STANISŁAW KĘTRZYŃSKI POLSKA X-XI WIEKU Mieszko I O zaginionej metro- polii czasów Bolesława Chrobre- go • Kazimierz Odnowiciel 1034— —1058 • O imionach piastowskich do końca XI wieku WARSZAWA 1961 PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE Wydano z zasiiku Komitetu Obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego Opracował i postowiem opatrzyt ALEKSANDER GIEYSZTOR PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE Redaktor A. Mazurowa. Redaktor techn. W. Trehicka. Wydanie I. Naktad 5009 + 250 egz. Arft. wyd. 35. Ark. druk. Wli + 13 wkładek. Papier ilustr. kl. V 70 g 82 X 104. Oddano do składu S. VIII. 1960. Podpisano do druku l. XII. 1960. Druk ukończono w grudniu 1960. Żarn. nr 1167. W-i. Cena zl 55,—, DRUKARNIA TECHNICZNA, BYTOM, PRZEMYSŁOWA 2 MIESZKO I l. WARUNKI POLITYCZNE SŁOWIAŃSZCZYZNY MIĘDZY ŁABĄ A ODRĄ Śledząc od czasów najdawniejszych historię Europy na północ od Wału Alpejskiego nietrudno zauważyć, że prócz okresów sporadycznych ruchów i przesunięć ze wschodu na zachód, ruchów wywodzących się zwykle z głębokiej Azji Wschodniej, kiedy stamtąd wylewają się do Europy hordy ludzkie, jak Hunów, Awarów, Madziarów czy później Mongołów, mamy również do czynienia z ruchem odwrotnym, idącym od zachodu ku wschodowi, ruchem uwarunkowanym względami geograficznymi. Są w tym zjawisku prze- suwania się pewnych czynników czy pewnych grup etnicznych z zachodu na wschód momenty chwilowych zastojów, okresy, kiedy ekspansja Zachodu słabnie wobec wschodnich sąsiadów, kiedy na Zachodzie jest raczej brak elementu, który by mógł objąć w posia- danie czy nawet kolonizować obszerne wschodnie tereny, kiedy wreszcie Wschód wobec agresywnego Zachodu silniej się organizuje, by stawić opór parciu Zachodu. Ale zasadą, którą można uważać jako zja- wisko stałe i powszechne, jest, że wszystkie granice Mieszka l mniej czy więcej silnie i wyraźnie przesuwają się z zachodu na wschód, a nie na odwrót. W ciągu wieków była Łaba granicą pomiędzy światem germańskim a słowiańskim, z tym oczywiście zastrzeżeniem, że w wielu miejscach przekraczała ludność słowiańska znacznie lewy brzeg tej rzeki. Przekraczała ją i na północy, przekraczała ją w środ- kowym jej biegu, zajmując częściowo kraj nad Salą, rozlewając się częściowo na Turyngię i wschodnie, do Czech przylegające strony Bawarii. Sięgała też ludność słowiańska na południu, w Alpach po Brenner, stykając się tam nie tylko z elementem germańskim, ale i romańskim. Ta linia graniczna Łaby w wieku VII czy VIII była oczywiście terenem ustawicznych, walk między plemionami słowiańskimi a germań- skimi, czy byli nimi Sasi, Turyngowie, czy Bawarzy. Sąsiedzkie porachunki były tu na porządku dziennym. Z wyjątkiem jednak krótkotrwałego tzw. Państwa Samona w pierwszej połowie VII w. nie znamy żad- nego większego skupienia słowiańskiego dla zorgani- zowania na szerszą miarę zakrojonego oporu. Ale też i plemiona germańskie, przylegające do terenów słowiańskich, nie były również na tyle lepiej i silniej zorganizowane, by mogły myśleć o stałych zdobyczach na wschodzie. W każdym razie stan walki na odcinku pogranicza germańsko-słowiańskiego był stanem życia codziennego, załatwianiem silą porachunków codzien- nych. Potężniejszy zaś ośrodek zachodnich Franków,- państwo Merowingów, był zbyt daleko, by mógł się stale interesować żywiołem słowiańskim. Ponadto było to państwo zbyt zajęte swymi sprawami wewnętrz- nymi, dalej swym stosunkiem do Burgundów, do nie- WarunTw, polityczne 9 zwykle groźnego parcia arabskiego od strony Pół- wyspu Iberyjskiego i Pirenejów, wreszcie stosunkiem swym do państwa longobardzkiego i Włoch. Stąd nie mogło stać się na przestrzeniach między Renem a Łabą tym czynnikiem, który by zdołał podjąć na szerszą miarę zakrojoną działalność wobec Słowian zachodnich. Nawet wytworzenie się i skonsolidowanie państwa Karolingów postawiło tylko w ciasnych ramach spra- wę Wschodu słowiańskiego na porządku dziennym, Karol Wielki, uporawszy się z Sasami i. Bawarami, znalazł się co prawda już w bezpośrednim sąsiedztwie z obcymi etnicznie żywiołami, zamieszkującymi te strony Europy. Ale dla monarchii Karola Wielkiego sprawą najważniejszą było przeciwstawienie się orga- nizacji państwowo-militarnej Awarów, siedzących na równinach Panonii, których hordy niszczyły wschod- nie dzielnice państwa, docierając zarówno do połud-, niowych Niemiec, jak do północnych Włoch. Dopiero po stanowczym rozbiciu państwa Awarów w samym końcu VIII w. można było pomyśleć o zabezpieczeniu także całej długiej granicy wschodniej od strony świata słowiańskiego. Pierwszym do tego krokiem. było bezpośrednio po rozbiciu Awarów utworzenie w r. 798 arcybiskupstwa i prowincji kościelnej salz- burskiej, która miała nie tylko pełnić opiekę religijną nad bawarskimi stronami imperium Karolowego, ale również zadania misyjne, apostolskie, skierowane mię- dzy innymi na sąsiadujące z Bawarami kraje słowiań- skie jakimi były w tych stronach Czechy, a na połud- niu Słowianie alpejscy, tzw. Koruntańcy. Podobnym celom, skierowanym ku północy, na Skandynawię, ale 10 Mieszka I częściowo także na kraje słowiańskie za dolną Łabą, miała służyć o pół wieku późniejsza, metropolia bre- meńsko-hamburska. Prócz tego zadania kościelnego, zwróconego zresz- tą częściowo ku południowemu wschodowi, gdzie się krzyżowały wzajemnie interesy i wpływy cesarstwa zachodniego i wschodniego, działalność lat następnych Karola Wielkiego szła również w kierunku zabezpie- czenia granicy wzdłuż Łaby, od strony Słowian, jak i na północy, gdzie należało się liczyć z tworzącą się właśnie potęgą ludów skandynawskich, w pierwszym rzędzie z Danią. Wyprawy wojenne Karola Wielkiego, prowadzone w ostatnim dziesięcioleciu jego życia, zatem wyprawy przeciwko Czechom, na Słowian za- łabskich, gdzie miał dotrzeć daleko na Wschód (bo źródła mówią nawet o podbojach nad Wisłą), a gdzie mógł dotrzeć może do Odry i dotknąć prawie granic plemion lechickich, noszą raczej charakter wojen prewencyjnych. Zmierzały one do okazania tym zawsze nieprzyjaźnie nastrojonym sąsiadom, bliższym czy dalszym, całej siły i potęgi państwa Karolowego, by odstraszyć ich od ustawicznego wdzierania się we wschodnie ziemie niemieckie, do kraju Sasów, Turyngów czy Bawarów. Dla tego też celu buduje Karol Wielki na wschodniej granicy swego imperium wiele fortec, punktów oporu, jak Magdeburg czy Halla, aby utrudnić wdzieranie się w terytorium nie- mieckie. Z biegiem czasu będą te punkty oporu punktami wypadowymi, skoro tylko stanie się racją stanu Niemiec posunięcie granic od Łaby ku Odrze, a zatem kiedy się zjawi na porządku dziennym spra- wa podbicia tych plemion słowiańskich, które okre- ślamy ogólną, konwencjonalną nazwą Słowian po- WarMłifci polityczne 11 łabskich. Na razie siły ekspansji państwa Franków ku wschodowi były zbyt słabe, by można było myśleć o zrealizowaniu tak wielkiego programu. Wiemy zresztą, ile zużyto później na przeprowadzenie tego planu sił, krwi i czasu, wiemy, że przy całej potędze niemieckiej zabrało to dzieło bez mała trzy wieki walk i trudów. Na taki program było za czasów Karola Wielkiego za wcześnie. Za to walki pogra- niczne, wzajemne, przykre i dotkliwe sąsiedzkie na- pady nie ustawały, ale nie wyczerpywały one sił bio- logicznych żadnej ze stron. Ani ze strony niemiec- kiej nie można było nakreślić planu podboju i zaboru ziem leżących za Łabą, ani też połabscy Słowianie, rozbici na liczne, słabo zresztą zorganizowane ple- miona, nie czuli się niczym zmuszeni do stworzenia w większych rozmiarach poważniejszej i silniejszej organizacji państwowej obronnej, która by zapewniła im niezależność, a chociażby zdolność w przyszłości do skutecznego odporu na nacisk niemiecki. Ten nacisk germański na linię obronną Łaby staje się rychło po śmierci Karola Wielkiego słabszy, nie- bezpieczeństwo maleje, a z tym zmniejsza się czyn- nik grozy i przymusu, który by oddziaływał na ludy słowiańskie połabskie w kierunku stworzenia własnej, silnie zorganizowanej państwowości. Monarchia Ka- rolingów ulega podziałom, przesileniom wewnętrznym. Czynniki partykularyzmów szczepowych i plemiennych germańskich wybijają się, grożąc rozprężeniem, roz- kładem i rozpadem na czynniki składowe, nie spojone dostatecznie organicznie ze sobą. Zarówno rozbicie w czasach Karola Wielkiego państwa Awarów, jak obecnie osłabienie i upadek imperium. Karolowego, pozwalają na utworzenie w środkowej części obszaru 12 Mieszka I słowiańskiego Państwa Wielkomorawskiego, opierają- cego się wcale skutecznie i pomyślnie naporowi Za- chodu. Wzór i przykład tego państwa mógłby być ważną pobudką dla innych szczepów i plemion sło- wiańskich. Państwo to jednak rychło ginie, starte w pierwszych latach X w. najazdem nomadów, Wę- grów, groźnych przez pół wieku również i dla Nie- mieć. Równocześnie prawie ziemie dawnego państwa, Karolingów ulegają od północy niezwykle niszczyciel- skim napadom skandynawskich Normanów, wdzierają- cych się w poszukiwaniu łupów i zdobyczy korytami, rzek głęboko w kontynent. Wszystkie te czynniki, a zatem rozkład i rozpad wewnętrzny, groza madziarskich najazdów i rabun- kowe wyprawy piratów skandynawskich, podkopały siły tej części państwa Karolowego, która obejmowała plemiona wschodnioniemieckie, sąsiadujące ze Sło- wiańszczyzną połabską. W tych warunkach jakaś po- lityka o szerszych zamierzeniach, ogólnopaństwowa, skierowana ku wschodowi, wymierzona przeciw Sło- wianom, nie mogła mieć miejsca. Ale jeżeli potom- kom Karola Wielkiego i Ludwika Pobożnego brako- wało po temu i sił, i środków, to nie przeszkadzało to temu, że szczęk oręża nie ustawał po obu stronach Łaby. Z jednej strony szczepy niemieckie, saskie czy, turyngskie, napadały na słowiańskich sąsiadów, z drugiej strony czynili to samo Słowianie, wyprą- - wiając się na ziemie niemieckie po jeńców i łupy czy w odwet za jakiś na nich napad poprzedni. Z biegiem czasu zgromadziło się po jednej i po drugiej stronie tyle krwi, krzywd i łez, tyle poczucia doznanych nie- sprawiedliwości, tyle goryczy, że mowy być nie mogło" o porozumieniu się czy też o jakim takim wygładze- Warunki polityczne 13 niu stosunków. Ze strony niemieckiej była nienawiść połączona z głęboką pogardą dla słowiańskich sąsia- dów, a w miarę postępu czasu przekonanie, że ma się szczególną zasługę wobec Boga i chrześcijaństwa tępiąc i mordując obrońców pogaństwa, jak i nie do- trzymując słowa i układów barbarzyńców. Słowianie załabscy odpłacali tym samym uczuciem nienawiści i zemsty saskiemu chrześcijaństwu. Plemiona saskie są przekonane, że jedynym spo- sobem rozwiązania tych ciężkich stosunków ze sło- wiańskimi sąsiadami jest ich doszczętne wytępienie i opanowanie całej przestrzeni między Łabą i Odrą. Broniący się zaś Słowianie, spędzający całe swe ży- cie na ustawicznej walce, nie mając już możności po- głębienia w jakikolwiek bądź sposób swego życia dla zorganizowania go i dostosowania do warunków pro- wadzonej przez nich walki o byt i istnienie, przy- pisują wszystko zło swym sąsiadom, a z tym także religii przez nich wyznawanej. Wszystkie podłości były usprawiedliwione, zdrada, podstęp, niedotrzy- manie słowa i przysięgi, pogarda dla zasad ogólnie uznawanych i szanowanych, jak prawo i obowiązki gościnności, mordowanie ludzi w gościnę zaproszo- nych. Wszystko było uznawane za dobre i moralne, o ile chodziło o Słowianina-poganina, o.,,psa" słowiań- skiego, która to nazwa pogardliwa i obelżywa daje się stwierdzić źródłowo od Fredegara po wiek XI. Okres X w. jest pełen opisów najdzikszych tu po- pełnianych okrucieństw. Co dziwniejsze, że najbar- dziej z moralnością niezgodne zdarzenia i postępki nie znajdują wśród duchowieństwa niemieckiego, któ- re nam o nich donosi, ani słowa już nie potępienia, ale choćby zastrzeżenia. Raczej cieszą się one po- 14 Mieszka I chwałą, zgodą i budzą radość, jeżeli chodzi o obrzy- dłego Bogu słowiańskiego poganina. Czyż można się" dziwić, że taki stosunek, taka moralność, nie mogły pociągać do siebie słowiańskiego pogaństwa. Stąd nie- wątpliwie na fakcie dobrze zaobserwowanym opiera się opowiadanie o owym słowiańskim żebraku w Mer- seburgu, który nie chciał uwierzyć, by jemu, Sło- wianinowi, chciał -pomóc chrześcijański, to znaczy w jego oczach niemiecki święty. Siła polityki naporu, skierowanego przeciw Sło- wiańszczyźnie, zaczyna się powiększać, rośnie, przy- biera na intensywności z chwilą, gdy w r. 918 przy- chodzi w Niemczech do władzy dynastiasaska Ludol- fingów. Nie było jej dane uzyskać od razu większych. sukcesów, ale postawi ona jako rację stanu zabór ziem słowiańskich na wschód od Łaby, a częściowo program ten potrafi urzeczywistnić. Samo ukazanie się ener- gicznego władcy, jakim był Henryk I, pohamowało elementy rozpadu, który zagrażał państwu wscho- dniofrankońskiemu, niemieckiemu. Nie brakło też tej: saskiej dynastii pomyślnej koniunktury, przysłowio- wego łuta szczęścia. Bo normańskie najazdy stają się rzadkie i mniej dokuczliwe, raz dlatego, iż w tym za- sięgu, który był im dostępny na północy, tak już wszystko doszczętnie zniszczyli i złupili, że nie było tam dla nich większego zysku, a po wtóre z tej przy- czyny, iż po zajęciu przez nich we Francji Normandii wyprawy ich morskie mają w X w. na celu Anglię i powoli przygotowują zabór tej wyspy przez Swena i Kanuta. I na południowym wschodzie sytuacja strasznych najazdów węgierskich powoli się wyjaśnia, chociaż zamknie ten okres dopiero wielkie zwycięstwo nad Warunki polityczne 15 rzeką Lech w r. 955. Węgrzy w swych łupieżczych wyprawach do Niemiec, Włoch, na Bałkany, nawet do Szwajcarii, Francji i aż Hiszpanii stracili tyle krwi, tak się wyczerpali biologicznie, że należało tyl- ko czekać, kiedy sami będą zmuszeni się uspokoić, by nabrać sił nowych. Wędrówki rozbójnicze po całym świecie nauczyć ich musiały, choćby poglądowo, wie- lu rzeczy. Dużo nie znanych im urządzeń dostać się mogło do ich świadomości, pozwalając im może i łat- wiej następnie przeskoczyć pewne etapy rozwoju państwowego, społecznego i kulturalnego — od hor- dy nomadów do osiadłego życia — niż innym lu- dom, z dawna osiadłym, przykutym do gleby, kon- serwatywnym zatem i stąd powolniej nasiąkającym obcymi sobie pierwiastkami. Tak samo i łupy brane w rozmaitych stronach świata, a służące także jako towar, czy tysiące jeńców, chrześcijan, którzy zasilali na ich terytoriach żywioł chrześcijański, częściowo już istniejący, przyczyniały się do ich zbliżenia do cywilizacji europejskiej. Złamanie ich klęską r. 955 sprawiło, że można było patrzeć spokojniej na po- łudniowo-wschodnią granicę z Madziarami. Na zachodzie, za Renem, państwo zachodniofran- końskie wygasających Karolingów jest w pełnym rozkładzie i nie jest w możności niczym zagrozić państwu niemieckiemu. Słabe królestwo Burgundii czy też rozbite na części Włochy, za Alpami leżące., również groźnymi być nie mogły. Południe Włoch, leżące w orbicie Bizancjum czy islamu i Arabów, stać- się miało dopiero w przyszłości, w drugiej połowie X w. i w w. XI, terenami pewnych zainteresowań i wpływów niemieckich zdobywców Włoch i Rzymu, a następnie, jak się okazało, i czynnikiem politycz— 16 Mieszka I nym wobec królestwa niemieckiego i złączonego -z nim Cesarstwa Rzymskiego. Stąd ponieważ prze- ważna część granic niemieckich była zabezpieczona, spokojna, ponieważ najpoważniejsi wrogowie ze- wnętrzni wyczerpywali swe siły, by ponieść w końcu klęskę, ponieważ wreszcie dynastia saska wyszła szczęśliwie ze wszystkich wewnętrznych kryzysów i buntów, zatem można było całą żywą siłę narodu skierować ku wschodowi, stawiając jako racje stanu zarówno dynastii, jak i narodu, i państwa niemieckie- go, posunięcie granic na wschód na razie za Łabę, do Odry. To parcie na Wschód staje się odtąd, w różnych zresztą postaciach, stałym czynnikiem wschodniej po- lityki niemieckiej, lubo prawie w samych począt- kach już krzyżuje się ono z innym czynnikiem mu przeciwstawnym, hamującym, a mianowicie z polity- ką włoską, rzymską, imperialną. Nie tu jest miejsce dla rozważania i oceniania tego problemu, korzyści czy strat, jakie polityka cesarsko-rzymska przynosiła wobec zadania uzyskania między Łabą a Odrą, na wschodzie, na ziemiach słowiańskich, przestrzeni ży- ciowej. Wystarczy stwierdzić, że w okresie od X do XIII w. skutkiem tej polityki włoskiej cesarstwa było to, że władcy niemieccy wielokrotnie i nieraz na wie- le lat tracili z oczu zagadnienie Wschodu słowiańskie- go. Energia narodu niemieckiego nie mogła zawsze w pełni wyczerpywać się na tym tak dla siebie waż- nym odcinku, skoro była skierowana różnymi wzglę- dami i koniecznościami za Alpy, na południe, do Włoch, do Rzymu, do Neapolu i Sycylii. Była zatem ta polityka włoska także pewną ko- rzyścią dla ludów, które żyjąc na słowiańskim Wscho- Warunki politycznie 17 dzie miały być z biegiem lat i wieków ofiarami ger- mańskiej zaborczości. Taka tendencja zaborcza we wschodnim kierunku zjawi się bardzo wcześnie, jeszcze za rządów Hen- -ryka I. Głównymi jej wykonawcami, z ramienia Hen- ryka I i jego syna Ottona I, będą tu przez lat wiele książę saski Herman Billung i markgraf Gero. Znane są sposoby i środki, stosowane przez Henryka I i Ottona I dla przeprowadzenia tego dzieła. Nie wchodząc w szczegóły parcia niemieckiego na Wschód słowiański, można przypomnieć tu osadzanie zbójów i zbrodniarzy w okolicach Merseburga, któ- rym wolno było mordować i łupić ile chcą Słowian okolicznych, byle tylko nie tykali Niemców. Wolno przypomnieć wymordowanie w r. 939 przez mark- graf a Gerona trzydziestu książątek czy też wielmożów słowiańskich zaproszonych przez niego na ucztę, wbrew uświęconym obyczajem prawom gościnności 1 nietykalności gościa, czy wycięcie w pień na polu bitwy nad Rzeknicą w r. 955 z rozkazu Ottona I kil- kuset wziętych do niewoli rycerzy słowiańskich wraz z księciem obodrzyckim Stoigniewem. Jeżeli obok działania brutalnej siły, gwałtu, podstępu i zdrady za- kładał też Otto I w podbijanych przez siebie stronach Słowiańszczyzny biskupstwa, klasztory i kościoły, to • miały one raczej służyć niemieckiemu osadnikowi, czę- ; ściowo uzupełniać marchie i wojskową ochronę pogra- nicza niż prowadzić dzieło chrystianizacji, misji apo- stolskiej wśród pogan. Z całego tego okresu znamy tylko jeden wypadek wysłania przez Ottona I du- chownego mnicha Bouzona (po r. 955), który rzeczy- wiście zajmuje się gorliwie pracą apostolską wśród Słowian. Bo kler niemiecki, a przede wszystkim kler 2 Polska X — XI wieku 18 Mieszka I WaranAa polityczne 19 świecki, żonaty i obarczony obowiązkami rodzinny- f mi, niewysoko stojący pod względem wykształcenia, nie nadawał się zupełnie do pracy misyjnej. Ducho- wieństwo zaś zakonne, nie zawsze samo wyżej sto- g, jące, niełatwo rzucało swój cichy klasztor, zabezpie- 31 czający życie, zapewniający spokój i utrzymanie, dla trudnej, a tak bardzo niebezpiecznej pracy wśród po- gan. Pamiętamy pod tym względem narzekania na- wet bardzo wybitnych duchownych zakonnych nie- mieckich, choćby takiego Adalberta, mnicha klasz- toru św. Maksymina w Trewirze, późniejszego arcy- biskupa magdeburskiego, kiedy z polecenia Ottona I wybrał się na Ruś do księżnej ruskiej Olgi, który nie może wybaczyć cesarzowi, że wysłał go w celach mi- syjnych aż do ruskich pogan. Idea misji, ewangeliza- ł cji i chrystianizacji pogańskich Słowian nie leżała w sferze ambicji kościoła niemieckiego, za to po- wszechnie był uznawany podbój połączony z przele- wem krwi i wytępieniem mieczem znienawidzonych i pogardzanych Słowian, pogan. Bo miało to być Bo- gu miłe, jeżeli się wymordowało pewną ilość nieprzy- jaciół Chrystusa, był przy tym także nieraz i znaczny zysk i dochód, jeżeli się sprzedawało Żydom jeńców, zwłaszcza młodych skastrowanych chłopców słowiań- skich, do haremów arabskich w Hiszpanii. Ten proceder był wcale szeroko rozpowszechniony i widocznie zyskowny. Jest rzeczą jasną, że taki stosunek do ludności sło- wiańskiej nie tylko wywoływał u Słowian odruch oporu i niewiary w intencje niemieckie, ale utrudniał samym kościelnym czynnikom niemieckim możność skutecznego działania wśród pogan. Zanadto blisko łączyła się ze sobą działalność eksterminacyjna z re- ligią, którą Niemcy wyznawali i którą by może chcie- li ci czy inni przeszczepić na grunt słowiański pogan, •stąd Słowianie stronili jak najdalej od akcji chry- stianizacyjnej swych okrutnych ciemięzców. Było to to. samo zjawisko, które obserwujemy w stosunkach polsko-pomorskich za czasów Bolesława Krzywouste- go, kiedy po ćwierćwieczu zaciętych i okrutnych zmagań o zdobycie Pomorza nie można było myśleć o tym, by misja apostolska do Pomorzan wyszła z Pol- ski. Tu raczej niemiecki misjonarz, Otto bamberski, mógł liczyć na powodzenie niż Polak. Tak samo było na Połabiu, jeżeli chodzi o Niemców. Stosunek wzajemny sił Słowian zachodnich, połab- skich, do sił saskich przede wszystkim w ciągu X w. zmienia się na niekorzyść dla ludów między Łabą a Odrą mieszkających. Sasi mają widoczną przewagę. Mimo to jednak dziś pokonani Słowianie jutro zry- wają się do nowego buntu, powstania, zwykle rów- nież niepomyślnego, opłaconego nowymi krwawymi ofiarami. Starają się wykorzystywać momenty nie- rzadkich kryzysów wewnętrznych w obrębie pań- stwa niemieckiego. Ale ostatecznie przy braku sil- niejszej spójni wewnętrznej, przy urządzeniach pań- stwowych zwykle bardzo pierwotnych i nie wyrobio- nych, czasami graniczących z formą, którą można by określić jako republikańsko-teokratyczną, przy trud- nościach wytworzenia bardziej silnej, sprawniejszej i doskonalszej władzy naczelnej, a zwłaszcza wobec trudności zjednoczenia drobnych plemion w jedną potężniejszą całość, nie jakąś luźną federację, nie mo- gą się oprzeć naciskowi niemieckiemu. Muszą z bie- 2* 20 Młeszfeo I giem czasu ulec, by w końcu zaginąć, zostać pochło- niętymi przez żywioł silniejszy militarnie, a wyższy też niewątpliwie i kulturalnie. Połowa X w. jest tu słupem granicznym. Królowie niemieccy mogą się uważać za mniej lub bardziej realnych władców nad obszarami za Łabą, aż po Odrę. Oczywiście w praktyce są wtedy i będą przez lat pra- wie dwieście terytoria, które się z tej zależności wy- łamują, które są tylko bardzo luźnie, często tylko chwilowo, złączone z państwem niemieckim. Przez długie czasy będą tu na porządku, dziennym bunty, gwałtem tłumione siłami cesarstwa, jak chwile osła- bienia ze względów politycznych nacisku germań- skiego na plemiona słowiańskie. Ale los ich był już przesądzony. Opanowanie całego terytorium między Łabą i Odrą przez potęgę niemiecką było tylko za- gadnieniem czasu. Uratować się one nie mogły. Rola dziejowa polegała na tym, że opóźniały one pochód niemiecki na Wschód, że ofiarą swej krwi i istnienia pozwalały innym ludom słowiańskim, za nimi mieszkającym, więc na wschód od Odry, prze- być pewne stadia rozwoju, takie, na jakie same, za- jęte wyczerpującą walką o byt i istnienie, nie miały czasu. To pozwoliło ich wschodnim pobratymcom i sąsiadom na lepsze zorganizowanie się, a z tym na stworzenie takich warunków, które umożliwiały sta- wianie skuteczniejszego oporu dalszemu posuwaniu się Niemców we wschodnim kierunku. Było zaś zrzą- dzeniem zawistnego losu, że ci Słowianie, którzy mieli możność organizowania się pod osłoną swych połab- skich pobratymców, nie mogli nigdy zdobyć ich za- ufania, że Połabianie woleli nawet wspólnie z pań- stwem niemieckim zwalczać swych braci na wschód Warunki polityczne 21 od Odry, że z brakiem wszelkiego instynktu politycz- nego dawali się wyzyskiwać przez Niemców, częścio- wo nawet przez Czechów. Ale smutny obowiązek okrywania swym ciałem Słowian dalej na wschodzie siedzących spełnili. Speł- nili go przede wszystkim wobec swych najbliższych sąsiadów, siedzących na wschód od Odry, wobec ple- mion lechickich. II. ROD PIASTOWSKI Cilemne są dla nas początki tego rodu. Istnieją roz- maite, wzajemnie wykluczające się poglądy badaczy na to zagadnienie. Pierwszy kronikarz polski, tzw. Anonim-Gall, cudzoziemiec, który pisał swą kromkę w czasach Bolesława Krzywoustego, około r. 1113, przytacza trzech bezpośrednich przodków Mieszka I. Ojcem jego miał być Ziemomysł, dziadem Leszko, pradziadem zaś Ziemowit, ten zaś miał być synem Piasta, skromnego rataja książęcego, mieszkającego na podegrodziu gnieźnieńskim. Pytanie zatem, czy w początkach XII w. mogła żyć w Polsce, na dworze książęcym, w rodzinie książęcej, tradycja imion przodków tak dalekich, bo sięgająca do wieku IX, z górą zatem lat dwieście wstecz. I o wierze w tak dawną tradycję wyrażano pewne wątpliwości. Wątpli- wości tych nie podzielamy. Nie widzimy powodu, by posądzić kronikarza o zmyślenie trzech czy czterech generacji, poprzedzających pierwszego Piasta histo- rycznego, jakim jest Mieszko I. Tradycja jednego Ród piastowski 23 imienia, Ziemomysła, jest wyraziście potwierdzona w wieku XI, w r. 1047 przez księcia pomorskiego te- goż imienia, potomka Mieszka I. To pozwala nam przypuszczać, że i inne imiona poprzednich pokoleń są realne, odnoszą się do osobistości historycznych, nie są wymyślone. Nie znając wreszcie źródeł, z któ- rych czerpał nasz pierwszy kronikarz przy pisaniu początkowych rozdziałów swej kroniki, nie możemy nawet wyłączyć i tego, że takie imiona mogłyby być wtenczas nie tylko w tradycji ustnej, rodzinnej, na- dwornej, ale mogły były być także jako choćby gołe imiona gdzieś dla pamięci zapisane, zapisane więc wcześniej, może jeszcze w XI w. Sądzić wypada, że nic nie stoi na przeszkodzie, by uznać je jako realny ślad -istniejącej tradycji rodowej, która wyprowadzała dynastię Piastów jeszcze z mroków IX w. Bo jeżeli pierwszą postacią historyczną będzie dopiero Miesz- ko I, zjawiający się przed r. 965, to na trzy czy cztery pokolenia poprzednie należałoby odliczyć okrągło lat sto, co nas prowadzi już w drugą połowę IX w. Tra- dycja zatem polska czy domowa piastowska wywodzi ród ten z Polski, z Gniezna. Ale prócz sceptyków, patrzących nieufnie na rząd przodków Mieszka I, jest jeszcze pewna liczba ba- daczy, przeważnie historyków niemieckich, którzy doszukują się w Mieszku pochodzenia germańskie- go — nie niemieckiego co prawda, lecz skandynaw- skiego. Teoria ta opiera się na następujących założeniach. "Wiadomą jest rzeczą, że podbój był niejednokrotnie ważnym czynnikiem przy tworzeniu państw pierwot- nych. Tak na Bałkanach po podboju tamtejszych Sło- wian przez plemiona turskie powstało państwo buł- 24 , Mieszfco I garskie. Wiadomo także, że żywioł skandynawski, wa- reski, wywarł pewien wpływ na tworzenie się państwa ruskiego. Ten element skandynawski założył państwo normandzkie we Francji, prężność tego żywiołu do- .prowadziła po długich walkach do podboju Anglii przez Duńczyków. Z Normandii dzięki awanturniczo- ści i waleczności skandynawskiego żywiołu nastąpił zabór Anglii przez Wilhelma Zdobywcę, jak i prze- rzut do południowych Włoch, gdzie w ciągu XI w. założyli Normanie Królestwo Neapolu i Sycylii. W ciągu XI, XII, a nawet jeszcze w XIII w. znane są ich zapędy zdobywcze na brzegach południowego Bałtyku, sięgające do Pomorza, Prus i dalej na wschód. Jeżeli zatem ci skandynawscy piraci okazali tyle prężności i energii, jeżeli potworzyli tyle państw silnych i potężnych, to można by dopuścić hipotezę, że i państwo polskie zawdzięczać mogło tym dzielnym rozbójnikom morskim swe powstanie i swą pierwotną organizację. Bo wedle zdania badaczy niemieckich, zdania utrzymującego się jako aksjomat od czasów Herdera, Słowianie nie mieli żadnych talentów pań- stwowotwórczych, zatem jeżeli je okazali w budowie państwa polskiego, musieli je zawdzięczać pomocy z zewnątrz, a taką mogli otrzymać jedynie ze strony świata germańskiego, reprezentowanego w danym wypadku przez Skandynawów, Waregów. Pominąć można sprawę, że o ile Normanowie okazali rzeczy- wiście duże zdolności państwowotwórcze, to Niemcy wykazali ich brak zupełny w ciągu dziesięciu wie- ków. Teoria ta, nazwana przez znakomitego polskiego badacza Al. Brucknera “herezją normańską", nie była nowością w samej Polsce. Potrącił już o nią Ród piastowski 25 w początkach XIX w. T. Czacki, był jej zwolennikiem W. Maciejowski. Szerzej pragnął ją uzasadnić K. Szaj- nocha, po nim pośrednio co prawda, postawił teorię runiczną, związaną z pochodzeniem rycerstwa pol- skiego i herbów, Fr. Piekosiński. W najnowszych zaś czasach wystąpił z takim przypuszczeniem, nie pod- boju wprost ze Skandynawii, ale przez Waregów T. Rusi pochodzących, K. Krotoski. Ale każde takie odnowienie się “herezji normańskiej" kończyło się szybko, nigdy nie przeżyło ono swego twórcy. Czasa- mi odrzucone przez polskich badaczy argumenty sta- wały się tylko podstawą dla niemieckich teorii o skan- dynawskim, wareskim, zatem w zasadzie germańskim" początku państwa polskiego i jego dynastii. To byłoby ogólne, raczej teoretyczne, podłoże ,tezy, wysuwanej przez badaczy niemieckich. Oczywi- ście takie ogólne podłoże, dające się sprawdzić czę- ściowo na Rusi, w Anglii czy Normandii, wymagałoby bliższego i dokładniejszego uzasadnienia, o ile chodzi o Polskę. Uczynili też to badacze niemieccy, dorzu- cając tu jeszcze pewną liczbę argumentów, mających świadczyć o normańskim pochodzeniu Mieszka I i je- go państwa. Jest tych argumentów niewiele, wszystkie bardzo słabej, nie przekonywającej wartości. Pewien podróżnik arabsko-żydowski, który w latach 965 i 966 bawił w Niemczech i był na dworze Ottona I, Ibrahim-ibn- -Jakub, podaje na podstawie otrzymanych informa- cji, że władca Polski, największego, jak twierdzi, kra- ju słowiańskiego, posiada siłę zbrojną pozostającą na jego żołdzie i utrzymaniu, liczącą 3000 ludzi, a tak sprawną i dzielną, iż jeden członek takiej drużyny starczy za dziesięciu. Taka organizacja wojskowa, zda- 26 Mieszfoo I niem uczonych niemieckich, świadczy o jej ware- skim, skandynawskim pochodzeniu. Przy jej pomocy podbito szczepy i plemiona lechickie i trzymano je siłą i przemocą, aż zrosły się na tyle, by stworzyć jednolity organizm państwowy ze scentralizowaną silną władzą. Ten argument, bardzo powierzchowny, opiera się o wiadomość zasłyszaną przez podróżnika, wiadomość niewątpliwie mocno przesadzoną. Nie świadczy ona, by drużyna Mieszka I zawdzięczała swe powstanie czy organizację czynnikom skandynawsko- -wareskim. Mamy też prawo żywić dużo nieufności do samej wiadomości o siłę i wartości tej drużyny. Cyfra 3000 uzbrojonych ludzi, zdatnych w każdej chwili do boju, czyniłaby Mieszka władcą bardzo po- tężnym. Tymczasem wiemy, że Mieszko jest w tych czasach dwukrotnie pobity przez saskiego awantur- nika hrabiego Wichmana z garstką pomagających mu Słowian, że swe zwycięstwo w r. 967 nad tymże Wichmanem zawdzięczał Mieszko pomocy konnicy czeskiej pospiesznie sprowadzonej, że ciężko walczył z plemionami słowiańskimi mieszkającymi w okoli- cach dolnej Odry i że zużył lat wiele na ostateczne opanowanie Pomorza, gdy parę lat miało mu starczyć na podbicie całej Polski. Jest również rzeczą zwra- cającą uwagę, że ze strony rzekomo podbitego kraju i społeczeństwa nie spotkał się ani Mieszko, ani jego syn Bolesław Chrobry nigdy z oporem, z buntem, co musiałoby być nieuchronnym następstwem, gdyby obcy element siłą zapanował na szerokich przestrze- niach nad Odrą, Wartą i Wisłą, od Morza Bałtyckie- go po Karpaty. Stąd ani w tej tzw. drużynie Miesz- ka I, ani w tak nam ciemnej organizacji życia pań- stwowego ówczesnego, rzekomo centralistycznie urzą- Ród piastowski 27 dzonego, trudno jest dopatrzyć się jakichkolwiek śla- dów obcego podboju, jakichkolwiek w szczególności wpływów skandynawskich. Inne argumenty badaczy niemieckich tyczą się drugiego imienia, którego używał Mieszko I. Imię to jest nam znane z jedynego zabytku, który je prze- chował, ze streszczenia darowizny Polski Stolicy Apostolskiej, dokonanej około r. 990. Streszczenie to przechowało się w zbiorze kanonicznym, ułożonym w końcu XI w. przez kardynała Deusdedita i docho- wanym tylko w późniejszych odpisach. Brzmi to imię, raz tylko jeden w ogóle występujące, zależnie od odpisu bądź Dagome, bądź Dagone, co badacze niemieccy łączą z imieniem skandynawskim Dag, Dago. Ale ten przekaz jest bardzo niepewny. Tekst jego wydaje się popsuty przez późniejszych kopi- stów, a związek między Dag i Dagome trudno też uznać za niewzruszony. Dalej wysuwa się argument, że córka Mieszka I, a siostra Bolesława Chrobrego, wydana za mąż do Szwecji, a następnie do Danii, nosi w źródłach skandynawskich imię Sygrydy. Je- żeli imię Dagome zdaje się być zepsute przez później- szych kopistów, to imię Sygrydy nie świadczy bynaj- mniej o skandynawskich tradycjach Mieszka I i dy- nastii. Było bowiem w zwyczaju, że księżniczki, wy- dawane za -mąż do obcych krajów, przyjmowały imio- na zgodnie ze zwyczajami miejscowymi swej nowej ojczyzny. I ta Piastówna zmuszona była zapewne zmienić swe imię słowiańskie, polskie, na imię skan- dynawskie, tak dobrze znane w Szwecji i w Danii. Córce zaś swej dała mimo wszystko imię polskie Swiętosławy, świadczące, jak silnie żyła w niej tra- dycja jej polskiego, nie skandynawskiego pochodze- 28 Mieszko I nią. Ostatnim wreszcie argumentem zwolenników “herezji normańskiej" jest fakt, iż jak te wykazały badania polskich historyków — dwa rody, Łabędziów i Awdańców, są może pochodzenia skandynawskiego. Wiemy, że w warstwie rycerskiej polskiej tkwiły roz- maite etniczne elementy. Wiemy, że do tej warstwy weszli w ciągu wieków średnich, czy to dla kariery i poprawienia sobie warunków bytu, czy ze wzglę- dów politycznych, nieraz jako, emigranci polityczni, ludzie z rozmaitych stron świata, Niemcy, Czesi, Łu- życzanie, Węgrzy, Rusini. Toteż fakt, iż dwa możne rody miałyby swe początki w Skandynawii, byłby bardzo ciekawy, ale nie uprawnia do twierdzenia, że pierwotnie przeważna część tej warstwy społecznej przybyła do nas zza morza i że ci Skandynawowie do- konali podboju kraju. Tym mniej, by skandynaw- skiego pochodzenia byli nasi Piastowie, względnie sam Mieszko I. Nie widać u nich jakichkolwiek tra- dycji skandynawskich, podczas gdy u Rurykowiczów na Rusi roi się od imion pochodzenia wareskiego, od Ruryków, Ingwarów, Olegów i Rogwoldów, od Inge- borg, Malfryd, Olg i Rognied. Tam przetrwała ta tradycja domowa, rodzinna, wcale długo, bo silną jest jeszcze w XIII w., tak jak silnymi są stosunki rodzin- ne i polityczne Rurykowiczów ze Skandynawią. Nasze zaś stosunki z tymi stronami są nadzwyczaj słabe. Zjawiają się przelotnie, ilekroć razy tylko staje Pol- ska silniejszą nogą nad Bałtykiem, ilekroć razy opa- nuje Pomorze. Tak było za czasów Mieszka I i Bo- lesława Chrobrego, tak było w XII w. za Bolesława: Krzywoustego. Tak było w końcu XIII w., tak wresz- cie za Jagiellonów, kiedy ostatecznie Pomorze i Gdańsk wróciły do Polski. Ale są całe wieki, kiedy Ród piastowski 29 polityka polska jest od Bałtyku odcięta i Polska nie czuje potrzeby, by wiązać się •czymkolwiek z tymi “zamorskimi" krajami. Zupełną zaś fantazją uczonych niemieckich, np. A. Brackmanna, zresztą bardzo wybitnego i znako- mitego historyka niemieckiego, jest twierdzenie, że Mieszko I Wareg ze swą wareską drużyną podbił Polskę około r. 960 i w niej się usadowił. Dokonanie takiego dzieła w ciągu lat paru jest samo przez się niemożliwością, jak też spokojne, bez trudności i opo- ru, rządzenie przez Mieszka i jego potomków tym rzekomo podbitym krajem. Długie lata walk zużywa Mieszko na podbicie samego Pomorza, gdy na pod- bicie całej Polski starczyłoby mu lat kilka. Tenden- cja tych uczonych była tu przejrzysta. Chodziło o wy- kazanie, że jeżeli nie niemieckiemu, to w każdym ra- zie germańskiemu żywiołowi zawdzięczała Polska swe początki. Toteż badacze ostatniej doby, już z okresu obecnej wojny, jak np. H. Ludat, porzucili tezę “he- rezji normańskiej". Ale trzeba też zaznaczyć, że ze względów politycznych uznali już za zbędne powoły- wanie się na rzekomo germańsko-skandynawskie po- chodzenie państwa polskiego i jego pierwszej dy- nastii. Tu jeszcze należy zrobić parę uwag ogólnej na- tury. Jeżeli Ruś w pewnym stopniu zawdzięczała Wa- regom swe powstanie, jeżeli turscy Bułgarowie na- rzucili swe imię Bułgarom na Bałkanach i stworzyli tam potężne państwo, to przecież państwa: wielko- morawskie, czeskie, kroackie czy serbskie powstały i zorganizowały się bez pomocy zewnętrznej, germań- skiej czy skandynawskiej. W tym świetle nie ma też konieczności przyjmować, by państwo polskie mu- 30 Mieszka I siało z takiej czy innej podobnej pomocy korzystać. Gdyby taki podbój miał w Polsce miejsce, to jego tradycja nie wygasłaby tak łatwo i szybko, by Ano- nim-Gall w XII w. czy w końcu tegoż wieku mistrz, Wincenty o tym nie wiedzieli i jakiejś wiadomości nam nie przekazali. Toż samo można powiedzieć o kronikarzach obcych. Tak niezwykłe zdarzenie zna- lazłoby jakieś echo u obcych. Tymczasem nic o tym nie wie ani kronikarz Regino, ani jego kontynuacja, ani Widukind i jego Kronika Saska, ani Thietmar. Nie wiedzą też o tym ci kronikarze, którzy specjalnie- zajmowali się dziejami ludów słowiańskich czy skan- dynawskich, jak Adam Bremeński, Helmodl czy An- nalista Saxo. O tak wybitnym zdarzeniu, jak zabór bliskiej Niemcom Polski przez Skandynawów, za- chowałby się jakiś ślad w tych zabytkach. Brak wszel- kich wiadomości jest argumentem co prawda nega- tywnym, jednak przemawiającym silnie przeciw “he- rezji normańskiej". Nie świadczy o tym wreszcie i język, i archeolo- gia. Zapożyczenia nasze z języków skandynawskich są prawie żadne, a znaleziska pochodzenia skandy- nawskiego tak nieliczne, że i one nie świadczą o ja- kichkolwiek bliższych stosunkach Polski z Skandyna- wią. Te, które są i które znamy, dadzą się łatwo wy- tłumaczyć ruchliwością kupiecką Skandynawów. Badania niemieckie odrzucały oczywiście tradycję polską najstarszej naszej kroniki, jakoby ojcem Miesz- ka I był Ziemomysł, dziadem Leszko, a pradziadem Ziemowit. Jest rzeczą zrozumiałą, że twierdząc, iż: Mieszko był Waregiem, nie można było dawać mu przodków noszących polskie imiona. Odrzucając nor- mańskie pochodzenie dynastii a przyjmując jej poi- Ród piastowski 31 skość, zarazem wzmacniamy naszą wiarę w auten- tyczność genealogii przodków Mieszka I. - Eponimem rodu miał być bajeczny Piast. Pół wie- ku temu zwrócił uwagę znakomity uczony polski T. Wojciechowski, że imienia Piast nie było w Pol- sce, że w bogatym skarbcu staropolskich imion prze- chowanych w naszych źródłach daremnie by było go szukać. Istnieją zaś wyrażenia piastun, piastunka, piastować, pieścić, tak iż słowo “piast" oznacza raczej kogoś, kto zajmuje się piastowaniem, niżby mogło być imieniem własnym. Otóż wiadomo, że istnieli w średniowieczu na Zachodzie tacy urzędnicy, któ- rzy kierowali wychowaniem dzieci królewskich. Zna- ni są na dworze merowińskim jako “baiulus", czyli dosłownie tłumacząc “piast". Na Rusi takim dygni- tarzem dworskim był “kormilec", zatem ten, który karmi, wychowuje, piastuje potomstwo monarchy. Jeszcze w Polsce w XIII w. na dworze księcia mazo-1 wieckiego Konrada są urzędnicy noszący tytuł “pe- dagogus" lub “nutritor" tj. ten, który karmi, wy- , chowuje, piastuje dzieci książęce. Stąd przypuszcze- nie — nic więcej jak tylko przypuszczenie — czy ów, bajeczny Piast, założyciel dynastii, nie był po prostu piastem u poprzednika swego Popielą. Takie bowiera imię podają źródła jako tego władcy, który na ko- rzyść nowej dynastii został zlikwidowany cudowną mocą bożą przez myszy, które go wraz z całą ro- dziną pożarły. Jednym słowem piastun dzieci Popio- łowych siebie czy swych potomków osadził na tronie, tak jak Merowingów zdetronizowali potomkowie ma- jordomów. Czy tak się miały sprawy przejścia w Gnieźnie władzy monarszej z rąk Popielą do rąk pierwszego Piasta, Ziemowita, względnie tego nie 32 Mieszka I znanego nam z imienia “piasta", tego już nie doj- dziemy. Hipoteza o “piaście" Piaście jest pociąga- jąca, pięknie pomyślana, ale poza krąg możliwości wyjść nie potrafimy. Sama legenda, spisana w początkach XII w., nic o tym nie mówi. Twierdzi ona, że ubogi rataj książę- cy, siedzący na podegrodziu gnieźnieńskim, urządził postrzyżyny swego syna w tym samym czasie, kiedy podobną uroczystość odprawiano w grodzie książę- cym. Zdarzyło się, że dwu podróżnych szukało go- ściny. Wbrew uświęconym zwyczajem prawom go- ścinności odpędzono obcych od progów książęcych. Natomiast znaleźli oni przytułek u biednego kmiotka. Wywdzięczając się mu za gościnę rozmnożyli cu- downie napoje, piwo i przygotowane mięsiwo, po czym postrzygli mu syna Ziemowita. Następnie ksią- żę Popiel został wygnany, uciekł jak wiadomo do Kruszwicy, gdzie myszy go pożarły. Znana jest i szeroko rozpowszechniona w wiekach średnich legenda o myszach pożerających zbrodniarzy. Legenda ta doczepiła się do postaci owego Popielą dla wyjaśnienia początku nowej dynastii. Sam- Bóg zesłał karę myszy na niegodziwego władcę poprzed- niego, by wynagrodzić tronem i dostojeństwem władzy człowieka skromnego, cnotliwego, gościnnego wobec obcych, szukających pomocy, pokrzepienia ciała i da- chu nad głową. Tylko by biedny, skromnej kondycji rataj książęcy mógł sięgnąć po tron, to jest w le- gendzie bardzo nieprawdopodobne. Ale i tu jest nie- wątpliwie zużytkowany rozpowszechniony motyw wędrowny. Znamy taką, legendę bardzo zbliżoną do naszej, o św. Germanie, biskupie Auxerre, który również został odpędzony od dworca jakiegoś królika Posążek drewniany rogatego bóstwa z Ostrowa na jeziorze Lednicy, zapewne X-XI w. .Ród piastowski 33 brytyjskiego. Znalazłszy gościnę u pastucha królew- skiego ożywił zabitą dla gości sztukę bydła, następne- go zaś dnia wypędził nie uznającego praw gościn- ności króla i na jego miejscu osadził pastucha jako króla. Jest to zatem motyw legendowy wędrujący, przyczepiany tu i tam, zależnie od okoliczności, z któ- rego trudno by było wyłuskać jakiekolwiek ziarno prawdy czy prawdopodobieństwa. Jeszcze mniej wątku realnego można by wydobyć z cyklu podań i legend krakowskich, które spisane zostały w końcu XII w. czy w początkach XIII w. w kronice mistrza Wincentego, tzw. Kadłubka. Le- gendy te o Kraku założycielu Krakowa i Wandzie, smoku wawelskim, o Leszkach noszą cechy takiej sztuczności i roboty częściowo literackiej samego kronikarza, że trudno by było zużytkować je jako materiał historyczny, a częściowo nawet folklory- styczny. Jedno, co można uważać za rzecz jako tako uza- sadnioną i prawdopodobną, to że gdzieś w IX w., mo- że już w połowie tego wieku, zjawił się na horyzon- cie ród piastowski, który rozpoczął pracę zbierania i skupiania w swym ręku poszczególnych plemion i szczepów polskich, lechickich, i że proces ten trwał z górą sto lat, bo ostatecznie dokonał się już w koń- cu X w. za czasów Mieszka I. Krótko i pobieżnie dotknąć nam wypadnie strony fizycznej najdawniejszych Piastów. Uwagi te mu- szą być z konieczności raczej tylko powierzchowne, bo nie przechował się żaden grobowiec zawierający ich szczątki, tak jak nie mamy ich autentycznych po- dobizn, które by, częściowo oczywiście, mogły za- stąpić to, co mógłby nam dać zachowany kościec. Ma- 3 Poisha X — XI wieku 34 Mieszka I my co prawda zachowaną- podobiznę Mieszka II w tzw. kodeksie księżnej lotaryńskiej, Matyldy szwab- skiej, ale wolno wątpić, czy portrecik ten, zdzia- łany daleko za Renem, może mieć jakiekolwiek pre- tensje do oddania nam fizycznej strony tego mo- narchy. Stąd właśnie płynie szczupłość i powierzchow- ność naszych spostrzeżeń. Niemniej trudno uchy- lić się od obowiązku zestawienia tego, co do strony fizycznej tych postaci się odnosi, a co równocześnie się wiąże i łączy z ich działalnością władców i bu- downiczych państwa. Przede wszystkim wypada zwrócić uwagę na wiek przeciętny pierwszych Piastowiców. Bolesław Chrobry zmarł mając lat pięćdziesiąt dziewięć, nie dożył sześćdziesiątki. Jego syn Mieszko II zmarł mając lat czterdzieści cztery. Kazimierz Odnowiciel żył lat czterdzieści dwa. Bolesław Śmiały zmarł licząc lat około czterdziestu dwóch. Władysław Herman liczył zapewne pełnych lal sześćdziesiąt. Z tych Mieszko II i Bolesław Śmiały zginęli, jak się zdaje, śmiercią gwałtowną, zamordowani, i stąd ich wiek jest niski. Z innych Piastowiców zarówno parę lat starszy od Mieszka II jego brat przyrodni Bezprym, jak Otto, urodzony w r. 1000, zginęli zdaje się również śmier- cią gwałtowną, Bezprym licząc lat około czterdziestu czterech, Otto trzydziestu trzech. Dwu synów Kazi- mierza Odnowiciela zmarło młodo, mając może po dwadzieścia parę lat życia. O jednym tylko Mieszku I istnieje przypuszczenie, że zmarł w wieku naprawdę podeszłym, licząc około siedemdziesiątki, a może i więcej. Kronikarz nie- miecki Thietmar, biskup merseburski, który pisał swą kronikę w lat dwadzieścia po śmierci Mieszka, a,za- .Ród piastowski 35 tem w czasie, kiedy mógł mieć jeszcze dobre i do- kładne informacje, podaje, że był Mieszko w chwili swej śmierci “senex", starcem. Dlatego znakomity autor Genealogii Piastów O. Balzer kładzie jego uro- dzenie na czas około r. 920. Dawałoby to Mieszkowi wiek wyjątkowo wysoki, około lat siedemdziesięciu, a wiadomo, że w dynastii , piastowskiej zaledwie Mieszko Stary i Władysław Łokietek - przekroczyli siedemdziesiątkę. Musimy pamiętać, że jeżeliby Mieszko rodził się około r. 920, to w r. 965, kiedy żenił się z Dobrawą, liczyłby lat około czterdziestu pięciu, a kiedy około r. 979 żenił się z pdą, miałby pod lat sześćdziesiąt i doczekałby się z tego późnego małżeństwa jeszcze trzech synów. Ale co jest tu rze- czą najważniejszą, to to, że trzeba by przyjąć, iż w r. 965, w chwili małżeństwa z Dobrawą, czterdzie- stoparoletni Mieszko winien mieć jakieś dzieci zro- dzone z małżeństwa czy małżeństw poprzednich, i to dzieci dorosłe, tak iż obok synów zrodzonych z Do- brawy i Ody, powinni byli się zjawić ich bracia przy- rodni, i to bracia znacznie starsi od Chrobrego. A braci takich nie można by było usunąć od dzie- dziczenia dlatego, że Bolesław rodził się z księżniczki chrześcijanki (boć ojciec w chwili jego poczęcia był prawdopodobnie jeszcze nieochrzczony), gdy oni zro- dzeni byli w okresie pogaństwa. Gdyby tacy synowie Mieszka istnieli, byliby wystąpili jako pretendenci do spadku. Może też mielibyśmy o nich wiadomości jeszcze z okresu życia ojca, skoro wiemy o dwu je- go braciach, o tym, który zginął -w walkach z Wich- manem, i o Cideburze, który pobił w r. 972 markgrafa Hodona. Tymczasem nic nam nie wiadomo o jakich- kolwiek dzieciach Mieszka I z okresu przed rokiem 36 Mieszko I 965, a to budzi wątpliwości co do dokładności infor- macji Thietmara. Raczej wygląda wszystko tak, że Mieszko około r. 965, kiedy zjawia się na widowni, był jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Małżeństwo z Dobrawą byłoby jego pierwszym małżeństwem, a syn Bolesław Chrobry byłby rzeczywiście jego sy- nem pierworodnym. W takim wypadku należałoby przesunąć datę urodzin Mieszka o lat dwadzieścia czy nawet dwadzieścia parę, na okres między 940 a 945 r. Zmarłby przeto ten pierwszy historyczny Piastowie nie jako starzec trzęsący się, febricitans, lecz w sile wieku, lat mając może niecałych pięćdziesiąt. Miałby zatem pierwszy raz się żeniąc lat może coś więcej niż dwadzieścia, nie dochodziłby czterdziestki, kiedy żenił się z Odą. Dalszy stąd wniosek, że niewiele lat przed r. 965 należałoby położyć śmierć jego ojca Zie- momysła. Tak więc przeciętna życia książąt piastowskich X i XI w. nie jest długa. O ile nie przyczyniały się do skrócenia im życia zamachy, to nie bez wpływu na długość życia musiały pozostawać braki higieny, nie- dostatki ówczesnej medycyny, wyczerpywanie sił fizycznych ustawicznymi podróżami po państwie dla doglądania osobistego spraw państwowych, wojny, polowania, wreszcie nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. I wiek kobiet nie był zbyt wysoki, chociaż tu też spotykamy parokrotnie osoby, które przekroczyły czasami nawet znacznie sześćdziesiątkę (Rycheza, Do- broniega, Gertruda). Bardzo wczesne wydawanie dziewcząt za mąż, wczesne macierzyństwa, liczne po- łogi, wyczerpywały ich siły fizyczne. O Bolesławie Chrobrym wiemy, że był duży i ciężki, tak że się koń pod nim uginał, ale był silny, Ród piastowski 37 wytrzymały, łatwo znoszący trudy. Dopiero o Wła- dysławie Hermanie zachowała się wiadomość, że był w wieku późniejszym ociężały i chory na nogi, latami osłabiony i chorobą. Czy była to podagra, czy jakieś inne cierpienie, odbijające się na nogach i utrudnia- jące mu poruszanie się, nie wiemy. Wiemy tylko, że z nogami nie byli Piastowicze w porządku. Takie przezwiska między dalszymi potomkami Hermana, jak Laskonogi, Plątonogi, coś mówią, chociaż trudno by było wnioskować coś więcej. Jeżeli byli Piastowicze może niezbyt silni w no- gach, to trzeba przyznać, że głowy to nie były słabe. Przez cały okres wieku X, XI, XII po wiek XIII mamy osobistości pierwszorzędne jako inteligencja, . jako umysłowość, jako monarchowie kierujący losa- mi swego państwa i swego narodu. Mieszko I, Bo- lesław Chrobry, Mieszko II, Kazimierz Odnowiciel, Bolesław Śmiały, to przecież indywidualności, rysu- jące się wyraziście na tle dziejów tego okresu. Mogą być bardziej świetni, mogli więcej i silniej pobudzać fantazję Chrobry czy Śmiały, pierwszy swą osobą wyrastającą ponad miarę wieków, drugi zaś korzy- stający z dogodnej i szczęśliwej dla siebie koniuktury politycznej, jakiej nie miał jego imiennik Chrobry. Ale walory Mieszka II czy Kazimierza Odnowiciela raczej powiększają się i uwypuklają w świetle klęsk i trudności, które stały się ich udziałem. Nawet okrzy- czany jako władca niedołężny Władysław Herman zasługiwałby może na sąd inny i odmienny. Ze uzdolniony, energiczny i monarsze oddany palatyn Sieciech, którego sobie dobrał Herman jako swoje narzędzie, nie podobał się opozycji i Zbigniewowi, że ten ostatni razem z bratem, Bolesławem Krzy- 38 Mieszko I woustym,, paraliżował działalność księcia, palatyna i dworu, unicestwiał ich politykę, przez co obaj opóź- nili i zmarnowali wiele spraw świetnie zaczętych, to z tego nastawienia kroniki Anonima-Galla, skierowa- nego przeciw księciu i Sieciechowi, należałoby się uwolnić. Nie było to panowanie tak haniebne, jak się wielu wydaje; hańbą tylko był bunt synów prze- ciw ojcu. I jeszcze jednej sprawy należy dotknąć, choćby powierzchownie. Niejednokrotnie wyobrażamy sobie, że książęta owych czasów bywali nieraz dobrymi wodzami, dzielnymi zabijakami, wytrwałymi myśli- wymi łowiącymi grubego zwierza, którego było pełno w lasach i puszczach. Sądzimy, że prości ci ludzie za- pełniali sobie czas poza obowiązkami panującego, po- za wojną czy polowaniem, ucztami, pijaństwem, mi- łostkami wreszcie, ale że nie miały do nich dostępu cywilizacja i kultura, książka czy sztuka, a poro- zumienie się ich z obcymi, z cudzoziemcami, było w ręku tłumaczy. Takie wyobrażenie byłoby nie- wątpliwie w dużej mierze błędne. Trudno by było sobie wyobrazić, by książę w tej epoce mógł dobrze zarządzać swym obszernym państwem, nie mając choćby tylko w części pewnych wiadomości, pewnego wykształcenia, które by przygotowywało go nie tylko praktycznie, ale teoretycznie, naukowo do wykony- wania obowiązków monarszych. Prawdą jest, że w sprawach wykształcenia książąt mamy wiadomości zwykle mało. A jest też prawdą, że mamy pozytywne wiadomości o takich władcach, którzy żadnego wy- kształcenia nie otrzymali. Wiemy, że król niemiecki Henryk I nie umiał czytać. Również syn jego Otto I, wielki i znakomity monarcha, był analfabetą, a łacinę Ród piastowski 39 znał bardzo słabo. Wiemy również, że pierwszy król niemiecki z dynastii salickiej Konrad II nie umiał ani czytać, ani pisać. Ale Otto II i Otto III byli bar- dzo wysoko wykształceni. Henryk II, przeznaczony zdaje się pierwotnie na duchownego, także odznacza się wysokim poziomem. Henryk III i Henryk IV byli również bardzo starannie kształceni. Na dalszym Za- chodzie wykształcenie panujących było na ogół po- wszechne. Nie było również gorzej na Wschodzie, gdzie przykładano do niego wartość dużą, choćbyśmy mogli posądzać tu czasem te środowiska książęce o pewien snobizm, by nie być gorszymi, a raczej lep- szymi do innych. Pobudki mogą być dla nas osta- tecznie obojętne. Faktem jest częste spotykanie wśród książąt europejskiego Wschodu ludzi wykształ- conych, którzy otrzymali naukowe przygotowanie dla swego przyszłego zawodu. Wychowanie takie składało się ż trzech części, z wychowania fizycznego, językowego i naukowego. Wychowanie fizyczne było niezbędne dla młodego księcia. Książę w owych czasach bierze przeważnie osobiście udział w bitwach na czele swego rycerstwa, od chłopca zatem zaprawia się w sztuce strategii i kierowania walką, jak i w robieniu bronią. Wczesny .udział w polowaniach na grubego zwierza był też; przygotowaniem dla działalności w bitwie, dla wy-.- robienia zmysłu orientacji, jak i należytej wytrzy- małości i siły fizycznej. Anonim-Gall, opowiadając lata wczesnej młodości Bolesława Krzywoustego, nie daje nam co prawda wiadomości o kształceniu go w sztuce pisania czy czytania, za to długo i szeroko, z dużą zresztą w poszczególnych wypadkach przesa- dą, opisuje jego udział w wyprawach wojennych, jak 40 Mieszteo I w polowaniach. I ruski Monomach w swym Poucze- niu dla synów opowiada, jak łowił własnymi rękoma dzikie konie, jak nosił go na rogach rozjuszony tur, jakie miał przygody myśliwskie z łosiami czy z dra- pieżnymi zwierzętami. To przygotowanie fizyczne do zawodu księcia, rycerza i wodza zabierało lata chłopięce książątka. Bo trud fizyczny staje się w cią- gu lat męskich księcia stałym czynnikiem jego życia i rzeczą codzienną, kiedy walczy po kniejach z gru- bą a niebezpieczną zwierzyną, kiedy na czele ry- cerstwa ściera się z wrogami czy buntownikami, lub kiedy broni swego własnego życia przed zamachami. I znajomość obcych języków bywała rozpowszech- niona na dworach. Przede wszystkim uczono łaciny jako tego języka międzynarodowego, zrozumiałego powszechnie, który w owych czasach zastępował ję- zyk francuski czy dzisiaj angielski. W tym języku duchowni dworscy, kapelani, przeważnie na wschod- nich, niedawno schrystianizowanych przestrzeniach, cudzoziemcy, udzielali młodemu potomstwu książę- cemu zasad wiary i religii i tą drogą przenikała lep- sza czy gorsza jego znajomość. Matki takich książą- tek były przeważnie cudzoziemkami, zwykle posia- dały swych własnych kapelanów-spowiedników, swą własną, zaufaną, przywiezioną ze sobą służbę i w tym otoczeniu uczył się mały książę języka swej matki. Można śmiało przypuścić, że Bolesław Chrobry na- uczył się, a przynajmniej dobrze się zapoznał z bar- dzo pokrewnym językiem czeskim swej matki. Kiedy miał lat siedem i został zakładnikiem w Niemczech, zapoznał się z językiem niemieckim, którym mówiły następnie jego macocha Oda, jego żona Niemka, córka Ród piastowski 41 Rygdaga, którym mówiło dużo osób na dworze, któ- rymi mówiła jego synowa Rycheza, żona Mieszka II, i którym mówiła jego ostatnia żona Oda. Można więc przypuszczać śmiało, że Chrobry prócz polskiego ję- zyka znał o tyle, o ile łacinę, język niemiecki i cze- ski. O jego synie Mieszku II wyraża się współczesne źródło z zachwytem, że “choć w własnym i łacińskim języku możesz Boga godnie wielbić, nie dość ci tego, wolałeś dodać jeszcze język grecki". Mieszko II za- tem znał i łacinę, i grekę, nie licząc języka nie- mieckiego, który był mu niewątpliwie znany, jako język chociażby żony. I Kazimierz Odnowiciel mu- siał znać język swej matki, niemiecki, i język łaciń- ski. Synowie Beli węgierskiego, zrodzeni z siostry Odnowiciela i wychowani w Polsce, znali język pol- ski. Władysław, król następnie węgierski, wydawał się Polakom Polakiem zarówno z języka, jak i z oby- czaju. Można przypuścić, że jak Mieszko, syn Bo- lesława Śmiałego, kiedy spędzał swe chłopięce lata na Węgrzech, miał w swym otoczeniu rówieśników Po- laków, tak i synowie Beli mogli mieć jako towarzyszy małych Węgrów, którzy nauczyli się po polsku. Ale mogli się i Polacy, między nimi bracia cioteczni św. Władysława, Bolesław Śmiały i Władysław Her- man, nauczyć po węgiersku. A to tłumaczyłoby nam łatwość, z jaką obraca się Śmiały w środowisku wę- gierskim. Bo znajomość obcych języków była uzna- wana za rzecz wielce potrzebną l zaszczytną dla władcy. Świadczy o tym Pouczenie Monomacha, któ- ry synom swym zaleca pilne przykładanie się do nauki obcych języków i daje im jako przykład włas- nego ojca, który znał pięć języków! Bo “...stąd jest 42 Mieszka I cześć u obcych", jeżeli książę może się porozumie- 1 -wać z cudzoziemcami sam, bez; pomocy i. pośred- nictwa tłumacza. I naukowo bywali kształceni książęta krajów świeżo nawróconych. W Czechach wiemy o kształceniu szkolnym w naukach św. Wacława, zatem w samym początku X w. Współczesny Kazimierzowi Odnowicielowi Gotszalk, później książę obodrzycki, zo- stał oddany przez ojca do klasztoru w Luneburgu na wychowanie, które się składało z poznania łaciny i nauki czytania i pisania. Stefan węgierski i jego syn Emeryk byli ludźmi wykształconymi, byli — ie jak się mówiło w owym czasie — litterati. Podobne wiadomości mamy o jednym z następców Stefana, sy- nowcu Władysława, Kolomanie (1095—1116). Anonim- -Gall nie znajduje słów pochwały dla jego znakomi- tego wykształcenia i nauki, czym przewyższał wszyst- kich współczesnych sobie królów. Król Kanut duń- sko-angielski, wnuk Mieszka I, był również człowie- kiem wykształconym. I na dworze ruskim nie było gorzej. Raczej za wzorami wysoko wyrobionego dwo- ru bizantyńskiego było nawet lepiej niż na Zacho- dzie. W ruskich kronikach czytamy nieraz o wy- kształceniu książąt i o ich zamiłowaniu do książek. Tzw. kronika Nestora tak pisze o Jarosławie: “I lu- bił Jarosław ustawy cerkiewne, kapłanów lubił bar- dzo, a zwłaszcza zakonników, i do ksiąg się przykła- dał, i czytał je często w noc i we dnie. I zebrał mno- gich piszących, i przekładał z greckiego na słowiań- ski język i pismo, i spisali wiele ksiąg, i zdziałał, że wierni ludzie rozczytując się w nich, budują się nauką Bożego głosu". “Ten tedy Jarosław... lubił księgi, mnóstwo napisawszy złożył w cerkwi św. Zo- Ród piastowski 43 fii, którą sam założył". Tak zatem Jarosław, znając język grecki, zajmował się przekładaniem pewnych dzieł z greckiego na język słowiański. Co więcej, stworzył przy cerkwi św. Zofii, zapewne za wzorem konstantynopolitańskim, coś w rodzaju biblioteki pu- blicznej, dostępnej dla pragnących czytać, w czasie kiedy na Zachodzie ani Rzym, ani Paryż, ani Ak- wizgran takich publicznych, chętnym czytania do- stępnych bibliotek nie posiadały. Podobnie pozosta- wił po sobie owoc swej pracy pisarskiej jego wnuk Monomach w postaci pięknego pamiętnika. Praca pi- sarska, autorska panujących była wcale rozpo- wszechniona na Wschodzie między cesarzami bizan- tyńskimi. Na Zachodzie należy do największych rzad- kości przez całe wieki średnie. Jak było jednak z wykształceniem naszych pierw- szych Piastów? O Mieszku I nie mamy bliższych do- kładniejszych wiadomości, które by wskazywały, że pobierał jakieś nauki. Co się tyczy Bolesława Chrob- rego, to nie mamy informacji o latach, w których mógłby poświęcić się nauce. Można tylko powie- dzieć, że Dobrawa, jak jej siostra Mlada, była za- pewne czytająca, znająca choćby powierzchownie ła- cinę, i stąd nie byłoby niemożliwością, by pod jej "okiem nie starano się o pewne wykształcenie jej sy- na. Z lat późniejszych dowiadujemy się, że Bolesław Chrobry dla zbadania pewnych przewinień i zapo- znania się z przepisami kanonów poleca sobie przed- kładać księgi prawa kanonicznego. Nie wynika stąd jasno, czy czytał je sam i rozumiał, czy też że czytali mu i tłumaczyli je inni, tacy, którzy mogli mu słu- żyć tłumaczeniem, ale bliskie byłoby przypuszczenie, że może i sam mógł z ksiąg korzystać. W każdym ra- 44 Miesztoo I zie zwraca uwagę fakt, że Chrobry rozumie znacze- nie i wartość książki, że wie, że w książkach można rozmaitych rzeczy się dowiedzieć, że wie, iż księgi prawa kanonicznego mogą mu rozwiązać pewne wątpliwości z tego zakresu. Wydaje się być czło- wiekiem z książką obytym. Za to wiemy pozytywnie, że jego syn Mieszko II był, niewątpliwie za wolą oj- ca, wysoce wykształcony, co było znane szeroko w świecie. Jego wnuk Kazimierz Odnowiciel także przeszedł nauki, umieszczony w wieku lat dziesięciu w jakimś klasztorze. O wykształceniu Bolesława Śmiałego i Władysława Hermana nie przechowały się wiadomości. Wolno tylko przypuszczać, że wzorem ojca i dziada nie byli pod tym względem zaniedbani., Jeżeli chodzi o księżniczki, to te bywały bardzo starannie wychowane i kształcone, nieraz lepiej i głę- biej niż młodzi książęta, których broń, walka, koń i polowanie mogły często odrywać od książki i łaciny. Księżniczki, nawet jeżeli nie były przeznaczone do stanu duchownego, często spędzały młode lata do za- mążpójścia w klasztorze, jak np. Matylda, żona Hen- ryka I, którą Henryk wprost z klasztoru powiódł do ołtarza. W każdym razie księżniczki ówczesne miały przed sobą otwarte tylko dwie drogi w życiu — albo wychodziły za mąż, albo szły do klasztoru. W tym ostatnim wypadku była im niezbędna znajomość ła- ciny, czytania i pisania. Ale i w pierwszym wypadku pewne przygotowanie naukowe nie mogło być im zbędne. Niejednokrotnie wychodziły za mąż daleko, w obce strony, których języka nie znały. Wielokrotnie we własnej, najbliższej rodzinie spotykały się z cu- dzoziemcami czy cudzoziemkami, stąd była im zna- jomość łaciny tym, czym się stała później znajomość Ród piastowski 45 języka francuskiego. Ale jeżeli i ta trudność nie za- chodziła, to często się zdarzało, że panie te po owdowieniu wstępowały do zakonu, do klasztoru rodzinnej fundacji, gdzie im znajomość łaciny i pi- sma była potrzebna. Wychowanie klasztorne dawało tym kobietom polor, zamiłowanie piękna, sztuki, za- pełnienie czymś życia, które mężczyzna wypełniał wojną, polityką, polowaniem, pijaństwem nierzadko. Księżniczki, następnie księżne, zapełniały je książką nabożną, psałterzem, sztuką, chociażby stosowaną a tak rozpowszechnioną w klasztorze i na dworach, jak hafciarstwo. Zdaje się, że już Adelaida, siostra Mieszka I, była wykształcona. Wiemy, że wykształcona była Rycheza, żona Mieszka II. Córka jej Gertruda, żona Izasława kijowskiego, umiała zapewne wzorem ojca i matki czytać i pisać. Znamy psałterz, który był jej włas- nością, a wiele modlitw do tego psałterza wpisanych jest jej autorstwa. Pisane są one oczywiście po ła- cinie. Jest ona zatem pierwszą autorką polską. Do połowy XV w. przechowywano w katedrze gnieź- nieńskiej jakąś szatę kościelną przez nią haftowaną, z napisem jej kompozycji. Nie można wątpić, że i in- ne kobiety rodu piastowskiego były starannie wycho- wane i kształcone. Dodać tu trzeba dla dopełnienia obrazu, że prze- chowały się do naszych czasów dwa rękopisy, które swego czasu znajdowały się w rękach Mieszka II i Rychezy. Jednym jest Pseudo-Alkuina Ordo Roma- -nus, dziś zatracony, ofiarowany Mieszkowi przez księżnę Matyldę szwabską. Drugim znany i znakomi- ty Psałterz Trewirski z końca X w., zawierający tzw. modlitwy Gertrudy, czyli Codex Gertrudianus, prze" 46 Mieszfoo I chowany do dziś dnia w Cividale koło Udine, we Włoszech. Byłby to ślad zapewne większego księgo- zbioru, jakiejś bibliotheca palatina, stworzonej w po- czątkach XI w. a świadczącej o stopniu kultury i wy- sokim poziomie naszych pierwszych Piastów histo- rycznych. Była to rasa książąt nieprzeciętnych, wysoko stojących, która nie wyczerpała się fizycznie i umysło- ,-wo szeregiem wybitnych indywidualności XI w., a która swe cechy i zalety przekazała następnym pokoleniom. Bo przecież taki Bolesław Krzywousty, a zwłaszcza Mieszko Stary w XII w., Henryk Bro- daty w XIII w., dalej Władysław Laskonogi, Prze- myśl II, Władysław Łokietek i Kazimierz Wielki wy- rośli z tego samego pnia, wykazują zalety i talenty, jak i żywotność, i świeżość odziedziczoną po przod- kach. Działali w rozmaitych, tak różnych i dalekich warunkach od tych, w których żyli Chrobry -5 i Śmiały, i dlatego w wielu wypadkach rezultaty ich działalności musiały być inne. Przede wszystkim nie starajmy się tym postaciom podsuwać naszych dzi- siejszych uczuć, pragnień czy dążeń i robić z tego akt sądu nad nimi. Jest zawsze skrzywieniem obrazu historycznego, gdy mówi się, że nie przewidzieli te- go, co stanie się za lat sto czy dwieście. Nam łatwo się o tym dowiedzieć z podręcznika historii. Ale jak my dzisiaj nie możemy przewidzieć przyszłości, tak i oni patrzyli w przyszłość z podobną nam możliwo- ścią jasnowidzenia. Był ród piastowski w ciągu XI w. dwukrotnie bliski wymarcia. Raz, kiedy po Mieszku II został Ka- zimierz jedynym, jak się zdaje, przedstawicielem dy- nastii i drugi raz, kiedy Bolesław Krzywousty wal- Ród piastowski czył ze Zbigniewem. Zabezpieczył jednak Bolesław Krzywousty przyszłość dynastii, ale w sposób wy- soce obosieczny, zostawiając z dwu żon kilkanaścioro dzieci, w tym zaś pięciu synów żyjących w chwili zgonu ojca. Oni przedłużyli życie dynastii, w Wielko- polsce i Małopolsce do śmierci Kazimierza Wielkiego, na Mazowszu i na Śląsku do XVI i XVII wieku. Istniał przeto ten ród lat 800. Przeżył wiele dynastii, które tak długim trwaniem pochlubić się nie mogą. III. SPRAWA PRZYJĘCIA CHRZEŚCIJAŃSTWA Jest zagadnieniem rzeczywiście niezwykłym, a trud- . nym dla objaśnienia i zrozumienia, że Polska do połowy X w. to państwo, kraj, naród zupełnie jakby nie znany, przez nikogo do tej pory nie wy- mieniony. A kiedy się zjawia, występuje od razu ja- ko duże, silne państwo, i to tak, że od r. 965 płyną coraz to liczniejsze o niej wzmianki i w ten sposób do schyłku X w. mamy liczbę wiadomości o Polsce o tyle już znaczną, że pozwalającą na opisanie dzia- łalności i losów pierwszego historycznego Piasta, Mieszka I, Tworzący się w ciągu długiego czasu — stulecia, jeżeli nie więcej — organizm polityczny Polski. winien był budzić żywsze zainteresowa- nie, choćby niemieckich kronikarzy i roczni- karzy. Że Niemcy nie graniczyły przez długi czas bezpośrednio z Polską, nie może tu być wyjaś- nieniem, boć przecież trudno sobie wyobrazić, by nawet w tych odległych czasach nie było jakichś bez- pośrednich stosunków Zachodu ze słowiańskim Płyta z ornamentem plecionkowym z wykopalisk na Wawelu w Krakowie, w. XI. Przyjęcie chrześcijaństwa 49 Wschodem. Była to przecież droga handlowa wiążąca daleki Wschód z Zachodem. Wiemy też, że rozmaite państwa zachodnie interesowały się słowiańskimi lu- dami między Łabą a Dnieprem, że od czasu do czasu na dworach władców zachodnich zjawiają się nawet poselstwa rozmaitych wschodnich barbarzyńców, po- gan. Musiał też Niemców interesować fakt, że za ple- cami Słowian połabskich, w bliskim sąsiedztwie do- brze im znanych Czech, tworzy się większy organizm polityczny, taki, który prędzej czy później stanie się pozytywnie czynnikiem także polityki wschodniej ce- sarstwa. Mimo to wszystko głucho jest w źródłach niemieckich tego czasu o Polsce. Nagły przypływ wiadomości o niej od r. 965 świadczy co prawda o dużym, rosnącym zainteresowaniu świata zachodnie- go tym nowym czynnikiem politycznym, który się zjawił, ale nie tłumaczy nam zupełnie braku star- szych wiadomości. Przecież granice biskupstw nie- mieckich przypierały, prawda, że w dużej mierze teoretycznie, już od r. 949 do Odry, zatem do granic polskich, chociaż w praktyce właściwie zabór Łużyc i kraiku Słupian (Selpuli) przez markgrafa Gerona w r. 963 zbliżył dopiero do Polski całą potęgę nie- miecką i Rzymskiego Cesarstwa. Niełatwo byłoby wierzyć, że naraz dopiero w r. 963 otworzyły się oczy niemieckim politykom i wodzom, iż po prawej stro- nie Odry znajduje się duże państwo Mieszka I. Trudno też przypuścić, iż Mieszko dopiero wtedy również dostrzegł, że u jego granic, w najbliższym już sąsiedztwie, zjawiła się nowa dla Polski potęga, z którą liczyć się od tej chwili należy. Trzeba sądzić, że zarówno tak wybitny władca, jakim był Otto I, jak i jego pomocnicy najbliżsi, jak książę saski Her- 4 Polska X—XI wieku 50 Mieszko I mań Billung czy markgraf Gero oraz wielu biskupów niemieckich, których działalność była skierowana na ziemie słowiańskie, musieli się dobrze orientować w sprawach ludów słowańskich, żyjących nie tylko między Łabą i Odrą, ale i za Odrą. Przecież nie mo- gła być im obojętna sprawa, jakie stanowisko może to nad Odrą leżące państwo zajmować wobec ludów połabskich, czy można liczyć na jego neutralność wobec zaborczej polityki niemieckiej, czy może na współdziałanie, czy wreszcie na poparcie walczących z Niemcami Słowian. Tak samo musiał ich intereso- wać stosunek Polski do państwa czeskiego, które po śmierci Wacława w r. 929 stawiało przez długi czas opór królestwu niemieckiemu, zanim się ugięło pod jarzmo zależności. Nie można przeto wątpić, że polityka wschodnia niemiecka od wielu lat dziesiątków wiedziała o Pol- sce i jej władcach i nie mogła pomijać tego potężne- go czy potężniejącego w stronach za Odrą czynnika. Trudno też przypuszczać, by Polska Ziemomysła nic. nie wiedziała o wieloletnich bojach, które prowadzili Niemcy dla zdobycia i ujarzmienia ludów słowiań- skich między Łabą a Odrą. Musiała zdawać sobie sprawę z ich potęgi, jak i z następstw, jeżeliby w miejsce licznych, często skłóconych a słabych ple- mion połabskich cała moc cesarstwa oparła się o brzegi Odry, gdyby królestwo niemieckie stało się bezpośrednim sąsiadem Polaków. Mimo to nie ma- my, niestety, dowodu żywszego wzajemnego zaintere- sowania. Stąd trudno wytłumaczyć fakt, że po r. 965 z każdym niemal rokiem rośnie po stronie nie- mieckiej zainteresowanie dla Polski. Mówiąc tu o czasach Mieszka I czy też jego na- Przyjąde chrześcijaństwa 51 stępców trzeba zaznaczyć, ze obraz stosunków i wa- runków, w których żyją oni i działają, jest bardzo jednostronny i niewątpliwie tą jednostronnością skrzywiony. Mamy do tych czasów przede wszystkim źródła niemieckie, zatem współczesnego Mieszkowi I mnicha klasztoru Nowej Korbei, Widukinda, parę roczników niemieckich, wreszcie kronikę biskupa merseburskiego Thietmara, zmarłego w r. 1018. Ze źródeł polskich mamy tylko parę zapisek bardzo la- konicznych z roczników polskich, ułożonych zresztą w obecnej formie w XII i XIII w., niewątpliwie wia- rogodnych, opartych o jakieś dawne pierwotne wpi- sy. Najstarsza kronika polska tzw. Anonima-Galla, powstała w półtora wieku później, podaje nam, jak i późniejsi polscy kronikarze, wiadomości mocno już tracące legendą. Tak więc nie mamy możności spraw- dzić przekazu źródeł niemieckich polskimi. Toż samo można powiedzieć o źródłach czeskich i ruskich. Cze- ska kronika Kosmasa i ruska tzw. Nestora są i późne, niewiele lat po Anonimie-Gallu spisane, i bardzo małomówne, częściowo nawet błędne. Węgierskie źró- dła są jeszcze późniejsze i jeszcze mniej pewne. Skan- dynawskie sagi islandzkie przy wielkiej ich gadatli- wości są tak mało wiarogodne, jeżeli się weźmie pod uwagę, że romansowe ich opisy pochodzą przeważnie już z XIII w., tj. są o trzy wieki późniejsze. Stąd właśnie, z konieczności rzeczy, musimy się opierać w przeważnej mierze na wiadomościach kronik i roczników niemieckich. Ten jednostronny materiał uczyni przedstawienie dziejów tych czasów uciążliwe. Bo i z materiału tego wynikałoby, jakoby Polska Mieszka I miała przed sobą tylko jedno jedyne za- sadnicze zagadnienie, a mianowicie swój stosunek do 5?, Niemiec, do cesarstwa, gdy w rzeczy samej tak duże państwo miało niewątpliwie na długich odcinkach swych granic wiele równie ważnych problemów politycz- nych. Jeżeli stosunek Mieszka I i Polski do Słowiań- szczyzny zachodniej wiązać się mógł i musiał z poli- - tyką tego księcia wobec cesarstwa, to istniało przecież zagadnienie stosunków z ludami skandynawskimi, ze Szwecją i Danią, a nawet Norwegią, Prusami, a może z Litwą, z Jaćwingami, z Rusią, Węgrami i z Czecha- mi, ze wszystkimi zatem sąsiadami Polski, a stosunki takie mogły czasami zazębiać się o politykę wobec Niemiec czy Czech, czasami mogły iść w parze z Polską czy Niemcami. Niestety, nie potrafimy. dzi- siaj uchwycić wyraźniej tych nici, jak i nie zdo- łamy ustalić wyraźnej polityki Polski wobec jej są- siadów czy sąsiadów wobec Polski. Pierwszą wiadomością, jaką mamy o Mieszku, jest opis jego postrzyżyn i cudownego przywrócenia śle- pemu od urodzenia dziecku wzroku. Kronikarz Ano- nim-Gall, który barwnie i obszernie opisuje to legen- darne wydarzenie, dorzuca tu, jakoby objaśnienia świadków tego wydarzenia, że uszczęśliwiony tym cudem ojciec chłopca Ziemomysł, jak i obecni wi- dzieli w tym wróżbę, iż chłopiec jest przeznaczony przez los do wielkich czynów, że jak on cudownie przejrzał, tak i kraj, którym ma rządzić w przyszło- ści, cudownie się zmieni i przejrzy. Że jest to aluzja do znacznie późniejszego przejścia do chrześcijaństwa, nie może ulegać wątpliwości. W pojęciach duchow- nych chrześcijańskich poganin czy społeczeństwo po- gańskie byli ślepi. Dopiero wiara chrześcijańska przywracała im wzrok, wzrok duszy oczywiście, któ- rym mogli oglądać prawdę, oglądać Boga. Tak też Przyjęcie chrześcijaństwa 53 legenda, antycypując fakty, “ślepego poganina" już w wieku lat 7 obdarzyła wzrokiem, którym jako do- rosły człowiek miał swą prawdę poznać i miał nią ,,ślepych pogan" zrobić widzącymi chrześcijanami. Sprawa daty, kiedy mogły odbyć się postrzyżyny 7-letniego Mieszka, jest nam obojętna. Jeżeli O. Bal- zer, jak o tym była mowa wyżej, kładzie urodzenie się Mieszka na czas około r. 920, miałby ten wypadek miejsce około r. 930. Jeżeli zaś uwzględnimy powy- żej wypowiedziane zastrzeżenia, tyczące się wieku, Mieszka i przenoszące jego narodzenie na lata 940 do.." 945, to zapewne postrzyżyny miałyby miejsce dopiero- , około r. 950. Tak samo trudno coś bliższego powiedzieć, kiedy Mieszko objął władzę, tj. kiedy mógł zemrzeć jego ojciec Ziemomysł. Jeżeli rzeczywiście Mieszko w la- tach 965 i 966 wydaje się być jeszcze młodym czło- wiekiem, mającym młodszych braci, to wolno przy- puszczać, że zgon Ziemomysła nastąpić mógł wzglę- dnie późno, na lat może parę czy kilka przed pierw- szą znaną , pewną datą, jaką nam podają źródła o Mieszku; Ale i to musi pozostać przypuszczeniem,.* mało zresztą istotnym, skoro nie posiadamy w ogóle wiadomości wcześniejszych o losach czy czynach Mieszka I, skoro pierwsze daty pewne z jego życia , będą z lat 965 i 966, a tylko przypuszczalnie można by cofnąć je wstecz, może do roku 964. Koło r. 965 zjawia się na widowni Mieszko I. Niewątpliwie w tym czasie ojciec jego Ziemomysł już nie żył. Mieszko nie był jedynym synem Ziemomy- sła, miał braci, jednego, którego imienia nie znamy, a który poległ w jednej z walk z grafem Wichma- nem, zapewne w latach 964 lub 965, w każdym razie, 54 Mieszka I przed r. 967 i drugiego Cidebura, czyli Czcibora lub Scibora, który żyje w r. 972 i bierze udział w zwy- cięskiej rozprawie pod Cidini-Cedzyną (Cydzyną), a umiera w nie znanym nam czasie po tej dacie. By zostawili oni potomstwo, nie wiadomo. Posiadał także Mieszko siostrę Adelaidę. Czy były to dzieci z jednej matki, nie wiemy. Nie wiemy również, kto mógł być żoną, względnie żonami Ziemomysła. Ze taką żoną mogła być nawet chrześcijanka, nie może być wyklu- czone. Mieszko przecież dostał żonę chrześcijankę, cho- ciaż nie był ochrzczony. Włodzimierz miał w r. 981 żonę, księżniczkę grecką, chrześcijankę, chociaż przy- jął chrzest dopiero w r. 989. Wspominaliśmy już powyżej, że wedle później- szej źródeł tradycji Adelaida była wykształcona. Mo- głoby to być wskazówką, że matka jej nie była po- ganką. Czy z poprzednich generacji rodu piastow- skiego, potomstwa Leszka czy Ziemowita, jeszcze żył ktoś za czasów Mieszka, nie mamy śladów. Ani współ- czesne źródła obce, ani dużo późniejsze źródła pol- skie nie dają nam o tym wiadomości. Jest tylko jedna wskazówka, trzeba przyznać, że mało budząca zaufanie, zawarta w źródle bardzo póź- nym, belgijskim z XIV w., w kronice Jana de Preis. Kronikarz ten twierdzi, że biskup leodyjski Ewra- ker rządzący tą diecezją w latach, kiedy Mieszko I przechodził na chrześcijaństwo, był synem księcia polskiego i księżniczki saskiej. Można by mniej przy- kładąc wiary do wiadomości, że matka Ewrakera była* księżniczką saską, bo mogłaby być córką może jakiegoś tylko hrabiego. Ale wiadomość, że ojcem biskupa jest książę polski, jest wysoce zastanawiająca. Gdyby tak było, byłby może ten Ewraker synem Leszka, czyli Przyjęcie chrześcijaństwa 55 stryjem Mieszka I, bo musiałby być jako biskup w tym czasie już starszym człowiekiem. Niestety, trudno jest czymkolwiek sprawdzić tę późną wiado- mość. Nie można jej bezwzględnie odrzucać jako nie- możliwą i nieprawdopodobną, ale też trudno by było przyjąć ją, bo zbyt jest późna, by jej ufać było można. Raczej traktować ją należy z dużym scepty- cyzmem. A gdyby udało się przy bliższym zbadaniu tego belgijskiego przekazu wykazać, że jest coś prawdy w wiadomości o Ewrakerze i jego piastowskim czy choćby polskim pochodzeniu, rzuciłoby to snop świa- tła na nasze ciemne dzieje początkowe pierwszej po- łowy X w. Może kiedyś da się to zagadnienie wy- jaśnić. W obecnym stanie wolno tylko zaznaczyć istnienie takiej legendy, której sprawdzenie czy choćby największymi zastrzeżeniami opatrzona moż- liwość są nam niedostępne. Możemy ją tylko tu za- pisać bez przykładania do niej jakiejkolwiek wagi. Pierwszą datą, którą się zwykle wymienia, gdy mowa o Mieszku, zatem też pierwszą datą z dziejów Polski, jest r. 963. Trzeba jednak zaznaczyć, że data ta jest tylko kombinacją badaczy i to prawdopodob- nie błędną. Różnica, błąd nie będą duże, może rok lub dwa, ale zapewne należy r. 963 wykreślić z obli- czeń historycznych. Opowiada nam bowiem Widu- kind w swej historii saskiej, że w r. 963 markgraf Gero swego krewniaka hrabiego Wichmana, buntow- nika i mocno skompromitowanego wobec cesarza , i księcia saskiego Hermana, odesłał do barbarzyńców, Słowian. Ten zatem Wichman, do spółki razem z owymi Słowianami, a było to lutyckie plemię Re- darów, rozmaitych “dalej siedzących barbarzyńców • 56 .Mieszko I częstymi wyprawami wojennymi trapił". Między in- nymi “Mieszkę króla,- w którego władzy byli Słowia- nie, którzy nazywają się Licykawiki (Licikaviki), dwu- , krotnie zwyciężył, brata tegoż Mieszka zabił, wielką zdobycz od niego wydusił". Z tekstu tego nie wy". nika zupełnie, by w roku, w którym Wichman został przez Gerona odesłany do Redarów, miała miejsce — i to dwukrotna — wyprawa Wichmana na Mieszka i dwukrotna jego klęska. Również nie jest wiadome, czy śmierć tego brata Mieszkowego zaszła podczas pierwszej czy drugiej wyprawy Wichmana. Powodem zamieszania jest tu przekaz o pół wieku późniejszego Thietmara, który korzystał z kroniki Widukinda i — streszczając swe źródło niestarannie — połączył wia- domość Widukinda o Mieszku z wiadomością, którą podał ten sam kronikarz o zaborze w r. 963 przez Gerona Łużyc i kraju Słupian (Selpuli). Na tej pod- stawie powstało przypuszczenie, że wyprawa Wich- mana na Mieszka była współczesną wyprawie Gero- na, tj. przypadała na połowę r. 963, i że była to zrę- czna gra markgrafa, który pobiwszy Łużyczan i sta- nąwszy na granicach Polski zmusił pobitego przez Wichmana Mieszka do przyjęcia zwierzchnictwa nie-< mieckiego, uznania się trybutariuszem cesarskim. Jak widzimy, samo źródło tej wiadomości nic o tym nie wie. Raczej wynika z Widukinda, że dwukrotne wy-, prawy Wichmana na Polskę musiały mieć miejsce. i później, i w pewnych odstępach czasu, skoro to były wyprawy w serii wypraw przeciwko rozmaitym ,,barbarzyńcom". Tak zapewne te dwie wyprawy na Mieszka będą one i nieco późniejsze, i zapewne roz- łożą się na dwie ; po sobie następujące ekspedycje wojenne, może więc na lata 964 i 965 dałyby się po- Pfsy jecie chrze6ct}anstwa 57 łożyć. Żeby zaś Gero mógł wyzyskać taką koniunktu- rę, gdybyśmy chcieli utrzymać datę r. 963, to i to wydaje się wysoce nieprawdopodobne: podczas wy- prawy na Łużyce markgraf Gero sam odniósł ciężką ranę, która zapewne nie pozwoliłaby mu dokonać de- monstracji zbrojnej przeciwko Mieszkowi, siedzącemu za Odrą, tak trudną do przebycia. Także niełatwo przypuścić, by w tych warunkach drogą nacisku dy- plomatycznego mógł Gero uzyskać poddanie się Mieszka. Ciężko ranny Gero wraca do siebie, a po wyleczeniu się z rany jesienią tego roku udaje się do Rzymu z pobożną pielgrzymką. Rychło po powrocie w r. 965 umiera. Tak, zdaje się, ani Gero, ani dwu- krotne zwycięstwo Wichmana nad “królem Licikavi- ków" Mieszkiem nie były w bezpośrednim związku z przyjęciem, przez tegoż zwierzchnictwa niemieckiego. Jeżeli lata 963 i 964 nie mogą być uznane bez za- strzeżeń za pierwsze znane nam daty z - dziejów Mieszka I i Polski, to pewne są lata 965 i 966. Jest to czas, w którym bawił w Niemczech; po długoletnim pobycie we Włoszech cesarz Otto I i wówczas musiał być zadzierzgnięty stosunek zależności trybutarnej pomiędzy Mieszkiem a cesarstwem. W tych latach także zaszły dwa zdarzenia pierwszorzędnej wagi, które zapisały polskie źródła, roczniki, krótkimi sło- wy; pod r. 965: “Dubrowka venit ad Miskonem", Do" brawa przybyła do Mieszka, a pod r. 966: “Mysko dux baptizatur", książę Mieszko się ochrzcił. Dwie te daty oznaczają największy przewrót, jaki się dokonał w dziejach Polski. Polska, nawiązując swe stosunki z cesarstwem, zjawia się z tą chwilą jako od początku ważny i poważny czynnik polityczny w Europie, 58 Mieszko I a przez przyjęcie chrześcijaństwa staje się Mieszko I i dynastia piastowska twórcami procesu, którego skutki i następstwa żyją po dziś dzień, lat zatem bez .mała tysiąc. Przyjdzie przeto splot wypadków przypadających na te lata przełomu rozpatrzyć dokładniej. 2eby sprawy te wyrozumieć, trzeba sięgnąć głębiej, w wie- lu wypadkach poruszyć zagadnienia pozornie mające mało związku ze sprawą małżeństwa z Dobrawą i ochrzczeniem się Mieszka. Musimy pamiętać, że przy ocenianiu przez nas wysiłków i rezultatów pracy, działalności, jak i ten- dencji politycznych naszych pierwszych Piastów X i i XI w., zbyt mało bierze się pod uwagę, jak to względnie duże państwo mogło być ze sobą we- wnętrznie spojone, skoro zostało ono nie tak dawno stworzone z odrębnych jednostek plemiennych czy " szczepowych. Nie jest nam prawie znany poprzedni - okres, przedmieszkowy, kiedy to pierwsi Piastowie — zapewne w krwawych zapasach — łączyli ze sobą po- szczególne. plemiona i szczepy lechickie. O sposobach wiązania ich między sobą nie wiemy nic. Wolno tu wywieść, raczej na postawie rozumowej, że okres ten nie znał innych sposobów wiązania ze sobą takich części czy cząstek, jak siłę i gwałt. Krew była ce- mentem w budowie. Nie istniały wówczas -jeszcze ani urządzenia administracyjne, ani prawne, które by . przyspieszały proces asymilowania się i łączenia orga- ; nicznego zmuszonych do współżycia części składo- wych. Tak ostatecznie sprawa zjednoczenia musiała być pozostawiona czasowi, który miał dopiero powoli wytworzyć bliższe związki, poczucie pewnych wspól- nych interesów, wspólnych korzyści. Bo nawet wspól- Przyjęcie chrześcijaństwo. 59 na mowa, obyczaj mało i słabo łączą ludzi i ludy tych czasów, a poczucie wspólności narodowej kształtuje się bardzo wolno i zjawia się dopiero na pewnym po- ziomie kultury, zwykle po wiekach współżycia. Pro- ces ten musiał być długi, wolno działający, hamowa- ny choćby ustawicznymi podziałami, wyznaczaniem dzielnic apanażowych, nietrwałością państw średnio- wiecznych. Ta słabość wewnętrzna, organiczna, tłu- maczy nam tak rzucające się w oczy okresy wytężo- nej działalności i następujące po nich okresy zastoju i osłabienia. A zbyt często, zapominając o tych wa- runkach bytowania zresztą przeważnej części państw europejskich wcześniejszego średniowiecza, oceniamy wyniki tych czasów ze stanowiska nie zawsze realne- go, gdy przypisujemy jednym władcom wielkie plany i zamiary, których mieć nie mogli, a innym zagubie- nie takich chrobrych idei i zatracenie gnuśne rzeko- mego obowiązku dziejowego, historycznego posłan- nictwa. Niestety, większa część takich wielkich idei i dziejowych posłannictw, które urzeczywistnione zmie- niłyby bieg koła historii, należy do pomysłów nowo- czesnych historyków, w których odbija się duch i atmosfera życia bieżącego, ideologia chwili, marze- nia czy pozytywne dążenia pewnych środowisk, prze- rzucone samowolnie w daleką przeszłość. Jeżeli takie były braki organiczne państwa śred- niowiecznego, w danym wypadku państwa piastow- skiego, to istniała jedna spójnia, którą można było takiemu organizmowi narzucić, a tym była religia, i to religia chrześcijańska, z całym jej aparatem ad- ministracyjnym, kościelnym, wyrobionym od wie- ków. Ten czynnik porządkujący życie był zatem czynnikiem nie tylko religijnym, moralnym, ale 60 Mieszka I i czynnikiem cywilizacyjnym, kulturalnym, stapiają- cym w jedną całość te pierwiastki pierwotnej kultury narodowej, które wykształciły u siebie poszczególne narody, z tą cywilizacją, której piastunem był kościół oparty o tradycję czy to grecką, bizantyńską, czy ła- cińską, rzymską. W niemałym też stopniu okazywało się chrześcijaństwo i jego ustrój ważnym również czynnikiem politycznym. Sprawa przyjęcia chrześcijaństwa przez Mieszka I rozpatrywana jest zwykle pod ciasnym kątem widze- nia małżeństwa księcia polskiego z Dobrawą i stosun- ków Polski z Czechami i Niemcami. Wczesne, bo tylko o lat pięćdziesiąt późniejsze, już anegdotyczno-legendowe opowiadania Thietmara i o półtora wieku późniejszego Anonima-Galla, zaciemniają nam raczej obraz tego wydarzenia, przenosząc go na płaszczyznę spraw wyłącznie religijnych, kiedy to Mieszko pod Wpływem pobożnej małżonki przyjął nie tylko chrzest, ale i zmusił cały pogański naród do wyrze-; czenia się pogaństwa i przyjęcia wiary chrześcijań- skiej. Już dawniej (Wł. Abraham w pracy; o Organi-- • -zacji kościoła w Polsce do połowy XII wieku) zwró- cono, ogólnikowo co prawda, uwagę, że warunki przejścia w owym czasie Polski na wiarę chrzecijań- ską musiały być wyjątkowo korzystne i że nie mogło się to stać wyłącznie dlatego, że taką była wola mo- narchy. Inicjatywa księcia i zgoda narodu musiały posiadać jako swe tło warunki pozwalające chrześci- jaństwu zakorzenić się w Polsce. Jest rzeczą zastanowienia godną, że chrześcijań- stwo w Polsce przyjmuje się nie znajdując wyraźne- go oporu. Wiemy z licznych przykładów, że jeżeli władca jakiś jest zmuszony przyjąć chrzest warun- Przyjęcż.e chrześcijaństwa 61 karni, politycznymi, np. poniesioną klęską na polu bitwy, a w społeczeństwie brak jest zrozumienia dla takiej zmiany, to albo sarn monarcha po krótkim cza- sie porzuca przyjętą wiarę, albo też bywa wypędzany z kraju przez własne, przywiązane do wiary ojców, . społeczeństwo. Niczego podobnego nie widzimy w Polsce. Pisze co prawda o pierwszym polskim bis- kupie Jordanie Thietmar, że “...multum cum eis su- davit", że bardzo się napocił, ale jest to ogólny, ba- nalny frazes. Każdy biskup “bardzo się poci", by grzeszne swe owieczki wprowadzić do winnicy pań- skiej. Ale w Polsce nie słychać nic o oporze przeciw chrześcijaństwu. Nie zrywa się pogaństwo do walki o swe istnienie w chwili, kiedy Mieszko chrzest przy- jął, ani wtedy, kiedy po śmierci Ottona I oswobadza się ten książę na wiele lat z zależności od Niemiec. Nie słychać nic o elemencie pogańskim wtedy, kiedy w najbliższym Polsce sąsiedztwie wybucha wielkie powstanie pogańskie w r. 983, skierowane przeciwko Niemcom i chrześcijaństwu. Przeciwnie, Mieszko I i Bolesław Chrobry nie wahają się zwalczać osobiście i skutecznie tego ruchu i to w łączności z cesarstwem. Nie wybucha siła pogaństwa w Polsce, kiedy w pierw- szych latach po śmierci Mieszka I Bolesław walczy z macochą i przyrodnimi braćmi o jedność państwa. , Nie korzysta ono z wielkich i wyczerpujących siły wojen Chrobrego, kiedy pogańscy Lutycy walczą po stronie Henryka II. Nie ma śladu, by za Mieszka II element pogański skorzystał z przykładu ruchu anty- chrześcijańskiego u zachodnich Słowian, by wykorzy- stał walki tego króla z braćmi, klęski jego polityczne czy wojenne. Przeciwnie, wszystko, co wiemy o tych czasach, przedstawia nam Polskę jako kraj chrze- 62 Mieszka I ścijański. Skierowywanie misji Wojciecha czy Bruno- na do Prus, nie na działanie wewnętrzne, świadczyło- by również o tym. Pisma Brunona nie zdają się też świadczyć o istnieniu jakiegoś silniejszego, rzucające- go się w oczy obozu pogańskiego w Polsce, a w cza- Polsk-i x - XI wieku 82 Mieszka I z układami politycznymi, z sojuszem, z przymierzem, a choćby tylko ze współpracą na pewnych politycz- nych odcinkach. Nie wiemy dobrze, po czyjej stronie była inicja- tywa tego rodzinnego układu, chociaż uważa się za rzecz prawdopodobniejszą inicjatywę polską Miesz- ka I. Ale konieczności takiego wniosku nie ma. Rów- nie często książęta prosili o rękę czyjąś, jak propo- nowano pozbawionym żon, samotnym książętom cór- ki czy siostry w małżeństwo. Tak raczej stwierdze- nie większej czy mniejszej korzyści czy to po stronie. • Mieszka, czy po stronie Bolesława czeskiego mogłoby nas uświadomić, kto mógł być tym, który pierwszy zaczął rokowania. Ale pod tym względem jest bar- dzo dużo niejasności, sporo wątpliwości nie pozwa- lających na pewne stwierdzenie i rozstrzygnięcie. Jest bowiem rzeczą budzącą duże zdziwienie i za- stanowienie, jak i niełatwo zrozumiałą, jakim sposo- bem mogło dojść do porozumienia między Mieszkiem a Bolesławem, jeżeli byłoby prawdą, że Bolesław za- • garnął i trzymał w swych rękach Kraków. Jeżeli tak by było, byłoby sprawą wręcz niezwykłą, gdyby Mieszko zapomniał o stracie Krakowa czy choćby o sprawie przyłączenia tej dzielnicy w przyszłości do swego państwa, gdyby na wiele może lat wykreślił to zagadnienie z listy swej racji stanu. Popularne i roz- powszechnione tłumaczenie, że Mieszko był do tej rezygnacji zmuszony klęskami wojennymi doznanymi l w walkach z Wichmanem, nie wytrzymuje krytyki, Klęski mogły być dotkliwe, przykre, ale chyba za- skoczenie przez niewielkie siły Wichmana, wspoma- ganego przez plemię Redarów, nie mogło być tego rodzaju, by zachwiało władaniem Mieszka w Polsce Pierwsze lata 83 i aby miało temu zaradzić tak duże poświęcenie. Można śmiało przyjąć, że sam Widukind przecenił znaczenie powodzeń swego bohatera, hrabiego Wich- mana. Zresztą w swych wiadomościach nie daje ni- gdzie do zrozumienia, by klęski były dla Mieszka groźne. Ibrahim-ibn-Jakub podaje również wiadomość o ludzie Ubaba, mieszkającym nad morzem na pół- nocny zachód od państwa Mieszkowego, u ujścia za- tem Odry, który walczy z Mieszkiem, a którego “po- tęga jest wielka". Ale Ł te walki, których szczegółów zupełnie nie znamy, nie mogły zachwiać Mieszka, który mimo wszystko posiada dość sił, by prowadzić długą i wytężającą walkę o Pomorze i w końcu je podbić. Gdyby klęski te były rzeczywiście bardzo poważne, to byłby sam Bolesław może mniej skłonny do wiązania się z Mieszkiem, spodziewając się więk- szych zysków terytorialnych po jakimś możliwym kryzysie w państwie Mieszkowym. Również nie wy- jaśnia nam tego zagadnienia wysuwane czasami tłu- maczenie, że poświęcenie Krakowa było konieczne dla Pomorza, którego zabór miał Mieszko na oku. Bo przecież nadzieje opanowania ujść Odry i Wisły opierać się mogły i musiały o szeroką bazę teryto- rialną, jaką dawało posiadanie i władanie górnym biegiem Odry, tj. Śląskiem, i górnym biegiem Wisły, Krakowem. Zapewne, byłoby wygodne dla Bolesława, gdyby Mieszko wchodząc w stosunki polityczne ,, • z Czechami i zostając zięciem księcia czeskiego zre- zygnował choćby czasowo z ambicji krakowskich. Ale patrząc się w ten sposób na te sprawy należałoby stwierdzić, że wszelki zysk płynący z układu rodzin- nego zagarnął Bolesław; gdy Mieszko mógł mieć mo- że niewiele więcej jak wdzięki Dobrawy. Bo chyba 84 Mieszka I Mieszka i Bolesława nie wiązało w tej chwili ze sobą jakieś bezpośrednie, grożące im wspólnie niebezpie- czeństwo zewnętrzne. Był przecież Bolesław czeski od lat już wielu podległy królowi niemieckiemu, któ- remu wiernie i lojalnie służył. Cesarz, który zresztą rzadko w ostatnich latach i zwykle krótko bywał w Niemczech, zbyt był zajęty sprawami włoskimi, a wcale potężny książę czeski, wierny cesarzowi, nie potrzebował się obawiać jakiegoś zamachu na siebie i swe państwo ze strony niemieckiej. Tym więcej, że było tendencją polityki Ottona I unikać zawikłań na północy, co by go mogło zmusić do porzucenia na czas dłuższy interesów włoskich. Sam Mieszko I, o ile sądzić wolno, nie był do r. 965 zaatakowany przez cesarstwo. Wiemy już, że zbrojne zetknięcie się Ge- rona z Mieszkiem w r. 963 jest w wysokim stopniu nieprawdopodobne. Nie wiemy nic, źródła o tym nie podają wiadomości, by w latach następnych nastąpiła jakaś wyprawa niemiecka na Polskę. Współczesny Widukind mówi o dwu samodzielnych i samowol- nych wyprawach Wichmana ze Słowianami na zie- mie Mieszka, a byłby chyba coś wspomniał, gdyby taka wyprawa nastąpiła od zachodu, od strony Nie- miec, z ramienia cesarza, i gdyby tym sposobem siłą i przewagą niemiecką był Mieszko zmuszony do ule- głości. Raczej zatem mimo zaboru Łużyc, po ustąpie- niu z areny życia Gerona, po jego rychłej śmierci i podziale jego marchii na mniejsze jednostki, nic wyraźnie nie groziło Mieszkowi ze strony niemie- ckiej. Nie wydaje się przeto, by po stronie czeskiej czy polskiej, a tym mniej po stronie czeskiej i pol- skiej, przewidywano jakieś niebezpieczeństwo, które by zmuszało obu władców do porozumienia. Był co Pierwsze lata 85 prawda jeden punkt, który mógłby być równie draż- liwy dla Polski jak dla Czech, a tym było zajęcie przez Niemców, przez Gerona, Łużyc i kraju Słupian. Był to dotkliwy cios dla Czechów, którzy, jak wie- my, mieli w X i XI w., nie mówiąc już o czasach późniejszych, oczy zwrócone na ten kawałek ziemi. Wiemy, że i Polska konkurowała" do tego skrawka. Zabranie go przez trzeciego i to bardzo potężnego partnera mogłoby być pomostem do wzajemnego po- rozumienia. Czy jednak ta, wcale doniosła sprawa, była w ówczesnych warunkach, przy potędze i po- wadze cesarstwa, naprawdę wystarczającym czynni- kiem, by Mieszko płacił choćby chwilowymi ustęp- stwami w sprawie Krakowa? Te, zapewne tylko wyrozumowane, zastrzeżenia i wątpliwości utwierdzają w pewnej mierze w nie- wierze w dokładność przekazu Ibrahima-ibn-Jakuba o władaniu czeskim w Krakowie. Z drugiej strony czynią porozumienie polsko-czeskie trudno zrozumia- łe, mało się tłumaczące. Pozostaje zatem osamotniony fakt, iż do porozumienia takiego doszło. Nie wiado- mo, czy wobec zapewne równoczesnego zawarcia układu Mieszka z cesarstwem, przy ułożeniu stosun- ków z Czechami i zawarciu małżeństwa z Dobrawą, można posądzać,, czy to Bolesława o jakiś udział w dziele oddania się jego zięcia pod protekcję ce- sarską, czy może Mieszka o nadzieję, że przez sojusz i związek z księciem czeskim zyska szczególnie życz- liwe przyjęcie swych ofert na dworze niemieckim. Całkiem wyłączone to być nie może. Sam Bolesław mógłby się obawiać, by jego układ z potężnym księ- ciem polskim nie był w podejrzeniu u czynników politycznych niemieckich, że jest to zapowiedź z je- 86 Mieszka I go strony próby usamodzielnienia się. Stąd może przywiedzenie do cesarskiego tronu księcia polskiego mogłoby rozpraszać podejrzenia i- zyskiwać lojalne-- mu księciu czeskiemu łaskę monarszą i inne korzyści z tej łaski płynące. Mieszkowi zaś, jeżeli już dla za- pewnienia sobie spokoju ze strony niemieckiej posta- • nowił wejść w stosunek zależności od cesarza, układ z, Czechami zapewniał pomoc i poparcie na dworze niemieckim, i to niewątpliwie bardziej w tych wa- runkach doświadczonego i zorientowanego Bolesława. W każdym razie zadzierzgnięciem stosunków z Czechami stwarzał Mieszko dla siebie i swego pań-. stwa pewne nowe warunki, które krzepiły jego po- łożenie na zewnątrz i pozwalały może nawiązać łat- wiej takie stosunki z zagranicą, o których nie miał dotąd powodu myśleć. A w związku z zamiarem przyjęcia chrztu stawały się takie stosunki potrzebą nie chwili, lecz stałą. Niewątpliwie eliminował on na wiele lat tym sposobem same Czechy z rzędu swych ewentualnych przeciwników. Było to pewną- korzyścią, zwłaszcza wobec stałej przyjaźni Czech z Lutykami, wrogami Polski., Nie usuwał co prawda tej tradycyjnej przyjaźni, ale zmniejszał zapewne jej skutki. Zwycięstwo ostateczne nad Wichmanem w r. 967 zawdzięczał przecież pomocy czeskiej. A nie- długo później porozumienie się tych dwu państw słowiańskich wypłynie na szersze wody przez wmie- szanie się ich w najważniejsze sprawy wewnętrzne samych Niemiec, po śmierci Ottona I i Ottona II. Tak więc trudno wywnioskować, jakie korzyści czy cele polityczne związały Polskę i Czechy, Miesz- ka I i Bolesława I. Faktem pozostanie to tylko, że nastąpił przez małżeństwo z -Dobrawą sojusz dwu Pierwsze lato 87 wcale potężnych państw słowiańskich i że nie widać, by zainteresowane tym państwo niemieckie czuło się takim porozumieniem zagrożone. Przeciwnie, Niemcy zyskują tą drogą nie tylko dawno już utwierdzoną zwierzchność nad Czechami, ale i nad Polską, do- tychczas niezawisłą. Wydawać by się mogło, że po- litycznie największe korzyści osiągnął tu Otto I, któ- ry opuszczając w r. 966 na lat wiele Niemcy mógł odjeżdżać do Włoch spokojnie, pewny, że nie będzie poważnych zawikłań na wschodzie, chociaż od maja r. 965 zabrakło najczynniejszego stróża porządku i bezpieczeństwa granicy wschodniej, markgrafa Ge- rona. Mimo to wszystko trudno posądzić cesarza o czynny udział w porozumieniu się obu władców słowiańskich, bo tu polityka raczej nakazywała mu zasadę “divide et impera". Może więc tylko Otto I zręcznie wyzyskał taki obrót sprawy i obrócił go na własną korzyść i pożytek, robiąc z Mieszka I przy- jaciela. Sprawa samego ostatecznego motywu przyjęcia chrześcijaństwa, jak wybór momentu jego przyjęcia jest zagadnieniem osobnym. Jak zaznaczono to dość dobitnie powyżej, nie możemy żywić zaufania do le-. gendą już tracącego przekazu Thietmara czy Ano- - nima-Galla, by czy to wdzięki Dobrawy, czy jej po- bożne starania odegrały w tym jakąkolwiek rolę, wpłynęły na zasadniczą decyzję. Gdyby przyjęcie chrztu nie leżało na linii polityki Mieszka, Dobrawą nie wskórałaby nic. Musiały być inne powody, silne i poważne, które skłoniły Mieszka do tego kroku. Mieszko musiał rozumieć, że z chwilą, kiedy w r. 963 wskutek zdobycia Łużyc przez markgrafa Gerona gra- nice polityczne, realne nie idealne, połączyły Polskę 88 Mwszho I i Niemcy, kiedy stanęło przed nim wyraźnie już nie- bezpieczeństwo potęgi cesarstwa, należy zabezpie- czyć się na wszystkie możliwe przypadki na przy- szłość. Do tego mogło mu służyć, na pewien czas przy- najmniej, przymierze czeskie i małżeństwo z Dobra- wą. Starał się również oddalić to, co mogło mu utrudniać działalność na bliższą metę, mianowicie konsolidowanie zbudowanego państwa i dokończenie zaboru Pomorza. Nf.e mógł być bowiem -w tych latach pewny Mieszko, czy zaborcza polityka niemiecka. której wykładnikiem był do r. 963 markgraf Gero, zatrzyma się na zajęciu Łużyc, czy nie zechce sięgnąć dalej i w ten sposób pokrzyżować bądź unicestwić to, co miało być celem jego działania w latach najbliż- szych. Akcja niemiecka skierowana przeciw Polsce mogła takie plany przekreślić, a dokonane prace około budowy państwa mocno podkopać i naruszyć. Jeżeli Bolesław czeski mógł się z niepokojem pa- trzeć na opanowanie przez cesarstwo Łużyc, to i Mieszko mógł czuć potrzebę porozumienia się z Niemcami, skoro ci pojawili się na horyzoncie pol- skim. Ponieważ porozumienie księcia polskiego z ce- sarzem jako równego z równym było niemożliwe, nastąpiło zapewnienie sobie życzliwości cesarskiej sy- . stemem odpłatnym, wejście w stosunek trybutarny. Za roczny czynsz, trybut, za pewne świadczenia rze- czowe czy ograniczenia polityczne, zyskiwał sobie książę polski spokój i życzliwy stosunek ze strony potężnego cesarza, podlegających mu książąt i mark- grafów. A cesarz, zajęty sprawami włoskimi, tylko przelotnie, na krótki czas, przebywający na ziemi niemieckiej, od lat wielu w trudzie zwalczając pię- trzące się przeszkody, zmierzający do stworzenia or- Pierwsze lata 89 ganizacji kościelnej w postaci metropolii magdebur- skiej, dążył również do tego, by w tych stronach, między Łabą a Odrą, panował spokój. Naruszanie spo- koju mogłoby przekreślić plany kościelne cesarza, a nadto zmusić go do porzucenia spraw włoskich, by spiesznie podążyć na północ dla uspokojenia walczą- , cych i ubezpieczenia -zagrożonych granic i terenów na wschodzie. Mieszko zaś, stając się trybutariuszem ce- sarskim, zabezpiecza się raczej protekcją cesarską przed prepotencją markgraf ów. Nie wiemy, czy Mieszko, korzystając z pobytu w Niemczech Ottona I w latach 965 i 966, nie przedstawił się osobiście ce- sarzowi, jakby się należało tego spodziewać. Źródła o tym nie piszą, ale byłoby zrozumiałe, że czy to wybierając się do cesarza, czy mając taki zamiar nie urzeczywistniony, postanowił definitywnie zerwać 2 pogaństwem i przyjąć chrzest. Potężny książę pol- ski, chrześcijanin, byłby inaczej traktowany niż ksią- : że poganin. Wytwarzałaby się też pewnego rodzaju równość “towarzyska", wreszcie pewne, względne oczywiście, warunki osobistego bezpieczeństwa, bo wobec pogan miano pod tym względem mało skru- pułów. Nie można wątpić, że prócz tych dość pozio- mych względów, które mogły wpływać na moment przyjęcia chrztu, rozumiał też Mieszko i inne walory i korzyści płynące z zerwania z pogaństwem. Takie. wartości, jak wyższość moralna religii chrzęści jań- < skiej, sentyment, uczucie, religijność, wiara, jak prze- konanie czy przeświadczenie, że tym krokiem łączy się Polska z wielką i; z wiekową kulturą łacińsko- rzymską, że tym samym wchodzi się w związki cy- wilizacyjne, duchowe, z rodziną ludów zachodniej Europy, były niewątpliwie zupełnie obce, niezrozu- 90 MiSszko I miałe i niedostępne Mieszkowi i jego współczesnym. Ale rozumiał on zapewne, że tą drogą może łatwiej wejść jako czynnik polityczny w koło spraw i inte- resów świata chrześcijańskiego, z którym współżycie jest dla niego i jego państwa koniecznością nie- uniknioną, skoro ten do tego czasu tak daleki i obcy, mu świat zbliżył się nagle do niego, że przedstawia dla niego zarówno pewne niebezpieczeństwo, jak i w niejednym wypadku realne korzyści. Może i te wszystkie względy nie są zbyt idealne, wzniosłe, ale Innego poglądu od realnego, pozytywnego monarchy,1 odpowiedzialnego przed przyszłością za przeszłość zbudowaną krwią i trudem przodków, w tych czasach wymagać nie można. Dziwnie łatwo i szybko przechodziła ta rzekomo pogańska, rzekomo nikomu nieznana, rzekomo bez stosunków w świecie Polska przez pierwsze etapy swego religijno-kościelnego rozwoju. Wiemy i w wia- domość tę możemy w pełni wierzyć, bo jest ona i pośrednio potwierdzona, że już w r. 968, zatem w dwa lata po chrzcie Mieszka, “Polonia cepit habere episcopum", Polska otrzymała swego własnego, osob- nego biskupa, któremu było na imię Jordan. Czechy, chrześcijańskie od dawna, czekały na własnego bis- kupa lat niemal sto, a dostały go w końcu jako .sufragana niemieckiego metropolity, gdy poprzednio tworzyły jedynie część niemieckiej diecezji w Ra- tyzbonie. Polska od razu, widocznie bez czekania, bez trudu i wysiłku uzyskuje własnego i to od nikogo nie zależnego biskupa. Wiemy już dzisiaj, że nie ustanowiono w r. 968, kiedy ostatecznie zorganizo- wano metropolię magdeburską, żadnego biskupstwa poznańskiego podległego Magdeburgowi. W tym Pierwsze lata 91 punkcie swego opowiadania sfałszował Thietmar hi- storię podając, że Jordan został zaliczony do sufra- ganów metropolii magdeburskiej, gdyż wschodnie granice magdeburskiej prowincji kościelnej opierały się o zachodnie brzegi Odry, nie przekraczając jed- nak nigdzie linii tej rzeki. Terytorium podległe Mieszkowi, terytorium państwa polskiego, nie nale- żało kościelnie do prowincji kościelnej magdebur- skiej. To spostrzeżenie, tyczące się ustanowienia pierw- szego w Polsce biskupa, pozwala sądzić, że zaintere- sowanie Ottona I nowym krajem trybutarnym, ja- kim była dla cesarza Polska, było niespodziewanie i niezwykle małe. Bo gdyby Otto I chciał był wciągnąć w obręb prowincji metropolitalnej magdeburskiej Polskę całą, czy choćby jej jakąś część z biskupem Jordanem, to takiej woli cesarza nie mógłby się oprzeć Mieszko. Były prawa, które, jak to określa Anonim- Gall, “in ecciesiasticis honoribus ad imperium pertine- bant", należały do imperium. Papież również nie miał- by powodu sprzeciwiać się takim zamiarom i chęciom cesarza. Stąd przypuszczenia badaczy niemieckich, że nie włączenie Polski i Jordana do prowincji kościel- nej magdeburskiej nastąpiło wskutek oporu Miesz- ka popartego przez papieża, są dowolnością i nie opie- rają się o jakiekolwiek dane prawdopodobieństwa czy możliwości. Ani świeży, wczorajszy chrześcijanin Mieszko nie mógł mieć w tej sprawie żadnego po- ważnego głosu, ani tym mniej papiestwo, tak słabe i tak zależne od dobrej woli cesarza. I jakie mógłby przeciwstawić takiej woli cesarza realne argumenty papież, sam zapewne mało co o Polsce wiedząc, gdyby życzeniem Ottona I było włączenie Polski czy Jor- 92 Mieszka J dana w obręb wielkiej, wspaniałej budowy kościel- nej magdeburskiej, z takim trudem, wysiłkiem i na- kładem materialnym stworzonej. Jeżeli zatem w r. 968 cesarz nie wciągnął Polski w orbitę kościoła niemieckiego metropolii magdeburskiej, to znaczy, że mało interesował się Polską. Może i sam mało wie- dział o tym kraju i jego władcy, tak świeżo ochrzczo- nym i od tak niedawna uznającym zależność od króla niemieckiego. Wynikałoby stąd, że żywsze zajęcie się Polską wywołał dopiero w r. 972 napad na Polskę markgrafa Hodona, a przede wszystkim fakt klęski, jaką poniósł Hodo na polach Cidini. Należy nadto zauważyć, że sam Mieszko w nie- całe dwa lata po swym chrzcie odczuwa już potrzebę skrzepienia swej działalności kościelnej w Polsce przez uzyskanie dla celów wewnętrznych własnego biskupa. Świadczy to, że nowochrzczeniec Mieszko dobrze rozumie i należycie się orientuje w sprawach kościelnych, że pod tym względem czuje się dość samodzielny i że ze strony cesarstwa i kościoła nie- mieckiego nie przewiduje dla swej inicjatywy prze- szkód czy trudności. Dla takiego samodzielnego kro- ku była potrzebna nie tylko pewna zdolność, dość niespodziewana u Mieszka, myślenia kategoriami ka- nonicznymi, kościelnymi, a chociażby ich zrozumie- nia, ale również pewna siła i powaga na gruncie międzynarodowym, które pozwoliły, mu taki plan po- wziąć i szczęśliwie przeprowadzić. , Widać ze wszystkiego, że ani ze strony Niemiec,. cesarza, ani ze strony Magdeburga, ani ze strony pa- piestwa nie było trudności czy zastrzeżeń. Rzuca się tu w oczy różnica między Polską a Czechami, które dopiero w kilka lat po Polsce uzyskują dwu własnych Pierwsze lata 93 biskupów, praskiego i morawskiego. A uzyskują ich głównie dzięki przypadkowi, koniunkturze, potrzebie wynagrodzenia i odszkodowania arcybiskupa mo- gunckiego za straty kanoniczno-prawne, jakie po- niósł przez założenie metropolii magdeburskiej. Wten- czas odłączono Czechy i Morawy od związku kościel- nego z Bawarią i poddano je dalekiej Moguncji. Był w tym zapewne i cel polityczny, usunięcie księ- cia czeskiego spod wpływów bawarskich, opozycyj- nych wobec Ottonów, i oddanie go pod kontrolę bis- kupów zależnych od metropolity mogunckiego, a przyjmujących inwestyturę z rąk cesarza jako kró- la niemieckiego. Widocznie tego rodzaju względy nie były brane pod uwagę przy sprawie Mieszka I, Pol- ski i Jordana. Ten pierwszy biskup polski nie był biskupem die- cezjalnym, w szczególności biskupem poznańskim, jak powszechnie przyjmowano do niedawna. Włączo- ny do normalnej organizacji kościelnej musiałby mieć nad sobą metropolitę, a trudno by przypusz- czać, by był to “episcopus exemptus", wyjęty spod wła- dzy metropolitalnej, bo takiego nie uczyniono by dla kraju świeżo, częściowo nominalnie, chrześcijańskiego. Mógł to być zatem jedynie biskup misyjny, bez wy- znaczonej diecezji, działający czasowo, czy to do- żywotnio, czy tak długo, jak była tego potrzeba. Tu jednak badacze nasi, zgadzający się z tym, że Jordan był biskupem misyjnym, stawiają twierdzenie, które idzie niewątpliwie za daleko. Byłby to biskup mi- syjny przeznaczony dla całego terytorium ówczes- nego państwa polskiego Mieszka I, tj. że był to bis- kup tracący władzę nad takimi terytoriami, jak np. Grody Czerwieńskie, jeżeli tracił je Mieszko, bądź 94 Mieszka :I zyskujący nowe, np. Pomorze czy inne, jeżeli książę przyłączył jakieś zdobycze do swego państwa. Zdaje się, że to przypuszczenie idzie zbyt daleko. Byłoby rzeczą dziwną, w praktyce tak ciężką, że niewykonal- ną, gdyby jednemu biskupowi dano pod opiekę du- chowną tak duże przestrzenie. Byłby taki biskup zmuszony rozproszyć się w swej działalności, a od- biłoby się to na wynikach jego pracy, która musiała- by być niezmiernie mała, słaba i niewydajna. Był zapewne Jordan pierwszym biskupem w Polsce, ale wolno wątpić, by miał on być równocześnie jedynym. Jeżeli ze strony cesarstwa i papiestwa nie było trud- ności i sprzeciwu, by zainstalować tam w r. 968 jed- nego biskupa, to wolno sądzić, że nie byłoby ich dla drugiego czy trzeciego, jeżeliby takich potrzebował Mieszko i jeżeli takich chciał u siebie utrzymywać. Ponieważ wiemy, że następcą Jordana był Unger, którego w r. 1000 ograniczono do biskupstwa poznań- skiego, ponieważ — jak to jasno wynika ze sprawo- zdania kroniki Thietmara — przyjmuje on cesarza Ottona III w katedrze gnieźnieńskiej, którą Unger uważa za swą własną katedrę, ponieważ jego opozy- cja w r. 1000 wiąże się z Gnieznem, przemianowanym na stolicę arcybiskupią dla Radyma-Gaudentego, sądzić można, że Unger miał sobie wyznaczoną pier- wotnie jako teren jego działalności kościelnej właści- wą Polskę, tj. Wielkopolskę. Główną siedzibą biskupa misyjnego było Gniezno, gdy Poznań mógł być jego drugą rezydencją albo mógł mu być wyznaczony później, gdy prymat kościelny. Gniezna został usta- lony wraz z ciałem św. Wojciecha i osobą Radyma. Zapewne te stosunki z r. 1000 odziedziczył już Unger po swym poprzedniku Jordanie, którego działalność Pierwsze lata 95 kościelna rozciągałaby się na Gniezno i krainę szcze- pową Polan. Inne strony mogły mieć może i własnych biskupów misyjnych, o ile była taka wola książęca. Jest to zatem sprawa istnienia w Polsce w czasie przed r. 1000 większej liczby biskupów misyjnych, którzy opiekowali się wyznaczonymi sobie przez księ- cia terytoriami, które przez to, że miały biskupa, nie mogą być uważane z punktu widzenia. prawa kano- nicznego za biskupstwa. Ze sprawą biskupa Jordana-łączy sięi zagadnienie, gdzie i jak wyszukał sobie Mieszko kandydata na biskupa. Bo trudno przypuścić, by w kraju, choćby nawet był ten kraj już jako tako przygotowany w przeszłości na przyjęcie chrześcijaństwa, czy w krótkim okresie od przybycia Dobrawy i przyjęcia chrztu przez Mieszka, znajdowali się w otoczeniu księcia duchowni, wśród których można by było zna- leźć bez trudu odpowiedniego kandydata do infuły. Wiemy, że wśród ówczesnego duchowieństwa czeskie- go trudno by było takich się doszukać — przynajmniej lepiej nam znany okres biskupowania św. Wojciecha nie upoważnia do zbyt optymistycznych sądów w tym względzie. Zapewne też “aparat" kościelny, z którym miała przybyć na dwór polski Dobrawa, składał się z paru mnichów, kapelanów księżnej. Z tych zatem nie tak licznych duchownych, których można było znaleźć w tych czasach w Polsce, zapewne trudno by było dobrać osobistość, zdatną do sprawowania czynności i obowiązków biskupa. Sądzić zatem ra- czej należy, że Jordana sprowadzono do Polski gdzieś z Zachodu i że tam na Zachodzie należałoby szukać środowiska, z którego wyszedł pierwszy polski bis- kup. 96 Mieszka I W ogóle nie zdajemy sobie dostatecznie jasno sprawy z tego, z jakimi trudnościami walczono wte- dy, w X wieku, jeżeli chodzi o wprowadzenie do ja- kiego chrystianizującego się kraju potrzebnej ilości duchownych. Znajdowano tu i ówdzie po klasztorach mnichów skłonnych i chętnych do przeniesienia się indywidualnie czy w grupach po kilku w inne strony dla misji i ewangelizacji. Ale wymagało to wysłań- ców, ajentów, korespondencji, wreszcie i dużego na- kładu pieniężnego, jeżeli taka grupa zwerbowanych mnichów (świeckie duchowieństwo, żonate, do tego rodzaju pracy się nie nadawało) miała przebyć da- leką drogę i przywieźć ze sobą to wszystko, co do pracy kościelnej było potrzebne, zatem naczynia ko- ścielne i księgi, szaty liturgiczne, relikwie, książki do nauczania, nawet wino do mszy. Wszystko to musiało być nabyte, tak jak i zapewnione warunki życia w kraju, który ich wzywał. W tej sytuacji nie mógł być przypływ takich duchownych bardzo liczny, zwiększał się on w miarę postępu czasu i pewnego rozgłosu, który to czy inne środowisko zyskuje. Du- chowni tacy po przybyciu do obcego kraju przez dłuższy czas walczyli z trudnością języka, który mu- sieli poznać. Narybek zaś między miejscową ludnością rekrutowany także zwiększał się powoli, a w dużej mierze nie nadawał się jeszcze długo do piastowania wyższych godności kościelnych. Ponieważ wiadomo, że Polska przez wiek X, XI, nawet XII posiada, zwłaszcza na wyższych stanowi- skach kościelnych, licznych cudzoziemców, którzy przybywają nawet chętnie do Polski, by tu robić ka- rierę kościelną lub zbijać za naukę pieniądze, jest zatem rzeczą ciekawą; stwierdzić, co czasem daje się Pierwsze lata 97 wyszukać, z jakich strony przybywają do nas cl obcy przybysze. W długim łańcuchu takich cudzo- ziemców pierwszy jest Jordan i sprawa jego pocho- dzenia. Ale taki ośrodek, z którego przybył Jordan, wo- bec braku wszelkich danych źródłowych nie może być wskazany inaczej, jak jedynie hipotetycznie, jed- nak z dużym prawdopodobieństwem. Imię Jordan jest niezwykle rzadkie. Jedno, co się da powiedzieć z dużą pewnością, jest, że nie wskazuje ono na nie- mieckie pochodzenie Jordana. Duchowni niemieccy X i XI w., biskupi, opaci, mnisi, noszą prawie bez wyjątku T. imiona pochodzenia germańskiego, nie- mieckiego. Imion innego pochodzenia, nawet takich, pozornie najpospolitszych, jak np. imiona apostołów czy najstarszych świętych, nie spotykamy wśród kle- ru niemieckiego. Takie imiona jak Jordan używane bywają w stronach bizantyńsko-greckich i w krajach romańskich. Natomiast wszędzie tam, gdzie pewne siły zachował żywioł germański, jak w Lombardii, w Burgundii i u zachodnich Franków, w wizygockiej Hiszpanii, nawet w od wieków zawojowanej przez islam Afryce Wandalów, przeważa jeszcze używanie imion, germańskiego pierwiastka przed świętymi ko- ścioła. To spostrzeżenie zmusza nas do szukania ojczyzny Jordana poza Niemcami, chociaż badacze niemieccy uznają, jako rzecz samo przez się zrozu- miałą i nie wymagającą dowodu, że pierwszym bis- kupem w Polsce nie mógł być nikt inny jak Niemiec. Imię Jordan trafia się, bardzo zresztą rzadko, w po- łudniowych Włoszech, może pod wpływem bizantyń- skim. Natomiast tego typu imiona, brane z Biblii, są częściej używane u mnichów anglosaskich i irlandz- 7 Polska X — XI wieku 98 Mwszko I kich, mających nieraz swe klasztory i klasztorne ko- lonie w, północnej Europie, w krajach pobliskich Wyspom Brytyjskim, wzdłuż arterii Renu i Mozy. Sądzić więc można, że Jordan był nie Niemcem, lecz raczej Iryjczykiem lub AnglosaseYn. Ale jest jeszcze jeden szczegół tyczący się Jor- dana, także tylko hipotetyczny, na który należałoby zwrócić uwagę, bo pośrednio mógłby nam służyć jako wskazówka co do osoby Jordana. Wiadomo jest, jak wczesny i jak był silny w dynastii pierwszych naszych Piastów kult św. Lamberta. Kult ten musiał być bardzo wcześnie zaszczepiony, skoro po raz pierwszy pojawia się imię Lamberta w rodzinie Pia- stowskiej koło r. 980. Można więc sądzić, że kult tego świętego nie jest wiele późniejszy od chrztu Mieszka. Byłby więc współczesny Jordanowi, a trudno przy- puszczać, by mógł być obcy biskupowi, którego Pol- ska miała od r. 968. Raczej nawet zaszczepienie tego kultu, objawiającego się czterokrotnym użyciem imienia Lamberta w najbliższej rodzinie Mieszka I, należy wiązać właśnie z postacią Jordana, osoby du- chownej, najbliższej księciu. Sw. Lambert, biskup Maestrichtu, umęczony w r. 696, spoczywał w Leodium, które stało się ośrod- kiem jego kultu, czemu też zawdzięczało w znacznej części i mierze swój rozwój i znaczenie. W drugiej połowie X w. kwitła tam znakomita szkoła, kwitły nauki i literatura, sztuki i architektura. Wielu znako- mitych biskupów leodyjskich przysparzało sławy Leodium, a ze szkoły leodyjskiej wyszło sporo wy- bitnych duchownych niemieckich. Było równocześnie Leodium jednym z najżywszych ośrodków ascetycz- nego kierunku reformy benedyktyńskiej. Można się Pierwsze lata 99 zatem dorozumiewać, że zapewne ktoś silnie z Leo- dium związany, bądź stamtąd pochodzący lub przy- najmniej stamtąd przybyły, przesiąknięty kultem św. Lamberta, przeniósł ten kult z Leodium do Pol- ski na dwór Mieszka I. Dynastia uważała widocznie św. Lamberta za swego szczególniejszego patrona. Był więc ktoś w Polsce, kto ten kult wprowadził i silnie rozwinął. Możemy widzieć właśnie w Jor- danie, bliskim dworowi i Mieszkowi, tego, któremu kult św. Lamberta nie był obcy, który był tego kultu propagatorem. Popiera tę myśl fakt, że z tymi właśnie stronami za Renem przez Leodium i Kolonię jest Polska najbliżej i najsilniej związana przez cały wiek XI i głęboko w wiek XII, a pierwszym ogni- wem w tym łańcuchu stosunków jest właśnie kult św. Lamberta. . Jeżeli przyjmujemy, że Jordan przeniósł kttit św. Lamberta z Leodium do Polski, zaszczepił go w dynastii piastowskiej, to musimy sobie równo- cześnie postawić pytanie, komu mógł zawdzięczać Jordan dostanie się do Polski albo czy j emu po- średnictwu zawdzięczał Mieszko osobę pierwszego biskupa. I na to pytanie można odpowiedzieć tylko hipotetycznie, pewnymi spostrzeżeniami ogólnymi, bez możności ustalenia rzeczy pewnych, stwierdzo- nych. Leodium należało do prowincji kościelnej koloń- skiej, a arcybiskupem kolońskim w chwili zjawienia się na widowni Mieszka I był Bruno,- brat Ottona I. Zmarł on jednak 11 października 966 r., tak iż trudno przypuszczać, by mógł odegrać jakąś większą i po- ważniejszą rolę w tym czasie w stosunkach z Pol- ską, zarówno w sprawie przejścia Polski i dynastii na 100 Mieszka I chrześcijaństwo, jak i przy organizowaniu kościoła W Polsce. Biskupem leodyjskim był, w owym czasie wspomniany już powyżej Ewraker, ale i o nim nic nie wiadomo, by miał jakieś bliższe stosunki ze sło- wiańskim Wschodem i Polską. Późna legenda XIV w. twierdziła co prawda, że biskup ten był Polakiem, synem, polskiego księcia i księżniczki saskiej, ale tru- dno by było cośkolwiek na niej budować. Było to może tylko jakieś wspomnienie dawnych, do XII w. tak żywych i bliskich stosunków biskupstwa leodyj- skiego z Polską. Ale sam fakt posądzenia Ewrakera o polskie, piastowskie pochodzenie pozwala nam są- dzić, że w Leodium żyła tradycja, iż stosunki tego biskupstwa z Polską uważano za prastare, sięgające połowy X w. Jeżeli ośrodkiem kultu św. Lamberta było Leo- dium, jeżeli wolno przypuszczać, że kult ten zawędro- wał stamtąd do Polski i przyjął się w dynastii pia- stowskiej, jeżeli trudno by było wątpić, by kult ten mógł być obcy biskupowi Jordanowi, prawdopodobnie Iryjczykowi czy Anglosasowi, to trzeba też zaznaczyć, że w Leodium i w jego najbliższym okręgu znajdowały się wcale liczne klasztory insularnego pochodzenia. Jeżeli zatem Jordan, sam pochodzący z Irlandii czy Anglii, przeszedł przez jakiś klasztor iryjskich czy anglosaskich mnichów w diecezji leodyjskiej, to prze- niesienie przez niego kultu św. Lamberta tłumaczy- łoby się samo przez się. A przypomnieć tu wypada szczególny pęd i,, niezmierne zasługi, jakie mieli mnisi wyspiarscy w dziele prowadzenia misji wśród pogan i w krajach świeżo nawróconych. Być więc mo- że, że jeszcze przed r, 968 ten ośrodek tak żywej myśli religijnej w Leodium nie był zupełnie obcy Pierwsze lata 101 Mieszkowi ani też Polska nie była zupełnie niezna- na klasztorom leodyjskim. Może na takiej drodze zetknęli się ze sobą Mieszko i Jordan i tym sposo- bem dostał się Jordan do Polski. O działalności kościelnej Jordana me wiemy nic prawie. Możemy tylko stwierdzić, że nie należał do biskupów podległych Magdeburgowi, że ;me był bis- kupem poznańskim, bo takie biskupstwo stworzono dopiero później w latach 999 i 1000, że jemu wresz- cie, jak się zdaje, zawdzięczamy kult ś-sy. Lamberta. Thietmar pisze ogólnikowo, że biskup ten “bardzo się pocił", by owieczki swe napoić wiarą chrześcijańską. Banalnemu temu frazesowi możemy wierzyć, biskup “pocił się" popierany zapewne przez księcia Mieszka, który mu niewątpliwie swego poparcia nie skąpił. Zmarł zaś po latach kilkunastu pracy w Polsce, około r. 982. Stosunki z cesarstwem 103 V. STOSUNKI MIESZKA Z CESARSTWEM. TRYBUT POLSKI. “..,. STOSUNKI Z CESARSTWEM ZA OTTONA II rrzejdziemy obecnie od ważnych zagadnień zwią- zanych z przejściem Mieszka I na wiarę chrześcijań- ską, do warunków politycznych, w których znalazło się państwo polskie i jego władca Mieszko w okresie pierwszego dziesięciolecia. Jak już było powiedziane wyżej, nie ma dosta- tecznej podstawy do przyjęcia przekazu Thietmara, opartego o błędne i niestaranne, streszczenie źródła Thietmarowego, Widukinda, że w r. 963 markgraf Gero, pobiwszy Łużyczan i Słupian, także zmusił i Mieszka do uległości cesarstwu. Tekst Widukinda, współczesnego Mieszkowi kronikarza, nic o tym nie wie. Za to daje do zrozumienia, że hrabia Wichman w tym roku dostał się do Słowian, u których lat kil- ka przebywał. Był ten hrabia Wichman bratankiem księcia saskiego Hermana. Skłócony z nim przy po- dziale majątku, buntował się przeciw stryjowi, jak przeciw Ottonowi I. W tej karierze malkontenta i buntownika popierał bunty wewnętrzne w Niem- czech, a ponieważ te tłumił Otto szczęśliwie, zbiegał za granicę ja,ko emigrant polityczny.. -Oczywiście zbiegał przede wszystkim do krajów, które same mia- ły takie czy inne porachunki z królem niemieckim. Stąd właśnie bliższe stosunki Wichmana z Duńczy- kami, jak i ze Słowianami załabskimi. W Niemczech miał on pewne oparcie u markgrafa Gerona, którego syn był szwagrem Wichmana. Otóż w r. 962 przeby- wał Wichman jakiś czas u Gerona, który poręczył za niego, że będzie się zachowywał spokojnie i lojalnie. Ale okazało się, że pobyt Wichmana u Gerona nie może trwać dłużej, bo wyszły na jaw niespodzie- wanie intrygi hrabiego przeciw państwu niemieckie- mu. Jakiś kupiec niemiecki, który bawił w Danii, przyniósł wiadomość, że Wichman namawiał króla duńskiego Haralda Błękitnozębnego do napadu na ziemie saskie, korzystając zapewne z nieobecności cesarza Ottona. Harald jednak zażądał od Wichmana wykonania czynu, który by uniemożliwił mu pogo- dzenie się z cesarzem, a równocześnie związał go na zawsze z królem duńskim. Zażądał, by zamordował swego stryja, księcia Hermana lub jakiegoś innego księcia niemieckiego. Takie wiadomości doszły księ- cia Hermana, który polecił stracić jakichś towarzy- szy czy wspólników swego bratanka. Wichmana zaś Gero pozbył się czym prędzej, odsyłając go do Sło- wian, “od których go otrzymał". Słowianami tymi byli zapewne Redarowie, jedno z plemion lutyckich. Przynajmniej z nimi następnie odbywa Wichman wy- prawy wojenne. I tu pisze Widukind: “...przez nich ochoczo przyjęty częstymi wyprawami gnębił dalej -* mieszkających barbarzyńców. Króla Mieszka (Misa- ca), w którego władzy są Słowianie, zwani Licikaviki, 104 .Mieszka I dwoma razami (dwoma wyprawami) zwyciężył, brata jego zabił, wielką zdobycz na nim wydusił". Wiemy, że Gero odesłał Wichmana w r. 962 do owych Słowian lutyckich. Z wiadomości powyższej widać, że działalność hrabiego nie ograniczała się do wypraw na Mieszka, lecz że awanturnik ten saski ze swymi przyjaciółmi Słowianami urządzał w roz- maite strony wyprawy łupieskie, z których wymienia saski kronikarz tylko dwie wyprawy na Mieszka. Wynikałoby z tego, że te wyprawy nie wiążą się ni- czym z wyprawą Gerona na Łużyce latem 963 r., że są one od wyprawy Gerona późniejsze. Zapewne pierwsza z nich (nie wiemy, czy w pierwszej, czy w drugiej wyprawie zginał ów brat Mieszka) miała miejsce nie prędzej, jak w r. 964. Tak zatem po- rażki, które poniósł Mieszko od Wichmana, pocho- dzą już z czasu, kiedy Gero po wyleczeniu się z ran odniesionych podczas wyprawy na Łużyce przebywał na pobożnej pielgrzymce do Rzymu, a w r. 965 krót- ko po powrocie markgraf, tępiciel okrutny Słowian, umiera. Trudno więc wierzyć dość rozpowszechnionej opinii badaczy, że napady Wichmana na Mieszka były ukartowane przez Gerona, który starał się tym spo- sobem zmusić Mieszka do przyjęcia zależności od ce- sarza. Miała to być również, według niektórych, ze strony Gerona próba rehabilitacji buntowniczego hra- biego w oczach cesarza. Walki, które w tych czasach prowadził Mieszko z Wichmanem i jego słowiańskimi sprzymierzeńcami, zdaje się potwierdzać Ibrahim-ibn-Jakub, bawiący w początkach r. 966 na dworze Ottona I i na podsta- wie tam zasłyszanych opowiadań dający parę, dość zresztą mętnych i przecenianych, informacji o Miesz- Stosunki z cesarstwem 105 ku i Polsce. Stwierdziwszy, że kraj Mieszka jest największym między krajami słowiańskimi, że grani- czą z Polską na wschodzie Rusini (Ruś), a na pół- nocy Prusacy (Brus), opowiedziawszy wreszcie ba- jeczkę o państwie kobiet Amazonek, której auten- tyczność potwierdził mu cesarz Otto, donosi, że na północny zachód od kraju Mieszka, w bagnistych oko- licach, mieszka słowiańskie plemię, nazywające się w arabskim przekazie Ibrahima “Weltaba", że należy do niego wielkie miasto nad morzem, z portem i urządzeniami. Walczą oni z Mieszkiem, “a siła ich jest wielka". Nie mają króla, władza u nich spoczywa w rękach starszych. Relacja Ibrahima daje się do- brze zastosować do walk Wichmana i Redarów z Mieszkiem. Nie jest wykluczone, że sam Mieszko mógł wywoływać konflikty w tych stronach, jeżeli dążył do opanowania Pomorza Zachodniego. Mogły jednak wojowiczne plemiona słowiańskie siedzące u ujść Odry same wywoływać starcia z potężnym są- siadem polskim, zwłaszcza jeżeli ten miał zamiar usadowić się także w tamtych stronach Odry. .-Po tych dwu walkach, porażkach, nastąpiła jesie- nią r. 967 trzecia wyprawa Wichmana na Polskę, tym razem nieszczęśliwa dla Wichmana. Saski Wi- dukind opowiada ją wcale szeroko i dokładnie, po- dając szczegóły wielce interesujące, prawdopodobnie uzyskane z poważnych ust, może jakiegoś świadka . naocznego. Tym razem byli sojusznikami Wichmana wraz z Redarami nadodrzańscy Wielunianie (Vuloini, zwani także przez niektórych badaczy Wołynianami), i z nimi razem postanowił Wichman napaść na Miesz- ka “przyjaciela cesarza". Mieszko został niewątpli- wie wczas uprzedzony przez wywiad o zamierzonej 106 Mieszka l wyprawie, bo posłał do księcia czeskiego Bolesława z prośbą o pomoc. Bolesław przysłał mu dwa oddziały konnicy, której widocznie brakowało Mieszkowi. Na- stępnie opisuje Widukind dokładnie taktykę, jaką zastosował Mieszko wobec Wichmana, który widocznie nie wiedział nic o przysłanych polskiej stronie posił- kach konnych czeskich. Mieszko wysłał przeciw na- stępującemu Wichmanowi swe wojska piesze, każąc im cofać się przed naciskiem nieprzyjaciela. Wich- man ze swoimi podążał za cofającymi się, kiedy w odpowiednim momencie wystąpiła konnica, od- cinając wojskom hrabiego odwrót. W tej krytycznej sytuacji Wichman, walczący konno, pragnął skorzy- stać ze swego rumaka, by uciec. Ale towarzysze obrzucili go zarzutami, że sam ich zachęcał do na- padu i walki, a skoro wpadli w pułapkę, zostawia ich na łaskę losu i mając konia chce ratować życie ucieczką. Wichman wobec tego zsiadł z konia i jak był ciężko Uzbrojony, cofając się, walczył pieszo. Walka przeciągnęła się przez noc do rana, kiedy śmiertelnie znużony bojem, ciężkim uzbrojeniem i brakiem pokarmu wyczerpany, zatrzymał się w ja- kiejś spotkanej na drodze chacie. Tam go znaleźli przedniejsi z oddziału Mieszka, “optimates", a po broni poznali, że jest to ktoś znaczniejszy. Zapyta- ny, kim jest, przyznał, że jest hrabią Wichmanem. Wezwano go do złożenia broni, dając przy tym za- ręczenie, że przywiedziony będzie nietknięty do Mieszka, by go ten oddał cesarzowi. Wichman, cho- ciaż był w tak ciężkim położeniu, nie chciał się pod- dać. Prosił tylko, by zawiadomić o nim Mieszka, któremu złoży broń. Kiedy ci “optimates" odeszli, by Mieszka o odnalezieniu Wichmana uwiadomić, Stosunki z -cesarstwem 107 zagrodę otoczył tłum, “vulgus", i zaatakował zbiega. Zaczęła się walka, w czasie której uległ ostatecznie wyczerpany rycerz. Przedniejszemu z obecnych od- dał swój miecz ze słowami: “Weź ten miecz i odnieś go twemu panu, niech go trzyma jako znak zwycię- stwa i odeśle swemu przyjacielowi cesarzowi — niech cieszy się cesarz z zabitego wroga albo niech opłacze bliskiego". Po czym zwrócił się ku wschodowi, w ję- zyku niemieckim, “patria voce", modlił się i oddał ducha. Było to 22 września 967 r. Cesarz rzeczywiście otrzymał mecz i broń Wich- mana, posłane mu do Włoch widocznie przez Mieszka, i wysłał w styczniu r. 968 list skierowany do książąt niemieckich. Zaznacza w nim, że skoro Redarowie ponieśli tak wielką klęskę, należy ją wykorzystać i nie dać im zażyć pokoju, kiedy tyle razy złamali wiarę i tyle krzywd wyrządzili. Sasi jednak nie usłu- chali cesarza. Groziła im wojna z Danią, nie chcieli komplikować sytuacji walką na słowiańskim froncie. Zostawili w ten sposób wyzyskanie zwycięstwa nad Wolinianami i Redarami Mieszkowi. Taki przebieg miały na północnym odcinku walki, których głównym bohaterem był saski hrabia Wich- man. Gdzie stoczono te bitwy, nie wiadomo, nie- wątpliwie trzykrotnie na terytorium polskim, po przekroczeniu przez Wichmana Odry. Czy działo się to pod Santokiem, gdzie był gród X w. spalony w tym okresie, pozostanie na zawsze pytaniem bez odpowiedzi. Trzeba tu także zaznaczyć, że w spra- wozdaniu Widukinda o walce w r. 967 jest dwu- krotnie podkreślony stosunek Mieszka I do cesarza Ottona I: Mieszko jest “amicus imperatoris", przyjacielem cesarza. 108 Mieszka I Trzy spotkania z Wichmanem nie mogła być uwa- żane za walki Mieszka z Niemcami. Należą one do grupy wydarzeń złączonych z północną, bałtycką- po- lityką polską, zmierzającą do opanowania Pomorza. Dwie pierwsze poniesione przez Mieszka porażki; któ- rych znaczenia nie należy przeceniać, mogły być mil& widziane przez Sasów, dopatrujących się w nich za- równo korzyści, że buntownik Wichman nie bruździ wewnątrz Niemiec, jak i tego, że nowy sąsiad cesar- stwa, Mieszko, dzięki Wichmanowi stanie się bardziej skłonny do porozumienia się z cesarstwem. Trzecie,. tym razem zwycięskie spotkanie z Wichmanem zo- stało przyjęte raczej radośnie i życzliwie przez sfery niemieckie. Jak widzieliśmy, sam Otto I wzywał książąt niemieckich, by ze zwycięstwa polskiego sko- rzystać i zgnębić Redarów. Czy bezpośrednim na- stępstwem zwycięstwa z r. 967 było zdobycie czy zdobywanie Pomorza Zachodniego, nie wiemy, bo wiadomości żadnych o tym nie posiadamy. W każdym razie zwycięstwo nad Wichmanem mogło raczej po- głębić życzliwy i spokojny stosunek Niemiec i cesar- stwa do Polski. Ale już w parę lat później, w r. 972, zaszedł wy- padek, który znacznie zamącił dotychczasowe stosun- ki niemiecko-polskie. W tym roku w czerwcu, bo główne spotkanie miało miejsce na św. Jana, mark- graf Hodo, jeden z następców Gerona, z nie znanych nam powodów napadł na Mieszka, “imperator! fide- lem", wiernego cesarzowi. Brał w tej wyprawie udział także hrabia Siegfried, ojciec kronikarza Thietmara, biskupa merseburskiego, i na podstawie opowiadania ojca podaje o tym wiadomości Thietmar. Na teryto- rium polskim, podlegającym władzy Mieszka, przy- Siósunki z- cesarstwem 109 szło do- walki, która zaczęła się dla Hodona szczęśli- * wie, zwycięsko. Ale następnie widocznie przybyły Mieszkowi posiłki i zwycięstwo zmieniło się w zu- pełną klęskę niemiecką. Brat Mieszka, nazwany przez kronikarza Cidebur, dokonał zupełnego rozgro- mu najeźdźców niemieckich. Wszyscy najlepsi i naj- znaczniejsi rycerze, biorący udział w wyprawie, zgi- nęli. Uratował się markgraf Hodo i hrabia Siegfried. Książę Mieszko odniósł zwycięstwo, “upokorzona py- cha teutońska runęła, waleczny markgraf Hodo uciekł z poszarpanymi sztandarami", Jak to wspomina póź- niej Bruno z Kwerfurtu. Było to, o ile wiemy, pierwsze zetknięcie się Polski z potęgą niemiecką, zapewne z nie tak du- żymi siłami Hodona, ale zetknięcie się dla niej szczę- śliwe, zwycięskie. Cesarz Otto I bawiący jeszcze we Włoszech był wiadomościami tymi mocno poruszony, “turbatus". Wysłał zatem z Włoch pośpiesznie po- słańców do Hodona i Mieszka, nakazując im, pod utratą łaski, spokojne zachowywanie - się aż do cza- su, kiedy sam przybędzie do Niemiec i sprawę mię- dzy obu stronami rozsądzi. Zapewne klęska poniesiona przez Hodona wy- wołała nie tylko silny odgłos, ale i żywsze zaintere- sowanie się zarówno cesarza, jak książąt niemieckich tym władcą, który nie bacząc,..na potęgę-cesarską ani na blask korony niemieckiej urządził krwawą łaźnię i rzeź na polach Cydzyny. Przekaz podany nam przez Thietmara, wcale do- kładny i niewątpliwie wiarogodny, chociaż spisany w łat czterdzieści po zdarzeniu, nasuwa też pewne problemy, wymagające wyjaśnień, a dotąd w nauce zarówno naszej, jak niemieckiej wykładane rozmaicie. 110 Mieszka I Przede wszystkim chodzi o interpretację pierwszego zdania relacji Thietmara, który brzmi: “Interea Hodo, venerabilis marchio, Miseconem imperatori fidelem tributumque usque in Vurta fluvium solventem exercitu petivit collecto", co przetłumaczone do- słownie na język polski daje: “Tymczasem Hodo, czci- godny markgraf, Mieszka cesarzowi wiernego i try- but aż do Warty rzeki płacącego wojskiem gonił ze- branym". Dalej chodzi o wyjaśnienie imienia Cide- bur, a przede wszystkim miejsca bitwy Cidini. Otóż wynika z tego tekstu, że w r. 972 Mieszko był uznawany za “wiernego cesarzowi", w czym upatry- wać wolno, że nie uczynił on nic takiego, co by uwłaczało cesarzowi. Stroną napastującą, odpowie- dzialną za najazd i klęskę, był raczej Hodo. Wynika dalej, że był w tym czasie Mieszko trybutariuszem. cesarskim, płacącym trybut z kraju po Wartę, “usque in Vurta fluvium". Tu dodać należy, że w r. 967, w czasie ostatniej walki z Wichmanem, jest Mieszka dwukrotnie nazywany przyjacielem cesarskim, “amicus, imperatoris". Tych kilka słów rodzi wiele zapytań, zagadnień,. wątpliwości, sprzecznych odpowiedzi, przeciwstawia- jących się sobie poglądów. Jedno, co nie może być za- czepione, to fakt, że był Mieszko uważany za “przy- jaciela cesarskiego", że uznawano go w r. 972 lojal- nym, “wiernym" cesarzowi i że był trybutariuszem. cesarskim. Od kiedy, nie wiemy. Daty zadzierzgnięcia. tego stosunku należałoby szukać zapewne przed r. 967. Ze zaś Otto I bawił krótko w Niemczech w r. 965- i 966, zatem najłatwiej przypuścić, iż wówczas zostały- te stosunki nawiązane. W ostatnich czasach dzięki pracom uczonych pol- Stosunki z cesarstwem 111 skich (Z. Wojciechowski, M. Z. Jedlicki) ustalono, że był to stosunek trybutarny, który trwał, z pewnymi zresztą przerwami, a może i z pewnymi zmianami -warunków, do r. 1000, kiedy to Otto III Bolesława Chrobrego “tributarium faciens dominum", robiąc z trybutariusza pana, zmienił zasadniczo wzajemne obu państw do siebie stosunki. Różnią się tu od pol- skich badaczy niemieccy historycy w tym, że przyj- mując w zasadzie na początku stosunek trybutarny, doszukują się jednak dla czasów późniejszych, jeszcze za Mieszka, w okresie jego zbliżenia się do rządu re- gencji cesarzowej Theofanu za małoletności Otto- na III w latach 985 i następnych, raczej stosunku len- nego. Nauka nasza odrzuca ten pogląd nie znajdując dla niego dostatecznych podstaw w źródłach współ- czesnych i stoi na stanowisku trwania wyłącznie za- leżności trybutarnej po rok 1000. Na tym stanowisku należy pozostać i uznać je za usprawiedliwione. Róż- nice mogą być jedynie w szczegółach tłumaczenia te- go stosunku. A mogą się one okazać wcale znaczne, wątpliwości mogą być bardzo wielkie i poważne, rozwiązanie różne, niezgodne u poszczególnych ba- daczy. Przede wszystkim wysuwa się na pierwszy plan zagadnienie, jakim i z jakiego obszaru trybutariuszem był Mieszko. Do niedawna zarówno polscy, jak nie- mieccy badacze byli mniej więcej między sobą w zgo- dzie, opierając się na tak poważnej i wiarogodnej podstawie, jaką jest zachowana w oryginale kronika Thietmara. Tam w opisie najazdu Hodona na Miesz- ka I w r. 972 stwierdzono przecież, że Mieszko płacił cesarzowi trybut z obszaru “usque in Vurta fluvium", do Warty. Wynikałoby stąd, że rzeka Warta na 112 Mieszka I większej czy całej przestrzeni swego biegu jest gra- nicą trybutarnego obszaru. Ziemie zatem leżące po lewym brzegu tej rzeki byłyby terytorium, z, którego należał się trybut królowi niemieckiemu. Reszta więc kraju na wschód od Warty, po prawym jej brzegu, podlegać mogła Mieszkowi, ale nie ciążyła nad nią ani zwierzchność niemiecka, tak czy inaczej pojęta, ani obowiązek opłacenia trybutu. Jest to tłumaczenie najprostsze, nie wymagające innych dodatkowych wy- jaśnień. Mamy tu wniosek wypływający z dosłownego wyrozumienia tekstu. Nie wzięto jednak pod uwagę jednego, arcyważnego względu, a mianowicie że rze- ka Warta nie była nigdy granicą ani szczepowych, ani plemiennych podziałów i wskutek tego nie była nigdy granicą administracyjną. Nie widać zatem po- wodu, dla którego miano by wyznaczyć tą rzekę granicą obszaru trybutarnego. Bo wzgląd geogra- ficzny, wyrazistość tej rzeki na dzisiejszych np. ma- pach, dziwny i niczym nie usprawiedliwiony dla tych odległych czasów nie mógł być kryterium przy określeniu tych bądź co bądź bardzo ważnych spraw, jak ułożyć stosunek dwu państw do siebie. Sprawa tłumaczenia zwrotu “usque in Vurta flu- vium" jest wysoce skomplikowana i inaczej być nie może. Ten fakt musi już sam przez się nastręczać pewne wątpliwości. Jeżeli sąd badaczy niemieckich jest symplicystyczny i ostać się nie może wobec po- wyżej wyrażonych zastrzeżeń, to zbytnia złożoność problemu w ujęciu badaczy polskich budzi również wątpliwości, jest słabą stroną ich tezy. Teza ta głosi: granicy tej nie należy szukać na lewym brzegu Warty, lecz na prawym. Granica ta obejmuje drobny odcinek dolnej Warty, od jej złą- §kafb fhonet sfebfmych z długiej połowy Xl w., odkryty w Stuszkowie, pow. Kalisz. Stosunki z cesarstwem 113 czenia się z Notecią do ujścia Warty do Odry. Ten "zatem nieduży skrawek tej rzeki jest podstawą rów- nież niewielkiego terytorium, leżącego już na północ od Warty, więc już pomorskiego, tworzącego kąt między Wartą i Odrą, ziemię, którą zasłużony badacz tych stron i czasów (J. Widajewicz) utożsamia z okrę- giem plemiennym Licikavików, znanych jedynie kro- nikarzowi Widukindowi. Z tego to terytorium Licika- vików, terytorium bardzo szczupłego, bo nie liczące- go 2000 km kw., zobowiązał się Mieszko płacić try- but Ottonowi I, czynić z niego służby królowi nie- mieckiemu jako trybutariusz. Wynikałoby z tego, że Mieszko przyjął na siebie obowiązki trybutarne, zatem zarówno zobowiązania finansowe, jak polityczne, z bardzo nieznacznej prze- strzeni swego państwa, gdy reszta obszaru, kilkadzie- siąt razy co najmniej większa od obszaru trybutar- nego, nie była niczym związana z cesarstwem czy państwem niemieckim. Gdyby więc Mieszko stracił to trybutarne terytorium, to równocześnie i cesarz straciłby trybutariusza Mieszka, nie miałby prawa wymagać od władcy polskiego jakichkolwiek umó- wionych służb czy świadczeń. Mieszko, tracąc to te- rytorium, odzyskiwałby zupełną swobodę, stawałby się znów władcą niezależnym, do którego prawnie ani cesarz, ani jego markgrafowie nie mogą pod- nosić roszczeń ani praw. Trzeba by, przyjmując pa- radoks, sądzić, że byłoby to terytorium zupełnie nie- zwykłej, nieprawdopodobnej wartości nie tylko dla Mieszka, ale i dla cesarza. Trzeba by zapytać się, w jaki sposób, gdyby np. Pomorzanie odebrali Miesz- kowi ten mały kraik, mógłby cesarz zmusić Pomorzan do takich samych świadczeń, jakie otrzymywał od e Polska X — XI wlekli 114 Mieszka I księcia polskiego. Bo najpoważniejszą stratą, wolno sądzić, dla królewskiej władzy niemieckiej byłoby ustanie w tych warunkach zawisłości monarchy du- żego państwa polskiego od cesarstwa. Wynikłaby stąd konieczność wojny i to może nie tyle czy tylko z Po- morzem, aby przywrócić trybutarną zależność z tego małego kraiku rzekomych Licikavików, ale i z dużym państwem polskim, aby narzucić mu nowe warunki zwierzchnictwa. Inni badacze polscy (Z. Wojciechow- ski i M. Z. Jedlicki idąc śladami J. Widajewicza) roz- szerzają to trybutarne terytorium, w kierunku pół- nocnym, robiąc z tego w ten sposób pas częściowo Zachodniego Pomorza. Ale i takie powiększenie ob- szaru, powiększenie kilkakrotne chociażby, nasuwa te same, teoretyczne co prawda, zapytania i podobne wątpliwości. Rozpatrując tę sprawę musimy przede wszystkim omówić zagadnienie, dlaczego, na jakich podstawach w tym kącie właśnie Odry i Warty, na ziemi nie wia- domo czy już w tych latach zdobytej przez- Mieszka na Pomorzu, umieścili badacze polscy to trybutarne terytorium, skąd wreszcie wiążą go oni z plemie- niem Licikavików? Przyjmują oni na podstawie przekazu Thietmara współczesność wyprawy łużyckiej Gerona z napadem hrabiego Wichmana na Mieszka w r. 963. Mieszko, rozgromiony przez Wichmana, zmuszony byłby, czy to siłą, czy naciskiem dyplomatycznym Gerona, do wejścia w stosunek trybutarny z cesarstwem. Gero, jednym słowem, wyzyskałby klęskę zadaną Mieszko- wi przez banitę Wichmana i triumfalnie, niewielkim wysiłkiem przywiódłby księcia polskiego jako trybu- tariusza do tronu cesarskiego, zamykając tym swą Stosunki z cesarstwem 115 karierę polityczną. Otóż staraliśmy się już powyżej wskazać, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wyprawa Gerona na Łużyce w r. 963 nie była współ- czesną wyprawom Wichmana, które miały miejsce zapewne nieco później, w latach następnych. Miesz- ko w r. 963 nie był pobity przez Wichmana, a Gero, wyczerpany walką, sam ciężko ranny, musiałby ry- zykować trudną przeprawę przez Odrę, by zetrzeć się z Mieszkiem. O takim starciu Gerona z Mieszkiem nie wiedzą nic współcześni i prawdopodobnie dopiero w latach następnych poniósł Mieszko porażki w wal- Jsach z Wichmanem. Nie jest też pewne, w jakich stronach państwa polskiego nastąpiło starcie Mieszka z Wichmanem. Stąd trzeba wyłączyć wszelki udział Gerona w uzależnieniu Mieszka od cesarstwa, a z tym także i sprawa terytorium trybutarnego, tego, na któ- rym miał ponieść porażki Mieszko, staje się konstruk- cją sztuczną, mniej prawdopodobną. Bo badacze ci przyjmują, że jeżeli wyprawa Wich- mana i Redarów na Mieszka miała dotrzeć do ziem polskich, to musiała od punktu swego wyjścia skiero- wać się na południowy wschód. Dlatego każą Wich- manowi przekroczyć Odrę gdzieś na północ od złą- czenia się jej z Wartą. W tym zakątku Odry i Warty Mieszko zostaje rzekomo pokonany, tam traci życie jego brat i z tego terytorium płaci Mieszko cesarzowi trybut. Ale nie ma najmniejszej pewności, a choćby prawdopodobieństwa, że w tym właśnie kącie, na północ od Warty, miały miejsce porażki Mieszka. Są możliwości, że taką drogą posuwał się Wichman, ale czy starcie miało miejsce na północ od Warty, czy na południe od niej, tego nie wiemy. Z przy- wiedzionych źródeł nie wynika również, by zakątek s* U6 Mieszko Odry i Warty, na północ od tej ostatniej, należał w tym czasie do Mieszka i by było to terytorium Licikavików. Bo przytoczony już wyżej tekst Widu- kinda o “królu Mieszku, w którego władaniu są Sło- wianie, którzy zowią się Licikaviki", nie zdaje się świadczyć o tym, że mieszkają oni w kącie Odry i Warty. Nie ma najmniejszej wskazówki, która by pozwalała utożsamiać siedzibę owych Licikavików z zakątkiem Odry i Warty i twierdzić, że na ich te- rytorium nastąpiły starcia z Wichmanem. Natomiast sądzić można, że określenie “Slavi" jest ogólniko- we, dotyczy ogółu plemion słowiańskich znanych Wi- dukindowi, a ci Słowianie, którymi włada “król" Mieszko, zostali nazwani przez kronikarza Licikavi- kami. Wolno domyślać się, że prawdopodobnie gdzieś na wschód od Odry nastąpiły dwie porażki Mieszka, jak i ta trzecia bitwa, w której poległ Wichman w r. 967. Twierdzenie jednak, że miało to miejsce na północ od Warty, a nie np. na południe, jest dowolno- ścią, która poważnymi względami, czy to źródłowy- mi, czy wyrozumowanymi, nie daje się uzasadnić. Ale opinię o tym, że kraik Licikavików leżał u spływu Odry i Warty i że to było miejsce starcia Mieszka z Wichmanem, postarano się poprzeć jeszcze tekstem Thietmara, opisującym najazd markgrafa Hodona na Mieszka I w r. 972. Wedle badań naszych historyków tam się kryje wskazówka, gdzie bitwa w r. 972 miała miejsce. To zaś rzuca, zdaniem ich, światło na pytanie, gdzie nastąpiły starcia poprzednie z Wichmanem. Wiążąc zaś Wichmana z Geronem sta- rają się wywieść, że tam był kraik Licikavików i że Stosunki z cesarstwem 117 z tego to terytorium był Mieszko trybutariuszem ce- sarskim. Już bardzo dawno, bo sto lat temu, wydawcy kro- niki Thietmara w pomnikowym wydawnictwie źródeł niemieckich (Monumenta Germaniae Historica) określili owe Cidini, gdzie Hodo poniósł tak haniebną klęskę, jako miejscowość Zehden, leżącą na Pomorzu Zachodnim w pobliżu wschodniego, prawego brzegu Odry, na północ od zbiegu Odry z Wartą, zatem ;w tym kącie, w którym poszukują dzisiejsi polscy badacze przypuszczalnych pobojowisk Wichmana. Identyfikacja Cidini-Zehden utwierdza ich w przeko- naniu, że jeżeli w tych stronach walczył z Mieszkiem markgraf Hodo, to musiał tam walczyć także i Wich- man. Ale takie przekonanie nie jest niczym uza- sadnione. Dalej przyjmuje się, że owe Cidini-Zehden, znane w późniejszych czasach jako kasztelania cydzyńska, było grodem czołowym Licikavików. Otóż cała ta konstrukcja opiera się, zresztą słabo, na iden- tyfikacji Cidini-Zehden z Cydzyną. Pewne tylko wąt- pliwości i trudności znajdują ci zasłużeni badacze w wytłumaczeniu kierunku wyprawy Hodona, która wynikałaby z takiej identyfikacji. Jeden z tych bada- czy pisze: “Hodo był spadkobiercą jednej z 6 części, na jakie marchia Gerona została podzielona po jego śmierci, nadzorowi jego podlegały żupy Zytyców, Niżyców i Serbiszcze. Jeżeli zatem chodziło o ude- rzenie stąd na Polskę, najbliżej i najdogodniej było je wykonać w stronie Krosna, przez które prowadził najbardziej uczęszczany szlak znad Łaby do Polski, lub choćby dalej na północy koło Lubusza..." Tym- czasem Hodo “...zdąża właśnie najdłuższą, jaką można 118 Mieszka I było wynaleźć, mianowicie okrąża Lubusz od północy i uderza na Cydzynę". Dla wyjaśnienia tego “...upa- truje w najechanej przez Hodona krainie zhołdowa- ną w r. 963 ziemię" (J. Widajewicz), co bynajmniej, jak wiemy, nie jest udowodnione. Inny badacz, za- służony dla sprawy zależności trybutarnej Polski od Niemiec, (M. Z. Jedlicki) sądzi nawet, by wytłu- maczyć ten tak dziwny i mało zrozumiały kierunek wyprawy Hodona, że gdyby markgraf w innej stro- nie przekroczył granice Polski, naruszyłby “suweren- ność" Mieszka, a tym samym wywołałby “casus bel- li", a przez to surową odpowiedzialność przed ce- sarzem. Jeżeli zaś wkroczył na terytorium trybutame, podlegające rzekomo jego nadzorowi, to takie postę- powanie byłoby prawnie usprawiedliwione. Tu trze- ba zaznaczyć, że powoływanie się na pojęcie suweren- ności dla wieku X jest anachronizmem, podobnie jak tłumaczenie postępku Hodona całkiem niespodziewa- ną, nieprawdopodobną na owe czasy subtelnością w zakresie stosunków międzynarodowych czy mię- , dzypaństwowych. W każdym razie przyjęcie, że Ci- dini to Zehden-Cydzyna na Pomorzu, nasuwa duże i poważne wątpliwości co do kierunku drogi obranej przez Hodona. Wszystkie znane nam wyprawy nie- mieckie do Polski Henryka II, Konrada II, Henryka V czy Fryderyka Barbarossy szły zupełnie innymi szla- kami, co również pozwala wątpić w, identyfikację Ci- dini z Zehden. •A trzeba tu również zauważyć, że Thietmar w tym samym zdaniu, w którym wymienił Cidini, wspomniał równocześnie brata Mieszkowego Cidebura. Imię te- go brzmienia nie jest znane w Polsce, znane jest na- tomiast Czcibor lub Scibor. Otóż jeżeli Cidebur jest Stosunki z cesarstwem 119 Thietmarową próbą oddania łacińskim alfabetem na- zwy Czcibor czy Scibor, to można by się zapytać, jak brzmieć mogła forma Cidini?-Nie można jej bez da- leko idących zastrzeżeń tłumaczyć na Zehden wzglę- dnie na Cydzynę. Należałoby poszukać jeszcze innej, inaczej brzmiącej nazwy miejscowej, bardziej zbliżo- nej brzmieniem do Scibora czy Czcibora, a pozosta- jącej w lepszej zgodzie ze zwykłymi drogami wypraw niemieckich na Polskę. Zwrócić też należy uwagę na to, że forma Cidini wskazuje raczej na jakąś nazwę urobioną w liczbie mnogiej, tymczasem Zehden-Cydzyna świadczy o miejscowości noszącej miano żeńskie liczby poje- dynczej. I ten wzgląd warto by wziąć pod rozwagę. Z tych powodów trudno przyjąć zrównanie Cidi- ni-Cydzyna-Zehden. A jeszcze trudniej pogodzić się z wywodem, że owe Cidini-Zehden leżą w ziemi Li- cikavików, bo po temu brak jakichkolwiek wskazó- wek. Sprawę Licikavików uważać należy w dalszym ciągu za otwartą. Ponieważ z brzmienia tekstu Widu- kinda wynikałoby, że nazwa ta odnosi się do całości owych “Sclavi", których królem jest Mieszko, może najbardziej przemawia dawny domysł znakomitego badacza A. Brucknera, który Licikavików tłumaczył jako Lestkowiców, potomków Lestka, czyli Leszka. “Nazwa panującego dziada Mieszka, Lestka i rodu je- go, została przeniesiona na szczep cały, jak to się tyle razy działo u Słowian (końcówka —- avici wskazuje z koniecznością na nazwę rodową)". , Cała ta obszerna argumentacja służy dla dowodu, że zarówno opieranie się dosłowne na przekazie Thiet- mara, jakoby Mieszko I był trybutariuszem cesarskim ,,usque in Vurta fluvium", z kraju po lewym brzegu 120 Mieszka I Warty, jak kombinacja, że tyczy się to rzekomego niedużego kraiku tzw. Licikavików, nie daje się utrzy- mać. Jak z następnych jeszcze wywodów o trybucie i stosunku trybutąrnym wyniknie, przyjął Mieszko I od samego początku zobowiązanie nie za jakąś część swego państwa, ale za całość. Ale z tym pozostaje, i z tego zdać sobie należy sprawę, w sprzeczności przywiedziony już tekst kroniki Thietmara, słowa “usque in Vurta fluvium". A trzeba wiedzieć, że tekst Thietmara jest pierwszorzędny, bo zachowany, co się rzadko zdarza w źródłach średniowiecznych, w ory- ginale, i stąd nie można go podejrzewać o omyłki czy nawet poprawki późniejszych kopistów. Pełni szacun- ku dla kronikarza i przechowanego tekstu, nie idzie- my tak daleko, by nie doszukiwać się nawet w tak szacownych przekazach pomyłek, tzw. lapsus calami, błędów pióra, i nam się zdarzających tyle razy przy pisaniu. Stąd sądzimy, (za St. Zakrzewskim), że w zdaniu tym Thietmar źle uszeregował słowa, prze- rzucił je. Frazes “usque in Vurta fluvium" powinien się był znaleźć o słowo dalej, a wtenczas sens zdania byłby, że czcigodny margraf Hodo Mieszka, wierne- go cesarzowi i trybut cesarzowi płacącego, pędził ze- branym wojskiem “usque in Vurta fluvium", aż do Warty, i tu dopiero, gdzieś nad Wartą, zadał mu klę- skę brat Mieszka Cidebur, koło miejscowości Cidini. Wolno stwierdzić, że tak sformułowane zdanie zawie- ra wszystko, co było istotne dla dalszego opisu bitwy. By wiadomość o płaceniu trybutu “usque in Vurta fluvium" w opisie tego zdarzenia mogła była się zna- leźć, tego wyłączyć nie można, ale byłaby to wiado- mość nieistotna, zbędna. Bo istotną sprawą jest, że markgraf napadł na kogoś, kto był cesarzowi “fidelis", Stosunki z cesarstwem 121 kto był cesarskim trybutariuszem i gdzie poniósł klęskę. Inni polscy badacze (Z. Wojciechowski, M. Z. Je- dlicki) rozszerzają nieco to trybutarne terytorium Li- cikavików, powiększając je o skrawek północno-za- chodniego Pomorza. Starają się w ten sposób zyskać nową konstrukcję na poparcie poglądu, że z tego tyl- ko zakątka stworzonego przez Odrę i Wartę uznawał Mieszko I_ swą zależność--od cesarstwa. Nie wiemy w ogóle, czy terytoria te na północ od Warty posia- dał w owych latach Mieszko, czy też miał je na oku jako swą przyszłą zdobycz. Otóż wedle zdania tych badaczy Mieszko, nawet nie posiadając tej ziemi, wy- kupywał od cesarstwa te prawa, które rzekomo czy teoretycznie przysługiwały cesarzowi rzymskiemu, tj. idealne prawo do wszystkich ziem będących w rę- , kach pogańskich. Cesarz uważał się za pana tych stron, a prawo do nich czy do urządzenia ich pod względem kościelnym leżało w jego władzy. Za odpo- wiednią rentę, trybut, odstąpił cesarz swe cesarskie prawa Mieszkowi. Ponieważ z czasów wcześniejszych czy też z X i XI w. nie znamy wypadku, by cesarz takie swe idealne prawa sprzedał komukolwiek za ren- tę czy gotówkę, ani nie słyszymy, by ktoś chciał na- , być od cesarza tego rodzaju tytuły prawne, powołano się na znany fakt z lat pierwszych Zakonu Nie- mieckiego w Prusiech, kiedy to Fryderyk II scedował Krzyżakom swe idealne prawa do ziem pogańskich, które Zakon zdobędzie. Przywodząc późniejszy o dwa i pół wieku przykład można by się zastanowić, czy przy zawarciu układu trybutarnego z Mieszkiem w la- tach 965 lub 966, zatem w okresie, kiedy Mieszko był jeszcze poganinem lub co najwyżej świeżo ochrzczo- 122 Mieszka I nym, wypadałoby cesarzowi sprzedawać takiemu księ- ciu prawa do ziem pogańskich, prawa cesarsko-chrze- ścijańskie. Nie ma potrzeby wydobywania para- doksalnych konsekwencji, które by wynikały z pod- trzymywania tego stanowiska. Poza tym wysunięto w związku z tym następującą myśl, spostrzeżenie (T. Tyć i M. Z. Jedlicki). W r. 1135 był książę polski Bolesław Krzywousty zmuszony przy hołdzie złożonym cesarzowi w Merseburgu do zapła- cenia trybutu za lat dwanaście wstecz, zatem za cały okres od chwili ostatecznego podboju Zachodniego Pomorza. Otóż badacze ci doszukują się prawnej pod- stawy uznanego przez Krzywoustego stosunku do Po- morza w tym, że taki trybut obowiązywać miał już Mieszka I i od tego czasu, przez lat 170, żyły jeszcze zawsze tytuły prawne cesarstwa, jak i żyło w Polsce przekonanie, że tytuły takie z zaborem ostatecznym Pomorza spadają jako obowiązek na Polskę. W każ- dym razie przez lat dwanaście tytułów tych nie uzna- wał Krzywousty i dopiero ciężką sytuacją został zmu- szony do ich uznania. Jeżeli jednak w r. 1135 uznał je Krzywousty, to widocznie było rzeczą wiadomą i notorycznie znaną, że przed r. 1123 książęta pomor- scy płacili trybut cesarstwu, a przynajmniej taki obo- wiązek uznawali. Otóż trudno by się było ważyć na cofnięcie ta- kiego stosunku Pomorza do cesarstwa w czasy Miesz- ka I, który nie zmuszony ani siłą, ani naciskiem ku- powałby w początkach swego zetknięcia się z Niem- cami idealne prawa bez wartości. Sądzić wolno, że prawa cesarstwa do Pomorza nie mogą sięgać bardziej wstecz, jak do czasów Konrada II i Mieszka II, kiedy to cesarz podzielił państwo polskie między Mieszka II, Stosunki z cesarstwem 323 Ottona i Dytryka, a Dytrykowi przypadło w udziale Pomorze. Już poprzednio w r. 1031 uznał Mieszko II zwierzchność cesarską nad sobą. Dalej jeszcze poszedł brat jego Bezprym. Taką zależność uznawał i Dytryk, zawdzięczający swój udział w podziale cesarzowi. Uznawał zatem zwierzchnictwo niemieckie i zapewne trybut na niego nałożony. Wiemy zaś, że Ziemomysł pomorski, zapewne syn Dytryka, jest zależny od ce- sarstwa, skoro wzywa go Henryk III w r. 1046 przed swój trybunał, by rozsądzić zatargi jego i Brzetysła- wa czeskiego z Kazimierzem Odnowicielem. Widocz- nie w tym czasie wykonywał Henryk III prawa zwierzchnie nad Pomorzem, jak je wykonywał nad księciem czeskim i polskim. O ile z praw tych korzystali następcy Henryka III lub o ile uznawali je i wykonywali książęta zachod- nio-pomorscy, nie wiemy. Jednakże podstawa prawna tych stosunków tkwiła zapewne w podziale państwa polskiego z r. 1032 i w tym czasie musiał powstać stosunek trybutarny Pomorza, na który powołano się W hołdzie merseburskim w r. 1135. Nie sięga on z ca- łym prawdopodobieństwem ani do czasów pierwszych lat Mieszka I, ani do wspomnień zjazdu gnieźnień- skiego. Jeżeli badacze polscy, jak zresztą na innej podsta- wie i badacze niemieccy, twierdzą, że Mieszko I pła- cił cesarstwu trybut z części swego państwa, wedle polskich z kraiku Licikavików, a niemieckich z ob- szaru po Wartę, to przyznają oni, że z biegiem cza- su nastąpiła zmiana w tym sensie, że trybut był osta- tecznie płacony z całości państwa. Nie umieją co prawda wyjaśnić, kiedy, pod wpływem jakich wy- padków, przyjął Mieszko także zobowiązania za ca- 124 Mieszka I łość państwa, kiedy mógł być siłą zmuszony do tego, by zamiast zmałego kraiku rzekomych Licikavików płacić trybut z całego dużego kraju. Powołują się tu uczeni polscy na tekst podsunięty im przez wykładnię wyraźnie tendencyjną historyków niemieckich. Roczniki kwedlinburskie mianowicie donoszą, że Bolesław Chrobry podczas zjazdu gnieźnieńskiego w r. 1000 przyjął Ottona III i obdarzył go podarunkami, dosłownie tłumacząc gościńcami (,,xeniis") naj- rozmaitszej wartości (“omnigeni census"), zebranymi ; z rozmaitych stron świata (,,ubique terrarum studio- sissime quaesiti"). Otóż historycy niemieccy pominęli słowo “xenia", podarunki, gościńce, a położyli nacisk na słowo “census", które może mieć też znaczenie ,; czynszu, a zatem trybutu, a tak tłumacząc to wyra- ; żenię wyłożyli koniec tego zdania, że trybut ten zbie- rany był ze wszystkich ziem, które należały do Bo- lesława Chrobrego, tj. z całości jego państwa. Taką interpretację przejęli polscy badacze od niemieckich. Otóż zastanawiając się nad znaczeniem tego tekstu trzeba stwierdzić, że gdyby tu naprawdę chodziło o trybut, to cesarzowi, jak i rocznikarzowi niemiec- kiemu było rzeczą zupełnie obojętną, którą by po- minął, z jakich źródeł czerpał trybutariusz, by uiścić się z trybutu. Byle go zapłacił. Stąd frazes “ubique terrarum", ze wszystkich stron, ziem, jest zupełnie niezrozumiały. Bo nie do pomyślenia jest, by w wie- ku X mógł istnieć jakiś plan finansowo-podatkowy rozłożenia ciężaru opłaty trybutu na wszystkie zie- mie, którymi włada trybutariusz. Nie wiemy, jak du- ży trybut płacił Mieszko. Wiemy, że książęta czescy płacili 500 grzywien srebra i 120 wołów rocznie. Ale przypuszczać można, że cesarz nie dbał o to, by wie- StosuTifci z cesarstwem 125 dzieć, być poinformowanym, czy książę bierze tych 500 grzywien ze swego skarbca, z zapasów, czy wydo- bywa je z kopalń srebra, czy z opłat targowych ód kupców. Tak samo musiało być z Polską. Sens zatem tej zapiski, zgodnej zresztą z tym, co wiemy o zjeź- dzie gnieźnieńskim z Thietmara i Anonima-Galla, jest, że Bolesław Chrobry obdarował cesarza poda- runkami zakupionymi w różnych stronach świata. Nie ma zaś tu mowy o trybucie ani o przestrzeni, z któ- rej ten trybut się należał. Z tym wszystkim nie mamy ani jednego przekazu pewnego i wyraźnego, z czego płacił Mieszko i Bo- lesław Chrobry do r. 1000 trybut cesarzowi. Skoro odrzucimy tłumaczenie, że teren trybutarny był ograniczony korytem rzeki Warty, jako pozbawione podstaw, skoro odrzucimy równocześnie próbę utoż- samienia go z prawdopodobnie w ogóle nie istnieją- cym plemionkiem Licikavików, nie pozostaje nic in- nego, jak przyjęcie, że zapewne dobrowolny trybu- tariusz cesarski Mieszko, “amicus imperatoris", “fide- lis", uznawał swą zależność od królestwa niemiec- kiego z całości swego państwa. W bogatym memoriale, zebranym dla oświetlenia spraw związanych z trybutem i stosunkami trybu- tarnymi (M. Z. Jedlicki) nie znajdujemy ani jednej wskazówki, która by nam objaśniała, z czego bywał płacony czynsz w licznych wypadkach stosunków trybutarnych. Z powołanych źródeł jedne wymieniają imię trybutariusza, inne tylko nazwę ludu czy pań- stwa, opłacającego trybut. Sądzić więc można, że try- but jest określoną daniną obowiązującą (dziedzicznie) trybutariusza, bądź też (wieczyście lub bezterminowo) związaną z pewnym terytorium tworzącym jednostkę 126 MieszJoo I państwową. W każdym razie nie znamy wypadku, przynajmniej nie wynika to ze źródeł, by tylko ja- kaś część terytorium państwowego gdziekolwiek pod- legała trybutowi, a reszta była swobodna. Już wyżej, mówiąc o tzw. ziemi Licikavików i rzekomym czyn- szu z tego terytorium, przedstawiliśmy paradoksalne skutki, które by nastąpiły, gdyby na przykład Miesz- ko utracił ten skrawek ziemi. Znamy tylko dwa wy- padki, rzekome wyjątki od ogólnej reguły, które nie- wątpliwie słusznie kwalifikuje się jako tylko pozorny trybut. Pierwszym jest układ z r. 1054, zawarty za pośrednictwem Henryka III między Kazimierzem Odnowicielem a Brzetysławem czeskim. Kazimierz obowiązuje się płacić Czechom czynsz za odebrany im siłą Śląsk. Uznano to jednak nie za trybut, ale za ro- dzaj renty wieczystej, odszkodowania. Po drugi po- dobny przykład trzeba sięgnąć do XIII w., do układu szkocko-norweskiego kupna wyspy Mań. Te dwa za- tem wypadki tylko pozornie, zewnętrznie przypomina- ją formy trybutarne. Istota tych dwu przykładów tkwi w innych prawnych założeniach. Jeżeli zaś, jak sądzić można po tak bogatym materiale zebranym i zużytkowanym dla wyjaśnienia sprawy trybutu, wszystkie znane nam wypadki stosunków trybutar- nych łączą się bądź z osobą księcia-trybutariusza, bądź z całością władanego przez niego terytorium, to i w wypadku Mieszka I i Bolesława Chrobrego będzie tak samo. Nie ma potrzeby ani powodu doszukiwać się czy to na lewym, czy na prawym brzegu Warty granicy takiego trybutarnego rejonu. Tym samym zyskuje na sile przypuszczenie o błędzie, przerzuce- niu paru słów ze znanego nam cytatu tekstu Thiet- mara. Stosunki z cesarstwem 127 Jest tu jeszcze jedna wiadomość, a raczej drobny szczegół, który warto poruszyć. Wiemy, że pierwsze wiadomości o Mieszku za- wdzięczamy Widukindowi, który mówi nam o po- rażkach, jakie poniósł książę polski od hrabiego Wich- mana. Wiemy także, że wedle Thietmara markgraf Gero, pobiwszy w r. 963 Łużyczan i Słupian, podpo- rządkowa! Mieszka I “cum sibi subiectis", z podległy- mi sobie, cesarzowi. Powyżej już wytłumaczyliśmy, że Thietmar oparł tu całe swe opowiadanie na prze- kazie Widukinda, a streszczając go niestarannie i nie- udolnie zniekształcił myśl swego źródła, łącząc ze so- bą to, czego na podstawie Widukinda nie wolno było łączyć. Nie jest tu zatem Thietmar źródłem samo- dzielnym, jeżeli czerpie z Widukinda. Ale nasuwa się pytanie, czy Thietmar nie mógł mieć przecież ja- kiejś samodzielnej wiadomości. Upatrywać ją można by właśnie w słowach: “cum sibi subiectis", dodatku nieznacznym, wiążącym się zresztą zapewne z fra- zesem Widukinda o Słowianach, którzy nazywają się Licikaviki, a których królem jest Mieszko. Powszech- nie tłumaczy się słowo “subiecti" przez “poddani" Mieszka. Jeżeli ktoś takie znaczenie uważa za wła- ściwe, to ten frazes jest zupełnie obojętny. Ale zna- czenie “poddani" byłoby dość dziwne: co mogli zna- czyć lub ważyć w układzie trybutarnym “poddani" Mieszka, ludzie wolni czy niewolni, którzy przecież nie mieli prawa “ratyfikowania" umowy swego władcy. Samo przez się było zrozumiałe, że władca, w danym wypadku Mieszko, przyjmuje pewne zobo- wiązania charakteru publicznego, międzynarodowego, osobiście, ale równocześnie obciążają one i terytorium mu podległe, a z tym i ludność owego terytorium. .128 Mieszka I O tym. nie było potrzeby mówić, to się rozumiało sa- mo przez się. Zatem frazes ten albo nic nie znaczy, albo musi mieć inne znaczenie niż przydawane mu “poddani". Otóż zdaje się, że takie inne znaczenie -można tu przyjąć i że będzie to częściowo samodziel- ny przydatek Thietmara, może pewne objaśnienie fra- zesu Widukinda o Licikavikach. W jakim wypadku mogłyby powstać wątpliwości, że poddanie się Mieszka tyczy się jego tylko osoby, a owi “subiecti" mogliby się uważać za stojących poza ramami układu, gdyby nie byli wyraźnie wymienie- ni? Tylko w tym, jeżeliby w obrębie państwa Mieszko- wego znajdowali się obok księcia seniora także pod- legli mu juniorowie. Mogłaby bowiem istnieć wątpli- wość, tak wyraźna dla ludzi przywykłych dla stosun- ków lennych, czy uznanie się trybutariuszem odnosi się do samego księcia zwierzchniego i tego terytorium, którym on włada bezpośrednio, czy też do tych tery- toriów, którymi z jego ramienia zarządzają inni. Są- dzić można, że takie stosunki miał na myśli Thiet- mar, gdy pisał o owych “subiecti". Wiemy zaś, że Mieszko miał przynajmniej dwu braci, jednego, który zginął w walkach z Wichmanem, i drugiego Cidebura. Obaj musieli być ludźmi dorosłymi i zapewne, wedle zwyczaju, musieli mieć wyznaczone sobie dzielnice pod zwierzchnią władzą seniora. Nie można nawet wyłączyć istnienia. w tych czasach jakichś książąt ple- miennych, jeżeli współcześnie w Czechach widzimy, obok Przemyślidów Sławnikowiców, a na Pomorzu, bodajże w Gdańsku, rezydował także jakiś książę dy- nasta. Takie tłumaczenie byłoby w zgodzie ze stosun- kami powszechnie panującymi, a tak dobrze nam znanymi z czasów późniejszych. Byłoby to także Sierp jeździecki w oprawie kościanej, XJ w, Stosunki z cesarstwem 129 w zgodzie z powyższym wywodem, że ciężar zobowią- zań przyjętych przez Mieszka jako trybutariusza od- nosi się do -całości państwa, ogarnia całą ówczesną Polskę, rządzoną czy władaną przez Mieszka I bezpośrednio czy pośrednio. Byłaby to częściowo zatem własna wiadomość Thietmara, ,a nie widzę powodu, by twierdzić kate- gorycznie, że kronikarz ten, popełniający tu i ówdzie błędy przy niedbałym streszczeniu wiadomości swych źródeł, nie mógł mieć od czasu do czasu też własnych, pozytywnych informacji. Jeżeli je miał bardzo do- kładne dla wypadków z r. 972, to mógł je mieć i dla okresu poprzedniego dziesięciolecia. Wolno go nawet posądzać o pragmatyzowanie. Mógł sądzić, że taki musiał być sens układu. Mógł rozumieć, że jeżeli Mieszko miał juniorów, to i ich musiał obejmować zawarty układ. Ale czy osądzimy wiadomość Thiet- mara jako pragmatyzowanie, czy jako pozytywną osobną wiadomość, to wolno mniemać, że Mieszko, mając rodzeństwo, braci, wydzielił im dzielnice, a ja- ko senior miał nad tymi juniorami władzę zwierz- chnią. Układ zatem trybutarny cesarstwa z Mieszkiem liczyć się musiał z tym, żeby nie tylko trybut był płacony przez Mieszka, ale by wszelkie warunki po- lityczne umowy obowiązywały zarówno Mieszka, jak i podległych seniorowi juniorów. Ze zaś Mieszko był seniorem, świadczy nie tylko późniejsza tradycja polska, która z generacji synów Ziemomysła zna jedynie Mieszka, ale i to, że do r. 992 jedyną osobistością w Polsce działającą jest Mieszko, jak i to, że jest on wedle określenia Widukinda “rex". Stosunek trybutarny powstaje przez układ ze sobą dwu stron, przy czym jedna ze stron ma znaczną 9 Polska X — XI •.vie.-:u 130 Mieszka I przewagę siły i dyktuje warunki. Stąd jest to foedus iniquum (układ nierówny), gdzie strona słabsza ma sobie narzucone obowiązki, gdy silniejsza zapewnia jedynie słabszego o swojej protekcji. O ile ten słab- szy wykonuje swe zobowiązania, może się cieszyć za- pewnieniem bezpieczeństwa, pokoju, ze strony sil- niejszego. Jak sama nazwa trybutariusz wskazuje, a liczne wiadomości o płaconym trybucie poświadcza- ją, słabsza strona płaci silniejszej pewną określoną stałą sumę rocznie. Jak była ona określona w ukła- dzie z Mieszkiem, nie wiemy. Były nadto pewne umó- wione warunki, ograniczające swobodę działania try- butariusza. W zakresie polityki zewnętrznej trybu- tariusz nie mógł prowadzić zbyt samodzielnej poli- tyki, a przede wszystkim polityki sprzecznej z polityką swego zwierzchnika lub skierowanej przeciw zwierz- chnikowi. Pewne zatem sprawy z tego zakresu wy- smagały uzgodnienia między trybutariuszem a jego zwierzchnikiem. W zakresie spraw wewnętrznych swego terytorium miał trybutariusz zdaje się dość dużą swobodę. Przy- najmniej nie widać, by tymi sprawami interesowano się stale, jakkolwiek oczywiście chętnie wyzyskiwano kryzysy wewnętrzne i swary rodzinne, które były" zwierzchnikowi na rękę. Zwykle trybutariusz dostar- czał w określonych, należy sądzić, wypadkach pewne- go kontyngentu zbrojnego, dalej zobowiązany był stawiać się na zawołanie na dwór zwierzchnika, czy to dla wysłuchania jego poleceń, czy dla usprawiedli- wienia się z zarzutów mu postawionych, czy dla sądu, jeżeli popadł w konflikt czy spór z innymi zwierz- chnikowi również podległymi. W zamian za te prawa, które zyskiwał zwierzchnik, trybutariusz ma właści- Stositłiki z cesarstwem 131 wie tylko jedną korzyść, zresztą względną, a tą jest zapewnienie bezpieczeństwa i spokoju ze strony zwierzchnika. Jeżeli trybutariusz swych obowiązków nie dotrzymuje, zwierzchnik ma prawo siłą wymusić dotrzymanie warunków układu czy podyktować nowe. Wątpić można, czy trybutariusz ma prawo żądania opieki czy pomocy od zwierzchnika, bo taki obowią- zek zbyt często wciągałby zwierzchnika w zawikłania, .na polach dalekich nieraz od jego istotnych intere- sów. Byłoby np. dla cesarstwa ciężarem, gdyby miało ono obowiązek wobec Mieszka zajmować się obroną je- go spraw, interesów czy granic wobec Rusi czy Pru- sów albo interesować się jego polityką bałtycką wo-, , bęc Szwecji czy Danii. Wiemy, że w r. 990, podczas zatargu zbrojnego Mieszka z Bolesławem II czeskim, zażądał Mieszko, “postulat", pomocy regentki Theo- fanu, której mu ona rzeczywiście udziela. Trudno by jednak było na podstawie jednego słowa “postulat" wyciągać tak daleko idące wnioski, że Mieszko miał prawo żądania pomocy, bo słowo to ma szeroką skalę znaczeń, od żądania, wymagania do prośby. Wobec braku pozytywnych wiadomości o obowiązku pomocy ze strony zwierzchnika przyjąć raczej należy, że ce- sarzowa udzieliła pomocy na prośbę Mieszka, ponie- waż leżało to w tym wypadku w interesie państwa niemieckiego. Trzeba tu także podkreślić, że obie walczące w owym czasie ze sobą strony były podległe królowi, który miał prawo spór między nimi osą- dzić lub jedną z nich poprzeć siłą. Jakie warunki wiązały Mieszka z cesarzem, nie wiemy. Trudno je wydedukować na podstawie, tak skąpego materiału źródłowego. Nie wierny zgoła nic o wysokości płaconego trybutu l rozmiarze świad- 132 Mieszka I czeń materialnych., Nie przechowały się bliższe wia- domości o bywaniu Mieszka na dworze cesarskim. Bo nie wiemy nawet, czy Mieszko osobiście przedsta- wił się Ottonowi I przy nawiązaniu stosunku trybu - tarnego, czy nie. Źródła o tym milczą, chociaż tak chętnie zaznaczają bytność i czołobitność rozmaitych książąt czy ich poselstw na dworze cesarskim. Miał Mieszko osobiście stawić się przed cesarzem w r. 973, by wysłuchać jego wyroku w sprawie z markgrafem Hodonem. Ale czy był tam osobiście, można by mieć pewne wątpliwości. Bywał bądź co bądź od czasu do czasu w Niemczech, jak świadczy Thietmar, mówiąc z przekąsem o jego stosunkach z Hodonem... Za cza- sów Ottona II nie ma wzmianki o widzeniu się Miesz- ka z cesarzem. Dopiero za małoletności Ottona III wiemy o paru wypadkach spotkania się Mieszka z kró- lem, głównie na wyprawach wojennych. Toż samo jest z Bolesławem Chrobrym i Ottonem III do zjazdu gnieźnieńskiego. Jeżeli chodzi o prawo sądu nad trybutariuszem, to pozytywnie wiemy, że wykonywał takie uprawnienie Otto I, kiedy rozsądzał sprawę Mieszka i Hodona. W latach Ottona III podczas tłumienia wielkiego powstania słowiańskiego zarówno Mieszko, jak Bo- lesław Chrobry wielokrotnie zjawiają się ze swymi wojskami przy boku królewskim. Czy jednak robią to z obowiązku, czy może z własnej woli i we własnym interesie, wyjaśnić się nie da. Sądzić można, że jedno i drugie zapewne wchodziło tu w grę. Ale stosunek ten Polski do cesarstwa ulegał przerwom, zastojowi. Wiemy, że po śmierci Ottona I w r. 973 Mieszko zerwał swe stosunki z Niemcami i że cesarz, lubo bez powodzenia, starał się siłą zmu- Stosułiki z cesarstwem 133 sić księcia polskiego do uznania swego zwierzchnic- twa. Jeżeli, jak się zdaje, zawiązał Mieszko w latach 965 lub 966 swój trybutarny stosunek z cesarzem do- browolnie, nieprzymuszony, to w r. 979, kiedy zawieś rał z Ottonem II “pacem necessariam", pokój nie- - zbędny dla Niemiec, zawierał go również we wzglę- dnie korzystnych warunkach. Podobnie być musiała • "w pierwszych latach rządów regencji za Ottona III, kiedy wycofanie się Mieszka z koalicji przeciwne.} Ottonowi III musiano powitać radośnie na niemiec- kim dworze. W tych warunkach, wolno sądzić, sto- sunki prawne, trybutarne, podporządkujące Mieszka Ottonom, nie mogły być zbyt uciążliwe. Było to za- tem “feedus iniquum", które pod pewnymi względa- mi ograniczało trybutariusza mniej czy więcej silnie, zależnie przede wszystkim od siły, którą sam trybun tariusz przedstawiał, i od nakładu sił, które byłby zmuszony zużyć jego zwierzchnik, by w razie potrze- by zmusić go do posłuszeństwa. Nie stanowił jednak ten stosunek trybutarny z punktu widzenia prawnego i praktycznego tak silnego zespolenia, jak związek lenny obracający się w już ustalonych zupełnie ra- mach prawa feudalnego. W tym znaczeniu stosunek trybutarny był formą lżejszą i dogodniejszą dla try- butariusza, system lenny zaś był o tyle korzystniej- szy, że w dużo większym stopniu stwarzał pomiędzy lennikami wspólność obrony praw i interesów po- szczególnych, praw i interesów opartych o prawo wo- bec ich wspólnego pana lennego. Takiej wspólności nie mogło być w grupie trybutariuszy, raz z po- wodu różnorodności warunków prawnych, po wtóre z powodu tylko luźnego związku z władzą zwierzchnią pod względem ustrojowym, wreszcie w X w. trybu- t34 Mieszka I tariuszami bywały w znacznej mierze kraje i ich władcy, przeważnie nie Niemcy, Słowianie rozmaitego. pochodzenia, których stosunki wzajemne opierać się mogły na podstawach politycznych, zatem o doraźną, a więc zmienną koniunkturę chwili. Jak to już wskazano, nawiązanie stosunków Miesz- ka z Ottonem I przypada zapewne na lata 965 lub 966, kiedy Otto I bawił w Niemczech między jednym a drugim długim pobytem we Włoszech. Czy odwie- dził Mieszko w tym czasie osobiście cesarza, czy sam mu się przedstawił i z nim ułożył swe stosunki z ce- sarstwem, nie wiemy. Nie wiemy również, czy uczy- nił ten krok jeszcze jako poganin czy już chrześcija- nin. Ponieważ źródła niemieckie nie notują wyprawy wojennej na Polskę, można sądzić, że nie był Mieszko zmuszony do tego kroku siłą niemiecką. Raczej do- browolnie z takich czy innych względów politycznych nawiązał swój stosunek z Ottonem. W każdym razie jest Mieszko w r. 967 nazwany “amicus imperatoris", a w r. 972 jest określony jako cesarzowi “fidelis" i płacący mu trybut. Jeżeli klęska pod Cidini, której doznał tam mark- 1 graf Hodo z rąk Cidebura, rozeszła się szerokim echem po Niemczech, jeżeli wstrząsnęła wzajemnymi sto- sunkami, utrzymywanymi jak dotąd bez zarzutu z jednej i drugiej strony, jeżeli tym wypadkiem był bawiący we Włoszech Otton I “turbatus", to przyczyna tego wszystkiego tkwiła nie w tym, że “czcigodny markgraf Hodo" napadł na Mieszka, lecz w tym, że został on sromotnie rozgromiony. Gdyby Hodo pobił Stosunki z cesarstwem 135 na głowę Mieszka, zapewne cesarz nie byłby tym poruszony. Mógłby spokojnie widzieć w tym zdarze- nie dla siebie i interesów państwa niemieckiego ra- czej korzystne, bez względu na to, czy słuszność nie stała po stronie “przyjaciela", “wiernego" cesarzowi trybutariusza Mieszka. Ale psotny los dał zwycięstwo księciu polskiemu. Pycha niemiecka została poniżona, a z tym padł też prestiż królewski wobec licznych trybu tariuszy niemieckich, licznych ludów słowiań- skich mających swe porachunki z Niemcami. Toteż mógł być rzeczywiście Otto I “turbatus" i dlatego za- żądał, by obie strony zachowywały się spokojnie, by Hodo nie próbował rehabilitować swej nadwerężonej sławy wojennej jakąś odwetową wyprawą, na którą mógłby Mieszko może powtórzyć wyczyn spod Cidini. Bo jakie mogłyby być dalsze skutki, zwłaszcza wśród tych Słowian, którym w r. 968 urządzono metropolię magdeburską i wiele biskupstw, mających swą dzia- łalnością obejmować znaczną część Słowiańszczyzny między Łabą a Odrą? Cesarz miał zresztą niedługo pojawić się sam w Niemczech, a wtenczas osądzi spra- wę Mieszka i Hodona, przystąpi do pacyfikacji sto- sunków z Polską i Mieszkiem. Rzeczywiście na Wielkanoc 973 r., która przy- padła na dzień 23 marca, przybył do Kwedlinburga stary Otto I z synem, też cesarzem Ottonem II, przy- były obie cesarzowe, Adelaida i młoda Greczynka Theofanu, przybyli liczni książęta niemieccy, zjawił się też Bolesław II czeski, szwagier Mieszka I. Przy- były również z czołobitnościami dla cesarza liczne poselstwa, miały tam być poselstwa greckie, bene- wentańskie, bułgarskie; duńskie, węgierskie i jakieś określone ogólnikowo słowiańskie, Sclavorum, może 136 Mieszka I zatem polskie. Niektóre źródła,. zresztą późniejsze, dorzucają jeszcze poselstwo ruskie. Wszystkie przybyły tu z podarkami dla powra- cającego do Niemiec cesarza. Był fo więc zjazd nie- zwykle liczny, wspaniały, ostatni zresztą taki zjazd za życia Ottona I. Zjazd ten miał bardzo duże znaczenie polityczne, a napływ obcych gości i poselstw świadczył o potędze i szacunku cesarstwa, czy może raczej o osobistym auto- rytecie starego cesarza. Zdaje się, że w tym mniej więcej czasie zapadło postanowienie utworzenia dwu biskupstw, w Pradze i na Morawach, i przyłączenie ich do związku metropolitalnego mogunckiego. Istnie- je też przypuszczenie, że posłowie węgierscy przy- byli również z pewnymi sprawami tyczącymi się chrystianizacji Węgier. , Ze spraw politycznych miała się tu znaleźć sprawa zeszłorocznego starcia się Hodona z Mieszkiem. Współczesna zapiska Roczników hildesheimskich nic o tym nie mówi, nie wspomina o Mieszku. O lat 40 późniejszy Thietmar twierdzi, że z polecenia cesarza. “imperatoris edictu", przybyli tam książęta Mieszko i Bolesław czeski. Dużo jeszcze później ostatecznie zredagowane Roczniki altaheńskie, tzw. większe, mó- wią, że Bolesław II, przybywszy do Kwedlinburga osobiście, obdarzył cesarza licznymi darami. Co się zaś tyczy Mieszka, to nie wspominają wyraźnie, czy Mieszko był sam obecny na zjeździe, twierdzą tylko, że Mieszko lękiem poruszony — “terrore compulsus" — przysłał swego syna cesarzowi jako zakładnika. Z ze- stawienia tego wynikałoby raczej, że Mieszka, wbrew zdaniu Thietmara, nie było w Kwedlinburgu i że Stosunki z cesarstwem 13T tylko syn jego Bolesław, w owym czasie 7-letni chło- pak, przybył na dwór jako zakładnik. Oddanie przez Mieszka cesarzowi w zakład Bo" lesława, najstarszego syna, ma związek z wypadkami roku poprzedniego. Thietmar, który zapisał wiadomość ó bitwie pod Cidini i zanotował, że Otton zakazawszy Hodonowi i Mieszkowi prowadzenia walki polecił im czekać na swój powrót i rozstrzygnięcie sporu przed. cesarskim majestatem, w opowiadaniu wypadków o rok późniejszych zadowala się prostą zapiską, opartą w dużej części na Rocznikach hildesheimskich. Samo- dzielnie wymienia tylko imiona Mieszka i Bolesława czeskiego, nie dodając nic o sądzie cesarza w sprawie Hodona. Jedynie z Roczników altaheńskich domyślać się możemy, że sprawę tę cesarz rozsądził. Ale jak "nie znamy podstaw i powodów napaści Hodona, bo o tym nie mówi nam Thietmar, tak i nie znamy praw- nych podstaw wyroku cesarskiego. Nie możemy ocenić, czy wyrok był słuszny i sprawiedliwy, to znaczy, czy wina była po stronie księcia polskiego. Bo pod tym względem są widoczne niedomówienia Thietmara. Twierdzi on, opowiadając :o wyprawie Hodona, za książę polski był “fidelis", że płacił trybut, czyli że pod tym względem był bez zarzutu. O innych powodach napadu Thietmar w ogóle milczy. Wydawałoby się, że słuszność była raczej po stronie Mieszka. Tymcza- sem wyrok dotknął nie Hodona, lecz księcia polskiego. Otóż bądź Otto nie chciał poświęcać autorytetu markgrafa w oczach Mieszka, Słowian i innych za- leżnych trybutariuszy i dlatego usiłował sterrory- zować Mieszka, bądź też źródła pominęły milczeniem sąd Ottona o postępku markgrafa, a zaznaczyły jedy- ł38 Mieszka J nie żądanie cesarza, by Mieszko wydał mu syna Bo- lesława jako zakładnika. Może zatem było to nie tyle karą, ile środkiem zabezpieczenia się na niedaleką przyszłość, skoro bitwa pod Cidini pokazała, że ten dotychczas potulny i mało brany w rachubę trybu- tariusz może być wcale niebezpiecznym przeciwni- kiem. Jest ten fakt także zarazem pierwszą oznaką żywszego zainteresowania, się-"Polską ze strony Otto- na I i cesarstwa. Można sobie łatwo wyobrazić, z jakim uczuciem oddawał Mieszko i Dobrawa pierworodnego syna jako zakładnika w ręce cesarskie. Było to rozstanie się w niepewności jutra, czy dziecko nie ucierpi z powodu polityki ojca, pełne troski, że dziecko wychodzi, może na długo, spod opieki ojca i wpływów dworu, a na obczyźnie może się stać łatwo wykładnikiem obcych interesów, tak jak to się działo niejednokrotnie z książątkami słowiańskimi zmuszonymi żyć zbyt długo w środowisku niemieckim. Ale największą troską było życie syna, tak przecież kruche, tak łatwe do zatraty w warunkach zakładnika. , - Otóż Mieszko, który kilka lat temu przyjął chrzest,- okazuje w tej sprawie wcale dużą zapobiegliwość i widząc niechęć i brak życzliwości ze strony czyn- nika świeckiego, cesarstwa, zwraca się o pomoc, o opiekę nad synem, do czynnika kościelnego, do pa- piestwa. Wiadomość o tym pochodzi wyjątkowo ze źródła polskiego i, zdaje się, zasługuje mimo swej lakoniczności na wiarę. Istniał jeszcze do XVIII w. -w katedrze poznańskiej nagrobek Bolesława Chro- brego opatrzony wierszowanym łacińskim napisem. Kiedy ten pomnik został wystawiony, a zatem też kiedy mógł powstać napis na pomniku, nie ma dotąd Stosunki 2 cesarstwem 139 zgody w nauce mimo wcale bogatej literatury, tyczą- cej się tego zabytku. Dużą trudnością jest fakt, że znamy tylko pewne bardzo niedokładne szkice ry- sunkowe tego pomnika, nie pozwalające na dokładną i naukową ocenę cech stylowych. Co się tyczy napisu, to kopia jego znana jest od końca XV w., ale także nie ma pewności, czy tekst, który nas doszedł, jest pełny i jakie jest następstwo wierszy po sobie. , Otóż w tym napisie grobowym jest jeden wiersz odnoszący się do r. 973, ważny dla poruszonego za- gadnienia. Brzmi on: “Precidens comam Septenni tempore Romam", co znaczy — obolawszy mu włosy w wieku lat siedmiu, przesłano je do Rzymu. Otóż wiemy, że siedem lat liczył Bolesław w r. 973, właśnie w czasie, gdy był wysłany jako zakładnik do Niemiec. Tak byłyby to trzecie postrzyżyny znane nam u Piastów. O obu pierwszych postrzyżynach: Ziemo- wita przez dwu gości Piasta i o postrzyżynach rzeko- mo ślepego Mieszka przez jego ojca Ziemomysła, opowiada Anonim-Gall. O postrzyżynach Bolesława dowiadujemy się z napisu grobowego. Postrzyżyny są znane u wszystkich ludów aryj- skich i trwał ten zwyczaj długo, nawet w okresie chrześcijańskim. U ludów słowiańskich na Bałkanach zwyczaj ten starożytny, pierwotny, przetrwał nawet do naszych czasów. Były rozmaite terminy postrzyżyn, termin lat siedmiu zdaje się jednak być najpowszech- niejszy. Okres to w życiu dziecka ważny fizjologicznie ze względu na zmianę zębów i ważny umysłowo, bo dziecko wychodzi z dzieciństwa i zaczyna się jego szybszy rozwój umysłowy i fizyczny. Chłopiec prze- chodzi spod opieki matki pod opiekę i kierownictwo ojca, by się przygotować do życia i do wstąpienia 140 Mieszka I w świat z czasem jako pełnoprawny, dorosły młodzie- niec, mężczyzna. Nie tutaj jest miejsce na dochodze- nie początków tego zwyczaju i jego pierwotnego znaczenia czy pierwotnej symboliki. Wystarczy stwierdzić, że w1 zasadzie wykonywał obrzęd postrzy-* żyn ojciec, a sam fakt postrzyżyn wprowadzał dziecko do rodu, do związku rodzinnego albo nawet, za czasów pogaństwa, do religii domowej. Wtenczas zapewne otrzymywał też syn imię rodowe, w rodzie używane, a zarzucał poprzednie, które było raczej nie imie- niem, ale przezwiskiem dziecięcym. Już jednak wcze- śnie, oczywiście w wyjątkowych wypadkach, prze- ważnie w wielkich rodach dynastycznych, zdarza się, że ojciec dziecka odstępuje swe prawo postrzyżenia syna osobie czy osobom trzecim, które w ten sposób symbolicznie nabywają pewnych uprawnień wobec dziecka, wchodzą w stosunek do niego idealny, stają się jakby przybranymi dziecka ojcami, opiekunami podobnie jak przez kumostwo przy chrzcie. Tą drogą wytwarzała się nawet forma adopcji przez postrzy- żyny. Symbolika tego sztucznego pokrewieństwa jest wcale wyraźna. Wiemy, że na prośbę rodziców po- strzygli św. Wacława książęta czescy czy naczelnicy wielkich rodów czeskich. Weszli oni przez to w bliższy stosunek do Wacława nakazujący im opiekę nad ma- łym książątkiem, a później pomoc, życzliwość, przy- jaźń dla dorosłego już księcia. Karol Martel posyła Pepina do króla Longobardów Liutpranda, który postrzygłszy Pepina stał się tym samym jego ojcem przybranym. Inny wypadek skończył się tragicznie, Egzarcha bizantyński we Włoszech zwabił do siebie pod pretekstem postrzyżyn i adopcji synów księcia Friulu, ale zamiast włosów kazał im podstępnie uciąć Stosunki z qesarstwem 141 głowy. W taką formę adopcji wszedłby i Ziemowit, jeżeli jego rzekomy ojciec, bajeczny Piast, odstąpił prawo postrzyżenia syna owym dwu gościom, których przyjął wedle legendy u siebie. Ale ewolucja pojęć o adopcji przez, postrzyżyny poszła jeszcze dalej. Przesłanie komuś włosów po- strzyżonego również oznaczać mogło nawiązanie ta- kiego symbolicznego stosunku ojcostwa, a stąd pły- nęła opieka i protekcja ze strony tego, komu włosy zostały przesłane. W r. 685 cesarz Konstantyn Po- gonatos przesłał uroczystym poselstwem do Rzymu, do papieża Benedykta II, włosy swych synów Herakliusza i Justyniana, przyjęte uroczyście przez papieża, kler i wojsko i złożone w kaplicy Lateranu. Źródła nie wyjaśniają nam w tym wypadku znaczenia symboliki przesłania włosów, ale nie będziemy dalecy od prawdy uważając, że cesarz nawiązywał tą drogą bliższe sto- sunki swych synów z papieżem czy papiestwem; Inny wypadek bardzo podobny, a wcale już wyraźny, ma miejsce w drugiej połowie IX w. w Bułgarii, kiedy to król Bułgarów Bogorys (Borys) przyjął chrzest w Kon- stantynopolu. Nowy chrześcijanin nawiązał równocześ- nie stosunek z cesarzem zachodnim Ludwikiem i z pa- pieżem Mikołajem I. Wtenczas, w r. 866, na jakimś .zebraniu ludowym własną ręką obciął sobie Bogorys włosy i oddał je obecnym wysłańcom papieskim ze .słowami: “Niech wiedzą wszyscy wielmoże i wszystkie ludy bułgarskie, że od dnia dzisiejszego jestem sługą (servus) po Panu Bogu św. Piotra i jego zastępcy", to jest, że uważał się odtąd za sługę papieża. • W tym świetle posłanie do Rzymu włosów po- strzyżonego w wieku lat siedmiu Bolesława, który miał się udać jako zakładnik do Niemiec, oznaczać 142 Mieszko I się zdaje, że Mieszko i Dobrawa tą symboliczną czyn- nością oddawali swego syna pod opiekę św. Piotra i jego następcy i wikariusza na ziemi, papieża. Nie byli co prawda papieże X w. tą potęgą, którą będą za czasów Grzegorza VII, ale bądź co bądź w trudnej sytuacji, w jakiej znalazł się Mieszko wskutek • wy- roku cesarskiego, opieka papieża nad losami dziecka, którego życie mogło być bardzo niepewne w rękach niemieckich, mogła łagodzić jego los. A przy tym ciekawi i zwraca uwagę — zaufanie, z jakim nie- dawny poganin Mieszko zwraca się o ratunek, pomoc i opiekę do tak dalekiego i nowego dla Polski czynni- ka, jak papież i papiestwo. "- Jak długo bawił Bolesław w Niemczech, nie wie- my. Chyba krótko. Bo już niedługo potem staje Mie- szko w obozie wrogim. Niemcom ottoniańskim, wi- docznie nie obawia się o życie syna. Może go jakimś sposobem wydobył i do domu sprowadził. Już w parę tygodni po świetnym zjeździe kwe- dlinburskim zmarł Otto I. Początek rządów jego na- stępcy Ottona II, chociaż koronowanego królem i ce- sarzem, zaczął się od ciężkiego przesilenia wewnętrz- nego. Henryk Kłótnik, książę bawarski, a bratanek cesarza Ottona I, podniósł bunt, by chwycić władzę w swe ręce. Pod r. 974 podają kroniki niemieckie wiadomość, że Henryk bawarski i biskup Fryzyngi Abraham zawiązali spisek przeciw Ottonowi II, że do tego spisku wciągnęli Bolesława czeskiego i Mieszka. A wydawał się ten układ sił tak groźnym, że — jak się jedno z tych źródeł wyraża — “prawie cała Europa uległaby klęsce i zniszczeniu". Zwraca tu uwagę fakt, iż Mieszko idzie tu ręka w rękę ze swym szwa- grem, Bolesławem II Pobożnym. Czy czyni tak Mie-- StosuTiłci z cesarstwem 143 szko samodzielnie, c2y w ślad za Czechami, czy wynik to porozumienia i przymierza zawartego przy mał- żeństwie z Dobrawa, czy też własny rachunek poli- tyczny Mieszka, trudno osądzie. Ale rychło się poka- jało, że Henryk nie znalazł wśród książąt niemieckich silniejszego poparcia. Otto mógł liczyć na bardzo przeważającą ich część. Siły jego są takie, iż wyma- gałyby długiej, uporczywej walki, której wynik nie był do przewidzenia. Henryk rychło musiał się uko»- rzyć przed cesarzem, niebezpieczeństwo buntu zostało zażegnane. Bunt księcia bawarskiego, gdyby znalazł zwolenników w Niemczech, mógł zachwiać silnie po- tęgą państwa niemieckiego. Bo miał po swojej stronie współdziałanie dwu potężnych książąt słowiańskich, a może i uczestnictwo także Haralda Błękitnozębnegó, króla duńskiego, gdyż zdaje się groziła i z tej strony, od północy, wojna. W każdym razie dwaj monarcho- wie słowiańscy, uważani za barbarzyńskich trybuta- riuszy cesarstwa, mieszają się jako ważny czynnik polityczny, militarny, w najbardziej istotne i zasadni- cze sprawy królestwa niemieckiego, a pośrednio Ce- sarstwa Rzymskiego, arogując sobie na równi z ksią- żętami niemieckimi prawo głosu przy obsadzaniu tronu królewskiego. Była taka koniunktura, że losy państwa niemieckiego mogły były się dostać w ręce książąt nieniemieckich, władców Czech i Polski. Ale chociaż upadła rychło sprawa Henryka, to jednak nie tak łatwo było przywrócić Ottonowi II status quo ante, jeżeli chodzi o Bolesława i Mieszka. W latach najbliższych po buncie Henryka słyszymy o wyprawach cesarza przeciw Czechom, by ich zmusić do posłuszeństwa i uległości cesarstwu. O wyprawach przeciw Polsce nie słychać. Jeżeli trzeba było robić 144 Mieszka I Wyprawy na Czechy, to widocznie Czechy nie poszły śladami księcia bawarskiego, były oporne, nie płaciły trybutu, nie chciały ulegać cesarzowi. Jeżeli Czechy trzeba było dopiero siłą zmusić do uległości, to nie mogło być inaczej z Polską. Mieszko wyswobodził się na jakiś czas, nie płacił więc trybutu, nie uznawał zwierzchnictwa niemieckiego. Kiedy jednak uległy Czechy, kiedy -w r, 977 zmarła Dobrawa, a przez jej śmierć zapewne zaczęły się rozluźniać więzy łączące go z Bolesławem II, musiał się czuć Mieszko politycz- nie osamotniony. Zdaje się, że doszło nawet do walki z cesarstwem. Źródło nie mówi co prawda wyraźnie pod r. 979, że wyprawa cesarska była skierowana przeciwko Polsce. Mówi ogólnikowo o Słowianach i o niepowodzeniu tej wyprawy z powodu niewygód jesiennych i przymrozków, które z.musiły Niemców do wycofania się. Jeżeli nie możemy być całkiem pewni, czy wyprawa ta cesarska była skierowana przeciw Słowianom za Łabą, czy przeciw Polsce, to o tym, że z Polską były jakieś walki, dowodzi fakt, że Mieszko zwraca następnie jeńców niemieckich., Obecność ich w Polsce świadczy, że istniał stan wo- jenny między Polską a Niemcami. Dowodzi tego również zawarty w ~Tynr~czasie pokój z Mieszkiem, jak stwierdza Thietmar, przypieczętowany małżeń- stwem Mieszka z Odą “dla zbawienia ojczyzny" (nie- mieckiej) i dla “umocnienia pokoju". Jak widać, mu- siały być jakieś walki z Polską, walki ciężkie i mało dla cesarstwa pomyślne. To popiera myśl, że wyprawa W r. 979 na Słowian była skierowana przeciwko Pol- sce. Doszło więc, zapewne w r. 980, do pokoju z Mieszkiem. Zęby go silniej związać z Niemcami, ożeniono wtenczas Mieszka z Odą, córką markgrafa Stosunki z cesarstwem 145 Dytryka z rodu Wettynów. Aby ten plan przeprowadzić, trzeba byłopodeptać przepisy prawa kano- nicznego, wydobyć mniszkę Odę z klasztoru w Calbe i mimo oporu biskupów wprowadzić ją kościelnie w łożnicę księcia, niedawnego poganina. Wszystko to się działo dla “miłego pokoju" potrzebnego “niemiec- kiej ojczyźnie". Dowodzi to, że warunki pokoju mu- siały być raczej korzystne dla Mieszka. Zatem i wa- runki odnowionego stosunku do cesarstwa nie mogły, być gorsze niż przed r. 975 — 976. Mówi się o licznych jeńcach niemieckich, których zwrócono Niemcom dzię- ki małżeństwu Mieszka z Odą, o trybucie nic nie słychać. Ze Bolesław czeski i Mieszko od wybuchu buntu Henryka nie płacili trybutu, można śmiało przypuszczać. Jak zostały te sprawy ułożone z Polską w latach 979 czy 980, nie wiemy. Może zwolnienie jeńców wojennych przez Mieszka zastępowało opłatę trybutu, czy zaległego, czy bieżącego. Jeszcze w r. 977 uległo przymierze polsko-czeskie pewnemu rozluźnieniu przez wspomnianą już śmierć Dobrawy, osierocającą zapewne jedenastoletniego syna Bolesława Chrobrego. Utorowało to drogę do Polski Odzie i pewnym wpływom jej rodziny, a te wpływy niemieckie uwydatniają się jeszcze następnie w krót- kotrwałym małżeństwie Chrobrego z córką Rygdaga (985) oraz w przybyciu biskupa Ungera, następcy. Jordana. Śmierć Dobrawy nie zrywa od razu pewnej nawet współpracy politycznej polsko-czeskie j. Ale, zdaje się, większą rolę odgrywa tu czynnik coraz to wyrabiającej się samodzielności politycznej Mieszka niż współpraca oparta o przymierze "płynące z za- wartych, a już nie istniejących związków rodzinnych. W r. 983 i 984 powtarza się to samo, co dziesięć 10 PoiskaX — XT wieku , •• 146 Mieszka I lat przedtem. Umiera niespodziewanie w Rzymie młody jeszcze cesarz Otto II zostawiając tron trzy- letniemu, już koronowanemu królem niemieckim, sy- nowi Ottonowi III. Opiekunką syna i regentką państwa stała"" się matka Ottona III, Greczynka, -cesarzowa Theofanu. I teraz ten sam Henryk bawarski wystę- puje powtórnie jako pretendent do korony, by usu- nąć dziecko i kobietę od władzy. Popierają ten zamach znów obaj książęta, czeski Bolesław II i Mieszko, prócz nich książę obodrzycki. Trzech zatem książąt słowiańskich pragnie obalić Ottona III, wprowadzić i narzucić Henryka i zdobyć sobie drogą siły własne, decydujące stanowisko w obrębie królestwa niemiec- kiego. Tym razem pobyt Mieszka w obozie przeciw- nym Ottonowi III trwał krótko. Inne ważne zagad- nienia odciągnęły go od związku z nieudałym zresztą buntem Henryka. Mieszko szybko przechodzi na stro- nę Ottona i regentki, tam szukając oparcia dla swych - zamierzeń czy obowiązków politycznych. Przez lat prawie dwadzieścia następnych, do śmierci Ottona III, polityka Mieszka I i Bolesława Chrobrego opierać się będzie na najbliższej współpracy z cesarstwem. Z tego . bliskiego stosunku wyciągną oni dla siebie korzyści i zyski rzeczywiście realne, duże i ważne. VI. WSPÓŁPRACA Z REGENCJĄ CESARZOWEJ THEOFANU. SPRAWA ZAJĘCIA POMORZA W r. 982 poniósł Otto II klęskę niezmiernie ciężką w południowych Włoszech z ręki Arabów, siedzących wtenczas silnie w Sycylii i południowych Włoszech, w Kalabrii i Apulii. Wiadomość o klęsce tej, z której cesarz cudownie się sam uratował, a która kosztowała życie wielu znakomitych rycerzy i lenników cesar- skich, rozeszła się szybko po świecie, wytwarzając nastroje mało życzliwe tam wszędzie, gdzie gniotła życie przewaga królewsko-niemiecka czy rzymsko- -cesarska. Żywioły uciskane nabrały nadziei odzyska- nia swobody, widząc w tej klęsce pierwsze poważne zachwianie się tak dotąd szczęśliwej, jeżeli chodzi o wojowniczego Marsa, dynastii saskiej. Do tego do- szła rychła wiadomość o śmierci cesarza. Tron po nim miał objąć jego syn, Otto III, w chwili zgonu ojca zaledwie trzyletnie dziecko. Prawda, że był on właśnie prawie w chwili, kiedy go ojciec w Rzymie odumarł, koronowany w Akwizgranie królem niemieckim, i stąd posiadał prawną podstawę do objęcia tronu. Ale 148 Mieszko I •wiemy już, że dziesięć lat przedtem sam Otto, chociaż także za życia ojca i koronowany królem niemieckim, i uwieńczony diademem cesarskim, spotkał się z opo- rem, ze współzawodnictwem Henryka Kłótnika, księ- cia bawarskiego.. Teraz w r. 983 sytuacja była-po- ważniejsza jeszcze. Otto II był dorosłym mężczyzną, gdy musiał zwalczać bunt Henryka, tu było królem małe dziecko, które miało dorosnąć do władzy pod opieką matki regentki, cesarzowej Theofanu. Theo- fanu była mądrą kobietą, obrotną, politykiem nie- przeciętnej miary. Ale była kobietą, Greczynką, obcą społeczeństwu niemieckiemu, zdaje się mało wyrozu- miałą dla tego społeczeństwa, które uważała za bar- barzyńskie w porównaniu z Bizancjum i Grekami. Nie była, zdaje się, popularna, jakkolwiek miała pewne oparcie w episkopacie niemieckim z powodu swego oddania się kościołowi. Drugą obok niej była cesarzowa babka Adelaida, również mądra i bardziej popularna od synowej, która jednak wystąpi jako opiekunka wnuka i regentka znacznie później, po śmierci Theofanu w r. 991. Jak to wspomniano już wyżej, wystąpił i teraz z roszczeniami do władzy Henryk bawarski, a zna- lazł oparcie u władców słowiańskich, Mieszka pol- skiego, Bolesława II czeskiego i Mściwoja obodrzyc- kiego. Prędko jednak zrezygnował ze swych zamiarów Henryk, a jednym z pierwszych, który pogodził się •z regentka, był Mieszko. Otóż bezpośrednim skutkiem klęski Ottona II we Włoszech, śmierci cesarza i wewnętrznych zawikłań . tronowych w Niemczech była wielka reakcja pogań- ska, która ujawniła się wśród łudów słowiańskich mieszkających między Łabą a Odrą. Gmach władzy Zajęcie Pomorza 149 nad tymi stronami, z takim trudem zbudowany przez Henryka I i Ottona I, wraz z organizacją kościelną runął. Trzeba było uspokajać siłą i orężem bunt tych plemion, kłaść nowe podstawy dla zniszczonego zupełnie życia kościelnego, zresztą jeszcze bardzo słabego i wątłego. Gnębienie pogańskiego ruchu siłą trwało lat kilkanaście, do śmierci Ottona III, a cho- ciaż jedynie częściowo zdołano ten ruch poskromić, to stało się to tylko dzięki pomocy Polski. Mieszko I i jego syn Bolesław Chrobry byli w tych wysiłkach regencji i Ottona III magna pars. Można śmiało, twierdzić, że gdyby nie oni, byłyby rezultaty - nie- mieckie zapewne bardzo nieduże. Były niewątpliwie najrozmaitsze powody, które skłoniły Mieszka do szybkiego zwrotu w polityce, do przejścia z obozu Henryka bawarskiego do partii małego Ottona III i regencji. Pierwszym było szybkie załamanie się akcji Hen-, ryka. Nie miało celu trwać przy nim, skoro on sam uznał w r. 985 małego Ottona i we Frankfurcie nad Menem upokorzył się przed królem. Ale ten fakt mógł decydować o stosunku Mieszka do Henryka, nie po- trzebował koniecznie pchnąć go do popierania re- gencji. Mógłby był Mieszko wyzyskiwać czas dłuższy słabość władzy w Niemczech, która miała zbyt dużo najrozmaitszych kłopotów i trudności, by siłą, orę- żem zmusić go do uległości. Mimo jednak tej rze- komo korzystnej sytuacji występuje Mieszko już w r. 985 jako stronnik regencji, jako jeden z najpo- ważniejszych czynników wspierających politykę Otto- na III i cesarzowej regentki Theofanu. Musiały być zatem inne jeszcze powody, które, skłoniły Mieszka do tego kroku. 150 Mieszko I Sądzić wypada, że był to cały splot zagadnień politycznych, które wziął Mieszko pod uwagę. W r. 984, kiedy to Mieszko stał po stronie Henryka, ożenił on swego syna, Bolesława Chrobrego — w owym. czasie osiemnastoletniego młodzieńca — z nie znaną nam z imienia Niemką, córką markgrafa Miśni Rygdaga. Było to zapewne dzieło Ody, z którą markgraf Rygdag był spowinowacony. Chciała zatem Oda może tą drogą uzyskać pewien wpływ na pa- sierba i wytworzyć warunki korzystniejsze dla wła- snych małoletnich synów. Jakie stanowisko zajmował Rygdag wobec przesilenia wewnętrznego niemieckiego, nie wiemy dokładnie. Zdaje się, że nie był zbyt życzliwy regencji i może dlatego ustępuje w r. 985 z marchii miśnieńskiej. Przy nawiązaniu z powrotem stosunków Polski z Niemcami mogło być to małżeń- stwo Chrobrego raczej pewnym obciążeniem, polityki Mieszka. Dlatego też trwa ono krótko, w r. 985 lub 986 następuje zerwanie tego związku. Oczywiście był w tej sprawie Mieszko, jako głowa rodu i kierownik polityki, instancją decydującą. On żenił syna czy • .Wydawał córki za mąż, on synom, polecał porzucać małżonki, jeżeli takie związki z tych czy innych względów, zwłaszcza politycznych, mu nie odpowia- dały. Tak by i na stosunkach rodzinnych odbiła się zmiana linii politycznej, jaką widzimy w latach 984 -i 985, kiedy Mieszko porzuca sprawę Henryka i prze- chodzi do obozu regentki i małego Ottona III. Można też przypuszczać, że pośpiech Mieszka był dyktowany obawą, by go nie ubiegł w uzyskaniu łask regentki jego były szwagier, Bolesław II czeski. I on pogodził się z. regencją, ale zdaje się powodowany raczej koniecznością, bez głębszej wiary w trwałość Zajęcie Pomorza 151 tego stosunku. W każdym, razie przejście jego do obozu regencji przyniosło mu pewien zysk w postaci Miśni, którą zajął może i z wiedzą regentki. Sądzić można, że antagonizm czesko-polski pogłębiał się i obie strony, zarówno polska, jak i czeska, pragnęły zaskarbić sobie zaufanie i życzliwość regencji. Ale najważniejsze, jak się zdaje, były dla Mieszka sprawy północne. Wiemy już, że w tych czasach Wo- lin znajdował się w rękach duńskich, Jomsborczy- ków, że Mieszko szukał przeciw Danii pomocy w Szwecji, wydając , córkę za króla Eryka. Dalej zaś wielkie powstanie pogaństwa w Słowiańszczyżnie połabskiej musiało być w wysokim stopniu niebez- pieczne dla państwa Mieszkowego. Chrześcijaństwo, dopiero od lat 20 oficjalnie uznane i popierane, mogło mieć już liczniejszych zwolenników. Ale trzeba się było też z tym liczyć, że powłoka chrystianizmu była jeszcze bardzo cienka, że chrześcijaństwo nie mogło było zapuścić głębszych korzeni, chociaż sądzimy, że nie było ono nowością w chwili, kiedy Mieszko chrzest przyjmował. Wielki ruch pogański, antychrześcijań- ski, mógł oddziaływać destrukcyjnie zwłaszcza na Pomorzu niedawno przyłączonym. Tu, jak wiemy, pogaństwo było bardzo silne, lepiej zorganizowane i dlatego wpływ ruchu pogańskiego na Połabian mógł był się odbić silnym echem na Pomorzu. Wolno więc sądzić, że zwalczanie przez Mieszka ruchu pogań- skiego do spółki z Niemcami było tym dyktowane. Były bowiem plemiona lutyckie wrogami Polski, a ich wrogie nastawienie zwiększyło się nie tylko przez to, że Polska zagarnęła Pomorze im bliskie, ale i tym, że była ona teraz przedstawicielką chrze- ścijaństwa, tak im nienawistnego przez metody 152 Mieszko I eksterminacyjne niemieckie. Były zaś te plemiona równie tradycyjnie w stałych przyjaznych związ- kach z Czechami, z którymi bliższe stosunki Polski przerwała śmierć Dobrawy. Może miał Mieszko nadzieję, że przy okazji poma- gania cesarzowej regentce zyska też i pewne zdoby- cze terytorialne. W pierwszym jednak rzędzie cho- dziło mu o opanowanie i stłumienie ruchu, niebez- piecznego dla wewnętrznych stosunków polskich lub pomorskich. Pamiętać bowiem należy, że do tej chrześcijańskiej Polski czy pewnych jej części chry- stianizujących się przylegały ludy pogańskie, jak Prusowie i Jaćwingowie. Ruś dopiero w r. 989 została ostatecznie chrześcijańska, Węgry również dopiero przechodzą powoli do chrześcijaństwa, nie mówiąc już o Pieczyngach. Toteż podniesienie głowy przez pogan na Połabiu mogło być dostatecznie silnym bodźcem dla Mieszka, by dusić pogaństwo do spółki z cesarzową. Nie ma potrzeby dodawać, że odgrywały tu rolę przede wszystkim względy polityczne, sprawa religii stała zapewne na szarym końcu. Nie można też wątpić, że krok Mieszka był przyjęty na dworze regentki z radością. Odnowienie przez niego dawnych stosunków było powitane z zrozumieniem, że w tych warunkach sojusznika i sprzymierzeńca nie można niczym zrażać, nie można mu narzucać warunków, które by go mogły odstręczać od współpracy. Już pod r. 985 podają roczniki niemieckie wia- domość, że gdy Sasi wkroczyli na Połabie, pospieszył im z pomocą Mieszko, “z wielkim wojskiem", i wspól- nie całą tę stronę zniszczyli pożarami i mordami. W r. 986 wyprawił się na Słowian za Łabę sam siedmioletni Otton III, a do niego dołączył się Miesz- Zajęcie Pomorza 153 ko, znów “z tłumem bardzo wielkim" wojsk swoich. Ofiarował małemu królowi liczne podarki, między innymi wielbłąda. Znowu niszczono kraj wrogów ogniem i mieczem. Nieco późniejszy Thietmar, powta- rzając częściowo te wiadomości za rocznikami nie- mieckimi, dodaje, że Otto spędził Wielkanoc w Kwed- linburgu i tu zjawili się oprócz licznych książąt niemieckich także Mieszko i Bolesław II czeski. O księciu polskim notują roczniki niemieckie, że “poddał" się władzy króla. Wedle Thietmara Mieszko “dał siebie królowi", w czym historycy niemieccy dopatrują się tzw. kommendacji lennej. Ze strony polskiej (Z. M. Jedlicki) słusznie zauważono, że w tej małomównej wzmiance trudno upatrywać nawiązania stosunku lennego, tym więcej, jeżeli wiemy, że jeszcze w r. 1000 był Bolesław Chrobry trybutariuszem. Było to zatem odnowienie uroczyste zwierzchnictwa trybutarnego nad Mieszkiem. Przypuszczać wolno, że w tych warunkach było ono utrzymane w formie lekkiej, łagodnej, co najwyżej takiej, jak poprzednio. Thietmar dodaje, ze Mieszko odbył z Ottonem dwie wyprawy wojenne. Czy miał na myśli wyprawę z r. 985 i 986, czy jakąś następną, nie wiadomo. Bo wiemy, że w r. 987 urządzili Niemcy najazd na Słowian połabskich, którzy poddali się, zapewne częściowo czy chwilowo, tak że warownie nad Łabą można było odnowić. Czy i w tej wyprawie brał udział Mieszko, jak w poprzedniej, źródła milczą. W r. 990 ma miejsce dwukrotnie wyprawa saska na Obodrytów. Mieszko nie bierze w niej udziału, bo w tym czasie zajęty jest wojną z Czechami. Za to w r. 991 cesarzowa Theofanu krótko przed swą śmiercią odprawia uroczystość Wielkiejnocy z OttÓ- 154 Mieszka I nem III w Kwedlinburgu, gdzie przybyli najprzed- niejsi panowie “Europy", z których imiennie wymie- niono dwu, potężnego markgrafa Tuscji Hugona, znakomitą podporę władzy cesarskiej w środkowych Włoszech, i, księcia polskiego Mieszka. Znowu znoszą ci goście wspaniałe podarunki królowi i sami obda- rowani, przy czym imiennie wymieniono tylko Mie- szka, powracają do siebie. Tegoż roku, zapewne pod koniec lata, jak to było w zwyczaju, Otto z wielkim wojskiem saskim i kontygentem polskim Mieszka wyprawił się znowu na Słowian. Otto i Mieszko zwy- cięsko oblegają Branibor (Brandenburg). Była to ostatnia wyprawa wojenna Mieszka I, ale i po śmierci Mieszka był jeszcze Bolesław Chrobry uczestnikiem kilku innych podobnych pochodów przed r. 1000. Odbył zatem Mieszko parę wypraw. Pozytywnie można mówić o wyprawie z r. 985 i tych z r. 986 i 991, w których brał udział osobiście nieletni Otto III.. ,W tych dwu latach stwierdzony jest również pobyt Mieszka podczas świąt Wielkanocnych na dworze królewskim. Mógł w tych wyprawach czy wizytach na dworze brać także udział dorosły syn Mieszka, Bolesław Chrobry. Mógł więc już wcześnie poznać Ottona, dać się mu poznać samemu, tak jak później w r. 995 weźmie udział w innej wyprawie już pełno- . letniego króla na Słowian. Znaliby się zatem dawno i dobrze. Boć każda z takich wypraw trwała po kilka .tygodni i dawała zapewne niejedną sposobność do pogłębienia znajomości, do wzajemnego poznania się i wzajemnej oceny. Nie poznali się zaś, jakby można sądzić z przekazu Anonima-Galla, dopiero w r. 1000 podczas zjazdu gnieźnieńskiego. Można twierdzić, że znali się już dawno i dobrze, a wolno by też przy- Zajęcie Pomorza 155 puszczać, że mógł Chrobry znać Ottona jeszcze dzieckiem, chłopcem, przed dojściem króla do pełno- letności i władzy. Dawna, głębsza znajomość tych dwu ludzi tłumaczyłaby nam może niejedno, co by nas mogło zastanawiać w stosunku ich wzajemnym do siebie. Terytorialnie zdaje się Mieszko nie zyskał nic na współpracy z państwem niemieckim. Ale widać, że taka współpraca była koniecznością, zapewniała mu panowanie na długiej linii Bałtyku, chroniła jego państwo przed przedarciem się do niego czynników ruchu antychrześcijańskiego, który mógłby zniszczyć to, co było zrobione kościelnie, a rozbić tę spójnię, którą w ciągu wielu pokoleń związali ze sobą Piasto- wie, szczepy, plemiona lachickie, polskie, w jedną dużą całość polityczną. Związanie tych części ze sobą było słabe, raczej mechaniczne. Toteż trzeba było przez wiele lat dziesiątków, o ile nie wieków, unikać wszystkiego, co by związek ten mogło osłabić czy unicestwić, zanimby nie wytworzyło się głębsze i silniejsze poczucie wspólnego interesu, konieczności współżycia w złej czy dobrej doli. Dalej dawała współpraca z regencją i Ottonem III pewne korzyści polityczne, które częściowo zdoła wyzyskać sam Mieszko, a po nim Bolesław Chrobry, jego wielki i znakomity następca, niewątpliwie też uczeń i kon- tynuator planów politycznych ojca. Tak się układały stosunki Polski do Niemiec, de cesarstwa. Należy jednak pamiętać, że -tak duże i obszerne państwo jak Polska musiało mieć wiele jeszcze zagadnień politycznych zewnętrznych, które 156 MieszKo I w ciągu prawie trzydziestu lat, kiedy możemy śledzić rządy Mieszka, musiały być przedmiotem zaintereso- wania księcia, jego trosk, o ile nie nawet walk i wojen. A stan wojny bywał w owych wiekach stanem nor- malnym. Jeżeli nie zawsze chodziło o zabór teryto- rium, to często o łupy, o dostarczenie rycerstwu czy drużynie książęcej, której utrzymanie było kosztowne, okazji do grabienia. Często szukano jeńców, niewol- ników, których osadzało się w pustkowiach we wła- snym kraju bądź też prowadziło się nimi zyskowny handel. Czasami po prostu głód, niedostatek, nieuro- dzaj zmuszały do szukania zapasów w kraju sąsiednim, zasobnym. Ruch zatem, na pograniczach zwłaszcza, bywał znaczny i nie można wątpić, że w ciągu lat trzydziestu musiał Mieszko nie jeden raz dobywać miecza, czy to by bronić się przed obcym najazdem, czy to wdzierać się samemu w kraje pograniczne dla zdobyczy, dla pomszczenia i karania za najazd dokonany, czy też prewencyjnie, by nie dopuścić do zamierzonego lub przewidywanego wdarcia się sąsiada w terytorium polskie. A przecież obszerne państwo Mieszka posiadało liczne odcinki swej długiej, mało zresztą zabezpie- czonej granicy, na której w każdej chwili mogły zajść zawikłania zmuszające księcia do zwrócenia uwagi na zagrożony okrąg lub rozdzielenia swych sił, jeżeli z dwu czy więcej stron był on atakowany. Cała długa , linia Odry średniej i dolnej z ludami połabskimi, przeważnie mało życzliwymi, a często wręcz wrogimi .chrześcijańskiej Polsce, była kryta jedynie korytem rzeki. Dalej na południe państwo czeskie z Morawami nie zawsze mogło mieć z Polską stosunki przyjazne. Od południa wielki wał górski Karpat zakrywał Zajadę Pomorza. 157 Polskę od napadów madziarskich. Ale już na po- łudniowym najdalszym wschodzie siedzieli koczow- nicy Pieczyngowie, z którymi stosunki sąsiedzkie nie musiały być łatwe zwłaszcza do czasu, kiedy do Polski należał Przemyśl i tzw. Grody Czerwieńskie. Dalej na wschód ku północy szła wzdłuż Bugu gra-, nica Rusi, były siedziby Jaćwingów, a na samej północy Prusów. Wreszcie między dolną Wisłą a dolną Odrą było Pomorze. Chociaż o przeważnej części odcinków tej granicy nie mamy z tych czasów żadnych lub prawie żadnych wiadomości, wolno sądzić, że milczenie pokryło wiele drobnych, a może i poważnych starć i zatargów. Zaledwie o paru zdarzeniach zanotowały nam źródła- wiadomości, czasami nawet bardzo ważne i doniosłe, ujęte w parę słów lakonicznych, ale wymownych - swym ciężarem. Z tych urywków zdarzeń trudno :zbudować obraz pełny i jasny. Stąd względna zresztą" obfitość wiadomości o stosunkach polsko-niemieckich skrzywia nam obraz Polski Mieszkowej, jakoby to, było jedyne wielkie zagadnienie polityczne, które stało przed Mieszkiem. Takich zagadnień było nie- • wątpliwie więcej, tylko brak źródeł nie pozwala na ich przedstawienie. Ale było jedno zagadnienie, wobec którego stałą Polska Mieszka I, zagadnienie "ostatecznie szczęśliwie rozwiązane, jakkolwiek i o nim mamy nadzwyczaj mało pozytywnych, źródłowych danych, a tym jest zdobycie i zajęcie Pomorza. Trudności dokonania tego dzieła, jak już poprzednio wspomniano, były nie- zmierne z powodów w pierwszym rzędzie geograficznych, fizycznych. Przebrnięcie przez błota, bagna i puszcze wzdłuż koryta Noteci i Warty było bardzo 158 Mieszka I trudne, a po opanowaniu tej krainy utrzymanie jej w związku organicznym z resztą państwa było możli- we tylko na drodze długiego współżycia. A wiemy dziś, że Pomorze między Odrą a Wisłą, od Szczecina do Gdań- ska, znajdowało się tylko krótko w rękach Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Potem, i to tylko połowicznie, bo z zachowaniem książąt pomorskich, przyłączone zostało przez Bolesława Krzywoustego. Synowie zaś jego stracili wcześnie władzę nad Zachodnim, a wnu- kowie nad Wschodnim Pomorzem. W końcu XIII w. na lat niewiele odzyskano Pomorze Gdańskie, ale stra- cono je na półtora wieku na rzecz Zakonu, by odzy- skać je znowu za czasów wojny trzynastoletniej za Kazimierza Jagiellończyka. Dodać trzeba, że główny ośrodek Pomorza w czasach Mieszka i Bolesława był nie w Gdańsku, lecz leżał właśnie przy ujściu Odry, w Wolinie. Szczecin, niewątpliwie już ważne i wy- bitne centrum, nie jest jeszcze wymieniony w X w.; wiadomości o nim zaczynają nam płynąć dopiero znacznie później. Dążenie do odzyskania brzegu morskiego, ujść Odry i Wisły, leżało w naturze rzeczy. Naród, zorga- nizowany przez Piastów w jedność polityczną, w pań- stwo, dzierżący bieg górny i średni obu tych rzek, musiał dążyć do opanowania także biegu dolnego i ujść tych rzek z portami i z całym pobrzeżem, leżącym między ujściem Odry i Wisły. Jeżeli dy- nastia piastowska, zapewne od kilku pokoleń, w tru- dzie i walce zbierała plemiona i szczepy sobie najbliż- sze, to nie można było pominąć tu i plemion pomorskich, najbliższych językowo Polsce, a stano- wiących przejście do plemion pomorszczyżnie brat- nich, siedzących już po lewym brzegu dolnej Odry, Zajęcie Pomorza 1.5& jak niektóre plemiona Związku Wielookiego, lutyc- kiego. Dążenie zatem do zjednoczenia w jednym organizmie politycznym wszystkich tych plemion, które mówiły tym samym językiem, musiało być od dawna silne u Piastów i niewątpliwie od dawna mu- siały istnieć próby urzeczywistnienia tego planu. Może najsilniej jednak działały na zaborcze tendencje Piastów w stosunku do Pomorza zagadnienia natury gospodarczej. Kraków, Sandomierz, Przemyśl, Grody Czerwieńskie były tak cenne, że tędy szła droga lądowa łącząca Zachód ze Wschodem, prowadząca do przebogatych rynków Kijowa, dalej Chazarów, do ujścia Donu i Wołgi, czy też do Konstantynopola. Podobnie ujście Odry, a częściowo zapewne i Wisły, było ośrodkiem żywego bardzo ruchu handlowego, którego opanowanie dawałoby monarsze, władające- mu nad portami tych rzek, ogromne dochody i środki materialne, pozwalające na utrwalenie swej władzy i uzyskanie potęgi zabezpieczającej przed zewnętrzną napaścią. Bo i w X w. pierwszym warunkiem posia- dania odpowiedniej siły zbrojnej, pierwszym warun- kiem myśli w zwycięskim zakończeniu zaczętej wojny, był pełny skarb. Z niego czerpano środki materialne dla zaspokojenia potrzeb związanych z koniecznością utrzymania sił zbrojnych i pokrywania wydatków łączących się z wojną. A należy pamiętać także o tym, że Polska kontynentalna mogła być zasobna, jak to twierdzi Ibrahim-ibn-Jakub, w zboże, mięso, ryby, miód, zatem też w tak cenny wosk i skóry, ale poza solą w solankach nie posiadała bogactw naturalnych. Nie posiadała kopalń srebra ani złota, inne też me- tale, które by się nadawały do eksportu czy prze- róbki na miejscu, nie były znane. Co najwyżej zatem 160 Mieszka I można było prowadzić handel skórami, futrami tak cennymi; jak bobrowe czy sobolowe ł wydrowe, ale z tego trudno by było zapewne pokryć koszta gotów- kowe, pieniężne państwa. -Dochodziły tu oczywiście jeszcze zyski ze zdobyczy wojennej, dochody z handlu jeńcami i niewolnikami, dochody z targów i opłaty od obcych kupców, ale to wszystko nie dało się zapewne porównać z bogactwem wielkich targowisk morskich u ujścia Odry. O takim Wolinie (zwanym także Juli- nem, w źródłach skandynawskich Jomsborg, u Thiet- mara Livilni, u Adama Bremeńskiego Jumne) wiemy, że było to wielkie miasto, targowisko międzynaro- dowe, gdzie obok ludności słowiańskiej bywali Grecy, Rusini, kupcy skandynawscy, zapewne i Prusacy, bywali także i niemieccy kupcy. Znane są drogi han- dlowe, które łączyły to miasto ze światem. Drogą lądową do Hamburga jechało się dni siedem, morska droga do Hamburga prowadziła na Szlezwik. Dni czternaście płynęło się z Wolina do ruskiego Nowo- grodu, największego targowiska w północnej Rusi, mającego swe połączenie ze Wschodem, a przede wszystkim z Południem, Morzem Czarnym i wspa- niałym Konstantynopolem. Wreszcie — gdy chodzi o wielkie drogi kontynentalne — trzeba przypom- - nieć, że z Wolina prowadził trakt handlowy przez Hobolin lub Braniborz do Magdeburga, a z Magde- burga szły drogi handlowe w rozmaite strony Nie-. mieć. Między innymi był szlak, o którym pisze już w r. 966 Ibrahim-ibn-Jakub, do Pragi, również znacznego miasta handlowego. Oczywiście stała przed kupcami i żeglarzami otwarta droga do krajów morskich, zatem do Szwecji, Danii i Norwegii, do Anglii, może do normańskiej Normandii. Zajęcie Pomorza 161 Opanowanie zatem na stałe Pomorza z takimi ośrodkami handlowymi, jak Wolin, jak nie wymie- niony w tych czasach, chociaż niewątpliwie istnie- jący i również znaczny Szczecin, czy mniejsze ma-. jacy zapewne znaczenie Kołobrzeg, a nad Wisłą Gdańsk, którego rozwojowi w owych czasach może przeszkadzało sąsiedztwo Prusów, a może też kon- kurencja targowiska w Truso w Prusiech, mogłoby dać monarchom polskim dochody bardzo wielkie .z opłat targowych i portowych. Nie sposób tu prze- widywać, jaki wpływ na kształtowanie się społeczne i cywilizacyjne Polski ówczesnej miałoby wchłonięcie na stałe dużego szczepu pomorskiego, opierającego się nie tylko na sile swego miecza, ale i na podstawach gospodarczych, tak różnych od Polski kontynentalnej. Byłoby to otwarcie okna na szeroki i daleki świat, czerpanie nie tylko bogactw materialnych, ale i dóbr moralnych, pierwiastków cywilizacyjnych szybszych, głębszych i donioślejszych, które by przenosił do nas i których pośrednikiem byłby nie tylko wytwarza- jący się stan rycerski, ale i kupiecki, tak zresztą często w owych czasach zmieniający się z kupca w korsarza, rozbójnika morskiego, a tym samym, przeinaczający się w razie potrzeby z handlarza pły- wającego po morzu we flotę wojenną, jeżeli władca- takiej floty potrzebuje dla swych politycznych celów. Takie horoskopy stały u kolebki państwa polskie- go od chwili, kiedy pierwsi Piastowie postawili sobie za cel włączenie Pomorza do budowanego przez siebie państwa. Niestety, plan ten nie dał się urzeczywistnić. Połączenie całości Pomorza z Polską trwało krótko. Bolesław Krzywousty dokonał go powtórnie, ale ro- związanie problemu było połowiczne, nie przetrwało 11 Polska X — X l ".ieku 162 Mieszka I •też następnej generacji. W XV w. zaś tylko wschod- nia część Pomorza została uratowana, a stało się to b cztery wieki za późno, gdyż zmieniły się bardzo zasadniczo i głęboko warunki. Tych walorów, które mogło przynieść Polsce stałe posiadanie słowiańskiego, polskiego Pomorza między Odrą a Wisłą w wieku X czy XI, nie posiadał już niemiecki, hanzeatycki Gdańsk w w. XV, chociaż w życiu gospodarczym Polski przyszło mu odgrywać poważną rolę. Właściwy moment minął, nie mógł już być wyzyskany. Jeżeli na niedoskonałe, luźne, pełne niebezpie- czeństw na przyszłość spojenie Pomorza z Polską zużył Bolesław Krzywousty lat dwadzieścia, a wła- ściwie lat trzydzieści, bo to jego ojciec Władysław Herman i wojewoda Sieciech są prawdziwymi inicja- , torami zdobycia Pomorza na nowo, to musimy przy- znać, że było to snadż zadanie niezwykle ciężkie, trudne i wyczerpujące. Jeżeli takie było ono w XII w., to nie mogło być lżejsze, łatwiejsze w X w. Można przypuszczać, że akcję w tym kierunku zaczęli już przodkowie Mieszka i że czasy tego księ- cia dają nam jedynie obraz zakończenia owego pro- cesu dziejowego. Obraz jakiż słaby, niewyraźny. Bo naprawdę poza stwierdzeniem, że Mieszko zdobył i zajął Pomorze, niewiele więcej pewnego, pozytyw- nego można ze źródeł wydobyć. Mało nas ratują tutaj tak skwapliwie przez badaczy polskich (K. Wachow- ski, St. Zakrzewski, L. Koczy) zgłębiane sagi skandy- nawskie, islandzkie, mówiące bardzo dużo o grodzie Jomsborgu u ujścia Odry, w którym osiedliła się drużyna korsarzy normańskich. Tym korsarzom nor- " mańskim dodano wiele następujących po sobie wodzów, naczelników. Słyszymy również nie tylko o ich sto- Zajęcie Pomorza 163 sunkach do Danii zwłaszcza, ale także do władcy słowiańskiego tych ziem imieniem Burislaifr. Jest to oczywiście imię Bolesława. Pod tym imieniem kryje się w skandynawskich sagach zarówno Mie- szko I, jak Bolesław Chrobry, a może i inne osobi- stości. Imię własne było tu na dobrej drodze do zmieniania się w pojęcie władzy, tak jak imię Cezara , czy Karola przeszło w nazwę cesarza i króla. Ale te sagi, poematy, pieśni bohaterskie, utrzymywane w cią- gu wieków w pamięci ludzkiej przez śpiew czy de- klamację sagmanów, zwracające przede wszystkim uwagę na cudowność wyczynów swych bohaterów, romantyczne w wysokim stopniu, łączyły w sobie tak różne pierwiastki opowiadania, tak mieszały ze sobą bohaterów i ich czyny, tyle tu dodawała fan- tazja, że trudno już dziś oddzielić nieliczne ziarna prawdy, wiadomości realne, od tego, co jest wytworem fantazji poetyckiej. Nadto przekazy na piśmie tych sag pochodzą już przeważnie z XIII w., są zatem co najmniej o 250 do 300 lat późniejsze od czasów Mie- szka I. Budzą przeto takie zaufanie, jak opowieści mistrza Wincentego o Leszkach, o zwycięskich wal- kach naszych przodków z Aleksandrem Wielkim czy Cezarem. Ale w wielu obfitych nieraz wiadomościach z tych sag można wykazać niehistoryczność bądź też stwierdzić, że są one tak pomieszane z wiadomościami niehistorycznymi, z osobami nieraz i historycznymi, ale widocznie wplecionymi w romantyczne czy ro- mansowe opowiadania, że trudno by było opierać się na takim poetyckim, z rozmaitych elementów zło- żonym i w rozmaitych czasach kompilowanym opo- wiadaniu. Nęcą te sagi swą rzekomą pełnością, są jednak materiałem tak niepewnym, że może lepiej wyzbyć ii* 164 Mieszka I się iluzji, iż mogą nam dać coś pozytywnego, niż wypaczać cały obraz tych czasów w oparciu o tak kruchą, niepewną podstawę. Może dalsze badania sag pozwolą kiedyś oddzielić od siebie wątek czysto poe"- tycki, legendarny czy mityczny, od pewnych wia- domości, które by się dały uratować jako fakty histo- ryczne lub prawdopodobne, możliwe do zindywidua- lizowania i zlokalizowania. Na razie wydaje się to bardzo dalekie od urzeczywistnienia. Stąd mało można liczyć na pomoc ze strony sag islandzkich. Tak kierują nas w stronę Bałtyku, ku ujściom Odry trzy pierwsze starcia Mieszka z hrabią Wichmanem, zarówno te dwie porażki, które poniósł Mieszko z ręki saskiego awanturnika i sprzymierzonych z nim Re- darów w latach zapewne 964 i 965, jak i ta, w które.] poniósł Wichman śmierć w r. 967. W tej ostatniej brali udział Redarowie z Wolinianami. Ale Redarowie nie należeli do Pomorza, a Wolinianie byli zapewne też bliżsi plemionom lutyckim. Mimo to jednak można by tłumaczyć ich wojowniczość w stosunku do Mie- szka tym, że zwalczali Polskę i jej księcia z powodu niebezpieczeństwa, jakie groziło im ze strony polskiej. Ale trzeba tu dodać wiadomość Ibrahima-ibn-Jakuba o ludzie nazwanym przez niego “Ubaba". Wedle Ibrahima “kraj jego jest błotnisty i leży w północno- -zachodniej stronie od państwa Mieszka. Prowadzą walki z Mieszkiem, a siła ich wielka. Nie mają oni króla i nie podlegają jednej osobie, a rządcami ich bywają starsi". Odnosi się ta wzmianka niewątpliwie do Wieletów, których organizacja państwowa przy- brała formy republikańsko-teokratyczne. Ale ich wrogi stosunek do Polski i Mieszka mógł płynąć zarówno z obawy zagarnięcia Pomorza i ujść Odry, jak też Zajęcie Pomorza 165 i z innych jeszcze względów. Wiemy, że Wieleci, Lutycy, byli stałymi sprzymierzeńcami Czech, z któ- rymi stosunki polskie bywały zwykle dość napięte i dopiero małżeństwo Mieszka I z Dobrawą przy- niosło pewne uspokojenie i wyrównanie. Z tym Związkiem Wieleckim były Niemcy, szczep saski przede wszystkim, w stałym stosunku wrogości -i walki, więc i Polska Mieszka mogła korzystać z tego zwłaszcza od chwili, kiedy Mieszko stał się trybutariuszem cesarskim. Interes Sasów i Mieszka szedł tu tą samą drogą, wywołując walki polsko-wie- leckie. Tak mogły być, poza sprawą pomorską, takżę inne przyczyny, które skłaniały Wieletów, przy udziale Wichmana, do zwalczania Mieszka. Ale wolno domyślać się, że od dawna wykazywana dążność Polski do zawładnięcia brzegami Bałtyku odgrywała tu, obok innych czynników, swą rolę dla wytworzenia się atmosfery wrogości wobec Polski. Żeby następstwem klęski, jaką w ;r. 967 ponieśli Redarowie, Wolinianie i Wichman, było zajęcie Za- chodniego Pomorza przez Mieszka, wydaje się mało, prawdopodobne. Twierdzenie to opiera się na tej podstawie, że wedle zdania niektórych badaczy klę- ska, którą poniósł markgraf Hodo w r. 972, miała miejsce pod Cidini, a jak wiemy, utożsamia się to Cidini z Zehden, miejscowością leżącą na północ od Warty, na terytorium pomorskim. Stąd przypuszcze- nie, że jeżeli w tych stronach stoczono tę bitwę, to terytorium pomorskie musiało już od pewnego czasu należeć do państwa polskiego. Jak już wyżej wskazaliśmy, identyfikacja Cidini z Cydzyną jest bardzo wątpliwa, mało prawdopodobna, tak jak po- zbawiona jest cech prawdopodobieństwa hipoteza, by 166 Mieszko I był to kraj Licikavików czy w ogóle by to była część Zachodniego Pomorza. Również mało prawdo- podobne wydaje się przypuszczenie, by Hodo szukał Mieszka pod Cidini-Zehden dlatego, że wtenczas właśnie uderzył Mieszko na Zachodnie Pomorze, aby je ostatecznie przyłączyć do swego państwa. Być może, że w latach tych prowadził Mieszko walki o Pomorze, ale o tym nie mamy żadnych wia- domości. A równie trudno byłoby się oświadczyć za jakąkolwiek datą, tyczącą się ostatecznego podboju. Wydaje się rzeczą prawdopodobną, chociaż tylko wy- ;rozumowaną, że jeżeli w samych już początkach swych ;rządów Mieszko kieruje uwagę na Pomorze Zachodnie, Nadodrzańskie, to musiał w tym czasie posiadać Po- morze Wschodnie, Gdańskie, Nadwiślańskie. Nie moż- na bowiem było zaczynać zdobywania Pomorza ze strony najtrudniejszej. Jak wiemy, wielka puszcza i moczary Noteci i Warty przeszkodą tu były nie- zwykłą. Natomiast od strony Wisły dostęp do Pomorza Wschodniego był dużo łatwiejszy, stąd łatwiejsze było jego zajęcie i utrzymanie. W ten sposób Pomorze Wschodnie mogło być bramą wypadową w stronę Pomorza Przyodrzańskiego, co by uzupełniały ataki z południa, przez dolny bieg Noteci i Warty. Jakkol- wiek jest to argumentacja czysto rozumowa, wydaje się jednak rzeczą wysoce prawdopodobną, że tak, nie inaczej, miały się te sprawy. Można tylko jedno jeszcze stwierdzić na podstawie porównania zaboru Pomorza przez Mieszka ze sprawą podboju tegoż kraju przez Bolesława Krzywoustego, że zapewne nie była to rzecz łatwa i łatwo mogła zabrać Mieszko- wi wiele lat życia. W każdym razie pewne całkiem wskazówki tyczące się Pomorza płyną nam z czasów Zajęcie Pomorza. 167- znacznie późniejszych, bo dopiero na kilka lat przed- datą znanego zabytku Dogome iudex, ustalaną po- wszechnie na czas około r. 990. W tym czasie zatem wymieniono tam Pomorze, “longum marę" (tj. wła- ściwie: długie morze, sądzę jednak, że należy to tłumaczyć jako kraj wzdłuż morza, tj. Pomorze). Zatem około r. 990 Pomorze jest notorycznie częścią państwa polskiego. Sięgając bardziej wstecz, zwrócić należy uwagę na wiadomość, podaną zresztą przez źródło dobrze co prawda poinformowane, pochodzące jednak z drugiej połowy XI w., mianowicie na kro- : nikę arcybiskupstwa hamburskiego, napisaną przez Adama Bremeńskiego. Adam w jednym z dodatków do swej kroniki, w tak zwanej scholii, przypisywanej ; jednak samemu kronikarzowi, powiada, że “Eryk, król szwedzki zawarł przymierze z przepotężnym królem polskim Bolesławem. Bolesław dał (w małżeń- stwo) Erykowi córkę albo swą siostrę. Dzięki (takiemu) przymierzu Duńczycy zostali nawiedzeni wojną przez Słowian i Szwedów. Bolesław, król arcychrześcijań- ski, związany przymierzem z Ottonem III podbił całą Słowiańszczyznę i Ruś, i Prusów, przez których zo- . stał umęczony św. Wojciech, którego relikwie wtedy Bolesław przeniósł do Polski". Taką ciekawą wiado- mość podaje Adam Bremeński. Otóż, zdaje się, w wia- domości tej pomieszano osobę Bolesława z osobą Mieszka, bo wszystko wskazuje, że małżeństwo szwedzkiego Eryka miało miejsce jeszcze za życia Mieszka I, czyli że Mieszko wydał do Szwecji swą córkę. Sama niepewność Adama, czy była to córka, czy siostra Bolesława, wskazuje na pomieszanie osób Bolesława i Mieszka. Otóż wiemy, że ta księżniczka polska, znana w Skandynawii pod imieniem Sygry- 168 Mieszka I dy, jeszcze za życia swego ojca wydana została za mąż, skoro na kilka lat przed śmiercią Mieszka przy- szedł na świat syn jej z małżeństwa z Brykiem, mia- nowicie Olaf. Rok co prawda jego urodzenia nie jest znany, ale literatura historyczna skandynawska twier- dzi, że urodził się on najpóźniej w r. 989. Małżeństwo więc musiało być zawarte najpóźniej w r. 988. A jest to najpóźniejszy termin, nie możemy wykluczyć daty o rok czy parę lat nawet wcześniejszej. Nic bowiem nie upoważnia do twierdzenia z całą pewnością, że Olaf był pierwszym dzieckiem Eryka i Sygrydy. Inne względy nakazują również uważać tę datę rze- czywiście za termin najpóźniejszy. Olaf buntuje się między r. 998 a 1000 przeciw ojczymowi swemu, dru- giemu mężowi swej matki, Swenowi Widłobrodemu, królowi duńskiemu, a trudno przyjąć, by bunt pod- niósł dziesięcioletni czy dwunastoletni wyrostek. Mu- siał być więc w czasie tego buntu Olaf młodzieńcem kilkunastoletnim, a to uprawniałoby nas do cofnięcia daty jego urodzin, a przez to i daty zawarcia mał- żeństwa jego rodziców. Czy cofniemy tę datę od r. 988 o dwa, trzy czy cztery lata wstecz, jest rzeczą obo- jętną. Najważniejszą tu sprawą jest fakt, iż Mieszko szukał w tych latach sprzymierzeńca przeciwko Duń- czykom i znalazł go w osobie króla szwedzkiego Ery- ka, z którym wspólnie wojował przeciw Danii. Otóż to przymierze polsko-szwedzkie pozwala przypusz- czać, że w tym czasie musiała być Polska już potęgą morską. Musiała mieć zapewne już od wielu lat Po- morze i na tle takiego władania wynikła sprawa prze- ciwstawienia się największej potędze owych czasów na Morzu Bałtyckim i Północnym, Danii, która w ćwierć wieku później zawładnęła Anglią. Widocz- Za.ięcie Pomorza 169 nie polityka morska Polski skrzyżowała się gdzieś na Bałtyku z ekspansją duńską. By ją unieszkodliwić, rozbić, poszukał Mieszko sprzymierzeńca w osobie zię- cia Eryka. Musiały również istnieć poważne jakieś nieporozumienia króla szwedzkiego z królem duń- skim, jeżeli ten złączył się przymierzem z Polską przeciw Danii. Zapewne też i polityka niemiecka •była zagrożona ze strony duńskiej potęgi. Zresztą an- tagonizm duńsko-niemiecki trwał od dawna, a chwi- lowe powodzenie oręża niemieckiego nad Danią nie zażegnało jego głębszych powodów. Tak zatem przymierze polsko-szwedzkie skierowa- ne przeciw Danii musiało mieć swoją przyczynę w sto- sunku Danii do Polski i Szwecji. Otóż pewna grupa faktów pozwala wytłumaczyć, wyjaśnić powody zwią- zania się Mieszka z Erykiem. Eryk szwedzki miał przeciwnika, pretendenta do korony w królewiczu szwedzkim Styrbjórnie, popieranym przez króla duń- skiego Haralda Błękitnozębnego. Wiemy, co prawda na podstawie sag, ale dość zgodnych między sobą, że Jomsborg — tak nazywali Skandynawowie Wolin — został opanowany przez Haralda i że naczelnikiem tam. był przez czas jakiś Styrbjórn. Wynika z tego, że Wolin został opanowany przez Duńczyków i to po- pchnęło Mieszka do szukania przymierza i pomocy w Szwecji. Dalej zaś, że Wolin-Jomsborg musiał być w posiadaniu polskim niewątpliwie już od pewnego czasu. Jak dawno, oczywiście trudno określić. Nie- wątpliwą zdaje się być bowiem rzeczą, że nie tylko Wolin, ale i Szczecin oraz całe Zachodnie Pomorze i Wschodnie, Gdańskie, stało się własnością polską, zdobyczą Mieszka. Musiało nią być około r. 980, a mo- że już i przedtem, może przed śmiercią Dobra- 170 Mieszko I wy, w czasie zatem, kiedy Lutycy nie mogli li- czyć na życzliwość czy pomoc księcia czeskiego. Tym sposobem dokonał Mieszko zjednoczenia wszyst- kich plemion lechickich, stał się rzeczywiście panem największego słowiańskiego państwa zachodniej Sło- wiańszczyzny. Jak wynika wreszcie z przytoczonego powyżej tekstu Adama Bremeńskiego, Dania została przez połączone siły Mieszka i Eryka zmuszona do ustąpienia z Wolina. Koło r. 990 całe Pomorze, zdaje się, jest już z powrotem w rękach Polski. Polska pa- nuje na całym pobrzeżu, od Odry po Wisłę, od Związ- ku Wielookiego po ziemie Prusów. Oczywiście opowiadania sag są dużo wielomówniej-.ft: sze, dają wiele imion i masę szczegółów, których nie<. stety niczym sprawdzić nie umiemy. W przeważnej części wydają się one wymyślone, zlepione z najroz- maitszych wątków, częściowo zupełnie legendarnych, romansowych. Jak już było powiedziane, trudno w tych opowiadaniach doszukiwać się realnych, pozytywnych- wiadomości. Może taki czy inny szczegół mógłby być i prawdziwy, niestety, brakuje nam środków wykazania jego wiarygodności. Jak jest tu wszystko ze sobą pomieszane i poplątane, dowodzi fakt, że trzej cesarze Ottonowie są w sagach tych jedną osobą. Również Mieszko nie jest znany, jego postać zlewa się z Bo- lesławem i występuje jedynie pod imieniem syna. Olaf, brat Eryka szwedzkiego a ojciec Styrbjórna, miesza się z Olafem Trygessonem, królem norweskim. Bolesław, a raczej jego ojciec Mieszko, ma wedle sag- liczne córki, nieznane w jego genealogii. Jedną jest- :.Astryda, wydana przez ojca za rzekomego przywódcę Jomsborga Sygwalda. Druga, Gunhilda, ma być żoną króla duńskiego Sorna, trzecia zaś, Geire, żoną Ola- Zojęcie Pomorza 171 fa. Sam Mieszko żeni się wedle sag z siostrą Swena, Tyra, wdową po Styrbjórnie, pretendencie do tronu szwedzkiego. Takie są pozornie niezwykle dokładne, a w rzeczywistości wymyślone, błędne wiadomości sag. Stąd też płynie brak zaufania do tych późnych bar- dzo i tak poplątanych, zupełnie fantastycznych opo- wiadań. Wbrew opinii niektórych historyków sądzą- cych, że w sagach tych podanie miesza się na każdym kroku z historią, można raczej powiedzieć, że legenda tu miesza się na każdym kroku z legendą, wymysł następuje po wymyśle. Chociaż prawdopodobnie oku- powanie przez Danię, przez Jomsborczyków, Wolina, nie trwało dłużej, jak lat kilka, to mino to sagi znają co najmniej paru po sobie następujących naczelników Jomsborga. Pierwszym miał być Styrbjórn, syn Olafa, brata króla szwedzkiego Eryka. Był dalej Palmatoki, postać zdaje się zupełnie legendarna, niehistoryczna. Ten Palmatoki nie był w przyjaznych stosunkach z Danią i królem Haraldem, który zresztą wedle sag w walkach ze swym synem Swenem szukał schronie- nia w Jomsborgu i tam miał zginąć z ręki Palma- tokiego. Stosunki zaś Palmatokiego z Polską, z Miesz- kiem — Burisleifrem miały być dobre. Wedle sag Jomsborg byłby czymś w rodzaju okręgu podległego Polsce, którego rządcą, namiestnikiem, był Palma- toki. Przed swą śmiercią uzyskuje on od Mieszka po- twierdzenie następcy. Miał być nim Sygwald, który bierze udział w walkach Swena Widłobrodego, syna Haralda, z Burisleifrem, porywa dalej podstępnie Swena i trzyma go w Jomsborgu, wreszcie pośredni- czy w zawarciu pokoju między Swenem a Mieszkiem, za co otrzymuje córkę księcia polskiego Astrydę za żonę. Z sag tych wynikłaby długoletnia zależność 172 luieszka I Wolina bądź od Danii, bądź od Polski, tu i tam przy pomocy siedzących w Wolinie piratów skandynaw- skich. Jeżeliby Harald brał w opanowaniu Wolina udział, to musiałoby to mieć miejsce przed r. 986, kiedy umiera. A jeżeliby Styrbjórn był naczelnikiem Jomsborga, to chyba nie prędzej, jak po r. 970, kie- dy Eryk został królem Szwecji i kiedy mogły wy- niknąć spory i walki o tron i następstwo. Stąd też ci historycy, którzy w oparciu o ten niepewny ma- teriał pragnęli z niego wydobyć użyteczne wiadomo- ści, sądzili, że może opanowanie Wolina przez Joms- borczyków miało miejsce wcześniej, że z ich pomocy korzystał w swych walkach z Mieszkiem już Wich- man, że może nawet był wodzem Jomsborczyków przed Styrbjórnem. Ale dobrze poinformowany Wi- dukind mówi tylko o spółce hrabiego Wichmana z Re- darami. Dopiero przy wyprawie z r. 967 zjawiają się z nim także i Wolinianie. O posiłkach duńsko-jomsbor- skich Widukind nic nie wie, chociaż w tych czasach stosunki sasko-duńskie były wrogie i jak wiemy właśnie w r. 965 był Harald Błękitnozębny zmuszony siłą niemiecką do przyjęcia chrztu. Wynikałoby z te- go, że zabór Pomorza ze strony polskiej był bardzo niedoskonały, skoro by Dania sprzątnęła Mieszkowi" najtłustszy kąsek w postaci Wolina. I po wahaniach, między Danią a Polską, ostatecznie dopiero przymierze Mieszka z Erykiem przechyliłoby szalę na stronę pol- ską, zapewniając Mieszkowi pewniejsze władanie , w Wolinie. Opowiadanie tych poetyckich sag jest je- szcze pełniejsze niż to, co powiedziano powyżej. Zna- ją one nawet rozmowy rzekomych córek Burisleifra z ojcem, bardzo zresztą mądre i pełne politycznego wyrobienia. Córka Mieszka — Burisletfra Astryda na Zajęcie Pomorza 173 wiadomość, że Sygwald się oświadczył o jej rękę, po- wiada: “Wierzę, ojcze, jak bardzo przykre były dla twego królestwa przedtem częste napady, które obecnie, dzięki Jomsborczykom, się uspokoiły, jeżeli pozwolisz im odejść, bez wątpienia broń z ich strony czy ze strony innych łupieżców nie będzie ci groźna". Prawdziwa szkoda, że nie miał takiej córki Mieszko ani że nie posiadał niezwykłej piękności córki Geiry, która wedle sag była z ramienia ojca zarządczynią, królową prowincji nadmorskiej. Panowała zatem za ojca na Pomorzu, a ponieważ w sąsiedztwie jej rezy- dencji stał Olaf ze swą flotą, więc już jako wdowa piękna Geire wyszła za mąż za Olafa. Jak widzimy, sama pełność informacji i wiado- mości tych sag, rozwijanych przez wieki w ustach sagmanów i skialdów, budzi nieufność. Podobnie i to, co nam opowiada o początkach państwa polskiego Anonim-Gall, jakżeż rośnie i rozszerza się u Kadłubka i wszystkich jego następców do Długosza, a nawet dalej, chociaż ci opierali się tylko na Kadłubku, który nic więcej nie wiedział prawie jak to, co wyczytał w kronice Anonima-Galla. Ale przecież byli to ludzie, którzy pisali historię. Sagi zaś były ustnymi opowie- ściami, opowieściami “sensacyjnymi", opisującymi nie dla historii, ale dla zabawy przygody rycerskie, roz- bójnicze, morskie. Występują w nich co prawda wie- lokrotnie postacie historyczne, czasami sobie nie współczesne, zwykle dziwnie ze sobą poplątane i po- mieszane. Bo piewcom tych romantycznych przygód chodziło o nadzwyczajność i bohaterstwo, o wątek heroiczny, o zaciekawienie słuchaczy, bynajmniej nie o utrwalenie prawdy, o uszeregowanie zdarzeń w ja- kimś związku, porządku i następstwie chronologicz- 174 Mżeszko I nym. I stąd tak trudno wyzyskać to źródło. Nie mo- żna zaprzeczyć, że są w tych opowiadaniach wątki hi- storyczne. Ale jesteśmy dziś jeszcze dalecy od tego, by umieć wyselekcjonować to, co by mogło uchodzić za jako tako ustalony pewnik, czy choćby jakie ta- kie prawdopodobieństwo. Dlatego też zrozumiała jest wstrzemięźliwość w korzystaniu z sag, tak nęcących nas swą pełnością i szczegółowością. Posiadamy prócz podanych powyżej wiadomości nawet statut zasadniczy “ związku" Jomsborczyków. Czy jest on autentyczny, prawdziwy, czy może w części czy w całości zmyślony, nie wiemy. Można przypuszczać, że takie bywały zwyczaje, praktyko- wane w rozmaitych grupach piracko-rozbójniczych wareskich, włóczących się po świecie i szukających chleba bądź to rozbojem, bądź też oddaniem się w służbę temu, który tego rodzaju pomocy potrzebo- wał. Przytaczamy tu zatem pełny tekst (wedle tłuma- czenia St. Zakrzewskiego). Statut ten obejmuje 12 ar- tykułów. l. “Nie wolno przyjmować do związku Joms- borczyków nikogo, kto nie dojdzie roku piętnastego i kto przekracza rok pięćdziesiąty. 2. Nie może się zapisać do Jomsborczyków, kto ucieka przed kimkol- wiek równym lub nieco wyższym siłą i orężem.. 3. Każdy musi się zobowiązać mścić zgon drugiego (członka drużyny) jak brata. 4. Nie wolno uprawiać donosicielstwa i siać kłótni wśród obywateli. 5. Co- kolwiek zajdzie nowego, należy naprzód donieść wo- dzowi. 6. Kto zabije ojca, brata czy krewnego innego członka drużyny i to się odkryje już potem, jak zo- stał przyjęty do drużyny — odłożywszy prywatną nienawiść i zemstę, ma oddać sprawę wodzowi na jego rozstrzygnięcie. 7. Kobiet nie wolno przyjmować Zdjęcie Pomorza 175 do drużyny po wieczne czasy. Jomsborczycy mają wieść życie bezżenne. 8. Nikomu nie wolno przeby- wać poza grodem dłużej ponad trzy dni bez pozwole- nia wodza. 9. Łup wojenny i zdobycz po zabitych ma- ją być wystawiane na publiczną sprzedaż (podział) i dzielone między rycerzy według losu. 10. Nie wolno obrażać drugiego słowami; a gdy powstanie kłótnia, nie wolno do niej się mieszać obraźliwymi słowy. 11. Nikt nie może być przyjęty do drużyny na pod- stawie bogactw, pokrewieństwa czy przyjaźni. Ci są tylko godni Jomsborga, którzy imię swe dzielnością polecą śmiertelnym. 12. Kto zaś prawo zgwałci lub przekroczy, z największą hańbą zostanie wyrzucony z drużyny". Powyższy statut mógłby być dobrze przepisem dla jakiegoś zakonu rycerskiego, aż do bezżenności, wzglę- dnego oczywiście celibatu, włącznie. Ten przepis o ko- .“bietach kłóci się co prawda z wiadomościami o mał- żeństwach zawieranych przez Styrbjórna czy Olafa, ale o takie drobiazgi poetycka legenda dba mało. W każdym razie tego rodzaju przepis o kobietach nie zachęcał w owych czasach do przyłączenia się do ban- dy. Było to zatem stowarzyszenie bardzo dobrane, bar- dzo wyłączne, i dlatego nie mogło być bardzo liczne, o ile w ogóle przepisy takie istniały i były szanowa- _ne i przestrzegane. ii Można tu zatem stwierdzić jedno tylko, a mianowicie że Mieszko dokończył w nie znanym nam bliżej czasie zaboru Pomorza, że władał zarówno jego czę- ścią zachodnią, nad Odrą, jak wschodnią, nad Wisłą. .Następnie, że zabór ten został częściowo unicestwiony przez Waregów duńskich, którzy opanowali najważ- niejszy handlowo ośrodek na zachodzie, Wolin, i tu 176 Mieszka l w Wolinie-Jomsborgu mieli swą fortecę. TU stali Jomsborczycy jako załoga, wspierana przez własną flotę i przez posiłki duńskie Haralda, a następnie Swe- na. Przeciwko tym Jomsborczykom i Danii szuka Mieszko I pomocy potęgi morskiej, tak mu dla od- zyskania utraconego Wolina potrzebnej, i znajduje ją w Szwecji, u swego zięcia króla Eryka. Kiedy zawarte zostało to przymierze, nie wiemy dokładnie. Zdaje się, że jeżeli Mieszko i Eryk wyparli Danię z Wolina już po śmierci Haralda, za rządów Swena, to stać się to mogło nie prędzej, jak w r. 986, kiedy umiera Ha- raid. W każdym razie koło r. 990, w przypuszczalnym czasie darowizny ziem polskich papiestwu, całe już pobrzeże pomorskie należy do Polski, która w r. 1000 urządza dla tegoż Pomorza osobne biskupstwo w Ko- łobrzegu. • Jeden z faktów najdonioślejszych zatem w tym tak obfitym w epokowe zdarzenia panowaniu kryje się w głębokim mroku, pozbawiony jest dat pewnych. Obracamy się w ramach domysłów, bo prawdziwy stan nie został przez współczesnych przekazany po- tomności. VII: WOJNĄ POLSKO-CZESKA R. 990. SPRAWA PRZYNALEŻNOŚCI KRAKOWA Jeżeli lata regencji cesarzowej Theofanu zapełnił Mieszko wyprawami z Niemcami dla stłumienia ruchu pogańskiego między Łabą a Odrą, to w r. 990 słyszy- my o wojnie pomiędzy Czechami i Polską, Bolesła- wem II Pobożnym a Mieszkiem I. Od chwili mał- żeństwa Mieszka z Dobrawą w r. 965, zatem w cią- gu lat dwudziestu pięciu, po-raz pierwszy dowiadujemy się o nieprzyjaznych, wojennych stosunkach obu władców." Wypadki wojenne z r. 990 znamy wyjątkowo do- brze. Są one opisane z podaniem bardzo interesu- jących szczegółów. Thietmar jest tu dla nas źródłem głównym, a daje nam relacje swą niewątpliwie na podstawie jakiegoś opowiadania uczestnika i naoczne- go świadka tych zdarzeń. Ale dużym i niepoweto- wanym brakiem opowieści Thietmara — podobnie jak w jego relacji o wyprawie markgrafa Hodona w r. 972 — jest zamilczenie powodów konfliktu i je- go skutków. Powodów i skutków możemy się tylko domyślać. 178 Mieszko I Jak zapisały krótko roczniki niemieckie pod r. 990, “Mieszko i Bolesław w ciężkich walkach ze sobą się starli". Thietmar zaś opowiada, co następuje: “W tym czasie Mieszko i Bolesław szkodzili sobie nawzajem, będąc zwaśnieni. Bolesław przyzwał na pomoc Lutyków, wiernych zawsze jemu i jego ro- dzicom. Mieszko odwołał się (postulat, żądał lub pro- sił) do pomocy cesarzowej. Cesarzowa bawiła wówczas W Magdeburgu i wysłała Gisilera arcybiskupa, Ekke- harda (później markgrafa Miśni), Esikona, Binizona (obydwaj grafy z Merseburga) z ojcem swoim i jego imiennikiem (pierwszy z Walbeck, drugi z Nordheim), z Brunonem i Odonem (grafem ze Stade?) i wieloma innymi. Ci ruszyli zaledwie z czterema legiami ku okolicy Selpuli (Słupianie, zwani też Slepuły, nad górną Sprewą, między Odrą a Nysą). Tu zasiedli we- dle błota, przez które ciągnął się długi most. Pod- czas nocnej ciszy jeden z towarzyszy Willona, który poprzedniego dnia pragnąc obejrzeć swoją posiad- łość został pojmany przez Czechów, uciekł i pierwszy zawiadomił o niebezpieczeństwie Binizona. Pod wpły- wem przestrogi Binizona nasi szybko powstawali, wysłuchali mszy z nastającym rankiem — jedni sto- jąc, inni siedząc już na koniach, o wschodzie słońca wyszli z obozu ciekawi, jak się skończy walka. Wów- czas 13 lipca nadszedł Bolesław w szyku bojowym; z obydwóch stron byli wysłani posłowie. Ze strony Bolesława niejaki rycerz imieniem Slopan przystą- pił dla zobaczenia naszych szyków i po powrocie stamtąd był pytany przez pana (Bolesława), jakie to wojsko tam jest, czy można z nim walczyć, czy nie. Otoczenie bowiem jego namawiało go, by nikomu z naszych nie pozwolił ujść z życiem. Ten (Slopan) Wojna, polsko-czeskd 179 mu powiedział: Wojsko to małe jest co do ilości, jakości jednak najlepszej i całe jest w żelazie. Możesz z nim walczyć, jeżeli jednak zwyciężysz, tak się osłabisz, że uchodząc następującego na ciebie wręcz Mieszka nie unikniesz, a w Sasach będziesz miał wro- gów na wieki. Jeżeli zaś będziesz pobity, koniec z to- bą i całym twoim królestwem. Nie pozostanie bo- wiem żadna nadzieja. na opór, ponieważ wróg okrąży cię ze wszystkich stron. W tego rodzaju rozmowach uspokoił się gniew jego, zawarto pokój (Czechów z Niemcami, raczej zawieszenie broni), po czym (Bo- lesław) zwrócił się do książąt naszych, by ci, którzy przybyli przeciw niemu, podążyli z nim na Mieszka i chcieli mu pomóc u Mieszka w odzyskaniu jego rzeczy (posiadłości). Nasi to pochwalili, a Gisiler ar- cybiskup z Ekkehardem, Esikonem i Binizonem ru- szyli z nim (Bolesławem), reszta zaś w pokoju wra- cała do domu. Z nadchodzącym już zmierzchem ode- brano wszystkim broń i natychmiast po złożeniu przysięgi zatwierdzającej (zawarty układ) oddano. Bolesław z naszymi przybył nad Odrę, wysłany został poseł do Mieszka, który powiedział, że ma on (Bo- lesław) w swej władzy jego sprzymierzeńców. Je- żeli odda zabrane mu królestwo (regnum ablatum), pozwoli im (Niemcom odejść cało, jeżeli nie, wszyst- kich wytraci. Mieszko na to odpowiedział: jeżeli król (Otto III) zechce odzyskać swoich całych lub po- rzucić zgubionych, zrobi (jak zechce), on (Mieszko) jednak nie chce dla nich niczego w ogóle stracić. Gdy to Bolesław usłyszał, co mógł w okolicy złupił i spa- lił, nasi jednak wszyscy ocaleli". ,,Wróciwszy (znad Odry) miasto jedno zajął i od- dał je, jakkolwiek mieszkańcy nie stawiali oporu, wraz 180 Mieszka I z panem miasta Luty kom na szczęście. Ci ofiarowali, natychmiast tę obiatę bogom opiekuńczym, po czym zaczęto radzić o powrocie, i Bolesław widząc, że nasi bez jego pomocy nie mogą bezpiecznie wracać do domu ze względu na Lutyków, puścił ich następ- nego dnia o zmierzchu, nagląc do pośpiechu. Co kiedy wymienieni wrogowie (Niemców, Lutycy) zro- zumieli, usiłowali ich gonić tłumną gromadą. Bo- lesław zaledwie ich uciszył słowami: Uważajcie — wy, którzyście przybyli tutaj z pomocą dla mnie, byście spełnili to dobre, coście zamierzali, wiedzcie, że nie zniosę, by ci, którym dałem wiarę i odpuści- łem w pokoju, ucierpieli coś złego. Nie jest dla nas ani honor, ani - rada, by dotychczasowych zażyłych przyjaciół uczynić jawnymi wrogami. Wiem, że mię- dzy wami (Niemcami i Lutykami) panuje wielka nieprzyjażń, żeby ją pomścić przyjdą dla was czasy wiele sposobniejsze. Tymi wywodami uspokojeni Lu- tycy zostali zatrzymani przez dwa dni przez Bo- lesława i odeszli po odnowieniu starego, przymierza. Wówczas ci niewierni, którzy byli w pościgu za na- szymi, ponieważ ich mało było, wybrali dwustu ry- cerzy. Doniesiono nam o tym od razu przez pewnego towarzysza graf a Hodona. Przyśpieszając ucieczkę, Bogu dzięki, przybyli cało do Magdeburga, a wrogo- wie pracowali na próżno". Tak brzmi to obfite w szczegóły opowiadanie Thietmara o przebiegu walk polsko-czeskich, a wła- ściwie o epizodzie z przesłaną Mieszkowi pomocą cesarzowej pod dowództwem arcybiskupa magde- burskiego Gizylera. Wynika z niego, że napadającym, stroną zaczepną, był tu Bolesław II czeski, któremu pomagali zwołani przez niego Lutycy “wierni zaw*- Wojna polsko-czeska 181 sze jemu i jego rodzicom". W myśl więc starej tra- dycji przymierza, skierowanego, jak sądzić można, stale przeciwko Polsce, stawili się u jego boku. Te- renem spotkania się armii czeskiej z posiłkami lu- tyckimi był kraj Milczan i Słupian, na zachód od Odry. W każdym razie główna część opisanych przez Thietmara wypadków rozegrała się w pobliżu Odry, bo osiągnąwszy brzegi Odry posyła Bolesław par- lamentariuszy do Mieszka, stojącego — jak widać — ze swym wojskiem po prawym brzegu Odry i broniącego przeprawy przez rzekę. Jeżeli Bolesław miał pomoc ze strony lutyckiej, to Mieszko miał ją otrzymać od cesarzowej regentki Theofanu. Widocznie o go- "tującym się na tym froncie napadzie czeskim był Mieszko dostatecznie wcześnie uprzedzony, skoro mógł o tym uwiadomić bawiącą w pobliskim Magdeburgu regentkę, a ta miała też dosyć czasu, by posłać cztery oddziały wojsk pod wodzą arcybiskupa magdebur- skiego i przy udziale kilku grafów niemieckich. Za- znaczyć też należy, że posiłki te przybyły na czas na miejsce. Niemal miały się już spotkać z Miesz- kiem, były zaledwie oddalone o jeden dzień drogi od Odry i księcia polskiego. Powód, dla którego cesarzowa Theofanu udzieliła pomocy Mieszkowi, tłumaczy się dość jasno. Mieszko. był od lat kilku wiernym i bardzo cennym sprzymierzeńcem cesarstwa w walkach z buntem pogańskim na zachodniej Słowiańszczyźnie i musiał mieć duże ,mznanie i dobre stanowisko na dworze regentki. Jeżeli regentka potrzebowała pomocy Mieszka, to nie mogła jej odmówić, kiedy potrzebował jej Mieszko. A pomoc taka narzucała się choćby dlatego, że Bolesława mieli wspomagać Lutycy, zwalczani 182 Mieszka I przez regencję. Dalej wiemy, że w tych czasach, na parę lat wcześniej, Bolesław czeski zajął Miśnię. Czy zrobił to z wiedzą cesarzowej, czy bez jej wiedzy, nie wiemy, ale i ten wzgląd mógł był tu odgrywać pewną rolę. Zatarg zaś polsko-czeski był zatargiem pomiędzy dwoma książętami — trybutariuszami króla niemieckiego. Z tego tytułu mógł podlegać sądowi regentki lub regentka czuła się uprawniona do udzie- lenia jednej ze stron swej pomocy wojskowej. Jak widzimy, postanowiła udzielić jej księciu polskiemu. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że Gizyler i panowie niemieccy postąpili widocznie wbrew instrukcjom i życzeniom cesarzowej. Nie dając pomocy wojskowej Mieszkowi, weszli w rokowania wielce nielojalne z Bo- lesławem, po czym część sił niemieckich odeszła -do domu. Reszta zaś, z głównymi dowódcami, została następnie przez Bolesława rozbrojona i miała służyć jako szantaż w rękach księcia czeskiego przeciwko Mieszkowi. Bardzo charakterystyczne jest stanowisko w tej sprawie Mieszka, dowodzące pewności siebie i przekonania o życzliwym do siebie stosunku Otto- na III i regentki. Bo kiedy Bolesław cynicznie grozi mu, że jeżeli mu nie zwróci owego “regnum ablatum", zagarniętego kraju, to wymorduje wszystkich Niem- ców z arcybiskupem na czele, których przeciągnął na swą stronę, Mieszko z największym, a również cynicz- nym spokojem odpowiada, że jest to mu obojętne. Sprawa ta tyczy się króla i jego matki. Jak będą się na taki krok Bolesława zapatrywać, czy zechcą pomścić swoich pomordowanych, czy mu tę zbrodnię przebaczyć Mieszko nie wie. Nie widzi jednak po- wodu, by dla ocalenia życia panów niemieckich, przy- słanych mu ku pomocy, miał tracić to, co zdobył. Na Wojna polsko-czeska 183 taki argument nie znalazł odpowiedzi książę czeski. Nie śmiał tknąć Gizylera i grafów niemieckich, bo było rzeczą pewną, że oznaczałoby to wojnę z Niem- cami, a niewątpliwie po stronie cesarskiej stanąłby Mieszko. Jak widać podstęp księcia czeskiego był za gruby, by na niego dał się schwytać Mieszko. Zaś nielojalni Gizyler i grafowie niemieccy, osłabieni przez odesłanie części swego wojska, nie mogli, a za- pewne i nie chcieli, iść tak daleko, by pomagać Cze- chom i próbować zawsze bardzo trudnej przeprawy przez Odrę, bronioną przez wojska Mieszka. W tych warunkach nie próbował tego i Bolesław, musiał się on zadowolić zniszczeniem okolic na lewym brzegu Odry. Wiemy też, że jakiś gród w tych stronach le- żący oddał książę czeski pod miecz pogańskim Luty- kom, co wcale barwnie opisuje Thietmar, jakoby z tego grodu zrobili Lutycy ofiarę swoim bogom. Jest rzeczą prawdopodobną, że grodem tym była Niemcza łużycka, o której zachowało źródło czeskie, tzw. Mnich Sazawski, wiadomość, że tegoż roku “Niemcza przepadła". Ale ogólne tło tej wojny jest ciemne. Nie znamy jej powodów, nie wiemy nic o jej skutkach. Dadzą się tu jedynie pewne wyrozumowane uwagi wysunąć, pewników ustalić nie możemy. Na wiele lat przedtem, w r. 982, został biskupem praskim Wojciech syn Sławnika, księcia na Libicach. Księstwo to, jak wykazano powyżej, pokrywało znacz- ną część wschodnich Czech, przylegając długą górską granicą do Śląska. Był to już ostatni przeżytek cza- sów dawno minionych, okresu już w Czechach zam- kniętego, istnienia księstw i książąt dzielnicowych, plemiennych. Jak w Polsce przez Piastów, tak .184 Mieszka I w Czechach przez Przemyślidów wytępieni, dawno, już zniknęli wobec przewagi i siły dynastii; Ksią- żęta na Libicach utrzymali się jednak, a zawdzię- czali to niewątpliwie poparciu dynastii saskiej, z którą się spokrewnili i która ich podtrzymywała. Zapewne odgrywali rolę, w tym wewnętrznym usto- sunkowaniu się sił do siebie i Polski, Piastowie, którym milszy i wygodniejszy był sąsiad czeski słabszy niż władca zjednoczonych Czech. Tym spo- sobem książęta na Libicach przetrwali do końca X w., do r. 995, gdy inne tego rodzaju państewka od dawna już przeszły pod władzę Przemyślidów. Po bitwie nad rzeką Lech w r. 955, kiedy Otto I rozbił Ma- dziarów, Czesi korzystając z ich klęski opanowują znowu Morawy, bardzo zdaje się spustoszone i wy- ludnione przez Węgrów. Nie tykają jednak księstwa libickiego Sławnika. Widocznie uważają takie zadanie za zbyt trudne i ryzykowne i nie chcą z tego względu wchodzić w konflikt z tymi, którzy by mieli interes w bronieniu niezależności czy odrębności tego księ- stwa. W związku z tym posłanie syna Sławnika na biskupstwo praskie jest dowodem, że Bolesław II szu- kał w tym czasie pewnego porozumienia ze Sławni- kowicami, osadzając na pierwszym w Czechach dyg-<, nitarstwie kościelnym członka rodu dynastycznego, niewątpliwie mało przyjaznego i życzliwego Prze—"1;; myślidom. Była to także jedyna okazja, z której korzystał Bolesław Pobożny, by osadzić na stolcu •.-, biskupim Czecha a nie Niemca. Bo Czech ten jako " wychowaniec szkoły katedralnej magdeburskiej i spo-,:" krewniony z dynastią saską miał dane uzyskania po-- twierdzenia przez cesarza. A jeżeli nie on będzie Wojna polsko-czeska 185 biskupem, to cesarz narzuciłby kogoś innego, Niemca • oczywiście. , Ale tą drogą miał Bolesław II w swych rękach jakby zakładnika Sławnikowiców, tym sposobem mógł wy- wierać również pewien wpływ na stosunek do siebie .braci św. Wojciecha. Jak wiemy, stanowisko Wojcie- cha w Pradze było bardzo ciężkie i trudne. Jego żywoty kładą co prawda nacisk na to, że owieczki biskupa okazały się kozłami, ale sądzić można, że i strona polityczna jego biskupiego stanowiska była niełatwa i wymagałaby większej giętkości, niż ją posiadał Wojciech. Książę nie udzielił dostatecznego poparcia biskupowi w jego pracy pasterskiej, może i umyślnie, by w ten sposób dyskredytować i ród, którego członkiem był Wojciech. Otóż po kilku la- tach bezsilnego i bezowocnego szamotania się z trud- nościami — a trzeba wiedzieć, jak nieżyciowym, pozbawionym zmysłu rzeczywistości był święty — rzuca on w r. 989 swe biskupstwo i, udaje się do Rzymu, by tu. oddać papieżowi Janowi XV pastorał. Zdaje się zatem, że trudności, które spotkał św. Woj- ciech w Czechach, były nie tylko kościelnej, reli- gijnej natury, ale i politycznej. Wyjazd jego do Rzy- mu, opuszczenie Czech i Pragi następuje w r. 989, Zatem w chwili, kiedy konflikt polsko-czeski musiał być już na porządku dziennym, kiedy już się przera- dzał w wojnę. Jakie było tu stanowisko książąt libic- kich, nie wiemy. Można przypuszczać, że Bolesław im nie ufał, a zatem nie miał też zaufania do biskupa To byłby zapewne polityczny motyw, który skłonił św. Wojciecha do porzucenia Pragi i Czech. Tak zapewne już w r. 989 były stosunki Czech i Polski za- ognione. Prawdopodobnie zagarnięcie owego tajem- 186 Mieszka I niczego “regnum ablatum" miało miejsce jeszcze w r. 989, gdy na rok następny przypada wyprawa odwetowa Bolesława, by zapewne odebrać to, co Mieszko poprzednio zagarnął. W każdym razie wyprawa Bolesława przeciw Mieszkowi skończyła się niepowodzeniem. Bolesław. nie czuł się widocznie dość silny, by spróbować wraz z Lutykami przeprawy przez Odrę. Czuł, że za Mie- szkiem stoi cesarzowa regentka, że wreszcie o jego stosunek do wysłanego na pomoc oddziału Gizylera może mieć słuszne pretensje Otto III i jego matka. I to zapewne musiało hamować księcia czeskiego, skoro udało mu się tylko połowicznie pozyskać Gizylera i panów saskich, i to w sposób dla samych Niemców mało honorowy i zaszczytny, raczej im ubliżający. Można przypuszczać — chociaż o tym Thietmar nie mówi — że sami panowie niemieccy wpływali na Bolesława, by się najśpieszniej wycofał z kraju Mil- czan. Wątpić bowiem można, czy byłoby dla nich bezpiecznie znaleźć się pomiędzy walczącymi ze sobą wojskami czeskimi i polskimi. O przejściu ich w razie walki na stronę polską, jak to było zlecone im przez cesarzową, nie mogło być mowy, zbyt silnie trzymał ich w swej dłoni Bolesław. Walczyć zaś po stronie czeskiej przeciw Mieszkowi byłoby jaskrawym zlek- ceważeniem danej im instrukcji. W ich interesie leżało zakończenie najspieszniejsze działań wojennych i możność szybkiego powrotu do Magdeburga, bez komplikacji, jaką dla nich byłaby walka stron obu i obecność po stronie czeskiej Lutyków. Ale wszystko to nie wyjaśnia nam zasadniczego pytania, najważniejszego, o co właściwie toczyła się walka w r. 990, gdzie należy szukać owego “regnum Wojna polsfco-czeska 187 ablatum"? W rozmaity sposób starano się to wytłu- maczyć, przeważnie przypuszczeniem, że mogło tu .chodzić o Kraków, względnie o Kraków i Śląsk. Wo- bec braku wszelkich wiadomości pozostaje nam tylko rozumowanie. Gdyby tu chodziło o Kraków, byłoby rzeczą wcale dziwną, że Bolesław wyprawia się na -Łużyce, by odzyskać Kraków. Lutycy mogli mu zawsze pomagać, choćby dywersją na północy zmusić księcia polskiego do rozdzielenia sił, by bronić się na północnym i południowym zachodzie. Także i owa zdobycz na Czechach wydaje się być świeżej daty. Trudno także przypuścić, by Bolesław dopominał się zwrotu jakiegoś terytorium dawno już utraconego. Ale jeżeli Czesi nie najeżdżają ani ziemi krakowskiej, ani śląskiej, a wkraczają do ziemi łużyckiej, do kra- iku Milczan i Słupian, jeżeli tu odgrywa się scena opisana przez Thietmara, jeżeli te strony łupi osta- tecznie i niszczy Bolesław do spółki z Lutykami, jeżeli tu stracono Niemczę łużycką, zapewne iden- tyczną z tym grodem, którego mieszkańców pozwolił wyciąć w pień książę czeski Lutykom, to raczej sądzić wolno, że właśnie o te strony toczył się spór Bo- lesława z Mieszkiem. Wiemy, że był to teren, na który były zwrócone oczy zarówno Czechów, jak Polaków i Niemców, że tu dokonał podboju w r. 963 markgraf Gero. Wiemy, że te strony były kościelnie włączone do biskupstwa w Miśni, skąd Niemcy uwa- żały je za teren, jeżeli nie do nich należący faktycznie, to jednak dla nich zastrzeżony. Wiemy również, że Bolesław II po powstaniu 983 r. zajął Miśnię dla siebie, w jakim obszarze nie wiadomo. Otóż te strony były również ważne i pożądane nie tylko dla Czech, ale i dla Polski. Trudno jednak powiedzieć coś pew- i-,-188 Mżeszfco I -hiejszego w tej sprawie. Trudno zgadywać, czy w okresie rozprzężenia na Połabiu wskutek buntu pogańskiego zajął kraj Milczan i Słupian Mieszko i w ten sposób przekreślił rachuby czeskie, czy też strony te odebrała Czechom Polska. Także i stosunek do tych spraw cesarzowej regentki nie jest jasny. Nie jesteśmy w stanie sądzić, czy np. akcja Mieszka dla zajęcia tego “regnum ablatum" nie nastąpiła w porozumieniu z cesarzową. Bo mogłoby to być bądź pewnym odszkodowaniem księcia polskiego za jego zasługi w sprawie uspokojenia ruchu na Połabiu,. bądź też cesarzowa pozwoliła mu na tymczasowe; opanowanie Milczan, by ułatwić mu stworzenie wy- padowej bazy przy walkach z powstaniem pogańskim. - Jak reagowała cesarzowa Theofanu na stanowisko Bolesława wobec Mieszka lub jakie zajęła stanowisko wobec Gizylera i grafów niemieckich, którzy mając obowiązek pomagać Mieszkowi nie spełnili nałożonego . na nich zadania, nie wiemy. Wiemy tylko, że w r. 991 otrzymał Gizyler trzecią część trybutu cze- skiego, przez co dostał się książę czeski w pewnego rodzaju zależność i nadzór arcybiskupa magdebur- skiego. Nie wiemy także, jakie stanowisko zajęła cesarzowa wobec w każdym razie nielojalnego sto- sunku Gizylera do jej polecenia pomagania Mieszkowi, Na Wielkanoc 991 r. zjawił się u małego króla i ce- sarzowej-regentki w Kwedlinburgu sam Mieszko. Miał zatem sposobność poskarżyć się osobiście cesarzowej zarówno na księcia czeskiego, jak na arcybiskupa, któ- ry nie był w łaskach u cesarzowej. Mógł więc ze swej strony sprawy te oświetlić. Ale jeżeli Mieszko zwró- cił uwagę cesarzowej na nielojalne zachowanie się wodzów kontygentu przesłanego mu na pomoc, to nie Sprawa Krakowa 189 dało to żadnego skutku. Już w parę tygodni później. zmarła cesarzowa matka, a opiekę nad małoletnim Ottonem III objęła cesarzowa-babka Adelaida, mając do pomocy arcybiskupa mogunckiego Willigisa. Sam jednak Mieszko nie stracił łask na dworze, skoro, tegoż roku razem z Niemcami oblegał Braniborz- - Sprawą niezwykle ciemną z czasów pierwszego historycznego Piasta, kartą niewątpliwie najtrud- niejszą do rozświetlenia, jest zagadnienie, czy Kraków i Śląsk lub czy tzw. później Małopolska należały do Mieszka, czy też były własnością czeską. Dalej, nasuwa się pytanie, kiedy mogły się te ziemie dostać we władanie Piastów, czy jeszcze za Mieszka, czy dopiero za czasów jego syna Bolesława Chrobrego w r. 999. Pozornie istnieje nawet pewna obfitość źródeł. i dawnych wiadomości, w rzeczy zaś samej wszystkie one pozwalają na najrozmaitsze tłumaczenie. I dla- tego istnieje tak duża rozmaitość zdań, od stwierdze- nia o przynależności tych ziem do Mieszka do po- glądów, że nie stanowiły OĄe części państwa Mieszko- wego, że były w tym czasie w związku z Czechami, przez nich zabrane, zajęte czy zdobyte. • Źródeł do tego zagadnienia mamy czt&ry, nieza- leżne od siebie, i stąd wydawałoby się Wcale wiaro- godne. Pierwszym z rzędu jest relacja podróżnika i dyplomaty arabsko-żydowskiego Ibrahima-ibn-Ja- kuba, który bawił w r. 966 na dworze Ottona I i opi- sywał następnie kraje Europy środkowej, podając- przy tym wiele informacji o Czechach i Polsce. Dru- gim źródłem jest wspomniany już znany zabytek 190 Mżeszko J Dagome iudex, pochodzący z czasów papieża Jana XV, 988—996, przechowany w zbiorze tekstów kanonicz- nych kardynała Deusdedita z końca XI w., a prze- kazany w późniejszych jeszcze odpisach. Trzecim by- łaby notatka zapisana pod r. 999 w kronice czeskiej Kosmasa, pochodzącej z pierwszej ćwierci XII w» Czwartym źródłem jest dokument Henryka IV z r. 1086, od lat 70 wielokrotnie omawiany przez ba- daczy czeskich, niemieckich i polskich. Te cztery źródła mówią o Krakowie. Chodzi jed- nak o to, jak niektóre z nich tłumaczyć, do czego i do jakiego czasu mogą się one odnosić, i czy mamy tu do czynienia z pozytywnymi wiadomościami, które by uprawniały do przyjęcia za prawdziwe tego, co zdają się głosić. Nad całą tą sprawą, tak zawiłą i trudną, przyjdzie nam się tu choćby w krótkości zastanowić. Nie sposób bowiem bez głębszego i dokładniejszego uzasadnienia zająć tu. stanowisko po- zytywne czy negatywne i stwierdzić, jaki mógł być stan rzeczy w X w. Bo pozytywnie stwierdzić można rzecz tylko jedną, że w latach 999 i 1000, w okresie Gniezna, Śląsk i Kraków należał do Bolesława Chro- brego, skoro w tym czasie stworzono biskupstwa we Wrocławiu i w Krakowie pod władzą metropoli- tów gnieźnieńskich. Ale wszystko, co może się odno- sić do czasów wcześniejszych niż r. 1000, wymaga już odpowiedniejszego stwierdzenia, podlega krytyce i dokładnemu rozbiorowi. Należy jednak podkreślić, że jakikolwiek będzie rezultat poniższych rozważań, będzie on zawsze je- dynie przybliżony do prawdy. Jeżeli w badaniach historycznych z natury samego przedmiotu i z natury samego materiału historycznego, źródeł historycznych, Sprawa Krdfcowa 191 możemy mówić tylko o względnym zbliżeniu się do obiektywnej prawdy, to w tym wypadku pozostaną zapewne na zawsze dwie sobie przeciwstawione opi- nie, ze sobą niezgodne i wzajemnie się wykluczające. Rozwiązania, na które mogłaby być powszechna zgoda, zapewne nie znajdziemy. Od subiektywnego" osądu zależy, czy ktoś uzna jedną czy drugą grupę argumentów za wystarczającą, czy będzie się odnosił do całego tego zagadnienia pozytywnie czy negatywnie; Zaznaczyć tu należy, że najsłabiej jest umotywo- wana przynależność Śląska do Czech w X w., bo o Śląsku w ogóle nie mamy na całej przestrzeni X w. pozytywnych wiadomości, poza zabytkiem Da- gome iudex. Przyjmuje się na ogół dość wyrozumo- waną podstawę, że jeżeli dzielnica krakowska w swych najdalszych granicach należała do Czech, to nie mogła być związana z Czechami wąską podstawą tzw. Bra- my Morawskiej. Musiała mieć szerszą podstawę, a tą mogłaby być jedyna równoczesna przynależność Ślą- ska do państwa Przemyślidów. Jak widzimy, podstawa takiego twierdzenia jest czysto rozumowa, nie jest konieczna i brak tu wszelkiej wskazówki źródłowej. Najprostszą i najłatwiejszą do rozwiązania trud- nością będzie notatka Kosmasa pod r. 999 podana, że “książę polski Mieszko (t j. Bolesław Chrobry, Ko- smas miesza ojca z synem), nad którego nie było chytrzejszego człowieka, odebrał podstępem Kraków, wszystkich tam znajdujących się (Czechów) wygu- biwszy mieczem". Już przed wielu laty oceniając tę wiadomość jeden z najznakomitszych polskich uczo- nych, K. Potkański, zauważył, że “względy za i prze- ciw prawie się równoważą. Kosmas mógł nie chcieć powiedzieć, nawet gdyby wiedział, że to jego ulu- 192 Mieszka I bieniec, Bolesław II, utracił Kraków — to osłabia wiarogodność jego opowiadania. Ale również i to, że w cztery lata później, w 1003 roku, książę czeski do tego samego Krakowa przyjeżdża jako gość i przyja- ciel Bolesława. Z drugiej znów strony w owych cza- sach śmierć księcia zwykle była hasłem napadów, czyhali na nią nieraz sąsiedni władcy jako na spo- sobność zagrabienia czegoś lub przynajmniej obło- wienia się łupem. Bolesław Chrobry mógł istotnie w tynT czasie Kraków zająć... Innych wewnętrznych znamion autentyczności brak opowieści naszego kro-, nikarza. Szczegół o zamordowaniu załogi grodowej, nie wiadomo, czy jest echem rzeczywistego zdarze- nia, czy też wymysłem samego Kosmasa. Mówi on przecież o Bolesławie Chrobrym, że nie było nad- niego podstępniejszego człowieka;; ludzie zaś pod- stępni używają podstępów, a więc skoro Bolesław zdobył Kraków, mógł tylko podstępem tego doko- nać". Ale naszą wiarę w podaną przez Kosmasa datę r. 999 zachwiewa przede wszystkim to, że przecież W tymże roku 999 na synodzie w Rzymie było uchwa- lone utworzenie prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, a tym samym Gnieznu jako metropolitalnej stolicy miało podlegać także biskupstwo krakowskie, czyli przy ówczesnych środkach komunikacyjnych trudno by było włączyć taki świeży nabytek do tworzonej .właśnie organizacji kościelnej. Budowa tej prowincji kościelnej, jej podział, granice poszczególnych bis- kupstw, częściowo sprawa ich uposażeń, musiała być " już od pewnego czasu przedmiotem narad i rokowań Bolesława Chrobrego lub jego wysłańca, zapewne Radyma-Gaudentego, arcybiskupa gnieźnieńskiego •i brata św. Wojciecha, zarówno z papieżem Sylwe- Sprawa Krakowa 193 strem II (o ile nie jeszcze z jego poprzednikiem Grzegorzem V), jak i z cesarzem Ottonem III. Ten wzgląd, że już w r. 999 stworzono prowincję gnieź- nieńską, czyni datę zajęcia Krakowa przez Polskę, r. 999, niemożliwą, a z tym bądź należałoby cofnąć datę zaboru o wiele lat wstecz, bądź też uznać całą wiadomość za wymysł. Dalej w związku z tym trzeba by rozpatrzyć też sprawę przynależności kościelnej Krakowa do tego czasu, tj. do r. 999. Przyjąć by bowiem wypadało, jak się też na ogół przyjmuje, że jeżeli stworzono w latach 973—975 dla Czech i Moraw dwa biskup- stwa, które zależały kościelnie od arcybiskupa metropolity mogunckiego, to zapewne i Kraków, jeżeli należał politycznie do Czech, zależeć musiał kościelnie od biskupstwa morawskiego. Kiedy zaś to morawskie biskupstwo zostało zlikwidowane i połą- czone z praską diecezją, należałby do Pragi, a przez Pragę zależałby od arcybiskupstwa mogunckiego. Otóż w latach 999 i 1000, kiedy tworzono prowincję kościelną gnieźnieńską, a z nią biskupstwo w Krako- wie, trzeba by było zwalniać ten Kraków nie tylko od zwierzchności praskiego biskupa, ale i mogun- ckiego metropolity. A wiemy, jak było to trudne z punktu widzenia obowiązującego w owych cza- sach prawa kanonicznego. Tymczasem nic nie słyszy- my, by w latach 999 i 1000 czy to biskup praski, czy potężny Willigis, arcybiskup moguncki, walczyli o swoje prawa czy podnosili jakiekolwiek roszczenia do Krakowa, czy wreszcie by jakichkolwiek zrzekali się uprawnień. I to spostrzeżenie zwraca się przeciw czeskiemu władaniu w Krakowie w obrębie ostatnich 25 lat X w. Bo jeżeli biskupstwa praskie i moraw- 13 Polska X _ xi wieku 194 Mieszka I skie powstały w latach 973 i 975, a nie władały koś- . ciemię ani w Krakowie, ani na Śląsku, trzeba by ra- czej sądzić, że ziemie te nie były w owym czasie w posiadaniu Czech. Chyba, że przyjmiemy założenie - mało prawdopodobne, że zostawiono je poza organi- zacją kościelną czeską. Tak zatem data podana przez Kósmasa, r. 999, jest niemożliwa, a dalsze konsekwencje stawiają pod znakiem zapytania możność przyjęcia sądu, że przez czas dłuższy należał Kraków politycznie do państwa [czeskiego. Pierwszym chronologicznie źródłem do zagadnie- nia Krakowa jest wspomniany tu już kilkakrotnie Ibrahim-ibn-Jakub. Ibrahim mówi w swej relacji trzykrotnie o Krakowie. Raz nazywa Bolesława I Okrutnego księciem Pragi, Czech i Krakowa. Drugi raz określa odległość Pragi od Krakowa na trzy tygodnie podróży. Trzeci raz powiada, że przybywają do Pragi z Krakowa kupcy z towarami, a mianowicie Rusini i Słowianie. , Wydawałoby się zatem, że mamy tu już sporą liczbę wiadomości i informacji o Krakowie i to dość wczesnych, skoro pobyt Ibrahima na dworze cesarza Ottona daje się dokładnie określić na wiosnę r. 966. Nie można też zaprzeczyć, że z wiadomościami przez niego podanymi należy się do pewnego stopnia liczyć. Jest co prawda Ibrahim na ogół źródłem trzeciorzęd- nym, niewątpliwie przecenionym. Łatwowierność jego graniczy z naiwnością, gdy opowiada o Amazonkach mieszkających między Polską a Rusią, a każe nam w to wierzyć, bo opowiadał mu to sam cesarz Otto I. Z takich anegdotycznych szczegółów składa się prze- ważna część jego opisu krajów Europy środkowej. Sprawd KteSsowa 195 Jeżeli można sądzić, że wcale dokładnie opisał drogę do kraju Nakona, Obodrytów, od Magdeburga, to już trasa, jaką kreśli z Magdeburga do Pragi, jest dość niewyraźna, zwłaszcza jeśli chodzi o terytorium sa- mych Czech. Trudno stąd też wywodzić, czy Ibrahim sam odwiedził Pragę, czy w niej był, czy nie. A nawet jeżeliby był w Pradze, trudno osądzić, jak się w tam- tejszych stosunkach orientował. Mówi co prawda, że Praga jest zbudowana z kamienia, mówi o handlu skupiającym się na targowisku praskim, ale są to wszystko wiadomości, które sam mógł łatwo pozbie- rać od kupców żydowskich, bez konieczności oso- bistego zwiedzenia Czech i Pragi. Bo już w określeniu, że Bolesław jest panem Pragi, Czech i Krakowa, tkwi jakieś nieporozumienie czy niezrozumienie, które badacze starają się w najrozmaitszy sposób wytłu- maczyć. Odnosi się to zwłaszcza do zrównania Pragi i Czech. Wolno przeto z pewnym sceptycyzmem za- patrywać się na informację Ibrahima o Krakowie. Następna wiadomość, tycząca się Krakowa, przy- nosi nam regestr, streszczenie zapisu Polski Stolicy Apostolskiej, tzw. Dagome iudex. Zabytek ten, po- chodzący z czasu około r. 990, opisuje granice kraju darowanego papiestwu. Od opisu tych granic wyma- ga się pewnej konsekwencji, takiej, jaką dziś stosu- . jemy nawet na elementarnym poziomie nauki geo- grafii. Konsekwencji tej zapewne trudno żądać od tego, kto redagował to pismo w końcu X w., następnie, streszczane i zapewne w niejednym miejscu w końcu XI w. tak zniekształcone, iż myślano nawet, że zapis ten odnosi się do Sardynii. Otóż w zapisie tym wy- znaczono granice ziemiami niepolskimi, jak Prusów i Rusi, następnie dodano “usque in Craccoa", aż 13* 196 Mieszka I, do Krakowa, a dalej rzeką Odrą. Niektórzy badacze, biorąc asumpt z określenia, że Prusy i Ruś są grani- cą, czyli że Prusy i Ruś, słusznie, należy traktować jako leżące poza Polską, tłumaczą analogicznie wy- znaczenie Krakowa granicą. Znaczy to, że Kraków znajduje się jeżeli nie poza obrębem państwa Mie- szkowego, to przynajmniej poza obrębem darowizny uczynionej Stolicy Apostolskiej. Otóż nie mamy naj- mniejszej pewności, że redaktor aktu darowizny rze- czywiście trzymał się konsekwentnie zasady tego, co ma być wyrażone inclusive, włącznie, a co exclusive, wyłącznie, jak Prusy i Ruś. Raczej pod tym wzglę- dem można mieć poważne wątpliwości, o których będzie jeszcze mowa poniżej przy omawianiu tego zabytku. Gdyby było tak, jak to chcą tłumaczyć nie- którzy z naszych badaczy, że Kraków był wyznaczony jako dzielnica Bolesławowi Chrobremu, gdy reszta kraju, ofiarowana Stolicy Apostolskiej, miała ulec podziałowi między synów Mieszka z drugiego mał- żeństwa, to byłoby rzeczą dziwną, że dzielnicy Bo- lesława Chrobrego nie włączył Mieszko do aktu da- rowizny. Tym sposobem przecież zyskiwałby utwier- dzenie podziału nie tylko powagą własną seniora rodu, ale i cennym autorytetem czynnika zewnętrz- nego, jakim było bądź co bądź papiestwo, a z nim w związku i władza cesarska. Dlatego też zbyt sub- telne tłumaczenie, że mowa tu o Krakowie: wy- łącznie, to znaczy, że Kraków, a z nim zapewne zie- mie południowe Polski, znajdują się • poza obrę- bem państwa Mieszkowego, czy to wydzielone Chrobremu, czy należące do -Czech, jest tylko próbą tłumaczenia, próbą opartą o bardzo subiektywną in- terpretację tego źródła i mało przekonywającą. Sprawa Krakowa, 197 Jeszcze inaczej przedstawia się sprawa informa- cji, które, czerpiemy z przywileju Henryka IV z r. 1086. W dokumencie tym, przechowanym tylko w kopii i w przekazie czeskiego kronikarza Kosmasa, którego autentyczność jest broniona przez specjali- stów, powołuje się kancelaria cesarska na świadectwo cesarza Ottona I i papieża Benedykta, tyczące się założenia biskupstwa praskiego, które rzekomo od początku miało obejmować Czechy i Morawy. A wie- my, że na początku ustanowiono dwa biskupstwa, osobne dla Czech i dla Moraw, i że stało się to już po śmierci Ottona I, chociaż plany ich utworzenia mo- gły były powstać jeszcze za jego życia. Dalej w tym dokumencie opisane zostały granice owego biskup- stwa praskiego. Są one określone bardzo ciekawie, w niektórych odcinkach nawet bardzo dokładnie. Mu- siały być wzięte z jakiegoś bardzo dawnego źródła czy raczej dawnych źródeł. Ale szczegóły tego opisu tracą dużo dawniejszymi czasami i sposobami, które .dawno wyszły z użycia, nie były stosowane w XI w., a niejednokrotnie wydają się nawet nie dostosowane do drugiej połowy X w. Jest też tam ustęp zastanawia- jący, wymienia on jako granice biskupstwa praskiego na wschodzie rzeki Bug i Styr z miastem Krakowem. Twierdzi również, że należy tu prowincja, której na- zwa jest Wag, zatem nad rzeką Wag na Węgrzech, ze wszystkimi ziemiami należącymi do rzeczonego miasta Krakowa w obrębie Bugu, Styru i Wagu. “Dalej (kraj ten) od granic węgierskich ciągnie się do gór, którym miano jest Tritri", tj. Tatry. Otóż nie jest nam wiadome, by kiedykolwiek bis- kupstwo praskie rozciągało swą zwierzchność kościel- ną od granic bawarskich aż do Bugu i Styru, daleko 198 Mieszka I na wschodzie. Tak samo trudno by było pojąć, by mogły to być kiedykolwiek granice polityczne pań- stwa Przemyślidów. Nie może ulegać wątpliwości, że biskup praski Gebhard, kiedy za czasów Henry- ka IV zbierał materiały dla przedłożenia tytułów prawnych, tyczących się swych roszczeń do granic swego biskupstwa i jego potwierdzenia, robił jakieś poszukiwania biblioteczne. Znalazłszy pewne wiado- mości, świadomie czy może raczej nieświadomie, przez niemożność ich ocenienia i zrozumienia z punk- ; tu widzenia prawnego, jak historycznego, włączył je wszystkie do swego elaboratu i przedstawił kancelarii , cesarskiej, której był kanclerzem. Byłyby tu zużytko- wane przez niego rozmaite zapewne wiadomości, z roz- maitych pochodzące czasów, z różnych, zapewne ze sobą nie łączących się i nie wiążących się źródeł. Zlepione razem w dokumencie z r. 1086 tworzą stek zagadek, nad którymi od lat kilkudziesięciu na próżno głowią się historycy czescy, polscy i niemieccy. Za- znaczyły się na ogół trzy tendencje, trzy próby roz- wiązania tego problemu. Jedni uważają, że jest to ślad stosunków wieku IX, z czasów Państwa Wielko- morawskiego, kiedy to Swiętopełk, pokonawszy księ- cia Wiślan, posunął granice Wielkich Moraw daleko na wschód. Może nawet Bug i Styr nie były fak- tycznymi granicami Państwa Wielkomorawskiego, ale mogłyby być granicami ich zamierzonej ekspansji i ich wpływów kościelnych. Tak więc część badaczy twier- dzi, że znajdujemy tu odbicie stosunków z ostatniej ćwierci IX w., które przeniesiono do dokumentu o 200 lat późniejszego, a mającego świadczyć o cza- sach założenia biskupstwa w Pradze. Druga teza przyjmuje, że chodzi tu o granice z czasów fundo- Sprawa Krakowa 199 wania biskupstwa praskiego. Stwierdza zatem, że państwo czeskie za Bolesława I i II władało ziemiami po Bug i Styr, graniczyło z Rusią. Więc i Kraków znajdowałby się w obrębie czeskiego władania. Wreszcie trzecie tłumaczenie głosi, że po ustąpieniu i ucieczce Bolesława Śmiałego Wratysław II czeski zajął Kraków, a może i dalsze strony, i w ten spo- sób przeniesiono stan rzeczy z r. 1086 wstecz, do czasów X w. i założenia biskupstwa praskiego, by tym sposobem uzasadnić i umocnić prawa polityczne i kościelne czeskie do ziem rzekomo po ucieczce Śmiałego zajętych przez Czechów. W ten sposób te trzy grupy przypuszczeń, do- mysłów wzajemnie się wykluczających, w dwu wy- padkach, pierwszym i trzecim, nie odnoszą się zupeł- nie do sprawy, czy Kraków należał do Czech za czasów Mieszka I. Zaledwie druga hipoteza, że ma- my tu odbicie czasów Bolesława II, mogłaby świadczyć o przynależności Krakowa do Czech. Tylko nasuwa się pytanie, dlaczego mielibyśmy więcej wierzyć tej hipotezie niż innym, jednej o dziewiątym wieku i drugiej o XI w., równie zresztą słabo uzasadnionym jak ta dla X w. Tak można mieć poważne wątpliwości co do zu- żytkowania wiadomości podanych przez dokument z r. 1086. Jeżeli są w tym dokumencie wiadomości bardzo ważne i ciekawe, niejednokrotnie dużo mówią- ce i godne zaufania, to ten ustęp o Krakowie, któ- rego granicami na wschodzie są rzeki Bug i Styr, do którego należy Poważę (prowincja Wag), gdzie Tatry dzielą łączność Poważa z Krakowem, wydaje się sztucznym zlepkiem kilku różnych wiadomości. A nie wiadomo, do czego się one odnoszą i z jakich 200 Mwszko I czasów każda z nich pochodzi. Związano tu ze sobą różnorodne elementy źródłowe, stworzono tym sposo- bem pewną całość. Połączenie zaś takie można usprawiedliwić tylko tym, że kompilator sam nie ro- zumiał znaczenia materiału, który miał pod ręką, a obawiał się opuścić cokolwiek, bo może to mieć ja- kieś nie znane mu znaczenie i wartość. Powstał przez to niewątpliwy nonsens, który na próżno starają się badacze uratować. Ponieważ mamy tu stopione w je- dną całość może trzy czy cztery nawet różne i rozbie- żne wiadomości, raczej należałoby je traktować każdą osobno. I tak zresztą nie uniknie się dużych trudno- ści, by je odpowiednio umieścić, choćby tylko w ja- kimś chronologicznym związku. Próbowano także, bez powodzenia, doszukiwać się Styru i Krakowa nad Wagiem, na Słowacczyżnie. Pomysł ciekawy, niestety wynika z brzmienia do- kumentów, że chodzi tam o polski Kraków i o rze- ki Bug i Styr leżące na granicy ruskiej, na wscho- dzie. Oceniając wszystkie podane tu źródła można są- dzie, że o Krakowie w X w. mamy tylko bardzo nie- jasne i niewyraźne wiadomości. Przekazu przekony- wającego, że należał on do Czech za czasów Miesz- ka I, nie ma. Są tylko pewne możliwości pozwalające na takie tłumaczenie. Zdaje się być jedynie pewne, że w samym końcu X w. należał do Polski, skoro Bolesław Chrobry utworzył tam w latach 999 i 1000 biskupstwo. Najprawdopodobniej też zabytek Dago- me iudex mówi około 990 r. o Krakowie jako le- żącym w obrębie granic Polski. Znalezienie zaś takiej daty, kiedy by Kraków mógł być odebrany Czechom przez Mieszka, nastręcza nieprzezwyciężone prze- Sprawa Krakowa 201 szkody. Trudno też usprawiedliwić dostatecznie ja- kąkolwiek datę tego wydarzenia podawaną czasami przez badaczy jako też wyjaśnić warunki i okoliczno- ści, w których zdarzenie takie miałoby miejsce. Wspomniano już poprzednio, że w r. 965, w chwi- li kiedy się żenił Mieszko z Dobrawą i kiedy został zawarty układ polityczny między księciem polskim a czeskim, musiałby być Mieszko przytłoczony jakąś •niezwykle ciężką sytuacją polityczną, by zapomnieć o Krakowie znajdującym się od lat zapewne niewielu w rękach czeskich poza obrębem jego państwa. Am- bicją, racją stanu Mieszka i jego poprzedników było łączenie w rękach Piastowiców wszystkich szczepów i plemion lechickich. Zdaje się, że on dokończył już tej pracy zbierania ziem, przyłączając do swego pań- stwa ostatecznie Pomorze. Miałżeby Mieszko tak za- pomnieć o tym obowiązku, że wchodząc w układy ż Bolesławem I i biorąc jego córkę za żonę, wykluczał tym samym na długi czas odebranie dzielnicy kra- kowskiej? Czy naprawdę mógł być tak zgnębiony- dwoma porażkami, zadanymi mu przez Wichmana, jak się tego nieraz dorozumiewają badacze? Trudno by było przypuszczać, by książę, który w r. 967 pobił Wichmana, Redarów i Wolinian, który w r. 972 zadał ciężką klęskę Hodonowi pod Cidini, który wiele lat poświęcił dla zdobycia Pomorza i obronienia go przed Danią, zrezygnował w r. 965 z sprawy krakowskiej dla ręki Dobrawy i jak się zdaje dość niewyraźnych korzyści politycznych, płynących z nawiązania sto- sunków rodzinnych z Bolesławem I. Jeżeliby w tych czasach Kraków i Śląsk należały do Czech, gdyby czeskie granice sięgały na wscho- dzie po Bug i Styr, czy mógłby Ibrahim-ibn-Jakub 202 Mieszka I twierdzić — a temu chyba można o tyle o ile wie- rzyć i ufać — że państwo Mieszka I jest największym państwem w Słowiańszczyźnie zachodniej, w każdym razie większym niż Czechy. Czechy z Krakowem i. Śląskiem byłyby nie mniejszym państwem, a nie- wątpliwie potężniejszym, mocniejszym niż Polska. I jakim cudem przetrwałoby do r. 996 państewko libickie Sławnikowiców, otoczone ze wszystkich stron posiadłościami Bolesława? Przystąpiłby on bez zwłoki do jego likwidacji nie oglądając się na ni- kogo. Zniknąłby Sławnik i jego potomstwo już za- pewne koło r. 960, a z nim i syn jego św. Wojciech*, .Stracilibyśmy tę postać, która tyle miała zaważyć . w przyszłości. Nie byłoby jego męczeństwa, nie mie- libyśmy jego żywotów, entuzjasty dla jego osoby • w postaci Ottona III ani naśladowców jak św. Bruno z Kwerfurtu. Nie są to względy, które by świadczyły bez-, względnie o niewiarogodności przekazu Ibrahima-ibn-i Jakuba. Jednak — sądzić wolno — osłabiają one wia- rę w dokładność jego informacji o Krakowie. , A trzeba też podkreślić, że nie znamy również i daty, momentu, kiedy by Mieszko mógł odzyskać Kraków. W ogólnym splocie wypadków taka trudność podkopuje naszą wiarę w czeskie władanie Kra- kowem. : Datę rzekomego zajęcia Krakowa w r. 999 już oceniliśmy. Odrzuciliśmy ją jako nieprawdopodobną, .niemożliwą. W r. 990 podczas wojny czesko-polskiej chodziło o jakieś “regnum ablatum", które — jak •wskazano już powyżej —• pokrywa się raczej z krai- kiem Milczan i Słupian. Wydaje się natomiast mało Sprawa, Krakowa, prawdopodobne, by była to zapiska o Kraków czy Kraków i Śląsk. Ogólnikowo się twierdzi, że przyłączenie Krako- wa do Polski mogło nastąpić dopiero po śmierci Do- brawy, tj. w lat kilka po r. 977, jeżeli jest to dokładna data jej śmierci. Otóż już poprzednio zaznaczono, że gdyby Kraków należał do Czech, byłby kościelnie zależny od biskupstwa morawskiego czy praskiego, a dalej od metropolii mogunckiej. W r. 999 i 1000 na- leżałoby więc zwolnić te tereny kanonicznie od tego zwierzchnictwa, by poddać je Gnieznu. O takich trudnościach nie wiemy nic. Tak i z tego względu za- bór Krakowa przez Mieszka po śmierci Dobrawy bu- dzi zastrzeżenia. W r. 981 następuje zabór Przemyśla i Grodów Czerwieńskich przez Włodzimierza ruskiego, zdaje się już sprzymierzonego z Czechami, jeżeli miał w tych czasach za żonę księżniczkę czeską. Gdyby w tym czasie nie posiadał Mieszko Krakowa, byłby prawie odcięty od południa, od strony Węgier, z kró- rymi ma przecież stosunki, bo łączność tych stron bez Krakowa, przez Karpaty, była bardzo trudna, nie praktykowana. Główny szlak szedł dolinami Du- najca i Popradu na stronę węgierską, zatem od Kra- kowa. Zastanawiano się także, czy niepowodzenie Mieszka na południowym wschodzie, brak — Jakby się wydawało — reakcji z jego strony przeciwko Ru- si, nie było spowodowane faktem, że był w tym cza- sie zajęty czymś innym i gdzie indziej, jak nie- którzy przypuszczają może odbieraniem właśnie Cze- chom Krakowa. Byłaby zatem w tym wypadku peł- na powodzenia wyprawa Włodzimierza dywersją na 204 Mieszfco J rzecz Bolesława II, by ulżyć księciu czeskiemu. Miesz- ko zaś tracąc Przemyśl i Grody Czerwieńskie odzy- skiwałby Kraków. Ale tak niewiele wiemy o tych czasach ani o istotnych powodach najazdu ruskiego, ani o tym, czym mógł być Mieszko zajęty, że trudno tu wiele więcej stwierdzić, jak sam fakt zaboru Gro- dów i Przemyśla. Już tylko domysłem nie dającym się poprzeć niczym i uzasadnić będzie przypuszcze- nie, że Mieszko się bronił, lecz się nie obronił, czy się nie bronił w ogóle, bo był czymś innym zajęty. Żeby zaś właśnie o Kraków chodziło, jest to już do- wolnością, której nie uzasadnia nawet małżeństwo Włodzimierza z Czeszką. Mieszko i Bolesław II są w r. 983 razem w obozie politycznym dobijającego się korony niemieckiej Henryka bawarskiego. Można by się raczej spodziewać pewnej wstrzemięźliwości z& strony Mieszka. Gdyby bowiem wypadki w Niemczech rozwinęły się tak, jak można się było spodziewać w r. 984, tj. gdyby Bolesław II wplątał się w wal- kę o koronę w Niemczech, byłby to może właściwy moment, by skorzystać z chwilowego zatrudnienia byłego szwagra i odebrać mu to, co rzekomo zagar- nął jego ojciec. Ale jest przeciwnie. Mieszko i Bo- lesław współdziałają w sprawie Henryka, chociaż nie wiemy, czy są ze sobą w przyjaznych czy wrogich sto- sunkach. W latach następnych jest Mieszko zajęty częściowo sprawami bałtyckimi, zatargiem z Danią, Jomsborczykami, częściowo tłumieniem do spółki z ce- sarzową regentką powstania pogańskiego na Poła- biu. Trudno myśleć, by mógł w tych czasach zaj- mować Kraków. A zdaje się być też wyłączone, by w okresie małżeństwa z Dobrawą odebrał Mieszko Kraków. Sprawa Krakowa 205 Ale z tym wszystkim nie wiemy nic o Krakowie względnie o Krakowie i Śląsku. Nie można bezwzględ- nie twierdzić, że wiadomość podana przez Ibrahima- -ibn-Jakuba jest błędna czy wymyślona. Może być jedynie oparta o jakieś nieporozumienie, mamy co do niej jedynie poważne wątpliwości, które pewni- kiem nie są. Wyrażone powyżej uwagi i spostrzeże- nia nie pozwalają w ciągu całego wcale długiego okre- su rządów Mieszka na określenie choćby w przybliże- niu tej chwili, którą by z całym prawdopodobień- stwem można uznać za moment powrotu tej dzielni- cy do Polski. To również jeszcze zmniejsza nasze zaufanie do przekazu tego arabskiego podróżnika. Ale jeśliby ktoś pragnął w pewnej mierze urato- wać przekaz Ibrahima-ibn-Jakuba o czeskim włada— niu w Krakowie, to mógłby wysunąć jeszcze jedną kombinację, niczym oczywiście bardziej realnym, pozytywnym nie dającą się poprzeć. Zapewne też nie będzie ona gorsza od tylu innych wypowiedzianych na temat Krakowa i jego przynależności do państwa Przemyślidów. Jeżeli Ibrahim-ibn-Jakub zdaje się stwierdzać, że Kraków był w tych czasach -— zatem w r. 965 czy 966 — we władaniu Bolesława I, to dałoby się po- myśleć, że gdzieś koło tego czasu Czechy Kraków utraciły. A utracić go mogły w chwili przed małżeń- stwem Mieszka z Dobrawą. Mogłoby małżeństwo z księżniczką czeską być przypieczętowaniem zawar- tego pokoju, kiedy Mieszko odebrał siłą Bolesławowi ziemię krakowską, a Dobrawą stawałaby się tym spo- sobem gwarantką pokoju, poręczycielką, że jej ojciec nie przystąpi do walki o odzyskanie Krakowa. Na- pady Wichmana do spółki z Redarami na Mieszka, 206 Mieszka I w latach jak przypuszczamy 964 i 965, tłumaczyłyby się dość jasno. Plemiona Związku Wieleckiego, stali sprzymierzeńcy czescy, dokonywałyby wraz z Wich- manem i pod jego kierownictwem skutecznej dywersji na północy, kiedy Mieszko był zajęty odbieraniem Krakowa na południu. Tylko trzeba by przy- jąć, że w relacji Ibrahima-ibn-Jakuba jest chociaż drobna niedokładność. Bądź nie wiedział, że w chwila kiedy uzyskał swą wiadomość o czeskim Krakowie, Kraków zmienił właściciela, bądź też szczegół ten po- minął, opuścił albo o nim zapomniał. Nie jest to oczywiście nic więcej jak jeszcze jedno przypuszczenie tyczące się tej sprawy, przypuszcze- nie, które może nam się dobrze tłumaczyć w świetle .stosunków następnych, ale którego niczym więcej po- przeć nie umiemy. Przeciw przemawiać będzie tekst Ibrahima, twierdzący czy zdawający się świadczyć, że w chwili, kiedy bawił u cesarza w początkach r. 966, sądził, że Bolesław I jest władcą Pragi, Czech i Krakowa. Mimo wszystkie zarzuty postawione re- lacji Ibrahima nie mamy możności sprawdzić, czy i o ile wiadomości ó Krakowie i czeskim w nim wła- daniu są dokładne, czy nie zawierają jakiejś niedo- kładności czy pomyłki. Tak w tej tak ciemnej i naj- trudniejszej sprawie zapewne nie będziemy nigdy wiedzieli, jak było w rzeczywistości, komu można tu wierzyć. Stąd nie rozstrzygnięte musi pozostać pyta- nie, czy lub kiedy Kraków znajdował się w obrębie państwa czeskiego. W każdym, razie można sądzić, że w czasie mał- żeństwa Mieszka z Dobrawą mógłby być Kraków tyl- ko bardzo świeżą zdobyczą Przemyślidów. Dopiero po bitwie nad rzeką Lech w r. 955, po klęsce Madzia— Sprawa Krakowa 207 rów z rąk Ottona I, mógł przystąpić Bolesław I do odzyskania zniszczonych przez Węgrów Moraw. A do- .piero po opanowaniu Moraw mogłoby nastąpić zajęcie ziemi krakowskiej, do której dostęp jedyny prowadził przez tzw. Bramę Morawską. Zatem zapewne do- piero w lat parę, może kilka, po bitwie nad rzeką Lech można by mówić o zaborze czeskim w tych stro-, nach. Gdyby zaznaczone wyżej przypuszczenie, ze Mieszko I koło r. 965 w przeddzień swego małżeń- stwa z Dobrawą odebrał Bolesławowi Kraków, dało, się czymś silniej poprzeć, byłoby rzeczą jasną, że Czechy nie zdołały się jeszcze umocnić w nowej zdo- byczy. Jak ją łatwo zajęły, tak też i łatwo utraciły ją, zapewne jeszcze bez dużego przywiązania się do zdobytej ziemi krakowskiej. Zęby zaś zdobycze cze- skie objęły całe południe, po Przemyśl, Grody Czer- wieńskie i rzeki Bug i Styr, to należy uważać za rzecz zupełnie niemożliwą. Ze względu na prze-, strzenie (bo granice czesko-morawskie od Styru są odległe o 500 km), utrzymanie takiego kraju w tych pierwotnych warunkach było niewykonalne, tak że wcale znaczna siła Czech w tym czasie nie starczyłaby ani -na opanowanie takich przestrzeni, ani tym wię- cej na utrzymanie ich przy władzy Bolesława. VIII. UTRATA PRZEMYŚLA I GRODÓW CZERWIEŃSKICH. STOSUNKI Z WĘGRAMI. RODZINNE STOSUNKI DYNASTII W roku 977 lub w najbliższych latach potem zmarła Dobrawa. Fakt ten miał mieć doniosły wpływ na dalszą po- litykę Mieszka. Mieszko, tracąc żonę, rozluźniał zara- zem więzy przyjaźni, które łączyły go do tego czasu z Czechami, z teściem Bolesławem I Okrutnym i ze szwagrem Bolesławem II Pobożnym. Odtąd, chociaż pewna współpraca dworu polskiego i czeskiego nie zanika w zupełności, chociaż można stwierdzić, że •parokrotnie znajdują się oni w tym samym obozie politycznym, to jednak drogi ich polityczne wyraźnie zaczynają się rozchodzić. Zaczyna ujawniać się an- tagonizm polsko-czeski, z wolna narastają problemy sporu pomiędzy tymi dwoma słowiańskimi państwa- mi. Mieszko zaczyna także powoli przechodzić do pewnej, dla siebie -i swego państwa widocznie po- trzebnej, a jak miała okazać przyszłość, nawet owoc- nej współpracy z cesarstwem. Czechy zaś, chociaż powstrzymywane przez potęgę niemiecką, chociaż Grody Czerwieńskie 209 związane z Niemcami nawet kościelnie przez włącze- nie ich do archidiecezji mogunckiej, chociaż z pewnym oporem uznające polityczną zależność od cesarstwa, zaczną prowadzić politykę skierowaną przeciwko Pol- sce. Dwa były zapewne czynniki, które tu odgrywały rolę. Jednym było odżycie tradycyjnej czeskiej po- lityki przyjaźni z trwającym w pogaństwie Związ- kiem Wieleckim, Lutykami, wrogami zarówno Pol- ski, jak i Niemiec. Drugim była tendencja dynastii Przemyślidów, by dokonać ostatecznego zjednoczenia ziem czeskich, a tu stała na przeszkodzie panująca we wschodnich Czechach, przylegających do Śląska, dy- nastia Sławnikowiców. Sławnikowice ci, książęta na Libicach, byli ostatnim przeżytkiem liczniejszych dawniej książąt plemiennych czeskich. Utrzymywali się tak długo dzięki swym stosunkom z Niemcami, dzięki swemu pokrewieństwu z dynastią saską Lu- dolfingów, i — jak można sądzić — dzięki pewnym związkom z Polską, która miała interes w tym, by w Czechach nie doszło do zupełnego zjednoczenia. Przemyślidzi byli zmuszeni liczyć się z Sławnikowica- mi mającymi tak potężne stosunki. Stąd płynęła też i ich polityka, pozwalająca w pewnym momencie osadzić .na biskupstwie praskim syna księcia Sławnika, św. Wojciecha, który w ten sposób stał się czymś w rodzaju zakładnika w rękach Bolesława II. Mało wiemy o stosunku wzajemnym książąt czeskich i pa- nów na Libicach. Można tyle powiedzieć, że ani Bolesław I, ani Bolesław II nie wyzyskali okresu przymierza polsko-czeskiego, by zlikwidować to ostat- nie księstwo plemienne. Bliskie pokrewieństwo Sław- nika z Ottonem I, którego ciotka, siostra Henryka I, była zapewne matką Sławnika, stanowiło może jedną 14 Po; ska X—XT wieku 210 Mźeszfco J z, trudności. Ale prawdopodobnie i Mieszko starał. się powstrzymywać politykę czeską od kroków skie- rowanych przeciw Sławnikowi. Pozornie, przynajmniej na razie, nie dostrzegamy zmian zasadniczych w stosunkach Polski i Czech. Do- piero koło r. 980 godzi się Mieszko z Otonem II i żeni, się równocześnie z córką margrafa Dytryka, Odą. Po śmierci Ottona II w r. 983 znajduje się on wraz z książętami czeskim i obodrzyckim przez krótki zresz- tą czas w jednym obozie antycesarskim, przeciwnym Ottonowi III i regentce Theofanu, popierając Henry- ka księcia bawarskiego. Henryk zjechał na Wielkanoc r. 984 do Kwedlinburga, gdzie odbył się wielki zjazd panów niemieckich, na którym uznano go królem. Przybyli tam i trzej książęta, Mieszko, Bolesław i Mściwej, ofiarowując Henrykowi swą pomoc pod przysięgą jako królowi i panu. Można by sądzić, że jeszcze wiąże ich ze sobą ten sam stosunek, który kazał im dziesięć lat przedtem, w r. 973 i następnych, opierać się Niemcom, a popierać Henryka Kłótnika. Ale mógł tu Mieszko być samodzielniejszy niż w r. 973, mógł sam trafić do Henryka albo mógł Hen- ryk sam pamiętać o Mieszku jako o dawnym sprzy- mierzeńcu. W danym wypadku niekoniecznie musiał. być Bolesław czeski tym, za kim Mieszko by szedł wobec nowego wewnętrznego przesilenia w Niem- czech. Już w roku następnym przesilenie to zostało za- żegnane. Henryk ukorzył się przed małym Otto- nem III, regencja cesarzowej okrzepła, nabrała siły. Jednym z pierwszych, którzy przeszli na stronę Otto- na i regentki Theofanu; był nikt inny jak książę polski Mieszko. O Bolesławie me mamy bliższych Grody CzerwwAskw 211 informacji. Zapewne i on musiał się pogodzić z Otto- nem, ale z pewnością bez entuzjazmu, przynajmniej o serdeczniejszych jego stosunkach z dworem cesa- rzowej nie słychać. Wiemy tylko tyle, że korzystając z okazji w tych właśnie latach zajął Miśnię, której mieszkańcy natychmiast wykorzystali okazję i powró- cili do pogaństwa. Za to Mieszko, staje się najbliższym i najcenniejszym współpracownikiem cesarzowej przez wiele lat, niemal rok po roku słyszymy o pomocy, której udziela regencji. Ale już w tych czasach, jak się zdaje, rozeszły się bardziej wyraźnie drogi polityki Mieszka i Bo- lesława II. Mamy z lat wcześniejszych wiadomość, że jeszcze przed śmiercią Ottona II zdarzył się wypa- dek, w dziejach Polski bardzo brzemienny. Przypusz- cza się, że nie była w nim obca może intryga czeska, zatem byłaby to oznaka, że drogi polityczne Mieszka i Bolesława II się rozeszły. Pod r. 981 zapisała ruska kronika tzw. Nestora, co następuje: “Idie Wołodimier k Liachom i zaja grady ich, Peremyszl, Czerwień i iny grady, iże sut i do sego dne pod Rusju". (Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zajął grody ich Przemyśl, Czerwień i inne, które są do dzisiejszego dnia pod Rusią). Tyle mówi ta krótka, a tak niezmiernie • waż- na wiadomość o stracie przez stronę polską Prze- myśla i tzw. Grodów i Ziemi Czerwieńskiej. -, Otóż znany jest nam dobrze gród Przemyśl, le- żący na prawym brzegu Sanu, który, jak widać, należał w tym czasie do Mieszka. Co do położenia Grodów Czerwieńskich, przez długi czas była nie- pewność w zapatrywaniach. Ostatnio otrzymuje się jako pewnik, że chodziło o Czerwień nad Huczwą, w pobliżu Hrubieszowa, że do tych grodów liczył się 212 Mieszka I także Busk i Dźwinogród. Prawdopodobnie zatem ziemie te wraz z Przemyślem obejmowały całe do- rzecze Sanu i Bugu, opierając się częściowo o górny bieg Dniestru. Co ważniejsze tu jeszcze, że były to strony, jak wykazują najnowsze badania (Wł. Sem- kowicz, J. Widajewicz), zamieszkałe rzeczywiście przez Lachów, polskie, jak to pokazuje wiele zachowanych nazw miejscowych, i to częściowo najstarszych nam znanych z tych okolic. Otóż uczyniono już w nauce naszej uwagę, że Włodzimierz w chwili zaboru Przemyśla i Grodów Czerwieńskich był żonaty z nie znaną nam z imienia. księżniczką czeską. Stąd przypuszczenie, że Włodzi- mierz pozostawał w bliższych związkach, przymierzy, z Czechami, gdy przymierze polsko-czeskie wygasło ze śmiercią Dobrawy. Tak więc Czechy zastąpiłyby so- bie byłego przyjaciela nowym sprzymierzeńcem Wło- dzimierzem. Jest przy tym widoczne, że przymierze z Rusią kieruje się przeciwko tym, którzy siedzą między Czechami i Rusią, tj. przeciw Polsce. Bo nie mógł mieć pożytku z ruskiej pomocy Bolesław, gdyby się wplątał w walkę z Niemcami, jak i nie był przy- datny Bolesław Włodzimierzowi w dalekich stronach Rusi. Równocześnie widzimy w Czechach wyraźny nawrót do ułożenia stosunków ze Sławnikiem i Sław- nikami. Właśnie św. Wojciech przebywa w tym czasie w Pradze, a w roku następnym, 982, za zgodą księcia Bolesława zostaje wybrany biskupem praskim. Widać w tym chęć zbudowania mostu porozumienia między Pragą a Libicami, chęć przeszkodzenia temu, by ksią- żęta libiccy w razie jakiegoś konfliktu z Polską nie znaleźli się w obozie Mieszka I. Widoczny jest pewien lęk czeskiego księcia przed Mieszkiem. Zabezpiecze- Grody Czerwieńskie 213 niem byłoby przymierze z Rusią przez małżeństwo Włodzimierza z Czeszką i porozumienie z Libicami przez praską infułę Wojciecha. Do tego dochodzą stosunki Czech z ludami słowiańskimi między Łabą a Odrą, przede wszystkim ze Związkiem Wieleckim, z Lutykami, wrogami Polski. Utrata Przemyśla i Grodów Czerwieńskich nie musi być uważana za brzemienną w następstwa. Za- pewne uważano stratę tę za chwilową. Wiemy, że wiele lat potem odzyskał je Bolesław Chrobry w r. 1018, ale utracone one zostały powtórnie za jego syna, Mieszka II. W stosunkach polsko-ruskich była • zawsze jedna sprawa, jedno zagadnienie niezwykłej wagi i doniosłości dla polityki polskiej, a tym był problem bliższego porozumienia się Rusi z zachodni- mi sąsiadami Polski, z Niemcami w pierwszym rzę- dzie, a dalej z Czechami. Jest to problem uwarunko- wany geograficznym położeniem Polski pomiędzy, dwoma dużymi kompleksami politycznymi, wielokrot- nie liczniejszymi ludnością i większymi obszarem od Polski. Zjawisko to występuje wcale wyraźnie w w. XI i XII. Kanonem zatem polityki polskiej było zawsze unikanie takich kombinacji politycznych, które by pozwoliły sąsiadom ze wschodu i zachodu porozumieć się ze sobą, bo porozumienie takie koń- czyło się zawsze niekorzystnie dla Polski. Stąd po- chodzi wrażliwość Polski i jej polityki w tych mo- mentach, kiedy zarysowuje się choćby możliwość takiego porozumienia. Kiedy w r. 959 zwróciła się Olga z prośbą do Ottona I, by. przysłał jej na Ruś misjonarzy, którzy by podjęli tam pracę chrystianizacyjną, fakt ten musiał wywołać pewne poruszenie, pewien niepokój 21.4 Mieszko I w Polsce w otoczeniu czy Mieszka, czy może jeszcze jego poprzednika. Wiemy, żewyszukanie takiego mi- sjonarza nie było łatwe. Dopiero w r, 961 znalazł Otto I zakonnika z klasztoru św. Maksymina w Tre- wirze, Adalberta, który został wyświęcony na biskupa • i, lubo bardzo niechętnie, ruszył z towarzyszami do Kijowa. Wiemy, że przejeżdżał wtedy przez księstwo • libickie Sławnika i przy tej sposobności bierzmował iam syna Sławnika, św. Wojciecha. Badacze niemieccy twierdzą, że miał już wtedy Otto I daleko sięgające zamiary wciągnięcia także Rusi w obręb organizacji kościelnej niemieckiej. Można jednak w takie ambicje Ottona nie wierzyć, skoro cesarz stworzywszy w kilka lat później, w r. 968, metropolię magdeburską, nie pomyślał o włączeniu do niej nawet Polski — czy choćby biskupa Jordana. Zapewne zatem w latach 959 — 961 tym mniej mógł marzyć o Rusi. Domysł jednak, że w Polsce wiedziano o poselstwie Olgi i o wyprawie biskupa Adalberta na Ruś, jest nie- wątpliwie słuszny, jak i to, że wiadomość o tym mogła była wywołać pewien niepokój, czy poza sprawą religijną nie kryje się polityczne zbliżenie Rusi do państwa niemieckiego. Ale zapewne rychło mu-:, siało to zaniepokojenie minąć. Otto I podążył sam, do Włoch po koronę cesarską i opuścił Niemcy na resztę swego życia. Do r. 973 spędził tylko krótki względnie czas w latach 965 i 966 w Niemczech, a w r. 973 przybył, by na ziemi niemieckiej umrzeć. Misja zaś Adalberta skończyła się zupełnym niepo- wodzeniem. Z niebezpieczeństwem życia wydostali się Adalbert z towarzyszami z Kijowa i Rusi. Kościół zachodni-i łaciński obrządek nie miały na Rusi zwo- lenników. Syn Olgi, Swiatosław, był chrześcijaństwu Grody Czerwieńskie 215 w ogóle niechętny, a politycznie zdaje się mało interesował się Polską, skoro krótkie jego panowanie było skierowane ku zagadnieniom dalszego Wschodu. Wiemy również, że miał on zamiar, mocno zresztą fantastyczny i mało realny, przeniesienia stolicy pań- stwa na południe, za Dunaj, do Bułgarii, zatem prawie pod mury Bizancjum, które by nigdy się nie zgodziło ha takie niewygodne i pełne niebezpieczeństw są- siedztwo. Tak więc sprawa stosunków niemiecko-ru- skich za czasów Olgi mogła wywołać pewien niepokój, ale chyba nie oddziałała na późniejsze stanowisko Mieszka do Niemiec. Nie potrzebował się zabezpieczać przed Rusią, wchodząc w stosunki trybutarne z Niemcami, nie stąd płynęło jego małżeństwo z Dobrawą czy przyjęcie chrztu. Sprawa ruska nie występuje na jaw, zdaje się nie odgrywać roli. Kiedy w r. 970 umiera Swiatosław, następuje okres walk wewnętrz- nych, z których wreszcie wychodzi na widownię młody Włodzimierz. W tym czasie, w r. 973, w chwili napięcia stosunków między Polską a Niemcami po klęsce markgrafa Hodona pod Cidini, przyjmuje Otto I w Kwedlinburgu liczne poselstwa, między Winnymi, zdaje się, także ruskie, zapewne następcy Swiatosława, Jaropełka. Najdawniejsze co prawda źródła mówią tylko ogólnikowo o poselstwach słowiań- skich “Sclavorum", ale kronikarz XI w., Lambert, wymienia także poselstwo ruskie “Russorum". Jed- nakże Ruś ówczesna, szarpana walkami wewnętrz- nymi, nie mogła być zbyt groźna dla Mieszka. Było to, sądzić wolno, raczej poselstwo kurtuazyjne, nie mogłoby ono mieć jakichś bardziej pozytywnych celów politycznych na oku. Zresztą rychła śmierć Ottona I i następne walki z Ottonem II Henryka 216 Mieszka l 9 • Kłótnika, stanowisko, jakie zajmują w tym zatargu Bolesław czeski i Mieszko, dowodzą, że nie było tu •miejsca dla jakiejś współpracy niemiecko-ruskiej; Ze strony wschodniej niczego się więc Mieszko nie obawiał. Także i bliżej nie znany okres walk o Po- morze, zdaje się, nie był wyzyskany politycznie przez Ruś. Otóż w samych początkach rządów Włodzimierza, •vy okresie — jak wspomniano powyżej — małżeństwa" jego z czeską księżniczką, następuje zabór Przemyśla i Grodów Czerwieńskich. Badania ostatnie starają się objaśnić to zdarzenie w ten sposób, że Włodzimierz, zawiązując w początkach swych rządów układ z Bi- zancjum, zobowiązał się nie dopuścić Waregów, któ- rym zawdzięczał tron, do wyprawy na Konstantyno- pol. Żeby jednak zaspokoić tych Waregów, zapewnić im łupy, poprowadził ich na ziemie Mieszkowe. Tym sposobem także, jak się przypuszcza, szukał może Włodzimierz nowej, bezpieczniejszej drogi na Bałka- ny, bo dotychczasowa przez siedziby Pieczyngów między dolnym Dunajem, Dniestrem i Dnieprem nie zawsze była pewna. Nie można zaprzeczyć, że przytoczona powyżej wzmianka tzw. Nestora o zaborze Przemyśla i Gro- dów Czerwieńskich jest bardzo lakoniczna, m. in. nie mówi wyraźnie, by Włodzimierz odebrał te ziemie Mieszkowi. Że to Mieszko został pobity i stracił te strony, jest tylko konstrukcją myślową, rozumowaniem przyjmującym, że władca największego państwa sło- wiańskiego, władający w tym czasie — co zdaje się być pewnikiem — także Mazowszem, mógł posiadać również i Grody Czerwieńskie. Ale nie brak w nauce innych tłumaczeń. Jedni, " na podstawie dokumentu Grody - Czerwieńskie 217 Henryka IV z r. 1088, zawierającego wiadomości o rzekomych granicach czeskich z okresu założenia biskupstwa praskiego, mających się opierać o Bug i Styr na wschodzie, przyjmują jako pewnik, że Kraków należał do Bolesławów czeskich. Przyjmują zatem, że zdobycz Włodzimierza została dokonana nie na Polsce, lecz na Czechach. Ale byłoby dość dziwne, gdyby Włodzimierz właśnie Czechom odbie- rał tę krainę w chwili, kiedy małżeństwo z Czeszką spowinowaciło go widocznie z Przemyślidami i kiedy prawdopodobnie łączyły go z Czechami bliższe węzły politycznego porozumienia. Inni wysuwali możliwość, że Przemyśl i Grody Czerwieńskie tak łatwo uległy zaborowi, bo może nie należały do Mieszka, były jeszcze pod władzą udzielnego, własnego, plemien- nego czy szczepowego księcia. Ale i takie rozwiąza- nie nie daje nam nic więcej jak pewną tylko możli- wość. Jeżeli jednak Mieszko był potężnym władcą, jeżeli w tym czasie zapewne panował już nad zawo- jowanym przez siebie Pomorzem, najłatwiej przyjąć, że władał także tymi stronami i że je utracił. W każdym razie małomówna wzmianka tzw. Nestora nie daje nic więcej, jak goły fakt, że Włodzi- mierz “zajął grody ich Przemyśl, Czerwień i inne", bez zaznaczenia, czy były o nie walki, czy nie. Sądzić wypada, że brak wiadomości o walkach, nie znaczy, że terytoria zostały zagarnięte bez walki. A stąd dowolne jest też przypuszczenie, że Mieszko musiał być w tym czasie silnie zajęty na jakimś innym froncie. Bo przy takim rozumowaniu dobywalibyśmy z tzw. Nestora więcej, niż w nim jest. To zaś, co wiemy o tych latach, nie uprawnia nas do tak daleko idących wniosków. Lepiej więc jest wiedzieć mniej, 218 Mieszka. I a o tyle o ile pewniej. Przypuszczamy więc, że Mie- szko władał tymi stronami, jak to przyjmują naj- nowsi badacze, że bronił ich i że uległ wreszcie orężowi Włodzimierza i jego-wareskiej drużynie. W każdym razie dużo daje do myślenia fakt, że w ciągu wielu lat następnych ani Mieszko, ani Bolesław Chrobry nie przystępują do akcji rewindy- kowania tej straty. Wiemy, że w r. 992 w chwili śmierci Mieszka I groziła wojna z Rusią. Czy do wojny tej doszło, nie wiemy. Jeżeli miała ona miejsce, to rezultatem jej nie było odzyskanie Przemyśla i Grodów Czerwieńskich. Ale po roku 981, po klęsce ruskiej, przez lat dziesięć następnych jest Mieszko zajęty innymi, bardzo dla siebie ważnymi sprawami. Po jego śmierci też same sprawy dziedziczy jego syn, mający jeszcze porachunki z macochą i braćmi przyrodnimi. Nie- długo później przychodzą kilkunastoletnie wojny z Henrykiem II. Cały zatem okres od r. 981 aż po r. 1018 zajęty jest zagadnieniami pierwszorzędnej dla Mieszka i Chrobrego doniosłości i tym zapewne tłumaczy się brak bezpośredniej reakcji na ponie- sioną stratę. Odosobniona, bez wyraźnej łączności z resztą zagadnień politycznych czasów Mieszka I jest mała i mało wyrazista grupka wiadomości tyczących się stosunków tego księcia z Węgrami. Są to wiadomości i nieliczne, i niepewne, i bardzo jednostronne. W każ- dym razie świadczą, że i w tym południowym kie- runku okazywał Mieszko pewne zainteresowanie. Czy zainteresowanie to Mieszka wiązało się z polityką Stosunki z Węgrami 219 jego wobec Czech, jeżeli byłoby prawdą, że dzierżyli oni jakiś czas Kraków, czy miało być ono tylko za- bezpieczeniem w razie potrzeby przed Czechami, da- remnie byłoby się zastanawiać. W XII w. za Bo- lesława Krzywoustego są przymierza polsko-węgier- skie stale skierowane przeciw cesarstwu i jego so- jusznikom Czechom. Jeżeli chodzi o wiek X, tp -o politycznej stronie tych stosunków nie mamy bez- pośrednich wskazówek, a wszelkie wyrozumowane wnioski utykają na ubóstwie źródeł zarówno do dzie- jów polskich, jak węgierskich. Pierwsza wiadomość tyczy się Adelaidy, prawdo- podobnie siostry Mieszka I, zatem zapewne jeszcze- córki Ziemomysła, zwanej Białą Knieginią, czyli piękną księżną, która miała być wydana za mąż około .r. 972 za księcia węgierskiego Gejzę. O tym Gejzie, półchrześcijaninie a półpoganinie, który uważał się za “dostatecznie bogatego", by i bogom pogańskim składać ofiary, wiadomo, że był później żonaty z Są- roltą, córką księcia siedmiogrodzkiego Gyulii. O Ade- laidzie zachowały się jedynie anegdotyczne szczegóły, , jakoby była wykształcona i świętymi naukami prze- pojona. Późna ta wiadomość nie wydaje się niemożli- wa. Ale bliższy jej Thietmar twierdzi, że ta piękna księżna polska była niewiastą bardzo energiczną. Rządziła zarówno mężem, jak państwem, lubiła dalej pijać “ponad miarę", konno jeździła jak rycerz, a raz w uniesieniu gniewu zabiła jakiegoś człowieka. “Skala- na ta dłoń raczej by kądziel, wrzeciono dzierżyła, a umysł hamowała powściągliwością" — dorzuca zgor- - szony kronikarz. Jak widzimy, była ta piękna pani po- : stacią niebanalną. Jeżeli Adelaida, chrześcijanka nie- wątpliwie, była rzeczywiście kształcona i starannie 220 Mieszka I wychowana, to mogła być ona pewnym czynnikiem odgrywającym poważniejszą rolę na Węgrzech, gdzie właśnie w tych czasach zaczyna się uwydatniać sil- niej akcja kościelna zmierzająca do chrystianizacji zachodnich stron Węgier. Na te mniej więcej czasy przypadają pewne wysiłki biskupów bawarskich, np. Piligrima z Passawy, tak że zabiegi te mogły mieć pewne oparcie w Adelajdzie. Mogła być też pewnym czynnikiem pośredniczącym z Bawarią w sprawach politycznych w niedługi czas po przesileniu wewnętrz- nym Niemiec po śmierci Ottona I, kiedy przy Hen- ryku Kłótniku opowiedzieli się Bolesław i Mieszko. Prawda, że o stanowisku w tej sprawie Gejzy nie ma wiadomości. Taka rola chrystianizacyjna księżniczki, pochodzącej z dynastii tak niedawno pogańskiej, byłaby bardzo znacząca. Niestety, poza domysłami opierającymi się na współczesności Adelaidy na Wę- grzech z pierwszymi próbami zorganizowania tam szerszej akcji kościelnej nic więcej o niej i o jej pobycie i działalności w- tym kraju nie potrafimy powiedzieć. Jak wyżej wspomniano, pierwszą żoną Bolesława Chrobrego była Niemka, córka Rygdaga. Rygdag był spowinowacony z rodziną Ody Mieszkowej i można przypuszczać, że właśnie Oda miała pewien interes w tym, by syna swego męża, pasierba, bliżej ze sobą związać w interesie własnych dzieci. Gdy jednak Rygdag rychło zmarł, a małżeństwo straciło wskutek tego swą polityczną wartość w okręgach marchii przylegających do Polski, nastąpiło też usunięcie tej pierwszej małżonki Chrobrego. Czy był tu inicjatorem Bolesław, nie wiemy, ale bez zgody i zezwolenia ojca nastąpić to nie mogło. Chrobry za zgodą, z po- Stosunkż z Węgrami 221 lecenia ojca, zawiera drugie małżeństwo, tym razenL- z jakąś księżniczką węgierską, której ani imię, ani pochodzenie nie jest nam znane. Ale i to małżeń- stwo było krótkotrwałe, nie przetrwało zapewne roku. Czy i tu odgrywały rolę względy polityczne, nie wiemy. Porzuca Bolesław tę Węgierkę, chociaż dała mu syna, zatem syna pierworodnego. I co jest tu charaktery-* styczne, ten najstarszy syn nie otrzymuje żadnego z imion używanych przez dynastię Piastowską czy — jak sam Bolesław — imię dynastyczne czeskie, lecz obce językowo imię węgierskie Bezprym, jak się przypuszcza związane z węgierskim grodem Wesz- prymem. Przypuszczać wolno, że imię to miało świadczyć, iż syn ten stoi poza członkami rodu pia- stowskiego, nie ma praw przysługujących członkom dynastii. Tak rozbiło się i to małżeństwo świadczące b chwilowym zbliżeniu się Mieszka do Węgier, być może, że w krótkim czasie niepotrzebne, zbędne. Koło r. 988, zatem za życia ojca, pojmuje Bo- lesław Chrobry trzecią z kolei żonę, Emnildę. Była ona Słowianką, córką nie znanego nam księcia Do- bromira. Tyle tylko można powiedzieć, że państewko tego Dobromira musiało leżeć gdzieś w obrębie wpły- wów świata germańskiego, skoro córka jego nosiła takie imię. To trzecie małżeństwo okazało się trwałe, a pierwszy syn zrodzony w r. 990 z tego małżeństwa nazwany został Mieszko jak jego dziad, a na chrzcie otrzymał imię szczególniejszego patrona dynastii, Lamberta. Nadanie temu drugiemu z kolei synowi imienia używanego w dynastii predestynowało go w przyszłości do rządów i następstwa. Odbija się w nim przeciwstawienie do imienia, danego synowi pierworodnemu, Bezprymowi. 222 Mieszko I Ale i Mieszko I z drugiej żony swej Ody ma trzech synów. Po zawarciu tego małżeństwa w r. 979/980 rodzą się po kolei synowie Mieszko, Lambert i Świę- topełk. Są to zatem bracia przyrodni Bolesława Chrobrego, w myśl zwyczaju prawnego mający w przyszłości na równi z pierworodnym Bolesławem swój udział w spadku po ojcu. Groził więc w dalszej przyszłości podział kraju między sukcesorów, między najstarszego syna i młodszych o lat kilkanaście jego braci przyrodnich. Mógł Mieszko już za swego życia wydać w tej sprawie zarządzenie, nawet częściowo je przeprowadzić, nie unikało się tym jednak w przy- szłości zawikłań, sporów i przesileń. Przewidywała .je zapewne i Oda. Jak wspomniano już, ożenek Bo- .lesława z córką Rygdaga był zapewne inspirowany przez Odę i miał na celu zbliżyć pasierba do ma- cochy. W każdym razie tkwiły tu zawiązki następnego konfliktu rodzinnego. Takie zdarzenie miało się powtórzyć w półtora wieku później, kiedy po Bole- sławie Krzywoustym pozostał syn pierworodny Wła- - dysław, rodzący się z Rusinki Zbysławy, i czterej synowie znacznie młodsi od Władysława, częściowo jeszcze dzieci, z drugiej żony, Niemki Salomei. Wie- my, jakie były tego skutki. Trzeba jednak zaznaczyć, że Salomea, wdowa po Krzywoustym, miała wi- docznie większe i głębsze wpływy w społeczeństwie polskim XII w. i zapewne też większe talenty poli- tyczne, niż miała je w X w. mniszka Oda. W każdym razie już w ostatnich latach życia Mieszka, od r. 980,, wysuwał się konflikt przyszły rodzinny, gdzie jedną stroną był syn najstarszy Mieszka Bolesław, a drugą była jego macocha Oda, która myślała o zapewnieniu swemu potomstwu udziału w spadku i — to może, Stosunki rodzinne 223 być jedynie przypuszczeniem — pozbyciu się tą czy inną drogą niebezpiecznego i niewygodnego seniora. Ten konflikt rodzinny wewnętrzny zapewne, nie jawny, rósł w miarę przybywania potomstwa z dru- giego małżeństwa, w miarę jak ci synowie, bracia przyrodni Chrobrego, podrastali. W chwili śmierci Mieszka najstarszy nie miał zapewne jeszcze pełnych lat dwunastu. Wiek ten nie mógł być dużym niebez- pieczeństwem dla Bolesława liczącego lat dwadzieścia sześć, który łatwo mógł sobie już od dawna zyskiwać stronników i popleczników. Ale wiemy, że rezultat ostateczny tego konfliktu rodzinnego zakończył się dopiero w, 3 lata po śmierci Mieszka wypędzeniem macochy i usunięciem braci przyrodnich. Bolesław, Chrobry oparty o przyjaźń z cesarzem Otonem III, oparty widocznie o swą przewagę w społeczeństwie opolskim, w zdrowym instynkcie zachowania całości i jedności państwa w swych rękach, rozwiązał siłą te trudności, które w Polsce, jak i wielu stronach ówczesnego świata, nastręczał zwyczaj dzielenia pań- stwa między sukcesorów. W r. 991, jak już wiemy, odwiedził Mieszko cesa- rzową Theofanu na krótko przed jej śmiercią. W roku następnym 25 maja zmarł Mieszko w chwili, kiedy groziła na wschodzie wojna z Rusią. Sądzić można, że był w tym czasie Mieszko zobowiązany wobec re- gencji do udziału w nowej wyprawie niemieckiej na Słowian, skoro posłał tam swe posiłki Bolesław Chrobry. Tylko tym razem Bolesław nie wziął oso- biście udziału w wyprawie, bo sprawy ruskie kazały "mu pilnować granicy na wschodzie. Czy w tej nie znanej nam komplikacji na wschodzie nie brał ja- kiegoś udziału Bolesław II czeski, nie wiemy. Można 224 Mieszka. I by tylko posądzić, że mógł mieć w tym interes, by przy pomocy Rusi próbować może odzyskać -owe “regnum ablatum". Ale wydaje się, że Chrobry nie liczy się z zawikłaniami na zachodzie od strony cze- skiej, skoro posyła posiłki Ottonowi III. Może tym sposobem uniemożliwia Lutykom pomoc dla księcia czeskiego. Ale są to tylko domysły, przypuszczenia, bo wiemy jedynie, że groziła wojna z Rusią. Nie wiemy, czy do niej doszło, czy nie. IX. STOSUNKI KOŚCIELNE. STOSUNKI Z PAPIESTWEM. DAGOME IUDEX. OŚRODKI ŻYCIA KOŚCIELNEGO A POLSKA .Biskup Jordan zmarł koło r. 982, a jego następcą został teraz niewątpliwy Niemiec, niejaki Unger. Dzięki bystremu spostrzeżeniu znakomitego niemiec- kiego badacza P. Kehra, przyjętemu przez polskich historyków (Wł. Abrahama, St. Zakrzewskiego i na- stępnych), można przyjąć, że jest ten Unger w r. 991 biskupem, ale równocześnie jest on opatem opactwa w Memleben w Turyngii. Wymieniony jest bowiem w dokumencie z r. 991 jako biskup i opat równocześnie, gdy już w roku następnym spotykamy w Memleben innego opata. Stąd wniosek słuszny, że Unger w ciągu roku 991 na 992 ustąpił z opactwa i pozostał następnie tylko biskupem, i to niewątpli- wie biskupem w Polsce. Imię bowiem Unger jest wcale rzadkie i trudno by było przyjąć, by mogło być równocześnie dwu biskupów Ungerów, a żaden z nich nie zasiadałby na regularnej katedrze, biskup- stwie w Niemczech. Drugim wnioskiem P. Kehra — jednak sądzić wolno niekoniecznym — jest, że stano" 15 Polska X - XT y.ieku 226 Mieszka I wisko biskupie po śmierci Jordana, a przed r. 991 — 992, a więc przez wiele lat nie było obsadzone. Ten wniosek nie jest niemożliwy, ale nie można sądzić, by był konieczny, jedyny. Jeżeli dokument z r. 991 wymienia Ungera równocześnie jako biskupa i opata, to trzeba przyjąć wedle ówczesnych zwyczajów X w., że był on w tym czasie wyświęcony na biskupa, a równocześnie jest on też urzędującym opatem w Memleben. Stąd istnieje możliwość, że i przedtem, przed rokiem 991, zatem po śmierci Jordana, mógł być Unger równocześnie i opatem, i biskupem, za- chowałby opactwo przy biskupim tytule, może jako re- zerwę dla siebie na przyszłość, gdyby miał pracę bi- skupa misyjnego porzucić. Taką interpretację popie- rałaby informacja Thietmara, który — podając datę śmierci Ungera w r. 1012 — każe umierać mu w lat trzydzieści od wyświęcenia na biskupa, a to pozwala nam cofnąć się do czasu około r. 982. Jednym słowem możliwe są dwa rozwiązania: albo mamy tu okres prawie lat ośmiu, kiedy nie było wyznaczonego na- stępcy po Jordanie, tak iż dopiero w r. 991 zdecydo- wał się Mieszko naznaczyć nowego biskupa, a bisku- pem tym był opat memlebeński, który udając się do Polski złożył laskę opacką i stąd w r. 992 spotykamy już jego następcę na opactwie, albo też takiej przerwy nie było. Unger przez wiele lat od śmierci Jordana jest biskupem, ale zachowuje sobie równocześnie i opactwo i dopiero w okresie lat 991 i 992 jest zmuszony nie znanymi nam bliżej powodami do oddania swego sta- nowiska innemu opatowi. W jednym i drugim wy- padku narzucają się pewne zapytania dość poważne, które należy sobie postawić, chociaż odpowiedzi nie mogą być inne jak tylko wyrozumowane. Dlaczego Stosunki kościelne 227 mógłby Mieszko • przez czas tak długi nie sprowadzać następcy po Jordanie? Co mogłoby być powodem, że Unger, jeżeli przez wiele lat był i opatem, i bisku- pem, zrzekł się intratnego opactwa na rzecz infuły biskupiej, ale misyjnej. Takie pytania, wzajemnie się wykluczające, wynikają z wzajemnie wyłączających się dwu wyżej zaznaczonych alternatyw, tyczących się następstwa Ungera po Jordanie. Jeżelibyśmy przyjęli, że Mieszko zwlekał wiele lat ze sprawą postarania się o następcę Jordana, to pamiętać należy, że nie było prawnej kanonicznej po temu konieczności. Nie istniało bowiem biskupstwo, które w myśl prawa kanonicznego musiało albo po- winno było być obsadzone. Chodziło tylko o to, czy jest potrzeba, by dać po biskupie misyjnym następcę,: który by kontynuował zaczętą przez swego poprzednika pracę. Konieczności takiego następstwa nie było. Ale w danym wypadku byłoby rzeczą wcale dziwną, gdyby Mieszko, który okazał tyle gorliwości w swych początkach dla zorganizowania życia kościelnego w Polsce, właśnie w chwili, kiedy praca ta była bar- dziej rozwinięta, a kiedy w najbliższym sąsiedztwie zaczynał się silny ruch pogański skierowany przeciw chrześcijaństwu, pozbawiał się takiego instrumentu działania, jakim był biskup, chociażby misyjny. Trze- ba by przyjąć, wobec niemożności posądzenia Miesz- ka o odwrót od założeń roku 966 i 968, że chwilowo przydzielił sprawy kościelne tego terytorium, którym zawiadywał Jordan, jakiemuś innemu duchownemu, może nie biskupowi, a może i biskupowi, oczywiście także misyjnemu, który może działał gdzieś na in- nym terytorium w Polsce w służbie Mieszka. Bo jest rzeczą jasną, że jeżeli Mieszko miał biskupa misyjne- 228 Weszko I go dla terytorium polańskiego, gnieźnieńsko-poznań- skiego, to mógł ich mieć jeszcze paru innych, którym zlecił opiekę nad innymi stronami. Jest również rze- czą zrozumiałą, że jeżeli ze strony zarówno cesarza, jak episkopatu niemieckiego czy wreszcie papiestwa nie było widocznie zastrzeżeń przeciwko biskupowa- niu w Polsce Jordana, czy później Ungera, jako bisku- pów misyjnych, to nie mogło być i trudności przeciw - drugiemu, trzeciemu czy czwartemu biskupowi mi- syjnemu, jeżeliby takich biskupów Mieszko powołał i chciał ich z własnej szczodrobliwości utrzymywać. Jak Jordan czy Unger mieli zlecone sobie terytorium polańskie, tak i inne strony państwa Mieszka I mo- : głyby być oddane w opiekę jakimś innym podobnym biskupom misyjnym. Traf zrządził, że tego Jordana świadomie fałszywie robi Thietmar już w r. 968, kie-~ dy mówi o założeniu arcybiskupstwa w Magdeburgu, biskupem poznańskim zależnym od Magdeburga i że interesuje się opozycyjnym wyraźnie stosunkiem Un- gera do fundacji metropolii gnieźnieńskiej. Co się ty- czy innych podobnych spraw nie widać u Thietmara powodu, dlaczego miałby się nimi interesować i o nich pisać. Jeżeli byli tacy biskupi i jeżeli mieli sobie wyzna- czone okręgi swej działalności misyjnej, to nie były to oczywiście diecezje. Były one wyznaczane w mia- • rę potrzeb, arbitralnie, przez panującego. Ale mogły to być zalążki przyszłych diecezji. Okręg taki pod opieką biskupa misyjnego musiał posiadać swój ośro- dek, gdzie był kościół, uważany za własny biskupa, .gdzie żyło kilku mnichów przy kościele jako pomocni- •ków biskupa. Tam musiała być szkoła dla kształcenia przyszłych duchownych. Jednym słowem taki zalążek Stosunki kościelne 229 przyszłej diecezji był także zalążkiem przyszłej sto- licy biskupiej, przyszłej katedry, przyszłego kleru kapitulnego i przyszłej szkoły katedralnej. Takie ele- menty podbudowy dla przyszłej regularnej kanonicz- nej organizacji kościoła istnieć musiały niewątpliwie na wiele lat przed r. 1000 i jesteśmy w zgodzie z ty- mi, którzy przyjmują, że przed r. 1000 istnieli w Pol- sce liczniejsi biskupi, chociaż nie było zorganizowa-- nych biskupstw. Można by się zastanawiać, czy wszystkie argumenty — dawniej wypowiedziane i te, które dziś dałyby się przytoczyć — są wystarczające, czy przechylić mogą szalę rozumowania, ale rozumo- wo rzecz biorąc nie staje tu nic na przeszkodzie, nic nie świadczy przeciw. Istnieje bądź co bądź źródłowy przekaz roczników polskich, oparty o tradycję zwią- zaną z jakimiś biskupami, których ze względu na kra- kowskie pochodzenie tych roczników łączy się z Kra- kowem. Tak rozumiano już dawno, kiedy średnio- wieczne katalogi biskupów krakowskich zaliczały tych biskupów, Prohora i Prokulfa, wymienionych pod la- tami 970 i 986, do rzędu biskupów krakowskich. Otóż trudnością w ocenianiu tej wiadomości jest to, że nie wiemy, czy Kraków w X w. należał do Czech, czy do Polski, lub jeżeli był przez jakiś czas przy Cze- chach, kiedy do Polski powrócił. Ci, którzy twierdzą, że Kraków dopiero późno dostał się w ręce Mieszka czy nawet Bolesława Chrobrego, zwykli tłumaczyć pojawienie się tych dwu biskupów tym, że nie są to biskupi z Krakowem związani, lecz biskupi moraw- . scy, pod których władzę poddano także Kraków. Byłby zatem Kraków wraz z Morawami i biskupstwem w Pradze — jak już wyżej to naznaczono — przyna- leżny do prowincji kościelnej mogunckiej. Gdyby 230 Mieszka I jednak tak było, to trzeba by było w latach 999 ilOOO zwalniać kanonicznie Kraków nie tylko od Moraw czy Pragi, ale i od zależności od metropolity mogunckiego. A o takich trudnościach, ciągnących się latami, jak wiadomo choćby ze sprawy między tą samą Moguncją a Magdeburgiem z lat przed rokiem 968, a bardzo ciężkich z punktu widzenia prawa kanonicznego, nie -słyszymy nic w chwili zakładania i organizowania, prowincji kościelnej gnieźnieńskiej. Nieżyczliwy dziełu, Ottona III i Bolesława Chrobrego biskup merseburski Thietmar, manifestujący swe pełne rezerwy wobec* rezultatów kościelnych Gniezna stanowisko słowami “ut spero. legitime" (jak się spodziewam, prawnie), byłby choć słowem wspomniał o prawach Moguncji do Krakowa i o życzliwym czy opornym stanowisku arcy- biskupa mogunckiego Willigisa. Jeżeli ci dwaj bis- kupi, Prohor i Prokulf, mylnie niewątpliwie uznawani za biskupów krakowskich, bo nawet nie możemy stwierdzić konieczności łączenia ich z Krakowem, wydają się raczej biskupami misyjnymi, takimi, ja- kimi byli Jordan czy Unger, to mógł tym samym i Mieszko posiadać tu i ówdzie jakiegoś biskupa, który czasowo zajął się osieroconą przez Jordana owczarnią. Stąd mógł się Mieszko i nie spieszyć z wyznaczeniem następcy. Ale luka taka bynajmniej nie jest rzeczą pewną, konieczną. Sądzić raczej wypada, że jest ona nawet mało prawdopodobna. Jak już powyżej wskazano, sprzeciwia się jej gorliwość Mieszka I w organizowa- niu życia kościelnego w Polsce, sprzeciwia się ogólna sytuacja polityczna, wymagająca raczej wzmocnienia wysiłków chrystianizacyjnych, sprzeciwia się wreszcie sam przekaz Thietmara, twierdzący, że Unger zmarł Stosu-nfcż. kościelne 231 w lat trzydzieści po osiągnięciu sakry biskupiej. A był- by to błąd duży, nie tłumaczący się, gdyby pomyłka ty- czyć się miała lat ośmiu, bo Thietmar był zapewne -dobrze poinformowany o osobistości, która zmarła te- go samego dnia, co arcybiskup magdeburski Taginon, i zapewne w Magdeburgu. Więcej wagi należy przykładać do tego tłumaczenia, że Unger objął opiekę nad terytorium wyznaczonym Jordanowi bezpośrednio po tegoż śmierci i że przez wiele lat, do r. 991—992, sprawował równocześnie czynność opata w Memle- ben. Byłby zatem Unger czynnikiem reprezentującym raczej pewne interesy niemieckie, saskie, przybyłym ze stron bliskich Polsce, z Turyngii, wtedy jeszcze dość silnie przetkanej elementami słowiańskimi. Może nabyta znajomość na tym terenie języka słowiań- skiego zalecała go jako kandydata na następcę Jor- dana. Także trudno domyślić się, kto mógł Ungera Mieszkowi nastręczyć. Czy nie była to Oda lub ktoś z jej rodziny, pozostanie pytaniem bez odpowiedzi, chociaż narzuca się tu myśl silniejszych w tych cza- sach wpływów saskich, skoro krótko przedtem żeni się Mieszko z Niemką, a niedługo potem bierze i Chrobry Niemkę za żonę. Wybór Ungera na biskupa pociągnął wiele zawikłań i trudności, które należą jednak już do czasów Bolesława. Zapewne duże am- bicje Ungera, zawód, który go spotkał, kiedy Gnie- zno otrzymał brat św. Wojciecha, zrobił z niego wro- ga samodzielności kościelnej polskiej i dzieła zjazdu gnieźnieńskiego. Można nawet przypuszczać, że może z początku nie był Unger wrogi polityce kościelnej Mieszka, że zmienił go dopiero zjazd gnieźnieński. Zdaje się, że Unger miał jedną zasługę, a tą było 232 Mieszki} I przysporzenie pracy misyjnej w Polsce osobistości tak wybitnej, znanej nam zresztą dopiero z czasów Bolesława Chrobrego od r. 1000, a mianowicie Rein- berna, później biskupa kołobrzeskiego, wybitnego działacza kościelnego. Przypuszczać można, że nie przybył on do Polski dopiero w tych czasach, kiedy tworzono prowincję kościelną gnieźnieńską, lecz wcześniej, może jeszcze za czasów Mieszka, zatem równocześnie z Ungerem. Jest rzeczą zastanowienia godną, że spośród biskupów, których Thietmar wymie- nia z okazji zjazdu gnieźnieńskiego, znamy dwóch, którzy pochodzą z tych samych stron. Unger, jak wiemy, jest jeszcze w r. 991 opatem w Memleben, w Turyngii. Reinbern zaś, wymieniony w r. 1000 jako biskup kołobrzeski, pochodzi także z Turyngii, z Hes- segau, z bliskiego sąsiedztwa Memleben. Ten zbieg okoliczności, by dwaj biskupi polscy z r. 1000 pocho- dzili ze stron sobie tak bliskich, nie może być czystym przypadkiem. Trzeba sądzić, że zapewne jeden po- , ciągnął drugiego, w danym wypadku zapewne opat i biskup Unger pociągnąłby za sobą mnicha Rein- berna. Kiedy? Trudno przypuścić, by za protekcją .Ungera przed r. 1000 Bolesław sprowadził Reinberna jako kandydata na biskupstwo kołobrzeskie. W tym. • czasie stanowisko opozycyjne Ungera wobec Gniezna musiało być zbyt dobrze znane, by Chrobry chciał wziąć z rąk oponenta kandydata na biskupstwo, który niedostatecznie znany Chrobremu mógłby wzmocnić - nielojalną opozycję Ungera. Jeżeli zaś Chrobry przyj- muje Reinberna, to znaczy, że zna dobrze tego mni- .cha. Przybył on zapewne dawniej już do Polski z po- , ręki co prawda Ungera, prawdopodobnie jako mnich z Memleben, ale jego wierność i lojalność miał spo- Stosunkz kościelne 233 sobność władca już wypróbować i zdawał sobie do- brze sprawę z jego zalet osobistych i kościelnych. Nie byłoby zatem dziwne, gdyby Reinbern przybył do"; Polski może razem z Ungerem albo przez niego zo- ;1 stał sprowadzony, gdyby na wiele lat przed r. 1000-,: pracował na zdobytym Pomorzu może nie tylko jar" ko misjonarz, ale jako biskup misyjny. Ile razy po r. 1000 spotykamy Reinberna w relacjach Thietmara, tyle razy zawsze w służbie politycznej Chrobrego. Budzi to pokusę, by przenieść wcale obfite wiado- mości Thietmara o jego działalności kościelnej na Po- morzu głębiej wstecz, jeszcze przed r. 1000. Przechodzimy do odpowiedzi na drugie postawione , sobie pytanie tyczące się Ungera opata i biskupa. Je- żeli Unger przez wiele lat był biskupem w Polsce, a równocześnie był opatem w Memleben, i dopiero w latach 991—992 złożył laskę opacką, to trzeba przy- znać, że powody, dla których rozstał się ze swym opactwem, nie są jasne. Bo zapewne nie mogły to być skrupuły formalne, np. że są trudności zarządzania równocześnie opactwem, kiedy opat siedzi w dalekich stronach na misjach, działając jako biskup. Przypusz- czać należy, że skumulowanie tych dwu godności mu- siało nastąpić za zgodą zainteresowanych stron i czyn- ników. A powodem tej kumulacji była ze strony Un- gera zapewne chęć zabezpieczenia się na wypadek, gdyby okoliczności kazały mu porzucić pracę misyj- nego biskupa. Jeżeli zatem w latach 991 czy 992. Unger zrzeka się swego opactwa, to wolno sądzić, iż uważał on swe stanowisko biskupie w Polsce za ustalone, liczył, że nie ma potrzeby już ubezpieczać się na przyszłość opactwem. A wtedy ze względu na datę 991 czy 992 należałoby szukać może jakiegoś 234 Mieszka I związku pomiędzy tymi faktami a rokowaniami Pol- ski z papiestwem i Janem XV, które miały miejsce gdzieś około r. 990, a których odbiciem jest znany zabytek Dagome iudex. Zabytek ten, o który parokrotnie już powyżej po- trącano, posiada dziś swą całą literaturę, która stara się go tłumaczyć i zużytkować jako niezwykle ważne .źródło historyczne. Jest rzeczą zrozumiałą, że w po- szczególnych zagadnieniach, które się tu nastręczają, są zapatrywania badaczy różne, rozbieżne, sprzeczne i sobie przeciwstawne. Ale inaczej być nie może, zwłaszcza wobec formy, w której zabytek przeszedł do naszych czasów. Wspomniano tu już powyżej, że zabytek ten prze- chował się w zbiorze rozmaitych pism kanonicznych, zebranych w końcu XI w. przez kardynała Deusdedita, a mających służyć jako dowody pewnych praw i ty- tułów posiadania Stolicy Apostolskiej. Tam po- mieszczono nasz zabytek z uwagą, że znaleziono go w tomie regestrów papieża Jana XV, 985—996. Czy zdawał sobie sprawę Deusdedit, do czego się on odnosi, nie wiemy. W każdym razie wciągnął go do swego zbioru uznając widocznie jego wartość. W jed- nej z późniejszych kopii zbioru Deusdedita przepi- sywacz tak się nie orientował w tym zapisie i jego znaczeniu, że przypisał go Sardynii. Tekst dziś nam znany nie jest kopią oryginalnego tekstu, którego zapewne już odbiciem był wpis w re- gestrach (ksiąg kancelaryjnych) Jana XV. Jak wy- glądał oryginał tego zapisu, nie wiemy. Nie wiemy, czy był spisany może w Polsce, czy przez upełno- mocnionych wysłańców spisany lub podyktowany w Rzymie. Nie wiemy też, czy dostał się do regestrów Stosunki kościelne 235 kancelarii papieskiej Jana XV w odpisie całkowitym, czy może już w streszczeniu, czy wreszcie nie jest wyjątkiem już z jakiegoś pisma papieskiego mówiącego o tej darowiźnie. W końcu XI w. zrobiono z tych regestrów odpis albo streszczenie dla kardynała Deusdedita. Ten włączył go do swego zbioru, z któ- rego robiono znowu kopie późniejsze. Z nich znany nam jest tekst obecnie. Jak widzimy, teksty dziś znane są bardzo odległe od tekstu pierwotnego, ory- ginalnego, ulegały wielokrotnie przepisywaniu czy streszczeniu i przeróbkom. Stąd może kryć się w nich sporo błędów i pomyłek, zwłaszcza jeżeli przepisywa- cze nie zdawali sobie sprawy, do jakiego kraju i ja- kich osobistości ten tekst się odnosi. Tak samo stresz- czenie,* bez względu na to, czy uczynione zostało w X w. dla pomieszczenia go w regestrach Jana XV, czy też może w końcu XI w. dla zbioru Deusdedita, w dużej mierze musiało zależeć od inteligencji stresz- czającego, od tego także, czy i jak orientował się w tym, co jest jego treścią, kim są osoby w nim wymienione. Tekst więc przechowany, daleki od pierwotnego wzoru, oryginału, musi posiadać swe błędy i niedostatki, zapewne niedomówienia, może i pewne luki. Dlatego też, choć tyle razy był przez badaczy omawiany, jest tyle opinii sprzecznych, tyle wątpliwości, tyle tłumaczeń wzajemnie się wyklucza- jących. Dosłowne, o ile to możliwe, tłumaczenie tej za- piski, liczącej w tekście łacińskim niecałą setkę słów, brzmi: “Następnie w innym tomie pod Janem XV papieżem. Dagone (w innych tekstach także Dagome) sędzia (iudex) i Ota (Oda) senatorka (senatrix), i sy- nowie ich Misica (Mieszko) i Lambert ofiarowali bło- 236 Mieszka I gosławionemu Piotrowi jedno miasto w całości, które nazywa się Schinesghe, ze wszystkimi jego przyna- leżnościami w obrębie takich granic, jak, zaczyna się, z jednej strony długie morze, granice Pruzze aż do miejsca, które nazywa się Russe i od granicy Russe rozciągając aż do Craccoa i od samego Craccoa aż do rzeki Oddera prosto do miejsca, które nazywa się Ale- mure, i od samej Alemure aż do ziemi Milze, i od granicy Milze wprost w obrębie Oddera i stąd wzdłuż prowadzącej rzeki Oddera aż do powyższego miasta Schinesghe". Jest jasne, że nazwa “Pruzze" oznacza kraj Pru- sów, “Russe" oznacza Ruś, “Craccoa" jest to Kraków, “Oddera" jest Odra, a “Milze" jest kraikiem Milczan. Za to miejscowość “Schinesghe", “Alemura" wraz z ogólnikowym “longum marę", długim morzem, wy- magałyby wyjaśnienia. Jest tu zresztą, jak zobaczy- my, jeszcze wiele zagadnień, na które nauka histo- ryczna zwróciła uwagę, nie zawsze znajdując odpo- wiedź, najczęściej wywołując kontrowersje, mniej czy więcej usprawiedliwiony sprzeciw. Zapis ten nie posiada daty. Wiemy tylko tyle, że zapisano go w regestrach papieża Jana XV, czyli że pochodzi z czasów rządów tego papieża, zatem z lat 985 — 995. Jeżeli jednak możemy słusznie sądzić, że ów tu wymieniony Dagone czy Dagome musi być Mieszkiem I, bo miał żonę Odę (Otę) i synów z Ody Mieszka i Lamberta, to wobec tego zamknąć wypada ten zapis na śmierci Mieszka I, która miała miejsce 25 maja 992. Trzeba zatem sądzić, że zapis swój zro- bił Mieszko wcześniej, tak że granicami chronolo- gicznymi są lata 985 do 991. Stąd ogólnikowo, kon- wencjonalnie mówi się, że zapis został zdziałany około Stosunki fcościeirte 237 r. 990, bo dokładniejszej już daty nie jesteśmy- w sta- nie ustalić. Jeżeli w zapisie tym występuje Dagone — Miesz- ko I, jego żona i synowie Mieszko i Lambert, to zwraca uwagę brak wymienienia trzeciego syna Mieszka i Ody, Swiętopełka, jak i najstarszego syna,. -zrodzonego z Dobrawy, Bolesława Chrobrego. Co się tyczy Swiętopełka, najprostszym tłumaczeniem by- łoby, że urodził się później, że nie pisano o nim, bo go jeszcze na świecie nie było. Ale brak osoby Bolesława Chrobrego jest trudny do wyrozumienia. .Niełatwo byłoby sądzić, że jest on przypadkowo pominięty, jak i domyślać się, że zapis ten pomijał umyślnie Chrobrego, najstarszego syna, że skierowany był przeciw Chrobremu na korzyść dzieci z drugiego małżeństwa. Do takiego sądu nie ma żadnej pod- stawy. Wiemy, że Chrobry bawi w tych czasach. w Polsce, że ojciec żeni go trzykrotnie, że w r. 990 rodzi mu się syn Mieszko II. Wiemy wreszcie, że po śmierci Mieszka Bolesław Chrobry osiąga władzę, .reprezentuje państwo polskie jako senior i jako taki w 995 r. wypędza macochę i braci przyrodnich. Wi- docznie objął następstwo bez trudności, które by się, :: niechybnie zjawiły, gdyby przez ojca, przez intrygi macochy został od dziedzictwa odsunięty czy ogra- niczony. To zatem nie mogło być powodem pomi- nięcia jego imienia w tym streszczeniu, które dziś mamy przed sobą. Wyrozumienie znaczenia tego streszczenia przedstawia też znaczne trudności. Przede wszystkim, jeżeli chodzi o tytulaturę Mieszka jako sędziego i Ody jako senatorki. Użycie i przydanie takich tytułów Mieszkowi i Odzie w Pol- sce, gdyby tekst taki był spisany -xw Polsce, wydaje 238 Mieszka I się bardzo mało prawdopodobne. We współczesnych źródłach niemieckich nosi Mieszko u Widukinda tytuł .rex, król, najczęściej przydają mu źródła tytuł “dux", książę, czasami, wyjątkowo, “comes", hrabia, lub “marchio", markgraf. Gdyby zatem oryginalny tekst zapisu został sporządzony w Polsce, nazwano by Mieszka i jego żonę księciem i księżną, nie szukano by dla nich dziwacznych tytułów “sędziego" i “sena- torki". Stąd albo pierwotne pismo, oryginał, obywał się bez tytułów (co jest możliwe), posiadał tylko gołe imiona, a tytuły sędziego i senatorki byłyby dodatkami późniejszymi, wtrąceniami, interpolacjami, albo też w Rzymie, w kancelarii papieskiej, przy finalizowaniu układów i redagowaniu pisma zjawiły się wątpliwości, jakimi tytułami opatrzyć donata- riusza i jego małżonkę. I na terenie Rzymu, i kan- celarii papieskiej jest co prawda tytuł “iudex" mało zrozumiały, ale tytuł “senator" i “senatrix" był w Rzymie jednym z najzaszczytniejszych i najwyż- szych. Z tego powodu sądzić wolno, że redakcja pierwotna tego pisma miała miejsce raczej w Rzymie , niż w Polsce i że był w tym czasie ktoś upoważniony przez księcia polskiego do prowadzenia na miejscu rokowań i do złożenia w imieniu księcia polskiego Mieszka I obowiązującej deklaracji. Kto to mógł być, nie wiemy. Wyrażono przypuszczenie, że był to syn Mieszka Lambert. Ale takie przypuszczenie wydaje się zupełnie- nieprawdopodobne. Lambert miał około r. 990 niecałych lat 10. Trudno przypuścić, by dziecko takie stało na czele poselstwa przeznaczonego do tak waż- nych rokowań ze Stolicą Apostolską. Lambert jest w późniejszych czasach we Włoszech, jest mnichem w Rawennie u św. Romualda, ale dzieje się to już Stosunki kościelne 239 pod sam koniec X w. Jeżeli nie był to Lambert, to może tak ważną sprawę zlecił Mieszko swemu pierworodnemu synowi • Bolesławowi Chrobremu. A wtedy może by było nieco łatwiej zrozumieć, dla- czego streszczenie dziś nam znane nie wymienia Chrobrego. Mogło się imię jego znajdować w samym. piśmie, ale nie potrzebowało być koniecznie w związ- ku z tym, co streszczającemu wydawało się istotną treścią regestru. W regestrze, w streszczeniu mógł streszczający łatwo pominąć osobę Bolesława działa- jącego w imieniu ojca. Jest to rzeczywiście tylko przy- puszczenie, którym musimy się zadowolić, skoro nie znamy warunków, w których prowadzono rokowania.. Przechodzimy do sprawy “Schinesghe". Są dwie interpretacje. Jedna, która twierdzi, że jest tu mowa o Gnieźnie, i druga, że miano tu na myśli Szczecin. Ta druga opinia opiera się na domniemaniu, że jeżeli opis granic Polski zaczyna się od morza, powinien się on też kończyć na morzu. A przy morzu, u ujść Odry, leży właśnie Szczecin. Otóż kłopot jest w tym, że Szczecin w X i XI w., chociaż niewątpliwie istniał i był zapewne znaczniejszym ośrodkiem, jest zupełnie nieznany. Na pierwsze miejsce wysuwa się Wolin, znamy Kołobrzeg, znamy Gdańsk, nie znamy Szcze- cina. Drugą wątpliwość budzi przyznanie Szczecinowi całej Polski jako jego pertynencji, do niego przyna- . leżnej. Trzecim wreszcie argumentem jest, że można zrobić z dziwacznego Schinesghe Gniezno, ale zrobić ze Schinesghe Szczecin nie sposób. Bo to, że Schine- sghe i Szczecin zaczynają się na tę samą literę, nie jest przekonywające. Co się tyczy Schinesghe — Gniezno, łatwiejszą jest rzeczą wytłumaczyć w ten sposób pisownię tej 240 Mieszka I nazwy miejscowości. Wiemy, jakie były trudności , przy transkrybowaniu słów słowiańskich języków ;| alfabetem łacińskim. Wiemy, że z takimi trudnościa- mi walczyła także na pozór prosta nazwa Gniezna, której pisownia do XIII w. była tak nieustalona, że istnieje do tego wieku koło trzydziestu odmianek, .pisanych rozmaicie, przez literę G, K i Ch na po- czątku, a lub o na końcu. W tekście powyższym zaczyna się ta nazwa wyjątkowo przez literę S, ale już na- stępne chinezghe odpowiada zupełnie dobrze Gnieznu. A trudno coś powiedzieć, jak radził sobie w Rzymie w końcu X w. pisarz, zapewne Rzymianin, z trud- nością fonetyczną zasłyszanego słowa Gniezna. Jedna strona zapewne mówiła, a druga miała napisać to, co mówiono. A nawet jeżeliby przywieziono z Polski elaborat lub projekt tekstu już napisany, to i tam ; mógł on być dziełem tylko obcego mnicha, Wallona,! ; Flamanda, Niemca, może Irlandczyka czy Anglosasa, & i który walczył z takimi samymi trudnościami, jak. Włoch czy Rzymianin. Stąd też, odrzucając tłumacze- nie Szczecin jako sztuczne i niczym poważnie nie uzasadnione, przyjmujemy zrównanie Schinesghe — Gniezno, niewątpliwie w tych czasach najważniejsze centrum życia politycznego i państwowego Polski, a w niedalekiej przyszłości pierwsza stolica metropo- litalna tytułu św. Wojciecha. A to, co wiemy o two- rzeniu się państwa polskiego, jest z tym w zgodzie. Stamtąd wyszła na podboje dynastia piastowska i można było słusznie uważać, że wszystkie dzielnice, szczepy i plemiona zawarte w granicach zabytku Da- gome iudex są pertynencjami Gniezna. Te pertynencje mają od północy jako granice “longum marę", tłumaczone zwykle jako “długie Stosunki kościelne 241 morze". Określenie “długie morze" wydaje się być jakimś nie bardzo zrozumiałem dziwolągiem. Co to być może za miara “długie", “nie długie" czy “krót- kie" morze? Wydaje mi się, że należy szukać innego tu znaczenia. Nie chodzi tu o “długie" morze, ale o kraj, który leży wzdłuż morza, co w języku pol- skim i innych słowiańskich wyraża się przez złączenie Z przyimkiem “po" tego określenia geograficznego, Wzdłuż którego leży omawiana ziemia. Jednym sło- "wem “longum marę" jest Po-morze, jak strony leżące ,nad Wisłą nazywają się Powiśle, a to, co leży nad brzegiem, jest- pobrzeże. Zapewne takie znaczenie było w użyciu i we Włoszech w związku z przymiot- nikiem longus. W włoskim języku np. strony leżące ;nad Arno nazywają się Lungarno, a nad Tybrem Lungo Tevere. I ten szczegół, tłumaczenie Pomorza na “longum marę", świadczyłby również raczej za. tym, że tekst pisma był redagowany na terytorium rzymskim. Pomorze zatem jest od północy ową per- tynencją polską. Dalej granicą jest ziemia pruska, następnie znów dzierżawy ruskie. Od Rusi granica idzie do Krakowa, a stąd do Odry. Otóż tu jest pewna niejasność. O ile powyżej była wyraźnie zaznaczona granica etnograficzna pruska czy ruska, to tu mamy tylko ogólnikowo powiedziane, że Kraków jest gra- nicą. I stąd rodzi się pytanie, w jakim znaczeniu ma być Kraków granicą? Bo przy tłumaczeniu tego za- gadnienia zaznaczyły się dwa rozbieżne stanowiska. Kiedy jedni pragnęli widzieć Kraków z przyległo- ściami jako należący do terytorium opisywanego, to drudzy sądzą, że Kraków jest tu traktowany wyłącz- nie, ekskluzywnie. Tak jak zaznaczono, że kraj Pru- sów i Ruś są poza obrębem państwa Mieszkowego; 16 Polska X — XI wieku 242 Mieszka I a ich granice są granicami opisywanego kraju, tak i Kraków i jego ziemie wymienione jako granice nie leżą w obrębie państwa. Jedni starali się to spostrze- żenie łączyć z rzekomym posiadaniem Krakowa przez -Czechów, drudzy dopatrywali się w Krakowie osobnej dzielnicy, wyłączonej z państwa Mieszkowego, a przy- dzielonej Chrobremu jako jego uposażenie. Już wyżej omówiliśmy rzekome w tych czasach panowanie czeskie w Krakowie. O tym, by tu był Chrobry wy- posażony przez ojca, także nic nie wiemy. A byłoby rzeczą też dość dziwną, gdybyśmy wymagali od X w. dokładności i systematyczności w opisywaniu granic takiego i tak dużego terytorium. Dlatego też nie prze- mawia do przekonania twierdzenie, że mamy tu liczyć Kraków wyłącznie, skoro “longum marę", czyli Po- morze, tłumaczymy włącznie. Bo Kraków od po- łudnia, od strony kotliny panońskiej, był odgrani- czony pasmami gór i olbrzymią puszczą, nie zamiesz- kałą po jednej, jak i drugiej stronie Karpat. Przestrzeń dziesiątków tysięcy kilometrów kwadratowych była • właściwie res nullius, o którą nikt nie dbał, i gdzie w pierwszych już lasach tej puszczy gubiła się gra- nica. Istotną sprawą była przynależność Krakowa do państwa, granicą od południa nie interesował się nikt. Następnie także bardzo ogólnikowo wymieniono rzekę Odrę i zagadkową miejscowość czy okolicę Alemure. Oznaczenie jej jest niemożliwe. Tłumacze- nie, że ma to być Ołomuniec, nie przemawia do prze- konania raz dlatego, że Alemura i Ołomuniec zdają się być sobie bardzo obce i dalekie, a po wtóre wątpić należy, by morawski gród Ołomuniec był wtedy w rękach polskich lub by można go było uważać za pograniczny gród morawski od strony polskiej. Co Stosunki kościelne 243 się tyczy wymienionej już Odry, pamiętać należy, że rzeki w owych czasach nie stanowią granicy. Są czyn-, nikami łączącymi, wzdłuż których posuwa się całe pierwotne zasiedlenie, ale nie są czynnikami dzie- lącymi. Stąd jeżeli mowa o Odrze i owej tajemniczej Alemure, a następnie o kraju Milczan, to rozumieć należy, że całe dorzecze Odry do kraju Milczan, tj. cały Śląsk, jest tu zaznaczony jako granica, nie- wątpliwie polska, od strony Czech. A rzeczywiście -dopiero od kraju Milczan Odra nie przyjmuje dopły- wów z lewej swej strony i stąd staje się ona granicą aż do swego ujścia. Jedynym tu szkopułem jest to, że Odrą nie dojdziemy “do wyżej wymienionego Tniasta Schinesghe". Ale tu będzie jakieś zniekształ- cenie, może tego, co pismo to streszczał, a może już jakieś nieporozumienie w samym oryginalnym tekście. W ten sposób w obrębie opisywanych w tym- przeglądzie geograficznym krajów, składających około r. 990 państwo Mieszka I, znajdowały się Wielko- polska, czyli ziemia Polan z Gnieznem, Pomorze, ziemia chełmińska, Mazowsze, późniejsza część Ma- łopolski z Sandomierzem, bez Przemyśla jednak i Gro- dów Czerwieńskich, Kraków z ziemią krakowską, Śląsk, może ziemia Milczan, ziemia wreszcie lubuska, której istnienia po lewym brzegu Odry zabytek ten nie przewiduje, chociaż niewątpliwie należała ona do Polski. Oczywiście wchodzą tu ziemie leżące wewnątrz pasa, jak Kujawy, ziemia łęczycka czy sieradzka. Jaka jest treść prawna tego zabytku? Mieszko oddaje św. Piotrowi, to jest jego następcom, papie- żom, całą tę opisaną przestrzeń na własność, Gniezno, jak się wyrażono, z przyległościami. Idealnym, teo- retycznym właścicielem tego kraju staje się papie- 16* 244 Mieszka I stwo, w imieniu papieży zarządzają tym krajem książęta polscy, zatem Mieszko I i jego następcy. Z tym w związku pozostają wiadomości płynące nam z cza- sów późniejszych, od czasów Bolesława począwszy, że Polska zobowiązała się płacić papiestwu czynsz, który następnie przerodził się w świętopietrze. Staje się zatem Polska trybutariuszem zarówno króla niemieckiego, jak papieża. Jedno drugiemu nie przeszkadzało, bo papiestwo nie mogło mieć żadnych interesów politycznych w Polsce. Interesy cesarstwa i papiestwa w Polsce pod tym względem nie mogły doprowadzić do kolizji, przynajmniej w stosunkach X w. Można też przypuszczać, że o kroku Mieszka I była uprzedzona cesarzowa regentka, że sprawy te uzgodnił z nią Mieszko, że miał jej aprobatę. Ale jeżeli Mieszko oddał swój kraj na własność św., Piotrowi, jeżeli przyjął pewne zobowiązania wier- ności wobec św. Piotra, jeżeli się zobowiązał do pła- cenia czynszu papieżom, to nie mogło to wynikać tylko z jakiegoś dewocyjnego nastawienia księcia pol- skiego, z tego że przyjąwszy chrześcijaństwo pragnie z całym narodem trwać przy przyjętej wierze. Musiał się Mieszko spodziewać ze strony Rzymu i papiestwa jakiejś rekompensaty, jakichś specjalnie dużych do- brodziejstw, które by zrównoważyły to poświęcenie, które sam poniósł, to jest utratę, choćby idealną, ty- tułu własności i pełnej swobody, jak nowy ciężar finansowy w postaci czynszu. Trzeba sobie raczej wyobrazić, że Mieszko wystąpił wobec Jana XV z pew- nymi żądaniami i propozycjami, że papież postawił ze swej strony swoje warunki, tak że może zabytek powyższy, tzw. Dagome iudex, jest w pewnej mierze odzwierciedleniem stanowiska i życzeń papieskich lub Stosunki kościelne 245 tego, co ofiarował Janowi XV Mieszko, nie zaś do- wodem pokornego oddania się Mieszka św. Piotrowi i jego wikariuszom, biskupom rzymskim. Brak zaś nam wiadomości, czego za swą ofiarę żądał od pa- pieża. Już powyżej dotknęliśmy zagadnienia poprzednich stosunków ówczesnej Polski z papiestwem. Mówiło się, że jest do przewidzenia, iż koło r. 968, kiedy Jordan został biskupem misyjnym w Polsce, musiała być o tym uwiadomiona Stolica Apostolska, że za- pewne musiał uzyskać aprobatę papieską, dostać tzw. licentiam evangelizandi, pozwolenie na prowadzenie- misji. Tak samo musiało być i następnie przy Ungerze czy przy innych ewentualnych biskupach, jeżeli miał ich Mieszko na usługach w kraju. O posłaniu włosów Chrobrego w r. 973 do Rzymu mówiliśmy powyżej. Jest rzeczą symptomatyczną to zaufanie świeżego chrześcijanina dla osoby głowy kościoła, wiara w jego opiekę. A było papiestwo czasów Ottonów bardzo da- lekie od tej władzy, którą okażą w sto lat później Grzegorz VII i jego następcy. Nie posiadali papieże w swej dłoni tych gromów, którymi ciskali w Henry- ka IV czy jego sukcesorów. Czasy ottoniańskie wnio- sły co prawda pewną poprawę w stosunki papieskie. Osoby niegodne nie zjawiają się na tronie papieskim,. ale zawiść wielkich rodów rzymskich, obsadzających swoimi krewniakami papieską godność, nie prędko będzie wykorzeniona. Niemoralność, świętokupstwo, rnord, które były tak częste w owym czasie w Rzymie, obniżyły znacznie powagę tej instytucji, prawie lat tysiąc w owym czasie istniejącej. Podniesienie jej powagi i uznania w świecie mogło się odbywać tylko, powoli, a jednym z tych, którzy mieli poczucie tej 246 Mieszka l godności, był właśnie Jan XV. Czasy jego działalności .przypadają na okres, kiedy za małoletności Ottona III rządziła regencja kobiety bardzo oddanej kościołowi. Dzięki zapewne dużo mniej sztywnemu stosunkowi, Theofanu zwłaszcza, do papiestwa, niż za czasów Ottona I i II, mógł Jan XV może mieć nieco więcej od swoich poprzedników swobody działania. I pewne zagadnienia polityczne układały się dla takiego kie- ; runku wysiłków korzystniej. Znalazł też Jan XV współpracowników, którzy wysoko podnieśli powagę papiestwa. Byli to z jednej strony kluniacy, z drugiej strony zaś Leon opat klasztoru św. Bonifacego i Alek- , sego na Awentynie, ten, u którego bawił około tych lat św. Wojciech. Z tym papieżem zatem, zacnym, lu- bo bardzo jeszcze skrępowanym i narzuconą papie- stwu władzę cesarską, i intrygami, i zawiściami rodów rzymskich, Krescencjuszów i hrabiów Tuskulańskich, zawiązał Mieszko jakieś bliższe stosunki. Rezultat znamy tylko częściowo, tyle, co nam daje tekst Da- gome iudex. Znamy zatem to tylko, co zyskało papie- stwo. Nieznane nam są te korzyści, których miał pra- wo spodziewać się Mieszko. Zagadnienie to, ciemne i nieznane, może być roz- wiązane jedynie domysłem. Jeżeli Mieszko oddał swe państwo papiestwu, jeżeli zobowiązał się do płacenia czynszu, trybutu, papieżowi, to oczywiście w zamian za to miał nadzieję otrzymać to, czym papiestwo roz- porządzało, co było od niego zależne. Mogło zatem chodzić o regularną, kanoniczną organizację kościoła w Polsce. Polska dojrzała do tego, by posiadać nie biskupów misyjnych jak dotychczas, lecz zyskać wła- sne, stałe, kanonicznie urządzone biskupstwa. Sądzić można, że to był cel, do którego dążył Mieszko. Stosunki kościelne 247 Ze musiały temu stać na przeszkodzie trudności bardzo duże, możemy łatwo wyrozumować. Pozy- tywnie świadczyłby o tym fakt, iż nie Mieszko, ale dopiero syn jego Bolesław Chrobry w r. 1000 urze- czywistnił ten plan. Trudności mogły być najrozmait- .szej natury. Przede wszystkim, zaś należy zwrócić uwagę, że było to zagadnienie także polityczne, nie tylko kościelne. Iz tego powodu mogły istnieć pewne przeszkody. Sprawa urządzenia stałego, kanonicznego kościoła w Polsce, nie misyjnych biskupów, lecz regularnych biskupstw, mogła być rozwiązana w dwa sposoby. Pierwszym byłby program maksymalny, zatem ten, który był wysunięty niewątpliwie przez Mieszka, ja- ko jedynie korzystny dla niego i jego państwa. Zmie- rzał ten program zatem do stworzenia samodzielnej prowincji czy samodzielnych prowicji kościelnych, z arcybiskupstwem czy arcybiskupstwami na czele i odpowiednią ilością biskupstw. Jeżeli Mieszko był zmuszony okolicznościami do uznawania zwierzchno- ści niemieckiej jako trybutariusz, jeżeli forma tej zależności — jak możemy sądzić — była raczej lek- ka, łagodna, bo więcej może cesarzowa regentka po~ trzebowała pomocy Mieszka niż Mieszko cesarzowej, jeżeli interesy w tym okresie Niemiec i Polski były raczej zgodne, to samodzielność kościelna Polski gwa- rantowałaby również to, że Niemcy nie mieliby moż- ności wnikać głębiej w stosunki wewnętrzne polskie. Ale mogła istnieć także i przeciwna koncepcja, mini- malny program, a mianowicie urządzenia kościoła w Polsce w łączności z Niemcami. Pod bokiem Pol- ski na przestrzeniach między Łabą, Salą a Odrą urzą- dził Otto I wielką organizację kościelną w postaci 248 Mieszko I prowincji metropolitalnej magdeburskiej, z sufraga- niami w Braniborze (Brandenburgu), w Hobolinie (Hawelbergu), w Zytycach (Zaitz), Merseburgu i Mi- śni, a prowincja ta została w dużej części rozgromio- na wielkim powstaniem pogańskich żywiołów w r. 983. Wiemy, że odbudowa życia kościelnego trwała tu wie- le lat dziesiątków. Mogło zatem arcybiskupstwo mag- deburskie wysuwać, jako swój dezyderat, przyłącze- nie stron leżących za Odrą w Polsce do swej zrujno- wanej prowincji. Mogło się też ono powoływać na swe przywileje, gdzie w dokumentach Jana XII z r. 962 jest mowa o prawie arcybiskupstwa do zakładania in- nych biskupstw w krajach słowiańskich, nawróco- nych. W kilku dokumentach r. 968 mówi się o zakła- daniu w miarę potrzeby innych biskupstw “ultra Al- biam et Salam", za Łabą i Salą, i przyłączeniu ich do archidiecezji magdeburskiej. Prawda, że nie ma tam mowy, by miały to być ziemie “za Odrą", bo — jak wynikałoby z treści dokumentów — prawa te były właśnie ograniczone linią Odry. Ale ponieważ nie było to dość wyraźnie powiedziane, zatem mógł się metropolita magdeburski Gizyler nawet opierać na brzmieniu posiadanych dokumentów i sądzić, że by- łoby celowym włączenie Polski, w części czy w cało- ści, do Magdeburga. Taki minimalny program, ko- rzystny dla Niemiec, a zwłaszcza dla Magdeburga, byłby niekorzystny dla Mieszka, bo uczyniłby całą organizację kościelną w Polsce zależną od metropolity obcego, magdeburskiego, a zatem politycznie byliby biskupi w Polsce zmuszeni liczyć się z cesarstwem, od którego braliby zapewne, jak biskupi prascy i inni niemieccy, inwestyturę. Mogłyby zatem ścierać się tu Stosunki kościelne 249 dwa odrębne poglądy, projekty, jeden polski, drugi magdeburski. Trzeba tu dodać, że jeżeli Mieszkowi zależeć mu- siało na przemienieniu dotychczas prowizorycznej, misyjnej, akcji kościelnej na stałą organizację, to stworzenie jej w formie samodzielnej miało niezwykle. -doniosłe znaczenie na przyszłość. Nie tylko unicest- wiało to możliwość wpływów niemieckich wewnątrz kraju, czyniąc kościół, biskupów i całą wewnętrzną strukturę zależną od polskiego monarchy, ale mogło to być w przyszłości drogą do wyswobodzenia się spod zależności politycznej. Bo tylko władcy państw posiadających własną niezależną organizację kościel- ną z metropolitą na czele mogli myśleć o uzyskaniu korony królewskiej, o tym symbolu niezawisłości, który równał ich z innymi koronowanymi panujący- mi, jak król francuski, angielski, jak władcy skan- dynawscy, jak w niedługiej przyszłości król węgier- ski. Nawet władca Niemiec nie był niczym więcej jak królem, o ile papież nie uwieńczył go diademem ce- sarskim. Przyłączenie zatem polskiego kościoła do związku z metropolią niemiecką przekreślałoby na wieki wszelkie nadzieje na niezależność polityczną.. Tak się stało z Czechami, które chociaż uzyskały ko- ronę królewską z łaski cesarzy rzymskich, nie wy- swobodziły się do XIV w. spod zależności od Nie- miec, bo biskupstwa czeskie podlegały dalekiej Mo- guncji. : Takie sąwnioski, które można wysnuć na podsta- wie tekstu Dagome iudex. Wnioski te są tylko czę- ściowo wyrozumowane, częściowo jednak opierają się o pewne wskazówki źródłowe. Jeżeli chodzi o utwo- 350 Mieszka I rżenie osobnej, niezależnej organizacji kościelnej, to 4ie tylko utwierdza nas w tym wiara w rozum i zmysł polityczny Mieszka, ale też i fakt, że w dziesięć lat mniej więcej potem realizuje się ten program w zjeź- dzie gnieźnieńskim. A rezultaty Gniezna nie zjawiły .się nagle, nie były, wyskokiem nieprzemyślanym entuzjasty Ottona III, lecz musiały być w porę pod- jęte i wymagały czasu dla ich przeprowadzenia. Je- żeli chodzi o plany, które, jak sądzić można, żywił •Magdeburg, to znamy je również dobrze, bo po zjeź- dzie w Gnieźnie jest właśnie Magdeburg zasadniczym wrogiem tego wszystkiego, co zdziałano w r. 1000. Wiemy, że po r. 1004, za czasów zapewne arcybiskupa magdeburskiego Taginona, powstał falsyfikat doku- mentu, przyznającego Poznań Magdeburgowi, że Thietmar, kiedy w latach 1012 do 1018 pisał swą kronikę, również tę zawisłość Jordana od Magdeburga " podkreślał, wiemy też, że w połowie XI w. powoływał się Magdeburg na swe prawa, które rzekomo zatwier- dził papież Leon IX, że w latach 1131 i 1133 papież Innocenty II występował jeszcze przeciw niezależno- ści kościoła polskiego na żądanie arcybiskupa magde- burskiego, św. Norberta. Świadczy to o nieprzerwanej ciągłości roszczeń magdeburskich. Ponieważ spotyka- my już przy samym zjeździe gnieźnieńskim ślady opozycji, zatem zapewne sięgała ona głębiej wstecz. Wiązałaby się ona więc przypuszczalnie jeszcze z ty- mi planami, których odbiciem jest Dagome iudex. A jeżeli była opozycja, jeżeli Magdeburg wysuwał sprawę uzależnienia kościelnego Polski od siebie, to musiał istnieć i drugi projekt, projekt polski, Miesz- ka I, a ten w stosunku do tamtego mógł żądać tylko własnej, całkowitej i niezależnej organizacji kościel- Stosunki kościelne 251 nej. Byłoby to w zgodzie z tym, co widzimy w naj- bliższym sąsiedztwie. Węgry również dążą do uzys- kania własnej organizacji z dwoma katedrami metro- politalnymi na czele i one ofiarowują swe państwo jako własność św. Piotrowi i papiestwu. Będą jeszcze- pewne inne wskazówki świadczące, że już w tych koń- cowych latach życia Mieszka były postawione pro- jekty zorganizowania kościoła w Polsce. Mieszko I, jak wiemy, był trybutariuszem cesar- stwa. Był nim i syn jego Bolesław Chrobry, jak świadczy Thietmar, do r. 1000. Trudno przypuszczać, by akcję swą prowadził trybutariusz Mieszko poza plecami regentki, cesarzowej Theofanu. Trzeba przy- jąć, że cesarzowa o zamiarach Mieszka wiedziała i na nie się godziła. Bo gdyby z jej strony był sprzeciw, papiestwo nie śmiałoby tu okazać swej samodzielno- , ści, a tym samym Mieszko nie miałby powodu dla od- dania swego państwa św. Piotrowi. Jeżeli istnieje taka darowizna, to trzeba też przyjąć, że musiała ona mieć ..pozytywne skutki i następstwa, to znaczy, że około ;.t"r. 990 było postanowione, że Polska otrzyma własną ,1- organizację kościelną. Zimę roku 989 na 990 spędza cesarzowa w Rzymie i można przyjąć, że o planach tych wiedziała regentka i była z nimi w zgodzie, i że o zgodzie na to był poinformowany papież Jan XV. W r. 990 podczas jej pobytu w Magdeburgu prosi Mieszko regentkę o pomoc przeciw Bolesławowi cze- skiemu. Pomoc tę uzyskuje, a na czele wysłanych od- działów staje Gizyler, arcybiskup magdeburski. Nie był Gizyler w łaskach u cesarzowej, jak i następnie u Ottona III. Przeszedł on niekanonicznie, acz za zgo- dą Ottona II, z biskupstwa merseburskiego na arcy- biskupstwo magdeburskie, przy czym uśmiercił bi- 252 Mieszka I skupstwo merseburskie, znosząc je i włączając do archidiecezji. Tę krzywdę wyrządzoną św. Wawrzyń- cowi, patronowi katedry merseburskiej, odczuła bar- dzo boleśnie Theofanu. Miewała nawet sny, w których widywała zagniewanego na Ottona II patrona Merse- burga. Toteż stanowisko Gizylera jest zachwiane, jak- kolwiek swą zręcznością i rozmaitymi prawnymi kruczkami i wybiegami potrafił się, mimo wytoczenia mu kanonicznego procesu, utrzymać na metropolii magdeburskiej aż do śmierci. Otóż znane jest nam nielojalne zarówno wobec cesarzowej, jak przede wszystkim wobec Mieszka stanowisko arcybiskupa w wojnie czesko-polskiej w r. 990. Narzuca się tu zatem domysł, czy nielojalność ta nie była dyktowana może stosunkiem Gizylera do zamiarów kościelnych Mieszka? Może liczył na to, że Mieszko, rozgromiony przez Czechów i Lutyków, stanie się mniej cennym sprzymierzeńcem i przyjacielem cesarzowej i że bę- dzie można łatwiej w takich warunkach utrącić pol- skie projekty, a własne plany wprowadzić w życie. W r. 991 umiera niespodziewanie młoda jeszcze ce- sarzowa Theofanu. Regencja przechodzi na babkę Ot- tona III, wiekową już cesarzową Adelaidę, której prawą ręką jest arcybiskup moguncki Willigis. Je- żeli Theofanu miała swe zobowiązania wobec Miesz- ka, to Adelaida takich zobowiązań nie miała, zaś do Willigisa było zapewne też łatwiej trafić arcybisku- powi Gizylerowi. Następnie było wiadomo, że regen- cja długo już nie potrwa. Otto III podrastał, za parę lat miał już zostać ogłoszony pełnoletnim. Był to więc okres, kiedy zapewne wiele bardziej zasadniczych spraw odkładano do czasów pełnoletności króla, nie chcąc ich przesądzać samemu. Może więc i tę sprawę Stosunki kościelne 253 polską wstrzymano, by uzyskać w przyszłości taką czy inną decyzję młodego króla. W roku następnym zabrakło i Mieszka, a jego następca, Bolesław Chrobry, miał zużyć trzy lata na spory o dziedzictwo z macochą i braćmi przyrodnimi. A to mogło być , nowym dalszym powodem dla odkładania ostatecz- nej decyzji. Ale jeszcze około r. 990—991 liczono się zapewne, że plany polskie zostaną lada dzień zrealizowane. Tak moglibyśmy sobie tłumaczyć zrzeczenie się przez Un- gera opactwa w Memleben, a zatrzymanie tylko ty- tułu biskupa misyjnego. Liczyłby on na katedrę w Polsce, może na arcybiskupstwo w Gnieźnie. Jego późniejsza opozycja w r. 1000 tym by się tłumaczyła, że konkurentem do pastorału arcybiskupiego stały się złożone w Gnieźnie zwłoki św. Wojciecha i osoba brata, świętego, Gaudentego-Radyma, którego za- równo Chrobry, jak cesarz wysunęli jako kandydata na arcybiskupstwo. Do tego doszło jeszcze to, że posta- nowiono ziemię Polan podzielić na dwie części. Gnie- zno, dotychczasowa siedziba Ungera, miała zostać ar- cybiskupstwem, Ungerowi zaś wyznaczono Poznań. Sądzić można więc, że zawiedzione ambicje Ungera odegrały dużą rolę w jego stanowisku opozycyjnym. A mogły być inne warunki dziesięć lat przedtem. Są- dzić można, że następca pierwszego w Polsce biskupa, Jordana, mógł śmiało kandydować około r. 990 na przodujące stanowisko w zamierzonej organizacji ko- ścielnej. Ze skromny mnich, towarzysz świętego mę- czennika, uczestnik w misji do pogańskich Prusaków, wyrośnie nagle — jako symbol — na kandydata do arcybiskupstwa, to był przypadek, ale przypadek bo- lesny dla zasłużonego zapewne Ungera, od lat osiem- 254 -Mżeszfco I aastu. prawie działającego jako biskup misyjny w Polsce. Słabo się orientujemy dotąd w tym, co było kościelnie zrobione w Gnieźnie w r. 1000. Z tego, co można wnioskować o terytorialnym układzie prowin- cji kościelnej gnieźnieńskiej, wynika, że miano już wtenczas na oku założenie niedługo potem jeszcze drugiej prowincji kościelnej z drugim arcybiskup- stwem na czele. Takie plany były przygotowane przed r. 1000, mogły zatem istnieć i za Mieszka. Nie można by się dziwić, gdyby władca dużego i potężnego pań- stwa organizując kościół u siebie uważał, że jedno ar- cybLskupstwo z czterema biskupstwami nie jest wy- starczające dla tak znacznego obszaru. Zapewne mu- siały być równocześnie zrobione i projekty uposa- żenia tych biskupstw, czego wymagało papiestwo, by nowe fundacje miały swe oparcie materialne, by nie były zależne od łaski monarszej. Ale pod tym wzglę- dem nie mamy żadnych wskazówek. Zaledwie w XII w., w bardzo różnych od schyłku X w. warun- kach, zaczynają płynąć pewne wiadomości. Z projektami biskupstw i ich uposażeń łączyła się. też sprawa ich granic. I ta sprawa, na pozór trudna, zostać musiała rozwiązana przy rokowaniach ze Sto- licą Apostolską. Podniesiono przy omawianiu zagadnienia Dagome iudex, że może myślał już Mieszko o koronie królew- skiej. Może i marzył, wątpić jednak wypada, by tak realny polityk, jakim był Mieszko, starał się marze- nia takie urzeczywistnić. Na to byłoby za wcześnie, Theofanu nie mogłaby takiej myśli popierać, a z wy- sunięciem sprawy korony można by. było obawiać się o losy projektów kościelnych. Wiemy, że realnie zja- Sfosułiki kościelne 255 wiła się taka idea za Ottona III i Bolesława Chrobre- go, w tak różnych warunkach w porównaniu z czasa- mi Mieszka i Theofanu. A wiemy również, że i wtedy nie udało się myśli tej zrealizować, tak że dopiero przed samą śmiercią Chrobrego osiągnięto koronę. Ko- ronę krótkotrwałą. Nie było, jak to podkreślił jeden z najznakomitszych polskich historyków, narodu, któ- ry by, z większymi trudnościami walcząc, zdobył so- bie ten symbol niezależności politycznej dopiero po, trzech wiekach, koronacją Władysława Łokietka w r. 1320. Oddanie się Mieszka i jego państwa papiestwu jest jednym z najważniejszych kroków, jakie ten historycznie pierwszy władca Polski dokonał. Nie można. •wątpić, że był z nim w zgodzie, współpracował w tym - dziele jego syn Chrobry, chociaż o nim nie wspomina zabytek Dagome iudex. Ale właśnie Chrobry z tego kroku ojca wyciągnie dla siebie największe korzyści, Właśnie on zaznaczy w niedalekiej przyszłości, że zo- bowiązania ojca są i jego zobowiązaniami. Był Chro- bry synem Mieszka, ale był też jego uczniem, a nie- można wątpić, że i jego współpracownikiem. Mogła - mu bruździć macocha Oda, liczne jej potomstwo nie mogło budzić jego zachwytu, ale na kim miał się opie- rać Mieszko, jak nie na synu najstarszym, dorosłym i pełnoletnim, a zapewne już wcześnie zapowiadają- cym się dobrze na przyszłość, przerasta jacy na o gło- . we wszystkich, wyrastającym ponad miarę wieków.. Brak wzmianki o Chrobrym będzie zawsze zastana- wiającym, budzącym wątpliwości. Jakkolwiek będzie- my sobie ten brak tłumaczyć, zawsze stwierdzimy, że jest Bolesław wiernym kontynuatorem polityki ojcow- skiej, którą podniósł swoim geniuszem, czarem i uro- 256 Mieszka I kiem swojej osoby, szerokością poglądów, jasnością projektów i zdolnością wyzyskiwania dla nich właści- wej chwili, sposobnego momentu. Ten zatem zabytek, zwany Dagome iudex, jest kartą prehistorii zjazdu gnieźnieńskiego z r. 1000. Sądzić można, że lat trzydzieści wytrwałej i" syste- matycznie prowadzonej pracy chrystianizacyjnej, pod opieką władcy tak życzliwego i oddanego dla nowej wiary, zasiliło znacznie istniejący już w Polsce ele- ment chrześcijański. W każdym razie syn Mieszka, Bolesław Chrobry, skierowuje już przedsięwzięcia misyjne na zewnątrz. Widocznie wewnętrznie wystar- cza zgromadzony zastęp duchownych przeznaczony dla prowadzenia pracy ewangelizacyjnej w obrębie kraju. Skąd brał dla tej tak trudnej, ciężkiej i odpo- wiedzialnej pracy w misji wewnętrznej ludzi zarówno Mieszko, jak Bolesław Chrobry, możemy mieć wska- zówki tylko cząsteczkowe i pośrednie, małomówne, którymi wobec braku źródeł musimy się zadowolić. Bo jeżeli chodzi o wpływy kościelne, z zewnątrz płynące, to dla X w. znamy dziś następujące fakty, świadczące o krzyżowaniu się na ziemiach polskich następujących, częściowo rozbieżnych czynników. Jednym jest sprawa kultu św. Lamberta, wskazują- cego na wpływy leodyjskie, inaczej mówiąc koloń- sko-leodyjskie, z okolic dolnego Renu, Mozy i Skal- dy. Wczesność tego kultu pozwala sądzić, że wpływy te przybyły do Polski współcześnie z biskupem Jor- danem i pod jego opieką rozwinęły się na dworze i w dynastii. Z tych stron za Renem musiał zapewne czerpać materiał ludzki Jordan, by tworzyć w Polsce Moneta królewska Bolesława Śmiałego: w awersze popiersie z koroną na głowie i mieczem w ręce. (Powiek, l: 5). Stosunki kościelne 257 kadry potrzebnego mu duchowieństwa. Że byli to przeważnie mnisi, benedyktyni, nie może ulegać wąt- pliwości. Nisko stojące, obarczone rodziną duchowień- stwo świeckie nie nadawało się do takiej pracy. Drugą wskazówką jest znany, lubo dotychczas traktowany raczej ze strony anegdotycznej, cud św. Udairyka. W opisie tego cudu powiedziano, że “dux Wandalorum" Mieszko, raniony zatrutą strzałą, zrobił, w obawie utraty życia, ślub św. Udairykowi przez ofiarowanie mu votum ze srebrnej ręki. Miesz- ko następnie za łaską św. Udairyka cudownie wy- zdrowiał. Otóż w tym interesującym opowiadaniu jest rzeczą najistotniejszą stwierdzenie istnienia na dwo- rze książęcym tak wczesnego śladu kultu św. Udai- ryka. W lat kilkanaście zaledwie po przyjęciu chrze- ścijaństwa zwraca się pełen ufności Mieszko do chrze- ścijańskiego cudotwórcy, i to do takiego, który dopie- ro od bardzo niedawna był przedmiotem modłów i czci wiernych, a który dopiero po śmierci Mieszka I, miał być ogłoszony świętym. Otóż jest rzeczą szcze- gólnie ciekawą, skąd Mieszko I mógł coś wiedzieć o Udairyku i kto mógł zagrożonemu księciu podsu- nąć myśl oddania się pod opiekę tego świątobliwego, niedawno zmarłego biskupa. Trudno bowiem przy- puścić, by Mieszko sam znał Udairyka, by sam żywił dla niego cześć i nabożeństwo, by sam wpadł na myśl odwołania się do jego opieki. Musieli jednak znajdo- wać się wówczas w najbliższym otoczeniu księcia lu- dzie, którzy mieli dla Udairyka kult i nabożeństwo i żywili przekonanie, że ten pobożny biskup może działać cuda. Oni zatem przedstawiali opinię szwab- sko-bawarską na dworze Mieszka o Udairyku i oni przynieśli ze sobą zawiązki kultu dla tego świętego. 17 Polska X — XI wieku 258 Mieszka. I Musieli się więc znajdować na dworze Mieszka I du- chowni z dalekich południowo-zachodnich Niemiec, ze Szwabii czy Bawarii, zapewne więc tacy, który przy- byli do Polski za pośrednictwem czeskim, może za pośrednictwem dworu czeskiego i Dobrawy. Że tu działały jakieś wpływy czeskie, dowodziłoby szcze- gólne nabożeństwo, jakie miała dynastia czeska do św. Udairyka, bo czeski książę Udałryk nosił swe imię dla pamięci tego biskupa. To pozwoliłoby nam może na określenie ram chronologicznych tego zda- rzenia, musiało to mieć miejsce już po śmierci Udai- ryka, zatem po roku 973, a zapewne niewiele później jak po śmierci Dobrawy. Po jej śmierci obecność du- chownych związanych z nią i z wpływami czeskimi staje się z każdym rokiem w miarę postępu czasu i rosnącego naprężenia polsko-czeskiego mniej praw- dopodobna. Należy też wziąć pod uwagę, że z chwilą ustanowienia biskupstwa praskiego, 973—975, rosnąć muszą w samych Czechach wpływy mogunckie, gdy zaczynają zmniejszać się wpływy kościelne południo- wo-niemieckie. Tak zatem ten objaw kultu św. Udai- ryka jest zjawiskiem bardzo wczesnym, wskazującym nam na jakieś bliższe w początkach samych stosunki kościelne między Polską a Szwabią lub Bawarią. Te bawarskie strony Niemiec, np. Ratyzbona, wywierają •i później pewien wpływ na Polskę, przede, wszystkim w tych okresach, kiedy bywały bliższe stosunki z Czechami, np. za czasów Władysława Hermana. Za to trudno by było mówić o jakimś bezpośrednim, sil- niejszym i aktywniejszym wpływie czeskim. Na pod- stawie Anonima-Galla piszącego, że Dobrawa przy- była do Polski w r. 965 z “wielkim aparatem" świec- ko-kościelno-religijnym, twierdzi się, że Czechy ode- Stosunki kościelne 259 grały tu poważniejszą rolę, przy czym dodaje się wpływ czeszczyzny na język kościelny polski. Te ostatnie wpływy mogą być jedynie późniejsze, i to może znacznie. Kult św. Jerzego, rozpowszechniony w Czechach X w., jest tak ogólny w Europie ówcze- snej, zarówno zachodniej, łacińskiej, jak i wschodniej, bizantyńskiej, że trudno by było sądzić, że kościółki św. Jerzego, wcześnie już w Polsce się zjawiające, są odbiciem, kultu, który do nas miał z Czech zawędro- wać. Sądzić też wypada, że Czechy ówczesne, połowy X w., nie posiadające jeszcze własnych biskupów, kościelnie i religijnie, jak można przypuszczać na podstawie żywotów św. Wojciecha, bardzo zaniedba- ne, nie mogły odgrywać w tym procesie większej . i poważniejszej roli. Tylko pośrednio, drogą przez Czechy, mogły docierać do Polski pewne wpływy z Zachodu. Czynnika zatem czeskiego nie należy przeceniać. Mógł być i istnieć w pewnej mierze, ale był to wpływ raczej bardzo skromny. Za to niewątpliwie donioślejszy okazuje się wpływ kościelny z wybitnym, jak się zdaje, obliczem politycznym, który zaznacza się po r. 982, kiedy następcą Jordana został Unger, opat klasztoru w Memleben, a obok niego zjawił się zapewne i Reinbern. Byłaby to zatem ekspozytura interesów saskich. Dawniej, na , podstawie pochodzenia zawiązków naszych roczni- ków, doszukiwano się stosunków ówczesnej Polski z wielkimi klasztorami saskimi, Nową Korbeją i Ful- dą. Dziś, skoro, przesunięto przybycie tych roczników . do XI w. i do innych ośrodków, stracił ten argument swą moc dowodową. Ale być może, że ślady jakichś -stosunków ź Korbeją kryją się w nazwie miejscowo- ,sci wielkopolskiej, Krobii, z bardzo starożytnym ko- 260 Mieszko I ściołem. Mogła tam istnieć jakaś zaginiona osada be- nedyktyńska, oczywiście X lub początków XI w. Wreszcie od samego już końca X w., zatem już w cza- sach Bolesława Chrobrego, należą stosunki z kołami eremickimi św. Romualda z Rawenny i te, które za- pewne już po śmierci św. Wojciecha przez Gauden- tego-Radyma i Astryka-Anastazego wiążą Polskę z opactwem św. Bonifacego i Aleksego na Awentynie w Rzymie i św. Benigna w Dijon, : Są to zatem liczniejsze, lubo oczywiście nie wszy- stkie, ale rozmaite wpływy, które krzyżują się do końca X w. na ziemiach Polski. Z nich niewątpliwie najsilniejszy, najbardziej trwały okazał się ten, któ- ry — z Leodium pochodząc — zaszczepił w dynastii kult św. Lamberta. Były oczywiście i stosunki z Rzymem, z papie- stwem, o których już była mowa. Ale niełatwo by- łoby przypuszczać, by ślady tych stosunków, tyczące się spraw prawno-organizacyjnych albo politycz- nych, mogły wywierać większy i głębszy wpływ na pracę wewnętrzną, kościelną w Polsce, na pracę tego rodzaju, o jaką mamy prawo posądzać np. ośrodek leodyjski. Rzym ówczesny, z papiestwem i ducho- wieństwem mało wyrobionym i słabo wykształconym, zbyt był pogrążony w walkach wewnętrznych, w la- wirowaniu między prepotencją cesarsko-niemiecką a zachłannością i politycznymi walkami wielkich ro- dów Rzymu i Kampanii o tiarę papieską, by ośrodek rzymski mógł czynnie przyczynić się do akcji chry- stianizacyjnej w Polsce. Dopiero po śmierci Mieszka nastąpi, jak to już wspomniano, nawiązanie bliższych stosunków z Rawenną i Awentynem. Tą drogą może Stosunki kościelne 261 dojdzie i do stosunków prawie niedostrzegalnych z metropolią włoskich klasztorów benedyktyńskich, z opactwem na Monte Cassino. Z tych później tylko uwidoczniających się związków warto przypomnieć, że podczas wędrówki w r. 996 św. Wojciecha po Fran- cji, po klasztorach benedyktyńsko-kluniackich, może nawiązały się pewne stosunki z tą grupą zakonną. Przez Astryka-Anastazego, opata w Brzewnowie w Czechach, a następnie u P. Marii na łęczyckim gro- dzie, może zrodziły się pewne stosunki z opactwem św. Benigna w Dijon i z opatem św. Wilhelmem z Yolpiano. Zadziwia w każdym razie brak wszelkich bezpośrednich wiadomości o stosunkach Polski z Ciu- ny, które chyba musiały istnieć, skoro znakomity opat Ciuny, Odiio, utrzymuje stosunki ze Stefanem wę- gierskim. Jedynie zatem pośrednio można się ważyć na twierdzenie, że takie stosunki musiały mieć miej- sce. Część wymienionych stosunków kościelnych po- chodzi jednak z tego okresu, kiedy rzucano już pod- waliny pod regularną, kanoniczną budowę kościoła w Polsce. Na ogół widać, że Polska sięga raczej do źródeł myśli kościelnej, leżących dalej na zachodzie, niezależnych od bliższych a politycznie podejrzanych ośrodków saskich, prowincji kościelnej magdeburskiej. Szwabia ze św. Udairykiem była daleka od Polski, nie miała wobec Polski bezpośrednich interesów, tak jak Leodium, którego polityczne nastawienie było zu- pełnie obce dążeniom niemieckim, saskim, w krajach między Łabą i Odrą, nie mówiąc już o przestrzeniach za Odrą leżących. Tam nie sięgały aspiracje ludzi sie- dzących w okręgach ujść Renu i Mozy. Stąd dziwić 262 Mieszka I się nie można, że w tym leodyjskim ośrodku szukali Mieszko I i jego następcy elementu ludzkiego dla za- silenia nim swej organizacji kościelnej. Tylko wyjąt- kowo sięgał, czy był zmuszony sięgnąć, Mieszko I w strony bliższe, do prowincji kościelnej magdebur- skiej. Ale i Memleben należało kościelnie nie do Mag- deburga, a do biskupstwa halberstadzkiego, podleg- łego Moguncji. Jednak już Bolesław Chrobry po smutnym doświadczeniu z Ungerem zerwał z tą prze- lotną, na chwilowej widocznie koniunkturze opartą praktyką. Z tego małomównego materiału, którym rozporzą- dzamy, możemy jedynie wywnioskować, że ruch i stosunki w zakresie związków kościelnych polskich były wcale duże, większe niewątpliwie niż to, co o tych sprawach przekazały nam źródła. Widać, że zarówno Mieszko, jak Bolesław Chrobry szukają sto- sunków i związków kościelnych nie tylko w stronach najbardziej obojętnych dla mało życzliwej słowiań- skości polityki sasko-cesarskiej, ale zarazem tam, gdzie biło najwyższe i najbardziej czyste źródło ówczesnej myśli kościelnej. I to jest może najcie- kawsze, jak ten świeżej daty chrześcijanin orientuje się łatwo w tych zawiłych sprawach, które miały swe oblicze polityczne mniej zapewne jasne, jawne i do- strzegalne obok oblicza religijnego, kościelnego. Ze okres od urzędowego uznania chrześcijaństwa w Polsce, zatem od r. 966, zaznaczał się każdego ro- ku budową kilku czy z biegiem czasu może i kilku- nastu kościołów i kaplic, potrzebnych dla kultu, nie może ulegać wątpliwości. Nie można też wątpić, że za rządów Mieszka ilość kościołów wzrosła znacznie, Stosunki kościelne 263 że wszystkie większe i poważniejsze ośrodki, znako- mitsze grody, miejscowości częściej przez księcia i dwór nawiedzane, otrzymały świątynie, kościoły czy kaplice. Nie trzeba sobie wyobrażać, by przy tego rodzaju kościółkach czy kaplicach istnieli stale prze- bywający duchowni. Nabożeństwa i nauki dla wier- nych miały miejsce od czasu do czasu, a długi okres miał jeszcze minąć, zanim miały i mogły się wy- tworzyć parafie, a nawet jaka taka obsługa poszcze- gólnych kościółków w osobie duchownego Polaka. Na to było w X w. jeszcze za wcześnie. Ale w miarę na- pływu obcych duchownych, w miarę jak pod ich kie- runkiem kształcili się także i księża narodowości pol- skiej, mogący łatwiej przemawiać do ludu, katechi- zacja postępowała. Kościół zyskiwał na liczbie “na- wróconych", “ochrzczonych", może nie zawsze za- mienionych na prawdziwych chrześcijan, ale powoli z biegiem czasu, a zapewne i pokoleń, wsiąkających coraz to silniej w ustrój chrześcijański. Kościółki ówczesne bywały zapewne przeważnie drewniane, ich budowa nie była trudna ani kosz- towna. Rzadko tylko stosowano kamień, trudny do ob- robienia, a w niektórych stronach kraju trudny do otrzymania. Toteż mało mamy wiadomości o kościo- łach w tych czasach. Wiemy, że w Krakowie były -kościoły na Wzgórzu Wawelskim dawniejsze niż cza- sy Mieszka, budowane z kamienia, bardzo ciekawe swą architekturą, zawleczoną jak się zdaje z Przed- niej Azji. Są na jeziorze Lednicy, opodal Gniezna, ruiny kościoła, który tam został wybudowany za cza-" sów Mieszka. Wiemy, że w czasach Dobrawy i Miesz- • ka wybudowano kościół, bazylikę, w Gnieźnie, w kto- 264 Mieszka I rej następnie złożył Bolesław Chrobry zwłoki św. Wojciecha. Podobno i kościółki pod wezwaniem św. Jerzego w Gnieźnie i w Krakowie pochodziły z tych czasów, jak kościół, następnie katedralny, pod wezwaniem św. Piotra i Pawła na Ostrowiu Warty w Poznaniu, gdzie znalazł przytułek grobowy naprzód Mieszko, a po nim syn jego Chrobry. X. SKUTKI SPOŁECZNE, POLITYCZNE I KULTURALNE PRZYJĘCIA CHRZEŚCIJAŃSTWA. Zęby przedstawić dość wyraziście rozmiar zmian, jakie przyniosło Polsce panowanie Mieszka I, a zwła- szcza jego rewolucyjny krok przez przyjęcie chrze- ścijaństwa, nie można ograniczyć się do samego wie- ku X, do czasów życia tego księcia. Musimy zapuścić się też nieco w wiek XI, w czasy przed wielką reakcją pogańską za rządów Kazimierza Odnowiciela. Cały łańcuch przemian, które się uwidocznią, sięga do cza- sów Mieszka jako początku tego przełomu dziejowego, który był jego dziełem, który on stworzył. Przyjęcie przez Polskę chrześcijaństwa, i to chrze- ścijaństwa zachodniego, rzymskiego, miało swe skutki, i to skutki trwałe. Nie było u nas wahania w wy- borze między obrządkiem wschodnim i zachodnim. Od razu wysunęło się wyznanie łacińskie jako jedyne dla nas rozwiązanie. Ponieważ sąsiadująca z nami Ruś, niedługo po nas, wzięła swe chrześcijaństwo z wysoko stojącego Bizancjum, z ośrodka przewyższa- jącego pod każdym względem życia umysłowego 266 Mieszka I i kulturalnego bardzo znacznie ówczesny Rzym, zy- skała tym samym na razie wielką nad nami prze- wagę, jeżeli chodzi o kulturę, o czynniki cywiliza- cyjne. Trudno było przewidzieć, że ta świetność kul- tury grecko-bizantyńskiej nosiła już wtenczas zarodki swego upadku, co odbić się miało w niedalekiej przy- szłości na Rusi. Polska była ostatnią wielką zdobyczą kościoła zachodniego. Po niej przyszły jeszcze Węgry, podległe zresztą w swych początkach także pewnym wpływom Bizancjum, pewnemu wahaniu się między Wschodem a Zachodem. Dopiero w dalszej przyszłości miały ulec chrystianizacji z Zachodu ludy niesłowiańskiego pochodzenia, nadmorskie, bałtyckie, od Prus po Finlandię. Niezwykle szybko wchodzi chrześcijańska Polska, dotąd Zachodowi jakby nie znana, obca źródłom sprzed połowy X w., w związki i stosunki z całym światem. Od chwili jej pierwszego pojawienia się w źródłach zaczynają się mnożyć o niej wiadomości. Do końca X w. jest. już ich tak spora liczba, że przedstawienie całości okresu rządów Mieszka I jest bogatsze w wiadomości źródłowe niż o wiek od niego późniejszego Bolesława Śmiałego. I tu podkreślić należy, że w tej najstarszej dobie swego historycznego bytu jest Polska nie tylko przedmiotem, ale i podmio- tem historycznego i historyczno-prawnego życia, zja- wia się od razu jako wybitny i poważny czynik po- lityczny europejskiego świata. Liczba zdarzeń, które od r. 965 notują źródła o Polsce, jest w porównaniu z okresem stu lat poprzednich bardzo znaczna. Wi- docznie zainteresowanie tym nowym, świeżym skład- nikiem świata chrześcijańskiego rośnie z każdym Skutki chrześcijaństwa 267 dziesięcioleciem. Wykazuje to,, ze czynnik ten wywie- ra pewien wpływ na" bieg wypadków, że Polska nie jest biernym, lecz czynnym elementem w układzie ludów europejskich. Nikomu dotąd nie znana Polska, z nie znaną nikomu dynastią wchodzą szybko w środowisko więk- szych czy mniejszych kół ówczesnego życia. Zawią- zują się stosunki rodzinne z Przemyślidami, z Arpa- dami, z Wettynami, z wielu drobniejszymi dynastia- - mi niemieckimi, jak Ekkehardyni i panowie jaą Hal- densleben, z królewskimi rodami Szwecji i Danii, a z biegiem czasu w XI w. rozszerzają się te związki na ruskich Rurykowiców, na potężnych palatynów Dolnej Lotaryngii, na panów na Schweinfurcie, wre- szcie na cesarską dynastię salijską. Tą drogą przez . pokrewieństwa czy powinowactwa wchodzi dynastia piastowska w stosunki z różnymi dworami i doma- . mi — stosunki te sięgają od Kijowa po Francję i Nor- mandię, a od fiordów Norwegii po Bizancjum. Imię Polski i jej władców znane jest daleko na wschodzie i zachodzie, od stepów koczowniczych Pieczyngów po anglosasko-duńską Anglię, po brzegi Islandii. Je- żeli Mieszko I w okresie swych pierwszych wystać pień na “wielkim świecie" nie śmiał wejść do domu mizernego markgrafa Hodona “crusinatus" (w kołnie- rzu futrzanym) ani siedzieć, gdy ten się podniósł, to już syn jego Bolesław i jego następcy mogli się uwa- żać za równych wobec dynastów innych krajów. Takie były pierwsze, zewnętrzne, rzucające: się w oczy skutki przystąpienia Polski do grupy państw europejskich łacińsko-rzymskiej kultury. Z dziwną łatwością obraca się w tych tak nowych, pozornie przynajmniej, warunkach Mieszko. Zarówno 268 Mieszka I jego stosunki do Czech, jak do Niemiec, dwukrotna wmieszanie się w najistotniejsze wewnętrzne sprawy cesarstwa, jego stosunki do Rzymu i papiestwa, wska- zują na szerokie poglądy i na zmysł i dar orientacji. Mieszko, czy to sam uczy się łatwo, czy może już dziedziczy pewne doświadczenie polityczne w spadku po poprzednikach, jako swą rację stanu, w każdym razie przedstawia się jako wyrobiony i wytrawny polityk, a zdolności swe przekazuje swemu genialne- mu synowi. I sto lat następnych możemy śledzić tę samą, konsekwentnie prowadzoną politykę monarchów polskich, w miarę postępu czasu i rozwoju stosunków coraz to subtelniejszą, coraz to bardziej dostosowaną do warunków otaczających Polskę, do stosunków na- rzucanych przez.świat, w którym jest Polska jednym z czynników. Postanowienie schrystianizowania całego społeczeń- stwa polskiego w obrębie ówczesnego państwa Mie- szkowego miało jako swój skutek, zapewne w swych początkach nieprzewidziany albo mało zrozumiały, że tą drogą, powoli acz systematycznie, cementowano to społeczeństwo, wytwarzano poważny czynnik współ- życia plemion i szczepów związanych dotąd ze sobą jeno brutalną siłą. Chrześcijaństwo łączy ze sobą wspólnością naprzód tych wszystkich, którzy to chrze- ścijaństwo przyjęli, wszystkich, którzy mogli się czuć. .zagrożeni reakcją pogańską, dalej w miarę wzrostu sił chrześcijaństwa rodzi się dążenie do przeciągnię- cia na swoją stronę reszty społeczeństwa, czy to ze • względów religijnych, czy też dla naturalnej dąż- ności wyrównania różnic, częstokroć groźnych i nie- bezpiecznych. Tą drogą zwalcza się, bez bezpośredniej świadomości, i partykularyzmy tkwiące w tym krwią Skutki chrześcijaństwa 269 i siłą zbudowanym państwie, kiedy sprawa wspólnej wiary, obowiązującej wszystkich, stała się zasadą ogólną. Co prawda urządzenia administracyjne i na ich tle organizacje kościelne nie mogą się wyswobo- dzić od więzów narzuconych przez przeszłość, od wię- zów dawnego szczepowego czy plemiennego ustroju, a z tym od poczucia partykularyzmów szczepowych czy plemiennych. Ale wszystko to zaczyna się stapiać zarówno wytwarzającymi się nowymi warunkami współ- życia, jak tymi więzami, które coraz to silniej każą się rachować z istniejącą potrzebą łączenia się między sobą elementu chrześcijańskiego, czy to dla likwi- dacji jeszcze istniejącego pogaństwa, czy to wobec okolicznych pogan, Pomorzan, Prusów czy Jaćwin- gów, czy też później chrześcijan, ale innego obozu, takich, jakich znajdowano na sąsiedniej Rusi. Z biegiem czasu staje się chrześcijaństwo przez swą regularną organizację kościelną jeszcze silniej- szym czynnikiem łączącym. Utworzenie arcybiskupstw -i biskupstw stwarza obok zwykle mało sprawnego, a często i mało pewnego aparatu administracyjnego państwowego swój własny aparat administracyjno- . kościelny, niezależny od czynników lokalnych, za to bardzo silnie związany z władzą centralną, z monar- chą. Monarcha może dla swoich celów osobistych, nieraz bardzo świeckich, mało mających do czynienia z tym, co powinno być zadaniem kościoła, wyzyskiwać czynniki kościelne. Poczucie, że te czynniki kościelne zawdzięczają wszystko monarsze i państwu, tworzą z kościoła i jego przedstawicieli zaufanych ludzi mo- narchy, którzy pilnują zarówno interesów kościelnych, jak monarszych. Biskupi i kler, przeważnie obcy na- rodowo, zakony, klasztory czy osady klasztorne, tak 270 Mieszka I niezbędne w tych czasach i w tym ustroju dla uzu- pełnienia organizacji kościelnej, są nie tylko wykład- nikami zadań kościelnych, ale i monarszych, stają się ważnymi składnikami życia państwowego. Biskup czy opat, cudzoziemiec, był zawsze pewniejszy od miejscowego świeckiego dygnitarza, podlegającego czy to nastrojom i uczuciom partykularyzmów dzielni- cowych, czy też lokalnym interesom. W ten sposób chrystianizacja i organizowanie życia religijnego spajały nie tylko kraj i całe jego społeczeństwo ze światem zewnętrznym, chrześcijań- skim, ale i wewnętrznie wytwarzały więź niewidzial- ną, mało dostrzegalną, a z biegiem czasu, dziesięcio- leci, coraz to silniejszą, dla stworzenia pewnej jed- nolitości, poczucia pewnej łączności, która z luźno spojonych ze sobą plemion i szczepów miała wytwo- rzyć naród i państwo narodowe. Nie można oczywiście twierdzić, by poczucie jedności narodowej nie mogło się wyrobić i bez tego czynnika, wolno jednak sądzić, że czynnik chrześcijaństwa i organizacji kościelnej wpływał dodatnio,. przyspieszająco na te sprawy. Jeżeli chrystianizm w tym wypadku działał wią- żąco, to niewątpliwie dzielące, niszcząco odbijał się na instytucji prawa rodowego. Organizacja rodowa chyliła się już do upadku jako przeżytek minionych czasów, nie dostosowany do nowych wymagań życia. Ale chrystianizm mógł poczynić tu znaczne szczerby, jeżeli np. ród dotąd żyjący jako wyodrębniona jed- nostka prawna i gospodarcza opowiedział się przy chrześcijaństwie, a część pragnęła pozostać przy wie- rze ojców. Następowało z konieczności głęboko wni- kające w strukturę rodu rozdarcie. Co więcej, chrze- ścijaństwo z pojęciem rodziny chrześcijańskiej prze- Skutki chrześcijaństwa 271", ciwstawiało się samo przez się pojęciu rodu. Taka rodzina ma tendencje wyswobodzenia się od więzów ; rodowych, dąży tym samym do zindywidualizowania się także materialnie, gospodarczo, tak iż chrześcijań- stwo z jego ustrojem niszczyło z wolna, ale systema- tycznie ustrój rodowy na korzyść zindywidualizowa- nej prawnie i gospodarczo rodziny. Jeżeli chrześcijaństwo przyczyniło się skutecznie do nawiązywania stosunków z łacińskim Zachodem czy nawet z grecko-słowiańskim Wschodem, to z po- . ganskimi stronami, sąsiednimi Polsce, wytwarzało ono uczucie tym silniejszych nastrojów wrogości. Wieki Walk o tak bliskie pochodzeniem, językiem i obycza- jem, urządzeniami Pomorze, walki z Prusami i Jac- wingami świadczą o tym, jak trudne było porożu- , mienie między chrześcijańską Polską a jej pogańskimi sąsiadami. Akcje misyjne ze strony polskiej na Po-. morzu, do Prusów, czy późniejsze plany misyjne wobec Rusi rozbijały się o te uprzedzenia. Zwykle. robi się tu kościołowi w Polsce niesłuszne zarzuty, że kościół ten, zostawiony sam sobie, nie dorósł do wysokości zadania stojącego przed nim i przed Polską; •Niemieccy badacze, mówiąc np. o skutecznej dzia- łalności św. Ottona bamberskiego za Bolesława Krzy- woustego na Pomorzu, podkreślają silnie, że kościół w Polsce w początkach XII w. nie był dość wyrobiony, by sam prowadzić w zagarniętym kraju pracę chry—-, stianizacyjno-misyjną. Brakowało rzekomo Polsce - wyszkolonego, odpowiednio wysoko stojącego pod względem ideowym duchowieństwa, trzeba było do tego dzieła powołać niemieckiego biskupa. Inaczej by się ta sprawa przedstawiała, gdyby Otto III zamiast usamodzielnić kościół polski poszedł po jedynie roz- 272 Mieszko I sądnej linii dążeń magdeburskich i poddał go i bi- skupstwo polskie pod opiekę Magdeburga i Niemiec, które by potrafiły podnieść odpowiednio wysoko życie kościelne i zrobić je skutecznym instrumentem dla pracy misyjnej na europejskim Wschodzie. Jest to niewątpliwie tylko bardzo powierzchowne tłumacze- nie. Jak Niemcom było trudno w X w., mimo utwo- rzenia bardzo potężnej i bogatej organizacji prowincji kościelnej magdeburskiej, prowadzić pracę misyjną wśród ludów zachodniej Słowiańszczyzny, które zbyt dobrze znały swych ciemięzców, Sasów, tak też misja polska nie miała większych możliwości skutecznego działania na terenie Pomorza, gdzie przelano tyle potoków krwi, gdzie pamiętano wylane łzy, gdzie pa- miętano krzywdy, które zapełniały ostatnie dwudzie- stolecie przed opanowaniem Pomorza przez Krzywo- ustego. Powołanie Ottona, starego przyjaciela dynastii piastowskiej, na apostoła Pomorza, nie świadczy by- najmniej o tym, by kościół polski stał tak nisko, że do pracy misyjnej sił nie posiadał (przecież niedługo potem wychodzi z kół kościelnych polskich inicjatywa misji na Rusi), lecz żyło głębokie przeświadczenie, że dla powodzenia pracy misyjnej nie nadaje się etykieta polska, tak jak niemieckość misjonarzy na Połabiu była tam największą, zasadniczą trudnością w X w. A to uczucie, że religia zasadniczo dzieli ludy chrześcijańskie od pogańskich, to uczucie, do którego wyrobienia się przyczynili w tak dużej mierze sami Niemcy, rodzi się w stosunkach polsko-pogańskich z chwilą, kiedy Mieszko I przechodzi na wiarę chrze- ścijańską. Władca Polski staje się w tym najbardziej na wschód wysuniętym bastionie zachodniego chrze- ścijaństwa czynnikiem, który jest obowiązany to Skutki chrześcijaństwa 273 chrześcijaństwo rozszerzać, oczywiście krzyżem, Ewan- gelią, misją, ale w razie potrzeby i siłą, mieczem, tępieniem obrońców bogów i bożków. Doświadczenie, płynące ze stosunku świata germańskiego do pogań- skiej Słowiańszczyzny, nie mogło życzliwie usposa- biać tychże Słowian do chrześcijańskiej Polski. Duża też część energii narodowej bujającej na tle świeżego chrześcijaństwa wyczerpuje się z obu stron na usi- łowaniach tak mało skutecznych, a tak krwawych i okrutnych. Przyjęcie zatem chrześcijaństwa przez Polskę wew- nętrznie ją, w powolnym niewątpliwie tempie, łą- czyło i cementowało. Zewnętrznie zaś, doraźnie, stwarza ze wszystkich pogańskich sąsiadów wrogów, z niepokojem patrzących się na przedstawiciela wiary chrześcijańskiej, tak osławionej okrucieństwami nie- mieckimi. Przyjęcie chrześcijaństwa przez Mieszka I pozwo- liło Polsce wejść w rodzinę ludów zachodniej, łac.iń- skiej kultury. Dzięki temu mogli pierwsi już Piasto- wice nawiązywać stosunki rodzinne i polityczne ze światem. Z organizacją kościelną wdzierać się muszą do Polski także przeróżne pierwiastki cywilizacji obcej, zachodniej, które w miarę postępu czasu mniej czy więcej silnie wpływają również i na wzmocnienie się nowej wiary i na rozwijanie stosunków ze świa- tem. Nie można jednak przy tym wszystkim zapom- nieć, nie docenić znakomitego faktu w naszych dzie- jach, że w lat 30 po urzędowym przyjęciu chrześci- jaństwa i po rzuceniu pierwszych podwalin pod przyszłą organizację kościoła Polska zyskała w r. 997 swego pierwszego świętego, św. Wojciecha. Do niego doszło w r. 1003 tzw. Pięciu Braci męczenników, •S8 PoisKa X — XT wieku 274 Mieszfco J w r. 1009 św, Bruno z Kwerfurtu, prócz takich, jak Zoerard-Swierad, jego towarzysz Benedykt, na pół legendarni. Wolno nam sceptycznie się patrzyć na lek- komyślnie i bezużytecznie przelaną krew św. Woj- ciecha, z dużą powściągliwością traktować napad bandycki, rabunkowy, nic z religią nie mający do czynienia, któremu ulegli bracia Benedykt, Jan z to- warzyszami w eremie międzyrzeckim, czy ocenić również nierealne starania i pracę misyjną św. Bru- nona zakończone śmiercią męczeńską. Ale ta krew, bez potrzeby i bez rezultatu przelana przez tych marzycieli i entuzjastów idei misji do pogan, miała swe doniosłe i głębokie skutki zarówno dla Polski, jako całości politycznej, jak dla społeczeństwa i jego dalszego rozwoju. Tą drogą Polska w pojęciach ówcze- snych ludzi zyskuje własnych orędowników przed tronem boskim, gdy do czasów Mieszka musieli być nimi obcy święci, jak św. Lambert czy św. Udairyk augsburski. Zyskuje ona takich opiekunów, którzy spoczywając na ziemi polskiej i z Polską związani, mają swe obowiązki i powinności, zobowiązania wobec kraju udzielającego im gościny grobowej. Oni swym udziałem w niebieskim obcowaniu z Bogiem, swoimi cudami, które działają, a w które wierzy społeczeń- stwo, starają się wywdzięczyć za gościnę i cześć im okazywaną i służą, jak najlepiej umieją, nie tylko kościołowi i religii, ale i społeczeństwu, państwu i monarsze, tym zatem, którzy przygarnęli ich do- czesne szczątki. Teraz już Polak nie potrzebuje szu- kać pomocy obcych świętych, którzy mogą mu być mało życzliwi, obojętni, nie mający obowiązków dla obcego sobie kraju, ma własnych, którzy czują się z krajem i społeczeństwem polskim związani. Z tym Skutki chrześcijaństwa 275 wszystkim jest to zarazem pierwszy, zapewne skrom- ny, wkład Polski do cywilizacji europejskiej. Jeżeli kult świętych polskich, zresztą na Zachodzie dość silnie ograniczony niechęcią czy wręcz wrogością ce- sarza Henryka II, miał swe doniosłe wpływy przy budzącym się do życia chrześcijaństwie, to zabłysnąw- szy postacią św. Wojciecha jasnym, lubo krótkotrwa- łym blaskiem, spowodował i to, że Polska staje się znana na szerokim świecie. Po św. Udairyku aug- sburskim jest św. Wojciech drugim z kolei świętym, ogłoszonym publicznie, decyzją papieża kanonizowa- nym. Kult św. Wojciecha, dzięki Ottonowi III, który się związał z postacią i pamięcią tego niezwykłego i nieszczęśliwego marzyciela, obejmuje nie tylko Polskę, gdzie zwłoki jego spoczywają w gnieźnień- skiej katedrze, ale rozszerza się i na Niemcy. Mogły się one chlubić tym tak znakomitym uczniem mag- deburskiej szkoły archikatedralnej, który zaliczał się przecież jako biskup praski do episkopatu niemieckiego, który był przyjacielem Ottona III, który miał założo- ny zaraz po śmierci kościół pod swym wezwaniem w Akwizgranie, stolicy Karola Wielkiego, a na cześć którego pisali wiersze mnisi z Reichenau. Dzięki Ottonowi III otrzymują Włochy kilka kościołów pod. wezwaniem św. Wojciecha, a we Włoszech była postać męczennika dobrze znana i zapisana w pamięci. Kult jego przekracza granice Niemiec, dostając się słabszą falą do Francji i Akwitanii, nie jest też obcy Węgrom i Danii. Rozumiemy stąd też i wartość, jaką przy- wiązywali Czesi do zwłok św. Wojciecha, gdy je prze- nosili z Gniezna do Pragi w r. 1038. Duża literatura, pisana zresztą przez znakomite pióra, wzmocniona jeszcze pismami św. Brunona, literatura, która ro- is« 276 Mieszfco I zeszła się po całym ówczesnym świecie, głosiła sławę tych świętych męczenników. Ale przede wszystkim była to w najlepszym tego słowa znaczeniu literatura propagandowa dla tego kraju i monarchy, który udzielił im poparcia w dziele misji i zapewnił im schro- nienie grobowe. Nie tyle była znana archikatedra w Polsce dlatego, że ją wybudował Mieszko I i że powstała przy osobistym udziale tak niezwykłej po- staci, jaką był Otto III, ile cudotwórcze zwłoki nowego świętego, spoczywające w Gnieźnie, szeroko rozniosły po świecie nazwę nowej metropolitalnej stolicy. Z różnych stron świata zgromadzone w Gnieźnie duchowieństwo, pozostające pod władzą brata świę- tego męczennika, było dumne ze swego obowiązku stróżowania tak znakomitej świętości i ono również swymi stosunkami rozszerzało znajomość Gniezna i Polski w świecie. Jak wielkie wrażenie zrobiła po- stać świętego biskupa w ówczesnym świecie, biskupa, który porzuca godność i zaszczyty, by głosić Ewangelię poganom i ponieść śmierć męczeńską, świadczą jej skutki. Krąg uczniów św. Romualda z Rawenny myśli, by pójść śladami świętego biskupa męczennika. I to nie tylko św. Romuald, św. Benedykt i Jan czy św. Bruno z Kwerfurtu, ale sam w purpurze urodzo- ny rzymski cesarz Otto III marzy o złożeniu korony cesarskiej, o cichym eremie w Polsce, o misji do po>- gan z ramienia Bolesława Chrobrego i o śmierci męczeńskiej. Jeżeli od Wojciechowego słabszy był kult na- stępnych po nim świętych, Pięciu Braci, Brunona z Kwerfurtu, hamowany wraz z kultem św. Wójcie-" cha polityką wrogą Polsce Henryka II, to jednak i one przyczyniły się do silniejszego zainteresowania się Skutki chrześcijaństwa 277 świata Polską, a do pogłębienia chrześcijaństwa w Polsce. Takie włączenie się Polski do rzędu państw chrze- ścijańskich tworzyło dla niej pod wielu względami nowe warunki bytowania. W języku łacińskim zna- lazła Polska instrument porozumiewania się ze świa- tem. Można sądzić, że język ten znał Bolesław Chrobry, a znali go dobrze i niewątpliwie jego syn i wnuk. Był to język międzynarodowy, którym na szerokiej arenie świata, na dworze cesarskim czy w Rzymie, można się było z obcymi porozumieć. Znało oczy- wiście ten język i używało go różnonarodowe du- chowieństwo w Polsce. Ono służyło państwu w pośred- nictwie polityczno-dyplomatycznym, jak to widzimy na osobach Astryka-Anastazego czy opata Tuni, czy w propagandzie polityczno-dyplomatycznej, jak znane pismo św. Brunona do Henryka II, jego “list otwarty". W tym języku pisze się te liczne żywoty św. Wojcie- cha, które mówią nie tylko o Czechach, ale i o Polsce, jak i te, które opisują dzieje Pięciu Braci czy Bru- nona. W tym języku wreszcie porozumiewa się mię- dzy sobą to obce, do Polski sprowadzone duchowień— stwo o tylu sprawach własnych, które wymagały porozumienia, korespondencji nieraz z zagranicą. A z tym rozszerza się także świadomość roli, jaką odgrywa ten tak dotąd jeszcze mało znany kraj w tych stronach Europy. W tym języku na koniec ,ci przybysze z różnych stron wychowują młodą gene- rację duchownych Polaków, a może i świecką młodzież. W ten sposób w ciągu wielu lat zwiększa się zasób lu- dzi, którzy przez znajomość łaciny mogą czerpać ze skarbów cywilizacji zachodniej, a świat łaciną mają przed sobą otwarty. Już w końcu X w. są tacy du- Mieszka I chówni polscy, Polacy nam znani. Takim jest Bene- dykt-Bogusza, towarzysz św. Wojciecha w misji do Prusów, takich paru znamy z Żywota Pięciu Braci św. Brunona. Są w Poznaniu w samych początkach XI w. nawet mniszki Polki. Wychowawczej polityce Bolesława Chrobrego zawdzięczać należy pojawienie się, obok niższego polskiego duchowieństwa, także du- chownych wyższej rangi, jak świadczy imię Lamberta biskupa krakowskiego, syna Mieszka, a brata przy- rodniego Chrobrego, jak tego dowodzi imię Bossuty- -Bożęty, arcybiskupa. Zatem i duchownych zdatnych na wyższe godności, Polaków z urodzenia, umiano w tych wczesnych czasach wyselekcjonować. Nie- mniej system rekrutowania obcych dla zasilenia du- chowieństwa w Polsce trwa nadal, jak było za Miesz- ka, przez cały wiek XI i XII. Powodem tego były nie- wątpliwie i te szczerby, które wywołało wielkie prze- silenie kościelne po śmierci Mieszka II, ale także i to, że więcej było pożytku dla monarchy z cudzoziem- skiego biskupa, niezależnego od wpływów miejsco- wych niż z Polaka, który może niejednokrotnie chciał służyć nie tylko księciu, ale i interesom własnym, ro- dowym czy dyktowanym lokalnymi, ciasnymi wska- zaniami. Ale może najważniejsze w tym systemie mo- gło być to, iż cudzoziemcy przynosili ze sobą z Za- chodu własne swe myśli, ideały, zaczyny cywilizacyj- nego postępu, czego trudno było wymagać od Polaka wychowanego w Polsce, a nieczęsto nawet od takiego, któremu dane było spędzić lat kilka gdzieś w jakiejś szkole na Zachodzie. Żywsza, skuteczniejsza była wy- miana walorów kościelno-cywilizacyjnych przy udzia- le obcych przybyszy. Nie wszystko oczywiście mogło przenikać równie szybko i równie głęboko w pier- Skutki chrześcijaństwa 279 wotne stosunki polskie, choćby nawet tylko kościelne. Wiemy, że poji tym względem istniało duże u nas opóźnienie, a częściowo i zacofanie. Ale nie może ule- gać wątpliwości, jak wiele zawdzięczaliśmy tym ob- cym, cudzoziemcom, kiedy nimi budowało się pod- waliny pod organizację kościelną. Kościół i jego instytucje, przez prawo kanoniczne i zwyczaj kościelny przewidziane, i dwór monarszy były tymi alembikami, przez które obce wpływy, wpływy cywilizacyjne, wkraczały najsilniej do pier- wotnej Polski. Instytucja dworu, ośrodka władzy mo- narszej, była silnie przetkana elementami obcego po- chodzenia. Wiemy, że na dworze Mieszka I bywali, cudzoziemcy. Liczniejsi bawili na dworze Chrobrego, bo nawet emigranci polityczni szukali tam schronie- nia. Dwór i książę potrzebowali najrozmaitszych lu- dzi dla zadań najrozmaitszych specjalnych. Byli po- trzebni kapelani, których także przyprowadzały ze sobą obce księżniczki wychodzące za mąż do Polski. Przybywała z nimi ich własna, zaufana służba. Spro- wadzano też niewątpliwie i licznych specjalistów ob- cych, w swym zakresie wykwalifikowanych. Przyno- sili ze sobą znajomość kunsztów czy rzemiosł, a dwór monarszy czy dworce biskupie, czy opactwa przez ta- kich specjalistów przemieniały się w coś, co można by uznać za rodzaj szkoły zawodowej, w której wyrabiali się także przy cudzoziemcach i specjaliści krajowi, polscy. Jeżeli w samych początkach może mniejszą rolę odgrywali ci, którzy umieli stawiać świątynie ka- mienne, bo te najczęściej były budowane z drzewa, to jednak kościół potrzebował tylu rzeczy, które musiał sprowadzać z zagranicy, że trzeba przypuszczać, iż bardzo już wcześnie zaprowadzić musiano znajomość 380 Mieszko J pewnych kunsztów. Jeżeli dla niezbędnych ksiąg ko- ścielnych przy corocznym przyroście nowych świą- tyń potrzebny był pergamin, można przypuszczać, że sztukę wyrabiania pergaminu rychło przeniesiono do Polski. Zapewne i z tej znacznej ilości dzwonów ko- ścielnych, które wywieźli Czesi w r. 1038 z Polski, nie wszystkie były sprowadzone z zagranicy, ale już w Polsce znano sztukę odlewania. Wino do mszy ho- dowano w Winiarach, a wyrobami naczyń kościelnych dla kultu zajmowały się Złotnik!. Niewątpliwie znaczna część ludzi tymi i takimi pracami zajętych pochodziła ze sprowadzonych z zagranicy specjali- stów. Ze byli oni u nas czynnikami nie tylko samej materialnej kultury, ale i cywilizacyjnym elemen- tem, głębiej wnikającym w pierwotne Polski spo- łeczne i gospodarcze stosunki, trudno wątpić, mimo braku pozytywnych świadectw. Ale największe potrzeby miał niewątpliwie książę i dwór. Na dworze książęcym, przy ówczesnym pier- wotnym ustroju, gromadziło się tyle spraw i tyle in- teresów i potrzeb, że dwór ten był zmuszony d® ich zaspokojenia przy pomocy odpowiednich ludzi. Kape- lani książąt i księżnych nie tylko zajmowali się swy- mi zadaniami religijnymi. Byli oni również nauczy- cielami i wychowawcami młodego pokolenia, nieraz le- karzami, często sekretarzami utrzymującymi kores- pondencję lub lektorami. Zwłaszcza sam książę po- trzebował często takich ludzi. Wiemy, że Bolesław Chrobry otrzymywał informacje polityczne z zagra- nicy, że pieniędzmi zyskiwał sobie zaufanych i odda- nych. Stąd zapewne nie tylko prowadził ożywioną ko- respondencję, ale musiał posiadać przy swym boku takich, którzy znając świat i jego stosunki mogli mu Skutki chrześcijaństwa, 281 służyć objaśnieniami, potrzebnymi dla zrozumienia uzyskanych drogą wywiadu wiadomości. Inne ważne sprawy, które skupiały się na dworze książęcym, to były sprawy handlowe, bo państwo ówczesne było wielkim eksporterem i importerem najrozmaitszych towarów. Wymagało zatem dla tych celów ludzi zarówno biegłych, znawców, jak i rach- mistrzów, więc znów ludzi o tyle o ile wykształco- nych, cudzoziemców w dużej mierze. Skarb książęcy otrzymywał w tych czasach tyle danin i miał tyle do- chodów iii natura, że był tym samym zmuszony do handlu, by czy to wymienić zebrane zapasy na towary potrzebne, czy też uzyskać w zamian środki pieniężna, lub odpowiednie ilości srebra. Były to znów stosunki przeważnie z kupcami zagranicznymi, a w tym ważną rzeczą była zarówno znajomość obcych języków, jak sprawa kalkulacji i rachunku. Przy kalkulacji zaś trzeba było zarówno doświadczenia kupieckiego, je- żeli stosowano system wymiany, jak i odpowiednich wiadomości, gdy trzeba było ocenić istotną wartość srebra czy waluty, tak łatwo ulegającym zmianom zależnie od stopy aliażu srebra. I tą drogą stosun- ków kupieckich, zdaje się wcale żywych, rozchodziły się o Polsce wiadomości w świecie, ale może i więcej ich przybywało. Bo można sądzić, że i wtedy już by- ła to okazja do uzyskiwania potrzebnego wywiadu. Bo najmniej w wywiadzie zwracał uwagę kupiec ja- dący z wozami towaru lub mnich podróżujący sa- motnie, od klasztoru do klasztoru. -•."., W związku z stosunkami handlowymi pozostaje też sprawa monety. Można sądzić, że do czasów bliż- szych stosunków Mieszka z Zachodem, z Niemcami przede wszystkim, nie posiadała Polska własnej mo- 282 Mieszka I nety. Zastępowała ją moneta obca, a częściowo srebro ważone. Wiemy, że w Czechach najdrobniejszą miarą wartości bywały kawałki płótna, stąd nazwa “płacić" pochodzi od płatów płóciennych. Zapewne i inne tego rodzaju surogaty pieniądza, jak np. skórki futer, były w użyciu. Wykopaliska z okresu przedmieszkowego wykazują przewagę monet arabskich, zostawionych zatem u nas przez kupców arabsko-żydowskich, któ- rzy dążyli na wschód lub ze wschodu na zachód. Wy- kopaliska drugiej połowy X w., więc czasów Miesz- ka I, zawierają już przeważnie monety niemieckie. Obok nich zjawiają się już w mniejszych ilościach monety czeskie, anglosaskie i bizantyńskie. Jeżeli świadczy to o rozwoju w X w. mennictwa w samych Niemczech, to dowodzi to również silniejszej wy- miany handlowej Polski z Niemcami, skoro pozosta- wiły one swój ślad w postaci niemieckiego pieniądza. Zapewne też już Mieszko zaczął bić w Polsce własną monetę za wzorem zagranicy. Ibrahim-ibn-Jakub twierdzi, że Mieszko opłacał swą drużynę pieniędzmi, które uzyskuje z opłat, z po" datków. Jest rzeczą mało prawdopodobną, by wpła- ty, poza targowymi kupców obcych, były uiszczane gotówką, jak również jest wątpliwe, by żołd owej drużyny mógł być płacony pieniędzmi, chyba dość wyjątkowo i częściowo. W każdym razie zjawia się w gospodarstwie ówczesnym nowy czynik, pieniądz, czynnik ważny także społecznie, pozwalający wy- swobodzić się z więzów nie tylko gospodarki natu- ralnej, ale i z więzów spoino ty rodowej, przejść do indywidualizacji życia. Ale wejście Polski w obręb ludów chrześcijańskich miało jeszcze jeden skutek, którego przemilczeć nie Skutki chrześcijaństwa 283 można, lubo trudno go nam ocenić dokładnie i ob- liczyć jego wagę. Obok prawa zwyczajnego, obowią- zującego w Polsce, chociażby z różnicami większymi czy mniejszymi, wynikającymi z partykularnych urządzeń ustrojowych poszczególnych szczepów czy plemion, obok urządzeń prawnych czy prawno-admi- nistracyjnych, które dla swego państwa wprowadzali czy to Mieszko I, czy Bolesław Chrobry, stanęło pra- wo kościelne, kanoniczne, pisane już, wysoko wyro- bione, jako to, którym rządził się kościół. Jeżeli było to prawo, które miało zastosowanie w obrębie dzia- łalności i zadań kościoła, to jednak tylokrotnie za- zębiało się ono o życie wiernych, że państwo było zmuszone liczyć się także z postanowieniami tego pra- wa. Monarcha, pod którego protekcją znajdowała się religia, kościół i jego działalność, czuł się zobowiąza- ny, czasami zmuszony, do udzielenia temu prawu swego poparcia. Tym samym monarcha musiał uzna- wać w szerszej czy węższej mierze postanowienia pra- wa kanonicznego. Wiemy, jak trudna i drażliwa była _ w Czechach dla św. Wojciecha sprawa święcenia nie- dzieli czy też sprawa sprzedawania chrześcijańskich niewolników Żydom. Słyszymy również, że Chrobry zmuszony jest surowymi przepisami, wybijaniem zę- bów, utwierdzać w Polsce kościelne przepisy tyczące się przestrzegania postów. Słyszymy, że on sam każe sobie przedkładać księgi kościelne dla wyrozumienia przepisów i kar kościelnych. Najgłębiej jednak wcho- dziły tu przepisy prawa kościelnego w sprawy prawa rodzinnego. Dla pierwotnego społeczeństwa, mało za- pewne skrępowanego pod tym względem prawem zwyczajowym, musiały być one najmniej zrozumiałe, a najbardziej dotkliwe w wykonaniu dla współczes- 284 Mżeszko Z nych. Wiemy, że św. Wojciech przeżył niejedną ciężką i gorzką chwilę, gdy walczył z tym, co Czesi uważali za swój zwyczaj, a co nie było w zgodzie z prawem kościelnym. Walka taka o przestrzeganie tu przepi- sów kościelnych, kanonicznych, trwać musiała długo, zanim przepisy te znalazły, jeżeli nie pełne, to choćby o tyle o ile pełniejsze zrozumienie i zastosowanie. Mieszko I wbrew prawu kanonicznemu, mimo oporu biskupów, bierze za żonę mniszkę. Bolesław Chrobry zmienia dwie po kolei żony, nie oglądając się na pra- wo kościelne żeni się z trzecią, a z czwartą wszedł w związek w czasie przez kościół zakazanym. Ale już za Mieszka II istnieje “divortium", rozwód, zapewne nie formalny, istnieje pojęcie legalnej małżonki, prawda, że królewskiej, w odróżnieniu od konkubiny, nałożnicy. Za Władysława Hermana zjawia się już syn nieślubny, obok prawego syna, a Bolesław Krzy- wousty, zawierając małżeństwo w stopniu zakazanym, zwraca się już o dyspensę kanoniczną do Rzymu. Tak było w dynastii, może i w wyższych warstwach. W niższych zapewne minęło sporo czasu, zanim idea rodziny chrześcijańskiej i jej prawnych, kanoniczno- -kościelnych podstaw znalazła zastosowanie. A jak to już wspomniano, idea rodziny chrześcijańskiej przy- czyniała się również do osłabiania i rozbijania orga- nizacji rodowej, coraz to mniej mającej racji bytu w nowych warunkach. Tak zatem i w prawie rodzinnym, jak w. sprawach tyczących się sakramentów, postów, dni świętych; dziesięcin, zdobył sobie powoli kościół, przy pomocy państwa, monarchy, własne drogi we wpływie na spo- łeczeństwo. Przyzwyczajał zarówno państwo, monar- chę, jak i społeczeństwo do tego, że obok monarchy» Skutki chrześcijaństwa 285 obok państwa, rozwija się i istnieć może instytucją osobna, o tyle o ile niezależna, istnieć może prawo niezależne, obce, którego zmienić nie może czynnik wewnętrzny, a które musi być szanowane i uznawane. Zbyt mało miał w swych początkach samodzielności i poczucia siły kościół, opierający się na autorytecie monarchy, zdany wyłącznie na jego opiekę i potęgę, by wieczysta walka kościoła i państwa mogła wy- buchnąć. Wiemy co prawda o jakiejś klątwie czy in- terdykcie, który rzucił na kraj z nie znanych nam po- wodów pierwszy arcybiskup gnieźnieński Radym-Gau- denty. Prawie też nic nie wiemy o zatargu św. Sta- nisława z Bolesławem Śmiałym. Pierwszy zatarg, o charakterze walki ze sobą dwu tych władz, będzie dopiero w początku XII w., kiedy to Bolesław Krzy- wousty za Paschalisa II zabrania arcybiskupowi gnieźnieńskiemu złożenia przepisowej przysięgi wier- ności papieżowi, związanej z udzieleniem paliusza. Takimi, nieraz niewątpliwie małymi, drobnymi strumykami sączyły się elementy chrześcijańskie cy- wilizacji zachodniej w pierwotne Polski społeczeń- stwo. Tymi drogami na odwrót poznawał i świat ota- czający Polskę coraz to dokładniej tę ostatnią na Wschodzie plantację chrześcijańską. Poznawał ją również z sukcesów wojennych zarówno tych, które osiągał Mieszko I, jak i tych, które w uporczywych bojach z królem niemieckim i cesarzem rzymskim od- niósł Bolesław Chrobry. Ziarna cywilizacji zachodniej przybywały do Pol- ski ówczesnej nie tylko przez cudzoziemców. Mu- siały być w tych warunkach nie tak małe zastępy Po- laków, którzy widzieli i mieli sposobność poznać da- lekie, obce sobie strony świata. Bywały wyprawy wo- 286 Mieszka I jenne, w których brały udział zapewne tysiące ludzi, na tereny zachodniej Słowiańszczyzny, nad Łabę, na Ruś, do Kijowa, do Czech czy Węgier. Bolesław Chrobry, z licznym niewątpliwie otoczeniem, dotarł w r. 1000 do Akwizgranu. Jego brat Lambert wycho- wywał się w Rawennie, a trzystu rycerzy, których Chrobry ofiarował Ottonowi III, zaszło zapewne z ce- sarzem do Włoch, widziało Rzym, poznało Lombar- dię i bagna rawennateńskie. Posłowie, wysłańcy, agenci rozmaici, którzy mieli zapewne w swym oto- czeniu i Polaków, o ile sami nie byli może Polakami, ze swych dalszych czy bliższych wypraw poza gra- nice kraju ojczystego przywozili ze sobą pewne po- znanie świata i jego urządzeń, pewne choćby wraże- nia mniej czy więcej głębokie. I to musiały być czyn- niki, które również wpływały na te przemiany, któ- rym uległa Polska, a z nią i dusza ówczesnego Po- laka wskutek rewolucyjnego kroku Mieszka. I te ty- siące ludzi, Polaków, którzy w rozmaitych okazjach otarli się o Niemcy, Rzym czy Kijów, ważyć musiały -,,w zagadnieniu chłonięcia przez Polskę cywilizacji _i kultury chrześcijańskiej, łacińskiej, zachodniej. Niestety, poszczególne elementy czy fazy tego wewnętrznego przewrotu, który sprowadziło wejście Polski w obręb świata chrześcijańskiego i cywilizacji •zachodniej, łacińskiej, dają się tylko wyrozumować. Brak źródeł, zwłaszcza własnych, rodzimych, unie- możliwia badanie. Ale nie można wątpić, jak dużym, znakomitym czynnikiem, przetwarzającym plemienne i szczepowe partykularne elementy, składające państwo polskie w pewną jedność, całość, wprzągniętą w jarzmo za- chodniej cywilizacji, wytwarzającym naród, były ta- Skutki chrześcijaństwa 287 kie osobistości, jak Mieszko I, jak jego syn Bolesław Chrobry, jak ich następcy. Mało możemy powiedzieć o samym Mieszku. Po- stać ta, zapewne wysoce znamienna, okryta jest cier- niem. Zręczny polityk, pełen inicjatywy, znakomity jeżeli chodzi o przeprowadzenie radykalnego kroku, jak przyjęcie chrześcijaństwa, wielki wykonawca pla- nu złączenia wszystkich szczepów lechickich w jedną całość, zaborem Pomorza otwierający państwu swe- mu dostęp do morza i szerokie w świecie horyzonty, był niewątpliwie tego narodu, który dopiero miał uzyskać swą pełną świadomość narodową, symbolem. Takim symbolem był w rozmiarach zapewne więk- szych jeszcze jego syn Bolesław Chrobry. Ta duma osiągniętych zwycięstw i powodzeń, która rozpierała pierś Bolesława, pozwalała mu ocenić nie tylko swo- ją własną wartość, ale i wartość narodu i jego wy- siłku — może i inną miarą niż ta, którą mógł mierzyć pół wieku przedtem siebie i swoje siły jego znakomity ojciec. Chrobry uznawał siebie równym najwięk- szym tego świata, kiedy groził Magdeburgowi i kiedy dumnie odpowiedział posłom niemieckim, proponu- jącym mu zaczęcie rokowań na niemieckiej ziemi; “Nawet przez most ten nie przejdę!" Chociaż korona królewska nie zdobiła wtedy jego skroni, nie czuł się -niczym gorszy od króla niemieckiego, francuskiego czy angielskiego, nie mówiąc już o innych. A duma ta, to poczucie siły i potęgi, to przeświadczenie, mó- wiąc słowami Brunona, że monarcha Polski jest pra- wym następcą chrześcijańskich ideałów Konstantyna i Karola Wielkiego, że on, jak tamci, walczy i dąży do zjednania chrześcijaństwu pogaństwa, a nie łączy się z poganami przeciw państwom i ludom chrześci- 288 Mieszka I jańskim, były niewątpliwie także jednym z czynni- ków najistotniejszych, które przetwarzały pierwotne, na starych tradycjach oparte społeczeństwo polskie w nowe, w obrębie rzymskiego świata myśli rosnące państwo. .,. Troską na przyszłość mogło być jedynie pytanie, czy forma utworzona dla takiego dzieła wytrzyma gorąco metalu, z którego miano odlać postać osta- teczną, wyrzeźbioną przez Mieszka I i Bolesława Chrobrego. O ZAGINIONEJ METROPOLII CZASÓW BOLESŁAWA CHROBREGO Jest rzeczą zastanowienia godną, jak mało miejsca zajmuje w nauce naszej zagadnienie tak poważne, ja- kim winna być sprawa istnienia czy nieistnienia ta- kiej drugiej, obok gnieźnieńskiej, metropolii w Pol- sce za czasów Bolesława Chrobrego. Bo jeżeli istniała ."taka druga metropolia wraz z podległymi jej biskup-, śtwami — a nie -widzę dostatecznych powodów dla odrzucenia tej wiadomości — to przecież w póź- niejszej budowie naszego kościoła powinny były przechować się pewne jej ślady, ślady sztucznego ze sobą związania różnego pochodzenia terytoriów, jak również i w rozmieszczeniu uposażeń poszcze- gólnych biskupstw prowincji gnieźnieńskiej mogłyby być wskazówki, dowodzące rożnego ich pierwotnie przeznaczenia. Tymczasem literatura nasza tycząca się naj- dawniejszych dziejów kościoła w Polsce nie daje nam prawie nic, co by było użyteczne i przydatne dla 19- 292 O saolnwnej metropolii rozwiązania tego zagadnienia. Nie dotknęli tej spra- wy ani Wł. Abraham, ani K. Potkański, jeżeli chodzi o biskupstwo krakowskie, ani St. Zakrzewski, gdy badał stosunki majątkowe Gniezna, ani W. Kętrzyń- ski, B. Ulanowski, K. Potkański, St. Arnold czy M. Gębarowicz, gdy pisali o Płocku. Zaledwie dwu dawniejszych badaczy, A. Małecki w Studium o bulli Innocentego II i St. Laguna w szkicu Pierwsze wieki kościoła polskiego, rzuciło, jak na stan w owym cza- sie badań, wcale śmiało, chociaż bez dokładniejszego czasami uzasadnienia, parę interesujących myśli i spo- strzeżeń tyczących się niepierwotności znanych nam granic biskupstwa krakowskiego czy arcybisk.upstwa gnieźnieńskiego. Ten brak żywszego zainteresowania naszej nauki zagadnieniem pierwotności czy pochodności teryto- rialnego rozmieszczenia diecezyj prowincji kościelnej gnieźnieńskiej wiąże się także z tym, że nigdy nie zastanawiano się poważniej nad sprawą istnienia na terytorium państwa Bolesława Chrobrego jakiejś dru- giej, obok Gniezna, prowincji kościelnej. Czasami tłu- maczono to nieporozumieniem, mianowicie przeby- waniem w Polsce św. Brunona z Kwerfurtu, arcybis- kupa, lub interpretowano jedyną pozytywną wiado- mość kroniki Anonima-Galla o istnieniu takiej dru- giej metropolitalnej prowincji kościelnej w sposób ne- gatywny. Czy warto zatem było zajmować się spra- wą, która została wytłumaczona, odrzucona, uznana nie jako fakt historyczny, ale jako pewnego rodzaju Wykrętny dowcip, którym pierwszy polski kronikarz pragnął uświetnić czasy Bolesława Chrobrego? Także powierzchowne tłumaczenie wiadomości podanych nam przez współczesnego zjazdowi gnieźnieńskiemu Źródła 293 Thietmara, a zbytnie zapatrzenie się w stosunki ko- ścielne późniejsze, nie pozwalało badaczom na zgłę- bienie tego problemu. Anonim-Gall pisząc koło r. 1113 swą kronikę po- daje, że “... suo tempore (za czasów Bolesława Chrob- rego) Polonia duos metropolitanos cum suis suffra- "ganeis continebat" 1, co znaczy, że Polska “trzymała w sobie" dwie odrębne prowincje metropolitalne, z arcybiskupstwami na czele i z pewną ilością pod- ległych im biskupstw 2. Tekst ten, jasny, prosty i zrozumiały, został wy- tłumaczony w ten sposób, że wobec tego, iż biskup- stwo poznańskie należało do związku metropolital- nego magdeburskiego, miał Anonim-Gall tutaj na myśli arcybiskupów gnieźnieńskiego i magdeburskie- go. Takim tedy pomysłem, konceptem, pragnął nasz kronikarz uświetnić czasy Chrobrego 3. Nic jednak takiego tłumaczenia nie usprawiedliwia: pisał prze- 1 Lib. I c. 11. 2 Jedynie Wł. Abraham Organizacja kościoła w Polsce do potowy w. XII Kraków 1893 s. 85 i tenże Gniezno i Mag- deburg Kraków 1921 s. 21 uw. l oraz St. Laguna Pierwsze wieki kościoła polskiego Kwart. Hist. 1891/5 s. 561 wiążą spra-, wy tej drugiej metropoliii z osobą św. Brunona z Kwerfurtu, i to raczej osobowo, niżby wniknąć głębiej w istotę zagadnie- nia. Bór. również R. Gnoidecki Gali tzw. Anonim Kromka Pol- ska s. 80 uw. l, A. Małecki Studium nad bullą Innocentego II Z r. 1136. Z przeszłości dziejowej Kraków 1897 I s. 111. 3 Nie poruszam tu oczywiście sprawy dzisiejszego nasze- go stosunku do zagadnienia zależności biskupstwa, poznań- skiego od Magdeburga po badaniach P. Kehr.a i Wł. Abra- hama, bo mógłby ktoś w miejsce Poznania i Magdeburga po- stawić np. Pragę, należącą przecież przez krótki czas do Pol- ski, i twierdzić, że Anonim-Gall miał tu na myśli nie Mag- deburg, ale Moguncję itd. m O zaginione! -metropolii • Źródła 295 cięż Anonim-Gall -w czasach, kiedy tradycja okresu Bolesława ,była jeszcze żywa i silna, a byłoby mało celowe opowiadanie księciu i episkopatowi polskiemu tego rodzaju wykrętnych opowieści o nie tak dawnej przeszłości. W epicznp-heroicznym stylu traktowane przez kronikarza panowanie Chrobrego nie potrzebo- wało taniej ozdoby w postaci fikcyjnej wiadomości o takiej drugiej, niczym nie usprawiedliwionej pro- wincji kościelnej. Nie usprawiedliwiałoby tego i to, że ilekroć Anonim-Gall mówi o czasach Bolesława, tyle razy, jeżeli podaje fakty, wytrzymuje ostrze kry- tyki. Byłoby zresztą ze strony kronikarza, tak zabie- gającego o łaskę arcybiskupa Marcina i episkopatu polskiego, niczym nie. usprawiedliwioną niezręczno- ścią, brakiem taktu, , jttóry by go dużo kosztował w oczach metropolity, a zapewne i biskupa poznań- skiego, niewątpliwie również w ©czach panującego ;• księcia, gdyby przypomniał im, w ten sposób choćby, ::| smutny epizod z biskupem Ungeręm i jego stosun- kiem do zjazdu gnieźnieńskiego w r. 1000, a następnie do metropolity magdeburskiego. Stoi wreszcie takie tłumaczenie w zasadniczej i rażącej sprzeczności z tym, co jedynie wynika z dosłownego oddania przy-; toczonego tekstu: Polska czasów Bolesława Chrobre— go mieściła w sobie dwie prowincje metropolitalne,-, jedną gnieźnieńską, z podległym jej - Kołobrzegiem, -", Poznaniem, Wrocławiem i Krakowem, i drugą, nie znaną nam, z pewną ilością należących, do niej bis- kupstw, zapewne nie mniej licznych jak przy Gnie- źnie. Miałaby zatem Polska tych czasów może do.;. dziesięciu biskupstw. • • ;;•;. Inny wniosek, który się. tu narzuca, jeżeli przy j-J. mujemy przekaz Anonima-Galla, jest,i że metropolia gnieźnieńska, która powstała w latach 999—1000, mu- siała być starsza, co znaczy, że ta druga, nie znana, a rychło zagubiona prowincja powstała później, po r. 1000, a przed r. 1025. Oczywiście wiadomość, że powstała ona i istniała suo tempore, nie wyznacza nam jeszcze terminu, kiedy przestała ona istnieć. - Trudno by było przyjąć, by miała ona zniknąć razem ze swym twórcą: przecież po nim rządził Polską arcy- chrześcijański król Mieszko II, którego zasługi dla kościoła tak wychwala szwabska Matylda. Były co prawda ostatnie lata jego rządów politycznie bardzo nieszczęśliwe, ale wątpić wolno, by wtedy upaść miała • Jta prowincja kościelna. Źródła zaś zarówno polskie, ,>Jak obce przenoszą dopiero na początkowe lata panowania Kazimierza Odnowiciela duże klęski wew- :;nętrzne, podczas których kościół w Polsce uległ kata- > strofie, czy to ze strony wrogów zewnętrznych, napadów i najazdów sąsiadów, czy też ze strony zbuntowanej czerni, wśród której objawiły się siły antychrześcijańskie, pogańskie. Sądzić przeto wypada, że dopiero w tych latach, zapewne zatem w latach .1037 i 1038, uległa ta drugą polska prowincja ko- ścielna takiemu rozgromowi, że nie potrafiła się już nigdy odrodzić i odbudować. Jest przytoczony tekst kroniki Anonima-Galla jedną, zarazem jedyną wzmianką o istnieniu w Pol- sce takiej drugiej metropolii. Jest oczywiście poza tym jeszcze kilka wskazówek pośrednich, ale te mogą być wydobyte jedynie drogą rozumowania, częściowo należą do tego rodzaju wia- domości, które w związku z powyżej postawionym zagadnieniem tłumaczą się lepiej i jaśniej. Przy tak zatem szczupłym, częściowo tylko pośrednim mate- 296 O zaginionej metropolii riale źródłowym, nie można mówić o pełnym obrazie dziejów tej metropolii; "w dużej mierze będziemy zmuszeni opierać się o pewne prawdopodobieństwa, uzasadnione jedynie logiką faktów. Ale w tym wzglę- dzie nie znajdujemy się może w gorszym położeniu, niż gdybyśmy chcieli w tym okresie dziejów przed- stawić sprawy wielu innych biskupstw polskich. I o nich posiadamy niezwykle mało pozytywnych da- nych, a często brak nam nawet i tych pośrednich wiadomości, z których tu kilka będzie dość wymow- nych, by nam rzucić choćby trochę światła na pewne momenty istnienia tej drugiej, tajemniczej, metropo- litalnej prowincji czasów Bolesława Chrobrego. Na tym miejscu omówię jeszcze jeden przekaz, który, jak sądzę, odnosi się do tej drugiej, zaginionej metropolii. Stoi on na przełomie między wiadomo- ściami pozytywnymi a pośrednimi. W Roczniku kapitulnym krakowskim4 mamy pod latami 1027 i 1028 dwie ciekawe zapiski, których po- chodzenia i źródeł nie znamy5. Weszły one do tej kompilacji z jakiegoś niewątpliwie dawnego źródła, a raczej może z dawnych źródeł, jak sądzić wolno. Brzmią zaś te zapiski: 1027 Ypolitus archiepŁscopus obiit. Bossuta successit. 1028 Stephanus archliepisoopus obiit. Zapiski te dwie przypisuje się prawie powszechnie arcybiskupom gnieźnieńskim. Rzeczywiście polskie imię Bossuta = Bożęta świadczy o tym, że takiego 4 MPH II s. 794. 5 Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku-Ana- stazym (Polska a Dijon). Dodatek pt. O dwu metropoliach w Polsce Przegl. Hist. 1905/1. Źródła 297 arcybiskupa należy szukać w Polsce, poza tym stwier- dzić można, że w latach tu podanych, 1027 i 1028, na żadnej ze znanych nam stolic arcybiskupich nie było ani arcybiskupa Hipolita, ani Stefana. Tacy arcy- biskupi, jeżeli ich zapisało źródło polskie, mogli być arcybiskupami jedynie w Polsce. Ale jeżeliby obie te zapiski odnosiły się do pa- sterzy tego samego arcybiskupstwa, to trzeba by przyjąć, że zapisujący je opuścił tu dwie ważne wiadomości, których należałoby się spodziewać, jednej o śmierci arcybiskupa Bożęty-Bossuty, i drugiej, skoro zapisał śmierć Stefana, o objęciu przez niego stolca arcybiskupiego. Te dwie luki w tych dwu zapiskach, rok po roku zapełnianych, są bardzo rażące, nie tłu- maczą się dostatecznie dla pisarza, który by je zapisał. Bo w takim razie, jeżeli obie one dotyczą tej samej katedry, należałoby sądzić, że w obrębie tych dwu lat, zatem może tylko kilkunastu miesięcy, zmarło aż trzech po sobie arcybiskupów tej samej stolicy, •że dalej było dość czasu na dwa pełne sediswakanse , i na początek trzeciego, na naznaczenie dwu po .Hipolicie następców, na ich zapewne wyświęcenie, wreszcie na najkrótsze ich rządy. Można mieć naj- bardziej usprawiedliwione wątpliwości, czy w obrę- bie tak niedługiego, ograniczonego czasu dałoby się tyle faktów pomieścić. Taki zbieg tych trzech śmierci w ciągu niecałych dwu lat wydawał się już dawniej tak nieprawdopodobny, że już w naszych średnio- wiecznych zabytkach rocznikarskich przekładano datę śmierci Stefana na czas znacznie późniejszy 6. W inny sposób starali się ominąć tę trudność uczeni nasi, 6 MPH II s. 794 uw. 2 i III s. 406. 298 O zaginionej metropolii jak St. Laguna i T. Wojciechowski, którzy przyjmo- wali, że Bossuta-Bożęta jest tą samą osobą co Stefan, który miał nosić, wedle ich przypuszczenia, dwa imio- na, jedno imię własne, rodowe, i drugie, chrzestne czy zakonne. W ten sposób zamiast nieprawdopodob- nego faktu śmierci trzech arcybiskupów mielibyśmy tylko dwa zgony, rzecz, która nie może wywoływać zastrzeżeń. Tłumaczenie St. Laguny i T. Wojciechow- skiego nie może być oczywiście niczym udowodnione, ale tłumaczenia takiego nie można a limine odrzucić: takie podwójne imiona bywały w użyciu 7, moglibyśmy się jedynie zastanawiać, dlaczego pisarz tych zapisków zapisał tę samą osobistość pod dwoma imionami, dla- czego w r. 1027 męczył się, by oddać polskie Bożęta przez zlatynizowane Bossuta, kiedy mógł bez trudu oba razy napisać łatwe, powszechnie znane imię Stephanus? Wreszcie jeżeli raz napisał Bossuta, czemu .imienia tego nie powtórzył w r. 1028? ... -" To są zapytania i wątpliwości, na które wyjaśnie- nia i odpowiedzi nie znajdujemy. • •". Lat temu czterdzieści zaproponowałem inne toż- • wiązanie tej trudności8. Wobec przyjętego przeze mnie faktu istnienia w tych czasach dwu stolic arcybiskupich w Polsce,, wydaje mi się być rzeczą wysoce możliwą, prawdopodobną, że jedna z tych Zapisek odnosi się do katedry gnieźnieńskiej, druga .7 Por. niżej: St. Kętrzyński O imionach piastowskich do końca XI wieku; Fr. Bajak Studia nad osadnictwem Małopol- ski RAUhf 1905/47 s. 207; por. St. Laguna Pierwsze.. wieki kościoła polskiego s. 562 uw. l; T. Wojciechowska. Szkice hi- staryczne XI wieku Kraków 1904, indeks. 8 St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku- Anastazym. Źródła 299 zaś do tej drugiej, zaginionej, jest zaś rzeczą nie bu- dzącą żadnej wątpliwości ani trudności przyjęcie śmierci dwu arcybiskupów dwu różnych stolic w obrębie dwu lat po sobie następujących, gdy śmierć trzech arcybiskupów jednej katedry w ramach tak krótkiego czasu będzie budzić zawsze usprawiedłiwione niedowierzanie. Gdybyśmy to tłumaczenie przyjęli, to znaczy, że każda z tych zapisek jest dla siebie samoistną cało- ścią, może z dwu różnych, odrębnych źródeł pocho- dzącą, mielibyśmy tłumaczenie, dlaczego nie mamy wiadomości o śmierci Bossuty,, dlaczego wreszcie nie podano nam wiadomości o objęciu tronu arcybiskupiego... przez Stefana. Bossuta zmarłby w wiele lat dopiero po r. 1027, gdy Stefan zostałby arcybiskupem na lat wiele przed r. 1028. Czy źródło tych wiadomości Rocznika kapitulnego zawierało o tym za- piski i tylko pominięto je następnie, sprawdzić dziś już nie sposób. Raczej jednak, wolno sądzić, takich wiadomości tam nie było. Spostrzeżenie powyższe, że zapiski z. lat 1027 i 1028 odnoszą się prawdopodobnie do tych dwu polskich metropolii, pozostaje w zgodzie -ze zdaniem powyżej już. postawionym, że ta druga metropolia przeżyła Chrobrego i zaginęła po Mieszku II dopiero w pierwszych latach rządów Kazimierza Odnowiciela. Za to nie widzę dziś potrzeby zastanawiania się, która z tych dwu zapisek odnosi się do tej czy do tamtej stolicy metropolitalnej. Przed laty czterdzie- stu pragnąłem pierwszą z nich przypisać arcybiskupstwu gnieźnieńskiemu, jako że rząd i ciąg dalszy arcybiskupów jest tam zachowany — brak jednak 300 O zaginionej metropolii wiadomości o następcy Stefana, ale może być tłuma- czony, że takiego następcy nie było. Czy arcybiskup Stefan jest tą samą osobistością, co Stefan mnich międzyrzecki, na co wskazał T. Wojciechowski9, odpowiedzi trudno dostarczyć. Wyklu- czone to być nie może, lubo różnica lat dwudziestu między wiadomością z Vita Quinque Fratrum a za- piską Rocznika kapitulnego może budzić powątpie- wanie. 9 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w. s. 17. II Odzież jednak mogła się mieścić w obrębie ówcze- snej -Polski czasów Bolesława Chrobrego taka druga, obok gnieźnieńskiej, prowincja kościelna? Odpowiedź jest prosta, lubo mimo prostoty nie- łatwa — leżała ona tam, gdzie nie było prowincji kościelnej gnieźnieńskiej. Otóż o budowie kościoła w Polsce, o terytorialnym rozmieszczeniu archidie- cezji gnieźnieńskiej i zasięgu jej władzy metropoli- talnej jesteśmy nadzwyczaj słabo poinformowani, bo opierać się tu możemy jedynie, o ile chodzi o czasy najdawniejsze, o krótką i małomówną notatkę współ- czesnego Thietmara, podaną przy sposobności opisu zjazdu gnieźnieńskiego 10. Źródła polskie, nawet naj- dawniejsze, nic zdają się nie wiedzieć o tych spra- wach. Z tego powodu sądzimy wielokrotnie o kon- strukcji prowincji kościelnej gnieźnieńskiej na pod- stawie tego, co wiemy o niej z czasów późniejszych, 10 Lib. IV c. 28. 302 O żagwiom, ej metropolii z XII, XIII czy XIV wieku, przenosząc te wiadomości w czasy najdawniejsze, do r. 1000. Przyjmujemy co: . prawda nawet dość znaczne zmiany granic, kiedy w czasach późniejszych tworzono nowe biskupstwa, jak płockie, kujawskie czy lubuskie, ale zmian, które są konieczne w związku z utworzeniem jeszcze dru- giej prowincji kościelnej, nie brano nigdy pod uwagę. •A zmiany takie trzeba przyjąć jako pewnego rodzaju konieczność, jeśli obok Gniezna mamy pomieścić. drugą w Polsce metropolię. To, co podaje nam Thietmar, jest niezwykle ogól- •nikowe — nie daje on nam żadnych wiadomości o granicach diecezjalnych, wszystko, co o tych gra- nicach wiemy, pochodzi z czasów znacznie później- szych. Z przedstawienia spraw, kościelnych, urządzo- • nych w r. 1000, tyle można wywnioskować na podsta- • wie relacji biskupa merseburskiego, że brak tam spodziewanych biskupów dla Kujaw i Mazowsza — spodziewanych i koniecznych, gdyby prowincja gnieźnieńska miała była objąć całość terytorium państwa •-. Bolesława Chrobrego. Stąd jednak rodzi się pytanie, . czy w r. 1000 zostawiono te strony pod opieką któ- regoś z już utworzonych biskupstw, np. arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, czy też pozostawiono je poza orga- nizacją prowincji gnieźnieńskiej, tak by następnie na takich kanonicznie nie zajętych przestrzeniach na wschodzie stworzyć w przyszłości nowe stolice i okrę- gi biskupie. Bo w ten sposób unikano by kanonicznych •"trudności, które by mogły się zjawić, gdyby okazała się potrzeba parcelowania, już prawnie, kanonicznie istniejących terytoriów biskupich, a miano by zu- pełną swobodę takiego czy innego urządzenia kościel- nego tych stron. Obszar 303 Otóż rozpatrując te dwie możliwości, tj. czy pier- wotna budowa prowincji kościelnej gnieźnieńskiej była przeznaczona dla całości państwa Chrobrego, czy też dla jego połaci zachodniej, należy się raczej oświadczyć za tą drugą. Nie tłumaczyłaby się sprawa pozostawienia np. poza organizacją kościelną Kujaw??- i Mazowsza, gdyby strony te miano w przyszłości." przyłączyć do Gniezna. Gdyby takie były plany, pow- stałyby tam katedry już w r. 1000, a nie zostawiono by tęgo dalszej przyszłości. Trzeba też przyjąć, że Bolesław Chrobry przedstawił Rzymowi plany ko- ścielne dostatecznie przemyślane i dojrzałe, takie, które mogły nastręczać dużo trudności materialnych dla ich urzeczywistnienia, ale nie mogły się w nich kryć ani błędy, które by w przyszłości utrudniały lub uniemożliwiały pewne następne osiągnięcia roz- budowy organizacji kościelnej, ani nie mogły być , przewidziane jakieś poprawki czy dopełnienia. Jeżeli, jak to sądzić należy, przed r. 1000 stworzono w Polsce plan utworzenia prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, i jeżeli, jak to zobaczymy, niedługo po r. 1000 przystąpiono do realizowania projektów tyczących się. tej drugiej metropolii, to trzeba przyjąć, że już przed r. 1000 była na porządku dziennym sprawa utworze- nia dwu stolic metropolitalnych, czyli że plan bu- dowy prowincji kościelne j,gnieźnieńskie j, zrealizowany w r. 1000, przewidywał i uwzględniał także i plany tyczące się stworzenia z czasem tej drugiej prowincji. Innymi słowy granice wytknięte w r. 1000 dla Gnie-- zna były równocześnie i granicami dla tej przyszłej fundacji kościelnej, dla Gniezna były to granice wschodnie, dla tej drugiej zamierzonej metropolii były one granicami zachodnimi. 304 O zaćmionej metropolii Obszar 305 Te względy należy mieć na uwadze rozpatrując przekaz Thietmara o założeniu biskupstw w Polsce podczas zjazdu gnieźnieńskiego w r. 1000. Wedle zatem Thietmara Pomorze otrzymało swego biskupa w Kołobrzegu, Polska (Wielkopolska) została podzielona między Poznań i Gniezno. Śląsk miał swego biskupa we Wrocławiu, było wreszcie biskup- stwo w Krakowie. Te strony zatem tworzyły tery- torium prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, co było poza tym, należałoby do tamtej drugiej, zaginionej metropolii. Ale takie postawienie sprawy nie roz- wiązuje bynajmniej trudności. Bo jeżelibyśmy przyjęli, że biskupstwa prowincji gnieźnieńskiej zajmowały w państwie Chrobrego ten obszar, który dowodnie znamy z czasów następnych, późniejszych, to trudno by było myśleć o wykrojeniu .na terytorium np. późniejszych biskupstw mazowiec- kiego i kujawskiego dostatecznej przestrzeni dla po- . mieszczenia tam całej osobnej prowincji kościelnej. Jeżeli przyjmujemy fakt, że Bolesław Chrobry w przemyślanym przez siebie projekcie postanowił dać Pol- sce dwie prowincje kościelne, to trzeba sądzić, że podzielił swe państwo na dwie części — dwie części mniej czy więcej sobie równe pod względem obszaru. Stąd płynie dalszy wniosek, że ta pierwotna pro- wincja kościelna gnieźnieńska musiała się mieścić w ciaśniejszych granicach, czyli że wschodnia granica tej prowincji, zatem wschodnia granica arcybiskupstwa . gnieźnieńskiego i biskupstwa krakowskiego, nie po- krywa się z późniejszymi tych biskupstw granicami. Jednym słowem wschodnia granica pierwotna z r. 1000 musiała być inna, że już w latach 999 i 1000, gdy obmyślano utworzenie prowincji kościelnej gnieź- nieńskiej, brano pod uwagę, że obok tej prowincji miano w niedalekiej przyszłości stworzyć drugą i że dla niej należało zostawić dostateczne miejsce na obszarach państwa Bolesława Chrobrego. Jeżeli tego rodzaju wyrozumowane wnioski mamy .prawo wysunąć, powstaje zapytanie, czy wnioski takie dadzą się poprzeć i usprawiedliwić, nie to faktami i źródłami, bo o tym w ogóle mówić nie można, ale przynajmniej spostrzeżeniami, które by je popierały i były z nimi w zgodzie. Sądzę, że tak, sądzę, że takie , spostrzeżenia dadzą się przytoczyć. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że to, co mówi nam o budowie kościelnej prowincji gnieźnieńskiej użyteczny acz ma- łomówny Thietmar, pozwala sądzić, że podstawą tej budowy była zgodność tworzonej jednostki admini- stracyjno-kościelnej z odpowiednią jednostką admi- nistracyjno-szczepową 11. Przy wybieraniu zaś miej- sca na stolice biskupie były brane także pod uwagę względy praktyczne, centralnego położenia takich stolic na obszarze biskupstwa. Pomorze jako silnie wyodrębniona jednostka administracyjno-szczepowa otrzymuje osobne biskupstwo, ze stolicą biskupią nie w Wolinie czy Szczecinie na zachodzie lub w Gdań- sku na wschodniej rubieży, miejscowościach bardzo znacznych i wybitnych zarówno politycznie, jak go- spodarczo, lecz w Kołobrzegu, w ośrodku zatem dru- gorzędnym, za to centralnie położonym. Polska wła- ściwa, podzielona na dwie diecezje, gnieźnieńską i poznańską, otrzymuje swe stolice w dwu miejsco- 11 Doszukiwanie Się zasady budowy diecezji polskich na podstawie administracyjno-szczepowej jest u nas powszech- nie przyjęte. Pewne zastrzeżenia wysuwa K. Buczek Biskup- stwa polskie Kwart. Hist. 1938/42. 306 O zaginionej metropolii wościach, najpoważniejszych niewątpliwie politycznie i administracyjnie, a położonych względnie central- nie, chociaż nie tak dobitnie środkowych, jak Ko- łobrzeg. Dla bardzo wydłużonego obszaru Śląska był Wrocław nie tylko grodem największym, ale również bardzo centralnie położonym. Ten wydłużony obszar Śląska, oczywiście niewygodny, jednak jako jedno- stka administracyjno-szczepowa otrzymał swe biskup- stwo, a nie uległ jakiejś całkowitej czy częściowej parcelacji. A Kraków? Gdybyśmy przyjęli, że diecezja krakowska posiadała od r. 1000 te ogromne obszary, które posiada później, w wiekach następnych, to trzeba by sądzić, że zbudowano ją na zupełnie innych, odmiennych zasadach i podstawach niż tamte, że zbudowano ją wreszcie wbrew zrozumiałej zasadzie ekonomii sił i wbrew zadaniom, które były związane z tworzeniem organizacji administracyjno-kościelnej. Bo stolica tego obszaru, Kraków, przypadłaby na za- chodni skrawek tej diecezji, tak iż biskupowi trudno by było doglądać i pamiętać o dalekich wschodnich ziemiach jego diecezji, wierni zaś i duchowieństwo byłoby skazane na trudności często nie do przewal- czenia, by dotrzeć do swego pasterza. Budowa zatem diecezji krakowskiej, taka, jaką znamy z czasów póź- niejszych, stoi w rażącej sprzeczności z tym, co widzi- my w innych diecezjach prowincji gnieźnieńskiej. Pozwala to nam też wątpić, czy obszar tej diecezji jest zgodny z tym stanem, który został stworzony w r. 1000. Jest tu do poruszenia jeszcze jedno spostrzeżenie,-•- na które zwrócić należy uwagę, a mianowicie na bardzo rażące różnice, jakie widzimy między budową. organizacji kościelnej na północy i na południu Pol- Obszar 307 ski. Kiedy na północy widzimy duże zagęszczenie bi- skupstw, bo mamy tu obok siebie w r. 1000 biskup- stwa: kołobrzeskie, poznańskie i gnieźnieńskie, a w wie- ku następnym wolińskie, lubuskie, poznańskie, gnieź- nieńskie, kujawskie i mazowieckie, nie licząc enklawy czerskiej, to na południu mamy tylko jedną diecezję, krakowską, największą obszarem w Europie, sięga- jącą od źródeł Wisły po Bug, prawie od granic morawsko-czeskich po Ruś i Jaćwingów. To samo już Wskazuje, że ten stan rzeczy na południu jest wytwo- rem innych założeń niż te, które były miarodajne dla biskupstw tworzonych w latach 999 i 1000 — powiedzmy, że były one wynikiem innego, różnego pro- cesu historycznego. Podobnie wszystkie funkcje ko- ścielne klasztorne, benedyktyńskie (jak nawet póź- niejsze cysterskie XII w.) prawie nie przekraczają biegu Wisły, karta ich rozmieszczenia jest biała pa prawym brzegu Wisły. A świadczy to nie tylko o głę- bokim zniszczeniu, jakim uległy te strony wschodnie w latach klęsk za Kazimierza Odnowiciela, ale i o tym, że w czasach późniejszych może mniej tu dbano o podbudowę kościelną: odgrywały tu zapewne dużą rolę względy ekonomiczne, ale może i kościelnie uwa- żano te strony jako niepewną własność. Wolano je zakładać na własnym pierwotnym terytorium niż tam,: gdzie posiadanie nie było kanonicznie dostatecznie ustalone. Stąd dalej wniosek, że biskupstwo krakowskie musiało być pierwotnie przeznaczone dla ziemi kra-. kowskiej, dla terytorium plemiennego Wiślan. Dla takiego terytorium był Kraków nie tylko miejsco- wością najwybitniejszą, ale zarazem bardzo centralnie położoną. Z tym odpadałoby z przestrzeni późniejszej 20* 308 O zaginian.ej metropolii diecezji krakowskiej wszystko, co nie jest ziemią Wiślan, Krakowszczyzną, zatem Wiślica, Sandomierz i ziemie między Wisłą l Bugiem. Jest , może rzeczą trudną oswoić się z tą myślą tak znacznego obcięcia diecezji krakowskiej, z której obszarem przywykliśmy się liczyć od wielu wieków. Tu jednak zwrócić wypada uwagę, że późniejsze księstwo krakowskie było w IX w. ziemią, księstwem Wiślan, odrębne zawsze od Sandomierszczyzny — że w XI w. odróżnia się między sobą dwie “regni sedes principales" 12, Kraków i Sandomierz, że w XII w. sankcją pragmatyczną Bolesława Krzywoustego pod- niesiono to księstwo krakowskie do organu prawno- publicznego nadrzędnego, gdy Wiślica i Sandomierz pozostały osobno, bez związku z Krakowem, że w XII w. mistrz Wincenty Odróżnia między sobą bardzo dobitnie i skrupulatnie Cracovitae i Sandomi- ritae 13, że w XII i XIII w. żyją te dwie dzielnice wielokrotnie oddzielone swym własnym życiem pań- stwowym, nie wykazując między sobą bliższych i głęb- szych związków organizacyjno-ustrojowych, że wre- szcie pozostał po tych czasach i stosunkach wyraźny ślad w tytulaturze książęcej, a następnie królewskiej: “Dux Cracovie et Sandomirie", gdy nie wyrobiło się nigdy pojęcia, które by wiązało ze sobą bliżej księ- stwo krakowskie z sandomierskim. Z tych powodów, sądzę, należy przyjąć nie tylko zmniejszenie przestrzeni biskupstwa krakowskiego do ram, które nam daje obszar księstwa krakowskiego, do jednostki zatem takiej, jaką widzimy w innych i2 Gall-Anoniim, lib. II c. 8, 16. " MPH II s. 744. , Obszar 309 biskupstwach, na Pomorzu, Śląsku czy Kujawachli, ale i granice arcybiskupstwa gnieźnieńskiego na wschodzie, a- częściowo na południu winny się zga- dzać z granicami administracyjno-szczepowymi Po- lanł s. W ten sposób otrzymujemy, poza terytorium objętym przez prowincję kościelną gnieźnieńską, do- statecznie duży obszar dla pomieszczenia na nim drugiej prowincji, krótkotrwałej. Obejmowałaby ona zatem Kujawy z ziemią cheł- mińską, Mazowsze, Łęczycę z Sieradzem, Sandomierz z Wiślica, w czasach od r. 1018 może i ruskie nabytki 14 M. Gębarowicz, Mogilno, Płock, Czerwinsk. Studia nad organizacją kościola na Mazowszu w XI i XII w. Prace hi-.- storyczne w 30-lecie działalności profesorskiej Stanisława Zakrzewskiego Lwów 1934 s. 157, pisze, że “... charaktery- styczną cechą polskiej mapy kościelnej jest jej niezgodność ,z podziałem politycano-admiinistracyjnym. Czy przyczyny tego szukać należy w dawnym ustroju plemiennym, orzec trudno, i gdyż wiemy o nim równie mało, jak i o pierwotnym rozgra- , "niczeniu kościelnym... na ogół jednak stwierdzić można, że granice polityczne wykazują -więcej logiki w wyzyskiwaniu warunków naturalnych aniżeli kościelne. Jedne i drugie po- - -krywają się z sobą wzajemnie jedynie na Śląsku, w ziemi krakowskiej oraz na Kujawach, zresztą każda z pozostałych dzielnic historycznych podlega pod względem kościelnym dwom lub trzem biskupstwom". 15 M. Gębarowicz Mogilno, Ptock, Czerwinsk s. 153. “Bis- kupstwo pierwotnie mazowieckie, później płockie,, powstało nie przez okrojenie części biskupstwa poznańskiego... ale przez wydzielenie z archidiecezji gnieźnieńskiej, czego śladem jest kanonikat stały arcybiskupa w kapitule płockiej. Biskup- stwo mazowieckie do r. 1124 obejmowało prawdopodobnie cały prawy brzeg Wisły aż do granic diecezji krakowskiej, • ponadto zaś po lewym brzegu rzeki w granice jego wchodziła ziemia gostyńska i północna część sochaczewskiej i warszaw- 310 O zaginionej metropolii z Przemyślem le. Jeżeli dla prowincji kościelnej gnieźnieńskiej byłaby Odra osią krystalizacyjną, z tym, że diecezja kołobrzeska opierałaby się o lewy brzeg dolnego biegu Wisły, a tylko biskupstwo krakowskie obejmowało dorzecze górnej Wisły, to dla tej drugiej byłaby taką osią średnia Wisła po jej bieg dolny. Nie jest mi jasne, czy ziemia chełmińska tworzyła w tych czasach silniej wyodrębnioną jednostkę admi- nistracyjno-plemienną, czyli czy wolno by było przy- puszczać, że stworzono wtenczas dla niej osobne bi- skupstwo. Nie można za to wątpić, że takie biskup- skiej; ziemia Czerska należała do archidiecezji, której obszar od południowego wschodu określały rzeki Pilica i Wisła. Sztuczność granic archidiakonatu czerskiego jest wynikiem jego późnego powstania". A. Małecki Studium o bulli In- nocentego II z r. 1136. Z przeszłości dziejowej l s. 110, pisze: “Ą jednak kto się dziwnej konfiguracji tego arcybiskupstwa ma karcie przypatrzy... trudno pewnie, żeby uwierzył, iż to stan pierwotny, a jeżeliby był pierwotny, żeby bez jakiegoś szczególnego powodu wytyczony w granicach przez swego fun- datora... tym skłonniejszymi czujemy się przypuścić, że ta, tak niepomiernie szeroka rozległość południowego obszaru (nb. arcybiskupstwa gnieźnieńskiego), mieć musi jakieś specjalne powody, które zajść mogły czy to później (przy erekcji innych biskupstw), czy może przy pierwszej fundacji arcybiskupstwa, w taki sposób, iż wcielono do niego kompleks ziem przyna- leżnych albo przeznaczonych dla innej organizacji kościelnej". Tamże s. 112 twierdzi: “... zgadzam się zupełnie na to, że die- cezję kujawską wykrojono z obszaru pierwotnej archidiecezji gnieźnieńskiej..." St. Laguna, Pierwsze wieki kościoła polskiego, s. 561, mówiąc o św. Brunonie sądzi, że ..,,wschodnia zaś kra- ina zawierająca Sieradz, Spicymierz, Małogoszcz, Rozprzę, Łęczycę, Zamów i Skrzynno mogłaby wskazywać zakres ar- chidiecezji powierzonej Brunonowi". 16 T. Wojcieóhowski, Szkice historyczne XI w. s. 133, kombinując, jakie mogłyby być biskupstwa projektowane Obszor 311 stwa musiały otrzymać Mazowsze i Kujawy 17. Co się tyczy Kujaw, Kruszwicy, zachowała się tradycja, że biskupstwo kruszwickie było fundacją Mieszka II18, co już A. Małecki tłumaczył, że musiało być ono ra- w r. 1075, co można by bez zastrzeżeń zastosować do czasów Bolesława Chrobrego, wymienia: Gniezno, Poznań, Kraków, . "Wrocław, Kruszwicę, Płock, następnie Kalisz, o którym wspo- •;~.mina Ebbona Żywot św. Ottona I, II c. 8, jako o biskupstwie, ii- dalej wymienia T. Wojciechowski Sieradz, uważając że "•• “... wskazówką byłaby okoliczność, że w bulli 1136 r. jest wy- . "zmieniony Sieradz na samym czele grodów wielkopolskich aa- .liczonych do grodów archidiecezji gnieźnieńskiej i w r. 1075 mogła być z tych grodów osobna diecezja aż nadto obszerna". Następnie wymiienia Zarwfichost “...opisany w bulli z roku 1148: ecciesia Sancte Marie m Zawichost cum Castro Lagow et de- cima eius aliisoue suis appendicias; jest rzecz niesłychana, żeby kościół parafialny był uposażony grodem i kasztelanią". Na koniec wymienia jako możliwość biskupstwo ruskie. Mam oczywiście pewne zastrzeżenia, co się tyczy Kalisza, co się tyczy również Sieradza, w miejsce którego biorę pod uwagę raczej Łęczycę. Trudno by było również myśleć o Zawichoście, raczej bystre spostrzeżenia T. Wojciechowskiego należałoby wiązać z Sandomierzem. Bliższe zbadanie stosunków uposaże- nia Sandomierza i Zawichostu rooże by dało tu pewne wska- zówki. Uwagi powyższe T. Wojciecbowskiego są propozycjami rzuconymi jakby od niechcenia przez niego, ale te propozycji? zbiegają się dość wyraziście z taklimi, przeważnie także wyro- zumowanymi propozycjami powyższymi. Nawet dziewięć bis- kupstw, których domyśla się T. Wojciechowski, zbiega się z ilością biskupstw przeze mnie proponowanych. Różnica po- lega na tym,, że ja przenoszę te sprawy w czasy Bolesława Chrobrego i w ramy dwu prowincji metropolitalnych, a pro- jekty reform z czasów Bolesława Śmiałego i Grzegorza VII uważam za nawrót do stosunków pierwotnych, aniszcaonycn burzą za Kazimierza Odnowiciela. 17 Bez względu na dawniejsze poglądy na te sprawy A. Małeckiego czy W. Kętrzyńskiego i Wł. Abrahama. ISMPH II s. 482. Kronika Wielteop, c. 11. 312 O zaginionej metropolii czej dziełem Chrobrego, a może tylko budowa pier- wotnej katedry wiązała się z imieniem jego syna la, Dalej narzuca się Łęczyca z opactwem, gdzie już St. Laguna sadowił św. Brunona z Kwerfurtu jako arcybiskupa 20. Co się tyczy Sieradza, to można mieć wątpliwości, czy był to dość ważny i obszerny teren, by na nim pomieścić osobne biskupstwo, czy zatem nie był włączony gdzie indziej, np. do Łęczycy. Wre- szcie wchodziły tu w grę Sandomierz, nie licząc je- szcze możliwości istnienia jakiegoś biskupstwa dla stron pogańskich, a uzależnionych od Chrobrego21, czy jakiegoś biskupstwa dla następnych zdobyczy ruskich, gdzie już T. Wojciechowski doszukiwał się w Przemyślu biskupstwa lubuskiego22. W ten sposób liczyłaby ta prowincja kościelna cztery, może i pięć diecezji, zatem tyle czy prawie tyle, co jej starsza siostrzyca, metropolia gnieźnieńska. Gdzie jednak mogło się znajdować to drugie obok Gniezna arcybiskupstwo? 19 A. Małecki Z dziejów i literatury Lwów 1896 s. 2.21. 20 St. Laguna Pierwsze wieki kościoła polskiego S. 561. Podobnie sądzi o Łęczycy A. Małecki Studium o bulli Jn.- nocentego II. Z przeszłości dziejowej I s. 112, gdzie podkreśla, że Łęczyca wygląda tak, jakby to była osobna fundacja bis- kupia pochłonięta przez Gniezno albo że było zamiarem utwo- rzenie tam biskupstwa. K. Potkański, Opactwo na łęczyckim grodzie RAUhf 1902/43 s. 120, wyraża się z pewną rezerwą w tej sprawie, jest raczej negatywny. 21 Por. Anonim-Gall, lib. l c. 6: “... ecciesias ibi magni- ficas et episcopos per apostollcum, immo apostolicus per eum ordinavit". Tamże c. 11: “Gentes vero barbarorum... ad verae religionis incrementum ooercebat. Insuper etiam ecciesias i!bi de proprio construebat, et apiscopos bonorłfioe clericosque canonice cum rebus necessariis apud incredulos ordinawit". 22 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w, s. 31 n. Obszar Sądzę, że z góry spośród przypuszczalnych bis- skupstw wykluczyć należy Kruszwicę i Płock; gdyby w tych grodach, które w XII w. miały znowu swoich biskupów, było kiedyś w XI w. arcybiskupstwo, to tradycja o tym nie mogłaby zaginąć, przetrwałaby i dotarłaby do naszych czasów. O Łęczycy myślał, nie uzasadniając tego bliżej, St. Laguna sadowiąc tam jako arcybiskupa św. Brunona 23. Ale Łęczyca wydaje się być zbyt małym ośrodkiem, a byłoby też dziwne, gdyby pomieszczono obok siebie w bliskim sąsiedz- twie dwu arcybiskupów, jednego w Gnieźnie, dru- giego w Łęczycy. Pozostałby zatem Sandomierz24, niewątpliwie na południu państwa Bolesławowego najpoważniejszy po Krakowie ośrodek, a w obrębie rozpatrywanego terytorium ważniejszy politycznie, wojskowo i gospodarczo od Łęczycy czy Płocka. Je- żeli metropolia gnieźnieńska mieściła się na północ- nym zachodzie państwa, to Sandomierz byłby ośrod- kiem kościelnym na południowym wschodzie 25. 23 St. Laguna Pierwsze wieki kościoła polskiego- s. 5fil, 24 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w, s. 133,,;]e- go uwaga o Zawichoście. . 25 Rzucono myśl, czy w związku ze sprawą hipotetycz- nego określenia tego drugiego arcybiskupstwa nie należałoby wziąć pod uwagę wiadomości najstarszego Katalogu biskupów krakowskich, MPH III s. 328: “Aaron archiepiscopus V, tj. uczynić Kraków stolicą tej drugiej metropolii. Gdyby przy- jąć tę kombinację, wynikałoby, że już w samym początku XI w. biskupstwo krakowskie zostało odłączone od prowincji gnieźnieńskiej, podniesione do godności arcybiskupiej i po- stawione na czele organizującej się nowej prowincji kościel- nej. Nie zdaje mi się, by taki domysł, także hipotetyczny,. przedstawiał się korzystmiej. Pamiętać należy, że Chrobry musiał w Rzymie przedstawić projekt rozbudowy kościoła dojrzały i przemyślany, czyli byłoby rzeczą dziwną, gdyby 314 O zag-inwnej metropolii Poniżej jeszcze postaram się poprzeć to przypusz- czenie pewnym spostrzeżeniem, które w związku •Ł Sandomierzem tłumaczy się lepiej niż tym, którym bywa zwykle opatrywane. już w parę lat po r. 1000 miał sam burzyć to, co zrobił po- przednio, wprowadzając tak głębokie zmiany w konstrukcji prowincji kościelnej, wykonanej z takim trudem. Bo zmiana tego rodzaju mogła go narazić nawet na przeszkody poważne, natury kanonicznej. Dalej nie mamy żadnej możności stwier- dzenia powyższej zapiski Katalogu: czy znaczyć to ma, ze Aaron był piątym z rzędu arcybiskupem w Krakowie, czy też, że piąty z rzędu biskup krakowski Aaron był arcybisku- pem. Ponieważ był on rzeczywiście od r. 1000 piątym bisku- pem krakowskim, ponieważ żadnemu z jego poprzedników. tradycja nie dała zaszczytnego tytułu arcybiskupiego, zatem .należy postawić przecinek raczej po archiepisoopus niż przed. .Wreszcie trudno by było wytłumaczyć, jakiej katastrofie uległ, po pół wieku z górą przewodniczenlia takiej metropolitalnej prowincji, Kraków po śmierci Aarona w r. 1059, że tytuł ten utracił i wrócił pod zwierzchność Gniezna. Bo gdyby Aarori był metropolitą po swym poprzedniku na stolcu krakowskim, to znając jego zalety i energię, byłby zapewne dość zapo- biegliwy, by starać się, choćby częściowo, o odbudowanie tycti biskupstw, które jego władzy podlegały. Tej zatem kombi- nacji Q Krakowie nlie podzielam, notując tylko myśl luźno rzuconą w dyskusji. Teren, wyznaczony powyżej jako przypuszczalnie zajęty przez tę drugą polską prowincję kościelną, musiał być obszarem dużo słabiej podlegającym wpływom chrześcijaństwa niż strony zachodnie po- krywające się z prowincją kościelną gnieźnieńską.; Strony te, przylegające do Rusi, graniczące z •po- gańskimi budami Prusów, Litwy czy Jaćwingów, oddzielone od bezpośredniego współżycia z chrześci- jańskim Zachodem, zawsze bardziej zacofane i konserwatywne w porównaniu z zachodnimi ziemiami Polski, musiały przeżyć dłuższy okres pracy kościel- nej, częściowo zapewne noszącej jeszcze charakter misyjny, zanimby tradycje pogańskie zostały tam wy- plenione. Nie można się przeto dziwić, jeżeli w tych stronach, w chwili kiedy zawaliło się sklepienie bu- dowy państwowej za Kazimierza Odnowiciela, kiedy prawowity władca był zmuszony opuścić kraj, kiedy wybuchły ruchy ludowe o charakterze społecznym, jak i bunty możnowładców w rodzaju Miesława ma- 316 O zaginionej metropolii zowieckiego, element pogański nabrał tego rodzaju prężności, "iż przystąpił do zniszczenia istniejącej tam organizacji kościelnej 26. Mogły się tu jeszcze do- łączyć napady i wojenne wyprawy sąsiadów, o czym nie dają nam źródła bliższych wiadomości2T, ale działalność niszczycielska Pomorzan, Prusów, Jać- wingów czy Litwinów, wreszcie może Rusi czy ple- mion koczowniczych z południowego wschodu, ko- rzystających z braku władzy w Polsce i stąd z braku zorganizowanego oporu, da się pomyśleć i wyrozu- mieć. Te czynniki, działające destruktywnie w obrę- bie dwu czy trzech lat, mogły tak silnie wstrząsnąć budową kościelną w tych wschodnich stronach, że po dziele Bolesława Chrobrego nie pozostało śladu. Kościoły na tych połaciach, zapewne przeważnie drewniane, uległy spaleniu, duchowieństwo, o ile nie zostało wytępione, o czym pisze ogólnikowo Anonim- -Gall 2S i tzw. Nestor 29, ratowało swe życie ucho- dząc na daleki zachód, szukając schronienia w swych macierzystych klasztorach. Stąd między tym ducho- wieństwem, z różnych stron świata rekrutowanym, łatwo zrywały się więzy organizacyjne, a z tym i cią- głość organiczna biskupstw, kleru katedralnego czy zakonnego, klasztornego, uległa zatracie. Kto zresztą miał myśleć i pracować w latach następnych po ka- tastrofie nad odbudowaniem tego, co w latach rozgro- mu, rewolucji i zamętu zaginęło? Kazimierz Odnowi- ciel po swym powrocie do kraju był zmuszony przez 26 Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel (1034 —1058) RAUhf 1899/38 s. 295 n, - • 27 Gall-Anonim, lib. I c. 19. 28 Lib. I c. 19. 29 MPH I s. 697. •• Losy 317 wiele lat walczyć o Śląsk, o Mazowsze, a nie wiemy, czy tak od razu był w stanie opanować główne Polski dzielnice. Musiał ponadto pamiętać o zatarciu śladów zniszczenia w Gnieźnie, Poznaniu czy Krakowie, co było zapewne ciężkim wysiłkiem dla zrujnowanego skarbu książęcego. Mogło nie starczyć środków dla podjęcia prac około przywrócenia do życia tej dru- giej, tak doszczętnie zrujnowanej prowincji kościel- nej. Jeżeli Brzetysław czeski mało dbał o utrzymanie przy życiu biskupstwa wrocławskiego, bo trudno by mu było ścierpieć na Śląsku biskupa zależnego od metropolity gnieźnieńskiego, a tym samym podlega- jącego wpływom polskiego księcia, to to samo tyczyło się Mazowsza i Miesława. Miesław, niewątpliwie chrześcijanin, bo trudno przypuścić, by wysoki dygni- tarz dworu Mieszka II był poganinem, mógł być opór- tunistą wobec ruchu społecznego i pogańskiego, który wyzyskał na własną korzyść. Nie miał on więc żadne- go powodu pamiętać o sprawach Kościoła, a tym. mniej o przyjęciu czy osadzeniu biskupa, wykładnika obcych, księcia Kazimierza, interesów. A nie wiemy, czy takich Miesławów nie było więcej. Tym sposobem sprawa odnowienia organizacji kościelnej w tych wschodnich stronach odkładała się na dalszą przy- szłość, do czasów szczęśliwszych, spokojniejszych, bo- gatszych, a z tym ginąć musiały resztki organizacji kościelnej, gdzie się ona przechowała. Sam Kazimierz Odnowiciel, tak dbały o sprawy kościelne, nie był widocznie w możności przeprowadzenia tego zadania. Ale po pierwszych powodzeniach na wschodnim odcinku, zatem zapewne po przyłączeniu do Polski Mazowsza, trzeba było jednak pomyśleć o pewnym, choćby tylko prowizorycznym urządzeniu kościelnym 318 O zaginionej metropolii na tych wschodnich ziemiach, o zabezpieczeniu im jakiej takiej obsługi duszpasterskiej, która by była w przyszłości podstawą dla odrodzenia zatraconej or- ganizacji kościelnej. Wtenczas, zatem zapewne koło r. 1046 30, oddano dla tego celu te strony pod paster- ską opiekę sąsiadujących biskupstw, t j. Gniezna i Krakowa, i wtedy zapewne dopiero diecezja kra- kowska osiągnęła granicę Bugu na wschodzie. Gniezno znów równocześnie posunęło się równie daleko na wschód. Nie można wątpić, że uważano krok ten za prowizorium, skoro z terytorium kujawskiego i mazo- wieckiego wykrojono. później duże osobne diecezje, odszkodowując arcybiskupstwo pewnymi nabytkami leżącymi poza terytorium polańskim, a które, o ile są- dzić wolno, nie należały pierwotnie ,do arcybiskupstwa. Tu jednak nasuwa się jedna sprawa, jedna wątpli- wość, którą należy wyjaśnić. Wedle powszechnie przyjętego zdania, którego twórcą jest Wł. Abraham 31, Polska tych czasów- miała posiadać tylko jednego biskupa, a tym był bis- kup krakowski. Śląsk był w , rękach czeskich, a jak już wspomniałem, ani Brzetysław, ani praski biskup- Sewer nie mieli ochoty dbać- o biskupstwo wrocław- skie. Wedle Anonima-Galla Gniezno i Poznań były tak zniszczone przez Czechów, że w ich kościołach ka- tedralnych dzikie zwierzęta znalazły dla siebie lego-- wisko 32. Jeden zatem Kraków przetrwał burzę i po- 30 Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 335. Jest możliwość, że likwidacja księstwa mazowieckiego i Miesława. miała miejsce w r. 1045, nie 1046. 31 Wł. Abraham Organizacja s. 128. 32 Gall-Anonim, Ub. I c. 19. Losy 319 został czynny, a biskup krakowski Aaron przyswoił sobie, w spadku po Gnieźnie, tytuł arcybiskupi. Przeciw temu dziś ogólnie przyjętemu i powtarzanemu zdaniu odezwały się tylko dwa głosy protestu — pierwszy był w r. 1891 St. Laguna, który w swej pra- cy Pierwsze wieki kościoła polskiego wyraził wcale kategorycznie swój sąd negatywny o stosunku do tezy Wł. Abrahama 33, drugim byłem ja, starając się argu- mentami mi dostępnymi. dowieś.ć niesłuszności tezy Wł. Abrahama 34. Otóż trzeba tu kategorycznie zaznaczyć-i stwier- dzić, że nie ma ani jednego pozytywnego dowodu, który by popierał tezę Wł. Abrahama. Bo nie jest w żadnej mierze pozytywnym dowodem fakt zniszcze- nia katedry gnieźnieńskiej i poznańskiej, bo takich kościołów katedralnych, zrujnowanych czy to klęskami elementarnymi, czy też działaniami wojennymi, było w świecie, wtedy, przed tym czy po tym, wiele, ale zniszczenie takiego kościoła nie pociąga za sobą zni- szczenia organizacji kościelnej, biskupstwa. Nie jest żadnym pozytywnym dowodem, że przez wiele lat przed r. 1038 nie posiadamy żadnych wiadomości o biskupach poznańskich i arcybiskupach gnieźnieńskich, bo o nich nie mamy żadnych danych na wiele lat przed- tem, a i z okresu późniejszego o nich, jak i o innych biskupach polskich, chociaż bezwątpienia istnieli, brak nam wszelkich pozytywnych wiadomości. Nie jest tu żadnym pozytywnym dowodem, że zachowały się je- dynie spisy biskupów krakowskich i liczniejsze 33 St. Laguna Pierwsze wieki 34 St. Kętrzyński Kazimierz Ó palliuszu biskupów polskich s. 200 n. kościoła polskiego s. 562 ni, ,0dnoioicielt ś. 354;7 tenże XI wieku. RAtthf 1902/43. 32p, O zaginionej metropolii o. nich wzmianki rocznikarskie. Nie jest również ża- dnym pozytywnym argumentem zapiska rocznikar- ska z r. 1064, że w tym roku dopełniono konsekracji katedry gnieźnieńskiej 3B — świadczy ona raczej, że obok księcia był w owym czasie w Gnieźnie taki czynnik, który miał obowiązek czuwać nad odbudo- wą zniszczonej świątyni. A czynnikiem takim byłby w pierwszym rzędzie arcybiskup. Nie można wreszcie powoływać się tu na znany list Grzegorza VII do Bo- lesława Śmiałego 3e, bo wiążąc go ze sprawą powyższą czyta się w nim więcej, niż w nim jest, czyta się to, czego tam nie ma. Ale za pozytywny dowód przeciw tezie Wł. Abra- hama uważać należy to, że kiedy w r. 1050 odzyskał Kazimierz Odnowiciel Śląsk, przystąpił bez zwłoki do odnowienia przerwanego ciągu biskupów wrocław- skich. Taka gorliwość o Wrocław byłaby bardzo dzi- wna, gdyby ten książę, posiadając w swych dłoniach od lat dwunastu Gniezno i Poznań, nie pamiętał o ich katedrach. Jako pozytywny wreszcie argument należy przypomnieć fakt, że niedługo przed r. 1050 jakiś ar- cybiskup polski, zatem niewątpliwie gnieźnieński, udzielił święceń biskupich Osmundowi, biskupowi w Scara, w Szwecji 37. Z tych względów, sądzę, jest usprawiedliwione i uprawnione mniemanie, wniosek, że Polska czasów 35 MPH II Rocznik Traski S. 831. s6 MPH I s. 367. 317 St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 356; tenże O palliuszu biskupów polskich s. 240. Por. Wł. Abraham Or- ganizacja s. 82. Ostatnio bronił kazuistycznie a obszernie tej tezy O. Balzer Stolice Polski 963—1.138. Studia nad historia. prawa polskiego VI s. 370 n. (40 n.). Losy 321 Kazimierza Odnowiciela zachowała trzy biskupstwa, Gniezno metropolitalne, Poznań i Kraków, zniszczo- ne, ale" trwające, a od r. 1050 Wrocław. Jeżeli zaś źródła podają wiadomości o dużym zniszczeniu ko- ścioła w. Polsce, to jest to szczera prawda, sądząc cho- ciażby po opisie wyprawy Brzetysława czeskiego, jak po losie biskupstwa wrocławskiego. Ale największe, do gruntu i podstaw, zniszczenie dotknęło tę drugą, wschodnią prowincję kościelną. Stąd wreszcie wniosek, że tymi wschodnimi stro- nami mogły się kościelnie zaopiekować tylko te bis- kupstwa, które do nich przylegały, tj. Gniezno i Kra- ków. - A najwyrażniejszym tego śladem jest wykroczenie zarówno gnieźnieńskiej, jak i krakowskiej diecezji- poza ich pierwotne granice na wschodzie, poza te gra- nice, które były w zgodzie z zasadą szczepowo-admi- nistracyjnego podziału. W związku z tym pozostaje jeszcze do rozpatrze- nia sprawa tytułu arcybiskupiego, przydawanego przez późniejszą tradycję do imienia Aarona, biskupa- krakowskiego. Gdzie tradycja ta ma swe źródło i czym może się ona wiązać? Wł. Abraham, jak to zaznaczyłem już poprzednio, sądził, że wskutek zatracenia się Gniezna jedyny bis- kup w Polsce, krakowski, przejął tytuł arcybiskupi, a potwierdza to otrzymanie przez Aarona paliusza, oznaki przyznawanej w zasadzie arcybiskupom me- tropolitom, jako plenitudo pastoralis officii. Przede wszystkim zaznaczyć należy, że nie może być mowy o kanonicznym, prawnym podniesieniu biskupstwa krakowskiego do godności arcybiskup- stwa, metropolii. Źródła późniejsze polskie twierdzą, 21 Polska X—?S:I wieku 322 O zaginionej metropolii r.że następca Aarona biskup Lambert Żuła utracił tę godność, nie postarawszy się o paliusz arcybiskupi “neglexit... petere palium" 38. Otóż gdyby biskup- stwo krakowskie zostało kanonicznie arcybiskupstwem, to mogłoby ono być kanonicznie zniesione, zdegrado- wane, ale sam fakt zaniedbania starań o paliusz mógł tylko umniejszać prawa związane z wykonywaniem urzędu metropolity, ale niczym nie mógł dotknąć sa- mego arcybiskupstwa. Zatem jeżeli w ogóle Aaron używał tytułu arcybiskupiego, o czym nie mamy żadnych wiadomości, jak tylko późniejszą tradycją, to używał go bez odpowiedniej podstawy prawnej, jedynie jako wyraz pewnych roszczeń czy ambicji. Wiemy już, że ambicje takie nie mogły mieć swego źródła w Gnieźnie — ale jeżeli nie w Gnieźnie, to wolno by było dopatrywać się ich w tym, że w za- wiadywaniu biskupa znalazły się niezmierzone ob- szary tej zaginionej prowincji kościelnej, a w obrębie tych terytoriów mogła się znajdować także i dawna stolica arcybiskupia. Jeżeli wyżej drogą eliminacji wskazywałem na Sandomierz, jako przypuszczalną stolicę tej zaginionej prowincji, to fakt, że ten San- domierz znalazł się we władaniu biskupa krakowskie- go, byłby dostatecznym wytłumaczeniem jego am- bicji. Fakt, zdaje się, dosyć pewny, że Aaron postarał się u papieża Leona IX o paliusz, dawany czasami ja- ko odznaka honorowa zwykłym biskupom, mógłby również świadczyć o takich ambicjach, a z wiadomo- ści p tym, że Aaron paliusz otrzymał, mogli późniejsi 38 MPH III s. 66 n. i in. Losy 323 łatwo wyciągnąć wniosek, że Aaron był arcybisku- pem 39. Przyszłość zatem tej drugiej, zaginionej prowin- cji kościelnej spoczywała w rękach najrozmaitszych czynników — papieża jako najważniejszego czynnika kościelnego — monarchów polskich, którzy by takiej do życia wskrzeszonej instytucji udzielili swej po- mocy, chociażby materialnej. Ale leżała ona także. w rękach arcybiskupa gnieźnieńskiego i biskupa kra- kowskiego, którzy faktycznie dzierżyli te terytoria, w nie wkładali swe trudy i siły i mogli po pewnym czasie uważać się za dostatecznie silnie związanych z tymi świeżymi nabytkami, by być niechętnie uspo- sobionymi dla myśli wypuszczenia ich ze swego dzierżenia i władzy. 89 Por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel s. 356 n.; tenże O Palliuszu biskupów polskich, s. 240 n.; W. Kętrzyński Czy Aaron był arcybiskupem krakowskim Przew. Nauk.-Liter. 1877/5 s. 282—288. Por. również O. Balzera Stolice Polski s. 370 n. (40 n.), który tam broni tytułu arcybiskupiego Aarona. 21* IV Iliedyż jednak powstać mogła ta druga zaginiona prowincja kościelna? Jak już wspomniałem powyżej, wszystko wskazu- je, że plany utworzenia tej prowincji muszą być równoczesne z planami prowincji kościelnej gnieź- nieńskiej, skoro w latach 999 i 1000 zostawiono dużą część kraju poza jej obrębem, dla pomieszczenia tam odpowiedniej liczby diecezji. Jeżeli późniejsze roz- miary diecezji gnieźnieńskiej, a zwłaszcza krakow- skiej, mącą nam jasność obrazu stosunków terytorial- nych kościoła w Polsce w r. 1000, to przecież z sa- mego przekazu Thietmara wynika, że dla Kujaw, zie- mi chełmińskiej, Mazowsza nie stworzono nic takie- go, co by im mogło służyć kościelnie, że pozostawiono je poza obrębem metropolitalnego, gnieźnieńskiego związku. Wynikałoby z tego, że program kościelny Bolesława Chrobrego, a może już za Mieszka I zro- dzony, w każdym razie stworzony już pod koniec X w., przewidywał wypełnienie jakąś organizacją ko- Geneza 325 ścielną pusto pozostawionych obszarów na wschodzie, zatem, jak sądzić należy, przez utworzenie jeszcze drugiej prowincji kościelnej, tej więc, o której mówi Anonim-Gall. Tylko wykonanie tego obszernego, trudnego i kosztownego planu rozłożono na raty — na pierwszym miejscu miała być dokonana budowa prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, a dopiero po jej zrealizowaniu miano przystąpić do stworzenia tego drugiego arcybiskupstwa i podległych mu diecezji. Otóż możemy tu dziś stwierdzić z wszelką pożą- daną dokładnością, że w najbliższym czasie po fun- dacji Gniezna przystąpił Bolesław Chrobry do prac około uruchomienia i zrealizowania planów tej dru- giej prowincji kościelnej. Dnia 4 kwietnia 1001 r. zjawia się w Rawennie w otoczeniu papieża Sylwestra II i cesarza Ottona Ul osobistość tak ciekawa, a tak zawsze dla nas ciemna i tajemnicza, jak Astryk-Anastazy, opat “sancte Ma- rie Sclavanensis provintie"40. Przy osobie cesarza znajdują się takie osobistości, jak św. Bruno z Kwer- furtu, jak Benedykt i Jan z cyklu Pięciu Braci Mę- czenników w Polsce, jak wreszcie przedstawiciele wy- sokich kół kościelnych północno-włoskich i burgundz- kich. Zdarzyło się zatem, że znalazł się Astryk-Ana- stazy w kole ludzi, jak cesarz, którzy znali już Pol- skę, jak papież i św. Romuald, którzy byli z nią w bliższych stosunkach, jak wreszcie takich, których dalsze losy miały być z Polską i jej monarchą zwią- zane. Ten tytuł “abbas sancte Marie Sclavanensis pro- 40 MGH DD O III 396. Por. St. Kętrzyński Kitka uwag o opacie Astryku-Anastazym s. 36 n., s. 172 n. 326 O zaginionej metropolii vintie", który nosi w tym czasie Astryk-Anastazy, do- wodzi, że był on jeszcze związany z Polską, że cieszył się jeszcze pełnym zaufaniem Chrobrego, że było to jeszcze przed jego opuszczeniem Polski i przeniesie- niem się do Węgier, gdzie miał zostać arcybiskupem. Niewątpliwie słusznie twierdził już przed laty M. Łodyński 41, że jest to ślad poselstwa, które odpra- wiał on z ramienia Bolesława Chrobrego do papieża i cesarza. Rozmaitych celów tego poselstwa możemy się jedynie domyślać, o jednym jednak jesteśmy do- statecznie poinformowani przez późniejszego co prawda pisarza, Piotra Damianiego, w jego żywocie św. Romualda42, pośrednio zaś wersja ta znajduje potwierdzenie w Vita Quinque Fratrum, przez pióro w tym czasie obecnego w Rawennie św. Brunona z Kwerfurtu. Piotr Damian! podaje, że Bolesław prosił przez po- słów cesarza Ottona III, by przysłał mu do Polski mnichów dla założenia tam przy ich udziale klasz- toru. Takie poselstwo mogło mieć miejsce jedynie w r. 1001. W r. 1000, w okresie dłuższego przebywa- nia Bolesława w otoczeniu Ottona III, nie potrzebo- wałby Chrobry posłów, a ponieważ cesarz zmarł już w styczniu r. 1002, zatem poselstwo takie przypaść może jedynie na r. 1001. Z tym rokiem w zgodzie jest zresztą relacja Brunona z Kwerfurtu. Skoro zaś w kwietniu r. 1001 spotykamy w otoczeniu cesarza Astryka-Anastazego, zatem mamy prawo sądzić, że to właśnie on był upoważniony przez Chrobrego do 41 M. Łodyński Węgry lennem Stolicy Apostolskiej Kwart. Hist. 1910/24 s. 36 n. 2 MPH I s. 330. Geneza 327. przedłożenia cesarzowi jego prośby o mnichów dla mającego być założonym klasztoru-eremu w Między- rzeczu. Wiemy również na podstawie relacji współ-- czesnej św. Brunona, który nie wspomina jednakże p udziale w tej sprawie Astryka-Anastazego, że spra- wą tą był najżywiej zainteresowany sam Otto III. Ży- .wi on w tym czasie zamiar złożenia za lat trzy koro- ny cesarskiej, by po odbyciu pielgrzymki do Zie- mi św., po złożeniu ślubów zakonnych przybyć do Pol- ski i tu w założonym klasztorze, “...ubi pulchra silva secretum daret", spędzić czas jakiś, by po odpo- wiednim przygotowaniu się, idąc śladami św. Wojciecha, udać się na misję do pogan, głosić im Ewangelię i jeżeli Bóg udzieli mu swej łaski, uzyskać koronę męczeńską 43. Bracia zakonni, których wysłał z Rawenny na prośbę Chrobrego Otto III, mieli, jak można sądzić z relacji Brunona, oczekiwać przybycia cesa- rza, przygotowywać dzieło misji, którą mieli prowa- dzić z Ottonem wśród sąsiednich pogan. Wynika z te- go, że Otto III miał zamiar •złożyć koronę za lat trzy, to jest w r. 1004, rok należałoby doliczyć na piel- grzymkę do Jeruzalem, czyli nie prędzej jak w r. 1005 można by oczekiwać cesarza w Polsce, a zapewne nie prędzej jak w rok później mógłby Otto wyprawić się z towarzyszami do pogan na misje. Zapewne też mieli oni czekać przybycia cesarza dla zaczęcia pracy apostolskiej. Te wszystkie plany unicestwiła przed- wczesna a niespodziewana śmierć młodego cesarza. Jak wiemy na podstawie przekazu Brunona i Pio- tra Damianiego, mnichami przeznaczonymi przez ce- MPH VI s 392. Vita Qui.nque Fratrum c. 2, s. 398 c. 3. 328 O zaginionej metropolii sarza dla przyszłego eremu w Polsce byli dwaj uczniowie św. Romualda, przebywający w Pereum pod Rawenną, Benedykt i Jan, serdeczni przyjaciele św. Brunona. Wedle obliczenia poważnego badacza dziejów św. Brunona H. G. Voigta wyruszyli oni w listopadzie r. 1001 z Rawenny do Polski 44, zatem z górą siedem miesiący po pobycie tam Astryka- -Anastazego. Wiemy, że pobyt ich w Rawennie się przewlekł i mieli żal do cesarza, że zmuszeni są cze- kać, zamiast udać się jak najspieszniej na północ 45. H. G. Voigt dalej sądzi, że prócz Benedykta i Jana miał być im dodany jako trzeci towarzysz św. Bruno z Kwerfurtu. Ten jednak miał chwilowo przez cesarza zlecone inne sprawy46, które go zatrzymały czas dłuższy we Włoszech, tak że dopiero w samym koń- cu r. 1002, zatem w rok po odejściu Benedykta i Ja- na 47, już po śmierci Ottona III mógł Bruno ruszyć do Polski, by się tam ze swymi ukochanymi przyjaciółmi i towarzyszami z rawennateńskiego eremu połączyć. Taka opinia, że tym trzecim mnichem, przezna- czonym dla Międzyrzecza był św. Bruno, opiera się, pozornie przynajmniej, na wcale silnych podstawach. Wiemy z wynurzeń samego Brunona, jak gorąca mi- łość i przyjaźń wiązała go ż Benedyktem i Janem, 44 H. G. Voigt Brun von Querfurt, Monch, Eremit, Erz- bischof der Heiden und Martyrer Stuttgart 1907, zestawienie chronologiczne. 45 MPH VI s. 396 Vita Quinque Fratrum c. 3. 48 MPH VI s. 395 Vita Quinque Fratrum c. 3: “... nunc, in bać terra egra volantas imperatoris tenet" —-odpowiada Bruno niecierpliwiącemu się Benedyktowi. 47 H. G. Voigt Brun von Quer{urt, zestawienie chronolo- giczne. Geneza 329 jak pałał pragnieniem znalezienia się w ich gronie, by dzielić ich losy. Znamy jego kult dla osoby św. Wojciecha, a z tym jego entuzjazm dla sprawy misji do pogan. I to nie tylko z okresu późniejszego, kiedy sam prowadził pracę ewangelizacyjną. Sw. Bru- no był przecież uczniem szkoły magdeburskiej, zatem nie tylko wspomnienia postaci św. Wojciecha dzia- łały na jego umysł i nastroje, ale i praktycznie mu- siał się w Magdeburgu stykać z zagadnieniem chry- stianizacji pogan załabskich. I on mógł również jak Otto III, jak Benedykt i Jan marzyć o misjach do po- gan, zwłaszcza jeżeli takie plany mieli na oku jego serdeczni przyjaciele. — Ale obawiam się, czy nie jesteśmy złudzeni senty- mentem Brunona dla Benedykta i Jana. Mam przeko- nanie, że on sam, pisząc zapewne w r. 1008 swoją Vita Quinque Fratrum, może zbyt wiele kładzie na- cisku na własne natchnienia i pragnienia misyjne, a nie docenia, częściowo przemilcza, tę rzeczywistość, która stała przed nim, w której żył w r. 1001 i 1002. Nie docenia jej czy ją przemilcza, gdyż częściowo plany tyczące się jego osoby rozwiały się, zaś urze- czywistniły się jedynie jego marzenia misyjne. Bo jest sporo spraw wcale zagadkowych w życiu św. Brunona, właśnie w okresie lat 1001 i 1002, które trudno by było wyjaśnić czy wyrozumieć, gdyby ce- lem jego jedynym było udanie się do eremu między- rzeckiego, by tam żyć w towarzystwie Benedykta i Jana, z myślą chociażby o działalności misyjnej. Taką wątpliwością, pytaniem, jest wytłumaczenie powodu, dla którego Bruno, zamiast udać się z braćmi w listopadzie 1001 r, do Polski, pozostaje jeszcze z gó- rą rok we Włoszech, przeważnie bezczynnie, bez wi- 330 O zaginionej metropolii doczniejszych zajęć tego rodzaju, które by przeko- nywająco tłumaczyły konieczność jego pobytu w Ra- wennie. Przynajmniej powody, których dopatruje się badacz niemiecki, trudno by było powiązać z po- trzebami i celami mającego być dopiero założonym klasztoru. Odpowiedzi i wyjaśnienia, które tu daje H. G. Voigt, nie mogą być uznane za wystarczające, chociaż opiera się on w swym rozumowaniu o własne słowa św. Brunona. Sądzi zatem H. G. Voigt, że Bruno pozostał w Ra- wennie dla dwu przyczyn, raz, by uzyskać od papieża licentiam evangelizandi, a po wtóre, by zostać wy- święcony na biskupa czy arcybiskupa gentium, misyj- nego, by jako taki prowadzić z towarzyszami dzieło ewangelizacji pogan. Otóż co się tyczy pierwszej sprawy, owej licencji, to byłoby rzeczą dość dziwną, by mnisi jeszcze nie istniejącego klasztoru, którego przyszłe losy, istnie- nie, rozwój, były tak niepewne, by mnisi, których kwalifikacje apostolskie miały się dopiero w dalszej przyszłości wyrobić, potrzebowali już takiej licencji w chwili, kiedy udawali się do Polski dla założenia tam klasztoru. Ale gdyby rzeczywiście taka licencja była im niezbędnie potrzebna już w r. 1001, to można przyjąć jako pewnik, że Sylwester II nie odmówiłby cesarzowi dania Benedyktowi i Janowi licencji, skoro ta z punktu widzenia czy to religijnego, czy prawne- go nie mogła wywoływać żadnego zastrzeżenia czy sprzeciwu, choćby się zdawało, że sprawa jest sta- nowczo przedwczesna. A sądzić wolno, że Benedykt i Jan mieli oczekiwać przybycia do Polski Ottona, tak iż dopiero przez rychłą śmierć cesarza zwolnieni ostatecznie od wszelkich zobowiązań wobec jego osoby Geneza 331 mogliby spieszniej potrzebować owej licencji. Rzeczy- wiście w r. 1003 mnisi międzyrzeccy oczekują licencji,, a chociaż Bruno wkłada w usta Benedykta upomnie- nie, by Bruno mu przyniósł licencję48, sądzę? że jeżeli ten frazes został przez Benedykta w r. 1001 wypowiedziany, nie należy sprawy takiej łączyć z powodami, dla których pozostał Bruno w Rawennie. Ale H. G. Voigt znajduje jeszcze drugi powód, dla którego Bruno nie udał się z Benedyktem i Janem do Polski. Bruno ma zostać biskupem czy arcybi- " skupem i dla tego powodu pozostaje w rawennateńskim eremie rok jeszcze. I tu musimy postawić to samo pytanie, które postawiliśmy przy sprawie licencji: dla jakiego powodu należało czekać tak długo? Przecież przy poparciu cesarza nie odmówiłby Sylwester II promowania Brunona biskupem, Brunona, osobistego przyjaciela Ottona III, tak że Bruno, czy to jako konsekrowany przez papieża biskup, czy z poleceniem papieskim na konsekrację, mógłby był wyruszyć w listopadzie r. 1001 na północ. Na to pytanie nie znajdujemy odpowiedzi u H. G. Voigta. Twierdzi on tylko, że Bruno miał zostać biskupem w klasztorze międzyrzeckim, by następnie jako biskup czy arcy- biskup gentium działać na misjach z ramienia kla- sztoru. Otóż cała ta koncepcja niemieckiego badacza wy- daje mi się zbudowana na bardzo kruchych podsta- - wach. H. G. Voigt przenosi w lata 1001 i 1002 to, co, miało miejsce znacznie później, kiedy to konsekro- 48 MPH VI s. 397 Vita Qulnque Fratruim e. 5. Benedykt napomina Brunona “... uf linguam Sclavonicam discerem... ne sine licentia apostolica, venirem". 332 O zaginionej metropolii wany w r. 1004 Bruno prowadzi misyjną pracę w da- lekich stronach Europy jako biskup. .Nie może ulegać najmniejszej, wątpliwości, że z osobą św. Brunona były już w r. 1001 związane jakieś plany, w których miał on otrzymać infułę. On sam opowiada, że Benedykt i Jan w chwilach we- sołości i żartów przydawali mu tytuł “domine epi- scope" 49. Nie było to oczywiście żadne wieszcze przewidywanie przyszłości — przed listopadem r. 1001 musiało być wiadome, że jest projekt, niewątpliwie wcale pewny i realny, wyświęcenia Brunona biskupem. Żeby Bruno miał zostać biskupem w obrębie klasztoru międzyrzeckiego, jak się przyjmuje i jak sądzi H. G. Voigt, wydaje się wysoce nieprawdopodobne. Byłoby rzeczą wręcz paradoksalną, gdyby jeszcze nieistniejący klasztor dla celów, które dopiero w dal- szej przyszłości, za parę czy kilka lat może, mogły się okazać realne, miał uzyskać już z góry, od po- czątku, własnego biskupa. Nieistniejący,- zamierzony klasztor dostaje własnego biskupa, kiedy w Ciuny ani Odo, ani Maiolus, ani Odiio, tak święci, wielcy, po- tężni i czczeni, nigdy dla siebie infuły nie szukali. To byłoby rzeczą niezwykłą. Przebywali w klaszto- rach wielokrotnie biskupi (by nie szukać licznych przykładów wystarczy chociażby pobyt w klasztorze awentyńskim św. Wojciecha) — bywały nawet kla- sztory, które chętnie wyzyskiwały obecność takich biskupów (jak świadczy o tym stosunek klasztoru na Monte Cassino do św. Wojciecha), ale nie znam z tych czasów wypadku, by klasztor z ramienia Sto- 49 MPH VI s. 396 Vita Quinque Fratrum c. 4. Geneza 333 licy Apostolskiej otrzymywał własnego, pro foro inter- no, biskupa. Ale gdyby tych wszystkich względów nie brano pod uwagę, to wola i protekcja cesarska przełamałaby wszelkie trudności i zastrzeżenia. Mimo to przyjaciel cesarski, powiernik jego myśli, Bruno, pozostaje w Rawennie. Dlaczego, nie wiadomo; wy- sunięte przez H. G. Voigta przypuszczenia sprawy nie wyjaśniają. Jako pewnik uważać należy,; ze w-r. 1001 miano zamiar zrobić Brunona biskupem i że celem jego była Polska. Za to wątpić należy, wydaje się to niepraw- dopodobne, by miał się on oprzeć-o klasztor między - rzecki, czy to jako mnich, czy jako biskup. Jego tęsknota do ukochanych przyjaciół, niepokój Bene- dykta i Jana, że Bruno się nie zjawia, że nie przy- wozi obiecanej licencji, podnosi tylko pozornie wra- żenie, że sprawa biskupa Brunona wiąże się z planami klasztornymi i misyjnymi Benedykta i Jana. Otóż, zdaje mi się, sprawy te należy od siebie oddzielić: osobnym zagadnieniem jest licencja dla Benedykta i Jana, a osobną jest sprawa stanowiska, które miał Bruno objąć w Polsce, tak jak późniejszej działalności apostolskiej Brunona nie należy przenosić wstecz, do r. 1001, i stwierdzać, że już wtenczas stanowiła ona realnie przewidziany. program jego życia na przy- szłość. Jeżeli zatem jest rzeczą pewną, że Bruno miał uzyskać infułę biskupią, i jeżeli również pewnikiem jest, że jego celem była Polska, jeżeli jest rzeczą nieprawdopodobną, by miał być biskupem w kla- sztorze międzyrzeckim, to wynika stąd, że musiała być mowa o obdzieleniu Brunona jakąś katedrą 334 O zaginionej metropolii w Polsce. Otóż wiemy, «że katedry w Gnieźnie, Ko- łobrzegu, Poznaniu i Krakowie nie wakowały w r. 1001, bo ich biskupi pomarli znacznie później, nie znany jest jedynie rok śmierci biskupa wrocław- skiego Jana, ale byłoby to dość dziwnym zbiegiem wypadku, gdyby biskup ten już w kilka miesięcy po zjeździe gnieźnieńskim osierocił swą diecezję. Byłby to chyba i Thietmar zapisał, mówiąc o Wrocła- wiu i Janie pod r. 1000, czy o późniejszych kolejach życia św. Brunona. Jeżeli zatem nie widzimy w ka- tedrach prowincji gnieźnieńskiej takiej, którą by mógł św. Bruno objąć, to musiały chyba istnieć w r. 1001 plany tyczące się jakiejś innej, poza pro- wincją gnieźnieńską, katedry, zatem takiej, która mogła leżeć jedynie w obrębie tej drugiej, zaginionej prowincji kościelnej. Otóż wiemy, że dopiero latem 1002 r., zatem w jakieś osiem miesięcy po opuszczeniu eremu przez Benedykta i Jana, udaje się Bruno do Rzymu. Tu od papieża, wedle wiarogodnej relacji Thietmara, otrzymuje Bruno pozwolenie na uzyskanie sakry bi- skupiej, a oprócz tego obietnicę nadania mu paliusza 50. Paliusz bywa, co prawda, w tych czasach jeszcze niekiedy dawany bardzo wybitnym biskupom lub ordynariuszom bardzo znakomitych biskupów, ale za taką wybitną osobistość nie mógł jeszcze uchodzić młody Bruno ani tym więcej przeznaczona dla niego katedra. Ale w tych czasach jest paliusz stałą ozdobą przyznawaną arcybiskupom, metropolitom, stąd wnio- sek, że jeżeli papież przyznawał paliusz Brunonowi 50 Lib. VI c. 58. .Geneza 335 po otrzymaniu sakry, to Bruno udawał się do Polski, by tam objąć stanowisko tego drugiego metropolity, obok Radyma-Gaudentego — arcybiskupa gnieźnień- skiego. Wynikałoby z tego, że już w kwietniu 1001 r. Astryk-Anastazy, oprócz prośby o przysłanie mni- chów dla założenia nowego w Polsce klasztoru, miał też polecenie omówienia z papieżem, a zapewne i z cesarzem, pewnych spraw kościelnych, przede wszystkim tyczących się zorganizowania tej drugiej prowincji kościelnej. W związku z tym musiało wy- płynąć imię Brunona z Kwerfurtu. To by tłumaczyło nam, dlaczego Bruno nie jedzie razem z Benedyktem i Janem do Polski, lecz rok jeszcze czeka na coś we Włoszech. Musiał bowiem Bruno czekać, kiedy papież z synodem, jak to było w zwyczaju, prze- prowadzi kanoniczne utworzenie nowej prowincji kościelnej, co wobec wygnania papieża z Rzymu mo- gło przedstawiać pewne trudności. Z drugiej strony sama osoba Brunona mogła być pewną trudno- ścią formalną. Trudno by bowiem było przyjąć, że propozycja uczynienia Brunona metropolitą, arcybi- , skupem tej nowej prowincji była dziełem Bolesława Chrobrego. Bolesław nie mógł znać w tym czasie Brunona, stąd trudno przypuścić, by była to inicja-., • tywa monarchy polskiego. Mogła taka myśl, propozycja, wyjść jedynie od przyjaciela Brunona, cesarza Ottona III, a ten mógł liczyć na to, że jego inicjatywa będzie przyjęta życzliwie przez Chrobrego. Otóż po- : nieważ w roku poprzednim, podczas zjazdu gnieź- nieńskiego, cesarz zrzekł się na rzecz Bolesława wszystkiego, co “...in ecciesiasticis honoribus ad impe- 336 O zaginionej metropolii rium pertinebat", a co papież Sylwester II swym dekretem potwierdził 51, zatem choćby formalnie pro- pozycja cesarska (jeżeliby Chrobry dał do niej impuls, prosząc cesarza o pomoc przy obsadzaniu katedr no- wej prowincji) czy nawet możliwa samorzutna ini- cjatywa cesarska musiały uzyskać zgodę Bolesława. Bo można się było liczyć z tym, że nie spotka się cesarz z trudnościami ze strony monarchy polskiego, tak serdecznie związanego z cesarzem. Ale jeżeli Bruno ze względów formalnych czy prawnych musiał uzyskać zgodę Bolesława, to prócz sprawy kanonicz- nego ustanowienia nowej metropolii musiał on rów- nież czekać na zgodę Chrobrego. Rychła śmierć ce- sarza mogła też wpłynąć na pewne opóźnienie sprawy, tak kanonicznej, jak i odpowiedzi Bolesława. Tak zapewne dopiero w połowie r. 1002 obie te trudności zostały usunięte, skoro dopiero wtedy, w pół roku po śmierci Ottona III, udaje się Bruno z Rawenny do Rzymu, by uzyskać od papieża pozwolenie na sakrę i obietnicę paliusza. Było to zatem w tym cza- sie, kiedy następstwo po zmarłym cesarzu zagarnął już energicznymi, zdecydowanymi, a z niczym nie liczącymi się posunięciami Henryk II, kiedy również całkiem wyraźnie zarysowały się kontury polityki nowego władcy, sprzeczne zasadniczo z linią polityki Ottona III. Musiało być widoczne, że polityka nowego władcy niemieckiego w stosunku do Polski, w stosunku do układów płynących ze zjazdu gnieźnieńskiego, podąży innym szlakiem niż dotychczasowa, od lat dwudziestu uprawiana polityka cesarzowej Theofanu 51 Anonim-Gall, lib. l. c. 6. Geneza 337 i Ottona III. Z tych zmian musiał sobie chyba jasno zdawać sprawę polityk tak doświadczony i obrotny, jakim był Sylwester II, gdy zgłosił się do niego św. Bruno przed swym wyjazdem do Polski. Ale wi- docznie plany, tyczące się tej drugiej metropolii, jak i osoby Brunona, musiały być wtedy ustalone, może jeszcze między zmarłym cesarzem a papieżem, że Sylwester II nie oglądając się na osobę Henryka II, który musiał być w tych sprawach bezpośrednio zainteresowany, nie tylko udzielił Brunonowi zezwolenia na sakrę, ale obiecując mu równocześnie udzie- lenie paliusza tym samym zaznaczał swą zgodę na uruchomienie tej drugiej, niezależnej prowincji ko- ścielnej. Tym samym, sądzić wolno, uzyskują poparcie powyższe wnioski tyczące się braku podstaw do za- szeregowania św. Brunona do mnichów przeznaczonych dla Międzyrzecza. Tęsknił Bruno do Benedykta i Jana, pragnął ich widzieć, z nimi- obcować, ale przeznaczo- •• ny był dla objęcia godności metropolity. Projekty zatem i plany, tyczące się uruchomienia tej prowincji kościelnej, były już na porządku dzien- nym w Rawennie wiosną 1001 r. Projektodawcą byłby Bolesław Chrobry, jego mężem zaufania i pośredni- kiem opat P. Marii na łęczyckim grodzie Astryk-Ana- stazy, a duchownymi patronami Sylwester II, św. Ro- muald, Odiio z Ciuny i Otto III. Jak widzieliśmy, po wyjeździe do Polski Bene-, dykta i Jana pobyt Brunona w Rawennie, a następnie w Rzymie, przewlekł się o rok cały, a skutkiem tego było, że wszystkie te plany, związane z jego osobą, uległy radykalnej zmianie, po prostu unicestwieniu. Kiedy Bruno “post multos labores de grandi via 22 Polska X—XI wieku 338 O zaginionej metropolii maris et terrae" 52 przybył w końcu do Ratyzbony, było już za późno. Nowy król niemiecki wykonał czy spowodował zamach na życie Bolesława Chrobrego, ten zaś, zrywając stosunki z królem, zajął Czechy. Wisiała zatem wojna między Henrykiem II a polskim monarchą. Grzechy, jak zaznacza św. Bruno, zatrzy- mały go w Ratyzbonie, w drodze do Polski. Wolno sądzić, jak to przyjmuje T. Wojciechowski 53, nie tyle grzechy, ile twarda wola Henryka II zatrzymała Brunona niemal u granic państwa Chrobrego. Tym krokiem pragnął król niemiecki uniemożliwić czy choćby utrudnić dalszą rozbudowę dzieła zjazdu gnieźnieńskiego. Zdaje się jednak, że Henryk II nie całkiem ufał Brunonowi, nie był pewien, czy nie wyłamie się i czy skrycie wbrew woli królewskiej nie podąży on do Polski na miejsce swego kościel- nego obowiązku. Tak zrozumiałbym udanie się wiosną r. 1003 Brunona do Węgier — czuć w tym rękę Henryka II, który skierowując entuzjazm Brunona dla dzieła misji do pogan, jego uwielbienie dla osoby św. Wojciecha, apostoła-męczennika, na tereny mi- syjne węgierskie, oddawał tym samym podejrzanego przyjaciela Ottona III pod dyskretny nadzór króla Stefana, zatem szwagra Henryka II. Czy już w tym czasie bądź Bruno, bądź Chrobry doszli do przekonania, że liczyć nie można, by przy- szły arcybiskup mógł dotrzeć do miejsca swego urzę- dowania, nie wiemy. Ale jeżeli takie rozchwianie się wszelkich złudzeń w tym względzie nie nastąpiło w r. 1003, ta nastąpić B2 MPH VI s 404 Vita Quinque Fratrum c. 10. 63 T. Wojciechowski Szkice historyczne XI w. s. G. Geneza 339 to musiało nie później jak w roku następnym. W roku tym, w lecie, przybył w swe strony rodzinne, do Tu- ryngii, św. Bruno. Taż wola królewska, która w roku poprzednim nie pozwoliła mu udać się z Ratyzbony do Polski, kazała mu teraz przyjąć w obecności Hen- ryka II święcenia biskupie z rąk arcybiskupa magde-. burskiego Taginona, który wziął w spadku po Gizy- lerze nienawiść do wszystkiego, co zdziałał w Gnieź- nie w r. 1000 Otto III. Sakra udzielona Brunonowi przez Taginona w Merseburgu miała oznaczać prawo jedynie korony niemieckiej do urządzania stosunków kościelnych na Wschodzie, była wyrazem tych dążeń, których wykładnikiem częściowo już było, a częścio- wo już się stawało arcybiskupstwo magdeburskie84. Jakiego rodzaju naciskiem zmusił Henryk Brunona do tego kroku, nie wiemy 5E>. Krwawa tragedia Pięciu Braci męczenników z r. 1003, wśród których śmierć znaleźli Benedykt i Jan, odejmowała Brunonowi je- den z poważnych, wewnętrznych motywów chęci do- tarcia do Polski — przygnębienie wywołane tym faktem mogłoby tłumaczyć zwycięstwo Henryka II nad poczuciem obowiązku kościelnego Brunona. Bru- , no do Polski nie jedzie, udaje się na dalekie wyprawy misyjne. 54 por. p. Kehr Das Erzbistum Magdeburg und die erste Organisation der christichen Kirche in Polew. Abh. d. preuss. Ak. d. Wissensch. Phil. Hist. Kl. l. Berlin 1920. BB przytaczam tu jako pewnego rodzaju curiosum, że tak poważny badacz jak H. G. Voigt w swej cennej pracy o Bru- nonie powiada, że tak patriotycznie nastrojony Niemiec, jak Bruno, tak “koenigstreu", nie mógt marzyć o niczym innym, jak by być wyświęconym wobec swego króla i przez niemiec- kiego arcybiskupa. 22 340 O zaginionej metropolii Tym sposobem jednak miał Bruno dla siebie zamkniętą drogę do Polski: Bolesław Chrobry nie mógł przyjąć u siebie arcybiskupa wyświęconego przez metropolitę magdeburskiego, z poręki , i roz- kazu króla niemieckiego. Tak rozchwiać się musiała sprawa obsadzenia tej drugiej metropolii osobą św. Brunona. Bruno do Polski nie dotarł, spędził lat parę na misjach na Węgrzech, na Rusi, u Pieczyngów. Między Bolesła- wem a Brunonem stanęła wola Henryka II, jak i sakra przyjęta z rąk Taginona. Chrobry, zapewne z żalem, musi się rozstać z myślą osadzenia na stolcu metropolitalnym przyjaciela Ottona III, wielbiciela św. Wojciecha, towarzysza Benedykta i Jana, a ucz- nia św. Romualda. Zapewne musiał pomyśleć o kimś innym — i to była pierwsza trudność, na którą nat- knęła się młoda organizacja nowej metropolii. Nie znamy imienia tego arcybiskupa, którego osadził Bo- lesław, ale chyba rok 1004, chwila sakry Brunona w Merseburgu, musiała być tym momentem, kiedy Chrobry czekać już dłużej nie mógł. Ale kiedy pojawił się w końcu w Polsce Bruno, nastąpiło między nim a Bolesławem wyrównanie stosunków. Jak, w jaki sposób, nie wiemy — jedno powiedzieć wolno, że nie mógł mieć Bolesław przy- jaciela bardziej oddanego, pełnego większego entu- zjazmu i uwielbienia jak Bruno. Nie można wątpić, że było to wzajemne. Bruno otrzymuje teraz jakieś biskupstwo w Polsce, zapewne wakujące, a niewąt- pliwie leżące w granicach tej nowej prowincji. Świad- czą o tym słowa Wiperta o episcopatu unacum grege56, ss MPH I s. 229. Geneza 341 jak i wzmianka Thietmara o dzieleniu przez Brunona dochodów57, co jak słusznie wskazał Wł. Abraham, jest starym systemem podziału środków między bi- skupa, kler, katedrę i biednych 58. Bruno mógł być w ramach planów politycznych Chrobrego o tyle cen-. niejszym nabytkiem, że w jego pieczy znajdowały się dalekie misje kościelne na Wschodzie i Północy, u Pieczyngów, z którymi będzie w późniejszych nieco czasach Bolesław w sojuszu przeciw Rusi, i w Szwecji, na którą ze względu na Pomorze i swą politykę bałtycką zwracać musiał baczną uwagę. Także sto- sunki osobiste Brunona, choćby tylko ze Stefanem węgierskim i Włodzimierzem ruskim, mogły być dla Bolesława cenne. Takie wartości przynosi ze sobą Bruno, a do nich dołączała się znajomość świata, ludzi i narodów, od Rzymu i Renu począwszy, koń- cząc na dalekich stepach czarnomorskich. Mogło to wszystko być pomostem do zgody, drogą do zapom- nienia przeszłości, jeżeli przyjęcie sakry w Merseburgu .mogło budzić nieufność czy zastrzeżenia. Praca Brunona jako biskupa — to by nam bowiem tłumaczyło, dlaczego on sam i część źródeł nazywa go biskupem, nie arcybiskupem — trwała krótko Bt>. 87 Lib. VI c. 58. 58 Wł. Abraham Organizacja s. 79. 69 H. G. Voigt Brun von Querfurt każe opuścić Bruno- nowi dwór Włodzimierza w lipcu 1008 r. Przebywałby on za- tem ,:w Polsce może nie więcej jak pół roku. Na ten krótki czas pobytu przypada: a) II redakcja Zywotu św. Wojciecha;, b) Vita Quinque Fratrum; c) list do Henryka II; d) zaginioną, Passie s. Adalberti martyris, o której mówi Anonim-Gall, por. St. Kętrzyński O zaginionym żywocie sw. Wojciecha RAUhf 1902/43 s. 259 n. H. G. Voigt, Die róm. Vita des hl. Adalbert. Prag 1904, 342 O zaginionej metropolii Przejęty do głębi ideami św. Romualda, św. Wojcie- cha, Ottona III, pamięcią Benedykta i Jan&, entuzja- sta, mistyk, czuł się zapewne w nieswoim żywiole, postawiony na czele diecezji i administracji diece- zjalnej. Jego usposobienie i nastrój ducha popychały go do misji wśród pogan, której poświęcił tyle sił swego życia. Czuł zawsze pęd do szukania Chrystusa w śmierci, którą ostatecznie znalazł w r. 1009 “di- misso episcopatu". To byłby zatem jeden, a zapewne jedyny znany nam z imienia biskup tej prowincji. Jeżelibyśmy zaś tu włączyli jedną z zapisek Rocznika kapitulnego krakowskiego, z r. 1027 czy 1028, byłaby to wzmianka ostatnia. Pod r. 1030 dają nam roczniki wiadomość który tymi samymi argumentami, niezależnie ode mnie, do- wodzi autorstwa Brunona. Poza tymi czterema dziełami li- terackimi na okres pobytu św. Brunona w Polsce przypada przyjęty przez Wł. Abrahama i przeze mnie “episcopatus cum grege", którego H. G. Voigt w ogóle nie bierze w rachu- bę i nie uwzględnia, dalej nawiązanie serdecznej przyjaźni z Bolesławem Chrobrym, jak wreszcie zdaje się wcale dobre poznanie kraju i wżycie się w jego stosunki, jak by wynikało z Vita Quinque Fratrum. Jasne jest, że tego wszystkiego nie pomieścimy w obrębie sześciu miesięcy. Sądzę, że na to wszystko odliczyć należy lat parę. St. Zakrzewski, Bole- slaw Chrobry Wielki Lwów 1925 s. 220, przyjmuje r. 1006 jako przypuszczalną datę przybycia św. Brunona do Polski, zaś T. Wojciechowski, Szkice historyczne XI w. s. 5, przyj- muje r. 1008. Sądzę, że St. Zakrzewski jest tu niedaleki praw- dy, w każdym razie nie przybył później jak w r. 1007. Mimo dużych zalet pracy H. G. Voigta o Brunonie z Kwerfurtu, wy- daje mi się, że cały okres jego życia poczynając od r. 1001 wi- nien być dziś na nowo opracowany. Błędem H. G. Voigta jest, że materiał źródłowy nie datowany starał się symetrycznie rozdzielić na lata puste żyda Brunona. Geneza 343. o dwu zmarłych w tym roku biskupach, Lambercie i Romanie 60, ale co by to być mogli za biskupi, • nie wiemy. Nie znamy bowiem z tych czasów ani;, biskupów poznańskich, ani wrocławskich, nie mówiąc; - o kołobrzeskich, jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę, że o poznańskich i wrocławskich biskupach roczniki krakowskie w ogóle nie podają wiadomości i że dwa “, czy trzy lata wstecz zapisano notatkę tyczącą się wedle wszelkiego prawdopodobieństwa arcybiskupa czy arcybiskupów tej zaginionej metropolii, że wre- szcie biskupstwo krakowskie" było prawdopodobnie sukcesorem dużej części tej archidiecezji, to byłaby pewna możliwość, że ci dwaj nieznani biskupi na- leżeli do tej zaginionej prowincji i weszli do naszych roczników z jakiegoś źródła z tą prowincją związa- nego. - , , W MPH II s. 794. Por.?; David Les Benedwtins et l0r- dre de Ciuny dans la Powgne medieyale Paris 1,939 s. 39. v l ak żyła ta zaginiona 1 metropolia " lat może nieco więcej jak trzydzieści. Odrodzenie się państwa i kościoła pod rządami Kazimierza Odnowiciela i Bolesława Śmiałego znane jest nam jedynie w ogólniejszych zarysach. Nie można wątpić, że Kazimierz zajmował się gorliwie spra- wami kościoła, przede wszystkim prowincji metropo- litalnej gnieźnieńskiej, której część znaczną trzymał w swych rękach od chwili powrotu z wygnania. Ale też nie można wątpić, że po odzyskaniu Mazowsza i tych terenów, które podlegały tej drugiej metro- polii, musiało leżeć w jego planach odnowienie tam i utwierdzenie chrześcijaństwa — aż tym, by nie myślał o zorganizowaniu życia kościelnego na gru- zach poprzednio istniejącej tej drugiej polskiej me- tropolii. To, co można uważać za rzecz pewną, jest, że za jego czasów nie został wysunięty program odbudowy zniszczonej na wschodzie organizacji. Być może, że droga ta wydawała się chwilowo zbyt trud- Plany Śmiałego 345 na wobec zadania odnowienia całokształtu życia ko- ścielnego w prowincji gnieźnieńskiej, być może, że stosunki polityczne i polityczno-kościelne nie pozwą-, lały na taki wysiłek. Bo mogły być nawet trudności ze Strony papiestwa, nie zawsze Polsce życzliwego -za czasów Benedykta IX 61 czy Leona IX, jeżeli praw- . da Jest, że ten ostatni ogłosił jakiś akt nieprzyjazny czy wręcz wrogi samodzielności kościelnej Polski82. Plany zatem odnośnie tej drugiej metropolii trzeba było odłożyć na później, a tymczasem zaspokoić po- trzeby kościelne przez przyłączenie bezpańskich stron do innych, istniejących w tych czasach diecezji. By. sprawy te były załatwione na stałe decyzją Stolicy Apostolskiej, można poważnie wątpić, raczej miało- to być prowizorium, do czasu kiedy będzie można odnowienie biskupstw tej prowincji metropolitalnej postawić znowu na porządku dziennym. Części pół- nocne, Kujawy, Mazowsze, zapewne Łęczyca, dostały się prawdopodobnie pod władzę i opiekę Gniezna, a. są ślady, ze znacznymi cechami prawdopodobień- stwa, że w tych czasach, za Kazimierza Odnowiciela i Aarona, przyłączono do Krakowa także i Sandomierz,. a zapewne również znaczne terytoria za Wisłą leżące, Taki stan rzeczy miał trwać lat wiele, a jeżeli był on uważany za tymczasowość, to z biegiem lat - dziesiątków tymczasowość ta stawała się powszednio- ścią. Biskupi mogli uważać przyłączone do ich die- cezji ziemie za stale już z nimi związane. - Ale znowu żywszy ruch na polu pracy kościelnej zaczyna się za rządów Bolesława Śmiałego, kiedy to 61 St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel &. 326. 62 KDWP I 6. 346 O zaginionej metropolii stosunki polityczne zbliżają do siebie Polskę i pa- piestwo. Bolesław Śmiały korzystając z koniunktury politycznej, korzystając z nawiązanych bliższych sto- sunków z Grzegorzem VII, z jego wielkiej życzliwości dla planów politycznych polskiego monarchy, jak też z coraz to silniej zarysowującego się konfliktu pa- piesko-cesarskiego, wystąpił wobec Stolicy św. z pro- jektem pewnych reform i zmian w kościele polskim, którego odbiciem, zresztą bardzo małomównym, jest znany list papieża do Bolesława Śmiałego z r. 1075 63. Pisze tam Grzegorz VII, że “...inter tantam hominum multitudinem adeo pauci sunt episcopi". Zdanie to nie bardzo zrozumiałe, jeżeli bierzemy pod uwagę istnienie tylko prowincji gnieźnieńskiej na obszarze całego państwa z jej czterema biskupami, ale jeżeli sobie przypomnimy, że za czasów poprzednich, do Kazimierza Odnowiciela, było ich w dwu prowin- cjach może ośmiu albo dziewięciu, to jasne się staje, że Bolesław i Grzegorz VII mogli uznawać liczbę czterech biskupów za niedostateczną, że byli oni ,,pauci". Także inne zdanie tego pisma, że “...episcopi terrae vestrae non habentes certum metropolitanae se- dis locum, nęć sub aliquo positi magisterio, huc et iiłuc pro sua quisque ordinatione vagantes, -ultra re- gulas et decreta sanctorum patrum liberi sunt et abso- luti", wydaje się jaśniejsze i bardziej zrozumiałe. Jeżeli bowiem biskupi poznańscy, w myśl tradycji Ungera, mogli się boczyć na Gniezno64, to i kra- kowscy mieliby zgodnie z tym, co było wyżej po- 63 MPH I s. 367—368. 64 M. • Gębarowicz Mogilno — Płock — Czerwinsk s. 150. “Poznań... uchodzący ongiś za sufraganię magdeburską miał w swych tradycjach tendencje odśrodkowe w stosunku do Plany Śmiałego 347 wiedziano, dosyć powodów, by się także wyłamywać spod zwierzchności gnieźnieńskiego metropolity. Je- żeli zaś rzeczywiście ze strony papieża Leona IX było coś powiedziane, co podrywać mogło autorytet arcy- biskupów gnieźnieńskich, to byłoby dosyć powodów dla rozluźnienia stosunków w archidiecezji. Nie można się dziwić, że ten stan rzeczy wielce niepokoi Bo- lesława Śmiałego, który pragnął mieć stosunki kościelne przed zamierzoną koronacją uporządkowane , i że został on surowo oceniony przez Grzegorza VII. Mijało lat czterdzieści od katastrofy pomieszko- wej, dość czasu, by wiele ran zagoić, dość też czasu, by o wielu sprawach zapomnieć, a wiele zmian uznać za stałe i niewzruszone. Poruszenie sprawy tradycji ko- ścielnej czasów Bolesława Chrobrego mogło budzić. zrozumiały zresztą opór tych, którzy przywykli do stosunków późniejszych. Książę widocznie postawił, żądanie znacznego powiększenia ilości biskupstw w Polsce, jak też uregulowania ostatecznie sprawy władzy metropolitalnej. Jeżeli chodzi o pierwsze za- gadnienie, to trudno przypuścić, by projekty Bolesła- wa Śmiałego mogły się zasadniczo różnić od tego stanu rzeczy, który istniał w Polsce za czasów Bo- lesława Chrobrego. Jeżeli chodzi o władzę metropo- litalną, to oczywiście w pierwszym rzędzie musiało zależeć na dokładnym określeniu, które biskupstwa podlegają władzy arcybiskupa gnieźnieńskiego, ale nie. można wykluczyć, że w myśl tradycji zamierzano także odnowienie tamtej, zatraconej metropolii. Jedna idei jedności i samodzielności kościelnej Polski... Tradycje te mogły w głowie ambitnego prałata odżyć... wnosiły niepożą- dany ferment". 348 O zaginionej metropolii i druga sprawa mogły się wydawać Bolesławowi pil- ne, potrzebnie i pożyteczne, ale jedna i druga mogły natrafić na opór i sprzeciw zainteresowanego tym episkopatu polskiego. Przy sprawie nowych czy odnawianych biskupstw wysuwało się zagadnienie ich granic i obszaru, a zatem też i tego, który z bi- skupów umniejszy obszar przez siebie administro- wany na rzecz świeżo powstających biskupstw. Spra- wa uregulowania jednej czy obu metropolii, przecięcie nieporządku oraz unicestwienie ambicji, mogła rów- nież wywołać sprzeciwy i niezadowolenia. A prawo kanoniczne, obowiązujące w owych czasach, dawało biskupom dużą moc oporu przeciw wszelkim zakusom umniejszenia terytorium biskupiego czy innych praw biskupstwu przysługujących. A opór taki, choćby nie całkiem prawnie, kanonicznie, usprawiedliwiony, nierzadko nawet ułatwiony brakiem zaginionych, pierwotnych dokumentów fundacyjnych, bywał często bardzo trudny do przełamania, mógł stąd wynikający zatarg przedłużać w nieskończoność. Otto I, wielki gwałtownik, który nie wahał się strącać papieży z tronu, jeżeli mu nie dogadzali politycznie, przez lat kilkanaście nie mógł się uporać z opozycją dwu bi- skupów niemieckich, między nimi własnego syna, którzy widzieli w planach utworzenia arcybiskupstwa magdeburskiego uszczerbek dla interesów własnych diecezji. I Henryk II, który nie wiedział, co to są skrupuły, a wierzył jedynie w brutalną - siłę, na kolanach błagał biskupów niemieckich, by mu nie stawiali przeszkód przy fundowaniu przez niego bi- skupstwa bamberskiego. Podobne trudności musiały się zjawić, gdy arcy- chrześcijański król Bolesław Śmiały, założyciel zna- Plany Śmiałego 349 komitego opactwa w Mogilnie, poparty gorąco przez Grzegorza VII, pragnął powiększyć liczbę katedr bi- skupich, a co więcej — uregulować sprawę zwierz- chnictwa metropolitalnego. - Trudności musiały być niezmierne i o nie za- pewne rozbiły się wielkie plany kościelne Bolesława - "Śmiałego. Z planów tych, o ile sądzić wolno, wyszło czy utrzymało się ostatecznie biskupstwo płockie,; dowodnie istniejące w końcu XI w.65. Biskupstwo kujawskie odżyło dopiero znacznie później, o innych również nie słychać. Nie słychać też już więcej o dru- giej w Polsce metropolii. Ale jeżeli powyżej wypowiedziane zdanie ma za : sobą pewne dane prawdopodobieństwa, że dopiero za Aarona biskupstwo krakowskie zawładnęło Sando- mierzem i ziemiami za Wisłą, jeżeli z zawiadywaniem ! i trzymaniem tych ziem były związane wysokie ambi- cje Aarona, to najgłówniejszym oponentem przeciwko powrotowi do status quo ante musiał być nie kto inny, jak biskup krakowski. On bowiem miałby ponieść największe ofiary na rzecz odnowionego porządku. Któż inny jak on był więcej zainteresowany, by plany króla i wola papieża nie doszły do skutku. A biskupem tym nie był nikt inny jak św. Sta- nisław. Takie uwagi nasuwają się w związku z zagadnie- niem istnienia drugiej metropolii w Polsce w po- czątkach XI w. Wynika z tych uwag, że przy badaniu 60 Por. M. Gębarowiez Mogilno—Płock—Czerwinsk s. 133: “Czasy Bolesława Śmiałego przynoszą założenie biskupstwa na Mazowszu". 350 O zaginionej metropolii t tego wieku uwzględniamy zbyt mało, niedostatecznie fakt istnienia takiej drugiej, zorganizowanej prowincji kościelnej. Badania,tak w ostatnich latach rozwinięte, nad sprawą zjazdu gnieźnieńskiego z r. 1000, nie dotykają w ogóle tego zagadnienia — a poza Wł. Abra- hamem nie starano się wniknąć głębiej w sprawę stosunku Bolesława Chrobrego do Brunona z Kwer- furtu, w sprawę, która z fundacją tej prowincji ko- ścielnej zdaje się wiązać. Nad rolą tej prowincji kościelnej za czasów Bolesława Chrobrego czy Mie- szka II nie zastanawiano się zupełnie, jak również jest głucho o tym, jakie zmiany zajść musiały, gdy w pierwszych latach rządów Kazimierza Odnowiciela runął cały gmach tej organizacji. A przecież skutki tej katastrofy odbić się musiały w jakiś, widoczny acz dotąd nie wyśledzony sposób na następnej orga- nizacji terytorialnej kościoła w Polsce, takiej, jaką znamy w wiekach następnych. Siady przecież istnieć muszą, chodzi o to, w jakim stopniu dadzą się one wydobyć i wyjaśnić. Nie wątpię, że poszukiwania prowadzone w tym kierunku dadzą w pewnej mierze realne, pozytywne wyniki 66. Nie wątpię również, ze moglibyśmy tą drogą i pod tym kątem widzenia uzy- skać trochę stwierdzeń oświetlających tak dotąd ciemne 68 Przestrzegałbym przed traktowaniem tego zagadnienia . na jednym tylko, odrębnym odcinku. Należałoby, w mym ; zrozumieniu, zacząć od zbadania geograficznych i geograf iczno- ;,-ustrojowych podstaw budowy kościoła u nas, jak i zasad wpó- ,.sażenia biskupstw w Polsce, biorąc tu jako punkt wyjścia i porównania sprawy uposażenia biskupstwa wrocławskiego, wykazującego, jiak mi się zdaje, najwięcej cech pierwotności oraz najmniej zmian późniejszych. Takie badanie dałoby nam zapewne kilka obserwacji użytecznych dla spraw związanych z pierwotnymi granicami, jak z pierwotnym uposażeniem, któ- Plany Śmiałego 351 czasy Bolesława Śmiałego (jego polityka kościelna), czasy Władysława Hermana ( w związku z dokumen-, tem z r. 1086) i Bolesława Krzywoustego (w związku z jego polityką kościelną i legać ją kardynała Idziego). Może powyższe uwagi do tego się przyczynią. Aby nam posłużyły dla dokładniejszego zbadania zarówno pierwotnych granic, jak i pierwotnego uposażen-ia innych pol- skich diecezji, a w pierwszym rzętoie diecezji gnieźnieńskie] i krakowskiej. KAZIMIERZ ODNOWICIEL 1034—1058 WSTĘP JMieszko II, ukochany syn Chrobrego, był bardzo starannie i troskliwie wychowany. Dano mu wykształ- cenie, jakie się spotyka rzadko w tych czasach w ro- dach panujących. Znał łacinę i grekę 1, zatem język, .który był jeszcze wtedy bardzo mało na Zachodzie rozpowszechniony, znał zapewne i języki żywe, naj- pewniej niemiecki. Wykształcenie książąt wśród ludów niedawno na- wróconych nie było też wcale rzadkim zjawiskiem. Przy boku matek, zwykle cudzoziemek, uczyli się oni obcego języka, a że dwory te były pełne cudzoziem- ców, zatem, praktycznie poznawanie obcych języków. nie przedstawiało zasadniczych trudności. Mieszko II znał zapewne dobrze język niemiecki, jak by dowodziły jego poselstwa do Niemiec. Był to zresztą język jego żony, Rychezy, przy której poznał język swej matki i jej otoczenia syn Kazimierz. i MPH I s. 323. List Matyldy do -Mieszka II: Quis iri laudem dei totidem coadunavit linguas? cum in propria et im latina deum digne venerari posses, m hoc tlbi non satis, grecam superaddere maluisti". 356 Kazimierz Odnowiciel Nie można wątpić, że jego małżonka, Rycheza, otrzymała również staranne wychowanie. Księżniczki ówczesne, nawet jeżeli nie były przeznaczone do stanu duchownego, często spędzały młode lata, do zamąż- pójścia, w klasztorze, jak np. Matylda, żona Henry- ka I, którą - Henryk wprost z klasztoru zawiózł do ołtarza. Zapewne, że jeżeli sześć sióstr Rychezy -przyjęło welon i spędziło całe życie w murach klasztornych, to i Rycheza otrzymała takież jak one wychowanie: znała prócz języka niemieckiego a może i walońskiego łacinę w słowie i pisaniu, znała to wszystko, co dać jej mógł klasztor. W jakim klasztorze pobierała nauki, nie wiemy — może to był jakiś klasztor żeński w po- bliskim Akwizgranie, a może w Kwedlinburgu, gdzie abbatysą była jej ciotka Adelaida, córka Ottona II. W każdym razie córka Rychezy, Gertruda, żona Iza- sława ruskiego, była czytająca i pisząca, a z pracy jej rąk przechowywano jeszcze w XV wieku w ka- tedrze gnieźnieńskiej jakąś szatę kościelną, “pallium", przez nią haftowaną 2. Wykształcenie córki może być świadectwem o matce. Byłaby zatem i Rycheza obok swego małżonka kobietą wyższego wykształcenia — jedno i drugie musiało kochać się w książkach, skoro Matylda szwabska ofiarowała Mieszkowi egzemplarz Ordo Romanus i skoro z Rycheza i jej córką Gertrudą wiąże się słynny psałterz X wieku, tzw. Codex Ger- trudianus. Losy małżeńskie Rychezy i IMieszka II są nam na 2 Por. Codex Gertrudianus [praca zaginiona w r. 1945, streszczenie wyników w Po),. Słów. Biogr. Kraków 1948 ~ —1958 pod Gertruda}. A Lewichi Napis na paliuszu Kwart. Hist. 1893/7. Dzieciństwo i młodość 357 ogół mało znane. Mieszko II, w chwili kiedy się ożenił, miał lat 23, urodził się bowiem w r. 990. Rok urodze- nia Rychezy nie jest nam bliżej znany. Przyjąć na- leży, że była młodsza o kilka lat od męża, że zatem urodzić się musiała w ostatnich latach X wieku. Wiek lat 23 dla Mieszka nie był specjalnie późny dla małżeństwa, ale nie może być uważany za wcze- sny. Chrobry nie miał lat 18, kiedy się po raz pierwszy ożenił, Krzywousty był jeszcze młodszy, kiedy pojął Zbysławę, jego synowie Bolesław Kędzierzawy i Mie- szko Stary zaledwie wyszli z lat chłopięcych, kiedy otrzymali żony. Kazimierz Odnowiciel ożenił się ma- jąc lat około 24, niewiele więcej nad 20 miał Wła- dysław Śląski. Stąd też nie mogłoby być całkiem wyłączone, by Mieszko II przed swym małżeństwem z Rycheza nie był już raz żonaty, na co jednak brak nam jakiejkolwiek wskazówki. Thietmar, wcale dobrze poinformowany o stosunkach rodzinnych Chrobrego, nie wspomina o jakimś innym, poprzednim małżeń- stwie Mieszka. Tak więc raczej należałoby uważać małżeństwo Mieszka z Rycheza za jego pierwsze małżeństwo. O dzieciach zrodzonych z tego związku jesteśmy dość słabo poinformowani: pierwsze dziecko, o którym mamy źródłową wiadomość, tj. syn Kazimierz, rodzi się dopiero w r. 1016, to znaczy w pełne trzy lata po zawarciu małżeństwa. Znamy poza tym jeszcze dwie córki, jedną imieniem zdaje się Rycheza, która wyszła za mąż za Belę węgierskiego, wedle obliczeń O. Bal- zera w latach 1039 do 1041, to znaczy, że musiała się urodzić nie później jak w r. 1025, a raczej może wcześniej, i druga, Gertruda, która wyszła za mąż za Izasława ruskiego w r. 1043, czyli urodzić się 358 Kazimierz Odnowiciel musiała nie wcześniej jak w r. 1025, a może nieco później, na co by okazywała data jej śmierci, bardzo późna, bo w r. 1108. Te szczegóły o dzieciach Ry- chezy wskazują nam dwie rzeczy: raz, iż Rycheza, któ- ra urodziła w ciągu lat około 13 troje dzieci, mogła mieć ich (biorąc pod uwagę płodność jej matki, Ma- tyldy, która miała dziesięcioro żyjących dzieci) wię- cej nieżyjących — po wtóre, że pożycie małżeńskie Rychezy i Mieszka trwało przynajmniej do r. 1025, t j. do śmierci Chrobrego, skoro najmłodsza ich cór- ka urodziła się nie prędzej jak w r. 1025. Wiadomo, że Bolesław Chrobry “antiquus fornicator", jak go nazywa Thietmar, nie był wzorem cnót małżeńskich i przykładnej moralności. Świadczyć o tym mogą dwukrotne jego małżeństwa, krótkie, zakończone na- pędzeniem małżonek, świadczy o tym jego zdobycz miłosna w postaci córki Włodzimierza w r. 1018, chociaż pozostawił w domu młodą, dopiero co poślu- bioną żonę Odę. Ale można przypuszczać, że jeżeli Chrobry sam nie dochowywał wiary małżeńskiej, jeżeli może patrzył się przez palce na miłostki na dworze, to jednak wymagał, by pozornie przynaj- mniej panowała harmonia w najbliższej rodzinie i stąd, by syn jego Mieszko nie zaniedbywał swej żony. Ale kiedy Chrobry zamknął oczy, kiedy Mie- ;szko II, koronowany król, stał się szefem domu i se- niorem rodu, zmienił się też jego stosunek do żony; dowiadujemy się, że w tym czasie posiada Mieszko II nałożnicę, “która wywiera silny wpływ na króla", tak iż “per odium et instigationem cuiusdam suae pellicis", następuje divortium, rozstanie się małżon- ków, z czym w związku jest wyjazd Rychezy do Nie- miec, rzekome wydanie koron i insygniów królew- Dzżecmstwo i roiłodość 359 skich Konradowi II i pozwolenie przez tegoż ostatniego używania przez Rychezę dożywotnio “quoad viveret" tytułu królewskiego 3. Musiało to nastąpić w kilka lat zapewne po śmierci Chrobrego, najprawdopodobniej w r. 1030 lub 1031, 3 MPH I s. 346. Fundatlio n-ion. Brurwil. “Hermannus, Pili- gri.iro archiepi&oopo transmigrante... sainctae Ooloniae archi- pontificatum... adeptus est. Bodem temperę Richeza regina, facto inter se et regem coniugem suum divortio, per odium et Łnstigationem cuiusdam su.ae pellicis, cum ei liam pepe- risset Gazimerum, cuius gencrosa postecitas diyitiis et po— testate nohiliter insignis permanet usque hodie, yeste mulata, paucis se fugam danculo agentem adiuyantibus, ut pose fastus eius mtolerabiles simul et barbaros Sclayorum per- taesa ritus, venlt a.d imperatorem Conradum in Saxoniaim,.: a quo et venerabiliter ipsa susoepta est, et ipse nihilominus gloriosis ipsius xenus magnifice honorificatus est. Accepit namque ab ipsa duarum ipsius regisque sui coniugis corona- TT.irn insignia, conce6sitque ei eadem in suo, sicut in regino proprio, quoad viveret, auctoritate potiri semper eademque • gloria, congrua pianę sibi reddita yicissitudine; cuius totum venit ex munere, quicquid isuum. extra limitem Romanum imperium magnificentiae eius ad sese contraxit in tempore. Nam patrata inox super Polonos expeditione, triumphatoque sub tributo Misech.one cum tota Sclavorum gente, vi.ctoriae trophaeum duplici quoque sub corona sortitus est. Sed hac in brevi functus sicque de functus est, et Henrioo filio eius .summam rerum agere concessum est etę". Sąd i krytyka tego ustępu pozornie jest trudna; redakcja tych wiadomości jest wysoce bałamutna, a fakty chronologicznie pomieszane ze sobą, niezgodne. Autor miał niewątpliwie sporo wcale pozy- tywnych wiadomości, których kolejności nie był w stanie ustalić. Ustęp “Eodem temperę" odnosi się do śmierci arcy- biskupa Piligrima (24 lub 25 sierpień 1036), i początków arcy- biskupowania Herimana, brata Rychezy (początek 1037). Wten- czas jednak nie żył już Miesako II. “Nam patrata mox super Polonos expeditioine" wskazuje, że autor pamiętał te 360 Kazimierz Odnowiciel jak świadczy łączenie ucieczki Rychezy ze sprawą koron i tytułu królewskiego. Te rozterki rodzinne musiały zatruć? atmosferę wypadki z ,r. 1031 z dziejów lat 1036—1037. Wynikałoby także z tego,, że roik divortium Rychezy należy pomieścić w związku z r. 1031, a zatem okres niesnasek małżeńskich Mieszka II i Rychezy winien przypaść na lata między 1025 a 1030. Szczegół, że Konrad II przyznał Rychezie prawo uży- wania tytułu królewskiego, zasługuje na wiarę, fakt ten stwierdzony jest dokumentami, w których Rycheza używa tego tytułu, bądź tak jest nawet przez cesarza tytułowana. Natomiast mniej zaufania budzi sprawa oddania koron pol- skich Konradowi, a łączenie powyższej wiadomości Kroniki Brauweilerskiej z zapiską Annales Hildesh. SS RR Germ. in us. schol. (ex MGH recusi contulit G. Waitz Haiiinoverae 1878) s. 37 pod r. 1031: “Sed idem Bezbrimo imperatori co- ronam cum uliis regialibus, quae :sibi frater eius iniuste usur- paverat, transimisit", jak to uczynił A. Lewicki,. Mieszka II RAUhf 1876/5 s. 173. 194, nie wydaje mi się usprawiedliwione. Mamy tu dwie rozbieżne i zdaje się, wykluczające się wzajemnie relacje. Zatem uczynić to mógł albo Bezprym, albo Rycheza. Trudno by było pomyśleć, by Rycheza, mimo roz- terki z mężem, była wspólniczką Bezpryma przeciw intere- som własnym i własnego syna. Sądzę zatem, że jest tu słusz- ność raczej po stronie relacji Roczników hildesheimskich, źródła poważniejszego i dawniejszego niż Fundatiio, pisana .prawie pół wieku po wypadku. A. Pospieszyńska, Mieszka II a Niemcy Rocz. Tow. Mił. Hist. w Poznaniu t. ;14 Poznań 1938 ,s. 282, stara się z zastrzeżeniami wątpliwości wytłuma- czyć i pogodzić obie relacje. Nie sądzę, by można było przyjąć bez zastrzeżeń datę wypędzenia Rychezy z Polski, tej, która wynika z Fundatio, którą przyjmuje O. Balzer Genealogia Piastów Kraków 1896 s. 68—a to z dwu względów, raz, gdyż data 1036 —1037 jest stanowczo za późna dla wypędzenia Ry- chezy., bo jak niżej wskażę, znajdują się już wcześniejsze ślady pobytu wypędzonej Rychezy w Niemczech — po wtóre, ponieważ całe to opowiadanie odnosi się wyraźnie tylko do czasów Mieszka II. Ze słów zaś “in quo sicut in regno pro- Dziecinstwo i młodość 361 dworu polskiego i życia w najbliższym otoczeniu Mieszka II i Rychezy. Jej dwie córki były zbyt małe, by rozstanie się ojca i matki mogło było wywrzeć na prio" wynika; że teoretycznie był przewidziany powrót•-Ry- chezy do Polski, w czym najniespodziewaniiej widzimy po- twierdzenie opowieści Anonima-Galla o pobycie Rychezy .w Polsce za czasów Kazimierza. Jednym słowem należy brać : pod uwagę dwukrotne opuszczenie Polski przez Rychezę: za ; czasów Mieszka II, kiedy ona sama opuściła męża, udając • się do Niemiec, i drugi raz za czasów Kazimierza, kiedy wy- f padkami była zmuszona do ucieczki. Wiadomość Anonima- -Galla, lib. I c. 18: “Mortuo igitur Mescone, qui post obitum regis Bolezlawi parum vixit, Kazimirus cum matre impe- riali puer paryulus remansit. Quae cum libere filium educa- ret, et pro modo femineo regnum honorifice gubernaret, tra- ditores eam de regno propter inyidiam eiecerunt, puerumąue suum secum in regno quasi deceptionis obumbraculum te- nuerunt". Ustęp ten, jakby wzorowany na jakimś opisie re- gencji Angieszki za czasów Henryka IV, nie jest bez zarzu- tów, owszem, wskazuje wiele sprzeczności. Nie był bowiem Kazimierz “puer parvulus", bo w chwili śmierci ojca miał lat prawie 18, nie potrzebował zatem ani opieki, ani regencji matki, ani kierownictwa możnych. Wszystko to jest zatem dowolną kombinacją kronikarza, opartą o fałszywe obliczenie wieku Kazimierza, tym dziwniejsze, że w rocznikach mógł był znaleźć dokładną datę urodzin Kazimierza. Szczegół jed- nak, że usunięto Rychezę z Polski już. po wstąpieniu Kazi- mierza na tron, dowodzi, że Rycheza wróciła z Niemiec do Polski i że dopiero w jakiś czas potem zmuszona została kraj powtórnie opuścić i pozostawić tam samego syna. Dalsze ustę- py kroniki zawierają jeszcze wiele szczegółów niewątpliwie nie oddających wiernie rzeczywistości— ciekawych z tego powodu, że tu, może najwyraźniej w całej kronice, można poznać robotę samego kronikarza, jak on obchodził się ze swym materiałem i w jaki sposób pragmatyzował posiadane przez siebie wiadomości. Co się tyczy sprawy samych insy- gniów por. O. Balzer Skarbiec ż archiwum koronne w dobie przedjagiellonskiej Lwów 1917 s. 11 n. 362 Kazimierz Odłio:ioiciel nie wpływ i wrażenie, syn Kazimierz był również odsunięty od tych spraw w taki sposób, jaki był uży- wany w owych czasach często — musiał pójść do •szkoły, w której miał nabrać wiadomości potrzebnych przyszłemu władcy. Stało się to w r. 1026, kiedy Kazimierz miał lat dziesięć4. Urodził się bowiem Kazimierz 25 lipca 1016 r. 5. Na chrzcie otrzymał Kazimierz dwa imiona, dru- gie z nich Karol jest potwierdzone źródłami, z któ- rych najpoważniejszym jest kronika Anonima-Galla, źródło zatem pisane zaledwie w pół wieku po śmierci Kazimierza, kiedy mogła żyć na dworze żywa trady- cja dziada panującego księcia. Imię Kazimierza po- jawia się tu po raz pierwszy w rodzie piastowskim i jest zapewne świeżym nabytkiem, zapożyczonym z ob- cego, może nawet nie polskiego środowiska6. Imię drugie, które otrzymał Kazimierz, jest wysoce zastana- wiające. Było zwyczajem bardzo rozpowszechnionym, że książęta na Rusi, w Polsce, Czechach, na Węgrzech czy w Skandynawii, zatem w krajach niedawno na- wróconych, używali podwójnych imion, własnych, 4 O. Balzer Genealogia tab. II 11. 5 MPH II s. 793. Rocz. kap. krak. 1016: “Kazim,irus dux natus est 8 Kalendas Augusti, luna 16". Przypuszczenie St. Za- krzewskiego Bolesław Chrobry Wielki Lwów 1925 s. 421 i tegoż Czeski charakter Krakowa za Mieszka I w świetle krytyki źródeł Kwart. Hist. 1916/30 przyjęty przez J. Dąbrow- skiego, O kolebkę kultury polskiej. Studia staropolskie. Księga pamiątkowa ku czci Al. Brucknera Kraków 1927 s. 15, jakoby Kazimierz Odnowiciel urodził się w Krakowie, nie ma pod- stawy źródłowej. 6 Por. niaej: O imionach piastowskich do końca XI wieku s. 616--619. Dzieciństwo ż młodość 363 rodowych, narodowego charakteru, i dodanych, bra- nych ze środowiska obcego, czy to dla uzyskania pa- trona w postaci świętego, dla którego dynastia miała specjalny kult i nabożeństwo, czy też dla względów kurtuazyjnych, kiedy pożyczano takie imię z obcej dynastii, z którą ród był związany czy politycznie, czy też rodzinnie. Tak wpłynęły do Rurykowiców imiona świętych patronów, jak Dymitr, Piotr, Mi- chał i inne, do Arpadów Stefan, do Piastowica Lam- bert, gdy Henryk-Emeryk na Węgrzech, a Otto w Polsce są imionami przybranymi na cześć Hen- ryka II czy Ottona III. Niestety mamy tylko ułamkowe i przypadkowe wiadomości o tych podwójnych imio- nach, używanych w tych krajach w rodach dynastycz- , nych. W Polsce wiemy tylko o Mieszku II, że miał drugie imię Lamberta, wiemy, że jego syn Kazimierz otrzymał imię Karola i że jego znów syn Władysław "używał drugiego imienia Hermana. Imię Lamberta -wskazuje na żywość kultu św. Lamberta z Liege na dworze polskim, imię Hermana otrzymał Włady- sław po bracie Rychezy. Trudniejsze do wytłuma- czenia jest imię Karola. Nie było bowiem w owym czasie takiego świętego, którego kult mógłby zawę- drować do Polski, a w rodach dynastycznych owych czasów imię to jest prawie nie znane. Nawet w wyga- słej już dynastii karolińskiej rzadko używamy tego i imienia. Skąd zatem zjawia się to cesarskie imię w dy- nastii piastowskiej? Na innym miejscu starałem się wyjaśnić 7, że w r. 1000, podczas pobytu Ottona III i Bolesława Chrobrego w Akwizgranie, zetknął się Bolesław ze szczególnym kultem, który żywił Otto III 7 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 654- -659. 364 Kazimierz Odnowiciel dla osoby i pamięci Karola Wielkiego. Chrobry przy sposobności otwarcia grobu Karola Wielkiego, przy czym był prawdopodobnie obecny, otrzymał w darze od Ottona III tron grobowy Karola Wielkiego.: sądzę przeto, że te wspomnienia wytworzyły na dworze Chrobrego specjalny kult pamięci wielkiego cesarza, pielęgnowanie ideałów Karolowych, ideału chrze- ścijańskiego cesarstwa na Wschodzie Europy, a ży- wym odbiciem tego kultu było nadanie Kazimierzowi imienia Karola Wielkiego. Liczył zatem lat prawie dziesięć mały Kazimierz, kiedy zmarł jego dziad, Bolesław Chrobry. Początki więc jego życia wypadły na okres ostatnich lat Chrobrego, w jego otoczeniu musiał się nieraz znaj- dować, otaczała go atmosfera wielkiego władcy i wo- dza, żył wśród ludzi, których ukształtował i wyrobił Chrobry. Jako chłopak może brał udział w uroczy- stości, kiedy to po śmierci Henryka II włożył sobie Bolesław koronę królewską na głowę i może zasiadł na tronie Karola Wielkiego, trzymając w ręku za- miast berła włócznię św. Maurycego, dar Ottona III. Niedługo potem widział zapewne koronację własnego ojca i matki. Ceremonie te musiały zapaść głęboko w duszę dziecka, które kiedyś, w przyszłości, jako następca dziada i ojca, powinno było z kolei uwień- czyć swą skroń diademem królewskim. Do tego czasu wychowywał się mały Kazimierz na dworze, przeważnie zapewne pod opieką matki. Dumna królowa Rycheza nauczyła niewątpliwie swe- go syna języka niemieckiego, co było prawdopodobnie tym łatwiejsze, że był to również język ostatniej żo- ny Bolesława Chrobrego, Ody. Mówić musiało tym językiem wiele osób na dworze Chrobrego, bo prócz Dzieciństwo i młodość 365 rycerzy niemieckich, których utrzymywał Chrobry, musiały Oda i Rycheza mieć własną zaufaną służ- bę, przywiezioną z kraju rodzinnego, musiały mieć własnych kapelanów, spowiedników, także obcokra- jowców. Tak więc Kazimierz wraz ze swymi towarzy- szami, rówieśnikami, a synami polskich wielmożów, w zabawie i ćwiczeniach fizycznych, potrzebnych przyszłemu księciu, poznawał też pewne języki, za- tem obok języka polskiego zapewne niemiecki, a może i łaciński. Ale z biegiem czasu trzeba było pomyśleć o staranniejszym wychowaniu syna, o wy- kształceniu go głębszym, takim, jakie otrzymywali już wtenczas młodsi książęta dynastycznych rodów na Zachodzie, Czasami posyłano takie książątko do ja- kiegoś klasztoru na naukę, czasami brał je na wy- chowanie jakiś biskup, jak to bywało z królewiczami niemieckimi. Pod r. 1026, zatem kiedy Kazimierz miał lat prawie dziesięć, donoszą roczniki, że Ka- zimierz “traditur ad discendum" 8, zaś późniejszy a niewątpliwie wiarogodny Anonim-Gall opowiada, . że rodzice oddali małego Kazimierza do klasztoru, by tam został wykształcony w świętych naukach9. By miało to być oddanie na mnicha, nie jest prawdo- podobne, bo jeżeliby nawet, jak chce późna legenda, ojciec pragnął usunąć niewygodnego mu syna, by za- pewnić następstwo komu innemu, to przecież Ano- nim-Gall nie tylko o tym nic nie wie, ale wyraźnie stwierdza, że posłanie syna na naukę do klasztoru stanęło za zgodną wolą ojca i matki. A trudno przy- 8 MPH II s. 794; 9 Lib. I c. 21: “...qui inaonasterio parvulus a parentibus est oblatus, ibi sacris litteris liberaliter, eruiditus1. Por. poni- żej: Dodatek II. 366 Kazimierz Odnowiciel puścić, by Rycheza nawet przy największej pobożno- ści i oddaniu się Bogu poświęciła jedynego syna, dzie- dzica korony, służbie Bożej, wyświęceniu na mnicha, i szła w tym na rękę ciemnym machinacjom swe- go małżonka. Gdzie, w jakim klasztorze miał odbyć swe nauki Kazimierz, nie wiadomo. M. Peribach, ba- dając zawiązki naszych roczników 10, które wywodził z Dijon 1:1, wskazywał na klasztor św. Benigna, gdzie siedział jeszcze jako opat św. Wilhelm z Volpiano, o którym można powiedzieć, że były pewne nici, które go wiązały z Polską Bolesława Chrobrego 12. Ale ta kombinacja wydaje się bardzo wątpliwa, tak jak późna legenda o zakonnym pobycie Kazimierza w Ciuny. Wątpliwy musi być także pobyt w klasz- torze w Brauweiler, założonym dopiero w r. 1024 przez Ezzona. Klasztory te leżały na terytorium wpływów niemieckich, a jak wiemy, stosunki Miesz- ka II z Konradem II były od samego początku wy- soce napięte, choćby tylko samą sprawą koronacji. Można więc mieć wątpliwości, czyby ojciec w tych warunkach miał zamiar umieścić syna w Dijon czy Brauweiler, zatem w stronach, gdzie sięgały wpły- wy czy władza wrogiej korony niemieckiej. Wątpić też wolno, czy Rycheza chciałaby dziesięcioletniego 10 Por. T. Wojciechowski O Kazimierzu Mnichu Pam. AUhf 1885/5 s. 13—17, M. Peribach Die Anfange der pol- nischen Awnalistik, N. A.rohiv. 1899 s. 271 — 272. Wywody M. Peribacha nie mogą być uznane za wystarczające. — 11 Por. P. David Les sources de 1histoire de Pologne a Vepoque des Piasts (963—1386) Paris 1895 s. 5 n. 12 Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku- -Anastazym (Polska a Dijon) Przegl. Hist. 1905/1. Dzieciństwo i młodość 367 jedynaka wysłać tak daleko od siebie. Stąd raczej; należy sądzić, że był to jakiś klasztor polski, może," taki, w którym mógł roztoczyć opiekę nad królewi-. czem Lambert, biskup krakowski, zatem stryj Miesz- ka II. Jakie mogły być w tym czasie klasztory bene- dyktyńskie czy to w Krakowie, czy też w diecezji -krakowskiej, nie wiemy, bo najbardziej znane klasz- tory benedyktyńskie tej diecezji są zapewne nieco późniejszego pochodzenia. Ale nie można wątpić, że i tu były jakieś osady benedyktyńskie wcześniejsze, mogła sama katedra krakowska być obsługiwana przez benedyktynów i mogła nosić popularne miano monasterium, jak się to niejednokrotnie zdarzało. Jeżeli nie umiemy, jak tylko drogą przypuszczenia, wskazać, gdzie odbywał swe nauki dziesięcioletni Kazimierz, tak również nie mamy wskazówek, jak długo je pobierał ani też czego się uczył. Przypuścić należy, ż,e zacząwszy te studia w r. 1026, ukończył je, zanim objął tron po śmierci ojca. Anonim-Gall daje mu miano “homo literatus"13 i “vir eloquens et peritus" 14, wiemy wreszcie, że udzielono mu hoj- nie nauk świętych, takich zatem, jakich środowisko klasztorne, benedyktyńskie, udzielało swym wycho- wankom. To pewne zdaje się być także, że nie za- niedbywano udzielania mu ćwiczeń fizycznych tak potrzebnych dla zdrowia — zapewne pod okiem do-. danego mu piastuna-pedagoga 15. Słynie bowiem Ka- zimierz, jak świadczy Anonim-Gall, niedługo późnie| • " Lib. l c. 19. 14 Lib. I c. 21. 15 por. T. Wojciechowski O piaście i o Piaście Kraków- 1895. 368 Kazimierz Odnowiciel podczas swego pobytu w Niemczech czynami rycer- skimi 16, wychwala również jego męstwo podczas późniejszych jegO bojów z Miesławem i Pomorza- nami17. , Takie było przygotowanie Kazimierza na przy- szłego władcę Polski. Z czasów przed śmiercią Mieszka II nie posiada- my więcej wiadomości o Kazimierzu. W r. 1031, kie- dy Mieszko musiał uchodzić z Polski i przed Bezpry- mem, czy uciekł także Kazimierz, nie wiadomo. Mo- żna wątpić, czy klasztor polski, jak przypuszczamy, był dostatecznie bezpieczną przystanią dla królewicza przed zbrodniczą ręką uzurpatora. Jeżeli Kazimierz ;był zmuszony do opuszczenia kraju, to to oznaczałoby zapewne przerwanie studiów w klasztorze, które by się w ten sposób zamykały w obrębie lat 1026 i 1031. Czy spędził ten czas takiego wygnania z ojcem w Cze- chach, czy też u matki w Niemczech, czy może na Węgrzech, o czym pisze Anonim-Gall, przenosząc to jednak na czas późniejszy, około daty śmierci św. Stefana, nie da się wyjaśnić. Można być tylko jednej -rzeczy dość pewnym, tj. że w r. 1034, w chwili śmier- ci Mieszka II, musiał być w kraju i objął natychmiast spadek po ojcu. Najstarsza przynajmniej kronika pol- ska, pisana za życia jego wnuka, w czasie kiedy o tych wydarzeniach mogła żyć na dworze Krzy- woustego tradycja mało jeszcze zmącona, nic nie wie o tym, by trzeba było szukać gdzieś Kazimierza po szerokim świecie, by trzeba go było sprowadzić, aby 16 Lib. I c. 19: “....ma.gnamque famam ibL miUtariis gloriae consecutus". Tamże c. 18: “...in actu militari miles audacissi- mus". 17 Lito. I c. 20. Moneta królewska Bolesława Śmiałego: w rewersie archi- tektura kościelna o trzech kopułach. (Powiek, l: 5). Dzieciństwo • imłodość 369 objął dziedzictwo. Legenda o sprowadzeniu go z klasz- toru, z Ciuny, jest znacznie późniejsza, dostosowana swym opowiadaniem do opowieści o jego mnichostwie w obcym, zagranicznym klasztorze. Jakie mogło być stanowisko i rola Kazimierza w tragicznych, rozgrywających się wówczas wy- -padkach w ostatnich latach rządów "Mieszka II, nie wiemy. A był on przecież w tym czasie młodym człowiekiem, w r. 1031 miał lat piętnaście, był za- tem w pojęciach ówczesnych pełnoletnim, zdatnym do czynu, do rady, do pomocy ojcu. W niezwykle ciężkich warunkach przyszło Kazi- mierzowi obejmować rządy, gdy 10 maja 1034 r. za- kończył życie Mieszko II. Krótko i zwięźle mówią o tym zdarzeniu źródła polskie, niektóre późniejsze zresztą dodają, iż Mieszko II popadł w szaleństwo przed śmiercią. Niemieccy rocznikarze nazywają je- go śmierć przedwczesną, co by nie było dziwne, bo zmarł mając zaledwie lat 44. Ale jeden z kronikarzy, prawda że późny, bo z XII wieku, opierający się nie- wątpliwie na jakimś, dziś nam już nie znanym źró- dle, Gotfryd z Viterbo, kapelan i notariusz cesarzy Konrada II, Fryderyka I i Henryka VI, zapisał w swoim dziele Pantheon następującą wiadomość: Mieszko.-został zabity przez swego giermka ls. Czy ls MGH SS XXII s. 2.42. “Ipse vero Misico post hec a suo armigeno occisus est. Ab illo temperę provincia Polo- norum imperio nostro soli it tributum". Wiadomość ta, nie po- twierdzona żadnym innym źródłem, schodzi się z nieco tajem- niczo brzmiącymi słowami Roczników hildesbeimskich, SS RR Germ. lin usum schol. s. 38: “Misacho Polianorum dux immatura morte interiiit". Sądzę, żie nic nie stoi na przeszko- dzie uznania prawdziwości przekazu Got-fryda z Viterbo. 24 Polska X—XI wieKu 370 Kazimierz Odnowiciel giermkiem tym nie był Miesław, którego Anonim- -Gall nazywa cześnikiem Mieszka II 19, nie wiado- mo, można by. tylko sądzić, że zabójstwo takie mogło być w związku z pewnym Miesławem i jego buntem. Tak czaiła się śmierć wokoło potomków Chrobrego. Bezprym zginął w roku 1033 podobnie jak jego brat, zdaje się, nie bez wiedzy Mieszka II, wreszcie sam Mieszko II padł pod ciosami spiskowca czy buntownika. Z całej dynastii pozostał jeden Kazimierz, na jego osobie opierała się przyszłość gasnącej dynastii. Dziwnie szybko zniknęło wielkie dzieło Bolesła- wa Chrobrego. Świadczy to może, że w budowie te- go państwa odegrała może większą rolę znakomita indywidualność Bolesława niż faktyczne elementy siły, na których rozwinięcie i ustalenie nie starczyło mu życia i czasu. Polityka Mieszka I i Bolesława Chrobrego po pró- bach, w łączności zresztą z Czechami, oporu przeciw cesarstwu, poszła wreszcie w kierunku współpracy z Ottonem III. Jaką drogą, jakimi sposobami, realista polityczny, jakim był Bolesław Chrobry, potrafił związać ze sobą marzyciela politycznego, którym był Otton III, staram się oświetlić na innym miejscu — można tylko powiedzieć, że to dwie indywidualności wzajemnie się uzupełniały, rozumiały się i działały do śmierci Ottona III w zupełnej harmonii. Trzeba też i to zaznaczyć, że Bolesław Chrobry potrafił wy- ciągnąć z tego niezwykle bliskiego stosunku wielkie korzyści dla swego państwa, jak swobodę i bezpie- 19 Lłb. I. Dzieło Chrobrego 371 czeństwo ze strony zachodniej, trzymanie na wodzy czeskiego księcia, poskromienie północno-zachodnich sąsiadów Polski, na których cesarz wraz z Bolesła- wem tylokrotnie się wyprawiają. Bezpieczeństwo od zachodu zapewniało też większe bezpieczeństwo od wschodu, gdzie pod bokiem Polski tworzył Włodzi- mierz wielkie państwo ruskie. Te warunki pozwoliły Chrobremu na uporządkowanie spraw wewnętrznych, zatem na zjednoczenie podzielonego wśród sukceso- rów przez Mieszka I państwa, pozwoliły wreszcie na zwrócenie uwagi na sprawy kościelne, między któ- rymi były na porządku także zagadnienia misyjne, których pierwsza próba zakończyła się śmiercią św. Wojciecha w Prusiech. Dalszym etapem współpracy Bolesława Chrobrego z Ottonem III była sprawa osta- tecznego zorganizowania kościoła w Polsce, której pierwszym aktem było utworzenie samodzielności ko- ścielnej na zjeździe gnieźnieńskim w r. 1000. Bolesław wyciągnął z tego zjazdu nie tylko korzyści w postaci ustanowienia metropolii w Gnieźnie, ale i bardzo znamienne korzyści polityczne, zwolnienie od zależ- ności “tributarium faciens dominum", włożenie ko- rony na głowę, tytuł “cooperatoris imperii" i “ami- ci populi Romani", dar świętej włóczni św. Mauryce- go, dar symboliczny tronu Karola Wielkiego. Bo- lesław, który spodziewał się dalszych łask i° dobro- dziejstw ze strony swego młodego cesarskiego przy- jaciela, był na dobrej drodze do uzyskania tytułu i korony królewskiej. Musiał być i Bolesław nie- zwykle zręcznym politykiem, człowiekiem wielkiego czaru i uroku, jeżeli Otto III, młodzieniec wielkiego wykształcenia, dużego polotu i szerokich horyzontów, został tak opanowany przez władcę polskiego, iż wbrew 21* .372 Kazimierz Odnowiciel opinii kół niemiecko-saskich potrafił dać tyle swemu polskiemu przyjacielowi. Ale rychło bardzo skończyły się wielkie sny i marzenia Ottona III i Bolesława Chrobrego. Śmierć w r. 1002 Ottona III zmieniła zupełnie sytuację, Henryk II, także realista polityczny, spotyka się te- raz na terenie polityki z równej miary realistą, ja- kim był Bolesław Chrobry. Zamach na życie Bolesła- wa dokonany w Merseburgu, który Chrobry może nie bez racji przypisywał Henrykowi II, wytworzył atmosferę nieufności, która nie miała już nigdy ustą- pić w stosunkach wzajemnych tych dwu potężnych indywidualności. Chrobry pragnął utrzymać stanowi- sko niezależnego władcy, które osiągnął w r. 1000, Henryk II zaś postanowił przywrócić stan po- przedni. W tych warunkach wynikły długoletnie woj- ny, które z Henrykiem II prowadził ten “lis chytry", ten “gad jadowity", “lew ryczący", “Słowianin okrutny", ten wreszcie “niszczyciel większej części cesarstwa". Wszystkie te epitety, które przydaje Thietmar Chrobremu, świadczą nie tylko o nienawi- ści kronikarza merseburskiego względem Bolesława, ale o niezwykłych zaletach, które wykazał Chrobry w walkach z tak potężnym przeciwnikiem, jakim był Henryk II i królestwo niemieckie. Realnym wyni- kiem wojen Bolesława Chrobrego z Henrykiem II było wykazanie, że przy zręcznej polityce Polska jest w stanie oprzeć się skutecznie całej potędze cesar- stwa, potędze kilkakroć większej i silniejszej od niej. Ale warunkiem tego powodzenia wojennego była od- powiednia polityka zewnętrzna, nie pozwalająca na to, by atakujące Polskę Niemcy poruszyły przeciw niej prócz frontu zachodniego także inne odcinki, , Dzieło Chrobrego 373 a przede wszystkim, by nie dopuścić do równoczesne- go zmobilizowania przeciw niej frontu wschodniego. Polityka zatem Bolesława Chrobrego zręcznie wy- zyskiwała wszystkie trudności, jakie zjawiają się we- wnątrz ogromnego a słabo skonsolidowanego państwa .niemiecko-rzymskiego. Było zaś tych elementów roz- kładu w obrębie Niemiec i Włoch więcej niż gdzie- kolwiek indziej, dawał sobie z nimi radę, wśród cią- głych zresztą walk, spisków i buntów, Otto I, ale Henryk II, choć zręczny polityk i także człowiek skrupułami nie obarczający sumienia, miał pod tym względem dużo trudniejsze zadanie, wobec tego prze- de wszystkim, że na nim, bezdzietnym, wygasała boczna linia tak znakomitej i tak dla Niemiec za- służonej dynastii saskiej Ludolfingów. Za to Bolesław Chrobry raz w początkach swych rządów załatwiwszy się z przyrodnimi braćmi, których wygnał z Polski, zdaje się, że przez lat trzydzieści miał trwały spokój wewnętrzny — silną dłonią dzierżył cugle władzy nie pozwalając na wewnętrzne walki, hamując par- tykularyzmy plemienne i narzucając swemu państwu nowe więzy administracyjno-prawne, choćby w po- staci rozbudowywanej systematycznie organizacji kościelnej. W ten sposób krzepło wewnętrznie pań- stwo Bolesława Chrobrego, gdy przyszłe losy Niemiec, wobec wewnętrznych przesileń, wobec niepewności dalszych losów z powodu bezdzietności króla, mimo całej jego energii i zręczności, dawały pole Bolesła- wowi do gry politycznej i wyzyskiwania słabych stron konstrukcji państwa niemieckiego. Zręcznie też prowadził Chrobry swą politykę wobec państw z Pol- ską sąsiadujących, tak iż mimo intryg Henryka II, mimo tworzenia przez niego koalicji skierowanych 374 Kazimierz Odnowiciel przeciwko Polsce, Chrobry umiał wyjść zawsze z po- wodzeniem z tego rodzaju opresji, tym więcej że, jak to było; już powiedziane, nie zdołał Henryk rozbić wewnętrzne] jednolitości państwa, nie znalazł we- wnątrz społeczeństwa nikogo, kto by był śmiał stawić czoło monarsze. Ostateczny rezultat długoletnich zmagań się Bolesława Chrobrego z potęgą niemiecką usymbolizowała jego koronacja w r. 1024, którą zda- wał się kłaść kres “niemieckiemu uniwersalnemu pa- nowaniu nad wschodnią Słowiańszczyzną". Znaczenie Bolesława dla Polski i w ówczesnym świecie było bardzo wielkie także przez jego pracę cywilizacyjno-kościelną. Przyjaciel świętych, Wojcie- cha, Brunona, Pięciu Braci Męczenników, w związ- kach ze św. Romualdem, a zapewne też z pewnymi przedstawicielami ruchu kluniackiego 20, uczynił Pol- skę ścieżką apostołów. “Był Bolesław światłem i po- chodnią cywilizacji zachodniej, rzymskiej, którą rozpraszał cienie pogaństwa nie tylko tam w Polsce, gdzie się jeszcze ono kryć mogło, ale myślał o krze- wieniu chrześcijaństwa wśród Prusów i Jaćwingów, wśród pogańskich Słowian zachodnich, wśród których Niemcy zaniedbali misje — owszem, przeciwnie, ra- czej tolerowali ten stan rzeczy, byle tylko wśród nich znaleźć sprzymierzeńców przeciw chrześcijańskiemu władcy Polski. Niezmiernie duża, wytężająca a kosz- towna praca około zorganizowania kościoła w Pol- sce, niedostatecznie dotąd znana i oceniona, jest świadectwem, jak głęboko Chrobry wnikał w za- gadnienie przetworzenia Polski w państwo, mócar- 20 Por. St. Kętrzyński Kilka uwag o opacie Astryku- -Anastazym. Rządy Mieszka II 375 stwo chrześcijańskie, europejskie, które by się stało wałem obronnym przed zalewem germańskim". Już najdawniejsze nasze kroniki, nie mówiąc tu o kronikach współczesnych niemieckich, mówią z uwielbieniem i zachwytem o jego znakomitej gos- podarce, o jego dbałości i troskliwości o dobrobyt "poddanych, o bogactwie kraju, o niezmiernym prze- pychu jego dworu, czym zadziwiał obcych i zachwy- cał samego Ottona III, o skarbach, którymi rozpo- rządzał. W dużej mierze działał tymi skarbami Bo- lesław na terenie polityki kupując nimi zwolenników w Niemczech. W dalekich wyprawach wojennych wpadało mnóstwo kosztownej zdobyczy, między in- nymi i tłumy jeńców, którymi kolonizowano liczne pustkowia. Koroną tego rodzaju finansowych operacji musiała być kijowska wyprawa w r. 1018, kiedy to Bolesław wypróżnił skarbiec książęcy ruski i wy- wiózł do Polski przebogate łupy. Tak stała się Polska, dzieło Bolesława Chrobrego, najpotężniejszym mocarstwem zachodniej Słowiań- szczyzny, a równocześnie posterunkiem kultury za- chodniej, chrześcijańsko-rzymskiej, w tej części Eu- ropy. Ze śmiercią jednak Bolesława prędko zniknęła aureola, która opromieniała dotąd Polskę Chrobrego. Syn jego Mieszko II nie miał zapewne tego oriego lotu, który niósł jego ojca do zwycięstw, ale zawsze był to wielki i dzielny wojownik, wychowany w zna- komitej szkole ojca, pracujący nad obszernym, za- możnym i obfitującym w siły państwem. Był on za- razem wytrawnym politykiem i dyplomatą, zapra- wionym do tego przez ojca, który zalecał mu paro- krotnie ważne i trudne misje dyplomatyczne w Cze- 376 Kazimierz Odnowiciel calach i Niemczech. Odznaczał się nieprzeciętnym na owe czasy wykształceniem, głębokim zrozumieniem spraw kościelnych, utwierdzaniem w Polsce wiary i kościoła, o czym wystawia mu Matylda szwabska tak pochlebne świadectwo w swym liście. Przy tych wszystkich zaletach mógł być Mieszko niewątpliwie wielkim monarchą, takim, który by stanął godnie w pamięci potomnych obok swego znakomitego ojca. Lecz ułożyły się inaczej stosunki zarówno te w kra- ju, jak tamte za granicą. Obok niego przebywali bra- cia jego i krewni po mieczu, starszy od niego brat przyrodni Bezprym, urodzony z Węgierki, i młodszy, rodzony, Otto, nadto Dytryk, brat stryjeczny, urodzo- ny z jednego z przyrodnich braci Chrobrego. Sprawa z tymi była trudniejsza niż za czasów Bolesława Chrobrego, gdy ten wypędził macochę z synami, tam bowiem miało się do czynienia z bardzo młodymi lu- dźmi, dziećmi prawie, gdy tu Bezprym na przy- kład był starszy wiekiem od Mieszka II i zapewne nie od dziś starał się o zyskanie sobie zwolenników i sprzymierzeńców. I oni rościli sobie prawo do dziedzictwa i władzy, bo korona królewska, jakkol- wiek niepodzielna, nie chroniła , jeszcze całkowicie ; od podziału kraju między sukcesorów. Niezadowole- ;, ni pretendenci do spadku zbiegli na Ruś i stąd za- IL częli tworzyć koalicję, skierowaną przeciw Mieszko- - wi. Niemcy, po wstrząsie, jaki przeszły po wygaśnię- ciu Ludolfingów, po złamaniu pewnych czynników -•;oporu, na który natrafiła dynastia salijska, szybko wracały do sił. Najlepiej o tym świadczy rychłe osią- :- gniecie korony cesarskiej przez Konrada II (1027), na którą jego poprzednik czekał z górą lat dziesięć. Takim sposobem regeneracja potęgi niemieckiej, Rządy Mieszka II 377 wzmocnionej niedługo nabytkiem królestwa bur- gundzkiego i przymierzem z potęgą duńsko-angielską Kanuta, przyszła zbyt szybko, tym więcej że równo—: cześnie dodać należy wzmocnienie się Rusi, która pa-.-; miętała zdobycie Kijowa w r. 1018 pod rządami Jarosława. Stąd okazało się, że nietrudno było wygna— nym czy zbiegłym braciom poruszyć sąsiadów Poi--; ski przeciw Mieszkowi. Doszło w końcu do najnie- - bezpieczniejsze j...-.politycznej dla"Polski" —komłlina- cji, tj. do porozumienia niemiecko-ruskiego, koniecz- ności walki na dwa fronty. Z tym zaczęły się utraty- krajów i prowincji. Słowaczyzna odpadła, może w tych czasach, do Węgier, Morawy do Czech. Po- morze przestało należeć do Polski, Grody Czerwień- ;skie zabrali Rusini. Bronił się dzielnie Mieszko, , zwłaszcza cesarzowi, któremu dwukrotnie zniszczył kraj ogniem i mieczem. W końcu jednak cesarz zwyciężył, a Mieszko stracił na Zachodzie wszystkie - zdobycze Bolesława, o które tyle krwi przelano, Mil- sko i Łużyce. Stracił także koronę wydaną cesarze-.. wi. Wkrótce powrót własnych braci wypędził go 2 kraju. Na okrojonym dziedzictwie Bolesława rżą- •-dził teraz krwawo i okrutnie Bezprym. Wkrótce co prawda powrócił Mieszko do kraju, i objął tron krwią Bezpryma zbroczony, lecz Kori- rad II nie dał mu się utrwalić na odzyskanej ojco- wiźnie i podzielił kraj na trzy części, między Miesz- ka II, Ottona—i-Dytryka. Przypadek czy zbrodnia wydarła życie Ottonowi w r. 1033, a to dało Mieszkowi sposobność raz jeszcze, spróbować szczęścia. Udało mu się złączyć dzie- -dzictwo ojcowskie, by móc" je przekazać jedynemu synowi, Kazimierzowi. 378 Kazimierz Odnowiciel Miał to być pan pełen najpiękniejszych przymio- tów, gorliwy krzewiciel chrześcijaństwa, fundator licznych kościołów, znany ze swej hojności daleko za granicami swego królestwa, “...mąż wdów, ojciec sie- rot, niezachwiany obrońca ubogich i potrzebujących pomocy"21, tak jak przystało na chrześcijańskiego koronowanego monarchę. Pozostawił po sobie pamięć dzielnego rycerza i wojownika, “hic vero Mescho mi- les probus fuit" 22, charakteryzuje go Anonim-Gall. Nie służyły mu tylko okazje, które umiał tak zręcznie wyzyskiwać jego wielki ojciec. Może też brakło mu w początkach rządów tej bezwzględności wobec ry- wali, którą w tych krwawych czasach utrzymywano jedność państwa wobec zakazów podziału ojcowizny: jeżeli Bezprym i Otto padli, prawdopodobnie nie bez wiedzy Mieszka II, to ta zbrodnia bratobójstwa, po- pełniona dla idei jednolitości państwa, spełniona zo- stała za późno23. Może w r. 1025 lub 1026 mogła była 21 Por. List Matyldy, MPH I s. 323—324, Z2 Lib. I c. 17. " ; • • 23 Inne powody katastrofy przytaczają Niemcy, np. Al. Brackirnann Die Anfdnge des polnischen Staates, Gesammelte Aufsatze Weimar 1941 s. 162 n. Sądzi on, że wielkość Chro- brego wypływa więcej z takiego nastawienia historyków pol- skich niż z realnych rezultatów, przypomina mu on “...die lange Reihe der sturmisch vordrangenden Staatengrunder jener Jahrhunderte", tylko że tamci trafiali na grunt lepiej przygotowany, gdy “...die Bedingungen fur eine Staaitenbildung waren daher uberall, sonst m Europa sehr viel gunstiger als im slawisohen Osten"., Powód tego upatruje ten badacz w mi- .łości kultury rolnej, prymitywności narzędzi rolniczych i w tym, że: “Freie und Untreie unterschieden sich kaum .io den Formen ihrer Wirtscnaft und in denen ihrer Lebens- fuhruing". “Ań diesem primitiven Zustand der Beyolkerung — konkluduje Al. Brackmann — i,st Bol.eslaus als Staatsmann Rządy Mieszka II 379 uratować dziedzictwo Chrobrego przed katastrofami, które je spotkały następnie. gescheitert. Mit solchen Bauern lasst sich kein grosses Reich fur die Dauer sichern". Są w pewnym ułamku te naiwności Al. Brackrnanna do przyjęcia — naiwności wynikające z po- wierzchowności jego zetknięcia się z historią Polski — nio można wątpić, że stanowić one mogą tylko cząstkę czynni- ków, które tu należy wziąć pod uwagę. Przede wszystkim chodzi tu o prymitywność organizacji państwa, tę prymityw- ność, która spowodowała degenerację państwa Karola Wiel- kiego, a która wywoływała ustawiczne ciężkie przesilenia następnie w państwie niemieckim, okazującym tak mało zdolności na odpowiedni postęp i zorganizowanie się. Była też taka prymitywność udziałem Polski Chrobrego, a rozwój późniejszych stosunków, zwłaszcza w XII i XIII wieku, utrud- niał niepomiernie zadanie zmian i przetwarzania się. I. 1034—1037. ODJAZD RYCHEZY. REAKCJA TZW. POGAŃSKA, BUNT M1ESŁAWA, NAJAZDY. POMORZAN. UCIECZKA KAZIMIERZA. W zupełnych ciemnościach kryje się początek rzą- dów Kazimierza. Wiadomości przekazane nam: przez źródła polskie jak obce są nadzwyczaj skąpe i ogól- nikowe, a w dużej mierze bałamutne. Dwa zaś za- bytki, po których można by się najwięcej spodziewać, t j. Fundatio monasterii Brunyilarensis i kronika Anonima-Galla, pełne są anachronizmów i niekon- sekwencji 24, tak iż tylko z pewnymi zastrzeżeniami można z nich korzystać. W ostatnich latach rządów Mieszka II, kiedy ten “zapomniawszy o koronie i całej ozdobie królewskiej" poddał się w Merseburgu cesarzowi Konradowi II, musiało wzrosnąć na dworze polskim znaczenie kró- lowej Rychezy. Mamy prawo bowiem sądzić, że Ry- cheza, która w początkach rządów syna znajduje się w Polsce,przybyła tam wcześniej, zatem może jesz- cze w r. 1032 po śmierci Bezpryma i powrocie Miesz— 24 Por. wyż. s. 517. Rządy Rychezy 331 ka II lub też w r. 1033 po śmierci Ottona i po ostat- nim zjednoczeniu państwa przez Mieszka. Mieszko, • przygnieciony nieszczęściami i klęskami, a zapewne l kalectwem, bo chyba można tu ufać informacji Ano- nima-Galla 25, miał pod koniec życia postradać zmy- sły. Niewątpliwie pragnęła Rycheza wywierać swój wpływ na rządy i za panowania syna, zaledwie osiem-, nastoletniego młodzieńca. Ale niechęć książącego oto- czenia wobec królowej matki zmusiła ją niedługo do opuszczenia Polski, na zawsze26. Przynajmniej nie mamy wiadomości, by kiedykolwiek jeszcze przybyła * do Polski dla odwiedzenia syna, chociaż mogła czę- ściej przesiadywać w Saalfeid, w Turyngii, posiadłości Ezzonidów, zatem nie tak daleko od granic Polski. Jak już wyżej wskazałem, najprawdopodobniej sam Mieszko II padł pod- ciosem mordercy, nie znanego nam z imienia giermka książęcego — Bezprym miał być również zamordowany, a A. Lewicki o śmierci Ottona wyraża się domysłem, iż może i on zeszedł ze świata nienaturalną śmiercią. Kilka tych śmierci książąt polskich, tak nagłych i tajemniczych, choć- byśmy mieli prawo posądzać, że działy się one, o ile chodzi o Bezpryma i Ottona, za wiedzą Mieszka II, nasuwa przypuszczenie, że na dworze książęcym był zastęp ludzi, który nie potrzebował się na nic oglądać, z nikim liczyć, który miał środki i w środkach nie przebierał i który mógł terroryzować księcia, dwór i partię sobie przeciwną, byle dopiąć zamierzonego celu. Można przypuszczać, że silne więzy, które łą- 26 Liib. I c, 17: “...genitalia, ne gignere pósset, carrigiis aśteictus". • " • 26 Lib. I c. 18: “...traditores eam de regno propter in- yidiam elecerunt". 382 Kazimierz Odnowiciel czyły monarchę z jego otoczeniem za czasów Bole- sława Chrobrego i w pierwszych latach rządów Mie- szka II, bardzo osłabły pod wpływem klęsk zewnętrz- nych i wewnętrznych walk, sporów, niesnasek ro- dzinnych. Prestiż, który otaczał króla, upadł, a ko- rzyść z tego stanu rzeczy starali się wyzyskać ci lu- dzie, którzy stali dotąd blisko tronu. Do nich należał zapewne i Miesław, który niedługo wystąpi jako udzielny, niezależny książę Mazowsza. Był on zatem poprzednikiem Sieciecha, Skarbimira i innych major- domów piastowskich, jednym, a także jedynym, który osiągnął cel swych pragnień i ambicji. Miesław, był, jak twierdzi Anonim-Gall, cześnikiem króla Mie- szka II 27, a z racji swego dworskiego urzędu wpły- wowym dygnitarzem i możnym panem, i trudno wątpić, by w ostatnich latach Mieszka i pierwszych . Kazimierza nie był Miesław, zanim zawładnął mazo- wiecką dzielnicą, jedną z najpotężniejszych osobi- stości w państwie. Sądząc z jego następnych czynów musiał wyzyskiwać słabość rządów, musiał być prze- ciwnikiem silnej władzy książęcej, może jedną z głów stronnictwa antydynastycznego. Przecież Kazimierz był właściwie ostatnim z Piastów. Ludzie tego po- kroju mogli do pewnego stopnia liczyć się z młodym księciem, którym pragnęli kierować, ale zapewne wie- dzieli dobrze, że Rycheza i jej niemieckie otoczenie musiało być wrogami myśli likwidacji dynastii, rozu- mieli, że na matce i jej ludziach, jej stosunkach i wpływach mógł się Kazimierz najsilniej opierać, mógł przy tych czynnikach nawet wybrnąć z trud- 27 Lib. I c. 20: “Meczzlaus... pincerna patris sui Mescho- nis et minister". Rządy Rychezy 383 nego położenia, mógł się wzmocnić i ustalić. Kim byli ci ludzie, na których się mogła opierać Rycheza, nie wiemy; nie można wątpić, że po przeszło dwudziestu latach pobytu w Polsce musiała posiadać swe wpływy i grupę ludzi sobie oddanych. Zapewne też jej zwo- lennikami jak zwolennikami dynastii był episkopat, duchowieństwo, tyle zawdzięczające opiece i szczo- drobliwości Bolesława Chrobrego i Mieszka II. Po- bożna pani, jaką była Rycheza, musiała mieć w tych kołach, częściowo składających się z obcokrajowców, zwolenników zdecydowanych a wpływowych. Na dwo- rze musiała posiadać królowa jak i jej syn również oddanych ludzi, częściowo zapewne cudzoziemców. Jednym z nich był wierny sługa królowej Embry- cho, “minister" Rychezy ożeniony z Polką imieniem Dobrawa 28, drugim zaś Romer Starkhar, również jej podwładny 2E>. Musiała mieć też Rycheza swą własną, oddaną i wierną służbę, swych kapelanów, którzy sta- nowili dla niej i dla Kazimierza grupę łudzi najściślej 28 Th. J. Laoomblet Urkundenbuch fur die Geschichte des Niederrheims Dusseldori. 1840 I 189, dokument Rychezy z 7 września 1054: “...ąuoniam lam dictus minister meus Embri- cho... paenitentia ductus, possessionis, suae quae Geldesdorp dicitur, quam ipse et uxor eius Douerauua me donante pro- priam habebant etę". Słowiańskie imię żony Embrycha wska- zuje, że ten dworzanin Rychezy ożenił się w Polsce, za cza- sów pobytu tamże królowej, może z jakąś panną dworską Rychezy. 29 Tamże I 192, dokument Annona, arcybiskupa koloń- akiego z r. 1057: “Stakhare... vir iingenuus et comes, miles ipsius Reginę". Może i ten Starkhar był dawnym dworzani- nem Rychezy, lubo tytuł “comes" i określenie “miles Reginę" mogłyby wskazywać na jakiś lenny stosunek do Rychezy, oczywiście na terenie niemieckim. 384 Kazimierz Odnowiciel z nimi związanych. Przeciwko zatem Rychezie i jej domowi zwróciła się przede wszystkim, jak świadczy, Ąnonim-Gall, akcja partii przeciwnej. Jak się te •sprawy rozegrały, nie wiadomo, zapewne wkrótce po śmierci męża, gdzieś może już w końcu r. 1034 czy początku następnego, opuściła Rycheza Polskę, zabie- rając ze sobą zapewne swój dwór oraz małoletnie córki, Rychezę i Gertrudę. Towarzyszyła jej prawdo- podobnie także najmłodsza córka Bolesława Chro- brego, Matylda z Ody zrodzona 30, której pobyt- w Niemczech może być dla nas wskazówką równo- czesnego tamże pobytu królowej 31. Według późniejszych, wiarogodnych wskazówek udała się ona do Saksonii32, prawdopodobnie na dwór cesarza, który właśnie w Goslarze obchodził święta Bożego Narodzenia 33. Dłuższy czas mogła spędzić w Niemczech, umieszczając swe córki w jednym z licznych klasztorów zarządzanych przez jej sio- stry, by w ten sposób dać królewnom odpowiednie wykształcenie, zanim przyjdzie czas wydać je za mąż. Zielone Świątki r. 1035 spędziła zapewne w Bambergu 30 O. Balzer Genealogia s. 72. 31-Najprawdopodobniej Rycheza mogła być tą osobą, z którą Matylda mogła się znaleźć na cesarskim dworze, Przez Rychezę też spokrewnioną z Ludolfmgami i przez jej .wpływy rodzinne mogła Matylda odgrywać swą rolę na dwo- rze niemieckim, 32 MGH SS XVI s. 170. Annal. Magdeb. pod r. 1034: “Ka- zimier cum matre sua a Polanis... expulsus diu in Saxonia exulavit". Połączono tu niewątpliwie późniejszą ucieczkę Ka- zimierza z wypędzeniem. Rychezy. Data jedna w stosunku oczywiście do Rychezy wydaje się prawdopodobna. Pobyt .Kazimierza, jak zobaczymy niżej, nie trwał tak długo. 33 SS RR Germ. in us. schol. s. 39, Annal. Hildesh. Rządy Rychezy 385 na cesarskim dworze, gdzie ułożono dwa związki ro- dzinne, Gunhildy, córki Kanuta Wielkiego, z mło- dziutkim synem cesarza Henrykiem III i Matyldy,, córki Bolesława Chrobrego, z Ottonem ze Schwein- furtu si. Gunhilda i Matylda były bliskimi sobie kuzynkami, bo Gunhilda była prawnuczką, Matylda zaś wnuczką Mieszka I. Lecz nie tylko pod tym względem są ciekawe dla nas zaręczyny Matyldy z Ottonem ze Schweinfurtu, rzucają one bowiem Światło zarówno na obecność w owym czasie Rychezy w Niemczech, jak na ówczesne stosunki polityczne Polski. Z panami na Schweinfurcie pozostawała Polska od dawna w bliższych, dość ożywionych stosunkach. Był to znakomity ród bawarski, z którego wybiła się boczna linia margrabiów austriackich Babenbergów. Ojciec Ottona, Henryk, był jednym z najpotężniej" szych panów bawarskich, posiadał nadto wiele lenn nadanych mu przez cesarza Ottona II. W r. 1003 wszczął ten Henryk bunt przeciw Henrykowi II, obra- żony o to, że ten nie chciał mu dać obiecanego du- kata bawarskiego za poparcie udzielone królowi przy elekcji. W buncie tym znalazł Henryk poparcie w oso" bie nieubłaganego wroga Henryka II, w ojcu Matyldy, w Bolesławie Chrobrym. Powstanie Henryka zostało jednak złamane, a on sam, przywrócony do łaski króla i dóbr swych alodialnych, utracił wszystkie lenna. Mimo tego jednak znaczenie Henryka ani syna jego 84 SS RR Germ. in us. schol. s. 39, Annal. Hildesh. “Et Otto de Suirwordi. ibidem Mathildem, fillam Bolezlavonls Polianorum ducis sibi desponsavit". Por. H. Breslau Jahrbii- cher des deutschen Reichs unter Konrad II Leipzig 1879 —1884 II s. 147—149. 25 Polska X—XI wieku 386 Kazimierz Odnowiciel Ottona nie zmalało — w r. 1029 wychodzi za mąż za Brzetysława, wówczas księcia morawskiego, Judyta, siostra Ottona, po słynnej romantyczno-rycerskiej wyprawie Brzetysława po oblubienicę. To małżeństwo, choć może nie całkiem po myśli panów ze Schwein- furtu, wciągało ich w obręb interesów dynastii cze- skiej, bądź co bądź szerokich, dotykających także. poważnie i spraw polskich. W każdym razie związek ten przyczyniał się bez wątpienia do podniesienia jeszcze politycznego znaczenia tego rodu. Jak znaczne stanowisko w ówczesnym świecie zajmował Otto ze Schweinfurtu, świadczy, jak to słusznie zauważył H. Bressiau, dokument cesarzowej Gizeli z r. 1033, - w którym notariusz pomieścił Ottona po Ezzonie, palatynie lotaryńskim, ojcu naszej Rychezy, a przed margrabią austriackim Albrechtem35. Teraz zatem miały się odnowić dawne związki Bolesława Chrobrego z Henrykiem w postaci małżeństwa ich dzieci. Otóż to małżeństwo musiało mieć na celu wzmocnienie Kazimierza — politycznie tym sposobem zyskiwał on powinowatego, potężnego i wpływowego pana nie- mieckiego, który obok bliskich mu Ezzonidów miał być rzecznikiem spraw polskich wobec Konrada II. Z drugiej strony przez związek Judyty z Brzetysławem- mógł spodziewać się także Kazimierz, że niebezpie- czeństwa grożące osłabionej Polsce ze strony czeskiej będą złagodzone. Równocześnie zaręczyny Henry- ka III z Gunhildą zbliżały do siebie dwór cesarski i polski, Kazimierza i Henryka, a Matylda mogła tu być ogniwem łączącym oba dwory ze sobą. Stąd 36 H. Breslau Jahrbiicher des deutschen Reichs unter Konrad II, II s. 149. Por. Monumenta Bolca XXIX as. 40. Rządy Rychezy 387 właśnie sądzić , wolno, że całej tej kombinacji matry— monialno-politycznej nie obca była Rycheza. Poza tym wszystkim małżeństwo Matyldy wska- zywałoby, że Polska i Kazimierz przedstawiały wtedy, zatem w r. 1035, jeszcze istotne wartości dla możnych panów ze Schweinfurtu. Otto miał wziąć za żonę księżniczkę znacznego i możnego księstwa, nie wy- gnankę bez kraju i ojczyzny. Zdaje się to wskazywać,;, że sytuacja w tym czasie Kazimierza i Polski wyda-; wała się być raczej pomyślna, że nie szalał jeszcze,;. ogień wojny domowej ani buntu, że nie zwalił się na,; kraj potop klęsk i nieszczęść. , : Małżeństwo to jednak nie przyszło do skutku? Synod w Trybur, który się zebrał w pierwszych dniach maja 1036 r., unieważnił zaręczyny Ottona z Matyldą, narzeczony musiał się wyrzec polskie j. księżniczki pod przysięgą36. "., ,.- Co było powodem tak ostrego wyroku synodu, trudno wyrozumieć. Istniało co prawda pewne powi- - nowactwo między Ottonem a Matyldą, ale było ono tak dalekie, że nawet przy surowym przestrzeganiu przepisów kanonicznych nie mogło chyba być prze- szkodą. Albowiem Lotar Stary z Walbeck był przez swą córkę Eilę pradziadkiem Ottona, Matyldy zaś ciotka Ludgarda, siostra jej matki Ody, wyszła za mąż za Wernera z Walbeck, wnuka po synie Lotarze Lotara Starego s7. Prawdopodobnie zatem trzeba szu- kać powodów politycznych, które wpłynęły na wyrok 36 SS RR Germ. in us. schol. s.. 40, Anin.al. Hildesh. “Ib1 dem etiam predictus Otto oogente sinodo M.abthildem sibi desponsatam. iuramento a se abaligenayit". Por. H. Breslau Jahrbiicher des deutsch. Reichs u. Konrad II, U s. 161—162. ST Tamże II s. 161 uw. l. 251- 388 Kazimierz Odnowiciel synodu. Przede wszystkim narzuca się przypuszczenie, że zaczynający się rozkład wewnętrzny Polski i anty- polska polityka Brzetysława mogły skłaniać Ottona do wycofania się z projektów małżeństwa z Matyldą, małżeństwa, którego wartość realna i polityczna zmniejszała się ż każdym dniem w oczach Ottona. Pewną też rolę mogły tu odegrać i inne czynniki, a mianowicie polityka włoska Konrada II, w którą starał się wciągnąć panów niemieckich. Niedługo potem bowiem pojął Otton ze Schweinfurtu za żonę Irmgar- dę Immulę, córkę margrabiego Manfreda z Turynu, a z nią otrzymał on część alodiów Manfreda II 38. Obaj mężowie córek Manfreda byli podporami Kon- rada II podczas jego włoskiej wyprawy, tak iż zna- czenie tych związków było bardzo ważne dla cesarza. Możliwe jest przeto, że wyrok synodu w Trybur był częściowo wynikiem polityki włoskiej cesarza, czę- .ściowo zaś dyktowany interesem materialnym Ottona, który zamiast księżniczki polskiej dostać miał bogatą dziedziczkę włoską. W każdym razie dowodzi to też tego, że upadek wewnętrzny Polski już się zaczął .1 że małżeństwo z Matyldą straciło wszelką wartość dla Ottona. Było to więc także znacznym osłabieniem pozycji politycznej Polski i Kazimierza zarówno na terenie Niemiec, jak i w stosunku do Czech. W Polsce tymczasem rządził Kazimierz. Jeżeli przed ustąpieniem Rychezy musiały mieć znaczenie na dworze polskim głosy otoczenia królowej-matki, to teraz postać rzeczy musiała się zmienić. Nie wiemy, W jaki sposób oddaliła się z Polski Rycheza, czy było 38 H. Bpeslau Jahrbiicher des deutsch. Reichs u. Kon- rad II, II. s. 189—190. Tzw. reakcja pogańska 389 to wynikiem gwałtu, czy dobrowolnym wyjazdem, toteż trudno zdać sobie sprawę, jakie było tu stano- wisko Kazimierza. Nie wiemy, czy z jego strony był jakiś opór przeciwko tym wypadkom, czy też starał się pogodzić z przeciwnikami matki i sprawcami jej wyjazdu, by tą drogą opanować sytuację. Teraz po ustąpieniu królowej-matki, po załamaniu się tych grup, które z nią trzymały, przyjść musiało do naj- większego znaczenia stronnictwo przeciwne39, wśród którego przywódców mamy prawo szukać Miesława. W tych warunkach katastrofa dynastyczna łatwo mogła grozić młodemu, niedoświadczonemu monarsze, zdanemu na łaskę i niełaskę ambitnej grupy ludzi, a pozbawionego silniejszego oparcia w kraju. Liczne klęski, które zwaliły się w tym czasie na Polskę, uważać należy za przyczynę ucieczki Kazi- mierza na obczyznę. Były nimi tzw. reakcja pogańska, powstanie Miesława i napady nieprzyjaciół na bez- bronny kraj. Jak świadczy Anonim-Gall i Kosmas 4",- nie było Kazimierza w Polsce, gdy przedsięwziął swą łupieską na Polskę wyprawę Brzetysław czeski, a że 39 Nie potrzebuję dodawać, iż opowiadanie Anonima-. -Galia, lib. I c. 18, o, ragencji możnych w dziecięcych latach Kazimierza jest podobnie błędne, jak wiadomość o regencji Rychezy. Wynikło to z przypisania błędnie Kazimierzowi wieku zbyt młodego. Podobnie błędna musi być wiadomość o wypędzeniu Kazimierza, co, jak łatwo dostrzec można, wy- nikło z poprzednio już popełnionych błędów kronikarza. Co. najwyżej w wersji o regencji Rychezy i możnych można by się dopatrywać odgłosu wpływów Rychezy i jej otoczenia, jak znaczenia przeciwnego, antydy na stycznego stronnictwa. 40 Anonim-Gall, lib. I c. 19, kładzie czas pobytu Kazimie- rza na Węgrzech na okres wyprawy Brzetysława w r. 1038. Kosmas zaś sądzi, że Kazimierz wtedy już nie żył. 390 Kazimierz Odnowiciel miała ona miejsce w połowie r. 1038, zatem ucieczkę Kazimierza przenieść należy na czas przed wyprawą •Brzetysława. Ucieczka Kazimierza miała więc miejsce zapewne nie później jak w końcu r. 1037. Ponieważ zaś w r. 1035 odbyły się w Niemczech zaręczyny Matyldy z Ottonem ze Schweinfurtu, raczej sądzić wolno, że w tym czasie było położenie Kazimierza jeszcze pozornie wcale dobre, skoro dopiero w na-, stępnym roku przyszło do rozchwiania się tych mał- żeńskich projektów, skoro jeszcze w r. 1037 odbywały. się normalnie ważne funkcje kościelne, jak wyświę- canie kapłanów41, zatem przyjąć należy, że ruchy rewolucyjne w Polsce zjawiły się dość późno, główne ich natężenie należy położyć na lata 1036 i 1037, i one to były powodem następnej ucieczki Kazimierza w r. 1037. Przede wszystkim chodzi o charakteri rozmiary •tz,w. reakcji pogańskiej. ; -•" • ; . Jest rzeczą zastanowienia godną, że ta tzw. rea- kcja pogańska zjawiła się w Polsce dopiero w lat siedemdziesiąt po urzędowym. terminie przyjęcia chrześcijaństwa. Nie znaczy ta uwaga, bym kwestio- nował charakter antychrześcijański, który wybuchnął, sądzę tylko, że nie był to wyłącznie ruch pogański,- ale że. w bardzo znacznej mierze musiał być wypeł- niony pierwiastkami społecznymi, które złączyły się z tamtymi w chwili i momencie załamania się autd- •rytetu władzy monarszej. Bo że były w Polsce za- burzenia o charakterze pogańskim, świadczy kilka źródeł. Roczniki niemieckie, zatem Rocznik hildes- heimski, a za nim magdeburski, podając wiadomości 41 MPH II s. 794 Rocz. kap. krak; 1037: -“Ordinatus est Sula presbiter". ••• ; " ;: Tzw. reakcja pogańska 391 o śmierci Mieszka II, mówi, że chrześcijaństwo, tak pięknie się w Polsce rozwijające, po jego zgonie zostało zniszczone 42, Kosmas pod r. 1022 43, a tzw. Nestor pod r. 1030 44 mówią również o prześladowa- niu chrześcijan i chrześcijaństwa w Polsce, ponieważ zaś ani za czasów Chrobrego, ani za Mieszka nie słychać o jakichkolwiek ruchach pogańskich, przeto obie te daty uznać należy za mylne (zdarza się to w tym okresie Kosmasowi i Nestorowi niejednokrot- nie) i odnosić się muszą obie te wiadomości do lat 1036—1037, do rozruchów za czasów Kazimierza. Ale jak wspomniałem to wyżej, jest rzeczą dającą do myślenia, że reakcja pogańska zjawiła się w Pol- sce tak późno. Z okresu wcześniejszego nie słychać nic o walce żywiołu pogańskiego z wdzierającym się do kraju chrześcijaństwem. Biskup Jordan co prawda bardzo się podobno trudził około rozszerzania wiary 45, ale o oporze przeciwko zmianie religii nic nie wiado- mo. Tak minęło lat siedemdziesiąt od chwili przyjęcia chrześcijaństwa, a prawie lat czterdzieści od osta- tecznego zorganizowania kościoła przez ustanowienie 42 SS RR Germ. in us. schol. s. 38, Annal. Hildesh. pod r. 1034: “Misacho Polianorum dux inmatura morte internt, et cristianitas ibidem a suis priorabus bene inchoata et a se melius roborata, flebiliter, proh dolor! disperiit". Por. MGH SS XXIV s. 170. Annal. Maigdeb. wypisują dosłownie Annał. Hildesh. -13 FF RR Btfti. II s. 63: “Annio dorniinfeae incarnationiis 1012 in Polonia facta est persecutiio christianorum". 44 MPH I s. 697—698 pod r. 1030. “Tegoż czasu -umarł Bolesław Wielki w Polsce. I było zaburzanie wielkie w zie- miach Polski: powstawszy ludzie pozabijali biskupów i ka- płanów, i panów swoich, i było u nich zaburzenie". -*s Tbietmar Chroń, lib. IV c. 56. - 392 Kazimierz Odnowiciel metropolii gnieźnieńskiej; Przeminęły trzy generacje Piastów, rządzące Polską jako krajem chrześcijańskim. Praca nad wzmocnieniem kościoła w Polsce nie za- kończyła się Gnieznem, trwała przez całe rządy Bo- lesława Chrobrego, znalazła swój wyraz w dalszej, nie znanej nam dokładniej rozbudowie organizacji kościelnej, w ustanowieniu obok Gniezna drugiej metropolii, w wprowadzeniu do Polski mnichów i tworzeniu klasztorów, w akcji wreszcie misyjnej, , i to nie wewnątrz kraju, lecz na zewnątrz, jak tego dowodzą prace misyjne Wojciecha i Brunona z Kwer- furtu czy zamierzone i nie spełnione plany misyjne Pięciu Braci. Stosunek Mieszka I do kultu św. Lam- berta i św. Udairyka 46 świadczy, jak silnie wrosło chrześcijaństwo w dwór i dynastię, posłanie włosów Bolesława Chrobrego do Rzymu oraz oddanie Polski Stolicy Apostolskiej przez znany nam zabytek Da- gome iudex uwidoczniają nam, jak już wcześnie liczyła się polityka polska z kościołem i papiestwem. I Bolesław Chrobry prowadzi dalej tę samą politykę wobec Rzymu, uznaje się trybutariuszem Stolicy Apostolskiej, płaci czynsz, świętopietrze, utrzymuje stosunki z papiestwem, chociaż było ono w tym okresie bardziej zależne od cesarstwa niż kiedykolwiek, utrzy- muje stosunki z głowami ruchu kościelnego, choćby tu tylko wymienić św. Romualda. Politykę tę prowa- dzi dalej i Mieszko II, o którego gorliwości w roz- szerzaniu chrześcijaństwa i budowaniu kościołów mó- wi z takim uznaniem Matylda szwabska, a o którym twierdzi Rocznik hildesheimski, że chrześcijaństwo przez jego przodków już silnie ugruntowane, zostało 46 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 629—636. Tsw. reakcja pogańska 393 przez niego mocniej jeszcze utwierdzone. Skąd zatem zebrało się dość materiału dla wybuchu buntu o cha- rakterze antychrześcijańskim, antykościelnym, pogari-* skim? Dlaczego wreszcie w ciągu lat siedemdziesięciu nie spotykamy się z wiadomościami o wcześniejszych objawach oporu, kiedy w okolicach nad Łabą zostało pogaństwo w r. 983 wielkim powstaniem prawie do- szczętnie wykorzenione, a i później nie brakło tam ruchów, które swym przykładem mogłyby były służyć elementom pogańskim w Polsce. Byłoby zapewne dalekie od prawdy, gdybyśmy sądzili, że wybuch rewolucyjny w Polsce w latach 1036 i 1037 nie posiadał cech pogańskich, antychrze- ścijańskich, o których mówią nam źródła. Ale zdaje mi się, że będziemy bliżsi prawdy, jeżeli charakter tego ruchu uznamy za częściowo tylko dążący do zwalczania kościoła, a częściowo osądzimy go jako ruch socjalny, związany zresztą w dużej mierze z wal- kami politycznymi, to jest z buntami wewnętrznymi, mającymi ostrza skierowane przeciwko dynastii, jak i z napadami zewnętrznymi, mającymi na celu zni- szczenie, rabunek, wyczerpanie sił i zasobów państwa i społeczeństwa; oderwanie wreszcie od organizacji pewnych terytoriów dla osłabienia całości. Tak zatem rola ruchu pogańskiego ogranicza się do wykorzysta- nia słabości księcia i kraju, jest tylko jedną z sił, które spowodowane rozwojem wypadków nabrały w tym. momencie większej prężności, wybuchły ko- rzystając z tego, że i inne siły rozkładowe, przy upadku władz; i jfj autorytetu, wybiły się na po- wierzchnię jako elementy działające. Nie były to zapewne ruchy ze sofą planowo współdziałające, każ- da z tych sił działała osobno, nie związana ze sobą, 394 Kazimier;? Odnowiciel ale z dużą siłą burzącą, bo działały one obok siebie równolegle i co więcej współcześnie. - Jeżeli ten ruch o charakterze pogańskim wybuchł tak późno, jeżeli za Mieszka I czy później nie sko- rzystał nigdy ze zdarzających się niewątpliwie spo- sobności, by okazać swą siłę, to powodem tego były nie tylko moc, zwartość i autorytet władzy, którą dzierżyli Mieszko I czy Bolesław Chrobry, ale za- pewne i to, że już od początku istnienia urzędowo chrześcijaństwa w Polsce znajdowało się pogaństwo polskie w stanie daleko posuniętego rozkładu. Chrze- ścijaństwo nie mogło być w Polsce nowością, gdy je przyjmował Mieszko I. Jak w końcu IX wieku nie było ono nowością nad Wisłą, tak zapewne i nad Wartą istniały od dawien dawna zawiązki kultu chrze- ścijańskiego. W samej rodzinie panującej, piastow- skiej, mogły być chrześcijanki żonami książąt, tak jak można podejrzewać, że jeden z przodków Mie- szka I był żonaty z córką Świętopełka wielkomoraw- skiego47. Mogli tacy książęta żenić się z chrześci- jańskimi księżniczkami, mogli utrzymywać stosunki z chrześcijańskimi dworami przez swe żony, to mogli oni mniej czy więcej jawnie przyjmować nawet wiarę chrześcijańską, by ją następnie, jeżeli okoliczności tego wymagały, porzucać. Za przykładem dworu miały iść sfery z dworem książęcym związane — dalej reprezentantami chrześcijaństwa mogli być przyby- sze, częściowo emigranci polityczni z Zachodu, kupcy i rzemieślnicy, których się sprowadzało, w pewnej mierze nawet jeńcy wojenni i niewolnicy. Za nimi 47 Por. niżej: O imionach piastowskich s. 626. Tzw. reakcja ipiagdnska 395 szła pewna liczba duchownych, których ludzie ci potrzebowali. W ciągu wieku czy kilkudziesięciu lat przed r. 965 mogło tą drogą chrześcijaństwo przygo-, tować grunt pod następną, bardziej już intensywną działalność, spowodować, że późniejsza praca Jordania czy Ungera była łatwiejsza, szybsza, głębsza, bo na- trafiająca na glebę już podatną. Toteż kiedy w r. 960 zwraca się Ruś do Ottona I o przysłanie misjonarzy, Adalbert, późniejszy arcybiskup magdeburski, prze- jeżdża bez trudności przez rzekomo pogańską Polskę. Można stąd sądzić, że Adalbert przy przejeździe przez Polskę nie tylko nie miał żadnych obaw, ale że miał tu pewne oparcie, zapewne w takich, może nie bardzo licznych, skupiskach chrześcijańskich, które spotykał na swej drodze. Taka wolna, systematyczna w ciągu wielu dziesięcioleci infiltracja chrześcijań- stwa przyczynić się musiała w pewnej mierze do rozkładu elementu pogańskiego. Był jednak jeszcze jeden powód, który, mym zdaniem, zdziałał, że rozkład ten był wcale głęboki, tak iż reakcja pogańska, o której jest mowa, wybuchła bardzo późno, i to tylko jako dodatkowy sojusznik ruchu społecznego i politycznego. Kraje północno- zachodniej Słowiańszczyzny posiadały, zdaje się, wcale rozwinięty i wyrobiony kult pogański, z pewną ilo- ścią przedstawicieli tego kultu, czymś w rodzaju stanu kapłańskiego. Niektóre takie organizacje noszą wprost charakter teokratyczny. O niczym podobnym, mimo bliskiego pokrewieństwa i sąsiedztwa, nie sły- chać w Polsce. Wolno jednak przypuszczać, że kult, pogański w Polsce musiał kiedyś posiadać swą własną organizację mutatis-mutandis zbliżoną do tamtych, 396 Kazimierz Odnowiciel choćby nawet mniej wyrobioną i doskonałą. Otóż wiemy, że u tych zachodnich Słowian właśnie w ele- mentach pogańsko-teokratycznych tkwiły najgłów- niejsze przeszkody do zorganizowania tam władzy silnej, naczelnej, książęcej. Przypuszczać trzeba, że te same elementy musiały być i w Polsce przeciwni- kami silniejszej władzy, a zwolennikami partykula- ryzmów, plemiennego rozbicia. Otóż kiedy przodko- wie Mieszka I zaczęli tworzyć swe państwo, kiedy siłą i gwałtem podbijali poszczególne plemiona, łą- cząc je ze sobą w większy organizm polityczny, wten- czas, musieli staczać zaciętą, długoletnią, krwawą walkę z przedstawicielami starego porządku, przed- stawicielami poszczególnych partykularyzmów. Jak w tych okrutnych niewątpliwie zapasach, o których nie mamy żadnych wiadomości, ulegli w końcu drobni dynastowie plemienni, tak uległy zapewne zniszczeniu i wytępieniu kadry tych, których uwa- żać by można za przedstawicieli dawnego porządku pogańskiego. Tak przodkowie Mieszka I siłą rzeczy musieli być przeciwnikami czynnika pogańskiego i. wa- runki wewnętrzne pchały ich do objęcia tego, co było przeciwieństwem pogaństwa. W ten sposób w ciągu wieku przed urzędowym: przyjęciem chrześcijaństwa przez MieszkaI nie tylko religia chrześcijańska powoli rozwartymi drogami wciskała się w społeczeństwo polskie, ale, co może być donioślejsze, polityka jednoczenia i tępienia par- tykularyzmów plemiennych dezorganizowała i syste- matycznie osłabiała pogaństwo jako żywioł narodowy. Gdy wreszcie Mieszko zdecydował się na krok osta- teczny, na urzędowe i jawne przyjęcie chrześcijan— • Tsw. reakcja pogańska 397 stwa, miał za sobą nie tylko odpowiednią siłę jako władca, ale także niewątpliwie i pewne oparcie w spo- łeczeństwie, przede wszystkim oczywiście w wyższych warstwach społeczeństwa; miał oparcie w pewnej ilo- ści wiernych i pewnej ilości kościołów czy kaplic już istniejących. Ale więcej jeszcze: nie czuł się skrępowany jakąś zorganizowaną opozycją, bo taka opozycja przeciwko polityce jednoczenia z wszelkimi jej dalszymi konsekwencjami była od dawna zła- mana. Autorytet bowiem władzy książęcej zniweczył dynastów plemiennych i wszelkich adherentów. To tłumaczyłoby nam łatwość i spokój okresu rze- komej chrystianizacji Polski w X w. Gdyby chrześci- jaństwo nie miało w Polsce podstawy i poparcia, gdyby pogaństwo istniało jako zorganizowany element, można wątpić, czy eksperyment Mieszka I wytrzy- małby próbę życia. Prawdopodobnie, jak to bywało u Słowian zachodnich czy w Skandynawii, po paru latach Mieszko I, wygnany z kraju, żałowałby lek- komyślnie przyjętego chrześcijaństwa. Uwagi powyższe nie mogą mieć w dzisiejszym stanie badań innego poparcia jak. -wyrozumowanie na podstawie podobieństw, analogii i logiki, wynika- jącej z oceny pewnych faktów, zjawisk czy obserwacji. Sądzę jednak, że1 nie odbiegają one od rzeczywistości, są do niej zapewne zbliżone. Pozwoliłem je sobie tu wyrazić dlatego, by wyjaśnić, iż rzekoma reakcja pogańska z lat 1036—1037 była tylko jedną z sił składowych ruchu, który zniszczył budowę państwa Chrobrego, częścią składową, nawet zapewne nie naj- większą, najsilniejszą i nie najdonioślejszą. Że jednak ruch zwrócony przeciw chrześcijaństwu 398 Kasiwwz Odnowiciel miał miejsce, nie może ulegać wątpliwości. Pewną zdaje się być rzeczą, że postępy znaczne musiało zro- bić chrześcijaństwo od lat siedemdziesięciu. Wykład- nikami tego postępu była organizacja kościoła, zakła- danie klasztorów, budowa kościołów. Ze chrześcijań- stwo w ciągu tego czasu nie było w możności przeniknąć całości społeczeństwa, od jego szczytów do podstaw, zdaje się, że nie ulega wątpliwości, bo i w krajach dużo dawniej chrześcijańskich żyły długo i trwały przez wieki resztki pogaństwa. Naturalnym porządkiem rzeczy chrystianizowały się przede wszy- stkim klasy wyższe, związane z dworem, można być pewnym, że do dworu Bolesława Chrobrego czy Mieszka II, do godności i zaszczytów, do łaski monar- szej mieli dostęp wyłącznie chrześcijanie. Okolice w pobliżu biskupstw, klasztorów, kościołów ciągle bu- dowanych podlegały w dużej mierze zapewne wpływom kościoła, a im byli dalej od tych widomych ośrodków kultu chrześcijańskiego, tym praca chrystianizacji mu- siała być trudniejszą — a była ona tak trudna, gdyż tylko wolno, bardzo powoli można było tworzyć kler zdolny przemawiać do ludu w jego własnym języku. Stąd musiały być liczne zakątki kraju, w których chrześcijaństwo było tylko bardzo powierzchownym nalotem, jak i takie, do których misjonarz i nowa wiara w ogóle jeszcze nie dotarli. Prawdopodobnie daw- ny kult pogański, osłabiony już przedtem innymi przyczynami, żył jeszcze i był przechowywany wśród ludu. Zapewne taki pogański Polak czy północni pol- scy sąsiedzi odwracali się z niechęcią od głosicielstwa Bożego, bo “dla takich ludzi (misjonarzy i duchow- nych) ziemia nasza nie wyda owoców, drzewa nie Tzw. reakcja pogańska 399 obrodzą, trzody rozpładniać się nie będą, stare zaś bydło wyginie" 48. Dziwić się temu nie można, skora w dużo dawniej schrystianizowanych Czechach żyje jeszcze pogaństwo w XI wieku, skoro pogan spoty- kamy w tym czasie jeszcze na terytorium niemiec- kim, bretońskim i skoro u nas jeszcze w XV wieku znajdują się pewne ślady pogaństwa i jego zwyczajów, oczywiście w formie przeżytków pomiędzy ludem. W każdym razie znalazły się w tym okresie pew- ne czynniki, które wpłynęły na pobudzenie elementu pogańskiego do dużej prężności. Rozszerzanie się żywiołu chrześcijańskiego, bogactwo i znaczenie, które zyskały w organizmie państwa biskupstwa,. klasztory i kościoły, ich akcja rozszerzania chrześci- jaństwa, pomoc, jaką dawała władza monarsza przy zmuszaniu ludności do wykonywania przepisów reli- gijnych czy też dla przeprowadzenia świadczeń na rzecz kościoła, spowodowały, że zaczynało być już ciasno stronnikom pogaństwa. To wywoływać musiało, dążność do odzyskania dawnych granic, do zepchnięcia chrześcijaństwa na stanowisko podrzędne, i to nadało pogańskim żywiołom tak ekspansywny charakter. Następnie gdy Mieszko II uległ zewnętrznym i wewnętrznym nieprzyjaciołom, żywioł pogański żyr skał na sile wobec osłabionego władcy i zaczął wybi- jać się na wierzch. Widzimy nadto samego Mieszka II łupiącego za Łabą na czele pogańskich tłumów nieokre- • słonej narodowości — możliwą więc jest rzeczą, że MPH I s. 214. Brunona Żywot św. "Wojciecha: “Propter •tales... homines terra nostra non habebit fructum, arbores non partupiuntur, nova non mascuntur anumalia, vetera mo- riuntur". 400 Kazimierz Odnowiciel taki sojusz z poganami mógł oddziałać ożywczo na pogaństwo polskie. Łączył się co prawda Henryk II z pogańskimi Lutykami, ale to nie mogło mieć wpły- wu na chrześcijańskie rycerstwo niemieckie. Bez odpowiedzi musi pozostać pytanie, czy przypadkiem jeden z braci Mieszkowych nie powołał polskiego pogaństwa do świadomości politycznej, opierając się na tym żywiole w walce z bratem. Czy miały wre- szcie te dążenia reakcyjne więź z prądem, który prawie równocześnie okazuje się wśród Słowian za- chodnich, nadłabskich? Trudno to stwierdzić, wolno jednak przypuścić, że pragnienia i dążenia jednych mogły wywierać pewien wpływ na drugich. Ten ruch mas pogańskich, zatem przede wszy- stkim warstw niższych, przybrał pewne cechy ruchu socjalnego, cechy może nawet silniejsze, bardziej wy- raziste i terytorialnie szersze niż tamte. Anonim-Gall mniej pisze o walce pogaństwa z chrześcijaństwem, za to cały nacisk kładzie na sprawę socjalną, na walkę klasy bogatej i lepiej prawem opatrzonej z klasą upośledzonych. Wskazuje na to opowiadanie Anoni- ma-Galla, które mimo pewnych reminiscencji z lite- ratury klasycznej musi być uznane za wiarogodne: “Służebnicy powstali przeciw swoim panom, wyzwo- leńcy przeciw szlachetnym mężom, a czyniąc się sami panami, przygniatali na odwrót niewolą drugich, mordowali ich, żony cudzołożnic, zaszczyty zbrodni- czo wydzierali" 49. Takie przesilenie socjalne mogło wystąpić w spo- 49 Lib. I c. 19: “Nam in dominos servi, contra nobiles li- befati, se ipsos in dominium extulerunt, aliis in seryitio versa vice delentis, aliis peremptis uxores eorum incestuose ho- noresgu" sceleratissime rapuerunt". Tzw.. reakcja pogańska 401 sób bardzo ostry, jeżeli zważymy, że czasy Bolesława Chrobrego z tworzącą się organizacją kościelną, z ro- zwijającym się stanem rycerskim musiały wywołać bardzo znaczne przesunięcia społeczne zarówno przez wyciąganie pewnych grup ludności w górę, jak przez spychanie innych w dół. Musiały też w tym okresie czasu różnice materialne rosnąć i zaznaczać się coraz to silniej, a to przeciwstawienie się warstw posiadają- cych ubogim, wolnych niewolnym, a wybijających się upadającym musiało wytworzyć ferment społeczny, którego następstwem był ruch rewolucyjny, który teraz wybuchł. Do tego dodać należy warunki polityczne. Po klę- skach Mieszka II, po walkach, które król ten musiał prowadzić z braćmi i pretendentami, autorytet władzy musiał być w upadku. Młody Kazimierz nie miał dużo sił, środków, doświadczenia ani czasu, by móc go podnieść. Koło tronu zaś znaleźli się ludzie bez- względni, którzy postanowili wyzyskać słabość władzy młodego monarchy. Przypuszczać trzeba, że na te czasy przypada bunt Miesława, który objął Mazow- sze, a który z niego zrobił osobne, udzielne, niezależ- ne księstwo. Mogły być i inne tego rodzaju bunty, o których nie wiemy, a które przy ruchu pogańskim i socjalnym uczyniły pobyt Kazimierza w Polsce niemożliwy. Ze już na ten czas zapewne musiały przypaść także pewne zawikłania zewnętrzne, zdaje się być rzeczą wysoce prawdopodobną. Nie można sobie wyobrazić, by sąsiedzi Polski pozostali bezczynni w chwili walk wewnętrznych i rewolty. Nie słyszymy co prawda, by Ruś i Węgry czy Czechy wystąpiły z napadem, nie słyszymy też nic o Pomorzu, ale ci ostatni późniejsi sprzymierzeńcy Miesława chyba ta- 26 Polska X—XI wieku 402 Kazimierz Odnowiciel kiej sposobności nie zaniedbali, by nie zrobić paru łupieskich napadów. W ten sposób uległ Kazimierz, zagrożony z wewnątrz i zewnątrz, pozbawiony po- mocy, nie mogący stawić czoła żywiołowej sile, która się rozpętała nad dziedzictwem Bolesława Chrobrego i Mieszka II. Nie pozostało mu nic innego, jak rato- wanie życia i poszukanie za granicą Polski kogoś, o kto by mu udzielił pomocy dla powrotu na tron. Trudno, by było określić dokładniej, jakie dziel- nice ówczesnej Polski były ośrodkiem tego ruchu, a które przy tym uległy zniszczeniu podczas buntu i rewolty. Nie mamy o tym pozytywnej wskazówki. Można więc sięgnąć jedynie do argumentów pośred- nich, takich, które tylko słabo mogą ważne to zagad- nienie oświetlić. Znamy zatem jedno tylko ognisko buntu politycznego, którym było Mazowsze. Dzielnica ta, w rozmiarach zresztą nam nieznanych, należała do r. 1046 do Miesława. Wedle anegdotycznego opowia- dania Anonima-Galla cieszyć się miało Mazowsze ciszą i spokojem, tam rzekomo chroniła się ludność" z innych stron, zagrożonych, szukająca za Wisłą schro- nienia 50. Ta zatem dzielnica, pod względem urządzeń i ustroju zacofana w porównaniu z innymi stronami Polski, miała być oazą zaciszną i spokojną. Trudno to sobie wyobrazić, ale taki jest przekaz z poważnego źródła pisany w trzy ćwierci wieku później. W Kra- kowie, zniszczonym dopiero przez Czechów w r. 1038, odbywały się jeszcze w r. 1037 ważne ceremonie kościelne, jak wyświęcanie kapłanów51. Także no- 80 Lib. I. c. 20. s1 MPH II s. 794. Tzw. reakcja pogańska. 403 tuje się tu ważne zapiski do rocznika, w każdym razie ten nieznany pisarz nie wciągnął pod r. 1036 wiadomości o buntach czy rozruchach. Zamek kró- lewski i skarby tam złożone stoją nietknięte i nie- naruszone, dostaną się dopiero w r. 1038 w ręce cze- skie. Tak więc w tym, co prawda obronnym, grodzie płynie życie względnie spokojnie i normalnie. Kar- tedra gnieźnieńska ze swymi przebogatymi skarbami tam nagromadzonymi zostanie dopiero złupiona i zni4- szczona w r. 1038, podobnie zdaje się, ma się rzecz z Poznaniem. Brzetysław w r. 1038 idzie przez Pol- skę drogą otwartą, bez oporu, ale idzie przez kraj nie zniszczony, zatem przez Kraków, dalej na północ przez Giecz, Gniezno do Poznania, dalej zaś do Czech, zapewne przez Wrocław. Można przypuszczać, że łu- pieżcza wyprawa Brzetysława, która zatoczyła wielkie półkole, omijała raczej okolice objęte buntem jako te, które już nie przedstawiały wartości pod względem łupów, bo buntownicy dawno je zrabowali, a które musiały przedstawiać duże trudności aprowizacyjne jako kraj zniszczony i wyczerpany. Wynikałoby z te- go, że ogniska buntu i przewrotu należałoby szukać gdzieś poza tym półkolem; zapewne nie wewnątrz tego półkola, lecz zewnątrz, tam zatem, gdzie leżała ta druga, nie znana nam bliżej metropolia kościelna62. Czy ruch pogański objął całość tej drugiej pro- wincji kościelnej, jak wynika z poprzednich wywo- dów, obejmującej także Mazowsze, czy w świetle 52 Por. wyżej: O zaginionej metropolii. J. Dąbrowski O kolebkę kultury polskiej. Studia staropolskie s. 17, uważa Wielkopolskę jako ośrodek ruchu pogańskiego, opierając się na spustoszeniu katedry gnieźnieńskie,), złupionej przez Cze- chów. 28* 404 •,Kazimierz Odwowżcżel opowiadania Anonima-Galla Mazowsze nie było na- wiedzone tą klęską, nie da się rozstrzygnąć, faktem pozostanie, że ta druga metropolia z biskupstwami do niej należącymi przestała istnieć i że jej zatrata może być związana jedynie z katastrofą tych czasów. Mniej się wydaje prawdopodobne, by większe ruchy pogańsko-społeczne miały miejsce wewnątrz tego pół- kola, bo tam nie ma śladów takiego zniszczenia, a ele- ment chrześcijański musiał być w tych stronach sil- niejszy. Widać z tego wszystkiego, że ruch ten nie objął całości kraju — raczej tylko pewne jego części znalazły się w stanie zapalnym, jednak na tyle silnym, że zniszczył on w tych stronach wszelkie ślady po- przednio tu działającej organizacji kościelnej. Mo- gły być poza tym, nawet musiały, tu i ówdzie mniej- sze, drobniejsze rozmiarami wybuchy. Ze przy tej walce musiały ucierpieć znacznie kościoły i klasztory istniejące, że były zrabowane i zniszczone siedziby możnych, nie może ulegać wątpliwości. Ze były licz- ne ofiary, że mordowano i palono, to i to uważać możemy zapewne za rzecz mającą miejsce zwykle przy tego rodzaju ruchach. Anonim-Gall pisząc o tych zaburzeniach podkreśla walkę niższych warstw z wyższymi, dodaje także, że “...i spod wiary katolic- kiej się wyłamując, czego bez lamentu powiedzieć nie możem, przeciwko biskupom i kapłanom Bożym się podnieśli, jednych, jakby zaszczytnie j, mieczem gładzili ze świata, drugich zaś, niby śmiercią pod- lejszą, kamieniowali" 53. Tzw. Nestor zaś pisze: “I było zaburzenie wielkie w ziemiach polskich, i powstawszy ludzie pozabijali ••-a Lib. l c. 18. Klęska ntOTiarchii 405 biskupów i kapłanów, i: panów swoich" s4. W każdym razie nie mamy żadnego śladu, by zginął w tym czasie jakikolwiek biskup polski. Nie przechowała się tradycja ani o jednym zamordowanym w tym cza- sie kapłanie czy biskupie, chociaż w r. 1037 zapisano w rocznikach wiadomość o wyświęceniu Żuli Lam- berta na kapłana. Zapisano by zatem może i śmierć tego czy innego biskupa, gdyby stracił życie w obro- nie wiary i kościoła, jako męczennik i ofiara obo- wiązku. Ta obserwacja mogłaby świadczyć, że w ca- łym tym ruchu była przewaga elementu socjalnego nad religijnym. Sam ten ruch, zdaje się, nie był tak silny, by jemu tylko przypisać wygnanie Kazimierza z kraju. Nie obejmował całości państwa, miał mimo wszystko raczej lokalny, prowincjonalny charakter. Lecz obok niego stanęła druga siła, wojna domowa, o wiele groźniejsza i niebezpieczniejsza, bo zorganizowana i świadoma celów. Znamy jednego z głównych jej ak- torów: był nim Miesław, były cześnik króla Miesz- ka II, pan zapewne możny, dążący do uwolnienia się od zawisłości od domu Piastowiców. Po opuszczeniu Polski przez Rychezę poczuł się prawdopodobnie je- szcze pewniejszy siebie, a korzystając z okoliczności s1 MPH I s. 697. Sądzę, że opowieść Nestora o zabijaniu biskupów jest przejaskrawieniem sprawy przez kronikarza. Anonim-Gall mówi o powstaniu przeciwko biskupom, o mor- dowaniu mówi ogólnikowo, bez pozytywnego stwierdzenia, żs mordowano także biskupów. Łączenie zaś zapiski roczników naszych z r. 1030 o śmierci dwu biskupów z wypadkami la-t 1036 i 1037 wydaje mi się wiązaniem ze sobą wiadomości nie- współmiernych. Por. także tzw. Żywot Mojżesza Węgrzyna, MPH IV s. 815 i 816, gdzie są pewne wiadomości o buncie w Polsce, ale już zupełnie legendowego charakteru. 406 Kazimierz Odnowiciel podniósł bunt i oderwał od państwa Kazimierzowe- go Mazowsze s5. Niepodobna przypuścić, by Kazi- mierz nie reagował przeciwko buntowniczemu Mie- sławowi, lecz widocznie bez powodzenia. Miesław utrzymywał się na Mazowszu, Kazimierz zaś zgnę- biony klęskami musiał opuścić Polskę. Dodać tu należy, że prócz ruchu socjalno-pogań- skiego, prócz Miesława (a takich Miesławów mogło być więcej), na ten czas położyć należy także i część napadów sąsiadów, zagranicznych nieprzyjaciół. An- nales Magdeburgenses 56, Anonim-Gall 57 podają, że “reges et duces in circuitu" uderzyli na Polskę, po- niszczyli i pozabierali rozmaite grody. Pewną jest rzeczą, że najgłówniejszym najeźdźcą był dopiero w r. 1038 sam Brzetysław czeski, lecz polegając na 66 Anonim-Gall, Mb. I c. 20. “Erat namque quidam Meczzlaus nomine, pinoerna patris sui Meschonis et minister; post mortem ipsius Mazoyłae gentis sua persuasione prin- ceps existebat et signifer". Ze słów: “Erat enim eo tempore Mazoyia Polonis iiłuc antea fugientibus, ut dictum, in tantum populosa", i ze zdania, lib. I c. 19: “Uli vero qui de manibus hostium evadebant, vel qui suorum seditionem devitabant, ultra fluvium Wyślą in M.azoyiam fugiebant", można sądzić, że rebelia Miesława może nawet była wcześniejsza od pow- stania, ze ruch cały zacząć się mógł od buntu Miesława. "W każdym raziie, jak wynika z c. 20, musiało to mieć miejsce przed ucieczką Kazimitirza. s6 MGR SS XVI s. 170, pod r. 1034: “Interim Polonia a vi- ciinis natiomibus et m.axime a Bioemis multum deyastata est". 07 Liib. I c. 19. “Interea reges et duces in circuitu Polo- niam quisque de parte sua conculoabiat sUJoque dominio civi- tates quisque castellaque conttgua vel applicabat vel vm- cendp terrae coa.equabat". Jest w tym zdaniu niewątpliwie nieco pragmatyzacji kronikarzia. Kieska monarchii 407 świadectwie Anonima-Galla już poprzednio miała być Polska polem łupieskich najazdów sąsiadów. Co się nich tyczy, to posiadamy -bardzo niepewne dane. Anonim-Gall wymienia tylko dwa obce narody, które Kazimierz wypędzał z Polski po swym powro- cie, tj. Czechów i Pomorzan 58. Jednym zatem z okolicznych ludów byli Pomorza- nie, zawsze gotowi rabować i łupić, ile razy w Pol- sce nadarzyła się sposobność. Tym łatwiej to przy- jąć, że byli oni następnie stałymi sprzymierzeńca- mi Miesława. Pogaństwo, którego się mimo starań Bolesława Chrobrego stale trzymali, mogło ich po- pychać do wdzierania się do Polski trawionej walką żywiołu pogańskiego z chrześcijaństwem. Kronika Anonima-Galla przedstawia nam pasma ustawicznych walk Pomorzan z Kazimierzem, Bolesławem Śmia- łym, Władysławem Hermanem i Bolesławem Krzy- woustym, nie można wątpić, że tak bywało i dawniej, zwłaszcza gdy książę polski był zajęty wewnętrznymi trudnościami. Jaki jednak mógł być inny napastnik? Anonim-Gall mówi o “reges i duces", reges, królo- wie, to mogliby być tylko król węgierski i wielki książę ruski, zwykle królem na Zachodzie nazywany. Ale by Stefan węgierski czy Jarosław ruski w tym 58 Ze napady, o których mowa, i bunt pogański były rze- czywiście przed najazdem czeskim, świadczą słowa Anonima- -Galla, lib. I c. 19: “Ad extiremum autem tam ab extraneis quam ab mdigenis ad tantam Polonia desolationem est re- dacta, quod ex toto paene dmtiis et hominibus est exacta. Eo tempore etc." I tu następuje dopiero wiadomość o napa- dzie z r. 1038, gdy poprzednio jest mowa o napadach i bun- cie pogańskim. 408 Kazimierz Odnowiciel czasie na Polskę napadli, nie da się poprzeć żadnym źródłowym dowodem59, owszem, cały splot następ- nych wypadków zdaje się raczej świadczyć przeciwko temu. Można by wreszcie myśleć jeszcze o napadach pruskich, nie niemożliwych, ale i tu brak nam ja- kichkolwiek wiadomości. Rozmiary klęski, która wtedy nawiedziła Polskę, nie dadzą się określić i ocenić. Źródła, skłonne zaw- sze zresztą w takich okolicznościach do pewnej prze- sady, twierdzą, że chrześcijaństwo zupełnie upadło, kraj został wyniszczony, bogactwa zostały zrabowa- ne, a ludność częściowo wytępiona, częściowo zaś uprowadzona w niewolę. Nie można wątpić, że straty musiały być bardzo duże — zwłaszcza można się ich dopatrywać na terenie działalności kościoła: z okresu przed Kazimierzem Odnowicielem mamy bądź co bądź trochę, bardzo niewiele zresztą wiadomości rocznikarskich, tyczących się spraw kościelnych w Polsce. Od r. 1017 przez lat dwadzieścia następnych zapisano jedną • tylko notatkę tyczącą się biskupa krakowskiego Aarona. Nie świadczy to oczywiście o zaginięciu całej organizacji kościelnej, ale o tym, że zabrakło ludzi, którzy by się interesowali spra- wami kraju i kościoła i którzy by takie wiadomości 59 Rychło po powrocie do kraju małżeństwo Kazimierza z Dobroniegą ruską otwiera pole do domysłów, iż może już wcześniej istniały w tej sprawie jakieś rokowania między Kazimierzem a Jarosławem. Gdyby tak było, można by łatwiej zrozumieć, dlaczego nie wymieniono Rusi między napadają- cymi. Argumentem przeciw temu jest to, że w takiej kombi- nacji mógłby się Kazimierz najłatwiej spodziewać pomocy ruskiej i powinien by zbiec na Ruś dla zyskania posiłków od Jarosława. Kieska monarchii 409 opisywali. Wiele klasztorów musiało ulec w tych cza- sach zniszczeniu, by się już nie podnieść — niewąt- pliwie zniszczono też wiele kościołów i kaplic. Za- pewne ucierpieć musiała także niejedna katedra, zwłaszcza tamtej drugiej prowincji kościelnej, bo katedry leżące w prowincji gnieźnieńskiej dotknięte zostały wielką klęską dopiero w r. 1038 podczas na- jazdu czeskiego. Toteż dopiero najazd czeski dopełnił ostatecznie dzieła zniszczenia kraju i wyczerpania je- go sił i środków. Jest rzeczą zwracającą uwagę, że środek kraju, przestrzeń od Krakowa do Gniezna, ta część, którą nawiedził w r. 1038 najazd Brzetysława, znajdował się wtenczas we względnym porządku. Grody są nie- tknięte, w Krakowie jest chroniony i zabezpieczony skarbiec królewski, w Gnieźnie bogactwa katedry są nienaruszone, kościoły i groby świętych nietknięte, życie zdaje się płynąć tu zupełnie swobodnym kory- tem. Widocznie strony te nie tylko nie były terenem ruchów rewolucyjnych czy większych jakichś walk, lecz co więcej, musiała tu istnieć jakaś władza, ja- kaś opieka, jakaś siła, która pozwoliła tej części kra- ju dotrwać względnie spokojnie i pomyślnie do lata 1038, i że te strony poniosły dopiero wtedy klęski w postaci rabunku, zniszczenia i uprowadzenia jeń- ców, nie mniejsze zapewne od tych, które w innych stronach były dziełem reakcji pogańskiej, ruchów społecznych, buntów możnowładców czy najazdów pod- morskich. Jeżeli chodzi o pytanie, czyja to mogła być władza, która chroniła tę część kraju, to można by sądzić, że tu kryły się jeszcze resztki władzy ksią- żęcej, jak by na to wskazywały skarby monarsze przechowywane na zamku w Krakowie: zapewne za- 410 Kazimierz Odnowiciel tem opuszczenie kraju przez Kazimierza nastąpiło późno, a i po jego wyjeździe dla szukania pomocy została tu pewna siła, która z nim trzymała i w jego imieniu rządziła tymi stronami. Przy końcu zatem r. 1037 widzimy rozbicie Polski doznającej od r. 1031 ustawicznych klęsk i niepowo- dzeń. Klęski te i niepowodzenia musiały być tak duże i tak głęboko sięgające, że Kazimierz uznał za wła- ściwe opuścić kraj, by szukać schronienia i pomocy za granicą. Mazowsze dzierżył Miesław, część kraju była opanowana przez łupiące pospólstwo, pogranicza ule- gały bezkarnym najazdom. Środek kraju był, jak widzimy, względnie spokojny, zawdzięczając to może resztkom władzy i autorytetu monarchy. IŁ 1038. NAJAZD BRZETYSŁAWA. POBYT KAZIMIERZA NA OBCZYŹNIE I POWRÓT DO KRAJU ZiC stanu rzeczy w Polsce po ucieczce Kazimierza za granicę postanowił korzystać książę czeski Brze- tysław. Wstąpił on na tron czeski po nagłej śmierci Udairyka, dnia 9 listopada 1034 r. 60, w następnym roku podczas zjazdu w Bamberdze zyskał uznanie ce- sarza Konrada II, a wkrótce potem zdobył sobie imię dzielnego wodza i wojownika w wyprawie cesarza na Lutyków. Jego wojenne szczęście czy zdolności znane były od dawna, on to odebrał Morawy Polsce, jeszcze za życia Mieszka II, a jego skłonność do awanturni- czych wypraw maluje się najlepiej w romantycznym porwaniu Judyty, siostry Ottona ze Schweinfurtu.. 60 Przyjmuję tę datę za Gfessbrecihtem, Mullerem, Lo- sertem i H. Bressiauem, wbrew czsskim uczonym, którzy kładą tu datę 1037 r. na podstawie Kosm.asa. KoSmas sam jednak popiera wiadomości źródeł memiecikich o roku 1034, podając, że wyprawa na Polskę odbyła się czwartego roku rządów Brzetysława, a za miała ona miejsce w r. 1038, zatem śmierć Udairyka przypaść musi na r. 1034. 412 Kazimierz Odnowiciel W chwili kiedy Polska była pogrążona w najgłębszym upadku, datuje się wzrost potęgi państwa czeskiego pod Brzetysławem do większego niż kiedykolwiek w X czy XI wieku znaczenia, krótkotrwałego jednak i przemijającego. Czas największej świetności Brze- tysława przypada na lata 1038 i 1040. W Polsce, gdzie Kazimierza nie było, gdzie wszelka władza, jeżeli jej szczątki gdzieś pozostały, musiała być bardzo słaba, gdzie nikt nie mógł myśleć o zorganizowaniu oporu, każda wyprawa wojenna miała łatwe zadanie, mogła liczyć na zdobycze bądź to terytorialne, bądź też na łupy, skarby i na jeńców. Dla Brzetysława wyprawa do Polski przedstawia się ponętnie — można było bowiem liczyć, że rycerstwo czeskie nie znajdzie oporu — książę czeski, stojący na czele państwa obszernego, bogatego i ludnego, bę- dzie w możności bez trudu i ryzyka przeprowadzić swe plany. Jedynym hamulcem mógłby być dla Brze- tysława sam -cesarz, który by wolał mieć na wscho- dzie słabą Polskę i niezbyt potężne Czechy, a który zawsze z niechęcią patrzył na to, by czy Polska, czy Czechy rosły zbytnio w siły, a zwłaszcza by oba te kraje nie połączyły się ze sobą pod jedną, wspólną władzą. Niebezpieczeństwo takie groziło już raz po- tędze niemieckiej, gdy w r.~1003 Bolesław Chrobry opanował Czechy, dlatego też nie żałował Henryk II sił i środków, by zarysowującą się na wschodzie po- tęgę Polski rozbić i zniszczyć. Takie niebezpieczeń- stwo mogło grozić Konradowi II w r. 1037, gdyby osłabiona Polska stała się zdobyczą czeską. Sytua- .cja bowiem ogólna była w tym czasie wcale korzystna dla Brzetysława. Zwierzchnik ówczesny Czech i Pol- ski, cesarz Konrad II, był człowiekiem mocno starze- Najazd czeski 413 jącym się, gdy jego następca król Henryk III za- ledwie wyszedł z lat chłopięcych. Przewidywać mo- żna więc było rychłą zmianę tronu w Niemczech, po- łączoną jak zwykle z dużymi trudnościami. Od r. 1037 bawił cesarz we Włoszech, mocno zajęty rozmaitymi sprawami, zwłaszcza lombardzkimi, tłu- •miąc zamieszki i rozruchy, których było tam zawsze dużo. Zwłaszcza przedmiotem troski i wysiłków ce- sarza była sprawa prawie buntu arcybiskupa Medio- lanu, najpotężniejszego pana duchownego północnych Włoch, Ariberta, który połączył się z dawnym orężem dynastii salijskiej i jej potęgi, ugruntowanej od nie- dawna w Burgundii, z Odonem z Champagne, który napadł właśnie na Lotaryngię i ją spustoszył. Miał zatem cesarz dużo ważnych a nie załatwionych, trud- nych i niebezpiecznych spraw, tak na południu, jak na północy, wiele kłopotów i wielu poważnych prze- ciwników. To- pozwalało Brzetysławowi, dotychczas wiernemu i zasłużonemu lennikowi cesarskiemu, na większą swobodę ruchów. Mógł słusznie liczyć, że cesarz nie będzie w stanie rychło wmieszać się w sprawy północno-wschodniej Europy, że zanim ce- sarz pozbędzie się trudności na wschodzie i we Wło- szech, to on, Brzetysław, wyciągnie wielkie korzy- ści, jakie, spodziewać się było wolno, przedstawiała słabość Polski. W najgorszej chwili, przy tych wszyst- kich trudnościach władzy cesarskiej nie można było wątpić, że drogą targów będzie mógł Brzetysław wie- le od cesarza uzyskać, który nie rad byłby, by do licznych jego przeciwników dołączył się jeszcze ksią- żę czeski. Plany Brzetysława, który nie był spadkobiercą wielkich aspiracji Bolesława Chrobrego ani tradycji 414 Kazimierz Odnowiciel Wielkich Moraw, były względnie skromne, a w na- stępstwie tego może bardziej realne, bliższe urze- czywistnienia. Brzetysławowi bynajmniej nie chodziło ó stworzenie wielkiego zachodnio-słowiańskiego pań- stwa; działał on jedynie i wyłącznie w interesie włas- nym, czeskim, a to, co w tym kierunku zdziałał, dało wynik jedynie ujemny. Rezultatem bowiem ostatecz- nym było to tylko, że zdobyczy polskich utrzymać nie był w stanie, a dawna nienawiść polsko-czeska, dawniejsza zresztą niż zabór Czech przez Chrobre- go, stała się, ku wielkiej szkodzie zarówno Czech, jak Polski, jak całej zachodniej Słowiańszczyzny, czynnikiem stałym polityki polskiej i czeskiej. Po- pchnęło to wszystko rychło i skutecznie Czechy w objęcia Niemiec, które to Czechy robiły swą dal- szą karierę polityczną, chwilami wielką i wspaniałą, w ścisłym już związku i oparciu się o cesarstwo, ja- ko jego część składowa i stała. Bądź co bądź wtedy, kiedy Brzetysław obliczał swe siły i możliwości, miał jeszcze na celu usamodzielnienie się od Niemiec, ale bez przewidywania przyszłości, bez myśli o tym, że osłabiona Polska i wydana na łup germaństwu Sło- wiańszczyzna załabska będą dla Czech czynnikami osłabiającymi również oporność tego organizmu, któ- ry kosztem Polski pragnął wzmocnić. Brzetysław, jak to wskazują późniejsze jego posunięcia, pragnął uwolnić Czechy od zwierzchności niemieckiej, a pierwszym do tego krokiem miało być podniesie- nie biskupstwa polskiego do godności siedziby me- tropolitalnej, do zwolnienia Czech od związku ko- ścielnego z Moguncją. Popierał go i utwierdzał w tych ambicjach biskup praski Sewer i on był zapewne in- Nd jazd cze.iki 415 spiratorem tych myśli Brzetysława. Zapewne że na dalszym planie przyświecało mu uzyskanie dla sie- bie i swoich następców tytułu królewskiego, godności, którą nosił Bolesław Chrobry i Mieszko II, jak i inny sąsiad Brzetysława, Stefan węgierski. Brzetysław za- pewne czuł i wiedział, jak i jego doradca Sewer, że bez oporu ze strony Niemiec się nie obejdzie, liczył zaś na własne siły, na trudności, w których znajdo- wało się cesarstwo, jak i na to, że rozbita Polska nie będzie mogła odegrać żadnej roli w walce przewidy- wanej w przyszłości. Polityka niemiecka w tych stro- nach Europy wygrywała stale antagonizmy wzajemne państw słowiańskich, zatem też Polski przeciwko Cze- chom i Czechów przeciwko Polsce. Interesem przeto w tej chwili Brzetysława było doprowadzenie Polski do takiego stanu, by na lat wiele Polska przestała istnieć jako czynnik, który by Niemcy byli w możno- ści zużytkować przeciwko ambitnej polityce Brze- tysława. Żeby więc samemu się względnie wzmocnię na przyszłe zapasy z Niemcami, postanowił w tej tak sprzyjającej i dogodnej chwili uderzyć na Polskę, zniszczyć kraj, zabrać taką część Polski, która bezpo- średnio przylegała do Czech, to jest Śląsk, zrabować sfearby, zabrać ciało św. Wojciecha, które dało ka- tedrze gnieźnieńskiej tytuł arcybiskupi, by na tej podstawie żądać tego samego dla Pragi, uprowadzić wreszcie z Polski co najwięcej ludności, by tą drogą ją osłabić, a samemu zyskać siłę zaborczą i rządniczą, W ten sposób wedle planów Brzetysława Polska mia- ła być do reszty rozgromiona, a w razie niespodzie- wanego powrotu Kazimierza i odrodzenia się kraju, musiałby być cały naród zajęty odzyskiwaniem od- 416 Kazimierz Odnowiciel padłych dzielnic, odbudowywaniem swego gospo- darstwa. W następstwie tego miałyby wzmocnione •Czechy tylko jednego poważnego przeciwnika, cesar- stwo, Polska zaś mogła odgrywać tylko rolę trzecio- rzędnego dywersanta, mało na razie groźnego. Plany te Brzetysława nie były chimerą, przy- szłość wykazała, że spoczywały one na wcale real- nej podstawie. Polityczne trudności nie pozwoliły Niemcom wystąpić przeciwko ambitnym dążeniom Brzetysława prędzej jak w r. 1040, a wiadomo, że wyprawa ta Henryka III skończyła się jego klęską. Polska przez wiele lat nie mogła wyleczyć się z ran zadanych przez Czechy, przez lat dziesięć musiała walczyć o odzyskanie Mazowsza, a przez lat szesna- ście była zwrócona uwaga Kazimierza na Śląsk. Służyła wreszcie Brzetysławowi jeszcze jedna okazja: .była nią śmierć Stefana węgierskiego i długie lata walk wewnętrznych i znacznego osłabienia sił pań- stwa madziarskiego za Piotra Wenecjanina. Tą dro- gą ubył Brzetysławowi jeden możliwy przeciwnik, silny i niebezpieczny. Za to niewątpliwie nie docenił on potęgi cesarstwa; Henryk III, choć bardzo młody, okazał się przeciwnikiem i politykiem, który rozpo- rządzał środkami tak dużymi, że choć ze znacznymi trudnościami, których nigdy nie brakło w obrębie władzy królów niemieckich, ostateczny rezultat nie- równej walki był dla Czech negatywny. Nie dodał siły Czechom, osłabił Polskę, jak i własny kraj, po- głębił zawiść polską i czeską wzajemną, był jednym z tych, którzy mimo pozornych, bardzo znacznych powodzeń kładli podwaliny pod wpływy niemieckie w Czechach, pod przewagę żywiołu niemieckiego nad tymi odwiecznie słowiańskimi stronami Europy. Najazd czeski 417 Wyprawa Brzetysława, zgodnie z niepodejrzany- mi źródłami polskimi, miała miejsce w r. 103861. Zebrała się na nią bardzo znaczna liczba rycerstwa czeskiego, gdyż Brzetysław — tak przynajmniej twierdzi Kosmas •— zagroził opieszałym karą śmier- ci 62. Ruszyć musiał z Czech wiosną, gdyż dnia 23 sierpnia widzimy już zwycięskiego księcia czeskie- go z powrotem pod murami Pragi. ;Do znanych celów wyprawy Brzetysława był też dostosowany sposób wojowania czeski, nie obcy zresztą i zachodniemu rycerstwu, w którym, trzeba to przyznać, Słowianie przewyższali innych, a Czesi wśród nich zajmowali najpierwsze miejsce. “Taka 81 MPH II s. 794. Rocz. kap. krak.: “1038 Corpus sancti Adalberti trainslatum est". Udowodnił słuszność tej daty bez potrzeby dodania czegokolwiek O. Balzer, Genealogia s. 83, przeciw Kosmasowi, podającemu datę 1039 i obcym, badaczom, przyjmującym ten przekaz. Nie wchodzę tu już w szczegóły tej sprawy rozstrzygniętej przez O. Balzera, jak wyjaśnionej cennymi uwagami T. Wojciechowskiego O Kazimierzu Mnichu. Data r. 1038 jest przyjęta przez całą naukę polską. Uczeni czescy, dawniejsi, Palacky, Dudik, by pogodzić przekazy pol- skie z czeskimi, stworzyli hipotezę dwu wypraw Brzetysława do Polski, jednej z r. 1038, drugiej z r. 1039. Sprzeciwiają się temu źródła polskie, które całkiem wyraźnie i stanowczo identyfikują wyprawę z r. 1038 z tą wyprawą, którą Kosmas umieszcza pod r. 1039. 62 FF RR Boh. II s. 70: “...dux Bracialaus... territoilem dictat senłentiam, totius Boemiae per proyinciam mittens in signum suae iussionis torquem de subere tortum, ut ąuicun- que exienit &n oastra sepius dato signaciulo, sciret procuł dubio tali torque ise suspendendum in patibulo". Celowość tego zarządzenia wydaje się mało realna, wyprawa na Polskę przedstawiała się zapewne tak łatwo i korzystnie, że postra- chem nie było potrzeby nikogo do niej zachęcać. 2T Polska X—XI wieku 418 Kazimierz Odnowiciel sama jest broń u Polaków i Czechów — pisze Hel- mold — i podobny sposób prowadzenia wojny. Ile razy bowiem powoła się ich na wojny poza granice kraju, dzielni są w spotkaniu, lecz niezmiernie okrutni w łupieży i mordach; nie oszczędzają ni klasztorów, ni kościołów lub cmentarzy. Lecz nie inaczej ruszają na wojny za granicę, jak pod warunkiem, że bogactwa kryjące się pod osłoną miejsc świętych zostaną im na łup wydane. Stąd pochodzi, że dla żądzy zdoby- czy obchodzą się nieraz ze sprzymierzeńcami jak z wrogiem, i dlatego tylko bardzo rzadko bywają wzywani o pomoc w wojennej potrzebie 63. Tak opi- suje sposób wojowania Polaków i Czechów Helmold, piszący swą kronikę w drugiej połowie XII wieku, a znawca tych stosunków znakomity. Co się zaś Cze- chów tyczy, to najlepszy obraz ich sposobu wojowania i ich wojennych zwyczajów daje nam Anonim-Gall, który za czasów Bolesława Krzywoustego miał spo- sobność poznać ich dobrze. Nazwał ich “wilkami, któ- re porwały zdobycz w nieobecności pasterza", twier- dzi, że “przyzwyczajeni są żyć z łupieży i rabunku", których “kryją tacy przyjaciele złodziei". Nie mo- żna twierdzić, by opinia Anonima-Galla była pisana sine ira, ale liczne inne wzmianki ją potwierdzają. I z takim braniem zdobyczy i łupów, jeńców i skar- bów, obracaniem w perzynę grodów i siół, burzeniem i niszczeniem kościołów, klasztorów i cmentarzy była połączona wyprawa księcia czeskiego. Z opisu Kos- masa i z wiadomości, które podaje Anonim-Gall, mo- żna dość dokładnie i wiernie odtworzyć pochód Brze- tysiawa i ważniejsze wydarzenia. Przede wszystkim es MGH SS XX s. 12. Najazd czeski 419 jednak wynika z relacji Kosmasa, że Brzetysław w swej wyprawie do Polski nie spotkał się nigdzie z poważniejszym oporem — o oporze i tego rodzaju trudnościach nie posiadamy jakiejkolwiek wiadomo- ści — jednym słowem, że brakowało w tym czasie- Jlie tylko księcia, naturalnego przywódcy sił zbrój-. nych, ale że nie było nikogo, kto by się poczuwał do zastąpienia go w tym obowiązku, prawnie czy sa- mozwańczo. Jeżeli w pewnej części kraju, jak przy- puszczamy, były jakieś resztki władzy, która utrzy- mywała jaki taki ład i porządek, to widocznie była ona zbyt słaba, by zorganizować opór. Widać z tego, że lata poprzednie wprowadziły zupełny rozkład władzy książęcej, brakło autorytetu, który by opór zarządził i o oporze myślał. Brzetysław, zebrawszy na wiosnę 1038 r. rycerstwo czeskie, wkroczył do Polski jak “huragan", niszcząc wszystko przed sobą. “Wsie burzy, mordując, łupiąc i paląc, miejsca obronne siłą zdobywa"64. Kraków zburzył do szczętu, uwożąc stąd bogate skarby w zło- cie i srebrze, złożone tamże przez przodków Kazi- mierza 65. 61 FF RR Boh. II s. 70. «s FF RR Boh. II s. 70—71. “Kraków autem eorum me- tropolim ingressus a culmine sufcwartit, et spolia eius obti-. nuit; insuper et veteres thesauros ab antiquis ducibus in .aerari.o absconditos evolvit, soilicet auruim ac argentum in- finitum ntmis". O. Balzer Stolice Polski 963—1138, Studia nad historią prawa polskiego VI z. 4, s. 19, przyp. 4. O Bal- zer, Skarbiec i archiwum koronne s. 47 przyp. l, uważa wiadomość Kosmasa o skarbcu w Krakowie za “gruby ana- chronizm". Według teorii O. Balzera Kraków nie mógł po-, siadać skarbca, bo do r. 1038 nie był stolicą, “...nie wiadomo... przez kogo zgromadzony i komu służący, skoro do tego czasu 27* 420 Kazimierz Odnowiciel Z Krakowa zwrócił się Brzetysław na północ, a niszcząc wszystko po drodze swego pochodu i paląc doszedł do Giecza66 grodu, jak świadczy Anonim- -Gall, jednego z największych i najludniejszych w owe czasy w Polsce 67. Giedczanie wraz z tłumem okolicznej ludności, która się schroniła do grodu gieckiego, zwątpiwszy o skuteczności oporu, postano- wili się poddać zwycięskim Czechom. Wyszedłszy za- tem naprzeciw Brzetysława, niosąc na znak poddania się złotą gałązkę, prosili księcia, by ich z całym ich mieniem przeniósł do Czech i w Czechach osadził. Z ochotą postanowił Brzetysław wysłuchać tych próśb, osadził zatem Gdeczan w ziemi czeskiej pozwalając nie przebywali tam. władcy Polski". To postawienie sprawy, służące jedynie jako jeden z argumentów dla teorii stolic O. Balzera, omija sprawę, że przechowywanie skarbów nie było zupełnie związane z rezydencją czy stolicą, że odgrywa- ła tu pierwszą rolę sprawa bezpieczeństwa i obronności. Nie mając Innych wskazówek źródłowych dopuścić można, że miejsc przechowywania skarbów było więcej, co nakazywało zarówno ich zabezpieczenie, jak i możność ich użycia prak- tycznego, by w razie potrzeby nie było koniec zności szukać ich abyt daleko. Ale nie można uznać za argument przekony- wający twierdzenaa, że skoro wedle teorii O. Balzera stolicą Polski do r. 1038 było Gniezno, to tylko w Gnieźnie mogły się kryć skarby, nigdy w Krakowie. Dlatego sądzę, ze przeka - Kosmasa, późny, bo z XII wieku, jest bądź co bądź wcze- śniejszy niż rozumowanie O. Balzera. Jeżeli O. Balzer uwa- ża, że nazwanie przez Kosmasa Krakowa metropolis jest anachronizmem, w stosunku do czasów Kazimierza, to zwró- cić należy uwagę na to, że nazywa on i Gniezno tak samo. Mię tyle chodzi o określenie stołeczności, ile o podkreślenie ważności tych grodów, Krakowa czy Gniezna. es py RR Boh. II s. 71: “Cumaue perveniss©nt ad castrum Gedec...". OT Lito. I. c. 8. Najazd czeski 421 im rządzić się nadal prawem polskim, do którego przywykli. Gród zaś sam kazał zburzyćG8, tak że już nigdy warowna ta miejscowość nie wróciła do dawnej świetności. , Z Giecza udali się Czesi do niedalekiego Gniezna. Było ono “położeniem miejsca i murami warowne, lecz łatwe do zdobycia z powodu małej ilości miesz- kańców" 69, to jest z braku załogi. I tu zatem silny - gród był nie zaopatrzony zarówno dlatego, że nie było komu o niego dbać, jak z tego powodu, iż ci, którzy mieli obowiązek bronienia Gniezna, nie czując nad sobą władzy opuścili zapewne Gniezno, chro- niąc się w strony bezpieczniejsze. Zatem i w Gnieźnie nie znaleźli Czesi oporu, zajęli bez trudu stolicę pełną niezmiernych skarbów, wśród których znaj- dowały się relikwie świętych, przede wszystkim zwło- ki św. Wojciecha, Radyma-Gaudentego, pierwszego arcybiskupa gnieźnieńskiego, i ciała Pięciu Braci Męczenników. Zabranie zwłok św. Wojciecha, niewątpliwe A zus- pełnie pewne, potwierdzone zarówno przez Kdsmasa, • 68 FF RR Boh. II s. 71: “...castellani et simul qui iiłuc can- fugerant, villan.i, nion valentes fenre impetum ducis, exeunit ei obviam auream gestantes virgam, quod erat signum de- dicionis, et ut eos pacifice cum suis pecoribus et ceteris re- rum appendicłis transferat in Boemliam, suppliciter rogant, Quorum dux petitionibus adquiescens, postquam perduxit eos in Boemiam... constituens... ut sub legę quam in Polonia ha- buerant, tam ipsi quam eorum pasteri in sempiternum vivant, ataue nomine ab •urbe depiyato usque hodie nuncupantur Gedcane". 69 FF RR Bob. II s. 71: “...metropdlim Gn.ezden, natura loci et antemurali firmam, sed facilem capi ab hostibus, ra- ris eam inhabitanfibus ciyibus..." 422 Kazimierz, Odnowiciel jak przez naszą najdawniejszą kronikę i rocznik, było najboleśniejszą stratą, jaką poniosła Polska w skarbach moralnych, których pozbawiła ją wyprawa Brzetysława. Kult świętych, często bardzo materia - listycznie pojęty, i cuda, które się -działy przy ich grobach, kult relikwii, uważanych za skarby równe zlotu, a które broniły wierzących przed wszelkimi nieszczęściami i niepowodzeniami, zsyłanymi na ludzi. przez odwiecznego ich wroga, szatana, był w owych czasach jednym z bardzo ważnych elementów wiary, przywiązania do kościoła, a z tym wszystkim przyna- leżności do wielkiej cywilizacji, którą reprezentował kościół i chrześcijaństwo. Z pamięcią św. Wojciecha była złączona sprawa metropolii gnieźnieńskiej, orga- nizacji kościoła w Polsce, której on był prawdziwym patronem. On był tą polską świętością narodową, któ- rą swego czasu pogardzili Czesi, on symbolizował po -części ambicje Bolesława Chrobrego do stworzenia Wielkiego państwa słowiańskiego, w skład którego miała też wchodzić ojczyzna św. Wojciecha, Czechy. Zabranie zatem zwłok św. Wojciecha miało nie- zmiernie doniosłe znaczenie: było to odebranie Polsce największej jej świętości narodowej, takiej, z której była dumna katedra gnieźnieńska, dynastia piastow- ska — świętość, która czyniła stolicę gnieźnieńską znaną w całym świecie. Zabierano symbol kościoła polskiego. Z wywiezionymi zwłokami św. Wojciecha -wiązały się także wspomnienia tysiącznego roku, piel- grzymki Ottona III do grobu jego świętego przyja- ciela, wspomnienie wielkich wypadków, które wtedy miały miejsce w Gnieźnie, a które zrobiły z Bolesła- wa, trybutariusza cesarskiego, niezależnego władcę. Najazd czeski 423 Lecz teraz wszystkie te dobrodziejstwa które przy- pisywano św. Wojciechowi, a które wiązały jego imię z Gnieznem i Polską, miały spłynąć na Cze- chy. Praga miała być odtąd schronieniem tych re- likwii, Praga miała się starać, by tam, gdzie są jego zwłoki, była stolica arcybiskupia jak w Gnieźnie, -a Czechy mogłyby marzyć, uwolniwszy się od zależ- ności kościelnej mogunckiej, o uniezależnieniu się od Niemiec, tak jak to było celem działalności i poli- tyki Bolesława Chrobrego. To, co Polska traciła, mia- ły sobie zdobyć Czechy, a jednym z ważnych czynni- ków miało być posiadanie zwłok św. Wojciecha. Nie można wątpić, że w r. 1038 rozumiano do- brze znaczenie faktu przeniesienia zwłok św. Woj- ciecha, skoro tak pojmowano ten wypadek w począt- kach XII wieku. Sami Czesi oplotli to zdarzenie baś- nią i legendą. Cuda miały się dziać, kiedy Czesi chcieli ruszyć zwłoki swego rodaka. Bóg doświadczał grzesznych Czechów i dopiero zarządzenie trzydnio- wego postu i wyrzeczenia się błędów i złych oby- czai, które były powodem tylu trosk św. Wojciecha i jego dwukrotnego opuszczenia Pragi, pozwoliły Cze- chom na ruszenie z miejsca i zabranie relikwii. Prócz zwłok św. Wojciecha zabrano także ciało Radyma-Gau- dentego oraz zwłoki Pięciu Braci Męczenników, spo- czywające, jak twierdzi Kosmas, w innym kościele gnieźnieńskim 70. TO p? RR Boh. II s. 71—76. Ciała Pięciu Męczenników “...qui in eadem ciwitate sed m alla ecciesia quiescebant", były, wedle Brunona, Viita Quinque Fcatrum, pochowane nią miejscu męczeństwa. Jeżeli zatem ta wiadomość jest prawdzi- wa, to po r. 1008—1009, kiedy Vita była pisana, musiano 424 Kazimierz Odnowiciel Ale oprócz tych relikwii zabrano z kościołów polskich, zwłaszcza z katedry gnieźnieńskiej, wszystko, co było cenne, a co pochodziło w znacznej części z darów i wotów panujących. Dowiadujemy się z re- lacji Kosmasa ciekawego szczegółu zabierania z ko- ściołów polskich dzwonów, których znaczna liczba na stu wozach wieziona, świadczy o wielkiej liczbie złupionych świątyń. W katedrze gnieźnieńskiej znaj- dował się krzyż szczerozłoty, tak ciężki, iż dwunastu ludzi niosło go z trudnością, ważył bowiem trzy razy tyle co Bolesław Chrobry 71. A wiemy, że Chrobry był duży i ciężki, tak iż koń się pod nim uginał. Koło ołtarza i grobu św. Wojciecha stały trzy złote tablice, bogato drogimi kamieniami sadzone, z których większa miała pięć łokci wysokości, a dziesięć piędzi szerokości. Na brzegu tablicy był napis: Ter centum libras apponderat hoc opus auri.72 Wszystkie te skarby, a zapewne i wiele innych, jak naczynia kościelne, paramenta, ozdoby, bibliote- ka, wpadły w ręce Czechów. Z Gniezna zwrócili się Czesi na Poznań, który dokonać translacji zwłok do Gniezna. Możliwe jest, że zaszła tu pomyłka. Kosmas mógł rozumować, że skoro Czesi zabrali zwłoki Pięciu Męczenników z innego kościoła niż katedralny, to kościół ten musiał być mimo wszystko w Gnieźnie. 71 FF RR Boh. II s. 77: “...electi XII presbiteri, vis sustentantes pondus aurei crucifixi, secuntur. N.am dux Mesco ter isemetipsum boć apponderatoat auro". Kosmas nie zna Bolesława Chrobrego, podaje zawsze zamiast niego Mieszka I. 72 FF RR Boh. II s. 77: “(tabulae) quae circa altare, ubi sanctum corpus quievit, positae fuerant. Erat enim maior ta- bula quinque uinarum in longitudine et deoem palmarum in latitudine, valde adornata lapidibus prełiosis et cristallinis sachis etc.". N&wzd czeski 425 złupili wraz z katedrą św. Piotra 73, po czym udano się na Śląsk, zabrano Wrocław74, który pozostał potem przez wiele lat w rękach czeskich. Wątpić na- leży, czy Czesi zatrzymali coś więcej nad Śląsk w swym posiadaniu, przynajmniej to, co w latach 1040 i 1041 słyszymy, nie da się odnieść do niczego więcej jak do Śląska. Zapewne i Brzetysław nie bardzo myślał o obarczaniu się krajem zniszczonym, pełnym niepewnych elementów i oddalonym od wpływów czeskich 75. Wyprawa czeska skończyła się dość prędko, co 73 Anonim-Gall, lib. I c. 19. “Eo tempore Bohema. Gneznen et Poznań destruxerunt... et tam diu civitates praedictae in solitudine permanserunit, quod in ©elegia sancti Adalberti mar- tur.is &anctique Petri apostoli sua ferae cubilia posuerunt". 74 Oczywiście nie da się wyłączyć, że Brzetysław roz- dzielił swe siły i że jedna część jego wojska przeznaczona “ była na opanowanie Śląska, i to na stałe, uderzając wprost od strony Czech. Źródła czesibie i polskie o tym nie wiedzą, •ale wydaje się to wysoce prawdopodobne. 76 Zdanie Anonima-Galla, lib. I c. 19. “(Kazimirus) pau- latim tam wirtute quam ingenio totaim Poloniam a ,Pomoira- nis et Bohemis iallisque finitimis nationibus occupatam libe- ravit", tłumaczyć, jakoby Czesi całą Polskę w r. 1038 zajęli, byłoby niewłaściwe, przeciwnie, prędki powrót Kazimierza, szybkie przez niego odzyskanie kraju, jak i wypadki lat naj- bliższych wskazują, że Czesi całego kraju nie opanowali. Sprzeciwia się to całej następnej sytuacji w Polsce. Zajęcie natomiast przyległego Czechom Śląska było dla nich praw- dziwym zyskiem, leżało dalej w granicach ich możliwości, było ich celem, który osiągnęli w XIV wieku. Vita Guntheri. eremi- tae, MGH SS XIII s. 278, co prawda pisze, że “...dux... Bre- •ciziaus, cum Poloniam gloriose sibi subiugasset, victorque cum pace ad sua redisset...", ale zdanie to nie może przewa- żyć innych świadectw tak naszych, jiak niemieckich, jak wreszcie samego Kosinasa, który zdaje się nic nie wiedzieć o podboju całej Polski przez Brzetysława. 426 Kazimierz Odnowiciel świadczy o braku poważniejszego oporu. Już w sier- pniu opuścił Brzetysław Polskę, bo 23 tegoż miesiąca widzimy go w pobliżu Pragi. W ogóle terminy tej wyprawy są dość niezwykłe — miesiące sierpień i wrzesień, zatem późne miesiące letnie, były zwykle czasem wypraw wojennych, np. wypraw Henryka II na Polskę — wtenczas bowiem, zaraz po zbiorach, najłatwiejsza była aprowizacja armii, ta najtrudniejsza sprawa dla każdej armii. Stąd zastanawia wczesność wyprawy, zapewne wskutek ufności, że opór będzie bardzo małoznaczny, jak i prawdopodobieństwo łat- wości zaaprowiantowania armii, widocznie rok po- przedni musiał być rokiem dobrego urodzaju i można się było spodziewać pewnych zapasów. Ale również zastanawia szybkie cofnięcie się Brzetysława z Polski. Budzi to domysł, że musiały być jakieś poważniejsze po temu przyczyny. Jedną z nich mogła być wia- domość o spodziewanym rychło powrocie Kazimierza, inną, łączącą się zresztą z tamtą, to wiadomości, które zaczęły zapewne napływać z Niemiec 76. Cesarz Kon- rad II bawił co prawda jeszcze we Włoszech, lecz musiał być uwiadomiony o tym, jak wzrasta w siłę jego czeski wasal i jakie taki stan rzeczy może mieć następstwa dla stanowiska cesarstwa na wschodzie. Musiało to zmuszać cesarza do zajęcia się tymi spra- wami, zatem do rychłego powrotu do Niemiec. Dnia 11 sierpnia był on jeszcze w Brescji 77, a we wrześniu są już ślady jego pobytu w Niemczech78, pewne jest, T6 Zwrócił już na to Tirwagę O. Balzer Genealogia Piastów s. 83, 84. 77 Stumipf ReichskaTizler nr. 2115; 78 H. Bressiau Jahrbuctter des deutschen Reichs u. Kon- rad II,. II s. 321. • - Najazd czeski 427 że dnia ,10 grudnia cesarz był już w Nierstein nad Renem79. Zapewne napad Brzetysława na Polskę, zabór Śląska i niewątpliwe skargi Kazimierza, poparte przez jego potężną rodzinę z Herimanem, arcybiskupem kolońskim na czele, musiały być przedmiotem uwagi, jak i pewnych zarządzeń ze strony cesarza. Dnia 23 sierpnia, w wigilię św. Bartłomieja, roz- biło zwycięskie wojsko czeskie obóz nad rzeką Ro- kitnicą w pobliżu Pragi80. Duchowieństwo praskie wraz z tłumami ludu pospieszyło naprzeciw zwy- cięzców, by powitać księcia i uczcić święte skarby w Polsce zdobyte. Dopiero l września odbył Brze- tysław uroczysty obchód przeniesienia relikwii do Pragi, połączony z wjazdem tryumfalnym. Na czele pochodu kroczył książę i biskup praski Sewer, niosąc na barkach “słodki ciężar męczennika Chrystusowego Wojciecha", za nimi opaci nieśli relikwie Pięciu Braci •Męczenników, dalej zaś arcyprezbiterowie “radowali się ciężarem Radyma arcybiskupa". Następnie dwu- nastu co tęższych kapłanów uginało się pod ciężarem złotego krzyża, daru Chrobrego, niesiono również trzy ogromne tablice zabrane z katedry gnieźnieńskiej. Po nich na więcej niż stu wozach wieziono dzwony i skarby w Polsce zdobyte, a w końcu szły tłumy jeń- ców, ze skrępowanymi rękoma i szyjami zakutymi •w żelazo. Byli tam i panowie, i lud prosty, i duchowni, przykuci do wspólnego łańcucha. Między wziętym do niewoli duchowieństwem znajdował się pewien w Stumpf Reichsfconzier nr. 2118. 80 FF RR Boh. II s. 76: “...m yigilia s. Bartholamei apos- toli prope metropolim Pragam oastna metal;! sunt...". 428 Kazimierz Odnowiciel ksiądz polski, dziad pierwszego czeskiego kronikarza Kosmasa 81. Brzetysław szczęśliwą wyprawą osiągnął tylko część swych ambitnych zamysłów. Zniszczył znaczną część Polski, zabrał jej obszerną dzielnicę śląską, za- ludnił swój kraj licznymi jeńcami polskimi, których, jak Giedczan w lesie Cyrminie 82, osadzał po licznych pustkowiach. Zabrał Polsce relikwie świętych, mnogie skarby, którymi wzbogacił swój skarbiec, a przy pomocy których umiał się potem wywinąć z najtrud- niejszych okoliczności. Pozbawił poza tym Polskę tak cennego elementu ludzkiego, jak ci duchowni polscy, których zawlókł do Czech. Ale pozostały do rozwiązania jeszcze inne sprawy z wyprawą tą zwią- zane, przede wszystkim stosunek Brzetysława do cesarstwa. Lecz tu pokazać się miało, że pomyślna wyprawa polska była podstawą wcale kruchą, pod- stawą rozbitą W r. 1041 przez Henryka III w imię niemieckiego nad Czechami zwierzchnictwa. Wyprawa z r. 1038 była ciężkim ciosem dla Polski, nie dała korzyści politycznych państwu czeskiemu. Kazimierz tymczasem przebywał zapewne od koń- ca r. 1037 za granicą, na obczyźnie. O fakcie tym istnieją dwa przekazy — jeden polski, Anonima-Gal- la 83, pisany zaledwie w lat pięćdziesiąt po śmierci Kazimierza, za życia jego wnuka, i drugi niemiecki z końca XII w. znajdujący się w Annales Magdebur- •genses 84. 81 FF RR Boh. II s. 76—77. . s2 FF RR Boh. II s. 71: “...(dux) dat eis partem silvae, quae yocatur Cirnin, non modicam etę.". 83 Li.b. I. c. 18. 84 MGH SS XVI s. 170. Powrót Kazimierza 429 Pierwszy z tych przekazów opowiada, iż Kazimierz wypędzony z Polski udał się na Węgry, na dwór króla Stefana. Stefan jednak, będąc w dobrych sto- sunkach z Czechami, którzy właśnie wyprawiali się na Polskę, zatrzymał u siebie Kazimierza, jakby jeńca, i nie chciał go wypuścić na wolność. Dopiero śmierć Stefana, 15 sierpnia 1038 r., zmieniła poło- żenie Kazimierza. Następca bowiem Stefana, Piotr Wenecjanin, mimo prośby Brzetysława wypuścił Ka- zimierza na wolność, dał mu orszak stu rycerzy, broń i bogate szaty. Kazimierz udał się spiesznie do Niemiec, do matki i do cesarza, tu odznaczył się ry- cerskimi czynami i pozyskał wielką sławę. Postanowił tedy Kazimierz powrócić do kraju, do dziedzictwa swych przodków, mimo odradzań matki i cesarza. Rycheza radziła mu, by osiadł na dziedzictwie po matce i wujach, Konrad chciał mu nawet dać jakieś znaczne księstwo niemieckie w lenno. Kazimierz jednak dumnie odrzucił te namowy, powrócił do Polski, by się tu dobijać spadku po ojcu i dziadach. Roczniki magdeburskie o wiele krócej opowiadają o losach wygnanego Kazimierza. Piszą one: “Kazi- mierz z matką przez Polaków wypędzony, długo błą- kał się u Sasów na wygnaniu" 85. Jak widzimy obie relacje są od siebie bardzo różne, lubo zasadniczo nie ma między nimi sprzeczności. Relacja Anonima-Galla uderza bogactwem szczegó- łów. Annales Magdeburgenses podaje bardzo skąpe wiadomości, które jednak dałyby się pomieścić w obrę- bie opowiadania Anonima-Galla. Jeżeli nie mówią 85 MGH SS XVI s. 170. “Kaaimer, cum matre sua a Po- lanis... expulsuis, diu in Saxoma exulavit". 430 Kazimierz Odnowiciel nam nic o StefanieI, Piotrze Wenec Janinie, jeżeli nie wspominają o ich stosunku do Czech ani o zamiarach Konrada II względem Kazimierza, to jednak nie za- wierają nic takiego, co by było w zasadniczej sprzecz- ności z tamtą relacją. A zastanawiając się nad wia- domościami podanymi przez Anonima-Galla trzeba zaznaczyć, że budzą one duże zaufanie dokładnymi danymi. Bo śmierć Stefana wypadła pod koniec wy- prawy Brzetysława, czyli jeżeli był Kazimierz w r. 1038 na Węgrzech, musiał z konieczności mieć do czynienia ze Stefanem i jego następcą Piotrem. Chronologii faktów nie można nic zarzucić, raczej budzi ta relacja duże zaufanie. Stąd wynika, że posiadamy tylko jedną właściwie wersję o okresie wygnania Kazimierza, to jest tę, którą podaje Anonim-Gall, i że ona tylko może być poddana krytyce, gdyż ta druga o pobycie Kazimierza w Saksonii z całą pewnością wytrzyma wszelkie próby krytyki. Zanim przystąpimy do oceniania wiarogodności przekazu kroniki Anonima-Galla, zastanówmy się nad datą powrotu Kazimierza do Polski. Niestety, data ta nie da się dokładnie określić — próbował to zrobić swego czasu O. Balzer, ale jego wywód nie może być uznany za bezwzględnie przekonywający. Opiera się on na tym, że rychło po powrocie do Polski ożenił się Kazimierz z księżniczką ruską Dobroniegą, że w r. 1040 urodził mu się już drugi syn Władysław Herman, czyli że starszy syn, Bolesław Śmiały, mu- siał się urodzić w r. 1039, a zatem że małżeństwo rodziców musiało przypadać jeszcze choćby na koń- cowe miesiące r. 1038 — czyli że powrót Kazimierza Powrót Kazimierza 431 do Polski musiał nastąpić jeszcze w r. 1038, bezpo- średnio po ustąpieniu z kraju Brzetysława 86. Wywód ten ma swe bardzo słabe strony, bo twierdzenie, że urodziny Hermana muszą przypadać na rok 1040, opierają się jedynie na tym, że taką wia- domością zastępuje O. Balzer inną notatkę, błędnie pod tym rokiem zapisaną. Nie ma pewności, że Herman musiał się w tym roku urodzić, a zatem nie ma pewności, że urodzenie Śmiałego przypada na r. 1039, a ślub ich rodziców na r. 1038. Co więcej: małżeństwo zawarte w r. 1038 wykluczałoby od razu opowiadanie Anonima-Galla o pobycie Kazimierza na Węgrzech; nie starczyłoby czasu, by pomieścić w obrę- bie czterech końcowych miesięcy 1038 r. takie fakty, jak zwolnienie Kazimierza przez Piotra, układy Piotra z Brzetysławem, jazdę Kazimierza do cesarza i matki, powrót do kraju, odzyskane dziedzictwo, po- selstwo dwukrotne na Ruś, małżeństwo z Dobroniegą, z którego urodzić się miał w roku następnym Bole- sław. Niewątpliwą wydaje się rzeczą, że małżeństwo Kazimierza nie nastąpiło w r. 1038, lecz później, tak jak nie można wątpić, że dwaj starsi synowie Kazi- mierza porodzili się również później. Ale w ten spo- sób tracimy też podstawę, na której opierano się do- tychczas dla oznaczenia daty powrotu Kazimierza 87. 86 O. Balzer Genealogia s. 84. 87 W r. 1899 przyjmowałem cały wyżej cytowany wywód O. Balzera. Por. St. Laguna Rodowód Piastów Kwart. Hist. 1897/11 s. 760, który również odrzucając kombinację O. Bal- zera, sądzi, że jeżeli... “...nie iść za Długoszem, który ślub Do- brortiegi pod r. 1041 podaje, to imniemam, że dalej jiak do r. 1040 cofać go nie należy". Laguna nie bierze jednak waż- nego względu pod uwagę, sytuacji politycznej Kazimierza. 432 Kazimierz Odnowiciel Jeżeli jednak powrót Kazimierza wydaje się być wysoce nieprawdopodobny w r. 1038, to trzeba przy- puścić, że nie zwlekał z nim zbyt długo wygnany Kazimierz. W jesiennych miesiącach r. 1038 powrócił do Niemiec cesarz Konrad II i — trzeba to przypu- ścić — było cesarzowi równie spiesznie posłać księcia polskiego do Polski jak samemu Kazimierzowi. Można przeto przyjąć, że powrót Kazimierza nastąpić musiał niedługo potem, to jest zapewne nie później jak w pierwszej połowie r. 1039. Ale jak zatem przedstawia się w tym świetle sprawa krytyki powyższego ustępu kroniki Anonima- -Galla o pobycie Kazimierza na wygnaniu? Polscy ba- dacze bez wyjątku przyjmują z dobrą wiarą opowieść Anonima, niemieccy przeważnie ją odrzucają nie po- dając powodów. Uważają ją po prostu za anegdotyczne opowiadanie. A jest to opowiadanie nie tylko budzące duże zaufanie swą dokładnością, ale i pewnymi szcze- gółami, niewątpliwie dobrze zaobserwowanymi na Węgrzech, i dlatego wymaga ono dokładniejszego . zbadania. Otóż można tu tyle powiedzieć, że stosunki wę- giersko-czeskie owych lat, o ile z fragmentarycznych wiadomości można sądzić, były wprost przeciwne te- mu, co nam Anonim-Gall przedstawia. Albowiem Gizela, żona Stefana, po śmierci syna Emeryka, w r. 1031, zmusiła swymi intrygami i knowaniami boczną linię Arpadów, Andrzeja, Belę i Lewentę, do opuszczenia Węgier i do schronienia się do Czech — a jak długo przebywali oni w Czechach, poucza nas wywód O. Balzera, który kładzie datę zaślubin zbie- głego z Czech do Polski Beli z córką Mieszka II na Powrót Kazimierza 433 lata 1039—1042 88. Nie przybyli przeto ci preten- denci czescy do Polski zapewne przed r. 1039, a do- póki byli w Czechach, trudno by było mówić o do- brych stosunkach między Stefanem a Brzetysła- wem. Piotr, następca Stefana, pogardza, wedle Anonima- -Galla, przyjaźnią czeską, odprawia wzgardliwymi słowy poselstwo Brzetysława, Kazimierza zaś z wszel- kimi honorami i hufcem rycerzy odsyła na dwór cesarski. Pod względem chronologii, jak wiadomo, wytrzymuje to podanie wszelką krytykę. Inaczej jest jednak, jeżeli chodzi o treść tego przekazu. O ile bowiem przyjaźń Stefana dla Brzetysława wydaje się całkiem wątpliwa, o tyle znowu życzliwość Piotra dla księcia czeskiego jest stwierdzona źródłami i faktami. W obronie księcia Brzetysława nie wahał się Piotr, nie bez pewnego zysku dla siebie, napaść na Niemcy i nieść im tym sposobem pomoc. W r. 1040 udziela Czechom pomocy przeciw Henrykowi III, zaś pretendenci węgierscy, Andrzej, Bela i Lewenta, przenoszą się z Czech do Polski. Wszystko to świadczy o uczuciach, jakie żywił Piotr dla Kazimierza, i o kie- . runku jego polityki w latach 1038 do 1040, świadczy to, że stosunki Piotra i Brzetysława musiały być bardzo dobre i bliskie? gdy Kazimierz, który użyczył schronienia węgierskim pretendentom, musi być za- liczony do tych, którzy stali w obozie Piotrowi prze- ciwnym. A stał Kazimierz wtenczas w obozie cesar- skim, do którego nie należał oczywiście Brzetysław, ale nie należał również do niego Piotr Wenecjami! 88 O. Balzer Genealogia s. 90. 28 Polska X,-XI wieku 434 Kazimierz Odnowiciel Tak więc i ta wiadomość Anonima-Galla okazuje się błędna89. O szczegółach pobytu Kazimierza w Niemczech,( u cesarza i matki, nic nam bliżej nie wiadomo, nie- trudno jednak ocenić dokładność podanych przez na- szego kronikarza wiadomości. Ze był dzielnym ryce- rzem, przypuszczamy — można by dopuścić myśl, że mógłby szukać prawa do dziedzictwa alodialnego w Niemczech. Ale już “ducatus satis magnificus", który miał mu ofiarować cesarz w miejsce księstwa polskiego, jest zupełnie nieprawdopodobny. Na taki krok nadania słowiańskiemu księciu chorągwi lennej niemieckiej nie zdobyłby się ani tak gwałtowny nie- raz panujący jak Konrad II, ani tak potężny despota, jakim był Henryk III. Z drugiej strony wiemy, jak trudne do zniesienia było dla cesarstwa to wzmoc- nienie się na siłach Brzetysława i ile trudów poniósł Henryk III, by zgnieść zuchwałego księcia czeskiego. Jest zatem zupełnie nieprawdopodobne, by Konrad zatrzymywał Kazimierza w Niemczech, bo interesem 89 Wobec jednak pewnej dokładności szczegółów podanych przez Anonima-Galla przypuszczać można, że jest coś prawdy . w tym opowiadaniu o stosunkach Kazimierza ze Stefanem- i o pobycie jego na dworze cesarskim. Byłoby tylko umiesz- czenie tego faktu w okresie śmierci Stefana błędne zapewne, czyli należałoby szukać tego zdarzenia w czasach wcześniej- szych niż r. 1038. Otóż już powyżej zaznaczyłem, że kiedy. w r. 1031 Miesako II toył zmuszony do ucieczki z kraju, mu- siał zapewne opuścić Polskę młodziutki Kazimierz i wtedy mógłby był znaleźć się na Węgrzech. To ratowałoby częścio- wo przekaz Anonima-Galla — ale trzeba tu podkreślić, że kombinacja taka, nie niemożliwa, nie da się niczym poprzeć i usprawiedliwić. Powrót Kazimierza 435 polityki niemieckiej, w myśl zasady divide et impera, było stworzenie co najprędzej w Polsce ośrodka oporu przeciwko księciu czeskiemu, zyskanie zatem sąsiada, który by paraliżował Brzetysława i zachował silną pozycję czeską. Było to tym potrzebniejsze i spiesz- niejsze, jeżeli sprzymierzeńcem Brzetysława miał być nowy król węgierski. Tak zatem żywotnym interesem cesarza był powrót Kazimierza do Polski, i to powrót szybki — dlatego sądzę, że nastąpił on niezbyt długo po powrocie Konrada II z Włoch. I ta zatem wersja Anonima-Galla o “ducatus satis magnificus" mym zdaniem nie wytrzymuje ostrza krytyki. Gdy wiadomość Roczników magdeburskich jest całkiem ogólnikowa, a przekaz Anonima-Galla nie do użycia z powodu braku cech wiarogodności, nie pozostaje nam nic innego do stwierdzenia, jak że Kazimierz, opuściwszy zapewne w końcu r. 1037 Polskę, spędził rok następny prawdopodobnie w Niem- czech. Cesarz bawił w owym czasie we Włoszech, tamże bawił też wuj Kazimierza Heriman, od r. 1036 arcybiskup koloński, gdzie bawiła. Rycheza, nie wiemy, godzi się jednak przypuszczać, że Kazimierz widział się z matką. Jak się rozwinęła jego sprawa w Niemczech, nie wiadomo. Uwzględniając szybki powrót Konrada II w jesieni r. 1038 do Niemiec, jak i rychły dość po- wrót Kazimierza do Polski, przypuszczać można, że Kazimierz widział się z cesarzem, jeżeli nie na ziemi włoskiej, to w każdym razie w Niemczech. I tu le- genda Anonima-Galla jest niewątpliwie prawdziwa: Konrad z chęcią udzielił Kazimierzowi pomocy, która 28« 436 Kazimierz Odnowiciel miała wynosić 500 żołnierzy90. Obietnica dalszego poparcia przeciw Brzetysławowi jest całkiem prawdo- podobna. Z niemieckimi posiłkami wkroczył Kazimierz do Polski, zajął gród pograniczny i stąd zaczął dzieło odzyskania dziedzictwa przodków. Nasuwa się tu zagadnienie, czy powrót z pomocą cesarską Kazimierza do Polski nie wiąże się z przy- jęciem zawisłości lennej wobec cesarstwa, w myśl tradycji cesarskich, jak i świeżej całkiem tradycji Mieszka II 91. Nie mamy o tym przekazu źródłowego, 90 Lato. I c. 19. “Et laissumptis secum miilltibus 500 Poloniae fines intromt, ulteriusque progrediens, castrum quoddam a suis sibi redditum iacq.uisi.wt etc". Liczba 500 żołnierzy jest stałym kontyngentem, takiej ilości rycerzy dostarcza Henryk II Bolesławowi Chrobremu na wyprawy ruskie. 91 Obszerniej omówił to zagadnienie O. Balzer, Skarbiec i archiwum koronne, s. 4-4 i 45, uw. l. W. uwadze tej, którą w znacznej części pomieszczam poniżej, podał on argumenty na poparcie tego prawdopodobnego przypuszczenia. Zazna- czyć muszę, że zgadzając się z j.ego tezą, że zawisłość lenna Kazimierza “...staje w świetle największego prawdopodobień- stwa", nie sądzę, by argumenty O. Balzera były silne — silniejszą jest tu logika faktów wynikająca z oceny isytuacji. To, na co powołuje się O. Balzer, może wynikać ze stosunku lennego, ale może też być rezultatem warunków a. stosunków politycznych; rezultatem silnego państwa niemieckiego wo- bec słabej Polski. O. Balzer tak sprawę tę przedstawia, tamże s. 45 uw. l: “Tak w razie potrzeby Kazimierz otrzymuje pomoc od swego zwierzchnika dlatego na odzyskanie Polski Konrad II daje mu 1038 oddalał 500 rycerzy, a Henryk III 1039 podejmuje wyprawę zbrojną przeciw Cze- chom celem odzyskania dlań Śląska". Oba te argumenty za- wierają w sobie tak dużo pierwiastku politycznego, pier- wszorzędnej wagi dla państwa niemiecfciego, że imekoniecz- Powrót Kazimierza 437 który by świadczył, że Kazimierz złożył Konradowi hołd z Polski i że tenże dokonał inwestytury lennej, nie musiały się one wiązać z Obowiązkiem pomocy pana len- nego dla lennika. To samo można powiedzieć o dyploma- tycznym poparciu roszczeń Kazimierza wobec Brzetysława z r. 1039 i w preliminariach z r. 1041. “Na odwrót wykonuje .Kazimierz wobec Henryka służbę wojenną (Heerfahrt), posiłkując go nie tylko w wspomnianych co dopiero walkach z Czechami, ale także w wojiinie węgierskiej z 1051". -Oba te fakty również tłumaczyć można wyraziście interesami po- litycznymi Kazimierza — podczas gdy o udziale Polski w innych wyprawach wojennych cesarza, np. do Włoch, nic nam nie wiadomo. “Jeszcze wyraziściej, w całym. szeregu wiadomości źródłowych, występuje obowiązek służby dwor- skiej (Hoffałirt) Kazimierza wobec władców niemieckich. Tak w 1050 r., kiedy książę zaczął sobie swobodniej postępować i przez to ściągnął na siebie gniew Henryka III, wezwany zostaje do Goslaru, gdzie usprawiedliwiwszy się, odzyskuje łaskę cesarską... R. 1054, dla ostatecznego załatwienia sporu polsko-czeskiego o Śląsk, Henryk, bawiący w Kwedlinburgu, . ad se ducem Bcieamicum et Bolaimcum evocat, losque... inter se pacatos domum remittit..., prawo wywołania na dwór wyraźnie tu podkreślone, a zarazem stwierdzony fakt, iż zwierzchnik występuje jako ro zjem c a czy sędzia między podwładnymi sobie książętami". I ten fakt można tłumaczyć stosunkami politycznymi, bez (konieczności przyjmowania związku lennego, “Jeszcze zaś wcześniej, pod 1046, poświadczony mamy inny wypadek podobny, przybycie Kazimierza na dwór cesarski w Merseburgu, gdzie znaleźli się także Brzetysław czeski i Ziemomysł pomorski znowuż dla załagodzenia wzajemnych sporów". Jak zobaczymy później, znaczny konflikt polsko-czesk.o-pomorski pacyfikowany przez Henryka III interesować musiał też politycznie Henryka. “Najjaskr.awiej występuje cała -ta rzecz w wiadomości tego samego źródła o wypadkach z r. 1042. Do bawiącego podów- czas w Goslarze Henryka III Kazimierz, zajęty sprawami polskimi, nie przybył sam, jeno wysłał posłów z darami; ale: 438 Kazimierz Odfootoiciel wydaje się to jednak w związku powyższych wypad- ków rzeczą wysoce prawdopodobną. Trudno sobie wy- obrazić, by cesarz, korzystając z tego, że Kazimierz • Bulanici ducis nuncii cum muneribus isuis reiećti nęć pre- senciam casaris aut af fatum meruerunt, quia ipse, iuxta u o d iussus e r a t, noluerat v e n i r e... Podkreślony tu zatem obowiązek osobistego jawienia się księcia na dworze zwierzchnika, odpowiadający ściśle ustalonym zasadom ów- czesnego prawa lennego". I tu jednak jest możliwość tylko, że roszczenia Henryka III opierały się o przepisy lenne, ale i o politycznej stronie sprawy nie należy zapominać. “Ważną wiadomość przynosi dalszy ustęp tegoż źródła, opisujący za- • kończenie wynikłego stąd zatargu pod r. 1043: Kazimierz . przez nowe poselstwo do cesarza usprawiedliwił tu swoją nieobecność w poprzednim roku ważnymi powodami, et iu— siurandum promittęndo c o n firm a v i t... Na ten ostatni ustęp nie zwrócono dotąd należytej uwagi dla obja- śnienia głównego zagadnienia, jiakie nas tu obchodzi. Stwier- dzono w nim wyraźnie, że Kazimierz ponowił przy- •s l eg ę. Nie można chyba domyślać się tu czego innego, jafc przysięgi wierności (lennej)". Można mieć poważne wątpliwoś- ci, czy ustęp ten w tan sposób można tłumaczyć. Kazimierz nie stawił się osobiście przed Henrykiem, by się wytłumaczyć z powodów nieprzybycia, przysłał tylko poselstwo nowe i wol- , no sądzić, nie Kazimierz, lecz jego posłowie złożyli przysięgą . oświadczenie, że miał ich władca poważne powody niestawie- nia się przed królem. Chodziło o oczyszczenie Kazimierza z posądzenia, podrzuconego zapewne przez Brzetysława, że Kazimierz jest nieżyczliwy królowi. Oczywiście nie wyklucza to, że obowiązek i stawienia się na dworze, i lojalności mógł .się opierać 10 stosunek zawisłości lennej. “Jeżeli ją w r. 1043 ponawiał, to kiedyż złożył ją po raz pierwszy? Nie umiemy tu wskazać stosowniej.szej chwili jak właśnie rok 1038, kiedy Kazimierz wybierał się z Niemiec z powrotem do Polski". Ten wniosek O. Balzera jest niewątpliwie bardzo prawdopodob- ny, nie idę tylko tu tak daleko, by w powyżej przytoczonych faktach i obserwacjach widzieć argumenty przemawiające bezwzględnie za tą tezą. Świadczą one jedynie o bardzo znacz- Powrót Kazimierza 439 potrzebuje jego pomocy, nie zabezpieczył w ten spo- sób swoich praw do Polski i powracającego do kraju Kazimierza. nej zależności politycznej Polski, o tym, że osłabiony Kazi- mierz liczył się bardzo z cesarstwem, Konradem II czy Hen- rykiem III, i z tego powodu przyjmuję jako rzecz bardzo prawdopodobną, że Kazimierz w r. 1038 był zmuszony oko- licznościami do złożenia cesaraowf hołdu lennego. . II. 1039—1041. PIERWSZE KROKI W KRAJU. MAŁŻEŃSTWO Z DOBRONIEGĄ I PRZYMIERZE Z RUSIĄ. DZIAŁALNOŚĆ W RZYMIE I NIEMCZECH. WOJNY HENRYKA III Z BRZETYSŁAWEM I ICH SKUTKI rozostaje w ciemności cały początkowy okres zdo- bywania kraju przez Kazimierza. Tyle przekazał nam pierwszy, najstarszy kronikarz, że Kazimierz zajął jakiś gród, który stał się dla niego podstawą działania, i stąd, wypierając nieprzyjaciół, odzyskał państwo i władzę. Późniejsza legenda dodaje o ra- dosnym witaniu powracającego księcia przez ludność. O tych sprawach tyle da się powiedzieć, że po- moc cesarska, która, jak twierdzi Anonim-Gall, miała się składać z 500 rycerzy, była znaczną pomocą i że, z nią można było się kusić o zajęcie części kraju. Mo- gło to być o tyle łatwiejsze, że zapewne obszerne po- łacie kraju były “bezpańskie", złupione czy zniszczone, ale przez nikogo nie zajęte, pozbawione wszelkiej organizacji, która by mogła stawić opór. Śląsk znaj- dował się w rękach czeskich, tam zapewne musiał Brzetysław obsadzić silne grody śląskie załogami czeskimi, i stąd nie mógł Kazimierz myśleć o ata- Pienrsze kroki w 1039 r. 441 kowaniu tu tak potężnego przeciwnika. Mazowsze znajdowało się we władaniu Miesława i sądzić wolno, że ono było na tyle zorganizowane, by stawić opór skuteczny Kazimierzowi. Pozostałyby zatem dzielnice, jak Wielkopolska i Małopolska, dalej Kujawy, Sie- radz i Łęczyca, gdzie tu i ówdzie mógł być jakiś - gród w rękach Pomorzan lub tu i ówdzie mógł się trzymać jakiś potężniejszy pan na swoim grodku, ale gdzie akcja zdobycia kraju była względnie nie- trudna. W wielu wypadkach sama ludność, zwłaszcza warstwy rycerskie, musiały radośnie witać powrót prawowitego władcy, z którym, łącząc się, ratowali swe życie i mienie, zagrożone przez zbuntowane tłu- my. Zresztą i sama rebelia i ruch pogański musiały się wypalić i gasnąć — a napady czeskie i pomorskie, biorące licznych jeńców, mordujące opornych i pa- lące wsie, musiały się również silnie do tego przy- czynić, że ruchy te zaczęły słabnąć i że zapewne Kazimierz nie spotkał większego, zorganizowanego oporu. Pewien bezwład, który po kilku latach klęsk, rozruchów i rabunkowych przemarszów musiał za- panować w społeczeństwie, musiał spowodować, że słaba i niewystarczająca w normalnych warunkach władza księcia pozornie przynajmniej mogła sprostać zadaniom chwili. Ale w tych warunkach powodzenia początkowe Kazimierza mogły się załamać, być unicestwione każ- dym atakiem silniejszym kogokolwiek z sąsiadów. Gdyby Brzetysław był się zdobył na nową wyprawę, tym razem na Kazimierza, można wątpić, czy Kazi- mierz byłby w stanie się utrzymać. Ale o takim kroku Brzetysława nie mamy wiadomości, a był to z jego strony błąd duży. Zapewne czując pomoc i ży- 442 Kazimierz Odtiowicłel człiwość cesarza dla Kazimierza nie chciał prowo- kować Niemców, licząc może na jakiś układ z ce- sarstwem. Nie skorzystał też ze śmierci Konrada II, 4 czerwca 1039 r., i chwili przejścia władzy do rąk Henryka III. W ten sposób, sądził Brzetysław, nie występuje on czynnie przeciw cesarstwu pomagają- cemu Kazimierzowi, lecz zapomniał o tym, że w razie | rozgrywki z Niemcami zostawia on na swych tyłach, od strony zajętego Śląska, księcia, który, choć słaby, może być dla niego trudnością, gdy będzie trzeba skupić wszystkie siły przeciwko potędze niemieckiej. Podobnie musiał oceniać swe położenie Kazimierz. Musiał on czuć i rozumieć, że nie tyle jest dla niego groźna słabość wewnętrzna jego władzy, ile że każdy poważniejszy konflikt zewnętrzny mógłby go zmu- sić do nowego opuszczenia kraju. Obok wrogiej mu potęgi czeskiej miał pod bokiem jeszcze księstwo ma- zowieckie, gdzie Miesław musiał patrzeć się z dużym niepokojem na pierwsze kroki Kazimierza. W tym położeniu mógł Kazimierz liczyć jedynie na życzli- wość niemiecką, ale te interesy bliższe ograniczały się przede wszystkim do zagadnienia czeskiego. Była to pomoc cenna i poważna, nie była ona jednak w moż- ności udzielić poparcia tak skutecznego, które by Kazimierza chroniło przed innymi niebezpieczeństwa- mi. W dużej bowiem mierze zależała przyszłość Ka- zimierza od tego, by Brzetysław nie znalazł sobie takiego sprzymierzeńca, który by skutecznie w pew- nym momencie uderzył na Kazimierza od tyłu. Mo- żemy być przekonani, że w tych warunkach miał Brzetysław przeciwko Polsce dwu sprzymierzeńców, na których mógł liczyć, to jest Miesława i Pomorzan. Pozytywnie nie mamy wiadomości, by się z nimi po- Sa]usz ruski 443 rozumiewał, by z nimi zawierał przymierza, ale łączył ich wspólny interes, wyraźny i niewątpliwy. Czasy późniejsze pozwalają sądzić, że było między nimi współdziałanie. Pomoc węgierska była cenna dla Brzetysława, ale chwiejna wobec niepewnej sytuacji króla Piotra na Węgrzech —• była ona bądź co bądź .ważniejsza dla Czech na froncie niemieckim niż pol- skim. Z tego powodu Kazimierzowi poza pomocą i oparciem się o cesarstwo pozostawała tylko jedna kombinacja polityczna, t j. przymierze z Rusią, z Ja- rosławem. — Było zawsze kanonem polityki polskiej, by nie -być równocześnie zagrożoną z obu stron, od strony zachodniej i wschodniej ściany. Uniknął szczęśliwie ta-. kiego niebezpieczeństwa Bolesław Chrobry, uległ poro- zumieniu niemiecko-ruskiemu Mieszko II w r. 1031. Teraz miał co prawda Kazimierz dzięki polityce -czeskiej pewność opieki i pomocy niemieckiej, ale w obecnej sytuacji, jak i na dalszą przyszłość potrze- bował niezbędnie porozumienia z Rusią. Postanowił przeto przeciągnąć sąsiada na swoją stronę, by za- bezpieczyć się z dwu stron, od zachodu i wschodu. Tym sposobem Mazowsze, wzięte w kleszcze polsko- -ruskie, byłoby mniej groźne, a przy współdziałaniu Kazimierza z cesarstwem przeciw Czechom dywersja mazowiecka mogła być skutecznie paraliżowana przez Ruś. Kombinacja ta polityczna Kazimierza, zabezpie- czająca Polskę, kombinacja ruska, przetrwała bardzo długo, bo z pewnymi przerwami czy wahaniami żyła do czasów Bolesława Krzywoustego. Zabezpieczyła qna Polskę nie tylko przed Czechami, ale i przed Niem- cami, była podstawą liczniejszych związków rodzin- 444 Kazimierz Odnowiciel So}usz ruski 445 nych między dynastią polską a Rurykowicami, pozwo- liła wreszcie przede wszystkim swemu twórcy na zorganizowanie i skupienie sił, na odrodzenie kraju po klęskach, a w miarę postępu czasu i rozwoju oko- liczności nawet na bardziej samodzielną politykę wobec Niemiec i cesarstwa, stojącego w owym czasie w pełni sił i największego rozkwitu. Podwaliną tego porozumienia polsko-ruskiego mia- ło być małżeństwo Kazimierza z Dobroniegą Marią. Źródła ruskie twierdzą jednogłośnie, że była ona sio- strą Jarosława, a córką Włodzimierza. O ile nie ma tu pomyłki, to jest, że była nie siostrą, a córką Ja- , rosława, to musiałaby być znacznie starsza od Kazi- mierza liczącego przsecież w r. 1039 lat dwadzieścia trzy. Bo byłoby rzeczą dość dziwną, gdyby Kazimierz brał za żonę osobę, wedle ówczesnych pojęć leciwą. Byłoby również rzeczą wcale niezwykłą, gdyby księ- , żniczka taka, licząca około lat trzydziestu, żyła jako | panna na wydaniu przy boku brata, a nie znalazła się jako mniszka w klasztorze. Takie można by wy- sunąć zastrzeżenia co się tyczy przekazu źródeł ruskich 92. Zapewne zatem jednym z pierwszych czynów Kazimierza po powrocie do kraju było wysłanie po- selstwa dziewosłębnego na Ruś. Musiało to być jedną z pierwszych jego czynności dlatego, że po pierwsze sam był już w wieku, w którym książęta zwykle od dawna już założyli rodziny, po wtóre był on ostatnim z rodu i z tego powodu musiał myśleć co prędzej o. prawnej kontynuacji dynastii, wreszcie pośpiech był wskazany dlatego, by Ruś nie dostała się pod wpływy czeskie, które by odebrały Polsce tego jedy- nego możliwego poza Niemcami sprzymierzeńca. Z tego powodu, sądzę, sprawa małżeństwa ruskiego i przymierza z Jarosławem musiała być pierwszą troską i najpewniejszym zadaniem polityki Kazimie- rza. Świadczyć to wreszcie może, że Kazimierz przy odzyskiwaniu kraju nie napotkał większych przeszkód i trudności, skoro mógł prosić o rękę Dobroniegi, bo zapewne Jarosław niechętnie by widział łączenie się , ze zbyt słabym i niepewnym swych losów księciem. Małżeństwo to przypadłoby zatem prawdopodobnie jeszcze na r. 1039, zapewne jednak później nieco, niż to obliczał O. Balzer, który kładł je na koniec r. 1038 lub na początek r. 1039 9S. Księżniczka ruska przybyła - do Polski opatrzona bogatym posagiem94, zapewne dobrze widzianym w Polsce z powodu zrabowania przez Czechów skarbca książęcego w Krakowie. “Ka- zimierz dał za wiano (Dobroniedze) 800 ludzi, których jeńcami zabrał był Bolesław zwyciężywszy Jarosła- wa" 95. Tak pewna ilość jeńców (w ten sposób przy- najmniej rozumiem tę wiadomość ruską) wróciła po latach przeszło dwudziestu na Ruś, a jest rzeczą za- stanowienia godną, że jeńcy ci byli trzymani do tego czasu w Polsce, że nie uciekli korzystając z rozprę- żenia za czasów Mieszka II czy z rozruchów w pier- wszych latach Kazimierza. Istniała przeto jakaś siła, 92 O. Balzer Genealogia s. 89. •s O. Balaer Genealogio s. 89. 94 Anoniim-Gall lib. I c. 19. “Postea vero de Rusią tiobi- lem. cum maginis diyitiis ugorem, accepit". MGH VI s. 683. Annalista Saxo: “HŁs temporibus Kazimer, tilius Miseconis... reyersus in patriam, a Polanis libenter su&cipitur, duxitque uxorem regis Rusoiae filiam". 95 MPH I s. 703. Kronika tzw. Nestora. 446 Kazimierz Odnowiciel która ich trzymała na ziemi jako niewolników, roz- przężenie jednak nie było zapewne tak głębokie, jak by to wynikało z relacji Anonima-Galla. Równocześnie z zawarciem małżeństwa musiało dojść do porozumienia politycznego między Kazi- mierzem a Jarosławem, którego wartość dla Polski była niezmiernie doniosła. Miało ono mieć też swą wartość, i znaczną, w niedalekiej przyszłości i dla Rusi, gdzie wobec postępującego wieku Jarosława, wobec znacznej ilości synów, których trzeba było urządzić i zaopatrzyć, wobec przewidzianego podziału państwa, i Ruś potrzebowała zabezpieczenia pewnego od zachodniej strony. Wartość zaś tego przymierza dla Polski miała się okazać już w najbliższej przy- szłości zarówno w sprawie czeskiej, to znaczy w spra- wie odzyskania Śląska, jak w sprawie mazowieckiej, przeciwko Miesławowi. Utrwalony podwójnym sojuszem z cesarstwem i Rusią mógł teraz Kazimierz zwrócić swą całą uwagę na Śląsk i Mazowsze. Zejdzie jednak wiele lat, nie- ledwie całe życie Kazimierza, na ciężkiej walce o te dwie dzielnice oderwane od całości — w końcu do- piero zdołał złączyć to, co krótkotrwała burza roz- darła na części. Przeciwko zatem Brzetysławowi i Miesławowi skierował książę polski wszystkie swe siły i środki. Naprzód jednak przyszła kolej na za- gadnienie czeskie, nie dlatego, by było ono najłat- wiejsze — było ono, jak się okazać miało, najtrud- niejsze — ale ta sprawa była najpilniejsza nie tylko dla Kazimierza, ale dla następcy Konrada II, Henry- ka III. Kazimierz poruszył wszelkie sprężyny, by zgnieść DziaW.noś6 w Rźrymie 447 potężnego i niebezpiecznego sąsiada, jakim był Brze- tysław, zmusić go do zwrotu Śląska jak i do najdalej idących ustępstw, jak wreszcie, by mu nie pozwolić wyzyskać tych środków, które dzięki złupieniu Polski miał w ręku, a z których pragnął teraz skorzystać. Miał zatem Kazimierz przed sobą dwie drogi, którymi musiał pójść Brzetysław, a na których miał się spotkać ze swym przeciwnikiem. Były nimi papież i cesarz, dwie największe powagi w świecie chrześcijańskim, z których cesarz rozporządzał też wielką potęgą ma- terialną. Tak zatem zarówno w kurii rzymskiej, jak na dworze Henryka III kołatał Kazimierz o pomoc przeciwko księciu czeskiemu, tu i tam starał się o krzyżowanie zamierzeń Brzetysława. Na stolicy rzymskiej zasiadał wtenczas osławiony Benedykt IX. Za pośrednictwem zapewne jednego ze swych biskupów, wysłanych w poselstwie do Rzy- mu, oskarżył Kazimierz Brzetysława i biskupa pra- skiego Sewera, że burzyli w Polsce kościoły i klasztory, że zrabowali ciała świętych i relikwie, że chrześcijan nie tylko rabowali i brali w niewolę, ale “jak bydło sprzedawali" 9R. Z początku panowało w Rzymie wielkie oburzenie tak na Brzetysława, jak na Sewe- 86 FF RR Boh. II s. 78: “...inprobus delator non defuit, qui apostolico uti gęsta haec erant retulit, droinas sanctiones et sąnctomm patrum traditłones vi.olas.se ducem Boemiae et episcopum promulgayiit etę". Tamże s. 79 z mowy papieża do posłów czeskich: “Magnum anim poccatum est aliena rapare, sed maius obristianos non solum spoliare, verum etiam capti- ware et captivos ceu bruta animalia vendere, mmis est abho- mmabile: quod vos perpetrasse m Polonia, nobis relatum est •per. yeri.dica nuncia". 448 Kazimierz Od-reowiciel ra — obu grożono karami kościelnymi, jak zapewnia Kosmas 97. Jednak w tych trudnychchwilach dał sobie radę książę czeski i Sewer, poselstwo czeskie bogato zaopatrzone w złoto udawszy się do Rzymu 9 8 - i stanąwszy przed papieżem prosiło o przebaczenie. Owocześni prałaci rzymscy, nie wyłączając samego Be- nedykta IX, nie pogardzali złotem, toteż w noc po- przedzającą ogłoszenie wyroku posłowie czescy prze- kupili kardynałów i otoczenie papieża ", tak iż sprawa cała przechyliła się na korzyść Czechów. Papież nie mógł co prawda uniewinnić całkowicie Brzetysława i Sewera, uznał zatem, że działali w dobrej wierze, kazał im, niby za pokutę i dla zadośćuczynienia, wy- stawić klasztor i sowicie go wyposażyć 100. Ale posłowie czescy nie zadowolili się otrzymanym przebaczeniem, mieli oni jeszcze inne a wielkiej do- niosłości polecenia, które chcieli przeprowadzić u pa- pieża. Brzetysław dążył do uwolnienia się od zależ- 97 FF RR Boh. II s. 78. “Dux et episcopus, quamvis ab- sens, de pr.aesumptione arguitur; alii duoem omni dignitate priyatum per trefi annos in escilium decernunt, alii episco- p pum ,ab amni pontiti.ciali officio suspensum, quaad usque vivat, in olaustro monachorum dagere iudicant, alii ambos gladfo _ anathematis feriendos ciamant". Oczywiście, trudno brać na serio wszystkie te groźby podane tu przez Kosmasa. 98 FF RR Bab. II s. 78. “Interea legali ducis et episcopi Boemorum ex parte totiuś populi iet ipsonum Romam adve- munt, ferentes miandata magis muneribus oblita, quam fa- •cundiiae verbis polita". 99 FF RR Boh. II s. 78—79. “Illa autem nocte ducis missi et episcopi, oircuentes oorruperunt pecunia cardinalium aatutiam, auro subplantant iustitiam, mercantur pretio cle- miantiam, muneribus lemunt iudicłalem sententiam". 100 FF RR Boh. II s. 79. Działalność w Rzymie 449 ności od Niemiec, a pierwszym do tego krokieni miało być usunięcie zależności kościelnej Czech od • Moguncji. Posłowie czescy przeto prosili Benedyk- ta IX o nadanie Sewerowi paliusza, a dalej o erygo- •; wanie. w Pradze arcybiskupstwa, metropolii, czyli o zrobienie w obrębie państwa czeskiego osobnej prowincji kościelnej. Przecież spoczywały teraz w Pra- • dze zwłoki św. Wojciecha, z którymi wiązała się !i; godność arcybiskupstwa dla Polski w Gnieźnie — f dlaczegożby Praga nie miała uzyskać tego samego " zaszczytu. Te starania jednak Brzetysława i Sewera spełzły na niczym — zapewne Benedykt IX nie śpię" szył się z załatwieniem tej sprawy, w którą musiał być wciągnięty autorytet Henryka III i głos Bardona, arcybiskupa mogunckiego101. Bez nich nie śmiałby Benedykt IX wysłuchać życzeń księcia czeskiego i biskupa Sewera. Tu zatem nie tyle starania polskie, ile autorytet Henryka III i względy kanoniczne nie dopuściły do zrealizowania planów Brzetysława. ,W każdym razie papież wolał czekać i zobaczyć, Jaki obrót wezmą stosunki czeskie z Niemcami — czy książę czeski potrafi utrzymać swą polityczną niezależność wobec króla niemieckiego. Tyle opowiada o tych sprawach Kosmas. Pytanie tylko, kiedy miało miejsce to poselstwo polskie, które zaniosło do Rzymu skargę na Brzetysława i Se- wera, i kiedy było tam poselstwo czeskie. I tu nie io1 MGH SS VI s. 685. AnnaUsta 9axo opowiada pod r. 1041, że podczas ostatniej wyprawy Henryka III ma Cze- chy." “...Severus Pragensis episcopus conperit, Bardoneinoi..., sinodali iure eum velle inquietare... pallium autem apud apos- tolicum-oonitra ius et fas sibi usurpare vellet". 29 PolsKa X—XI wieku 450 można wątpić, że skarga Kazimierza na Czechów, na łupienie kościołów i klasztorów, na zabór relikwii oraz na sprzedawanie w niewolę jeńców, musiała być jedną z pierwszych czynności Kazimierza po powrocie do kraju. W każdym razie rokowania czeskie o pa- liusz dla Sewera i o tytuł arcybiskupi dla Pragi musiały mieć miejsce jeszcze przed drugą wyprawą czeską Henryka III, która odbyła się w sierpniu i wrześniu 1041 r., bo wtenczas Bardo, arcybiskup mo- guncki podnosi sprawę, że Sewer “contra fas et ius" pragnął uzyskać dla siebie paliusz. W tym świetle wy- słanie polskiej skargi do Rzymu mogło mieć miejsce jeszcze w r. 1039 102, poselstwo polskie zjawiłoby się w Rzymie zapewne nie prędzej jak w początkach , r. 1040 albo na początek roku 1041 przypadałoby posel- ; stwo czeskie, rokowania w Rzymie, a zapewne też pobyt .{tam jakiegoś agenta polskiego, który pilnował tych " spraw, tak arcyważnych dla kościoła w Polsce, jak dla całej wreszcie polityki Kazimierza. Nie można zresztą wątpić, że po klęsce, która spotkała kościół w Polsce, było wiele jeszcze spraw, które w Rzymie musiało omówić poselstwo Kazimierza. Nie można powiedzieć, by akcja ta Kazimierza u Benedykta IX była uwieńczona powodzeniem: nie- powodzenie akcji czeskiej miało miejsce w tych za- gadnieniach tylko, w których miało głos cesarstwo. W tych zaś, które interesowały bezpośrednio Polskę, " stroną zyskującą był tylko Brzetysław. Widzieliśmy już, jak- Kazimierz szukając pomocy 102 Taka data również [popierałaby powyżej wypowie- dziane przypuszczenie, żepowrót Kazimierza do Polski mu- siał nastąpić prawdopodobnie w pierwszej połowie r. 1039. Dzidlalwość w Rzymie 451 na obczyźnie porozumiał się z Konradem II, który udzielił mu wydatnej pomocy dla odzyskania kraju. Była ta życzliwość wobec księcia polskiego względna — chodziło oczywiście więcej Konradowi o pohamowanie tym sposobem wzrostu potęgi Brzetysława niż o istotne interesy Kazimierza. Konrad byłby się niewątpliwie sam upomniał o najazd księcia czeskiego na podległą mu Polskę, jak o dążenie do usamodzielnienia Czech, ale zaskoczyła go śmierć w pierwszych dniach czer- ;wca 1059 r. Henryk; III, jakkolwiek 7 już dawniej -koronowany królem niemieckim, choć był zajęty; , pierwszymi krokami swych rządów i pierwszymi . trudnościami, nie zwlekał:- z upomnieniem się u Brze-,. tysława o swe prawa i o krzywdy Kazimierza. Mamy w każdym razie ślady, że Kazimierz- zwracał się z skargami na Brzetysława do króla niemieckie- go, skoro pisze Kosmas, że “fama, nad którą nie ma: nic gorszego na świecie, która bawi się fałszami,, a roz- chodząc się, rośnie przez mieszanie rzeczy ważnych -z drobnymi, a prawdy z. kłamstwem dochodzi do • uszu cesarza Henryka III, jakoby Czesi stokroć razy więcej zabrali złota i srebra z Polski, niż było w rze- -.. czywistości" 108. Zapewne nie, była to tylko fama“. ale Bardzo dokładne relacje; które otrzymał Hen- ryk III, i to wprost z Polski, a zawierające wiadomo- ści nie tylko o złocie i srebrzę. Jasne jest, że w tej sprawie politycznej nie tyle odgrywały rolę skargi-- , Kazimierza, ile własny interes Henryka III, zagrożo- na na wschodzie powaga niemieckiej racji stanu. Do> stanowczego działania skłaniał go nie tylko Kazi- ; mierz, ale arcybiskup moguncki Bardo, pragnący uka- 103 FF RR Boh, II s. 80. 20* 452 Kazimierz Odnowiciel Interwencja, niemiecka 453 ranią" księcia czeskiego i biskupa Sewera za wymykanie się spod władzy jego metropolitalnej. Popierał ?| zapewne te zamiary potężny arcybiskup koloński He- riman, którego do działania w tym kierunku popy-1 chała niewątpliwie jego siostra, królowa Rycheza. | Mądra ta i wpływowa pani* wraz z bratem musiała niejednokrotnie działać na terenie Niemiec i w in-: teresie jedynaka jako jego najbardziej oddany agent • polityczny. Rezultatem tych zbiegających się w rę- kach Henryka III rozmaitych interesów politycznych; było zwrócenie się jeszcze w r. 1039 do Brzetysławaj z żądaniem zwrotu .zabranych z Polski skarbów t04,! do czego można by jeszcze dodać, jako prawdopodobnie już w owym ezasie_ stawiane warunki późnię j—j szego pokoju ż r. 1041, tj. zwrot jeńców, relikwii i od-| dania Śląska Kazimierzowi. Żądaniom tym jednaki Brzetysław odmówił; wobec tego późną jesienią : r., 1039 rozpoczął Henryk III wojnę105. • -. Widać stąd, że rokowania bezskuteczne niemiecko-czeskie musiały się toczyć w lecie tegoż roku, 104 yp RR Boh. II s. 80. “Tunc imperator coepi-t q.uaerere oocasiones iadver,sus eos, quoquoimodo ato eis, qupd sibi dic- tum fuerat, eriperet aurum. Et mandans per, quaestionarios, ut argentum, quod in Poloniia • raipuerant rosi infra statutum terminum usque ad unum- obułam gilbi nlittanł, niiinatur bellum". IOB y lopisie wojen nieiniecko-czeskich kieruję się • pracą M. Peribacha Die Kriege Heinrichs III gegen Bohmen, 1039— —1041, Forecibungenzur-deutsch.en Geisch. X s. 427—465. Ponieważ wojny te zajmują nas tylko ubocznie,, opuszczam tu przeważnie cytacje źródłowe, odsyłając czytelnika do pracy M. Peribacha — powołuję się na źródła do tej sprawy je- dynie wyjątkowo, w takich tylko wypadkach, jeżeli różma się w czymś z wyżej wymiienlioną" pracą. oczywiście już na skutek relacji Kazimierza, których tenże dostarczył czy jeszcze Konradowi II, czy już .Henrykowi III. I ten. f akt dowodzi również, że Kazi- mierz w połowie r. 1039 musiał być już jako tako utrwalony w Polsce ,i że już zaczął szerszą akcję dy- plomatyczną skierowaną przeciw Brzetysławowi. Dnia 10 października znajdował się Henryk III w. Naumburgu i zamierzał z tamtej strony wkroczyć do Czech. Brzetysław jednak, czy to nie czując się na siłach i pragnąc się lepiej przygotować, czy też licząc na inne kombinacje polityczne, wewnętrzne zatrudnie- nia młodego króla, których nigdy nie brakło, wszedł z królem w układy, w wyniku których posłał swego najstarszego syna Spitygniewa jako zakładnika do Niemiec, obiecując się poddać wszelkim żądaniom Henryka. Król dał się uwieść obietnicom Brzetysława, rozpuścił wojska i udał się do Ratyzbony, gdzie ob- chodził święta Bożego Narodzenia. Brzetysław przez ten zyskany czas pozorną uleg- łością dla króla przygotowywał się jak najspieszniej do wojny. Najpierwszym dla niego zadaniem było uzyskanie pomocy zewnętrznej, sprzymierzeńca znacznego, złączonego z nim wspólnymi interesami. Naturalnym sojusznikiem jego, mógł być w owym czasie tylko król węgierski, Piotr Wenec Janin. Wia- domo, jak się czuł niepewny na tronie węgierskim ten następca Stefana, któremu grozili prawowici pretendenci, pochodzący po mieczu z bocznej linii Arpadów. Pretendenci ci przebywali dotychczas od dłuższego czasu w Czechach na dworze czeskim. Około r. 1039, jak to udowodnił O. Balzer 106, książęta 1M O. Balzer Genealogia s. 90 n. 452 Kazimierz Odnowiciel ranią księcia czeskiego i biskupa Sewera za wymy- kanie się spod władzy jego metropolitalnej. Popierał zapewne te zamiary potężny arcybiskup koloński He- riman, którego do działania w tym kierunku popy- chała niewątpliwie jego siostra, królowa Rycheza. Mądra ta i wpływowa pani wraz z bratem musiała niejednokrotnie działać na terenie Niemiec i w in- teresie jedynaka jako jego najbardziej oddany agent polityczny. Rezultatem tych zbiegających się w rę- kach Henryka III rozmaitych interesów politycznych było zwrócenie się jeszcze w r. 1039 do Brzetysława ż żądaniem zwrotu zabranych z Polski skarbów 104, do czego można by jeszcze dodać, jako prawdopo- dobnie już w owym czasie stawiane warunki później- szego pokoju z r. 1041, tj. zwrot jeńców, relikwii i od- dania Śląska Kazimierzowi. Żądaniom tym jednak Brzetysław odmówił; wobec tego późną jesienią r. 1039 rozpoczął Henryk III wojnę ltf5. Widać stąd, że rokowania bezskuteczne -niemiec- ko-czeskie musiały się toczyć w lecie tegoż roku, 104 p? RR Boh. II s. 80. “Tunc imperator coepit quaerere occaaiones adversus eos, quoquoimodo ab eis, quod sibi dic- tttm fuera-t, eriperet aurum. Et mandans per. quaestionarios, ut airgentum, quod in Polonia • rapuerant nisi infra statutum terminum usque ad ununr obulum sibi miittan-t, minatur helium". • 105 w opisie wojen nieimieicko-czeskich kieruję się. pracą M. Parl.bacha Die Kriege Heinrichs III gegen Bóhmen, 1039 — —1041, Foreohungen żur deutachen Gesch. X. s. 427—465. Ponieważ woJny te zajmują nas tylko ubocznte,. opuszczam tu przeważnie cytacje źródłowe, odsyłając czytelnika do pracy M. Perl.bacha — powołuję się na źródła do tej sprawy je- dynie wyjątkowo, w takich tylko wypadkach, jeżeli różnią się w czymś z wyżej wymienioną- pracą. • • Interwencja niemiecka 453 oczywiście już na skutek relacji Kazimierza, których tenże dostarczył czy jeszcze Konradowi II, czy już Henrykowi III. I ten fakt dowodzi również, że Kazi- mierz w połowie r. 1039 musiał być już jako tako utrwalony w Polsce ,i że już zaczął szerszą akcję dy- plomatyczną skierowaną przeciw Brzetysławowi. Dnia 10 października znajdował się Henryk III w Naumburgu i zamierzał z tamtej strony wkroczyć do Czech. Brzetysław jednak, czy to nie czując się na - siłach i pragnąc się lepiej przygotować, czy też licząc na inne kombinacje polityczne, wewnętrzne zatrudnie- nia młodego króla, których nigdy nie brakło, wszedł z królem, w układy, w wyniku których posłał swego najstarszego syna Spitygniewa jako zakładnika do Niemiec, obiecując się poddać wszelkim żądaniom Henryka. Król dał się uwieść obietnicom Brzetysława, rozpuścił wojska i udał się do Ratyzbony, gdzie ob- chodził święta Bożego Narodzenia. , Brzetysław przez ten zyskany.. czas pozorną uleg- łością dla króla przygotowywał się jak najspieszniej do wojny. Najpierwszym dla niego zadaniem było uzyskanie pomocy zewnętrznej, sprzymierzeńca znacznego, złączonego z nim wspólnymi interesami. Naturalnym sojusznikiem jego-, mógł być w owym czasie tylko król węgierski, Piotr Wenec Janin. Wia- domo, jak się czuł niepewny na tronie węgierskim ten następca Stefana, któremu grozili prawowici pretendenci, pochodzący po mieczu z bocznej linii Arpadów. Pretendenci ci przebywali dotychczas od dłuższego czasu w Czechach, na dworze czeskim. Około r. 1039, ]ak to udowodnił O. Balzer loe, książęta lo(i O. Balzer Genealogia s. 90 n. 454 Kazimierz Odnowiciel ci przenoszą się z Czech do Polski. Ich usunięcie się z Czech było zatem zapewne jednym z warun- ków zawartego między Braetysławem a Piotrem po- rozumienia, a ich przejście do Polski107 oznacza równocześnie pogłębienie się dalsze konfliktu polsko- -czesko-niemieckiego. Pewne objawy skutków poro- zumienia czesko-węgierskiego spostrzegamy już w zimie r. 1039 na 1040, kiedy widzimy hordy węgierskie niszczące marchię wschodnią i Bawarię108, w lecie zaś r. 1040 spotykamy w Czechach posiłki węgierskie walczące z Niemcami. ,. • : Nie można tu wątpić, na co nie ma jednak dowo- dów źródłowych, że zapewne musiał się Brzetysław. również porozumiewać w tych czasach z Miesławem. i jego stałymi sprzymierzeńcami ,Pomorzanami jako ,| naturalnymi wrogami Kazimierza. Nie zaniedbał też Brzetysław w ciągu tego okre- • su, jakby zawieszenia broni, opatrzenia granic, cze- skich. Zasieki w pogranicznych lasach poprawiono i wzmocniono, wąwozy i przesmyki górskie obwaro- wano 109 W sierpniu 1040 r., kiedy okazało się, że Brze- tysław nie ma; zamiaru dotrzymać obietnic, po- przednich, wkroczyły dwie armie niemieckie do ; Czech. Jedną z nich dowodził sam Henryk. III, cłą- 107MGH XXIX s. 540. SimoMs de Keza De Gestis Hunga- SarUm: “Dum autem ista ita fierent, Andreas, Bela et Leyfinta cfe Boemia in Poloniam transeuntes a Misoa etc". 108 M. Peribach Die Kriege Heinrichs III s. 446, E. Stein- ri ,dorfl Jahrbilcher des Deutschen Reichs unter Heinrich ,111 Leipzsig 1874—1881 I s. 77. 109 M. Peribach Die KnegeHeinrichs III s. 446 i UW. 8 te] strony. Interwencja niemiecko 455 gnąc od bawarskiej granicy, drugą zaś Ekkehard, mar- grabia Miśni, wkraczając do Czech od północy. Jak wiadomo ta pierwsza wyprawa skończyła się bardzo prędko i bardzo niepomyślnie dla wojskowej sławy Henryka III: wojsko królewskie doznało dwu dotkli- wych porażek, klęsk, w dniach 22 i 23 sierpnia, w któ- .rych padł kwiat rycerstwa niemieckiego, o czym pi- szą z boleścią roczniki i nekrologi niemieckie. Wsku- tek zaciętego oporu Czechów w górskich wąwozach, król zmuszony był się cofnąć, podobnie jak i margrabia Ekkehard, przeciwko któremu skupiono prócz wojsk czeskich także posiłki węgierskie. Mar- grabia jednak, przekupiwszy dowódcę czeskiego, zdołał się wycofać bez strat110. O możliwym, prawdopodobnym współdziałaniu Kazimierza na, froncie śląskim nie posiadamy wiadomości. Tak tego roku wojska królewskie nic nie wskórały przeciwko koalicji czesko-węgierskiej, armia Henryka III wyszła z dużymi stratami, pod wrażeniem klęski. Brzetysław nie dopuścił do połączenia się obu atakujących Czech armii, co by było dla niego nie- zwykle groźne. Ale w następnym roku powiodło się Henrykowi niespodziewanie dobrze. Tym razem wszystko się sprzysięgło przeciw Brzetysławowi. Prze- de wszystkim wewnętrzne sprawy węgierskie dopro- wadziły do załamania się Piotra, tak iż w ten sposób ubył Brzetysławowi potężny sprzymierzeniec. Prze- ważające siły niemieckie wdarły się do Czech nie • znaną tubylcom czy też przez nich nie pilnowaną drogą, co oddało od razu cały kraj w ręce najeźdźców, kiedy wojska czeskie, nie zdając sobie sprawy z sy- 11° M. Peribach Dte KriegU Heinrichs III s. 445—452. 456 Kazirmerz Odnowiciel tuacji, bezczynnie stróżowały wciąż przy niezdoby- tych górskich przesmykach. Król niszcząc i, paląc po- sunął się pod samą Pragę, a; stanowcze zwycięstwo przechyliło się na jego stronę przez przejście do obo- zu królewskiego licznych magnatów czeskich, a zwła- szcza przez ucieczkę i poddanie się Niemcom biskupa praskiego Sewera, który obawiał się inkwizycji swe- go metropolity Bardona 111. Teraz musiał Brzetysław prosić Henryka III o pokój. Pośrednikami między królem a Brzetysławem byli Ekkehard, margrabia Miśni112,,! i Otto ze Schweinfurtu, dziewierz Brzę- tysława 113, zwrócił się także książę czeski o wstawie- nie się za nim u króla do innych znaczniejszych oso- . bistości z otoczenia królewskiego 114. W końcu wrze-- śnia, około 29 tego miesiąca, ułożono preliminaria,. pokojowe. Warunki były bardzo ciężkie i upokarzają-;;! ce: obiecał książę pod przysięgą udać się do Ratyzbony“j i tam złożyć przysięgę wierności115, boso, podszedłszy Ą M. Peribaoh Die Kriege Heinrlchs III is. 445—462. 112 MGH SS V.I s. 686. Amnal. Saxo pod r. 1042: “Dux namque Boemicus quantocius se fidei marchionis Eck.ihardi conmittens etc". " .. 113 MGH SS XVII s. 647. Annales Gradicensęs pod r. 1041: “Dux Bracizialus reidrt im @ius gicatiaim (Henryka III) per co- niugem suam". l14 SS RR Germ. in us. schol. (ex MGH recudi fedt "G.H. Parte, Hannoverae 1868) s. 29-30 Annal. Altah. mai: “...dux... legałoś ex. aniimio supplices mittit, om.nium famfl.ia rum purpuratorum auxirium ac opem implorat, ut liceret, sese cum omni regno... suisque pl-aceret, quaerere". 315 SS RR Germ. m us. schol. s. 30 Annal. Altah. mai.: “Pr.oinisiit quidem sub iuramento, se Radisbonam venturtim et omnis subiectionis humilitate caesari subditurum". Interwencja niemiecka 437 do tronu królewskiego116. Dalej miał zapłacić kró- lowi 8000 królewskich grzywien117, uiścić zaległą da- ninę w wysokości 1500 grzywien118, zwrócić wszyst- kich jeńców zabranych w Polsce podczas wyprawy w r. 1038 i wynagrodzić wszelkie szkody i straty uczynione królowi lub komukolwiek z jego pod- ległych 119, zatem i Kazimierzowi. Nadto miał na- tychmiast zburzyć obwarowania i zasieki uczynione w lesie Czerkden, wyciąć tam bardzo szeroką i wy- godną drogę, którą obładowane zdobyczą wojska niemieckie miały się udać do Ratyzbony 120. Jako zakład dotrzymania obietnic dał Brzetysław kró- lowi swego syna i czterech synów swych- moż- 116 SS RR Germ. m us. schol. s. 30 AininaŁ Altah. mai.; “...procidit ille (Brzetysław) ante ponicessmm illotrum idiscal- ciatus, ut poscebat honor iregius, iam plus huiriiliiaitus quam arrtea supra se fuerit exaltatus". * , , 117 SS RR Germ. in us. schol. s. 30 Annal. Altah. imali.: “...octo. milli,a semis.ses pon.dere regio pensurum", . "8 FF RR Boh. II is. 85 Ko&mas: “Insuper ei promittit (Brzetysław) mi.lle et q"ui]ngentas Lmarcas denariorum, quod erat tributum trium annorum lam praeteritorum". MHG SS VI s. 686 Annala.sita Saxo: Diux “...ocuit ad regem offereins cansum Boemiaie tenae cum m:axiiroa ihonorificautia regalium diono- rum". < • 119 SS RR Germ. in us. achol. s. 30. Annial. Altah. mai.: “...ommes oaptivos de Boilaniiia reddituBum et qu!icquid cae- sari vel cuiąuam purpuratorum vi vel fraude suibtiraxisset, totam •et intsgrum restituturum". 10 SS RR Germ. iin us. schoil. s. 30. Annal.. Altah. mai.:. “Ipse etiam munitiones sylyarum iussit aperiiri, qui antea fecerat eas muniri, et viam latiSiSiman planayit, pięr quam totus exercitus sine yi et elade cum honore et maxima pra-eda repatriavit". , 458 Kazimierz Odnowiciel nych 121. Znaczenie tych preliminarii, jak i następnego pokoju ułożonego i utrwalonego w Ratyzbonie, rozumie Się dostatecznie dopiero wtenczas, gdy się przyjmie sto- sunek i czynny udział Kazimierza w tej wojnie, któ- ra przecież była prowadzona nie tylko w interesie , Niemiec, ale i Polski. Nie podają nam co prawda źró- . dła żadnej wiadomości ani wskazówki o tym, że w działaniach wojennych tych lat brała też udział Polska, zapewne od ściany śląskiej, ale na taki ,1 udział, narzucający się jako logiczne następstwo całej sytuacji politycznej, wskazują wyraźnie wzmianki tyczące się Polski w warunkach podanych powyżej prę"" •"liminarii pokojowych, wskazuje na to i interwencja Bardona, arcybiskupa mogunckiego, pozywająca Se-- wera o -świętokradztwo popełnione w Polsce 122, jak i inne wzmianki potwierdzające, że wyprawa z r. 1041 była także odwetem za napad na Polskę 12S. - Interesy polskie były tu ściśle związane z interesami yj królewskimi, iż wprost nie można przypuścić, by ze strony polskiej zachowywano się biernie i obojętnie. Nie może ulegać wątpliwości, że Kazimierz w latach 1040 i 1041 zaatakować. Czechy że strony Śląska 121 SS RR Germ. in us. schol. s. 30.. Annal. AMah. mai.: “Et huius rei quiiinque dedit oibsides, filium scilieet suum et puaros quattuor principum, quos caesar morte, qua liberet, perderet, nisi ipse condicta perfioe;ret"J , 122 MGH SS VI s. 685. Annalista Saxo: “...quod destruc— •tor esset eccle&iarum Poloniae et reliquiias sancti Adalberti et •aliorum sanctorum ibi quiescentiurn raptu transtuliaset in Boemliam". 128 MGH SS VI s. 684. Annalista Saxo: “Rex... expedi- c»onem suam Ań regionem. Boemiiae ipnio vastatione Polaniae destm.av.it". Interwencja niemiecka 459 l i taką dywersją pomagał Henrykowi 124. Pośrednią tego wskazówką byłaby wyprawa Jarosława w r. 1041 na Miesława, która odciążając Kazimierza pozwalała mu na większą swobodę ruchów na froncie zachod- nim. Do jakich rezultatów wojennych doszedł tu Ka- zimierz, nie wiadomo — zapewne nie były one zna- czne, bo gdyby był zdołał w tym czasie opanować cały Śląsk, byłby go już utrzymał na stałe. To pewne, że preliminaria pokojowe z r. 1041 przyznawały mu zwrot zabranej w niewolę ludności i oddanie zagar- niętego przez Czechy Śląska 125. Wkrótce jednak obróciły się losy na korzyść Brze- tysława ze stratą dla najsłabszego, to jest dla Kazi- mierza. W październiku stawił się boso Brzetysław przed królem w Ratyzbonie126, złożył mu hołd i przysięgę wierności, zapłacił zaległy trybut i przy- wiózł bogate, wedle zwyczaju, podarki. Lecz i tu, przy. bliższym omawianiu warunków pokojowych, okazało "się, jakie wpływy posiadał Brzetysław na dworze, U papieża dał sobie radę książę czeski pie- niędzmi, zdaje się, że złote argumenty miały również znaczenie na dworze niemieckim. Otoczenie królew- skie doradziło Henrykowi, by okazał łaskawość po- 124 przypuszcza to już E. Steimdorff Jah,rb. d. de-utsch,. Reichs u. Heinrich III, l s. 113. To może miał na myśli Ano- nim-Gall, lib. I c. 19, gdy pisze, że Kazimierz “...totam Polo- niam ,a Pomoranis et Bohemis... occupatam liberavit". 125 •Wynikia to.z przytoczonego już cytatu •z Annal. Alteh. mai. -. 126 Struimpf. or 2220, 22 pażdz. Por. SS RR Germ. to ,us. schol. s. 30. Annal. Altah. mai.: “Dehinc duarum hebdomada- rum ispaoio peracto, venit dux die condicto", ti. TOniej więcej koło połowy października, w dwa tygodnie po św. Michale. 460 Kazimierz Odnowiciel tęźnemu księciu czeskiemu 127. Po złożeniu zatem hoł- du darował Henryk Brzetysławowi połowę nałożonej na niego kontrybucji, a nadto, co już dotykało Kazi- mierza i Polskę, pozwolił mu zatrzymać dwa okręgi polskie, tj. prawdopodobnie: Śląsk z Wrocławiem yajj i Opolem 12s• Warunki zjazdu w Ratyzbonie były zatem ciężką J porażką dla Kazimierza. Kazimierz zapewne nie brał | udziału w zjeździe ratyzbońskim, bo nie mógłby g zdążyć na jego rychły termin. Nie było więc prawdo-J, podobnie nikogo na dworze królewskim, który by mógł bronić tam interesów księcia polskiego. Tak więc, o ile preliminaria pokojowe zawierały warunki .bardzo korzystne dla Polski, o tyle sam pokój był klęską jej polityki. Śląsk pozostawał w rękach Brze- tysława, o zwrocie jeńców również nie słychać — w każdym razie Giedczanie żyli w Czechach za cza- sów Kosmasa. Nie ma też już mowy o zwrocie za- branych skarbów, jak pozostałe w Czechach zrabowa- ne przedmioty kultu, a przede wszystkim ; zwłoki św. Wojciecha. Ten rezultat układów ratyzbońskich szedł po od- wiecznej linii polityki niemieckiej wobec państw słowiańskich. Pozostawiając Śląsk przy Czechach za- pewne nie łudził się Henryk III, że Kazimiera będzie się na to patrzeć spokojnie i że pogodzi się z tym 127 SS RR,G-erm. m us. schol. s. 30 Annal. Alitaih. mai.: “Primiates er@o niostri, eius nuseniae oompassii, suum illi prae- buere auxilium, regi decenter dant oonsiMum, ut supplicieim. olementer susicliiperet et priorem dominatum illi redderet". 12S SS RR Germ. iiin us. schol. s. 30 Annal. Altah. mai.: ,,Quem utoi r.ec.epił, liusiurandum regi fecit, ut tam fidelis illi maneret, quani miles seniora. •esse deberet, omnibus amicis Interwencja niemiecka 461 stanem rzeczy. Dla niemieckich racji stanu było do- godne, by między sąsiadującymi z Niemcami pań- stwami słowiańskimi tkwiło zawsze zarzewie walk i niesnasek, w których królowie niemieccy byli arbi- trami. W danym wypadku zawsze jedna z dwu stron powaśnionych musiała trzymać się Niemiec i używać króla jako. rozjemcę i opiekuna. , W tej wojnie zatem Polska nie zyskała prawie nic, nie można jednak powiedzieć, by nie miała ona znaczenia dla Kazimierza. Groźna dla Polski oraz Niemiec koalicja czesko-węgierska została rozbita, niebezpieczny Brzetysław znacznie osłabiony, Cze- chy, zniszczone wojną, przeszły w następnym roku przez okres ciężkiego głodu, który zabrał trzecią część ludności czeskiej 12a. Teraz, kiedy Brzetysław podupadł na siłach, mógł Kazimierz ufniej patrzeć w przyszłość.- eius fore se amicum, inimicis ilAnicum, et iHtolil plus Bolionaae vel ultius regialis prcwinciae sibimet submittere,- nisi duas re- giones, q.uas ibi meruit susCiiipere". Przypuszczenie M. Periba- riha, Die Kriege Heinrichs Ul s. 464, ze te dwa okręgi, to Śląsk a. Kraków, S&e jest iniczym poparte. Wiemy tylko o Śląsku, i o ten tylko Śląsk prowadzi w czasach późniejszych-walki Kazimierz z, Brzetysławem. Tak też pojmuje to nowsza nauka polska, por. R. Gródecki Dzieje polityczne Śląska do r. 1290. Historia Śląska od najdawniejszych czasów do r. 1400 Kraków 1933 —1936 I s. 158, 159, który przyjmuje opanowanie przez Czechów Śląska przeważnie po lewiej stronie Odry, w myśl mych dawniejszych wywodów, por. St. Kętrzyński Kazimierz Odnowiciel. RAUhf 1899/38 s. 332 uw. 3.. 129 FF RR Boh. H s. 85 Kosmias: “Anino Dorrtinica.e incar- niatiorris 1043 tanta fames ruit in Boemia, ut tertia pars po- puli interiret famę. Kosmas wypadki lat 1038, 1040, 1041 kładzie pod latami 1039, 1041, 1042, podobnie zapewne pod r. 1043 kładzie głód, który był w r. 1042. IV. 1041—1047. WIESŁAW, MAZOWSZE I JEGO STOSUNKI Z POMORZEM. WOJNY KAZIMIERZA Z POMORZANAMI. ODZYSKANIE MAZOWSZA Wedle tradycji, nie bardzo późnej, bo spisanej w początkach XII wieku przez Anonima-Galla, Pol- ska właściwa miała być wyniszczona walkami we- wnętrznymi i najazdami sąsiadów, ludność wyginęła lub częściowo poszła w niewolę, gdy równocześnie Mazowsze, za Wisłą leżące, cieszyło się spokojem, ła- dem i dobrobytem. Ta tradycja, lubo zapewne prze- sadza i złupienie, i zniszczenie Polski, i prawdopo- dobnie koloryzuje pomyślne warunki bytowania -w owym czasie na Mazowszu, opierać się jednak musi na jakichś realnych wspomnieniach — choćby na tym, że na Mazowszu rządził Miesław, że potrafił tam utrzymać pewien ład i spokój, że pozostawał w przyjaznych stosunkach z Pomorzem, tak że z tej strony nic nie groziło Mazowszu, że wreszcie krót- kotrwająca rabunkowa wyprawa czeska; nie dotknęła Mieslaw i Mazowsze 463 Mazowsza. Można by też sądzić, że jeżeli Brzetysław nie miał zamiaru zagarnąć całej Polski, tylko oder- wać od niej Śląsk, to mógł mu być niezależny książę mazowiecki czymś w rodzaju sojusznika — w razie bowiem powrotu Kazimierza będzie ten ostatni ska- zany na walkę na dwa fronty, od strony Śląska i Ma- . zowsza. Pozostawiając w spokoju Mazowsze przygo- - towywał sobie Brzetysław sojusz skierowany przeciw Kazimierzowi, składający się z Czech, Mazowsza i Po- - morza, nie licząc tu Węgier, które miały, choć na - bardzo krótki czas, stanąć w jednym szeregu z Czo- chami. Taka też kombinacja polityczna okazała się na wiele lat następnych całkiem realnym czynnikiem po- lityki czeskiej wobec Polski. Stąd sądzić wolno, że część dalszych wywodów, które Anonim-Gall wyprowadza z założenia, że w tych czasach, kiedy reszta Polski była srodze zni- szczona rewoltą wewnętrzną i najazdami, Mazowsze zaznawało spokoju i dobrobytu pod władzą Miesława, może mieć w pewnej mierze swe uzasadnienie i być bliskie prawdy. Anonim-Gall twierdzi, że pod skrzy- dła Miesława uciekały się tłumy tych, którzy chcieli życie i mienie ukryć i zachować. Widać stąd, że na Mazowszu nie obawiano się, przynajmniej w pewnej jego części, tzw. reakcji pogańskiej, bo uciekali tam przede wszystkim przedstawiciele klas wyższych, za- tem z chrześcijaństwem już dobrze zrośnięci, którzy tu z dobytkiem i rodzinami pragnęli przeczekać groźne dni nasilenia kryzysu. “W tym czasie było Mazowsze — pisze Anonim-Gall — z powodu chro- niących się tamże Polaków tak bardzo ludne, iż rol- nikom pola, trzodom pastwiska, mieszkańcom sioła 464 Kazimierz Odnowiciel nie były dość przestronne" Jest oczywiście w tym opisie Arkadii mazowieckiej, jak zwykle w takich opowiadaniach, zapewne duża doza przesady, z którą, licząc się, wolno twierdzić, że w pewnym może okre- sie dużych niepokojów w innych stronach Polski Ma- zowsze było spokojnym zakątkiem, gdzie można było znaleźć schronienie. Można też sądzić, że ten stan rzeczy był także korzystny dla Mazowsza, jak i dla niewątpliwie energicznego władcy, którym stał się ha Mazowszu Miesław. Powrót Kazimierza do kraju, jego, jak się zdaje, .bez większych trudności usadowienie się w tej części Polski, która nie była obsadzona przez Czechów, za- warcie związków rodzinnych i politycznych z Rusią, wreszcie klęska, która spotkała Brzetysława, musiały być serią groźnych zapowiedzi na przyszłość dla księ- cia mazowieckiego. Zwłaszcza przymierze polsko-ru- skie było dla niego niebezpieczne — w tych warun- kach niekorzystny dla Kazimierza obrót sprawy ślą- skiej w pokoju ratyzbońskim był dla Miesława zda- rzeniem niezwykle pomyślnym- Miesław uzyskawszy -kilka lat przedtem władzę na Mazowszu, nie myślał o oddaniu tej dzielnicy Kazimierzowi131 -— zapewne też nie siedział z założonymi rękami, lecz starał się 130 Anoniim-Ga1!, lib. I c. 20. “Erat ©nim eo tempore. Ma- a>via Polonia iiłuc antea fuientibus, ut dictum, m tam tum po- puliosa, quod agricolis rura, amiimalibus pascua, habitatoribus lecą spaciosa". -, isi Anonim-Gall, lib. I c. 20. “Unde Meczzlaus in audacia suae militiae confisus, limmo anabitrone pernitiosae cupiditatis eK.cecatus, nisus est i0bti.nere per praesumptioms audatiana, quod sibi non cedebat per ius aliquod vel naturam". Miesław i Mazowsze 465 szkodzić Kazimierzowi, “armia et insidiis"132. Mo- żna by z tego sądzić, że w czasie kiedy Henryk III atakował Brzetysława w Czechach, a kiedy Kazi- mierz, jak się wolno domyślać, dokonywał dywersji od śląskiej ściany, to od strony Mazowsza i zapewne Pomorza musiała być dokonana podobna dywersja przeciw Kazimierzowi. Być tedy może, że zapewne niezbyt silne uderzenie Kazimierza na Śląsk i małe rezultaty jego akcji wojennej na zachodzie, co może i wpłynęło ostatecznie na warunki pokoju ratyzboń- skiego, były tym spowodowane, że sam Kazimierz był zmuszony do prowadzenia walki na froncie mazo- wieckim i pomorskim. W każdym razie w zagadnieniu mazowiec- kim było przymierze z Jarosławem dużym odcią- żeniem dla Kazimierza. Wiemy, że w r. 1041, to jest wtedy, kiedy Henryk III prowadził wojnę z Brzetysławem i zadał mu cios ostateczny, a kiedy Kazimierz, jak należy sądzić, dokonywał dywersji od strony Śląska, wrzała też od wschodu wojna z Miesławem, w której brał udział Jarosław ruski. Pisze bowiem tzw. Nestor, że “szedł Jarosław w łodziach na Mazowszany"133. Rusini zatem, zapewne Bugiem, skoro na łodziach, wdarli się do Mazowsza. By Kazimierz brał czynny udział w tej akcji swego ruskiego sprzymierzeńca, nie mamy wiadomości, źródła ruskie nic nie mówią o udziale w walce Polaków — można by nawet przypuszczać, że Kazimierz był zajęty przede wszystkim walką na Śląsku 132 Anoniim-Gall, lib. I c. 20. “ladę etiam in tantum su- perbiae fastum conscenderat, quod obedire Kaaaimiro reimue- bat, linsuper etiam ei annis et insidtis resistebat". "s MPH I s. 702. 466 Kazimierz Odnowiciel albo na pograniczu pomorskim, zaś wyprawa ruska miała znaczenie dywersji, by odciągnąć Miesława, który miał zamiar wznieść swe siły na Polskę, ale mogło mieć miejsce i współdziałanie na Mazowszu sił polskich i ruskich. Nie znany jest nam wynik tej wyprawy, w każdym razie nie pokonano Miesława, bo strzymał się on jeszcze lat sześć na Mazowszu. ; Były też walki, bliżej nam nie znane, z Pomorza-•i nami, ślad takiej jednej z czasów około roku 1041; wykazał O. Balzer134. W czasie jakiejś bliżej nie określonej wyprawy pomorskiej zabił książę węgier- ski Bela jakiegoś księcia pomorskiego, w nagrodę za co, jak chce romantyczne podanie, dał mu Kazi- mierz siostrę za żonę. Koło r. 1046 musiał być wplątany Kazimierz w jakieś poważniejsze powikłania, może nawet zbroj- ne, z Czechami, Pomorzanami, zapewne więc z Mie- sławem 13a. Nie posiadamy jednak o tym żadnych pewnych i wyraźnych wiadomości. Wiemy jedynie, że na św. Jana, 24 czerwca 1046 r., gdy Henryk III bawił w Merseburgu, stanęli przed nim z bogatymi darami trzej powaśnieni ze sobą książęta, a miano- wicie Brzetysław, książę czeski, Kazimierz polski 131 O. Balzer Genealogia, s. 90 — 92. Wywody O. Balzera opierają się na "wiadomości Szymona de Keza, który kładzie ten wypadek na czasy Mieszka II, co jest niemożliwe, odnieść się to może Jedynie do czasów Kazimierza, kiedy Bela prze- bywał w Polsce, i to do czasu po powrocie Kazimierza, a przed powrotem Beli na Węgry w r. 1048. Ponieważ synowie Beli, Gejza i Władysław, urodzeni w Polsce, byli w r. 1057 już pełnoletni, zatem małżeństwo ich rodziców mogło być zawarte najpóźniej w r. 1042. i3S po,)-. E, Steindorff Jahrbiicher des deutsch. Reżchs u. Heinrich III s. 298—299. Miestaw i Mazowsze 467 i Ziemomysł-Zemuził, książę pomorski136. Spory między nimi załagodził król Henryk w parę dni póź- niej w Miśni, w dniu św. Piotra i Pawła 137. Ponie- waż, jak mówią Roczniki altaheńskie, król sprawy sporne “pacificavit", można by przypuszczać, że była to pacyfikacja jakiegoś zbrojnego zatargu. Wynikało- by to też także, że był to zatarg nie lokalny, ale ja- kiejś szerszej natury, skoro bierze w nim udział także książę pomorski. Bo widocznie jest Ziemowit sprzymierzeńcem Brzetysława, skoro zjawia się wraz z Brzetysławem, obok Kazimierza, przed obliczem królewskim. Można też przypuszczać, że nie mógł być obcy tym sprawom Miesław, którego interesy wiązały ze wszystkimi przeciwnikami Kazimierza. Jest jednak rzeczą zwracającą uwagę, że w Miśni nie było Miesława. Kazimierz załagodził zatem w sposób nam bliżej nie znany swe również bliżej nie dające się określić spory z Brzetysławem i Ziemomysłem. Upewniwszy się w ten sposób, tak przynajmniej wynika to z ogól- nej sytuacji, z jednej przynajmniej strony, tj. cze- skiej, postanowił przy pomocy Jarosława kijowskie- go 13 s rozprawić się ostatecznie z Miesławem. To bo- 138 SS RR Germ. in us. schol. s. 47 Annal. Altah. mai. pod r. 1046: “Illus (aic Meraiburc) etiam Brattziao dux Boemo- rum Razimir Bolaniorum, Zemuził Bomeraniorum advenerunt atque regem donis decentibus honi0mverunt". 137 SS RR Germ. łn us. i&ohol. s. 47 Annal. Altah. mai.: “Inde discedens apostolorum Petri et Pauli festa Mihsina ce- letorayit, ubł etiam conv©ntionam secundo babens duces prae- fatos imter se pacificavit". iss MPH I s. 703 Nestor: “...lat-a 6555 (1047) Jarosław szedł na Mazowsaany, i zwyciężył ich; i zabił księcia ich Mojsława, i upokorzył ich Kazimierzowi". 30* .468 Kazimierz Odnowiciel wiem zdaje się być w swych następstwach wynikiem i rezultatem tej pacyfikacji Henryka III. Główne i siły, które wystąpiły przeciw Miesławowi, stanowili ; Rusini — tak też tzw. Nestor przypisuje zwycięstwo ; wyłącznie siłom ruskim, zaś Anonim-Gall stwierdza, że siły Kazimierza były znacznie słabsze i mniej } liczne od mazowieckich139. Kazimierz i Jarosław -i wkroczyli na Mazowsze, połączyli się prawdopodobnie | ze sobą i wydali Miesławowi bitwę, uprzedzając przybycie posiłków pomorskich, które spieszyły Miesławowi z pomocą110. “ Nastąpiła bardzo krwawa i mordercza bitwa, padło mnóstwo Mazowszan, mie- • 13S* Anoniiim Gali, liiłb. I c. 20. “In illo enim certamine 30 acies ordinatus Mazovienses babuerunt, Kaaimirus vero vix tres acies beUiatorum plenais habebat ouoniam, nit dictum est, •tota Polonia paene deserta iacebat". Zapewne, że i tu je?t pewna przesada, jeżeli chodzi o wzajemny stosunek sil, moż- na tylko sądzić, ze liczebnie był Kazimierz słabszy od Miesła- wa. Ze Kazimierz miał też pomoc ruską, Anonim-Gall zdaje się nie wiedzieć. 140 Anonim-Gall, lib. I c. 21. “Pomoranorum exercitui iti auxilium. Meczziao v©nienl!i, Kazimirus cum paucis Łndubi- tanter obwiam properayit. Nuntiatum niamgue prius illud ei falenat, ipsosąue auxilium inunicis adv©nire pra.asidieib.at. Unde prudenter disposuit singulaniter prius cum Mazoviensiibus diffinire..." Kroniki późniejsze mistrza "Wincentego, Wielko- •polstea i Długosza wymieniają piosiłki dla Miesława, Prusaków, Litwinów i in. CMaritimi. Getae, Daci, Rutheni,PB?ussł), czemu brak wszelkich realnych podstaw, bo kronikarze ci czerpali bezpośrednio lub pośrednio z Anonima-Galla. Wzmianka o rus- •faich posiłkach dla Miesława charakteryzuje tę robotę później- szą mistrza Wincentego. (Por. J. Linniczenko Wzaimnyja ot- i noszenija Rusi i Polszi do połowiny XIV stoletia Kiew 1884 s. 105. Niesław ł Mazowsze 469 dzy innymi zginął i Miesław141. Sam Kazimierz miał się znajdować w wielkim niebezpieczeństwie, zawdzię- czał podobno uratowanie życia jednemu z prostych żołnierzy 142. Miejsce bitwy z Miesławem, dziś nie znane143, było w pamięci ludzi jeszcze w początkach XII w., jak świadczy Anonim-Gall144. Sądząc z nadchodzą- i41 Anonim-Gall, lib. I c. 20. “Kazimirus... Meczsiawo... YlictarSam et pacem totamque patriam triumphaliter est adep- tus": .142 Anonilm-Gall, lib. I c. 20. 148 Wiadomości Kroniki Polskiej, MPH III s. 622, o bitwie Kazimierza z Miesławem pod Ostrowem i wyszukanie przez M. Sokołowskiego, Riwiy na Ostrowie LedTwcy. Studium •n.ttd budownictwem w przedchrześcijańskich i pierwszych chrześ- cijańskich wiekach w Polsce. Pam. AU 1876/3 s. 27, wsi Po- - • biedziska, jako śladu tego zwycięstwa, co przyjął T. Wójcie-, ;cbowski, O Kazimierzu Mnichu s. 12, wydaje mi się ze wszech ,tniiar wątpliwe. Przede wszystkim późny przekaz tej kroniki nie: . zasługuje już na dużą wiarę — podczas gdy tradycja wcześ- - ńaejsza wskazuje wyraźnie na Mazowsze jako miejsce walki. Przyjmując Ostrów i Pobiedziska trzeba by sądzić, ze Miesław dziiałał zaczepnie, ze miał inicjatywę w swych rękach, a w tych warunkach ani pomoc Jarosława, ani opóźnienie się Pomorzan , . inie byłyby zrozumiałe. Źródła nasze i ruskie dają do zro- zumienia, że stroną zaufaną, działającą, mającą inicjatywę była Polska albo Ruś — dlatego wydaje mi się, że polem walki mogło być tylko Mazowsze i tam jedynie można by szukać miejsca stoczonej walki. Jeżeli cokolwiek z tradycji o Ostrowie mogłoby być prawdą, to nazwa sama miejscowości, • nazwa bardzo częsta i pospolita. Mogłoby to przemawiać o bi- twie nad Bugiem, od którego w odległości [mili leży również Ostrów, na drodze dogodnej zwłaszcza dla Rusi. 144 Liib. I c. 20. “Ibi namque tania caedes; Mazoyitarum facta fulsse memomitur, sicut adhuc locus certaminis et pEaiecipitium ripae fluminis protestatur". 470 Kazimierz Odnowiciel cej pomocy Pomorzan i obecności Rusinów stoczono tę bitwę gdzieś zapewne nad jedną z rzek Mazowsza, może nad Bugiem lub nad Wisłą. Wprost z pola bitwy z Miesławem pospieszył Ka- zimierz ze swym wojskiem, czy i z posiłkami ruski- mi nie wiadomo, przeciw Pomorzanom ciągnącym z pomocą Miesławowi. I tu przewaga liczebna mia- ła być po stronie nieprzyjaciół 145, lecz Kazimierz “...z pomocą Bożą zaczął bitwę i odniósł wielkie zwy- cięstwo" 146. Tak się przedstawia w świetle wielomównych, a w istocie swej bardzo skąpych źródeł polskich i wzmianek ruskich zakończenie sprawy o Mazowsze, połączone z likwidacją krótkotrwałego osobnego księ- stwa mazowieckiego pod rządami Miesława. Tu jed- nak można by zrobić jedno zastrzeżenie; tak się ta sprawa przedstawia o tyle, o ile wypadki omówione miały miejsce rzeczywiście w r. 1047. Wiemy jednak, że daty podawane przez tzw. Nestora nie są zawsze całkiem pewne, częstokroć zdarzają się tu zmyłki o rok, tak iż byłoby rzeczą kuszącą cofnąć datę tych wypadków o rok i związać w ten sposób wiadomość źródeł niemieckich z tego roku z tym, co mówią źró- dła ruskie pod r. 1047. Trzeba by wtedy przyjąć, że wojna o Mazowsze miała szersze podstawy, bo brałby w niej udział po stronie Miesława także i Brzetysław, i że ostateczna rozgrywka miała miejsce wczesną 145 Anon.im-G.all, lib. I c. 21. “Ula enim vice Pomorani quattuor legiones miliUum in arma ducebant, Kazinairi vero mililtes nęć unam diimidiam adimplebant". 146 Anonim-Gall, lib. I c. 21: “...cum adiutorio1 Dei proe- lium introi.vit magnamaue v:ictoriam acquisivit". Mieslow i Mazowsze 471 wiosną r. 1046, skoro w końcu czerwca Brzetysław, Kazimierz i Ziemomysł mogą być już w Merseburgu i Miśni przed Henrykiem III. Byłoby też rzeczą zro- zumiałą, dlaczego nie ma na tym zjeździe Miesława, bo ten uczestnik wypadków już by nie żył. Nie ma nie- stety" możności poparcia silniej tej ponętnej kombina- cji, którą tu zaznaczam jako pewnego rodzaju możli- wość. Zwycięstwo nad Miesławem i Pomorzanami zaw- dzięczał Kazimierz w znacznej mierze pomocy swego ruskiego sprzymierzeńca Jarosława. Odzyskanie w tych warunkach Mazowsza poszło łatwiej, gdyż główny czynnik niezawisłości i władzy na Mazowszu, sam Miesław, poległ w tej rozprawie. W te czasy, mniej więcej, zdaje się, można też przenieść zagarnięcie przez Kazimierza części Pomorza, które otrzymał w spuściźnie Bolesław Śmiały, ale które rychło utra- cił 147. Było to zapewne Wschodnie Pomorze, to samo prawdopodobnie, które zdobył w r. 1090 Władysław Herman, by je utracić znowu w r. 1091 148. • Tak skończyła się sprawa o Mazowsze, sprawa, która zatrudniała siły Kazimierza lat prawie dziesięć. Dłuższy czas podlegało ono osobnemu księciu i posia- dało dość sił, by opierać się koalicji polsko-ruskiej. 147 Wynika to z następujących słów Anonima-Galla, lib. I c. 22, o Bolesławie Śmiałym “N:am cum in prinoipio sui re- giminis Polonis et Pomoranis imperaret..." Ponieważ Pomorze utracono za Mieszka II, a Bolesław Śmiały w samym początku swych rządów znowu traci Pomorze, zatem za Kazimierza Od-; nowiciela musiano ]e zdobyć na nowo. • 148 por. O rzekomej wyprawie Wtodzistdwo. Hermana na Szczecin w r. 1091. Kwart. Hist. 1900/14. Kazimierz Odnowiciel Z odzyskaniem Mazowsza, ze zgnębieniem Pomorza, z rozbiciem konstelacji czesko-pomorsko-mazowieckiej, wzrasta samopoczucie Kazimierza, wzrastają siły i zna- czenie Polski — toteż od tego czasu zmienia się dotychczasowa polityka polska uległości względem Niemiec na bardziej swobodną i niezależną, dążącą wytrwale do odzyskania utraconego Śląska. V. 1039—1054. STOSUNKI KAZIMIERZA Z HENRYKIEM III DO R. 1046. WALKA O ODZYSKANIE ŚLĄSKA W niezwykle ciężkich i trudnych warunkach, w któ- rych znalazła się Polska w ostatnich latach życia Mieszka II i w pierwszych latach po jego śmierci, nie było dla Kazimierza innej drogi dla utrzymania się na tronie i dla odzyskania strat, które wynikły, •jl jak trzymanie się protekcji niemieckiej, opieki Koń- 1,." rada II i Henryka III. Ci dwaj władcy niemieccy byli v ?; potrzebni Kazimierzowi dla ochronienia go przed .»; gwałtami Brzetysława, przy ich pomocy mógł liczyć, że będzie starta zbyt potężna siła, którą zdobył jedną wyprawą ten Przemyślida, a dalej, że będzie rzeczą możliwą doprowadzić do odzyskania zagarniętej przez Czechy dzielnicy śląskiej. Uznawał przeto Kazimierz zwierzchność niemiecką, zapewne nie w mniejszym zakresie jak jego ojciec, kiedy w r. 1032 na zjeździe w Merseburgu “...zapomniał o koronie i całej ozdobie królewskiej". Nie mamy wiadomości o tym, czy i kie- dy złożył hołd Konradowi II czy Henrykowi III, za- pewne jeżeli tego nie uczynił natychmiast po śmierci 474 Kazimierz Odnowiciel ojca, to był do tego zmuszony wtedy, kiedy z pomocą cesarską miał wyruszyć do Polski. Służył zatem ce-. sarzowi, zjawiał się na jego wezwanie na dworze niemieckim, popierał cesarza w miarę sił i środków, : tam zwłaszcza szczerze i chętnie, gdzie jego interes szedł w parze z interesami Konrada i Henryka, podlegał wreszcie politycznie cesarzowi, ilekroć ten za- bierał głos w sprawach, które interesowały cesarstwo, jak wskazują to przykłady. Dlatego również możemy być pewni, że w czasie, kiedy Henryk III wysyła trzy po kolei wyprawy do Czech przeciw Brzetysła- wowi, wyprawy pomyślane w pierwszym rzędzie jako sposób zmuszenia do uległości krnąbrnego lennika korony, musiał i Kazimierz, pamiętając o własnych interesach i o własnych z księciem czeskim porachun- kach, brać czynniejszy udział w tych walkach. W sto- sunkach zatem między Kazimierzem a Henrykiem III, między Polską a Niemcami, panuje pod tym względem daleko posunięta współpraca, chociaż interesy dwu tych państw bynajmniej się ze sobą nie godzą, nie pokrywają, nie są nawet jednakowe, o ile chodzi o Czechy i zabrany Polsce Śląsk. Niewątpliwie i Cze- chom, i Polsce przyświeca myśl uzyskania niezależ- ności od Niemiec, gdy Niemcy pragną i jedno, i drugie państwo utrzymać w najdalej idącym związku z ko- roną niemiecką, a jeżeli w pewnych wypadkach po- pierają Polskę przeciwko Czechom, czy w innych Czechy przeciwko Polsce, to była to tylko gra dyplo- matyczna, by nigdy nie zostawić dwu tym narodom swobody i możliwości porozumienia się, by istniało zawsze zarzewie niezgody między nimi, by rosła ry- walizacja między obiema dynastiami. Można było spokojnie patrzeć się, jeżeli Czechy powiększały się Henryk III 475 jakąś polską dzielnicą, gdyż było rzeczą jasną, że strona przeciwna nie puści tego płazem, że o to będą- wojny, które będą wyczerpywały przeciwników, i że ostatecznie pacyfikacja tych stosunków, pacyfikacja, która rzadko zadowoli obie strony, znajduje się w rękach cesarza. Tą drogą idąc liczyło cesarstwo, że nie dopuści do takiego wzmocnienia się jednego z dwu tych państw, by mogło ono wyjść z opieki cesarskiej — opieka ta trwać miała zawsze. Politykę tę stosowano zresztą nie tylko wobec Polski i Czech, stosowano ją w dużej mierze i wobec zachodnich Słowian, z którymi był w tak przyjaznych stosunkach Henryk II, byle nie dopuścić, by nie nastąpiło jakie- kolwiek ich zbliżenie się do Bolesława Chrobrego. Henryk III. szeroko i skutecznie stosował tę po- litykę na wschodzie Europy; wpływy jego obejmowały Polskę, Czechy, Pomorze i Węgry, przez co zyskał znaczenie i potęgę tak dużą w tych stronach ówcze- snego świata, jakiej nie posiadał w czasach swego. największego powodzenia Otto I. Siła ta wpływów i dyplomatycznych posunięć ówczesnej polityki nie- mieckiej przykuwała te państwa silniej i skuteczniej do rydwana niemieckiego niż kiedykolwiek przedtem. Czyniło to także oderwanie się ich od zależności nie- mieckiej bardzo trudnym, co widzimy choćby na przykładzie Brzetysława. Ale Kazimierz, który prócz problemu śląskiego miał do rozwiązania również zagadnienie Mazowsza, nie mógł się opierać jedynie i wyłącznie na życzli- wości Henryka III. Zapewne rozumiał Kazimierz, że Henryk nie pozwoli Brzetysławowi wzrastać zbyt w siły, ale też wiedział, że dla Polski nie zrobi król niemiecki żadnych poświęceń swych interesów, jak 476: Kazimierz Odnowiciel i to, że sprawa, czy Mazowsze podlega Kazimierzowi, czy też jest rządzone przez własnego, osobnego księcia, jest dla niego sprawą obojętną, dla której nie poświęci ani jednego rycerza niemieckiego. Dla Henryka spra- wa Mazowsza mogła przez jakiś czas komplikować sprawę skutecznego upokorzenia Brzetysława, ale z chwilą, kiedy ten w Ratyzbonie poddał się Henry- kowi i od tego czasu wiernie i oddanie służył Niemcom, nie widział król dostatecznej podstawy, by ułatwiać Kazimierzowi odbudowanie państwa, które Niemcy zawsze uważali za barierę rzuconą ich pochodowi na wschód, a które dało już za Bolesława Chrobrego dowody, że może się przeciwstawić potędze niemiec- kiej. Dlatego też, by nie być zależnym tylko od jed- nej strony, by mieć ręce swobodniejsze na zachodzie, związał się Kazimierz z Rusią i wyciągnął z tego związku wszelkie spodziewane korzyści. Korzyści te możemy tym ocenić, że jeżeli zwycięstwo Henryka III nad Brzetysławem nie dało w ostatecznym wyniku żadnego pozytywnego rezultatu dla Kazimierza, je- żeli musiał on czekać na powrót Śląska jeszcze lat wiele, to dzięki przymierzu z Rusią dobił się Mazow- sza już prawie w dziewięć lat po powrocie do kraju. Przymierze to wreszcie dawało Kazimierzowi tego rodzaju poparcie, że i polityka wewnętrzna, uspoko- jenie i odrobienie strat musiało być łatwiejsze. Było to zatem bardzo cenne, skuteczne i doniosłe posunię- cie polityczne Kazimierza, któremu zawdzięczał znacz- ną część swoich powodzeń. Jeżeli do r. 1041, do chwili pokoju ratyzbońskiego, możemy uważać Kazimierza za tego, który wywiera silniejszy wpływ na politykę wschodnią Henryka III, to od chwili, kiedy Brzetysław złożył hołd lenny Henryk III 477 Henrykowi i od kiedy stał się najwierniejszym i naj- bardziej oddanym sługą królewskim, nie Kazimierz, ::ale raczej Brzetysław jest tym, który wyzyskuje na swą korzyść politykę w tych stronach Europy Hen- ryka III. Starania Kazimierza, by odzyskać utracone -stanowisko, by zdobyć sobie większe wpływy na te sprawy, by sparaliżować intrygi czeskie, spełzły prze- ważnie na niczym. W r. 1042 obchodził Henryk III święta Bożego Narodzenia w Goslarze 149, dokąd zjechało się wielu możnych: był między innymi i Brzetysław, który przywiózł królowi wspaniałe podarunki180, byli także posłowie ruscy Jarosława i polscy Kazimierza. To pojawienie się obok siebie równocześnie posłów pol- skich i ruskich jest bardzo znamienne. Dowiadujemy się bowiem, że posłowie ruscy prócz darów, które, jak to było w zwyczaju, przywieźli od Jarosława dla króla Henryka, mieli sobie zwierzoną inną, bardzo delikatną misję, a mianowicie ożenienie owdowiałego już Henryka III z jedną z córek Jarosława. Król przyjął przesłane mu dary, odwdzięczył się również hojnie i wspaniale, ale małżeństwa odmówił 151, miał 119 SS RR Germ. in us, soból, s. 36 Annal Altah. mai. pod 1043 r.: “Rex nalała Domini Goslare peregit". 150 SS RR Germ. in us. soból, s. 36 Annal. Alth. mai. “Inter alios principes adfuit Braitisla.v dux Boem.iaie, qtii de- oentia numera regi detuliit, iipseque magnatice traetatus perac- tis diebus redut, regiis donis honoriatus". 151 SS RR Germ. in us. scbol; s. 36 Annal. Altah. mai.: “Le@a"bi quoque Ruaorum magna dana tulerunt, sed matora reoipientes iabiarunt". SS RR Germ. in us. schol. (ex MGH recudi feoit G. H. Pertz, Hannoverae 1874) s. 27 pod r. 1043, w Lamberti Hersfeldensis Annales: “Ibi inter diversarum pro- 478 Kazimierz Odnowiciel już bowiem na oku związek z Agnieszką z Poitou ls2, córką księcia Akwitanii, Wilhelma V. Nie pomylimy się twierdząc, że w planach prze- prowadzenia tego małżeństwa musiał mieć udział także i Kazimierz — być może, że projekt ten wyszedł nawet od niego. Współczesność poselstwa polskiego z ruskim świadczy o tym. Sam Kazimierz był oże- niony jeżeli nie z córką Jarosława, to z jego siostrą (jak wyżej mówiłem, są wątpliwości, czy Dobroniega była siostrą Jarosława), pierwsza żona Henryka III Gunhilda, córka Kanuta Wielkiego, była prawnuczką Mieszka I, którego również prawnukiem był sam Kazimierz, Jakkolwiek było to już dość odległe po- krewieństwo, to jednak mogło ono coś znaczyć, tak długo przynajmniej, jak długo żyła Gunhilda. Teraz zaś wysunięto plan ożenienia Henryka III z jedną z córek Jarosława, a w takim razie byłaby przyszła cesarzowa bądź siostrą, bądź też siostrzenicą księżny polskiej, rzecz, która by dawała już znaczne wpływy, znaczenie i pozycję księciu polskiemu na dworze niemieckim. Kombinacja nie była za śmiała — władcy Rusi, nazywani na Zachodzie królami, władcy naj- większego państwa w Europie, znani z bogactw, z wysokiej osobistej kultury i wykształcenia, łączyli się sami nie tylko z cesarzównymi bizantyńskimi, ale wydawali też córki za królów i potężnych książąt, jedna z córek Jarosława wydana została za króla yinciarum legatos, legali Ruscorum tristes redierunt, quia de filia regis sui, quam re@i Hetnrico nupturam speraverant, certum repudium reportabant". "2 por. E. Steindorff Jahrb. d. deutsch. Reichs. u. Hein- rich III, I s. 153, 164, 176, 186. Henryk III 479 Norwegii, druga za króla węgierskiego, trzecia wresz- cie za króla francuskiego. Było zatem nie tylko am- bicją Jarosława wydanie córki za potężnego władcę Niemiec, ale i żywotnym interesem Kazimierza, by tą drogą zacieśnić węzły łączące go z królem Hen- rykiem. Przy planach na przyszłość, przy sprawie odzyskania Śląska i Mazowsza takie bliskie spowino- wacenie się z dynastią galijską mogło być bardzo cenne i korzystne. Plan ten się jednak nie powiódł, już bowiem w okresie Zielonych Świąt 1042 r. wysłał Henryk poselstwo do Akwitanii i rozpoczął starania o rękę Agnieszki. Możemy też być pewni, że obecny w Goslarze książę czeski nie patrzył życzliwym okiem na dziewosłębne poselstwo ruskie i na stosunek do tej sprawy poselstwa polskiego. Prócz tej porażki poniósł Kazimierz równocześnie drugą, którą należy przypisać głównie obecnemu na dworze Henryka III Brzetysławowi. Kazimierz był zobowiązany stawić się w Goslarze, widocznie był wezwany na dwór królewski. Zajęty jednak rzekomo ważnymi sprawami wysłał tylko poselstwo z darami, które miało go z powodów nieprzybycia wytłumaczyć. Można domyślać się, że po świeżej porażce w pokoju ratyzbońskim nie »chciał Kazimierz spotkać się na dworze w Goslarze z Brzetysławem, gdyż Brzetysław, przywrócony do łaski królewskiej i skarbiący sobie względy młodego króla i jego otoczenia, pragnąłby zapewne pod auspicjami Henryka uzyskać formalne uznanie ze strony Henryka czeskiego zaboru Śląska. To był zapewne powód, dlaczego Kazimierz znalazł ważne sprawy w domu, dla których nie skorzystał z za- proszenia królewskiego. Henryk uczuł się jednak do- 480 Kazimierz Odnowiciel tknięty nieobecnością Kazimierza, odmówił wysłucha- nia jego posłów i przyjęcia podarunków "s. Była to wyjątkowo ostra reakcja na choćby podejrzaną wy- mówkę księcia polskiego, tym więcej że wobec roz- bieżności między preliminariami pokojowymi a układem ratyzbońskim musiał sam Henryk III czuć, że nie jest całkiem w porządku wobec Kazimierza. Ale obecność na dworze w Goslarze Brzetysława, najbar- - dziej zainteresowanego teraz w tym, by stosunki księcia polskiego i króla były naciągnięte, tłumaczy nam ostrość odprawy danej poselstwu polskiemu. Posłowie polscy zatem wrócili do księcia donosząc mu o gniewie i niełasce królewskiej. Widocznie sam Ka- zimierz oceniał zatarg ten jako rzecz wcale poważną, wymagającą załagodzenia, gdyż w niewiele tygodni - później, w pierwszej połowie lutego 1043 r.15-1, zja- wiło się w Goslarze nowe poselstwo polskie, które pod przysięgą wytłumaczyło i stwierdziło ważność powodów nie stawienia się poprzednio Kazimierza. Kazimierz w ten sposób odzyskał utraconą łaskę kró- lewską 155, sam się jednak i tym razem nie stawił. 15S SS RR Germ. in us. soból, s. 36 Annal. Altah. mai. pod r. 1043: “Biulaniioi dudis minion cum mua-ieribus suis re- . iecti, o,ec praesentiam caesaris aut aff.aitum meruerunt, quia Sipse, iuxta quod iussus enat, noluerat yeraire". : 164 Datę tę opieram na Annal. Altah. niai. SS RR Germ. in us. soból, s, 36, które mówiąc o powtórnym przybyciu po- słów polskich do Goslaru dodają: “Isdem temporiibis Gifila •im-- peratrix o-nater caesaris, est defunota". Gizela umarła w Go- , i "siarze 14 lutego 1043 r. 155 SS RR Germ. Łn us. schol. s. 36 Annal. Altah. mai: • "Missa tamen denuo legatione se excusat et, quia veniii?e non potuerit, iusiurandum promittend.o confia-mawit, gicque gra- •tiam recipere regis meruit". Henryk III 481 Dodać należy, że tym razem nie było Brzetysława w Goslarze. Najbliższy znany nam pobyt Kazimierza w Niem- czech, na dworze Henryka, był w r. 1046 w Merse- burgu i w Miśni, kiedy to, jak już wyżej była o tym , mowa, pacyfikował Henryk III Kazimierza z Brze- tysławem i Ziemomysłem-Zemuzilem pomorskim. - Wkrótce jednak zaczęły się psuć dotychczasowe stosunki Kazimierza z dworem niemieckim. Zakoń- czenie sprawy mazowieckiej, odzyskanie części Pomo- rza, poprawienie się w miarę upływu lat od klęski stosunków wewnętrznych, dodawało siły Kazimierzowi i pozwalało mu na prowadzenie samodzielniejszej po- lityki, mniej liczącej się z Henrykiem i interesami niemieckimi. Trzeba tu także dodać, że zaczęły się psuć pewne sprawy w Niemczech, a trudności stąd rosnące, zajęcie się cesarza sprawami włoskimi i pa- pieskimi, przyczyniały się również do podniesienia się poczucia samodzielności polityki polskiej. Stosunki wewnętrzne Niemiec, tak na pozór świet- ne pod bardzo autokratycznymi rządami Henryka III, człowieka bardzo wykształconego i niewątpliwie nie- , przeciętnej inteligencji, nosiły już wtenczas zarodki .ciężkiego kryzysu, który miał wybuchnąć w wiele lat później i podkopać siły cesarstwa. Autokratyzm Henryka, często sprzeczny z interesami książąt, z utrwalającą się zasadą dziedziczności lenn, z pro- cesem wytwarzania się wielu potężnych rodów dy- nastycznych, wytwarzał nieraz atmosferę wrzenia, wybuchy buntów, tak korzystnych dla wszystkich państw słowiańskich, tylko słabo związanych przysięgą lenną czy trybutem z koroną. Z drugiej strony wolne wzrastanie w siły niektórych państw graniczących 31 Polska X — XI wieku 482 Kazimierz Odnowiciel z Niemcami lub wchodzących w sferę ich interesów pracowało też korzystnie dla tych krajów. Tak po- wolne przychodzenie do sił Polski, wzmacnianie się Czech, odradzanie się po latach zamętu Węgier, utrwalenie się Kapetyngów we Francji, osadowienie się Normanów w południowych Włoszech, odżycie, zresztą pod opieką samego Henryka III, papiestwa, budowało obok potęgi niemiecko-burgundzko-włoskiej, przykrytej koroną cesarską, nowe siły, z którymi cesarstwo musiało się liczyć, a które stawały się z wolna barierą, która kładła tamę preponderacji nie- mieckiej w Europie zachodniej i środkowej. Cesar- stwo, zbyt rozbudowane, było organizmem ciężkim, trudnym do rządzenia i administrowania, podkopy- wanym wewnętrznie, a spotykającym coraz to wię- cej nowych a nie zawsze spodziewanych na zew- nątrz trudności czy zagadnień. Z zakresu czynników, na które mógł w dużej mierze liczyć Kazimierz za czasów Henryka III, trzeba tu podkreślić znaczenie, jakie miała wciąż w Niemczech rodzina Rychezy, Ezzonidzi, marzący jeszcze w połowie XI w. o koronie królewskiej. Arcy- biskup koloński, Heriman, brat Rychezy, był nie tylko drugim z kolei największym księciem kościoła niemieckiego, ale zarazem piastował godność arcy- kanclerza dla Włoch i arcykanclerza papieskiego. Była to zatem potęga faktyczna i niezwykła indy- widualność, z którą Henryk III musiał się liczyć. Toteż zapewne w wuju Herimanie, jak i w swej matce Rychezie mieć musiał Kazimierz ludzi sobie oddanych, którym mógł ufać i u których mógł znaleźć niejeden raz pomoc. W r. 1049 został duktem ba- warskim Konrad, syn Ludolfa, zatem bratanek Heri- Walka o Śląsk 483 mana i Rychezy, brat więc cioteczny Kazimierza. Zyskał zatem książę polski krewniaka w potężnym księciu bawarskim. Konrad, człowiek ambitny, ale umysł niezwykle niespokojny, rychło sobie zraził cesarza, popadł z nim w konflikt, który zakończył się buntem. Fakt buntu Konrada nie mógł natchnąć cesarza zaufaniem do tych, którzy byli związani węz- łami rodzinnymi z Ezzonidami, ale nie okazał się ostatecznie niekorzystny dla Kazimierza, choćby przez to, że cesarz miał wewnątrz państwa poważne kło- poty. Liczne wojny, które w tym czasie wybuchły między Niemcami a Węgrami, nie zawsze zresztą szczęśliwe dla oręża niemieckiego, podkopywały rów- nież w pewnej mierze znaczenie i autorytet Niemiec na wschodzie. Były to zatem wydarzenia pomyślne dla Kazimierza, który zapewne opierając się na nich postanowił przystąpić ostatecznie do zrealizowania planu odebrania Czechom Śląska. Rzeczywiście w r. 1050 napadł Kazimierz na Śląsk, odebrał go Czechom156 i natychmiast zajął się tam urządzeniem czy raczej odnowieniem bi- skupstwa, które po latach katastrofy czy to przestało istnieć, czy też nie miało siedziby we Wrocławiu 157. Jasne jest, że ten napad na wiernego sługę cesar- skiego, jakim był od r. 1041 Brzetysław, że takie naruszenie usankcjonowanych na zjeździe w Ratyzbo- nie warunków pokoju, wywołało niepokój na dworze Henryka III, a na skargi Brzetysława nawet posta- 186 SS RR Gemn. in us. schol. s. 53 Aranal. Altah. mai. pod r. 1050: “Tum aoousatur Kazemer dux Dolariiorum, quod vi aibi •usurpanit proyinciam, datam ab imperatore Bolemlorum dutfi". 157 MPH VI s. 538, 560. Katalogi biskupów wrocławskich. 484 Kazimierz Odnowiciel nowienie zbrojnej interwencji. Cesarz przygotował wyprawę na Polskę na jesieni r. 1050 15S, lecz ciężka choroba przykuła go do łoża, tak iż wojny, na razie przynajmniej, musiał zaniechać 159. Kazimierz zagro- żony przygotowaniami wojennymi cesarza udał się osobiście do cesarza, który przebywał w listopadzie W Goslarze 160, i tu zawarł z nim układ, obiecując, iż wedle woli cesarskiej naprawi wszystko, jeżeli w czymkolwiek postąpił wbrew słuszności 161. Po tym przyrzeczeniu obdarzony przebaczeniem i łaską cesarską powrócił do domu. Podkład tej akcji Kazimierza nie jest jasny. Nie wiadomo, na co liczył. Cesarz po powrocie z Włoch był w Niemczech, stosunki wewnętrzne Niemiec po- zornie przynajmniej nie ośmielały Kazimierza do ataku na Brzetysława. Musiała być zatem jakaś szczególna sposobność, którą wyzyskał Kazimierz, może jakiś bunt na Śląsku, który dał mu asumpt 188 Czas wyprawy zamierzonej jest ograniczony datami: po 22 września nastąpiło oskarżenie Kazimierza (Por. SS RR Germ. in us. schol. s. 46 Annal. Altah. mai.), a przed 24 listo- pada, kiedy cesarz bawił w Goslarze ii kiedy Widział się z Ka- zimierzem. Stąd zabór Śląska musiał nastąpić jeszcze w pierw- szej połowie r. 1050. 169 MGH SS VII s. 129. Herimanni Augiensis Chroń, pod r. 1050: “Imperator contra Gazmerum ducem Bolanorum, rebellionem molientem, exped.itionein parat, gravique infir- mlitate detentus, pacem eum paotumque petentem susciiptens, discessit". • 160 Strumpf nry 2393, 2394 (24 listopada). 161 SS RR Germ. in us. schol. s. 53 Annal. Alfcah. mai.: •“In villa regia Gosolarae ad imperatorum venit et obieetum iureiurando excusavit: in quibus culpabilas fuit, noc iuxta pla- citum imperatoris correxlit, accepta gratla domum; redut". Walka o Śląsk 485 do uderzenia i odebrania tej dzielnicy. Bo nie mógł się łudzić Kazimierz, że cesarz będzie całkiem obo- jętny w tym sporze polsko-czeskim. Wedle układu goslarskiego winien był Kazimierz zwrócić Śląsk Brzetysławowi — godzi się jednak wątpić, czy obietnicy dotrzymał. Na rok bowiem 1050 przypada odnowienie biskupstwa wrocławskiego, na rok 1051 ordynacja biskupa wrocławskiego Hieronima, co katalogi biskupie przypisują zgodnie Kazimierzo- wi 1G2. Można więc z wielką pewnością stwierdzić, że Kazimierz władał w r. 1051 Wrocławiem. Mimo tego jednak, że Kazimierz nie dotrzymał warunków układu, nie utracił łaski cesarskiej, polityczne bowiem warunki lat następnych nie pozwoliły cesarzowi wy- stąpić stanowczo przeciw Kazimierzowi. Przede wszy- stkim na r. 1051 wypada okres największego zna- czenia i potęgi tak w cesarstwie, jak u papieża, Herimana arcybiskupa kolońskiego, zatem wuja Ka- zimierza 163. Wpływy więc Herimana mogły para- liżować starania Brzetysława. Następnie wojny wę- gierskiej nie bardzo szczęśliwe dla Henryka III, wymagają ze strony cesarza znacznych wysiłków. Kazimierz bierze udział w tych wyprawach cesar- skich na Węgry, posyła posiłki, nie można było zatem drażnić w takiej chwili sąsiada, a tym więcej myśleć o wyprawie przeciw niemu. Nadto wybucha niedługo potem bunt księcia bawarskiego Konrada 164, który 162 MPH VI s. 558, 560, los por. E. Steindorif Jahrb. d. deutsch. Reidis u. Hein- rich III, II s. 141. - 164 Tamże s. 218 UW. l. (Steindorff. początków nieporozu- mienia cesarza z Konradem doszukuje się już w r. 1050. 486 Kazimierz Odnowiciel łączy się z Węgrami:: przeciw cesarzowi. Te wojny i zawikłania wewnętrzne były dla Henryka III ha- mulcem; musiał cesarz patrzeć się przez szpary na sprawę zatrzymania Śląska przez Kazimierza, by nie narazić sobie cennego i użytecznego sprzymierzeńca, który by, łącząc się z Konradem i Węgrami, mógł postawić cesarza w bardzo krytycznym położeniu. W r. 1046 powstały na Węgrzech antyniemieckie i antychrześcijańskie żywioły, których ofiarą były słabe od początku rządy Piotra Wenecjanina. Za- wdzięczał on tak długie trzymanie się na Węgrzech swym stosunkom z Henrykiem III, poprawionym znacznie od r. 1041, zatem od klęski Brzetysława. Andrzej, następca Piotra, starał się, na próżno jednak, zyskać i łaskę, i spokój ze strony Henryka III. W Niem- czech wzięła ostatecznie w stosunku do Węgier górę partia wojenna z biskupem Ratyzbony Gebhardem na czele. Już w r. 1050 zaczęto kroki zaczepne z obu stron, które przerodziły się w roku następnym w wielką wojnę. Henryk wyruszył na Węgry ze znacz- ną armią, postępując wzdłuż południowego brzegu Dunaju, podczas gdy biskup Gebhard, książę karyncki Wolf i Brzetysław czeski pustoszyli kraj na północ od Dunaju. Wśród wojsk pomocniczych znajdował się także oddział polski, co wskazuje na dobre stosunki, jakie panowały między Polską a cesarzem. Wyprawa Henryka III skończyła się jednak klęską, naprzód ulewne deszcze, potem brak żywności doprowadziły cesarza i jego armię do takiego niedostatku, że zmu- .szony był on spiesznie się cofać. Węgrzy jednak prze- cinali mu odwrót, zajmując brody i mosty, które trzeba było siłą opanowywać. Węgrzy pokładali naj- Walka o Śląsk 487 większą nadzieję w moście, który był na rzece Repcze (Rabanica), gdzie spodziewali się wstrzymać cesarza i zniszczyć. W tej krytycznej chwili oddział złożony z Burgundów, Sasów i Polaków przebył mimo nie- bezpieczeństwa rzekę, zdobył broniony most, położył trupem jego obrońców i w ten sposób otworzył drogę cesarzowi 16&. Tak musiał Henryk zawdzięczać także posiłkom polskim ocalenie swego wojska. Czy Kazi- mierz brał osobiście udział w tej wyprawie, nie wiadomo, nie jest on między obecnymi wymieniony, w każdym razie było jego staraniem zaskarbić sobie łaski cesarza, zapewne z myślą, że wisi ciągle między nim a Brzetysławem nie załatwiona sprawa Śląska, której mimo obietnicy danej Henrykowi nie dopełnił. Śląsk trzymał w dalszym ciągu, narażając się na dalsze skargi Brzetysława. W następnych latach zajęty był cesarz przedłu- żającymi się walkami z Węgrami, dalej niebezpiecz- nym buntem Konrada bawarskiego, wreszcie niepo- 165 MGH SS VII s. 130 Heriiinannii Attgiensis Chroń, pod r, 1051: “...ad pontem Rabaniza flumimis structam, in qua ma- -ximam hostie tiduoiam hiabebat, quidam ex Burgundionibus Saxonibus et Bolanis milites, non sine sui pecrculo flumine transito, in brevi expuignatam capiunt... reliquo exercitui viam pandunt". Por. W. v. Giesebrecht, Gesch. der deutsch. Kaiser- zeit V. Aufl. II s. 478—480. Zwraca uwagę, że Polacy są na prawym brzegu Dunaju, przy cesarzu, nie na lewym. Zrobiono to zapewne celowo, by posiłki polskie nie stykały się z cze- skimi, oo mogłoby było doprowadzić do starcia. Dlatego za- pewne posiłki karynckAe przerzucono na północny brzeg Du- naju, polskie widocznie przerzucone na południowy, zastępo- wały oddziały karynckie. Byłoby to wskazówką naprężonych stosunków polsko-Cizeskich w r. 1051. Kazimierz Odnowiciel kojami we Włoszech, walką papieża Leona IX z Normanami, jego przegraną pod Civitate i uwię- zieniem w Benewencie. Do tych przeciwności i kło- potów dołączył się jeszcze jeden: dalej trwający Spór Kazimierza z Brzetysławem o Śląsk i Wrocław. , Henryk potrzebował w tych warunkach pacyfikacji na wschodzie, potrzebował tego w sytuacji wewnętrz- nej cesarstwa, wobec wojen z Węgrami, w których pomoc zwłaszcza czeska, jak częściowo i polska, były : dla niego cenne, wreszcie w związku z koniecznością zwrócenia bacznej uwagi i siły na sprawy we Wło" szech i w papiestwie. Musiało mu zależeć na załago- dzeniu sporu polsko-czeskiego. Na przywrócenie stany, " poprzedniego, wytworzonego układem ratyzbońskim z r. 1041, była niezbędna siła, wojna z Kazimierzem, to jest skomplikowanie stosunków na wschodzie. Zostawić te sprawy rozprawie orężnej między Brzety- sławem a Kazimierzem to była nie tylko strata pre- stiżu i praw korony niemieckiej, ale także strata posiłków, których jeden i drugi dostarczali. Na ta- kie rozwiązanie tych trudności nie mógł sobie po- zwolić Henryk III. Dlatego postanowił pogodzić zwaśnionych ze sobą książąt, tak by jednemu nie odbierać tego, co posiadał, a drugiego wynagrodzić odpowiednio. W ten sposób mógłby Kazimierz za- trzymać Śląsk, co byłoby też wynagrodzeniem za je- go neutralność w buncie Konrada i za usługi w woj" nie węgierskiej. Do takiej umowy doszło w końcu za- • pewne po przełamaniu oporu Brzetysława. Na Zie- , lone Święta r. 1054 22 maja, które cesarz obchodził w Kwedlinburgu, stawili się na rozkaz cesarza książę czeski i polski i tu po długich naradach stanął wre—- szcie między Kazimierzem a Brzetysławem układ po- Walka, o Śląsk 403 kojowy166 na następujących warunkach: Śląsk .z Wrocławiem zostają przyznane Polsce z tym wa- runkiem, że Polska zobowiązuje się płacić Brzetysła- wowi i jego następcom 500 grzywien srebra i 30 grzy- wien złota tytułem odszkodowania 167. Źródła nie- , mieckie mówiąc o tym układzie wyrażają się tak, jaky -by Śląsk z Wrocławiem dopiero wtedy przeszedir- z rąk czeskich do polskich, wydaje się to mało praw- dopodobne w świetle wypadków z r. 1050 i 1051, • trudno też sobie wyobrazić, by Brzetysław korzysta- jąc z trudnej sytuacji Henryka tak bez czynnego opo- ru zgodził się na oddanie Śląska, gdyby go w owym czasie posiadał. Raczej zatem Kazimierz już dzierżyi Śląsk i on to był zmuszony naciskiem cesarza do dania Brzetysławowi odszkodowania -pieniężnego 16?. 166 SS RR Germ. in us. soból, s. 57 Annal. Altah. mai. pod r. 1054:-“Penteoos.ten Quitilingunburch impenator celebravit, quo ad se ducem Boiemicum ac Bolanicum ewcat eosque post longissimąm disceptaitionem i-niter se pacatos domum renrittit". is7 FF RR Boh. II s. 86 Kosmao pod r; 1054: “...urbs Wratiziav et aliae oiyitates a duce Braciziao redditae sunt Po- loniis •ea conditione, ut quam sibi tam suis successoribus quiin- gentas marcas argenti •et 30 auri annuatim solverent". le8 Por. M. Łiodyńshi, Recenzja dzieła Bretholza, GescJt. Bohmens Kwart. HŁst. 1913/27 s. 341—348, gdzie wykazał dowiodnte, że opłata ta nie miała charakteru trybutu, zatem nie pociągała za sobą zależności politycznej, a nosi charakter odszkodowania aa odebrane Czechom “urbs Writiziay et alie cmtates". Przyjmuje to również R. Gródecki Dzieje polityczne Śląska do r. 1290. Historia Śląska I s. 159. Por. jeszcze dla okrealenia prawnego takiego wyjątkowego obciąienia trwałą daniną pewnego terytorium opinię M. Z. Jedlickiego Stosunek prawny Polski do cesarstwa do r. 1000. Poanań, Tow. Przyj. Nauk, Prace Kom. Hist. XII z. 2 s. 390. 490 Kazimierz Odnowiciel Dzielnica opawska, przedpole Bramy Morawskiej, ważna ze względów strategicznych dla Czech, pozo- stała w rękach Brzetysława 169. 169 Dojść można do tego wniosku na podstawie kroniki Anonima-Galla, lib. I c. 22, który pisze, że Bolesław wsparty przez podległych mu Pomorzan na początku swych rządów, zdobywał Grodzicie koło Opawy "aa Czechach. “Nam cum w pirinoipa.o sui regiminis iet Polonis et Pomioraims imperaret, eo- numque multitudmiem ad casbrum Gradec obsidendium innume- .rabitem cang.regaret, suae contumaciae negligentia non solum castrum inon habuiiit, werum etiam Bohemarum insidias vix evasit..." Wynika z tego, że te strony należały do Czech, a że po r. 1054 nie mamy śladu jakichkolwiek starć z Czechami, trzeba uznać, że taki stan rzeczy był w r. 1054 i trwał za- pewne dawno, jeszcze od czasów Mieszka II. VI. “ODNOWICIEL". STRATY I KLĘSKI POLSKI W PIERWSZYCH LATACH RZĄDÓW KAZIMIERZA. PRACA WEWNĘTRZNA KAZIMIERZA ODNOWICIELA. KOŚCIÓŁ POLSKI ZA CZASÓW KAZIMIERZA Ogarniając rzutem oka całość okresu panowania Kazimierza Odnowiciela łatwo stwierdzić można, że rozpada się ono na dwie mocno od siebie różniące się części, przecięte rokiem 1038. Pierwsza część obej- muje powstanie pogańskie i ruchy rewolucyjne o cha- rakterze społecznym, rebelię Miesława i może bunty innych wielmożów, najazdy wreszcie sąsiadów, zakoń- czone wielką łupieżną wyprawą Brzetysława. Kraj uległ zniszczeniom, pożarom, mordom, wreszcie pla- nowemu rabunkowi wszystkiego, co uważano za cen- ne. Od chwili kiedy Kazimierz, jak sądzić wolno w r. 1039, powraca do kraju, zaczyna się okres po- wolnego co prawda odradzania się upadłego państwa. Dąży Kazimierz w ciągu wielu lat do zjednoczenia tego, co odpadło, do podniesienia powagi państwa na zewnątrz, ale niewątpliwie do naprawienia tych klęsk i strat, które spowodowały zubożenie kraju zarówno pod względem materialnym, jak i moralnym. Zadania tego nie potrzebował sobie stawiać Kazimierz, na- 492 Kazimierz Odnowiciel rzucało się ono samo przez się, a jeżeli tradycja od- grywa w rodach dynastycznych jakąś rolę, to tu tra- dycja ojca, dziada i pradziada wskazywała mu wy- raźnie drogę i kierunek. Od ciężaru tej tradycji, któ- ra nie była niczym innym, jak racją stanu polską, reprezentowaną od prawie wieku przez dynastię pia- stowską, nie mógł się wyłamać Kazimierz: całą jego działalnością po r. 1038 jest nawiązywanie przerwa- nych katastrofą lat ubiegłych związków z tym, co zdziałali poprzednio w Polsce Mieszko I, Bolesław Chrobry czy Mieszko II. Różnica, jaka była i jaką można dostrzec, to słabość inicjatywy, brak wydat- niejszych sił i środków, ale też żaden z jego poprzed- ników nie gospodarował w Polsce w takich warun- kach, w jakich przyszło odbudowywać kraj Kazimie- rzowi Odnowicielowi. Ale rok 1038 stanowi nie tylko epokę w rządach Kazimierza, zdaje mi się, że może być uważany za pewnego rodzaju punkt zwrotny w dziejach ówczes- nej Polski. Bez dostatecznego zrozumienia katastrofy,, która wtedy spotkała Polskę, a którą tylko ułamko- wo możemy ocenić, nie będziemy w możności dość jasno określić różnic, które dzielą okres Bolesława Chrobrego od czasów Śmiałego czy Krzywoustego. Działali oni niejednokrotnie w warunkach korzyst- niejszych i dogodniejszych niż Chrobry, a jednak zawsze i wszędzie można dostrzec, że brakuje im tchu, że po krótkotrwałych chwilach świetności na- stępuje wyraźny upadek sił, wycieńczenie. Że żaden z nich nie dorównał pierwowzorowi, że żaden wiel- kich pomysłów i idei Chrobrego nie był w możności podtrzymać, by je doprowadzić do zamierzonego, Straty,! Klęski 493 szczęśliwego końca,- to zdaje się tkwić w okresie burzy, która przeszła wtenczas nad Polską. • Realne określenie rozmiarów tej katastrofy oraz jej skutków j&st zadaniem nie dającym się należycie rozwiązać. Stąd też i trudne będzie określenie, co zdziałał ten książę, któremu potomność dała przy- domek “Odnowiciela". Wszystko bowiem, co o Polsce Bolesława Chrobre- go przekazały nam źródła, jest bądź bardzo szczupłe, bądź też nosi charakter wyidealizowanej legendy, to zaś, co wiemy o czasach późniejszych, z ostatnich sześćdziesięciu lat XI w., jest również małomówne, często również tchnące pewną przesadą, chęcią wy- wołania wrażenia, jak było pięknie, dobrze i bogato za czasów Chrobrego, jak jest źle i trudno za jego na- stępców i do czego doprowadzi Polskę godny następca Chrobrego, jego praprawnuk, na którego cześć pisze Anonim-Gall swoją kronikę. Mamy bowiem dla określenia rozmiarów tej kla- ski prawie tylko jedno jedyne źródło, a tym jest właśnie kronika Anonima-Galla. Z niej jedynie, za- tem z ustępów zabarwionych mocno legendą i prze- sadą, czerpać możemy pewne wskazówki o tym, co zaszło w Polsce, o doniosłości klęski, o zniszczeniu kraju i jego zubożeniu. Główny nacisk kładzie tu nasz kronikarz na fakt zmniejszenia się bardzo znacz- nego liczby mieszkańców w Polsce właśnie w tych latach, w porównaniu ze stanem rzeczy poprzednim. Oczywiście, że i w tym kierunku posądzić należy kronikarza o dodawanie ciemnych kolorów do obrazu przed nami roztaczanego. Gniezno i Poznań tak wedle niego opustoszały, że dziki zwierz leśny miał tam swe 494 Kazimierz Odnowiciel legowiska 1T0, frazes zatem od wieków powtarzany, literacki, ilekroć • razy pisarze opisywali jakieś wiel- kie zniszczenia. Kraj cały uległ spustoszeniu, zuboże- niu i wyludnieniu 171. Gdy Kazimierz wybiera się na wyprawę przeciw Miesławowi, może zabrać tylko małą garstkę ludzi, bo brakło zdolnych do noszenia broni172. Anonim- -Gall opowiada cuda o gęstości zaludnienia Polski za czasów Bolesława Chrobrego, a przy tej sposobności porównywa Polskę Chrobrego z Polską o wiek póź- niejszą Krzywoustego: “Więcej miał król Bolesław żołnierzy pancernych niż ma w naszych czasach cała Polska tarczowników, za czasów Bolesława było pra- wie tyle rycerstwa, ile za naszych czasów jest ludzi płci obojga" 173. : 1TO Anonim-Gall, lib. I c. 19. “Eo tempore Bohemi Gnez- n.en et Poznań destruxenmt... Uli vero qui de manibus ho- stium evadebant, vel qui suorum seditionem ds?vitabant, u; trą fluyium Wyślą in Mszoyiam fugiebant, et tam diu civitates praedictae in solitudine permanserunt, quod in ecciesia sancti Adalberti martiris sanctique Petri apostoli sua ferae cubilia posuerunt". 171 Anonim-Gall, lib. I c. 18. “...ad desolationem et deva- stationem Poloniae redeamus". Tamże c. 19: “Ad extremum autem tam iab extraneis quam ato indigenis ad tantam Polonia desiolationem est redacta, qluQd ex, toto paene dwitiis et ho- minibus est exacta". 312 Anonim-Gall, lib. I c. 20: “Kazimirus... collecta pauca quidem numero manu bellatorum... In illo enim certamine 30 acies ordinatas Masoyienses habuerant. Kazimirus vero vix tres aoies bellatorum plenas habebat... ut :dTctum est, tota Po- lonia paene deserta iacebait", a dalej, lib. I c. 21: “Pomorano- ruiH exercitui... cum paucis lindubitainter obviam properavit". 173 Anonim-Gall, lib. I c. 8: “Plunes namque habebat rex Bolezlaus milites loricatos, quam hebeat nostro tempore tota Straty i klęski 495 Przesada tego przedstawienia rzuca się w oczy, na tej podstawie nie możemy wyciągnąć innego wniosku jak ten, że głos ogółu uważał Polskę Chrobrego za Polonia clipeatos; temperę Bolezlayl totkiem terę in Polonia milites habebantur, quot homines cuissque generis nostro -tempore continentuir". W innym nieco świetle zdaje się wi- " dzieć to zdarzenie Fr. Bujak, Studia nad osadnictwem Mało- polski RAUhf 1905/47 s. 134, gdy pisze: “Z drugiej strony or- ganizacja państwa bolesławowskiego musiała być dostosowa- na do potrzeb monarchii wojennej, a więc z pewnością .zbyt jednostronnie się zapatrywała na swych poddanych i sta- rała się ich wyzyskiwać, wydobywając z kraju wszystkie soki żywotne, tj. zasoby materialne i materiał ludzki, nie dla jego normalnego rozwoju, ale czysto dla celów dla kraju szkodli- wych. Monarchia wojenna z natury swej przez niepohamowaną ekspansję dąży do wyczerpania swych ••sil przez zużywanie , zasobów i tego ludu, na którym się głównie opiera, i. budzi opór ogółu poddanych. Toteż periodycznie Występuje usiłowa- nie zerwania, przez społeczeństwo tego, nad czym przez szereg lat monarchia wojenna pracowała". Nie wątpię, że są pewne racje pozytywne w tych spostrzeżeniach Fr. Bujaka, lubo zdaje mi się, że są one przejaskrawione, przy przenoszeniu ich na grunt gospodarczy. Zresztą sprawy tej dotyka Bujak tylko mimochodem, służy mu ona jako punkt wyjścia dla innych rozważań, które przyjmuję w całej rozciągłości ii na które mam równie optymistyczny pogląd jak Fr. Bujak. Pisze on następ- nie: “Ponieważ w ogóle monarchia wojenna raczej korzysta ...z istniejących sił i zasobów kulturalnych, niż je rozwija, mu- simy przyjąć, że również monarchia piastowska musiała zastać na ziemiach polskich pewną kulturę, że rozwój kulturalny Polski aż do XIII wieku nie może być wyłączną jej zasługą, raczej przeciwnie można by powiedzieć, że jeżeli podnosił się poziom kulturalny ludności polskiego państwa, to działo się to mimo wojowniczości monarchów". Oczywiście nie podzielani antymilitarnej tendencji Fr. Bujaka, ale nie wątpię, że pier- wiastki kultury, na których oparło się pierwotne państwa piastowskie, były znacznie wyższe i głębsze, niż się to zwykle przyjmuje. Kazimierz Odnowiciel kraj ludny, który następnie poniósł pod tym wzglę- dem bardzo ciężkie straty. Rewolta oraz bunty mu- siały pociągnąć za sobą dużo ofiar. Napady zewnę- trzne były zawsze połączone z mordowaniem bezbron- nej ludności, a zwłaszcza z braniem w niewolę. Wie- my, że Czesi uprowadzili dużo ludności, którą u sie- bie osadzili. Sam Kazimierz żeniąc się z Dobroniegą jr urządzając swe stosunki z Rusią zwrócił Jarosła- wowi 800 jeńców, których wziął do niewoli i osadził w Polsce jeszcze Bolesław Chrobry. Takie straty mu- siały być bardzo znaczne i w dziesięcioleciach na- stępnych brak było tych ludzi jako siły roboczej oraz •elementu rozrodczego. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, .Że zwykłym następstwem tego rodzaju wypadków były głody, pomory i zarazy, to i ten czynnik trzeba przyjąć, że się przyczynił do wyludnienia kraju; nie mamy co prawda o tym żadnej pozytywnej wska- zówki źródłowej, można jednak przypuścić, że bez głodu i zarazy się nie obyło — po r. 1041, kiedy Hen- ryk III zniszczył ogniem i mieczem część kraju cze- skiego, wybuchł w następnym roku w Czechach głód, który miał zabrać, jest w tym zapewne też gruba przesada, -prawie trzecią część ogółu ludności cze- skiej. : _ , Tych klęsk zniszczenia i wyludnienia, wedle rela- cji, Anonima-Galla, relacji niewątpliwie w tym szcze- góle przesadzonej, nie zaznało Mazowsze, które mia- ło kwitnąć i cieszyć się spokojem pod władzą Miesła- wa. Miało się ono zaludnić uciekającymi z dotknię- tych klęskami innych dzielnic Polski, którzy tam się przenosili ratując życie i mienie. Przesadą zapewne będzie, że była to dzielnica spokojna, bo tu przecież najwidoczniej zostały w tym czasie zniszczone ślady Bóstwo pogańskie ze Słupska. - Straty i fclęsfcż 487 organizacji kościelnej. Być zaś może, że jeżeli Mie- sławowi udało się uspokoić burzę wewnętrzną, to może Mazowsze być przelotnym schronieniem tych, którzy np. uchodzili przed najazdem czeskim. Mogli tam się chronić i tacy, którzy mieli porachunki oso- biste z Kazimierzem. Wszystko to jednak było ele- mentem przelotnym, przez który Mazowsze nie mo- gło zyskać wielu mieszkańców na stałe, co zresztą gospodarczo było niemożliwe — przejściowy pobyt tam się chroniących zapewne odpowiada prawdzie. Tak stwierdzić można, nie tylko na podstawie Anonima-Galla, a częściowo Kosmasa, ale również na podstawie rozumowania, że te ciężkie lata, obej- mujące prawie dziesięciolecie, dały jako wynik silne wyludnienie Polski. To wyludnienie jest zasadniczą różnicą dającą się dostrzec w czasach Kazimierza i jego następców w porównaniu z okresem poprzednim. Kazimierz, jak i władcy po nim nie mieli już tej siły, jaką dawały Chrobremu liczniejsze, spokojnie i pożytecznie pracujące różne, chociażby niewolne, warstwy społeczeństwa. Wiele stron musiało być tak zniszczonych i wyludnionych, że dopiero powoli mo- głyby być na nowo skolonizowane. Przykładem tu może być gród Giecz, o którego wielkości i znacze- niu opowiada Anonim-Gall w związku z czasami Bo- lesława Chrobrego, a który już nigdy nie podniósł się z ruiny i upadku, od czasu kiedy go Czesi w r. 1038 zburzyli, a ludność przenieśli do Czech. Można też sądzić, że częściowo siła faktyczna okresu Chrobrego opierała się o gęstszą ludność, a słabość czy osłabie- nie późniejsze będzie w związku przyczynowym ze zubożeniem kraju, z jego wyludnieniem. Wojny ówczesne, połączone z braniem w niewolę 32 Polska X — XI wieku 498 Kazimierz Odnowiciel ludności, miały zawsze charakter ogólnego rabunku, czasami mniej lub więcej zorganizowanego. Aprowi- zacja armii opierała się w pierwszym rzędzie na ra- bunku zboża, bydła i zapasów żywnościowych, które, o ile nie były skonsumowane na miejscu, przeważnie ulegały zniszczeniu, dalej szło rabowanie mienia pry- watnego, wreszcie tych wszystkich skarbów, które kryły w sobie dworce i zamki książęce, kościoły i klasztory, budowane w owych czasach zapewne prze-. ważnie przez panującego. Co z mienia prywatnego stało się łupem zbuntowanej tłuszczy czy wypraw wojennych postronnych, nie dowiemy się nigdy — wiemy natomiast, że skarbiec książęcy ukryty w zamku w Krakowie stał się łupem czeskiego na- jazdu, wiemy z Kosmasa, że skarby chronione w ko- ściołach, przede wszystkim wiemy to o Gnieźnie, zo- stały przez Czechów zabrane i przewiezione do Pra- gi. Z opisu wspaniałości i bogactwa dworu Chrobre- go, który dał nam współczesny Chrobremu Thietmar, czy z opisów niewątpliwie koloryzowanych później- szego o wiek Anonima-Galla, możemy sobie uzmysło- wić bogactwo władcy, skarby, które posiadał, ilość środków materialnych, którymi rozporządzał. Prze- pych dworu i wspaniałość darów złożonych w r. 1000 cesarzowi wprawia w podziw obcych, jak świadczy Thietmar, a złoto Bolesława kupowało mu przychyl- ność niejednego pana niemieckiego podczas wojen Chrobrego z Henrykiem II. Większa część tych skar- bów, zebranych przez Bolesława, a częściowo udzie- lana kościołom, zniknęła teraz w zawierusze, w pe- wnej mierze bogacąc Czechy i skarbiec księcia Brze- tysława. Te straty dotknęły Polskę i Kazimierza, który zapewne w początkach swych musiał silnie od- Straty i klęski 499 czuwać brak środków najskuteczniejszych przy od- budowywaniu państwa i wskrzeszaniu życia gospo- darczego — brak złota i srebra, Z tym wszystkim musiało być w związku osłabienie tętna życia gos- podarczego, trudności w handlu, przede wszystkim trudności w zakupach zagranicznych, dalej w tych wszystkich sprawach, które z zakupywaniem za gra- nicą były związane. Zatem zarówno z zakupami bro- ni, którą częściowo nabywano za granicą, jak ze sprawami kościelnymi, związanymi z zagranicą. Prze- cież wszystko, co się łączyło z kościołem, można było dostać jedynie za granicą, i to za pieniądze, czy to były paramenty, czy naczynia kościelne, czy książki, liturgiczne, czy wreszcie duchowni, których sprowa- dzenie pociągało za sobą duże koszta. Każdy wyjazd księcia na dwór cesarski, każde poselstwo pociągało za sobą wydatki i koszty bardzo znaczne i zapewne ciężkie. Toteż trudności organizowania życia kościel- nego tłumaczyć się częściowo mogą i trudnościami finansowymi, gdyż książę odbudowując życie kościel- ne musiał nie tylko myśleć o budowie kościołów czy kaplic, zapewne w dużej mierze chronionych, ale o zaopatrzeniu ich w to wszystko, co trzeba było za- kupić za granicą, a na co środki czerpało się przecież ze skarbu książęcego. Jeżeli skarb ten, przy zniszcze- niu dawnych zapasów, przy spustoszeniu kraju, nie mógł być zasobny, to był on zapewne przez lat wiele obciążony wydatkami na wojny czeskie, pomorskie, mazowieckie — mogło nie starczyć już na szerokie i całkowite odbudowanie tego w zakresie kościoła, co zrobiły tu zasobne trzy poprzednie generacje Piastów. W związku ze zubożeniem się skarbu książęcego, zu- bożeniem społeczeństwa, musiało iść w parze też, SP 500 Kazimierz Odnowiciel przez pewien czas przynajmniej, zmniejszenie się obrotów z zagranicą, tych także, które polegały na eksporcie. Nie mamy o nich wyraźnych wskazówek, zapewne były to przede wszystkim futra, może też częściowo, towary przechodzące transito przez Pol- skę, które w okresie walk, wojen i buntów zapewne omijały terytorium polskie, tak iż z tego tytułu przypływ gotówki do skarbu czy do społeczeństwa musiał być zahamowany. Strat tych materialnych nie można obliczyć, nie można ich wtłoczyć w dzi- siejsze pojęcie bilansu, wolno tylko sądzić, że mu- siały być one niezmiernie duże i że trudności odbu- dowania tego, co zrobiono w ciągu ostatnich lat sie- demdziesięciu, tkwią zapewne także w tym, że siła ekonomiczna i finansowa dynastii i społeczeństwa została na lat wiele bardzo osłabiona. Najcięższe straty, które poniosła Polska w tych latach, to były jednak straty moralne. Dzielą się one Ha dwie części, od siebie różne: są to straty poli- tyczne i straty kościelne, religijne. O pierwszych mo- żemy powiedzieć wiele wyrozumowanych uwag, do drugich źródła przynoszą nam trochę, bardzo zresztą małomównych wskazówek. , Pierwszą, którą tu na naczelnym miejscu należy zapisać, jest cofnięcie się, już bezpowrotne, z drogi, którą wytknął swego czasu Polsce Bolesław Chrobry. Polska została odsunięta od polityki zachodniej, od terenów Miśni i Łużyc, od silniejszego usadowienia: się w zachodniej Słowiańsźczyżnie, dla stworzenia tam potęgi, do której grawitowałyby drobniejsze ludy słowiańskie, mieszkające między Łabą a Odrą. Mieszko II był zmuszony do zejścia z tej drogi, ale Straty i klęski 501 zło to można było naprawić — dopiero od czasów katastrofy za Kazimierza trzeba było uznać ideę Chrobrego za pogrzebaną. Czechy wyrastają jako czynnik odgrywający od czasu do czasu na terenie Łużyc i Miśni pewną, zawsze zresztą krótkotrwałą rolę, Polska ogranicza się, walcząc z niezmiernymi trudnościami, do zagadnienia pomorskiego, zagadnie- nia, które przerasta jej siły i które stanie się stałym czynnikiem jej życia dopiero w wieku XV. Przez te cztery wieki braku dostatecznego oparcia na granicy zachodniej nastąpi w tych stronach przesunięcie sił: Polska nie posuwa swych granic i wpływów na za- chód, lecz przeciwnie cofa się. Cofają się zarówno jej granice, jak i jej znaczenie i wpływy, wolno, lecz systematycznie. Od czasu do czasu, w wieku XI czy w wiekach następnych, zjawiają się pewne dążności w kierunku rozwinięcia w tych stronach bardziej czynnej działalności politycznej, ale są to chwile pewnego przypływu energii, spowodowanej najczęściej załamywaniem się niemieckiego parcia na wschód. Każde dziesięciolecie znaczące się tępieniem żywiołu słowiańskiego między Łabą a Odrą, znaczące się ko- "łonizowaniem tego kraju elementem obcym, nie- mieckim, czyniło odrodzenie idei Bolesława Chrobre- go coraz, to bardziej nierealne. : Za to myśl usamodzielnienia się Polski od cesar- stwa nie upadła. Nie upadła, ale stała się_ bądź co bądź dużo trudniejsza do urzeczywistnienia. A trud- ności, które w tym kierunku trwały przez cały wiek XI i XII, wyrosły niewątpliwie za czasów Kazi- mierza. Ze korona królewska, której musiał się wy- rzec Mieszko II, ozdobiła dopiero skroń jego wnu- 502 Kazimierz Odnowiciel ka 174, że trzeba było znów czekać na następną z gó- rą lat dwieście, że ostatecznie dopiero Władysław Ło- kietek zdobył ją dda Polski na stałe, wszystko to miało swe źródło w nieszczęsnych latach ostatnich rządów Mieszka II i w pierwszych Kazimierza Odno- wiciela. - Bardzo ciężkie straty moralne przyniosła ze sobą rewolta pogańska, ruchy społeczne i bunty. Elementy chrześcijaństwa w Polsce dotknięte zostały najgłębiej tymi klęskami. Pod ciosami najazdu czeskiego padły cztery główne ośrodki życia kościelnego w Polsce, jak Gniezno, Kraków, Poznań i Wrocław, zniknęła również z powierzchni ta druga metropolia, przez Chrobrego stworzona, by się już nigdy nie podnieść. Upaść musiały, w tym- czasie zapewne liczne klasz- tory, zburzono, spalono i złupiono kościoły. Wielu chrześcijan musiało zginąć w okresie powstania po-. 174 Późniejsze źródła polskie XIII l XIV w. a od Długo- sza prawie wszyscy historycy powtarzali wiadomość o koro- . nacji Kazimierza, bądź to podczas pobytu w Niemczech przez Henryka III (obie kroniki śląskie), bądź też zaraz po powro- cie do Polski (Długosza). Że Kazimierz nie był nigdy korono- wany, na to zwrócił uwagę A. Małecki Rewizja dziejów pols- kich. Z przeszłości dziejowej Kraików 1897 I s. 71 uw. l. Oświadczył on: “Choć wręcz nie. twierdzę, iiż Kazimierz nie był królem koronowanym, rozumiem jednak, że jego koronacja jest rzeczą raierówinie więcej wątpliwą, aniżeli przypuszczenie przeciwne". Dowody A. Małeckiego są następujące: Źródła współczesne niemieckie wiedzą i mówią o koronacji Bolesława Chrobrego, Mieszka II, Bolesława Śmiałego, o jednym Kazi- mierzu nie_ ma Wiadomości, owszem, jak Wipo MGH SS XJ s, 270, mówiąc:. Defuncto Misicone, Gazmerus filius eius fide- liter s.eryiebat huc usque imperatoribus nostris". Anomm-Gaill i Rocznik Kap. Krak. nazywają Bolesława I, Mieszka II i Bo- lesława II królami, dla Kazimierza tytulaturę dux (Rocz. Kap.) Straty i klęski 503 gańskiego, wielu duchownych zostało zamordowanych jak dziad Kosmasa, dostało się do niewoli lub uszło za granicę bezpowrotnie. Nie dziwne jest przeto twierdzenie niemieckich kronikarzy, ze po śmierci Mieszka II upadło prawie zupełnie w Polsce chrze- ścijaństwo. Wielkie straty poniosło chrześcijaństwo w Polsce przez uwięzienie z Gniezna zwłok św. Wojciecha; jak i innych zmarłych, za świętych uważanych. Kult św. Wojciecha czy Pięciu Braci Męczenników wiązał się tylu wspomnieniami z kościołem polskim i ka- tedrą gnieźnieńską, że był on niewątpliwie silnym spoidłem dla chrześcijaństwa tak jeszcze młodego, płytkiego, jak w Polsce. Zabranie dzwonów kościel- nych, rabunek kosztowności kościelnych, nie tylko cennych jako metal, złoto czy srebro, ale niezbędnych dla kultu, symbolizujących wyższy porządek rzeczy zachowując lub pomijając ją milczeniem, jiak Anonim-Gall. Tradycję o koronacji późniejszej można słusznie pominąć. Odsyłając czyteiraiitaa do wspomnianej pracy A. Małeckiego, dodać można, że w ciągu całego panowania Kazimierza nie daje się. wyszukać stosowna chwila dla spełnienia aktu koro- nacji. By chciał ją spełnić Henryk III dla księcia bez ziemi, jest już samo przez się wersją niewiarogiodną, by się sam po powrocie koronował, licząc jedynie na poparcie Henryką III, jest zupełnie nieprawdopodobne. A nie wydaje się także moż- liwą rzeczą, by skorzystał ze zgonu Henryka III, bo chybaby liczne kroniki! i roczniki niemieckie nie zaniedbały podkre- ślić takiego zuchwalstwa księcia polsteiego, korzystającego ze zgonu cesarza, małoletnościi Henryka IV i regencji cesarzowej wdowy. Pytanie także się nasuwa, dlaczego by czekał Bolesław Śmiały tak długo z koronacją, gdyby Kazimierz Odnowiciel koronował się jaki rok przed śmiercią. Sądzę, że sprawę tę można uważać za wyczerpaną. 504 Kazimierz Odnowiciel w świecie, było również ciężkim ciosem, obniżeniem autorytetu nowej religii, która miała się krzewić na zwaliskach dawnego pogańskiego ustroju. Z upadkiem tego, co było z chrześcijaństwem złą- czone, trzeba też zaznaczyć cofnięcie się kultury, którą czerpaliśmy z chrześcijańskiego łacińskiego Za- chodu. Zniszczenie kościołów, katedr i klasztorów pociągnąć musiało zniszczenie pewnej liczby szkół, bibliotek katedralnych i klasztornych, a z tym za- pewne i stratę naszych najdawniejszych zabytków historycznych. Część ich zabrali Czesi, jak zawiązki roczników, żywoty św. Wojciecha, legendę o Pięciu Braciach Męczennikach. Reszta zaginęła zapewne bez- powrotnie. Na całej zatem linii widzimy cofnięcie się i upa- dek. Wedle tego należy tedy mierzyć drugą część rządów Kazimierza, tę, która mu nadała miano “Od- nowiciela". Z tego punktu widzenia należy patrzeć na jego działalność, oceniać rezultaty jego panowa- nia, oceniać częściowo wyniki działań jego< następców. Zapewne sprawa odbudowy zniszczenia nie może być brana, jakoby były to rzeczy nie do odrobienia, bez- powrotnie stracone, w każdym razie była to przerwa głęboko sięgająca w rozwoju tak szczęśliwie zaczę- tym przez Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Jaka zatem była praca “Odnowiciela"? “Odnowienie" Polski odbywało się w dwu kie- runkach — raz, by zjednoczyć całe dziedzictwo, całe rozdzielone państwo, w jednym ręku, by nadać mu wreszcie warunki trwałości i jednolitości — po wtó- re, by podnieść kraj wewnętrznie. Przedstawiliśmy już poprzednio dzieje zjednocze- nia Polski za Kazimierza. Wraca on w r. 1039, od- Odbudowa na zewnątrz 505 biera główne, środkowe dzielnice, zatem Poznań, Gniezno, dzielnicę krakowską, może też łęczycką, sie- radzką i kujawską, wypierając stamtąd Pomorzan czy Czechów, jeżeli tam jeszcze siedzieli — lub też . tłumiąc ruchy buntownicze. W latach 1040 i 1041 walczy o Śląsk, lubo zdaje się, bez znaczniejszych "rezultatów. Widzimy go też w walce z Miesławem o Mazowsze, które zdobywa w końcu r. 1047, poko- nując równocześnie sprzymierzonych z Miesławem Pomorzan. Od r. 1050 toczą się między Kazimierzem a Czechami walki i spory o Śląsk, który ostatecznie przypada Polsce układem z r. 1054, którym Kazi- mierz obiecuje dawać z tego Śląska daninę roczną Brzetysławowi. Za jego rządów wreszcie, w czasie bliżej nam nie znanym, dostaje się w jego władanie także część Pomorza. W ten sposób zdołał Kazimierz w ciągu lat kilkunastu złączyć ze sobą wszystkie za- sadnicze dzielnice polskie, odzyskać na zachodzie Śląsk, na wschodzie Mazowsze. W tych walkach o zabranie straconych dzielnic polskich musiał Kazimierz iść ręka w rękę z cesar- stwem, które miało go zasłaniać przed chciwością i za- borczością sąsiadów, przede wszystkim Czechów, z tego też powodu musiał się starać unikać kolizji z cesarstwem, z którym starcie mogło było bye zgubne do osłabionego dziedzictwa Kazimierzowego; Wiemy jednak, że uległość ta, spowodowana słabo- ścią, nie była ślepa ani służalcza, była ona kierowa- na rozumem politycznym, dokładnym obliczeniem sił jednej i drugiej strony, sięgała tak daleko, jak daleko szły razem interesy Polski i Kazimierza z in- teresami cesarstwa i Niemiec; gdy tylko się wzmoc- nił, umiał Kazimierz postąpić wbrew woli cesarskiej, 506 Kazimierz Odnowiciel jeżeli interesy te okazały się rozbieżne. O jednym takim zderzeniu się sprzecznych kierunków mamy wiadomość, kiedy omalże nie doszło do wojny z Hen- rykiem ITI — zręczny Kazimierz wyzyskał wszystkie słabości cesarstwa i własne stosunki, uśmierzył gniew cesarza, ale powodu rozdwojenia nie porzucił, zatrzy- mał zdobyty Śląsk i w końcu uzyskał nań aprobatę Henryka III. Polityka zatem zmierzająca do odrodzenia pań- stwa w jego pierwotnych granicach opierać się mogła w tych warunkach na łasce cesarskiej i bliskich sto- sunkach z Henrykiem III. Ale ta łaska cesarska była zawsze niepewna; wahała się zawsze między Polską a Czechami wyzyskując jedną stronę przeciw dru- giej. Tym sposobem, często bez potrzeby dobywania oręża, starało się cesarstwo utrzymać swój autory- tet na Wschodzie. Pomoc cesarska była niezmiernie cenna dla Kazimierza, ale jak się rzekło, łaska ce- sarska zależała od koniunktury politycznej i była rzeczą ciężką, obowiązkiem zaprzedania się jedno- stronnego. Bo cesarz mógł pomagać księciu przeciw Czechom, ale ważne sprawy związane z wschodnimi granicami Polski były mu zupełnie obojętne. A do- świadczenie uczyło, że największe niebezpieczeństwo groziło państwu, jeżeli atak prowadzono równocześnie od strony Niemiec i Rusi. W tych warunkach zaini- cjował Kazimierz politykę zbliżenia się do Rusi za- wierając małżeństwo z Dobroniegą, wydając w r. 1043 siostrę Gertrudę za Izasława, syna Jarosława. 175. Znamy rezultaty polityczne tego zbliżenia się pol- 175 O.. Balzer Genealogia tabl. II 13. Odbudowa na zewnątrz 507 skiego i ruskiego dworu do siebie, wiemy wreszcie, że przez dwór ruski myślał Kazimierz o uzyskaniu szerszych wpływów w Europie. Ten cel miała pro- pozycja wydania za mąż. jednej z córek Jarosława za Henryka III, tą drogą przez drugą jego córkę Ana- stazję uzyskiwał on wpływy na Andrzeja węgier- skiego, jak przez własną siostrę Rychezę na Belę, pretendentów do tronu węgierskiego,, siedzących zresztą przez dłuższy czas w Polsce pod opieką Ka- zimierza. Tą drogą miał pewne koligacje w Skandy- nawii, gdzie inna córka. Jarosława była wydana za króla norweskiego Haralda, tą drogą sięgały stosun- ki Kazimierza do Francji, gdzie w r. 1050 wydano Annę, córkę Jarosława, za króla francuskiego Henry- ka. A były one wszystkie jeżeli nie siostrami, to bra- tanicami Dobroniegi, tak iż Kazimierz mógł rozpo- rządzać stosunkami w Niemczech przez rodzinę matki potężnych Ezzonidów, a przez kobiety własne- go rodu czy przez córki Jarosława mieć związki z Rusią, Węgrami, Norwegią i Francją. Zapewne związki te nie zawsze mogły mieć praktyczną polity- czną wartość dla Kazimierza, bo w zagadnieniach najbardziej palących, tych, które były najżywotniej- sze dla niego, siły norweskie czy słaba jeszcze po- tęga pierwszych Kapetyngów mogły tylko małą od- grywać rolę, ale dawało to dworowi polskiemu i dy- nastii pewien blask uznawany w Europie. Ale bliskie stosunki z Rusią czy następnie z Węgrami były nie- wątpliwą korzyścią. W sprawach o Mazowsze była przyjaźń ruska cennym nabytkiem i musi być uzna- na za zręczne pociągnięcie polityczne. Miała ona swą wielką wartość choćby w znaczeniu negatywnym, że 508 Kazimierz Odnowiciel sąsiad ruski nie mógł być zużytkowany przeciw Ka- zimierzowi ani przez cesarza, ani przez Czechy, ani przez Miesława. • To ruskie przymierze, wraz ze związkiem z cesar- stwem zabezpieczające Polskę przed napaściami ze- wnętrznymi, dające Kazimierzowi możność odbudo- wywania kraju wewnętrznie, jest jeszcze pod jednym względem wielce znamienne. Polska Mieszka I, Bo- lesława Chrobrego i Mieszka II jest, o ile sądzić mo- żna, zorientowana politycznie w kierunku zachodnim. Tam są jej najżywotniejsze interesy, siła jej ekspan- sji idzie w kierunku Czech i Moraw, ku Miśni i Łu- życom, ku ujściu Odry, z perspektywami na skupiska- Słowian zachodnich. Te ambicje zdają się być od czasów Kazimierza Odnowiciela wykreślone z listy dążeń państwa, następuje długi okres wahania się, przy czym już nie polityka względem • ruskiego wschodu jest oparciem się dla czynnej akcji na za- chodzie, lecz coraz to silniej zagadnienia wschodnie ważą na Polsce, zmniejszając coraz to znaczniej jej działalność, a nawet jej zainteresowania na zacho- dzie. Zapewne nie samo tylko załamanie się państwa za czasów Kazimierza spowodowało to zjawisko —- przyczyniły się do tego i inne czynniki, jak osłabnię- cie naporu cesarstwa, jak późniejszy chaos w stosun- kach ruskich, jak wreszcie i wewnętrzne stosunki polskie. Ale faktem jest niezaprzeczonym, że Polska schodzi od tego czasu z drogi, po której kroczył Bo- lesław Chrobry, i że zainteresowania wschodnie za- czynają brać górę nad orientacją polityczną za- chodnią. Trzymanie z Niemcami i Rusią miało na celu od- zyskanie straconych dzielnic. Z Czechami toczyła się Odbudowa na zewnątrz 509 długa i zacięta, z przerwami prowadzona walka o Śląsk. Prowadził też Kazimierz przeciwko Brze- tysławowi i biskupowi Sewerowi większą akcję dy- plomatyczną na terenie Rzymu. Jest to właściwie pierwsza działalność polska u papieża, o której coś -wiemy pozytywnie i której znamy szczegóły. Akcja ta dała tylko połowiczny rezultat, bo negatywny dla Kazimierza, który nie odzyskał zabranych relikwii ani skarbów kościelnych, ale negatywny także dla Brzetysława i Sewera, którzy zapewne nie tyle przez nacisk posłów polskich, ile przez interwencję nie- miecką nie uzyskali tytułu arcybiskupiego dla Pragi. I z Mazowszem i Pomorzem załatwił się szczęśli- wie Kazimierz. Pomorzan wygnał z kraju, potem w kilkakrotnych z nimi walkach wyszedł zwycięsko, przekazując nawet synowi swemu część, zapewne wschodnią Pomorza. Za mniej pomyślne uważać na- leży rolę sędziego, którą spełnia Henryk III w spra- wach Kazimierza z Ziemomysłem. Jakie były w tych czasach stosunki z Węgrami, tym południowym Polski sąsiadem, nie wiadomo. Wiemy, że za czasów Bolesława Chrobrego stosunki ze Stefanem, stojącym wytrwale po stronie swego szwagra Henryka III, nie były najlepsze. Zdaje się, że takimi były częściowo za Mieszka II. Z Węgrami, w bliskich i dobrych przeważnie stosunkach pozosta- wał Bolesław Śmiały, bo z potomkiem Beli wiązała go krew i znajomość od dziecka, w ich stosunkach interweniował niejednokrotnie na Węgrzech. Także Władysław Herman i Bolesław Krzywousty pozosta- wali przeważnie w przyjaznych stosunkach z Węgra- mi opierając się na układach wzajemnej pomocy, zwłaszcza gdy chodziło o stosunek do Czech i cesar- 510 Kazimierz Odnowiciel stwa. Za to o stosunkach Kazimierza z Węgrami da się bardzo mało powiedzieć. Za życia Stefana sto- sunki te zapewne się nie zmieniły, były może ra- czej obojętne. Król Piotr, sprzymierzeniec Brzetysła- wa, musiał być równocześnie przeciwnikiem Kazi- mierza, łubo nic nam nie wiadomo o jakimś orężnym starciu Polski z Węgrami. O nie bardzo życzliwych następnie wzajemnych stosunkach świadczy pobyt w Polsce, na dworze Kazimierza, pretendentów wę- gierskich, Andrzeja, Beli i Lewenty, i połączenie się węzłem małżeńskim Beli z siostrą Kazimierza. Andrzej i Lewenta przenoszą się następnie na dwór Jarosława116, co oznacza, że w polityce wobec Wę- gier był w zgodzie i współdziałaniu Kazimierz z Ja- rosławem. Po r. 1041 Piotr, zawdzięczający utrzyma- nie się na tronie Henrykowi III, wchodzi w orbitę polityki cesarskiej wraz ze swym dawnym sprzymie- rzeńcem Brzetysławem, co oczywiście nie zmienia je- go stosunku do Kazimierza. Za Andrzeja, 1046—1061, stosunki polsko-węgierskie są nam zupełnie niezna- ne. Można wątpić, czy w powrocie na tron węgierski Arpadów mógł brać Kazimierz czynny udział. Jego spory w tym czasie z Czechami, Pomorzem, walki o Mazowsze nie pozwalały mu zapewne na rozprasza- nie sił. Bardziej prawdopodobne, że Andrzej uzyskał pomoc swego teścia Jarosława. Źródła węgierskie wspominają co prawda o pobiciu za czasów Andrze" ja Polaków przez Węgrów i o trzyletnim płaceniu l78 MGH SS XXIX s. 540. Simonis de Keza De Gestis Hun- gairorum: “Andreas et Leyenta... de In Polonia In Rutheniam transilerilint", mb. wskazuje wymienieme tylko tych dwóch-, że trzeci, Bela, pozostał w Polsce. Odnowienie wewnętrzne 511 z tego tytułu trybutu Andrzejowi t77, jednak źródła to nie jest dość poważne ani też ogólna znajomość stosunków w tych czasach Węgier i Polski takiego zdarzenia nie potwierdza. Wersja cała opiera się prawdopodobnie na nieporozumieniu wynikającym z wiadomości o pomyślnym przebiegu dla Węgier .wojny z Henrykiem III w r. 1051, w której to woj- nie brały udział także hufce polskie. Tak się przedstawia praca Odnowiciela około odzyskania strat i odbudowania powagi państwa na zewnątrz. Rozumna, celowa, wytrwała polityka pozba- wiona cech ryzyka oraz względnie pomyślne okolicz- ności pozwoliły mu tego zadania w znacznej części dokonać. Nie był tylko w możności uwolnić się od zależności niemieckiej, bo to stanęło na porządku dnia dopiero później, kiedy za Henryka IV zaczął się wewnętrzny rozkład państwa niemieckiego. Po wielu dopiero latach mógł syn Odnowiciela, Bo- lesław Śmiały, otrząsnąć z siebie zależność od ce- sarstwa i pomyśleć o koronie królewskiej. Niewiele można powiedzieć o wewnętrznych rzą- dach Kazimierza, o pracy nad zatarciem śladów zniszczenia, które pozostały po rozruchach, buntach i łupiestwie wojennym. Zapewne raczej czas niż jakaś akcja odbudowy miała zatrzeć ślady. Powoli i77 MGH S:S XXIX s. 541. StazonŁs de Keza De Gestis Hun- garorum: “Cum iigitur Andreas diadema regni suscepisset, cum Moricis, Boemis et Polonis guerram dicitur tenuisse, quos su- Iperains debellaindo tribus annis fecisse diicitur censuales". Uwa- ga wydawców tego pomnika w Monumenta Germaniae brzmi: “Autor zdaje się wskazywać na wyprawę na r. 1051. Wia- domości, które mamy o tych zdarzeniach na podstawie źródeł niemieckich, nie potwierdzają opisywanego faktu". : , 512 Kazimierz Odnowiciel wyrównywały się straty, powoli mógł rosnąć pewien dobrobyt zniszczony w tych latach. • Zapewne zagadnieniem bardzo poważnym dla Ka- zimierza po jego powrocie do kraju musiał być brak środków materialnych, skoro jak świadczy Kosmas, skarb książęcy, leżący w Krakowie, dostał się w ręce Brzetysława, a inne zasoby, może gdzie indziej prze- chowywane, ulec musiały równie smutnemu losowi. Te zatem zasoby i rezerwy były zapewne wyczerpane. Mógł co prawda Kazimierz w swych początkach, podczas powrotu do kraju, korzystać z pewnej po- mocy materialnej płynącej z Niemiec; jeżeli wedle zapewnień Anonima-Galla uzyskał zbrojną pomoc od cesarza, to mógł też uzyskać pewną pomoc mate- rialną choćby ze strony swej bardzo bogatej rodziny. Rycheza przebywając w Niemczech posiadała zapew- ne ze sobą swe własne skarby, w ciągu lat dwudziestu zebrane i prawdopodobnie w czas wywiezione, roz- porządzała też pewną ilością włości po ojcu — dalej Ezzonidzi byli bardzo bogaci, wuj Heriman jako arcybiskup koloński należał do najbogatszych książąt kościoła niemieckiego, a sześć sióstr Rychezy, prze- ważnie ksień najbogatszych klasztorów żeńskich, także musiało rozporządzać znacznymi środkami. Tu za- pewne mógł Kazimierz zdobyć pewną ilość znacz- niejszych nawet środków, które posłużyć mu mogły w pierwszych niewątpliwie trudnych a kosztownych początkach, kiedy zminowany kraj nie był w stanie dać tyle, ile było potrzeba, ile. potrzebował książę , na odbudowanie swej własnej władzy, na zatarcie zniszczeń, na wojny z Brzetysławem, Miesławem i Pomorzanami, na utrzymanie dworu, tego centrum władzy i administracji państwa, na odnowienie wre- Odnowienie wewnętrzne 513 szcie organizacji kościelnej, tak związanej już od wieku prawie z władzą książęcą, z potrzebami chrze- ścijańskiego państwa, jakim była Polska. Rychło po powrocie do Polski małżeństwo Kazimierza z Ru- sinką było nie tylko podporą dla niego polityczną, ale i posag Dobroniegi musiał w tych warunkach odgrywać poważniejszą rolę. Zapewne też poprawa tych stosunków nastąpiła względnie dość rychło: pod- czas zjazdów Kazimierza z Henrykiem III czy po" selstw wysyłanych do króla słyszymy zawsze o boga- tych podarunkach, a w końcu jego rządów może już przyjąć Kazimierz na siebie zobowiązanie wypłacania księciu czeskiemu 500 grzywien srebra i 30 grzywien złota. Za Bolesława Śmiałego zaś istnieje na zamku krakowskim nowy, bogaty skarbiec książęcy. Cofnięcie się znaczne od tego, czym były szczę- śliwe i pomyślne czasy Bolesława Chrobrego, do upadku zamożności, do zubożenia kraju, którego tylko śladów się doszukujemy w skąpych źródłach czasów Kazimierza Odnowiciela, jak w całym okresie na- stępnym, możemy również obserwować rozpatrując się w monetach i rzeczy menniczej owego czasu. Wedle specjalnych badań tego okresu czasy rządów Bolesława Chrobrego, wykazujące już znaczny wzrost obiegu monety polskiej, cechuje obok tej polskiej mo- nety także istnienie obiegu ogromnej ilości monet obcego pochodzenia, przede wszystkim niemieckich, zwłaszcza saskich, dowodzących żywego ruchu han- dlowego Polski, która tylko drogą handlu otrzymy- wać mogła te obce monety. Próba tych monet nie- mieckich co prawda się obniża, wywołując w skutku także obniżenie stopy w okolicznych krajach, a przede wszystkim w Polsce. Odbija się to na monetach 33 Polska X — XI wieku 514 Kazimierz Odnowiciel Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela, których próba srebra wykazuje już znaczne obniżenie. Wedle opinii M. Gumowskiego 178 najazd Brzetysława i zrujno- wanie kraju spowodowało znaczny upadek handlu, odczuty dotkliwie za granicą, zwłaszcza w Niemczech. Prawie wszystkie mennice południowoniemieckie, wielka część mennic frankońskich, lotaryńskich i sa- skich przestaje naraz w drugiej ćwierci XI w. istnieć179. Z tym w związku ma być omijanie przez Niemcy rynków w Polsce, nie przedstawiających dla kupców z powodu zubożenia kraju interesu, a zwrócenie się ku ujściom Odry, ku wielkim, bogatym i ruchliwym targowiskom słowiańskim. Wprowadzenie bicia własnej monety miało na celu wyparcie z kraju monety obcej, tak silnie krą- żącej. Ta obca moneta, o ile nie była tezauryzowana, bywała przebijana na monetę krajową, a w związku z tym była tendencja do ciągnięcia z tego przebijania zysków przez obniżenie stopy i przez psucie i de- prawację w ten sposób monety. Wedle M. Gumow- skiego tzw. krzyżówki, bite w ogromnych ilościach za czasów Mieszka II i Kazimierza Odnowiciela, “...zdobyły sobie przewagę w handlu i wyparły pra- wie zupełnie obce monety, zwłaszcza niemieckie. Z bicia tych monet w tak olbrzymiej ilości, jaką spo- tykamy w wykopaliskach, miał przede wszystkim 178 M. Gumowsk.i Wykopaliska monet polskich X i XI W. RAUhf 1906/48 s. 191. • 1T9 Wedle M. Gumowskfiego Wykopaliska i H. Dannenber- ga Die deutschen Milnzen der sachsischen und frankischen Keiserzeit 1876—1906 znaczna ilość mennic, które powstały w (końcu X i początkach XI w., pracowały dla handlu z Polską •i ich produkcja przez kupców przechodziła do Polski. Odnowienie wewnętrzne 515 monarcha ogromny dochód, krzyżówki bowiem w późniejszych typach schodzą często do VII nawet próby... Ponieważ ta polska moneta traciła coraz bardziej na wartości, musiała każda inna, o ile była lepszą, jak najdalej się Polski trzymać, inaczej po- szłaby wprost do tygla 180". “Deprawacja monety tak krajowej jak i zagranicznej musiała naturalnie obudzić w ludności czujność i chęć przekonania się, w jakim stopniu dane srebro jest gorsze lub lepsze od innego181", jednym słowem wywołać nieufność do monety i związaną z tym zwyżkę cen. Możemy jednak sądzić, że przy pomocy takich środków, nie- wątpliwie gospodarczo szkodliwych i niezdrowych, i Kazimierz ratował się- z trudności finansowych i wydobywał ze zubożonego społeczeństwa środki po- trzebne mu dla innych, choćby tylko politycznych i kościelnych celów. W okresie omawianym obok monet polskich zja- wiają się w miejsce monet niemieckich denary cze- skie, węgierskie, angielskie i duńskie. Pierwsze z nich, czeskie, dopływają zapewne przez Śląsk, przez lat kilkanaście z Czechami związany, węgierskie ozna- czają pewien ruch handlowy z Węgrami. Monety duńskie i angielskie dostawały się do Polski prawdo- podobnie przez bardziej ożywione, stosunki z Pomo- rzem, skąd przez porty bałtyckie mogły się te pie- niądze przedostawać do Polski. Jeżeli zatem handel niemiecki skierowuje się ku ujściom Odry, można przyjąć, że i dla Polski te same strony stawały się przyciągające. Jak dalej stwierdza na podstawie swych badań M. Gumowski: “Stosunki polityczne i handlowe - iść M. Gumowski Wykopaliska s. 192. i81 Tamże. 33* SI6 Kazimierz Odnowiciel były naturalnie z Niemcami i teraz, zdaje się jednak, że miały charakter wprost przeciwny niż przedtem. Wykopaliska krzyżówek samych w "Łużycach, nad Hawelą, w Meklemburgii, a nawet w samej Saksonii świadczą, że handel szedł teraz z Polski na zewnątrz, na zachód, a nie jak pierwej z Niemiec na wschód" 182. Inaczej mówiąc, kupiec niemiecki rzadziej przybywał do Polski, szukając tu towaru, a sprzedając własny w bogatym i zasobnym kraju, lecz przeciwnie, kupiec polski jeździł do Niemiec, by tu nabywać pewne nie- zbędne dla siebie artykuły i tu zostawiał swe pie- niądze. " Jak widzimy, czasy Kazimierza tymi nieznacz- nymi śladami, które wydobyć może rzecz mennicza, pozwalają stwierdzić i tu zubożenie kraju, depra- wację monety, zmianę zainteresowań gospodarczych. Poprawa pod tym względem warunków gospodar- czych Polski mogła postępować tylko powoli, naj- ciekawszym tu zjawiskiem, bardzo zresztą trudnym dla realnej oceny, byłaby zmiana charakteru wymiany handlowej i pewne zwrócenie zainteresowań w kie- -runku ujść Odry. - O społecznym układzie stosunków za Kazimierza -nie mamy żadnych wiadomości. Można tylko stwier- dzić, że bunty zarówno wielmożów, w rodzaju Mie- sława, jak pospólstwa o charakterze społeczno-po- gańskim, winny były wytworzyć pewne bliżej nie dające się określić przesunięcia klasowe, społeczne — z jednej strony było to ostrzeżeniem władzy ksią- żęcej, jakie niebezpieczeństwo może jej grozić ze strony zbyt; potężnych rodów magnackich, z drugiej 182 M. Gumiowski Wykopaliska s. 192. Odnowienie wewnętrzne strony, jak niebezpiecznym może być ruch warstw- niższych, jeżeli dynamicznie wybuchnie. Może chwilowo oceniano, że z jednej i drugiej strony, wyczerpanych i podupadłych, nie grozi poważniejsze niebezpieczeń-r stwo. Czy jednak przesunięcia takie wpłynęły w tym czasie na rozwój stosunków wewnętrznych w Polsce" albo w jakiej mierze i w jakim kierunku, na takie py-- tania nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć, nie mamy żadnej możności zagadnień tych sprawdzić i ocenić.. Można tylko powiedzieć, że ze względnie dobrze, i dokładnie nam znanych, dzięki kronice Thietmara z Merseburga, czasów Bolesława Chrobrego nie jeste- śmy w możności wymienić ani jednej osobistości w Polsce, której siły, znaczenie,-, powaga, wpływy- wyrastałyby obok osoby monarchy. Pierwszym tego rodzaju przykładem jest dopiero osoba Miesława przy- Mieszku II i Kazimierzu, za Bolesława Śmiałego mamy już spór św. Stanisława z królem, by za Hermana spotkać się z osobami Sieciecha, Wojsława, Magnusa, a za Bolesława Krzywoustego ze Skarbimirem, Pio- trem Włastem i tylu innymi. To mogłoby świadczyć, że w tym kierunku przesunięcia społeczne, pozosta- jące w związku z katastrofą państwa, były wcale silne i głębokie i że, może chwilowo stłumione, wy- dały • przecież w niedługim czasie owoce. W związku z wewnętrznym przesileniem, jak i w związku ze zmianą polityki zewnętrznej przez przymierze z Rusią, należy tu pokrótce omówić jedno zagadnienie, poruszone przez O. Balzera. W obszer" niejszej pracy183, tendencyjnej, bo starającej-się za wszelką cenę wykazać, że Kraków był od czasów i83 O. Balzer Stolice Polski pass. 518 Kazimierz Odnowiciel najdawniejszych głównym ośrodkiem Polski piastowskiej, dowodzi,""że po r. 1038, skutkiem zniszczenia Gniezna przez Czechów,.-.. stolica- ówczesne j Polski przeniesiona została z Gniezna "do Krakowa. Nie przywiązując do terminu “stolica" znaczenia nowo- żytnego, trudno by było dla tych czasów dopatrywać się w Polsce czy to istnienia stolicy, czy choćby takiej rezydencji monarszej, w której władcy z upodoba- nia czy ważnych spraw swej władzy stałej i trwałej przebywali. Za Gnieznem w czasach Chrobrego prze- mawia pozornie istnienie tam arcybiskupstwa, przy czym jednak zapomina się o tym, że prócz gnieźnień- skiej liczyła ówczesna Polska jeszcze drugą siedzibę metropolitalną. Zapomina się też o tym, że wszystkie wiadomości, które mamy o Bolesławie Chrobrym i jego państwie czerpiemy z Thietmara, kronikarza niewątpliwie dobrze poinformowanego, dla którego jednak ciężar spraw polsko-niemieckich leżał w tych ziemiach, które graniczyły z cesarstwem. Stąd siłą rzeczy możemy łatwo ulegać złudzeniu, że Poznań czy Gniezno wysuwają się przed innymi na plan pierwszy. Podobnie i dla okresu od Kazimierza Odno- wiciela aż do sankcji pragmatycznej Krzywoustego możemy przytoczyć wiele faktów wiążących się z Krakowem (zebrał je wszystkie starannie O. Balzer), ale żaden z nich ani wszystkie skupione razem nie są w możności przekonać, że stolicą ówczesnej Polski stał się Kraków. Nie można wątpić, że Kraków, ważny, politycznie kutufido ośrodek, z obronnym zamkiem, “sedes regni principalis" (ale na równi z innymi) 1&4 był jedną z. ważniejszych rezydencji is-i Anonim-Gall, lib. I. Kościół 519 książęcych XI w., żeby jednak był tym, co rozumie O. Balzer pod nazwą stolicy, trudno wierzyć. Raczej trzeba przypuszczać ze względu na zachodnie i pół- nocne zainteresowanie zarówno Odnowiciela, jak jego synów, a nawet jego wnuka, Krzywoustego, iż prze- waga północy nad południem, Gniezna nad Krakowem dawała się odczuwać jeszcze za czasów tego ostat- niego. Z tym zastrzeżeniem oczywiście, że nie tyle tu chodzi o pojęcie stolicy, ile rezydencji monarszej, najczęściej przez władcę nawiedzanej, przez co w niej skupiały się siłą faktu sprawy najrozmaitsze całości państwa. Dlatego, podkreślając tu te zapatrywania O. Balzera, zaznaczam, iż całość pomysłu O. Balzera, przyjętego zresztą bez zastrzeżeń przez St. Zakrzew- skiego w jego Bolesławie Chrobrym-Wielkim wydaje mi się anachronizmem. Najważniejsze ślady- odnowicielskłej działalności Kazimierza widzimy w. “dziedzinie kościelnej. Już Anonim-Gall świadczy o jego wielkiej troskliwości o dobro kościoła, zwłaszcza klasztorów 185. Roczniki zaś polskie, katalogi biskupie, wreszcie nieliczne zresztą i małomówne źródła niemieckie, podają nam drobną wiązankę wiadomości, z których ze znacznymi zresztą trudnościami można odtworzyć i stan ówczesny kościoła w Polsce, i pracę tych lat około jego odro- dzenia. Reakcja pogańska była oczywiście w pierwszym rzędzie zwrócona przeciw kościołom -i-duchowieństwu. 185 Anonim-Gall, Ub. I c. 21. “Dicitur quoque sanctam ecciesiam affectu magno pietaitis honorasse, sed praecipue monachos sanctarumque momalium oongregationes augmen- tasse". Branie tego zdania dosłownie prowadzałoby zapewne za daleko, prawdopodobnie, jeżeli kronikarz wspomina tu 520 Kazimierz Odnowiciel Wedle relacji Anonima-Galla ofiarą jej padły ko- ścioły i klasztory, dalej przedstawiciele duchowień- .Stwa mieli też poginąć śmiercią męczeńską, obok nich zaś zapewne i liczni przedstawiciele tych klas, w których chrześcijaństwo zapuściło głębsze korzenie. Potwierdzają to źródła niemieckie, mówiąc, że chrze- ścijaństwo po śmierci Mieszka II, dobrze przez niego i jego poprzedników ugruntowane, upadło prawie zupełnie. Musimy jednak, jak to wynika z powyższych wywodów, postawić pewne zastrzeżenia tyczące ,się rozmiarów zniszczenia i z przeciwstawienia wypad- ków lat 1036, 1037 i 1038 wynika, że w niektórych stronach przetrwały kościoły do r. 1038 i nie przez- pogan, lecz przez Czechów zostały zniszczone. Wiemy już, że w r. 1037 był wyświęcony na kapłana Lam- bert, późniejszy biskup krakowski, czyli że w tym czasie, w momencie zawieruchy pogańskiej, dokony- wano normalnie i bez przeszkód ważnych czynności kościelnych. Co więcej, byli tacy, którzy takie zda- rżenia zapisywali. Świadczy to, ze biskupi byli na miejscu i że organizacja kościelna działała jak zwykle, nie przerywając ciągłości swych obowiązków. W r. 1038 podczas najazdu czeskiego stają się ich łupem liczne kościoły, z których zabiera się np. dzwony do Czech, czyli kościoły te stały nie zniszczone, nie spalone, do użytku wiernych. Kościoły katedralne w Krakowie, Gnieźnie, Poznaniu są również nie tknięte, mimo wielkich bogactw w złocie i srebrze; zatem i one, stojące co prawda po grodach, nie stały się łupem o klasztorach żeńsikioh, to może miał na myśli te klasztory w Niemczech, w których przebywały jego ciotki, siostry Rychezy. I te klasztory przez wzgląd na stosunki rodzinne mogły być przedmiotem troskliwości i pamięci Kazimierza.. Kościót 521 pogańskiej tłuszczy. Między jeńcami uprowadzonymi do Czech są także księża, a zatem i ich nie zmiotła pogańska zawierucha. Duża część kraju musiała być od niego wolna, a przede wszystkim, jak widać, ruch ten nie dotknął głębiej centrów religijnych prowincji kościelnej gnieźnieńskiej. I tu mogły być drobniejsze ruchawki charakteru społecznego, o połączeniu nawet z pewnymi elementami pogańskimi, ale nie miały . one już większej siły i większego, szerszego znaczenia. Stąd trzeba sądzić, że tylko część Polski uległa du- żemu zniszczeniu pod względem kościelnym, ta mia- nowicie, w której chrześcijaństwo było młodszym nalotem, więc przeważna część drugiej prowincji kościelnej. Prowincja kościelna gnieźnieńska uległa także dużym zniszczeniom, zwłaszcza podczas najazdu z r. 1038, ale jeżeli uległy złupieniu liczne kościoły, to jednak Czesi nie mieli tu możności tak radykał- nego wytępienia chrześcijaństwa ani zniszczenia orga- nizacji kościelnej. Mogły być i tu podstawy życia kościelnego zachwiane i podkopane, nie można jed- nak przypuszczać, by kościół uległ tu zupełnej likwi- dacji. W—tych warunkach musiało być zadaniem Kazimierza i jedną z jego trosk najpoważniejszych odrodzenie kościoła,-wzmocnięnie chrześcijaństwa tak silnie... zagrożonego. —-.-.. Przede wszystkim trzeba tu zaznaczyć, że przez czas dłuższy działalność w tym względzie Kazimierza była ograniczona granicami jego władania. Śląsk, któ- ry należał do Czech, Mazowsze pod Miesławem, Mazowsze w granicach zresztą dla nas nie całkiem wyraźnych, bo może i szerszych niż dzielnica ma- zowiecka, znajdowały się przez wiele lat poza zakresem jego władzy, a zatem i poza zakresem jego działał- 522 Kazimierz Odnowiciel ności. W ten sposób zapewne przede wszystkim mu- siało być zwrócone jego zainteresowanie do tych ośrodków życia kościelnego, które znalazły się w obrę- bie jego władzy, a zatem do biskupstw prowincji kościelnej gnieźnieńskiej, do Gniezna, Poznania i Kra- kowa. To także tłumaczy nam łatwość zatracenia orga- nizacji tej drugiej prowincji kościelnej, jeżeli ona w znacznej zapewne części znalazła się na wiele lat poza granicami władania Kazimierza. Dalej jest rzeczą jasną, że kościół polski, jakkol- wiek istniejący urzędowo od lat siedemdziesięciu, a w niektórych stronach mający niewątpliwie długą, półtorawiekową tradycję, nie miał sił i możności speł- nienia zadania swego odrodzenia, które przed nim sta- nęło. Trzeba było myśleć przede wszystkim o obcej pomocy, która zresztą miała już od dawna swe wyżło- bione koryta, którymi spływała do Polski, gdyż i po- przednio, za czasów Mieszka I, Bolesława Chrobrego i Mieszka II, bywał kościół w Polsce wspomagany i za- silany obcymi elementami, zanimpy na gruncie polskim wyrosła dostateczna liczba własnych duchownych, wła- snych szkół katedralnych i klasztornych, przy pomocy których zaspokajałby kościół polski w swym zakresie wszystkie swe potrzeby związane z duszpasterstwem i organizacją kościelną. Kazimierz zatem musiał się zwracać o pomoc tam, skąd i poprzednio czerpała Polska materiał ludzki dla potrzeb kościoła. Przy- puszczać można, że były to koła związane z archi- diecezją leodyjską 186, możliwe też koła uczniów św. Romualda la7. Sprawy to są ciemne, bo nie 188 Por. imiżej: O imionach piastowskich s. 636—637. 187 T. Wojciechowski Szkice s. 23, 24. Kościół 523 posiadamy do tego zagadnienia wiadomości bezpo- średnich, źródła o tym milczą, bo dla ludzi owoczesnych były to sprawy banalne, niegodne, by je przekazywać potomności. Można też przypuszczać, że nie było też łatwo w początkach o chętnych na pobyt w Polsce, która właśnie przeszła przez głębokie wstrząsy wew- nętrzne i przez prześladowanie chrześcijan. W r. 1000 otrzymał kościół polski część swej organizacji w postaci prowincji kościelnej gnieźnień- skiej. Niedługo potem powstała jeszcze druga taka prowincja wraz ze swymi sufraganami188. Otóż jest rzeczą zastanowienia godną, że w końcu XI w. istnie- ją w Polsce tylko te biskupstwa, które powstały w r. 1000, nie ma śladu tych, które składać musiały tę drugą prowincję. Z tą tylko różnicą, że nie istnieję już biskupstwo kołobrzeskie dla Pomorza, a jest bi- skupstwo płockie, którego nie było w r. 1000. Tak więc początek XII wieku odbija nam wiernie stan Sprzed stu lat, z czasu zjazdu gnieźnieńskiego. Można by z tego sądzić, że biskupstwa gnieźnieńskie, poz- nańskie, wrocławskie i krakowskie istniały bez przer- wy, że przetrwały burzę — wreszcie że później do tej prowincji kościelnej dołączono jeszcze biskupstwo płockie. Jak wiemy, istnieje jednak opinia, że znaczna część wymienionych biskupstw zaginęła za czasów Kazimierza Odnowiciela i dopiero później, za czasów jego syna, zostały one odbudowane. Trzeba tu przede wszystkim zaznaczyć, że m& istnieje ani jedna pozytywna wiadomość o tym, by biskupstwo takie czy inne prowincji kościelnej gnież- 188 por. wyżej: O zaginionej metropolii. 524 Kazimierz Odnowiciel nieńskiej zaginęło w ciągu XI w., jak też by w takim czy innym roku tego wieku zostało wznowione. Trzeba też i to podnieść, że w pewnych, długich nawet okresach tegoż wieku, a nawet następnego, brak jest nam również pozytywnych dowodów na to, że wszystkie te wyżej wymienione biskupstwa istniały. Możemy jednak stwierdzić nieprzerwane istnienie biskupstwa krakowskiego. O innych mamy tylko grupę wiadomości tyczących się ich początków, przeważnie z czasu około r. 1-000 i najbliższych lat potem, gdy następne pewne o nich wiadomości po- chodzą przeważnie już z końca XI w. Na podstawie więc braku pozytywnych wiadomości o istnieniu pewnych biskupstw i biskupów trudno byłoby dowo- dzić, że ich rzeczywiście nie było. Dodać tu też trze- ba, że nie posiadamy przekazu, który by stwierdzał, że katastrofa czasów Kazimierza zniszczyła całą orga- nizację kościelną w Polsce, ani też żadne źródło nie wymienia biskupstw, które przez nią zniknęły. Bo przecież fakt, że biskupstwa założone w r. 1000 żyją w sto lat później, świadczyłby raczej o tym, że nie było u nich przerw poważnych, niż by biskupstwa te, po wielu latach niebytu, może trzydziestu czy czterdziestu, odżyły na nowo, zostały później wskrze- szone. Na jakich przeto podstawach opiera się twierdzenie o zniszczeniu i zniknięciu, częściowym oczywiście, lub o bardzo szeroko pojętym, organizacji kościoła w Polsce, w szczególności prowincji kościelnej gnieź- nieńskiej? Przede wszystkim na wiadomościach o ciężkich ciosach, jakie chrześcijaństwo poniosło w Polsce, o buncie pogańskim, o mordowaniu duchownych Kosciót 525 i biskupów, o zniszczeniu kościołów i katedr bisku- pich. Zabranie z kościołów katedralnych relikwii miało pociągnąć za sobą dalsze skutki, a zabijanie biskupów, jak twierdzi tzw. Nestor, o czym mówi zresztą dość niejasno Anonim-Gall 189, miało się przy- czynić do przerwania ciągłości istnienia biskupstw. Wiemy, że niektóre z tych katedr, np. gnieźnień- ska lu0, dopiero w wiele lat potem, po odbudowaniu, zostały na nowo konsekrowane. Dalszym argumentem jest brak wiadomości o biskupach poszczególnych biskupstw. Otóż o biskupach poznańskich kończą się nasze wiadomości na drugim tegoż biskupstwa bisku- pie, Ungerze 191. Rząd, niepełny zresztą, arcybisku- pów gnieźnieńskich zamyka się na r. 1027 lub 1028 19a. Z wrocławskich biskupów znamy pierwszego, Jana, z r. 1000, następnym znanym był dopiero Hieronim z r. 1051, a niektóre źródła uważają wprost Kazi- mierza za założyciela tego biskupstwa. Jedynie o bi- skupstwie krakowskim mamy pewność, że trwało ono nieprzerwanie przez cały wiek XI. Katalogi bisku- pów krakowskich wymieniają wszystkich po kolei biskupów, wolno w tym wykazie doszukiwać się błę- dów czy pomyłek, ale nie ma powodu zaprzeczenia ciągłości istnienia tego biskupstwa. Jak widzimy, nie ma pozytywnych danych o zamarciu jakiegokolwiek biskupstwa należącego do archidiecezji gnieźnieńskiej, brakuje nam tylko wiadomości, które, o ile się prze- chowały, znajdują się wyłącznie w źródłach pocho- i89 L.ib. I C. 19. loo MPH II s. 831. 191 Por. G: Sappok Die Anfange des Bistums Posen und die Reihe seiner Bischofe von 968—1498 Leipzig 1937, s. 78 n. 192 par. wyżej: O zaginionej metropolii s. 296. 526 Kazimierz Odnowiciel dzenia krakowskiego, i stąd wiadomości o Krakowie wyjątkowe i pełne.. O innych nie wiemy prawie nic, ale tak samo nie znamy wielu biskupów płoc- kich z końca XI w., chociaż biskupstwo to istniała zapewne od czasów Bolesława Śmiałego. Te zatem argumenty nie mogą być uznane za wystarczające dla uzasadnienia opinii, dość powszech- • nej l93, że większość biskupstw w Polsce upadła i że dopiero później trzeba było je odnawiać. Trzeba tu także zaznaczyć, że sprzeciwiałoby się to temu, co wiemy o Kazimierzu i jego oddaniu się sprawom. 191 Opinię tę reprezentuje Wł. Abraham zarówno w swej Organizacji kościoła w Polsce do polowy XII wieku Kraków 1893, jak w Łnnych swych pracach, za nam zaś przyjęta jest powszechnie. Poświęca też obronie tego stanowiska O. Bal— zer. Stolice Polski s. 38—47 (368—377), nie dodając nic no- wego. Wyjątek stanowi St. Laguna, Pierwsze wieki kościoła. polskiego Kwart. Hist. 1891/5 s. 562, którego argumenty poda- ję tu poniżej: “Abraham wątpi wszelako, czy ten monarcha «w zupełności przywrócił dawny stan rzeczy», bo katedrę gnieź-, Hiłeńską dopiero za następcy jego konsekrowano. Niezupełnie bym się na taki pogląd zgodził... mniemam przecież, że po- święcenie świeżo wzniesionego gmachu nie wyłącza istnienia.. przedtem innej na tym samym miejscu świątyni, której bu- dynek mógł popaść w ruinę". “W zachodniej też części krajuy przede wszystkim w Wielkopolsce, pierwsze musiał robić zdo- bycze i w niej przeważnie wznawiać urządzenia polityczne l kościelne. Dziwnym by też pono było, gdyby zaczął swoją, pracę od wskrzeszania biskupstw, a troskę o naczelne dla całej prowincji kościelnej arcybiskupstwo zostawiał następcy- swemu dopiero. Tej okoliczności, że imiona arcybiskupów gnieźnieńskich i biskupów poznańskich znamy zaledwie z koń- ca XI w., nie przypisuję wielkiej wagi, nie posiadamy bowiem starych katalogów tamtejszych ł zbyt śmiałym wydaje ml się-. wniosek, że i katedry przez cały ten czas nie istniały... Osta- tecznie, nie widzę powodu, żeby Kazimierzowi zasługę wzno- Kościót 527 kościoła. Przecież bezpośrednio po odzyskaniu Śląska przystępuje on do odnowienia katedry wrocławskiej przez ustanowienie tam biskupa. Może być, że Brze- tysław i Sewer nie myśleli o obsadzaniu stolicy wroc- ławskiej, Sewer może dlatego, że od czasu kiedy roz- chwiały się jego plany metropolii praskiej, nie chciał mieć obok siebie konkurenta, Brzetysław dlatego, by nie mieć biskupa podlegającego władzy polskiego metropolity, zatem czułego na wpływy polskiego dworu. Ale jeżeli Kazimierz restytuował diecezję wrocławską czy ją odrodził, i to natychmiast po wienia czterech diecezji odejmować". “Według zdania jednak drą Abrahama, Kazimierz I dla wskrzeszenia organizacji ko- ścielnej napotykał przeszkodę już w tym, że nie było w Pol- sce biskupów, którzy by innych konsekrować mogli (ta przeszkoda nie była chyba nieprzezwyciężoną, skoro znalazła się możność wyświęcenia pasterzy diecezjalnych dla Śląska i Krakowa, których istnienie nie ulega wątpliwości); że dla aaaradaenia temu brakowi musiał się monarcha zwrócić do Niemiec albo do papieża, że jednak Niemcy niechętni byli dążeniu do samodzielności kościoła polskiego... Nie chcę tym poglądom odmawiać pewnej teoretycznej słuszności, zdaje mi się atoli, że skoro mieliśmy już przy Kazi- mierzu dwóch biskupów, krakowskiego i wrocławskiego, to chyba nie srcywielkia była skuteczność intryg episkopatu nie- mieckiego, jeżeli te intrygi działy się istotnie. A można by o nich wątpić w ogólności przypomniawszy sobie, że braćmi królowej Ryxy a wujami Kazimierza byli tacy potentaci jak Heriman; arcybiskup koloński i falcgraf Otto, którzy cieszyli się naj- wyższymi względami cesarza Henryka III; że Ryxa, która żyła do r. 1057, nie mogłaby przecie w razie potrzeby odmówić sy- nowi poparcia; że biskup Bruno, z którego rąk welon zakon- ny przyjęła, rządził Stolicą Apostolską w latach 1048 —1054 pod imieniem. Leona IX. Wreszcie, może tam miał kto w Mag- deburgu jakie wrogie dla naszego kościoła zamysły, aleć vana .sine viribus ira". 528 Kazimierz Odnowiciel zajęciu Śląska, nie zwlekając, czyż można przy- puszczać, by przez cały czas swych rządów, przez lat dwadzieścia, nie pomyślał o katedrach w Gnieźnie i w Poznaniu? Czyżby takie sprawy, tak dla niego ważne, odkładał na daleką przyszłość, pozostawiając je synowi? W świetle jego stosunku do Wrocławia wydaje się to nieprawdopodobne. Ale zwolennicy zdania o zupełnym zniszczeniu organizacji kościelnej, do konstrukcji opartej o liczne argumenty negatywne dorzucają jeszcze jeden argu- ment, tym razem pozornie pozytywny, a ma być nim znany list Grzegorza VII do Bolesława Śmia- łego z r. 1075. W liście tym stwierdza papież, nie- wątpliwie na podstawie dokładnych relacji, chociażby zasłyszanych od posłów polskich, którzy musieli być w tym czasie w Rzymie194, o ile sprawa ta nie była już poruszona w jakimś wcześniejszym piśmie Bolesława do papieża, że biskupi polscy nie mają ustalonej władzy metropolitalnej, “...quod episcopi terrae vestrae non habentes certum metropolitanae sedis locum", z tego powodu są niezależni od kanonicz- nej władzy metropolitalnej, “... nęć sub aliquo positi magisterio, huc et iiłuc pro sua quisque ordinatione vagantes, ultra regulas... sanctorum patrum liberi sunt et absoluti". Dalej zaś mówi papież, że dla kraju tak dużego jak Polska liczba istniejących bi- skupstw jest za mała, “quod inter tantam hominum multitudinem adeo pauci sunt episcopi" 195. Stąd płynie wniosek, że w owym czasie nie istniała w Pol- sce organizacja metropolitalna, czyli że nie było arcy- 194 por. wyżej: O zaginionej metropolii s. 346 i pracę Codea; Gertrudianus. 195 MPH I s. 367, 368. Koscżól 529 biskupów gnieźnieńskich, dalej, że liczba biskupów była mniejsza niż poprzednio, a ponieważ byli biskupi krakowski i wrocławski, więc widocznie brakowało poznańskiego. A te dwie właśnie katedry, gnieźnień- ska i poznańska były, jak świadczy Anonim-Gall, opustoszałe i zniszczone, siedliskiem dzikich zwierząt. Stąd dalszy wniosek, że nie zniknęły mu za Kazi- mierza Odnowiciela i że dopiero Grzegorz VII i sta- rania Bolesława Śmiałego przywróciły je do życia. Otóż należy tu stwierdzić, że wyrażenie “adeo pauci sunt episcopi" do takiego wniosku nie upo- ważnia. Sąd, jakoby liczba biskupstw się zmniejszyła, idzie za daleko, o ile chodzi o prowincję kościelną gnieźnieńską. Wszystko zdaje się świadczyć, że archi- diecezja gnieźnieńska, z wyjątkiem może jednego Wrocławia, przetrwała burzę. Za to można stwierdzić, że ta druga prowincja kościelna, którą po Gnieźnie założył Bolesław Chrobry, a która obejmowała kraj leżący na wschód od prowincji gnieźnieńskiej, zni- knęła bez śladu, a z tego punktu widzenia mógł śmiało stwierdzić Grzegorz VII i Bolesław Śmiały,. -że “adeo pauci sunt episcopi" 196. Niewątpliwie musiały być pod względem organi- zacyjnym duże braki i zaburzenia, skoro mówi o nich Grzegorz VII. Można przypuszczać, że może nie tylko za czasów Bolesława Śmiałego, ale już dużo przedtem wkradł się zamęt w sprawy władzy metropolitalnej w Polsce, czyli że po okresie klęsk czasów Kazimierza zapanowały pod tym względem warunki nienormalne. Skąpość i małomówność naszych źródeł utrudnia oczywiście -zbadanie tego zagadnienia, sądzę jednak, 196 por. wyżej: O zaginionej metropolii s. 346. 34 Polska X — XI wieku 530 Kazimierz Odnowiciel Koscwi 531 że i tu można znaleźć pewne wytłumaczenie tych braków, które wytyka Grzegorz VII kościołowi pol- skiemu. Interpretując cytowany ustęp listu Grze- gorza VII do Bolesława Śmiałego, stwierdzić przede wszystkim należy, że nie mówi on, by władzy metro- politalnej w ogóle w Polsce nie było — taki wniosek mógłby być wydedukowany jedynie pośrednio. Raczej jednak oznacza on, i to jest zapewne bliższe słów użytych przez Grzegorza VII, że władza metropoli- talna nie jest powszechnie uznawana, że istnieją ja- kieś przeszkody czy trudności przy wykonywaniu tej władzy. Bo czyżby można było robić zarzuty bisku- pom, że huc et illue szukają konsekractwa, gdyby taki konsekrator w osobie uprawnionego metropolity nie istniał? Byłaby to bowiem raczej wina papiestwa, że od lat czterdziestu nie zadbało o takie czy inne urządzenie stosunków kościelnych w Polsce. Wiadomo", że założenie w r. 1000 arcybiskupstwa w Gnieźnie nie odbyło się bez trudności. Jedynie autorytet Ottona III i Sylwestra II, przy nacisku niewątpliwie Bolesława Chrobrego i przy nastroju wywołanym śmiercią św. Wojciecha i jego kanoni- zacją, usunęły te trudności, które stawiał Unger, Sas z pochodzenia, a których źródło leżało, jak się zdaje, w opozycji saskiej przeciw cesarzowi i w Magde- •burgu. W lat kilka potem, już za czasów Henryka II, .rozpoczął Magdeburg pewnego rodzaju ofensywę prze- ciw nowemu porządkowi kościelnemu w Polsce, prze- ciw fundacji Ottona III197. Na podstawie fałszerstwa 197 Por. liczną literaturę tego przedmiotu od •, czasów P. Kehira Das Erzbistum Magdeburg und die erste Organi- satłoTi der christichen Kirche m Polew Abh. d. preuss. Ak. d. Wissensch. Phil. H-fet. Kl. l Berlin 1920 i poprzez prace pewnych dokumentów wysuwali arcybiskupi magde- burscy pretensje do zwierzchnictwa nad kościołem w Polsce, pretensje zdaje się utrzymywane przez cały wiek XI. Wedle bulli Innocentego II z r. 1133 opierały się te roszczenia arcybiskupów magdebur- skich na rzekomych orzeczeniach poprzednich papieży, mianowicie Jana, niewątpliwie XIII, który jakoby poddał pierwszego biskupa w Polsce, Jordana, pod zwierzchnictwo Magdeburga tudzież papieży Bene- dykta i Leona198. Leonem mógł być jedynie Leon XI, 1049—1054, z tych Benedyktów, VII tj. 974—983, VIII, 1012—1024 i XI, 1033—1048, zapewne tylko dwaj ostatni mogliby tu wchodzić w rachubę. Czy byłby to Benedykt VIII, za którego czasów, po śmierci 9 czerwca 1022 r. biskupa poznańskiego Ungera, mógł arcybiskup magdeburski Gero zacząć jakieś kroki przeciw kościołowi w Polsce, zgodne zresztą z ogólną ówczesną polityką niemiecką 199, czy też Benedykt IX, .do którego, łatwo się było dostać, choćby przy pomocy pieniędzy, trudno rozstrzygnąć. Także trudno stwier- dzić, czy te rzekome prawa, na które powołuje się bulla z r. 1133, opierały się o • autentyczne pisma •papieskie, czy może tylko o falsyfikaty magdebur- skie — zdaje się jednak być rzeczą pewną, że były Wł. Abrahama, M. Z. Jedlickiego, G. Sappokia, aiż do pracy G. Laibudy. Zestawienie bibliiiogra.ti!i por. u G-. Sappoka Die Anfange des Bistums Posen s. 145 —149. 198 KDWP I s. 8 dok. 6: “..Jasaenebas.... pirefate regionis episcopos ex aiitiquia oanstitutione Magdeburgensa. ecciesie iure naetropolitico subiacare et Qid confirm.ationem tue partis auetapi-hateni predeces&oipum nostrorum Johainnis Beneidicti et Leonis... pretendebas". 199 por. st. Kętrzyński O palliuszu biskupów polskich Xl wieku Rauhf 1902/43 s. 237, 238. sp 932 Kazimierz Odnowiciel Kościół 533 Jakieś działania wrogie Gnieznu ze strony Magdeburga l że przy słabości Polski i zależności od Niemiec może nie było dość stanowczości i siły, by je odeprzeć i zniweczyć. Ten stan rzeczy mógł wprowadzić pe- wien nieład w organizacji kościelnej w Polsce, zwłaszcza o ile chodzi o stosunki Poznania i Gniezna. W Poznaniu najłatwiej mogły odżyć tradycje Ungera. Mógł również i ktoś inny z biskupów, wchodząc w konflikt z innym biskupem czy metropolitą, oka- zywać tendencje do wyłamywania się spod ustalo- nej władzy metropolitalnej. Niestety brak wiadomości o biskupach polskich czasów Kazimierza Odnowiciela i Bolesława Chro- brego uniemożliwia nam zorientowanie się w sto- sunkach kościelnych tych czasów. Jest rzeczą przy- padku, że o jednym jedynym biskupie połowy XI w. zachowało się trochę więcej wiadomości, i to takich, które częściowo rzucają nieco światła na jego sto- sunki do metropolity, zatem pośrednio też na powyżej poruszoną sprawę zwierzchności arcybiskupiej, z listu Grzegorza VII do Bolesława Śmiałego. Biskupem tym jest.Aaron, biskup krakowski, 1046—1059. Źródła, co prawda wszystkie znacznie późniejsze, podają, że konsekrował go biskupem i nadał mu pa- liusz papież Benedykt, oczywiście IX, i że miejscem jego konsekracji była Kolonia. Niektóre, odmienne — widocznie Kolonia była im mało zrozumiała — za- mieniają Kolonię na Rzym. Wskazują one ponadto, że za jego czasów Kraków był arcybiskupstwem, że z tego tytułu Aaron uzyskał od papieża paliusz i krzyż, crux gestatoria, inne źródła głoszą, że był opatem tynieckim, który wysoko postawił studium o tym klasztorze, wreszcie że wprowadził w. katedrze kra- kowskiej tzw. gradus yirorum. Jest to, jak na w. XI u nas wcale bogata wiązanka wiadomości, ważnych i interesujących, lubo ciemnych i nie całkowicie pewnych. Interesujące są one dla nas tym więcej, że miały miejsce za czasów Kazimierza Odnowiciela, a o znacznej ich części wolno sądzić, że był W nich Kazimierz, jeżeli nie maior pars, to w każdym razie magna pars. Ale jeżeli chodzi o ocenienie i określenie wartości i znaczenia poszczególnych grup powyżej wymienio- nych wiadomości źródłowych, to zabiega nam drogę wiele trudności, tym cięższych, że pewne zagadnie- nia oczekują tu jeszcze wyjaśnień ze strony specja- listów. Pochodzenie tej niewątpliwie bardzo wybitnej i niezwykłej osobistości jest nam dziś nieco lepiej znane. Ze względu na jego stosunek do Kolonii, prze- bijający się w tradycji, że tam miał otrzymać pa- liusz od papieża, szukano, i słusznie, Aarona w oto- czeniu kolońskiego arcybiskupa Herimana 200. Otóż zwrócił już uwagę F. Pohorecki 201 na dokument, co 200 w1. Abraham Początek biskupstwa i kapituły w Kra- kowie Rocznik Krak. IV s. 188, zwrócił uwagę pierwszy na opata Aarona, który znajduje się w dokumencie z r. 1043 w otoczeniu Herimana w Kolonii, Lacomble.t Urkundenbuch f. d. Gesch. Niderrheims I s. 199. Ale pokazało się następnie, że był to opat klasztoru św. Pantaleona w Kolonii, który zmarł w r. 1052, a zatem, pie może być inaszym Aa.ron.ecrn, zmarłym w r. 1059, por. St. Kętrzyński O palliuszu biskupów. polskich XI w. s. 201. Tenże Aaron był poprzednio opatem klasztoru św. Marcina w Kolonii, (por. U. Oheyal.ier Reper- toire des sources historigues du. Moyen-Age Paris 1905 — —1907, pod Aaron. 201 F_ Pohorecki Kilka stów o Aaronie pierwszym opacie 534 Kazimierz Odnowiciel prawda falsyfikat XII w., ale niewątpliwie oparty ojakiś wzór autentyczny, w-którym to dokumencie, wystawionym rzekomo w r. 1028 przez Ezzona pala- tyna, występuje obok Ellona, opata klasztoru w Brauweiler, także mnich Aaron. Ze względu iż Ezzo jest dziadem naszego Kazimierza, a klasztor w Brauweiler jest jego fundacji, najbliższej zatem Rychezie i jej synowi, można śmiało przypuszczać, że ten mnich Aaron będzie prawdopodobnie tą samą osobistością, co Aaron, biskup krakowski. Pochodził- by zatem ze Stablo, skąd przybyła do Brauweiler pierwsza osada mnichów dla nowej fundacji202, a z Brauweiler dostałby się on przy poparciu Ry- chezy i Herimana do Polski. Pochodzenie tego Aarona jest nam nie znane, po imieniu sądząc, nie był Niem- cem, a raczej Anglosasem lub Iryjczykiem203. Tego bowiem rodzaju imiona biblijne nie trafiają się w tych czasach między klerem czy zakonnikami nie- mieckimi, używane zaś są często przez mnichów po- chodzących z Anglii lub Irlandii. Przypuszczać więc tynieckim Kwart. Hist. 1922/36 s. l —10, gdzie na s. 6 prze- drukowuje dokument Ezzona wedle tekstu podanego przez Lacombleta Urkund.en l s.- 165. Dokument jest falsyfikatem z lat 1120—1134. Podnosi wartość wzmianki o Aaronie wy- mieniony między świadkami Embrioho, żonaty iż Polką, Do- brawą, dworzanin Rychezy. "Wzmacnia ten szczegół w znacz- nej mierze zaufanie nasze do przekazu j.ak ii sprawę identy- fikacji Aarona z późniejszym biskupem krakowskim. 202 p. Pohorecki Kilka słów o Aaronie s. 6. 203 por. gt. Kętrzyński O -palliuszu- biskupów polskich. XI u, s. 203, gdzie są wymienieni wszyscy znani mi Ąaronowie XI w. Także T. Wojciiechowstei, Kościól katedralny w Kra- kowie Kraków 1900 s. 181, wskazuje ma takie pochodzenie Aarona, jak i. A. Parczewski Początki chrystianizmu w Polsce Kościół 535 wolno, że nasz Aaron stamtąd pochodził 204, dodać tu też należy, że w okolicach dolnego Renu, wśród tam- tejszych klasztorów, spotykamy często przybyszy an- glosaskich czy iryjskich. Przejdziemy teraz do dalszych wiadomości o Aaro- nie, a mianowicie do sprawy papieża Benedykta IX i Kolonii. Pierwszym, który zwrócił uwagę na pra- stare stosunki Polski z Kolonią, był T. Wojciechow- ski w swym dziele o katedrze krakowskiej 205, ale dziś już wiemy, że stosunki z Kolonią i jej podległym biskupstwem leodyjskim były dużo dawniejsze, bo sięgające czasów Mieszka I, a trwały one przez cały wiek XI, głęboko w w. XII 20e. Stwierdzenie tych nieprzerwanie trwających stosunków Polski z Kolo- nią i Leodium czyni zapisek, że papież udzielił Aaro- nowi paliusza w Kolonii, o tyle możliwym, że rzecz tę i sprawę należy starać się bliżej zbadać i wciągnąć w zakres poszukiwań. i misjo irlandzka Rocz. Tow. Przyj. Nauk, Pozn. XXIX s. 67 i 69, który prócz Aarona również imię jego następcy w Tyńcu, Anchorasa, uważa za iryjsikie. Zwracam uwagę, że •opat Brauweiler, EUo, jest też, z imienia sądząc, Anglosa- sem lub Iryjczykiem, a wymieniony poprzednio opat św. Pan- talsiona w Szkocji, tak że Aaron był zapewne też Anglosiai&em lub Iryjczykiem, gdyż klasztor ten był obsadzony przez tzw. Szkotów. 204 Odmiennie sądzi o" Aaronie jedynie M. Peribacih Die Anfange der polnischen AnnaUstik Neuer Archiv XXIV s. 271, 284, 285, który zgodnie z Długoszem uważa go za Fran- cuza; miał on przewieźć z Dijon do Polski zawiązki roczni- ków, które Peribach wyprowadza z Dijan. 205 T. Wojciechowski Kościół katedralny s. 181, gdzie autor porównywa kryptę św. Leonarda pod katedrą krakow- ską z budowlami kolońsko-lotaryńskimi. 206 por. niżej: O imiołiach piastowskich s. 636—637. 536 Kazimierz Odnowiciel Przede wszystkim rodzi się pytanie: czy takie sto- sunki z Kolonią, za czasów Kazimierza Odnowiciela, były i czy są możliwości ich dokładniejszego określe- nia. Niewątpliwie są. Poza starymi tradycjami dawnych stosunków z Leodium, trzeba tu przypomnieć, że prowincja ko- ścielna kolońska była kolebką wielkiego rodu Ezzo- riidów, zatem rodziny Kazimierza po matce. Tu byli oni dziedzicznie palatynami Dolnej Lotaryngii, tu znajdowała się przeważna część ich dóbr alodialnych, tu był klasztor w Brauweiler, fundacja tej rodziny. Tu siedziała przeważnie przez długie lata swego wdo- wieństwa Rycheza, tu w klasztorze P. Marii przeby- wała jej siostra Idą, tu wreszcie był arcybiskupem jej brat Heriman. Wskazuje to wszystko zupełnie pewnie na to, że jeżeli gdzie, to w Kolonii krzyżować się musiało wiele spraw osobistych Kazimierza, a z ni- mi zapewne wiele spraw politycznych czy kościel- nych. Stąd wiadomość, że to Aaron, późniejszy bis- kup krakowski, zjawia się obok palatyna Ezzona w klasztorze w Brauweiler, zyskuje w tym świetle dużo prawdopodobieństwa, a druga wiadomość, że tenże Aaron został w Kolonii obdarowany przez pa- pieża “privilegio archiepiscopatus" 207, nie może być a limine odrzucona jako niewiarogodna. Coś może, 207 o przekazach naszych źródeł o Aaronie i arcybiskup- stwie krakowskim por. W. Kętrzyński Czy Aaron był arcybi- skupem krakowskim Przew. Nauk. Liter. 1877/5, dalej tegoż wstęp do Katalogu biskupów krak. MPH III s. 322—327. Bór. Bocznik Praski. MPH II ,s. 830; Rocznik Sędziwoja, MPH II s. 875, Bocznik Krasińsfeicih, MPH III s. 130, Rocz- nik Małopolski, MPH III s. 146, Katalog biskupów kraik., MPH III s. 340, Vita s. Stanislai, MPH IV s. 383. Kościól 537 być prawdziwego w tym przekazie, zwłaszcza w po- daniu o Kolonii, bo trudno sobie wyobrazić, by w czasach późniejszych, kiedy zatraciły się te sto- sunki z Kolonią, właśnie Kolonię ktoś sobie wy- myślił. Heriman, arcybiskup koloński, arcykanclerz wło- ski cesarzy Konrada II i Henryka III, przy tym arcy- kanclerz kancelarii papieskiej Leona IX i Wiktora II, był zwolennikiem reformy, był przy tym jednym z najpotężniejszych i najbardziej wpływowych do- radców Henryka III. Jakie mogły być jego stosunki z Benedyktem IX, trudno określić — Heriman uzna- wał go niewątpliwie jako prawowitego papieża, za jakiego uznawali go Konrad II i Henryk III, w któ- rych rękach był też papież ich wygodnym narzę- dziem. Kiedy wypędzony z Rzymu Benedykt po- wrócił do Lateranu i zamyślając się ożenić odsprzedał tiarę Grzegorzowi VI, a kiedy równocześnie w Sabi- nie przebywał Sylwester III, musiał zabrać głos Hen- ryk III, by schizmę zakończyć. O ile zależało mu, by papiestwo było wyłącznie w jego ręku, o tyle rozu- miał, że tylko papież mający poważanie w świecie może mu być użyteczny. Z tego powodu wyprawił się we wrześniu 1046 r. do Włoch i tam na synodzie w Sutri zakończono schizmę złożeniem tych papieży, a w parę dni potem nastąpił wybór Klemensa II. Na pytanie, jakie było w owym czasie stanowisko Heri- mana wobec Benedykta i schizmy, zwłaszcza wobec ostatniego powrotu Benedykta do Rzymu po rychłej śmierci Klemensa II, odpowiedź nie jest łatwa. W latach 1043 i 1044 był Henryk III w bliższych sto- sunkach z Benedyktem IX, w czym musiał brać udział Heriman. Był bowiem Benedykt lojalną eks- 538 Kazimierz Odnowiciel pozyturą polityki niemieckiej: przypomnę nie dopusz- czenie do zerwania związków kościelnych między Pragą a Moguncją czy ekskomunikowanie przeciwni- ków Piotra węgierskiego, co stało się na życzenie Henryka III. Prawdopodobnie sam Heriman odbył w końcu r. 1043 podróż do Rzymu, a w r. 1044 bawi tam: kanclerz cesarski włoski Kadaloh, biskup naumburski. Podróże te, jak przypuszcza Steindorff, związane były ż już grożącą Benedyktowi katastrofą208. W Wy- prawie włoskiej Henryka III w r. 1046 bierze też udział Heriman209. Nie jest on, co prawda, wy- mieniony między uczestnikami synodu w Sutri, z cze- go można by sądzić, że może nie był całkowicie w zgodzie z powziętym tam postanowieniem, ale trudno przypuścić, by w sprawie tak ważnej jak za-; kończenie schizmy stał zbyt daleko od cesarza i róż- nił się z opinią kół, którym reforma kościoła leżała: na sercu. Wreszcie bodaj czy nie arcybiskupowi ko- lońskiemu powierzono obowiązek stróżowania inter- nowanego w Niemczech Grzegorza VI i jego kape- lana Hildebranda 210. W każdym razie nie ma ja- kichkolwiek śladów stosunków Herimana z Bene- dyktem z czasów trzeciego tegoż powrotu do Rzymu, na krótkotrwały zresztą pobyt na tronie papies- kim211. A wtedy tylko mógłby Benedykt IX zrobić Aarona arcybiskupem, gdyż dopiero w r. 1046 został 208 E. Steindorff Jahrbucher d. deutsch. Reichs. u. Hein- rwh III, I s. 256, 257. . sos Tamże s. 308. 2io Tak sądzi O. Delarc S. Gregoire VII, 1 s. 39. Inni badacze uważają Spirę •za miejsce zesłania Grzegorza VI. - 211 Trzeci powrót Benedykta IX trwał od 8 listopada 1047 r.. do roku następnego. Już 17 lipca rządzi Damazy II. Kościół 539 Aaron biskupem krakowskim. Po prostu nie byłoby dosyć czasu, by przeprowadzić taką sprawę w Rzy- mie u Benedykta. Trzeba by ponadto przyjąć, że stało się to poza Herimanem, a nawet wbrew nie- mu, bo o ile sądzić wolno, musiał być w tym czasie jego stosunek do Benedykta negatywny, taki jak ce- sarza. Z politycznych więc względów, ówczesnego sto- sunku Polski i Niemiec, Kazimierza i Henryka III, tru- dno by było pojąć, by książę polski mógł nawiązać rokowania o arcybiskupstwo dla Krakowa z Bene- dyktem IX. Wreszcie stoi tu na przeszkodzie jeden jeszcze wzgląd: przeważna częśćnaszych źródeł twier- dzi, że Aaron otrzymał tytuł arcybiskupi, paliusz i krzyż w Kolonii, w której nigdy nie był Bene- dykt IX. ; Ale za to dwaj inni papieże, żyjący za czasów Aarona i Kazimierza, bywali w. Kolonii — jednym z nich był Leon IX, drugim zaś Wiktor II. Obaj byli biskupami niemieckimi — Leon IX, biskup Toni, z hrabiów z Egisheim, Wiktor zaś był biskupem z Eichstaedt. Jeden zatem i drugi znali dobrze Heri- mana, Rycheza przyjęła welon zakonny z rąk Bruno- na, może też mieli sposobność zetknąć się osobiście z Kazimierzem czy Aaronem. Leon IX podczas swego niedługiego pontyfikatu bawił trzy razy w Niemczech, w latach 1049, 1050, i 1052, z tego raz był, względnie krótko, w końcu czerwca 1049 r. w Kolonii. Za tym, że to Leon udzielił Aaronowi paliusza, przemawiały te okoliczności, że wtenczas żył Heriman i żyła Rycheza, dalej, że były to czasy jeszcze, jak się zdaje, dobrych stosunków cesarstwa z Polską i z rodziną Ezzonidów. Tego też zdania jest T. Wojciechowski. Następny z kolei pobyt papieża w Kolonii przypada dopiero na 540 Kazimierz Odnowiciel r. 1056. Wiktor II bawi w tym roku w Niemczech i jest obecny przy śmierci Henryka III, dnia 9 paź- dziernika w Goslarze. Tu, do Goslaru, wspaniałej re- zydencji cesarskiej, do której niejednokrotnie przy- bywali książęta polscy i czescy, mógł przyjechać Ka- zimierz czy Aaron i tu mogłoby nastąpić porozumie- nie w sprawie paliusza. Brakowałoby jednego ważne- go czynnika, Herimana, od paru miesięcy już zmar- łego. Po śmierci cesarza odbył się wielki zjazd w Ko- lonii trwający od listopada do grudnia, na który to zjazd przybyli wielcy lennicy cesarstwa, gdzie był mały Henryk IV, cesarzowa regentka Agnieszka i gdzie zjawił się także Wiktor II. Mógłby tu być przeto i Kazimierz i mógłby brać udział w tym zjeź- dzie, tak jak Bolesław Chrobry brał udział w po- dobnym zjeździe w r. 1002 w Merseburgu, po śmierci Ottona III, przy obwołaniu królem Henryka II. Taka sytuacja daje się łatwo pomyśleć, lubo dowodów na to nie ma, bo żadne źródło nie wymienia Kazimierza jako uczestnika zjazdu kolońskiego. W tak ważnym zjeździe mógł zresztą brać udział nie osobiście, ale choćby przez posłów. Kiedy pobyt Leona w Kolonii był krótki, lubo wolno przypuszczać, że dostateczny, by mogła tam być załatwiona sprawa paliusza dla Aarona, to pobyt Wiktora II był znacznie dłuższy. Jeżeli chodzi o r. 1049, to nie wiadomo, jakie by w tej sprawie zajął stanowisko Henryk III, wielki autokrata, gdy za Wiktorem H i r. 1056 przemawiałaby słabość regencji zarysowująca się od pierwszej chwili rzą- dów Agnieszki. Stanowisko jednego i drugiego pa- pieża wobec spraw polskich i polskiego kościoła nie jest nam znane — w każdym razie, jeżeli Leon IX Kosciót 541 pozostawał w osobistych, bliskich stosunkach z Ry- chezą i Herimanem, to przechowała się, nie całkiem zresztą pewna i wyraźna wskazówka, że Leon nie okazywał szczególnej życzliwości dla sprawy samo- dzielności kościoła polskiego i że popierał raczej pre- tensje magdeburskie. Tak ani jedna, ani druga data -nie są w stanie dostarczyć nam dostatecznie przeko- nywających argumentów, byśmy za jedną z nich mo- gli się oświadczyć. Trzeba zatem zadowolić się zda- niem, że jeżeli tradycja o Kolonii wydaje się nam wcale poważna, bo jakiż byłby powód twierdzić, że ją później zmyślono, to nie może się ona odnosić do Benedykta IX, lecz albo do Leona IX i r. 1049, albo też do Wiktora II i do r. 1056. Osoba Bene- dykta IX dlatego przylgnęła do Aarona i Kolonii, bo widocznie źródło, z którego zaczerpnięto wiadomość o udzieleniu paliusza w Kolonii, nie posiadało daty rocznej, zatem przypisano całą tę sprawę temu pa- pieżowi, który zasiadał na tronie papieskim w po- czątkach rządów Aarona w Krakowie. Przyjąć więc można ze znacznym prawdopodobień- stwem, że Aaron otrzymał paliusz, zatem odznakę przyznawaną powszechnie arcybiskupom, metropo- litom. Inne jednak jest zagadnienie, czy paliusz słu- żył tylko arcybiskupom, czyli czy Aaron otrzymał to odznaczenie jak arcybiskup metropolita, czy jako biskup. Wiadomo bowiem jest, że jeszcze w IX w. trafiają się wcale nierzadko wypadki, w których bis- kupi, oczywiście biskupi bardzo wybitnych stolic bis- kupich, jako szczególnie zasłużeni, otrzymują paliusz .jako dowód szczególnego wyróżnienia, przez co jednak ani oni sami nie mieli prawa do tytułu arcy- 542 Kazimierz Odnowiciel biskupiego, ani tym mniej ich biskupstwa nie sta- wały się arcybiskupstwem 112.. Tu zaś, w źródłach pol- skich mówiących o Aaronie i paliuszu, źródłach dużo jaśniejszych niż wiek XI, dorzucono jeden szczegół wysoce interesujący, że Aaron został arcybiskupem krakowskim, że godność ta, związana w ten sposób z katedrą krakowską, przepadła bezpowrotnie, gdyż następca Aarona, Zula-Lambert, zaniedbał, neglexit, postarać się o paliusz. Otóż. mogłoby być tak, iż praw- dziwy fakt otrzymania przez Aarona paliusza wy- wołał u następnych w wieku XIII wniosek, na pozór “logiczny, że dostał go, bo biskupstwo krakowskie było podniesione do godności arcybiskupstwa, gdy rzeczy-, wistość była inna, jeżeli Aaron otrzymał paliusz jako wyróżnienie osobiste. Ale nie wolno też zapomnieć, że Aaron winien był dostać paliusz, jeżeliby stolica krakowska została podniesiona do godności arcybis- kupiej, jeżeliby został metropolitą. Otóż jeżeli chodzi o ostatnią ewentualność, to trze- ba tu stwierdzić, że trudno by było przyjąć zdanie o podniesieniu biskupstwa krakowskiego na arcybis-. .kupstwo. Przypuszcza się, że tytuł ten przeszedł na Kraków po Gnieźnie, gdzie arcybiskupstwo rzekomo- zamarło. Otóż jeżeli arcybiskupstwo gnieźnieńskie by- ło solą -w oku episkopatu niemieckiego, przede wszystkim arcybiskupów magdeburskich, to gdyby zaginęło, arcybiskupstwo krakowskie nie byłoby ni- czym lepsze dla Magdeburga jak Gniezno, Spotkało- 31? por. moją pracę O palliuszu biskupów polskich XI w.. s. 206 n. Por. też pracę C. B. Graf von Hacke Die Pallium- yerleihungen bis 1143 Diss, Gott. 1898 i P. Hinschius Dias, Kirchenrecłit der Katholiken und Protestantów, m Deutschla.nd. 1869—1897 11 pass. Kościół 543 by się z tą samą niechęcią i tym samym wrogim na- strojem co tamto,, z tą tylko różnicą, że co się tyczy arcybiskupstwa gnieźnieńskiego musiano się liczyć z jego prawnym istnieniem, gdy utworzenie nowego organu mogło być łatwo drogą wpływów i starań unicestwione. Chodziło przecież o nic innego jak o sa- •modzielność kościelną polską. Jeżeliby zatem arcy- biskupstwo gnieźnieńskie zniknęło, byłobyto na rękę -cesarstwu, Niemcom i arcybiskupowi magdeburskie- mu, a można wątpić, czy arcybiskupstwo krakowskie mogło budzić w nich więcej zaufania i entuzjazmu niż gnieźnieńskie. Zapewne nie dopuściliby do jego utworzenia. A jeżelibyśmy przyjęli, że zostało stwo- rzone arcybiskupstwo krakowskie, czy to samodziel- nie, czy też w formie przeniesienia tytułu gnieźnień- skiego na Kraków, to stać by się to nie mogło bez odpowiedniego dekretu Stolicy Apostolskiej, a w ta- kim razie tytuł ten nie mógłby ulec zatracie dla- tego, że Lambert-Zula nie postarał się dla siebie o pa- liusz, Takie zaniedbanie mogło w pewnych wypad- kach pociągnąć za sobą umniejszenie praw kanonicz- nych przysługujących metropolicie, nie mogłoby do- prowadzić do upadku tytułu arcybiskupiego213. Do .tego byłby znów potrzebny osobny dekret papieski. Jak widzimy, byłoby rzeczą trudną uzyskać tytuł arcybiskupi dla Krakowa, a jeszcze trudniej wytłu- maczyć, gdyby Kraków został arcybiskupstwem, dla- czego trwało ono tak długo, jak długo żył Aaron. Dlatego też niełatwo jest wierzyć dosłownie późnej tradycji źródeł polskich, krakowskich, pisanej i two- rzonej w tym czasie, kiedy Iwo Odrowąż, człowiek 2is por. wyżej: O zaginione j metropolii s. 321—323. Kazimierz Odnowiciel dużej ambicji, wywalczył dla swej katedry pierwsze miejsce w kościele polskim po arcybiskupie. Ale być może, że w tej tradycji jest jednak coś z prawdy. Istniała w Polsce w początkach XI w. obok gnieź- nieńskiej jeszcze druga prowincja kościelna z arcy- biskupem na czele. Zaginęła ona bez śladu w okre- sie walk i rewolt w pierwszych latach rządów Kazi- mierza Odnowiciela. Musiała ona wsiąknąć, rozpły- nąć się w organizację kościoła takiej, jaką znamy do- kładnie w XII w. Otóż tu narzuca się myśl, czy część tej olbrzymiej diecezji krakowskiej, zatem jej wscho- dnie i północno-wschodnie połacie, może z Sandomie- rzem na czele, nie stanowiły dużej części tej zaginio- nej metropolii214. Jeżeli jakieś pozostałości takiej archidiecezji, z dawną jej stolicą, oddano pod tym-- czasową administrację biskupowi krakowskiemu, czy też może przy nowych podziałach postanowiono po- łączyć z biskupstwem krakowskim, mógł Aaron pre- tendować do spadku w tytule, mógł nawet pewnie bez prawnej podstawy takiego tytułu używać, a dojście do zrealizowania dalszych takich planów i zamiarów, zapewne niełatwych i politycznie, i kanonicznie, wi- dział na razie w uzyskaniu paliusza. W tym mógł mu być pomocny, bez narażenia swego politycznego sta- nowiska, Heriman koloński, jak i królowa Rycheza, tym więcej że wiązały Leona IX z rodem. Ezzonidów dawne bliższe stosunki. Tak, sądzę, nie ma dostatecznej podstawy, by późnej tradycji o arcybiskupstwie krakowskim Aarona da- wać wiarę. Sprawa paliusza, poświadczonego tradycją ,i falsyfikatem, bardzo zresztą niezręcznym i naiwnym, 214 por. wyż®]; O zaginionej metropolii s. 306—308. Kościół 545 bulli Benedykta IX wydaje się jednak wcale prawdo- podobna. Tytułu jednak arcybiskupiego nie przy- niósł paliusz Aaronowi. Toteż w jednym ze starych kodeksów biblioteki kapitulnej krakowskiej zacho- wała się zapiska zrobiona ręką XI w., w której dwa słowa są dziś jeszcze czytelne: Aaron eps. Zatem i w Krakowie w XI w. tytułowano Aarona biskupem 21a. Lubo skąpe, są jednak wcale dużo mówiące te nie- liczne wskazówki tyczące się działalności Aarona w Krakowie. Panowało bowiem w Krakowie w owym czasie wcale znaczne ożywienie, dobrze świadczące p szybkim odradzaniu się życia kościelnego po latach klęsk i zamętu. Roczniki krakowskie znów nam zaczynają dawać pewną liczbę zapisków, dowodząc tym, iż był tam ktoś, kto starał się przekazać wiele faktów potomne- ści. Można wskazać dwie osobistości, które były praw- dopodobnie o ile nie faktycznymi, to przynajmniej moralnymi tego sprawcami, t j. Aarona i jego na- stępcę Lamberta-Zulę 216. T. Wojciechowski kładzie na te czasy pewne prace około budowy katedry 217. Za jego czasów powstały zapewne pierwsze podwaliny późniejszej biblioteki kapitulnej,: której spis tak cie- kawy posiadamy z r. Uli218. Przynajmniej jeden 218 St. Kętrzyński! O palliuszu biskupów polskich XI u. s. 203. 218 par. T. Wojciecbowski O rocznikach polskich X—XV wieku Bam. AUhf t. 4 W. Kętrzyńistoi O rocznikach polskich, RAUhf M. Peribach Die Anfdnge der polnischen Annalistik pass. 217 T. WoJOiechowski Kościół katedralny s. 164 n. 2is MPH I s. 376, 377. 35 Polska X — XI wieku 546 Kazimierz Odnoto-iciel kodeks z owych czasów przechował się do naszych dni — są to Praedicationes przeznaczone do pobożnej lektury z IX w., gdzie ktoś współczesny napisał sło- wa:. Aaron eps 2!9. Szczygielski w swej Tinecji zapisuje ponadto, że Aaron starał się podnieść studium tynieckie — za- pewne nie będzie to wymysłem Szczygielskiego, i stąd można by przypuszczać, że i szkołą katedralną kra- kowską musiał się opiekować z równą gorliwością 220. Pozostało jeszcze jedno świadectwo dawniejsze o działalności organizatorskiej Aarona, świadectwo na ogół dość ciemne i niewyraźne, które oczekuje jeszcze na odpowiednie w przyszłości oświetlenie, W naszej literaturze poruszone ono zostało przez T. Wojciechowskiego221, następnie przez Wł. Abra- hama 222, St. Zachorowskiego223 i przeze mnie210. Brzmi ono: “Hic Aaron deposuit gradus vivorum de monachis et assignavit suis presbyteris in sua diocesi degentibus" 22E>. 219 I. Polkowski Katalog rękopisów kapitulnej katedry krakowskiej. Arch. Bocz. dla Hist. Liter. III s. 96. Zapowie- dziana przeze mnie praca o tym rękopisie, por. St. Kętrzyń- ski O palliuszu biskupów polskich XI w. s. 217 uw. 7, w części tylko -wykonana, została zrilisaczona przez wypadki we wrze- śniu 1939 r. 220 Tinetia 6. 24. Por. A. Karbowiak Szkoła katedralna krakowska w wiekach średnich Kraków 1899. 221 T. Wlojciechowski O rocznikach s. 225 uw. 3r 222 Wł. Abraham Organizacja s. 137 n., tenże Początki, biskupstwa i kapituły katedralnej w Krakowie s. 197. 223 St. Zacharowski Rozwój i ustrój kapituł polskich w wie- kach średnich Kraków 1912 s. 31. 224 St. Kętrzyński O polliuszu biskupów polskich XI w. s. 218—220. 22B MPH III ;s. 340. Katalog biskupów krakowskich. Kościół 547 T. Wojciechowski tłumaczy owe “gradus vivorum" przez świeckich członków kapituły, w przeciwieństwie do mnichów — wedle niego bowiem kapituła kate- dralna krakowska miała się składać pierwotnie ze świeckich duchownych, presbiterii, i mnichów bene- dyktynów. Dopiero za czasów Aarona dokonano po- działu kapituły w ten sposób, że świeccy duchowni pozostali przy katedrze, mnichów wydzielono i oni utworzyli klasztor tyniecki. Wł. Abraham zaś, pole- mizując z wywodami autora Chrobacji, sądzi, że “...ów ustęp dotyczy obowiązku odprawiania modłów, tzw. psałmi graduales, i że ustępu tego nie można żadną miarą poczytywać za wskazówkę dotyczącą rozdziału kapituły na świeckich i mnichów, lecz świadczy on tylko, że Aaron kler świecki starał się związać podobnymi przepisami, jakie u benedykty- nów zreformowanych na podstawie reguł kluniac- kich istniały, t j. nałożył na nich obowiązek odpra- wiania wspólnych modłów" 226. Wydaje mi się, że jest tu słuszność po stronie Wł. Abrahama. Wskazuje na to kodeks papierowy Biblioteki Ossolińskich we. Lwowie, l. inw. 1873, z drugiej połowy XV w. Tam na k. l—30 mamy: “Gradus vivorum secundum Ru- bricam Ecciesiae Cracoviensis dicuntur hoc modo" etc. Oczywiście pozostałoby jeszcze zbadanie powstania tego zbioru itd., co mogłoby wykazać, niezależnie od istoty owych psałmi graduales, także w części praw- dziwość tezy T. Wojciechowskiego — bo że ducho- wieństwo nasze katedralne składało się pierwotnie przeważnie, jeżeli nie wyłącznie z mnichów, jestem 226 Wł. Abraham Początki biskupstwa i kapituły katedral- nej w Krakowie s. 197; 35* 548 Kazimierz Odnowiciel głęboko przekonany. Jedna rzecz jest pewna, że owo gradus vivorum inaczej nie można tłumaczyć jak przez psałmi graduales. Przez te psalm! graduales rozumie się psalmy 119—133, z których pięć pierw- szych odmawiało się za dusze zmarłych, drugich pięć za siebie samego, ostatnich pięć “pro regibus et omnibus familiaribus suis adhuc viventibus", tj. ma- my tu gradację zmarłych, półumarłych dla świata i żyjących. W każdym razie tak wczesne przeniesienie do Polski zwyczaju odprawiania tych psalmów świadczy o żywej i wytężonej za czasów Kazimierza - pracy .• około uporządkowania-©be.wiązkóyykleru, a będzie to zasługą Aarona. Ciekawą stroną tego będzie to, że wiąże się to bądź co bądź z duchem reformy klu- niackiej. Jak świadczą rozmaite Consuetudines Ciu- niacenses z XI i z początku XII w., zwyczaj ten wpro- wadziło do życia klasztornego Ciuny, a przez związek ź Ciuny robiły to inne zreformowane klasztory. Od benedyktynów dostał się ten zwyczaj także do innych zakonów, kler świecki zdaje się “nigdy nie był do tego zobowiązany, i to byłoby interesujące w naszym wypadku. W każdym razie ostatnie słowo w tym względzie jeszcze nie -zostało wypowiedziane, a mam wrażenie, że zagadnienie to kryje w sobie jeszcze wiele spraw, których wyjaśnienie przyczyniłoby się do lepszego zrozumienia dziejów kościoła, polskiego w tym tak ciemnym okresie 227. 227 por. Thamofer Handbuch der kathol. Liturgik II s. 500; por. Mignę Patrologia lat. CXLIX, Consuetudo Clumacen- sis, napisana przez Udairyka na. żądanie Wilhelma opata hir- sausikiego. Koi. 646, c. III i koi. o. V. Wł. Abraham, Początki biskupstwa i kapitały krakowskiej, twierdzi, że przejął ten Kościół 549, Jeżeli pod względem zrozumienia, co to są owe gradus vivorum, sądzić należy, że słuszność jest po stronie Wł. Abrahama, to trzeba tu też zaznaczyć, że co się tyczy sprawy rozdziału kapituły na świec- kich duchownych, którzy pozostali wedle T. Wojcie- chowskiego przy katedrze, i na mnichów, którzy przenieśli się do Tyńca, postawił on swą kombinację, wcale ciekawą. Sądzi on, że kiedy Kazimierz spro- wadził Aarona z pewnym zastępem mnichów do Krakowa i kiedy powierzył mu infułę krakowską, pokazało się, że katedra jest spalona, jak i mieszkanie dla biskupa i kleru. Wtedy Aaron zamieszkał ze swymi towarzyszami w Tyńcu, zapewne opustosza-. łym, i wraz z benedyktynami zajął się urządzaniem diecezji. Kiedy jednak katedra została odbudowana, Aaron urządził przy niej prezbiterium złożone z du- chowieństwa świeckiego, zakonnicy zaś pozostali w Tyńcu. Ale w ten sposób przeszedł zwyczaj odpra- wiania psalmów gradualnych, odmawianych, przez zakonników, na duchowieństwo świeckie jako pew- nego- rodzaju. przeżytek po benedyktynach, pierwotnie stanowiących prezbiterium Aarona. Ta bardzo ładnie pomyślana kombinacja Wł. Abrahama musi na razie pozostać dezyderatem naukowym, który może kie- dyś w przyszłości da się czymś silniej poprzeć. Obec- nie można stwierdzić to tylko, że w okresie rządów zwyczaj słynny klasztor w Hir&au. Rzecz w gruncie swym bardzo wątpliwa, por. A. Brackmann Gesammelte Ąufsdtze Weimar 1941, pracę pt. Die Anfange von Hirsau s. 272 n., z czego wynika, że reforma Hirsau (nastąpiła nie prędzej jak w r. 1079, czyli że nie mógł to być początek ani Hir- sau, a wątpliwe, czy w ogóle z Niemiec. Raczej by trzeba było szukać jakiegoś ognisika dalej na Zachodzie. 850 Kazimierz • Odłlozoiciel Aarona, który wedle tradycji miał być równocześnie opatem tynieckim, istnieje jakiś głębszy związek między katedrą a Tyńcem, jakieś elementy bene- dyktyńskie, poza samym Aaronem, niewątpliwie mni- chem, odgrywały tu, zdaje się, poważniejszą rolę. Jak widzimy, prócz Krakowa działał i rozwijał się Tyniec, pochodzący wedle tradycji z Leodium 22a. To życie, które odczuwamy pulsujące w Krakowie czy w rządzonym przez Aarona Tyńcu, zawdzięczać na- leży niewątpliwie przemyślanym zarządzeniom Kazi- mierza, zarządzeniom zmierzającym do odbudowy ładu i porządku zarówno w państwie i społeczeństwie, jak w kościele, tak dotkliwie wzruszonym poprzednią katastrofą. Jeżeli rozwijał się Kraków i Tyniec dzięki Aaronowi, to wynikało to z ducha Kazimierzowego. Po tej dłuższej dygresji o osobistości Aarona i śladach jego działalności wrócić musimy do sprawy organizacji kościoła w Polsce za czasów Kazimierza Odnowiciela. • , Wyżej już, na podstawie listu Grzegorza VII do Bolesława Śmiałego, stwierdziliśmy, że skutki kata- 228 Co się tyczy Tyńca to sprawa jego początków nie • jest do dziś dnia rozwiązana i można wątpić, czy kiedykol- wiek zdoła ją nauka rozwiązać. Nie mówi się dziś oczywiście o Bolesławie Chrobrym jako fundatorze, przeważa opinia, że Tyniec powstał za Kazimierza Odnowiciela w związku z Aa- ranea-n. T. Wojciechowski, który sam był głównym przedsta- wicielem tej tezy, w swych Szkicach przenosi jednak ciężar sprawy w czasy Bolesława Śmiałego. Uznając wagę niektó- rych zresztą tylko argumentów T. Wojciechowskiego, sądzę, że jednak raczej należy iść za tradycją, wiążącą Tyniec z Ka- zimierzem i Aaronem. Pamiętać trzeba, że ostateczne ustale- nie się takiej fundacji często trwało bardzo długo, tak że proces powstawania zaczęty za Kazimierza mógł łatwo zakończyć się za Bolesława Śmiałego czy nawet zaWładysława Hermana. Kościół 551 strofy pierwszych lat rządów Kazimierza odbijały się długo i ciężko na organizacji kościelnej, w ten spo- sób przede wszystkim, że władza metropolitalna zna- lazła się w stanie rozprzężenia. Tłumaczyłem to faktem podniesienia pretensji arcybiskupstwa magde- burskiego, być też może, że Aaron, otrzymawszy pa- liusz, dążył również do uwolnienia się od związku, zwłaszcza jeżeli sądził, że jakieś tytuły spadają na niego ze strony tamtej zaginionej metropolii. Ale żyje u nas przekonanie, reprezentowane przez zna- komitego badacza, Wł. Abrahama, że wskutek na- jazdu ruskiego arcybiskupstwo gnieźnieńskie upadło,* Aaron usiłował je zastąpić arcybiskupstwem krakow- skim, ale skoro i to okazało się efemerydą, miał popaść, kościół w Polsce w zupełny rozstrój, do- piero czujność Grzegorza VII miała go obudzić z uśpienia. Otóż nie posiadamy ani jednego pozytywnego do- wodu na to, że arcybiskupstwo gnieźnieńskie prze- stało istnieć. Luka w naszym spisie arcybiskupów gnieźnieńskich, bardzo zresztą interesująca, zaczyna , się na dziesięć lat przed najazdem czeskim, a kończy się na podstawie roczników w wiele lat po koronacji Bolesława Śmiałego. Luka ta mogłaby świadczyć, o braku arcybiskupów, ale nie musi — przecież mo- głaby świadczyć, gdyby ją ktoś tak chciał tłumaczyć, że arcybiskupstwo przestało istnieć jeszcze za czasów Mieszka II. Jedno tylko, co z całą pewnością można wywnioskować, to to, że dzisiejszy zrąb roczników, wy- wodzących się z Krakowa, pomieścił tam wiadomości tyczące się biskupów krakowskich, za to pominął — czy też wręcz się nie interesował tym, co się działo we Wrocławiu, Poznaniu czy Gnieźnie. Nie może 552 Kazimierz Odnowiciel być uznane za dowód, że nie było biskupów we Wrocławiu, Poznaniu czy Gnieźnie, to, że roczniki krakowskiego pochodzenia o nich nie mówią. Wia- domość o zniszczeniu katedr w Gnieźnie i Poznaniu nie świadczy o zaginięciu władzy biskupiej, zapewne zniszczona była katedra w Krakowie, ale biskupi nie zniknęli, gdy we Wrocławiu nie mamy wiadomości o zniszczeniu katedry, chociaż istnienie tu biskupów wydaje się dość wątpliwe. I później katedry się pa- liły, bywały burzone, biskupi przenosili się na pewien czas do innego kościoła, do czasów odbudowania świą- tyni, ale nie przestawali istnieć. Tak zatem tych argu- mentów nie możemy uważać za wystarczające, by wytłumaczyć istniejącą lukę jako skutek zupełnej zatraty organizacji kościelnej w Polsce, tak jak dużo przesady w tym, jeżeli stosunki opisane w r. 1075 przez Grzegorza VII przenosimy w całej rozciągłości do r. 1038. Z uwag powyższych wynika, że potrzeba by poważniejszych jeszcze wskazówek, by przyjąć w całej pełni zdanie, że całość organizacji kościoła w Polsce uległa w latach 1031 do 1038 tak dalece głębokiemu rozgromowi, że trzeba ją było dopiero tak późno, za czasów dopiero Grzegorza VII i Bo- lesława Śmiałego z podstaw nieledwie odbudowywać. Niewątpliwie organizacja prowincji kościelnej gnieź- nieńskiej była mocno wstrząśnięta,- z polityką nie- miecką Kazimierza Odnowiciela były może połączone i pewne trudności dla samodzielności kościelnej, które można by dostrzec choćby w żyjących intencjach Magdeburga czy w jakichś dekretach Leona IX, na które powołuje się Innocenty II. Ale żeby cała kon- strukcja prowincji gnieźnieńskiej miała runąć, na to nie ma wystarczających wskazówek, a utworzenie Kosciól 55» biskupstwa płockiego przez Bolesława Śmiałego, wskazuje na to, że Gniezno stało i żyło. Bo przecież Bolesław Śmiały nie mógł sam, bez zgody papieżay utworzyć biskupstwa, a papież, potwierdzając taką fundację, nie mógłby przejść do porządku dziennego nad sprawą, do jakiego związku metropolitalnego bę- dzie nowa diecezja należeć. Sam zresztą list Grzego- rza VII nie zaprzecza, że istnieje w Polsce władza metropolitalna, podkreśla tylko, że rzeczywiście, z bli- żej nam nie znanych powodów, władza metropoli-- talna była w rozkładzie. I to obojętnie jaka, czy ta, którą ustanowił Sylwester II, czy ta, którą Norbert, przypisywał Leonowi IX. Łatwo sądzić, że jeżeli naprawdę był jakiś zamach ze strony Leona na kościół polski na korzyść Magdeburga, czy nawet jeżeli Mag- deburg samowolnie wysuwał pewne roszczenia, by sam taki fakt nie wprowadził głębszego nieładu w sprawy kościelne polskie. Trudno wreszcie przy- puścić, by kanonicznie przeniesiono władzę metropo- litalną na arcybiskupów magdeburskich, bo taka sprawa nie dałaby się Grzegorzowi VII tak łatwo usunąć, jeżeli właśnie wtedy Sasi i biskupi sascy byli wiecznymi sprzymierzeńcami papieża. Wreszcie jeszcze jedna uwaga, ubocznie tylko zrobiona, nieład pewien w stosunkach opisanych w r. 1075 mógł wy- wołać plany, a zapewne i poczynania Bolesława Śmia- łego około zamierzonej rozbudowy organizacji ko- • ścielnej. Takie plany nowych biskupstw i nowych podziałów mogły mieć i swe doraźne skutki ze strony niechętnego tym planom episkopatu. Stąd wniosek, że arcybiskupstwo gnieźnieńskie raczej przetrwało burzę, niżby miało umrzeć. Kazi- mierz, tak dbały o Kraków, a następnie o Wrocław, 554 Kazimierz Odnowiciel nie zapomniał niewątpliwie o Gnieźnie i Poznaniu. Mamy poza tym pewną ilość wskazówek, które do- wodzą, że arcybiskupstwo istniało i trwało nadal. Przede wszystkim za taką uważam ów zapisek rocznikarski z r. 1064 odnoszący się do konsekracji katedry gnieźnieńskiej 229. Byłoby rzeczą bardzo dziwną i mało zrozumiałą, gdyby Bolesław Śmiały, a niewątpliwie jeszcze jego poprzednik Kazimierz, budowali katedrę, gdyby ją konsekrowali, a na arcy- biskupa dla niej czekali aż do chwili, kiedy Grze- gorz VII dostrzeże, że ich nie ma, przyśle legatów i sprawę załatwi. Raczej to istniejący arcybiskup pilnował sprawy budowy kościoła 230, przypominał ją monarsze i on konsekrował wystawiony kościół w r. 1064. Na to mamy wiadomość współczesną, pochodzącą z pewnego źródła, że jakiś arcybiskup polski wy- święcił pewnego biskupa skandynawskiego. Rzecz się miała, jak następuje: W r. 1050 umiera król szwedzki, Jakub Amund, po którym objął tron Emund TT Slemme, 1050 do 1054 lub 1056, “pessimus", jak pisze o nim Adam Bremeński: “Nam iste a concu- bina Olaph natus erat, et cum baptizatus esset, non multum de nostra religione curavit" 231. Miał on przy sobie pewnego biskupa, Osmunda, znanego w dziejach szwedzkich pod przezwiskiem “acepha- lus". Był on biskupem Scary, gdzie nastąpił po •. 229 MPH II s. 831. 230 Por. T. Wojciechów stoi Kościół katedralny s. 184 uw. 2. .. s" MGH SS VII s. 340. Zwracam uwagę, że pisze to czło- wiek -współczesny, doskonale w sprawach tyczących się ar- cybisilcUlpstwa hamburskiego pOMrEomiowany i anawca stosun- ków północnych i wschodnich. 555 Siegfriedzie, który rządził tą diecezją jeszcze około r. 1043 232. Za czasów tego Siegfrieda zaczynał Osmund swoją karierę duchowną, bo jak świad- czy Adam, Siegfried oddał go do szkoły ka- tedralnej w Bremie. Osmund zostawszy biskupem udał się do Rzymu po ordynację, której mu tam z nie- - znanych powodów odmówiono. Zapewne nie chciano ordynować takiego biskupa bez zgody, a może wbrew woli arcybiskupa hamburskiego: “...indeque repul- sus, per multa loca circuivit erroneus, et sic demum ordinari meruit a quodam Poloniae archiepiscopo". Stać się to mogło po śmierci Siegfrieda, który jest jeszcze koło r. 1043 biskupem Scary 233.. Za czasów zaś Emunda jest już Osmund ż powrotem w Szwecji, gdzie “...iactavit se papa consecratum in illas partes, archiepiscopum". Posłańcy Adalberta arcybiskupa hamburskiego widzieli “...girovagum Osmund archie- piscopali morę crucem prae se ferentem", to jest uży- wającego paliusza i krzyża, niewątpliwie bezprawnie. Takie wypadki fałszywych arcybiskupów czy też nadużywania tego tytułu nie były wtedy rzadkie,. Równocześnie prawie, na synodzie w Moguncji, w r. 1049, wytoczył przed papieżem sprawę duchowny burgundzki Bertold, przeciw arcybiskupowi Besancon Hugonowi, twierdząc, że dawno został on arcybisku- pem, że otrzymał paliusz i że Hugo nie ma żadnych praw do aTcybiskupstwa234. 232 A: D. Jorgensen Den Ńordiska Kirkes II s. 90, 657; Series episcoporum s. 335... 238 A. D. Jorgensen Den Ńordiska Kirkes II s. 657. 234 por. E. Steindorff Jahrbiicher d. deutsch. Reichs -u.; Hemrich III, II s. 97. C. Griinhaigen Adalbert Erzbwhof./wn: Hamburg s. 67, 68, 117, 118, S. Kętrzyński O palliuszu bisku- 556 Kazimierz Odnowiciel Oskarżeń Bertolda nie wysłuchano, obwiniono go o symonię i uznano za prostego szalbierza. Stać się to miało głównie za sprawą obecnego na synodzie Adalberta, arcybiskupa hamburskiego. Otóż ów Adalbert, który tak ostro zwalcza Ber- tolda, miał w Szwecji podobnego fałszywego arcy- biskupa w osobie Osmunda i w tym można szukać powodu akcji Adalberta przeciw Bertoldowi. Wyrok wydany na Bertolda mógł być pewnym precedensem w sprawie Osmunda. Sprawdzili zatem wysłannicy Adalberta, że Osmund swe owieczki “non sana fidei nostrae doctrina corruperit". Stało się to jeszcze za życia Emunda, bo jego następca Stenkil jest wy- mieniony jeszcze jako zwykły książę, “nepos an pri- vignus regis". Dopiero za rządów Stenkila, około r. 1059, zdołał Adalbert wyprzeć Osmunda i osadzie na jego miejscu Adalberta, jak to wspominają zgodnie Adam Bremeński i skandynawskie źródła 235. Osmund, wypędzony ze Szwecji, zmarł w Anglii, w klasztorze Ely, za czasów opata Thurstana, 1066—1071 236. , Jak z powyższego wynika, Osmund przyjął sakrę pów polskich XI w. e. 242. Grunhiagen nie wiąże ze sobą sprawy synodu w Moguncji i sprawy Osm-unda, w każdym razie nie kwestionuje, że spór o prawność święceń Osmunda jest z okresu po śmierci Jakuba Amunda ,i że wyświęcenie go w Polsce nie może być dużo wcześniejsze. MGH SS VII s. 340. SS RR Danii VI s. 614. “lo Sueo- n-ia dpiscopatus prefuit (sc. Adalbertus) Adalvairdum senio- rem contra Osrnuindum Acephalum Gotiae". 236 Anglia Sacra I s. 609, T. Gale Hist. Brit. SS XV s. 514, Histoniia Eliensis opowiada, że Osmund bawii na dwo- rze króla Edwarda, zm. 1066, że był “grandaevus et honora- bilis", po czym osiadł w klasztorze Ely, gdzie “Otnnłia epis- • copalia apud cos corum petitione faciebat". Kościół 557 biskupią w Polsce, z rąk arcybiskupa polskiego, gdzieś zapewne między r. 1045 i 1049 237. Najwcześniejszą możliwą granicą byłby r. 1044, gdyż w r. 1043 był biskupem jeszcze prawdopodobnie Siegfried, którego daty śmierci nie znamy. Należy także liczyć się z cza- sem potrzebnym Osmundowi na daleką podróż ze Szwecji do Rzymu i na dalsze jego wędrówki po świecie, zanim zawitał do Polski. Ostatecznym ter- minem mógłby być r. 1054, kiedy prawdopodobnie umiera Emund, lecz ponieważ Osmund jest wymie- niony jako całkiem współczesny Emundowi, który wstąpił na tron w r. 1050, więc jest. rzeczą prawdo- podobniejszą, że już w tym czasie był Osmund kon- sekrowanym biskupem i zaczął się podszywać pod godność arcybiskupią. Nadto właśnie w r. 1049 na synodzie mogunckim występuje Adalbert hamburski tak gwałtownie przeciw owemu fałszywemu metro- policie z Besancon, co jest wcale wyraźną wskazówką o Osmundzie, że jego sprawa była w owym czasie na porządku dziennym, żywo już interesowała Adal- berta. Otóż zdaje się nie ulegać wątpliwości, że właśnie w tym czasie, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przed r. 1049, a nie w okresie przed wypadkami lat 1037 i 1038, otrzymał Osmund święcenia biskupie w Polsce, i to z rąk polskiego arcybiskupa. Wyklu- czone tu być musi udzielenie mu sakry przez Aarona. który nie wcześniej jak w lecie r. 1049 mógłby był 237 Podobną datę podaje A. D. Jorgensen. Den Nordiska. Kirkes. A. Hałyck Kirchengeschichte Deutschlands Leipzig 1904 III s. 663, uważa wprost, że Emund mianował biskupem Osmunda i żadnych zastrzeżeń nie wysuwa co się tyczy ar- cybiskupa gnieźnieńskiego. 558 Kazimierz Odnowiciel otrzymać paliusz w Kolonii. Oczywiście honorowa wyróżnienie Aarona paliuszem nie dawało mu praw arcybiskupich, “plenitudinem pastoralis officii", jak się o tym wyrażają bulle papieskie, ale tyle rzeczy się robiło przecież wbrew prawu. Ale tytułu arcybi- skupiego, czy nawet pretensji do niego nie mógł jeszcze wtedy mieć, i trudno przypuszczać, by pod tytułem archiepiscopus Poloniae mógł być oznaczony Aaróń. Za to arcybiskup gnieźnieński, ten który miał prawo do tytułu Poloniae archiepiscopus, lubo do wyświęcenia Osmunda nie miał prawnych podstaw, mógł mieć po temu rozmaite powody. Przede wszystkim stosunek biskupów skandynaw- skich do Hamburga-Bremy był bardzo zbliżony do stosunku kościoła w Polsce do arcybiskupstwa mag- deburskiego. Jak Magdeburg do XII w. rościł sob,ie pretensje do zwierzchnictwa kościelnego nad Polską, tak i Hamburg rozciągał swe prawa, tylko na lepszej podstawie prawnej, na wszystkie kraje Europy pół- nocnej, które znowu dążyły do wyzwolenia się od zawisłości hamburskiej. Toteż w tym samym czasie, kiedy skierowano bullę Innocentego II przeciw Gnieznu, ukazała się podobna bulla wymierzona przeciw arcy- biskupstwu w Lundzie. W dążeniach do usamodziel- nienia się interes arcybiskupów gnieźnieńskich zbie- gał się z separatyzmem biskupów skandynawskich, tak jak naturalnymi tu sprzymierzeńcami byli me- tropolici magdeburski i hamburski. Walczy o swą swobodę wytrwale Skandynawia przez cały wiek XI, przy czym jedną z form często używanych jest szu- kanie sobie konsekratora nie w Hamburgu, lecz gdzie- Kościół 559 kolwiek bądź, najczęściej w Anglii338 Może w chwili; kiedy Adalbert hamburski uciera się z Bertoldem pseudometropolitą Besancon, gdy w Scara biskup Osmund uchyla się spod władzy Adalberta. i aroguje sobie prawa arcybiskupie z paliuszem i krzyżem, a inny biskup szwedzki szuka sobie konsekratora zamiast w Hamburgu, w Norwegii, arcybiskup mag- deburski stara się u Leona IX o jakieś prawa zwierz- ćhnicze nad kościołem w Polsce. Tak przede wszystkim zagrożony arcybiskup gnieźnieński miał żywotny interes w popieraniu separatyzmu skandynawskiego. Z polskich zaś biskupów może najmniej miał do tego skłonności i zrozumienia Aaron, daleki swą diecezją od spraw północnych, skandynawskich, a prawdopo- dobnie swymi kolońsko-leodyjskimi związkami naj- • bardziej złączony z interesami episkopatu niemiec- kiego. Mogły tu wreszcie odgrywać pewną rolę i względy polityczne. Kazimierz musiał pozostawać w pewnych stosunkach z państwami skandynawskimi. Sygryda- -Swiętosława, siostra Chrobrego, była babką Jakuba. Amunda i Emunda. Wnuczką tej Swiętosławy, a cór- ką Olafa była żona Jarosława, z którego siostrą. a raczej córką był żonaty Kazimierz. Jedna z córek Jarosława, Elżbieta, wyszła za mąż za Haralda, póź- 238 A. Hauck Kirchengeschichte Deutschlands III s. 682, gdzie m. in. cytuje pismo Aleksandra II, w którym powie- dziano: “...quod episcopi vestrae proyinciae aut non ,sunt con- seorati aut data pecunia... in Anglia aut Galia pessime sunt or- dinati". Tamże liczniejsze przykłady wyłamywania, się bi- skupów skandynawskiicti od obowiązku konsekrowania się u swego metropolity. 560 Kazimierz Odnowiciel niej króla Norwegii. Jak widzimy, stosunki i dawne, i świeże łączyły dwór polski ze Skandynawią, sto- sunki te musiały być bardziej ożywione niż niezwykle skąpe o nich wiadomości czy wskazówki, bo było przecież wiele- zagadnień politycznych, które zbliżały do siebie tych władców. Były to: sprawa bałtycka, sprowadzająca się w Polsce do zagadnienia Pomorza "i Prus, stosunek do cesarstwa, wreszcie zagadnienie samodzielności kościelnej. Toteż i Kazimierz mógł ze względów politycznych być zainteresowany wy- święceniem Osmunda, mógł polecić arcybiskupowi wyświęcenie szwedzkiego biskupa. Mógł wreszcie być Osmund polecony Kazimierzowi przez szwedzkiego krewniaka. Jak wiadomo, potrzeba do konsekracji biskupa trzech biskupów. Zatem w wypadku Osmunda prócz . arcybiskupa winno było być jeszcze dwu biskupów, a jakiegokolwiek wzięlibyśmy tu pod uwagę, zawsze wynik będzie jednakowy, to jest, że w prowincji , kościelnej gnieźnieńskiej zniszczenie kościoła nie mogło dotknąć zbyt głęboko szczytów i podstaw organizacji 239. Ciężkie zarzuty rozprzężenia tej organizacji ko- ścielnej, które wysuwa list Grzegorza VII, musiały mieć jednak swe realne podstawy: nie można wątpić, że źródła tego sięgały zapewne już w te czasy, mia- nowicie że są złączone z jakąś bliżej nam nie znaną akcją magdeburską, o czym zdaje się świadczyć wia- 239 St. Kętrzyńska. O palliuszu biskupów polskich XI w. Chętnie przyznaję rację "Wł. Abrahamowi, Początki biskup- stwa i kapituły katedralnej w Krakowie, że tego przepisu prawa kanonicznego mię należy brać zbyt regorystycznte. z-ró KDWP I s. 8 dok. 6 Koścżót 561 domość bulli Innocentego II z r. 1133 240 o jakimś dekrecie Leona IX skierowanym przeciw niezależ- ności kościoła polskiego. Czy nie było to związane z owym synodem mogunckim z r. 1049, kiedy Adal- bert hamburski zwalczał Bertolda — co mogłoby być pretekstem dla arcybiskupa Hunfrieda, by jakieś oświadczenie papieża wyzyskać, dziś już nie dojdzie- my — w każdym razie na podstawie dziś istnieją- cego materiału nie można oceniać kościoła w Polsce jako zniszczonego do szczętu. Główne zręby organi- zacji, przynajmniej o ile chodzi o prowincję kościelną gnieźnieńską, ostały się, lubo kościół w Polsce prze- -chodził okres pewnego osłabienia, rozstroju, walki z czynnikami zewnętrznymi, jak z Magdeburgiem zapewne. Przechodził okres ten dłużej, niż należało. Jeżeli możemy sądzić, że Kazimierz, sam wykształ- cony, a wychowany w klasztorze, syn chwalonego z oddania się sprawom kościoła Mieszka II i pobożnej Rychezy, odczuwał głęboko sprawy kościelne, co wi- dać chociażby po tradycji wiążącej jego imię z fun- dacją Tyńca i odnowieniem biskupstwa wrocławskiego, to trzeba tu powiedzieć, że widocznie samo papiestwo mało dbało o sprawy tej odległej prowincji kościoła. Benedykt IX dał się przekupić Czechom, gdy cho- dziło o sprawy polskie, Leon IX, sam zresztą dawny członek episkopatu niemieckiego, uległ, jak się zdaje, interesom cesarstwa i Magdeburga. Papiestwo, bardzo zresztą w tych czasach ruchliwe, było samo w bardzo ciężkich warunkach, mając obok siebie przepotężne Niemcy Henryka III i potęgę militarną normańską we Włoszech. Koła kluniackie parły do reformy, gro- ził rozłam z Konstantynopolem. Wreszcie szybkość zmian na tronie papieskim, liczne przesilenia z anty- 36 Polska X—XI wieku 562 Kazimierz Odnowiciel papieżami, przyczyniały się niewątpliwie do tego, że papiestwo nie miało możności zająć się głębiej spra- wami polskimi i że tolerowało taki, nie całkiem wy- jaśniony stan rzeczy. Jeżeli Aaron, o ile poszlaki nie mylą, był Anglo- sasem czy Irlandczykiem, to mny biskup polski, Hieronim, we Wrocławiu, sądząc po imieniu, nie uży- wanym w krajach germańskiego języka, był zapewne Włochem. Widać z tego, że z tamtymi stronami utrzymywał Kazimierz pewne stosunki. Można tu tylko ogólnikowo stwierdzić, że co najmniej do po- łowy XI w. trwały między Polską a eremitami reguły św. Romualda, kamedułami, pewne stosunki 241 i przy ich pomocy mógł Kazimierz mieć z klasztorem w Avellana jakiś bliższy kontakt, jak i stamtąd czer- pać pewien zasób potrzebnych mu duchownych. Za to dziwny jest brak wszelkich bezpośrednich wiado- mości o jakichkolwiek związkach z wielkim ruchem kluniackim. Na pośrednie, nieliczne i małomówne wskazówki już wyżej zwróciłem uwagę — trudno wierzyć, by z głównymi centrami tego ruchu nie było żadnego stosunku. Anonim-Gall wychwalając działalność kościelną Kazimierza Odnowiciela podkreśla, że ze szczególnym zamiłowaniem wspomagał klasJsto-xy,-meskie i __żeńsk4e. O klasztorach męskich prawie nic w Polsce w owym czasie nie wiemy — mógł myśleć tu kronikarz o kla- sztorze tynieckim, jeżeli rzeczywiście w tych czasach został fundowany, może mówił o jednej z dawniej- szych fundacji, jak w Trzemesznie czy Łęczycy, czy sil i. Wojciechowski Szkice s. 23, o stosunkach koło r. 1042 między Polską a Avellana. Por. T. Silnicki Dzieje i ustrój kosciola na Śląsku, Historia Śląska II s. 29. Kościół 563 wreszcie w koloniach eremickich, które może tu i ówdzie przetrwały burzę. Co się tyczy klasztorów żeńskich, o których nie mamy żadnych wskazówek, to zapewne miał tu Anonim-Gall na myśli raczej klasztory niemieckie, w których sześć sióstr Rychezy, wreszcie ona sama, siedziały jako mniszki i abba- tysy. - Tu trzeba wspomnieć o jednym drobnym fakcie z zakresu życia kościelnego, który może się odbił w przyszłości na sprawach kościoła w Polsce, to jest na pierwszym znanym nam zetknięciu się Hildebran- da, późniejszego papieża Grzegorza VII, z Polską; Kiedy Hildebrand jako legat papieski bawił w r. 1057 w Niemczech, spotkał się na konsekracji biskupa eichstadskiego Gundechara w Póhlde z jakimś nie znanym nam z imienia, jak i ze stolicy biskupem polskim242. Zapewne Hildebrand posiadał w owym czasie już sporo wiadomości o Polsce, choćby przez swego przyjaciela Piotra Damiani, który mógł mu był niejedno zasłyszane o naszym kraju opowiedzieć. Mógł się też bliżej zapoznać z zagadnieniami polskimi, kiedy jako kapelan internowanego w Niemczech pa- pieża bawił czy to w Spirze, czy w Kolonii. Jeżeli bawił wtedy w Kolonii, to przez Herimana i Rychezę 242 MGH SS VII s. 246. Gundechaci liber pontificaUs Eicbstetenslis: “...in 16 Kał. Nov. to. sedem episcppalem... ia1- thronizatus. In die autem sanofł Johannis apostoli plus cąe- teris Deo diiecti, in loco qui dicitur Pfolede ad summum gra- Zebrane doświadczenie i rozbudoiwainy war- sztat przysłużyły się potem Zarysowi nauki o doku- mencie polskim wieków średnich (1934). Wolno też do- myślać się, że upodobaniom do szerszej konstrukcji hi- Postowie 701 śtorycznej nie mogło odpowiadać zamknięcie się w opi- sie źródeł. Wolał uzyskiwać z nich wnioski służące odtworzeniu zjawisk historycznych. Swój pogląd na miejsce badań nad dyplomatyką w historiografii Stani- sław Kętrzyński zaznaczył własnym sądem o dwu zjawiskach wielkiej wagi w procesie jednoczenia pol- skiej monarchii na przełomie XIII i XIV oraz w XIV w. W sprawie istoty Królestwa Polskiego podniósł pierw- szy (1909) wagę elekcyjności władzy książęcej XIII w., polemizując trafnie z jej charakterem dziedzicznym w ujęciu Oswalda Balzera. W ocenie zapisu Kazimierza W. dla Kazimierza słupskiego (1912) stanął na gruncie realistycznej tezy o bardzo powolnym wzroście elemen- tów unifikacyjnych, choć późniejsza w nauce interpreta- cja samego testamentu Kazimierza W. poszła w innym kierunku. Oba studia ujawniły obok niezależności opi- nii naukowych także rosnące opanowanie materiału dokumentowego, który wprowadzał ich autor w coraz szerszej mierze do użytku historiograficznego. Zbadał gruntownie formy kancelaryjne produkcji dokumentowej za Kazimierza Jagiellończyka, ogłasza- jąc na ten temat, cztery, częściowo polemiczne arty- kuły (1912—1914). Po latach wspominał jeden z nich z żalem, przestrzegając swoich uczniów, aby nawet w słusznej sprawie naukowej nie imali się polemiki niszczącej bez reszty słabego oponenta. W czasie I woj- ny światowej zabrawszy w głąb Rosji w czasie ewa- kuacji podstawową bibliotekę kodeksów dyplomatycz- nych, z którymi nie rozstawał się, przepracował do końca materiał dokumentowy XIII w.; już wcześniej (1915) ogłosił pierwsze swoje uwagi nad genezą kance- larii książęcych. Wyniki przeprowadzonych badań prze- 7Q2 Poslowie kazywał najpierw w wykładach z dyplomatyki i archi- wistyki na Uniwersytecie Warszawskim (1919—1923), zrazu jako wykładowca, docent tytularny, a od 1920 r. jako profesor nadzwyczajny z tytułem profesora zwy- czajnego archiwistyki i bibliotekoznawstwa wraz z na- ukami pomocniczymi historii. Nie było mu jednak dane działalności tej rozwinąć. Po krótkim kierownictwie Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie, od jesieni 1919 do wiosny 1920 r., gdzie rzucił inicjatywę systematycznych poszukiwań dokumentów średnio- wiecznych w aktach grodzkich i ziemskich, Stanisław Kętrzyński związał się na przeszło lat dziesięć z Mini- sterstwem Spraw Zagranicznych. Zaważyły na tej decyzji przekonanie o konieczności służby publicznej w budowanym od nowa aparacie państwowym, nieprzeciętne kwalifikacje umysłowe i ję- zykowe, obudzone zainteresowania polityczne, nawią- zane przyjaźnie z grupą liberałów popierających rządy centrowe w okresie sejmu ustawodawczego. Od r. 1919 pisywał w Przeglądzie Dyplomatycznym, wkrótce wszedł do Ministerstwa, gdzie w latach 1922—1923 pro- wadził dyrekcję polityczną, a po wyborze zaprzyjaź- nionego z nim Gabriela Narutowicza na prezydenta Rzeczypospolitej sprawował krótko także kierownictwo resortu. O latach tych mówił zawsze jako o najbar- dziej intensywnym okresie swego życia. Polityka, uni- wersytet i praca badawcza poświadczana corocznymi publikacjami wypełniały mu czas od ósmej rano, kiedy zaczynał wykład, do późnego wieczora, gdy kończył obowiązki reprezentacyjne i sięgał po materiały nauko- we. Przesunięcie się wewnętrznej sytuacji politycznej na prawo, przyjście na ministra spraw zagranicznych Romana Dmowskiego spowodowało jego zejście z klu- Posłowie 703 gzowego stanowiska w Ministerstwie i wyjazd w stycz- niu r. 1925 jako ministra pełnomocnego i posła nad- zwyczajnego do Moskwy, skąd w grudniu r. 1926 zo- stał odwołany ł przeniesiony w maju 1927 r. na mniej- szej wagi placówkę w Hadze, a w r. 1931 w stan spo- czynku, przy ostatecznym zwrocie rządu pułkowników ku dyktaturze. Swego odejścia ze służby dyplomatycz- nej nie żałował, ale zachował z niej wspomnienia życz- liwe dla ludzi i spraw, z którymi się stykał. Wytraw- ność jego sądów i ocen zawartych w starannych, choć nieczęstych instrukcjach, a potem raportach wysoko cenili jego koledzy w pracy. Plon naukowy tych lat był mimo wszystko zdu- miewająco duży; początki dokumentu w Polsce oma- wiał dwukrotnie w Akademii Umiejętności (1920, 1931), dalszy jego rozwój przedstawił w studium o kance- larii wielkopolskiej (1925), zbadał sprawę dat tzw. nie- jednolitych (1927), opracował sfragistykę Przemyśla ,11, Łokietka i Kazimierza W. (1929, 1932), rozwiązał spra- wę genezy kanclerstwa koronnego (1920) i Metryki Koronnej (1927). Zabierał głos na zjazdach historyków polskich w sprawach organizacji badań. Wreszcie w r. 1934 ogłosił fundamentalny Zarys nauki o do- kumencie polskim wieków średnich, mianowicie tom pierwszy i jedyny. Mimo “braku symetrii pomiędzy poszczególnymi jej częściami", o czym uprzedzał autor w swej przedmowie, stał się ten tom prawdziwą pod- waliną każdego studium mediewistycznego, zbiorem -ważnych analiz źródłoznawczych, kopalnią informacji o urządzeniach kancelaryjnych, postaciach dokumentu i jego wartości prawnej. Autor miał także zebrany materiał do tomu drugiego; przed zwłoką w publikacji pierwszej części i łączeniem jej z drugą przestrzegała 704 Postoicie Posłowie 705 go, jak pisał, niepewność, czy pozostaje mu lat pięt- naście dla pogłębienia pracy. Los pozwolił mu przeżyć | jeszcze prawie dokładnie tyleż lat, ale mu je wypełnił, | jak innym Polakom, ciężką próbą wojny, okupacji hi- l tlerowskiej, obozu koncentracyjnego i żmudną odbu- j dową zniszczeń. Pośród strat znalazły się również ze—:| brane materiały z dyplomatyki. Były tam sprawy | actum i datum, różnych nieprawidłowości chronologicznych, cech wewnętrznych dokumentu polskiego, { organizacji kancelarii monarszej i innych. Granat hi- ; tlerowski zniszczył napisane rozdziały i kartotekę ma- teriałową we wrześniu 1939 r. Nie było sposobu ich odtworzenia, zwłaszcza że myśl Stanisława Kętrzyń- skiego zajmował już od dawna zamiar powrotu do zainteresowań młodości. W r. 1932 rozpoczął wykłady, a w 1934 objął jako profesor zwyczajny katedrę historii średniowiecznej Polski wraz z naukami pomocniczymi historii na Uni- wersytecie Warszawskim. Seminarium miał nieliczne, prowadził je z zagadnień dyplomatycznych wiążąc je z innymi działami nauk pomocniczych historii i dzie- jami XIII—XIV w. Wykłady zachęciły go do ponow- nego podjęcia tematyki wieku X i XI. Jednocześnie szła praca badawcza i publikacja dawniej uzyskanych lub bieżących wyników. W r. 1931 powstały uwagi do rodowodu Piastów, potem studium genealogiczne Do- liwitów z nawiązaniem do Miesława mazowieckiego z jednej strony i wybitnej rodziny Szyrzyków w oto- czeniu Kazimierza W. z drugiej strony, łącznie z pu- blikacją nie znanych tekstów dokumentowych (1934). W zbiorowym tomie historyków polskich będącym od- powiedzią na tom historyków niemieckich dał zrówno- ważoną ocenę wczesnych stosunków polsko-niemieckich (1934), a w związku z VIII Zjazdem Międzynarodowym Historyków zajął się stosunkami polsko-szwajcarskimi w średniowieczu. Przygotował syntetyczny rozdział o Polsce X—XII w. do The Cambridge History of Po- land, opublikowany już po jego zgonie. Wprowadził na swój warsztat mało znane i nie doceniane źródło “do dziejów XI w., mianowicie tzw. kodeks Gertrudy. W r. 1936 odbył podróż do Cividale di Friul dla zba- dania rękopisu, a w sierpniu 1939 r. miał już korektę szpaltową obszernej na ten temat rozprawy; w parę tygodni później stracił wszelkie do niej materiały, a skład drukarski i korekta podzieliły losy ostatniego .przed wojną zeszytu Przeglądu Historycznego, znisz- czonego w oblężeniu Warszawy. Od r. 1931 prowadził znów intensywne życie profesora i badacza, uczestni- czył w pracach Polskiej Akademii Umiejętności, To- warzystwa Naukowego Warszawskiego, Polskiego To- warzystwa Historycznego i afiliowanego z nim War- szawskiego Towarzystwa Miłośników Historii. Na Uniwersytecie Warszawskim miał grono przyjaciół z Marcelim Handeismanem na czele, z którym od 1917 po 1939 r. sprawował redakcję Przeglądu Historycz- nego. Znajdował zawsze czas i ochotę na spotkania z nimi w kawiarni Loursea na Krakowskim Przed- mieściu, gdzie wymieniano wiadomości polityczne i no- wości naukowe, nasłuchiwano burzy w potężniejącym napięciu lat przedwojennych. Lata wojny Stanisław Kętrzyński przyjął jako pró- bę ludzi i charakterów. Od jej początku podjął się kontynuowania swoich obowiązków profesorskich i oby- watelskich. Od zimy 1940 do późnej jesieni 1943 r. regularnie odbywał seminarium w swoim mieszkaniu, prowadził prace magisterskie i doktorskie. Jako prezes 45 Polska X—XI wieku 706 Posłowie Towarzystwa Miłośników Historii postanowił utrzymać je w formie konspiracyjnej. Co miesiąc odbywało się u niego ograniczone do 8—12 osób zebranie naukowe poświęcone wymianie wyników badań, dając sam do niej zachętę i przykład. W ciężkich latach okupacji po- wstał znaczny zbiór Studiów XI w. Złożyły się nań ? Codex Gertrudianus w nowej redakcji i gruntownie : i na nowo opracowane teksty dawniejszych rozpraw z tego zakresu. Głęboka znajomość ludzi i ich słabości, ich rozumienie, ale nie pobłażanie, mądre spojrzenie na sytuację kraju i jego przyszłość, wierność nauce i od- waga osobista — wszystko to sprawiało, że dom na Tamce i jego gospodarz stawali się autorytetem, do którego szło się w potrzebie i w wątpliwościach po radę, zawsze rozważną, i wskazówkę, zawsze delikatną w formie, a stanowczą w swej istocie. Dom ten nie był azylem; jego zaangażowanie w walce narodowej obejmowało pracę ojca i aktywność syna, mało kto z odwiedzających go nie był powiązany z Warszawą podziemną. Godziny spędzane na Tamce zaliczali histo- rycy warszawscy do najcenniejszych chwil wyrywa- nych czarnej nocy okupacyjnej. Uderzenie w ten dom przyszło jak wiele innych nagle. Stanisławostwo Kę- trzyńscy zostali aresztowani przez gestapo 14 listopada 1943 r. W tydzień później nazwisko profesora widniało na jednej z czerwonych list plakatowanych przez oku- panta na ulicach Warszawy z wyrokiem śmierci; do wykonania wyroku jednak nie doszło. Po przejściu przez Pawiak, a potem więzienie św. Michała w Kra- kowie, Profesor został osadzony w Oświęcimiu, jego żona w Ravensbruck. Cenny księgozbiór specjalistycz- ny wywiozło gestapo; wyniesione przedtem materiały naukowe i gotowe opracowania umieścili uczniowie -Posłowie 707 w Archiwum Głównym, gdzie spłonęły w Powstaniu Warszawskim. Wiadomo od współwięźniów, żemimo ciężkiego stanu zdrowia i podeszłego wieku Profesor nie odma- wiał prowadzenia wykładów również,-w celi więzien- nej i w baraku obozowym. Z hartem i godnością przy- - jął cierpienia obozowe, otoczony. i -tam szacunkiem najbliższych, skromną, lecz jakże tam potrzebną opieką podziemnej organizacji więźniarskiej, która go umie- ściła na zimę 1944/1945 r. w baraku szpitalnym. Za- chowały się z tego czasu dwa przejmujące szkice por- tretowe ołówka Ksawerego Dunikowskiego, T. których patrzą śmiertelnie zmęczone, mądre, bez nienawiści, oczy uczonego. Do pracy powrócił od razu po wyzwoleniu Oświę- cimia i osiedleniu się w Krakowie, gdzie w- Polskiej Akademii Umiejętności już na wiosnę 1945 r. miał pierwszy referat z rekonstrukcji rozprawy o imionach dynastycznych Piastów. Rozpoczął też zajęcia na Uni- wersytecie Jagiellońskim, prowadził je w r. 1945 i 1945/1946, przeniósłszy się, gdy tylko tynki obeschły w odbudowanym mieszkaniu na Tamce, do Warszawy i na Uniwersytet Warszawski. Jeszcze w Krakowie spotkała go propozycja wysunięcia jego osoby na pre- zesa Polskiej Akademii Umiejętności, od czego uchylił się, trzeźwo oceniając swój stan zdrowia i ogrom oso- bistej pracy naukowej do wykonania. : Przejścia obozowe podkopały nieodwracalnie jego odporność fizyczną, rozpoczęły się w r. 1946 pierwsze •poważniejsze zaburzenia naczyniowe, zaostrzając jego świadomość, że ma wiele do napisania przed swym .odejściem. Z całego dorobku lat okupacji przypadkiem uratował się odpis nowej redakcji Kazimierza Odno- 708 Posłowie wiciela. Ze studiów nad zjazdem gnieźnieńskim 1000 r. odtworzył rozprawę o dokumencie Dagome iudex. “Moje zdrowie bez zmian — pisał 14 VII 1946 z Kra- kowa — wlokę się ciężko, ale praca mi idzie dobrze. Oddałem już do druku Mieszka I, zapewne ca 220 stron druku. Teraz opracowuję część III, Mieszko II, Kaź. Odn. i Boi. Śmiały. Właśnie skończyłem Mieszka, Ka- zimierza trzeba tylko przepisać, bo gotów, muszę tylko opracować Śmiałego, ale do niego jest tak mało! Potem zabiorę się do Bolesława Chrobrego, ale na niego po- trzebuję dwu lat. Takie są moje plany na najbliższą przyszłość. Nie idę tu tak daleko jak śp. Al. Jabłonow- ski, który mając lat z górą osiemdziesiąt mówił mi, że żeby Atlas skończyć, potrzebuje jeszcze lat dwu- dziestu, a inne prace, które mi wymieniał, odkłada «na potem»!" Opracował do przedruku rzecz o opacie Astryku- -Anastazym. Zrekonstruował studium o zaginionej me- tropolii polskiej czasów Bolesława Chrobrego, które zainaugurowało serię prac Instytutu Historycznego UW w r. 1947. Starczyło mu czasu i starania na przepro- wadzenie trzech habilitacji mediewistycznych na uni- wersytecie, do którego serdecznie i troskliwie był przywiązany. Nie szczędził dyskretnych rad i pomocy tym, którzy odbudowywali na nim historię. Na przeszkodzie dalszej pracy stanęła pogłębiająca się od połowy 1947 r. choroba, w której nie przyniósł ulgi pobyt sanatoryjny w Szwajcarii. W liście z Luga- no l III 1947 r. pisał: “...Ze smutnym losem, który mię spotkał, nie umiem się pogodzić... przecież to pierwszy dzwonek, a tak niespodziewany, kiedy przebrnąłem przez lufy karabinów niemieckich, Oświęcim. A mam, jak to już pisałem, na dobrych dwa lata pracy, chciałbym Posłowie 709 napisać Bolesława Chrobrego, a tego dokonać mogę tylko przy dobrym zdrowiu i możności korzystania z bibliotek". Po powrocie powstawały jednak nadal fragmenty syntezy XI wieku, dyktowane uczniom ipo- prawiane słabnącym i coraz mniej czytelnym pismem. Niektóre z nich ogłosił w Przeglądzie Historycznym, jak artykuł o legendzie Karola Wielkiego w Polsce, nota biograficzna o Gertrudzie Mieszkównie i inne pozostały w rękopisie. Pięćdziesięciolecie pracy naukowej obchodził w gro- nie przyjaciół i uczniów w Instytucie Historycznym UW w r. 1948. Otrzymał wówczas jako księgę pamiątkową tom 37 Przeglądu Historycznego. Na wyrazy czci i ży- czenia odpowiedział krótko, mówiąc o wierności nauce i o pośpiechu ostatnich lat swojej pracy. Z zaintere- sowaniem śledził do końca narastającą nową produkcję naukową i udzielał swej rady pracom zespołowym Kierownictwa Badań nad Początkami Państwa Pol- skiego, zdecydował oddać mu do publikacji jeden ze swych rękopisów, jak gdyby legat “szkoły krytycznej" historiografii z przełomu XIX i XX w. dla nowych prób odtwarzania wczesnych dziejów Polski. Zmarł w Warszawie 26 maja 1950 r. Wydawca oddając tom ten do druku spełnia nie tylko obowiązek wobec pamięci swego profesora, ale i wobec historyków czekających od lat na ogłoszenie nie wydanych dotąd opracowań jednego z koryfeuszów polskiej mediewistyki. Pojawienie się niniejszego tomu .na półkach księgarskich w roku rozpoczynającym Ty- siąclecie Polski jest zarówno wkładem w lepszą zna- jomość okresu początkowego naszej historii narodowej. 710 Posłowie jak też zaznaczeniem "ważnego etapu rozwoju nauki historycznej. Dalszy jej postęp nie jestjak wiadomo możliwy bez zdawania sobie sprawy z poprzednich osiągnięć. Wśród nich dorobek życia Stanisława Kę- trzyńskiego ma dziś już wszelkie cechy dzieła klasycz- nego polskiej mediewistyki. • W przekazanej przez rodzinę w r. 1956 do Archi- wum Naukowego Polskiej Akademii Nauk spuściźnie Stanisława Kętrzyńskiego znalazło się kilka pozycji gotowych do druku lub wymagających niewielkich do •niego przystosowań. Na czoło wysunęła się obszerna praca poświęcona Mieszkowi J, pomyślana jako mono- grafia dla szerokiego kręgu odbiorców. Praca ta po- wstała w r. 1945—1946 na zamówienie księgarni na- kładowej S. Kamińskiego w Krakowie do zamierzonej .przez nią serii biograficznej, z której zrealizowano kil- ka pozycji. Zachowały się dwie redakcje rękopiśmienne -pt. Początki rodu Piastów, Mieszka I oraz dwa egzem- plarze maszynopisu drugiej redakcji. Trzeci egzemplarz pt. Mieszka I został przez autora przejrzany po prze- prowadzonej przez wydawnictwo adiustacji tu i ów- dzie ponownie przezeń poprawiony lub uzupełniony. Stanowi on podstawę niniejszego, pierwszego tej pracy wydania; opuszczeniu uległo kilka ustępów stanowią- cych powtórzenie innych rozpraw publikowanych w ni- niejszym tomie; począwszy od rozdz. 5 podział tekstu na części został ustalony przez wydawcę. Wznowieniem jest ogłoszona tu rozprawa O zagi- nionej metropolii czasów Bolesława Chrobrego, której powtórzenie w druku poza niskim i od dawna wy- czerpanym nakładem pierwszego wydania z 1947 r., tłumaczy się nie tylko jej wysoką jakością metodyczną, ale i tym, że w obrębie niniejszego tomu jest niezbęd- Posłome 711 nym przęsłem chronologicznym wiodącym od czasów Mieszka I do Mieszka II i Odnowiciela. Tekst I wy- dania był aprobowany w korektach autorskich i jest ©n także podstawą niniejszego wydania; dorzucono w Uzupełnieniach jeden przypis nadesłany swego czasu przez autora w czasie druku rozprawy i nie uwzględ- niony w tekście opublikowanym. Zachował się także rękopis. Praca o Kazimierzu Odnowicielu z 1943 r. ocalała w uszkodzonym “brulionie" i w maszynopisie, pozba- wionym korekty autorskiej, bez kilku pierwszych stron wstępnych. Redakcja z r. 1945—1946 zachowana w rę- kopisie wykazuje nieco mniej rozbudowany aparat bibliograficzny i zmiany stylistyczne. Za podstawę druku przyjęto wersję z r. 1943, uzupełniając ją waż- niejszymi wariantami z r. 1945—1946. Ostatnią pozycję stanowi rzecz O imionach piastow- skich do końca XI wieku, ogłoszona pośmiertnie w r. 1951 z tekstu przejrzanego przez autora; stanowi on podstawę także niniejszego wznowienia; zachował się rękopis i trzy egzemplarze maszynopisu. Miejsce tej rozprawy w niniejszym tomie uzasadnia to, że podsta- wowa jej treść została włączona przez autora do Mieszka I, ale bez aparatu naukowego. Wydało się bardziej celowe przedrukowanie osobno pełnej rozpra- wy, a opuszczenie odpowiedniego ustępu z ujęcia syn- tetycznego. Pozostały ponadto w spuściźnie luźne kartki do wy- kładu Początki państwa Piastów z 1947 r. oraz z 1946 r. “nieznaczna przeróbka", jak ją określił sam autor, Kil- ku uwag o opacie Astryku Anastazym (Polska a Dijon) (z 1905. r.). Rozprawy tej dlatego nie zamieszczono w niniejszym tomie, że jej tekst nie zawiera istotnych 712 Póstowie zmian w stosunku do I wydania; w rękopisie z 1946 rlj opuszczeniu uległ dodatek o dwu metropoliach, rozźj winiety w osobną rozprawę. 89 Arno rz. 241 Arrovais.e — kla&zt. 641 Augsburg m. 632 Auxerre m. 32 Ayellana — klaszt. 562 Awarowie 7, 9 Awarów państwo 9, 11 Awentyn — klaszt. św. Bo- nifacego i Aleksego 260, 634, 637 Awontyński klaszt. św. Woj- ciecha 332 Azja Wschodnia 7 — Przednia 263 Bałkany 15, 23, 29, 13fl, 216, 618, 620, 62.1 Bałtyk 24, 26, 28, 29, 155, 164, 165, 168, 169 Bamberga m. 384, 411, 572 Bamberskie biskupstwo 348 Bawaria 8, 93, 220, 258, 454, 633, 690 Bawarzy 8—10 Belgia 642, 689 Benewent 488 Besancon m. 555, 557, 559 .Bizancjum m. 15, 148, 215, 216, 265—267, 601, 621 Boemia patrz Czechy 748 Iłideks nazw geograficznych Bolani patrz Polacy Brandenburg (Brenna)- m.. 65, , 154, 160, 189, 248 Braniborskie biskupstwo 65, . 77 - - Braniborz patrz Brandenburg .Brauweiler 366, 534, 535, 564, 56S, 580, 584, 639, 640 — klaszt. św. Mikołaja 534, 536, 639 .. , , : Brema m. 555, 558 Bremeńsko-hamburska metropolia 10, Brenner m. 8 •, • Brescja 426: Bruksela m. 672, 690 BrunszwiK (Brunswik) m. 580, 584 Brus patrz" Prusowie Brytyjskie wyspy 98 Br.zewnów4claszt. 261 Brzeźnica patrz Jędrzejów Bug rz. 74, 157, 197—201, 207, 212, 217, 307, 308, 318, 465, 469, 470 Bułgaria 141, 215, 621 Bułgarowie turscy 29 Bułgarskie państwo 24 Bułgarzy 29, 141 * Burgundia97, 413, 683, 699 Burgundii królestwo 15 Burgundzi 8, 487 • Busk m. ; 21.2 Bytom m. 678 Calbe — klaszt., 145 Capua m. 689, 690 Cbazarzy 159 Chełmińska ziemia 15, 243 309, 310, 324 Cidmi patrz Cydzyna Oirnin patrz Cyrmina Cividale m. 46, 705 Civitate m. 488 Ciara Tumba patrz Mogiła Oluny — klaszt. 261, 332, 337, 366, 369, 548 Colonia patrz Kolonia , Compostella na.. 569 Craccoa patrz Kraków Cracovitae patrz Krakowskie księstwo Cydzyna m. 54, 92, 109, 110, Ą 117—120, 134, 137, 138, 165, | 166, 201, 215, 623 Cydzyńska kasztelania 117 Cyrmina las 428 . Czarnomorskie stepy 341 Czechy 8—10, 42, 49, 52, 60, 64, 70—73, 75, 83, 85—87, 90, 92, 93, 126, 128, 143, 144, 152, 153, 165, 177, 179, 183—185, 187—189, 191, 193 —197, 199 — 203, 205 — —210, 212, 213; 217, 219, 220, 243, 249, 258, 259, 261, 268, 277, 280, 282, 283, 286, 338, 362, 368, 370, 376, 377, 388, 399, 401, 403, 406, 412, 414—417, 420—423, 425, 428—430, 432, 433, 437, 443, 447—449, 451, 453—456, 458—461,/ 463, 465—467, 473—475; 477, 482, 483, 489J 490, 496—498, 505, 506, 508J ,509, 510, 515, 520, 521, 571" 577, 598, 601, 615, 616, 633, 634, 637, 645, 647, 681—686. 687 Czerfcden łaś 457 Indeks nazw geograficznych 749 Czerska enklawa 307 — ziemia 310 Czerski archidiakonat 310 • . Czerwień m. 74, 211, 217 Czerwieńska Ziemia 211 Czerwieńskie Grody 74, 75, 93, 157, 159, 203, 204, 207, 208, 211—213, 216—218, 243, 377 Czesi 10, 21, 28, 65, 71, 72, 85, 178,1, 184, 187, 191, 242, 252, 275, 284, 318, 402, 403, 407,417,418, 420—425, 441, 450, 451, 455, 461, 464, 494, -•496—498, 504, 505, 518, 520, - 561 " , Czeska/ludność 461 —ziemia 420 Czeskie państwo 29, 50, 71, 72, 156, 199, 206, 428, 449 D,aci (Duńczycy?) 468 Dania 10, 27, 52,. 103, 107, 151, 160, 163, 168 —172, 176, 201, 204, 267, 275 Dijon 260, 366., 535, 635 — opactwo św. Benigna 261, 366 Dniepr rz: 49, 216 Dniestr rz: 212, 216 Don rz. 159 Dunaj TZ. 215, 216, 486, 487 Dunajec rz, 203 Duńczycy 24, 103; i 167—169 Dutkirchien—- klaszt. św: Ma- teusza i Jana 639 Dźwinogród m. 212 Ebersberg ni. 690 Egisheim m. 539 Eichstaedt m. 539 Ely — klaszt. w - Anglii 556 .Essen — klaszt. 639- Europa 7, 9, 57, 142, 154,. 259, 277, 307, 332, -364, 378, 415, 4.16, 475, 477, 478, 507, 571, 597, 598,-658, 683, 684, 687, 689- - — północna 98, 558 — północno-wschodnia 413 — środkowa 189, 19.4, 43.2 — zachodnia 89, 482 Flamandzi 568 Flandria 641 Finlandia 266 Fraga patrz Praga Francja 14, 15, 24, 261, 267, — 275, 482,; 507, 601, 602, 635, 647, 689 Francuzi 668 Frankfurt m. 149 Frankowie zachodni 8,, 97 Franków państwo 1.1 Friul 140, 659 Fulda — klaszt. 259, 634, 635 Gallia 559 Gdańsk m. 28, 128, 158, 161, 162, 239/305 Geldesdorp m. 383 Gembloux m. 641 Germańskie plemiona 8 Getae 468 Giecz (Gedsc). m. 403, 420, 421, 497 Giedczanie 420., 428, 460 Gnezden patrz Gniezno Gniezno m, 23, 31, 74, 94, 95, 190, 192,, 203, 230—232, 236, 239, 240, 243, 250, 253, 254, 263, 264, 275, 276, 292, 750 Indeks, nazw geograficznych 294, 302—304, 311—314, 317—322, 325, 334, 339, 345, 346. 371, 392, 403, 409, 420—425, 449, 493, 494, 498, 502 503, 505, 518—520, 528—530, 532, 542, 551—554, 558, 573, 638, 654, 655,. 663, 677 Gnieźnieńska archidiecezja 301, 309—311, 525, 529 — diecezja 305, 321, 324, 351 — metropolia 228, 291, 295, . 312, 392, 422 — prowincja kościelna 192, 193, 230, 232, 254, 292,. 301—306, 309, 310, 313, 324, 325, 334, 345, 346, 409, 421—424, 529, 552, 560, 561, 564 — prowincja metropolitalna 294, 344 Gnieźnieńskie arcybiskup- stwo 292, 299, 302, 304; 309, 310, 530, 542, 543, 551, 553 — biskupstwo 307, 523 Gnieźnieńsko-poznańskie terytorium 228 ,Goslar m. 384, 437, 477, 479— —481, 484, 540 - Gostyńska ziemia 309, Grecy 148, 160 Grodziec (Gradec) koło Opa- wy 490 Haga m. 703 Halberstadzkie biskupstwo 262 Halla m. 10 Hamburg m. 160, 558, 559 Hamburskie arcybiskup- stwo 167, 554 Hawela rz, 516, Hawelberg m. 160, 248 Henryków — klaszt. cyster- ski 647 Hesisegau m. 232 Hevelberg patrz Hawelberg Hildesheim m. 689 Hirsau — klaszt. 549 Hiszpania 15, 18,. 97 Hobolanie 598 Hobolin patrz Hawelberg Hrubieszów m. 211 Huczwa rz. 211 Hunowie 7 Iberyjski Półwysep 9 Irlandia 100, 534 Islandia 267 •Jaćwingowie 52, 66, 152; 157 269, 271, 307, 315, 316, 374 Jeruzalem m. 327 Jędrzejów — klaszt. cyster- ski 647 Jamsborg patrz Wolin Jomsborczycy patrz Wolinia- nie , Julin, Ju-mme patrz Wolin Kalafonia 147 Kalisz m. 311 Kampania 260 Karpaty 26, 156, 203,242, 611 Kazimierz m. 621 Kijów ni. 64 159, 214, 267, 286, 377 Klasztor P. Marii w. Dolnej Lotaryngii 536 Kłodzko m. 64 Kolonia m. 99 355, 532, 533, Indeks nazw geograficznych 751 . 535—537, 539—541, 558, 563, 564, 566, 635--843, 663- — klaszt. św. Marcina 533 —.klaszt. P. MaTii: 639 — klaszt, św. Pantaleona 533 Kolońska archidiecezja 639, — prowincja kościelna 536, 635, 638, 640, 673 Kołobrzeg m. 161, 176, 239, 294, 304—306, 334. Kołobrzeska diecezja 310 Kołobrzeskie biskupstwo 232, 307, 523 Konstantynopol m. 141, 159, 160, 216, 561 Koruntańcy 9 Krakowska dzielnica 191, 505 — diecezja 306—309, 318, 321, 324, 351, 367, 544 — ziemia 72, 73, 187, 205, 207, 243, 307, 309, 678 Krakowskie biskupstwo 192, . 292, 304, 307, 308, 310, 313, 321, 322, 343, 349, 523—525, 536, 542—544, 551, 641, 689 — księstwo 75, 308 Krakowszczyzna 64, 308 Kraków m. 33, 64, 65, 70—73, 75, 82, 83, 85, 159, 177, 187, 189—197, 199—207, 217, 219, 229, 230, 236, 241—243, 263, 264, 294, 304, 306—308, 311, 313, 314, 317, 318, 321, 334, 345, 362, 367, 402, 403, 409, 419, 420, 441, 461, 498, 502, 512, 517—520, 522, 526, 527, 532, 541—543, 545, 549, 550—553, 567. 568, 648, 649, 673, 677, 678, 688, 689, 706, 707, 709 Kroackie państwo 29 Krobia m. 259, 635 Krosno m. 117 Królestwo Neapolu i Sycylii 24. • Kruszwica m. 32, 74, 311, 313 Kruszwickie biskupstwo. 621 Kujawian szczep 73 Kujawska diecezja 310 — dzielnica 505 Kujawskie biskupstwo 302, 304, 307,, 349 — terytorium 318 Kujawy 73, 74, 243, 302, 303, 309, 311, 324, 345, 445, 678 Kwedlinburg m. 135, 136, 153, 154, 188, 210, 215; 356, 437, 488, 489 Lachy 211,. 212 Lagow castrum patrz Łagów Laon m. 569, 572, 642 Lateran 141, 537 Ląd —-klaszt. cysterski 647 Lech rz. 15, 184, 206, 207 Lechickie plemiona 10, 21, 26, 73, 75, 155, 170, 201, 610 — szczepy- 26, 33, 58,, 67 Lednica jeż. 263, 469 Leodium m. 99—100, 260, 261, 535; 550, 564, 614, 630, 631, 634, 635—637, 641—643 Leodium — telaszt. św. Jaku- ba 641 Leodyjska archidiecezja 522 — diecezja 100, 636, 638, 639, 642, 673 Leodyjskie biskupstwo 535, 635 Lestkowice patrz Lecikaviki 752 Indeks nazw geograficznych Libica m. 72, 73 Libice 183, 184, 209, 212, 213 Libickie księstwo 64; 65, 73, 184, 202, 214 —lJici.kav.iki 56, 57; 103, 116, 117, 119, 127, 128 -• LicikavikÓw kraik •114, 118, 120, 123, 124, 166 — okręg plemienny 113, — plemię 114, 125 .—terytorium 116, 121; — ziemia 119, 126 Licykayiki patrz Licikaviki Liege m. 363, 566, 636, por. też Leoidium • • Litwa 52; 66 , Litwini 316,. 468 Litwy ludy 315 Livilni patrz Wolin Lombardia 97, 286 Longobardowie 140 Longobardzkie państwo 9 , Longu.m marę patrz Pomorze Lotaryngia 413, 613, 683 — Dolna 267, 536, 638 — Górna 638 Lubin— klaszt. 565, 641 Lubuska ziemia 75, 243 Lubu&kie biskupstwo 302, 307, 312, 564 ; Lubusz ni. 117, 118 Lugano m, 708 Luneburg — kiaszt. 42 Lundzer — klaszt. 558 Lungarno 241 Lungo Tevere 241 Lutyckie plemiona 103, 151, 164 Lutycy 61, 62, 86, 165, 170, 178, 180—182, 186, 187, 209,. 213, 224, 252, 400, 411 Lwów m. 547, 695 Łaba rz. 7—14, 16, 19—21, 49, 50, 66, 89, 117, 135; -144, 148, 152, 153, 177, 213, 24?, 248, 261, 286; 393, 399,-500,. 501, 682 , Łagów gród 311 Łekno — klaszt. cysterski "647 Łęczyca m. 309—313, 345, 445 — opactwo 562 Łęczycan ziemia 74 Łęczycka ziemia 243 — dzielnica 505 " Łęczycki gród 261 Łużyce 49, 56, 57; 64, 69, 77, .78, 84, 85, 87, 88, 104, 115, : 187, 377, 500,.501, 508, 516 Łużycka ziemia 187 Łużyczanie 28, 56, 76, 102, 127 Madziarskie państwo 685 Madziarzy 7, 15, 184, 307, 632 Maestricht m. 98, 630 Magdeburg (Magadaburg) m. 10, 90, 92, 101, 160, 178, 180, 181, 186, 195, 228, 230, 231, 248, 250, 251, 262, 272, 287, .293, 329, 530—532, 542, 552, 553, 5S8, 561, 654,: 655 Magdeburska archidiecezja 248 —• — metropolia 89—92, 135, 214, 252 • — prowincja kośłyelna 91, ",| 261, 262, 272 — prowincja metropolital — na 243 — sufragania 346 Indeks nazw geograficznych 753 Magdeburski związek metro- politalny 293 Magdeburskie arcybiskup- stwo 248, 251, 348, 551, 558. Małogoszcz UL 310. Małopolska 47, 74, 189, 243, 445, 677, 678 Mań wyspa 126 Manina w. 677, 678 Marcina św. klaszt. 565 Maritimi (Pomorzanie) 468 Mazovia patrz Mazowsze Mazowiecka dzielnica 578, 667 Mazowieckie biskupstwo 304, 307, 309 — księstwo 318, 442, 470 — terytorium 318 Mazowszanie 465, 467, 468 Mazowsze 47, 66, 74, 75, 216, 243, 302, 303, 309, 311, 317, • 324, 344, 345, 349, 382, 401—404, 406, 410, 416, 443, 445, 446, 462—466, 468—472, 475, 476, 479, 494, 497, 505, 507, 509, 521, 667—669, 680, 685, 688 Mediolan m. 413, 683, 690 Meklemburgia 516 ; ~> Memleben — klaszt. 225, 226, 232, 233, 253, 259, 262, 634 Men rz. 149 Merseburg (Mersiburg) m. 14, ,17, 122, 178, 248, 252, 339— —341, 372, 380, 437, 466, 467, 471, 473, 481, 517, 540 : Merseburskie biskupstwo 251, 252 Międzyrzecki erem 274, 327—, —329, 331—333, 337 Milczan kraj 181, 186—188, 202, 236, 243 — ziemia 243 Milczanie 187, 617 Milsko 377 Milze patrz Milczan kraj Miśnia 150, 151, 178, 181, 187, 211, 248, 455, 456, 467, 481, 500, 501, 508 Miśnieńska marchia 150 Mogilno — opactwo 349, 565 Mogiła — klaszt; cysterski 646, 647 Moguncja m. 93, 230, 249, 262, 293, 414, 449, 538, 555, 556, 684 Moguncka archidiecezja 209 — — metropolia 203 — prowincja kościelna 229 Moguncki związek metropoli- talny 136 Mogunckie arcybiskupstwo 193, 651 Momina w. 677 Monachium m. 698 Mongołowie 7 Monte Cassino — opactwo be- nedyktyńskie 261, 332 Morawska Brama 73, 191, 207, 490 Morawskie biskupstwo 193, 203, 649 Morawy 73, 93, 136, 156, 184, 193, 197, 207, 229, 230, 377, 411, 508 Morze Bałtyckie patrz Bałtyk — Czarne 160 , — Północne 168 Moskwa m. 703 48 Polska X — XI wieku 754 Indeks nazw geograficznych Moza rz. 98, 256, 261, 566, 572, 632 t Nakona kraj 195 Naumburg m. 453 Neapol m. 16 Neuss — klaszt. P. Marii 639 Niemcy 9, 10, 12, 14, 15, 25, 40, 48, 52, 57, 60, 61, 69, 77, 81, 84, 86—89, 92, 97, 103, 108, 109, 118, 132—136, 141—145, 148—150, 155, 166, 179, 183, 204, 209, 212—215, 220, 225, 247—249, 258, 268, 272, 275, 281, 282, 286, 355, 358, 360, 361, 368, 372, 373, 375, 376, 384, 385, 388, 390, 413—415, 423, 426, 427, 432—435, 438, 440, 441, 443, 444, 449, . 452—454, 458, 461, 472, 474, 476, 479, 481—484, 486, 502, 505—508, 512, 514, 516, 520, 527, 538, 539, 540, 549, 561, 563, 568, 569, 574, 575, 585, 587, 600, 601, 623, 633—639, 645, 651, 661, 671, 680, 682—684, 687 Niemcy (naród.) 17, 19—21, 24, 28, 30, 49, 50, 62, 66, 76, 85, 108, 110, 122, 134, 144, 151, 153, 177, 179, 180, 182, 186, 187, 189, 210, 374, 378, 416, 442, 456, 476, 527, 543, 654 Niemiecka ziemia 88 Niemieckie królestwo 16, 50, 143 Niemieckie państwo 14—16, 19, 20, 77, 103, 113, 131, 135, 1-43, 155, 213, 214, 436, 511 Niemcza łużycka m, 183, 187 • Nierstein m. 427 f: Nivelles — klaszt. św. Ger— trudy 639, 640, 672, 673 Niżyców żupy 117 Nordheim m. 178 Norici 511 Normandia 14, 24, 25, 267, 610 Normandia normańska 160 Normandzkie państwo 24 Normanie 24, 482, 488 — skandynawscy 12 Norwegia 52, 160, 267, 479, 507, 559, 560, 601 Noteć rz. 113, 157, 166 Nowa Korbeja — klaszt. saski 51, 259, 634, 635 Nowogród m. 160 Nysa rz. 178 Obodrzyci 153, 195, 598 Obolin patrz Hawelberg Odra (Oddera) rz. 7, 10, 13, 16, 19, 20, 26, 49, 50, 57, 65, 66, 77, 83, 89, 91, 105, 107, 113—117, 121, 135, 148, 156— —160, 162, 164, 170, 175, 177—179, 181, 183, 186, 196, 213, 236, 239, 241—243, 247, 248, 261, 310, 461, 500, 508, 514—516, 570, 571 Ołomuniec m. 242 Opawa m. 490 Opawska dzielnica 490 Opawszczyzna 73 Opole m. 460 Ostrów na jeż. Lednicy 469 Ostrów n. Bugiem 469 Oświęcim m. 706, 709 Indeks nazw geograficznych 755 Panonia 9 Panońska kotlina 242 • Paradyz (Paradisus) klaszt. cysterski 646, 647 /Paryż m. 43, 690, 698 .Passawa m. 220 Peremysi patrz Przemyśl Pereum pod Rawenną 328 Pfolede patrz Pohide Pieczyngowie 152, 157, 216, 267, 340, 341 Pilica rz. 310 Pireneje 9 Płock m. 292, 311, 313, 641 Płocka kapituła 309 Płockie biskupstwo 302, 309, 349, 523, 526, 553, 564 Pobiedziska w. 469 • Polacy 41, 187, 277, 278, 285, 286, 418, 429, 463, 487, 510, 563, 566. 569, 645, 649, 704 .Polan szczep 73< -— kraj 74 — ziemia szczepowa patrz Wielkopolska Polanie 309 Polańskie terytorium 228, 318 Polonia patrz Polska Polska 19, 22—31, 41, 48—52, 56, 57, 60—63, 65—67, 69, 72, 76—78, 81, 82, 84—102, 105, 108, 109, 117—119, 122, -125, 129, 132, 134, 135, 138, 142—145, 149—152, 155 162, 164, 165, 167—172, 176, 177, 181, 183—185, 187—189, 193—196, 200, 202, 203, 205, 209—215, 217, 220, 223, 225—234, 237—240, 243—248, 250, 251, 253—256, 258—262, 264, 266—268, 271—283, 285—287, 291—295, 297, 298, 301—305, 307, 315—318, 320, 321, 324—331, 333—342, 345—347, 349, 350, 359—363, 366, 368, 369, 371—381, 383— —397, 401—403, 406—4.08, 410—417, 419—423, 425, 426—439, 441, 443, 446, 447, 449—454, 457—464, 466, 468, 469, 471—475, 482, 484, 486, 489, 491, 493—498, 500—511, 513—518, 521, 522, 524, 526— —532, 534, 535, 539, 544, 548, 550—553, 555—572, 574, 575, 577, 578, 580, 583—585, 590, 595, 601, 603, 609—611, 615, 616, 618, 619, 621—623, 629, 631, 632, 634—645, 653, 654, 658, 659, 661—664, 666, 667, 669—673, 679, 681—687, 699, 700, 703, 704, 709 Polska ziemia 274 Polskie Królestwo 701 — państwo 24, 25, 29, 71, 91, 93, 114, 115, 122, 123, 161, 166, 167, 677, 699 — plemiona 33, 155 — szczepy 33, 155 — terytorium 107, 500, 632 — ziemie 115, 176, 495, 634 Połabianie 20, 151 Połabie 19, 67, 152, 187, 204, 272 - • Połabskie ludy 11, 50, 156 — plemiona 50 Pomorani patrz Pómorzanie i Maritimi Pomorskie biskupstwo 564 — plemiona 158 48* 75.6 Indeks nazw geograficznych — terytorium 165 P6morzanie 113, 269, 316, 368, — 407, 425, 442, 445, 454, 459, 462, 466—472, 490, 494, 505, 509, 5]2, 684 Pomorze 19, 24, 26, 28, 29, 74, 83, 88, 94, 108, 114, 118, 121—123, 128, 147, 151, 157— —159, 161, 162, 164, 166— ! —168, 170, 172, 173, 175, 176, 201, 216, 217, 233, 241—243, 271, 272, 287, 304, 305, 309, — 341, 377, 401, 462, 463, 465, 471, 472, 475, 481, 505, 509, 510, 515, 523, 560, 565, 569, 601, 605, 611, 687, 688 — Gdańskie 74, 158, 166, 169 — Nadodrzańskie 74, 166 — Nadwiślańskie 74, 166 — północno-zachodnie 121 —Przyodrzańskie 166 — Wschodnie 74, 75, 158, 166, " 169, 471 —Zachodnie 74, 105, 108, 114, 117, 122, 158, 165, 166, 169, 570 Poprad rz. 203 Poważę patrz Wag prow. Powiśle 341 Poznań m. 94, 250, 253, 278, 293, 294, 304, 311, 317, 318, 320, 321, 334, 346, 403, 424, — 425, 493, 494, 502, 505, 518, 520, 522, 528, 532, 551, 552, 554, 685 Poznańska diecezja 305 Poznańskie biskupstwo 90, 101, 293, 307, 309, 523, 525 Póhlde m. 563, 574 Praga m. 70—73, 136, 160, 185, 193—195, 206, 212, 230, 275, 293, 415, 417, 423, 426, 427, 449, 450, 456, 488, 538, 572, 573, 633, 637, 684, 687 Praska diecezja 193 — metropolia 527 , Praskie biskupstwo 193, 197, 198, 199, 203, 209, 212, 229, 258, 633, 684 Prusacy, Prussi patrz Prusowie Pruska ziemia 241 Prusowie 105, 152, 157, 160, 161, 253, 269, 271, 278, 316,. 374, 468, 565 Prusów kraj (Prusse) 241 Prusy 24, 52, 62, 66, 121, 131,; 161, 167, 170, 195, 196, 236s 266, 315, 371, 560 “ " Przemyśl m. 74, 75, 157, 159, 203, 204, 207, 208, 211—213, 216—218, 243, 310, 312 Quitilinguburch patrz Kwed-| linburg Rabanica (Rabaniza) rz. 487 Radisbona patrz Ratyzbona Ratyzbona m. 90, 258, 338, 339, j 453, 456—460, 476, 483, 486, | 572, 634 Repcze patrz Rabanica Ravensbruck m. 706 Rawenna m. 260, 276, 286“ 325—328, 330, 331, 333, 336 337, 657, 662 — klaszt. św. Romualda 238 Rawennateński erem 328 Rawennateńskie bagna 286 Redarowie 56, 103, 105, 107.( Indeks nazw geograficznych 757 108, 115, 164, 165, 172, 201, 205 Redarów plemię 55, 78, 82 ., Reichenau — klaszt. 275 i Ren rz. 9, 15, 34, 98, 99, 256, 261, 341, 427, 535, 566, 572, 632, 638, 639, 640, 643, 673 "Rokitnica rz. 427 Rosja 701 Rozprza m. 310 Rudawa w. 599 Ruś patrz Ruś Rusini 28, 72, 105, 194,, 377, 468, 470 Ruskie biskupstwo 311 "" — państwo 24 Russe, Russia patrz Ruś Ruś 18, 25, 28, 29, 31, 52, 70, 131, 152, 157, 160, 167, 194—196, 199, 203, 211—216, 218, 223, 224, 236, 241, 264, 266, 269, 271, 272, 286, 307, 315, 316, 340, 341, 362, 374, 377, 395, 401, 408, 431, 440, 441, 443, 444, 446, 464, 469, 476, 478, 496, 506—508, 510, 517, 570, 571, 577, 598, 601, 610, 618, 652, 686, 687 Rutheni patrz Rusini Rzeknica rz. 17 Rzym m. 15, 16, 43, 57, 104, 139, 141, 146, 147, 185, 191, 234, 238, 240, 244, 245, 251, 260, 266, 268, 277, 284, 286, 303, 313, 334—337, 341, 392, 440, 447—450, 509, 528, 532, 537—539, 555, 557, 564, 569, 634, 657, 682, 689, 690, 698 Rzymskie cesarstwo 16, 49, 69, 143 — Cesarstwo Narodu Niemiec- kiego 77 — terytorium 241 Saalfeid m. 381 Sabina 537 Saksonia 359, 384, 430, 516, 569, 580 Sala rz. 8, 247, 248 Salerno m. 572 , Salzburska prowincja kościel- na 9 Salzburskie arcybiskupstwo 9 Samona Państwo 8 San rz. 74, 211, 212 Sandomierska ziemia 74, 678 Sandomierskie 677 — księstwo 308 Sandomierszczyzna 74, 75, 308, Sandomierz (Sandomir, Sando- miria) 64, 74, 159, 243, 308“ 309, 311—314, 322, 345, 349, 544, 677, 678 Sandomiritae patrz Sando- mierskie księstwo Santok m. 107 Sardynia 195, 234 Sasi 8—10, 19, 76, 107, 108, 152, 165, 179, 272, 429, 487, 553, 571, 661 Saski szczep 165 Saskie plemiona 13 — szczepy 12 Saxonia patrz Saksonia Schinesghe patrz Gniezno Schweinfurt m. 267, 385—387 Schweinfurt m. 385 Sclavi patrz Słowianie Selpula 178 Serbiszcze 117 758 Indeks nazw geograficznych Serbskie państwo 29 Serbsko-chorwackó-słoweński teren 618 - Sieciechów — klaszt. 565 Sieradz m. 309—312, 445, 678 Sieradzan ziemia 74 Sieradzka dzielnica 505 — ziemia 243 Sileo sadz. 647 Skalda rz. 256, 272, 632 Skandynawia 9, 25, 28, 30, 167, 362, 397, 507, 558, 560, 598, 610, 661, 670 Skandynawowie 24, 28, 30, 169, 627 Skandynawskie ludy 10, 52 — kraje 601 Skrzynno m. 310 Słowaczyzna 200, 377 Słowianie 10—13, 17—21, 23, 24, 26, 50, 55, 56, 71, 84, 1-02—104, 116, 119, 127, 134, 135; 137, 144, 152, 154, 167, . 194, 223, 273, 359, 417 — alpejscy 9 —lutyccy 104 — nadłabscy 400 — połabscy 11, 19, 49, 65, 66, 76, 153 — zachodni 9, 19, 61, 66, 76, 374, 396, 397, 400, 475, 508, 627 : • • •,•,. Słowianie załabscy 10, 13, 103, Słowiańska ludność 8, 160 Słowiański kraj 617 Słowiańskie ludy 20, 30, 49, 50, 135, 139, 148, 213, 500, 599 — plemiona 8, 10, 20, -26; 105, 116 — państwo 422, 610, 682, 683 — ciernie 16, 50 Słowiańszczyzna 7, 14, 17, 52, 135, 167, 273, 617, 618 — połabska 12, 151 — północno-zachodnia 395 — wschodnia 374 • — zachodiua 67, 69, 170, 181, 202, 272, 286, 375, 414, 500 — załabska 414, 684 Słupia w. 678 Słupian kraj 49, 56, 69, 76, 85, 181, 187, 188, 202 Słupianie 102, 127, 178 Sochaczewska ziemia 309 Soissons m. 690 Spicymierz m. 310, 678 Spira m. 538, 563 Sprewa rz. 178 Słabło 534 Stada (Stade) m. 178 St. Gilles en Proyence — opac- two św. Idziego 569, 572 Styr rz: 197—201, 207 Suconia patrz Szwecja Sulejów — klaszt. cysterski w Czechach 647 — klaszt. cysterski we, Francji 647 - Sutria m. 537, 538 Sycylia 16, 147 , ~ Szczecin m. 158, 161, 169, 239," 240, 305, 699 Szkoci 535 Szkocja 535 Szlezwik 160 .Szwabia 258, 261, 272, 633 Szwabska diecezja 632 Szwajcaria 15, 708 Szwecja 27, 52, 79, 131, 151, .Indeks nazw geograficznych 759 160, 167, 169, 172, 176, 267, 320, 341, 555—557, 612 Szwedzi 167 Śląsk 47, 72, 75, 85, 126, 183, 187, 189, 191, 194, 201—204, — 209, 243, 304, 306, 309, 317, 318, 320, 415, 416, 425, 427, . 436, 437, 440, 442, 446, 447, 452, 458—461, 463, 465, 472—474, 476, 479, 483—489, 505, 506, 509, 515, 521, 527, 528, 680, 684, 685, 687, 688: Śląska dzielnica 428, 473 — ziemia 187 Ślepuły patrz Słupianie Świętokrzyskie Góry 678 Św. Krzyż — klaszt. 565 / Tatry 197 Toul m. 539 Trewir m. 690 — klaszt. św. Maksymina 18, 214 Tritri patrz Tatry Truso targ. w Prusach 161 Trybur m. 387, 388 Trzemeszno — klaszt. 562 Tuluza m. 690 Turskie plemiona 23 Turyn m. 388 Turyngia 8, 225, 231, 232, 339, 381 Turyngowie 8, 10 Turyngskie szczepy 12 Tuscja 154 TyberTz. 241 Tyniec — klaszt. 362, 535, 547, 549, 550, 561, 562, 565, 641 Ubaba lud 83, 164 Udine m. 46 Vaulsort m. 613 Voloini patrz Wielunianie Vurta patrz Warta Wag rz. 197, 200 Wag prow. na "Węgrzech 197, ,199 Walbeck m. 178, 387 Walencja m. 689 Waloni 568 .Wandalowie 97, 257: JWaregowie 24, 25, 216 — duńscy 175 Warszawa m. 592, 702, 705— —707, 709 Warszawska ziemia 310 Warta rz. 26, 66, 75, 83, 110—117, 119—121, 123, 125, 126, 157, 165, 166, 394 Warty Ostrów w Poznaniu 264 Weltaba plemię słowiańskie 105 Wenecja m. 689, 690 Weszprym m. 221, 665 Węgry 41, 52, 136, 152, 184, 197, 203, 208, 218, 220, 221, 251, 266, 275, 286, 326, 338, 340, 362, 363, 368, 377, 389, 401, 429—432, 434, 443, 463, 466, 475, 482, 483, 485—488; 507, 509—511, 515, 570, 571, 573, 598, 601, 620, 621, 661, 666, 683, 687 Węgrzy 15, 28, 41, 207, 510 Wieleci 164, 165 Wielecki Związek 159, 165, 170, 206, 209, 213 760 Indeks nazw geograficznych Wielkie Morawy 75, 198, 414, 627 Wielkomorawskie Państwo 12, 29, 198, 626 Wielkopolska 47, 73, 74, 94, 95, 243, 253, 403, 445/ 526 Wielunianie nadodrzańscy 105 Winiary w. 280 Wisła ,rz. 10, 26, 66, 75, 83, 157—159, 161, 162, 166, 170, 175, 241, 307—310, 345, 349, 394, 402, 406, 462, 470, 488, 494, 571 Wiślan księstwo 308 — ziemia 64, 75, 308 Wiślanie 307 .Wiślica m. 308, 309 Wiślicki powiat 678 Włochy 9, 15, 16, 46; 57, 87, 107, 109, 134, 140, 148, 214, 238, 241, 286, 328, 329, 335, 373, 413, 426, 435, 437, 482, 484, 537, 561, 566, 567, 635, 681, 683, 690 — południowe 24, 97, 147, 482, 610 — środkowe 154 — północne 9 Włocławek m. 621 Włocławskie biskupstwo 564 Włoska ziemia 435 Wolin m. 151, 158, 160, 161, 169, 170, 171, 172, 175, 176, 239, 305 Wolinianie 107, 151, 164, 165, 171—176, 201, 204 Wolińskie biskupstwo 307 Wołga rz. 159 Wołynianie patrz Wielunianie Wrocław (Writizlav, Wróci- sław) m. 190, 294, 304, 306, 311, 320, 321, 334, 403, 425, 460, 483, 485, 488, 489, 502, 528, 529, 551—553, 562, 668, 669, 685, 690 — opactwo Sw. Marcina 641 Wrocławska diecezja 527 Wrocławskie biskupstwo 317, 318, 321, 350, 485, 523, 561, 649 Wschodniofrankońskie pań- stwo 14 Wschodnioniemieckie plemiona 12 Wyślą patrz Wisła Zachodmofrankońskie państwo 15 ; Zaitz patrz Zytyce Zawichost m. 311 Zehden-Cydzyna patrz Cydzy- na , Ziemia św. 327, 569 Złotnik! w. 280 Zweifalten 572, -673 Zamów m. 310 Zytyców żupy 117 Zytyce 248 Żydzi 18, 283 SPIS ILUSTRACJI (Fotografie T. Biniewski) Posążek drewniany rogatego bóstwa z Ostrowa na jeziorze Lednicy, zapewne X—XI w. Orygi- nał w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu po s. 32 Płyta z ornamentem plecionkowym z wykopalisk na Wawelu w Krakowie, w. XI. W zbiorach Mu- zeum Historii Wawelu .. po s. 48 Skarb monet srebrnych z drugiej połowy XI w., odkryty w Słuszkowie, pow. Kalisz. Ze zbio- rów PMA .......... po s. 112 Sierp jeździecki w oprawie kościanej, XI w. pos. 128 Wpis dokumentu zwanego Dagome iudex w ręko- pisie Cod. Camerac. lat. 554 z drugiej połę- wy XII w. (Fot.) ..... po s.240 Moneta królewska Bolesława Śmiałego: w awersie popiersie z koroną na głowie i mieczem w ręce. (Powiek, ok. 1:5). Ze zbiorów PMA po S. 256 Moneta królewska Bolesława Śmiałego: w rewersie " architektura kościelna o. trzech kopułach. Po- wiek. ok. l :5). Ze zbiorów PMA po s. 368 Grodzisko oraz ruiny palatium i kaplicy pałacowej na Ostrowie jeziora Lednicy, X — XI w., widok z lotu. (Fot.) po s. 384 762 Spis iltistrocji -Grodzisko oraz ruiny palatium i kaplicy pałacowej na Ostrowie jeziora Lednicy, X—XI w, widok z wnętrza ruin kaplicy. (Fot.) .... Bóstwo pogańskie ze Słupska • • • Grodzisko mazowieckie IX—X w. (Proboszczowice, pow. Płock). Ze zbiorów PMA Naczynia gliniane polskie VII—X w. Ze zbio- rów PMA • • •• • • • po s. 480 po s. 496 po S. 640 po s. 656 SPIS RZECZY Mieszka I ............ 5 I. Warunki polityczne Słowiańszczyzny między Łabą a Odrą ............ 7 II. Bod piastowski ......... 22 III. Sprawa-BrzyJęcia chrześcijaństwa_. ... 48 IV. Państwo Mieszka" I i pierwsze lata rządów 69 V»—Stosunki Mieszka z. cesarstwem. Trybut polski. Sto- sunki z cęsarsfweta_za_pttona H .... 102 VI. Współpraca z regencją cesarzowej Theofano. Sprawa Pomorza ...... """". 147 VII. Wojna polsko-czeska r. 990. Sprawa przynależności Krakowa .. ..... 177 VIII. Utrata Przemyśla i Grodów Czerwieńskich. Stosunki z Węgrami. Rodzinne stosunki dynastii 208 IX.. Stosunki kościelne. Stosunki z papiestwem. Dagome -t(tdeŁQsródkTzycia koscieln.ego-a-Eolska ~" 225 X. Skutki społeczne, polityczne i kulturalne przyjęcia chrześcijaństwa ......... 265 O zaginionej metropolii czasów Bolesława Chrobrego 289 764 Spis rzeczy Kazimierz Odnowiciel 1034—1058 ..... 353 Wstęp ............ 355 I. 1034 —1037. Odjazd Rychezy. Reakcja tzw. pogań- ska, bunt Miesława, najazdy Pomorzan. Ucieczka Kazimierza ... 380 II. 1038. Najazd Brzetysława. Pobyt Kazimierza na obczyźnie i powrót do kraju 411 III. 1039 —1041. Pierwsze kroki w kraju. Małżeństwo z Dobroniegą i przymierze z Rusią. Działalność w Rzymie i Niemczech. Wojny Henryka HI z Brze- tysławem i ich skutki ... 440 IV. 1041 —1047. Miesław, Mazowsze i jego stosunki z Pomorzem. Wojna Kazimierza z Pomorzanami; • Odzyskanie Mn7t?WBi7.i_ .. 462 V. 1039—1054. Stosunki Kazimierza z Henrykiem III do r. 1046. Walka o odzyskanie Śląska 473 VI. “Odnowiciel". Straty i klęski Polski w pierwszych latach rządów Kazimierza. Praca wewnętrzna Ka- zimierza Odnowiciela. Kościół polski za czasów Kazimierza .......... 491 VII. 1054—1058. Ostatki rządów. Śmierć Kazimierza; Jego stosunki rodzinne 574 Dodatki •. 579 ?> imionach piastowskich do końca XI wieku • 593 Uzupełnienia 677 O zaginionej metropolii czasów Bolesława Chro- brego ... 677 Kazimierz Odnowiciel 1034 —1058 678 Posłowie 691 Bibliografia prac Stanisława Kętrzyńskiego 713 Spis wykładów, ćwiczeń i seminariów uniwersyteckich Stanisława Kętrzyńskiego 725 Indeks osób 728 Indeks nazw geograficznych 747 Spis ilustracji 761 219 239 380 457 531 546 556 603 677 678 680 689 721 741 WAŻNIEJSZE DOSTRZEŻONE BŁĘDY Wiersz od góry 11 10 16 13 2 19 od dołu 14 1 11 Jest Gyulii Jest to rzeczywiście Por. wyż. s. 517. : honorificautia Leon XI przeze mnie 210 corum w XII w. ", Monima Meczzlaus suppliceim Koncjana Les origenes Piotr Diamiani S. Kętrzyński, Polska X—XJ wieku. Powinno być Gyuli Jest to oczywiście Por. wyż. przyp. 3. honorificantia Leon IX przeze mnie 224 eorum w XII w. ", Momina Meczsiaus supplicium Kancjana Les origines Piotr Damiani