Psellos Kronika KSIĘGA PIERWSZA BAZYLI II (976-1025) 1. Tak oto dokonał życia cesarz Jan Tzimiskes1, który wyświadczył Cesarstwu Rzymskiemu wiele dobrodziejstw i wzmocnił jego potęgę. Władza cesarska przeszła wprost na synów Romana: Bazylego i Konstanty- na2. 2. Obaj mieli już za sobą pierwsze młodzieńcze lata; różnili się od siebie charakterami. O ile starszy Bazyli zawsze objawiał żywy umysł i rozwagę, o tyle Konstantyn okazywał się we wszystkim powolny, prowadził lekkomyślne życie, dbając jedynie o przyjemne spędzenie czasu. Bazyli jako starszy zagarnął dla siebie całą władzę, pozostawiając bratu w udziale tylko tytuł cesarza. Państwem bowiem nie mogliby dobrze rządzić obaj, co innego, jeśli pełnia władzy cesarskiej przypadła pierworodnemu i najbardziej doświadczonemu. Można by tu podziwiać Konstantyna. Kiedy przystąpiono do równego podziału dziedzictwa ojcowskiego - mam na myśli władzę cesarską - między niego i brata, on ustąpił bratu większą część władzy, chociaż był młodszy, czyli wówczas gdy żądza władzy gorąco się pali w piersiach. Widział też, że brat również nie osiągnął dojrzałego wieku, lecz wciąż jeszcze nosił zarost młodzieńczy, czyli, jak to mówią, pierwszą brodę. Niechże więc już we wstępie mej księgi Konstantyn będzie godny tych pochwał! 3. Kiedy już Bazyli3 osiągnął najwyższą władzę nad Rzymianami, postanowił, że nie będzie miał żadnego zausznika, z którym mógłby się dzielić swymi myślami, ani doradcy w kierowaniu sprawami publicznymi. A jednak nie mógł polegać wyłącznie na sobie, gdyż nie posiadał jesz- 1 Michał Psellos nawiązuje bezpośrednio do wydarzeń opisanych dokładnie w 10 księgach Historii Leona Diakonosa (Leonis Diaconi Caloensis Historiae libri decem, red. C. B. Hasius, Bonnae 1828), obejmującej czasy od śmierci ces. Konstantyna VII Porfirogenety (9 XI 959) do zgonu ces. Jana Tzimiskesa (10 I 976). 2 Ces. Roman II (10 XI 959 - 15 III 963). Swoich dwóch synów uczynił współcesarzami tuż po ich urodzeniu się, Bazylego od 22 IV 960 i Konstantyna od 961 r. Zanim obaj zostali samodzielnymi władcami, opiekę nad nimi sprawowali cesarze Nikefor II Fokas (16 VIII 963 - 10 XII 969) i Jan Tzimiskes (11 XII 969 - - 10 I 976). 3 Ces. Bazyli II Bułgarobójca (Bulgaroktonos) panował samodzielnie od 11 I 976 do 15 XII 1025 przy formalnym udziale brata, cesarza Konstantyna VIII. cze doświadczenia ani w sprawach wojskowych, ani w dobrej organizacji życia społecznego, zwrócił więc oczy na parakojmomena Bazylego4. Człowiek ten osiągnął właśnie najwyższą godność w Cesarstwie Rzymskim ze względu na swe wzniosłe myśli, okazałą posturę ciała i urodę godną jedynowładcy. Pochodził bowiem z tego samego ojca co Bazyli i Konstantyn, tylko z innej matki. We wczesnym dzieciństwie zrobiono z niego eunucha, aby przy ubieganiu się o tron nie mógł jako syn nałożnicy zyskać przewagi nad prawowitym potomstwem. Bazyli pogodził się ze swym losem. Przywiązał się do domu cesarskiego, który uważał za swój własny. Szczególną słabość żywił do przyrodniego brata, Bazylego, obejmował go szczerze, rozpieszczał, jak to zwykle robi dobry, kochający ojciec. Bazyli złożył więc na jego barki ciężar władzy, naśladował go i sam wziął sobie za wzór jego wielką gorliwość. Parakojmomen był jakby zapaśnikiem i szermierzem, a cesarz Bazyli jakby widzem, jednak nie takim, który chce uwieńczyć zwycięzcę, lecz takim, który idąc w jego ślady, sam zamierza biegać i walczyć. Odtąd wszystko było zależne od Bazylego, patrzyły nań sprawy obywatelskie, do niego kierowały się sprawy wojskowe. Bazyli pierwszy, jeśli nie jedyny, zajmował się finansami publicznymi i polepszeniem stanu państwa, a cesarz we wszystkim udzielał mu pomocy słowem i czynem bądź potwierdzał jego decyzje na piśmie. 4. Dla wielu spośród nam współczesnych, którzy widzieli cesarza Bazylego, wydawał się on szorstki i surowy w obejściu, skory do gniewu i niełatwo zmieniający zdanie, umiarkowany w jedzeniu i piciu, w ogóle daleki od jakiejkolwiek miękkości. Jak słyszałem od historyków opisujących jego czasy5, nie zawsze był taki, prowadził rozwiązły i rozkoszny tryb życia, a do surowej prostoty powrócił pod wpływem sprawowanej władzy, która powściągnęła jego usposobienie, napięła to, co się rozluźniło, i zmieniła całe dotychczasowe życie. . Z początku bowiem brał udział, i to zupełnie jawnie, w swawolnych hulankach, często oddawał się miłości i myślał o kompanach do stołu. Udzielał się na przemian zabawom królewskim i wypoczynkowi. Tak wyzyskał ze swej młodości i władzy wszystko, co się mu wydawało dobre. Dopiero kiedy ów sławny Skleros, po nim Fokas, później znowu Skle- 4 Parakojmomen Bazyli - eunuch, nieślubny syn cesarza Romana II, a więc przyrodni brat cesarza Bazylego II. Parakojmomen (parakojmómenos) oznacza dosłownie: śpiący przy cesarzu, tzn. w komnacie przyległej do sypialni cesarskiej - najbardziej zaufana osoba każdego cesarza. Bazyli nosił też zaszczytny tytuł pro-edrosa (prezesa). Tytuł proedrosa otrzymał później autor Kroniki Michał Psellos. 5 WspółczesnymPsellosowi byłhistorykJanSkylitzes,autor dziełaSynopsis historion, obejmującego lata 811 -1057(wyd. Georgius Cedrenus loannis Scylitzae ope ab I. Bekkero suppletus et emendatus, II, Bonnae 1839, s. 43-638). ros jako trzeci6 z kolei wróg i jeszcze inni zaczęli dążyć do zdobycia władzy cesarskiej, zwracając się przeciw niemu jednocześnie z dwóch stron, wówczas na rozwiniętych żaglach porzucił rozwiązłe życie i z całej duszy zwrócił się do poważnych zajęć. Zabrał się do swych bliskich7, którzy zagarnęli władzę, postanowił szybko i doszczętnie zniszczyć całą swoją rodzinę. BUNT SKLEROSA 5. Oto dlaczego ich kuzyni8 rozpalili przeciw niemu zaciekłe wojny. Pierwszy wystąpił Skleros, mężczyzna, który potrafił szybko myśleć i zręcznie wprowadzać swe myśli w czyn, opływał on w wielkie bogactwa - potężny środek do ubiegania się o najwyższą władzę. Pochodził z rodu panującego i prowadził wielkie zwycięskie wojny. Miał za sobą całe stronnictwo wojskowe sprzyjające jego zamiarowi. Człowiek ten pozyskał nadto wielu pomocników dla uzurpowania sobie władzy cesarskiej. On to pierwszy odważył się wszcząć walkę z Ba-zylim. Rzucił przeciw niemu wszystkie swe wojska, konne i piesze, a sam, pewien siebie, maszerował na Cesarstwo jak do rzeczy, po którą wystarczy sięgnąć. Początkowo doradcy cesarza stracili jakąkolwiek nadzieję na ocalenie, wiedzieli bowiem dobrze, że wszystkie oddziały piechoty przeszły na stronę Sklerosa. Później opanowali się, zmienili zdanie co do przebiegu całej sprawy i uznali, że wynaleźli jakieś wyjście, jak to się zdarza w sytuacji bez wyjścia. W końcu postanowili, że niejaki Bardas, człowiek z najwyższego rodu i o wielkiej odwadze, bratanek Nikefora, będzie na polu bitwy godnym przeciwnikiem uzurpatora Sklerosa. Powierzyli mu pozostałe wojsko, mianując go wodzem naczelnym całej tej armii, i wysłali, by stawił czoło Sklerosowi. 6. Ponieważ obawy doradców wobec Bardasa nie były mniejsze niż wobec Sklerosa - on również pochodził z cesarskiego rodu i wcale nie miał mniejszego mniemania o sobie - zdjęli z niego szaty świeckie i wszystkie insygnia niezbędne do uzurpacji, po czym wpisali w poczet 'kleru Kościoła, zobowiązując pod strasznymi przysięgami, żeby nigdy nie 6 Bardas Skleros - siostrzeniec cesarza Nikefora Fokasa, szwagier ces. Jana Tzimiskesa. Bardas dwukrotnie wzniecał bunt przeciw Bazylemu II. Drugiego z kolei .spisku dokonał Bardas Fokas przy pomocy parokojmomena Bazylego. 7 Zabrał się do swoich bliskich (epigenómenos gar tois engythen) można też rozumieć: nastąpił po swoich bliskich, czyli po ces. Janie Tzimiskesie, który, jak przedtem Nikefor Fokas, poślubił Teofano, matkę Bazylego i Konstantyna. 8 Kuzyni Bazylego i Konstantyna (anepsiadeis oznaczają kuzynów lub bratanków, siostrzeńców). Bardas Fokas i Bardas Skleros byli bratankami Nikefora Fokasa i kuzynami Jana Tzimiskesa, który z kolei był siostrzeńcem Nikefora Fokasa. dał się opanować myśli wszczęcia buntu i nie złamał złożonych przysiąg. Po takim zabezpieczeniu się wysłali Bardasa ze wszystkimi siłami wojskowymi. 7. Człowiek ten, jak mówi historia, swą myśl odnosił do wuja cesarza, był czujny i skupiony w sobie. Potrafił przewidzieć wszystko i ogarnąć jednym rzutem oka. Świetnie orientował się w każdym rodzaju działań wojennych, miał doświadczenie we wszystkich rodzajach walk oblężni-czych, wojen podjazdowych i bojów w zwartym szyku. W akcjach wręcz był bardziej energiczny i silniejszy od Sklerosa. Ktokolwiek otrzymał od niego cios, od razu oddawał ducha. Jego krzyk, nawet z daleka, powodował zamieszanie w całych falangach. Fokas rozbił swoje wojsko, podzielił na oddziały i nie raz, lecz często zmuszał do ucieczki wrogie falangi, mimo że była ich cała masa. O ile bowiem rozporządzał mniejszą od wroga liczbą wojska, o tyle dzięki sztuce wojennej i fortelom wydawał się potężniejszy i silniejszy. 8. Zawsze tak bywa, że przeciwnicy dodają sobie odwagi, a dowódcy za ogólną zgodą postanawiają wszcząć pojedynek. Wodzowie zbliżyli się do przestrzeni dzielącej oba wojska, spojrzeli na siebie i od razu zwarli się w walce. Pierwszy, zbuntowany Skleros, nie mogąc pohamować swego zapału, z miejsca przekroczył prawa pojedynku. Gdy tylko znalazł się w pobliżu Fokasa, od razu ciął go w głowę, powiększając siłę ręki zapałem i wagą swego ciała. Fokas, na którego spadł niespodziewany cios, popuścił na chwilę cugle, szybko jednak zebrał myśli, uderzył w to samo miejsce tego, który go ciął, ostudził jego zapał wojenny i zmusił do ucieczki9. 9. To był właśnie punkt zwrotny, obie strony uznały go za decydujący w sprawach państwowych. Skleros, całkiem zagubiony, nie mogąc dalej stawić oporu Fokasowi, wstydził się powrócić do cesarza z pokorą, po- wziął myśl ani zbyt mądrą, ani zbyt bezpieczną. Opuścił ziemie rzymskie i udał się wraz z całym wojskiem do Asyryjczyków10. Stanąwszy przed królom Chosroesem11, wyjawił, kim jest, i wzbudził podejrzenie. Chosroes, bojąc się takiej masy żołnierzy, być może podejrzewał niespodziewany atak, kazał wraz z nimi uwięzić Sklerosa i trzymać w dobrze strzeżonym więzieniu. BUNT BARDASA FOKASA 10. Natomiast Bardas Fokas powrócił do cesarza rzymskiego, odbył uroczysty pochód triumfalny i został zaliczony w poczet bliskich przyjaciół cesarza. Tak oto zakończył się pierwszy bunt. 9 Bitwę na równinie Pankalia koło Amorion stoczono 24 V 979. 10 Nieco dalej Psellos nazywa ich Babilończykami (por. I 11). Fokas schronił się na dworze kalifów. 11 Chosroes - kalif Adud-al-Daula. Wydawało się, że cesarz Bazyli uwolnił, się od kłopotliwych spraw, lecz ten pokój stał się właśnie źródłem wielu nieszczęść, gdyż Fokas, uznany wpierw za godnego większych zaszczytów, później mniejszych, widział, że jego nadzieje znowu przepływają ponad nim. Działo się to wówczas, kiedy - jak mniemał - nie zdradził przysięgi złożonej w o-mówionych sprawach i nadal dotrzymywanej. Z wyborową częścią swej armii wszczął przeciw Bazylemu bunt, jeszcze większy i groźniejszy. Wszedł w związek z pierwszymi rodami wielmożów i postanowił wystąpić przeciw cesarzowi jako wróg. Wybrał sobie wojsko iberyjskie (Ibe-rowie12 są wysocy na mniej więcej dziesięć stóp i mają zciągnięte, za-dzierzyste brwi). Nie była to fantazja. Fokas wdział na siebie szatę cesarza-uzurpatora wraz z cesarską tiarą i insygniami koloru purpurowego. 11. Następnie miało miejsce takie oto wydarzenie. Wybuchła wojna z wrogiem zewnętrznym - Babilończykiem, u którego szukali schronienia Skleros i jego żołnierze, o czym była już mowa; znaleźli się jednak wbrew nadziejom w innym niż myśleli położeniu. Wojna była ciężka i straszna, domagała się od wroga wielu rąk i wiele siły. Ponieważ król Chosroes nie mógł polegać tylko na własnych wojskach, obrócił swe nadzieje na uciekinierów, natychmiast uwolnił ich z więzów, wyposażył w pełną zbroję i wysłał naprzeciw armii wroga. Oni zaś, to znaczy Skleros i jego żołnierze, jako mężni i waleczni umiejący ustawiać piechotę w szyku, podzielili się na dwie części, stanęli w pewnej odległości od siebie, po czym, zwarci, rzucili się na koniach do ataku. Wydając okrzyki wojenne, jednych zabili na miejscu, drugich zmusili do ucieczki, potem dopadli do obozu warownego i wycięli wszystkich w pień. Kiedy znajdowali się w drodze powrotnej, ożywiła ich jedna i ta sama myśl: zawrócili i poczęli spiesznie uciekać. Bali się, żeby barbarzyńca nie postąpił z nimi niesprawiedliwie i znowu nie zakuł ich w kajdany. Uciekali razem, ile tylko mieli sił; oddalili się znacznie od kraju Asyryjczyków, kiedy ich ucieczka stała się dla barbarzyńcy rzeczą zupełnie oczywistą. Rozkazał on tym spośród zebranego wojska, którzy już się z nimi zetknęli, by rzucili się w pościg. Ogromna masa żołnierzy spadła na kark uciekającym; poznali jednak, o ile są gorsi od garstki wojska rzymskiego. Uciekający bowiem zawrócili nagle konie w miejscu i wszczęli walkę z dużo potężniejszym wrogiem, chociaż mu ustępowali liczebnie. Zastali go dużo słabszym od siebie i zmusili do ucieczki. 12. Tak więc Skleros znowu pomyślał o uzurpacji tronu i pełnej władzy cesarskiej. Fokas bowiem już powrócił do siebie, a wszystkie wojska 12Iberowie- jedno z bitnych plemion kaukaskich (por. ks. VI, przyp. 57). Cesarstwa uległy rozproszeniu. Gdy Skleros przybył do granic rzymskich, dowiedział się, że Fokas ma chęć zostać cesarzem. Ponieważ nie było go stać na walkę również z cesarzem, zaczął znowu znieważać majestat cesarski. Przybył do Fokasa w stroju wasala, uznał go za godnego pierwszeństwa, sam zaś zadowolił się drugim miejscem po nim. Obaj podzielili swe wojska na dwie części i podnieśli dużo większy bunt. Ufni w oddziały liniowe i obozy wojskowe, dotarli aż do Propontydy13 i okolic rozciągających się wzdłuż brzegu morskiego. Tam rozłożyli się obozem, chcieli niemalże jednym skokiem przeprawić się przez morze. 13. Tak oto cesarz Bazyli poznał niewdzięczność Rzymian. Kiedy więc przybył do niego wyborowy oddział gotowego do walki wojska Tauroscytów, sformował z nich jeden korpus, uzupełnił innym obcym wojskiem i wysłał przeciw wrogiej armii. Korpus wpadł nagle na wroga, który się niczego nie spodziewał i nie czuwał w pogotowiu do walki; żołnierze siedzieli za stołami, popijając mocne wino. Niemało z nich zabito, resztę rozproszono na różne strony, a Bazyli utworzył sobie wśród zwyciężonych silne stronnictwo przeciw samemu Fokasowi. 14. W wojsku rzymskim znajdował się również cesarz Bazyli, któremu dopiero wówczas wyrosła broda, nabierał doświadczenia wojennego. Brat jego Konstantyn był także obecny w obozie wojskowym. Odziany również w pancerz wywijał długą włócznią; stanowił cząstkę wojska. 15. Oba wojska stanęły naprzeciwko siebie. Od strony brzegu morskiego stało wojsko cesarskie, od strony wzgórz - wojsko rebelianckie. Dzieliła je duża, wolna przestrzeń. Kiedy Fokas dowiedział się, że obaj cesarze przebywają wśród wojska, zaniechał odkładania walki, lecz dla wspólnego dobra uznał ten dzień za rozstrzygający w wojnie. Zdał się na powiew losu. Oczywiście decydując się na to, nie działał pod wpływem będących przy nim wieszczków. Wieszczkowie odwodzili go od bitwy, gdyż wskazywały im na to złożoine ofiary. On jednak postąpił całkiem inaczej, popuścił koniowi cugli. Wówczas właśnie miały się ukazać Fokasowi złowieszcze znaki. Zaledwie wskoczył na siodło, koń od razu upadł pod nim, a gdy dosiadł innego, ten postąpił kilka kroków naprzód i podzielił los pierwszego. Fokasowi zmieniła się cera, myśl uległa zamgleniu, dostał zawrotów głowy. Jako człowiek w ogóle nieustępliwy, kiedy już raz wszedł w bój, dojechał do czoła swej armii i znalazł się mniej więcej w pobliżu wojsk cesarskich. Zebrał wokół siebie formację piechoty; mam na myśli wyborowych żołnierzy iberyjskich, którym zaledwie puściła się broda. Stanowili oni kwiat młodości, wszyscy byli wysocy, tego samego wzrostu, 13 Propontyda - dziś. Morze Marmara, jakby ich ktoś wymierzył linijką. Prawą dłoń mieli zbrojną w miecz, ich atak był nie do odparcia. Wziąwszy Iberów z sobą, ruszył ich z miejsca jednym słowem, przesunął na czoło wojska, popuścił cugli koniowi i z krzykiem popędził wprost na cesarza. W prawej dłoni trzymał wysoko miecz, jak gdyby miał od razu zadać cios cesarzowi14. 16. Tak więc Fokas pędził zuchwale na Bazylego. Bazyli wysunął się na czoło swego wojska i stał z mieczem w dłoni. W drugiej ręce ściskał ikonę Matki Bożej, czyniąc z niej najbardziej skuteczną osłonę przed niepowstrzymanym atakiem wroga. Na kształt gęstej chmury pędzonej gwałtownymi wiatrami mknął Bazyli, wzburzając, jak fale, równinę. Jeźdźcy jadący po obu jego stronach ciskali na Fokasa włóczniami. Nieco na przodzie jechał również cesarz Konstantyn. Potrząsając długą włócznią, oddalił się od wojska. Kiedy Fokas znalazł się w niewielkiej odległości od swoich wojsk, nagle zsunął się z siodła i spadł na ziemię, jak gdyby opuściły go siły15. Jedni powiadają, że ugodzony przez żołnierzy miotających włóczniami padł od ciosu otrzymanego w żywotne miejsce, inni utrzymują, że głowę ogarnęły mu nagle ciemności spowodowane silnymi zaburzeniami żołądkowymi; stracił przytomność i spadł z konia. Oczywiście cesarz Konstantyn przechwalał się, że to on zabił buntownika. Najbardziej rozpowszechniona była jednak opinia, górująca nad innymi, że wszystko to stało się dzięki podstępowi. Fokasowi dosypano trucizny, która, wypita, poraziła mu czynności ruchowe, dotarła do części mózgu kierującej procesem myślenia, spowodowała utratę przytomności i upadek. Pomysł wyszedł od Bazylego, ręka sprawcza należała do podczaszego buntownika. Ja natomiast wszystkie te tłumaczenia zaliczam do wątpliwych, całe to zdarzenie przypisuję Matce Bożej. 17. W każdym bądź razie leży ten wojownik dotąd nie zraniony i nieuchwytny - widok żałosny, godny łez. Kiedy tylko spostrzegły to wrogie wojska, jedne z nich wpadły w zamieszanie, rozluźniły spójność swych włóczni, zawróciły do tyłu i razem puściły się do ucieczki. Ci, którzy znajdowali się wokół cesarza, rzucili się na leżącego buntownika - Iberowie już się rozproszyli - posiekli go na drobne kawałki, obcięli głowę i przynieśli ją do Bazylego. 18. Od tego czasu cesarz zmienił się całkowicie. To, co się stało, mniej mu przyniosło radości, niż bezwzględny przebieg wypadków sprawił smutku. Zaczął być podejrzliwy, marszczył butnie brew, stał się skryty, 14 Wojska Bazylego II stoczyły dwie bitwy z siłami buntownika: pod Chryso-polis (dziś Skutari) w 988 r. cesarz odniósł zwycięstwo przy pomocy 6-tysięcznej armii warego-ruskiej, i pod Abydos (dziś. Avido) 13 IV 989, zadając Sklerosowi ostateczną klęską. 15 Bardas Fokas umarł najprawdopodobniej na anewryzm serca. okazywał się nieopanowany i wybuchał gniewem wobec ludzi popełniających jakieś uchybienie. USUNIĘCIEPARAKOJMOMENA BAZYLEGOOD SPRAW PAŃSTWOWYCH I JEGO WYGNANIE 19. Cesarz nie chciał nadal ulegać parakojmomenowi Bazylemu w zarządzaniu sprawami państwowymi, wręcz przeciwnie, gniewał się na niego, w najrozmaitszy sposób Okazywał mu swoją nienawiść i odwracał się od niego. Ani pokrewieństwo, ani to, że człowiek ten wiele mu uczynił i wycierpiał dla niego, ani blask wysokiego urzędu, ani wreszcie żaden inny wzgląd nie wywoływały w cesarzu życzliwości dla Bazylego. Przeciwnie, uważał za rzecz niedopuszczalną, żeby cesarz, który osiągnął wiek pełnego rozumu, był uważany w kierowaniu sprawami Cesarstwa za godnego jedynie drugiego miejsca, jak gdyby był nie cesarzem z legalnym prawem do tronu, lecz kimkolwiek, kto sprawuje władzę u boku innego i zajmuje w państwie drugie miejsce. Przejęty wieloma tego rodzaju myślami, przedsięwziął dużo zmian i ulepszeń, w końcu powziął decyzję - niespodziewanie usunął i złożył z urzędu parakojmomena16. Nie wymyślił przedtem jakiegoś miłego powodu usunięcia, lecz zrobił to w sposób okrutny, na jaki nie wpadłby nikt inny: kazał go wsadzić na statek i zesłał na wygnanie. 20. Złożenie z urzędu Bazylego nie było końcem jego udręk, przeciwnie, początkiem i przyczyną dalszych. Niebawem cesarz wrócił myślami do początków swego panowania; od dnia, w którym parakojmomen zaczął kierować państwem, przebiegł cały okres jego przezornych rządów. Nie uznał za potrzebne anulowanie decyzji, jakie podejmował on w interesie własnym lub dla dobra Cesarstwa. Starał się unieważnić jedynie to, co dotyczyło dużej liczby wyświadczonych dobrodziejstw i nadanych godności, oświadczając, że jedne aprobuje, a innych nie przyjmuje do wiadomości. Jednym słowem, usiłował wymyślić i wprowadzić w czyn wszystko, co w jakikolwiek sposób mogło parakojmomenowi wyrządzić krzywdę i obrócić się na jego nieszczęście17. Na przykład postanowił zburzyć aż do fundamentów przesławny mo-naster, który ów wzniósł na cześć Bazylego Wielkiego18, noszącego to sa- 16 Odtąd dopiero Bazyli II rozpoczął w pełni samodzielne panowanie. Fakt ten. Psellos umieszcza po rewolcie Bardasa Sklerosa, czyli ok. 898 r. Bardziej wiarygodne źródła (Skylitzes i arabska Kronika Yahia z Antiochii) datują je ina 4 lata wcześniej (895). 17 Por. Novella Bazylego z 996 r. (J. i P. Zepos, Ius Graeco- Romanum, t. I, s. 270). 18 Bazyli Wielki (ok. 330-379) - święty, Ojciec Kościoła, biskup Cezarei (od 370), mówca, pisarz, gorący rzecznik ortodoksji, zwalczał arianizm. Twórca reguły zakonnej bazylianów. mo co i on imię, monaster o wspaniałej konstrukcji i wystroju, zbudowany kosztem wielkich nakładów i robocizny, łączący w sobie różnorodność z pięknem. Dzięki obfitym dotacjom klasztor miał zapewnione więcej środków potrzebnych do funkcjonowania, niż to było niezbędne. Z jednej strony unikał tego nierozważnego czynu, z drugiej zaś rozbierał po trochu jedną część klasztoru bądź niszczył inną, podobnie jak sprzęty czy harmonijnie ułożone kamyki mozaikowe. W taki sam sposób postę-pował ze wszystkim innym. Nie zaznał spoczynku, jak sam mówił żartobliwie, dopóki z „miejsca rozmyślań" nie zrobił „miejsca zmartwień"19 dla tych, którzy musieli w nim troszczyć się o rzeczy dla siebie najnie-zbędniejsze. 21. Parakojmomen, rażony codziennie, by tak rzec, tego rodzaju strzałami, popadł w stan apatii i nie znajdował sposobu na wyleczenie się z cierpień. Nic go bowiem nie mogło pocieszyć, od kiedy spadła na niego nagła, niespodziewana katastrofa. On, niegdyś tak wielki, z głową pełną dumy, stracił władzę nad sobą, członki miał sparaliżowane, został żyjącym trupem, wkrótce też oddał ducha. Dla życia stał się jakby prawdziwą stelą nagrobną, przedmiotem licznych opowiadań czy może raczej przykładem tego, jak łatwo zmieniają się sprawy tego świata; uprządł nić swego żywota wyznaczoną mu przez Los i umarł. 22. Cesarz Bazyli uznał, że władza stanowi rzecz zawiłą i że nie jest łatwo i prosto rządzić tak rozległym państwem. Z drugiej strony trzymał się z dala od jakichkolwiek objawów zniewieściałości, pogardzał na- wet szatami zdobiącymi ciało. Nie przystrajał szyi koliami ani głowy diademami, nie wyróżniał się też błyszczącymi chlamidami oblamowa-nymi purpurą, nie nosił zbytnich pierścieni, a nawet różnobarwnych szat. Zawsze był zamyślony i zatroskany, w jaki sposób sprawy państwowe pogodzić harmonijnie z władzą cesarską. Zachowywał się pogardliwie nie tylko wobec innych, lecz nawet wobec swego brata, któremu po- zostawił zaledwie mały oddział straży osobistej, jakby mu zazdrościł bardziej wystawnej i okazałej oprawy. Ale właśnie on, by tak rzec, wpierw sam siebie pozbawił nadmiernego przepychu i z łatwością ograniczył też brata mocą swej władzy, która powoli zmierzała ku gor- szemu20. Radość znajdował w urokach pól, przyjemnościach kąpieli, rozkoszach polowania, które bardzo lubił. Organizował częste wyprawy nadgraniczne, chcąc oczyścić Cesarstwo od okolicznych barbarzyńców, którzy otaczają nasze granice tak wschodnie, jak i zachodnie. 19 W oryginale gra słów: monasterion - phrontisterion. 20 Sens zdania jest niejasny. Jego władza zmierzała ku gorszemu - zapewne w stosunku do brata. DRUGI BUNT SKLEROSA PO ZABÓJSTWIE FOKASA 23. Wszystkie swe zamiary odłożył jednak na później. W obecnej chwili Skleros odciągnął go od wyprawy wojennej przeciw barbarzyńcom, zajmując swoją sprawą. Po zabójstwie Fokasa cała część wojska, która stała pod jego rozkazami jeszcze przed połączeniem się ze Sklerosem, uznała, że nadzieje związane z byłym wodzem spełzły na niczym. Oddzieliła się od reszty i całkowicie załamała uformowane szeregi. Tymczasem Skleros i ci, którzy z nim uciekli lub dopiero co dołączyli do niego, przegrupowali swe szeregi i stali się oddziałem samodzielnym, równym w sile oddziałowi Fokasa; stanęli po stronie cesarza Ba-zylego zamiast Fokasa. 24. Tak więc człowiek ten, chociaż ustępował Fokasowi, jak się wydawało, w męstwie i sile, był uważany za lepszego od niego i bardziej pomysłowego, jeśli chodziło o plany wojenne i szyki bojowe. Dlatego właśnie podniósł bunt przeciw cesarzowi, nie uznał za słuszne z nim się połączyć i przestawać. Wzmocnił swe wojska i uzupełnił dodatkowymi jednostkami. Wydawał się silniejszy od cesarza. Nie ograniczył się zresztą do odniesienia zwycięstwa nad cesarzem w działaniach wojskowych. Zatrzymywał statki przeznaczone do zaopatrzenia, co więcej, zablokował wolne przejazdy na drogach i sprawił, że dostawy jadące z zewnątrz do pałacu cesarskiego szczodrze zaopatrywały jego wojsko. Uniemożliwiał wykonanie każdego rozkazu wysłanego z pałacu za pośrednictwem poczty publicznej czy przekazywanego w inny sposób; śledził wszystko własnymi oczami. 25. Bunt, który się rozpoczął na wiosnę, nie wygasł w okresie jesieni ani nie skończył się w ciągu jednego roku; nieszczęście to kłębiło się, jak fale morskie, przez wiele lat. Ci, którzy raz poddali się władzy Sklerosa i uzupełnili jego wojsko, przestali trwać w rozterce. Nikt z nich nie uciekł potajemnie do cesarza. Tak Skleros potrafił ich zjednoczyć i wzbudzić w nich niewzruszone postanowienie, przyciągając do siebie wyświadczaniem przysług, zniewalając dobrodziejstwami, zbliżając jednych do drugich. Jadał z nimi przy tym samym stole i pił ze wspólnego kielicha. Każdego nazywał po imieniu i zjednywał sobie przymilnymi słowami. 26. Cesarz ze swej strony przedsięwziął wobec Sklerosa wszelkiego rodzaju dyspozycje i działania wojenne. Skleros zaś odparowywał je z łatwością. Jako naczelny dowódca przeciwstawiał planom i zamysłom przeciwnika swoje własne akcje i pomysły. Kiedy Bazyli zorientował się, że w żaden sposób nie uda się mu schwytać Sklerosa, wysłał do niego poselstwo z misją, by nakłoniło go do zawarcia układu i odwiodło od pretensji do tronu; w zamian zostanie pierwszą po cesarzu osobą w państwie. Sklerospoczątkowoprowadziłrozmowyniezbyt życzliwie,później gdy przemyślał wszystko za i przeciw, ocenił dawny stan rzeczy z obecnym i porównał z tym przyszłość, gdy skierował wzrok na siebie uginającego się pod brzemieniem wieku, dał się posłom przekonać. Zgromadził całe wojsko, aby uczestniczyło w przyjęciu poselstwa. Zawarł z Bazylim układ na następujących warunkach: zdejmie z głowy wieniec, pozbędzie się koloru wskazującego na najwyższą władzę, niezwłocznie zajmie drugie miejsce po cesarzu. W zamian za to strategowie i wszyscy inni żołnierze, którzy wraz z nim uczestniczyli w buncie, zachowają swoje stopnie wojskowe, zatrzymają na zawsze godności, na które u niego zasłużyli, nie zostaną wyzuci ze swoich dawnych posiadłości ani tych, jakie otrzymali od niego, nie pozbawi się ich również innych korzyści, które zawdzięczają Losowi. 27. Na takich warunkach spotkali się obaj przeciwnicy. Cesarz wyjechał z Miasta21, udał się do jednej ze swych wspaniałych posiadłości, aby w niej przyjąć tego człowieka i zawrzeć z nim układ. Sklerosa, który stał daleko, wwiedli strażnicy przyboczni i od razu pozostawili na rozmowę z cesarzem; nie przywieźli go na koniu, lecz wprowadzili pieszo. Skleros, mężczyzna wysoki, w podeszłym wieku, szedł naprzód, prowadzony z obu stron za ręce. Cesarz, ujrzawszy go z dala, powiedział do stojących wokół niego owe, powszechnie znane i będące w obiegu słowa: „Oto ten, którego się bałem! Mój błagalnik zbliża się, prowadzony za ręce". Skleros, czy to celowo, czy też przeciwnie, z niedbalstwa, zdjął z siebie wszystkie insygnia władzy cesarskiej z wyjątkiem, purpurowych trzewików, których nie zzuł z nóg, tak jak gdyby zatrzymywał dla siebie uzurpowaną część Cesarstwa. Bazyli dojrzał to z daleka, zatrząsł się z oburzenia, zasłonił oczy, nie chcąc go widzieć, chyba że stanie przed mm jako osoba całkiem prywatna w zwykłym ubraniu. Tam więc przed namiotem cesarskim Skleros zdjął purpurowe trzewiki i wszedł pod dach. 28. Cesarz, gdy tylko to ujrzał, natychmiast wstał. Obaj wzięli się wzajemnie w ramiona, po czym przeszli do rozmowy. Jeden usprawiedliwiał wszczęcie buntu i przedstawiał przyczyny, dla których uciekł się do rebelii i wprowadzał ją w czyn. Drugi przyjmował w ciszy usprawiedliwienie. To, co zaszło, przypisał złemu Losowi. Następnie wypili z jednego kielicha. Cesarz zbliżył usta do tej części kielicha, która była przeznaczona dla Sklerosa, wypił potężny haust, po czym podał mu kielich. W ten sposób usunął jakie- 21 Miasto (Póli) - tak Grecy bizantyńscy nazywali swą stolicę Konstantynopol, często mieniony również Cesarskim Miastem (Basilis Polis); stąd słowiańskie Carogród, Cargrad. W języku archaizującym Konstantynopol występuje zazwyczaj pod nazwą Byzantion (Bizancjum). Por. O. Jurewicz, Miasto o pięciu nazwach (Lygos- Byzantion-Anatonia-Konstantinupolis-Istambul), Meander XVIII (1963), s. 467-473. kolwiek podejrzenia, dając świadectwo świętemu znaczeniu układu. Z kolei zaczął wypytywać o sprawy państwowe tego wielce biegłego w sztuce dowodzenia męża i o to, w jaki sposób mógłby sobie zapewnić najwyższą władzę nie rozdzieraną walką stronnictw. Skleros wypowiedział nie zdanie naczelnego wodza, lecz wyjawił przebiegłą myśl, mianowicie że trzeba przede wszystkim znieść nadmiernie wielkie wydatki, nie pozwolić żadnemu z wyższych dowódców na opływanie w dobrobycie, ale dusić go niesprawiedliwymi podatkami, żeby się całkowicie zajął swoimi prywatnymi sprawami, nie wprowadzać do pałacu kobiety, nie pospolitować się z nikim i nie dopuszczać zbyt wielu doświadczonych ludzi do tajników swych decyzji. 29. Na tym się zakończyły ich rozmowy. Skleros wyjechał do wyznaczonych mu posiadłości ziemskich, gdzie wkrótce zszedł z tego świata. Cesarz Bazyli sprawował rządy traktując swoich poddanych z wielką pogardą, panował za pomocą nie wyświadczania dobrodziejstw, lecz raczej strachu przed naprawdę okazałą władzą. W miarę jak posuwał się w latach i bogacił we wszelkiego rodzaju doświadczenia, coraz mniej potrzebował ludzi mądrzejszych od siebie. Sam podejmował decyzje, sam ustalał lokacje wojsk. W sprawach cywilnych kierował się nie prawami pisanymi, lecz niepisanymi, które pochodziły z jego głowy, zresztą zadziwiająco mądrej. Stąd też nie zwracał uwagi na ludzi uczonych. Do nich - mam na myśli uczonych - w ogóle żywił całkowitą pogardę. Dlatego wypada mi wyrazić zdziwienie, że cesarz do tego stopnia pogardzał ogólną kulturą literacką, a był w tych czasach niemały urodzaj na filozofów i retorów. Na to moje kłopotliwe zdziwienie znajduję jedną tylko, bardzo dokładną i, by tak rzec, najprawdziwszą odpowiedź. Ówcześni ludzie nie oddawali się na ogół literaturze dla jakiegoś innego celu, ale zajmowali się nią dla niej samej. Natomiast większość nie postępowała w ten sposób wobec kultury umysłowej. Rację istnienia literatury odnosili do własnej korzyści czy raczej z tego powodu się nią zajmowali, a jeśli się zdarzyło, że zamierzony cel nie zbliżał się bardzo szybko, porzucali ją zaraz na początku. Tacy niech idą sobie na spacer! 30. Niech opowiadanie moje powróci do cesarza! Po oczyszczeniu Cesarstwa od barbarzyńców ujął swych poddanych silną ręką we wszystkim. Uznał za wskazane nie trzymać się nadal dawnego sposobu postępowania, wręcz przeciwnie, wytracił przywódców wielkich rodów, a rody ich ustawił na równi z innymi. Z wielkim szczęściem grał właśnie w grę, której stawką była władza. Otaczał się specjalnie dobranymi ludźmi. Nie odznaczali się oni ani błyskotliwą umysłowością, ani nie wyróżniali pochodzeniem, nie byli też zbyt wykształceni w literaturze. Im powierzył redagowanie rozporządzeń cesarskich, ich dopuścił na stałe do tajemnic państwowych. Odpowiedzi cesarzy22 na memoriały czy odwołania nie były w tym 22BazylegoII i KonstantynaVIII. czasie trudne, lecz proste i nie opracowane. Bazyli w ogóle powstrzymywał się od pisania i mówienia w sposób wykwintny i przygotowany, słowa, które mu przychodziły na język, porządkował i dyktował swoim sekretarzom; mowa jego nie miała w sobie nic nadzwyczajnego ani zbytecznego. 31. Tak to osłonił Cesarstwo przed dumnym i zazdrosnym Losem, sobie zaś przygotował wygodną drogę do panowania. Zlikwidował wydawanie zgromadzonych pieniędzy. Skarbiec cesarski wypełnił ogromną ilością talentów, nic nie wydawał, tylko powiększał go dochodami z zewnątrz. Skarbiec pałacowy napełnił sumą około dwustu tysięcy talentów. A reszta dochodów? Któż potrafiłby znaleźć słowa na ich wyliczenie? Wszystkie skarby zdobyte na Iberach czy Arabach, wszystkie, które zebrali Celtowie, wszystkie, jakie miał kraj Scytów i posiadał, bym rzekł krótko, cały świat barbarzyński otaczający Cesarstwo, wszystko to zebrał w to samo miejsce i złożył w skarbcach cesarskich. Co więcej, umieścił w skarbcach cały majątek pieniężny tych, którzy wzniecili przeciw niemu bunt i później zostali zgładzeni. Ponieważ nie wystarczyło mu pomieszczeń w budowlach specjalnie wzniesionych, kazał wydrążyć w ziemi chodniki biegnące spiralnie na kształt egipskich korytarzy, w nich złożył niemałą część zebranych skarbów. Nie korzystał z nich wcale. Wręcz przeciwnie, większość drogocennych kamieni najbardziej białych, które my nazywamy perłami, i tych, które nie zostały wprawione w diademy czy naszyjniki, znajdowała się gdzieś tam rzucona pod ziemię. A cesarz ukazywał się publicznie i udzielał audiencji dla najwyższych urzędników okryty szatą z purpury, i to nie z purpury wspaniale błysz-czącej, lecz z ciemnej, z kilkoma perłami jako oznakami wyróżniającymi. Większą część swego panowania spędził na wyprawach wojennych, odpierając najazdy barbarzyńców, broniąc naszych granic, i nie tylko że nie brał nic ze skarbca, lecz to, co zgromadził, pokazywał coraz bardziej pomnożone. 32. Nie podejmował wypraw wojennych przeciw barbarzyńcom tak, jak to miała w zwyczaju robić większość cesarzy, którzy wyruszali w środku wiosny, a wracali z końcem lata. Czas jego powrotu następował wtedy, kiedy osiągnął cel, dla którego wyprawiał swe wojsko. Odznaczał się jednakową wytrzymałością na ostry mróz i największe upały lata. Gdy paliło go pragnienie, od razu szedł do źródeł, wobec wszystkich po- trzeb naprawdę był z natury twardy jak stal. Sprawy wojskowe znał w najdrobniejszych szczegółach; mówię, że nie z grubsza, mianowicie formowanie szyku bojowego, a nie tylko kompanii, plutonów i pododdziałów odpowiednich dla całego szyku. Znał też zakres czynności dowódcy kompanii, prostatesa, dowódcy pododdziału i tego, który idzie po nim; całą swoją wiedzę wojskową z łatwością stosował w działaniach wojennych. Dlatego nie powierzał tych stanowisk innym, lecz znając charakter i sposób walki każdego, wiedząc też, do czego każdy z nich się nadaje czy to dzięki swemu usposobieniu, czy to wyszkoleniu, wyznaczał go i kazał służyć tam, gdzie było jego odpowiednie miejsce. 33. Cesarz znał także różne sposoby właściwego formowania oddziałów. Jednych nauczył się z książek, inne ustalił sam na podstawie doświadczeń, kierując się wrodzoną intuicją. Dowiódł, że potrafi prowadzić wojny, kierować falangą na linii boju i ustalać plan walki. Wolał jednak nie przechodzić prędko do akcji w obawie przed szybkim odwrotem. Dlatego najczęściej nie ruszał z miejsca swych oddziałów, stosował machiny wojenne i ostrzeliwał wroga z daleka, ucząc lekkozbrojnych sztuki walczenia. Kiedy jednak wszedł do boju i ustalił łączność między oddziałami stosując zwartą taktykę, czynił ze swego wojska rodzaj mocnej wieży. Gdy dodał do trzonu wojska oddziały jazdy, do nich jednostki lekkiej piechoty, a do tych po jednym batalionie ciężkozbrojnych, nikomu nie pozwolił posunąć się naprzód i rozerwać szeregu, mimo największych wysiłków. Jeśli ktoś z najdzielniejszych, a zwłaszcza spośród najbardziej po-rywczych wbrew rozkazowi zapędził się konno w pobliże nieprzyjacielskiego wojska, zmieszał się z wrogami i zmusił ich do ucieczki, po powrocie nie otrzymywał ani wieńców, ani innych nagród, lecz natych- miast zostawał przez cesarza wypędzany z wojska i karany jako przestępca. Podstawowe źródło zwycięstwa upatrywał w silnie zwartym szyku bojowym i uważał, że właśnie dlatego wojska rzymskie są niezwyciężone. Podczas gdy żołnierze z trudem znosili jego osobiste doglądanie bitwy i obrzucali go wyzwiskami, przyjmował to obojętnie i - uśmiechając się pogodnie - dawał na to pełną mądrości odpowiedź: „Gdyby nie to, przestalibyśmy walczyć". 34. Dwoisty charakter cesarza umożliwiał mu przystosowywanie się zarazem do konieczności wojennych, jak i do sytuacji pokojowych, czy raczej, jeśli już trzeba powiedzieć prawdę, objawiał się w przebiegłości na wojnach; w czasach pokoju był bardziej cesarski. Gniew powściągał i ukrywał w duszy, jakby pod popiołem. Jeśli jacyś żołnierze naruszyli jego rozkazy na wojnie, po powrocie do pałacu rozpalał swój gniew i okazywał go jawnie, stosując wobec przestępców okrutne kary. Stałość swych opinii przejawiał w wielu sytuacjach, zdarzało się również, że je zmieniał. Licznym obnażał ich wykroczenia aż do źródeł, większości jednak puszczał w niepamięć skutki ich występków, dlatego że albo im współczuł, albo interesował się nimi w inny sposób. Kiedy natomiast zajmował się powoli jakąś małą sprawą, nigdy nie chciał zmienić powziętego zdania. Stąd też nie cofał swego sądu ani wo- bec tych, którym był życzliwy, chyba że zmusiła go do tego konieczność, ani nie zmieniał się szybko względem ludzi, którzy spowodowali jego gniew. Raz powzięte zdanie było u niego rodzajem boskiego Sądu Osta- tecznego. OSOBOWOŚĆ CESARZA 35. Osobowość cesarza była następująca. Wygląd zewnętrzny potwierdzał jego szlachetne pochodzenie. Oczy miał koloru niebieskiego, błyszczące, brew nie była ani wystająca, ani ciemna, nie tworzyła też linii prostej, jak kobieca, lecz biegła łukiem, wyrażając dumę swego właściciela. Oczy jego nie były osadzone zbyt głęboko - oznaka dużej przebiegłości i gwałtowności, and zbyt wydatne - wyraz dużej próżności, lecz lśniły męskim blaskiem. Cała jego postać od połowy jakby się zaokrąglała w regularne koło, przez kształtną i nieco wydłużoną szyję harmonizowała w środku z ramionami. Pierś nie była wypięta naprzód, jak jakiś występ, ani wpadnięta czy zwężona, lecz zachowywała właściwą miarę. Pozostałe części ciała były w stosunku do niej proporcjonalne. 36. Wzrost miał nieco niższy od średniego, lecz proporcjonalny we wszyfstkich częściach ciała, nigdy nie nosił się pochyło. Tak więc jeśliby ktoś spotkał go idącego, mógłby wziąć za każdego innego, kiedy jednak dosiadł konia, sprawiał niezrównany pod każdym względem widok. Siedział w siodle, jak ulany na kształt posągów wykonanych przez mistrzowskich rzeźbiarzy w takiej właśnie pozie. Luzował lejce, by puścić konia w galop, trzymał się prosto i mocno i tak pędził po terenie pochyłym czy stromym, potem ściągając rumaka jednym ruchem lejców, skakał, jakby miał skrzydła. Trzymał się w tej samej postawie, gdy jechał pod górę i gdy zjeżdżał na dół. Na starość przerzedził mu się zarost na brodzie, ale włosy na policzkach były gęste i rosły obficie, tak że kręciły się po obu stronach twarzy i spadały kółkami. Stąd wydawało się, że jest całkowicie zarośnięta brodą. Miał zwyczaj często obracać ją w palcach, a zwłaszcza ilekroć wpadał w gniew. Gdy udzielał audiencji, kiedy pogrążał się w myślach, też czynił ten gest. Robił to często lub kładł rękę na udzie i uderzał weń palcami. Nie mówił płynnie, nie zaokrąglał zdań, nie rozwijał ich w periody, lecz przecinał i robił krótkie przerwy na modłę raczej chłopską niż człowieka wykształconego. Śmiech jego rozlegał się głośno i wstrząsał całym ciałem. 37. Ten cesarz żył, jak się wydaje, najdłużej ze wszystkich innych władców. Począwszy od dnia urodzin aż do dwudziestego roku życia panował na tronie razem ze swym ojcem, później z Nikeforem Fokasem, po nim wraz z Janem Tzimiskesem i pod ich kuratelą, później przez pięćdziesiąt dwa lata sprawował rządy autokratyczne. Rozstał się ze światem w siedemdziesiątym drugim roku życia. KSIĘGA DRUGA KONSTANTYN VIII (1025-1028) 1. Po śmierci Bazylego do godności cesarza powraca jego brat Kon-stantyn; wszyscy inni usunęli mu się z drogi do władzy, tym bardziej że cesarz Bazyli, będąc na łożu śmierci, zawezwał go do pałacu i złożył w jego ręce ster rządów1. Konstantyn wziął na siebie pełnię władzy, a był wówczas w siedemdziesiątym roku życia. Charakter miał bardzo miękki, serce jego skłaniało się do każdej uciechy, tak więc znalazłszy skarbce cesarskie wypełnione pieniędzmi, poszedł za swoją skłonnością ,i oddawał się rozkoszom życia ponad miarę. 2. Opisując tę postać, opowiadanie moje oddaje ją, jak następuje. Był człowiekiem o słabej woli i nie bardzo przykładał się do sprawowania rządów. Silny fizycznie, odznaczał się słabością psychiczną. Ponieważ był już stary, nie mógł prowadzić wojen. Stroszył się na każdą złowróżbną wieść. Barbarzyńców, którzy otaczali Cesarstwo, odpierał, kiedy się podnosili przeciw niemu, za pomocą zaszczytów i podarunków. Tych natomiast spośród swych poddanych, którzy podnosili bunt, karał z całą bezwzględnością. Jeśli tylko przypuszczał, że ktoś wszczyna jakieś knowania czy rebelię, tego karał od razu, nie czekając na dowody przestępstwa. Poddanych ujarzmiał nie obfitością łask, lecz za pomocą wszelkiego rodzaju kar. Pochopny, jak nikt inny w świecie, łatwo unosił się gniewem, chętnie dawał wiarę każdej pogłosce, mówiącej zwłaszcza o ludziach, których podejrzewał o dążenie do władzy cesarskiej, i z tego powodu skazywał ich na okropne kary. Nie odpychał ich, nie skazywał na wygnanie ani też nie wtrącał do więzienia, lecz od razu wyłupiał im oczy żelazem2. Co więcej, karę tę stosował wobec wszystkich, czy ktoś popełnił, jak się wydawało, drobne wykroczenie, czy dopuścił się ciężkiego przestępstwa, czy to przeszedł do czynu, czy dał inny powód do pogłosek. 1 Jako ces. Konstantynowi VIII (16 XII 1025 - 11 XI 1028). 2 Karę pozbawienia wzroku nazywano w Bizancjum „boską łagodnością cesarza", gdyż uważano ją za łagodną w porównaniu z zesłaniem w głąb kraju. Gehennę na banicji pogłębiały nadto różne surowe restrykcje, jak pozbawienie zażywania kąpieli, życie wespół z przestępcami kryminalnymi, nie mówiąc już o samej u-ciążliwej drodze na miejsce skazania, utrudnianej drobiazgowo ustalonymi szykanami ze strony konwojentów. Cesarz troszczył się nie o to, jak wymierzyć karę stosowną do wykroczenia, lecz o to, by się samemu uwolnić od podejrzeń. Kara oślepienia wydawała mu się lżejsza od innych, ponieważ dzięki niej czynił ze skazanych ludzi niezdolnych do czynu. Dlatego właśnie stosował raczej tę karę. Postępował tak zarówno wobec osób pierwszych w państwie, jak i ostatnich. Karę tę rozciągał również na członków kleru, nie szczędził nawet wyższych duchownych. Kiedy już raz wpadł w gniew, trudno się uspokajał i pozostawał głuchy na jakąkolwiek radę. Mimo że był po-pędliwy, żywił też uczucie litości dla ludzi. Wobec wielkiego nieszczęścia stawał zmieszany i znajdował dla nieszczęśników słowa pokrzepienia. Nie żywił gniewu zapiekłego, jak jego brat Bazyli, opamiętywał się szybko i odczuwał wielki żal za swe uczynki. Co więcej, jeśli ktoś stłumił ogień jego gniewu, powstrzymywał się od ukarania go i okazywał mu wdzięczność za to, że go pohamował. Jeśli jednak nic cesarza nie powstrzymywało, ogarniał go gniew do tego stopnia, że robił coś złego, potem na pierwsze usłyszane słowo wpadał w smutek, obejmował czule ukaranego, łzy puszczały mu się z oczu i zaczynał się usprawiedliwiać słowami wyrażającymi współczucie. 3. Umiał wyświadczać dobrodziejstwa bardziej niż wszyscy inni ce-sarze, a jednak nie łączył tej zalety z równą dla wszystkich sprawiedliwością. Dla tych, którzy przebywali wokół niego, otwierał drzwi dobrodziejstw na całą szerokość i dla nich trzymał w skarbcu złota, jak piasku. Natomiast dla innych, którzy znajdowali się z dala od niego, okazywał swą szczodrobliwość w sposób dużo mniejszy. Wraz z nim zamieszkiwali w większej niż inni liczbie ci, którym kazał wyciąć organy rozrodcze we wczesnym dzieciństwie. Takimi ludźmi posługiwał się jako szambelasnami i sługami osobistymi. Nie pochodzili oni ze stanu szlacheckiego ani wolnego, wywodzili się z plemion pogańskich i barbarzyńskich. Edukację otrzymali od cesarza i bardziej niż inni byli ukształtowani na modłę jego charakteru. Dlatego też uważano ich za godnych większego szacunku i większej czci. Hańbę swego stanu pokrywali sposobem postępowania. Byli hojni, nie szczędzili swych pieniędzy, chętnie wyświadczali przysługi i okazywali wszystkie inne cechy ludzi szlachetnie urodzonych. 4. Cesarz ten jeszcze w czasach swojej młodości, kiedy jego brat Bazyli posiadł najwyższą władzę w Cesarstwie, pojął za żonę kobietę ze szlachetnego, bardzo szanowanego rodu. Miała na imię Helena, była córką Alypiosa, który w swoim czasie dzierżył pierwsze wśród wszystkich miejsce. Kobieta ta odznaczała się pięknością ciała i dobrocią duszy. Dała cesarzowi trzy córki, po czym zeszła ze świata. Odeszła więc, przeżywszy wyznaczony jej czas. Córki uznano za godne tego, by je utrzymywać i wychowywać po cesarsku w samym pałacu. Cesarz Bazyli kochał je bardzo, lecz jeśli chodziło o coś szlachetniejszego, nie troszczył się o nie wcale. Strzegąc Cesarstwa dla brata, jemu pozostawiał troskę o wychowanie dziewcząt. 5. Najstarsza z córek3 nie bardzo była podobna do swej rodziny. Miała bardziej stały charakter i subtelniejszą umysłowość. Odznaczała się przeciętną urodą, zeszpeconą chorobą zakaźną, którą przeszła jeszcze w dzieciństwie. Kolejna po niej i przedostatnia, którą sam widywałem, kiedy już się zestarzała, miała całkowicie królewskie cechy, wyróżniała się wspaniałą postacią i umysłem naprawdę znakomitym, godnym szacunku. Opowiem o niej bardziej szczegółowo we właściwym miejscu mego dzieła, teraz przejdę rzecz o siostrach pobieżnie. Następna, trzecia z kolei, była najwyższa, mówiła zwięźle i płynnie, lecz urodą ustępowała swej siostrze. Cesarz Bazyli, ich stryj, odszedł ze świata nie troszcząc się o nie wcale i nie mając co do nich żadnych zamiarów bardziej godnych cesarza. Ojciec, nawet on, kiedy posiadł najwyższą władzę w państwie, nie powziął wobec córek żadnego mądrzejszego postanowienia z wyjątkiem drugiej, tej najbardziej królewskiej, i to dopiero pod koniec życia, o czym moje dzieło opowie później. Przystawała ona, tak jak i trzecia z sióstr, na wszystko, co wydawało się dobre stryjowi i ojcu, o nic więcej nie zabiegała. Najstarsza Eudokia - tak było jej na imię - czy to dlatego że nie dbała o władzę, czy to dlatego że tęskniła do rzeczy wyższych, poprosiła ojca, by ją poświęcił Bogu. Ojciec od razu wyraził zgodę i oddał dziecko Najwyższemu, jakby ofiarę z pierwocin i ze swoich trzewi. 6. Niechże dzieło moje przedstawi charakter cesarza, niczego, do faktów nie dodaje, ani nie pomija! Kiedy cesarz wziął na siebie całość spraw państwowych, nie mógł zużywać się w ciągłych troskach, złożył je w ręce ludzi bardzo mądrych, sobie zatrzymał zaledwie udzielanie audiencji posłom i wszystko, co było najłatwiejsze w zarządzaniu imperium. Zasiadał na tronie bardzo po królewsku, puszczał wodze językowi i wszystkie uszy wprawiał w zdziwienie właściwą argumentacją i racjonalnym rozumowaniem. Co do nauki, nie umiał wiele. Posiadł nieco kultury greckiej4, tyle zaledwie, ile mają dzieci, ponieważ jednak natura obdarzyła go inteligencją pełną subtelności i wdzięku, a dobry Los dał mu miły sposób mówienia, myśli płynące z głowy wyrażał pięknym językiem. Sam na przykład dyktował niektóre listy cesarskie (uczynił z tego punkt swej ambicji). Każda wprawna ręka prędko się męczyła od jego 3 Najstarsza Eudokia (zmarła w klasztorze przed 1042 r.), młodsza Zoe, najmłodsza Teodora. Por. V 34. 4 Kultura grecka lub helleńska (hellenike paideia), tzn. starogrecka i pogańska. Por. ks. VI, przyp. 32. szybkiego dyktowania, chociaż zawsze szczęśliwie miał do dyspozycji licznych sekretarzy, młodych i piszących szybko, takich, jakich rzadko widzi się w życiu. Ci sekretarze drętwieli od szybkiego dyktanda, potok jego myśli i słów notowali za pomocą pewnych znaków5. 7. Był wysokiego wzrostu. Mierzył około dziewięciu stóp. Natura wyposażyła go ponadto w znaczną siłę fizyczną. Miał zdrowy żołądek, z natury dobrze przystosowany do przyjmowania pokarmów. Potrafił zrobić świetny sos, sporządzić danie przybrane kolorystycznie, przyprawione zapachami i tak przygotować każde jedzenie, że pobudzało apetyt. Był niewolnikiem żołądka i rozkoszy miłosnych. Dlatego cierpiał na dolegliwości w stawach, co więcej, bóle umiejscowiły mu się w obu nogach do tego stopnia, że nie mógł chodzić. Od czasu, gdy objął najwyższą władzę państwową, nikt go nie widział poruszającego się pewnie na nogach, przemieszczał się z miejsca na miejsce konno; na koniu siedział pewnie. 8. Aż do szaleństwa przepadał za teatrem i wyścigami konnymi. Były one przedmiotem jego szczególnej troski. Zmieniał konie, zestawiał je w różnych zaprzęgach, myśli jego zaprzątały linie startu. Zajmował się, i to z dużym zainteresowaniem, ćwiczeniami gimnastycznymi chłop- ców, od dawna zarzuconymi, i wprowadził je znowu do repertuaru teatralnego nie jako cesarz, który się przygląda widowiskom, lecz jako zawodnik walczący ze swym przeciwnikiem, przy czym nie chciał, żeby jego partnerzy przegrywali tylko dlatego, że on jest cesarzem, lecz żeby walczyli dzielnie, aby mógł odnieść nad nimi tym wspanialsze zwycięstwo. W czasie polemik mówił płynnie i z wdziękiem; stosował się do zwyczajów mieszkańców miasta. A więc pasjonował się widowiskami teatralnymi i nie mniej łowami, stąd znosił z powodzeniem upały i chłody, pa- nował nad pragnieniem. Najlepszy był w polowaniu na drapieżne zwierzęta, potrafił strzelać z łuku, rzucać włócznią, szybko dobywać miecza i celnie razić strzałą. 9. O tyle zaniedbywał sprawy Cesarstwa, o ile oddawał się różnym grom w kości. Był tak wielkim niewolnikiem gry, że nie zwracał uwagi nawet na posłów, którzy stali i oczekiwali, podczas gdy on siedział cały pogrążony w grze i zaniedbywał sprawy niecierpiące zwłoki. Na grze trawił kolejne dni i moce. Chociaż był wielkim żarłokiem, powstrzymywał się w ogóle od jedzenia, kiedy zachciało mu się grać w kości. Toteż w czasie, gdy grał w kości kosztem interesów państwowych, zaskoczyła go śmierć, a starość przyniosła mu kres wyznaczony przez naturę. Kiedy pojął, że zbliża się koniec życia, czy to uległ namowom doradców, czy to sam zrozumiał, co powinien uczynić, zaczął szukać spadko- 5 Psellos mówi tu o tachygrafii, systemie pisma skrótowego, poprzedniku nowożytnej stenografii. biercy tronu, za którego zamierzał wydać drugą swoją córkę. Dotychczas jednak nie zwrócił uwagi w jakiś szczególny sposób na któregoś z członków senatu, trudno mu więc było dokonać wyboru na podstawie takiej rachuby. 10. Żył w owym czasie pewien człowiek, który zajmował jedno z pierwszych miejsc w senacie i został wyniesiony do godności eparcha (jest to godność cesarska, tyle że pozbawiona purpury)6. Jeszcze w wieku niemal młodzieńczym wstąpił w związki małżeńskie i z tego powodu wydawał się niezupełnie odpowiedni do objęcia najwyższej władzy. Jeśli chodzi o jego pochodzenie i godność, górował nad innymi i bardziej niż inni nadawał się na władcę, natomiast do swej żony odnosił się zgoła niefilozoficznie. Dlatego jego małżeństwo z córką cesarza wydawało się dla wielu sprawą w jakimś stopniu kłopotliwą7. Okoliczności nie pozwalały cesarzowi Konstantynowi na dłuższe zastanawianie się, a zbliżająca się śmierć odbierała mu możność dokładniejszego zajęcia się sprawą, uznał więc wszystkich innych za niegodnych związku z rodziną cesarską i myślami niósł się na pełnych żaglach ku temu człowiekowi. Cesarz wiedział, że żona będzie przeciwna takiemu postanowieniu. Udał przeto, że zapałał ogromnym, nieubłaganym gniewem na jej męża. Wysłał żołnierzy, którzy mieli go okrutnie ukarać, ją zaś usunąć z życia świeckiego. Nieświadoma prawdziwego motywu woli cesarskiej, nie wniknęła pod maskę gniewu, od razu poddała się rozkazowi. Dała sobie obciąć włosy, wdziała czarne szaty i pojechała do jakiegoś klasztoru8. Natomiast Roman (tak było na imię temu człowiekowi) zostaje zaprowadzony do pałacu cesarskiego, by wejść do rodziny cesarza, a tam już patrzy na niego najpiękniejsza z córek Konstantyna9 i wiedzie go do łożnicy cesarskiej. Ojciec żył jeszcze tyle, ile mu było trzeba, żeby zrozumieć, że małżeństwo doszło do skutku, po czym rozstał się z życiem, pozostawiając Cesarstwo swemu zięciowi Romanowi. 6 Eparch (eparchos) - prefekt Konstantynopola, podlegał bezpośrednio cesarzowi. Do zakresu kompetencji eparcha należały funkcje sądownicze i sprawy gospodarcze stolicy. 7 Mówiąc, że Romain odnosił się do żony „niefilozoficznie", Psellos miał na myśli opory moralne Romana co do rozwodu, potępianego przez Kościół. „Filozoficznie" rzecz biorąc, jak wynika z rozumowania Psellosa, Roman powinien rozstać się z żoną niezależnie od uczucia łączącego małżonków. 8 Według świadectwa innego kronikarza (Skylitzes, 376) cesarz postawił Romanowi warunek - albo rozwiedzie się z żoną, poślubi jego córkę i zostanie cesarzem, albo zostanie pozbawiony oczu. W tej sytuacji żona Romana usunęła się do klasztoru. 9 Uroczystości ślubne Romana i Zoe odbyły się 12 XI 1028. KSIĘGA TRZECIA ROMAN III (1028-1034) 1. Cesarzem został więc zięć Konstantyna Roman o przydomku Argy-ropolos1, wywodzącym się od imienia rodowego. Roman, przekonany, że jego panowanie zapoczątkuje nową dynastię (na jego teściu Konstantynie skończył się bowiem ród cesarski pochodzący od Bazylego Macedończyka2), zwrócił uwagę na przyszłą linię dynastyczną. Tymczasem miał nie tylko ograniczyć panowanie nad Cesarstwem do swojej osoby, lecz także żyć przez krótki okres, wypełniony chorobami, i nagle oddać ducha, o czym dużo jaśniej opowie moje dzieło w dalszym ciągu. Odtąd opisywane dzieje będą o wiele dokładniejsze niż poprzednio. Cesarz Bazyli umarł bowiem, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Kon-stantyn odszedł, gdy zaczynałem pobierać pierwsze nauki3, tak więc nie znajdowałem się koło nich, nie słyszałem, jak rozmawiali, a jeśli widziałem ich, to nie zdawałem sobie z tego sprawy, ponieważ moje lata nie pozwoliły mi zachować w pamięci jakiegoś wspomnienia. Co do Romana, widziałem go na pewno i raz kiedyś z nim rozmawiałem. Zatem to, co powiedziałem o dwóch pierwszych cesarzach, opiera się na podstawie wiadomości otrzymanych od innych, kolejnego naszkicuję sam przez nikogo nie pouczony. 2. Roman, wychowany na literaturze greckiej, posiadał również wiedzę płynącą z nauki łacińskiej4. Mówił w sposób miły, głos jego był pełen godności. Wzrostem przypominał herosa, twarz miał rzeczywiście cesarską5. Sądził, że wie dużo więcej niż wiedział naprawdę. Chcąc upodobnić swoje panowanie do rządów starożytnych wielkich Antoninów, Augusta i znakomitego filozofa Marka6, zajmował się dwiema tylko rzeczami - studiami nad literaturą i nauką o broni; w ostatniej był jednak całko- 1 Roman Argyropolos, zwany też Argyros (gr. pólos, łac. pullus - dziecię, syn), czyli syn Agyrosa, panował w latach 1028-1034. 2 Protoplastą rodu macedońskiego był Bazyli I Macedończyk (867- 886). 3 W roku śmierci ces. Bazylego II Psellos miał 7 lat, w roku zgonu ces. Konstant yna VIII skończył 10 rok życia. 4 Nauka łacińska - prawo rzymskie. Por. ks. II,przyp.4 . 5 Zgodnie z pojęciami bizantyńskimi cesarz musiał sią wyróżniać od przeciętnych ludzi wzrostem, urodą, pochodzeniem, majątkiem itp. 6 Bizantyńczycy nazywali siebie Rzymianami (Romajoj) i uważali sią za spadkobierców całego Cesarstwa Rzymskiego. Psellos wymienia tu przykładowo cesarzy rzymskich Antoninów. Imię Antonini nosiło 7 cesarzy panujących w latach 96- witym ignorantem. Co do literatury, wiadomości jego były dalekie od źródłowych i powierzchowne. Wiara w swoją wiedzę i fakt, że sam wykraczał poza miarę swej duszy7, doprowadziły do tego, że mylił się w najważniejszych sprawach. Oczywiście jeśli jakieś iskierki mądrości kryły się pod popiołem, podsycał je, katalogował cały rodzaj filozofów i retorów oraz tych wszystkich, którzy mniemali, że się nimi zajmują. 3. Ówczesna epoka wydała nielicznych uczonych, a i ci zatrzymywali się w przedsionkach filozofii Arystotelesa i głosili jedynie symbole nauki Platońskiej, nie mając najmniejszego pojęcia o rzeczach w nich ukry- tych ani o rozprawach badaczy zajmujących się głęboko dialektyką i epi-dejktyką, a ponieważ nie istniało ustalone kryterium, sąd ich o tych filozofach był fałszywy. Natomiast wyniki badań nad Świętymi Księgami8 wykazywały postęp. Większość problemów wątpliwych pozostawała nadal nie rozwiązana; przedmiotem badań było współistnienie czystości i poczęcia, dziewictwa i porodu9. 4. Porzucając na krótko dysputy, cesarz znowu zwrócił się do tarcz, a dyskusje zawiodły do nagolennic i pancerzy. Przedsięwzięcie polegało na zdobyciu ziem barbarzyńców tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Cesarz chciał ujarzmić je nie słowami, lecz podbić z pomocą oręża. Owa skłonność cesarza do obu rzeczy, jeśli nie polegała na próżności i pozorze, lecz stanowiła prawdziwą cechę jego umysłu, była bardzo korzystna dla całego państwa. Z tych przedsięwzięć cesarz nie dokonał niczego większego, raczej wyolbrzymiał sprawy swymi nadziejami, a niweczył je, by tak rzec, swoim działaniem. Lecz dzieło moje, zamiast wpierw wznieść propyleje historii, zbudowało jej koniec z powodu mojej gorliwości. Powróćmy zatem od razu do początków panowania Romana. 5. Kiedy został uznany za godnego diademu i wyniesiony ponad innych, łudził się, dając posłuch wróżbitom, że,przez wiele lat będzie sprawował władzę cesarską i pozostawi po sobie potomstwo wystarczające do licznych sukcesji na tronie. Nie wydawało się jednak, by patrzył na sprawę zbyt wnikliwie, gdyż córka Konstantyna, z którą zawarł związek małżeński obejmując rządy, wyszła z okresu, kiedy mogłaby zajść w ciążę, miała już suchą macicę, nie nadającą się do rodzenia dzieci (roz- -192: Nerwa, Trajan, Hadrian, Antonius Pius, Marek Aureliusz, Werus, Kommodus. Znakomity filozof to oczywiście Marek Aureliusz, autor Rozmyślań, napisanych po grecku. 7 Poza miarę swej duszy - jest to parafraza myśli Sofoklesa „nie napinać za bardzo łuku" (Antygona 710-711); por. nasze "nie przeciągać struny". 8 Święte Księgi - Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. 9 Tak Psellos określa partenogenezę. poczęła bowiem pięćdziesiąty rok życia w chwili, gdy wychodziła za mąż za Romana). W swych rachubach trzymał się coraz bardziej uporczywie tego, czego tak gorąco pragnął wbrew fizycznej niemożliwości. Nie brał pod uwagę warunków fizjologicznych ciąży, dawał wiarę tym, którzy chełpili się, że potrafią ugasić, a potem rozpalić naturę. Zajął się gorliwie olejkami i maściami, później aplikował je swojej żonie. Ona zaś robiła jeszcze więcej. Wprowadzona we wszystkie niemal praktyki magiczne, wypróbowywała na sobie jakieś kamyczki, obwieszała się amuletami, opasywała sznureczkami, chodziła przystrojona na całym ciele innymi tego rodzaju głupstewkami. Ponieważ ich nadzieja wcale się nie spełniała, cesarz zaprzestał tych praktyk i zaczął poświęcać swojej żonie coraz mniej uwagi. Prawdę mówiąc, był nieco ciężki w myśleniu i wyczerpany stanem swego zdrowia (miał bowiem o dziesięć lat więcej od cesarzowej). 6. Nadzwyczaj lubił rozdawać godności państwowe. W wydatkach cesarskich, dobrodziejstwach, darowiznach okazał się bardziej szczodry od większości panujących, jak gdyby stało się coś nowego i zaszła nagła zmiana; szybko jednak opuściła go ta fantazja szczodrości. Nagle nań przyszła i nagle minęła. Wydawał się niepodobny do siebie i nie rozumiejący się na sprawach. Nie liczył się ze (Stopniowym schodzeniem w dół, spadł więc niespodziewanie z wysoka. Co do cesarzowej, dotknęły ją dwie rzeczy bardziej niż inne, mianowicie to, że cesarz przestał ją kochać, i to, że nie miała odpowiednio dużo pieniędzy, by nimi dysponować pod dostatkiem, gdyż cesarz zamknął przed nią skarbiec i jego bogactwa. Żyła z określonej dotacji pieniężnej i z tego powodu była wściekła na cesarza i jego doradców w tej sprawie. Doradcy dobrze wiedzieli o tym i mieli się przed nią stale na baczności, a zwłaszcza siostra autokratora Pulcheria, kobieta o wybitnej umysłowości i w jakiejś mierze pomocna swemu bratu. Cesarz jak gdyby zawarł umowę o władzę cesarską z jakąś wyższą istotą i jakby otrzymał od niej zapewnienie niewzruszonej sławy, nie dbał o podejrzenia, które starano się w nim wzbudzić. 7. Umysł swój zaprzątnął sławą płynącą z trofeów wojennych. Zaczął więc przygotowywać się na barbarzyńców ze Wschodu i Zachodu, później jednak zdecydował, że zwycięstwo na Zachodzie, jeśli nawet osiągnie je łatwo, nie przyniesie mu nic wielkiego, natomiast jeśli zwróci się tam, gdzie wschodzi słońce, to zdobędzie sobie wielkość i będzie dumnie kierował sprawami Cesarstwa. Dlatego wymyślił fikcyjny powód do działań wojennych przeciw Sa-racenom zamieszkującym Celesyrię10. Ich głównym miastem jest Chalep11 10 Celesyria (Kójle Syria, czyli Wklęsła Syria) - starożytna nazwa części (zwany tak w języku tubylców). Zaczął robić zaciągi wojska i przygotowywać je do wojny z Saracenami. Ustalił większą liczbę oddziałów, myślał też o innych jednostkach, formował siły cudzoziemskie, werbował dużo nowych, jakby chciał za pierwszym bojem zdobyć wszystkie ziemie barbarzyńskie. Sądził bowiem, że jeśli wystawi liczniejsze niż zwykle wojska czy raczej jeśli znacznie powiększy stan wojska rzymskiego, nikt mu się nie oprze, kiedy ruszy naprzód z taką masą żołnierzy własnych i sprzymierzonych. Mimo że najwyżsi dowódcy wojskowi odradzali mu wyprawę na barbarzyńców, żywiąc przed nimi wielki strach, cesarz przygotowywał kosztowne wieńce, którymi jako zwycięzca miał ozdobić sobie głowę ogłaszając triumfy. 8. Kiedy przygotowania na wyprawę wydały mu się wystarczające, wyruszył z Bizancjum i zmierzał do kraju Syryjczyków12. Po zdobyciu Antiochii13 odbyła się wspaniała uroczystość wejścia cesarza do miasta. Pochód był niewątpliwie królewski, ale raczej o wystroju teatralnym,, który nie odpowiadał godności żołnierzy ani nie mógł napędzić strachu wrogom. Barbarzyńcy patrzyli na to bardziej rzeczowo. Przede wszystkim wysłali posłów do cesarza z oznajmieniem, że „nie chcą prowadzić wojny, nie dali mu bowiem powodu do działań wojennych, postępują zgodnie z układami pokojowymi, nie pogwałcili zawartych zobowiązań ani nie naruszyli złożonych przysiąg. Ponieważ jednak zawisła nad nimi tak wielka potęga i jeśli cesarz okaże się nieubłagany, już teraz rozpoczynają przygotowania, powierzając się Losowi wojny". Cesarz natomiast był przygotowany wyłącznie na jedno, mianowicie na ustawianie szyków bojowych, wprowadzanie ich do walki, robienie zasadzek, plądrowanie ziem wroga, kopanie rowów, zawracanie biegu rzek, zdobywanie twierdz - na to wszystko, co Drobili, jak wiemy z historii, wielcy Trajani, Hadriani czy jeszcze wcześniej Auguści i Cezarowie, a przed nimi Aleksander, syn Filipa14. Odprawił więc poselstwo jako pokojowe i jeszcze bardziej zajął się przygotowaniami do wojny; nie wybierał dla swego celu najlepszych żołnierzy, lecz stawiał na ogromne masy wojska, w których pokładał całą swą ufność. 9. Kiedy opuścił Antiochię i posunął się nieco naprzód, część wojska barbarzyńców - wszyscy wyposażeni w broń własnego wyrobu, wszyscy Syrii leżącej między górami Libanu i Antylibanu, rozszerzona na prawie całą płd. Syrię z miastami Heliopolis (Baalbek), Damaszek, Emesa (Homs), Palmyra, 11 Chalep - zwane inaczej Beroja (Weria), dziś Haleb, Halab, arabskie Alep-po. Miasto w półn.-zach. Syrii nad rzeką Kuajk, leżało na głównym szlaku handlowym w Azji Mn. do Syrii i Mezopotamii. 12 Wyprawa wojenna przeciw emirowi Chibl Eddauleh w 1030 r. 13 Antiochia- dziś Antakya, miasto w Azji Mn. nad rzeką Orontes. 14 Aleksander Wielki Macedoński (356-323 p.n.e.),syn Filipa II, król Macedonii (382-336 p.n.e.). jechali konno na oklep i byli pełni animuszu - urządziła po obu stronach drogi zasadzkę na wojsko cesarskie. W pewnej chwili barbarzyńcy ukazali się na wzgórzach i wydając okrzyki wojenne, wywołali swoim nagłym widotkiem ogromne przerażenie, swoimi harcami, atakami robili wśród wroga wielką wrzawę. Sprawiali wrażenie, że jest ich cała masa, a przez to, że nie walczyli w zwartych szeregach, lecz jeździli luzem w bezwładzie, wprawili wojsko rzymskie w przerażenie, wywołali niesamowitą panikę wśród ogromnej armii, porazili odwagę żołnierzy do tego stopnia, że każdy puścił się do ucieczki w takim stanie, w jakim został zaskoczony, nie troszcząc się o innych. Ci, którzy przypadkiem znajdowali się wówczas w siodle, zawrócili konie i ze wszystkich sił zaczęli uciekać. Pozostali nie mieli czasu wskoczyć na konie, pozostawili je pierwszemu lepszemu panu. Każdy z nich szukał, jak mógł, ratunku na własną rękę, czy to w szybkiej ucieczce, czy to w błąkaniu się po okolicy. Widok ten przechodził wszelkie wyobrażenia: żołnierze, którzy podbili całą ziemię i dzięki swojemu wyposażeniu wojennemu, taktyce walk pozostawali niepokonani dla wszystkich wojsk barbarzyńskich niezależnie od ich liczebności, wówczas nie mogli znieść nawet widoku nieprzyjaciół, jakby uderzył w nich grom głosów wroga i poraził im uszy i dusze; zawrócili do ucieczki, jak gdyby ponieśli całkowitą klęskę. Pierwsi padli ofiarą zamieszania żołnierze straży przybocznej cesarza. Pozostawili go i zawrócili do ucieczki, nie oglądając się za siebie. Gdyby ktoś nie wsadził cesarza na konia, nie włożył mu lejców w ręce i nie zachęcił do ucieczki, niewiele by brakowało, by został ujęty i dostał się do niewoli wrogów - on, który żywił nadzieje, że wstrząśnie całym kontynentem; a może raczej gdyby Bóg nie powstrzymał wtedy zapału barbarzyńców i nie natchnął ich do umiarkowania w powodzeniu, nic nie stanęłoby na przeszkodzie, żeby wówczas padło całe wojsko rzymskie, a przede wszystkim cesarz15. 10. Tak więc żołnierze rzymscy biegli w rozsypce, wrogowie natomiast byli jedynie widzami tego niespodziewanego zwycięstwa. Stali, jakby osłupieni na widok tych, którzy bez żadnego powodu zawrócili i uciekali. Wzięli w tej wojnie niewielu jeńców, o których wiedzieli, że pochodzą z nieco lepszego stanu, innych puścili wolno, mówiąc „do widzenia", a sami zajęli się łupem. Zabrali przede wszystkim namiot cesarski o całkowitej wartości obecnego pałacu, naszyjniki, bransolety, diademy i jeszcze cenniejsze perły; wszystko, co było bardziej wspaniałego, wypełniało ten namiot. Nie byłoby rzeczą łatwą wymienić ilości tych skarbów, zachwycać się ich pięknością; tak obfite i zbytkowne były bogactwa mieszczące się w namiocie cesarza. 15 Opis klęski pod Azas koło Aleppo. Por. przyp. 11. Barbarzyńcy zabrali więc przede wszystkim namiot, potem zgromadzili pozostałe łupy, objuczyli się nimi i dołączyli do swoich towarzyszy. Tak oto postąpili! Cesarz, unoszony na rączym, pełnym energii koniu, minął oddział barbarzyńców i znalazł się na jakimś wzgórzu, skąd był widoczny na dużą odległość tak dla biegnących, jak i przebiegających (zdradzała go barwa sandałów). Zatrzymał przy sobie wielu uciekinierów i stał tak przez nich otoczony. Kiedy rozniosła się wieść o cesarzu, przybywali również inni; owszem, znalazła się przed nim również ikona z wizerunkiem Matki Bożej, ta, którą cesarze zwykle zabierają z sobą na wojnę jako przewodniczkę i opiekunkę całego wojaka; jedynie ta ikona nie wpadła w ręce barbarzyńców16 11. Kiedy cesarz ujrzał to słodkie widowisko (był bowiem szczególnie gorącym wielbicielem tej czcigodnej ikony), natychmiast odzyskał odwagę. Wziął ikonę w ręce i nie sposób jest wypowiedzieć, jak ją obejmował, jak oblewał łzami, jak serdecznie do niej przemawiał, jak przypominał jej dobrodziejstwa i liczne jej przymierza, którymi często osłaniała i ocalała Cesarstwo Rzymskie, kiedy znalazło się w niebezpieczeństwie. Odtąd nabrał do siebie ufności. On, dotychczas uciekinier, zaczął gonić uciekających, krzycząc głosem młodzieńczym, powstrzymywał ich w bezcelowej ucieczce, dawał się poznać tak swoim głosem, jak i swą postacią. Gdy już zebrał wokół siebie wielką masę żołnierzy, zsiadł z konia (jak również pozostali), wszedł do jakiegoś namiotu naprędce mu przygotowanego, tam przenocował, nieco wypoczął, po czym nazajutrz o świcie wezwał do siebie najwyższych dowódców i rozpoczął obrady nad tym, co mają teraz robić. Wszyscy zgodnie doradzali powrót do Bizancjum17, by tam przeprowadzić dokładną ocenę zaszłych wypadków. Cesarz podporządkował się ich opinii i postanowił to, co będzie dla niego lepsze. Powrócił do Konstantynopola. 12. Odtąd wciąż żałował tego, co zrobił, i odczuwał w duszy wielki ból po swych przeżyciach. Nagle zaszła w nim całkowita zmiana, zmienił tryb życia na bardziej niezwykły. Spodziewał się, że wskutek dbałego zarządzania sprawami publicznymi odzyska w równej mierze wszystko, co stracił. Stał się bardziej poborcą podatkowym niż cesarzem, poruszając 16 Cudowna ikona Matki Bożej, opiekunki wojsk bizantyńskich. Trzymana w czasie bitwy przez chorążego, spełniała funkcje sztandaru i sygnalizowała rozproszonym oddziałom miejsce zbiórki wokół cesarza. 17 Bizancjum,czyli Konstantynopol. Por. ks. I, przyp. 21. sprawy, jak to się mówi, sprzed Euklidesa18. Węszył ze wszystkich stron, żądał bezwzględnie od synów rozliczeń finansowych dawno już nieaktualnych, z czasów ich ojców. Nie sądził stron spornych, lecz popierał jedną tylko stronę, wydawał wyroki raczej na swoją korzyść niż kogo innego. Tak czy inaczej, cały naród dzielił się ma dwie kategorie. Jedni, ludzie uczciwi i skromni, zdobyli sobie miano naiwnych, nie nadających się do służenia państwu i władcy. Ci nie liczyli się u cesarza bardziej niż włos na głowie. Drudzy, którzy zawsze byli gotowi na wszystko, bogacili się w sposób nieuczciwy kosztem szkód innych, swą przewrotnością dodawali paliwa wzmagającego pożar wzniecany przez cesarza. Wszędzie zapanował bałagan i wielkie zamieszanie. Najokropniejsze jednak było to, że chociaż większość obywateli została ognabiona i puszczona nago, pałac cesarski nie wyciągnął żadnej korzyści z tego Orszaku pogrzebowego. W innych kierunkach popłynęły rzeki pieniędzy; że tak było, opowiadanie moje ukaże dużo jaśniej. 13. Cesarz robił wszystko, by uchodzić za człowieka pobożnego i naprawdę zajmował się sprawami religijnymi, lecz więcej było w nim obłudy niż prawdziwej pobożności. To jego udawanie rzucało się w oczy bardziej niż rzeczywista religijność. Dlatego też okazywał się zbyt prze- sadny w dysputach nad problemami głęboko teologicznymi, poszukiwał przyczyn i racjonalnych wyjaśnień, których nikt nie znalazł za ponnocą nauki, chyba że zwrócił się do Rozumu i od niego bezpośrednio otrzymał wyjaśnienie rzeczy tajemnych. On jednak zajmował się tymi sprawami niezbyt filozoficznie ani nie dyskutował o nich z filozofami, co najwyżej z ludźmi, którzy uzurpowali sobie imię filozofów z przedsionków nauki Arystotelesa, badał w szczegółach problemy najgłębsze, dostępne wyłącznie Rozumowi - jak powiedział jeden z naszych mędrców. 14. Taki był pierwszy rodzaj jego pobożności, który sobie wymyślił. Następnie pozazdrościł sławnemu królowi, Salomonowi wzniesienia powszechnie znanej świątyni i poczuł zawiść również do cesarza Justyniana, budowniczego wielkiego kościoła pod wezwaniem Świętej i Niewysłowionej Mądrości19; naprzeciwko i jakby zamiast niego postanowił wznieść kościół ku czci Matki Bożej. Popełnił przy tym wiele błędów, 18 Wyrażenie przysłowiowe, oznaczało zamierzchłe czasy, „za króla Ćwieczka". Euklides z Aleksandrii (356?-300?) - starogrecki matematyk i fizyk, autor Elementów geometrii, podstawowego podręcznika używanego aż do XIX w. Podręcznik zainspirował powstanie nowoczesnej geometrii nieeuklidesowej i teorii względności. 19 Król izraelski Salomon (zm. ok. 930 p.n.e.), syn Dawida, wzniósł słynną świątynię Jahwe w Jerozolimie. Kościół Świętej i Niewysłowionej Mądrości (Hagia Sophia), wzniesiony przez cesarza Justyniana w latach 532-537. cel jego pobożności stał się punktem wyjścia do złych uczynków i wielu jawnych aktów bezprawia. Bez przerwy bowiem dokładał do wydatków związanych z budową kościoła i codziennie zgarniał więcej podatków, niż to było potrzebne. Kto raz ustalił określoną sumę na ten cel, zostawał zaliczony do największych wrogów. Kto podnosił kwoty i wynajdywał różne formy wpłat, zostawał od razu uznawany za jednego z najlepszych przyjaciół. Do budowy rozkopano całą górę i tak oto sztuka górnicza zajęła miejsce nawet przed filozofią. Jedne bloki łupano, inne wygładzano, jeszcze inne przygotowywano na rzeźby. Liczba rzemieślników obrabiających łomy skalne była taka, jaką zatrudniano u Fidiasza, Polignota i Zeuksisa20; żadnej z tych rzeczy nie uważano za wystarczającą dla budowy kościoła. Cały skarbiec cesarski stał otworem dla tego dzieła, płynęły nań całe strumienie złota, wykorzystywano wszystkie źródła, a tymczasem kościoła nie wykańczano. Jedną rzecz kładziono na drugą, a drugą niszczono wraz z pierwszą i często ten sam element, gdy już został zniszczony, rozpoczynano na nowo czy to w nieco zwiększonych rozmiarach, czy to ozdobiony jakąś statuą bardziej dopracowaną. Jak większa część wody rzek wpadających do morza zawraca przed ujściem w kierunku, lądu, tak większa część zgromadzonych pieniędzy była przechwytywana i ginęła, zanim trafiła tam, gdzie była przeznaczona. 15. Tak oto cesarz, rzekomo spełniający święte obowiązki wobec Boga, wyrządzał, jak się okazało, krzywdy przy samym ołtarzu, nadużywając podatków ściąganych od innych na budowę świątyni. Jest rzeczą piękną kochać okazały wygląd Domu Pańskiego i świątynię chwały Jego - mówi Psalmista21 - oraz życzyć sobie, by się było w niej wielokroć odtrąconym, niż zaznać szczęścia pochodzącego z innych źródeł. Dobre jest więc to, bo któż sprzeciwiłby się temu wśród ludzi pełnych gorliwości wobec Pana i pałających do niego wewnętrznym ogniem? Niechże ten święty cel nie będzie kalany, niechże nie dokonuje się wiele nieprawości, niech sprawy publiczne nie będą w zamęcie, a organizm państwowy nie zostaje osłabiany! Kto wzgardzą wdzięcznym darem nierządnic i czuje wstręt do ofiary 20 Fidiasz (500-432 ip.n.e.) - słynny rzeźbiarz w Grecji starożytnej, twórca m. in, wspaniałych posągów z chryzelefantyny Ateny Partenos i Zeusa Olimpjskiego, zaliczanego do jednego z siedmiu cudów świata. Nadzorował prace nad rzeźbami Partenonu (fryz partenoński z procesją panatenajską). Polignot z Tazos (475-445 p.n.e.) - najwybitniejszy malarz starogrecki, malował obrazy o treści mi- tologicznej i historycznej. Zeuksis z Heraklei - malarz starogrecki z przełomu V i IV w., twórca realizmu iluzjonistycznego. 21 Księga Psalmów 14, l (Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, przeł. W. O. Wujek, Kraków 1935). złożonej przez przestępcę-psa22, ten nie może wejść pod żadnym pozorem do tych zbytkownych i kunsztownych budowli, które były powodem wielu nieszczęść. Równy poziom murów, obudowa kolumn, zawieszone kobierce, zbytek bijący od darów i wszystkie inne tego rodzaju wspaniałości w czym mogłyby się przyczynić do osiągnięcia boskiego celu pobożności? Do tego wystarczy przecież umysł szukający pobożności, dusza odziana w duchową purpurę, sprawiedliwość uczynków, skromność myśli czy raczej prostota usposobienia. Dzięki tym cechom możemy wznieść w naszych sercach inną świątynię mile widzianą u Pana i chętnie przez Niego przyjętą. Ów człowiek umiał filozofować w kwestiach szkolarskich. Znał sylogizimy „łańcuszniki" i „nikt"23, lecz nie potrafił okazać zmysłu filozoficznego w działaniu. Przypuśćmy, że trzeba, jeśli zmusi do tego konieczność, postąpić w jakiejś mierze niezgodnie z prawem także w związku z ornamentyką zewnętrzną, zatrolszczyć się o pałac cesarski, ozdobić akropole, naprawić to, co się rozpadło, sprawić, by skarbce cesarskie były napełnione, i pomyśleć, żeby te pieniądze przeznaczyć na wojsko. On się wcale o to nie troszczył. Doprowadził do ruiny pozostałe rzeczy, byle tylko jego kościół wydał mu się piękniejszy od innych. Trzeba więc powiedzieć jeszcze i to, że był on szalony na punkcie swego dzieła, często je oglądał własnymi, rozszerzonymi z zachwytu oczami. Dzieło swe wyposażył także w przedmioty właściwe dla dworu cesarskiego; wzniósł trony, ozdobił je berłami, rozpiął tkaniny purpurowe i spędzał tam większą część roku. Sycił się pięknem budowli i nim się cieszył. Postanowił również ozdobić Matkę Bożą przydomkiem piękniejszym od innych i nie spostrzegł, że nazwał ją zbyt po ludzku, przecież Perib-leptos znaczy, zgodnie ze swą nazwą, Przepiękna24. 16. Do budowli dołączono jeszcze przybudówkę i tak kościół został siedzibą mnichów. Znowu rozpoczęły się inne nieprawości i nadużycia, większe od poprzednich. Cesarz nie zgłębił matematyki i geometrii do tego stopnia, żeby umiał ograniczać w czymś wielkość czy liczbę, jak geometrzy, którzy ogranicza- 22 Księga Powtórzonego Prawa 23, 18. Przestępca-pies - mężczyzna uprawiający nierząd. 23 Łańcuszniki, nikt - słynne sylogizmy filozofów szkoły megarejskiej. Łańcuszniki (sorejtaj) - sylogizmy prowadzące do fałszywego wniosku wynikającego z nagromadzonych przesłanek. Nikt (utis) - fałszywy sofizmat. 24 Peribleptos jako rzeczownik - zewsządoglądana, przepiękna, jako przymiotnik - przepiękna, ze wszystkich stron podziwiana. Świątynia i klasztor zostały wzniesione w pobliżu płd.-zach. części murów miejskich od strony morza. ją mnogość, lecz rozpatrywał budowlę jako wielkość nieskończoną i bez końca zwiększał również liczbę mnichów. Stąd nasuwa się analogia: stosunek ogromnej masy mnichów tak się miał do wielkości budowli, jak liczba obywateli - do wielkości podatków. Dlatego też czyniono poszukiwania w innej części ekumeny i badano morze poza słupami Herkulesa25, aby pierwsza mogła dostarczać wybornych owoców sezonowych, a drugie potrafiło zaopatrywać w ogromne ryby, w prawdziwe wieloryby. Ponieważ wydawało mu się, że Anaksagoras26 się myli definiując nieograniczone światy, otoczył granicą większą część naszego kontynentu i poświęcił go dla swego kościoła. I tak dodawał wielkość do wielkości, mnogość do mnogości, nakładał na pierwsze nadużycia drugie, nie mając w tym ani granic, ani miary. Nie mógłby też zaprzestać dorzucania rozrzutności do rozrzutności, ambicji do ambicji, gdyby nie dopełniła się miara jego życia. 17. Życie Romana uległo według historii skróceniu na skutek pewnej przyczyny, o której chciałbym coś powiedzieć i powiem już tytułem wstępu, co następuje. Cesarz tenzajmowałniewłaściwe stanowisko wobecwieluspraw, a zwłaszcza wobec współżycia z żoną. Czy to chciał pozostać w cnocie od początków małżeństwa, czy to zwrócił się, jak niosła powszechna wieść, do innych miłostek, wzgardzał cesarzową Zoe, powstrzymywał się od stosunków z nią i w ogóle okazywał w różny sposób swój głęboki wstręt do przebywania w jej towarzystwie. Cesarzową natomiast pobudzało do nienawiści jej cesarskie pochodzenie, wzgardzone tak wielce w jej osobie, a zwłaszcza żądza obcowania cielesnego, jeśli nie jej wiek lub przynajmniej rozwiązłe życie, jakie prowadzono w pałacu. MICHAŁ PRZEDSTAWIONY PRZEZ BRATA CESARZOWI 18. Oto wstęp do historii, której treść była mniej więcej taka: w służbie cesarza przed objęciem rządów pozostawał między innymi pewien eunuch o niskim i podłym pochodzeniu, lecz ogromnie przedsiębiorczy we wszelkiego rodzaju pomysłach27. Już autokrator Bazyli pozostawał z nim w bardzo zażyłych stosun- 25 Słupy Herkulesa (Heraklesa) - dwa górzyste przylądki Kalpe w Hiszpanii i Abila w Mauretanii nad Cieśniną Gibraltarską. Według legendy ustawił je Herakles w czasie wyprawy na Zachód po jabłka Hesperyd. 26 Anaksagoras z Klazomeinaj (500-424 pjn.e.) - filozof starogrecki, głosił wieczność materii, pojmował Umysł (Nus) jako byt nie istniejący przed materią. 27 Eunuch Jan Orfanotrofos, najstarszy brat przyszłego ces. Michała IV. Orfanotrofos (orphanotrophos - żywiciel sierot) - tytuł nadany Janowi przez cesarza jako opiekunowi stołecznego Domu Sierot (Orphanotropheion), założonego w latach 1033-1034. kach, zwierzał mu się ze swoich tajemnic, lecz nie wyniósł go na wysokie urzędy, zachowywał się wobec niego z całą godnością. Eunuch miał brata, który przed panowaniem Romana był jeszcze chłopcem, potem zaczęła mu rosnąć broda i osiągnął wiek młodzieńczy. Cała jego postać odznaczała się skończonym pięknem, twarz wyrażała pełnię wdzięku, cera miała barwę świeżego kwiatu, oko rzucało blask, policzki różowiły się w sposób naturalny. Brat zaprowadził go do cesarza siedzącego zgodnie ze swą wolą przy cesarzowej, aby mu go przedstawić. Kiedy obaj weszli, cesarz rzucił na niego jedno spojrzenie, zadał kilka krótkich pytań i rozkazał wyjść, lecz pozostać wewnątrz pałacu. Cesarzowa natomiast jak gdyby zapałała w oczach ogniem odpowiadającym piękności młodzieńca, z miejsca zakochała się w nim i mistycznym aktem poczęła w swym łonie tajemną miłość do niego. Wszystko to pozostawało dotąd tajemnicą dla większości ludzi. 19. Ponieważ cesarzowa nie potrafiła kierować się w życiu filozofią ani umiejętnie zaspokajać swych pragnień, ona, która często odwracała się od eunucha, obecnie często zbliżała się do niego, nawiązywała rozmowę na jakiś temat i jakby mimochodem zaczynała mówić o jego bracie. Zachęcała go, aby nabrał odwagi i przychodził do niej, ilekroć mu przyjdzie na to ochota. Ten zaś, wówczas jeszcze nieświadcniy ukrytych zamiarów cesarzowej, tłumaczył to jej życzliwością wobec siebie. Przychodził do niej zgodnie z zaproszeniem, zachowywał się skromnie i bo-jaźliwie, co więcej, wstyd, jak błyskawica, pojawiał się mu na twarzy, sprawiał, że pokrywała się purpurą, i upiększał ją żywą, lśniącą barwą. Cesarzowa starała się pozbawić go strachu, uśmiechała się do niego bardzo zalotnie, rozprężała swoje ostre brwi, dawała mu do zrozumienia, że go kocha i usiłowała zmienić chłopca w odważnego. Podczas gdy ona dawała kochanemu wspaniałe powody do miłości, on również starał się jej odpowiedzieć swoją miłością. Początkowo nie bardzo okazywał odwagę, z czasem jednak zaczął zbliżać się do niej z większą dozą bezwstydu, dokonując wszystkich wyczynów miłosnych. Obejmował ją niespodziewanie, obsypywał pocałunkami, dotykał jej szyi i ręki, wprawiany w tej sztuce przez brata. Cesarzowa coraz bardziej lgnęła do niego i domagała się silnych pocałunków. Ona naprawdę go kochała, on natomiast nie pożądał jej zbytnio, gdyż najpiękniejsze lata życia miała już za sobą. Stale jednak pamiętał o wielkości Cesarstwa i, ogarnięty tą myślą, gotów był zrobić i znieść wszystko. Mieszkańcy pałacu początkowo żywili jedynie podejrzenia, nie wychodzili poza domysły, później gdy miłość obojga wybuchła bezwstydnie, wszyscy się o tym dowiedzieli i nie było nikogo, kto by nie dostrzegł tego, co się działo. Pocałunki ich bowiem przerodziły się w obcowanie cielesne i wiele osób zastawało obojga śpiących razem na tym samym łożu. Młodzieniec wstydził się i czerwienił, był bardzo przerażony tym, co się dzieje, cesarzowa natomiast nie obawiała się niczego. Przytulała się do kochanka, całowała go na oczach wszystkich i chciała często się z nim zabawiać. 20. Tego, że zdobiła go jak posąg, ozłacała, upiększała błyszczącymi pierścieniami, stroiła w szaty przetykane złotem, nie uważam za rzecz zadziwiającą: czegóż bowiem nie dałaby swemu kochankowi cesarzowa w nim zakochana? Ona jednak w ukryciu przed ludźmi sadzała go to samego, to z sobą na tronie, wkładała mu berło w rękę; kiedyś uznała go za godnego diademu, innym razem znowu przytulała się do mego, nazywała swoim bóstwem, wdziękiem swych oczu, kwiatem piękności, pociechą duszy. Ponieważ robiła to często, nie ukryła się przed jednym z takich, ludzi, którzy widzą wszystko. Był nim eunuch piastujący pierwszy urząd na dworze cesarskim, otoczony szacunkiem ze względu tak na sposób bycia, jak i godność osobistą; spełniał rolę sługi cesarzowej, pochodzącego jeszcze z jej domu rodzinnego28. To nowe, niespodziewane widowisko spowodowało, że eunuch omal nie wyzionął ducha, w takie osłupienie wprawiło go to, co zobaczył. Cesarzowa przywołała go do siebie, gdyż był zupełnie omdlały, dodała ducha do głębi przerażonemu i rozkazała, by się przywiązał do młodzieńca, gdyż od tej chwili jest on i pozostanie prawdziwym cesarzem. 21. To, o czym wszyscy wiedzieli, nie doszło do wiadomości cesarza, tak gęsta chmura rozciągnęła się przed jego oczami. Kiedy wreszcie uderzenie gromu odbiło się blaskiem w jego źrenicach, a wielki grzmot poraził uszy, kiedy jedno zobaczył na własne oczy, a o drugim usłyszał, nadal, jakby umyślnie, wciąż zamykał oczy i zatykał sobie dziurki uszu. Co więcej, często gdy kładł się do snu z cesarzową i gdy ona, spowita w purpurową kołdrę, oczekiwała na niego aż się położy do łoża małżeńskiego, on wzywał jedynie tego młodzieńca, kazał mu głaskać i masować nogi cesarzowej. Uczynił go swoim sługą pokojowym i umyślnie zostawiał mu żonę, aby robił swoje. Pewnego razu Pulcheria i niektórzy z pokojowców odsłonili przed cesarzem w pełni, jaki rodzaj śmierci mu się gotuje, i ostrzegli, by się miał na baczności. Cesarz mógł wówczas zniweczyć ukrywane cudzołóstwo i zakończyć cały ten dramat, podając z góry jakąś inną przyczynę, by wykonać swój zamiar. Nie uczynił tego i niczym nie zaradził całej tej sprawie; raz tylko wezwał do siebie kochainka czy kochanego, wypytał go o tę miłość, a gdy pytany udawał, że o niczym nie wie, wymógł na nim, by dał słowo honoru i złożył przysięgę na święte relikwie. Mło- 28 Psellos nie wymienia w zasadzie imion osób, o których opowiada. Tu chodzi o Wielkiego Eunucha, przełożonego żeńskich komnat pałacowych. dzieniec popełnił krzywoprzysięstwo. Odtąd cesarz zaczął traktować głosy innych na ten temat jako oszczerstwa, jemu tylko okazywał względy i uważał go za najwierniejszego sługę. 22. Niebawem doszła do tego jeszcze inna sprawa, tak że cesarz stał się daleki od podejrzeń. Straszna choroba spadała niespodziewanie na młodzieńca od wczesnych lat. Polegała ona na okresowych zaburzeniach mózgu. Bez żadnych wstępnych objawów, nagle dostawał drgawek, wywracał oczy, padał na ziemię, uderzał głową o podłogę, przez bardzo długi czas wstrząsały nim konwulsje, później przychodził do siebie, oczy jego powoli stawały się normalne29. Kiedy już był wolny od ataku, auto-krator okazywał mu współczucie w tej chorobie, szaleństwo jego uważał za rzeczywiste, natomiast jego miłostek i przyjemności nie uważał za takie. Wielu ludziom choroba ta wydawała się pozorem, zasłoną dla ukrycia knowań. Podejrzenie to mogło być prawdziwe; kiedy bowiem został cesarzem, nigdy nie ulegał nawrotowi choroby mózgu. Ten szczegół należy odłożyć do księgi jemu poświęconej30. W każdym bądź razie choroba i owo nieokreślone cierpienie służyły mu, i to bardzo, za środek do ukrycia prawdziwych zamiarów. 23. Nie było zatem wielkim dziełem przekonanie cesarza, że kochankowie się nie kochają; sam się przekonał bardzo łatwo. Tak i ja usłyszałem o tym od kogoś, kto wówczas obracał się na dworze cesarskim, znał świetnie całą sprawę miłości cesarzowej i przekazał mi wiadomości do mojej historii: z jednej strony cesarz chciał być w jakiejś mierze przekonany, że cesarzowa nie utrzymuje stosunków miłosnych z Michałem, z drugiej jednak wiedział, że jest bardzo zakochana, jakby nabrzmiała namiętnością - i aby się nie oddawała wielu mężczyznom, znosił zupełnie cierpliwie jej związek z jednym. Udawał, że nie widzi tego, pozwalał cesarzowej na zaspokojenie jej namiętności. To wszystko opowiedzia- no mi zresztą inaczej. Cesarz był dosyć swobodny w swoich sądach o miłości i jej spełnianiu, natomiast jego siostra Pulcheria była wściekła, a wraz z nią wszyscy ci, którzy znali jej tajemnice. Rozpoczęła się więc walka z kochankami, a linia bojowa nie pozostawała niewidoczna; zwycięstwa odnosiło się jedynie w wyobraźni. Siostra cesarza bowiem umarła niedługo potem, a spośród ludzi z jej otoczenia jeden zszedł ze świata gwałtowną śmiercią, inny został wygnany z pałacu cesarskiego, i to nawet z woli autokratora. Co do pozostałych, jedni godzili się z tą sprawą, drudzy zachowywali powściągliwość w języku, a miłość spełniała się nie w ukryciu, lecz istniała jakby zgodnie z prawem. 29 Był to ata k epil eps ji CHOROBA CESARZA 24. A później co się dzieje? Choroba, jedna z tych, które są bardzo rzadkie i ciężkie, owładnęła również cesarzem. Całe ciało zaczęło mu się nagle psuć i ropieć od wewnątrz. Odtąd przyjmował pokarmy z mniejszym apetytem, sen siadał mu na brzegach oczu i szybko ulatywał. Wszystko, co najgorsze, spadło na niego: cierpkość charakteru, zrzędne usposobienie, gniew i porywczość, krzyk - cechy przedtem nie iznane. Dawniej od pierwszych lat życia przystępny, teraz stał się nieprzystępny i niemiły. Opuścił go śmiech, a wraz z nim znikły życzliwość duszy, słodycz charakteru. Nikomu w ogóle nie wierzył ani też sam nie wzbudzał zaufania u innych. Każdy kogoś podejrzewał lub sam był podejrzewany. Wówczas powiększył się jeszcze u niego brak szczodrobliwości. Rozdawnictwa pieniędzy dokonywał w sposób poniżający. Na każdą prośbę wybuchał oburzeniem, każde słowo o litości kwitował rozdrażnieniem. Mimo że zdrowie jego było w bardzo złym stanie, nie poniechał ani zwyczajów pałacowych, ani nigdy nie zaniedbał żadnych uroczystości dworskich. Wręcz przeciwnie, ubierał się we wspaniałe szaty, przetykane złotem, wkładał na siebie inne ozdoby, obciążając, by tak rzec, swe słabe ciało. Z trudem udawał się na uroczystości i czuł się jeszcze gorzej. 25. Ja w każdym bądź razie często go takim Widywałem w czasie u-roczystości, kiedy jeszcze nie skończyłem szesnastego roku życia. Mało się wówczas różnił od trupa, cała jego twarz była obrzękła, cera nie miała więcej piękna od cery nieboszczyków leżących już trzy dni w grobie31. Oddech miał przyspieszony, po zrobieniu kilku kroków musiał przystawać. Większa część włosów otaczających głowę wypadła, jak u trupa, kilka zaledwie kosmyków krótkich, przerzedzonych opadało w nieładzie na czoło i poruszało się, sądzę, od jego oddechu. Wszyscy już zwątpili w niego zupełnie, on nie tracił bynajmniej nadziei i poddawał się zabiegom lekarskim; w nich szukał ratunku dla siebie. ŚMIERĆ CESARZA 26. Czy sama para miłosna i jej wspólnicy w całej tej sprawie dopuścili się wobec cesarza jakiegoś niegodziwego czynu, ja osobiście nie mógłbym powiedzieć. Nie potrafię bowiem lekkomyślnie wydawać wyroku o czynach, w których nie mam pełnego rozeznania. Dla innych jednak był to fakt realny i wszyscy zgadzali się co do tego, że wpierw zaczarowali oni32 cesarza za pomocą środków odurzających, później dodawali mu również ciemierzycy. Na razie nie roztrząsam tego, wiadomo jednak, że sprawcami śmierci byli oni. 31 Właściwie zmarłych trzy dni temu. Potem dopiero następował pogrzeb. Zmarłego niesiono w otwartej trumnie. Por. IV 4. 32 Tzn. Zoe i Michał. Według Skylitzesa (389) cesarza otruł Jan Orfantrofos. W takim stanie rzeczy cesarz czynił przygotowania do naszego ogólnego święta Zmartwychwstania i sposobił się do wzięcia udziału w mającej nastąpić jutro solennej uroczystości publicznej. W przededniu udał się do jednej z łaźni znajdujących się wokół komnat cesarskich, by zażyć kąpieli. Szedł nie prowadzony pod rękę, nie był też w stanie bliskim śmierci. Zmierzał więc pewnie, jest to rzecz bezsporna, do łaźni, by się namaścić, wykąpać i w ogóle użyć środków do oczyszczenia ciała. Wszedł do basenu, wpierw umył głowę, potem obmył całe ciało, a ponieważ oddech miał rześki, zanurzył się w basenie, który w środku był głębszy. Początkowo trzymał się z przyjemnością tuż pod powierzchnią wody, pływał zupełnie lekko, wypluwając wodę i ochładzając się z wielką rozkoszą. Później weszło do basenu kilka osób z jego otoczenia, by go podtrzymać i dać mu wypocząć, tak jak to rozkazał. Czy ci, którzy weszli do wody, popełnilli zbrodnię na cesarzu, nie mogę powiedzieć z pełną dokładnością. Osoby porównujące inne zdarzenia z tym faktem utrzymywały, że kiedy cesarz zanurzył głowę do wody, jak to zwykle robił, ci ścisnęli go za szyję i przez długi czas trzymali pod wodą, potem pozostawili i odeszli. Powietrze uczyniło lekkim jego ciało będące prawie bez życia i sprawiło, że ukazał się nad wodą, pływając, jak korek, bezwładnie. Kiedy złapał trochę tchu, zrozumiał, w jakim się znalazł położeniu. Wyciągnąwszy rękę przed siebie, szukał kogoś, kto by przyszedł z pomocą i postawił go na nogi. Jeden z obecnych zlitował się nad cesarzem w jego nieszczęściu. Wyciągnął do niego ręce, wziął na ramiona, wyniósł go z basenu i takiego, jakim był, położył na sofie w tak żałosnym stanie. Wtedy rozległ się krzyk, pojawiło się wielu jakichś ludzi. Przyszła nawet cesarzowa, sama, bez straży przybocznej, jakby pod wpływem okropnego bólu. Popatrzyła na niego i odeszła, upewniwszy się naocznie, że umarł. Cesarz wydał ciężki i głęboki jęk, powiódł wzrokiem wokół siebie tu i tam, nie mógł wydobyć ani słowa, jedynie gestami i ruchami głowy przekazywał pragnienie swej duszy. Nikt go jednak nie rozumiał. Zamknął oczy, zaczął ciężko i coraz szybciej dyszeć, po czym z szeroko rozwartych ust wylała się skrzepnięta posoka koloru prawie czarnego. Dwa, trzy razy głęboko westchnął i zakończył życie33. 33 Cesarz zmarł w nocy z 11 na 12 IV 1034. KSIĘGA CZWARTA MICHAŁ IV (1034-1041) 1. Tak oto umarł Roman po pięciu latach panowania. Cesarzowa Zoe na wiadomość o śmierci cesarza (nie była bowiem obecna przy umierającym) jako dziedziczka tronu z woli niebios od razu stanęła na czele wszystkich spraw czy raczej, mało się troszcząc o sprawowanie władzy, wszystkie swoje wysiłki włożyła w to, żeby najwyższą godność w państwie przekazać Michałowi, o którym dopiero co opowiedziałem. Osoby zajmujące najwyższe stanowiska w pałacu (większość z nich była sługami jej rodu) oraz inne, które pozostawały w zażyłych stosunkach z jej mężem i były połączone więzami z rodziną mężowską od czasów jej ojca, przestrzegały ją, by nie postąpiła pochopnie wobec wielkiej sprawy. Byli zgodni w tym, by jej doradzić i poddać pod rozwagę, żeby postąpiła dla siebie najlepiej i wyniosła do godności cesarza takiego spośród wszystkich, który zgodzi się postępować z nią nie jak z żoną, lecz jak z cesarzową. 2. Przekonywali więc ją, używając przeróżnych argumentów, w przeświadczeniu, że ją szybko nakłonią i nagną do swoich zamiarów. Cesarzowa natomiast we wszystkich swych rachubach i myślach skłaniała się ku Michałowi, oceniając tego mężczyznę miarą nie jego rozumu, lecz swego uczucia. Kiedy trzeba było ustalić dzień, w którym miał przyjąć koronę i włożyć inne insygnia najwyższej władzy, starszy brat Michała eunuch Jan, człowiek pełen najróżnorodniejszych pomysłów i niezwykle energiczny w działaniu, przyszedł w tajemnicy do cesarzowej i powiedział: „Zginiemy, jeśli w tych decydujących chwilach będzie się zwlekało z przekazaniem Cesarstwa Michałowi". Cesarzowa kazała natychmiast wezwać do siebie Michała, ubrać w szatę przetykaną złotem, włożyć mu na głowę koronę cesarską i posadzić na drogocennym tronie. Sama zasiadła przy nim w takim samym stroju, po czym wezwała wszystkich, którzy wówczas zamieszkiwali w pałacu, by złożyli im obojgu głęboki pokłon i aklamacjami1 powitali nową parę cesarską. Zebrani uczynili to. Tymczasem wiadomość o wydarzeniu wyszła poza komnaty pałacowe. Całe Miasto chciało uczestniczyć w tej radosnej uroczystości usta- 1 Aklamacje (euphemiai) - rytualne słowa radosnego powitania i tym samym uznania nowego cesarza. nowionej rozkazem cesarskim. Tłumy dawały wyraz udawanej radości, wznosząc aklamacje i pochlebstwa na cześć nowego cesarza, tak jakby pozbyły się w jakiejś mierze ciężaru zmarłego cesarza. Dlatego z lekkim sercem, z ulgą, zadowoleniem i przyjemnością przyjęły Michała. 3. Gdy za sprawą otoczenia cesarskiego dokonała się ta wieczorna aklamacja, od razu dotarł podwójny rozkaz do prefekta Miasta: o świcie ma on oraz wszyscy senatorowie przybyć do pałacu, by razqm z nimi oddać głęboki pokłon nowemu cesarzowi, a zmarłemu wyprawić należny pogrzeb. Wezwani szli zgodnie z ceremoniałem. Wchodzili kolejno jeden po drugim w obecności pary cesarskiej siedzącej na tronie i dotykali głową podłogi. Cesarzowej składali tylko jeden hołd, autokratora ponadto całowali w prawą rękę. Po ceremonii Michał, proklamowany cesarzem-auto-kratorem, miał się zajmować sprawami Cesarstwa. Zmarłemu cesarzowi Romanowi, leżącemu na kunsztownie ozdobionych marach, zgotowano pogrzeb. Wszyscy poszli oddać należną cześć nieżyjącemu władcy. Wśród kroczących przed marami znajdował się brat nowego cesarza eunuch Jan, którym moje opowiadanie zajmie się w odpowiednim miejscu niniejszego dzieła. 4. Ja również widziałem orszak pogrzebowy cesarza2. Wówczas nie miałem jeszcze zarostu na brodzie, niedawno przystąpiłem zaledwie do lektury arcydzieł poetyckich3. Przyglądając się bacznie leżącym zwłokom, nie mogłem rozpoznać w nich zmarłego, tak inna była barwa cery i kształt zwłok. Gdyby nie insygnia, nigdy bym nie odgadł, że nieboszczyk jest cesarzem4. Twarz jego była zniszczona, nie rozlana, lecz jakby nabrzmiała, cera uległa całkowitej zmianie. Nie była to cera zwykłego trupa, lecz raczej przypominała barwę skóry zwłok nabrzmiałych i bladych od wchłoniętych trucizn, tak że pod skórą nie było widać naczyń krwionośnych. Włosy na głowie i brodzie przerzedziły się do tego stopnia, że wyniszczone części ciała przypominały łan zboża, którego nagość z dala rzuca się w oczy. Jeśli ktoś zapłakał nad nieżyjącym, to tylko dlatego że sam widok wyciskał łzę z oczu. Wśród całego tłumu nikt nie wypowiedział o zmarłym ani jednego życzliwego słowa; jedni ze względu na to, że doświadczyli od niego wiele zła, inni z tego powodu, że nie zaznali odeń nic do- brego i albo przyglądali się pochodowi pogrzebowemu, albo widząc orszak przyłączali się do niego. 5. Tak więc zakończył swe życie i taki miał pogrzeb. Ze wszystkich trudów i wydatków, jakie włożył w budowę klasztoru, pozostała mu 2 Pogrzeb odbył się w Wielki Piątek 12 IV 1034. Cesarza pochowano we wzniesionym przez niego kościele Peribleptos (por. III 14-16 i porzyp. 24). Miejscem wiecznego spoczynku większości cesarzy był kościół Świętych Apostołów. 3 Tj. Iliady i Odysei. 4 Por. ks. III, przyp. 31. jedna tylko korzyść - mały kącik w kościele klasztornym, dokładnie taki, jaki był niezbędny do złożenia jego zwłok. 6. Dotąd Michał grał wobec cesarzowej komedię układności i miłości. Upłynęło niewiele czasu, a już zmienił się całkowicie, odpłacił się jej ohydnie za okazaną mu życzliwość i łaskę. Tego nie chcę ani chwalić, ani ganić. Nie zaliczam też do rzeczy pięknych nienawiści do jego dobrodziejki i postępowania z nią w sposób niewdzięczny, nie mogę również pochwalić jego obaw, by nie zgotowała mu takich samych okropności, ja- kie sprawiła swemu pierwszemu mężowi. 7. To, że się waham w swoich sądach, powoduje charakter Michała. Jeśli istotnie pominie się tę jedną jego zbrodnię popełnioną na Romanie, oskarżenie o cudzołóstwo oraz zarzut, że skazywał na wygnanie za sa- mo podejrzenie, wówczas można go zaliczyć w poczet normalnie wybranych cesarzy. Kultura helleńska była mu całkowicie obca, natomiast co do etyki życiowej, postępował w sposób bardziej konsekwentny niż filozofowie, którzy, roszczą sobie pretensje do tego. Umiał zapanować nad żądzami ciała i porywami kwitnącej młodości. Uczucia nie przytłumiały mu rozumu, wręcz przeciwnie, to rozum panował nad namiętnościami. Miał bystre nie tylko oko, lecz także umysł, zawsze gotowy do dowcipnych odpowiedzi. Język jego był wciąż w pogotowiu, nie wyrażał się bynajmniej w sposób jednostajny, mówił żywo, jego głos brzmiał niemal wspaniale. 8. W powoływaniu się na prawa i kanony, kiedy musiał podejmować decyzję czy też powoływać się na nie, popadał w kłopoty i łatwość wysławiania się jakoś nie bardzo mu w tym pomagała. Jeśli jednak poruszana kwestia wymagała rozstrzygnięcia w drodze rozumowania, natychmiast uzasadniał ją w rozmaity sposób, przeplatając jedne argumenty drugimi. Jego wrodzony talent triumfował nad doświadczonymi w tego rodzaju dysputach. Ale jeszcze nie o to chodzi. Niech opowiadanie moje powróci do początku i pokaże, jak cesarz od razu poświęcił się skrupulatnemu zarządzaniu sprawami państwowymi. 9. Okazuje się więc, że niedobry początek towarzyszył jego wyniesieniu na tron cesarski, o czym informuje moje poprzednie opowiadanie. Po osiągnięciu najwyższej godności już w krótkim czasie zaczął traktować władzę cesarską jako, że tak powiem, rozrywkę i albo odkładał wszystkie sprawy na później, licząc na nieoczekiwane ich rozwiązanie, albo chciał się przypodobać żonie i jakby dla niej wymyślał przyjemności i rozrywki. Kiedy jednak objął wzrokiem ogrom władzy, pojął wielką różnorodność spraw, które należało przewidzieć, olbrzymią ilość trosk o sprawy państwowe, jakie piętrzą się przed cesarzem, zmienił się całkowicie, jakby z młodzieńca stał się mężczyzną. Zabrał się do rządów bardziej po męsku, w sposób bardziej szlachetny. 10. Najpierw muszę podziwiać w autokratorze to, że chociaż dostał się ze stanu niskiego do najwyższego, nie przewróciło mu się w głowie, nie uznał siebie za niższego od władzy, jaką piastował. Nie dokonał żadnych zmian w ustalonym porządku rzeczy, postępował tak, jakby od dawna przygotowywał się do panowania i jakby powoli zbliżał się do najwyższej władzy. Tak więc od dnia, w którym został cesarzem, natychmiast dał się poznać do tego stopnia, jakby jego panowanie trwało od najdawniejszych czasów. Nie wprowadzał żadnych zmian do ustalonych, czynności, nie zniósł ani jednego obowiązującego prawa. Nie wydał żadnego prawa, które byłoby sprzeczne z prawem ogłoszonym przez poprzednika, nie usunął jakiegokolwiek członka senatu, a takie rzeczy lubią robić nowi cesarze. Jeśli miał jakichś przyjaciół czy był wobec kogoś związany długiem wdzięczności, nikogo nie zawiódł, kiedy został cesarzem. Mimo to nie wyniósł ich od razu na wysokie urzędy, lecz powoli zaprawiał w zajęciach najniższych i najprostszych i tak, szczebel po szczeblu, osadzał na wyższych stanowiskach. Niechże będzie mi wolno w tym miejscu powiedzieć o tym człowieku, że gdyby zły Los nie zrodził poza nim zgrai braci i gdyby nie to, że nie potrafił utrzymać w ryzach wszystkich członków swej rodziny ani skierować - z powodu ich nierównego charakteru - do zajęć pożytecznych, to nie mógłby się z nim porównać żaden z najsłynniejszych cesarzy. 11. Lecz jak nie widziałem żadnego z cesarzy panujących za moich czasów (a wielu ich naliczyłem za mego życia5, gdyż w większości panowali przez jeden rok), jak też nikt z nich nie sprawował władzy do końca w sposób godny - jedni byli źli z powodu swego charakteru, drudzy przez wzgląd na niektóre przyjaźnie, jeszcze inni na skutek jakichś nawyków - tak ten cesarz był sam przez się dobry, wobec swych braci6 natomiast postępował bezwzględnie. Istotnie, wydaje się, że natura, która ich zrodziła, wyposażyła Michała w cechy najlepsze, pozostałych członków rodziny stworzyła na zasadzie zupełnego przeciwieństwa. Każdy z jego braci chciał być na pierwszym miejscu, nie dając żyć innym ludziom ani na morzu, ani na lądzie, sami jedynie chcieli istnieć na świecie, jak gdyby im tylko niebiosa przyznały w podziale całą ziemię i morze. Brat usiłował ich nieraz pohamować nie tylko za pomocą ostrzeżeń, lecz również przykrych nagan. Karał z 5 W ciągu 60 lat życia Psellosa zasiadało na tronie bizantyńskim 14 cesarzy (od Bazylego II do Michała VII Dukasa). W przyjmowanym zwykle roku śmierci Psellosa (1078) koronę otrzymał piętnasty z kolei autokrator Nikefor III Botaneiates, a być może, iż dożył nawet czasów szesnastego cesarza Aleksego I Komnena. 6 Bracia ces. Michała IV: Jan Orfanotrofos, Niketas, Konstantyn, Jerzy (Georgios). Por. IV 15. najwyższą surowością i wzbudzał w nich ogromny strach przed karami, jednak nie osiągnął niczego. Najstarszy z braci Jan7 zarządzał sprawami publicznymi z dużą dozą zręczności, uśmierzając gniew cesarza, poszukując swobody działania dla braci. Postępował tak nie dlatego, że się z nimi zgadzał, lecz ze względu na dbałość przede wszystkim o swoją rodzinę. 12. Moje dzieło ma coś więcej do powiedzenia o tym człowieku, a nie opowie nic próżnego ani nieprawdziwego. Ja sam bowiem widywałem Jana już w czasie, kiedy pierwszy zarost pojawił mi się na brodzie, słyszałem go rozmawiającego, byłem świadkiem jego działań, dlatego mogę go scharakteryzować dokładnie. Znam jego czyny godne pochwały, wiem i o takich, które są niezbyt szlachetne. Charakter miał ukształtowany następująco: sposób jego myślenia był niezawodny, umysł żywy; jeśli ktoś kiedyś był takim, to właśnie on, i to biło mu już z oka rzucającego bystre spojrzenie. Z całą starannością zabierał się do załatwiania spraw i przejawiał wielkie zamiłowanie do pracy. Z czasem stał się ogromnie doświadczony we wszystkim. Swój bystry i przenikliwy umysł okazywał szczególnie w kwestiach finansów publicznych. Nigdy nie chciał stać się dla kogokolwiek przyczyną nieszczęść, nie chciał też, by ktokolwiek nim pogardzał. Nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy, lecz wobec ludzi przybierał surowy wyraz twarzy i dlatego napawał ich strachem. Surowość ta ograniczała się do wyrazu twarzy, gdyż większość, bojąc się samego jego widoku, powstrzymywała się od popełnienia występku. Był on dla cesarza naprawdę - osłoną i bratem. Ani za dnia, ani w nocy nie uwalniał się od obowiązków pełnych trosk. Nawet wówczas kiedy oddawał się w pełni przyjemnościom, uczestniczył w ucztach, uroczystościach czy świętach publicznych, nie zaniedbywał swego zasadniczego obowiązku. Stąd też nic w ogóle nie ukryło się przed nim, nikt też nie chciał niczego przed nim zataić, gdyż każdy żywił wobec niego strach i bał się jego czujności. Już na długo przed nocą nagle wyjeżdżał konno, dokładnie lustrował każdą część Miasta, przebywając szybko, jak błyskawica, wszystkie zamieszkałe dzielnice. Jego czujność, której nie można było przewidzieć, sprawiała, że nikt nikomu nie dowierzał, każdy czuł się osaczony i żył w swoim domu, ludzie przestali się spotykać jedni u drugich. 13. Takie są cechy charakteru Jana, które można by w nim pochwalić. A oto przeciwne: dusza jego była zmienna, skłaniał się do każdego punktu widzenia tych, którzy z nim obcowali. W danej chwili sprawiał wrażenie, że nurtują go rozmaite myśli. Z daleka krytykował każdego, kto się wybierał do niego, a kiedy przyszedł przyjmował go życzliwie, jakby go wówczas ujrzał po raz pierwszy. 7 Por. ks. III, przyp. 27. Jeśli ktoś wyjawił mu jakąś tajemnicę, która mogłaby w czymś okazać się pożyteczna dla Cesarstwa, to aby za nią nie wynagradzać, udawał, że zna ją od dawna, a informatora ganił za opieszałość. Ów odchodził zawstydzony. Jan natomiast zajmował się doniesioną sprawą, stosując od razu represje, usuwał z miejsca zło prawdopodobnie już się rodzące. Chciał przeżyć swe życie w sposób wielce dostojny, sprawy załatwiał z godnością cesarską. Na przeszkodzie w tym stał jednak jego charakter, jaki przyniósł z sobą na świat, a wrodzona skłonność nie pozwoliła mu, bym tak rzekł, zerwać z ciągłym łakomstwem. Właśnie dlatego kiedy już zasiadł do picia (nałóg ten opanował go całkowicie), natychmiast pogrążał się we wszelkiego rodzaju sprośnościach. Będąc nawet w tym stanie, nie zapominał o kłopotach związanych z władzą, chociaż jego dzikie spojrzenie łagodniało, a duma znikała. 14. Ja także często siedziałem na ucztach tuż przy nim i byłem pełen podziwu, jak taki, jak on, człowiek, zamroczony winem i roześmiany, dźwigał na sobie ciężar Cesarstwa Rzymskiego. W stanie największego pijaństwa uważnie śledził zachowanie się wszystkich współbiesiadników, których jakby chwytał na gorącym uczynku, a później wzywał, by zdali sprawę ze swego postępowania, badał, co robili i mówili w czasie pijatyki. Bano się go więc bardziej, kiedy był pijany, niż wówczas gdy chodził trzeźwy. Człowiek ten - to dziwny rodzaj mieszanki. Od dawna już nosił szatę zakonną, lecz nawet w snach nie troszczył się o przyzwoity tryb życia i jednocześnie w sposób wysoce obłudny wypełniał wszystkie obowiązki przypisane prawami niebiańskimi do tego stroju. Pogardzał całkowicie tymi, którzy żyli rozwiąźle, a jeśli ktoś wybrał przyzwoite życie, żył wśród cnót, jak przystało na człowieka wolnego, czy ozdabiał swą duszę wiedzą świecką, to wobec wszystkich takich również postępował jednakowo źle jako ich przeciwnik i pomniejszał u każdego, jak tylko mógł, znaczenie przedmiotu jego studiów. W stosunku do innych też zachowywał się niedorzecznie, jedynie wobec cesarza i brata przestrzegał jednego i tego samego sposobu bycia: pozostawał zawsze taki sam, niezmienny, o równym charakterze. 15. Wśród wszystkich pięciu braci cesarz Michał był jakby zaprzeczeniem pozostałych, jeśli chodzi o ich charakter. Eunuch Jan, o którym teraz właśnie opowiadam, zajmował po cesarzu drugie, jeśli chodzi o moralność, miejsce, jednak i jego nie można porównywać z resztą braci, chociaż - by się wyrazić dokładniej - był również przeciwny postępowaniu autokratora wobec pozostałych trzechW porównaniu z cesarzem Jan z jednej strony był gorszy od niego, i to dużo, z drugiej zaś okazywał przecież wiele cech podobnych. Jemurównież nie podobały się matactwa braci. Ponieważ jednak żywił do braci tak wielkie uczucie, jak nikt inny, nie chciał pociągać ich do odpowie- dzialności za to, oo robili, i ukrywał ich występne czyny, domagał się dla nich jeszcze większej swobody, ale tak by nie doniosło się to do cesarza. 16. Tyle niech wystarczy o braciach, opowiadanie moje niechże powróci do cesarza! A więc przez pewien czas zachowywał się on wobec cesarzowej w sposób jak najbardziej przyzwoity, szybko jednak się zmienił. Zaczął bowiem ją podejrzewać. Czyż jego przeszłość nie dała mu powodów do nieufności?8 Zabiera jej wszystkie formy wolności, pozbawia ją w istocie możliwości zwyczajnego wychodzenia, zamyka w obrębie komnat niewieścich. Nikomu nie pozwala wchodzić do niej, chyba że dowódca straży wyznaczonej do jej pilnowania udzieli na to zezwolenia po uprzednim sprawdzeniu, kto jest osobą odwiedzającą, skąd przybywa i w jakim celu chce się widzieć z cesarzową. Cesarz otacza ją taką strażą. Cesarzowa nie posiadała się z oburzenia (czy nie jest to naturalne?), ona, którą w zamian za jej wielkie dobrodziejstwa spotkała tak ogromna wrogość. Mimo to opanowała się, nie uznając za właściwe zmiany powziętych decyzji. Zresztą nie mogła przedsięwziąć czegokolwiek ani wystąpić z opozycją. Nie dysponowała bowiem żadnymi możliwościami, pozbawiona osobistej straży cesarskiej, odarta z całego autorytetu. Unikała tego wszystkiego, co, pogardzane, leży w naturze kobiecej - nieposkromiony język i burzliwe myśli. Nie przypominała cesarzowi swej dawnej miłości i wierności ani nie wyrażała oburzenia na jego braci, którzy przecież jej grozili i ją obrażali. Nie patrzyła też krzywym okiem na dowódcę swej straży ani nie wy- pędzała go od siebie, wręcz przeciwnie, wobec wszystkich była jednakowo miła i, jak najlepsi retorzy, przystosowywała się do ludzi i okoliczności. 17. Tak zachowywała się cesarzowa. Bracia cesarza nie zmieniali swego postępowania i nie stosowali się do życzeń tej kobiety. Bali się jej strasznie, jak lwicy, która na pewien czas poniechała swej drapieżności, i zabezpieczali się przed nią każdym dostępnym zamknięciem, każdym murem. Inni nadzorowali ją z szeroko otwartymi oczami. Autokrator z czasem przestał nawet patrzeć na nią. Znam wiele powodów tego postępowania. Po pierwsze nie mógł z nią nadal obcować, ponieważ ujawniła się jego ukryta dotąd choroba (bardzo pogorszył się ogólny stan jego zdrowia i źle się czuł na całym ciele), następnie zasłaniał przed nią oczy ze wstydu, nie mógł jej patrzeć wprost w twarz, mając świadomość, w jaki sposób wyrzekł się swego do niej uczucia, jakie popełnił krzywoprzysięstwo, jakie pogwałcił umowy, po trzecie wyznał 8 Według innego świadectwa (Skylitzes 205) cesarzowa Zoe usiłowała otruć brata cesarza, Jana Orfanotrofosa. przed świętymi mężami całe swe postępowanie prowadzące do osiągnięcia najwyższej władzy i otrzymał co do tego zbawienne pouczenia. Tak więc powstrzymywał się od jakichkolwiek stosunków, a także od legalnego z nią współżycia. Ponadto nie przychodził do cesarzowej w obawie jeszcze przed czymś innym: nie po długich przerwach, jak przedtem, nawiedzały go zaburzenia mózgowe, lecz coraz częściej w wyniku czy to jakiejś zewnętrznej przyczyny, czy to wewnętrznego schorzenia i powodowały zakłócenia w czasie okresowych napadów choroby9. Wobec wszystkich innych cesarz doznawał mniejszego wstydu z powodu tych zaburzeń, przed cesarzową natomiast robił się czerwony, i to bardzo. Ponieważ atak choroby pojawiał się niespodziewanie, autokrator trzymał się z daleka od cesarzowej, aby nie patrzyła, jaką hańbę przeżywa w jej obecności. 18. Dlatego nie wychodził wiele ani też nie czuł się pewnie w obcowaniu z ludźmi. Kiedy więc chciał udzielić audiencji lub załatwić jakąś inną sprawę, ci, którym powierzono obowiązek obserwowania go i opiekowania się nim, zaciągali przed nim purpurowe zasłony, gdy tylko spostrzegli, że obrócił w bok oko, nawet nieznacznie potrząsnął głową czy innym gestem okazał nadejście choroby. Rozkazywali, żeby obecni natychmiast wyszli, zasuwali kotary i udzielali mu pomocy w samej komnacie. Szybko dostawał napadu, ale jeszcze szybciej przychodził do siebie. Po ataku choroby nie pozostawało ani śladu i odzyskiwał pełną przytomność. Kiedy udawał się gdzieś pieszo albo jechał konno, towarzyszyła mu wokół straż przyboczna. W razie zaburzenia mózgu tworzyła koło, brała go do środka i udzielała pomocy, zabezpieczała od ciekawskich oczu. Często jednak widziano, jak spadał z konia. Pewnego razu w chwili gdy przejeżdżał przez jakiś strumień, runęła nań choroba. Straż znajdowała się wówczas nieco dalej i nie zdążyła go podtrzymać; nagle stoczył się z siodła. Tłum przyglądał się mu leżącemu na ziemi, nikt nie usiłował go podnieść, a raczej tłum, stojąc nad cesarzem, wyrażał litość i współczucie. 19. Wypadki, które nastąpiły potem, przedstawię w innych miejscach mego dzieła. Widzieliśmy już cesarza chorego, zobaczmy również w dobrym zdrowiu. W okresach między atakami choroby, kiedy był w pełni sił umysłowych, zajmował się gorliwie i bez reszty sprawami państwowymi, nie tylko zapewniał miastom położonym wewnątrz naszych granic pełną praworządność, lecz także uniemożliwiał plemionom z nami sąsiadującym dokonywanie przeciwko nam wypadów; czynił to za pomocą poselstw i darów bądź przez wysyłanie co roku oddziałów wojskowych. 9 Por.III 22. Dzięki temu ten, który uczestniczył w panowaniu nad Egiptem, nie postępował wbrew zawartym układom, ani ten, który miał w swym ręku wojska perskie10, ani oczywiście Babilończyk, ani jakiekolwiek inne plemiona, żyjące jeszcze dalej, nie manifestowały swej wrogości. Jedni byli całkowicie pogodzeni z nami, inni żyli w ogromnym strachu przed energicznym działaniem cesarza bądź obawiali się, by nie spadło na nich jakieś nieszczęście, i trzymali się w ryzach. Opiekę i nadzór nad finansami publicznymi powierzył swemu bratu Janowi. W jego ręce przekazał też większą część administracji cywilnej. Resztę wziął na siebie. Z jednej strony zajmował się administracją publiczną, z drugiej - nerwem Cesarstwa Rzymskiego, czyli wojskiem, organizując je i rozbudowując jego siły. I podczas gdy choroba, która już dała pierwsze objawy, nasilała się i osiągała swój szczyt, on zajmował się gorliwie wszystkim, jakby mu nic nie ciążyło. 20. Kiedy Jan spostrzegł, że jego brat powoli marnieje, zaczął bać się o siebie i swoją rodzinę, żeby po odejściu cesarza spośród żywych Cesarstwo w zamieszaniu nie zapomniało o nim i by nie wystawiono go na liczne próby Powziął więc decyzję pozornie bardzo mądrą, lecz jedno- cześnie bardzo niebezpieczną, jak to wykazał koniec sprawy; w rezultacie statek zatonął wraz ze wszystkimi członkami rodziny, którzy, bym tak rzekł, zginęli od razu i co do jednego. Lecz o tym później. Tak więc Jan jakby już w ogóle stracił nadzieję, w tajemnicy przed braćmi zaczął nalegać na cesarza słowami bardziej sugestywnymi niż prawdziwymi. Pewnego razu wziął go na stronę i rozwinął przed nim swe myśli otoczone omówieniami. Zaczął swe przemówienie do niego takim oto wstępem, prowadząc do tego, żeby cesarz zadał mu pytanie: ,,Z jednej strony - powiada - nie zaprzestałem troszczyć się o ciebie nie tylko jak o brata, lecz także jako o mego pana i władcę. Wie o tym niebo, wie też cała ziemia, a i ty sam nie mógłbyś temu zaprzeczyć. Z drugiej strony zwracam uwagę, by się wyrazić powściągliwie, na zdanie pozostałych członków rodziny naszej, na ich poglądy do- tyczące dobra publicznego i ich własnych interesów, sam zresztą wiesz o tym lepiej od wszystkich. Dlatego też ja czuwam teraz nie tylko nad twoim tronem, lecz jako dobry szafarz rachuję, w jaki sposób będzie zabezpieczona przyszłość i jeśli nie mogę powstrzymać języków wielu lu- dzi, to przynajmniej usiłuję zwrócić oczy wszystkich na ciebie. Jeśli więc otrzymałeś ode mnie niezawodne zapewnienia mej życzliwości wobec siebie i mego dobrego kierowania sprawami państwowymi, nie odrzucaj mego obecnego punktu widzenia. W przeciwnym razie... ale chyba za- 10 Czyli tureckie. Psellos archaizuje współczesne nazwy plemion i ludów. Persami nazywa Turków-Seldżuków. milknę. O kierunku, w którym zmierzają nasze sprawy, nie powiem teraz nic, abym nie musiał opuścić cię, pogrążony w smutku". 21. Słowa te sprawiły zamieszanie w głowie cesarza, zapytał więc, co to wszystko ma znaczyć i jaki jest cel tego przemówienia: „Twoja życzliwość wobec mnie jest mi dobrze znana, pozostawmy to teraz" - oświadczył. Na to Jan wpadł mu w słowo: „Nie sądź - powiada - cesarzu, że twoja choroba, która jest zarazem jawna i utajona, ukryła się przed uszami ludu i jego oczami. Wiem dobrze, że nie grozi ci z tej strony żadne niebezpieczeństwo, lecz języki ludzkie... nie ma możliwości przeszkodzić im w rozpowszechnianiu zmyślonej pogłoski o twojej śmierci. Boję się, żeby wbiwszy sobie do głowy myśl o twoim bliskim zgonie, nie dokonali przeciw tobie przewrotu, nie wynieśli spośród innych jakiegoś człowieka i nie osadzili go na twoim tronie. Najmniej troszczę się o swoją osobę i w ogóle o całą naszą rodzinę, lecz obawiam się o ciebie, żeby tak dobry i sprawiedliwy cesarz nie zdał sprawy ze swojej beztroski. Z jednej strony uniknie on niebezpieczeństwa, lecz z drugiej nie ujdzie przed zarzutem, że nie potrafił przewidzieć przyszłości". Na to cesarz odpowiedział bez wahania: „A jakie jest, proszę, to przewidywanie? Jak poskromić języki ludu? Mów też o chęciach dokonania przewrotu!" ADOPCJA MICHAŁA PRZEZ CESARZOWĄ I NADANIE MU GODNOŚCI CEZARA 22. „Sposób na to - powiada - jest bardzo łatwy i już całkowicie gotowy. Gdyby nasz brat11 nie umarł, wyniósłbyś go na drugie miejsce w państwie, nadając mu tytuł cezara. Ponieważ zabrała go śmierć, niech godność tę otrzyma syn naszej siostry Michał, któremu powierzyłeś już dawniej dowództwo swej straży przybocznej. Będzie ci służył jeszcze lepiej niż dotąd, zadowoli się całkowicie samym posiadaniem tytułu, co do reszty, pozostanie nadal w roli twego niewolnika, zajmując ostatnie miejsce". Tak w sposób pozornie wiarygodny przekonał brata. Kiedy powzięli decyzję, rozpatrzyli drugie z kolei zagadnienie, mianowicie jak ją wprowadzić w czyn. I znowu Jan wychodzi z propozycją: „Wiesz - powiada - cesarzu, że władza cesarska należy drogą dziedzictwa do cesarzowej i że lud jest do niej usposobiony bardziej życzliwie jako do kobiety i spadkobierczyni Cesarstwa, która zjednała sobie serca wszystkich dzięki hojnym darom. Uczyńmy więc z niej matkę naszego siostrzeńca, aby w godny sposób weszła z nim w pokrewieństwo, dopro-wadźmi wspólnie do tego, by usynowiła Michała i wyniosła do godności i tytułu cezara. Nie sprzeciwi się nam w niczym, jest bowiem z usposobienia życzliwa i ani na krztę nie zaoponuje naszym planom". 11 Właściwie szwagier Stefan,mąż ich siostry Marii. 23. Cesarz pochwalił słowa Jana. Obaj przedstawili cesarzowej swe plany w tej sprawie, bardzo łatwo ją przekonali i od razu skierowali jej myśli w kierunku wykonania całego przedsięwzięcia. Kazali heroldom ogłosić uroczyste święto. Zebrali wszystkich wysokich urzędników w kościele Blachernai12. Kiedy święty okręg wypełnił się ludźmi, wprowadzili wraz z adoptowanym synem jego matkę i cesarzową; osiągnęli to, o co usilnie zabiegali. Cesarzowa z wysokości ołtarza w świętym przedsionku uznaje Michała za swego syna, cesarz zaś wynosi go do godności cezara, oddając mu cześć i honory jako synowi cesarzowej; zebrani wznieśli owację. Następ- nie powiedziano i zrobiono na cześć cezara wszystko, co się zwykle mówi i robi z okazji nadania tej godności. Zgromadzeni rozeszli się. A Jan, sprawca wszystkiego, przeniósłszy najwyższą władzę do swej rodziny, nie wiedział, jak ma wyrazić ogrom swej radości13. 24. Tymczasem wydarzenie to było początkiem wielkich nieszczęść w przyszłości. To, co miało być, jak się wydawało, fundamentem rodziny, stało się przyczyną jej upadku, jak później okaże moje opowiadanie. Ci z otoczenia cesarza, którzy tak pokierowali sprawą i umieścili na progu władzy cesarskiej młodego cezara, myśleli, że niebawem przejmie on koronę, gdy tylko panujący cesarz ulegnie zwycięskiej chorobie. Osądzili, że już z góry załatwili wszystkie swe interesy i przestali się troszczyć o trwałość najwyższej władzy. Autokrator natychmiast, nie wiem dlaczego: czy to od razu pożałował swego czynu, czy to zmienił w czymś swoje zamiary wobec siostrzeńca, nie interesował się nim jako cezarem ani nie wynosił ponad innych, nie okazywał mu też należnej zwyczajowo czci, lecz wstrzymywał wszystko, co było mu należne z tytułu następcy, aż do insygniów godności włącznie. 25. Ja widziałem cezara podczas uroczystości cesarskich trzymającego się z dala, aby ktoś mógł powiedzieć o nim cesarzowi coś pochlebnego. Nie zasiadał jednak przy stole wespół z cesarzem, chyba że na przyjęciach oficjalnych, na których zajmował miejsce przeznaczone dla cezara. Jeśli gdzieś znajdował się namiot rozbity dla niego, otoczony strażnikami chroniącymi coś w rodzaju widma cezara, nie był zauważany, sprawiał jedynie pozór, że jest taki sam, jak namiot braci autokratora. Bracia natomiast w obawie o życie Michała całe swoje nadzieje związali ze swym siostrzeńcem. Traktowali go z wielkim szacunkiem, schlebiali mu, okazywali względy jak cesarzowi i robili wszystko, co miało im zapewnić w przyszłości kierowanie i zarządzanie sprawami państwo- wymi. Dlatego wyznaczyli mu na miejsce stałego pobytu rezydencję nie w Konstantynopolu, lecz gdzieś w pobliżu Miasta, pod pozorem, że w ten 12 Blachernai- pałac cesarski nad zatoką Złotego Rogu i znajdujący sią tam kościół pałacowy. 13 Opis tego wydarzenia przekazał również Zonaras (III 598,4). sposób oddają mu największą cześć. W rzeczywistości jednak jego sytuacja była podobna do wygnania, gdyż mógł wchodzić i wychodzić z pałacu nie wtedy, kiedy chciał, lecz jedynie na rozkazy. Nawet w snach nie miał żadnego pożytku ze swego wuja. 26. Człowiek ten (abym i jemu poświęcił nieco miejsca) ze strony ojca pochodził z rodu zupełnie zwykłego i w ogóle nieznanego. Ojciec jego wywodził się z jakiejś wioski całkiem opustoszałej czy z jakiegoś innego zapadłego kąta. Ziemi nie obsiewał ani nie zajmował się uprawą roślin, ponieważ nie posiadał nawet najmniejszego skrawka pola. Nie był poganiaczem stada wołów, nie pasł owiec czy innych trzód, nie miał też jakiegoś innego źródła utrzymania ani go nie okazywał. Zwrócił więc swoją uwagę na morze, lecz nie po to, by uprawiać handel, żeglugę czy pilotować za zapłatą statki wchodzące do portu lub zeń wychodzące. Tak więc człowiek ten zwrócił się ku morzu, ponieważ wyrzekł się ziemi, i stał się kimś wielkim przy budowie statków. Nie ciął ani nie obrabiał drewna, nie łączył ani nie zbijał desek, lecz gdy już inni to zrobili, on sam napuszczał złączone deski smołą i nigdy żaden statek nie wypłynął w morze, jeśli on, biegły w swym rzemiośle, nie dał sygnału do odpłynięcia14. 27. Ja go również widziałem, kiedy już był zmieniony i stał się igraszką Losu. Nie miał niczego takiego, co by go kwalifikowało na scenę, nie posiadał konia, szaty ani żadnej z tych rzeczy, które zmieniają człowieka. Był takim, jak ktoś, kto będąc Pigmejem postanowił zostać Herakle-sem i chciałby zmienić się na wzór tego bohatera, w czym miał go jeszcze bardziej upodobnić dziwaczny strój. Ubierał się w skórę lwa, nadto dźwigał maczugę. Tak i jemu wszystko wyszło odwrotnie. 28. Takie było pochodzenie Michała ze strony ojca. Czy ktoś chce poznać jego geneologię ze strony matki? Jeśli pominie się wuja15, nie będzie żadnej różnicy z rodziną ojca. Tacy zatem byli ci ludzie, z których się zrodził. Sam Michał daleko odbiegł od rodziców w tym wszystkim, co może być przedmiotem dumy: bardzo wysokie - pozycja i ranga, a przynajmniej ich formy zewnętrzne. Umiał zręczniej niż ktokolwiek inny ukryć ogień w popiele, mam na myśli przewrotny umysł, osłonięty pozorami dobrotliwości, zdolny do nieprawdopodobnych pomysłów i postanowień, niewdzięczny w najwyższym stopniu dla swoich dobroczyńców. Do nikogo nie żywił uczucia wdzięczności ani przyjaźni, nie poczuwał się do niczego 14 Był on rzemieślnikiem-uszczelniaczem (kalaphates) szpar między deskami statku. Nazwa zawodu ojca przeszła na syna jako złośliwy przydomek. Psellos traktuje pogardliwie i ośmieszające ojca przyszłego cesarza Michała V, który wydźwignął swego rodzica na stanowisko drungariosa (admirała) floty. 15 Wujem Michała był ces. MichałIVPaflagończyk. w zamian za troskę i usługi, które mu wyświadczano. Wszystko to umiał jednak ukryć w swej obłudzie. Kiedy już został wyniesiony do godności cezara, nie czekał długo. Sam widział się już w roli władcy Cesarstwa, czego nikt nie spostrzegł. Rozważał w sobie, jak ma później postąpić. Przebiegał w myśli każdego kolejno członka rodziny i postanowił zgładzić tych wszystkich, którzy mu sprzyjali i pomagali w osiągnięciu godności. Był wściekły na cesarzową i swych wujów. Jednych skazywał na śmierć, drugich na wygnanie. Snując w duszy takie plany, okazywał im pozory coraz większej życzliwości. Naj- bardziej zasadzał się na eunucha Jana i robił potajemne zasadzki, a jednocześnie udawał, że jest gorszy od niego, nazywał go swym panem i pokładał w nim swe nadzieje na życie i zbawienie. 29. Reszta ludzi nawet nie domyślała się podstępu cezara. To, co ukrywał w swej duszy, pozostawało jego tajemnicą. Ale Jan był dużo lepszym obserwatorem niż cezar symulantem. Przejrzał wszystko, lecz nie uznał za właściwe, by od razu zmienić swój dotychczasowy sposób postępowania wobec knowań cezara. Wstrzymywał się z działaniem do sprzyjających okoliczności. Nie ukryło się to również przed cezarem. Tak więc obaj zajęli wrogie wobec siebie stanowisko. Każdy z nich trzymał w tajemnicy swój podstęp i udawał wobec przeciwnika uczucia życzliwości. Sądzili, że się wzajemnie wyprowadzą w pole, chociaż jeden dobrze orientował się w knowaniach drugiego. Jan pozwolił się przy tym uważać za takiego, który nie wykorzystał swych możliwości w pełni i do końca, lecz odłożył na potem zmianę i złożenie cezara z urzędu; on też zapłacił głową za nieszczęścia domowe, jak to później okaże moje opowiadanie. 30. Ja, który zwykle przypisuję Boskiej Opatrzności kierowanie sprawami o większej wadze czy raczej odnoszę do Niej wszystko, co nam się zdarza, jeśli nasz stan wewnętrzny nie przekracza praw natury, wierzę, że Opatrzność w swym boskim włodarstwie sprawiła również to, iż dziedzictwo Cesarstwa przypadło nie jakiemuś innemu członkowi rodziny, tylko właśnie cezarowi. Bóg wiedział bowiem, że przez niego cała rodzina zostanie doszczętnie wytępiona. Ale o tym - po tym, co następuje. 31. Tymczasem cesarz już całkiem widocznie był obrzmiały na całym ciele. Od razu rzucało się w oczy, że cierpi na puchlinę wodną. Dlatego stosował wszystkie środki mające go wyleczyć z tej choroby. Stosował zarówno modlitwy jak i ofiary błagalne, a zwłaszcza tę: kazał wznieść świętym Anargyrom16 wspaniały kościół poza murami Miasta od strony wschodu słońca. 16 Święci Anargyrowie (anargyroi - bez (pieniędzy, biedni), zwani też Służebnikami Bożymi - św. Kosma i Damian, wędrowni lekarze, leczyli bez pobierania zapłaty (stąd pochodzi ich przydomek). Miejsce, w którym stał kościół pod ich wezwaniem, nazywało się Kosmidion. Por. R. Janin, Constantinople byzantine, Paris 1964, s. 161-162, passim. Nie on jednak kładł fundament, on jedynie przeznaczył większy obszar pod podwaliny. Znajdował się tam bowiem okręg święty, który nie zawierał nic okazałego i nie odznaczał się niczym szczególnym jako miejsce budowy. Cesarz zmienił jego kształt na piękniejszy, wyposażył go w zewnętrzne ogrodzenie, otoczył murami, uświetnił przez dodanie nowych budowli i uczynił miejscem pobożnych ćwiczeń, zaćmiewając niemal całkowicie rękę i moc poprzednich cesarzy, którzy zajmowali się niegdyś wznoszeniem świętych kościołów. Nadał symetrię głębokości w stosunku do wysokości, dodał nieskończenie wielkiego piękna do harmonii konstrukcji i użył najwspanialszych bloków kamiennych do budowy murów i podłóg, upiększył cały kościół złotymi mozaikami i sztuką malarską, ozdobił tę świątynię wszędzie, gdzie tylko to było możliwe, ikonami, które można by nazwać żywymi. Ponadto uroki łaźni publicznych, obfitość wody, piękno łąk i pozostałe rzeczy, które potrafią cieszyć oko i przyciągać każdy zmysł do interesującego go przedmiotu - wszystko to cesarz połączył w tym kościele i weń wkomponował, jeśli mogę się tak wyrazić. 32. Uczynił tak, by oddać Bogu cześć i zjednać sobie nadto Służebników Bożych, licząc, że jeśli się da, wyleczą jego opuchnięte wnętrzności. Na nic jednak mu się to nie zdało, gdyż wypełniła się już miara jego życia, a ciało zaczęło się rozkładać. Dlatego w ogóle stracił jakąkolwiek nadzieję na wyzdrowienie i przygotowywał się na czekający go sąd17. Odchodząc chciał naprawdę oczyścić swą duszę z brudów, którymi się splamił. 33. Istotnie, opowiadają pewne osoby, które nie są życzliwe dla rodziny cesarza, lecz ferują sądy zależnie od swego nastawienia, że zanim przyjął berło, jakieś tajemnicze obrzędy wprowadzały go do jego osiągnięcia i że jakieś zjawy ukrywające się w powietrzu obiecały mu najwyższą władzę, w zamian za co zażądały od niego zapłaty w postaci zaprzeczenia istnieniu Boga. Osoby te utrzymują, że to właśnie wprawiało go w niepokój, wzburzało, jak fale morskie, i popychało ku tym ofiarom ekspiacyjnym. Jeśli ta historyjka jest prawdziwa, oznaczałoby to, że pochodzi ona od ludzi, którzy wraz z nim brali udział w tajemniczych obrzędach i przygotowywali ukazanie się tych zjaw. Jeśli jest fałszywa, niechże zyska przewagę mój punkt widzenia. Ja bowiem, wiedząc, że wymyślanie historyjek leży w zwyczaju ludzi, nie daję szybko wiary oszczerstwom tłumów i to, co się mówi, poddaję badaniom. Dlatego biorę na siebie wiarygodność opisywanych wydarzeń. 34. Wiem, że ten człowiek po dojściu do władzy cesarskiej okazał w pełni swą pobożność i nie tylko pilnie chodził do kościołów bożych, 17 Chodzi tu oczywiście o Sąd Ostateczny. lecz także obcował z filozofami, którzy otaczali go nadzwyczajną czcią. Za filozofów uważam nie tych, którzy zgłębili istotę bytów, ani tych, którzy odkryli pierwsze zasady świata, a jednocześnie zaniedbali zasady własnego zbawienia, lecz takich ludzi, którzy wzgardzili światem i żyli sprawami nadziemskimi. Któż zatem, kto prowadził taki tryb życia, ukrył się przed cesarzem? Jakiej ziemi cesarz nie zbadał, jakiego morza, jakich skał i ukrytych za-padlin ziemskich, aby ukazać na światło dzienne jednego z tych, którzy się tam ukrywali? Kiedy już ich znalazł i sprowadził do pałacu, jakiej to czci im nie okazywał - mył im nogi pokryte kurzem, ściskał w ramionach, obejmował serdecznie, a w tajemnicy wkładał ich łachmany. Kazał im spać w łożu cesarskim, podczas gdy sam rozciągał się na nędznym posłaniu rozłożonym wprost na podłodze i kładł duży kamień pod głowę. Czynił też inne rzeczy godne podziwu. Mówiąc to, nie chcę go wychwalać, chce przedstawić fakty historyczne. 35. Podczas gdy większość ludzi stroni zazwyczaj od tych którzy maja ciało pokryte ranami, on dokonywał czegoś wspaniałego. Przebywał z nimi, przykładał swą twarz do ich wrzodów, obejmował, przyciskał do serca, usługiwał im przy kąpieli i służył tak, jak niewolnik służy swym panom. Niechże więc zamkną się usta ludzi z gruntu niegodziwych i niechże ów autokrator będzie oczyszczony z potwarzy! To wszystko opowiedziałem niejako mimochodem. 36. Tak więc cesarz, chcąc zjednać sobie życzliwość Boga, skierował na to całą swą działalność miłą Bogu, czynił to przy pomocy ludzi o świętych duszach. I rzeczywiście wyznaczył na całym kontynencie niemałą część skarbców cesarskich jako fundusz na budowę klasztorów tak męskich, jak i żeńskich, następnie wzniósł nowy przytułek, który nazwał Ptochotrofejonem, i skierował duży strumień złota na tych, którzy postanowili poświęcić się życiu ascetycznemu. Tak oto dorzucał jeden uczynek do drugiego i wyobrażał sobie, że w ten sposób przyczyni się do zbawienia zagubionych dusz. W Mieście rozpleniło się ogromnie dużo heter. Cesarz nie zamierzał nawrócić ich za pomocą słowa (ten rodzaj kobiet ma bowiem uszy zarośnięte kudłatymi włosami i pozostaje głuchy na jakąkolwiek zachętę ku zbawieniu) i nie chciał wobec nich przejść do czynu, aby się nie wy- dawało, że cokolwiek robi przemocą. Wzniósł w samym Cesarskim Mieście klasztor, przeogromny i przepiękny. Jak herold o doniosłym głosie obwieścił za pośrednictwem edyktu tym, które kupczą swą urodą, że jeśli któraś chciałaby porzucić swój zawód dla życia w dostatku, może się schronić w klasztorze, przywdziać szaty mniszki i wyzbyć się obawy o środki do życia, ponieważ dla nich wszystko będzie rosło bez orki i za- siewów18. W rezultacie zleciał się ogromny rój kobiet, które zamieszkiwały poddasza. Wraz z włożeniem habitu zmieniły także swój charakter, stanęły w słuiżbie Boga jak młody zastęp wpisany na listę żołnierzy cnót. 37. Cesarz nie poprzestał na tym. Pracując nad sobą dla własnego zbawienia, oddał się w ręce tych, którzy poświęcili się Bogu i zestarzeli w ascezie. Myślał bowiem, że pozostają w bezpośredniej łączności z Bogiem i są wszechmogący. Jednym powierzył swą duszę, by ją kształtowali czy przekształcali, na drugich wymógł obietnicę, że będą się wstawiać za nim u Boga, by uzyskał przebaczenie za grzechy. I to właśnie zaostrzyło języki ludzi do cna złych wobec niego. Najbardziej jednak podniecała je ostrożność w tym względzie niektórych mnichów. Nie wszyscy bowiem przyjęli prośbę cesarza. Większość patrzyła na to niechętnym okiem w obawie, żeby cesarz, popełniwszy kiedyś jakiś okropny grzech i przyznawszy się do niego ze wstydem, nie zmusił ich do udzielenia mu rozgrzeszenia wbrew słowu bożemu. To jednak nie wykracza poza przypuszczenie. Co rzucało się w oczy, to jego wielkie pragnienie, żeby tą drogą uzyskać odpuszczenie grzechów. 38. Liczni historycy, wiem to dobrze, którzy skreślą jego życiorys w swoich kronikach, przedstawią coś innego niż nasze opowiadanie, gdyż w owym czasie przeważała opinia niezgodna z prawdą. Tymczasem ja, uczestnik tych wydarzeń, informowany nadto przez osoby przebywające w pobliżu cesarza o wszystkich faktach trzymanych w tajemnicy, jestem sprawiedliwym sędzią, chyba że ktoś mi zrobi zarzut, że mówię to, co widziałem i słyszałem. Zresztą jeśli jest rzeczą możliwą, że większość spraw omówionych przeze mnie otwiera drzwi dla gadulstwa ludzi złośliwych, to nie wiem, czy ktoś mógłby zakwestionować prawdę tego, co zamierzam powiedzieć. O wszystkim, czego cesarz dokonał i co uregulował w waśniach wewnętrznych, jak i w wojnach z ludami obcymi, długo trzeba by było opowiadać w szczegółach. Wybrawszy jeden temat ze wszystkich, opowiem o zmaganiach z barbarzyńcami i potraktuję je w krótkim streszczeniu. 39. Plemię Bułgarów w wyniku licznych niebezpieczeństw i walk już dawniej stało się częścią Cesarstwa Rzymskiego, kiedy ów sławny władca Bazyli uczynił z ich ziem, jak to się mówi, zdobycz i zniszczył ich siłę19. Jako osłabione pod każdym względem, opierało się na potędze 18 Reminiscencja lektury Homera (Odyseja IX 123). 19 Bazyli II, zwycięzca Bułgarów w decydującej bitwie stoczonej z wojskami Samuela w lipcu 1014 w górskich przełęczach Klidonu nad rzeką Strymon. Cesarz kazał oślepić 14 000 (czy może 15 000) żołnierzy wroga. Co setnemu zostawiano 1 oko jako przewodnikowi, który miał doprowadzić niewidomych do cara Samuela w Prilepie. rzymskiej. Pamiętne przez krótki okres na tak wielką klęskę, postanowiło znowu powrócić do swej dawnej zarozumiałości. Dotychczas jednak nie okazywało jawnie oznak buntu. Gdy pojawił się jeden z tych, którzy potrafili wzbudzić w nich zuchwałość, wówczas wszyscy razem zajęli wrogie stanowisko. 40. Ten, który doprowadził Bułgarów do tego szaleństwa, był człowiekiem, jak im się wydało, nadzwyczajnym. Pochodził z ich narodu, wywodził się z rodziny zupełnie nie zasługującej na wzmiankę. Odznaczał się natomiast niezwykle przebiegłym umysłem, potrafił świetnie zwodzić swych ziomków. Na imię miał Dolianos. Nie wiem, czy imię odziedziczył po ojcu, czy sam sobie je nadał20. Kiedy ten człowiek pojął, że cały jego naród pragnie oderwać się od Rzymian, lecz z powodu braku przywódcy, który potrafiłby doprowadzić go do celu, ogranicza się jedynie do zamiarów, zaczął okazywać, że jest godny najwyższego szacunku, doświadczony w radzie, gotów w pełni do czynu wojennego. I właśnie dzięki tym zaletom opanował ich umysły. Brakowało mu tylko znakomitego rodowodu (wybór przywódców całego narodu spośród członków rodu królewskiego leży w zwyczaju Bułgarów). Ponieważ wiedział, że było to usankcjonowane zarówno tradycją jak i prawem, powoływał się wyłącznie na owego sławnego Samuela i jego brata Aarona, którzy niedawno temu sprawowali zwierzchnią władzę nad całym narodem i byli jego królami. Nie twierdził o sobie, że jest naturalną odroślą drzewa królewskiego, lecz wymyślił czy wykazał, że stanowi jakby narośl przybyszową korzenia, i z łatwością ich przekonał. Bułgarzy wznoszą go na tarczy do góry i powierzają mu władzę cesarską, następnie ogłaszają publicznie swoje postanowienie. Sami wzniecają powstanie, zrzucając ciążące na ich barkach jarzmo panowania rzymskiego, ogłaszają swą całkowitą wolność, po czym dokonują łu-pieskich najazdów na ziemie rzymskie. 41. Gdyby barbarzyńcy okazali w swym szaleństwie tyle zuchwałości tuż po wstąpieniu autokratora na tron, to mogliby się wkrótce przekonać, na jakiego cesarza natrafili. Był wówczas w kwiecie wieku, pełen sił fizycznych w obliczu niebezpieczeństw i nie stanowiłoby dla niego żadnej sprawy chwycić natychmiast za broń, wkroczyć ze swymi najlepszymi dowódcami do kraju wroga i pouczyć go, by tak szybko nie odrywał się od Rzymian. Ponieważ jednak narodziny tego buntu miały miejsce w czasie, gdy cesarz gasł, a ciało jego znajdowało się w stanie beznadziejnym, kiedy nie znosił najmniejszego nawet ruchu i niełatwo mu było się przebrać, 20 Piotr Dolianos. Psellos sugeruje, że jest to imię mówiące i znaczy Zdrajca (dólos - zdrada, podstęp). Dolianos był najprawdopodobniej wnukiem Samuela (976-1014) i synem Gabriela Radomira (1014-1015); został obwołany carem w Belgradzie w 1040 r. barbarzyńcy postanowili uwolnić się w tym właśnie krótkim okresie, jak gdyby na scenie podczas przedstawienia o uzurpacji, ciesząc się z tego podobieństwa21, dopóki wrzenie duszy, zapał do rzeczy pięknych nie dodałyby nagle cesarzowi nowej siły, nie uwzniośliłyby jego serca i nie pchnęły przeciw wrogom. 42. Cesarz gdy tylko usłyszał o tej sprawie, natychmiast, już w trakcie obwieszczania mu tej nowiny, postanowił wydać wojnę Bułgarom i stanąć na czele całego wojska. Na przeszkodzie stanęło, mu jednak własne ciało, a choroba ciągnęła jego umysł w przeciwną stronę22. Senatorowie sprzeciwili się zdecydowanie jego postanowieniom, a i prośby najbliższych nie pozwoliły mu opuścić Miasta. Cesarz był zrozpaczony i mógł jedynie rwać się na wojnę z Bułgarami. Uważałby za rzecz okropną, jak sam zwykł mówić, gdyby niczego nie dorzucił do Cesarstwa Rzymskiego, a tym bardziej gdyby został po-zbawiony jakiejś jego części. Obawiał się, że byłby odpowiedzialny wobec ludzi i wobec Boga, jeśliby w swej beztrosce o to wydarzenie, jakby ochoczo, pozwolił Bułgarom na oderwanie się od Rzymian. WYPRAWA CESARZA PRZECIW BUŁGAROM 43. Sprawa ta męczyła autokratora w dużo większym stopniu niż cierpienia fizyczne. Ból przez nią spowodowany dał skutek przeciwny: choroba powodowała opuchliznę ciała, natomiast ból, którego doznawał z powodu tych wydarzeń, ciągnął go w kierunku przeciwnym i powodował wyczerpanie23. Tak więc cesarz pada łupem dwóch przeciwstawnych sobie chorób. Zanim pobił barbarzyńców, odnosi zwycięstwo nad osobami najbliższymi i wystawia sobie pomnik zwycięstwa nad krewnymi i przyjaciółmi, gdyż wzmacnia słabość ciała zapałem duszy i polecając się Bogu, czyni przygotowania do wojny: sporządza plan wyprawy, wytycza cel, ustala wszystko dla jego osiągnięcia. Nie wyrusza od razu, bez przygotowania na wojnę, lecz dopiero - aby nie wymieniać wszystkiego po kolei - po dokonaniu dokładnych przygotowań wojennych. Nie bierze całego wojska, nie liczy na ilość, lecz wybiera z oddziałów najlepszych żołnierzy, spośród wyższych dowódców - najbardziej doświadczonych w strategii i wraz z nimi wyprawia się przeciw Scytom24. 21 Ciesząc się z tego podobieństwa - do uzurpacji. 22 w przeciwną stronę - by nie ruszać się z pałacu. 23 Cesarz cierpiał na któryś z rodzajów hydropisji (gr. askites nosos, łac. hydrops universalis), choroby polegającej cna gromadzeniu się wysięku niezapalnego w jamach: brzusznej (ascitis), opłucnej (hydrothorax), wewnątrz tkanek (oedemia) lub w całym ciele (anasarx). Choroba powstaje na tle określonych niedomogów serca lub nerek, powoduje jednocześnie obrzęk skóry i wychudnięcie górnych części ciała. 24 Scytowie- tu Bułgarzy. Por. przyp. 10. Posuwa się w przyjętym szyku, ustawiwszy swą armię zgodnie z wymogami sztuki wojennej, 44. Po przybyciu do granic bułgarskich stają obozem w odpowiednim miejscu. Wpierw cesarz otwiera naradę, następnie postanawia wszcząć bój z Bułgarami - decyzja jedna spośród najbardziej niewiarygodnych, co do której wszyscy obecni mieli zupełnie przeciwne zdanie. Ten człowiek, (który w nocy musiał się leczyć i któremu pozostało w życiu nie więcej niż kilka oddechów, wstawał nagle, kiedy pojawiał się dzień, jakby mu ktoś przydał sil, dosiadał konia, trzymał się mocno w siodle i uzdą wprawnie kierował swym wierzchowcem. Następnie jechał z tyłu za wojskiem, kazał zwierać szeregi, a dla tych, którzy na niego patrzyli, był przedmiotem podziwu. UCIECZKA ALUSIANOSA DO BUŁGARÓW 45. W czasie gdy rozpoczęcie działań wojennych ulegało zwłoce, zaszło jedno z najbardziej zadziwiających zdarzeń, prawie takie samo, jak całe postępowanie cesarza. Pełen wdzięku syn Aarona (króla swego narodu) o imieniu Alusianos, człowiek odznaczający się miłym charakterem, bystrym umysłem i znakomitym pochodzeniem, stał się głównym powodem zwycięstwa cesarza, nie dlatego że tak chciał, lecz dlatego że zmierzał do rzeczy całkiem przeciwnej. Tymczasem Bóg, który go natchnął do działania, dał w odwrotnym niż on zamierzał skutku zwycięstwo cesarzowi25. 46. Ów Alusianos coś nie bardzo przypadł cesarzowi do gustu, nie był dopuszczany do rady, nie miał udziału w jakichkolwiek zaszczytach. Rozkazano mu, by stale przebywał w domu i zabroniono mu pokazywania się w Konstantynopolu, chyba że cesarz zaprosi go do przyjazdu do stolicy. Czuł się więc źle w tym stanie, lecz nie mógł wówczas nic na to poradzić. Kiedy dowiedział się, co się dzieje w jego narodzie, mianowicie że z powodu braku rodu królewskiego ziomkowie wybrali sobie za króla samozwańczego bękarta, porwał się na coś młodzieńczo nierozważnego: całkowicie zaniedbał swoje dzieci, troskę o nie złożył na żonę i nikomu nie zwierzył się ze swego postanowienia. Z kilkoma ludźmi najbliższego otoczenia, o których wiedział, że są mężami czynu, zdolnymi do niezwykłych przedsięwzięć, odważył się wyruszyć od krańców Wschodu ku Zachodowi. Aby nie zostać rozpoznanym i nie zdradzić przed nikim w mieście swej nieobecności, przebrał się całkowicie. Nie zrzucił części zwykłych szat, nie oblekł też swego ciała w inne, lecz przebrał się na modłę żołnierzy najemnych i w ten sposób ukrył się przed oczami wszystkich ludzi. 25 Alusianos- syn cara macedońskiego Jana Władysława (1015- 1018). Wypadki te opisuje również Zonaras (III 602,2). 47. Tak spotyka się w Wielkim Mieście dwa, trzy razy z „ojcem"26 tej wiadomości, jak mi później opowiadał, gdyż był mi dobrze znajomy i przyjmował mnie życzliwie, ale ani ja niczego nie wiedziałem, ani nikt inny, który się z nim stykał. Wywiódł w pole stuokie straże Orfanotro-fosa i dla niego samego stał się nieuchwytny. Tymczasem nagłe zniknięcie Alusianosa wzbudziło podejrzenie władz. Stawiały one sobie pytanie, jak go można odnaleźć i zatrzymać. Tak więc ukrywając się, by tak rzec, przed wszystkimi oczami, przybywa na ziemie bułgarskie. Tam nie od razu dał się poznać tłumowi, lecz stopniowo zbliżał się do poszczególnych osób, mówiąc o swoim ojcu, jak o obcym27, wynosił w pochwałach jego ród, usiłował wybadać, czy gdyby któryś z jego synów wszczął bunt, buntownicy woleliby prawowitego syna od bękarta i czy nie mieliby go za nic tylko dlatego, że bastard już zdobył władzę. 48. Kiedy przekonał się, że wszyscy przedłożyliby syna prawowitego nad wątpliwego, odważył się w jakiś sposób powiedzieć o sobie w wielkiej tajemnicy jednemu ze swych ziomków, co do którego upewnił się, że jest zagorzałym zwolennikiem jego rodu. Ten natychmiast utkwił w nim wzrok, gdyż kiedyś znał go dobrze, przypomniał sobie jego postać, padł przed nim na kolana, obcałował mu nogi, po czym zażądał od niego, by wyjawił pewien intymny znak, który by rozwiał jakiekolwiek wątpliwości. Znakiem tym było czarne znamię znajdujące się na prawym łokciu, pokryte gęstym włosem. Gdy je zobaczył, jeszcze goręcej rzucił mu się na szyję i całował w pierś. Odtąd obaj zabierają się zręcznie do dzieła. Stykając się, każdy z innymi osobami, powoli nasilają rozgłaszanie wieści i większość przeniosła swe sympatie na stronę prawowitego potomka. Tak jedynowładztwo stało się jakby wielowładztwem. Jedni woleli tego, drudzy tamtego, po czym szybko porozumieli się z sobą i pogodzili obu władców. Obaj oni zaczęli odtąd prowadzić ten sam sposób życia i porozumiewać się pomiędzy sobą. Mimo to jeden żywił podejrzenie wobec drugiego. 49. Alusianos uprzedził knowania Dolianosa. Szybko rozprawił się z nim. Obciął mu nos, wyłupał oczy, pozbawiając go obu tych organów za pomocą noża kuchennego. Tak naród scytyjski powrócił do jedyno- władztwa. Tymczasem Alusianos nie od razu poddał się cesarzowi. Wyrusza wraz z wojskiem na niego, uderza, ponosi klęskę i ratuje się ucieczką. Teraz dopiero zrozumiał, że nie może zbyt łatwo zmierzyć się z cesarzem rzymskim w szyku bojowym. Przypomniał sobie o swych najdroższych, daje w tajemnicy znać cesarzowi, że jeśliby zyskał jego życzliwość i po- 26 Reminiscencje lektury Platona (Uczta 177 D; Fajdros 257 B). 27 Wpływ lektury Iliady (IX 378 n.). zostałe zaszczyty, oddałby w jego ręce siebie i wszystko, co posiada. Cesarz przyjął propozycję i niezwłocznie wszczyna z nim rozmowy w największej tajemnicy, jak sobie tego życzył. I tak Alusianos po raz drugi ustawia wojsko w szyku jakby do walki, rusza naprzód, nagle zatrzymuje się w miejscu i poddaje się cesarzowi. Autokrator uznał, że Alusianos zasłużył sobie na pierwszą godność28 i odesłał go do Konstantynopola. Co do narodu bułgarskiego, przerzedzonego w różnych wojnach, nie mającego wodza, który by mógł nim pokierować, cesarz każe mu się poddać, bierze go w swoje posiadanie i przywraca pod tę władzę, od której się oderwał. Sam powraca w glorii do pałacu, pędząc przed sobą wielu jeńców, a wśród nich najwybitniejszych, między innymi wodza-bastarda z obciętym nosem i wyłupionymi oczami29. 50. Wjeżdża triumfalnie do Miasta, witany przez wszystkich mieszkańców stolicy wyległych na jego spotkanie. Widziałem go wówczas i ja, jak gdyby w orszaku pogrzebowym. Jechał chwiejąc się na koniu. Palce, którymi trzymał lejce, były podobne do palców giganta, każdy z nich. zachowywał grubość i wielkość ramienia (do tego stopnia były chore jego wnętrzności), a twarz nie miała najmniejszego śladu podobieństwa z jej dawnym wyglądem. Tak jadąc wiódł z sobą do pałacu wspaniały orszak triumfalny, kazał jeńcom przemaszerować przez środek teatru30. Cesarz unaocznił Rzymianom, że zapał przywraca; zmarłych do życia, a gorliwość w rzeczach pięknych odnosi zwycięstwo nad słabością ciała. 51. Nie było jednak rzeczą możliwą, żeby cesarz bez końca panował nad prawami natury i był silniejszy, potężniejszy od choroby. Choroba postępowała skrycie, powoli zmierzała do ostatecznego rozwiązania węzła. Najbliżsi z otoczenia autokratora usiłowali dotąd ukryć jego stan zdrowia, sprawowali rządy za niego, stanowili o administracji, aby nie doszło do jakichś gwałtownych zmian w państwie. Kiedy jednak pogłoska o chorobie rozeszła rsię wszędzie i wiadomość o niej ogarnęła całe Miasto, i oni nie mogli dłużej trzymać się powziętych postanowień, lecz zaczęli się troszczyć i zastanawiać, w jaki sposób mają działać, aby im się nie wymknęła władza nad sprawami państwowymi. POSTRZYŻYNY CESARZA 52. Tymczasem autokrator zanim jego ciało nie uległo ostatecznej zmianie szuka innej, bardziej duchowej zmiany. Wzgardzą władzą ce- 28 Godność patrikiosa (patrycjusza). 29 Powstanie (1041 r.) zostało więc szybkostłumione na skutek niezgody przywódców i braku koordynacji działań wojennych. 30 Czyli Hippodromu. Por. ks. VI, przyp. 43. sarską, którą zresztą i tak wkrótce miał zostawić, wzbija się ponad chęć posiadania w ogóle czegokolwiek, zmienia tryb życia i zwraca się ku Bogu. Aby nie przeszkadzano mu w dokonaniu tej zmiany i złożeniu ślubów Bogu, opuszcza pałac i udaje się do klasztoru, czy raczej zostaje tam zaniesiony przez tragarzy. Gdy przybył do wnętrza miejsca rozmyślań31, klęka na podłodze świątyni i zanosi prośbę do Boga, by go uznał za godnego i przyjął po złożeniu ślubów jako miłą i czystą ofiarę. Tak wiec ubłagał sobie Boga, zjednał Jego życzliwość, po czym oddał się w ręce kapłanów i ofiarni- ków przyjmujących pod pomyślnymi wróżbami dobrowolną ofiarę. Ci stanęli z obu stron wokół niego, odśpiewali do Najwyższego pierwsze modły ofiary32, zdjęli z niej szaty cesarskie i purpurę, po czym odziali w świętą szatę Chrystusa33, zabrali diadem z głowy i nałożyli przyłbicę Chrystusa34, z kolei uzbroili w krzyż pierś i plecy, przepasali po męsku przeciw złym duchom i pozwolili odejść. Oto wszystko, co dotyczy jego pragnienia i postanowienia. 53. Cesarz, wybrawszy lepsze życie, cieszył się, co więcej, nie posiadał się z radości. Stał się jakby lekki i ochoczy do wstąpienia na drogę duchowną. Tymczasem najbliższych jego domu, a zwłaszcza najstarszego brata - •wszystkich ich pokryła chmura zwątpienia, tak że nie mogli powstrzy-;mać swych żalów i współczucia. Nawet cesarzowa nie zapanowała nad swym uczuciem. Kiedy dowiedziała się od kogoś o tym, co zaszło, patrzy śmiało w oczy każdemu mężczyźnie, zadaje gwałt naturze i pieszo udaje się do cesarza. Cesarz, czy to wstydził się, że był sprawcą jej nieszczęść, czy dlatego że pamięć swą powierzył Bogu, nie pozwolił, by weszła do niego. 54. Wróciła więc do pałacu. Cesarz, kiedy czas modlitwy wezwał go do wyjścia na odśpiewanie tradycyjnych hymnów35, wstał powoli z łóżka i chciał coś włożyć na nogi, lecz nie przygotowano mu jeszcze sandałów ,ze zwykłej skóry, jakie noszą mnisi, pozostawiono niezmienione trzewiki z jego poprzedniego stroju. Rozgniewał się, że dotąd nie przyniesiono mu sandałów. Idzie do kościoła boso, podpierając się raz z jednej, raz z drugiej strony, gdyż oddychał z wielkim trudem i oddawał swe tchnienia. Powrócił do łóżka, położył się i przez pewien czas leżał w milczeniu, ponieważ nie mógł wydobyć głosu i brakło mu oddechu. Tak oddał 31 Por. I 20. 32 Czyli modły w imieniu ofiary, jaką uczynił z siebie cesarz. 33 Tak Bizantyńczycy nazywali habit mniszy. 34 Por. List św. Pawła do Efezjan 6, 17-18: „I przyłbicę zbawienia weźmijcie i miecz ducha". Posługę przy zmianie szat wykonał Kosmas Tzintzuluki, prawdopodobnie spowiednik cesarza. 35 W kościele św. Anargyrów. Por. przyp. 16. duszę Bogu. W czasie swego panowania i dokonał, i wymyślił bardzo wiele rzeczy, poniósł natomiast niewiele porażek. Ja osobiście, porównując jedne jego czyny z drugimi i oceniając je równolegle, znajduję, że więcej wśród nich było osiągnięć niż niepowodzeń. Nie wydaje mi się również, żeby ten człowiek popełnił omyłkę szukając dla siebie lepszego losu, znalazł jednak lepszy koniec. 55. Skończył życie w aureoli wielkiego czynu, po siedmiu latach panowania, w tym samym dniu, w którym zmienił swój stan na lepszy36. Dożył naturalnego kresu swego życia. Nie miał ani wspaniałego pogrzebu, ani grobowca. Został pochowany w samym kościele, po lewej stronie od wejścia, na zewnątrz świętego ołtarza. 36 Cesarz umarł 10 XII 1041, dokładnie po 7 latach i 8 miesiącach panowania. KSIĘGA PIĄTA MICHAŁ V (1041-1042) - TEODORA (1042) 1. Po nim na tronie cesarskim zasiada jego siostrzeniec, o którym moja kronika już przedtem opowiedziała bardzo dużo. Bracia autokratora dowiedzieli się, że śmierć jego jest bliska, i zrozumieli, że zdrowie znajduje się w stanie beznadziejnym. Wobec tego aby sprawy państwowe nie wymknęły się im z ręki, a władza cesarska nie przeszła do innego rodu, wysyłają, zanim jeszcze brat nie skończył życia, rzekomo cesarskie rozporządzenie, pozwalające ich siostrzeńcowi na wejście do pałacu. Podczas gdy autokrator opuszczał komnaty pałacowe, by zakończyć życie, co moje opowiadanie już przedstawiło, ten do nich wchodził, by zająć jego miejsce. 2. Spośród trzech braci autokratora Jan Orfanotrofos, który wówczas zarządzał całym państwem i bardziej od nich kochał zmarłego brata, nie od razu rozstał się z nim po śmierci. Przebywał przy zmarłym przez trzy dni, jakby ten jeszcze żył. Pozostali dwaj bracia towarzyszyli swemu siostrzeńcowi-cezarowi w drodze do pałacu, aby z jednej strony go strzec i troszczyć się o niego, z drugiej zyskać u niego więcej życzliwości. Nie mogli jednak powziąć jakiejkolwiek koncepcji co do Cesarstwa i spraw publicznych bez pomocy swego brata, który miał większy i subtelniejszy rozum. Dlatego poprzestali na dotrzymywaniu mu towarzystwa i okazywaniu uczuć ro- dzinnych. Kiedy Jan miał już dosyć żalów po zmarłym czy raczej zaniepokoił się, żeby wielodniowa zwłoka w proklamacji siostrzeńca nie zniweczyła doszczętnie nadziei ich wszystkich, powrócił do pałacu. 3. Sam widziałem to wszystko, stwierdzałem na własne oczy prawdziwość faktów i teraz przekazuję je na piśmie bez zmiany. Kiedy więc bracia usłyszeli, że Jan przekroczył próg bramy prowadzącej na dziedziniec cesarski, szli ku niemu uroczyście, jak gdyby mieli zdążać na spotkanie Boga, otoczyli go i ucałowali, jeden w tę, drugi w inną część ciała. Siostrzeniec wyciągnął do Jana prawą rękę, podał mu, ją, by się wsparł na niej, jak gdyby miał otrzymać jakieś uświęcenie płynące z tego dotknięcia. Gdy uznali, że dość już tego pochlebstwa, Jan natychmiast podjął najmądrzejsze rozwiązanie, zobowiązując ich i siebie: niczego nie robić bez wiedzy cesarzowej, na niej oprzeć podstawy swej potęgi i ży- cia, czynić wszystko, co im się wyda właściwe, byleby tylko mogli łatwo nią kierować. 4. Natychmiast więc stają zgodnie w szyku bojowym i przy pomocy machin argumentacyjnych zaczynają oblężenie łatwej do zdobycia duszy cesarzowej. Przypominają jej usynowienie Michała, powierzają go opiece jego matki i pani, rzucają do jej stóp. Jednocześnie wymieniają cały łańcuszek pochlebnych słów, przystosowanych do okoliczności. Przekonują cesarzową, że ich siostrzeńcowi z udziału w Cesarstwie przypadnie tylko sam tytuł, podczas gdy ona oprócz tytułu będzie miała dziedziczną władzę. Jeśli tylko zechce, sama będzie rządziła państwem, jeśli nie, jemu będzie wydawała rozkazy i przesyłała rozporządzenia jako cesarzowi--słudze. Dają jej najuroczystsze przyrzeczenia, składają przysięgę na re- likwie i szybko ją sobie usidlają całkowicie. Cóż zresztą innego mogła zrobić ona - pozbawiona kogokolwiek, kto mógłby jej przyjść z pomocą, omamiona ich kuglarstwem czy raczej zwiedziona i osaczona ich knowaniami i oszustwami, urobiona dla ich życzeń? INTRONIZACJA MICHAŁA 5. Przekazuje więc im władzę i uspokaja swymi upomnieniami Miasto wzburzone oczekiwaniem na jej decyzję. Odbywają się uroczystości intronizacyjne cezara - procesja, wejście do świątyni, błogosławieństwo patriarchy, koronacja i to wszystko, co zwykle towarzyszy tej ceremonii. Przez pierwszy dzień cesarz nie zapominał się ani w stosownych słowach, ani w czynach. Często padało z jego strony: „cesarzowa" i „moja pani" ,i „jako twój sługa", i „postanowienie, które podjęła". 6. Nie inaczej czarował również Jana tego rodzaju słowami, kiedy mówił „mój panie". Dał mu tron, by zasiadał tuż przy nim, a jeśli chciał coś powiedzieć, czekał na znak zgody od niego, mówiąc, że jest narzędziem w ręku mistrza i że melodia nie płynie z kitary, lecz od tego, kto ze znawstwem uderza w struny kitary. Wszyscy zdumiewali się wdzięcznością tego człowieka i byli pełni podziwu, że Jan nie omylił się w swoich rachubach. Tak oszustwo, tkwiące w duszy Michała, ukrywało się przed wszystkimi innymi ludźmi, tylko wuj dobrze wiedział, że gładkie słowa ma on wyłącznie na języku, a wewnątrz ukrywa bezwzględne, pełne pychy myśli. Czym bardziej siostrzeniec uciekał się do podstępnych knowań, tym bardziej wuj go podejrzewał i pojmował przewrotność jego umysłu. Nie wiedział jednak, co ma zrobić ani jak w najprostszy sposób odsunąć go od władzy po pierwszej próbie, która się nie udała w dniu, kiedy sprzyjające okoliczności mogły zapewnić powodzenie. Chwilowo czekał więc cierpliwie, nie porzucając całkowicie swego zamiaru. Był zdecydowany wprowadzić go wyczyn, jeśli ów zacznie działać przeciw niemu. Michał natomiast wyzbywał się stopniowo przesadnej czci, którą mu okazywał w początkach. Postępował tak dlatego, że albo liczył na jego zdanie w sprawach państwowych, albo robił bądź mówił co innego do ludzi, o których wiedział, że nie znoszą jego wuja. 7. Tym, kto dodatkowo pobudzał odrazę Michała do wuja, był Kon-stantyn, brat wuja. Od dawna już zazdrościł on Janowi, że jedynie sam spośród braci1 sprawuje rządy w państwie, a wobec nich występuje ra- czej jako pan niż krewny. Przedtem Konstantyn, nie mógł jawnie wyrażać swej nienawiści, gdyż ich brat cesarz szczególnie lubił i kochał Jana, najstarszego i najmądrzejszego z członków rodziny oraz najbardziej doświadczonego w sprężystym kierowaniu sprawami państwowymi. Nienawidził natomiast i miał w pogardzie resztę rodziny jako ludzi, którzy nie zadawalali się skromnymi urzędami i ponadto nie byli przydatni w rządach nad Cesarstwem. Oto dlaczego autokrator oburzał się na nich. Jan broniąc ich uśmierzał gniew brata i urabiał go na życzliwego. Zazdrościli mu zatem bracia, zwłaszcza Konstantyn, zaufania cesarskiego, nie leżało jednak w ich możliwościach odważyć się na coś, a także zdziałać cokolwiek przeciw niemu. 8. Po śmierci brata i przejęciu władzy przez siostrzeńca Konstantyn znalazł odpowiedni powód do napaści na Jana. Już przedtem Konstantyn otoczył autokratora troską, kiedy ten piastował jeszcze godność cezara. Pozwolił mu czerpać ze swoich prywatnych skarbców, ile tylko zechciał, tak że pieniądze Konstantyna stanowiły dla cesarza rodzaj prytanejonu2 i skarbca państwowego. Konstantyn kupił go więc już wtedy i jawnie usiłował z góry zyskać jego przychylność. Obaj powierzali sobie wzajemnie własne tajemnice i żywili wobec Jana te same uczucia nienawiści, jako że działał wbrew ich planom i zamierzał oddać władzę innemu krewnemu. W tym samym czasie Michał, kiedy jako cezar zostaje proklamowany cesarzem, wynosi Konstantyna do godności nobilissimosa3, czyni współtowarzyszem swego życia i odpłaca mu się za jego dawną życzliwość w sposób świadczący o wielkiej wdzięczności. 9. Przerywam tu na krótko ciąg mego opowiadania. Daję trochę szczegółów o umysłowości i duszy cesarza, byście się nie dziwili, ilekroć będę 1 Por. ks. IV, przyp. 6. 2 Prytanejon - tu: urząd miejski, w którym m.in. przechowywano depozyty pieniężne złożone przed procesem. 3 Nobilissimos - jeden z trzech największych tytułów dworskich w kolejności hierarchicznej: cezar - nobilissimos kuropalates. Przysługiwał członkom rodziny cesarskiej. mówił o jego czynach, że dokonywał ich bez żadnego określonego motywu. Człowiek ten był bardzo zmienny w postępowaniu, charakter jego duszy przejawiał się w niestałości i w ciągle zmieniających się cechach. Język jego przeczył myślom, co innego postanawiał, a co innego mówił. Z wieloma osobami, które go drażniły, rozmawiał niezwykle życzliwie, wtrącając do swych słów straszne przysięgi. Ujmował ich tym za serce i gawędził z nimi nadzwyczaj przyjemnie. Wielu z tych, których postanowił nazajutrz poddać najwymyślniejszym karom, wieczorem zapraszał na ucztę i pił z nimi z tego samego kielicha. A stosunki z najbliższymi czy raczej wspólnota krwi rodzinnej? Były dla niego błahą igraszką. Nic by sobie z tego nie robił, gdyby ich wszystkich pochłonęła fala morska. Był wobec nich zawistny nie tylko o władzę cesarską - to byłoby normalne - lecz również o ogień i o powietrze, i o wszystko, co mogłoby się im przydarzyć dobrego. Nie chciał nikogo z rodziny dopuścić nawet w najmniejszym stopniu do władzy i patrzył, w co wierzę, zazdrosnym okiem na każdą silniejszą indywidualność. Tyle miał w sobie odrazy i podejrzliwości wobec wszystkich i wszystkiego. Służalczy był, jak nikt inny, w przeciwnościach życiowych, zarówno w postępowaniu jak i w mówieniu. Duszę miał niewolniczą. Kiedy jednak uśmiechnął się do niego na krótko nawrót dobrego Losu, natychmiast zrzucał z siebie przebranie sceniczne, odsłaniał włożoną maskę, z miejsca wpadał w gniew i kipiał strasznymi pomysłami zemsty; jedne wprowadzał w czyn od razu, inne odkładał na przyszłość. Był bowiem człowiekiem nie umiejącym zapanować nad gniewem i niepowodzeniami. Pierwsza lepsza, przypadkowa rzecz pobudzała go do nienawiści i gniewu. Tak więc tliła się w nim nienawiść do całej rodziny. Nie postanowił jednak zgładzić od razu swych krewnych, gdyż nadal bał się wuja, któremu umiał powierzyć rolę ojca całego rodu. 10. Ponieważ ciąg mego opowiadania uległ przerwie, powracam do przedstawienia dalszych wydarzeń. Tak więc Konstantyn zostaje wyniesiony do godności nobilissimosa. Otrząsa się z dawnego strachu przed bratem4 i wyzbywa szacunku dla niego. Rozmawia z nim dużo śmielej, zuchwale kwestionuje jego postanowienia. Cesarzowi natomiast wyrzuca często uległość wobec wuja, wprawia jego umysł w stan niepokoju. Cesarz, i tak już uprzedzony do Jana, podniecał się jeszcze bardziej i zaczął niemal bez przerwy okazywać mu swoją pogardę. Jan natomiast uważał za rzecz okropną możliwość utraty swego stanowiska na dworze cesarskim i zwierzchnictwa nad całą rodziną. Nie mógł jednak zbyt łatwo usunąć cesarza, wobec czego obmyślił inny spo- 4 Przed najstarszym bratem Janem Orfanotrofosem. Por. IV 15. sób dla osiągnięcia swego celu, tak jak ja przypuszczałem, przyglądając się wówczas z bliska wydarzeniom. Dla większości ludzi bowiem sprawa ta pozostawała w ukryciu. Moim zdaniem Jan chciał przenieść najwyższą władzę państwową na jednego ze swych bratanków, który miał ma imię Konstantyn i piastował godność magistra5, przy czym zamierzał nie występować osobiście przeciw cesarzowi, lecz dostarczyć swemu bratankowi środków do zawiązania spisku. Obawiał się jednak, żeby w wypadku wykrycia spisku bratanek nie został oskarżony jako inicjator zamierzonego przewrotu, co by pociągnęło za sobą jego zgubę, a wraz z nim całej jego rodziny. Dlatego zawczasu przewidywał koniec, aby już początek akcji rozwijał się zgodnie z jego zamiarem. Usposabia cesarza życzliwie do swej rodziny. Nakłania go, by jej przyznał jedne rzeczy, by obiecał drugie, a zwłaszcza zabezpieczenie przed biedą, którą niesie życie. Cesarz dotąd wyrażał zgodę na jego prośby i potwierdzał na piśmie swoje obietnice, aby mieć porękę zapewniającą mu życie w przyszłości. Kiedy pospiesznie sporządzano pismo, Jan w tajemnicy dodał coś do tekstu, mianowicie że jeśli któryś z jego bratanków byłby przyłapany na dążeniu do uzurpacji tronu, nie będzie ani karany, ani sądzony - od wuja otrzymał przywilej nieprzeprowadzania śledztwa nad jego czynami. 11. Po sporządzeniu pisma odczekał na sprzyjający dzień, w którym cesarz nie zwracał większej uwagi na niektóre jego pisma, i przedłożył mu je do podpisu. Cesarz przeczytał pobieżnie i zatwierdził je własnoręcznym podpisem. Myśląc, że udało mu się uzyskać cenną pomoc w drodze do wytyczonego celu, Jan wpadł w dobry nastrój, promieniał radością i prawdopodobnie zabierał się do wprowadzenia go w czyn. To właśnie stało się początkiem jego wielkich cierpień, jak moje opowiadanie ukaże niebawem w szczegółach. Zanim bowiem Orfanotrofos przystąpił do wykonania swego zamiaru, cesarz zaczął podejrzewać, co z tego wyniknie w przyszłości, czy to dlatego że sam przeczuł nadchodzące wydarzenia związane ze swoją osobą, czy to z tego powodu, że ludzie z jego otoczenia powiedzieli mu, co o tym myślą, mianowicie że nie zniosą jego upadku, lecz zrobią wszystko, aby z dwojga rzeczy albo uchronić jego godność, albo zginąć wraz z całym Cesarstwem. 12. Odtąd nie tylko że nie okazywał Janowi należnej czci, lecz uniemożliwiał mu wykonywanie jego czynności. Dochodziło jeszcze między nimi do rozmów, które odbywały się w długich odstępach czasu. Kiedy już się spotkali, niechęć ich była aż nadto widoczna. Pewnego razuw czasie wspólnego posiłku Konstantynsprowadził 5 Magister (magistros) - tytuł dworski, najwyższy po wymienionych w przyp. 3. rozmowę na temat jakiegoś szczególnego wydarzenia. Po wysłuchaniu zdania ich obu w tej sprawie pochwalił i powitał okrzykami zdanie cesarza jako najlepsze i godne władcy, natomiast opinię brata uznał za zdradliwą i podstępną, po czym pchnął go nieco i przeszedł do wielkich słów. Przypomniał mu jego dawną pychę, wyrzucił przebiegłość i złośliwość. Jan nie mógł ścierpieć ogromnie silnych ciosów zadanych mu tymi słowami. Wstał natychmiast, ale nie odszedł do swego zwykłego mieszkania, lecz oddalił się gdzieś poza Miasto w przekonaniu, że w ten sposób autokrator będzie go zobowiązywał i nalegał, by szybko powrócił do pałacu cesarskiego. Gdy udawał się na odosobnienie, towarzyszyła mu nie tylko jego straż przyboczna, lecz także duża liczba członków senatu. Nie trzymały ich przy nim więzy przyjaźni. W większości sądzili, że jak najszybciej powróci na swoje poprzednie stanowisko i uczyni ze swego wyjazdu fakt mający podsycić zarzewie jego pamięci o nich. 13. Odejście Jana od spraw państwowych niewątpliwie było dla cesarza bardzo miłe, lecz jednocześnie wydawało mu się rzeczą kłopotliwą i podejrzaną, że tak duża liczba ludzi odpłynęła wraz z nim z Miasta. Obawiał się, żeby nie wzniecili przeciw niemu jakiegoś buntu. Z tego właśnie powodu perfidnie i złośliwie wyrzuca mu za pośrednictwem listu zbytnią dumę i wzywa do siebie, by mu rzekomo wyjawić tajemnicę państwową. Jan przybywa natychmiast, wnosząc z tego, że cesarz wyjdzie mu na spotkanie, powita stosownymi słowami i w ogóle zachowa się wobec niego, jak przystało w takich okolicznościach. Tymczasem nadszedł dzień teatru i właśnie zbliżyła się pora wyjazdu na widowisko. Cesarz, nie czekając na zobaczenie się z wujem, wyjechał wcześniej niż zwykle i nie zostawił mu żadnych wiadomości. Kiedy Jan dowiedział się o tym, poczuł się jeszcze bardziej znieważony i odtrącony. Z miejsca odjechał w wielkiej złości. Nie wątpił już o stosunku cesarza do siebie i zrozumiał, że został dokładnie ostrzeżony przez same fakty o jego zawziętości. Tak więzy przyjaźni między nimi uległy całkowitemu zerwaniu. Jeden knuł podstępy przeciw drugiemu, a szczególnie Jan, który stając się zwykłym obywatelem, przemyśliwał skrycie i w pełnej tajemnicy, jak przystąpić do ataku na cesarza. Ten zaś, korzystając z władzy cesarskiej, jawnie daje upust swej nienawiści. Rozkazuje wujowi wejść na statek, powrócić, usprawiedliwić się z okazanej cesarzowi pogardy i z braku całkowitego posłuszeństwa. 14. Jan płynie więc na statku do cesarza patrzącego z wysokości pałacu w kierunku morza. Kiedy statek z wujem na pokładzie przybijał do Wielkiego Portu6, cesarz daje z pałacu wcześniej ustalony znak za- 6 Wielki Port (MegasLimen)- portcesarski obsługujący WielkiPałac. łodze, która wypływała właśnie na redę, żeby zawróciła statek. W tym samym czasie wpierw podpłynęła do przystani inna triera, stojąca dotąd z tyłu i gotowa do wyjścia na pełne morze. Zabiera Jana na pokład i uwozi daleko na wygnanie. Tak więc ten, który dzięki wujowi został wpierw cezarem, a później cesarzem, nie zachował dla niego dawnego szacunku, przynajmniej takiego, żeby go ukarać z jakąś dozą wstydu. Przeciwnie, zesłał wuja do kraju przeznaczonego na miejsce banicji dla rozbójników, chociaż później, kiedy gniew mu trochę ostygł, uznał za słuszne złagodzić nieco swą zemstę. Jan odpłynął zatem nie tylko po to, by uczynić zadość tej zemście, lecz żeby w dodatku przeżyć coraz to większe i większe nieszczęścia. Los, który mu przypadł w udziale od Opatrzności, by się wyrazić nieco oględniej, nie zaprzestał mu „się odpłacać" licznymi torturami bez końca, dopóki nie skierował na jego oczy ręki kata i nie zadał mu strasznej, okrutnej i gwałtownej śmierci7. 15. Kiedy ów okrutny mężczyzna zorganizował już monarchię na miarę swych ramion, nie miał żadnych umiarkowanych myśli w sprawach dotyczących zarządzania państwem. Usiłował przekształcić i zmienić wszystko od razu, jak mu się tylko podobało; nikomu, kto piastował wyższe urzędy, nie okazał żadnego gestu życzliwości ani nie myślał o tym. Przerażał wszystkich swymi despotycznymi słowami i oznakami znamionującymi tyrana. Oto czego dokładnie chciał: okazać, że jego poddani są naprawdę poddanymi, pozbawić dygnitarzy ich dawnych przywilejów, a jednocześnie przywrócić ludowi wolność, by w ten sposób na straży jego bezpieczeństwa osobistego stały raczej masy niż garstki dygnitarzy. Postanowił zorganizować sobie gwardię przyboczną. W jej skład powołał młodych Scytów, których kupił dawno temu. Wszyscy oni to eunu-chy, lecz całkowicie jemu oddani i gotowi do wykonania wszystkiego, czego zechce. Cesarz był pewny ich wierności, gdyż nadał im wyższe godności; i tak miał wśród nich jednych jako straż osobistą, drugich do innych poruczeń zgodnie ze swą taką czy inną wolą. 16. Tak więc postanowienia jego zostały wykonane. Zarówno elitę ludu Miasta, jak i motłoch, który przelewa się na rynku, czy rzemieślników - wszystkich ich zjednał sobie za pomocą wyświadczanych dobrodziejstw, aby w razie potrzeby zapewnić sobie ich pomoc w tym, co za- mierzał niebawem zrobić. A oni przylgnęli do niego i dawali wyraz swym uczuciom poprzez oznaki zewnętrznej życzliwości. Nie pozwalali mu chodzić zwyczajnie po ulicy, uważaliby w ogóle za rzecz straszną, gdyby nie stąpał po tkaninach i gdyby jego koń nie miał jedwabnych podpinek. 7 Jan Orfanotrofos został oślepiony na rozkaz ces. Konstantyna IX Monomacha. Cesarz, zachęcony tymi objawami życzliwości, zaczyna odsłaniać zamiary kryjące się dotąd w duszy. Zionął nienawiścią do cesarzowej, czyli do tej, która wbrew zwykłemu rozumowi została jego matką. Uczucie to trwało w nim dawno, od dnia, w którym otrzymał od niej władzę, a ponieważ kiedyś nazwał ją swoją panią, teraz chciał sobie obciąć język i wypluć przez zęby ze wstrętem tę część ciała. NIENAWIŚĆ I ZAZDROŚĆ CESARZA WOBEC AUGUSTY 17. Ilekroć w czasie aklamacji słyszał, jak wymienia się imię cesarzowej przed jego własnym, nie mógł się już opanować. Stąd najpierw odsunął ją i trzymał z dala, nie dzielił się z nią żadnymi swymi myślami ani nie dawał jej nawet najmniejszej sumy ze skarbców cesarskich. Po- gardzał nią całkowicie i - by tak rzec - zrobił z niej przedmiot pośmiewiska. Traktował ją jakby wroga, w zamknięciu, trzymał w najbardziej haniebnym więzieniu, poddawał kontroli nawet jej służące, przeszukiwał komnaty niewieście, nie zwracając uwagi na zawarte z nią układy. Później, nienasycony jeszcze tym wszystkim, zadaje cesarzowej największy cios. Postanawia wypędzić ją z pałacu. Nie szuka przy tym jakiegoś przyzwoitego pozoru, lecz czyni to pod najbardziej podłym i kłamliwym pozorem - robi to po to, by jego lew; mógł sam jeden mieszkać w całym pałacu. Kiedy już raz nabił sobie tym głowę, zaczai zaniedbywać wszystkie inne sprawy Cesarstwa i aby to zuchwałe postanowienie doprowadzić do końca, poświęcił mu wszystkie swe myśli i wszystkie środki. 18. Wpierw wyjawił swój zamiar najbardziej bezczelnym członkom rodziny, potem idąc z wolna dalej w swym przedsięwzięciu, wybadał również tych spośród reszty, których znał jako ludzi o szlachetnym umyśle i innych dodatnich cechach intelektualnych. Jedni zachęcali go, żeby wykonał to, co postanowił, drudzy odwodzili go w ogóle od tego zamysłu, inni doradzali poddać całą sprawę dokładniejszemu zbadaniu, jeszcze inni byli zdania, że trzeba ten zamiar oprzeć na prognostyku astrologicznym i dowiedzieć się, czy czasy będą sprzyjały przedsięwzięciu, czy układ gwiazd nie stanie mu na przeszkodzie. Cesarz siedział przed nimi słuchając z powagą i nie wahał się po-stąpić tak, jak zechce, i co mu przyniesie korzyść (wszelkimi bowiem sposobami zmierzał do tego, co postanowił). Odpowiedział, że cieszy się z usłyszanych rad, ale postanowił poznać przyszłość za pomocą astro- nomii. 19. W owym czasie była grupa niezłych uczonych zajmujących się tą wiedzą. Ja również utrzymywałem z nimi kontakty. Mało troszczyli się oni o kierunek pozycji i ruchów gwiazd w sferycznej przestrzeni niebieskiej (nie nauczyli się bowiem zawczasu sztuki dowodzenia w swej specjalności na podstawie obiektywnych praw geometrii ani ich nie znali przedtem), lecz ograniczali do ustalania głównych punktów zodiaku, następnie badali wschodzenie znaku zodiakalnego spoza horyzontu i jego zachód poza horyzont, i to wszystko, co się z tym wiąże - mam na myśli planety główne, opozycyjne punkty zodiaku, zakres ich wpływów i to, co jest w nich pomyślne i niepomyślne. Przepowiadali zapytującym o jakąś sprawę, co do której szukali u nich porady. I istotnie niektóre przepowiednie wypadały w odpowiedziach prawdziwie. Mówię o tym, ponieważ sam poznałem tę wiedzę. Zgłębiałem ją od dawna i dla wielu tych uczonych byłem pomocny w zrozumieniu opozycyjnych punktów zodiakalnych, chociaż nie wierzyłem, żeby nasze ludzkie sprawy były zależne od ruchów gwiazd. Ta kwestia niechże będzie jednak odłożona na później i poddana oddzielnemu zbadaniu! Daje bowiem pole do licznych dyskusji ,,za i przeciw"8. 20. Ten więc, który był wówczas cesarzem, ukrywa istotę zamierzonego czynu, pozostawia podaną im kwestię w niejasności i dodaje jedno tylko pytanie, mianowicie czy gwiazdy nie będą przeciwne komuś, kto odważył się na wielkie rzeczy. Astrolodzy w wyniku poczynionych obserwacji, po zbadaniu w pomyślnym czasie całej krytycznej fazy znaków zodiakalnych, ujrzeli, że wszystko jest pełne krwi i smutku, zabronili cesarzowi wykonania czy-nu. Najprzebieglejsi z nich odłożyli sprawę na inne czasy. Cesarz zwrócił się do nich z twarzą, na której szeroko rozlał się uśmiech, i szydząc z ich wiedzy jako kłamliwej, powiada: „Do diabła z wami! Ja postąpię zuchwałej i przekroczę ścisłość waszej wiedzy". 21. Natychmiast zabiera się do dzieła i od razu wybucha. Wykorzystując jakieś pogłoski przeciw zupełnie niewinnej matce, ten najnędzniej-szy syn skazuje cesarzową jako trucicielkę. Ją, nic dotąd nie wiedzącą o jego zuchwałych planach, wypędza z komnaty sypialnianej, w której się urodziła, on, obcy przybysz! Ją z najlepszego rodu, on z najpodlej-szego rodu! Wynajduje przeciw niej kilku fałszywych świadków i wszczyna śledztwo w sprawach, których nie znała. Każe jej rozliczyć się z postępowania i skazuje jak sprawcę najpotworniejszych zbrodni. Z miejsca pakuje cesarzową na statek wraz z kilkoma ludźmi, którym pozwolił postępować z nią zuchwale, wypędza z pałacu i umieszcza na jednej z wysp położonych naprzeciwko Miasta. Nazywa się ona Prin-kipos9. 22. Ja rozmawiałem później z kilkoma spośród tych, którzy odwozili cesarzową. Opowiadali mi, że kiedy statek podnosił kotwicę, cesarzowa 8 Por. VI T. 10 n. 9Prinkipos - Wyspa Książęca, największa z Wysp Książęcych (Prinkipeioi Nesoi) na Morzu Marmara, położona naprzeciw Konstantynopola. Liczne klasztory na wyspie służyły za miejsce wygnania wybitnych osobistości. spojrzała na siedzibę cesarską i zwróciła się do pałacu jakby z przemówieniem ujętym w formie pieśni żałobnej. Wspomniała ojca i dawniejszych przodków, ponieważ od piątego pokolenia wywodziło się jej dziedzictwo cesarskie, przywołała pamięć swego stryja - mam na myśli Bazylego, owego sławnego władcę jaśniejącego nad wszystkimi cesarzami, największe szczęście Cesarstwa Rzymskiego10. Lała z oczu rzęsiste łzy: ,,O ty, stryju mój i cesarzu, który mnie zaledwie urodzoną ozdobiłeś powijakami cesarskimi, kochałeś i ceniłeś bardziej od mych sióstr, gdyż byłam do ciebie podobna, jak często słyszałam od tych, którzy cię wówczas widywali! To ty brałeś mnie na ręce, przyciskałeś do serca i mówiłeś: »Obyś się chowała zdrowo, dziecię, obyś żyła długo, stała się zarzewiem naszego rodu i boską chlubą Cesarstwa!« To ty mnie wychowałeś i kształciłeś, pokładając we mnie spełnienie wielkich losów Cesarstwa! Omyliłeś się jednak w swoich nadziejach! Oto ja, pohańbiona w mej godności, a wraz ze mną znieważony cały mój naród! Ja, skazana na podstawie ohydnych oskarżeń, wygnana z pałacu cesarskiego, wywożona sama nie wiem do jakiego miejsca na ziemi i osądzona jako winna! Boję się, żeby nie rzucono mnie dzikim zwierzętom na. pożarcie, żeby nie zatopiono w falach morskich. Patrz na mnie z wysokiego nieba i całą twą mocą ocal swoją bratanicę!" Kiedy przybyła na wyspę, która stanowiła ograniczony obszar jej pobytu, odetchnęła nieco od swych ponurych obaw. Złożyła Bogu dzięki i za to, że jeszcze żyje, natychmiast zajęła się ofiarami i modłami do Boga, który ją ocalił. 23. Nie zamierzała knuć żadnych intryg. Jak zresztą mogło to być możliwe dla kobiety pędzącej swe życie na wygnaniu w towarzystwie jednej tylko służącej? Lecz ów potworny człowiek nadal godził w cesarzową, do jednych jej nieszczęść dodawał coraz to inne. W końcu posłał do niej ludzi, by jej obcięli włosy czy raczej, że powiem dokładniej, aby ją zabić i złożyć w całopalnej ofierze, nie wiem, czy Panu Najwyższemu, na pewno jed- nak szaleństwu cesarza, który wydał oprawcom taki rozkaz. Po wykonaniu swego pomysłu pozostawił cesarzową, uznaną już prawie za zmarłą, po czym udramatyzował całą sprawę i wprowadził ją na scenę: odkrywa przed członkami senatu rzekome jej spiski, knute przeciw jego osobie, powiada, że podejrzewał ją od dawna czy raczej że przyłapywał ją często na gorącym uczynku, lecz ukrywał jej przestępstwo ze względu na szacunek, jaki im okazuje. Kiedy sklecił to wszystko i wymyślił te brednie, pozyskał ich języki, które mu wtórowały pochlebcze stosownie do chwili. Kiedy już usprawiedliwiał się wystarczająco przed senatorami, próbował wpłynąć na 10Bazyli II Bułgarobójca, brat ces. Konstantyna VIII, ojca Zoe. tłumy ludu. Pozyskał sobie wśród niego pewnych ludzi jako narzędzia bardzo pojętne na to, czego chciał, przemawiał do nich albo ich wysłuchiwał, a kiedy uznał, że są życzliwie usposobieni do jego przedsięwzięcia, zamykał to posiedzenie. Odetchnął po tak wielkim trudzie, jak gdyby stoczył jakąś nadludzką walkę. Odszedł jakby od wesołej zabawy dziecięcej, niemal że nie tańczył i nie skakał po podłodze. Szedł jednak nie na długi czas, lecz wprost ku bardzo bliskiej przyszłości, by ponieść karę za swą despotyczną, groźną pychę. 24. Brak wprost słów do opisania wydarzeń, które nastąpiły później, a rozum ludzki nie ogarnia miary Opatrzności; mam na myśli swoje własne sądy o innych. Ani poeta o duszy natchnionej przez Boga i o języku ożywionym w nie mniejszym, stopniu za sprawą boską, ani mówca z iskrą bożą, biegły w mowie, ozdobiony wrodzoną potęgą słowa, ani filozof, zarówno ten, który przeniknął do głębi tajemnice Opatrzności, jak i ten, który z pomocą potęgi mądrości poznał coś wyższego od naszych ludzkich spraw, nie byliby zdolni opowiedzieć z umiarem o tym, co się zdarzyło w tym czasie. Tak! Ani poeta - w scenicznej recytacji wydarzeń, ożywiony różnorodnością barw, ani mówca - w górnolotnej oracji o harmonijnej strukturze i w zgodzie z wielkością zdarzeń, ani filozof - odrzucający automatyzm faktów i wyjaśniający je działaniem racjonalnych przyczyn, w wyniku których dokonało się to publiczne misterium (jest to bowiem słowo zupełnie właściwe)! A ja miałbym pominąć milczeniem ten wielki zryw i poruszenie! Chyba żebym nieświadomie przemilczał to najważniejsze wydarzenie mojej kroniki - dlatego odważyłem się puścić na małej tratwie po wielkim oceanie. Opowiem zatem, o ile będę w stanie, o wszystkich nieoczekiwanych wydarzeniach, które po skazaniu cesarzowej na banicję z woli Boskiej Sprawiedliwości zaszły w obecnych czasach i w sprawach państwowych. 25. Dotychczas cesarz rozkoszował się życiem i był z siebie całkowicie dumny. Cała stolica natomiast - mam na myśli ludzi obu płci, każdego stanu i wieku - zaczęła się zbierać w małych grupach, niepokoić i burzyć, jakby zerwała się jej naturalna więź ludzka. Nie było w ogóle nikogo, kto by od razu nie pozwolił swemu językowi mruczeć pod nosem i nie knuł ,w głębi serca czegoś większego z powodu tego wydarzenia, a później nie pozostawił językowi wolności w mówieniu. Kiedy bowiem wieść o tym, co nowego wydarzyło się cesarzowej, rozeszła się wszędzie, całe Miasto, jak można było zauważyć, pogrążyło się w smutku. I jak w czasie wielkich przewrotów w świecie wszyscy ludzie chodzą posępni, pozostają bezsilni i nie mogą przyjść do siebie, aby przetrwać straszliwe wydarzenia i spodziewać się, że z nich wyjdą, tak i wówczas każdą duszę ogarnęło ponure, straszne przygnębienie i towarzyszące mu, nieutulone nieszczęście. Już w następnym dniu nikt nie powstrzymał języka, nie tylko dostojnicy, nie tylko duchowni, lecz również krewni cesarza i jego domownicy. W tej atmosferze rzemieślnicy z warsztatów przygotowywali się do wielkich zuchwałych czynów. Nie tylko cudzoziemcy, ale i sprzymierzeńcy, których cesarze zwykle utrzymują przy sobie - mam na myśli Scytów z gór Taurosu11 - oraz jeszcze inni nie mogli pohamować swego gniewu. Wszyscy oni pałali chęcią poświęcenia swego życia dla cesarzowej. 26. Motłoch uliczny już się burzył i był ogromnie podniecony myślą, że z despotą postąpi despotycznie. A ród kobiecy? Jak mam opowiedzieć to komuś, kto o nim nie wie? Co do mnie, przyglądałem się tłumowi kobiet, których nikt dotychczas nie widział poza gyneceum. Pokazywały się publicznie, krzyczały, biły się w piersi i okropnie zawodziły nad nieszczęściem cesarzowej. Inne, jak Menady, biegły przed siebie i tworzyły niemałą gromadę występującą przeciw zbrodni: „Gdzie może teraz być - krzyczały - ona, samotna, o szlachetnej duszy i pięknych kształtach? Gdzie może teraz być ona, jedyna wśród kobiet wolna, pani całego rodu, której przypadła w udziale jak najbardziej legalna władza cesarska, której ojciec był cesarzem i cesarzem był rodzic tegoż, i cesarzem ten, który zrodził z kolei tego ostat- niego?12 Jak śmiał ten nikczemnik z podłego rodu podnieść rękę na nią ze znakomitego rodu? Jak mógł wpaść na myśl, której nie mogłaby, powziąć żadna w ogóle dusza ludzka?" Tak mówiły i biegały gromadnie z zamiarem podpalenia pałacu cesarskiego, jakby nie istniało nic, co mogłoby je powstrzymać, gdyż cały lud powstał przeciw cesarzowi o duszy tyrana. One pierwsze ruszyły na wojnę małymi grupami i jakby w szyku, potem ciągnęły już z całym wojskiem Miasta przeciw tyranowi. 27. Każdy był uzbrojony. Jeden ściskał w ręku siekierę, drugi wywijał jakąś romfeą13 okutą w żelazo, inny trzymał łuk, jeszcze inny włócznię. A tłumne pospólstwo? Jedni nieśli w zanadrzu co większe kamienie, inni trzymali je w rękach i biegli w nieładzie. Ja znajdowałem się wówczas przed wejściem do komnat cesarskich, od dawna bowiem byłem sekretarzem cesarza14 i dopiero co zostałem 11 Tauros (Tauros) - wysoki łańcuch górki w dzisiejszej Turcji (Toros dagla-ri) w płd.-wsch. Azji Mniejszej, obrzeżający od południa wyżyny Armeńską i Ana-tolijską. 12 Ojciec - ces. Konstantyn VIII, dziad - ces. Roman II, pradziad- ces. Konstantyn VII. 13 Romfea (romphaia) - topór o jednym ostrzu, broń Tauroscytów. 14 Psellos pełnił wówczas wysoki urząd sekretarza cesarskiego (hypogrammateus to basilei). wprowadzony w obowiązki służby recepcyjnej pałacu. Siedziałem w zewnętrznym krużganku i dyktowałem jakieś bardzo tajne pisma. Nagle uderzył w nas jakiś donośny hałas, jakby dźwięk kopyt końskich, niesamowity zgiełk wstrząsnął sercami większości obecnych, po czym przyszedł ktoś z wiadomością, że cały lud powstał przeciw cesarzowi i jakby na podany znak zebrał się dla wykonania swego zamiaru. To, co się działo, wielu wzięło za jakąś bezmyślną rewolucję. Ja natomiast od razu pojąłem na podstawie faktów, które przedtem widziałem lub o nich słyszałem, że iskra padła na stos i wznieciła ogień i że trzeba będzie licznych rzek i rwącego potoku, aby ugasić pożar. Z miejsca wskoczyłem na koń, przejechałem przez środek Miasta i na własne oczy widziałem to, co teraz przychodzi mi uznać za nieprawdopodobne. 28. Wszystkich ogarnął jak gdyby jakiś wielki zapał, nie widziało się ich dotąd w takim stanie ducha: bieg ich znamionował coraz większą wściekłość, ręce stały się silniejsze, spojrzenia oczu pałały ogniem i uniesieniem, siły cielesne przybrały na mocy. Nie znalazł się ,w ogóle nikt, kto chciałby nawoływać tłumy do jakiegoś umiarkowania czy wpłynąć na zmianę ich zamiarów, nie było też nikogo, kto poddałby im tę myśl. 29. Postanowili ruszyć wpierw na członków rodziny cesarza, zburzyć ich wspaniałe, zbytkowne pałace. Zabrali się do dzieła i razem rzucili się naprzód; wszystko zmieciono na ziemię. Jedne budowle zostały odsłonięte, inne pozostawały przykryte. Dachy, które spadły na ziemię, leżały pod gruzem, odsłonięte natomiast były fundamenty, które, poniszczone, wystawały z głębi, jak gdyby ziemia pozbywała się ich ciężaru i wyrzuciła ze swego wnętrza podwaliny budowli. Zniszczyły je najbardziej ręce nie tylko młodych czy dojrzałych mężczyzn, lecz także dziewcząt i ledwie odrosłych dzieci płci obojga. Całe budowle od razu poddawały się już pierwszym uderzeniom. Niszczyciel zabierał z sobą to, co odłamał i wyrwał, po czym sprzedawał na rynku, nie targując się zbytnio. 30. Takimi sprawami zajmowało się Miasto, przez co zmienił się jego zwykły wygląd. Cesarz siedział w swoim pałacu. Z początku wcale się nie martwił tym, co zaszło, i dlatego chciał skończyć tę wojną domową bez rozlewu krwi. Kiedy jednak bunt stał się już faktem oczywistym, gdy lud zorganizował się w oddziały, a regularne szyki zwróciły na siebie baczniejszą uwagę, wówczas dopiero przeżył w sercu straszny wstrząs. Znalazł się bowiem w oblężeniu, nie wiedział ponadto, co ma robić. Bał się uciekać, ale jeszcze bardziej przerażało go pozostanie na miejscu. W pałacu nie miał sprzymierzeńca, nie mógł go też wezwać z zewnątrz. Nawet wśród żołnierzy najemnych, którzy siedzieli przy posiłku w pałacu, jedni byli niezdecydowani, jaką powziąć decyzję (nie wszyscy oni zresztą przejawiali posłuszeństwo rozkazom), inni jawnie zajęli wro- gie stanowisko, zerwali więź dyscypliny wojskowej i dołączyli do tłu mów. 31. Zupełnie bezradnemu cesarzowi przyszedł z pomocą nobilissimos15. W tym czasie znajdował się on poza pałacem. Na wieść o niebezpieczeństwie, przerażony wydarzeniami, początkowo przebywał u siebie i nie wychodził z domu. Bał się przede wszystkim tłumu oblegającego właśnie drzwi i był przekonany, że poniesie śmierć natychmiast, gdy tylko wyjdzie. Potem kiedy uzbroił wszystkich domowników - sam nie wziął żadnej broni - pchnęli oni gwałtownie drzwi, wyszli nie zauważeni i, jak błyskawica, pomknęli przez Miasto ze sztyletami w ręku, gotowi zabić na miejscu każdego, kto by im zagrodził drogę. Tak przyjechali aż pod bramy pałacu cesarskiego. Przybywali z pomocą cesarzowi, który znalazł się w niebezpieczeństwie. Cesarz przyjął ich z radością i niewiele brakowało, żeby ucałował wuja, gdyż był zdecydowany zginąć razem z nim16. Postanawiają po pierwsze odwołać natychmiast z wygnania cesarzową, z powodu której tłum wszczął bunt i powstały zamieszki, po drugie wystawić wobec pilnej konieczności17 oddział obronny z ludzi znajdujących się wówczas w pałacu, mianowicie z włóczników i procarzy, i skierować ich przeciw zuchwalcom przypuszczającym atak na pałac. Ludzie ci, dobrze ukryci, z wysokości murów istrzelali z proc, miotali strzałami. Wielu zabili i dokonali wyłomu w zwartej masie atakujących. Ci jednak rozeznali się w sytuacji, od razu zaczęli dodawać sobie ducha i bardziej zwarli swe szeregi. 32. Tymczasem sprowadzono cesarzową do pałacu. Nie tyle cieszyła się ona z tego, co się działo z woli Boga, ile żywiła obawę, aby nie zaznać ze strony przewrotnego cesarza jeszcze większych cierpień. Dlatego nie wykorzystuje odpowiedniej chwili ani nie zmienia swego postępowania wobec niego, lecz daje upust litości nad sobą i płacze nad swoim nieszczęsnym losem. Cesarz, który powinien był zmienić jej szatę18 i ubrać ją w purpurę, żąda od niej zapewnienia, że nie będzie prowadziła innego życia, kiedy uspokoi się ta nawałnica, niż takie, jakie wiedzie w swej obecnej szacie, i że będzie zadowolona z tego, co się o niej postanowi. Cesarzowa, zgadza się na wszystko, oboje zawierają przymierze, mając na względzie straszne wydarzenia. Cesarz i jego wuj zaprowadzili ja na balkon Wielkiego Teatru i ukazali zbuntowanemu ludowi. Sądzili 15 Tj. wuj Konstantyn. 16 Por.opistejrewolucjiwkronikachAttaleiatesa(15,1 n.), Skylitzesa (705, 14n.), Kedrenosa (II 534, 5 n.). 17 Pilna konieczność - zwrot wzięty z Memorabiliów Ksenofonta (2, 12). 18 Por. ks. VI, przyp. 5. bowiem, że w ten sposób uspokoją powiew gniewu ludu, gdyż cesarzowa została sprowadzona z wygnania. Lud nie spieszył się jednak z rozpoznaniem ukazanej mu kobiety, a ci, którzy ją poznali, zaczęli jeszcze bardziej niż przedtem nienawidzieć rozkazu tyrana; nawet w obliczu własnych nieszczęść nie wyzbył się on okrucieństwa i podłości. 33. W tej sytuacji rozgorzała jeszcze większa wojna przeciw cesarzowi. Buntownicy bali się, żeby despota wraz z cesarzową nie zmusił ich do odwrotu i żeby większość ludzi, przekonana słowami cesarzowej, nie ustąpiła. Uciekają się do innego pomysłu, który unicestwił knowania despoty. 34. Wpierw jednak chciałbym powrócić do spraw nieco wcześniejszych, aby opowiadanie moje rozwijało się metodycznie. Muszę przypomnieć poprzednie zdarzenia i powiązać je z wykładem. Konstantyn miał nie jedną córkę, jak to już mówiłem, lecz trzy19. Najstarsza z nich umarła, najmłodsza przez krótki okres dzieliła życie swej siostry cesarzowej i sprawowała wespół z nią rządy, ale tylko w pewnej mierze. Nie miała bowiem wraz z nią udziału w aklamacjach, zaznawała innej czci; korzystała ze splendorów pałacu cesarskiego na drugim miejscu po swej siostrze. Ponieważ ani pokrewieństwo, ani to, że pochodziły z tego samego łona, nie wystarczało, by uniknąć wzajemnej nienawiści, ta, która była cesarzową, zazdrościła Teodorze (takie imię nosiła jej siostra) nawet mniejszej czci. Tymczasem jacyś plotkarze otworzyli przeciw Teodorze swe buzie, wobec czego cesarzowa namówiła cesarza, żeby usunąć Teodorę z pałacu, obciąć jej włosy i wyznaczyć na więzienie rzekomo najwspanialszą ze wszystkich okazałych komnat cesarskich, co też natychmiast wykonano20. Zazdrość rozdzieliła siostry, jedną umieściła wyżej, drugą niżej z zachowaniem pozorów dość dużego dostojeństwa. 35. Teodora poddała się rozkazowi i nie martwiła się ani zmianą szaty, ani odsunięciem od siostry. Cesarz natomiast nie pozbawił jej zupełnie dawniejszych honorów, pozwolił nawet mieć udział w niektórych za- szczytach cesarskich. Kiedy zmarł, berło przejął Michał i po upływie pewnego czasu zapomniał o cesarzowej, o czym informowało już moje opowiadanie, a jej siostrą w ogóle wzgardził. Kiedy z kolei on dokonał żywota wyznaczonego mu przez Los i odszedł ze świata, władzę objął siostrzeniec i chociaż to dotyczyło również jego, nie wiedział już, kto to jest Teodora, ani tego, że pochodziła z cesarskiego rodu, czy jeszcze żyje, czy nadal tam przebywa. 19 Por. II 5. 20 Psellos mówi tu ironicznie o celi klasztornej. Teodorę osadzono w klasztorze Petrion nad Zatoką Złotego Rogu. Tymczasem Teodora, mimo że właśnie tak się miała czy raczej tak „się mieli" wobec niej cesarze, niczego nie robiła wbrew ich woli, nie tyle ze strachu, ile całkiem dobrowolnie. Takie jest wprowadzenie do mojej dalszej opowieści. TŁUM ZWRACA SIĘ DO AUGUSTY TEODORY 36. Tak więc lud, jak już powiedziałem, zbuntował się przeciw tyranowi i bał się, że bieg wydarzeń ulegnie zmianie, a oddział żołnierzy cesarskich odniesie zwycięstwo i że bunt skończy się tylko na zamieszkach. Nie mógł też polegać na pierwszej cesarzowej21, gdyż tyran prawdopodobnie ograniczył jej możność działania i strzegł jak statku w porcie. Wobec tego zwraca się ku siostrze, w której żyłach płynęła również krew cesarska. Robi to bynajmniej nie w zamęcie czy w sposób niezor- ganizowany. Na czele swego wojska stawia jako dowódcę jednego z jej dawnych sług, których odziedziczyła po ojcu. Człowiek ten wywodził się z rodu nie greckiego, za to jego charakter miał najlepszy rodowód. Z wyglądu przypominał herosa, szacunek wzbudzał swoim pochodzeniem z dawnego i bogatego rodu22. Tak więc lud, ustawiony w pełne oddziały wojskowe, niesie się wraz z dzielnym dowódcą ku Teodorze23. 37. Teodora, zaskoczona nieoczekiwanym wydarzeniem, nie od razu ustąpiła pierwszej próbie. Schroniła się do kościoła i pozostawała głucha na jakiekolwiek słowo, wobec czego wojsko obywatelskie poniechało przekonywań. Uciekło się do użycia wobec niej siły. Niektórzy nawet dobyli sztyletów, jak gdyby mieli ją zabić, po czym ruszyli do niej. Wyciągają ją z głębi sanktuarium, wyprowadzają na światło dzienne, narzucają na nią jakąś dostojniejszą szatę, sadzają na konia, otaczają kołem i ruszają do wielkiego kościoła Mądrości Bożej. Odtąd nie była to jedynie część mieszkańców stolicy. Cała górna warstwa ludu złożyła jej ogólny hołd. Okazując całkowitą wzgardę dla tyrana, wszyscy sławili Teodorę i proklamowali cesarzową. UCIECZKA CESARZA I JEGO WUJA - OŚLEPIENIE ICH OBU 38. Na tę wiadomość tyran przeraził się, że buntownicy wpadną niespodziewanie i zamordują go gdzieś w pałacu. Wchodzi na jeden ze statków floty cesarskiej i wraz z wujem przybija do świętego klasztoru24. Zmienia swój ubiór, wdziewa habit błagalnika i uciekiniera szukającego schronienia. 21 Pierwsza cesarzowa - Zoe, druga - Teodora. 22 Konstantyn Kabasilas. 23 Zamkniętej w klasztorze Petrion. 24 Święty klasztor Studios w Konstantynopolu, założony w 463 r. przez konsula Studiosa w dzielnicy Psamatia. Gdy wieść o tym rozeszła się po Mieście, każde serce, dotąd przerażone i drżące ze strachu, natychmiast nabrało odwagi. Jedni składali Bogu ofiary dziękczynne, drudzy wznosili aklamacje na cześć cesarzowej, lud z ulic i rynku, ile go tam 'było, tworzył korowody taneczne i śpiewał improwizowane pieśni o tym, co się wydarzyło. Tematykę wierszy czerpano z poszczególnych wydarzeń25. Większość ludu rzuciła się w szalonym pędzie do samego tyrana, aby go zabić, aby rozszarpać na kawałki. 39. Tak oni postąpili. Tymczasem ludzie otaczający cesarzową Teo-dorę posyłają dla pilnowania autokratora oddział straży z dowódcą na czele, człowiekiem ze wszech miar szlachetnym, z którym i mnie łączyła bliska zażyłość, byłem bowiem jego przyjacielem. Dopuszczono mnie, abym mu był pomocny radą i czynem w podejmowanych przez niego decyzjach oraz w ich wykonaniu. Kiedy przyjechaliśmy przed bramy klasztoru, widzimy inną straż, działającą na własną rękę. Był to oddział formacji ludowej. Otoczył on święty budynek i chciał niemal że go zburzyć. Nie bez trudu udostępniono i nam wejście do kościoła. W tym samym czasie ogromny tłum rzucił się do środka, wznosząc przeraźliwe okrzyki przeciw przestępcy i obrzucając go różnymi plugawymi słowami. 40. Przez pewien czas ja również jechałem do autokratora z niezbyt dużym uczuciem powściągliwości, gdyż zawsze byłem wrażliwy na cierpienia cesarzowej. Mnie także ogarniał lekki gniew na niego. Kiedy jednak znalazłem się przed ołtarzem kościoła, gdzie był właśnie on, i zobaczyłem dwóch uciekinierów: cesarza trzymającego się kurczowo świętego Stołu Pańskiego i nobilissimosa stojącego po prawej stronie ołtarza, obu w zmienionych szatach, w zupełnie innym stanie ducha i okrytych pełną hańbą - nie miałem już w sercu nawet najmniejszego śladu gniewu. Jakby mnie trafił piorun, stanąłem osłupiały, z otwartymi ustami, całkiem odmieniony pod wpływem niezwykłości widowiska. Potem gdy doszedłem do siebie, przekląłem nasze życie ludzkie, w czasie którego Los zsyła zdarzenia nieprzewidziane i niezwykłe, a w moim wnętrzu jakby otworzyło się jakieś źródło; z oczu trysnął mi niepowstrzymany potok łez i - aby już z tym skończyć - moje współczucie wyraziło się w spazmatycznych szlochach. 41. Tłum, który wszedł do kościoła, otoczył obu mężczyzn, jak stado dzikich zwierząt chcące ich pożreć. Ja stanąłem po prawej stronie okra-towanych drzwi ołtarza i zawodziłem z żalu. Kiedy obaj zobaczyli, że jestem wstrząśnięty bólem i nie żywię do nich w pełni wrogich uczuć, 25 Były to historyczne pieśni ludowe tragudia, powstawałyone na terytoriach Grecji jeszcze w XIX w. lecz okazuję jakieś umiarkowanie, podeszli razem do mnie, a ja trochę się usztywniłem. Wpierw zacząłem delikatnie robić wyrzuty nobilissimosowi z różnych powodów, zwłaszcza że chciał uczestniczyć z autokratorem w karaniu cesarzowej, po czym zwróciłem się do tego, który dzierżył władzę, i za- pytałem, czy kiedykolwiek doznał jakiejś krzywdy ze strony matki i władczyni, aby wymyślić wobec niej taki postępek. Obaj mi odpowiedzieli: nobilissimos - że nie uczestniczył w zamiarach siostrzeńca co do cesarzowej i woale nie zachęcał go do nich. „Powstrzymać go?! - powiada - gdybym nawet chciał, skończyłoby się to dla mnie źle, do tego stopnia ten człowiek (tu zwrócił się w jego stronę) był niepohamowany w tym, co raz postanowił i do czego zmierzał. Gdybym go mógł powstrzymać w tym zapale, cała moja rodzina nie byłaby teraz okaleczona i nie padłaby łupem ognia i żelaza". 42. Przerywając na krótko ciąg mojej opowieści, chciałbym powiedzieć, co znaczy słowo „okaleczona". Kiedy cesarz skazał Orfanotrofosa na wygnanie, to jakby zwalił filar rodu, jakby zburzył jego fundamenty i spieszył z wyniszczeniem reszty rodu, wszystkich jego członków. Poddał kastracji wszystkich krewnych, którzy po większej części osiągnęli już wiek dojrzały, mieli gęstą brodę, zostali ojcami i posiedli wyższe godności. Tak z młodych mężczyzn uczynił jakby na wpół umarłych w życiu, gdyż nie ośmielił się skazać ich na jawną śmierć. Wolał, aby zginęli okaleczeni. Wyglądało to na postępek bardziej przyzwoity. 43. Tymi więc słowami odpowiedział mi nobilissimos. Tyran natomiast, potrząsając lekko głową, z trudem wycisnął łzy z oczu: „Bóg nie jest przecież niesprawiedliwy - tak się wyraził - a sprawiedliwość ukaże mnie za moje uczynki!" To powiedziawszy, znowu uchwycił się świętego stołu, następnie oświadczył, że habit ten przywdział zgodnie ze sprawiedliwością boską. Obaj kończyli uroczyste misterium zmiany szat świeckich na zakonne, stale jednak, porażeni strachem, drżeli przed wtargnięciem ludu. Ja sądziłem, że zamieszki dojdą do tego momentu i skończą się na tym. Z podziwem przyglądałem się tej scenie i byłem uderzony tańcem nieszczęść ich obu. Był to jednak zaledwie krótki wstęp do straszliwych tragedii, które przedstawię akt po akcie. 44. Wieczór ma się już ku zachodowi, kiedy nagle przybywa jeden z nowo wyznaczonych dowódców straży pałacowej28 z rozkazem od Teodory polecającym mu przewieźć uciekinierów w jakieś inne miejsce. Dowódcy towarzyszyły tłumy cywilów i wojskowych. Dowódca podszedł do ołtarza, przy którym schronili się ucieknierzy, 26 Dowódcą tym był prefekt Miasta Kampanaras, którym Teodora zastąpiła nieudolnego Anastasiosa. i głosem bardziej szorstkim niż zwykle wezwał ich do wyjścia na zewnątrz. Obaj spostrzegli, że tłum mówi o katach, zauważyli, iż kierownik katów dał im znak, że już czas, ponadto zmienił swe postępowanie stając się bardziej natarczywy. Oświadczyli, że nie wyjdą, i przywarli jeszcze silniej do kolumienek podtrzymujących święty stół. Kat zmienił ton, zaczął przemawiać do nich całkiem łagodnie. Przysiągł na święte relikwie, przedłożył inne racje, że nie stanie się im nic złego, że posłaniec nie okaże się bardziej surowy, niż będą tego wymagały okoliczności. Oni jednak, raz przestraszeni, podejrzewali na podstawie tego, co się działo, że czekają ich męczarnie, tkwili w miejscu otępiali i woleli złożyć z siebie ofiarę w kościele, niż stać się przedmiotem wszelkiego rodzaju tortur pod gołym niebem. 45. Odtąd człowiek ten przestał ich przekonywać słowami, przeszedł do użycia siły. Zgodnie z rozkazem tłum wyciąga do uciekinierów ręce i od razu zabiera się do przekroczenia prawa, jak stado dzikich zwierząt porywa ich ze świątyni. Ci zaczęli krzyczeć z rozpaczy, zwrócili oczy ku świętej trzodzie27, modląc się, by nie zawiodły ich (nadzieje i żeby nie odsuwać od Boga tych, którzy się uciekli do Niego. Ogromna liczba żołnierzy ze straży pałacowej zaznała uczucia hańby w obliczu ich nieszczęścia, nie mieli jednak w ogóle odwagi przeciwstawić się biegowi wydarzeń. Żołnierze weszli w porozumienie z tłumem i wierząc w przysięgę swego dowódcy, jak gdyby zawarli porozumienie, przejęli obu uciekinierów i towarzyszyli im, by się tak wyrazić, z zamiarem udzielenia pomocy tym nieszczęśnikom wypędzonym ze świątyni. Nic jednak nie mogło im przyjść z pomocą, do tego stopnia stanęły na przeszkodzie okoliczności i tak bardzo podnieciły wszystkie umysły przeciw nim obu. 46. Ludzie z otoczenia Teodory znali zazdrość jej siostry i wiedzieli, że wolałaby ona z radością widzieć na tronie cesarskim jakiegoś pachołka stajennego, niż dopuścić siostrę do współuczestnictwa w rządach. Dokonali oni rachunku prawdopodobieństwa, mianowicie że Zoe mogłaby tak wzgardzić z tego powodu siostrą, jak znowiu powołać w tajemnicy Michała na tron cesarski. Wszyscy doszli do jednego wniosku, żeby wygnańców usunąć ze świata. Głosować za śmiercią cesarza - nie całkiem podobało się bardziej umiarkowanym. Myśleli i zastanawiali się nad jakimś innym sposobem zgaszenia ich nadziei. Jak najszybciej posyłają ludzi odważnych i zdecydowanych na wszystko z rozkazem, żeby wyłupić im obu oczy żelazem, gdy tylko zobaczą ich poza świętym obrębem kościoła. 27 Święta trzoda - zespół mnichów w klasztorze. 47. Kiedy już wyszli z kościoła, przywitał ich lichy orszak. Motłoch uczynił z obu zabawkę, jak gdyby to było naturalne w takiej chwili, i albo lżył ich podskakując ze śmiechu, albo dawał się ponieść złości i wiódł ich na przechadzkę po Mieście. Jeszcze nie uszli daleko, kiedy naprzeciwko ukazali się ci, którym rozkazano wyłupić uciekinierom oczy. Pokazali rozkaz i zaczęli przygotowywać się do egzekucji ostrząc żelazo. Gdy wiadomość o tym doszła do uszu uciekinierów, nie widzieli żadnego ratunku przed wykonaniem wyroku. Jedni bowiem pochwalali rozkaz, drudzy nie robili nic, by w tym przeszkodzić. Zabrakło im głosu czy też niewiele brakowało, żeby padli martwi, gdyby nie znalazł się koło nich jakiś członek senatu, który udzielił im pomocy i po trochu wlewał odwagę w ich słabe dusze. 48. Całkowicie przybity tym obrotem rzeczy d swoimi nieszczęściami, cesarz okazywał od początku do końca swej egzekucji słabość duszy. Jęczał albo łkał, błagał, żeby ktoś podszedł do niego, wzywał górnolotnie Boga, podnosił ręce w geście błagalnym ku niebu, ku świątyni, ku byle czemu. Wuj początkowo zachowywał się tak samo. Kiedy zupełnie stracił nadzieję na ocalenie - miał charakter silniejszy, bardziej zdecydowany, gdyż walczył z przeciwnościami swego życia - zamknął się w sobie, jakby uzbroił się w pancerz przed przemocą nieszczęścia, i trzymał bardzo dzielnie w obliczu własnych cierpień. Gdy zobaczył, że kaci są już całkiem gotowi do roboty, sam wychodzi naprzeciw egzekucji i spokojnie zbliża się do morderczych rąk. Ponieważ nie było miejsca między nim a ową falangą obywateli - każdy z obecnych chciał pierwszy przyglądać się z bliska wykonaniu wyroku na karanych - nobilissimos bez najmniejszego drgnięcia patrzy, czy nie dojrzy gdzieś tego, któremu powierzono egzekucję, i powiada: „Nuże, ty tam, usuń przede mną tę falangę, abyś mógł zobaczyć, z jaką odwagą zniosę to nieszczęście!" 49. Kiedy kat zaczynał wiązać go, by się nie poruszał w czasie usuwania mu oczu, powiada: „Ty, jeśli zobaczysz, że się ruszam, przywią-żesz mnie do słupa"! Po tych słowach położył się na ziemi, nie zmienił koloru twarzy, nie krzyknął, nie wydał z siebie jęku, sprawiał wrażenie, że już nie żyje. Kat wyłupił mu po kolei jedno i drugie oko. Cesarz natomiast już przedtem wyobrażał sobie własne cierpienie, patrząc na mękę innego, przeżywał w sobie pełnię męki wuja, wymachiwał rękami czy raczej bił się rękami po twarzy i wył rozpaczliwie. 50. Nobilissimos podniósł się z ziemi z wykupionymi oczami. Opierając się na którymś ze swoich najbliższych członków rodziny, zachowywał się całkiem dzielnie wobec tych, którzy podchodzili do niego. Wiedział, że nie pozostaje mu nic innego, jak umrzeć, i okazał się mocniejszy od tego, co go spotkało. Widząc, że cesarz jest przerażony i ucieka się do poniżających próśb, oprawca wiąże go silniej i podtrzymuje mocniej, by nie szarpał się w czasie egzekucji. Kiedy już cesarzowi wypłynęły oczy, skończyła się wielka zapalczywość tłumu i zapiekła wrogość wobec nich obu28. Tłum pozwala im gdzieś tam wypocząć i znowu śpieszy do Teodory. Były więc dwie cesarzowe. Jedna znajdowała się w pałacu cesarskim, druga - w wielkim okręgu świątyni Mądrości Bożej. 51. Senatorowie nie wiedzieli, co mają począć. Tę, która przebywała w pałacu, szanowali dlatego, że była starsza, tę, która znajdowała się w kościele, cenili dlatego, iż dzięki niej upadła tyrania, a oni nie stracili nadziei na swe ocalenie. Władza stanowiła dla obu sióstr przedmiot sporu, lecz starsza położyła kres niepewnościom myśli członków senatu. Wówczas po raz pierwszy uściskała gorąco swą siostrę i przytuliła czule do serca. Dokonała podziału dziedzictwa cesarskiego między nią i siebie. Następnie uzgodniła z siostrą sprawy dotyczące rządów, zaprosiła ją do wzięcia udziału u swego boku we wspaniałej procesji i zrobiła z niej uczestnika we władzy. Tyle o niej. Teodora nie zatraciła zupełnie szacunku dla siostry. Nie odebrała jej przywileju stanowiska, wręcz przeciwnie, przyznała najwyższą formę wyrazu władzy cesarskiej w całej okazałości jej przepychu. 28 Egzekucja odbyła się 21 IV 1042 w miejscu zwanym Sigma (Kedrenos 269- -272/537; Zonaras XVII 19, IV 53-155) w pobliżu kościoła Peribleptos (por. III 15). Oślepionych osadzono w różnych klasztorach (por. Skylitzes 420). KSIĘGA SZÓSTA ZOE I TEODORA (1042) KONSTANTYN IX (1042-1055) 1. Tak więc Cesarstwo przypadło w udziale obu siostrom. Po raz pierwszy czasy nasze widziały wtedy komnatę niewieścią zmienioną w salę rady cesarskiej. Ludność cywilna i świat wojskowy zgodziły się uznać nad sobą rządy kobiet władczyń i podporządkować się im bardziej, niż kiedy by siedział przed nimi jakiś butny władca i wydawał kategoryczne rozkazy. Nie wiem, czy rzeczywiście jakiś inny niż ich ród był bardziej umiłowany przez Boga, i kiedy zastanawiam się nad tym, jestem pełen podziwu, że chociaż korzeń ich wyrósł i zapuścił się nie w sposób legalny, lecz w mordach i we krwi1, sadzonka zakwitła i wypuściła takie odroślą, że każde wydało owoc cesarski. Nie można było z nimi porównać innych ani pod względem piękności, ani wielkości. Jest to jakby dygresja wtrącona do mego opowiadania. 2. Siostry na razie wolały same sprawować władzę cesarską. Nie ustanowiły administracji z nowymi ministrami ani nie spieszyły z natychmiastową zmiainą istniejącego stanu rzeczy. Usunęły jedynie ludzi pochodzących z rodziny tyrana, pozostałymi, najwierniejszymi i zachowującymi do nich dawne przywiązanie, obsadziły urzędy publiczne. Ci jednak w obawie przed oskarżeniem ich w przyszłości czy to o przewrót polityczny, czy o bezmyślne decyzje, czy wreszcie o bezprawne postępowanie byli bardzo dokładni w załatwianiu spraw tak wojskowych, jak cywilnych i o ile to było możliwe, obowiązki swe prze- rzucali na jedną lub drugą siostrę2. 3. Co do aparatu władzy sióstr, zorganizowały go wzorem poprzednich cesarzy. Obie zasiadały na przedzie trybuny cesarskiej jakby w jednej linii nieco cofniętej od strony Teodory. Koło nich stali gwardziści. Jedni trzymali pęki rózeg w rękach, drudzy dzierżyli miecze, trzeci po- trząsali toporami na prawym ramieniu3. 1 Protoplasta dynastii macedońskiej ces. Bazyli I (867-886) doszedł do tronu mordując własnoręcznie Bardasa (21 IV 865) w obecności jego siostrzeńca ces. Michała III. Dwa lata później kazał uśmiercić swego dobroczyńcą Michała III (23/24 IX 867). 2 Por. Zonaras III 613, 17 n. 3 Cesarska straż przyboczna składała się z Waregów-Rusów, Tauroscytów. Por. ks. V, przyp. 11. Dalej w głębi zasiadały osoby cieszące się szczególnymi łaskami i ci, którzy trzymali w ręku sprawy państwowe. Wokół eesarzowych, jak zewnętrzna korona, stał inny oddział. Zajmował on jako najwierniejszy drugie miejsce wśród straży pałacowej. Wszyscy byli pełni szacunku: trzymali oczy spuszczone do ziemi. Potem następował senat i klasa uprzywilejowana, zaraz po nich kolejna klasa, po czym dzielnice miejskie, wszystkie ustawione w szeregach i w równych odstępach od siebie. Na posiedzeniu zajmowano się sprawami: ferowaniem wyroków, sporami o charakterze publicznym lub podatkami państwowymi, przyjmowaniem poselstw, zatargami czy ugodami i pozostałymi sprawami, które wypełniają obowiązki władzy państwowej. Najczęściej zabierali głos ci, którzy piastowali wysokie godności,. a jeśli trzeba było, cesarzowe wydawały rozporządzenia spokojnym tonem lub udzielały odpowiedzi czy to pouczone przez kompetentnych dygnitarzy - zasięgały też rady odwołując się do ich doświadczenia - czy to same podejmowały decyzje na podstawie własnych przemyśleń. 4. Aby zapoznać tych, którzy nic nie wiedzą, z charakterami obu eesarzowych, starsza, Zoe, miała duszę bardziej skorą do pomysłów, język natomiast powolniejszy w ich wypowiadaniu. Teodora stanowiła przeciwieństwo siostry tak w jednym, jak i drugim wypadku. Nieszybko wyjawiała myśli swej duszy, lecz kiedy już podjęła rozmowę, mówiła dużo głosem pewnym i żywym. Zoe zabierała się w sposób zdecydowany do tego, co postanowiła. Miała rękę gotową do traktowania z tą samą lekkością i jedno, i drugie - mam na myśli śmierć i życie. Była tu podobna do fal morskich, które i unoszą statek, i go zanurzają. Cechy te nie leżały w charakterze Teodory, której umysłowość była po części, by tak rzec, tępa. Jedna siostra miała rękę hojną, zdolną do wydania w tym samym dniu wielkiego morza złotego piasku, druga dobrze liczyła pieniądze, zanim je wydała, gdyż nie posiadała źródeł, z których mogłaby czerpać obficie, za to otrzymała od natury duszę silną, całkowicie panującą nad sobą pod tym względem. 5. I aby rzec, niczego nie ukrywając - przystępuję bowiem teraz nie do układania mowy pochwalnej, lecz do pisania sumiennej historii - żadna z sióstr nie posiadała zmysłu potrzebnego do sprawowania rządów. Nie potrafiły ani zarządzać państwem, ani powodować się własnymi przesłankami w sprawach publicznych. Przeważnie mieszały drobiazgi kobiece z poważnymi sprawami Cesarstwa. Była to cecha zwłaszcza starszej siostry, którą dziś liczni wysławiają, gdyż przez długi czas potrafiła hojnie obdarzać wielu ludzi, co stanowiło powód do pochwał ze strony tych, którzy zaznali od niej dobrodziejstw. Tymczasem to, co zgubiło wszystko, co doprowadziło do ostatecznej ruiny los Rzymian, było spowodowane niczym innym, jak tą właśnie pierwszą przyczyna. Najbardziej charakterystyczną cechą cesarzy jest istotnie cnota hojności. Jeśli przejawia się z rozeznaniem rzeczy, z uwzględnieniem majątku i zróżnicowania obdarowywanych, stanowi czyn godny pochwały. Jeśli nie bierze się tego wszystkiego pod uwagę, rozdawnictwo idzie na marne. 6. Siostry różniły się więc między sobą charakterami, a jeszcze bardziej wyglądem zewnętrznym4. Starsza była z natury pulchniejsza i niezbyt wysoka, oko miała dość podłużne, ukryte pod gęstą brwią. Orli jej nos, nieco zakrzywiony, lecz nie za bardzo, opadał spadziście. Włosy miała złociste, cała jaśniała bielą skóry. Kilka zaledwie oznak znamionowało jej wiek. Jeśliby ktoś uważnie przyglądał się harmonii poszczególnych części ciała, nie wiedząc na kogo patrzy, powiedziałby, że jest to dziewczyna jeszcze w kwiecie wieku. Nie miała w ogóle zmarszczek, całe jej ciało było gładkie, jędrne, nigdzie nie pojawiła się zwisająca fałda skóry. Teodora natomiast była wyższego wzrostu, sylwetkę miała szczuplejszą, twarz niezbyt proporcjonalną w stosunku do reszty ciała. Była żywsza od siostry w słowie i w ruchach. Spojrzenie jej nie było surowe, lecz pełne wdzięku, skora była do śmiechu i szukała okazji do jakiejkolwiek rozmowy. 7. Takie były sylwetki cesarzowych: psychiczna i fizyczna. Co do pozycji władzy cesarskiej, okazała się ona jeszcze wspanialsza i wzrastała w swej godności. Istotnie, większość ludzi ujrzała się jakby w rolach teatralnych, ich stanowiska zmieniały się nagle na wspanialsze, rozmiar hojnych darowizn uległ powiększeniu, jak nigdy dotąd, gdyż Zoe otworzyła źródła skarbów cesarskich. Co więcej, jeśli jeszcze kryła się w nich jakaś kropla, i tę wylewała na zewnątrz. To już nie były hojne dary, lecz grabież i spustoszenie. Całe to marnotrawstwo i to nadmierne wynoszenie stały się doprowadzonym do absurdu początkiem schyłku i upadku interesów państwowych. Była o tym rzekomo mowa w wyroczniach i przewidywaniach mędrców. 8. Pieniądze przeznaczone dla żołnierzy i dochody skarbu wojskowego rozdawano bez żadnej potrzeby innym ludziom (a był tego cały tłum pochlebców oraz ówczesna straż pałacowa obu cesarzowych), jak gdyby dla takich właśnie autokrator Bazyli napełnił złotem skarbce cesarskie. 9. Wielu ludziom wydaje się, że dopiero teraz po raz pierwszy otaczające nas plemiona nagle się rozprzestrzeniły i wbrew oczekiwaniom naszły w hulaszczym pochodzie granice rzymskie. Według mnie, dom 4 Dalszy ciąg portretów charakteru obu cesarzowych por. VI 64-66, 157-160. rozpada się wówczas, gdy zaczynają się rozluźniać spoiny, które go łączą. I mimo że większość ludzi nie dostrzegała początku zła, samo zło rozrastało się i rozwijało, a gromadzenie się chmur w owym czasie spowodowało dziś wielką ulewę. Ale o tym jeszcze nie teraz! AUGUSTA ZOE ZASTANAWIA SIĘ, KOGO MA WPROWADZIĆ DO PAŁACU CESARSKIEGO 10. Dalszy ciąg wydarzeń będzie przedstawiony zgodnie z prawdą i w sposób bardziej zrozumiały. Interesy państwowe wymagały sprawnej i mądrej administracji oraz nadzoru ze strony mężczyzny o silnej ręce i w pełni doświadczonego w zarządzaniu, który nie tylko widziałby sprawy bieżące, lecz także i to, czy. nie popełniono jakichś złych obliczeń i co mogłoby z nich wyniknąć. Wymagały wreszcie człowieka, który potrafiłby przewidzieć przyszłość i zawczasu zwrócić się przeciw każdej napaści, każdemu najazdowi. Lecz miłość władzy lub brak władzy czy fałszywa wolność i obawa, żeby się nie uzależnić od różnych kalkulacji, czy żądza posiadania coraz więcej - wszystko to uczyniło z męskiej komnaty cesarskiej buduar kobiecy. 11. Nastroje ludności także nie uległy stabilizacji. Pogłoska rozchodziła się za pogłoską, jedna życzliwa, druga wręcz przeciwnie (niektórzy uważali, że władza powróci do Teodory, gdyż ona właśnie była powodem ocalenia ludu i jeszcze nie wstąpiła w związek małżeński, inni byli zdania, że bardziej nadaje się do objęcia władzy starsza siostra, była już bowiem cesarzową i nadzwyczaj lubi zaszczyty): Podczas gdy głosy wśród ludu były podzielone, starsza ubiega jego myśli i przywiązuje całą władzę do swojej osoby. Następnie zaczęto się zastanawiać i rozsądzać, kto jest najznakomitszego pochodzenia i wyróżnia się majątkiem czy to zasiada na ławach senatu, czy to znajduje się na listach wojskowych. 12. Żył wówczas między innymi niezwykle przystojny mężczyzna. Urodził się w słynnej miejscowości Dalassa, na imię miał Konstantyn. Był jakby z natury przygotowany do ciężaru władzy. Nie osiągnął jeszcze dziesiątego roku życia, a opinia publiczna już wynosiła go do najwyższych godności. W każdym bądź razie cesarze bali się tego człowieka i zamknęli przed nim wstęp do pałacu. Michał Paflagończyk trzymał go nawet w więzieniu z obawy nie tyle przed nim samym, ile ze względu na jego wielką popularność wśród ludności stolicy. Miasto popadało bowiem w stan euforii, kiedy ujrzało tego mężczyznę, i od razu było gotowe dokonać na jego rzecz czegoś niezwykłego. Dlatego właśnie cesarz zamknął go i więził w twierdzy. Siostrzeniec cesarza, zaledwie zasiadł na tronie, zgasił w Konstantynie chęć panowania. Zmienił mu strój i umieścił wraz z tymi, którzy noszą czarną szatę, nie jako przyjaciela, aby go zbliżyć do Boga, lecz jako wroga, którego ma odwieść od wytkniętego przezeń celu. Konstantyn przyjął to z rezygnacją w duszy, okoliczności powołały go jednak do władzy. Miał zresztą przed oczami bliski przykład zmian szaty, ponieważ cesarzowa przeżywała i jedną, i drugą5. Został przed- stawiony cesarzowej, która go wezwała do siebie w jakiejś innej sprawie. Posługiwał się jednak słowami zbyt ostrymi, a kiedy zaczął mówić o Cesarstwie, wypowiadał swe myśli w sposób apodyktyczny. Ponieważ nie chciał w niczym wyrzec się swej nieustępliwości, okazał się dla wszystkich człowiekiem niezbyt miłym i o nadto trudnym charakterze. Wzbudził w nich nieufność i sam pozbawił się swych nadziei. 13. Kostki do gry znowu padły na inną stronę. Człowiek, o którym teraz mowa, pochodził z niezbyt znakomitego stanu, lecz wyglądał dostojnie i wspaniale6. Cesarz Roman uważał go jako swego sekretarza za odpowiedniego do załatwiania spraw państwowych. Co więcej, wydał się bardzo miły dla cesarzowej, która z tego powodu została oskarżona o utrzymywanie z nim intymnych stosunków. Roman nie był zbyt zazdrosny i pozostał głuchy na tę pogłoskę. Michał przeciwnie, usunął go z pałacu i pod pozorem ważnej misji wydalił go z Miasta. W każdym razie cesarzowa miała się ku niemu. Przywołany z powrotem, zbliżył się do cesarzowej, naginając swój charakter do jej życzeń, i już wszyscy w pewnym stopniu przechylali się na jego stronę, kiedy niespodziewanie zabrała go choroba i unicestwiła jego nadzieje. 14. Posiadaczem berła miał tedy pozostać Konstantyn, syn Teodozjusza, ostatnia w kolejności pochodzenia latorośl starożytnego pnia Monomachów. Opowiemy o nim wiele w naszej kronice, kiedy puścimy się na ocean jego panowania, gdyż rządził dużo dłużej od cesarzy, którzy zasiadali na tronie po Bazylim. Dokonał też więcej czynów niż inni; jedne były lepsze, drugie gorsze, i to dużo. Cóż stoi na przeszkodzie, żebym nie mówił prawdy? Wyniesiony do najwyższych godności od początku jego panowania, służyłem mu we wszystkich sprawach, ja, któremu były powierzane najważniejsze sprawy, tak że nie było niczego, czego bym nie znał, mianowicie co robił w pełnym świetle, a co w ukryciu. Dlatego w pełni świadomie przekroczę miarę opowiadania przyjętą dla pozostałych cesarzy. 5 Zmienić szatę (to schema metabalein) świecką na zakonną, tzn. zostać mnichem lub mniszką. Cesarzowa Teodora przeżyła zmianę szaty cesarskiej na mniszą, później zmianę habitu mniszego na szatę cesarską. Por. V 32. 6 KonstantynArtoklines. O TYM, JAK I ZA POMOCĄ JAKICH ŚRODKÓW AUGUSTA7 WPROWADZIŁA KONSTANTYNA DO PAŁACU CESARSKIEGO 15. Lecz na to jeszcze nie czas. Opowiem natomiast, jak, z jakich powodów i jakimi środkami Konstantyn doszedł do władzy cesarskiej. Człowiek ten z racji swego pochodzenia należał do najdostojniejszych rodów w Cesarstwie. Posiadał ogromne bogactwa, wyróżniał się nadzwyczajną urodą, tak że bezspornie wydawał się najlepszym rodom najbardziej odpowiednim do wejścia z nimi w pokrewieństwo. Wpierw związał się poprzez żonę z pierwszą ze znanych osobistości. Kiedy zabrała ją choroba, został szybko porwany do drugiego małżeństwa, gdyż auto-krator Roman, który wówczas wiódł jeszcze życie człowieka prywatnego, lecz jednocześnie był otaczany przez lud wielką czcią z powodu swej wspaniałej pozycji i świetnie się zapowiadającej przyszłości, również go polubił przez wzgląd na jego kwitnącą młodość i dostojne pochodzenie8. Wszczepia go do swej rodziny jak młodą przepiękną roślinę do najpłodniejszego, szlachetnego drzewa oliwnego. Była nim córka jego siostry Pulcherii. Pulcheria złączyła się swego czasu węzłem małżeńskim z Bazylim Sklerosem, którego później Los pozbawił oczu, i została matką córki jedynaczki. Kiedy Konstantyn ożenił się z nią, górował nad innymi z racji swego rodu, lecz nie otrzymał wówczas najwyższych stanowisk. Ludzie ze świty cesarza Bazylego pałali do niego wielką złością z powodu nienawiści, jaką żywili do jego ojca. Ojciec bowiem, schwytany na knowaniach mających na celu uzurpację władzy, pozostawił synowi jakby w dziedzictwie nienawiść do cesarzy, tak że ani autokrator Bazyli, ani Konstantyn nie dopuścili go do stanowisk politycznych, a nawet pozbawili wszelkich względów. Nie wyrządzali mu żadnej krzywdy, ale też nie uznawali za zasługującego na lepszy los. 16. Kiedy władzę cesarską sprawował Roman, również nie uczynił dla Konstantyna niczego wspaniałego - omylił się w swoich ocenach jego osoby - ale pozwolił mu przebywać w pałacu cesarskim, jeśli nie z innego powodu, to przynajmniej ze względu na bliskie pokrewieństwo z Romanem; był on osobą bardzo znaczną. Ponieważ Konstantyn miał twarz kwitnącą młodością i wyglądał w naszych czasach jak owoc wiosenny, ponieważ był pełen wdzięku w prowadzeniu dyskusji i rozmawiał wytwornie ze wszystkimi, cesarzowa polubiła go i chciała często przebywać w jego towarzystwie. On stał się jej całkowicie oddany, zręcznie robił wszystko to, co jej sprawiało przyjemność, i zjednał ją sobie zupełnie. Dlatego korzystał z łask cesarskich, których mu nie szczędziła. 7 Augusta - jeden z oficjalnych tytułów cesarzowej. 8 Por. VI 125-126. Wielu ludzi natomiast miotało na nich pociskami obelg, a rozmowy obojga, prowadzone tylko czasem poufnie, nie podobały się im za bardzo. 17. W każdym bądź razie wydawał się on możliwym kandydatem do tronu i dlatego Michał żywił do niego podejrzenia, kiedy przyszedł do władzy po Romanie. Również w czasie panowania nie opuściła go zazdrość o Konstantyna. Z początku patrzył jeszcze na niego życzliwym okiem, później wymyślił sobie jakieś powody do oskarżenia, podstawił fałszywych świadków, usunął go z Miasta i ukarał więzieniem w ściśle określonych granicach. Ta granicą była wyspa Mitylena9. Konstantyn przeżył tam siedmioletnie wygnanie, okres rządów Michała, a drugi Michał10 otrzymał w dziedzictwie nienawiść do jego osoby. 18. Kiedy władza powróciła do szlachetnej cesarzowej, początkowo, jak to już mówiłem, cesarzowa miała się na baczności przed niestałością wydarzeń i usiłowała bardzo szybko zabezpieczyć swą pozycję za pomocą związku małżeńskiego, przy czym nie liczyła na kogoś z daleka, lecz szukała kandydata w swym otoczeniu. Pierwszy jednak stracił swą godność zrządzeniem Losu, drugi był pogardzany z powodu złego pochodzenia, jeszcze inny miał opinię groźnego - i tak, wymyślając powód za powodem, cesarzowa odrzuciła wszystkich i powróciła w swych rachubach do Konstantyna. Mówiła o nim otwarcie do swej straży pałacowej i do swych domowników. Widząc, że wszyscy opowiadają się za tym mężczyzną jako przyszłym cesarzem, oznajmiła również senatowi swoje postanowienie. Decyzja jej wydała się senatorom wprost zesłana przez Boga i Konstantyn został odwołany z wygnania. Rusza na razie bez żadnych oznak okazałości. 19. Kiedy znalazł się w pobliżu Miasta, przygotowano mu świetne miejsce odpoczynku. Wzniesiono namiot cesarski, wokół stała straż cesarska, a przed pałacem oczekiwały go wspaniałe honory. Ludzie niezależnie od wieku i stanu spieszyli jedni za drugimi na spotkanie Konstantyna i wznosili na jego cześć życzliwe okrzyki. Wydawało się, że Miasto obchodzi święto ludowe czy raczej przy Wielkim Mieście - Miasto Cesarskie, które przejęło naprędce funkcje jakiegoś drugiego miasta11. Istotnie, tłumy miejskie rozlały się aż pod mury; były to zarazem święta i targi. Kiedy więc wszystko było gotowe i wykończone, jak tego wymagało przyjęcie, dano Konstantynowi pozwolenie na wjazd. Wjechał on do Świętego Pałacu w środku wspaniałej procesji. 9 Mitylena (Mitylene, dziś. Mitilini) - główne miasto portowe we wschodniej cząści wyspy Lesbos (dziś. Leswos) na Morzu Egejskim. 10 Ces.Michał V, siostrzeniec Michała IV. 11 Sens zdania nie jest zbyt jasny. Psellos chce tu powiedzieć, że miasto stało się tłumne, jakby podwoiło liczbę mieszkańców z powodu powrotu Konstantyna. 20. Ponieważ trzeba było postąpić zgodnie z prawami kanonicznymi, zezwalającymi na zawarcie związku małżeńskiego12, wziął je pod rozwagę patriarcha Aleksy, lecz jednocześnie zgodził się z tym, co trzeba, z oko licznościami, a także, powiedzmy to, z wolą Bożą. Sam jednak nie wzniósł rąk nad parą małżeńską w czasie koronacji, uścisnął jedynie ich obojga, jako że już byli małżonkami i trzymano nad nimi korony. Nie wiem, czy to postępowanie jest godne najwyższego duchownego czy pochlebcy i czy odpowiada chwili. 21. Ślub oznaczał dla cesarzowych koniec działania we własnym imieniu i samodzielnego kierowania sprawami państwowymi, a dla Konstantyna Monomacha - początek i pierwszą nominację na najwyższe stanowisko - cesarskie. Cesarzowe tracą więc władzę po trzech miesiącach wspólnych rządów. Konstantyn natomiast... ale nie mówmy jeszcze o nim. Mam kilka krótkich spraw do ppwiedzenia dla uszu lubiących słuchać. 22. Wielu ludzi często zachęcało mnie do napisania niniejszej historii Byli to nie tylko sprawujący wysokie urzędy państwowe czy zajmujący pierwsze miejsca w senacie, lecz także ci, którzy poznali tajemnicę Słowa, posiadają dusze wznioślejsze i bliższe Boga. Wychodząc z założenia, że z biegiem lat zostaje coraz mniej materiałów historycznych dla mego dzieła, gdyż wydarzenia są narażone po długim czasie na niebezpieczeństwo pogrążenia się w niepamięci, a prze- szłość traci z tego powodu realne podstawy, ludzie ci byli zdania, że ja powinienem przyjść z pomocą istocie sprawy. Powinienem zadbać o to, żeby wydarzenia współczesne nie pogrążyły się w głębiach zapomnienia, mimo że wydarzenia poprzedzające naszą epokę są godne pamięci potomnych. Tymi argumentami nakłaniali mnie do napisania historii, ja natomiast nie bardzo chciałem się podjąć tak wielkiego trudu, nie dlatego żebym wymawiał się przed tym zadaniem z powodu opieszałości, lecz raczej z obawy, że w obu wypadkach podejmę ryzykowną próbę. Wobec tego z powodów, które wyłożę, albo pominę to, co inni napisali, albo raczej ujmę rzecz inaczej. Sądziłem, że jeśli dam się przekonać, to nie do pisania historii, lecz do przedstawienia wydarzeń w sposób dramatyczny, jak na scenie teatralnej. Sądziłem też, że jeśli będę śledził prawdę kosztem wszystkiego, dam krytykom powód do drwin i zostanę uznany nie za przyjaciela historii, lecz za przyjaciela oszczerstw. 23. Dlatego właśnie nie spieszyłem się z pisaniem historii naszych czasów, tym bardziej że całkowicie zdawałem sobie sprawę, iż w wielu 12 Prawo kanoniczne Kościoła ortodoksyjnego odnosi sią z dezaprobatą do wstępowania w drugi i trzeci związek małżeński i całkowicie zabrania zawierania czwartego. Zoe była już małżonką Romana III i Michała IV. Podobnie Konstantyn zawierał z Zoe trzeci związek (por. VI 153). Ich śluby odbyły sią 11 VI 1042 z udziałem patriarchy Aleksego Studyty. miejscach będę wysuwał zarzuty wobec autokratora Konstantyna, a wsty dziłbym się przed samym sobą, gdybym nie oddał całej, należnej mu w pełni pochwały. Istotnie okazałbym się niewdzięcznikiem i osobą pozbawioną w ogóle rozumu, gdybym się nie odwdzięczył przynajmniej za cząstkę dobrodziejstw, których zaznałem od niego tak we wszystkich poczynaniach, jak w sprawach materialnych, i nie odpłacił moimi pismami za jego życzliwość. Właśnie z powodu tego człowieka zawsze odsuwałem od siebie napisanie historii. Nie chciałem bowiem w żaden sposób ściągnąć na niego najmniejszego zarzutu, wyjawić pewnych jego czynów, które świadczą o nim niedobrze, a które dobrze jest trzymać w ukryciu. Wolałem nie powierzać uszom wielu ludzi historii uwłaczającej, uczynić z tego, którego miałem za temat mów pochwalnych, przedmiotu słów zniesławiających i wyostrzyć przeciw niemu swego języka, który złagodziłem w wyniku zachęty z jego strony. 24. Chociaż bowiem dla filozofa wszystko, co jest tu na ziemi marne i zbyteczne, stanowi przedmiot pogardy, a pojęcie życia ziemskiego polega wyłącznie na rzeczach koniecznych z natury, podczas gdy reszta jest tylko dodatkiem czysto zewnętrznym dla życia tak rozumianego, to dla mnie nie jest to powodem, ażebym okazał niewdzięczność dla człowieka, który mnie obdarzył zaszczytami i wyniósł ponad wszystkich innych. Postanawiam zatem albo wspominać go w pismach pochwalnych, albo pomijać milczeniem jego czyny, jeśli nie wynikały z wyższych pobudek. Jeśli natomiast zamierzałbym uczynić z jego życia przedmiot chwalby, a potem zaniechać ukazywania jego dobrych czynów i okazałoby się, że zebrałem jedynie materiały ukazujące go w złym świetle, to byłbym człowiekiem tak bardzo złośliwym, jak syn Lyksesa, który zebrał w swych Dziejach najgorsze czyny Hellenów13. 25. Jeśli tego nie robię teraz, jeśli z drugiej strony podjąłem się napisania dziejów cesarzy, to jak mogę przejść do porządku nad faktami, które należą do historii, jak mam się posłużyć tymi, które dotyczą pochwały; to tak, jakbym zapomniał o swoim przedsięwzięciu, jakbym opisywał sztukę nie rozróżniając tematów, lecz sprowadzał do tego samego celu rzeczy, które mają różne cele. Przed niniejszą pracą napisałem wiele pięknych mów na cześć cesarza14. Wielu podziwiało doskonałość tych enkomiów. Ja nie kłamałem w pochwałach, reszta jednak nie spostrzegła, że tak właśnie postępuję. 13Herodot z Halikarnasu (489 - ok. 425 p.n.e.) - historyk starogrecki uważany za „ojca historii" europejskiej, autor Dziejów (przekład polski S. Hammera: Warszawa 1954), podzielonych przez filozofów aleksandryjskich na 9 ksiąg zatytułowanych imionami muz. 14 Por. Elogia na cześć Konstantyna IX Monomacha: Sathas V 106-141, i mowę żałobną na cześć Michała Cerulariusza: Sathas IV 324 n. Ponieważ czyny cesarzy stanowią uderzającą mieszaninę dobra i zła, ludzie nie potrafią ich ani uczciwie zganić, ani szczerze pochwalić. Tak zwodzi sąsiedztwo rzeczy kontrastowych! Ja przechodzę szybko nad naganą, chyba że chodzi o rzeczy zmyślone. Kiedy układam pochwały, nie mam zwyczaju brać wszystkiego bez różnicy. Odrzucam, co gorsze, wybieram, co lepsze, układam we właściwej kolejności, zestawiam jedne fakty z drugimi i tak z jednej, najlepszej jakości materiału tkam pochwałę Konstantyna. 26. W enkomiach ku czci cesarza zawarłem opowiadania z jego życia, w historii natomiast, którą zamierzam napisać o nim, nie mógłbym postąpić tak samo. Nie potrafiłbym pod wpływem plotek pospólstwa fałszować historii, której najsilniejszą stroną jest prawda. Obawiałbym się, że złośliwy język oskarży mnie o wysuwanie zarzutów tam, gdzie potrzebne są pochwały. Niniejsza historia nie stanowi oskarżenia ani postępowania karnego, lecz jest naprawdę historią. Gdybym wiedział, że inni cesarze doprowadzili do końca wszystkie swe przedsięwzięcia z najlepszym skutkiem i że wszystko było w nich godne szacunku, a tylko panowanie Konstantyna miałyby charakteryzować cechy przeciwne, zaniechałbym opowiadania o nim. Ponieważ nie ma jednak na świecie człowieka, który nie dawałby powodu do krytyki, a każdego określają cechy charakteru, które w nim przeważają, jakże więc miałbym się wstydzić, opowiadając o tym, że kiedyś on również nie postąpił sprawiedliwie i przyzwoicie. 27. Większość historyków, którzy zajmowali się pisaniem dziejów cesarzy, dziwi się, że żaden z panujących nie cieszył dobrą sławą do końca. U jednego najpiękniejsze lata przypadły na początek panowania, u drugiego najlepszym okresem był schyłek życia. Jedni wybrali życie wypełnione przyjemnościami, inni poświęcili się w jakiejś mierze filozofii, później pomieszały się im systemy filozoficzne bez żadnego ładu i zaczęli prowadzić nieodpowiedni tryb życia. Ja nie mógłbym się temu dziwić. Jeśli coś może mnie zadziwić, to sprzeczność, jeśli w ogóle przydarzyła się komukolwiek. W końcu ktoś mógłby prowadzić szczególny tryb życia, które od samego początku aż do ostatecznego końca szłoby po jednej i tej samej linii, ale na to nie ma wielu przykładów. Człowiek, który otrzymał od Najwyższego godność cesarską i żył potem przez długie lata, nie mógł przez wszystkie swe najpiękniejsze czyny doprowadzić swoich rządów do szczęśliwego końca. Dla człowieka pry- watnego naturalne właściwości duszy i dobrze rozpoczęte życie są być może czynnikami wystarczającymi dla cnoty, gdyż piętrzy się przed nimi niewiele zewnętrznych przeszkód, a wydarzenia nie wpływają na zmianę jego duszy. Jakże moglibyśmy przypuścić coś podobnego w sto-sunku do cesarza, który nie ma nawet chwili życia prywatnego i nigdy nie jest pozbawiony trosk? Jest jak morze, które na chwilę się wygładza i uspokaja, a przez resztę czasu wzbiera i burzy się falami, niepokojone podmuchami boreasza czy aparktiasza15, czy wreszcie innych wiatrów wzbudzających kołysanie się morza; zjawisko to sam widziałem wielokrotnie. Czy więc serce cesarzy doznaje potrzeby okazywania dobroci charakteru? Ta cecha od razu daje powód do nagany. Czy poddają się oni uczuciom ludzkim? Mówi się głośno o ich niewiedzy. Czy skłonni są do zapobiegliwości? Przypisuje się im wtrącanie się do wszystkiego. Czy są skorzy do obrony siebie? Czy uciekają się do bezwzględności? Wszystko jest u nich gniewem, złością, drwiną. Jeśli chcą coś zrobić w tajemnicy, to łatwiej przed oczami ludzi ukryje się Góra Athos16 niż ich czyn. Nic więc dziwnego, że życie cesarzy nie jest wolne od zarzutów. 28. Ja ze swej strony chciałbym, żeby jeśli już dla kogoś, to przynajmniej dla mego autokratora przyznano cechę nienaganności, lecz następstwo wydarzeń nie było tu zgodne z naszymi własnymi pragnieniami. Niechże wszystko, co pochodzi od ciebie, będzie dla mnie pomyślne, o Ty, duszo w pełni boska! Wybacz mi również i to, że będę zmuszony mówić czasem w sposób nieumiarkowany, bez ukrywania czegokolwiek i zgodnie z prawdą! 29. Kiedy ten człowiek ujął władzę w swe ręce, zaczął sprawować rządy bez należytej energii i rozwagi, lecz wymyślił sobie, prawdopodobnie jeszcze przed wstąpieniem na tron, nowe szczęście, nie spotykane dotąd w naszym życiu: była to myśl wprowadzenia szybkich zmian w państwie bez żadnego sensu i ładu. Gdy został cesarzem, natychmiast przystąpił do wykonania swych fantazyjnych pomysłów. Dwie rzeczy istotnie zapewniają Cesarstwu Rzymskiemu hegemonię, mam na myśli godności i bogactwo, do których dochodzi trzecia, zewnętrzna, mianowicie rozsądne ich kontrolowanie i kierowanie się rozumem w ich rozdawnictwie. Co do skarbców, cesarz dbał o to, by je opróżniać z pieniędzy dotąd, dopóki nawet na samym dnie nie pozostanie nic; co do godności, w większości wypadków radowały one bezpodstawnie zwłaszcza tych, którzy w sposób najbardziej wulgarny wzruszali tego człowieka, i tych, którzy w stosownej chwili odzywali się, by go pobudzić do śmiechu. Oczywiście istniała wówczas hierarchia godności państwowych, a przy każdym awansie obowiązywała niezmienna zasada. Cesarz zniszczył tę 15 Boreasz- silny wiatr płd.-zach; aparktiasz- wiatr północny, „arktyczny". 16 Święta Góra Athos (Hagion Oros) - wschodnia część Półwyspu Chal-cydyckiego nad Morzem Egejskim pod autonomicznym zarządem mnichów prawosławnych. Na Górze Athos mieści się 20 klasztorów, 12 wsi i liczne pustelnie. Wielkie centrum życia religijnego i kulturalnego w omawianych czasach. rych daje się zauważyć szczerość, a strach nie jest w nich zakorzeniony głęboko. Jeśli ktoś przyszedł do niego z zatroskanym sercem, jeśli ktoś, sięgając wzrokiem dalej od innych, przychodził, by się zatroszczyć o sprawy pożyteczne dla państwa i rozważyć je wespół z nim, tego uznawał za człowieka obrzydliwego, mającego zupełnie inny niż on charakter. Dlatego też ci, którzy przebywali z nim stale, przystosowywali się do jego sposobu myślenia. Gdy ktoś chciał przedłożyć coś poważnego, cesarz nie od razu przystępował do sprawy, lecz zaczynał od kilku żartów bądź wplatał je do niej. Postępował tak jakby z wybrednym żołąd- kiem, podając mu przeczyszczający napój zmieszany z przysmakami. 34. Wydawało mu się, że przybił do portu cesarskiego wprost z rozkołysanych fal i burzliwego morza - mam na myśli jego straszne przeżycia na wygnaniu - i dlatego wymagał pełnego odpoczynku i całkowitego spokoju. Miły był dla niego każdy, kto przychodził z rozmarszczonymi brwiami, zawsze gotowy powiedzieć coś, co cieszy serce, zacząć od tych przedkładanych do rozstrzygnięcia spraw, które sprawiają najwięcej przyjem- ności. 35. W pisaniu listów nie miał większego obycia, nie miał również najmniejszego daru wymowy, chociaż lubił elokwencję i zewsząd ściągał do komnat pałacowych ludzi wybitnie mownych, z których większość była w podeszłym wieku. 36. Byłem wówczas w dwudziestym piątym roku życia i zajmowałem się poważnymi studiami. Szczególnie pracowałem nad dwiema dziedzinami: nad doprowadzeniem języka do doskonałości za pomocą retoryki i nad oczyszczeniem swego umysłu za pośrednictwem filozofii. Retorykę zgłębiałem niedawno, aby móc rozróżniać podstawową treść przedmiotu, odnosić do niej tematykę główną i poboczną, nie czuć lęku, jak jakieś zagubione stworzenie, przed teorią ani przed zastosowaniem jej w praktyce. Lecz żeby wnieść do tej dziedziny coś więcej, zwróciłem się do filozofii, mając już całkowicie opanowaną sztukę wnioskowania sylogistycznego, czy to idąc od przyczyn do ich bezpośrednich skutków, czy też odwrotnie: schodząc od skutków do przyczyn. Zabrałem się również do zagadnień przyrodniczych i przy pomocy nauki zajmującej miejsce pośrednie17 wzniosłem się aż do filozofii metafizycznej. 37. Jeśli ktoś nie nazwie mnie nudnym i udzieli mi głosu, dodam jeszcze o sobie i to, co pobudzi ludzi poważnych do pochwał mojej osoby. Wy również, którzy dziś czytacie moje dzieło, wspólnie mi to przyznacie, że znalazłszy filozofię wydającą ostatnie tchnienia, przynajmniej wśród ludzi, którzy zajmują się zawodowo tą dziedziną, ja sam tchnąłem w nią życie, jprzy czym nie zaznałem pomocy ze strony znakomitych 17 Czyli matematyki (he mese gnosis). Por. VI 38. profesorów, nie znalazłem też ani ziarna filozofii tak w Grecji, jak i u barbarzyńców, mimo że poszukiwałem wszędzie. Kiedy jednak usłyszałem, że w Grecji18 znajduje się coś wielkiego, co dotyczy filozofii, wyrażonego w prostych słowach i zdaniach - a były tam jakby kolumny i kres nauki - porzuciłem wszystkich tych drobiazgowych dyskutantów i zabrałem się do poznania czegoś więcej. Przeczytałem dzieła wielu autorów objaśniających filozofię. Wskazali mi oni właściwą drogę wiedzy: jeden odsyłał mnie do drugiego, gorszy do lepszego, ten znowu do innego, a ten inny do Arystotelesa i Platona, których poprzednicy byli zadowoleni, jeśli otrzymali bezpośrednio po nich drugie miejsce. 38. Wychodząc z tego punktu, aby niejako zamknąć obwód, doszedłem kolejno do dzieł Plotyna19, Porfiriusza20 i Jamblicha21, po nich posuwałem się dalej i dotarłem do znakomitego i godnego najwyższego podziwu Proklosa22, przy którym zatrzymałem się, jak w największej przy- stani. Z niego czerpałem całą wiedzę i dokładną znajomość pojęć. Następnie zamierzałem wznieść się do metafizyki i wtajemniczyć się w czystą wiedzę. Zacząłem od teorii rzeczy niematerialnych w tym, co się nazywa nauką matematyczną, zajmującą miejsce pośrednie z jednej strony między nauką o istocie ciał materialnych i nauką o idei, która jest poza nimi, z drugiej między samymi bytami, do których odnosi się wiedza czysta; miałem stąd wyprowadzić, gdyby mi się udało, coś, co jest wyższe od idei i od substancji. 39. Oto dlaczego zająłem się metodami arytmetycznymi i dowodami geometrycznymi, które czasami nazywa się koniecznościami. Następnie poświęciłem się muzyce i astronomii. Nie zaniedbywałem również żadnej innej dziedziny nauki, która od nich zależy. Początkowo zajmowałem się każdą dyscypliną oddzielnie, potem łączyłem je wszystkie, wiedząc, że jedne i drugie zmierzają do jedynego 18 W Grecji starożyt nej i pogańsk iej. 19 Plotyn (Plotinos; 204-269) - filozof grecki z Likopolis w Egipcie, twórca ostatniej oryginalnej koncepcji filozoficznej świata greckiego - neoplatonizmu. Naukę swą wyłożył w Enneadach, dając syntezę wszystkich dotychczasowych systemów filozofii idealistycznej. 20 Porfiriusz (Porphyrios; ok. 233-304) - filozof grecki z Tyru, przedstawiciel neoplatonizmu Plotyna, autor licznych prac egzegetycznych. 21 Jamblich (Iamblichos; ok. 250 - ok. 325) - filozof grecki z Chalkis w Celesyrii, uczeń Porfiriusza, neoplatonik, autor dzieła Nauki pitagorejskie, zachowanego we fragmentach. 22Proklos (Proklos; 410-485) - filozof neoplatoński. z Konstantynopola, scholarcha Akademii Platońskiej w Atenach, łączył doktrynę neoplatoników z metafizyką i mitologią. celu, jak chce Epinomis23. Tak dzięki tym naukom przeszedłem do rzeczy wyższych. 40. Słyszałem od znakomitych filozofów, że istnieje wiedza wyższa od dowodzenia sylogistycznego, którą może posiąść jedynie rozum natchniony mądrym entuzjazmem. Nie ograniczyłem się do pobieżnego po- znania tej wiedzy. Mając kilka dzieł, przyswoiłem ją sobie o tyle, o ile pozwoliły mi moje siły fizyczne. Opanowaniem bowiem do głębi tych zagadnień nie mógłbym się uroczyście pochwalić i nie potrafiłbym niko- mu uwierzyć, kto by się tym chełpił. Zrobić z jednej dziedziny wiedzy, wybranej spośród innych, coś w rodzaju ogniska domowego, od niej przejść jakby w celu badawczym do innych, poznać je dobrze i powrócić do tej, z której się wyszło - to wszystko nie przekracza naszych naturalnych możliwości. 41. Wiem, że są dwie dziedziny literatury. Jedną z nich wypełnia retoryka, drugą zajmuje filozofia. Pierwsza nie ma nic wspólnego ze sprawami bardziej godnymi, potrafi jedynie rozchodzić się z hałasem w wielkim potoku słów. Zajmuje się układem poszczególnych części mowy ora-torskiej, ustala prawidła rozwijania tematów politycznych i ich podziału, upiększa język ozdobami i cały swój blask przejawia w mowach politycznych. Filozofia w mniejszym stopniu troszczy się o słowa ozdobne, zajmuje się badaniami nad istotą bytów i wyjaśnia tajemnicze teorie. Nie sięga nieba swym wzniosłym językiem, lecz sławi w różny sposób świat istniejący wysoko. Zdając sobie z tego sprawę, nie rozumiem, jak większość ludzi może tak robić, tak postępować, że opanowuje sztukę retoryki, a wzgardzą filozofią albo zajmuje się tylko filozofią, wzbogaca się o cudowne my- śli, a zaniedbuje kwieciste ozdoby, sztukę podziału i dyspozycji zgodnie z obowiązującymi regułami. Dlatego właśnie niejeden mi już wyrzucał, że kiedy układam mowę, czasem wprowadzam, nie bez wdzięku, jakieś naukowe dowodzenie, a kiedy znowu przedstawiam jakieś zagadnienie filozoficzne, upiększam je zdobnikami krasomówczymi. Robię tak, by umysł czytelnika, stojąc wobec wielkiej myśli, nie przyjmował jej z trudem i żeby nie został pozbawiony rozumowania filozoficznego. 42. Ponieważ istnieje także inna, wyższa od tamtej, filozofia, która zasadza się na tajemnicy naszej wiary (tajemnica ta jest podwójna, podział jej został dokonany na podstawie kryterium natury i kryterium czasu, bym już nie mówił o innym, podwójnym charakterze opartym jed- nocześnie na dowodzeniu, na wyobraźni oraz na wiedzy pochodzącej u niektórych osób z natchnienia boskiego), studiowałem raczej tę filozo- 23 Epinomis - dzieło filozoficzne Filipa zOpontu, ucznia Platona i wydawcy jego Praw. fię niż świecką, szedłem za nauką wielkich Ojców Kościoła, z drugiej strony sam wniosłem swój własny wkład do tej boskiej wiedzy. Jeśli więc ktoś - mówię to wprost i bez próżności - chciałby mnie pochwalić za moją twórczość piśmienniczą, niech mnie nie chwali z tego powodu i niech też nie chwali mnie za to, że przeczytałem wiele książek! Nie dam się bowiem zwieść miłości własnej i dobrze znam swoją miarę. Wiem, że jest ona nieznaczna w porównaniu z tymi, którzy gó-rują nade mną elokwencją i filozofią. Niech chwali mnie jednak za to, że zebrałem jakaś część wiedzy, czerpiąc nie z jednego bijącego źródła, lecz z fontann, które zastałem zamknięte; musiałem je otworzyć i oczyścić, a wodę ukrytą w ich głębi czerpałem z wielkim, zapierającym oddech trudem. 43. Ani bowiem Ateny, ani Nikomedia, ani Aleksandria egipska, ani Fenicja, ani żaden z obu Rzymów24, czy to pierwszy i bardzo mały, czy to drugi i bardzo duży, ani jakiekolwiek inne miasto nie mogą się dziś pochwalić swoją literaturą. Wszystkie źródła, złotodajne i mniejcennesrebronośne oraz pozostałe, dostarczające jeszcze mniej wartościowego kruszcu, są, jak wiemy, zatkane. Nie mogąc znaleźć także źródeł z żywymi wodami, zwróciłem uwagę na ich emanacje. Emanacje te jako wtórne połączyłem razem i zebrałem w swojej duszy. Wobec nikogo nie okazałem się chciwy. To, co zebrałem w wielkim trudzie, przekazywałem wszystkim. Nie pobierałem za swe wykłady pieniędzy, wręcz odwrotnie, nawet płaciłem każdemu kto chciał ich słuchać. Ale o tym - później. 44. Od mojej wczesnej młodości, zanim owoc nie był dojrzały, kwiat zwiastował przyszłość. Cesarz jeszcze mnie nie znał, znało mnie natomiast całe jego otoczenie. Każdy opowiedział cesarzowi o jakiejś mojej zalecie, dodając, że również wdzięk gości na moich ustach. Powiem coś na ten temat. Wraz z narodzinami przynosimy z sobą na świat pewne wrodzone cnoty, lub przeciwnie. To, co nazywam cnotą, nie jest ani cnotą moralna, ani polityczną, ani tą, która je przewyższa i sięga ideału czy doskonałości twórczej. Lecz jak wśród ciał ludzkich od ich narodzin jedne przychodzą na świat piękne, inne natura wyposaża od początku w pewne skazy i zmarszczki, tak i wśród dusz jedne niebawem okazują się pełne wdzięku i pogody, inne są ponure i ciągną za sobą gęstą mgłę. Wraz z upływem czasu u pierwszych obserwuje się rozwój wdzięku osobistego, w drugich natomiast wszystko jest poronione i nawet procesowi myślenia brakuje pełnej sprawności logicznej. 45. Cesarz nieraz powtarzał, że mój język pokrywa się kwiatami, na- 24 Tzn. Rzym w Italii „stary" i drugi Rzym „.nowy", czyli Konstantynopol. wet gdy mówię prostymi słowami bez żadnego przygotowania, i że płyną z niego naturalne słodycze25. Ja nie wiedziałbym o tym, gdyby wiele osób, które rozmawiały ze mną, nie powiedziałyby mi tego i nie rozpływały się słuchając pewnych moich oracji. To było pierwsze, co mi umożliwiło dostęp do cesarza, a wdzięk płynący z mego języka, zanim jeszcze otworzyłem usta, był dla niego wstępną uroczystością i kropielnicą przy wejściu do najgłębszego przybytku mego geniuszu. 46. Kiedy wszedłem, zacząłem mówić, ani płynnie, ani kwieciście. Opowiedziałem mu o swojej rodzinie i jak przygotowałem się do opanowania literatury. On - jak i jego otoczenie - jak gdyby ogarnięty boskim natchnieniem wpadł w zachwyt bez granic, zanim się inni spostrzegli, i niewiele brakowało, by mnie uściskał; od razu uległ czarowi mojej elokwencji. Dla innych dostęp do cesarza był ściśle ustalony i ograniczony, dla mnie jednak bramy jego serca stały szerokim otworem. Powoli idąc naprzód, doszedłem do tego, że zwierzał mi się ze wszystkich tajemnic. I niech nikt mnie nie gani, że nieco odstąpiłem od celu mego dzieła, i niech nie dopatruje się w tej dygresji mej chełpliwości! Jeśli nawet powiedziałem coś takiego , to i tak wszystko to wiąże się z mym dziełem. Nie było dla mnie rzeczą możliwą mówić o tym bez wyjawienia powodu (chciałem zresztą już przedtem wskazać ten powód), było natomiast rzeczą konieczną przypomnienie także kilku spraw dotyczących mojej osoby. Dlatego właśnie zamieściłem wiele wstępnych szczegółów, żeby moje opowiadanie posuwało się naprzód zgodnie ze sztuką: zwracam się do źródła, robię wstępne uwagi i przechodzę dalej. Ponieważ w tej części mojej historii występuję jako skrupulatny świa dek, nie powiem niczego, co byłoby kłamliwe. To, czego nie powiem, pozostanie w ukryciu, lecz w tym, co powiem, nie będzie niczego, co byłoby sprzeczne z prawdą. 47. Cesarz nie bardzo pojmował istotę panowania: ani co to jest służba publiczna pożyteczna dla poddanych, ani że wymaga ona duszy zawsze czuwającej nad dobrym zarządzaniem sprawami państwowymi. Władzę uważał za odpoczynek po trudach, zaspokojenie pragnień i odprężenie napięcia umysłowego, jak gdyby przypłynął do portu, by już nigdy nie zająć się sterowaniem, lecz po to, żeby korzystać z dobrodziejstw spokoju. Co do tego, jak traktował administrowanie państwem, godność sprawowania rządów, troskę o wojsko, spieszył z nałożeniem tych obowiązków na innych. Na siebie wziął zaledwie cząsteczkę tych trosk. Dla siebie zatrzymał wyłącznie życie pełne przyjemności i rozkoszy, jak gdyby 25 Reminiscencje lektury Homera (Iliada I 249). w tym było jego najwłaściwsze przeznaczenie. Uważał, że taki charakter otrzymał od natury i rozwijał go coraz bardziej, kiedy już osiągnął najwyższą władzę, która mu dała wystarczające po temu środki materialne. 48. Jak koń silny i tryskający zdrowiem nie od razu zmienia się pod wpływem pierwszych objawów nadchodzących chorób, tak też za rządów autokratora całkowite zaniedbanie Cesarstwa dawało się zaledwie zauważyć, kiedy nie było jeszcze bliskie śmierci, lecz miało w sobie dużo tchu i energii i dopóki choroba, powoli się nasilając, nie osiągnęła szczytu, nie przewróciła i nie pomieszała wszystkiego. Ale nie nadszedł jeszcze czas, by mówić o tym. Tak więc cesarzowi przypadło w udziale niewiele trosk, za to dużo rozrywek i przyjemności, będących przyczyną licznych chorób, które spadły z góry na zdrowe wówczas jeszcze ciało Cesarstwa. 49. Co wtedy było nieumiarkowaną przyczyną tego nieumiarkowania, to słabe charaktery obu cesarzowych i pragnienie, żeby cesarz wraz z nimi oddawał się przyjemnościom i śmiechom. W każdym bądź razie on sani nazywał zaszczytem to, że mógł uczestniczyć w ich przyjemnościach. Postanowił nie tylko im się w niczym nie sprzeciwiać, lecz jeszcze dostarczać wszelkiego rodzaju uciech. Tymczasem zaszło pewne wydarzenie i autokrator popadłby od razu w konflikt z cesarzowymi, gdyby jego żona nie pogodziła się z tym, czy to dlatego, że ukryła swą zazdrość, czy to dlatego, że nie była zazdrosna z powodu swego wieku. JAK I W JAKI SPOSÓB SEBASTA SKLERAJNA ZOSTAŁA WPROWADZONA DO CESARZOWEJ 50. Oto co się zdarzyło. Cesarzowi zmarła druga jego żona, którą wziął z najsławniejszego rodu Sklerosów26. Jeszcze jako zwykły człowiek wstydził się zdecydować na trzeci związek małżeński, ponieważ zabraniały tego prawa rzymskie27. Wybrał więc rzecz gorszą, taką, jaką, wybiera ten, który woli się z tym ukrywać. Wziął sobie do współżycia, bardzo niezgodnego z prawem, siostrzenicę zmarłej żony, kobietę piękną, zresztą i mądrą. Zjednał ją sobie albo za pomocą darów, albo oczarował miłosnymi słówkami bądź posłużył się innymi środkami. 51. Związali się wzajemnie tak wielką miłością, ze jedno nie chciało się wyrzec drugiego nawet w okolicznościach, w których wydawali się ofiarami nieszczęścia. Kiedy cesarz przebywał na wygnaniu, o czym już przedtem była mowa w moim dziele, towarzyszyła mu ta kobieta, otaczała troskliwą opie- 26 Drugą żoną Konstantyna Monomacha. była córka siostry Romana III Pulcherii i Bazylego Sklerosa. Por. VI 15. Przyjaciółką cesarza została siostrzenica zmarłej żony Maria Sklerajna. Cesarz obdarzył ją nowo kreowanym tytułem sebasta (łac. augusta) - święta, czcigodna. 27 Por. przyp. 12. ką, oddała mu wszystko, co posiadała, dodawała otuchy wszelkimi sposobami, wzięła na siebie ogromną część ciężaru nieszczęścia, który go przytłaczał. Ją również ożywiały nadzieje na władzę cesarską, resztę odkładała jako sprawy drugorzędne na później, kiedy razem z mężem zasiądzie na tronie. Sądziła bowiem, że dojdzie między nimi do zawarcia małżeństwa, gdyż wola cesarska łamie prawa. Podczas gdy jedna jej nadzieja spełniła się - mam na myśli wejście Konstantyna na tron - drugiej nie pozwoliły spełnić okoliczności. Wręcz przeciwnie, cesarzowa Zoe zatrzymała w swoim ręku całą władzę, a ta kobieta w ogóle zwątpiła nie tylko w spełnienie swoich najukochańszych nadziei, lecz także w swoje własne bezpieczeństwo. Bała się cesarzowej, sądząc, że żywi do niej głęboką nienawiść. 52. Tymczasem autokrator nie zapomniał o swej przyjaciółce nawet po objęciu władzy cesarskiej. Oczami ciała widział ją jako cesarzową, oczami duszy widział jej postać i przypominał ją sobie w każdym szczególe. Jedną obejmował w ramiona, drugą tulił w duszy. Nie bał się okoliczności ani zazdrości cesarzowej, nie zwracał uwagi na żadne napomnienia, każdą radę stawiał na drugim miejscu po swej decyzji, chociaż zwłaszcza siostra jego Euprepia, jedna z najmądrzejszych kobiet naszych czasów, przeciwstawiała się zamiarom Konstantyna i u-dzielała mu dobrych rad na przyszłość. Wzgardził wszystkim i od razu przy pierwszym spotkaniu z cesarzową opowiedział jej o Sklerajnie nie jako o żonie czy przyszłej przyjaciółce, lecz jako o kobiecie, która przeżyła wiele nieszczęść z powodu swego cesarskiego rodowodu, a także z jego powodu, po czym uznał za stosowne odwołać ją z wygnania i obdarzyć średnimi godnościami. 53. W każdym razie z miejsca przekonał cesarzową, gdyż nie była jeszcze zazdrosna, sama przygnieciona wieloma nieszczęściami, a przede wszystkim dlatego że doszła z biegiem czasu do wieku, który nie znosi tego rodzaju uczuć. Tymczasem kiedy owa kobieta oczekiwała na najstraszniejsze cierpienia, stają nagle przed nią wysłannicy wraz ze strażą cesarską, by sprowadzić ją z wygnania do Konstantynopola. Wręczają jej listy, jeden od cesarza, drugi od cesarzowej, zapewniające ją o ich życzliwości dla niej i zachęcające do powrotu. W ten sposób przybyła do Cesarskiego Miasta. 54. Początkowo uznano za słuszne dać jej prostą siedzibę oraz niezbyt okazałą straż przyboczną. W celu zyskania powodu do częstych jej odwiedzin cesarz zaczął przerabiać ten namiot na swój dom prywatny, a żeby mu nadać wspaniały wygląd i wznieść przybytek godny cesarskich wizyt poszerzył fundamenty, mając na względzie budowlę bardziej luksusową28. 28 pierwszą siedzibą Sklerajny był budynek zwany Kynegion. W pobliżu cesarz kazał wznieść klasztor Św. Jerzego zwany Mangana. Por. Zonaras III 646, 18; Kedrenos II 608, 13. 55. Za każdym razem podawał jako powód jakąś sprawę związaną z budową, w ciągu miesiąca oddalał się z pałacu wiele razy pod pretekstem, że idzie zobaczyć, jak postępują prace, w rzeczywistości - aby przebywać z tą kobietą. Ponieważ towarzyszyli mu ludzie będący po stronie cesarzowej, kazał na ich cześć, aby nie byli zbyt wścibscy, przygotowywać na zewnątrz stół bogato zastawiony i podejmował ich ucztą. To, co każdy z nich chciał posiadać przedtem, otrzymywał teraz. Ludzie ci znali cel takiego postępowania cesarza, lecz mniej jakoś oburzali się ze względu na cesarzową, niż cieszyli się z uwagi na siebie, że otrzymują to, czego dawniej bardzo pożądali. Kiedy natomiast spostrzegali, że autokrator niecierpliwi się, by już tam pójść, lecz zwleka z odejściem, i że przez długi czas się wstydzi, każdy z nich po kolei wynajdował jakiś pozór, aby wygładzić mu drogę do ukochanej; w ten sposób przede wszystkim pozyskali sobie cesarza. 56. Tak cesarz z początku ukrywał swoje uczucia do tej kobiety, ale i do tego czasu miłość jego nie była bez wstydu. Wkrótce jednak porzucił wszelki wstyd, odsłonił wszystko, co przedtem przygotował, i zwinął namiot. Ilekroć chciał, żył z nią i ukazywał się publicznie w jej towarzystwie. I żeby już z góry powiedzieć wszystko o tej kobiecie: było to rzeczą nie do wiary dla tych, którzy byli świadkami tego lub o tym słyszeli, że cesarz nie chodził do niej jak do nałożnicy, lecz wyłącznie jak do małżonki. 57. Czerpał dla niej ze skarbców cesarskich tyle, ile chciała. Kiedyś znalazł w pałacu skrzynię spiżową, ozdobioną po stronie zewnętrznej jakimiś figurkami rzeźbionymi i rytymi, wypełnił ją pieniędzmi i wysłał tej kobiecie w darze. Postępował tak nie w długich odstępach czasu, lecz bez przerwy. Przedmioty za przedmiotami odwożono do jego kochanki. O TYM JAK SEBASTA ZOSTAŁA WPROWADZONA DO PAŁACU CESARSKIEGO 58. Dotąd ten związek miłosny trwał na wpół widoczny, ale ponieważ czas wciąż idzie naprzód, powoli odsłaniał to, co było zakryte. Cesarz wyjawił publicznie swą miłość, powiedział o tym bardzo zręcznie cesarzowej i skłonił ją do tego, żeby wybrali życie wspólnie z tą kobietą. Kiedy otrzymał zgodę, nie poprzestał na tym postanowieniu swej duszy. Zawiera umowę przyjaźni, wznosi w tym celu namiot cesarski. Oni zasiedli z przodu29, członkowie senatu, zebrani w sprawie tego nowego 29 Tzn. cesarz, cesarzowe i sebasta. W mieście wybuchły (9 III 1043) zamieszki wśród ludności, obawiającej się o życie Zoe i Teodory. Dopiero pojawienie się obu cesarzowych na balkonie pałacowym uspokoiło lud stolicy. Por. Skylitzes 434. w swym rodzaju pisma, czerwienili się i mrucząc wiele pod nosem, chwalili jednakże umowę jak dokument zesłany z niebios, nazwali go pucharem przyjaźni i szafowali innymi miłymi epitetami, które zwykle schlebiają lub zwodzą duszę lekką i próżną. 59. Kiedy już zawarto umowę i złożono przysięgi, ta, która dotychczas była zaledwie kochanką, zostaje wprowadzona do wnętrza pałacu cesarskiego i odtąd już nie nazywa się jej tym mianem, lecz oficjalnie - panią i cesarzową. I co jest w tym najbardziej zadziwiającego? To, że większość ludzi oburzała się w duszy, widząc cesarzową zdradzaną, lekceważoną i wzgardzaną. Cesarzowa natomiast nie zmieniła się w niczym. Ukazywała się wszystkim uśmiechnięta i zadowolona z takiego obrotu rzeczy. W każdym razie często obejmowała z wylewnością tę, z którą dzieliła władzę, obie to- warzyszyły cesarzowi i rozmawiały z nim o tych samych sprawach. Cesarz równo odmierzał na wadze słowa ich obu, zdarzało się czasami, że przeważał na stronę drugiej cesarzowej. 60. Uroda sebasty nie była w pełni godna podziwu, ale też nie dawała powodu do narzekania i rzucania na nią obelg. Co do charakteru i horyzontów umysłowych, mogła oczarować nawet kamienie. Była szczególnie zdolna do inteligentnego ujmowania każdej sprawy. Głos jej nie miał równego sobie. Łagodny, kwiecisty w rytmice, osiągał doskonałość sofistów. Słodka mowa pojawiała się sama z siebie na jej języku. Kiedy coś opowiadała wokół unosił się niewypowiedziany czar. W każdym razie mnie fascynowała, gdy często zadawała pytania dotyczące mitów greckich i sama dodawała do rozmowy to, czego już się dowiedziała od dobrych znawców poruszanych kwestii.Miała znakomity słuch, jak żadna inna kobieta (otrzymała go, sądzę, nie od natury, lecz dlatego, że znała wszystkie słowa, które dotyczyły jej osoby); słowo wypowiedziane przez zęby stawało się dla niej całkowicie zrozumiałe, a zwykły szept urastał dla niej do wyraźnego znaku odpowiedzi. 61. Pewnego razu my, sekretarze, siedzieliśmy zebrani, gdy przeciągał orszak cesarzowej. Szły cesarzowa, jej siostra Teodora, a po niej sebasta (takim nowym tytułem wyróżniły ją cesarzowe z woli cesarza). Kiedy więc szły - orszak wiódł je do teatru - tłum zobaczył ją po raz pierwszy w obecności obu cesarzowych. Ktoś z wprawnych w mówieniu pochlebstw wypowiedział dość cichym głosem słowa poety: „Jak winić..." nie cytując dalszego ciągu wiersza30. 30 Jak winić Trojan i w pięknych nagolenicach Achajów Za to, że długo tak znoszą tę wojną dla takiej kobiety, Co nieśmiertelnym boginiom pięknością swoją jest równa. (Iliada III 156-158; przekł. K. Jeżewskiej) Sebasta nie zareagowała wówczas na te słowa, lecz kiedy skończył się uroczysty pochód, odnalazła tego, który je wypowiedział, i zaczęła go wypytywać w sprawie tych słów; nie popełniając żadnego błędu językowego, wymówiła je w pełni poprawnie. Gdy pochlebca opowiedział jej dokładną historię związaną z tymi słowami, a większość obecnych potwierdziła jego interpretację, sebasta od razu wzbiła się w dumę i odwdzięczyła się swemu chwalcy za elogium nie jakimiś małymi prezentami o nikłej wartości, lecz takimi, jakie zwykła dawać i otrzymywać. Cesarz umożliwiał jej sprawianie prezentów zgodnie ze smakiem każdego lub każdej. Postępował tak, żeby inni, a zwłaszcza cesarzowe, żywili wobec niej najlepsze uczucia. 62. Jedna z obu sióstr przepadała za złotem w wielkich ilościach, nie dla samego posiadania i gromadzenia w skarbcu, lecz po to, by jego strumień skierować na innych. Przepadała również za wszelkiego rodzaju oryginalnymi wonnościami indyjskimi, a wśród nich szczególnie za wytwarzanymi z drzew, które jeszcze nie straciły swych naturalnych soków, jak karłowate drzewka oliwkowe czy laury lśniące białością owoców. Druga, młodsza siostra znajdowała każdego dnia upodobanie w złotych monetach perskich, dla których sprawiła sobie spiżowe skrzynie. Sebasta, korzystając z tego, skrupulatnie obdarzała każdą, z nich tym, czego pragnęła najbardziej. Pierwsza cesarzowa pozbyła się już zazdrości z powodu podeszłego wieku, nie żywiła urazy wobec swej rywalki ani, zniszczona czasem, nie odczuwała zapalczywego uczucia nienawiści, a jej siostra korzystała ze wszystkiego, czego chciała, nie troszcząc się o nią za bardzo. 63. W rezultacie to, co cesarz Bazyli w pocie czoła i z wielkim trudem zgromadził w skarbcach cesarskich, to wszystko było dla tych kobiet wesołą zabawką dziecięcą, gdyż jedne bogactwa po drugich zostały rozdane w rewanżu lub podarowane. Jedne płynęły do jednych, drugie do innych, w krótkim czasie wydano i roztrwoniono wszystko. Moja historia jednak nie doszła jeszcze do tej sprawy, a muszę kończyć swój główny temat. Przy rozdziale komnat pałacowych cesarz otrzymał te, które znajdowały się między trzema pozostałymi. Cesarzowe zamieszkały w komnatach w obu skrzydłach pałacu, sebasta zajęła komnaty najintymniejsze. Cesarzowa przychodziła do cesarza z wizytą nie inaczej, jak dopiero po uprzednim zasięgnięciu informacji, czy przebywa u siebie sam i siedzi z dala od swej kochanki; w przeciwnym wypadku zajmowała się swoimi sprawami. Jakie to były sprawy? 64. Stroniła całkowicie od zajęć kobiecych. W istocie nigdy nie wzięła do rąk wrzeciona ani nie zabrała się do tkactwa, ani nie zajęła się czymś innym. Z drugiej strony całkowicie zaniedbywała stroje cesarskie. Czy postępowała tak, kiedy była w kwiecie lat? Nie wiem. W każdym bądź razie będąc w podeszłym wieku - zupełnie zatraciła chęć podobania się. Cały swój trud i całe doświadczenie włożyła w to, aby zmienić naturalne właściwości roślin aromatycznych i wytwarzać wonne olejki - jedne wytwarzać i robić z nich kompozycję, drugie przerabiać. Jej komnata przeznaczona na sypialnię nie miała więcej przepychu niż warsztaty na rynku, w których pracują rzemieślnicy różnych zawodów i zwykli kowale. Tak więc wokół jej komnaty znajdowało się wiele rozpalonych piecyków, wśród których na jednym rozdzielało się stos wonnych roślin, na drugim robiono z nich masę, na innym przygotowywano coś podobnego. Wydawało się, że w zimie te urządzenia oddają jej przysługę i duży ogień zmienia dla niej powietrze zimne na ciepłe. Takie chodzenie wokół piecyków w porze letniej inni uważaliby za uciążliwe. Natomiast cesarzowa, jakby nieczuła na gorąco, była otoczona wieloma płomieniami. Natura, wydawało się, ukształtowała ją i jej siostrę w sposób osobliwy. Miały w pogardzie i świeże powietrze ułatwiające oddychanie, i bardziej zbytkowne mieszkanie, i łąki, i ogrody. Nic z tych rzeczy ich nie nęciło. Kiedy przebywały w swych własnych komnatach, jedna kwitowała pieczątką przepływ potoku złota, druga oczyszczała koryto dla tego potoku - i to w pełni zastępowało im każdą przyjemność. 65. Jeśli chodzi o inne cechy pierwszej cesarzowej (pomówmy o niej nieco więcej, dopóki cesarz przebywa u sebasty!), to nie mając jej czym zbytnio pochwalić, skończę na jednym: podziwiam ją, że w pobożności przeszła wszystkie kobiety i każdego mężczyznę. Była bowiem jak ci, którzy zjednoczyli się z Bogiem poprzez kontemplację, czy raczej jak ci, którzy osiągnęli jeszcze wyższy stopień, cali przeniknięci natchnieniem bożym, złączyli się całkowicie z przedmiotem doskonałości, do którego dążyli, i tak pozostają w uniesieniu. Jej najgorętsze uwielbienie Boga zmieszało ją, by tak rzec, z pierwszą i niepokalaną Światłością, gdyż na ustach miała bez przerwy imię Boga. ANTIFONETES31 66. Cesarzowa kazała sobie wykonać, jeśli mogę się tak wyrazić, Jezusa w sposób możliwie najdokładniejszy i ozdobić materiałami wielobarwnymi o największym blasku. Dokonała tego, że wizerunek wyglądał prawie jak żywy. Ikona zaczęła reagować swymi kolorami na postawione jej pytania, a barwa, jaką przybierała, wieściła przyszłość. Stąd cesarzowa przepowiadała wiele mających się spełnić rzeczy. Kiedy zdarzyło się jej coś przyjemnego, kiedy wypadło coś złego, natychmiast szła do ikony i albo skła- dała jej dzięki, albo błagała o życzliwość. 31 Tytuł tego ustępu nie jest dla nas zrozumiały. Pochodzi prawdopodobnie od nazwy kościoła, w którym znajdował się grobowiec cesarzowej Zoe. Ja widziałem ją często w bardzo nieszczęśliwych sytuacjach, gdy obejmowała świętą ikonę, wpatrywała się w nią, przemawiała jak do żywej istoty i wzywała całą serią najsłodszych epitetów albo też padała na podłogę i użyźniała ją swymi łzami, bijąc się często w piersi na znak smutku. Jeśli zobaczyła, że ikona przybiera bladą barwę, odchodziła smutna ze spuszczonymi oczami. Jeśli ujrzała ją czerwoną jak ogień i otoczoną wspaniale jaśniejącą aureolą, natychmiast donosiła o tym cesarzowi i przepowiadała przyszłość. 67. Jak wiem na podstawie przeczytanych ksiąg helleńskich32, para olejków eterycznych, która się unosi w powietrzu, odpędza złe duchy oraz sprawia, że z przedmiotów materialnych im podległych wychodzą duchy dobre. Sprawia również i to, że w innych okolicznościach także kamienie szlachetne, zioła i czynności magiczne powodują ukazanie się bóstwa. Z początku, po lekturze, nie dawałem wiary przeczytanym słowom, później nie wierzyłem faktom i odpędzałem je rzucając kamieniami. Cesarzowa ani nie na modłę helleńską, ani też nie w jakiś inny sposób otaczała Boga gorliwym kultem, lecz obnażała pragnienia swej duszy i poświęcała Bogu z tego, co my uważamy za dobre, to, co jest najlepsze i najczcigodniejsze. 68. Doprowadziliśmy do tego miejsca opowiadanie poświęcone cesarzowej, powróćmy znowu do sebasty i autokratora i, jeśli można, ożywmy ich i opowiedzmy o nich oddzielnie! Opowiadanie moje o nim odłóżmy na później, skończmy opowieść o jej życiu! ŚMIERĆ SEBASTY 69. Autokrator być może przemyśliwał nad przyszłą władzą cesarską dla sebasty; wiele się mówiło na ten temat. Nie wiem, jak ta sprawa została w końcu załatwiona, ale wówczas żywił takie myśli. Coś jednak unicestwiło jego zamiary i jej nadzieje. Oto sebastę nagle zabrała choroba, oporna na jakąkolwiek sztukę lekarską i metodę leczenia, nie poddająca się żadnym środkom medycznym. Sebasta zapadła na bolesną chorobę płuc, oddychanie sprawiało jej ogromne cierpienia. Przedwcześnie została wyrwana ze świata swych nadziei, ona, marząca o najwyższych godnościach. 70. Wszystko, co autokrator robił z powodu jej śmierci, łzy, które wylewał nad zmarłą, czyny, jakich wówczas dokonał, złamany cierpieniem, były spowodowane jego dziecięcym żalem; byłoby rzeczą zbyteczną wplatać je do tkaniny mojej historii33. 32 Tzn. pogańskich. W epoce bizantyńskiej Hellen oznaczał starożytnego Greka i poganina, Rzymianin natomiast - Bizantyńczyka i chrześcijanina. Por. ks. II, przyp. 4. 33 Psellos napisał tren na Sklerajnę. Por. L.Sternbach, Epitafium na Sklerajnę, Rozprawy Wydziału Filologicznego PAU, XIV (1891) s. 375-392. Istotnie, rozwodzenie się skrupulatne nad każdym faktem lub nad wszystkim, o czym się rozprawia, dyskutowanie, jak to mówią, nad drobiazgami nie tyle należy do historyków, ile do krytyków, jeśli w ogóle drobnym rzeczom można przypisywać nikłą wartość, czy do autorów elogiów, jeśli mają miejsce na pochwały. Nie należy się dziwić, że ja sam niekiedy posługiwałem, się tymi środkami, od których odwodzę historyków i odradzam im, by z nich korzystali. Styl historyczny bowiem nie jest określony do tego stopnia, by musiał być całkowicie jednolity w każdej partii. Zdarza się, że zezwala na pewne dygresje i odstępstwa. Od historyka wymaga się jedynie, żeby szybko przytoczył dygresję, inne sprawy potraktował jako drugorzędne i wszystko to sprowadził do głównego tematu. 71. Tak więc wydaje mi się, że powinienem poniechać reszty. Głównym wyrazem cierpień autokratora była praca nad grobowcem jego ukochanej34. Pomijam obecnie ten temat, powrócę do niego w odpowied nim czasie i miejscu. Opowiem przede wszystkim, co się zdarzyło wcześniej. Moja historia poruszyła bowiem sprawę sebasty, a imając ambicje podania jej losów do wiadomości w toku opowieści, pominęła dużo wydarzeń wcześniejszych godnych opowiedzenia. W przeciwnym wypadku byłaby zmuszona mówić o niej przy każdej .sposobności i przerywać główny wątek myśli. Tak więc kończy się opowiadanie dotyczące sebasty w miejscu, w którym ustało jej życie. Powróćmy zatem do autokratora, którego uczyniliśmy przedmiotem niniejszej partii historii! 72. Po wyjściu z gwałtownej burzy na brzegi bez smutku i dopłynięciu do zacisznych portów cesarskich, autokrator nie chciał, jak często mówiłem, puszczać się znowu na pełne morze, to znaczy, że miał zamiar panować w pokoju, a nie w wirze wojen, co zamierzali robić w więk- szości pozostali cesarze. Ponieważ jednak wydarzenia zachodzą zwykle niezależnie od naszych, chęci, gdyż istnieje nad nami potężna siła sprawcza, wprawiająca w ruch nasze życie zgodnie ze swą wolą czy to w sposób regularny, czy to po- przez nieregularne, gwałtowne zmiany, także dla cesarza wydarzenia nie układały się według jego pragnień. Jedne uderzały o drugie,' jak fale morskie. Albo wojny wewnętrzne zakłóciły spokój w Cesarstwie, albo najazdy barbarzyńców zniszczyły większość prowincji nadgranicznych.. Barbarzyńcy złupili wszelkie użyteczne dobra, obładowali się całym łupem, jak tylko chcieli, i powrócili na swoje ziemie. 73. Przedstawienie wszystkiego po kolei, dokładne opisanie każdego wydarzenia, dogłębne zbadanie każdej rzeczy, opowiedzenie, jakie były 84 Sebastę pochowano w klasztorze Św. Jerzego - Mangana (por. G.Schluraberger, L'Epopee byzantine, t. III, Paris 1905, s. 427), według Teodora Skutariotesa - w kościele Antifonetesa (por. przyp. 31). początki i jaki wywołały skutek, wyliczenie drobiazgowo wojska, wypraw wojennych, strzelanin, potyczek i wszystkich innych szczegółów, które zwykle relacjonują skrupulatni historycy - pozostawiam na później jako sprawy wymagające dużo czasu i słów. Ponieważ ty, najdroższy w świecie35, prosiłeś mnie nie o dzieło wielce ambitne, lecz raczej o bardziej zwięzłe, dlatego ja właśnie całkiem świadomie pominąłem wiele faktów godnych opowiedzenia. Ani nie ułożyłem swej historii według olimpiad, ani nie podzieliłem, jak to zrobił pewien historyk, według pór roku36, lecz po prostu opowiedziałem to, co było najważniejsze i co zebrałem w pamięci w trakcie pisania. Tak więc, jak powiedziałem, obecnie zaniechałem drobiazgowego przedstawiania każdego faktu, wolę iść po drodze, którą wytyczyli dawni historycy opisujący dzieje panowania i czyny starożytnego Rzymu37 oraz ci, którzy za naszych czasów zwykli sporządzać swoje kroniki38. Ani nie usiłowałem dorównać w rozwlekłości tym pierwszym, ani naśladować w zwartości tych ostatnich, aby moje dzieło nie wywołało przesytu i nie opuściło rzeczy najważniejszych. 74. Tyle niech wystarczy na ten temat. Moja historia nawiązuje teraz do ciągu wydarzeń. Opowie przede wszystkim o pierwszej wojnie wszczętej przeciw cesarzowi. Ja jednak nawiążę do faktów niedawnych, jak gdybym nakładał głowę na tułów, który dopiero rzeźbię. „Rzeczy piękne są trudne" - powiadają ludzie cytujący przysłowia39. Jeśli tak jest, zazdrość czołga się także ku tym, którzy dzierżą władzę. Jeśli gdzieś wyrósł jakiś kwiat (mówię o tym, co się zdarza na ogół wszędzie) i rozkwitł bujnie wspaniałym rozumem, wzniosłym charakterem, mocną i męską duszą czy jakąś inną zaletą, natychmiast zjawia się ktoś z nożem i oto cała ta część rośliny jest już obcięta, a wokół kiełkują pędy, które dadzą jedynie drzewo bez owoców, cierń rozrasta się i krzewi coraz bardziej. Nie ma więc nic nadzwyczajnego w tym, że jeśli ktoś jest gorszy od ludzi wzbudzających podziw, patrzy na nich zazdrosnym okiem. Skłonność ta ima się, jak widzę, także cesarzy. Nie wystarcza im diadem 35 Apostrofa do Konstantyna Leichudesa, pierwszego ministra (mesazon) cesarza i najserdeczniejszego przyjaciela Psellosa, późniejszego patriarchy Konstantynopola (2 II 1059 - 9/10 VIII 1063). Por. VII 18. 36 Tukidydes z Aten (460/55-396 p.n.e.) - znakomity historyk starogrecki, autor Wojny peloponeskiej, twórca podstaw krytyki historycznej. 37 Dionizjusz z Halikarnasu (ok. 60 - ok. 5 p.n.e.) - retor i historyk, autor m. in. Dawnych dziejów rzymskich w dwudziestu księgach, z których zachowało się w pełni 11. 38 Jan Sky1itzes, historyk bizantyński współczesny Psellosowi, autor Przeglądu historii za lata 811-1057, oraz Jan Malalas (491-578), autor Kroniki w 18 księgach. 89 Gr. chalepa ta kala. Por. Zenobios, Paroemiographi Graeci, t. VI, Oxford i purpura; gdyby jednak nie byli mądrzejsi od najmądrzejszych, lepsi od najbardziej doświadczonych i, by rzec wprost, gdyby nie byli szczytami wszystkich cnót, uważaliby to za rzecz niegodną. Gdyby nie panowali nad nami, jak bogowie, nie chcieliby rządzić inaczej. Ja sam widziałem kilku takich, którzy woleliby umrzeć z największą ochotą niż zaznać pomocy od kogokolwiek i dzięki temu wzmocnić swą siłę. Byli tak dumni, że woleliby obciąć sobie własną, pomocną rękę, którą stworzył: im Bóg, tylko dlatego, że ona właśnie przyszła im z pomocą. 75. Napisałem ten wstęp z myślą przede wszystkim o człowieku, który kwitnął w naszych czasach. Pokazał on, co potrafi sztuka naczelnego wodza. Dzięki swym śmiałym czynom wojennym, jak i dzięki doświadczeniom spętał żądze barbarzyńców, a Rzymianom zapewnił wolność po- zbawioną niebezpieczeństw. BUNT MANIAKESA 76. Georgios Maniakes40 nie od razu opuścił szeregi ciurów obozowych i doszedł do stopnia naczelnego wodza, nie wczoraj dął w trąbkę i spełniał funkcje herolda, by dziś otrzymać dowództwo nad wojskiem. Zaczął jakby na sygna! i powoli wspinał się wyżej, uzyskując kolejne stopnie, aż stanął na czele hierarchii wojskowej. W tym czasie miał pewne osiągnięcia. Został odznaczony wieńcem za zwycięstwo, później znowu znajdował się w więzieniu, po czym wracał jako zwycięzca do cesarzy; domem jego były więzienia. Wysyłano go, by sprawował dowództwo i był najwyższym zwierzchnikiem całej armii. Po obu jego stronach znajdował się orszak młodych oficerów, których posyłał tam, gdzie sam nie chciał iść. Tymczasem sprawy poczęły się toczyć w kierunku niepomyślnym dla nas i dla niego. Zdobył Edessę i został postawiony w stan oskarżenia. Wysłano go z rozkazem zdobycia Sycylii, a ponieważ nie udało mu się jej zdobyć, znowu go haniebnie odwołano. 77. Widziałem tego człowieka i patrzyłem nań z podziwem, gdyż natura wyposażyła go we wszystko, co jest niezbędne dla przyszłego dowódcy. Wzrost jego sięgał prawie dziesięciu stóp. Ci, którzy patrzyli na niego, podnosili głowy jakby ku wzgórzu czy ku wierzchołkowi góry. Postaci nie miał ani delikatnej, ani przyjemnej, przywodziła ona na myśl huragan. Głos jego rozlegał się jak grzmot, ręce mogły wstrząsnąć murami i wyłamać spiżowe bramy. Miał chód lwa, zmarszczki na jego czole były groźne. Pozostałe właściwości tego mężczyzny odpowiadały wymienionym ce- 40 Georgios Maniakes - utalentowany dowódca, zwycięzca Arabów w Azji Mn., zdobył Edessę w 1032 r. Wszczął bunt w płd. Italii przeciw Konstantynowi Monomachowi (1043). Po śmierci Maniakesa (1043) wojska, którymi dowodził, przeszły na stronę cesarza. Żołnierzy tych nazywano maniakatami. choim i zgadzały się z nimi, zresztą to, co się mówiło o nim, było przesadne w stosunku do tego, co się w nim widziało. Każdy barbarzyńca bał się go, jeden dlatego, że go widział, drugi - że słyszał o nim z ust innych i był porażony strachem. 78. Kiedyśmy zostali pozbawieni Italii i tym samym odebrano nam najczcigodniejszą część Cesarstwa, drugi Michał wysłał Maniakesa z rozkazem, by wszczął wojnę przeciw tym, którzy nas ograbili, i odzyskał dla państwa utraconą prowincję. Mówiąc obecnie o Italii, nie mam na myśli całego wybrzeża, lecz jedynie zwróconą ku nam część, która przyswoiła sobie tę ogólną nazwę. Maniakes przybył niespodziewanie do tamtych stron wraz z całym wojskiem, zastosował całą wiedzę wojenną i było oczywiste, że wypędzi okupantów i z braku innej osłony przeciwstawi im swe zbrojne ramię. 79. Kiedy Michał został pozbawiony władzy, a rządy nad Cesarstwem ujął w ręce autokrator Konstantyn, o którym postanowiłem napisać, powinien natychmiast uhonorować Maniakeisa listami wyrażającymi wdzięczność i uznanie, odznaczyć go tysiącami wieńców i uczynić jeszcze więcej, by go dobrze potraktować. Tymczasem autokrator zlekceważył to wszystko i zasiał w Maniakesie ziarno nieufności, na Cesarstwo zaś sprowadził z daleka duże trudności. Kiedy w końcu przypomniał sobie o tym człowieku, że on wie, iż znajduje się w niełasce, i zdał sobie sprawę, że Maniakes zamyśla o uzurpacji tronu, a on nie postępował w jego sprawach zręcznie i nie ukrywał, że wie o tym, co u Maniakesa leżało jeszcze w sferze zamiaru, wybucha przeciw niemu już jako uzurpatorowi. 80. Wysyła zatem do Maniakesa ludzi nie po to, by otoczyli go troską czy uczynili go po prostu bardziej przystępnym lub wpłynęli na zmianę jego postępowania w pożądanym kierunku, lecz - jeśli mogę tak powiedzieć - żeby go uśmiercić czy przynajmniej po to - jeśli wolno mi wyrazić się bardziej umiarkowanie - by przedstawić w sposób niegodny zarzuty z powodu jego złych zamiarów i niemalże go wychłostać, uwięzić i wygnać z Miasta. Kierownik poselstwa41 nie należał do ludzi doświadczonych w tego rodzaju misjach ani do tych, którzy od dawna zajmowali się sprawami cywilnymi i wojskowymi, lecz był jednym z tych, którzy wprost z ulicy znaleźli się niespodziewanie w pałacu cesarskim. 81. Po dopłynięciu do Maniakesa, który tymczasem uzurpował sobie prawo do korony - był naczelnym dowódcą i przypuszczał jedynie, że poselstwo jest już obecne - człowiek ten nie tylko że nie powiedział mu jasno, że przybył jako wysłannik w sprawie propozycji pokojowych, ale nie pisnął ani słowa, że przyjechał. Dosiadł konia i, jakby do ataku, popędził nieoczekiwanie ku Maniakesowi. Nie mówiąc do niego nic, co 41 Niejaki dworzaninPardos. zresztą usunęło przed nim trudności, i bez żadnej zapowiedzi, która ułatwiałaby spotkanie miedzy nim a Maniakesem, z miejsca zuchwale obrzucił go obelgami i groził najokrutniejszymi karami. Maniakes zrozumiał to, co podejrzewał. Obawiał się również tego, co poseł przed nim ukrywał. Zapałał gniewem i wyciągnął rękę do posła, nie żeby go uderzyć, lecz przestraszyć. Poseł jakby sam schwytał go na tym, że wszczyna bunt, zaprotestował przeciw tej zuchwałości i dodał, że nie ujdzie przed karą schwytany na tak potwornej zbrodni. Maniakes i jego wojsko uznali, że położenie ich jest beznadziejne. Ogarnięci tą samą myślą, zabijają posła i sądząc, że autokrator nie postąpi z nimi inaczej, od razu wszczynają bunt. 82. Ponieważ Maniakes był człowiekiem dzielnym i świetnym znawcą sztuki wojennej, zgłosiło się do niego wielu nie tylko tych, którzy byli w wieku stosownym do służby wojskowej, ale i takich, którzy nie osiągnęli jeszcze dojrzałości lub już ją przekroczyli. Maniakes wiedział, że pomniki zwycięstw wznosi się nie przy pomocy masy wojska, lecz dzięki sztuce i doświadczeniu wojskowemu. Dlatego dokonał zaciągu najbardziej doświadczonych w rzemiośle wojennym i zo- stawił przy sobie tych żołnierzy, z którymi zburzył wiele miast i stał się posiadaczem ogromnej ilości bogactw i jeńców. Z nich to utworzył oddziały wojskowe, przeprawił się na przeciwległy ląd w ukryciu przed strażami nadbrzeżnymi. Nikt z tych, którzy zostali wysłani przeciw niemu, nie odważył się mu stawić czoła, wręcz przeciwnie, wszyscy, porażeni strachem, jaki wzbudzał, trzymali się z dala od niego. 83. Tyle o nim. Tymczasem autokrator na wieść o zabójstwie posła i szaleńczym kroku uzurpatora gromadzi dziesięciotysięczne wojsko. Bał się jednak, by naczelny wódz tej armii nie zwrócił się po pobiciu Maniakesa przeciw temu, który go wysłał, i nie wszczął jeszcze straszniejszego buntu niż poprzedni. Miałby przecież pod rozkazami ogromne wojsko i przy pierwszym starciu zostałby zwycięzcą nad tym, który go wyprawił. Dlatego nie wyznacza na dowódcę nikogo spośród najwybitniejszych, lecz stawia na czele wojska człowieka najbardziej sobie oddanego, eunucha, nie mającego w sobie nic z pychy w postępowaniu z ludźmi. Eunuch wyrusza stąd i maszeruje wraz z wojskiem na uzurpatora. Kiedy Maniakes dowiedział się o wyprawie całej armii rzymskiej przeciw niemu, nie przestraszył się tej masy żołnierskiej, nie zadrżał przed wielkim poruszeniem, lecz pozwolił, żeby wszystko rozwijało się zgodnie z jego przewidywaniami jako uzurpatora. Postanawia zaskoczyć nieprzyjaciela w nieładzie i rusza z oddziałami lekkozbrojnych, którzy wcale się tego nie spodziewali. 84. Gdy wojska cesarskie sformowały powoli szyk bojowy i ruszyły na Maniakesa42, stały się raczej widzami umiejętności tego wodza niż jego przeciwnikami. Dla większości z nich Maniakes uniemożliwił nawet sam widok starcia. Odnieśli wrażenie, że jak błyskawica z hukiem grzmotu przetoczył się ze swym krzykiem rozkazów przez falangi, z miejsca wzniecił strach i zamieszanie wśród tych, którzy nań patrzyli. Tak więc dzięki jego brawurze cała ta masa wojska zawróciła do ucieczki. Maniakes też uległ wyrokom niebios, których racji my, ludzie, nie znamy. Kiedy walczył z jednej i z drugiej strony i wprawiał nasze falangi w zamieszanie - tam, gdzie wpadał, zwarty szereg ulegał rozluźnieniu, mur wojska ustępował do tyłu, a cała część armii została rozbita i zniszczona - wówczas niespodziewanie otrzymał z prawego boku cios w podbrzusze. Rana okazała się nie powierzchowna, lecz głęboka i zaczęła obficie płynąć krew. Początkowo jakby nie spostrzegł rany, lecz na widok cieknącej krwi dotknął ręką miejsca broczącego krwią i zrozumiał, że rana jest śmiertelna. Poczuł się bardzo osłabiony, usiłował zawrócić do obozu, zbliżył się trochę do swego wojska, ale nie miał już sił kierować koniem, gdyż ciało jego całkiem osłabło, a głowę zasnuła mgła. Jęknął lekko, na ile mu pozwoliły siły. Nie mogąc utrzymać lejców, zsunął się z siodła i - co za widok żałosny! - runął na ziemię. 85. Tymczasem nasze wojsko nawet na widok Maniakesa leżącego na ziemi nie miało odwagi stawić mu czoła i znowu jeźdźcy zatrzymali swe konie w obawie, żeby to widowisko nie okazało się jakimś podstępem. Ponieważ nie było jednak giermka Maniakesa, a koń swobodnie biegał tu i ówdzie między oboma wojnami, wszyscy rzucili się hurmem na trupa. Patrząc nań podziwiali, ile miejsca zajmują zwłoki leżące na ziemi, następnie obcięli głowę i przywieźli do dowódcy falangi. Wielu żołnierzy podawało się za tych, którzy zabili tego człowieka, układano i wymyślano na ten temat różne opowieści. Ponieważ nie można było udowodnić tych twierdzeń, opowiadano, że jacyś nieznani jeźdźcy zaatakowali Maniakesa z przodu i obcięli mu głowę. Wiele historyjek tak zmysłonych nie opierało się na żadnym dowodzie. Na podstawie tego, że miał odsłonięty bok, twierdzono: ranę spowodowało uderzenie włóczni. Jej sprawca pozostaje wciąż nieznany, nawet w chwili gdy opisuję tę historię. 86. Maniakes z jednej strony zaznał złego traktowania, z drugiej dokonał wielu czynów godnych nagany, skończył iswe życie taką właśnie śmiercią. Pewne oddziały jego wojska uciekły potajemnie do swoich domostw, olbrzymia część dołączyła do naszej armii. Zanim wojsko wróciło do 42 Była to bitwa stoczona k. Ostrawo w 1043 r. Wojskami cesarskimi dowodził sebastofor Stefan. Por. Kedrenos II 548, 21; Anna Komnena I 5, 2, Nikefor Bryennios IV 6. autokratora, wysłano mu głowę byłego uzurpatora. Cesarz jak gdyby wypłynął z głębi fali, która go przykrywała, odetchnął nieco i zanosił do Boga dziękczynne modły. Głowę Maniakesa, wystawioną pod gołym niebem, kazał umieścić na szczycie Wielkiego Teatru43, aby wszyscy mogli ją widzieć, nawet z daleka. 87. Kiedy wojsko powróciło, większość żołnierzy została odznaczona wieńcami za męstwo. Stali oni obozem przed Miastem w pobliżu murów. Autokrator uznał, że należy odbyć triumf na cześć odniesionego zwycięstwa. Jako człowiek umiejący organizować widowiska i działać z rozmachem w swoich poczynaniach tak ustawił pochód triumfalny: formacje lekkozbrojne otrzymują rozkaz kroczenia na przodzie, pospołu I bezładnie z bronią w ręku. Mają nieść tarcze, łuki i włócznie. Za nimi postępowali jeźdźcy wyborowi zakuci w kolczugi - strach patrzeć na ich uzbrojenie i szyk bojowy. Z kolei ciągnęli żołnierze, którzy byli w wojsku uzurpatora. Nie w zwartych szeregach ani z pięknym wyposażeniem bojowym; jechali na osłach, zwróceni twarzą do ogona z ogolonymi głowami. Każdy miał na szyi gęsty wianek z mierzwy, oznakę hańby. Dalej za nimi niesiono triumfalnie po raz drugi głowę uzurpatora, a wraz z nią jego różne przedmioty. Następnie szli dzierżący miecze, lik-torzy z pękami rózeg i ci, którzy potrząsają toporami44 w prawej dłoni. Z kolei ogromny tłum poprzedzał dowódcę. Na końcu za wszystkimi jechał dowódca. Wyróżniał się na swym pięknym koniu piękną szatą. Za nim sunęła cała gwardia cesarska. 88. Tak szli w pochodzie. Autokrator, wspaniały i wyniosły, siedział przed tak zwaną Chalke Phylake na placu przed świętym kościołem wzniesionym przez sławnego wśród cesarzy autokratora Jana45, który zasiadł na tronie po Nikeforze Fokasie. Z obu jego stron siedziały cesarzowe jako widzowie oglądający triumf. Kiedy skończył się tak wspaniały pochód triumfalny, cesarz z wieńcem na głowie odjechał do pałacu wśród entuzjastycznych okrzyków pochwalnych. Zgodnie ze swym charakterem wrócił do zwykłego umiarkowania, nie nadużywając blasku zwycięstwa. 89. Ta część życia cesarza była wspaniała i dostarczała tematów do utworów pochwalnych. Sam nie przechwalał się dumnie swymi osiągnięciami ani nie wypowiadał chełpliwych słów, lecz cieszył się, o ile można było, z sukcesów i znowu stawał się naturalny w postępowaniu. Nie był wcale czujny, lecz, jak człowiek potrzebujący odpoczynku po licznych walkach, nie dbał o resztę, tak że nieszczęście za nieszczęściem uderzało w niego, jak jedna fala za drugą. 43 Wielki Teatr - Hippodrom. 44 Por. ks. VI, przyp. 3. 45 Kościół Zbawiciela Chalcejskiego rozbudował i upiększył Jan Tzimiskes. ChalkePhylake - kordegarda Wielkiego Pałacu. POWSTANIE RUSÓW (I ROKOSZ TORNIKIOSA) 90. Po uśmierzeniu buntu następuje wojna z barbarzyńcami. Łodzie ruskie przewyższające, bym tak rzekł, swą mnogością każdą liczbę, opanowują Propontydę, czy to wymykając się tym, którzy ich powstrzymywali z daleka, czy to posługując się do tego siłą. Gęsta chmura po- wstała nad morzem i zasnuła mgłą niepokoju46 Cesarskie Miasto. Przyszedłszy do tego miejsca mego dzieła, chciałbym omówić przyczyny, dla których owi Rusowie wszczęli wielkie poruszenie i tę wyprawę morską, mimo że cesarz nie dał im po temu najmniejszego powodu47, 91. To plemię barbarzyńskie zawsze było wściekle wrogie i szalało z nienawiści ku Cesarstwu Rzymskiemu, wykorzystywało przy każdej sposobności ten albo inny pretekst, by uczynić z niego powód do wojny z nami. Kiedy umarł autokrator Bazyli48, który wzbudzał wśród nich strach, i to wielki, a po nim jego brat Konstantyn wypełnił przeznaczone sobie lata - wraz z nim odeszła szlachetna władza - odżyła u nich stara nienawiść wobec nas i powoli zaczęli wprawiać się do przyszłych wojen. Ponieważ panowanie Romana49 wydało się im wspaniałe i pełne blasku, ponadto nie doprowadzili jeszcze swych przygotowań do końca, a on umarł wkrótce po objęciu tronu i władza przeszła w ręce jakiegoś nieznanego Michała50, zaczęli przygotowywać przeciw niemu wszystkie swe siły. Kiedy się dowiedzieli, że do nas trzeba wtargnąć przez morze, wycięli drzewa w głębi swego kraju, wydrążyli i wykonali z nich małe i duże łodzie. Przygotowywali je powoli w wielkiej tajemnicy i w wystarczającej ilości. Mieli zamiar popłynąć wielką flotyllą przeciw; Michałowi. W czasie gdy kończyli przygotowania, a wojna się opóźniała, ów cesarz wyprzedził ich lądowanie i opuścił ten świat. Gdy jego następca nie bardzo zaznaczył swój ślad w pałacu cesarskim i odszedł w zaświaty51, a władza spoczęła w rękach Konstantyna, barbarzyńcy wszczęli z nim wojnę, chociaż nie mieli żadnego powodu. Aby nie musieli uznać swych przygotowań za niepotrzebne, ruszyli na niego, wnosząc niczym nie uzasadnioną wojnę. To było bezprzyczy-nową przyczyną ich napaści na autokratora. 92. Kiedy niepostrzeżenie pojawili się na Propontydzie, wpierw za- 46 Obraz Homerowy (Iliada V 696, XX 421, passim). 47 Była to ostatnia wyprawa Rusów na Cesarstwo (1043). Por. Zonaras III 631, 6 n. 48 Ces.Bazyli II. Por. ks. I, przyp. 3. 49 Ces.Roman III Argyros. 50 Ces.Michał IV Paflagończyk. 51 Ces. MichałV Kalafates. proponowali nam. pokój pod warunkiem wypłacenia im wielkiego okupu. Określili sumę: na każdą łódź po tysiąc staterów płatnych u nich dla każdej łodzi po kolei, nie inaczej. Takie były ich roszczenia. Czy to wyobrażali sobie, że posiadamy złotodajne źródła, czy to na wszelkie sposoby woleli stoczyć bitwą. Postawili warunki nie do spełnienia, aby mieć oczywisty powód do wojny. Dlatego też ich posłowie nawet nie uznali za słuszne czekać na odpo- wiedź. Tak dufni w swą liczebność, sądzili, że zdobędą Miasto wraz z jego wszystkimi mieszkańcami. 93. Nasze wojska morskie były w owym czasie w ogóle nie wystarczające, a statki ognionośne52 stały rozproszone w różnych miejscowościach nadbrzeżnych i, jedne tu, drugie tam, strzegły naszych ziem. Dlatego cesarz zebrał resztki starej floty53, wzmocnił ją q statki transportowe obsługujące pałac, przysposobił kilka trójrzędowców, obsadził dzielnymi żołnierzami, zaopatrzył wszystkie statki w łatwopalny płyn, ustawił je na przeciw łodzi barbarzyńców w przeciwległym porcie. Sam wraz z wybraną częścią senatu spędza noc przy przy zakotwiczonych statkach w porcie tuż przy samym brzegu. Wypowiada barbarzyńcom za pośrednictwem donośnego głosu herolda wojnę morską i jednocześnie ustawia o świcie statki w szyku bojowym. Barbarzyńcy wypłynęli z portów położonych naprzeciw nas, jakby to był ich obóz i szaniec54, odbili nieco od lądu, ustawili swoje wszystkie łodzie kolejno, jedna przy drugiej, tak że utworzył się z nich łańcuch obejmujący całe morze od jednego do drugiego brzegu. Ustawili się tak, jakby sami mieli przypuścić atak i nas przyjąć, jeślibyśmy ruszyli na nich. Nie było nikogo, kto by na ten widok nie doznał w duszy uczucia strachu. Ja znajdowałem się w pobliżu autokratora, który siedząc na jakimś wzgórzu schodzącym łagodnie ku morzu, przyglądał się z dala całej akcji. 94. Takie było rozstawienie sił bojowych po obu stronach, jednak żaden z przeciwników nie ruszył naprzód do walki. Obie wrogie flotylle stały nieruchomo na zajętych pozycjach. Kiedy upłynęła już większa część dnia, cesarz dał rozkaz dwóm wielkim statkom, by zaczęły powoli kierować się ku łodziom nieprzyjaciel- 52 Statki wyposażone w słynny „grecki ogień" (to hellenikon pyr). Była to wynaleziona w 668 r. przez Kallinikosa z Heliopolis mieszkanka olejów łatwopalnych, saletry, siarki, smoły, wystrzeliwana z armatek- syfonów, zakończonych (spiżowymi łbami dzikich zwierząt, które ziejąc ogniem wzbudzały nadto przerażenie na łodziach wroga. 53 Flota ocalała od wielkiego (pożaru, który w roku ogromnej suszy (1040) strawił prawie całą flotą bizantyńską. 54 Z kilku przystani portu Pharos (dziś. Rumili Fanaraki), położonego na azjatyckim brzegu Bosforu. skini. Gdy zbliżyły się, płynąc lekko w równej linii, włócznicy i pro-carze poczęli z góry wydawać okrzyki wojenne, a miotający ogniem zajęli wyznaczone stanowiska przy działach. Wiele lodzi oderwało się od floty barbarzyńskiej i szybkim kursem zmierzało w kierunku naszych statków. Następnie barbarzyńcy rozdzielili się, wzięli w koło, opasali każdy ze statków i usiłowali przebić je od dołu uderzeniami włóczni. Nasi obrzucali ich z góry kamieniami, zwalczali przy pomocy mieczów. Kiedy zaczęto miotać na nich ogniem, pomieszało się im w oczach i albo rzucali się do morza, by wpław dotrzeć do swoich, albo nie wiedzieli, co robić, i rezygnowali z jakiejkolwiek możliwości ratunku. 95. Następnie pada drugi rozkaz dla żołnierzy: wiele trier odbija od brzegu, inne statki płyną za nimi lub prą naprzód. Nasza flota jujż nabrała męstwa. Przeciwnicy, zaskoczeni, zatrzymali się ze zdziwienia. Kiedy triery przebyły już morze i znalazły się w pobliżu łodzi barba- rzyńskich, przerwał się ich łańcuch, rozluźniła się zwarta linia. Jedne trzymały się odważnie na miejscu, inne, i to w większości, zawróciły. I oto nagle słońce zasnuło się z dołu chmurą, jakby morze podniosła się nad większą częścią horyzontu. Zmieniła się pogoda, spowodowała jakiś gwałtowny wiatr dmący ze wschodu na zachód, spowodował on trąbę powietrzną wzburzającą morze, bił falami w barbarzyńców, jedne łodzie zatopił na miejscu rzucając na nie wzburzone, rozhuśtane morze, inne długo pędził po morzu i rozbijał o rafy lub urwiste skały nadbrzeżne. Triery rzuciły się w pościg za łodziami, jedne pogrążyły w głębiach wraz z załogami, drugie żołnierze, którzy dostali się na nie, rozbijali i na wpół zatopione osadzali na mieliżnie w pobliżu wybrzeża. Doszło do ogromnej rzezi barbarzyńców; morze zabarwiło się na czerwono, jak gdyby niosła się do niego prawdziwa rzeka krwi, zasilana górskimi potokami55. 96. Tak cesarz odniósł zwycięstwo nad barbarzyńcami i wprost znad morza powrócił triumfalnie do pałacu. Wielu mówiło - ja nie znalazłem żadnych podstaw naukowych ani powodów, by stwierdzić wiarogodność ich słów - wielu mówiło więc, że nieszczęścia spadną na cesarza: jedne mają pochodzić z zewnątrz i z ziem barbarzyńskich, inne z ręki jakiegoś poddanego, lecz wszystkie one obrócą się wniwecz, gdyż pomyślny Los przyjdzie cesarzowi z pomocą i unicestwi z łatwością każdy bunt. Sam cesarz, który mówił z dumą o wyroczniach i wróżbach dotyczących jego panowania, wspominał pewne wizje i nadzwyczajne sny. Jedne sam przeżył, drugie jakoby poznał od innych, którzy uprawiali wróżby, i opowiadał rzeczy zadziwiające. Stąd kiedy zagrażało bezpośrednie niebezpieczeństwo i wszyscy byli przerażeni, a ich serca przenikał dreszcz 55 Pełny opis bitwy zachował się w kranikach Zonacrasa i Attaleiatesa. Na czele floty greckiej stał Bazyli Teodorakanos. Według Skylitzesa morze wyrzuciło na brzeg 15 000 trupów. Wziętym do niewoli jeńcom obcięto prawą dłoń. Tysiące dłoni wyłożono na widok publiczny na murach stolicy Por. Skylitzes 430-431. niepokoju o przyszłość, on pozostawał pełen ufności w pomyślne zakończenie sprawy, pocieszał przerażone umysły i był beztroski, jak gdyby nie zaszło żadne niebezpieczeństwo. 97. Ja nie dopatrzyłem się w tym człowieku żadnej wiedzy wróżbiarskiej. Tłumaczę to właściwością jego gnuśnej i beztroskiej duszy. Ci bowiem, którzy mają umysł czujny i reagujący na wszystkie sprawy, i ci, którzy wiedzą, że małe przyczyny powodują często wielkie nieszczęścia, są pełni niepokoju w obliczu każdego nadzwyczajnego wydarzenia, a kiedy nieszczęścia sięgną szczytu, boją się o wynik wydarzeń i drżą na każdą fałszywą pogłoskę, nawet gdy sprawy przybierają inny obrót, nie mają do tego zaufania. Drudzy natomiast, którzy są prostoduszni, nie podejrzewają początków przyszłych wydarzeń ani nie buntują się przeciw przyczynie swych nieszczęść. Ponieważ są skłonni do uciech, chcą z nich zawsze korzystać i nakłonić innych do tego samego. Po to, aby wciąż spokojni mogli żyć w spokoju, wskazują im skuteczne środki dla pozbycia się trosk, które spadły na nich. Jest również trzeci rodzaj duszy, i to najlepszy. Kiedy nieszczęście przyjdzie potajemnie, nie zaskoczy jej jako nieświadomej niebezpieczeństwa, nie ogłuszy hukiem zgiełku idącego z zewnątrz, nie przerazi ani nie powiedzie jako niewolnika. Wśród ogólnego zniechęcenia do niebezpieczeństw dusza ta stoi niewzruszona, silnie wsparta nie na materialnych podporach, lecz na mocy rozumu i najlepszych ocen. Takiego charakteru nie spotkałem jeszcze wśród ludzi mojego pokolenia. Lepsze jest w nas to, że jeśli ktoś żywi teraz podejrzenia co do przyszłości, buntuje się przeciw przyczynie nieszczęścia, a kiedy juiż nieszczęście się wydarzy, powstaje, by się bronić przed nim. Tymczasem autokrator przez to, że nie bał się żadnych wydarzeń, usiłował często przekonać tłum, że dzięki jednej z wyższych sił zna skutki wydarzeń i dlatego lekceważy same wydarzenia oraz nie bierze ich w ogóle pod uwagę. 98. Cofnąłem się daleko w opisie dziejów, aby kiedy będę mówił w toku mej historii, że cesarz przyjął czy odrzucił to lub tamto, większość czytelników nie sądziła, iż był on człowiekiem zdolnym do proroctw, lecz żeby uważała, że słowa jego były zgodne z jego charakterem i żeby odnosiła wydarzenia, tak jak miały miejsce, do woli Najwyższego. Mam zamiar przedstawić teraz inny bunt przeciw cesarzowi, jeszcze straszniejszy, i to, co się wydarzyło przed nim. Znowu powrócę w opowiadaniu do początku, aby z góry opisać początki tego buntu i podać, jakie były jego przyczyny. Opowiem więc o rebelii, jaka była w swych początkach, czym była, skąd się wzięła, kim był ten, który się odważył na obie zbrodnie, i jacy ludzie podtrzymywali go w jego dążeniach do uzurpacji. 99. Opowiadam zatem, zaczynając od miejsca, w którym się zatrzy- małem. Autokrator miał dalszego krewnego ze strony matki. Na imię było mu Leon. Pochodził z rodu Tornikiosów, mieszkał w Adrianopolu, rozsadzała go duma macedońska58. Był mężczyzną o niepospolitej postaci i skrytym charakterze. Myśli jego wciąż obracały się wokół spraw zawsze związanych z przewrotami. W każdym razie człowiek ten nie osiągnął jeszcze wieku dojrzałego, a już niemal wszyscy - zwykle tak jest, że wiele bezsensownych słów mówi się o pewnych ludziach - przepowiadali moi wspaniałą przyszłość. Kiedy stał się dorosłym mężczyzną i okazał twardy do pewnego stopnia charakter, członkowie stronnictwa macedońskiego skupili się całkowicie wokół jego osoby. Często porywali się na niezwykłe czyny, z drugiej jednak strony nie wykorzystywali pomyślnych okazji i albo nie mieli przywódcy, który przebywałby stale wśród nich, albo brakło im wystarczającego pretekstu do buntu; myśl o uzurpacji ukrywali w swych sercach. W końcu zdarzyło się coś, co pobudziło ich do powstania i do wszczęcia buntu. 100. Autokrator Konstantyn miał dwie siostry. Starsza nazywała się Helena, młodszej było na imię Euprepia. O Helenie nie wspominało się ani słowem, Euprepia natomiast nie cieszyła się początkowo dobrą pozycją i nie doszła jeszcze do blasku swego losu. Była pełna dumy rodowej i najbardziej przedsiębiorcza ze wszystkich tego rodzaju kobiet, jakie kiedykolwiek widziałem. Nie pozwalała też łatwo, kierować sobą. Brat, jak już mówiłem, nie lubił jej jako doradczyni, raczej miał się przed nią na baczności, niż przebywał w jej towarzystwie. Zawiedziona w swych dumnych nadziejach pokładanych w bracie, powstrzymywała się w ogóle od jakichkolwiek niezwykłych zamiarów wobec autokratora. Nieczęsto przychodziła do niego, a kiedy już się pojawiła, nie zachowywała się ufnie, po siostrzanemu. Wręcz przeciwnie, gdy spotkała się z nim, rozmawiała wyniośle, ganiła większość jego posunięć, a ilekroć zastała go w złości, odchodziła z pogardą, mnąc w wargach przekleństwo na niego. Ponieważ wiedziała, że brat nie lubił czy raczej nienawidził wspomnianego już Tornikiosa, przyjmowała go u siebie i miała za bardzo dobrego przyjaciela. Często przebywała z nim, chociaż przedtem nie lubiła go aż w takim stopniu. Cesarz był wściekły, lecz ukrywał swe myśli co do Tornikiosa, gdyż nie miał jeszcze dostatecznych powodów, by zadać mu cios. Dlatego postanowił rozłączyć obojga. Trzymając dotąd pomysł w tajemnicy przed siostrą, wysłał go z Miasta pod wspaniałym pretekstem: powierzył Tor- 56 Leon Tomikios był Armeńczykiem od dawna zamieszkałym w Adrianopolu (dziś. Edirne w Turcji). Wszczął bunt we wrześniu 1047. Wyrażał interesy prowincjonalnego istronnictwa wojskowego. nikiosowi zwierzchnią władzę nad Iberią57, w ten sposób zgotował mu zaszczytne wygnanie. 101. Nawet pod nieobecność tego człowieka ciągnęła się za nim wciąż jego reputacja czy raczej bardzo wielu robiło z tej reputacji oskarżenie przeciw niemu; wymyślano plotki, że zmierza do uzurpacji, i zmuszano autokratora, by zapobiegł niebezpieczeństwu. Na wieść o tym cesarz nie bardzo się zmartwił w duszy, lecz kiedy zobaczył, że siostra staje w obronie Tornikiosa, i usłyszał, jak powiedziała te słowa: ,,że jej siostrzeniec nie zazna żadnej krzywdy, gdyż Bóg otacza go swoją opieką z niebios", stanął, porażony tym powiedzeniem, i nie mógł już powstrzymać swej wściekłości. Mimo to nie postanowił jeszcze unicestwić Tornikiosa, lecz zdecydował usunąć mu spod nóg pod- stawy do uzurpacji tronu. Posyła spiesznie ludzi z rozkazem, by go ostrzygli i ubrali w czarną szatę. I tak ów pozbawiony nadziei u samych podstaw, dawniej pięknie ubrany, a teraz odziany w łachman wraca do cesarza. Cesarz nie przyjął Tornikiosa życzliwie i nie zlitował się nad jego losem, który wyniósł go w nadziejach wysoko, by szybko strącić na dół. Ilekroć przychodził do niego, odprawiał go twardo i wyśmiewał, że wygląda tak żałośnie. Jedynie Euprepia czy to przez wzgląd na pokrewieństwo, czy to z innego powodu przyjmowała Tornikiosa w gościnie i traktowała życzliwie, mając w pokrewieństwie powód do przyjaznych stosunków, które go osłaniały przed oszczerstwami. 102. Była wówczas na przedmieściu Miasta duża kolonia macedońska, złożona głównie z ludzi, którzy dawniej mieszkali w Adnianopolu. Mieli oni dziwną umysłowość, język ich wyrażał coś zupełnie przeciwnego, niż myśleli, zawsze byli gotowi do nadzwyczajnych pomysłów i szybkiego wprowadzania ich w czyn. Bardzo zręcznie ukrywali swe zamiary, odznaczali się bezwzględną w stosunku do siebie wiernością w powziętych z obowiązaniach. Autokrator lekceważył ich całkowicie, jako że poskromił już lwa i pozbawił go ostrza pazurów. Tymczasem Macedończycy znaleźli tu często poszukiwaną okazję do wszczęcia buntu. Szybko porozumieli się między sobą, gdyż od dawna byli zgodni w swych zamiarach, i pobudzili Tornikiosa do nieobliczalnego, zuchwałego czynu i jednocześnie dodali otuchy sami sobie, uczestnicząc w tym śmiałym postępku58. Uprowadzili Tornikiosa potajemnie w nocy. Dla wykonania tego czynu zebrali się w niewielkiej liczbie l, co więcej, w ogóle nie zauważeni popędzili drogą wiodącą wprost do Macedonii. Aby konnica, wysłana za 57 Iberia- kraj koło Armenii w okolicach Kaukazu nad Morzem Czarnym (dziś. Gruzja wschodnia). Por. ks. I, przyp. 12. 58 Głównym inicjatorem spisku był Jan Watatzes. Por. VI 122. nimi w pościgu, nie zajęła zawczasu przejść górskich czy idąc po tropach, nie urządziła na nich polowania, zabijali na stacjach postojowych konie publiczne, gdy tylko przybyli, po czym bez wytchnienia dotarli do centrum Macedonii, opanowali Adrianopol i tam, jakby z akropoli, od razu zabrali się do dzieła. 103. Kiedy musieli dokonać zaciągu do wojska, a nie mieli na to pieniędzy ani też nic innego, co by nakłoniło dowódców wojskowych59 do połączenia wszystkich oddziałów i do poddania się ich rozkazom, od razu wysłali na wszystkie strony ludzi, którzy umieli opowiadać zmyślone historyjki. Ci, gdziekolwiek natrafili na wodzów wojsk najemnych, zapewniali ich z całym przekonaniem, że cesarz umarł, Teodora przejęła pełną władzę, a Leon z Macedonii jest zarazem bardzo rozważny i energiczny, należy poprzez swych przodków do znakomitego rodu. Tak autorzy tych bredni zebrali dzięki temu podstępowi w ciągu kilku dni wojsko ze wszystkich stron Zachodu. I nie tylko ten wymysł je zgromadził. Żołnierze nosili w sercu nienawiść do autokratora, gdyż niewiele sobie z nich robił i miał w podejrzeniu z powodu pewnego buntu, za który miał ich ukarać. Dlatego zanim cesarz wziął się za nich, oni się wzięli za cesarza. 104. Kiedy już się zebrali, szybko i wbrew własnym oczekiwaniom, uzgodnili swe stanowisko i wybrali na cesarza Leona. Po dokonaniu wszystkiego, na co pozwoliły im aktualne warunki dla obwołania Leona cesarzem, ozdobili go wspaniałą szatą i podnieśli na tarczy60. Leon, kiedy już raz stanął w tym stroju, poczuł się tak, jak gdyby naprawdę był cesarzem, a nie czymś w rodzaju aktora, który gra na scenie swoją rolę, i zaczął wydawać rozkazy tym, którzy go wynieśli na cesarza. Zresztą i oni woleli, by sprawował władzę w sposób bardziej stanowczy. Jeśli chodzi o szerokie masy ludu, nie mógł obdzielić go żadnymi dobrami ani ująć pieniędzmi, wobec tego zjednał sobie jako poddanych przez zniesienie podatków i zezwolenie raz na zawsze na wyprawy łupieżcze, przy czym cały łup mogli zatrzymywać dla siebie. Dokonał też raz wyboru spośród wysokich urzędników państwowych i członków rady najwyższej61: jednych mianował dowódcami wojskowymi, drugich ustawił blisko tronu cesarskiego, innym powierzył najwyższe urzędy. Tak wyznaczył ich wszystkich na stanowiska odpowiadające i jemu, i każdemu z nich, stosowne w hierarchii zarządzania państwem, by natychmiast zająć się wyprawą wojenną przeciw Miastu. W ten spo- 59 W Adrianopolu przebywało jakby na wygnaniu wielu dowódców wojskowych, usuniętych przez Konstantyna Monomacha ze stolicy. Ich miejsce zajęli nieudolni dworzanie. 60 Podnoszenie na tarczy było symbolem uznania przez żołnierzy ich wodza za cesarza. 61 T j. senatu. sób chciał szybko w ich interesie ubiec przeciwdziałanie cesarza i rzucić na niego wszystkie swe siły, zanim on mógłby skierować na niego całą armię Wschodu82. Buntownicy sądzili też, że mieszkańcy Miasta nie staną po stronie cesarza i nie będą im stawiali oporu, byli bowiem wściekli na autokra-tora z powodu zmian, jakie niepotrzebnie zaczął wprowadzać przeciw nim, z trudem znosili jego panowanie i woleli widzieć w wodzu wojsk najemnych cesarza mogącego rzucić się dla nich w niebezpieczeństwo i odeprzeć najazdy barbarzyńców. 105. Istotnie nie dotarli jeszcze do murów, a już spory tłum przybył do nich w czasie marszu samorzutnie i pełen zapału, ponadto dołączyli do nich gromadnie żołnierze z górzystych stron kraju63, które schodzą w nizinę pod samo Miasto i sprzyjają ich celom. Takie było położenie buntowników. Sprawy cesarza wyglądały całkiem przeciwnie. Nie rozporządzał ani wojskiem rzymskim, ani nie dokonał zaciągu oddziałów najemnych oprócz małej formacji cudzoziemskiej, do której obowiązków należał według zwyczaju udział w uroczystościach cesarskich. Wojska Wschodu nie kwaterowały każde w swoim kraju, aby mogły na pierwszy sygnał drogą szybkiej koncentracji przybyć z pomocą zagrożonemu cesarzowi. Obozowały w głębi Iberii, gdzie odpierały najazd jakiegoś plemienia barbarzyńskiego64. Wszystko to sprawiało, że nadzieje cesarza całkiem upadły; o tyle tylko oddychał, o ile otaczały go mury obronne, w których widział jedyną możliwość ratunku. Dlatego cały swój wysiłek skierował na naprawę zaniedbanych partii murów i wyposażenie ich w machiny - miotacze kamieni. 106. Tak się zdarzyło, że mniej więcej w tym samym czasie cesarz zachorował na artretyzm. Ręce jego znieruchomiały całkowicie, a nogi prócz tego, że nie mógł chodzić, stały się bezwładne wskutek silnych ataków bólu. W dodatku zapadł na żołądek nękany biegunką i całkowitą niestrawnością. Cały jego organizm zmarniał i uległ wyniszczeniu, tak że nie mógł ani się poruszać, ani porozumieć z otoczeniem65. Dlatego właśnie lud Miasta miał go za zmarłego, schodził się gromadkami w różnych miejscach, zastanawiał, co trzeba robić, i rozpatrywał myśl przejścia na stronę uzurpatora66. W tej sytuacji cesarz znalazł tyle sił, żeby mimo swego stanu zdro- 62 Por. VI 105. 63 Z górzystej Tracji. 64 Wojska Wschodu walczyły w tym czasie w okolicach Kaukazu. 65 Por. VI 127 n. 66 w orygin. tyrannos. Tyran u Psellosa oznacza buntownika przeciw legalne mu cesarzowi, samozwańca, pretendenta oraz uzurpatora. wia ukazać się tłumowi z pewnej odległości, dać się zobaczyć z daleka i potwierdzić tym gestem, że jeszcze nie umarł. 107. Tak się miały sprawy cesarza. Tymczasem uzurpator przybył, jak wicher, z całym swym wojskiem i stanął obozem w pewnym miejscu przed Miastem. To, co się działo, nie było wojną ani zwarciem dwu wojsk, lecz prawdziwym oblężeniem i walką o mury. Ja na własne uszy słyszałem od samych żołnierzy i kilku bardzo sta-rych ludzi, że żaden z pretendentów do tronu nigdy dotąd nie doszedł do takiego stopnia zuchwałości, by przygotować się do ustawienia machin oblężniczych przeciw Miastu, trzymać napięte łuki w kierunku blanków i opasać wojskiem całe mury obronne od strony zewnętrznej. Wywołało to wielkie zdziwienie i zamieszanie wśród całej ludności. Wydawało się,-że wszystko stanie się łatwe do zdobycia. W tym czasie buntownik stanął w niewielkiej odległości od murów, okopał się i rozłożył obozem pod gołym (niebem. Spędził część nocy w obozie, potem dosiadł konia, kazał wykonać to samo swym wojskom, ustawił w szyku bojowym lekkozbrojną piechotę. Postępując krok za krokiem żołnierze stają o świcie zwarci przed murami, nie w nieładzie czy pospołu, lecz w szyku bojowym, gotowi do wszczęcia walki. Aby zaskoczyć nas, rzekomo niedoświadczonych w sztuce wojennej, wszyscy żołnierze mieli na sobie stalową zbroję, jedni, doborowi, byli zbrojni w nagolennice i pancerze, mieli opancerzone konie, pozostali wyposażyli się w taką broń, jaką mieli. 108. Sam uzurpator, siedząc na białym koniu, znajdował się w środku całego wojska, otoczony doborowymi jeźdźcami i najlepszym oddziałem swych formacji. Wokół niego stali lekkozbrojni, wszyscy celni strzelcy, nie obciążeni bronią i świetni biegacze. Pozostałe wojska, rozstawione po obu stronach, stały w szyku bojowym z dowódcami na czele. Oddziały, zachowując swój szyk, zostały sformowane nie z szesnastu żołnierzy każdy, lecz z mniejszej liczby, aby mogli rozwinąć się w szyku na większej powierzchni, a nie żeby stali zbyt ścieśnieni między sobą czy ustawiali się tarcza przy tarczy. Masy wojska stojące za nimi wyda- wały się ogromne i trudne do policzenia dla tych, którzy znajdowali się na murach. Wojsko to również było podzielone na jednostki walczące równocześnie, miało walczyć pieszo lub konno. W mniejszym stopniu przedstawiało sobą siłę wojskową niż tłum w nieładzie. 109. Tacy byli buntownicy. Autokrator, oblegany wewnątrz murów, siedział wraz z cesarzowymi na balkonie jednego z gmachów pałacowych67 ubrany w szaty cesarskie, aby wojsko przeciwnika widziało w takiej chwili, że jeszcze żyje. Oddech miał krótki, lekko pojękiwał, widział tylko taką część wojska nieprzyjacielskiego, jaka znajdowała się tuż naprzeciw jego oczu. 67 W pałacu Blachernai Wrogowie stali w szyku bojowym w pobliżu murów. Zaczęli wypominać stojącym na murach krzywdy, których zaznali od cesarza, i te, od których się uwolnią, jeśli zostanie uwięziony, i te, które spadną na nich, jeśli pozostanie wolny. Zażądali od nich, żeby otworzyli bramy i wpuścili ich autokratora68, człowieka skromnego i dobrego, który zaopiekuje się nimi po ludzku i powiększy Cesarstwo Rzymskie drogą zwycięskich wojen z barbarzyńcami. 110. Kiedy nikt z tych, do których się zwracali, nie odpowiedział im żadnym życzliwym słowem, a żołnierze zaczęli ich samych i ich pretendenta obrzucać stekiem różnego rodzaju obelżywych wyzwisk i plugawych słów i nie spełnili bynajmniej nadziei pokładanych w ich masie, przystąpili do miotania przekleństw na cesarza. Wyrzucali mu chorobę jego ciała, nazywali przeklętym, amatorem niegodnych rozkoszy, zakałą Miasta i demoralizatorem ludu lub używając jakichś innych, najbardziej dotkliwych przekleństw, obrzucali zniewagami. Większość Macedończyków, ludu zuchwałego i bezczelnego, nie nawykłego do wojskowej prostoty, lecz do miejskich błazeństw, zeszła z koni, utworzyli w biały dzień kręgi taneczne, improwizowali na poczekaniu piosenki lżące autokratora, rytmicznie uderzali nogą w ziemię, śpiewali i tańczyli. Cesarz widział jedne, słyszał drugie. Ja stałem w pobliżu cesarza i bądź wyrażałem oburzenie na ich piosenki, bądź usiłowałem go pocieszać, a on nie wiedział, co robić, i musiał znosić hańbę płynącą z ich czynów i powodowaną ich słowami. 111. Tymczasem jakaś grupa mieszkańców opuściła mury, zatrzymała swe konie i jedni zaczęli rzucać kamieniami z proc, drudzy strzelać z łuków. Wrogowie puścili się do pozorowanej ucieczki i kiedy dzięki temu manewrowi wciągnęli atakujących do pościgu, nagle zawrócili, dobyli mieczów, włóczni i położyli ich trupem. Jeden z nich umiał posługiwać się łukiem z konia. Podjechał w ukryciu przed naszymi oczami pod miury, napiął cięciwę i wypuścił strzałę, celując dokładnie w czoło cesarza. Strzała szybko przebyła dzielącą ich odległość, a ponieważ cesarz był nieco pochylony na bok, zraniła lekko młodego bezimiennego lokaja cesarza; myśmy zamarli ze strachu. Autokrator zmienił swe miejsce i trzymał się dużo dalej od oddziału wroga. Ci zaś, którzy wstali, jak powiedziałem, wczesnym rankiem, trwali pod murami aż do samego południa i albo rozmawiali, albo słuchali, co inni mówią, lub też nam schlebiali czy grozili, następnie zawrócili konie i odjechali do obozu. Zabrali się do wytaczania machin wojennych i przystępowali do ponownego oblężenia Miasta. 112. Kiedy cesarz doszedł do siebie, uznał, że byłoby rzeczą okropną, gdyby nie wyprawił przeciw nim kilku żołnierzy, nie powstrzymał ich 68 Pretendenta LeonaTornikiosa. ataków przez ogrodzenie się rowem, nie zamknął im wejścia do stolicy za pomocą okopów i nie trzymał tak daleko, by nie słyszeć ich słów i nie być przedmiotem ich przekleństw. Przede wszystkim dokonał złych obliczeń, potem zapoznał z nimi kilku niedoświadczonych w sprawach wojennych69. Większości spodobał się jego pomysł. Wpierw zaczął od przeszukania więzień, by się przekonać, czy nie ma tam przetrzymywanych żołnierzy. Każe ich uwolnić, wyposażyć w zbroje. Daje im łuki, oszczepy i przygotowuje do wojny. Następnie przyłącza do tego, co zostało jako wojsko - niemały tłum miesz- kańców (ci zresztą sami chcieli wejść do oddziałów wojskowych, bawiąc się w wojnę, jakby w jakąś grę). Przez cała noc wznoszono szańce wokół pewnego miejsca przed Miastem. O świcie, zanim jeszcze nieprzyjaciel stanął pod stolicą, cesarz sformował szyk bojowy z doborowych żołnierzy i postawił ich naprzeciw wroga: z jednej strony jazdę, z drugiej lekkozbrojnych. Wszyscy byli wyposażeni w broń odporną i stali uszeregowani według oddziałów. Cesarz znowu usiadł na balkonie i postanowił z dala obserwować przebieg wydarzeń. 113. Wrogowie nic nie wiedzieli o tych przygotowaniach. Kiedy podeszli bliżej, natknęli się na nasze zmasowane oddziały. Ściągnąwszy koniom lejce, uznali za rzecz pożyteczną dowiedzieć się zawczasu, skąd tak szybko zebraliśmy to wojsko. Obawiali się bowiem, że jest to jakaś formacja przybyła do nas na pomoc ze Wschodu. Kiedy zorientowali się, że nasze siły są bandą włóczęgów, i zobaczyli, że rów nie ma należytej głębokości, a okop będzie łatwy do sforsowania, zaczęli się śmiać z głupoty cesarza, pojęli, że nadarza się im nieoczekiwana okazja. Stanęliwzwartychszeregach,wydaliokrzyk wojennyiwszyscy razem jednocześnie rzucili się na koniach naprzód, z łatwością przesadzili okop i od razu zmusili do ucieczki tych, którzy dotąd stali w szyku bojowym. Kiedy znaleźli się na ich tyłach, dokonali straszliwej rzezi, a nasi tłoczyli się, zeskakiwali z koni i na miejscu byli tratowani oraz zabijani. Do ucieczki puścili się nie tylko ci, którzy znajdowali się poza obrębem Miasta, lecz także i ludzie wierni cesarzowi. Sądzili bowiem, że pretendent wejdzie do stolicy i wyrżnie wszystkich doszczętnie. 114. I jeśli pominąć rozumowanie oparte na zbytniej przezorności, nic nie stało na przeszkodzie wkroczeniu wojsk rebelianckich do wnętrza Miasta i łatwemu osiągnięciu zamierzonego celu70. Pełniący straż przy 69 Konstantyn Leichudes był za walką ofensywną wbrew zdaniu doświadczonego wodza Argyrosa, katepano Italii, naczelnika mniejszego okręgu wojskowego (katepanatu), który opowiadał się za stanowczą obroną murów. 70 Istotnie gdyby Tornikios nie zwlekał i od razu przypuścił szturm na miasto, byłby panem sytuacji. Por. Jan Mauropus, Nr 186, s. 178-195 (wyd.J.Bollig, P de Lagarde). bramach miejskich porzucili swą służbę i sami szukali sposobu, by zapewnić sobie jakąś straż. W całym Mieście jedni pochowali się w swoich domach, drudzy spieszyli na spotkanie z buntownikiem. Tymczasem buntownik bał się wkroczyć od razu do stolicy czy raczej był pewny, że my sami wezwiemy go do objęcia władzy i wprowadzimy do pałacu w cesarskim orszaku z pochodniami na przodzie, wobec czego odłożył na jutro swój wjazd do Miasta. Objeżdżał konno wszystkie oddziały swych wojsk, krzyczał, żeby nikt dalej nie walczył i nie sycił się krwią swych bliskich, a kiedy zobaczył jakiegoś żołnierza potrząsającego oszczepem lub mierzącego włócznią, chwytał go za ramię, jeśli znalazł się w pobliżu, i ocalał uciekającego. 115. Cesarz pozostał sam i był przekonany, że wkrótce zginie. Gdy usłyszał te krzyki i zobaczył, że pretendent powstrzymuje żołnierzy od rzezi: „To jedno tylko - powiedział (zwracając się do mnie) - przeraża mnie okropnie, bardziej niż inne rzeczy, że ten potworny człowiek głosi słowa pełne humanitaryzmu i szlachetności. Obawiam się, że właśnie dlatego nie pozyska sobie pomocy boskiej". 116. Podczas gdy siostra cesarza lamentowała nad nieszczęściem - mam na myśli jego starszą siostrę71 (Euprepia bowiem została skazana na wygnanie) - i zachęcała, by uciec i schronić się w którymś ze świętych kościołów, rzucił na nią strasznym wzrokiem byka: „Niech ją ktoś odprowadzi - powiedział - jeśli w ogóle ktokolwiek jeszcze pozostaje przy mnie, aby wylewała swoje żale tylko dla siebie i nie osłabiała mej duszy! Szczęście bowiem, powiada (znowu zwracając się do mnie), będzie trwało przy buntowniku tylko przez dzień dzisiejszy, później zapadnie się pod nim, jak piasek, a sprawy jego potoczą się w przeciwnym kierunku"72. 117. Buntownik po dokonaniu tego wszystkiego wziął do niewoli niemało jeńców i wrócił do swego obozu w normalnym szyku bojowym. Autokrator nie zamierzał przedsięwziąć jakiejś nowej akcji przeciw niemu. Kazał naprawić wejścia do murów, zdobył sobie popularność wśród mieszkańców Miasta, chwaląc ich za życzliwość, którą mu okazywali już przedtem, i za tę, której mu nie poskąpią w przyszłości, ustalił nagrody za zwycięstwo, jak na igrzyskach, i w ten sposób z łatwością przetrwał oblężenie. Tymczasem buntownik spędził tylko jedną noc w obozie. O świcie ruszył ze swym wojskiem, jak gdyby miał wziąć leżącą przed nim władzę. Przyprowadził jeńców skrępowanych łańcuchami, ustawił ich przed murami, pouczywszy uprzednio, że mają w odpowiednim momencie krzyczeć. Stojąc w pewnej odległości od siebie, jeńcy zaczęli lamentować żałosnym głosem i wzbudzającymi litość gestami. Nie skierowali jednak 71 Hel ena. Por. VI 100. 72 Por. VI 96. ani słowa do cesarza, lecz błagali ludność, by nie wzgardziła krwią swych współplemieńców i ziomków i nde chciała oglądać na własne oczy żałosnego widowiska ćwiartowania ich, jak zwierzęta ofiarne. Nas zachęcali, żebyśmy nie doszli do tego stopnia nieszczęścia i nie wzgardzili autokratorem73, jakiego dotąd nigdy nie było, a którego oni znają doskonale. Może on bowiem zgładzić ich jeszcze teraz, traktując jako wrogów, lecz zwlekał aż dotąd z rzezią i składa w swej życzliwości ich życie w nasze ręce. Jednocześnie zaczęli przedstawiać dramatyczne recytacje wszystkich nieszczęść, które spadły na nas z powodu naszego cesarza, dodając, że chociaż z początku wzniósł on wysoko nadzieje Miasta, to później strącił je z wysokości chmur w przepaść. Tak brzmiało w skrócie to, co mówili jeńcy, a słowa ludu pozostały takie same, jak poprzednio. 118. Następnie miało miejsce takie oto wydarzenie. Żołnierze znajdujący się wewnątrz murów ostrzeliwali wrogów kamiennymi pociskami o znacznym ciężarze, lecz bez żadnego powodzenia; pociski padały poza cel. Wówczas obsługa machiny napięła cięciwę do krańców możliwości i wystrzeliła jeden z największych kamieni w kierunku samego uzurpatora. Nie trafili w niego, ale spowodowali, że zarówno on jak i ludzie z jego otoczenia przerazili się i zaczęli uciekać. Raz porażeni strachem pomieszali się między sobą, przerwali zwarty szyk i powrócili do okopów. 119. Odtąd ich sprawy potoczyły się wręcz przeciwnie. Na krótko wznieśli się wysoko w swych nadziejach i, by tak rzec, wskutek niesprzyjających okoliczności szybko zdobyli jedynie zbocze góry, po czym runęli w dół. W każdym bądź razie nie podeszli po raz drugi pod mury Miasta. Pozostali jeszcze przez kilka dni w miejscu, gdzie rozbili obóz i powrócili tam, skąd przyszli, większość z nich w nieładzie, jak uciekinierzy. Jeśliby wówczas ukazał się na ich tyłach jakiś oddział konnicy, złożony z około szesnastu lub nieco więcej jeźdźców, to nie pozostałby w tym rozproszonym, bezładnym wojsku nawet kapłan strzegący świętego ognia ofiarnego. Autokrator, chociaż przewidział tę ucieczkę, nie wydał rozkazu pościgu, powstrzymywany swym poprzednim strachem, i dlatego nie wykorzystał odpowiedniej chwili dla podjęcia właściwej decyzji. 120. Dla nas odejście wroga z okopów wydało się wspaniałym pomnikiem zwycięstwa. Ludność Miasta rozpełzła się po okopach i znalazła ogromną ilość żywności należącej do wojak tam stacjonujących, które nie mogły jej zabrać i załadować na juczne zwierzęta. Wrogowie przykładali więcej wagi do tego, żeby raczej odejść w ukryciu, niż dokonać odwrotu w atmosferze sytości i dobrego zaopatrzenia. 73 Tzn. ich autokratorem - Leonem Tornikiosem. Kiedy tylko odjechali, zaraz ogarnął ich gniew na dowódcę. Mimo to chociaż każdy z nich pod wpływem strachu żywionego w sobie chciałby uciec od dowódcy, wszyscy powstrzymywali się od ucieczki, gdyż jeden bał się drugiego, a i sama rzecz nie była łatwa do wykonania. Ci jednak, którzy mieli dotąd sposobność uciec od niego niepostrzeżenie, pobiegli, ile tylko mieli tchu, do autokratora i do Miasta. Nie byli to wyłącznie zwykli żołnierze, lecz także wysocy dostojnicy i dowódcy wojskowi. Na buntownika spadło drugie, potem trzecie nieszczęście i następne, jedno po drugim. Po przypuszczeniu ataków na twierdze Zachodu, łatwe do zdobycia z innych powodów, a zwłaszcza ze względu na ich dostępne położenie i mało spoiste mury, gdyż od długiego czasu nie oczekiwały wroga, nie mógł opanować żadnej drogą oblężenia. Ci, którzy dostali rozkaz zdobycia murów, mniej troszczyli się o samo oblężenie niż o wyco- fanie się i pokazali oblężonym, że nie chcą z nimi walczyć, chyba że w pozorowanych atakach. 121. W tak haniebny sposób buntownik oddalił się spod Wielkiego Miasta, a jeszcze bardziej haniebnie odparły go kolejno atakowane twierdze. Tymczasem autokrator wzywa także armię Wschodu. Kiedy przybyła bardzo szybko, posyła ją przeciw wojskom Zachodu, złożonym z żołnierzy rodzimych i barbarzyńskich. Kiedy ci dowiedzieli się o nadciąganiu przeciwko nim armii Wschodu74, nie odbyli żadnej narady nad tym, czy walczyć z nią, czy nie, lecz z miejsca rozproszyli się, złorzecząc buntownikowi. Jedni wrócili do domu, drudzy, i to najliczniejsi, odjechali do autokratora, chociaż przedtem złożyli wiele przysiąg, a nawet przysię- gali na święte relikwie, że Umrą razem, jeden za drugim, na oczach uzurpatora. Wówczas jednak porażeni strachem nie pamiętali w najmniejszym stopniu o wspólnej przysiędze. 122. Jeden z towarzyszy broni uzurpatora, od początku służący w jego szeregach, miał na imię Jan i nosił przydomek Watatzes75. Był mężczyzną, który mógł współzawodniczyć w tężyźnie fizycznej i sile rąk z owymi tylekroć sławionymi w starożytności herosami i pozostawał do końca przy pretendencie. Kiedy pretendent postanowił uciec i schronić się w świętym kościele76, uciekł wraz z nim do tego samego azylu. Gdy tylko mógł, nie przyjmował pierwszych świadczonych mu zaszczytów, wszystko stawiał na drugim miejscu i nie zdradził złożonej przysięgi. 74 Cesarz zawezwał na pomoc również wojska bułgarskie, które Jan Watatzes pobił na głowę w okolicach Kypseli (dziś. Ipsala) nad dolnym biegiem rzeki Hebros (dziś. Marica). 75 Por. VI 102. 76 W miasteczku Bulgarophygon (dziś. Babaeski) nad brzegiem Erginy (dziś. Er-gene), dopływu Maricy, między Małą Nikeą (dziś. Buyukkarastiran) a Adrianopolem. Tak więc obaj schronili się w poszukiwaniu azylu w świętym przybytku, dobyli mieczy i grozili, że się zabiją, jeśli ktokolwiek zechciałby ich wyprowadzić przy użyciu siły. Po otrzymaniu poręki poświadczonej przysięgą, wyszli z kościoła i oddali się w ręce tego, kto złożył im tę przysięgę. W nowo powstałej sytuacji dawny buntownik od razu stracił całą odwagę i bądź rozwodził się nad sobą żebrząc litości, bądź uciekał się do innego rodzaju błagań, czy też robił coś, co nie należało do rzeczy szlachetnych, i takim go widziano. Watatzes zachowywał się wręcz przeciwnie. Będąc w tym samym położeniu, nie tracił ducha, miał zawsze dumny wyraz twarzy i okazywał się wobec wszystkich odważny i nieustraszony. 123. Po tym wszystkim autokrator nie chciał do nikogo żywić jakiejkolwiek urazy za krzywdy ani wywierać zemsty na zuchwałych buntownikach. Obiecał to Bogu i sam rzuciłby na siebie najstraszniejsze przekleństwa, gdyby się nie okazał pobłażliwy i łaskawy wobec tych, którzy podnieśli na niego rękę. Kiedy jednak winowajcy przybyli pod mury miejskie, natychmiast odżył mu w pamięci ich zuchwały postępek. Nie wahał się nadal, nie zapanował nad swymi uczuciami i z miejsca kazał pozbawić ich oczu. Uzurpator zaczął zawodzić żałośnie i lamentować niegodnie nad swoim losem. Drugi powiedział tylko tyle, że Cesarstwo Rzymskie traci mężnego żołnierza, szybko położył się na wznak i dzielnie zniósł karę77. Następnie cesarz odbył pochód triumfalny, największy, jaki kiedykolwiek wysławiano. Na tym uśmierzył zapał swego gniewu i w sposób najbardziej łaskawy pojednał się z tymi, którzy godzili na niego. 124. Jedno zapomniałem powiedzieć przed innymi sprawami, mianowicie jak cesarz wyglądał fizycznie tuż po objęciu tronu, z jaką energią i z jak bardzo wytężonymi siłami przeszedł w stan przeciwny i jak nie zachował aż do końca swej nietkniętej urody, lecz - jak słońce przysłonięte chmurami - ukazywał patrzącym nań zaćmiony blask swej otrzymanej od natury piękności. Opowiem o tym zaczynając od strony odwrotnej. URODA CESARZA 125. Natura obdarzyła życie posągiem piękności w osobie tego cesarza, odtwarzając w nim tak doskonałą harmonię i piękne proporcje, jakich nie ucieleśniła za naszych czasów w kimkolwiek, kto by mógł się z nim porównać. Do tych pięknych proporcji dodała energię dobrze napiętą, jak gdyby piękny dom wyposażyła w mocne fundamenty. Energii 77 Egzekucja odbyła sią w wigilię Bożego Narodzenia 1047 r. W dniu 29 XII 1047 Jan Mauropus wygłosił mowę pochwalną na cześć zwycięstwa odniesionego przez cesarza. tej nie zamknęła ani w długości jego rąk, ani w wielkości innych członków, lecz ukryła ją, sądzę, w głębiach serca, poniechała natomiast odsłonięcia jej jako rzeczy dających się widzieć w jego ciele, z którego biły blaskiem raczej piękność i harmonia niż niezwykłe proporcje. Ręce jego, a zwłaszcza palce, zachowywały właściwą symetrię. Mimo tej symetrii miał siłę i nie było żadnego trwałego przedmiotu, który by nie został zgnieciony uściskiem jego rąk. Jeśli przyszła mu ochota, żeby ścisnąć komukolwiek ramię, trzeba było wielu dni, aby doszedł do siebie. Przepięknie, jak mówiono, dosiadał konia, był najszybszym człowiekiem w sztuce jeździeckiej, zgrabnym, lekkim i nie mającym równego sobie w pięcioboju. Takie były jego siła, gibkość ciała, szybkość nóg. 126. Słyszymy, że był piękny jak Achilles czy Nireusz78. Bohaterów tych zaledwie odmalował język poetycki, który w swej twórczej fantazji wyposaża ciało ludzkie we wszelkiego rodzaju piękno Cesarza natomiast sama natura ukształtowała i wygładziła prawdziwie i jak gdyby wycyzelowała, po mistrzowsku upiększyła i potęgą swej sztuki przeszła czarodziejską moc poezji. I kiedy stworzyła wszystkie jego członki we właściwej proporcji do całego ciała, głowę i to, co po niej od razu następuje, ręce i to, co idzie zaraz po nich, nogi i stopy, nakłada na wszystkie partie ciała stosowne barwy: maluje głowę na kolor słońca i rudo-czerwony, cały tułów od piersi do brzucha i nóg, jak i cały tył nasyca najczystszą bielą. Tak dobrze stosuje swe miary. Gdyby ktoś chciał przyjrzeć się dokładnie cesarzowi, kiedy znajdował się w kwiecie wieku, a jego kończyny nie były jeszcze zwiotczałe, porównałby do pięknej kuli słonecznej jego głowę, ina której włosy błyszczały jak promienie, a resztę ciała zestawiłby z najczystszym i przepuszczającym nieskalane światło kryształem. Charakter cesarza był również harmonijnie jednolity. Język miał pełen ogłady, wdzięk towarzyszył jego rozmowie, a gdy się uśmiechnął, mógłbyś natychmiast doistrzec dziewicze powaby usidlających wdzięków. CHOROBA CESARZA 127. Tak piękny był cesarz, kiedy zasiadł na tronie. Nie minął nawet rok, a oto natura, która go ozdobiła ku podziwowi i przyjemności ludzi, osłabiła się i wyczerpała, jak gdyby tu jej zabrakło, odebrała mu siły i wstrząsnęła jego urodą79. W każdym razie elementy jego ustroju - mam na myśli substancje pierwiastkowe - uległy rozluźnieniu i pomieszaniu, po czym spłynęły bądź do nóg oraz wnęk stawowych, bądź do rąk, napełniły wodą mięśnie, 78 Achilles - jeden z głównych bohaterów Iliady; syn Peleusza i bogini morskiej Tetydy, słynny z męstwa i piękności. Nireusz - syn Choroposa i Aglai, najpiękniejszy po Achillesie Grek pod Troją. 79 Psellos nawiązuje do tematu już poruszonego (VI 106). kości w okolicy grzbietu, jakby jakieś potoki spłynęły razem na ładowny statek i wstrząsnęły nim od podstaw. 128. Choroba nie zaczęła się od razu, nie szybko ogarnęła całe ciało. Wpierw nogi uległy silnemu naciekowi artretycznemu, w następstwie czego autokrator został przykuty do łóżka, a jeśli już musiał chodzić, poruszał się przy pomocy innych. Choroba przebiegała w sposób cykliczny i periodyczny. Wydawało się, że artretyzm ustępował po takiej samej, określonej liczbie dni, jaką liczył okres unieruchomienia cesarza, z czasem odstępy ataków zmniejszały się i przerwy nie trwały długo. Tak więc wyglądały te sprawy. Artretyzm pogłębiał się, objął z kolei barki, w końcu opanował całe ciało. Odtąd każdy członek cesarza wypełnił się tym strasznym naciekiem artretycznym i tracił swoją energię. Wszystkie włókna i ścięgna zwiotczały, elementy równowagi przemieściły się, za czym poszły zachwianie równowagi i zwiotczenie mięśni. Patrzyłem na jego piękne od urodzenia palce, pozbawione naturalnych kształtów, sterczące, zakrzywione do wewnątrz i nie mogące niczego uchwycić, na jego skurczone nogi, opuchnięte kolano jak wyrostek łokciowy, przez co nie miał dobrej podpory przy chodzeniu. Nie mógł długo stać, większą część dnia spędzał w łożu. Ilekroć miał udzielić audiencji, trzeba było go przygotować do niej i odpowiednio usadzić. 129. Najbardziej narzekał, kiedy musiał wziąć udział w ceremoniach cesarskich traktowanych jako nieodzowny obowiązek wobec mieszkańców stolicy. Umiejętność konnej jazdy pomagała mu trzymać się w siodle i zachować dostojną postawę, ale gdy już dosiadł konia, oddychał z trudnością, cugle trzymał luźno. W czasie jazdy młodzi, wysmukli giermkowie wspierali go, jak jakiś ciężar, z obu stron i potrzymywali, raz jedni, raz drudzy, i wiedli tam, gdzie miał się zatrzymać. Nawet w czasie takich okropnych cierpień cesarz nie zapominał o swym zwyczajnym trybie bycia, nadawał twarzy najbardziej wdzięczny wyraz, poruszał się i zmieniał miejsce sam, tak że patrzący nań nie bardzo wiedzieli, że cierpiał i miał sparaliżowane chorobą ciało. Tak oto zachowywał się podczas uroczystych pochodów. Brukowaną nawierzchnię ulic wyściełano na drodze jego przejazdu dywanami, aby koń nie pośliznął się na płaskich kamieniach. W pałacu, niesiony jak ciężar, przemieszczał się z komnaty do komnaty; dźwigano go tam, gdzie sobie życzył. Ale jeśli ogarnął go atak artretyzmu, ojej! Jakie to były okropne cierpienia! 130. Ja, pisząc tę historię, zapytuję się z ogromnym zdziwieniem, skąd ten człowiek brał dosyć sił, by znosić te bóle, które rzucały się na niego z taką gwałtownością. Chwytał go atak za atakiem, niszczył resztki jego nieszczęsnej substancji i w ogóle rozkładał na poszczególne cząstki to, co jeszcze trzymało się w całości. Nie wiedział, jak ma się wygodnie położyć na spoczynek w swoim łożu, każda pozycja była dla niego okropna. Dlatego lokaje podtrzymywali i podpierali jego biedne ciało, a kiedy udało im się, nie bez trudu, ułożyć go w pewnym nachyleniu dającym mu ulgę, unieruchamiali tak, różnymi sposobami, aby utrzymać w tej pozycji. Nie tylko zmiana miejsca sprawiała mu okropny ból. Język, kiedy mówił, powodował także cierpienia. Nawet najmniejsze poruszenie oczu wywoływało atak artretyzmu, który go unieruchamiał całkowicie, tak że nie mógł nawet drgnąć. 131. Mówię i utrzymuję z całą stanowczością, biorąc Boga na świadka moich słów, że cesarz, wyczerpany i [nabrzmiały tak wielkimi nieszczęściami i w ogóle wart współczucia, nigdy nie wymówił żadnego bluźnierczego słowa przeciw Bogu80. Nawet kiedy widział, że ktoś smucił się z powodu jego cierpień, odprawiał go od siebie cierpkimi słowami i oświadczał, że nieszczęście spadło na niego jako kara czy raczej nazywał je wędzidłem swej własnej natury. Bał się bowiem swych szczególnych instynktów i powiadał: ,,Ponieważ nie ustępują przed rozumem, poddają się cierpieniom cielesnym. Moje ciało cierpi, lecz rozwiązłe zamiary mej duszy zoistały poskromione''. Tak filozofował oswojej chorobie. Gdyby ktoś, pomijając pozostałe sprawy, oceniał cesarza tylko z tego punktu widzenia, nazwałby go prawdziwie bożym człowiekiem. 132. Miał jeszcze inną zaletę. Ja jednak zupełnie nie mogę go chwalić za nią. On natomiast, całkiem przeciwnie, wielce ją sobie cenił. Kto chce, niech osądzi! W stosunku dosiebie nie zachowywał żadnej w ogóle ostrożności. Kiedy spał, drzwi nie były zamknięte ani straże nie czuwały na zewnątrz. Lokaje wychodzili często wszyscy razem, można było łatwo przejść koło niego i znowu powrócić - nikt nie zatrzymałby przechodzącego. Jeśli ktoś wyrzucał cesarzowi ten brak ostrożności, nie upominał go, lecz odsyłał jako chorego w swych sądach o Opatrzności, przez co chciał powiedzieć, że jest cesarzem z woli Boga i że strzeże go sam Bóg. Dodawał, że mając tak doskonałą straż, pogardza niedoskonałą strażą ludzi. 133. Ja często przeciwstawiałem mu sterników, budowniczych, w końcu dowódców oddziałów i wodzów naczelnych. „Nikt z nich - mówiłem - nie przystępował do pracy nie pokładając nadziei w Bogu, lecz jeden za pomocą miary wyrównuje wznoszoną budowlę, drugi kieruje statkiem za pomocą steru, a każdy z tych, którzy są na wojnie, nosi tarczę i miecz. Hełm osłania mu głowę, pancerz obejmuje resztę ciała". Wychodząc z tego rozumowania, chciałem następnie lepiej go przekonać, że tak bardziej wypada postępować cesarzowi. Mimo tych wysiłków wcale go nie przekonałem. To postępowanie wskazuje na szlachetny charakter, lecz daje okazję dla tych, którzy chcą przy tej sposobności dopuścić się zamachu. 80 Wobec Tornikiosa postąpił jednak inaczej. Por. VI 123. 134. Taki sposób postępowania cesarza stał się oczywiście przyczyną wielkich nieszczęść, z których podaję jedno czy dwa, by czytelnicy mogli wyrobić sobie zdanie również o innych. Przedtem zrobię jednak krótką dygresję na pewien temat. W dobrze administrowanych miastach rejestry ludności obejmują arystokrację i ludzi dobrze urodzonych oraz zwykłych mieszkańców niskiego pochodzenia tak w aspekcie cywilnym jak i wojskowym. W ten sposób przynajmniej rządzili się Ateńczycy i wszystkie miasta, które usiłowały naśladować ich demokrację. Tak było i u nas; wzięliśmy to w dziedzictwie po przodkach, dopiero Romulus po raz pierwszy spowodował w tym względzie zamieszanie. Ta piękna instytucja rejestrów została zarzucona i znajduje się w nieposza-nowaniu, co więcej, nie ceni się w ogóle ludzi dobrze urodzonych; senat uległ wypaczeniu i każdy, kto chciał, nabywał prawo obywatelstwa. U nas można było znaleźć wielu ludzi, którzy zrzucili z siebie dawniej noszone ubranie z grubego, kosmatego sukna. Krótko mówiąc, często rządzą nami ludzie, których nabywaliśmy u barbarzyńców. Powierza się im najwyższe stanowiska, a nie są, to Peryklesi i Temistoklesi, lecz najpod-lejsi ludzie na miarę Spartakusa, 135. I tak znalazł się w naszych czasach jakiś wyrzutek barbarzyński, który pozostawił daleko,za sobą dumę rzymską i posunął swą bezczelność do szczytu, by mając w pogardzie władzę, wpierw zrobił wszystko jak inni, aby zostać cesarzem, a później gdy zasiadł na tronie, chełpił się bezczelnie, mówiąc: „Tą oto ręką nieraz bijałem (tu pokazywał swą prawicę) cesarzy rzymskich". Ja, słysząc takie słowa, byłem pełen głębokiego oburzenia i niewiele brakowało, żebym zadusił obiema rękami tego bezczelnego barbarzyńcę, gdyż nie mogłem znieść ciosu zadanego takim językiem. 136. Ta zakała, jaką był ten osobnik, nieco przedtem skalała godność naszego szlachetnego senatu. Wpierw był sługą cesarza, następnie wśliznął się do dygnitarzy i zajął miejsce w jeszcze wyższej randze. Był to, jak już powiedziałem, człowiek niskiego pochodzenia, a jeśliby ktoś chciał powiedzieć coś więcej - niezwykle podły i nikczemny. Kiedy zasmakował w świeżych wodach rzymskich, uznał za rzecz absolutnie niedopuszczalną, żeby nie został panem samego źródła najznakomitszych Rzymian, on, niewolnik, nabyty za pieniądze. Takimi myślami nabił sobie głowę ten prostak. Uznał nieobecność straży przy cesarzu za gratkę dla swego celu. Nie zawierzył swych zamiarów nikomu ze szlachetnych ludzi, usunął z drogi wszystko, co mogłoby stanąć na przeszkodzie w powodzeniu jego dążeń. Pewnego razu, gdy autokrator wracał w orszaku z teatru do pałacu, wmieszał się do straży, która szła z tyłu, dostał się do wnętrza pałacu i stanął na zasadzce przy pomieszczeniach kuchennych. Każdy, kto przechodził koło niego, myślał, że to sam cesarz kazał mu stać na straży i dlatego nikt go nie przepędził z pałacu. Zamierzał, jak to później wykazał prowadzący śledztwo w sprawie jego planów ukrytych w duszy, rzucić się na cesarza pogrążonego we śnie, zabić go sztyletem, który ukrył w zanadrzu, i przejąć władzę cesarską dla siebie. 137. Powziął więc takie postanowienie. Kiedy cesarz usnął, ten śmiałek wyniósł się, jak powiedziałem, ponad wszystkich i zabrał się do dzieła. Zaledwie zrobił kilka kroków, dusza jego uległa zamroczeniu, doznał zawrotu głowy, zaczął biegać tu i tam, wreszcie został schwytany. Autokrator natychmiast zerwał się ze snu - strażnicy już się zebrali i przystąpili do surowej indagacji barbarzyńcy - oburzył się na tę zuchwałość i rozzłościł, gdyż było rzeczą widoczną, że ten człowiek pogardza cesarzem. Cesarz każe go natychmiast wtrącić do więzienia. Nazajutrz sam zasiada jako surowy sędzia śledczy w sprawie tej zbrodni, bada, czy miał wspólników zamachu, czy ktoś podżegał go do tego zamiaru, czy ktokolwiek doradzał mu popełnić ten zuchwały czyn. Kiedy podsądny nie dawał żadnych sensownych odpowiedzi na pytania, cesarz każe poddać go okrutnym torturom, zawiesić nagiego za obie nogi na drzewie i siec biczami niemal do śmierci. W rezultacie ów człowiek wyjawił, jak sądzę, pod wpływem tortur kilku dygnitarzy jako wspólników zbrodni. Tak ofiarą szaleństwa barbarzyńskiego padli przy okazji mężowie najuczciwsi i najwierniejsi. Późniejsze czasy zaliczyły tego osobnika do ludzi pozbawionych jakiejkolwiek czci. Dygnitarzy cesarz przywrócił do ich pierwotnej rangi. 138. Cesarz troszczył się przez jakiś czas o stan straży osobistej, po czym znowu zaniedbał ochronę swojej osoby. Niewiele brakowało, żeby sam cesarz nie został porwany, a Miasta nie ogarnęły zamieszki i jeszcze większe nieszczęścia. Moja historia ukaże, gdzie się zaczęło zło, jak daleko zaszło i jak cesarz, popadłszy w niebezpieczeństwo, znowu ocalił się wbrew jakimkolwiek nadziejom. Autokrator miał pogodne usposobienie, był skory do każdej przyjemności i chciał zawsze mieć rozrywki. Nie bawiły go jednak ani tony organów, ani melodie fletów, ani harmonia zgranych głosów, ani tańce, ani występy mimów, ani żadna inna tego rodzaju rozrywka. Ale jeśli ktoś miał język z natury upośledzony i nie mógł poprawnie wymawiać słów lub jeśli ktoś inny plótł brednie i gadał, co mu przyszło do głowy, cieszył się z tego najbardziej i, by rzec jednym słowem, błąd językowy uważał za zabawną rozrywkę. 139. Do pałacu przychodził wówczas tego rodzaju osobnik, jakiś wy- rzutek na wpół niemy81. Kiedy mówił, język zacinał mu się w ogóle i plątał przy każdej próbie artykulacji. Człowiek ten zresztą dodawał nadto coś od siebie do swej wady wrodzonej i wymawiał słowa, jakby nawiedziła go utrata głosu, gdyż w obu tych wypadkach słuchający nie rozumiał nic z tego, co ten chciał powiedzieć. 140. Początkowo cesarz przyglądał się mu obojętnie, a osobnik ów pojawiał się przed cesarzem w długich odstępach czasu,, po obrzędzie umycia rąk. Potem, jak to z cesarzem bywało, stał się zagorzałym odbiorcą przyjemności płynących z tych bredni. Doszło do tego, że nie mógł się już obyć bez towarzystwa tego człowieka. Nie przewidywał określonego czasu na tę zabawę. Kiedy udzielał audiencji czy wręczał akty nominacyjne wysokim urzędnikom dworskim, czy dokonywał jakiejś, innej czynności publicznej, nawet wówczas ów osobnik znajdował się przy nim, okazywał wrodzoną wadę i grał swoją rolę. I oto cesarz zaczyna naśladować tego człowieka czy odtwarzać go w sposób wyolbrzymiony i, wziętego z ulicy, umieszcza w centrum administracji rzymskiej, wynosi bez żadnego przygotowania na wyższe stanowiska, w końcu zalicza do stanu najwyższych dygnitarzy, czyni wszędobylskim i mianuje dowódcą cesarskiej straży przybocznej. Osobnik okazał pełną nieudolność umysłową, nie przychodził do cesarza w określonym czasie, ale wówczas gdy mu przyszła na to ochota. Po przybyciu całował go w pierś i w twarz, po czym zaczynał mówić pierwszy, nie czekając aż się odezwie cesarz. Otwierał usta w szerokim uśmiechu, siadał na tym samym łożu, na którym leżał cesarz, ściskał go za chore ręce, sprawiając mu tym jednocześnie i ból, i przyjemność. 141. Ja naprawdę nie wiedziałem, kogo z nich dwóch bardziej podziwiać, czy tego osobnika, który dostosował się do myśli i woli cesarza, czy samego cesarza, który dostosował swą mentalność do tego człowieka. Jeden był w pełni oddany drugiemu i stali się wzajemnie swymi jeńcami. To, czego chciał cesarz, robił aktor. To, co robił aktor, tego chciał cesarz. W każdym bądź razie cesarz zazwyczaj rozumiał grę tego aktora, zresztą bawił się tym, że jest jego zabawką. Aktor był rozkoszą dla głupoty cesarza i do każdej komedii wymyślał coś nowego, co umiejętnie przystosowywał do jego prostoty. 142. Rzeczywiście, cesarz nie mógł się obyć bez jego towarzystwa ani na chwilę. Ten natomiast nudził się, kiedy przebywał z cesarzem. Czas wolny lubił spędzać w atmosferze, zupełnej swobody. Pewnego razu zginął mu koń, świetny do gry w piłkę82. Ponieważ spał w pobliżu cesarza, obudził się nagle w ciągu nocy, obudził też cesarza pogrążonego we śnie; nie mógł się powstrzymać, tak rozpierała go radość. 81 Psellos bardzo rzadko przytacza imionaosóbdziałających.Tu chodzi oniejakiegoRomanaBoilasa. Por. Zonaras III 644, 15 n. 82 Polo konne, ulubiona gra w Bizancjum, podobna do hokeja. Cesarz wcale się nie rozgniewał, że został rozbudzony. Zapytał, co mu się stało i co jest powodem tej wielkiej radości. Ten zawisł u jego szyi i zaczął go obsypywać pocałunkami po twarzy, mówiąc: „Znalazł się, cesarzu, mój zaginiony koń. Jakiś eunuch jedzie na nim, stary i pełen zmarszczek. Jeśli chcesz, wskoczę na jakiegoś wierzchowca i ci go sprowadzę wraz z tym koniem". Cesarz, setnie tym ubawiony, zaczął się śmiać bardzo słodko, , „Ależ, puszczam cię wolno - rzecze - wracaj jak najszybciej i daj mi odpowiedź, co z twoją odnalezioną zgubą". Odjechał natychmiast, by się oddać zamierzonym przyjemnościom. "Kiedy skończył ucztowanie, przyjechał, sapiąc i dysząc, wieczorem. Ciągnął za sobą jakiegoś eunucha i rzecze:„Oto ten, cesarzu, uprowadził mi konia. Ma go u siebie i nie chce oddać. Przysięga, że wcale go nie ukradł". Ów starzec miał wygląd człowieka płaczącego i całkowicie zbitego z tropu tym oskarżeniem. Cesarz nie wiedział, jak ma się powstrzymać od śmiechu. 143. Cesarz pocieszył go innym, piękniejszym koniem. Eunuchowi osuszył fałszywe łzy dając mu tyle podarunków, o ilu nie marzył nawet we śnie. Eunuch był jednym z tych, którzy najbardziej schlebiali owemu osobnikowi z powodu jego zdolności aktorskich, a pochlebca chciał od dawna ,uczestniczyć w szczodrobliwości cesarskiej. Nie wiedząc, jak ma zainteresować cesarza jakimś nieznanym człowiekiem, wymyślił scenę snu, zrobił sobie igraszkę i z cesarza, i z tego człowieka, i ze sfingowanego snu, i z tępego umysłu. Najstraszniejsze w tym wszystkim było to, żeśmy wszyscy rozumieli te komedię, lecz żeby ją zdemaskować, trzeba byłoby wiele, a my znaleźliśmysię w w roli zwierzyny łownej - ofiar cesarskiego dziwactwa i rozgrywającej się komedii. Byliśmy zmuszeni śmiać się z tego, z czego w danej sytuacji należało płakać. Gdybym nie zapowiedział opowiadania o sprawach poważnych, lecz o głupstwach i błahostkach, jakże wiele mógłbym zebrać tego rodzaju historyjek! Niechże to będzie przykładem, jednym z wielu, a moje dzieło niech powróci do dalszego ciągu wydarzeń! 144. Ten osobnik nie tylko owładnął męską częścią pałacu, lecz także wcisnął się podstępnie do komnat żeńskich i podporządkował sobie obie cesarzowe. Wymyślił całkiem bzdurną historyjkę, utrzymając że zrodził się ze starszej cesarzowej, i twierdził pod wielkimi przysięgami, że młodsza miała dziecko83. Tak właśnie, dowodził, przyszedł na świat. Jak gdyby przypominając sobie sposób, w jaki się urodził, wymieniał okoliczności swego porodu, wspominał bezwstydnie łono matczyne. Najbardziej 83 Starsza cesarzowa - Zoe; jej młodsza siostra - Teodora. pociesznie opowiadał zwłaszcza, o ciąży Teodory, mianowicie co mówiła do niego, gdy była w poważnym stanie, i o tym, jak jej dziecko przychodziło na świat. Głupota tych kobiet była przy tym wabikiem dla tego aktora i otworzyła mu wszystkie drzwi do tajemnych wejść. Niełatwo byłoby wyliczyć wszystkie podarunki, które płynęły do niego tak z mieszkań mężczyzn, jak i apartamentów kobiet. 145. Przez jakiś czas gra tego osobnika sprowadzała się do tego rodzaju rzeczy. Kiedy jednak cesarzowa odeszła ze świata84, o czym wkrótce opowiemy, dopuścił się kilku fałszywych czynów, co stało się początkiem wielkich nieszczęść. Opowiemy o pewnej ich części, ubiegając dalszy ciąg mego tematu. Cesarz miał pewną kochankę. Była nią młoda dziewczyna pochodząca z nie bardzo wielkiego kraju, przebywała u nas jako zakładniczka. Nie wyróżniała się niczym szczególnym, ponieważ jednak wywodziła się z krwi królewskiej, cesarz traktował ją z wielkim szacunkiem; przypadły jej w udziale najwyższe zaszczyty. Otóż ów hipokryta wzbudził w swoim sercu straszną miłość do tej dziewczyny. Nie mogę stwierdzić z całą pewnością, czy ona oddała się temu kochankowi. Wydawało się, że odpowiedziała miłością na miłość. Może okazywała umiarkowanie w miłości, on natomiast nie potrafił się powstrzymać z ukryciem swego uczucia. Patrzył na nią bezwstydnie, często zbliżał się do niej, zawsze z ogniem w piersiach. Ponieważ nie był w stanie opanować swojej miłości ani z ukochanej księżniczki uczynić swej żony, osobnik ten wbrew wszystkiemu - absurdalne, gdy się o tym słyszy, i wprost nie do uwierzenia - czy to z namowy ludzi przewrotnych, czy to pod wpływem jakiejś wewnętrznej, podniety wpadł na pomysł, żeby osiągnąć najwyższą władzę nad Rzymianami. Wprowadzenie pomysłu w czyn,wydało mu się bardzo proste, nie tylko dlatego że według jego kalkulacji dokona się bez trudu zabójstwa cesarza - miał przecież klucze do tajnych wejść, a wszystkie drzwi otwierały się i zamykały zgodnie z jego wolą - lecz również przez wzgląd na swe fałszywe przekonanie, że śmierci cesarza chce większość ludzi. Żywił bowiem przy swoim stole niemałą gromadę pochlebców, a jeden z jego bliskich, mający nań wielki wpływ, był przypadkowo dowódcą najemników. 146. Początkowo trzymał zamiar w tajemnicy i nikomu nie przyszłoby do głowy, że zamyślał taką zbrodnię. Ponieważ miłość miotała nim gwałtownie, wyniósł się ponad wszystko, ośmielił się zabrać do dzieła i wyjawił swój zamiar wielu osobom, w wyniku czego szybko został zatrzymany. Ujęto go nie w ciągu godziny, lecz jeszcze szybciej przed wykonaniem straszliwego mordu. 84 W 1051 r. Por. VI 160. Gdy nadszedł wieczór, cesarz spał, jak zwykle. On bez wahania zaczął ostrzyć swe zbrodnicze żelazo, kiedy nagle wszedł ktoś z tych, którym powiedział o swym zamiarze, pod pozorem jakoby miał przekazać cesarzowi coś ważnego. Zaledwie wszedł za kotarę85 - cały dyszał i nie mógł złapać tchu. „Zabije cię natychmiast twój największy ulubieniec, cesarzu - to mówiąc wymienił imię tego człowieka. - Bacz więc, byś uniknął grożącej ci śmierci!" Na te słowa cesarz zakłopotał się wielce i nie mógł w to u-wierzyć. Tymczasem ten osobnik domyślił się wszystkiego. Porzuca żelazo, wchodzi do kaplicy, która tam się znajdowała, szuka schronienia koło świętego ołtarza, wyjawia swój zamiar i całą swą, po to właśnie graną, komedię, swoje poprzednie plany i to, jak zamierzał od razu zgładzić au-tokratora. 147. Zamiast podziękować Bogu za ocalenie, cesarz rozzłościł się wielce na denuncjatora za to, że uwięziono jego ulubieńca, i uprzedził oskarżenie obroną winnego. Ponieważ nie można było, ukryć zamachu, o którym wieść rozniosła się wszędzie, cesarz rozgrywa nazajutrz scenę podobną do sądu. Każe wprowadzić przestępcę skutego w łańcuchy dla przeprowadzenia nad nim sądu. Kiedy zobaczył go ze związanymi rękami, niewiele brakowało, żeby nie zaczął głośno krzyczeć z żalu, jakby patrzył na nowe i nieoczekiwane zjawisko. Z oczami pełnymi łez powiada: „Rozwiążcie mi go natychmiast! Na, jego widok serce mi się kraje z litości". Gdy ci, którym to rozkazał, oswobodzili więźnia, zaczął go powoli u-sprawiedliwiać, usuwając z miejsca jakiekolwiek oskarżenie. „Twoje myśli - powiada -są całkowicie czyste. Znam bowiem twój szczery i pro- stolinijny charakter. Powiedz, jacy ludzie podsunęli ci tę szaloną myśl? Kto zwiódł twój szczery umysł? Któż pozbawił cię twego szczerego rozumu? Powiedz dalej, co chciałbyś mieć z tego, co należy do mnie! Co ci się podoba najbardziej? Nie będzie ci brakowało niczego, czegoś tak bardzo pragnął". 148. Tak powiedział autokrator z oczami nabrzmiałymi od łez, które płynęły mu po policzkach. Podsądny w ogóle nie odpowiedział na pierwsze pytania, jak gdyby go wcale nie pytano, pośpieszył natychmiast z odpowiedzią na ostatnie, dotyczące jego życzenia i chęci. Świetnie grając rolę oszusta, ucałował autokratorowi ręce i kładąc mu głowę na kolana, rzekł: „Posadź mnie na tronie cesarskim i przyozdób koroną z pereł, podaruj mi ten łańcuch (tu wskazał na klejnot wiszący na jego szyi) i spraw, żebym uczestniczył w 85 Kotara (skemma) - zasłona purpurowa zamykająca wejście do sypialni cesarskiej. aklamacjach, którymi cię pozdrawiają. O to prosiłem cię już dawniej, teraz poproszę o co innego". 149. Na te słowa cesarz aż podskoczył z radości i uśmiechnął się rozpromieniony. Czego sobie najbardziej życzył, to wynaleźć dla niego usprawiedliwienie tego niedorzecznego zamachu, wykazując, że w ogóle uważa go za wolnego od jakiegokolwiek podejrzenia i potępienia ze względu na jego prostoduszność. ,,Przystroję ci głowę - rzecze - diademem, okryję cię szatą purpurową, tylko ze względu na mnie miej ufność w sobie, uspokój moje wzburzenie i odpędź noc ze swej twarzy, oddaj mi swoje zwykłe spojrzenie i słodki dzień twego oblicza!" Tymi słowami ubawili się nawet ludzie poważni, a sędziowie nie wszczęli żadnego śledztwa. Wszyscy zaczęli się śmiać, podczas gdy ów osobnik odszedł w środku komedii. Natomiast cesarz, jak gdyby sam był oskarżony i wyszedł zwycięsko z procesu, złożył Bogu ofiarę i zaniósł dziękczynne modły. Ponadto wydał ucztę, wspanialszą niż zwykle. Gospodarzem na niej i sympozjarchą był autokrator, pierwsze miejsce wśród gości zajmował ów hipokryta i zamachowiec. 150. Kiedy cesarzowa Teodora i siostra cesarza Euprepia - tak jak boginie poety86 - szemrały z oburzeniem na to wszystko i bynajmniej nie okazywały się miłe, lecz ganiły bez przerwy prostotę cesarza, on wstydził się tego przed nimi i skazał winnego na wygnanie. Wyznaczył mu jednak niedalekie miejsce banicji. Rozkazał, żeby zamieszkał gdzieś na jednej z wysp położonych naprzeciw Miasta87. Pozwolił mu zażywać tam kąpieli i oddawać się wszelkim przyjemnościom życia. Nie minęło jeszcze dziesięć dni, a już odwołano go w całym blasku. Obdarzył powracającego jeszcze większą wolnością i swą życzliwością. Ta historia, jaką piszę, pomija milczeniem niemało osobliwych wydarzeń, które przynoszą piszącemu - wstyd, czytelnikom - przykre zakłopotanie. Powyższe opowiadanie nie doszło do ostatecznego końca, wymaga więc dla uzupełnienia całości szerszej dygresji. Tak więc zamieszczam tę dygresję, niezbędną dla dalszego ciągu mej historii, po czym cofnę się i uzupełnię to, czego brakuje w poprzednio opowiedzianych wydarzeniach. 151. Cesarzowa Zoe była już za stara na współżycie z mężczyzną, natomiast cesarz gorzał od namiętności zmysłów. Jego sebasta nie żyła, a w rozmowach o miłości pogrążał się w świat licznych urojeń i dziwnych wyobrażeń. Z natury nazbyt ciekawy spraw miłosnych, nie umiał zaspokoić swej namiętności w łatwym zbliżeniu, lecz wspomnieniami pierwszych stosunków wzbudzał w sobie nowe fale uczuć i, jak to już wyżej 86 AtenaiHera.Por. Iliada IV 20, VIII 457. 87 WyspyKsiążęce(Prinkipeioi Nesoi). Por. V 21. mówiłem w pewnym miejscu mej historii88, zakochał się w pewnej młodej dziewczynie z Alanii89, która przebywała u nas jako zakładniczka. Alania była niezbyt okazałym królestwem, nie cieszyła się też większym poważaniem, mimo to dawała Cesarstwu Rzymskiemu rękojmię swej wierności. Tak więc owa dziewczyna była córką króla tam panującego. Nie odznaczała się nadzwyczajną pięknością, nie żyła też na wielkiej stopie. Zdobiły ją dwa wdzięki, biała cera i blask przepięknych oczu. Kiedy pewnego raziu cesarz zakochał się w niej, porzucił inne miłostki,wciąż przebywał z nią samą i żywił ku niej ogromną namiętność. 152. Dopóki żyłacesarzowa, nie bardzo sobie pozwalał na wybuch uczucia. Wolał się z tym ukrywać i postępować niepostrzeżenie, lecz po śmierci żony podsycił płomień swej miłości, rozpalił swą namiętność i niewiele brakowało, żeby nie urządził sobie komnaty ślubnej i nie wwiódł do niej kochanki jako swej małżonki. Zmiana, jaka nastąpiła w tej dziewczynie, była nagła i nieoczekiwana. Głowę jej poczęły otaczać niezwykłe ozdoby, szyja jaśniała od złota, złote bransolety w kształcie żmii wiły się dookoła ramion, z uszu zwisały ciężkie perły. Pasek jej był właściwie łańcuchem ze złota i z różno- rodnych gemm. Ta kobieta stała się prawdziwym Proteuszem90, zmienna i różnobarwna. 153. Chciał nawet włożyć jej na głowę diadem cesarski, lecz bał się dwóch rzeczy: prawa ograniczającego mu liczbę żon91, które mógł poślubić, i Teodory. Teodora nie zniosłaby tego ciężaru i nie zgodziłaby się na to, żeby miała jednocześnie rządzić jako cesarzowa i podporządkowywać się jako poddana. Dlatego właśnie autokrator nie dopuścił dziewczyny do współuczestnictwa w ceremoniale cesarskim. Nadał jej natomiast tytuł sebasty, przyznał jej straż cesarską, osobistą, i otwierał przed nią wszystkie drzwi na każdą jej prośbę. Skierował na nią strumienie złota, rzeki obfitości i nie kończące się potoki bogactwa. I znowu zaczęto trwonić i marnować nasze skarby. Jedne rozdzielano w Mieście, drugie wywożono do kraju barbarzyńskiego92. Wówczas dopiero kraj Alanów wypełnił się po raz pierwszy bogactwami naszego Rzymu. Statki ładowne wpływały do portu i z niego wypływały napełnione naszymi skarbami, które niegdyś sprawiały, że Cesarstwo Rzymskie było godne zazdrości. 88 Por. VI 145. 89 Królestwa na płd. Kaukazie, zamieszkałego [przez bitne plemię sarmackie Alanów. 90Proteusz - bóstwo morskie, syn Okeanosa i Tetydy, posiadał dar wieszczenia i przybierania różnych postaci ludzkich, zwierzęcych i przedmiotów martwych. 91 Por. przyp. 12. 92 Do Alanii. 154. Ja wówczas bolałem nad tym, widząc, że wszystko wokół ulegało zaślepieniu i nikt, nawet teraz, nie martwił się takim stanem rzeczy (jestem bowiem, jak każdy, rzymianofilem i człowiekiem miłującym swą ojczyznę), w dodatku wstydzę się jeszcze za,swego pana i cesarza. Tak więc jakieś dwa lub trzy razy do roku przybywali z Alami do tej młodej sebasty wysłannicy jej ojca, którym autokrator pokazywał ją, jakby na scenie, ogłosił swą małżonką i cesarzową i tak też ją nazywał. Sam obdarzał ich podarunkami i zachęcał swąpiękną żonę, żeby również wręczała im prezenty. 155. Ów osobnik, o którym dopiero co przestałem mówić, przedtem zakochał się w tej królewnie, zyskał wzajemność i właśnie dlatego godził na życie cesarza, lecz bezskutecznie. Po powrocie z wygnania znowu za- pałał do niej miłością, i to jeszcze silniejszą. Ja świetnie rozumiałem jego grę. Sądziłem jednak, że cesarz o tym nie wie. Choć raczej nie byłem tego zupełnie pewny. On sam wyprowadził mnie z błędu. Pewnego razu towarzyszyłem cesarzowi, kiedy prowadzono go do niej. W orszaku znajdował się również jej kochanek. Ona przebywała wówczas w swej komnacie, stała koło okratowanych, drzwi. Zanim cesarz ją pocałował, zatrzymał się, myśląc o czymś i cały pogrążył się w zadumie. Tymczasem kochanek rzuca spojrzenie na ukochaną, dojrzawszy ją, uśmiecha się nieznacznie i daje jej jeszcze jakiś inny znak miłosny. Ponieważ twarz jego wyrażała wielkie zagubienie się, autokrator dotknął mnie lekko ręką w bok: ,,Widzisz - powiada - tego przewrotnego człowieka? Z tego, co przeszedł, nic go nie nauczyło". Słuchając słów cesarza, od razu oblałem się rumieńcem. Cesarz podchodzi do nich obojga, a on nadal zachowuje się bezwstydnie i nadal patrzy na nią coraz zuchwalej. Wszystko to spełzło na niczym, gdyż autokrator umarł, o czym później opowiem,w mej historii93. Z dwóch pozostałych osób sebasta została znowu sprowadzona do roli zakładniczki, a kochanek nadal goreje ogniem miłości w swych urojeniach. 156. Ponieważ moje dzieło charakteryzuje się tym, że zwykłem pozostawiać wiele spraw nie domówionych do końca w danym opowiadaniu, jeszcze raz powracam do cesarza, przedtem jednak skończę opowiadanie o cesarzowej Zoe, które doprowadzę do jej śmierci, po czym znowu przystąpię do innego tematu. Jaka była ta księżniczka w młodości, tego nie wiem dokładnie. To, czego się dowiedziałem ze słyszenia, powierzyłem pismu już wcześniej w pewnym miejscu mego opowiadania94. 9 3 P o r . V I 2 0 2 - 2 0 3 . 9 4 P o r . V I 6 2 . SZCZEGÓLNE CECHY CHARAKTERU CESARZOWEJ ZOE 157. Kiedy się zestarzała, nie miała normalnego rozumu. Nie twierdzę, że gadała od rzeczy czy straciła zdrowy rozsądek. Mówię, że w ogóle nie miała najmniejszego pojęcia o żadnych sprawach i w ogóle była dotknięta cesarskim brakiem smaku. Gdyby nawet została ozdobiona jakąś zaletą intelektualną, to i tak jej rozum nie pozostawiłby jej nietkniętej, lecz wyeksponowałby ją bardziej niż trzeba i sprawiłby, że zaleta okazałaby się maską duszy nie wrażliwej, lecz prymitywnej. Pominiemy stosunek cesarzowej do Boga. Nie chcę tu jej oskarżać o nadmiar religijności. Osiągnęła tę cnotę w stopniu, którego nie można przekroczyć. W istocie cała tkwiła przy Bogu, wszystko wywodziła od Niego i wszystko do Niego sprowadzała - tak mówiłem, chwaląc ją w poprzednim rozdziale mej historii. Poza tym sposób jej życia był albo miękki i gnuśny, albo surowy i skrajnie ascetyczny. Obie te cechy jej charakteru przechodziły jedna w druga bez żadnego powodu i w krótkim okresie. Jeśli ktoś ujrzał ją znienacka, udawał, że pada, jakby porażony piorunem (wielu odgrywało przed nią tę komedię), a ona natychmiast obdarowywała go złotym diademem. Jeśli natomiast zaczął dziękować w zbyt wylewnych słowach, kazała z miejsca zakuć w żelazne kajdany. Ponieważ wiedziała, że jej ojciec rozrzutnie szafował karą pozbawienia wzroku, zaledwie ktoś popełnił nawet najmniejsze wykroczenie, od razu wymierzała mu tę karę. Jeśli autokrator nie zachował w stosowaniu kary oślepienia umiaru, ona także bez najmniejszego powodu skazywała wielu na utratę oczu. 158. Była najbardziej hojna ze wszystkich kobiet i dlatego wszystko marnotrawiła w krótkim czasie, gdyż w stosowaniu tej pięknej cnoty nie zachowywała umiaru. Jedną ręką rozdawała złoto, a drugą wznosiła do Boga w intencji tego, kto jej owego złota przysparzał. Jeśli ktoś opowiadał gorliwie wzniosie dzieje jej rodu, a zwłaszcza czyny jej stryja Bazylego, cieszyła się, a dusza jej od razu popadała w stan uniesienia. Przekroczyła już siedemdziesiąty rok życia i nie miała, ani jednej zmarszczki na twarzy, leczkwitła jak gdyby młodzieńczą pięknością, tylko jej ręce lekko się trzęsły i wpadały w drgawki. W ogóle nie dbała o upiększanie się jakimiś ozdobami.Nie nosiła ani złotej szaty, ani diademów, ani klejnotów na szyi, natomiast ubierała się nie ciężko, okrywała się lekką szatą. 159. Wcale nie uczestniczyła z cesarzem w zarządzaniu Cesarstwem, wręcz przeciwnie, wolała być całkowicie wolna od trudów związanych z administracją. Nie pociągały jej też prace stosowne dla kobiet, mam na myśli krosno, kądziel, wełnę i tkactwo. Zajmowała się, i to szczególnie, jedną tylko rzeczą. Przykładała się do niej z całą troskliwością, mianowicie do składania ofiar Bogu. Nie mó- wie tu o ofierze w postaci strzelistych aktów podzięki, o ofiarach w formie modłów i słów skruchy, lecz o ofiarach z wonnych olejków i z tego wszystkiego, co przybywa do naszego kraju z ziemi Indii i Egiptu. 160. Kiedy minął wyznaczony jej wiek życia i nadszedł czas śmierci, na krótko przedtem dał o tym znać jej zmieniający się stan fizyczny. Zanikła u niej całkowicie potrzeba przyjmowania pokarmów. Brak uczucia głodu powiększał się i spowodował w organizmie śmiertelną gorączkę. Ciało trawiło się samo i, by tak rzec, powoli marniało, zapowiadając bliską śmierć. Cesarzowa natychmiast pomyślała o więźniach, zniosła długi, darowała swym winowajcom kary, otworzyła skarbiec cesarski i pozwoliła, żeby wypłynęła jakby znajdująca się w nim rzeka złota. Tak rozproszono złoto: rozrzutnie i bez miary. Umierała krótko. Opuściła ziemski padół z prawie nie zmienioną twarzą, przeżywszy siedemdziesiąt dwa lata95. 161. Ja natomiast skończyłem opowiadanie o cesarzowej i znowu powracam do cesarza, dodając, co następuje: chciałbym nie pisać historii, zwanej niegdyś przyjaciółką prawdy, lecz ułożyć mowy pochwalne na cześć autokratora. Dla wsparcia mego elogium znalazłbym wiele, i to pięknych faktów, których on dostarczył w obfitości. Autor mowy pochwalnej rozdziela to, co jako złe wmieszało się do tego, co jest przedmiotem chwalby, i układa swą pochwałę z faktów najpiękniejszych. A jeśli ilość złych faktów jest znaczna, dla retora wystarczy nawet jeden, który zawiera coś, co będzie stosowne dla elogium. Retor niekiedy może wykorzystać, jak sofista, również złe czyny, by - popełniając nadużycie - obrócić je w pochwałę. Ten natomiast, kto pisze historię, jest jakby sędzią bezstronnym i nie-przekupnym, nie skłania się przy podziale faktów ani ku jednej, ani ku drugiej stronie, lecz wyważa je równo i nie wprowadza żadnej sofistyki do wydarzeń ani dobrych, ani do złych. Fakty historyczne, przedstawia w sposób prosty i nieskazitelny. Postępuje tak nawet wówczas, gdy wśród ludzi opisywanych w historii jeden, będąc człowiekiem znakomitym, miałby go w pogardzie, a inny jako osoba wręcz odmienna wyświadczyłby mu jakieś dobrodziejstwo. Nie weźmie w swej historii pod uwagę tego, czy postąpi się wobec niego dobrze, czy źle. Każdego umieści we właściwym miejscu wraz z jego osobistą działalnością. Jeśli historykowi byłoby wolno ze względu na jego przychylność czy szlachetne serce odwdzięczać się za życzliwość życzliwością dla człowieka okazującego mu przychylność i z tego powodu fałszować swoje opo- wiadanie, to któż przede mną pierwszy ozdobiłby pochwalnymi słowami tego cesarza, który, nigdy mnie nie widząc przed objęciem władzy, był, 95 Zoe zmarła w 1050 r. Por. przyp. 31. gdy tylko raz mnie zobaczył, tak bardzo ujęty moją elokwencją, zwisającą podobno poprzez jego uszy z mojego języka98. 162. Nie wiem, jak mam zachować prawdę historyczną i jednocześnie złożyć cesarzowi należny mu hołd. Moja przesadna dokładność dotycząca prawdziwej historii każe mi zachować dla niego część najwyższego szacunku. Jeśli bowiem będę badał bez osłony jego czyny, które okażą się złe, jego cnota i tak się ostoi, błyszcząc ze strony przeciwnej. I jak u wagi lepszą okazuje się ta szala, która opada na dół pod wpływem znajdującego się na niej znacznego ciężaru czynów, tak i cesarz jakże nie przewyższy wszystkich innych władców, których pochwała, jeśli w ogóle została napisana, wygląda podejrzanie i jest bliższa prawdopodobieństwu niż prawdzie. 163. Kiedy bowiem patrzymy na tych- wszystkich władców pod kątem ich charakterów, słów i czynów, mam tu na myśli Aleksandra Macedońskiego97, obu Cezarów98, Pyrrusa z Epiru99, Epaminondasa z Teb100, Agesilaosa ze Sparty101, by już nie mówić o innych, którzy doczekali się krótkiej pochwały ze strony piszących elogia, okazuje się, że nie wszyscy oni 96 Reminiscencje lektury Dialogów Lukiana (Herakles 1,6). Lukian z Samosat (ok. 123-190) - słynny autor dialogów filozoficzsno- satyrycznych, przedstawił postać znanego z elokwencji Heraklesa galijskiego, wiodącego swym językiem zachwyconych i zasłuchanych ludzi, związanych za uszy. Dialogi Lukiana należały do ulubionej lektury w Bizancjum, gdyż szydziły z Hellenów (tj. pogan). Psellos pole- cał je swoim uczniom jako „beztroskie i żartobliwe utwory" (Peri energeias daimonon, s. 48, ed. J. F. Boissonade), a jeszcze wcześniej Focjusz wynosił jasność i czystość jązyka i stylu Lukiana (Codex 128). 97 Aleksander Macedoński - syn Filipa II i Olimpii (356- 323 p.n.e.), twórca uniwersalnej monarchii, obejmującej terytoria dawnego państwa perskiego, Macedonii, Grecji. Na gruzach jego imperium powstały samodzielne królestwa Pto-lomeuszów, Seleukidów i inne. 98 Tzn.; Gajusza Juliusza Cezara (100-44 p.n.e.), znakomitego wodza, męża stanu, mówcę, pisarza, zmierzającego do przekształcenia republiki rzymskiej w monarchię typu hellenistycznego, oraz Oktawiana Augusta (63 p.n.e. - 14 n.e.), syna siostrzenicy Juliusza Cezara, męża stanu, twórcę nowego systemu monarchicznego zwanego pryncypatem, w którym występował jako pierwszy obywatel (princeps), z zachowaniem pozorów ustroju republikańskiego. 99 Pyrrus z Epiru (319-272 p.n.e.) usiłował stworzyć własne państwo typu monarchii hellenistycznej z zachodniej części basenu Morza Śródziemnego. Z wojny z Rzymianami wyszedł tak osłabiony („pyrrusowe zwycięstwo"), że musiał się wycofać do Epiru. 100 Epaminondas z Teb (ok. 420-362 p.n.e.) - wybitny wódz i polityk, twórca potęgi Teb, zwycięzca Spartan pod Leuktrami (371) i w bitwie pod Manty-neją (362), w której poniósł śmierć. 101 Agesilaos ze Sparty - król Sparty (ok. 399 - ok. 360 p.n.e.), zwycięzca wojsk perskich Tissafernesa w Azji Mn. (395). żyli w równej mierze między cnotą i występkiem, o czym wiemy od autorów ich życiorysów102, lecz raczej skłonili ,się ku gorszej stronie. Cóż zatem można powiedzieć o ich naśladowcach, jeśli okazali się w jakiejś mierze gorsi od nich - nie mówię, że gorsi we wszystkich aspektach cnoty, lecz w tych, w których tym wybitnym ludziom udało się wyraźnie przewyższyć innych? 164. Ja właśnie, porównując tego największego cesarza z owymi mężami, wiem, że ustępował im w męstwie, lecz przewyższał ich bez wątpienia w innych zaletach, dużo większych niż męstwo. Ze swej natury był szybki, miał bystry umysł i świetną, jak nikt inny, pamięć. Panował nad swoim gniewem do tego stopnia, że dar dobroci przypadł mu w udziale, jak się wydawało, w dużo większej mierze niż innym. Nie ukryło się, przynajmniej przede mną, że jak woźnica, który mocno dzierży wędzidłem popędliwego konia, tak i on utrzymywał na wodzy swój gniew, po czym twarz mu nabrzmiewała krwią, a całe ciało nagle doznawało wstrząsu i uspokajało się jeszcze szybciej; natychmiast zmieniał się sposób jego rozumowania. Jeśli przypadkiem podniósł głos ze względu na dobro administracji cesarskiej lub groził jakąś karą, natychmiast pokrywał się rumieńcem w mniejszym lub większym stopniu, jak gdyby było mu wstyd tak mówić wbrew swemu zwyczajowi. 145. Gdy wydawał wyrok w jakiejś sprawie, ani strona wygrywająca, ani przegrywająca nie były wyraźnie widoczne, to znaczy strona, która otrzymała biały kamyczek odchodziła z promieniującą twarzą, strona przeciwna, która jeszcze przed swą przegraną nie spodziewała się zwycięstwa, przyjmowała wyrok z zainteresowaniem i odchodziła wbrew swym nadziejom jako zwycięska. 166. Nadzwyczaj wielu godziło na życie cesarza, większość z nich dobywała nawet miecza na jego głowę. On natomiast wolał puścić w niepamięć zuchwałość spiskowców i rozmawiał z nimi normalnie, jak gdyby w ogóle nic nie wiedział o ich haniebnym postępowaniu103. Kiedy ludzie otaczający tron i ci, którym wolno było odzywać się w obecności cesarza, pobudzili go do gniewu, mówiąc, że zginie niebawem, jeśli nie zwróci się przeciw zuchwalcom w obronie własnej osoby, on raczej myślał o triumfie spiskowców niż o poddaniu ich surowej karze. Stawiał ich przed sędziami, oskarżał w wielkich słowach o zuchwałość, ponieważ miał język bardzo obrotny i słowa płynęły mu z ust, a kiedy zobaczył, jak drżą ze strachu, zamykał przemówienie krótką obroną i jeszcze uważał ją za żart, po czym puszczał oskarżonych wolno, bez kary. 102 Psellos ma tu na myśli m.in. największego pisarza historyka greckiego Plutarcha z Cheronei (ok. 50 - ok. 125), autora Żywotów sławnych mężów, obejmujących życiorysy 50 znakomitych Greków i Rzymiain. 103 Por. VI 150 167. Troskę o przedstawienie publicznych czynów cesarza pozostawię tym licznym autorom, którzy chcą je opisać w swoich dziełach. Co do czynów dokonywanych w tajemnicy, odsłonię ich pewną cześć, jaka była głównym przedmiotem rozmów i wywoływała spory zarówno wśród jego wielbicieli, jak i wrogów. Wybiorę przy tym jedynie te, które mu przyniosły najwyższy szacunek. Cóż to więc takiego? Cesarz wiedział, że ma usposobienie bardzo łagodne i niezwykle życzliwe dla ludzi. Nie potrafił zachować urazy do osób, które chciały wywrzeć na nim swoją wściekłość. Tak postępował w stosunku do tych, którzy popełnili jakieś średniej wielkości wykroczenie, przy czym średnim wykroczeniem nazywam to, które nie wyrządziło innym większego zła. Często dawał wyraz tej właściwości swego charakteru. Jeśli natomiast dowiedział się, że jacyś ludzie posunęli się w swych rozmowach do rzucania obelg na samego Najwyższego, skazywał ich na wygnanie, wyznaczał określone miejsce pobytu, gdzie zakuwał ich w kajdany, z których nie sposób było się wydobyć, a sam zobowiązywał się pod przysięgą składaną w tajemnicy, że nigdy im nie przebaczy. 168. Gdy powiedziałem mu kiedyś, że nie powinien tak bezwzględnie trzymać się swoich przysiąg, on usiłował mnie przekonać, że inaczej nie mógłby powstrzymać zapału złoczyńców. W każdym razie tkwił przez kilka dni w swym własnym postanowieniu, ponieważ wciąż jeszcze trwał jego najsłuszniejszy gniew. Kiedy już przeszła mu złość, a to się zdarzało, gdy słuchał kogoś, kto wygłaszał pochwałę jego łagodności i chwalił z tego powodu innych poprzednich ce- sarzy, wtedy od razu przypominał sobie winowajców i ich łańcuchy i albo płakał, albo zapytywał się, jak mógłby najlepiej załatwić ich sprawę. Pytał mnie o radę co do zajęcia stanowiska w danej kwestii i dawał raczej pierwszeństwo swej życzliwości dla ludzi, a Boga przebłagiwał w inny sposób. 169. Duszy tak bardzo wrażliwej na nieszczęścia bliźniego nigdy nie widziałem ani przedtem, ani nie zauważam u nikogo również obecnie, ale też nie znam bardziej szczodrobliwej i bardziej licującej z cesarzem. Cesarz ten bowiem jak gdyby otrzymał koronę na tych warunkach.Wydawało mu się, że nie byłby autokratorem w dniu, w którym nie zrobiłby jakiegoś dobrego uczynku i nie zaznaczył się jakąś szlachetną intencją. Rzucał ziarna dobrodziejstwa w duszę, że tak powiem, o szlachetnym gruncie nie po to, by zebrać garść kłosów wdzięczności, gdyż i tak nie wydała ona więcej owoców odwzajemnionej życzliwości, niż starał się zasiać w żyznych i urodzajnych skibach ziemi104. 104 Żyzne i urodzajne skiby ziemi - ulubione epitety Homerowe (Iliada XVIII 541; Odyseja II 328, passim). 170. Tym, którzy lubią słuchać, opowiem, krótką historyjkę o tej zalecie cesarza. Pewien człowiek schwytany na kradzieży pieniędzy należących do wojska został skazany na zapłacenie wysokiej kary, wielokrotnie przewyższającej jego własny majątek. Należał on do warstwy szczęśliwych105, a poborca skarbowy był nieubłagany, gdyż chodziło o interesy finansów cesarskich Człowiek ten załatwił sobie audiencję u cesarza, aby wyjednać wstrzymanie egzekucji i uniemożliwić trybunałowi publicznemu wykonanie wyroku. Kiedy obie strofy uzyskały widzenie u cesarza, wiele osób przysłuchiwało się przebiegowi sporu. Ja byłem tu przed innymi jako sekretarz notujący postanowienia Temidy106. Kiedy więc weszli obaj przeciwnicy, ten, który ukradł, czy raczej uchodził za przywłaszczyciela, zaczął mówić z pełną swobodą i patetycznie, prosząc, by go nie pozbawiano jego dóbr prywatnych również w interesie skarbu publicznego i nie pozostawiano jego dzieciom w spadku zadłużeń; od razu też zaczął zdzierać z siebie szaty aż do samego ciała. 171. Na te słowa cesarz z oczami mokrymi od łez: „Cóż to, mój drogi - rzecze - nie miałbyś wstydu hańbić wysokiego stanu swego rodu, sprowadzając się od razu do poziomu największego ubóstwa, jakbyś potrzebował coś do jedzenia i odziania swego ciała?" Na to ów odrzekł: „Nawet gdybym bardzo chciał, cesarzu, nie mógłbym dostarczyć wymaganych pieniędzy!" Co odpowiedział cesarz? „A gdyby ktoś zapłacił za ciebie żądany dług, byłbyś zadowolony z takiej sprawiedliwości?" „Będzie to - odpowiedział on - deus ex machina. Ja jednak nie widzę, żeby ktoś, jakiś anioł czy inny boski duch, spadł z nieba, aby czuwać nad sprawiedliwością ludzką i zajmować się mieszkańcami miast". „Ależ ja - mówi znowu cesarz - będę dla ciebie tym kimś i ulżę ci w części długu". 172. Tak powiedział cesarz, a ów nie mógł się opanować. Uderzył kolanem w ziemię i niewiele brakowało, żeby nie wyzionął ducha z nadmiaru radości. Cesarz, ogarnięty litością spowodowaną zachowaniem się tego człowieka: „Ależ ja - powiada - darowuję ci dwie trzecie twego długu!" Zanim głos jego dotarł do uszu pozwanego: „I jedną trzecią" - dodał natychmiast. Ponieważ pozwany nie wyobrażał sobie, że cesarz może aż tyle, zrzucił cały ciężar ze swojej duszy i jakby odniósł zwycięstwo. Ubrał się w kosztowne szaty, włożył na głowę wieniec i złożył Bogu ofiary dziękczynne. 105 Tak Grecy nazywali ludzi bogatych i majętnych. 106 Temida - bogini sprawiedliwości, córka Uranosa i Gad, żona Zeusa, opiekunka ludzi pokrzywdzonych. 173. Gdyby ktoś chciał, może opowiedzieć o cesarzu takie lub inne rzeczy. Jeśliby jednak wolał wychwalać tego męża, jak i fakty, które bez wątpienia odrzuciłoby opowiadanie historyczne, to fakty te utrzymałyby się jedynie w ramach utworu pochwalnego, godnego nawet retora najbardziej sugestywnego. Tak więc, wymieniając tylko kilka cech charakterystycznych, których nie uwzględni historyk, retor doda do nich część jego życiorysu dla zabawienia czytelnika. Dla innych ludzi ani słowo rozrywka, ani sama rzecz nie są wymienne. Cesarz natomiast był przekonany, że jest to sprawa bardzo poważna i zabarwiał ją swoim majestatem. Jeśli więc postanowił kiedyś zasadzić gaj czy ogrodzić murem park, czy poszerzyć teren wyścigów konnych, to nie tylko zadowalał się wykonaniem tego, co przedtem postanowił, lecz pomysł i jego realizację wprowadzał w czyn szybko i jednocześnie; jedne łąki zasypywano ziemią, drugie wpierw ogradzano. Co do winnic i drzew owocowych, jedne wyrywano z korzeniami, inne same się osuwały wraz z owocami. 174. Cóż to ma znaczyć? Zachciało się cesarzowi przekształcić jałową równinę w kwitnącą łąkę. Natychmiast urzeczywistnia się jego zachciankę. W rezultacie drzewa, które rosły gdzie indziej, przenoszono wraz z owocami i zasadzano w ziemi, a całe skiby pokryte zielenią wykopywano w lasach i górach, by pokryć nimi całą równinę. Cesarz uważał za rzecz niedopuszczalną, żeby od razu nie było cykad świergocących na drzewach, które rosną naturalnie, czy żeby słowiki nie rozbrzmiewały śpiewem po lesie. Z całą gorliwością przykładał się do tego dzieła i cieszył ze wszelkiego rodzaju odgłosów. 175. To wszystko, a także i to, co z tego wynika, być może nie wydaje się, mówiąc poetyckim językiem Kalliopy, godne „męża, co w radzie zasiada, wszakże narodom przewodzi i ma kłopotów tak wiele"107. Ktoś inny, podziwiając roztaczające się piękno, będzie podziwiał au-tokratora ze względu na wielki rozmach jego dzieła i będzie opowiadał to, co uzna za stosowne dla przekonania czytelnika. Powie, że cesarz posiadał taki nadmiar inteligencji, która pozwoliła mu dzielić życie między sprawy poważne i przyjemności, a jedno nie przeszkadzało drugiemu. Cesarz uważał, że nie miał nic do dodania w sprawie poważnej, gdyż ona sama zdobiła się własnym pięknem, co do rozrywki natomiast, upiększał ją ozdobami i kwiecistą barwą czy raczej nadawał jej godne kształty. Cesarzowi starczało rozumu na to, żeby gromadzić jedne rzeczy na drugie, inteligencją górować nad pracowitością, sprawiać, by ziemie były niewyczerpane w swej płodności bez uprawy, i na podobieństwo pierw- szego demiurga jak gdyby tworzyć z niczego, przezwyciężać pory roku, nie mieć, w wyniku zręcznej koncepcji tworzenia, potrzeby posługiwania się rękami ludzkimi w pracach rolnych i realizować niezwłocznie zgod- 107 Iliada II 24-25 (przekł. K. Jeżewskiej). nie ze swą wolą te wszystkie cuda, które uważał za dobre. W rezultacie większość ludzi nie mogła uwierzyć własnym oczom: dziś patrzyli na zwykłą ziemię tam, gdzie jeszcze wczoraj widzieli równinę, a przedwczoraj wzgórze. 176. Mówię to wszystko z lekka tylko dotykając by tak rzec, reguł sztuki retorycznej i umiejętności przekonywania, gdyż jeśliby ktoś chciał doprowadzić to opowiadanie do doskonałości, zdobyłby dla siebie wszy- stkie uszy i serca i prowadziłby je, jak tylko by sobie życzył. Ja nie korzystam z tego rodzaju metody w utworach pochwalnych, czuję bowiem wstręt przed różnymi chwytami stosowanymi w mowach, które zniekształcają prawdę. 177. Trzymam się więc prawdziwej historii i umieszczam takie czyny daleko od kręgu zalet cesarza. Tak samo oceniam to, jak dziecinnie postępował z pewnym młodzieńcem, bardzo prostym i wyjątkowo głupim który jeszcze w ubiegłym roku nie tknął ani pióra, ani atramentu108. Wyciągnięty z dołów i rozdroży, doszedł do centrum administracji rzymskiej. Cesarz miał słabość do tego wyrzutka, niewiele brakowało, żeby przeniósł na niego władzę cesarską. W każdym razie nazywał go swoim najsłodszym dzieckiem i umieścił w pierwszych szeregach stanu senatorskiego. Otóż dziecko to w ogóle nie było zdolne do niczego. Tymczasem cesarz patrzył na wszystko, co on powiedział czy zrobił, jako na głos i postępek boski. Przyczyna tej nagłej miłości do wyrzutka i szybkiego wyniesienia go na szczyty była następująca; cofnę się jednak nieco w mej historii aż do wypadków, które poprzedziły jego dojście do władzy. 178. Kiedy autokrator ujął berło rzymskie, uznał, jak człowiek, który z wielkiego oceanu dotarł do portu cesarskiego, że należy mu się odpoczynek, wobec czego rządy nad państwem powierzył innej osobie. Osobą tą był człowiek szlachetny, obdarzony niezwykłą elokwencją109. Miał język zawsze gotowy do sprostania każdej potędze słów i posiadał gruntowną znajomość spraw publicznych. Sztukę krasomówczą, której nadał jeszcze więcej rozmachu i przysporzył dużej dozy sugestywności łączył ze znajomością praw politycznych, ścisłą logiką związywał podstawę prawa, inaczej mówiąc, ozdabiał dane prawo starannym artystycznym wykończeniem. Ponieważ otrzymał od niebios bardzo praktyczny umysł, pogłębiał sprawy publiczne, załatwiając je rozumnie i z talentem. Lubił piękno każdego rodzaju krasomówstwa, ale przygotowywał się do sądowego rodzaju mów. Jeśli chodzi o mowy retoryczne, jego styl cechowały piękno wysłowienia i przestrzeganie czystości języka attyckiego. 108 Jakiś eunuchJan. 109 KonstantynLeichudes. Por. przyp. 35, 69. W sprawach publicznych posługiwał się stylem prostym, ogólnie przyjętym i czystym. Wyróżniał się też swą postacią, wytwornym językiem, gdyż głos miał w jakiejś mierze melodyjny i donośny, zwłaszcza gdy z wysoka110 odczytywał rozporządzenia cesarskie. 179. To właśnie temu wspaniałemu mężczyźnie autokrator powierzył od początku swego panowania sprawy administracyjne, a sam odpoczywał z jakimś spokojem, jak ktoś, kto wypłynął z głębi oceanu i wypluwa gorzką falę nieszczęść. Sprawy układały się pomyślnie i szły w dobrym kierunku. Ów mąż stanu stawał się powoli osobistością powszechnie znaną i doszedł z czasem do najwyższego stanowiska w państwie. Cóż się stało potem? Cesarz zaczął mu zazdrościć, nie mógłby znieść takiego ciosu, gdyby władza cesarska miała przejść, jak sobie wyobrażał, w ręce tego człowieka. Postanowił więc sam decydować o wszystkich sprawach nie po to, żeby je załatwiać lepiej, lecz dlatego by doprowadzić do końca swe własne plany. Wydawało mu się bowiem, ilekroć chciał iść śladami swoich poprzedników, że w rządzeniu państwem podporządkowuje się temu znakomitemu mężowi stanu. 180. Ja spostrzegłem to po pewnych oznakach i sam powiadomiłem go o tej ukrytej myśli autokratora. Ponieważ był to człowiek o silnej indywidualności, nie ustąpił ani na trochę w swej stanowczości i nie przekazał cesarzowi cugli rządów. Mówił filozoficznie, że dobrowolnie nie zniszczy cesarza i jeśli zejdzie z powozu, a zarządzanie państwem przejdzie w ręce autokratora, to nie będzie żywił do niego żadnej urazy. 181. Autokrator, raz już nań zagniewany, odebrał mu wszystkie sprawy cesarskie i aby ktoś nie stanął mu na przeszkodzie w jego postanowieniu, stał się głuchy na jakiekolwiek argumenty. To postanowienie mógłby ktoś obrócić na swoją chwałę, gdyby się odwołał do umiejęt- ności retorycznych, mówiąc, że cesarz jest pełen mądrości i sam sobie wystarcza do każdej sprawy, nie potrzebuje pomocy obcej ręki. Tak więc cesarz pozbawia go władzy nad administracją państwową, lecz sam Bóg wynosi go do najwyższej godności wtajemniczającego i wtajemniczonego w misteria Boskiej Mądrości, o czym opowiadanie moje poinformuje później w sposób bardziej dokładny111. 182. Takie były czynności cesarza podlegające dyskusji. Mają one różny aspekt zależnie od różnego rodzaju punktu widzenia. We wszyst kich innych sprawach, które zamierzam opowiedzieć, nie robił miczego z jakimś umiarem, lecz we wszystko, co przedsięwziął, wkładał dużo wysiłku, napięcia, zapału. Jeśli więc kogoś lubił, miłość jego nie miała miary, jeśli nie znosił, 110 Z balkonu Wielkiego Pałacu. 1 1 1 K o n s t a n t y n L e i c h u d e s z o s t a ł w y n i e s i o n y d o g o d n o ś c i p a t r i a r c h y K o n s t a n t y n o p o l a . P o r . V I 7 3 . opowiadał w sposób wielce tragizujący i pełen podrażnienia o nieszczęściach, których padł ofiarą z jego strony, i wyobrażał sobie inne. Jeśli miał jakieś zamiłowanie, nikt nie mógł przewidzieć, do jakiego stopnia przesady go doprowadzi. 183. Kiedy cesarzowa Zoe odeszła z tego świata112 w bardzo podeszłym wieku, żal za nią pozostał mu w głębi serca tak dalece, że nie tylko ją opłakiwał, nie tylko oblewał łzami jej grobowiec, nie tylko zjednywał dla niej niebiosa swymi modłami, lecz chciał również oddawać jej cześć niemal boską. Jedna z otaczających jej grobowiec kolumienek, wykładanych srebrem, uległa zawilgoceniu w pewnym miejscu, w którym ten cenny materiał rozpuścił się; zgodnie z prawami przyrody wyrósł tam jakiś grzybek. Cesarz, pełen uniesienia, napełnił pałac wołaniem, że Najwyższy sprawił cud nad grobowcem cesarzowej, aby wszyscy wiedzieli, że dusza jej została zaliczona w poczet aniołów. Każdy dobrze wiedział, co się, zdarzyło, ale wszyscy podtrzymywali entuzjazm cesarza, jedni dlatego, że się bali, drudzy z tego względu, że zrobili z tego kłamstwa źródło środków do życia. 184. W taki sposób dał poznać swój stosunek do cesarzowej. Co do swej siostry Heleny, nie pamiętał lub niewiele do tego brakowało, że kiedyś żyła na świecie, a jeśli ktoś wspomniał o jej odejściu, wcale to nie wzbudzało w nim żalu. Jeśliby i druga jego siostra, o której powyżej mówiłem w pewnym miejscu mego dzieła113, umarła przed nim, pozostałby również w stosunku do niej w takim samym stanie ducha. 185. Moje opowiadanie obwiniające cesarza o przesadę dochodzi do głównego punktu. Mam na myśli kościół, który wzniósł na cześć męczennika Jerzego. Wpierw zburzył go i rozebrał do gruntu, by w rezultacie wznieść na jego ruinach taki, jaki widzimy obecnie. Myśl tej budowy nie opierała się na najlepszych planach, ale o tym nie moiszę nic mówić. Początkowo wydawało się, że kościół nie będzie miał wielkich rozmiarów, gdyż założono małe fundamenty i wszystko pozostawało w stosunku do nich proporcjonalne, wysokość także nie była zbyt duża. Z czasem rozpaliła się w cesarzu żądza współzawodniczenia ze wszystkimi tego rodzaju budowlami, które kiedykolwiek zostały wzniesione, i przewyższenia ich wielce. Tak więc kościół opasało większe ogrodzenie, jedne fundamenty podwyższono i wzmocniono nasypami ziemnymi, drugie wkopano głębiej i na nich wzniesiono większe i bardziej różnorodne kolumny. Wszystko wykonano dużo bardziej artystycznie; złoto powlekło plafony, spośród płyt marmurowych o pięknej barwie jasnej zieleni jednymi wyłożono 112 por przyp. 95. 113 Por. VI 52, 100, 101, 116, 150. podłogę, drugimi olicowano mury, a jedna była przy drugiej jak kwiat czy to w swym podobieństwie, czy to w grze różnych odcieni. Złoto płynęło ze skarbców publicznych jak szumiący potok z niewyczerpanych źródeł. 186. Kościół nie był jeszcze wykończony, a znów wszystko zmieniano i przerabiano. Dokładnie zharmonizowany układ płyt marmurowych został zniszczony, mury zburzono, wszystko było zrównane z ziemią. Przyczyna leżała w tym, że cesarz podjął współzawodnictwo z innymi kościołami i nie doprowadził go do pełnego zwycięskiego końca oraz w fakcie, że jego kościół rywalizując z jedną świątynią, by nie wspominać o wszystkich, zdobył zaledwie drugą nagrodę114. Założono fundamenty pod nowy mur, wytyczono z jeszcze większą dozą sztuki nowy okrąg, by tak rzec, wokół trzeciego kościoła jakby wokół centrum, a wszystko - wspaniałe i wzniosłe. Kościół był, jak niebo, utkany wszędzie gwiazdami, czy lepiej powiedzieć tak: sklepienie niebieskie jest tak ozdobione złotem w pewnych odstępach, podczas gdy w owym kościele złoto jakby tryskało ze środka pełnym strumieniem i rozlewało się na całą powierzchnię bez przerw. Ponadto wokół wzniesiono budowle oblamowane ze wszystkich bądź z dwóch stron krytymi galeriami dla przechadzek. Wszystko to było odpowiednie dla wyścigów konnych i gdy się patrzyło, nie miało końca; krańce pozostawały nieznane. Drugie budowle były większe od pierwszych. Za nimi rozciągały się łąki pełne kwiatów, z których jedne rozpościerały się po obwodzie, inne zdobiły środek. Ponadto znajdowały się tam kanały, baseny wypełnione wodą. Nie zabrakło też gajów. Jedne były zawieszone u szczytu, drugie schodziły zboczami ku dolinom. Roztaczał się niewysłowiony urok kąpieli. Jeśli ktoś chciał zganić ogrom kościoła, natychmiast wstrzymywał się, olśniony jego pięknem. Piękno to obejmowało wszystkie części tego rozległego zespołu, w którym można było nadal budować z jeszcze większym rozmachem, aby wdzięk zapanował również tam, gdzie go brakowało. Wszystkich łąk, jakie się tam znajdowały, nikt nie mógł ogarnąć ani wzrokiem, ani nawet myślą. 187. Nie jest to bynajmniej wszystko, co uderzało nadzwyczajnym pięknem, na które składały się poszczególne przeurocze części. Każda część przyciągała do siebie przychodzących i chociaż każdy napawał się według swego upodobania wszelkiego rodzaju urokami, nigdy nie mógł nasycić się żadnym z nich. Istotnie każdy obiekt przyciągał wzrok, a najbardziej godne podziwu było jedno: jeśli miałeś przed oczami coś, co było najpiękniejsze ze wszystkiego, to pojedynczy, wewnętrzny szczegół przykuwał cię od ra- 114 Pierwsze miejsce zajmuje kościół Hagia Sophia. zu jako nowe zjawisko. Nie mogłeś więc rozróżnić i rozdzielić rzeczy doskonałej od tego, co następowało po niej bezpośrednio i jeszcze dalej. Jeśli bowiem tak ma się rzecz ze wszystkimi częściami składowymi, to wystarcza nawet ostatnia piękna część dla wywołania najwyższego stopnia zachwytu. Nikt zatem nie podziwiał, co byłoby przesadą, wszystkich części: wielkości kościoła, piękna symetrii, harmonii detali, pomieszania i zespolenia tych uroków, strumyków, wody, ogrodzeń, które je opasywały, kwiatów zdobiących łąki, świeżej trawy bez przerwy zraszanej wodami, cieni drzew, uroku kąpieli, każdemu wydawało się, że ustał wszelki ruch i w świecie nie ma niczego ponad to, co widzi. 188. Cesarz uważał to wszystko za początek swoich przyszłych planów, gdyż zamierzał wymyślić jakieś nadzwyczajne projekty, którymi miał powiększyć liczbę już zrealizowanych. Tak jego myśli bujały w obłokach. To, co zostało już zrobione, i to, co miało być wykonane, i ja-kiekolwiek piękno, jakie można by tam dojrzeć - wszystko to od razu popadało u niego w pogardę. To znowu, co zamierzał wykonać jako do-datek do tego, co zrobił, zapalało go i nęciło pełną miłością do czegoś nieznanego. 189. Charakter miał zmienny i w ogóle niezgodny z sobą. Trawiła go wielka żądza, aby uczynić swoje panowanie najsłynniejszym w świecie, i z pewnością nie chybił celu. Wschodnie granice Cesarstwa posunął dużo naprzód, zdobył niemałą część terytoriów Armenii, z której wygnał kilku władców, i włączył ja w krąg państw sobie uległych115. Do innych władców wyprawiał poselstwa, gdy trzeba było rozmawiać z nimi z pozycji bardzo wyniosłej. Kiedy zależało mu na pozyskaniu ich przyjaźni, wysyłał do nich listy zawierające więcej uniżoności niżby tego wymagała potrzeba. 190. Krótko mówiąc, jakby rozmyślnie ustąpił więcej niż należało kalifowi Egiptu116, a ów kpił sobie bezczelnie z tego ustępstwa i postąpił tak jak zapaśnik, który wypada z ringu. Zamiast posługiwać się tymi samymi, co i przeciwnik, chwytami, zostaje zwycięzcą wykazując swą siłę gdzie indziej. Cesarz powierzał mi często swe tajemnice i rozkazywał pisać listy, ponieważ znał mnie jako patriotę Miasta i Cesarstwa Rzymskiego. Dawał mi już z góry polecenie, żebym w korespondencji poniżał go, jak chcę, sułtanowi natomiast przypisywał w ustępliwych słowach większe znaczenie. Ja jednak w tajemnicy załatwiałem sprawę wręcz przeciwnie. Cesarzowi dodawałem więcej splendoru, na sułtana zastawiałem sidła i w sposób zawoalowany poniżałem go w mych wywodach. Kiedy forma 115 Konstantyn Monomach kontynuował politykę Bazylego II, podbił i włączył do Cesarstwa armeńskie królestwo Ani. 116 Kalifowi z dynastii FatimidówMostanserowi,(1036-1094). mego listu nie była jasna, cesarz sam dyktował pismo do tego Egipcjanina. To, co Hippokrates z Kos117 powiada o stanach organizmów, że kiedy już osiągnęły szczyt rozwoju, nie mogą zatrzymać się na nim na stałe i ześlizgują się w dół pod ciągłym działaniem ruchu, tego cesarz sam nie doznawał, sprawiał natomiast, że doznawali jego przyjaciele. Wynosił ich wysoko, a potem od razu poniżał, postępując całkiem przeciwnie w stosunku do tego, jak postąpił przedtem. Czasami, jakby w grze w kości, niektórych przywracał na poprzednie stanowiska. TONSURA PSELLOSA 191. Dopiero co przedstawiony temat mego opowiadania stanie się początkiem i podstawą mego wstąpienia na drogę lepszego życia118. Wiele osób zapytywało ze zdziwieniem, jak to się dzieje, że pewnego razu nagle porzuciłem splendor, który powoli narastał wokół mnie, i to dokładnie w czasie, kiedy wzniosłem się ponad zawiść ludzką, by zwrócić się ku życiu płynącemu bliżej Boga. Powód tej zmiany leżał w swego rodzaju wrodzonym pragnieniu, które od wczesnego dzieciństwa przenikało mą duszę, ale również w nagłej zmianie wydarzeń. W każdym razie żyłem w ciągłym strachu, patrząc na łatwo zmieniający się humor cesarza, który, jak żołnierz w czasie bitwy, miotał się raz w tę, raz w inną stronę. Aby móc razem z wami prześledzić cała sprawę dotyczącą mej osoby, zacznę opowiadanie od samego początku, 192. Miałem okazje do zawarcia przyjaźni z wieloma ludźmi, a zwłaszcza z dwiema pewnymi osobami119, które pochodziły z różnych krajów ojczystych i zamieszkiwały czcigodny Rzym120. Urzekły mnie one głębią swej duszy. U podstaw tego związku przyjaźni leżały te same studia. Obaj oni byli starsi ode mnie, ja byłem dużo młodszy od nich, chyba że mnie ktoś obwini, iż wcale nie dbam o prawdę. Tak się złożyło, że obaj byli zwolennikami filozofii, ja natomiast zajmowałem się filozofia najwyższą. Kiedyśmy zaczęli przebywać z sobą, każdy z nich poznał w jakiejś mierze moją duszę. Ja również przylgnąłem do nich i tak wszyscy razem tkwiliśmy przy sobie. Moja sława byłą większa, a sprawy duchowe, by tak rzec, układały się już wcześniej podobnie121. Do pałacu cesarskiego dostałem się przed nimi. Doszedłem do przeko- 117 Hippokrates z Kos (460 - ok. 377 p.n.e.) - najwybitniejszy lekarz starożytności greckiej, twórca szkoły medycznej i autor 53 traktatów, zebranych w Corpus Hippocrateum (tu Psellos cytuje Aph. 1242). 118 Tak Bizantyńczyey nazywali życie duchownych w klasztorze. 119 Jan Ksifilinos iJan Mauropus(Byzaintios). 120 Tzn. Konstantynopol. 121 Reminiscencje lektury Homera (Odyseja XVII 218) i Platona (Lysis 10). jakby dusza moja nawróciła się pod wpływem zaszłych wypadków, które, by tak rzec, pochodzą z góry. Wstrzymuję głos i naśladuję palcami obcinanie sobie włosów. Natychmiast doszła do cesarza wiadomość, że odchodzę z tego świata, zaczynam konać, a dusza moja pogrążyła się w głębiach nieszczęścia i że gdy dojdę do siebie, pragnę lepszego i wyższego życia. Na wiadomość o mojej chorobie cesarza ogarnął wielki żal, dużo większy niż mój stan zdrowia dawał po temu powód. Wpierw zaczął lamentować i biadać głęboko, ponieważ moje życie było zagrożone. Myśl, że zabraknie mu mej osoby, dotknęła go w samo serce, gdyż ogromnie lubił moje wywody. Dlaczego nie należy powiedzieć prawdy? 197bis. I jeśli już muszę pochwalić się swymi zdolnościami, które przyniosłem na świat, wykorzystywałem je wszystkie dla dobra cesarza. Żyłem, o ile mogłem, w kręgu filozofii i tu pozostawałem z nim w pełnej harmonii. Cesarz szybko zadowalał się rzeczami, o które zabiegał skwapliwie, szukał zmian, spadając, jak to się mówi, ze struny najwyższej na najniższą lub chciał pomieszać je obie. Dlatego kiedy z nim filozofowałem, mówiłem o pierwszej przyczynie, o pięknie uniwersalnym, o cnocie i o duszy. Wskazywałem mu z jednej strony, co z duszy jest widoczne w ciele, z drugiej to, co w duszy unosi się, jak korek, na jej powierzchni i jednocześnie pozostaje przytwierdzone do jej więzów, tak jak zawieszony przedmiot unosi się w powietrzu i utrzymuje sam tylko za pomocą leciutkiego skrzydła i nie jest krępowany więzami124. Ilekroć widziałem, że cesarz jest zmęczony mymi wywodami i skłania się ku rzeczom przyjemniejszym, brałem w rękę lirę krasomówczą i oczarowywałem go harmonią słów, rytmami jej elokwencji i wiodłem do różnej postaci cnoty poprzez ład i kształty, które określają jej moc. Nie stroi się ona wyłącznie w łudzące fikcje i nie rozwija tematów o podwójnej interpretacji. Dotyka także muzy ścisłej. Filozoficzna w swych myślach, zdobi się pięknem słów i tak z jednej, jak i z drugiej strony trzyma przy sobie słuchacza na uwięzi. Dokonuje podziału myśli na kategorie i nie miesza ich ze wzajemnymi zależnościami, lecz dzieli, rozróżnia i wystawia nieznacznie na światło. Siła elokwencji nie jest pomieszana ani zaciemniona, lecz przystosowana do czasów i do spraw. Jeśliby ktoś chciał mówić prosto, nie posłużyłby się ani periodami, ani długim wątkiem tematu. Ukazując to wszystko cesarzowi, doprowadziłem go do tego, że pokochał sztukę. Jeśli jednak spostrzegłem, że patrzy na to krzywym okiem, znowu zmienia- 124 Jest to synteza teorii neoplatońskiej o duszy ludzkiej, która mimo że jest przywiązaina do ciała, może unosić się w pewnej mierze ponad ciałem na własnych skrzydłach (psyche - dusza, motyl), a więzy łączące ją z ciałem nie ściągają jej w dół. łem temat. Udawałem, że zapomniałem o tym, co wiedziałem i czego doświadczyłem, i że niewiele brakuje, a stanie się ze mną to, co z Her-mogenesem - mój ogień zgaśnie od nadmiernego żaru125. 198. Tak więc cesarz świetnie pamiętał o tym wszystkim i nie pozwalał mi w żaden sposób odejść od filozofii ani zmienić trybu życia. Zaczął od pisania listów do mnie i od pośrednictwa wybitnych osobistości. Zaznaczał swe gorące pragnienie, by odwieść mnie od powziętej decyzji. Obiecał przy tym, że szybko wyleczy mnie z choroby i obdarzy jeszcze wyższym stanowiskiem. Tych listów nie mogę czytać bez płaczu jeszcze teraz, gdyż nazywał mnie w nich swym okiem i lekarstwem swojej duszy, swym sercem, światłem i życiem, zaklinał mnie, żebym nie czynił go ślepym. Ja pozostawałem głuchy na to wszystko, gdyż ten, który mnie wyprzedził wybierając lepsze życie w, monasterze, raczej triumfował nade mną. Kiedy cesarz stracił nadzieję na osiągnięcie celu drogą łagodnej namowy, zdjął z siebie skórę lisa i wdział skórę lwa. Zaczął wywijać kijem. Przysięga, że od razu pośle na stos mnie wraz z tymi, którzy mi doradzili zmianę życia, i że wywrze wszystkimi środkami zemstę nie tylko na mnie, lecz także na całej mojej rodzinie. 199. Ja natomiast przyjmowałem te groźby jako obietnicę szczęścia l wpłynąłem do portu Kościoła. Pozbywając się tego, co mi przykrywało głowę126, odciąłem się od życia świeckiego. Kiedy cesarz usłyszał o mojej tonsurze, nie żywił do mnie urazy za ten postępek. Wręcz przeciwnie, od razu zmienia swe postępowanie i pisze do mnie listy, w których ściska mnie i gratuluje, że wybrałem życie duchowne, i utwierdza w zmianie mego stanu. Gani wspaniałą, barwną szatę dworską, wychwala gruby habit mniszy, wieńczy mnie diademem zwycięstwa, gdyż okazałem się silniejszy od wszystkich perswazji. 200. Lecz dość już słów o mnie! Nie chciałem wprowadzać mej osoby do historii, którą piszę. To dygresje mego opowiadania doprowadziły mnie do tego, że zadałem jej gwałt. Co mnie pchnęło do niniejszego rozwinięcia tematu, to szybka zmiana myśli cesarza, której się baliśmy i dlatego zmieniliśmy życie gorsze na lepsze, życie wypełnione niepokojem i zamętem na życie nie zalewane przez fale. 201. Kiedy autokrator został pozbawiony naszego wsparcia i nie miał już liry rozumu, która by go nadal wprawiała w zachwyt, uciekł się do dawnych przyjemności cielesnych. Wśrodkułąki,pełnejwszelkiego rodzajuowoców, kazałwykopać 125 Hermogenes z Tarsos (II/III w.) - retor grecki, autor 3 traktatów O sztuce wymowy, wywarł wielki wpływ na późniejszą retorykę bizantyńską. Zabłysnął w sztuce wymowy bardzo młodo, gdy doszedł do wieku dojrzałego, talent jego wyczerpał się. Hermogenes popadł w obłęd. 126 Czyli włosów. Przed wdzianiem szaty zakonnej dokonywano postrzyżyn. głęboką sadzawkę, wyrównać wokół niej obrzeża i doprowadzić kanałami bieżącą wodę. Jeśli ktoś przedtem nie wiedział, że łąka została w środku rozkopana i kroczył nierozważnie przed siebie, by zerwać jabłko czy gruszkę, wpadał do wody, szedł na dno, wynurzał się na powierzchnię i zaczynał płynąć. Taki wypadek sprawiał cesarzowi dobrą zabawę. Żeby nie ograniczać się wyłącznie do rozrywki z sadzawką, wybudował uroczy dom i wyposażył we wspaniałe otoczenie. Wówczas to cesarz zażywał pływania kilkakrotnie w ciągu dnia. W czasie gdy wchodził do wody i z niej wychodził, niespostrzeżenie otrzymał cios z powietrza; zawiało go w boku. Początkowo strzała weszła niezbyt głęboko, później trucizna z niej rozeszła się po wnętrznościach i zajęła opłucną. 202. Stracił nadzieje co do swego życia, gdy leżał w łóżku jak zwierzę, które dopiero co złożone na ofiarę przestało żyć. Nie zamierzał przekazać władzy w ręce cesarzowej Teodory. Ukrywał przed nią swój zamiar i w tajemnicy szukał swego następcy. Nie było jednak rzeczą możliwą, by mógł dłużej ukrywać swe plany. Doszły one w końcu do wiadomości Teodory. Cesarzowa niezwłocznie wsiada na statek cesarski wraz z najlepszymi ze swej świty i jakby ocalona z fal morskich, przybywa na dwór127. Kiedy się już tam dostała, wprowadziła za sobą całą straż przyboczną. Komnata purpurowa, w której spowijano ją w pieluszki, miłe cechy jej charakteru i jej nieszczęścia, jakich przedtem doświadczyła w życiu, wyniosły ją w ogóle ponad wszystkich. Na wiadomość o tym cesarz poczuł się głęboko dotknięty. Wzmogły się jego cierpienia. Ponieważ nie miał możliwości ani wyleczyć się z nabytej choroby, ani podjąć naprawdę mądrej decyzji, od razu pogrążył się w rozmyślaniach. Zamknął oczy, myśli i język zaczęły mu się plątać, po czym odzyskał na krótko świadomość. Zrozumiał, jaki jest właśnie stan jego choroby, i pełen oburzenia oddał ducha. 203. Tak skończył życie cesarz Konstantyn Monomach po dwunastu latach panowania. Zaznaczył się chlubnie w większości swych dokonań publicznych, a jeśli chodzi o jego charakter, pozostawił po sobie przykład do naśladowania dla tych, którzy chcą prowadzić najuczciwsze życie. Jeśli nie weźmie się pod uwagę jego zbyt gwałtownego gniewu, w pozostałych sprawach był najbardziej ludzkim człowiekiem w świecie. Dlatego właśnie wydaje się, że dzieje tego cesarza stanowią splot przeciwieństw, ponieważ wraz z nim zmieniają się i przekształcają. Historia, jaką piszę, jest tworem prawdy, nie sztuki krasomówczej; upodabnia się do niego i sympatyzuje z nim jako z cesarzem. 127 Teodora przebywała na wygnaniu wjakimś klasztorze na WyspachKsiążęcych lub na wybrzeżu azjatyckim. TEODORA (1055-1056) SAMODZIELNE RZĄDY CESARZOWEJ TEODORY 1. Kiedy Konstantyn opuścił życie ziemskie, władza cesarska powróciła do córki Konstantyna Teodory. Było wówczas dla wszystkich rzeczą prawdopodobną, że osadzi na tronie mężczyznę szlachetnego i władczego, ona jednak wbrew przypuszczeniom i oczekiwaniom ogółu wzięła władzę cesarską na siebie. Wiedziała, że nie ma bardziej niewdzięcznego człowieka niż ten, który władzę cesarską otrzymał z rąk innego, i że ta niewdzięczność objawia się raczej wobec dobroczyńcy - miała tu na czym oprzeć swoje przekonanie, mianowicie na samej sobie, na poprzednim cesarzu i na przykładach swej siostry. Zdecydowanie nie chciała osadzić na tronie cesarskim żadnego mężczyzny. Sama załatwiała osobiście wszystkie sprawy i zachowała całą władzę niepodzielnie dla siebie. Umacniali ją w tym postanowieniu ludzie z jej otoczenia i z domu rodzinnego, którzy od dawna świetnie się znali na sprawowaniu władzy i byli doświadczeni w całokształcie administracji państwowej. 2. Tak więc cesarzowa zaczęła swe rządy na oczach wszystkich, występując otwarcie w roli mężczyzny, i nie musiała się z tym ukrywać za jakąś zasłoną. Istotnie można ją było widzieć, jak postępowała przy wyborze dostojników państwowych, jak ze swego tronu uroczystym głosem wymierzała sprawiedliwość, jak wyrażała swe zdanie, rozstrzygała procesy wydawała rozporządzenia pisemne lub okolicznościowe albo jak podsuwała swe łagodne rady czy wydawała bardziej zdecydowane rozkazy. 3. Panował u Rzymian zwyczaj, że z okazji wstępowania cesarza na tron dokonywało się rozdziału godności tak w zakresie administracji cywilnej, jak i w formacjach wojskowych. Cesarzowa przekroczyła ten zwyczaj, przekonując lud, że go nie przekroczyła. Mawiała bowiem do wszystkich, że „teraz objęła rządy nad Cesarstwem Rzymskim nie po raz pierwszy. Nie jest bowiem następczynią tronu, od ojca otrzymała najwyższą godność, od której przedtem została brutalnie odsunięta przez samozwańcze władze, a następnie odzyskała swoje dobro naturalne". W każdym razie tłum uznał to uzasadnienie za przekonujące i ci, którzy dotąd mieli język wyostrzony, ucichli wszyscy. 4. Wszyscy też uważali za rzecz niegodną, że Cesarstwo Rzymskie, rządzone wolą męską, ulega feminizacji. Jeśli nawet tak nie myśleli, to wydawało się im, że tak właśnie jest. Gdyby jednak nie wzięło się tej jednej rzeczy pod uwagę, w pozostałych sprawach Cesarstwo Rzymskie kroczyło majestatycznie prostą drogą. Nikt w ogóle nie spiskował przeciw władzy cesarskiej, nie starał się zdyskredytować słów i rozporządzeń, które od niej pochodziły. Pory roku były dla wszystkich pomyślne, zbiory plonów - obfite. Żadne plemię barbarzyńskie nie grabiło ani nie pustoszyło skrycie ziem rzymskich, ani nie wypowiedziało nam otwarcie wojny. Żadna prowincja państwa nie wyrażała niezadowolenia, gdyż wszędzie przestrzegano równości. 5. Większość ludzi przyznawała, że wiek cesarzowej jest długi, dłuższy ponad normalną miarę życia. Istotnie, wcale się nie garbiła, mimo że była wysokiego wzrostu. Kiedy musiała pracować dłużej czy przemawiać, nie cierpiała na brak (myśli, w jednych sprawach zasięgała przedtem informacji, drugie załatwiała sama od razu. Posiadała sprawność językową wystarczającą do omawiania poruszanych kwestii. 6. Ponieważ sprawy wymagały człowieka energicznego, dobrego znawcy problemów administracyjnych i biegłego w korespondencji cesarskiej, cesarzowa nie widząc w swoim otoczeniu nikogo, komu mogłaby powierzyć te wszystkie obowiązki - wiedziała bowiem dobrze, że taki człowiek, wystawiony na zawistne oczy swych dworskich przyjaciół, szybko zostanie obalony - szukała najbardziej właściwej osoby wśród senatorów, lecz i tu niczego nie osiągnęła. Na zwierzchnika administracji państwowej powołała nie tego, który od dawna okazywał swoje własne zdanie i elokwencję, lecz takiego, który dał się poznać jako człowiek umiejący milczeć, trzymać oczy spuszczone ku ziemi, ponadto nie nadawał się ani do przemówień, ani do jakiejkolwiek innej sprawy, która świadczy o polityku. Takiego właśnie wyniosła na najpoważniejsze stanowisko128. Cesarze bowiem umieszczają na najwyższych stanowiskach osoby, które przejawiają mniej skłonności do nagłej zmiany swych poglądów, chociaż są bardzo szlachetni, a nie takie, które, obrotne w języku, posiadają wszechstronną kulturę i jednocześnie mają żyłkę polityczną. Ów człowiek otrzymał od natury osobliwą właściwość swej elokwencji. Siła jego słów leżała raczej w gestach rąk niż w języku, zresztą nie był zręczny ani w jednym, ani w drugim. Ilekroć usiłował wykazać swą wiedzę za pośrednictwem języka, lepiej mu to wychodziło przy pomocy rąk, gdyż tylko w tym był wprawny. Słuchający rozumieli go zupełnie odwrotnie niż myślał, tak że całkowicie brakowało mu w rozmowach jasności i wdzięku. 7. Tak więc człowiek ten, wziąwszy na swe barki ciężar administracji cesarskiej, okazał się dla wielu człowiekiem nieznośnym, gdyż był, jak powiedziałem, pozbawiony zmysłu politycznego. Nie był też za miły. Nie rozmawiał uprzejmie z tymi, którzy podchodzili do niego, zawsze okazywał wszystkim swój szorstki charakter. Nie cierpiał jakiejkolwiek dyskusji i jeśli ktoś od razu nie zmierzał do istoty sprawy, lecz zaczynał od wstępu, wpadał w gniew, oburzał się 128LeonaParaspondylosa.Por. Attaleiates 52, 3. i okazywał swą nienawiść do wszystkich. Nikt nie chciał się zbliżać do niego, chyba że zmuszała go twarda konieczność. Ja podziwiałem tę cechę umysłowości i sądzę, że odpowiada ona raczej wieczności niż naszym czasom i bardziej nadaje się do życia przyszłego niż teraźniejszego. Nieczułość i nieustępliwość umieszczam bowiem ponad wszystkimi sferami i poza kręgiem świata. Nasze życie, które, związane ze społecznością, przebiega w łączności z ciałem, jest bardziej przystosowane do bieżących spraw czy może do życia cielesnego, odpowiadającego emocjonalnej stronie duszy. 8. Kiedy się zastanawiam nad tym, rozróżniam trzy rodzaje dusz zależnie od ich różnych stanów. Pierwszy stan jest ten, w którym dusza żyje sama z sobą, wolna od ciała, nieugięta i nie zaznająca wiele odpoczynku. W dwóch następnych rodzajach rozważam duszę w zależności od jej współżycia z ciałem. Jeśli dusza stanowi życie w środku, to chociaż doznaje wielkich i licznych uczuć, woli, jak w kole, zajmować dokładnie sam środek i sprawia, że dany człowiek jest istotą świecką. Sama nie jest ani ściśle boska, ani duchowna, ani przyjazna dla ciała i wypełniona namiętnościami. I przeciwnie, jeśli dusza odbiega od środka, w miarę jak postępuje dalej w życiu ku namiętnościom, żyje życiem przyjemnym i wypełnionym rozkoszą. Jeśli natomiast ktoś wśród ludzi potrafi się wznieść ponad ciało i utrzymać na szczycie życia duchowego, to cóż wspólnego będzie między nim a jakimikolwiek sprawami?129 „Zwlekłam - powiada Pismo - suknię moją, jakoż ją oblec mam?"130 Niech taki człowiek wejdzie na wysoką górę, na szczyt w przestworzach, niech stanie przy aniołach, by doznać oświecenia wyższą światłością, i niech sam trzyma się na uboczu, z dala od społeczności ludz-kiej! Jeśli nikt w świecie nie może poszczycić się doskonałością swojej natury, to czy może uważać, że mu się powierzy sprawy społeczne? Niech ten kieruje sprawami obywatelskimi, kto nie będzie udawał, że stosuje prawe reguły. Nie wszyscy bowiem zostali stworzeni jednakowo równi, stąd też jeśli się nie dopuszcza fałszu, odrzuca się także to, co z niego wynika. 9. Dlatego właśnie ów człowiek, filozofując w sprawach, które się nie nadają do filozofowania, nie był filozofem, lecz udawał filozofa. Abyśmy mogli go ocenić wszechstronnie, powiemy, że wydawał się w jakiejś mierze inny w swoich sprawach osobistych. Prowadził zbytkowny tryb życia. Był wspaniały, miał szlachetny charakter i nie przyjmował podarunków. Jeśli ktoś siedział z nim przy obiedzie, ukazywał wesołe oblicze i, by zacytować wiersz poety, „wyciągał ręce do zastawionych 129 Cały ten wywód Psellosa nie jest jasny 130 por Pieśń nad Pieśniami 5, 3. potraw"131, nakładał sobie więcej niż inni, gawędził ze swadą i roztaczał cały swój urok, dostosowując się do humoru współbiesiadnika. Potem znowu się zmieniał, ale nie powracał do swego zwykłego usposobienia. Postanowił, że nikt nie będzie uczestniczył z nim w zarządzaniu państwem. Opowiadanie o tym każe mi znowu wprowadzić do mej historii nową dygresję. 10. Na krótko przed rządami Teodory przeszedłem właśnie do lepszego życia. Od kiedy włożyłem habit mniszy, tuż przed śmiercią Mono-macha, wiele osób uważało, że od razu poznali me myśli. Mówili oni, że ja wiedziałem, jak potoczą się wydarzenia, i dlatego zdecydowałem się na zmianę życia. Bardzo dużo osób ocenia mnie jako godnego większego szacunku niż zaznaję naprawdę, a ponieważ zajmowałem się geometrią, sądzą, że mogę zmierzyć samo niebo. Ponieważ mam pewne wiadomości o sferze niebieskiej, nie pozbawiają mnie wiedzy ani o fazach, ani o ekliptykach zodiaku, ani o eklipsach, pełniach księżyca, ani o kręgach czy epicyklach. Sądzą ponadto, że chociaż wypuściłem z rąk książki, wciąż jeszcze potrafię przepowiadać przyszłość132. 11. Ponieważ przejawiałem również zainteresowania horoskopami, a także posiadłem pewną umiejętność bajdurzenia o tej wiedzy (forma mego nauczania i różnorodność tego, o co mnie pytano, skierowywały mnie do wszystkich nauk), nie mogłem jakoś uwolnić się od ciągłych pytań i natręctwa ludzi. Przyznaję, że zajmowałem się także wszystkimi dziedzinami wiedzy i nie użyłem dla złych celów żadnej z tych nauk, których zabronili Doktorzy Kościoła. Znam losy Przeznaczenia i dom złego ducha, lecz nie wierzę, żeby świat subksiężycowy był kierowany przez postaci i kształty pochodzące z nieba. Pozostawmy na uboczu tych ludzi, którzy obiecują nam życie duchowe oddając kierownictwo nim nowym bogom! Ludzie ci układają nasze życie na swój sposób, zapładniają je i sprowadzają jako absolut z góry od Stwórcy. Powodują, że pierwiastki życia, pozbawione rozumu gwiazd, stają się płodne, umieszczają je we wszystkich częściach ciała i później zaszczepiają w nich życie obdarzone rozumem. 12. Nikt nie podejrzewałby o zdrowy rozsądek ludzi, którzy znają powyższe teorie i im nie ulegają, lecz jeśli ktoś wyrzeknie się naszego wychowania i skieruje swą myśl na powyższe sprawy, to wówczas właśnie mógłby się żalić na ową czczą wiedzę. Mnie natomiast, by powiedzieć prawdę, odwróciła od tych zagadnień nie racja naukowa, lecz powstrzymała siła boska. Nie daję posłuchu ani sylogizmom, ani innym środkom dowodowym. Ta sama przyczyna, która sprowadza prawdziwie silne i doświadczone dusze do przyjęcia kultury 131 Odyseja I 149. 132 por v 19. helleńskiej, zmuisza mnie i przywodzi do utwierdzenia się w naszej pewnej wierze133. Dlatego niechże będą mi życzliwi i Matka Słowa, i Syn Przedwieczny, i Jego męka, i ciernie korony otaczającej Jego głowę, i trzcina, i hizop, i krzyż, na którym były rozpięte Jego ręce - moja duma, ma chwała, nawet jeśli moje uczynki nie były zgodne ze słowami! 13. Muszę jednak powrócić zgodnie z porządkiem do pierwszego tematu mego opowiadania. Tak więc na krótko przed śmiercią cesarza, kiedy wyrzekłem się ohydnego życia świeckiego, władzę przejęła Teodora. Zawezwała mnie natychmiast do siebie, opowiedziała, jaką tragedię przeżyła za rządów swego szwagra i powierzyła mi kilka swych planów trzymanych w tajemnicy. Rozkazuje, żebym często przychodził do niej, a gdybym wiedział coś ciekawego, to bym nie ukrywał przed nią. Zresztą nie po raz pierwszy spotkałem się z cesarzową. Jeszcze za życia cesarza, jeśli chciała coś napisać lub zrobić coś innego w tajemnicy, mnie powierzyła swą myśl i decyzję. 14. Ponieważ przychodziłem często, jak mi rozkazano, zaczęto mi zazdrościć tego przychodzenia. Ci, którzy już przedtem nie mogli powiedzieć o mnie nic złego, poczęli ganić mój habit zakonny i samotny tryb życia, a cesarzowa dawała wiarę temu, co jej opowiadano. Wystrzegała się zresztą przed dopuszczaniem tych ludzi do większego stopnia zażyłości i poufałości. Kiedy sam zorientowałem się w tej sprawie, zacząłem rzadko przychodzić do pałacu. Cesarzowa znowu zmieniała się, wyrzucała mi moją opieszałość i oskarżała, że całkowicie lekceważę jej rozkazy. 15. W każdym razie to, co postanowiła, było nieodwołalne,a tam, gdzie nie było potrzeby, zastanawiała się i skłaniała do wcześniejszego wyboru. Ponieważ nie bardzo była pewna swych poglądów na dane sprawy, a jednocześnie bała się, żeby przez to nie ucierpiały sprawy Cesarstwa, pokładała więcej zaufania do zdania innych niż do swego. Cesarza, który panował przed nią otaczała czcią również po śmierci. Miała w pamięci jego piękne czyny i nie chciała lekceważyć żadnych jego postanowień, lecz mimo to nie osiągała swego celu. Dlatego też większość dokonań cesarza uległa zaprzepaszczeniu. Człowiek, któremu powierzano całą administrację państwową - dopiero co przestałem o nim mówić - nie dostąpił najwyższych zaszczytów za czasów zmarłego cesarza i nie stał przy nim tak blisko, jak to zwykle bywało za poprzednich cesarzy. Za życia cesarz był przedmiotem jego zarzutów, po śmierci cesarza pamiętał mu tę zniewagę. Pod tym względem można byłoby wziąć w obronę cesarzową i każdego innego, kto był przez niego źle traktowany. 133 Psellos nie po raz pierwszy daje wyraz swej wierze chrześcijańskiej, gdyż wielokrotnie był oskarżony przez patriarchę Cerulariusza o herezję hellenizmu (pogaństwa). Cesarzowa nie zastanawiała się nad sobą, że jest na tym świecie przejściowo i że nie doprowadziła spraw państwowych do dobrego stanu. Działo się tak również dlatego, że i ludzie z jej otoczenia nie naprowadzali jej na tę myśl, gdyż sądzili, iż będzie żyła wiecznie, pozostając zawsze w tym samym wieku, czy też że zawróci bieg lat i znowu zakwitnie jak młoda roślina. Byli zdania, że ich szczęście zostało ustalone raz na zawsze. Nie chcieli postawić na czele rządów mężczyzny ani zapewnić Cesarstwu najlepszego następstwa tronu. Któż więc mógłby uwolnić ich i cesarzową od zarzutu najwyższej i najbardziej haniebnej głupoty! 16. Kiedy patrzyłem, jak cesarzowa osadza na świętym tronie niektórych ludzi i podejmuje, by tak rzec językiem umiarkowanym, tego rodzaju decyzje, nie mogłem się powstrzymać. Mówiłem o tym ostro, po cichu i w tajemnicy, z osobami, do których miałem zamianie, i ganiłem tego rodzaju postępowanie. Dziwiłem się jej postępowaniu, wiedząc, że jest bardzo religijna wobec wszystkiego, co dotyczy spraw boskich. Miłość władzy cesarskiej popychała ją do przekraczania praw. Ona to sprawiła, że cesarzowa zmieniła także swą pobożność. Nie zawsze też potrafiła, jak dawniej, okazywać pełne współczucie. Nie wiem, czy zachowywała się tak zgodnie ze swym wrodzonym charakterem, aby okazać, że dawniejszy okres życia nie różni się od obecnego, czy też robiła to umyślnie. Nie chciała dawać tłumowi powodu, by ktokolwiek mógł przyjść do niej i ugiąć ją swymi łzami. 17. Patriarsze całej ekumeny - tak nazywa się zgodnie ze zwyczajem patriarchę Konstantynopola, był nim wówczas Michał134, który wstąpił na święty tron po świętym Aleksym - okazywała wiele przyjaźni i szacunku, zanim jeszcze zaczęła sprawować władzę autokratyczną. Zaledwie podjęła swe faktyczne rządy, poczęła go nienawidzieć i odwróciła się od niego ze wstrętem. Przyczyna tej zmiany leżała w tym, że patriarcha z trudem godził się na sytuację, w której w sprawach rzymskich decyduje kobieta. Patriarcha miał już taki charakter, że złościł się na dany stan rzeczy i głosił swoje zdanie z pełną otwartością. Jest więc rzeczą prawdopodobną, że cesarzowa złożyłaby go z patriarchatu, gdyby nie wyznaczono jej kilku zaledwie lat życia doczesnego. 18. Co do ludzi szczodrobliwych aż do przesady i tych, którzy swą hojnością w obietnicach przekroczyli jakikolwiek zdrowy rozsądek, nie są oni aniołami przekazującymi cesarzowej zlecenia Najwyższego, lecz osobnikami, którzy swoim zewnętrznym wyglądem przejawiają podobieństwo do aniołów, w sobie natomiast pozostają obłudnikami. 134 Michał Cerulariusz, przeciwnik Psellosa, był patriarchą Konstantynopola od 25 III 1043 do 2 XI 1058, zmarł na wygnaniu 21 I 1059. W czasie jego patriarchatu doszło w 1054r. do ostatecznego zerwania więzów łączących Kościół Wschodni i Zachodni. Mam na myśli nazirejczyków135 naszych czasów, którzy wzorowali się na Bogu czy raczej postawili sobie za cel, by tak postępować, i zamiast wyzbywać się natury ludzkiej, zachowują się u nas jak półbogowie. Nie troszczą się o inne rzeczy dotyczące Boga, gdyż nie kształtują swych dusz zgodnie ze sprawami wyższego rzędu, nie uśmierzają tkwiących w nas namiętności, nie nakładają swoim słowom ani wędzidła, ani nie uśmierzają ich ościeniem, lecz pogardzają tymi środkami jako mało ważnymi. Jedni z nich głoszą przepowiednie i oznajmiają wolę bożą, drudzy posuwają się aż do przekraczania wyznaczonych granic i albo uśmiercają wybranych ludzi, albo dodają im lat. Unieśmiertelniają podzielną naturę, zatrzymują dla nas ruch fizyczny i by dodać swym słowom mocy, mówią, że zawsze noszą na sobie zbroję żelazną, jak starożytni Akarneńczycy136. Chodzą przez długi czas w przestworzach, skąd ześlizgują się szybko, kiedy czują, że z ziemi unosi się zapach tłuszczu. Takich nazirejczyków widywałem często i znam ich dobrze. Zwodzili oni również cesarzową, mówiąc, że będzie żyła wiecznie. Dlatego niewiele brakowało, żeby cesarzowa nie zgubiła samej siebie i żeby wraz z nią nie zginęły wszystkie w ogóle sprawy państwowe. 19. Ci ludzie wróżyli jej bezkresne wieki życia, ona jednak była już bliska wyznaczonego sobie kresu - używam tu niewłaściwego słowa, gdyż wypełniając miarę swojego życia, zbliżyła się do jego końca. Opanowała ją bardzo ciężka choroba. Cesarzowa straciła zdolność wydalania pokarmów, co spowodowało zanik apetytu. Wypróżniała się przez jamę ustną. Później wywiązała się biegunka i niewiele brakowało, żeby nie usunęła prawie wszystkiego, co znajdowało się we wnętrzu, i nie zostawiła jej kilka zaledwie tchnień. Gdy wszyscy stracili już jakąkolwiek nadzieję na wyzdrowienie cesarzowej - mam na myśli ludzi z jej otoczenia - od razu zaczęli się troszczyć o najwyższą władzę i o siebie samych. Rozpoczęli ujawniać swe myśli. Mówię to nie ze słyszenia od kogoś, lecz sam uczestniczyłem w ich decyzjach i naradach, widząc na własne oczy i słysząc na własne uszy, jak manipulowali sprawami Cesarstwa, zupełnie jak przy grze w kości. 20. Słońce nie doszło jeszcze do szczytu swego biegu. Cesarzowa oddychała z trudem i było rzeczą prawdopodobną, że niebawem umrze. Tymczasem oni zebrali się w tym samym miejscu przy tronie wraz ze swoim przywódcą w środku i zaczęli rozważać nad tym, jakiego człowieka spośród innych postawią na czele spraw państwowych, przy czym myśleli o kimś niezawodnym, kto pozostałby przywiązany do nich i zachował wszystkie ich bogactwa. Tego, kogo wybrali, nie zamierzam obec- 135 Tj. mnisi. 136 Mieszkańcy starożytnej Akarnanii, kraju górzystego i lesistego w zachodniej części Grecji środkowej. Nosili przy sobie broń nawet w czasach pokoju. Uchodzili za czarowników. nie charakteryzować i nie będę utrzymywał, że w ogóle chybili swego dokładnie obmyślonego celu. Ten człowiek nie tyle nadawał się do sprawowania władzy, ile do tego, żeby ktoś inny rządził nim i kierował. Zresztą osiągnął lato swego życia i wchodził w następną porę roku, gdyż głowę pokrywały mu już srebrne włosy. 21. Tak więc nakłoniono cesarzową, żeby tego człowieka zaszczyciła koroną cesarską. Włożyła mu na głowę diadem i uznała za cesarza. Potem jeszcze na krótko pozostała przy władzy, zmarła na godzinę przed końcem roku137. Władcą Cesarstwa został Michał, wkrótce jednak pozbawiono go korony. Mając zamiar mówić o nim, poprzedzę swe opowiadanie krótkim wstępem. 137 Cesarzowa zmarła 31 VIII 1056 w siedemdziesiątym szóstym roku życia (por. Kedrenos II 611, 20-612, 2; Skylitzes 480). Rok w Bizancjum zaczynał się l IX. KSIĘGA SIÓDMA MICHAŁ VI (1056-1057) IZAAK KOMNEN (1057-1059) POCZĄTEK PANOWANIA MICHAŁA STAREGOCESARZ TEN RZĄDZIŁ PRZEZ JEDEN ROK 1. Tym, którzy dopiero co otrzymali godność cesarską, wydaje się, że dla zachowania władzy wystarczy, żeby stronnictwo cywilne powitało ich aklamacjami. Przebywając blisko z ludźmi tego stronnictwa sądzą, że jeśli jego sprawy będą się układały pomyślnie, oni umocnią swą władzę na trwałe. W czasie kiedy przejmują berło, pozwalają im mówić i przychodzić do nich w swej obecności. Gdy ci od razu skaczą z radości wyrażanej w pochlebnych słowach i w kilku błahych przemówieniach, cesarze, jakby już otrzymali wsparcie boskie, obywają się bez żadnej innej pomocy. Tymczasem bezpieczeństwo ich opiera się na trzech podstawach: na ludzie, stanie senatorskim i wojsku. Ostatnia stanowi ich najmniejszą troskę, pozostałe natomiast od razu obdarzają swymi łaskami cesarskimi. 2. Michał Stary szafował godnościami w sposób bardziej okazały niż wypadało. Nie wynosił bowiem obdarowywanego na kolejno wyższe stanowisko, lecz na takie, które przekraczało je o jedno albo na jeszcze wyższe. Jeśli ktoś, kto stał blisko cesarza, prosił go od razu o czwarte stanowisko, znajdywał go dobrze usposobionego wobec tej prośby. Dlatego właśnie pojawiał się inny, trącał go z drugiego boku i nie zdarzało się, żeby nie otrzymał piątego stanowiska. Krótko mówiąc, hojność cesarza wprowadzała tu prawdziwe zamieszanie. POSELSTWO DOWÓDCÓW WOJSKOWYCH U CESARZA MICHAŁA 3. Kiedy dowiedzieli się o tym stratioci1, a wśród stratiotów ich najwyżsi dowódcy, stanowiący elitę wojskową, przybyli do Bizancjum2, żeby otrzymać te same czy nawet wyższe godności. Wyznaczono im dzień audiencji u cesarza. Ja wówczas znajdowałem się przy autokratorze. Weszli ci dzielni mężowie, prawdziwi bohaterzy, skłonili przed cesa- 1 Stratioci (stratiotai) - żołnierze osiedleni na dziedzicznych działkach ziemi w okręgach wojskowych, temach. Byli zobowiązani do służby wojskowej. 2 Bizancjum - starożytna nazwa Konstantynopola. rzem głowy, powitali go aklamacjami, jak to jest w zwyczaju, i z kolei stanęli na rozkaz cesarza. Cesarz powinien był ich przyjąć, jednego po drugim, zacząć rozmowę od słów życzliwych i godnych cesarza. Tymczasem autokrator obrzucił ich wszystkich razem najgorszymi obelgami, po czym kazał ich przywódcy i temu, który znajdował się tuż przy nim, wystąpić przed środek poselstwa (na czele wszystkich posłów stał Izaak Komnen; był też Ke-kaumenos z Kolonei), wylał na niego tysiące obelg, mówiąc mu, że stracił czy nie wiele brakowało, by stracił miasto Antiochię i osłabił bojowego ducha wojska, że nie dokonał żadnego wspaniałego czynu na miarę naczelnego dowódcy, lecz zagarnął dla siebie pieniądze ludu, a ze swego dowództwa uczynił nie źródło chwały, lecz przedmiot zysku. Izaak osłupiał ze zdumienia przed nagłością zarzutów, oczekiwał bowiem największych zaszczytów, a stało się przeciwnie, został obrzucony obelgami. Kiedy inni dowódcy, jego koledzy, uisiłowali wziąć go w obronę, cesarz przerywał im słowa. Jeśli już przedtem cesarz naubliżał wszystkim, to powinien uhonorować przynajmniej Izaaka słowami czci i pochwały. Tymczasem pozbawił i jego swej życzliwości. BUNT KOMNENA 4. Był to pierwszy cios zadany stratiotom - przyczyna buntu przeciw cesarzowi. Postępek cesarza wzburzył ich umysły i stał się początkiem buntowniczych zamiarów. Nie od razu jednak zawiązali spisek przeciw władzy cesarskiej, lecz podjęli drugą próbę, by zobaczyć, czy znajdą autokratora bardziej im życzliwego. Tymczasem on dał im kubek, podczas gdy oni domagali się wiadra3, a jeśliby się sprzeciwili, nie dałby nawet i tego, lecz odepchnąłby i odtrącił ich od siebie. Od razu więc wszyscy niemal że nie rziucili się, by podnieść na niego rękę i usunąć od władzy. Powstrzymał ich Izaak, mówiąc, że taka sprawa wymaga głębszej narady. Później zawiązali spisek i szukali człowieka, który by został naczelnym dowódcą wojsk i nadawał się do kierowania wszystkimi sprawami państwowymi. 5. Izaak pozostawił im wszystkim majestat władzy cesarskiej, mówiąc, że każdy z nich ma wystarczające zdolności do sprawowania rządów. Oni jednak zgodnie złożyli w jego ręce tę godność. Górował on nad nimi rzeczywiście nie tylko swym pochodzeniem, lecz także swą królewską postacią, wspaniałym rozumem i stanowczym charakterem. Gdy tylko spojrzało się na niego, widać było, że to jest ktoś budzący szacunek. Na opis jego charakteru trzeba będzie trochę poczekać. Kiedy dowódcy uzgodnili między sobą to, co chcieli, odbyli z cesarzem krótką rozmowę, po czym udali się w drogę do swoich posiadłości. Z rana, a dokładnie: z brzaskiem słońca, dzieliły ich od siebie jeszcze nie- 3 Przysłowie bizantyńskie. wielkie odległości. Dlatego poczekali, aż upłynie kilka dni, zjechali się w to samo miejsce i zawiązali spisek4. Nie zdążyli jeszcze zorganizować spisku, a już zebrało się wokół nich dzielne wojsko, przypłynęła wielka liczba szlachty i utwierdziła ich w powziętym zamiarze. Kiedy bowiem wszyscy razem usłyszeli, że mężny wódz zostanie ich cesarzem i że najpotężniejsze rody - znali ich członków z imienia - były z nim związane, nie czekając nawet długo, z miejsca połączyli się z nimi. Spieszyli się talk jak dobry biegacz, który" chce wyprzedzić innego. 6. Już dawniej chcieli podporządkować całe Cesarstwo Rzymskie stronnictwu wojskowemu, zostać poddanymi wodza-autokratora i skończyć z zasadą cywilnego następstwa tronu w państwie. Wstrzymywali się jednak od wykonania postanowień i ograniczali do noszenia swych pragnień w sercu, gdyż nie było nikogo, kto by się im wydawał godny władzy cesarskiej. Kiedy jednak zobaczyli, że Izaak - czego nie oczekiwali nawet we śnie z powodu trudności tego przedsięwzięcia - został przywódcą spisku i że sam decyduje podniesieniem ręki o tym, co ma nastąpić natychmiast, nie zmieniając bynajmniej zdania, przybyli do niego wyposażeni po męsku i zaopatrzeni w to, co jest potrzebne na wojnę5. 7. Izaak wówczas po raz pierwszy podjął tego rodzaju spisek. Ujął sprawę w swe ręce z dużo większą rozwagą niż śmiałością, ponieważ wiedział przede wszystkim, że potrzeba dużo pieniędzy na jeden oddział wojska. Od razu zamknął wszystkie drogi, które prowadziły do Miasta, stawiając na każdej z nich odpowiednią straż i nie pozwalał nikomu ani do niego wejść, ani z niego wyjść, chyba że ktoś powiadomił go o tym i miał zgodę na wejście lub wyjście. Po dokonaniu tego wszystkiego uporządkował podatki publiczne nie w zamęcie i zamieszaniu, lecz ustalił urzędy, powołał poborców podatkowych, sumiennych i wpisujących wszystko do rejestrów, aby mógł rozporządzać, kiedy już zostanie cesarzem, dokładnymi rachunkami wpływów podatkowych; tak wykazywał więcej roztropności niż odwagi. Jest jeszcze poś, co można podziwiać w tym człowieku. Ponieważ zgromadziło się wokół niego mnóstwo ludzi, podzielił ich na oddziały, wyłączył ludzi odważnych od innych. Tych, których znał z rozumnej odwagi i z umiarkowanego męstwa, wcielił do kompanii i falang i powierzył im prowadzenie wojny. Ta wydzielona część była ilościowo.większa, ale i to, co pozostało, nie ustępowało jej w niczym. 8. Rozkazuje im przede wszystkim zebrać się, nie mieszać się między 4 Spisek zawiązano w Gunarii (Paflagoma) 8 VI 1057, gdzie Izaak Komnen przybył wprost z Kastaimonu. 5 ObózwojskowyIzaakaznajdowałsiąkołoNikei (dziś. Iznik wpół.-zach. Turcji). sobą i nie wprowadzać bałaganu, potem, jakby byli ustawieni w oddziałach bojowych i falangach, maszerować w ciszy i tak samo obozować. Następnie ustalił dla każdego żołd wojenny i zaopatrzenie niezbędne na wojnie, przyznał stopnie wojskowe, wyższe dla wyższych szarż, niższe dla niższych. Piecze nad swoją osobą powierzył krewnym i zajął miejsce jakby w kole, pośrodku swoich krewnych. Bez obawy posuwał się naprzód i znowu obozował. Bezsenne noce spędzał na troskach o władzę uzurpatorską, a za dnia pokazywał się pełen blasku, jakby szedł do raz wytkniętego celu. Zwykle wiele zdarza się w wojsku, gdyż większość żołnierzy jest z natury raczej odważna niż rozsądna. Mimo to nie podnosił na nikogo miecza i nie występował natychmiast przeciw tym, którzy popełnili wykroczenie, przerażał ich jednym tylko spojrzeniem, a samo zmarszczenie brwi zwalniało go od stosowania kary. 9. W takich okolicznościach ustawił swe wojska we wzorowym porządku i stanął w pobliżu miasta. Cesarz rozciągał swą władzę jedynie na Bizancjum6, a ci, którzy nim kierowali, postępowali tak, jak gdyby nic się nie stało, nie powzięli żadnych decyzji w obliczu tej zuchwałości, nie pchnęli przeciw buntownikowi pozostałych oddziałów wojska i nie zrobili nic innego, żeby zniszczyć armię uzurpatora. Niektórzy spośród ludzi przywiązanych do cesarza starali się wprawdzie pobudzić go do działania, mówiąc, że powinien mieć i doradców, i dużo pieniędzy, i wojsko. Cesarz zawezwał bardzo wiele osób, które miały szlachetne serca, a dotychczas były lekceważone i całkowicie odsunięte, wśród nich zwłaszcza ja. Uznał mnie za swego adoptowanego syna i powiedział, że dawniej postępował źle, gdyż nie lubił mnie z całego serca. RADY DAWANE CESARZOWI W SPRAWIE BUNTU 10. Tymczasem ja nie żywiłem do niego żadnej urazy, z miejsca dałem mu trzy rady. Ponieważ wiedziałem, że różni się w poglądach z patriarchą i że ów jest na cesarza pełen złości, udzieliłem cesarzowi pierwszej rady, aby zaprzestał jakiegokolwiek sporu i spotkał się z nim. Patriarcha rozporządzał wielką siłą i mógłby udzielić uzurpatorom ogromnej pomocy, gdyby cesarz nie związał się z nim zawczasu, i to w sposób bardzo ścisły7. Po drugie trzeba było wysłać poselstwo do pretendenta, by wymóc 6 Por. przyp. 2. 7 Potężny patriarcha Michał Cerulariusz istotnie był przeciwnikiem cesarza (i Psellosa), udzielał poparcia spiskowcom, którzy spotykali się w kościele Hagia Sophia. na nim rozpuszczenie wojska, obiecać mu wszystko, co można byłoby spełnić bezpiecznie, wymyślić jeszcze coś innego, przejąć jego wojska i zdezorganizować mu falangę. Do tych rad dodałem trzecią, najważniejszą i najlepszą: sprowadzić armię Zachodu, zgromadzić oddziały, które jeszcze pozostały na miejscu, zawezwać sąsiadujących z nami barbarzyńców jako sprzymierzeńców, wzmocnić obce formacje, które przebywają u nas, postawić na ich czele mężnego dowódcę, zorganizować wystarczającą liczbę oddziałów i wysłać je ze wszystkich stron przeciw tłumowi, który ruszył na nas. Cesarz przyjął te rady. WYSŁANIE WOJSKA PRZECIW IZAAKOWI 11. Cesarz odrzucił pierwszą radę, która, zlekceważona, wystarczyła do sprowadzenia nań katastrofy. Zajął się natomiast wykonaniem drugiej i trzeciej; co do drugiej, nie doprowadził jej w niczym do końca. Wojska Zachodu, przygotowane z pełnym wyposażeniem do wojny, wzmocnione posiłkowymi oddziałami sprzymierzeńców, uszeregowane w oddziałach i falangach, dzielne i dobrze uzbrojone, ruszyły przeciw wojskom Wschodu. Obie armie stanęły obozem w niewielkiej odległości od siebie, niebawem jeszcze zmniejszyły dzielącą ich przestrzeń na równinie i zajęły pozycję wyczekującą. Ani jedna, ani druga nie ruszały do walki. Teren leżący między nimi pozostawał pusty. Liczebnością wyraźnie górowały wojska cesarskie, siłą natomiast i zwartością szyku bojowego przewyższała ich druga armia. Rzeczą ważniejszą i bardziej godną podziwu było to, że nasi wrogowie mieli wojsko w większym stopniu zdyscyplinowane i pewne dla dowódcy, podczas gdy nasza armia uszczuplała się i topniała, gdyż każdego dnia wielu żołnierzy przechodziło na stronę wojska buntowniczego, a ten, który stał na czele naszych sił - nie mam potrzeby wypowiadać jego imienia8 - skłaniał się raz ku jednej, raz ku drugiej stronie, choć pozornie był bezstronny. 12. Tak więc byliśmy pobici z obu stron. Zanim jeszcze doszło do walki, zostaliśmy zwyciężeni samą myślą dowódców. Oddziały i cała masa naszych rodzimych żołnierzy, ilu ich tylko było, nie znały wahań naczelnego wodza. Jednak oddziały sprzymierzeńców i nasze pozostałe wojsko nic nie wiedziało o wątpliwościach dowódcy i oto oni, mówiąc słowami poezji, „mężowie dzielni i gniewem dyszący"9, wyposażeni w najpiękniejszą broń i we wszystko, co było ze szlachetnego uzbrojenia - jedni mieli ją przy- 8Wojskami cesarskimi dowodził eunuch Teodor, domestikos ton scholon armii Wschodu, przy pomocy magistra i duksa Aarona, szwagra Izaaka Komnena. Por. VII 14; Zonaras III 659, 19. 9 Iliada III 8, XIII 499 n. troczoną do pasów, drudzy trzymali w rękach - wydając okrzyk bojowy, rzucili się na nieprzyjaciela w szalonym zapale. Nasze prawe skrzydło przerwało lewe skrzydło przeciwnika i zaczęło go ścigać daleko. 13. Na wieść o tym prawe skrzydło wroga nie czekało w miejscu na okrzyki i atak swego przeciwnika, lecz od razu pierzchło w obawie, żeby zwycięzcy nie zwrócili się przeciwko niemu i by wzbudzając męstwo wśród ścigających, nie wpadli nań z całą swoją siłą. I tak pierwsza flanka zawróciła do ucieczki. Zwycięstwo przypadło w udziale ich przeciwnikom. Uzurpator tkwił w środku swoich, stał i znalazł się ponad ścigającymi i uciekającymi. Na jego widok kilku naszych żołnierzy scytyjskich z okolic Taurosu10 - było ich czterech, nie więcej - wymierzyli ku niemu włócznie i zaatakowali go z obu stron, krzyżując swoją broń z jego orężem, ale chybili, tak że nie zachwiał się ani w jedną, ani w drugą stronę. Wręcz przeciwnie, atakując go z jednego i drugiego boku z taką samą siłą sprawiali, że za każdym razem trzymał się prosto, nie tracił równowagi i nie odchylał się od środka. Izaak wziął to za szczęśliwą wróżbę: że kiedy zaatakują go z obu stron, pozostanie niewzruszony. Rozkazuje swym oddziałom natrzeć na nieprzyjaciela silniej, zdobyć się na większą odwagę w walce, zawrócić wroga do ucieczki i ścigać bardzo daleko11. 14. Po bitwie, skończonej w takich właśnie okolicznościach, nadeszły o niej wieści okropne i wzbudzające w naszych uszach przerażenie. Wprawiły one cesarza w niepokój do tego stopnia, że stracił jakąkolwiek nadzieję na zwycięstwo. Nie było możliwości wezwania armii Zachodu, którą w taki sposób pokonano. Nie mógł też wystawić świeżych, nowo zaciężnych wojsk. Naczelny dowódca armii cesarskiej eunuch Teodor, którego przedtem cesarzowa Teodora mianowała poedrosem i powierzyła mu armię Wschodu, w ogóle odradzał cesarzowi wyprawę wojenną. Nie miał odwagi na drugą bitwę, ponieważ sam zmienił zdanie i potajemnie zawarł pokój z Komnenem. WYPRAWIENIE POSŁÓW DO KOMNENA 15. Cesarz poczekał kilka dni, następnie uznał mnie za godnego, bym zawarł układ z Komnenem, stanął na czele poselstwa, które by powiadomiło wroga o tajnych warunkach cesarza oraz za pomocą mojej elok- 10 Por. V 25. 11 Bitwa rozegrała się koło Nikei w miejscowości zwanej Polemon lub Hades 20 VIII 1057. W bitwie odznaczyli się brawurowym atakiem na wroga wodzowie Katakalon Kekaumenos, Leon Antiochos, Roman Skleros, Nikefor Botaneiates. Początek następnego paragrafu świadczy o lakunie w tekście. wencji i umiejętności sofistycznych zmiękczyłojego duszęi nakłoniło ją ku niemu. Gdy wysłuchałem tej propozycji, wydało mi się, że piorun uderzył w moje uszy i stanowczo zrzekłem się tego zaszczytu mówiąc: „Dobrowolnie nie wykonam tego rozkazu, ponieważ tkwi w nim wielkie niebezpieczeństwo dla mnie. Wynik nie jest wątpliwy, lecz całkiem prosty. Jest rzeczą oczywistą że jako zwycięzca, napawający się swym ostatnim sukcesem, nie da się namówić na wyrzeczenie się władzy, na zmianę swego postanowienia czy na coś innego, jeszcze bardziej upokarzającego". 16. Cesarz od razu potrząsnął głową, zarzucił mi brak przyjaźni i właściwego stosunku do obowiązków. „Ty - powiada - włożyłeś tyle wysiłku, aby mówić przekonująco, jak bronić twoich przyjaciół w nieszczęściu i, by tak się wyrazić, twych władców, jeśli Bóg pozwoli, a teraz się nie zastanowiłeś! Ja po otrzymaniu władzy nie zmieniłem się nawet na trochę w stosunku do ciebie. Postępuję z tobą według przyjętego zwyczaju, przyjmuję cię, ściskam serdecznie, jak zwykłem. Codziennie kosztuję, jak należy, miodu twych słów i podczas gdy sądziłem, że odpłacisz mi się tym samym, ty oto nie dajesz mi tyle, ile dzielny mężczyzna daje swemu wrogowi znajdującemu się w niebezpieczeństwie! Ja będę szedł drogą wyznaczoną mi przez Los, co do ciebie, znajdzie się pewnego dnia ktoś, kto oskarży cię za to, żeś zdradził przyjaźń swego władcy i przyjaciela!" 17. Słuchając słów cesarza zostałem albo niewiele brakowało, żebym został porażony ich ciosem, i nie wiedziałem, jak wytrwać przy pierwszej rozmowie. Szybko się obróciłem i powiedziałem: „Ależ, cesarzu, uchylam się od wykonania twego rozkazu nie dlatego, żeby .usunąć się ze służby dla ciebie, lecz żeby zachować ostrożność w tej sprawie. Bojąc się zazdrości ludzkiej, odkładam wykonanie rozkazu na później". „A jakiż to powód - mówi - że jesteś taki ostrożny i nie masz zaufania do poselstwa?" „Izaak jest zwycięzcą - odpowiedziałem - do niego rozkazujesz mi pojechać, a on pokłada wiele ufności w swe nadzieje na przyszłość. Nie sądzę, żeby zachował się wobec mnie życzliwie ani też zmienił swoje zdanie pod wpływem moich słów. Będzie on rozmawiał ze mną niewątpliwie bardzo ostro, znieważy moje poselstwo i odeśle mnie z pustymi rękami. Wówczas wiele osób zacznie mnie oczerniać, że zawiodłem twoje zaufanie, że wzbudziłem najwyższe nadzieje w człowieku, który nie przyjął ani słowa cesarza, ani jego poselstwa, żywiąc myśl, że niebawem sam zdobędzie najwyższą władzę. Jeśli jednak chcesz - powiadam - żebym usłuchał twego rozkazu, wyślij w poselstwie wraz ze mną jednego z pierwszych dostojników senatu, żeby obie strony były kolejno słyszane publicznie, to znaczy co jedna powie drugiej, czyli słowa moje i mego rozmówcy. 18. Cesarz pochwalił moje słowa. „Wybierz sobie - powiada - kogo chcesz spośród członków wysokiego senatu". Ja wybieram najlepszego i najrozsądniejszego, takiego, który, jak świetnie wiedziałem, będzie miał odwagę mi towarzyszyć12. Zaledwie mnie wysłuchał, od razu wyraził zgodę na takie poselstwo i na to, że będzie osobą mi towarzyszącą. Zbieramy się na obrady, wymieniamy między sobą nasze myśli, wybieramy jeszcze jednego do udziału w naszym poselstwie13. Zajmował on pierwsze miejsce wśród Rzymian. Był przewodniczącym senatu, człowiekiem, którego rozum współzawodniczył z językiem, a język z rozumem i który troszczył się, jak lew, o Monomacha, a później uświetnił godność patriarchatu. Ofiarowany Bogu, poświęcił z kolei ową osobę14 Ojcu. 19. Tak więc człowiek ten, prawdziwy rzymianofil, nie zwlekał z odpowiedzią i został największą ozdobą naszego poselstwa. Otrzymaliśmy od cesarza listy do buntownika, czy raczej sami omawialiśmy je i sa-miśmy je redagowali w sposób możliwie najwłaściwszy, mianowicie że powinien jednocześnie nosić koronę z insygniami cezara i pozostać podporządkowany cesarzowi. Uzbroiliśmy się w odwagę na podróż do niego. Po przebyciu pierwszego etapu z Miasta powiadamiamy uzurpatora o naszym wyjeździe i stwierdzamy z całą mocą, że nie spotkamy się z nim na rozmowy, jeśli przedtem nie złoży nam uroczystej przysięgi, że po zakończeniu misji nie zatrzyma poselstwa i nie wyrządzi nam żadnej innej krzywdy, lecz odda należne naszej godności honory i pozwoli powrócić. 20. Kiedy ów zgodził się na wszystko i dodał więcej niż myśmy żądali, natychmiast wypłynęliśmy na statkach w pełne morze i przybiliśmy do brzegu w pobliżu miejsca, gdzie stał obozem15. Od razu spotkały nas serdeczne powitania, zanim jeszcze doszło do rozmów z nim; padały słowa uprzejmości. Przychodzili do nas jedni za drugimi. Pierwsi dowódcy wojskowi witali nas najsłodszymi imionami, całowali w głowy i po rękach. Lejąc łzy mówili, że nasycili się już krwią swego narodu i zbrodniami popełnianymi na bliskich. Zawiązują sobie opaski na głowie, po czym otaczają nas ze wszystkich stron i prowadzą do namiotu swego wodza, gdyż on przebywał w obozie pod gołym niebem. Schodzą z koni, każą nam również zejść na ziemię, proszą, byśmy poczekali. Następnie nam tylko pozwolono wejść, gdyż słońce już zachodziło, a on nie chciał, żeby wielu ludzi gromadziło się w namiocie cesarskim. 12 Był nimLeon Alopos.Por. Zonaras III 661, 4. 13KonstantynaLeichudesa. Por. ks. VI, przyp. 35. 14 Ową osobą był Izaak Komnen, którego po abdykacji Leichudes przyjmował w poczet mnichów. Por. VII 79. 15 Izaak Komnen przeniósł swój obóz do Nikomedii(d ziś Izmir) w Bitymi. Por. przyp. 5. Posłowie przybyli 25 VIII 1057. 21. Przywitał nas przy wejściu. Siedział na wysokim tronie wokół niego stała jakaś niewielka straż przyboczna. Był ubrany nie tyle po cesarsku, ile po żołniersku. Podniósł się nieco na powitanie, potem poprosił, żebyśmy usiedli. Wcale nie zapytał o powód naszego przybycia. Powiedział jedynie kilka słów, wskazując na przyczynę, która zmusiła go do podjęcia wyprawy wojennej, po czym wypił z nami kielich wina i odesłał nas do namiotów rozbitych tuż przy jego namiocie. Odchodząc byliśmy zdziwieni, że ten człowiek od razu nie naprowadził nas na długie przemówienie, że nie chciał dowiedzieć się niczego o celu naszej podróży i czy w czasie żeglugi nie mieliśmy wysokiej fali. Rozstaliśmy się z sobą i weszliśmy do namiotów. Po krótkim śnie, tuż o świcie, zebraliśmy się ponownie, żeby omówić sposób, w jaki poprowadzimy z nim rozmowy. Byliśmy zdania, żeby nie robił tego tylko jeden z nas, lecz żebyśmy wszyscy stawiali mu pytania i w podobny sposób otrzymywali odpowiedzi. 22. Kiedyśmy tak sobie rozmawiali, zrobił się dzień, słońce wyszło zza horyzontu i jaśniało swą błyszczącą tarczą. Nie dokonało jeszcze większej części swej drogi, gdy przyszli do nas pierwsi z rady uzurpatora, wezwali nas do siebie na zewnątrz i jakby straż eskortująca poprowadzili do swego wodza. Znaleźliśmy się w namiocie dużo większym niż zwykły, w takim, który wystarczyłby dla całego wojska wraz z oddziałami najemników. Wokół niego, na zewnątrz, znajdował się ogromny tłum, złożony nie z ludzi bezczynnych i stojących byle gdzie. Jedni byli przepasani mieczami, drudzy (potrząsali ciężkimi stalowymi romfejami trzymanymi na ramieniu, inni ściskali włócznie w rękach. Stali w szeregach, poustawiani w kręgi, jednych od drugich dzieliła niewielka odległość. Nie było słychać ani słowa. Wszyscy stali w strachu z nogami zwartymi, z oczami utkwionymi w stojącego przy drzwiach namiotu dowódcę straży przybocznej, mężczyznę dzielnego, obrotnego i przedsiębiorczego, świetnego mówcę, jeszcze lepszego w milczeniu, a najlepszego w myśleniu. Był nim duks Jan16, ten sam, który wywodził się z długiej linii przodków i otrzymał w dziedzictwie odwagę i stanowczość. 23. Kiedy zbliżyliśmy się do drzwi, człowiek ten kazał nam zatrzymać się, wszedł do namiotu cesarza, pozostał tam przez chwilę, po czym wyszedł i nic nie mówiąc szybkim ruchem otworzył drzwi, by nas zaskoczyć nieoczekiwanym widokiem. Wszystko było naprawdę godne cesarza-uzurpatora i wzbudzało ogromny strach. Wpierw uszy nasze zostały porażone okrzykami tłumu. Okrzyków nie wznosili wszyscy jednocześnie. Pierwszy szereg kończył swą aklamacje, dawał znak następnemu, ten z kolei temu, który stał za nim. Była to rzecz zupełnie nowa. Kolejne aklamacje różniły się między sobą intona- 16 DuksJanKomnen,brat pretendenta Izaaka Komnena. cją. Kiedy ostatni krąg żołnierzy skończył aklamację, wówczas wszyscy razem wznieśli ogólny okrzyk, który uderzył w nas niemal jak grom. 24. Gdy wreszcie skończyli, dali nam czas na spokojne obejrzenie tego, co znajdowało się w namiocie; weszliśmy bowiem nie od razu po otwarciu drzwi, staliśmy w pewnej odległości, czekając na znak zezwalający na wejście. Wnętrze namiotu wyglądało tak: cesarz siedział na tronie o dwu wezgłowiach. Tron był wysoki, cały wyłożony złotem. Cesarz trzymał nogi na podnóżku, zdobiła go wspaniała szata. Głowę trzymał wysoko, pierś miał wypiętą. Walka nadała jego policzkom barwę purpury, oczy pozostawały nieruchome, świadczyły o tym, że był pogrążony w myślach, a serce wypełniały mu rozważania. Później ożywił się, jak gdyby z burzliwego morza wpłynął do zacisznego portu. Człowiek, który znajdował się najbliżej niego i był najmniejszy, został wybrany przez pierwsze osobistości. Byli nimi zwierzchnicy najsławniejszych rodów i wszystko, co dotyczyło heroicznej wielkości, nie było im obce. Trwali w pozycji stojącej, a ponieważ należeli do wyższej rangi17, dawali przykład tym, którzy znajdowali się za nimi. Tych z kolei otaczał kręgiem inny chór, składający się z ich zastępców, walczących w pierwszych szeregach. Dalej stali żołnierze należący do kolejnych formacji, potem jeszcze inni, dowódcy pododdziałów pierwszego szeregu; ci zajmowali lewe skrzydło. Ich znowu otaczali wieńcem żołnierze bez pasów, lekkozbrojni, za nimi stały wojska sprzymierzonych. Ilu ich tam było z różnych plemion barbarzyńskich: Italowie, Tauroscytowie, straszni z wyglądu i uzbrojenia18 Jedni i drudzy mieli niebieskie oczy, lecz pierwsi nadawali sobie ten kolor sztucznie i usuwali rzęsy z powiek, barwa oczu drugich była naturalna. Pierwsi byli skorzy do ataków, ruchliwi i porywczy, drudzy szaleni i pałający gniewem. Tamtych nie można było powstrzymać w zapale pierwszego ataku, lecz szybko wyczerpywali się swym zapałem, ci ostatni byli mniej niecierpliwi, lecz nie szczędzili swej krwi i mieli w pogardzie swe ciało. Tacy żołnierze wypełniali krąg tarcz; nosili włócznie i topory o jednym ostrzu. Topory trzymali na ramionach, włócznie wystawiali ostrzem z każdej strony, pokrywając, by tak rzec, dachem wolną przestrzeń. 25. Tacy to byli ludzie. Nam cesarz dał znak do wejścia, wezwał nas ręką i lekko schylił głowę, byśmy przeszli z lewej strony. Kiedyśmy przeszli przez środek pierwszego i drugiego kręgu, stanęliśmy bardzo blisko panującego. On postawił nam takie samo pytanie, jak przedtem. 17 Jest tu mowa o członkach wysokich rodów bizantyńskich, uczestników spisku. Por. przyp. 11. 18 Italowie- Normanowie;Tauroscytowie - Pieczyngowie. Gdy już miał dosyć naszych odpowiedzi, rzekł donioślejszym głosem: „Niechże jeden z was odwróci się i stanie pośrodku tych tu (wskazał na stojących po obu stronach), wręczy mi list od tego, który was posłał, i niechże mi przekaże słowa, z jakimi przybyliście do mnie od niego!" 26. Każdy z nas ustępował miejsca w przemówieniu drugiemu, razem rozpatrzyliśmy sprawę. Obaj przyjaciele zmusili mnie do zabrania głosu, mówiąc, że mnie właśnie wypada przemówić z całą otwartością, ponieważ w porównaniu z nimi umiem filozofować. Obiecali mi zresztą przyjść z pomocą, jeśli moje słowa odeszłyby od tematu. Z miejsca opanowuję bicie serca, staję w środku i doszedłszy do siebie, oddaję mu list. Otrzymałem znak pozwalający mi mówić. Zaczynam przemówienie. Gdyby nie wrzawa, która wówczas często przerywała mi słowa i w konsekwencji nie sprawiła, że zapomniałem mego długiego przemówienia, być może szybko przypomniałbym sobie same słowa, zebrałbym i związał z sobą to, co już wypowiedziałem w periodach krasomówczych czy rozwinąłem w piętrowych zdaniach. Do słuchaczy nie dotarło to, że wyrażałem się jednocześnie jako człowiek zwyczajny i jako uczony, gdyż współzawodniczyłem z Lizjaszem19 w stosowaniu słów używanych w języku potocznym i ozdabiałem najbardziej artystycznymi myślami styl zwykły i prosty. Przypomnę więc główne punkty mego przemówienia, o ile jeszcze nie zapomniałem. 27. Zacząłem od górnolotnego wstępu, mówiłem nie bez jasności, ze swobodą oratorską. Nie obwiniałem ich początkowo. Zacząłem od cezara i wspólnej aklamacji20, wyliczyłem ważniejsze dobrodziejstwa i zaszczyty przyznane im przez cesarza. Ci, którzy nas otaczali, stali spokojnie i przyjęli mój występ z życzliwością, lecz cały tłum, który się znajdował z tyłu, krzyczał, że nie chcą widzieć swego wodza inaczej, jak w szacie cesarskiej. Większość być może nie chciała tego, słowa krzyczących były jednak pochlebne i przygotowane na daną chwilę. Pewne było jedno, że poruszyli oni spokojne dotąd kręgi obecnych i zmusili innych, by zgodzili się z nimi. Cesarz w obawie, żeby nie wydawało się, iż chce czego innego niż tłum, wypowiedział się tymi samymi słowami. 28. Ja natomiast w niczym nie zmieniłem swego zdania, gdyż mocno już osiadłem w swoich niewzruszonych myślach i bez obawy od razu wmieszałem się do walki. Przestałem więc mówić i czekałem spokojnie, aż tłum ucichnie. Kiedy już się wykrzyczeli, znowu podjąłem przemówienie i zacząłem spokojnie przechodzić do coraz jawniejszego ataku, nie ganiać jeszcze przeciwników. 19 Lizjasz (ok. 445-378 p.n.e.) - mówca starogrecki, autor 34 zachowanych mów adwokackich, politycznych, literackich. 20 We wspólnej aklamacji miano wymieniać cesarza i cezara. Wspomniałem o drabinie i pięciu się na nią szczebel po szczeblu, zganiłem nogę, która przeskakuje szczeble, pochwaliłem wchodzenie normalne, zgodne z rozsądkiem, aż do władzy cesarskiej. Powiedziałem, że kolejność rzeczy jest taka: praktyka, potem teoria. Wpierw praktyk, później teoretyk. Większość panujących, i to najlepszych, została wyniesiona do godności cesarskiej z rangi cezara. 29. Niektórzy zarzucili mi, że mówię o zwykłym pięciu się w górę. Izaak natomiast już osiągnął władzę cesarską. „Przecież nie jest on jeszcze cesarzem - odpowiedziałem z miejsca. Jeśli nie jesteście całkowicie niedorzeczni w swych zarzutach, to tytuł, który przystoi waszemu wystrojowi, nie jest godny pochwały". Bałem się bowiem nazwać uzurpatora wprost po imieniu. Potem mówiłem: „Odrzucisz - ciągnę dalej - tytuł21, a będziesz panował w jeszcze większym dostojeństwie". Ponieważ już przedtem uczyniłem obietnicę adopcji go na syna cesarza, powiedzieli: „Jakże to, syn cesarza ma być pozbawiony najwyższej władzy?" „Ależ tak! - zareplikowałem. - W ten sposób postępowali najpotężniejsi cesarze wobec swoich prawowitych dzieci". Od razu wspomniałem boskiego Konstantyna i kilku innych autokratorów, którzy wpierw obdarzyli synów tytułem cezara, a następnie wynieśli ich do wysokiej godności cesarskiej. Rekapitulując przemówienie zrobiłem takie porównanie, oparte na bardziej wyszukanym entymemacie22: „W ten sposób postąpili owi cesarze wobec tych, których zrodzili, a ten jest synem adoptowanym!" Wtrąciwszy te słowa do przemówienia, zawiesiłem głos. 30. Zrozumieli moją myśl i wyliczyli wiele przyczyn ich wspólnego (poruszenia - tak eufemistycznie się wyrazili. Ja nie od razu zareagowałem na te słowa, lecz jakbym stanął po ich stronie i pomnożyłem ich krzywdy:„Wiem o tym wszystkim - mówiłem - i nieraz kroi mi się serce. Słuszny jest - powiedziałem - wasz gniew i słuszne zwątpienie, w które popadliście". Tak uspokoiłem ich myśli i od razu przystąpiłem do ataku z flanki, mówiąc, że to wszystko jest przerażające, nie stanowi wystarczającego powodu do uzurpacji tronu i w ogóle nie da się niczym usprawiedliwić. „Przypuśćmy, że jesteś cesarzem - zwróciłem swe słowa wprost do wodza - byłbyś ogromnie oburzony, gdyby wówczas jakaś pierwsza osobistość z senatu czy z wojska wzięła sobie - przypuśćmy, powtarzam - wspólników i pomocników do swego złego zamiaru i uknuła jakiś spisek przeciwko twej władzy, podnosząc wszystkie zarzuty, które mogłaby 21 Oczywiście tytuł cesarza, który Izaak sobie uzurpował. 22 Entymemat - wnioskowanie, w którym formułuje się wyraźnie tylko kilka przesłanek, inne pozastawia się jako domyślno (entymematyczne). mieć przeciw tobie: ile to zaznała od ciebie cierpień, jak została pozbawiona czci, to czyż wydawałoby ci się to wystarczającym powodem do spiskowania przeciw tobie?" Kiedy odpowiedział, że nie, mówiłem: „Ty natomiast nie zostałeś pozbawiony czci, tylko zwyczajnie nie otrzymałeś tego, czego sobie życzyłeś, a to, co powiedziałeś o doznanych krzywdach, spowodowali inni, nie obecnie panujący": Ponieważ siedział z zamkniętymi ustami i ulegał słowom nie przekonywającym, lecz zawierającym samą prawdę, dodałem: ,,Zmień więc swój strój, bądź lepszej myśli, uczcij podeszły wiek swego ojca, abyś mógł zgodnie z prawami otrzymać berło w dziedzictwie". 31. Kiedy przekonałem go mymi słowami, posługując się nadto wieloma innymi argumentami, rozległ się za mną jakiś głos, którego w żaden sposób nie mogę pozbyć się z uszu. Był to głos mieszany. Jedni przyznawali mi taką rację, inni - inną. Jedni chwalili mą elokwencję, której nie można było sprostać, drudzy - potęgę mego słowa, inni - siłę argumentacji. Nie odpowiedziałem żadnemu z nich ani słowem. Cesarz ręką nakazał mi milczenie: ,,Ależ ten człowiek - rzekł - nie powiedział nic takiego, co by ujawniało czary albo zauroczyło nas magią. Idzie on za tokiem spraw, które wyłożył w sposób prosty. Nie trzeba więc zakłócać naszego zebrania ani przerywać naszych rozmów". Tak powiedział cesarz. Niektórzy z jego otoczenia, chcąc mnie zbić z tropu, powiedzieli: „Cesarzu, ratuj mówcę! Zaraz zginie, gdyż większość żołnierzy dobyła już na niego mieczów i kiedy wyjdzie, posieka go na kawałki". Uśmiechnąłem się na te słowa i powiedziałem: „Jeżeli ja, który przynoszę wam Cesarstwo i całą władzę, jaką otrzymaliście, będę w zamian za te dobre wiadomości rozsiekany na kawałki waszymi rękami, to czyż nie potwierdzicie tym, że jesteście uzurpatorami i nie staniecie się oskarżycielami samych siebie? Ty powiedziałeś to po to, by stłumić mój głos lub zmusić mnie do zmiany zdania, ja jednak nie będę miał nic innego do przemyślenia i do powiedzenia". 32. Na te słowa cesarz wstaje z tronu, zaszczyca mnie wieloma pochwałami i kończy zebranie. Rozkazuje żołnierzom wyjść, bierze nas na stronę i mówi: „Cóż? Sądzicie, że ja z własnej woli sam włożyłem na siebie ten oto strój i że gdybym mógł uchylić się od tego, nie skorzystałbym z ucieczki? Oni mnie namówili do tego początku, teraz otoczyli mnie kołem i trzymają w ręku. Jeśli przysięgniecie mi, że przekażecie cesarzowi kilka moich tajemnic, wyjawię wam od razu tajniki mej duszy". Kiedy przysięgliśmy, że będziemy trzymać w tajemnicy tajemne myśli, dodał: „Nie dążę teraz do władzy cesarskiej, wystarczy mi godność cezara. Niech cesarz przyśle do mnie inne listy stwierdzające, że nie przekaże nikomu innemu władzy cesarskiej, kiedy zejdzie ze świata! Niech nie pozbawia żadnego z uczestników mojej wyprawy wojennej godności, które im przyznałem! Niech mnie zawiadomi o zakresie władzy cesar- skiej, abym mógł, ilekroć tylko będę chciał, jednym nadawać niższe godności cywilne, innych wynosić nawet do stopnia dowódców wojskowych. Wszystkiego tego domagam się nie dla siebie, lecz dla większości moich ludzi. Jeśli przyobieca mi to, przybędę natychmiast, oddam cesarzowi i memu ojcu należną mu zwyczajowo cześć. Wręczę wam dwa listy, ponieważ układy te nie są po myśli tłumów. Ucieszę ich. Jeden dam im do przeczytania, drugi pozostanie w tajemnicy, ukryty w waszych duszach. Wyświadczcie jeszcze jedną łaskę dla tłumu! Usuńcie z administracji tego malucha!23 Już przedtem był on uznany za naszego największego wroga i teraz też podejrzewamy go o to. Dziś będziecie moimi gośćmi na obiedzie, jutro odjedziecie stąd i przekażecie w tajemnicy to, co wam poleciłem". 33. Zasiedliśmy wiec przy tym samym stole i podziwialiśmy jego wspaniały sposób bycia. Człowiek ten zszedł z piedestału swej godności ce-sarza-uzurpatora i postępował z nami jak prawdziwy przyjaciel. Zobaczyliśmy go o świcie, otrzymaliśmy w tajemnicy drugi list i, odprowadzeni przez straż przyboczną z tym samym ceremoniałem co i po przybyciu, odpłynęliśmy w morze. Zastaliśmy je spokojne. Tak więc odwiązaliśmy cumy i żeglowaliśmy do Bizancjum. Z nadejściem dnia zawinęliśmy do portu przy pałacu. Przedstawiliśmy cesarzowi całą scenę i skryte myśli uzurpatora, wręczając oba listy. Cesarz przeczytał je wielokrotnie i zachęcał nas do powtórzenia tego, co on nam przekazał. „Trzeba więc wykonać - powiada - wszystko, żeby uzyskał to, czego chciał, i niech uwieńczy sobie głowę bardziej niż wspaniale! Diademem, a nie wieńcem niech ozdobi głowę, chociaż nie jest to insygnium cezara! Niech przy mnie sprawuje władzę i przy mnie decyduje o wyborze dostojników! Niech przygotują mu oddzielny namiot cesarski i niech stanie na jego rozkazy okazała straż przyboczna! Niech każdy, kto uczestniczył z nim w wyprawie wojskowej zmierzającej do uzurpacji, zachowa bez obawy wszystkie otrzymane od niego darowizny, tak jakby je dostał od cesarza, czy to będą pieniądze, czy dobra ziemskie, czy wspaniałe godności! Swe obietnice potwierdzę ręką, językiem i pieczęcią cesarską w liście, składając swymi ustami uroczystą przysięgę, że nigdy niczego w niej nie zmienię. Ponieważ on powierzył wam swe skryte myśli przeznaczone dla mnie, ja również zdradzę wam moje, jeszcze bardziej tajemne myśli skierowane do niego. Złóżcie mu przysięgę, że po upływie niewielu dni zrobię z niego współuczestnika władzy cesarskiej! Usprawiedliwię to wyniesienie koniecznymi powodami. Jeśli odłożę tę chwilę na później, niech mi wybaczy! Boję się mas ludowych i stanu senatorskiego. Nie bardzo jestem prze- 23 Chodzi tu o ministra Leona Paraspondylosa. Por. ks. VI, przyp. konany, że zgodzą się z moją decyzją. Aby więc nie stwarzać trudności, odkładam teraz całą sprawę. Załatwi się ją we właściwym czasie. Pozostałe obietnice ujmijcie dokładnie w liście do niego, tylko to ostatnie zachowajcie mi w swoich sercach! Powracajcie do niego jak najszybciej, bez żadnej zwłoki!" 34. Po jednodniowym zaledwie wytchnieniu, odpłynęliśmy razem do cezara i wręczyliśmy mu list24. Nie był już w tym samym stroju, w którym widzieliśmy go na tronie, lecz w skromniejszym i prostszym. Wziął list, rozkazał przeczytać go tak, by wszyscy mogli usłyszeć. Każdy był zadowolony, gdyż cesarz bardziej niż o siebie troszczył się a tych, którzy sprawowali wespół z nim władzę. Izaak i wraz z nim wszyscy jego ludzie postanowili, że należy poniechać jakiejkolwiek działalności uzurpatorskiej. Kiedy zostaliśmy sami, jemu tylko wyjawiliśmy tajemnicę. Ucieszył się od razu. Wydał szybko rozkaz: wojsko ma powrócić teraz do obozu i stawić się przy nim wówczas, gdy zażąda tego właściwy bieg spraw. Na wiadomość o usunięciu człowieka25, który kierował administracją Cesarstwa, zaczął jeszcze bardziej wierzyć naszym słowom i miał dowód wielkiej uczciwości i czystości duszy cesarza, Ponieważ chciał załatwić wszystko jak najszybciej, rozkazał nam odjechać nazajutrz i oznajmić cesarzowi, że przybędzie do niego z pełnym zaufaniem. Sam przygotowywał się do wyjazdu za trzy dni. Miał wyjechać z niewielką strażą osobistą z miejsca, w którym przebywał, i przybyć nad morze, tuż naprzeciwko pałacu. Tak wielkie było jego zaufanie do cesarza, że nie życzył sobie uroczystego wjazdu do Bizancjum. Nam znowu dał rozkaz, żebyśmy wyjechali na jego spotkanie, wzięli go w środek między siebie i przywiedli do cesarza. Nasze drugie poselstwo było całkowicie udane. Odczuwaliśmy niewypowiedzianą radość, żeśmy wnieśli dla dobra ojczyzny jakiś niemały wkład w postaci naszych słów i naszej mądrości26. Przygotowaliśmy się do wyjazdu nazajutrz. 35. Nie zapadł jeszcze wieczór, a już przyjeżdżają gońcy z obozu wojskowego. Otaczają namiot cesarski i przekazują cezarowi oczywiście dobrą wiadomość, że cesarz został pozbawiony władzy. Kilku członków senatu zawiązało przeciw niemu spisek, zmusiło go do zmiany szaty i szukania azylu w kościele Mądrości Bożej. Słowa te nie zachwyciły zbytnio cezara i nie wzbudziły w nas od ra- 24 Poselstwo cesarskie przybyło do Izaaka z 29 na 30 VIII 1075. Izaak Tuszył z wojskiem do Almeai, miejscowości położonej w połowie drogi między Nikomedią i Chrysopolis, potem do Reai nad Zatoką Bosforu. 25 Por. przyp. 23. 26 Psellos pominął całkowitym milczeniem swoją zdradziecką rolę wobec cesarza. Poselstwo swe wykorzystał jako łącznik między spiskowcami działającymi w Konstantynopolu i Nikomedii, popieranymi przez patriarchę Cerulariusza. zu niepokoju. Sądziliśmy bowiem, że to wszystko jest czczym wymysłem, szybko więc odzyskaliśmy panowanie nad sobą. 36. Nie skończyły się jeszcze pierwsze dobre wiadomości, a już przyniesiono następne, później znowu jedne po drugich, potwierdzające tę pogłoskę. Doznaliśmy głębokiego wstrząsu. Zebraliśmy się w pewnym miejscu i stawiamy sobie pytanie, co u-prawdopodabnia tę wieść. Ten, który zajmował pierwszy namiot poinformował nas, że jest prawdziwa. Przybył właśnie z Miasta, mówił, jeden z jego sług, człowiek bardzo dokładny i poważny. On potwierdził mu wszystkie wydarzenia w sposób jasny. Powiedział, że podżegacze do buntów czy niepokojów, którzy, jak wiemy, wkręcili się do senatu, wszczęli w Mieście zamieszki i zakłócili działalność aparatu administracyjnego. Mieszkańcom, którzy chcieli pozostać w spokoju, zagrozili podpaleniem i innymi okropnościami. Wtargnęli do świętego okręgu kościoła Mądrości Bożej, odważyli się zbezcześcić sanktuarium, po czym już bardzo łatwo sprowadzili patriarchę i postawili go na czele chóru27. Zaczęli krzyczeć na całe gardło, złorzeczyć cesarzowi, obrzucać go przekleństwami i wznosić aklamacje na cześć Izaaka jako jedynego, najbardziej godnego władzy cesarskiej. Oto, co mu powiedział wysłannik, który dopiero przed chwilą przybył do niego! Jeśli wydarzyło się jeszcze coś, dowiemy się niebawem. 37. Wobec tych faktów zdecydowaliśmy się póść do namiotu cezara, by stamtąd zasięgnąć najnowszych wiadomości. Przyszliśmy do niego wszyscy. Zastaliśmy go w trakcie dyktowania listu do cesarza. Przemówił do nas tymi samymi co i poprzednio słowami. Nic bowiem z tego, co się mówiło, nie wpłynęło na zmianę jego stanowiska. Gdy tak stał poza namiotem wraz z nami - słońce jeszcze nie zaszło - przybył ktoś ogromnie zdyszany. Kiedy znalazł się blisko nas, upadł, jak sądzę, umyślnie, głos mu ugrzązł w gardle, następnie udał, że przyszedł do siebie i powiadomił nas o zmianie panującego i przygotowaniach czynionych w Mieście. Oto stoi już gotowy dla Izaaka statek cesarski, gotowe są również oddziały z pochodniami. Sam widział, powiada, to, co mówi, na własne oczy, tak jak widział również tego, który o świcie był cesarzem, a niebawem został człowiekiem prywatnym, odzianym w gruby habit mnisi, w całkiem zmienionym stroju. Nie przestał jeszcze mówić, a znowu przybył ktoś inny, po nim następny z tymi samymi wiadomościami. W końcu przyjechała pewna osoba, jedna z najmądrzejszych i najbardziej wykształconych28, która przedstawiła nam w dramatycznych słowach całą scenę. Jemu i tylko jemu ufał autokrator. Rozkazał nam odpocząć w namiotach; sam rozpoczął swe rządy cesarskie. 27 Na czele „chóru spiskowców" w stolicy stał patriarcha Cerulariusz. 28 Osobątą był jakiś zaufanyczłowiekpatriarchy, jego łącznik z Izaakiem Komnenem. 38. Nie mogę powiedzieć, jak spędzili tę noc pozostali członkowie poselstwa. Ja uważałem swoje życie za skończone. Sądziłem, że niebawem padnę ofiarą, jak zwierzę. Wiedziałem przecież, że wszyscy byli na mnie wściekli29 i że zginę wśród najwymyślniejszych męczarni i tortur. Bałem się przede wszystkim samego cesarza30, że wywrze na mnie pełną zemstę łącznie z torturami, pomny na me słowa, które wypowiedziałem wobec niego, mianowicie kiedy przekonywałem go, by został prywatnym człowiekiem czy coś w tym rodzaju. Tak więc gdy wszyscy byli pogrążeni we śnie, ja, sam jeden, oczekiwałem na kata. Jeśli tylko usłyszałem jakiś głos czy szmer wokół mego namiotu, od razu drętwiałem z przerażenia, myśląc, że to mój morderca. Tak upłynęła większa część nocy, ani się spostrzegłem. Kiedy się zrobił pełny świt, odetchnąłem nieco, uważając śmierć w ciągu dnia za mniejsze zło. Wysunąłem się trochę z namiotu, zobaczyłem błyskające ognie. Były to palące się wokół namiotu cesarskiego pochodnie, wszędzie panowała wielka wrzawa. Padł rozkaz, żeby wszyscy byli gotowi do wymarszu w kierunku Miasta. Nie wzeszło jeszcze słońce, gdy cesarz szybko dosiadł konia i ruszył w drogę. My również ruszyliśmy, tylko nie od razu, lecz z tyłu za nim. 39. Wydawało mi się, że po upływie pewnego czasu cesarz wezwie mnie do siebie. W końcu po tych wszystkich moich oczekiwaniach kazał mnie sprowadzić. Poniechał całej sztuczności krasomówczej, bez posługiwania się przesłankami, antytezami, zbijaniem zarzutów, bez dróg i wybiegów retorycznych, bez przekonywania i zwodzenia pierwszy wyjawia mi swoje tajemnice i robi ze mnie powiernika trosk cesarskich. Zapytuje mnie, w jaki sposób ma najlepiej sprawować rządy i jakich trzeba posunięć, by mógł dorównać największym cesarzom. Po tych słowach nabrałem pewności siebie, moja dusza odetchnęła swobodnie. Zachwycony mymi wywodami, cesarz zasypał mnie pytaniami, rozważał na wszystkie strony moje odpowiedzi, nie puścił mnie, dopóki problem nie został jasno doprowadzony do końca. Następnie wezwał do siebie także moich przyjaciół- posłów i zaczął rozważać z nami jako swymi powiernikami i pomocnikami swe pierwsze projekty. Przebywaliśmy razem aż do wschodu słońca, kiedy wszystko od razu rozbłysło światłem. 40. Cała ludność Miasta ruszyła na spotkanie cesarza: jedni nieśli dla niego płonące pochodnie, jak dla Boga, drudzy skrapiali go wonnymi olejkami, każdy robił mu coś miłego, jeden to, drugi owo. Wszyscy razem świętowali na jego cześć, tańczyli wokół niego i patrzyli na jego wjazd do Cesarskiego Miasta, jakby na jakieś objawienie się Najwyższego. Jakże mógłbym pokrótce opisać wam to pyszne widowisko? Ja sam 29 Psellos najbardziej bał się patriarchy Cerulariusza. Por. przyp. 7. 30 Odtąd Psellos nazywa cesarzem Izaaka Komnena. uczestniczyłemwwieluuroczystościach cesarskichi wewspaniałych świętach religijnych, ale nie widziałem podobnej okazałości. W święcie tym brały udział nie tylko tłumy ludu miejskiego, senatorzy i cały świat robotników rolnych czy handlarzy, lecz także i ci, którzy zajmowali się wyższą filozofią i zamieszkiwali szczyty górskie. Opuścili swe wspólne siedziby także pędzący życie w wydrążonych blokach kamiennych31, jak i ci, których żywot upływa podobnie w środku przestworzy, wszyscy oni - jedni porzucili skały, drudzy zeszli ze swego napowietrznego domostwa, jeszcze inni zmienili przestworze na miejsce dobre dla wyścigów konnych - przybyli tłumnie, by podziwiać wspaniale widowisko wjazdu cesarskiego do pałacu. 41. Natomiast cesarz, ponieważ był mądry, jak nikt inny, i nie dał się zwieść i wprawić w zachwyt tymi marnościami, patrzy podejrzliwie na te szczyty losu, po czym nie zebrawszy jeszcze dobrze swych myśli, zwrócił się nagle do mnie: „Filozofie! To najwyższe szczęście - powiada - wydaje mi się mało pewne. Nie wiem, czy koniec będzie pomyślny". „Godne filozofa - odpowiedziałem - jest twoje rozumowanie. Nie zawsze jednak zły koniec odpowiada dobrym początkom i nie trzeba szukać wyjaśnienia w samym kresie rzeczy, który ustalił nam Los. Jak wiem z obcowania z głęboko naukowymi księgami i z kornych modlitw, jeśli ktoś zmienia swój niski stan życia, od razu zrywa wątek swego przeznaczenia. Mówię to na podstawie nauk helleńskich, gdyż według naszych dogmatów Los niczego nie wyznacza, nic nie jest wynikiem konieczności, a koniec stanowi wypadkową wcześniejszych działań. Jeśli więc, zachwycony tymi wspaniałościami, zmieniasz swą myśl filozoficzną, natychmiast powstanie przeciw tobie bardzo gwałtownie boska sprawiedliwość; jeśli nie, zachowaj dobrą nadzieję, że Bóg nie jest zazdrosny o to, co nam daje, lecz że prowadzi wielu ludzi, i to często, po drodze wprost ku wspaniałości. Swoją dobrą drogę zacznij ode mnie i nie zachowaj do mnie urazy, że kiedy przybyłem do ciebie jako poseł, przemawiałem zbyt zuchwale. Wykonywałem przecież rozkaz cesarza, nie zdradziłem jego zaufania. Przemawiałem wówczas nie dlatego, żeby ci w czymś uwłaczać, tylko dlatego że byłem mu oddany". 42. Na te słowa oczy Izaaka wypełniły się łzami. „Wolałbym - powiada - żeby twój język mnie znieważył niż żeby mnie chwalił i mi pochlebiał, jak teraz. Zacznę więc, jak powiedziałeś, od ciebie. Będę miał w tobie swego pierwszego przyjaciela, uhonoruję cię od razu i mianuję przewodniczącym senatu". Kiedy tak sobie rozmawialiśmy, słońce doszło już do południa i ukazała się zatoka, która miała nas przyjąć. Gdy tylko pojawił się statek ce- 31 Psellos wymienia mnichów ze wspólnych siedzib na świętej Górze Athos, eremitów, pędzących życie w wydrążonych blokach kamiennych, czyli w trumnach, i w „środku przestworzy", czyli pustelników-słupników. sarski, Izaak, okryty kwiatami i pozdrawiany gorącymi aklamacjami, od razu wszedł na pokład32. Podczas żeglugi od Propontydy do pałacu cesarskiego święcił swój triumf. Tak wystrojony siedział przy nas. W ten sposób Izaak przejął legalnie władzę cesarską23. 43. Cesarz Michał Stary wypełnił swoim panowaniem cykl jednego roku i opuścił tron. Żył jeszcze przez jakiś niedługi czas w zwykłym ubraniu i zakończył swe życie. PANOWANIE KOMNENA 44. Po ujęciu władzy cesarskiej w swe ręce Komnen, człowiek energiczny, od razu zostaje panem wszystkiego i bez zwłoki przystępuje do spraw państwowych. Istotnie wieczorem wszedł do pałacu, nie zdążył jeszcze strząsnąć z siebie kurzu bitewnego, zmienić ubrania i zamówić porannej kąpieli - jak ktoś, kto w czasie gwałtownej burzy dotarł wpław z głębokiego morza do portu w większym trudzie, ale i szczęśliwy, zanim wypluje brudną wodę morską i dojdzie do siebie - a już przystępuje do załatwiania spraw wojskowych i cywilnych, poświęcając resztę dnia i całą noc troskom nad państwem. 45. Cesarz bał się, żeby żołnierze, którzy napłynęli wraz z nim tłumnie do stolicy, ilu ich tam było, i rzucili kości w grze, w jakiej stawką było ich życie, ponadto mieli odwagę puścić się u jego boku ona niebezpieczeństwa, nie odważyli się w Mieście na coś nierozważnego i nie podburzali ludu. Jego pierwszą troską było oddać należne im honory i odesłać, każdego do swojej ojczyzny, aby tam nieco odpoczęli, a następnie znowu zebrali się na wyprawę wraz z nim przeciw barbarzyńcom. Wydawało się, że będzie to trwało przez kilka miesięcy. On jednak nie miał tyle czasu. Pomyślał jedynie, że zwolni ich i odeśle do domu, przedtem jednak przypomniał każdemu jego czyny na wojnie. Jednych pochwalił za odwagę, drugich za zdolności w dowodzeniu, jeszcze innym dorzucił jakieś miłe słowo. Uhonorował ich wszystkich razem i przyznał należne wynagrodzenie. Ja porównywałem to do gęstych chmur na niebie i do słońca, które nagle zaświeciło i od razu rozproszyła ciemności. 46. Kiedy Miasto uwolniło się od uciążliwego pobytu tych ludzi, zaczęto podziwiać cesarza, przepowiadano mu czyny jeszcze bardziej wspaniałe. Istotnie będąc świadkami wydarzeń, w które przedtem nie mogliby uwierzyć, ludzie zaczęli przepowiadać wypadki, których spełnienia nikt by nie oczekiwał. Mieli nadzieję na lepsze czasy. Co do usposobienia cesarza: jeśli ktoś przychodził do niego, kiedy zasiadał na tronie czy to dla rozstrzygnięcia spraw, czy dla udzielenia au- 32 Było to 31 VIII 1057. 33 Izaak zaczął panowanie w pierwszym dniu roku bizantyńskiego; l IX patriarcha dokonał uroczystej koronacji w kościele Hagia Sophia. diencji poselstwom, czy wreszcie po to, by rzucić najstraszniejsze groźby pod adresem barbarzyńców, zastawał człowieka surowego i twardego. Nie mógł nawet przypuścić, że zmieni się kiedyś w istotę najdelikatniejszą. Jeśli natomiast zobaczyłby, jak prowadzi życie domowe czy dokonuje nominacji dostojników państwowych, uwierzyłby w dwie paradoksalne rzeczy, zupełnie jak gdyby słyszało się tę samą strunę, która raz napięta, wydaje doskonały ton niski bądź wysoki. Ja widziałem go w obu okolicznościach, kiedy był napięty i kiedy pozostawał odprężony. Kiedy był odprężony, nie pomyślałbym nawet, że kiedyś mógł być napięty, ani kiedy był napięty w najwyższym stopniu, że mógł znowu się odprężyć i zejść ze szczytu swej surowości. Tak więc z jednej strony był pełen wdzięku i ustępliwy, z drugiej zaś... lecz oto twarz jego zmieniła się, oczy zaczęły ciskać błyskawice, brew rozszerzyła się groźnie, jak chmura, by talk rzec, na słońcu jego duszy. 47. Kiedy ustawiano tron i senatorowie stawali po obu jego stronach, wówczas cesarz nic nie mówił, lecz naśladując dokładnie postać Ksenokratesa34, jakby otwierał swą duszę dla rozumowania i wzbudzał w stanie senatorskim niemały strach. Jedni martwieli z przerażenia i jakby trafieni piorunem, stali nieruchomo w raz przyjętej pozycji, bladzi, bez kropli krwi, jakby wyzionęli ducha. Drudzy, co było widoczne, coś tam robili po cichu, gdyż jeden przysuwał łagodnie nogę do nogi, drugi bardziej zaciskał ręce założone na piersi, inny pochylał się do podłogi, jeszcze inny, a wszyscy po kolei, pełni strachu i bo jaźni, opanowywali się siłą swej woli, cichutko i potajemnie. Oddech mieli krótki, a zmiana, która się w nich dokonywała, zaznaczała się w liczbach35. 48. Cesarz był ogromnie małomówny, bardziej niż ktokolwiek, nie od razu popuszczał językowi, ale też nie wyjawiał nurtujących duszę myśli w sposób niewystarczający. Ci, którzy charakteryzują Lizjasza (mam na myśli mówcę, syna Kefalosa) oprócz uznawanych w nim zalet krasomówczych uznają również we wdzięku jego wymowy istnienie dostatecznego hamulca i mówią, że temu, kto ma dar słowa, wystarczy wyrazić rzeczy zasadnicze dla wyłożenia swego rozumowania, inne pominąć milczeniem. Tak samo było z cesarzem. Słowa płynęły z jego języka deszczem, a nie lały się strugą i nawadniały podatną ziemię. Powoli przechodząc do głębi, doprowadzały słuchającego do poznania tego, co zostało przemilczane. Nie chciał bowiem jako cesarz i władca ustępować we wszystkim komukolwiek w sztuce mówienia, ale też nie stwarzał sobie z tej strony jakiejś niewczesnej ambicji. 34 Postać Ksenokratesa - wyrażenie przysłowiowe w sensie: przybierał pozą myśliciela. Ksenoikrates z Chalcedonu (396-413 p.n.e.) - wybitny filozof sta-rogrecki na miarę Platona d Arystotelesa. 85 Może chodzi tu o tak głośne bicie ich serc, że można było liczyć uderzenia. 49. Dlatego właśnie sztukę słowa pozostawił nam, ludziom niższym od siebie i żyjącym życiem prywatnym. Gest, ruch ręki, skinienie głową w jedną lub drugą stronę - wszystko to uważał za wystarczające dla wyrażenia swych myśli. Ponieważ nie bardzo znał się na prawach, sam sobie ustalał naprędce orzecznictwo prawne. Nie przesądzał o wyroku, przekazywał go sędziom, sobie pozostawiał lepszą część. Następnie jak gdyby przewidując, powracał do wyroku i wypowiadał swe zdanie. Aby nie popełnić błędu w formułowaniu terminów prawnych, czynność tę powierzał innym, ale zawsze coś dodawał, czego jakoby brakowało w dokumentach, albo usuwał jako zbyteczne. 50. W czasie audiencji udzielanym poselstwom nie zawsze zachowywał się jednakowo. Czasami rozmawiał ze wszystkimi w stroju najbardziej uroczystym. Wówczas przybywało mu słów, jak wody w Nilu u Egipcjan w okresie przypływu czy fal w Eufracie u Asyryjczyków. Kiedy posłowie prosili go o pokój, dawał im go, jeśli popełnili jakieś wykroczenie, groził wojną. Tak przemawiał do Partów36 i Egipcjan. Innym ludom, które oddawały mu wiele miast i oddziałów wojskowych wraz ze swymi krajami włącznie, a które chciały rozbić swe namioty gdzie indziej, nie wyraził na to zgody: rozkazał im siedzieć spokojnie na miejscu. Postąpił tak nie dlatego, że patrzył złym okiem na rozrost terytorialny Cesarstwa Rzymskiego. Wiedział dobrze, że dla przyłączenia obcych ziem potrzeba jest wiele pieniędzy, dzielnego ramienia i odpowiedniego zaplecza. Jeśli się tego nie ma, powiększenie państwa staje się jego zmiejszeniem. Większości plemion barbarzyńskich mających własne dowództwo wojskowe - słyszałem to sam, gdyż byłem wówczas obecny - wyrzucał tchórzostwo i niedbalstwo w obowiązkach wojskowych i przywracał im utraconą odwagę. Postępował tak, aby mieć mocną zaporę przeciw zakusom silniejszych plemion. 51. Wszystko to stanowi wystarczającą pochwałę cesarza. Jeśli można by wyciągnąć stąd jakąś naukę na przyszłość, to trud pisarza nie poszedł na marne. Gdyby więc cesarz szedł w sprawowaniu władzy tak jak w innych kwestiach: krokiem powolnym i miarowym po drodze prowadzącej ku lepszemu, a także wniósł usprawnienia do spraw cywilnych, które znajdowały się wówczas w bardzo złym stanie, i zmniejszył grubo narosłe zło za pomocą odpowiedniego lekarstwa, mógłby zostać uwieńczony pochwałami na każdym odcinku swej działalności; organizm państwowy nie doznałby wstrząsu. Tymczasem dążąc do zmiany wszystkiego, spieszył, by natychmiast zniszczyć drzewo Cesarstwa Rzymskiego, ścinał jego kwitnące przez dłu- 36Partowie - starożytna nazwa, którą Psellos oznacza Kurdów. gie lata gałęzie, jakby ciało cudacznego polipa, złożone z kilku głów, o długiej, nieprzyjemnej szyi, wyposażone w niezliczone ręce i stojące na tyluż nogach, ale i zepsute, uszkodzone wewnątrz, nabrzmiałe z jednego boku, wychudzone z drugiego, wzdęte od puchliny wodnej i rozkładające się od niszczącej choroby. Zabrał się więc do zadania mu wielu cięć, aby tu obciąć części wystające, tam wyrównać, jedne amputować, drugie powiększyć, inne wyleczyć od wewnątrz i tchnąć w całą jego istotę ożywcze tchnienie. Tak cesarz ten nie tylko że nie dorósł do wysokości zadania, ale i później okazał się nie bardzo do niego odpowiednim. Aby nasze opowiadanie nie uległo zagmatwaniu, opowiemy wpierw, jak ciało Cesarstwa znajdowało się w stanie kwitnącym, następnie jak cesarz przystąpił do jego okaleczenia, po trzecie jak w konsekwencji nie wszystko szło dobrze, po czym jak odszedł od władzy. Tu położę kres mojej historii. 52. Po śmierci znakomitego Bazylego37, mam na myśli syna Romana, który wywodził swoje panowanie z trzeciej generacji, młodszy syn Ro~ mania, brat wspomnianego Bazylego, przejął rządy nad Cesarstwem, wypełnionym wielkimi bogactwami38. Rzeczywiście jego brat Bazyli dzierżył berło przez długie lata, dużo dłużej niż jakikolwiek inny cesarz. Podbił on nie tylko liczne plemiona i wwiózł do pałacu bogactwa zagarnięte w wyprawach wojennych, lecz także dbał o to, żeby dochody były wyższe od wydatków. Odchodząc z tego świata, zostawił swemu bratu Konstantynowi niezliczone skarby. Konstantyn był już w podeszłym wieku, kiedy osiągnął najwyższą władzę - pożądał jej zresztą od dawna - i nie tylko że nie przedsięwziął żadnej wyprawy wojennej ani nic nie dodał do tego, co zastał, ale nie myślał nawet o zachowaniu tego, co już było. Wręcz przeciwnie, rzucił się w wir hulaszczego życia i postanowił wszystko roztrwonić i zużyć39. Gdyby śmierć nie zabrała go nagle, on sam wystarczyłby za wszystkich, żeby doprowadzić państwo do ruiny. 53. Władca ten po raz pierwszy zaczął psuć i rozdymać Cesarstwo. Z jednej strony tuczył siĘ wielkimi pieniędzmi niektórych swoich poddanych, z drugiej napychał ich godnościami i pozwalał im prowadzić najgorszy tryb życia, pełny przywar i korupcji. Kiedy umarł, władzę odziedziczył jego zięć Roman. Roman sądził, że sam stanie się władcą i protoplastą, ponieważ wygasł ród purpuratów. Myślał, że założy jakby piękne fundamenty podobnego rodu40 i że świat cywilny oraz masy wojskowe łatwo zgodzą się na sukcesję tronu w takiej 37 Bazyli II, syn Romana II, który był prawnukiem cesarza Bazylego I, protoplasty dynastii macedońskiej. 38 Por. I 31. 39 Por. II 1. 40 Por. III l. rodzinie. Dlatego z góry chwycił się szerokich rozdawnictw na ich rzecz. Powiększał chorobę, wprowadzając nadmiar tłuszczu do otyłego, schorowanego organizmu, i dwakroć chybił. Raz dlatego, że nie wziął pod uwagę swego pochodzenia, drugi ponieważ chciał pozostawić po sobie państwo o dobrze uporządkowanej administracji. 54. Kiedy Roman skończył życie, następstwo tronu cesarskiego przypadło w udziale Michałowi. Michał usunął większość przyczyn chorobotwórczych, nie wystarczyło mu jednak siły, co więcej, nie mógł nawet ośmielić się, by chociaż w najmniejszym stopniu ozdrowić to ciało, nawykłe do odżywiania się złymi papkami i puchnięcia od niezdrowych pokarmów. Mimo to on również przyczynił się, wprawdzie w niewielkiej mierze, do powiększenia tej opasłości. W przeciwnym wypadku od razu rozstałby się z życiem41, mianowicie gdyby po krótkim upływie czasu poszedł w ślady poprzednich cesarzy. Jeśliby natomiast żył wiele lat dłużej i pozostał u władzy, jego poddani dowiedzieliby się kiedyś, że prowadził życie filozofa42. Tymczasem było rzeczą niemożliwą, żeby któregoś dnia ludzie ci nie pękli, utuczeni na dobrobycie do szczytu możliwości. 55. Gdy cesarz ten również szybko zakończył życie, by nie mówić już o jego siostrzeńcu43, który panował nędznie i jeszcze nędzniej odszedł od władzy, tron objął Konstantyn Euergetes (tak jest powszechnie nazywany); mam tu na myśli Konstantyna Monomacha. Otrzymał on Cesarstwo jakby statek naładowany do ostatniego pasa burty, który zaledwie wystawał ponad bijące weń fale, doładował go aż po brzegi i zatopił czy raczej, by się wyrazić jaśniej i powrócić do pierwszego porównania, powiększył to zepsute od dawna ciało o nowe części i nowe członki, wprowadził do wnętrzności groźnie szkodliwe pokarmy, oddalił je od stanu naturalnego, pozbawił spokojnego i obywatelskiego życia, uczynił je szalonym i wściekłym, jak zwierzę. Z większości ludzi ze swego otoczenia zrobił potwory, wielogłowe i sturękie. Po nim samodzielną władczynią w sposób całkowicie legalny została cesarzowa Teodora. Wydawało się, że nie bardzo rozwścieczyła tego no-wego rodzaju potwora, lecz i ona bezwiednie powiększyła liczbę jego nóg i rąk. 56. Kiedy zeszła ze sceny życia, a lejce powozu Cesarstwa dostały się w ręce Michała Starego, nie potrafił on kierować tymi cesarskim wehikułem. Konie poniosły go z miejsca, nie mógł utrzymać ich normalnego biegu. Sam, przerażony zgiełkiem, spadł z miejsca woźnicy i pozostał wśród wydziedziczonych. Trzebabyło dobrzetrzymać iani na momentnie 41 Zostałby zgładzony, gdyby nie stosował tradycyjnych rozdawnictw. 42 Por. VII 58. 43 Siostrzeńcem Michała IVbyłpóźniejszyces.Michał V Kalafates odkładać lejców. On natomiast był podobny do człowieka, który pozbawiony siły zawraca i idzie wstecz ku swemu dawnemu życiu. 57. Ten pierwszy okres, który z większości ludzi uczynił zwierzęta i utuczył ich, mimo że potrzeba im było wielu lekarstw oczyszczających, wymagał innego rodzaju leczenia, mam na myśli amputację, kauteryzację, przeczyszczenie. Okres ten powrócił, kiedy Izaak Komnen, uwieńczony diademem, wsiadł na powóz Cesarstwa Rzymskiego. Abyśmy mogli przyjrzeć się i jemu w świetle alegorii, porównajmy go z jednej strony do woźnicy, z drugiej umieśćmy go wśród lekarzy! 58. Cesarz ten, który był zwolennikiem filozofii i stronił od wszystkiego, co powodowało chorobę i demoralizację życia, trafił na coś zupełnie przeciwnego: zastał wszystko w stanie choroby i zepsucia od wewnątrz. Rumaki powozu Cesarstwa, gdy tylko opuściły szranki, popędziły przed siebie i mając jedną stronę łba twardszą od drugiej, w ogóle pozostawały nieczułe na wędzidła. Trzeba było oczekiwać chwili stosownej na amputację, przyżeganie i nie wkładać bez przerwy rozpalonego żelaza do wnętrzności, a utrzymywać powóz za pomocą lejców, ułaskawiać konie, głaskać je wprawną ręką i cmokać na nie czule, potem dopiero wsiąść na powóz, popuścić wędzidła, tak jak to robił syn Filipa ze swoim uległym w prowadzeniu Bukefalosem44. Natomiast oni chciał wpierw widzieć, jak powóz od razu jedzie w prostym kierunku i jak ciało Cesarstwa, które uległo wynaturzeniu, wraca do normalnego stanu. Tu wypalił i wyciął, tam wyhamował i silnym pociągnięciem lejców zatrzymał w miejscu konie rozpędzone w chaotycznym biegu. Nie dojrzał zawczasu, jak chore jest to ciało przed uporządkowaniem i ustabilizowaniem wszystkiego. Oczywiście nie ganię tego człowieka za to przedsięwzięcie, wyrzucam mu tylko, że sam wybrał niewłaściwy moment dla swych poczynań. Trzeci Okres jego panowania niech poczeka! Zatrzymajmy się nieco dłużej przy drugim! 59. Poprzedni cesarze, jak nieraz mówiłem, wyczerpali zasoby skarbców cesarskich dla zaspokojenia własnych przyjemności. Nie przeznaczali dochodów publicznych na cele wojskowe, lecz na cywilne, hojne dowody swoich łask. Po to, by ich ciała spoczęły po śmierci w ziemi i zostały uczczone bardzo kosztownym pogrzebem, wznosili sobie grobowce z marmuru frygijskiego, italskiego czy z płyt sprowadzanych z Prokonezu i umieszczali je w obrębie domostw, kościołów, których upiększeniu służyły. W pobliżu zasadzali gaje graniczące z opasującymi je parkami i łąkami45. 44 Bukefalos - Bucefał, rumak Aleksandra Wielkiego, dawał się okiełznać tylko swemu panu. 45 Por. VI 185-186. Ponieważ musieli upiększać nakładem dużych sum pieniężnych i dóbr ziemskich te „miejsca rozmyślań ascetycznych"46 (mianem tym, wymyślonym naprędce, określali swe budowle), to albo opróżniali skarbce pałacowe, albo czerpali podstępnie ze źródeł dochodów publicznych. Nie zadawalali się jedynie przypisaniem wystarczających dochodów dla tych „asceteriów" (niechże się już tak je nazywa!), ale dzielili bogactwa cesarskie na trzy części: jedną przeznaczali na zbytkowne życie, drugą na wznoszenie wspaniałych budowli, trzecią na to, żeby ludzie leniwi ze swej natury i nie przysparzający dochodów publicznych prowadzili zbyt- kowny tryb życia, hańbili samą istotę cnoty i jej imię, podczas gdy całe wojsko ulegało liczebnemu zmniejszeniu i marniało. Wręcz przeciwnie postępował Izaak Komnen. Zajmował pierwsze miejsce w wojsku i dlatego odgadywał z licznych znaków, skąd się bierze pogarda wobec Cesarstwa Rzymskiego z jednoczesnym wzrostem sił ludów sąsiednich, w czasie gdy u nas wszystko wsiąkało, wymykało się gdzieś i nikt w ogóle nie mógł powstrzymać barbarzyńców od napadów i grabieży. Zaledwie potęga władzy przeszła w ręce Izaaka, natychmiast począł usuwać korzenie zła wszelkiego rodzaju. O ile było to dzieło na miarę myśli cesarza, o tyle decyzji jego, żeby od razu zająć się wszystkim, nie bardzo mogę zaliczyć do czynów godnych pochwały. Co takiego zrobił? Niech przedstawi moja historia! 60. Początkowo, kiedy już oswoił się z władzą cesarską od dnia, w którym otrzymał koronę i w ten sposób z uzurpatora stał się legalnie panującym, zmienił dotychczasowy sposób postępowania Michała Starego. Odebrał przyznane przez tego cesarza darowizny i zburzył wszystko, cokolwiek ten zbudował zbyt rozrzutnie. Następnie stawał się coraz bardziej śmiały. Nie czekał na właściwą chwilę, przewrócił i całkowicie unieważnił niemała liczbę rozporządzeń swego poprzednika. Niewiele pozostało, czego by zupełnie nie zniszczył. Dlatego zaczął go nienawidzieć również lud, a wraz z nim duża część stratiotów, którym podciął korzenie dobrobytu. Gdy miał to wszystko już za sobą, nie poniechał w swoich planach niczego, jak ci, którzy drogą analizy dochodzą od rzeczy złożonych do prostych. Szedł nawet dalej, dołączając jedne doświadczenia poprzednich cesarzy do drugich. I tak coraz bardziej przebiegał wszystko powierzchownie i niszczył po drodze. Szedł więc naprzód i strzelał ognistymi pociskami nawet do mnichów. Za jednym wstrząśnięciem obalił większość darowizn przyznanych ich kościołom i przywrócił je na własność publiczną. Dla duchownych wyliczył minimum niezbędne do życia i nadał właściwy sens nazwie ,,miejsce rozmyślań ascetycznych". 46 Miejsce rozmyślań ascetycznych - asketerion, neologizm ukuty przez analogię do monasterion (klasztoru). Por. ks. I, przyp. 19. Oto, czego dokonał! - postępując tak, jakby ktoś brał ziarenka piasku z brzegu morskiego. Zabierał się do dzieła i kończył je bez jakiegokolwiek hałasu. Nigdy nie widziałem człowieka, który uciekałby się do tylu podstępnych chwytów w swoim rozumowaniu i wprowadzał spokojnie w czyn tego rodzaju pomysły. 61. Takie postępowanie przerażało większość ludzi, dopiero z czasem uciszyły się wzburzone umysły. Dobro publiczne jest tu wystarczającym argumentem przeciw tym, którzy chcieliby zganić tę działalność cesarza. Wydawałaby się ona godna podziwu, gdyby cesarz, jak pływak, wyszedł z morza i trochę odetchnął. On natomiast nie umiał zawinąć do portu i zatrzymać się w nim na dłużej. Znowu puszczał się śmiało na inne morze, później na następne, z kolei na jeszcze większe i groźniejsze, jak gdyby miał nie wzburzać fal spraw cywilnych, lecz czyścić stajnie Augiasza47. 62. Nieraz już mówiłem48, że gdyby cesarz ten wykorzystał sprzyjające okoliczności dla swoich przedsięwzięć: jedno by unieważnił, drugiemu pozwolił na chwilowe istnienie i później usunął, po amputacji zaczerpnął oddechu i znowu się zajął inną sprawą i tak szedł powoli naprzód, wytrzebiając zło, to postąpiłby tak, jak to czyni u Platona stwór-ca-demiurg; wziąłby z kolei w rękę świat administracji, który wówczas poruszał się bardzo źle i nieregularnie, wydobyłby sprawy państwowe z zamętu, doprowadził je do ładu i naprawdę wwiódłby porządek do czynności administracyjnych. Podczas gdy Bóg ukazał się przywódcy ludów Mojżeszowi jako Stwórca świata w ciągu sześciu dni, cesarz, jeśliby nie wykonał wszystkiego w ciągu jednego dnia, uważałby to za rzecz nie do zniesienia. Taki był nadmiar jego pędu do przedmiotu pragnień i nic nie mogło go przed tym powstrzymać: ani słowo doradzające coś lepszego, ani strach przed przyszłością, ani nienawiść ludzi, ani żadne inne względy, które zazwyczaj ograniczają duszę nabrzmiałą od dumy i miarkują wybujałą myśl. Gdyby jednak jakieś wędzidło okiełznało go49, podbiłby całą zamieszkałą ziemię, zostałby uwieńczony pełnymi zwycięstwami i żaden z poprzednich cesarzy nie mógłby iść z nim w zawody. Brak hamulca, brak umysłu nie dopuszczającego do żadnego sprawczego rozumowania - zniszczyły szlachetność jego myśli. 63. On też wprowadzał w pewnym stopniu zamieszanie do spraw państwowych, tak że burzyły się, jak fale morskie. Chciał również, żeby barbarzyńcy tak wschodni, jak i zachodni zeszli się w jedno miejsce50. 47 Stajnie Augiasza,króla Egidy, w których znajdowały się ogromne stada bydła i kani, nie były czyszczone przez 30 lat. 48 Por. VII 51, 58. 49 Por. Sofokles, Antygona 478. 50 Myśl zdania nie jest jasna. Ci drżeli ze strachu, po raz pierwszy ustalili nowy sposób działania i kiedy poznali zamiary cesarza, poniechali ataków i szukali osłony, za którą mogliby się ukryć. Sułtan Fartów51, który potrafił wszystko poruszyć, posługiwał się niemal wyłącznie taktytką cofania się, nie zatrzymywał się nigdzie i nie miał stałej bazy, stał się - rzecz bardzo dziwna - niewidzialny i nie pokazywał się nikomu. Władca Egiptu dziś jeszcze czuje strach przed cesarzem i wynosi go w hymnach pochwalnych, jak gdyby opłakiwał zmianę swego losu. Spojrzenie cesarza, jego głos miały taką siłę jak i jego ręce, które zniszczyły wiele miast i zburzyły mury bronione przez tysiące żołnierzy. 64. Cesarz chciał się znać na wszystkim nawet w najdrobniejszych szczegółach. Jeśli uznał, że jakaś rzecz jest niemożliwa do zrealizowania, usiłował zająć się nią z innej strony. Wzywał do siebie rzeczoznawcę, wypytywał go o wszystko, na czym się nie znał w ogóle, i w zawoalo- wanych słowach doprowadzał do tego, że ów objaśniał mu to, co samo przez się było zrozumiałe. Wychodziło na to, że rzeczoznawca mówił o czymś, co wszyscy znają. Mnie także usiłował często upolować w taki właśnie sposób. Kiedy raz ośmieliłem się powiedzieć mu, że coś jest nie do wyjawienia, spuścił oczy ze wstydu i zaczerwienił się, jak ktoś, komu udowodniono winę. Przepojony durną, nie cierpiał nie tylko zarzutów robionych mu w obecności innych, lecz także skierowywanych do niego w formie aluzji. 65. Tak postąpił z patriarchą Michałem, który pewnego razu odważył się powiedzieć mu coś otwarcie głosem zbyt dumnym. Cesarz na razie zniósł to, powstrzymując wściekłość w sobie, później rozwinął kryte dotąd w sercu knowania i wybuchnął niespodziewanie. Kazał patriarsze opuścić Miasto w przekonaniu, że nie postępuje tak jako pierwszy. Ukarał go osadzeniem w określonym miejscu, gdzie też skończył życie. Pomijam teraz sprawę, jak do tego doszło, gdyż wymaga to dłuższych wywodów. Gdyby ktoś chciał rozstrzygnąć spór między nimi oboma, na początku konfliktu oskarżyłby jednego, na końcu zganiłby drugiego, nawet wówczas gdyby z tego ostatniego zdjął ciężar uciskający mu ramiona52. A oto wydarzenie, o którym niemal zapomniałem. Pewien poseł wracając z podróży zagranicznej przywiózł cesarzowi z daleka wiadomość o śmierci patriarchy - tak jakby wybawił cesarza od przyszłych trosk. Tymczasem cesarz, gdy tylko usłyszał o tym, porażony w sercu nagłym ciosem, wykrzyknął z bólu, czego nigdy nie zwykł robić, i długo rozpaczał nad patriarchą, rozwodził się nad swoim postępowaniem wobec 51 Por. ks. VII, przyp. 36. 52 Akt oskarżenia przeciw patriarsze przygotował na sesję synodu Michał Psel-los z rozkazu Izaaka Komnena. Później za panowania Eudokii, siostrzenicy patriarchy, wygłosił mową pochwalną (enkomion) na cześć zmarłego patriarchy. zmarłego. Często usiłował uspokoić swoją duszę, jakby chciał się usprawiedliwić czy raczej uciszyć swoje sumienie. Od razu przyznał rodzinie patriarchy prawo mówienia w swojej obecności i zaliczył w poczet tych, którym przysługuje prawo wstępu do kaplicy pałacowej. Do godności następcy patriarchy w świętej służbie wyniósł, polecił Bogu i obdarzył wysokimi zaszczytami tego, którego dotychczasowy tryb życia okazał się bez zarzutu, a jego elokwencja nie miała sobie równej nawet w zestawieniu z najdawniejszymi mędrcami. WYBÓR KONSTANTYNA NA PATRIARCHĘ 66. Był nim ów słynny Konstantyn53, który poprzednio uratował Cesarstwo z wielu burz, zapewnił mu stabilizację i zaznawał szczerej miłości ze strony kilku cesarzy. W końcu powierzono mu patriarchat, gdyż wszyscy inni kandydaci do tej godności ustępowali przed nim i sami przyznali mu pierwszeństwo. Konstantyn uświetnił tę wysoką godność, zwiększył jej autorytet, łącząc szlachetną myśl polityczną z życiem Kościoła. Inni uważają za jakiś wyraz cnoty to, że nie ustępował na przykład przed okolicznościami, nie krępował swobodnego wypowiadania myśli ani nie usiłował poniżać ludzi o zarozumiałym charakterze. Dlatego puszczali się na każde morze, szli naprzeciw wszystkim wiatrom. Jedni z nich utonęli, porwani przez fale, drudzy zawrócili w okropnym strachu. Temu człowiekowi wystarczał jego naturalny stosunek do każdej czynności, do każdego rodzaju władztwa. Załatwiał sprawy nie jako retor, lecz jako filozof, nie dla jakiejś gadaniny tu, nie dla odgrywania jakiejś roli tam. Przez to, że był jednolity nadawał się do dwojakiego rodzaju życia. Jeśli ktoś uważa go za męża stanu, znajduje uhonorowanego wysoką godnością kościelną, jeśli ktoś zbliża się do niego jaiko do patriarchy, to chociaż zwykle doznaje uczucia strachu i drżenia, znajdzie go jaśniejącym wszystkimi wdziękami męża stanu ze stanowczym charakterem i uśmiechającą się powagą. Całe jego życie od razu wzbudzało zaufanie, tak życie wojskowe, polityczne, jak i jego dostojność i przystępność. Ja jeszcze przed patriarchatem często mu przepowiadałem ten pontyfikat, wróżąc, jaka przyszłość czeka go w życiu. Później po wyniesieniu Konstantyna do godności kapłaństwa odnalazłem go jako człowieka o wspaniałym charakterze. 67. Tak wielkim następcą uczcił cesarz zmarłego patriarchę. Powstrzymawszy barbarzyńców od ich przedsięwzięć - była to dla cesarza sprawa bardzo łatwa - ruszył z całym wojskiem na barbarzyńców za- 53 Konstantyn Leichudes, Por. VI 73, 112, 178; VII 18, 19; VII K. D.26. chodnich, których w starożytności nazywano Mizyjeżykami. Później zmieniła się ich nazwa na taką, jaką określa się ich dzisiaj54. Ludy te, zamieszkujące terytoria odgraniczone od Cesarstwa rzeką Ister55, nagle opuściły swój kraj i przesiedliły się ina nasze ziemie. Powodem tej wędrówki było sąsiednie plemię Getów56, które łupiło i pustoszyło ich posiadłości i zmusiło do zmiany siedziby. Dlatego właśnie gdy pewnego dnia Ister stanął skuty lodem, skorzystali z tej rzeki jak ze stałego lądu i przenieśli się ze swego kraju do nas. Narzucili ciężar całego plemienia naszym ziemiom i nie potrafili ani siedzieć spokojnie, ani nękać swoich innych sąsiadów. 68. Ludy te w dużo większym stopniu niż pozostałe są trudne do zwalczenia w bitwie i na wojnie, chociaż brak im tężyzny ciała i odwagi ducha. Nie wkładają na siebie pancerzy, nie przywiązują nagolennic ani nie osłaniają głów hełmami. Nie trzymają tarcz w rękach ani podłużnych, nazywanych argolidzkimi, ani okrągłych, nie przypasują mieczów. Noszą tylko włócznie jako broń odporną. Nie dzielą się na jednostki bojowe, żadna wiedza wojskowa nie prowadzi ich do boju. Nie znają formowania frontu ani skrzydła prawego, ani lewego, nie zakładają obozu nie otaczają go rowem. Wszyscy razem, w nieładzie, pomieszani jedni z drugimi, silni całkowitą pogardą życia, wznoszą wielki okrzyk i tak ruszają do ataku na wrogów. Jeśli ich zepchną do tyłu, jak wieże, rzucają się do pościgu i zabijają bezlitośnie. Jeśli natomiast wojska nieprzyjaciela wstrzymają ich atak i zwarty szyk nie rozerwie się pod wpływem uderzenia barbarzyńców, ci natychmiast zawracają i szukają ratunku w ucieczce. Uciekają nie razem, w porządku, lecz rozpraszają się, ten tu, tamten tam. Jeden wskakuje do wody i ocala się wpław lub ginie pogrążony w odmętach, drugi pędzi do gęstego lasu i znika z oczu ścigającym, trzeci wymyka się w inny sposób. Kiedy już wszyscy się rozproszą, znowu przybywają w jedno miejsce, jeden z góry, drugi z wąwozu, jeszcze inny zza rzek, ten stąd, tamten skądinąd, zbierają się niespodziewanie szybko. Chce im się pić? Jeśli natrafią na wodę źródlaną czy rzeczną, natychmiast rzucają się i chełpczą. Jeśli nie, każdy schodzi z konia, zabija go, żelazem otwiera żyły i gasi pragnienie krwią tak, jakby pił wodę. Następnie wycinają nabardziej tłuste części koniny, kładą je na ogień rozniecony ze znalezionego drewna, lekko przypiekają poćwiartowane kawałki mięsa i pożerają je chciwie niemal całkiem krwawiące. 54Mizyjczycy - tak Psellos nazywa ówczesnych Węgrów i Scytów, zwanych też ogólnie Patzdnakes. Por. Zonaras III 671, 6. 55 Dziś. Dunaj. 58Getowie - Uzowie (Turcy), byli to właściwie Pieczyngowie, którzy pod wodzą Tyracha wtargnęli na ziemie bizantyńskie w latach 1046-1047. Gdy się wzmocnią, szybko powracają do swych prymitywnych szałasów, gdzie spoczywają na legowiskach jak węże w głębokich rozpadlinach i w urwistych jarach, które im służą za mury obronne57. 69. Jako całe plemię są oni groźni. Charakter mają obłudny, nie dotrzymują żadnych układów o przyjaźni. Nawet jeśli przysięgną na swoje ofiary, nie dotrzymają przysiąg, gdyż, nie mówiąc o Bogu, nie oddają czci w ogóle żadnemu bóstwu. Wszystko, co im się zdarza, uważają za dzieło przypadku i wierzą, że śmierć jest końcem całego istnienia. Dlatego bardzo łatwo zawierają pokój, a jeśli muszą wszcząć wojnę, od razu zrywają swe uroczyście zawarte układy. Jeśli się odniesie nad nimi zwycięstwo, proszą o następny układ o przyjaźni. Jeśli natomiast oni zostaną zwycięzcami w bitwie, część jeńców uśmiercają, a co do reszty, urządzają wspaniały rynek i bogatych wystawiają na licytację za wysoką sumę. Zabijają ich, jeśli nie dostaną żądanych pieniędzy. 70. Cesarz Izaak postanowił odeprzeć to plemię daleko poza granice rzymskie. Ruszył na nie z silną armią. Niezupełnie dowierzał wrogowi, który, rozproszony, miał różne pomysły. Prowadził wojsko na główną ich część, którą trudno było jednocześnie i pokonać i schwytać. Kiedy zbliżył się do nich, przeraził ich tak swoją osobą, jak i całym wojskiem. Nie śmieli nawet spojrzeć mu w twarz, uważając go za istotę gromowładną. Widzieli również zwarte szeregi żołnierzy, których nie można było rozbić. Wrogowie rozproszyli się sami i zaatakowali grupami. Z dzikim wyciem spadli na nasze niewzruszone wojsko. Ponieważ nie mogli wciągnąć wrogów do zasadzek ani stanąć w szyku do otwartej bitwy, powiadomili nieprzyjaciela, że wydadzą mu walkę za trzy dni. Kiedy nadszedł ten dzień, pozostawili namioty wraz ze starcami, małymi dziećmi i wszystkim, co nie mogło uciekać. Rozsypali się po niedostępnych miejscach. Gdy cesarz zgodnie z regułą wojenną wystąpił z wojskami ustawionymi do bitwy, nie ujrzał żadnego barbarzyńcy. Zaniechał pościgu, obawiając się ukrytych oddziałów, ponieważ podjęli ucieczkę na trzy dni przedtem. Zadowolił się zniszczeniem namiotów wroga, zagarnął znaleziony tam łup i powrócił z trofeami wojennymi. Nie miał łatwego powrotu. Nad wojskiem rozszalała się gwałtowna burza. Stracił wówczas wielu żołnierzy. Mimo to wkroczył do Miasta z głową ozdobioną wieńcami zwycięstw. 71. Od tego czasu - o ile mogę wiedzieć sięgając głębiej w jego duszę - dodał coś do swego naturalnego charakteru i stał się bardziej dumny. Krótko mówiąc, zaczął traktować wszystkich z pogardą. Krewnych stawiał na równi z innymi. Brat jego58, ilekroć zbliżał się do ze- 57 Por. Anna Komnena III 8, 6; Zonaras III 671,5; Skylitzes 809; Glykas 584,4. 58 JanKomnen. Por. VII 22. wnętrznych bram pałacu, zsiadał z konia - taki miał rozkaz - i podchodził do brata w stroju nie bardziej okazałym niż inni Był to zresztą człowiek o najpiękniejszym, jakie znam, charakterze. Przyjął on spokojnie tę zmianę i nie żalił się na innowację. Zbliżał się z czcią do cesarza, gdy mu tylko rozkazał, i ustępował mu w wielu sprawach. Stał się dla innych wzorem podobnej zmiany. 72. Tak oto zmienił się cesarzowi charakter i na tym kończył się drugi okres jego panowania. Odtąd zaczyna się trzeci. Cesarz był zapalonym myśliwym. Lubował się, jak inny, w trudach polowania, był też świetnym łowcą. Jeździł na koniu lekko i swobodnie, wydawał silnie okrzyki i powtarzał je często. Swemu psu dodawał skrzydeł, zająca zatrzymywał w biegu. Zwierzę nieraz chwytał ręką albo strzelał do niego i nie chybiał. Przepadał zwłaszcza za polowaniem na żurawie. Nigdy się nie mylił w rozpoznaniu tych ptaków frunących wysoko w przestworzach, zabijał je w locie i naprawdę przyjemność łączyła się tu z podziwem. Podziwem było to, że ten ptak, bardzo duży, posługuje się swoimi nogami jak włóczniami i że kryjąc się zawczasu w chmurach, zostaje doścignięty przez mniejszego. Przyjemność sprawiał jego upadek. Żuraw spadał wykonując taniec śmierci, obracał się wokół swej osi i pokazywał raz brzuch, raz grzbiet. 73. Ponieważ autokrator bardzo lubił oba te rodzaje polowania i nie chciał zmniejszać w czasie łowów liczby zwierząt zamkniętych w rezerwatach, wyprawiał się również, kiedy uważał to za wskazane, na zwierzynę żyjącą na wolności i polował na nią bez żadnych przeszkód z nagonką lub przy pomocy sokoła. Cesarski domek myśliwski udzielał mu gościny gdzieś w okolicach Miasta; położony nad morzem, wystarczał do każdego rodzaju polowania dla zwykłego myśliwego, lecz z pewnością nie dla takiego jak on, cesarza. Wstawał bowiem wczesnym rankiem i polował aż do późnego wieczora. Podczas ustawicznego posługiwania się włócznią, którą ciskał w niedźwiedzie i dziki, i napinania prawej ręki, zawiał go w boku podmuch zimnego powietrza. Dolegliwość nie bardzo objawiła się od razu, lecz nazajutrz pojawiła się gorączka z dreszczami. CHOROBA CESARZA 74. Nie wiedząc nic o tym, przychodzę, by zobaczyć się, jak zwykle, z cesarzem i powitać go miłym słowem. Leżał w łóżku i uściskał mnie serdecznie. Przy nim stała niewielka straż przyboczna, był też obecny jeden z najlepszych eskulapów. Kiedy już mnie uścisnął i obrzucił pogodnym spojrzeniem, powiada: „Oto przychodzisz w samą porę". Od razu wyciąga do mnie rękę, żebym zbadał rytm jego pulsu. Wiedział bowiem, że ja zajmowałem się również medycyną. Rozpoznałem, jaka to jest choroba, nie od razu jednak odpowiedziałem, tylko zwróciłem się do owego ekskulapa: „A ty - rzekłem - co sądzisz o przyczynie gorączki?" On na to głosem dobitnym, aby i cesarz mógł usłyszeć: „Jest to gorączka jednodniowa - rzecze - jeśli nie ustąpi jeszcze dziś, nie trzeba się dziwić, gdyż istnieje i taki rodzaj temperatury, a ta sama nazwa wprowadza w błąd". „Ja jednak - powiedziałem - niezupełnie jestem tego samego co ty zdania, ponieważ puls arterii zapowiada okres gorączki trzydniowej. Oby jednak twój dodonejski spiż59 wieścił prawdę, a mój trójnóg60 się omylili Być może okaże się on kłamliwy, gdyż moje przygotowanie nie jest wystarczające do udzielania wyroczni". 75. Nadszedł trzeci dzień. Gorączka przedłużyła się nieco poza określony w diagnozie czas i okazało się, kto z nas jest lepszym mistrzem i że ja omyliłem się w dokładności. Odtąd przygotowywano cesarzowi pokarm o niezbyt gęstej konsystencji. Nie ruszył go, gdyż szybko wywiązała się silna gorączka we wnętrznościach. Kiedy Katon61, jak mówią, miał temperaturę lub zaniemógł na jakąś inną chorobę, leżał bez najmniejszego ruchu aż do końca, dopóki nie minął okres choroby i nie nastąpiła zmiana w jego stanie. W przeciwieństwie do niego cesarz zmieniał pozycję swego ciała i obracał się na łożu, oddychał częściej i trudniej, jego stan bynajmniej nie dawał mu wytchnienia. Gdy w końcu poczuł ulgę, pomyślał o powrocie do pałacu. 76. Natychmiast wszedł na trierę cesarską i wysiadł w Blachernai. Kiedy znalazł się we wnętrzu pałacu, poczuł się lepiej i ucieszył z tego stanu rzeczy. Zaczął rozmawiać, używając nieco słów potocznych, i żartować trochę więcej niż zazwyczaj. Zatrzymał nas aż do wieczora, opo- wiadając historyjki z dawnych czasów i wszystkie anegdoty o słynnym cesarzu Bazylim, synu Romana. 77. Po zachodzie słońca odesłał nas, a sam przygotowywał się do snu. Ja odszedłem pełen otuchy, żywiąc co do cesarza dobre nadzieje. Kiedy znowu przyszedłem, nieco wcześniej niż zwykle, aby go zobaczyć, ktoś już od drzwi zaniepokoił mnie wiadomością, że choroba zajęła mu opłucną. Oddech miał krótki i jakoś słabo oddychał. Wysłuchałem w przerażeniu i wszedłem do komnaty, w której leżał. Od razu stanąłem, zasmucony, i tak trwałem w milczeniu. 59 W Dodonie, mieście położonym w Epirze, znajdowała się najstarsza w Grecji starożytnej wyrocznia. W świętym gaju Zeusa kapłani udzielali wieszczych odpowiedzi z szumu świętych dębów lub dźwięku spiżowych mis, poruszanych wiatrem. 60 Trójnóg delficki, na którym zasiadała Pytia w słynnej panhelleńskiej wyrocz ni w świątyni Apollina w Delfach. 61 Marek Porcjusz Katon (Starszy) - rzymski mąż stanu (234- 149 p.n.e.), mówca i pisarz, autor m.in. Rad dla syna - encyklopedii z dziedziny medycyny i innych. Ale cesarz jakby mnie zapytał oczami, czy nie jest z nim zupełnie źle i czy nie rozstanie się z życiem. Natychmiast wyciągnął do mnie rękę spod kołdry. Zanim ująłem palcami jego nadgarstek, naczelny lekarz - nie ma potrzeby podawać jego imienia - powiada: „Nie dotykaj arterii, gdyż ja uchwyciłem już rytm pulsu. Puls rozdzielił się na swej całej nieprzerwanej długości Jedno tętno pulsuje do kciuka, drugie zanika, tak że pierwsze uderzenie pulsu jest trzecim, a drugie czwartym i tak dalej, jakby tnąca piła z rozdzielonymi zębami". 78. Ja jednak mało zwracałem uwagi na słowa lekarza. Zbadałem wszystkie odstępy tętna, dokładnie ustaliłem pulsowanie arterii i zamiast stwierdzić puls-piłę, uznałem, że bije on dość niewyraźnie. Jego rytm był podobny nie do ruchu nogi powolnej, lecz związanej, jak u jeńca, i poruszającej się z wysiłkiem. Wówczas był szczytowy okres choroby, która trapiła cesarza, i to właśnie zwiodło prawie wszystkich. Niemal każdy obawiał się o jego życie. 79. Odtąd wielkie poruszenie ogarnęło pałac. Cesarzowa - była to cudowna kobieta62, która w szlachetności zajmowała pierwsze miejsce i nie ustępowała żadnej innej w cnocie wyższego rzędu, wraz z nią córka pary cesarskiej, sama piękna, jak oboje rodziców, chociaż miała przedwcześnie obcięte włosy z powodu postrzyżyn; cera jej była jednocześnie koloru ognia i bursztynu, jasnoczerwone włosy wydawały się upięte wysoko wskutek jej majestatycznego kroku - a więc obie one, brat auto- kratora i bratanek stali wokół łoża, skierowywali do niego ostatnie słowa, zalewali się łzami ostatecznego pożegnania i upraszali cesarza, by się przeniósł do Wielkiego Pałacu i tam załatwił konieczne czynności, żeby jego najbliżsi, uczestniczący w tym nieszczęściu, nie stracili szczęśliwego życia cesarskiego. Cesarz przygotowywał się do przenosin. Ja również towarzyszyłem mu w tych nie przedwczesnych przenosinach. Najwyższy kapłan świątyni Hagia Sophia stał się jego doradcą w sprawach najwyższych, podtrzymywał go na duchu, używając do tego wszystkich słów. 80. Kiedy myśl przenosin spodobała się cesarzowi, nie zatracił bynajmniej swego silnego charakteru. Nie wyszedł z komnaty podtrzymywany za rękę, lecz taki, jaki był, podobny do cyprysu z wysoką koroną włosów, rozwianych na wszystkie strony jakby od podmuchu wiatru. Słaniając się, kroczył naprzód i tak mimo wszystko szedł przed siebie. Chociaż nie władał rękami, sam dawał sobie radę. W tym stanie nawet dosiadł konia. Nie wiem, jak odbyła się przeprawa przez morze, gdyż spieszyłem, by inną drogą przybyć wcześniej. I udało mi się. Zastałem cesarza całkiem wzburzonego, jak fale morskie, i w ogóle wytrąconego z równowagi. Otoczyła go cała rodzina. Wszyscy płakali 62 Cesarzowa Katarzyna (Helena), żona Izaaka I Komnena, matka Marii. i zawodzili. Gdyby mogli, wydaliby razem z nim ostatnie tchnienie. Cesarzowa zaczynała żale żałobne, a córka wtórowała jękom i płaczom matki jeszcze bardziej żałośnie. 81. Tak się one wówczas zachowywały. Tymczasem cesarz myślał o zmianie życia na lepsze i usiłował przekształcić swą egzystencję. Cesarzowa nie wiedziała, że było to naturalne życzenie jej męża i wyrzucała nam wszystkim, bardziej niż jemu, ten zamiar. Kiedy zobaczyła mnie, rzekła: „Cieszmy się tyle, ile tylko chcesz, z twojej rady, filozofie! Dajesz nam piękne dowody wdzięczności, zamierzając nakłonić autokratora do życia klasztornego!" 82. Ja od razu przysiągłem, że nigdy nie miałem takiej myśli i nawet zapytałem chorego, skąd mu przyszło do głowy to postanowienie. Cesarz na to: „Ależ - powiada - to ta kobieta (tak się właśnie wyraził) zgodnie ze swoim kobiecym charakterem powstrzymuje nas, kiedy chcemy osiągnąć wyższe wartości, i wyrzuca wszystkim, bardziej niż mnie, moją decyzję". „Tak - mówi ona - ja biorę na swe barki wszystkie twoje grzechy, które popełniłeś, a jeśli ty odzyskasz zdrowie, czego bardzo chcę i pragnę, a jeśli nie... ja będę cię broniła przed Bogiem, sędzią wszystkich twoich przewinień, jakich się dopuściłeś. Niech twoje czyny będą wolne od zarzutów! Ja już zgodziłam się z tym, że zjedzą mnie robaki dla ciebie, pokryją głębokie ciemności i strawi zewnętrzny ogień, a ty po tym wszystkim nie masz dla nas litości nad naszą samotnością. Jakąż ty masz duszę, żeby opuścić pałac cesarski, dla mnie zgotować najcięższe wdowieństwo, a dla swej córki surowe sieroctwo? I oto jeszcze nie wystarczy dla nas. Czekają nas dużo straszniejsze rzeczy. Zabiorą nas stąd ręce, oczywiście nieżyczliwe, na długie wygnanie, a być może zadecydują o czymś dużo gorszym. Jakiś człowiek bezlitosny będzie patrzył, jak popłynie twoja najukochańsza krew. Ty natomiast będziesz pędził życie w swej zmienionej egzystencji lub odejdziesz z tego świata bez wątpienia bardzo pięknie, dla nas pozostanie życie gorsze od śmierci"63. 83. Tak powiedziała cesarzowa, ale nie przekonała autokratora. Kiedy już zwątpiła, że usłucha jej rady, rzekła: „Dobrze, zrób swoim następcą na tronie człowieka najbardziej dla ciebie życzliwego i najbardziej oddanego, który zachowa należne ci honory, dopóki żyjesz, a dla mnie będzie tym, czym powinien być syn". Tymczasem cesarz odzyskał siły i rozkazał natychmiast wezwać do siebie duksa Konstantyna64, człowieka powszechnie znanego, którego ród 63 Wydarzenia te opisali: Skylitzes 810; Glykas 602, 21-604,9; Nikefor Bryennios Przedmowa, s. 6, I 4-5; Zonaras III 672, 11. 64 Duks Konstantyn, syn Andronika Dukasa, późniejszy ces. Konstantyn X Dukas. Jedyny syn Izaaka Manuel zmarł w wieku młodzieńczym. Brat cesarza Jan Komnen odmówił przyjęcia korony. szczycił się sławnymi początkami. Wywodził się ze znakomitego rodu Dukasów - mam na myśli Androników i Konstantynów65 - o których wiele się mówi w dziełach historyków z powodu trafności ich myśli i mężnej dłoni. Konstantyn był dumny, że jest następcą takich przodków. 84. To oczywiście wystarczało do jego chwały. Jeśli ktoś ma zamiar mówić o nim, nie nazwie go niesłusznie Achillesem ze względu na podobieństwo do rodu tego bohatera. Achilles miał sławne początki, gdyż jego dziadkiem był Eak, którego mity wywodzą od Zeusa, ojcem Peleusz, którego pochwalne opowieści Hellenów żenią z Tetydą - była ona boginią morską - lecz własne jego czyny przewyższają wielce osiągnięcia ojców i nie tyle Achilles zaznaje czci z powodu tych, którzy go zrodzili, ile właśnie oni cieszą się szacunkiem dzięki swemu potomkowi. Tak samo ma się rzecz z duksem Konstantynem, którego moja historia postanawia już teraz wynieść do godności cesarza. To, co otrzymał od swoich przodków, jest wspaniałe, ale jeszcze wspanialsze było to, co czerpał z wrodzonego sobie charakteru i z własnych zasad postępowania. 85. Niech moja historia poczeka na jego panowanie! Kiedy jeszcze wiódł życie prywatnego człowieka, z jednej strony swymi zdolnościami władczymi i blaskiem rodu szedł w zawody z najpotężniejszymi cesarzami, z drugiej tym, jak należy żyć uczciwie, jak nie okazywać się uciążliwym dla sąsiadów, jak być zupełnie pozbawionym dumy wobec kogokolwiek i jak okazywać się zawsze gotowym do posłuszeństwa wobec cesarzy. O to właśnie starał się ponad wszystko, a żeby go nie sądzono według osobistego blasku, zasłaniał się, jak słońce, rozpościerając przed sobą chmurę. 86. Wszystko opowiadam nie ze słyszenia, lecz dlatego że sam przeżyłem to dokładnie własnymi zmysłami i we własnych myślach. Niech ktoś inny chełpi się swoimi osiągnięciami, wieloma i pięknymi, mnie to jedno wystarczy za wszystko: ten godny podziwu człowiek, tak w rzeczywistości, jak i z pozoru mało troszczył się o innych, lecz ja czy to dzięki mym wartościom umysłowym zajmowałem w jego umyśle więcej miejsca niż pozostali ludzie, czy to dlatego że mu się podobał mój charakter, przywiązał się do mnie i lubił mnie bardziej niż kogokolwiek, zachwyciła go też moja elokwencja i mój rozum. Powierzał mi wszystko, co miał najcenniejszego. 87. Chciał żyć zamknięty w sobie, przesadnie pogardzał wspaniałymi godnościami. Ubierał się dość niedbale i zadowalał się w pełni wiejskim trybem życia. 65 Por. ks. VII, przyp. 69, 70. Lecz jak piękne kobiety bardziej puszą się swoją urodą podkreśloną pierwszą otrzymaną kreacją niż tym, że jaśnieją większym blaskiem wewnętrznym ukrytym pod szatą, którą się osłaniają, a niedbały strój jest dla nich najbardziej twarzowy, tak samo u niego: jego szaty nie tyle osłaniały ukryte zalety, ile ukazywały je w jeszcze większym blasku. W każdym razie wszystkie języki zajmowały się nim gorąco i prowadziły go do tronu, jedne, jak wyrocznie, przepowiadały mu przyszłość, drugie mówiły i dobierały słowa godne jego osoby. Krótko mówiąc, bał się nie swoich wrogów, lecz zwolenników i zamykał przed nimi wszystkie drogi, które umożliwiały im dojście do niego. Ci byli jednak bardzo wojowniczy i przedsiębiorczy, stawiali dzielnie czoło przeszkodom wznoszącym się przed nimi. 88. Tak przesadne były rozwaga i rozsądek Konstantyna, że kiedy miały nastąpić wybory wśród warstwy stratiotów i Komnena oceniano wyżej od innych dowódców, on, wybrany naczelnym dowódcą, sam zrzekł się po głosowaniu tego stanowiska na rzecz Komnena, a nawet pozbył się tego dowództwa z myśli i z ręki, jak i pochlebnego wyboru, który mu przypadł w udziale. Ci, którzy się wówczas zebrali, nie mogliby w ogóle dojść do zgody w tej sprawie, gdyby on się nie wmieszał i dzięki swej godności, którą się cieszył, nie doprowadził do porozumienia wśród wyborców. Całe wojsko stało, by tak rzec, na dwóch kotwicach66, jednej większej, drugiej mniejszej, czy raczej na mniejszej i większej, gdyż jeśliby Izaak został wybrany na cesarza, Konstantynowi pozostałaby wyraźnie przyobiecana mniejsza godność cezara; wyższość jego rodu i przeurocze usposobienie zjednywały mu powszechną życzliwość. Aby można było go podziwiać jeszcze bardziej, dodam, że kiedy bunt doprowadził Izaaka do objęcia najwyższej władzy i zasiadł on na tronie, Konstantyn ustąpił mu również drugą godność, podczas gdy powinien ubiegać się o pierwszą. Tak wielki był ten człowiek w swoim niezrównanym charakterze! Ja powiem nadto od siebie: była to wola boska, że to, do czego nie doszło wówczas, spełniło się dzisiaj, mianowicie że Konstantyn został wyniesiony na szczyt Cesarstwa nie z przedsionka uzurpacji, lecz z prawowitej świątyni. 66 Stać na dwóch kotwicach - przysłowie starogreckie: mieć dwie możliwości: Por. Demostenes 1295, wyd. Baiter-Sauppe, Oratores Attici, 1841-1844. PRZYJŚCIE DUKSA DO KOMNENA JEGO NOMINA CJA OPINIA KREWN YCH CESARZ A 89. Kiedy Komnenowi pozostały ostatnie wydawało się tchnienia, Konstantyn, zaproszony do pałacu, stał zgodnie ze swym zwyczajem z rękami ukrytymi w szacie, czerwieniąc się, trzymał oczy spuszczone do ziemi, co było jego nawykiem. Cesarz zebrał bardzo dokładnie swe myśli: „Wobec tych, którzy mnie tu otaczają - powiedział (wskazując ręką na swych najbliższych) - brata, bratanka i najdroższych ze wszystkich: mej małżonki i cesarzowej oraz mej jedynej, by tak rzec, córki, mój akt woli łączy cię głęboko ze mną, a twój charakter więcej dla mnie znaczy niż więzy krwi. Tobie powierzam Cesarstwo oraz te najdroższe mi istoty, i to nie wbrew ich woli, lecz przy ich całkowitej zgodzie. Ten nowy akt nie począł się dziś, nie stan mej choroby zmusił mnie do tego, lecz kiedy zostałem wybrany na cesarza, ciebie uznałem za lepszego z nas obu i za tego, któremu najbardziej przystoi godność cesarska. Później, porównując stopniowo ciebie z innymi, uznałem cię z pełnym przekonaniem za najbardziej godnego władzy cesarskiej. Dla mnie tak czy inaczej nadchodzi koniec, moje życie sprowadza się do niewielu oddechów. Od tej chwili ty ujmujesz władzę w ręce i będziesz mądrze prowadził sprawy państwowe, ty, którego wyznaczyły niebiosa, dziś przejmujesz w dziedzictwie najwyższą godność. Co do żony i ukochanej córki, brata i bratanka: pierwsze powierzam ci jako nietykalny depozyt, drugimi, proszę cię usilnie, zajmiesz się i będziesz się o nich troszczył". 90. Po tych słowach rozległy się okrzyki pomieszane z płaczem. Cale otoczenie wzniosło aklamację podczas gdy on, wybrany na cesarza, tak jakby wtajemniczał się w święte misteria, stał skromnie i nieśmiało przy autokratorze. Takie były początki rządów tego człowieka. Późniejsze wydarzenia nie były łatwe i jednoznaczne do opisania w dalszym ciągu mojej hi storii. Jedne ułożyły się dla niego bardzo prosto, inne przebiegały wśród przeciwności i opacznie. 91. Jeśli ja byłem mu w czymś pomocny, nie będę się chwalił takimi sprawami. Cesarz i tak dobrze wiedział, że ja przywracałem do równowagi to, co zbytnio się przechylało na jedną stronę, że ja przyczyniałem się do właściwego biegu wydarzeń. Tak lubiłem cesarza, tak mu byłem oddany, że w chwili gdy sprawy zaczęły się wokół niego burzyć, jak fale morskie, sam chwyciłem za ster i albo ustępując, gdzie trzeba, albo stawiając opór, doprowadziłem statek bezpiecznie do portu cesarskiego67. 67 Psellos okazał się fałszywy i dwulicowy wobec cesarza Izaaka, którego usilnie namawiał w czasie choroby do zrzeczenia się tronu na rzecz Konstantyna Dukasa. 92. Począwszy od tego miejsca, opowiem, jakie były jego rządy, jaki charakter miały jego czyny, jakie nowe myśli wniósł do administracji państwowej, od jakich początków wyszedł, do jakiego końca doszedł, jaki był cel jego panowania, jakie sprawy uwieńczył pełnym powodzeniem, jakie czynności podjął pierwszy, jakie jego czyny były godne podziwu, a jakie nimi nie były, jaki bieg nadawał sprawom cywilnym, jak postępował wobec wojska i jak przebiegały wszystkie pozostałe sprawy. KONSTANTYN X DUKAS (1059-1067) CESARZ RZYMSKI KONSTANTYN DUKAS SPRAWOWAŁ WŁADZĘ PRZEZ SIEDEM LAT 1. Jeśli chodzi o tego autokratora, wpierw przedstawię zwięźle temat, co jest naturalne, nadając mu zwykłą w historii objętość, z kolei opowiem i wyjaśnię bardzo dokładnie, jaki był jego ród, jak wyglądało wyposażenie jego domu, a także jaki miał charakter, co lubił, od czego stronił przed objęciem władzy i po objęciu władzy. O jakim innym cesarzu miałbym więcej opowiedzieć niż o nim, którego chwałę głosiłem, kiedy był człowiekiem prywatnym, i podziwiałem, gdy został cesarzem, od którego nigdy się nie oddalałem, nawet na krótko, przy którym trzymałem się bardziej niż inni, ilekroć zasiadał na tronie cesarskim, do którego przychodziłem na długie rozmowy, z którym siedziałem przy wspólnym stole i od którego zaznałem nieopisanych dobrodziejstw? 2. Ten najbardziej boski cesarz, gdy tylko wstąpił na tron, pierwszym przedmiotem swojej troski uczynił wprowadzenie równości, praworządności w państwie, zlikwidowanie chciwości, wprowadzenie umiarkowania i sprawiedliwości. Natura wyposażyła go wszechstronnie w zdolności. Nadawał się do wszystkich spraw cesarskich. Jeśli miał wydać wyrok w procesie, nie był ignorantem w postępowaniu cywilnym, wręcz przeciwnie, okazywał się niezwykle biegłym. Mimo że nie zajmował się zbytnio filozofią i sztuką krasomówczą, wcale nie odbiegał od filozofów i retorów, ilekroć wygłaszał mowy lub przemawiał czy kiedy dyktował na poczekaniu jakieś pismo. Jeśli zajmował się spisami wojskowymi, to i w tej dziedzinie również był najlepszy. 3. Widząc, że Cesarstwo Rzymskie znajduje się w trudnym położeniu, gdyż wszystkie jego bogactwa były wyczerpane, został umiarkowanym rządcą, nie robił zbytecznych wydatków, nie zbierał plonów, bym tak rzekł, z tego, czego nie zasiał, nie zgromadzał tego, czego nie rozproszył68. Wręcz przeciwnie, sam ustalał swą linię postępowania i tak zbierał owoce swoich trudów. 68 Por. Ewangelia wedlug św. Mateusza 6, 26. Tym postępowaniem sprawił, że skarbce cesarskie stały się nie tyle pełne czy przepełnione, ile wypełnione do połowy. Był bardzo pobożny, bardziej niż jakikolwiek inny cesarz, i pod tym względem przewyższył wszystkich. Często prowadził wojny nie wymagające wysiłku i przyozdabiał głowę wieńcami zwycięstwa. 4. Rządził państwem przez siedem lat i jeszcze trochę. Umarł, strawiony chorobą, zostawiając po sobie wielkie dzieło dla tych, którzy chcą napisać jego elogium. Panował nad swoim gniewem, niczego nie robił pospiesznie, dobrze obliczał wszystkie swoje przedsięwzięcia. Nikogo nie pozbawił życia, nawet gdy ktoś popełnił największe zbrodnie, nikomu nie okaleczył kończyn, z rzadka posługiwał się groźbą, po upływie niezbyt długiego czasu zaniechał nawet tej, raczej ronił łzy nad winnymi, niżby miał się wobec nich dopuścić okrucieństwa. 5. Po naszkicowaniu portretu Konstantyna od razu przystąpię do szerszego opisania go w sposób bardzo szczegółowy, jak obiecałem temu godnemu podziwu i nadzwyczajnemu autokratorowi. 6. Jego ród, by cofnąć się do pradziadów, był znakomity i majętny, tak jak go opiewają dzieła historyczne. W każdym razie jeszcze dziś są na ustach wszystkich i ów sławny Andronik69, i Konstantyn70, i Panthe-rios71. jego krewni, jedni po mieczu, drudzy po kądzieli. Bliżsi krewni również nie byli gorsi. Lecz jak Achilles, potomek Eaka i Peleusza, lśni blaskiem jeszcze większym niż przodkowie, tak i cesarz, który miał w swym rodzie tyle przykładów, nie zadowolił się ich naśladowaniem. Jak we współzawodnictwie o palmę pierwszeństwa, przewyższył swych przodków, wspaniały we wszystkich zaletach. Już w pierwszych latach życia szybko stał się możliwym kandydatem do korony cesarskiej. Tak znakomicie postępował, że nikomu w ogóle się nie naraził. Stronił od gadulstwa i finezyjnych rozmów na placach publicznych. Zwykle przebywał w swych posiadłościach wiejskich, zajmując się ziemią ojcowską. Za żonę pojął kobietę niezwykłej piękności, pochodzącą ze sławnego rodu (była bowiem córką owego słynnego Konstantyna72, którego na świat wydało miasto Dalassa, a rozsławiła po całej zamieszkałej ziemi tężyzna fizyczna), życie swe zdobił mądrością. Później śmierć zabrała mu żonę. Aby nie wystawiać się na obmowy 69 Andronik Dukas - o przydomku Lydos, jeden z dowódców uzurpatora Bardasa Sklerosa w jego walce przeciw Bazylemu II. 70 Konstantyn Dukas - buntownik przeciw władzy ces. Konstantyna VII Porfirogenety. 71Pantherios - Bazyli Digenis Akritas, związany z rodem Dukasów, bohater epicki pieśni ludowych w greckiej Azji. 72 Chodzi tu o córkę Konstantyna Dalassena, patrikiosa, wzmiankowanego w VI 12. i nie dawać ludziom złośliwym powodu do oszczerstw, wziął sobie drugą żonę73 (pochodziła również z dobrego rodu, odznaczała się szlachetnym charakterem i przepiękną urodą). Z nią także miał dzieci, chłopców i dziewczęta, przed wstąpieniem na tron i po objęciu władzy cesarskiej. Wśród dzieci pierworodnym był Michał, który po osiągnięciu berła cesarskiego i dopuszczeniu braci do udziału w rządach wybił się ponad wszystkich; historię Michała przedstawi moje dzieło bezpośrednio po opisie rządów jego ojca. 7. Doszedłszy do tego miejsca opowiadania, chciałbym wprowadzić siebie do mojej historii i wydobyć pośrednio coś z pięknych zalet cesarza. Ja celowałem w elokwencji. Rozsławił mnie raczej mój język niż mój ród, gdyż cesarz w większym od innych stopniu lubował się w pięknych dysputach. Taki był początek mojej przyjaźni i zażyłości z cesarzem. Tak więc pewnego razu spotkaliśmy się na polu krasomówstwa i zaczęliśmy wymieniać doświadczenia między sobą. Podziwialiśmy innych i sami byliśmy podziwiani. W tak naturalny sposób zgadzaliśmy się z sobą, że przychodziliśmy do siebie, by nacieszyć się urokiem i wdziękiem przyjaźni. Było jeszcze coś, co pogłębiło naszą przyjaźń. Moja elokwencja wprowadziła mnie do pałacu cesarskiego i uczyniła sekretarzem cesarza, którym był właśnie Konstantyn, prawdę mówiąc główna postać rodu Monomachów. Miałem wówczas prawie dwadzieścia pięć lat. Kiedy przyszły dla mnie czasy, w których musiałem prowadzić bardziej wystawny tryb życia, cesarz nie tylko oddał mi pokaźną część swych dóbr, lecz przez wzgląd na mnie także zmienił memu przyjacielowi dom na inny, o dużo większej wartości. Ten fakt przyczynił się do naszej jeszcze silniejszej przyjaźni. Z pełną ufnością stałem u boku cesarza we wszystkich sytuacjach życiowych. Odmalowałem mu sylwetkę mego przyjaciela w najlepszych kolorach, dając swemu językowi pełną swobodę na jego wychwalanie, i w taki czy inny sposób działałem na jego dobro. Cóż dalej? Cesarz zmarł i - aby znowu nie wspominać wielu ówczesnych wydarzeń - na tronie zasiadł Michał Stary. Odtąd sprawy państwowe znalazły się w bardzo złym stanie. Stratioci uznali za rzecz niedopuszczalną, że oni narażają życie i z bronią w ręku osłaniają Cesarstwo, a przy rozdziale godności i stanowisk większość z nich przypada członkom senatu, którzy w ogóle nie narażają się na żadne niebezpieczeństwo. Zresztą cesarz dał również senatorom pewien powód do oburzenia i rozpalił ich gniew. Senatorzy postanowili wspólnie wywołać w Mieście powstanie i szybko je opuścili, jak to przedstawiło w szczegółach moje opowiadanie dotyczące Komnena. 73 Drugą żoną Konstantyna Dukasa była Eudokia Makrembolitissa, siostrzenica patriarchy Michała Cerulariusza. 8. Tak więc cała ludność miała się ku Konstantynowi74 i była mu życzliwa. Podczas gdy wszyscy zachęcali go do przejęcia władzy cesarskiej, on stanowczo odrzucił tego rodzaju zachętę, wspaniale trzymał się na uboczu i ustąpił pierwszeństwa Izaakowi Komnenowi. Bóg kierował z wysokości jego sprawami tak, że do władzy doszedł drogą w pełni legalną. Późniejsze wydarzenia - by dwa razy nie powtarzać tego samego opowiadania - wykazały, że gdy Komnen objął panowanie, zawiódł Kon-stantyna Dukasa i nie dotrzymał większości obietnic. Konstantyn znowu przyjął filozoficznie swoją drugorzędną rolę i w niczym nie sprzeciwiał się cesarzowi. Kiedy Komnen zachorował i był bliski śmierci, przypomniał sobie zawarte z nim układy. Wziął również mnie na doradcę w tej sprawie, gdyż żaden cesarz moich czasów nie chwalił mnie i nie podziwiał bardziej niż on. Właśnie dlatego cesarz wzgardził swoją rodziną i na pełnych żaglach popłynął ku Konstantynowi. 9. Jak się to odbyło, jaki był początek całej sprawy, przedstawię w moim opowiadaniu. Był więc środek dnia, atak choroby trzymał cesarza i przebiegał bardziej gwałtownie niż zwykle. Myśląc, że niebawem umrze, każe wezwać do siebie Dukasa i ustnie desygnuje go na cesarza. Powierza mu uroczyście to, co ma najdroższego: żonę, córkę, brata i resztę rodziny. Nie wręczył mu jednak insygniów władzy; cała ta sprawa była więc tylko obietnicą. 10. Co było potem? Cesarz odzyskał trochę sił, jakby stan jego zdrowia uległ polepszeniu, i zaczął się wahać co do podjętej decyzji, a ten, który został wyniesiony do godności cesarza, znalazł się w trudnym położeniu i popadł w kłopoty. Bał się bowiem nie tyle osobistego niepowodzenia, ile niepomyślności i podejrzeń, które wynikają z tego stanu rzeczy. Cóż więc wówczas robi? Pomija innych i prosi mnie o radę, powołując się na naszą starą przyjaźń, i nie waha się postąpić tak, jak ja bym chciał czy raczej jak bym postąpił. Ja ci nie kłamałem, mieniąc się twoim przyjacielem - duszo boska i przeczysta! (posuwam się bowiem do rozmowy z tobą, jakbyś mnie słyszał) ty sam chyba wiesz, że ja od początku przywiązałem się do ciebie, dodawałem ci odwagi, pokrzepiałem na duchu, byłem gotowy do rzucenia się wraz z tobą w wir niebezpieczeństw, gdyby zaszła tego potrzeba. Później przyszły inne sprawy, jak to, że sprowadziłem do ciebie patriarchę, że robiłem wszystko, czego wymagała chwila i żądała wielkość naszej przyjaźni. 11. Doprowadzę swoje opowiadanie do końca. Cesarza opanował jesz- 74 Mowa o Konstantynie Dukasie. cze gwałtowniejszy atak choroby i wszyscy razem byli zgodni w tym, że nie można mieć nadziel, by pozostał przy życiu. Nikt też w ogóle nie odważyłby się ozdobić Konstantyna insygniami cesarskimi, gdybym ja nie postąpił zdecydowanie i za zgodą całego senatu nie osadził go na tronie cesarskim, przywiązując mu do nóg purpurowe sandały. Pozostałe honory spotkały go później: zebranie dostojników państwowych, przedstawienie ich cesarzowi, cześć należna majestatowi cesarskiemu i to wszystko, co się zwykle dzieje w czasie proklamacji cesarzy. 12. Kiedy Konstantyn zobaczył mnie na czele tych, którzy pierwsi oddali mu honory, natychmiast podniósł się z tronu i z oczami mokrymi od łez uściskał mnie serdecznie. Nie wiedział, co ma robić, tylko dziękował mi i dawał tyle obietnic, że nigdy nie wystarczyłoby mu czasu na ich wykonanie, nawet w dużej mierze. 13. Zapadł już wieczór, kiedy miały miejsce te wydarzenia. Czas szedł powoli naprzód, a Izaak wpadł w rozpacz, tracąc nadzieje na dalsze rządy nad Cesarstwem i na swe życie. Każe ostrzyc sobie włosy i wdziewa habit mnisi. Atak choroby nieco ustąpił koło północy, potem trochę przybrał na sile. Izaak przyszedł nieco do siebie, zrozumiał, w jakim jest stanie, wyrzekł się wszystkiego, a gdy spostrzegł tego, który był już cesarzem, potwierdził, że cała ta sprawa przebiegała zgodnie z jego wolą. Natychmiast opuścił pałac, wszedł na statek i odpłynął do klasztoru Studios75. 14. Tam przebywał cesarz, walcząc ze śmiercią, jak to ukazało moje poprzednie opowiadanie. Ten, który objął pełną władzę cesarską, gdy tylko zasiadł na tronie cesarskim - zasłona była jeszcze zaciągnięta (stałem sam koło niego po prawej strome) - trzymał ręce wyciągnięte nad głową i z oczami pełnymi łez składał Bogu dzięki, jemu poświęcił swój pierwszy dar modlitewny. Następnie kazał rozsunąć zasłonę, wezwał do siebie senatorów i wszystkich dowódców wojskowych, którzy wówczas byli obecni, łącząc z nimi osoby sprawujące kierownictwo nad archiwami i trybunałami sądowymi. Zaczął mówić o sprawiedliwości, ludzkości, uczciwości w postępowaniu. Przemówienie swe dostosował do umysłowości zebranych, poświęcając jedną jego część sprawiedliwości, drugą ludzkiej życzliwości, następną charakterowi cesarza. W końcu zaprosił mnie do wygłoszenia kilku słów okolicznościowych, po czym zamknął zebranie. 15. Zaczął rządy od załatwiania spraw zgodnie z zapowiedzą, stawiając sobie dwa cele: czynić dobrze i wymierzać sprawiedliwość. Nie oddalał od siebie w ogóle nikogo, kogo by nie obdarował, ani dostojników, ani tych, którzy szli bezpośrednio za nimi i następnych, idących daleko za poprzednimi, ani nawet żadnego rzemieślnika. 75 POR. V38. Nawet dla rzemieślników ustalił stopnie godnościowe i podczas gdy warstwa zwykłych obywateli i warstwa senatorska były dotąd rozdzielone od siebie, on zniósł mur ich dzielący i spoił to, co było rozłączone; z podziału zrobił spójnię. 16. Wiedział, że ogromna część ludzi obraca się w kręgu niesprawiedliwości. Jedni zatrzymywali dla siebie większość praw i tyranizowali innych. Dlatego przystąpił do ferowania wyroków w procesach, patrząc na sprawy, jak powiada Król i Prorok, w sposób jednakowy. Dla łamiących prawo był surowy, dla pokrzywdzonych - najżyczliwszy i dobry. Tak więc stały przy nim obie strony, obrońca i oskarżyciel, nie liczący przed sądem ani na mniej, ani na więcej. Obaj byli ważeni na tej samej wadze. W rezultacie wszystko to, co było dotychczas w ukryciu, wychodziło na jaw, sposób postępowania każdego zostawał poddawany śledztwu czy raczej udowadniano mu jego występek. Wówczas to po raz pierwszy otwarto wstęp do pałacu prawom i proklamowano je w sposób niezwykle uroczysty. Umowy zawarte niezgodnie z prawem ulegały zniszczeniu. Wszystko, co postanowił cesarz, ustnie czy na piśmie, natychmiast otrzymywało moc prawną lub stawało się czymś bardziej sprawiedliwym od prawa. Wieśniacy, którzy przedtem nie wiedzieli nawet tego, kto był cesarzem, obecnie utkwili wzrok w cesarza. Mieli swój udział w jego słowach pełnych ludzkiej dobroci i w czynach jeszcze bardziej wypełnionych życzliwością wobec ludzi. 17. Oto jak postępował! Zajmował się również podatkami publicznymi. Ponieważ jednak to, co piszę, nie jest mową pochwalną, lecz prawdziwą historią - pisząc bowiem o jego czynach, korzystałem wyłącznie z pomocy cesarza jako doradcy - muszę powiedzieć, że mu czasami brakło dokładnie wytyczonego celu. Postanowił uregulować spory z ludami barbarzyńskimi nie drogą działań wojennych, lecz za pomocą wysyłania darów i innych dowodów życzliwości. Postępował tak z dwóch powodów: by nie łożyć ogromnych sum na wojsko i aby zapewnić sobie spokojny tryb życia. 18. Drugi błąd, jaki popełnił, polegał na tym, że doprowadził do rozprężenia stan wojskowy76. Wzrosły siły naszych wrogów i zaczęły nam zagrażać w większym stopniu. Tymczasem wypadałoby, żeby taka niedorzeczność, jak chęć podejmowania jednostronych decyzji i odrzucanie jakiejkolwiek rady, trzymały się z dala od wszystkich cesarzy. Z jednej strony duma, z drugiej przekonanie, które żywią pewni autokratorzy, 76 W wyniku tego Turcy opanowali Iberię i Mezopotamię, złupili Armenię, podbili królestwo Ani (1065) i Cylicję, zaatakowali Cezareę (1067), Węgrzy zdobyli Belgrad (1064), Uzowie najechali Trację i Grecję (1064), a Normanowie zakończyli podbój Apulii i Kalabrii, łasi na pochlebstwa od byle kogo, że oni wystarczają za wszystko, biorą ich najczęściej jako przynęta i sprowadzają z właściwej drogi. Tego, kto z pełną szczerością mówi im prawdę i to, co jest dobre, uważają za podejrzanego, podczas gdy chwalącego ich słodko pochlebcę traktują serdecznie i uznają za godnego dzielenia z nimi tajemnic. To właśnie gubiło Cesarstwo Rzymskie i pogarszało stan spraw państwowych. Ja natomiast nieraz usiłowałem wyleczyć Konstantyna z tej choroby, lecz był on pod tym względem uparty i nieustępliwy. Lecz pozostawmy na razie ten temat na uboczu! Co do jego dobroci, tak jak i mądrości, zbadajmy je, gdyż kwestię sprawiedliwości już omówiliśmy! Pozostaje jedna rzecz, która umknęła mojej pamięci, właśnie teraz przypominam ją sobie i zaraz opowiem. 19. Kiedy więc włożył diadem na głowę, obiecał Bogu, że nikogo nie ukarze cieleśnie i obietnicy dotrzymał z naddatkiem. Poniechał bowiem całkowicie tortur i niemal że nie posługiwał się obelgami, najwyżej przybierał taki wyraz twarzy, by się wydać bardziej surowym. Groził karami, których nigdy nie wykonywano. Spory przecinał trafnie, zależnie od okoliczności, przestrzegając zasady „każdemu według jego własnej miary", i troszczył się o zachowanie równości w nierówności. 20. Jaka była atmosfera panująca w jego domu? Do dzieci odnosił się z wielką tkliwością. Chętnie bawił się z nimi i uśmiechał na ich pierwsze gaworzenie, często brał udział w ich zabawach, dbał a ich dobre wychowanie intelektualne i fizyczne od wczesnej młodości. Przed wstąpieniem na tron urodziło mu się trzech synów i dwie córki77. Z chłopców średni żył jeszcze przez jakiś czas po objęciu przez ojca władzy, po czym umarł. Był to cud piękności nie do odtworzenia. Z córek najmłodsza została już zaręczona z pewnym mężczyzną. Odznaczała się niezwykle pięknymi kształtami i miała bardzo dobre serce. Starszą o mówiącym imieniu Arete poświęcono Bogu. Żyje ona dziś jeszcze i niech żyje długo! 21. Po dojściu do władzy cesarskiej - słońce nie wypełniło jeszcze swego cyklu rocznego - urodził się cesarzowi chłopczyk, który od razu został uznany za godnego imienia cesarza78. Pozostali obaj synowie urodzeni przed wstąpieniem na tron ich ojca, cudowny Michał i młodszy Andronik, wiedli życie prywatne. Nieco później starszego i najładniejszego syna (mam na myśli bardzo boskiego Michała) ojciec ozdobił diademem cesarskim. 77 Konstantyn miał z Eudokią trzech synów (Michała, Andronika, Konstantyna) i trzy córki (Annę Aretę, zakonnicę, Teodorę która wyszła za mąż za Dominika Syl-vio, późniejszego dożę Wenecji, i Zoe, żonę Adriana Komnena, brata cesarza Aleksego I Komnena. Por. V. Grumel, La chronologie, Paris 1958, s. 363). 78 Najmłodszy syn Konstantyn urodził się, gdy ojciec był już cesarzem, a więc chłopcu przysługiwał tytuł „purpurata", porfirogenety, tzn. urodzonego w Komnacie Purpurowej pałacu. Tego, który miał niebawem zasiąść na tronie, cesarz szlachetnie poddał próbie, by stwierdzić, czy będzie się nadawał do sprawowania najwyższej władzy. Pyta go, jakie są podstawy porządku państwowego. Zapytany omawia problem i odpowiada tak, jak przewiduje prawo. Cesarz uznał odpowiedź za dobrą przepowiednię duszy, która wyróżni się w Cesarstwie, i niebawem dokonał uroczystej intronizacji syna. 22. A później co się dzieje? Grupa ludzi zawiązała spisek przeciw cesarzowi. Postawili oni sobie za cel usunięcie go od władzy i postawienie na czele spraw państwowych kogoś innego. W sprzysiężeniu uczestniczyli nie tylko ludzie niskiego pochodzenia o nieznanych imionach, lecz także członkowie rodów szlacheckich i inni powszechnie znani. Na dany znak jedni spiskowcy na morzu przygotowywali swą zbrodnię, drudzy na lądzie postępowali w sposób haniebny. Lecz w chwili gdy zło osiągnęło szczyt, Bóg odsłonił ich zbrodnię, wystawił na światło dzienne ich występek. Czy cesarz każe odciąć im głowy? Czy obcina ręce? Czy pozbawia Jakiejś innej części ciała? Trzeba było tak zrobić, i to z całą bezwzględnością. A on jednym kazał ostrzyc włosy, innych skazał na wygnanie. Później jakby odetchnął, uniknąwszy tak bliskiego niebezpieczeństwa. Wezwał mnie do siebie na posiłek przy wspólnym stole. W pewnej chwili przerwał jedzenie i zapłakał nad tym wydarzeniem: „Och, filozofie - powiedział - gdyby takie wspaniałości mogli zajadać także ci, których wywieziono na wygnanie! A jakże cierpią inni!" 23. Zachodni Mizyjczycy i Triballowie79 porozumieli się między sobą i zawarli przymierze wojenne. Niebezpieczeństwo zawisło nad Cesarstwem Rzymskim. Cesarz wpierw rzucił się na nich, następnie powrócił do pałacu tylko dlatego, że ja powstrzymałem go za ręce. Mimo to wystawił niewielkie wojsko i wysłał je na wroga. Wówczas Bóg uczynił cud nie mniejszy od cudów Mojżesza80. Barbarzyńcy jakby zobaczyli wojsko bardzo silne, przestraszyli się w swych sercach, z miejsca zawrócili i rozbiegli, jedni tu, drudzy tam. Większość z nich, popychanych przez jadących z tyłu, padła łupem miecza. Zabitych pozostawiono ptakom na pożarcie, a uciekinierzy rozproszyli się po wszystkich zakątkach ziemi. Gdybym postawił sobie za cel napisanie panegiryku, a nie historii ogarniającej całość, wystarczyłoby mi to jedno opowiadanie, aby ułożyć hiperboliczną mowę pochwalną na cześć tego cesarza. A teraz obym cały zapał mego opowiadania przeniósł na inne sprawy! 79 Triballowie - plemiętrackie osiadłe międzygórami Haimosu i Dunajem. Więcej szczegółów o powyższym spisku podaje Attaleiates 75 n. 80 Hordy Uzów wyniszczyła epidemia (1064). Por.ZonarasIII, 681, l n.; Sky- litzes 815 n. 24. We wszystkich pozostałych sprawach można było porównywać cesarza z innymi władcami, lecz nie w znajomości religii i Boga, a zwłaszcza tajemnicy niewypowiedzialnego włodarstwa Boga-Słowa, które jest wyższe od jakiegokolwiek słowa - duchownego, potocznego, prostego i ozdobnego. W każdym razie ilekroć mu robiłem wykład o Tajemnicy działającej na nas, cieszył się w swym sercu, drżał na całym ciele i wylewał potoki łez. Miał w pamięci całe Pismo Święte. Znał nie tylko tekst, lecz także głębię jego boskiego znaczenia i jeśli czasem był wolny od trosk państwowych, tkwił w świętych księgach. 25. Na nikim tak nie polegał, jak na mnie. Jeśli nie widział mnie nawet kilka razy w ciągu dnia, żalił się na to i gniewał. Szanował mnie bardziej od innych i napawał się moją osobą jak nektarem. Pewnego razu jakiś obywatel doniósł cesarzowi o mojej śmierci, na co ten okazał wielką radość. Zdziwiłem się i zapytałem o powód tej radości. „Dlatego - odrzekł - że wielu oskarżało tego obywatela". Ja na to (bojąc się, żeby nie użył siły i nie wywarł swego gniewu na donosicielu) odpowiedziałem: ,,Ponieważ umarł, niech umrze także wina wszystkich donosicieli, gdyż wraz z kresem życia kończy się każda nienawiść!"81 26. Swego brata Jana wyniósł do godności cezara i potem również otaczał go wielką miłością, a nawet jeszcze większą niż dotąd. Dopuścił go też do uczestnictwa w podejmowaniu decyzji cesarskich. Ozdobą tego człowieka były: inteligencja, wzniosłość myśli, umiejętność w załatwianiu spraw państwowych. Dla tych właśnie zalet cesarz, kiedy jeszcze na długo przed śmiercią zapadł na nieuleczalną chorobę, powierzył bratu swoje dzieci jakby pod władzę ojcowską i dał mu w tym celu pomocnika w osobie tego, którego sam uznał za godnego tronu patriarchalnego, człowieka o nieskazitelnym charakterze, w pełni odpowiedniego do zajęcia wysokiego pontyfikatu82. 81 Sens tego akapitu nie jest zupełnie jasny, jeśli w zdaniu: Thanaton de mou ton politon henos auto apangeilantos odczytuje się genetivus absolutus henós apan-geilantos thanaton de mou. J. Lubarskij (Michaił Psełł, Chronografia, perewod, statija i primeczanija..., Moskwa 1978, s. 174, 295, porzyp. 16) odczytuje łącząc słowa inaczej, wbrew normalnie przyjętej stylistyce Psellosa: mou... apangeilantos thanaton... henos, co pozwala na przekład: „Raz powiadomiłem cesarza o śmierci pewnego obywatela i zauważyłem na jego twarzy wielką radość. Zdziwiony, zapytałem o przyczynę. »Chodzi o to - rzekł - że wielu go oskarżało. Zaprzeczałem oskarżycielom, bojąc się, żeby wbrew mojej woli nie wywołali we mnie gniewu na tego człowieka. Ale jeśli już umarł, niech umrą również oskarżenia, gdyż wraz ze śmiercią kończy się także nienawiść«". 82 Mowa tu o Janie Ksifilinosie, przyjacielu Psellosa. Ksifilinos pochodził z Trapezuntu, po śmierci Konstantyna Leichudesa zasiadł na tronie pa-triarchalnym Konstantynopola (l I 1064-2 VIII 1075). 27. Tymczasem cesarz odzyskał siły w chorobie, lecz w jakiś czas potem zaczął niknąć na ciele i powoli zbliżał się do końca życia. Odtąd wszystkie sprawy powierzył swej żonie Eudokii, którą jako jej mąż uważał za najmądrzejszą z kobiet. Była najlepszą wychowawczynią swoich dzieci. Opowiem o niej bardziej dokładnie w dalszym ciągu mego dzieła. Jej więc powierzył dzieci. Załatwił wszystkie sprawy tak, jak postanowił, po czym żył jeszcze przez krótki czas. Umarł przekroczywszy nieco sześćdziesiąty rok życia83. Tyle trwało całe jego życie. 28. Nie wiem, czy jakiś cesarz wiódł sławniejsze życie niż on i miał szczęśliwszą śmierć. Raz tylko wpadł w sidła spisku. Wyszedł z nich cało, jak z burzy morskiej, i resztę życia spędził u władzy niczym nie zmąconej i w pogodzie ducha. Pozostawił na świecie synów zupełnie podobnych do niego. Odziedziczyli po nim te same cechy duchowe i fizyczne. 29. Ponieważ mówiliśmy już dosyć o działalności cesarza, powiedzmy teraz o anegdotach dotyczących jego rządów. Miał zwyczaj mówić o spiskowcach, którzy godzili na jego życie, że nie pozbawił ich ani godności, ani majątku, tylko potraktował nie jak ludzi wolnych, lecz jak niewolników: „Nie ja pozbawiłem ich wolności, to prawa uczyniły z nich banitów wygnanych z Miasta". Jako człowiek całkowicie oddany literaturze mawiał: „Tak już musi być, że jestem znany raczej dzięki niej niż dzięki moim rządom!" Jako człowiek o mężnym sercu, powiedział pewnego razu do kogoś, kto twierdził, że chętnie osłoniłby go w czasie bitwy własnym ciałem: „Świetnie, jeśli chcesz, zadaj mi cios, kiedy będę padał". Do kogoś, kto skrupulatnie studiował prawa, gdyż chciał popełnić jakieś wykroczenie, rzekł: „Te prawa zgubiły nas!" No, ale wystarczy o tym cesarzu. EU D O KI A (10 67) RO M A N IV (10 67- 10 71) CESARZOWA EUDOKIA ZE SWYMI SYNAMI MICHAŁEM I KONSTANTYNEM 1. Cesarzowa Eudokia została zgodnie z ostatnią wolą swego męża i cesarza zwierzchnikiem wszystkich spraw państwowych84. Nie przekazała władzy cesarskiej w ręce innych osób. Sama nie uznawała za rzecz godną 83 Konstantyn Dukas zmarł 21 V 1067. Panował 7 lat i 5 miesięcy (od 25 XII 1059). 84 Eudokia panowała od 21 V 1067 do 31 XII 1067 z udziałem synów: Michała, Andronika i Konstantyna. siebie spędzania większości czasu na krzątaninie w domu i powierzenia dostojnikom spraw cesarskich. Po wstąpieniu na tron stała się jedynowładcą Cesarstwa. Początkowo postępowała skromnie i nie okazywała żadnej przesady ani w strojach, ani w wystąpieniach publicznych. Doświadczona we wszystkim, zajmowała się wszelkimi sprawami, które należały do niej, mianowicie nominacjami urzędników, sprawami cywilnymi, podatkami publicznymi. Słowa cesarskie wymawiała z namaszczeniem. Tak wielkie były możliwości jej inteligencji. Otaczała się swymi synami, a oni tkwili przy niej prawie nieruchomo, pełni bojaźni i uwielbienia. 2. Co do czci, jaką jej okazywał Konstantyn, chłopiec nie mogący jeszcze mieć rozeznania w sprawach państwowych, nie będę się temu dziwił, ale i nie posunę się do pochwalenia go za skromność. Jeśli natomiast chodzi o ustępliwość Michała wobec matki i odsunięcie go od wszystkich spraw państwowych, nie jest łatwo porównać go z kimś mu podobnym, nie jest też możliwe, by ktoś mógł go dostatecznie wychwalić, gdyż przekroczył dawno okres młodości, w pełni dojrzewał umysłowo i nabył bogatego doświadczenia, któremu dawał wyraz w wielu sprawach. Ja często widywałem go, kiedy mógł zabrać głos przed matką. Wtedy milczał, jakby nie umiał mówić, podczas gdy w ogóle potrafił robić wszystko. Trzymał się z dala od spraw cesarskich85. 3. Mimo wszystko matka od początku nie zaniedbywała Michała, lecz sama z własnej woli zaprawiała go do rządów poprzez praktykę. Następnie powierzyła mu wybór wysokich urzędników i zachęcała do sprawowania sądów. Często przychodziła do niego, całowała go, uznawała za godnego pochwał i zachęcała, by korzystał z jej pomocy. Kształtowała jego charakter równomiernie i wprowadzała we wszystkie sprawy, które przystoją cesarzowi. Często powierzała go również w moje ręce, polecając, bym go wdrażał do obowiązków i wspierał swymi radami. Zasiadał na tronie wespół z bratem Konstantynem. Ponieważ był tak szlachetny, jak nikt inny, nie robił niczego z punktu widzenia własnej osoby, nieraz dopuszczał brata do czynności cesarskich. I wszystkie sprawy przebiegałyby w taki sam sposób i taki sam porządek rzeczy byłby przestrzegany aż do końca, gdyby nie wtrącił się do nich jakiś diabeł. 4. Doszedłszy w moim opowiadaniu do tego miejsca, mógłbym powiedzieć o cesarzowej Eudokii, że nie znam innej kobiety, która byłaby lepszym przykładem mądrości niż ona. I taką pozostała do pewnego momentu życia. Nie twierdzę, że później zmieniła się w swej mądrości, lecz je- 85 Ambitna cesarzowa wolała rządzić sama w imieniu synów. stem zdania, iż pozwoliła, by sprawy szły poza jej ścisłym nadzorem i że do końca nie zachowała tego samego sposobu rozumowania86. Na jej obronę powiedziałbym, że kiedy uległa tej zmianie, nie oddawała się rozkoszom życia i pożądliwościom ciała. Ogarniały ją wielkie obawy o synów, by nie zostali odsunięci od władzy, ponieważ nie mieli ani opiekuna, ani przewodnika. Życie cesarskie me było dla niej jedynym ciągiem przyjemności. Opowiem o czymś, co ma bardzo symboliczną wymowę. Ja, piszący te słowa, byłem z pokrewieństwa duchowego bratem ojca cesarzowej. Otaczał mnie prawdziwą czcią, większą niż innych, i niemal mnie ubóstwiał. Pewnego dnia znalazłem się z cesarzową w świętym kościele. Widząc, jak przywarła do Boga i cała jakby zatopiła się w Najwyższym, byłem wzruszony i gorliwie modliłem się, by zachowała władzę aż do końca. Cesarzowa odwróciła się do mnie, zganiła me słowa i uznała moją modlitwę za przekleństwo. „Obym nigdy - rzekła - nie musiała panować tak długo, bym zmarła jako cesarzowa!" Odpowiedź jej poraziła mnie do tego stopnia, że od tej chwili zacząłem patrzeć na nią z uwagą jako na istotę wyższą. 5. Człowiek jest jednak istotą, która zmienia się łatwo, zwłaszcza kiedy działają na niego z zewnątrz potężne przyczyny. Gdyby cesarzowa miała stanowczy charakter i męskie usposobienie, to rwące rzeki nie wstrząsnęłyby wieżą jej mądrych przekonań i nie skłoniły do drugiego łoża małżeńskiego. Sprawę tę znało wielu i wzięło ją na języki. Ze mną jednak cesarzowa nie podzieliła się tą sprawą w jakiejkolwiek formie, powstrzymując się ze wstydu, aby nie powodować złośliwych plotek na tego mężczyznę87. W końcu postanowiła powiadomić i mnie o swoim zamiarze. Z tego właśnie względu przyszedł do mnie ktoś z tych, którzy wiedli ją drogą prowadzącą do gorszego, i zachęcał, bym w atmosferze pełnej swobody poradził cesarzowej, żaby na czele spraw państwowych postawiła dzielnego władcę. Odrzekłem mu tyle, że nie mogę tego powiedzieć ani też nie będę usiłował przekonać jej własnymi słowami, ani nie posłużę się swym językiem dla dobra tej sprawy. 6. Dotychczas wielu mówiło o tym po cichu. Dla cesarzowej został wyznaczony przyszły cesarz i - zgodnie z zawartymi układami - oczekiwany miał tego dnia przybyć na stałe do Miasta, a nazajutrz otrzymać tron cesarski. Wieczorem cesarzowa wezwała mnie do siebie, wzięła na stronę i po- 86 Rządy spoczywały faktycznie w rakach Psellosa i cezara Jana Dukasa, przedstawicieli partii stołecznego nobilitatu. Na skutek klęsk militarnych (por. przyp. 76) stronnictwo wojskowe, poparte przez patriarchę Ksifilinosa, wymogło na cesarzo-wej, by poślubiła feudała kappadockiego Romana Diogenesa. 87 Tzn. na jej przyszłego męża RomanaDiogenesa. wiedziała wśród łez: „Nie wiesz, że sprawy Cesarstwa usychają nam i podupadają, a tymczasem wybuchają liczne wojny i masy barbarzyńców pustoszą cały Wschód?88 Jakżeby te okropności nie miały ogarnąć całego państwa?" Ja w ogóle nic nie wiedziałem o tych wydarzeniach, nawet tego, że przyszły cesarz stał już przy bramach pałacu. „Sprawa nie jest - odrzekłem - z gatunku tych, które są łatwe do załatwienia, wręcz przeciwnie, wymaga namysłu i zastanowienia. Dziś pytaj, jutro wysłuchasz odpowiedzi - powiada przysłowie". Cesarzowa uśmiechnęła się na moment. „Ależ - mówiła - nie musimy się wcale martwić! Sprawa jest przemyślana i zdecydowana, gdyż syn Diogenesa Roman został uznany za godnego korony cesarskiej i wybrany spośród innych". 7. Na te słowa zdrętwiałem z osłupienia i nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. „Dobrze - odpowiedziałem - jutro ja również zajmę się tą sprawą". Ona zaś: „Ależ nie jutro - rzekła mi - natychmiast weź w niej udział!" Wówczas ja zapytałem ją tylko o jedno: „Czy przynajmniej syn twój i cesarz, który miał panować, został powiadomiony o tym fakcie?" Na to ona odpowiedziała: „On w ogóle nie ma pojęcia o tym, co się dzieje i nie zna sprawy szczegółowo. Ty dopiero przypominasz mi o mym synu. Pójdziemy do niego razem i przedstawimy mu całą sprawę. Śpi tam wyżej, w jednej z sypialni cesarskich". 8. Wchodzimy na górę. Nie wiem, w jakim stanie ducha była cesarzowa. Mnie ogarnął wielki niepokój, jakieś wzburzenie zaczęło wstrząsać mymi kośćmi. Matka usiadła na łożu syna. „Wstań - rzekła - najpiękniejszy mój synu i cesarzu! W miejsce ojca otrzymasz ojczyma, który nie będzie rządził, lecz słuchał, gdyż twoja matka połączyła go z tobą jako współce- sarzem, zobowiązując do posłuszeństwa na piśmie". Syn natychmiast wstał, spojrzał na mnie z dołu i, miotany, nie wiem, jakimi myślami, zszedł razem z matką do komnaty, w której sypiała, i w tejże chwili spostrzegł cesarza. Nie zmieniony ani wewnętrznie, ani na twarzy, całuje go i ustanawia uczestnikiem w rządach i we wspólnej radości89. 9. Do uczestnictwa w tym wydarzeniu został zaproszony również cezar. Wówczas właśnie okazał on swą wielką mądrość i rozsądek. Dał wyraz trosce o bratanka i cesarza, co było rzeczą normalną, powiedział o nim kilka słów, po czym wziął udział wraz z cesarzami w uroczystej ceremonii i zaintonował niemal pieśń weselną. 88 Por. przyp. 76. 89 Dużo dokładniejo tych wydarzeniach opowiada Zonaras III 684, 4 n. W taki oto sposób rządy nad Cesarstwem Rzymskim przeszły w ręce Romana90. PANOWANIE ROMANA DIOGENESA 10. Cesarz ten, mówię o Romanie, synu Diogenesa, wywodził się ze starożytnego i majętnego rodu, ale nie ze strony ojca. Ojciec, uwięziony pod zarzutem, że zmierzał do uzurpacji tronu w czasach panowania cesarza Romana Argyrosa, odebrał sobie życie, rzucając się z wysokiej wieży na ziemię. Jeśli chodzi o charakter Romana, postępował on niekiedy sprawiedli-wie, najczęściejjednak był obłudnikiem i pyszałkiem. On również nie uniknął podejrzenia o zakusy uzurpatorskie, potem pędził życie w ukryciu. Dopiero za panowania Eudokii, której sylwetkę odmalowało moje poprzednie opowiadanie, odsłonił swe zamiary, trzymane dotąd w tajemnicy, Byłby niewątpliwie uwięziony od razu i poniósł karę za swoje zuchwalstwo, gdyby nie cesarzowa, która w swej pobłażliwości uchyliła ciążący na nim wyrok. On jednak zawiódł cesarzową; stracił u niej swą dobrą dotychczas opinię. Cesarzowa sądziła, że jeśli wyniesie na cesarza człowieka, którego ocaliła od zasłużonej śmierci, to zachowa dla siebie pełnię władzy, a on nie będzie miał żadnych myśli sprzecznych z jej wolą. Myślała słusznie, lecz nie osiągnęła celu. Roman w pierwszych dniach swego panowania odgrywał przed nią komedię uległości, po czym szybko zaczął postępować zgodnie ze swym wrodzonym charakterem. O ile cesarzowa chciała nim kierować i tego, który był władcą, traktować, jak lwa w klatce, o tyle on z trudem znosił to wędzidło i rzucał straszne spojrzenia na rękę je trzymającą. Po-czątkowo mełł w zębach swe ciche pomruki, potem zaczął okazywać gniew. 11. Do mnie cesarz przywiązał się jako do wyższej istoty. Kiedy jeszcze byłem zwykłym człowiekiem, zachowywał się wobec mnie jak prawdziwy niewolnik i miał z tego jakąś korzyść. Nie zapomniał też o moich przysługach, kiedy obdarzono go władzą cesarską. Lubił mnie nadal i wyrażał mi swoją cześć do tego stopnia, że ilekroć przychodziłem, wstawał z szacunkiem. W swej zażyłości okazywał mi względy na pierwszym miejscu. Lecz niech to wszystko będzie potraktowane w mojej historii jako rzecz uboczna! Cesarz chciał zostać jedynowładcą i w pełni samodzielnie decydować we wszystkich sprawach państwowych. Dotychczas nie zaznaczył się niczym w swoim panowaniu i dlatego czekał na sposobną chwilę. I właśnie 901 I1068. mając ten cel na uwadze, a także ze względu na całość interesów państwowych ogłosił wojnę przeciw Persom91. 12. Ja natomiast, jako że zwykłem doradzać cesarzom to, co jest pożyteczne, usiłowałem powstrzymać go od tego przedsięwzięcia. Przede wszystkim zacząłem z nim dyskusję o siłach wojskowych, rejestrach żołnierskich, wezwaniu cudzoziemskich oddziałów wojskowych. Dopiero potem - mówiłem - kiedy wszystko będzie należycie przygotowane, można się zdecydować na prowadzenie wojny. Ci, którzy zwykle wypowiadają się przeciw moim sądom, teraz, jak i dawniej doprowadzili jednak sprawy państwowe do ruiny. Cesarz wziął z pałacu zbroję, włożył na siebie, lewą ręką uchwycił tarczę, prawą ujął włócznię zdobną gwoździami i na dwadzieścia łokci długą92, spodziewając się, że zagrodzi wrogom wyjście i wbije im włócznię w bok. Na jego widok wszyscy oprócz mnie wznieśli okrzyk wojenny i klaskali w dłonie. Natomiast ja miałem smutny wyraz twarzy, gdyż odgadywałem, co się prawdopodobnie zdarzy. 13. Ruszył więc na barbarzyńców, nie wiedząc ani dokąd zmierza z całym wojskiem, ani jak ma działać. Krótko mówiąc, zabłądził. Przebył Syrię i Persję. Udało mu się dotrzeć wraz z armią w głąb tego kraju, stanął na wysokich wzgórzach, potem znowu sprowadził ją na niziny, obsadził wąwozy, tracąc przy tym znaczną liczbę żołnierzy. Wówczas dopiero wrócił pozornie jako zwycięzca. Nie przywiózł nam łupów ani z Medii, ani z Persji. Tym tylko się chełpił, że odbył wypra- wę wojenną na wrogów93. 14. Taki był pierwszy powód jego chełpliwości. Odtąd zaczął okazywać lekceważenie cesarzowej i pogardzać dostojnikami. Z kolei odsunął się od doradców - jest to nieuleczalna choroba cesarzy. Za doradcę i przewodnika wziął sobie samego siebie. Ja klnę się na Boga, któremu oddaje cześć filozofia i który od razu widzi podłe intrygi, bałem się o cesarzową, o sprawy państwowe i o to, żeby sprawy nie uległy zamieszaniu i zakłóceniom. Odwodziłem go od wytyczonego celu, przypominałem zawarte układy, a nawet posunąłem się do wzbudzenia w nim strachu, wykorzystując wszelkie możliwe ku temu okazje; przestrzegałem, żeby realizacja jego zamierzeń nie obróciła się w końcu przeciw niemu. Kiedy cesarzowa, nieraz obrażona na niego, z duszą nabrzmiałą od bólu snuła w sobie złe myśli, ja dzieliłem się między nich oboje i prowadziłem rozmowy raz z jedną, raz z drugą stroną. 15. Nie upłynęło wiele czasu, kiedy z nastaniem wiosny cesarz zajął 91 Tj.Turkom. 92 Jest to poetycki obraz włóczni Ajasa. Por. Illiada XV 678-679. 93 Dwie kolejne kampanie wojenne przeciw Turkom z 1068 i 1069 r. miały zaledwie pozory zwycięskich wypraw. się gorliwie sprawami, które dotyczyły wrogów. Podstawę do tego dawało mu poprzednie zwycięstwo. Znowu rozpoczęły się przygotowania do drugiej wojny i - aby przerwać moje opowiadanie na tym, co się tymczasem działo - ja również zostałem uczestnikiem tej wyprawy wojennej. Cesarz tak bardzo nalegał, żebym wyprawił się razem z nim, że nie mogłem odmówić. Jeśli chodzi o podanie przyczyny, dla której tak usilnie chciał mnie mieć przy sobie, teraz nie mógłbym jej wyjawić, ponieważ znacznie skracam opowiadanie o tych wydarzeniach. Powiedziałbym, gdybym się podjął pisania o niej. Jeszcze dotąd nie potrafię się uwolnić od tej przyczyny, chociaż nie mogę wysunąć wobec cesarza zarzutu złej woli i tego, że wszystkie jego czyny spotkało niepowodzenie. 16. Tak zwykle bywało, że cesarz ulegał moim słowom we wszystkich sprawach - mam na myśli dysputy o naukach. Wówczas chciał uzyskać przewagę nade mną w mojej znajomości strategii. Kiedy stwierdził, że posiadam gruntowną wiedzę o taktyce wojennej, że znam wszystko, co dotyczy oddziałów i szeregów, wszystko, co obejmuje operowanie machinami oblężniczymi i zdobywanie miast, i wszelkie inne sprawy z zakresu regulaminów wojskowych, z jednej strony był dla mnie pełen podziwu, z drugiej zazdrościł mi. Miał do mnie pretensje i czepiał się mnie, jak tylko mógł. Zwracam się tu do wielu osób, które brały udział w naszej wyprawie. Wiedzą one, że nie ma żadnej przesady w tym, co mówię. 17. Zaczęła się więc druga wojna, która nie przyniosła cesarzowi więcej korzyści niż pierwsza. Przebiegała tym samym trybem i była zupełnie do niej podobna. Gdyby miały zginać tysiące naszych żołnierzy, a dwóch lub trzech wrogów dostałoby się nam do niewoli, to nie zostalibyśmy zwyciężeni, a u nas rozległyby się huczne oklaski z powodu tych barbarzyńców wziętych do niewoli. Napawało to cesarza jeszcze większą dumą i ogromną butnością, gdyż dwukrotnie sprawował naczelne dowództwo nad wojskiem, chociaż nie znał się na niczym. Co więcej, miał złych doradców i całkowicie odszedł od prostej linii postępowania. 18. Cesarzową trzymał w ręku jak niewolnicę. Gdyby zechciał usunąć ją z pałacu, nie byłoby to dla niego żadnym problemem. Cezara wciąż o coś podejrzewał i nieraz szykował się, by go uwięzić i skazać na śmierć, po czym znowu zmieniał zdanie i nie wykonywał swego zamiaru. W każdym razie nie chciał wówczas przyjąć od niego i jego synów przysięgi wierności94. Nie miał jakiegoś zasadnego powodu, by doprowadzić do skutku swoje zamierzenia, które żywił wobec cezara. Podjął trzecią z kolei wyprawę wojenną przeciw grożącym nam barbarzyńcom. Z nadejściem wiosny nie przestawali oni łupić posiadłości 94 Chodzi tu o cezara Jana Dukasa i jegosynów Andronika i Kon- stantyna. rzymskich i dokonywać na nie masowych wypadów. Ruszył więc znowu na czele liczniejszych; niż przedtem oddziałów wojsk sprzymierzonych i rzymskich. 19. Zgodnie ze swym zwyczajem postępował we wszystkich sprawach tak cywilnych, jak i wojskowych bez zasięgnięcia czyjejkolwiek opinii co do zamierzonych przedsięwzięć. Zwinął szybko obóz i pospieszył wraz z wojskiem na Cezareę. Stąd bał się ruszyć dalej i szukał jakiegoś pozoru dla siebie i wszystkich pozostałych, by nakazać powrót. A przecież nie mógłby znieść takiej hańby. Podczas gdy trzeba było prowadzić pertraktacje z wrogami i powstrzymać ich od corocznych najazdów, on, czy to przestał wierzyć w swoje aktualne możliwości, czy to ufał w swe siły bardziej niżby należało, rzucił się na nich, nie oglądając się za siebie. Wrogowie, gdy tylko spostrzegli, że ruszył naprzód, postanowili wciągnąć go niepostrzeżenie w głąb kraju i tam schwytać w sieci. Popędzili na koniach przed siebie, po czym zawrócili, jak gdyby chcieli uciekać, i tak powtarzając wielokrotnie ten manewr złapali kilku naszych wyższych dowódców i trzymali jako jeńców. 20. To, co nie ukryło się przede mną, ukryło się przed cesarzem. Sam sułtan, czyli król Persów i Kurdów, znajdował się na czele swoich wojsk i on był sprawcą większości sukcesów95. Lecz gdyby nawet ktoś potwierdził obecność sułtana, cesarz i tak by nie uwierzył jego słowom. Nie chciał zresztą pokoju. Sądził, że za pierwszym atakiem weźmie do niewoli całe wojsko wroga. Wskutek nieznajomości strategii cesarz podzielił swą armię; jedną jej część zatrzymał przy sobie, drugą wysłał w inne miejsce; podczas gdy trzeba było zmasowanym wojskiem zmierzyć się z przeciwnikami, on stanął wobec nich z najsłabszą częścią swego wojska. 21. Nie mogę pochwalić tego, co się stało później, ale nie potrafię też zganić. Cesarz wziął na siebie całe niebezpieczeństwo. Rozwaga znajduje się pośrodku między dwiema krańcowościami. Gdyby ktoś zamierzał wychwalać cesarza jako człowieka lubującego się w. niebezpieczeństwach i nieustraszonego bojownika, miałby podstawy do napisania elogium. Jeśli jednak ocenia się go na podstawie takiego kryterium, że kiedy jest się naczelnym wodzem całej armii, trzeba postępować zgodnie z zasadami strategii, trzymać się z dala od walki i stamtąd wydawać masom wojska niezbędne rozkazy, a on tymczasem bez zastanowienia naraża się na niebezpieczeństwo, to wówczas można podkpiwać z niego. Ja jestem po stronie tych, którzy go chwalą, i nie opowiadam się za tymi, którzy go oskarżają. 22. Cesarz miał na sobie pełną zbroję żołnierską. Wyjął z pochwy miecz na wrogów i, jak sam słyszałem od wielu, położył trupem niemało żołnierzy, innych zmusił do ucieczki. Kiedy ktoś z ostrzeliwujących się 95 SułtanAlp-Arslan. poznał, kim jest,osaczono go ze wszystkich stron. Ugodzony ześliznął się z konia i został schwytany. Tak cesarz Rzymian dostaje się w ręce wrogów jako jeniec wojenny. W wojsku następuje rozprężenie. Niewielka część żołnierzy znalazła ratunek w ucieczce, reszta padła łupem miecza96. 23. Pominiemy na razie okres niewoli cesarza i to, jaką decyzję co do niego chciał podjąć zwycięzca. Upłynęło kilka dni, a jeden z tych, którzy uciekli z pola bitwy, przybył do Miasta i pierwszy przyniósł wieść o strasznej klęsce. Po nim zjawił się drugi, potem jeszcze jeden z wieściami, którym brakowało jasności. Każdy opowiadał inaczej o tej klęsce. Jedni mówili, że cesarz nie żyje, drudzy utrzymywali, że tylko dostał się do niewoli. Inni widzieli go, jak ranny leżał na ziemi, jeszcze inni, że prowadzono go w więzach do obozu wroga. Wydarzenia te stają w Mieście na porządku obrad rady pałacowej. ,,Co robić?" - pyta cesarzowa. W rezultacie wszyscy jednomyślnie postanowili, żeby na razie nie zajmować się cesarzem, niezależnie od tego, czy jest w niewoli, czy nie żyje, lecz żeby wzmocnić władzę cesarską na rzecz cesarzowej i jej synów. 24. Jedni składali władzę w ręce jej niepełnoletniego syna w ten sposób, żeby matka w ogóle nie zajmowała się sprawami państwowymi, drudzy ponownie oddawali całą władzę dla cesarzowej. Nie podobało mi się ani jedno, ani drugie. Nie będę bowiem ukrywał swego zdania. Uważałem, że władzę cesarską powinni sprawować wspólnie. Pierwszy okazywałby posłuszeństwo cesarzowej jako matce, druga zarządzałaby całą administracją państwową wespół z synem. Moje zdanie uznał za słuszne cesarz Michał, gdyż to postawił sobie za cel. Lecz ci, którzy chcieli sobie podporządkować Cesarstwo i kierować sprawami państwowymi dla własnych korzyści, poduszczali cesarzową do jedynowładztwa, syna natomiast usiłowali zmusić do przeciwstawienia się matce. 25. Nie wiem, jak mam tu wyrazić podziw dla cesarza Michała. Michał postanowił tylko ze mną naradzać się w sprawach Cesarstwa, w wypadku gdyby matce spodobało się zrzec władzy97. W stosunku do matki nie przybierał dumnej postawy ani nie był małostkowy. W każdym razie często godziłem ich z sobą. On jednak wstrzymywał się od sprzeciwu matce do tego stopnia, że czerwienił się, gdy patrzył jej w twarz, i ustępował jej we wszystkim. Tymczasem kiedy cały ten plan był jeszcze w zawieszeniu, do Miasta 96 Była to bitwa pod Mantzikert (19 VIII 1071), zakończona straszliwą klęską wojsk bizantyńskich. Psellos oczywiście nie wspomina o swoich intrygach na dworze i o zdradzie cezara Jana Dukasa, które walnie przyczyniły się do klęski. 97 Psellos od dawna był cichym stronnikiem rodu Dukasów i w pełni popierał Michała Dukasa, swego ucznia i wychowanka. przybywa cezar, zaproszony przez cesarzową. Był mego zdania i z radością powitał myśl wspólnych rządów rodziny cesarskiej. 26. Nie uspokoiła się jeszcze jedna burza, a w tym samym dniu zerwała się druga i uderzyła w nas z wyciem. Wódz wojsk nieprzyjacielskich na widok cesarza rzymskiego, który został jego jeńcem, nie cieszy się z tego triumfu, staje zmieszany przed swym zbyt wielkim sukcesem i jako zwycięzca zachowuje się z takim umiarem, o jakim nikt inny nie słyszał. Pocieszał swego jeńca, zapraszał do wspólnego stołu, otaczał wielką czcią. Dał mu straż przyboczną i aby mu zrobić przyjemność, uwolnił z łańcuchów tych wszystkich jeńców, których sobie życzył. W końcu zdjął z cesarza piętno jeńca i przywrócił mu wolność. Zawarł z nim układ o przyjaźni i otrzymał obietnice potwierdzone przysięgą, po czym wraz ze świtą, złożoną z takiej gwardii przybocznej, o jakiej można sobie tylko pomyśleć, odesłał go do Cesarstwa, co stało się źródłem nieszczęść i główną przyczyną wielu niepowodzeń. Cesarz otrzymał więc to, czego się nikt nie spodziewał, i sądził, że bez trudu znowu obejmie panowanie nad Rzymianami. Sam staje się jakby zwiastunem swego wpierw złego, później dobrego losu i wysyła do cesarzowej własnoręcznie napisany list, powiadamiający ją o tym, co mu się wydarzyło. 27. W pałacu natychmiast powstał zamęt, zaczęła się bieganina. Jedni podziwiali to, co się zdarzyło, drudzy nie dawali temu wiary. Cesarzowa także wpadła w kłopoty i nie wiedziała, co ma robić. Ja również uczestniczyłem w jej zmartwieniach, gdyż wszyscy zachęcali mnie do mówienia i przyjścia z dobrą radą. Naglił mnie do tego, a nawet zmuszał zwłaszcza mój najlepszy cesarz98. Ja oświadczyłem, że nie należy już dopuszczać Romana do władzy cesarskiej, lecz trzeba go usunąć ze środowiska pałacowego99, rozesłać na wszystkie strony rozkaz zabraniający mu powrotu na tron. Ludzie stateczni uznali moją radę za dobrą, reszta była innego zdania. 28. W takim stanie rzeczy cesarz Michał bał się o swe życie i lękał okrucieństwa Diogenesa. Podjął decyzję bardzo dobrą dla siebie, a można byłoby powiedzieć, że i bardzo mądrą. Usuwa się szybko od matki i zaczyna działać samodzielnie, korzystając z doradców w osobach swoich stryjecznych braci - mam na myśli synów cezara100. Pozyskał sobie straż 98 Odtąd Psellos nazywa cesarzem tylko Michała, w stosunku do Romana Diogenesa będzie się posługiwał wyłącznie jego imieniem Diogenes. 99 Por. Zonaras III 703, 12. Zgodnie ze wspomnianym wyżej układem (por. VII E.R. 26) Roman ustępował Turkom dużą część terytoriów włącznie z Antiochią i Mantzikert, miał wypłacać coroczną daninę i wydać swoją córkę za mąż za syna Alp-Arslana. Alp-Arslan zobowiązał się do poniechania ataków na ziemie bizantyńskie. 100 Por. przyp. 94. pałacową. Tworzyli ją barbarzyńcy, wszyscy uzbrojeni w długie, o jednym ostrzu szable, wykonane z ciężkiej stali i zwisające im z ramienia. Uderzyli jednocześnie w tarcze, wydali donośny okrzyki wojenny, jak tylko mogły znieść ich uszy, skrzyżowali między sobą szable, aż rozległo się echo, i ruszyli do cesarza, myśląc, że grozi mu niebezpieczeństwo. Stanęli wokół niego, tak żeby nikt nie mógł go tknąć, i odprowadzili do komnat położonych w górnej części pałacu. 29. Tak postąpiła straż pałacowa. Ci, którzy znajdowali się w otoczeniu cesarzowej - ja również byłem wśród nich - nie wiedzieli, co się dzieje. Staliśmy jakby martwi z przerażenia, sądząc, że zbliża się do nas najgorsze. Cesarzowa, tak naprawdę, nie panowała nad sobą. Zerwała z głowy welon i pobiegła do jakiejś niedostępnej kryjówki w podziemiach, gdzie znikła w głębi groty. Ja stałem u jej wejścia i nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, dokąd mam się zwrócić. Kiedy cesarz poczuł się bezpieczny, zatroszczył się wyłącznie o mnie. Wysłał swoich ludzi na poszukiwanie mojej osoby z rozkazem przetrząśnięcia całego pałacu. Znaleźli mnie, wzięli na ręce i tak przynieśli triumfalnie do cesarza, jak jakąś rzecz znalezioną czy jakieś drogocenne wotum. Na mój widok cesarz odetchnął, jak człowiek uratowany z burzy morskiej, i powierzył mi podejmowanie właściwych decyzji. 30. Tak więc zająłem się sprawami państwowymi. Jednymi kierowałem, drugie powierzałem innym do wykonania w taki sposób, by życie w Mieście przebiegało bez żadnych burzliwych zakłóceń. Inni zajęli się problemem matki cesarza. By pominąć wiele wydarzeń, które tymczasem zaszły, postanowiono usunąć ją z Miasta i o-sadzić na stałe w klasztorze wzniesionym przez nią nad brzegiem morza ku czci Matki Boskiej. Decyzję wykonano natychmiast. Jej syn - wiem o tym dobrze i potwierdzam wobec wielu, biorąc Boga na świadka - był przeciwny skazaniu matki na banicję. Wymagały tego okoliczności i one to sprzeciwiły się bezwzględnie woli cesarza. 31. Jak to się zwykle dzieje i mówi w takiej sytuacji, każdy wyrażał inne zdanie o cesarzowej; spadały na nią słowa gęsto, jak strzały w czasie bitwy. Niebawem wyszło drugie rozporządzenie dotyczące trybu jej życia w klasztorze. I te również wykonano bezzwłocznie. Na tym kończy się historia cesarzowej. 32. Tymczasem Diogenes nie cieszył się, że wyszedł z niewoli. U-ważał za rzecz straszną taką przyszłość, w której nie odzyskałby również władzy cesarskiej. Wokół niego zebrała się już masa żołnierzy. Ciągnął z nimi z miejsca na miejsce i w pełni bezpiecznie, gdyż nie natrafił na żadne przeszkody. Gromadził pieniądze płynące z podatków pu- blicznych i zajął wraz z całym wojskiem miasto, którego imię jest na ustach wszystkich - mam na myśli Amazję101. 33. Cesarz natychmiast powierza wojsko rzymskie młodszemu synowi cezara102. Miał on dzielną rękę, odznaczał się godną podziwu umy-słowością, cieszył się wielkim uznaniem za to, że w lot pojmował, o co chodzi, i potrafił to wypowiedzieć. Przybył w pobliże miasta, w którym stacjonował Diogenes. Początkowo trzymał wojsko na miejscu, potem rozpoczął ciągłe ostrzeliwania, później znowu zwodził wroga i wszelkimi sposobami usiłował go pokonać albo wyprzeć z miasta. Diogenes, mimo że znalazł się w trudnym położeniu, odważył się wyjść z miasta. Ustawił wojska w szyku bojowym. Zwarły się dwie armie, po obu stronach doszło do wielkiej rzezi. Nasz wódz, jak skrzydlaty jeździec, puszcza swego konia na wrogów i, jak wieża, spada na falangę nieprzyjaciela, spycha go i rozbija na wiele części. Odtąd jedna część wrogich wojsk walczących na terenie tej samej bitwy pada trupem, inna dostaje się do niewoli. Tylko nielicznym udaje się uciec, wraz z nimi uchodzi Diogenes, popędzając co sił swego konia. To było dla nas pierwszym powodem do ufności. 34. Od tego czasu zaczął się dla Diogenesa powolny upadek. Z małym oddziałem swoich zamknął się w jakimś warownym miasteczku103 i wkrótce zostałby wzięty do niewoli, gdyby nie zaszło tam inne wydarzenie. Pewien człowiek rodem z Armenii104, obdarzony głębokim rozumem i nieprzychylnie do nas nastawiony, otrzymał od Diogenesa, kiedy ten był jeszcze cesarzem, stanowisko wysokiego dowódcy; teraz chciał mu się odwdzięczyć w jego trudnym położeniu. Wziął z sobą silny oddział wojska i wyszedł mu na spotkanie. Zachęcił go do nabrania otuchy, narobił wiele obietnic i nie pozwolił zmierzyć się z naszymi wojskami. Zawiózł Diogenesa na ziemie Cylicji i żeby go osłonić przed napadem ze strony naszych wojsk, umieścił za zacisznymi dolinami Cylicji, zostawił mu straż wojskową, wyposażył w pieniądze i ponownie ubrał w szaty cesarskie. Wpierw jednak dał mu zbroję i trzymał w ukryciu. Ów straszny człowiek czekał na odpowiednią chwilę, by stoczyć bitwę z naszym wojskiem. 35. U nas ponownie rozważano nasze położenie i zastanawiano się, jak należy postąpić. Jedni byli zdania, żeby zawrzeć pokój z Diogenesem, odstępując mu jakąś część władzy, i nie robić nic ponadto, drudzy uważali, że należy dalej prowadzić wojnę i powstrzymać go od szukania okazji do jakiegoś zuchwałego czynu. 101 Amazja (Amasia) - miasto w Poncie, kraju położonym w półn.- wschod. części Azji Mn. nad Morzem Czarnym. 102 Młodszy syn cezaraKonstantyn Dukas. 103 W Tyropaion, położonym na płd.-zach. od Cezarei. 104 Armeńczyk Chatatures.Por. VII E.R. 38. W rezultacie rozpoczęto pertraktacje pokojowe. Wysłano do niego list cesarski pełen życzliwości i ludzkich uczuć. Tymczasem on, jakby znieważony słowami życzliwości, mimo że nie zrobił nic złego, sam zajął stanowisko oskarżające. Nie chciał zrzec się korony ani żądać bardzo okrojonej władzy. Okazał jeszcze więcej bezczelności w odpowiedzi niż w swych planach. 36. Pozostawiając na uboczu stronnictwo pokojowe, cesarz z konieczności powierza wojsko Andronikowi. Był to starszy syn cezara, człowiek o pięknej postaci, niezależnym umyśle, życzliwej duszy i bardzo łagodnej. Powierzywszy mu naczelne dowództwo nad armią Wschodu, wysłał go przeciw Diogenesowi. Andronik przede wszystkim natchnął wojsko jedną i tą samą myślą, każdego traktował życzliwie, ze wszystkimi postępował, jak należało, potem dopiero postawił sobie za cel podejść w ukryciu przed Diogenesem do wąwozów Cylicji, przebyć szybko wąskie przejścia górskie i kręte drogi, po czym ukazać się niespodziewanie wrogom. Tak więc szło nasze wojsko naprzód i zgodnie z otrzymanymi rozkazami przebyło owe kręte i urwiste drogi. Cesarz uważał za rzecz niedopuszczalną, żeby jego przeciwnik Dioge-nes, osaczony przez nasze wojska, zginął w walce albo dostał się do niewoli z jakimkolwiek okaleczeniem na ciele. 37. Ja często widziałem, jak cesarz ronił łzy nad tym; kosztem własnego niebezpieczeństwa osłoniłby Diogenesa od tego rodzaju cierpień. Żywił bowiem, jak mówił, uczucie przyjaźni do tego człowieka, zresztą istniały między nimi jakieś układy, których bał się naruszyć. W każdym razie powierza duchownym105, przenikniętym duchem pokoju, słowa o tej przyjaźni i wręcza im list do swego wroga, w którym robi wszelkiego rodzaju obietnice, usiłuje nakłonić jego duszę, chociażby była z diamentu, do poddania się. 38. On jednak zanim jeszcze otrzymał te słowa, dążył za wszelką cenę do wojny. Trzymał się wewnątrz twierdzy106, którą przedtem opanował z garstką swoich żołnierzy. Prawie całe wojsko powierzył Armeńczykowi Chataturesowi i wysłał go na wojnę pod dobrą, wydawałoby się, wróżbą. Armeńczyk prowadził za sobą piechotę i jazdę. Zawczasu zajął najdogodniejsze pozycje, uszeregował w falangę żołnierzy pełnych wewnętrznego zapału i bardzo sprawnych fizycznie. 39. Naprzeciw niego Andronik ustawił swą armię w szyku bojowym. Zanim jeszcze sformował się zwarty szereg i przeciwnicy zderzyli się w boju, Frank Kryspin (piszę te słowa w dniu jego śmierci), a więc tenże 105 Trzem biskupom: biskupowi Chalcedonu, biskupowi Heraklei i biskupowi Kolonei. Por. Zonaras III 704, 15. 106 Twierdza Adana - miasto w Cylicji (dzis. w płd. Turcji nad rzeką Seyhan). Kryspin, który wpierw był jawnym wrogiem Rzymian, a później zmienił swój sposób postępowania i okazał się dla nas o tyle bardziej życzliwy, o ile przedtem był nieżyczliwy, trzymał się przy Androniku i albo dodawał mu odwagi, albo sam odbierał od niego słowa zachęty do odwagi. Kiedy więc ujrzał armię wroga ustawioną w szyku bojowym, wzbudził w sobie męstwo i wezwał Andronika do zaatakowania jazdy nieprzyjaciela, a sam popuścił koniowi cugle, popędził naprzód wraz z żołnierzami ze swej świty i wpadł w środek wrogów. Kiedy spostrzegł, jak niewielki stawiają opór, z trudem wytrzymują jego atak, po czym zawracają do tyłu, rzucił się z kilkoma jeźdźcami w pościg za uciekającymi; wielu z nich zabił, a jeszcze więcej wziął do niewoli. 40. Wojska Diogenesa zostały rozbite i uległy rozproszeniu. Zwycięski Andronik powraca triumfalnie wraz z Kryspinem do namiotu, który mu wzniesiono w tym miejscu. Wówczas przybywa do dowódcy jeździec wiozący jakiegoś człowieka z obozu wroga. Człowiekiem tym był Armeńczyk Chatatures. W czasie ucieczki, jak opowiadał, spadł z konia, kiedy pędził wzdłuż rowu, i potoczył się w zarośla. Dostrzegł to jeden ze ścigających i rzucił się, by go zabić, lecz gdy zobaczył, że płacze, pozbawił go ubrania, pozostawił nagiego w zaroślach i odjechał. Z kolei ujrzał go inny żołnierz i chciał położyć trupem. Na to on: „Jeśli mnie oszczędzisz i zawieziesz do dowódcy (nazwał go po imieniu), wypełni ci prawicę darami". Kiedy Andronik zorientował się, kto mu opowiada swoją przygodę, uznał za drugie zwycięstwo to, że wziął do niewoli takiego żołnierza i dzielnego, jak przystało, dowódcę. Ubrał go, ozdobił i trzymał, nie związanego, pod strażą. 41. Diogenes stracił ufność do garstki otaczających go żołnierzy. Całą nadzieję pokładał w tym, że szybko przybędzie sprzymierzeniec perski. Podtrzymywał na duchu swe wojska i robił obietnice, które miały się wkrótce spełnić. Lecz przede wszystkim ci, których darzył największym zaufaniem i którym powierzył klucze do bram twierdzy, sprawili, że od razu dostał się do niewoli. Oni właśnie porozumieli się z naszym dowódcą, otrzymali od niego porękę, że Diogenesowi nie stanie się żadna krzywda, po czym otworzyli bramy, umożliwiając wejście naszym wojskom, a nawet przyprowadzili dowódcę do domu, w którym mieszkał Diogenes. Diogenes stał właśnie - widok straszny i wzruszający - pozbawiony jakiejkolwiek nadziei, z rękami związanymi, jak niewolnik. Do tych, którzy go pochwycili, rzekł, by robili z nim, co chcą. Przebrał się natychmiast w habit mnisi, zdjął z głowy zasłonę i prosi, by obcięto mu włosy. Obecni szybko pospieszyli, by zmienić jego dotychczasowy tryb życia. Następnie wyprowadzili go z twierdzy i stawili przed Andronikiem z taką ogromną radością, jakiej nie można sobie wyobrazić. Andronik bynajmniej nie zachował się wobec niego butnie, wyraził mu współczucie w jego położeniu, wyciągnął do niego rękę i zaprowadził do swego namiotu, zapraszając do wzięcia udziału we wspaniałej uczcie. 42. Dotąd nasze opowiadanie rozwijało się szybko i bez zakłóceń, prowadząc czytelnika - by się posłużyć słowami teologów - po gładkim królewskim trakcie. To, co się zaczyna teraz, dzieło moje boi się prowadzić dalej, wzdryga się przed opowiedzeniem o postępku, który nie powinien się wydarzyć, lecz mówiąc krótko to samo, musiał się wydarzyć. Z jednej strony nie powinien się wydarzyć ze względu na uczucia religijne, jak i z tego powodu, że należy się wystrzegać okrucieństwa, z drugiej powinien się wydarzyć przez wzgląd na aktualny stan rzeczy, jak i z powodu gwałtownej zmiany losu. Ludzie z otoczenia cesarza, zbytnio dla niego życzliwi, obawiali się, że Diogenes zacznie coś knuć i stanie się dla cesarza początkiem poważnych kłopotów. Utrzymując swój zamiar w tajemnicy, rozkazali na piśmie sprawującemu wówczas pełną władzę nad Diogenesem, żeby go pozbawił oczu107. 43. Cesarz nic absolutnie nie wiedział o tym, co się stało. I nie uprawiam tu historii pochlebczej. Bóg niech mi będzie świadkiem, że to, co piszę, jest jak najbardziej i pod każdym względem prawdziwe! Kiedy cesarz później dowiedział się o całej sprawie, wylał więcej łez niż sam nieszczęśnik nad swoim własnym cierpieniem. Potępił ten czyn i ubolewał nad nim. Zresztą nawet wówczas, gdy doniesiono cesarzowi o schwytaniu Diogenesa, nie widziano, żeby skakał z radości czy też żeby okazał swej świcie jakiś inny znak zadowolenia. Wręcz przeciwnie, gdyby nie obawiał się nagany ze strony otoczenia, długo zachowałby smutek na twarzy. Diogenesa, pozbawionego wzroku, odwieziono do monasteru, który sam kazał wznieść na wyspie o nazwie Prote. Tam żył bardzo krótko i umarł108. Władzę cesarską sprawował niespełna cztery lata. Niepodzielnym władcą Cesarstwa został Michał109. MICHAŁ VII (1071-1078) PANOWANIE MICHAŁA DUKASA 1. Chcąc przedstawić dzieje autokratora Michała Dukasa czy raczej dać zarys jego panowania, o ile pozwoli na to skrócone opowiadanie, 107 Cesarza oślepiono na bezwzględny rozkaz cezara Jana Dukasa. Michał Psellos skierował pełen obłudy list do Romana, gratulując mu utraty oczu, gdyż „Bóg pozbawił go wzroku, jako że uznał go za godnego lepszego światła". 108 Roman Diogenes umarł w lecie 1072. Panował 3 lata i prawie 8 miesięcy (l I 1068-19 VIII 1071). 109 Michał VII (24 X 1071-7 I 1078). proszę przede wszystkim mego czytelnika, żeby nie myślał, że moje słowa są większe niż charakter i czyny cesarza; wręcz przeciwnie, nie dorównują im, i to bardzo. Ja, kiedy przystępuje do pisania historii Michała, wciąż jeszcze doświadczam tego samego uczucia, jakie przeżywam wówczas, gdy na niego patrzę i go podziwiam. Nie wiem, co mam zrobić, by się pozbyć podziwu dla niego. I niech nikt nie odmawia memu dziełu wiarygodności i nie podchodzi z nieufnością do tego, co będę pisał! Piszę bowiem za życia tego cesarza i dlatego właśnie opracowuję tę historię, aby można było dowiedzieć się, jaki jest charakter tego człowieka o boskim przeznaczeniu i o naturze, która przewyższa wszystkie nam znane. 2. Jestem w kłopocie, gdyż nie wiem, jaki jego czyn mam omówić na pierwszym miejscu. Zaczynam więc od takiego rozważania: żaden z poddanych cesarza nie pozostawał przez niego nie zauważony, czy to był ktoś z najniższych warstw, czy z tych, którzy są porządni i dobrzy. Nikt nie usłyszał od niego żadnego złego słowa, nikt nie został publicznie znieważony ani odtrącony w nieszczęściu. Jeśli ktoś z takich ludzi wolał zapomnieć o całym swoim szacunku dla niego, cesarz wolał raczej być ofiara bezczelności takiego człowieka, niż napomnieć go w obecności wszystkich. A już nadmiarem z jego strony było to, że nie stawiał w stan oskarżenia i nie porażał strachem ludzi, kiedy złapał ich na gorącym uczynku, zwłaszcza tych, którzy popełnili wykroczenie wobec osób z jego ochrony, lub tych, do których miał zaufanie, a którzy jawnie godzili na niego w swej zbrodni. Wielu przyłapanych ma kradzieży czegoś ze szkatuł cesarskich puszczał wolno, nie niepokoił ich i nie wyrzucał im ich stosunku do niego. Cesarz odznaczał się doskonałą mądrością, nabył doświadczenia w sprawach państwowych w wyniku troski, jaką je otaczał, poznał tajniki finansów, wpływów podatkowych i kosztów utrzymania, ile każdy obywatel mógł pobrać ze skarbu publicznego, a ile w zamian za to musiał wpłacić do kasy publicznej. Znał drobiazgowo proces bicia monety, stan zrównoważania wagi, jej pochylenia, braki, wiedział, jak działa kamień probierczy, ile każda sztuka złota zawiera czystego kruszcu. Aby nie wymieniać każdej rzeczy w szczegółach: cesarz ogarniał wszystko do głębi, potrafił rozmawiać o każdej sprawie z ludźmi biegłymi w swojej specjalności i bił ich we wszystkim lub pozbawiał opinii, że są najlepsi w poruszanych problemach. 3. Dopiero co wyrosła mu pierwsza broda, gęsty puszek ozdobił policzki, a on, jeśli chodzi o dojrzałość umysłową, nie różnił się w niczym od osób starszych. Nie gonił za rozkoszami życia, nie oddawał się przyjemnościom żołądka, nie lubił zasiadać do uczt rozpoczynających się za dnia. Powstrzymywał się całkiem od uciech miłosnych, tak że w zasadzie nie znał ich i nie wiedział, ile tkwi w nich nieprawości. Skromność cesarza dochodziła do tego stopnia, że gdy ktoś wypuścił z ust nieprzyzwoite słowo albo nazwał miłość wprost po imieniu, od razu twarz jego pokrywał rumieniec. 4. Można by się zapytać, jakie były ulubione rozrywki, za którymi cesarz przepadał: książki ze wszystkich dziedzin wiedzy, rozmowy o charakterze uczonych dysput, sentencje lakońskie, zbiory aforyzmów, piękny język kompozycji, różnorodne formy stylu, niezwykły sposób wyrażania myśli, posługiwanie się neologizmami, poetycka struktura mowy, ale przede wszystkim umiłowanie filozofii; dzieła, które wznoszą duszę ludzką ku Bogu, księgi omawiające alegorie i ich interpretacje. Nie wiem, czy w ogóle był kiedyś cesarz, który odznaczałby się głębszą mądrością i zmierzał wprost do jądra każdego problemu. Jeśli trzeba ująć te sprawy oddzielnie, to należy powiedzieć, jakie czyny i słowa odnoszą się do cesarza, a jakie do retora, jakie znowu są dziedziną zainteresowań muzyka, tak jak wiadomo, że astrologowie zajmują się sferą niebieską, geometrzy demonstrowaniem figur geometrycznych. Sylogizm pozostawia się filozofom, a tajniki przyrody przyrodnikom. Taki jest zakres kompetencji jednego, a inny drugiego. Jeden uczony zajmuje się tym, inny tamtym. Zakres wiedzy jest zróżnicowany i pozostaje dla każdego człowieka odmienny. Natomiast cesarz ogarniał wszystkie dyscypliny. Stawał w szranki z filozofami, mógł coś powiedzieć od siebie w rozmowach z retorami o zeugmie i emfazie110, dyskutował z optykami o odległościach i odstępach promieni świetlnych, a gdy trzeba było posłużyć się alegorią, często przechodził tu swego historyka111, którego wybrał sobie spośród innych na nauczyciela i którego imię uznał publicznie za wyższe od innych. Nie zajmował się w szczegółach metrami jambicznymi, mimo to improwizował w nich wiersze, i chociaż zwykle brakło mu rytmu, potrafił wyrazić zdrową myśl. By rzec jednym słowem: stanowił on w naszych czasach zjawisko jednocześnie barwne i godne wielkiej miłości. 5. W swoim wyglądzie miał coś ze starca, z postaci był podobny do nauczyciela czy też przypominał wychowawcę. Oczy miał nieruchome. 110 Zeugma - figura retoryczna polegająca na połączeniu kilku rzeczowników z jednym czasownikiem odnoszącym się znaczeniowo tylko do jednego rzeczownika. Emfaza - figura krasomówcza, wyraża się w położeniu silnego akcentu emocjonalnego na określone zdanie, wyraz lub zgłoskę. 111 Historykiem tym jest oczywiście Psellos. Innego, bardzo krytycznego zdania o wychowaniu Michała VII przez Psellosa jest Zonaras, który utrzymuje, że było ono dobre dla przyszłego mnicha, a nie dla cesarza (III, 708, 8). Por. S. Hammer, Michał Psellos jako pedagog, Przegląd Klasyczny V (1939), z. 5-6, s. 505-534. Za spekulacje na zbożu w czasie szalejącej drożyzny, które robiono w imieniu Michała VII, zyskał on pogardliwy przydomek Parapinakes (za złotą monetę można było wówczas nabyć zamiast całego korca zboża o jeden pinakion (para pinakion) mniej (Zonaras III 712, 13). Brew nie wyrażała ani dumy, ani podejrzliwości, lecz zwisała nad oczami swobodnie i z należytą powagą. Sposób chodzenia cesarza nie był ani szybki, ani jakby bezwładny, nie był też powolny i niedbały. Chodził tak, że mógłby go pochwalić każdy muzyk podający wysokie i niskie tony. Głos jego brzmiał dźwięcznie i harmonijnie. Słów nie wymawiał jednym ciągiem, jakby szumiał rwący potok, nie brzmiały one nisko, łatwo wpadały w ucho. 6. Jest wiele słów i czynów mogących zatrwożyć duszę ludzką lub pobudzić ją do czegoś. Cesarza ani nie przestraszały w jego humorze jedne, ani nie porażały jego myśli drugie. Śmiał się nadzwyczaj przyjemnie, płakał w sposób bardzo żałosny. Najrzadziej wpadał w gniew, najczęściej miał świetne samopoczucie. Prawami nie zajmował się wiele, lecz kazał je gęsto stosować w życiu. Przy ferowaniu wyroków kierował się nie literą, lecz duchem prawa. Łatwo umiał się czerwienić, w ogóle nie potrafił zachowywać się nieprzyzwoicie. Namiętnie grał w piłkę, lecz z jeszcze większą namiętnością zajmował się sferą niebieską112. Wiedział, że bieg i zmiana rzeczy zasadzają się na rzucie kostek do gry i że jedną kostkę geometryczną Platon przydziela Ziemi113. Polowania sprawiały mu wprawdzie radość, lecz cała przyjemność łowów polegała na obserwowaniu lotu nieuchwytnych ptaków. Jeśli jakiś myśliwy ścigając zwierzynę zbliżył się do niej, by ją schwytać, cesarz zmieniał zdanie o polowaniu i odwracał wzrok od tego widowiska. 7. Nie lubił przepychu cesarskiego, nie koronami chciał wieńczyć swoją głowę, lecz widocznymi cnotami. Nie wszystko to, co mu szeptano do ucha, brał do serca; jedne słowa pozostawiał na zewnątrz, mianowicie te, które zwykle zasmucają, inne, najmilsze dla niego, zachowywał w pamięci. Wzór miał w swoim ojcu, na którego był zapatrzony, ale prześcignął go w większości wypadków, chociaż sam przyznawał, że jest od niego gorszy pod każdym względem. Coś jest jednak rzeczą najważniejszą, czego i ja nie mogę nie podziwiać: ktoś inny niż on, nawet człowiek o bardzo silnym charakterze, zastawszy Cesarstwo zatopione tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie - stan rzeczy pozostawiony mu jako punkt wyjścia przez poprzednich cesarzy - dałby się ponieść biegowi nieszczęść i ustąpiłby w obliczu wydarzeń. Co się stało? Zerwały się więzy Cesarstwa, zapadł się dach, zapadły fundamenty. Lecz stanowczość umysłu cesarza była taka i taka była jego pewność siebie, że powstrzymał upadek spraw państwowych; zresztą i dziś jesz- 112 Woryginalenieprzetłumaczalnagrasłowa„sfera"(sphaira), oznaczającego piłkę do gry i sferę niebieską. 113 Platon przypisywał Ziemi kształt sześcianu (Republika VIII). cze nie przybiliśmy do portu, nasza nawa chybocze się na pełnym morzu i nie ruszyliśmy z miejsca. 8. Taki był stosunek cesarza do wszystkich. Jeśli jednak chodzi o autora niniejszej historii, nie chce on tu z nikim współzawodniczyć ani porównywać się z kimkolwiek. Do żadnego z braci, do żadnego z mężów wysoko urodzonych, do żadnej innej osoby duchownej i świętej nie miał tyle zaufania, co do mnie. W dobrodziejstwach, którymi mnie obsypywał - wciąż czymś tam mnie obdarzał, coś mi dawał, dorzucał jeszcze więcej, dołączał jedno dobro do drugiego i nadto powiększał swe łaski - można byłoby go porównać także z innymi cesarzami. Lecz ze względu na jego wewnętrzne nastawienie, głębię serca, okazywanie radości już na sam widok mojej osoby, wypełnianie się zadowoleniem i wdzięcznością, wyniesienie mnie ponad wszystkich mędrców, którzy są znani z widzenia czy ze słyszenia, ze względu właśnie na to wszystko nikt nie może go porównać do jakiegoś innego cesarza. Niech nigdy nie ugodzi w nas pocisk zazdrości i zawiści! 9. Skracając swe opowiadanie, opuściłem wiele cech autokratora, jak jego miłość do żony114, z której zrodziło się dziecko, uczucie do obu braci, ludzi uchodzących za wspaniałych; lecz on był jeszcze wspanialszy. Aby nie wysławiać cesarzowej ze względu na jej starożytny ród, fortunę, tradycję, a górowała ona również nad całym domem panującym, sam jej charakter wystarczy za wszystko do jej pochwały, piękno oblicza nie wytrzyma żadnego porównania. Jeśli milczenie, jak mówi poeta tragiczny115, dodaje kobietom ozdoby, to ona posiadała ją w dużo większym stopniu niż jakakolwiek inna niewiasta, gdyż nie dała poznać swego języka nikomu poza mężem. Sama przez się była dużo piękniejsza niż wówczas, gdy przyozdabiała się z konieczności. 10. Jak postępował autokrator wobec swych braci? Nie sądził, że należy trzymać ich za rękę i prowadzić jakby na sznurku w każdej sytuacji. Podzielił się z nimi zajęciami cesarskimi i przyznał im, pełną swobodę w sprawowaniu władzy. Powiem też o stryju cesarza116. Cesarz wprost ślepo polegał na jego zdaniu, podziwiał jego mądre rady i zręczność we wszystkich sprawach. Sam zajmował się administracją państwową, na stryju spoczywało wszystko, co wiązało się z dowództwem wojskowym. 11. Do tego, co zostało powiedziane, dodam jeszcze i to: cesarz do-wiedział się, że mam zamiar opowiedzieć o nim w mojej historii, i rozkazał, żebym nie pisał dotąd, dopóki on sam nie nakreśli głównych cech swego charakteru. Wówczas jego sekretarz przeczytał mi to, co on napisał. 114 Żoną Michała VII była Maria z Alanii, z którą miał syna Konstantyna. 115 Sofokles, Ajas 293. 116 Stryj cesarza -JanDukas. Zanim wysłuchałem tego, co mi przeczytano, przypuszczałem, że będzie to bardzo osobiste i wielkie. Cesarz natomiast pomniejszył swoją osobę, postawił się na równi z przeciętnością. Ganił swą duszę za to, że jest twarda jak stal dla podziwiania wzniosłości pokory. I to ci wystarcza jako znak wyróżniający, cesarzu tak bardzo boski, za wszystkie inne twoje cnoty i zdolności117. KONSTANTYN, SYN CESARZA MICHAŁA DUKASA 12. Syna cesarza Michała Dukasa, Konstantyna, widywałem na rękach piastunki jako niemowlę z głową ozdobioną diademem cesarskim. Nie piszę o jego słowach i czynach, gdyż niczego jeszcze nie zdziałał ani niczego nie powiedział. Jeśli mam sądzić z wyglądu twarzy i charakteru, który ona odzwierciedla, i jeśli można powiedzieć na podstawie cech tkwiących w jego duszy, nie widziałem dotąd takiego piękna na ziemi. Twarz jego była okrągła, stanowiła idealne koło. Oczy miał niebieskie, bardzo duże i pełne spokoju. Brwi tworzyły dokładnie linię prostą. Rozdzielone od siebie u podstawy nosa, łagodnie przechodziły w łuk przy skroniach. Nos, o słabo zarysowanych nozdrzach, począwszy od swej podstawy lekko się wznosił u czubka, miał w sobie coś z dzioba jastrzębia. Na głowie złociste włosy błyszczały jak słońce. Wargi miał wąskie, spojrzenie słodkie, słodsze od anielskiego. Wyraz oczu wskazywał na duszę ani słabą, ani egzaltowaną, tylko pogodną, pobudzoną boskim impulsem do życia. 13. Mówią, że Herakles, ujrzawszy niemowlęcego Ajasa, syna Tela-mona, zawinął go w lwią skórę. Ja nieraz przyciskałem maleństwo do serca i modliłem się, żeby moje słowa przyniosły mu pożytek. Po zdobyciu Troi Nestor z Pylos powiedział Neoptolemosowi, synowi Achillesa, jak należy postępować, aby zostać dzielnym mężczyzną. Ja zaleciłbym Konstantynowi tylko to (gdy dojdzie do wieku młodzieńczego, może przeczyta moje dzieło), żeby patrzył na swego ojca jako na wzór i żeby sprawdzał się jego miarą. Tak chłopcze! Obyś mógł być podobny do swego ojca! Wówczas nie będziesz złym władcą118. Jeśli posunę się dalej w wyznaczonych mi latach, napiszę ci inne dzieło historyczne, gdy tylko dostarczysz mi tematu do pisania. Jeśli nie, wystarczy ci tych parę słów, które będą dla późniejszych historyków punktem wyjścia do prac o tobie. 117 Cesarz Michał VII odpłacił sięPsellosowi,swemu nauczycielowi i wychowawcy, czarną niewdzięcznością. Por. Przedmowa, s. XIII. 118 Reminiscencje lektury Sofoklesa (Ajas 551). ANDRONIK, BRAT CESARZA MICHAŁA DUKASA 14. Ten książę krwi, pełen uroku, jest w wieku, który następuje tuż po młodości. Garnie się do dysput i nie stroni od żadnych głębszych problemów. Krótko mówiąc, wprawia mnie w zakłopotanie w czasie naszych dyskusji o antypodach, gdy zaprzecza ich istnieniu z tego powodu, że chodziliby po ziemi zwisając głową do dołu. Rękę ma nieco grubą, zresztą był zręczny i delikatny. Dobrze rozumie się ze mną w sprawie cieni119. Jego charakter nie jest ani głęboki, ani skryty, wręcz przeciwnie, całkiem otwarty. Szlachetny w swoich zamiarach, świetnie jeździ konno, oddaje się myślistwu tak gorliwie, że nie pozwala się wyprzedzić zającowi, a nawet mknie szybciej niż żuraw. W języku jest trochę za szybki. Jeśli popełnia jakąś gaffę, robi to z dużym wdziękiem. JEGO BRAT KONSTANTYN 15. Nie miał bystrej umysłowości. Pogrążony w sobie, wyglądał tak, jak wychowawca młodzieży. Zazwyczaj był energiczny, a kiedy musiał, miał zbyt ostry język. Nie szybko ustępował partnerom w dyskusji, lecz przeciwstawiając słowa słowom, usiłował ich przekonać. Rozmowę kończył z uśmiechem i dyskretnie cieszył się z tego, co powiedział. Jeśli chodzi o rozum, był to starzec o siwych włosach. Charakter miał stanowczy, nie szybko zmieniał zdanie o tym, do czego zmierzał. Człowiek o średnio hojnej ręce, nie miał szeroko otwartej dłoni ani zaciśniętej w pięść. Zręcznie dosiadał konia, znakomicie polował, był bardzo dobry dla swej matki i swoich braci. CEZAR JAN DUKAS 16. Cóż można powiedzieć o tym człowieku, tak by słowa dorównały wspaniałym zaletom jego charakteru i wartościom duchowym? Jest on czymś tak różnorodnym i jakby najpiękniejszym podarunkiem dla świata. Łączył w sobie dwie przeciwstawne wartości. Odznaczał się ogromnym rozumem, przerastającym wszystkich ludzi, jakich znam i widuję, i jednocześnie okazywał swe niezwykle delikatne usposobienie, że porównywało się je do bezszelestnie płynącego strumyka oliwy. Co do sztuki wojennej czasów starożytnych, przesławnych Cezarów, 119 Sprawa cieni - według interpretacji E. Renauld'a (Psellos, Chrono-graphie II, s. 180, przyp. 1) chodzi tu o Antyskienów i Periskienów (por. Nonnos 7, 311, Jul. 147 ed. Migne; Posidonius apud Strab. 135), ludy zwane tak od cienia (skia), jaki dają sobą pod działaniem promieni słonecznych. śmiałych aktów odwagi i bohaterskich czynów owych Hadrianów, Traja-nów i innych członków swego rodu, doszedł tak wysoko, że dorównał im w tej wiedzy, i to bynajmniej nieprzypadkowo, nie z łaski Losu, lecz drogą żmudnego studiowania ksiąg o taktyce, strategii, obleganiu twierdz oraz wszystkich dzieł opracowanych przez Elianów i Apollodorów120. A może będąc tak znakomitym w wiedzy wojskowej, ustępował w sprawach cywilnych, sądowych i finansowych? Bynajmniej. Dążył do wszystkiego, co najlepsze, jak przysłowiowa brzytwa do osełki. Czy może szybko wpadał w gniew? Wcale nie, chyba że dla pozoru. Czy był okrutny w stosowaniu zemsty za doznane krzywdy? Nie. Pod tym względem należy go również podziwiać bardziej niż kogokolwiek. Czy będąc porywczym w mowie, pozwalał sobie rozmawiać śmiało i w pełni swobodnie najpierw z bratem, a później z bratankiem? Nigdy. Dla wielu z nas cezar może być przykładem rozwagi. Zawsze postępował w sposób umiarkowany, łącząc pracę z rozrywką; tu tylko był niepowstrzymany i nie znał właściwego umiaru. 17. Polował na różną zwierzynę. Dokładnie śledził lot ptaków i bieg dzikich zwierząt. Odbywał polowania z psami i ścigał łanię centkowatą121. Przepadał za niedźwiedziami, co mu nieraz wyrzucałem, lecz łowy stanowiły jego najbardziej ulubioną rozrywkę. Tak naprawdę to dzielił on swe życie między dwie rzeczy: książki i łowy, inaczej mówiąc, kiedy zażywał rozrywki, ją tylko miał na uwadze i o nią się troszczył, gdy był przy pracy, wszystkie zajęcia były mu bliskie i każde załatwiał w odpowiednim czasie. Z wrogami potrafił żyć w pokoju lub walczyć z nimi, umiał rozmawiać o oddziałach wojskowych, o formowaniu szyku bojowego i wyznaczaniu stanowisk bojowych, operować całą armia, ustawiać ją w zwarte jednostki, zmniejszać czworobok i nadawać mu formę klina, uformować kolumnę marszową, kierować walką pod murami miast, dowodzić jazdą w bitwie, nadać piechocie kształt szyku bojowego zależnie od okoliczności i miejsca, Zresztą po cóż mam wymieniać każdą rzecz po kolei? We wszystkim przewyższał wszystkich. LIST CESARZA DO FOKASA 18. Pisząc do Fokasa122, cesarz przypomina mu przede wszystkim jego surowe wygnanie i czas, który mu upłynął na banicji, pozbawienie go 120 Tzn. pisarzy na miarę Eliana Taktikosa z w. II n.e., autora traktatu o grecko-macedońskiej strategii wojennej pt. Teoria taktyczna, i Apollodora, architekta z Damaszku z w. II n.e. budowniczego m.in. mostów na Dunaju. 121 Por. Eurypides, Hippolit 218. 122 Fokas, ces. Nikefor III Botaneiates, wywodził swój ród od Fokasów (Attaleiates 220, 12), którzy upatrywali swoich starorzymskich protoplastów w gens Fabia. Nikefor wszczął bunt u schyłku 1077 r. i na ten czas datuje się niniej- najbliższych, jego biedę graniczącą z nędzą, brudny chiton, porwane ubrania, po czym unaocznia swój rozkaz odwołania go stamtąd, powitanie w pałacu cesarskim z wielkimi honorami, wyświadczone mu dobrodziejstwa, by tak rzec, na miarę satrapy perskiego i serdeczne przyjęcie, którego nie sposób wyrazić słowami. „Któż był tym, kto mnie przekonywał do wszystkiego, czego chciał? Z kim dzieliłem się najważniejszymi sprawami państwowymi? To, co trzymałem w ukryciu przed bratem i matką, tobie jedynie odsłoniłem. A kto teraz nadaje najwyższe stanowiska i kto je odbiera? Czyż nie przyniosły ci one tak wielkiego rozgłosu i nie wzmocniły wpływów twojej rodziny? Pomijam milczeniem wszystko, co zrobiłem przez wzgląd na ciebie twemu ojcu i bratu, twoim krewnym. Przemilczam też i to, że dla przypodobania się tobie wyniosłem cię z niskiego stanu prywatnego człowieka do wysokich godności i tych wszystkich, którzy od razu osiągnęli bogactwa, a nie zwykłe dochody, którzy wyciągnięci z dziedzicznej biedy sprawują wysokie stanowiska wojskowe i cywilne, a ja nie zwracam uwagi na ich nieuczciwości w postępowaniu tak jawnym, jak i ukrytym. Wiem dobrze, że jest ich cała masa, pomijam tego rodzaju niegodziwości milczeniem, znosząc to wszystko dla ciebie! Jedyną podporą w mych nieszczęściach zaraz po Bogu i Jego woli jesteś ty, czego się zresztą spodziewałem. Dlatego też ciebie wybrałem i wziąłem na pomocnika, byś surową ręką ujął rządy nad moimi dobrami. Ciebie jedynego wśród ludzi oceniłem jako odpowiedniego na sprzymierzeńca i współpracownika, przy twojej pomocy zamierzałem uśmierzyć zamieszki, które miały nas ogarnąć. Teraz zaś - o próżne zamiary! O, nadzieje bez żadnych podstaw! Co za wielka niewdzięczność! Kopię w ziemi, szukając skarbu, a znajduję węgiel123. Nadzieje nie są próżne tylko wówczas, gdy ich jeszcze nie zniweczyły jakieś racje! Robimy źle przede wszystkim sobie, dotykając cuchnącej rośliny124, byliśmy przekonani, że ogień gasiliśmy oliwą125. 19. Zamiast pociechy - nieszczęście, w miejsce sprzymierzeńca - wróg. Zamiast współpracownika - niszczyciel, którego pogłoski, jeśli jest w nich trochę prawdy, jawnie dopatrują się w tobie. szy list cesarza do niego. Botaneiates, obwołany cesarzem w Azji Mn. (7 I 1078), ruszył na Konstantynopol jako pretendent do tronu. Poparty przez ludność stolicy, zmusił Michała VII do abdykacji. Zdetronizowany Michał wstąpił do klasztoru Studios. Inna interpretacja listu i jego datowanie u H. Hungera i J. N. Lubarskiego. Por. Przedmowa, s. XVII i przyp. 44, oraz Lubarskij, Michał Psełł. Licznost i tworczestwo, s. 181-184. 123 Szukam skarbu, a znajdują węgiel - przysłowie greckie. 124 Cuchnąca roślina (gr. anagyros, łac. anagyris foetida) - roślina o odrażającym zapachu, który zdradza tego, kto ją dotknął. Przysłowie „Nie dotykaj ana-gyry!" odpowiada polskiemu „Nie rusz licha, niech śpi!" 1 2 5 A l u z j a d o b u n t u B a r d a s a S k l e r o s a , u ś m i e r z o n e g o p r z y p o m o c y d r u g i e g o b u n t o w n i k a B a r d a s a F o k a s a . Jak człowiek, który doznał z mej strony największych krzywd i naj-dokuczliwszych niepokojów, uzbroiłeś się, mówią, w akty zemsty prze-ciw mnie, z całym zapałem walczysz o to, żeby mnie usunąć z czcigodnej siedziby cesarskiej. Ależ nie tak! Nie! Nie, magistrze!126 Obyś nie dopuścił do siebie tej myśli! Niech zczezną twórcy tych historyjek i ci, którzy wymyślili te niedorzeczne brednie! Podli. Sieją kąkol127, z zawiści jedynie wymyślają nieprawdopodobne opisy rzeczy nie istniejących! Nie trzeba przywiązywać wagi do ich bezsensownych i absurdalnych słów, pisanych tylko po to, by zakłócić jedność naszych myśli! Chcą oni, nasi wrogowie, zniszczyć nasze zgodne działanie. Niechże wróg, cokolwiek znowu mówi, nie zatriumfuje nad nami! A ty, obyś nie przywodził sobie na pamięć wspomnienia złośliwości, znienawidzonej przez Boga i przekraczającej wszelkie wyobrażenie! Obyś nie okazał się tu niewdzięczny i niesprawiedliwy, ty, który nie masz nic do zarzucenia swoim dobroczyńcom! Nie spraw, by imię twoje było przekleństwem i żebyś stał się przykrym tematem rozmów i złym przykładem dla ludzi!" 20. W tymże liście cesarz uczynił wzmiankę o Bogu, którego Fokas wziął na świadka w czasie składania budzących grozę przysiąg, wspomniał również, że Opatrzność, która codziennie przemierza ekumenę i wciąż czujnym okiem przygląda się wszystkim sprawom ziemskim, wymierza ludziom sprawiedliwą zapłatę za minione życie na ziemi, gdyż każdemu człowiekowi zapłaci, miarka w miarkę, za jego uczynki128, ta sama Opatrzność, która chwyta w sieci chodzących po krętych drogach i dzięki której rzeczy przypadkowe, puszczone na igraszę losu, zmieniają się w swoje przeciwieństwo. „Jeśli boisz się także Sądu Bożego, jeśli oczekujesz Boga jako Sędziego twych uczynków, zastanów się nad niepewnością spraw ziemskich! Niech mądra rada kieruje twoim przedsięwzięciem! Niech dojdzie do porozumienia, zanim nadejdą podstępne czyny, i niech rozsądek wyprzedzi knowania! Każdy postępek wpierw przynosi szkodę temu, kto go zamyślił w złej wierze"129 KONIEC 126 Por. ks. V, przyp. 5. 127 Ewangelia według św. Mateusza, 13, 25. 128 Ewangelia wedlug św. Łukasza, 6, 38. 129 Tu urywasię Kronika Psellosa. Adresat listu zasiadł niebawem natronie jako Nikefor III Botaneiates (7 I 1078).