STANISŁAW WINDAKIEWICZ JAN KOCHANOWSKI WYDANIE DRUGIB Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie 1947 • CZYTELNIK • SPÓŁDZIELNIA WYDAWNICZA .L PRZEDMOWA » Wobec bogactwa naszej literatury o Kochanowskim ogłosze- nie. nowego życiorysu poety nie wydaje się: naglącą potrzebą. Powszechnie podziwiany jako pierwszy i prawdziwy artysta, który poezję polską na europejski poziom podniósł, ma usta- lone oblicze i dokładnie określone znaczenie. Postacią Jana z Czarnolasu zajmowali się z upodobaniem zarówno poeci jak historycy literatury i oznaczyli lak wyczerpująco jego właści- wości i doniosłość, ze dodawać coś do ich orzeczeń wyda/e się rzeczce zbyteczną. ,•-•"" Co się, zaś tyczy biografii, to wiadomości o Kochanowskim są lak skromne i ułamkowe, że złożyć z nich pełnego i w wszyst- kich szczegółach uzasadnionego obrazu nie podobna. O poecie ^naszym można dumać, fantazjować, ale monografię opartą na wyczerpującym materiale biograficznym i psychologicznym na- pisać trudno. Cały Kochanowski zawarty fest w pismach \ przezeń pozostawionych. Trud autora nowej monografii o wiel- kim poecie ograniczyć się musi do lepszego lub gorszego ko- mentarza jego dziel. Ale po dłuższym współżyciu z poetą ogólnikowe wyobrażenie o jego właściwościach przestaje wystarczać. Kochanowski two- rzył w kilku środowiskach, i zaczyna nas zaciekawiać pytanie, jak się do nich dostosował. Za intuicyjne wyobrażenie pier- wotne podstawia się zagadnienie środowisk. Kochanowski był w różnych czasach różny i nie miał rysów tak niewzruszenie. stałych, jak się nam zrazu wydawało. Był on pisarzem pro- gramowym i z cala świadomością dążył do urzeczywistnienia swych ideałów artystycznych. Na pogodnej twarzy wielkiego poety możemy czasem odkryć zmarszczki woli i zamyślenia. Widzimy, że wśród przemian losu ustawicznie pracował nad swym wydoskonaleniem. Życiorys jego przeistacza się w pasmo trudów, ustawiczne wspinanie się w górę, aż wdari się i roz- gościł „na skale Kalliopy, gdzie dotąd nie było śladu polskiej stopy". W oczach zamiłowanego kochanowczyka oblicze jego jest zmienne, pełne ruchu i zajmujących przeobrażeń, dopóki pobyt w Czarnolesiu nie ustalił .jego posągowych rysów. Zaczynamy zajmować się nowymi zagadnieniami i próbujemy na nie odpowiedzieć. Z tych myśli zrodziło się niniejsze dziełko, oparte na kilka- krotnych wykładach uniwersyteckich i opracowane po części na życzenie uczniów. Sianowi ono dla autora miłą pamiątkę długo- letnich studiów i tradycyjnego, prawie rodzinnego podziwu dla ujmującej postaci czarnoleskiego poety. ./' {(Kraków 1930 r. HO ZDZIAŁ E R W S Z Y SYCYNA Jan Kochanowski, największy poeta polski przed Mickie- wiczem, urodził się w r. 1530 we wsi Sycynie pod Zwoleniem w powiecie radomskim, z ojca Piotra, sędziego ziemskiego sandomierskiego, i matki Anny Białaczowskiej1. W chwili jego przyjścia na świat ojciec miał 45 lat, a matka była mło- dziutką, 23-letnią panią. Ojciec był zamożnym ziemianinem. Posiadał pięć wsi: Policznę, połowę Czarnolasu, Sycynę, Konary i Barycz. Matka poety była drugą żoną sędziego. Pierwszą była wdowa po Kroguleckim, Zofia, z domu Za- wadówna. Rodzina była liczna. Poeta posiadał sześciu braci i pięć sióstr, z których najstarsza, Druzjanna Tymicka, była jego przyrodnią siostrą. Z tej licznej rodziny w życiu uczuciowym poety zaważyła szczególnie matka, energiczna gospodyni wiejska, której ro- zum i dowcip chwali Górnicki w Dworzaninie. Poeta uczcił ją w rzewnych słowach na nagrobku.! W Trenach przedstawił ją jako zjawę senną, piastującą jego^-ritOchaną córeczkę na rękach. W dwadzieścia dwa lalc^po śmierci tkwiła w jego pamięci jako pocieszycielka, która słowa ukojenia i rozwagi w najboleśniejszym położeniu umiała dlań znaleźć. Z braci najstarszy, Kasper z Policzny, podstarości radomski, zyskał jego wdzięczne uznanie za dzielny zarząd majątkiem ro- 1 Główne daty do tego rozdziału wzięto z dwu dziełek: Ks. Gacki J. O rodzinie Kochanowskiego.Warszawa 1869. Plenkiewicz R.wArc/u- wum do dziejów literatury i oświaty, X. Kraków 1903. JAN KOCHANOWSKI dzinnym w czasie jego nieobecności w kraju. W późniejszych latach poecie przypadł smutny obowiązek wypowiedzenia mowy na jego pogrzebie (1577). Tekst jej się zachował. Uderza powagą, spokojem i serdecznym tonem. Z młodszych braci, wymienić by należało Mikołaja z Sy- cyny, również podstarościego radomskiego, autora Roiut i nie wydanego przekładu Plutarcha; następnie Andrzeja z Baryczy, który zdobył sobie pewne imię w literaturze przekładem całej Eneidy i zamierzał także przełożyć historię Liwiusza. Dziwna rzecz, obu tych braci, zasłużonych w krze- wieniu klasycznej literatury w Polsce, poeta w pismach swych nie wspomina. Nawet siostry poety okazywały pewne upodobanie w literaturze. Było ich cztery: Katarzyna Komo- rowska, Elżbieta Kozłowa, Anna, w r. 1557, jeszcze niezamężna i Jadwiga Potkańska. Jedna z nich podała poecie treść poematu dydaktycznego Dziewostąb i skłoniła do napisania tego utworu. Widać, że zajęcie literaturą cieszyło się uznaniem całej ro- dziny i utwierdziło poetę w obraniu literatury jako głównego zawodu życia. Kochanowski urodził się w tym samym roku, w którym koronowano dziesięcioletniego Zygmunta Augusta na króla polskiego, w szczęśliwych i pogodnych czasach panowania Zygmunta Starego, gdy Polska była silnym mocarstwem, cieszyła się znacznym dobrobytem i wcale wysoki poziom oświaty osiągnęła. Przed synem sędziego sandomierskiego ścieliły się długie lata spokoju, wśród których mógł swobodnie korzystać z nauk i pobudek zewnętrznych i swe siły duchowe pomyślnie rozwinąć. Życie jego nie miało doznać gwałtownych wstrząśnień, o wojnach wielkich nie miał słyszeć, chyba przy Jiońcu życia. Żaden polski poeta nie wzrastał w tak pogodnej atmosferze, nie zażył tyle spokoju, co to szczęśliwe dziecko ziemi radomskiej za panowania dwu ostatnich Jagielloń- Yczyków. Z lat dziecinnych Kochanowskiego nie doszły nas żadne wiadomości. Z przebiegu jego życia można tylko wnioskować, że mu się wieś ogromnie podobała, swoboda i cisza wiejska S Y C Y N A 9 pociągała, zajęcia gospodarskie polubił, a prostszy sposób życia wiejskiego więcej odpowiadał jego usposobieniu niż zbytki i przymus w pałacach i miastach. Po trzydziestoletniej tułaczce po świecie wrócił na wieś i w gospodarstwie zado- wolenie znalazł. Rodzice inteligentni wcześnie pomyśleli o jego wychowaniu. Czytania, pisania i łaciny nauczył się wcześnie i mając zaledwo czternaście lat życia miał być wysłany na studia uniwersyteckie. Rodzice wybrali dla niego zawód naukowy, kiedy starszego syna, Kaspra, pozostawili w domu przy gospodarstwie. W r.(1544)w póh-ncy.n Ipt.niTn ^npiggnn w metryce uniwersytetu kraTEgffia]dfigo_iLawegQ_a__Łak^ później sławnego ucznia: . Jognnes Kochanowski Petri de Suczunów , ^ ^ ———" .-.——.-•——-——-- --.-iż— u diocesis Cracoviensis. K O Z D A Ł D R U G NAUKA I PODRÓŻE Jyochanowski przepędził na studiach uniwersyteckich i po- dróżach zagranicznych wyjątkowo długi okres czasu, całe piętnaście lat, od r. 1544 do 15591. Właściwością natury. naszego poety była powolność. Nigdy się nie śpieszył, choć zawsze wytrwale do celu zmierzał. Diariusz jego studiów nie jest łatwy do ułożenia wobec małej ilości dokumentów i konieczności łączenia wypadków poświadczonych źródłami ze wspomnieniami rozrzuconymi w jego pismach. Z aktów uni- wersyteckich wiemy na pewno, że 1544 r. zapisał się na uni- wersytet krakowski, a w lipcu 1554 r. był konsyliarzem nacji polskiej w Padwie. W tym czasie spotkała go bolesna strata, śmierć ojca w 1547 r., jak świadczy nagrobek, który obojgu rodzicom" postawił. Do tych dat zupełnie pewnych należy dołączyć wiadomości w nowszych czasach z rozmaitych pa- miątek i archiwów zaczerpnięte. W roku (l 552',) w kwietniu^ bawił po raz pierwszy w Królewcu, a •'^1556 r.. również w kwietniu, po raz wtóry. Tym sposobem na pierwsze ośmio- 1 Główne źródła i rozprawki do tego rozdziału: Pobyt Kochanow- - skiego za granicą w Roczniku Filareckim. Kraków 1886;, Program literacki Kochanowskiego w Przeglądzie Warszawskim 1921, listopad; 11 soggiorno di Giouanni Kochanowski a Padova w Omaggio dęli' Academia Polacca all' Unwersila di Padova. Cracovia 1922; przede wszystkim zaś: Kallenbach J. w Przeglądzie Polskim i Ateneum 1884, Kot St. w Studiach staropolskich ku czci Bruckaera. .Kraków 1928, Sinko T. w Przeglądzie Współczesnym 1928, styczeń. _, NAUKA I PODROŻĘ lecie jego studiów uniwersyteckich i wyjazdów z domu dałby się ułożyć następujący zrąb wypadków: pobyt w Krakowie, śmierć ojca i pierwszy wyjazd do Królewca. Na dalsze cztero- lecie, 1552—1556, wypadłyby studia padewskie i ponowny pobyt w Królewcu. Ale tu jeszcze nie koniec z dziejami pobytu na studiach i podróży zagranicznych naszego poety. Z aktów sądowych radomskich dowiadujemy się, że w lipcu 1556, marcu 1557 i znów lipcu 1559 r. bawił w Radomiu. Tymczasem z pism jego łacińskich wynika, że między pierwszą a drugą z tych dat wstawić należy drugi, krótszy, zaledwo kilkumiesięczny pobyt w Padwie, od lata 1556 do marca 1557;r., a między drugą a trzecią datę radomską nową podróż do Padwy, a za- • razem pobyt we Francji. Tymsposobem, budując na bezwzględ- nie pewnych tudzież na mniejszą przedmiotową wartość / -., mających świadectwach, otrzymamy wynik, że Kochanowski od "•"' byj uczniem uniwersytetu krakowskiego, dwa Tazy^Taa'2"' ^',. , w KroIewaJ,Jtrzy razy jeździł do Padwy i studia zagraniczne zakończył pobytem ~w Paryżu. Oczywiście, świadectwa z aktów^ uniwersyteckich będą dla nas zawsze najważniejsze. Przy pomocy nich stwierdzić możemy, że Kochanowski był. rze- czywiście uczniem uniwersytetu krakowskiego i_padewskiego. Pobyt naszego poety na uniwersytecie krakowskim zwykłe się lekceważy. Kilkakrotne wy^zdyJioJWłoch .przygłuszyły. pamięć o wykształceniu krajowym. Ale w rozważaniu linn- ro^wojowej Kochanowskiego obok zapiski w metryce kra- kowskiej obojętnie przejść nie można. Wszakże bawił w tym mieście w naj świetnie j szym okresie Odrodzenia, gdy na Wawelu wykończono wspaniały pałac Zygmunta Starego" '••' '•* a tuż obok niego zakwitła wykwintna, w na j czystszym smaku florenckim kaplica Zygmuntowska. Czy duch, który te gmachy wznosił, przeminął na poecie Odrodzenia bez śladu? Przede wszystkim stwierdzić należy, że Kochanowski bawił w Kra- kowie dłużej, niż się przypuszcza, i tu miał sposobność doznać wielu wzruszeń i przebyć pierwszą ważną przemianę duchową. Powiada, że przybył myśląc poświęcić się stanowi wojsko- JAN KOCHANOWSKI wemu, unosił go animusz rycerski przodków — tymczasem Jowionęła go artystyczna atmosfera miasta nadwiślańskiego i zaczął myśleć o sztuce. Pobudką do przemiany młodocianego rycerza w artystę była miłość. Pod jej wpływem ocenił urok sztuki i powziął przełomowe postanowienie, żeby zostać poetą. W późniejszych rozmyślaniach nad potęgą Amora czytamy wyznanie: Hic me Sauromatam durum, geluiaąue sub Arcto, Eductum ad ripas, Vistula flave, tuas, A studiis belli avertit patriaq'ue tuenda, Unica quae priscos cura tenebat avos, Pacificasque artes, dulcemq'ue ante omnia Musam Perdocuit... (El. I 12) Bliższe okoliczności tego duchowego przebudzenia naszego poety nie są znane. Z przygodnego wspomnienia zbyt po- "ćhopnie wnioskować nie podobna. W każdym razie jest pewne, że już w Krakowie, K(yihan.owski po łacinie zaczął pisać; tu, nad brzegami Wisły, zbudziła się w nim zdolność ^poetycka i mimo że śladu tej poezji w jego pismach nie pozostało, poeta nie mógł opędzić się wspomnieniu, że przecież w Krakowie, a nie w Padwie, o sztukach pokojowych roz- myślać począł. Prawdopodobnie te jego pierwsze krakowskie próbki poetyckie były bardzo liche i poeta je zniszczył, uznawszy dopiero elegie ^padewskie, omal nie w dziesięć lat później powstałe, za godne ogłoszenia. Był on wtedy zapalo- nym łacinnikiem i polszczyzna go jeszcze nie pociągała. Młodziutkiemu akademikowi nie przychodziło do głowy, _zeby pójść śladami Reja, choć ten już swą działalność rozpo- czął. Szedł torem ubitym starszych poetów humanistycznych: Krośnianina, Krzyckiego i Janickiego, którego elegie właśnie prasy krakowskie opuściły. Kraków oswoił go zapewne z poezją Odrodzenia i wprowadził w grono poetów piszących po łacinie. Go się z nim potem działo, po opuszczeniu uniwersytetu krakowskiego a przed wyjazdem do Padwy, trudno w jakąś NAUKA I PODRÓŻE spoistą całość związać. W 1547 r. nastąpiła, jak wspomi- naliśmy, śmierć ojca, a w 1552 r. widzimy go po raz pierwszy w Królewcu. Pobyt ten był może przygotowaniem do na- stępnego i dlatego później o nim powiemy. Wyjazd do miasta dalszego, leżącego poza granicami właściwej Polski, nie był chyba bezowocny w jego doświadczeniu życiowym. Przy- zwyczaił go do większych podróży, nauczył polegać na sobie, ale naukowej korzyści poeta zapewne w Królewcu nie odniósł. Właściwe wykształcenie zawdzięcza Kochanowski trzykrot- nemu pobytowi na światowym uniwersytecie w Padwie. l. Przybył tu zapewne o własnych funduszach. Może także t^ hetmań Tarnowski łożył coś na koszty jego utrzymania, bo z Padwy pisuje Kochanowski do niego i do jego syna Jana Krzysztofa tak, jakby był klientem ich domu. Zupełnie takie same listy pisywał Janicki do swego mecenasa Kmity. Jest to przypuszczenie, na które dowodów rzeczowych nam- brak. Zresztą jest to uboczna okoliczność w jego życiu.':" W Padwie rozwinął się zmysł towarzyski Kochanowskiego, którym później tak zasłynął w Polsce. Ż_y| z wszystkimi kolegami na poufałej stopie, brał udział w ich zabawach i z młodzieńczym zapałem rzucił się w wir życia studenckiego. Koledzy go bardzo lubili i wybrali konsyliarzem nacji polskiej w 1554 r. Jest to potoczne zdarzenie w życiu studenckim, które zachowało szczęśliwie jego nazwisko w aktach padew- skich. Pozwala nam ono przypatrzyć się przyszłemu poecie wśród rówieśników na wiecu akademickim. Trzymał się tra- dycyjnego toru polityki studentów polskich w Padwie; w sprawie wyborów, obsady lektur i wakujących konsyliarstw przestrzegał wiernie sojuszu polsko-wicentyńskiego (wenec- kiego) i z wielką rozwagą sterował towarzystwem polskim. Niemcy, na których nieprzyjaźń dla Polaków na uniwersy- tecie już się Janicki żalił, chcieli go przeciągnąć na swą stronę i udali się do niego z prośbą, żeby zerwał stosunki z wicenty- nami a nawiązał z brescianami (Lombardami). Kochanowski postąpił bardzo ostrożnie. Odwołał się do zgromadzenia całej nacji i 18 lipca zebrał ją na krużgankach klasztoru eremitów, JAN KOCHANOWSKI in aedibus Heremitarum. Na tym zebraniu przedstawił żą- danie niemieckie, uzyskał odrzucenie ich propozycji i sprawę gładko i z honorem nacji polskiej załatwił. ...Piękną pamiątkę życia koleżeńskiego Kochanowskiego / { w Padwie stanowi zawarcie przezeń dozgonnej przyjaźni y Cz Andrzejem Patrycym Nidęckim) studentem prawa, zaj- mującym się naówczas zbieraniem Fragmentów Cycerońskich, a następnie ich wydawcą. Zyskał on pewną sławę w filologii przez to wydanie, a potem został biskupem wendańskim za czasów Batorego. Przyjaźń owa zwróciła uwagę kolegów na uniwersytecie i jeden z nich z podziwem zapisał, że Kocha- nowski z Patrycym „jako brat z bratem doma żyiąc, wszytkie secreta ingenij- z sobą communicowali". Była to przyjaźń wyjątkowa, rodzaj braterstwa zawartego między studentami nie złączonymi z sobą związkami krewieństwa. Leżała ona .w obyczajach czasu i Rej opisuje ją w Żywocie człowieka poczciwego w rozdziale o „przyjacielu prawym". Obowiązywała ona do wzajemnego wspomagania się, przestrzegania inte- resów i dobrej sławy druha, uprawniała do upominania" i strofowania wzajemnego i kazała myśleć o dobru towarzysza jak o swym własnym. Kochanowski wiernie dochował tęj^ S; przyjaźni^j3rzyszłemu biskupowi do końca życia] Była mu onaTprzydatna już na uniwersytecie i na kierunek jego studiów wpłynęła. Patrycy zapewne pociągnął go do badań filolo- gicznych i w tym upodobaniu stale podtrzymywał. W czasach dworskich wspomagali się wzajemnie i często do siebie pi- sywali, i stąd będziemy mieli dosyć elegij i epigramatów Kochanowskiego zwróconych do wyróżnionego już w mło- dości przyjaciela. Złą stroną życia akademików padewskich było, że nie oka- zywali się zbyt wybrednymi w sprawach miłosnych. Pozo- stawieni sobie, bez znajomości w lepszych kołach miejsco- wych, wchodzili w związki z pannami nienajlepszego pro- wadzenia i lekkomyślnie swój poziom moralny narażali. W czasach Odrodzenia stosunki z półświatkiem uważane były nawet za chlubne. Kochanowski wpadł w te sieci i po NAUKA I PODROŻĘ 1S krakowskiej kochance wyszukał sobie następczynię w Padwie, której nadał w poezji klasyczne imię Lidii. Ideał ten poznamy bliżej, gdy przyjdzie nam mówić o jego najdawniejszej poezji łacińskiej. Wybrykiem młodzieńczym zachwycać się nie podobna. Kochanowski był zmysłową naturą i niezmiernie kochliwym młodzieńcem, Hasła filaretów wileńskich były mu nie znane. Stwierdzić tylko należy, że te miłostki grunbt- jego natury nie zepsuły, na jego moralne pojęcia zbyt ujemnie' nie wpłynęły i może nawet w naukach zbyt mu nie prze- szkodziły. Ważniejsza od szczegółów z życia towarzyskiego jest sprawa studiów Kochanowskiego w Padwie, dla których do tego miasta przyjechał. Trzykrotny, pobyt w sławnym uni-„ wersytecie, zwłaszcza pierwszy, trzyletni, rozstrzygnął o po- ziomie jego wykształcenia. Nabył on tu takiej wprawy w języku łacińskim, że jako poeta łaciński wystąpił i upodo- banie do pisania w tym języku do końca życia zachował. Kochanowski był poetą dwujęzycznym i ochota do pisania... po łacinie uprzedziła u niego postanowienie pisania po polsku.^ Padwa utwierdziła go mocniej w kierunku humanistycznym, który Kraków w nim zaszczepił. Chodziło o wielkie pogłę- bienie w znajomości i władaniu tym językiem, zapanowanie nad jego gramatyką, stylistyką i poetyką. Z zamiaru pisania po łacinie wynikała konieczność dokładnego poznania mitologii klasycznej, historii starożytnej, a przede wszystkim oczy- wiście poetów. Filologia stała naówczas na wysokim poziomie dzięki coraz lepszym wydaniom tekstów. Kochanowski za- palił się do tej pracy, zachęcony niewątpliwie upodobaniami Patrycego, i do końca życia trudnił się robotami filolo- gicznymi. Poezja objaśni nas bliżej, jak wielkie postępy w tej dziedzinie poczynił za pobytu w Padwie. W Padwie jednak został Kochanowski nie tylko'wybornym łacinnikiem. Uniwersytet ten zaszczepił w nim zarazem doskonałą znajomość greczyzny i wpoił wielkie upodobanie w literaturze greckiej. Kochanowski miał zostać poetą . polskim, biegłym nie tylko w łacinie, ale zarazem w gre- JAN KOCHANOWSKI czyźnie. W młodości już zbierał zasoby, które pozwoliły mu kiedyś naiwne poczynania pisarskie Reja swoją działalnością literacką w zupełny cień usunąć. Mistrzem jego w greczyźnie był dzielny profesor padewski Franciszek Robortello, jak pou- cza najwcześniejsza biografia poety. Powiedziano tam, że w Padwie przebywał Roborłelli conyersatione illeclus. Doszedł do tego, że z prawdziwą przyjemnością i trafną oceną mógł rozprawiać o właściwościach artystycznych, stylu i pięknoś- ciach wszystkich poetów greckich: Anakreonta i Pindara, Homera i Eurypidesa. Zrozumiał ducha Grecji i geniusz tego osobnego, od przyrody szczególnie udarowanego narodu. W odczuciu ducha greckiego zbliżył się do najlepszych nowoczesnych grecystów polskich, a do upowszechnienia tej literatury w naszym kraju miał się właściwie najwięcej z wszystkich większych poetów polskich przyczynić. Czyż to nie przyjemnie pomyśleć, że pierwszy wybitny poeta polski był omal nie najlepszym i najzasłużeńszym grecystą polskim? W Padwie Kochanowski posiadł jeszcze trzeci język, mianowicie włoski. Z pism łacińskich widać, że zdawał sobie sprawę z obyczaju włoskiego i powoli języka miejscowego się nauczył. To mu otwarło drogę do trzeciej literatury, z której przygodnie mógł coś skorzystać. Żeby się do niej zapalił, jak do łaciny i greki, trudno przypuszczać. Niemniej nie miał przejść obok niej zupełnie obojętnie. Literatura ta znajdowała się naówczas w pełnym rozkwicie. Miała w liryce wykwintnych i licznych wierszopisów, w epice — Ariosta, którego dzieła cieszyły się wielkim pokupem w Padwie, i pewną ilość tragedii i komedii, które mają niejakie znaczenie w rozwoju nowoczesnej sztuki dramatycznej. Pomijamy mnóstwo pism prozaicznych, nowel, dziel historycznych, traktatów moralnych i literackich. Stopień zajęcia się tą nową literaturą u Kochanowskiego oznaczyć nie łatwo. W pełnej mierze, jak później jego bratanek Piotr, sławny tłumacz Tassa, nią się nie zaciekawił. Stwierdzić należy, źe zarówno poezja Ariosta jak i oktawa pozostały mu zupełnie NAUKA I PODRÓŻE obce. Udarowany zdolnością rymotwórczą, zwracał uwagę raczej na formy niż na treść poezji. Słyszał coś o Dantem i przyswoił sobie tercynę. Z tragików włoskich przejął jede- nastozgłoskowiec nierymowany (1'endecasillabo sciolto), jak wynika z Odprawy postów greckich. Najwięcej oczywiście zajął się Petrarką, nie tylko iż petrarkizm naówczas panował we Włoszech, ale że poeta ten był zarazem sławą padewską i grób jego i mieszkanie w Arqua del Monte pod Padwą były powszechnie odwiedzane. To skłoniło poetę do odczytania jego trenów, Sonetii in morle di madonna Laura, i zaznajomienia się z nową formą li- ryczną, której schemat przejął jednak nie wprost od Petrarki, ale raczej od Francuzów. Był także na jego grobie i napisał okolicznościowy epigram łaciński: In lumulum Franc. Pe- irarchae i drugi, znacznie lepszy: De scripiis ejusdem Immaturae tuae dum defles tunera Laurae, Ułam immortalem tecfue, Petrarca, facis. Przecież petrarkistą nie został, ogólnemu kierunkowi współ- czesnej liryki włoskiej nie uległ. Łacina wzięła u niego górę i upodobania w klasycznej literaturze włoszczyzna, w nim nie przygłuszyła. Uważnie trzeba czytać i rozważać jego poezje, aby spostrzec, że literatura włoska przecież jakiś, choć nie- znaczny, wpływ na jego styl i upodobania artystyczne wy- warła . Zresztą, co myślał o poezji włoskiej, świadczy wymownie jego poezja padewska. Zachwytów nad poezją włoską, prze- jęcia się jej duchem — tam nie ma. Wiele szkody podczas' studiów w Padwie poniósł poeta przez to, że żadnej znajomości w lepszych kołach towarzyskich nie miał sposobności zawrzeć, z żadnym wybitniejszym poetą i literatem się nie zaznajomił. O stosunkach z wykształconymi Włochami w jego młodo- cianej poezji przerażająco głucho. Skazany na siebie, żyjąc Jan Kochanowski 2 /Ł^TT\ l JAN KOCHANOWSKI NAUKA I PODROŻĘ l '/ f / w oddali od świata literackiego miejscowego, głębszej sympatii dla tej literatury nie nabył, i dobrze, że zupełnie poza obrę- bem jej oddziaływania nie pozostał. A Kochanowskiemu warto było ułatwić przystęp do wszel- kich skarbów artystycznych Italii. Umysł jego był naówczas 'mocno rozbudzony, poeta zwracał uwagę na budowle, rzeźby, malarstwo, wyroby artystyczne, i nawet portretować dał się w Padwie. Niezbyt wiele następnie o tych rzeczach wspominał w swych pismach, ale zawsze coś o rozmaitych sztukach po- wiedzieć umiał, i widocznie, gdyby miał jakiegoś rozumnego przewodnika, wyobrażenie o sztuce w ogólności byłby znacznie rozszerzył. Jako syn narodu zajmującego się żywo sprawami politycznymi, zaciekawił się wypadkami zachodzącymi w po- szczególnych państewkach i księstwach włoskich, wytwarzał sobie sądy o nich i dojrzewał pośpiesznie, tak że z Padwy jako prawdziwie wykształcony człowiek do Polski miał powrócić. Ważnym zdarzeniem pierwszego pobytu poety naszego w Padwie była wielka podróż włoska, odbyta, zdaje się, w ostatnim roku tej pierwszej bytności we Włoszech. Roz- szerzyła ona znacznie jego widnokrąg umysłowy i przez całe , życie z największą przyjemnością ją wspominał jako właściwie najrozkoszniejsze przedsięwzięcie podróżnicze, jakiego do- konał. Podróż odbył jako klasyk-archeolog w celu poznania ruin starożytnych. Rzym zwiedzał z Liwiuszem w ręku. a Neapol z Eneidą. Groby świętych, pamiątki religijne, kościoły, a nawet krajobraz — mało go zajmowały. Umysł miał przepełniony wspomnieniami klasycznymi, chciał ze- tknąć się z pomnikami starego Rzymu i zyskać wizję jego minionej potęgi i nie dającej się, jak sądził, zagłuszyć sławy. Tymi widokami się upoił. Wiedział, że powtórnie ich nie zobaczy, i starał się je tak oglądać, aby pamięć o nich star- czyła mu na całe życie i mogła towarzyszyć w studiach nad klasykami w Polsce. Pierwszy to poeta polski, który z przy- jemnością o pamiątkach rzymskich rozprawiać będzie, w świat, klasyczny będzie się zatapiał z rozkoszą i umiłowanie kultury rzymskiej w ziemiaństwo polskie zaszczepi. Po trzyletnim pobycie we Włoszech, gdzieś w maju lub czerwcu 1555 r., znalazł się Kochanowski po raz wtóry w Kró- lewcu, żeby tu omal nie cały rok przepędzić. O tym pobycie możemy znacznie więcej powiedzieć niż o pierwszym, choć wyrozumieć jego celu nie potrafimy. Trudno przypuścić, aby tu przybył w chęci podniesienia lub rozszerzenia swego wy- kształcenia. Raczej miałoby się ochotę domyjśłać, że chcjaJ się zaznajomić z organizującym się żywo kościołem pro- testanckim w Prusjp^h i nripynł prężność tego wyznania. które także^oa Poł&kfi oko zwróciło i życzliwą opiekąJęzyk polski otoczyło.^ Ale Kochanowski zajmował się literaturą rzymską i grecką i zbyt stanowczo ku różnowierstwu nigdy się nie przechylał, choć w młodości pewną sympatię dla poglądów dysydenckich, zwłaszcza krytyki starego kościoła przez reformację, okazywał. Więc może niekoniecznie zbli- żenia do protestantyzmu pruskiego szukał. Spraw tych rozstrzygnąć nie podobna, zwłaszcza że naj- mniejszych śladów w jego działalności pisarskiej nie pozosta- wiły. Z podania poety do księcia miejscowego o zasiłek na nową podróż do Włoch, z 6 kwietnia 1556 r., wynika, że Ko- chanowski prawie już od roku w Królewcu przebywał i coś tam studiował. Co? — nie wiadomo. Bawił przy księciu Albrechcie, wasalu polskim, przychylnym po części pol- szczyźnie, i okazywał mu wielkie uszanowanie i przywiązanie. Książę go lubił i jakąś pensję mu płacił. Może za pierwszym pobytem zyskał obietnicę tej pensji i dlatego ponownie tu zawitał. Poeta musiał przedstawiać jakąś wyrobioną inte- ligencję i budzący zaufanie charakter, skoro książę pruski łożył na jego utrzymanie i jakieś zamiary względem niego żywił. Nagle to wszystko się urwało. Poeta zapadł na „chorobę oczu", wniósł prośbę o pozwolenie ponownego wyjazdu do Włoch, zwrócił się o zasiłek i pięćdziesiąt marek od księcia na wyjazd z bardzo łaskawym listem otrzymał. Coś się widocznie, gotowało, ale przeniknąć tej zagadki nie podobna. Poeta przyrzekł, że „zawsze będzie księciu całkowicie oddany" i talent swój „z całą gotowością obróci na pomnażanie god- JAN KOCHANOWSKI ności i wykonywanie jego rozkazów". Tymczasem te wszystkie /' obietnice spełnić się nie miały. Oba pobyty Kochanowskiego w Królewcu zostały jakimś oderwanym epizodem w ^ego wykształceniu zagranicznym. Może świadczą o gotowości > zarabiania na własne utrzymanie od wczesnej młodości? W każdym razie osłania je wielka niejasność wskutek braku wiadomości o warunkach, wśród których przyszły do skutku, jak nie mniej wskutek trudności wykrycia nici, które te wypadki z lepiej znanym przebiegiem życia poety łączyły. Po tym królewieckim epizodzie nastąpiła druga i trzecia podróż do Padwy, zakończona pobytem we Francji. Do- datkowe odwiedziny tego samego miasta uniwersyteckiego zapewne nowego przełomu w życiu umysłowym Kochanow- skiego nie stworzyły, a jeśli do ugruntowania ogłady zachodniej w jego skłonnościach się przyczyniły, to dziś doniosłości jednego pobytu od drugiego odróżnić nie podobna i pod wspólny mianownik ogólnego wpływu Włoch na jego umysło- wość ująć je należy. Ale pobyt we Francji, zapewne na drugą połowę r. 1558 i początek następnego przypadający, to nowy i ważny czynnik w jego wykształceniu. Włochy mu widocznie wszystkiego nie dały, skoro do Francji wyjechał. Jak się tu dostał, znów nie wiemy. Z elegii padewskich widać, że we Włoszech kilka- krotnie myślał o podróży do Francji. W kraju tym spoty- kamy go błąkającego się po nieznanych drogach, w rozpaczy i bezradności, co ze sobą począć. Hospes in externis vagus erro locis — skarży się w elegii temu pobytowi poświęconej. Ale los nim się opiekował i w trudnych okolicznościach zesłał mu przewodnika. Był to jakiś cudzoziemiec imieniem Karol, z dalekich krain nadmorskich, do których listy z Polski nie dochodziły. O narodowości jego nic nie wiemy. Odbywał naówczas podróż po Francji, był zapalonym turystą i całą Francję miał zamiar zwiedzić. Pieniędzy mu nie brakowało, z krajem i ludźmi był więcej spoufalony niż Kochanowski; możebne, że wiekiem był nieco starszy od niego. Dość, że przyjaźnie zajął się błąkającym się po obczyźnie Polakiem NAUKA I PODRÓŻE i pokazał mu całą Francję, którą nie wiadomo czy były padewczyk miał pierwotnie zamiar tak szczegółowo zwiedzić. Po Włoszech Kochanowski poznał Francję. Pod prze- wodem niespodzianego dobroczyńcy zwiedził Bretanię, Isle de France, Belgię, był nad Loarą, Garonną i Rodanem i goś- cił w dwu wielkich miastach francuskich, Marsylii i Pa- ryżu. Podróż zapewne nie trwała zbyt długo. Gdzie się za- częła, nie wiadomo. Najdłużej zatrzymali się w Paryżu. Powracać do ojczyzny postanowił poeta znajdując się nad Loarą. Tu go doszła wiadomość o konieczności dokonania podziału dóbr rodzinnych. Zawrócił na południe i, prze- bywszy Rodan, opuścił Francję. Kto to był ten Karol cudzoziemiec, próbowano dociec, ale nic stanowczego powiedzieć się nie da. Postawiono domysł, że to Karol Utenhove, syn patrycjusza gandawskiego, ruchliwy humanista i poeta, a bratanek Jana, który opisał tułaczkę Łaskiego po morzach po opuszczeniu Anglii. Hipoteza ta jest pociągająca, ale niektóre daty z biografii rzekomego przewodnika Kochanowskiego po Francji budzą pewne wątpliwości. Utenhove był młodszy o sześć lat od naszego poety, kiedy z elegii do Karola odnosi się wrażenie, że był, owszem, starszy. W latach 1558 i 1559, kiedy Kochanowski mógł bawić we Francji, nie było go w Paryżu i nawet chorował. Najważniejszą zaś przeszkodą w uznaniu tej hipotezy jest to, że z pism tego Holendra nie da się wydobyć świadectwa, jakoby rzeczywiście znał Kochanowskiego. Gdyby to można wykazać, łatwo dałoby się usunąć inne zastrzeżenia i osta- tecznie przyjąć, że on właśnie okazał naszemu poecie tyle przyjaźni i gorąco się nim zajął podczas tułaczki po Francji. Do tego przewodnika i dobroczyńcy przywiązał się Ko- chanowski wielce, płacąc jego przychylność wdzięcznością. Opowiadał mu o swojej rodzinie i nie wstydził się przyznać do względnego ubóstwa. Większa znajomość stosunków francuskich u zagadkowego Karola ułatwiła poecie zy- skanie szybkiego i najlepszego wyobrażenia o Francji. Lubiąc zajmować się polityką krajów, w których przebywał, zasięgał JAN KOCHANOWSKI szczegółowych wiadomości o rządach ówczesnego króla fran- cuskiego Henryka II, wielkiego mecenasa sztuki Odrodzenia a ojca późniejszego naszego Henryka Walezego. Zadziwiła go wytrwałość i śmiałość tego króla w walce z przygniatającą potęgą Karola V, a potem Filipa II, przyjemnie go uderzało, że w zapasach z wrogiem nie dawał się zbić chwilowymi nie- powodzeniami, zamiary swe przeprowadzał i ostatecznie przy zdobyczach uczynionych w Lotaryngii się utrzymał. Henryk II przyłączył biskupstwa Metz, Toul i Yerdun do Francji i tego kawałka ziemi już z swych rąk nie wypuścił. Powodzenia v jego zrobiły naszego poetę zwolennikiem polityki francuskiej, •utkwiły mu mocno w pamięci i kiedyś żywo odezwać się miały, gdy po śmierci Zygmunta Augusta wyłoniła się kan- dydatura jego syna na tron polski. Może opiekun poety, nie- znany cudzoziemiec Karol, miał pewien wpływ na wyrobienie filofrancuskiego usposobienia u naszego poety? Ale najważniejszym owocem podróży Kochanowskiego po Francji było poznanie czwartego języka zagranicznego i czwartej literatury. Z liryków, z tłumaczenia Psałterza i z odpowiedzi na paszkwil Filipa Desportes'a po ucieczce Henryka Walezego do Francji — można nabrać przekonania, że poeta nasz istotnie język francuski rozumiał. Była to nowa i ważna zdobycz jego podróży zagranicznych, która znacznie rozszerzała zakres jego doświadczenia literackiego. Nie tylko z klasycyzmem i włoszczyzną, ale zarazem z francuszczyzną zetknął się Kochanowski w czasie swych wędrówek po obczyźnie. Oczywiście, pierwszym jego pytaniem we Francji było, kto był najznakomitszym poetą w danej chwili. Podano mu poezje Ronsarda i jako przyszły tłumacz Psałterza i panegi- 1 rysta Stefana Batorego zwrócił uwagę przede wszystkim ! na hymny religijne uwielbianego poety francuskiego i jego : panegiryki dla Henryka II. Utwory te wprawiły go w zachwyt i pragnął ujrzeć samego poetę, co ostatecznie zbyt trudno mu nie przyszło. „Ronsarda widziałem" — Ronsardum vidi — powtarzał następnie z uniesieniem. Pierwszy raz naówczas NAUKA I PODROŻĘ zobaczył na własne oczy czcią i podziwem otoczonego poetę narodowego i patriotycznego, jakim sam miał zostać, a jakiego Włosi współcześni nie mieli i mieć nie mogli. Wrażenie to pozostało mu na całe życie. Zapewne i w tym widzeniu wziął pewien udział jego dobrotliwy przewodnik. Czy to poznanie oddziałało na późniejszą działalność literacką Kochanowskiego, trudno coś stanowczego powie- dzieć. We Francji bawił tak krótko, Ronsarda widział prze- lotnie. Faktem jest jednak, że poeta nasz już za granicą ustalił swój kierunek literacki, którego się następnie w Polsce trzymał. Kierunek ten zgadzał się zupełnie z dążeniami szkoły, na której czele stał Ronsard. Obu chodziło o utwo- Yzenie w języku narodowym dzieł i rodzajów, jakie nam sta- rożytność przekazała. Obaj chcieli literatury narodowe prze- poić obficie prześliczną mitologią grecką i pod względem formalnym stosować się także do wskazań poetyki klasy- cznej. Naw^et stylistyczne i gramatyczne właściwości znalazły sympatyczne echo w dalszej działalności literackiej Kocha- nowskiego. Jakim sposobem doszło do tego uzgodnienia programu poety polskiego z programem Plejady, przeniknąć nie po- dobna. Właściwych dziejów dojrzewania Kochanowskiego na poetę narodowego nie znamy. Przecież przypomnieć się godzi, że o włoskich wpływach na siebie nie wspomina, a nazwisko Ronsarda z uwielbieniem wymienia. Tej wska- zówki biograficznej lekceważyć nie można i jeśli chcemy być w zgodzie z jego własnymi wyznaniami, to musimy pewną wagę przywiązywać do jego radosnego oświadczenia, że widział Ronsarda. W rozważaniach nad przebiegiem studiów Kochanow- skiego za granicą występuje na pierwszy plan zagadnienie, skąd wziął swój program literacki. W pismach jego nie ma śladów, aby mozolnie urabiał swój program i o niego z kim- kolwiek walki staczał. Pisma jego są zupełnie pozbawione przedmów i poezji programowych, choć czytając je widzi się dokładnie, że swój program posiadał. Jeśli więc o niego JAN KOCHANOWSKI nie walczył, to musiał go skądś przejąć, a wyboru swego dokonał raczej we Francji niż we Włoszech, bo tak właśnie okoliczności się złożyły. We Francji ten program był jedyny, innego nie było, i sam się każdemu narzucał. We Włoszech panowała wielka rozmaitość kierunków. Mimo klasycyzmu w szkole — w epice przeważały średniowieczne tematy romańskie, w liryce tradycja kancony i sonetu, i wybrać z tej bujnej literatury co należy — nie było tak łatwo. W życiu wielkich talentów trafiają się czasem chwile jasnowidzenia, które więcej znaczą niż długa praca umysłowa. Zdaje się, że tą chwilą jasnowidzenia było dla Kochanowskiego ujrzenie Ronsarda. Program Plejady szedł po naturalnej linii rozwojowej humanizmu i rokował najpiękniejszą przy- szłość. Literatura XVII w., zwłaszcza literatura czasów Ludwika XIV, rozwinęła się w myśl wskazań tej szkoły, a nie w duchu przewodnich dzieł literatury włoskiej XVI w. Trafny instynkt przyszłego twórcy poezji polskiej musiał zwrócić go ku literaturze z programem jasno określonym i pozostającym w zgodzie z pędem rozwojowym humanizmu. Do przeważenia się w stronę Plejady skłonić go mogły także względy osobiste. Program ten odpowiadał jego przygoto- waniu literackiemu. Aby dalej działać w Polsce, nie potrze- bował przedsiębrać nowych studiów. Znajomość klasy- cyzmu ułatwiała mu wprowadzenie go do Polski. Zresztą program ten zgadzał się także z tradycją poezji humanistycz- nej z czasów Zygmunta Starego i bez trudu na podłożu polskim mógł być zaszczepiony. Oparłszy się o program Plejady stawał się Kochanowski p^Ionizgjo.reni poezji kla- syczn^ji humamstycznej^unaradawiał ją. jak właśnie zrobił Rrmsard we. Franc]T~~Zreszta można nie łączyć programu "nferackiego Kochanowskiego z poznaniem Ronsarda w Pa- ryżu, a stwierdzić tylko, że program taki z zagranicy przy- wiózł i że on pozostaje w bliskim związku z programem Plejady, tak że Kochanowskiego ze względu na łączność i z literaturą powszechną prawie za członka Plejady uważać '• można. R O Z D A Ł TRZEĆ POEZJA MŁODZIEŃCZA J\-ochanowski wybrał się do Padwy z wielkimi zamiarami literackimi, roił o epopejach rycerskich, myślał opiewać walki bohaterów teraźniejszości i przeszłości1. Wyobrażał sobie, że jest raczej epikiem niż lirykiem, i w złudzeniu bym trwał do końca życia. Pozostając w pewnej zależności od rodziny Tarnowskich obiecywał wykończyć poemat o czynach wojennych pierwszego hetmana polskiego, Jana Tarnow- skiego. W zamierzonym dziele miało być szczegółowo opi- sane zwycięstwo nad Wołochami pod Obertynem i zdobycie Starodubu w wojnie moskiewskiej (-E/. I 5). Gdy ten plan nie doszedł do skutku, zwrócił poeta uwagę na współczesny temat włoski i myślał opiewać oblężenie Sieny przez Kosmę Medyceusza i dzielną obronę sieneń.czyków, która go wielkim podziwem przejęła (El. I 7). Ale te wszystkie zamiary przed nabraniem wprawy pi- sarskiej uskutecznione być nie mogły. Wypadło mu żyć bieżącą chwilą i z otoczenia czerpać natchnienie. Kochanowski przywiózł do Włoch wszystkie nawyczki szlacheckie: skłon- ność do wesołości, zabawy, ochotę do żartów, które znacho-. dziły wyraz w epigramacie towarzyskim, uprawianym z takim upodobaniem na dworze Zygmunta Starego i Zygmunta 1 Ważniejsze rozprawki o Elegiach: Pawlikowski J. w Rozpr. Wydz. filol. Ak. Urn. XII. Kraków 1886; Bruckner A. w Aleneum 1896, III (O rękopisie Osmólskiego); Zenger G.. %, MUmoires de VAcad. de St. Petersbourg. Cl. hist.-phil., s. 8. t. VII (l9!0@^. JAN KOCHANOWSKI Augusta. Życie studenckie w Padacie pozwoliło na rozwinięcie zdolności w tym kierunku. W| Padwie powstała najwcześ- niejsza warstwa jego epigramatów łacińskich, dosyć udatnych i wesołych, w których przebłyskuje lekko pustota studencka, np. Ad sodales — z zachętą do zabawy i miłostek, In puellas Vcneias — z przekonaniem, że ich powabom oprzeć się nie podobna, i najciekawszy: De speclaculis diui Marci — na temat nieudania się procesji w dzień św. Marka z przy- czyny deszczu (For. 3, 5, 17). Te najwcześniejsze epigramaty pióra Kochanowskiego zapowiadają już przyszłego epigra- matystę życia dworskiego w Polsce. Życie studenckie w Padwie zrobiło Kochanowskiego także ^logikiem i wciągnęło w światek nie bardzo budujących miłostek studenckich. Jako rymopis miał już pewną sławę -wśród kolegów i zaczął pisywać dla nich listy miłosne, rodzaj Herold, i modne w tych kołach poematy sielankowe. Wśród elegii padewskich znajdujemy kilka próbek odnoszących się do miłostek osób trzecich. Dokalika pisze do Andrzeja, odwodząc go od podróży zaalpejskiej i przypominając roz- koszne chwile razem spędzone (El. I 4). Pasterz Lykotas przedstawia Filidzie swój okropny stan po jej odjeździe. Pracę w polu porzucił, stada nie pilnuje, wyrzeka na twarde jej serce, i przewiduje rychłą śmierć z tęsknoty (El. I 9). Najosobliwszy jest list Likorydy do Torkwata z żalami, że .wyjechał do Francji. Pomawia go o zdradę, przedstawia przykrość podróży alpejskiej i wyraża obawę, że wpadnie w ręce wojsk francuskich, które obsadziły wszystkie prze- smyki górskie w wojnie z Karolem V. Ale miłość jej jest większa niż zawód, który jej ukochany zgotował. Więc prosi go, żeby o niej nie zapomniał i nawiedził ją jeszcze przed ostatecznym powrotem do ojczyzny (Osm. II 5). • Ćwiczenia w usłudze przyjaciół wprowadziły go powoli w krąg zapatrywań studenckich na miłość i zrodziły ochotę doznania podobnych wrażeń. W elegii do Jędrzeja Barzego, kolegi w Padwie, opowiada szeroko o zemście Fedry na Hipolicie i stara się udowodnić, że w miłości nie zawsze POEZJA MŁODZIEŃCZA należy być cnotliwym: Non semper, Barses, expedit esse probum (El. I 2). Po tej drodze posuwa się szybko; swo- bodne miłostki studenckie coraz więcej go pociągają. W elegii Nondum tania meum subiit sapieniia poduś mamy naiwne rozmyślania studenta, czy warto się zakochać. Utwór odzna- cza się pewną świeżością. Poeta powiada, że wszyscy ludzie mają jakieś pasje, a jemu kochanie najbardziej się podoba. Obecny pokój pozwala mu zapomnieć o ćwiczeniach marsowych, a gdy wojna wybuchnie, przyjemnie będzie mieć kochankę, która by go podziwiała. Odczuwa on w sobie resztki animuszu rycerskiego, z którym niegdyś do Krakowa przybył, i za- zdrości Hektorowi, że zginął w oczach Andromachy. Obrazek" z Iliady wielce go przejął, choć nie myślał porównywać się z bohaterem trojańskim. Okolicznościowo szydzi sobie także z platonicznej miłości i zapewnia, że inną -drogą pójdzie, co się niebawem spełnić miało (El. I 3). Na tej drodze spotkał Lidię, kortezankę, która mu pozwo- liła przebyć pierwszą gorączkę miłosną, w elegiach padew- skich szczegółowo opiewaną. Otrzymaliśmy tym sposobem pierwszy zbiorek poezji miłosnych w języku łacińskim napi- sanych przez Polaka, który kiedyś miał utworzyć pierwsze zarysy erotyku polskiego. To im nadaje pewną wagę. W Pad- wie zaczął Kochanowski pisywać elegie stale i uprawiać je rodzajowo. Oddał się tym studiom z upodobaniem, ,:venił odoralos elegia nexa capillos", jak Owidiusz powiada, i pierw- sze dowody prawdziwego zamiłowania w zawodzie pisarskim w nich złożył. Zanim jednak poznamy treść tej poezji, mu- simy ustalić, czy znajomość z Lidią była rzeczywista i czy w Padwie zawarta została. W utworach tych znajdujemy tyle komunałów, że czasem się podejrzewa, iż to były czyste zabawki studenckie, nie oparte o żadne podłoże rzeczy- wistości. Przekonanie o ich względnej prawdziwości jest niezbędne. Otóż o powstaniu elegij do Lidii w Padwie, a nie w Paryżu, jak dawniej przypuszczano, świadczą liczne wzmianki topograficzne, mogące być .odniesione tylko do JAN KOCHANOWSKI tego miasta, jak np. Meduaci ripae, Euganei colles, Aponi unda. Wzmianki te przemawiają stanowczo za Padwą. Rzeczywistość zaś osoby stwierdzają elegie zwrócone do osób znanych i zajmujących w społeczeństwie poważne stanowisko. Hetmana Tarnowskiego prosi Kochanowski o wyrozumienie, że poematu na jego cześć jeszcze nie ułożył i pisaniem elegii miłosnych tylko się zajmuje (El. I 5). W elegii do syna jego, Jana Krzysztofa, później kasztelana wojnic- kiego, który widocznie naówczas znajdował się we Włoszech, opowiada o uroku, któremu uległ po poznaniu Lidii. Podoba mu się, bo urodą przypomina dawne heroiny. Miłość wzmaga w nim energię i pozwala na zrozumienie opowieści legendar- nych o Parysie i Herkulesie. Dzięki niej osiągnął słodycz w wierszu i nabył przyzwyczajeń, które .dotychczasowy sposób jego życia zmieniły. Warto zobaczyć, co go oderwało w Padwie od pisania rzeczy poważniejszych: 'Me crudelis amor invicta compede vinxit Et dominae duro tradidit imperio. Illius praescripto agitur mihi noxque diesq'ue, Hinc bona dependent, hinc mea cuncta mała. Wiersze takie, zwrócone do osób znanych, nie mogły się odnosić do zmyślonych kochanek. Czerpią one treść ze sto- sunków rzeczywistych i każdemu dają możność stwier- dzenia właściwego stanu rzeczy (El. II). Badając elegie padewskie możemy nawet określić, do jakiego czasu znajomość Kochanowskiego z Lidią się odnosiła. Datę początkową tej miłości trudno ustalić, ale koniec jej da się w przybliżeniu wcale pewnie na 3 lutego 1557 r. ozna- czyć. Porzucając Lidię pisze Kochanowski gorący panegiryk na cześć cesarza Karola V, który właśnie zrzekł się korony i zamieszkał w klasztorze Yusta w Estremadurze. Powiada, że korzysta z tego przykładu, aby się także uznać inwalidą. W wierszu mówi z wielkim podziwem i dosyć obszernie o główniejszych wypadkach panowania ustępującego w za- cisze klasztorne cesarza. Lidię żegna ozięble i dosyć zgryźliwie. POBZJA MŁODZIEŃCZA Jest to utwór, który świadczy wymownie, jak Kochanowski przejął się zagranicznymi stosunkami i żywe zaciekawienie dla nich okazywał. Stawał się on światowcem, wielkie postaci zagraniczne podziwiać umiał i zbierał materiał doświadczalny, który mu się w późniejszym życiu miał przydać. Z wiersza tego wynika, że znajomość z Lidią odnosi się do r. 1556, a zapewne także do lat wcześniejszych, zawsze oczywiście w zgodzie z datami rozmaitych jego przyjazdów i wyjazdów z Padwy, które innymi świadectwami i wskazówkami bliżej oznaczyć się dadzą (El. II 11). Jeszcze jedną elegię wspomnieć wypada, która nas skłania do uznania Lidii za osobę rzeczywistą, a nie zmyśloną, stwo- rzoną rzekomo dla ćwiczenia się w pisaniu elegii łacińskich. Jest to elegia do kanonika krakowskiego Mikołaja Ossoliń- skiego, który przed przeniesieniem się do Bolonii w latach 1554—1556 bawił w Padwie, a Kochanowskiego poratował w bardzo przykrych okolicznościach i dopomógł do powrotu do kraju. Zaplątawszy się w sieci miłosne, choć wzgardzony, poeta nie mógł się z nich uwolnić. Niejasność położenia pogarszały opłakane stosunki pieniężne. Ossoliński zajął się nim przyjaźnie, boleść jego uspokoił, skłonił do powrotu do kraju i dał fundusz na drogę. Wróciwszy do ojczyzny poeta czuł się w obowiązku podziękować przyjacielowi za życzliwość. Napisał więc osobną elegię, grali animi indicium,\ w której usprawiedliwia swoje zaślepienie przykładem rozmaitych bohaterów starożytnych, objaśnia smutny stan, w jakim się po zerwaniu z Lidią znalazł, i dziękuje mu za wszystkie zachody, jakie dla wyrwania go z tego smutnego położenia przedsię- wziął. Z dala od przedmiotu zakochania nazywa poprzednie swoje zachowanie w Padwie błędem i głupstwem. Jest to trzecia elegia o miłości do Lidii, zwrócona do osoby znanej. Kanonikowi krakowskiemu nie mógłby Kochanowski przy- pisywać zasług, których dla niego nie położył, i dziękować mu za pomoc pieniężną w zmyślonym położeniu (El. III 7). Nie licząc się z naturalnym przebiegiem dziejów miłosnych Kochanowskiego w Padwie, wydobyliśmy naprzód szczegóły, JAN KOCHANOWSKI które nas upewniają, że Lidia była osobą rzeczywistą. Popsuło nam to porządek sprawozdawczy, ale dało pewność, że mówiąc o miłości poety do padewskiej kortezanki mówimy o jego rzeczywistych przejściach życiowych. Miłość to była gorąca i zmysłowa i zmusiła Kochanowskiego do szczegóło- wych studiów nad elegią starożytną. Zacząwszy od Owidiusza, drobiazgowo poznał właściwości Propercjusza i Tibulla i od nich nauczył się sposobów wyrażania swych myśli i uczuć. Wcale żywy utwór wydało pierwsze uniesienie. Popod zwro- tami zapożyczonymi od Propercjusza wyczuć można w nim osobiste wzruszenia i zadowolenie. W elegii Nemo meo certel, quaniumvis Croesus, amori wyraża zachwyt nad pięknością i przymiotami Lidii. „Lice jej jak śnieg, włos jak złoto, oczy jak gwiazdy" — powiada. Podoba mu się jej postać, chód, śmiech. Podziwia jej śpiew i robótki kobiece. Niech ustąpią z pamięci wszystkie piękności, jakie kiedykolwiek oglądał. Urodą przewyższa czarowne ziemianki, do których bogowie starożytni się zalecali. Gdy go uściśnie albo siędzie mu na kolanach, wydaje mu się, że jest tryumfatorem, który przez Forum jedzie do świątyni Jowisza Kapitolińskiego. Znajdując się przy niej ma uczucie bogacza, który posiadł wszystkie skarby i Krezusa przewyższa. Prosi więc, żeby stale mógł zachować łaski Lidii, nigdy nie zaznać jej wzgardy, a co najwyżej na jej płochość narzekać albo popłakać sobie cicho, gdy przelotnie na niego się rozgniewa. Elegia ta zawiera przypomnienia z trzech elegii Propercjusza, zwłaszcza z ślicz- nej elegii do Mecenasa, mieszczącej wytłumaczenie, co to jest miłość i jak niewyczerpanej ilości tematów dostarcza [El. 16). Miłość Kochanowskiego do Lidii odbiega znacznie od norm towarzyskich, w których zwykle młodzi ludzie znajo- mości zawierają. Zalotności i naiwnych wyznań w niej nie ma; za to w poezjach jej poświęconych wyczytamy wiele oświadczeń obcesowych, które dowodzą, że Kochanowski z okoliczności skwapliwie korzystał i za miłość swą płacił. Raz skarży się, że całą noc na odwiedziny kochanki na próżno czekał (El. I 10); to znów wyrzeka na nią, że się nadmiernie stroi i za dużo bielidła używa (II 8); wreszcie upomina siebie, żeby na zachowanie Lidii przez palce patrzył i skoro nie jest jego żoną, nauczył się rozsądnie ją kochać, sapienter amare (II 4). Pisuje także w nastroju sielankowym, gdy Lidia w lecie na wieś pojechała (I 13). Naśladuje czasem Propercjusza, ale najczęściej Tibulla. Utwory nie mówią o uczuciach naiwnych, ale o rozpuście. Czasem nie wiadomo, co w nich prawdą, a co zmyśleniem. Zdaje się, jakoby przy pomocy rzeczywistych przejść poeta chciał zbadać stopień zmysło- wości i trafności starożytnych pisarzów. Przeżycia własne dają mu pobudkę do lepszego przejęcia się sposobem myślenia elegików łacińskich i przyswojenia sobie ich stylistyki i zmy- słowości. Z doby zachwytu nad Lidią największą wartość arty- styczną posiada ulotny wierszyk Cum saepe me gementem, poświęcony Andrzejowi Patrycemu. Okazał w nim poeta lekkość pióra i subtelne odczucie świata klasycznego, które tylko wizja naoczna antyku dać może. Miałoby się ochotę powiedzieć, że powstał po przeprowadzeniu studiów nad kilku malowidłami lub rzeźbami starożytności. Jako poeta huma- nistyczny, Kochanowski wierzył w mit o Wenerze i Kupidynie i zupełnie poważnie uważał ich za patronów swych uczuć i powodzeń. W anakreontyku o niepoprawnym Kupidynie fantazjuje, że Wenus, wzruszona jego prośbami, upomniała Kupidyna, aby dłsr zakochanego był łagodniejszy. Tymczasem Kupido nic sobie nie robił z upomnień matki: Sed considens marinos Inter puer lapillos, Cote improba sagittas Acuebat... Zgniewana Cypry da ujęła chłopczyka za skrzydła i dobrze skrępowawszy oddała poecie, żeby z nim zrobił co chce. Kochanowski namyślał się, jak go ukarać. Tymczasem Amor JAN KOCHANOWSKI począł się do niego wdzięczyć, począł go prosić, by mu winę darował: *• Seu colla forte blandis ComplecUtur lacertis, Seu candido .puer me Exosculatur ore... i tak jakoś umiał przemówić do serca poety, że miasto ulgi w miłości — jeszcze gorętszym płomieniem rozgorzał. Jak długo trwała zgoda między Kochanowskim a Lidią, nie wiadomo, dość, że się w końcu zerwała. Poeta musiał znudzić kortezankę zrzędzeniem na strojność i niezbyt wielką hojnością. Powodem rpzdźwięku stał .się, jak zwykle, rywal. Zakochany, zrazu żadnego niebezpieczeństwa nie przewidywał. Tymczasem dawne czasy wrócić nie miały. Rywal zyskiwał u Lidii coraz większe względy, a biedny student tracił i pi- saniem wyrzekań zadowolić się musiał. Elegie wtedy powstałe są wielce ciekawe, bo pouczają nas, w jakich kołach studenci padewscy swe miłostki uprawiali. Podziwiana przez naszego poetę Lidia należała, jak się zdaje, do warstw rzemieślniczych. W skargach na rywala nazywa go nasz poeta przestępcą. którego widywał w kajdanach, zatrudnionego przy czyszczeniu fos podmiejskich (El. I 14). Go w tym prawdy, oczywiście wiedzieć trudno, f Elegie są jedynym źródłem do poznania dziejów tej miłości. Stosunek z Lidią przybierał coraz p - pomyślniejszy obrót. Poeta ze strapienia zaczął się upi. ^ć, jak w osobnej elegii opisuje (El. II 2). Wreszcie począł szaleć i ten osobliwy stan psychologiczny upamiętnił w dwu ele- giach, które, obok pierwszej / doby upojenia, są najcie- •* kawszymi pamiątkami tej studenckiej miłości Kochanow- skiego. Utwory te poznać warto, bo w podobnym rozdrażnieniu drugi raz poety nie zobaczymy. W elegii Quid me lam variis torques, Amor improbe, curis zwraca się Kochanowski do kolegów, żeby go skrępowali, bo rady sobie dać nie może. Stracił panowanie nad sobą, gniew i miłość nim miotają, chciałby wrócić do kochanki, a honor nie pozwala mu się POEZJA MŁODZIEŃCZA cofać. Wydaje mu się czasem, że największą przyjemność sprawiłoby mu, gdyby zaczął bić innych ludzi i rzucać na nich kamieniami. Przechodzi męki Taniała. Raz się upija, to znów innych miłostek szuka. Chce uciekać na wieś i kryć się w lasach, to znów wraca do miasta, gdzie go zawód spotkał. Widać, że nie panuje nad sobą, a przekonywa się, że zapom- nieć nie może i dawna miłość ciągle tkwi w jego kościach — Infelix tacitis ossibus haerel amor (El. II 3). Kochanowski powitał z wielką radością swoje zakochanie i nie tak łatwo mu było zgodzić się na rozstanie z ukochaną. Z ustroju jego duchowego wynikało, że żal silniej odczuwał niż radość. Niezawiniony zawód wstrząsnął nim do głębi. Nie umiał znosić nagłych przeskoków losu. W elegii Quid deploratae produco tempora vilae, widząc, że sobie nie może dać rady, postanawia się zabić. Zamysł ten nasuwa mu szereg pogrzebowych fantazji. Nie tylko on umrze, ale zarazem wiarołomna kochanka będzie musiała pójść w jego ślady. Dostanie się do piekła w krainę zabójców, kiedy jego czeka pobyt na polach elizejskich wśród pobożnych cieniów poetów starożytnych. Wierzy on w nieśmiertelność i ufa, że Róg hardych poniża, a nieszczęśliwych podnosi (El. II 10). Szalonych swych zamiarów Kochanowski wcale nie wykonał. Miłość skończyła się, jak wiemy, stosunkowo dosyć spokojnie. Ostatnim jej echem było podziękowanie kanonikowi Osso- lińskiemu, że mu ułatwił powrót do ojczyzny. _ , Elegie erotyczne stanowią główny zrąb twórczości Kocha- I nowskiego w Padwie. Innych dziedzin bardzo rzadko dotykał. Przecież jest kilka elegii innej treści i te tym większe zacieka- wienie budzą. Pokazują nam one, czym się Kochanowski obok miłości za granicą zajmował. Poczyna je pisywać dopiero za drugiego pobytu w Padwie. Z okoliczności wyprawy pa- pieża Pawła IV Garaffy do Neapolu w jesieni 1556 r. układa złośliwą elegię na tego papieża. Jest ona dowodem, że nie- dawny pobyt w Królewcu przy księciu Albrechcie pruskim wywarł nań pewien wpływ. W duchu tak nieprzyjaznym papiestwu nigdy potem Kochanowski odzywać się nie miał Jan Kochanowski 3 34 JAN KOCHANOWSKI i, jak zobaczymy, do ostatniego wydania swych pism elegii tej nie włączył. Krytykuje w niej ostro zepsucie kleru, symonię, pożądanie przez duchowieństwo wpływów i bogactwa. Przede wszystkim zaś wyrzeka gorzko na politykę kurii, zamiar opanowania Neapolu, rażą go świeckie instynkty papieża i wyraża żal, że nie jest rzeczywistym przewodnikiem ludu, jak Mojżesz na puszczy. Elegię poprzedza dosyć obszerny opis pobytu Żydów na puszczy, a zakończa modlitwa św. Piotra do Chrystusa Pana, żeby jego następcę duchem pokojowym natchnął (Osm. II 10). W rok potem, w czasie chwilowego przebywania w Polsce, między drugim a trzecim pobytem we Włoszech, pisze Kochanowski elegię Sparge, puer, yiolas et slactae profer odores na powitanie Zygmunta Augusta w powrocie z wyprawy inflanckiej, w sierpniu lub wrześniu 1557 r. Niespodziane zajęcie się sprawami inflanckimi pozostaje, być może, w związku z niedawnym pobytem poety w Królewcu. Po raz pierwszy odważył się Kochanowski na panegiryk wynikający raczej z potrzeb zwyczajowych niż literackich. Może pobyt na dworze księcia pruskiego nauczył go pisania podobnych wierszy. Poeta postanowił skorzystać z swoich zdolności pisarskich, aby zwrócić na siebie uwagę króla. Utwór ma nastrój przesadnie uroczysty. Panegirysta opisuje powód ' wyprawy i wielką butę nieprzyjaciela: ukorzył się dopiero, gdy • spostrzegł, że potędze króla polskiego nie sprosta. Z całego przebiegu wojny zasługuje na uwielbienie zwłaszcza wspa- niałomyślność zwycięzcy. Sławny Jagiellończyk przywiąże nią do swego imienia ludy północne i krajom nadbałtyckim zapewni błogosławione owoce pokoju {El. II 7). Łącznie z tym panegirykiem powstał drugi, zwrócony do Mikołaja Mieleckiego, hetmana w wojnie inflanckiej. Młody panegirysta pragnął widocznie pewne koła życzliwie dla siebie 'usposobić. Poeta wzywa hetmana do zdjęcia zbroi i oddania się zabawie, ucztom i wesołości. W chwili swobodnej rozerwie go opowieścią o zdobyciu Sieny przez Kosmę Medyceusza,^ którym widocznie także hetman żywo się zajmował. JOWIS& POEZJA MŁODZIEŃCZA po pobiciu olbrzymów wyprawił wesołą ucztę na Olimpie. Mars i Herkules po dokonaniu czynów bohaterskich zabawiali się miłostkami. Więc i hetman po skończeniu wojny powinien sobie odpocząć, a w przyszłości nadarzy mu się jeszcze sposobność, że w walkach kresowych będzie mógł swą dziel- ność okazać. Elegia jest dosyć ceremonialna. Jako wypraco- wanie łacińskie długoletniego studenta padewskiego może zaciekawić, ale wielkiego natchnienia w niej nie ma (El. I 7). Z elegij treści rozmaitej w latach uniwersyteckich po- wstałych najciekawsze są utwory, w których Kochanowski upamiętnił swoje wrażenia podróżne. Do r. 1559 odnosić się zdaje elegia do Jana Tęczyńskiego, wojewody bełskiego, wzy- wająca go do zwiedzenia Włoch, Quartus, ni fallor, Tencini, hic yerliiur annus. Zawarł w niej poeta streszczenie wrażeń, jakie zebrał w podróży włoskiej. Utwór nosi piętno przewodnika geograficznego, w którym tu i ówdzie gorętsze zwroty się trafiają. Kochanowski miał pociąg do uczoności i dydaktyki^ Opisuje klimat, rzeki, miasta i wspomina o dawnej potędze Rzymu i późniejszym upadku. Żywo odczuł łagodny klimat południowy, różnicę wegetacji, wspomina rozkoszne winnice i piękne gaje. Artystyczne skarby Włoch wywarły nań pewne wrażenie. Dziwi się wysokiej kulturze kraju, wspa- niałym gmachom i świątyniom, zwraca uwagę na pomniki i dzieła wybornych mistrzów. Najcieplejszy zwrot tego opisu zawarty jest w słowach: Cultius Ausonio nil soi vagus aspicit orbe, Oceano surgens, oceanumque petens (El. III 4). Poczet utworów, odnoszących się do podróży zagranicz- nych, można zamknąć elegią do nieznanego Karola: Tam longe disias a nosiris, Carole, lerris, napisaną w Polsce na wiadomość o śmierci króla francuskiego Henryka II, zaszłej 26 lipca 1559 r. Z elegii tej czerpiemy wszystkie wiadomości, jakie o pobycie poety we Francji posiadamy. Poza nią nie mamy innego źródła do oceny tego ważnego wypadku w jego życiu. Wiadomości te spożytkowaliśmy w poprzednim roz- JAN KOCHANOWSKI dziale. Ponieważ w czasie zawarcia zaszczytnego pokoju pomiędzy Henrykiem II a Filipem II, królem hiszpańskim, w dniu 2 kwietnia 1559 r. w Cateau-Cambresis Kochanowski znajdował się we Francji i z tego powodu bliżej zajął się Ronsardcm i postacią dzielnego króla francuskiego, więc oczywiście wiadomość o jego przypadku na turnieju, zaszłym 26 lipca tego samego roku, musiała silnie na jego wyobraźnię podziałać. Napisał więc zaraz elegię, opłakując smutny wypadek podziwianego króla i wyrażając nadzieję, że Ron- sard, podobnie jak na pokój niedawny, tak i na ten wypadek napisze jaką odę. Domysł ten okazał się zupełnie błędnym. Niemniej poruszenie, w jakim Kochanowski swą elegię napisał, sprawiło, że bardzo żywo odczuł niedawny swój pobyt we Francji; przebieg podróży, stosunki, w jakich się znajdował, dosyć szczegółowo opisał i skorzystał z tej spo- sobności, żeby nieznanemu Karolowi podziękować .za do- znane łaski (El. III 8). Z elegii odnoszących się do lat pobytu Kochanowskiego na studiach zagranicznych na największą uwagę zasługują elegie erotyczne, bo stanowiły dla niego szkołę, przez którą się włożył do pisania po łacinie. Nie pisał ich pod świeżym wrażeniem, pozbawione są one uroku bezpośredniości, ah? korzystał w nich z rzeczywistych przeżyć, a następnie przy pomocy lektury i erudycji je opracowywał. Początkowo powodował się mocno Owidiuszem i nawet w Lidii po części dlatego się zakochał, że była podobna do heroidy, forma Heroidas aequal, jak powiada (Ił). Był on natenczas ogrom- nie udzielającym się i pierwsze jego wynurzenia miłosne są właściwie listami do znajomych z wiadomością, że go takie szczęście spotkało z poznania Lidii. Ale nastrój ten oczy- wiście zbyt długo trwać nie mógł; obcy zbyt długo nie mogli zajmować się jego miłostkami i Kochanowski, pozostawiony sobie, z tym większą swobodą mógł się oddać studiem nad elegią starożytną. W Padwie opanowała go atmosfera filologiczna. Chcąc pisać elegie na miejscowy sposób, trzeba było poznać wszyst- POEZJA MŁODZIEŃCZA kich elegików rzymskich i umieć się trafnie nimi przejmować. Zaraz więc od Owidiusza przerzuca się Kochanowski do mało dotąd w Polsce znanego Propercjusza i w kilku wcześniej-' szych elegiach bardzo wyraźnie go naśladuje. Ale o ile Pro- percjusz był pożądany Kochanowskiemu dla wprowadzenia go w obręb erotyku, o tyle nie bardzo odpowiadał jego uspo- sobieniu i mógł go odstręczać swym pedantyzmem, uczo- nością aleksandryjską, a może i zbytnią zmysłowością. Po- rzuciwszy go więc. na razie, zwraca się wreszcie do najwięk- szego marzyciela i najczulszego klasycznego poety miłosnego, niejako Kniaźnina starożytnego, tj. do Tibulla, i tego naśla- duje tak otwarcie, że doszło to nawet do świadomości naszego Reja. -Zbliżonych, zwrotów można by sporo przytoczyć, mianowicie tyczących się pojęć miłości, np., że uczucie to jest bezwzględne i żąda koniecznie zaspokojenia; że jest niesłychanie miłe a przelotne, więc z niego koniecznie ko- rzystać należy; wreszcie, że przynosi równą miarkę rozkoszy obu stronom, a u kobiety jest zawarunkowane znikomą, pięknością'—wszystko wyobrażenia czysto klasyczne, którym pojęcia chrześcijańskie o miłości są wprost przeciwne. * Oprócz tych pojęć Kochanowski zawdzięczał także Tibul- Iowi sielankowy nastrój kilku elegii, którym dosyć urozmaica treść swych poematów. Zmysłowość, jak wiadomo, nabiera na tle sielankowym pozoru większej naturalności i zdaje się być bardziej niewinna niż na tle salonu lub życia miejskiego. Sielanka była wówczas modna w całych Włoszech i wszyscy poeci, zarówno łacińscy jak, jeszcze bardziej, włoscy, nastrojom sielankowym z lubością się poddawali. Pod tym wrażeniem także studenci padewscy bawili się w sielankowe zmyślenia i poprzemieniali swe nazwiska w pasterskie: Torkwatus, Lykotas, Liguryn. Było to pierwsze zbliżenie Polaków do nastrojów, które aż do czasów puławskich dotrwać miały, a które także poecie ubogiemu były pożądane ze względu na rozrzutne koła, w których obracać się musiał. Im był uboższy, tym chętniej nasiąkał tymi wyobrażeniami, aż stał się, może dzięki nim, nieznośny dla Lidii. Nastrój sie- JAN KOCHANOWSKI v lankowy w elegiach zasługuje o tyle na uwagę, że łączy się ' widocznie z późniejszą sielską poezją Kochanowskiego. Dążenie do wykształcenia się na elegika w Padwie otwarło ..,.. przed Kochanowskim wiele zagadnień, które naprzód roz- wiązać musiał, nim tą formą z dostateczną pewnością za- władnął. Obok studium autorów przyszło mu także przy- swoić sobie ogólną znajomość świata starożytnego. Utwory jego są pełne erudycji, przesiąkło greckimi wyobrażeniami mitologicznymi. Wiadomości potrzebne uzyskał przez obszerną lekturę, wśród której wyróżnił zwłaszcza Homera. W elegiach padewskich czerpie często motywy z Iliady, i chęć zostania elegikiem zrobiła go zarazem czcicielem Homera. Wspomina o Achillesie i Bryzeidzie, Parysie i Helenie, Hektorze i Andro- masze. Poezje padewskie przejęte są nieopisanym uwielbie- niem dla poszczególnych pieśni i sytuacyj epopei greckiej. W Padwie został filologiem i erudytą. Upodobanie to pozo- stało mu do końca życia i zaważyło na całej jego twórczości. Choć spod uroku elegij. następnie się wydobył, zawsze lgnął do poezji uczonej i bez klasycznych wzorów w twórczości swej obejść się nie umiał. Elegie padewskie, jako dzieło naśladowcze, wielkiej war- tości artystycznej oczywiście nie posiadają. Są to roboty młodociane, dosyć czasem rozwlekłe, pełne zwrotów, a nawet całych zdań zapożyczonych z klasyków. Autor ich nie gonił za prawdziwą oryginalnością; zdania w nich zawarte nie zawsze są przejęte uczuciem indywidualnym. Co krok przy- pominają się sytuacje to z tego, to z drugiego elegika rzym- skiego. Nacisk wzorów na poetę był tak silny, że nie zawsze można wiedzieć, co w tej miłości było prawdziwego, a co zmyślonego, które wypadki brać poważnie, a które pominąć. Poeta pracował nad nimi bardzo; łudził się, że tworzy dzieła wyższej wartości artystycznej, i wyobrażał sobie, że dorównał wzorom, choć tylko bardzo z daleka do nich się zbliżył. Przewyższa je może czasem pod względem moralnym, ale pod względem artystycznym żadnego porównania nie wy- trzyma. Gdyby się uprzeć przy zestawieniu jego elegij z wzo- POEZJA MŁODZIEŃCZA rami, to można by ostatecznie powiedzieć, że jest mniej zmysłowy i zepsuty od Owidiusza, mniej powabny i po- wierzchowniejszy od Tibulla, a, niestety, nigdy w tym stopniu jak tamci dwaj poeci zająć nas nie potrafi. Jako próbki studenckie w stylu elegij nym późniejszego znakomitego poety można je czytać z pewnym zajęciem; niestety, poezji prawdziwej poszukiwać w nich trudno. Niemniej poeta i współcześni inaczej o tych próbkach młodzieńczych jego pióra sądzili. Kochanowski sam powiada, że pisanie tych elegii dało mu możność zrozumienia, na czym się zasadza czar, wdzięk i pieściwość w poezji. My tego wprawdzie nie odczuwamy tak wyraźnie jak współcześni, ale zastanowić się nad tym oświadczeniem musimy. Wyznaje on dwakroć w tych elegiach: so/us amor docuit blandos me fingere yersus i jeszcze raz : huic, si quid blandum spirant mea carmina, debent (El. I l, 6). A skoro tak, to zbyt lekko cenić tych płodów muzy studenckiej Kochanowskiego nie powin- niśmy. Okoliczność ta usprawiedliwia po części ich powstanie. Miłość odgrywała ważną rolę w całej twórczości Kochanowskie- go i na coraz wyższe stopnie udoskonalenia miała go przeprowa- dzić.. Zobaczymy to na jego erotyku dworskim i poezji z cza- sów narzeczeństwa. Poeta tak był przekonany o tej wartości artystycznej elegij, że wróciwszy do Polski nie wahał się ich ogłosić i choć odnosiły się do kortezanki zagranicznej i jego dobrą sławę narazić mogły, koniecznie pragnął uczynić je własnością publiczną. Pisząc elegie łacińskie w Padwie, Kochanowski myślał oczywiście, że kiedyś zajmie stanowisko w literaturze polskiej jako poeta nowołaciński, jak Janicki. Tymczasem to złu- dzenie miało się rychło rozwiać. Dni przewagi łaciny w li- teraturach europejskich były już policzone. Kochanowski wśród elegii łacińskich w Padwie zaczął pisać po polsku. Może oddziałały nań dialogi Piotra Bemba i jego naśla- dowców o konieczności uprawy języka narodowego. Poeta literackimi zagadnieniami musiał się żywo zajmować w Pad- wie. Ale w objaśnieniu swego zwrotu do języka polskiego JAN KOCHANOWSKI Kochanowski nie uważał za potrzebne wymienić tak po- ważnych pobudek. Wolał go przypisać znów Lidii, której już zawdzięczał wydelikacenie smaku artystycznego. Chwa- ląc jej piękność wśród pierwszych uniesień miłosnych, po- wiada: Huic Latina algue recens Slauica Musa canii (El. I 6). Oczywiście wiersze polskie mógł pisać tylko dodatkowo, skoro głównie wypowiedział się w elegiach łacińskich. Ale które poezje polskie powstały w Padwie, trudno na pewno orzec. Przypuszczać, że zaginęły, nie ma powodu, skoro elegie łacińskie z tych czasów się zachowały. Drogą rozmaitych kom- binacji dałoby się z całokształtu jego polskiej 'poezji erotycznej wydzielić z pewnym prawdopodobieństwem utwory padewskie. Lecz że to niepewne domysły, więc tę okoliczność pomijamy. Ale jeśli o polskiej poezji Kochanowskiego w Padwie nic powiedzieć nie możemy, to do pobytu w Paryżu wypada nam w myśl starej legendy odnieść napisanie .wspaniałego hymnu religijnego Czego chcesz od nas. Panie, za Twe hoyne dary, który się rozpowszechnił wcześnie w Polsce, został wydru- kowany przy legendzie Kochanowskiego Zuzanna i w ręko- piśmiennym wydaniu Elegij padewskich z r. 1562 nosi tytuł Gratiarum actio pro' victu. Doznawszy wielu dobrodziejstw od ludzi w Padwie i Francji, nadzwyczaj zadowolony z po- bytu w Paryżu, złożył z wdzięcznego serca prześliczny hymn religijny, którym podobno po raz pierwszy miał się dać poznać w Polsce. Pieśń ma nastrój majestatyczny, pojawia- jący się w najwznioślejszych utworach muzy Kochanow- skiego. Poeta wielbi szczodrość i potęgę Boga i kornie oddaje się w Jego opiekę. Niektóre myśli tej pieśni nasunął mu czytany współcześnie dialog Ocłavius Minucjusza Feliksa. Utwór odznacza się bogactwem figur właściwych poecie: „kościół Cię nie ogarnie", „gnuśna zima ustawa". Najwspa- nialszy jest początek ustępu o potędze Boga, wznoszący się na wyżyny natchnień najcelniejszych hymnologów koś- cielnych: Ty pan wszyikiego świata, Tyś niebo zbudował Y złotemi gwiazdami ślicznieś uhaftował. POEZJA MŁODZIEŃCZA Sławna ta kompozycja jest utworem dosyć krótkim, złożo- nym z 28 wierszów trzynastozgłoskowych, w jakich poeta celował. Forma odpowiadała naturze jego natchnień i często w rozmaitych utworach do niej się zbliżał. Tren XII: Żaden ociec podobno barziey nie miłował ma zupełnie te same wy- miary. Wiersz jest niezwykłą kompozycją, stojącą na po- ziomie najlepszych utworów Kochanowskiego. Miałoby się. ochotę sprzeciwić, żeby mógł powstać tak wcześnie. Tym- czasem właśnie o tym wierszu istnieją legenda, że go Kocha- nowski przesłał do Polski z Paryża i zyskał od razu najżywsze uznanie Reja. Nie widzimy celu, aby tę piękną legendę bu- rzyć. Patriarcha literatury polskiej po przeczytaniu utworu miał autora uznać swym następcą i dobrowolnie mu prze- wodnictwa w literaturze ustąpić. Spostrzegł od razu wyższość- wykształcenia młodego poety i sąd o nim zawarł w znanym dwuwierszu: Temu w nauce dank przed sobą dawam I pieśń bogini słowieńskiej oddawam. R *OZDZJAŁ CZWARTY NA DWORZE Jriętnastoletni okres'• przebywania Kochanowskiego w śro- dowisku dworskim (1559—1574) stanowi drugi, dosyć długi i wielu osobnymi cechami wyróżniony ustęp jego życia1. Miał on szczęście brać udział w życiu dworów polskich, kiedy stanęły na najwyższym poziomie umysłowym i obyczajowym. Istniał wtedy świetny dwór Zygmunta Augusta, mogący się mierzyć z najwykwintniejszymi dworami zachodniej Europy; dla potrzeb dworzan przysposobił Górnicki śliczną prozą pierwszą książkę włoską tłumaczoną na polskie: 11 Corlegiano Baltazara Castiglione; dworzanina, jako barwną postać życia współczesnego, zaczęto obierać na roz- mówcę i przedstawiciela opinii bieżącej w ważnych dialogach tyczących się sporów reformacyjnych. Autonomia ziemiańska, choć była już silna i nabrać przesadnego znaczenia dworom nie dopuszczała, przecież takiej przewagi w danej chwili jeszcze nie posiadała, aby od średnich wieków rozwijającemu się życiu dworskiemu przeszkodzić mogła w naturalnym rozwoju i uszlachetnieniu. Dwory miały tradycyjne "naczenie w życiu społecznym kraju, ziemiaństwo je dopiero zdobywało 1 Obok Gackiego i Plenkiewicza — daty w tym rozdziale zaczer- pnięto z książek i autorów: Przyborowski w Bibliotece Warsz., 1859, I; Pamiętniki Broel-Platera I, 231, Zbiór pam., 1858 (list do Fogelwedra); Życie dworskie Kochanowskiego, w Przeglądzie Pol- skim 1885, IV; Nieznane szczegóły o rodzinie Kochanowskiego, w Pra- cach f Hol. I. NA DWORZE i na polach elekcyjnych przewagę nad znaczeniem dworów uzyskać miało. Przełom ten przypadł właśnie na czas życia Kochanowskiego i wpływ także na jego losy miał wywrzeć. Ale gdy wrócił z Padwy i Paryża, ziemiaństwo nie posiadało jeszcze tego znaczenia, co w kilkanaście lat potem. Istniała jeszcze tradycja dynastyczna, do osoby ostatniego Jagielloń- czyka przywiązana; dwór jego współubiegał się w ogładzie z innymi dworami Europy, a obok niego kwitnęły dziesiątki dworów senatorskich. W to środowisko dostał się Kochanowski zaraz po po- wrocie z Włoch i Francji i miał w rozwoju jego pewne za- sługi zdobyć. Dworszczyzna czasów Zygmunta Augusta zyskała w nim znakomitego, choć tylko czasowego przed- stawiciela. Przyczynił się wybitnie do uświetnienia życia dworskiego w Polsce i kilka przepięknych pamiątek mu przysporzył. Dworszczyzna polska bez pism Kochanow- skiego przedstawiałaby się znacznie skromniej. Dla niego osobiście służba dworska korzystnych widnokręgów pisar- skich nie otwarła. Musiał oglądać się na panów i tłumić swe artystyczne upodobania. Z trudem tylko udało mu się tu i ówdzie jakiegoś wybitniejszego dzieła dokonać. Ale przymus nie zawsze jest zły. Trzeba było wżyć się w nowy świat i przejąć się jego obyczajem. Przyswojenie sobie^wy- kwintności dworskiej w jego ostatecznym wyszkoleniu szkody mu przynieść nie mogło. Mówiąc o życiu dworskim Kochanowskiego odczuwamy brak szczegółowych danych biograficznych. Wiemy tylko, że, wróciwszy do kraju, 11 lipca 1559 r. stanął w Radomiu dla podziału dóbr rodzinnych i otrzymał połowę Czarnolasu, wioski pod Zwoleniem, z Rudą i młynem na Grodzkiej rzece. Wioska była z trzech stron otoczona lasami szpilko- wymi i od nich nazwę wzięła. Na swej połowie poeta miał 240 morgów pola i pastwisk i prawie osiem razy tyle lasów. Druga połowa Gzarnolasu była własnością stryja Filipa. Kochanowski objął przypadający mu majątek, ale na nim nie pozostał. Myślał na dworach dorabiać się lepszego kawałka 44 JAN KOCHANOWSKI chleba, do czego mimo woli wyższe wykształcenie i znajo- mości w szerszym świecie go zachęcały. Czas pobytu Kochanowskiego na dworach da się ująć w dwa okresy. Na pierwszy, czteroletni (1559—1563^, składa się szereg zajęć przelotnych i rozmaite^próby uchwy- cenia się jakiegoś znaczniejszego dworu. Zabiega u możnych, świeckich i duchownych, o jakąś posadę. Prawdopodobnie, jako wyborny filolog, szukał miejsca guwernera lub pry- watnego sekretarza do listów łacińskich. Uzyskiwał zaś zapewne tylko chwilowe zajęcia i przez kilka lat stałej posady znaleźć nie mógł. W aktach z tych czasów tytułowany bywa nobilis lub generosus. Przy ich pomocy da się stwierdzić, że pozostawał w jakichś stosunkach z Filipem Padniewskim, biskupem krakowskim, ustępującym już naówczas z urzędu podkanclerskiego. W marcu 1562 r. pojawił się na uroczy- stości wjazdu jego na biskupstwo, a 21 kwietnia 1563 r. bawił na jego dworze w Bodzęcinie. Dawniejszą od tego stosunku zdaje się być zażyłość z Janem Firlejem, wojewodą lubelskim. W okresie między owymi dwoma pobytami u Padniewskiego, w styczniu 1563 r., Kochanowski dał się uprosić żonie wojewody, Zofii, żeby z drugim jej dworzaninem, Stanisławom Meglewskim, po- jechać do Krakowa i objąć w posiadanie znaczny spadek, przypadły jej po zmarłym bracie Janie Bonrze, kasztelanie bieckim i wielkorządcy krakowskim. Sprawa rzuca osobliwe światło na przygodne zajęcia poety. W dokumentach odno- szących się do niej Kochanowski jest określony jako seruiłor wojewody. Zapewne z tytułu nadanego mu w aktach grodz- kich krakowskich poeta niewiele sobie robił. Chodziło o obję- cie w posiadanie wojewodziny trzech wsi pod Krakowem: Balic, Burowa i Szczeglic, a nadto połowy kamienicy przy Floriańskiej ulicy w Krakowie i połowy ogrodu nad Prąd- nikiem za Bramą Mikołajską. Sprawa skomplikowała się przez to, że przed przybyciem pełnomocników bracia przy- rodni wojewodziny, Seweryn i Fryderyk, wywieźli z opie- czętowanych kamienic Bonerowskich na Rynku i Floriańskiej NA DWORZE ulicy 62 skrzyń rozmaitych rzeczy, wiele mebli, naczyń, broni i nawet wina z piwnicy. Pełnomocnicy mieli obejrzeć te dobra i objąć je w posiadanie mocodawczyni, co w dwa dni, 20 i 21 stycznia, uskutecznili. Następnie sam Kochanowski sporządził spis wywiezionych rzeczy i l lutego kazał go w księgi grodu krakowskiego wciągnąć. Meglewski za ten trud otrzymał \v darze mały domek na Garbarach w Krakowie. Jak wynagrodzono usługę poety — nie wiadomo. W życiu Kochanowskiego w tym okresie zaszło podobno jeszcze jedno zdarzenie. Pod epigramatem na słownik ła- cińsko-polski Mączyńskiego, wydany w Królewcu 1564 r., podpisany jest Kochanowski S. R. M. S. — Sacrae Regiae Majestatis Secrelarius. Ten sam tytuł czytamy na nagrobku poety, postawionym mu przez żonę. Biograf z r. 1612 do- nosi, że Padniewski wpisał go w poczet sekretarzy. Tymcza- sem w aktach współczesnych nigdy Kochanowski nie jest tytułowany sekretarzem królewskim. Pozostaje więc każ- demu wyrobić sobie osobiste przekonanie, czy Kochanowski nosił ten tytuł, czy nie. Aktów żadnych dla stwierdzenia tej okoliczności nie posiadamy. Może być, że poeta ze skrom- ności albo z niechęci do dworszczyzny unikał tej zaszczytnej nazwy, bo powszechnie wszyscy Polacy z wielkim upodo- baniem kładli ten tytuł przy swych nazwiskach. Długie wyczekiwanie na stałe miejsce przy dworze skoń- czyło się z uzyskaniem przez Kochanowskiego opiekuna i mecenasa. Stał się nim Piotr Myszkowski, krakowianin, o 27 lat starszy od niego, człowiek majętny a naówczasJ>od- kanclerzy koronny po Padniewskim, a potem biskup płocki i krakowski. Były padewczyk, poznał się na talencie Ko- chanowskiego, z całym uznaniem umiał go ocenić, pociągnął serdeczną gościnnością, i dobrocią i uczynnością przywiązał do siebie. Mecenas spostrzegł, że Kochanowski miewa czasem prawdziwe natchnienie, i umiał ten dar B&y w nim usza- ' nować. Nazywał go żartobliwie „on ja", HBprzy czyny zapo- minania o sobie przy improwizacjach poetyckich. Zawiązała się miedzy nimi serdeczna przyjaźń, na wzajemnym szacunku 46 JAN KOCHANOWSKI oparta. Mecenas nie przybierał wobec wyróżnianego protek- torskiej powagi, uważał go za równego sobie pod względem towarzyskim, z chęcią u siebie witał i o dobru jego myślał. Rozmawiali często o sztuce i natchnieniu. Myszkowski miał to samo czyste i bezinteresowne uwielbienie dla poezji co Kochanowski. Od platonicznego uznania dla daru poetyckiego Kocha- nowskiego przyszło niebawem do czynnego poparcia. Mysz- kowski odstąpił mu bezinteresownie jedno z zajmowanych przez się beneficjów. Dnia 7 lutego 1564 r. został Kochanowski proboszczem poznańskim, a 22 lutego 1566 r. plebanem zwoleńskim u granic swego Czarnolasu. Te beneficja ustaliły jego stanowisko u dworu. Obecnie wiedział, czym jest, czego może się spodziewać, i o pewnych planach literackich mógł myśleć. Zaczęło się dla niego dziesięciolecie względnej pew- ności. Z godnościami tymi było połączone jakieś stałe za- jęcie przy dworze, zwłaszcza w czasach podkanclerstwa Myszkowskiego. Nie był to okres zbyt długi, ale najbliższej styczności z dworem, kiedy miał sposobność poznać jego życie w najważniejszych przejawach i stać się poetą dworskim. Zdaje się, że w tych warunkach r. 1568 poeta wziął udział w wielkim demonstracyjnym pokazie wojsk polskich który się odbył pod Radoszkowicami, 24 mil za Wil- nem. Jest to jedyna chwila w życiu Kochanowskiego, w któ- rej mógł wystąpić jako „przypasany do miecza rycerz", upamiętniona pięknym wierszykiem O piękna nocy nad zwyczay ty.ch czasów. Poeta znalazł się w wielkim obozie wśród lasów, nie wiedział jeszcze, jaki koniec przybierze ten pokaz i czy przyjdzie do zamierzonej wyprawy. Życzy królowi najlepszego powodzenia i narzeka, że Polacy nieco zgnuśnieli i tak dzielnie nienaruszalności swych granic nie strzegą jak za czasów Zygmunta Starego. Zdaje się, że życzył sobie, aby do zamierzonej wyprawy przyszło, co się jednak' nie spełniło. Wierszyk jest pamiątką ciekawych wrażeń obozowych przyszłego sielskiego poety (P. I 13). NA DWORZE Z ustąpieniem Myszkowskiego z podkanclerstwa także stosunek Kochanowskiego do dworu staje się nieco luźniej- szy. Zdaje się, że coraz częściej bawi u siebie na wsi w CzarnO- lesie, związków z wielkim światem unika i przyzwyczaja się powoli uznawać Czarnolas za właściwe dla siebie miejsce stałego zamieszkania. W czasie tym zapewne postawił w Zwo- leniu serdeczny nagrobek sw^oim rodzicom, który tak chlubnie świadczy o jego uczuciach synowskich i rodzinnych. Tu także doczekał się wieści, z której serdecznie miał się uśmiać, że go omal nie obrano opatem benedyktyńskim w Sieciechowie, w stronach rodzinnych, co mogło nastąpić r. 1573 po śmierci opata Szczęsnego Reyowskiego. Uzasa- dnienie tej ciekawej wiadomości biograficznej znajdujemy w życiorysie poety z 1612 r. i we własnym wyznaniu nie- doszłego opata we Fraszkach (Fr. III l). Oznaczyć dokładnie właściwy stosunek Kochanowskiego do dworu za czasów Zygmunta Augusta jest dosyć trudno. Pewne jest, że jakiś urząd przy dworze musiał posiadać, skoro podlegał zwierzchnictwu marszałka. Także ubieganie się o jakieś łaski u króla przez pośrednictwo lekarza przy- bocznego Fogelwedra wskazuje, że znał drogi, którymi u dworu coś uzyskać można. List nosi datę „w Czarnolesie 6 octobris 1571" i stanowi niezmiernie cenny, jeden z naj- ważniejszych, zachowanych do naszych czasów, autografów naszego poety. Bez niego nie wiedzielibyśmy, jakie pismo miał Kochanowski w czasach najbujniejszej twórczości. Toż mówią zażyłości jego z kilku świeckimi urzędnikami dworu Zygmunta Augusta: Górnickim, Rojzjuszem i właśnie owym Fogelwedrem. Wreszcie pożycie towarzyskie z wielu rze- czywistymi dworzanami: Mikołajem Mieleckim, Mikołajem Trzebuchowskim, Wojciechem Kryskim, Stanisławom Wa- powskim, Jędrzejem Bzickim i Jerzym Podlodowskim. Tym- czasem na liście dworzan Zygmunta Augusta nazwiska Ko- chanowskiego nie ma. Tytułem jedynym, jakiego poeta w latach 1564—1574 używa, jest „proboszcz poznański", z dodatkiem „wielebny" (reverendus). Z tytułu jednak, 48 JAN KOCHANOWSKI a właściwie z dochodów przywiązanych do tej godności, wynikały jego zajęcia i węzły urzędowe z dworem. Mniemanie io da się uzasadnić pewnymi ustępami z wiersza Mar- szalek, gdzie zapowiadając, zdaje się, zamiar usunięcia się od dworu, równocześnie oznajmia, że myśli także „imo sye puścić wielkie dziesięciny". Zresztą o tej sprawie powiemy jeszcze później. R O Z D A Ł Ą T POEZJA DWORSKA -Bardzo ogólnikowe zarysy biograficzne, które z doku- mentów urzędowych złożyć można, uzupełnia w znacznej mierze poezja okolicznościowa, do której poetę warunki życia i obyczaje na dworach panujące spowodowały1. Pisał tych utworów dużo. Są to elegie, panegiryki i poemata dy- daktyczne, częścią polskie, a przeważnie łacińskie, w których chodziło o upamiętnienie jakiegoś możnego pana lub nawet o stworzenie lektury odpowiadającej widnokręgowi kół dworskich. Okolicznościowo mogły się pojawić utwory sa- tyryczne, a także bardziej osobiste, dla własnej potrzeby pisane. Można z nich dowiedzieć się, co poeta w tym czasie myślał, jak sobie z życiem dawał radę, do jakich osób się zbliżał i od nich w pewnej zależności pozostawał. Nie jest to poezja wysoka, celów artystycznych nie miała na oku. Poeta pisał te utwory ze względów praktycznych i tylko, jako zdolny literat, nadał im formę polotniejszą, a tu i ówdzie wtrącał w nie ustępy żywe i natchnione, które wskazywały, że wyszły spod pióra prawdziwie zdolnego 1 Ważniejsze rozprawki do tego rozdziału: Witkowski St. w Rozpr. Wydz. filol. Akad. Urn., XVIII, Kraków 1893 (o Szachach); Tarnowski St., Jan Kochanowski, Kraków, str. 226—241 (o Zgodzie i Satyrze}; Morawski K., w wyd. pomnikowym Dziel Kochanow- skiego, Warszawa 1884, II (o Satyrze); Kallenbach J., w Przegl. Polskim, 1888, I (o Elegii IV 3); — zresztą Bruckner A., w wyd. Pism zbiorowych Kochanowskiego, Warszawa 1924, t. I, wstęp. Jan Kochanowski 4 JAN KOCHANOWSKI autora. Poezję tę można by uznać za zarobkową, o ile miałoby. się wskazówkę, że poeta za nią wynagrodzenie pobierał. Ale takiej wskazówki nie ma. W twórczości tej szedł Ko- chanowski ubitym torem i przełomu w sztuce polskiej wy- wołać nie myślał. W panegiryku łacińskim miał poprzedników w Krośnianinie, Krzyckim, Janickim i wszystkich poetach dworu Zygmunta Starego; w poezji dydaktycznej poddawał się upodobaniu ogólnemu, które zwłaszcza- w literaturze włoskiej i francuskiej wybitnie się uwydatniło i do Polski przez Rejowskie spolszczenie Zodiacus vilae Marcelego Palin- geniusa przemknęło. W zakresie okolicznościowej poezji dworskiej nie jest Kochanowski wcale nowatorem, występuje raczej jako polonizator form tradycyjnych i wcale żywą działalnością dostarcza nowego i zajmującego materiału do dziejów dworszczyzny w Polsce. Można w tych utworach podziwiać różnorodność treści. Znajdujemy tu obok wymie- nionych już rodzajów: Jegendy, relacje historyczne i listy, v", w ogóle utwory praktyką życia wywołane, ale nie dzieła wysokiej poezji i sztuki. Gdyby nie wzgląd na dzieje obyczaju w Polsce, poezja ta przedstawiałaby mniejszą wartość niż inne działy spuścizny literackiej poety. Twórczość Kochanowskiego w tym okresie stanowi różno- barwną mozaikę. Z utworów wtedy napisanych wytworzyła się pewnego rodzaju kroniczka jego życia dworskiego, wy- pełniająca w pożądany sposób zbyt ogólnikowe zarysy bio- graficzne. Można z nich widzieć, jak Kochanowski na poetę dworskiego się przerabia i w tym ciasnym zakresie pewne zasługi literackie zdobywa. Dosyć żywa i różnorodna dzia- łalność pozwala mu nabyć pewnej wprawy pisarskiej, oswaja go z rzemiosłem autorskim i przemienia w rzecznika spraw publicznych. Zajęcie to nie narzucało mu zbyt wysokich wymagań, ale zrobiło go pisarzem praktycznym, jakim w okresie padewskim wcale nie był. Rozpatrując tę różnorodną twórczość, najlepiej trzymać się nici chronologicznej, bo przynajmniej zdobywamy przez to obfitszy materiał do życiorysu poety. Na wstępie wypada POEZJA DWORSKA wymienić wiersz niepewnej daty, który z życiem dworskim nie ma nic wspólnego, ale na „czołg, jego twórczości polskiej za czasów dworskich wysunięty być powinien. Jest to Pieśń o potopie — „Przeciwne chmury słońce nam zakryły" — pierwszy drukiem ogłoszony utwór Kochanowskiego, wydany jako ulotek przez księgarnię Siebeneychera 1558 lub 1560 r. Jeśli pieśń religijną Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hoyne dary uznamy za najwcześniejszy polski utwór muzy Ko- chanowskiego, to Pieśń o potopie trzeba by wymienić jako drugi z kolei. Napisał ją poeta, z przyczyny wylewu Wisły czy innej rzeki, przy pomocy jednej z ód Horacjańskich i kilka drobnych przypomnień z niej przejął. Powodując się wzorem, zachował także zwrotkę saficką i prawdopodobnie l, po raz pierwszy jej w języku polskim w tej pieśni użył. Pieśń' pomyślana jest wcale żywo i odznacza się kilku bardzo plastycznymi wyrażeniami. Ma ona w twórczości Kocha- nowskiego wielkie znaczenie, bo świadczy o zwrocie jego do studiów nad Horacym, którego w przyszłości miał uznać za główny wzór i przewodnika w zakresie poezji lirycznej. Zwrotka saficką, jaką się w niej posłużył, miała wielką przyszłość. Upowszechniła się ona następnie w poezji staro- polskiej i stała się typową zwrotką twórczości ziemiańskiej. Pieśń uzyskała osobną nutę, do której Klonowicz dostosował ' swojego Flisa, a inni, mniej głośni poeci układali na jej wzór piosnki popularne o wylewach rzek i klęskach żywiołowych (P- II I). . . ' . Po tej pierwszej a wcale udatnej próbie zyskania pewnego nazwiska wśród autorów piosnek popularnych Kochanowski wchodzi już świadomie w obowiązki poety dworskiego i* od razu zdobywa się na utwór, który stanowi świetną pamiątkę rozwiniętego życia dworskiego w Polsce. Są to Szachy, poemat dydaktyczny, poświęcony synowi hetmana Tarnowskiego, Janowi Krzysztofowi, z którym prawdo- podobnie zaznajomił się w Padwie. Z Dworzanina Górnic- kiego przekonać się można, jak ulubioną grą towarzyską wśród dworzan były szachy. Treść do tego poematu za- JAN KOCHANOWSKI czerpnął Kochanowski z utworu nowołacińskiego poety Hieronima Vidy, Scacchia Indus, o czym sam przestrzega, mówiąc, że „przejmował Widę". Ale treść tę ujął w ramki zupełnie oryginalne, nasunięte mu widocznie przez współczesną literaturę powieściową o dwu rywalach, Fiedorze i Burzuju, któr-zy chciel^.pozys.kać rękę królewny duńskiej, a ojciec jej, k-Tarses* nie wiedząc., .bbóregc konk-urenta wybrEyć^jcaŻał im-w- rozegrać opisaną'w poemacie partię szachów. Utwór jest lekki, potoczysty, plastyczny, ujęty w wiersz jedenastozgłoskowy ciągły, którym Kochanowski następnie nie tak często się posługiwał. Wykonany z wielką pewnością, czyta się z dużym zajęciem. Kochanowski opowiada w spo- sób nie nużący, jak się ustawia figury na szachownicy i jakie posunięcia są właściwe każdej figurze. Potem opisuje całą partię szachów: początek gry, posuwanie wojsk, drobne utarczki, bitwę walną, niepewności, wybicie główniejszych szachów i batalię ostateczną. Opowiadanie świadczy o wielkim obyciu towarzyskim; jest wszędzie równe, jednako zajmujące, a tak szczegółowe, że i ówczesne szachy, i sposób gry się poznaje, i jeszcze dziś tę samą partię według opisu poety rozegrać można. Kochanowski ułożył ten utwór za życia hetmana i v/ przedmowie żartuje, że syna jego zabawia „drewnianymi woyskami", kiedy w domu może widzieć prawdziwych żołnierzy i dowiedzieć się o prawdziwych wojnach. Złożył on w nim dowód panowania nad techniką pisarską, o jakiej Rej nie miał pojęcia. Układ jasny, powściągli- wość pióra, trafne wyrażenia świadczą o wyszkoleniu, jakiego patriarcha literatury polskiej wcale nie posiadał. Utwór ten byłby go od razu postawił na czele pisarzów polskich, gdyby nie nosił piętna tak wybitnie dworskiego. Dla szachistów jest to czcigodny pomnik dawnej przeszłości. W literaturze naszej nie pozostał bez echa. Jak wiadomo, Mickiewicz, \t „idąc torem" Kochanowskiego, utworzył opis pokrewnej gry towarzyskiej — Warcaby. Kochanowski w najdawniejszych utworach okresu dwor- skiego zachowuje się tak, jakby pozostawał w jakimś bliższym POEZJA DWORSKA stosunku z rodziną Tarnowskich. Gdy hetman umarł (1561), pojawiają się dwa panegirykiJego pióra na upamiętnienie tego wypadku. Młody poeta z Orzechowskim i Rojzjuszem staje w gronie panegirystów zwycięzcy spod Obertyna i zbyt niekorzystnie wobec nich się nie przedstawia. W elegiach, pisanych za życia hetmana, tyle mu naobiecywał, że jego czyny wojenne weźmie za przedmiot poezji, iż wypadało przynajmniej po śmierci uczcić jego pamięć stosownym utworem. Pozostając w przyjaźni z synem, do niego zwraca się z słowami pociechy. W elegii łacińskiej Non ego te lacrimis, Tarnoyi, prosequar ullis przedstawia zmarłego jako bohatera starożytnego, który po zrzuceniu ziemskich kłopotów dostał się w krainy niebieskie i, szczęśliwy, w towarzystwie wyższych duchów spożywa ambrozję. Poeta unosi się jego sławą, za- znacza działalność senatorską, zwłaszcza wymowę w senacie, i znakomite zasługi wojenne, szczegółowo opisując bitwę obertyńską. Zasługi obywatelskie hetmana nie są mu obce. Wielbi go jako jednostkę wyjątkową, czciciela przymiotów duchowych i umysłowych. Panegiryk przypomina lekko' eklogę Wergiliusza na śmierć Cezara i roi się od przypomnień ,"• z autorów klasycznych. Znalazło się w nim miejsce na opis wspaniałego pogrzebu, nad którym Orzechowski szeroko się ' rozwiódł. Na końcu mamy wezwanie do syna, żeby przestał opłakiwać ojca, jako przebywającego już w niebie wśród bogów, i postarał się raczej o postawienie mu okazałego pomnika, na którym by jego czyny wojenne były wyrażone, co się istotnie stało (El. IV 2). Ale tu nie koniec z żalami Kochanowskiego nad śmiercią hetmana. Obok elegii łacińskiej utworzył na ten temat także panegiryk polski O śmierci Jana Tarnowskiego, który chyba osobną prośbą syna hetmana wywołany został. Uraził się widocznie uwagą poety, że nie powinien ojca zbyt długo opłakiwać, bo wielka sława hetmana żadnymi żalami podnie- siona być nie może. Poeta musiał go pocieszyć, że, owszem, ma słuszny powód do żalu, ale wyrokowi Opatrzności sprze- ciwiać się nie powinien. Zresztą może syn, uważając się'za JAN KOCHANOWSKI Polaka, nie chciał zadowolić się trenem łacińskim. Dwory polskie polszczały, i dla hetmana musiał Kochanowski na- pisać obszerny panegiryk polski/skoro widocznie miał jakieś zobowiązania dla jego domu. W polskim utworze powtarza poeta przeważnie myśli z panegiryku łacińskiego i przy spo- sobności zwraca uwagę strapionego na wielką łaskę Bożą, że pozwoliła ojcu dożyć późnej starości i tyle zasług położyć dla ojczyzny. Szablon panegiryczny z czasów Odrodzenia uwydatnił autor w tym utworze przez wplecenie do zwycza- jowej konsolacji powiastki z Metamorfoz Owidiusza o tym, jak nie udała się Orfeuszowi próba wyprowadzenia żony z Erebu, co miało służyć do umocnienia argumentu o nieod- wołalności wyroków opatrznościowych. Utwór jest pisany z wielką swobodą i powagą. Kocha- nowski okazuje dobre zrozumienie znaczenia hetmana w hi- storii współczesnej i wybornie wstawia się w położenie syna. Tłumaczy się bardzo płynnie, zwrotów dobiera trafnych i widocznie panuje nad wszystkimi środkami, które do utwo- rzenia panegiryku dworskiego były potrzebne. Rej oczy- wiście nie potrafiłby napisać podobnego poematu, bo w ogóle o żadnych rodzajach poetyckich nie miał wyobrażenia. Mamy tu nowy dowód, jak szybko wznosił się Kocha- nowski na coraz wyższe poziomy sprawności pisarskiej i coraz większe znaczenie w świecie literackim sobie zapewniał. Utwór jest ułożony wierszem trzynastozgłoskowym, którego poeta przeważnie w dłuższych utworach okresu dworskiego używał. Kochanowski cenił to dzieło wcale wysoko i umieścił je w dodatkach do wydania Pieśni z r. 1586, może jako pa- miątkę zaszczytnych stosunków z bardzo znakomitą postacią historii polskiej. Szachy i oba epicedia na śmierć Tarnowskiego można uważać za próbę wżycia się Kochanowskiego w obyczajowość V polską. Następuje rok 1562, pierwszy bujny rok w jego działalności pisarskiej w Polsce. W marcu układa panegiryk Ex Helicone iibi floreniem apporlo coronam, na wjazd Pad- niewskiego na biskupstwo krakowskie. Opisuje pogodę dnia POEZJA DWORSKA wjazdu, wykształcenie nowego biskupa, wymowę i zasługi w dyplomacji polskiej położone. Wiersz roi się od pochwał. W końcu poeta wprowadza Wisłę przybraną w wieniec z gałązek wierzbowych, a ta oddaje wspaniałą siedzibę w Kffii- kowie w posiadanie zasłużonego podkanclerzego i pro8T'go; żeby utrzymywał miasto w prawowierności i był krzewicielem pokoju w diecezji. W elegii tej występuje Kochanowski jako prawowierny katolik, czyli że otrząsł się już z niechęci do hierarchii, którą się w Padwie czy raczej w Królewcu napoił (El. III 5). Obok tej elegii do r. 1562 odnieść należy kilka dłuższych utworów polskich, gdzie w dosyć zajmujący sposób odbiły się upodobania literackie i widnokręgi umysłowe kół dworskich, wśród których przebywał. W Zuzannie już daje nam powieść biblijną wierszowaną, omal nie legendę, jakie w XV w. u nas, tworzono. Poeta powiada, że pisał ją, „abych zachował stare obyczaje". Przedmiotem jej są bardzo rozpowszechnione w XVI i XVII w. dzieje pobożnej i cnotliwej Zuzanny, oskar- żonej o nierząd przez dwu starych zalotników, której nie- winność prorok Daniel zdołał wykazać. Historia znajduje się w dodatkach do Księgi Daniela Starego Testamentu. Kochanowski użył do niej nowego wiersza czternastozgłos- kpwego i nadał jej ton zwykłej opowieści bez szczególnych ozdób poetyckich. Chodziło mu tylko o wyłuszczenie zdarzeń. Liczył na czytelników mających dużo czasu i u wstępu oświadcza: Kto nie ma nic pilnieyszego, niech posłucha mało, A ia powiem dostatecznie, iako sye co stało. Utwór jest poświęcony Elżbiecie Radziwiłłowej z domu Szydłowieckiej (f 1562) i dowodzi dosyć wczesnych sto- sunków Kochanowskiego z Radziwiłłami. Na czoło utworów panegirycznych, dających się odnieść do r. 1562, wybija się Pamiątka Janowi hrabi na Tęczynie, do którego Kochanowski przed kilku laty napisał gorące" wezwanie do zwiedzenia ziemi włoskiej. Tęczyńskiemu los JAN KOCHANOWSKI uśmiechnął się przedziwnie. Za pobytu w Szwecji zakochał się w królewnie tamtejszej, córce Gustawa Wazy, i pozyskał jej miłość; ale kiedy ją miał poślubić, dostał się do niewoli duńskiej i marnie zginął. W Pamiątce poeta opisuje cały jego żywot, świetne powodzenie, główną jednak zawartość tego utworu stanowi romans z królewną, gdzie opowiada szczegółowo poznanie, pierwsze zachwyty, pierwsze rozłącze- nie i całą późniejszą tęsknotę bohatera, mieszając w przed- stawienie swe wiele barwnych opisów, np. zimy północnej i burz morskich, które bardzo chlubnie świadczą o zmyśle artystycznym Kochanowskiego. Prześliczny jest zwłaszcza opis pożegnania z królewną przy wyjeździe z Szwecji. Znać w nim wmyślenie się poety w sytuację zakochanych, które u tak pilnego czytelnika Owidiusza dziwić nas nie może. Pysznie wyzyskał poeta tę okoliczność dla zaznaczenia smut- nych przeczuć, które niestety sprawdzić się miały. Gdyby cały poemat był ułożony w tak podniosłym nastroju, mogli- byśmy go uważać za wcale zajmującą próbę epiki polskiej. Niestety, wiadomo, że nic trudniejszego jak nadać osobom sobie znanym epicką wielkość, a cóż dopiero, pisząc tren zwyczajny, pominąć cele sprawozdawcze i okoliczności po- toczne, które w podobnych utworach koniecznie trzeba wyrazić. Pominąwszy jednak wzgląd estetyczny, utwór ten wielce zaciekawia jako pamiątka życia i nastrojów dworskich z czasów Zygmunta Augusta. Widzimy z niego, jak się panicz. polski XVI w. kształcił i jakimi drogami wyrastał na znako- mitą figurę w narodzie. Podróże Tęczyńskiego były sławne w całej Polsce. Bawił w Hiszpanii, Francji, dał się poznać na rozmaitych dworach i na wychowanie zagraniczne rzucił znaczne pieniądze. Był to rycerz i podróżnik, któremu po- trzeba już szerszej widowni, podobnie jak Kochanowskiemu. Tym ujął poetę lgnącego zawsze do wyższej ogłady. Rów- wieśnicy nieomal, rozumieli się wybornie i sympatyzowali z sobą. Potem Tęczyński wrócił do Polski z poleceniami naj- pierwszych dworów i od razu został wyprawiony w posel- POEZJA DWORSKA- stwie do Szwecji. Ambasadę taką odbywało się na własny koszt i nie tylko na podróż, ale na całą świtę należało własne pieniądze wyłożyć, aby godnie swego monarchę reprezen- tować. Były to wkłady na przyszłość. Po powrocie otrzymy- wało się za tę ofiarność starostwa. Potem prośba o now^ą ambasadę, i zostawało się w młodzieńczym wieku wojewodą. Szczeble te przeszedł Tęczyński pośpiesznie i był jednym z najmłodszych wojewodów. Ludzi to zbyt nie zastanawiało i nawet Kochanowski uważał jego karierę za naturalną, owszem, dziwił się z innymi jego ofiarności na cele publiczne. Cóż dopiero, gdy Tęczyński pozyskał rękę królewny. Cała szlachta czuła się tym podniesiona. Z niecierpliwością wy- czekiwano przyjazdu młodej pary i z góry cieszono się, jak królewna szwedzka zmieni się w szlachciankę polską i na jednej kanapie zasiędzie ze zwykłą dziedziczką. Toteż szcze- góły o wyjeździe panicza po zamorską królewnę spamiętano z ludową dokładnością. Tęczyński pojechał, zdaje się, wczesną wiosną. Pora była nieodpowiednia. Król sam odradzał. Nawa trzykroć wracała do brzegu. Wreszcie odbito. Ale podróż wśród burz i lodów szła nieszczęśliwie. W dodatku na Bałtyku grasowała flota duńska i wszystkie okręty cudzoziemskie zatrzymywała. Ten los przypadł także Tęczyńskiemu. Dostał się do niewoli z całym orszakiem i zanim go zdołano oswo- bodzić, z żalu, tęsknoty i zawiedzionych nadziei zginąh Tak rozbiła się kariera jednego z najbardziej obiecu- jących paniczów polskich XVI w. Wrażenie było głębokie. Tyle cudnych rojeń się rozwiało. Płakano bohatera, jak za czasów piastowskich, po siołach i miastach, długo i czule, jak potem jeszcze w Soplicowie umiano płakać. Potem ciało przywieziono do ojczyzny i w grobach rodzinnych złożono, a u Kochanowskiego zamówiono tren pogrzebowy, łzawe wspomnienie, które Tęczyńskiego pamięci potomnych prze- kazać miało. W stosunku do trenów nad rycerzami z XV w. jest to obszerny poemat, rodzaj biografii panegirycznej, w której zwrócono uwagę tylko na śwfeYńe powodzema" młodego panicza i bardzo dosadnie całą jego niedolę opisano- JAN KOCHANOWSKI Poemat cieszył się wielkim uznaniem. Ogłoszony od razu drukiem (1563), pojawił się powtórnie w Herbach rycerstwa polskiego Paprockiego jako ozdoba tego dzieła heraldycznego. Zawarte w nim barwne opisy, smutne i niezwykłe przygody przemawiały do wyobraźni ogółu i prawie dopraszały się oprawy powieściowej. Czytywana niegdyś z upodobaniem powieść Niemcewicza Jan z Tęczyna oparta jest w głównych zarysach na dziele muzy dworskiej Kochanowskiego. Wrażenia odniesione przezeń w ciągu życia dworskiego miały odżyć jeszcze raz w zaraniu polskiej powieści historycznej1. Kochanowski przebywał zaledwo od kilku lat w kołach dworskich, a już obok Szachów jeden panegiryk na wjazd biskupa i trzy obszerne panegiryki pogrzebowe musiał na- pisać. Omówione poematy wskazują wymownie, jak prędko Kochanowski zwyczajom krajowym hołdować począł i dzięki służbie dworskiej zmieniał się w narodowego panegirystę. Elegik padewski a uroczystościowy trenolog krajowy — to dwa przeciwieństwa, które nie tak łatwo w duszy artystycznej pogodzić. Gdyby Kochanowski posiadał mniej talentu i zmysłu niezależności, łatwo przewidzieć, dokąd by go pisanie podob- nych utworów doprowadzić mogło. Pogrzeby dygnitarzy i wjazdy biskupów i wojewodów stawały się już w XVI w. ważnymi wypadkami krajowymi. Zwłaszcza pogrzeb hetmana* Tarnowskiego .był osobnym pokazem rycersko-heraldycz- nym, jak z świetnego opisu Orzechowskiego przekonać się można. Przelotne zaznajomienie się z tą stroną życia krajo- wego nie było dla Kochanowskiego złe. Ostatecznie poznawał przez to obyczaj polski i uczył się stosownie go oceniać. Ale na dalszą metę pisanie podobnych panegiryków mogło go 1 Może warto dodać, co się stało z narzeczoną Tęczyńskiego. Cecylia Wazówna miała 22 lat w chwili śmierci Tęczyńskiego. W 1564 r. wyszła za mąż za markiza badeńskiego, nauczyła się po angielsku i 1565 r. odwiedziła w Londynie królowę Elżbietę, którą wielce po- dziwiała. Tu jej się narodził syn, którego królowa Elżbieta do chrztu trzymała. Wyjechała z Londynu rozczarowana, bo pieniędzy nie miała i męża jej uwięziono za długi (Scaton E., Queen Elisabeth and a Swedish princess. London 1926). POEZJA DWORSKA zaprowadzić na niebezpieczne brody i marzenia o progra- mowej działalności literackiej na zawsze pogrzebać w jego umyśle. Na szczęście, Kochanowski nie był tak łatwy do poddania się przymusom obyczajowym, które mu mniej dogadzały, i po napisaniu tych trzech trenów formę tę zu- pełnie zarzucił. Gdy go potem nudzono o pamiątki pogrze- bowe, natarczywość panów zaspokajał już zazwyczaj tylko pisaniem krótkich epigramatów nagrobkowych. Ale stosunki życiowe mają także swe wymagania, którym nie tak łatwo się uchylić. Przestawszy pisać treny pogrzebowe, musiał Kochanowski inaczej potrzeby literackie swych chlebodawców zadowalać. W kancelarii Padniewskiego i Mysz- kowskiego przyszło mu niebawem pisać broszury polityczne. Losu podobnego zakosztował niegdyś Janicki i co innego na dworze Krzyckiego, a co innego na dworze Kmity musiał pisać. Szczęściem Kochanowski trafił na czasy, które musiały bardzo jego umysł rozbudzić i nawet jego widnokrąg spo- łeczny rozszerzyć. Był to najbujniejszy okres rządów Zyg- A munta Augusta, kiedy zdawało się, że państwo polskie prze- obrażone zostanie, kiedy zamierzono „pień z drogi zwalić", który stał na zawadzie w jego rozwoju, i przez egzekucję myślano wreszcie silny „rząd postanowić". Pod wpływem swych zwierzchników przedzierzga się Kochanowski w agi- tatora urzędu podkanclerskiego, zmienia się^w ruchliwego i rozważnego publicystę i niespodzianą stronę talentu w tej nowej przemianie pozwala nam odkryć. Elegik padewski, panegirysta dworski —został satyrykiem. Wiersz Zgoda jest zręczną satyrą antyreformacyjną, na- pisaną z talentem, w zamiarze zalecenia programu podkancler- skiego ogółowi szlachty i zupełnie do poziomu jej inteligencji zastosowaną.'Kochanowski pragnie odwrócić umysły rodaków od sporów religijnych i skierować do czysto świeckich za- gadnień politycznych. Posługując się zwykłym ówczesnym argumentem publicystycznym, przez Janickiego, Orzechow- skiego, a zresztą i Krzyckiego używanym, wspomina upadek państwa Aleksandra Wielkiego, Rzymu i Węgier wskutek JAN KOCHANOWSKI niezgody i ze sporami religijnymi radzi zaczekać do uchwał soboru trydenckiego. Kochanowski występuje tu ponownie w duchu czysto katolickim i konserwatywnym. Kościół, jak Orzechowski, uznaje za nieomylny i jedynie uprawniony do powzięcia uchwał w materii wyznaniowej. Co się zaś tyczy (wątpliwości prywatnych, używa znamiennego terminu, ra- dząc każdemu aż do ogłoszenia uchwał trydenckich „ogrodzić sumienie", tj'. osobiste wątpliwości religijne pozostawić "w czasowym zawieszeniu. Z rad tych, o ile one oczywiście jeg'o poglądy osobiste równocześnie wyrażały, przebija wy- bornie dusza humanisty renesansowego, którą współczesne spory religijne mało poruszały. Sądząc podług wywodów Zgody, ogół szaraczkowej szlachty narzekał najbardziej na ogromne uposażenie duchowieństwa i, łakomie patrząc na dobra kościelne, okazywał się po- datny podszeptom różnowierczych kaznodziejów. Podobny wniosek wynika także z uwag Reja. Kochanowski więc przyznaje, że błędem duchowieństwa było, iż zanadto zle- niwiało, ale świeckim wytyka zupełnie co innego niż Rej, tj. że się niepotrzebnie wdali w studia teologiczne, a rzemiosła rycerskiego zupełnie poniechali. Ustęp ten jest najbardziej udatny w całym utworze i zawiera najwięcej barwnych rysów z dziejów reformacji. Wykonany ze smakiem, w nie- wielu wierszach maluje hulaszczość i niedbalstwo ducho- wieństwa a przemianę ziemian w zapalonych predykantów z zapomnieniem zupełnym o obowiązkach rycerskich. W pow- ściągliwym a plastycznym rysunku przebija wykwintność prawdziwego klasyka. Na te wszystkie niedostatki Kochanowski podaje ogólni- kową radę, żeby przeczekać, aż się duchowieństwo poprawi, a tymczasem porzucić rozprawy religijne i oddać się na powrót rzemiosłu rycerskiemu. Wtedy, jak obiecuje, nastąpi pomiędzy zwaśnionymi stanami zgoda, więc przesądzając już tę przyszłość Kochanowski nazywa krótko swój program Zgodą, u wstępu alegoryczną postać tejże przedstawia i te wszystkie wywody poleca jej wypowiedzieć. Jest to utwór POEZJA DWORSKA zajmujący, dobrze przemyślany, w tonie spokojnym, nie- . natarczywym, o jakim Rej nie miał wyobrażenia. Zgoda została napisana na ten sam sejm, na który Orze-. chowski przygotował swój Dyalog albo rozmowa około exekucyi Korony polskiej. Miasto wielkiej machiny polemicznej Kocha- nowski podaje tylko kilka uwag krytycznych; materiał do nich czerpie z otaczającej go rzeczywistości, nie z osobnej doktryny politycznej, jak Orzechowski. Mówi spokojnie, rzeczowo, nie unosząc się i żywiej wprowadza nas w atmosferę swego czasu niż głośny polityk żurawicki. Niemniej, ani jednego, ani drugiego za wielkich polityków uznać nie podobna. Idą oni w poprzek dążeniom ogółu i uwagę publiczności od głównego celu odwrócić pragną. Kochanowski odwodzi ziemian od zaj- mowania się tym, czym się właśnie zajmowali, i radzi im zwró- cić się ku temu, od czego się właśnie odwrócili. Obaj mówili w usługach reakcji katolickiej i zgodnej z nią polityki pod- kanclerskiej. Kochanowski w szczególe odzywał się w zależ- ności od kół kierowniczych i powszechnie utrzymuje się, że pismo jego było wtórem do mowy sejmowej podkanclerzego Padniewskiego z 30 listopada 1562 r. Wytrawność uwag 'na- szego poety zadziwia i istotnie raczej widnokręgowi pod- kanclerzego niż młodego dworzanina odpowiada. Widać, jak łatwo Kochanowski dał się wciągnąć w rydwan polityki rządowej, choć zbyt uporczywie trzymać się go nie myślał. Życie dworskie zmuszało go ustawicznie zmieniać przedmiot y. swych natchnień. Z panegirysty rozmaitych możnowładców stał się półurzędowym komentatorem mów podkanclerskich. Ustawiczna zmiana tematów mogła być przykra mło- demu talentowi; niemniej, stosując się do okoliczności, dał się szerzej poznać i ustalił się w opinii bieżącej. Praca nie była bezowocna dla jego przyszłości. Korzystając z budzą- cej się sympatii dla siebie, przygotował wydanie elegii pa- dewskich. Był to najważniejszy czyn jego dotychczasowej działalności literackiej. Atoli to pierwsze wydanie elegij nie ukazało się w druku, ale, zwyczajem średniowiecznym, rozeszło się drogą rękopiśmienną. Obejmowało ono 21 elegii, JAN KOCHANOWSKI rozdzielonych na dwie księgi. Były to pierwsze poezje mi- łosne przez Polaka ogłoszone. Kochanowski wyrzucił z tego zbiorku poematy odnoszące się do poznania Lidii, które znamy dopiero z wydania drukowanego 1584 r.; dalej kilka elegii, których nastroje wydały mu się podobne lub przesadne, np. ową elegię o samobójstwie; dodał za to dwie elegie do Zygmunta Augusta i Mieleckiego, w Polsce między dwoma pobytami padewskimi pisane. Wydanie to znamy z rękopisu obywatela z Lubelskiego, Jana Osmólskiego. W dodatku do niego mieści się oda Ad Venerem, przeniesiona następnie do Lyricorum libellus, i dwie polskie pieśni religijne, paryska: Czego chcesz od nas. Panie, za Twe hoyne dary i druga, mniej znana: Oko śmiertelne Boga nie widziało, zabłąkana z kolei do Fragmentów. Wydanie to przyjęte zostało z wielkim uznaniem i zdobyło poecie ogólny poklask. Od tego czasu dopiero został Kochanowski wybitnym i z poszanowaniem słuchanym autorem polskim. Rej napisał na jego cześć epigram do Zwierzyńca z pochwałą jego wykształcenia i delikatnego stylu, którego pierwowzór upatrywał w Tibullu. /Jakub Górski, profesor krakowski, mianował go z Jędrzejem Patrycym sędzią rozjemczym w sporze z Benedyktem Her- „bestem o okresy cycerońskie. Sędziami wybranymi przez przeciwnika byli Stanisław Orzechowski i Piotr Skarga — i tak Kochanowski już w tym roku w areopagu najgłośniej- \szych literatów polskich się znalazł. Osiągnąwszy poważne stanowisko w świecie literackim, mógł Kochanowski zwolnić nieco tempo współpracy w litera- turze dworskiej. Na r. 1563 przypada tylko jedna praca okolicznościowa, choć wielkiej uwagi godna i będąca niejako dopełnieniem niedawnej Zgody. Jest to Satyr, silna inwektywa j na przemianę obyczajową w połowie XVI w., powstała oczywiście także z obcego natchnienia, tym razem Mysz- kowskiego. Z satyry antyre formacyjne j przechodzi tu Ko- chanowski do diagnozy społecznej i od razu daje nam naj- obszerniejszą krytykę warstwy ziemiańskiej, na jaką w ogóle w ciągu życia się zdobył. 'Utworu tak obszernego, tak szcze- POEZJA DWORSKA gółowo obmyślanego dotąd nie posiadaliśmy. Obrazki sa- tyryczne Reja były przeważnie przygodne. Patriarcha lite- ratury polskiej wplatał je najczęściej w większe utwory odcienia dydaktycznego albo polemicznego, ale satyry oby- czajowej szerszej, starannie opracowanej, jadem polemiki jak najmniej przejętej — nie pojmował. Uszlachetnić ten dział pod względem rodzajowym, zbliżyć do wzorów kla- sycznych — miał dopiero nasz padewczyk. Satyra jego jest barwna, rozmaita, silna, płynąca jak gdyby z własnego przekonania i mocno duchem obywatelskim przejęta. Gdyby odrzucić nieco kapryśnie do tego poematu przyczepioną figurę alegoryczną satyra razem z jego końcowym wywodem 'dydaktycznym, moglibyśmy ten utwór zbliżyć do lepszych satyr starożytnych, tyle w nim dowcipu, trafnych spostrze- żeń, a przy tym swobody w wypowiedzeniu myśli. Kochanowski wyrzeka na upadek rycerstwa, jak w Zgo- dzie, ale tu jaśniej się tłumaczy, podając, że przyczyną tego jest zwrócenie przez ziemian żywotnej energii do gospodar- stwa. Jest on chwalcą lemporis acti, idealistą, któremu pro- zaiczne instynkty warstwy ziemiańskiej XVI w. się nie po- dobają. W ustach młodego poety dziwnie wytrawne wydałyby się te uwagi, gdyby nie należało podejrzewać, że utwór ten pisał Kochanowski pod natchnieniem, a właściwie dyktandem cudzym. Zarzuca on ziemianom przemia-nę w .handlarzy ••• bydła, kupców zbożowych i dostawców potażu ..do. Gdańska, -' z zupełnym porzuceniem upodobania w rzemiośle_ry_cerskim. Temu rozwinięciu zmysłu kupieckiego u szlachty przypisuje ogołocenie granic, to też jak w Zgodzie, zaleca przede wszystkim baczenie na kresy i przestrzega przed ościennym nieprzy- jacielem. " " "'" Drugą wadę narodową upatruje Kochanowski w rozrzut- , ności, w polskim nieliczeniu się z groszem i skłonności do—- zbytku. Na tę okoliczność pierwszy z literatów XVI w. zwraca uwagę, bo Rej jeszcze zachwalał tę, jak ją nazywał, „przyro- dzoną wspaniałość polską". Kochanowski ma już inne po- jęcie, ściśle zachodnio-europejskie, o tej polskiej rozrzutności JAN KOCHANOWSKI i maluje ją pysznymi rysami, które satyrycy później mieli powtarzać w niezliczonych odmiankach. Znów i co do tej wady Jadzi Kochanowski powrót do dawnej prostoty i wychwala staropolszczyznę, której zapewne zbytecznie nie znał. Na pomysł ten wpadł był już Janicki w satyrze In Polonici ceslitus yarielatem; po nim toż samo zaczął powtarzać Orze- chowski, aż zjawił się stary zrzęda Bielski i wszystkich autorów polskich w zachwalaniu staropolszczyzny prze- wyższył. W czasie najwyższego rozwoju cywilizacyjnego w Polsce radzono powszechnie powrót do dawnych obyczajów, kiedy prostota starodawna szła w parze z ogromnym roz- wojem zewnętrznym. Jest to zastanawiające, że gwałtowny postęp oświaty w Polsce XVI w. przerażał właściwie wszyst- kie bystrzejsze głowy polskie i że na to innej rady znaleźć nie umiano jak powrót do dawnej tradycji. To teoretyczne uwielbienie staropolszczyzny było głęboko zakorzenione w ser- cach polskich i miało kiedyś wydać osławiony sarmatyzm. Trzeci wreszcie niedostatek Polaków widzi Kochanowski w upadku wiary, tj. „świętych obyczajów", jak powiada. Nie podoba mu się pojawienie się we współczesnym życiu jakichś figur podejrzanych, które cieszą się uznaniem, jeśli im ma- jątek towarzyszy; dalej: rozwój procesomanii, swarliwość i gadatliwość — a więc przemiany natury czysto moralnej i obyczajowej, na które młody dworzanin nie powinien był okazywać się zbyt wrażliwym. Cokolwiek bądź, widzimy, że Kochanowski w zetknięciu z rzeczywistym życiem gwałtownie prędko dojrzewał, nabierał nowych wyobrażeń, ustalał się w poglądach i robił się typowym obywatelem, jakiego byśmy pięć lat przedtem nie spodziewali się w nim odkryć. Z prak- tycznych rad tego utworu spamiętać warto, że podnosi ko- nieczność założenia trybunału, jak Rej, Orzechowski, a całą winę niekorzystnych zmian w Polsce upatruje ostatecznie w upadku szkolnictwa: Wolicie do Włoch abo do Niemiec słać syny, Mając swe szkoły doma, gdzie przedtem jeżdźali Cudzoziemcy, którzy się nauką parali... P O E Z J A D W O R S K A 65 W ustach padewczyka, podróżnika po Włoszech i Francji, zwrot ten wydaje się nieodpowiedni. Pod wpływem atmosfery polskiej Kochanowski staje się coraz ostroźniejszy i wreszcie wyznaje: ' : Że Polskę nic inszego o taką odmianę Nie przyprawiło, jedno postronne ćwiczenie. /-^ Do takiego więc wniosku doszedł Kochanowski po kilko- letnim pobycie na dworach polskich. Zdaje się jednak, że z uwag jego obyczajowych i politycznych nie ma sobie co zbyt wiele robić. Był on nieobliczalny w doraźnych oświad- czeniach, jak każdy poeta, i wygłaszał z największym na- maszczeniem to, co mu w danej chwili najbardziej się po- dobało albo nawet, co mu kto z boku niekiedy podszepnął. Bo żeby wyrzekać na zagranicę, skoro się samemu za nią tęskniło, żeby zabraniać innym postronnego ćwiczenia. skoro się samemu tyle zagranicy zawdzięczało, to było oczy- wistą nielogicznością i Kochanowski sam byłby to przyznał i sprostował, gdyby go kto w stosowny sposób był zagadnął i opamiętał. Utwór ten oparł Kochanowski w znacznej mierze na odpo- wiedzi nowego podkanclerzego Myszkowskiego w imieniu Itróla na mowę powitalną marszałka sejmu. Ale korzystał z niej samodzielnie, opuszczając swobodnie punkty poli- tyczne, a rozszerzając dowolnie uwagi obyczajowe i dodając do nich spostrzeżenia z innych mów współczesnych zaczer- pnięte. Zrobił on z swego dzieła rodzaj barwnej i wielostronnej satyry, którą można było czytać z większym zajęciem niż dialogi polityczne Reja i Orzechowskiego. Zamiar opracowania treści politycznej na sposób literacki znać we wprowadzeniu postaci leśnego satyra, który zjawia się na sejmie z wypo- wiedzeniem uwag poety. Rycina jego na tytule mogła uderzyć silniej wyobraźnię ziemian niż kabalistyczne rysunki w dia- logach Orzechowskiego. Satyr podaje na zakończenie rady o wychowaniu młodzieży, których niegdyś centaur Chiron miał Achillesowi udzielić. Ustęp jest długi i jeszcze wybit- Jan Kochanowski s niejsze znamię literackie utworowi nadaje. W przemowie Chirona dopatrywano się aluzji do rządów Zygmunta Augusta, co nam się wydaje niezbyt trafne. Utwór wywarł znaczny wpływ na dzieje satyry politycznej w Polsce i już w broszurce z następnego roku, Rozmowa Polaka z Litwinem, echa jego znaleźć można (1564). Francuz Piotr Statorius, z grona tłumaczów Biblii brzeskiej, napisał tegoż roku łu- dząco do Satyra podobne dziełko, Proteus abo Odmieniec, w którym rozpływa się nad stylem i pięknością wiersza Kochanowskiego. Podziwiali go także satyrycy z czasów Wa- zów. Samuel Twardowski wziął z niego pochop do swego obszernego Satyra na twarz Rzeczypospolitej. Kochanowski utworzył dzieło, które bardzo do smaku ziemian przypadło i dopiero przez utwory zawodowych satyryków, Opalińskiego iKra&ickiego, w cień usunięte być miało. Utwór ten miał także wpływ na bieg jego żywota, bo przyśpieszył, zdaje się, nadanie mu probostwa poznańskiego i stalszymi węzłami z dworem go złączył. Kochanowski zostaje coś jakby urzędnikiem ministerstwa spraw zagranicz- nych, bo wysyła i przyjmuje posłów. Dla wysłańca polskiego do Neapolu, dawnego kolegi z Padwy, Pawła Stempowskiego, pisze w 1564 r. długą elegię Paulus nubiferas transmittere cogitat Alpes, w której ze zdziwieniem czytamy streszczenie wieloletniej tułaczki po morzach Odyseusza, oczywiście głównie na podstawie Odysei. Elegia jest świadectwem nieprzerwanych, od czasów padewskich, studiów autora nad Homerem, ale czyni osobliwe wrażenie, gdy się pomyśli, że miała być upominkiem dla posła polskiego jadącego do Neapolu (El. IV l). Świeżo otrzymana posada nie zmienia w sposób widoczny zajęć literackich poety. Do tych czasów należy tłumaczejpue Phaenomenów, utworu poety z czasów aleksandryjskich Ara ta, o którym wspomina Patrycy w wydaniu wenec"Rmi Fragmentów Cycerona z 1565 r. Dzieło dydaktyczne staro- żytne z zakresu astronomii, z opisem gwiazdozbiorów i prze- powiedniami ,ppgo,dy»-.piile było Kochanowskiemu, jako ?ilo POEZJA-DWORSKA logowi i wieśniakowi, tęskniącemu zawsze za pracą rolną i lubiącemu zastanawiać się nad meteorologią. Po Szachach iest to drugie dzieło dydaktyczne jego pióra w okresie dweT^" skim znacznie uczeńsze od tamtego i znacznie większej "ści- słości wymagające, aby je uczynić przystępnym szerszemu ogółowi. Wykonał je dziwnie pracowicie, składając nim świadectwo o dobrej znajomości odnośnej terminologii i o mistrzowskim panowaniu nad trzema językami: greckim, łacińskim i polskim. Wiersz z naszego punktu widzenia dosyć nudny, przez trud włożony weń przez Kochanow- skiego budzi wielkie zajęcie. Obecny przekład jest tylko wstępem do bliższego zajęcia się w przyszłości tekstem Arata jako osobnym studium filologicznym. Czytając go widzi się, że Kochanowski lubił przekłady najtrudniejszych tekstów i przez łamanie się z rozmaitymi przeszkodami dochodził do niepośledniej sprawności we władaniu językiem polskim. Spostrzeżenie to nabiera większej wagi, gdy sobie zdamy sprawę, że w tych czasach mniej więcej Kochanowski usku- tecznił zapewne pierwsze wydanie Fraszek, o czym szerzej w następnym rozdziale powiemy. Nie jest to zupełnie pewne. Ale Górnicki, przytaczając w Dworzaninie r. 1566 jedną anegdotę, oświadcza: „Ale tę rzecz pan Jan Kochanowski w swoich fraszkach bardzo trafnie wierszem powiedział". Wypada z tego, że fraszki Kochanowskiego były już w owym czasie ogólnie znane, nosiły już swoją rodzajową nazwę „fraszek", pod którą następnie ukazały się w druku i zapewne w rękopisach krążyły, jak elegie padewskie, i przez poetę również w wydaniu rękopiśmiennym pierwotnie upowszech- nione zostały. Mógłby to być nowy dowód, że Kochanowski w okresie dworskim o sławę literacką gorliwie zabiegał i znajomości swych pism szerzyć się nie lenił. Lata następne przemijają w życiu poety beż podejmowania większych prac. Do r. 1567 odnosi się tylko elegia na mał- żeństwo Andrzeja Dudycza Nuntius aduenio vobis, audite, puellae. Poseł cesarski i biskup Pięciukościołów na Węgrzech, znany Kochanowskiemu z zagranicy, zakochał się w Polce JAN KOCHANOWSKI Reginie Straszównie, porzucił biskupstwo i dawną wiarę, osiadłszy na razie w Polsce, został świeckim człowiekiem i, jak niegdyś Orzechowski, ożenił się. Sprawa trąciła skanda- lem i Kochanowski jako proboszcz poznański nie powinien był W niej głosu zabierać, zwłaszcza że napisał wiersz dosyć swobodny, który z ogólnymi poglądami moralnymi się nie zgadzał. Ale bałwochwalcza cześć dla wszechwładzy Wenery,' z którą dał się poznać w Padwie, następnie patrzenie przez palce na postępki znakomitych cudzoziemców w Polsce przebywających spowodowały go do przychylnych oświadczeń względem Dudycza. Wielbi on zaszczyt Polki, która zhołdo- wała wykwintnego cudzoziemca, i postępek jego tłumaczy Platońskim pomysłem o androgynach. Dawniej istnieli podwójni ludzie, z męża i żony złożem, którzy burzyli się przeciw bogom, jak giganci. Zgniewany Jowisz z pomocą Apollina poprzecinał ich wśród głębokiego snu i odtąd te dwie połowy dostały się pod panowanie Wenery i ustawicznie się poszukują. Poeta szeroko opisuje to całe przejście i przyja- cielowi z zagranicy gotuje epitalamium, które zupełnie jego filologiczne upodobania zaspokoić mogło. Wystąpienie to trzeba uznać za pomyłkę w działalności publicznej naszego „poety (El. III 16). Zdaje się, że Kochanowski przebywał w tym okresie rozmaite zawikłania erotyczne, które nie pozwoliły mu jasno ocenić postępku zagranicznego posła. Do r. 1568 mamy dwie elegie, które w jego historii erotycznej uwzględnimy. Przypominamy, że poeta wyjechał wtedy na Litwę, a daleka podróż nie pozwoliła mu zbyt wiele zajmować się literaturą. Za to rok 1569 przyniósł nam znów nieco obfitszy plon, może nie tak wydatny jak rok 1562, ale wielkiej uwagi godny. Powoli, jak zobaczymy, zmienia się moralne oblicze Kocha- nowskiego. Nuta dworska w jego twórczości przycicha i coraz wyraźniej odzywa się nuta sielska. Łączy się to z ustąpieniem Myszkowskiego z podkanclerstwa i zyskaniem przez Kocha- nowskiego wolniejszej ręki. W elegii Musa, relinquamus ripas Anienis amoenas prosi poeta Myszkowskiego, aby go POEZJA DWORSKA nie zatrzymywał dłużej przy dworze. Coraz wyraźniej uczuwa, że powołaniem jego jest uprawa polskiej poezji. Pragnie pójść śladem Reja, Trzycieskiego i Górnickiego i obok nich zająć miejsce w gronie poetów polskich. Bogactw nie pożąda, skromnym bytem na wsi się zadowoli. Tu mu będzie miło przypatrywać się gwiaździstemu niebu, zastanawiać się nad zjawiskami przyrody i głębsze zagadnienia z dziejów kosmosu badać. Datę tej elegii oznacza wspomnienie o walkach Łaskiego z Tatarami w 1568 r. Znajdujemy w niej kilka ciekawych przypomnień z Propercjusza, z których widać, że przy prze- rzucaniu elegij tego poety powstała {El. III 13). W bliskim związku z elegią do Myszkowskiego pozostaje elegia Palria rura colo, nunc fallax aula valebis, w której Kochanowski wielbi swoje stałe osiedlenie się na wsi. Czuje się nad wyraz szczęśliwy z porzucenia więzów dworskich i uzys- kania niezależności. Na wsi nie potrzebuje niczyich rozkazów słuchać i do nikogo się stosować. Służba dworska ogromnie mu dokuczyła. Na wsi będzie pracował nad ulepszeniem swego charakteru i poezją, którą myśli oprzeć na wzorach klasycz- nych — Meditor Latiis non obsona carmina Musis. Otacza go tu Olimp wiejski: Ceres, fauny i najady. Ponieważ zaś jest zima, więc myśli o budowaniu szkuty, którą będzie spławiał zboże do Gdańska. Osobliwe to dumanie czarnoleskie koń- czy dosyć szczegółowym opisem, jak należy zbudować szkutę, aby nią bezpiecznie przewieźć zboże do Gdańska (El. III 15)!' Mimo zadomowienia się w Czarnolesie Kochanowski związku ze światem nie zerwał i w tym jeszcze 1569 r. wybrał się do Lublina na wielką uroczystość złożenia hołdu Zygmun- towi Augustowi przez syna księcia Albrechta pruskiego, na 'którego dworze przed kilkunasty laty przebywał. Poby- towi temu mamy do zawdzięczenia Proporzec, nowy rodzaj panegiryku w duchu poezji czasów Zygmunta Starego, „fnianowicie relacji historycznej wierszowanej, która następnie. dla niewybrednej muzy ziemiańskiej miała stać się miaro- dajna. Utwór Kochanowskiego jest wcale zajmujący, ale zupełnie prawie pozbawiony kolorytu czasu i miejsca, jak JAN KOCHANOWSKI w obrazach historycznych klasycznej szkoły. Opis jego obejmuje tylko wspomnienie zasadniczego momentu, gdy król zasiadł w majestacie dla odebrania przysięgi i wręczył księciu Albrechtowi Fryderykowi piękny proporzec. Moment ten został dosyć szczegółowo i z pewnym niezaprzeczonym uniesieniem opisany.Widać, że ta uroczystość ucieszyła mocno Kochanowskiego i w pamięci jego utkwiła. Żywo odczuł zwłaszcza chwilę przybycia Zygmunta Augusta na rynek lubelski dla odebrania przysięgi i chwilę rozejścia się tłumów po przysiędze, co nawet w kilku gorętszych zwrotach wcale wyraźnie się uwidoczniło. Najobszerniejszą jednak część tego poematu stanowi opis samego proporca hołdowniczego, podanego przez Zygmunta Augusta nowemu księciu pruskiemu. Oryginał nosił oczy- wiście znamiona czysto heraldyczne, ale w wyobraźni poety stał się arcydziełem tkackim czy malarskim, które zawarło całą historię krzyżacką od Konrada Mazowieckiego aż do hołdu z r. 1525. U spodu tego obrazu umieszczono alegoryczną postać Wisły z wieńcem rokitowym, opartą o kruź marmurowy lejącej się wody. Poecie jednak było za mało jednego obrazu. Na drugiej stronie proporca umieścił dzieje Słowian. Pro- porzec ten miał być symboliczny i na małej przestrzeni skupić całość dziejów polsko-krzyżackich. Kochanowski po- daje topografię pierwotnego rozmieszczenia Słowian od Morza Lodowatego i Bałtyku aż po Adrię i Łabę i określa przypuszczalne warunki bytu poszczególnych plemion. W wyobraźni jego proporzec lubelski urasta w rodzaj pomni- kowego wspomnienia z dziejów Słowian, gdzie chciał za- i znaczyć, że Krzyżacy, jako Niemcy, do słowiańskiego Bałtyku i praw nie mają i tylko część brzegów z łaski króla polskiego w hołdowniczej zależności zajmować mogą. Opis ten wzoro- '.wał poeta, jak sam podaje, na opisie tarczy Achillesa w Iliadzie f i nowy dowód złożył ustawicznego wczytywania się w Homera. W końcu tego poematu mieści się gorąca odezwa do króla o doprowadzenie do skutku unii lubelskiej. Poeta nasz, po- dobnie jak Orzechowski, był gorącym zwolennikiem tego POEZJA DWORSKA zjednoczenia ze względu na Niemców i koniecznie zmierzał do te"'o, aby z Polski i Litwy powstało jednolite państwo, które by się śmiało niemieckiej potędze oprzeć mogło. Poemat napisany został, jak przeważna ilość panegiryków dworskich, w wierszu trzynastozgłoskowym, który tym sposobem coraz powszechniejsze zastosowanie w poezji polskiej znajdował. Tylko dedykacja hetmanowi koronnemu Jazłowieckiemu ułożona została w wierszu ośmiozgłoskowym, rzadziej przez Kochanowskiego używanym. I wnastępnym roku, 1570, mimo osiedlenia się w Czarnolesie, spotykamy znów Kochanowskiego w podróży, mianowicie do Płocka, na uroczysty wjazd przyjaznego mu mecenasa Myszkowskiego na biskupstwo płockie. W elegii Inter tot, Myscoui, equiłum peditumque cateruas oznajmia powód swego przybycia i wyraża nadzieję, że dawny przyjaciel przyjmie go z otwartymi rękoma, choć świetnością orszaku pochlubić. się nie może. Za to poeta przywozi ze sobą pieśni i dary muz, które nowy biskup z dawną życzliwością przyjmie. Nie ma on obawy, aby dobre chęci jego nie znalazły uznania u dygni- tarza, więc składa mu życzenia powodzenia i długiego życia. Elegię tę należy porównać z elegią pisaną przed ośmiu laty na wjazd Padniewskiego do Krakowa, aby ocenić, jak Ko- chanowski szablon panegiryczno-aleksandryjski odrzucił i zyskał na swobodzie, pewności i dojrzałości w wyrażaniu swych uczuć. Elegia jest prawie swobodną pogawędką z uko- chanym mecenasem, przed którym poeta nie wstydzi się . nawet zaznaczyć, że już w literaturze wielkie imię zyskał. To imię pozwala mu wierzyć, że w tłumie winszujących przez Myszkowskiego zauważony zostanie. Elegia ta bywa od- noszona błędnie do wjazdu Myszkowskiego na biskupstwo krakowskie, skoro z tekstu jasno wynika, że się odnosi do wjazdu płockiego (El. III 10). Ostatnim utworem z oznaczoną datą z czasów dworskich jest elegia do Fogelwedra Urbis amatori si nostra Thaleia videłur. Pozostaje ona w widocznym związku z wspomnianym już listem do Fogelwedra z Czarnolasu 6 octobris 1571 r. JAN KOCHANOWSKI Poeta prosi przyjaciela o wybadanie myśli króla, czy jakąś łaskę mu zrobi, czy nie. Powiada, że na odpowiedź czeka niecierpliwie, jak kochanek na schadzkę wieczorną. W elegii udaje wieśniaka, który miast nie lubi i ruchem miejskim się przeraża. Zapewnia, że jego Talia od rana czekała u bram miejskich i, przestraszona gwarem ulicznym, bała się wejść do miasta. Dopiero wieczór, gdy się nieco uciszyło, nabrała odwagi i list, dany jej przez poetę, odniosła adresatowi (El. III 11). W dopełnieniu wypada nam wspomnieć jeszcze o kilku utworach, którym daty dokładnej naznaczyć nie możemy, a które prawdopodobnie w okresie dworskim powstały. W jednej fraszce, odnoszonej do r. 1559, a czasem do r. 1565, powiada Kochanowski, że już przyszła na niego pora, aby się zastanowić: Jeśli mi w rewerendzie, czy lepiey w saianie, Jeśli mieszkać przy dworze, czy na swoim łanie. (Fr. II 26) Jeśli tę fraszkę odniesiemy do r. 1565, to wyniknie z niej, że poeta, zaledwo otrzymał probostwo poznańskie, już myślał je porzucić. Wcześnie zaczął zastanawiać się, czy zostać rolnikiem, czy księdzem. Te same myśli rozbiera w nadzwy- czaj oryginalnym poemacie Carmen macaronicum: De eligendo uilae genere, który zarówno treścią jak formą zaciekawia. Treść nie jest obca literaturze Plejady francuskiej i przypo- mina utwór Jana de la T a iii e, Le courlisan relire. Forma jest naśladownictwem maccaronei włosko-łacińskiej Teofila Folenga i w Polsce już przez przyjaciela Kochanowskiego, Piotra Rojzjusza, w utworze In Lituanicam peregrinationem upowszechniona została. Chodzi tu o mieszaninę językową polsko-łacińską, która szczególnie poetów w obu językach piszących wielce bawić musiała. Kochanowski rozmysłom swoim nad porzuceniem zajęć dworskich i powrotem na wieś nadaje także humorystyczne zacięcie. W Carmen macaronicum opowiada, że w dąbrowie nadwiślańskiej we wsi Dębnikach, ulubionym miejscu space- rowym krakowian XVI w., spotkał się z bernardynem, dwo- POEZJA DWORSKA rzaninem, kanonikiem krakowskim i obywatelem wiejskim i zapuścił się z nimi w rozmowę towarzyską o wyborze stanu. Bernardyn zalecał mu żywot zakonny ze względu na bezpieczeństwo osobiste; kanonik radził mu zostać księdzem, bo jako ksiądz mógłby wcale swobodnie żyć, o czym oczy- wiście Kochanowski wybornie wiedział; dworzanin znów chciał go przeciągnąć do swego stanu, co mu się wcale nie udało. Wreszcie ziemianin trafił najbardziej do jego przeko- nania, bo wystawił mu swobodę, niezależność i spokój żywota, powiedział, że będzie się mógł ożenić, że dworzanie wszyscy w końcu na wsi osiadają i ten stan widocznie jego usposo- bieniu odpowiada: A quo si q'uisquam te sevocat, ille videtur Omnino vitam tibi non życzare beatam. Oczywiście, że te wszystkie rozmowy to są plastyczne wcielenia dumań Kochanowskiego na rozstajnych drogach życia. Godne, uwagi, iż pisząc ten wiersz poeta przejmował się silniej obrazami niż argumentami. Już tak dalece w po- stanowieniu postąpił, że wyobraźnią więcej się powodował niż rozumem. Argumenty jego mówców są krótkie i po- wierzchowne, za to barwne szczegóły ich bytu występują na pierwszy plan. Bernardyn jest ubrany w szarą kapicę, kanonik w fałdzistą sutannę, jak na pomnikach współczes- nych; dworzanin ma kostium od piór przy kapeluszu aż do butów żółty, widocznie w barwie nie lubianej przez Kocha- nowskiego. Tylko ziemianin ma sympatyczny strój w oczach poety, tj. czerwonomakową źupicę z srebrnymi guzami, jak się widocznie Kochanowski co najprędzej chciał przebrać. Jak w elegiach, tak i tu zdradza się skłonność naszego poety do swobody i wygody, a niechęć do udawania i barwy dworskiej, która go coraz więcej od życia dworskiego odstręczać miała i wreszcie do porzucenia publicznego zawodu doprowadziła. W czasy dworskie, w chwilę trudną do bliższego ozna- czenia, odnieść należy również elegię do Patrycego: Bella inslant, Patrici, num nos quoque bella seguemur, w której JAN KOCHANOWSKI poeta nasz występuje jako stanowczy pacyfista. Nie tylko ruch miejski, przymus dworski, ale zarazem osłabienie już mocne instynktu żołnierskiego odstręczało poetę od wielkich zbiorowisk ludzkich i kazało szukać ciszy wiejskiej. Powiada, że ludzie niepotrzebnie szukają śmierci, bo sama do nich przyjdzie, że okrutny był ten, co wojny wynalazł, i że bardziej by się zasłużył ludzkości, kto by wojny na zawsze stłumił i stały pokój ludziom zapewnił. On nie pragnie bogactw, na skromnej rodzinnej chudobie przestaje i woli słuchać opo- wiadań o bitwach i szturmach, gdy jaki rycerz po wojnie do niego zawita i przy swoim wiejskim stole będzie go mógł ugościć (El. III 14). Ostatnim utworem, który w tym rozdziale wymienimy, jest elegia zwrócona do Mikołaja Firleja, późniejszego kaszte- lana bieckiego, a nawet wojewody krakowskiego: Quae uaga curricula, o Firieu, quaeve ampla thealra. Był on prawdo- podobnie wychowankiem Kochanowskiego w początkach dworskiego zawodu i stał się gorącym jego zwolennikiem i przywiązanym przyjacielem. Poeta zwrócił się do niego z najbardziej filozoficznym utworem swej muzy, osnutym wydatnie na myślach zaczerpniętych z poematu Lukrecjusza De rerum natura. Utwór ten zapowiedział już w wierszu do Myszkowskiego, gdy się wymawiał, że na dworze dłużej po- zostać nie może. Mówi trochę o świecie, trochę o człowieku, trochę o obowiązkach ludzkich. Wiersz nie jest zbyt spoisty, ale poważnie pomyślany i przejęty silną wiarą w istnienie Boga i sprawiedliwości. Zaczyna go poeta od zachwytu nad pięknością gwiaździstego nieba i jako tłumacz Phaenomenów uznaje to za pierwszy punkt swoich rozmyślań. Drugi sta- nowi dla niego psychologia, zastanawianie się nad roz- maitością charakterów i bliższe wyrozumienie pewnika, że człowiek złożony jest z dwu pierwiastków, rozumu i namięt- ności. Trzecią myślą, która go zajmuje, jest pytanie związane z lekturą Lukrecjusza, czy świat stworzony został dla czło- wieka. Wyrobił on sobie przekonanie, że Pan Bóg stworzył świat dla siebie, jak bogacz stawia wspaniały pałac na własny POEZJA DWORSKA użytek, i oddał panowanie nad wyższymi krainami duchom, a człowiekowi dał ziemię w zarząd. Wreszcie dzieli się z Fir- lejem spostrzeżeniami o obowiązkach i sądzi, że obowiązki są wyznaczone ludziom według kruszcu do każdej jednostki przymieszanego. Poeta czerpie tu swe myśli z Platona, który je szeroko wyłuszczył w sławnym dialogu o Bzeczy pospolite j. Kto spełni swój obowiązek, może spodziewać się nagrody i pewności, że przejdzie w wyższe krainy. Nawet krzywdy, których poczciwi ludzie doznają, są dowodem, że istnieje żywot wieczny. Elegia składa się z luźnych pomysłów z roz- maitych dziedzin filozofii i nie daje w żadnym kierunku wyczerpującego wyjaśnienia (El. IV 3). Pobyt Kochanowskiego na dworze wydał, jak widzimy, ; około dwudziestu utworów, częścią łacińskich, a częścią . polskich, które dobrze objaśniają zajęcie i rodzaj działał- ' ności poety na dworze. Przyczynił się on znakomicie do uwydatnienia właściwości życia dworskiego w naszym kraju , r i i, wobec braku autorów polskich w dawniejszych czasach, T r, zdobył sobie niewątpliwie pewne znaczenie w dziejach życia dworskiego w Polsce. Gdy się treść tych wszystkich utworów ' przypomni, nie podobna odmówić poecie pomysłowości, a nawet wielkiej zasługi. Ale wszystkie te pisma nie przedsta- wiaj ą dzieł sztuki, służą celom praktycznym, okolicznościowym, | i zajmują nas raczej jako pomniki obyczaju i popisy autora, ' który kiedyś miał tworzyć dzieła znacznie wyższej, wartości' artystycznej. Utworami w służbie dworskiej napisanymi nie byłby Kochanowski zdobył sobie przełomowego znaczenia w dziejach sztuki polskiej. Mimo że ich napisał wiele, nie podobna go uważać za wielkiego poetę dworskiego, za rodzaj Ariosta albo Tassa dworu Zygmunta Augusta. Życie dwor- skie nie dawało mu widocznie dostatecznej podniety do two- rzenia dzieł wyższej miary i nie było dlań krynicą natchnień, jak później dla Morsztyna, Trembeckiego i Kniaźnina. Pobyt na dworze uważał za konieczność życiową, poddawał się jego wymaganiom z rezygnacją, ale w poezję dworską serca i ta- \ lentu nie włożył. BO Z D A Ł S Z ó S T Y FRASZKI lYochanowski nie byłby wielkim talentem literackim, gdyby w okresie dworskim na poezji panegirycznej i dydak- tycznej poprzestał. Jako dworzanin wyszukał sobie arty- styczne zagadnienie, a tym było, żeby żartowi dworskiemu, dowcipowi Odrodzenia, nadać doskonałe kształty1. Jako humanista czuł wybornie, że dowcip jest objawem indywi- dualizmu nowoczesnego i uprawa tegoż przyczynia się do psychologicznego i umysłowego pogłębienia jednostki. Kał- limach zaszczepił epigram w Polsce. Za Zygmunta Starego uprawiano go z upodobaniem. Krzycki głównie wsławił się w tej dziedzinie i w swym czasie był wielce ceniony. Ale Krzycki nie był pomysłowy ani wybredny. Umysł nie bardzo wysubtelniony, dowcip niezbyt żywy, popadał często w po- spolitość. Rej usiłował epigram spolszczyć, ale pracy wydatnej w ten dział nie włożył. Fraszki pisuje prędko, wytwarza je hurtownie i szczególnej skłonności do wydoskonalenia się nie okazuje. Można więc było w tym dziale wiele zrobię. Nie była to nowa dziedzina twórczości, ale wyższego poziomu artystycznego nie osiągnęła. Dowcip uprawiali wszyscy humaniści, i Kochanowski, zajmując się tym działem literatury, najmocniej do upodobań bieżących przemawiał 1 Cenniejsze rozprawki o Fraszkach: Przyborowski J. Wiado- mość o życiu i pismach Kochanowskiego. Poznań 1857. Str. 157—174; Faleński F. w Bibliotece Warszawskiej, 1881, II; Zathey S. -wRozpr. Wydz. filolog. Ak. Urn., XXXIV. Kraków 1903. FRASZKI i zmieniał się w wybitnego przedstawiciela literatury Odrodzenia. Kochanowski dowcip odziedziczyL_p.Q_matce i przez całe życie zajmował się zbieraniem żartów i UJ3rawa_anegdoty. Już w kołach studenckich w Padwie wsławił się dowcipem; uprawiał go żywo na pokojach obu podkanclerzych, Padniew- skie^J My^k^w^iego; szerzył po rl^yf^fh fr^mąitych wo- jewodów polskich i litewskich i oczywiścip wgrn^ dworzan - królewskich miał sposobność naj bardziej _s.ifi_ odznaczyć. Wena__hu^norystvc^zna nie opuściła go po powrocie na wieś. W Gzarnolesie pisywałjeszcze Jraszkij. wydajacje_J584 r., sprzeczał się z drukarzem o nastrój epigramatu. Zebrał też fraszek i anegdot dosyć poważną ilość, omal nie PoT^siJŁcJL wyrobił sobie osobne o nich pojęcie i w nich po raz pierwszy pa- nowanie nad formą i pewną artystyczną skończoność osiągnął. Kochanowski fraszką zajmował się przez całe życie, ale najwięcej spostrzeżeń zebrał w okresie dworskim i dlatego. - \/ w tym okresie najstosowńiej jego zbiorki humorystyczne omówić. Jest ich trzy. Najmniej uwagi zwracają zazwyczaj Apophlegmala, zebrane oczywiście za przykładem Rotter- damczyka. Jest ich niewiele. Tyczą się po większej części stosunków dworskich. Przeważna ilość odnosi się do czasów Zygmunta Starego, zwłaszcza do osoby samego króla i Gam- rata. Szczególnie zajmujące są anegdoty. .ZJLŁby stołowej na, Wawelu. Kilka pochodzi z czasów Zygmunta Augusta. N'ajpo?niejsza mówi o Myszkowskim, jeszcze biskupie płoc- kim. W tym też czasie mogły być spisane, choć nic pewnego powiedzieć nie można. Ułożone są płynną prozą_i są wcale treściwe. Ze względu na małą ilość podobnych zbiorków z XVI w. są pewnej uwagi godne. Współcześnie je ceniono i Januszowski umieścił je na czele wydania Fragmentów. W Apophtegmatach występuje Kochanowski jako zbieracz anegdot+.^iQiiobnia_j.ak^_Górnicki w Dworzaninie. "Sztuki w me" nie wnosił oprócz umiejętności opowiedzenia krążących żartów. "Praca duchowa poety uwidocznia się dopIercTw dwu następnych zbiorkach, jednym łacińskim, a drugim polskim. JAN KOCHANOWSKI Pierwszy zdaje się być starszy, obejmuje jedną księgę i nosi tytuł rodzajowy Fmcoenia. Jest to wcale obszerny zbiór żartów stołowych, ujętych w epigramatyczną formę łacińską, azeBranydTna ucztach u senatorów duchownych, zwłaszcza Myszkowskiego, skąd i jemu poświęcony. Przy stołach biskupich w XVI w. obok dysput~TeugiJnych zabawiano się istotnie żartami, jak wspomina Orzechowski w broszurze Fricius swe de maiesiate Sedis Apostolicae. Widnokrąg Fori- coeniów jest mocno zamknięty, pomysłowość w nich bardzo ograniczona, a dowcip_niezbyt swobodnyTCzytając je, rzadko roześmiać się można. Poeta zaczą1~Je~gromadzIć wT*adwie, a skończył dopiero w Gzarnolesie po wydaniu Trenów. Przeważna ilość Foricoeniów tyczy się męskiego towa- rzystwa i zawiera wspomnienia z biesiad pozadomowych, jak w tytule powiedziano. Znamienny jest^epigram Ad fefrum_JPoeta_oświadcza^_żę_ gdy_ sojbie^odchmieli," zarazT uczuwa natchnienie, staje się poetą: Statim moveri sentio Praecordiis in intimis hinumera versuum agmina Erumpere gestientia. Quibus data est postcpiam via, Ruunt gregatim morę apum... (For. 78) W wielu utrwala pamieć_swych miłych towarzysz6w_i za- żyłe z nimi stosunki: z Jędrzejem Patrycym, Piotrem Rojzju- szem, którego nazywa obywatelem świata, Stanisławom Fogelwedrem, Łukaszem Górnickim i Jędrzejem Trzycieskim. Pozostawał z nimi na stopie poufałej, jak Rej z swoimi to- warzyszami, cenił ich wysoko i komplementów im nie szczę- dził. Z bogaczami i senatorami stosunki-są ceremonialniejsze. Do Mikołaja Radziwiłła zwraca się z pochlebnym komple- mentem (For. 44, 45); odwiedzinami wojewody sieradzkiego Olbrychta Łaskiego czuł się wysoce zaszczycony (For. 85). Epigramatów politycznych znajduje się mało. Do Pad- niewskiego zwraca się wśród pochodu na Moskwę w 1568 r. FRASZKI z pragnieniem, żeby pokój prędko zawitał, i przypomina, jak w czasie pokoju bawił go pięknymi anakreontykami [For. 38). Załącza także dwa epigramaty na wjazd Henryka Walezego do Krakowa, o których później wspomnimy. Obok epigramatów poważnych, do męskiej połowy rodu ludzkiego skierowanych, wydatną warstwę Foricoeniów sta- nowią epigramaty o miłości, do Wenery i liczne żarty_z_kla- sycznie ~ nazwanych _panien, może czasem kochanek: Ad ^orinnam, Ad Lesbiam, Ad Gallam, De Neaera, In Cypassim. Epigramatów takich u Reja wcale nie ma, u Krzyckiego są nieliczne i niezbyt powabne. Temat miłości porusza pierwszy śmiało w literaturze Kochanowska On pierwszy o pannach jakcTwaznym czynniku życia towarzyskiego z całą swobodą rozprawia. Tylko, jak do nich chciał trafić epigramatem łacińskim, to nie wiadomo. W dziale tym, mającym zresztą wobec fraszek polskich podrzędne znaczenie, warto zwrócić uwagę tylko na epigram Ad Crocalim, który stanowi rodzaj komplementu łańcuchowego, żywo przypominającego Mor- sztyna. Słodkie są figi, gruszki, jabłka, miód, cukier; wonny jest rozmaryn, róża, balsam. Lecz ni figi, ni gruszki... nie są tak słodkie; ni róża, rozmaryn... nie są tak wonne, jak słodkie są twoje usta, wonny twój pocałunek [For. 105). Wzorem Krzyckiego włączył Kochanowski do Foricoeniów kilkanaście nagrobków, często humorystycznych, dla roz- maitych osób fikcyjnych, a także kilka rzeczywistych, przy pomocy których można w przybliżeniu datę tego zbiorku oznaczyć. Na uwagę zasługuje nagrobek dla konia poety, Glinki, którego piękność i dzielność chwali [For. 81). Naj- silniej z życiem osobistym i artystycznym poety łączą się epigramaty o poezji i sobie. Że wiadomość o swoich upodo-^ Łaniach w tym zbiorkuumiescił, tym bardzo przyczynił"1Tę do ożywienia gp i nadania mupiętna osobistego. Mówi o^flmfigzgrj^ogggo.^ezmiernie 'podzrwiaŁL^órTTHgi, _j-j0 Bu- p.hflnflmf^ 7, którego parafrazy Psalmów w swoim przekładzie, Ifory.ysfał [F nr. 68). Dodaje dwa epigramaty napisane niegdyś w Padwie: na gróbJPetrarkuJ na zbiorek jego poezyj Sonetli JAN KOCHANOWSKI e canzoni in morle di madonna Laura (For. 6, 7). Ładny jest wierszyk In culicem, do komara, któremu obiecuje wergiliu- szbwską nagrodę, gdy zbudzi kochankę i w objęcia jego sprowadzi [For. 60). Mamy także kilka zagadek, np. o rybie- gospodarzu, od którego dom ucieka, gdy się ją z wody wy- ciąga (For. 95). Ale to są tylko okruszyny z jego pracowni literackiej. Ważniejsze są wyznania ściśle osobiste. W epigramacie Confessio zapewnia._ze kłamać nie potrafi, ceni tylko ludzi uczciwych, a pyszałków nie znosi (For. 42). W epigramacie Ad Musas wyraża pragnienie powrotu do zajęć literackich, s!<^^lyI]so^lJSzkowskl_ysunie się z podkanclerstwa (For. 57). W wierszyku Ad episcopum Cracoviensem_, zapewne do P-ad- niewskrógb^tTumaćzy, że Tnusi się już przenieść, na wieś, bo czuje zbliżającą ^Tęitarość (For. 52). Wreszcie w epigramami? Oraculum upomina się, żeby przestał "mysTec^Tnfule i jako kapłan muz na małym poprzestał (For. 80). Wśród tych okolicznościowych oświadczeń wzruszający jest epigram In columnam. Upamiętnił w nim poeta bolesne zdarzeilie z życia rodzinnego,'gdy stawiał ppmmk , .poświęcony pamięc^ser-1' decźńie opłakiwanych córek, Urszuli i Hanny (for. 119). --Trzy warstwy epigram atów: towarzyskie ^miłosne i oso- biste zlożyłysię na pierwszy zbiorek epigramatów Kocha- n^wsEl^TrZebrałTcTrJeszCze n1e'nadto wiele, bo widocznie łacina krępowała swobodę jego umysłu. Powiada, że ich skąpo przybywało, bo musiał najwięcej w domu jadać (For. 32). Układając je do wydania w 1584 r., umieścił w środku drugi epigram podobnej treści (For. 64), a potem jeszcze dodał, że powinien był pisać raczej domicoenia niż foricoenia,,.,. bo zbyt rzadko otrzymywał zaproszenia na uczty pozadomowe. W nastroju jednolitym starał się utrzymać przez cały zbiorek, stosując się, o ile można, do nieco kapryśnie obranego tytułu. Widać, że rozmyślał o najrozmaitszych rodzajach epigramatu i gotował się na inny, obszerniejszy zbiorek. Z Foricoeniów jednak nie można było się spodziewać, że stanie się tak znakomitym fraszkopisem. FRASZKI Całe doświadczenie KochanowskiegQ__at- zakresie -epigfa- matu skupiło się ~wT Fraszkach. Oba poprzednie zbiorki zostały przez nie usunięte w cień, straciły osobną ponętę i uległy zapomnieniu. Przyczyniło się do tego nie tylko większe upodobanie poety w języku polskim i większa łatwość w ujmowaniu w nim swego dowcipu, ale zarazem szczęśliwy instynkt literacki, który mu pozwolił zrobić z Fraszek dzieło sztuki i zmienić je w zwierciadło niezwykłego umysłu. Osta- tecznie pokazało się, że Kochanowski myślał po polsku, nie po łacinie, i w tym języku swobodniej się tłumaczył niż w języku z książek wyuczonym. Przede wszystkim, aby większą rozmaitość do polskiego zbiorku wprowadzić, Kochanówski__wjączył dcT niego Jkilkj^ dziesiąt bardzo starannych j. z dobrym smakiem wybranych'_ 1 thimaczen_z_sławnych,greckich i jącmskLch zbiorków epigra- matów, przeważnie z głośnej Antologii greckiej. Przekłady^ czasem oznacza w tytule „Z graeckiego", a najczęściej spol- szcza zupełnie i umiejscowią w Polsce. Między innymi sławny wierszyk Szlachetne zdrowie, nikł się nie dowie przeuDbił bardzo zgrabmęJZ_greckiego_tekJ3tu (Fr. III 54). Znać także u niego studium głównego epigramatysty łacińskiego, Marcja- ".- lisa^ z którego widocznie pod względem tecEnicżńyrrT' ko-' Tzystał. Chciał się nauczyć od niego zwięzłości i układu fraszek w zbiorek książkowy (Fr. I 29, 95). Nowością wielką było, iż wprowadził kilkanaście pięknych przekładów z świeża? za jfigo czasów odkrytegq^_Anakreonta,i_dfi rozpowszechnienia się jego" w"Polsce przyczynił. Mówi o tej zasłudze z pewną dumą i zadowoleniem: luz cię moie strony znaią Y na biesiadach śpiewaią. (Fr. II 44) Przyczynił się do tego Padniewski, który z nim równe upo- dobanie znajdował w miłym piewcy wina i dziewcząt jońskich. Liczne te przekłady podniosły oczywiście poziom artystyczny fraszek. W oryginalnych musiał się Kochanowski do ich nastroju stosować. Jan Kochanowski ( JAN KOCHANOWSKI Drugim sposobem wprowadzenia rozmaitości w zbiór fraszek było rozszerzenie kręgu spostrzeżeń na szersze koła otoczenia. Spotykamy tu wzmianki i dowcipy nie tylko o przy- jaciołach poety znanych nam z elegij^LFflricoemoro, ale za- razem Kcżne uwagi i komplementa' dla dworzan królewskich, których listę' podaliśmy ^""zarysie "biograficznym poety z okresu dworskiego. Nadto zachodzą tu częste żarty, przy- cinki i dowcipy, odnoszące się do ziemian i warstw rolniczych. Miasto, dwór i wieś dostarczają przedmiotu do żartów, a to ożywia nastrój całości i daje poecie pole do wszechstronnego rozwinięcia zmysłu krytycznego. Kochanowski był wrażliwy na otoczenie, przepadał za życiem towarzyskim, bez przy- jaciół Jibejsć się nie mógł Fw jednejTraizce oświadczył: ^Q beg. przyjaciół za żywni?. więzienie^. We fraszce tej wyJaśnia^Jze ani w smutku, ani w radości bez przyjaciela obejść się nie może. Musi się go radzić i wesele z nim dzielić, i_miłośc_bliźnich przekłada nad majątki (Fr. II 46). Oczy- wiście takie usposobienie musTałb korzystnie oddziałać na treść fraszek, wnieść w nie życie^ nastrój serdeczny, pobłaż- liwy i uczynić ciernym odbiciem,,koł, w których się obracał.. Trzeci dział fraszeE, podobnie jak w Foricoerliach, stano- wią epigramaty i drobne urywki wierszowe, odnoszące się do miłości i stosunków towarzyskich z płcią piękn^ai: Jako pierwsze probTET^wierszowane w języku polskim w zakresie miłosnym — są oczywiście niezmiernie cenne. Skierowane są imiennie do rozmaitych panien z polskiego otoczenia: Kachny, Jadwigi, albo ujęte tytułem ogólnikowym: Do dziewki, Do paniey. Do gospodiniey. l Są to westchnienia, oświadczenia, komplementy, przekomarzania się, żarty, przy- cinki, nawet drobne liściki, często czułe, gorące, serdeczne, zwłaszcza zwrócone do Hanny i Reiny, ale czasem także natrętne, obcesowe, zuchwałe, złośliwe, a nawet nie bardzo przyzwoite, jak Na Barbarę, Do Zophiey. Poeta powiada: nie mierżą mię żarty Podczas y czepiec, więc też pełne tego karty. (Fr. III 17) FRASZKI Epigramaty te stanowią barwną mozaikę i przyczyniają się wielce do urozmaicenia całości. Jaki w nich^jest __osadrzficzy=-- wistości, a które powstały jako literackie zabawki, tego oczywiście dociec nie podobnaj Poecie musimy być wdzięczni, że je do zbiorku wprowadził i pierwszy dał przykład„w,Jite^ raturze, jak z wrażeń miłosnych korzystać i wynurzeniom takim pewną literacką wartość nadać można. ) ' Osobistym wspomnieniom i szerszym zajęciom jjterackjna r/" » .Joświjciłj^ocłrdiiuyyskr^wi^TTasz/cacft niezbyt wiele miejsca_ Na pierwszy plan wybija się znana fraszka -Do gór i lasów^ w której ro^zpamiętywa _całą swą przeszłość aż do oiieolema' w Czarnolesie (III l). Dołącza także epigramaty Na_lipę, l Na aonTw Czarnolesie^ które już do późniejszych czasów należą (II 6, III 6, 37). W zbiorku uderzają mocno dłuższe^ wierszyki Do Jana, tj. do siebie,_Do miłości, Do__Jędrzefa^' w których z ogromną szczerością rozmyśla o swych stra- » pieniach i zawodach miłosnych. Czytając je żałować przy-"- chodzi, że nie noszą daty, bo mogłyby rzucić silne światło na jego przejścia osobiste. Chcąc nastrój zbiorku podnieść dołączył także kilka fraszek filozoficznych. Wśród pustoty i żartów z bieżącego czasu miło spotkać tych kilka głębszych myśli. Kochanowski był umysłem niepowszednim i powagę \ swą zaznaczyć umiał. We fraszce Do snu powiada, że uważa go za przedsmak przyszłego 'życia i chętnie w śnie błąka się po rozmaitxch_li.raj.ach_i_niebiosach (Fr. II 37). W przeiTicznej fraszce O żywocie ludzkim mówi, że wszystko fraszką na świecie^ myślŁ-i czyny ludzkie,, bo nic nie ma Jjjwałosci (Fr. I 3). We fraszce_C^/ouu^_BfiźfijLfllLzys^i^^ z zarozumiałości, gdy człowiek myśli, że jest nieśmierteliry J_Bogy_J»odobny^ (Fr. III 76). Wkładał całą duszę w te epi- _gr^amaty_i_w jednym miejscu powiedzrafT"1""'".""..-'""""''""" — - .- .--.-,-.-..^ .^- Fraszki meprzepłacone, wdzięczne fraszki moie,j _W które ia^wszytki kładę taien-mice SWOI^J (Fr. III 29) Obok tych działów jest jeszcze jeden, który Fraszki silnie od Foricoeniów odróżnia i osobny urok im nadaje, c JAN KOCHANOWSKI mianowicie szereg epigramatówtyczących się warunków powstawania fraczek Dzieło to ma osobne piętno, które mu zapewnia osobną wartość w całej twórczości_J)oety, mia- nowicie że nie jest^ciśle wytworem jego~pracow.ni literackiej, ale wiele podniet zawdzięcza pracy zbiorowej otoczenia. W zaraniu "na sze j "literatury jesT to drugie dzieło, obok Ży- wolu •człowieka poczciwego\f{e]a, które nosi znamię pracy zbiorowej. Kochanowski potrafjłtak zająć otoczenie fra- szkami, że ono samo przyczyniało się do wzrostujego z~biorku. Powiada, ^(Tżbierano dla_niego dowcipy w rozmaitych kałach i przynoszono_JniiT- surowości pojęć, co może być publiczną własnością, inaczej wyrazić się nie umiała i nawet w tym wyrażeniu pewną lęk- liwość, a raczej wstydliwość odczuwała i dopiero po osobnej walce, czy ludzkie boleści po ludzku wypowiedzieć wolno, rzeczywiście się wyraziła — tak więc zapatrując się na Treny, uzyskujemy w nich nagle niesłychanie ciekawy dokument z przeszłości, który nam dopiero jasno tłumaczy, za jaką cenę porzucił Kochanowski nadzieje dworskie. Jakkolwiek zresztą zechcemy oceniać Treny, pozostanie faktem, że Ko- chanowski w najlepszym swym utworze, a zarazem najbar- dziej osobistym, zachował pamięć o trzech ideałach kobiecych POEZJA ŻYCIA RODZINNEGO ze swego otoczenia, o matce, żonie i córce, a więcej o nikim, chyba o bezimiennej opinii, która ten utwór uznawała za lekki i niegodny uczonego męża — aż czego znów matka kazała mu nic sobie nie robić, owszem zachęciła, żeby ludzkie bole- ści po ludzku wyrażał. Pokazuje się więc, że Treny, pierwsze oryginalne i zadziwiające dzieło literatury polskiej, mamy do zawdzięczenia przede wszystkim paniom. Kobiecość objawia się w Trenach w trzech postaciach, mianowicie we wspomnieniach dziecinnych Kochanowskiego, w mimowolnym sprawozdaniu o teraźniejszości i w żalu za nie spełnionymi nadziejami przyszłości. Ten szeroki widno- krąg czasu, dumań i nadziei nadaje temu poematowi wyjąt- kową wartość biograficzną i powagę. Jest to nie do uwierzę-] nią, że Kochanowski po bankructwie swoich przekonań filo-f zoficznych i nie wiedząc już, jak sobie poradzić ze sprawa uczuciową głęboko go dotykającą, on, ojciec rodziny i 49-letni "mężczyzna, udaje się o pomoc i radę do matki. Ponieważ zaś 'matka jego od 22 lat nie żyła, więc, oczywista, ta rada mogła mu być dana tylko fikcyjnie, niby w sennym marzeniu. Matka mogła mu jedynie udzielić wiadomości o niebie, bo jej wyłącznie w tym kierunku wierzył; zresztą ona niegdyś te pojęcia w jego duszy zaszczepiła, które potem wpływ filo- zofii starożytnej nieco przymroczył. Matka także mogła go zachęcać do ludzkiego wyrażania swego żalu, udzielić mu wskazówek co do losu dziewcząt po wydaniu, napomnieć go, żeby uważał na zdrowie i zabrał się do systematycznej ro- boty. Żona wobec niego tej powagi nie miała; mogła się troskać, frasować, że się jakoś uspokoić nie umie, ale spowo- dować go do natychmiastowego posłuchu nie mogła. W śnie więc tym rola matki polskiej wobec syna została wybornie określona; ona jedynie panowała ^"Bart—jH a LeTrtw eTnsyna i w najdrobniejszych szczegółach sercem macierzyńskim od- czuć umiała, o co jej uczonemu Janowi chodziło. Żona mogła go kochać— tajemnice jego serca znała, tylko matka. Od- zywa się ona do niego z ogromną powagą, tytułuje go „Janie", „synu mój", strofuje i karci, z miłością upomina, przemawia 134 JAN KOCHANOWSKI do jego rozsądku, budzi w nim ambicję i zajmuje wobec niego, zwłaszcza wobec spraw sercowych, stanowisko sędziego bez apelacji, podobnie zresztą jak Sędzia wobec bratanka w Panu Tadeuszu. Po serdecznej przemowie matki czuł się Kocha- nowski podniesiony na duchu i sprawę wydania Trenów uważał za załatwioną. Żona bezpośrednio w Trenach objawia się tylko w dwu okolicznościach. W utworze tym uwydatniły się w jaskrawy sposób polskie instynkty rodowe, dzięki czemu wyobrażano sobie, że strata dziecka dotykała raczej ojca jako naczelnika rodziny, a nie matkę, która pod względem społecznym pozo- stawała razem z dziećmi pod władzą męża i publicznie córki za życia ojca opłakiwać nie mogła. Nie sprawiając nagrobka i nie dając nakładu na obchód pogrzebowy, w wypadkach tych oczywiście pierwszoplanowej roli nie przyjmowała. Za to pani Kochanowska zjawia się w najboleśniejszych i naj- , bardziej poufnych chwilach tego smutnego wypadku, mia- nowicie gdy córka umiera, i przychodzi ją ubrać do trumny. Oba te treny są właściwie wyrażeniem uczuć matki, nie ojca, bo oczywiście żal przy przerzucaniu strojów córki mógł się objawić tylko u matki, na którą obowiązek ubrania córki spadał. Także uroczyste pożegnanie córki należało do matki — zresztą pytanie, czy córka tyle tkliwości względem ojca mo- głaby objawić. Tak więc już trzy treny, tj. VI, VII, XIX, niewątpliwie najpiękniejsze i które nas zawsze najwięcej po- ciągają, należy uważać raczej za sprawozdanie o uczuciach serca kobiecego. Kochanowski jest tylko widzem, sprawo- zdawcą, współczującym lub współmyślącym, ale nie bez- pośrednio odczuwającym, rozważającym i rozstrzygającym. Pozostaje teraz sprawozdanie z boleści czysto osobistej. Z punktu widzenia życia rodzinnego zasługuje na wyszcze- gólnienie przede wszystkim język J)rószczQtliwy, na którego objawienie się w literaturze zawsze przy Reju zwracamy uwagę. Język to zupełnie podobny do dzisiejszego. Do Ur- szulki odzywa się Kochanowski przeważnie w zdrobnieniach, » mówiąc o jej stopeczkach, ręczynkach, ustkach, gardłku, czło- POEZJAŻYCIA RODZINNEGO neczkach, włoskach i główce; jest niewyczerpany w wyszu- kiwaniu dla niej najtkliwszych nazwisk: „szczebiotko, po- ciecho, zabawko, kochanie, śpiewaczko, kłosie"; albo znów staropolsko-poważnych, zanadto poważnych ze względu na wiek Urszulki: „córo, dziewko, dziedziczko, Orszulo", także „dziecię"—z przymiotnikami: „wdzięczna, ucieszna, najmilsza, droga, jedyna". Był on w niej, jak to mówią, zakochany. O dziecku półtrzeciarocznym rozprawiał z żoną, jaki posag dla niej zbierze, i marzył najpoważniej, jak ją kiedyś będzie do ślubu prowadzić i na jej weselu tańczyć. Widział on każdy drobny objaw u swej córki: wesołości, dowcipu, gracji, niewinnego pochlebstwa, w powiększonych kształtach ge- nialności i doskonałości, i mimowiednie w uczuciach swych przesadzał. Że tak było, można wnioskować z wielu objawów, np. kiedy mówi o dziecku, że mu zabrała duszy połowicę, co się zwykle mówi o żonie; że takie nadzieje w nim rozbu- dziła, jak kiedy komu śnią się skarby, a po obudzeniu mu tylko z tego ślinka pozostaje; że życie spędzone w jej towa- rzystwie nazywał snem, itp. Najlepiej jednak widać tę prze- sadę na konkretnej sprzeczności, bo od siebie powiada w Tre- nach, że Urszulka umiała śpiewać, czysto po polsku mówić, rymować, tworzyć nowe piosnki, i nazywa ja z tego pnwnH]^ Safoną słowieńską j fl^dT.ifyką gwgj_lutni. kiedy matka we śnie wyraźnie go poprawia i oświadcza, że Urszulka jego „jeszcze słów nie domawiała", co jest nawet rzeczą dziwną, zważywszy, że miała półtrzecia roku. Była to więc nieszko- dliwa iluzja rodzicielska, z którą i jemu, i córce było lepiej, i dzięki czemu oczywiście tym dokładniej psychologię dziecka zrozumiał i obraz Urszulki z miniaturową dokładnością /w Trenach skreślił. " Biorąc do ręki Treny jako arcydzieło portretu dziecinnego warto doprawdy zobaczyć, z ilu szczegółów się składa. Ko- chanowski pisząc Treny przypomniał sobie, jak Urszulka była u nianiek, jak ją stroił w letniczki pisane, kupował dla niej brameczki na jarmarku, jak przychodziła do niego po pacio- rek, rumiana, śmiejąca się, z kręconymi włoskami, jak sia- 136 JAN KOCHANOWSKI dywała do stołu, dreptała przy gospodarstwie za matką, jak go odrywała od książki, witała z drogi, jak figlowała, śpiewała, kryła się po kątach, jak miny stroiła do gości, wieczorem odmawiała osobny pacierz za mamę i tatę, i tysiąc innych małoznacznych objawów z życia dziecinnego, które stanowiły osobną historię domową, jak zwykle w małżeństwach, które się bardzo kochają i są szczęśliwe. To drobiazgowe badanie dziecka, na które dopiero nowsza nauka i literatura zwróciła uwagę, to wczesne^ rozwinięciew Polscenajczylszej atmo=— sfery rodzinne], której pamiątką są właśnie Treny, oto co w tym utworze najbardziej się nam podoba, wydaje się naj- trafniejszym, zupełnie modernistycznym i omal nie intuicyj- nym przeczuciem dzisiejszego człowieka. Jakkolwiek Kocha- nowsKT~§5nr^T^'imieJe, że w przyszłości może być nazwany poetą od dzieci, jednak jako poeta wieku dziecinnego, jako psycholog dziecka jest on pierwszym artystą w literaturze europejskTelj^TpOtTobnie jak Rubens, portretowi żony i dziecka zawdzięcza jeden z głównych tytułów do chwały. Oprócz tego Treny zastanawiają nas, że nie znaczący wy- padek z życia rodzinnego połączyły z historj.ą, duchową i umysłu znakomitego poety. Druga połowa Trenów mieści rozmyślania Kochanowskiego nad nieśmiertelnością duszy | i nagrodą wieczną i znacznie zakres żalów nad Urs-zulką prze- | kracza. Nie iżby Kochanowski w to dawniej nie wierzył, ale \ że wiary tej do własnego szczęścia nie potrzebował i musiał ją sobie zdobywać własnym doświadczeniem, to jest ta druga • okoliczność, która wyjątkowe znaczenie nadaje Trenom. O nieśmiertelności mówił Kochanowski nieraz dawniej, ale tak sobie, półgębkiem. Obecnie chodzi mu o to, czy w marze- niach swoich może uzasadnić nieśmiertelność Urszulki. Sta- nowisko podobne zajmował Dante wobec Beatryczy, a Pe- trarka wobec Laury. Kochanowskiemu przyszło to zagadnienie-- rozwiązać wobec własnego dziecka. Walka jego nie obejmo- wała tylu misternych, a raczej scholastycznych, rozmyślań i rozróżniań, co u Dantegoj Petrarki; nie była owocem kilku- letniej pracy umysłowej, była uchwytniejsza, bardziej prosta POEZJA ŻYCIA RODZINNEGO i stosunkowo dosyć prędko się odprawiła. Niemniej to podo- bieństwo jest uderzające i wyklucza prawie możebność, ażeby się niezależnie u Kochanowskiego objawiło. Otóż przyjmując na razie ten wpływ za rzecz dowiedzioną, należałoby przy- puścić, że Kochanowski umyślnie, celowo, z poezją poświę- i coną pamięci córki połączył czynnik własnej walki przekona- j płowej i w ten sposób, rzuciwszy TrenynsTtio ogólniejsze, / powszechnoludzkie, podniósł je do godności znakomitego / dzieła literackiego. Rzeczywiście, treny, choćby najtkliwsze, ( wspomnienia o córce, choćby najjędrniejsze i najbarwniejsze, bez rzucenia ich na tło ogólnoludzkiego zagadnienia pozostać by musiały wierszykiem mało znaczącym i przyczynkiem do domowego życia poety, zagubionym gdzieś w Pieśniach. ffl Tymczasem z dodaniem tła filozoficznego urastały nagle na \j znakomite dzieło literackie^ wybijały się na czoło zagadnień ^ póruszónyc^fwTtg^mac/t miej ako stanowiły ich zakończenie i uwieńczenie. Poeta już raz postąpiFpóTtabBie, c]icą& zatrzeć wrażenie erotyków do Bezimiennej przez Pieśń świętojańską. Obecnie z Trenami powtórzyła się ta sama historia, na tle oczywiście różnym, o ile różny był stan umysłu poety w tych dwu przeżyciach. Musimy tu uprzedzić bliższe omówienie parafraz Horacjań- skich i przypomnieć z nich kilka orzeczeń, kiedy Kochanow- i ski, idąc śladami mędrców starożytnych, nie przeżywszy sam <( | osobiście niespodzianek życiowych, uwierzył w trzy ogólniki i | apriorystyczne: o zadowoleniu z mierności, o bezpieczeństwie J mędrca opartego o cnotę i tęgi charakter, i o możności lekce- f ważenia przygód i igraszek fortuny. Obecnie, gdy mu przyszło ' zastosować te zasady do najgłębszych pragnień swoich; gdy, mając dzieci i rodzinę, którą kochał i o której los się troszczył, zrozumiał, co to jest życie i jakie pospolite, ale zarazem wdzięczne obowiązki nakłada; gdy jeszcze nie przygotowany na tę walkę, chroniony dotąd od grozy życiowej przez zabiegi żony, nagle siłą wypadku znalazł się w jej obliczu — natenczas pośpiesznie przy śmierci małego dziecka, owej „maluczkiej duszy", jak powiada, przyszło mu zburzyć starokawalerskie 138 JAN KOCHANOWSKI teorie Horacego, wydrwić anielskiego Cycerona, powiedzieć im, że są frazesowiczami, i zbudować sobie nową filozofie ' •. y.t-r-'. •-'^"'"VM'•'*WMw~•.v^ff,-.-rel..s .i-, .-•" --,-.—•-- .w-iJt.- .w.^if-"- •Wt-a-K*'3' '*' chrześcijańską, która spoczywa na przekonaniu, że „jeden ^5Tni jest"smutku'T"'riagrody''. 1 Walka ta, złączona z żalami za iJrszulką, stanowi widocz- nie drugą połowę Trenów i jest zastanawiająca u autora, który prawie równocześnie parafrazował Horacego i Psalmy. Poka- zuje się, że słuszny jest ten pogląd, który parafrazom Hora- cjańskim przypisuje ściśle literackie znaczenie, a odmawia im wagi dokumentów biograficznych. Walkę przekonań miały dopiero zawrzeć Treny; w nich dopiero miał się poeta wy- powiedzieć i historię swej duszy zamknąć. Jest to najbardziej osobiste dzieło Kochanowskiego, a nawet praca, która jedynie trafnie istotę umysłowości naszego poety odbiła. Kochanow- ski nie myślał po naszemu, z tą ścisłą logiką, z jaką my, na francuskiej umysłowości wykształceni, jesteśmy przyzwy- czajeni zagadnienia stawiać. Jak wszyscy pisarze XVI w., wnioskował instynktowo; z myślami mieszał uczucia, z wra- żeniami późniejszymi wcześniejsze, z tezami ważniejszymi mniej ważne. W XVI w. nie mamy ani jednego dzieła, zwła- szcza oryginalnego, które by nas logiką rozumowania mogło zadziwić. Literatura tego wieku nie nauczy nikogo logiki. Otóż i co do Trenów błędem jest utrzymywać, że przedmio- tem walki duchowej spowodowanej śmiercią córki, była u Kochanowskiego jedna ściśle oznaczona sprawa: Śmierć ta dotknęła od razu wszystkich strun jego duszy, zburzyła od razu jego ideowe i materialne bezpieczeństwo i po prostu grunt mu pod nogami poderwała, I najlepiej to jest wyrażone w trenie XIX, gdzie matka daje mu zapewnienia nie tylko^_ co do życia pozagrobowego, ale także co do życia ziemskiego, i uspokaja go, że córka przez przeniesienie się do wieczności nic tak dalece nie straciła, że śmierć na świecie jest rzeczą pospolitą, że w pracy należy szukać lekarstwa na zgryzoty, że wreszcie być człowiekiem i po ludzku opłakiwać swe nie- szczęście to nie jest bynajmniej wstydem dla chrześcijanina. W walce tej nie chodzi tylko o sprawę nieśmiertelności albo POEZJA ŻYCIA RODZINNEGO czy pisanie trenów utrwali pamięć córki, ale zarazem o za- sadnicze pojęcie celów i warunków życia człowieczego, o zy- skanie równowagi, zburzonej przez niezmiernie dotkliwą stratę, a przede wszystkim o stwierdzenie, czy wiara w cnotę i tęgość umysłową, głoszona przez stoicyzm starożytny, zdoła zapełnić i uspokoić duszę, gdy w nią wielkie nieszczę- ście uderzy. Że tak jest, można to widzieć z poszczególnych trenów, gdzie różne wątpliwości są okolicznościowo poruszane, ale nie ostatecznie rozstrzygane; gdzie ciągle wyłania się buntow- nicze twierdzenie, jakoby Urszulka straciła przez śmierć wiele czekających ją przyjemności, a rodzice wiele należnych im pociech; gdzie sprawa życia i śmierci, a właściwie praw Bożych do człowieka, jest ustawicznie rozważana; gdzie bez- nadziejnym wnioskiem, a właściwie zburzeniem dotychczaso- wych zasad o cnocie, dzielności charakteru, bezpieczeństwie człowieka, mierności pragnień, kończą się rozważania naszego humanisty — dopóki w trenie XVII nie wyłoni się ludowe pojęcie o dopuście Bożym, a w następnym o winach i grze- chach, i cała walka nie zakończy się modlitwą skruszonego grzesznika, a wreszcie ukojeniem. Treny są rodzajem con- fessio fidei Kochanowskiego, są aktem^Jibhcanego^Dr^y- znania się poety do religijności i chry.stianizmu^J^ęJwaniem ż dotychczasowymi poglądami humanisJty^cznymi. A rzetel- ność tego wyznania można ocenić, gdy się odczyta poprzed- nich szesnaście trenów, w których nie ma wyraźnego wspom- nienia o Bogu chrześcijańskim, oprócz gdy mowa o pacior- kach Urszulki; albo gdy się zaglądnie do Pieśni, gdzie np. w pieśni o fortunie mieści się tak zuchwałe wyznanie: Nie umiem ia, gdy w żagle Uderzą wiatry nagle, Krzyżem padać i świętych przenaydować dary. A więc i Kochanowski-humanista miał swoją Beatryczę, i jemu także zbiegła w pomoc pani, „której się mocy nocne duchy boją" — a tą Beatryczą była dla niego córeczka, JAN KOCHANOWSKI „jedna maluczka dusza", jak powiada, która za życia przycho- dziła do ojca humanisty z prośbą o paciorek, wieczorem mo- dliła się o szczęście i powodzenie ojca osobno, która, żegnając się z matką, powiedziała, że idzie do Boga, a po śmierci — jak zapewnia znów matka Kochanowskiego — „między anioły... iako wdzięczna iutrzenka świeci a za swemi rodzi- cami się modli". Ta więc „dusza maluczka" spełniła wobec Kochanowskiego posłannictwo apostołki wiary, była tym jądrem krysztalnym, na którym oparło &ię odbudowanie pojęć religijnych poety. I dlatego ją tak opłakuje, dlatego HX o niej tak dokładnie pamięta, dlatego Trenów o niej nie waha się ogłosić, jakkolwiek wie, że wobec surowej opinii polskiej na zarzut lekkości i rozpieszczenia się narazi, i dlatego wreszcie w trenie ostatnim to śliczne zjawienie się matki z córką opisuje, bo one dwie jedynie o niebie z przekonaniem mu mówiły. Że w tych warunkach musiało powstać dzieło pierwszo- rzędnej pieknoj|cjJirycznej, tego nie ma co osobno udowad- niać. Jest to tak żywiołowy wybuch żalu i w tak oryginalny sposób wyrażony, że w swoim rodzaju stanowi unikat w dzie- jach literatury powszechnej. Francuzi mają podobny utwór w żalach Wiktora Hugo nad śmiercią córki, ale te są nieco słabsze i całości rodzajowej nie tworzą. Jako autor tylu trenów i nagrobków dla mecenasów i znajomych—Kocha- nowski sam siebie w tym utworze przewyższył. Dał nam on jakiś nowy gatunek żalów, jakich nigdy poprzednio nie pisał. Prawdziwa boleść zniszczyła w nim pamięć o rutynie i wydo- była z jego serca skargę zupełnie oryginalnąi bez ogródki i szczerą. , ,-rt«^- Przecież Treny nie są osamotnione w dziejach literatury powszechnej. Pokrewnych utworów w literaturze włoskiej jest dosyć. Treny przypominają bardzo sonety Petrarki In morie di madonna Laura, które Kochanowski znał jeszcze z czasów padewskich. Zbliża je do siebie podobieństwo ro- dzajowe. Oba utwory są zbiorkiem liryków poświęconych żalom nad jedną osobą. Cykl powstaje przez włączenie do POEZJA ŻYCIA RODZINNEGO wspomnień o zmarłej przedstawienia całej wajki osobistej, \ jaką dany wypadek w duszy piszącego wywołał. Obok wspom- nień z otoczenia autor czerpie z bogatego źródła najrozmait- szych przejść i wrażeń osobistych. Jest to nowy sposób opie- wania pamięci ukochanych, stworzony przez Dantego i wy- /, doskonalony przez Petrarke, a zupełnie nie znany autorom starożytnym. Drogą tą poszedł nasz Kochanowski i utworzył '"nowy cykl liryków na temat swego nieszczęścia rodzinnego. Ponieważ zaś sonety Petrarki In morie di madonna Laura i Treny obejmują rozważania nad podobną stratą, więc nie tylko pod względem rodzajowym, ale także co do treści tu i ówdzie się zbliżają. Dość porównać tren III z sonetem l: Oime U bel viso, oime ii soaue sguardo, albo tren XVIII z so- netem 85: I'vo piangendo i miei possali tempi, aby pewne pokrewieństwo treści i pomysłów w obu cyklach zauważyć. Pomiędzy zaś kanconą VI: Quando ii soave mio fido conforto, przedstawiającą zjawienie się Laury we śnie i pocieszanie Petrarki, a trenem XIX można nawet odkryć pewne zbli- żenie słowne. Tylko, oczywiście, Treny nie są utworem zawdzięczającym powstanie wieloletnim rozmyślaniom i subtelnym introspek- cjom scholastycznego umysłu. Obejmują one znacznie mn^j- szą ilość pomysłów i sytuacji niż u Petrarki i do innego obyczaju są dostosowane, niż to było półtrzecia wieku wstecz. Trzeźwość humanistyczna miała się na nich wyraźnie odbić. Mają one układ bardziej zwarty, są szczegółowo obmyślana i i wydane zostały celowo. Dzięki temu czynią wrażenie pa- miątki pogrzebowej, a takiego sonety Petrarki bynajmniej nie \ wywierają; w literaturze Odrodzenia przybrały one wprost formę obyczajową. To nam pozwala szukać zbliżeń między Trenami a utworami kilku trenologów owych czasów. Nie mieliśmy sposobności przeprowadzić studiów szczegółowych w tej mierze. Wskazujemy kilka podobieństw, okoliczno- ściowo zauważonych. Opis nieba, w którym przebywa Ur- szulka, jest nieco podobny do opisu Bemba w kanconie na śmierć brata: Alma corlese, che dal mondo errante; uwagi JAN KOCHANOWSKI matki nad korzyściami ze śmierci Urszulki przypominają argumenty Poliziana z elegii In Albieram Albiliam, puellam formosissimam morientem. Szukając analogij wśród trenów włoskich XVI w., można by ich zapewne więcej wykazać. Ale już to, co wiemy, wystarcza, aby utwór tenJdo__pobudek a-łi Kp.rattH-aL włoskiej odnieść. ——————" Jasny sąd, że Treny powstały przede wszystkim pod wpły- wem literatury włoskiej, przytłumia to, że wyjątkowo silnie jak na utwór podmiotowy przypomnieniami klasycznymi są przepojone. Obok wielu nazwisk mitologicznych, a nawet kilku osobowych, spotykamy w nich mnóstwo wyobrażeń klasycznych, a także zwrotów i przypomnień, zwłaszcza z Horacego, Owidiusza, Katulla i innych. Filologowie nasi położyli wielką zasługę, że w tym kierunku Treny objaśnili. Czytając ich wykazy zdumiewamy się nad niezmiernym oczytaniem naszego poety w literaturze klasycznej. Ale te przypomnienia oczywiście o rodzaju literackim nie rozstrzy- gają i Kochanowski w końcowych trenach wyraźnie okazał, że nie o utwór w duchu klasycznym mu chodziło. Owszem, klasycyzm zjawia się tu raczej tylko na sąd, na trybunał, żeby się z nim na zawsze, i to publicznie, w obliczu ogółu rozprawić i wykazać, że dla duszy człowieka nowoczesnego jest niewystarczający i strapień jego ukoić nie potrafi. W tym celu właśnie poświęca Kochanowski jeden cały tren polemice z Cyceronem, w innych przytacza argumenty z Seneki, Ho- racego, Lukrecjusza, a w jednym rozpatruje podanie mitolo- giczne z Metamorfoz Owidiusza i, dopiero zebrawszy te' źródła, z dowodami w ręku wykazuje, że mu żadnej.Ja.UBeeyL.ss.jego JAł^etettie-duchow^m nie^ dali; Jest to jedyna stanowcza pp- ''/{Jemika. Kochanowskiego z klasycyzmem, wprost niespodziana '/ u tak gorącego^wTeIBTćieTsTsfSrozytnościjl Widać, że w treść | tego świata przestał wierzyć i niebawem przerzuci się dół obozu k a t.nl ik^^Jwierąacych. Poezja Psalmów przeważyła) 'w; jego duszy dawny bezwzględny podziw nad mądrością1 /Greków i Rzymian. W Trenach dopiero wystąpił wyraźny .wpływ przekładu Psalmów na jego życie wewnętrzne. POEZJA ŻYCIA RODZINNEGO Utwór ten zbudowany jest niezmiernie rozważnie. Odt/' ^(•enu II aż do postawienia nagrobka Kochanowski opisuje /Iko swoje żale i rozpacze; a potem aż do końca objaśnia, ' jakim kierunku zdążał i w czym znalazł ukojenie. Prze- rżną ilość pieśni ma taką samą formę jak erotyki do Bez- niennej; tylko cztery treny posiadają kształt zwyczajnych iosnek, co wskazuje, że poeta zaczął pisać ten utwór w na- broju elegijnym, a potem doń większą swobodę wprowadził. ciemniej rozmaitość pokładów myślowych, różnorodność na- trojów i różnostopniowość w natężeniu uczuciowym poszcze- ólnych trenów budziły od dawna zaciekawienie, w jakim iorządku właściwie powstały Treny. Bez pomocy rękopisów, ytóre bez śladu zaginęły, tego pytania oczywiście niesposób ozstrzygnąć. Jest to zagadnienie czysto akademickie, bez nożności dostarczenia przekonywających dowodów.i Mimo to isiłowano w rozmaity sposób tę stronę pracy Kochanow- kiego objaśnić. Z dawniejszych prób rozwiązania tego py- lania zasługuje na uwagę pomysł wybitnego parnasisty pol- skiego Faleńskiego, który treny z najżywszymi wspomnie- aiami o Urszulce, a więc treny VI, VII, VIII, uznawał za najdawniejsze. Plenkiewicz, autor biografii w' jubileuszo- wym wydaniu dzieł Kochanowskiego, oparł się na spostrze- żeniu formalnym i, ponieważ tren XIII zakończony jest na- grobkiem, uznał więc poprzedzające treny za pierwotna redakcję, a następne za dopełnienie. Mocniej do przekonania przemawia najnowszy pomysł M. Hartleba, zbudowany właściwie na tle badań i zesta- wień prof. Sinki. Autor wyszedł z bardzo słusznego założenia, że Kochanowski, jako twórca licznych epigramatów nagro- bnych, zaczął swe dzieło od nagrobka. Ale gdy na utulenie jego żalu nagrobek wystarczyć nie mógł, zaczął, jakoklasyk^ układać wielki żal pogrzebowy, rodzaj epicedium na śmierć ukochanej córki. Takie epicedium według wymagań współ- czesnej poetyki miało zawrzeć laudes, iacturae demonstratio i luclus, czemu odpowiadałyby treny: II, IV, VI, VIII, XII i XIII dzisiejszego tekstu. Ale epicedium to nie ukoiło JAN KOCHANOWSKI jeszcze ogromnego żalu poety. W dalszym ciągu przycho- dziły mu do głowy nowe myśli, które zrodziły siedem nowych trenów, tj. III, V, VII, IX, X, XI i XIV, ujętych w całość nowym wstępem i zakończeniem (I, XV), tak że z sześciu trenów pierwotnego epicedium powstał nowy i szerszy utwór o piętnastu trenach. Ale i ta kompozycja nie wyczerpała uczuć wzbudzonych w sercu poety po śmierci boleśnie opłaki- wanej córki. Przybywają nowe treny w nastroju psalmowym, które zawarły właściwy przełom duchowy śmiercią Urszulki wywołany (XVI, XVII, XVIII), do czego wreszcie dołączona została osobna konsolacja (XIX). Wyłożyliśmy szczegółowo ten pomysł, ponieważ wydał nam się uwagi godnym i odpowiada duchowi zawodowej poetyki Odrodzenia. Niemniej ukrywać nie myślimy, że go żadnymi stanowczymi dowodami uzasadnić nie można. Cza- sem nawet wydaje się sztucznym, gdy się pomyśli, że miał zrodzić przy stopniowym rozwoju kompozycji tyle roz- maitych wstępów i zakończeń, które następnie miały pozostać bez zmiany w dzisiejszym tekście wśród ustawicznego prze- twarzania treści. Hipoteza ta zmusza nas także do gwałtow- nego rozdzielenia na rozmaite części składowe spojonego obecnie w dosyć zwartą całość poematu i każe myśleć roz- maitymi kategoriami, które może niekoniecznie tkwiły w umy- śle poety. Niemniej na korzyść tego pomysłu da się powie- dzieć, że liczy się ze współczesną poetyką, Kochanowskiego przedstawia jako zawodowego trenologa, którym był istotnie w początkach życia dworskiego, i zgadza się z wyobrażenia- mi o pracy twórczej mistrza z Czarnolasu, które wśród ba- dania rozmaitych działów jego twórczości wyrobić sobie można. Na zakończenie może tu nie zaszkodzi dodać, że Treny, wbrew przewidywaniom poety, wywarły współcześnie bardzo silne i korzystne wrażenie. Rzucono się do naśladowania stworzonej przez Kochanowskiego formy i do końca XVII w., a nawet w czasach Stanisława Augusta, pojawiały się wzo- rowane na nich poematy. POEZJA ŻYCIA RODZINNEGO 145 Wydawszy Treny Kochanowski przestał zajmować się te- matami z życia rodzinnego, nie żeby ochłódł cokolwiek dla żony i dzieci, ale że poezja rodzinna straciła dla niego dawny urok, i myśl swą skierował do pracy literackiej. Podświado- mie jednak myśli w Trenach poruszone ustawicznie nurtowały w jego duszy i domagały się wyrazu. Ziarna wiary i nadziei rozrastały się w jego sercu, odrodzenie religijne przenikało jego duszę. Toteż za zakończeniepoeznrodzinnego życia można uważać kilka pie?ni"w'nastroju religTJnym^-i^pegTOen- lach. Nie jest to rzecz nadto pewna, ale te pieśni zbyt dziwnie przystają do przypuszczalnego stanu duchowego poety w tych czasach i w tym związku najlepiej do omówienia się nadają. Poezja życia domowego zmieniła się u poety w zagadnienie religijne. Z psychologicznego punktu widzenia zwrot ku praktykom religijnym po Trenach byłby zrozumiały. Poeta otrząsnął się z swego smutku i zaczął dalej pisać. W kolędzie Tobie bądź chwała, Panie wszego świata mamy króciutką modlitwę o powodzenie w nowym-roku. Poeta zanosi rozmaite prośby osobiste, gospodarskie i patriotyczne i, oddając się Bogu, błaga między innymi o wzmożenie w nim - „prawey wiary". Kolęda ta jest bardzo udatną przeróbką ulo- tneJ-pieśm Baśseusa ze Szczebrzeszyna, w której jednak nie znajdujemy tej prośby o wzmożenie w autorze prawej wiary {Frag. 37). Jeszcze głębszy nastrój religijny okazuje pieśń Panie, iako barzo błądzę. Upamiętnił w niej poeta przygodę osobistą o napadzie nocnym jakiegoś rozbójnika, który wszedł do jego sypialni i, gdy się poeta nagle ocknął i kilka słów przemówił, uciekł ze strachu, przez okno wyskoczyli omal się nie zabił. Zarazem wspomina autor, że kładąc się spać tego wieczora, modlił się bardzo gorąco. W pieśni tej wyraża żywą wiarę w opiekę Boską i dziękuje za doświadczoną obronę. Jest to rodzaj odmianki jego dawnej pieśni Kto się w opiekę. Po rozpaczach w Trenach możemy tu wyczytać stanowcze wyznanie, iż się .pjlfiJŁa^ŁUDeinje^jlawrócił: Im daley, tymem pewni eyszy, Że iest żywot poszlednieyszy. {Fragm. 28) Jan Kochanowski 10 JAN KOCHANOWSKI A wreszcie mamy jeszcze ciekawszy wiersz, jeśli się myśli |, o Trenach i dawnych zwątpieniach Kochanowskiego w żywot | wieczny. W pieśni Pewienem tego a nic się nie mylę wyraża > pewność, że po dłuższym lub krótszym życiu przyjdzie mu stanąć u progu wieczności. Żywot porównywa na sposób Reja do żeglugi po morzu, w którym pełno skał podwodnych. Te skały to różne ponęty i namiętności świata, wśród których trudno przepłynąć człowiekowi bez pomocy Bożej. Prosi też pokornie Boga, aby mu ukazał „ogień portu zbawiennego" i po- zwolił bez szkody dopłynąć do żywota wiecznego. W pieśni tej mieści się trochę przypomnień z Horacego i KIeantesa z Assos. Ułożona jest w ogromnie ciekawym ośmiowierszu, złożonym z sześciu wierszów jedenastozgłoskowych i dwu siedmiozgłoskowych. Nastrojem przypomina nieco nagrobek dla Hanny (Fragm. 34). ROZDZIAŁ JEDENASTY POEZJA PATRIOTYCZNA Drugim bardzo znamiennym działem twórczości Kocha- nowskiego w okresie czarnoleskim były pieśni, panegiryki i inne utwory mające na celu uświetnienie rządów Stefana Batorego i jego genialnego kanclerza, Jana'Zamoyskiego. Zamoyski musiał być nie lada politykiem, skoro wpływ jego odbił się także w zachowaniu wobec świata naszego poety. Dawnego zwolennika Henryka i Habsburgów przeciągnął powoli ku Batoremu i dla swojej polityki potrafił zużytko- wać. Nieprzyjaciel wojen za Zygmunta Augusta, zrażony nie- dawno do polityki, robi się znów politykiem, agituje za wojną moskiewską, staje się wybitnym rządowcem, śmiało wystę- puje przeciw senatorom przeciwnym polityce kanclerskiej i od Zamoyskiego przejmuje tego ducha zbiorowego rzym- skiego, który pięknie odezwie się w kilku jego pieśniach. Ale obok pieśni podniosłych, pisanych w duchu niezależ- nym, układa Kochanowski dla Batorego i Zamoyskiego kilka panegiryków zwyczajnych, które dziwnie od nich odbijają i przypominają omal nie czasy Zygmunta Starego. Panegi- ryki pisywał Kochanowski już za czasów dworskich, ale nigdy nie nadawał im tak stanowczego zacięcia panegirycznego. Obecnie, zyskawszy już sławę w sposób niezależny, jako zie- mianin nie pobierający od nikogo osobnej pensji, uważał, że to ujmy jego godności nie przyniesie, jeśli, bardzo proszony, napisze jakiś wiersz uroczystościowy. Stał on się piewcą fe- stynów Batoriańskich i widocznie zapatrywał się na poetów JAN KOCHANOWSKI dworów zagranicznych, skąd w ogóle uroczystości publiczne, urządzane przez Zamoyskiego, wzór brały. Z początku było bardzo trudno Zamoyskiemu skłonić dziedzica Czarnolasu do usłużenia sobie w planach zabawo- wych. Ale były rektor padewski, wysokiej ogłady senator, umiał trafić do serca i upodobań byłego konsyliarza padew- skiego. Zrazu wymógł na nim napisanie sztuki teatralnej, sławnej Odprawy posłów greckich, na swe wesele z Krystyną Radziwiłłówną, a potem pobudził do napisania kilku pieśni, , , w których poeta skupił swe zapatrywania na warstwy rządzące ' \ ^wypowiedział myśli o obowiązkach służby publicznej. Daw- niej mu podobne uwagi nie przychodziły do głowy. Stosunek do Zamoyskiego nasunął mu nowe zagadnienia, w których Kochanowski wystąpił jako doświadczony polityk, myślący o sprawach publicznych ziemianin, wybitny stronnik kół rządowych. Już w Odprawie posłów greckich po drugim epizodzie mieści się chór: Wy którzy pospolitą rzeczą władacie, który poeta następnie wyosobnił i w Pieśniach umieścił, aby na niego zwrócić uwagę (1577). Zawiera on wyobrażenia Kocha- nowskiego o obowiązkach rządzących, tj. co myślał o królu, ^o późniejszym kanclerzu a naówczas podkanclerzym i innych przewodnich osobistościach swojego czasu. Upomina ich, by pamiętali, że na ziemi zasiadają miejsce Boże, i kierowali się bezwzględną sprawiedliwością, nie oglądając się na to,'czy kto ubogi, czy bogaty. Powinni oni wiedzieć, że kiedyś zdadzą rachunek Bogu z swych rządów i że występki ich są groźniejsze niż występki zwyczajnych ludzi i państwa do zguby doprowadzają (P. II 14). Ze względu na króla wygłoszona została podczas uroczy- stości weselnych Zamoyskiego z Radziwiłłówną także łacińska deklamacja Orpheus Sarmalicus, w której Kochanowski po raz pierwszy od czasów elekcji wystąpił^^ obronie planów wojennych nowego króla. Wskazując potężn^h wrogów, jakich Polska na północy i wschodzie posiada, wzywa ro- daków do zaniechania niesnasek, porzucenia gnuśności, przy- POEZJA PATRIOTYCZNA poronienia sobie sławnych przodków i wyruszenia w pole dla obrony wolności i całości ojczyzny. Wojna jest pewna i nie- unikniona — powiada ziemianin czarnoleski— wróg bardzo po- ważny, ale mamy rycerskiego króla i pod jego wodzą od- zyskamy dawną sławę wojenną. Jest to rodzaj zwięzłej prze- mowy żołnierskiej w słowach powściągliwych i bez szczegól- nych ozdób poetyckich, mogącej jednak uczynić pewne wra- żenie na rycerstwie gotującym się do wielkiej wyprawy wo- jennej. Natchnienia w niej nie ma zbyt wiele. Uderza za to mocne przekonanie o konieczności wojny i chęć obudzenia zaufania do przyszłego jej wodza. Po tym wstępie nie trudno już było przejść Kochanow- skiemu do pisania prawdziwych panegiryków na cześć Ste- fana Batorego. W tym samym roku, w którym wygłoszono deklamację Orpheus Sarmaticus, powstał utwór Pan Zam- chanus, który jest panegirykiem powitalnym, a raczej pieśnią' łacińską, odśpiewaną przez jakiś chór szkolny albo dwwzan przy wręczeniu darów od Zamoyskiego Batoremu. W maju 1578 r., w czasie podróży z Warszawy do Lw^owa, zaprosił Zamoyski króla na polowanie do lasów zamechskich pod Biłgorajem i, nie mogąc sam przybyć na powitanie, kazał jakiejś deputacji wręczyć królowi rozmaite podarunki, a mia- nowicie jakiś puchar z kosztowną misą i chochlą, i półmisek jabłek, gruszek, śliwek i wisien, które nie wiadomo skąd w maju wydostał. Może być, że część deputacji była w ko- stiumach, mianowicie: bożka rolnictwa, Pana, i satyrów, bo tylko w ten sposób można wyrozumieć słowa tego panegiryku. W Panie zamechskim ów bożek z satyrami dziękuje kró- lowi za łaskawe odwiedziny i winszuje mu szczęśliwego przy- bycia. Jak zawsze w podobnych panegirykach, Kochanowski zwraca uwagę na pogodę, świeżą zieleń lasów liściastych i śpiew ptaków i mniema, że to sama przyroda królowi ten hołd oddaje. Powiedziawszy ten komplement składa dary, usprawiedliwia spóźnienie Zamoyskiego i dziękuje imieniem mieszkańców, że król naznaczył nowego kanclerza starostą tej puszczy, bo on ją ochroni od przedwczesnego zniszczenia. JAN KOCHANOWSKI Ta sympatia Kochanowskiego, ujawniona już przed piętnastu laty w Satyrze, do .lasowjloJIskic.biJ.JAaŁawiczAfi protesty prze- ciw ich bezmyślnemu niszczeniu — zasługują na wdzięczne wspomnienie. Wziął on to sobie niejako za zadanie patrio- tyczno-artystyczne, żeby się stać orędownikiem lasów pol- skich; sympatii swej może nie umiał tak objawić jak Mic- kiewicz, ale czuł już wyraźnie, że bory stanowią właściwy urok krajobrazu polskiego, i, gdzie tylko miał sposobność, ujmował się za nimi. Podobnym panegirykiem i do tych samych okoliczności się odnoszącym jest Dryas zamechska, tj. pieśń powitalna driad zamechskich na przybycie Stefana Batorego na polo- wanie w puszczy zamechskiej, napisana również po łacinie ze względu na nieznajomość języka polskiego przez króla, a potem przez poetę wcale pięknie po polsku przełożona. Panegiryk ten zawiera pochwałę dzielnych początków pano- wania Stefana Batorego, opowieść o powstaniu starostwa zjnnechskiego i zaproszenie do przyjemnego spędzenia chwil wypoczynku w pięknym ustroniu tamtejszym. Pieśń ta godna jest uwagi z politycznych względów, bo mieści ostrą wycieczkę przeciw możnowładztwu, któremu Kochanowski przypisuje upadek rządu w Polsce. Ciekawa jest także ze względu na poczucie natury u Kochanowskiego, bo się pokazuje, że nasz poeta lubił lasy modrzewiowe i z chęcią przystawał nad brze- gami rzek, żeby się grze fal przypatrywać. Dryas zamechska zachowała się w autografie w Bibliotece Zarnoyskich w War- szawie i to jest trzeci cenny rękopis, który nam charakter .pisma poety poznać pozwala. Gdy Batory i Zamoyski poszli na wojnę, Kochanowski snuł dalej myśli, które mu zbliżenie do tych dwu wybitnych postaci dziejowych nasunęło, i utrwalił je w pieśniach, które są najwymowniejszym świadectwem ducha obywatelskiego, przepełniającego jego serce za czasów rządów Batorego. W wierszu [Niemasz y po drugi.raz niemasz wątpliwości mówi ogólnikowo o, zazdrości, która towarzyszy każdemu działa- czowi społeczneilra—Wyobraża on sobie, że działaczem pu- po E z JA PATRIOTYCZNA blicznym może być tylko człowiek wysokiej cnoty. Cnota zaś wielka posiada tę własność, że budzi szkaradną zazdrość. Ale człowiek, który poświęcił się służbie publicznej, może się na nią nie oglądać, bo ma nagrodę we własnym zadowoleniu, a potem niewątpliwie odda mu Pan Bóg to, co mu na ziemi zazdrość zabrała. Pieśń ta nosiła pierwotnie tytuł O statecz- nym słudze R. P. i odnosiła się prawdopodobnie wprost do Zamoyskiego. Wydał ją poeta w 1580 r. w zbiorku pt. Pieśni trzy, o czym niżej powiemy (P. II 2). Jeszcze szerzej o słyzbJle publicznej rozwiódł się nasz poeta w wierszu lest kto, coby wzgardziwszy te doczesne rzeczy. W utworze tym wskazuje Kochanowski główne pola zasługi publicznej. Człowiek rwący się do działania publicznego po- winien myśleć nie tylko o cnocie, ale zarazem o sławie, i mieć , chęć poświęcenia się dla dobra ogółu. Poeta dopuszczał do '' służby publicznej tylko wyjątkowo czyste i ofiarne jednostki. W wierszu tym, zachęcając wszystkich do ubiegania się o sławę i dobrą pamięć po śmierci, przestrzega, że takiemu człowiekowi trzeba przejąć się ważnymi myślami, które za- równo na ziemi jak w niebie za ważne uchodzić muszą. Służbę publiczną rozróżnia dwojaką: mówcy-polityka z dobrą głową, ; który krzewi ład w kraju i dobre obyczaje, i żołnierza,, który-- i w walce i poganinem gotów każdej chwili ,głowę położyć. W wierszu tym znajduje się wiekopomne hasło, które później Brodziński lubił powtarzać: I Służmy poczciwcy sławie, a iako kto może, Niech ku pożytku dobra spólnego pomoże. (P. II 19) Zająwszy takie stanowisko wobec króla i Zamoyskiego, wyczekiwał Kochanowski spokojnie w domu wyników wojny moskiewskiej. Pierwszy rok tej wojny przyniósł zdobycie Połocka, miasta zabranego Polsce przed kilkunastu laty, kiedy poeta był jeszcze dworzaninem. Odtąd Kochanowski sprawami pogranicza polsko-moskiewskiego żywo się zajmo- wał, brał udział w zebraniu wojska pod Radoszkowicami, JAN KOCHANOWSKI którego celem było tymczasowe ustalenie stanu posiadania nad Dźwiną, i oczywiście niezmiernie ucieszył się, gdy Połock wrócił do rąk polskich. Na upamiętnienie tego radosnego wypadku układa dwie pieśni, polską i łacińską, które miały [ być niebawem wydane. Wiersz polski Pwu dziwki oddawaymy \ jest bardzo prostą i szczerą pieśnią, prawie w nastroju ludo- \ wym. Poeta wzywa do dziękowania Panu Bogu za zwycięstwo, ^które jest nagrodą polskiej skromności, a karą za hardość jprzeciwnika. Szydzi on z zuchwałości cara, który droczył się / z królem polskim o przepisy ceremonialne, kto przed kim / przy spotkaniu ma pierwszy czapkę zdjąć i z konia zsiąść, ' / on czy król polski, a gdy przyszło bronić tych uroszczeń, ;._^odbiegł swych twierdz i schronił się w kraje podbiegunowe. Ucieszony zwycięstwem polskim, chwali Stefana Batorego, że; umiał cara ukarać, warownie jego zdobyć, a przede wszyst- kim, że Połock wrócił do rąk polskich i tak mocną twierdzę udało się Polakom zająć. Kochanowski wielbi króla za sztukę wojowania i przymioty osobiste, panowanie nad sobą i umiar- kowanie w warunkach pokojowych, i obiecuje, że będzie piewcą jego czynów bohaterskich. Wiersz ten pt. O wzięciu Połocka ogłosił poeta niebawem po napisaniu na życzenie Zamoyskiego w zbiorku Pieśni trzy (1580), w którym także pieśń O statecznym słudze B. P. i O uczciwey małżonce się ukazała (P. II 13). Oda łacińska De expugnalione Polollei napisana została widocznie ze względu na króla, który nie władał językiem polskim. Zajmuje się ona raczej opisem zdobycia tej twierdzy niż sąsiedzkimi kłótniami polsko-moskiewskimi. Poeta pod- nosi dzielność, .odwagę i wytrwałość króla, który nie w zb-ytku y i ucztach szuka sławy, ale~'w-wielkich czynach Wojennych. Przed tak możnym przeciwnikiem tyran moskiewski uciekł na daleką północ i pozostawił kraj na łasce nadciągających wojsk polskich. W ich pochodzie na północ wszystkie miasta się poddawały, a oparł się tylko obronny Połock. Wielkie deszcze przeszkodziły Polakom w zdobyciu twierdzy, ale gdy nastał czas pogodny, przypuszczono jeden i drugi szturm, POEZJA PATRIOTYCZNA kule polskie zapaliły zamek i miasto i wśród gwałtownej ka- nonady i nieustraszonego natarcia zdobyto twierdzę; po sze- snastu latach (w tekście błędnie: osiemnastu) dzięki męstwu i dzielności wspaniałego Batorego wrogowi ją odebrano. Powinniśmy za to wielbić niezwyciężonego księcia. Oda ta razem z odami z czasów elekcyjnych miała się pojawić tego samego roku co Pieśni trzy, w zbiorku starannie przez poetę przygotowanym pt. Lyricorum libellus (1580). Przez dwa lata następne, wśród wojen moskiewskich, Ko- chanowski nie miał sposobności głosu publicznie zabierać, aż gdy się chwalebnie zakończyły i przyniosły Polsce rozszerzenie granic i nową prowincję Inflanty, wtedy znów nastał czas stosowny do jego popisów poetyckich i Zamoyski ponownie go zmusił do wzięcia wybitnego udziału w tryumfach kra- kowskich i w uroczystościach nowego małżeństwa z Gryzeldą Batorówną. Kochanowski był już całą duszą oddany Bato- remu. Świadczy to niezmiernie pochlebnie o jego sercu i umyśle, że się umiał poznać na wielkim królu i dzielnym kanclerzu i nie złośliwie ich krytykował, ale z prawdziwym oddaniem wspomagał. Jako myślący i wpływowy obywatel chciał się przyczynić do umocnienia ich stanowiska w ojczy- źnie. Usiłowanie to znać zwłaszcza w obszernym umotywo- waniu zasług króla w Epinicionie, tj. odzie łacińskiej nie- zwykłej długości a prawdziwte"'s'żCzer'eJ^~wzniosłej na cześć Stefana Batorego jako zdobywcy Połocka, zwycięzcy w wojnie moskiewskiej, rozszerzyciela Polski przez przyłączenie Inflant i pacyfikatora kraju zaburzonego przez waśnie" elekcyjne. Długość tej ody można by poczytać za niedostatek, gdy się nie wejdzie dobrze w zamiary autora. Treścią jej jest opowieść historii polskiej od zgonu Zyg- munta Augusta do zdobycia Gdańska; następnie przedsta- wienie przebiegu wojny moskiewskiej od oblężenia Połocka aż do nie rozstrzygniętej walki pod Pskowem i zakończenia układów pokojowych przez Possewina. Opowieść ta, wydat- nymi rysami w nastroju ód Pindara prowadzona, ma na celu uwidocznić niebezpieczeństwo Polski w ciągu lat dziesięciu JAPł tt.U^tlAPIUWOK.1 od zejścia ostatniego Jagiellończyka i na tym tle dopiero uwydatnić energię, dzielność i wielkie zasługi nowego króla. Jest to więc rodzaj epilogu całej polityki elekcyjnej Kocha- nowskiego, rodzaj apoteozy Stefana Batorego, zaczynającej się od pochwały jego przymiotów, a kończącej się życzeniami długich i szczęśliwych rządów. Bez tej ody przerzucenie się Kochanowskiego do Batorianów byłoby wprost niezrozu- miałe; w niej uzasadnił przyczynę uwielbienia swego dla ry- cerskiej postaci nowego króla, wyjaśnił swój pogląd na historię ostatnich lat i swoje pomyłki w czasie elekcji sprostował. Nam wydaje się obecnie ta oda za długa, ale dla Kochanowskiego była raczej za krótka i pewnie go dużo pracy kosztowało, zanim wszystkie swe myśli potrafił skupić w pieśni, którą miał muzyk królewski Krzysztof Glabonus w czasie tryumfów kra- kowskich w pałacu królewskim na Wawelu odśpiewać (1583). Z tryumfami tymi został złączony obchód weselny kan- clerza Zamoyskiego z Gryzeldą Batorówną. Jak niegdyś we- sele jego z Radziwiłłówną uczcił wyjątkowej wartości utwo- rem, tak i teraz nie opierał się zbytecznie naleganiom podzi- wianego przez się „statecznego sługi Rzeczypospolitej "i wygo- y tował na jego nowe a bardzo zaszczytne wesele utwór znacznie / skromniejszy, niejako dośpiew Epinicionu, odę patetyczną, może nieco zimną, In nuplias loannis de Zamościa ac Gri- \ seldis Bathorrheae epiłhalamion. W utworze tym prosi Marsa, ^•» aby pozwolił kanclerzowi po trzechletnich trudach wojen- nych, dzięki którym pokonał tyrana północy, odprawić w spo- koju wesele. Synowica królewska i córka księcia dackiego ma zostać jego żoną. Zamoyski ma wielkie szczęście. Osiągnął najwyższe godności i wpływy i nie powinien odstręczać się od dalszych usług ojczyźnie. Już nadchodzi wieczór i oblu- bienica może z największą ufnością przyjąć małżonka, który najprzyjaźniejszymi uczuciami dla niej pała. Poeta składa młodej parze życzenia szczęścia i łaski Bożej. Mówi nie od siebie, ale od wszystkich gości: Plurium plus vota possunt et magis divos movent. Epitalamium to odśpiewał tenże sam muzyk królewski, co Epinicion, w kamienicy Rabsztyn na zamku krakowskim, gdzie Zamoyski odprawiał przenosiny nowej żony. Obok tych licznych panegiryków dla Batorego i Zamoy- skiego można w dopowiedzeniu zasług Kochanowskiego dla polityki tych czasów wspomnieć o panegirykach dla Krzy- sztofa Radziwiłła birżańskiego, które z poprzednimi poniekąd się łączą. Mają one dziś dla nas nieco większą wartość niż panegiryki dla Batorego i Zamoyskiego, bo w języku polskim ułożone zostały. Hetman polny pragnął także wyzyskać pióro poety dla podniesienia własnego uroku i chwały swego imie- nia. Że Kochanowski dał się użyć do podobnej pisaniny, choć w Trenach wyraźnie mówi, że „żywym nie chciał śpiewać", byłoby rzeczą bardzo dziwną, gdyby nie należało przypu- szczać, że między Krzysztofem Radziwiłłem a poetą zachodził podobny stosunek jak między nim a Mikołajem Firlejem, tj. że poeta nasz za czasów swego życia dworskiego był jego nauczycielem domowym albo w nie znanych nam bliżej oko- licznościach zawarł z nim nadzwyczaj serdeczną przyjaźń. Wszystkie utwory dla Radziwiłła birżańskiego odznaczają się wielką serdecznością i prawdziwą poufałością. Najudatniejszy z nich, Epithalamium (1578), jest rodzajem gorącego powin- szowania i sympatycznej pochwały piękności narzeczonej, cnót, zalet osobistych i dzielności narzeczonego, ze wska- zówką panegiryczną, że przodkowie kojarzących się rodów pozostawali ze sobą w pewnej zażyłości. Obok Pamiqiki..T,e-, ,c.zifńskiemu jest to najlepsza praca panegiryczną Kochanow- skiego w języku polskim, czyta się z ciekawością, przyjemnie i pozwala ocenić ten zupełnie inny rodzaj poglądu staro- polskiego na sprawy publiczne, na znaczenie pewnych rodów w naszym społeczeństwie. Nie mniej zastanawiającym utworem z tego czasu jest Jezda do Moskwy (1583), która obok Proporca wytwarza nowy gatunek w poezji polskiej, tj. fliariusza wierszowanego. Twórcę Trenów i Fraszek, jak widać z tego utworu, musiało to pociągnąć, żeby gotowe diariusze rymami układać. Bawił JAN KOCHANOWSKI on się tym ia^ ^e^ ^lzerunf{iem i Zwierzyńcem, tj. próbował na takich rzef^^ swe') sprawności w rymowaniu. Jezda do Moskwu jest oP1861" wycieczki partyzanckiej w głąb Moskwy, wykonane! z pfawurą z obozu pod Pskowem przez hetmana litewskiee-0 ^fŁysztofOi Radziwiłła. Pracy tej dokonał Kocha- nowski dla rozsławienia imienia swego pupila. Zaczyna wspomnienien1 ° "Y^ach Jego sprzed dwudziestu lat, a potem podaie cała marszrutę i wszystkie ważniejsze zdarzenia w czasie owei wycieczki z ścisłością diariusza, który ze wzglę- dów historycy W^ z ciekawością można odczytać. Mimo zu- pełneo-o braku polotu poetyckiego robota ta bardzo cieszyła Kochanowskiego' b0 poprzedził ją wierszykiem Omen, w któ- rym wyraża d""^ patriotyczną z powodzeń oręża polskiego od Morza Cz;!1'"^0 ł Bałkanów po Bałtyk i Odrę. „Gdzie pojźrzę wszedł wldze polskiej siły znaki", powiada i czuje się podniesiony w zaszczytnej roli piewcy narodowego: Gdzie td P1^1"16 faogi^e tak łaskawe były, Żebych j9' ile chęci' tyle miał i siły Slużyć df^y2111® ""N i W sprawom sławnym Nie dODU^02611 za1111^1"1^ w ciemnym wieku dawnym. R A Ł DWUNASTY PSAŁTERZ J-oezja życia rodzinnego i poezja patriotyczna, tworzona wśród zajęć gospodarskich w Czarnolesie,_była .poezją przy- godną, od wypadków w domu i kraju zależną1. Ale to nie była praca zawodowa Kochanowskiego jako poety i nie dla pisania przygodnej poezji osiadł na wsi. Myślał o spokojnych studiach literackich, o dziełach poważniejszych, z umysłem sw^ym i ideałami artystycznymi zgodnych, o przedsięwzię- ciach dłuższego tchu, wymagających czasu, zastanowienia i sumiennej pracy, którymi by mógł założyć podwaliny pol- skiej literatury i imię swe w narodzie utrwalić. Dziwna rzecz, za takie dzieło podstawowe uznał Psałterz, modlitewnik ulu- biony w Polsce od czterech wieków, który obecnie, w dobie reformacji i Odrodzenia, miał przybrać nowe i odpowiednie do czasu kształty. W czwartym roku po osiedleniu się na wsi wydał Kochanowski to dzieło i nim zapoczątkował szereg wydawnictw, którymi miał zamiar literaturę polską obdarzyć. Jeśli jednak 1579 r. ogłasza Kochanowski Psałterz, to nie należy sobie wyobrażać, żeby dopiero pooźeńre-BW-eię-z.aczął zajmować się tym przekładem. Owszem, skłonność do poezji religijnej jest właściwa naturze twórczej Kochanowskiego i nie byłby synem XVI w., a zresztą członkiem naszego na- , 1 Najcelniejsze rozprawy o Psałterzu: Siennicki A. w Sprawozd. f gimn. w Samborze, 1893; Dobrzycki S. w Rozpr. filol. Ak. Urn. XLIII. Kraków 1910; Łoś J. Wiersze polskie w dziejowym rozwoju. Warszawa 1920. JAN KOCHANOWSKI rodu, gdyby jej głęboko wkorzenionej nie posiadał. Lirykę religijną zaczął Kochanowski uprawiać już za granicą.; w~'Fa- ryżu, jak wiemy, zaciekawił się hymnami Ronsarda, które wspomina jako Deum laudes w elegii do Karola; w Polsce zaś przyłącza się do ruchliwej drużyny psalmografów i hymno- logów, która działać poczęła od jakich dwudziestu kilku lat "i zajmowała się z upodobaniem przerabianiem psalmów na wiersze, tworzeniem oryginalnych hymnów religijnych i-pA-_ fnotycznych, które zwłaszcza drukarnia Wietora jako ulotne kartki, zaopatrzone nutami na cztery głosy, wydawała. Do zastępu tych pieśniarzy można już zaliczyć Reja; należeli doń: Wapowski, Trzycieski, Zofia Szafrańcowa, kompozytor Szamotulczyk i inni. Kochanowski wszedł zwłaszcza w bliską 'styczność z Jędrzejem Trzycieskim, zapewne doradcą swym w sprawach sercowych, i ten pobudzał go do tworzenia pieśni religijnych, przesyłał mu swe przekłady, aurea carmina, jak : powiada Kochanowski, i żądał nadsyłania podobnych (For. 91). W kółku tym znajdowali się także zawodowi śpiewacy i lutniści, którzy sami nie pisywali pieśni, ale wyłącznie ich wykonywaniem dla własnej przyjemności i rozrywki towa- rzyskiej jako wirtuozi się trudnili. Kochanowski donosi, że jeszcze przed wydaniem Psałterza miał zwyczaj posyłać swe wiersze w rękopisie — „Psalmy syłam gdzie kogo nabożnego słyszę", czytamy w jednym wierszu (Fragm. 57) — a skąd- inąd słyszymy, że takim ulubionym pieśniarzem, który trud- nił się śpiewaniem pieśni Kochanowskiego, był Jan Kłodziń- 'ski, wielki muzyk i dworzanin Padniew'-skiego; następnie 'Jadam Gzerny z Lubelskiego, służący także na jakimś dworze, któremu może zawdzięczamy, że część rozmaitych pieśni Kochanowskiego zachowała się do następnych czasów we Fragmentach. Ta pierwotna, przedpsalmowa poezja religijna Kochanow- skiego musiała być nawet dosyć obfita, skoro w pismach poety kilka rozmaitych próbek tejże się zachowało. Zali- czymy tu naprzód hymn paryski Czego chcesz od nas, Panie, do którego myśl zasadnicza wzięta zostalITz księgi Jobą; uo PSAŁTER2 następnie wspomniana już pieśń na wylew Wisły: Przeciwne chmury słońce nam zakril^^ilo które]" pomysł wziął"Kocha~"J nowśki "z'Opisu potopu .No_ęgp_.w_SŁary.m Testamencie; wre- '' szcie pieśń Oko śmiertelne Boga nie widziało, która jest właś- ? ciwie pieśnią pedagogiczną, bo w pierwszej części mieści podziw l dla potęgi Roga, a w drugiej zachętę do spartańskiego wy-i chowywania młodzieży (Fragm. 26). Wszystkie te pieśni były__ już w Polsce znane równocześnie z pierwszą edycją elegii padewskich, a więc koło r. 1562. Pobudkę do tworzenia pieśni religijnych w czasach przed- , |( psalmowych dawały Kochanowskiemu zapewne jakieś ważne | przejścia osobiste albo wypadki zewnętrzne. W tym nastroju J jest pieśń Wszego dobreao^ dawca, y szafarzu wieczny, jedyną' modlitwa napTsana"przez Kochanowskiego z "ókoliczn_ości poi suchy, zawierająca śliczną prośbę o deszcz, z myślą o ogromy nym dostatku wód w mocy Rożej będących „a- .złoźonych\ w chmurach, skałach i morzach, którym przeciwstawia poeta \ umyślnie spalenie ziemi, zeschnięcie ziół i zbóż, samym wi- dokiem pochylenia proszące Roga o deszcz (Fr. III 72); Pieśni te, pełne głębokiego nastroju religijnego, są znamienne dla epoki re formacyjne j. Objawia się w nich od razu z całą swobodą ten śliczny i obrazowy język Kochanowskiego, który właściwie w poezji religijnej zyskuje największą moc/' i jasność. Znajdujemy tu te plastyczne czasowniki, cechu-> jące muzę Kochanowskiego: „wywrócić na nice", „za czasu się napić", tj. napoić przekonaniem; dalej zwroty pyszne, wyrażające dokładnie krysztalną myśl poety: „Kościół Cię nie ogarnie", „Tyś niebo zbudował j Y złotemi gwiazdami ślicznieś uhaftował, Tyś fundament założył nieobeszłey ziemi Y przykryłeś iey nagość zioły rozlicznemi". Co do metryki, znajdujemy w tych pieśniach czworowiersze trzy- nasto- i jedenastozgłoskowe, a raz zwrotkę saficką. Najlepiej włada Kochanowski zwrotką trzynastozgłoskową, czego pieśń Czego chcesz od nas Panie może być dowodeJn. Mając za sobą taką przeszłość, znany już naokół jako zna- ? komity pieśniarz religijny, zabrał się Kochanowski do tłu-'\ J Aro lYm/".-".^-! ^/»» w". maczeiłia-&ał«go, zołtarza Dawidowego. Pierwszą pobudkę do podjęcia tego dzieła upatrywatityysmy we_wspołzawxidnictwie z Trzycieskim. Kochanowski znał wybornie tłumaczenia^ 'dawniejsze: Wróbla, Lubelczyka, Reja i Trzycieskiego i z nich w przekładzie swym korzystał. Trzycieski, podając się za ucznia Rotterdamczyka,~tłuma-ezył pewną ilość psalmów dla celów wyznaniowych na podstawie trójjęzycznych tekstów: hebrajskiego, greckiego i łacińskiego, jak to wyraźnie podaje Kochanowski. Poecie, prawdziwemu katolikowi, a w dS^ datku proboszczowi i kanonikowi, musiało to być przykro,', h że pierwej gotów powstać dobry przekład dysydencki niż ka- j tolicki. Marzył więc nie o tekstualnym, wyznaniowym, al(T| prawdziwie poetyckim przekładzie^ i gdy mu wpadła w rękę ' Parafrazft-psalmów Jerzego Buchanana, Szkota (1565), uznał swoje zacRanie za rozwiązane. Jako pieśniarza religijnego za- ciekawiały go oczywiście wszystkie dawniejsze usiłowania w tej dziedzinie, a więc parafrazy Campensisa, Hessa i Flaminiusa, jednak przekład Buchanana wydał mu się nieskończenie wyższy i podziw nad nim upamiętnił on w osobnej fraszce łacińskiej, w której oświadczył, ze Buchanan, prześciga wszystkich znanych mu tłumaczów — łanio interyallo praeis omnibus —-i oczywiście posłuży mu kTedyś za wzór (For. 68). Od wyrażenia jednak swojego zamiaru do podjęcia się systematycznego tłumaczenia całego Psałterza miało upłynąć jeszcze trochę czasu. Kochanowski zapewne przez pewien czas, stosownie do usposobienia, przekładał luźne psalmy na wyrywki i dopiero, zdaje się, otrzymawszy probostwo po- znańskie i zwoleńskie, zabrał się naprawdę do nieco systema- tyczniejszej pracy. Z jedynego listu poety do Fogelwedra, przybocznego lekarza królewskiego, wywnioskować można, ^^ygnuuu-^ia^sa^al^-y.^^®!^^ pod warunkiem zabrania się do tłumaczenia Psałterza, albo ^ez skłomp_ny^ S^S.1^.1!^,^1"^0- JiaEAaDAWsiHe^,,^. się .'do tej pracy z własnej ochoty weźmie. W liście swym powołuje się poeta na pro bkT'p^rzedstawione niegdyś królowi i z świeżo przesłanymi tłumaczeniami oblicza, że już trzydzieści psal- mów przełożył, i prosi Fogelwedra, żeby ten zbiorek przed- stawił królowi. Tym sposobem tłumaczenie Psałterza mamy istotnie do zawdzięczenia temu, że Kochanowski przez dzie- sięć latzywjj^się chlebem, duchownym, a potem, ożeniw^y się, uważał już za ^^J^n^7aT?ry~^D^Tązek7^B^,.3S3KCTr^ całego tłumacz^m^T PorSam^^ohowiązanie^sIę^do tłumacze- nia PsaUerza widnieje także z jego stosunku do Uchańskiego, bo gdy król umarł, to Jarymas pilnował Kochanowskiego, żeby prowadził dalej JWOJ przekład, j,.^ biblioteki kapituły gnieźnieńskiej miał -mu dostarczyć jakiegoś starożytnego przekładu—Psalier-za, jak to wiemy z bardzo zgrabnej i za- bawnej fraszki naszego poety (Fragm. 36). Tak dozorowany Kochanowski, choć opiekunów i doglą- daczy nie lubił, dokonał istotnie tłumaczenia Psałterza roku zapewne 1577, tj. na rok przed wydaniem. Ponieważ w 1571 r. powiada, że już trzydzieści psalmów przełożył, więc można ; by oznaczyć, że w następnych latach mniej więcej po dwa- dzieścia psalmów rocznie przekładał, a zabrać się do tego dzieła mógł jeszcze r. 1570, tuż po zerwaniu z Bezimienną i napisaniu Proporca i Wróżek, czyli że, razem z korektą, Jira- cował nad Psałterzem całe osiem lat. O tym się zazwyczaj nie myśli, że tłumaczenie ciągnęło się tyle lat, a przecież to sprawa wcale ważna, skoro tłumaczenie psalmów, oprócz tego że poetycką, musiało być zarazem ścisłą i sumienną robotą filologiczną. Daty owe objaśniają zarazem kawał biografii poety, bo widzimy, że tłumaczenie Psałterza przypadło na burzliwe czasy dwu elekcji, na najważniejsze przełomy Ko- chanowskiego, na chwilę zwrotną w historii literatury pol- skiej, kiedy po śmierci Reja, Orzechowskiego i Bielskiego przypadł na Kochanowskiego obowiązek przewodniczenia w rozwoju piśmiennictwa eolskiego; wszystko to są objawył znamienne, które wpłynąć musiały i na nastrój Kochanow-J skiego, i nadać pierwszemu jego niejako urzędowemu wystę- powi na widowni literackiej niezwykłą powagę. Co do samego tłumaczenia, to jest ono niesłychanie szczere, dokonane z wielkim przejęciem się przedmiotem. Jan Kochanowski ii JAN KOCHANOWSKI Z założenia, jako wierszowane, musiało być parafrazą, i to dosyć podmiotową, z odcieniem patetyczności i majestatycz- ności.Kochanowski długo musiał się wczytywać w Buchanana i znacznie go przewyższył. To było Jego ukochane studium, podobnie jak dawniej — elegików rzymskich, a w następnych czasach — Horacego i Homera. Kochanowski nie. tłumaczy dosłownie; swobodnie łączy luźne zdania oryginału, sprzęga je dowolnie spójnikami i wprowadza we wzajemną zależność stosownie do obrazów i okresów przez się pomyślanych. Znać w tym przekładzie chęć pewnego uprzystępnienia Psalmów szerszej publiczności przez objaśnienie zdań urywanych ory- ginału, uzupełnienie obrazów zaznaczonych w tekście i nie- jakie rozwodnienie myśli cudzych. Opierając się o wyborne zrozumienie tekstu, Kochanowski nie przestrzega zbyt nie- naruszalności tegoż — nic wprawdzie nie opuszcza, wszystko wyzyskuje, jest^wcale wierny tekstowi, przecież przekład jego jest znacznie obszerniejszy, bardziej jednolity; czytając go zdaje się, że czasem czyta się coś innego, i tylko w wybit- niejszych zwrotach wpada się w tok oryginału. Kochanowski tłumaczy z wybornym znawstwem przedmiotu, z trafnym doborem słów i przenośni, obrazów, uczuć, wzruszeń, unie- sień, zgrozy, zachwytu, a więc okazuje zarówno filologiczne jak psychologiczne i artystyczne odczucie tekstu. Z elegii ; padewskich i erotyków do Bezimiennej łatwo ocenić, że ży- ' wiołowe wzruszenia radości i rozpaczy odpowiadały dosko- nale usposobieniu Kochanowskiego i jeśli chodzi o wyrozu- mienie mocnych wzruszeń, to był on wprost stworzony do przekładu Psałterza. Największą zaletą tego tłumaczenia jest niezwykle poe- tyczna parafraza, która nawet w drobnych zwrotach od- zńaczS się wdziękiem i śmiałością. Zobaczymy to na kilku przykładach. Wujek pisze w psalmie 106: „miedzy dwa wodne mury bród przebyli" — Kochanowski powiada: „który nie- uieźdżone w poły przebył morze"; w psalmie 109 czytamy w tłumaczeniu prozaicznym: „iestem strząśniony iako sza- rańcza" — Kochanowski przetwarza ten zwrot: „tak sye PSAŁTERZ krije po świecie, lako konik, czuiąc chrzęst bliskich nóg lecie". To poetyczne i plastyczne odczucie myśli oryginału wydaje, zwłaszcza w przekładzie całych wersetów, wspaniale zaokrąglone całostki. W psalmie 2 czytamy u Wujka: „Bę- dziesz ie rządził laską żelazną a iako naczynie garnczarskie pokruszysz ie". Kochanowski przekłada: Laskę żelazną będziesz miał nad niemi, A który Twego głosu nie posłucha, lako skorupa, iako ziemia sucha Będzie sye padał przed rękami Twemi. W tych mikroskopijnych okresikach Kochanowski jest naj- dzielniejszy i w nich skupia wszystkie najlepsze właściwości .swego talentu, prawdziwym ogniem natchnienia umie je przeniknąć. Wujek pisze w psalmie 8: „Abowiem oglądam niebiosa twoie, dzieło palców twoich: księżyc y gwiazdy, któreś Ty fundował". Kochanowski przekłada: Twoy czyn iest niebo, Twoich rąk robota Gwiazdy, iaśnieysze wybranego złota, Ty coraz nowym światłem zdobisz wdzięczne Koło miesięczne. W Psałterzu są ukryte niezwykłe poetyckie piękno.ś.cLjfc.^. zyka Kochano.wskię^o^tyHtb je^wyszukać~p'ótrż"eba.^włas,zj;J5a psalm JJ)4 jest^ar^ydziełein -parafrazy- Kochanowskiego, od- znaczającym się świętnyJn_zrpzumieni_em tekstu, i.j.ioŁęźflyro JJi^tiKoczeJue.m ..myślLofyginału. Wujek pisze: „Który kła- dziesz obłoki wstępem Twoim, który chodzisz na skrzydłach wiatrowych, Który czynisz anyoły Twoie duchy y sługi Twoie płomień ognisty". Kochanowski tworzy z tych słów jeden z najpotężniejszych obrazów w języku polskim na określenie potęgi Bożej: Chmury Twój wóz: Twe konie wiatry nieścignione; Duchy — posłańcy; słudzy — gromy zapalone. W tymże samym psalmie spotykamy drugi taki obraz pierw- szorzędnej mocy, zaklęty na zawsze przez Kochanowskiego w słowo polskie. Wujek tłumaczy: „Gdy im Ty dawasz, JAN KOCHANOWSKI zfcieraią: gdy otwarzasz rękę Twoię, wszytkie się dobrem ;-hasycaią. Ale gdy Ty odwrócisz oblicze Twoie, trwożą się: a gdy odeymiesz ducha ich, tedy ustawała y w proch się swoy obracała. A gdy zasię wypuścisz ducha Twego, tedy będą stworzone y odnowisz oblicze ziemie". Kochanowski •skraca ten okres i tworzy z podanych myśli jedną zwrotkę trzynastozgłoskową, istotnie potoczystą i przewspaniałą: Kiedy rękę otworzysz, wszyscy nasyceni: A kiedy twarz odwrócisz, wszyscy zasmuceni. leśli im ducha weźmiesz, w proch sye wnet obrócą, leśli im ducha natchniesz, na świat sye zaś wrócą. Kierunek retoryczny przekładu Kochanowskiego odzwier- ciedlił się dobrze w licznych amplifikacjach tekstu, w pró- bach rozszerzenia lub uzupełnienia obrazów znajdujących się w oryginale. Z natury przekładu płynęło, że obszerniejsze uzupełnienia tekstu były nieuniknione. U Wujka czytamy w psalmie 20: „Niechay cię wysłucha Pan w dzień utrapienia, niechay cię obroni imię Boga Jakóbowe". U Kochanowskiego ten wiersz tworzy osobną zwrotkę, bardzo rozszerzoną: Wsiaday z dobrym sercem, o królu cnotliwy, Y w dobrą godzinę, na swoy koń chętliwy, Zajedź drogę śmiele nieprzyiacielowi A zastaw sye o swoy lud poganinowi. Jak widzimy, przeważnej ilości apostrof i uzupełnień Kocha- nowskiego nie ma w oryginale. Podobnież w psalmie 22 czy- tamy u Wujka: „A iam iest robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie y wzgarda pospólstwa". U Kochanowskiego otrzy- mujemy z tych słów patetyczną zwrotkę: Ale ia com iest? com iest, prze Bóg żywy, Robak nie człowiek, robak nieszczęśliwy, Śmiech tylko ludzki, wzgarda ostateczna Podłego gminu y przygana wieczna. Nie można powiedzieć, żeby wiersz oryginału, który przyto- czyliśmy, nie miał zakroju patetycznego, jednak nie tworzy tak wymownego okresu jak u Kochanowskiego. Podobnież PSAŁTERZ w psalmie 55 pisze Wujek: „We dnie y w nocy obtoczy ie po murach iego nieprawość: a obciążenie iest w poyśrzód iego y niesprawiedliwość. Y nie ustała na ulicach iego lichwa y zdrada". Kochanowski przyjmuje połowiczną personifikację oryginału i konsekwentnie w całej zwrotce ją przeprowadza: We dnie y w nocy mury swawola obchodzi, Z rynku niesprawiedliwość y ucisk nie schodzi, W domiech siedzi wszeteczność a zaś ulicami Lichwa chodzi, ludzkimi umoczona łzami. Próbek takich dałoby się sporo wykazać. Najwyraźniejsze spotykamy w psalmie.83, gdzie u Wujka mamy słowa: „Boże moy połóżże ie iako koła a iako źdźbło przed wiatrem; lako ogień, który pali lasy, a iako płomień, który pali góry" — a u Kochanowskiego wymowną, samoistnie odlaną zwrotkę: lako koło, z myślami niech się kręcą swemi, lako źdźbło, któremu wiatr nie da paść na ziemi, lako straszliwy ogień, iako pożar, który Gęste lasy pustoszy y odziane góry. Drugie takie samoistne przetworzenie oryginału w harmo- nijną całostkę zastajemy w .psalmie 19, gdzie z dwu króciut- kich zdań pod wpływem Buchanana powstają dwie wymowne zwrotki. U Wujka czytamy: „Niebiosa rozpowiadała chwałę Bożą, a dzieło rąk iego oznaymuie nam niebo". Buchanan uzupełnia ten wiersz apostrofą: Insanientis gens sapienłiae, \ Addicła menłem erroribus impiis, [ Tot luce flammarum corus- cum j Cerne oculis animoque caelum. \ Hinc disce, prudens quam filii ariifex. j Qui lempla Olimpi fornice flammeo | Sus- pendił. — Kochanowski przyjmuje to uzupełnienie i jeszcze szerzej w tonie patetycznym przerabia: Głupia mądrości, rozumie szalony, Gdyś na umyśle tak iest zaślepiony, Że Boga nie znasz, tym śmiertelnym okiem Poyźrzy przynamniey po niebie szyrokim: Iest kto, krom Boga, o kimbyś rozumiał, Żeby albo mógł albo więc y umiał Ten sklep zawiesić nieustanowiony, Złotymi zewsząd gwiazdami natkniony. JAN KOCHANOWSKI Z tej dążności do powlekania całego przekładu Psałterza jednolitą patyną retoryczności musiało oczywiście wyniknąć częściowe zacieranie surowości i osobnych nastrojów poszcze- gólnych psalmów, może zresztą nieszkodliwe, ale dające się odczuć temu, kto sobie zdaje sprawę, że Psałterz Dawida to pieśnioksiąg religijny, mający kilkaset lat historii, tworzony w rozmaitych chwilach przez rozmaite jednostki i dla roz- maitych celów, jakkolwiek oczywiście główną zawartość jego stanowiły śpiewy drugiej, powygnańczej świątyni jerozolim- skiej. Ale w przekładzie Kochanowskiego tej różnicy histo- rycznej już^wcate^nie czuć — nie czuć, że jedne psalmy są surowsze i dawniejsze, a inne późniejsze i bardziej wygła- dzone. U Kochanowskiego całość psalmów jest sprowadzona do kilku zasadniczych nastrojów; jedne są zanadto ulepszone; inne zanadto kapryśnie w nastroju podmiotowym zmienione; a w każdym razie surowość i szorstkość pierwotnych porów- nań i przenośni jest w bardzo wielu psalmach zatarta. Tak , np. w psalmie 92 czytamy u Wujka: „Na instrumencie "o dziesiąci strunach, na arfie z śpiewanim na cytrze" — a u Kochanowskiego: Nie tylko słowy ale y gęślami, Ale y lutnią y skrzypicami, które to instrumenty Żydom palestyńskim nie były znane. W psalmie 16 czytamy: „Pan iest cząstką dziedzictwa mego y kielicha mego, który mi przywrócisz moie dziedzictwo. Sznury kosztowne przypadły mi na kosztownych mieyscach, abowiem dziedzictwo moie iest mi znamienite". U Kochanow- skiego te kulturalne szczegóły o istocie majątku na pół ko- czowniczych ludów zostały zatarte. Poeta nasz pisze: Pan część własności, Pan część mey nagrody, W opiece lego nie boię sye szkody, Nie mógł na mię dział przypaść pożadnieyszy Ani piękni eyszy... Podobnież w psalmie 81 chodzi widocznie o wspomnienia z niewoli egipskiej, z przykrej doli Żydów przy budowaniu PSAŁTERZ piramid: „Kiedy wybawił od brzemion ramiona iego, bo ręce iego służyły w noszeniu koszów". Z przekładu Kochanow- skiego : lam to sprawił, że wolny grzbiet macie, Ani w glinie rąk trzymacie... S/'.••.-" '^'"U^ _ nie możną_sJę.nawet domyślić, o co chodzi. Również w psalmie 108 Wujek mówi: „Moab będzie garncem nadzielę moiey, na Idumeę rozciągnę but moy" — a Kochanowski pisze: Hardy Moabczyk, to moy szaflik umywalny, Półka trzewików moich Idumea... czyli zupełnie co innego. Oczywiście te subtelne różnice mają wartość - tylko dla tego, kto na nie zwraca skrupulatnie uwagę. Komu jednak w rozkoszowaniu się niezwykłą poezją Psałterza nie przeszka- dzają, temu i dziś przekład Kochanowskiego ogólną trafno- ścią i wielką poetycznością przypadnie do smaku. Najłatwiej ocenić można różnicę pomiędzy oryginałem a robotą Kocha- nowskiego, jeśli się rozważy szczegółowo przekład powszech- nie znanej pieśni Kto się w opiekę poda Panu swemu (Ps. 91). W pieśni tej figury, poetyckie: „podać w opiekę", „w cieniu skrzydeł zachować", „strzałami sieje przygoda", „miecz nie- "uchronny nie dosięże" — są własnością Kochanowskiego: Zdania dodatkowe: „słuchay, co mówi Pan", „pewien y zac- ności" i spojenie ich w pewną całość logiczną są także oso- bistym pomysłem Kochanowskiego. Przymiotniki: „ostry ka- mień", „żmija gniewliwa", „ogromny smok" i inne przydawki z czasownikami obrazowymi, do nich zastosowanymi, należą znów do Kochanowskiego. Natomiast szczegóły barwne ory- ginału: „nie ulękniesz się naiazdu czarta południowego", „nie przybliży się bicz do przybytku twego" i wspomnienie bezpośrednie z pola bitwy: „padnie po lewym boku twoim tysiąc, a dziesięć tysięcy po prawym" — zostały opuszczone .lub nieco zmienione. Jak widzimy, różnice wskazane są uderzające, ale drobne, JAN KOCHANOWSKI i wypłynęły z zasadniczego założenia, żeby się przysłużyć społeczeństwu nie przekładem dosłownym, ale parafrazą. Z tej myśli wynikły także pewne odstępstwa od dokładnego brzmienia oryginału, pewne uzupełnienia niezbędne do za- okrąglenia nierównej długości wierszy właściwego tekstu. Ogółem biorąc, psalm każdy u Kochanowskiego wyraża mniej więcej to wszystko, co psalm oryginału; treść przekładu pokrywa najczęściej treść oryginału; ale wiersz nie odpowiada wierszowi; tłumaczenie Kochanowskiego jest obszerniejsze; wiersz jeden urasta u niego czasem w całą zwrotkę; wiersze pojedyncze rozszerzone bywają stosownie do potrzeby; cza- sem znów dwa wiersze oryginału przemieniają się w jedną zwrotkę; rozszerzenie to nie jest metodyczne i wiernością tekstu usprawiedliwione, ale swobodne, stosownie do po- trzeby rymotwórczej. Kochanowski każdy wiersz psalmów zużytkował; przekład prozaiczny miał widocznie pod ręką , i potem stosownie do zwrotki brakującą ilość wyrazów do- ' pełnia! dopowiedzeniami retorycznymi i logicznymi. Jest to ; Jakby przekład objaśniony, uprzystępniony i wygładzony. ? Czytając go obok Wujka, czuje się dobrego filologa, wielki ł instynkt poetycki, ale czar pierwotności widzi się, niestety, ! w niektórych psalmach trochę zatarty. Są to jakby psalmy f bardziej ogładzone, psalmy w nowej oprawie, bardzo staran- j-nie opracowane, ale widocznie w nowym duchu; psalmy • przerobione do nowych potrzeb, dla narodu religijnego lu- j biącego szeroką frazeologię, nie subtylizującego się jeszcze l w kierunku hermeneutycznym i antykwarycznym, ale raczej uogólniającego jeszcze swe wrażenia i dążącego do zyskania prędkiego i jednolitego sądu o rzeczy_ Przy tym dziwna rzecz, że ten przeKłaA^ostał tak mało umiejscowiony. Horacego, jak zobaczymy, będzieKocha- nowski umiejscawiał, a psalmów nie: oparł on je o ogólni- kowy sztafaż przyrody: góry, lasy, wichry, potoki, które się wszędzie znajdują, a nie o szczegółowe właściwości przyrody polskiej. W rysie tym przebija się w naszym przekładzie, nieświadomie może, duch klasycyzmu i uniwersalizmu ko- P SAŁTER Z ścielnego, który już Żydów nie uznawał za naród osobny, przeobrażający się w potoku wieków, ale za przedsłanników nowej wiary, za prawie niedoszłych chrześcijan, i jednolitą powłoką wiary i zachodniego dogmatu wszystkie pomniki biblijne osłaniał. Zastanawiając się nad Psałterzem pod względem poe- tyckim i językowym, oprócz wysoce poetycznej parafrazy zauważymy w nim jeszcze dobór wyrazów ze smakiem i same tylko poważne i przyzwoite zwroty, odpowiednie do treści pobożnej, ani za silne, ani za słabe, tylko zupełnie trafne. -U Kochanowskiego znać wyborne zrozumienie właściwego znaczenia polskich wyrazów, szczególnie zaś subtelne od- czucie siły czasownika; dalej pewność w uznaniu i ocenieniu ich jako wzorowe, brak wahania w posługiwaniu się nimi w fałszywym znaczeniu, wreszcie śmiałość w tworzeniu i nawet samowiedzę w ustalaniu frazeologii, która ogromny wpływ wywarła na późniejszych pisarzów. Po rozwichrzonym Reju zjawia się więc w literaturze polskiej) logiczny myśliciel,' tęgi filolog i natchniony poeta, który nadaje jakby klasyczną pewność, wyrazistość i poważny tok polskiej mowie. Za wzo- rowe pod względem językowym można by uznać wiele psal- mów; zwłaszcza psalm 139 został przetłumaczony z dosko- nałym wyrozumieniem tekstu i trafnym oddaniem trudnych myśli oryginału. Największe jednak mistrzostwo we władaniu językiem polskim objawił Kochanowski w przekładzie psalmu 13.6. W oryginale jest to rodzaj litanii, z powtarzaniem co wiersz sta- łego responsorium: „bo na wieki miłosierdzie jego", z domyśl- nym czasownikiem „trwa". Kochanowskiemu to stałe i nieco monotonne responsorium zupełnie się nie podobało, zmieniał je więc stosownie do wersetu w coraz odmienne kształty. Nie można się dość wydziwić jego pomysłowości w wynalezieniu wielokrotnych odmian dla jednej i tej samej myśli: „bo iego miłosierdzia nie zaginą drogi"; „bo on w swym miłosierdziu nigdy nie przebrany"; „bo swemu miłosierdziu kresu nie postawił"; „bo koniec nigdy pańskiey nie będzie litości"; „bo JAN KOCHANOWSKI pańskie dobrodzieystwo nie iest okrążone"; „bo łaski iego żadne nie zwyciężą siły"; „bo iego miłosierdzie iest lat nie- skończonych"; „bo iego nieprzebrana łaska trwa na wieki"; „bo pańskie dobrodzieystwa na czas wieczny stoią"; „bo wieczney łaski pańskiey lata nie przemogą"; „bo litość iego zrówna z wiekiem nieskończonym"; „bo iego dobrodziejstwa są i będą wieczne"; „bo końca miłosierdzia nie naydzie u Boga"; „bo koniec iego świętey nie będzie litości"; „bo iego szczo- drobliwość nigdy nie ustanie"; „bo iego dobrodzieystwo wieku nie uczuie"—i kilka innych, mniej znamiennych. Taj przedMwneJrozmaitości w wyrażaniju,,j|ednej j„„tej—samej myśli niogliby mu czasem^pJC^zdroscicdzjsiejał.-.styliści. Przekład Psałterza był ważnym wypadkiem w życiu lite- terackim Kochanowskiego, bo stał się dla niego szkołą me- tryki eolskiej i ujawnił jego upodobania w tej dziedzinie. Dzięki niemu poeta ukształtował swój system wierszopisar- ski, nadał mu znamiona stałości i utworzył pierwszy kodeks /Ypolskiej metryki liryczne j. 3~sko klasyk, był niezmiernie staranny w obliczaniu. -zgłoseif^Jprzestrzeganiu średniówki i na zawsze w Polsce w tym względzie ład zaprowadził. Lubił porządek, prawidłowość, ale o wielką wykwintność się nie ubiegał. Rymów używał wyłącznie„zeńskich, osobliwości dźwiękowych nie' poszukiwal~TTymował prawie z zasady parzyste. Rymów przekładanych użył zaledwó'w'Kilku psal- mach. Rymowanie carami stało się jego prawidłem wierszo- pisarskim i widocznie osobną przyjemność mu sprawiało. Przecież dla dzisiejszego ucha rym Kochanowskiego wydaje się bardzo monotonny. Jak na nasze wyobrażenia, poeta za mało cenił rym. Jest on staranny, prawidłowy, ale prze- ważnie gramatyczny, oparty o przyrostki i końcówki i wy- twarzaJący^ż do znudzenia te same i nieznośne dwójki rymowe. Weźmy np. psalm 18. Rymów znajdujemy w nim 50, a wśród tego 20 czasownikowych, mianowicie: ^sadzasz — „sprowadzasz", „raczy — przebaczy", „biie — żyie"; prze- ważnie zaś formy czasu przeszłego: „goniłem—stłumiłem", „osadził — gromadził", „ratował — żałował". Do tych 20 PSAŁTERZ rymów czasownikowych trzeba dodać 15 przymiotnikowych i zaimkowych, mianowicie: „przeraźliwy—leniwy", „prawy— łaskawy", „wiecznego—naszego", „swemu—pomazanemu"— i 6 rzeczownikowych: „obrona — zasłona", „ciemności — światłości", „obrony — wyzwolony" •.— a otrzymamy wre- szcie na cały stuwierszowy przekład 8 rymów trochę rzad- szych, które jednostajność spadków gramatycznych ożywią: „nogę—mogę", „stanie—panie", „niebie—siebie", „ciały— strzały", „siły — puściły", „zgoła — czoła". Jak wiadomo, dziś te rymy są uważane także za pospolite — ale nie za czasów Reja, kiedy ostatecznie sama ^staranność w dobieramu czys- tych, choćby gramatycznych, rymów zasługuje już na pewne uznanie, l Ale sztuka wierszopisarska Kochanowskiego nie wystę- puje wcale w rymowaniu, bo do wybredności w tym kierunku nie przywiązywał wagi, ale w rozmaitości miar i zwrotek wierszowych. Tu objawił się w całej okazałości jego zmysł porządku, a zarazem dążenie do pewnej rozmaitości i swo- body, jaką artystom zapewnić pragnął. Poeta nie zrywał z tradycją, ale wybierał z niej, co mu się wydawało godne zachowania, uszlachetniał czynniki przejęte i zakres metryki polskiej rozszerzał. Najczęściej posługiwał się wierszami zna- nymi już od czasów średniowiecznych, choć oczywiście nie tak starannie wygładzonymi jak w jego przekładzie, miano- wicie wierszem trzynastozgłoskowym z średniówką po siód- mej lub ósmej, dalej wierszem jedenastozgłoskowym z śre- dniówką po piątej lub czwartej i odwiecznym ośmiozgłos- kowcem. Tych postaci użył do przeważnej ilości przekładów. Pod jego piórem zyskały potoczystość, brzmienie harmonijne i przynoszą niezmierną przyjemność w czytaniu i śpiewaniu. Dość przypomnieć najbardziej upowszechniony i do dziś dnia śpiewany psalm Kto sye w opiekę poda Panu swemu. Ale obok tych uprzywilejowanych miar trafiają się wśród psalmów — w znacznie mniejszej ilości, niemniej dosyć często — tłumaczenia w wierszu dwunastozgłoskowym z śred- niówką po siódmej lub szóstej i dziesięciozgłoskowym z śred- JAN KOCHANOWSKI niówką po piątej lub czwartej. Kochanowski nie ograniczył się do kilku miar, najczęściej dotąd w poezji polskiej uży- wanych. Wielka ilość psalmów pozwalała mu na rozmaite próby. Kilka psalmów przełożył wierszem czternastozgło- skowym, kilka wierszem dziewięciozgłoskowym, a po jednym, po dwa przykłady wyszukamy na wiersz siedmio- i sześcio- zgłoskowy. Liczne te postaci wierszowe nabierają właściwego życia w zwrotkach rozmaitych wzorów, których w przekładzie Psałterza 30 wyliczyć można. Poważna księga modlitewna zmienia się w wybór przykładów metrycznych. Poeta nadaje psalmom najrozmaitszy tok wierszowy, jakoby każdy chciał wyosobnić i wycisnąć na nim piętno osobistego upodobania. Może artysta czarnoleski jako tłumacz Psalterza pomylił się wprowadzając tak wielką rozmaitość metryczną w pieśnio- ksiąg modlitewny, ale nie pomylił się jako poeta stojący u zarania sztuki polskiej. Jako uczeń Horacego, miał upo- dobanie przede wszystkim w zwrotce czterowierszowej, zło- żonej z wierszy jednej miary, i w takich zwrotkach przeważną ilość psalmów przełożył. Ale obok tej zasadniczej skłonności do używania zwrotek równowierszowych istnieje w usposobieniu Kochanowskiego pociąg do tworzenia .schematów, .z wierszy rozmaitej miary. Poeta lubi w czworowierszach swych łączyć wiersz trzynasto- zgłoskowy z dziesięciozgłoskowym, a w zakresie jedenasto- zgłoskowca wyróżnia często zwrotkę saficką, żeby przypom- nieć ogólnie znany psalm Wszechmocny Panie, wiekuisty Boże. Te dwa wzory urozmaicają zapas schematów najczęściej sto- sowanych przez Kochanowskiego w przekładzie Psalterza. Inne zachodzą już bardzo rzadko, choć pominąć je trudno. Po dwa, trzy razy znajdujemy w przekładzie Kochanow- skiego czworowiersze trzynaste- i jedenastozgłoskowe, uroz- maicone rozmaitymi wierszami krótszymi, nie objętymi w dotychczas wymienionych wzorach. Jest nawet kilka wzo- rów raz tylko użytych, których wyróżniać nie podobna, skoro ich sam Kochanowski nie wyróżnił. Wszystkie te od- PSAŁTERZ mianki jednak gubią się wśród wielkiej obfitości zwrotek równowierszowych, i to oczywiście złożonych przeważnie z wiersza trzynaste-, jedenaste- i ośmiozgłoskowego — a zresztą także innych. Jeśli na jakie formy jednorazowe użyte w tym tłuma- czeniu należy zwrócić uwagę, to chyba na bardzo ładny sześciowiersz z rymem przekładanym, w psalmie 7: W Tobie ia samym. Panie, człowiek smutny; i na trójwiersz jedenasto- zgłoskowy z trzecim wierszem krótszym bez rymu, wielce oryginalny i mile brzmiący, w psalmie 35: Obrońca wieczny ludzi utrapionych. Dosyć znaczny zapas wzorów wierszowych zastosowanych w Psałterzu jest wyraźnym dowodem, że przekład ten stanowił dla poety „pole doświadczalne w za- Jcresie metryki polskiej. Z pracą tłumacza połączył Kocha- nowski zamiar uporządkowania polskiej sztuki wierszopisar- skiej i w przekładzie Psałterza chciał dać Polakom zarazem pierwszy w języku polskim podręcznik metryki lirycznej. Poetyczna parafraza miała być podkreślona rozmaitością formy. Średniowieczna książeczka do modlenia zmieniła się w wybór poezji, nabrała nowego życia i budziła artystyczne upodobania jak każde dzieło, które w czasach Odrodzenia powołał do życia talent prawdziwego artysty. A teraz zapytajmy — jak sądzić to dzieło z dzisiejszego punktu widzenia? Niewątpliwie obok Kazań Skargi i Biblii Wujka jest ono najwybitniejszym pomnikiem nastroju religij- nego w Polsce XVI w., a zarazem jednym ze znaczących ogniw wielkiego procesu przejmowania pojęć religijnych żydow- skich, którego początek sięga w wiek XIII, a końca — nie wiemy, kiedy mamy upatrywać. Mimo to oryginału nam dziś nie zastąpi i do celów modlitewnych bynajmniej się nie nadaje. Nam bardziej odpowiada surowy styl prozaiczny i łatwo się o tym przekonać przez porównanie psalmów po- kutnych w tekście prozaicznym i przekładzie rymowanym. W psalmie 101 w tekście prozaicznym powiedziano po prostu: „Abowiem ci ustały iako dym dni moie a kości moie iako trzaski wyschły, j Zwiędłem iako siano y wyschło serce moie, JAM K.mJMAJNUWSK.1 iżem zapomniał pożywać chleba mego". Kochanowski pisze lżej, ale jakoś mniej stosownie: lako dym, tak lata moie uleciały, Kości iako głownia moie wygorzały, Na chleb nie pomyślę: a też serce moie Uschło, iako trawa w srogie letnie znoie. . Nie jest to więc przejmująca modlitwa, ale rymowana swo- bodnie, choć wcale piękna, śpiewka, która mogła przynosić wielką rozkosz starym Polakom, póki tak mało mieli poezji odznaczającej się lepszym smakiem; mogła nawet w pry- watnej lekturze rozgrzać niejedno serce, ale dziś dla nas urok starożytnego pomnika naszej religii straciła. Psałterz Kochanowskiego tylko jako dzieło osobne, jako świetna parafraza, jako znakomity pomnik pierwotnej poezji polskiej posiada dla nas znaczenie. Jest to mianowicie pierwsze ! bardzo udane tłumaczenie dzieła poetyckiego zagranicznego, przez prawdziwego artystę polskiego dokonane. Staranny^ przekład, wytworny język, czyste, choć przeważnie grama-/ tyczne rymy i rozmaita, choć nazbyt Horacjańskim duchem przejęta metryka — czynią je pierwszym wykończonym i w sobie zamkniętym pieśnioksięgiem polskiej poezji. Ko- chanowski dzięki temu przekładowi zaprowadził pewną nor- mę, pewien lad i porządek w literaturze polskiej; frazeologia Psałterza stała się niewyczerpaną skarbnicą dla następnych stuleci i u wszystkich poetów XVII i XVIII w., aż do twór- ców poezji barskiej, można zauważyć, że się studiom tego przekładu oddawali. Odtąd miała już polska poezja na czymś choć w części samoistnym się oprzeć; to była niewąt- pliwie nasza pierwsza poetyka na sposób europejski utwo- rzona. A potem Kochanowski otwiera Psałterzem okres rozum- Jaego i..na wskroś oświeconego przejmowania zagranicznych wzorów. Zawsze to tłumaczenie jest dowodem, że już w XVI w. poezję wyższą rozumieliśmy i czerpać z tych skarbów potra- fimy. To nie te niewolnicze przekłady z XIV i XV w., ale PSAŁTERZ krytyczna, samoistna i wielce poetyczna parafraza, w której poezja polska zrywa się widocznie do lotu i zdradza .energie do usamodzielnienia się. Przekład Kochanowskiego zawiera nawet ustępy tak piękne i poetyczne, że im zaledwo Mickie- wicz w najświetniejszych improwizacjach dorównywa. Oczy- wiście współcześnie wrażenie tego tłumaczenia było jeszcze większe. W rok po ogłoszeniu pojawiły się kompozycje na cały Psałterz Mikołaja Gomółki, kapelmistrza krakowskiego. Kochanowski dedykował Psałterz biskupowi Myszkowskiemu, wielkiemu przyjacielowi i dobroczyńcy swemu. Dziękując za dotychczasowe poparcie powiada, że osiadłszy na wsi ofiaruje mu pierwszą swą pracę, „pierwszy snop żniwa" czarnoleskiego. B O Z D Z I A Ł TRZYNASTY PIEŚNI Wydawszy Psałterz Kochanowski zabrał się do wiązania drugiego snopu żniwa czarnoleskiego i za najbliższy cel postawił sobie utworzenie pierwszego zbiorku świeckiej liryki polskiej, którego główną zawartość stanowić miały parafrazy Horacjańskie1. Przejście od Psałterza do Horacego wyda się osobliwością każdemu nieoswojonemu z duchem Odrodzenia i reformacji. Ale z Wizerunku i Żywota człowieka poczciwego Reja, zresztą z całego ruchu etycznego szlachty w dobie reformacji, Kochanowski wyczuć musiał, że ziomkowie jego mają szczególne upodobanie w zagadnieniach moralnych. Poezja krzewiąca poglądy moralne była potrzebą szlachty i choć się to dziwne wydaje, poeta czasów cesarstwa, posia- dający bardzo ustaloną i dobrze przemyślaną filozofię życia, Horacy, był właściwie najbliższy usposobieniu naszego zie- miaństwa. Horacego dopiero literatura romantyczna wy- trąciła z rąk Polakom. Przez wiek XVI, XVII i XVIII był on ulubionym poetą polskim, „którego czytaniem nasycić się nie można", jak jeszcze wyznaje Krasicki. Kochanowski, wróciwszy z zagranicy, zaraz zajął się Horacym i w najwcześniejszej pieśni utworzonej w Polsce 1 Znaczniejsze rozprawki o Pieśniach: Parylak P. w Sprawozd. gimn. w Stanislawowie, 1879; Dobrzycki S. w Rozpr. Wydz. filolog. A/c. Urn. XLIII. Kraków 1906; zresztą Bruckner A. we wstępie do wydania Pism zbiorowych. Warszawa 1924., I; Sinko T. w wyd. Pieśni Kochanowskiego w „Bibl. Naród." Kraków 1927. PIEŚNI korzystał z tego autora. W czasach dworskich nieraz go brał do ręki i pojęcie o poezji i metryce lirycznej na nim sobie urabiał. Ale najusilniej zajął się nim w Czarnolesie i za wzór poezji moralizującej go uznał. Kochanowski-moralista odpo- wiada najlepiej czasom czarnoleskim, jak Kochanowski-frasz- kopis godzi się najlepiej z okresem dworskim. Jakkolwiek przekłady i parafrazy Horacjańskie powstawały pod jego piórem w różnych czasach, jednak najporęczniej będzie roz- ważyć całość tej poezji w okresie czarnoleskim. Za podstawę przeglądu przyjąć należy pierwsze wydanie Pieśni, sporzą- dzone przez poetę w ostatnich latach życia. Skupiło ono nieomal całokształt jego studiów nad Horacym, daje go poznać z wielu zajmujących stron i pozwala uznać za gorliwego horacjanina, który w upowszechnieniu form i poglądów swego mistrza widział prawdziwe powołanie i zadowolenie. Otóż biorąc za podstawę naszych rozważań pierwsze wy- danie Pieśni trzeba stwierdzić, że obok kilkunastu znanych nam już pieśni ^osobistych i patriotycznych przeważną ich zawartość stanowią przekłady i parafrazy z Horacego. Klasyk czystej wody znachodził przyjemność w przekładach z kla4 syków. Do Pieśni włączył pięć przekładów z trzeciej księgi Ód Horacego, mianowicie: Odi profanum yulgus („Królom moc na poddane y zwierzchność dana", I 16)5 Merowi, nam te docilis („Ucieszna lutni, w której słodkie strony", II 18); Indusom Danaen („W twardey kamienney wieży y za troi- stemi..." II 4); Inłactis opulenlior („Byś wszytko złoto posiadł, które powiadają", I l); Impios parrae recinenlis („Acz mię twa droga, miła, barzo boli", I 6). Przekłady te,: dokonane oczywiście z pełnym zrozumieniem tekstu, świadczą o dziwnym upodobaniu poety w powiastkach mitologicznych, ale są dosyć ciężkie, z opuszczeniami nieco kapryśnymi i ujęte w zwrotki nienajtrafniej dobrane. Za zwrotkę askle- piadejską podstawia Kochanowski dosyć ciężki czworowiersz Trzynastozgłoskowy, za zwrotkę alkajską czworowiersz dwu- nastozgłoskowy. Przekłady te ujmują jednak tym, że nie- które zwroty oryginału bardzo żywo i szczęśliwie są w nich Jan Kochanowski 13 JAN KOCHANOWSKI umiejscowione. Najlepiej wypadł przekład umieszczonej na czele ody Odi profanum vulgus — „Królom moc na poddane y zwierzchność dana" — z wyrzekaniem na luksus rzymski i chciwość bogactw. W łączności z tymi przekładami można dodać, że w Pieśniach umieścił Kochanowski także dwa wolne przekłady z innych klasyków, tj. elegii Propercjusza: Quae fueram magnis olim pale facia łriumphis („Użałuy sye kto dobry a potłucz zawiasy", I 25) i listu Penelopy do Ulys- sesa: Hanc lua Penelope lenło libi mitlit, Ulixe, z Herold Owi- diusza („Słońce już padło, ciemna noc nadchodzi"). List ten miał osobliwe szczęście w literaturze, zyskał pewien rozgłos w Polsce i dostał się do śpiewników popularnych (I 17). Znacznie więcej uroku niż przekłady posiadają swobodne parafrazy Horacjańskie pióra Kochanowskiego. Bierze on z ulubionego autora cały pomysł, umiejscowią go śmiało, swobodnie przerabia, trochę mu doda lub ujmie, nadzwyczaj żywymi i trafnymi zwrotami polskimi myśli obce wyraża, i stwarza niezupełnie ten sam, ale bardzo do oryginału zbli- żony utwór. Dosłowne przekłady nie zawsze go zadowalały, czasem wolał tworzyć podobizny czytywanych utworów. Parafrazy Horacjańskie pióra Kochanowskiego nie są za- zwyczaj lepsze od oryginału, ale zbyt im w nastroju i warto-,, ści nie ustępują. Poeta dobiera do nich bardzo polotnych zwrotek, widać, że praca ta go zajmuje i pewne artystyczne zadowolenie mu przynosi. Z ody Vides ut alfa stet nive po- wstał wcale piękny wierszyk: „Patrzay, iako śnieg po górach się bieli" ze spolszczeniem krajobrazu i niejaką zmianą w za- kończeniu (I 14). Oda Aeguam memento, „Stateczny umysł pamiętay zachować", została nieco skrócona i weszły w nią myśli nie znajdujące się w Horacym (II 11). Prześlicznie zaś wypadła parafraza mieszcząca pochwałę wina, O nata mecurrc consule Maniio — „Dzbanie moy pisany". Kochanowski podwyższył w niej wesoły nastrój, wprowadził do niej więcej zamaszystości, ułożył ją w zwrotce pełnej humoru i zrobił z niej piosnkę, która nawet więcej podobać się może niż wcale zresztą miła i żywa oda Horacego. Pieśń ta przemó- PIESNI wiła mocno do usposobienia ziemian,, dostała się d^ii.ew- ników szlacheckich i była śpiewana powszechnie d^ńca XVII w. (I 3). Jeszcze ciekawsze są pieśni Kochanowskiego z i:kim ^ oparciem o Horacego, a co do treści coraz bardziej saKfne. Zdaje się, jakby wśród komponowania tych pieśni iracy dawał mu naukę i rady i przeprowadzał czarnoleskiegoetę ku oryginalnej twórczości. W tej nowej odmianit Leśni znachodzimy już tylko pewne urywki ód Horace ale w oprawie własnej Kochanowskiego. W wierszu Sertyście patrząc na te czasy znajdujemy na wstępie krajobraz b^ącej się wiosny, wcale .szczegółowo i ze smakiem przez szego poetę wykonany, ale opierający się nieco o przypouenia z początkowych zwrotek ody Horacego Diffugertwes. W dalszym ciągu wiersza poeta nasz jest już od wzi] nie- zależny i daje nam pochwałę czystego sumienia, któr,; opi- sem wiosny związał osobnym związ-kiem przyczy^ym. Człowiek z złym sumieniem jest tak sobą zajęty, że g'iawet śliczna wiosna nie cieszy. Prawdopodobnie była l myśl główna, która zniewoliła Kochanowskiego do napisy tej" pieśni i zużytkowania podobającego mu się motywitiora- cjańskiego| (I l). W podobny sposób powstała pies; Kró- lewno lutnie złołey y rymów pociesznych, w której Citamy pocieszanie jakiegoś wojewody po stracie żony. Ęrwsza połowa tego wiersza jest oczywiście oryginalna, aLza to druga połowa jest zapożyczona z zakończenia tremHora- cego Quis desiderio sit pudor, zwróconego do Wergilhza po śmierci Kwintyliusza Warusa. Pokazuje się więc, że Kocha- nowski myślał czasem zwrotami Horacego i uży\v) jego obrazów do wyrażania nasuwających mu się uczuć H 6). Studiując w ten sposób Pieśni Kochanowskiegolocho- dzimy wreszcie do wierszy prawie zupełnie orygninych, w których jednak zauważyć można jeszcze jakąś daleką pobudkę z Horacego lub nawet tylko powtórzenie jkiegoś bardzo malowniczego zwrotu. Mając zamiar utworze jakąś pieśń, poeta nasz szukał czasem podobnego utworiiy Ho- JAN KOCHANOWSKI racego i nastrajał się nim, aby większą siłę i kształt uświęcony swemu pomysłowi nadać. Stosunek ten do wzoru da się za- uważyć w najdawniejszych jego próbach lirycznych. Prze- śliczna patriotyczna pieśń o królach polskich, o której wspom- nieliśmy w czasach dworskich, Kto mi dał skrzydła, kto mię odział pióry, została widocznie utworzona za pobudką ody Horacego Quem yirum auł heroa na cześć Augusta i królów i bohaterów rzymskich (I 10). Podobnie sławna pieśń o po- topie: Przeciwne chmury słońce nam zakriły, o której tyle razy przychodzi nam mówić, została napisana pod wraże- niem ody Horacego lam salis łerris na wylew Tybru (II l). Z tych dwu przykładów da się wyciągnąć ciekawy wniosek, a mianowicie, że Kochanowski początkowo uważał Horacego. tylko za wzór i podnietę do własnej twórczości. Z biegiem jed- nak czasu upodobał sobie w jego poezji, ocenił jej urok i etyczną. wartość i zabrał się do nieco systematyczniejszego przetwa- rzania jego utworów na użytek ziemiaństwa polskiego. Kochanowski miał skłonność do sentencjonalności i wy- bieraiJZ-Hopaeego.l^Iersze^ które z widnokręgiem szlacheckim i moralnością obywatelską się zgadzały. Pozostając widocznie pod wpływem poglądów Rejowskich na szlachectwo, wypo- wiedzianych w, Wizerunku i Żywocie człowieka poczciwego znajduje upodobanie w wierszach, które ze.wierały pochwałę cnoty, czystego sumienia, mierności i zwracały się przeciw chciwości i zbytkowi. Znów jako humanista, nie stronił, od. poezyj „mistrza,- które zachęcały do użycia bieżącej chwili i wesołości. Lekko opierając się o Horacego tworzy Kocha- nowski wierszyk Kto ma swego chleba, z pochwałą miernego stanu, w którym umieszcza topiczne orzeczenia: „To pan, zdaniem moim, Kto przestał na swoim", „Siła posiadł włości, Kto uiął chciwości" (I 5). Drugim takim wierszykiem jest: Chcemy sobie być radzi, z zaleceniem jednostajnego umysłu w szczęściu i nieszczęściu; tam to znajdujemy upodobane motto Malczewskiego: „Wszystko się dziwnie plecie Na tym tu biednym świecie" (I 9). Zakochany w Horacym, zaczął Kochanowski tworzyć PIEŚNI pieśni w stylu Horacego, w których nie ma bezpośrednich wspomnień z lektury ulubionego autora, które jednak na- strojem jego parafrazy przypominają. Tu można by wymienić wierszyk z przestrogą przed przesadną ufnością w stałość dobrego powodzenia: Nie wierz fortunie, co siedzisz wysoko, z sławną sentencją: „Cnota skarb wieczny, cnota klenot drogi". Wierszyk,ten cieszył się pewną popularnością w ko-, łach szlacheckich w XVII w. (II 3). Inny taki wierszyk, z otuchą dla człowieka nawiedzonego nieszczęściem, Nie po- rzucay nadzielę; zawiera wyjątkową ilość sławnych następnie '• sentencji moralnych: „Nic wiecznego na świecie, Radość sye z troską plecie", „Lecz na szczęście wszelakie Serce ma być iednakie", „Siła Bóg może wywrócić w godzinie, A kto mu kolwiek ufa, nie zaginie" (II 9). Wierszyki w tym rodzaju nadają właściwy^Łon_ zbiorkowi J^TesnnCochanowskiego. Sa„ Zupełnie oryginalne,aprzectgTg^diIchu Horacego tworzone. ', Parafrazę „Dzbanie moy pisany'^przyprumniaJą^dwie^wieIce oryginalne piosenki naszego poety: Zegar, słyszę, wybiła — z zachętą do hulanki (I 24) i Milo szaleć, kiedy czas po łemu — z gorącą zachętą towarzystwa do wesołości, pisana w żywym " podnieceniu, w którym Kochanowski wyraźnie przyznaje, że sobie czasem podchmielić lubił, co zapewne zbawiennie na jego zdrowie nie wpływało (I 20). Na podstawie tych przykładów da się stwierdzić, że wła- ściwym mistrzem naszego poety w zakresie liryki był Horajcy. "V Z niego zaczerpnął pojęć o liryce, na nim uczył się kompo- zycji i smaku, a co najważniejsze a wcale dziwne, przy jego pomocy został poetą ziemiańskim. .Poezją zachęcającą do mierności, cnoty i czystego sumienia Kochanowski trafił \ do usposobienia ziemian polskich. W licznej rzeszy szlachty polskiej więcej było małych posiadaczy niż moźnowładców na kilkudziesięciu wsiach; w czasach reformacji wszyscy myśleli bardzo poważnie o sprawach sumienia i nierzadko trą-*-. fiali się ludzie, którzy te sprawy przekładali nad zajęcia gospodarskie. Można się dziwić, że Kochanowski, poeta zie- miański, po wzory dla swych pieśni zwrócił się do wyzwo- JAN KOCHANOWSKI leńca i klienta Mecenasa z okresu cesarstwa rzymskiego. Ale że ten wyzwoleniec- potrafił swą godność i niezależność du- chową wobec Mecenasa zachować, bogatym nie zazdrościł i czuł się na swej drobnej posiadłości zadowolony, ujął więc Kochanowskiego i wzorem jego i przewodnikiem mógł zostać. Jan z Czarnolasu uznał go prawie za ziemianina polskiego jednowioskowego, stosunek jego do Mecenasa zrównał ze swoim stosunkiem do Myszkowskiego i Zamoyskiego; kla- sycyzm go nie raził, owszem pociągał, bo sam był klasykiem, i tak zarównał tę przepaść, co między czasami cesarstwa rzymskiego a Polską XVI w. istniała. Zresztą zapewne i wy- tworna forma wyzwoleńca rzymskiego go zachwycała. Ko- chanowski miał skłonność do wytworności, jak widać z Fra- szek i Szachów. Pociągały go wytworne maniery, układne za- chowanie, wysłowienie wykwintne, a to wszystko w liryce Horacego znachodził i dzięki niej w skłonnościach natural- )(,nych jeszcze mocniej się utwierdzał. Poza Pieśniami znajdujemy w pismach poety tylko jedną pieśń w stylu Horacjańskim: Kiedyby kogo Bóg był swemi słowy, zachowaną we Fragmentach. Pisana rzadką u Kocha- nowskiego tercyną, może być że dlatego wykluczona została z głównego zbiorku 'Pieśni. Forma wybitnie włoska nie zga- dzała się ze zwrotkami tam użytymi. Poeta wypowiada w niej swą głęboką wiarę w fatalizm, w „Boskie przeyźrzenie", któ- rego człowiek_unikJiąj;-nie.,moźe.'Xudzie są narażeni na roz- t maite przygody. To jest prawo'świata. W złych przygodach | narzekać na zawód jest niedorzecznością, bo powodzenia Pan Bóg nikomu nie przyrzekał. Raczej należy skromnie znosić nieszczęście i cieszyć się nadzieją, że los nasz ulegnie zmianie. Wiara w sprawiedliwość jest największą pociechą. Pieśń jest śliczna, majestatyczna, z wielkim namaszczeniem wygłoszona. Poeta kończy ją uroczystym dwuwierszem: ledenże to Bóg, co y chmury zbiera Y co rozświeca niebo słońcem złotym. (Fragm. 27) PIEŚNI Parafrazy Horacjańskie to osobny dział poezji Kochanow- skiego, próba zaszczepienia klasy cyzmu na płonce polskiej. Odpowiadała ona duchowi czasu, skoro tak łatwo się przyjęła i stosunkowo pięknie rozwinęła. Poezja to pełna równowagi, ufności w rozum, doświadczenie, przeceniająca może, hart człowieka, a zrozumiała w tym wyjątkowo spokojnym i po- godnym XVI w. Nastroje te nie miały się powtórzyć w na- stępnych stuleciach. Drugiego moralisty-horacjanina litera- tura polska nie wydała. Kochanowskiemu w Czarnolesie, jak Horacemu w Tivoli, mogło się wydawać, że świat osiągnął już szczyt szczęścia i rozwoju i będzie żył zawsze w równo- wadze, unosił się praktycznością i zdrowym sensem i powo- dował jasnymi, niezmiennymi i bezwzględnie pewnymi za- sadami. Jak wiadomo, urojenie to zburzyła śmierć Urszulki, skądby wnioskować należało, że parafrazy Horacjańskie, wszystkie albo w przewaźnej części, powstały przed Trenami. Domysł ten jest nieco niespodziany, czyni z parafraz omal nie równoczesną pracę z przekładem Psałterza, ale wypowie- dzieć go należało, żeby być w zgodzie z psychologicznymi przemianami w duszy poety. Ale Pieśni Kochanowskiego obejmują nie tylko tłuma- •czenia i parafrazy Horacjańskie, szerzące pewne prawdy i zasady moralne. Znajdujemy w nich także — co prawda, w bardzo ograniczonej mierze — inne działy liryki, któreśmy w poprzednich rozdziałach omówili, mianowicie pewną ilość wierszy miłosnych i opiewających szczęście rodzinne, a na- stępnie kilka wierszy patriotycznych, szerzących ducha oby- watelskiego. Tworząc pieśnioksiąg polskiej poezji świeckiej dołączył do niego Kochanowski kilkanaście wierszyków w in- nym usposobieniu pisanych. Znalazły się w nim znane nam erotyki: Złota to strzała y krom wszego iadu była, Trudna rada w tey mierze, przyidzie sye roziechać, Rozumie moy, próżno sye masz frasować. Poeta wcielił do niego także pieśni z życia rodzinnego: Nie dbam, aby ziemne skały, Może kto ręką sławy dostać i kilka pieśni patriotycznych: Wieczna sromola y nie- nagrodzona, Panu dzięki oddawaymy itp. Poezyj tych po- JAN KOCHANOWSKI nownie omawiać nie mamy potrzeby. Przyczyniły się one wielce do urozmaicenia treści zbiorku pieśni Kochanowskiego i razem z parafrazami Horacjańskimi utworzyły całość, która pozwala nam zmierzyć, co nasz poeta przez lirykę rozumiał i jak obszerny zakres temu działowi poezji wyznaczał. Przy- ' znać trzeba, że skala jego liryki nie była jeszcze zbyt roz- legła. Składały ją cztery struny: liryka refleksyjna, liryka v/ miłosna, liryka towarzyska i liryka patriotyczna, które nam w początkach naszej literatury wystarczyć musiały. Winien temu był zapewne mały wybór wzorów^ z których nasz poeta ^' mógł korzystać. Skala to niezbyt szeroka, ale wiernie od- zwierciedlająca jego spokojny, nauce i studiom na wsi po- święcony żywot. O tym całym zbiorku w dalszym ciągu mówić będziemy. Kochanowski zdobył się w Pieśniach na poezję poważną i zdrową poczciwego i prawego obywatela, pragnącego po- ciągnąć ogół do sztuki naturalnością, rozsądkiem, piękną myślą i równowagą umysłu. Nuta wesołg zjawia się w tym zbiorku wyjątkowo w pieśniach bachicznych i wezwaniach towarzyskich, ostatecznie natchnionych także liryką Hora- cego. Nastrojów subtelnych Kochanowski nie poszukiwał, w analizy głębsze życia duchowego nie wchodził, wzruszeń osobliwych nie doznawał. Nie był ani elegikiem, ani idyllistą, ani marzycielem/"2ył rzeczywistością własnych przeżyć, ra- czej myślą niż uczuciem^ skąpany w jasności .duchowej, spokoju i ciszy^ wewnętrznej, bez strapień urojonych i zgryzot wymyślonych. Był .realistą, poetą wybitnie .refleksyjnym, myślącym, nie impulsywnym, choć nie pozbawionym chwil natchnionych. Jako dusza wybitnie obywatelska, zmysłem społecznym ..obdarzona, chciał dać narodowi poezję mądrą, kojącą, pozbawioną wzlotów podobłocznych i trudnych do uspokojenia pragnień, jaka właśnie nadawała się dla społe- czeństwa sielskiego, praktycznego i duchem obywatelskim •przejętego. Ale jeśli poezja Kochanowskiego nie porywa wysokością wzlotów i głębią uczuć, za to ujmuje niesłychanie szczerością, PIEŚNI naturalnością, smakiem i harmonią. Myśli jego są jasne, silne, wyrażenia trafne, pełne smaku. Kochanowski zdaje się nie wiedzieć, co to jest płaskość i pospolitość; zawsze jest wy- tworny, miły, ujmujący. Ma on pełną świadomość treści i znaczenia każdego wyrazu, każdy trafnie i w odpowiednim miejscu umieści i zużytkuje. W języku najkorzystniej odbił się wpływ jego głębokich studiów klasycznych. Panuje on nad antytezą, zdobywa się na silne, topiczne wyrażenia, jest wymowny, nie rozwlekły i przekłada zwięzłość nad ozdobność. Przykładów na te właściwości jego pióra mnóstwo. Wymie- nimy kilka: „Siła posiadł włości, kto uiął chciw.ości", „W na- dzielę ludzie orzą y w nadzielę sieią", „Krótki wiek długiey nadzielę nie lubi", „Słońce iednako y padnie y wschodzi", „W czym się kochasz, to cię daleko mija", „Skuymy talerze na talery, skuymy", „Próżno przebici puklerza macaią", „Zwycięstwo liczby nie chce, męstwa potrzebnie". Język Kochanowskiego, jako ścisły, logiczny, topiczny, unikający wszelkiej mglistości, wyrażający myśli jasne naj- właściwszymi wyrazami, trzeba uznać /.a pierws^ywzór lezyka klasycznegow_Polsce. Ale od naszycli pojęć klasycz- noscT~pneta czarnoleski tym się różni, że przepada za zwro- tami polskimi pospolitymi (idiomatyzmami), od których uży- wania odzwyczaili nas w znacznej mierze pisarze stanisła- wowscy. Mowa Kochanowskiego roi się od tych idiomatyzmów. Przypomnimy kilkanaście: „przez szpary, iako mówią, pa- trzą", „kogo gryzie mól zakryty", „mieli spełna rozum w gło- wie", „troskę wybić z głowy", „jako niedźwiedź łapę lizać muszę", „siedzim iak na ledzie", „szerzey iedni swe płoty grodzą", „ożywać się z państwem", „z reyestru patrzą", „dać sye za nos wodzić", „ludzie na zęby ią wzięli", „wysszey nosa gębę nosi", „w żywe oczy szydzi", „z spraw swych uczynić poczet"... Zwroty te trafiają się nie tylko w wierszach towa- rzyskich, ale także w wierszach z dążnością moralizatorską, a nawet w poezjach miłosnych. Przede wszystkim zaś w prze- kładach. Są one właściwością języka Kochanowskiego, po której łatwo odróżnić jego wiersze od wierszy innych poetów. 186 JAN KOCHANOWSKI Można nawet powiedzieć, że Jan z Czarnolasu usiłował zbliżyć swó] J^yk poetycki do języka potocznego w wydatniejszej mierze, niż późniejsza praktyka to ustaliła. Przedział między mową potoczną a mową poetycką istniał u niego mniejszy niż u późniejszych poetów — z wykluczeniem oczywiście niektórych najnowszych kierunków. Upodobanie w idiomatyzmach i zwrotach rdzennie polskich dzieli Kochanowski z innymi pisarzami XVI w., zwłaszcza z Rejem. Ale różni się od niego tym, że językowi swemu potrafi nadać szlachetny nastrój poetycki. Przy wielkiej jasności stylistycznej —obcej, jak wiadomo, Rejowi —ujmuje nas nasz poeta pięknymi jprzenośniami, których zresztą zbyt hojnie nie rozrzuca. Przytoczmy kilka: „nadzielą świat mi słodzi", „mnie się serce nie rozpadnie", „zetrzy sen z oczu'"^ „wywabić troskę z głowy słodkiemi słowy", „lutnia serce' miękczy". Główną jednak cechą języka poetyckiego Kocha- nowskiego są przedziwne. JJizywotnienia_i_personifikacje. Tych używa często i najlepiej mu się udają. Zdają się one tkwić w istocie jego języka poetyckiego. Pisze więc: „obieździć swą wolę", „serce roście", „świat się śmieie", „kładą sye lasy", „Ziemia ku słońcu pełna ciężkiej rosy | Rozwiła włosy", „Samy ściany cię wołają", „Lipa wygląda cię z boru", „Zie- mia w rozliczne barwy sye odziewa", „Czas ucieka iako woda, A przy niem leci przygoda". Co do strony metrycznej, to w porównaniu z Psałterzem metryka Pieśni jest znacznie uboższa, co zresztą nierówną obszernością obu tych zbiorów może być wytłumaczone. Znajdujemy w nich, jak w Psałterzu, prawie wyłącznie rymy parzyste żeńskie. Wzorów wierszowych pojawia się tu o po- łowę mniej niż w Psałterzu i znów, jak tam, przewagę mają czworowiersze równowierszowe, trzynaste-, jedenaste- i ośmio- zgłoskowe. Czworo wiersz trzynastozgłoskowy pojawia się bar- dzo często w erotyku: Złota to strzała y krom wszego iadu była; Trudna rada w tey mierze, przyidzie się roziechać. Czworo- wiersza jedenastozgłoskowego użył Kochanowski w utworze w stylu Horacjańskim, w którym podaje przepisy moralne: PIEŚNI Stateczny umysł pamięlay zachować. Znajdujemy go także w wierszu patriotycznym: Wieczna sromota y nienagrodzona. Najwybitniejszym utworem w czworowierszu ośmiozgłosko- wym jest pieśń na zdobycie Połocka: Panu dzięki oddawaymy. Znacznie rzadziej używa Kochanowski czworowierszy dwunaste- i dziesięciozgłoskowych. Ten ostatni pojawia się w parafrazie Horacjanskiej Serce roście patrząc na te czasy i w wesołym wierszyku towarzyskim Miło szaleć, kiedy czas po temu. Ze zwrotek mieszanych zachodzi w Pieśniach naj- częściej zwrotka saficka. W niej napisana jest pieśń o uczciwej małżonce: Może kto ręką sławy dostać w boiu. Kilkakroć także pojawia się czworowiersz złożony z dwuwiersza sześcio- i jedenastozgłoskowego (znany nam zresztą z Psałterza), między innymi w głośnej pieśni o dzbanie, Dzbanie moy pisany. Inne wzory występują tylko jednorazowo, to znaczy nie nasuwały się często pod pióro poety i z namysłu w danym utworze się pojawiały. W kilku parafrazach Horacjańskich znajdujemy znamienne dla Kochanowskiego połączenia dwu- wierszy trzynaste- i jedenastozgłoskowych z dwuwierszem siedmiozgłoskowym: Słońce pali a ziemia idzie w popiół pra- wie; Nie porzucay nadzielę. Kochanowski z upodobaniem używał w poezji lirycznej wiersza jedenastozgłoskowego i naj- więcej odmianek na podstawie tego wiersza tworzył. Pojawia się on w jedynym ośmiowierszu zamieszczonym w Pieśniach a przeznaczonym na wyrażenie uczuć miłosnych: Rozumie moy, próżno sye masz frasować, z rodzajem refrenu: „Co zgi- nęło, trudno tego wetować". Do form użytych jednorazowo w Pieśniach należy zaliczyć także czworowiersz siedmiozgło- skowy, zachodzący w powabnym wierszyku bachicznym Zegar, słyszę, wybiia. Ogólne wrażenie, jakie z rozważania metryki Kochanow- skiego się odnosi, jest to, że do subtelności w metryce i rymie nie przywiązywał największej wagi. Pisał w rozmaitych mia- rach, wybierając najstosowniejszą formę do poważnej treści swych pieśni, i w zgodzie tych czynników upatrywał właściwy cel artystyczny. ROZDZIAŁ CZTERNASTY INNE DZIEŁA I PRACE Ubok przekładu psalmów i parafraz Horacjańskich, które głównego materiału do zajęć literackich w Czarnolesie dostar- czyły, Kochanowski miał kilka ubocznych studiów, w które z lubością się zatapiał, i z nich brał pochop do innych dzieł i przedsięwzięć naukowych1. Homerem zajął się jeszcze w Padwie i w elegiach młodzieńczych z niego korzystał. W czasach dworskich ustawicznie w panegirykach ulubio- nego poetę przypominał, a osobną przyjemność sprawiło mu streszczenie Odysei w długiej elegii na cześć Stempowskiego. Jako wielbiciel Homera, zwrócił uwagę na popularną ksią- żeczkę Historia iroiańska, głośną w całym średniowieczu, a w Polsce za czasów Zygmunta Augusta ogłoszoną, i upa- miętnił jej pojawienie się osobną fraszką (Fr. II 72). Wreszcie zabrał się do tłumaczenia trzeciej księgi Iliady, którego do- konał z doskonałym zrozumieniem tekstu, z wielką swobodą, stylem raczej gładkim i wymownym niż jędrnym i silnym, nie starając się tak dalece o ścisłość literacką, jak raczej o trafne wyrozumienie myśli. Przekład nosi osobny tytuł: Monomachia 1 O Odprawie posłów greckich podają wiadomości źródłowe: Heidenstein R. Vita Joan. Zamoscii, ed. Działyński. Poznań 1861, str. 44; Ossoliński Zb. Pamiętnik. Lwów 1879, str. 2. — Główne opracowania: Kallenbach J. w Rozpr. filol. Ak. Urn. X. Kraków 1884; Bruchnalski W. w Sprawozd. z posiedź. Ak. Urn. 1909, lipiec; SinkoT. wwyd. Odprawy w,,Bibl. Naród.'', nr 3.—O Aralusie: Krystyniacki J. w Progr. gimn. IV. Lwów 1883. INNE DZIEŁA I PRACE Parysowa z Menelausem, jest wykonany w wierszu trzynasto- zgłoskowym i sprawia wrażenie bardzo przyjemne.TTżytając go czuje się żal, że poeta całej Iliady nie przetłumaczył i greckiej literaturze większego wpływu na polską przez po- dobne dzieło nie zapewnił. ; Zajęty tym tłumaczeniem, Kochanowski otrzymał list od podkanclerzego Zamoyskiego, aby mu na wesele z Krystyną Radziwiłłówną wygotował jaką tragedię (1578). Poeta sko- rzystał z jednego ustępu swego przekładu i przy pomocy Historii trojańskie/ starał się go udramatyzować. Są to słowa Antenora Trojańczyka, który niegdyś gościł u siebie posłów greckich podczas rokowań z Trojańczykami. W rozmowie Priama z Heleną na jednej z baszt miejskich, gdy oboje pa- trzyli na obóz grecki, a Helena pokazywała królowi Aga- memnona i Ajaksa, Antenor wtrącił się do rozmowy i powie- dział słowa, które stały się treścią sztuki: ...Pani miłościwa! To, co słyszę od ciebie, prawda niewątpliwa. Bo też tu był przyjechał Ulisses do Troie Z Menelaem rokować o wydanie twoje, Ktorem ja w dom swój przyjął i z chucią częstował. A tamem się obiema dobrze przypatrował, Kiedy pospołu byli z pany trojańskimi. Wpływ przekładu Monomachii na sztukę Kochanowskiego da się także stwierdzić dosłownym powtórzeniem formuły zaklęcia Agamemnona, włożonej w sztuce w usta Menelausa. Przekład więc poprzedził stanowczo napisanie Odprawy postów greckich. Do prac przygotowawczych, mających poetę oswoić z tym jedynym w jego twórczości przedsięwzięciem napisania tra- gedii w języku polskim, należy także kilkudziesięciowierszowy urywek tłumaczenia Alcestis Eurypidesa, zawierający prolog i pierwsze zdania wstępnego chóru. Sztuka była pisana z wielką rozwagą i stosunkowo wcale wysoką wartość osiąg- nęła. Odprawa postów greckich wraz z Pieśnią świętojańską i Trenami należy do trójliścia dzieł, w których poeta naj- większe poczucie piękna okazał. Jest to obrazek dramatyczny, JAN KOCHANOWSKI złożony z kilku scen, które mają na celu uwidocznić donio- słość odmownej odpowiedzi, jaką dał senat trojański Ulisse- sowi i Menelausowi, kiedy przybyli do Troi z żądaniem od- dania Heleny, uprowadzonej ze Sparty przez Parysa-Ale- ksandra. W pierwszych dwu scenach przedstawiona jest sytuacja przed naradą senatu. Aleksander prosi Antenora o poparcie swej sprawy w senacie, a mamka, Stara Pani, pociesza Helenę, zatrwożoną, że jej przyjdzie wrócić do Grecji. Obie te sceny uważa Kochanowski za rodzaj epizodów dra- matycznych na wzór Eurypidesa, bo czyni z nich osobne ; całostki, zakończone chórami, które przestrogi złączone z tre- ścią sztuki wypowiadają. Potem następuje środkowa scena utworu z opowieścią posła o posiedzeniu senatu trojańskiego. Wyprawiony przez Aleksandra posłaniec opowiada Helenie szeroko a nadzwy- czaj plastycznie, jaki przebieg miała narada w sprawie żą- dania Greków, by zwrócić ją Menelausowi. Opowiadanie przypomina mocno sprawozdanie gońca w Oreslesie Eurypi- desa o posiedzeniu sądowym w Argos w sprawie zabójstwa Kłytemnestry. Kochanowski powodował się silnie w swej sztuce wskazówkami technicznymi Eurypidesa. W trzech epizodach ujął przeszło połowę treści i ekspozycję z przesi- leniem zawarł. Następuje teraz w tragedii krótka scenka z pogróżkami odprawionych posłów, zakończona najpiękniejszym, trzecim z kolei chórem: „O białoskrzydła, morska pławaczko", który, według własnej uwagi Kochanowskiego, „jakoby greckim chórom przygarną", tj. na wzór jednego chóru w Hipolicie Eurypidesa utworzony został. Dramat zbliża się szybko do rozwiązania. W piątej i ostatniej scenie podaje Kochanowski wezwanie Antenora do pogotowia wojennego, przerwane przepowiednią Kasandry o upadku Troi, po czym stajemy u zakończenia, mieszczącego zawiadomienie Rotmistrza za- łogi nadbrzeżnej o ujęciu więźnia greckiego, który przyniósł zapewnienie, że w Aulidzie stoi tysiąc galer greckich w po- gotowiu do wyjazdu ku Troi. INNE DZIEŁA I PRACE Zawikłania tragicznego w tym pomyśle nie ma. Jest to tylko szereg scen dramatycznych, mających objaśnić grozę położenia, w jakie wprawili się Trojanie wskutek odmownej odprawy posłów greckich. Dramacik krótki, z 606 wierszy złożony, w czym 203 wierszy poświęcono opowieści posła, odznacza się intuicyjnym odtworzeniem sytuacji stworzonej w Troi przez przybycie i odjazd posłów greckich. Tę stronę tematu zdołał mistrz z Czarnolasu z wyższym artyzmem wy- razić; w sztuce swej uwidocznił plastycznie cały splot wy- padków z przebiegiem nieudanych układów połączony i to jest miarą jego talentu i największą zaletą jego sztuki. Niemniej trzeba powiedzieć, że to nie tragedia, ale obrazek , dramatyczny przez zdolnego artystę i niepośledniego kla- syka napisany. Wobec takiego stanu rzeczy trudno spodziewać się wła- ściwych ról i charakterów w tej sztuce. Najżywszy jest może Antenor, przewidujący senator trojański, nieprzystępny agi- tacji Parysa i wcześnie upominający Priama, by poczynił przygotowania do grożącej wojny. Inne osoby występują tylko doraźnie i popisują się krótkimi monologami, które niezbyt wiele plastycznych rysów zawierają. Występy ich sprowadzają się po większej części do marionetkowych oświadczeń. Kochanowski odczuł wzruszenie Heleny w chwili, gdy rozstrzygały się jej losy; w dialogu jej brzmi obawa przed niepewną przyszłością. W Kasandrze odważył się z po- wodzeniem na skreślenie obłąkania na scenie; w Rotmistrzu przeciwstawił człowieka czynu —rzeszy gadatliwych Trojan. ^ Figury te są trafnie postawione, ale nie rozwinięte, co po ( części przypisać można pośpiechowi, w jakim ta sztuka po- wstawała. Kochanowski zapewnia, że dzieło jego jest szki- cem, o którym myślał, iż pójdzie „na trąbki do apteki". Nagląca prośba Zamoyskiego kazała mu poświęcić ambicję autorską. Szkicu dla braku czasu i złego zdrowia nie przero- bił i w pośpiechu przepisawszy posłał podkanclerzemu co miał na fest rodzinny, którego terminu odwlec się nie dało. Sztuka ma nastrój bardzo uroczysty, który wymownie JAN KOCHANOWSKI świadczy, z jakim przejęciem odnosił się Kochanowski do Homera i świata klasycznego. Jest ona "najpiękniejszym pomnikiem jego studiów klasycznych. Język w niej prze- pyszny, wyjątkowo jasny, bardzo barwny i pociągający. Jest ona oryginalnym zjawiskiem w teatrze Odrodzenia, bo z Iliady ówcześni autorowie nie tak pochopnie korzystali, jak z Eneidy i Liwiusza. O Dydonie wiele powstało tragedii, ale nie o pięk- nej Helenie. Pod względem technicznym wzorował się Ko- chanowski głównie na Eurypidesie. Oczywiście i tragedie Seneki, czerpiące wątek z opowieści o wojnie trojańskiej, nie były mu obce. Jedna z nich, Agamemnon, dopomogła mu do skreślenia roli Kasandry. Formę metryczną oparł na tra- dycji włoskiej literatury. Mianowicie jedenastozgłoskowiec bezrymowy w dialogu zarówno Odprawy jak fragmentu Alce- siis pochodzi z tragedii włoskich pierwszej połowy XVI w. Odprawa posłów greckich jest najwdzięczniejszą pamiątką wspaniałych, kilkudniowych uroczystości weselnych Jana Zamoyskiego, podkanclerzego, z Krystyną Radziwiłłówną, wojewodzianką wileńską, które odbyły się w Jazdowie pod Warszawą w styczniu 1578 r., tuż przed sejmem, w przerwie po stłumieniu buntu gdańskiego a przed podjęciem wyprawy. na Moskwę, na którą zbierający się właśnie sejm miał uchwalić niezwykle wysokie pobory. Uroczystości składały się z tur- nieju, po którym pozostały ciekawe Artykuły gonienia do pierścienia, i z wielkiej uczty, podczas której wygłoszono znany nam już wiersz łaciński Orpheus Sarmalicus. Progra- mem tych zabaw zajmował się bardzo gorliwie sam podkan- clerzy i przybrał sobie do pomocy powinowatego Zbigniewa Ossolińskiego, późniejszego wojewodę sandomierskiego, który w raptularzu swym z pewną chlubą zanotował: „Był sejm w Warszawie roku 1578 a w sejmie panu Zamojskiemu pomagałem maszkar i trojańskiej odprawy na przenosinach żony jego, Radziwiłłównę j". Fakty te stawiają sztukę Kochanowskiego w osobnym świetle i pozwalają podkreślić aluzje okolicznościowe, które współcześni widzowie zapewne lepiej odczuwać musieli niż INNE DZIEŁA I PRACE my dzisiaj. Skoro Odprawę odegrano na wesele podkancle- rzego, więc oczywiście wszystkie uwagi Heleny i jednego chóru o wierności małżeńskiej, zresztą bardzo dyskretne i nie narzucające się, musiały nabrać znaczenia przygodnych prze- stróg dla kojarzącej się pary. Sztuka ma lekkie piętno dydak- tyczne, właściwe także dialogowi studenckiemu z czasów Zygmunta Starego, Sąd Parysa (1542). Ubolewania chóru nad brakiem baczenia w wieku młodocianym i narzekania Ulissesa na zbytki, próżniactwo, rozrzutność i zniewieściałość młodzieży, której przewodnikiem jest Parys, spotkały się z szczególnym uznaniem kół senatorskich, obecnych na przed- stawieniu. Znakomity historyk czasów Batoriańskich Heiden- stein zapewnia, że Odprawę przedstawiono ze względu na młodzież zebraną w Warszawie, chcąc podnieść w niej ani- musz żołnierski i serca ogółu dla wyprawy moskiewskiej po- zyskać. Historia Parysa pióra Kochanowskiego miała służyć jak podaje, exciiandorum maxime animorum juuentulis ad helium causa. Wreszcie nie podobna zapomnieć o wierszu z drugiego chóru: „Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie" — o odpowiedzialności rządowej za prowadzenie spraw publicz- nych — o którym podaliśmy wiadomość w rozdziale o poezji patriotycznej z okresu czarnoleskiego. Przez te aluzje i upom- nienia obraz sceniczny z odległej przeszłości greckiej wzbudzał więcej zaciekawienia u współczesnych; patrzano nań inaczej niż my dzisiaj i niekoniecznie wartość jego oceniano ściśle artystycznym probierzem, tj. o ile Kochanowski w Odprawie zbliżył się do wzorów greckich i zrozumienie świata klasycz- nego okazał. Drugim ubocznym zajęciem Kochanowskiego w Czarno- lesie było studium Arata. Zajął się nim poeta pod wpływem Patrycego i, jak wspominaliśmy, w czasie pobytu na dworze przełożył bardzo piękną polszczyzną poemat Phaenomena. Ale ten czyn nie zadowolił jeszcze poety. Z Arata zachowały się częściowe przekłady i parafrazy łacińskie młodego Cycerona, Germanika i Aviena. Kochanowski, jako czciciel i wielki znawca Cycerona, zamierzył zachowane ułamki z przekładu Jan Kochanowski 13 JAN KOCHANOWSKI najznakomitszego mówcy rzymskiego przy pomocy tekstu greckiego uzupełnić i poprawić. Występował jako rekon- struktor starożytności; więcej niż połowę tekstu trzeba było dorobić i utworzyć tekst miły i potoczny — nitidum ac ler- sum, jak powiada — który by z przyjemnością mógł odczytać każdy wielbiciel starożytności. Praca wymagała doskonałej znajomości greki, stylu Cycerońskiego i oczywiście biegłości w wersyfikacji łacińskiej. Naprzód zajął się poeta tekstem Phaenomenów, przetłumaczonych poprzednio na język polski, a następnie zrekonstruował tekst Prognosłików. Pracy miał dosyć, ale z ochotą ją prowadził. Trzeba ją przeczytać i zwrócić uwagę na przedmowę, aby ocenić, jak był sumien- nym krytykiem tekstu i zapalonym filologiem. Odsłania nam ona zupełnie nową stronę umysłu poety. Czytając jego Pieśni, Fraszki, nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że to są utwory wybitnego filologa, może bardziej w tym kierunku wykształ- conego niż wszyscy późniejsi poeci polscy. Praca nad rekon- strukcją tekstu Cycerońskiego Arata uprzytomnia nam żywo jego zmysł naukowy i doskonałe przygotowanie do zawodu pisarskiego. Wydał ją poeta jako osobną rozprawkę łacińską: M. T. Ciceronis Aralus i dedykował Zamoyskiemu (1579). Wyczerpawszy najbliższy zakres swoich zainteresowań naukowych zwrócił się Kochanowski do prac wydawniczych. Było to doniosłe postanowienie w jego działalności pisarskie]^ które miało dopiero naprawdę utrwalić jego imię w litera- turze. Jako dworzanin ogłosił drukiem kilka niezbyt wielkiej objętości utworów przygodnych i dydaktycznych, jak Zu- zannę, Pamiątkę Tęczyńskiemu, Zgodę, Satyra, Szachy; resztę zaś pism, tj. pierwszą redakc^Elegij, Fraszki i Erotyki, rozpo- wszechniał drogą rękopiśmienną, nie chcąc widocznie łożyć na koszt druku, a zresztą nie zdobywszy sobie jeszcze oddanego na- kładcy, jakim stał się dla niego następnie Jan Januszowski;, Dopiero osiadłszy na wsi, może pod wpływem zapobiegliwej żony, a może za perswazją swego ucznia Mikołaja Firleja, zaczął się Kochanowski nieco inaczej zapatrywać na korzyści, jakie przynieść mu mogą ogłaszane poezje — i odtąd stara INNE DZIEŁA I PRACE się o nakładcę, zbiera i porządkuje rękopisy i, począwszy od Psałterza, co kilka lat wydaje jakieś poważniejsze zbiorki swych poezji i osobiście ich korektę przeprowadza. Szlachcic, obłożony na wsi książkami i wożący do miasta rękopisy na sprzedaż, jak zboże i inne ziemiopłody, to oryginalna strona naszej literatury, która aż po czasy saskie miała pozostać jej cechą. Kochanowski jednak nie był pierwszy w tym dążeniu do przeniesienia pracowni literackiej z miasta na wieś. Uprze- dzili go Rej, Bielski, a on poszedł w ich ślady. Pominąwszy ogłoszenie drukiem kilku luźnych utworów za czasów Batoriańskich, za początek wydawania zbiorków poe- tyckich przez Kochanowskiego można uważać Lyricorum libellus z r. 1580, który jednak nosi jeszcze znamię doraź- ponieważ obok ód z czasów elekcyjnych zawiera na nosci, ostatnim miejscu odę De expugnałione Polollei, odnoszącą się do świeżo zaszłego wypadku. Zbiorek ten zawiera wszystkie ody, jakie nasz poeta napisał, i zaopatrzony jest dedykacją ulubionemu uczniowi i przyjacielowi, Mikołajowi Firlejowi. Po tym wydaniu przez kilka lat nie słychać o wyjściu ja- kiegoś nowego zbiorku Kochanowskiego, aż w r. 1584, tj, w roku śmierci poety, pojawiają się nagle dwa takie zbiorki. Gzy przygotowanie tych wydań tyle czasu poecie zabrało, czy miał jakie przeszkody domowe, słabował, nie czuł ochoty do tej pracy — nie wiadomo. Widoczne tylko, że postanowił uporać się naprzód z pismami łacińskimi, i po Lyricorum libellus miały się ukazać Elegiarum libr i IV (1584). Wydawnictwo to zawarło_46 elegii z czasów studiów za- granicznych i pobytu na dworze, rozdzielonych na cztery. księga rozmaitej objętości. Elegie z wydania rękopiśmiennego z r. 1562 znalazły się przeważnie w pierwszych dwu księgach, kiedy elegie późniejsze umieszczono w dalszych. Z wydania pierwotnego opuścił poeta w tym nowym wydaniu trzy elegie, zwłaszcza ową złośliwą na papieża Pawła IV, dodał natomiast dziewięć nowych elegii miłosnych, których nie uznał za stosowne ogłosić w r. 1562. Większość poezyj prze- niósł prawie bez zmiany do nowego wydania. Ale osiem elegii 13" JAN KOCHANOWSKI z wydania rękopiśmiennego obecnie z gruntu przerobił, tak że czasem robią wrażenie jakoby nowych poematów. Po- prawki te nie wychodzą oczywiście nigdy na niekorzyść pierwotnego tekstu, ale najczęściej dosadniejszym i gładszym go czynią. W drobniejszych odmiankach uderza nieco chęć zacierania wspomnień padewskich: np. wprowadza lekcję Inyisos za Euganeos, in solis za Meduaci, Hala za Galilea. W poprawkach tych leżała właściwa czynność redakcyjna Kochanowskiego, której dokonał w Czarnolesie, przygoto- wując te elegie do druku. Zabawne jest pomyśleć, że po Trenach i pieśni O uczciwe^ małżonce zabawiał się poprawą elegij o kurtyzance padewskiej, choć żona lub która z córek mogła wejść do jego pracowni. Zapatrywał się widocznie na te pisma jako na utwory artystyczne z dalekiej przeszłości, które z bieżącym życiem nie miały żadnego związku. Tekst łaciński bronił go od niedyskrecji i, jak Arala, tak Elegie mógł zupełnie swobodnie poprawiać w Czarnolesie. Jak wi- / dać, wszelkie prace artystyczne wykonywał Kochanowski < w zupełnej niezależności od otoczenia. Edycją tą zamykał swoją działalność jako poeta łaciński. Stanowiła ona przez trzy stulecia podstawę do poznania jego biegłości w łacinie i następnie w tłumaczeniach Brodzińskiego i Kondratowicza szerszemu ogółowi uprzystępniona została. Uporawszy się z wydaniem zbiorków poezji łacińskiej zabrał się Kochanowski do przygotowania zbiorków polskich. Na pierwszy ogień miały pójść Fraszki, już właściwie wygła- dzone do wydania, ale jeszcze nie ujęte w przyjemny i zwarty album salonowy. Wspominaliśmy, że część fraszek ogłoszona została prawdopodobnie w wydaniu rękopiśmiennym w r. 1566 i że przyjaciel i ulubiony uczeń poety, Mikołaj Firlej, napierał się koniecznie, aby ich autor sporządził wydanie drukowane. Poeta upamiętnił te namowy w osobnej fraszce, ale jeszcze zwlekał z ogłoszeniem, aż dopiero w ostatnich latach życia, wzorując się widocznie na Marcjalisie, nadał im ostateczny układ i na trzy księgi rozdzielił. Zebrane w wielki album fraszki z całego życia zostały tak rozłożone, aby jak najmniej INNE DZIEŁA I PRACE światła rzucały na osobę autora i nikt przy ich pomocy ta- jemnic jego stosunków osobistych zbadać nie mógł. Zamiar ten objaśnił w osobnej fraszce i utwory wprowadzone do tego zbiorku tak pomieszał i od aluzji osobistych uwolnił, że istotnie niewiele wiadomości w nim do jego biografii znaj- dziemy (Fr. III 29). Mimo to zbiorek jego nie stał się przez to mniej zajmujący, a zawartość jego zbyt trudna do ujęcia. Pamiątką przygoto- wania do druku pozostały liczne fraszki Do gościa, tj. czy- telnika tego albumu u znajomych w gościnie, w tonie lekkim, odpowiednim do całości. U wstępu zwraca uwagę na ich rodza- jową wartość, w środku pierwszej i drugiej księgi pobudza do dalszego czytania, a przed fraszką omal nie setną pierwszej księgi (95) dziwi się cierpliwości czytelnika, że już tak wiele przeczytał. Tu właśnie upamiętnił Kochanowski tę drobną okoliczność, że fraszki redagował na wzór Marcjalisa, bo fraszka owa prawie setna pochodzi z tego źródła. Jest to zastanawiające, że w nastroju lekkim przez tyle lat zdołał się utrzymać i dworską wesołość do końca życia zachował. Było to, jak znów przypomnieć musimy, kilka lat po śmierci Urszulki, a bolesny ten wypadek nie przeszkadzał mu wcale do wykończenia Fraszek. W zabiegach około wydania z r. 1584 ujawnił się nie-- zmiernie ważny rys twórczości Jana z Czarnolasu. Drukarz Januszowski, składając rękopis, chciał kilka swobodniejszych fraszek wyrzucić. Poeta oburzył się na to i odpisał: „Wy- rzucać co z fraszek, nie zda mi się, bo to jest jakoby dusza ich". Słowa te są wymownym świadectwem zmysłu arty- stycznego poety i przechowały nam nastrój, w którym po-j wstała ta piękna pamiątka życia dworskiego z czasów Zyg+ munta Augusta. Po Fraszkach zabrał się Kochanowski do wydania Pieśni. Zawiązkiem tego zbiorku stało się wydanie okolicznościowe Pieśni trzy z r. 1580. Pieśń o wzięciu Połocka tak zachwy- ciła Zamoyskiego, że przynaglił poetę do natychmiastowego jej wydania. Skorzystał z tej sposobności Kochanowski i wy- JAN KOCHANOWSKI dał ją z dwiema innymi pieśniami w tymże czasie napisa- nymi. Wydanie to poprzedza wzruszający list do Zamoy- skiego, datowany „z Czarnolasu 14 Januarii 1580", zdaje się wśród pisania Trenów. Gotując następnie w Czarnolesie wielkie wydanie pieśni dołączył Kochanowski do tego miniatu- rowego zbiorku_46_pj.esni w rozmaitych czasach napisanych, jak to zresztą wyłuszczyliśmy poprzednio, i w ten sposób po- wstało pierwsze wydanie pieśni świeckich w języku polskim. Jest to ostatnie wydawnictwo Kochanowskiego, które już wyszło po jego śmierci i dlatego budzi wątpliwość, czy przez niego dokonane zostało. Znajdujemy w nim luźny dodatek, nie wciągnięty w numerację poszczególnych pieśni, a skła- dający się z bardzo ważnych utworów, mianowicie całego cyklu Pieśni świętojańskiej, z hymnu paryskiego Czego chcesz od nas Panie i epicedium O śmierci Jana Tarnowskiego, jak- by dla przypomnienia, że niegdyś takie świetne stosunki w wyższym świecie posiadał. Dodatków takich w wydaniach poprzednio przygotowanych, tj. w Elegiach i Fraszkach, nie ma. Więc mimo woli rodzi się wątpliwość, czy sam poeta taką mechaniczną dokładką wydanie Pieśni zakończył. Nie- pewność tę jednak łatwo usunąć. Kochanowski istotnie to wydanie przygotował, choć może ostatniej ręki do niego nie .przyłożył. Znajdujemy tu bowiem cztery pieśni dawniej dru- kowane, mianowicie Pieśń o potopie, pieśń O wzięciu Połocka, pieśń O uczciwey małżonce, i pieśń O statecznym słudze B. P., a następnie Pieśń świętojańską, znaną nam z wcześniejszego rękopisu, które Kochanowski do tego właśnie wydania bar- dzo sumiennie wygładził. Wszystkie te poprawki są nie- znaczne, ale zawsze korzystne, a zrobić je mógł tylko autor w chwili wciągania tych pieśni do zamierzonego zbiorku. Zwłaszcza w pieśni O statecznym słudze R. P. dokonał poeta nieco ważniejszych a pomyślnych zmian, które świadczą wy- mownie, że miał jeszcze tyle czasu, aby tekst przeznaczonych do wydania utworów poddać bardzo szczegółowej rewizji. Pieśni Kochanowskiego obejmują 49 utworów (z lat 1557—1580), należących do dwu jego'okresów, twórczych: INNE DZIEŁA I PRACE / dworskiego i czarnoleskiego i wzorem Horacego podzielonych v, na dwie księgi. W układzie nie kierował się poeta chrono- logią, nie starał się o jakieś wiersze wstępne lub zakończające, jak to uczynił we Fraszkach, nie układał ich w imię jakiegoś powinowactwa treści, ale swobodnie umieszczał według upo- dobania, dbając raczej o wywołanie wrażenia rozmaitości, swobody, beztroski niż o jakiś układ logiczny, zwarty, prze- myślany. Jedynie w zakończeniu drugiej księgi znajdujemy wskazówkę, że poecie o jakieś zaokrąglenie tego zbiorku chodziło. Czytamy tu wierszyk dumny, że o sławę swoją dbać nie potrzebuje, bo imię jego szeroko rozejdzie się po świecie i przez wieki trwać będzie. Wierszyk jest znów parafrazą z Horacego, ale umiejscowioną w czasie i zastosowaną do osobistych przekonań (II 24). Pokazuje się więc, że poeta miał wysokie wyobrażenie o wartości tego zbiorku, z miłością go zbierał i celowo mu taki układ nadał. Losy okazały się łaskawe dla Kochanowskiego. Liryk za- wodowy miał czas przygotować do druku pierwszy i podsta- wowy zbiorek liryki świeckiej w języku polskim. Pieśni Jana Kochanowskiego Księgi dwoje pojawiły się po raz pierwszy w zbiorowym wydaniu dzieł pt. Jan Kochanowski. Janu- szowski zaopatrzył je w osobną paginację i w osobną kartę tytułową, ozdobioną znakiem oficyny i datą 1586. Pod tytułem, a ponad znakiem oficyny czytamy humorystyczny epigram do nabywcy, żywo przypominający wydanie Fraszek z r. 1584: Nikomu, albo raczey wszytkim swoie księgi Daię: by kto nie mniemał (strach to bowiem tęgi), Że za to trzeba co dać, wszyscy darmo mieycie; O drukarza nie mówię, z tym się zrozumieycie. Przygotowanie Pieśni do wydania jest ostatnią pracą lite- ^racką Kochanowskiego, do której może jeszcze ostatniej ręki . nie przyłożył. Nosił się on zapewne z dalszymi planami wy- dawniczymi, jego energia twórcza nie była wcale wyczerpana, kiedy tym zamiarom śmierć niespodziana kres położyła. Poeta nawet nie umarł w umiłowanym domu w Czarnolesie, ale nagle, w podróży. Zabójstwo szwagra, Jakuba Podio- JAN KOCHANOWSKI dowskiego, dokonane w Turcji w listopadzie 1583 r., wyrwało go z domu na sejm konwokacyjny do Lublina i tu, mając widzieć się z królem, umarł tknięty apopleksją 22 sierpnia -1584 r. Śmierć nagła powszechnie uwielbianego poety wy- warła wielkie wrażenie i w kronikach upamiętniona została. Joachim Bielski zapisał: „Na tejże konwokacyej w Lublinie umarł Jan Kochanowski herbu Korwin, poeta taki polski, jaki w Polsce jeszcze ani był, ani się takiego drugiego spodzie- wać możem". Obiecujący autor Boxolanii, ławnik lubelski Sebastian Klonowicz, uczcił tą śmierć wymownymi, choć dosyć beztreściwymi trenami '.Żale nagrobne na śmierć Jana Kochanowskiego (1585), z których niczego dowiedzieć się nie można o życiu poety, jego ostatnich chwilach, a nawet czy Klonowicz był na jego pogrzebie. Ciało przewieziono do kościoła parafialnego w Zwoleniu i złożono w grobie rodzinnym. Zmarłego opłakiwała żona, która go miała przeżyć o szesnaście lat, i cztery córki: Ewa, Poliksena, Elżbieta i Krystyna, wydane następnie za oby- wateli okolicznych. Miał też syna pogrobowca, który nie dożył trzech lat. W kaplicy zwoleńskiej, między dwoma oknami, istnieje do dziś dnia tablica nagrobna z czerwonego marmuru, z biustem w płaskorzeźbie, który przedstawia jedyny, jaki nas doszedł, wizerunek poety. Twarz piękna, sarmacka, z bujnym zarostem, czoło wysokie, nos prosty, rysy niezbyt delikatne. Portretowany ma krezę na szyi, zwyczajny źupan i obszerny płaszcz, zarzucony na ramiona. W prawej ręce trzyma rękawiczki, a lewą podtrzymuje płaszcz. Pod biustem czytamy napis': JOANNES KOCHANOWSKI TRIB. SEND. HIC OUIESCIT. NE INSALUTATA PRAETERIRET HOSPES ERUDITUS OSSA TANTI VIRI CUIUS APUD MENTES ELEGANTIORES MEMORIA YIGEBIT SEMPITERNA HOC MARMOR INDICIO ESTO. OBIIT ANNO 1584 DIE 22 AUGUSTI AETATIS 54. INNE DZIEŁA I PRACE Wypada nam rozstać się z poetą. Spokojny był jego żywot i spokojem tchnie jego poezja. Podobłocznych wzlo- tów w niej nie znajdziemy, nie utworzył żadnej improwizacji w rodzaju Mickiewicza i nie zdobył się na wielkie kompozycje epiczne i dramatyczne. Z pierwszorzędnymi twórcami zagra- nicznymi swego czasu, o kilkanaście lat od niego młodszymi, Cervantesem i Tassem porównywać go nie można. Pojawił się w innym środowisku, działał w innych warunkach. Dan- tego, Petrarki, Boccaccia, Ariosta za poprzedników nie po- siadał i w ciaśniejszym widnokręgu musiał się obracać niż obywatel państwa, gdzie słońce nie zachodziło, nieśmiertelny twórca Donkiszota. Talent jego był skromniejszy, choć za- sługi dla Polski położył wielkie, bo wciągnął nas w obręb zagadnień artystycznych, w których do jego czasu nie umie- liśmy przyjąć udziału. Dał on nam pierwsze epigramaty z piętnem artystycznym, stworzył i osadził na silnych podstawach polską lirykę i oko- licznościowo zdobył się na drobny obrazek dramatyczny, który nawet za granicą byłby mu zjednał pewne uznanie. Jako liryk urodzony, musiał obrać lirykę za narzędzie, któ- .rym krzewfł pojęcia o sztuce, całe życie nad ich rozszerzeniem pracował i uprawiał z zamiłowaniem literaturę piękną, która tak wielkie znaczenie miała zyskać dla naszego narodu w czasie niedawno minionej niewoli. Toteż zasług jego nie podobna mierzyć przez porównanie z Cervantesem i Tassem. Był on opatrznościowym inicjatorem, który w czasach Zygmuntowskich odkrył przed naszymi oczyma świat sztuki, mający nas utrzymać w jedności w dobie rozbicia. Stanowisko jego w Polsce jest właściwie podobne do sta- nowiska Dantego we Włoszech, pominąwszy oczywiście róż- nicę talentów-i artys_Łyczn4_ffiarto.sc dzieł przez obu doko- nanych. Dante jest twórcą wielkich dzieł, jak Michał Anioł, kiedy Kochanowski jest twórcą artystycznych drobiazgów, jak Benvenuto Cellini. Ale skoro współcześnie w Polsce Reja do Dantego porównywano, to słuszniej będzie przyznać ten zaszczyt Janowi z Czarnołasu. W każdym razie, jak Dante JAN KOCHANOWSKI w literaturze włoskiej, tak Kochanowski w naszym języku /K był pierwszym artystą z Boże^ łaski, oddającym się sztuce ^z zamiłowaniem i niezwykłym powodzeniem, na którego z przyjemnością i wdzięcznością zwracają wzrok wszystkie dusze artystyczne w Polsce. Cenił go wysoko Mickiewicz, Słowacki, Matejko, a mniejsze talenty, jak Brodziński, Za- leski, Lenartowicz, Kondratowicz, poświęciły mu serdeczne poematy lub do uprzystępnienia jego łacińskiej poezji się przyczyniły. Im wyżej stanie sztuka w Polsce, tym więcej będzie ceniony. Ze wzrostem potrzeby piękna wzmagać się będzie jego sława. PRZEDMOWA .... \A. SYCYNA' . . . . \/1I. NAUKA. I PODRÓŻE 772. POEZJA MŁODZIEŃCZA \/IF. NA DWORZE ..... POEZJA DWORSKA v. . FRASZKI ...... EROTYK ...... ELEKCJE .•'.... CZARNOLAS.^. . . . ł X. POEZJA ŻYCIA RODZINNEGO •XI. POEZJA PATRIOTYCZNA . . XII. PSAŁTERZ ....... /XIII. PIEŚNI ......... , XIV. INNE DZIEŁA I PRACE. TRENY