tylko ciało ogniowe. Jego ciało uczynione było tylko z ciepła. Wczoraj powiedziałem wam, że ciepło ma niejako dwie strony. Jedną stroną jest to, że możemy je postrzegać wewnętrznie; jest nam wewnętrznie zimno albo ciepło, przy czym nie potrzebujemy dotykać żadnego z otaczających nas przedmiotów. Ale ciepło możemy również odczuwać zewnętrznie, gdy dotykamy jakiegoś ciepłego ciała. Swoistą właściwością rozwoju Saturna jest to, że ciepło przechodzi stopniowo od stanu początkowego, w którym jest tylko ciepłem wewnętrznym, do stanu końcowego, w którym staje się bardziej zewnętrzne, bardziej postrzegalne. Gdybyście zatem podróżowali przez świat w początkowym stanie Saturna, po wejściu w jego przestrzeń nie odczuwalibyście na waszej skórze żadnego ruchu ciepła, ale wewnętrznie moglibyście sobie powiedzieć, że jest tu tak przyjemnie ciepło. Gdybyście tę podróż odbyli na samym początku stanu Saturna, doznalibyście czegoś, co dzisiaj znacie jeszcze tylko jako ciepło duszy. Możecie sobie wytworzyć wyobrażenie przeżycia, jakie tam mielibyście, gdy rozważycie to, co powiem dalej. Wiecie, że istnieje różnica, gdy patrzycie na czerwoną lub niebieską płaszczyznę. Gdy macie przed sobą barwę czerwoną, mówicie sobie, że budzi to ciepłe uczucie; mając przed sobą barwę niebieską macie uczucie zimna. Uprzytomnijcie sobie uczucia, które powstają w waszej duszy pod wpływem czerwieni. Wprawdzie wówczas nie moglibyście mieć wrażenia czerwieni, ale mielibyście podobne uczucie przyjemnego ciepła, jakie macie dzisiaj, gdy patrzycie na czerwień. Pod koniec okresu saturno- 41 wego odczuwalibyście nie tylko ów wewnętrzny przyjemny stan, ale czulibyście ciepło idące do was od zewnątrz. Odczuwanie wewnętrznego ciepła przeobrażałoby się stopniowo w postrzeganie ciepła zewnętrznego. Jest to droga, którą przebył Saturn. Jest to droga od wewnętrznego ciepła duszy do ciepła, które można postrzegać zewnętrznie, a więc do tego, co nazywamy zewnętrznym ciepłem albo ogniem. Można powiedzieć, że tak jak dziecko wyrasta, staje się dorosłym człowiekiem i doświadcza różnych rzeczy, tak dorastają na dawnym Saturnie Duchy Osobowości. Początkowo czują się one wewnętrznie ciepłe, a potem stopniowo zaczynają odczuwać to ciepło jako coś zewnętrznego, urzeczywistnionego, a można by nawet powiedzieć ucieleśnionego. Cóż tam zatem powstało? Jeżeli chcecie przywołać przed duszę to, co tam powstało, musicie sobie wyobrazić to w sposób następujący. Najpierw mamy wewnętrzne rozgrzanie kuli saturnowej. Duchy Osobowości znajdują wtedy pierwszą możliwość wcielenia się. Kiedy się wcielają, kształtuje się to, co nazywamy zewnętrznym ciepłem. Gdybyście mogli podjąć podróż w późniejszym stanie Saturna, odczulibyście różnicę między miejscami zewnętrznie ciepłymi i zimnymi. Gdybyście narysowali te zamknięte ciała cieplne wchodzące w skład Saturna, otrzymalibyście taki obraz: Saturn przedstawiałby się, jakby jego powierzchnia utworzona była z samych takich „jaj cieplnych". Z zewnątrz — gdyby to można było zobaczyć — wyglądałoby to jak jeżyna albo malina. Czym były owe jaja? Były to ciała Duchów Osobowości. Duchy Osobowości bezpośrednio ze swojego ciepła wewnętrznego wytwarzały zewnętrzne ciepło tych jaj satur-nowych. O stanie tym można naprawdę powiedzieć, że „duchy wysiadywały to ciepło" i wysiadywały rzeczywiście pierwsze ogniowe ciała. Wylęganie pierwszych ciał ogniowych dokonywało się z przestrzeni wszechświata ku wnętrzu. Można by powiedzieć, że w przestrzeni cieplnej dokonywała się idąca z wnętrza koagulacja zewnętrznych jaj cieplnych. A zatem na dawnym Saturnie Duchy Osobowości, Archai, które określa się również jako Asuras, wcielone były w owe ciała ogniste. Saturn składał się wyłącznie z tego elementu ognia. W tym saturnowym rozwoju możliwe było również i to, aby Duchy Osobowości przeobrażały zewnętrzne ciepło z powrotem w ciepło wewnętrzne. Cały ten proces nie był sztywny i twardy, ale wewnętrznie ruchliwy. W rzeczywistości Duchy Osobowości wytwarzały jaja cieplne i następnie 42 "x//////,///X'' i' • >,fV pozwalały im zanikać. A teraz możecie sobie ten proces przedstawić jeszcze dokładniej. Wyobraźcie sobie, że podróżujecie w tej przestrzeni przez pewien czas tam i z powrotem. Zauważycie wówczas rzecz następującą. Na Saturnie były okresy, w czasie których w ogóle nie postrzegało się zewnętrznie ciepła, istniał wtedy tylko przyjemny wewnętrzny ogień. A potem przychodził czas, kiedy pojawiały się owe ciała cieplne. W ten sposób postrzegalibyście coś w rodzaju oddechu całego dawnego Saturna, ale oddechu ogniowego. I powiedzielibyście, że Saturn przedstawia się czasem tak, jak gdyby całe ciepło zewnętrzne zostało uwewnętrznione, pochłonięte, jak gdyby istniało tylko wewnętrzne zadowolenie. I wtedy powiedzielibyście, że Saturn wchłonął w siebie całe ciepło niby powietrze przy wdechu. Kiedy indziej znowu przechodząc przez przestrzeń Saturna znaleźlibyście liczne jaja cieplne i wtedy mówilibyście, że teraz Saturn uczynił jakby wydech, wydalając z siebie swoje wewnętrzne ciepło, które stało się zewnętrznym ogniem. Takie właśnie wyobrażenie budzili w swoich uczniach dawni świeci Rischi. Przenosili ich niejako w duchu wstecz do czasu dawnego Saturna, tak że mogli oni odczuwać, jak cała planeta wykonuje coś, co jest podobne do naszego dzisiejszego wdechu i wydechu. Budzili oni w nich takie wyobrażenia: ogień wypływa na zewnątrz i staje się niezliczoną ilością ciał 43 cieplnych; ogień zostaje wchłonięty do wewnątrz i staje się wewnętrzną jaźniowością Duchów Osobowości. Porównaliśmy tu życie planety z wydechem i wdechem, ale na dawnym Saturnie jest to tylko oddychanie ogniowe. Nie ma tam bowiem powietrza. Przyjmijmy, że działoby się tak, jak powiem dalej. Wszystkie Duchy Osobowości przechodziłyby zawsze tę normalną drogę. Stale wdychałyby niejako ciepło i wydychałyby je z powrotem. W ten sposób przeszłyby one swój regularny rozwój saturnowy, co doprowadziłoby do tego, że po upływie odpowiedniego czasu wszystko zostałoby wchłonięte przez wewnętrzne ciepło, a Saturn zniknąłby jako zewnętrzna planeta ogniowa i zostałby przyjęty z powrotem w królestwo duchowego świata. Mogłoby się tak stać. Nie mielibyśmy wtedy nigdy stanu słonecznego, księżycowego i ziemskiego, wszystko bowiem, co mogłoby stanowić wydech, byłoby z powrotem przyjęte przez wewnętrzne ciepło i powróciłoby znowu do świata duchowego. A teraz ujmijmy tę sprawę trywialnie, aby ją łatwiej można było zrozumieć. Spodobało się niejako pewnym Duchom Osobowości, aby z powrotem przyjmować tylko część wydychanego ciepła, tak aby zawsze coś z niego na zewnątrz pozostało. W ten sposób przy wdechu nie znikały wszystkie owe jaja saturnowe znajdujące się na zewnątrz, ale pozostawały nadal. W ten sposób powstała na Saturnie stopniowo dwoistość: wewnętrzne ciepło, a obok niego ciepło zewnętrzne wcielone w saturnowe jaja. Nie wszystko zostało wchłonięte z powrotem. Duchy Osobowości pozostawiały niejako część wydalonego ciepła, tak że pozostawało ono na zewnątrz samo dla siebie. Po co to jednak właściwie czyniły? Musiały to czynić, gdyż bez tego nie osiągnęłyby stopnia człowieczeństwa na Saturnie. Co bowiem oznacza stać się człowiekiem? Oznacza to dojście do świadomości jaźniowej. Do tego jednak Duchy Osobowości nie mogą dojść, jeżeli nie odróżniają się jako „ja" od czegoś, co jest zewnętrzne. Tylko na takiej zasadzie stają się one „ja". Tam jest kwitnący krzew, a tu jestem „ja". Jako „ja" odróżniam siebie od obiektu. Duchy Osobowości powodowałyby wiecznie tylko wypływ swojego ,ja", gdyby nie pozostawiły na zewnątrz czegoś, co stawiałoby im opór. To, co nie jest moim „ja", znajduje się na zewnątrz; ja odróżniam siebie od elementu ciepła, który stał się czymś obiektywnym. Duchy Osobowości doszły do swojego „ja", do swojej samoświadomości dzięki temu, że część jestestw saturnowych zepchnęły w dół, 44 w wyłącznie zewnętrzny byt cieplny. Powiedziały sobie: Muszę sprawić, aby coś wypłynęło ze mnie i pozwolić, aby pozostało to na zewnątrz, abym mógł siebie od tego odróżnić, aby w ten sposób moja świadomość jaźniowa rozjarzyła się pod wpływem tego zewnętrznego czynnika. W ten sposób stworzyły one obok siebie inne królestwo i równocześnie zwierciadlany obraz swojego wnętrza odbity w tym, co zewnętrzne. Dlatego też, gdy życie Saturna dobiegało niejako do swojego końca, Duchy Osobowości nie mogły sprawić, aby zniknął. Gdyby wchłonęły w siebie cały ogień, Saturn przestałby istnieć, ale teraz nie były już w stanie wchłonąć w siebie z powrotem tego, co wydaliły na zewnątrz. Same musiały porzucić pole, które dało im możliwość dojścia do samoświadomości. Duchy Osobowości nie mogły samodzielnie wprowadzić Saturna w stan pralai. Musiały teraz wkroczyć wyższe duchy i znowu niejako rozpuścić to, co pozostało, aby nastąpiła pralaja, tj. stan przejściowy, stan zaniku, stan snu. Musiały wtedy wkroczyć wyższe duchy. Na razie podajemy samą ich nazwę. Musiały wkroczyć Trony, aby rozpuścić to wszystko. Życie Saturna dobiegło do swojego końca, gdy rozegrał się następujący proces. Duchy Osobowości osiągnęły samoświadomość, wessały w siebie znowu część ciepła, w swój punkt środkowy przyjęły samoświadomość i przez to pozostawiły niższe królestwo. Teraz wkroczyło królestwo Tronów i rozpuściło to, co pozostawiły Duchy Osobowości, a Saturn ogarnięty został rodzajem nocy planetarnej. Potem nadszedł świt planety. Według praw, które jeszcze poznamy, wszystko budzi się niejako z powrotem. Gdyby dawny Saturn zniknął na skutek wdechu całego ciepła, byt satumowy zostałby w całości przejęty przez świat duchowy. Przebudzenie byłoby niemożliwe. Trony mogły wprawdzie na jakiś czas rozpuścić to, co Duchy Osobowości wyłoniły jako jaja, ale mogły to uczynić tylko na jakiś czas. Musiało to zostać przekazane niższemu bytowi poniekąd dla dalszego rozwoju. Dzięki temu przyszło przebudzenie planety, nadszedł drugi stan przemiany Saturna, stan Słońca. Cóż więc zostało teraz zrodzone w owym stanie Słońca? Po stanie snu z dawnego Saturna przyszły Duchy Osobowości, które obecnie miały samoświadomość i nie potrzebowały przechodzić znowu tego samego. Ale jaja cieplne, które wyłoniły z siebie, teraz znowu pojawiały się stopniowo. Wyodrębniły się one z ogólnej masy i dlatego Duchy Osobowości były obecnie niejako związane z tym, co z siebie 45 pozostawiły. Gdyby wszystko wzniosły w górę, w świat duchoyifSfe -nie byłyby związane ze Słońcem, nie musiałyby zstępować w dół. Musiały tak uczynić, ponieważ pozostawiły tu część swojej dawnej własnej istoty. Musiały się o nią troszczyć, gdyż ściągnęła je ona w dół do nowego bytu planetarnego. Była to karma Saturna, karma wszechświatowa, karma kosmiczna. Ponieważ Duchy Osobowości nie wzięły w siebie wszystkiego na dawnym Saturnie, przygotowały sobie karmę, która zmusiła je do powrotu. Znalazły one w dole to, co przygotowały jako spuściznę dawnego Saturna. I cóż stało się teraz, kiedy Duchy Osobowości zajęły się stworzoną sobie karmą? Stało się to, co wczoraj ogólnie scharakteryzowałem. Ciepło rozszczepiło się z jednej strony na światło, z drugiej strony na dym. W powstałym tak na nowo Saturnie wytworzyła się z jaj cieplnych z jednej strony nowa planeta, uczyniona— jak to określano — z gazu, powietrza, albo dymu, a z drugiej strony powstało światło, przez które ciepło powróciło niejako znowu w wyższe stany. Wewnętrznie mamy na przemienionym Saturnie dym, gaz, powietrze, a z drugiej strony mamy światło! Gdybyście teraz odbywali podróż przez świat i doszli do miejsca, w którym było owo dawne Słońce, już z daleka odczulibyście to, co wytworzyło się jako światło, ponieważ był tam dym. Postrzegalibyście jeżeli już nie światło, to świecącą kulę, tak jak przy Saturnie postrzegalibyście cieplną kulę. To, do czego byście się zbliżali, byłoby świecącą kulą, a gdybyście doszli do powierzchni, a potem wniknęli w głąb tej kuli, postrzegalibyście nie tylko ciepło, ale również wiatry, powietrze, gaz poruszający się we wszystkich kierunkach. Kula cieplna przemieniła się w kulę świetlną, powstało Słońce. Mamy pełne prawo nazywać to Słońcem. A słońca, jakie istnieją dzisiaj, przechodzą obecnie ten sam proces. Są gazem, który porusza się wewnętrznie, a z drugiej strony powodują, że staje się on światłem. Wypełniają one przestrzeń świata światłem. Właściwie dopiero wówczas, w tym stanie rozwojowym Ziemi wytworzone zostało światło. Dopiero wówczas powstało światło. W cieple, w dawnym cieple saturnowym Duchy Osobowości mogły osiągnąć stopień człowieczeństwa. W świetle, które następnie promieniowało ze Słońca, stopień człowieczeństwa mogły osiągnąć te jestestwa duchowych hierarchii, które nazywamy Archaniołami. Istotnie, gdybyście zbliżyli się do Słońca — nie w takim stanie, w jakim znajdujecie się dzisiaj, 46 ale jako ludzie jasnowidzący—moglib} ście postrzegać nie tylko świecenie wychodzące ze Słońca, nie tylko światło, ale płynące ku wam w świetle czyny Archaniołów. Archanioły musiały to jednak czymś opłacić. Dawne Duchy Osobowości znalazły na Saturnie jeszcze czysty ogień. Archanioły, które stopień człowieczeństwa mogły osiągnąć dopiero na Słońcu, na którym musiały zamieszkać, znalazły tam dym, gaz. Cóż więc musiały uczynić, aby utrzymać stały związek ze Słońcem, aby na nim zamieszkać? Wytworzyły sobie ze światła duszę, swoje wnętrze. Utkały sobie swoje ciało duszne ze światła. Ale w to, co w tym ciele dusznym było zewnętrzne, włączyły gaz. Tak jak dzisiaj macie ciało i duszę, tak też Archanioły na stopniu człowieczeństwa miały na Słońcu treść wewnętrzną, dzięki której mogło z nich wypływać światło i miały zewnętrzne ciało fizyczne uczynione z gazu, z powietrza. Tak jak dzisiaj człowiek składa się w swoim ciele fizycznym z ziemi, wody, powietrza i ognia, tak Archanioły składały się z powietrza, a wewnątrz miały światło. Ale oczywiście i element ognia został przejęty. Stanowił on bowiem to, co wyłoniło z siebie dym i światło. Wobec tego Archanioły miały w sobie również i ogień. Cała ich istota składała się zatem ze światła, dymu i ognia. Gdybyście mogli przenieść się na Słońce, znaleźlibyście tam Archanioły w ciałach utkanych z gazu, ognia i światła. Dzięki światłu miały one życie zewnętrzne, wysyłały w przestrzeń wszechświata prądy świecącej siły. Dzięki ogniowi żyły we własnym wnętrzu stanem zadowolenia, jaki daje ciepło. Dzięki życiu w ciele gazowym, żyły w samej planecie słonecznej. Mogły teraz odróżnić swoje ciało gazowe od ogólnej substancji gazowej. Zderzały się z czymś innym i na skutek tego rozniecał się w nich pewien rodzaj świadomości. Ale tę samoświadomość mogły coraz to bardziej rozwijać tylko dzięki temu, że pod pewnym względem bardziej im się podobało— jeśli wolno tak powiedzieć—przebywać w tym ciele gazowym czy dymnym, a przynajmniej pozostawiać je do swojej dyspozycji w substancji słonecznej. Chodziło bowiem o to, aby miały one na dawnym Słońcu możność wchłaniania w siebie całego dymu, całego gazu znajdującego się niejako wokół nich. Teraz macie prawdziwy proces oddychania. Na Słońcu postrzegalibyście te prądy gazu jako proces oddychania. Znaleźlibyście tam pewne stany, w których panował absolutny spokój w powietrzu i wtedy powiedzielibyście sobie: Archanioły wykonały teraz wdech, wzięły w siebie 47 cały gaz. Potem następował wydech; powstawały wewnętrzne prądy i równocześnie zaczęło rozwijać się światło. Były to zmieniające się stany Słońca. Kiedy Archanioły wdychały cały gaz, wiatr uciszał się i równocześnie panowała ciemność—słoneczna noc. Kiedy następował wydech Archaniołów, Słońce wypełniało się wypływającym dymem, a przez to rozświe-cało się również na zewnątrz, następował słoneczny dzień. Istniał wiec rzeczywisty proces oddechowy całego ciała słonecznego. Wydech — dzień słoneczny, oświetlenie całego otaczającego świata; wdech — słoneczna noc, ciemność w całym otaczającym świecie. Widzicie tu równocześnie różnicę, jaka istnieje pomiędzy dawnym a naszym obecnym Słońcem. Nasze dzisiejsze Słońce świeci ciągle, a ciemność powstaje tylko wtedy, gdy coś stanie przed nim. Inaczej było z dawnym Słońcem. Miało ono samo w sobie siłę umożliwiającą przechodzenie stanu rozświecenia i stanu zaciemnienia na zmianę, gdyż był to wydech i wdech. A teraz przedstawmy sobie całkiem żywo, co się tu właściwie stało zewnętrznie, widzialnie. Rozważmy stan wydechu. Rozchodzi się światło, ale za to Słońce wypełnia się dymem. Te postacie dymne, te prądy dymne są tworami regularnymi. Przy każdym wydechu wstawiona zostaje zatem w substancję Słońca pewna ilość regularnych tworów. To, co najpierw miało kształt prostego jaja, co było tylko cieplnym jajem, przekształciło się w różne regularne twory. Powstały swoiste twory dymne obdarzone wewnętrznym 48 życiem, wewnętrzną regularnością. Jeżeli wolno mi użyć tego wyrażenia, dokonał się tu proces wylęgu. Było to naprawdę coś, co można porównać z wysiadywaniem jaj, które obecnie dokonuje się w materii stwardniałej. Tak jak kurczątko wychodzi z jaja, tak też po rozpołowieniu się jaja cieplnego wychodziły owe regularne postacie dymne i stanowiły najgęstszą substancję ciał Archaniołów. W tych dymnych, gazowych, powietrznych ciałach ożywiały one Słońce. I tak wędrowały jako istoty na stopniu człowieczeństwa po Słońcu. Mamy więc teraz duchowe pojęcie gwiazdy stałej, duchowe pojęcie jakiegoś Słońca we wszechświecie — Słońca, które przez swoją własną moc jest Słońcem, które odwołując się do swojej własnej mocy wytwarza na zmianę dzień i noc. Wytwarza na zmianę jasność i ciemność jako rodzaj wydechu i wdechu. Było ono bowiem wówczas rodzajem gwiazdy stałej. Wszystko, co w przestrzeni naszego świata świeci samo z siebie, przesyła w przestrzeń wraz ze światłem życie duchowych posłów, Archaniołów. Cóż więc spowodowały pierwotne Duchy Archai, Duchy Prapoczątku, Duchy Osobowości przez swój własny rozwój, cóż było rezultatem ich działalności? Rezultatem była możliwość powstania Słońca. W przeciwnym razie ewolucja ograniczyłaby się tylko do bytu saturnowego. Istniałyby |- tylko Duchy Archai wypełniające Saturna ciepłem. Dzięki temu, że Duchy Archai pozostawiły Saturnowi zewnętrzne jaja cieplne, stał się on Słońcem, a na Słońcu Archanioły znalazły możliwość przejścia przez stopień człowieczeństwa. Stały się one dla świata zwiastunami, które mogąpowiedzieć: t Poprzedziły nas Duchy Prapoczątku, Duchy Osobowości. Jako posłowie I obwieszczamy całemu światu w promiennym świetle dawny byt cieplnego l Saturna, Saturna przepojonego ciepłem. Jesteśmy posłami Duchów Archai, j| •jesteśmy tymi, którzy ich obwieszczają. Anioł oznacza posła; Archai ozna-Icza to, co jest dawne; Archanioły były zatem posłami czynów Duchów i Prapoczątku, Duchów Archai w czasach dawniejszych. I dlatego noszą one [nazwę posłów czasów dawnych: Archai-Angelos, co następnie przekształ- i iciło się w w słowo Archanioł. Tak więc owi posłowie czasów dawnych byli l ludźmi Słońca. IV Kiedy spojrzymy trochę wstecz na to, co zostało powiedziane dzisiaj przed południem, to stosunki panujące na Saturnie dadzą nam bardziej przejrzysty i mniej zanurzony w maję obraz tego, jak dokonuje się wyzwolenie albo dalsze zniewolenie pewnych jestestw, które poznaliśmy wczoraj w nawiązaniu do pełnego znaczenia fragmentu boskiej Bhagawad Gity. Pamiętacie, mówiliśmy dzisiaj przed południem, że gdyby Duchy Osobowości na dawnym Saturnie za każdym razem wessały do końca owe jajowate ciała cieplne, cały Saturn po ukończeniu swojej ewolucji musiałby właściwie zostać wchłonięty przez świat duchowy. Tak się jednak nie stało, co już omówiliśmy. Na dawnym Saturnie Duchy Osobowości odcisnęły swoje piętno niejako intensywniej niż miały to uczynić przez to, że coś z siebie pozostawiły, że nie zabrały wszystkiego w siebie, że pozostawiły ciała cieplne dające się zewnętrznie postrzegać. Jaka właściwie siła włada w Duchach Osobowości na dawnym Saturnie? Ta sama, którą znamy dzisiaj jako siłę myślenia człowieka. W gruncie rzeczy Duchy Osobowości nie robią bowiem na Saturnie nic innego, tylko wykształcają siłę swojego myślenia. Powodują one powstawanie jaj cieplnych przez to, że tworzą w sobie wyobrażenie tych jaj. U Duchów Osobowości mamy zatem do czynienia z siłą wyobrażenia, która ma o wiele większą moc niż w przypadku dzisiejszego człowieka. Jaką moc ma siła wyobrażenia dzisiejszego człowieka? Kiedy dzisiaj tworzycie sobie jakieś wyobrażenie, moi drodzy przyjaciele, tworzycie pewien kształt tylko w ciele astralnym. Wyobrażenie to przenika tylko w głąb astralności. Dlatego nie można stwierdzić zewnętrznie, fizycznie, że kształt ten istnieje w dalszym ciągu. Duchy Osobowości na Saturnie były potężnymi magami. Ukształtowały one swe jaja cieplne siłą myślenia i tą siłą sprawiły również, że jaja te nadal pozostały. W gruncie rzeczy dzięki samej sile Duchów Osobowości pozostawała pewna reszta dawnego Saturna, powtarzało się to ciągle, nawet podczas rozwoju słonecznego. Widzicie tu w sposób przejrzysty, że pewne jestestwo, które właściwie j jest człowiekiem, przyjmuje kształty z otoczenia. To bowiem, co ukształtowane zostaje jako jaja, pobrane zostało z otoczenia Saturna, a owe jaja zostają zaczarowane, związane aż do następnego bytu. 51 Ponieważ stosunki nie są tu jeszcze zbyt zawile, występuje wyraźnie to, o czym mówiliśmy wczoraj. Mogliśmy powiedzieć: Patrz na ogień Saturna, patrz na to, co z dawnego Saturna zostaje ciągle uduchowione jako wewnętrzny ogień, jako ogień duszy, jako stan zadowolenia ciepłem. Wznosi się to do wyższych światów. I gdyby tak pozostało, Saturn zniknąłby przechodząc w wyższe światy. To, czym jest postrzegalne zewnętrzne ciepło, co zagęszcza się do zewnętrznego ciepła, musi rodzić się ponownie, musi pojawić się na nowo i pojawia się na Słońcu, jak zostało to opisane. Spójrzmy teraz wstecz na to, co opisaliśmy dzisiaj poza tą sprawą. Wyjaśniliśmy, że na dawnym Słońcu swój stopień człowieczeństwa przechodzą jestestwa wyższych hierarchii, które nazwaliśmy Archaniołami, Archangeloi albo Duchami Ognia. Element cieplny zagęszcza się z jednej strony do dymu, do gazu, tak że Słońce staje się kulą gazową. Z drugiej strony gaz spala się, tak że światło płynie zeń w przestrzeń świata. Archanioły, Duchy Ognia są jestestwami, które żyją w tym wypływaniu światła, które przyjmują światło i wydzielają je mając w tym swoje życie. Powiedziałem już, że gdybyście mogli wówczas podróżować' poprzez przestrzeń świata, to z daleka widzielibyście dawne Słońce, wysyłające ku wam światło. W jego wnętrzu postrzegalibyście różne prądy gazu jako proces oddychania całego ciała Słońca. A teraz postawmy przed naszą duszą jeszcze raz dawnego Saturna i dawne Słońce. Widzielibyśmy, że w obu tych ciałach planetarnych panuje życie i ruch, że coś się tam dzieje. Moglibyśmy opisać, że na dawnym Saturnie kształtują się owe twory jajowate, a następnie rozpuszczają się z wyjątkiem pewnej pozostającej reszty. Ktoś, kto obserwowałby tę wewnętrzną ruchliwość dawnego Saturna powiedziałby, że Saturn jest właściwie jedną żywą istotą. Naprawdę jest tak, jakby był on tylko jedną istotą. Żyje on w samym sobie, z własnego życia tworzy bezustannie kształty itd. Na dawnym Słońcu wy stępuje to jeszcze wyraźniej. Dawne Słońce przedstawia się jako pewna całość w zmianie dnia i nocy, w wydechu i wdechu światła. Gdyby można było to wszystko obserwować, odnosiłoby się wrażenie, że nie ma się przed sobą czegoś martwego, lecz pełne życia ciało niebieskie. Należy zdać sobie sprawę, że wszystko, co w ten sposób żyje, co wykazuje tego rodzaju działalność, jest wewnętrznie ożywione i ruchliwe dlatego, że duchowe jestestwa kierują tymi ruchami, prowadzą je. Powie- 52 dzieliśmy wprawdzie, że Duchy Osobowości tworzą te jajowate kształty siłą swojego myślenia, ale najpierw — co łatwo pojąć — musi być coś, z czego możnaby czerpać substancję dla tych jaj. Substancji tej nie mogą tworzyć Duchy Osobowości, Duchy Prapoczątku, Archai. Jest to rzecz, z której musimy sobie przede wszystkim zdać sprawę. Najpierw musi istnieć coś, co dostarcza substancji, a więc niezróżnicowane ciepło, sam ogień. Duchy Osobowości kształtują je tylko, ale samo ciepło muszą najpierw skądś otrzymać. Skąd więc otrzymuje cały świat Saturna, a przede wszystkim Duchy Osobowości, tę substancję ciepła? Skąd otrzymują element ciepła albo ognia? Ten element cieplny pochodzi od znacznie wyższych duchowych jestestw, które już dawno przeszły swój stopień człowieczeństwa i na Saturnie mają go poza sobą. Aby sobie wytworzyć wyobrażenie tak wzniosłych jestestw, jakimi musiały być te duchy, które dawnemu Saturnowi dały cieplny ogień, musimy spojrzeć porównawczo na rozwój samego człowieka, gdyż również on stanie się kiedyś boskim jestestwem. Wiemy, że dzisiejszy człowiek w postaci, w jakiej go mamy obecnie przed sobą, składa się z czterech członów natury ludzkiej, o których często była mowa, a które stanowią klucz dla wszelkiej wiedzy duchowej. Wiemy, że człowiek składa się z ciała fizycznego, eterycznego, astralnego i jaźni. Wiemy też, jak rozwija się on dalej. Jaźń pracuje od wewnątrz, przekształca najpierw ciało astralne, aby zupełnie przejąć nad nim władzę. Gdy ciało astralne zostanie tak dalece przekształcone, że jaźń ma je całkowicie w swojej mocy, wówczas mówimy: Ciało astralne stało się takie, że zawiera w sobie Ducha Sobistość, czyli Manas. A zatem opanowane przez jaźń ciało astralne staje się Duchem Sobistością, Manas. Tak samo jest z ciałem eterycznym. Gdy jaźń pracuje jeszcze bardziej wzniosie, to przezwycięża również przeciwstawiające się siły ciała eterycznego, a to przekształcone ciało eteryczne staje się Duchem Żywota, czyli Budhi. Gdy jaźń staje się wreszcie panem ciała fizycznego, gdy przezwycięży najsilniej przeciwstawiające się siły ciała fizycznego, wówczas człowiek ma w sobie również Ducha Człowieka, czyli Atma. Mamy wtedy siedmioczłonowego człowieka, który przekształcił swoje ciało fizyczne w Atma, czyli Ducha Człowieka. i Zewnętrznie takie ciało przedstawia się jako ciało fizyczne, wewnętrznie l jest ono całkowicie opanowane i przeniknięte przez żar jaźni. Takie ciało f jest równocześnie ciałem fizycznym i Atma. Ciało eteryczne jest równo- 53 cześnie ciałem eterycznym i Duchem Żywota, czyli Budhi, ciało astralne jest równocześnie ciałem astralnym i Duchem Sobistosc, czyli Manas, a jaźń stała się władcą we wszystkich członach. Tak przechodzi człowiek do wyższych stopni swojego rozwoju, przekształca samego siebie, pracuje dążąc do swojego przebóstwienia, do deifikacji, jak to określa Dionizjusz Areopagita, uczeń i przyjaciel Apostoła Pawła. Ale po osiągnięciu tego punktu rozwój nie jest jeszcze zakończony. Kiedy człowiek doszedł tak daleko, że przezwyciężył się w pełni, że zapanował nad ciałem fizycznym, ma wtedy przed sobą jeszcze wyższy stopień rozwoju. Idzie coraz wyżej i wyżej. Wzrokiem sięgamy w duchowe wyżyny ku jestestwom stojącym wyżej od człowieka, a te stają się coraz silniejsze, coraz potężniejsze. Na czym to właściwie polega, że jestestwa stają się coraz potężniejsze? Najpierw są one spragnione i czegoś potrzebują, muszą czegoś żądać od świata, a potem rozwijają się, aby móc coś dawać. Duch i sens rozwoju polega w gruncie rzeczy na tym, że przechodzi się od brania do dawania. Analogiczne zjawisko macie już w rozwoju ludzkim pomiędzy narodzinami a śmiercią. Dziecko jest bezradne i zdane na pomoc tych, którzy je otaczają. Stopniowo wyrasta ono z tej bezradności i samo pomaga innym ludziom. Tak też jest z wielkim rozwojem człowieka we wszechświecie. Człowiek istniał na dawnym Saturnie jako pierwsze fizyczne ludzkie założenie. Wówczas musiał otrzymać to pierwsze założenie na człowieka. I podobnie działo się również na dawnym Słońcu i Księżycu. Na Ziemi człowiek otrzymał jaźń i teraz przygotowuje się stopniowo do tego, aby przekształcać tą jaźnią ciało astralne, eteryczne i fizyczne. Przez to staje się stopniowo istotą, która może kosmicznie dawać. Stopniowo staje się istotą, która wzrasta w kosmiczne wszechświatowe dawanie, przechodzi od brania do dawania. Jako przykład można wskazać na jestestwa, o których dzisiaj była mowa, na Archanioły, Archangeloi. Już na Słońcu doszły one w swoim rozwoju do tego, że mogły w przestrzeni świata dawać światło. A zatem rozwój idzie od brania do dawania. Ale w odniesieniu do dawania sprawa idzie bardzo daleko. Jeżeli jakiekolwiek jestestwa mogą dawać np. tylko myśli, to w gruncie rzeczy niewiele jest jeszcze tego dawania; gdy bowiem ktoś daje myśli, to choćby dawał ich nie wiem jak dużo i potem odszedł, rzeczy pozostają takimi, jakimi były poprzednio. Nie dał on niczego widzialnego, niczego w wyższym znaczeniu substancjo- 54 nalnego. Ale przychodzi czas, kiedy jestestwa mogą dać nie tylko coś takiego jak myśl, względnie coś podobnego, ale mogą dać znacznie więcej, mogą dać na przykład to, czego potrzebowały Duchy Osobowości na dawnym Saturnie, substancję cieplnego ognia. Kto jednak stał na tak wysokim stopniu rozwoju, że mógł sprawić, aby z jego własnego ciała wypłynęła ta cieplno-ogniowa substancja dawnego Saturna? Były to jestestwa, które określamy jako Trony. Widzimy więc, jak powstaje dawny Saturn. Z obrzeży wszechświata zbierają się w jednym punkcie Trony i czynią w wielkiej skali to, co w niższej sferze robi jedwabnik, gdy z własnego ciała wysnuwa przędzę jedwabiu. Trony przędą z siebie substancję cieplną i ofiarowują ją na ołtarzu dawnego Saturna. Życie Duchów Osobowości, czyli Archai na dawnym Saturnie powinniśmy w gruncie rzeczy ujmować jako dawanie temu ciepłu tylko świadomości jaźniowej. Sama substancja cieplnego ognia spływa z wszechświata, z kosmosu, wydzielona przez wzniosłe jestestwa duchowe, przez Trony. Teraz wiemy zatem z czego uczynione są niejako owe jaja, które istniały na dawnym Saturnie. Są one wysnute z ofiarowanego ciała Tronów. Nie wystarczyłoby jednak, gdyby współdziałały ze sobą tylko Duchy Osobowości i Trony. Saturn nie miałby wtedy tego wewnętrznego życia i ruchliwości. Duchy Osobowości mają siłę potrzebną do kształtowania substancji cieplnej, ale nie mogą tego zrobić same. Aby wytworzyła się cała wewnętrzna ruchliwość Saturna, aby powstało całe to wewnętrzne życie, muszą znajdować się na Saturnie inne duchowe jestestwa stojące niżej niż Trony, ale wyżej niż Duchy Osobowości, czyli Archai. Przypadło im zadanie pomagania Duchom Osobowości. Również i o tej pomocy możemy sobie wytworzyć pewne wyobrażenie, kiedy pomyślimy, że ponad sobą mamy najpierw jestestwa anielskie—Angeloi, dalej jestestwa archanielskie — Archangeloi, a dalej jeszcze Duchy Prapoczątku, czyli Duchy Osobowości. Jestestwa te należą do hierarchii stojącej bezpośrednio nad nami. Trony nie stoją bezpośrednio nad Duchami Osobowości. Istnieją między nimi stopnie pośrednie. Są to jestestwa, które nazywamy Potęgami, względnie Exusiai według Dionizjusza Areopagity. Jestestwa te stoją na poziomie o jeden stopień wyższym niż Duchy Osobowości. Odnosiły się one do Duchów Osobowości tak, jak do nas odnoszą się Aniołowie. O jeden stopień 55 wyżej niż Potęgi stoją z kolei jestestwa, które nazywamy Mocami, Dynamis. Duchy te odnosiły się na dawnym Saturnie do Duchów Osobowości tak, jak do nas odnoszą się dzisiaj Archaniołowie. O jeszcze jeden stopień wyżej niż Moce stoją jestestwa, które nazywamy Duchami Panowania, Kyriotetes. Duchy te odnosiły się na Saturnie do Duchów Osobowości tak, jak do nas odnoszą się Duchy Prapoczątku, czyli Duchy Osobowości. Potem dopiero przychodzą Trony. Mamy zatem na dawnym Saturnie szereg kolejnych stopni duchowych jestestw. Mamy Duchy Osobowości, które pobudzają świadomość i prowadzają dalej, mamy Trony stojące o cztery stopnie wyżej niż Duchy Osobowości, które oddają substancję ogniową, a w środku, pomiędzy jednymi i drugimi, mamy — idąc z dołu w górę — Potęgi, Moce i Duchy Panowania, czyli Exusiai, Dynamis i Kyriotetes. Duchy te mają za zadanie regulować życie na Saturnie i kierować nim. Tak przedstawiają się, jeśli można się tak wyrazić, jestestwa zamieszkujące dawnego Saturna. A gdy następnie—jak to omówione zostało dzisiaj przed południem — Saturn rozwija się do stanu Słońca, wymienione jestestwa rozwijają się o jeden stopień wzwyż, a poziom człowieczeństwa osiągają Archanioły. Zewnętrznie, moglibyśmy też powiedzieć fizycznie, ciepło zagęszcza się w gaz. Słońce jest ciałem gazowym. I podczas gdy dawny Saturn był ciemnym ciałem kosmicznym, Słońce zaczyna świecić na zewnątrz, ale przechodzi ono kolejno poprzez stany dnia i nocy. Uwzględnienie tego następstwa dni i nocy na Słońcu ma doniosłe znaczenie. Na dawnym Słońcu istnieje bowiem gwałtowna różnica pomiędzy życiem, jakie panuje w czasie dnia i nocy. Gdyby nie działo się nic innego jak tylko to, co opisałem w trzecim wykładzie i obecnie, to Archanioły, które przechodzą stopień człowieczeństwa na dawnym Słońcu, przenosiłyby się podczas dni słonecznych wraz z promieniami światła w wszechświat i rozprzestrzeniałyby się w nim, a w czasie słonecznych nocy musiałyby znowu powracać do Słońca. Byłoby to wydychanie i wdychanie światła a równocześnie jestestw przędzących i żyjących w świetle. Ale tak się nie działo. A teraz postaram się w sposób prosty, powiedziałbym trywialny, scharakteryzować istotę tych Archaniołów, Archangeloi. Można powiedzieć, że jestestwom tym zanadto spodobało się wypływać w wszechświat. To wypływanie w wszechświat i oddawanie się duchowi wszechświata podobało się im bardziej niż ponowne sku- 56 pianie się. Powrót był dla nich zacieśnianiem bytu, był niższym bytem. Życie w eterze świetlnym podobało im się zatem bardziej. Nigdy jednak nie mogłyby przedłużyć życia w eterze poza pewną granicę, gdyby im coś nie przyszło z pomocą. Gdyby jestestwa te skazane były na dawnym Słońcu tylko na własne siły, nie mogłyby uczynić nic innego, jak tylko dzielnie powracać na Słońce w czasie słonecznych nocy. Nie postąpiły tak jednak. Przedłużały one coraz bardziej i bardziej czas przebywania w świecie rozciągającym się na zewnątrz, zatrzymywały się coraz dłużej w świecie duchowym. Cóż więc przychodziło im z pomocą? Gdy wyobrazimy sobie, że koło przedstawia glob słoneczny, to możemy powiedzieć, że Archanioły dążą we wszystkich kierunkach na zewnątrz, dążą w przestrzeń wszechświata. Byt archanielski rozprzestrzenia się duchowo na cały wszechświat. Pomocą w tym rozprzestrzenianiu się są pewne jestestwa dążące ku nim z wszechświata. Tak jak poprzednio na dawnym Saturnie spływały z wszechświata ogniowe elementy Tronów, tak obecnie naprzeciw dążącym na zewnątrz Archaniołom płyną jestestwa, które są jeszcze wyższe niż Trony i one pomagają Archaniołom przebywać dłużej w świecie duchowym. Byk \f Blizn ieta .... Baran %;'" "'1 Panna , 1 •'" \ ' l ,x„..,, " Człowiek / '..Orzeł Koziorożec Strzelec 57 Jestestwa, które z duchowej przestrzeni przyszły naprzeciw Archaniołom i przyjęły je, nazywamy Cherubinami. Jest to szczególnie wzniosły rodzaj duchowych jestestw. Mają one bowiem moc, aby otwartymi, że tak powiem, ramionami przyjąć jestestwa archanielskie. Kiedy jestestwa archanielskie rozprzestrzeniają się na zewnątrz, Cherubiny idą im naprzeciw z wszechświata. Mamy więc wokół dawnego globu Słońca zbliżające się Cherubiny. Jeżeli wolno mi użyć tego porównania, tak jak nasza Ziemia otoczona jest atmosferą, tak dawne Słońce otoczone było królestwem Cherubinów dla dobra Archaniołów. A zatem, gdy Archanioły płynęły w przestrzeń wszechświata, patrzyły na swoich wielkich pomocników. Jak szli naprzeciw nich ci wielcy pomocnicy, jak wyglądali? Stwierdzić to może tylko jasnowidzeniowa świadomość czytająca w kronice Akaszy. Ci wielcy pomocnicy wszechświata przedstawiali się jako całkiem określone postacie eteryczne. A nasi przodkowie, którzy mieli jeszcze dzięki tradycji świadomość tego doniosłego faktu, odtworzyli Cherubinów jako osobliwie uskrzydlone zwierzęta z różnie ukształtowanymi głowami: uskrzydlonego lwa, uskrzydlonego orła, uskrzydlonego byka, uskrzydlonego człowieka. Istotnie, Cherubiny zbliżały się bowiem pierwotnie z czterech stron. Zbliżały się one pod takimi postaciami, że istotnie można je było potem odtworzyć tak, jak w czasach późniejszych zwykło się przedstawiać Cherubinów. I dlatego szkoły pierwszych wtajemniczonych z czasów poat-lantyckich określały owe zbliżające się do dawnego Słońca z czterech stron Cherubiny słowami, które później stały się nazwami: Byk, Lew, Orzeł, Człowiek. Niejedno jeszcze zostanie dokładniej omówione, dzisiaj zajmiemy się tymi czterema rodzajami Cherubinów, które idą naprzeciw Archaniołom. Dawne Słońce przedstawiało się zatem tak, że gdy jestestwa ożywiające Słońce jako ludzie, a mianowicie Archanioły, płynęły na zewnątrz w przestrzeń świata, naprzeciw nim szły z czterech stron Cherubiny, szły cztery rodzaje Cherubinów. Dzięki temu jestestwa archanielskie mogły przebywać dłużej w królestwie duchów, które otaczały dawne Słońce, niż byłoby to możliwe, gdyby pozostawione były same sobie. Wpływ bowiem tych Cherubinów działał na dawnych Archaniołów w najwyższym stopniu ożywia-jąco, ożywiające w znaczeniu duchowym. Ponieważ te Cherubiny dochodziły blisko Słońca, ich działanie musiało zaznaczyć się także w inny 58 sposób. Bo przecież coś, co jest w jakimś miejscu, nie działa jednostronnie. Powiedzmy, że w jednym pokoju znajduje się dwóch ludzi. Jeden chciałby, aby ten pokój był dobrze ogrzany, drugi nie życzy sobie tego, ale musi jednak tam być. Temu drugiemu też będzie ciepło. Podobnie było z Cherubinami, które przychodziły z przestrzeni świata. Na jestestwa dawnego Słońca, które wzniosły się aż do elementu światła i umiały w nim żyć, działały one w opisany wyżej sposób. Jednak działanie na ten element świetlny możliwe było tylko w czasie słonecznego dnia, kiedy światło wypływało w przestrzeń świata. Istniały jednak także i noce słoneczne, podczas których światło nie wypływało. Ale Cherubiny również wtedy były na niebie. W czasie, kiedy słoneczna planeta zaciemniała się, istniał tylko gaz cieplny, który nie świecił. W globie słonecznym poruszały się cieplne gazy, wokół niego były Cherubiny i zsyłały w dół swoje działanie, które wnikało w ciemny wówczas gaz. Kiedy zatem Cherubiny nie mogły oddziaływać na Archanioły w sposób normalny, przenikały swoim działaniem ciemny dym Słońca, ciemny gaz. Podczas gdy na dawnym Saturnie działanie skierowane było na ciepło, to obecnie z przestrzeni świata skierowane jest na zagęszczone ciepło, na gaz dawnego Słońca. Działalności tej należy przypisać, że na dawnym Słońcu z mgły słonecznej wytworzyło się pierwsze założenie tego, co dzisiaj nazywamy królestwem zwierząt. Tak jak na dawnym Saturnie powstało pierwsze założenie królestwa ludzkiego, pierwsze założenie fizycznego ciała ludzkiego, tak na Słońcu wytworzone zostało z dymu, z gazu pierwsze założenie królestwa zwierzęcego. Na dawnym Saturnie z ciepła tworzy się pierwsze założenie ludzkiego ciała. Na dawnym Słońcu na skutek odzwierciedlenia się postaci Cherubinów w gazach Słońca tworzą się pierwsze fizyczne założenia ciał zwierzęcych, poruszających się tak jak dym. To, co rozprzestrzenia się jako postacie Cherubinów wokół Słońca, przedstawia cały zespół jestestw, które z jednej strony z otwartymi ramionami idą naprzeciw Archaniołom, a z drugiej strony podczas nocy słonecznych wyczarowują z gazu Słońca pierwsze fizyczne założenia królestwa zwierzęcego. Dlatego ci spośród naszych przodków, którzy dzięki misteriom znali te doniosłe sprawy duchowej kosmologii, nadali jestestwom działającym na dawne Słońce z różnych stron przestrzeni świata nazwę Zwierzyńca. Jest to pierwotne znaczenie Zwierzyńca. Na dawnym Saturnie 59 dane były najpierw założenia ludzkości, a substancja, jaką dzisiaj ludzkość ma w ciele fizycznym, została oddana, ofiarowana przez Trony. Na Słońcu utworzone zostało pierwsze założenie królestwa zwierzęcego, gdyż z zagęszczonej do gazu substancji cieplnej wyczarowane zostają przez Cherubiny pierwsze kształty zwierzęce. I dlatego zwierzęta są pierwotnie słonecznym odzwierciedleniem Zwierzyńca. Jest to rzeczywisty związek pomiędzy Zwierzyńcem a powstającymi na Słońcu zwierzętami. Nasze zwierzęta są karykaturalnymi następcami owych powstających na Słońcu zwierząt. Doprawdy, nie darmo nadawano rzeczom takie nazwy. Nie należy sobie nigdy wyobrażać, jakoby w dawnych czasach nazwy wymyślane były w dowolny sposób. Dzisiaj, gdy odkryta zostaje nowa gwiazda z łańcucha planetarnego, cóż robi astronom, który miał szczęście wyłowić tę gwiazdę? Bierze do ręki leksykon i szuka w mitologii greckiej nazwy, która jest jeszcze nie zajęta i nadaje ją owej gwieździe. W taki sposób nie nadawano nigdy nazwy w czasach, w których szukano nazwy dla wyrażenia istoty danej rzeczy, w czasach, w których misteria miały jeszcze moc. W nazwach pochodzących z tych czasów możecie zawsze odnaleźć jakieś głębokie znaczenie. Kształty naszych zwierząt, chociaż są wypaczonymi karykaturami, wywodzą się jednak z otaczającego Słońce wszechświata, wywodzą się z postaci ówczesnego Zwierzyńca. Może się wam wydać dziwne, że podane są tutaj tylko cztery nazwy Zwierzyńca. Wyrażają one tylko najważniejsze przejawy Cherubinów, gdyż w gruncie rzeczy każda taka postać ma z lewej i prawej strony rodzaj następcy czy towarzysza. Pomyślcie sobie o każdej z tych czterech postaci Cherubinów wraz z towarzyszami, a będziecie mieli 12 sił i mocy rozłożonych wokół Słońca, które zaznaczały się w pewien sposób już podczas dawnego Saturna. Mamy 12 mocy, które należą do królestwa Cherubinów i mają do wypełnienia takie zadanie, misję we wszechświecie, jaka została omówiona. A teraz możecie jeszcze zapytać, jak ma się rzecz z nazwami stosowanymi dzisiaj w Zwierzyńcu? Będzie o tym jeszcze mowa w najbliższych dniach. Pewne rzeczy uległy bowiem zmianie w uszeregowaniu nazw. Zwykle wyliczamy kolejno: Baran, Byk, Bliźnięta, Rak, Lew. Potem przychodzi: Panna, Waga. Na skutek późniejszego przeobrażenia Orzeł musiał pogodzić się z tym, że z pewnych określonych przyczyn otrzymał nazwę Skorpiona. Potem przychodzą ci dwaj towarzysze: Strzelec, Koziorożec. 60 Człowiek, z pewnych względów, które poznamy, przyjął nazwę Wodnika. A potem przychodzą Ryby. Widzicie zatem, że prawdziwe ukształtowanie, z którego wywodzi się, że tak powiem, nasz Zwierzyniec, prześwieca jeszcze w Byku, Lwie, trochę w Człowieku, który w zwykłym egzoterycz-nym nazewnictwie nosi nazwę Wodnika. W najbliższych dniach omówimy jeszcze, dlaczego Zwierzyniec uległ przeobrażeniu. Widzicie więc, że wysokie duchowe jestestwa, wysokie hierarchie, a przede wszystkim Trony, wyodrębniają najpierw na dawnym Saturnie ze swojej własnej substancji materię ogniową. I widzicie, że jeszcze wyższe duchy, które określamy jako Cherubiny, zdolne są do tego, aby wziąć w siebie światło, które bierze swój początek z materii ogniowej i wznieść je wzwyż, rozpromienić w jego świetlnym bycie. Ale za każdym razem, gdy we wszechświecie zostaje coś podniesione, coś innego musi zostać ściągnięte w dół, aby nastąpiło wyrównanie. Aby Archanioły mogły przedłużyć swój duchowy byt w czasie dnia, Cherubiny muszą działać w dalszym ciągu w nocy i nadawać stojącym niżej od człowieka istotom zwierzęce kształty w substancji cieplnej zagęszczonej do mgły, do gazu, do dymu. W ten sposób zdobyliśmy pierwsze, odpowiadające pramądrości świata, wyobrażenie wspólnego oddziaływania duchowych jestestw wszechświata i naszego własnego globu. Jednocześnie zobaczyliśmy jak to, co przejawia się zewnętrznie, fizycznie, sprowadza się zawsze do duchowych jestestw. To, co dzisiaj tak materialnie nazywamy Zwierzyńcem, należy sprowadzić do czynów Cherubinów działających w kręgu świata okalającym dawne Słońce, które dawno wypromieniowały w ten wszechświat swoją siłę jako siłę światła. W ten sposób wprowadziliśmy jedno ważne pojęcie, pojęcie Zwierzyńca. Jutro będziemy te rozważania prowadzić dalej. Będziemy mogli wznosić się stopniowo do innych pojęć dotyczących ciał niebieskich i coraz lepiej oświetlać ich związek z duchowymi hierarchiami. l • 'f, -' v« , , j t f tH ; t» j ,«r Ł.t>, tf ,' oł< - ii* V Widzieliśmy działanie wyższych duchowych jestestw w obrębie naszego kosmosu na przykładzie dawnego Saturna i dawnego Słońca, które stanowiło ponowne wcielenie Saturna. Dzisiaj trzeba będzie wniknąć głębiej w królestwo duchowe, w którym znajdują się wyższe duchowe jestestwa i spojrzeć z jeszcze innej strony na sposób ich działania. W pierwszej połowie tego wykładu wypadnie mi powiedzieć niejedną rzecz, którą większość spośród was, moi drodzy przyjaciele, tu czy tam już słyszała. Ale bez względu na to, że jest tu wielu słuchaczy, którzy niewiele słyszeli z tego, co jest przygotowaniem, konieczne jest, aby niejedną taką sprawę poruszyć właśnie dlatego, że w tym cyklu wykładów musimy się wznieść w wysokie regiony życia duchowego. Na podstawie tego, co dotychczas zostało powiedziane, będziecie mogli poznać, że w każdym rozwijającym się systemie świata czynne są w różny sposób duchowe jestestwa. Czym w gruncie rzeczy jest dawny Saturn? Starajmy się dokładnie sobie to wyobrazić. Dawny Saturn nie ma naturalnie nic wspólnego z naszym obecnym Saturnem. Musicie sobie raczej wyobrazić, że w dawnym Saturnie istniało w zarodku wszystko, co należy do całego naszego systemu słonecznego, a więc nasze Słońce, nasz Księżyc, nasz Merkury, Wenus, Mars i Jowisz. Wszystkie te ciała niebieskie zawarte były w dawnym Saturnie i z niego się wytworzyły. A więc wyobraźcie sobie ciało niebieskie, które jako swój punkt środkowy miałoby dzisiejsze Słońce i rozciągałoby się tak daleko, że mieściłby się w nim jeszcze i dzisiejszy Saturn. Wtedy zdobylibyście właściwe wyobrażenie o dawnym Saturnie, przekraczającympod względem wielkości granice naszego dzisiejszego systemu słonecznego. Z tego dawnego Saturna powstał więc cały nasz system słoneczny. Można by go nawet porównać — wprawdzie niezupełnie, ale w przybliżeniu — z ową pramgławicą Kanta-Laplace'a, z której według poglądów wielu nowoczesnych ludzi wytworzył się nasz system słoneczny. Ale porównanie to nie jest zupełnie słuszne, ponieważ ludzie jako punkt wyjścia naszego systemu słonecznego przyjmują gaz, podczas gdy w rzeczywistości mamy do czynienia nie z gazem, ale z ciałem cieplnym. Olbrzymie ciało cieplne, oto czym jest dawny Saturn. 63 Wczoraj powiedzieliśmy, że tam, gdzie dawny Saturn przeobraził się w dawne Słońce, z otoczenia, z wszechświata działały Cherubiny. Musicie sobie jednak wyobrazić, że działające z otoczenia dawnego Słońca Cherubiny były już obecne w kręgu dawnego Saturna. Tylko nie były jeszcze powołane niejako do swojej działalności. Jeżeli wolno się wyrazić trywialnie, nie miały okazji zrobienia czegoś wybitnego, ale istniały już w kręgu dawnego Saturna. Jeszcze inne jestestwa znajdowały się w kręgu dawnego Saturna. Były to Serafiny, które należą do klasy duchów wznioślejszych niż Cherubiny. Z tego samego regionu przychodzą również Trony. Substancja Tronów, które są o jeden stopień niższe od Cherubinów, spływa w dół i tworzy cieplną substancję Saturna, o czym już mówiliśmy. Możemy więc przedstawić sobie Saturna jako olbrzymią kulę cieplną otoczoną korowodem duchowych istot o wyjątkowo wzniosłej naturze. W chrześcijańskiej ezoterii noszą one nazwę Tronów, Cherubinów, Serafinów. W nauce Wschodu określane są jako jestestwa dyaniczne. A teraz zapytajmy, skąd wzięły się owe wzniosłe jestestwa, otaczające dawnego Saturna? Wszystko, co istnieje we wszechświecie, powstało na drodze rozwoju. Jeśli chcemy sobie wytworzyć jakieś wyobrażenie o tym, skąd pochodzą Cherubiny, Serafiny i Trony, to uczynimy dobrze, gdy zastanowimy się najpierw nad naszym własnym systemem słonecznym i zapytamy, co się kiedyś z nim stanie? Postaramy się krótko ten rozwój naszego systemu słonecznego zobrazować. Wiemy, że rozpoczął się on od dawnego Saturna. Następnie Saturn przeobraził się w dawne Słońce, Słońce przemienia się w dawny Księżyc. W czasie, kiedy dawne Słońce staje się Księżycem, dochodzi do pewnego szczególnego rozwoju. Księżyc zostaje po raz pierwszy wydzielony ze Słońca i po raz pierwszy dawny Księżyc przedstawia ciało niebieskie, które znajduje się na zewnątrz Słońca. Dzięki temu, że Słońce wydzieliło z siebie to, co było w nim najgęstsze, może wznieść się na wyższy poziom rozwoju. A potem cały ten system rozwija się aż do naszej dzisiejszej Ziemi. Nasza Ziemia powstaje przez to, że Księżyc i Ziemia znowu wydzielone zostają ze Słońca jako gęstsze substancje stanowiące podłoże dla mniej subtelnych jestestw. Ale rozwój postępuje dalej. Jestestwa, które teraz muszą mieszkać na Ziemi, które zostały niejako wyrzucone ze Słońca, rozwijają się w swoim odseparowaniu od Słońca coraz to wyżej i wyżej. Muszą one tak przejść jeszcze jeden stan, stan 64 Jowisza. Ale dzięki temu dojrzewają stopniowo do ponownego połączenia się ze Słońcem. A kiedy nadejdzie stan rozwojowy Wenus, wszystkie jestestwa, które działają i żyją na Ziemi, zostaną niejako przyjęte z powrotem w Słońce, a samo Słońce osiągnie wyższy stopień rozwoju dzięki temu właśnie, że wszystkie swoje jestestwa, które wydzieliło z siebie, znowu wybawi. Potem przychodzi rozwój Wulkana stanowiący najwyższy stopień rozwoju naszego systemu. Mamy więc siedem stopni rozwoju naszego systemu: Saturn, Słońce, Księżyc, Ziemia, Jowisz, Wenus, Wulkan. W rozwoju Wulkana wszystkie jestestwa, które wyszły ze skromnych początków bytu saturnowego, są w najwyższym stopniu przeduchowione. Wszystkie razem staną się już nie tylko Słońcem, ale Nad-Słońcem. Wulkan jest więcej niż Słońcem, osiągnie on dojrzałość do ofiary, dojrzałość do tego, aby się rozpuścić. Jest to następny stopień rozwoju. W takim systemie z pewnego punktu wyjścia powstaje Słońce, ale Słońce to jest z początku niejako słabe i musi wyrzucić z siebie planety, aby samo mogło się dalej rozwijać. Potem staje się silne, znowu przyjmuje w siebie planety i staje się Wulkanem. Wtedy wszystko rozpuszcza się. Kula wulkanowa staje się jakby wewnętrznie pusta. Dzieje się coś podobnego do tego, czym kiedyś były same czyny Tronów, Cherubinów, i Serafinów. Słońce rozpuści się zatem, ofiaruje siebie dla wszechświata, wypromieniuje swoją istotę. W ten sposób samo stanie się korowodem takich jestestw, jakimi są Serafiny, Cherubiny, Trony, jestestw, które rozwiną się dalej do nowego stwarzania we wszechświecie. Dlaczego Trony mogą ze swojej substancji oddać to, czego potrzebuje Saturn? Było to możliwe, ponieważ przygotował}' się do tego w jakimś poprzednim systemie przez siedem takich stanów, jakie obecnie przechodzi nasz system słoneczny. Zanim stanie się coś systemem Tronów, Cherubi-!l nów, Serafinów, najpierw musi być systemem słonecznym; to znaczy, że kiedy jakieś Słońce dojdzie w swoim rozwoju tak daleko, że połączy się znowu ze swoimi planetami, samo staje się wówczas okręgiem wszechświata, samo staje się Zwierzyńcem. To, co poznaliśmy w Zwierzyńcu, owe wzniosłe jestestwa, to pozostałość, która pochodzi z jakiegoś dawnego systemu słonecznego. To, co rozwijało się wcześniej w ramach jakiegoś systemu słonecznego, samo może teraz działać z przestrzeni wszechświata, samo z siebie może zrodzić i stworzyć nowy system słoneczny. Owe 65 jestestwa, Serafiny, Cherubiny i Trony, są dla nas najwyższą hierarchią pomiędzy boskimi jestestwami, ponieważ przeszły właśnie swój rozwój w ramach systemu słonecznego i wzniosły się do wielkiej, kosmicznej ofiary. Dzięki temu jestestwa te znalazły się w bezpośredniej bliskości najwyższej Boskości, o jakiej w ogóle możemy mówić, w bliskości potrójnej Boskości—Trójcy Przenajświętszej. Po drugiej stronie Serafinów możemy zobaczyć najwyższą Boskość, którą znajdziecie prawie u wszystkich ludów jako potrójną Boskość, wyrażoną jako Brahma, Siwa, Wisznu, jako Ojciec, Słowo i Duch Święty. Od tej najwyższej Boskości, od tej najwyższej Trójcy pochodzą plany każdego systemu świata. Gdy spojrzymy wstecz na dawnego Saturna, to powiemy: Zanim coś z dawnego Saturna wstąpiło w byt, dojrzał w Trójcy plan. Ale Trójca potrzebuje jestestw do przeprowadzenia tego planu. Jestestwa te muszą najpierw do tego dojrzeć. Pierwszymi, które znajdują się niejako wokół Boskości, które jak to pięknie wyrażone zostało w zachodniej ezoterii chrześcijańskiej, „radują się bezpośrednio obliczem Boga", są Serafiny, Cherubiny i Trony. One to przejmują od Boskiej Trójcy, z której się wywodzą, plany nowego systemu świata. Jest to oczywiście, moi drodzy przyjaciele, powiedziane bardziej obrazowo niż rzeczowo. Jesteśmy bowiem zmuszeni wyrażać tak wzniosłe działania, jakie dla ludzkich słów są doprawdy nie do opisania. Nie ma takich słów, które byłyby zdolne wyrazić działalność tak wysoką, wyrazić działalność polegającą np. na przejęciu przez Serafiny na początku naszego systemu słonecznego planów Boskiej Trójcy, planów zawierających rozwój naszego systemu słonecznego poprzez Saturna, Słońce, Księżyc, Ziemię, Jowisza, Wenus i Wulkana. Serafin to imię, które dla wszystkich rozumiejących je prawidłowo w znaczeniu dawnej ezoterii zawsze oznaczało, że Serafiny mają zadanie, aby przejąć od Trójcy Przenajświętszej idee, cele jakiegoś systemu słonecznego. Cherubiny, następny niższy stopień hierarchii, mają zadanie, aby teraz w mądrości rozbudować cele i idee, które przejęte są od najwyższych Bogów. Cherubiny są więc duchami najwyższej mądrości, które rozumieją, jak w wykonalnych planach zrealizować to, co zostało im przekazane przez Serafiny. Z kolei Trony, trzeci od góry stopień hierarchii, mają zadanie, wyrażając się naturalnie bardzo obrazowo, przyłożyć rękę do tego, co pomyślane zostało w mądrości, aby po raz pierwszy urzeczywistnić owe wzniosłe myśli 66 wszechświata, które Serafiny otrzymały od Bogów, a Cherubiny przemyślały. Widzimy więc, o ile tylko chcemy patrzeć duszą, jak dzięki spływającej substancji ogniowej Tronów dokonuje się pierwszy stopień urzeczywistnienia Boskich planów. Trony przedstawiają się nam jako jestestwa, które mają siłę, by to, co przemyślane zostało najpierw przez Cherubiny, wprowadzić w pierwszą rzeczywistość. Dzieje się to w taki sposób, że Trony pozwalają spłynąć swojej własnej substancji, substancji pierwotnego ognia wszechświata w przestrzeń, która została niejako wyznaczona dla nowego systemu świata. Jeżeli chcemy ująć to całkiem obrazowo, to możemy powiedzieć: Jakiś dawny system słoneczny przestał istnieć i przebrzmiał. W ramach tego dawnego systemu doszły do najwyższej dojrzałości w swoich poczynaniach Serafiny, Cherubiny, Trony. Wyszukują one, według wskazań najwyższej Trójcy, w przestworzach świata przestrzeń kulistąimówią: Tutaj zaczniemy działać. I teraz Serafiny przyjmują cele systemu świata, Cherubiny opracowują je, a Trony pozwalają, aby w tą kulistą przestrzeń spływała ich własna istota, praogień. W ten sposób ujęliśmy początek naszego systemu świata. Serafiny \V'''C'n'erubiiiy ''<>ltt / /"*** y' 'trpny'*'•-,,, 'M; \''I'ł'>^''''''/'^''//i^>' 67 Jeszcze inne jestestwa był) obecne w pewien sposób w owym poprzednim systemie słonecznym, którego następcą jest nasz system. T)lko nic wzniosły się one tak wysoko jak Serafiny, Cherubiny i Trony. Znajdowały się na niższym stopniu i muszą jeszcze same przejść pewien rozwój zanim będą mogły działać twórczo, zanim zdolne będą do ofiar)7. Jestestw a te należą do drugiej trójczłonowej hierarchii. Pierwszą trójczłonową hierarchią zajmowaliśmy się już powyżej, także i nazwy drugiej hierarchii zostały już podane. A więc najpierw mamy jestestwa noszące nazwę Kyriotetes, czyli Duchy Panowania, czyli Dominationes albo też Duchy Mądrości. Następnie mamy tak zwane Moce, czyli Dynarnis albo, jak je nazywa Dionizjusz Areopogita a za nim nauczyciele Zachodu, Yirtutes, czyli Cnot)'. Jest to drugi stopień drugiej hierarchii, a trzecim stopniem są tak zwane Potęgi. Są to Duchy Kształtu, które w naukach Zachodu noszą również nazwę Potestates, czyli Potęgi. Patrząc wstecz w dawnego Satuma widzimy, że jestestwa pierwszej hierarchii znajdują się w jego otoczeniu, ale postawmy pytanie, gdzie są jestestwa drugiej hierarchii? Gdzie szukać Duchów Panowania, Mocy, Potęg? Musimy ich szukać wewnątrz dawnego Saturna. O ile Trony sięgają z zewnątrz niejako do granicy Satuma, to Duchy Panowania, Moce, Potęgi znajdują się w jego wnętrzu. A zatem w dawnym Saturnie, wewnątrz jego masy działają niby trzy kręgi: Potęgi, Moce, Duchy Panowania. Są one jestestwami działającymi we wnętrzu substancji saturnowej. Spróbujmy zastanowić się teraz nad niezwykle fantastyczną współczesną teorią powstawania świata i rozpatrzeć, jak się ta sprawa przedstawia w ujęciu Kanta i Laplace'a. Teoria ta stawia jako punkt wyjścia dla naszego systemu słonecznego masę mgławicową. Według teorii Kanta-Laplace'a ta olbrzymia masa gazowa zaczyna się obracać, zaczyna wirować. Teoria ta przedstawia to bardzo przekonująco. Mówi ona, że gdy ta masa obraca się, oddzielają się stopniowo zewnętrzne planety. Z początku będą to pierścienie, które się następnie ściągają. W środku pozostaje Słońce, a planety krążą wokół niego. Teoria ta przedstawia to zupełnie mechanicznie. Dla jej udokumentowania demonstruje się całkiem prosty szkolny eksperyment. Pokazuje się w pomniejszeniu, jak tworzy się system słoneczny. Bierze się naczynie z wodą i dużą kroplę oliwy, następnie przycina się kartę do gry tak, aby odpowiadała wielkości równika. Przetyka się ją wzdłuż równika i 68 przebija od góry szpilką. Następnie wprawia się kroplę oliwy w ruch rotacyjny. Małe kropelki oddzielają się i krążą wokół. A człowiek przeprowadzający ten eksperyment mówi uczniom, czasem nawet całkiem starym uczniom: „Patrzcie, macie tu oto w pomniejszeniu powstawanie systemu świata." Sprawa przedstawia się naturalnie zupełnie jasno. Bo czyż może być coś bardziej przekonywującego niż to, że własnymi oczami widzi się, jak powstaje taki system słoneczny? Dlaczego nie miałoby się uznać, że istniała kiedyś w przestrzeni świata olbrzymia mgławica, że obracała się ona i oddzielały się od niej planety tak właśnie jak te kropelki oliwy, jak ten miniaturowy Merkury czy Saturn oddziela się od wielkiej kropli oliwy. Jednakże można się trochę dziwić naiwności, z jaką się to demonstruje. Ludzie bowiem, którzy system Kanta-Laplace'a starają się przedstawić w sposób całkiem zrozumiały, zapominają o jednym — o czym poza tym całkiem dobrze jest zapomnieć, ale nie w tym właśnie wypadku — zapominają mianowicie o sobie samych, zapominają, że to oni tam stali i dopiero kręcąc wprawili to w ruch. Jest to oczywiście niewiarygodna naiwność, ale naiwność nowoczesnej, materialistycznej mitologii jest właśnie bardzo duża, o wiele większa niż była naiwność jakiejkolwiek innej mitologii. Dopiero przyszłość zda sobie z tego sprawę. A zatem stoi tu ktoś, kto wszystko to urządził i kręci całością. Jeżeli w ogóle umie się myśleć i nie jest się opuszczonym przez wszystkie dobre duchy logiki, trzeba przyjąć, że przy i obrocie ciał niebieskich współdziałają z zewnątrz duchowe moce. Jeżeli pominiemy ten błąd, że w miejsce praognia przyjęty zostanie pragaz, to jednak nie można przyjąć, że masa gazowa zaczyna wirować sama z siebie. Należy zapytać, gdzie są duchowe siły i moce, które tę masę, dla nas masę praognia, wprawiają w ruch, tak że się wewnątrz coś dzieje? Wymieniliśmy je właśnie przed chwilą. Z otoczenia i we wnętrzu pracują duchowe siły. Jestestwa, które znajdują się w otoczeniu, które zdobyły swoje uzdolnienia w poprzednich systemach, pracują od zewnątrz. We wnętrzu znajdują się jestestwa mniej dojrzałe, które różnicują masę i wy wołują to, co mieliśmy na myśli, gdy powiedzieliśmy, że wewnątrz tej masy powstają pewne twory cieplne itd. Jestestwa, za sprawą których dzieje się to wszystko, posiadają najwyższą inteligencję. Jakież zadanie mają początkowo pierwsze jestestwa tej drugiej hierarchii? Duchy Panowania, Dominationes biorą to, co Trony sprowadziły 69 niejako w dół ze wszechświata i porządkują, tak że może zaistnieć związek pomiędzy pojedynczym ciałem niebieskim, które tam powstaje, a więc Saturnem a całym wszechświatem. We wnętrzu Saturna wszystko musi być tak uporządkowane, aby odpowiadało temu, co jest na zewnątrz. A zatem wszystko, co Serafiny, Cherubiny i Trony wzięły z rąk Boga i znoszą w dół do Saturna, musi być zorganizowane tak, aby wewnątrz rozkazy te zostały wykonane, aby urzeczywistnione zostały również impulsy, jakie zostały dane. Duchy Panowania, czyli Kyriotetes przejmują zatem z otoczenia Saturna to, co przychodzi za pośrednictwem najwyższej hierarchii i przekształcają to tak, aby odpowiadało Saturnowi. To, co przejmują Duchy Panowania, zostaje dalej przepracowane przez Potęgi, Dynamis. Dzieje się to tak, że gdy Duchy Panowania spotykają wewnątrz Saturna najwyższe wskazania, to jednocześnie Moce przejmują teraz dalsze wykonanie tych wskazań. Potęgi natomiast troszczą się — będziemy mówić o tym jeszcze dokładniej, obecnie pragniemy tylko w ogólnych zarysach tę sprawę scharakteryzować — aby to, co zostało zbudowane pod kątem widzenia wszechświata, trwało nadal tak długo, jak długo jest potrzebne, aby więc natychmiast nie znikało. Są one istotami, które to utrzymują. Duchy Panowania są jestestwami, które dają wskazania wewnątrz Saturna. Moce wykonują następnie te zalecenia, a Potęgi utrzymują to, co zbudowały Moce. Dzisiaj pominiemy to, jak pracuje następna hierarchia, o której już była mowa — Duchy Osobowości, Duchy Ognia i Aniołowie. Opierając się na tym, co właśnie poznaliśmy, będziemy jednak starali się dzisiaj rozpatrzeć przejście od dawnego Saturna do dawnego Słońca. Wczoraj opisałem wam najistotniejsze procesy. Proces, jaki dokonuje się, kiedy Saturn staje się Słońcem, polega na tym, że praogień przechodzi w stan gazu albo powietrza. Dawne Słońce składa się z tego, co określa się jako zachowana reszta praognia, która zmieszana jest teraz z tym, co zagęściło się do gazu albo dymu. Istnieją tam więc dwie substancje: praogień oraz ta część praognia, która zagęściła się do gazu, względnie dymu albo powietrza, możecie to dowolnie nazwać. Tak w istocie przedstawia się sprawa na dawnym Słońcu. Zobaczymy wkrótce, że inaczej stało się z naszym Słońcem, które po przejściu przez stany przejściowe rozwinęło się trochę inaczej, chociaż 70 istnieją ludzie, którzy twierdzą, że wnętrze naszego Słońca i dzisiaj jest tylko rodzajem gazu. Gdy zapoznacie się z różnymi teoriami, do których dochodzi nasza materialistyczna wiedza przyrodnicza i będziecie starali się o tym myśleć, to przeżyjecie prawdziwe cuda. Istnieje popularna książeczka ciesząca się dzięki niskiej cenie dużym popytem, w której mowa jest o tym, że nasze Słońce nie ma w swoim wnętrzu ciała stałego, ale ma właśnie gaz. Gaz ten jednak — trudno jest właściwie w to uwierzyć, ale naprawdę napisane jest tak w tej książeczce — jest tak gęsty jak miód albo smoła. Człowiekowi, który wzniósł się do takiego poglądu, że pod działaniem odpowiedniego ciśnienia gaz wygląda jak miód, względnie smoła, muszę pogratulować, że może wędrować w takiej wymyślonej krainie, gdzie może poruszać się w powietrzu, które jest jak miód, ale nie życzę mu, aby musiał poruszać się w powietrzu, które jest jak smoła. Istnieją takie nieporozumienia w materiali-stycznych teoriach. Nie mówimy jednak o naszym obecnym Słońcu, lecz o dawnym Słońcu, które istotnie składało się z praognia oraz z tego, co nazywamy mgłą ognia albo powietrzem ogniowym. Wyrażenie to znajdziecie w „Fauście", ponieważ Goethe znał je dobrze, Także w teozoficznej literaturze znajdziecie przenikające ją wyrażenie „mgła ogniowa". Dawne Słońce musimy więc wyobrazić sobie jako mieszaninę obu tych substancji. Nie dokonało się to jednak samo z siebie. Ciała niebieskie nie zagęszczają się samorzutnie. Zagęszczenia tego muszą dokonać duchowe jestestwa. Jakież to duchowe jestestwa spowodowały to zagęszczenie, które dokonało się przy przejściu od Saturna do Słońca? Są to jestestwa, które nazwaliśmy Duchami Panowania. To one napierały od zewnątrz i tak formowały olbrzymią pierwotną masę Saturna, że stawała się mniejsza. Duchy Panowania napierały na nią tak długo, aż dawne Słońce stało się kulą, której wielkość sięgała do Jowisza, jeżeli dzisiejsze Słońce przyjmiemy za punkt środkowy. Saturn był kulą tak wielką, że sięgałby aż do naszego Saturna, gdyby Słońce przyjąć za punkt środkowy, był olbrzymią kulą, tak wielką jak cały nasz system słoneczny aż do dzisiejszego Saturna. Słońce, o którym teraz mówimy, było kulą, która [ sięgała aż do dzisiejszego Jowisza. Jowisz jest granicznym znakiem rozprzestrzeniania się dawnego Słońca. W ogóle dobrze zrobicie, gdy planety 71 ujmować będziecie jako znaki graniczne, do których sięgały dawne ciała niebieskie. Jak widzicie, zbliżamy się stopniowo do teorii powstania planet w taki sposób, że wywodzimy je z działalności duchowych hierarchii. A teraz idziemy dalej. Wiemy, że następny stan naszego systemu słonecznego jest ponownie stanem dalszego zagęszczania się masy. Ten trzeci stan nazywamy dawnym Księżycem. Ludzie, którzy zapoznali się z tym, co mówi kronika Akasza, wiedzą, że powstanie dawnego Księżyca uwarunkowane było dalszym zagęszczeniem substancji Słońca aż do stanu płynnego. Księżyc nie ma jeszcze stałego gruntu. Składa się on z ognia, powietrza i wody. Przyswoił sobie element wodny, zagęścił gaz, czyli powietrze do elementu wodnego. Któż to zdziałał? Zdziałała to druga grupa tej hierarchii duchowych istot, które określamy jako Moce, Yirtutes. A zatem dzięki Yirtutes masa dawnego Słońca skurczyła się aż do granicy wyznaczonej przez dzisiejszego Marsa. Mars jest znowu kamieniem granicznym określającym rozmiar dawnego Księżyca. Gdy wyobrazicie sobie kulę, w środku Słońce i masę rozciągającą się aż do dzisiejszego Marsa, to będziecie mieli określoną wielkość dawnego Księżyca. Teraz doszliśmy do punktu, w którym należy sobie przypomnieć, że gdy z Saturna i Słońca wytworzył się dawny Księżyc, stało się coś zupełnie nowego. Część gęstej substancji została teraz wyrzucona i powstały dwa ciała. Jedno przejęło najsubtelniejsze substancje i jestestwa i stało się subtelniejszym Słońcem. Drugie zaś stało się gęstym Księżycem. Ten trzeci stan naszego systemu planetarnego rozwija się więc tak, że tylko przez pewien okres czasu istnieje jednolite ciało. Potem wyrzuca z siebie planetę, która istnieje obok niego. Z początku, jak długo dawny Księżyc jest jednolitym ciałem, sięga aż do Marsa. Potem jednak Słońce kurczy się, a wokół niego krąży pewne ciało mniej więcej w tej odległości, w jakiej okrąża je dzisiejszy Mars, a więc mniej więcej po obwodzie pierwotnego jednolitego ciała. Jak w ogóle dochodzi jednak do tego odłączenia? W jaki sposób z jednego ciała powstały dwa? Stało się to w czasie panowania Mocy, Dyna-mis. Dla tych, którzy cokolwiek prześledzili wraz ze mną w tej dziedzinie, nie obcy jest fakt, że w całym wszechświecie dzieje się coś podobnego do tego, co dzieje się w zwyczajnym życiu ludzkim. Tam, gdzie rozwijają się 72 jakieś istoty, istnieją takie, które posuwają się naprzód oraz inne, które pozostają w tyle. Niejeden ojciec musi się martwić, że jego syn utknął gdzieś w gimnazjum, podczas gdy inni posuwają się szybko do przodu. Mamy tu zatem do czynienia z różnym tempem rozwoju. I tak samo dzieje się w całym kosmosie. Zwłaszcza na skutek pewnych przyczyn, które poznamy później, w okresie kiedy Moce zapoczątkowały swojąmisję, swojąfunkcję, zachodzi coś, co określone jest w całej ezoterii, we wszystkich misteriach jako spór na niebie. Nauka o sporze na niebie stanowi istotną, integralną część wszystkich misteriów. Zawiera ona również pierwotną tajemnicę powstania zła. Yirtutes, czyli Moce, w pewnym określonym punkcie rozwoju Księżyca były na bardzo różnych stopniach dojrzałości. Jedne tęskniły do tego, aby możliwie najwyżej wznieść się duchowo, inne zaś zatrzymały się na niższym stopniu albo co najwyżej w normalny sposób posuwały się w swoim rozwoju. Istniały na dawnym Księżycu Moce, które wyprzedziły znacznie swoich towarzyszy. Skutek tego był taki, że te dwie klasy Mocy, czyli Yirtutes rozdzieliły się. Te stojące wyżej wydobyły ciało słoneczne, te zaś, które pozostały w tyle, wytworzyły okrążający Księżyc. Przedstawiliśmy na razie w ujęciu szkicowym spór na niebie, rozszczepienie dawnego Księżyca, przy czym druga planeta, Księżyc, dostaje się pod panowanie pozostających w tyle Yirtutes, a Słońce pod panowanie przodujących Yirtutes. Coś z tego sporu na niebie dźwięczy w pierwszych wierszach boskiej Bhagawad Gity, w której symbolicznie w początkowej walce pobrzmiewa coś z tego potężnego sporu. Och, było to potężne pole walki. Od czasu, kiedy działały Duchy Panowania, czyli Dominationes albo Kyriotetes, by wytworzyć dawne Słońce, aż do czasu wytworzenia dawnego Księżyca, kiedy Moce, czyli Dynamis wkroczyły ze swoją misją, istniało wielkie pole walki, potężny spór na niebie. Duchy Panowania spowodowały skurczenie całej masy naszego systemu słonecznego aż do granicy wyznaczonej przez dzisiejszego Jowisza. Yirtutes, czyli Moce spowodowały skurczenie całego systemu aż do granicy wyznaczonej przez dzisiejszego Marsa. Pomiędzy tymi dwoma granicznymi znakami planetarnymi na niebie leży wielkie pole walki, pole sporu na niebie. Przypatrzcie się temu pobojowisku na niebie! Dopiero XIX wiek znowu niejako odkrył fizycznymi oczami spustoszenia, jakie spowodowane zostały przez ten spór. Pomiędzy Marsem a Jowiszem 73 macie mnóstwo małych planetoid. Są to szczątki pola walki, jaka rozegrała się na skutek sporu na niebie, szczątki walki, która toczyła się pomiędzy tymi dwoma kosmicznymi punktami czasu, kiedy to system słoneczny uległ najpierw skurczeniu do Jowisza, a następnie skurczeniu do Marsa. Kiedy więc nasi astronomowie kierują swoje lunety w przestrzeń nieba i odkrywają ciągle jeszcze planetoidy, są to szczątki, jakie pozostały na wielkim polu walki, jaka toczyła się pomiędzy bardziej rozwiniętymi Yirtutes i mniej rozwiniętymi, które doprowadziły również do oderwania Księżyca od Słońca. Widzimy więc, że gdy rozpatrujemy czyny bosko-duchowych jestestw, to rzeczy zewnętrzne przedstawiają się nam jako odzwierciedlenie, jako zewnętrzne oblicze tych bosko-duchowych jestestw. fc- VI Wczoraj widzieliśmy, jakz duchowego życia jestestw stojących ponad człowiekiem powstają fakty kosmosu, a zwłaszcza takie zjawisko, na które wskazaliśmy na końcu wykładu — spór na niebie, który na pobojowisku pomiędzy Jowiszem a Marsem pozostawił jak gdyby tyle zwłok, że jeszcze dziś w coraz to większej ilości odkrywa je fizyczna wiedza jako planetoidy. To właśnie zjawisko musimy uznać za szczególnie ważne. Powrócimy jeszcze do niego i zobaczymy, że to zjawisko na niebie odbija się również w pewnych procesach rozwoju Ziemi i właśnie na początku Bhagawad Gity znajdujemy jego ziemskie odzwierciedlenie. Dzisiaj jednak poprowadzimy nasze rozważania w taki sposób, że najpierw w ujęciu szkicowym omówimy inne jestestwa duchowych hierarchii, o których wprawdzie wspomnieliśmy wczoraj, ale pominęliśmy je w rozważaniach. Są to jestestwa, które stoją najbliżej człowieka, gdy wznosimy się w górę, które w ezoterii chrześcijańskiej noszą nazwę Aniołów, Archaniołów i Duchów Prapoczątku, czyli Prasił, a więc Angeloi, Archan-geloi, Archai. W literaturze antropozoficznej Archanioły określa się też jako Duchy Ognia, a Duchy Prapoczątku jako Duchy Osobowości. Jestestwa stojące niejako pomiędzy człowiekiem a tymi duchowymi jestestwami, które sięgają do Jowisza, Marsa itd., o których była wczoraj mowa, mają naturalnie bliższy stosunek do człowieka na Ziemi. W pierwszym rzędzie mamy tu Angeloi, czyli Anioły. Przeszły one swój stopień człowieczeństwa podczas rozwoju dawnego Księżyca, są więc w gruncie i ,< rzeczy podczas naszego obecnego rozwoju ziemskiego dopiero na takim i [, poziomie, na jakim człowiek będzie podczas rozwoju jowiszowego. Stoją l f, one o jeden stopień ponad człowiekiem. Jakie jest zadanie tych duchowych jestestw? Zadanie to będziemy mogli rozważać dopiero wtedy, gdy zastanowimy się nad rozwojem człowieka na Ziemi. Człowiek rozwija się przechodząc z jednego wcielenia w drugie. Rozwój ludzki w formie, w jakiej dokonuje się obecnie, sięga wstecz poprzez czasy atlantyckie i lemuryjskie. Rozpoczyna się on właściwie w dawnych czasach lemuryjskich. Ten rozwój poprzez inkarnacje będzie trwał jeszcze przez dłuższy czas aż mniej więcej do końca rozwoju Ziemi, kiedy wystąpią inne formy ludzkiego rozwoju. Wiecie przecież, że to, co nazy wa- 75 my właściwym, wiecznym jądrem człowieka, jego indywidualność, przechodzi z inkarnacji na inkarnację. Wiecie też, że dla ogromnej większości ludzi nie istnieje jeszcze dzisiaj świadomość życia w poprzednich wcieleniach, że ludzie nie pamiętają dzisiaj, co się z nimi działo w poprzednich inkarnacjach. Tylko tacy ludzie, którzy rozwinęli się do pewnego poziomu jasnowidzenia mogą patrzeć wstecz na poprzednie inkarnację. Jaki byłby związek pomiędzy ziemskimi inkarnacjami jakiegoś człowieka, który nie pamięta jeszcze swoich poprzednich wcieleń, gdyby nie było pewnych jestestw, które wiążą niejako ze sobąposzczególne inkarnację i strzegą ciągłości rozwoju tych kolejnych wcieleń? Dla każdego człowieka musimy przyjąć jedno jestestwo, które dzięki temu, że stoi na poziomie o jeden stopień wyższym, przeprowadza indywidualność ludzką z jednej inkarnacji do drugiej. Pamiętajmy, że nie są to jestestwa regulujące karmą. Tymi jestestwami zajmiemy się później. Są to po prostu istoty czuwające, które przechowują pamięć z jednej inkarnacji na drugą, dopóki człowiek sam nie jest jeszcze do tego zdolny. Jestestwami tymi są właśnie Anioły, Angeloi. Możemy więc powiedzieć, że człowiek jest w każdej inkarnacji ' osobowością, ale nad każdym człowiekiem czuwa jestestwo, które ma świadomość tego, co przechodzi z inkarnacji na inkarnację. Dla człowieka o pewnym niższym stopniu wtajemniczenia, nie znającego jeszcze swoich poprzednich wcieleń, istnieje możliwość zapytania o te wcielenia swojego Anioła. Jest to całkowicie możliwe dla pewnych niższych stopni wtajemniczenia. Możemy zatem powiedzieć, że jestestwa, które jako Anioły stoją o jeden stopień wyżej niż człowiek, mają pilnować całego tego przędziwa ludzkiego, jakie się dla każdej indywidualności przędzie od wcielenia do wcielenia. A teraz wznosimy się do następnej grupy jestestw, do Archaniołów, Archangeloi albo jak je również nazywamy do Duchów Ognia. Jestestwa te nie zajmują się już pojedynczymi ludźmi, poszczególnymi indywidualnościami, ale mają już szerzej sięgające zadanie. Wprowadzają harmonijny ład pomiędzy życiem poszczególnego człowieka a życiem większych zespołów ludzkich, jak np. ludów, ras itd. Archaniołowie mają w rozwoju naszej Ziemi zadanie, aby duszę poszczególnego człowieka wprowadzić w pewien związek z tym, co nazywamy duszą ludu, względnie duszą rasy. Dla człowieka bowiem, który przyswaja sobie wiedzę duchową, dusze ludów, dusze ras są 76 czymś zupełnie innym niż dla tych, którzy abstrakcyjnie traktują dzisiejszą wiedzę i kształcenie. Na jakimś terytorium, powiedzmy w Niemczech, Francji, czy Italii, żyje pewna ilość ludzi; zmysłowe oczy widzą tych ludzi jedynie jako zewnętrzne postacie, więc abstrakcjoniści mogą to, co nazywamy duchem czy duszą ludu, przedstawiać jako tylko pojęciowe ujęcie ludu. Dla nich naprawdę realnie istnieje tylko poszczególny człowiek, a nie żadna dusza ludu, żaden duch ludu. Natomiast dla człowieka, który ma wgląd w rzeczywiste mechanizmy życia duchowego, dusza ludu, duch ludu jest czymś realnym. W duszy ludu żyje i przedzie to, co nazywamy Duchem Ognia albo Archaniołem. To on reguluje niejako stosunek poszczególnego człowieka do całego ludu albo całej rasy. Idąc dalej w górę dochodzimy do jestestw, które określamy jako Duchy Osobowości, Duchy Prapoczątku, Prasiły, Archai. Są to jeszcze wyższe jestestwa i mają wyższe zadanie do spełnienia w zakresie związków, jakie istnieją w ludzkości. W gruncie rzeczy regulują one doczesne stosunki całego ludzkiego rodu na Ziemi i żyją w taki sposób, że przez fale czasu, z epoki na epokę, w zupełnie określonym czasie zmieniają się, przyjmują niejako inne ciało duchowe. Wszyscy znacie coś, co dla abstrakcjonistów, jakich kształcą nasze czasy, jest właściwie tylko pojęciem, ale dla ludzi mających wgląd w duchową rzeczywistość jest czymś zupełnie realnym. Coś, co można by nazwać naprawdę nieładnym określeniem naszych czasów, określeniem „duch czasu". Macie do czynienia z tym, co stanowi sens i misję jakiejś epoki ludzkości. Zastanówcie się nad tym, że możemy przedstawić sens i misję np. w pierwszym tysiącleciu bezpośrednio po katastrofie atlantyckiej. Duch czasu obejmuje coś, co wykracza poza jakiś poszczególny lud, poza poszczególną rasę. Duch jakiejś epoki nie jest ograniczony do jednego tylko ludu. Rozprzestrzenia się ponad granicami ludów. Otóż to, co nazywamy duchem czasu, duchem epoki, jest w rzeczywistości ciałem duchowym Archai, czyli Duchów Prapoczątku albo Duchów Osobowości. Tym Duchom Osobowości należy np. przypisać, że w pewnych epokach występują na Ziemi zupełnie określone ludzkie osobowości. Bo przecież rozumiecie, że ziemskie zadania muszą być rozwiązywane przede wszystkim przez ziemskie osobowości. Ta czy inna istotna dla danej epoki osobistość musiała pojawić się w określonej epoce. Powstałby dziwny zamęt w całym rozwoju Ziemi, gdyby wszystko pozostawione było 77 przypadkowi, gdyby Luter albo Karol Wielki wstawiony został w jakaś dowolną epokę. Musi to być najpierw tak pomyślane, aby wiązało się z całym rozwojem ludzkości na Ziemi. Właściwa dusza musi pojawić się w pewnej określonej epoce zgodnie z sensem całego rozwoju ludzkości. Regulują tym Duchy Osobowości, Duchy Prapoczątku, Archai. Gdy posuniemy się teraz dalej i wzniesiemy się ponad Duchy Prapoczątku, dochodzimy do jestestw, o których wspominaliśmy już wczoraj, dochodzimy do tak zwanych Potęg, Exusiai, które nazywamy również Duchami Kształtu. Dochodzimy tu jednak do zadań, które wykraczają już poza Ziemię. W rozwoju ludzkości rozróżniamy rozwój Saturna, Księżyca, Ziemi, Jowisza, Wenus i rozwój Wulkana. Wszystko, co dzieje się na naszej Ziemi w odniesieniu do poszczególnego człowieka, regulowane jest, jak o tym przed chwilą była mowa, przez Anioły, jeżeli zaś chodzi o stosunek poszczególnego człowieka do dużych mas ludzkich — przez Archanioły, a jeżeli chodzi o cały rozwój ludzki od czasów lemuryjskich aż do czasu, kiedy człowiek będzie znów tak przeduchowiony, że nie będzie prawie przynależał do Ziemi, wszystko regulowane jest przez Duchy Osobowości. Ale teraz jeszcze coś innego musi być regulowane. Ludzkość musi być przeprowadzona z jednego stanu planetarnego do drugiego. Muszą istnieć i takie jestestwa, które podczas całego rozwoju Ziemi troszczą się o to, aby po zakończeniu tego rozwoju ludzkość mogła we właściwy sposób ponownie przejść przez pralaję i znaleźć drogę do następnego celu, którymjest Jowisz. Tymi duchami są Potęgi albo Duchy Kształtu. Wczoraj scharakteryzowaliśmy ich zadania idąc od góry w dół, obecnie scharakteryzujemy je idąc z dołu w górę. Duchami, które troszczą się o to, aby cała ludzkość prowadzona była z jednego stanu planetarnego do drugiego są Potęgi, Exusiai, Duchy Kształtu. Musimy sobie zdać sprawę z położenia, jakie w świecie zajmują te jestestwa. W wiedzy duchowej, która ma znaleźć swój dalszy ciąg w antropozofii, a zatem w gruncie rzeczy w mądrości misteriów, o różnych jestestwach duchowych hierarchii mówiono zawsze w taki sam sposób jak przed chwilą. Wczoraj była mowa o tym, że dzisiejszy Saturn wyznacza granicę, do której sięgała działalność Tronów. Mówiliśmy, że Jowisz wyznacza granicę, do której sięgała działalność Duchów Panowania, a Mars wyznacza granicę, do której sięgała działalność Mocy, Dynamis, Yirtutes. 78 Teraz postaramy się również scharakteryzować w odpowiedni sposób, jak w naszym systemie słonecznym rozdzielają się niejako przestrzennie dziedziny panowania jestestw, o których obecnie jest mowa. Trzeba poruszyć tu pewną sprawę, która i dla tych z was, którzy są w odpowiedni sposób przygotowani będzie dziwna, a która odpowiada w zupełności prawdzie. Widzicie, dzisiaj uczy się ludzi w szkołach, że niegdyś w zamierzchłej starożytności aż do Kopernika panował pogląd dotyczący naszego systemu słonecznego, który znany jest powszechnie jako system Ptolemeusza. Wierzono wówczas, że Ziemia stanowi punkt środkowy naszego systemu i wokół niej poruszają się planety, co zgadza się z powierzchowną obserwacją zmysłową. Od czasu Kopernika wiemy wreszcie to, tak się tę sprawę przedstawia, czego dawniej ludzie nie wiedzieli, że to mianowicie Słońce stoi w środku, a planety krążą wokół niego zataczając koła względnie elipsy. No dobrze, ale gdy taką rzecz wykłada się w dzisiejszym ujęciu i jest się przy tym szczerym i uczciwym, to należałoby jeszcze coś innego wziąć pod uwagę. Należałoby powiedzieć tak: Aż do Kopernika znali ludzie tylko pewne formy ruchów planet na niebie i zgodnie z tym wywnioskowali, jaki może być nasz system słoneczny. To, co zrobił Kopernik, nie polegało na tym, że wziął stołek i postawiwszy go we wszechświecie usiadł na nim, aby patrzeć jak Słońce stoi w jakimś punkcie, a planety poruszają się wokół niego po kołach czy elipsach, lecz przeprowadził pewien rachunek i rachunek ten wyjaśnia to, co widzi się prościej niż to wyjaśniały dawne obliczenia. Kopernikański system świata nie jest niczym innym jak tylko wynikiem procesu myślowego. Pomińmy na razie to, co przyjmował Ptolemeusz. Ujmijmy ten rachunek tak, że Słońce jest w punkcie środkowym. Wyznaczmy miejsca, w których znajdować się muszą poszczególne planety, a następnie rozpatrzmy, czy zgadza się to z doświadczeniem. Niewątpliwie zgadza się, o ile uwzględnimy jedynie fizyczną obserwację. Na tej podstawie zbudowano naturalnie różne systemy świata, np. system Kanta- Laplace'a. W związku z dalszymi odkryciami dochodzimy tu jednak do pewnej sprawy, która w , gruncie rzeczy nie jest pod względem naukowym całkowicie uczciwa, gdyż później, przy czysto fizycznej obserwacji, odkryto dwie nowe planety, a mianowicie Urana i Neptuna. Tych planet nie uwzględniliśmy dotychczas w naszych rozważaniach, ale później wskażemy jakie znaczenie mają one 79 dla naszego systemu planetarnego. A przecież opisując ten system świata, należałoby ludziom zwrócić uwagę na to, że planety Uran i Neptun przekreślają właściwie cały ten system. System Kanta-Laplace'a dałby się utrzymać tylko wtedy, gdyby planety Uran i Neptun wraz ze swoimi księżycami poruszały się tak, jak poruszają się np. księżyce wokół innych planet. Ale tak nie jest, gdyż jedna z tych zewnętrznych, później odkrytych planet, zachowuje się zupełnie osobliwie. Jeżeli system świata Kanta-Laplace'a miałby być słuszny, należałoby właściwie przyjąć, że ktoś, już po oddzieleniu się wszystkich planet, przekręcił oś tej planety o 90°. Jej obieg różni się bowiem od obiegu innych planet. Te nowo odkryte planety różnią się znacznie od pozostałych planet naszego układu słonecznego. Zobaczymy później, jak przedstawia się sprawa tych planet. Teraz trzeba zwrócić uwagę wyłącznie na to, że w systemie kopernikańskim ma się do czynienia tylko z pewnym rachunkiem, z czymś, co zostało przyjęte z góry w sposób hipotetyczny w czasie, kiedy ludzie w dziedzinie poznania całkowicie odeszli od duchowych związków, od obserwacji tego, co duchowo leży u podstaw zewnętrznych zjawisk. Stary system ptolemejski nie jest jednak wyłącznie systemem fizycznym, jest to system, który opiera się na dawnym oglądzie duchowym, kiedy to wiedziano, że planety są znakami wyznaczającymi pewne obszary panowania wyższych jestestw. Gdy chce się w odpowiedni sposób scharakteryzować te obszary panowania, to cały nasz system planetarny trzeba narysować inaczej. Narysuję ten system planetarny tak, jak wyjaśniano go w misteriach Zaratustry. Moglibyśmy równie dobrze wziąć pod uwagę inne misteria, ale wybraliśmy dla charakterystyki naszego systemu słonecznego z jego planetami właśnie te misteria ze względu na oddziałujące w nich duchowe jestestwa. System Zaratustry przyjmował mianowicie coś, co różni się od naszej obserwacji nieba. Wiecie, że można obserwować pewne przesuwanie się Słońca poprzez Zwierzyniec, jakie dokonuje się w ciągu wielu lat, możecie to traktować jako zjawisko pozorne lub inaczej. Zazwyczaj mówi się i jest to słuszne, że mniej więcej od VIII wieku przed początkiem naszej rachuby czasu Słońce wschodzi w punkcie wiosennym w konstelacji Barana. Ale co roku Słońce przesuwa się coraz dalej, tak że w bardzo długim okresie czasu ten punkt równonocy wiosennej przebiega poprzez całą konstelację Barana. W czasach poprzedzających rok 800 przed naszą erą Słońce wschodziło nie 80 w znaku Barana, ale w znaku Byka i w tym znaku wschodziło ono przez okres 2200 lat, tak że swoim punktem równonocy wiosennej przemierzało całą konstelację Byka. Jeszcze dawniej wschodziło w znaku Bliźniąt. A zatem Bliźnięta były wiosenną konstelacją gwiezdną w czasach, które leżą mniej więcej 800 plus około 2200 lat przed naszą erą. Gdy więc cofniemy się do czwartego i piątego tysiąclecia przed narodzinami Chrystusa, to musimy przesunąć wiosenny punkt wschodu do znaku Bliźniąt. Były to właśnie czasy, w których kwitły misteria Zaratustry. Rozkwit ich sięga daleko w głąb zamierzchłej starożytności. Gdy mówiono wówczas o zjawiskach na niebie, wszystko obliczano w odniesieniu do konstelacji Bliźniąt. I jeżeli narysujemy Zwierzyniec, który scharakteryzowaliśmy już wczoraj, to musimy tu w górze umieścić znak Bliźniąt. A dalej w bezpośrednim połączeniu ze Zwierzyńcem należałoby narysować to, co stanowi granicę panowania Tronów, a zatem to, co jako znak graniczny ma Saturna. Następnie musimy wyznaczyć granicę — zgodnie z tym, co było już omówione — dziedziny panowania tych duchowych jestestw, które określane bywają jako Duchy Panowania albo Duchy Mądrości. Tutaj znakiem granicznym jest Jowisz. Następnie dochodzimy do wyznaczenia granicy panowania duchów, które określamy jako Moce, a także jako Duchy Ruchu. Znakiem granicznym panowania tych duchów jest Mars. Widzieliśmy, że pomiędzy tymi dwiema planetami znajduje się pobojowisko, które pozostawił po sobie spór na niebie. Teraz jednak, jeśli chcemy prawidłowo wyznaczyć dziedziny panowania, musimy narysować to, co jako swój punkt graniczny ma Słońce. A więc tak samo jak rysujemy Marsa jako granicę, do której sięga dziedzina panowania Mocy, musimy narysować Słońce jako znak wyznaczający granicę, do której dochodzą Potęgi, czyli Duchy Kształtu. I teraz dochodzimy do granicy, którą wyznacza znak Wenus. Aż do Wenus sięga dziedzina panowania Duchów Osobowości, czyli Archai. Następnie dochodzimy do dziedziny panowania, którą wyznaczamy znakiem Merkurego. A zatem aż do Wenus sięga dziedzina panowania Duchów Osobowości, aż do Merkurego sięga granica panowania jestestw, które nazywamy Archaniołami albo Duchami Ognia. Dochodzimy teraz już bardzo blisko Ziemi. Możemy teraz oznaczyć dziedzinę panowania, która jako swój znak ma Księżyc i dochodzimy teraz do tego, aby w tym miejscu narysować Ziemię. 81 Bliźnięta -«. \ } '. / Ó V S / ; Zw Musicie zatem przyjąć Ziemię jako punkt wyjścia, musicie wokół Ziemi przyjąć dziedzinę panowania sięgającą aż do Księżyca. Następnie przychodzi dziedzina panowania sięgająca aż do Merkurego, a potem dziedzina panowania sięgająca aż do Wenus, dalej zaś dziedzina panowania sięgająca aż do Słońca. Z pewnością zdziwi was kolejne następstwo poszczególnych planet podane wyżej. Jeżeli tu jest Ziemia, a tu Słońce, to przypuszczalibyście, że musiałbym w pobliżu Słońca narysować Merkurego, a dalej Wenus. Ale to nie byłoby słuszne; nazwy bowiem tych dwóch planet uległy w późniejszej astronomii wzajemnej zamianie. To, co dzisiaj nazywamy Merkurym, było w dawnych naukach określane jako Wenus, a to, co dzisiaj nazywamy Wenus, nosiło nazwę Merkury. Nie zrozumie się dawnych pism i nauk, gdy to, co mówią one o Wenus lub Markurym, odniesie się do planet, które dzisiaj noszą te nazwy. To, co mówię o Wenus, należy odnieść do dzisiejszego Merkurego, a to, co mówię o Merkurym, należy odnieść do dzisiejszej Wenus, ponieważ te dwie nazwy zostały zamienione. Kiedy odwrócono system świata, kiedy zatem Ziemi odebrano jej położenie jako środkowego punktu układu planetarnego, zmieniona została przy okazji nie tylko perspektywa, ale przemieszczono też wzajemnie Merkurego i Wenus zamieniając dawne ich nazwy. Saturn x-.. X /'^''.Mer H f f o V V '<. '>,. 1 /xH^n?s liC^t %•*•"' / X"'Vx„^ Uwzględniając to, co powiedziałem, bardzo łatwo możecie uzgodnić mój rysunek z fizycznym systemem świata. Należy tylko przyjąć, że tu jest Słońce, wokół niego krąży najpierw Wenus, dalej Merkury, a jeszcze dalej Ziemia wraz z Księżycem. Wokół tego krąży zaś Mars, Jowisz, wreszcie Saturn. Musicie sobie fizyczne ruchy przedstawiać w taki sposób, że każda planeta porusza się wokół Słońca. Możecie jednak przyjąć przecież taką sytuację, że Ziemia stoi powiedzmy tutaj, a inne planety zajęły takie stanowiska, że idąc po swoich drogach znajdują się po drugiej stronie Słońca. Gdybym więc chciał to narysować, to byłoby to tak: Rysujemy nasz zwyczajny, fizyczny system. W jednym ognisku rysujemy Słońce, wokół Słońca pozwalamy obiegać Wenus, Merkuremu i Ziemi wraz z jej Księżycem. Ziemię, Merkurego, Wenus oznaczamy według dawnych nazw. Kolejna planeta to Mars, następny po planetoidach jest Jowisz, a potem Saturn. A teraz wyobraźcie to sobie w taki sposób, że podczas gdy tu w dole jest Ziemia, potem Merkury i Wenus, że tu w górze stoi Mars, potem Jowisz itd. Teraz macie tutaj Słońce, dzisiejszego Merkurego i dzisiejszą Wenus. Skoro planety mogły w stosunku do siebie zająć wszystkie możliwe położenia, to mogą też zająć takie położenie, jakie narysowałem. Jest to całkiem możliwe. W ten sposób narysowany został system fizyczny przyjęty obcnie. Wybrany został tylko taki punkt w czasie, w którym Ziemia, Merkury i Wenus znajdują się po jednej stronie Słońca, 83 Saturn , ;/"""*"""",,, \ % ./.,<"""»"'„».. "'»,,, \ a inne planety: Mars, Jowisz i Saturn znajdują się po drugiej stronie Słońca. Rysunek ten wymaga tylko tego założenia i niczego więcej. Tutaj jest Ziemia, Merkury i Wenus, a z drugiej strony Słońca Mars, Jowisz, Saturn. A zatem chodzi tu jedynie o zmianę perspektywy. Ten system da się zupełnie dobrze przedstawić, ale tylko wtedy, gdy jest taka właśnie konstelacja. Konstelacja ta była istotnie w czasie, w którym ponad Saturnem znajdowały się Bliźnięta. Wtedy można było, zwłaszcza przy pomocy jasnowidzenia, zaobserwować stosunki zachodzące w sferze panowania duchowych hierarchii. Okazało się wówczas, że sfera Aniołów obejmuje całą Ziemię i sięga aż do Księżyca. Rzeczywiście, gdy za podstawę przyjmie się nie system fizyczny, ale szczególną konstelację, to wokół Ziemi rozciąga się krąg Aniołów sięgający aż do Księżyca, krąg Archaniołów aż do Merkurego, krąg Duchów Osobowości aż do Wenus, a do Słońca sięga krąg Potęg, czyli Exusiai albo Duchów Kształtu. Następnie, jak to scharakteryzowałem wczoraj, przychodzi krąg Yirtutes albo Mocy, dalej krąg Duchów Panowania, a wreszcie krąg Tronów. Kiedy więc mówi się o kopernikariskim i ptolemejskim systemie świata, chodzi o to, aby wiedzieć, że w systemie ptolemejskim pozostało 84 .X Bliźnięta ,,*„ Saturn ^ZP^^Z;;:' ,, ... V VCT System kopernikański Obszar oddziaływania duchowych hierarchii coś z konstelacji władających duchów i trzeba przyjąć taką perspektywę, w której punktem wyjścia jest Ziemia. Nadejdą kiedyś czasy, w których ten system świata znów będzie słuszny, ponieważ człowiek znów pozna świat duchowy. Ludzie będą wtedy mniej fanatyczni niż teraz. Dzisiaj mówi się, że ludzie przed Kopernikiem opowiadali niedorzeczności i przyjmowali prymitywny system świata. Mówi się, że od czasów Kopernika wiemy nareszcie jak jest naprawdę, a wszystko inne jest fałszywe. A ponieważ system kopernikański jest słuszny, ludzie będą się go uczyć po wszystkie czasy, nawet gdyby miało to trwać kilka milionów lat. Tak mniej więcej myślą i mówią ludzie dzisiaj. Nigdy nie było tak przesądnych ludzi, jakimi są teoretycy astronomii w obecnych czasach i chyba nigdy nie było takiego fanatyzmu jak ten, który panuje dzisiaj w tej właśnie dziedzinie. Przyszłe pokolenia będą niewątpliwie bardziej tolerancyjne i będą mówiły: Od XV, XVI stulecia ludzie utracili świadomość tego, że istnieje świat duchowy i że w tym świecie duchowym są inne perspektywy, że trzeba inaczej uporządkować ciała niebieskie niż się je widzi, kiedy obserwuje się je tylko fizycznie. Poprzednio wiedziano o tym i dopiero później nastały czasy, w 85 których układ ciał niebieskich rozpatrywano tylko fizycznie. No dobrze! Można i tak, powiedzą ludzie przyszłości, począwszy od XVI stulecia było to nawet zupełnie słuszne. Ludzie musieli na jakiś czas odrzucić wszystko, co istnieje w świecie duchowym. Potem przekonali się znowu, że świat duchowy istnieje i powrócili do pierwotnej duchowej perspektywy. Ludzie przyszłości zrozumieją niewątpliwie, że niegdyś możliwa była także i astronomiczna mitologia, a nie tylko inne mitologie i nie będą patrzeć na nasze czasy z takim lekceważeniem, z jakim ludzie dzisiejsi, ulegając przesądom, patrzą na swoich poprzedników. Widzimy zatem, że kopernikański system świata różni się od poprzednich tym, że za podstawę przyjął wyłącznie pogląd fizyczny. Dawniej istniały jeszcze resztki duchowych poglądów na świat, które zachowały się w systemie ptolemejskim. Ale tylko dzięki temu, że uwzględnimy inny system świata, możemy w ogóle stworzyć wyobrażenie o władaniu i oddziaływaniu duchowych jestestw w naszym systemie planetarno-słonecznym. Stoimy mocno na gruncie stosunków duchowych, kiedy mówimy, że strefa władania Aniołów sięga aż do Księżyca, Archaniołów aż do Merkurego, Duchów Osobowości aż do Wenus, Potęg aż do Słońca, Mocy aż do Marsa. Następnie przychodzą jestestwa, które nazywamy Duchami Panowania, a wreszcie jeszcze dalej Trony. Trzeba więc tylko wrysować w system fizyczny inne linie, a otrzyma się granice sfer, w których panują poszczególne hierarchie. Dla oddziaływania duchowego środkowym punktem systemu jest nie Słońce, ale Ziemia. Dlatego też w czasach, w których duchowy rozwój uważano za sprawę istotną, ludzie zawsze mówili: Słońce jest niewątpliwie bardzo dostojnym ciałem niebieskim, rozwijają się na nim jestestwa stojące wyżej niż człowiek, ale to człowiek jest tym, o kogo chodzi w rozwoju, człowiek żyjący na Ziemi. Gdy oddzieliło się Słońce, nastąpiło to dlatego, by człowiek mógł we właściwy sposób przechodzić dalszy swój rozwój. Gdyby Słońce pozostało nadal zjednoczone z Ziemią, człowiek nie mógłby nigdy rozwijać się we właściwym tempie. Stało się to możliwe tylko dzięki temu, że Słońce odeszło wraz z tymi jestestwami, które wymagają zupełnie innych stosunków. Pozostawiło ono Ziemię niejako samej sobie, aby człowiek mógł sam wyznaczać tempo swojego rozwoju. System świata jest taki albo inny zależnie od wyboru punktu wyjścia, od wyboru perspektywy. Gdy pytamy, gdzie leży punkt środkowy naszego 86 . systemu świata w odniesieniu do tego, co widzą czysto fizyczne zmysły, to wybieramy system kopernikański. Gdy pytamy o układ naszego systemu słonecznego w odniesieniu do dziedzin panowania duchowych hierarchii, to zawsze musimy przyjąć Ziemię za punkt środkowy i wtedy otrzymujemy inne linie graniczne, a planety są wtedy czymś zupełnie innym, są mianowicie znakami granicznymi dziedzin panowania poszczególnych hierarchii duchowych. To, co zostało powiedziane o przestrzennym rozłożeniu poszczególnych dziedzin panowania, możecie teraz łatwo powiązać z tym, co wcześniej mówiono o zadaniu i misji poszczególnych jestestw. Jestestwami, które są najbliżej Ziemi, które działają niejako w bezpośrednim otoczeniu Ziemi ciągnącym się aż do Księżyca, są Aniołowie. Stąd kierują one życiem poszczególnej indywidualności przechodzącej z jednej inkarnacji do drugiej. Trzeba natomiast czegoś więcej, aby w odpowiedni sposób rozdzielić na Ziemi całe grupy ludów i przydzielić im ich misje. Proste rozważanie może wam pokazać, że tutaj współdziałać musi przestrzeń świata. Bo przecież to, czy jakiś lud ma w swoim założeniu taki lub inny charakter, zależy nie tylko od stosunków ziemskich, ale również od stosunków kosmicznych. Pomyślcie tylko, że jakaś rasa, różniąca się pod względem skóry i włosów, działa inaczej. Tutaj współdziałają stosunki kosmiczne, które muszą być regulowane przez to, co oddziały wuje z przestrzeni nieba. Pochodzi to z obszaru panowania, który rozciąga się aż do Merkurego, do granicy oddziaływania Archaniołów. A następnie, gdy chodzi o prowadzenie i kierowanie całą ludzkością rozwijającą się na Ziemi, musi to oddziaływać z jeszcze dalszej przestrzeni świata sięgającej aż do Wenus. Kiedy zaś chodzi o kierowanie i prowadzenie zadania samej Ziemi, musi być to prowadzone ze środkowego punktu całego systemu. Powiedziałem wam, że ludzkość rozwija się poprzez Saturna, Słońce, Księżyc, Ziemię, Jowisza, Wenus i Wulkana. Jestestwami duchowych hierarchii, które kierują misją ludzkości z jednego bytu planetarnego do drugiego są Potęgi, Duchy Kształtu. Muszą one znajdować się w jakimś wybranym miejscu. Są one właśnie takimi duchami, których dziedzina panowania sięga aż do Słońca. Słońce istniało już jako osobne ciało obok dawnego Księżyca, teraz istnieje znowu obok Ziemi i będzie istniało jeszcze w następnym stanie planetarnym obok Jowisza. Jego dziedzina panowania 87 rozciąga się poza poszczególny stan planetarny. Dlatego też byt Słońca musi być związany z takimi duchowymi jestestwami, których dziedzina panowa-niarównież rozciąga się poza poszczególny stan planetarny. A zatem Słońce jest ciałem wyjątkowym, ponieważ sięga do niego dziedzina panowania, która rozciąga się poza poszczególny stan planetarny. Widzicie zatem, że zewnętrzny krąg przestrzeni, zewnętrzne miejsce zamieszkiwania hierarchii, znajdziemy nie tyle na poszczególnych planetach, co w obszarach wyznaczonych przez orbity planet, które odgrywają rolę znaków. Kiedy wyobrazimy sobie krąg przestrzeni od Ziemi aż do Księżyca, to jest on cały wypełniony działalnością Aniołów. Krąg zaś rozciągający się od Ziemi do Merkurego wypełniony jest działalnością Archaniołów itd. Mamy zatem do czynienia ze sferami przestrzeni, a planety są znakami, kamieniami granicznymi dla tej przestrzennej działalności wyższych jestestw7. Widzimy tu jakby linię coraz większej doskonałości idącą od człowieka w górę. Sam człowiek związany jest z Ziemią. To, co jest wieczne i przechodzi z jednej inkamacji w drugą, prowadzone jest przez jestestwa, które związane są nie tylko z Ziemią, ale przemierzają atmosferę oraz to, co leży ponad nią aż do Księżyca. I tak idzie to dalej w górę. Od pradawnych czasów człowiek rozwija się na naszej Ziemi. Cały rozwój na Ziemi przedstawia się tak, jak stosunki między małym dzieckiem i dorosłym człowiekiem. Ten ostatni uczy małe dziecko. To samo odnosi się do hierarchii zamieszkujących wszechświat. Człowiek przykuty do Ziemi tylko stopniowo może zdobywać poznanie i sprawność, jakiej potrzebuje na niej. Wyższe jestestwa muszą go uczyć. Co musi więc w związku z tym zaistnieć? W początkowym okresie ziemskiego bytu muszą zstępować z wyższych sfer doskonalsze jestestwa, które właściwie nie są związane z Ziemią. I tak się rzeczywiście działo! Jestestwa, które nie potrzebowały do życia sfery wokół Ziemi, musiały zstąpić w dół, aby dzielić się z ludźmi tym, co już umiały jako starsze i doskonalsze hierarchie. Musiały więc wcielać się w ludzkie ciała nie dla własnego rozwoju, ponieważ same tego nie potrzebowały, tak jak dorosły człowiek nie potrzebuje ćwiczyć ABC dla własnego rozwoju, ale zajmuje się abecadłem, aby mógł uczyć dzieci. Kiedy zatem patrzymy wstecz w czasy atlantyckie, w czasy lemuryjskie, to widzimy, jak z przestrzeni rozciągającej się wokół Ziemi zstępują jestestwa do tej przestrzeni należące i wcielają się w ludzkie ciała stając się nauczy- 88 cielami ludzi. Są to jestestwa, które należą do wyższych hierarchii, a mianowicie do hierarchii Merkurego i Wenus. Synowie Merkurego i Wenus zstępują w dół i stają się nauczycielami młodej ludzkości. W tej młodej ludzkości istnieją więc tacy ludzie, którzy przedstawiają właściwie maję, iluzję w swojej wędrówce po Ziemi. Istnieli tacy ludzie. Spróbujmy to dokładnie scharakteryzować. Jakiś normalnie rozwinięty człowiek czasów lemuryjskich spotykał takiego człowieka. Patrząc zewnętrznie nie różnił się on bardzo od innych, ale był w nim jednocześnie duch, którego dziedzina działania sięgała aż do Merkurego lub Wenus. Zewnętrzny wygląd takiego człowieka był właściwie mają, iluzją. Wyglądał jak normalni ludzie, ale był kimś zupełnie innym, był synem Merkurego albo Wenus. Zjawisko to miało miejsce w zaraniu rozwoju ludzkiego. Synowie Merkurego i Wenus zstępowali na Ziemię i wędrowali pomiędzy ludźmi tak, że wewnętrznie mieli charakter jestestwa Merkurego i Wenus. Powiedzieliśmy, że jestestwa związane z Wenus są Duchami Osobowości. Takie jestestwa wędrowały po Ziemi jako konkretne osobowości ludzkie, ale mając w sobie potężną moc kierowały ludzkością. Stosunki w czasach lemuryjskich przedstawiały się tak, że synowie Wenus kierowali całą ludzkością. Synowie Merkurego kierowali poszczególnymi grupami ludzkimi. Byli oni tak potężni, jak dzisiaj te jestestwa, które nazywamy duchami ludu lub duchami ras. Maja albo iluzja istnieje nie tylko ogólnie w świecie, ale także i w odniesieniu do człowieka. Człowiek, którego mamy przed sobą, może wyglądać tak, że wygląd ten jest prawdą, że to, co w nim jest zewnętrzne, odpowiada dokładnie jego duszy, albo też ten wygląd zewnętrzny jest mają, a w rzeczywistości ma on do wypełnienia zadanie odpowiednie dla syna Merkurego lub Wenus. To właśnie ma się na myśli, gdy mowa jest o tym, że w gruncie rzeczy te wiodące indywidualności dawnych czasów wędrując po Ziemi pod swoim zwyczajnym imieniem przedstawiały maję. Właśnie to ma na myśli H.P.Bławacka, kiedy zwraca uwagę, że Buddowie przedstawiają maję. Możecie to sami znaleźć w jej książce „Wiedza tajemna". Rzeczy te pochodzą niewątpliwie z nauk świętych misteriów. Trzeba je tylko właściwie rozumieć. Narzuca się tu pytanie, jak to się dzieje, że taki syn Wenus zstępuje w dół? Jak się to dzieje, że jakiś Bodhisatwa może żyć na Ziemi? Jestestwo jakiegoś Bodhisatwy, jestestwa synów Merkurego i Wenus stanowią ważny 89 rozdział rozwoju naszej Ziemi w odniesieniu do jej związków z «atym kosmosem. Dlatego też jutro rozpatrywać będziemy naturę synów Merkurego i Wenus, naturę Bodhisattwy albo Dhyani-Buddy. i - •• VII • A? K, Chciałbym dzisiaj na początku zrobić pewną uwagę, która odnosi się do zakończenia wczorajszego wykładu. Widziałem, że niektórzy spośród szanownych słuchaczy przypisywali temu pewne znaczenie — i można to naturalnie ująć jako pewną myśl — że w naszkicowanym przeze mnie rysunku poszczególne planety stoją w jednym rzędzie ze Słońcem, że zatem narysowany został pewien rodzaj, jak się to mówi, koniunkcji. Zaznaczam tu jednak wyraźnie, że w tym wypadku nie o to chodzi. Będzie to potrzebne później. Nie powinniśmy przyswajać sobie fałszywych wyobrażeń. Rysujemy najpierw Słońce według systemu kopernikańskiego; następnie to, co obecnie nazywamy Merkurym, a co w ezoterii jednak nosi nazwę Wenus; potem rysujemy Wenus, co odpowiada Merkuremu w rozumieniu ezoterycznym. Następnie przychodzi w myśl systemu kopernikańskiego Ziemia ze swoim Księżycem; później mamy orbitę Marsa, Jowisza i wreszcie Saturna. To byłby kopernikański system świata. A potem powiedziałem, że chcę tę sprawę ująć w taki sposób, w jaki uczono jej w szkole Zaratustry. Nie powinniście sobie jednak wyobrażać, że uczyć musiał zawsze sam Zaratustra. Są to elementarne prawdy, których uczono w szkołach Zaratustry. Spójrzmy na ten sam rysunek co poprzednio (patrz str.85). Jeżeli wyobrazimy sobie, że u góry jest obraz gwiezdny Bliźniąt, to następnie bierze się punkty, które leżą na linii Bliźniąt aż do Słońca. Połączcie po prostu — obojętnie czy taka koniunkcja istnieje czy też nie — Słońce z obrazem gwiezdnym Bliźniąt. Nie ma znaczenia, gdzie stoi Saturn, Jowisz, Mars. Narysowałem to tylko po to, aby wyznaczyć orbity. Są to na razie punkty graniczne dla poszczególnych hierarchii. Jeżeli chcemy narysować np. sferę Saturna, musimy jako punkt środkowy przyjąć nie Słońce, lecz Ziemię i musimy narysować rodzaj koła — w rzeczywistości nie jest to koło — rodzaj formy owalnej, tak aby Ziemia była punktem środkowym. To samo musimy zrobić odnośnie innych ciał niebieskich. Proszę zatem, aby tego, co jest nieistotne w tym rysunku, nie uważać za rzecz główną. Główna rzecz polega na tym, abyśmy otrzymali odpowiednie figury określające dziedziny panowania danych hierarchii. 91 Dzisiaj postaramy się zająć bardziej wnikliwie istotą tych sfer wyższych hierarchii, które stoją bezpośrednio ponad człowiekiem. Dobrze, jeżeli raz za punkt wyjścia tego rozważania przyjmiemy człowieka. Do jestestw wyższych hierarchii możemy się wznieść tylko wtedy, gdy uzmysłowimy sobie jasno to, co mówiliśmy już nieraz o istocie człowieka i jego rozwoju. Wiemy, że człowiek — tak jak wstąpił na Ziemię i rozwija się na niej — składa się zasadniczo z czterech członów: ciała fizycznego, eterycznego, astralnego i jaźni. Dzisiaj postaramy się narysować schematycznie, tak jak właśnie potrzebujemy, te cztery człony ludzkiej istoty. Rysujemy najpierw ciało fizyczne człowieka jako koło, tak samo ciało eteryczne i astralne, a wreszcie jaźń jako małe koło. Wiecie, jak dokonuje się rozwój człowieka. W czasie ziemskiego rozwoju człowiek zaczyna przepracowywać ciało astralne od strony jaźni. Możemy ogólnie powiedzieć: Ile ciała astralnego przepracował człowiek swoją jaźnią, tak że ta przepracowana część przeszła pod panowanie jaźni, tyle nazywamy Manas albo Duchem Sobistością. A wobec tego, jak często się podkreśla, Manas albo Duch Sobistość nie jest czymś nowym, lecz po prostu przeobrażonym produktem ciała astralnego człowieka. Należy sobie dobrze zdać sprawę z tego, że wszystkie rzeczy, o których teraz mówimy, obowiązują tylko w odniesieniu do człowieka. Ważne jest, abyśmy tego nie uogólniali, lecz uświadomili sobie jasno, że jestestwa tego świata różnią się między sobą bardzo znacznie. Narysujemy teraz piąty człon, przeobrażone ciało astralne, Manas, jako szczególne koło. Właściwie należałoby ten człon wrysować w ciało astralne. Podobnie musimy narysować przeobrażone ciało eteryczne, tę jego część, która została przeobrażona jako Budhi, jako Duch Żywota. Gdy ciało eteryczne zostanie całkowicie przeobrażone, to całe ono stanie się Budhi. Tak samo przeobrażone zostaje ciało fizyczne w Atma, gdy spojrzymy na człowieka jako na doskonałość, którą może on osiągnąć w rozwoju poprzez stany Jowisza, Wenus i Wulkana. Człowieka, który w stanie Wulkana osiągnie swoją najwyższą doskonałość, można by schematycznie narysować następująco: Moglibyśmy powiedzieć, że mamy tu jego Atma, Budhi, Manas, jaźń, ciało astralne, eteryczne i fizyczne. W tym schemacie należałoby za charakterystyczną cechę uznać to, że człowiek ze swoimi siedmioma 92 zasadami stanowi jedną całość, że wszystkie siedem członów mieści się jeden w drugim. Jest to rzecz zasadnicza. łf"łł, t****t*9* i" \ >" \ i" "\ l -,','. "7 ? /. f \ / '*, / \ ' \ / '''• i; i ... ?/ i ?/ i ^"i *• »'"'••._ * i / '. * V""S/ '•••""•'\ y::;x y;zx V-v ? 6 ? *, «/ r""'6j f --- -, V:DI' V0r V--v l 6l l *' * ,.5/ • ""ff'{ S,.*""../ Q Jaźń r#jaźń v4 h"S !'""V '"" /•;" •', '•J.'"iv .W'.,, ,„.... ("'3; j.-i-' { 2} ( * v--' i:::?] >;:;:x, ,x-..x ...-^ /'v...-^ „ ^/Ciało/'••.,.„/^ i, ' / , . , V,.-' >t"-.v* » '•«.«• Tr( v.z; i M "O. .-* Człowiek Anioł . . . \ Archanioł s—-' Archai Gdy przejdziemy teraz do członów następnej hierarchii, do Aniołów, stwierdzimy, że w ich przypadku sprawa przedstawia się inaczej. Podany wyżej schemat możemy stosować do człowieka, ale nie do istoty anielskiej. Tutaj musimy powiedzieć: Anioł ma ciało fizyczne (1), eteryczne (2) i astralne (3) rozwinięte w taki sposób, że wytwarzająponiekąd pewną całość. Jaźń (4), Manas (5), Budhi (6) i Atma (7) musimy jednak narysować oddzielnie. Jeżeli chcecie sobie wyjaśnić naturę Anioła, musicie sobie uzmysłowić, że wyższe człony jakie posiada i do jakich może dojść w swoim rozwoju — w rzeczywistości ma on dopiero część Manas wykształconą w pełni, następne dwa człony rozwinie dopiero później — unoszą się niejako w świecie duchowym ponad tym, co z niego istnieje w fizyczności. Gdybyśmy zatem chcieli studiować naturę Anioła, musielibyśmy sobie powiedzieć: Anioł nie ma jaźni zamkniętej w ciele żyjącym bezpośrednio na Ziemi 93 tak jak człowiek. Nie rozwija też Manas na obecnym stopniu swojego rozwoju na Ziemi. Dlatego też to, co istnieje z niego na Ziemi, nie wygląda wcale tak, jak gdyby należało do jakiegoś duchowego jestestwa. Gdy macie przed sobą człowieka, to patrząc na niego widzicie, że ma w sobie wszystkie człony, że wszystko w nim jest organicznie rozczłonowane. Gdy chcecie znaleźć Anioła, to musicie uwzględnić, że jego fizyczność tu w dole jest jedynie jakby zwierciadlanym obrazem jego duchowych członów, które można oglądać tylko w duchowości. Ciało fizyczne istot anielskich znajdziemy w płynącej i szemrzącej wodzie, w oparach wodnych, a dalej w wietrze, w drgającym powietrzu, w błyskawicach itp. Trudność pogodzenia się z tym polega na tym, że człowiek wyobraża sobie, jakoby ciało musiało być określone i ograniczone ze wszystkich stron. Trudno jest powiedzieć sobie: Stoję przed wznoszącą się albo opadającą mgłą, stoję przed rozpylającym się źródłem, wśród szumiącego wiatru, widzę rozbłyskującą z chmur błyskawicę i wiem, że to Anioły objawiają się w ten sposób, a poza tym fizycznym ciałem, które nie jest tak ograniczone jak ludzkie, muszę widzieć duchowość. Człowiek musi rozwijać wszystkie swoje człony jako coś w sobie zamkniętego i dlatego nie może sobie wyobrazić, że ciało fizyczne może się rozpływać, rozwiewać, że to ciało wcale nie musi być wyodrębnione. Musicie wyobrazić sobie, że osiemdziesiąt złączonych ze sobą Aniołów ma najgęstszą część swojego ciała fizycznego w jakiejś poszczególnej części tej czy innej powierzchni wody. Nie trzeba też wcale ujmować tego ciała fizycznego Aniołów jako coś wyodrębnionego. Do tego ciała może należeć zarówno jakaś część wody znajdująca się tutaj, jak również inna część wody daleko stąd! Ujmując to krótko możemy powiedzieć, że wszystko, co nas otacza jako woda, powietrze i ogień Ziemi należy sobie wyobrażać jako coś, co zawiera w sobie ciała stojącej bezpośrednio ponad człowiekiem hierarchii. I trzeba jasnowidzącym wzrokiem sięgać w świat astralny, aby zobaczyć jaźń i Manas Anioła; patrzy on na nas z wyższego świata. A jeżeli chodzi o to, jaki obszar systemu słonecznego trzeba zbadać, gdy szuka się istoty anielskiej, to sięgnąć trzeba aż do znaku Księżyca. U Aniołów jest to jeszcze stosunkowo proste. Tutaj bowiem przedstawia się to tak, że gdy mamy tu w dole, np. w jakiejś masie wody czy w czymś tego rodzaju, ciało fizyczne Anioła i gdy obserwujemy w sposób jasnowidzący tę wodę czy też 94 wiatr, to znajdujemy tam jego ciało eteryczne i astralne. Dlatego też te trzy ciała zostały tu narysowane razem. Oczywiste jest przecież, że to, co wieje w wietrze, co płynie albo rozpyla się w wodzie, jest nie tylko materialnym odbiciem, jakie dostrzega rozum. W wodzie, w powietrzu, w ogniu żyje w najróżnorodniejszy sposób eterycznośći astralność Aniołów, tej bezpośrednio nad człowiekiem stojącej hierarchii. Natomiast kiedy chcemy znaleźć istotę duszno-duchową Aniołów, musimy jej szukać w sferze astralnej, a to oznacza, że musimy tam spojrzeć jasnowidzącym wzrokiem. Kiedy chcemy podobnie przy pomocy rysunku przedstawić następny stopień jestestw duchowych, Archanioły, sprawa przedstawia się inaczej. U Archaniołów ciało astralne nie jest związane z ciałem fizycznym i eterycznym. Jeśli szukamy ich najniższego członu, to musimy rysować następująco: ciało fizyczne (1) i eteryczne (2) mamy tu niejako oddzielone, a wszystkie wyższe człony znajdują się teraz w wyższym świecie. Pełny obraz Archaniołów możemy więc mieć tylko wtedy, gdy nasze poszukiwania skierujemy w dwa miejsca. Zatem i tu przedstawia się to inaczej niż u człowieka, gdzie wszystko związane jest razem w jednej istocie. Również tu mamy w górze duchowość, a w dole odzwierciedlenie duchowości. Teraz jednak ciało fizyczne i eteryczne mogą się ze sobą połączyć, gdy ciało fizyczne jest jedynie w powietrzu i ogniu. Nie możecie więc Archaniołów w ich ciele fizycznym wyczuć np. w jakiejś masie wodnej, ale postrzegać je możecie w wietrze i w ogniu. A do tego wiatru pędzącego z szumem i do tego ognia musicie jasnowidzące szukać odpowiednika w świecie duchowym. Duchowy odpowiednik nie jest złączony z ciałem fizycznym ani nawet z ciałem eterycznym Archanioła. Dochodzimy wreszcie do jestestw, które określamy jako Archai, Duchy Prapoczątku, Prasiły, Duchy Osobowości. Teraz w dole możemy narysować tylko ciało fizyczne. Wszystko, co istnieje poza tym, jest w górze w świecie duchowym. Takie ciało fizyczne może żyć tylko w ogniu. Ciało fizyczne Prasił możecie postrzegać jedynie w płomieniach ognia. Kiedy widzicie ogień błyskawicy, to za każdym razem możecie sobie powiedzieć: We wnętrzu tego jest coś z ciała Prasił, a w górze, w świecie duchowym, odwołując się do jasnowidzenia znajdę odpowiednik duchowy, który oddzielony jest od fizycznego ciała. Właśnie w przypadku Archai, Duchów Prapoczątku, Duchów Osobowości, zdolność jasnowidzenia może sobie 95 poradzić stosunkowo łatwo. Uprzytomnijcie sobie, że Duchy Osobowości znajdują się w sferze, która sięga do astronomicznego Merkurego, tzn. do Wenus w rozumieniu misteriów. Przyjmijmy, że ktoś zdobył możność obserwowania tego, co tam w górze rozwija się na Merkurym. Człowiek taki może postrzegać owe wysoko rozwinięte jestestwa, Duchy Osobowości. Kiedy jasnowidzenie wo skieruje wzrok na Wenus, aby obserwować tam Duchy Osobowości, a potem widzi rozbłyskującą w chmurach błyskawicę, w tym rozbłysku widzi odbicie Duchów Osobowości, bo mają one tam s woje ciało fizyczne. Idąc dalej dochodzimy do wyższych duchowych jestestw, które sięgają Słońca. Dzisiaj owe Potęgi, czyli Exusiai będą nas mniej interesować. Chciałbym tylko zaznaczyć, że ich wykonawczymi przedstawicielami są istoty Wenus i istoty Merkurego — istoty Wenus, które mają swoje ciało fizyczne w ogniu i istoty Merkurego mające swoje ciało fizyczne w ogniu i wietrze. Możecie to sobie wytłumaczyć mówiąc, że jestestwa, które żyją w Słońcu, podporządkowują sobie duchy Wenus w płomieniach i duchy Merkurego w szumiącym wietrze. „I Bóg czyni płomienie ognia swoimi sługami, a wiatry swoimi posłami". Czytajcie to, w dokumentach religijnych rzeczy te czerpane są z duchowych faktów i odpowiadają obserwacji, jaką umożliwia zdolność jasnowidzenia. Widzieliśmy, że z naszym własnym bytem związane są przede wszystkim trzy hierarchie stojące ponad nami. Człowiek stał się istotą ludzką na skutek tego, że otrzymał coś stałego, coś z Ziemi. To czyni go tak oddzielonym od wszystkich innych istot. Wszystko w nim jest ze sobą związane i wytwarza całość składającą się z poszczególnych członów. Na dawnym Księżycu człowiek również był taki jak inne jestestwa'. Zmieniał się ciągle, tak jak zmieniają się masy wody, które wytwarzają coraz to inne ciało. Dopiero na Ziemi stał się istotą uwięzioną niejako w swojej skórze i tworzy zamkniętą w sobie istotę, tak że możemy powiedzieć: Człowiek składa się z ciała fizycznego, eterycznego, astralnego i jaźni. To zamkniecie w sobie nie jest jeszcze w gruncie rzeczy sprawą zbyt dawną. Kiedy cofniemy się do czasów dawnej Atlantydy, to w pierwszej epoce czasów atlantyckich człowiek nie wyczuwał w sobie w pełni jaźni, poniekąd czekał na to, aby otrzymać tę jaźń w pełni. Gdybyśmy cofnęli się jeszcze dalej wstecz w rozwoju Ziemi, musielibyśmy powiedzieć, że to, co z człowieka mamy tu 96 w dole na Ziemi, składa się jednak tylko z ciała fizycznego, eterycznego i astralnego. A cofając się w czasy lemuryjskie znajdujemy człowieka, który tu w dole na Ziemi, podobnie jak Anioł, nie ma nic więcej poza ciałem fizycznym, eterycznym i astralnym. Równocześnie z tym, że człowiek staje się istotą jaźniową, poprzez czasy atlantyckie dokonuje się proces polegający na tym, że staje się on zwartącałością. W czasach lemuryjskich wędrują zatem po Ziemi ludzie, którzy mają tylko ciało fizyczne, eteryczne i astralne. Ale nie są to ludzie, którzy myślą jak ludzie dzisiejsi, którzy mogą myśleć i rozwijać się w dzisiejszym rozumieniu. I teraz dzieje się na Ziemi coś w najwyższym stopniu dziwnego. Ludzie, którzy w czasach lemuryjskich wędrują po Ziemi i mają tylko ciało fizyczne, eteryczne i astralne, nie umieją sobie pomóc na Ziemi, nie potrafią dać sobie rady, nie wiedzą, co mają na Ziemi robić. Do tych istot zstępują najpierw ze sfery niebiańskiej jestestwa zamieszkujące Wenus. Są one zdolne do tego, aby ciało fizyczne pierwszych mieszkańców Ziemi przenikać promieniami i przepoić duszą, ponieważ mają pewien związek z ciałem fizycznym. Mamy więc pomiędzy lemuryjczykami i takich ludzi, którzy wędrują wśród innych w sposób zgoła osobliwy. Mają oni zupełnie inne ciało fizyczne niż pozostali. Taki człowiek obdarzony szczególną łaską nie miał zwyczajnego ciała fizycznego. Miał on ciało fizyczne, które było przepojone duszą, przeniknięte duszą przez jednego z duchów Wenus, Duchów Osobowości. Dzięki temu, że taki człowiek w dawnych lemuryjskich czasach wędrował po Ziemi z duchem Wenus w swoim ciele fizycznym, wywierał on olbrzymi wpływ na całe swoje otoczenie. Tacy lemuryj-czycy nie różnili się zewnętrznie zbytnio od swoich towarzyszy, ale ponieważ w ich ciele fizycznym był zastępczo Duch Osobowości, te wybrane indywidualności oddziaływały na swoje otoczenie sugestywnie w najwyższym tego słowa znaczeniu. Poważania, pokory i posłuszeństwa, z jakimi się do nich odnoszono, nie da się dzisiaj z niczym porównać. Wszelkie wędrówki ludzkich mas, jakie podejmowano wówczas, aby zaludnić poszczególne obszary Ziemi, prowadzone były przez takie istoty, w które wniknęły Duchy Osobowości. Nie wymagało to żadnej mowy, gdyż nie istniała ona wówczas. Nie wymagało to również żadnych znaków. Wystarczało, że taka osobowość znajdowała się tam. A gdy osobistość ta uważała za konieczne, aby przeprowadzić duże grupy ludzi z jednego miejsca na 97 drugie, wówczas ludzie poddawali się temu posłusznie, bez żadnego rozmyślania. Zdolność rozmyślania rozwinęła się dopiero później. Tak zstępowały w dół w dawnych czasach lemuryjskich Duchy Osobowości jako duchy Wenus. I możemy powiedzieć, że te duchy Wenus, które na Ziemi nosiły ludzkie oblicza—oczywiście takie oblicza, jakie były wtedy możliwe — w całym powiązaniu z wszechświatem oznaczały coś zupełnie innego. Kiedy ma się na myśli ich znaczenie kosmiczne, to należy powiedzieć, że sięgało ono do Wenus, a czyny ich miały swoje znaczenie w całym systemie kosmicznym, z którym były związane. Osobowości te mogły prowadzić ludzi z jednego miejsca na inne, ponieważ orientowały się w tym ze względu na powiązania, z których można sobie zdawać sprawę, jeżeli zna się nie tylko samą Ziemię, ale i jej sąsiedztwo. Rozwój ludzkości postępował dalej i zaistniała konieczność, aby wkroczyły w ten rozwój Archanioły, Duchy Merkurego. Musiały przepoić duszą i życiem to, co było w dole na Ziemi. Działo się to przede wszystkim w czasach Atlantydy. Wówczas zstępowały w dół Duchy Merkurego, Archanioły, Archangeloi i mogły przepoić duszą i duchem ciało fizyczne i eteryczne odpowiednich ludzi. Pomiędzy ludźmi Atlantydy byli teraz znowu tacy, którzy zewnętrznie nie różnili się wprawdzie zbytnio od innych, ale byli przez jakiegoś Archanioła przepojeni duszą w swoim ciele fizycznym i eterycznym. A gdy uprzytomnicie sobie to, co powiedziałem wczoraj, że Archaniołowie mają zadanie, aby prowadzić całe ludy, to zrozumiecie, że człowiek, który nosił w sobie Archanioła, mógł istotnie całemu ludowi atlantyckiemu dać odpowiednie prawa odczytane w świecie duchowym. Tak więc w dawnych czasach lemuryjskich, kiedy trzeba było działać w sposób bardziej ogólny, wielcy kierownicy przenikani byli duszą przez duchy Wenus. Ci zaś, którzy w czasach Atlantydy prowadzić mieli mniejsze grupy ludzi, przepojeni byli duszą przez Archanioły. Tak zwani kapłani-królowie czasów atlantyckich są właściwie mają. Nie są oni wcale tym, co przedstawiają zewnętrznie. W ich ciele fizycznym i eterycznym żyją Archanioły i to one są właściwie tymi, które działają. Gdybyśmy cofnęli się do czasów atlantyckich, moglibyśmy odnaleźć tajemne przybytki owych kierowników ludzkości. Oddziaływali oni z tych przybytków i badali tam tajemnice przestrzeni świata. To, co badano w dawnych przybytkach oraz rozkazy, jakie stamtąd wychodziły można określić słowem wyrocznia, 98 chociaż słowo to pochodzi z późniejszych czasów. 'Określenie przybytek wyroczni dobrze pasuje do tych miejsc nauczania i kierowania przez ludzi atlantyckich, noszących w sobie Archanioła. Stąd oddziaływali oni jako wielcy nauczyciele, którzy umieli przyciągnąć innych ludzi i uczynić z nich pomocników i kapłanów w przybytkach wyroczni Atlantydów. Ważne jest, aby wiedzieć, że na dawnej Atlantydzie istnieli ludzie, którzy byli właściwie Archaniołami, w których fizyczne i eteryczne ciała wcielony był Archanioł. Gdyby ktoś rozporządzający jasnowidzącym wzrokiem znalazł się naprzeciw takiego człowieka, widziałby go fizycznie, a z tyłu, poza nim widziałby inspirującego go Archanioła, jakby jakąś olbrzymią postać wznoszącą się w górę i ginącą w niezmierzonych regionach. Taka osobistość była istotą podwójną. Z tyłu, poza fizycznym człowiekiem był inspirujący go Archanioł, który wyrastał z czegoś nieokreślonego. Kiedy tacy ludzie umierali, ich ciało fizyczne ulegało zniszczeniu według praw Atlantydy. Ciało fizyczne, również inspirowane przez Archanioła, rozkładało się, ale nie rozkładało się ciało eteryczne. Istnieje duchowa ekonomia, która stanowi wyjątek w zestawieniu z tym, co podane być musi ogólnie jako duchowa prawda. Mówimy — i zasadniczo jest to słuszne, gdy sprawę tę ujmuje się ogólnie — że kiedy człowiek umiera, to odkłada swoje ciało fizyczne, a po pewnym czasie również i ciało eteryczne, które ulega rozkładowi, z wyjątkiem pewnego ekstraktu. Tak przedstawia się sprawa tylko ogólnie. Istnieje ogromna różnica pomiędzy ciałem eterycznym, jakie mieli wtajemniczeni w atlantyckich wyroczniach, które było przeniknięte przez Archanioła, a zwyczajnym ciałem eterycznym. To pełne wartości ciało eteryczne nie rozkłada się, zostaje przechowane w świecie duchowym. Przez najwyższego kierownika atlantyckich wyroczni przechowane zostały przede wszystkim najznamienitsze ciała eteryczne siedmiu wielkich kierowników tych wyroczni. Pierwotnie zostały one utkane tak, że mieszkali w nich Archaniołowie, którzy przy śmierci powrócili naturalnie znowu do wyższych światów. Takie ciało eteryczne nie jest oczywiście przechowywane w pudełku, ale w sposób odpowiadający prawom duchowym. Atlantycki wtajemniczony wyroczni słonecznych jest tą samą osobistością, która znana jest jako Manu. Manu poprowadził resztę ludzkości atlantyckiej do Azji, aby założyć kultury poatlantyckie. Wziął małą grupę ludzi i powiódł do Azji. Wychowywał ich poprzez całe generacje, a gdy 99 wybranych i wychowanych zostało siedmiu odpowiednich ludzi, wówczas wsnuł im w ich własne ciała owe siedem przechowanych ciał eterycznych, które na dawnej Atlantydzie utkane zostały przez Archaniołów. Owych siedmiu wyznaczonych przez wielkiego kierownika do tego, aby założyć pierwszą kulturę poatlantycką, owych siedmiu świętych Rischi hinduskiej kultury nosiło w swojej tkance ciało eteryczne wielkich przewodników atlantyckich, którzy zdobyli je dzięki Archaniołom. Widzimy tu jak przeszłość, teraźniejszość i przyszłość łączą się we wspólnym działaniu. Patrząc na tych siedmiu, znanych jako święci Rischi, widzielibyście prostych ludzi. W swoim ciele astralnym i w jaźni nie stali bowiem na takim poziomie, na jakim stało ich ciało eteryczne. To, co właściwie byli zdolni czynić, wsnute było w ich ciało eteryczne. Mieli oni pewne godziny, w których czynna była inspiracja w ich ciele eterycznym i wtedy mówili rzeczy, których nie mogliby powiedzieć sami z siebie. Usta ich wymawiały to, co było w nich inspirowane przez ciało eteryczne. Pozostawieni własnemu osądowi byli ludźmi prostolinijnymi, ale w godzinach inspiracji, kiedy czynne było ciało eteryczne, wypowiadali największe tajemnice naszego systemu słonecznego i całego świata w ogóle. W owych czasach poatlantyckich sprawy nie zaszły jeszcze tak daleko, aby ludzie mogli obywać się bez tego, co płynie z góry, aby nie potrzebowali niczego, co przepajałoby ich dusze. Miał tam miejsce pewien płynący z góry rodzaj przepojenia duszą. Widzieliśmy, *e dokonywało się to u ludzi lemu-ryjskich, gdy ciało fizyczne przepajane było duszą przez Duchy Osobowości. W czasach atlantyckich ciało fizyczne i eteryczne przepajane było duszą przez Archaniołów, a wielcy przewodnicy ludzkości czasów poatlantyckich przepajani byli duszą przede wszystkim dlatego, że schodziły do nich w dół Anioły i przenikały ich ciała fizyczne, eteryczne i astralne. Wielcy kierownicy pierwszego okresu poatlantyckiego mieli więc nie tylko swoje ludzkie ciało fizyczne, eteryczne i astralne, ale tkwił w nich również Anioł. Mogli dzięki temu patrzeć wstecz w dawniejsze inkarnacje. Zwyczajny człowiek nie jest do tego zdolny, ponieważ w swoim rozwoju nie doszedł jeszcze do Manas. Aby był do tego zdolny, sam musi stać się Aniołem. Owi przewodnicy, chociaż z urodzenia należeli do zwyczajnej ludności, nosili w swoim ciele fizycznym, eterycznym i astralnym jestestwo anielskie, które ich przenikało i przepajało duszą. Są to zatem znowu istoty, które określić 100 należy jako maję. Są bowiem czymś innym niż to, co przedstawiają na Ziemi. Wszyscy wielcy przewodnicy ludzkości byli w zamierzchłych czasach czymś innym niż wydawali się zewnętrznie. Były to osobowości mające w sobie Anioła, który w inspiracji poddawał im to, czego potrzebowali, aby być nauczycielami i kierownikami ludzi. Wielcy założyciele religii i religijni kierownicy byli takimi owładniętymi przez Aniołów ludźmi. Przemawiały przez nich Anioły. Ale są w świecie sprawy, które należy przedstawić w pełnej prawidłowości. Procesy rozwojowe zawsze zachodzą na siebie, przenikają się wzajemnie. I to, co opisujemy w pełnej prawidłowości, nie rozgrywa się w pełni tej prawidłowości. Niewątpliwie, gdy ujmuje się sprawę zasadniczo, prawdą jest, że w czasach lemuryjskich przez istoty ludzkie przemawiały Duchy Osobowości, w czasach atlantyckich Archaniołowie, a w czasach poatlan-tyckich Aniołowie. Ale w rzeczywistości także w poatlantyckich czasach pojawiają się jeszcze istoty wykraczające niejako poza swój czas, które aż w głąb ciała fizycznego przeniknięte są Duchami Osobowości. Istoty te, chociaż żyją w czasach poatlantyckich, znajdują się w tym samym położeniu, w jakim znajdowały się istoty czasów lemuryjskich, przez które przemawiały Duchy Osobowości. A zatem także w czasach poatlantyckich mogli istnieć ludzie, którzy zewnętrznie mieli cechy odpowiadające w zupełności ludziom tych czasów, ale nosili w sobie Ducha Osobowości i byli zewnętrznym wcieleniem takiego Ducha. Działo się tak dlatego, że ludzkość potrzebowała wielkich kierowników. Również i później, w czasach poatlantyckich istnieją ludzie niosący w sobie Archanioła, ducha Merkurego, który przenika duszą ich ciało fizyczne i eteryczne. Istnieje wreszcie i trzeci rodzaj ludzi, którzy przepojeni są duszą i inspirowani w ciele fizycznym, eterycznym i astralnym przez jestestwa anielskie. Istnieją zatem ludzie, przez których przemawia Anioł. Zgodnie z nauką Wschodu osobowości mające ogólnoludzkie znaczenie otrzymują specjalne imiona. I tak osobowość o ogólnoludzkim znaczeniu, która była wprawdzie człowiekiem poatlantyckich czasów, ale nosiła w sobie Ducha Osobowości i była aż w głąb swojego ciała fizycznego przepojona jego duszą, określana jest przez naukę Wschodu jako Dhyani-Budda. Jest to ogólna nazwa stosowana do indywidualności, które aż w głąb swojego ciała fizycznego przepojone są duszą przez Ducha Osobowości. 101 Osobistości, które przepojone są duszą w głąb ciała eterycznego i noszą w sobie w czasach poatlantyckich Archanioła, określane są jako Bodhisattwa. A ci, którzy noszą w sobie Anioła, którzy przepojeni są jego duszą w swoim ciele fizycznym, eterycznym i astralnym, określani są jako ludzki Budda. Mamy zatem trzy stopnie: Dhyani-Budda, Bodhisattwa i ludzki Budda. To jest prawdziwa nauka o Buddach, o klasach i kategoriach Buddy, którą ujmujemy w związku z całą różnorodnością w sposobie wyżywania się wyższych hierarchii. Cudowne jest to, co nas spotyka, gdy patrzymy na dawniejszych, nierozwiniętych ludzi. Cudowne jest, że wśród tych ludzi znajdujemy takich, przez których do naszej planety przemawiają wysokie hierarchie z kosmosu, że dopiero stopniowo duchy wyższych hierarchii, które działały już przed powstaniem naszej Ziemi, usamodzielniają ludzi mieszkających tu w dole, ludzi związanych z tąplanetą w takim stopniu, do którego dojrzeli. Widzimy tu bezmierną mądrość. I niesłychanie ważne jest, abyśmy rozumieli ową mądrość w tym sensie, w jakim podawano ją w dawnych czasach, kiedy uczono ludzi pramądrości świata. Kiedy słyszycie zatem o Buddzie — nauka Wschodu mówi nie tylko o jednym Buddzie, ale o wielu, u których istnieją naturalnie znowu różne stopnie doskonałości — zwróćcie uwagę, że oto Budda chodzi po Ziemi, ale poza tym Buddą ma się niejako do czynienia jeszcze z Bodhisattwa, a również z Dhyani-Buddą. Sprawa ta mogła się jednak i tak przedstawiać, że np. Dhyani-Budda i Bodhisattwa me zstąpili wcale w dół tak dalece, aby ciało fizyczne przepoić duszą, ale że Bodhisattwa tylko na tyle zstępował w dół, aby przepoić duszą ciało eteryczne. Możecie wtedy przypuszczać, że macie do czynienia z jestestwem, które nie idzie tak daleko, aby przepoić duszą i inspirować ciało fizyczne człowieka, lecz jedynie jego ciało eteryczne. Może się zatem stać, że taki Bodhisattwa, który fizycznie nie jest widzialny — bo gdy występuje tylko w ciele eterycznym, to fizycznie nie jest widzialny, a istnieli rzeczywiście tacy Bodhisattwa, którzy nie byli widzialni fizycznie — może jako wyższe jestestwo, jako jestestwo archanielskie inspirować ludzkiego Buddę. Mamy więc ludzkiego Buddę, który jest już inspirowany przez istotę anielską, ale który w swoim ciele eterycznym jest również inspirowany przez istotę archanielską. 102 Rzeczą zasadniczą jest to, że mamy tu wgląd w cudowną złożoność ludzkiej istoty. A gdy patrzymy wstecz w czasy minione, to właściwie niejedną indywidualność możemy zrozumieć tylko wtedy, gdy ujmiemy ją jako wspólny punkt, w którym różne jestestwa wyżywają się i objawiają przez człowieka. Bo doprawdy w niejednym okresie czasu nie ma dostatecznej ilości wielkich ludzi, którzy mogą być inspirowani przez duchy, jakie mogą działać. I wtedy bywa, że jedna osobowość zostaje przeniknięta i owiana duszą przez najróżnorodniejsze indywidualności wyższych hierarchii. I bywa czasem, że gdy mamy przed sobą jakąś osobowość, przemawiają przez nią niejako nie tylko mieszkańcy Merkurego, ale mieszkańcy Merkurego i Wenus. Widzicie, są to pojęcia, które prowadzą nas do zrozumienia rozwoju ludzkości tak, że rozpoznajemy osobistości w ich prawdziwej postaci, podczas gdy stanowią one maję, gdy patrzymy na nie jako na fizycznych ludzi. Jutro zaczniemy od tego, że postaramy się zrozumieć powstawanie poszczególnej fizycznej planety, podczas gdy dotychczas patrzyliśmy na planety jako na znaki. W ten sposób będziemy starali się ująć planetę jako miejsce pobytu poszczególnych jestestw. h$ >y C| VIII W omawianiu wyższych jestestw oraz ich związków ze wszechświatem i z naszym systemem słonecznym dochodzimy dzisiaj do takiego rozdziału, który dla współczesnego człowieka ujmującego świat i stosunki w nim panujące pod kątem zwyczajnej popularnej wiedzy, jest trudny do przyjęcia. Poruszane bowiem muszą być takie sprawy, których nie potrafi sobie absolutnie wyobrazić nowoczesny naukowiec. Niemożność zrozumienia nie jest jednak obustronna, gdyż człowiek stojący silnie na gruncie okultyzmu może ze swojego punktu widzenia dobrze orientować się w nowoczesnej wiedzy. Nigdzie nie znajdziecie sprzeczności pomiędzy treścią naszych wykładów a faktami nowoczesnej nauki, chociaż uzyskanie harmonii między tymi sprawami nie jest czasami łatwe. Ci jednak spośród was, którzy mają cierpliwość i zapoznają się ze wszystkim stopniowo, przekonają się, że poszczególne rzeczy wiążą się w jedną wielką całość. Przy tej okazji wolno może i na to zwrócić uwagę, że niejedno, co zawierają obecne wykłady, zostało oświetlone z innej strony niż w cyklu wykładów wygłoszonych w Stuttgarcie i w Lipsku. Kto te cykle bierze zewnętrznie i porównuje ze sobą, może znaleźć naprawdę niejedną sprzeczność pomiędzy tą czy inną wypowiedzią. Przyczyna tego stanu rzeczy leży w tym, że moim zadaniem nie jest mówienie o spektakularnych teoriach, ale o faktach stwierdzonych przez świadomość jasnowidzeniową. Fakty przedstawiają się inaczej, gdy patrzy się na nie z jednej albo z drugiej strony. Odwołując się do porównania można wskazać, że już drzewo, gdy maluje się je z jednej strony, wygląda inaczej niż wtedy, gdy namaluje się z innej strony, a przecież jest to jedno i to samo drzewo. Podobnie jest przy omawianiu duchowych faktów, gdy oświetla się je z różnych stron. Oczywiście, wychodząc z kilku pojęć i konstruując na ich podstawie system, łatwo jest taki abstrakcyjny system podać z góry w sposób jednolity. My pracujemy jednak od dołu, a harmonijna jedność powstaje dopiero jako ukoronowanie. Przede wszystkim zaś przy każdej wypowiedzi należy zastanawiać się nad tym, w jakim sensie, w jakim kierunku była ona pomyślana. Jeżeli np. powiedziałem, że w popularnej książce można wyczytać, jakoby na Jowiszu powietrze, gaz był tak gęsty jak smoła albo miód i ze stanowiska wiedzy duchowej pod pewnym względem należy uznać to jako 105 wyobrażenie groteskowe, a przez sposób, w jaki to powiedziałem, chciałem właśnie zaznaczyć groteskowość tej rzeczy, to jednak stojąc na stanowisku dzisiejszej nauki można niewątpliwie powiedzieć: Jak to, więc nie wiesz, że fizyka umie obecnie doprowadzić powietrze do stanu tak gęstego jak miód albo smoła? Dla obecnej nauki jest to naturalnie rzecz sama przez się zrozumiała, ale tutaj nie o to chodzi, ponieważ nasze rozważania nie idą w tym kierunku. To, co nauka nazywa powietrzem, może się dać z pewnością zagęścić, ale dla wiedzy duchowej jest to tak samo niewłaściwe jak twierdzenie, że wodę można uczynić tak twardą jak kamień, a mianowicie w postaci lodu. Oczywiście, że lód jest wodą, ale chodzi o to, czy patrzy się na rzeczy w sposób żywy w ich funkcjach, czy też w myśl dzisiejszej nauki w sposób martwy. Rozumie się samo przez się, że lód jest wodą, ale wyobraźmy sobie kogoś, kto przywykł do tego, że przez cały rok porusza swój młyn wodą i zapytajmy, co powiedziałby na to, gdyby proponowano mu, żeby swój młyn poruszał przy pomocy lodu? Nie chodzi nam o abstrakcyjne wyobrażenie, że lód jest wodą, ale o to, aby rozumieć wszechświat w jego działaniu. Tutaj muszą obowiązywać zupełnie inne punkty widzenia niż przy abstrakcyjnym rozpatrywaniu czysto substancjonalnej metamorfozy dotyczącej gęstości. Tak jak nie można poruszać młynu przy pomocy lodu, tak też nie można naturalnie oddychać powietrzem, które jest gęste jak miód albo smoła. W rozważaniach wiedzy duchowej właśnie o to chodzh Nie patrzymy bowiem na kule krążące we wszechświecie w taki sposób, w jaki patrzy się na nie dzisiaj, jako na bryłę materii o pewnej określonej wielkości poruszającej się w przestrzeni wszechświata. Nie traktujemy ich tak, jak nowoczesna astronomiczna mitologia, która widzi w nich właśnie tylko materialne kule. Ujmujemy je w ich żywym duszno-duchowym bycie, innymi słowy ujmujemy je w całości. A zatem w całości należy rozpatrywać to, co w myśl wiedzy duchowej nazywamy powstawaniem poszczególnych ciał niebieskich. Jako pierwszy przykład powstawania ciał niebieskich weźmiemy dawnego Saturna, o którym wiemy, że od niego wywodzi się nasza ewolucja. Mówiłem wam już, że ten dawny Saturn był najpierw tak duży jak cały nasz dzisiejszy system słoneczny. A zatem to, co w szerszym sensie nazywamy dawnym Saturnem, jest w swoim stanie początkowym mniej więcej tak wielkie, jak cały nasz system słoneczny. Nie możemy jednak wyobrażać 106 sobie dawnego Saturna tylko jako materialnej kuli. Wiemy bowiem, że nie miał on jeszcze żadnego z tych trzech materialnych stanów, które dzisiaj nazywamy stanem stałym, płynnym i lotnym. Składał się on wyłącznie z ciepła, czyli ognia. Przyjmijmy, że owa prastara kula cieplna jest tymkołem. lew Przypominacie sobie również, że gdy ta kula saturnowa rozwijała się następnie do kuli dawnego Słońca, wokół niej wyraźnie występowały jestestwa, które tworzą Zwierzyniec. Zaznaczyłem już, że ten Zwierzyniec, chociaż nie jest tak gęsty, tak zwarty, jak podczas bytu słonecznego, to jednak istnieje już wokół dawnego Saturna. A zatem wyobraźmy sobie działające Trony, Cherubiny, Serafiny, które w sensie duchowym stanowią Zwierzyniec. Niech więc ta Unia przedstawia Zwierzyniec w sensie duchowym. Możecie zapytać, jak się to zgadza z obecnymi stosunkami w Zwierzyńcu? Och, zgadza się to najzupełniej, jak przekonacie się o tym w następnych wykładach. Musicie to sobie tylko przedstawić w odpowiedni sposób. Pomyślcie, ze moglibyście stanąć gdzieś w jakimś określonym miejscu na tej kuli saturnowej. A teraz podnieście rękę do góry i wskażcie palcem na zewnątrz. Ponad miejscem, na którym stoicie, tam gdzie wskazujecie palcem, znajduje się region pewnych Tronów, Cherubinów, Serafinów. Jeżeli posuniecie się trochę dalej i wskażecie palcem na zewnątrz, to 107 w miejscu, na które wskazujecie, znajdują się inne Trony, Cherubiny i Serafiny. Te trzy grupy jestestw stanowią bowiem jeden korowód wokół dawnego Saturna. A teraz pomyślcie sobie, że chcecie wyznaczyć niejako kierunek, w którym znajdują się pewne Trony, Cherubiny, Serafiny. Należy zdać sobie sprawę, że nie są one wszystkie jednakowe, nie przedstawiają się jak dwunastu zupełnie jednakowych żołnierzy. Jeden różni się znacznie od drugiego. Są one zindywidualizowane, tak że wskazując na różne punkty wskazuje się narożne jestestwa. Aby więc można było wskazać na właściwe Trony, Cherubiny i Serafiny, wyznacza się to przez pewne określone konstelacje gwiezdne. Konstelacje te są znakami. Mówi się zatem: W tym kierunku znajdują się Trony, Cherubiny, Serafiny, które określamy słowem Bliźnięta, w tym kierunku znajdują się takie, które określamy słowem Le\v itd. Są to zatem znaki służące do wyznaczania kierunku, w którym znajdują się dane jestestwa. Za takie znaki przyjmujemy pewne określone konstelacje gwiezdne. Sąone jeszcze czymś innym, ale przede wszystkim musimy sobie jasno zdać sprawę z tego, że mówiąc o Zwierzyńcu mamy do czynienia z jestestwami duchowymi. Jestestwami, które oddziaływują na twór ogniowy, który nazywamy dawnym Saturnem, są w pierwszej Unii Trony. Trony doszły w swoim rozwoju tak daleko, że mogą sprawić wypływanie ich własnej substancji. Działają tak, że ich własna substancja wsącza się niejako w masę Saturna. Na skutek tego powstają wokół—jak wam to powiedziałem—twory, które określiliśmy nieco groteskowo jako „jaja", ale rzeczywiście mają one taki kształt. Możecie teraz zapytać: Jak to właściwie jest z tą substancją? Czy wcześniej istniała jakaś substancja cieplna? To, co istniało przedtem, możecie właściwie określić tylko jako pewien rodzaj neutralnego wszechświatowego ognia, który w gruncie rzeczy jest tym samym, co przestrzeń wszechświata. Wobec tego można by równie dobrze powiedzieć: Najpierw istniała tylko przestrzeń o określonych granicach i wtedy w jej powierzchnię wsączone zostało to, co można określić jako substancję cieplną dawnego Saturna. Z chwilą kiedy ta substancja cieplna została wsączona, z dwóch stron stają się czynne jestestwa, które zasługują na uwagę. Powiedzieliśmy już, że tu, we wnętrzu przestrzeni saturnowej, znajdziemy Potęgi, czyli Duchy Kształtu, Moce, czyli Duchy Ruchu i Duchy Panowania, czyli Duchy 108 Mądrości. Duchy te czynne są we wnętrzu; od zewnątrz działają Cherubiny, Serafiny i Trony. Następstwem tego jest współdziałanie jestestw czynnych od zewnątrz i czynnych od wewnątrz. W pierwszym wykładzie powiedziano, że można odróżnić wewnętrzne ciepło duszy, które odczuwa się jako wewnętrzny stan zadowolenia ciepłem, oraz ogień, dający się postrzegać zewnętrznie. W środku, pomiędzy jednym a drugim, jest ciepło neutralne. To neutralne ciepło jest właściwie we wnętrzu tej jajowatej formy. Ponad tym natomiast czujemy rozpostarte ciepło duszy, które promieniuje niejako od zewnątrz, ale zatrzymuje się. Jest to tak, jakby ciepło duszy promieniowało, ale zatrzymywało się przed tym, co znajduje się wewnątrz jako ciepło neutralne. To ciepło, które daje się właściwie postrzegać, zostaje od wewnątrz odepchnięte. Wobec tego to, co narysowane było wcześniej jako jajo cieplne, zamknięte jest między dwoma prądami, między jednym zewnętrznym cieplnym prądem duszny, a drugim wewnętrznym prądem cieplnym, który byłby postrzegalny dla zewnętrznego zmysłu. A zatem tylko to,^ co znajduje się na zewnątrz, stanowi ciepło postrzeganie fizycznie. * A teraz, na skutek współdziałania ciepła zewnętrznego i wewnętrznego, każde takie jajo saturnowe nabiera prawdziwego ruchu obrotowego. Każde takie jajo saturnowe obiega wokół i dostaje się pod wpływ każdego spośród Tronów, Serafinów i Cherubinów znajdujących się dookoła. Zachodzi teraz coś szczególnego. Pomyślcie sobie tylko, jajo to dochodzi w końcu 109 w swojej wędrówce ponownie do punktu, w którym pierwotnie wytworzyło się. Jak zaznaczyłem, podaję tu fakty uzyskane na drodze obserwacji odpowiadającej wiedzy duchowej. Gdy zatem jajo dojdzie do tego punktu, wówczas przechodzi w stan spoczynku; nie może poruszać się dalej, zostaje zatrzymane. Każde takie jajo wytwarzane w pewnym określonym punkcie przebiega potem wzdłuż całego koła i zostaje zatrzymane, gdy dojdzie do miejsca, w którym zostało wytworzone. Ale wytwarzanie jaj trwa tylko do pewnego określonego punktu w czasie i urywa się. Odtąd nie są wytwarzane żadne dalsze jaja. Kiedy wszystkie one zostaną zatrzymane w tym jednym punkcie, wówczas wpadają na siebie. Kiedy wszystkie pokryją się, wytwarzają niejako jedno jajo. A zatem w miejscu, w którym pierwotnie wytwarzane są w ogóle jaja, zatrzymują się one ostatecznie; tutaj dochodzą do spoczynku. I naturalnie od tego momentu, kiedy nie są już wytwarzane żadne jaja, schodzą się one tutaj wszystkie razem i pokrywają się wreszcie. Na okręgu powstaje zatem kula. Kula ta powstaje oczywiście dopiero z biegiem czasu. Stanowi ona niejako najgęstszą materię ogniową. Jest ona także tym, co w węższym rozumieniu można nazwać Saturnem. Znajduje się bowiem w tym miejscu, w którym znajduje się dzisiejszy Saturn. A ponieważ wszystko powtarza się w pewien sposób, więc cały ten proces powtórzył się także przy powstawaniu naszej Ziemi. Również i nasz Saturn powstał w taki sposób, że został w pewnym miejscu zatrzymany, chociaż nie w tym samym, w którym zatrzymany został dawny Saturn, a to dlatego, że rzeczy ulegają na skutek pewnych przyczyn przesunięciu. Sam proces powstawania dzisiejszego Saturna jest jednak ten sam. A zatem przez współdziałanie światowych mocy, które należą do hierarchii, z wielkiego, o znacznej objętości pierwotnego Saturna zrodzona zostaje niejako mała kula saturnowa. Zwróćmy teraz naszą uwagę na punkt, gdzie w pierwotnym Saturnie zatrzymały się ostatecznie wszystkie owe kule. Mędrcy pramądrości mówili: Na dawnym Saturnie wytworzone zostało pierwsze założenie ludzkiego ciała. W swoim najbardziej pierwotnym założeniu Saturn utworzony jest właściwie z ciepła, ale w tym ciele cieplnym istnieją już niejako w postaci zarodzi zadatki wszystkich późniejszych organów. W punkcie, w którym pobudzony ruch dochodzi do stanu spoczynku, powstał zadatek tego organu ludzkiego ciała, który później, kiedy zatrzymuje swój ruch, doprowadza do 110 spoczynku również i całą działalność ciała fizycznego. Organem tym jest serce. Tutaj przy pierwszym pobudzeniu ruchu powstaje założenie serca, ale serce powstaje w swoim pierwszym założeniu tylko dzięki temu, że w punkcie tym ruch doprowadzony zostaje znowu do spoczynku. Serce staje się więc tym organem, przez który całe ciało fizyczne zostaje w swoich funkcjach doprowadzone do spoczynku w chwili, gdy przestaje ono bić. W dawnej mowie nadawano każdemu członowi ludzkiego ciała określoną nazwę. Serce określano w ciele jako Lwa. Pramądrość mówiła tak: Jaki kierunek Zwierzyńca trzeba wskazać, gdy chce się wyznaczyć region, w którym powstał pierwszy zadatek ludzkiego serca? Wskazywano w górę i określano te Trony, Serafiny i Cherubiny, które działają z regionu Lwa. Człowiek rzutował na zewnątrz, w przestrzeń świata swoje założenie, a region swojego ciała, który ludzie przywykli nazywać wewnętrznie Lwem, również i zewnętrznie w Zwierzyńcu nazwał regionem Lwa. Tak wiążą się ze sobą te sprawy. Także i inne założenia ludzkiego ciała zostały wytworzone przez Zwierzyniec. Serce wytworzone zostało w regionie Lwa. To, co znajduje się w pobliżu serca, klatka piersiowa, a więc to, co musi istnieć w ciele ludzkim dla ochrony serca, nazywano pancerzem piersiowym. Ten pancerz musiał być wytworzony w swoim założeniu naturalnie o jeden region wcześniej, zanim serce zostało zamknięte. Pancerz ten określano także w inny sposób, odwołując się do zwierzęcia, które z natury ma tego rodzaju pancerz, określano go mianowicie słowem Rak. Właściwie to, co jest tam na zewnątrz w Zwierzyńcu, określano słowem „pancerz piersiowy", ale że rak ma naturalny pancerz, więc przyjęła się nazwa Rak. Znajduje się on w Zwierzyńcu po jednej stronie Lwa. Na tej samej zasadzie powstały nazwy innych regionów Zwierzyńca. W rzeczywistości nazwy służące do wyznaczania różnych regionów Zwierzyńca dało rzutowanie człowieka na przestrzeń wszechświata. Jednak nieraz trudno jest doszukać się tego pierwotnego zamierzenia w nazwach, które uległy niejednokrotnie przeróbkom, jak widzicie to na przykładzie Raka. Czasem nazwa nie została nam przekazana w prostej linii i chcąc wyjaśnić tę sprawę trzeba cofnąć się wstecz do pierwotnego sensu. Nie będziemy dzisiaj zajmować się tym, jak Saturn zmierza do zaniku, jak się rozpuszcza. Przejdziemy od razu do omówienia, jak po zakończeniu 111 okresu pralaji dokonuje się dalszy rozwój. Kiedy zatem twór saturnowy już się rozpuścił, zaczyna się niejako nowa ewolucja, nowe kształtowanie. To, co się początkowo dzieje, jest dosłownie powtórzeniem procesu, jaki już wcześniej rozegrał się na Saturnie. Kiedy następnie byt saturnowy w ten sposób powtórzył się, rozpoczyna się drugi etap tworzenia w kierunku punktu środkowego. Dochodzimy do stopnia rozwojowego, który określamy zwykle jako rozwój dawnego Słońca. To dalsze dzianie się polega na tym, że w podobny sposób, w jaki poprzednio ofiarowały się Trony, ofiarowuje się obecnie inny stopień hierarchii, a mianowicie te jestestwa, które określamy jako Duchy Panowania, Duchy Mądrości. Trony są potężniejszymi jestestwami. Mogą one wysączać z siebie substancję fizyczną, substancję cieplną. Dlatego też mogą one, jak to opisaliśmy, wysączać ze swojego ciała substancję Saturna. Duchy Panowania, czyli Duchy Mądrości, mogą ofiarować tylko ciało eteryczne, które jest rzadsze. Człowiek ma już ciało fizyczne jako założenie, a zatem Duchy Panowania, czyli Duchy Mądrości, dodają mu ciało eteryczne. I dzieje się to niejako w drugim kręgu. Rysuję teraz drugi krąg. Byłaby to pierwotna wielkość dawnego Słońca. Mamy tu skurczenie w stosunku do wielkiego dawnego okręgu. Przez to, że Słońce Orzeł J TT A f Moce ''• \ ' Potęgi / \ S f '"'f, ///>'' / uległo skurczeniu, stało się gęstsze. Umożliwiło to istnienie na dawnym Słońcu nie tylko substancji cieplnej, lecz zagęszczonej substancji cieplnej 112 w postaci gazowo-powietrznej. Teraz wraz z wcześniej już wymienionymi jestestwami działają z otoczenia Duchy Panowania, a wewnątrz w tym kręgu Słońca znajdują się tylko Potęgi i Moce, czyli Duchy Kształtu i Duchy Ruchu. Wszystko inne działa z zewnątrz, z otoczenia. W sposób zupełnie podobny jak w przypadku dawnego Saturna dzieje się teraz rzecz następująca. Powstają pewne prądy, które wytwarzane są przez duchy z otoczenia, tylko że teraz dołączają się do nich Duchy Panowania. Dlatego prądy te są trochę gęstsze niż te, które wcześniej wytwarzane były tylko przez Trony. Tu wewnątrz masa kurczy się, a pomiędzy tymi prądami zostaje ugnieciona jedna po drugiej kula utworzona z oparu. Kula ta różni się od kuli saturuowej tym, że Saturn wraz ze wszystkimi swoimi istotami utworzony jest w gruncie rzeczy tylko z substancji cieplnej i wszystko dotyczy niejako tylko przestrzeni. Gdy staje się tak gęsta jak gaz, przesnuta jest eteryczną cielesnością. Cała ta kula żyje zatem, jest wewnętrznie żywą istotą. Podczas gdy Saturn jest istotą wewnętrznie ruchliwą, istotąpełnąruchliwości, dopóki nie zostanie w swej ruchliwości zatrzymany przez Lwa, to Jowisz — Słońce można tu nazwać Jowiszem, ponieważ to, co widzimy na niebie jako Jowisza, jest powtórzeniem tego, co wówczas jako część Słońca oddzieliło się —jest wewnętrznie żywy. A zatem mamy tu dawne Słońce. Kule krążą teraz wokoło i są żywymi kulami, są wielkimi żywymi istotami. Musicie sobie teraz zamiast Lwa rozważyć inny region Zwierzyńca jako miejsce wytwarzania, pobudzania tej kuli. Mianowicie ten region, który na początku nazwałem regionem Orła. W tym regionie ma miejsce pierwotny impuls do powstania tej słonecznej kuli w przestrzeni kosmicznej, tej żywej istoty. A gdy ta kula obeszła raz w koło, gdy ukończyła cały obieg, znowu dochodzi do regionu Orła. Teraz dzieje się jednak coś nowego. O ile kula zaczęła w tym miejscu żyć wewnętrznie, to po powrocie do tego punktu zostaje uśmiercona na skutek tego samego impulsu, który pierwotnie powołał ją do życia. Zabita zostaje jedna kula po drugiej. Kiedy wszystkie zostały zabite i nie powstaje już żadna nowa, wówczas kończy się życie dawnego Słońca. Życie to polega na tym, że powstają coraz to nowe kule i pokrywają się w pewnym miejscu przestrzeni wszechświata, w którym zostają zabite. To śmiertelne ukłucie, jakie dawne Sorice otrzymuje z przestrzeni wszechświata, odczuwano jako ukłucie „skorpiona". Ponieważ region ten równo- 113 cześuie zabija, nazwany został regionem Skorpiona. Wobec tego w tym samym miejscu Zwierzyńca, które budzi do życia, w miejscu, w którym znajduje się konstelacja Orła, znajdują się siły zabijające, a więc konstelacja Skorpiona. Możemy zatem powiedzieć, że w regionie Lwa znajdują się siły Zwierzyńca, które doprowadzają do spoczynku pierwotne życie fizycznego założenia człowieka. W regionie Skorpiona znajdują się takie siły, które zdolne są zabić życie jako takie. Później poznamy związek pomiędzy pierwotnymi a dzisiejszymi stosunkami, które różnią się od tamtych, ale do tego można dojść tylko stopniowo. Pierwotne stosunki zakrywa bowiem gęsta maja, gęsta zasłona. Idźmy dalej. Nie potrzebujemy już teraz tak szczegółowo rozpatrywać następnych zależności, ponieważ sens tych określeń i całego procesu mamy przecież przed naszymi oczami. Pragnę tylko przypomnieć jeszcze jedną sprawę. Jakimże ciałem w gruncie rzeczy jest taki Saturn? Jest on ciałem cieplnym. Popełniacie zasadniczy błąd, gdy patrząc na Saturna przypuszczacie, że jest on ciałem, które porównać możecie z innymi ciałami niebieskimi, np. z Jowiszem albo Marsem. To, co się tam znajduje, jest w rzeczy wistości jedynie przestrzenią cieplną. A to, że właśnie tak go widzicie, dzieje się dlatego, że patrzycie na niego poprzez świetlną przestrzeń, że widzicie go poprzez prześwietloną przestrzeń. Uprzytomnijcie sobie jak wygląda coś nieoświetlonego, co widzicie, przez prześwietloną przestrzeń. Wygląda to niebieskawo. Możecie to studiować na zwyczajnym płomieniu świecy. W środku widzicie kolor niebieski, a wokoło jest pewien rodzaj świetlnego blasku. Gdy patrzycie na to, co jest ciemne, przez to, co jest oświetlone, to widzicie zawsze barwę niebieską. Mówiąc to mam pełną świadomość, że cała mechaniczna optyka naszych czasów uzna to za nonsens. Ale i tym razem ten nonsens znowu wyraża to, co jest słuszne. Dzisiejsza fizyka nie wie, dlaczego całe niebo widzimy w barwie niebieskiej. Widzimy je w barwie niebieskiej dlatego, że jest ciemne, czarne, a patrzymy na nie poprzez prześwietloną przestrzeń. Wszystko co jest ciemne, oglądane przez to, co jest prześwietlone, robi wrażenie niebieskiego. Z tej to przyczyny również gdy patrzycie na Saturna, to przedstawia się on jako ciało nieco niebieskawe. Rzeczy, które są tu wypowiadane, zgadzają się najzupełniej z faktami współczesnej wiedzy, ale nie zgadzają się z wymy- 114 słonymi teoriami. Niestety, zaprowadziłoby nas to za daleko, gdybym chciał wam z tego punktu widzenia wyjaśnić, jak powstaje tzw. pierścień Saturna. Przy każdym Saturnie ma się do czynienia z neutralną warstwą ciepła, z warstwą ciepła duszy i z warstwą ciepła postrzeganego fizycznie. Gdy obserwujemy te różne warstwy przez przestrzeń oświetloną, powstaje złudzenie, jakby widziało się kulę gazową, która otoczona jest pewnego rodzaju pierścieniemutworzonym z pyłu. Ma się tu do czynienia tylko ze zjawiskiem optycznym. Jeszcze i dzisiaj Saturn jest ciałem będącym wyłącznie substancją cieplną. Rzeczy te można wypowiedzieć tylko w takim powiązaniu, w jakim powiedziane zostały dzisiaj. Tylko tak bowiem dadzą się zrozumieć. O każdym Saturnie trzeba zatem mówić, że uczyniony jest w swojej istocie z substancji cieplnej i wszystko, co go dotyczy, należy tak wyjaśniać. Każdy Jowisz jest niczym innym jak pewnym stopniem Słońca, jest tworem, który w zasadzie uczyniony jest z gazu i ciepła. Odnosi się to również do dzisiejszego Jowisza, który jest powtórzeniem dawnego Jowisza — jako część dawnego Słońca. Pod względem przestrzeni i ruchu stosunki oczywiście zmieniły się nieco. Dzisiejszy Jowisz nie znajduje się w tym miejscu, w jakim znajdował się dawniejszy, ale w zasadzie jest tak, jak powiedziałem. Idąc teraz dalej musielibyśmy w ten sam sposób wyjaśnić Marsa. Musielibyśmy go wyjaśnić wyprowadzając z dużej, oziębionej aż do stanu wodnistego kuli i musielibyśmy w końcu widzieć, w jaki sposób z ogólnej, bardzo rozcieńczonej wody wydziela się ściśnięta kula wodna. Powstaje ona znowu tak, że wszystkie poszczególne kule wodne, które tworzą się na okręgu, zostają w pewnym określonym miejscu zatrzymane. Jak na Saturnie zatrzymany zostaje ruch przez Lwa, jak na Jowiszu śmierć sprowadzona zostaje przez Skorpiona, tak samo na Marsie zatrzymane zostają kule wodne. Należy jednak zaznaczyć, że w szczegółach sprawa ta przedstawia się na Marsie trochę inaczej niż na Jowiszu i Saturnie. Dzisiejszy Mars jest powtórzeniem dawnego Księżyca. Znajduje się on w tym samym miejscu, do którego rozciągał się dawny Księżyc. Jest on częścią dawnego Księżyca. Drugą jego część stanowi nasz Księżyc, który jest żużlem. To, co pozostało żywe i przedstawia drugi biegun, zachowało się przy powtórzeniu w Marsie. Kiedy mówimy o Marsie jako o trzecim stanie rozwojowym naszej planety, to stan ten odpowiada stanowi dawnego Księżyca. Mars jest zatem w 115 zasadzie ciałem wodnym. Na dawnym Księżycu, względnie dawnym Marsie, obojętne jak go nazwiecie, dane zostało człowiekowi ciało astralne, tzn. dana została pierwsza świadomość. Ciało tego człowieka składało się z substancji wody marsowej, względnie księżycowej. Jak dzisiaj ciało ludzkie zbudowane jest z substancji Ziemi, tak wówczas zbudowane było z ognia, powietrza i wody. Nadając nazwę według najgęstszej substancji można byłoby wtedy nazwać człowieka istotą wodną. Stał się on takim przede wszystkim przez to, że wszczepione mu zostało ciało astralne. Nie był to jeszcze człowiek jaźniowy, lecz człowiek obdarzony tylko astralnością. Stało się to, gdy w pewnym miejscu dany został znowu impuls. Następnie poruszało się to obiegając w koło i powróciło do tego samego punktu, w którym się ruch rozpoczął. W tym miejscu był region Zwierzyńca, który określa się jako człowieka wodnego czyli Wodnika. Konstelację Wodnika możecie zatem uważać za znak Zwierzyńca, który na dawnym Księżycu, czyli na dawnym Marsie, przyniósł ludziom świadomość po jednorazowym okrążeniu. Idąc teraz dalej przejdziemy do Ziemi. Ziemia jest czwartym stanem rozwoju. Powtarzają się tu najpierw trzy poprzednie stany. Tworzy się Saturn, tworzy się Słońce i pozostawia Jowisza jako powtórzenie Słońca; tworzy się Księżyc, który pozostawia Marsa i wreszcie powstaje Ziemia z tym, co opisałem, z oddzieleniem się Słońca i z tą częścią dawnego Księżyca, która oddziela się jako żużel księżycowy. Wiecie, że pierwsze założenie jaźni dane zostało w dawnych czasach lemuryjskich, kiedy to Księżyc wydzielił się z Ziemi. Mogło się to stać tylko tak, że dany został impuls z otoczenia i dokonał się jeden pełny obieg. Po jednym obiegu dojrzało wówczas to, do czego dany został impuls i mogła być przyjęta jaźń w swoim pierwszym założeniu. Stało się to w dawnych czasach lemuryjskich. A jeśli chodzi o Zwierzyniec, należałoby wskazać na to jego miejsce, które dzisiaj określamy jako konstelację Byka. Określenie to powstało w czasach, w których wyczuwano bardzo jasno i bardzo konkretnie znaczenie takich określeń. Powstało ono zasadniczo w egipskiej i chaldejskiej wiedzy tajemnej. Tam należy szukać jego początku, a dzisiaj jedynie w prawdziwej wiedzy tajemnej istnieje świadomość rzeczywistego znaczenia takich słów. Pierwsze założenia tego, co wyrażają słowa „ja jestem" znajduje swój odpowiednik w mowie, w tonie, a kształtowanie tonu, kształtowanie »'łosu 116 stoi w pewnym związku, w pewnym określonym stosunku — nie będziemy tutaj go wyjaśniać, ale znany jest on każdemu okultyście i może być kiedyś rozpatrywany w innych wykładach—do procesów rozrodczych, co pozwala wam stwierdzić fakt, że u młodzieży płci męskiej mutacja głosu wiąże się z dojrzałością płciową. Istnieje tu pewien ukryty związek. Wszystko zaś, co u człowieka łączy się z tymi uzdolnieniami i procesami, dawna świadomość ujmowała razem jako naturę byka. I stąd właściwie pochodzi nazwa konstelacji Byka, która ma dla Ziemi znowu takie samo znaczenie, jak Le\v dla Saturna, Skorpion dla Jowisza, Wodnik dla Marsa. Okres egipski był trzecią kulturą poatlantycką. Pierwszą była kultura starohinduska, drugą staroperska, trzecią egipska. Kultury przedstawiają pewnego rodzaju powtórzenia procesu rozwojowego Ziemi, o czym była już mowa. Czasy lemuryjskie są trzecią epoką Ziemi. I dlatego egipska wiedza tajemna powtarza w zasadzie ' jakby w zwierciadlanym odbiciu to, co działo się w czasach lemuryjskich. Kapłani strzegący tajemnic egipskich najlepiej wiedzieli, co rozegrało się w owych czasach lemuryjskich, ponieważ znajduje to swoje odzwierciedlenie w swoistej kulturze Egiptu. I dlatego kultura ta czuła się spokrewniona z konstelacją Byka i w ogóle ze służbą byka. Widzicie więc, że nie jest wcale łatwo wskazać na prawdziwe procesy, jakie rozegrały się przy powstawaniu ciał niebieskich oraz tego, co się z tym wiąże. Jak bowiem powstają ciała niebieskie? Nasz Saturn, nasz Jowisz, nasz Mars itd. powstały właściwie w ten sposób, że pierwotnie tworzyły się łupiny. Te łupiny zostają jedna po drugiej zabite, a gdy następnie trzeba i powołać coś do życia, wówczas skupiają się wszystkie te kuliste twory, które najpierw wytwarzały łupiny i powstaje z nich jeden twór okręgu. W rzeczywistości każde takie ciało niebieskie jak Saturn, Jowisz, Mars powstało w taki sposób, że pierwotnie istniał rodzaj łupiny. Przez to, że jedna kula kładła się na drugą, łupina zagęściła się, tak że powstał twór, który widzimy teraz w przestrzeni nieba. To, co zostało tu przedstawione, to nie jest żaden mechaniczny proces, nie jest to mechaniczna teoria, jak teoria powstania świata jaką podaje Kant i Łapiące. Tutaj macie obraz żywego powstawania takich tworów jak Saturn, Jowisz, Mars, a więc ciał niebieskich, które oglądamy dzisiaj, a twory te wyjaśnione są na zasadzie duchowych stosunków, jakie występują w hierarchiach. 117 V IX Jest rzeczą naturalną, że wobec wczorajszych rozważań nasuwają się pytania i słysząc po raz pierwszy opis takich obszernych prawd odnoszących się do kosmosu, niejedno może pozostać niezrozumiałe. Wczoraj podkreśliłem już, proszę abyście o tym zawsze pamiętali, że charakterystyka przedstawionych przeze mnie zjawisk nie wynika z jakiejkolwiek spekulacji, z jakiegoś schematu, lecz z rzeczywistych faktów, które określamy jako fakty kroniki Akasza. Dopiero później, po uporządkowaniu według pewnej systematyki, mogą się one ze sobą powiązać. Spośród narzucających się pytań jedno powinno zostać jednak wyjaśnione dzisiaj. Jak przedstawia się sprawa dzisiejszych planet? Wczoraj omówiliśmy pod pewnym względem tworzenie się planety i prześledziliśmy ten proces aż do zakończenia, aż do chwili, kiedy zaistniała ona jako poszczególna widzialna planeta. Mógłby ktoś powiedzieć: No dobrze, ale wszystkie widziane dziś na niebie planety nie powstały przed punktem czasu, o którym mówiliśmy wczoraj, nie są one przecież w okresie powstawania. Przedstawia się to inaczej. Musimy sobie jasno zdać sprawę, że dla planety nowa epoka czasu nastaje wtedy, gdy osiągnięty zostaje punkt, o którym mówiłem wczoraj. Przyjmijcie, że chcecie śledzić powstawanie planety nie tak, jak w przypadku dawnego Saturna, gdy istniał wyłącznie Saturn, lecz tak, jak przebiegało to przy tworzeniu się Ziemi. Wówczas również utworzył się najpierw dawny Saturn jako powtórzenie. Zatem po ukończeniu rozwoju saturnowego, słonecznego i księżycowego, na początku rozwoju Ziemi znowu wytworzyło się najpierw potężne ciało cieplne względnie ogniowe. Działo się wówczas znowu wszystko to, o cz>m mówiłem wam opisując rozwój satumowy. I ponownie przyszła chwila, gdy w pewnym punkcie z tej obracającej się wokół siebie potężnej kuli ogniowej pod wpływem regionu Lwa odłączył się Saturn jako osobny człon — to, co dzisiaj nazywamy Saturnem. W tym odłączeniu osiągnął on swój punkt szczytowy, l tak powstała osobna planeta. Nie powinniście sobie jednak wyobrażać jakoby uspokojenie, jakie nastąpiło w owym czasie pod wpływem Lwa, należało rozumieć jako zatrzymanie Saturna. Sprawa ta przedstawia się następująco. Saturn powstał w ten sposób, że istniejące pierwotnie ruchy uspokoiły się. Stał się on istotą, 119 która wessała w siebie, zjednoczyła w sobie wszystko, co pierwotnie rozłożone było na całym obszarze. Wszystko to stało się, można powiedzieć, pod wpływem Lwa. Teraz owa wielka kula, od której oddzielił się Saturn, ulega skurczeniu, tak że znajduje siew środku jako mały glob. Ponieważ cały twór kurczy się, więc Saturn po zatrzymaniu jego wewnętrznych ruchów zachowuje nadal w pewien sposób ruch, który został mu nadany na początku. Wcześniej potrzebny był mu jego własny impuls ruchu, ponieważ musiał w tej kuli poruszać się, musiał posuwać się naprzód jakby pływając. Kiedy kula kurcząc odłączyła się od niego, ruch trwa w dalszym ciągu sam przez się, pomimo przerwania ruchu wewnętrznego. To samoistne poruszanie się po zaistnieniu pierwszego impulsu stanowi obecny ruch Saturna, jego dzisiejszy obrót. Podobnie jest z Jowiszem. Kiedy zaczęła się bowiem tworzyć Ziemia, stało się to, co teraz opisałem. Potem dokonało się zróżnicowanie w kuli, która kurcząc ściągnęła się w swoim wnętrzu. Pod wpływem Skorpiona nastąpiło uśmiercenie poszczególnych tworów kulistych. Osadzały się one jeden w drugim. Rozpoczęło się za to własne życie wewnętrzne. Kiedy Jowisz, jako wielka żywa istota, został niejako zabity, rozpoczęło się ż>cie żyjących na nim poszczególnych istot. Gdy cała kula ponownie skurczyła się, Jowisz poruszał się dalej, znajdując w ten sposób w sobie samym impuls ruchu. To, co obserwujemy dzisiaj jako ruch Saturna, jako nich Jowisza itd. jest następstwem, konsekwencją, którapQ\\ stała dopiero wtedy, gdy ukończył się przedstawiony przeze mnie wczoraj proces kształtowania. Na tle obecnych wykładów powstać mogła także i inna jeszcze trudność. Mówię mianowicie o tym, że drugą planetą, która odłączyła się jako człon, jest dzisiejszy Jowisz, trzecią dzisiejszy Mars, podczas gdy ujmując sprawę ze stanowiska następstwa w czasie mów a jest o tym, że najpierw był rozwój saturnowy, potem rozwój słoneczny, a dalej rozwój księżycowy. Ma to pełne uzasadnienie, ponieważ jak mówiłem, przy dzisiejszych planetach mamy do czynienia z tym, co działo się jako powtórzenie podczas czwartego stanu, tj. przy rozwoju naszej Ziemi. Kiedy utworzył się po raz pierwszy Saturn, w rzeczywistości istniał jedynie on. Gdy potem nastąpił rozwój Słońca, to w tym drugim ciele, które się utworzyło, b>ły takie stosunki, że musimy mówić o nim jako o Słońcu. Kiedy po rozwoju Saturna dokonywał się rozwój Słońca, to cały proces związany z jego rozwojem był zakończony, 120 tak że patrząc wstecz na te pierwsze stany planetarne naszej Ziemi musimy być świadomi, że były one teraz również zakończone. Kiedy mówimy o rozwoju naszej Ziemi, sprawa przedstawia się inaczej. Powstaje najpierw Saturn, potem Słońce jako powtórzenie, ale postępuje to dalej do wewnątrz, nie jest to ukończone. Jako reszta powtórzonego rozwoju Słońca pozostaje nasz Jowisz. Jest to fakt, który musimy uwzględnić. Potem Ziemia powtarza rozwój Księżyca. Kiedy mamy na względzie całość rozwoju, to pierwotny rozwój dawnego Księżyca był zakończony. Mając na myśli rozwój Ziemi, okres księżycowy nie jest zakończony, przebiega dalej. Resztą, jaka pozostaje przy tym powtórzeniu, jest Mars. Widzimy zatem, że planety widoczne obecnie na niebie uważać należy za ciała powstałe w okresie, który w naszym systemie kroniki Akasza określamy jako czwartą epokę rozwoju Ziemi. Są to rzeczy, które musimy uwzględnić. Niemożliwe jest, aby mówić o całym świecie, aby wspomnieć o wszystkim, ale poruszę jeszcze jeden problem, który mógł się wam nasunąć. Na początku istniała pewnego rodzaju kula. Gdy wyjaśniałem np. Saturna, mówiłem o kuli ogniowej, względnie o pewnego rodzaju wielkim ogniowym jaju, a potem mówiliśmy właściwie o obrocie. I tak jest rzeczywiście, możemy sobie najpierw wyobrażać pewien rodzaj kuli albo jaja. Kiedy kula odpowiadająca najbardziej pierwotnemu stanowi Saturna obraca się, stopniowo coraz wyraźniej tworzy się rzecz następująca. Oddziela się pewien rodzaj pasa, który nie obejmuje całego jaja, lecz jest tylko rodzajem szerokiej wstęgi. W pasie tym gromadzą się niejako poszczególne formy, które się tworzą. Wytwarzanie tego pasa stanowi ogólne prawo kosmiczne. Prawo to widzicie między innymi także w tym, że wszystko właściwie polega na pewnym gromadzeniu się wzdłuż równika albo pasa. Widzicie to zrealizowane w kosmosie, o ile możecie ten kosmos ogarnąć wzrokiem. Temu bowiem prawu zawdzięcza swoje istnienie droga mleczna. Kiedy widzicie drogę mleczną jako najbardziej zewnętrzny pas rozciągający się dookoła w przestrzeni nieba, a pomiędzy nim rzadko rozsiane gwiazdy, to w tym wyraża się prawo, że gdy rozpoczyna się ruch, wszystko gromadzi się wzdłuż pasa. Na skutek tego właśnie nasz system świata ma kształt soczewkowaty. Nie jest po prostu kulisty, jak to się przyjmuje, ale ma kształt soczewki, a na dalekim równiku zebrany jest pas. Pas taki musielibyście sobie wyobrazić także przy powstaniu jakiejś 121 planety. Gdybyście zatem, mówiąc trywialnie, wzięli jajo i chcieli na nim schematycznie narysować różne stany powstawania planety, to najpierw musielibyście wziąć pod uwagę całe jajo, następnie na tym jaju namalować taki pas, powiedzmy czerwoną farbą. Nie należałoby pokrywać farbą całego jaja, lecz tylko pas. Wzdłuż tego pasa zbierają się ciała, które mają wytworzyć nowy glob niebieski. W jednym miejscu należałoby narysować punkt, w którym wszystko się gromadzi (rys. jak na str 109). Widzicie zatem, że konfiguracja, rozłożenie gwiazd, jakie widzimy wokół nas w przestrzeni, jest rezultatem działania jestestw duchowych, czyli hierarchii. Gdy mówimy bowiem o kurczeniu się wielkiej masy, musimy sobie zdać sprawę z tego, że nie dokonuje się to samorzutnie, ale na skutek działania jestestw, które określiliśmy jako jestestwa należące do wyższych hierarchii. A gdy ujmiemy razem wszystko to, co przedstawiliśmy, to możemy powiedzieć, że kiedy tworzył się dawny Saturn, kiedy zatem owa potężna masa ogniowa, z której w gruncie rzeczy powstał cały nasz system słoneczny, kształtowała się najpierw jako dawny Saturn, wówczas Duchy Osobowości przechodziły swój byt człowieczy. Podczas tworzenia się Słońca swój byt człowieczy przechodziły jestestwa archanielskie, czyli Duchy Ognia, potem podczas rozwoju księżycowego jestestwa anielskie, a na Ziemi człowiek przechodzi swój byt człowieczy. Przy czym jednak człowiek miał do czynienia ze wszystkim, co działo się poprzednio. To, co dzisiaj nazywamy ciałem fizycznym, otrzymało swoje pierwsze założenia na samym początku tworzenia się Saturna. To ciało fizyczne nie było wówczas przesnute jeszcze ciałem eterycznym ani też ciałem astralnym, ale założone już było wówczas w taki sposób, że po przekształceniu, jakie się później dokonało, mogło się stać podstawą, która dźwiga na sobie dzisiejszego duchowego człowieka ziemskiego. Założenie ludzkiego ciała fizycznego tworzyło się bardzo wolno i stopniowo w czasie dawnego rozwoju saturnowego i podczas gdy dawny Saturn sam się kształtował, gdy obracając się przesuwał się wzdłuż poszczególnych znaków Zwierzyńca, człon za członem powstawało założenie ludzkiego ciała. Tak jak w czasie, kiedy Saturn stał w znaku Lwa, powstawało założenie serca, tak założenie pancerza piersiowego powstało w czasie, kiedy Saturn znajdował się pod znakiem Raka, a założenie symetrycznego kształtowania człowieka, które polega na tym, że dwie strony ciała ludzkiego odpowiadają sobie wzajemnie, powstało 122 wtedy, kiedy Saturn przebywał pod znakiem Bliźniąt. W ten sposób moglibyśmy prześledzić jedną część ciała ludzkiego po drugiej, a gdy skierujemy wzrok na część Zwierzyńca, w której znajduje się konstelacja Barana, to możemy powiedzieć, że założenie górnej części naszej głowy po raz pierwszy powstało i włączone zostało jako człon, kiedy dawny Saturn stał pod znakiem Barana. Założenie naszego organu mowy włączone zostało jako człon, kiedy Saturn stał pod znakiem Byka. A kiedy pomyślicie sobie o człowieku w taki sposób złożonym z części, to tam na zewnątrz w Zwierzyńcu możecie ujrzeć siły, które stwarzają ludzkie człony. W dawnych misteriach przedstawiano to obrazowo. Rysowano mianowicie Zwierzyniec tak, jak go widzicie na suficie tej sali. Jesteśmy, jak się to mówi, przypadkowo—w rzeczywistości nie istnieje żaden przypadek— w sali ozdobionej u góry znakami Zwierzyńca. Pierwotnie nie rysowano Zwierzyńca rozłożonego na odpowiednie kształty zwierzęce, ale tak, że w odpowiednie regiony wrysowywano poszczególne człony ludzkie. W znak Barana wrysowywano głowę, w znak Byka okolice krtani, to co najsilniej wyraża symetrię, tj. obydwa ramiona, w znak Bliźniąt, pancerz piersiowy w znak Raka, serce w znak Lwa i tak posuwając się w dół wrysowywano dolną część nóg w znak Wodnika, stopy w znak Ryby. Pomyślcie sobie o Zwierzyńcu jako o wrysowanym tak w kosmos człowieku, a będziecie mieli to, co działa z kosmosu, co odpowiednimi siłami hierarchii Tronów, Serafinów, Cherubinów stworzyło pierwotne założenia ludzkiego ciała fizycznego. I to jest wielki człowiek kosmiczny, który występuje we wszystkich sagach i mitach świata, z którego każdy poszczególny człowiek Ziemi przybiera najróżniejsze postacie. Pomyślcie o olbrzymim „Ymir" rozpostartym w dużym kosmosie, bo mikrokosmiczny człowiek wytworzony jest z olbrzyma. Wszędzie mowa jest o tym wielkim człowieku makrokosmicz-nym, który jest stwórcą, który zawiera na zewnątrz to, co człowiek zawiera w swoim wnętrzu. U podłoża tych opisów tkwi bowiem prawda, która przejawia się mniej lub bardziej zniekształcona, zależnie od jasnowidzenio-wych uzdolnień ludów. Prześwieca ona również przez mądrość, która znalazła swój zewnętrzny wyraz w Starym Testamencie. Prześwieca w mądrości, która jako starohebrajska nauka czerpie z wiedzy tajemnej leżącej u podłoża Starego Testamentu, prześwieca w Adamie Kadmonie Kabały. Człowiek makrokosmiczny jest właśnie tym człowiekiem, którego teraz 123 wrysowaliśmy w kosmos. Musimy tylko wyobrażenie to wytworzyć sobie we właściwy sposób. To, co wam teraz rozwinąłem i co znajduje swój szczytowy wyraz w nauce o makrokosmicznym człowieku, jest to nauka, która zawiera w sobie rzeczywiście najgłębsze tajemnice świata. Jest to wiedza, która stopniowo stanie się treścią ogólnoludzkiej nauki. Dzisiaj jesteśmy jeszcze bardzo dalecy od tego, aby zrozumieć tę naukę, gdyby bowiem ktoś będący czystym naukowcem słuchał obecnych wykładów, prawdopodobnie uważałby to audytorium za coś innego niż zebranie rozumnych ludzi. Dzisiaj ludzie są bardzo dalecy od zrozumienia tych rzeczy. Stoimy jednak u progu czasów, w których fakty, jakie zostaną odkryte, przeciwstawią się fantastycznym teoriom dzisiejszej nauki i zmuszą ludzi do tego, aby szukali drogi do owych wielkich prawd pramądrości. I nigdy nie przenikniemy np. tajemnic związanych z zapłodnieniem, o których ludzie tworzą tak dziecinne spekulacje, jeżeli do procesu, jaki występuje przy zapłodnieniu, nie zdołamy najpierw zastosować owocnie nauki o człowieku makrokosmicznym. Właśnie to, co rozgrywa się jako realne misterium i jako realne misterium najbardziej niedostępne jest dla instrumentów i narzędzi, właśnie to, co możnaby określić jako najmniejszy punkt w zakresie naszych badań, znajdzie swoje oświetlenie. Jakże bowiem mała w stosunku do kosmosu jest komórka, w której dokonuje się zapłodnienie! Ale tylko i wyłącznie to, co dzieje się w najmniejszej komórce rozwiąże tajemnice dużego kosmosu. Procesy zachodzące w komórce nie mogą wyjaśnić nic innego. Tym niemniej badania zewnętrznej wiedzy dotyczące problemu zapładniania nie są bezużyteczne, mają one bowiem swoją zasługę, choć są dziecinną zabawką wobec wielkiego misterium, z jakim mamy tu do czynienia, wobec misterium, które znajdzie swoje wyjaśnienie tylko wtedy, gdy ludzie zdadzą sobie sprawę, że odpowiedzi na to, co się dzieje w punkcie, należy szukać na zewnątrz, na okręgu. I dlatego nauczyciel dawnych misteriów mówi: Jeżeli chcesz zrozumieć punkt, zbadaj otoczenie, albowiem ono stanowi rozwiązanie. — Chodzi właśnie o to, że punkt zrozumieć można dopiero wtedy, gdy zrozumie się okręg. Gdy przypomnicie sobie, że ciała niebieskie zachowują swój ruch, kiedy już się w sobie niejako wyczerpały, kiedy skończyły się niejako same w sobie, to zrozumiecie również, co trzeba nazwać karmą tych ciał. Od 124 chwili, kiedy planeta wyczerpała swój własny rozwój, jestestwa przynależące do niej muszą liczyć się z tym, że ta planeta ulegnie rozpuszczeniu, że zniknie jako ciało związane z wszechświatem. Gdy śledzimy np. rozwój saturnowy, to musimy sobie powiedzieć: Aż do chwili, kiedy ta cała kula cieplna zwarła się w sobie, rozwój saturnowy jest wstępujący albo też — jeśli chcecie tak powiedzieć — zstępujący, ponieważ jest to proces zagęszczania się. Z chwilą, kiedy Saturn obraca się dalej przy pierwszym rozwoju, kula saturnowa jest już dana, istniejąjuż te rzeczy, o które chodzi. Skoro zaś duchy mają z tym do czynienia, to przy zaniku muszą się liczyć z tym, co zostało zbudowane przy powstawaniu Saturna i to jest karma. Nie da się tego uniknąć. Rzeczy muszą znowu być tak rozwiązane, jak zostały zbudowane. W ten sposób karma pierwszej połowy ewolucji wypełnia się w jej drugiej połowie. W drugiej połowie ewolucji rozłożone zostaje stopniowo to, co w pierwszej zostało złączone przy budowie. Powstawanie świata jest tworzeniem karmy. Przemijanie świata nie jest niczym innym jak cierpieniem pod wpływem karmy w najszerszym rozumieniu tego słowa, a także wygaszaniem odpowiedniej karmy. Tak dzieje się z każdą planetą zarówno w dużej jak i w małej skali. Każda planeta odzwierciedla bowiem wiernie stosunki panujące we wszechświecie. Ten sam proces możecie zaobserwować patrząc na dzieje jakiegoś ludu. Przedstawcie sobie lud pełen dążeń w swoim młodzieńczym rozwoju, pełen siły i czynu, pełen energii. Pomyślcie, jak w następujących po sobie epokach wytwarza najróżnorodniejsze elementy kulturowe. Wszystko to musi dojść do pewnego punktu szczytowego, ale równocześnie z tym gromadzi się karma ludu. Tak jak zbierała się karma w rozwoju Saturna — trzeba brać w rachubę wszystko co powstało — tak też gromadzi się karma ludu podczas budowania jego kultury. Karma ta dochodzi do swojego szczytowego punktu i najsilniejsza jest wtedy, kiedy lud zrodził z siebie pierwotne elementarne siły. Wszędzie istnieją jestestwa wiodące. Przy omawianiu Ziemi widzieliśmy, jak wyższe jestestwa duchowe — Anioły, Archanioły, Prasiły — schodzą w dół i prowadzą ludzkość, która nie może jeszcze o własnych siłach posuwać się naprzód do pewnej wysokości. Są to duchowe jestestwa tych hierarchii, które już dawniej osiągnęły dojrzałość i doskonałość. Kiedy osiągnięto poziom, gdy duchy, które zstąpiły z wyżyn nieba aby prowadzić ludy, osiągnęły swój cel, wówczas inne duchowe jestestwa musiały objąć 125 rolę kierowników danych ludów. Jeżeli ludy mają się wznieść w pewien sposób ponad ten poziom, wówczas ich wiodące osobowości muszą dobrowolnie ofiarować się, aby stać się tymi, którzy niosą w sobie wyższe duchowe jestestwa. Tylko w taki bowiem sposób staje się możliwe przekroczenie niejako o pewne stopnie tego, co leżało w pierwotnym planie i poprowadzenie ludu dalej. Jedno musi się jednak stać w tym wypadku. Ci, którzy schodzą w dół w istoty mające być kierownikami ludów, którzy po przejściu pewnego punktu mają dalej prowadzić kulturę, muszą wziąć tę karmę na siebie, ponieważ nagromadziła się ona. Jest to najistotniejsze prawo wzięcia na siebie karmy ludów i ras. Począwszy od pewnego punktu kierownicze osobistości muszą nieść w sobie karmę ludów albo ras, muszą ją pod pewnym względem przejąć. Istotne jest, że takie indywidualności, do jakich należał Hermes, muszą przejąć to, co leżało w karmie ich ludu, co dotychczas w pewnym stopniu nagromadziło się. Rzeczy te są na poszczególnej planecie zwierciadlanymi obrazami wielkich procesów karmicznych. Takie zwierciadlane obrazy mamy również i dalej. Trony, jak wiemy, tylko dzięki temu stały się Tronami, że zdołały przemienić się z istot stworzonych w istoty stwórcze, że zdołały przejść ze stanu brania w stan dawania. Mówiliśmy, że Trony przeszły niegdyś swój rozwój w jakimś innym systemie świata i doszły tak daleko, że mogły spowodować, aby wypływała na zewnątrz ich własna substancjonalność. Trzeba osiągnąć wyższy stopień rozwojowy, aby móc dawać^aby móc z siebie składać ofiarę, zamiast przyswajać sobie to, co istnieje w kosmosie. Rzecz ta występuje również u człowieka w obrazie zwierciadlanym. Jakże przedstawia się rozwój ludzki? Spójrzcie wstecz w duchu poprzez czasy atlantyckie, poprzez czasy lemuryjskie i spójrzcie w przyszłość! Człowiek otrzymuje ciało fizyczne, ciało eteryczne, ciało astralne oraz jaźń, a potem macie pracę jaźni nad pozostałymi członami: przeobrażenie ciała astralnego, przeobrażenie ciała eterycznego i fizycznego w Manas, Budhi i Atma, w Ducha Sobistość, Ducha Żywota i Ducha Człowieka. Pramądrość świata uczyła zawsze, że człowiek przeobraża swoje ciało astralne tak, że początkowo składa się ono jeszcze częściowo z dawnej astralności i częściowo z Manas, ale stopniowo zostanie ono w pełni przeobrażone, przeniknięte jaźnią i jej pracą. Weźcie człowieka, który w swoim rozwoju nie doszedł jeszcze do tego stopnia, że jego ciało astralne przeniknięte jest w pełni pracą jaźni. W tym położeniu 126 są w gruncie rzeczy jeszcze wszyscy ludzie z bardzo małymi wyjątkami. To, co człowiek już przepracował, idzie z nim przez całą wieczność. To natomiast, czego jeszcze nie przepracował, w czym jaźń nie brała jeszcze żadnego udziału, po przejściu człowieka przez kamalokę musi się odłączyć jako astralna zawartość i roztopić w świecie astralnym, przy czym może zdziałać wiele złego, jeżeli jako ciało astralne było złymi pożądaniami i namiętnościami. Możemy zatem powiedzieć, że rozwój człowieka polega na tym, aby coraz mniej pozostawiać z siebie w świecie astralnym. Prześledźmy ten proces. Człowiek umiera, w niedługi czas po śmierci odłącza się ciało eteryczne. Pozostaje pewien ekstrakt. Człowiek przechodzi przez kamalokę. Tutaj odłącza się nieprzepracowana łupina. To, co jest przepracowane, idzie w jaźni przez całą wieczność i przeniesione zostaje w nowe inkamacje. Im człowiek jest doskonalszy, tym mniejsza jest reszta, którą pozostawia on w świecie astralnym, aż wreszcie dojdzie tak daleko, że z jego ciała astralnego nie pozostaje już w kamaloce nic i człowiek taki nie może już nikomu na Ziemi szkodzić, gdyż nie ma pozostawionej w kamaloce reszty. Człowiek taki ma wówczas również możliwość wglądu w świat duchowy. Nie można bowiem osiągnąć tego stanu nie dochodząc równocześnie do pewnego stopnia jasnowidzenia w astralności. Całe ciało astralne jest wtedy przeduchowione, stało się Duchem Sobistością. Człowiek bierze ze sobą całe ciało astralne. Wcześniej musiał pozostawiać to, co było złe, teraz może zabrać ze sobą po wsze czasy całe ciało astralne. A z chwilą, kiedy ciało astralne doszło do tego, że jest w zupełności przepracowane, z tą chwilą cała nowa forma ciała astralnego, a więc Duch Sobi-stość, odciska się w ciele eterycznym, tak że jest ono odbiciem przepracowanego ciała astralnego. Człowiek nie musi jeszcze przepracować siebie w całości, lecz to, co mogło być wpracowane w ciało astralne, odciśnięte zostaje w ciele eterycznym. Przedstawiliśmy w ten sposób szczególnie wysoko rozwiniętą ludzką istotę, która doszła tak daleko dzięki temu, że rozwinęła w pełni Ducha Sobistość. W wiedzy wschodniej taka istota nosi nazwę Nirmana Kaya, ponieważ jej ciało astralne, jej astralna Kaya osiągnęła stopień, na którym nie pozostawia żadnej reszty. Jest to Nirmana Kaya. A teraz idźmy dalej. Człowiek może pracować dalej i wreszcie przepracowuje swoje ciało eteryczne i fizyczne. Cóż dzieje się, gdy ciało eteryczne i fizyczne zostanie przepracowane tak, że jest podporządkowane 127 człowiekowi? Kiedy przepracowane zostaje ciało eteryczne, kiedy zatem człowiek ma nie tylko w ciele astralnym swojego Ducha Sobistość, lecz stopniowo rozwija w swoim ciele eterycznym Budhi, czyli Ducha Żywota i kiedy się ten Duch Żywota, czyli Budhi odciśnie w ciele fizycznym, wówczas osiągnięty zostaje bezpośrednio wyższy stopień rozwojowy, pewnego rodzaju stopień pośredni. Przez ten pośredni stopień dochodzi człowiek do takiego rozwoju, że także ze swojego ciała eterycznego nie potrzebuje nic pozostawiać, że ciało eteryczne na zawsze zachowuje tę samą formę, w jakiej ukształtował je Duch Żywota, czyli Budhi. Przez takie wpływy człowiek będzie mógł coraz bardziej stawać się panem swojego ciała astralnego i eterycznego. Opanowanie to umożliwia mu pod pewnym względem kierowanie ciałem astralnym i eterycznym. Ten, kto nie wziął jeszcze swego ciała astralnego pod panowanie jaźni, musi naturalnie czekać aż zajdzie tak daleko. Kto jednak zdobył już panowanie nad ciałem astralnym i eterycznym, ten może swobodnie nimi rozporządzać. Może on sobie powiedzieć: Dzięki temu, że moją jaźnią przeszedłem wszystkie wcielenia, które nauczyły mnie tak dalece przekształcać moje ciało astralne i eteryczne, stałem się zdolny, by wracając na Ziemię zrobić z substancji eterycznej i astralnej nowe ciało astralne i eteryczne, które będzie równie doskonałe. —A wobec tego jest on w stanie, jak się to określa, ofiarować swoje własne ciało astralne i eteryczne, przenieść je na innych. Jak zatem widzicie, istnieją indy widualnóśei, które dzięki temu, że stały się panami w swoim ciele astralnym i eterycznym, zdolne są również do ofiarowania ciała astralnego i eterycznego, ponieważ nauczyły się je odbudowywać. Kiedy zechcą powrócić na Ziemię, zbudują sobie z istniejącego materiału ciało astralne i eteryczne. To jednak, co osiągnęły w doskonałości, oddają innym, którzy mają wypełnić w świecie pewne zadania. W ten sposób osobom żyjącym później zostają wsnute, wcielone ciała astralne i eteryczne osobowości czasów minionych. Widzicie zatem, że osobistość z przeszłości działała nie tylko tam, gdzie się znajdowała, ale przy pomocy tego, co w niej jest, przenosi swoje działanie w przyszłość. W ten sposób np. Zaratustra, który zdolny był rozporządzać swoim ciałem astralnym i który przeniósł je później w Hermesa, mógł sobie powiedzieć: Żyję teraz, lecz działać będę nie tylko tak, jak sam teraz działam jako zewnętrzna osobistość, ałe przesnuję również ciało astralne egipskiego 128 Hermesa, od którego rozpoczyna się kultura egipska.—Taka osobistość ma ciało, „kaya", które działa nie tylko tam, gdzie się znajduje, ale działanie swoje przenosi w przyszłość, stanowi prawo dla przyszłego rozwoju. Prawo sięgające w przyszłość wyraża słowo „Dharma". Takie ciało nazywa się Dharmakaya. Są to wyrażenia, które spotyka się często w wiedzy wschodniej. Macie tu prawdziwe wyjaśnienie, tak jak było podawane w pramądro-ści świata. A teraz spójrzmy na całą różnorodność tego, co w tych dniach przesunęło się przed nami. W naszej duszy może silnie zaciążyć pewne pytanie. Co w gruncie rzeczy nazywaliśmy wcześniej człowiekiem? Człowiekiem nazywaliśmy pewien stopień rozwojowy. Powiedzieliśmy, że na dawnym Saturnie Duchy Osobowości były ludźmi. Powiedzieliśmy, że nawet Trony musiały być kiedyś ludźmi. Powiedzieliśmy, że człowiek rozwija się dalej, że wznosi się do poziomu wyższych jestestw. Zapoznabśmy się nawet z pierwszymi stopniami tego wznoszenia się do Aniołów, Archaniołów, a zapoznawszy się z nimi przekonaliśmy się, że są to takie jestestwa, które coś ofiarują. Widzimy tu początek ofiary, która w najwyższym rozumieniu tego słowa występuje u Tronów. Pierwszy rozbłysk twórczej działalności widzimy u tych, którzy są kierownikami ludów i ras. Umieli oni opracować swoje ciała tak, aby mogło z nich coś wypływać. Tak jak z Tronów wypływała ich własna istota, tak w innej skali płynęły własne ciała „Nirma- nakaya" w przyszłość, aby przeniknąć indywidualności żyjące w późniejszych czasach, które nie doszłyby do odpowiedniego punktu swojego rozwoju, gdyby nie zostało w nie wcielone to, co wypłynęło z jestestw żyjących poprzednio. Tak łączą się ze sobą poszczególne rzeczy w pojęcie rozwoju, począwszy od brania aż do tego, kiedy się z siebie wylewa, kiedy się tworzy. Widzimy, jak przed naszym duchowym okiem powstaje pojęcie „stworzyciela" i mówimy sobie zatem, że wszelka istota rozwija się od takiej, która jest stworzona, do takiej, która stwarza. Archanioły rozwinęły się do stopnia człowieczeństwa na dawnym Słońcu, Duchy Osobowości na dawnym Saturnie, Anioły na dawnym Księżycu, my ludzie na Ziemi. Będzie się tak działo dalej. Istoty będą ciągle i ciągle rozwijały się do stopnia człowieczeństwa. Czyż w taki sposób dziać się będzie wszystko bez końca? Czyż wszystko nie jest naprawdę niczym więcej jak tylko wiecznym obieganiem 129 hierarchii; omawiać będziemy zagadnienie, czym będzie człowiek w szeregu hierarchii. w koło, przy którym powtarza się np. na Słońcu to, co było na Saturnie, tylko że pewna ilość istot dochodzi do tego później? Duchy Ognia przychodzą bowiem o jeden stopień później niż Duchy Osobowości. Czyż naprawdę wszystko polega na tym, że istoty zawsze przechodzą w swoim rozwoju od stworzeń bezradnych do takich, które mogą się ofiarować? To nie jest tak, stanowczo tak nie jest! Powstaje więc wielkie pytanie: Czy człowieczeństwo, jakie przechodziły Duchy Osobowości na Saturnie, czy człowieczeństwo Archaniołów na Słońcu, Aniołów na Marsie jest tym samym człowieczeństwem, jakie my przechodzimy tu na Ziemi? Czy rozpatrując naturę np. Aniołów widzimy w nich tylko obraz naszej własnej następnej epoki, epoki Jowisza? Czy w Duchach Ognia widzimy tylko obraz jestestw, jakimi będziemy na Wenus? Czy sprawa przedstawia się naprawdę tak, że możemy powiedzieć: Oto stoimy tu, na naszej Ziemi, osiągniemy w rozwoju świata wyższe stopnie, sami wzniesiemy się w hierarchii jestestw, ale wszystkie jestestwa, jakimi możemy się stać, istnieją już obecnie. Ten sam stopień, na którym stoimy teraz, osiągnęły już poprzednio inne jestestwa! — Czy rzeczywiście tak jest? Jest to mające następstwa wielkie zagadnienie, które właściwie stanąć musi przed duszą każdego, kto pozwoli na siebie działać tym wykładom. Jeżeli mamy do czynienia tylko ze stawaniem się człowiekiem, które się wiecznie powtarza, to jesteśmy tym samym, czym były Duchy Osobowości na dawnym Saturnie, Archanioły na dawnym Słońcu, Anioły na Marsie. Może to być dla nas ważne, dla wyższych Bogów byłoby to tylko pomnażaniem ich stworzeń i jako postęp nie byłoby to żadnym szczególnym osiągnięciem. Ale jest jeszcze i inne pytanie. Czy ludzie właśnie dlatego, że osiągnęli człowieczeństwo na Ziemi, nie staną się w swoim rozwoju jestestwami, które zdolne sądo czegoś, do czego nie są zdolne Anioły, do czego nie są zdolne również Archanioły i Duchy Osobowości? Czy cały wszechświat nauczył się czegoś więcej przez to, że po Archaniołach i Aniołach stworzył ludzi? Czy we wszechświecie nastąpił postęp? Czy człowiek przez to, że poniósł trud, aby zstąpić niżej, może spodziewać się, że zajdzie jeszcze wyżej? To zagadnienie stawiamy sobie jako pytanie niosące konsekwencje. Temu zagadnieniu poświęcić musimy resztę naszych rozważań. Omawiać będziemy znaczenie człowieka w kosmosie oraz jego stosunek do wyższych 130 Poza pytaniem wysuniętym na końcu poprzedniego wykładu, niejedno jeszcze należałoby dodać do tematu naszych rozważań. W dziesięciu wykładach nie da się jednak w sposób wyczerpujący przedstawić naszego świata. Zanim więc przystąpię do postawionego pytania, pozwólcie abym poruszył sprawy, które w pewnym sensie wiążą się z problemem wysuniętym na końcu ostatniego wykładu. Pierwsze, co pragnę poruszyć, jest dla dzisiejszej świadomości trudne, można nawet powiedzieć, że początkowo niemożliwe do zrozumienia, ale dobrze wiedzieć,'że coś takiego istnieje. Sprawą tą jest zagadnienie, w jaki właściwie sposób znikają twory planetarne. Jeżeli chodzi o dziedzinę duchową, to sposób, w jaki dokonuje się rozwój, jest sprawą jasną. Jestestwa wznosząc się na wyższe stopnie muszą porzucić dawną arenę, dawne miejsce zamieszkania, które chwilowo służyło im do rozwinięcia pewnych uzdolnień, których nie mogłyby rozwinąć gdzie indziej. Kiedy z biegiem • ewolucji nadeszły czasy, które'nazywamy lemuryjskimi, człowiek był w swoim rozwoju tak daleko, że powtórzył już wszystko, co podczas rozwoju saturnowego, słonecznego i księżycowego dało się osiągnąć. Wówczas w ewolucji naszej Ziemi znalazł on takie miejsce zamieszkania, które wytworzyło się dla potrzeb jego dalszego rozwoju. Rozwijał się poprzez czasy lemuryjskie i atlantyckie aż w głąb naszych czasów i będzie rozwijał się w przyszłości, przechodząc jak wiemy z inkarnacji w inkarnację. Ale po pewnym czasie człowiek będzie musiał opuścić Ziemię, ponieważ nie będzie miała mu ona już nic do dania. Nie da mu już żadnych dalszych możliwości rozwojowych. Możecie sobie wyobrazić, że Ziemia, gdyby ją człowiek porzucił, stałaby się jałowym zbiorowiskiem gruzów. Moglibyście porównać ją z miastem porzuconym przez całą ludność. Wiecie, jak takie miasto wygląda już po krótkim okresie czasu, jak stopniowo przemienia się w rodzaj ziemskiego pagórka. Widok dawnych miast, które Ziemia przyjęła niejako w siebie, jest dostatecznie wyraźnym tego obrazem. Tak rzeczywiście dzieje się dzisiaj, ale z przyszłością Ziemi będzie inaczej. Do odpowiedzi na pytanie, jaka będzie przyszłość naszej Ziemi, może nas doprowadzić następujące rozważanie. Jakie właściwie znaczenie dla rozwoju Ziemi mają tacy 133 coraz mniejsza, kurczy się. Taki jest los materii planety, ale to nie wszystko. Jest to jednak tylko to, co w planecie może obserwować fizyczne oko przy pomocy fizycznych instrumentów. Ale istnieje też pewien rozwój material-ności poza ten punkt. A teraz skierujmy nasz wzrok na rozwój materialności wykraczający poza ten punkt. I tutaj dochodzę do tego, o czym powiedziałem, że jest dla dzisiejszego stanu świadomości trudne do zrozumienia, a może nawet niezrozumiałe. Sprawa przedstawia się tak, że Ziemia bezustannie się kurczy. W związku z tym materia tłoczy się ze wszystkich stron do punktu środkowego. A teraz mówię oczywiście z pełną świadomością, że istnieje prawo zachowania energii, ale również w pełnej świadomości faktów znanych każdemu okultyście, że materia siłacza się coraz bardziej ku punktowi środkowemu i jest rzeczą osobliwą, że w tym punkcie środkowym znika. Aby sobie tę sprawę przedstawić w sposób poglądowy pomyślcie, że macie kawałek materii, że teri"kawatek materii coraz to bardziej napiera na punkt środkowy i znika tam. Materia nie zostaje przetłoczona na drugą stronę, znika, zamienia się w'punkcie środkowym naprawdę w nicość! Możecie więc sobie wyobrazić, że kiedyś cała Ziemia, jako że jej materialne części stłaczają się ku punktowi środkowemu, zniknie w głąb tego punktu środkowego. Ale to nie wszystko. W tej samej mierze, w jakiej znika to w głąb punktu środkowego, w tej samej mierze pojawia się na okręgu wszechświata. Pojawia się to ponownie na zewnątrz. Materia znika w pewnym miejscu przestrzeni i pojawia się znowu od zewnątrz. Wszystko, co znika w głąb punktu środkowego, przychodzi znowu z okręgu, zostaje ściągane tak, że w materię wpracowane jest teraz wszystko, co odcisnęły w niej istoty, które pracowały na danej planecie. Naturalnie nie w dzisiejszej formie, ale w takiej, jaka została im nadana przez przeobrażenie. Wobec tego, gdy materialne cząsteczki katedry kolońskiej znikną w głąb punktu środkowego, będziecie mogli je zobaczyć pojawiające się z innej strony. Z tego, co wypracowane zostało na jakiejś planecie, nie ginie nic, lecz przychodzi z innej strony. To, co pojawiło się na początku naszej Ziemi przed rozwojem satumo-wym, musielibyśmy wstawić dalej na zewnątrz Zwierzyńca. Pramądrość świata nazwała to niebem kryształów i w tym niebie kryształów zdepono- 135 ludzie, jak np. Leonardo da Vinci, Rafael albo inni wielcy geniusze w tej czy innej dziedzinie? Jakie znaczenie dla rozwoju Ziemi ma to, że dzięki Rafaelowi czy Michałowi Aniołowi powstały te cudowne dzieła sztuki, które jeszcze dzisiaj napełniają radością tysiące i tysiące ludzi? Może niejeden spośród was, moi drodzy przyjaciele, odczuł pewien żal patrząc na Ostatnią Wieczerzę Leonarda da Vinci, kiedy stojąc przed tym dziełem w Mediolanie musiał sobie postawić pytanie, jak długo jeszcze ostoi się ten wspaniały czyn Leonarda da Vinci? Należy bowiem zdać sobie sprawę, że np. Goethe podczas swojej pierwszej podróży do Włoch mógł oglądać to dzieło w jego pełnej wspaniałości, której my nie możemy już dzisiaj widzieć. Od czasów Goethego do dzisiaj doszło zatem do tego, że w zewnętrznym świecie materialnym dzieło to budzi w nas uczucie żalu. Dla ludzi, którzy będą żyli o tyle później od nas, o ile my żyjemy po Goethem, nie będzie ono już w ogóle istniało. Tak jest ze wszystkim, co ludzie tworzą na Ziemi i co zostało wcielone w fizyczną materię. Tak w gruncie rzeczy dzieje się z samą Ziemią, a nawet z myślami wytworzonymi przez człowieka. Przenieście się w duchu w owe czasy, kiedy ludzie będą przeduchowieni i wzniosą się do wyższych sfer. Myśli w dzisiejszym sensie, nie mówię tu o myślach naukowych, te bowiem już po 300-400 latach nie mają żadnego znaczenia, ale myśli ludzi w ogóle, które mają pewne znaczenie dla Ziemi, które wypływają z mózgu, myśli te nie mają naturalnie żadnego znaczenia dla wyższych światów, lecz wyłącznie dla Ziemi. Ale człowiek opuści Ziemię. Cóż stanie się z tym wszystkim, co ludzie stworzyli w przeciągu stuleci i tysiącleci na naszej Ziemi? To, co w pierwszym rzędzie należy rozważać, to oczywiście ewolucja indywidualności. Leonardo da Vinci wzniósł się wyżej przez to, co zdziałał. Jest to jego droga wzwyż. Ale nam chodzi obecnie o to, czy potężne myśli, potężne impulsy, które wielcy twórcy odciskają w substancji Ziemi, nie znaczą nic dla przyszłości Ziemi? Czy w przyszłości nastąpi rozsypanie się Ziemi w pył i czy wraz z nią zniknie wszystko, co człowiek z niej zrobił? Podziwiacie katedrę kolońską! Niewątpliwie w niedługim stosunkowo czasie nie pozostanie z niej kamień na kamieniu, ale czy to, że niegdyś człowiek myśl katedry wyraził w kamieniu, nie ma żadnego znaczenia dla całej Ziemi? Pomijamy zatem to, co ludzie biorą ze sobą z Ziemi. Patrzymy na samą Ziemię, Widzicie, z biegiem ewolucji planeta staje się rzeczywiście 134 Ltl •pBisod fsMizp/wBjd TsmoAusid pf M pso^sog 3uo fczpiM v 'u/Czo M Z31UM9J pizpBMOjdM 'Xpp%|§o oo 'oj XqB 'sindun inpai^odzaą gfep qop[soq -zoj ^opiyW 'SIUBM^UO^AM o^i^ł spinisi ,femx 'siuszpfc . '3fEP un 899 oo 'OJ^ZSOUM uresindun unu ui3iA\ iM -sin zszid oj ra/to 899 'BSoe Biirepbi8o z e^u/tM 01 3fO.V\S 3{BO Z3Zjd 'tV5[}fczOOd pO 3J FA\lS3łS3.f 3Z '03TZp3lM AqB 'jS3f 3UZBM 3iuj3iujz3ijv[ -n^zood o§3ures po iS3f un sirep 'nfo.wzoj UIIOMS M p§fop BUI ^3T.\\0{ZO 0§3ZO Op '01 -pJ03[SOg p^§0 3fep B3[Bf '^ZSO^ZOJ fcfe.ttKzEZ n^zoodpo 3? '3of9Ji%3[sog 'Siojsi tepog orap3J§odz3q^fBzoBio iiqoiBJ3iq SMO nfoMzoa o§3ZSBu n^pfezood po 3? 'ui3pf3iMO{zo B iiuBaoai i iuiBuiqtu3q3 'IUIBUIJEJSS '3^te[Bz 3zozs3f SBU B[p jssf oo '^ 'Bzsziiq ZBJOO UIBO 3izp5q op f3izpiBq 01 ZBJOO nBzijqz 5is Xui3izp5q oo zszid 'BiuBazod Aps 3zszXM ZBJOO pBugfeiso /(qB 'fBisizp Aunois mXj9i3( BO ' .-z p§MM Xunsnui sz '/(unMguj 3izpn| Aj^ -ń^zood oSsures po suo Bf iudois isnui3[3iMoizo o§3zo op 'ox \ jo§03jsog q" 03[Bf OOBI^3J5[0 00 '01 SaolfBpBISOd t3I03TM5 M MJS31S3.f po Xuojx i Xuiqnj3q3 3uizp3izp M Xui$Kqiizs3M 01 'KmjBJSS pBnod ijsuSSis o spsfod 3MO{piMBjd 3iqos -5q qoi 3iuBMOz/ti3j5[BJBqos zszjd SIU^B -BJ3S 'fl 'qO/(Ef 'oSsum oiu piqoj /{jgoiu siu 'nfo/wzoa 3{0j M /^SuSjBj-w 3apjj[ 'sooj^ I zgraMOj UI3JBZ y -BUEMOJ3pU3UJ05[pO Z3p3Zjd B{BJSOZ KOOIM ppJSOdS MJS3JS3f OSOH BUM3J - pfelZM5lSp3Zjd p3ZOBUI 0§3ZOIU 3ZOUJ 3IU Z3IUMQJ EiqOJBJ3iq B§IUp B{BO 'EiuEMOiiEcj AqouQ 'pso^sog step DjBf 'uissindun unup3J^odz3q BZ pEZEpod 5[Bf oS3uui oiu piuXzon BSoui sra Xuojx } Xuiqoi3q3 'AuijBJ3s -EZOIU -pESEZ Z03ZJ OJ JS3f -pBuSElSO 3UIES B§OUI 31U &1IJBJ3S 3ZSzX.AAfBU J3.WEU 0§ spp M 'PSOOłSiuiBu siusiu o;j[Ef 9is EiMEjspszad E:spiMopo n oo 'raiBu/Czo IUIIOMS 3f AjIOdSZjd I E^pIMOJZO 3UIBIJSE OJEp M 3IZp3zSM 3IS /({3U§ZIl$M 300UI 0§3D[S[XjnUI3I nfOMZOJ SEZO p M o.woiudojs 3is Ej/fajnuBz uzEfsz ' O3[Ef3tU XqE{BIMBJSp9Zjd T UlAuiBJlSE 3]3p M EJ3]U:5[UIBZ 3IS3J3[0 M 3UIEIISE 0{Bp 0§3f BIMBJSpSZjd 0{OJ[ OJ 3Z '/ 3TU M suo 5is BfnpfBuz 'TUZBf op ndsjsop pz3]Buz SIZBJ BU B§OUI3IU '3UIBJJSB OJBp ,V\ 0^1 OBtr!{IU3ZjdB§OUJ 0§31BIP I nfOMZOJUIIOMS M 3uo 5is /({inzodo 'noyCzSis^ Bn BMjstrazogiMOjzo psidois pBn^Biso SIMPJBJM /(psszad 3JQł5[ '/(jpcdpo sapi^ 'X{orav STS BfnpfBuz mnszopd uiAmn AV •UI3PI3IMO{ZO 5]S pBJS TUJ3IZ BU XqB '0§3J Op JBJSOZ XUB{OMOd 3Z 'IUJ3TZ BU ureppiMOłzo 5is {Bjs snjs/Ciqo sz 'nurej p[3izp sraApsf B^3iMO{zo BIP BMIJZOUI 5lS B{BJS BJ Z03Z^ 'flOM faUIO.tt Z fsf sfmilMzjd 3IU OP[ 'J2[TU 3]q3IS /V\ pfefAzjd fof SZOTU 3iu i PJOUIOM M BMOsras/trą3 5ps 3iq3is M 3fnuif/Czjd 5j3i/v\ -0123 -B3[3TMOizo BPJOUSBJ.W 5is PBIS 3ZOUI XUJOM qpsods M AJBTM^ SZSZ^M & 31S 3IU31S3IUZM Z3Zjd 3TU^p3.f Ajpl^ 'uAzO JS3f AujOlSI 3IA\JSUEfp§3ZjqO ^ 'XZ03ZJ OUp3S X[?3I UlAj M 31U 3HJ 'tUBJ AzO tU pZ3]BUpO 3lS BZpBp apJSUBfpJ O^l/tj 3IU B '3|IS %3[SOq 'p^OiąBSJ 3iq3TS M 3ZJ3iq 'pJ3fl BUp^3J BUM3d ;tt UJ3S -njsLno z 5is SZBIMZ Xp§ 'uzBf B^zpni oSsiBnp STUJB^ 'izpoqo oj o i 'Bsras -Aiq3 BpSf/tead siuaiMouBisod pBizMod /CUJOM qpsods M isnui yzBf v 'l M Xuo3qo pXq isnui 'XuBiumzoa SpMBidBU p^q BUI n3Z3f spp uipizpni M issf /Cuoaqo snjs/Łiq3 3? 'ui3iMoq 'razBC fouiBnpiM^pui o§3f ui3j3j5[BJBqo uiAiąoM spiMO^BO z pizpoSod SfS Bp U3J U^ZO 3Z '01 BZOBUZO '3iq3IS BU pBM^{B!ZppO IHU IJOMZOd I Sfz^OSp BU 3ZOUI 31U U9J U^ZO V 'U/to O IZpOqO '0{BJS 3IS 00 'OJ O 3H3 'pmBU 3UIBS O IZpOqO 3IU 3lAVJSUB(p$3Zjq3 M 3JV •3I/V\JSpfp53ZjqO M 5[Bf 3UIBS 3p{BJ %S 3J pplBU E 'pinBU 3fOMS Z3Zjd BfBJETZp 3Uf]§Ip-1 ^UJ9JSXs 3UUI 'IZpOqO ST oj o T ui3Sindun BJMBJ E]p 0{Aq pasiui^ nu/izo siuBiBiza '3fXz 3Z '{^ZOBqOZ UŁ^UZO/Cj3JOZ3 niU3ZOpEIM§Op UlXjSiqOSO UlAuSEJM UITOMS M '{3MBJ 'UO ZB 'qOBJnUiqO M 3IS TOU JEZB^n 'nz^ZJ^l BU {JBUin Xj§J5| 'U9J ZB 'oSnjp 3[Bj BsnjsLno AWppuusjOMZ ao łBMOpBjsazjd L3ip§uBA\g 3iqos M BfBJ3IMBZ 00 'OJ Z3Zldui3{MBd 3lS {BIS BJMBZS Z Z/fa^ jlMO|MB[Bf BUZOUI p3IUmzOJZ ZBJ31 OJ3ldOQ Azpsimod Xupojo.\u3id o^Bf SIĘ -/(uio.Y\ qgsods ,v\ nui E§Buiod /ii<)V\ V 'RSU13IZ IBI.tt^ M {Qp M n '.v\9{oiuBqDJV n 08 o\Lą 3iu UI3I.V\Oq 0{;